You are on page 1of 73

1. KOLEKCJONOWAĆ, ALE JAK?

ABC KOLEKCJONERA AMATORA 3


PRZEDE WSZYSTKIM NIE SZKODZIĆ 4

2. KOLEKCJONER WALCZY Z KOROZJĄ METALI 7

CZY METALE MUSZĄ KORODOWAĆ? 7


PRZEDMIOTY STALOWE 8
METODY CHEMICZNE 10

1
METODA ELEKTROCHEMICZNA 11
METODA ELEKTROLITYCZNA 11
ZABEZPIECZANIE 12
KOMPLEKSORY, CZYLI ZŁAMANE KANONY MALARSKIE 13

3. METALE KOLOROWE TEŻ POTRZEBUJĄ POMOCY 18

KŁOPOTY Z MIEDZIĄ I BRĄZEM 18


WYKRYWANIE TRĄDU BRĄZU 20
O CZYSTEJ MIEDZI 21
UTRWALANIE POŁYSKU 22
OPIEKUJEMY SIĘ SREBREM 24
PARĘ SŁÓW O ZŁOCIE 26
O MIĘKKIEJ CYNIE I ZARAZIE CYNOWEJ 27
POTĘPIONY OŁÓW 29
PRZECHOWYWANIE I KONSERWACJA 29
ZABEZPIECZANIE WYROBÓW Z MIEDZI I JEJ STOPÓW ORAZ INNYCH METALI NIEŻELAZNYCH 30
LAKIERY ROZPUSZCZALNIKOWE 30
PREPARATY OLEJOWE 31
PREPARATY WOSKOWE 31
KILKA UWAG O PRZECHOWYWANIU 33

4. JAK MOŻNA NADAĆ METALOM ODPOWIEDNI WYGLĄD? 35

CZERNIENIE ŻELAZA I STALI 35


BARWIENIE MIEDZI 39
BARWIENIE MOSIĄDZU 43
BARWIENIE SREBRA 44
BARWIENIE CYNKU 45
BARWIENIE CYNY 46

5. DREWNO W ZBIORACH KOLEKCJONERA AMATORA 48

ZĄB CZASU 48
WALKA Z OWADAMI 50
SMUTNY WYNIK OGLĘDZIN 53
REPERACJA SZKÓD 56
GRZYB DOMOWY 57

6. GDY KSIĄŻKA „ZACHORUJE” 59

KURS WSTĘPNY 60
CHOROBY PAPIERU 62
PRÓBY PRZYWRACANIA DAWNEJ ŚWIETNOŚCI 64

7. CO TRZEBA POZOSTAWIĆ FACHOWCOM 68

LITERATURA 73

2
1. KOLEKCJONOWAĆ, ALE JAK?
ABC kolekcjonera amatora

Bakcyl zbieractwa zaraził dziś już niemal cały świat. Ludzie zbierają i kolek-
cjonują niemal wszystko, a więc znaczki pocztowe, monety, papierki po cukierkach,
klucze, opakowania żyletek, pudełka od zapałek, zegary, kapsle po piwie, breloczki,
papierowe serwetki, lampy naftowe, samowary, moździerze, kłódki, drewniane kijanki
do prania, jak również obrazy, ceramikę, stare książki, tygodniki, rękopisy itd. Jedni
zbierają okazy biologiczne, inni geologiczne. Są tacy, którzy kolekcjonują dzieła sztu-
ki, ale i tacy, którzy gromadzą to, co określamy szmirą.
Doprawdy trudne byłoby wyliczenie wszelkich odmian tego hobby, które nie
jest przecież obowiązkiem i nie tylko nie przynosi zarobku, ale często wymaga spo-
rych wydatków, wyrzeczeń, cierpliwości. Przynosi natomiast satysfakcję oraz szacu-
nek innych zbieraczy.
Celem tej książki jest niesienie pomocy młodym kolekcjonerom w zakresie
konserwacji, przede wszystkim eksponatów metalowych, drewnianych i z papieru.
Często mogą to być nawet przedmioty o sporej wartości:
• historycznej,
• zabytkowej,
• użytkowej.

Jeżeli istnieją dowody, iż danym kawałkiem drewna, gwoździem czy łyżką po-
sługiwał się na przykład Napoleon, to przedmiot taki, mimo że pospolity, nabiera war-
tości zabytkowej. Wartość historyczną mają pamiątki narodowe i rodzinne, na przy-
kład opaska z Powstania Warszawskiego. Wartość zabytkowa przedmiotów może iść
w parze z ich walorami artystycznymi. Ambitni zbieracze zapewne znajdą miejsce w
swej bibliotece na popularnie ujętą historię sztuki.
Często się zdarza, że wartość zabytku podnosi jego strona użytkowa. Stary stylowy
lichtarz czy świecznik doskonale może i dziś upiększyć pokój, byle tylko nie został
przerobiony na urządzenie elektryczne.
Wróg naszej cywilizacji - korozja, oraz różne, mówiąc popularnie, robaki, grzy-
by i drobnoustroje zbierają, niestety, obfite żniwo w zbiorach kolekcjonerów amato-
rów. Ale nie tylko te czynniki są odpowiedzialne za zniszczenie poszczególnych eks-
ponatów, a nawet całych kolekcji. Bardzo często winę ponosi przede wszystkim sam
kolekcjoner amator poprzez swoją ignorancję. Zastosowanie bowiem złych środków
czy też nieodpowiedniej techniki w trosce o zabezpieczenie eksponatu nie tylko nie
przywróci mu dawnego wyglądu i świetności, ale często może doprowadzić do po-
wstania nieodwracalnych zmian albo jego całkowitego zniszczenia. Jednocześnie
zbytnia beztroska bywa też szkodliwa. Oto nie zabezpieczony w porę eksponat,
umieszczony ponadto w nieodpowiednich warunkach, szybko pada ofiarą korozji czy
pleśni. Celem wszelkich zabiegów konserwatorskich powinno być zatrzymanie pro-
cesów niszczących przez usunięcie ich przyczyn, przywrócenie - o ile to jest możliwe:
• pierwotnego wyglądu, jednak w granicach rozsądku, bez wprowadzania
nieodwracalnych zmian, i - co bardzo ważne
• możliwie najtrwalsze zabezpieczenie przed dalszą destrukcją.

3
Przed przystąpieniem do konserwacji przedmiot trzeba przebadać. W przy-
padku wyrobu metalowego należy ustalić stopień zachowania rdzenia metalu
(zwłaszcza gdy pokryty jest grubą warstwą naleciałości), skład stopu, charakter pro-
duktów korozji i przyczynę ich powstania. Gdy w grę wchodzi drewno lub papier, sta-
ramy się określić jego:
• rodzaj
• gatunek,
• stopień uszkodzenia
• oraz musimy znaleźć przyczyny uszkodzeń („robaki", grzyby, drobnoustro-
je).

Nie sposób w ramach tej książki dać wyczerpującej odpowiedzi na wszystkie


pytania dotyczące konserwowania przedmiotów stalowych, drewnianych i z papieru.
Ograniczymy się przede wszystkim do prostych, lecz skutecznych metod rozpozna-
wania przyczyn zniszczenia, ich zwalczania i zapobiegania, i to metodami możliwymi
do przeprowadzenia w skromnych przecież, bo domowych warunkach kolekcjonera
amatora.

Przede wszystkim nie szkodzić

Taką zasadę postępowania wpajano już w starożytności adeptom sztuki lekar-


skiej. Primum non nocere - przede wszystkim nie szkodzić - takie motto musi również
przyświecać wszelkim zabiegom konserwatorskim kolekcjonerów, którzy są w tej
dziedzinie amatorami.
Każdy zbieracz musi przede wszystkim rozwiązać dwa zasadnicze problemy:
• pierwsze, wiedzieć, jak oczyścić, odrestaurować, zakonserwować i prze-
chowywać nowy nabytek.
• drugie, w jaki sposób chronić swe zbiory przed korozją, szkodnikami, ple-
śnią.

Znajdujemy sami bądź też dostajemy na przykład od kogoś w prezencie sta-


lowy bagnet z okresu drugiej wojny światowej. Jest silnie skorodowany, a przy tym
jedna z drewnianych nakładek rękojeści zbutwiała już całkowicie.
Co niecierpliwsi kolekcjonerzy uzbrojeni w pilnik, papier ścierny i tarcze szlifierskie
ostro przystępują do dzieła. I tak: ostrze bagnetu zostaje niemiłosiernie zdarte, traci
swój charakterystyczny pierwotny kształt i profil, ale za to znikają również wszelkie
ślady korozji. To nic, że bagnet jest teraz cieńszy i zupełnie bezkształtny, ale za to
lśni jak nowy. Potem kolej przychodzi na drewniane nakładki. Beztrosko wymienia
się śruby na nowe i mocuje nimi nakładki świeżo wystrugane z byle jakiego drewna
lub nawet sklejki. Jeszcze tylko trochę politury czy lakieru i dzieło jest skończone. Ko-
lekcjoner oglądając uzyskany efekt zdaje się być bardzo z. siebie zadowolony. Tym-
czasem takie postępowanie można nazwać po prostu barbarzyństwem. Cóż z tego.
że bagnet jest teraz czysty i błyszczy się? Ale przecież zatracił swój kształt, a przez
beztroską przeróbkę utracił również autentyczność. Tak postępować nie wolno.
Z drugiej strony nie wolno również świeżo wykopanego z ziemi bagnetu po-
wiesić na ścianie, omiatając go uprzednio tylko trochę z piasku, gdyż wydalibyśmy na
niego świadomy „wyrok śmierci". Nie powstrzymane procesy korozyjne przyczyniłyby
się na pewno w szybkim czasie do jego całkowitego zniszczenia.
A oto i inny przykład. Stajemy się posiadaczami miedzianego garnka czy też

4
posążka Buddy z brązu. Cały posążek pokrywa zielonkawoniebieski nalot, zwany
patyną, zaś garnek jest sczerniały, okopcony i pokryty zielonkawymi plamami.
Wytrawienie w kwasach patyny i oczyszczenie posążka do połysku byłoby
wandalizmem. Bo właśnie ów zielonkawo-niebieski nalot, powstający samoczynnie
pod wpływem czasu na wyrobach brązowych, nadaje im szlachetny wygląd i świad-
czy o dawnym pochodzeniu. Nalot taki, zwany patyną szlachetną, jest szczelny, do-
brze związany z podłożem i nieźle spełnia rolę ochronną. Dlatego też patyny szla-
chetnej usuwać nie należy.
Nie ma jednak reguły bez wyjątków. Tym wyjątkiem w naszym przypadku jest
stwierdzenie chlorkowej korozji miedzi stanowiącej składnik brązu. Wówczas, w imię
ratowania wyrobu, trzeba czasem lokalnie bądź nawet z całości usunąć patynę, aby
zlikwidować bardzo groźne, ognisko korozji chlorkowej.
Natomiast z całym spokojem możemy i powinniśmy oczyścić do metalicznego
połysku miedziany garnek. Po prostu czyszcząc go, przywracamy mu dawny, wła-
ściwy wygląd. Przecież w czasach gdy był używany na co dzień, na pewno lśnił czy-
stością. Oczywiście i tym razem do oczyszczenia nie wolno stosować ostrych, nie-
właściwych środków. Podobnie nie wolno „upiększać" drewnianej kijanki czy koło-
wrotka przez politurowanie czy malowanie, bo przecież w czasach, gdy one powsta-
ły, zabiegów takich nie stosowano. Natomiast ozdobną skrzynię ludową możemy, a
nawet powinniśmy pomalować odpowiednią farbą, ale dopiero wówczas, gdy upew-
nimy się, iż nie jest ona zaatakowana przez kołatki bądź też gdy szkodniki te już sku-
tecznie zwaliśmy.

Nie starajmy się uzupełniać braków w uszkodzonej okład-dopóki cała książka


jest wilgotna, wewnątrz spleśniała i nie zdezynfekowana.
I jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa. Otóż w razie jakichkolwiek wątpliwości, doty-
czących pochodzenia bądź też wartości danego eksponatu, pokonajmy fałszywy
wstyd i zgłośmy się po radę do fachowca, konserwatora czy historyka sztuki. Nie
bądźmy zarozumiali, zbyt pewni siebie i swych umiejętności. Lepiej dziesięć razy za-
sięgnąć rady niż przez własną głupotę zniszczyć unikalny eksponat. W Państwowym
Muzeum Archeologicznym w Warszawie jest czynne Pogotowie Archeologiczne, któ-
re chętnie służy pomocą niefachowcom w zakresie ich zainteresowań, na , kład w
określaniu wieku znalezionych monet. Z Pogotowiem można porozumieć się listow-
nie, telefonicznie lub osobiście. Mieści się ono przy ul. Długiej 52 w historycznym bu-
dynku Arsenału. Po połączeniu się z numerem 31-32-21 do 251 należy poprosić Po-
gotowie.
Zbieractwo, jeśli pragniemy je traktować poważnie, nie może kończyć się, a
dokładniej - nie może zaczynać się od konserwowania i przechowywania ekspona-
tów. Każdy nowy przedmiot musi być opisany, narysowany i - najlepiej - sfotografo-
wany w stanie pierwotnym. Zanim przyjdzie pora na relację z czynności zachowaw-
czych, dobrze byłoby utrwalić na papierze datę, miejsce i okoliczności wejścia w po-
siadanie eksponatu tak, aby dać mu możliwie jak najszersza podbudowę historyczna.
Przez nasz kraj przetoczyło się stosunkowo wiele kataklizmów dziejowych. W dob-
rach kultury materialnej największe spustoszenia uczyniła ostatnia wojna. Dlatego
wszystko to, co ocalało, musi być pieczołowicie chronione przed niszczycielskim
działaniem cywilizacji.
Mając pełną świadomość tych prawd włączyliśmy się przed laty w swojej pracy
zawodowej w różnorakie działania na rzecz ratowania zabytków. Dziś swoje do-
1
Aktualne numery telefonów to: +48 (22) 831 32 21 do 25 (centrala), 831 27 17 (sekretariat), e-
mail:pma@pma.pl

5
świadczenia oraz wiedzę, zdobytą za pomocą odpowiedniej literatury, jak i poprzez
bezpośrednią współpracę z fachowcami, przekazujemy niedoświadczonym jeszcze
kolekcjonerom.
Naszym miłym obowiązkiem jest podziękowanie panu doktorowi Lechowi
Krzyżanowskiemu za inspirowanie nas do tej pracy, za trud włożony w jej recenzję i
za podkreślenie społecznej potrzeby wydania takiej pozycji, słowem, za akceptację
samej idei powstania książki, jak i sposobu jej realizacji.

6
2. KOLEKCJONER WALCZY Z KOROZJĄ METALI

Zanim poznamy metody walki z korozją stali (niesłusznie zwanej w języku po-
tocznym żelazem2), spróbujmy odpowiedzieć na pytanie dotyczące nie tylko stali, ale
generalnie wszystkich metali.

Czy metale muszą korodować?

Tak, niestety, muszą. Korozja metali jest naturalną konsekwencją nieubłaga-


nych praw przyrody, których nie możemy obejść ani zmienić. Naturalnym dla metali
stanem równowagi trwałej są związki chemiczne, głównie z tlenem i siarką, a więc po
prostu kopalne rudy, w których metale występują w postaci utlenionej. Natomiast po-
stać wolna (metaliczna) jest dla prawie wszystkich metali stanem równowagi nietrwa-
łej. Równowaga ta będzie tym mniej trwała, im łatwiej i chętniej dany metal łączy się
z tlenem, również i siarką, słowem, im większą wykazuje aktywność chemiczną. Jak
wiemy, im większa jest łatwość utleniania się i ogólna aktywność chemiczną metalu,
tym trudniej jest wydzielić go z rudy. I odwrotnie: im więcej energii kosztowało wydo-
bycie danego metalu z postaci rodzimej (rudy) i przekształcenie go w stan wolny, me-
taliczny, tym łatwiej metal ten ulega atakom korozji. Kolejnym czynnikiem uaktywnia-
jącym ataki korozji jest, niestety nasz obecny sposób życia i gospodarowania. Wzra-
stające lawinowo zapotrzebowanie na energię elektryczną zaspokajają, jak wiemy,
głównie elektrownie cieplne, spalające różne gatunki węgla kamiennego i brunatnego
lub produktów naftowych. Tworzące się podczas spalania tysiące kilogramów pyłu i
sadzy są zaledwie niegroźnymi forpocztami sił głównych korozji.
Oto przy spalaniu tony węgla kamiennego lub tzw. oleju opałowego do atmos-
fery przechodzi kilkanaście kilogramów tlenków siarki oraz kilkanaście kilogramów
tlenków azotu. O ile pyły i sadze są dla nas bardzo uciążliwe i niemiłe, to jednak ich
szkodliwość z punktu widzenia korozji jest znikoma. (W praktyce najbardziej „cierpią"
nasze białe koszule i firanki).
Znacznie natomiast gorzej jest z niewidocznymi dla oka tlenkami siarki i azotu.
Duże ich ilości uchodzą do atmosfery podczas spalania węgla brunatnego. Poza tym
miliony poruszających się po kraju pojazdów spalinowych również stałej „wzbogaca-
ją" atmosferę w tlenki azotu. Wskutek zachodzących w powietrzu reakcji chemicz-
nych na ziemię opadają kropelki kwasu siarkowego i azotowego. Jeśli uzmysłowimy]
sobie agresywność tych kwasów wobec metali, dalsze komentarze okażą się chyba
zbędne.
Procesom korozji w naszym otoczeniu sprzyjają również obficie rozsypywane
na pola i łąki miliony ton najróżniejszych nawozów sztucznych oraz środków ochrony
roślin, a także posypywanie solą stale rosnącej sieci ulic, szos i autostrad.
Świadomi tych faktów, musimy dobrze poznać wroga naszych metalowych
eksponatów i nauczyć się je należycie przed nim chronić.
Zapamiętajmy: wszystkie popularne metale, z wyjątkiem złota, ulegają proce-
sowi korozji. Dlatego też amator kolekcjoner przedmiotów metalowych powinien wie-
dzieć, jak tego wroga zwalczać i jak zapobiegać niszczenie zbiorów.

2
Powszechnie spotykane wyroby żelazne czy z żelaza są stopami żelaza z i to niezależnie od okre-
su, z którego pochodzą.

7
Przedmioty stalowe

Doświadczenie uczy, że stal charakteryzuje niska odporność na oddziaływanie


środowiska, dlatego szybko i łatwo ulega ona atakom korozji. Dotyczy to zwłaszcza
przedmiotów stalowych przebywających długo w wodzie, wilgotnej ziemi lub pozo-
stawionych w wilgotnym powietrzu. Łatwy dostęp tlenu, wilgoć oraz zawarte w powie-
trzu, wodzie i ziemi „produkty cywilizacji" wywołują aktywną i nieustannie przebiega-
jącą korozję stali.
W związku z tym nasuwa się pytanie: dlaczego raz utworzone produkty korozji
stali i żeliwa, czyli odlewniczych stopów stali, powodują ich dalsze zniszczenie? Otóż,
na powierzchni stali i żeliwa, przy współdziałaniu powietrza, wilgoci i kwasów, po-
wstają związki żelaza, głównie jego tlenki i wodorotlenki. Te związki żelaza są nie-
trwałe, ulegają rozkładowi, a powstające produkty atakują dalej stał. Trzeba bowiem
pamiętać, iż w przeciwieństwie do aluminium czy miedzi, które raz pokryte powłoką
tlenkową długo i skutecznie opierają się atakom korozji, stal zachowuje się zupełnie
inaczej.
Tlenki aluminium czy miedzi tworzą twardą zwartą powłokę, doskonale zwią-
zaną z podłożem, która chroni skutecznie metal podłoża przed dalszymi atakami ko-
rozji. Natomiast produkty korozji stali i żeliwa tworzą gąbczaste naloty, luźno związa-
ne z podłożem. Warstewka porowatych produktów korozji stali stanowi jak gdyby
gąbkę wchłaniającą i gromadzącą wilgoć. Reszty już się można łatwo domyślić. Na-
stępuje ciągły postęp procesów korozji, który po pewnym czasie prowadzi do całko-
witego zniszczenia stalowego przedmiotu.
Z punktu widzenia spustoszeń dokonanych przez korozję wśród wyrobów sta-
lowych dzielimy je na trzy podstawowe grupy.

Do pierwszej należą wyroby stalowe już praktycznie nieistniejące, a repre-


zentowane jedynie przez zmineralizowaną mieszaninę produktów korozji (głównie
wodorotlenków żelaza, piasku, ziemi czy iłu). O tym, czy okaz taki zawiera jeszcze
jakieś szczątki rdzenia stalowego, informuje najlepiej zdjęcie rentgenowskie. Nato-
miast w warunkach domowych łatwo to sprawdzić za pomocą magnesu czy też linijki
i wagi. Magnes informuje od razu, czy przyciąga go rdzeń stalowy, czy też nie przy-
ciąga. W przypadku braku magnesu możemy przedmiot zważyć i zmierzyć oraz w
przybliżeniu obliczyć jego ciężar właściwy. Nie zapominajmy w tym momencie, że
ciężar właściwy stali wynosi 7,8 g/cm3, zaś tlenków, wodorotlenków i innych produk-
tów korozji żelaza od 2,4 do 4,9 g/cm3. Jeżeli więc z obliczeń wynika, iż ciężar wła-
ściwy grotu oszczepu czy sierpa wynosi 3-4 g/cm3, możemy być pewni, że mamy do
czynienia już tylko z produktami korozji. W takim przypadku bardzo ostrożnie oczysz-
czamy przedmiot z nadmiaru piasku i ziemi wodą z kranu, następnie destylowaną, po
czym, w celu przerwania ataków korozji, dokładnie suszymy w temperaturze 60-
70°C. Po wysuszeniu przedmiot należy zakonserwować i utrwalić przez zaimpregno-
wanie (nasycenie) 10-15% benzynowym roztworem wosku albo 8-10% chloroformo-
wym roztworem metakrylanu metylu lub też 20% alkoholowym roztworem szelaku.
Drugą grupę stanowią przedmioty stalowe silnie skorodowane, lecz zawiera-
jące jeszcze zdrowy rdzeń. Aby go ratować i zabezpieczyć, musimy usunąć możliwie
jak najdokładniej warstwę; produktów korozji. Pamiętajmy, że o jakichkolwiek brutal-
nych mechanicznych metodach czyszczenia rdzy nie może być mowy. A więc odpa-
dają szlifierki, pilniki, papier ścierny. Co najwyżej pokusić się możemy o rozpulchnie-
nie i usunięcie produktów korozji metodą fizykochemiczną przez kąpiel w roztworach
redukujących.

8
W tym celu do szklanego lub kamionkowego naczynia wsypujemy drobne
wiórki lub opiłki aluminiowe. Na takiej warstwie kładziemy przeznaczony do konser-
wacji skorodowany przedmiot, na przykład siekierę, po czym napełniamy naczynie
roztworem o składzie:

• 80 g chlorku sodu NaCl


• 80 cm310% octu spożywczego
• woda do objętości l dm3

Taka kąpiel trwa 2-6 dni. W tym czasie część produktów korozji stali ulegnie
roztworzeniu, reszta zaś spulchni się i rozluźni tak, że można już będzie zastosować
szczotkowanie. Wyjaśnimy w tym miejscu znaczenie słowa „roztwarzanie". Określa-
my nim reakcje chemiczne, jakie zachodzą między metalami i ich związkami a kwa-
sami i zasadami. W wyniku roztwarzania powstaje nowy związek chemiczny, gdy
przy rozpuszczaniu zachodzi tylko zmiana postaci z ciała stałego na roztwór.
Po delikatnym usunięciu stalową szczotką resztek produktów korozji, przed-
miot płuczemy dokładnie wodą, dwukrotnie gotujemy przez 30 minut w wodzie desty-
lowanej, suszymy i konserwujemy roztworem wosku, oleju lub parafiną (patrz dalsza
część).
W przypadku, gdy znaleźliśmy przedmiot już w paru kawałkach, to nie wolno
go spawać, lecz możemy go skleić klejem epoksydowym lub Epidianem 5, dodając -
w celu odpowiedniego podbarwienia - utartą na pył rdzę.

Trzecią grupę stanowią wyroby stalowe pokryte jedynie cienkimi warstew-


kami bądź nalotami produktów korozji. I chociaż w niektórych miejscach są głębokie
wżery, to mimo to rdzeń jest gruby, zdrowy, a korozja ma jedynie charakter po-
wierzchniowy. Przykładem może być stara kłódka, żelazko do prasowania czy klucz
leżący latami w piwnicy, na strychu lub w jakimś budynku gospodarczym. W zależno-
ści od naszego wyposażenia „konserwatorskiego", umiejętności oraz stopnia zaan-
gażowania się w sprawę możemy zastosować jedną z trzech metod usuwania rdzy:
chemiczną, elektrochemiczną i elektrolityczną.

9
Metody chemiczne

Zanim przystąpimy do chemicznych metod odrdzewiania, musimy sobie


uświadomić, że w wielu przypadkach będziemy mieli do czynienia ze żrącymi sub-
stancjami różnych kwasów. Nie wolno się wtedy spieszyć, poza tym wymagana jest
staranność i ostrożność w postępowaniu nie tylko ze względu na dobro konserwowa-
nego przedmiotu, ale i naszego zdrowia. Jeśli więc kwas kapnie na skórę, to miejsce
to trzeba szybko zmyć wodą, zneutralizować 1-2% wodnym roztworem amoniaku i
posmarować tłustym kremem. Ó taki krem w domu nietrudno. Buteleczkę z amonia-
kiem przygotujemy na wszelki wypadek wcześniej.
Jeżeli przy odrdzewianiu zdecydujemy się na metodę chemiczną, która jest najprost-
sza do przeprowadzenia, to na małą skalę w warunkach domowych przeprowadzimy
takie same procesy, jakie stosuje się na co dzień w przemyśle. Do chemicznego roz-
twarzania produktów korozji zastosujemy 10-15% roztwór kwasu solnego HCl lub 10-
15% roztwór kwasu siarkowego(VI) H2SO4. Przy odrobinie pomysłowości i staranno-
ści możemy ograniczyć niemal do minimum ujemne skutki trawienia wyrobów stalo-
wych w kwasach. Pomocne są tu tzw. inhibitory, które powodują, iż kwas trawi tylko
produkty korozji (a więc tlenki i wodorotlenki) nie naruszając niemal zupełnie samej
stali.
Zilustrujemy na konkretnym przykładzie skutki zastosowania inhibitora w roz-
twarzaniu korozji.
Oto, z jaką szybkością (wyrażoną w gramach na godzinę na metr kwadratowy)
roztwarza się stal w 10% kwasie solnym HCl w różnych temperaturach bez inhibitora:

Temperatura [°C] 20 40 60 80
Ubytek [g/h/m2] 5, 7 9, 4 127 461

Jeżeli do tego samego 10% roztworu kwasu solnego dodamy parę gramów
inhibitora na każdy litr, to ubytki spowodowane roztwarzaniem się stali w poszcze-
gólnych temperaturach wyniosą:

Temperatura [°C] 20 40 60 80
2
Ubytek [ g/h/m ] 0, 1 0, 3 0, 7 3, 2

Jak widać z porównania tabelek, korzyści przy dodawaniu inhibitora do trawie-


nia są bezsporne, dlatego więc gorąco zachęcamy do ich stosowania. Podajemy ze-
stawienie najdostępniejszych inhibitorów barwienia stali z zalecanym stężeniem w
g/dm2 kwasu oraz skutecznością hamowania trawienia.
Kolejna metoda chemiczna pomocna w usuwaniu produktów korozji z wyro-
bów stalowych polega na stosowaniu powszechnie dostępnych w handlu tzw. od-
rdzewiaczy fosforanowych, którymi są na przykład Fosol lub Focyt. Podstawowym
składnikiem odrdzewiaczy jest kwas fosforowy, którego zadaniem jest roztwarzanie
tlenków i wodorotlenków żelaza bez naruszania samego metalu podłoża. W skład od-
rdzewiaczy fosforanowych wchodzi również aktywator.

10
Skuteczność
Stężenie hamowania
Nazwa inhibitora
[g/dm3] trawienia
[%]
klej stolarski 10 83,5
żelatyna 10 93,9
formalina 3 88,5
aceton 3 38,5
anilina 5 72,7
pirydyna 4 71,4
urotropina 7 94,0

Jego rola polega na wytwarzaniu na powierzchni stali warstewki fosforanowej, w


skład której wchodzą fosforany żelazowo--cynkowe lub żelazowo-manganowe. Naj-
prostszym aktywatorem jest biel cynkowa, czyli tlenek cynku (ZnO), który rozpuszcza
się w kwasie fosforowym. Następny, ale wcale niekonieczny, składnik odrdzewiaczy
to detergent, czyli środek obniżający napięcie powierzchniowe, a zarazem uła-
twiający zwilżenie odrdzewianych powierzchni. Rolę tę najczęściej spełnia alkohol.

A oto przepis na łatwy do wykonania w warunkach amatorskich odrdzewiacz


fosforanowy:
• 500 cm3 8-10% kwasu fosforowego H3PO4
• roztwarza się 25 g tlenku cynkowego ZnO.
Po całkowitym roztworzeniu się tlenku cynkowego
• dodaje się 50 cm3 denaturatu
i odrdzewiacz jest gotowy.

Przeznaczone do odrdzewiania przedmioty zanurza się w odrdzewiaczu lub


zwilża nim ich powierzchnie na kilka minut. Po całkowitym usunięciu produktów koro-
zji odrdzewiany przedmiot trzeba bardzo dokładnie spłukać wodą i wysuszyć, ponie-
waż nie wolno pozostawiać na powierzchni czyszczonego przedmiotu najmniejszych
nawet resztek odrdzewiacza fosforanowego.
Oczyszczony, opłukany i wysuszony przedmiot stalowy trzeba następnie zakonser-
wować.

Metoda elektrochemiczna

Stosunkowo prosta, ale długotrwała jest elektrochemiczna metoda usuwania


produktów korozji ze stali. Polega ona na wytworzeniu odpowiednich ogniw galwa-
nicznych, w których oczyszczany stalowy przedmiot stanowi anodę. Przez dobranie
odpowiedniego elektrolitu możemy w takich warunkach roztworzyć produkty korozji
bez naruszenia stali.
Lekko skorodowany przedmiot stalowy owija się na przykład drutem niklowym i
umieszcza na 48 godzin w 5% wodnym roztworze wodorotlenku sodu NaOH.

Metoda elektrolityczna

Najtrudniejszą, ale zarazem najlepszą metodą usuwania produktów korozji

11
bez naruszenia podłoża jest metoda elektrolityczna. Jej zalety to szybkość, skutecz-
ność, pełna selektywność działania, a w niektórych przypadkach zwiększenie gład-
kości powierzchni dzięki efektowi elektropolerowania.
Elektrolitem, w którym odbywa się takie odrdzewianie, jest gorący stężony roz-
twór glukonianu sodu. (niestety, odczynnik ten jest trudny do nabycia). Katodę sta-
nowią pałeczki węglowe, a anodę oczyszczany przedmiot stalowy. W roztworach
glukonianu sodu roztworzeniu ulega tylko rdza,

a jednocześnie odsłonięta powierzchnia stali zostaje mikro-wygładzona. Jest to nad-


zwyczaj ważna zaleta zważywszy, że wszelkie trawienia w kwasach nawet z dodat-
kiem inhibitorów powodują zszorstkowanie i rozwinięcie powierzchni ni stali. Po usu-
nięciu rdzy kwasami otrzymujemy więc powierzchnię chropowatą, silnie rozwiniętą,
czyli bardzo wrażliwą na ataki korozji. Natomiast mikrowygładzenie zachodzące w
glukonianach daje powierzchnie zupełnie czyste te i gładkie, a tym samym znacznie
odporniejsze na korozję
Warto jeszcze raz podkreślić, iż w glukonianach roztwarzają się tylko produkty
korozji, bez najmniejszego nawet uszkodzenia podłoża. Metodę glukonianową stosu-
je się najczęściej do konserwacji cennych i często bardzo delikatnych wyrobów.

Zabezpieczanie

Po usunięciu produktów korozji z wyrobów stalowych należy je bardzo dokład-


nie opłukać w wodzie, dwukrotnie wygotować w wodzie destylowanej, wysuszyć i
zabezpieczyć, czyli zakonserwować. W myśl naczelnej zasady konserwatorskiej, że

12
nigdy nie należy stosować zabiegów dających nieodwracalne skutki, oczyszczonego
bagnetu, kłódki czy sierpa nie będziemy niklować, cynkować ani też malować kryją-
cymi farbami. Można natomiast, a nawet należy, oczyszczone powierzchnie stali, w
celu zabezpieczenia ich przed korozją, pokryć, stosując jeden z następujących pre-
paratów:
• 30% benzynowy roztwór oleju parafinowego,
• 10% benzynowy roztwór parafiny,
• 10% spirytusowy roztwór bielonego szelaku,
• lakier Capon.

Zawodowi konserwatorzy, zwłaszcza w muzeach, zabezpieczają oczyszczone


eksponaty metalowe preparatem o nazwie Paraloid. Preparat ten jest szeroko stoso-
wany na całym świecie do konserwacji przedmiotów ze stali, żeliwa, jak również mie-
dzi i jej stopów oraz cyny, ołowiu. Paraloid B 72 lub Acryloid B 72 to syntetyczna ży-
wica stanowiąca kopolimer akrylowo-metakrylowy. Kopolimer ten tworzy bezbarwne
kryształki doskonale rozpuszczalne w toluenie i ksylenie. Do konserwacji eksponatów
metalowych stosuje się powszechnie 10-15% roztwór kopolimeru w toluenie. Roztwór
Paraloidu nakłada się pędzlem. Po wyparowaniu rozpuszczalnika pozostaje na po-
wierzchni metalu cienka, przezroczysta i bezbarwna, niebłyszcząca powłoka dobrze
chroniąca metale przed korozją, ale tylko w ogrzewanych i wietrzonych pomieszcze-
niach zamkniętych. Tę powłokę ochronną bardzo łatwo zmywa się toluenem.
W ten sposób postępują zawodowi konserwatorzy. Jeśli amatorowi kolekcjo-
nerowi nie uda się nabyć Paraloidu, nie trzeba załamywać rąk i pozostawiać metalo-
we eksponaty nie zabezpieczone. Istnieje, na szczęście, wiele dostępnych środków,
o których będzie jeszcze mowa, doskonale się do tego nadających.
Ostrzegamy przed stosowaniem do konserwacji wyrobów stalowych pokostu
oraz jakichkolwiek olejów schnących. Oleje te pod działaniem tlenu tworzą lepką,
bardzo trudną do usunięcia błonę, która ponadto silnie chłonie kurz i brud. Nie należy
również do konserwacji wyrobów metalowych stosować doskonałego do drewna la-
kieru Drewnolux, ponieważ zawiera on katalizatory utwardzania o silnie kwaśnym
odczynie, co powoduje aktywną korozję metali. Nie zalecamy też stosowania innych
lakierów chemoutwardzalnych, jak poliuretanowe czy epoksydowe, ponieważ wytwo-
rzone z nich powłoki są bardzo trudne do usunięcia bez obawy uszkodzenia stalowe-
go przedmiotu.
Czy wobec tego eksponatów stalowych nie należy nigdy malować? Należy,
ale tylko takie, które pierwotnie, to znaczy w trakcie ich użytkowania, były malowane.
Na przykład oczyszczone stare klucze, tasaki, siekiery, sierpy, żelazka do prasowa-
nia, podkowy czy bagnety konserwujemy tylko jednym z podanych preparatów. Na-
tomiast hełm, manierkę czy pochwę bagnetu po oczyszczeniu możemy pomalować
farbą olejną w kolorze odpowiednim dla danego eksponatu, pamiętając o jego pier-
wotnym stanie. Przy czym trzeba postępować też bardzo uważnie, aby nie pomylić
barw i odcieni. Innego bowiem koloru były na przykład hełmy niemieckie z okresu
drugiej wojny światowej, innego koloru - z tego samego okresu - hełmy polskie, a
jeszcze innego - angielskie.

Kompleksory, czyli złamane kanony malarskie

Aby nie było nieporozumień, już na wstępie informujemy, że nie chodzi tu o ja-
kiś nowy kierunek w malarstwie artystycznym, lecz o doniosłe osiągnięcie techniczne
w walce z korozją. Mowa tu będzie o nowym bardzo skutecznym preparacie, który na

13
pewno przyda się każdemu, kto zajmuje się konserwacją wyrobów stalowych i żeliw-
nych, zwłaszcza przedmiotów dużych, eksponowanych stale na otwartej przestrzeni.
Dotyczyć to może takich przedmiotów, jak stare silniki, latarnie, pojazdy, stalowe i
żeliwne elementy cmentarne.
Jak wiemy, przy pokrywaniu stali lub żeliwa wszelkimi farbami i lakierami,
obowiązuje podstawowa zasada jak najdokładniejszego przygotowania powierzchni.
Pozostawione na zwierzchni przedmiotów stalowych rysy, nierówności czy wżery,
pokryte później powłokami malarskimi, obniżają je-dynie estetykę wyglądu. Nato-
miast pokrycie skorodowanych lub źle oczyszczonych z korozji przedmiotów stalo-
wych powłoką malarską jest sprawą po prostu karygodną. Pozostawienie resztek
produktów korozji lub choćby tylko drobnych nalotów na powierzchni stali i pokrycie
ich farbą czy lakierem powoduje nieuchronny proces korozji podpowłokowej. Inaczej
mówiąc, niedostatecznie oczyszczone i pomalowane przedmioty stalowe czy żeliwne
po krótkim czasie ulegną silnej korozji.
Tymczasem z praktyki wiadomo, jak trudno dokładnie oczyścić z produktów
korozji wyroby stalowe lub żeliwne, a zwłaszcza wyroby o skomplikowanych kształ-
tach czy rozwiniętej powierzchni. Mamy tu na myśli pojazdy, silniki, elementy ogro-
dzeniowe, wszelkie balustrady, kute liście, kraty, rzeźby, pomniki. A przecież od do-
kładności usunięcia najmniejszych nawet śladów produktów korozji z wszystkich za-
łamań, wgłębień i innych zakamarków zależy skuteczność zabiegu malowania. Ze
świecą chyba trzeba by szukać takiego amatora kolekcjonera, który z benedyktyńską
cierpliwością szczotkami i skrobakami usunie całkowicie produkty korozji z pojazdu,
silnika, kutego liścia, łańcucha czy żeliwnej rzeźby. Najczęściej po kilkunastu pocią-
gnięciach stalową szczotką szybko nakładany jest podkład miniowy, idealnie masku-
jący resztki korozji i miejsca nie doczyszczone. Po paru dniach podkład miniowy zo-
staje pokryty czarną farbą błyszczącą, matową lub z pięknym odcieniem grafitu. Niby
wszystko w porządku: element został zakonserwowany, kolorystyka zachowana. Ale
już po paru miesiącach, nie usunięte z powierzchni metalu resztki korozji dadzą o
sobie znać. Rozpoczyna się lawinowo narastający, proces korozji podpowłokowej.
Powstające produkty korozji zwiększają swoją objętość. Pojawiają się coraz liczniej-
sze pęcherze, pęknięcia, złuszczenia powłoki.
W wyniku obserwacji powyższych faktów specjaliści od walki z korozją dawno
już postawili pytanie: skoro w wielu przypadkach tak trudno usunąć przed malowa-
niem produkty korozji stali, to czy nie można by ich jakoś „unieszkodliwić”? Tak naro-
dziły się znane już nam odrdzewiacze fosforanowe. Preparaty te, których głównym
składnikiem jest kwas fosforowy, skutecznie roztwarzają tlenki i wodorotlenki żelaza,
po czym wytwarzają cieniutką warstewkę nierozpuszczalnych fosforanów. Stosowa-
nie odrdzewiaczy fosforanowych jest jednak w praktyce, pomimo wielu zalet, bardzo
uciążliwe. Jak pamiętamy, wymaga ono zmywania odrdzewianych powierzchni wodą,
co przy dużych eksponatach, a szczególnie przy bardzo rozwiniętych powierzch-
niach, jest bardzo trudne, a czasem zwyczajnie niemożliwe. Pozostawienie zaś resz-
tek odrdzewiacza uniemożliwia dobre związanie się materiału malarskiego z podło-
żem. Zaistniała więc potrzeba o-pracowania takiego zestawu chemicznego, który nie
będzie roztwarzał produktów korozji, lecz przetworzy je w związki trwałe, nierozpusz-
czalne w wodzie i chemicznie bierne. Podjęto odpowiednie badania, w wyniku któ-
rych niedawno w Instytucie Mechaniki Precyzyjnej uzyskano takie właśnie preparaty
chemiczne: Kompleksor l i Kompleksor 2. Instytut rozpoczął również produkcję tych
preparatów, a ich sprzedażą zajmuje się Chemiczna Spółdzielnia Pracy „Septoma"3
3
Aktualnie : Farmaceutyczno-Chemiczna Spółdzielnia Pracy „Septoma” Ząbki k/W-wy tel. dział sprzedaży:
781-68-70; e-mail: septoma@unet.pl

14
w Ząbkach koło Warszawy, ul. Reymonta 28, tel. 18-10-73.
Zastosowanie tych preparatów do obrony przed korozją stali i żeliwa można
bez przesady nazwać rewolucją w malowaniu stali. Po pierwsze, odpada koniecz-
ność bardzo dokładnego - co jest często niewykonalne - oczyszczenia powierzchni
stali czy żeliwa z produktów korozji, a poza tym można malować przedmioty mokre.
A więc zostały złamane dwa dotychczasowe kanony malarskie, według których przed
pokrywaniem powierzchnia stali i żeliwa musi być całkowicie wolna od produktów
korozji, a ponadto - powierzchnia stali musi być sucha.
Kompleksory zawierają w swym składzie przetwarzacze rdzy, czyli substancje reagu-
jące z tlenkami i wodorotlenkami żelaza, wiążąc je w nieaktywne i nierozpuszczalne
związki metaloorganiczne. Oprócz przetwarzaczy rdzy kompleksory zawierają sub-
stancje błonotwórcze w postaci wodnej zawiesiny. Z zawiesiny tej, po przetworzeniu
rdzy i odparowaniu wody, powstaje cienka zwarta powłoka, doskonałe związana z
podłożem. Nie ma więc tu, jak we wszystkich innych farbach, żadnych toksycznych
rozpuszczalników organicznych, co ma doniosłe znacznie dla warunków bhp i ochro-
ny środowiska. Wodna zawiesina, jaką stanowią kompleksory, wyjaśnią tajemnicę
możliwości malowania nawet mokrych wyrobów stalowych i żeliwnych: po prostu
przetwarzacze rdzy działają tylko w środowisku wodnym, dlatego kompleksory zawie-
rają wodę.
Sposób zastosowania i mechanizm zwalczania korozji za pomocą komplekso-
rów jest więc następujący: przeznaczony do malowania przedmiot stalowy lub żeliw-
ny musi być wolny od złuszczających się płatków produkcji korozji, natomiast mogą
go pokrywać naloty korozji i, jak już wspominaliśmy, przedmiot może być nawet mo-
kry.
Kompleksor nakłada się pędzlem. Barwa tego preparatu jest beżowa lub sza-
ra, ale już w parę minut po nałożeniu na stal czy żeliwo mokra jeszcze powłoka
ciemnieje, a następnie czernieje. Jest to oznaka prawidłowo przebiegającego pro-
cesu chemicznego, w wyniku którego tlenki i wodorotlenki żelaza przechodzą w nie-
aktywne i nierozpuszczalne związki metaloorganiczne. Równocześnie z tym proce-
sem chemicznym zachodzi proces fizyczny odparowania wody i tworzenia się błony
powłoki. Powłoka ta jest bardzo dobrze związana z podłożem i stanowi świetny pod-
kład pod normalną farbę lub lakier.
Proces odparowania wody ze świeżo nałożonej powłoki kompleksorowej musi
zachodzić powoli, bo w przeciwnym razie produkty korozji nie zostaną całkowicie
przetworzone. Jak już wspominaliśmy, reakcje chemiczne przetwarzania rdzy zacho-
dzą tylko w środowisku wodnym. Dlatego też, aby zbytnio nie przyspieszać parowa-
nia wody, kompleksorami nie należy malować przedmiotów, wyrobów czy obiektów
nagrzanych silnie, na przykład przez słońce, jak również należy unikać malowania
(nawet w cieniu) podczas dużych upałów. Idealne natomiast warunki do malowania
kompleksorami zapewniają latem wczesne godziny poranne (zwłaszcza po nocnej
rosie) oraz okresy wiosenno-jesienne. Pamiętajmy, że właśnie z uwagi na wodną
zawiesinę kompleksory nie znoszą temperatury poniżej 5°C.
Kompleksory mogą zatem spełniać rolę samodzielnej powłoki antykorozyjnej
albo podkładu pod normalne zestawy malarskie. W pierwszym przypadku, gdy nie
zależy nam na estetyce, na przykład wnętrza pomników (powłoki kompleksorowe są
czarne), zalecane jest 2-3-krotne nałożenie powłoki kompleksorowej w odstępie 36
godzin.
Wspominaliśmy już, że istnieją dwie odmiany omawianego preparatu: Kompleksor 1 i
Kompleksor 2.
Kompleksor 1 przetwarza rdzę i daje powłokę cienką, a więc powinien być

15
stosowany do gruntowania wyrobów stalowych narażonych tylko na stosunkowo sła-
be działanie czynników korozyjnych, czyli wyrobów lub eksponatów znajdujących się
w pomieszczeniach zamkniętych. Natomiast Kompleksor 2 również przetwarza rdzę,
ale tworzy powłokę znacznej grubości, a więc i odporności. Tym preparatem należy
więc gruntować wyroby stalowe i żeliwne narażone na silne działanie czynników ko-
rozyjnych, czyli wyroby, obiekty i eksponaty pozostające stale na otwartej przestrze-
ni. Przeciętne zużycie kompleksorów przy jednorazowym pokrywaniu wynosi 1 dm3
na 8-10 m2 zabezpieczanej po-wierzchni.
Na zakończenie jeszcze kilka uwag o właściwościach powłok i korzyściach
wynikających ze stosowania kompleksorów. Otóż wyschnięte powłoki z samych tylko
kompleksorów mają doskonałą przyczepność do podłoża, nie są zmywalne wodą ani
rozpuszczalnikami organicznymi. Chronią stal i żeliwo przed korozją w wilgotnym
powietrzu oraz w atmosferze wilgotnego SO2. są odporne na działanie 3% roztworu
NaCl i mgły solnej w stopniu przewyższającym inne preparaty stosowane do grunto-
wania. Poza tym wyschnięte powłoki z kompleksorów wykazują odporność na tempe-
ratury stałe i zmienne od -25°C do +300°C, są elastyczne i bar-dziej odporne na ude-
rzenie niż przeciętne powłoki lakierowe Przeciwkorozyjne i mechaniczne właściwości
powłok z kompleksorów wyschniętych w temperaturze pokojowej można zwiększyć
przez wygrzanie podsuszonych powłok przez godzinę w temperaturze od 140° do
200°C.
Im dokładniej zostanie wysuszony podkład z kompleksorów, tym większą od-
porność korozyjną uzyska cały zestaw malarski.
Wiele eksponatów, w tym również i eksponaty metalowe, zawiera fragmenty
wykonane ze skór zwierzęcych. Na przykład wkładki stalowych hełmów, głownie i
pochwy szabel, pochwy bagnetów, puginałów, pistoletów czy wreszcie tarcze i zbro-
je. Do prac związanych z usuwaniem korozji części metalowych elementy skórzane
muszą być oczywiście zdjęte. Po zakończeniu prac związanych z konserwacją części
metalowych nie wolno jednakże pozostawiać w stanie pierwotnym elementów skó-
rzanych. Z upływem czasu skóra wysycha, twardnieje i staje się krucha. Aby więc
przywrócić jej dawną elastyczność, trzeba koniecznie zastosować odpowiednie za-
biegi konserwacyjne.
Przystępując do konserwacji skóry zmywa się na początek dokładnie jej po-
wierzchnię watą zwilżoną terpentyną. Zabieg ten przeprowadzamy w celu rozpusz-
czenia i usunięcia resztek dawnych past, silnie zanieczyszczonych kurzem. Na-
stępnie, w celu impregnacji i natłuszczenia, całą powierzchnię skóry powleka się za
pomocą miękkiego pędzla roztworem uzyskanym przez rozpuszczenie 40 g lanoliny
w 100 cm3 benzyny ekstrakcyjnej. Jeżeli po 12 godzinach roztwór lanoliny zostanie
wchłonięty, zabieg impregnacji ponawiamy.
Do impregnacji skóry, po jej oczyszczeniu terpentyną, można też stosować pastę o
składzie:

• lanolina 20 g
• wosk pszczeli 1, 5 g
• olejek terpentynowy 3 cm3
• eter naftowy 35 cm3

Pastę tę nakładamy miękką flanelką starannie wcierając. Po 2 dobach schnięcia za-


impregnowaną powierzchnię skóry polerujemy miękką szmatką lub miękką szczotką.
Pamiętajmy, że do natłuszczenia i impregnacji skóry nie wolno stosować żad-
nych olejów mineralnych, jak też jakichkolwiek roślinnych olejów schnących, np. so-

16
jowego, rzepakowego czy słonecznikowego. Ich zastosowanie nie tylko nie przywróci
skórze elastyczności, ale spowoduje jej ostateczne zniszczenie.

17
3. METALE KOLOROWE TEŻ POTRZEBUJĄ POMOCY
Zapoznamy się teraz z najważniejszymi procesami korozję metali nieżela-
znych oraz z amatorskimi metodami czyszczenia, konserwowania i przechowywania
eksponatów wykonanych z miedzi i jej stopów, czyli brązu lub mosiądzu, oraz wyko-
nanych ze srebra, cyny i ołowiu.

Kłopoty z miedzią i brązem

Każdy zbieracz wyrobów metalowych musi pamiętać, że istnieją przypadki, w


których wytworzone na przedmiocie produkty korozji stanowią nierozerwalną, inte-
gralną część danego zabytku i dlatego zdejmowanie lub usuwanie tych produktów
jest niedopuszczalne. Przykładem takiej właśnie sytuacji są przedmioty z miedzi i jej
stopów, głównie z brązu Przedmiotów takich, pokrytych szlachetną patyną, nie wolno
czyścić aż do odsłonięcia metalu. Ale nie ma reguły bez wyjątku. Istnieją sytuacje,
gdy i wyroby miedziane czy brązowe trzeba oczyścić z wszelkich produktów korozji.
Często decyzja jest trudna, a przypominamy, że nie wolno jej podejmować pochop-
nie. W wątpliwych przypadkach konieczna jest porada fachowca.
Dlaczego jednak miedź i jej stopy przysparzają aż tylu problemów? Otóż me-
chanizmy korozji miedzi i jej stopów, głównie brązów, w porównaniu z korozją stali są
bardziej skomplikowane i różnorodne. Musimy więc parę słów poświęcić tym proce-
som, gdyż znajomość „chorób" miedzi i jej stopów ułatwi nam ich „leczenie".
Zupełnie niegroźnym objawem korozji miedzi i jej stopów jest tworzenie się powoli w
warunkach naturalnych nalotów malachitowej barwy, zwanych patyną szlachetną.
Patynę szlachetną tworzą dobrze związane z podłożem związki: zasadowy węglan
miedziwy i siarczan miedziowy. Jak sama nazwa wskazuje, patyna szlachetna jest
produktem pożądanym. Co ważniejsze, warstewka taka jest dla podłoża nie-
szkodliwa, a nawet skutecznie chroni je przed dalszą korozją. Dlatego też patyny
szlachetnej nie usuwamy nigdy, wręcz przeciwnie - wytwarzamy ją czasem sztucznie
na wyrobach nowych lub odnawianych, o czym będziemy mówić dalej.
Drugą z kolei grupę produktów korozji miedzi stanowią tlenki. Tworzą one
naloty -zależnie od składu - barwy ceglanej, czerwonej lub czarnej. Tlenki miedzi nie
byłyby w zasadzie szkodliwe, gdyby nie ich skłonność do życia w swoistej symbiozie
z tzw. trądem brązu, stanowiącym najgroźniejszą z odmian korozji miedzi. Co gorsza,
tlenki miedzi są niejako pożywką dla tego rodzaju korozji.
Trzecią grupę produktów korozji omawianego metalu stanowią związki chlo-
ru z miedzią. Z nich to właśnie wywodzi swój rodowód trąd brązu. Początkowo w
obecności jonów chloru powstaje chlorek miedzi(I) CuCl o barwie szarobrunatnej.
Pod wpływem wilgoci i tlenu, który może pochodzić z powietrza, jak też i tlenku mie-
dzi(II), powstają dwa chlorki - miedzi(I) CuCl oraz zasadowy chlorek miedzi (II) CuCl2
• 3Cu(OH)2. Chlorek zasadowy o barwie zielonej nie jest specjalnie groźny. Nato-
miast chlorek obojętny, też o barwie zielonej, dobrze rozpuszczalny w wodzie, łatwo
rozkłada się na tlenek miedzi(II) CuO oraz kwas solny HCl:

CuCl2 + H2O Æ 2HCL + CuO

18
Kwas solny atakuje z kolei metaliczną miedź, powstaje więc chlorek miedzi(I)
CuCl i cały cykl się powtarza. W rezultacie niewielka ilość chlorków wywołuje groźną
w następstwach, bo podlegającą lawinowej autokatalizie korozję, zwaną trądem brą-
zu. [rysunek powyżej]
Jakie wobec tego płyną wskazówki praktyczne dla kolekcjonerów przedmiotów
z miedzi i jej stopów? W praktyce się wystrzegać i energicznie zwalczać jedynie ko-
rozję chlorkową, czyli właśnie ów trąd brązu.

19
Wykrywanie trądu brązu

Podstawowym zadaniem jest więc stwierdzenie, czy dany przedmiot zawiera,


czy też nie zawiera, produkty korozji chlorkowej. W tym celu badany przedmiot za-
mykamy w szczelnym naczyniu razem z otwartym pojemnikiem napełnionym wodą.
Zależy nam na wytworzeniu w naczyniu atmosfery nasyconej parą wodną. Jeżeli po
24 godzinach na badanym przedmiocie nie pojawią się zielone plamki bądź naloty
charakterystyczne i dla obojętnego, i dla zasadowego chlorku miedziowego, możemy
uznać, że produktami korozji jest tylko patyna szlachetna, nie zawierająca chlorków.
Gdy stwierdzimy brak chlorków, przedmiot pokryty patyną szlachetną dokładnie su-
szymy w temperaturze 80-90°C, po czym pokrywamy go warstewką ochronną lakieru
lub roztworu wosku, o czym będziemy dalej mówili obszerniej.
Nie załamujmy jednak rąk, gdy wynik badania zawartości chlorków będzie po-
zytywny, czyli gdy przedmiot pokryją zielone plamy. Jeżeli proces korozji chlorkowej
nie zaszedł bardzo daleko, przedmiot jest jeszcze do uratowania. Kuracja będzie po-
legała na elektrochemicznym lub chemicznym wy-kryciu i wiązaniu jonów chloru, za-
wartych w produktach koce miedzi.
Powiedzmy, że decydujemy się na długotrwałą elektrolizę w destylowanej wo-
dzie. Rurowany przedmiot miedziany stanowi. katodę, anodą jest blaszka ołowiana o
powierzchni równej przedmiotowi. Nalewamy do naczynia szklanego czystą wodę i
włączamy prąd stały, regulując go tak, aby napięcie pomiędzy elektrodami wynosiło
2-3 V. Odległość katody od anody powinna się zawierać w przedziale 5-15 cm. Pod
wpływem elektrolizy aniony chlorkowe Cl- opuszczają czyszczony przedmiot, prze-
chodzą do ołowianej anody i tam ze stają związane w bardzo trudno rozpuszczalny
chlorek ołowiu(II) PbCl2. Elektrolityczna „kuracja" wyrobów z brąz trwa 3-4 doby.
Z kolei chemiczna metoda usuwania chlorków polega n umieszczeniu na 8-10 dni
ratowanego przedmiotu w naczyniu napełnionym 5% wodnym roztworem kwaśnego
węglanu sodu NaHCO3, czyli tzw. sody oczyszczonej. W wyniku reakcji chlorku mie-
dziowego z sodą powstaje bardzo trudno rozpuszczalny węglan miedzi(II), a jony
chlorkowe wiążą się z kationami sodu i przechodzą do roztworu. Opisany proces za-
chodzi powoli, dlatego kuracja ta musi trwać tyle dni. Po każdym z obu wymienionych
procesów usuwania chlorków konserwowany przedmiot płucze się dokładnie w wo-
dzie destylowanej, gotuje w wodzie destylowanej przez 30 minut4, suszy i poddaje
konserwacji.

Jeszcze inna, niestety, bardzo kosztowna kuracja polega na przykładaniu do


„chorych” miejsc wyrobów z brązu kompresu ze sproszkowanego srebra lub tlenku
srebra. Zarówno proszkowane metaliczne srebro, jak też i tlenek srebra są chemicz-
nie bardzo aktywne, a więc łatwo, zwłaszcza w obecności wody, reagują ze związ-
kami chloru. W naszym konkretnym przypadku rozpuszczalne w wodzie chlorki mie-
dzi, reagując ze srebrem lub tlenkiem srebra, przechodzą w metaliczną miedź i nie-
rozpuszczalny biały chlorek srebra. Ten rodzaj czyszczenia, z uwagi na koszt od-
czynnika, można zastosować oczywiście tylko wtedy, gdy stwierdzimy, iż trąd brązu
występuje lokalnie.
Opisane dotychczas metody walki z chlorkami dotyczyły przypadków prostych,
łagodnych. Niestety, musimy się również liczyć z tym, że przedmiot z brązu, badany
w atmosferze nasyconej pary wodnej, pokryją w całości zielone naloty. W takich
przypadkach mamy do czynienia ze „stanem ciężkim” musimy zastosować mocniej-

4
Z uwagi na zawartość chloru w zabiegach tych nie wolno stosować wody z sieci wodociągowej

20
sze środki, którymi są silne reduktory: cyna, cynk, aluminium. Tym razem przedmiot z
brązu, oczyszczony wstępnie z brudu, tłuszczu i kurzu, pokrywany gorącym wodnym
10% roztworem żelatyny.

Gdy po około godzinie roztwór stężeje i utworzy na przedmiocie skrzepłą warstewkę,


cały przedmiot owijamy folią cynową. Następnie okładamy przedmiot z obu stron
blaszkami cynkowymi lub aluminiowymi, całość owijamy ściśle żyłką stylonową. i
umieszczamy w naczyniu o dużej wilgotności. Pod wpływem działania wilgoci tworzą
się dziesiątki tysięcy mikroogniw lokalnych. Powstają one pomiędzy czyszczonym
przedmiotem a folią cynową. W wyniku działania takich ogniw lokalnych na przed-
miocie zachodzą procesy redukcji. Dzięki temu usunięte zostają z patyny jony chlor-
kowe Cl które następnie wiążą się w chlorek glinu lub cynku.
Niezależnie od metody, jaką usuwaliśmy chlorki, tak uratowany przedmiot płu-
czemy, a następnie gotujemy dwukrotnie po 30 minut w wodzie destylowanej, do-
kładnie suszymy i konserwujemy.

O czystej miedzi

A teraz zupełnie inny problem „miedziany".


Jeżeli staniemy się posiadaczami miedzianego na przykład garnka czy patelni, to
możemy, a nawet powinniśmy, oczyścić je do metalicznego połysku. W tym przypad-
ku, jak już wiemy, decyduje charakter przedmiotu. Po prostu czyszcząc garnek przy-

21
wracamy mu dawny, właściwy wygląd. Przecież w czasach gdy był on używany na co
dzień, na pewno lśnił czystością. Oczywiście i tym razem do czyszczenia nie wolno
stosować środków o działaniu ostrym, brutalnym. Wszelkiej naloty korozyjne musimy
usuwać z miedzi przez szczotkowa-nie. Do czyszczenia wyrobów miedzianych ra-
dzimy stosować miękkie szczotki mosiężne, najlepiej okrągłe, osadzone na wałku
silnika elektrycznego. Gdy przedmiot miedziany jest mały i delikatny, na przykład
broszka czy spinka, wtedy trzeba stosować metody chemiczne, a więc trawienie.
Polecamy trzy roztwory do trawienia eksponatów miedzianych:

• 10% wodny roztwór kwasu mrówkowego lub cytrynowego,


• 10% wodny roztwór winianu sodowo-potasowego z dodatkiem 3 cm3 wody
utlenionej na 100 cm3 roztworu,
• 10% wodny roztwór sześciometafosforanu sodu.

Pierwsza kąpiel jest najaktywniejsza, więc najszybciej roztwarza wszelkie produkty


korozji miedzi.
Roztwór drugi, winian potasowo-sodowy z dodatkiem wody utlenionej, jest szczegól-
nie polecany do wyrobów ażurowych i o drobnej subtelnej ornamentacji, a więc roz-
winiętej strukturze powierzchni.
Trzeci roztwór działa najłagodniej, można go więc stosować do czyszczenia wyrobów
szczególnie cennych i delikatnych.
Można by w tym miejscu zadać pytanie o czas działania podanych roztworów
na czyszczone przedmioty. Niestety, nie da się go ściśle określić, ponieważ zależy
on od stopnia skorodowania przedmiotu. Kąpanie może trwać od 5 do 60 minut. Mo-
ment jego zakończenia musimy ustalić sami na podstawie oceny stanu powierzchni.
Oczyszczone przedmioty miedziane konserwujemy poprzez pokrywanie lakierem lub
preparatami olejowymi albo woskowymi.

Utrwalanie połysku

Wiele wyrobów z miedzi i jej stopów, a więc z brązu czy mosiądzu, miało kie-
dyś błyszczące lśniące powierzchnie. Dlatego też takie wyroby użytkowe, jak np. mo-
siężne odważniki, moździerze, brązowe dzwonki, klamki czy miedziane naczynia lub
ozdoby w kolekcji amatora też powinny lśnić i błyszczeć. Niestety, powierzchnia mie-
dzi i jej stopów, nawet najstaranniej wypolerowana mechanicznie czy wybłyszczona
przez trawienie, po pewnym czasie znów ciemnieje i pokrywa się nalotami korozji.
Aby do tego nie dopuścić, to znaczy, aby przedłużyć trwałość uzyskanego z trudem
połysku powierzchni, przedmioty wykonane z miedzi i jej stopów po starannym od-
tłuszczeniu poddajemy procesowi chromianowania. Zabieg ten zwiemy potocznie
pasywacją. Polega on na zanurzeniu wyrobu w roztworze zawierającym związki :
chromu. W wyniku zachodzących reakcji chemicznych na powierzchni metalu po-
wstaje bezbarwna warstewka chromianowa, która dzięki swej chemicznej bierności,
czyli właśnie pasywności, skutecznie chroni metal przed ponownym tworzeniem się
nalotów korozji.

A oto przepisy na typowe kąpiele do chromianowania miedzi i jej stopów:

• kwas azotowy stężony HNO3 20 cm3


• kwas siarkowy stężony H2SO4 80 cm3
• kwas solny stężony HCl 1 cm3

22
• bezwodnik kwasu chromowego CrO3 70 g
• woda do objętości 1 dm3

lub

• dwuchromian sodu Na2Cr2O7 180 g


• siarczan sodu Na2SO4 30 g
• chlorek sodu NaCl 10 g
• kwas siarkowy stężony H2SO4 6 cm3
• woda do objętości 1 dm3

W przypadku drugiego roztworu do kolbki wsypujemy odważoną ilość dwu-


chromianu i wlewamy około 400 cm3 ciepłej wody. Dopiero po całkowitym rozpusz-
czeniu się dwuchromianu wsypujemy dwie następne sole. Następnie dodajemy od-
mierzoną ilość kwasu siarkowego, po czym dolewamy wody do objętości l dm3.
Utrwalenie połysku, a więc właściwa pasywacja powierzchni, polega na zanu-
rzeniu wypolerowanego poprzednio na błyszcząco i dokładnie odtłuszczonego
przedmiotu miedzianego lub ze stopu miedzi w odpowiedniej kąpieli. Temperatura
kąpieli do pasywacji powinna wynosić 10-25°C, czas pasywacji jest bardzo krótki -
zabieg trwa zaledwie 10-15 sekund.
Przedmioty po wyjęciu z kąpieli trzeba natychmiast bardzo starannie spłukać
zimną, a następnie ciepłą wodą. Wysuszone przedmioty szczotkujemy włosianą
szczotką, natartą lekko bezbarwną pastą do obuwia lub parafiną.

A teraz jeszcze trzy inne przepisy na kąpiele, tym razem do równoczesnego


wybłyszczania i chromianowania miedzi oraz jej stopów:

• 1). bezwodnik kwasu chromowego CrO3 150 g



kwas siarkowy stężony H2SO4 90 cm3
• woda do objętości 1 dm3

• 2). bezwodnik kwasu chromowego CrO2 250 g


• siarczan sodu Na2SO4 20 g
• woda do objętości 1 dm3

• 3). dwuchromian sodu Na2Cr2O7 150 g



kwas azotowy stężony HNO3 100 cm3
• kwas octowy lodowaty CH3COOH 140 cm'
• chlorek sodu NaCl 50 g
• woda do objętości 1 dm3

Przedmioty miedziane lub ze stopów miedzi po umyciu i odtłuszczeniu trawi


się w jednej z trzech podanych kąpieli w temperaturze 18-25°C przez 20-30 sekund.
Podane kąpiele usuwają naloty korozji, jednocześnie trawią metal, ale w sposób bar-
dzo łagodny, po czym na jasnej, błyszczącej już powierzchni wytwarzają chromiano-
wą warstwę pasywną.

23
Opiekujemy się srebrem

Metaliczne srebro ma dwóch groźnych wrogów: są nimi związki siarki i chloru.


Pierwsze z nich działają głównie w powietrzu, drugie w wodzie i ziemi. Ciągły rozkład
substancji białkowych dostarcza nieustannie do atmosfery siarkowodór H2S. Również
i nasza działalność, jak spalanie gazu, jazda samochodami, nie mówiąc już o czyn-
nych zakładach chemicznych, wzbogaca atmosferę w siarkowodór i tlenki siarki.
O tym, jak bardzo srebro jest wrażliwe na działanie siarki, możemy się łatwo przeko-
nać kładąc kawałek gumy na świeżo oczyszczoną powierzchnię srebra. Po paru go-
dzinach pojawią się ciemne plamy. Czernieją też srebrne czy srebrzone łyżeczki po
zjedzeniu nimi jajka na miękko.
O czym to świadczy? Zarówno guma, jak i żółtko jajka zawierają siarkę, która
reagując ze srebrem tworzy siarczek srebra Ag2S. Nic dziwnego więc, że po paru
latach przedmioty srebrne pokrywają się ciemnymi nalotami siarczku srebra Ag2S. Z
kolei takie same przedmioty, które leżą długo w ziemi, stykają się z zawartymi w wo-
dach gruntowych roztworami chlorków. Pod wpływem ich działania na srebrze tworzy
się gruba, rogowata warstwa chlorku srebra AgCl. O ile sczerniały puchar, taca czy
lichtarz dadzą się łatwo oczyścić, a przy tym produkty korozji nie zmieniają ich kształ-
tu czy rysunku, o tyle korozja chlorkowa zaciera kontury wyrobu, czyni nieczytelnym
rysunek, zniekształca szczegóły faktur. Barwa produktów korozji chlorkowej jest sza-
robrunatna.
Usunięcie produktów korozji chlorkowej bez naruszenia podłoża jest bardzo
trudne i żmudne. Stosuje się do tego celu moczenie i częste szczotkowanie. Do roz-
miękczenia i częściowego roztwarzania chlorku srebra stosuje się 15% wodny roz-
twór tiosiarczanu amonu (NH4)2S2O3 lub tiomocznika H2NCSNH2. Moczenie i okre-
sowe szczotkowanie prowadzimy tak długo, aż odsłonięte zostanie metaliczne podło-
że.
Inaczej jest natomiast w przypadku przedmiotów srebrnych lub srebrzonych
sczerniałych, pokrytych siarczkami bądź tlenkami srebra. Tu często trzeba postępo-
wać bardzo ostrożnie, aby nie zniszczyć pożądanych efektów dekoracyjnych. Pamię-
tajmy bowiem, że czarna patyna chroni doskonale srebro przed dalszymi atakami
korozji, a poza tym czasem bywa ona wytwarzana celowo. Czerń w zagłębieniach,
reliefach czy na ażurach czyni je bardziej plastycznymi, wydobywa niejako i eksponu-
je samą formę. Przed generalnym natarciem na siarczkową i tlenkową korozję srebra
konieczne jest więc zastanowienie się, czy i w jakim miejscu czarna patyna musi po-
zostać.
Skoro zapadnie decyzja oczyszczenia srebra z ciemnych produktów korozji
siarczkowej i tlenkowej, zaprzęgamy do pracy metody chemiczne, elektrochemiczne
albo mechaniczne.
Z metod chemicznych skutecznie usuwających ciemne naloty ze srebra pole-
cić możemy kąpiel w 5% wodnym roztworze amoniaku NH3 aq. A w przypadku, gdy
przedmiot srebrny pokrywa bardzo gruba, ciemna warstewka, a jednocześnie przed-
miot jest silnie profilowany lub ażurowy, co uniemożliwia stosowanie metody mecha-
nicznej, godna polecenia jest metoda elektrochemiczna.
W tym celu oczyszczony i odtłuszczony przedmiot, to jest dokładnie przemyty
benzyną ekstrakcyjną lub acetonem, łączymy drutem z blachą aluminiową i całość
zanurzamy w roztworze zawierającym w 1 dm3 wody:
• 30 g wodorotlenku sodu NaOH
• 30 g węglanu sodu Na2CO3

24
Wskutek zachodzących reakcji elektrochemicznych czarne naloty ulegają roz-
tworzeniu. Kąpiel przedmiotu połączonego z blachą aluminiową trwa tak długo, aż
zginą ostatnie ciemne plamy.
Oczyszczony już przedmiot płucze się dokładnie wodą, suszy i na końcu konserwuje.
Ciemne naloty na srebrze usuwamy też chemicznie 20% roztworem tiomocznika z
dodatkiem amoniaku. W celu sporządzenia takiego roztworu 20 g tiomocznika
H2NCSNH2 rozpuszczamy w 90 cm3 wody, dodajemy około l cm3 amoniaku NH3aq.
Następnie w roztworze o temperaturze pokojowej zanurzamy srebrne przedmioty.
Jeżeli czyszczone przedmioty są duże, np. taca, wtedy sporządzonym roztworem
nasycamy miękki gałganek koniecznie lniany lub bawełniany i pocieramy nim
czyszczone powierzchnie.
Z kolei do mechanicznego czyszczenia sczerniałego srebra godna polecenia
jest papka otrzymana przez zarobienie amoniakiem miałkiej, przesianej kredy. Do
papki tej dodajemy parę kropel detergentu, np. płynu Ludwik. Nałożoną na flanelę
papką czyścimy wyroby srebrne. Metoda ta jest prosta i skuteczna, a jednocześnie
srebro zostaje mechanicznie wypolerowane.
Oczyszczone wyroby srebrne w celu zabezpieczenia ich przed czernieniem poddaje
się, podobnie jak miedziane, zabiegowi pasywacji. Polega ona na wytworzeniu na
powierzchni srebra bardzo cienkiej, niewidocznej, lecz chemicznie odpornej, pasyw-
nej warstewki chromianowej. W tym celu czyste i odtłuszczone acetonem wyroby
srebrne zanurza się na 10-15 sekund w roztworze wodnym o składzie:

• 5 g dwuchromianu sodu Na2Cr20 lub


• potasu K2Cr207 w l dm3 wody
albo

• 0, 5 g trójtlenku chromu (bezwodnik kwasu chromowego) CrO3 w 1 dm3


wody.
Później przedmiot płucze się dokładnie wodą i suszy.

25
Opisane zabiegi odnoszą się przede wszystkim do czystego metalicznego srebra.
Tymczasem przeważnie mamy do czynienia z różnymi stopami srebra, głównie ze
stopem srebro--miedź, czyli Ag-Cu. Odporność korozyjna takich stopów jest o wiele
mniejsza od odporności korozyjnej czystego srebra. Na szczęście jest na to stosun-
kowo prosta rada. Oto przedmioty wykonane ze stopu Ag-Cu gotujemy przez 10 mi-
nut w
• 5% roztworze kwasu siarkowego H2S04 lub
• 6% wodnym roztworze azotanu potasu (saletry) KNO3.

Oba te rozwory powodują selektywne powierzchniowe roztwarzanie


miedzi bez naruszania srebra. Tak wytrawione przedmioty ze stopów Ag-Cu stają się
jaśniejsze i bardziej odporne na korozje, zwłaszcza po dodatkowo przeprowadzonej
wyżej opisanej pasywacji w roztworach chromianowych.
Dodajmy, że po wielu latach przedmioty wykonane ze stopów Ag-Cu, zwłaszcza te
przechowywane w ziemi, stają się kruche. Dlatego jeżeli znajdziemy na przykład po-
gięty świecznik srebrny czy też zgiętą łyżeczkę, to stanowczo nie radzimy ich od razu
prostować, bo bardzo łatwo może nastąpić pęknięcie. Przedmioty takie trzeba do-
kładnie oczyścić z produktów korozji, wygrzać w temperaturze 450°C przez 20 minut,
powoli ostudzić i dopiero przystąpić do prostowania. Wstępne oczyszczenie z pro-
duktów korozji jest konieczne, ponieważ podczas wygrzewania może dojść do sto-
pienia się produktów korozji, jak np. AgCl lub CuCl, i ich nieodwracalnego wtopienia
się w srebro. Wygrzewanie w temperaturze 450°C usuwa naprężenia w stopie, czyni
go bardziej plastycznym i miękkim.

Parę słów o złocie

Złoto jest tak odporne na korozję, że nie wchodzi w zakres naszych zaintere-
sowań, czyli teoretycznie nie powinniśmy się nim zajmować. W życiu jednak różnie
bywa i w praktyce spotkamy się z wyrobami wykonanymi nie z czystego złota, lecz
jego stopu z miedzią i srebrem, w których to stopach zawartość złota wynosi nieraz
zaledwie 30%. Oczywiste jest, że takie stopy to nie czyste złoto, a więc daleko im do
jego odporności korozyjnej. Wyroby z takiego stopu po dłuższym czasie przebywania
w atmosferze, zawierającej związki siarki, chloru czy gazy spalinowe, stopniowo
ciemnieją, a nawet pokrywają się delikatnym nalotem. Gdybyśmy nalot taki obejrzeli
przez silne szkło powiększające, zobaczylibyśmy nie ciągłą warstewkę, lecz liczne
luźne kępki. Dowodzi to niejednorodności stopu, bo miejsca zawierające więcej sre-
bra, a zwłaszcza więcej miedzi, ulegają łatwiej i szybciej korozji.
Aby takie przedmioty oczyścić, odtłuszczamy je dokładnie acetonem, po czym
zanurzamy w ciepłym 1% kwasie azotowym HNO3. Roztwór ten roztwarza jedynie
produkty korozji składników stopu złota, nie naruszając oczywiście samego złota.
Najtrudniejsze do czyszczenia są złocone przedmioty ze srebra, miedzi lub stopów
miedzi, takich jak brąz lub mosiądz. Tu trzeba postępować bardzo ostrożnie, bo za-
stosowanie środków silnie agresywnych może łatwo doprowadzić do zniszczenia zło-
tej powłoki. Oczywiście środki takie, jak kwas azotowy, solny czy siarkowy, złota nie
roztwarzają. Ale pamiętajmy, że złota powłoka, zwłaszcza na wyrobach starych, jest
cienka i bardzo silnie porowata. Kwasy wnikają przez pory i rozpoczyna się szybkie
podpowłokowe roztwarzanie metalu podłoża, co powoduje odwarstwianie się i złu-
szczanie samej powłoki złota. Dlatego w celu oczyszczenia złoconego przedmiotu, a
więc usunięcia produktów korozji metalu podłoża, które poprzez pory wydobyły się na

26
zewnątrz, możemy stosować środki roztwarzające wyłącznie produkty korozji metalu
podłoża, bez naruszania metalu samego podłoża. W przypadku więc złoconego
przedmiotu srebrnego produkty korozji srebra usuwamy roztworem tiomocznika, a w
przypadku złoconej miedzi i stopów miedzi stosujemy rozcieńczony 2-3% amoniak
NH3aq.

O miękkiej cynie i zarazie cynowej

Chociaż cyna jest jednym z najdawniej znanych metali, a od wieków wykony-


wano z niej naczynia i różne ozdoby, to jednak do naszych czasów przechowały się
zaledwie nieliczne cynowe przedmioty.

Warto zatem parę zdań poświęcić cynie, jej odmianom i niezwykłym właściwościom.
Żaden bowiem z jej krewnych, czyli innych pierwiastków metalicznych, nie potrafi tak
JAK ona być już nie tylko dwulicowym, lecz nawet i trójlicowym.
Tak, to nie żadna omyłka ani przesada. Metaliczna cyna może występować aż w
trzech różniących się między sobą postaciach, zwanych odmianami alotropowymi. Te
alotropowe odmiany cyny oznaczone są literami greckimi: α (alfa), ß (beta) oraz γ
(gamma).
Najbardziej znana jest cyna odmiany ß. Jest to miękki i ciągliwy metal o srebrzystym
połysku. Jego ciężar właściwy wynosi 7, 29 g/cm3, a temperatura topienia 231, 8°C.
Cyna odmiany ß zbudowana jest z tetragonalnych kryształów. Gdy laskę lub pręt ta-
kiej cyny zginamy, słychać wyraźny chrzęst, trzeszczenie. Odgłos ten, zwany „krzy-
kiem cyny", powstaje w wyniku wzajemnego tarcia tetragonalnych metalicznych
kryształów. Od wieków zginanie laski cynowej stanowi próbę jej czystości. Charakte-
rystyczny „krzyk cyny" wydaje jedynie metal czysty. Natomiast cyna stopiona z oło-
wiem jest podczas tej próby „głucha", czyli przez zginanie laski możemy od razu
stwierdzić, czy mamy do czynienia z czystą cyną, czy też z jej stopem z ołowiem.
Cyna odmiany ß jest miękka i bardzo ciągliwa, daje się łatwo rozwalcowywać na bar-
dzo cienkie folie, nawet grubości 15 mikrometrów. Folie takie, zwane staniolem, do
czasu rozpowszechnienia folii aluminiowych, królowały jako opakowania, zwłaszcza
w przemyśle spożywczym, jak również jako tuby do past. Gdy cyna odmiany β zo-
stanie ogrzana do 162°C, wtedy przechodzi w odmianę γ, którą stanowią rombo-
idalne kryształy. Zmiana struktury krystalicznej wpływa też i na zmianę właściwości fi-
zycznych.
Cyna odmiany γ ma postać kruchej, rozpadającej się, masy. Jej ciężar właściwy
spada do 6.54, a za to temperatura topienia podnosi się do 238,8°C. Zanika też
dawna plastyczność na rzecz znacznej kruchości. I te właśnie cechy od wieków już
były wykorzystywane przy tzw. pobielaniu naczyń miedzianych. Wnętrza naczyń
miedzianych, służących do przechowywania czy też przygotowywania produktów
spożywczych, powlekane są od środka warstewką cyny. W tym celu oczyszczone
naczynie miedziane ogrzewa się do temperatury około 300°C i natychmiast do jego
wnętrza wrzuca rozdrobnioną cynę wymieszaną z chlorkiem amonu HN4C1, po czym
energicznie pociera ścianki zwitkiem pakuł konopnych. Rozdrobniona cyna w tempe-
raturze około 300°C łatwo się topi, a sublimujący chlorek amonu oczyszcza po-
wierzchnię miedzi i ułatwia pokrycie jej cyną. Właśnie do celów pobielania naczyń
miedzianych kotlarze już od wieków stosowali cynę odmiany y. Otrzymywano ją łatwo
przez mechaniczne rozdrabnianie ogrzanej do temperatury 162°C cyny β.

27
Ale to jeszcze nie wszystko. Oto odmiana β w temperaturze poniżej 13, 2°C
zaczyna przechodzić w odmianę α. Cyna ta to szary proszek utworzony z subkrysz-
tałków o budowie regularnej. Ciężar właściwy cyny α wynosi tylko 5,75 g/cm3. ponie-
waż ciężar właściwy cyny β wynosi 7,29 jej przejście w odmianę α o ciężarze 5.75
związane jest ze znacznym powiększeniem objętości.
W zakresie temperatur 13,2 - 0°C przemiana białej, błyszczącej, metalicznej cyny β
w szary proszek przebiega bardzo powoli. Jednak obniżenie temperatury do - 48°C
tak przyśpiesza przemianę cyny β w α, że już w ciągu zaledwie kilkunastu godzin
przedmiot cynowy może cały ulec rozpadowi. Zjawisko rozsypywania się w proszek
wyrobów cynowych w niskich temperaturach, zwane „zarazą cynową", było już znane
od dawna.
Bliższe badania tego ciekawego i do dnia dzisiejszego niecałkowicie wyjaśnionego
zjawiska przyniosły nowe spostrzeżenia. A więc odkryto, iż skład stopu cyny, z które-
go jest wykonany przedmiot, jak też i temperatura otoczenia odgrywa-ją tu decydują-
cą rolę. I tak przechodzeniu odmiany β w α za-pobiegają już niemal śladowe dodatki
takich metali, jak As, Ge. In, Pb, Sb, Bi. Przechodzenie odmiany cyny β w α przy-
śpieszają nawet śladowe dodatki takich metali, jak Al, Co, Mg, Mn, Zn. Następnie
doświadczalnie stwierdzono możliwość indukowania czy też przenoszenia „zarazy
cynowej" na zdrowe wyroby już przez samo pocieranie odmiany cyny β odmianą α.
Oczywiście musi się to odbywać w temperaturze poniżej 13, 2°C, a sam wyrób cy-
nowy nie może zawierać wymienionych dodatków metalicznych zapobiegających
prze mianie cyny β w α. Co ciekawsze, już samo zetknięcie się w niskich temperatu-
rach cyny β z takimi związkami, jak tellurek kadmu CdTe czy antymonek indu InSb
powoduje powstawanie odmiany α. Przechodzenie w niskich temperaturach cyny β w
cynę α, czyli właśnie owa "zaraza cynowa", zwana też dżumą cynową, była jednym z
powodów zniszczenia tak dawniej popularnych wyrobów cynowych.
Drugą równie ważną przyczyną są same właściwości fizyczne cyny. Jest ona,
jak już wiemy, miękka i niskotopliwa Nic więc dziwnego, że na przestrzeni wieków
liczne naczynia, zastawy stołowej, świeczniki i inne wyroby cynowe poprostu wielo-
krotnie przetapiano.
Wielkie spustoszenie w kolekcjach wyrobów cynowych poczyniła I wojna światowa.
Niemcy odcięci blokadą angielską od importu surowców już w drugim roku wojny od-
czuwali wielki deficyt metali kolorowych, a zwłaszcza cyny. Wtedy to w sposób bar-
barzyński rekwirowano i przetapiano m.in. brązowe dzwony, posągi, jak też i liczne
wyroby z cyny.
Przejdźmy jednak do przedmiotów cynowych, które szczęśliwie trafiły do ko-
lekcji amatorskiej. Póki „zaraza cynowa" nie zapuka do drzwi naszego „muzeum", to
najprostszym, a zarazem najskuteczniejszym i jedynym środkiem zaradczo-
profilaktycznym jest umieszczenie eksponatów cynowych w pomieszczeniu, w którym
temperatura nigdy nie spada poniżej 15°. Najprawdopodobniej właśnie dlatego na-
czynia cynowe, misy, dzbany, kubki, talerze, wieszano dawniej z zasady wysoko na
ścianach w kuchniach, a więc tam, gdzie jest najcieplej. Chyba dzięki temu niektóre
przedmioty i nowe ocalały do dnia dzisiejszego.
Klasyczne postacie korozji cyny to tlenki. W atmosferze wilgoci i przy dostępie tlenu
cyna powoli pokrywa się szarym nalotem tlenku cyny(II) SnO. O ile szary nalot SnO
jesf nieszkodliwy, o tyle pojawienie się na cynowym naczyniu białych wykwitów tlen-
ku cyny(IV) SnO2 sygnalizuje już poważne niebezpieczeństwo. Dzieje się tu podob-
nie jak z trądem brązu. Raz powstałe białe wykwity tlenku cynowego stają się zarod-
nikami „choroby", która stopniowo niszczył cały przedmiot cynowy. Zaatakowane bia-
łym nalotem wyroby cynowe trzeba więc koniecznie od razu poddać czyszczeniu

28
chemicznemu lub elektrolitycznemu w roztworach wodorotlenków. Procesy te prowa-
dzą do roztworzenia i usunięcia tlenków bez naruszania czystego metalu podłoża.
Zaatakowany białymi wykwitami przedmiot cynowy myjemy dokładnie ciepłą wodą,
szczotką i mydłem, i zanurzamy na 2-3 godziny do wodnego 5% roztworu kwasu sol-
nego HCl. Kwas ma roztwarzać tylko produkty korozji cyny.
Inny sposób usuwania białych produktów korozji, łącznie z likwidacją ich
„gniazd wylęgu”, to elektroliza w 5% roztworze wodorotlenku sodu NaOH. Czyszczo-
ny przedmiot cynowy zawieszamy jako katodę, zaś anodą jest stalowa blaszka w
kształcie walca otaczająca, lecz nie dotykająca przedmiotu. Stosujemy gęstość prądu
0,3-0,5 A/dm2 i czas elektrolizy 1-2 godziny.
Oczyszczone z produktów korozji przedmioty cynowe płucze się bardzo dokładnie
wodą, gotuje w wodzie destylowanej, suszy i poddaje odpowiedniej konserwacji.

Potępiony ołów

Przez wiele wieków ołów służył do wyrobu kuł i śrutu myśliwskiego, ale rów-
nież do produkcji różnych artykułów technicznych. Z ołowiu więc odlewane były cię-
żarki, obciążniki, zaś z blachy ołowianej zwijano rury. Rury takie, bardzo łatwe w
montażu, stosowano setki, a nawet tysiące lat temu w instalacjach wodociągowych. Z
chwilą jednak, gdy wodę zaczęto chlorować, a ilość zawartych w niej zanieczyszczeń
poważnie wzrosła, okazało się, że nierozpuszczalne w wodzie czystej rury ołowiane
zaczynają reagować z chlorem i innymi związkami zawartymi w wodzie. Ponieważ
wszelkie rozpuszczalne sole ołowiu są bardzo silnymi truciznami, w większości kra-
jów ukazały się zarządzenia nie dopuszczające używania rur ołowianych do instalacji
wodnych. W Polsce przepisy dotyczące instalacji wodociągowych zabraniają nawet
stosowania zarabianej pokostem minii ołowianej do nasycania pakuł, stanowiących
uszczelnienia złącz rur wodociągowych.
W normalnych warunkach atmosferycznych ołów pokrywa się szarym nalotem
tlenku PbO2, Gdy wilgotność powietrza jest duża, na powierzchni ołowiu tworzy się
zwarta warstewka węglanów. Oba typy produktów korozji chronią metal przed dal-
szym zniszczeniem. Skoro jednak ołów znajdzie się w atmosferze miejskiej czy
przemysłowej, bogatej w produkty kwaśne, wtedy powstaje szkodliwy zasadowy wę-
glan ołowiawy w postaci białego proszku, który nie chroni już metalu podłoża. Zaata-
kowane w ten sposób wyroby ołowiane trzeba koniecznie oczyścić, aby powstrzymać
dalsze żniwo korozji. Po wstępnym umyciu przedmiotów ołowianych szczoteczką i
mydłem w gorącej wodzie, zanurzamy je do 6% roztworu kwasu solnego HCl. Nastą-
pi wtedy gwałtowna reakcja roztwarzania się węglanu ołowiawego, której towarzyszy
obfite wydzielanie się dwutlenku węgla CO2. Po ustaniu burzliwej reakcji przedmiot
trzymamy w roztworze kwasu solnego jeszcze przez 15 minut, dokładnie płuczemy,
gotujemy w wodzie destylowanej i przenosimy na 2 godziny do 10% wodnego roz-
tworu octanu amonu NH4C2H3O2. Roztwór ten usunie z powierzchni ołowiu nie roz-
puszczony w kwasie dwutlenek ołowiu. Po dwugodzinnej kąpieli przedmiot dokładnie
płuczemy wodą, suszymy i konserwujemy.

Przechowywanie i konserwacja

Po zaznajomieniu się z metodami wykrywania i usuwania produktów korozji


miedzi i jej stopów oraz srebra, cyny i ołowiu zajmiemy się metodami konserwacji i
przechowywania przedmiotów wykonanych z tych metali.
Jak już wielokrotnie podkreślaliśmy, koniecznie trzeba zachować podstawowy

29
warunek: przedmiot metalowy musi być doskonale wypłukany i całkowicie wysuszo-
ny. Dopiero wtedy można go będzie odpowiednio zakonserwować.

Zabezpieczanie wyrobów z miedzi i jej stopów oraz in-


nych metali nieżelaznych

W codziennej praktyce majsterkowiczów i kolekcjonerów często pojawiają się


pytania:
• jak utrwalić połysk uzyskany z tak wielkim trudem na mosiężnym samowrze?
• czym zabezpieczyć przed śniedzieniem miedziane garnki
• co zrobić, aby brązowa statuetka Buddy nie straciła pięknej patyny?

Wydawałoby się, że dziś, w dobie wspaniałego rozkwitu tworzyw sztucznych, a co za


tym idzie również lakierów, nic nie stoi na przeszkodzie, aby eksponat pokryć bez-
barwnym lakierem, lakier utwardzić i w ten sposób eksponat szczelnie zamknąć w
bezbarwnym pancerzu. Niestety, nie jest to najszczęśliwszy pomysł i stanowczo od-
radzamy takie rozwianie. Pamiętajmy, że naczelne dewizy konserwacji to:

• nie szkodzić,
• ile to jest możliwe, nie wprowadzać zmian nieodwracalnych, chyba że jest
to jedyna metoda uratowania przedmiotu.

Załóżmy, że utwardzalnym lakierem pomalowaliśmy brązową statuetkę pokry-


tą piękną szlachetną patyną. Mija kilka lat. Jak wiadomo, nic nie jest wieczne, więc i
powłoka lakierowana uległa z pewnością tu i ówdzie uszkodzeniu, trzeba więc prze-
prowadzić nowy zabieg konserwacyjny. I wtedy zaczyNAJĄ SIĘ kłopoty. Powłoki z do-
brze utwardzonego lakieru nie ruszy żaden rozpuszczalnik. Trzeba więc stosować
brutalne metody w postaci bardzo agresywnych chemicznie preparatów typu Remo-
sol albo wykorzystać płomień palnika gazowego czy benzynowej lampy lutowniczej.
Powlokę lakierową w końcu usuniemy w ten czy innych sposób, ale przy okazji cał-
kowitemu zniszczeniu ulegnie szlachetna patyna. Dlatego do konserwacji wyrobów z
miedzi i stopów miedzi oraz innych metali nieżelaznych należy stosować:
• lakiery rozpuszczalnikowe,
• preparaty olejne,
• preparaty woskowe.

Oprócz właściwości ochronnych podane środki odznaczają się jedną ważną


wspólną cechą: są rozpuszczalne, a więc otrzymana z nich błonka daje się w każdej
chwili łatwo usunąć. Z tego to właśnie powodu do konserwacji przedmiotów metalo-
wych nie będziemy stosować pokostów czy olejów schnących, bo wytwarzana z nich
błonka pod wpływem tlenu silnie się utwardza i raz na zawsze zatraca rozpuszczal-
ność. Poza tym ogranicza to możliwość manewru niedoświadczonemu zbieraczowi,
który może z czasem zmienić zdanie co do sposobu oczyszczenia i zakonserwowa-
nia swego eksponatu. A tego nie wolno lekceważyć. W związku z tym zalecamy sto-
sowanie środków rozpuszczalnych.

Lakiery rozpuszczalnikowe

Lakierem rozpuszczalnikowym nazywamy roztwory żywic naturalnych lub ży-


wic syntetycznych, które tworzą błonę (powłokę) pod wpływem wyparowania roz-

30
puszczalnika.
Doskonale nadają się do celów konserwatorskich:
• politura, czyli roztwór naturalnej żywicy szelaku w denaturacie,
• Capon, czyli bardzo rozcieńczony roztwór syntetycznej żywicy nitrocelulozy
(trójazotan celulozy) w mieszaninie acetonu i estrów.

Oba rodzaje lakierów mogą służyć do konserwacji wyrobów z miedzi i stopów miedzi,
a także cyny i ołowiu, ponieważ w razie potrzeby można je całkowicie usunąć roz-
puszczalnikiem bez naruszenia podłoża. W razie braku Caponu można zastosować
również techniczny lakier nitrocelulozowy, ale koniecznie rozcieńczony rozpuszczal-
nikiem do lakierów Nitro w stosunku 1: 1.
Do konserwacji wyrobów ze srebra nie zaleca się lakieru nitrocelulozowego
ani roztworu szelaku, gdyż zmieniają one naturalną barwę srebra. Srebro pokryte
tymi lakierami staje się nienaturalnie żółte. Do lakierów rozpuszczalnikowych należą
również bezbarwne lakiery olejne. Jednak w ich przypadku mamy do czynienia z in-
nym nieco mechanizmem tworzenia się błony. Otóż oprócz żywicy i rozpuszczalnika
lakiery takie zawierają dodatek tzw. olejów schnących. Po odparowaniu rozpuszczal-
nika w błonce pozostaje żywica i olej schnący. Ten ostatni, podobnie jak na przykład
pokost, łączy się z tlenem z powierza i ulega stwardnieniu.
Powłoki z bezbarwnych lakierów olejnych, na przykład Alkilaku, chronią wprawdzie
dobrze wyroby metalowe, ale ich usuwanie jest kłopotliwe i możliwe dopiero po dłu-
gim działaniu terpentyny lub benzyny. Takie lakiery możemy ostatecznie stosować,
ale musimy pamiętać o konsekwencjach.

Preparaty olejowe

Zadaniem tych preparatów jest zaimpregnowanie warstewek wytworzonych na


miedzi, brązie, mosiądzu, srebrze, cynie ołowiu i chronienie ich przed działaniem
czynników atmosferycznych. Gdy zachodzi potrzeba ponownej konserwacji, war-
stewki olejowe można łatwo usunąć benzyną lub wodą z detergentem.
Pamiętajmy jednak, że do nakładania warstewek olejowych nie wolno stosować ole-
jów schnących, utwardzających się przez działanie tlenu, a więc na przykład oleju
lnianego, sojowego, makowego czy słonecznikowego. Należy tu zastosować olej
kostny, 10% benzenowy roztwór oleiny, olej rycynowy, olej parafinowy, zwany waze-
linowym, albo olej wrzecionowy. Suche i czyste powierzchnie wyrobów naciera się
cienko, ale równomiernie jednym z podanych olejów.

Preparaty woskowe

Preparaty woskowe bardzo dobrze chronią czyste lśniące powierzchnie mie-


dzi, mosiądzu, brązu, cyny czy ołowiu, jak też i wytworzone na tych metalach barwne
warstewki na przykład patyny. Ochronne warstewki preparatów woskowych są łatwe
do usunięcia takimi rozpuszczalnikami, jak benzyna, terpentyna czy ksylen. Wielką
zaletą preparatów woskowych jest możliwość nadania połysku zabezpieczanym po-
wierzchniom.
W skład preparatów woskowych, spotykanych najczęściej pod postacią pasty,
wchodzą:
• wosk roślinny lub owadzi,
• rozpuszczalnik,
• homogenizator.

31
Woski stosowane do sporządzania preparatów dzielimy na twarde i miękkie.
Woski twarde, a wśród nich wosk Karnauba, Kandelille i Montana, dają powłoki bar-
dzo wytrzymałe, chemicznie odporne, a po przepolerowaniu odznaczające się wyso-
kim połyskiem. Natomiast do wosków miękkich zaliczamy przede wszystkim wosk
pszczeli i parafinę. Powłoki utworzone z tych preparatów są miękkie, bez połysku i
nie dają się polerować. Powłoki utworzone z wosków twardych po przepolerowaniu
są gładkie i błyszczące, a tym samym, w przeciwieństwie do powłok z wosków mięk-
kich, w mniejszym stopniu chłoną brud i kurz. Dodatkową zaletą powłok z wosków
twardych jest ich hydrofobowość, czyli niezwilżalność przez wodę, co ma ważny
wpływ na ich trwałość i zdolności ochronne.
Najczęściej stosowanymi rozpuszczalnikami do wosków są: terpentyna
oczyszczona, czyli tzw. olejek terpentynowy, benzyna lakowa lub ksylen. Ich zawar-
tość w preparatach wynosi 50-80%. Z wymienionej trójki rozpuszczalników najmniej
wartościowa jest benzyna lakowa. Podczas wyparowywania benzyny zawarte w niej
woski wydzielają się w postaci drobnokrystalicznej. Z ksylenu, a zwłaszcza terpenty-
ny, woski wydzielają się w postaci koloidalnej, odznaczającej się najlepszymi właści-
wościami ochronnymi. Rolę homogenizatorów, czyli ciał wiążących składniki prepara-
tów woskowych i nadających im jednorodność, spełniają woski ziemne: ozokeryt lub
cerezyna. Dodaje się ich 3-10% w stosunku do ilości użytych wosków zasadniczych.
Wprowadzenie ozokerytu lub cerezyny umożliwia nie tylko ujednorodnienie miesza-
niny wosków i rozpuszczalnika w celu otrzymania pasty, ale zapewnia też później
doskonałe związanie się wosków z podłożem.
Przed podaniem przepisów na preparaty woskowe przypominamy raz jeszcze, że o
połysku przyszłej powłoki decyduje
zawartość wosków twardych.

• 1) wosk Karnauba 5g
• wosk Montana 8g
• parafina 10 g
• ozokeryt lub cerezyna 2g
• rozpuszczalnik 80 cm3

• 2) wosk Karnauba 5g
• wosk pszczeli 5g
• ozokeryt lub cerezyna 1g
• rozpuszczalnik 50 cm3

• 3) wosk Karnauba 6g
• wosk Montana 4g
• wosk pszczeli 8g
• ozokeryt lub cerezyna 11g
• rozpuszczalnik 70 cm3

Preparaty woskowe nanosimy pędzlem lub szmatką na zupełnie suche i czy-


ste przedmioty. Nakładamy je cienką, ale równomierną warstewką. Czynność ta musi
być wykonana w temperaturze co najmniej 15°C przy możliwie niskiej wilgotności

32
powietrza. Po upływie około 2 godzin, gdy rozpuszczalnik całkowicie już wyparuje,
przedmiot szczotkujemy do połysku miękką szczotką włosianą.

Kilka uwag o przechowywaniu

Wiemy już, jak w domowych warunkach czyścić i konserwować eksponaty wy-


konane z różnych metali. Pora więc na zakończenie tego rozdziału poświęcić trochę
uwagi sposobom przechowywania eksponatów, bo, jak zaraz się przekonamy, tu
również kryje się wiele niebezpieczeństw czyhających na zbiory. Inaczej mówiąc,
niewłaściwe przechowywanie eksponatów może doprowadzić do silnej korozji. Oto
przykład. Pewien niedoświadczony hobbista zaspawał wyczyszczone do połysku
monety srebrne, aby uchronić przed zetknięciem się z zawartym w powietrzu siarko-
wodorem, w przezroczyste woreczki ze sztucznego tworzywa. Ja każ była rozpacz
zbieracza, gdy po paru miesiącach stwierdził, że monety pokrywa gruba warstwa
szarobrunatnego na-lotu. Winowajcą okazała się użyta folia z polichlorku winylu.
Oprócz chloru zawiera ona różne plastyfikatory i napełniacze, które reagują ze sre-
brem. Dlatego srebrne eksponaty zaspawać można tylko w woreczki z obojętnego
chemicznie polietylenu.
Z kolei guma i ebonit zawierają siarkę, która w temperaturze pokojowej już po
paru dniach powoduje wyraźne ciemnienie srebra, czyli korozję siarkową. Przedmio-
tów srebrnych nie wolno zatem stawiać, kłaść, czy nawet opierać na gumie, ebonicie
oraz twardym i miękkim polichlorku winylu
Pamiętajmy również, że półki, szafy czy gabloty wykonane z płyt paździerzo-
wych i wiórowych też nie powinny się stykać z metalowymi eksponatami. Powód jest
bardzo prosty: z płyt wiórowych i paździerzowych wydzielają się lotne produkty o od-
czynie kwaśnym, wywołującym bardzo szybką korozję metali. Również i sam rodzaj
lakieru, którym jest pomalowana drewniana półka, na której z kolei stoją metalowe
eksponaty, też może mieć szkodliwy wpływ. Z powłok lakierów chemoutwardzalnych
do drewna, na przykład Chemosilu lub Chematosilu, podobnie jak z płyt wiórowych
długo wydzielają się lotne produkty o odczynie silnie kwaśnym.
Zadaniem kolekcjonera jest nie tylko odpowiednie oczyszczenie i zakonserwowanie
metalowych eksponatów, ale przede wszystkim możliwie jak najdokładniejsze odizo-
lowanie ich od szkodliwych czynników.
Powracając do srebra, to przecież nie każdy eksponat da się tak jak monety
zaspawać i nie każdemu kolekcjonerowi taki sposób odpowiada. Podstawowym wa-
runkiem zachowania zbiorów w dobrym stanie jest suchość pomieszczenia, w którym
się znajduje. Najlepsze nawet środki nie pomogą, jeżeli nasze zbiory umieścimy w
kuchni, nie ogrzanej szopie czy pralni. Stała wysoka wilgotność powietrza na pewno
pobudzi do aktywności raz już pokonaną korozję.
Reasumując przypominamy, że przedmiot przeznaczony do konserwacji musi
być bardzo, ale to bardzo starannie wypłukany po zabiegach odrdzewiających i póź-
niej doskonale wysuszony. W czasie przechowywania już zakonserwowanych
przedmiotów pamiętajmy o szkodliwym działaniu na metale wcześniej wymienionych
tworzyw sztucznych, niektórych materiałów drewnopochodnych i pewnych la-
kierów.
Ponieważ zawsze możemy coś przeoczyć, nie docenić któregoś z wrogów na-
szych zbiorów, a przy tym powietrze w na-szych mieszkaniach, szczególnie miej-
skich, też ma wiele zanieczyszczeń, jako zasadę trzeba przyjąć, że wszelkie ekspo-
naty metalowe, nawet te najstaranniej zakonserwowane,trzeba okresowo przeglądać
i w razie potrzeby ponawiać zabiegi zabezpieczające.

33
Na zakończenie warto dodać jeszcze jedną radę praktyczną, dotyczącą prze-
chowywania naszych zbiorów. Stanowczo odradzamy zawieszania ich na ścianach
blisko pieców lub grzejników, a zwłaszcza nad nimi. Znane są przecież wszystkim
ciemne smugi powstałe np. na ścianach nad grzejnikami. Wskutek naturalnego ruchu
powietrza wokół źródeł ciepła w tych właśnie okolicach gromadzą się największe ilo-
ści kurzu.

34
4. JAK MOŻNA NADAĆ METALOM ODPOWIEDNI WYGLĄD?

Ponieważ książka poświęcona jest tylko chemii na usługach kolekcjonera ama-


tora, nie będzie tu wyjaśnień, jak dorobić brakujące elementy naszych skarbów.
Znajdą się natomiast wskazówki związane z obróbką powierzchniową metalu, z któ-
rego wykonana została brakująca część. Powiemy więc o tym, jak czernić żelazo i
stal oraz jak barwić miedź, mosiądz i brąz na przeróżne kolory i jak odtworzyć patynę
szlachetną, jeżeli zmuszeni byliśmy do jej usunięcia, a także jak uzyskać patynę
szlachetną na przedmiocie, na którym jej w ogóle nie było.
Zawarte tu wskazówki mogą posłużyć zarówno w stosunku do elementów dora-
bianych, jak również do nie uszkodzonych eksponatów, przedmiotów naszej kolekcji.

Czernienie żelaza i stali

Oksydowane na granatowo lufy pistoletów i dawnej broni myśliwskiej, czarne


elementy aparatury pomiarowej czy op-tycznej oraz różne artystyczne wyroby stalo-
we, jak kraty, popielniczki, sprzęt kominkowy, okucia wykonane z żeliwa lub stali,
odznaczają się niejednokrotnie pięknym czarnym wyglądem. Często zachodzi po-
trzeba dorobienia jakiegoś brakującego elementu i nadania mu potem odpowiedniej
barwy.
Barwę ciemną, a nawet czarną, nadaje się żeliwu i stali w sposób sztuczny przez
kąpanie w odpowiednich roztworach. Jest to tzw. kolorowanie albo barwienie che-
miczne, polegające na wytworzeniu na powierzchni metalu warstewki tlenków zabar-
wionej na czarno lub granatowo. Warstewka ta spełnia rolę nie tylko dekoracyjną.
Dzięki swej bierności chemicznej, po dodatkowym natłuszczeniu, dość skutecznie
chroni stal przed korozją. Jakość i wygląd warstewki zależy przede wszystkim od
stopnia i staranności przygotowania powierzchni przedmiotu, które polega na szlifo-
waniu, polerowaniu, odtłuszczeniu i trawieniu. Gdy chcemy, by przedmiot po czernie-
niu był błyszczący, nie wolno zapominać o polerowaniu. Przedmioty niepolerowane
po czernieniu będą matowe, co jest zresztą czasem pożądane, np. w elementach
aparatury optycznej.
Najprostszy sposób czernienia stali to tzw. czernienie ogniowe. Oczyszczony
mechanicznie przedmiot ogrzewa się w piecu lub nad palnikiem do temperatury około
200°C i następnie naciera szmatką na patyku umoczoną w oleju roślinnym (np. oleju
jadalnym). Przy takim czernieniu powstaje bardzo duża ilość gryzącego dymu o nie-
przyjemnym zapachu.

O wiele trwalsze czernienie uzyskamy kąpiąc metalowy przedmiot przez 30


minut w roztworze o składzie:
• woda 500 cm3
• wodorotlenek sodu N aOH 400 g
• azotan sodu NaNO2 600 g

Najpierw musimy roztwór ogrzać do temperatury 140°C dopiero wtedy stanie


się płynny, bo w temperaturze pokojowej jest gęsty i krupkowaty. Przygotowane już
przedmioty zawieszone na żelaznym drucie, zanurzamy na 30 minut gorącej kąpieli i
często nimi poruszamy. Aby otrzymać powłoki czarne, błyszczące, o dużej odporno-
ści korozyjne najlepiej zastosować czernienie dwustopniowe.

35
Skład kąpieli I:
• wodorotlenek sodu NaOH 850 g
• azotan potasu KNO3 25 g
• woda do objętości 1 dm3

Kąpiel umieszczoną w żelaznym lub stalowym naczyniu ogrzewamy do tem-


peratury 140°C i zanurzamy w niej na 10 minut czernione stalowe eksponaty czy wy-
roby. W celu pogrubienia i utrwalenia powłoki przedmioty bez płukania przenosimy
do naczynia z kąpielą II.

Skład kąpieli II:


• wodorotlenek sodu NaOH 1100 g
• azotan potasu KNO3 80 g
• woda 950 cm3

Temperatura kąpieli wynosi 155°C, a czas trwania czernienia - 35 minut. Po


skończonym czernieniu w kąpieli II przedmioty starannie płuczemy wodą, suszymy w
trocinach i lekko natłuszczamy oliwą lub wazeliną. Dobrze wykonane dwustopniowe
czernienie nadaje przedmiotom stalowym nie tylko lśniący czarny kolor, ale i zwięk-
sza odporność na korozję.

Czernienie dużych przedmiotów stalowych można wykonać przez nacieranie


odpowiednim roztworem. Aby taki roztwór wykonać, do zlewki odmierzamy:

• 5 cm3 denaturatu
• 2 cm3 kwasu azotowego HNO3
• 7, 5 g chlorku żelaza(III) FeCl3
• 0, 5 g siarczanu miedzi(II) CuSO4 • 5H2O,

po czym związki te wsypujemy do zlewki. Powstałym w ten sposób roztworem nasy-


camy tampon z waty i nacieramy nim dokładnie stalowe przedmioty, po czym przed-
miot musi wyschnąć, a następnie przez 30 minut trzymamy go w parze wodnej. Do-
kładne płukanie w wodzie, suszenie i natłuszczanie to końcowe czynności tego za-
biegu.
Kilka słów poświęcimy jeszcze ogólnym wiadomościom dotyczącym czernie-
nia stali. Chodzi o to, aby w zależności od gatunku stali umieć dobrać najodpowied-
niejszy roztwór i parametry czernienia.

Przygotowanie powierzchni

Przedmioty stalowe, niezbyt zapuszczone i bez produktów korozji na po-


wierzchni, można bezpośrednio oksydować, czyli czernić w stężonych roztworach
alkalicznych. W przypadku bardzo zatłuszczonych przedmiotów stosuje się oczy-
szczanie w rozpuszczalnikach organicznych lub w roztworach alkalicznych i trawienie
w kwasie siarkowym lub solnym z dodatkiem inhibitorów.

Właściwy proces

Kąpiel do chemicznego oksydowania stali to stężony roztwór NaOH z dodat-

36
kiem azotanu lub azotynu sodu. albo obu tych związków łącznie. Typowe składy ką-
pieli podajemy w górnej tablicy na str. 63.
W pozycjach 3 i 4 tablicy Czytelnik znajdzie roztwory do podwójnego oksydowania.
Uzyskuje się wtedy większą grubość powłoki i unika czerwonych nalotów tlenkowych
na powierzchni wyrobu. Temperaturę kąpieli dobieramy według zawartości węgla w
wyrobach stalowych, co ilustruje dolna tablica
Im większa jest zawartość węgla w wyrobach stalowych, tym wyższa musi być tem-
peratura procesu, a więc dłuższy czas czernienia.

Wykończenie

W celu zwiększenia odporności na korozję stalowe przedmioty oksydowane


pokrywa się. dodatkowo olejami lub woskiem. Ponieważ jednak powierzchnia metalu
z nałożoną powłoką tlenkową jest lepiej zwilżalna wodą i wodnymi roztworami elek-
trolitów niż olejem, co może powodować w takich środowiskach przerwanie warstew-
ki olejowej na powierzchni wyrobu, koniecznie trzeba przed wysuszeniem zanurzyć
go w rozcieńczonym wodnym roztworze mydlą. Zabieg ten spowoduje zwiększenie
zwilżalności powierzchni metalu.

L.p. Skład roztworu Warunki procesu


3
składniki w 1dm ilość czas obróbki
temperatura [st. C]
wody [g] [min.]
NaOH 700-800
początkowa 138-140
1 NaNO3 200-250 20-120
końcowa 142-146
NaNO2, 50-70
NaOH 1000-1100 początkowa 145-150
2 60-90
NaNO3 140-150 końcowa 152- 156
NaOH 800-900
3 140-145 5-10
KNO3, 25-50
4 NaOH 1000-1100
150-155 20-30
KNO3, 50-100
NaOH 800-900
5 140-145 5-10
KNO3 25-50
6 NaOH 1300-1500
163-165 20-30
KNO3, 50-100
NaOH 650-700
NaNO3, 30-35
7 136-138 40-60
NaNO2 17-18
NaCl 18-20

37
Temperatura
Zawartość węgla [%] Czas [min.]
roztworu [st. C]
0, 8 135-137 10-30
0, 7-0, 4 138-140 30-50
0, 4-0, 1 142-145 40-60
stale stopowe 142-145 60-90

Brunirowanie

Brunirowanie jest specjalną, najszlachetniejszą odmianą czernienia stali, sto-


sowaną przede wszystkim do wykańczania powierzchni drogich, precyzyjnych
przedmiotów, tak nowych, jak i zabytkowych. W procesie tym, podobnie jak i w po-
przednich, wytwarza się cienka warstewka tlenków, która nadaje przedmiotowi este-
tyczny ciemnoniebieski kolor, a ponadto chroni go przed korozją. Brunirowanie jest
bardzo żmudnym procesem, wymaga dużej staranności i czystego wykonania, ale
daje za to bardzo dobre wyniki. Stosuje się go zwłaszcza przy dorabianiu brakują-
cych elementów dawnej broni.
Bardzo starannie wypolerowany, oczyszczony, dokładnie odtłuszczony i wy-
trawiony przedmiot płuczemy spirytusem denaturowanym, a po wyschnięciu zwilża-
my tamponem umoczonym w następującym roztworze:

• woda 950 cm3


• kwas solny stężony HCl 1, 5 cm3
• chlorek żelaza(III) FeCl3 70 g
• chlorek żelaza(II) FeCl2 10 g
• chlorek rtęci HgCl25 2g

Powinniśmy unikać nabierania zbyt dużej ilości roztworu. Tampon przesuwany


po przedmiocie ma zwilżać go równomiernie. Czerniony przedmiot ciemnieje w
oczach. Po dokładnym zwilżeniu całego przedmiotu suszy się go 5-6 godzin w tem-
peraturze 30-35°C, a następnie przez pół godziny w suszarce lub piekarniku w tem-
peraturze 100-110°C. Kolejnym zabiegiem jest kąpiel przez 30 minut we wrzącym
roztworze taniny, której 10 g rozpuszczamy w 1 dm3 wody. Jeżeli po wyjęciu z kąpieli
taninowej i osuszeniu na powierzchni przedmiotu powstanie nalot, oczyszcza się go
miękką mosiężną szczotką drucianą.
Zabieg zwilżania czernionego przedmiotu roztworem, suszenie i kąpanie w roztworze
taniny powtarzamy 3-5 razy, aż do uzyskania równomiernego, ciemnostalowego ko-
loru.
Uwaga praktyczna: cały czas przedmiotem manipulujemy za pomocą szczypiec (a
nie palcami), aby go nie zatłuścić.
Poczerniony już ostatecznie przedmiot gotujemy 10-15 minut w oleju lnianym i na
tym kończy się proces brunirowania.
Innych kolorów poza granatowym i czarnym sposobami chemicznymi w sposób trwa-
ły na stali uzyskać się nie da. O wiele podatniejsza do barwienia na różne kolory jest
miedź. Dlatego też często, gdy chcemy stalowemu przedmiotowi nadać jakiś inny,

5
Chlorek rtęci jest silną trucizną, a więc trzeba zachować odpowiednią ostrożność.

38
jasny kolor, przedmiot ten najpierw miedziujemy.

Przepis na miedziowanie stali znajdzie Czytelnik w książce Galwanotechnika


domowa (spis literatury podany jest na końcu książki).

Barwienie miedzi

Ponieważ miedź i jej stopy dają się doskonale barwić, z możliwości tych ko-
rzystali szeroko dawni rzemieślnicy. Najróżniejsze stare broszki, zapinki, bransoletki,
klamry i inne ozdoby były barwione na brązowo, turkusowe czy czerwono. Skoro
więc zajdzie konieczność dorobienia jakiegoś brakującego elementu z miedzi, musi-
my umieć nadać mu odpowiednią barwę.
Pamiętajmy, że powierzchniom przedmiotów miedzianych możemy nadać koloryt
rdzawy, zielononiebieski, ciemnoczerwony, fioletowy, mieniący się barwami tęczy,
ciemnobrązowy czy nawet czarny. Niestety, większość z tych barw jest raczej nie-
trwała, bo związki o tym zabarwieniu wytworzone na powierzchni miedzi mają cha-
rakter przejściowy i ulegają różnym przemianom pod wpływem tlenu, wilgoci itp. Ko-
lor otrzymany sztucznie z biegiem czasu ciemnieje. Aby temu zapobiec, to znaczy,
aby utrwalić daną barwę wytworzoną na miedzi, przedmiot pokrywamy lakierem ca-
ponowym. Wyjątek stanowią barwy: czarna, ciemnobrązowa oraz zielononiebieska.
Tak zabarwiona miedź jest bardzo trwała i nie wymaga żadnego zabezpieczenia la-
kierem.

Patynowanie

Jak pamiętamy z poprzedniego rozdziału, zielononiebieski, turkusowy nalot,


doskonale związany z metalem podłoża, wytwarza się na miedzi pod wpływem dzia-
łania czynników atmosferycznych. Stare przedmioty miedziane lub brązowe, a więc
dachy kościołów, posągi czy różne ozdoby, na przykład w muzeach, pokryte są mi-
łym dla oka zielononiebieskim nalotem, zwanym patyną szlachetną.
Jak i z czego ona powstaje? Otóż w powietrzu jest zawsze trochę dwutlenku
węgla i nieco siarkowodoru. W obecności wilgoci atmosferycznej z gazów tych na
powierzchni miedzi i brązu tworzy się niesłychanie cienka warstewka zasadowego
węglanu oraz siarczku miedziowego. Wskutek działania tlenu atmosferycznego siar-
czek miedziowy po wielu latach przechodzi w zasadowy siarczek. Zarówno zasado-
wy siarczan, jak i zasadowy węglan miedziowy powstają bardzo powoli, a dzięki temu
pokrywają one szczelną warstewką powierzchnię danego przedmiotu. Jednocześnie
powolne powstanie tych związków zapewnia tworzenie się specyficznej. drobnokry-
stalicznej ich struktury. Na to jednak, aby w zwykłych warunkach na miedzi czy brą-
zie wytworzyła się naturalna powłoczka szlachetnej patyny, trzeba czekać co naj-
mniej kilkanaście lat. Zdarza się, że z różnych względów zależy nam na szybkim wy-
tworzeniu patyny. Najlepsze wyniki uzyskujemy po przeprowadzeniu następującego
zabiegu.
Przedmioty miedziane lub z brązu, o odpowiednio starannie przygotowanej
powierzchni, to znaczy wytrawione i odtłuszczone, zwilżamy 30-40% roztworem kwa-
su octowego. Następnie umieszczamy je w przestrzeni bogatej w dwutlenek węgla
CO2, a mianowicie zwilżone kwasem octowym przedmioty zawieszamy w szczelnie
zamykanej drewnianej skrzyni lub dużym słoju szklanym, a na jego dnie stawiamy
wcześniej głęboki talerz z kredą polaną obficie kwasem octowym. Pod wpływem

39
działania kwasu octowego na kredę, czyli węglan wapniowy CaCO3, wydzielają się
stosunkowo duże ilości dwutlenku węgla CO2. Kwas octowy i dwutlenek węgla po-
wodują tworzenie się na powierzchni miedzi i brązu zasadowego węglanu miedzio-
wego i octanu miedziowego. Mieszanina tych związków wyglądem swym bardzo
przypomina patynę szlachetną. Przedmioty powinny pozostawać w tej skrzyni lub
słoju przez 3-4 dni. Następnie wyjmujemy je, suszymy i ponownie umieszczamy w
skrzyni, odnowiwszy uprzednio porcję kredy z kwasem octowym. Po trzykrotnym po-
wtórzeniu cyklu na przedmiotach miedzianych i brązowych powstaje wyraźna i trwała
powłoka sztucznej patyny. O wiele szybciej, ale za to z gorszym skutkiem można wy-
tworzyć na miedzi lub brązie sztuczną patynę, zwilżając kilka lub kilkanaście razy
przedmiot roztworem o składzie:

• woda 100 cm 3
• octan miedzi(II) Cu(CH3COO)2 3g
• chlorek amonu (salmiak) NH4Cl 3g
• kwas octowy 80% lodowaty 3 cm3

albo

• woda 100 cm3


• chlorek amonu (salmiak) NH4Cl 1, 5 g
• azotan miedziowy Cu(NO3)2 3g

Za pomocą szmatki albo tamponu z waty roztworami tymi zwilżamy równo-


miernie patynowane przedmioty, starannie unikając nabierania nadmiaru płynu. Po
każdorazowym zwilżeniu przedmiot musi całkowicie wyschnąć i dopiero wtedy moż-
na go zwilżać ponownie. Zabieg powtarzamy 5-6 razy. Jeżeli chcemy, aby patyna
miała zabarwienie turkusowe, a więc bardziej niebieskie, wtedy wykorzystujemy roz-
twór o składzie:

• woda 100 cm3


• węglan amonu (NH4)2CO3 12 g,
• chlorek amonu NH4Cl 4g
• skrobia rozpuszczona w wodzie 0,5 g

W przypadku wytwarzania sztucznej patyny wcześniejsze polerowanie przedmiotu


jest oczywiście niepotrzebne.

Brązowe zabarwienie miedzi o różnych odcieniach otrzymujemy stosując roz-


twór o następującym składzie:

• woda 100 cm3


• siarczan miedzi(II) CuSO4 • 5H2O 15 g
• chloran potasu KClO3 6g
• nadmanganian potasu KMnO4 0,3 g

Odpowiednio przygotowane przedmioty miedziane zanurzamy w podanym roztworze


na 24 godziny. W razie potrzeby roztworem tym, ogrzewanym do 50°C, można za
pomocą szmatki nacierać barwione przedmioty, unikając w ten sposób zanurzenia.
Dzięki podwyższonej temperaturze zabieg trwa wtedy zaledwie kilkanaście minut.

40
Gdy chcemy uzyskać brunatne zabarwienie miedzi z lekkim odcieniem zie-
lonym, stosujemy roztwór o składzie:


woda 100 cm3
• octan amonu NH4(CH4COO) 5g
• octan miedziowy Cu(CH3COO)2 3g
• chlorek amonu NH4C1 0,3 g

Po rozpuszczeniu wszystkich składników dodajemy do roztworu 1-2 krople wody


amoniakalnej NH3aq i całość ogrzewamy do wrzenia.
Brązowe zabarwienie powierzchni przedmiotów z miedzi i jej stopów można też uzy-
skać stosunkowo szybko przez zanurzenie ich we wrzącym roztworze o następują-
cym składzie:
• woda 100 cm3
• siarczan miedzi(II) CuSO4 • 5H2O 10 g
• chloran potasu KClO3 6g

Czas barwienia trwa tylko kilka minut, po czym przedmiot płuczemy dokładnie w zim-
nej, a następnie w gorącej wodzie i suszymy. Suche przedmioty można na koniec
przeszczotkować szczotką i natłuścić.

Miedź bardzo łatwo i trwale można zabarwić na kolor czarny. Wystarczy tylko
sporządzić roztwór o składzie:
• woda 100 cm3
• azotan miedziowy Cu(NO3)2 20 g
• azotan srebra AgNO3 0,2 g

A oto przepis na wykonanie roztworu: w 80 cm3 wody de-stylowanej rozpuszczamy


azotan miedziowy, a osobno, w 20 cm3 wody destylowanej - azotan srebra. Bezpo-
średnio przed czernieniem oba te roztwory zlewamy razem, mieszamy i -moczoną w
nim szmatka zwilżamy odpowiednio już przygotowane przedmioty miedziane. Po
zwilżeniu całego przedmiotu opala się go nad ogniem, na przykład nad świecącym
płomieniem gazu. Początkowo przedmiot ogrzewamy powoli a następnie już silnym
płomieniem. Ogrzewać należy tak długo. aż utworzone początkowo zielone zabar-
wienie przy-bierze kolor czarny. Po ostygnięciu przedmioty czyści się miękką szmat-
ką, a jeżeli cala ich powierzchnia nie uzyskała równomiernego koloru czarnego, zwil-
ża się je jeszcze raz roztworem i znów opala.
Na zakończenie procesu obróbki, po wyszczotkowaniu (bez mycia), przedmioty po-
winniśmy lekko natrzeć oliwą lub wazeliną. Stosując ten przepis musimy pamiętać,
że w skład roztworu do czernienia wchodzi azotan srebra. Związek ten tworzy na
skórze, tkaninach czy drewnie bardzo trudne do usunięcia plamy, i to początkowo
niewidoczne.
Miedź można również czernić przez szybkie nacieranie, bez opalania, takim oto roz-
tworem:
• woda 100 cm'
• czterosiarczek potasu K2S4 3g
• chlorek amonu NH4Cl 1g

Odpowiednio przygotowane przedmioty nacieramy tym roztworem i chwilę czekamy.

41
Po zwilżeniu miedź natychmiast nabiera barwy ciemnoszarej która szybko przecho-
dzi w głęboką czerń.
Zabarwienie ciemnobrązowe, niemal czarne, możemy również otrzymać ką-
piąc odpowiednio już przygotowane przedmioty miedziane w roztworze:

woda 100 cm3
• wielosiarczek potasu KXSX
• (tzw. wątroba siarczana) 14 g
• kwas solny stężony 0,5 cm3

Temperatura tego roztworu powinna wynosić 30-40°C, zaś czas barwienia zależy od
koloru, jaki chcemy uzyskać. Po uzyskaniu pożądanej barwy przedmiot trzeba do-
kładnie umyć w zimnej, a następnie gorącej wodzie i wysuszyć. Suchy już przedmiot
nacieramy lekko czarnym woskiem szewskim i przeszczotkowujemy miękką, włosia-
ną szczotką, aby nadać mu piękny połysk oraz dużą odporność na wilgoć.
Najtrwalszą czarną warstewkę tlenkową na miedzi uzyskujemy jednak nie me-
todą chemiczną, ale elektrolityczną. Oto przepis: Do zlewki o pojemności 200 cm3
wiewamy 15-20% wodny roztwór wodorotlenku sodu NaOH. Zlewkę ustawiamy na
siatce azbestowej i ogrzewamy roztwór do 90°C. Następnie zawieszamy w zlewce
wyczyszczony uprzednio do połysku element miedziany i łączymy go z dodatnim bie-
gunem źródła prądu stałego. Drugą elektrodą, katodą, będzie pałeczka węglowa.
Rozpoczyna się elektroliza. Już po chwili zauważamy, że anoda, czyli blaszka mie-
dziana, wyraźnie ciemnieje, a po około 5 minutach staje się zupełnie czarna. Nic
dziwnego, pokrywa się ona warstewką czarnej powłoki, utworzonej z tlenku miedzio-
wego CuO. Czarny tlenek miedzi(II) CuO powstał na anodzie w wyniku bezpośredniej
syntezy tlenu z miedzią. Utworzona w ten sposób powłoka tlenkowa jest szczelna i
doskonale przylega do podłoża. Po dokładnym wypłukaniu w wodzie, wysuszeniu i
lekkim natłuszczeniu powłoką ta jest bardzo efektowna, trwała dzięki swej zwartości i
doskonałemu związaniu z podłożem, ponadto długo i skutecznie chroni metal przed
korozją.

Zabarwienie miedzi na różne kolory, począwszy od żółtego, poprzez brązo-


wy, ciemnoniebieski, aż do czarnego, można uzyskać regulując czas zanurzenia
barwionych przedmiotów w mieszaninie dwu roztworów o składzie:


1) woda 100 cm3
• tiosiarczan sodu Na2 S2O3 • O2 15 g


2) woda 100 cm3
• octan ołowiu (II) Pb(CH3COO)2 • 3H2O 4g

Oba roztwory zlewamy w proporcji 1:1, a następnie zanurzamy barwiony przedmiot.


Przedmiotem poruszamy w roztworze i co kilkanaście sekund wyjmujemy, aby
sprawdzić barwę powierzchni.
Początkowo, i to już po kilkunastu sekundach, powierzchnia miedzi zacznie się mie-
nić wszystkimi kolorami tęczy. Parominutowa kąpiel spowoduje pojawienie się barwy
żółtej, potem brązowej, ciemnoniebieskiej, aż wreszcie, po około godzinie, po-
wierzchnia miedzi stanie się ciemnoszara, prawie czarna. Jak już mówiliśmy, tylko ta
ostatnia barwa jest trwała. Jeżeli jednak chcemy zachować na przedmiotach mie-
dzianych jedną z barw poprzednich, to przedmiot po wypłukaniu w wodzie zimnej, a
następnie koniecznie w gorącej, suszymy i pokrywamy bezbarwnym lakierem capo-

42
nowym.
Kolekcjonerom starych wag domowych, barometrów, zegarów czy też daw-
nych, a zwłaszcza XIX-wiecznych przyrządów pomiarowych znana jest doskonałe
charakterystyczna złotopomarańczowa barwa, jaką nadawano mosiądzowi. Skoro
więc zajdzie konieczność dorobienia z mosiądzu jakiegoś brakującego elementu,
trzeba będzie też umieć nadać mu odpowiednią barwę.

Barwienie mosiądzu

Z uwagi na zawartość cynku (mosiądz jest stopem miedzi z cynkiem) roztwory


do chemicznego barwienia mosiądzu muszą być inne niż roztwory, którymi barwi się
czystą miedź.
Metal przed barwieniem musi być wypolerowany, odtłuszczony i wytrawiony. Czyn-
ności te opisane zostały szczegółowo w Galwanotechnice domowej.
Do trwałego barwienia mosiądzu wykonujemy roztwór o składzie:
• woda 100 cm3
• pięciowodny siarczan miedzi(II) CuSO4 • 5H2O 1, 5 g
• chloran potasu KClO3 1, 5 g

Roztwór ogrzewamy do temperatury 50-60°C i zanurzamy w nim na parę minut bar-


wione przedmioty mosiężne.

Barwę czekoladowobrązową na mosiądzu otrzymujemy gotując przedmioty


przez 15 minut w roztworze o składzie:
• woda 100 cm3
• octan miedziowy Cu(CH3COO)2 6,5 g
• siarczan miedzi(II) CuSO4 • 5H2O 4,5 g
• siarczan(IV) glinowo-potasowy AlK(SO4)2 •12H2O 2g

Po skończonym barwieniu przedmiot płuczemy w zimnej, a następnie gorącej wo-


dzie, suszymy w trocinach i lekko natłuszczamy oliwą.

Barwa oliwkowozielona
Dokładnie oczyszczone i odtłuszczone przedmioty mosiężne zanurzamy na 3-5 minut
w roztworze o składzie:
• woda 100 cm3
• wodorotlenek sodu NaOH 10 g
• siarczek antymonu Sb2S3 10 g

Temperatura kąpieli 70-80°C. Barwionymi przedmiotami często poruszamy.

Barwa ciemnobrunatna
Mosiężne przedmioty dokładnie oczyszczone i odtłuszczone zanurzamy na 2-5 minut
w roztworze o składzie:

woda 100 cm3
• siarczan(VI) niklowo-amonowy
NiS04 * (NH4)2S04-6H20 4g
• chloran potasu KClO3 2g

Temperatura kąpieli 50-óO°C. Zabarwione przedmioty szczotkujemy miękką szczot-

43
ką i lekko natłuszczamy.

Barwa czarna
Ze wszystkich rodzajów barwienia mosiądzu największe znaczenie praktyczne ma
czernienie tego stopu. W ten właśnie sposób wykańczane są najróżniejsze mosiężne
części chętnie kolekcjonowanych aparatów pomiarowych, fotograficznych i przyrzą-
dów optycznych, na przykład starych lunet.
Znamy dwa zasadnicze sposoby barwienia mosiądzu na czarno - z połyskiem oraz
bez. W pierwszym przypadku, gdy zależy nam na połysku, przedmiot musi być naj-
pierw bardzo starannie wypolerowany. Czernienie z połyskiem przeprowadzamy
przez kąpanie w roztworze o składzie:
• woda 100cm3
• węglan miedzi(II) CuCO3 70 g
• amoniak stężony NH3aq 40 cm3

Roztwór ogrzewamy do temperatury 40°C i kąpiemy w nim czernione przedmioty


mosiężne przez 10-15 minut. Podczas czernienia przedmiotami często poruszamy.
Gdy zależy nam na tym, aby czerniony mosiężny przedmiot nie powodował odbicia
światła (np. wewnętrzne części aparatu fotograficznego lub powiększalnika), wtedy
stosujemy czernienie matowe. Nie polerowane przedmioty (ale oczywiście odtłusz-
czone i wytrawione) nacieramy gorącym roztworem o składzie:
• woda 100 cm3
• azotan miedzi(II) Cu(NO3)2 250 g
• azotan srebra AgNO3 1, 5 g

Azotan miedzi(II) rozpuszczamy w 90 cm3 destylowane; wody, a osobno, w 10 cm3


destylowanej wody - azotan srebra. Oba roztwory dopiero przed czernieniem zlewa-
my razem i ogrzewamy do 50°C. W roztworze zwilżamy tampon; waty i nacieramy
nim czerniony przedmiot.

Barwienie srebra

Dawne wyroby srebrne, a zwłaszcza wyroby pochodzenia wschodniego, nie-


zależnie od ich bogatej formy (często rytowanej bądź tłoczonej powierzchni) były do-
datkowo zdobione odpowiednią kolorystyką. Różne odcienie szarości, brązu, niebie-
skawy fiolet i czerń - oto barwy, jakie najczęściej wschodni mistrzowie nadawali
swym srebrnym wyrobom. Warto więc wiedzieć, jak możemy i my takie efekty osią-
gnąć.

Oczyszczone, odtłuszczone i wytrawione wyroby srebrne, dla nadania im


barwy brązowej, zanurzamy w kąpieli o składzie:


kwas octowy (30%) CH3COOH 10 cm3
• siarczan miedzi(II) CuSO4 10 g
• chlorek amonu NH4Cl 10 g
• woda do objętości 250 cm3
Po uzyskaniu żądanej barwy przedmiot srebrny płuczemy bardzo dokładnie wodą,
suszymy i lekko natłuszczamy.

44
W celu nadania srebru barwy szarej z lekkim niebieskim odcieniem, sporzą-
dzamy dwie kąpiele:

• 1) chlorek żelaza(III) FeCl3 6g


• woda do objętości 100 cm3

• 2) wodorotlenek sodu NaOH 7g


• siarczan ołowiu(II) PbSO4 1g
• woda do objętości 100 cm3
Przedmiot srebrny zanurzamy na 5 minut w kąpieli l, ogrzanej do temperatury 40-
50°C, płuczemy w wodzie i zanurzamy na 3-8 sekund w kąpieli 2 o temperaturze po-
kojowej. Tą właśnie metodą barwiona jest biżuteria i inne artystyczne wyroby
srebrne. Po zabarwieniu przedmiot należy dokładnie wypłukać w wodzie zimnej i go-
rącej, następnie starannie wysuszyć i lekko natłuścić.

Barwa niebieskoczarna
Oczyszczone i odtłuszczone przedmioty srebrne zanurza się w kąpieli o składzie:
woda 100 cm3

• siarczan amonu (NH4)2SO4 1,5 g


• lub wielosiarczek potasu KXSX 2,5 g
Temperatura kąpieli wynosi 70-80°C. Czas barwienia zależy od rodzaju barwy i od-
cienia, jaki chcemy uzyskać. I tak już po kilku sekundach otrzymujemy piękną niebie-
skawą barwę o tęczowym połysku, zaś po paru minutach przedmioty uzyskują trwałą
barwę niebieskoczarna. Po zabarwieniu przedmioty dokładnie płuczemy wodą, su-
szymy, szczotkujemy miękką szczotką i lekko natłuszczamy. Podany roztwór jest
nietrwały, zatem sporządzamy go bezpośrednio przed barwieniem.

Barwa czarna
Oczyszczone, odtłuszczone i wytrawione wyroby srebrne profilowane zanurzamy na
2-3 minuty w ogrzanej do 40°C kąpieli o składzie:

• wielosiarczek potasu KXSX 3g


• węglan amonu (NH4)2CO3 1, 5 g
• woda do objętości 100 cm3
Po wypłukaniu w wodzie zimnej i gorącej oraz po wysuszeniu, w celu nadania wyro-
bom większej plastyczności z powierzchni wypłukanych ścieramy mechanicznie za-
barwioną powłokę. W ten sposób uzyskujemy bardzo estetyczną i efektowną grę pół-
cieni oraz większą plastyczność przedmiotu.

Barwienie cynku

Barwa brązowa
Barwę tę uzyskujemy przez nacieranie przedmiotów cynkowych lub cynkowanych
szmatką czy pędzlem zwilżonym roztworem o składzie:


woda 100 cm3
• pięciowodny siarczan miedzi(II) CuSO4 • 5H2O 6g
• woda amoniakalna stężona 5 cm3

45
• chlorek amonu NH4Cl 3g
Przedmioty zwilżamy sporządzonym roztworem i suszymy. Gdy zabarwienie okaże
się za słabe, zwilżamy je ponownie jeszcze 2-3 razy. Po uzyskaniu żądanego zabar-
wienia przedmiot płuczemy dokładnie wodą, suszymy i lekko natłuszczamy.

Barwy różne, przejściowe


Na przedmiotach cynkowych i cynkowanych możemy uzyskać różne barwy przej-
ściowe przez kąpiel w roztworze o składzie:


woda 100 cm3
• siarczan niklowo-amonowy
NiSO4• (NH4) • SO4 • 6H2O 6g
• chlorek amonu NH4Cl 6g
Temperatura kąpieli 25-30 st. C. Czas kąpieli zależy od koloru, jaki chcemy uzyskać.
Po kilkunastu już sekundach pojawia się barwa ciemnożółta, która stopniowo prze-
chodzi poprzez brązową, czerwonofioletową w ciemnoniebieską. Po uzyskaniu pożą-
danego koloru przedmiot płuczemy dokładnie wodą, suszymy i natłuszczamy. Za-
barwienie to jest tak trwałe, że można stosować szczotkowanie miękką szczotką.

Barwa czarna
Głęboko czarną barwę uzyskujemy na cynku, zanurzając wykonane z niego lub cyn-
kowane przedmioty w roztworze o składzie:

• woda 100 cm3


• siarczan miedzi(II) CuSO4 • 5H2O 15 g
• chloran potasu KClO3 8g
Temperatura kąpieli 18-25°C, czas barwienia 1-2 minuty. Zabarwione przedmioty
płuczemy dokładnie wodą, suszymy w trocinach lub suszarce i lekko przecieramy
miękką flanelą.

Barwienie cyny

Wandalizmem byłoby barwienie starego cynowego dzbana czy talerza. Ale


podczas prac renowacyjnych, gdy na przykład musimy zlutować cyną uszkodzony
przedmiot miedziany, brązowy czy mosiężny, pozostawienie białych spoin cynowych
zeszpeci eksponat. Wtedy to właśnie, aby zamaskować miejsca lutowania, możemy
cynie nadać odpowiedni kolor.

Barwa sztucznego brązu


Przedmiotom wykonanym z cyny, stopów wysokocynowych lub cynowanym można
nadać barwę antycznego brązu przez zanurzenie kolejno w dwu kąpielach o skła-
dzie:


1) woda 100 cm3
• siarczan miedzi(II) CuSO4 • 5H2O 5g
• siarczan żelaza(II) FeSO4 • 7H3O 5g


2) kwas octowy stężony CH3COOH 100 cm3
• octan miedzi 25 g
Temperatura kąpieli wynosi 18-25°C, czas barwienia 1-2 minuty. Po zabarwieniu

46
przedmioty suszymy, szczotkujemy miękką szczotką w celu usunięcia z powierzchni
nietrwałego ciemnego nalotu i zanurzamy na kilkanaście sekund w ogrzanej do tem-
peratury 50-60°C kąpieli 2.
Po wyjęciu z kąpieli 2 i dokładnym opłukaniu przedmiot suszymy, po czym lekko
szczotkujemy miękką szczotką. Na zakończenie pragniemy przypomnieć, że doro-
bione przez nas elementy metalowe po ich odpowiednim zabarwieniu musimy do-
kładnie wypłukać, wysuszyć odpowiednio dla danego metalu zakonserwować.
W ten oto sposób wyczerpaliśmy temat dotyczący amatorskich prac związanych z
konserwacją metalu. Trudno się jednak rozstać bez zaapelowania raz jeszcze o roz-
sądek i umiar. Nie „upiększajmy" przedmiotów na siłę. Każda przesada jest szko-
dliwa. Dążenie natomiast do naturalności wyglądu poszczególnych eksponatów jest
godne najwyższej pochwały. Co więcej, świadome eksponowanie ich braków dodaje
czasem nawet naszym zbiorom autentyczności.

47
5. DREWNO W ZBIORACH KOLEKCJONERA AMATORA

W zbiorach kolekcjonera amatora niejednokrotnie znajdują się różne eksponaty


drewniane. Jedni na przykład gromadzą figurki, najchętniej świątki i płaskorzeźby,
inni kolekcjonują dawne przedmioty gospodarstwa domowego, jak kołowrotki, międl-
nice, wrzeciona przędzalnicze, kijanki, maglownice, kopyście, warząchwie, kociuby,
jeszcze inni specjalizują się w ludowych skrzyniach czy zdobionych łyżni-. kach.
Przy wszelkich pracach renowacyjnych czy konserwatorskich drewna muszą
obowiązywać te same zasady, które omówiliśmy obszerniej w rozdziale o konserwa-
cji metali. Powtórzmy dla przypomnienia podstawowe zasady konserwacji dotyczące
również przedmiotów drewnianych:
• przede wszystkim nie szkodzić,
• nie doprowadzać do zmian nieodwracalnych,
• zachować zdrowy rozsądek i pamiętać o funkcji danego eksponatu,
• w przypadkach trudnych, nietypowych, a zwłaszcza gdy pojawiają się wąt-
pliwości, szukać porady fachowca.

Podobnie jak poniklowanie bagnetu z okresu pierwszej wojny światowej, tak


też wyszlifowanie i polakierowanie na wysoki połysk kołowrotka lub kijanki jest po
prostu wandalizmem. Ale nie popadajmy w drugą skrajność. Nadmierna dbałość o
przywrócenie dawnego wyglądu też może być szkodliwa. Wykopanego z ziemi hełmu
czy kłódki nie wolno przecież powiesić od razu na ścianie. Podobnie zarobaczona
maglownica czy zagrzybiony świątek nie może zostać od razu beztrosko włączony do
kolekcji. Dlatego koniecznie należy zapoznać się z czynnościami, które może i powi-
nien umieć przeprowadzić każdy kolekcjoner amator eksponatów drewnianych. Zbie-
racze amatorzy są czasem pierwszym ogniwem, poprzez które eksponaty trafiają do
muzeum. Dlatego też szczególnie w tym niejako wstępnym etapie ratowania i zabez-
pieczania eksponatów nie wolno popełniać błędów. Które w sposób nieodwracalny
mogą zniszczyć czy też zniekształcić cenny niejednokrotnie zabytek.
Nie będziemy tu omawiać subtelnych metod i środków stosowanych przez profesjo-
nalistów w ich dobrze wyposażonych pracowniach, jak też i sposobów konserwacji
drewna w budownictwie.
Podamy proste i zasadnicze sposoby konserwacji drewna, które powinny pomóc w
większości kłopotów, przed jakimi staje przeciętny zbieracz amator.
Na wstępie należy stwierdzić, że co prawda drewno nie rdzewieje, nie ulega
korozji chlorkowej czy siarkowej, ale też, tak jak i metale, ma swoich wrogów. Tymi
wrogami, odpowiedzialnymi za jego zniszczenie, są:
• czas,
• owady,
• grzyby.

Ząb czasu

Jak wiemy, w przyrodzie nic nie jest trwałe. Nawet najtwardsze skały ulegają
wietrzeniu czy drążeniu przez pojedyncze krople wody. a chemicznie zupełnie bierne
złoto jest miękkie, zatem jego bryłki bądź wykonane z niego przedmioty bardzo łatwo

48
ulegają ścieraniu.
Ząb czasu jest też nieubłagany i w stosunku do drewna nawet gdyby nie było innych
wrogów, to po wielu, wielu latach drewno i tak uległoby stopniowemu rozkładowi. Nie
zapominajmy bowiem, że komórki drewna zbudowane są ze skomplikowanych wiel-
kocząstkowych związków chemicznych, takich jak celuloza i lignina, przesyconych
przede wszystkim żywicami i garbnikami. Wszystkie te związki z upływem czasu, a
więc na skutek działania powietrza, mrozu, słońca, ozonu i wilgoci stopniowo ulegają
zmianom, a nawet rozkładowi.
Podobnie jak metale wykazują bardzo zróżnicowaną odporność na korozję,
tak też i różne gatunki drewna odznaczają się różną trwałością. Trwałość jest to czas,
przez który drewno, zachowując swe fizyczne i mechaniczne właściwości, opiera się
działaniu procesów zarówno rozkładowych, jak i starzenia się. Warto rzucić okiem na
poniższą tabelkę określającą trwałość pospolitych gatunków drewna w różnych
warunkach otoczenia.

Okres trwałości w latach


Gatunek w zamkniętych
w niezmiennie w niezmiennie
drewna na wolnym pomie-
suchym powie- wilgotnych
powietrzu szczeniach
trzu warunkach
bezprzewiewu

modrzew 90 150 1800 600


sosna 80 120 1000 500
świerk 50 25 900 70
jodła 45 20 900 60
dąb 120 200 1800 700
wiąz 100 180 1500 1000
jesion 20 3 500 10
klon 10 5 1000 10
brzoza 5 3 500 10
olcha 5 2 400 800
osika 3 1 500 10
grab - 30 1000 750

No cóż, komentarze są zbędne. Tylko suche powietrze zapewnia najpowolniejszy


proces starzenia się każdego gatunku drewna. Jeszcze większą trwałość wykazują
takie egzotyczne gatunki drewna, jak mahoń, palisander, heban, cedr czy tik. Pod-
czas prowadzonych w Egipcie prac archeologicznych znaleziono świetnie zachowa-
ne przedmioty z hebanu, mahoniu i cedru liczące 3000, a nawet 4500 lat. Zostawmy
jednak w spokoju egzotyczne gatunki drewna i spróbujmy wyjaśnić, dlaczego nasze
rodzime odmiany wykazują tak różną trwałość. Odpowiedź fachowca drzewiarza, że
decyduje tu stosunek bieli do twardzieli, niczego nam, amatorom, nie wyjaśnia.
Popatrzmy więc na poprzeczny przekrój pnia drewna. Widoczne są tu współ-
środkowe warstwy przyrostów rocznych, przy tym części znajdujące się bliżej obwo-
du, czyli bliżej kory, są wyraźnie jaśniejsze. Ta właśnie część, obejmująca kilka do
kilkunastu przyrostów rocznych, zwana jest biele m. Natomiast część centralna, z
zasady o ciemniejszym zabarwieniu, to właśnie t w a r d z i e l. Im więcej w danym
drewnie twardzieli, tym jest ono trwalsze.
Gatunki drzew bielastych, a więc o przewadze bieli, na przykład klon, brzoza, olcha,
osika, grab, jak zauważyliśmy to już w podanej tabelce, mają bardzo małą trwałość.

49
Natomiast drewna gatunków twardzielowych, jak dąb, wiąz czy modrzew, odznaczają
się wysoką trwałością. Należy jeszcze dodać, że twardziel nasycona jest zawsze
większą ilością żywic, garbników oraz innych substancji konserwujących drewno.
Dla konserwatora amatora wynika stąd pierwszy wniosek, iż szczególną uwa-
gę musi zwrócić na przedmioty czy wyroby wykonane z gatunków drewna bielastego
o małej trwałości, którą charakteryzuje się olcha, osika, brzoza czy jesion. Wy-
konanym z nich przedmiotom możemy przedłużyć istnienie, ale tylko pod warunkiem
przechowywania w pomieszczeniach zupełnie suchych i dobrze przewietrzonych.

Walka z owadami

Drugim bardzo ważnym wrogiem drewna są owady. Jak w każdej chorobie,


tak też i w przypadku walki z owadami, rokowania zależą przede wszystkim od pra-
widłowej, odpowiednio wcześnie postawionej diagnozy. Najlepiej jednak zamiast le-
czyć chorobę, po prostu jej zapobiegać. Odpowiednia impregnacja drewna - oto naj-
pewniejsza ochrona naszych zbiorów przed owadami. Skoro jednak już raz zaatakują
one drewno, musimy oczywiście umieć je skutecznie zwalczać. Podobnie jak w me-
dycynie, tak też i tu obowiązuje żelazna zasada: lekarstwo nie może być bardziej
szkodliwe od choroby. Cóż z tego bowiem, że operacja się uda, jeśli pacjent jej nie
przetrzyma? Niszcząc owady nie wolno uszkadzać samego drewna. Aby jednak wal-
ka z owadami-szkodnikami była skuteczna, musimy poznać bliżej tego wroga na-
szych eksponatów.
Do najważniejszych i najczęściej występujących w Polsce owadów szkodni-
ków drewna należą dwie rodziny:
• kołatkowatych,
• kózkowatych.

Zainteresowanych bliżej tymi owadami informujemy, że do rodziny kołatkowatych


należą:
• tykotek pstry,
• kołatek uparty,
• kołatek domowy,
• priobium carpini Herbst,
• wyschlik grzebylo-różny.

Najpospolitszym i najczęściej występującym członkiem tej rodziny jest kołatek


domowy, błędnie zwany kornikiem6, który czyni największe spustoszenie w kolek-
cjach przedmiotów drewnianych.
Typowym przedstawicielem czteroosobowej rodziny kózkowatych jest spusz-
czel.
Niezależnie od przynależności do jednej z tych dwu rodzin owady te prowadzą
dość podobny, pasożytniczy żywot. Otóż wszystkie one żerują w drewnie i są przy-
stosowane do bytowania zarówno w drewnie świeżym, jak też i starym, nawet bardzo
suchym, czyli w środowisku o minimalnej wilgoci. Z jaj złożonych w drewnie przez
samicę wylęgają się niezmiernie żarłoczne larwy. Pokarmem dla larw jest drewno.
Żerując w nim, posuwają się stopniowo coraz dalej i żłobią w ten sposób charaktery-
styczne korytarze-chodniki. Okres żerowania larw jest bardzo długi, bowiem w zależ-
ności od gatunku trwa od 2 do 12 lat. Następnie larwa się przepoczwarzą, po czym
6
Kornik żeruje przede wszystkim bezpośrednio pod korą drzew żywych lub świeżo ściętych. Natomiast nie żyje
w drewnie suchym, stanowiącym przedmiot naszych zainteresowań

50
powstaje z niej owad dorosły. Wygryza on z chodnika na powierzchnię przedmiotu
drewnianego tak zwany otwór wylotowy.
Niszczycielskie działanie owadów obu wymienionych rodzin jest więc podwój-
ne. Po pierwsze, liczne larwy żerujące w drewnie całymi latami drążą sieć chodni-
ków, a następnie owady doskonałe wygryzają otwory wylotowe. Jedno i drugie dzia-
łanie prowadzi do znacznego obniżenia wytrzymałości zaatakowanego drewna. Po-
nadto owady te mnożą się przecież bardzo obficie, przez co ilość drążonych chodni-
ków i otworów wylotowych lawinowo rośnie. Innymi słowy, choroba przybiera coraz
ostrzejszy stan. Głębokość, na jakiej w drewnie żerują larwy, średnica i kształt żło-
bionych chodników, jak też i wielkość wygryzanych otworów wylotowych zależą od
gatunku owada.
Czy wymienione rodziny owadów-szkodników mają jakieś swoje bardziej czy
mniej ulubione gatunki drewna? Do pewnego stopnia tak. Wieloletnie doświadczenie
kolekcjonerów i muzealników uczy, że owady-szkodniki atakują przede wszystkim:

• drewno lipowe i topolowe, powszechnie stosowane jako materiał do wyro-


bu rzeźb,
• drewno bukowe, z którego wykonywane były skrzynie, zydle, gięte krzesła,
• drewno olchowe i brzozowe, a więc tradycyjny materiał na dzieże, stępy,
• drewno gruszkowe, z którego powstawały drzeworyty,
• drewno akacjowe, stosowane na rękojeści broni i części wozów konnych,
• drewno jabłoniowe, specjalnie cenione przy produkcji lasek.
• drewno sosnowe, z którego robiono tanie stoły, półki, gospodarskie skrzy-
nie, nie mówiąc już o podłogach, ścianach, belkach stropowych itp.

W dalszej dopiero kolejności owady atakują dębinę i grabinę. Natomiast najmniej


chętnie żerują na drewnie jesionowym, jak też i na egzotycznym mahoniu, cedrze,
hebanie i palisandrze.
Pamiętajmy jednak, że podany tu „jadłospis" mniej lub bardziej lubianych „po-
traw” owadów nie zwalnia nas od obowiązków dbania i pilnowania każdego drewnia-
nego eksponatu. Tak więc przed amatorem kolekcjonerem stają dwa problemy:
• co robić, aby nie dopuścić do zaatakowania przez owady nowych czy też
starych, ale zupełnie jeszcze zdrowych eksponatów drewnianych?
• jak postępować, gdy nasze drewniane eksponaty są już zaatakowane i
stanowią pożywkę dla larw szkodników?

Zacznijmy od omówienia pozornie prostszego problemu pierwszego. Zdawałoby się,


że sprawa jest zupełnie prosta. Zdrowy eksponat drewniany należy po prostu zabez-
pieczyć przed owadami, tak jak metale przed korozją. Wiemy, że najskuteczniejsze
zabezpieczenia antykorozyjne są zupełnie nieskuteczne, jeżeli nałożymy je na przy-
kład na źle oczyszczony eksponat. Podobnie jest i z przedmiotami drewnianymi. Sko-
ro przystępujemy do ich zabezpieczania przed owadami, musimy mieć stuprocento-
wą pewność, że owe przedmioty są zdrowe. Wszelkie bowiem najskuteczniejsze na-
wet powierzchniowe zabiegi, jakim możemy poddać eksponaty drewniane, nie są w
stanie przerwać pasożytniczej działalności larw. Dlatego musimy poświęcić wiele
czasu i trudu na wstępne, bardzo dokładne oględziny eksponatu. Weźmy konkretny
przykład. Stajemy się posiadaczami świątka, maglownicy czy kijanki. Eksponaty są
na pewno brudne, zakurzone. Zatem przed przystąpieniem do oględzin musimy je
starannie oczyścić. Z maglownicą czy kijanką nie będzie większych trudności. Po
wytarciu z kurzu, jeśli są nadal bardzo brudne, możemy je przemyć benzyną ekstrak-

51
cyjną lub wodą z dodatkiem odrobiny płynu do zmywania typu „Ludwik". Natomiast
świątka, pokrytego zazwyczaj warstwą farby, nie wolno niczym myć, a tym bardziej w
niczym kąpać. Po prostu trzeba go cierpliwie, możliwie dokładnie oczyścić pędzel-
kiem na sucho. Teraz dopiero przystępujemy do oględzin. Celem tej bardzo ważnej
czynności jest upewnienie się, czy w drewnie nie żerują larwy szkodników. Szukamy
więc charakterystycznych otworów wylotowych, których średnica zawiera się w gra-
nicach 0, 5-3mm. Pomocne nam może być przy tym szkło powiększające. Jeżeli naj-
staranniejsze oględziny nie ujawnią ani jednego otworu wylotowego, nasz drewniany
eksponat uznajemy za zdrowy. Aby go teraz uodpornić na przyszłe ataki owadów,
trzeba powierzchni drewna nadać właściwości trujące i odstraszające dla tych szkod-
ników. Jednym słowem powierzchnia drewna musi się stać „niesmaczna" dla samic,
które chciałyby w nim składać swoje jajka. Możemy to osiągnąć zwilżając całą po-
wierzchnię drewnianego eksponatu 3-5% alkoholowym roztworem tymolu.

Tymol to bezbarwna, krystaliczna substancja otrzymywana z olejku drzew iglastych.


Odznacza się silnym specyficznym zapachem i równie silnym działaniem antysep-
tycznym, dzięki czemu już od wieków stosowany jest w medycynie.
Drewno zwilżone alkoholowym roztworem tymolu staje się „niesmaczne" dla owa-
dów, a już zupełnie trujące dla bakterii.
Niestety, ta tak zdawałoby się doskonała, bo prosta i tania, metoda ma poważną wa-
dę. Mianowicie skuteczność jej nie przekracza 1-2 miesięcy. Wynika to z dużej lotno-
ści tymolu, który w temperaturze pokojowej nieustannie ulega sublimacji. Dlatego też
jeżeli decydujemy się na zabezpieczenie eksponatów drewnianych tymolem, opisany
zabieg konserwatorski musimy powtarzać co 2 miesiące.
Innych, stosowanych już od dawna zabiegów, jak nacieranie eksponatów naf-
tą, terpentyną czy azotoksem, stanowczo nie radzimy stosować, ponieważ są bardzo
mało skuteczne. Polecamy natomiast doskonały polski preparat o nazwie Antox W.
Jest to bursztynowego koloru płyn, roztwór paraku-mylofenolu i metoksychloru w
rozpuszczalnikach organicznych. Antox W odznacza się silnym, ale szybko przemija-
jącym zapachem, charakterystycznym dla zawartych w nim lotnych rozpuszczalników
organicznych. Gdy rozpuszczalniki te wyparują, zapach znika, ale w drewnie i na je-
go powierzchni pozostają właściwe środki chroniące je przed owadami. Poza tym
Antox W nie zmienia barwy drewna, a umiejętnie stosowany nie niszczy politury ani
polichromii. Dlatego też może być używany do skutecznego zabezpieczania wszel-
kich eksponatów drewnianych. Okres jego działania trwa około 2 lat.
Przeznaczony do konserwacji eksponat, po oczyszczeniu z kurzu, możemy w zależ-
ności od kształtu i wielkości:
• dwukrotnie powlec Antoxem W za pomocą pędzla,
• dwukrotnie opryskać Antoxem W za pomocą pistoletu do lakieru,
• poddać 20-minutowej kąpieli w Antoxie W.

Oczywiście, ten ostatni sposób jest najskuteczniejszy, ale nie można go stosować do
eksponatów pokrytych na przykład warstwą polichromii. Jest idealny dla wszystkich
przedmiotów drewnianych o naturalnej powierzchni.
Uwaga: Antox W jest cieczą łatwo palną i toksyczną w trakcie stosowania. Dlatego
też należy dokładnie przeczytać instrukcję stosowania tego preparatu i ściśle prze-
strzegać podanych w niej środków bezpieczeństwa.

Smutny wynik oględzin

52
Wiemy już mniej więcej, jak należy postępować, gdy wynik oględzin wypadł
pozytywnie, to znaczy, gdy na naszym eksponacie drewnianym nie stwierdziliśmy ani
jednego otworu wylotowego. Ale co począć, gdy odkryjemy otwór, a zwłaszcza gdy
otworów takich jest wiele?
Przede wszystkim trzeba zachować zimną krew i zdrowy rozsądek. Pierwsza czyn-
ność to jak najszybsze odizolowanie zarażonego owadami eksponatu od pozosta-
łych. Trzeba więc zorganizować coś w rodzaju wyizolowanego i dobrze strzeżonego
„szpitala zakaźnego”. Do tego szpitala, którym może być na przykład zamykana me-
talowa skrzynia czy duże pudło wyłożone szczelnie folią metalową, przenosimy „cho-
rego” i od razu prowadzimy dokładne badania stanu zdrowia jego najbliższych sąsia-
dów. Chodzi o to, aby jak najszybciej oddzielić eksponaty zdrowe od zarażonych.
Następnie przystąpimy do poznawania metod leczenia, czyli zniszczenia owadów
pasożytujących w naszych eksponatach.
Istnieją dwa sposoby dezynsekcji eksponatów drewnianych:
• metoda termiczna,
• metoda chemiczna.

Termiczna metoda zwalczania szkodliwych owadów jest nadzwyczaj prosta i jedno-


cześnie bardzo skuteczna. Polega ona na ogrzewaniu konserwowanego eksponatu z
drewna przez jedną godzinę do temperatury 60-65°C. Jak wykazały wieloletnie do-
świadczenia, temperatura taka nie wpływa na zmiany mechaniczne i fizyczne drew-
na, nie uszkadza polichromii, politury, farb czy lakierów, a za to zabija owady we
wszystkich ich stadiach rozwoju. Ogrzewanie przez godzinę do temperatury 60-65°C
zaatakowanego przez owady eksponatu, na przykład wrzeciona do przędzenia lnu
czy kijanki, zabija znajdujące się w chodniku jajka, larwy, poczwarki, jak też i owady
dorosłe.
Pamiętajmy jednak, aby podczas ogrzewania nie przekroczyć podanej temperatury,
ponieważ już przy 80°C zaczyna-ją w drewnie, a zwłaszcza drewnie iglastym, zacho-
dzić niekorzystne dla jego wytrzymałości procesy. Między innymi następuje rozpusz-
czanie się żywic zgromadzonych w kanałach żywicznych.
Jak łatwo się domyślić, ograniczeniem dla stosowania tak prostej termicznej metody
zwalczania owadów jest przede wszystkim kształt i wielkość eksponatów. Przeciętny
amator kolekcjoner dysponuje zazwyczaj tylko piekarnikiem, rzadziej suszarką labo-
ratoryjną. Dlatego też tym sposobem uda nam się ratować tylko te eksponaty drew-
niane, które się mieszczą w piekarniku bądź suszarce.
Aby nie przekroczyć optymalnego do walki z owadami zakresu temperatury 60~65°C,
w piekarniku bądź też w suszarce umieścić musimy dobrze widoczny termometr o
skali do 100°C. Jeżeli jednak termometru takiego nie mamy, możemy się posłużyć
bardzo prostym wskaźnikiem chemicznym. W naszym przypadku takim wskaźnikiem
będzie związek chemiczny o potocznej nazwie rongalit.
Rongalit o wzorze NaHSO2 • CH2O • 2H2O ma postać bezbarwnych kryształków. Jest
on powszechnie stosowany w farbiarstwie, garbarstwie i włókiennictwie. Dla nas
istotna jest temperatura topienia tego związku, która zawiera się w granicach 63-
64°C. A więc do piekarnika bądź suszarki wkładamy przeznaczone do dezynfekcji
drewniane eksponaty, po czym umieszczamy w pozycji pionowej szklaną probówkę
napełnioną do połowy rongalitem. Rozpoczynamy bardzo powolne ogrzewanie i jed-
nocześnie obserwujemy probówkę. Gdy temperatura osiągnie już 63-64°C, rozpocz-
nie się topienie rongalitu, W pewnej chwili wsypane do probówki kryształki zamienią
się w ciecz. Skoro rongalit się już stopi, zmniejszamy temperaturę i staramy się
utrzymać ją jeszcze przez około 60 minut.

53
Stopiony rongalit, gdy już ostygnie, ponownie przybierze postać krystaliczną, toteż
wypełnioną nim probówkę możemy wykorzystać wielokrotnie.
Po zakończeniu ogrzewania nie wolno beztrosko odstawić „pacjenta” na półkę. Zaraz
po zabiegu musimy jak najdokładniej wypełnić odpowiednim preparatem wydrążone
w drewnie chodniki i pozamykać otwory wylotowe. Jak i czym należy tego dokonać,
omówimy dopiero po opisaniu chemicznych metod zwalczania owadów.

Chcemy przestrzec wszystkich amatorów kolekcjonerów przed popełnianiem


często spotykanego poważnego błędu.
Otóż jeszcze 20-30 lat temu pokutował nieszczęśliwy i bardzo szkodliwy pogląd na
metody walki z owadami żerującymi w drewnie. Zalecano mianowicie napuszczanie
w otwory wywaru z czosnku i cebuli, po czym zaklejanie otworów wylotowych mie-
szaniną wosku z pumeksem. Badania wykazały, że oba te zabiegi są zupełnie nie-
skuteczne. Wybitny etnograf, Tadeusz Seweryn, tak o tym sposobie dowcipnie pisze:
„Jedyny skutek jest taki, iż pumeks może zgrzytać owadom w zębach, a wywar z ce-
buli i czosnku szczypać je w język”.
Pomijając nieskuteczność tego rodzaju postępowania, trzeba jeszcze dodać, że za-
sklepienie otworów wylotowych jest nawet bardzo szkodliwe. Mianowicie, owady od
tych zabiegów nie giną, za to zalepione otwory uniemożliwiają późniejsze zastoso-
wanie nowoczesnych, skutecznych już metod zwalczania owadów w korytarzach.

Pierwsza z chemicznych metod dezynsekcji to metoda gazowa. Konserwowa-


ny eksponat drewniany zamykamy na parę godzin w szczelnym pojemniku, który na-
pełniamy następnie gazem toksycznym dla owadów. Do tego celu używano dawniej
chloroformu, dwusiarczku węgla, formaldehydu, dwuchlorobenzenu, a nawet cyjano-
wodoru. Obecnie największe zastosowanie do dezynsekcji drewna ma tlenek ety-
lenu.
Ponieważ zabieg dezynsekcji przy użyciu tlenku etylenu prowadzi się w temperaturze
pokojowej, stosowany jest on do tych eksponatów, które są bardzo wrażliwe na pod-
wyższoną temperaturę. W normalnych, pokojowych warunkach temperatury i ciśnie-
nia tlenek etylenu o wzorze:

jest gazem. Odznacza się on bardzo silnymi właściwościami grzybo- i bakteriobój-


czymi oraz owadobójczymi. Właściwości te wynikają z łatwości, a nawet gwałtowno-
ści, z jaką tlenek etylenu łączy się z białkiem organizmów, a więc również białkiem
bakterii, grzybów czy owadów.
Ponieważ tlenek etylenu jest łatwo palny, do dezynsekcji drewna stosuje się jego
mieszaninę z dwutlenkiem węgła CO; lub fluorowanymi węglowodorami. Przeciętnie
stosowana mieszanina zawiera 10% tlenku etylenu i 90% dwutlenku węgla lub 15%
tlenku etylenu i 85% fluorowanych węglowodorów. Mieszaninami takimi napełnione
są już dzisiaj dostępne w sprzedaży 0,5-kilogramowe puszki aerozolowe, co ogrom-
nie ułatwia użytkowanie tych gazów.
W domowych warunkach, gdy brakuje nam dobrej, szczelnej komory, przeznaczone

54
do dezynsekcji eksponaty, na przykład łyżniki, ramki obrazów, kijanki, wkładamy do
szczelnego, dosyć grubego worka polietylenowego, powiedzmy po nawozach
sztucznych. Teraz z opakowania aerozolowego napełniamy worek mieszaniną tlenku
etylenu, po czym worek szczelnie zamykamy. Po 3-4 godzinach proces dezynsekcji
jest już zakończony.

Drugą odmianą chemicznej walki z owadami jest stosowanie odpowiednich


roztworów substancji owadobójczych. Substancja taka, aby była w pełni skuteczna,
musi spełniać dwa warunki:
• użyty rozpuszczalnik winien być lotny i stanowić truciznę oddechową dla
owadów,
• pozostałość po wyparowaniu rozpuszczalnika powinna stanowić trwałą
owadobójczą truciznę, która wnika w drewno.

Wymienione wymagania spełnia 5% roztwór pięciochlorofenolu w trójchloroetylenie.


Trójchloroetylen jest cieczą bardzo lotną i zarówno w stanie ciekłym, jak też i w po-
staci par działa owadobójcze. Z kolei pięciochlorofenol jest niepalny, prawie nielotny i
bezwonny, a przy tym silnie owadobójczy.
Podobnymi zaletami odznacza się opisany już preparat polskiej produkcji An-
tox W oraz Antox. Preparat Antox ma postać rzadkiego żółtawego płynu o silnym,
lecz szybko przemijającym zapachu. Z chemicznego punktu widzenia jest to miesza-
nina roztworów pięciochlorofenolu, metaksychloru i mydła cynkowego w rozpusz-
czalnikach organicznych. Antox nie zmienia barwy drewna, odpowiednio stosowany
nie niszczy politury, polichromii, nie wywołuje korozji metali. Przez odpowiednie sto-
sowanie rozumiemy nie moczenie pokrytego na przykład polichromią przedmiotu w
Antoxie, lecz jedynie wprowadzenie go w otwory. Zarówno pary rozpuszczalników,
jak też i pozostające na drewnie substancje wykazują silne działanie owadobójcze.

Wiedząc już, czym możemy skutecznie zwalczać owady w drewnie, przejdźmy


do strony praktycznej. Jak tego dokonać? Sposobów jest wiele i zależą one tak od
wielkości eksponatów, jak i stopnia zaatakowania przez owady. Jeżeli eksponat jest
duży, na przykład zydel czy skrzynia, to musimy zaopatrzyć się w strzykawkę i igłę.
Za jej pomocą w każdy otwór wylotowy musimy wprowadzić preparat owadobójczy,
na przykład Antox. Ponieważ naszym celem jest wprowadzenie preparatu do wszyst-
kich bez wyjątku chodników, zabieg wstrzykiwania preparatu musimy wykonać obra-
cając przedmiot na różne strony.
Aby opisana metoda była w pełni skuteczna, kurowany eksponat, po wprowa-
dzeniu preparatu do wszystkich otworów wylotowych, musimy możliwie jak naj-
szczelniej owinąć folią. Chodzi mianowicie o to, aby do minimum zmniejszyć paro-
wanie rozpuszczalników na zewnątrz. Mniejsze eksponaty po serii zastrzyków
umieszcza się w torbach lub workach foliowych i szczelnie zamyka, większe ekspo-
naty należy szczelnie owinąć pasami folii. Tak zabezpieczone przedmioty najlepiej
pozostawić w spokoju 7 do 10 dni.
Pamiętajmy, że od naszej staranności i cierpliwości zależą dalsze losy drew-
nianego eksponatu. Wystarczy, aby w jakimś zakamarku chodnika, gdzie nie dojdzie
preparat, pozostała jedna larwa, a dzieło niszczenia rozpocznie się od początku. Je-
żeli natomiast nasz eksponat jest mały, na przykład łyżka, jakiś uchwyt drewniany
czy maselniczka, ale za to bardzo silnie zaatakowany i nie pokryty polichromią, wów-
czas zamiast zastrzyków lepiej zastosować kąpiel. I tak do możliwie szczelnie zamy-
kanego naczynia lub szczelnej torby z polietylenu czy innego pojemnika wlewamy

55
odpowiedni preparat i zanurzamy w nim nasz „skarb". Taka kąpiel musi trwać co
najmniej 3 godziny. Jednocześnie wskazana jest zmiana położenia eksponatu co 40
minut. Takie postępowanie zapewni wnikanie preparatu poprzez otwory wylotowe we
wszystkie chodniki. Po 3 godzinach kąpiel jest zakończona. Płyn można usunąć. Aby
kuracja była w pełni skuteczna, eksponat, podobnie jak po zastrzykach, powinien być
owinięty szczelnie folią jeszcze przez 7 do 10 dni.

Reperacja szkód

Skoro już zakończyliśmy walkę z owadami, musimy przystąpić do reperacji


szkód, które one wyrządziły. Przecież labirynty położonych na różnej głębokości
chodników, jak też i liczne otwory wylotowe, osłabiły wytrzymałość mechaniczną na-
szego eksponatu i wpłynęły niekorzystnie na jego wygląd zewnętrzny. Często silnie
zaatakowane przez owady takie elementy, jak noga od stołka czy maglownica mogą
się łatwo złamać. Aby więc chociaż częściowo przywrócić im wytrzymałość mecha-
niczną, trzeba je wzmocnić. Dokonuje się tego przez:

• wtapianie mieszanin woskowo-żywicznych,


• impregnację roztworami żywic,
• impregnację ciekłymi żywicami utwardzalnymi.
Do wtapiania stosowane są najczęściej mieszaniny wosku pszczelego z kalafonią.
Stopioną mieszaniną pokrywa się eksponat, ogrzewa go np. promiennikami pod-
czerwieni, czyli żarówkami, emitującymi oprócz pewnej ilości światła widzialnego du-
żo promieniowania cieplnego, zwanego podczerwonym. Powoduje to wnikanie mie-
szaniny w drewno.
O wiele skuteczniejsza jest jednak metoda druga. Polega ona na wprowadzeniu w
chodniki roztworów żywic. Po wyparowaniu bądź wsiąknięciu w drewno rozpuszczal-
nika w chodnikach pozostaje żywica.
Do tego celu stosowane być mogą roztwory żywic naturalnych, jak też i syntetycz-
nych, takich jak:

• kalafonia,
• azotan celulozy,
• octan celulozy,
• polimetakrylan metylu lub butylu,
• polioctan winylu,
• chlorowany polichlorek winylu,
• polistyren.
Rozpuszczalniki do tych żywic muszą być tak dobrane, aby przede wszystkim nie
szkodziły drewnu, a równocześnie dawały roztwory możliwie stężone, lecz o małej
lepkości, bo tylko takie mogą dobrze wniknąć w drewno.
Niestety, praktyka wykazała, że skuteczne wzmocnienie drewna poprzez im-
pregnację roztworami żywic można osiągnąć stosując technikę próżniową. Ponieważ
ze zrozumiałych względów jest to nieosiągalne dla amatora, opiszemy teraz nieco
dokładniej metodę trzecią, która właśnie idealnie pasuje do naszych amatorskich wa-
runków.
Istotą tej metody jest wypełnianie chodników ciekłą żywicą, która następnie ulegnie
tam utwardzeniu. Zastrzegamy przy tym, że przeprowadzana metoda wyłamuje się z
klasycznego kanonu konserwacji o nie powodowaniu zmian nieodwracalnych. Tak,
zapełniając korytarze po kołatkach utwar-dzalną żywicą powodujemy nieodwracalne

56
zmiany. Robimy to jednak w imię ratowania i wzmacniania drewna. No cóż. jak do-
tychczas lepszej metody nie znamy. Możemy się tylko pocieszyć, że nasze działania
będą niewidoczne.
Do naszych amatorskich celów najbardziej nadaje się produkowana w kraju i dostęp-
na w sprzedaży żywica epoksydowa o nazwie Epidian 5. Jest to żółta ciecz, która
zmieszana z utwardzaczem Z-l, zwanym Tęcza, po pewnym czasie zamienia się w
ciało stale. Utwardzona żywica Epidian 5 odznacza się świetną przyczepnością do
drewna, bardzo dużą wytrzymałością mechaniczną, odpornością na działanie czynni-
ków atmosferycznych, wody, chemikaliów, rozpuszczalników oraz zmian temperatury
w granicach od -20 do + 120°C.
W amatorskich warunkach żywicę Epidian 5 wprowadza się poprzez otwory
wylotowe do drewna strzykawką i igłą tak, jak poprzednio czyniliśmy to z preparatem
Antox. Aby zmniejszyć lepkość żywicy epoksydowej, a tym samym ułatwić jej wypeł-
nianie wszystkich zakamarków chodników, oraz aby zwolnić proces jej utwardzania,
żywicę rozcieńcza się toluenem. W zależności od wielkości, kształtu i stanu zni-
szczenia eksponatu stosuje się rozcieńczenie toluenem żywicy od 50 do 65%.
A oto polecane proporcje:
• 100 cm3 żywicy + 100 cm3 toluenu daje roztwór 50%,
• 100 cm3 żywicy + 81 cm3 toluenu daje roztwór 55%,
• 100 cm3 żywicy + 67 cm3 toluenu daje roztwór 60%,
• 100 cm3 żywicy + 54 cm3 toluenu daje roztwór 65%.

Po sporządzeniu jednego z podanych toluenowych roztworów żywicy Epidian 5 do-


daje się utwardzacz Z-l, czyli Tęczę. Utwardzacza dodajemy 10 do 15% w stosunku
do użytej ilości żywicy Epidian 5, a więc na 100 cm3 użytej do , vykonania roztworu
żywicy bierzemy od 10 do 15 cm3 utwardzacza Z-l. Po bardzo dokładnym wymiesza-
niu całości przystępujemy natychmiast do wykonywania zastrzyków. Pamiętajmy przy
tym, że żywica zmieszana z utwardzaczem oo około 30 minutach nieodwracalnie
gęstnieje, a następnie przechodzi w ciało stałe. Dlatego jednorazowo należy przy-
gotować taką ilość mieszaniny, jaką będziemy w stanie zużyć przez 30 minut. Po tym
czasie preparat jest już do wyrzucenia.
Po zakończeniu wszystkich zastrzyków wzmacniany eksponat trzeba jeszcze raz
owinąć szczelnie folią polietylenową, pozostawić tak przez 12 godzin. Drewno, nawet
bardzo zniszczone przez owady, po takiej kuracji uzyska znacznie lepszą wytrzyma-
łość mechaniczną, co da każdemu zbieraczowi dużą satysfakcję.

Grzyb domowy

Trzecim groźnym wrogiem drewna są organizmy niższe, zwane grzybami do-


mowymi. Najwyraźniejszymi gatunkami grzybów domowych są:

• stroczek łzawy - właściwy grzyb domowy,


• gnilica mózgowata, tzw. grzyb piwniczny,
• porzyca inspektowa, tzw. biały grzyb domowy,
• krowiak łykowaty, tzw. grzyb kopalniany,
• siatkowiec płotowy,
• twardziak łuskowaty,
• gnatwek dębowy,
• hubczak różnobarwny,
• powłocznik gładki.

57
Pierwsze cztery gatunki grzybów domowych atakują przede wszystkim drewno
w budynkach, wywołując szybki jego rozkład i duże straty m. in. w budownictwie. Po-
zostałe gatunki wyrządzają stosunkowo mniejsze straty.
Tu przypomnijmy, że grzyby są to organizmy roślinne, które nie mają jak inne
rośliny ciałek zieleni i nie pobierają pokarmów z powietrza, lecz czerpią je w postaci
gotowych związków organicznych z innych organizmów. W budowie interesujących
nas grzybów domowych rozróżniamy trzy zasadnicze części: grzybnię, owocnię i za-
rodniki, oraz - u niektórych grzybów - sznury jako części wegetatywne. Grzybnia
składa się z drobnych poplątanych niteczek, tak zwanych strzępek, koloru od białego
do ciemnobrązowego. Grzybnia grzybów niszczących drewno może rozwijać się we-
wnątrz drewna lub na jego powierzchni, zależnie od gatunku grzyba i warunków ze-
wnętrznych. Grzyby pobierają pokarm przez strzępki, z tym, że substancje odżywcze
znajdują albo w soku komórkowym, albo w ściankach komórek drewna. Wskutek wy-
dzielania przez grzyby enzymów następuje biochemiczny rozkład drewna, a powstałe
produkty rozkładu stanowią pokarm dla grzybów. Normalnie rozrośnięta grzybnia wy-
twarza owocniki, które mają najrozmaitsze kształty, barwę i wielkość, zależnie od
gatunku. Grzyby niszczące drewno mają najczęściej owocniki w postaci twardych
wyrostków. W owocnikach wytwarzają się w olbrzymich ilościach zarodniki, które słu-
żą grzybom do rozmnażania. Zarodniki są tak małe, że z łatwością unoszą się w po-
wietrzu i tą drogą są rozsiewane na duże odległości. Gdy trafią na odpowiednie po-
dłoże, a przede wszystkim dużą wilgotność, dają początek nowej grzybni.
Do życia i rozmnażania się grzybów domowych konieczne są:
• wilgotność drewna minimum 20%,
• temperatura otoczenia w granicach 3~40°C.

Pierwszy warunek jest podstawą do stwierdzenia, że grzyb domowy to choro-


ba tylko mokrego drewna. Drugi warunek niesie cenną informację, iż grzyb domowy
rozwija się do 40"C, natomiast jak doświadczalnie stwierdzono, ginie po ogrzaniu
drewna do 55°C.
Grzyb domowy atakuje co prawda przede wszystkim zawilgocone drewno, budowle,
jak też i drewniane elementy w murowanych domach, ale może się zdarzyć, iż w ta-
kich właśnie warunkach znajdziemy przedmiot, powiedzmy stare koło od wozu, koły-
skę czy inny mebelek, który będziemy chcieli włączyć do swojej kolekcji.
Grzyb domowy, podobnie jak i owady, zniszczyć możemy zarówno metodą ter-
miczną, jak i chemiczną. A więc możemy zastosować na przykład ogrzewanie przez
jedną godzinę w temperaturze do 55°C. Możemy zastosować opisaną już metodę
dezynsekcji gazowej lub kąpania, malowania albo opryskiwania Antoxem czy An-
toxem W. Oba te preparaty bardzo skutecznie niszczą grzyba domowego. Ponieważ
jednak grzyb domowy niszczy na pewną głębokość strukturę drewna, musimy od-
grzybiony eksponat wzmocnić znanym już roztworem żywicy Epidian 5. Tym razem
zamiast strzykawki potrzebny będzie miękki pędzel, za pomocą którego trzeba do-
kładnie nasycić drewno roztworem żywicy. Następnie eksponat zawijamy w folię poli-
etylenową na 48 godzin. W tym przypadku nie udaje nam się, niestety, zachować
podstawowych zasad sztuki konserwatorskiej. Wprowadzamy bowiem zmiany nie-
odwracalne i ponadto zmieniamy wygląd powierzchni drewna. Nie ma jednak innego
wyjścia.
Nasycenie powierzchni roztworem Epidianu zmieni nieco fakturę, barwę i po-
łysk drewna, ale za to uratuje rozpadający się przedmiot.
Jeżeli pomieszczenie, w którym trzymamy swoje zbiory, jest suche i wietrzone, to nie

58
musimy obawiać się ponownych ataków grzyba domowego. Wilgotność drewna w
pomieszczeniach suchych, ogrzewanych nie przekracza 15%, a więc uniemożliwia
rozwój i życie grzybów.

Wnikliwy Czytelnik po tej lekturze odczuje zapewne niedosyt informacji. Nie


znalazły się tu bowiem żadne wskazówki, jak na przykład konserwować czy uzupeł-
niać polichromię, czyli wielobarwne powierzchniowe zdobienia, tak przecież nieroze-
rwalnie łączące się z drewnem, jak odnawiać farby na meblach czy werniksy na ma-
lowanych skrzyniach ludowych. No cóż, jak zaznaczyliśmy we wstępie, książka nasz*
nie jest podręcznikiem, a jedynie informatorem dla kolekcjonerów amatorów. Dlatego
też w rozdziale poświęconym drewnu podaliśmy tylko to, co jest dla amatora ko-
nieczne. możliwe do przeprowadzenia w warunkach domowych. Wiadomości bar-
dziej szczegółowych z wąskich dziedzin wiedzy konserwatorskiej należy szukać u
specjalistów bądź w literaturze fachowej, której zestawienie podajemy na końcu
książki.

I jeszcze jedna uwaga. Wyzbądźmy się fałszywego wstydu, że czegoś nie po-
trafimy na przykład w pełni odrestaurować. Umiejętność uratowania jakiegoś przed-
miotu przez skuteczne zahamowanie niszczących go czynników czy procesów jest
już sama w sobie wielkim osiągnięciem. Nie silmy się więc na bardzo trudne, a czę-
sto nawet zbyteczne upiększanie już uratowanego przedmiotu.

6. GDY KSIĄŻKA „ZACHORUJE”

W tytule wymieniliśmy tylko książkę, ale w zbiorach kolekcjonera amatora mogą


się oczywiście znaleźć i inne eksponaty z papieru, takie jak ryciny, listy, widokówki,

59
które zapadają na te same „schorzenia", co i książki. Aby leczyć chorobę, należy
przede wszystkim znać jej przyczyny, no i koniecznie wiedzieć jak najwięcej o orga-
nizmie pacjenta. Zanim więc przejdziemy do „chorób" papieru i sposobu ich zwalcza-
nia, poznajmy bliżej „organizm" naszego pacjenta.

Kurs wstępny

Na początek spróbujmy odpowiedzieć na pytanie: Czym właściwie jest papier?


Otóż współczesny papier jest to produkt przemysłowy otrzymany w wyniku spilśnie-
nia włókien drewna drzew iglastych lub liściastych. Włókno otrzymane za pomocą
chemicznego lub mechanicznego przerobu drewna, rozdrobnione i zawieszone w
wodzie, następnie sklejone klejami i wymieszane z kaolinem, jest formowane na sicie
maszyny papierniczej w nie kończącą się wstęgę. Wstęga taka, wysuszona na spe-
cjalnych cylindrach maszyny papierniczej, w zależność od przeznaczenia, może być
różnie wykończona: zwinięta w role lub pocięta na odpowiednich maszynach na ar-
kusze żądanej wielkości. Tak właśnie, z małymi tylko udoskonaleniami, produkowany
jest papier już od drugiej połowy XIX wieku.
W handlu spotykamy dwa zasadnicze gatunki papieru, A mianowicie papier drzewny
i papier bezdrzewny. Papier bezdrzewny wyprodukowany jest z samej celulozy, tj. z
substancji wydobytej chemicznie najczęściej z drewna. Papier drzewny otrzymywany
jest również z celulozy, jednak z dużym dodatkiem ścieru drzewnego, uzyskiwanego
w toku mechanicznego przerobu drewna.

Zatrzymajmy się na chwilę, aby omówić te zagadnienia.


Nieobcy jest nam widok starej, pożółkłej gazety. Papier gazetowy wystawiony na
działanie promieni słonecznych po pewnym czasie nabiera żółtej barwy i staje się
kruchy. Natomiast pozostawiona w tych samych warunkach kartka dobrego papieru
maszynowego czy też kawałek bibuły do sączenia zakurzy się, ale nie zżółknie i nie
nabierze kruchości. Dlaczego tak się dzieje? Bo w skład dobrego papieru bezdrzew-
ne-go, jak też i bibuły do sączenia nie wchodzi lignina. Natomiast tani papier gazeto-
wy wykonany jest z surowca zawierającego poważny procent ligniny.
Z pewnym uproszczeniem można przyjąć, że ścier drzewny, ten podstawowy
surowiec papierniczy, składa się z celulozy i ligniny. Celuloza jest surowcem szla-
chetnym i służy m. in. do produkcji wysokiej jakości papierów bezdrzewnych. Stały
towarzysz celulozy, lignina, wyraźnie pogarsza właściwości papieru. Ponieważ od-
dzielenie ligniny od celulozy jest kosztowne, dlatego niższe, tańsze gatunki papieru
wyrabia się bezpośrednio ze ścieru drzewnego, a więc z mieszaniny celulozy z ligni-
ną. Jeszcze lepsze, szlachetniejsze i najtrwalsze gatunki papieru, jakie stosuje się na
przykład do druku banknotów, produkowane są ze szmat bawełnianych lub lnianych.
Współczesne normy światowe określają skład poszczególnych gatunków papieru.
Gatunki papieru są numerowane. Im niższa liczba, tym lepszy gatunek. Ilustruje to
poniższa tablica
W ten sposób doszliśmy do chemicznej natury papieru. Zarówno włókna drewna, jak
też i włókna roślinne zbudowane są z celulozy. A więc głównym składnikiem papieru

Zawartość w procentach
włókien
Klasa włókien
celulozy
ścieru włókien
szmacianych drzewnego makulatury
drzewnej

60
I 100 - - -
II 50 50 - -
III - 100 - -
IV - 80 20 -
V - 60 40 -
VI - 40 60 -
VII - 30 70 -
VIII - 18 82 -
IX - - 100 -
X - - - 100

są włókna celulozy z mniejszym lub większym dodatkiem ligniny. Skoro jednak padło
już słowo „szmaty", pora wspomnieć też o dawnych metodach wyrobu papieru. Po-
winniśmy pamiętać, że prawie do połowy XIX wieku papier produkowano w Europie
głównie ze szmat, i to tak zwaną metodą czerpania.
Gałgany bawełniane lub lniane z dużą ilością wody rozwłókniano i siekano w odpo-
wiednich tłuczkach. Przygotowaną w ten sposób masę wlewano do kadzi, myto, a po
gotowaniu wyczerpywano kwadratowymi sitami w arkusze. Stąd właśnie taki papier
otrzymał nazwę czerpanego.
Sito, czyli forma czerpalnicza, ma jedno lub dwa sita przymocowane do drewnianej
ramki. Sito to, utworzone z cienkiego drutu, jest bardzo gęste. Na swej płaszczyźnie
ma wpleciony również z drutu monogram lub znak wytwórni papieru, który wraz z
sitem odbije się na czerpanym papierze jako tak zwany znak wodny, po którym do
dziś poznaje się pochodzenie i wiek papieru.
Czerpanie odbywało się i odbywa nadal następująco:
Robotnik potrząsa zaczerpniętą sitem masą papierową z kadzi tak, by masa rozlała
się po całej powierzchni sita. a włókna rozłożyły w różnych kierunkach. Wodę odce-
dza się przez sito, a powiązane ze sobą włókna, które tworzą papier, wykłada się
przez odwrócenie formy na płat filcu o odpowiednich wymiarach. Wyłożony arkusz
papieru przykrywa się drugim płatem filcu, w który wsiąka pozostała wilgoć. Postę-
pując dalej analogicznie tworzy się stos papierów, przekładanych płatami filcu, zawie-
rający 100 do 200 arkuszy, zależnie od jego grubości i wymiarów. Następnie cały
stos wygniata się bardzo silnie w prasie i po usunięciu w ten sposób z arkuszy nad-
miaru wody rozwiesza się do suszenia.
Po wyschnięciu papieru zakleja się go, to znaczy czyni nie-przesiąkliwym,
przez zanurzenie w roztworze zgarbowanego kleju skórnego, a kosztowniejsze pa-
piery - bez żółtawego odcienia - w roztworze kleju rybnego. Zaklejony papier układa
się znowu jeden na drugim, aż utworzy się stos zawierający 250-270 arkuszy. Na-
stępnie cały stos zgniata się w prasie, po czym pojedyncze arkusze rozwiesza w su-
szarni. Po wyschnięciu papieru sortuje się go, gładzi, waży, pakuje.
Zaklejanie papierów czerpanych przyczynia się wydatnie do ich długowieczności. Klej
zwierzęcy czy rybi jest produktem naturalnym, nieszkodliwym, który skutecznie skleja
włókna między sobą. Papier czerpany ma prawą i lewą stronę. Prawa strona to ta, w
której odciśnięte są druty sita i na której odbijano dawniej wszystkie miedzioryty i
drzeworyty. Prawa strona to - pamiętajmy - szlachetna strona papieru i trzeba ją spe-
cjalnie oszczędzać w czasie odnawiania druku czy ryciny. Ślady „wodne" po drutach
sita w papierze są dwojakiego rodzaju: jedne grubsze, pionowe, szeroko rozsta-
wione, drugie cieńsze, których ślady są mniej widoczne, idą w kierunku poziomym, i
to bardzo gęsto. Poza tym są w papierze i inne znaki wodne, tak zwane „filigrany”,
wykonane z grubszego drutu i przyczepione do sita cienkimi drucikami. Znaki wodne

61
oglądamy patrząc na papier pod światło.

Zatrzymaliśmy się celowo dłużej przy dawnych metodach produkcji papieru,


ponieważ, gdy wpadnie nam w ręce na przykład drzeworyt, wtedy łatwiej poznamy, z
jakiego okresu on pochodzi. Jeśli jest drukowany na papierze czerpanym, to pocho-
dzi prawdopodobnie najpóźniej z pierwszej połowy XIX wieku, a papier wykonany jest
ze szmat. Pamiętajmy jednak, że sam fakt wystąpienia papieru czerpanego nie jest
jeszcze gwarancją XIX-wiecznego pochodzenia zabytku. Papier czerpany jest produ-
kowany jeszcze i dziś. oczywiście w minimalnych ilościach, w Polsce na przykład
przez Zakłady w Cieplicach. Papierem takim posługują się chętnie niektórzy plastycy,
graficy i artyści drukarze.
Warto jeszcze poznać prostą metodę, pozwalającą nam odróżnić współczesny
papier drzewny od bezdrzewnego.
Zaczynamy od przygotowania odczynnika - chlorowodoru aniliny - C6H5NH2HCl.
Związek ten otrzymamy rozpuszczając w probówce l cm3 aniliny w 5 cm3 5% kwasu
solnego HCl. Po około 10 minutach częstego i energicznego wstrząsania odczynnik
jest już gotowy. Teraz kładziemy obok siebie trzy próbki papieru.
Będą to:
• nie zadrukowany skrawek papieru gazetowego,
• pasek bibuły do sączenia,
• kawałek dobrego papieru maszynowego lub listowego.
Na każdą z wymienionych próbek papieru nanosimy po 2-3 krople odczynnika. Po
paru minutach na papierze gazetowym, pod wpływem zachodzącej reakcji chemicz-
nej, pojawi się wyraźna żółta plama. Natomiast krople chlorowodorku aniliny na dwu
pozostałych próbkach pozostaną bezbarwne. Taki wynik doświadczenia świadczy o
tym, że z trzech użytych próbek papieru tylko papier gazetowy zawiera ligninę, czyli
jest to tzw. papier drzewny.

Choroby papieru

Wymienimy je w porządku częstości występowania:


• ząb czasu, czyli starzenie się i skutki użytkowania,
• grzyby i bakterie,
• owady.
Nieubłagany ząb czasu nie omija i papieru, chociaż niektóre dawne gatunki papieru
odznaczają się wielką trwałością. Należą do nich na przykład druki wykonane na do-
brym czerpanym papierze, które - jak wykazały badania - odpowiednio przechowy-
wane, prawie się nie starzeją! A więc tylko czynniki zewnętrzne, przede wszystkim
wilgoć i światło, odgrywają tu decydującą rolę. I tak woda lub wilgoć i podwyższona
temperatura powodują bardzo powolne, ale nieustannie postępującą hydrolizę celu-
lozy. Bardzo też szkodliwy jest dla papieru wpływ promieni słonecznych, a zwłaszcza
zawartych w nich promieni nadfioletowych. W przypadku papierów drzewnych nastę-
puje pod ich działaniem rozkład ligniny i powstawanie fenoli, a następnie chinonów.
Dlatego właśnie papier drzewny początkowo żółknie, a potem nawet brązowieje.
Aby możliwie jak najskuteczniej zapobiec działaniu czasu, nasze eksponaty
przechowujemy w suchych, przewietrzanych pomieszczeniach i nie wystawiamy ich
na bezpośrednie działanie słońca.
I na tym praktycznie kończą się nasze możliwości walki z nieubłaganym działaniem
czasu.
W tym miejscu koniecznie musimy uprzedzić wszystkich lubiących pośpieszne

62
działania, a przy tym zafascynowanych taśmami klejącymi, przed stosowaniem takich
taśm do podklejania postrzępionych brzegów starych dokumentów lub wzmacnia-
niem nimi papierów przedzierających się właśnie w miejscach wieloletnich zgięć. Ta-
śmy klejące, niezależnie od tego, czy są krajowe, czy zagraniczne, są pomocne w
życiu codziennym, na przykład do zaklejania opakowań na czas ich transportu ze
sklepu do domu. Przy zrywaniu taśmy zniszczeniu ulega przylegająca do niej war-
stwa papieru. Na szczęście, skład warstwy klejącej jest tak pomyślany, że po kilku
miesiącach, rzadziej latach, zupełnie wysycha i taśma odpada. Można to czasem
zaobserwować. na gazetkach ściennych, które już długo wiszą. Często pewien odci-
nek taśmy odskakuje, a jego sterczenie powoduje uszkodzenie podłoża w innym
miejscu, gdzie jeszcze się trzyma. Dlatego przezroczyste taśmy klejące nie nadają
się nawet do podklejania uszkodzonych obwolut książek, nie mówiąc już o poważniej
szych naprawach.
Uszkodzone cenne papiery należy podklejać specjalną japońską bibułką. Ponieważ
zdobycie takiej przezroczystej bibułki jest mało prawdopodobne, można w ostatecz-
ności zastosować dostępną jak najdelikatniejszą bibułkę. Klejem będzie ciepły, rzadki
roztwór żelatyny w wodzie. Tylko w ten sposób nie spowodujemy nieodwracalnych
zmian w naszym papierowym „skarbie".
Z upływem czasu na papierze powstają ślady spowodowane jego użytkowaniem. Są
to najczęściej: brud różnorakiego pochodzenia, tłuste plamy, znaki ołówkowe i atra-
mentowe. Jednak o tym, czym i jak czyścić papier, porozmawiamy dopiero po zapo-
znaniu się z wszystkimi jego chorobami.
Celuloza, główny składnik papieru, jak też i pomocnicze substancje organiczne użyte
do jego zaklejania, chociaż chemicznie neutralne, przy odpowiednio wysokiej wilgot-
ności stają się pożywką dla rozwoju grzybów i bakterii. Ich pojawienie się na papierze
sygnalizowane jest występowaniem barwnych plam. Przebarwienia papieru spowo-
dowane wzrostem grzybów są zróżnicowane dlatego, że niszczenie papieru rzadko
powoduje jeden określony grzyb, a częściej bardzo złożone zespoły grzybów, którym
czasem towarzyszą i bakterie.

Można zestawić typowe barwy plam na papierze w zależności od grzybów:

• jasnoróżowe, różowe, różowordzawe - wywołane przez grzyby Aspergillus


wenti, Chaetomium crispatum lub Rhodotorula mucUaginosa, Penicillium
funiculosum, Penicillium purpurogenum,
• żółte - wywołane przez grzyby Chaetomium globosum. Trichoderma viride
lub Penicillium notatum,
• szare - wywołane przez grzyby Chaetomium elatum, Epiciccum nigrum,
• szarozielone - wywołane przez grzyby Chaetomium globosum var. affine,
• szarobrązowe - wywołane przez grzyby Stachybotrys atra lub Cladospa-
rium sp.
• oliwkowe - wywołane przez grzyby Acrothecium lub Chaetomium sp.
• ceglaste - wywołane przez grzyby Verticillium cinnaba-inum.

Zagrzybiony papier, podobnie zresztą jak drewno, traciwytrzymałość i z cza-


sem rozlatuje się.
Znamy wiele skutecznych metod zwalczania grzybów i bakterii. Większość z
nich polega na kąpaniu papieru w odpowiednich dezynfekujących roztworach, do
których należą:
• ogrzany do 40°C 10% wodny roztwór kwasu octowego,

63
• wodny 10% roztwór formaliny,
• eterowo-benzenowy roztwór tymolu i chlorku rtęci(II) o wzorze HgCl2, czyli
sublimatu (uwaga: silna trucizna),
• alkoholowy 10% roztwór tymolu.

Przeprowadzenie tych wypróbowanych i w pełni skutecznych zabiegów wy-


maga, niestety, rozebrania „chorej na i grzyby" książki. Jest to więc, jak widzimy,
przeszkoda nie do f pokonania dla amatorów kolekcjonerów. Wobec tego poda-| my
jeszcze inne metody walki z grzybami, których stosowanie nie będzie wymagać
„czynności niedozwolonych”.
Spokojnie więc możemy polecić znaną już nam z rozdziału o drewnie metodę
termiczną. I tak, ogrzewanie chorej książki czy dokumentu przez godzinę do tempe-
ratury 50-55°C nic papierowi nie zaszkodzi, za to zabije wszelkie formy grzybów.
Jednak warunek nieprzekraczalna górnej granicy temperatury musi tu być bardzo
rygorystycznie przestrzegany.
Następna godna polecenia metoda, której zastosowanie też nie wymaga rozbierania
książki, to działanie gazowego tlenku etylenu. Opisaliśmy ją dokładnie w rozdziale o
drewnie. Teraz więc tylko przypominamy, że tą metodą można przeprowadzić dezyn-
fekcję książki, umieszczając ją w szczelnie zamykanej torbie z folii.
Po przeprowadzeniu tą czy inną metodą dezynfekcji książki pomiędzy strony uprzed-
nio silnie zaatakowane przez grzyby wkładamy kawałki bibuły filtracyjnej, nasyconej
alkoholowym 5% roztworem tymolu.
Dodajmy jednak, że najlepsze nawet zabiegi konserwatorskie nic książce nie
pomogą, jeśli powróci ona do nie przewietrzanego pomieszczenia o dużej wilgotno-
ści. Stąd wniosek: eksponatów papierowych nie wolno przechowywać w szczelnych
woreczkach z folii, zamkniętych pudełkach metalowych i tym podobnych pojemni-
kach. Przekartkowanie od czasu do czasu starej książki daje posiadaczowi zadowo-
lenie, a eksponatowi wychodzi na zdrowie.
Owady stosunkowo rzadko atakują książki. Z zasady ich żerowiskiem są grube kar-
tonowe okładki. Zwalczymy je łatwo metodą termiczną lub gazowaniem tlenkiem ety-
lenu.

Próby przywracania dawnej świetności

Na początek należy stwierdzić, że usuwanie plam jest możliwe, ale wymaga


staranności ł wprawy. Za chwilę podamy wypróbowane przepisy, ale raczej odra-
dzamy ich stosowanie w odniesieniu do druków specjalnie wartościowych lub takich,
co do których istnieje podejrzenie, że przedstawiają dużą wartość. Podane recepty,
przydatne przy wywabianiu plam, zwiększą na pewno wiadomości teoretyczne ama-
torów zbieraczy, a jednocześnie mogą służyć do nabierania wprawy na wydawnic-
twach współczesnych, nie raz i nie dwa poplamionych tuszem długopisów, tłuszczem
czy parafiną. Takie wprawki wprowadzą niefachowca w nastrój i problemy pra-
wdziwej pracowni konserwatorskiej.
Podstawą wszelkich poczynań przy usuwaniu plam jest ich identyfikacja. Cho-
dzi mianowicie o to, aby możliwie trafnie określić pochodzenie plamy. Innymi bowiem
metodami i środkami usuwa się plamę na przykład z atramentu, a innymi ze świecy
czy żywicy. Wskazówki dotyczące identyfikacji plam na podstawie ich wyglądu znaj-
dzie Czytelnik w innej książce z tej serii zatytułowanej Chemia na co dzień.

Typowe żółte plamy

64
Zacznijmy od tak charakterystycznych dla starego papieru żółtych plam. Ich
powodem są nawet minimalne ilości związków żelaza, które dostają się do papieru
wraz z wodą podczas jego produkcji w papierni. Od dawna już znany jest fakt, że
szybciej i silniej pod wpływem wilgoci żółkną papiery tych wytwórni, w których do ce-
lów produkcyjnych stosuje się wodę żelazistą. Proces żółknięcia pod wpływem
związków żelaza zostaje zahamowany, z chwilą gdy konserwowany papier zostanie
wysuszony. Niestety, ponieważ proces ten jest nieodwracalny, po wysuszeniu żółte
plamy z papieru nie znikną. Plamy te można, co prawda, całkowicie usunąć, ale jest
to zabieg bardzo uciążliwy, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z książkami. Usuwa-
nie plam polega bowiem na kąpaniu papieru w wodnym 5% roztworze chloraminy
(CH3•C6H4•SO2•NCl)Na, która ma własności bielące i zarazem dezynfekujące. Jed-
nak, jak już powiedzieliśmy, w przypadku książek jest to praktycznie nierealne, bo
wymaga całkowitego rozbierania ich i operowania poszczególnymi kartkami.
Bardzo skutecznym środkiem usuwającym z papierów żółte żelaziste plamy
jest woda utleniona. Stosuje się ją na przykład do czyszczenia starych drzeworytów,
miedziorytów, druków.
Przeznaczony do usunięcia rdzawych plam arkusz papieru moczymy przez 20 minut
w wodzie, ale koniecznie musi to być woda destylowana, z małym dodatkiem kwasu
octowego. Następnie przenosimy go do naczynia z 6-8% wodnym roztworem wody
utlenionej H2O2. Kąpiel trwa 10-15 minut, po czym arkusz płuczemy w wodzie bieżą-
cej co najmniej przez 3 godziny i suszymy go na bibule. Do tego rodzaju prac najod-
powiedniejsze są duże płaskie kuwety fotograficzne. Pamiętajmy, że namoczony w
wodzie papier zawsze staje się miękki i traci wytrzymałość. Musimy więc pracować
bardzo ostrożnie, by go nie uszkodzić mechanicznie. Aby uniknąć uszkodzenia mo-
krego papieru, powinniśmy wkładać go i wyjmować z roztworów na odpowiedniej
wielkości arkuszu czystego białego kartonu lub sztywnej folii z tworzywa sztucznego.
Dobrze też do tego celu służy gaza opatrunkowa lub ścinki stylonowej firanki.

Mycie papieru
Nie dające się zetrzeć pędzelkiem warstwy kurzu, zeschnięte odchody much i
pająków, plamy i zacieki z charakterystycznymi obwódkami, jakie na papierze pozo-
stawia woda, oto zanieczyszczenia, które możemy usunąć jedynie poprzez mycie
papieru. Tak jak do mycia rąk, w zależności od stopnia ich zabrudzenia, stosować
możemy samą wodę, wodę i mydło, wodę i odpowiednie proszki czy pasty, a wre-
szcie rozpuszczalniki, tak też i do mycia papieru stosowane są różne środki - od bar-
dzo łagodnych do coraz silniejszych. Pamiętając o naczelnej zasadzie „przede
wszystkim nie szkodzić”, zaczynamy nasze działanie zawsze od środków najła-
godniejszych.
Przeznaczony do umycia papier po dokładnym, delikatnym omieceniu go
miękkim pędzelkiem z kurzu umieszczamy na noc w kuwecie napełnionej destylowa-
ną wodą z małym dodatkiem kwasu octowego. W tym celu na l dm3 wody dodajemy
3 cm310% octu spożywczego. Całonocna kąpiel w takim roztworze usuwa naturalny
brud, odchody much i pająków, jak też częściowo i zacieki. Zauważymy, że roztwór
octu stanie się brudny. Wylewamy go więc, a papier płuczemy przez parę godzin w
bieżącej wodzie. Zwracamy przy tym uwagę, aby strumień świeżej wody był bardzo
słaby i skierowany równolegle do płaszczyzny papieru.
Jeżeli po zabiegu tym pozostaną na papierze widoczne jeszcze plamy, wtedy papieru
nie suszymy, lecz przenosimy go do następnej, intensywniejszej kąpieli. Sporządza-
my ją rozpuszczając 50 g nadmanganianu potasu KMnO4 w l dm3 letniej wody. Po
czym umieszczamy w niej oczyszczoną już wstępnie kartkę papieru i pozostawiamy

65
na 1-2 godziny. Po tym czasie kartka papieru przybierze jednolitą barwę ciemnobrą-
zową. Następnie kartkę wyjmujemy, płuczemy przez 20 minut w bieżącej wodzie i
przenosimy do następnej kąpieli o składzie: 600 cm3 wody i 300 g kwasu siarko-
wego(IV) H2SO3.
Uwaga: Aby nie było żadnych pomyłek, powtarzamy, że chodzi tu o kwas siar-
kowy(IV) H2SO3, a nie o zwykły kwas siarkowy(VI) H2SO4, który natychmiast znisz-
czyłby papier.
Kąpiel w roztworze kwasu siarkowego(IV) trwa 3-5 minut i pod jej działaniem znika
brązowe zabarwienie oraz dawne plamy. Po wybieleniu w roztworze kwasu siarka-
wego papier trzeba bardzo dokładnie i długo płukać w wodzie bieżącej. Jeżeli po wy-
jęciu z kąpieli z kwasu octowego pozostaną jedynie nieliczne i małe brązowe zacieki
wodne i plamki, możemy postarać się usunąć je lokalnie, bez konieczności kąpania
całej kartki papieru. Do miejscowego usuwania brązowych plam zastosować można
kwas cytrynowy. W tym celu zaplamione miejsca na mokrym papierze posypujemy
kryształkami kwasu cytrynowego. Zwykle już po 5-10 minutach działania tego związ-
ku brązowe plamy znikają.
Brązowe plamy możemy próbować usunąć z papieru zwilżając go 10-15% wodnym
roztworem amoniaku NH3aq.
Po usunięciu plam obiema metodami arkusz papieru trzeba bardzo dokładnie wypłu-
kać w bieżącej wodzie.

Załóżmy, że zabiegi nasze powiodły się, to znaczy, że papier jest już zupełnie
czysty i bez plam, ale niestety długotrwałe działanie wody bardzo go osłabiło, gdyż
wypłukało zeń klej. Aby przywrócić papierowi jego wytrzymałość mechaniczną, mu-
simy go poddać procesowi klejenia. Najlepiej do tego celu nadającym się środkiem
jest oczyszczona biała żelatyna spożywcza. Sporządzamy z niej 3-5% roztwór wodny
i po ogrzaniu do 80°C kąpiemy w nim przez 1-2 minuty umyty już poprzednio papier.
Tak zaklejony papier suszymy na tafli szklanej pomiędzy arkuszami bibuły.

Omówimy teraz sposoby usuwania z papieru różnych plam.

Tusz czarny
Plam ani pisma wykonanego czarnym tuszem nie da się, niestety, usunąć
żadną z metod chemicznych. Stoi temu na przeszkodzie całkowita bierność che-
miczna sadzy, która jest pigmentem czarnego tuszu. Dlatego też taką plamę można
usunąć jedynie metodą mechaniczną, przez skrobanie. Stanowczo odradzamy ten
sposób postępowania w odniesieniu do zabytkowych papierów w imię troski o nie,
gdyż mogą nie wytrzymać takiej operacji.

Atramenty, tusze barwne, rdza


Na zaplamione i zwilżone wodą miejsca parokrotnie nanosimy gorący roztwór
2 g kwasu szczawiowego w 10 cm3 wody.
Gdy plama zniknie, płuczemy papier wodą, po czym na zaplamione miejsce nanosi-
my parę kropli 10% amoniaku. Z kolei ponownie starannie płuczemy w wodzie i już
możemy papier wysuszyć.

Lapis-azotan srebra
Na czarną plamę z lapisu nanosimy parę kropli jodyny. Następnie papier zmywamy
wodą, a na powstałą plamę działamy amoniakiem, a następnie wodą chlorową.
Oleje mineralne

66
Plamy z oleju pokrywa się mieszaniną o składzie:
• mydło, wiórki 5g
• tlenek magnezu MgO 2g
• wodorotlenek wapnia Ca(OH)2 0,5 g
Mieszaninę tę zarabia się wodą na masę o konsystencji gęstej śmietany i od razu
nakłada na plamy. Po 20 minutach masę usuwamy, a kartkę zanurzamy na 5 minut w
gorącej wodzie.

Parafina, stearyna
Na i pod zaplamione miejsca kładziemy suchą, dobrze wsiąkliwą bibułę, po czym
miejsce to prasujemy gorącym żelazkiem. Podczas prasowania trzeba co chwila
zmieniać położenie bibuły względem papieru. Tak postępujemy, aż plamy całkowicie
znikną. Jednak papier oglądany pod światło ma po takim zabiegu przeświecające
miejsca. Należy więc miejsca te, koniecznie po obu stronach kartki, zwilżać gorącą
terpentyną. Na zakończenie, aby papierowi przywrócić jego pierwotną biel, zwilża się
go gorącym alkoholem etylowym.

Tłuszcze
Tłuste plamy wywabiamy z papieru rozpuszczalnikiem -czterochlorkiem węgla CCl4.
Na płycie szklanej umieszczamy bibułę, a na niej poplamioną kartkę papieru. Na-
stępnie na plamy kładziemy nasycony czterochlorkiem węgla płat ligniny lub waty.
Jeżeli to nie pomoże, nakładamy papkę powstałą z zarobienia tlenku magnezu MgO
czterochlorkiem węgla. Aby opóźnić parowanie rozpuszczalnika, całość nakrywamy
folią z tworzywa sztucznego. Zabieg ten powtarzamy 2-4-krotnie, aż tłuste plamy cał-
kowicie znikną.

Brud od palców
Te charakterystyczne żółtawe plamy po częstym dotyku palcami czyścimy mydłem
toaletowym. W tym celu skrobiemy nożem drobne wiórki mydła toaletowego i zara-
biamy je wodą na galaretowatą masę. Masę tę nakładamy na zaplamione miejsca.
Po godzinie mydlaną masę usuwamy, a papier zmywamy bardzo dokładnie bieżącą
wodą, pocierając miękkim pędzelkiem. Zabieg ten można w razie potrzeby powtó-
rzyć.

Jodyna
Poplamione jodyną miejsce zwilżamy parokrotnie 10% amoniakiem NH3aq. Następ-
nie nanosimy parę kropli wody chlorowej lub preparatu „Wybielinka". Po 10 minutach
papier bardzo dokładnie płuczemy w bieżącej wodzie.

Żywice
Plamy z naturalnych żywic usuwamy rozpuszczalnikiem ksylenem lub pirydyną. Spo-
sób postępowania jest taki sam, jak przy plamach tłustych.
116
Uwaga: ksylen i pirydyna rozpuszczają farbę drukarską. Warto się o tym przekonać
wykonując próby na druku współczesnym.

Wiadomości i wskazówek dotyczących trudniejszych problemów, jak na przy-


kład zdwajanie, rozdzielanie papieru, reperacja rozdarć, podklejanie dziur czy bar-
wienie, należy szukać w trudno dostępnej literaturze fachowej. Tak więc w praktyce
pozostaje szukanie rady u specjalistów, przede wszystkim w muzeach. Rozdział koń-

67
czymy apelem: nie dokonujmy opisanych właśnie zabiegów konserwatorskich od ra-
zu na wartościowych przedmiotach. Przećwiczmy najpierw nowe dla nas czynności
na bezwartościowych próbkach. Najlepszy i najdokładniejszy opis zabiegu nie zastą-
pi samodzielnie zdobytego doświadczenia, zwłaszcza iż chodzi o różne precyzyjne
czynności manualne.

CO TRZEBA POZOSTAWIĆ FACHOWCOM

Na początku książki wymieniliśmy kilkanaście przedmiotów jako przykłady naj-


rozmaitszych rodzajów zbieractwa. Teraz spróbujemy podzielić kolekcje według ro-
dzajów surowców, z których są one wykonane. Oczywiście, nie unikniemy tu uprosz-
czeń. Tak więc mamy:
• metale,
• drewno,
• papier,
• szkło i ceramikę,

68
• tkaniny, łącznie z wykonywanymi na nich malowidłami,
• tworzywa sztuczne.

Wydawałoby się, że te ostatnie w ogóle nie powinny tu być wymieniane z


uwagi na swoją nowoczesność. Tymczasem takie tworzywa sztuczne, jak galalit, ce-
luloid i bakelit znane już były w latach międzywojennych, a od pewnego czasu już się
ich nie produkuje. Można więc już dziś zbierać kolorowe galalitowe guziki, grzebienie,
pudełeczka bądź zawsze ciemne bakelitowe wyłączniki i gniazdka sieciowe, popiel-
niczki reklamujące różne firmy czy obudowy radioodbiorników i telefonów. Z bakelitu
wykonywane też były w pewnym okresie okładki rękojeści bagnetów (dlatego trudno
jest je dziś rekonstruować).

W książce tej najwięcej miejsca poświęciliśmy konserwacji metalu. Przedmioty


z metalu stanowią bowiem pokaźną część wielu prywatnych kolekcji i aż korca, aby
je za wszelką cenę czyścić do połysku. Jednocześnie one właśnie narażone są na
korozję, która wymaga szybkiego przeciwdziałania.
Tak się szczęśliwie składa, że konserwacja metalu wiąże się z procesami
chemicznymi, w większości stosunkowo prostymi, możliwymi do wykonania w warun-
kach amatorskich i przy zastosowaniu jako tako dostępnych chemikaliów.
Wszystkie te przyczyny złożyły się na to, iż metale zostały w tej książce uprzywilejo-
wane. Drewno i papier potraktowaliśmy może nieco bardziej po macoszemu.
W odróżnieniu jednak od metali drewno i papier mogą i nastręczają więcej trudności
przy podstawowej czynności kolekcjonera, którą jest przede wszystkim identyfikacja
materiału. Dobór metod przeciwdziałania jest tu zazwyczaj nie tak jednoznaczny i
podlega zmianom z biegiem lat oraz dominacji różnych szkół konserwatorskich.
Zdecydowaliśmy się na opisanie tych dwóch dużych działów wychodząc z założenia,
że w ten sposób spowodujemy więcej dobrego niż złego. Po długich wahaniach zre-
zygnowaliśmy ze szczegółowych wskazówek na temat konserwacji szkła i ceramiki
oraz tkanin. Poświęcimy im teraz nieco uwagi.
Mamy tyle gatunków szkła i ceramiki, a na nich tyle rodzajów zdobień, nano-
szonych różnymi technikami z wypalaniem i bez, że przy pierwszej próbie ich usys-
tematyzowania jesteśmy bezradni. Ryzykowne byłoby może stwierdzenie, że cerami-
ka, zwłaszcza nie polewana, zupełnie nie ulega korozji, jednakże jest to zagadnienie
tak marginalne, że zostawimy je fachowcom. Jednocześnie szkło i ceramika, jako
ciała nieorganiczne, nie muszą się bać żadnych biologicznych szkodników. Tak więc
mogłyby przebywać spokojnie w naszych zbiorach, gdyby nie drażnił nas stan ich
zabrudzenia, obicia, ubytki farby itp.
Jako amatorzy możemy tu pomóc niewiele. Szkło i porcelanę myjemy ciepłą wodą i
mydłem oraz płynami przeznaczonymi do mycia naczyń, na przykład „Ludwikiem".
Przedmioty bardziej zabrudzone można wcześniej namoczyć, a przy myciu pomóc
sobie miękką szczotką do mycia butelek. Używanie jakichkolwiek kwasów, alkaliów
czy najdelikatniejszych nawet proszków do szorowania jest absolutnie wykluczone.
Wyjątek stanowi 10% ocet spożywczy, czyli kwas octowy. Usuwa on powoli osady
powstałe z wody, jak też i naloty powstałe na starych wyrobach ze szkła ołowiowego.
Każdego zbieracza korci też sklejanie stłuczonego wazonika czy porcelanowej fili-
żanki, z której piła jeszcze prababcia. No cóż, trudno nam zabronić wykonywania
takich czynności. Radzimy więc jak zwykle uczyć się na materiale jak najtańszym.
Wybór dostępnych u nas klejów nie jest zbyt wielki i nie będziemy tu powtarzać wia-
domości wcześniej podanych, a więc odsyłamy Czytelnika do książki z tej samej serii
ABC klejów i klejenia. Radzimy nie tylko znaleźć w niej odpowiedni klej, ale zapoznać

69
się również z opisami czynności przygotowawczych oraz zasadami prawidłowego
klejenia.
Wykonajmy następnie próby klejenia na zwykłej stłuczonej szklance czy pro-
stym wazoniku z Cepelii. Okaże się wtedy, ile trzeba brać kleju, aby fragmenty się
trzymały, a przy tym klej nie wyciekał na wszystkie strony. Zobaczymy jednocześnie,
czy nasze palce mają tę konieczną zręczność, która pozwoli zestawić potłuczone
kawałki w jedną gładką, estetyczną całość. W praktyce niewiele osób ma takie predy-
spozycje, zatem dobrze się stanie, jeżeli odstąpimy od samodzielnego klejenia, tym
bardziej wtedy, gdy brakuje pewnych elementów, których sami nie uzupełnimy. Stłu-
czony przedmiot przechowujemy zawinięty w miękką szmatkę lub watę tak, aby kra-
wędzie nie ulegały dalszym uszkodzeniom.
Pisanie na temat konserwacji tkanin nastręcza jeszcze większych trudności. Rozróż-
nienie starych tkanin, a tym bardziej ich zniszczeń i metod czyszczenia jest wiedzą
tak rozległą i specyficzną, że posiadają ją tylko nieliczni. Wyższe studia są często
dopiero początkiem do zdobywania tej wiedzy. Amator kolekcjoner może tu zrobić
jedno: tkaninę dokładnie wysuszyć, ponieważ w wilgoci podlega ona zbutwieniu, oraz
okresowo wietrzyć, jednak z dala od promieni słonecznych. Jeżeli zachodzi obawa
przed molami, można użyć naftalenu, zwanego potocznie naftaliną. Wraz z tym środ-
kiem radzimy przechowywać tkaninę (suszoną przez kilka tygodni) w worku z folii
przez rok, tj. tak długo, aby zakończył się cykl rozwoju owadów. Ogólnie bowiem bio-
rąc, tkaniny nie wolno przechowywać w nieprzewiewnej folii. Lepszy będzie papier
pakowy lub worek-koperta z tkaniny lnianej lub bawełnianej .
W muzeach zabytkowe tkaniny przechowuje się na odpowiednich ramach ob-
ciągniętych przewiewną materią. Sposób, w jaki od wieków trzyma się płasko ułożo-
ne szaty liturgiczne w olbrzymich szufladach w zakrystiach kościołów, jest prawidło-
wy. Tkaniny można też nawijać na wałki o dużej średnicy. Natomiast nie wolno ich
wieszać dla celów dekoracyjnych bez poprzedniego podszycia, aby nie niszczyły się
na skutek własnego ciężaru.
W rodzinie naszej od pokoleń przechowywany był w skrzyni na strychu pięknie ha-
ftowany obrus. Podczas pewnej uroczystości postanowiono nakryć nim stół; należało
jednak wcześniej uprać tkaninę. Tyle lat przechowywany na strychu obrus - włożony
do pralki automatycznej, w której programator został nastawiony na „tkaniny delikat-
ne” - rozleciał się.
Wniosek z tego krótki: starych materiałów nie wolno prać, a ściślej biorąc -
prać zwykłymi metodami. Przydałoby się im na pewno pranie przez fachowca-
konserwatora, ale ani o fachowca, ani o fundusze nie jest łatwo. To nic, że zabytko-
we tkaniny szpecą nieestetyczne ślady zbutwienia, brudu czy atramentu. Szansa na
ich usunięcie jest znikoma, a możliwość zniszczenia tkaniny - bardzo duża. Usuwając
np. atrament musimy stosować preparaty, które nieodpowiednio lub nie w porę zneu-
tralizowane, zniszczą barwę starej tkaniny. Sztuka bielenia zbutwiałych i zżółkłych
tkanin jest również bardzo trudna - tylko fachowcowi uda się utrafić tak, aby uzyskać
pożądany efekt a nie zniszczyć podłoża
Obszarpane brzegi lub dziura w starej tkaninie, powiedzmy w pasie słuckim,
dodają jej autentyczności. Podłożenie kontrastowego tła może podkreślić jeszcze
jego zabytkowy charakter. Problem stanie się poważny dopiero wtedy, gdy będzie to
dziura w tkaninie, na której namalowano sławny obraz.
W ten sposób doszliśmy do najtrudniejszego problemu, z którym styka się
konserwator amator i w przypadku którego nie wolno mu ingerować. Wolno mu jedy-
nie wybrać miejsce na powieszenie obrazu w pomieszczeniu nie wilgotnym, a przy
tym z dala od pieca czy kaloryfera.

70
Obraz olejny nie konserwowany najczęściej nie niszczeje. Popękany werniks,
kurz, ślady po muchach tylko przyciemniają i zmniejszają czytelność obrazu. Nato-
miast w przypadku stwierdzenia, że coś złego dzieje się z podłożem, a więc płótnem,
lub jeżeli obraz z prostokątnego zmienia swój kształt na nieco romboidalny, koniecz-
na jest interwencja fachowca.
Siedząc wygodnie przed zawieszonym już obrazem porozmawiajmy o kłopo-
tach, jakie niesie ze sobą renowacja „olejów". Niemożność dokonywania prac kon-
serwatorskich przy obrazach olejnych nie musi przecież iść w parze z nieposzano-
waniem wiedzy teoretycznej z tej dziedziny. A więc w obrazie wyróżniamy:
• podobrazie, które przed chwilą nazwaliśmy jeszcze niefachowo podłożem.
Jest nim w obrazach olejnych najczęściej płótno różnej grubości, może
zdarzyć się juta albo batyst. (Ponieważ nie będzie już innej okazji, trzeba
teraz powiedzieć, że podobraziem bywa też karton, szkło, metal, a także
tynk),
• grunt, który może być wykonany z kredy lub tlenków metali zarobionych
klejami zwierzęcymi, roślinnymi lub olejami albo białkami jaj kurzych,
• wielowarstwowe powłoki farby olejnej, powstałe przez nakładanie pędzlem
podczas malowania najróżniejszych pigmentów nieorganicznych, ale cza-
sem i z dodatkiem pigmentów organicznych, zarobionych olejami schną-
cymi,
• jedną lub kilka warstewek werniksu, a więc zewnętrznej błonki powstającej
przez nałożenie przezroczystych roztworów żywic naturalnych lub olejów
schnących.

Za każdym z tych czterech elementów kryje się wiele ciekawych problemów,


gdyż na przestrzeni wieków zmieniały się surowce, ich proporcje i stosowane metody
nakładania. Jednocześnie nad wyraz różnorodne są upodobania indywidualnych ma-
larzy co do samej techniki nakładania farby, stąd powstają powierzchnie płaskie bądź
o silnie rozwiniętej fakturze.
Osobne zagadnienie stanowi podklejanie, czyli dublowanie uszkodzonego
płótna, w celu jego uzupełnienia czy wzmocnienia. W praktyce zawodowego konser-
watora malarstwa sztalugowego najczęstsze są prace nad zewnętrzną warstwą wer-
niksu, który się albo oczyszcza i zarównuje lub też zdejmuje metodą dostosowaną do
jego składu i stanu. Po zakończeniu pracy obraz werniksuje się ponownie w celu
chronienia warstw farby. Takie praktyki, wykonane przez fachowców, nie budzą na
ogół sprzeciwu u przedstawicieli różnych szkół konserwatorskich. Zdania bywają po-
dzielone, gdy dochodzi do ingerencji w samą warstwę właściwą, a więc o najwyższej
wartości artystycznej. Wspomnijmy tylko, że istnieją wśród fachowców poglądy,
zgodnie z którymi:
• uszkodzeń nie wolno uzupełniać, ponieważ nie można ingerować w cudze
dzieło,
• obraz należy uzupełnić, aby otrzymać pełne wrażenie artystyczne, zamie-
rzone przez twórcę,
• obraz należy uzupełnić, ale warstwy farby wolno nakładać jedynie na war-
stwie werniksu, który w razie potrzeby (na przykład zmiany poglądu na
sposób konserwacji) da się usunąć bez szkody dla zabytkowego obrazu.

Podział ten jest bardzo prymitywny, ale nam pozostaje tylko pochylić głowę
przed wiedzą fachowców i w żadnym przypadku nie wszczynać polemiki.

71
Na konserwatora amatora czyha natomiast inne niebezpieczeństwo, przed którym
pragniemy go ustrzec. Oto bardzo prawdopodobne, że ktoś z odwiedzających go za-
pyta:
• Taki to z ciebie zbieracz, a jeszcze nie odrestaurowałeś tego sczerniałego
obrazu?
Odpowiedź na to jest prosta:
• Nie jestem pewien stanu podobrazia i sprawę mam zamiar skonsultować z
konserwatorem z miejscowego muzeum.

Mieliśmy kiedyś zaszczyt być gośćmi magistra farmacji, hetmana polskich ko-
lekcjonerów, Jerzego Dunina Borkowskiego, w jego muzeum w Krośniewicach. W
muzealnym wnętrzu, przy kawie w muzealnych filiżankach, gospodarz, kolekcjoner
amator, opowiadał nam o tym, iż dzieło jego życia - zbiory, liczące kilkadziesiąt tysię-
cy eksponatów z najróżniejszych dziedzin, dosłownie od guzików po armatę, zostały
przekazane Muzeum Narodowemu w Warszawie i stanowią teraz jego filię. Wizyta ta
stała się dla autorów dodatkowym impulsem do napisania tej właśnie książki. Rozbu-
dziła ona tak bardzo chęć współdziałania w zbieractwie wszelkich, najmniejszych
nawet dóbr naszej kultury i przeciwdziałania ich niszczeniu, że postanowili zasób in-
formacji przekazać zainteresowanym Czytelnikom.

72
LITERATURA

• Estreicher K.: Historia sztuki w zarysie, PWN, Warszawa 1984


• Informator Techniczny: Chemiczne środki ochrony drewna, Zjednoczone
Zespoły Gospodarcze INCO, Warszawa 1985
• Jakubowski S.: Odnawianie zniszczonych druków, Wydawnictwo F. Pie-
czątkowski, Warszawa-Kraków 1947
• Praca zbiorowa: Muzealnictwo wojskowe, rozdział pt. Konserwacja zabyt-
kowych militariów, MON, Warszawa 1985
• Seweryn T.: Konserwacja okazów etnograficznych, Związek Muzeów Pol-
skich, Kraków 1949
• Seweryn T.: Restauracja okazów etnograficznych, Naczelna Dyrekcja Mu-
zeów, Kraków 1949
• Sękowski S.: Galwanotechnika domowa, WNT, Warszawa 1988
• Sękowski S.: Walka z korozją trwa, WNT, Warszawa 1976
• Sękowski S.: Chemia na co dzień, I. W. „Nasza Księgarnia", Warszawa
1982
• Sękowscy A. i S.: ABC klejów i klejenia, I. W. „Nasza Księgarnia", War-
szawa 1986

SPIS TREŚCI
1. Kolekcjonować, ale jak? ................ 5
2. Kolekcjoner walczy z korozją stali ........... 11
3. Metale kolorowe też potrzebują pomocy ........ 30
4. Jak można nadać metalom odpowiedni wygląd?.... 59
5. Drewno w zbiorach kolekcjonera amatora ....... 80
6. Gdy książka „zachoruje" ................ 102
7. Co trzeba pozostawić fachowcom............ 118
Literatura ..... 125

[ Spis treści dla tego dokumentu pdf jest umieszczony na samym początku, powyż-
szy spis pozostawiłem jedynie dla porównania rozdziałów w oryginalnym wydaniu
książkowym ]

Opracowanie pdf-a wukasch@wp.pl.


Jeśli dostrzegłeś błędy lub nieścisłości napisz.

73

You might also like