You are on page 1of 197

Paulo Coelho

Zahir

przełoŜyła Zuzanna
Bułat Silva

tytuł oryginału
O Zahir

Drzewo Babel Warszawa 2005


Paulo Coelho Zahir

koncepcja graficzna
Michał Batory
zdjęcie autora
Borys Buzin [Kazachstan]
redakcja
Maria Wiernikowska
korekta
Katarzyna Malinowska
przygotowanie do druku
PressEnter
Copyright © 2005 by Paulo Coelho
Copyright © for the Polish edition by Drzewo Babel, Warszawa 2005
This edition was published by arrangements with Sant Jordi Asociados, Barcelona, Spain. All rights
reserved
Drzewo Babel
ul. Litewska 10/11 00-581 Warszawa
ISBN 83-918441-9-6

w ksiąŜce wykorzystano fragmenty opowiadania Zahir


Jorge Luisa Borgesa
w tłum. Zofii Chądzyńskiej

-2-
Paulo Coelho Zahir

KtóŜ z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich,


nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni
i nie idzie za zgubioną, aŜ ją znajdzie?

Łukasz 15,4

-3-
Paulo Coelho Zahir

O Maryjo bez grzechu poczęta,


módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy. Amen

-4-
Paulo Coelho Zahir

Jeśli wyruszasz w podróŜ do Itaki,


Pragnij tego, by długie było wędrowanie,
Pełne przygód, pełne doświadczeń.
Lajstrygonów, Cyklopów, gniewnego Posejdona
Nie obawiaj się. Nic takiego
Na twojej drodze nie stanie, jeśli myślą
Trwasz na wyŜynach, jeśli tylko wyborne
Uczucia dotykają twego ducha i ciała.
Ani Lajstrygonów, ani Cyklopów,
Ani okrutnego Posejdona nie spotkasz,
JeŜeli ich nie niesiesz w swojej duszy,
Jeśli własna twa dusza nie wznieci ich przed tobą.

Pragnij tego, by wędrowanie było długie:


śebyś miał wiele takich poranków lata,
Kiedy, z jaką uciechą, z jakim rozradowaniem,
Będziesz podpływał do portów, nigdy przedtem nie
widzianych;
śebyś się zatrzymywał w handlowych stacjach
Fenicjan
I kupował tam piękne rzeczy,
Masę perłową i koral, bursztyn i heban,
I najróŜniejsze wyszukane olejki
Ile ci się uda zmysłowych wonności znaleźć.
Trzeba teŜ, byś egipskich miast odwiedził wiele,
Aby uczyć się i jeszcze się uczyć — od tych, co
wiedzą.
Przez cały ten czas pamiętaj o Itace.
Przybycie do niej twoim przeznaczeniem.
Ale bynajmniej nie spiesz się w podróŜy.
Lepiej, by trwała ona wiele lat,
Abyś stary juŜ był, gdy dobijesz do tej wyspy,
Bogaty we wszystko, co zyskałeś po drodze,
nie oczekując wcale, by ci dała bogactwo Itaka.
Itaka dała ci tę piękną podróŜ.
Bez Haki nie wyruszyłbyś w drogę.
Niczego więcej juŜ ci dać nie moŜe.

A jeśli ją znajdujesz ubogą, Haka cię nie oszukała.


Gdy się stałeś tak mądry, po tylu doświadczeniach,
JuŜ zrozumiałeś, co znaczą Haki.

Konstandinos Kawafis [1863-1933]


tłum. Zygmunt Kubiak

-5-
Paulo Coelho Zahir

Dedykacja
W samochodzie napomknąłem, Ŝe skończyłem pierwszą wersję
ksiąŜki. Kiedy zaczęliśmy wspinać się na pewną górę w Pirenejach,
która dla nas jest święta, bo przeŜyliśmy tam wiele niesamowitych
chwil, zapytałem, czy nie ciekawi jej, o czym jest ksiąŜka, jaki ma
tytuł. Odpowiedziała, Ŝe od dawna chciała zapytać, ale z szacunku
dla mojej pracy wolała nic nie mówić, czuła tylko zadowolenie,
ogromne zadowolenie.
Powiedziałem jej, o czym jest ksiąŜka i jaki nadałem jej tytuł.
Szliśmy dalej w milczeniu. W drodze powrotnej usłyszeliśmy szelest,
wiatr przybierał na sile, poruszając bezlistnymi koronami drzew. ZbliŜał
się do nas, sprawiając, Ŝe góra znów ujawniała swą magię, swą moc.
Wkrótce potem zaczął padać śnieg. Zatrzymałem się
i kontemplowałem tę chwilę: spadające białe płatki, szare niebo, las,
a obok ona. Ona, która przez wszystkie te lata była zawsze przy
mnie.
JuŜ wtedy chciałem jej powiedzieć, ale tego nie zrobiłem. Niech się
dowie, dopiero gdy po raz pierwszy będzie przeglądać te strony. Ta
ksiąŜka jest dedykowana Tobie, Christino, moja Ŝono.

Autor

-6-
Paulo Coelho Zahir

Według Jorge Luisa Borgesa pojęcie Zahira wywodzi się z tradycji


islamskiej i sięga XVIII wieku. Zahir w języku arabskim znaczy: widoczny,
obecny, niemogący ujść uwagi. MoŜe to być istota lub przedmiot. Gdy
napotkamy go na swej drodze, zajmuje stopniowo cały nasz umysł, aŜ do
momentu kiedy nie jesteśmy juŜ w stanie myśleć o niczym innym. MoŜe
to być postrzegane jako oznaka świętości albo szaleństwa.

Faubourg Saint-Peres, Encyklopedia Niezwykłości, 1953

-7-
Paulo Coelho Zahir

Jestem wolny

Ona, Ester, korespondentka wojenna, właśnie wróciła z Iraku na krótko przed


inwazją, lat trzydzieści, zamęŜna, bezdzietna. On, nieznany męŜczyzna, wiek około
dwudziestu pięciu lat, brunet, rysy mongolskie. Po raz ostatni widziano oboje
w kawiarni na ulicy Faubourg Saint-Honore.
Policja wiedziała, Ŝe spotykali się juŜ wcześniej, chociaŜ nie wiadomo, ile razy.
Ester zawsze podkreślała, Ŝe męŜczyzna — mówiła o nim tylko Michaił — bardzo
wiele dla niej znaczy, ale nigdy nie wyjawiła, czy dla niej jako dziennikarki, czy jako
kobiety.
Policja wszczęła juŜ formalne dochodzenie. Wzięto pod uwagę moŜliwość
porwania, szantaŜu i morderstwa — nic dziwnego, bo kontaktowała się z ludźmi
powiązanymi z siatką terrorystyczną, aby zdobyć informacje do pracy. Stwierdzono,
Ŝe na parę tygodni przed zaginięciem Ester z jej konta bankowego regularnie
wypłacano pewne sumy pieniędzy. Prowadzący sprawę funkcjonariusze sądzą, Ŝe
moŜe to mieć związek z opłacaniem informatorów. Nie wzięła ze sobą Ŝadnych
ubrań, ale, co dziwne, nie odnaleziono jej paszportu.
On, nieznajomy młody męŜczyzna, nie notowany na policji, nie pozostawił
Ŝadnych śladów, które pozwoliłyby ustalić jego toŜsamość.
Ona, Ester, dwie międzynarodowe nagrody dziennikarskie, lat trzydzieści,
zamęŜna.
Moja Ŝona.
Natychmiast mnie zatrzymano w charakterze podejrzanego, poniewaŜ
odmówiłem złoŜenia wyjaśnień, co robiłem w dniu jej zniknięcia. Ale oto straŜnik
więzienny właśnie otwiera drzwi celi i oznajmia, Ŝe jestem wolny.
Dlaczego jestem wolny? Dlatego Ŝe dzisiaj wszyscy wiedzą wszystko
o wszystkich, wystarczy postawić pytanie, a informacja zostaje podana jak na tacy:
gdzie ostatnio uŜyłeś karty kredytowej, dokąd chodzisz na piwo, z kim sypiasz.
W moim wypadku to było zupełnie proste. Pewna kobieta, takŜe dziennikarka,

-8-
Paulo Coelho Zahir

przyjaciółka mojej Ŝony, rozwiedziona — a więc mogła bez skrupułów się przyznać,
Ŝe ze mną spała — dowiedziawszy się, Ŝe zostałem zatrzymany, przyszła
zaświadczyć o mojej niewinności. Przedstawiła konkretne dowody na to, Ŝe była ze
mną w dzień i w nocy, kiedy zniknęła Ester.
Idę na rozmowę z szefem policji. On oddaje mi rzeczy osobiste, przeprasza
i tłumaczy, Ŝe moje nagłe zatrzymanie odbyło się zgodnie z prawem i nie mogę ich
zaskarŜyć. Wyjaśniam, Ŝe nie mam najmniejszego zamiaru tego robić, wiem, Ŝe
kaŜdy moŜe być podejrzany i zatrzymany na dwadzieścia cztery godziny, nawet jeśli
nie popełnił Ŝadnego przestępstwa.
— Jest pan wolny — mówi, powtarzając dokładnie słowa straŜnika.
Pytam, czy to moŜliwe, by rzeczywiście coś złego stało się mojej Ŝonie.
Wspominała, Ŝe w związku z kontaktami ze światem terrorystów czuła się czasem
obserwowana. Inspektor zbywa mnie milczeniem. Ponawiam pytanie, ale on nie
odzywa się ani słowem.
Pytam, czy jej paszport jest waŜny. Odpowiada, Ŝe oczywiście, przecieŜ nie
popełniła Ŝadnego przestępstwa, dlaczego nie miałaby swobodnie podróŜować?
— A więc istnieje ewentualność, Ŝe nie ma jej juŜ we Francji?
— Myśli pan, Ŝe opuściła pana z powodu tej dziewczyny, z którą pan sypia?
— To nie pańska sprawa — ucinam krótko.
Inspektor powaŜnieje, mówi, Ŝe zostałem zatrzymany, poniewaŜ tego wymaga
rutynowe postępowanie, ale jemu osobiście jest bardzo przykro z powodu zaginięcia
mojej Ŝony. On takŜe jest Ŝonaty i chociaŜ nie podobają mu się moje ksiąŜki (a więc
wie, kim jestem! Nie aŜ taki ignorant, na jakiego wygląda!), jest w stanie postawić się
w mojej sytuacji i rozumie, jaki to musi być dla mnie wstrząs.
Pytam, co powinienem teraz robić. On wręcza mi swoją wizytówkę, prosząc,
abym odezwał się, jeśli będę mieć jakiekolwiek wieści od Ester — taką scenę moŜna
zobaczyć w kaŜdym filmie akcji. Wcale mnie to nie przekonuje, inspektorzy policji
zawsze wiedzą więcej, niŜ chcą wyjawić.
Pyta mnie, czy poznałem męŜczyznę, z którym widziano Ester po raz ostatni.
Odpowiadam, Ŝe znałem jego pseudonim, ale nigdy nie zetknąłem się z nim
osobiście.
Pyta, czy mieliśmy jakieś kłopoty w domu. Mówię, Ŝe jesteśmy razem od ponad
dziesięciu lat i mieliśmy wszystkie zwyczajne problemy, jakie pojawiają się
w kaŜdym małŜeństwie, ni mniejsze, ni większe.

-9-
Paulo Coelho Zahir

OstroŜnie pyta, czy nie rozmawialiśmy ostatnio o rozwodzie, a moŜe Ŝona


zastanawiała się nad separacją? Odpowiadam, Ŝe tej kwestii nigdy nie poruszaliśmy,
chociaŜ — powtarzam — „jak kaŜde małŜeństwo" kłóciliśmy się od czasu do czasu.
— Często, czy tylko od czasu do czasu?
— Od czasu do czasu — powtarzam z naciskiem.
Pyta jeszcze bardziej oględnie, czy ona wiedziała o moim romansie z jej
przyjaciółką. Odpowiadam, Ŝe spaliśmy razem tylko ten jeden jedyny raz. Nie był to
Ŝaden romans, jedynie efekt braku pomysłu. Dzień był szary i nudny, nie miałem nic
do roboty po obiedzie, a mały flirt zawsze pobudza do Ŝycia — tak oto
wylądowaliśmy w łóŜku.
— Idzie pan z kobietą do łóŜka tylko dlatego, Ŝe dzień jest szary i nudny?
Mam ochotę odburknąć, Ŝe tego rodzaju pytania wykraczają chyba poza
sprawę, ale potrzebuję go i moŜe będę potrzebował w przyszłości — przecieŜ
istnieje niewidzialna instytucja zwana Bankiem Przysług, która zawsze mi się bardzo
przydawała.
— Czasami tak się zdarza. Nie dzieje się nic ciekawego, kobieta szuka ciepła,
ja szukam przygody i juŜ. Nazajutrz oboje udajemy, Ŝe nic się nie stało i Ŝycie toczy
się dalej.
Dziękuje mi za rozmowę, ściska dłoń na poŜegnanie, mówi, Ŝe w jego
środowisku takie rzeczy się nie zdarzają. Bywa oczywiście znuŜenie i monotonia,
a nawet pokusa, by pójść z kimś do łóŜka — ale jest więcej samokontroli, nikt nie
robi wszystkiego, co mu wpadnie do głowy.
— MoŜe wśród artystów w tych sprawach panuje większa wolność — dodaje.
Odpowiadam, Ŝe znam jego środowisko, ale nie chciałbym teraz bawić się
w wymianę poglądów o ludzkiej naturze i normach moralnych. Milknę i czekam na
jego ruch.
— Skoro juŜ mowa o wolności, moŜe pan odejść — kończy oficjalnie inspektor,
nieco zawiedziony, Ŝe pisarz unika rozmowy z policjantem. — Teraz, kiedy
poznałem pana osobiście, moŜe przeczytam jakąś pańską ksiąŜkę. Powiedziałem, Ŝe
nie podoba mi się to, co pan pisze, ale szczerze mówiąc, nigdy niczego nie czytałem.
Nie pierwszy i nie ostatni raz słyszę te słowa. No cóŜ, przynajmniej dzięki temu
spotkaniu zyskałem jednego czytelnika. Kłaniam się i odchodzę.
Jestem wolny. Wyszedłem z więzienia, moja Ŝona zniknęła w tajemniczych
okolicznościach, nie mam stałych godzin pracy, łatwo nawiązuję kontakty z ludźmi,

- 10 -
Paulo Coelho Zahir

jestem bogaty, sławny i jeśli naprawdę Ester mnie porzuciła, znajdę szybko kogoś,
kto ją zastąpi. Jestem wolny i niezaleŜny.
Tylko co to jest wolność?
Przez większą część Ŝycia byłem niewolnikiem czegoś, więc chyba powinienem
rozumieć sens słowa wolność. Od dziecka walczyłem o nią jak o najdroŜszy skarb.
Walczyłem z rodzicami, którzy chcieli, Ŝebym był inŜynierem, a nie pisarzem.
Walczyłem z rówieśnikami, którzy juŜ na początku roku szkolnego wybrali mnie na
obiekt dokuczliwych kpin. Wiele krwi musiało popłynąć z mojego i z ich nosów,
i wiele ran musiałem ukrywać przed matką — bo czułem, Ŝe sam powinienem
rozwiązywać swoje problemy — aŜ udowodniłem, Ŝe potrafię znieść cięgi bez jednej
łzy. Walczyłem, Ŝeby zarobić na swoje utrzymanie, pracując jako zaopatrzeniowiec
w sklepie Ŝelaznym, Ŝeby wreszcie uwolnić się od typowego rodzinnego szantaŜu:
„Dajemy ci pieniądze, więc to moŜesz robić, a tamtego nie".
Jako nastolatek walczyłem — niestety bez powodzenia — o moją pierwszą
miłość. Dziewczyna teŜ mnie kochała, w końcu jednak mnie zostawiła, bo rodzice
przekonali ją, Ŝe nie mam widoków na przyszłość.
Walczyłem z wrogością środowiska w moim następnym fachu,
dziennikarstwie, kiedy mój pierwszy szef kazał mi czekać trzy godziny i zauwaŜył
mnie dopiero, gdy zacząłem drzeć na kawałki ksiąŜkę, którą właśnie czytał. Spojrzał
na mnie zaskoczony i dostrzegł osobę upartą, która potrafi stawić czoło
przeciwnikowi — a to cecha niesłychanie istotna dla dobrego reportera. Walczyłem
o ideały socjalizmu, trafiłem do więzienia, wyszedłem na wolność i dalej walczyłem,
czując się bohaterem klasy robotniczej — dopóki nie usłyszałem Beatlesów i nie
stwierdziłem, Ŝe wolę być fanem rocka niŜ Marksa. Walczyłem o miłość mojej
pierwszej, drugiej i trzeciej Ŝony. Walczyłem, aby mieć odwagę odejść od pierwszej,
drugiej i trzeciej, bo miłość nie przetrwała, a ja musiałem iść dalej, szukać kogoś,
kto był mi przeznaczony — a to nie była Ŝadna z tych trzech kobiet.
Walczyłem sam ze sobą, Ŝeby rzucić posadę w gazecie i mieć czas na
napisanie ksiąŜki, chociaŜ wiedziałem doskonale, Ŝe w moim kraju nie zarabia się na
literaturze. Poddałem się po roku, napisawszy ponad tysiąc stron, które wydały mi się
absolutnie genialne, bo nawet ja sam nie byłem w stanie ich pojąć.
Podczas walki spotykałem ludzi, którzy duŜo mówili o wolności i im zacieklej
bronili swojego prawa do niej, tym bardziej okazywali się ulegli presji rodziców,
małŜeństw zawieranych „do końca Ŝycia", wagi, diet odchudzających, projektów

- 11 -
Paulo Coelho Zahir

przerwanych w pół drogi, kochanków, którym nie umieli powiedzieć „nie" albo
„dosyć", weekendów, kiedy musieli zasiadać do stołu z ludźmi, których wcale nie
chcieli spotykać. Niewolnicy luksusu, pozorów luksusu, pozorów pozorów luksusu.
Niewolnicy Ŝycia, którego sami nie wybrali, ale z którym się pogodzili — poniewaŜ
dali się komuś przekonać, Ŝe to dla nich lepsze. I tak upływały im jednakowe dni
i jednakowe noce, gdzie przygoda mogła się zdarzyć tylko w ksiąŜce albo w bez
przerwy grającym telewizorze. A kiedy otwierały się przed nimi jakieś drzwi, mówili
zawsze: „To mnie nie interesuje, nie mam ochoty".
A skąd właściwie mieli wiedzieć, czy mają ochotę, czy nie, skoro nigdy nie
spróbowali? Ale nie warto było ich o to pytać. Tak naprawdę bali się jakiejkolwiek
zmiany, która mogłaby zagrozić ich stabilizacji.
Inspektor powiedział, Ŝe jestem wolny. Owszem, jestem teraz wolny, ale tak
samo wolny byłem w więzieniu, bo wolność to stan ducha. WciąŜ cenię ją sobie
najbardziej na świecie. Oczywiście, przez to wypiłem sporo wina, które mi nie
smakowało, zrobiłem wiele rzeczy, których nie powinienem był robić i których nie
mam zamiaru powtarzać, nabawiłem się blizn na duszy i ciele, zraniłem kilka osób
— które prosiłem o wybaczenie, kiedy zrozumiałem, Ŝe wolno mi robić wszystko, co
mi się Ŝywnie podoba, ale nie mogę wciągać innych w moje szaleństwo, w wir mojej
dzikiej pasji Ŝycia. Nie Ŝałuję chwil, które przecierpiałem, noszę moje blizny niczym
medale, wiem, Ŝe wolność ma wysoką cenę, równie wysoką jak niewola. Jedyna
róŜnica polega na tym, Ŝe tę cenę płaci się z przyjemnością i z uśmiechem, nawet
jeśli czasem bywa to uśmiech przez łzy.
Opuszczam komisariat. Jest piękny dzień, słoneczna niedziela, która nijak się
ma do mojego nastroju. Adwokat czeka na mnie przed bramą komisariatu, ze
słowami otuchy i bukietem kwiatów. Mówi, Ŝe obdzwonił wszystkie szpitale
i kostnice (normalna rzecz, rutynowe postępowanie w przypadku czyjegoś
zaginięcia), ale nie odnalazł Ester. Dodaje, Ŝe udało mu się utrzymać w tajemnicy
przed dziennikarzami miejsce mojego zatrzymania. Musimy teraz porozmawiać
i obmyślić wspólnie strategię na wypadek przyszłych zarzutów. Dziękuję za
wszystko, co dla mnie zrobił. Wiem, Ŝe tak naprawdę nie ma zamiaru obmyślać ze
mną Ŝadnej strategii — po prostu nie chce zostawić mnie samego, bo boi się mojej
reakcji (upiję się i znowu mnie zamkną? wywołam jakiś skandal? targnę się na
własne Ŝycie?). Odpowiadam, Ŝe mam teraz kilka waŜnych spraw do załatwienia,
a przecieŜ obaj świetnie wiemy, Ŝe nie wszedłem na razie w Ŝaden konflikt

- 12 -
Paulo Coelho Zahir

z prawem. On nalega, ale nie zostawiam mu wyboru — w końcu jestem wolnym


człowiekiem.
Wolnym. I rozpaczliwie samotnym.
Łapię taksówkę, jadę do centrum ParyŜa, wysiadam przy Łuku Triumfalnym. Idę
powoli przez Pola Elizejskie, w kierunku hotelu Bristol, dokąd zawsze wpadaliśmy
z Ester na filiŜankę gorącej czekolady, kiedy któreś z nas wracało z dalekiej
podróŜy. To był nasz rytuał powrotu do domu, do miłości, do siebie nawzajem, choć
Ŝycie popychało nas coraz częściej w przeciwne strony.
Idę. Ludzie wokół mnie śmieją się, dzieci cieszą się przebłyskami wiosny
w środku zimy, na jezdni normalny ruch, wszystko niby w porządku. Tyle Ŝe nikt nie
zdaje sobie sprawy, a moŜe udaje, Ŝe nie zdaje sobie sprawy, albo po prostu nikogo
nie obchodzi fakt, Ŝe właśnie straciłem Ŝonę. CzyŜby nie rozumieli, jak bardzo
cierpię? Powinno być im przykro, powinni mi współczuć, solidaryzować się
z człowiekiem, którego serce krwawi z miłości. Ale oni się śmieją, zanurzeni po uszy
w tej swojej małej, nędznej egzystencji od weekendu do weekendu.
CóŜ za niedorzeczna myśl! PrzecieŜ wiele z tych osób, które mijam, takŜe ma
złamane serce, a ja nawet się nie domyślam ani dlaczego, ani jak bardzo cierpią.
Wstępuję do jakiegoś baru, Ŝeby kupić papierosy, barman odpowiada mi po
angielsku. Wchodzę do apteki po moje ulubione miętowe cukierki — tutaj teŜ mówią
do mnie po angielsku (chociaŜ o obie rzeczy prosiłem po francusku). Zanim
docieram do hotelu, zatrzymują mnie dwaj młodzieńcy, którzy właśnie przyjechali
z Tuluzy. Szukają jakiegoś sklepu, pytali juŜ wiele osób, ale nikt ich nie rozumie. Co
się dzieje? CzyŜby podczas tych dwudziestu czterech godzin, które przesiedziałem
w areszcie, zmieniono język Pól Elizejskich?
Turystyka i pieniądze są w stanie dokonać cudów. Czemu wcześniej tego nie
zauwaŜałem? Pewnie dlatego, Ŝe oboje z Ester dawno juŜ nie piliśmy gorącej
czekolady w hotelu Bristol, chociaŜ i ona, i ja ostatnimi czasy wracaliśmy z podróŜy
wielokrotnie. Zawsze było coś waŜniejszego. Zawsze była jakaś sprawa niecierpiąca
zwłoki. Tak, kochanie, wpadniemy na czekoladę następnym razem, wracaj prędko,
wiesz, Ŝe wypadło mi dzisiaj naprawdę waŜne spotkanie i nie mogę przyjechać po
ciebie na lotnisko, weź taksówkę, komórkę mam włączoną, moŜesz zadzwonić,
gdybyś mnie pilnie potrzebowała, a jeśli nie to pa, widzimy się wieczorem.
Komórka! Wyciągam ją z kieszeni i włączam natychmiast. Kilka połączeń, za
kaŜdym razem serce bije mi mocniej. Na małym ekranie widzę imiona i nazwiska

- 13 -
Paulo Coelho Zahir

osób, które usiłowały się do mnie dobić, nie zamierzam jednak oddzwonić
w najbliŜszym czasie. MoŜe pojawi się jakiś „numer nieznany". To mogłaby być tylko
ona, mój numer telefonu jest zastrzeŜony, zna go zaledwie dwadzieścia parę osób.
Ale Ŝaden „numer nieznany" się nie wyświetla, dzwonili tylko przyjaciele i bliscy
współpracownicy. Pewnie chcieli wiedzieć, co się stało, jakoś pomóc (tylko jak?),
zapytać, czy czegoś nie potrzebuję.
Telefon dzwoni. Odebrać? MoŜe z kimś się spotkać?
Postanawiam jednak pobyć sam, dopóki nie dotrze do mnie, co się właściwie
stało.
Wchodzę do Bristolu. Ester zawsze mówiła, Ŝe to jeden z niewielu paryskich
hoteli, w którym klienci traktowani są jak goście, a nie jak bezdomni szukający
schronienia. Witają mnie niczym dobrego znajomego, siadam przy stoliku obok
pięknego starego zegara, słucham pianina, patrzę na ogród.
Muszę wziąć się w garść, przeanalizować wszystkie opcje, Ŝycie przecieŜ toczy
się dalej. Nie jestem ani pierwszym, ani ostatnim męŜczyzną, którego opuściła Ŝona
— ale czy to musiało zdarzyć się akurat w tak piękny słoneczny dzień, kiedy ludzie
na ulicy śmieją się, dzieci podskakują z radości, a kierowcy jak jeden mąŜ
zatrzymują się przed przejściem dla pieszych?
Biorę serwetkę. Muszę wyrzucić te myśli z głowy, przelać je na papier. Emocje
na na bok i zobaczmy, co mogę zrobić.
a) RozwaŜyć moŜliwość, Ŝe rzeczywiście została porwana, jej Ŝyciu zagraŜa
niebezpieczeństwo, jestem jej męŜczyzną, towarzyszem na dobre i złe, powinienem
poruszyć niebo i ziemię, Ŝeby ją odnaleźć.
Odpowiedź: Zabrała paszport. Policja o tym nie wie, ale wzięła równieŜ kilka
rzeczy osobistych i portfel z obrazkami świętych chroniącymi od złego, który zawsze
brała ze sobą, kiedy jechała za granicę. Podjęła pieniądze z konta.
Wniosek: Przygotowywała się do wyjazdu.
b) RozwaŜyć moŜliwość, Ŝe dała się oszukać informatorowi.
Odpowiedź: Wiele razy znajdowała się w niebezpiecznych sytuacjach —
ryzyko było wpisane w jej zawód. Ale zawsze mnie uprzedzała, byłem jedyną osobą,
której mogła ufać bezgranicznie. Mówiła, dokąd jedzie, z kim będzie się kontaktować
(chociaŜ, Ŝeby mnie nie naraŜać, zazwyczaj uŜywała pseudonimów) i co powinienem
zrobić, gdyby nie wróciła na czas.
Wniosek: Nie planowała spotkania ze swoimi informatorami.

- 14 -
Paulo Coelho Zahir

c) RozwaŜyć moŜliwość, Ŝe spotkała innego męŜczyznę.


Odpowiedź: Odpowiedzi nie ma. Choć to jedyna hipoteza, która ma jakiś sens.
Nie potrafię się z tym pogodzić. Tak po prostu odeszła, nie mówiąc mi ani słowa?
Oboje szczyciliśmy się tym, Ŝe wspólnie stawiamy czoło Ŝyciowym trudnościom.
Cierpieliśmy, ale nie okłamywaliśmy się nigdy — choć do reguł gry naleŜało
przemilczanie przygód pozamałŜeńskich. Zmieniła się bardzo, odkąd poznała tego
Michaiła, to prawda, ale czy to moŜe przekreślić dziesięć lat małŜeństwa?
Nawet gdyby się z nim przespała, straciła dla niego głowę, to przecieŜ nie
połoŜyłaby na szali wszystkich naszych wspólnie spędzonych chwil, wszystkiego, co
razem zdobyliśmy, nie rzuciłaby się tak po prostu w wir nowej przygody, z której nie
ma powrotu. Była wolna, mogła podróŜować, ile dusza zapragnie, Ŝyła otoczona
mnóstwem męŜczyzn, Ŝołnierzy, którzy nie widzieli kobiety od miesięcy. O nic jej
nigdy nie pytałem, ona sama o niczym mi nie opowiadała. Byliśmy wolni i oboje
z tego dumni.
Ale zniknęła. Zostawiła ślady widoczne tylko dla mnie, zaszyfrowaną
wiadomość: odchodzę.
Dlaczego?
Czy warto odpowiadać na to pytanie?
Nie warto. Bo odpowiedź zawiera moją niezdolność do zatrzymania przy sobie
ukochanej kobiety. Czy warto szukać Ester i przekonywać, Ŝeby do mnie wróciła?
Błagać, Ŝebrać o jeszcze jedną szansę dla naszego małŜeństwa?
To byłoby Ŝałosne. Lepiej juŜ cierpieć, lizać rany w samotności, tak jak dawniej,
kiedy porzucały mnie kobiety, które kochałem. Najpierw moje myśli zaczną
obsesyjnie krąŜyć wokół niej, stanę się okropnie zgorzkniały, będę irytować przyjaciół
moim wiecznym narzekaniem, Ŝe porzuciła mnie Ŝona. Za wszelką cenę będę
próbował zrozumieć, co się stało, dniami i nocami będę rozpamiętywał wszystkie
spędzone z nią chwile. W końcu dojdę do wniosku, Ŝe to ona była dla mnie
niedobra, choć ja zawsze dawałem z siebie wszystko co najlepsze. Zacznę się
umawiać na randki. Będę ją widział w kaŜdej mijanej kobiecie na ulicy i dręczył się
dzień i noc, noc i dzień. To moŜe trwać tygodniami, miesiącami, a nawet przez rok.
AŜ któregoś ranka obudzę się i juŜ nie będę o niej myślał. Wtedy zrozumiem,
Ŝe najgorsze minęło. Serce będę miał zranione, ale pozbieram się i znowu Ŝycie
zacznie być piękne. Tak juŜ było i tak będzie, na pewno. Kiedy ktoś odchodzi, ktoś
inny zajmuje jego miejsce — spotkam nową miłość.

- 15 -
Paulo Coelho Zahir

Przez chwilę upajam się myślą o mojej nowej sytuacji samotnego milionera.
Mogę umawiać się, z kim zechcę i kiedy zechcę, w biały dzień. Mogę zachowywać
się na przyjęciach tak, jak się nie zachowywałem przez te ostatnie lata. Wieści
szybko się rozejdą i niebawem cały tabun kobiet — młodych albo nie całkiem juŜ
młodych, bogatych albo nie tak bogatych, jak z pozoru mogłoby się wydawać,
inteligentnych, a moŜe tylko na tyle przebiegłych, Ŝeby mówić to, co ich zdaniem
chciałbym usłyszeć — zapuka do moich drzwi.
Chcę uwierzyć w to, Ŝe cudownie jest być wolnym. Znowu wolnym. Gotowym
na spotkanie prawdziwej miłości, kogoś, kto na mnie czeka i kto nie pozwoli mi juŜ
nigdy znaleźć się w tak upokarzającej sytuacji.
Dopijam czekoladę, zerkam na zegarek, wiem, Ŝe jeszcze za wcześnie na to
miłe uczucie powrotu do świata ludzi. Przez chwilę wyobraŜam sobie, Ŝe Ester stanie
w drzwiach, Ŝe przejdzie powoli po pięknych perskich dywanach, usiądzie przy mnie
i nic nie mówiąc, zapali papierosa, spojrzy na ogród i weźmie mnie za rękę. Mija pół
godziny, przez te pól godziny prawie uwierzyłem w historię, którą stworzyłem
w wyobraźni, wreszcie dociera do mnie, Ŝe to czysta fantazja.
Postanawiam nie wracać do domu. Idę do recepcji, proszę o pokój,
szczoteczkę do zębów i dezodorant. Hotel jest wprawdzie pełen, ale dyrektor daje mi
do dyspozycji ładny apartament z tarasem i widokiem na wieŜę Eiffla. Pode mną
dachy ParyŜa, zapalają się pierwsze światła w oknach, rodziny zasiadają do
niedzielnej kolacji. I wraca to uczucie z Pól Elizejskich: im piękniejszy świat wokół
mnie, tym podlej się czuję.
śadnej telewizji. śadnej kolacji. Siadam na tarasie i przewijam do tyłu całe
moje Ŝycie. Widzę chłopaka, który marzył o tym, by zostać sławnym pisarzem
i nagle uświadomił sobie, Ŝe świat nie jest wcale taki piękny, jak mu się wydawało —
pisze w języku, którego prawie nikt nie rozumie, w kraju, w którym podobno nikt nie
czyta. Rodzina zmusza go do podjęcia studiów na uniwersytecie („wszystko jedno na
jakim kierunku, synu, bylebyś tylko zdobył dyplom — bez tego nic w Ŝyciu nie
osiągniesz"). On się buntuje. Są szalone lata sześćdziesiąte, włóczy się po świecie
z hippisami. W końcu poznaje piosenkarza, dla którego pisze parę tekstów,
i okazuje się, Ŝe zarabia więcej niŜ jego siostra, która posłuchała rodziców i została
chemiczką.
Piszę kolejne teksty, piosenkarz odnosi coraz większe sukcesy, kupuję parę
mieszkań, zrywam współpracę z piosenkarzem, ale mam dość oszczędności, Ŝeby

- 16 -
Paulo Coelho Zahir

móc nie pracować przez następnych kilka lat. śenię się po raz pierwszy, z kobietą
starszą ode mnie. Wiele się od niej uczę — jak się kochać, jak prowadzić samochód,
jak mówić po angielsku, jak spać do późna — ale w końcu rozstajemy się, bo jej
zdaniem jestem „niedojrzały emocjonalnie, taki, co to poleci za byle podlotkiem
z duŜym biustem". śenię się po raz drugi i po raz trzeci z kobietami, którym ufam,
które dają mi poczucie emocjonalnej stabilizacji. Mam to, czego chciałem, lecz
odkrywam, Ŝe tej wymarzonej stabilizacji towarzyszy okropna nuda.
Następne dwa rozwody. Znowu jestem wolny, ale to tylko złudzenie. Wolność to
nie odrzucenie kompromisów, lecz świadomy wybór i zgoda na wszystkie
konsekwencje tego wyboru.
Dalej szukam miłości i piszę teksty piosenek. Kiedy ktoś mnie pyta, czym się
zajmuję, odpowiadam, Ŝe jestem pisarzem. Kiedy mówi, Ŝe zna teksty moich
piosenek, odpowiadam, Ŝe to zaledwie część mojej pracy. Kiedy przeprasza, Ŝe nie
czytał Ŝadnej z moich ksiąŜek, odpowiadam, Ŝe pracuję właśnie nad powieścią — co
oczywiście jest wierutnym kłamstwem. Tak naprawdę to mam i pieniądze,
i znajomości, lecz nie mam odwagi napisać ksiąŜki — a przecieŜ moje marzenie ma
szansę się wreszcie spełnić. Ale boję się spróbować, bo jeśli mi się nie uda, to nie
wyobraŜam sobie reszty mojego Ŝycia. Bezpieczniej jest pozostawać w sferze
marzeń, niŜ ryzykować popełnienie błędu.
Pewnego dnia młoda dziennikarka prosi mnie o wywiad. Ciekawi ją, Ŝe jestem
autorem tekstów, które śpiewa cały kraj, a mnie nikt nie zna, bo zazwyczaj tylko
piosenkarz pojawia się w mediach. Ładna, inteligentna, wyciszona. Po raz drugi
spotykamy się na przyjęciu, luźno, bez zawodowego napięcia. Jeszcze tej samej
nocy udaje mi się zaciągnąć ją do łóŜka. Zakochuję się, ona sądzi, Ŝe nic z tego nie
będzie. Kiedy dzwonię, zawsze mówi, Ŝe jest zajęta. Im bardziej mnie odpycha, tym
bardziej mnie interesuje — aŜ w końcu udaje mi się ją przekonać, aby spędziła ze
mną weekend na wsi (chociaŜ byłem czarną owcą w rodzinie, jako jedyny z moich
rówieśników miałem juŜ własny dom na wsi — jak widać, czasem warto się
zbuntować).
Przez trzy dni jesteśmy odcięci od świata, chodzimy na długie spacery po plaŜy,
gotuję dla niej, ona opowiada o swojej pracy, aŜ w końcu zakochuje się we mnie. Po
powrocie do miasta zaczyna regularnie u mnie sypiać. Pewnego ranka wychodzi
wcześniej niŜ zwykle i wraca ze swoją maszyną do pisania. Od tej chwili, choć nic
nie zostało powiedziane wprost, mój dom staje się jej domem.

- 17 -
Paulo Coelho Zahir

Zaczynają się te same konflikty, które znam juŜ z poprzednich związków.


Kobiety szukają stabilizacji i wierności, ja zaś przygód i tego co nieznane. Tym
razem jednak związek się nie rozpada. Mimo to po dwóch latach czuję, Ŝe między
nami koniec, Ŝe Ester zabierze z powrotem swoją maszynę do pisania i wszystko,
co ze sobą przyniosła.
— Myślę, Ŝe to się nie uda.
— Ale przecieŜ ty kochasz mnie, a ja kocham ciebie, prawda?
— Nie wiem. Jeśli zapytasz, czy lubię być z tobą, to odpowiem, Ŝe tak. Jeśli
jednak będziesz chciała wiedzieć, czy jestem w stanie Ŝyć bez ciebie, to teŜ
odpowiem, Ŝe tak.
— Nie chciałabym być męŜczyzną, bardzo się cieszę, Ŝe jestem kobietą. Od
nas oczekujecie tylko, Ŝebyśmy dobrze gotowały, oczywiście w duŜym uproszczeniu.
Od męŜczyzn zaś wymaga się wszystkiego, absolutnie wszystkiego — Ŝeby
sprawdzili się w łóŜku, utrzymywali dom, bronili potomstwa, zdobyli poŜywienie,
odnieśli sukces.
— Nie o to chodzi. Lubię być z tobą, ale jestem pewien, Ŝe to się nie uda.
— Lubisz być ze mną, ale nie cierpisz być sam ze sobą. Ciągle szukasz
nowych wraŜeń, Ŝeby uciec od tego, co istotne. WciąŜ potrzebujesz adrenaliny
w Ŝyłach i zapominasz, Ŝe tam powinna płynąc krew, nic więcej.
— Wcale nie uciekam od waŜnych spraw. Co na przykład jest takie waŜne?
— Napisanie ksiąŜki.
— To akurat mogę zrobić w kaŜdej chwili.
— Więc zrób. A potem, jeśli taka będzie twoja wola, rozstaniemy się.
Uwagi Ester wydają mi się absurdalne. Mogę napisać ksiąŜkę, kiedy tylko
zechcę. Znam wydawców, dziennikarzy, ludzi, którzy są mi coś dłuŜni. Ester po
prostu boi się mnie stracić i wymyśla sobie jakieś historyjki. Mówię jej: basta! Nasz
związek się wypalił. Nie chodzi tu o to, Ŝeby wymyślała, co uczyni mnie szczęśliwym,
chodzi o miłość.
— A co to jest miłość? — pyta.
Tłumaczę jej przez pół godziny i w końcu zdaję sobie sprawę, Ŝe nie potrafię
podać definicji miłości.
Ona mówi, Ŝe skoro nie umiem wytłumaczyć, co to jest miłość, to moŜe
spróbuję napisać ksiąŜkę.
Odpowiadam, Ŝe te dwie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego i Ŝe

- 18 -
Paulo Coelho Zahir

wyprowadzę się jeszcze tego samego dnia do hotelu, czekając, aŜ ona znajdzie
sobie jakieś lokum. Ona mówi, Ŝe jeśli o nią chodzi, to nie ma problemu, mogę
odejść od razu, w ciągu miesiąca mieszkanie będzie puste, od jutra zacznie sobie
czegoś szukać. Pakuję walizki, a ona siada i czyta ksiąŜkę. Bąkam, Ŝe jest juŜ
późno, Ŝe pójdę jutro. Ona radzi, Ŝebym się pospieszył, bo jutro moja determinacja
moŜe osłabnąć. Pytam, czy chce się mnie pozbyć. Ona śmieje się i mówi, Ŝe to
przecieŜ ja postanawiam odejść. Kładziemy się spać. Następnego dnia moja chęć
odejścia jest juŜ o wiele słabsza, postanawiam jeszcze raz wszystko przemyśleć.
Ester upiera się jednak, Ŝe sprawa nie jest zakończona: jeśli nie zaryzykuję i nie
postawię na jedną kartę tego, co uwaŜani za moje prawdziwe powołanie, to podobne
sceny wcześniej czy później się powtórzą. Będzie nieszczęśliwa i wtedy to ona
zechce mnie porzucić. Tylko Ŝe ona swój zamiar wprowadzi w Ŝycie i spali za sobą
wszystkie mosty. Dopytuję się, co to właściwie znaczy.
— Znajdę sobie kogoś, zakocham się — odpowiada.
Potem wychodzi do redakcji, a ja postanawiam zrobić sobie dzień wolnego
(oprócz pisania tekstów piosenek, pracuję trochę w wytwórni płytowej) i zasiadam
przed maszyną do pisania. Wstaję, czytam gazety, odpowiadam na waŜne listy,
a potem na te mniej waŜne, notuję, co mam jeszcze do zrobienia, słucham muzyki,
postanawiam pójść na spacer, zamieniam parę słów ze sprzedawcą w piekarni,
wracam do domu. Tak mija dzień, a ja nie napisałem ani linijki. Dochodzę do
wniosku, Ŝe nienawidzę Ester, bo zmusza mnie do robienia tego, na co nie mam
ochoty.
Kiedy przychodzi po z pracy, o nic nie pyta — wie, Ŝe nie udało mi się nic
spłodzić. Mówi, Ŝe moje spojrzenie dzisiaj jest takie samo jak wczoraj.
Następnego dnia idę do firmy, ale wieczorem znowu siadam przy biurku.
Czytam, oglądam telewizję, słucham muzyki, wracam do maszyny i tak upływają
dwa miesiące. Mam juŜ stertę stron z „pierwszym zdaniem", ale jak dotąd nie udało
mi się napisać do końca ani jednego akapitu.
Usprawiedliwiam się sam przed sobą, jak mogę: w tym kraju nikt nie czyta, nie
mam jeszcze gotowej fabuły. Albo wręcz przeciwnie: fabuła juŜ jest, ale szukam
sposobu na jej rozwinięcie. Poza tym jestem okropnie zajęty, muszę napisać artykuł
i szybko skończyć tekst piosenki. Mijają kolejne dwa miesiące. Pewnego dnia zjawia
się Ester i wręcza mi bilet na samolot.
— Dość tego — mówi. — Przestań udawać, Ŝe jesteś taki zapracowany,

- 19 -
Paulo Coelho Zahir

odpowiedzialny i Ŝe świat tak bardzo potrzebuje tego, co robisz. Wyjedź w podróŜ


na jakiś czas.
Zawsze będę mógł zostać szefem gazety, w której publikuję swoje reportaŜe,
zawsze mam szansę zostać dyrektorem wytwórni płytowej, dla której piszę teksty
piosenek i gdzie dali mi etat, Ŝebym nie odszedł do konkurencji. Zawsze mogę
wrócić do tego, co robię teraz, ale moje marzenie nie moŜe juŜ dłuŜej czekać. Albo
podejmę wyzwanie, albo będę musiał o nim zapomnieć.
— Dokąd jest ten bilet?
— Do Hiszpanii.
Rzucam szklanką o ścianę, wrzeszczę jak opętany. Bilety są drogie, nie mogę
teraz zostawić pracy, mam przed sobą karierę i muszę o nią dbać. Stracę kontakty
w środowisku muzycznym, a nie o mnie tu chodzi, tylko o nasze małŜeństwo. Jeśli
zechcę napisać ksiąŜkę, nikt nie będzie mnie w stanie powstrzymać.
— MoŜesz, chcesz, ale nie piszesz — mówi ona. — Twoim problemem nie
jestem ja, lecz ty sam. Samotność dobrze ci zrobi.
Pokazuje mi mapę. Mam polecieć do Madrytu, a tam złapać autobus, który
zawiezie mnie w Pireneje, na granicę hiszpańsko-francuską. Tam zaczyna się
średniowieczny szlak pielgrzymów, droga do Santiago de Compostela, którą muszę
pokonać pieszo. Na końcu tej drogi Ester będzie na mnie czekać i wtedy pogodzi się
z kaŜdą moją decyzją: Ŝe juŜ jej nie kocham, Ŝe za krótko Ŝyłem, by napisać
powieść, Ŝe nie chcę juŜ być pisarzem, Ŝe to były tylko młodzieńcze mrzonki, nic
więcej.
Istne wariactwo! Kobieta, z którą jestem od dwóch długich lat — prawdziwa
wieczność w związku miłosnym — decyduje, co mam robić w Ŝyciu, kaŜe mi
porzucić pracę i przejść piechotą niemal całą Hiszpanię! Pomysł jest na tyle szalony,
Ŝe postanawiam potraktować go powaŜnie. Upijam się przez kilka kolejnych nocy,
ona ze mną, chociaŜ wiem, Ŝe nie cierpi alkoholu. Staję się coraz bardziej
agresywny, oskarŜam ją, Ŝe chce odebrać mi niezaleŜność, Ŝe ten zwariowany
pomysł zrodził się w jej głowie tylko dlatego, Ŝe boi się mnie stracić. Ona odpowiada
ze stoickim spokojem, Ŝe ten pomysł się narodził, jeszcze kiedy chodziłem do liceum
i marzyłem o tym, Ŝeby zostać pisarzem — i teraz juŜ nie da się go odroczyć. Albo
się z tym zmierzę, albo przez resztę Ŝycia będę w kółko Ŝenił się i rozwodził,
opowiadając piękne historyjki o mojej przeszłości, staczając się coraz bardziej.
Oczywiście nie mogę jej przyznać racji, choć wiem, Ŝe mówi prawdę. I im

- 20 -
Paulo Coelho Zahir

bardziej zdaję sobie z tego sprawę, tym bardziej staję się agresywny. Ona udaje, Ŝe
nie zauwaŜa moich kąśliwych uwag, przypomina tylko, Ŝe zbliŜa się dzień lotu.
Pewnej nocy, juŜ blisko wyznaczonej daty, Ester nie chce się ze mną kochać.
Wypalam całego skręta z haszyszem, wypijam dwie butelki wina i mdleję na środku
salonu. Kiedy odzyskuję przytomność, dociera do mnie, Ŝe sięgnąłem juŜ dna i nie
pozostaje mi nic innego, jak odbić się i wypłynąć na powierzchnię. I ja, który tak
szczyciłem się swoją odwagą, nagle widzę zupełnie jasno, jak bardzo jestem
tchórzliwy, wygodnicki i małostkowy. Tego ranka budzę Ester pocałunkiem i mówię,
Ŝe zgadzam się na jej pomysł.
Lecę do Hiszpanii, w trzydzieści osiem dni przebywam pieszo drogę do
Santiago de Compostela. Kiedy docieram na miejsce, uświadamiam sobie, Ŝe to
dopiero początek mojej podróŜy. Postanawiam zamieszkać w Madrycie, Ŝyć
z tantiem z piosenek i pozwolić, Ŝeby ocean oddzielał mnie od ciała Ester —
chociaŜ rozmawiamy często przez telefon i oficjalnie wciąŜ jesteśmy razem. To dla
mnie wygodne, mam Ŝonę, wiem, Ŝe zawsze mogę do niej wrócić, a jednocześnie
cieszę się całkowitą swobodą.
Zakochuję się w doktorantce z Katalonii, w Argentynce, która robi biŜuterię,
w dziewczynie, która śpiewa w metrze. Tantiemy pozwalają mi na dostatnie Ŝycie,
nie muszę pracować, mam czas na wszystko, nawet na... pisanie ksiąŜki.
KsiąŜka zawsze moŜe poczekać do następnego dnia, przecieŜ burmistrz
Madrytu pod ciekawym hasłem Madrid me mata [Madryt jest zabójczy] postanowił
przeobrazić stolicę w miejsce wielkiej ciągłej fiesty, zachęca, by włóczyć się nocami
po barach, wymyśla romantyczną nazwę movida madrilena [madrycki zgiełk]. Nie
mogę zabawy odłoŜyć do jutra, wszystko jest takie pasjonujące, dni są za krótkie,
a noce długie.
Pewnego pięknego dnia dzwoni Ester i oznajmia, Ŝe przyjeŜdŜa. Mówi, Ŝe
musimy coś wreszcie postanowić. Zjawi się za tydzień, mam więc trochę czasu, Ŝeby
wymyślić na poczekaniu parę zręcznych wykrętów (jadę do Portugalii, ale wrócę za
miesiąc — oznajmiam dziewczynie o jasnych włosach, która kiedyś śpiewała
w metrze, a teraz mieszka u mnie i co noc hula ze mną w „madryckim zgiełku").
Sprzątam mieszkanie, zacieram wszelkie ślady kobiecej obecności, błagam
przyjaciół o całkowitą dyskrecję: moja Ŝona przyjeŜdŜa na miesiąc.
Ester wysiada z samolotu, ma okropną fryzurę, ledwo ją rozpoznałem.
Włóczymy się po Hiszpanii, zwiedzamy miasteczka, które na jedną noc wydają się

- 21 -
Paulo Coelho Zahir

waŜne, ale gdybym tam miał wrócić, nie pamiętałbym nawet, gdzie były. Chodzimy
na corridy, koncerty flamenco, jestem najczulszym męŜem pod słońcem, chcę, by
wróciła do domu z poczuciem, Ŝe wciąŜ ją kocham. Sam nie wiem, czemu mi na tym
tak zaleŜy. MoŜe podświadomie czuję, Ŝe madrycki sen kiedyś się skończy?
Mówię, Ŝe nie podoba mi się jej uczesanie, ona idzie do fryzjera i znowu jest
piękna. Zostało juŜ tylko dziesięć dni do końca jej wakacji, chcę, Ŝeby wyjechała
zadowolona i zostawiła mnie znowu samego w zabójczym Madrycie. Dyskoteki,
które otwierają się o dziesiątej rano, walki byków, niekończące się rozmowy na te
same tematy, alkohol, kobiety, znowu byki, więcej alkoholu, więcej kobiet i Ŝadnego,
absolutnie Ŝadnego planu dnia.
Pewnej niedzieli, po drodze do całonocnej knajpki, Ester porusza temat tabu:
ksiąŜki, którą miałem napisać. Wypijam duszkiem butelkę whisky, kopię w bramę,
którą akurat mijamy, wymyślam przypadkowym przechodniom i pytam, po co tu
przyjechała, skoro jej jedynym celem jest zatruwać mi Ŝycie, stłamsić całą moją
radość. Ona milczy — ale oboje zdajemy sobie sprawę, Ŝe to ostatnie podrygi
naszego związku. Spędzam bezsenną noc, następnego dnia wrzeszczę na
kierownika hotelu, Ŝe telefon źle działa, łajam sprzątaczkę, Ŝe od tygodnia nie
zmieniała pościeli, biorę bardzo długą kąpiel, Ŝeby wyleczyć wczorajszego kaca,
i wreszcie siadam przed maszyną do pisania, tylko po to, by pokazać Ester, Ŝe
próbuję, naprawdę próbuję pracować.
I nagle zdarza się cud. Patrzę na kobietę, która siedzi naprzeciw mnie, właśnie
zaparzyła kawę i czyta gazetę, ma w oczach zmęczenie i rozpacz, jak zwykle
zachowuje się cicho, nie okazuje czułości gestami, patrzę na tę kobietę, która
sprawiła, Ŝe powiedziałem „tak", chociaŜ chciałem powiedzieć „nie", zmusiła mnie,
Ŝebym walczył o to, co uwaŜała — i miała całkowitą rację — za najwaŜniejsze dla
mnie, zgodziła się na długą rozłąkę, bo jej miłość do mnie była większa niŜ jej miłość
do siebie samej, nie pozwoliła, bym minął się ze swoim powołaniem, i sprawiła, Ŝe
wyruszyłem tropem moich marzeń. Patrzę na tę kobietę, jeszcze prawie dziewczynę,
której oczy mówią więcej niŜ usta, spokojną, często w duszy przestraszoną, ale
zawsze odwaŜną w działaniu, która kocha nie poniŜając się, nie prosząc
o wybaczenie, patrzę, jak walczy o swojego męŜczyznę — i nagle moje palce
zaczynają stukać w klawiaturę.
Pierwsze zdanie. Drugie.
Przez dwa dni prawie nie jem, śpię tylko tyle, ile to konieczne, a słowa

- 22 -
Paulo Coelho Zahir

pojawiają się same, nie wiadomo skąd — tak jak to się kiedyś działo z tekstami
piosenek, kiedy po wielu kłótniach i bezsensownych dyskusjach ja i mój partner
wiedzieliśmy, Ŝe „to" juŜ jest gotowe i trzeba tylko przelać słowa na papier. Tym
razem wiem, Ŝe „to" płynie z serca Ester. Moja miłość do niej rodzi się na nowo,
piszę, bo ona istnieje i pokonała trudności, nie narzekając i nie robiąc z siebie
ofiary. Zaczynam opowiadać o jedynej rzeczy, która poruszyła mnie w ostatnich
latach — o drodze do Santiago.
Pisząc, uświadamiam sobie, Ŝe mój sposób widzenia świata ulega waŜnym
przemianom. Wiele lat studiowałem i praktykowałem magię, alchemię, wiedzę
tajemną. Fascynowała mnie idea, Ŝe garstka wybrańców moŜe mieć w swoich
rękach ogromną moc, którą nie powinna się dzielić z resztą ludzkości, gdyŜ oddanie
tego niesłychanego potencjału w niepowołane ręce byłoby wielkim ryzykiem. Brałem
udział w tajnych zebraniach, dawałem się wciągać do egzotycznych sekt,
kupowałem bardzo drogie ksiąŜki „z drugiego obiegu", poświęciłem wiele czasu
i energii na odprawianie rytuałów i zaklęć. Przez lata wstępowałem i występowałem
z róŜnych ugrupowań i bractw, zawsze łudząc się tym, Ŝe spotkam kogoś, kto
odsłoni przede mną tajemnice niewidzialnego świata. I zawsze doznawałem
rozczarowania, bo zwykle ci ludzie — chociaŜ wszyscy mieli dobre intencje — ulegali
jakimś dogmatom i stawali się fanatykami, po prostu dlatego, Ŝe czasem jedynym
ujściem dla wątpliwości, które nieustannie nękają ludzką duszę, jest fanatyzm.
Odkryłem co prawda, Ŝe większość z tych rytuałów działa. Ale odkryłem takŜe,
Ŝe ci, którzy uwaŜali się za mistrzów, co posiedli tajemnicę Ŝycia, ci, którzy twierdzili,
Ŝe znają techniki pozwalające kaŜdemu człowiekowi osiągnąć, co tylko zapragnie,
stracili zupełnie kontakt z naukami staroŜytnych. Przejście drogi do Santiago,
spotkania ze zwyczajnymi ludźmi, odkrycie, Ŝe wszechświat mówi językiem „znaków"
i Ŝeby go zrozumieć, wystarczy patrzeć z otwartym umysłem na to, co dzieje się
wokół nas, to wszystko sprawiło, Ŝe zacząłem wątpić, czy okultyzm jest jedynym
sposobem dotarcia do tajemnicy. W ksiąŜce o pielgrzymce do Santiago zaczynam
więc rozwaŜać inne moŜliwości duchowego rozwoju i dochodzę do takiego oto
wniosku:

Wystarczy być czujnym, lekcje zawsze przychodzą, kiedy jesteśmy na nie


gotowi, i jeśli zwracasz uwagę na znaki, dowiesz się wszystkiego, co jest ci
potrzebne, aby postawić następny krok.

- 23 -
Paulo Coelho Zahir

Człowiek ma w Ŝyciu dwa duŜe dylematy: jeden to wiedzieć, kiedy zacząć,


a drugi — wiedzieć, kiedy skończyć.
Po tygodniu zaczynam pierwszą, drugą, trzecią korektę. Madryt dla mnie juŜ nie
jest zabójczy, pora wrócić do domu — czuję, Ŝe pewien cykl został zamknięty
i trzeba rozpocząć następny. śegnam się z tym miastem tak, jak zazwyczaj
Ŝegnałem się w Ŝyciu, pocieszając się w duchu, Ŝe zawsze mogę zmienić zdanie
i któregoś dnia tu wrócić.
Wracam do kraju z Ester. Rozglądam się za nową pracą, ale póki nie udaje mi
się nic znaleźć (a nie udaje mi się, bo nie jest mi to widać potrzebne), dalej
poprawiam moją powieść. Wątpię, czy normalny człowiek zainteresuje się kimś, kto
przeszedł pieszo pewną drogę w Hiszpanii, drogę romantyczną, acz trudną.
Cztery miesiące później, kiedy zabieram się do dziesiątej korekty, odkrywam,
Ŝe maszynopis zniknął. Nie ma teŜ Ester. Gdy jestem juŜ bliski obłędu, zjawia się ona
z potwierdzeniem przekazu pocztowego — wysłała maszynopis swojemu dawnemu
narzeczonemu, który jest teraz właścicielem małego wydawnictwa.
Były narzeczony wydaje moją powieść. W prasie nie pojawia się ani jedna
recenzja, mimo to parę osób kupuje ksiąŜkę. Polecają innym, którzy równieŜ kupują
i polecają kolejnym. Po sześciu miesiącach pierwszy nakład zostaje wyczerpany.
Rok później ukazuje się trzecie wydanie ksiąŜki i zaczynam zarabiać pieniądze na
tym, o czym nie śmiałem marzyć — na literaturze.
Nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa, ale postanawiam Ŝyć tak, jakby ta chwila
była ostatnią. I okazuje się, Ŝe sukces otwiera mi wymarzone od dawna drzwi: inne
wydawnictwa chcą opublikować moją następną powieść.
PoniewaŜ nie da się co roku chodzić do Santiago, o czym mam teraz pisać?
Czy znów ma się powtórzyć dramat niemocy twórczej, bezowocnego wysiadywania
przed maszyną? Dobrze byłoby dalej dzielić się moją wizją świata, opowiadać
o moich Ŝyciowych doświadczeniach. Próbuję przez kilka kolejnych dni, przez wiele
.następnych nocy, wreszcie poddaję się, dochodzę do wniosku, Ŝe nie dam rady.
Pewnego wieczoru wpada mi w ręce przypadkiem (przypadkiem?) ciekawa historia
z Baśni tysiąca i jednej nocy. Rozpoznałem w niej metaforę mojej własnej drogi,
dzięki której zrozumiałem, kim jestem i dlaczego tyle czasu zabrało mi podjęcie
decyzji, choć dawno powinienem był ją podjąć. Ta baśń stanowi dla mnie inspirację
do napisania, jak młody pasterz pod wpływem snu wyrusza na poszukiwanie skarbu
ukrytego w egipskich piramidach. Piszę o miłości, która na niego czeka, tak jak

- 24 -
Paulo Coelho Zahir

Ester czekała na mnie, kiedy ja błąkałem się po manowcach.


Nie jestem juŜ człowiekiem, który marzył, Ŝeby być kimś. JuŜ jestem kimś.
Jestem pasterzem, przemierzam pustynię, ale gdzie jest alchemik, który wskaŜe mi
dalszą drogę?
Kiedy kończę nową powieść, sam jestem zaskoczony końcowym efektem.
Przypomina to baśń dla dorosłych, a przecieŜ dorośli wolą czytać o wojnach, seksie
i władzy. Mimo to wydawca ją przyjmuje, ksiąŜka wychodzi i dzięki czytelnikom
pojawia się na liście najlepiej sprzedających się ksiąŜek w kraju.
Trzy lata później moje małŜeństwo przeŜywa rozkwit, robię to, co zawsze
chciałem robić, pojawia się pierwszy przekład na język obcy, potem drugi... Odnoszę
kolejny sukces — moja ksiąŜka staje się znana na całym świecie.
Postanawiam przeprowadzić się do ParyŜa, do paryskich kawiarni, paryskich
pisarzy i Ŝycia kulturalnego tego miasta. Odkrywam, Ŝe to wszystko niestety juŜ nie
istnieje, kawiarnie pełne są turystów i fotografii osób, które stały się sławne. Pisarze
w większości zwracają uwagę na styl, a nie na treść, próbują być oryginalni i przez
to stają się nudni. śyją zamknięci w swoim małym światku. Poznaję ciekawe
francuskie wyraŜenie, „podesłać windę". Jego sens jest mniej więcej taki: ja mówię
dobrze o twojej ksiąŜce, ty mówisz dobrze o mojej i w ten sposób tworzymy nowy
trend kulturalny, nową filozofię, robimy rewolucję, wprawdzie cierpimy, bo nikt nas nie
rozumie, ale taki był los wszystkich geniuszy w przeszłości, wielcy artyści nigdy nie
byli doceniani przez swoich współczesnych.
„Podsyłaniem windy" niektórym z początku nawet coś udaje się osiągnąć —
ludzie nie mają odwagi otwarcie krytykować czegoś, czego nie rozumieją. Ale
wkrótce zdają sobie sprawę, Ŝe zostali oszukani, i przestają wierzyć w to, co piszą
krytycy.
Internet ze swoim prostym językiem zmienia świat. W ParyŜu rozkwita
środowisko alternatywne. Młodzi pisarze próbują przebić się do publiczności ze
swoimi tekstami i swoim sposobem odczuwania świata. Przyłączam się do nich,
spotykamy się w kawiarniach, których nikt nie zna, bo ani oni, ani kawiarnie nie są
sławne. Sam pracuję nad swoim stylem, a mój wydawca udziela mi lekcji o tym, co
trzeba wiedzieć o wzajemnych zaleŜnościach między ludźmi.
— Co to jest Bank Przysług?
— Wiesz przecieŜ. KaŜdy wie.
— Być moŜe. WciąŜ jednak nie rozumiem, co to znaczy.

- 25 -
Paulo Coelho Zahir

— Natknąłem się na to w ksiąŜce jakiegoś amerykańskiego pisarza. To


najbardziej wpływowy bank na świecie, obecny we wszystkich dziedzinach Ŝycia.
— Pochodzę z kraju o skromnych tradycjach literackich. Nie mógłbym nikomu
się przysłuŜyć.
— To nie ma najmniejszego znaczenia. Dam ci prosty przykład — wiem, Ŝe
kiedyś staniesz się bardzo sławny i wpływowy. Czuję to, bo sam byłem taki jak ty,
ambitny, niezaleŜny, uczciwy. Dziś nie mam juŜ tyle energii co dawniej, ale próbuję ci
pomóc, bo nie mogę, czy teŜ nie chcę stanąć w miejscu, nie uśmiecha mi się
jeszcze emerytura, mam ochotę dalej uczestniczyć w tej arcyciekawej walce
o władzę i sławę. Zaczynam więc zasilać twoje konto — nie chodzi tu o pieniądze,
ale o kontakty. Przedstawiam cię Iksowi czy Ygrekowi, ułatwiam negocjacje, o ile są
zgodne z prawem. Ty wiesz, Ŝe coś mi zawdzięczasz, choć nie proszę o nic
w zamian. — I pewnego dnia...
— Właśnie. Pewnego dnia proszę cię o coś. MoŜesz odmówić, ale wiesz, Ŝe
coś jesteś mi winien. Zrobisz to, o co cię proszę, a ja będę ci nadal pomagał. Inni
zobaczą, Ŝe jesteś lojalny, i takŜe zasilą twoje konto — cały czas chodzi tylko
o kontakty, o nic innego, nasz świat opiera się na kontaktach. Oni takŜe poproszą
cię o coś pewnego dnia, a ty nie odmówisz i pomoŜesz temu, kto kiedyś ci pomógł,
i tak z biegiem czasu twoja sieć kontaktów rozprzestrzeni się na całą kulę ziemską,
poznasz wszystkich, których potrzebujesz znać, a twoje wpływy wciąŜ będą rosły.
— Mogę ci przecieŜ odmówić, nie zrobić tego, o co mnie prosisz.
— Oczywiście. Bank Przysług to inwestycja ryzykowna, tak jak kaŜdy inny bank.
Nie oddasz mi przysługi, o którą cię poprosiłem, bo w twoim mniemaniu pomogłem
ci, gdyŜ na to w pełni zasługiwałeś, jesteś najlepszy i wszyscy powinni chylić czoło
przed twoim talentem. W porządku, podziękuję ci i poproszę kogoś innego, czyje
konto zasilałem, lecz od tej chwili wszyscy będą juŜ wiedzieć, chociaŜ nic nie
zostanie powiedziane wprost, Ŝe nie zasługujesz na zaufanie.
MoŜesz zdobyć pozycję, ale nie tak wysoką, jak byś chciał. W pewnym
momencie twoja kariera zacznie powoli przygasać, dotrzesz do półmetka, ale nie do
mety, będziesz na wpół zadowolony, na wpół smutny, ani spełniony, ani
sfrustrowany. Ani gorący, ani zimny, będziesz letni, a ewangelista w świętej księdze
mówi: „Skoro jesteś letni, chcę cię wyrzucić z mych ust".
Wydawca często zasila kontaktami moje konto w Banku Przysług. Moje ksiąŜki
przetłumaczono na francuski i, zgodnie z tradycją tego kraju, cudzoziemiec jest

- 26 -
Paulo Coelho Zahir

dobrze przyjęty. Powiem więcej: cudzoziemiec odnosi sukces! Dziesięć lat później
mam ogromne mieszkanie z widokiem na Sekwanę, czytelnicy mnie uwielbiają,
a krytycy nienawidzą (podziwiali mnie, dopóki nie sprzedałem pierwszych stu tysięcy
egzemplarzy, czyli przestałem być „niezrozumianym geniuszem"). Zawsze na czas
spłacam długi, a wkrótce sam zaczynam poŜyczać — kontakty. Moje wpływy rosną.
Uczę się prosić i uczę się robić to, o co inni mnie poproszą.
Ester dostaje pozwolenie na pracę, pisze do francuskiej prasy. Mimo
zwyczajnych konfliktów, jakie zdarzają się w kaŜdym małŜeństwie, jestem
szczęśliwy. Pierwszy raz w Ŝyciu dociera do mnie, Ŝe wszystkie moje poprzednie
rozczarowania miłosne i poraŜki małŜeńskie nie miały nic wspólnego z moimi
partnerkami, ale brały się z mojego własnego rozgoryczenia. Ester zrozumiała
i uświadomiła mi prostą sprawę: Ŝeby ją spotkać, musiałem najpierw spotkać się
z samym sobą. śyjemy razem od ośmiu lat, uwaŜam, Ŝe jest kobietą mojego Ŝycia
i chociaŜ od czasu do czasu (prawdę mówiąc, dosyć często) zdarza mi się w kimś
zadurzyć, nigdy nie zaświtała mi w głowie myśl o rozwodzie. Nie pytam, czy ona wie
o moich romansach. A ona nigdy nie robi mi na ten temat Ŝadnych wymówek.
Dlatego jestem bardzo zaskoczony, kiedy pewnego dnia po wyjściu z kina
Ester oznajmia mi, Ŝe poprosiła w redakcji, by wysłali ją do Afryki na reportaŜ
z wojny domowej.
— Co takiego?!
— Chcę zostać korespondentką wojenną.
— Chyba oszalałaś?! Po co ci to? Masz pracę, o jakiej zawsze marzyłaś.
Dobrze zarabiasz, chociaŜ tak naprawdę nie musisz pracować. Masz wszystkie
potrzebne kontakty w Banku Przysług, masz talent i uznanie środowiska.
— Powiedzmy, Ŝe muszę trochę pobyć sama.
— To z mojego powodu?
— Razem budujemy nasze Ŝycie, kocham mojego męŜczyznę i on mnie kocha,
choć nie jest najwierniejszym z męŜów.
— Nigdy wcześniej nie robiłaś mi z tego powodu wyrzutów.
— Bo nie ma to dla mnie szczególnego znaczenia. Co to jest wierność?
Poczucie, Ŝe posiadam na zawsze czyjeś ciało i duszę? A ty sądzisz, Ŝe przez te
wszystkie wspólnie spędzone lata nigdy nie przespałam się z Ŝadnym innym
męŜczyzną?
— Nie obchodzi mnie to. Nie chcę nic o tym wiedzieć. Nie chcę o tym

- 27 -
Paulo Coelho Zahir

rozmawiać.
— I ja nie chcę.
— A więc o co chodzi z tą wojną na zapomnianym przez Boga krańcu świata?
— Po prostu muszę. Powiedziałam juŜ, Ŝe muszę jechać.
— Czego ci tu brakuje?
— Mam wszystko, czego pragnie kaŜda kobieta.
— A więc co jest nie tak?
— Właśnie to. Mam wszystko, ale nie jestem szczęśliwa. I jest wielu takich jak
ja. Przez te lata zrobiłam wywiady z tłumem ludzi: bogatych i biednych, wpływowych
i zrezygnowanych. W ich oczach widziałam nieskończoną gorycz. Smutek nie
zawsze uświadomiony, ale zawsze obecny, niezaleŜnie od tego, co mi mówili.
Słuchasz mnie?
— Słucham. I zastanawiam się. A więc, twoim zdaniem, nikt nie jest
szczęśliwy?
— Niektórzy wydają się szczęśliwi, po prostu nie myślą o tym. Inni snują plany
na przyszłość: wyjdę za mąŜ, będę mieć dom, dwójkę dzieci, domek na wsi. I póki
pochłania ich realizacja tych planów, są jak byki wpatrzone w toreadora: reagują
instynktownie, prą do przodu, na oślep. Zdobywają samochód, czasem nawet ferrari,
sądzą, Ŝe to jest sens Ŝycia i nigdy nie zadają sobie pytań. Ale pomimo wszystko
w ich oczach odbija się smutek duszy, z którego nawet nie zdają sobie sprawy. A ty
jesteś szczęśliwy?
— Nie wiem.
— Nie mogę powiedzieć, Ŝe wszyscy są nieszczęśliwi. Wiem, Ŝe są bez
przerwy zajęci; harują po godzinach, wychowują dzieci, dbają o współmałŜonka,
ubiegają się o dyplomy, walczą o karierę, snują plany na przyszłość, zastanawiają
się, co trzeba kupić, co trzeba mieć, Ŝeby nie czuć się gorszym, i tak dalej. Szczerze
mówiąc, niewiele osób wyznało mi wprost: „Jestem nieszczęśliwy". Większość
zapewniała: „Mam się świetnie, osiągnąłem wszystko, co chciałem". Wtedy pytałam:
„Co takiego czyni cię szczęśliwym?", i słyszałam w odpowiedzi: „Mam wszystko, co
moŜna sobie wymarzyć — rodzinę, dom, pracę, zdrowie". DrąŜyłam więc dalej: „Czy
zatrzymałeś się kiedyś, Ŝeby pomyśleć, czy o to tylko w Ŝyciu chodzi?". „Tak, tylko
o to chodzi" — zapewniali. „A więc sens Ŝycia to praca, rodzina, dzieci, które urosną
i pewnego dnia odejdą, Ŝona czy mąŜ, którzy z biegiem lat stają się bardziej
przyjaciółmi niŜ kochankami, praca, która skończy się pewnego dnia. I co wtedy

- 28 -
Paulo Coelho Zahir

zrobisz?". Odpowiedzi nie ma. Zmieniają temat.


Tak naprawdę odpowiadają: „Kiedy moje dzieci dorosną, kiedy moja Ŝona czy
mój mąŜ stanie się bardziej przyjacielem niŜ namiętnym kochankiem, kiedy przejdę
na emeryturę, wreszcie będę miał czas, Ŝeby robić to, o czym zawsze marzyłem:
wyruszę w podróŜ".
Pytanie: „PrzecieŜ powiedziałeś, Ŝe jesteś teraz szczęśliwy. Czy nie robisz tego,
o czym zawsze marzyłeś?". Wtedy mówią, Ŝe są bardzo zajęci, i zmieniają temat.
Jeśli nie daję za wygraną, zawsze w końcu przyznają, Ŝe czegoś jednak im
brak. Właściciel firmy nie zrobił jeszcze interesu Ŝycia, gospodyni domowa chciałaby
mieć więcej niezaleŜności albo pieniędzy, zakochany boi się, Ŝe straci dziewczynę,
absolwent uczelni zadaje sobie pytanie, czy to on wybrał karierę, czy raczej ktoś
wybrał za niego, dentysta wolałby być piosenkarzem, piosenkarz politykiem, polityk
pisarzem, a pisarz rolnikiem. I nawet kiedy spotykałam kogoś, kto robił to, co chciał,
on teŜ miał smutek na dnie serca. Nie znalazł spokoju. A więc zapytam jeszcze raz:
czy ty jesteś szczęśliwy?
— Nie. Mam ukochaną Ŝonę, wymarzoną pracę. Wolność, której zazdroszczą
mi wszyscy przyjaciele. PodróŜe, zaszczyty, komplementy. Ale jest coś...
— Co takiego?
— Myślę, Ŝe kiedy się zatrzymuję, to moje Ŝycie traci sens.
— Nie moŜesz się rozluźnić, spojrzeć na ParyŜ, wziąć mnie za rękę
i powiedzieć: mam to, czego chciałem, a teraz cieszmy się czasem, który nam
pozostał?
— Mogę popatrzeć na ParyŜ i wziąć cię za rękę, ale nie mogę tak powiedzieć.
— Dam głowę, Ŝe na ulicy, którą teraz idziemy, wszyscy czują to samo. Spójrz
na tę elegancką panią, co właśnie nas minęła. Dzień za dniem próbuje zatrzymać
czas, wciąŜ pilnuje swojej wagi, bo wierzy, Ŝe od niej zaleŜy miłość. Popatrz na tę
parę z dwójką dzieci po tamtej stronie ulicy. PrzeŜywają momenty prawdziwego
szczęścia, kiedy wychodzą razem na spacer, ale podświadomość nie daje im
spokoju. Boją się, Ŝe mogą stracić posadę, zachorować, a ubezpieczalnia nie
wywiąŜe się z umowy, Ŝe dziecko wpadnie pod samochód. Gdy próbują się bawić,
myślą jednocześnie, jak uniknąć tragedii, jak uchronić się przed światem.
— A ten kloszard na rogu?
— Nie wiem, nigdy nie rozmawiałam z Ŝadnym kloszardem. On uosabia
nieszczęście, ale jego oczy, jak zresztą oczy wszystkich Ŝebraków, wydają się coś

- 29 -
Paulo Coelho Zahir

ukrywać. Smutek jest tutaj tak ostentacyjny, Ŝe aŜ trudno w niego uwierzyć.


— Czego więc nam brakuje?
— Nie mam pojęcia. Przeglądam gazety, czytam wywiady ze sławami, wszyscy
są uśmiechnięci i zadowoleni. Ale poniewaŜ Ŝyję pod jednym dachem ze sławnym
człowiekiem, wiem, Ŝe to tylko pozory. Wszyscy są promienni i roześmiani tylko
w tej chwili, do zdjęcia, ale w nocy albo nad ranem to juŜ zupełnie inna historia. „Co
mam zrobić, Ŝeby nadal o mnie pisali?", „Jak ukryć, Ŝe nie stać mnie na
dotychczasowe luksusy?", „Jak zwiększyć moje bogactwo i sprawić, Ŝeby bardziej
rzucało się w oczy?", „Aktorka, z którą na tym zdjęciu śmiejemy się na bankiecie,
moŜe jutro podkraść mi rolę! Czy jestem lepiej ubrana niŜ ona? Po co się do siebie
wdzięczymy, skoro tak naprawdę się nie znosimy?", „Dlaczego sprzedajemy
szczęście czytelnikom, skoro sami jesteśmy głęboko nieszczęśliwymi niewolnikami
sławy?".
— Nie jesteśmy niewolnikami sławy.
— Nie wpadaj w paranoję, nie mówię o nas.
— Więc jak sądzisz, o co w tym wszystkim chodzi?
— Kilka lat temu przeczytałam w ksiąŜce bardzo ciekawą historię. Przypuśćmy,
Ŝe Hitler wygrał drugą wojnę światową, zlikwidował wszystkich śydów i przekonał
swój naród, Ŝe naprawdę naleŜy do wyŜszej rasy. Podręczniki historii zostają
napisane od nowa i sto lat później potomkowie Hitlera wykańczają Indian. Po trzystu
latach dziesiątkują Murzynów. Po pięciu stuleciach potęŜna machina wojenna usuwa
z powierzchni ziemi rasę Ŝółtą. KsiąŜki historyczne wspominają wprawdzie
o dawnych bitwach z barbarzyńcami, ale nikt nie czyta ich uwaŜnie, bo co to kogo
obchodzi.
Tak więc dwa tysiące lat po narodzinach faszyzmu w pewnym barze w Tokio
— juŜ od niemal pięciu wieków zamieszkanym przez wysokich błękitnookich
blondynów — Hans i Fritz piją piwo. W pewnym momencie Hans pyta Fritza: „Czy
myślisz, Ŝe zawsze tak było?". „To znaczy jak?" — dopytuje się Fritz. „Czy świat
zawsze tak wyglądał?". „Pewnie Ŝe tak. PrzecieŜ tego uczyli nas w szkole". „No
jasne, nie wiem, po co zadaję tak idiotyczne pytania", mówi Hans. Kończą piwo,
zaczynają rozmawiać o czymś innym i zapominają o temacie.
— Nie musisz wybiegać w tak odległą przyszłość, wystarczy cofnąć się o dwa
tysiące lat. Czy jesteś w stanie otaczać czcią gilotynę, szubienicę, krzesło
elektryczne?

- 30 -
Paulo Coelho Zahir

— Wiem, do czego zmierzasz, do krzyŜa, najokrutniejszej tortury wymyślonej


przez człowieka. Pamiętam, przeczytałam kiedyś u Cycerona, Ŝe była to „kara
potworna", powodująca śmierć w straszliwych męczarniach. A dzisiaj ludzie noszą
krzyŜ na szyi, wieszają go na ścianach, wielbią jako symbol religijny. Zapomnieli, Ŝe
było to przecieŜ narzędzie tortur.
— Albo coś takiego: potrzeba było dwustu pięćdziesięciu lat, nim ktoś uznał, Ŝe
pora skończyć z pogańskimi obrzędami, które odbywały się podczas zimowego
przesilenia, kiedy Słońce jest najdalej od Ziemi. Apostołowie i ich następcy,
pochłonięci niesieniem Jezusowego przesłania, nie przejmowali się natalis invict
Solis, świętem narodzin Mitry, boga słońca, które przypadało dwudziestego piątego
grudnia. AŜ pewien biskup orzekł, Ŝe to święto jest zagroŜeniem dla wiary
chrześcijańskiej, i gotowe! Dzisiaj mamy msze, jasełka, prezenty, kazania,
plastikowe dzieciątka w drewnianych Ŝłobkach i jesteśmy przekonani, święcie
przekonani, Ŝe tego dnia narodził się Chrystus!
— Mamy teŜ choinkę. Czy wiesz, skąd się wzięła?
— Nie mam pojęcia.
— Święty Bonifacy postanowił „schrystianizować" rytuał odprawiany ku czci
małego Odyna. Raz do roku plemiona germańskie kładły wokół dębu prezenty, które
dzieci musiały odnaleźć. Wierzono, Ŝe w ten sposób sprawią radość pogańskiemu
bóstwu.
— Wróćmy do historii Hansa i Fritza. A więc uwaŜasz, Ŝe nasza kultura,
stosunki między ludźmi, nasze pragnienia, zdobycze cywilizacji, to wszystko jest
owocem źle opowiedzianej historii?
— PrzecieŜ kiedy pisałeś o drodze do Santiago, doszedłeś do tego samego
wniosku. Wcześniej sądziłeś, Ŝe tylko garstka wybrańców ma dostęp do magicznych
symboli. Dzisiaj juŜ wiesz, Ŝe ich znaczenie znamy wszyscy — nawet jeśli je
zapomnieliśmy.
— CóŜ z tego, Ŝe to wiemy? Ludzie robią wszystko, Ŝeby sobie nie
przypomnieć, Ŝeby nie przyjąć do wiadomości ogromnego potencjału magii, który
w nich drzemie. Bo to by zachwiało równowagą ich uporządkowanego świata.
— Mimo to wszyscy przecieŜ mamy tę zdolność, nie sądzisz?
— Oczywiście. Tylko brakuje nam odwagi, Ŝeby podąŜać za marzeniami, za
znakami. MoŜe stąd bierze się ten smutek?
— Nie wiem. I nie twierdzę, Ŝe cały czas jestem nieszczęśliwa. Kocham ciebie,

- 31 -
Paulo Coelho Zahir

uwielbiam moją pracę, dobrze się bawię. Ale od czasu do czasu czuję głęboki
smutek, pomieszany niekiedy z poczuciem winy albo ze strachem. To wraŜenie mija,
powraca i znów mija. Tak jak nasz Hans, zadaję sobie pytanie, a nie znajdując
odpowiedzi, po prostu zapominam. Mogłabym ratować głodujące dzieci, załoŜyć
towarzystwo ochrony delfinów, próbować zbawiać świat w imię Jezusa, robić
cokolwiek, co dałoby mi poczucie, Ŝe jestem uŜyteczna, ale nie chcę.
— To skąd ten pomysł, Ŝeby jechać na wojnę?
— Bo myślę, Ŝe na wojnie człowiek dotyka jakiejś granicy. Nazajutrz moŜe
zginąć. A kto Ŝyje na granicy, staje się innym człowiekiem.
— Chcesz odpowiedzieć na pytanie Hansa?
— No właśnie.
Dzisiaj, w tym pięknym apartamencie Bristolu, z wieŜą Eiffla rozbłyskującą na
pięć minut za kaŜdym razem, kiedy zegar wybije kolejną godzinę, z zakorkowaną
butelką wina, z pustą paczką po papierosach, z ludźmi witającymi mnie, jak gdyby
nic się nie stało, sam sobie zadaję pytanie: Czy to wszystko zaczęło się tamtego
właśnie dnia, po wyjściu z kina? Czy musiałem pozwolić jej wyjechać na
poszukiwanie źle opowiedzianej historii? Czy raczej powinienem był być bardziej
stanowczy, kazać jej zapomnieć o całej sprawie, bo przecieŜ była moją Ŝoną, a ja
potrzebowałem jej obecności i wsparcia?
Bzdury! Tak samo wiedziałem wtedy, jak wiem teraz, Ŝe mogłem tylko pogodzić
się z jej decyzją. Gdybym postawił sprawę na ostrzu noŜa i powiedział: „Wybieraj,
albo ja, albo twój szalony pomysł z wyjazdem na wojnę", zaprzepaściłbym wszystko,
co Ester dla mnie zrobiła. Nawet jeśli nie przekonała mnie do swoich racji — do tego,
Ŝe trzeba jechać na poszukiwanie „źle opowiedzianej historii" — doszedłem do
wniosku, Ŝe potrzebowała trochę wolności, przestrzeni, silnych wraŜeń. CóŜ w tym
złego?
Tak więc zgodziłem się — zaznaczając przy tym, Ŝe zaciąga ogromny dług
w Banku Przysług (jeśli się nad tym zastanowić, było to groteskowe). Przez dwa lata
Ester śledziła z bliska róŜne konflikty zbrojne, zmieniając kontynenty częściej niŜ
buty. Za kaŜdym razem kiedy wracała, sądziłem, Ŝe da sobie z tym spokój. PrzecieŜ
w końcu zatęskni za przyzwoitym jedzeniem, za łazienką, kinem czy teatrem.
Pytałem, czy znalazła wreszcie odpowiedź na pytanie Hansa, ale zawsze
odpowiadała, Ŝe jest juŜ na dobrej drodze — a ja musiałem się tym zadowolić.
Czasem spędzała wiele miesięcy daleko od domu i wbrew temu, co mówi „urzędowa

- 32 -
Paulo Coelho Zahir

historia małŜeństwa" (zaczynam juŜ uŜywać jej terminologii), długie rozłąki


wzmacniały naszą miłość, uzmysławiały nam, jak bardzo jesteśmy dla siebie waŜni.
Nasz związek, który, jak mi się wydawało, osiągnął swój punkt idealny w chwili, gdy
przeprowadziliśmy się do ParyŜa, teraz był świetny.
Jeśli dobrze zrozumiałem, Michaiła poznała, kiedy szukała tłumacza, który
jeździłby z nią po Azji Środkowej. Na początku mówiła o nim z wielkim
entuzjazmem: ktoś wraŜliwy, kto widział świat taki, jaki jest naprawdę, a nie taki, jak
nam wmawiano, Ŝe być powinien. Był o pięć lat młodszy od niej, ale miał
doświadczenia, które Ester nazywała „magicznymi". Słuchałem cierpliwie
i uprzejmie, jak gdyby ten młody człowiek i jego pomysły bardzo mnie interesowały,
ale tak naprawdę byłem myślami gdzie indziej, miałem głowę wypełnioną robotą,
pomysłami na nową powieść, ripostami dla dziennikarzy i wydawców, sposobami na
uwiedzenie kobiety, która wydawała się mną akurat zainteresowana, planami
podróŜy związanych z promocją moich ksiąŜek.
Nie wiem, czy ona to zauwaŜyła, ale ja nie zauwaŜyłem, Ŝe Michaił stopniowo
zacierał się w naszych rozmowach, a wreszcie zniknął z nich zupełnie. Natomiast
Ester zaczęła się zachowywać coraz bardziej ostentacyjnie. Kiedy była w ParyŜu,
coraz częściej wychodziła z domu wieczorami, twierdząc za kaŜdym razem, Ŝe
przygotowuje reportaŜ o kloszardach.
Przyszło mi do głowy, Ŝe ma romans. Przez tydzień biłem się z myślami, czy
powinienem wyrazić podejrzenia, czy raczej udawać, Ŝe nic się nie dzieje.
Postanowiłem to zignorować, wychodząc z załoŜenia, Ŝe „czego oczy nie widzą,
tego sercu nie Ŝal". Wydawało mi się absolutnie niemoŜliwe, Ŝeby mogła mnie
opuścić — włoŜyła wiele trudu, by pomóc mi stać się tym, kim jestem, nie wyrzeknie
się tego wszystkiego dla jakiejś przelotnej namiętności.
Gdyby tak naprawdę obchodził mnie świat Ester, powinienem był zapytać
chociaŜ raz, co się stało z jej tłumaczem, jego „magiczną" wraŜliwością. Powinienem
był zaniepokoić się tą ciszą, tym brakiem informacji. Powinienem był ją poprosić,
Ŝeby choć raz zabrała mnie na swój „reportaŜ o kloszardach".
Kiedy od czasu do czasu pytała, czy interesuje mnie jej praca, miałem zawsze
jedną odpowiedź: „Oczywiście, Ŝe mnie interesuje, ale nie chcę się wtrącać. Chcę,
Ŝebyś swobodnie spełniała swoje marzenia zgodnie z twoim wyborem, tak jak ty
pomogłaś mi zrealizować moje".
Co było w gruncie rzeczy objawem totalnego braku zainteresowania. Ale

- 33 -
Paulo Coelho Zahir

poniewaŜ ludzie zawsze wierzą w to, w co chcą wierzyć, Ester zadowalała się moją
odpowiedzią.
Znowu przypominają mi się słowa inspektora policji, kiedy wypuszczał mnie
z aresztu: Jest pan wolny. Co to jest wolność? Co znaczyła wolność dla Ester?
Wiedzieć, Ŝe twój mąŜ nie interesuje się tym, co robisz? Czuć się samotną, nie mieć
się z kim podzielić najintymniejszymi uczuciami, bo męŜczyzna, którego poślubiłaś,
jest skoncentrowany tylko i wyłącznie na swojej pracy, na swojej waŜnej, wspaniałej,
trudnej karierze?
Spoglądam znowu na wieŜę Eiffla. Minęła kolejna godzina, bo wieŜa znowu
błyszczy, jakby była wysadzana diamentami. Nie wiem, ile razy juŜ rozbłysła, odkąd
tu siedzę przy oknie. Wiem tylko, Ŝe w imię wolności naszego małŜeństwa nie
zrozumiałem, Ŝe Michaił zniknął z opowieści mojej Ŝony...
...by pojawić się w jakimś barze i zniknąć znowu, tym razem zabierając Ester
ze sobą, a ze sławnego pisarza zrobić typa podejrzanego o zbrodnię.
Albo, co gorsza, porzuconego męŜczyznę.

- 34 -
Paulo Coelho Zahir

Pytanie Hansa

W Buenos Aires Zahirem jest pospolita dwudziesto-centowa moneta. Ktoś


Ŝyletką lub scyzorykiem wydrapał na niej litery NT i cyfrę dwa. Po drugiej stronie
wybita jest data: 1929. (W GudŜaracie, w końcu osiemnastego wieku, Zahirem był
tygrys; na Jawie niewidomy z meczetu w Surakarcie, ukamienowany przez
wiernych; w Persji astrolabium, które Nadir Shah kazał wrzucić na dno morza;
w więzieniach Mahdiego, około 1892 roku, maleńka busola, której dotknął Rudolf
Carl von Slatin przez strzępek turbanu...).

Rok później budzę się ze wspomnieniem opowiadania Jorge Luisa Borgesa:


o czymś, co raz dotknięte albo ujrzane, nigdy nie moŜe zostać zapomniane
i zajmuje wszystkie myśli, doprowadzając cię do obłędu. Mój Zahir to nie
romantyczne metafory ze ślepcami, busolami, tygrysem czy monetą.
Mój Zahir ma imię. Nazywa się Ester.
Wkrótce po tym, jak mnie aresztowali, moje nazwisko trafiło na okładki
brukowców. Na początku zarzucali mi morderstwo, ale w obawie przed procesem
kończyli zawsze „stwierdzeniem", Ŝe zostałem uniewinniony (uniewinniony? przecieŜ
nawet nie byłem oskarŜony!). Badali, czy gazeta się sprzedawała (a sprzedawała się,
bo byłem sławnym pisarzem, wszyscy chcieli wiedzieć, jak człowiek, który tyle pisze
o duchowości, mógł ukryć swoją mroczną stronę).
Wtedy dziennikarze przypuszczali nowy atak, stwierdzając, Ŝe moja Ŝona
uciekła, bo miała dość moich skoków w bok. Jakaś niemiecka gazeta posunęła się
nawet do sugestii, Ŝe byłem związany z pewną młodszą o dwadzieścia lat
piosenkarką, która wyznała, Ŝe spotkała się ze mną w Oslo (co było prawdą, ale
spotkanie odbyło się w ramach Banku Przysług — poprosił mnie o to przyjaciel,
który zresztą był z nami podczas tej jedynej wspólnej kolacji). Piosenkarka
powiedziała, Ŝe do niczego między nami nie doszło (jeśli nie doszło, to po co
umieścili nasze zdjęcie na okładce?) a przy okazji zareklamowała swoją nową płytę.

- 35 -
Paulo Coelho Zahir

Wykorzystała mnie oraz gazetę dla własnej reklamy i do dziś nie wiem, czy klęska,
jaką poniosła na rynku muzycznym, to efekt tego typu taniej promocji (płyta nie była
najgorsza, jednak nieprzychylne recenzje w prasie ją zniszczyły).
Ale skandal wokół znanego pisarza nie trwał długo. W Europie, a
w szczególności we Francji niewierność nie tylko jest dopuszczalna, lecz po cichu
wręcz podziwiana. Nikomu się nie podoba, jak w gazetach piszą o niemiłej
przygodzie, która mogłaby się przydarzyć jemu samemu.
Temat zszedł więc z okładek gazet, ale wciąŜ krąŜyły róŜne pogłoski: porwanie,
ucieczka z domu z powodu złego traktowania (zdjęcie kelnera, który mówi, Ŝe
często się kłóciliśmy; pamiętam, rzeczywiście któregoś dnia wściekle kłóciłem się na
jego oczach z Ester o pewnego południowoamerykańskiego pisarza; miała o nim
zupełnie inne zdanie niŜ ja). Pewien angielski brukowiec utrzymywał — chociaŜ bez
specjalnego oddźwięku — Ŝe moja Ŝona zeszła do podziemia, bo popiera
terrorystyczną organizację islamską.
Ale na tym świecie pełnym zdrad, rozwodów, morderstw, zamachów juŜ po
miesiącu cała sprawa poszła w niepamięć. Długoletnie doświadczenie nauczyło
mnie, Ŝe tego typu rewelacje nigdy nie miały wpływu na moich wiernych czytelników
(raz coś takiego juŜ się zdarzyło, kiedy pewien dziennikarz oznajmił w argentyńskiej
telewizji, Ŝe ma „dowody" na to, iŜ romansowałem potajemnie w Chile z przyszłą
pierwszą damą tego kraju — a jednak moje ksiąŜki nie schodziły z list bestsellerów).
Sensacje, jak mawiał pewien amerykański artysta, są po to, Ŝeby trwały nie dłuŜej niŜ
kwadrans. Ja miałem na głowie inne zmartwienia — uporządkować swoje Ŝycie,
spotkać nową miłość, pisać następne ksiąŜki, ukryć gdzieś na granicy między
miłością i nienawiścią wszelkie wspomnienie o mojej Ŝonie, a raczej — muszę
wreszcie pogodzić się z tym faktem — o mojej byłej Ŝonie.
Moje przewidywania z owego wieczoru w hotelu Bristol częściowo były trafne.
Na początku w ogóle nie wychodziłem z domu, nie wiedziałem, jak rozmawiać
z przyjaciółmi, jak spojrzeć im w oczy i powiedzieć, ot tak, po prostu: „śona mnie
zostawiła i odeszła z młodszym". Kiedy spotykaliśmy się wieczorami, wszyscy
zachowywali się bardzo taktownie, ale po kilku kieliszkach wina sam czułem się
w obowiązku poruszyć tę niewygodną kwestię — tak jakbym potrafił czytać w ich
myślach, jakbym sądził, Ŝe nie mają Ŝadnych innych zmartwień na głowie poza tym,
by się dowiedzieć co u mnie, ale są na tyle dobrze wychowani, Ŝeby o nic nie pytać.
W zaleŜności od mojego nastroju Ester była albo świętą, która rzeczywiście

- 36 -
Paulo Coelho Zahir

zasługiwała na lepszy los, albo podstępną zdrajczynią, która wpakowała mnie


w takie tarapaty, Ŝe zacząłem uchodzić za przestępcę.
Przyjaciele, znajomi, wydawcy, ci, którzy siedzieli ze mną przy stole na licznych
przyjęciach, gdzie musiałem bywać, początkowo słuchali mnie z pewną ciekawością.
Wkrótce jednak zauwaŜyłem, Ŝe próbują delikatnie zmieniać temat — ten przestał
być atrakcyjny; lepiej porozmawiać o aktorce zamordowanej przez piosenkarza albo
o nastolatce, która opowiedziała w ksiąŜce swoje romanse ze znanymi politykami.
Pewnego dnia w Madrycie zdałem sobie sprawę, Ŝe zaproszenia na bankiety nie
przychodzą juŜ tak często jak kiedyś. Wprawdzie wyrzucanie z siebie tych
wszystkich uczuć, obwinianie Ester lub uŜalanie się nad sobą przynosiło mi ulgę, ale
zaczynałem rozumieć, Ŝe stałem się kimś gorszym niŜ zdradzony mąŜ. Stałem się
nudziarzem, którego lepiej omijać wielkim łukiem.
Od tej pory postanowiłem cierpieć w milczeniu i zaproszenia znowu
przepełniały moją skrzynkę na listy. Ale Zahir, o którym na początku myślałem
z czułością bądź irytacją, wciąŜ rósł mi w sercu. Zacząłem szukać Ester w kaŜdej
kobiecie, którą spotykałem. Widziałem ją w barach, kinach, na przystankach
autobusowych. Kilka razy kazałem kierowcy taksówki zatrzymać się na środku ulicy
albo śledzić kogoś, dopóki nie przekonałem się, Ŝe to nie ta, której szukam.
PoniewaŜ Zahir zawładnął całym moim umysłem, musiałem znaleźć antidotum,
które uratowałoby mnie przed depresją.
Było tylko jedno rozwiązanie: znaleźć sobie kogoś. Poznałem trzy lub cztery
kobiety, które mnie pociągały. W końcu zainteresowałem się Marie,
trzydziestopięcioletnią francuską aktorką mieszkającą w Mediolanie. Tylko ona nie
mówiła mi głupot w stylu: „Podobasz mi się jako męŜczyzna, a nie jako osoba, którą
wszyscy chcieliby poznać", „Wolałabym, Ŝebyś nie był sławny" albo jeszcze gorzej:
„Nie interesują mnie twoje pieniądze". Tylko ona umiała szczerze cieszyć się moim
sukcesem, bo sama była sławna i wiedziała, ile sława kosztuje. Popularność jest jak
afrodyzjak. Być z męŜczyzną, który wybrał właśnie ją, choć mógł wybrać wiele
innych — to schlebiało jej ego.
Zaczęliśmy pokazywać się razem na balach i przyjęciach. Snuto domysły na
temat naszego romansu, ale ani ja, ani ona nie potwierdzaliśmy i nie
zaprzeczaliśmy. Staliśmy się więc tematem najświeŜszych plotek i paparazzim nie
pozostawało nic innego, jak tylko czekać na słynny pocałunek. Nigdy się nie
doczekali, bo obydwoje uwaŜaliśmy takie afiszowanie się za zbyt prostackie. Ona

- 37 -
Paulo Coelho Zahir

kręciła filmy, ja miałem swoją pracę. Kiedy tylko mogłem, leciałem do Mediolanu,
kiedy indziej ona odwiedzała mnie w ParyŜu. Byliśmy sobie bliscy, ale niezaleŜni od
siebie.
Marie udawała, Ŝe nie wie, co dzieje się w moim sercu, ja udawałem, Ŝe nie
wiem, co dzieje się w jej (Ŝywiła niespełnioną miłość do Ŝonatego sąsiada, chociaŜ
kobieta taka jak ona mogła mieć kaŜdego męŜczyznę). Byliśmy przyjaciółmi,
kumplami, bawiły nas te same programy w telewizji, powiedziałbym nawet, Ŝe łączył
nas szczególny rodzaj miłości, innej niŜ to, co ja czułem do Ester, a Marie do swego
Ŝonatego sąsiada.
Zacząłem znowu spotykać się z czytelnikami, przyjmowałem zaproszenia na
konferencje i bale dobroczynne, pisałem artykuły, występowałem w telewizji,
w programach debiutujących artystów. Robiłem wszystko oprócz tego, co
powinienem był robić: pisać ksiąŜkę.
Ale to mnie nie obchodziło, w głębi ducha uwaŜałem, Ŝe moja kariera pisarska
dobiegła końca, bo tej, której zawdzięczam początek, nie ma juŜ ze mną. PrzeŜyłem
moje marzenie najintensywniej, jak mogłem, dotarłem do miejsca, gdzie niewielu
udało się dotrzeć, teraz mogę spędzić resztę Ŝycia na zabawie.
Tak myślałem kaŜdego ranka. Po południu docierało do mnie, Ŝe jedyną rzeczą,
którą chcę robić, jest pisanie. Kiedy przychodził wieczór, od nowa próbowałem
przekonać sam siebie, Ŝe juŜ spełniło się moje marzenie i powinienem zacząć nowy
rozdział Ŝycia.
Następny rok był błogosławionym rokiem kompostelańskim, który jest
obchodzony zawsze, ilekroć dwudziesty piąty lipca, dzień świętego Jakuba, przypada
w niedzielę. Wtedy specjalne drzwi w miejscowej katedrze są otwarte przez trzysta
sześćdziesiąt pięć dni w roku. Według tradycji na tego, kto wejdzie do katedry przez
te drzwi, spłynie szczególne błogosławieństwo.
W Hiszpanii odbywało się z tej okazji wiele uroczystości, a poniewaŜ czułem
ogromną wdzięczność z powodu pielgrzymki, jaką kiedyś tu odbyłem, postanowiłem
wziąć udział przynajmniej w jednym wydarzeniu — w konferencji, która odbywała
się w styczniu w Kraju Basków. śeby uciec od rutyny — próbować pisać
ksiąŜkę/pojechać na przyjęcie/na lotnisko/odwiedzić Marie
w Mediolanie/kolacja/hotel/lotnisko/Internet/lotnisko/ wywiad/lotnisko —
postanowiłem pojechać tam samochodem, sam, tysiąc czterysta kilometrów.
Wszystkie miejsca — nawet te, gdzie nigdy wcześniej nie byłem —

- 38 -
Paulo Coelho Zahir

przypominają mi o moim Zahirze. Myślę, Ŝe Ester chciałaby zobaczyć to wszystko,


zjeść obiad w tej restauracji, przejść się tym brzegiem rzeki. Zatrzymuję się na
nocleg w Bayonne i przed pójściem spać włączam telewizor. Widzę, jak jakieś pięć
tysięcy cięŜarówek utknęło na granicy między Francją i Hiszpanią z powodu
gwałtownej i niespodziewanej zamieci śnieŜnej.
Nazajutrz budzę się z myślą o powrocie do ParyŜa. Mam doskonałą
wymówkę, Ŝeby odwołać spotkanie, organizatorzy na pewno zrozumieją. Drogi są
nieprzejezdne, a na dodatek oblodzone, zarówno władze francuskie, jak
i hiszpańskie doradzają pozostanie w domu w ten weekend, bo jazda jest bardzo
niebezpieczna. Sytuacja na drogach pogorszyła się od ubiegłej nocy. Poranny
dziennik podaje, Ŝe siedemnaście tysięcy osób jest uwięzionych na innym odcinku
autostrady, do akcji ratunkowej wkroczyła obrona cywilna, dostarcza im jedzenie
i ciepłe okrycia, bo paliwo w wielu samochodach juŜ się skończyło i nie działa
ogrzewanie.
W hotelu radzą mi, Ŝe jeśli juŜ koniecznie muszę jechać, jeśli to sprawa Ŝycia
i śmierci, to mogę skręcić w wąską boczną drogę. Ten objazd wydłuŜy moją podróŜ
o jakieś dwie godziny i nie ma Ŝadnej gwarancji, Ŝe trasa będzie przejezdna. Ale
instynktownie ruszam dalej. Coś pcha mnie naprzód, na śliski asfalt,
w wielogodzinne korki.
MoŜe to nazwa miasta: Wiktoria. MoŜe myśl, Ŝe przywykły do komfortu,
straciłem zdolność do improwizacji w sytuacjach kryzysowych. MoŜe entuzjazm
ludzi, którzy próbują właśnie odbudować kilkusetletnią katedrę i Ŝeby zwrócić na to
uwagę szerszej publiczności, zaprosili na prelekcje kilku znanych pisarzy. A moŜe
to, co mówili niegdyś zdobywcy Ameryki: „Musimy Ŝeglować, nie musimy Ŝyć".
A więc Ŝegluję. Po wielu godzinach docieram zestresowany do Wiktorii, gdzie
czekają na mnie ludzie jeszcze bardziej zdenerwowani niŜ ja. Mówią, Ŝe od
trzydziestu lat nie było takich opadów śniegu, dziękują mi za poświęcenie, ale
wracamy do oficjalnego programu i zwiedzania katedry Najświętszej Marii Panny.
Młoda dziewczyna, z niezwykłym blaskiem w oczach, zaczyna opowiadać mi
historię' katedry. Na początku był tu mur. Potem dobudowano do niego kaplicę.
Minęło wiele lat i kaplica rozrosła się w kościół. Jeszcze jeden wiek i kościół stał się
gotycką katedrą. Katedra miała swoje lata chwały, potem zaczęły się jakieś problemy
konstrukcyjne, przez jakiś czas była opuszczona, potem ją odremontowano,
zniekształcając jej formę. Co pokolenie ktoś próbował to naprawić i przywrócić jej

- 39 -
Paulo Coelho Zahir

pierwotny kształt. I tak, przez kolejne stulecia, tu wznoszono jedną ścianę, tam
rozbierano belkowanie, gdzie indziej dodawano wzmocnienia, odsłaniano
i zamurowywano witraŜe.
A katedra wciąŜ stała.
Oglądam jej szkielet i roboty w toku. Architekci zapewniają, Ŝe tym razem
znaleźli najlepsze rozwiązanie. Wszędzie rusztowania i metalowe wsporniki,
wspaniałe teorie na temat następnych posunięć, krytyka tego, co zrobiono wcześniej.
I nagle, idąc środkiem nawy głównej, dokonuję niesłychanego odkrycia: to ja
jestem katedrą. KaŜdy z nas jest katedrą. Rośniemy, zmieniamy się, natrafiamy na
słabe punkty, które trzeba naprawić, nie zawsze wybieramy najlepsze rozwiązania,
ale pomimo wszystko wciąŜ przemy naprzód, próbujemy trzymać pion i padać na
kolana nie przed ścianami, oknami czy drzwiami, ale przed pustą przestrzenią, która
jest wewnątrz, przestrzenią, w której czcimy i podziwiamy to, co jest dla nas cenne
i waŜne.
Tak, bez wątpienia jesteśmy katedrą. Ale co takiego znajduje się w pustej
przestrzeni mojej wewnętrznej katedry?
Ester, mój Zahir.
To ona wypełnia całą przestrzeń. To ona jest jedynym powodem, dla którego
Ŝyję. Rozglądam się wokół, przygotowuję się do konferencji i uświadamiam sobie,
dlaczego zmierzyłem się ze śniegiem, korkami i gołoledzią na drogach: by
przypomnieć sobie, Ŝe codziennie muszę budować siebie od nowa, i Ŝeby zrozumieć
— po raz pierwszy w Ŝyciu — Ŝe kocham jakąś istotę ludzką bardziej niŜ siebie
samego.
W drodze powrotnej do ParyŜa — juŜ przy duŜo lepszej pogodzie — wpadam
w swego rodzaju trans: nie myślę o niczym, jestem skupiony wyłącznie na jeździe.
Kiedy docieram do domu, proszę gosposię, Ŝeby nie wpuszczała nikogo, Ŝeby spała
u mnie przez najbliŜsze kilka nocy, robiła mi śniadania, obiady i kolacje. Rozdeptuję
modem, który pozwala mi łączyć się z Internetem, niszczę go doszczętnie.
Wyrywam telefon ze ściany. Pakuję komórkę do koperty, którą wysyłam do mojego
wydawcy z prośbą, by mi jej nie odsyłał, póki sam po nią nie przyjdę.
Przez cały tydzień co rano spaceruję nad Sekwaną, po powrocie zamykam się
na klucz w gabinecie. Tak jakby pod dyktando anioła piszę ksiąŜkę — a raczej list.
List do kobiety, którą kocham i którą zawsze będę kochał. MoŜe pewnego dnia ta
ksiąŜka trafi do jej rąk, a nawet jeśli nie, jestem teraz w zgodzie z samym sobą.

- 40 -
Paulo Coelho Zahir

Przestałem juŜ walczyć ze swoją zranioną dumą, nie szukam Ester na kaŜdym rogu
ulicy, w kaŜdym kinie i barze, w Marie, w gazetach. Przeciwnie, jestem
zadowolony, Ŝe ona Ŝyje. Pokazała mi, Ŝe jestem zdolny do miłości, o jakiej mi się
nawet nie śniło.
Pozwalam, by mój Zahir przemienił mnie w świętego albo w szaleńca.
Czas rozdzierania, czas zszywania, ksiąŜka, której tytuł zaczerpnąłem z Księgi
Koheleta, ukazała się w końcu kwietnia. W drugim tygodniu maja była juŜ na
szczycie list bestsellerów.
Pisma literackie, które nigdy nie były mi zbyt przychylne, tym razem zdwoiły
atak. Kilka wycinków z gazet wkleiłem do zeszytu, gdzie od paru lat zbieram
recenzje. Wszystkie brzmiały prawie tak samo, tyle Ŝe zmieniały się tytuły ksiąŜek.
...i znowu, w naszych burzliwych czasach autor nie mierzy się
z rzeczywistością, ale opowiada historie o miłości (tak jakby ludzie mogli Ŝyć bez
miłości)
...krótkie zdania, płytki styl (tak jakby długie zdania gwarantowały głębię stylu)
...autor odkrył tajemnicę sukcesu — marketing (tak jakbym urodził się w kraju
o wielkich tradycjach wydawniczych, posiadał fortunę i zainwestował ją w moją
pierwszą ksiąŜkę)
...zapewne ta jego powieść będzie się sprzedawała równie dobrze jak
poprzednie, co dowodzi jedynie, Ŝe człowiek nie jest gotowy, by spojrzeć w oczy
tragedii, która nas otacza (tak jakby wiedzieli, co to znaczy być gotowym).
Ale były teŜ inne artykuły, gdzie insynuowano, Ŝe chcę zarobić na fali
zeszłorocznego skandalu.
I równieŜ tym razem krytyka przyniosła mi jeszcze większy rozgłos. Moi wierni
czytelnicy oczywiście ksiąŜkę kupili, natomiast miłośnicy sensacji, którzy zdąŜyli juŜ
zapomnieć o tamtej aferze, przypomnieli sobie i teŜ kupili — z czystej ciekawości,
Ŝeby poznać moją wersję zaginięcia Ester (a poniewaŜ ksiąŜka nic o tym nie mówiła,
była swego rodzaju hymnem na cześć miłości, zapewne się rozczarowali i przyznali
rację krytykom). Prawa autorskie zostały natychmiast sprzedane do wszystkich
krajów, gdzie wydano moje poprzednie ksiąŜki.
Marie, której dałem tekst do przeczytania, nim jeszcze wysłałem go wydawcy,
stanęła na wysokości zadania: zamiast urządzać sceny zazdrości albo mówić, Ŝe nie
powinienem tak obnaŜać duszy, zachęcała mnie do dalszej pracy i szczerze cieszyła
się moim sukcesem. Czytała wówczas pisma nieznanego mistyka, którego słowa

- 41 -
Paulo Coelho Zahir

przytaczała przy kaŜdej sposobności.


— Im bardziej ludzie nas chwalą, tym bardziej powinniśmy uwaŜać na to, co
robimy.
— Krytyka nigdy mnie nie rozpieszczała.
— Mówię o czytelnikach. Dostałeś więcej listów niŜ kiedykolwiek wcześniej.
W końcu sam uwierzysz, Ŝe jesteś lepszy, niŜ myślałeś, zgubi cię fałszywe poczucie
pewności siebie. To moŜe być bardzo niebezpieczne.
— Ale ja naprawdę, odkąd wróciłem z wizyty w tej katedrze, sądzę, Ŝe jestem
lepszy, niŜ myślałem, i to nie ma nic wspólnego z listami od czytelników. Odkryłem
miłość, choć moŜe to brzmi absurdalnie.
— Wspaniale. To, Ŝe w ogóle nie obwiniasz swojej byłej Ŝony ani siebie,
podoba mi się w tej ksiąŜce najbardziej.
— Zrozumiałem, Ŝe szkoda na to czasu.
— No i świetnie, wszechświat zajmie się korygowaniem naszych błędów.
— Traktujesz zniknięcie Ester jako swego rodzaju „korektę"?
— Nie wierzę w uzdrawiającą moc cierpienia czy tragedii. One po prostu
stanowią część Ŝycia i nie naleŜy ich uznawać za karę. Ogólnie rzecz biorąc,
odbierając nam to, co najwaŜniejsze — przyjaciół — wszechświat pokazuje nam, Ŝe
błądzimy. I o ile się nie mylę, to właśnie ci się przytrafiło.
— Nauczyłem się czegoś ostatnio: prawdziwi przyjaciele to ci, którzy są przy
tobie, gdy dobrze ci się wiedzie. Dopingują cię, cieszą się z twoich zwycięstw.
Fałszywi przyjaciele to ci, którzy pojawiają się tylko w trudnych chwilach, ze smutną
miną, niby solidarni, podczas gdy tak naprawdę twoje cierpienie jest pociechą w ich
nędznym Ŝyciu. Kiedy opuściła mnie Ester, natychmiast osaczyło mnie mnóstwo
takich „pocieszycieli". Nienawidzę tego.
— Zgadzam się w stu procentach.
— Jestem wdzięczny, Ŝe pojawiłaś się w moim Ŝyciu, Marie.
— Za wcześnie na wdzięczność, nasz związek nie jest jeszcze dość mocny.
Zastanawiam się nad przeprowadzką do ParyŜa. A moŜe ty byś się przeprowadził do
Mediolanu? Ani mnie, ani tobie nie przeszkodziłoby to przecieŜ w pracy. Ty piszesz
w domu, ja jestem w ciągłych rozjazdach. Chcesz zmienić temat, czy moŜemy
o tym pogadać?
— Wolę zmienić temat.
— No to porozmawiajmy o czymś innym. Napisałeś odwaŜną ksiąŜkę. Ale

- 42 -
Paulo Coelho Zahir

szczerze mówiąc, zaskoczyło mnie, Ŝe nie wspominasz w niej w ogóle o tym


chłopaku.
— On mnie nie interesuje.
— Oczywiście, Ŝe cię interesuje. Na pewno od czasu do czasu musisz się
zastanawiać, dlaczego wybrała jego.
— Nie zastanawiam się.
— Kłamiesz. Ja bardzo chciałabym wiedzieć, dlaczego mój sąsiad nie rozwiódł
się ze swoją nieciekawą Ŝoną, zajętą wiecznie domem, dziećmi, myślącą tylko
o tym, Ŝeby obiad był na stole, a rachunki zapłacone na czas. A skoro ja zadaję
sobie takie pytanie, to ty pewnie teŜ.
— Chcesz usłyszeć, Ŝe go nienawidzę, bo ukradł mi Ŝonę?
— Nie. Chcę usłyszeć, Ŝe mu wybaczyłeś.
— Nie jestem w stanie mu wybaczyć.
— Wiem, Ŝe to trudne. Ale nie masz wyboru. Jeśli tego nie zrobisz, wciąŜ
będziesz myślał o krzywdzie, którą ci wyrządził, i ten ból nigdy nie minie. Nie mówię,
Ŝe masz go pokochać. Nie twierdzę, Ŝe masz go odszukać. Nie sugeruję, Ŝebyś
dopatrywał się w nim anioła. Przypomnij mi jego imię. Jakieś rosyjskie, prawda?
— GwiŜdŜę na jego imię.
— Widzisz? Nie chcesz nawet wymówić jego imienia. Czy to jakiś przesąd?
— Michaił. Proszę bardzo, tak ma na imię.
— Energia nienawiści nie zaprowadzi cię donikąd. Energia przebaczania, która
jest wyrazem miłości, moŜe pozytywnie wpłynąć na twoje Ŝycie.
— Mówisz teraz jak tybetańska mniszka. To piękne w teorii, ale niemoŜliwe
w praktyce. Nie zapominaj, Ŝe byłem juŜ wiele razy zraniony.
— No właśnie, nosisz w sobie płaczącego chłopca, który ukrywał przed
rodzicami, Ŝe jest najsłabszy w szkole. WciąŜ masz cechy cherlawego młodzieńca,
z którym Ŝadna dziewczyna nie chciała chodzić, który nigdy nie był dobry w Ŝadnym
sporcie. Ciągle nie moŜesz zapomnieć o bliznach po krzywdach
i niesprawiedliwościach, które cię w Ŝyciu spotkały. I co ci to daje?
— A kto ci powiedział, Ŝe tak było?
— Po prostu to wiem. MoŜna to wyczytać z twoich oczu. WciąŜ uŜalasz się nad
sobą, bo byłeś ofiarą silniejszych. A moŜe wręcz przeciwnie, chcesz zmienić się
w mściciela, gotowego uderzyć w tych, którzy cię zranili? Nie sądzisz, Ŝe to strata
czasu?

- 43 -
Paulo Coelho Zahir

— Sądzę, Ŝe to normalny ludzki odruch.


— Owszem, ale to nie jest ani mądre, ani rozsądne. Szanuj czas, który został ci
dany na tej ziemi. Pamiętaj, Ŝe Bóg zawsze ci przebaczał, więc przebaczaj i ty.
Patrząc na tłum ludzi, którzy przyszli na mój wieczór autorski w megaksięgarni
na Polach Elizejskich, myślałem o tym, ilu z nich miało takie same przeŜycia jak ja
z moją Ŝoną.
Bardzo niewielu. Jedna, moŜe dwie osoby. A mimo to większość z nich
utoŜsamiała się z tym, co napisałem w ostatniej ksiąŜce.
Pisanie jest jednym z najbardziej samotnych zajęć na świecie. Raz na dwa lata
siadam przed komputerem i zaglądam w nieznane morza mojej duszy. Dostrzegam,
Ŝe istnieją tam pewne wysepki — nowe pomysły, które tylko czekają, Ŝeby je odkryć.
Więc wsiadam do mojej łodzi, zwanej Słowem, i płynę w stronę najbliŜszej z wysp.
Po drodze znoszą mnie morskie prądy, szaleją wiatry i burze, ale mimo wyczerpania
wciąŜ wiosłuję, chociaŜ wiem, Ŝe zboczyłem z kursu i wyspa, do której zmierzałem,
zniknęła mi z oczu.
Nie mogę juŜ jednak zawrócić. Muszę płynąć dalej albo przyjdzie mi utonąć na
środku oceanu. W owej chwili w mojej głowie kłębią się straszliwe myśli, wyobraŜam
sobie, jak spędzam resztę Ŝycia na odcinaniu kuponów od dawnych sukcesów lub na
zgorzkniałym krytykowaniu młodych pisarzy, bo sam nie mam juŜ weny na nową
ksiąŜkę. A przecieŜ marzyłem o tym, by zostać pisarzem. Muszę więc dalej tworzyć
zdania, akapity, rozdziały, muszę pisać aŜ do śmierci, nie dać się sparaliŜować przez
sukces czy poraŜkę, nie wpaść w zasadzki. Bo inaczej jaki sens będzie miało moje
Ŝycie? Kupię młyn gdzieś na południu Francji i zajmę się uprawianiem ogródka?
Zacznę jeździć z wykładami, bo mówić jest łatwiej, niŜ pisać? Zmyślnie i tajemniczo
wycofam się ze świata, Ŝeby zbudować wokół siebie legendę, rezygnując z wielu
codziennych przyjemności? PrzeraŜony tymi myślami odkrywam w sobie pokłady
siły i odwagi, o jakie sam siebie nie podejrzewałem. Dzięki nim zapuszczam się
w nieznane obszary mojej duszy, daję się ponieść niebezpiecznym prądom i
w końcu dobijam do wyspy, do której zmierzałem. Spędzam noce i dni na
opisywaniu tego, co widzę, zadając sobie w duchu pytanie, po co właściwie to robię.
Czy warto się tak wysilać, skoro nie muszę juŜ nic nikomu udowadniać, skoro
osiągnąłem juŜ w Ŝyciu więcej, niŜ mogłem sobie wymarzyć?
ZauwaŜyłem, Ŝe za kaŜdym razem wszystko odbywa się według tego samego
schematu. Budzę się o dziewiątej rano, zaraz po śniadaniu jestem gotowy, Ŝeby

- 44 -
Paulo Coelho Zahir

siąść do komputera. Ale najpierw czytam poranne gazety, wychodzę na spacer,


zaglądam do najbliŜszego baru pogadać ze znajomymi, wracam do domu, zerkam
w stronę komputera, lecz muszę jeszcze wykonać kilka waŜnych telefonów.
Spoglądam smętnie na komputer, juŜ pora obiadu, jem wyrzucając sobie w duchu,
Ŝe powinienem był pisać juŜ od jedenastej, ale teraz muszę się chwilę zdrzemnąć.
Budzę się o piątej po południu, włączam komputer, sprawdzam e-maile i widzę, Ŝe
Internet nie działa. Wystarczy wyjść na chwilę, najbliŜsza kawiarenka internetowa jest
o parę kroków od domu, ale czy nie lepiej będzie napisać choć parę zdań i pozbyć
się tego poczucia winy?
Zaczynam z musu, ociągam się — ale nagle „to" mnie pochłania i juŜ nie mogę
się zatrzymać. Gosposia woła na kolację, proszę, Ŝeby mi nie przeszkadzała, za
godzinę znów woła, jestem głodny, ale jeszcze tylko jedna linijka, jedno zdanie, jedna
strona. Kiedy siadam do stołu, kolacja dawno wystygła, jem w pośpiechu i wracam
do komputera — juŜ nie wiem, dokąd zmierzam, wyspa została odkryta, coś mnie
pcha w głąb, natykam się tam na rzeczy, o których mi się nie śniło. Piję kawę,
potem jeszcze jedną i w końcu o drugiej nad ranem przerywam pisanie, bo ledwie
widzę na oczy.
Kładę się do łóŜka, jeszcze przez pół godziny robię notatki, które mogą mi się
przydać w następnym rozdziale i które zawsze okazują się bezuŜyteczne — muszę
po prostu oczyścić umysł przed zaśnięciem. Obiecuję sobie solennie, Ŝe nazajutrz
zacznę pisać o jedenastej rano. A następnego dnia wszystko się powtarza co do
joty — spacer, pogawędka, obiad, drzemka, poczucie winy, gniew z powodu
Internetu, który nie działa, pierwsza strona napisana trochę na siłę... I tak w kółko.
Ani się obejrzę, jak mijają dwa, trzy, cztery, jedenaście tygodni, wiem, Ŝe juŜ
niedługo skończę, dopada mnie uczucie pustki, które ogarnia tego, kto ubrał w słowa
to, co być moŜe powinien był zachować dla siebie. Ale teraz muszę juŜ dotrzeć do
ostatniego zdania — i docieram.
Dawniej, czytając biografie pisarzy, miałem wraŜenie, Ŝe próbują upiększać
swój zawód, opowiadając, Ŝe „ksiąŜka pisze się sama, a pisarz przelewa ją tylko na
papier". Dzisiaj zdaję sobie sprawę, Ŝe to całkowita prawda. Nikt nie wie, dlaczego
prąd zniósł go na tę właśnie wyspę, a nie na tamtą, o której marzył. Potem zostaje
juŜ tylko obsesyjne poprawianie, skracanie i kiedy nie jestem juŜ w stanie czytać
w kółko tych samych słów, wysyłam tekst do wydawcy, który go jeszcze raz redaguje
i wydaje ksiąŜkę.

- 45 -
Paulo Coelho Zahir

I zawsze ku mojemu zdziwieniu okazuje się, Ŝe inni takŜe poszukiwali tej wyspy
i znajdują ją w mojej ksiąŜce. Jeden opowiada drugiemu, tajemniczy łańcuch się
wydłuŜa i to, co pisarzowi wydawało się pracą samotnika, zamienia się w pomost,
w łódź, którą dusze wędrują i łączą się ze sobą.
Od tej pory nie jestem juŜ rozbitkiem zagubionym w Ŝywiole oceanu. Odnajduję
siebie dzięki moim czytelnikom. Zaczynam rozumieć to, co napisałem, kiedy widzę,
Ŝe rozumieją to inni, ale nigdy wcześniej. Bywają takie krótkie, ulotne chwile jak ta,
która właśnie nadchodzi, kiedy spoglądam w czyjeś oczy i wiem, Ŝe nie jestem sam.
O ustalonej godzinie zaczynam podpisywać ksiąŜki. Szybka wymiana spojrzeń,
a jakie poczucie wspólnoty, radości, wzajemnego szacunku. Uściski dłoni, listy,
podarunki, uwagi. Po półtorej godziny proszę o dziesięć minut przerwy, nikt nie
protestuje. Mój wydawca (tak się juŜ utarło na moich spotkaniach autorskich) kaŜe
ludziom stojącym w kolejce podać kieliszek szampana (próbowałem wprowadzić ten
zwyczaj w innych krajach, ale wszyscy twierdzą, Ŝe francuski szampan jest za drogi i
w końcu częstuje się czekających wodą mineralną, co teŜ jest oznaką szacunku).
Wracam do stolika. Dwie godziny później wbrew oczekiwaniom wcale nie
jestem zmęczony, wręcz przeciwnie, tryskam energią, mógłbym tak pracować przez
całą noc. Tymczasem drzwi juŜ zamknięto, kolejka powoli się kurczy, w środku
zostało jakieś czterdzieści osób, potem trzydzieści, dwadzieścia, jedenaście, pięć,
cztery, trzy, dwie... i nagle nasze oczy się spotykają.
— Czekałem do końca. Chciałem być ostatni, bo mam dla pana wiadomość.
Nie wiem, co powiedzieć. Rozglądam się dookoła. Wydawca, dystrybutorzy
i księgarz rozmawiają podekscytowani. Niedługo pójdziemy na kolację, wzniesiemy
toast i będziemy rozprawiać o tym, jak minęło popołudnie, opowiadać zabawne
scenki, które rozegrały się podczas podpisywania ksiąŜek.
Nigdy wcześniej go nie widziałem, ale wiem, kim jest. Biorę ksiąŜkę z jego rąk
i piszę:
„Dla Michaila, z serdecznościami".
Nic nie mówię. Nie mogę go teraz utracić — niezręczne słowo czy gest mogą
sprawić, Ŝe odejdzie w siną dal. W ułamku sekundy zdaję sobie sprawę, Ŝe on
i tylko on moŜe uratować mnie od błogosławieństwa lub przekleństwa mojego
Zahira, bo on jeden wie, gdzie ona jest. Wreszcie będę mógł zadać pytania, które od
tak dawna kotłują się w moich myślach.
— Ona ma się dobrze — słyszę. — I prawdopodobnie przeczytała pańską

- 46 -
Paulo Coelho Zahir

ksiąŜkę.
Podchodzą do mnie dystrybutorzy, wydawca i pracownicy księgarni. Ściskają
mi rękę, mówią, Ŝe to był naprawdę udany wieczór. Teraz idziemy odpocząć, napić
się wina, porozmawiać.
— Chciałbym pana zaprosić na kolację — mówię. — Był pan ostatni w kolejce,
będzie pan reprezentował wszystkich czytelników, którzy tu dziś przyszli.
— Obawiam się, Ŝe nie mogę. Jestem juŜ umówiony. Przyszedłem tylko, aby
przekazać wiadomość.
— Jaką wiadomość? — pyta właściciel księgarni.
— On nigdy nikogo nie zaprasza! — przychodzi mi w sukurs mój wydawca. —
Naprawdę, niech się pan nie da długo prosić i pójdzie z nami na kolację!
— Bardzo dziękuję, ale w czwartki mam zawsze spotkanie.
— O której?
— Za dwie godziny.
— A gdzie?
— W restauracji ormiańskiej.
Mój kierowca, który jest Ormianinem, dopytuje się, o którą restaurację chodzi,
i mówi, Ŝe to tylko kwadrans od miejsca, dokąd się wybieramy. Wszyscy chcą mi
sprawić przyjemność. Sądzą, Ŝe jeśli juŜ kogoś zapraszam, to ta osoba powinna czuć
się szczęśliwa i zaszczycona moją propozycją, a wszystko inne moŜe poczekać.
— Jak ma pan na imię? — pyta Marie.
— Michaił.
— Michaił — widzę, Ŝe Marie juŜ wszystko rozumie — proszę z nami pójść
choć na godzinkę. To naprawdę niedaleko. A potem kierowca zawiezie pana, dokąd
pan zechce. Albo, jeśli pan woli, odwołamy rezerwację i pójdziemy z panem do
restauracji ormiańskiej — moŜe tak byłoby panu wygodniej ?
Nie spuszczam z niego wzroku. Nie jest ani szczególnie przystojny, ani
szczególnie brzydki. Ani wysoki, ani niski. Ubrany na czarno, z prostotą i elegancją,
a przez elegancję rozumiem całkowity brak metek i markowych napisów.
Marie bierze Michaiła pod ramię i popycha go w stronę wyjścia. W księgarni
piętrzy się jeszcze cały stos ksiąŜek, które powinienem teraz podpisać dla
czytelników, którzy nie mogli przyjść. Umawiam się jednak, Ŝe zrobię to nazajutrz.
DrŜą mi nogi, serce wali jak młotem, a muszę udawać, Ŝe wszystko jest w porządku,
Ŝe cieszę się z dzisiejszego sukcesu, Ŝe interesuje mnie ten czy ów komentarz.

- 47 -
Paulo Coelho Zahir

Przechodzimy przez Pola Elizejskie, słońce zachodzi za Łuk Triumfalny, a dla mnie
jest oczywiste, Ŝe to znak, dobry znak.
O ile sprostam tej sytuacji...
Dlaczego tak bardzo zaleŜy mi na rozmowie z nim? Ludzie z wydawnictwa
wciąŜ mnie zagadują, odpowiadam automatycznie. Nikt nie zauwaŜa, Ŝe myślami
jestem daleko. Dlaczego zaprosiłem do stołu kogoś, kogo powinienem nienawidzić?
O co mi właściwie chodzi? Czy chcę się dowiedzieć, gdzie jest Ester? MoŜe pragnę
zemścić się na tym młodym człowieku, który, choć teraz taki niepewny i zagubiony,
zdołał zabrać mi ukochaną kobietę? Chcę udowodnić sobie, Ŝe jestem lepszy,
o wiele lepszy niŜ on? Oczarować go, czy ubłagać, Ŝeby nakłonił moją Ŝonę do
powrotu?
Nie potrafię odpowiedzieć na Ŝadne z tych pytań i nie ma to najmniejszego
znaczenia. Do tej pory powiedziałem jedynie: „Chciałbym pana zaprosić na kolację".
Tyle razy wyobraŜałem sobie nasze spotkanie: chwytam go za kark, walę pięścią
w twarz i upokarzam na oczach Ester. Albo sam dostaję od niego cięgi, Ŝeby
zobaczyła, z jakim poświęceniem o nią walczę. WyobraŜałem sobie sceny pełne
agresji, udawanej obojętności, publiczny skandal — ale nigdy nie przeszło mi przez
myśl zdanie: „Chciałbym pana zaprosić na kolację".
Nie mam pojęcia, co zrobię za chwilę, wiem tylko, Ŝe muszę teraz pilnować
Marie, która idzie parę kroków przede mną z Michaiłem pod rękę, jak
z narzeczonym. „Nie moŜe pozwolić mu odejść", myślę i dziwię się, dlaczego ona
mi pomaga. Wie przecieŜ, Ŝe dzięki spotkaniu z tym młodzieńcem mogę się
dowiedzieć, gdzie jest moja Ŝona.
Wchodzimy do restauracji. Michaiłowi zaleŜy na tym, Ŝeby usiąść jak najdalej
ode mnie, pewnie chce uniknąć bezpośredniej rozmowy. Szampan, wódka i kawior
— zaglądam do menu przeraŜony, Ŝe na same przystawki księgarnia wydała około
tysiąca dolarów. Błaha rozmowa, pytają Michaiła, co sądzi o tym wieczorze, mówi,
Ŝe mu się podobało, pytają o ksiąŜkę, odpowiada, Ŝe bardzo mu się podobała. Po
chwili zapominają o nim i wszyscy zwracają się w moją stronę — pytają, czy jestem
zadowolony, czy kolejka była zorganizowana, jak naleŜy, czy ochrona działała
sprawnie. Serce wciąŜ mi wali, ale udaje mi się zachować pozory spokoju. Dziękuję
za wszystko, za doskonale zorganizowany i poprowadzony wieczór autorski.
Po półgodzinie rozmów i po wielu toastach zauwaŜam, Ŝe Michaił się rozluźnia.
Nie jest juŜ w centrum zainteresowania, nie musi nic mówić, jeszcze trochę i będzie

- 48 -
Paulo Coelho Zahir

mógł sobie pójść. Wiem, Ŝe nie kłamał z tą ormiańską restauracją, i wydaje mi się,
Ŝe wpadłem na pewien trop. Moja Ŝona jest wciąŜ w ParyŜu! Muszę być
uprzedzająco miły, muszę zdobyć jego zaufanie, pierwsze lody juŜ przełamałem.
Po godzinie Michaił spogląda na zegarek i widzę, Ŝe zbiera się do wyjścia.
Muszę coś natychmiast zrobić. Za kaŜdym razem, gdy na niego patrzę, czuję się
coraz mniejszy i coraz mniej rozumiem. Dlaczego Ester zamieniła mnie na kogoś tak
oderwanego od rzeczywistości (wspominała, Ŝe miał „magiczną" moc). Silę się na
swobodną pogawędkę, co nie jest łatwe wobec wroga, i myślę gorączkowo —
muszę coś zrobić.
— Poznajmy bliŜej naszego czytelnika — mówię głośno i od razu zapada cisza.
— Póki jest tu jeszcze z nami, bo niedługo będzie musiał juŜ iść, a nic nam o sobie
nie powiedział. Czym się pan zajmuje?
Michaił, chociaŜ wypił sporo wódki, w jednej chwili trzeźwieje.
— Organizuję spotkania w restauracji ormiańskiej.
— Co to znaczy?
— Opowiadam historie i skłaniam publiczność do opowiadania swoich.
— Robię to samo w moich ksiąŜkach.
— Wiem. Właśnie to mnie zbliŜyło do...
Zaraz wyjdzie na jaw, kim jest!
— Urodził się pan we Francji? — pyta Marie, przerywając mu w pół zdania
(„...zbliŜyło do pańskiej Ŝony").
— Urodziłem się na stepach Kazachstanu.
Kazachstan. Kto zdobędzie się na odwagę i zapyta, gdzie leŜy Kazachstan?
— Gdzie leŜy Kazachstan? — pyta księgarz.
Szczęśliwi ci, którzy nie wstydzą się ujawnić swojej niewiedzy.
— Czekałem na to pytanie — w oczach Michaiła pojawia się błysk radości. —
Zawsze kiedy mówię, Ŝe się tam urodziłem, wszyscy mylą Kazachstan z Pakistanem
albo z Afganistanem. Mój kraj leŜy w Azji Środkowej. Ma zaledwie czternaście
milionów mieszkańców i powierzchnię kilka razy większą niŜ
sześćdziesięciomilionowa Francja.
— A więc to kraj, gdzie nikt nie moŜe narzekać na brak przestrzeni — Ŝartuje
mój wydawca.
— Kraj, gdzie przez cały dwudziesty wiek nikt nie miał prawa na nic narzekać.
Kiedy komunistyczny reŜim zlikwidował własność prywatną, pozostawiono bydło

- 49 -
Paulo Coelho Zahir

samo sobie na stepie, a blisko pięćdziesiąt procent mieszkańców zginęło z głodu.


Rozumiecie państwo? Niemal połowa ludności umarła z głodu między 1932 a 1933
rokiem.
Zapada cisza. Rozmowy o tragediach zawsze wywołują zgrzyt na przyjęciu.
W końcu ktoś taktownie zmienia temat. Ale ja chcę, by „mój czytelnik" opowiedział
coś więcej o swoim kraju.
— Jak wygląda step? — pytam.
— Gigantyczna równina porośnięta głównie trawą, przecieŜ pan wie.
Oczywiście, Ŝe wiem, ale musiałem jakoś podtrzymać rozmowę.
— Przypomniało mi się coś o Kazachstanie — wtrąca mój wydawca. — Jakiś
czas temu dostałem tekst od pisarza, który tam mieszka. Opisywał próby jądrowe
przeprowadzane na stepie.
— Nasz kraj ma krew w ziemi i w duszy. Naruszono to, co powinno zostać
nietknięte, i jeszcze przez wiele pokoleń będziemy za ten błąd słono płacić. Udało
się nam unicestwić całe morze.
— Nikt nie moŜe unicestwić morza! — protestuje Marie.
— Mam dwadzieścia pięć lat i wystarczyło tyle samo, jednego pokolenia, Ŝeby
wielkie jezioro wyschło na pył. Komunistyczne władze postanowiły odwrócić bieg
dwóch rzek, Amu-darii i Syr-darii, aby nawodnić plantacje bawełny. Niestety, nie
udało się, ale morze zniknęło bezpowrotnie, a niegdyś Ŝyzna ziemia przeobraziła się
w pustynię. Brak wody zupełnie zmienił lokalny klimat. Teraz kaŜdego roku ogromne
burze piaskowe rozrzucają po stepie sto pięćdziesiąt ton soli i pyłu. Pięćdziesiąt
milionów ludzi w pięciu krajach zostało dotkniętych tą nieodpowiedzialną, i co
gorsza, nieodwracalną decyzją sowieckich biurokratów. Resztka wody jest tak
zanieczyszczona, Ŝe stanowi siedlisko wszelkich moŜliwych chorób.
Zanotowałem w pamięci to, co mówił. Kto wie, moŜe mi się to kiedyś przyda na
jakimś spotkaniu autorskim albo odczycie? Michaił mówił dalej, a w jego głosie
moŜna było wyczuć, Ŝe bardziej przejmuje się tragedią swojego narodu niŜ ekologią.
— Mój dziadek opowiadał, Ŝe Morze Aralskie nazywano niegdyś Morzem
Niebieskim, od koloru wody. Dzisiaj nie ma juŜ po nim najmniejszego śladu, a mimo
to ludzie nie chcą opuścić swoich domów i przeprowadzić się w inne miejsce. WciąŜ
marzą o falach, o rybach, mają jeszcze wędki, rozmawiają o łodziach i przynętach.
— A te eksplozje atomowe, czy to prawda? — nalega mój wydawca.
— Myślę, Ŝe kaŜdy Kazach wie, co przecierpiała jego ziemia. Przez czterdzieści

- 50 -
Paulo Coelho Zahir

lat, do 1989 roku kazachskie równiny były 456 razy wstrząsane wybuchami bomb
atomowych i wodorowych. Sto szesnaście z tych eksplozji przeprowadzonych na
otwartej przestrzeni osiągnęło w sumie moc dwa i pół tysiąca razy większą niŜ
bomba zrzucona na Hiroszimę. W wyniku tych eksplozji tysiące osób zachorowało
na raka płuc, na świat przyszło tysiące dzieci z niedowładem lub brakiem kończyn,
z wrodzoną wadą mózgu.
Michaił zerka na zegarek.
— Jeśli państwo pozwolą, pójdę juŜ.
Połowa zebranych przy stole bardzo Ŝałuje, bo rozmowa zaczęła być ciekawa.
Druga połowa oddycha z ulgą — to absurd mówić o rzeczach tragicznych w ten
radosny wieczór. Michaił pozdrawia wszystkich skinieniem głowy i obejmuje mnie na
poŜegnanie. Nie dlatego Ŝe poczuł do mnie szczególną sympatię, ale Ŝeby
wyszeptać mi do ucha:
— Ona ma się dobrze. Niech się pan nie martwi.
— Powiedział mi: „Niech się pan nie martwi"! Czym miałbym się niby martwić?
Tym, Ŝe opuściła mnie Ŝona, Ŝe byłem aresztowany, przesłuchiwany przez policję, Ŝe
moje zdjęcie trafiło na pierwsze strony brukowców, Ŝe dniami i nocami przeŜywałem
katusze, Ŝe o mały włos nie straciłem przyjaciół, Ŝe...
— ...Ŝe napisałeś Czas rozdzierania, czas zszywania. Błagam cię, jesteś
dorosły, nie oszukuj się. Oczywiście, Ŝe chciałbyś wiedzieć, co się z nią dzieje.
Powiem nawet więcej, chciałbyś się z nią zobaczyć.
— Skoro tak, to dlaczego mi w tym pomogłaś? Teraz mam przynajmniej jakiś
trop. Wiem, Ŝe bywa co czwartek w jakiejś ormiańskiej restauracji.
— I bardzo dobrze. Idź za tym tropem.
— Nie kochasz mnie?
— Bardziej niŜ wczoraj i mniej niŜ jutro, jak to jest napisane na jakiejś
pocztówce. Tak, kocham cię. Prawdę mówiąc, wpadłam po uszy, zaczynam myśleć
o przeprowadzce do tego ogromnego, pustego mieszkania — i zawsze, kiedy
próbuję o tym porozmawiać, ty zmieniasz temat. Mimo to odsuwam na bok moją
dumę i znów napomykam, Ŝe dobrze by było zamieszkać wreszcie razem. Słyszę,
Ŝe jeszcze na to za wcześnie, i myślę, Ŝe moŜe boisz się mnie stracić, tak jak
straciłeś Ester. A moŜe jeszcze na nią czekasz albo nie chcesz wyrzec się swojej
wolności, boisz się być sam i boisz się być ze mną... tak wygląda ten nasz
zwariowany związek. Ale skoro zapytałeś — tak, kocham cię bardzo.

- 51 -
Paulo Coelho Zahir

— A więc dlaczego mi pomogłaś?


— śeby nie Ŝyć wiecznie z duchem kobiety, która odeszła bez słowa. Wierzę,
Ŝe dopiero gdy ją spotkasz i zamkniesz ten rozdział raz na zawsze, twoje serce
naprawdę będzie mogło naleŜeć do mnie. Pamiętasz mojego sąsiada, w którym się
zakochałam? Był tchórzem. Zabrakło mu odwagi, by sięgnąć po to, czego przecieŜ
pragnął. Sądził, Ŝe to zbyt ryzykowne. Wiele razy mi mówiłeś, Ŝe wolność absolutna
nie istnieje, istnieje tylko wolność wyboru, a kiedy dokonamy wyboru, trzeba
konsekwentnie działać w zgodzie z własną decyzją. Im wyraźniej dostrzegałam
tchórzostwo mojego sąsiada, tym bardziej podziwiałam ciebie, bo nadal masz
odwagę kochać kobietę, która cię zostawiła i nie chce o tobie słyszeć. Nie tylko
przyznałeś się sam przed sobą do tej miłości, ale ją ogłosiłeś całemu światu.
Czytałam twoją ksiąŜkę, a ten fragment znam na pamięć:
Kiedy nie miałem juŜ nic do stracenia, dostałem wszystko. Kiedy przestałem
być tym, kim byłem, spotkałem samego siebie. Kiedy poznałem smak poniŜenia,
zrozumiałem, Ŝe jestem wolny i mogę sam wybrać, dokąd idę. Nie wiem, czy jestem
obłąkany, czy moje małŜeństwo było snem, którego nie rozumiałem, póki trwał.
Wiem, Ŝe mogę bez niej Ŝyć, ale chciałbym ją jeszcze spotkać — Ŝeby powiedzieć jej
to, czego nigdy nie powiedziałem, kiedy byliśmy razem: kocham cię bardziej niŜ
siebie samego. Jeśli będę mógł to powiedzieć, będę teŜ mógł iść dalej, w pokoju, bo
ta miłość mnie odkupiła.

— Michaił powiedział, Ŝe Ester chyba przeczytała moją ksiąŜkę. A to


wystarczy.
— MoŜe i wystarczy, ale jeśli mamy być razem, musisz się z nią spotkać
i powiedzieć jej to prosto w oczy. MoŜe będzie to niemoŜliwe, moŜe ona nie zechce
cię więcej widzieć, ale przynajmniej spróbuj. Ja uwolnię się od widma „kobiety
idealnej", a ty od nieustannej obecności Zahira, jak go nazywasz.
— Jesteś odwaŜna.
— Nie, boję się. Ale nie mam wyboru.
Następnego ranka przysiągłem sam sobie, Ŝe nie będę juŜ próbował się
dowiadywać, gdzie jest Ester. Przez dwa lata podświadomie wolałem wierzyć, Ŝe
wyjechała pod przymusem, została porwana albo zaszantaŜowana przez jakąś
bojówkę terrorystyczną. Ale teraz, kiedy wiedziałem, Ŝe Ŝyje i ma się dobrze, jak
twierdził ten młody człowiek, po co jej szukać? Moja była Ŝona ma prawo do swojego
szczęścia, a ja muszę uszanować jej decyzję.
Wytrwałem w tym postanowieniu ze cztery godziny. Późnym popołudniem

- 52 -
Paulo Coelho Zahir

poszedłem do kościoła, zapaliłem świecę i złoŜyłem przyrzeczenie, tym razem juŜ


uroczyste i święte: Będę jej szukać. Marie miała rację, byłem juŜ na tyle dojrzały, by
przestać się oszukiwać i udawać, Ŝe mnie to wcale nie interesuje. Szanowałem jej
decyzję odejścia, ale przecieŜ ta sama osoba, która tak bardzo pomogła mi
w zbudowaniu mojego Ŝycia, teraz prawie obróciła je w gruzy. Dlaczego ona,
zawsze tak odwaŜna, uciekła jak złodziej w środku nocy, nie spojrzawszy mi
w oczy, bez słowa wyjaśnienia? Byliśmy wystarczająco dorośli, Ŝeby działać
i ponosić konsekwencje swoich czynów. Zachowanie mojej Ŝony (poprawka: mojej
byłej Ŝony) nie pasowało do niej, a ja musiałem dowiedzieć się dlaczego.
Jeszcze tydzień — całą wieczność — miałem czekać na to przedstawienie
w restauracji. Udzieliłem paru wywiadów, na które normalnie bym się nie zgodził,
napisałem kilka artykułów do gazet, ćwiczyłem jogę, medytowałem, przeczytałem
ksiąŜkę o rosyjskim malarzu, inną o zbrodniach w Nepalu, napisałem dwie
przedmowy i cztery recenzje ksiąŜek dla wydawców, którzy prosili o to od dawna
i juŜ chyba stracili nadzieję.
Mimo to wciąŜ miałem duŜo wolnego czasu. SpoŜytkowałem go więc na
uregulowanie kilku zobowiązań w Banku Przysług: przyjąłem zaproszenie na
kolację, na pogadanki w szkołach, gdzie uczyły się dzieci moich przyjaciół,
odwiedziłem klub golfowy, podpisywałem ksiąŜki w księgarni przyjaciela na Avenue
de Suffren (ten zaimprowizowany wieczór autorski ogłoszono tylko na afiszu, który
wisiał w witrynie księgarni przez trzy dni, i zebrało się góra dwadzieścia osób). Moja
sekretarka stwierdziła, Ŝe od dawna nie byłem tak aktywny. Odparłem, Ŝe do pracy
zmobilizowała mnie wiadomość, Ŝe moja ksiąŜka trafiła na listy bestsellerów.
Podczas tego tygodnia nie zrobiłem jedynie dwóch rzeczy. Po pierwsze, nie
przeczytałem Ŝadnego z nadesłanych rękopisów — według moich adwokatów
powinienem je od razu odsyłać, bo istnieje ryzyko, Ŝe później ktoś oskarŜy mnie
o plagiat (nigdy nie rozumiałem, dlaczego ludzie przysyłali mi swoje teksty — nie
jestem przecieŜ wydawcą). Po drugie, nie sprawdziłem w atlasie, gdzie znajduje się
Kazachstan, choć wiedziałem, Ŝe Ŝeby zdobyć zaufanie Michaiła, powinienem
wiedzieć coś więcej o kraju, z którego pochodzi.
Tłum czeka cierpliwie na otwarcie drzwi do sali w głębi restauracji. Nie ma tu
nic z wdzięku barów przy Saint-Germain de Pres, gdzie wytworni i elokwentni
goście popijają kawę, a obok kaŜdej filiŜanki stoi szklaneczka wody. Nic z elegancji
teatralnych foyer ani z uroku kawiarnianych teatrzyków, których teraz pełno w całym

- 53 -
Paulo Coelho Zahir

mieście, gdzie artyści dają z siebie wszystko, w nadziei Ŝe na widowni znajdzie się
jakiś sławny impresario, który ujawni się dopiero po spektaklu, powie, Ŝe byli genialni,
i da im angaŜ na wielkiej scenie.
Tak naprawdę nie rozumiem, skąd tu taki tłum. W gazetach piszących o Ŝyciu
kulturalnym ParyŜa nigdy nie natknąłem się na Ŝadną wzmiankę o tym
przedstawieniu.
Rozmawiam z właścicielem, który, jak się okazuje, zamierza na te spotkania
udostępnić wkrótce całą restaurację.
— Z kaŜdym tygodniem przychodzi coraz więcej ludzi — mówi. — Na początku
zgodziłem się na prośbę pewnej dziennikarki, która w zamian obiecała napisać coś
na temat mojej restauracji. Zgodziłem się, bo sala stała pusta w czwartki. Teraz
przed przedstawieniem jedzą kolację i mamy chyba najlepszy utarg w tygodniu.
Obawiałem się tylko, czy to aby nie jakaś sekta. Jak pewnie pan wie, w tej kwestii
tutejsze prawo jest bardzo surowe.
Tak, wiedziałem — ktoś kiedyś nawet zasugerował, Ŝe moje ksiąŜki są
związane z jakąś niebezpieczną ideologią czy wyznaniem, sprzecznym
z powszechnie uznanymi wartościami. Pod tym względem Francja, tak liberalna
w kaŜdej innej kwestii, cierpiała na swego rodzaju paranoję. Ostatnio ukazał się
obszerny raport o pewnych ugrupowaniach, które robiły pranie mózgów naiwnym.
Tak jakby ludzie umieli sami wybrać praktycznie wszystko — szkołę, uniwersytet,
pastę do zębów, samochód, film, męŜa i Ŝonę, kochanka i kochankę — lecz
w kwestii wiary pozwalali sobą łatwo manipulować.
— Jak oni się reklamują? — pytam.
— Nie mam pojęcia. Gdybym wiedział, promowałbym w ten sam sposób moją
restaurację.
I aby rozwiać wszelkie wątpliwości — nie wie przecieŜ, kim jestem — dodaje:
— To nie jest Ŝadna sekta, gwarantuję. To artyści.
Drzwi sali się otwierają, tłum wchodzi do środka. KaŜdy wrzuca do stojącego
przy wejściu koszyka pięć euro. W środku, na prowizorycznej scenie, nie zwracając
najmniejszej uwagi na wchodzących, stoją nieruchomo dwaj chłopcy i dwie
dziewczyny, wszyscy w białych sukniach, suto marszczonych, tworzących wokół
bioder wielkie koła. Oprócz tej czwórki zauwaŜam teŜ nieco starszego męŜczyznę
z bębnem i kobietę z ogromnym, bogato zdobionym talerzem z brązu. Za kaŜdym
razem, kiedy od niechcenia dotyka instrumentu, spada deszcz metalicznych

- 54 -
Paulo Coelho Zahir

dźwięków.
Jeden z chłopców to Michaił. Teraz wygląda zupełnie inaczej, niŜ kiedy
przyszedł na mój wieczór autorski. Jego spojrzenie, utkwione w jakimś punkcie
przestrzeni, ma szczególny blask.
Goście siadają na rozstawionych po sali krzesłach. Młodzi ludzie ubrani tak, Ŝe
gdybym ich spotkał na ulicy, sądziłbym, Ŝe to narkomani. Urzędnicy i biznesmeni
w średnim wieku, z Ŝonami. Dwoje lub troje dzieci, moŜe dziesięcioletnich, które
pewnie przyszły z rodzicami. Starszych osób niewiele — trudno tu dotrzeć, bo
najbliŜsza stacja metra znajduje się o pięć przecznic stąd.
Piją, palą, rozmawiają głośno, tak jakby na scenie nikogo nie było. Dyskusje
coraz bardziej się oŜywiają, słychać wybuchy śmiechu, atmosfera jest wesoła, ale teŜ
w pewien sposób odświętna. Sekta? Chyba Ŝe bractwo palaczy. Rozglądam się
niespokojnie na wszystkie strony, wciąŜ wydaje mi się, Ŝe widzę Ester, ale zawsze,
gdy podejdę bliŜej, okazuje się, Ŝe to ktoś inny — najczęściej absolutnie niepodobny
do mojej Ŝony (czemu nie mogę się przyzwyczaić do mówienia o niej „moja była
Ŝona"?).
Pytam elegancko ubraną kobietę, co tu się będzie działo. Patrzy na mnie jak na
przybysza z obcej planety, wyraźnie nie ma ochoty tłumaczyć nowicjuszowi tajemnic
Ŝycia.
— Historie o miłości — mówi krótko. — O miłości i energii.
O miłości i energii? Lepiej nie drąŜyć tematu, chociaŜ kobieta wygląda
normalnie. MoŜe zapytać kogoś innego? Chyba dam sobie spokój, za chwilę sam się
dowiem, o co tu chodzi. Jakiś męŜczyzna spogląda na mnie i mówi z uśmiechem:
— Czytałem pańskie ksiąŜki. Domyślam się, dlaczego pan tu przyszedł.
Zaczynam się bać; czyŜby wiedział, co łączyło Michaiła z moją byłą Ŝoną?
— Taki pisarz jak pan na pewno zna tradycję tengri, jest przecieŜ bezpośrednio
związana z tymi, których nazywa pan wojownikami światła.
— Oczywiście — kłamię i oddycham z ulgą. Nie mam zielonego pojęcia
o tengri.
Dwadzieścia minut później, kiedy na sali ledwie daje się oddychać z powodu
dymu papierosów, rozlega się donośny dźwięk metalowego talerza. Rozmowy milkną
jak noŜem uciął. Chaotyczny gwar przeobraŜa się nagle w atmosferę niemal
religijną. Na scenie i na widowni zapada kompletna cisza, tylko zza ściany dochodzą
odgłosy restauracji.

- 55 -
Paulo Coelho Zahir

Michaił zaczyna przemawiać jak w transie:


— Mongolska przypowieść o stworzeniu świata powiada:
Najpierw pojawił się dziki niebieskoszary pies,
którego los zapisano juŜ w niebie.
Jego Ŝoną była łania.

Głos mu się zmienił, jest teraz pewniejszy i trochę kobiecy.


— Tak rozpoczyna się jeszcze jedna opowieść o miłości. Dziki pies jest
odwaŜny i silny, łania ma łagodność, intuicję i wdzięk. Myśliwy i jego ofiara
spotykają się i zakochują w sobie. Zgodnie z prawami natury jedno z nich powinno
zniszczyć drugie — ale w miłości nie ma ani dobra, ani zła, nie ma budowania ani
burzenia, jest tylko ruch. Miłość zmienia prawa natury.
Michail robi gest ręką i cała czwórka aktorów wykonuje obrót wokół własnej osi.
— Na stepach, skąd pochodzę, dzikiemu psu przypisuje się cechy kobiece.
Instynkt kaŜe mu polować, ale jednocześnie jest bardzo nieśmiały i wraŜliwy.
Posługuje się strategią, nie brutalną siłą. Jest odwaŜny, czujny i szybki. W ułamku
sekundy potrafi z całkowitego rozluźnienia spręŜyć się do skoku na upatrzoną ofiarę.
„A łania?", pomyślałem, bo przecieŜ wiem coś o opowiadaniu historii. Michail teŜ się
na tym znał i odpowiedział na pytanie, które wisiało w powietrzu.
— Łania ma cechy męskie: szybkość, znajomość ziemi. Oboje podróŜują przez
swoje symboliczne światy, dwa przeciwległe bieguny, które się spotykają. Dzięki
temu, Ŝe przezwycięŜają własną naturę i dzielące ich bariery, świat moŜe istnieć.
Tak głosi mongolski mit — z dwóch róŜnych pierwiastków rodzi się miłość. Wobec
sprzeczności miłość się umacnia. W konfrontacji i przemianach miłość się utrwala.
KaŜdy z nas ma własny świat. Ludzkość zapłaciła wysoką cenę, by dotrzeć do
punktu, w którym dziś jesteśmy, staramy się wszystko zorganizować jak najlepiej,
moŜe nie idealnie, ale udaje nam się jakoś ze sobą współŜyć. Mimo to czegoś nam
brakuje — zawsze czegoś brakuje i dlatego zebraliśmy się tutaj dzisiaj, Ŝeby razem
zastanowić się nad sensem ludzkiego istnienia. Opowiadając historie, które z pozoru
nie mają ze sobą związku, poszukując faktów, które wykraczają poza powszechną
percepcję rzeczywistości, moŜe w którymś z następnych pokoleń uda nam się
odkryć nową drogę.
Kiedy Dante napisał Boską komedię, powiedział, Ŝe w dniu, w którym człowiek
otworzy serce na prawdziwą miłość, to, co dotąd zdawało się dobrze poukładane,
rozsypie się i wstrząśnie tym, co uwaŜamy za prawdę. Świat stanie się prawdziwy

- 56 -
Paulo Coelho Zahir

dopiero wtedy, gdy ludzie nauczą się kochać, bo na razie łudzą się jedynie, Ŝe znają
miłość, a w rzeczywistości nie mają odwagi spotkać się z nią naprawdę.
Miłość jest dziką siłą. Kiedy próbujemy ją okiełznać, poŜera nas. Kiedy
próbujemy ją uwięzić, czyni z nas niewolników. Kiedy próbujemy ją zrozumieć,
miesza nam w głowach.
Ta siła jest na ziemi po to, by dawać nam radość, zbliŜyć nas do bliźnich i do
Boga. A my kochamy dziś tak, Ŝe za kaŜdą minutę spokoju płacimy godziną udręki.
Michaił robi pauzę. Znów słychać osobliwy dźwięk metalowego talerza.
— Jak co czwartek nie będziemy opowiadali dziś historii o miłości, lecz
o braku miłości. Popatrzymy, co jest na powierzchni, i spróbujemy zrozumieć, co
znajduje się pod spodem, tam gdzie ukryte są źródła naszych obyczajów i wartości.
Kiedy uda nam się przebić przez tę warstwę, zobaczymy samych siebie. Kto ma
ochotę zacząć?
Kilka osób podniosło rękę. Michaił wskazał na dziewczynę o arabskich rysach.
Obróciła się w stronę samotnego męŜczyzny siedzącego w przeciwległym kącie
sali.
— Czy zdarzyło ci się mieć kłopoty z potencją?
Sala zatrzęsła się od śmiechu. MęŜczyzna jednak wymigał się od odpowiedzi.
— Pytasz, bo twój facet jest impotentem?
Znowu wszyscy zarechotali.
— Nie — odparła dziewczyna bez zaŜenowania. — Ale to mu się przytrafiło.
I wiem, Ŝe gdybyście potraktowali serio moje pytanie, przyznalibyście, Ŝe was to
takŜe spotkało. Wszystkim męŜczyznom, bez względu na narodowość i obyczaje,
niezaleŜnie od uczuć do partnerki i jej atrakcyjności seksualnej, zdarza się
impotencja i to najczęściej z osobą, której najbardziej pragną. To normalne.
Podczas wystąpienia Michaiła zacząłem podejrzewać, Ŝe tworzy się tu jakaś
nowa sekta, ale chyba na zebraniach sekty nie pali się, nie pije i nie porusza takich
delikatnych kwestii.
— Właśnie, normalne — ciągnęła dalej dziewczyna. — Dowiedziałam się tego
od psychiatry, bo myślałam, Ŝe to moja wina. PrzecieŜ zawsze nam mówiono, Ŝe
kaŜdy zdrowy męŜczyzna moŜe w kaŜdej chwili mieć erekcję. Kiedy mu to nie
wychodzi, uwaŜa się za impotenta, a jego partnerka podejrzewa, Ŝe nie jest dość
atrakcyjna, by go podniecić. To temat tabu, więc on nigdy nie rozmawia o tym
z kolegami, tylko mówi swojej kobiecie słynne zdanie: „To mi się zdarza po raz

- 57 -
Paulo Coelho Zahir

pierwszy". Wstydzi się i najczęściej odsuwa od partnerki, z którą mógłby stworzyć


udany związek, ale nie dał sobie jeszcze jednej szansy. Gdyby miał więcej zaufania
do przyjaciół i przyznał się do swojej słabości, odkryłby, Ŝe nie jest sam. Gdyby
bardziej wierzył w miłość partnerki, nie czułby się poniŜony.
Rozlegają się oklaski. Wiele osób zapala papierosa, jakby spadł im kamień
z serca.
Michaił oddaje głos męŜczyźnie, który wygląda na dyrektora międzynarodowej
firmy.
— Jestem adwokatem, prowadzę procesy dotyczące spornej separacji.
— Co to jest „sporna separacja"? — pada pytanie z głębi sali.
— Separacja, na którą nie zgadza się jedna ze stron — odpowiada adwokat,
lekko zniecierpliwiony, Ŝe moŜna nie znać tak podstawowego terminu.
— Mów dalej — pospiesza Michaił ze stanowczością, o którą nie
podejrzewałbym tamtego nieśmiałego młodzieńca z naszego pierwszego spotkania.
I adwokat kontynuuje:
— Otrzymałem dziś raport opracowany przez firmę Human and Legal
Resources z Londynu. Posłuchajcie, co jest tam napisane:
Po pierwsze, w kaŜdej firmie dwie trzecie personelu nawiązuje romans
w pracy. Wyobraźcie to sobie! To znaczy, Ŝe w trzyosobowym biurze dwie osoby
lądują ze sobą w łóŜku.
Po drugie, dziesięć procent spośród nich rzuca z tego powodu pracę,
czterdzieści procent wiąŜe się na dłuŜej niŜ trzy miesiące. W przypadku zawodów,
które wymagają długiej nieobecności w domu, mniej więcej osiem osób na dziesięć
wiąŜe się z kimś z pracy. To niewiarygodne!
— CóŜ, jeśli ktoś ufa statystyce, to musi uznać te liczby! — stwierdza młody
człowiek o wyglądzie bandyty. — Nie wszyscy jednak wierzą w statystykę! Z tego
by wynikało, Ŝe moja matka musi zdradzać mojego ojca. I to nie jej wina, lecz wina
statystyki!
Znów śmiech, znów zapalają papierosy, znów ulga, tak jakby ci ludzie
rozmawiali o sprawach, o których dotąd bali się nawet słuchać, i to ich uwalnia od
lęku. Myślę o Ester i o Michaile. „W zawodach, które wymagają długiej
nieobecności w domu, osiem osób na dziesięć...".
Myślę o sobie i o tym, ile razy mnie się to przytrafiło. W końcu statystyka nie
kłamie, jest nas wielu.

- 58 -
Paulo Coelho Zahir

Ludzie opowiadają jeszcze o zazdrości, o porzuceniu, o depresji — ale ja się


wyłączam. Mój Zahir powrócił z wielką siłą — jestem w jednym pomieszczeniu
z człowiekiem, który zabrał mi Ŝonę. Przez chwilę mam wraŜenie, Ŝe uczestniczę
w seansie terapii grupowej. Mój sąsiad, ten, który mnie rozpoznał, pyta, jak mi się
podoba. Na chwilę odrywa mnie to od Zahira, więc chętnie podtrzymuję konwersację.
— Nie rozumiem, po co to wszystko. Wygląda to na jakąś grupę wsparcia,
spotkanie anonimowych alkoholików albo poradnię małŜeńską.
— Czy to, co pan słyszy, nie jest prawdziwe?
— MoŜe i jest. Ale powtarzam: po co to komu?
— NajwaŜniejsza część wieczoru dopiero przed nami. Teraz chodziło o to,
byśmy poczuli, Ŝe nie jesteśmy osamotnieni. Kiedy opowiadamy o swoim Ŝyciu
innym, okazuje się, Ŝe większość z nas przeŜyła to samo.
— A co z tego wynika w praktyce?
— Świadomość, Ŝe nie jesteśmy sami, bardzo pomaga, łatwiej nam wtedy
uzmysłowić sobie, w jakim momencie zbłądziliśmy i jeśli się da, zmienić kurs. Ale
tak jak powiedziałem, to tylko przejście do następnego etapu: wezwania energii.
— Kim właściwie jest ten chłopak?
Naszą rozmowę przerywa gong. Tym razem odzywa się starszy pan siedzący
przy bębnie.
— Część racjonalna się skończyła. Przejdźmy do rytuału, do uczucia, które
wieńczy wszystko i wszystko przemienia. Nasz taniec rozwija zdolność
przyjmowania miłości. Jedynie miłość pobudza umysł i siły twórcze, oczyszcza
i uwalnia.
Gasną papierosy, cichnie brzęk kieliszków. W sali zapada dziwna cisza i jedna
z dziewcząt zaczyna modlitwę.
— O Pani, zatańczymy teraz na Twoją cześć. Niechaj ten taniec uniesie nas
wysoko.
Powiedziała „Pani", czy się przesłyszałem? Na pewno powiedziała „Pani".
Druga dziewczyna zapala świece. Gasną światła. Cztery postacie
w rozkloszowanych białych sukniach schodzą ze sceny i mieszają się z widownią.
Drugi młodzieniec intonuje monotonną pieśń. Przez niemal pół godziny powtarza tę
samą frazę głosem, który zdaje się wychodzić z brzucha. O dziwo, ten śpiew
sprawia, Ŝe zapominam na chwilę o Zahirze, rozluźniam się, czuję lekką senność.
Nawet dziecko, które biegało dotąd w kółko, teraz ucichło, jakby zaczarowane.

- 59 -
Paulo Coelho Zahir

Niektórzy mają zamknięte oczy, inni wpatrują się w podłogę albo w jakiś
niewidoczny punkt przestrzeni, tak jak przedtem Michaił.
Kiedy śpiew milknie, odzywają się instrumenty perkusyjne — talerz i bęben
w rytmie przypominającym religijne obrzędy afrykańskie.
Białe postacie wirują wokół własnej osi, a publiczność robi miejsce, by długie
suknie mogły swobodnie kreślić kręgi w powietrzu. Rytm jest coraz szybszy, cała
czwórka wiruje coraz prędzej i prędzej, wydobywając z siebie dźwięki, które nie
pochodzą z Ŝadnego znanego języka — tak jakby rozmawiali z aniołami albo z ową
tajemniczą „Panią".
Mój sąsiad wstaje i takŜe zaczyna tańczyć, mamrocząc pod nosem
niezrozumiałe słowa. Przyłącza się do nich jeszcze kilkanaście osób. Reszta widowni
przygląda się temu z mieszaniną czci i zachwytu.
Nie wiem, jak długo trwał ten taniec, ale moje serce biło w rytmie muzyki.
Miałem przemoŜną ochotę przyłączyć się do tańczących, mówić dziwne słowa,
wprawić ciało w ruch — tylko samokontrola i obawa przed śmiesznością
powstrzymały mnie przed kręceniem się w kółko jak wariat. Mimo to, jak nigdy
przedtem, postać Ester, mojego Zahira, majaczyła przede mną i z uśmiechem
prosiła, bym wysławiał „Panią".
Zmagałem się ze sobą, by nie włączyć się do nieznanego rytuału, i chciałem,
Ŝeby się to wreszcie skończyło. Próbowałem za wszelką cenę skoncentrować się na
głównym celu, dla którego znalazłem się tutaj tej nocy — porozmawiać z Michaiłem,
sprawić, Ŝeby zaprowadził mnie do mojego Zahira — ale czułem, Ŝe juŜ dłuŜej nie
wytrzymam bez ruchu. Wstałem z krzesła i kiedy próbowałem nieśmiało i ostroŜnie
stawiać pierwsze kroki, muzyka nagle się urwała.
W sali oświetlonej blaskiem świec słychać było tylko przyspieszone oddechy
tańczących. Po chwili ucichły, zapalono światła i wszystko wróciło do normalności.
Napełniono kieliszki, dzieci znów zaczęły biegać i głośno pokrzykiwać, i po chwili juŜ
wszyscy rozmawiali w najlepsze, tak jakby absolutnie nic się nie zdarzyło.
— Na zakończenie, posłuchajcie przypowieści Almy — rzekła dziewczyna, która
wcześniej zapalała świece.
Alma, kobieta od miedzianego talerza, mówiła z wyraźnym wschodnim
akcentem.
— Pewien człowiek miał byka o rozłoŜystych rogach przypominających tron.
Wyobraził sobie, Ŝe gdyby na nich usiadł, poczułby się jak król. Któregoś dnia, kiedy

- 60 -
Paulo Coelho Zahir

zwierzę się zagapiło, zrobił to, o czym od dawna marzył. W tej samej chwili byk
skoczył na równe nogi i zrzucił go na ziemię. śona nieszczęśnika zaczęła głośno
szlochać. „Nie płacz — pocieszał ją, jak tylko doszedł do siebie. — Trochę się
potłukłem, ale w końcu spełniłem swoje marzenie".
Goście powoli zbierali się do wyjścia. Zapytałem mojego sąsiada, co czuł
podczas tańca.
— Powinien pan wiedzieć. O tym są pańskie ksiąŜki.
Nie wiedziałem, ale musiałem udawać.
— MoŜe i wiem, jednak chciałbym się upewnić.
— Miałem poczucie, Ŝe wszedłem w kontakt z energią wszechświata, jakby
Bóg przeniknął moją duszę — powiedział i wyszedł pospiesznie.
W opustoszałej sali została juŜ tylko czworo aktorów, dwóch muzyków i ja.
Kobiety poszły się przebrać do toalety. MęŜczyźni zdjęli białe szaty w sali i włoŜyli
zwykłe ubrania. Potem pochowali instrumenty do dwóch wielkich walizek.
Najstarszy, ten, który podczas ceremonii grał na bębnie, przeliczył pieniądze
i rozdzielił je na sześć równych części. Chyba właśnie wtedy Michaił mnie zauwaŜył.
— Miałem nadzieję, Ŝe się pan tu zjawi.
— Sądzę, Ŝe wie pan, dlaczego tu jestem.
— Przed chwilą boska energia przeszła przez moje ciało i znam przyczynę
wszystkiego. Wiem, po co jest wojna, i wiem, po co jest miłość. Wiem, dlaczego
męŜczyzna szuka kobiety, którą kocha.
Znowu poczułem, Ŝe stąpam po ostrzu noŜa. Jeśli wiedział, Ŝe jestem tutaj
z powodu Zahira, wiedział takŜe, Ŝe stanowię zagroŜenie dla jego związku z moją
Ŝoną.
— Czy moŜemy porozmawiać jak dwaj ludzie honoru, którzy walczą o coś, co
jest tego warte?
Michaił jakby się zawahał.
— Zdaję sobie sprawę, Ŝe wyjdę z tego poturbowany — mówiłem dalej — jak
ten człowiek, który usiadł na rogi byka, ale myślę, Ŝe mi się to naleŜy, bo wyrządziłem
komuś krzywdę, chociaŜ nieświadomie. Sądzę, Ŝe Ester nigdy by mnie nie zostawiła,
gdybym potrafił docenić jej miłość.
— Nic pan nie rozumie — powiedział Michaił.
To zdanie o mały włos nie wytrąciło mnie z równowagi. Jak
dwudziestopięcioletni Ŝółtodziób moŜe mówić coś takiego doświadczonemu

- 61 -
Paulo Coelho Zahir

męŜczyźnie, w sile wieku, który niejedno juŜ w Ŝyciu przeszedł? Ale musiałem nad
sobą panować i pokornie znosić wszystko, bo miałem jasny cel. Nie mogłem juŜ
dłuŜej Ŝyć ze zjawami, nie mogłem pozwolić, aby Zahir zawładnął całym moim
światem.
— MoŜe rzeczywiście nie rozumiem, dlatego tutaj jestem. A moŜe właśnie po
to, Ŝeby zrozumieć. śeby zrozumiawszy, uwolnić się od przeszłości.
— Podobno świetnie wszystko pan rozumiał, aŜ nagle przestał rozumieć, tak
przynajmniej mówiła Ester. Jak większość męŜów w pewnym momencie zaczął pan
traktować Ŝonę jak jeden ze sprzętów domowych.
Chciałem powiedzieć, Ŝe Ŝałuję, Ŝe sama mi tego nie powiedziała. śe nie dała
mi szansy naprawienia błędów i zostawiła mnie dla młokosa, który wkrótce będzie
postępował tak jak ja. Ale odezwałem się o wiele ostroŜniej:
— Nie wierzę panu. Przeczytał pan moją ksiąŜkę, przyszedł pan nawet na mój
wieczór autorski, bo domyślał się pan, co czuję, i chciał mnie uspokoić. Ciągle nie
mogę się po tym pozbierać. Czy słyszał pan kiedyś o Zahirze?
— Wychowałem się w tradycji islamskiej. Wiem, co to Zahir.
— Ester zajmuje cały mój świat. Sądziłem, Ŝe gdy opiszę to, co czuję, uwolnię
się od niej. Dzisiaj kocham ją juŜ spokojniej, ale nie jestem w stanie myśleć
o niczym innym. Błagam, zrobię, co tylko pan zechce, ale musi mi pan wytłumaczyć,
dlaczego ona zniknęła w tak osobliwy sposób. Sam pan widzi, Ŝe nic z tego nie
rozumiem.
Z wielkim trudem przyszło mi prosić kochanka mojej Ŝony, Ŝeby pomógł mi
zrozumieć, co się właściwie stało. Gdyby Michaił nie pojawił się na moim wieczorze
autorskim, zapewne wystarczyłaby mi tamta chwila w katedrze w Wiktorii, kiedy
pogodziłem się z moją miłością i napisałem potem Czas rozdzierania, czas
zszywania. Lecz los miał wobec mnie inne plany i perspektywa ponownego
spotkania z Ŝoną wywróciła wszystko do góry nogami.
— Umówmy się na obiad — zaproponował Michaił po dłuŜszej chwili. — Pan
naprawdę nic nie rozumie. Ale boska energia, która przeniknęła dziś moje ciało, jest
dla pana bardzo łaskawa.
Umówiliśmy się na następny dzień. W drodze powrotnej przypomniała mi się
rozmowa z Ester. Było to jakieś trzy miesiące przed jej zniknięciem. Rozmawialiśmy
o boskiej energii.
— Ich oczy są naprawdę inne. Boją się śmierci, ale od strachu silniejsze jest

- 62 -
Paulo Coelho Zahir

poświęcenie. Ich Ŝycie ma sens, poniewaŜ są gotowi oddać je dla sprawy.


— Mówisz o Ŝołnierzach?
— Tak, mówię o Ŝołnierzach. I o czymś, czego nie potrafię w Ŝaden sposób
zaakceptować, a przecieŜ nie mogę udawać, Ŝe tego nie widzę. Wojna jest rytuałem.
Rytuałem krwi, ale jednocześnie rytuałem miłości.
— Zwariowałaś!
— MoŜe i zwariowałam. Poznałam wielu korespondentów wojennych. JeŜdŜą
z kraju do kraju, tak jakby rutyna obcowania ze śmiercią stała się im niezbędna do
Ŝycia. Nie boją się niczego, tak samo jak Ŝołnierze naraŜają się na
niebezpieczeństwo. I to wszystko dla jednej relacji z frontu? Nie wierzę. Oni po
prostu nie potrafią juŜ Ŝyć bez ryzyka, silnych przeŜyć, adrenaliny w Ŝyłach. Jeden
z nich, Ŝonaty, ojciec trójki dzieci, powiedział mi, Ŝe najlepiej czuje się na polu bitwy,
chociaŜ bardzo kocha swoją rodzinę i w kółko mówi o Ŝonie i dzieciach.
— To niepojęte! Ester, nie chcę się wtrącać w twoje sprawy, ale sądzę, Ŝe te
eksperymenty źle się dla ciebie skończą.
— Źle moŜe się dla mnie skończyć Ŝycie pozbawione sensu. Na wojnie
wszyscy czują, Ŝe uczestniczą w czymś naprawdę waŜnym.
— W historycznej chwili?
— Nie, to za mało, Ŝeby ryzykować Ŝycie. ZbliŜają się do... prawdziwej istoty
człowieczeństwa.
— Do wojny?
— Nie, do miłości.
— Ty teŜ tak myślisz?
— Tak, chyba tak.
— Powiedz w redakcji, Ŝe się wycofujesz. ZłóŜ wymówienie.
— Nie potrafię. To jest jak narkotyk. Na froncie moje Ŝycie ma sens. Przez wiele
dni się nie myję, jem Ŝołnierski chleb, śpię trzy godziny na dobę, budzę się na pogłos
odległej strzelaniny. Wiem, Ŝe w kaŜdej chwili ktoś moŜe wrzucić granat do naszej
kwatery, i to wszystko sprawia, Ŝe... Ŝe Ŝyję, rozumiesz? śyję, kocham kaŜdą
minutę, kaŜdą sekundę Ŝycia. Nie ma miejsca na smutek, na wątpliwości, nic z tych
rzeczy. Zostaje tylko wielka miłość do Ŝycia. Słuchasz mnie?
— Całym sobą.
— To tak jakby... boskie światło było tam, w środku walki, w środku
najgorszego koszmaru. Jest strach przed i po strzelaninie, ale nigdy w trakcie. Bo

- 63 -
Paulo Coelho Zahir

wtedy widzisz człowieka doprowadzonego do ostateczności, człowieka zdolnego do


czynów najbardziej heroicznych i najbardziej plugawych. Idzie pod gradem kul, Ŝeby
ratować rannego towarzysza, a jednocześnie strzela do wszystkiego, co się rusza,
do dzieci, kobiet, starców, do kogokolwiek, kto znajdzie się na linii frontu. Ludzie,
którzy dotąd Ŝyli uczciwie w swoich spokojnych, prowincjonalnych miasteczkach,
teraz plądrują muzea, niszczą dzieła sztuki, które przetrwały wieki, i kradną
przedmioty do niczego im niepotrzebne. Fotografują własne okrucieństwa i chełpią
się nimi, zamiast próbować za wszelką cenę je zatuszować. Dawni oszuści i zdrajcy
mają na wojnie tak silne poczucie braterstwa i wspólnoty, Ŝe nie są zdolni do złego
uczynku. Tak więc wszystko działa dokładnie na opak. To szalony świat.
— Czy to pomogło ci odpowiedzieć na pytanie, które Hans zadał Fritzowi
w tokijskim barze?
— Tak. Odpowiedzią są słowa jezuity Teilharda de Chardin, który uwaŜa, Ŝe
świat otulony jest warstwą miłości: Opanowaliśmy juŜ energię wiatru, słońca,
przypływów i odpływów morza. Ale dzień, w którym człowiek zapanuje nad energią
miłości, będzie tak doniosły jak dzień, w którym wykrzesał ogień.
— I trzeba było jechać aŜ na front, Ŝeby się tego dowiedzieć?
— Nie wiem. Ale zobaczyłam, Ŝe na wojnie, choć moŜe wyda ci się to
paradoksalne, ludzie są szczęśliwi. Świat ma dla nich sens. Tak jak mówiłam ci
wcześniej, całkowita władza nad Ŝyciem innych albo poświęcenie dla sprawy nadają
sens ich Ŝyciu. Potrafią kochać bezgranicznie, bo nie mają juŜ nic do stracenia.
Śmiertelnie ranny Ŝołnierz nigdy nie prosi lekarzy: „Błagam, ratujcie mnie!". Jego
ostatnie słowa brzmią zazwyczaj: „Powiedz mojemu synowi i mojej Ŝonie, Ŝe ich
kocham". W chwili największej rozpaczy, beznadziei mówi o miłości!
— Czyli twoim zdaniem człowiek odnajduje sens Ŝycia tylko na wojnie?
— Cały czas jesteśmy na wojnie. Bez ustanku zmagamy się ze śmiercią,
wiedząc, Ŝe ona i tak w końcu zwycięŜy. W konflikcie zbrojnym to jest bardziej
oczywiste, ale w codziennym Ŝyciu dzieje się to samo. Nie moŜemy sobie pozwolić
na luksus bycia ciągle nieszczęśliwymi.
— Czego ode mnie oczekujesz? Co mam zrobić?
— Potrzebuję pomocy. Nie pomagasz mi mówiąc: „Wycofaj się, złóŜ
wymówienie", bo to mnie tylko bardziej rozbija, wpędza w jeszcze większy zamęt.
Musimy znaleźć jakiś sposób, aby energia czystej, absolutnej miłości mogła
przepłynąć przez nasze ciała i promieniować na cały świat. Jeden tylko człowiek

- 64 -
Paulo Coelho Zahir

mnie rozumie. Mój tłumacz, który twierdzi, Ŝe objawiła mu się ta energia, ale on
wydaje się trochę z innego świata.
— Nie mówisz przypadkiem o boskiej miłości?
— Jeśli ktoś potrafi kochać bezwarunkowo i bezgranicznie, jest to przejaw
boskiej miłości. Kiedy przemawia przez niego boska miłość, kocha bliźniego. Jeśli
zaś będzie kochał swojego bliźniego, pokocha i siebie. A kiedy pokocha siebie,
wszystko wróci na swoje miejsce. Wtedy uda się odmienić historię.
Polityka, teorie, podboje ani wojny nigdy nie zmienią biegu historii. To tylko
powtórki tego, co się wydarzało nieskończenie wiele razy od zarania dziejów. Historia
się odmieni, kiedy będziemy umieli uŜyć energii miłości tak, jak uŜywamy energii
wiatru, mórz, atomu.
— Sądzisz, Ŝe we dwoje moŜemy zbawić świat?
— Myślę, Ŝe jest nas więcej. PomoŜesz mi?
— Oczywiście, tylko powiedz, co mam robić.
— Ale ja właśnie tego nie wiem!
Sympatyczna pizzeria, w której często bywałem od czasu pierwszego
przyjazdu do ParyŜa, stała się juŜ częścią mojej historii. Ostatnio zorganizowałem tu
bankiet z okazji przyznania mi przez francuskie Ministerstwo Kultury orderu
Kawalera Literatury i Sztuki — choć wiele osób sądziło, Ŝe taką uroczystość
powinniśmy świętować w jakimś wytworniejszym lokalu. Jednak Roberto, właściciel
pizzerii, był moim dobrym duchem. Za kaŜdym razem kiedy do niego przychodziłem,
przydarzało mi się w Ŝyciu coś dobrego.
— Moglibyśmy wymieniać się uprzejmościami na temat mojej nowej ksiąŜki
albo twojego spektaklu, który wywołał we mnie mieszane uczucia...
— To nie był Ŝaden spektakl, tylko spotkanie, na którym opowiadaliśmy sobie
historie i tańczyliśmy, by pobudzić energię miłości — poprawił mnie Michaił.
— Mógłbym mówić o czymkolwiek, abyś poczuł się swobodnie. Ale obaj
wiemy, Ŝe nie po to tu przyszliśmy.
— Jesteśmy tutaj z powodu twojej Ŝony — powiedział Michaił, przybierając
wyzywający wyraz twarzy, typowy dla ludzi w jego wieku. Nie miał w sobie nic
z nieśmiałego młodzieńca, który pojawił się na moim wieczorze autorskim, ani
z duchowego przywódcy zgromadzenia w ormiańskiej restauracji.
— Mylisz się, z powodu mojej byłej Ŝony. Chcę prosić o jedną tylko przysługę,
zaprowadź mnie do niej. Musi mi powiedzieć prosto w oczy, dlaczego odeszła.

- 65 -
Paulo Coelho Zahir

Dopiero wtedy uwolnię się od mojego Zahira. W przeciwnym razie będę myślał
o niej dzień i noc, bez końca rozpamiętując naszą wspólną przeszłość, Ŝeby odkryć
moment, w którym popełniłem błąd i nasze drogi zaczęły się rozchodzić.
Michaił roześmiał się.
— To świetny pomysł, Ŝeby przypomnieć sobie wszystko od początku. Tak
właśnie moŜna wszystko zmienić.
— Doskonale, wolałbym jednak zachować filozoficzne wywody na inną okazję.
Zdaję sobie sprawę, Ŝe kaŜdy młody człowiek wie, jak zmienić świat. Ale i ty
pewnego dnia będziesz miał tyle lat co ja i odkryjesz, Ŝe nie tak łatwo świat zmienić.
Nie ma sensu teraz tego roztrząsać. Czy zrobisz dla mnie to, o co proszę?
— Chciałbym najpierw o coś zapytać. Czy ona się z tobą poŜegnała?
— Nie.
— Powiedziała, Ŝe odchodzi?
— Nie powiedziała i dobrze o tym wiesz.
— I sądzisz, Ŝe Ester mogła zostawić męŜczyznę, z którym przeŜyła ponad
dziesięć lat, tak po prostu, bez słowa wyjaśnienia?
— To właśnie mnie najbardziej dręczy. Do czego zmierzasz?
Naszą rozmowę zakłócił Roberto, który podszedł przyjąć zamówienie. Michaił
wybrał pizzę neapolitańską, ja poprosiłem, Ŝeby Roberto sam wybrał coś dla mnie.
To nie był najlepszy moment na czytanie menu. Natomiast pilnie potrzebowałem
butelki czerwonego wina. Roberto zapytał z jakiego regionu, ale odburknąłem coś
niewyraźnie. Zrozumiał, Ŝe ma sam decydować i zostawić nas samych.
Wino pojawiło się na naszym stole w ciągu trzydziestu sekund. Napełniłem
kieliszki.
— Co ona teraz robi?
— Naprawdę chcesz wiedzieć?
DraŜniło mnie to jego odpowiadanie pytaniem na pytanie.
— Tak, chcę wiedzieć.
— Tka kilimy. I uczy francuskiego.
Tka kilimy! Moja Ŝona (była Ŝona, moŜe byś to wreszcie przyjął do
wiadomości!), która miała wszystko, czego tylko mogła zapragnąć, która skończyła
dziennikarstwo na uniwersytecie i władała czterema językami, jest zmuszona tkać
i dawać lekcje francuskiego?! I po to jedynie, by przeŜyć? Muszę się opanować. Nie
mogę teraz zranić jego męskiej dumy, choć uwaŜam, Ŝe to wstyd, Ŝe nie potrafi

- 66 -
Paulo Coelho Zahir

zapewnić Ester godziwego Ŝycia.


— Proszę zrozumieć, co ja przeŜywam juŜ od miesięcy. W niczym nie
zagraŜam waszemu związkowi, potrzebuję dwóch godzin, Ŝeby z nią porozmawiać.
Czy choćby godziny.
— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Znasz przecieŜ Ester. Czy zostawiłaby
męŜczyznę swojego Ŝycia bez wyjaśnień i bez poŜegnania?
— Sądzę, Ŝe nie.
— Skąd więc myśl, Ŝe cię rzuciła? I po co te zapewnienia, Ŝe nie zagraŜasz
naszemu związkowi?
Zmieszałem się. Jednocześnie zaświtał mi jakby nikły promyk nadziei, choć nie
wiedziałem właściwie na co.
— Chcesz powiedzieć, Ŝe...
— ...chcę powiedzieć, Ŝe ona cię nie rzuciła. Ani mnie. Po prostu zniknęła. Na
jakiś czas, a moŜe na resztę Ŝycia, ale obaj musimy to uszanować.
I nagle jakby światło rozbłysło w tej pizzerii, która zawsze była dla mnie
łaskawa. Chciałem ze wszystkich sił uwierzyć w to, co mówił ten chłopak, a Zahir
pulsował teraz we wszystkim, co mnie otaczało.
— Czy wiesz, gdzie ona teraz przebywa?
— Wiem. Ale muszę uszanować jej milczenie, chociaŜ teŜ mi jej ogromnie
brakuje. Cała ta sytuacja jest niejasna takŜe dla mnie. Albo Ester czuje się spełniona
w zetknięciu z wszechogarniającą miłością, albo czeka, Ŝe któryś z nas przyjedzie
do niej, albo poznała innego męŜczyznę, albo wycofała się ze świata. Cokolwiek by
to było, jeśli postanowisz do niej jechać, nie mogę cię powstrzymać. Ale po drodze
musisz zrozumieć, Ŝe trzeba spotkać się nie tylko z jej ciałem, ale takŜe z jej duszą.
Chciałem skakać z radości, uściskać go, a zaraz potem miałem ochotę go
udusić. Moje uczucia zmieniały się w zawrotnym tempie.
— Czy ty i Ester...
— Czy spaliśmy ze sobą? To nie twoja sprawa. Znalazłem w Ester
przyjaciółkę, której od dawna szukałem. Pomogła mi rozpocząć powierzoną misję. To
anioł, otwierała drzwi, drogi i ścieŜki, które nam pozwolą — jeśli taka będzie wola
Pani — przywrócić na ziemi energię miłości. Mieliśmy wspólną misję do spełnienia.
A Ŝeby ciebie uspokoić, mam dziewczynę, to ta blondynka, która była ze mną na
scenie. Nazywa się Lukrecja i jest Włoszką.
— Naprawdę?

- 67 -
Paulo Coelho Zahir

— Przysięgam na boską energię miłości, Ŝe mówię prawdę.


Wyciągnął z kieszeni strzępek ciemnego materiału.
— Widzisz to? W rzeczywistości ten materiał jest jasnozielony, ale wydaje się
czarny, bo jest na nim zakrzepła krew. Jakiś Ŝołnierz w dalekim kraju poprosił Ester
przed śmiercią, Ŝeby zdjęła z niego koszulę, pocięła ją na kawałki i rozdała tym,
którzy potrafią zrozumieć przesłanie płynące z jego śmierci. TeŜ masz taki talizman?
— Ester nigdy mi o tym nie wspominała.
— KaŜdemu, kto powinien otrzymać to przesłanie, wręcza trochę Ŝołnierskiej
krwi.
— Jakie jest to przesłanie?
— Jeśli nic ci nie dała, chyba nie mogę odpowiedzieć, chociaŜ Ester nie prosiła
mnie o zachowanie tajemnicy.
— Czy znasz jeszcze kogoś, kto miałby kawałek tej tkaniny?
— Wszyscy, którzy występują ze mną na scenie. Jesteśmy razem, bo Ester nas
połączyła.
Muszę teraz poruszać się ostroŜnie, nawiązać z nim kontakt. Zasilić jego konto
w Banku Przysług. Nie spłoszyć go, nie okazywać niepokoju. Popytać o niego,
o jego pracę, o kraj, o którym mówił z taką dumą. Dowiedzieć się, czy mówi
prawdę, czy ma jakieś ukryte zamiary. Upewnić się, Ŝe wciąŜ ma kontakt z Ester, Ŝe
nie stracił jej z oczu. Nawet jeśli pochodził z bardzo dalekiego kraju, gdzie
obowiązywał inny system wartości, wiedziałem, Ŝe Bank Przysług działa wszędzie, to
instytucja bez granic.
Z jednej strony pragnąłem wierzyć we wszystko, co mówił. Z drugiej moje serce
dość juŜ wycierpiało, przez tysiąc i jedną noc bezsenności, kiedy przewracając się
z boku na bok, czekałem na chrobot klucza w zamku i na Ester, która wejdzie
i połoŜy się bez słowa obok mnie. Obiecywałem sobie, Ŝe jeśli pewnego dnia tak się
stanie, nie będę jej robił Ŝadnych wymówek, o nic nie zapytam, tylko pocałuję ją
i powiem: „Śpij dobrze, kochanie", i obudzimy się razem następnego dnia przytuleni
do siebie, jak gdyby ten koszmar nigdy się nie zdarzył.
Roberto przyniósł nam pizzę. Miał chyba szósty zmysł, bo pojawił się dokładnie
wtedy, kiedy potrzebowałem chwili do namysłu.
Popatrzyłem Michaiłowi w oczy. Spokojnie, mówiłem sobie, panuj nad
emocjami, bo dostaniesz zawału. Jednym haustem wychyliłem kieliszek wina do dna.
Kątem oka dostrzegłem, Ŝe on zrobił to samo. Czym się denerwuje?

- 68 -
Paulo Coelho Zahir

— Wierzę ci — powiedziałem. — Mamy czas, pogadajmy.


— Teraz mnie poprosisz, Ŝebym cię do niej zaprowadził.
Popsuł mi szyki, muszę zacząć od początku.
— Tak, poproszę o to. Spróbuję cię przekonać, Ŝebyś to dla mnie zrobił. Ale
nie spieszy mi się, mamy jeszcze całą pizzę do zjedzenia. Chciałbym, Ŝebyś mi
opowiedział coś o sobie.
ZauwaŜyłem, Ŝe trzęsą mu się ręce i z wyraźnym wysiłkiem stara się nad tym
zapanować.
— Mam pewną misję do spełnienia. Do tej pory mi się to nie udało. Ale myślę,
Ŝe mam jeszcze sporo czasu.
— MoŜe mógłbym ci jakoś pomóc.
— Oczywiście, Ŝe moŜesz mi pomóc. KaŜdy moŜe mi pomóc, musi tylko dbać
o to, Ŝeby energia miłości rozprzestrzeniała się po świecie.
— Mogę zrobić nawet więcej.
Nie chciałem posuwać się dalej, Ŝeby sobie nie pomyślał, Ŝe chcę się wkupić
w jego łaski. OstroŜnie, nigdy dość ostroŜności. MoŜe i mówi prawdę, ale moŜe
kłamie, próbując Ŝerować na mojej rozpaczy...
— Znam tylko jedną energię miłości — ciągnąłem. — To, co czuję do kobiety,
która odeszła... a moŜe raczej oddaliła się i czeka gdzieś na mnie. Gdybym mógł się
z nią spotkać, byłbym szczęśliwy. A świat byłby lepszy, bo przynajmniej jedno serce
byłoby zadowolone.
Spojrzał na sufit, spojrzał na stół, a ja celowo nie przerywałem milczenia.
— Słyszę głos — powiedział w końcu, unikając mojego wzroku.
Wielką zaletą pisania o duchowości jest to, Ŝe przyciągam osoby, które mają
jakiś dar, czasem prawdziwy, częściej urojony. Niektórzy próbują się mną posłuŜyć
do własnych celów, inni chcą mnie sprawdzić. Na własne oczy widziałem juŜ tyle
niezwykłych rzeczy, Ŝe nie wątpię w cuda, wierzę, Ŝe wszystko jest moŜliwe,
a człowiek powoli odkrywa to, co juŜ zapomniał — swoją wewnętrzną moc.
Ale to nie była odpowiednia chwila na taką rozmowę. Interesował mnie
wyłącznie Zahir. Zahir znów musiał nosić imię Ester.
— Michaił, proszę posłuchać...
— Tak naprawdę nie nazywam się Michaił, tylko Oleg.
— A więc Oleg...
— Michaił to imię, które sam sobie wybrałem, kiedy postanowiłem odrodzić się

- 69 -
Paulo Coelho Zahir

dla Ŝycia. Archanioł Michał, wojownik z ognistą włócznią, otwierający drogę, aby —
jak ich nazywałeś? — wojownicy światła mogli się spotkać. To jest moja misja.
— Moja takŜe.
— Nie wolałbyś porozmawiać o Ester?
Co? Znów kieruje rozmowę na temat, który naprawdę mnie interesuje?
— Nie czuję się dobrze — wymamrotał. Jego oczy błądziły po sali, mętne
i nieobecne. — Nie chcę o tym mówić. Głos...
Zachowywał się dziwnie, naprawdę dziwnie. Do czego jeszcze się posunie,
Ŝeby wywrzeć na mnie wraŜenie? Czy skończy się na tym, Ŝe poprosi, jak wielu
innych, bym napisał ksiąŜkę o jego nadprzyrodzonych mocach?
Kiedy mam przed sobą jasny cel, jestem gotów na wszystko, aby go osiągnąć
— w końcu o tym właśnie mówię w moich ksiąŜkach, a nie wolno sprzeniewierzać
się własnym słowom. Mam teraz jeden cel: popatrzeć raz jeszcze w oczy Zahira.
Michaił dostarczył mi zupełnie nowych informacji: nie byli kochankami, ona mnie
wcale nie rzuciła, a jej powrót to tylko kwestia czasu. MoŜliwa była teŜ opcja, Ŝe
spotkanie w pizzerii jest jedną wielką farsą. Chłopak, który nie ma jak zarobić na
Ŝycie, Ŝeruje na cudzym nieszczęściu.
Kolejny kieliszek wypiłem duszkiem. Michaił zrobił to samo.
Bądź ostroŜny, podpowiadał mi instynkt.
— Tak, chcę porozmawiać o Ester. Ale chciałbym takŜe dowiedzieć się czegoś
więcej o tobie.
— Nieprawda. Chcesz mnie oczarować i sprawić, Ŝebym zrobił to, co i tak od
samego początku miałem zamiar zrobić. Ale zaślepia cię rozpacz, podejrzewasz, Ŝe
kłamię, próbując wykorzystać sytuację.
Michaił jakby czytał w moich myślach, a do tego mówił głośniej, niŜ wypadało.
Ludzie przy sąsiednich stolikach rzucali w naszą stronę ukradkowe spojrzenia.
— Chcesz na mnie zrobić wraŜenie, a nie wiesz, Ŝe twoje ksiąŜki naznaczyły
moje Ŝycie, duŜo mnie nauczyły. Ból uczynił cię ślepym, małostkowym, opętanym
tylko jedną myślą, Zahirem. To nie twoja miłość do niej sprawiła, Ŝe przyjąłem
zaproszenie na obiad. Wcale nie jestem pewien, czy ty ją naprawdę kochasz, moŜe
tylko przemawia przez ciebie zraniona duma. Jestem tu z powodu...
Mówił coraz głośniej, zaczął rozglądać się na wszystkie strony, jakby tracił
panowanie nad sobą.
— ...światła...

- 70 -
Paulo Coelho Zahir

— Co się dzieje?
— Jestem tu z powodu jej miłości do ciebie!
— Dobrze się czujesz?
Roberto zauwaŜył, Ŝe coś jest nie tak. Podszedł do naszego stolika, połoŜył
rękę na ramieniu Michaiła i powiedział swobodnie:
— CóŜ, widzę, Ŝe moja pizza jest do niczego. Nie musicie płacić, panowie,
moŜecie juŜ iść.
Idealne rozwiązanie. Po prostu wstać, wyjść i uniknąć Ŝałosnego
przedstawienia: ja i chłopak, który udaje przypływ mocy magicznych tylko po to, by
mnie oszołomić albo wprowadzić w zakłopotanie — choć sądziłem, Ŝe chodzi o coś
więcej niŜ teatralny spektakl.
— Czy czujesz powiew wiatru?
Od tego momentu byłem pewien, Ŝe jednak nie udaje. Przeciwnie, musiał
dokonywać nadludzkiego wysiłku, aby zapanować nad sobą. Wpadł w jeszcze
większą panikę niŜ ja.
— Światła, widzę światła! Proszę mnie stąd wyprowadzić!
Jego ciałem wstrząsały spazmatyczne drgawki. Nie dało się juŜ uniknąć
skandalu. Goście zaczęli zrywać się z miejsc.
— W Kazach...
Nie zdołał dokończyć. Przewrócił stół — resztki pizzy, kieliszki i talerze
wylądowały na ludziach przy sąsiednim stoliku. Przez jego twarz przebiegły skurcze,
cały dygotał, a oczy wychodziły mu z orbit. Odrzucił głowę w tył i usłyszałem
chrzęst kości. Podbiegł do nas jakiś człowiek. Roberto podtrzymał Michaiła, chroniąc
go przed upadkiem, a nieznajomy chwycił z podłogi łyŜeczkę i wetknął mu do ust.
Wszystko to trwało nie dłuŜej niŜ kilka sekund, ale mnie wydawało się
wiecznością. Wyobraziłem sobie brukowce opisujące znanego pisarza — pomimo
niechęci całej krytyki, kandydata do waŜnej nagrody literackiej — który urządził
w pizzerii seans spirytystyczny, Ŝeby ściągnąć powszechną uwagę na swoją nową
ksiąŜkę. Paranoja. Następnie ujawniono by, Ŝe medium to męŜczyzna, który uciekł
z moją Ŝoną, i cały ten cyrk zacząłby się od początku, a ja nie miałem w sobie
dość sił, by przeŜyć to po raz kolejny.
Rzecz jasna w pizzerii siedzieli jacyś moi znajomi, ale czy któryś z nich był
naprawdę moim przyjacielem? Czy zechcą zachować dyskrecję?
Michaił przestał się trząść. Roberto przytrzymywał go na krześle, a nieznajomy

- 71 -
Paulo Coelho Zahir

zmierzył mu ciśnienie, zajrzał pod powieki i spojrzał na mnie.


— To na pewno nie pierwszy atak. Jak długo się znacie?
— Często tu przychodzi — powiedział Roberto, widząc, Ŝe nie jestem w stanie
wykrztusić z siebie słowa. — Ale pierwszy raz mu się to tutaj zdarzyło, chociaŜ
miałem juŜ tu u siebie takie sytuacje.
— ZauwaŜyłem. Pan nie stracił zimnej krwi.
Pił do mnie, musiałem być okropnie blady. Nieznajomy wrócił do swojego
stolika, a Roberto próbował jakoś rozładować atmosferę:
— To lekarz pewnej znanej aktorki. Ale pan chyba bardziej potrzebuje pomocy
niŜ pański gość.
Michaił albo Oleg, czy jak tam się zwało to indywiduum siedzące naprzeciwko
mnie, powoli odzyskiwał przytomność. Rozejrzał się wokół i uśmiechnął
z zakłopotaniem.
— Przepraszam — szepnął. — Starałem nad tym zapanować.
Usiłowałem zrobić dobrą minę do złej gry. Roberto znowu mnie poratował:
— Proszę się nie martwić. Naszego pisarza stać na to, Ŝeby zapłacić za
potłuczone talerze. — I zaraz potem zwrócił się do mnie. — To po prostu atak
epilepsji, nic strasznego.
Wyszliśmy z restauracji. Michaił od razu zatrzymał taksówkę.
— PrzecieŜ nie zdąŜyliśmy porozmawiać! Dokąd jedziesz?
— Jestem wykończony. Wiesz, gdzie mnie szukać.
Istnieją dwa światy: wymarzony i rzeczywisty.
W świecie moich marzeń Michaił mówił prawdę, to wszystko było po prostu
trudnym momentem w moim Ŝyciu, kryzysem, jaki moŜe przydarzyć się w kaŜdym
związku. Ester czekała na mnie cierpliwie, z nadzieją Ŝe zrozumiem, co było nie tak
między nami, pojadę po nią, poproszę o przebaczenie i znów będziemy razem.
W świecie marzeń Michaił i ja gadaliśmy jak starzy przyjaciele, wychodziliśmy
z pizzerii, łapaliśmy taksówkę i juŜ po chwili dzwoniliśmy do drzwi, gdzie moja była
Ŝona (a moŜe jednak Ŝona? teraz wątpliwość się odwróciła) tkała rano kilimy, a po
południu udzielała lekcji francuskiego. Nocą spała sama, tak jak ja, czekając na
dzwonek do drzwi i na męŜa, który przyszedłby z bukietem kwiatów i zabrał ją na
filiŜankę gorącej czekolady do hotelu przy Polach Elizejskich.
W świecie rzeczywistym kaŜde spotkanie z Michaiłem było pełne napięcia
z powodu wypadku w pizzerii.

- 72 -
Paulo Coelho Zahir

Wszystko, co mówił, było jedynie wytworem jego chorej wyobraźni i tak jak ja,
on równieŜ nie miał bladego pojęcia, gdzie teraz jest Ester. W świecie rzeczywistym
o godzinie 11.45 stałem na peronie Dworca Wschodniego, czekając na pociąg ze
Strasburga, Ŝeby powitać wielkiego amerykańskiego aktora i reŜysera zapalonego
do ekranizacji jednej z moich ksiąŜek.
Do tej pory na kaŜdą propozycję przeniesienia na ekran którejś z moich
powieści miałem jedną odpowiedź: „Nie jestem zainteresowany". Wierzę, Ŝe
człowiek, czytając ksiąŜkę, tworzy w głowie swój własny film, postaciom nadaje
twarze, buduje scenariusze, słyszy dźwięki, czuje zapachy. Ja zawsze po obejrzeniu
filmu nakręconego na podstawie ulubionej ksiąŜki wychodzę z kina rozczarowany,
oszukany i upieram się, Ŝe ksiąŜka była lepsza.
Jednak tym razem moja agentka nalegała. Twierdziła, Ŝe ten aktor i producent
naleŜy do naszej „druŜyny" i chce zrobić coś zupełnie innego, niŜ kiedykolwiek nam
proponowano. Spotkanie zostało ustalone przed dwoma miesiącami. Mieliśmy pójść
dzisiaj na kolację, omówić wszystkie szczegóły, zobaczyć, czy rzeczywiście
znajdziemy wspólny język.
Ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni mój kalendarz wywrócił się do góry
nogami. Dziś jest czwartek, muszę iść do ormiańskiej restauracji i nawiązać kontakt
z młodym epileptykiem, który rzekomo słyszy głosy, a jest jedyną osobą znającą
miejsce pobytu mojego Zahira. Odebrałem to jako znak, Ŝeby nie sprzedawać praw
autorskich, i próbowałem telefonicznie odwołać spotkanie z aktorem. On jednak
nalegał, twierdził, Ŝe moŜemy zrezygnować z kolacji i pójść następnego dnia na
obiad. „KtóŜ by się martwił perspektywą samotnej nocy w ParyŜu?", powiedział,
czym mnie rozbroił.
W moim wymarzonym świecie Ester wciąŜ była moją towarzyszką Ŝycia, a jej
miłość dodawała mi sił, Ŝeby iść dalej i odkrywać własne granice.
W świecie rzeczywistym była tylko obsesją, która wysysała ze mnie energię,
zajmowała całą przestrzeń, tak Ŝe jedynie olbrzymim wysiłkiem woli zmuszałem się,
by pracować, spotykać się z producentami, udzielać wywiadów.
Jak to moŜliwe, Ŝe po dwóch latach ciągle nie mogłem o niej zapomnieć?
Miałem dość zadręczania się, roztrząsania wszystkich ewentualności, szukania
ucieczki w pisaniu ksiąŜek, uprawiania jogi, pracy społecznej, wizyt u przyjaciół,
flirtów, chodzenia na kolacje, do kina (rzecz jasna wykluczone adaptacje literatury,
tylko filmy według oryginalnych scenariuszy), do teatru, do opery, na mecze

- 73 -
Paulo Coelho Zahir

piłkarskie. Mimo to Zahir wciąŜ był górą i tkwił we mnie jak zadra, zmuszał do
powtarzania w kółko: „Dałbym wszystko, Ŝeby ona była tu ze mną".
Zerknąłem na zegar w hali dworca — miałem jeszcze piętnaście minut.
W świecie marzeń Michaił był moim sprzymierzeńcem. W świecie rzeczywistym nie
miałem na to Ŝadnego dowodu, tylko ogromne pragnienie, Ŝeby to, co mówił, okazało
się prawdą. On zaś równie dobrze mógł być ukrytym wrogiem.
Wracały wciąŜ te same pytania. Dlaczego nic mi nie powiedziała? Czy chodziło
jej o to pytanie Hansa? Czy postanowiła zbawić świat, tak jak napomknęła w naszej
rozmowie o miłości i wojnie, a teraz „przygotowywała" mnie do tej misji?
Wpatrywałem się w tory kolejowe. Ester i ja podąŜamy naprzód równolegle,
lecz nasze drogi nigdy juŜ się nie spotykają. Dwa przeznaczenia, które...
Szyny.
Jaka jest odległość między nimi?
śeby odpędzić od siebie Zahira, zapytałem o to kolejarza, który stał na peronie.
— Sto czterdzieści trzy i pół centymetra albo cztery stopy i osiem i pół cala —
wyrecytował bez zająknienia.
Sprawiał wraŜenie człowieka zadowolonego z Ŝycia, dumnego ze swojej pracy i
w Ŝaden sposób nie pasował do idee fixe Ester, Ŝe wszyscy ukrywamy w sercu
ogromny smutek.
Co za absurdalna liczba! Sto czterdzieści trzy i pół centymetra albo cztery
stopy i osiem i pół cala?
Bzdury. Sto pięćdziesiąt centymetrów, to rozumiem, to byłoby logiczne. Albo
pięć stóp. Jakaś okrągła liczba, prosta do zapamiętania dla mechaników,
konstruktorów pociągów i pracowników kolei.
— Dlaczego tyle? — męczyłem biedaka.
— Bo koła wagonów rozstawione są w takiej odległości od siebie.
— Ale koła są w takiej odległości od siebie, bo dystans między szynami jest
właśnie taki a nie inny, nie sądzi pan?
— Czy uwaŜa pan, Ŝe muszę wiedzieć wszystko na temat pociągów tylko
dlatego, Ŝe pracuję na dworcu? Tak jest, i juŜ.
Nie był juŜ tym samym szczęśliwym człowiekiem, zadowolonym ze swojego
zajęcia. Umiał odpowiedzieć na jedno pytanie, ale nic poza tym. Przeprosiłem go
i przez resztę czasu wpatrywałem się w szyny, czując, Ŝe one chcą mi coś
powiedzieć.

- 74 -
Paulo Coelho Zahir

MoŜe to dziwne, lecz tory kolejowe zdawały się opowiadać o moim


małŜeństwie i o wszystkich małŜeństwach.
Aktor przyjechał i okazał się sympatyczniejszy, niŜ się spodziewałem.
Odstawiłem go do mojego ulubionego hotelu i wróciłem do domu. Ku mojemu
zaskoczeniu czekała tam na mnie Marie, bo zdjęcia do filmu zostały przełoŜone
o tydzień z powodu złej pogody.
— Dziś czwartek. Idziesz na spotkanie w ormiańskiej restauracji?
— CzyŜbyś chciała iść tam ze mną?
— Tak. Idę z tobą. A moŜe wolałbyś iść sam?
— Chyba tak.
— Mimo to pójdę. Nie urodził się jeszcze człowiek, który by mi dyktował, co
mam robić.
— Czy wiesz, dlaczego szyny kolejowe leŜą w odległości stu czterdziestu
trzech i pół centymetra od siebie?
— Nie mam pojęcia, ale mogę poszukać w Internecie. Czy to waŜne?
— Bardzo.
— Zostawmy na chwilę szyny. Rozmawiałam właśnie z przyjaciółmi. Uwielbiają
twoje ksiąŜki. Mówią, Ŝe ktoś, kto napisał Czas rozdzierania, czas zszywania oraz
historię o pasterzu i pielgrzymce do Santiago, musi być mędrcem, który zna
odpowiedź na kaŜde pytanie.
— Sama świetnie wiesz, Ŝe tak wcale nie jest.
— Jak w takim razie udaje ci się przekazać czytelnikom prawdy, których nie
znasz?
— Bo one są we mnie. Wszystko, o czym piszę, stanowi jakąś część mojej
duszy, to lekcje, które dostałem od Ŝycia i próbuję zastosować do siebie. Sam
jestem czytelnikiem swoich ksiąŜek. Odkrywają przede mną coś, o czym wiedziałem,
ale czego nie byłem do końca świadomy.
— A czytelnicy?
— Myślę, Ŝe z nimi dzieje się podobnie. KsiąŜka — zresztą moŜna to samo
powiedzieć o filmie, o muzyce, ogrodzie, widoku ze szczytu góry — coś nam
objawia. Objawiać znaczy odsłonić. Ściągnąć zasłonę z czegoś, co juŜ istnieje, to
trochę co innego niŜ uczyć, jak lepiej Ŝyć. W tej chwili, jak sama wiesz, cierpię
z miłości. MoŜe to być zstąpieniem do piekieł, ale moŜe być teŜ objawieniem.
Dopiero po napisaniu Czasu rozdzierania, czasu zszywania uświadomiłem sobie, Ŝe

- 75 -
Paulo Coelho Zahir

potrafię kochać. Dotarło to do mnie z całą jasnością, kiedy wystukiwałem na


klawiaturze komputera słowa tej powieści.
— A duchowość, obecna niemal na wszystkich stronach twoich ksiąŜek?
— Zaczyna mi się podobać pomysł, Ŝebyś poszła ze mną do ormiańskiej
restauracji. Tam odkryjesz, a raczej uświadomisz sobie trzy waŜne sprawy. Po
pierwsze: w chwili, kiedy człowiek postanowi zmierzyć się z problemem, odkrywa,
Ŝe ma na to o wiele więcej siły, niŜ przypuszczał. Po drugie: energia i mądrość
pochodzą z tego samego nieznanego źródła, które zazwyczaj nazywamy Bogiem.
Przez całe Ŝycie, odkąd wszedłem na drogę, którą uwaŜam za własną, próbuję
oddawać cześć tej energii, podłączać się do niej kaŜdego dnia, kierować się
znakami, uczyć się robiąc coś, a nie tylko myśląc, Ŝe robię. Po trzecie: nikt nie jest
samotny w swoich troskach. Zawsze istnieje ktoś, kto martwi się, cieszy albo tak
samo cierpi jak ty. To dodaje ci sił, Ŝeby stawić czoło wyzwaniom.
— Czy to dotyczy takŜe cierpienia z miłości?
— To dotyczy wszystkiego. Jeśli przyszło cierpienie, lepiej je przyjąć, bo nie
zlikwidujesz go, udając, Ŝe go nie ma. Jeśli przyszła radość, lepiej ją przyjąć, niŜ bać
się, Ŝe pewnego dnia się skończy. Są ludzie, którzy spełniają się tylko dzięki
poświęceniu i wyrzeczeniom. Są tacy, którzy czują się częścią ludzkości tylko wtedy,
kiedy myślą, Ŝe są szczęśliwi. Ale dlaczego właściwie o tym mówimy?
— Bo jestem zakochana i boję się cierpienia, które moŜe mnie czeka.
— Nie bój się. Jedyny sposób na uniknięcie tego cierpienia to nie kochać
w ogóle.
— Wiem, Ŝe Ester tu jest. Ze spotkania z Michaiłem opowiedziałeś tylko o jego
ataku epilepsji. To dla mnie zły znak, choć moŜe dobry znak dla ciebie.
— Dla mnie to teŜ moŜe być zły znak.
— Wiesz, o co chciałabym cię zapytać? Czy kochasz mnie tak mocno, jak ja
kocham ciebie? Ale nie mam odwagi spytać. Dlaczego wciąŜ wchodzę w nieudane
związki z męŜczyznami? Jest mi bardzo źle, kiedy Ŝyję sama. PoniewaŜ chcę
zawsze być z kimś związana, cały czas muszę być fantastyczna, inteligentna,
wraŜliwa, wyjątkowa. Wysiłek uwodzenia zmusza mnie do dawania z siebie tego, co
we mnie najlepsze, i to w jakiś sposób mnie wzbogaca. Ale nie mam pewności, czy
to dobra droga.
— Chcesz wiedzieć, czy jestem w stanie wciąŜ kochać kobietę, która mnie
porzuciła bez słowa wyjaśnienia?

- 76 -
Paulo Coelho Zahir

— Czytałam twoją ksiąŜkę. Wiem, Ŝe jesteś w stanie.


— Chcesz zapytać, czy pomimo mojej miłości do Ester jestem w stanie kochać
ciebie?
— Nie ośmieliłabym się zadać takiego pytania, bo odpowiedź moŜe mnie
zranić.
— Chcesz wiedzieć, czy serce męŜczyzny albo kobiety moŜe kochać więcej niŜ
jedną osobę naraz?
— To pytanie nie jest juŜ tak bezpośrednie, więc chciałabym, Ŝebyś
odpowiedział.
— Myślę, Ŝe to moŜliwe. Chyba Ŝe jedna z tych osób staje się...
— ...Zahirem? Ale będę o ciebie walczyć, bo warto. MęŜczyzna, który potrafi
tak kochać kobietę, jak ty kochałeś... lub kochasz Ester, zasługuje na mój szacunek
i starania. Aby udowodnić ci, Ŝe pragnę być z tobą i Ŝe wiele dla mnie znaczysz,
zrobię, o co mnie poprosiłeś, choć to zadanie absurdalne. Dowiem się, dlaczego tory
kolejowe mają szerokość czterech stóp i ośmiu i pół cala.
Było dokładnie tak, jak przewidział właściciel ormiańskiej restauracji. Tydzień
później juŜ nie tylko sala w głębi, ale cała restauracja była zatłoczona. Marie
przypatrywała się zebranym z zaciekawieniem i od czasu do czasu rzucała jakieś
uwagi.
— Dlaczego przychodzą tu z dziećmi?
— MoŜe nie mają z kim ich zostawić?
Równo o dziewiątej sześć osób — dwoje muzyków w orientalnych strojach
i czworo młodych ludzi w białych sukniach — weszło na scenę. Kelnerzy przestali
obsługiwać gości i wszyscy zamilkli.
— W mongolskiej przypowieści o stworzeniu świata łania spotyka dzikiego psa
— zaczął Michaił nieswoim głosem. — To dwa stworzenia o zupełnie odmiennych
naturach: w przyrodzie dziki pies zabija łanię, Ŝeby ją zjeść. W mongolskiej
przypowieści oboje rozumieją, Ŝe potrzebują się nawzajem i muszą połączyć siły,
Ŝeby przetrwać we wrogim świecie.
Dlatego najpierw powinni nauczyć się kochać. A Ŝeby kochać, muszą przestać
być sobą, bo inaczej nie da się Ŝyć we dwoje. Z biegiem czasu dziki pies uznaje, Ŝe
jego instynkt, dotąd skupiony na walce o przetrwanie, słuŜy jednak wyŜszemu
celowi: sprzymierzyć się z drugą istotą, by stworzyć świat na nowo.
Zrobił pauzę.

- 77 -
Paulo Coelho Zahir

— Kiedy tańczymy, kiedy wirujemy wokół własnej osi, porusza nami ta sama
energia, która wznosi się do Naszej Pani i wraca do nas z całą siłą, tak samo jak
woda, która wyparowuje z rzek, zmienia się w chmurę i wraca na ziemię w postaci
deszczu. Opowiem warn dzisiaj o łańcuchu miłości.
Raz pewien wieśniak zapukał do bramy klasztornej i podał furtianowi, który mu
otworzył, kiść soczystych winogron.
— Drogi bracie furtianie, oto najdorodniejsze owoce z mojej winnicy. Przynoszę
ci je w prezencie.
— Dziękuję! Zaraz zaniosę je opatowi, na pewno ucieszy się z tak wspaniałego
daru.
— Nie rób tego, przyniosłem je specjalnie dla ciebie.
— Dla mnie? AleŜ ja nie zasługuję na tak piękny podarunek.
— Zawsze kiedy stukałem do drzwi, ty mi otwierałeś. Kiedy potrzebowałem
pomocy, bo susza zniszczyła moje plony, codziennie dawałeś mi kromkę chleba
i szklankę wina. Chciałbym, Ŝeby ta kiść winogron dała ci trochę miłości słońca,
orzeźwiającego deszczu i boskiego cudu stworzenia.
Brat furtian przyjął więc kiść winogron i cały ranek ją podziwiał. Była naprawdę
piękna. Dlatego mimo wszystko postanowił oddać ją opatowi, który zawsze słuŜył mu
dobrą radą.
Opat bardzo ucieszył się z winogron, ale przypomniał sobie, Ŝe w zakonie jest
pewien cięŜko chory brat, i pomyślał: „Dam mu je, moŜe go trochę podniosą na
duchu".
Ale winogrona niedługo pozostały w celi chorego. „Kucharz opiekuje się mną,
podtyka mi najsmakowitsze kąski. Jestem pewien, Ŝe ta kiść go uraduje" — pomyślał
chory zakonnik i kiedy kucharz pojawił się z obiadem, wręczył mu winogrona.
— To dla ciebie. KaŜdego dnia masz do czynienia z darami natury, na pewno
docenisz to boskie dzieło.
Kucharz zachwycił się doskonałością kiści i zapragnął, Ŝeby dostrzegł ją takŜe
jego pomocnik. Ten z kolei uznał, Ŝe tak piękne owoce są godne, by zanieść je
w darze zakrystianowi strzegącemu Najświętszego Sakramentu. Wiele osób
w zakonie uwaŜało go za świętego.
Zakrystian dał winogrona w prezencie najmłodszemu z nowicjuszy, Ŝeby i on
mógł przekonać się, jak boska doskonałość objawia się we wszystkich
najdrobniejszych dziełach stworzenia. Kiedy nowicjusz otrzymał owoce, jego serce

- 78 -
Paulo Coelho Zahir

przepełniła wdzięczność dla Boga, bo nigdy nie widział tak cudownej kiści.
Przypomniał sobie wtedy, jak przybył po raz pierwszy do klasztoru, i pomyślał
o osobie, która otworzyła mu wówczas drzwi. Ten prosty gest sprawił, Ŝe jest teraz
tutaj, w tym zgromadzeniu, wśród osób, które umieją docenić cuda.
I nim jeszcze zapadł zmierzch, zaniósł kiść winogron bratu furtianowi.
— Spędzasz tu całe dnie samotnie, te winogrona na pewno sprawią ci radość.
Smacznego.
I wtedy brat furtian zrozumiał, Ŝe owoce rzeczywiście są przeznaczone dla
niego. Zjadł je, rozkoszując się kaŜdym gronem z osobna i uszczęśliwiony udał się
na spoczynek. Tak zamknęło się koło radości i szczęścia, które otacza zawsze tego,
kto obcuje z energią miłości.
Alma uderzyła w ozdobny talerz.
— Jak w kaŜdy czwartek słuchamy opowieści o miłości i opowiadamy historie
o niekochaniu. Zobaczmy, co jest na powierzchni, potem krok po kroku zrozumiemy
to, co kryje się pod spodem: nasze obyczaje i wartości. A kiedy przebijemy się
i przez tę warstwę, uda nam się odnaleźć siebie samych. Kto zaczyna?
Podniosło się wiele rąk i ku zdumieniu Marie, moja teŜ. Szeptano, ludzie
wiercili się na krzesłach. Michaił wskazał na wysoką, ładną kobietę o niebieskich
oczach.
— W zeszłym tygodniu pojechałam odwiedzić przyjaciela, który mieszka sam
w górach, blisko granicy z Hiszpanią. Ten człowiek ceni rozkosze Ŝycia
i wielokrotnie mi powtarzał, Ŝe prawdziwa mądrość polega na tym, by cieszyć się
kaŜdą chwilą.
Mojemu męŜowi od początku nie podobał się pomysł tego wyjazdu. Znał
mojego przyjaciela i wiedział, Ŝe jego ulubione rozrywki to polowanie na dzikie
ptactwo i uwodzenie kobiet. Ale ja chciałam porozmawiać właśnie z nim, uwaŜałam,
Ŝe tylko on moŜe mi pomóc. MąŜ radził, bym poszła do psychoterapeuty, pojechała
gdzieś wypocząć. Pokłóciliśmy się i mimo jego protestów zdecydowałam się na
wyjazd. Przyjaciel odebrał mnie z lotniska, długo rozmawialiśmy, potem zjedliśmy
kolację, wypiliśmy kieliszek wybornego wina, pogadaliśmy jeszcze trochę i poszłam
spać. Nazajutrz rano wybraliśmy się w góry, a potem odwiózł mnie na lotnisko.
Gdy tylko wróciłam do domu, rozpoczęło się przesłuchanie. Był sam? Tak. Nie
ma Ŝadnej kobiety? Nie. Piliście coś? Piliśmy. Dlaczego nie chcesz o tym ze mną
rozmawiać? PrzecieŜ rozmawiam! Byliście sami w domu w górach, w romantycznej

- 79 -
Paulo Coelho Zahir

scenerii, prawda? Tak. I mimo to nic między wami nie zaszło? Nic. Sądzisz, Ŝe w to
uwierzę? A dlaczego miałbyś nie wierzyć? Dlatego Ŝe to jest wbrew ludzkiej naturze
— męŜczyzna i kobieta, którzy są sam na sam, piją wino i opowiadają sobie
najskrytsze sekrety, muszą wylądować w łóŜku!
Zgadzam się z męŜem. To rzeczywiście wbrew temu, co nam wpojono. On
nigdy mi nie uwierzy, choć to szczera prawda. Od tej pory nasze Ŝycie zamieniło się
w istne piekło. Wiem, Ŝe w końcu to minie, ale te męczarnie niczemu nie słuŜą.
Cierpimy, bo nam wmówiono, Ŝe kiedy męŜczyzna i kobieta podobają się sobie, to
przy sprzyjających okolicznościach zawsze kończą w łóŜku.
Oklaski. Ludzie zapalają papierosy, słychać brzęk kieliszków.
— Co tu się właściwie dzieje? — szepcze mi do ucha Marie. — MałŜeńska
terapia grupowa?
— Na tym polega to „spotkanie". Nikt tu nie mówi, co jest dobre, a co złe, nikt
nikogo nie ocenia, po prostu ludzie opowiadają, co im leŜy na sercu.
— Ale dlaczego tak publicznie, kiedy inni palą papierosy i popijają wino?
— MoŜe tak jest im łatwiej. A jeśli tak jest łatwiej, po co to zmieniać?
— Łatwiej? Wobec obcych ludzi, którzy jutro mogą wszystko powtórzyć jej
męŜowi?
Ktoś inny zabrał juŜ glos, więc nie zdąŜyłem Marie wytłumaczyć, Ŝe to nie ma
najmniejszego znaczenia, bo wszyscy zebrali się tutaj, by mówić o niekochaniu,
które podszywa się pod miłość.
— Jestem męŜem tej kobiety — odezwał się męŜczyzna, który musiał być co
najmniej dwadzieścia lat starszy od tej ładnej blondynki. — Wszystko, co powiedziała
przed chwilą, jest prawdą. Ale jest coś, o czym ona nie wie, bo nie miałem odwagi jej
tego wyznać. Zrobię to teraz.
Kiedy wyjechała w góry, przez całą noc nie mogłem zasnąć. Zacząłem
wyobraŜać sobie w najdrobniejszych szczegółach, co się tam moŜe dziać.
PrzyjeŜdŜa, kominek juŜ rozpalony, ona zdejmuje płaszcz, potem sweter. Pod
cienkim podkoszulkiem nie ma nawet stanika. Wyraźnie rysuje się kształt jej piersi.
Ona udaje, Ŝe nie dostrzega jego spojrzenia. Idzie do kuchni po drugą butelkę
szampana. Ma na sobie bardzo obcisłe dŜinsy, wie doskonale, Ŝe on poŜera ją
wzrokiem. Wraca, mówią o sprawach naprawdę intymnych i stają się sobie bliscy.
Temat, który ją tam przywiódł, juŜ obgadali. Dzwoni komórka — to ja, chcę się
dowiedzieć, czy wszystko w porządku. Ona podchodzi do niego, przykłada mu do

- 80 -
Paulo Coelho Zahir

ucha telefon i słuchają mnie oboje, a mówię bardzo taktownie, bo wiem, Ŝe za


późno na jakiekolwiek naciski. Udaję więc, Ŝe wcale się nie martwię, i radzę, Ŝeby
nacieszyła się górami, bo następnego dnia wraca juŜ do ParyŜa, będzie musiała
zająć się domem, zakupami i dziećmi.
Rozłączam się, wiedząc, Ŝe on słuchał naszej rozmowy. I choć wcześniej
siedzieli na osobnych fotelach, teraz siedzą bardzo blisko siebie.
W tym momencie przestałem juŜ myśleć o tym, co się dzieje w górach.
Wstałem, zajrzałem do dziecinnego pokoju, podszedłem do okna, spojrzałem na
dachy ParyŜa i wiecie, co poczułem? Podniecenie. Szalone podniecenie. Myśl
o tym, Ŝe moja Ŝona moŜe właśnie w tej chwili całuje się z innym męŜczyzną,
a potem się z nim kocha, była dla mnie podniecająca.
Czułem się paskudnie. Jak mogło podniecić mnie coś takiego?! Następnego
dnia rozmawiałem o tym z dwoma przyjaciółmi. Oczywiście nie przyznałem się, Ŝe
chodzi o mnie, tylko zapytałem, czy kiedykolwiek czuli podniecenie, kiedy na
przyjęciu jakiś obcy męŜczyzna zaglądał ich Ŝonom za dekolt. Obaj wymigali się od
odpowiedzi. To tabu! Ale obaj przyznali, Ŝe dobrze jest wiedzieć, Ŝe ich Ŝony poŜąda
jakiś inny męŜczyzna, i na tym rozmowa stanęła. Czy to skryte fantazje erotyczne
wszystkich męŜczyzn? Nie wiem. Przeszliśmy w domu piekło, bo sam nie rozumiem,
co się właściwie ze mną działo. A poniewaŜ nie rozumiem, ją winię za to, Ŝe
wywołała we mnie coś, co zachwiało moim światem.
Tym razem zapaliło się duŜo papierosów, ale nie było oklasków. Tak jakby ten
temat nawet tutaj był tabu.
Trzymając podniesioną rękę, zastanawiałem się, czy zgadzam się z tym
panem. Co prawda, wyobraŜałem sobie podobne sceny z Ester i Ŝołnierzami na
froncie, ale nie miałem odwagi przyznać się do tego nawet przed samym sobą.
Michaił spojrzał w moją stronę i skinął głową.
Sam nie wiem, kiedy wstałem, popatrzyłem na publiczność, która nie ochłonęła
jeszcze po wyznaniach męŜczyzny podniecającego się na myśl o tym, Ŝe jego Ŝonę
posiadł inny. Nikt więc nie zwracał na mnie uwagi i to mi pomogło zacząć.
— Z góry przepraszam za to, Ŝe nie będę tak bezpośredni jak moi
przedmówcy, ale teŜ chciałbym coś powiedzieć. Byłem dzisiaj na dworcu i odkryłem,
Ŝe szyny kolejowe są umieszczone w odległości stu czterdziestu trzech i pół
centymetra, czy teŜ czterech stóp i ośmiu i pół cala od siebie. Skąd tak dziwny
wymiar? Poprosiłem moją dziewczynę, aby znalazła odpowiedź na to pytanie, i oto

- 81 -
Paulo Coelho Zahir

rezultat jej poszukiwań.


Kiedy budowano pierwsze wagony kolejowe, uŜywano tych samych narzędzi co
do wyrobu powozów konnych.
A dlaczego między kołami powozów była taka, a nie inna odległość? Bo
antyczne drogi miały taką szerokość i powozy były do nich dostosowane.
Kto zadecydował o takiej szerokości dróg? I tu cofamy się do naprawdę
odległej przeszłości. OtóŜ ustanowili to staroŜytni Rzymianie, pierwsi wielcy
budowniczy dróg. Z jakiego powodu? Wojenne rydwany Rzymian były zaprzęŜone
w dwa konie — kiedy ustawiło się obok siebie konie hodowanej wówczas rasy,
zajmowały dokładnie sto czterdzieści trzy i pół centymetra.
W ten oto sposób rozstaw torów, po których mkną dziś nasze superszybkie
pociągi, został ustalony przez staroŜytnych Rzymian. Kiedy emigranci z Europy
budowali w Ameryce kolej, posłuŜyli się tym samym wzorcem. Co więcej, promy
kosmiczne zostały skrojone na tę samą miarę. Wprawdzie amerykańscy inŜynierowie
uwaŜali, Ŝe baki z paliwem powinny być szersze, lecz były produkowane w stanie
Utah i transportowane koleją do Centrum Lotów Kosmicznych na Florydzie, nie
mogły więc być szersze niŜ tunele nad torami. Wniosek: wszyscy musieli dostosować
się do tego, co Rzymianie uznali za miarę idealną. Ale jaki to ma związek
z małŜeństwem? — zapytacie.
Wziąłem głęboki oddech. Niektórzy wydawali się zupełnie znudzeni torami
kolejowymi i zaczęli coś szeptać między sobą. Inni słuchali mnie z uwagą — wśród
nich byli Marie i Michaił.
— OtóŜ ma to wiele wspólnego z małŜeństwem i z obiema opowieściami,
których wysłuchaliśmy wcześniej. W jakimś momencie pojawił się ktoś, kto
zdecydował: W chwili zawarcia małŜeństwa wiąŜecie się na resztę Ŝycia. Odtąd
będziecie szli obok siebie, jak dwie szyny kolejowe, według dokładnego wzorca. Nie
będziecie mogli nic zmienić, ani się od siebie oddalić, ani przybliŜyć. Reguły mówią
jasno: bądźcie rozsądni, myślcie o dzieciach, o przyszłości, musicie być jak dwie
szyny, które zachowują między sobą taką samą odległość na stacji początkowej,
w połowie drogi i na stacji końcowej. Nie pozwalajcie, by wasza miłość się
zmieniała, Ŝeby rosła na początku albo malała w środku — to zbyt ryzykowne. Tak
więc, po euforii pierwszych paru lat macie utrzymać tę samą odległość, tę samą
trwałość, tę samą funkcjonalność. Jesteście tu po to, aby pociąg przedłuŜania
gatunku jechał ku przyszłości. Wasze dzieci będą szczęśliwe, pod warunkiem Ŝe

- 82 -
Paulo Coelho Zahir

będziecie pozostawać w odległości stu czterdziestu trzech i pół centymetra od


siebie. A jeśli nie jesteście zadowoleni z tego niezmiennego trwania, myślcie
o potomstwie, które wydaliście na ten świat.
Pamiętajcie o sąsiadach. PokaŜcie im, Ŝe jesteście szczęśliwi, Ŝe w niedzielę
rozpalacie grilla, wieczorami oglądacie telewizję, wspieracie lokalną społeczność.
Niech wszyscy widzą, w jak doskonałej harmonii Ŝyjecie. Nie rozglądajcie się na
boki, bo a nuŜ napotkacie czyjś wzrok, a to juŜ stwarza pokusę i moŜe doprowadzić
do kryzysu małŜeństwa, rozwodu, depresji.
Uśmiechajcie się do zdjęć. Poustawiajcie rodzinne fotografie w salonie tak, aby
wszyscy je widzieli. Odchudzajcie się, uprawiajcie sport — przede wszystkim
uprawiajcie sport, byście mogli pozostać sklejeni ze sobą przez resztę Ŝycia. Kiedy
sport juŜ nie pomaga, zafundujcie sobie operację plastyczną. I nigdy nie
zapominajcie o regułach, które zostały ustalone i których trzeba bezwzględnie
przestrzegać. Kto je ustanowił? To nie ma znaczenia, nie zadawajcie takich pytań,
reguły i tak będą obowiązywać zawsze, czy się wam to podoba, czy nie.
Usiadłem. Kilka entuzjastycznych oklasków, trochę obojętności i moje obawy,
czy aby nie przeholowałem. Marie patrzyła na mnie z mieszaniną podziwu
i zaskoczenia. Kobieta na scenie uderzyła w metalowy talerz.
— Teraz będą tańczyć na cześć miłości, na cześć „Pani" — szepnąłem do ucha
Marie. — Wychodzę na papierosa.
— MoŜesz przecieŜ zapalić tutaj.
— Muszę chwilę pobyć sam.
ChociaŜ nadeszła juŜ wiosna, na dworze wciąŜ było bardzo zimno.
Potrzebowałem jednak świeŜego powietrza. Po co ja to wszystko powiedziałem?
Moje małŜeństwo z Ester nigdy tak nie wyglądało. Wcale nie byliśmy jak dwie szyny
kolejowe, zawsze biegnące równolegle do siebie, beznamiętnie poprawne,
w doskonałej harmonii. Mieliśmy wzloty i upadki, wiele razy jedno albo drugie
groziło odejściem, ale mimo to byliśmy wciąŜ razem.
AŜ do tego momentu przed dwoma laty.
Albo do chwili, w której Ester zaczęła się zastanawiać, dlaczego nie jest
szczęśliwa.
Nikt nie powinien się zastanawiać nad tym, dlaczego nie jest szczęśliwy. W tym
pytaniu drzemie podstępny wirus, który wszystko niszczy. Jeśli sobie zadamy to
pytanie, zaraz będziemy chcieli wiedzieć, co nas uszczęśliwia. A jeśli okaŜe się, Ŝe

- 83 -
Paulo Coelho Zahir

w naszym obecnym Ŝyciu tego brak, to albo natychmiast je zmienimy, albo


poczujemy się jeszcze bardziej nieszczęśliwi.
Moja aktualna sytuacja była taka: mam kochankę, kobietę piękną i
z charakterem, w pracy mi idzie, z czasem wszystko się jakoś ułoŜy. Lepiej dać
sobie spokój, pogodzić się z tym, co mam, nie naśladować Ester, nie zwracać uwagi
na cudze spojrzenia i tak jak proponowała Marie, ułoŜyć sobie z nią Ŝycie.
Nie, nie mogę tak myśleć. Jeśli zacznę się zachowywać tak, jak tego ode mnie
oczekują inni, stanę się ich niewolnikiem. Muszę narzucić sobie niesłychaną
dyscyplinę, by tego uniknąć, bo człowiek zawsze chce zrobić komuś przyjemność —
a zwłaszcza sobie samemu. Ale gdybym tak postąpił, straciłbym nie tylko Ester, ale
takŜe Marie, pracę, przyszłość, szacunek do samego siebie i do wszystkiego, co
kiedykolwiek napisałem i powiedziałem.
Kiedy wróciłem do restauracji, ludzie zbierali się do wyjścia. Michaił stanął
przede mną juŜ w normalnym ubraniu.
— To, co się stało w pizzerii...
— Nie przejmuj się — odparłem. — Przejdźmy się nad Sekwaną.
Marie zachowała się bardzo taktownie. Powiedziała, Ŝe chce juŜ wracać do
domu, bo musi wcześnie połoŜyć się spać. Poprosiłem, Ŝeby podwiozła nas
taksówką do mostu przy wieŜy Eiffla; stamtąd mogłem wrócić piechotą.
W pierwszym odruchu chciałem zapytać Michaiła, gdzie mieszka, ale w porę
ugryzłem się w język. Mógłby sobie pomyśleć, Ŝe chcę go podejść, sprawdzić czy
Ester się u niego nie ukrywa.
Po drodze Marie wypytywała go, jaki jest sens tych „spotkań", a on powtarzał
wciąŜ to samo, Ŝe to sposób na odzyskanie miłości.
— Podobała mi się twoja metafora o torach kolejowych — powiedział. — Tak
właśnie zagubiliśmy miłość. Kiedy ustalono dokładne reguły, według których ma się
ona przejawiać.
— A kiedy to się stało? — spytała Marie.
— Nie wiem. Ale wiem, Ŝe moŜemy sprawić, aby ta energia wróciła. Wiem, bo
miłość do mnie mówi, kiedy tańczę albo kiedy słyszę głos.
Marie nie wiedziała, co to znaczy „słyszeć głos", ale dotarliśmy juŜ do mostu.
Obaj wysiedliśmy z taksówki i zanurzyliśmy się w chłodną paryską noc.
— Przestraszyłeś się wtedy, prawda? Największym niebezpieczeństwem
w takich chwilach jest to, Ŝe moŜna się udławić własnym językiem. Na szczęście

- 84 -
Paulo Coelho Zahir

właściciel pizzerii wiedział, jak zareagować. Pewnie mu się juŜ takie sytuacje
zdarzały, tylko jego diagnoza była błędna. To nie epilepsja, tylko kontakt z energią.
Rzecz jasna to była epilepsja, ale sprzeczanie się z nim nie prowadziło
donikąd. Próbowałem zachowywać się naturalnie. Musiałem panować nad sytuacją,
a byłem zaskoczony, Ŝe tym razem tak łatwo zgodził się na wspólny spacer.
— Potrzebuję cię. Musisz napisać o tym, jak waŜna jest miłość — powiedział
Michaił.
— Wszyscy wiedzą, jak waŜna jest miłość. Prawie wszystkie ksiąŜki są o tym.
— Więc ujmę to inaczej. Chciałbym, Ŝebyś napisał coś o Nowym Odrodzeniu.
— Co to jest Nowe Odrodzenie?
— To okres w historii podobny do tego, który miał miejsce w Europie
w piętnastym i szesnastym wieku, kiedy geniusze tacy jak Erazm z Rotterdamu,
Leonardo da Vinci czy Michał Anioł odrzucili sztywne konwencje narzucone im przez
epokę i sięgnęli do przeszłości. Jak wtedy, tak i teraz wracamy do języka magii,
alchemii, do idei Bogini Matki, postępowania zgodnie z własnym sumieniem, a nie
z tym, czego od nas Ŝąda Kościół czy społeczeństwo. Podobnie jak
w szesnastowiecznej Florencji, odkrywamy dzisiaj na nowo, Ŝe tajemnica przyszłości
zawarta jest w przeszłości.
A wracając do twojej historii o pociągu, pomyśl, w ilu jeszcze sprawach
poddajemy się wzorcom, których sami nie rozumiemy? Masz tak wielu wiernych
czytelników, nie mógłbyś poruszyć tego tematu?
— Nigdy nie pisałem na zamówienie — obruszyłem się, przypominając sobie,
Ŝe muszę się szanować. — Jeśli temat okaŜe się ciekawy, jeśli będzie leŜał mi na
sercu, jeśli łódź zwana Słowem zawiezie mnie na tę wyspę, moŜe napiszę o tym. Ale
to nie ma nic wspólnego z moim poszukiwaniem Ester.
— Wiem i nie stawiam Ŝadnych warunków. Po prostu o tym wspomniałem, bo
to moim zdaniem naprawdę waŜne.
— Czy ona mówiła ci kiedyś o Banku Przysług?
— Tak, ale tu nie chodzi o Bank Przysług. Chodzi o misję, której sam nie będę
w stanie wypełnić.
— Czy twoją misją są te spotkania w ormiańskiej restauracji?
— To tylko niewielka jej część. W piątki robimy to samo z Ŝebrakami, a
w środy z nowymi koczownikami.
Nowi koczownicy?! Lepiej mu teraz nie przerywać. Dzisiejszy Michaił nie ma

- 85 -
Paulo Coelho Zahir

w sobie ani krzty arogancji z pizzerii, ani cienia charyzmy z restauracji, ani grama
niepokoju z wieczoru autorskiego. Jest teraz po prostu kumplem, z którym moŜna
przegadać noc o problemach tego świata.
— Potrafię pisać tylko o tym, co rzeczywiście głęboko mnie porusza.
— Czy miałbyś ochotę porozmawiać kiedyś z kloszardami? — spytał.
Przypomniało mi się, co mówiła Ester o pozornym smutku w oczach
największych nędzarzy tego świata.
— Zastanowię się nad tym.
ZbliŜaliśmy się do Luwru. Michaił zatrzymał się, oparł o kamienną balustradę
na nadbrzeŜu i razem przyglądaliśmy się przepływającym statkom, które oślepiały
nas światłami.
— Zobacz, co robią turyści — powiedziałem pierwszą lepszą rzecz, jaka
przyszła mi do głowy, bo bałem się, Ŝe Michaił się znudzi i pójdzie do domu. —
Widzą tylko to, co oświetlają reflektory statku. Jutro pójdą zobaczyć Monę Lizę
i powiedzą, Ŝe zwiedzili Luwr. Kiedy wrócą do domu, będą się chwalić, Ŝe znają
ParyŜ. A tak naprawdę przepłynęli tylko statkiem i zobaczyli jeden obraz, jeden
jedyny. Czym się róŜni oglądanie filmu pornograficznego od uprawiania seksu? To
taka sama róŜnica jak zwiedzić miasto a poznać naprawdę, co się w nim dzieje,
wpaść do baru na rogu, przejść się ulicami, których próŜno by szukać
w przewodnikach, zgubić się w nich po to, by dowiedzieć się czegoś o sobie.
— Podziwiam twoje mocne nerwy. Opowiadasz o statkach na rzece,
a czekasz tylko na odpowiedni moment, Ŝeby zadać pytanie, z którym do mnie
przyszedłeś. Nie krępuj się i powiedz otwarcie, co chciałbyś wiedzieć.
W jego głosie nie było nawet cienia napastliwości, więc postanowiłem zagrać
w otwarte karty.
— Gdzie jest Ester teraz?
— Fizycznie — bardzo daleko, w Azji Środkowej. Duchowo — bardzo blisko.
Dzień i noc towarzyszy mi jej uśmiech, a w uszach dźwięczą słowa pełne zapału. To
ona mnie tu przywiozła, dwudziestojednoletniego biedaka bez przyszłości. Dla ludzi
z mojej wioski byłem odmieńcem, chorym psychicznie albo czarownikiem, który
zawarł pakt z diabłem, a dla ludzi z miasta wieśniakiem szukającym pracy.
Któregoś dnia opowiem ci dokładniej historię mojego Ŝycia. Szczęśliwym trafem
znałem angielski i dzięki temu zostałem tłumaczem Ester. Pewnego dnia
znaleźliśmy się na granicy kraju, do którego ona próbowała się przedostać.

- 86 -
Paulo Coelho Zahir

Amerykanie zakładali tam bazy wojskowe, przygotowując się do ataku na Afganistan.


Nie dostała wizy. Znałem w górach wszystkie ścieŜki, więc pomogłem jej przejść
zieloną granicę. W ciągu tygodnia, który spędziliśmy wtedy razem, zrozumiałem, Ŝe
nie jestem sam, Ŝe ona mnie rozumie.
Zapytałem, co robi tak daleko od domu. Po kilku wykrętach opowiedziała mi
wreszcie to, co pewnie opowiadała i tobie. Szukała miejsca, gdzie kryje się
szczęście. Ja z kolei opowiedziałem jej o mojej misji, Ŝeby energia miłości wróciła
na ziemię. W głębi ducha oboje poszukiwaliśmy tego samego.
Jakiś czas później Ester pojechała do ambasady francuskiej i załatwiła mi wizę
jako tłumaczowi języka kazachskiego, chociaŜ tak naprawdę w moim kraju mówi się
tylko po rosyjsku. Przyjechałem tutaj. Spotykaliśmy się za kaŜdym razem, kiedy
wracała z zagranicznych podróŜy. Jeszcze dwukrotnie pojechaliśmy razem do
Kazachstanu. Interesowała ją ogromnie tradycja tengri, a szczególnie pewien
koczownik, którego poznała na stepie. Wierzyła, Ŝe on zna odpowiedź na kaŜde
pytanie.
Chciałem się dowiedzieć czegoś o tengri, ale to mogło poczekać. Michaił mówił
dalej, a w jego oczach widziałem, Ŝe tęskni za Ester, tak samo jak ja.
— Rozpoczęliśmy pracę w ParyŜu. To ona wpadła na pomysł cotygodniowych
spotkań. Mówiła: „W stosunkach między ludźmi najwaŜniejsza jest rozmowa, ale
ludzie przestali ze sobą rozmawiać, nie potrafią słuchać się nawzajem. Chodzą do
teatru, do kina, oglądają telewizję, słuchają radia, czytają ksiąŜki, ale prawie zupełnie
ze sobą nie rozmawiają. Jeśli więc mamy zamiar zmienić świat, musimy wrócić do
czasów, kiedy wojownicy zbierali się wokół ogniska i snuli opowieści".
Rzeczywiście, Ester uwaŜała, Ŝe wszystko co w naszym Ŝyciu było waŜne,
narodziło się z długich rozmów przy kawiarnianych stolikach albo podczas
wspólnych spacerów.
— Ja zaproponowałem, Ŝeby organizować te spotkania we czwartki, zgodnie
z naszą tradycją. Ona wpadła na pomysł, Ŝeby czasami wychodzić nocą na ulice
ParyŜa. Mówiła, Ŝe tylko kloszardzi nie udają, Ŝe są szczęśliwi, przeciwnie —
odgrywają smutnych.
Dała mi do przeczytania twoje ksiąŜki. Zrozumiałem, Ŝe ty równieŜ, choć moŜe
tylko podświadomie, śnisz o lepszym świecie, jak my oboje. Zrozumiałem, Ŝe nie
jestem sam, choć tylko ja słyszę głos. Z czasem, kiedy na te spotkania przychodziło
coraz więcej ludzi, zacząłem wierzyć, Ŝe jestem w stanie wypełnić moją misję

- 87 -
Paulo Coelho Zahir

i pomóc energii miłości powrócić na ziemię. Trzeba było jednak sięgnąć do


przeszłości, do momentu, w którym ona odpłynęła, czy teŜ się ukryła.
— Dlaczego Ester mnie zostawiła?
Michaiła zdenerwowało trochę to pytanie, ale nie potrafiłem mówić o niczym
innym.
— Z miłości. Ona nie jest szyną kolejową biegnącą obok ciebie. Nie
podporządkuje się narzuconym regułom, ty chyba teŜ. Mam nadzieję, Ŝe rozumiesz,
jak bardzo mi jej brakuje?
— A więc...
— A więc, jeśli chcesz się z nią zobaczyć, mogę ci powiedzieć, gdzie ona jest.
Chciałem zrobić to wcześniej, ale głos mówi mi, Ŝe jeszcze nie teraz i Ŝe nikt nie
powinien przeszkadzać jej w spotkaniu z energią miłości. Szanuję ten głos, a on
nas chroni: mnie, ciebie i Ester.
— Kiedy nadejdzie ta odpowiednia chwila?
— MoŜe jutro, moŜe za rok, moŜe nigdy. Głos to energia, dlatego łączy on łudzi
tylko wtedy, gdy oboje są do tego naprawdę gotowi. Wszyscy próbują na siłę
przyspieszać bieg wydarzeń — aŜ pada to słowo, którego nie chcieli usłyszeć:
„odejdź". Jeśli nie posłuchasz tego głosu i przyjdziesz za wcześnie albo za późno,
nigdy nie uda ci się to, co zamierzyłeś.
— Wolę usłyszeć „odejdź", niŜ być opętany Zahirem dzień i noc. Jeśli Ester mi
to powie, przestanie być obsesją, a stanie się kobietą, która myśli i Ŝyje po
swojemu.
— Przestanie być twoim Zahirem, ale to będzie wielka strata. Jeśli dwoje ludzi
potrafi być przejawem energii miłości, to naprawdę pomagają wszystkim innym
kobietom i męŜczyznom na ziemi.
— Straszysz mnie. Ja ją kocham. Wiesz, Ŝe ciągle ją kocham, a twoim
zdaniem i ona mnie nadal kocha. Nie wiem, co to znaczy być gotowym, ale nie
potrafię Ŝyć spokojnie, wiedząc, Ŝe ktoś na mnie czeka, a tym bardziej Ester.
— Z tego, co wiem, w jakimś momencie się pogubiłeś. Świat zaczął się kręcić
wokół ciebie, tylko i wyłącznie wokół ciebie.
— To nieprawda. Miała swobodę wyboru. Postanowiła zostać korespondentką
wojenną, wbrew mojej woli. Sądziła, Ŝe powinna szukać przyczyn ludzkiego
nieszczęścia, choć przekonywałem ją, Ŝe nie moŜna ich znaleźć. Czy ona chce,
Ŝebym był szyną w torach, biegnącą wciąŜ równolegle na tę samą bzdurną

- 88 -
Paulo Coelho Zahir

odległość od niej, tylko dlatego, Ŝe Rzymianie tak wymyślili?


— Wręcz przeciwnie.
Michaił ruszył dalej, a ja za nim.
— Wierzysz, Ŝe słyszę głos?
— Szczerze mówiąc, sam nie wiem. Lecz skoro jesteśmy w tej okolicy, to coś
ci pokaŜę.
— Wszyscy myślą, Ŝe to ataki padaczki, a ja nie wyprowadzam ich z błędu.
Tak jest łatwiej. Ale ten głos przemawia do mnie od dziecka, od kiedy ujrzałem tę
postać.
— Jaką postać?
— Kiedyś ci opowiem.
— Ilekroć o coś cię proszę, słyszę, Ŝe opowiesz mi o tym później.
— Głos mówi mi, Ŝe jesteś niespokojny, jakby wystraszony. W pizzerii, kiedy
poczułem powiew ciepłego wiatru i zobaczyłem światła, to był znak, Ŝe łączę się
z energią. Wiedziałem, Ŝe przybyła, by pomóc nam obu. Jeśli sądzisz, Ŝe wszystko,
co mówię, to tylko chore urojenia epileptyka, który chce wykorzystać zranione
uczucia sławnego pisarza, to jutro dam ci mapę z zaznaczonym miejscem jej pobytu
i jedź. Ale ja czuję, Ŝe głos chce nam coś jeszcze przekazać.
— Mogę wiedzieć co? Czy jak zwykle powiesz mi „potem"?
— Opowiem o tym wkrótce. Sam nie do końca rozumiem tę wiadomość.
— Mimo to obiecaj, Ŝe dasz mi adres Ester i mapę.
— Obiecuję. Przyrzekam na boską energię miłości. A co takiego chciałeś mi
pokazać?
— To — wskazałem palcem złocony pomnik dziewczyny na koniu. — Ona teŜ
słyszała głosy. Dopóki ludzie jej słuchali, wszystko szło dobrze. Kiedy zaczęli wątpić,
szala zwycięstwa przechyliła się na stronę wroga.
Joanna d'Arc, Dziewica Orleańska, bohaterka wojny stuletniej, która w wieku
siedemnastu lat została mianowana komendantem oddziałów, poniewaŜ... słyszała
głosy. To one podpowiedziały jej najlepszą strategię, jak pokonać Anglików. Dwa lata
później została oskarŜona o czary i spalona na stosie. W jednej z moich ksiąŜek
przytoczyłem fragment z jej przesłuchania z dwudziestego czwartego lutego 1431
roku.
Była wtedy przesłuchiwana przez doktora Jeana Beaupere'a. Zapytana, czy
słyszała głos, odrzekła:

- 89 -
Paulo Coelho Zahir

„Słyszałam trzy razy, wczoraj i dzisiaj. Rano, w godzinie nieszporów i kiedy


grali na Ave Maria".
Zapytana, czy głos znajdował się w jej komnacie, odpowiedziała, Ŝe nie wie,
ale Ŝe obudził ją rankiem. Nie było go w komnacie, lecz był w zamku. Spytała, co
ma czynić, a głos kazał jej wstać z łóŜka i złoŜyć dłonie.
"Wtedy powiedziała biskupowi, który ją przesłuchiwał: „Twierdzisz, panie, Ŝe
jesteś moim sędzią. UwaŜaj przeto bacznie na to, co zamierzasz uczynić, bo jestem
wysłanniczką Boga, ty zaś znajdujesz się w wielkim niebezpieczeństwie. Głos
objawił mi sprawy, które mam powierzyć królowi, nie tobie, panie. Ten głos, który od
dłuŜszego czasu słyszę, pochodzi od Boga, a ja bardziej boję się przeciwstawić
temu głosowi niŜ tobie".
— Chyba nie sugerujesz, Ŝe...
— śe jesteś wcieleniem Joanny d'Arc? Nie, nie sądzę. Ona umarła, mając
niespełna dziewiętnaście lat, a ty masz juŜ dwadzieścia pięć. Ona dowodziła wielką
armią, a ty, sądząc z tego, co słyszę, nie potrafisz nawet pokierować własnym
Ŝyciem.
Usiedliśmy na murku nad Sekwaną.
— Wierzę w znaki — ciągnąłem. — Wierzę w przeznaczenie. Wierzę, Ŝe
kaŜdy człowiek kaŜdego dnia wie, jaka decyzja jest dla niego najlepsza. Wierzę, Ŝe
przegrałem, Ŝe w którymś momencie straciłem kontakt z ukochaną kobietą. A teraz
muszę zamknąć cykl. Chcę dostać mapę i chcę do niej pojechać.
Spojrzał mi prosto w oczy, jakby znów wpadał w trans. Wyczułem, Ŝe zbliŜa
się atak — w środku nocy, w zupełnie wyludnionym miejscu.
— Wizje dały mi siłę. Ta siła jest niemal widoczna, namacalna. Mogę nią
kierować, ale nie potrafię jej powstrzymać.
— Dziś jest juŜ za późno na tego typu rozmowy. Jestem zmęczony, ty pewnie
teŜ. Chciałbym, Ŝebyś dał mi mapę z zaznaczonym miejscem pobytu Ester.
— Głos... Jutro po południu dam ci mapę. Gdzie mogę ją zostawić?
Podałem mu swój adres. Byłem zdziwiony, Ŝe nie wiedział, gdzie mieszkaliśmy.
— Sądzisz, Ŝe sypiałem z twoją Ŝoną?
— Nigdy bym o to nie zapytał. To nie moja sprawa.
— AleŜ pytałeś juŜ o to wtedy w pizzerii.
Zapomniałem. Oczywiście, Ŝe to moja sprawa, ale teraz jego odpowiedź juŜ
mnie nie interesowała.

- 90 -
Paulo Coelho Zahir

Oczy Michaiła się zmieniły. Szukałem w kieszeni czegoś, co mógłbym wetknąć


mu do ust w razie ataku, ale on wydawał się spokojny, chyba opanował sytuację.
— Słyszę teraz głos. Jutro wezmę mapę, notatki, rozkład lotów. Wierzę, Ŝe ona
na ciebie czeka. Wierzę, Ŝe świat stanie się lepszy, jeśli choć dwie osoby będą
szczęśliwsze. Ale głos podszeptuje mi takŜe, Ŝe jutro nie uda nam się spotkać.
— Jestem jutro umówiony na obiad z aktorem, który przyjechał specjalnie ze
Stanów. Tego nie mogę odwołać, ale przez resztę dnia będę czekał na ciebie.
— Głos mi mówi, Ŝe jutro się nie spotkamy.
— Czy ten głos zabrania ci pomóc mi w odnalezieniu Ester?
— Nie sądzę. Przyszedłem na twój wieczór autorski za jego podszeptem. Od
tamtej pory wiedziałem mniej więcej, jak się sprawy potoczą. Czytałem przecieŜ Czas
rozdzierania, czas zszywania.
— A więc — powiedziałem, umierając ze strachu, Ŝe się rozmyśli — zrobimy
tak, jak ustaliliśmy. Od drugiej po południu jestem do twojej dyspozycji.
— Ale głos mówi, Ŝe jeszcze nie pora.
— Pamiętaj, Ŝe mi przyrzekłeś.
— W porządku.
Wyciągnął rękę na poŜegnanie, zapewniając, Ŝe wpadnie do mnie nazajutrz
późnym popołudniem.
— Głos mówi, Ŝe pozwoli na to, jak przyjdzie czas — tak brzmiały jego ostatnie
słowa tego wieczoru.
Jeśli o mnie chodzi, w drodze do domu słyszałem tylko jeden głos: głos Ester
mówiącej o miłości. A kiedy przypominałem sobie całą naszą rozmowę, docierało
do mnie, Ŝe mówiła wtedy o naszym małŜeństwie.
— Jako piętnastolatka miałam szaloną ochotę poznać seks. Ale to był owoc
zakazany, grzech. Nie mogłam zrozumieć dlaczego. Ty teŜ tak myślałeś? Wiesz,
czemu wszystkie religie na kuli ziemskiej, nawet wśród najbardziej prymitywnych
plemion, uwaŜają seks za coś zakazanego?
— Skąd w ogóle ten temat? Więc dlaczego seks jest zakazany?
— Z powodu jedzenia.
— Jedzenia?!
— Tysiące lat temu, kiedy plemiona wędrowały, panowała seksualna swoboda,
rodziło się mnóstwo dzieci. Ale im plemię bardziej się rozrastało, tym trudniej było mu
przetrwać. O jedzenie trzeba było walczyć, zwycięŜali najsilniejsi — męŜczyźni,

- 91 -
Paulo Coelho Zahir

a zabijano najsłabszych — kobiety i dzieci. A jak wiadomo, męŜczyźni bez kobiet


nie są w stanie przedłuŜyć gatunku. Jakiś człowiek, patrząc na klęskę sąsiedniego
plemienia, postanowił uratować swoje. Stworzył więc mit: bogowie zabronili uprawiać
miłość ze wszystkimi kobietami, trzeba wybrać sobie jedną, najwyŜej dwie partnerki.
Nawet jeśli z tych związków nie narodziły się dzieci, z powodu bezpłodności,
impotencji czy z innych przyczyn, pod Ŝadnym pozorem nie wolno było zmieniać
partnerów. Wszyscy uwierzyli w tę historię, bo ten, kto ją wymyślił, przemawiał
w imieniu bogów i zapewne miał coś, co wyróŜniało go spośród innych, kalectwo,
chorobę wywołującą konwulsje albo jakiś szczególny dar. I tak stał się pierwszym
wodzem plemienia. Po paru latach plemię stało się najsilniejsze w okolicy. Składało
się z pewnej liczby męŜczyzn, zdolnych zdobyć poŜywienie dla całej społeczności,
z pewnej liczby kobiet, zdolnych do reprodukcji, i pewnej liczby dzieci, które zasilą
szeregi myśliwych i reproduktorek. Czy wiesz, co jest największą przyjemnością
kobiet w małŜeństwie?
— Seks.
— Nic z tych rzeczy! Karmienie. Przyglądanie się, jak twój męŜczyzna je. To
chluba kobiety, która cały dzień myśli, co przygotuje na kolację. A powód tego moŜe
właśnie tkwi w zamierzchłej historii — w widmie głodu, groźbie wyginięcia gatunku i
w instynkcie przetrwania.
— Brakuje ci dzieci?
— Nie mamy dzieci. Jak moŜe mi brakować czegoś, czego nigdy nie miałam?
— Sądzisz, Ŝe dzieci zmieniłyby coś w naszym małŜeństwie?
— Skąd mam wiedzieć? Patrząc na znajomych, zastanawiam się, czy są
szczęśliwsi z powodu posiadania dzieci. Jedni tak, inni nie bardzo. Mogą być
szczęśliwsi z dziećmi, ale to ani nie poprawiło, ani nie pogorszyło relacji między nimi.
WciąŜ sądzą, Ŝe mają prawo sprawdzać się nawzajem. WciąŜ myślą, Ŝe muszą
dotrzymać obietnicy „być zawsze szczęśliwym małŜeństwem", nawet za cenę
nieszczęścia na co dzień.
— Wojna ci szkodzi, Ester. Stykasz się tam z rzeczywistością zupełnie
odmienną od naszego zwykłego Ŝycia. Tak, wiem, Ŝe pewnego dnia umrę, więc
przeŜywam kaŜdy dzień tak, jakby był cudem. Ale to nie znaczy, Ŝe muszę bez
przerwy myśleć o miłości, szczęściu, seksie czy małŜeństwie.
— Na wojnie się nie myśli. Po prostu istnieję i kropka. Wiem, Ŝe w kaŜdej
chwili moŜe mnie trafić zabłąkana kula i myślę sobie: „Jak dobrze, Ŝe nie muszę się

- 92 -
Paulo Coelho Zahir

martwić o to, co stanie się z moim dzieckiem". Ale myślę takŜe: „Szkoda, umrę i nic
po mnie nie zostanie. Umiałam tylko stracić Ŝycie, a nie umiałam nikomu go dać".
— Czy w naszym związku dzieje się coś złego? Pytam, poniewaŜ czasem
wydaje mi się, Ŝe chcesz mi coś powiedzieć, ale w jakimś momencie urywasz
rozmowę.
— Tak, chyba coś jest z nami nie tak. Powinniśmy być razem szczęśliwi.
UwaŜasz, Ŝe zawdzięczasz mi wszystko, kim jesteś, ja myślę, Ŝe powinnam czuć się
uprzywilejowana, Ŝe mam przy sobie męŜczyznę takiego jak ty.
— To prawda, mam Ŝonę, którą kocham. MoŜe nie zawsze potrafię to docenić
i czasem dopadają mnie wątpliwości, Ŝe coś jest ze mną nie w porządku.
— Cieszę się, Ŝe to rozumiesz. Wszystko jest w porządku zarówno z tobą, jak
i ze mną, a jednak ja teŜ zadaję sobie to samo pytanie. Nie w porządku jest
sposób, w jaki okazujemy sobie naszą miłość. Jeśli przyznamy się przed sobą, Ŝe to
rodzi trudności, moŜe uda się nam jakoś z nimi uporać i będziemy szczęśliwi. To
będzie ciągła walka, dzięki której będziemy wciąŜ aktywni, Ŝywi, gotowi do
odkrywania nowych światów.
Teraz jednak zmierzamy do punktu, gdzie niby wszystko się układa, gdzie
miłość przestaje stawiać wyzwania, a staje się zaledwie wygodnym rozwiązaniem.
— Co ci w tym przeszkadza?
— Wszystko. Czuję, Ŝe energia miłości, to co nazywamy namiętnością,
przestała płynąć przez moje ciało i duszę.
— Ale coś zostało.
— Zostało? Czy tak się kończą wszystkie małŜeństwa? Czy namiętność zawsze
musi ustąpić miejsca czemuś, co nazywamy „dojrzałym związkiem"? Potrzebuję cię.
Brakuje mi ciebie. Czasem bywam zazdrosna. Kiedy jestem daleko, lubię pomyśleć
o tym, co masz na kolację, choć wiem, Ŝe ty najczęściej nie zwracasz uwagi na to,
co jesz. Ale brakuje nam radości.
— Nieprawda. Kiedy jesteś daleko, chciałbym, Ŝebyś była blisko. WyobraŜam
sobie nasze rozmowy po twoim czy moim powrocie z podróŜy. Dzwonię, Ŝeby
usłyszeć twój głos. Zapewniam cię, Ŝe wciąŜ jestem zakochany.
— Tak samo jest ze mną. Ale co się dzieje, gdy jesteśmy blisko? Kłócimy się
o głupstwa, chcemy się nawzajem zmieniać, narzucić drugiemu swój punkt widzenia,
za wszelką cenę mieć rację. OskarŜasz mnie o rzeczy, które nie mają najmniejszego
sensu, ja zachowuję się tak samo. Czasami mówimy sobie w duchu: „Jak cudownie

- 93 -
Paulo Coelho Zahir

byłoby być wolnym, nie mieć Ŝadnych zobowiązań".


— Masz rację. Tego właśnie nie rozumiem, bo przecieŜ mam pewność, Ŝe
jestem z kobietą, której pragnę.
— I ja jestem z męŜczyzną, którego zawsze chciałam mieć przy sobie.
— Sądzisz, Ŝe moŜna to jakoś zmienić?
— Z kaŜdym dniem jestem coraz starsza, coraz mniej męŜczyzn na mnie
patrzy i coraz częściej myślę, Ŝe lepiej poddać się, zostawić wszystko tak, jak jest.
Z pewnością mogłabym się tak oszukiwać przez resztę Ŝycia. Tymczasem zawsze,
gdy jadę na wojnę, zauwaŜam, Ŝe miłość jest silniejsza, o wiele silniejsza od
nienawiści, która kaŜe ludziom zabijać. W takich chwilach, tylko w takich chwilach
myślę, Ŝe mogę to zmienić.
— Nie moŜesz zawsze Ŝyć wojną.
— Tym bardziej nie mogę Ŝyć tym złudnym pokojem u twego boku. Ten pokój
niszczy najcenniejsze, co mam — nasz związek. Mimo Ŝe nasza miłość jest wciąŜ
tak samo intensywna.
— Miliony osób na świecie borykają się z tym samym problemem, dzielnie to
znoszą i jakoś udaje im się przebrnąć przez chwile zwątpienia. Po pierwszym,
drugim, trzecim kryzysie w końcu odnajdują spokój.
— Dobrze wiesz, Ŝe tak nie jest. Inaczej nie napisałbyś swoich ksiąŜek.
Postanowiłem zaprosić amerykańskiego aktora do pizzerii Roberta. Musiałem
tam wrócić, Ŝeby zatrzeć złe wraŜenie, jakie mogłem wywołać ostatnim razem. Przed
wyjściem z domu udzieliłem gosposi dokładnych wskazówek, co ma zrobić, gdyby
pod moją nieobecność zjawił się z przesyłką młodzieniec o mongolskich rysach.
Miała obowiązkowo zaprosić go do salonu i podać mu, co tylko zechce. A gdyby nie
mógł zaczekać, niech dopilnuje, Ŝeby koniecznie zostawił to, co dla mnie przyniósł.
Pod Ŝadnym pozorem nie moŜe odejść z kopertą!
Złapałem taksówkę i poprosiłem kierowcę, Ŝeby wysadził mnie na rogu ulic
Saint-Germain i Saint-Peres. Wprawdzie mŜyło, ale stamtąd do restauracji miałem
dwa kroki. Z daleka widziałem juŜ dyskretny szyld i szeroki uśmiech Roberta, który
czasem wychodził na papierosa. Z naprzeciwka zbliŜała się kobieta z dzieckiem
w wózku. PoniewaŜ chodnik był wąski i nie zmieścilibyśmy się oboje, zszedłem na
jezdnię, Ŝeby ją przepuścić.
I wtedy, jak na zwolnionym filmie, świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
Ziemia stała się niebem, a niebo ziemią, ujrzałem kilka architektonicznych detali

- 94 -
Paulo Coelho Zahir

dachu kamienicy na rogu, których dotąd nie zauwaŜyłem, choć przechodziłem tędy
tyle razy. Pamiętam uczucie zdziwienia, wiatr gwiŜdŜący mi w uszach, dalekie
szczekanie psa, a potem wszystko pogrąŜyło się w ciemności.
Zostałem z ogromną prędkością wessany do czarnej dziury. Gdzieś na jej
końcu dostrzegłem światło. Zanim dotarłem do tego światła, niewidzialne ręce
wyciągnęły mnie stamtąd gwałtownie i ocknąłem się, słysząc odgłosy bieganiny
dookoła. Wszystko trwało nie dłuŜej niŜ kilka sekund. Poczułem w ustach smak krwi,
zapach mokrego asfaltu i nagle zdałem sobie sprawę, Ŝe miałem wypadek. To
traciłem, to odzyskiwałem przytomność. Próbowałem się poruszyć, ale nie dałem
rady. Kątem oka dostrzegłem, Ŝe ktoś leŜy obok mnie, czułem zapach tej osoby, jej
perfumy. Pomyślałem z przeraŜeniem: To musi być ta kobieta z wózkiem, która szła
z naprzeciwka.
Ktoś nachylił się nade mną, usiłując mnie podnieść. Krzyknąłem, Ŝeby mnie nie
ruszano, bo to moŜe być niebezpieczne. Dowiedziałem się kiedyś podczas jakiejś
rozmowy bez znaczenia, na przyjęciu bez znaczenia, Ŝe przy uszkodzeniu
kręgosłupa kaŜdy nieostroŜny ruch moŜe spowodować paraliŜ na resztę Ŝycia.
Walczyłem, Ŝeby zachować przytomność, czekałem na ból, ale nie nadchodził.
Chciałem się poruszyć, lecz uznałem, Ŝe nie warto. Czułem coś w rodzaju
odrętwienia, bezwładu. Znowu poprosiłem, Ŝeby mnie nie dotykano. W końcu
usłyszałem dalekie wycie karetki i zrozumiałem, Ŝe mogę zasnąć, nie muszę juŜ
walczyć o Ŝycie. Stracę je albo zachowam, to nie zaleŜało juŜ ode mnie, lecz od
lekarzy, pielęgniarek, od szczęścia, od „Tego", od Boga.
Usłyszałem głos jakiejś dziewczynki, która mówiła, jak się nazywa, ale nie udało
mi się zapamiętać. Uspokajała mnie, Ŝe na pewno będę Ŝył. Chciałem wierzyć jej
słowom, prosiłem, Ŝeby została przy mnie, ale zniknęła. ZałoŜono mi na szyję
plastikową obręcz, maskę na twarz i znów zapadłem w głęboki sen.
Kiedy odzyskałem przytomność, okropnie szumiało mi w uszach, reszta była
ciszą i zupełną ciemnością. Nagle wpadłem w panikę, byłem pewien, Ŝe niosą mnie
w trumnie i za chwilę pochowają Ŝywcem!
Próbowałem wydostać się z tej trumny, ale nie udało mi się poruszyć nawet
jednym palcem. Przez jakiś czas, który wydał mi się wiecznością, czułem, Ŝe coś
pcha mnie do przodu. Nie miałem na to Ŝadnego wpływu i wtedy, zbierając resztki
sił, krzyknąłem. Krzyk odbił się echem od ścian i prawie mnie ogłuszył. Z pewnością
jednak ten krzyk mnie ocalił, bo nagle gdzieś w okolicy moich stóp pojawił się

- 95 -
Paulo Coelho Zahir

promyk światła. Więc zauwaŜyli, Ŝe Ŝyję!


Światło, błogosławione światło, ratowało mnie od uduszenia, najgorszej
z tortur. Wreszcie zdejmowali wieko trumny. Byłem oblany zimnym potem, czułem
straszliwy ból, ale jednocześnie wielką ulgę. Chwała Bogu! Zdali sobie sprawę
z pomyłki. Jaka radość móc wrócić na ten świat!
Światło dotarło wreszcie do moich oczu. Delikatna dłoń dotknęła mojej dłoni,
jakiś anioł otarł mi pot z czoła.
— Proszę się nie martwić — przemówił złotowłosy anioł w białej sukni. — Nie
jestem aniołem, nie umarł pan, to nie jest trumna, tylko aparat do rezonansu
magnetycznego. Chcieliśmy sprawdzić, czy nie ma pan wewnętrznych obraŜeń.
Wydaje się, Ŝe to nic powaŜnego, ale musi pan zostać na obserwacji.
— śadnego złamania?
— Tylko stłuczenia. Gdybym przyniosła lustro, przestraszyłby się pan własnego
odbicia. Ale za parę dni nie będzie po tym śladu.
Próbowałem się podnieść, lecz kobieta powstrzymała mnie łagodnie. Strasznie
zabolała mnie głowa, aŜ jęknąłem.
— Tak właśnie czuje się człowiek po wypadku.
— Mam wraŜenie, Ŝe coś przede mną ukrywacie — wymamrotałem
z wysiłkiem. — Jestem dorosły, Ŝyłem intensywnie, nie boję się prawdy. Zaraz coś
rozsadzi mi czaszkę.
Pojawiło się dwóch pielęgniarzy, którzy przełoŜyli mnie na wózek. ZauwaŜyłem,
Ŝe na szyi mam kołnierz ortopedyczny.
— Podobno nikomu nie pozwolił się pan dotykać — powiedział anioł. — To była
doskonała decyzja. Będzie pan musiał pochodzić przez pewien czas w tym kołnierzu
i jeśli nie będzie niespodzianek — a niestety wszystkiego nie jesteśmy w stanie
przewidzieć — wkrótce będzie po strachu.
— Kiedy? Nie mogę tu zostać.
Nie doczekałem się odpowiedzi. Przed gabinetem rentgenowskim czekała na
mnie uśmiechnięta Marie. Najwidoczniej lekarze uspokoili ją, Ŝe to nic powaŜnego.
Pogładziła mnie po włosach, ukrywając przeraŜenie, jakie musiało ją ogarnąć na mój
widok.
Nasz mały orszak posuwał się szpitalnym korytarzem. Marie, dwóch
pielęgniarzy pchających wózek i anioł w bieli. Głowa mi pękała.
— Siostro, moja głowa...

- 96 -
Paulo Coelho Zahir

— Nie jestem pielęgniarką, tylko lekarzem prowadzącym do czasu, aŜ


przyjedzie pański doktor. A o głowę proszę się nie martwić. W chwili wypadku
mechanizm obronny zamyka wszystkie naczynia krwionośne, by nie doszło do
wykrwawienia. Kiedy do mózgu dociera informacja, Ŝe niebezpieczeństwo minęło,
naczynia znowu się otwierają, krew zaczyna płynąć, a to boli. Jeśli sobie pan Ŝyczy,
mogę podać jakieś środki przeciwbólowe i nasenne.
Odmówiłem. I z jakiegoś ciemnego zakamarka mojej duszy wychynęło zdanie,
które słyszałem wczoraj: „Głos mówi, Ŝe pozwoli na to dopiero, gdy nadejdzie pora".
Michaił nie mógł tego wiedzieć. To przecieŜ niemoŜliwe, Ŝeby ten wypadek na
rogu ulic Saint-Germain i Saint-Peres był rezultatem jakiegoś kosmicznego spisku,
czymś z góry ukartowanym przez bogów, zbyt zajętych losem tej nieszczęsnej
planety dąŜącej do zagłady, Ŝeby odrywać się od swoich obowiązków tylko po to, aby
przeszkodzić mi w spotkaniu z Zahirem! Ten młodzieniec nie mógł przewidzieć
przyszłości, chyba Ŝe... naprawdę słyszał głos, naprawdę istniał jakiś plan, o wiele
powaŜniejszy, niŜ mogłem sobie wyobrazić.
Tego juŜ było dla mnie za wiele: wymuszony uśmiech Marie,
prawdopodobieństwo, Ŝe Michaił rzeczywiście słyszy głosy, ból nie do wytrzymania.
— Pani doktor, zmieniłem zdanie. Chcę pospać, nie zniosę dłuŜej tego bólu.
Lekarka szepnęła coś jednemu z pielęgniarzy. Po chwili poczułem ukłucie
w ramię i zaraz potem spałem jak suseł.
Kiedy się obudziłem, zacząłem wypytywać o dokładny przebieg zdarzenia.
Niepokoiłem się, czy kobieta idąca z naprzeciwka uratowała się, co się stało z jej
dzieckiem. Marie kazała mi nie myśleć o tym i odpoczywać, ale przyszedł doktor
Louit, mój lekarz i serdeczny przyjaciel, i uznał, Ŝe moŜna mi wszystko opowiedzieć.
Zostałem potrącony przez motocykl. Człowiek, którego widziałem leŜącego wtedy
obok, to był właśnie motocyklista. Przewieziono go do tego samego szpitala i teŜ
miał sporo szczęścia — trochę się tylko poturbował, bo jechał w kasku. Policyjne
dochodzenie przeprowadzone zaraz po wypadku wykazało, Ŝe w momencie
zderzenia znajdowałem się na środku jezdni, naraŜając Ŝycie motocyklisty.
Wyglądało więc na to, Ŝe to ja byłem wszystkiemu winien, ale chłopak nie chciał
składać Ŝadnej skargi. Marie była u niego, dowiedziała się, Ŝe jest emigrantem
i pracuje na czarno, bał się więc jakiegokolwiek kontaktu z policją. Wyszedł ze
szpitala następnego dnia.
— Jak to następnego dnia? To znaczy, Ŝe leŜę tu juŜ ponad dobę?

- 97 -
Paulo Coelho Zahir

— LeŜysz tu od trzech dni. Po rezonansie magnetycznym lekarka zadzwoniła


do mnie z zapytaniem, czy wciąŜ podawać ci środki uspokajające. PoniewaŜ
słyszałem, Ŝe jesteś poirytowany i przygnębiony, zgodziłem się.
— I co teraz?
— Przede wszystkim spędzisz jeszcze dwa dni w szpitalu i przez trzy tygodnie
będziesz nosił kołnierz. Krytyczne czterdzieści osiem godzin juŜ minęło, ale mogą
wystąpić jakieś powikłania. Nie warto jednak martwić się na zapas.
— To znaczy, Ŝe jeszcze mogę umrzeć?
— Jak dobrze wiesz, wszyscy nie tylko moŜemy, ale musimy umrzeć.
— Ale czy mogę umrzeć na skutek tego wypadku?
Doktor Louit wziął głęboki oddech.
— Tak. Istnieje znikome ryzyko, Ŝe gdzieś utworzył się skrzep, którego
aparatura medyczna nie wykryła, a to moŜe spowodować wylew. Jest takŜe
moŜliwość, Ŝe jakaś komórka zwariowała i zaczął się rak.
— Nie powinieneś mu mówić takich rzeczy! — Ŝachnęła się Marie.
— Przyjaźnimy się od lat. Zapytał, więc odpowiadam. A teraz przepraszam
was, ale muszę juŜ wracać do gabinetu. Medycyna jest inna, niŜ myślicie.
W waszym świecie jeśli dziecko idzie kupić pięć jabłek, a wraca do domu z dwoma,
to dochodzicie do wniosku, Ŝe trzy zjadło. W moim świecie istnieją inne moŜliwości.
Mogło zjeść jabłka, ale mogło teŜ zostać okradzione, nie starczyło mu pieniędzy na
kupienie pięciu jabłek, zgubiło jabłka po drodze, spotkało kogoś głodnego i podzieliło
się z nim owocami, i tak dalej. W moim świecie wszystko jest moŜliwe, wszystko
jest względne.
— Co wiesz na temat epilepsji?
Marie w lot pojęła, Ŝe chodzi o Michaiła, i z trudem kryła niezadowolenie.
Natychmiast wstała, mówiąc, Ŝe musi juŜ iść, bo czekają na nią na planie.
Doktor Louit zatrzymał się jeszcze w drzwiach, Ŝeby odpowiedzieć.
— Epilepsja? Nadmiar impulsów elektrycznych w pewnym obszarze mózgu
wywołuje słabsze bądź silniejsze konwulsje. Nie ma Ŝadnych wiarygodnych badań na
ten temat. Sądzi się, Ŝe atak nadchodzi, kiedy chory przeŜywa duŜe napięcie. Ale nie
masz się czego obawiać, bo chociaŜ ta choroba moŜe się ujawnić w kaŜdym wieku,
to raczej nie z powodu wypadku.
— A co ją wywołuje?
— Nie jestem specjalistą od epilepsji, lecz jeśli chcesz, mogę popytać.

- 98 -
Paulo Coelho Zahir

— Tak, byłbym ci wdzięczny. Mam jeszcze jedno pytanie, tylko proszę, nie
myśl, Ŝe coś nie tak z moją głową. Czy to moŜliwe, Ŝeby epileptycy słyszeli głosy
i potrafili przewidywać przyszłość?
— Ktoś przewidział ten wypadek?
— Mniej więcej. Tak to odczytałem.
— Wybacz, muszę juŜ iść, a chcę jeszcze podwieźć Marie. Spróbuję się
czegoś o epilepsji dowiedzieć.
Podczas tych dwóch dni, kiedy Marie była daleko, i pomimo szoku wywołanego
wypadkiem Zahir wrócił. Wiedziałem, Ŝe jeśli chłopak dotrzymał słowa, to w domu
czeka na mnie koperta z adresem Ester. Teraz jednak się bałem. A jeśli Michaił
mówił prawdę, jeśli rzeczywiście słyszał głos?
Próbowałem przypomnieć sobie szczegóły wypadku. Zszedłem z chodnika,
zobaczyłem nadjeŜdŜający samochód, ale był w bezpiecznej odległości. Potrącił
mnie motocykl, który zapewne próbował wyprzedzić ten samochód, a ja nie mogłem
go widzieć.
Wierzę w znaki. Po mojej pielgrzymce do Santiago wszystko diametralnie się
odmieniło. To, czego szukamy, znajduje się zawsze w zasięgu naszego wzroku,
wystarczy rozglądać się wokół uwaŜnie i w skupieniu, Ŝeby odkryć, dokąd Bóg chce
nas zaprowadzić i w którą stronę najlepiej iść. Nauczyłem się takŜe szanować
tajemnicę. Jak mówił Einstein, Bóg nie gra w kości ze wszechświatem, wszystko się
ze sobą łączy i ma jakiś sens. Choć ten sens niemal przez cały czas pozostaje
ukryty, moŜemy poznać, Ŝe zbliŜamy się do naszej prawdziwej misji na tej ziemi,
kiedy energia entuzjazmu towarzyszy naszym działaniom.
Jeśli tak jest, to świetnie. Jeśli jej nie ma, lepiej zmienić kurs.
Kiedy jesteśmy na dobrej drodze, kierujemy się znakami i czasem zrobimy
niewłaściwy krok, wtedy Bóg spieszy z pomocą i chroni nas przed popełnieniem
błędu. CzyŜby więc ten wypadek był znakiem? CzyŜby Michaił owego wieczoru
przeczuł coś, co było przeznaczone dla mnie?
Doszedłem do wniosku, Ŝe tak właśnie było.
I być moŜe dlatego, Ŝe postanowiłem przyjąć to, co było mi pisane, i oddać się
w ręce opatrzności, zauwaŜyłem, Ŝe Zahir nieco osłabł. Wiedziałem, Ŝe wystarczy
otworzyć kopertę, przeczytać adres i zapukać do drzwi Ester.
Ale znaki mówiły, Ŝe jeszcze nie czas. Skoro naprawdę była dla mnie tak
waŜna, jak myślałem, skoro wciąŜ mnie kochała (jak twierdził chłopak), po co się

- 99 -
Paulo Coelho Zahir

spieszyć, ryzykując powtórkę błędów z przeszłości?


Jak więc uniknąć popełnienia tych samych błędów?
Poznać lepiej samego siebie, dowiedzieć się, co się zmieniło, co spowodowało
to zatrzymanie w drodze, dotąd zawsze radosnej.
Czy to wystarczy?
Nie, muszę się takŜe dowiedzieć, kim była Ester — jakie zmiany w niej zaszły
podczas naszego wspólnego Ŝycia.
Czy wystarczy odpowiedzieć na te dwa pytania? Brakowało jeszcze trzeciego:
dlaczego los nas połączył?
Mając duŜo wolnego czasu w szpitalu, zrobiłem rachunek sumienia. Zawsze
szukałem przygód i poczucia bezpieczeństwa jednocześnie, chociaŜ wiedziałem, Ŝe
nie idą w parze. Mimo Ŝe kochałem Ester, łatwo zadurzałem się w innych kobietach,
tylko dlatego, Ŝe uwodzenie to jedna z najbardziej pasjonujących gier na świecie.
Czy umiałem okazywać miłość Ŝonie? MoŜe czasami, ale na pewno nie
zawsze. Dlaczego? Bo nie wydawało mi się to potrzebne, przecieŜ ona nie powinna
wątpić w moje uczucia, wiedziała doskonale, Ŝe ją kocham.
Wiele lat temu ktoś zapytał mnie, czy jest coś, co łączy wszystkie kobiety,
z którymi byłem. Odpowiedź była bardzo prosta — ja. To odkrycie uświadomiło mi,
Ŝe straciłem duŜo czasu na poszukiwanie kobiety idealnej. Moje partnerki się
zmieniały, a ja pozostawałem wciąŜ taki sam, nie wykorzystując nic z tego, co
razem przeŜywaliśmy. Miałem mnóstwo narzeczonych, ale zawsze czekałem na
ideał. Albo ja dominowałem, albo byłem zdominowany, a związki nie wykraczały
poza ten schemat — dopóki nie zjawiła się Ester i nie wywróciła wszystkiego do góry
nogami.
Myślałem o niej z czułością. To juŜ nie była obsesyjna potrzeba, Ŝeby ją
odnaleźć i dowiedzieć się, dlaczego odeszła bez słowa. ChociaŜ Czas rozdzierania,
czas zszywania był rzeczywiście rozprawą na temat mojego małŜeństwa, przede
wszystkim był świadectwem, które chciałem wystawić sam sobie: Ŝe potrafię kochać,
naprawdę za kimś tęsknić. Ester zasługiwała na więcej niŜ słowa, a przecieŜ nawet
słów, zwykłych słów brakło, kiedy byliśmy razem.
Trzeba umieć zauwaŜyć, kiedy jakiś etap Ŝycia dobiega końca. Zakończyć cykl,
zatrzasnąć drzwi, zamknąć rozdział — niewaŜne, jak to nazwiemy, waŜne, Ŝeby
zostawić za sobą to, co juŜ minęło. Powoli zaczynało do mnie docierać, Ŝe nie mogę
cofnąć się w przeszłość, Ŝe nic juŜ nie będzie takie samo jak wcześniej. Teraz

- 100 -
Paulo Coelho Zahir

dopiero zaczynałem rozumieć, Ŝe te dwa lata, które wydawały mi się potwornym


piekłem, miały swój sens.
A ten sens to coś o wiele więcej niŜ moje małŜeństwo. KaŜdy męŜczyzna
i kaŜda kobieta połączeni są energią, którą wielu nazywa miłością, ale tak naprawdę
to pierwotna materia, z której zbudowany jest wszechświat. Tą energią nie moŜna
manipulować, to ona nas łagodnie prowadzi, z niej płynie cała nasza mądrość. Kiedy
próbujemy nagiąć ją do naszych pragnień, kończy się to rozpaczą, frustracją
i rozczarowaniem, bo ta energia jest wolna i nieokiełznana.
Spędzimy resztę Ŝycia, wmawiając sobie, Ŝe kochamy kogoś lub coś, podczas
gdy tak naprawdę cierpimy, bo zamiast przyjąć moc tej energii, umniejszamy ją,
dopasowując do naszych wyobraŜeń o świecie.
Im więcej o tym myślałem, tym bardziej Zahir słabł, a ja zbliŜałem się do siebie
samego. Przygotowywałem się do długiej i cięŜkiej pracy, która wymagać będzie
milczenia, medytacji i wytrwałości. Wypadek pomógł mi zrozumieć, Ŝe nie mogę
robić nic na siłę, skoro „czas zszywania" jeszcze nie nadszedł.
Przypomniałem sobie słowa doktora Louita: po wstrząsie, jaki przeŜyłem,
śmierć moŜe przyjść w kaŜdej chwili. A gdyby tak się rzeczywiście stało? Gdyby za
dziesięć minut moje serce przestało bić?
Do sali wszedł pielęgniarz z kolacją.
— Czy myślał pan kiedyś o swoim pogrzebie? — zapytałem.
— Proszę się nie martwić. Będzie pan Ŝył, juŜ jest pan w duŜo lepszej formie.
— Nie martwię się. Wiem, Ŝe będę Ŝył, bo głos mi to powiedział.
Specjalnie wspomniałem o „głosie", Ŝeby go trochę sprowokować. Popatrzył na
mnie podejrzliwie, myśląc, Ŝe powinni mnie jeszcze raz przebadać i sprawdzić, czy
mózg nie został uszkodzony.
— Wiem, Ŝe będę Ŝył. MoŜe jeszcze dzień, moŜe rok, a moŜe czterdzieści lat.
Ale pewnego dnia, mimo wszelkich postępów nauki, opuszczę ten świat i zostanę
pochowany. Właśnie o tym rozmyślałem i dlatego spytałem, czy pan teŜ się nad tym
kiedyś zastanawiał.
— Nigdy o tym nie myślałem i nie chcę myśleć. PrzeraŜa mnie, Ŝe wszystko
się kiedyś skończy.
— Czy tego chcemy, czy nie, czy się na to zgadzamy, czy nie, taka jest
rzeczywistość i nikt przed nią nie ucieknie. Więc moŜe warto o tym porozmawiać?
— Mam jeszcze kilku innych pacjentów do obsłuŜenia — powiedział, postawił

- 101 -
Paulo Coelho Zahir

jedzenie na stoliku i wyszedł szybko, jakby chciał uciec. Nie tyle ode mnie, ile od
moich słów.
Jeśli pielęgniarz nie miał ochoty o tym rozmawiać, to moŜe sam się nad tym
zastanowię? Przypomniał mi się fragment wiersza, którego nauczyłem się
w dzieciństwie.
Kiedy zjawi się ta, której nikt nie pragnie
MoŜe będę się bał. A moŜe uśmiechnę się i powiem:
Mój dzień był dobry, moŜe nadejść noc.
Zastanie bowiem zaorane pole,
Nakryty stół, posprzątany dom,
KaŜda rzecz będzie na swoim miejscu.

Chciałbym, Ŝeby tak właśnie było — kaŜda rzecz na swoim miejscu. A jakie
będzie moje epitafium? Zarówno ja, jak i Ester sporządziliśmy juŜ testamenty. Oboje
chcieliśmy być spaleni. Moje prochy rozrzuci wiatr na przełęczy Cebreiro, po drodze
do Santiago. Jej prochy mają zostać rozsypane nad oceanem.
Nie będzie więc kamienia nagrobnego z inskrypcją. Ale gdybym mógł wybrać
jakieś zdanie, poprosiłbym, Ŝeby napisano: „Umarł Ŝywy".
MoŜe się to komuś wydać niedorzecznością, lecz znałem całe mnóstwo ludzi,
którzy przestali Ŝyć, chociaŜ wciąŜ chodzili do pracy, jedli, spotykali się z innymi.
Robili to wszystko automatycznie, nie doceniając magii kaŜdego dnia, nie myśląc
o tym, jak wielkim cudem jest Ŝycie, jakby zapominając, Ŝe następna minuta moŜe
być ich ostatnią na tej planecie.
Nie było sensu tłumaczyć tego pielęgniarzowi. A zresztą po naczynia przyszedł
juŜ ktoś inny, kto zaczął ze mną dziwaczną rozmowę, bo pewnie tak kazał mu lekarz.
Pytał, czy pamiętam, jak się nazywam i który mamy teraz rok, kto jest prezydentem
Stanów Zjednoczonych, i o inne sprawy w tym stylu, o które pytają cię tylko wtedy,
gdy chcą sprawdzić, czy nie brak ci piątej klepki.
A to wszystko dlatego, Ŝe zadałem pytanie, które powinna postawić sobie kaŜda
istota ludzka: Czy pomyślałeś juŜ o swoim pogrzebie? Czy zdajesz sobie sprawę, Ŝe
wcześniej czy później umrzesz?
Tego dnia wieczorem zasypiałem w pogodnym nastroju. Zahir powoli znikał,
wracała Ester i gdybym miał dzisiaj umrzeć, mimo tego wszystkiego, co wydarzyło
się w moim Ŝyciu, mimo poraŜek, zniknięcia Ŝony, krzywd, jakie mi wyrządzono albo
jakie ja wyrządziłem innym, będę Ŝywy do ostatniej minuty i z pewnością będę mógł
powiedzieć z czystym sumieniem: Mój dzień był dobry, moŜe nadejść noc.

- 102 -
Paulo Coelho Zahir

Dwa dni później byłem juŜ w domu. Marie poszła przygotować obiad, a ja
postanowiłem przejrzeć korespondencję, której sporo się nagromadziło. Gosposia
oznajmiła mi, Ŝe koperta, na którą czekałem w zeszłym tygodniu, leŜy na moim
biurku, i o dziwo, nie pobiegłem jej od razu otworzyć. Zjedliśmy obiad, zapytałem
Marie o jej zdjęcia, ona o moje plany. W kołnierzu ortopedycznym nie bardzo
mogłem wychodzić. Marie przyrzekła, Ŝe zostanie ze mną tak długo, jak będę chciał.
— Mam tylko krótkie nagranie dla jakiejś koreańskiej telewizji, ale mogę je
przesunąć albo po prostu odwołać. Oczywiście, jeśli mnie potrzebujesz.
— Potrzebuję cię i bardzo się cieszę, Ŝe moŜesz zostać ze mną.
Zadzwoniła do swojej agentki i poprosiła ją o zmianę terminów. Usłyszałem,
jak tłumaczyła: „Nie mów przypadkiem, Ŝe zachorowałam. Jestem przesądna. Ilekroć
tak się tłumaczyłam, zawsze potem rzeczywiście lądowałam w łóŜku. Powiedz, Ŝe
muszę opiekować się kimś, kogo kocham".
Było sporo pilnych spraw: odwołać wywiady, odpowiedzieć na zaproszenia,
podziękować za telefony i kwiaty, a do tego jeszcze napisać zaległe artykuły,
przedmowy, recenzje. Marie całymi dniami ustalała razem z moją agentką kalendarz
na najbliŜsze dni, tak Ŝeby nikogo nie pominąć. Wieczorami przy kolacji
rozmawialiśmy na róŜne tematy, ciekawe i banalne, jak wszystkie pary pod słońcem.
— Wydaje się, Ŝe ten wypadek, otarcie się o śmierć przywróciło cię do Ŝycia —
powiedziała mi któregoś wieczoru po paru kieliszkach wina.
— Tak chyba dzieje się z kaŜdym.
— Ale, jeśli pozwolisz — nie chcę, byś pomyślał, Ŝe przemawia przeze mnie
zazdrość — od kiedy wróciłeś do domu, nie mówisz juŜ o Ester. Tak samo było, gdy
skończyłeś pisać Czas rozdzierania, czas zszywania. KsiąŜka zadziałała jak terapia.
Szkoda tylko, Ŝe na tak krótko.
— Czy sugerujesz, Ŝe ten wypadek mógł spowodować jakieś trwałe zmiany
w moim mózgu?
Choć nie było w tym Ŝadnej zaczepki, Marie wolała zmienić temat
i opowiedziała mi, jak straszliwie się bała, lecąc helikopterem z Monako do Cannes.
Tej nocy kochaliśmy się i choć przeszkadzał nam bardzo mój kołnierz ortopedyczny,
byliśmy sobie naprawdę bliscy.
Po czterech dniach gigantyczna sterta papierów zniknęła z mojego biurka.
Została tylko duŜa biała koperta. Marie chciała ją otworzyć, ale powiedziałem, Ŝe to
moŜe poczekać.

- 103 -
Paulo Coelho Zahir

Taktownie o nic nie pytała. Mogły to być przecieŜ wyciągi z mojego konta
bankowego albo poufny list od jakiejś wielbicielki. Ja równieŜ niczego nie
wyjaśniałem, zabrałem kopertę z biurka i wetknąłem między ksiąŜki, Ŝeby nie kusić
Zahira.
Ani przez chwilę moja miłość do Ester nie osłabła. KaŜdy dzień w szpitalu
budził we mnie wspomnienie czegoś ciekawego, nie zawsze z naszych rozmów,
często po prostu z chwil, które spędziliśmy razem w milczeniu. Znów widziałem
oczy dziewczyny zawsze tęskniącej do przygód, kobiety dumnej z sukcesu męŜa,
dziennikarki pasjonującej się tematem, o którym pisała, i — od pewnego momentu
— Ŝony, która nie widziała dla siebie miejsca w moim Ŝyciu. To smutne spojrzenie
się pojawiło, jeszcze zanim została korespondentką wojenną. Było weselsze, kiedy
wracała z pola walki, ale po paru dniach spędzonych w domu znów przygasało.
Pewnego popołudnia zadzwonił telefon.
— Do ciebie — powiedziała Marie, podając mi słuchawkę.
Po drugiej stronie usłyszałem Michaiła. Mówił, jak mu przykro z powodu
mojego wypadku, i zapytał, czy dotarła do mnie koperta.
— Tak, mam ją tutaj.
— Kiedy zamierzasz jechać?
Marie była obok, pomyślałem, Ŝe lepiej będzie zmienić temat.
— Porozmawiamy o tym, jak się spotkamy.
— Niczego nie Ŝądam, ale obiecałeś mi pomóc.
— Zazwyczaj dotrzymuję obietnic. Zobaczymy się, jak tylko poczuję się trochę
lepiej.
Podał mi numer swojej komórki, rozłączyłem się i zauwaŜyłem, Ŝe Marie nie
jest juŜ tą samą kobietą.
— A więc wszystko będzie dalej tak samo — westchnęła.
— Nie. Wszystko się zmieniło.
Powinienem był wyjawić jej prawdę, Ŝe wciąŜ chcę się zobaczyć z Ester, Ŝe
wiem juŜ, gdzie ona jest, Ŝe kiedy nadejdzie odpowiedni moment, wsiądę do pociągu,
do taksówki, samolotu czy czegokolwiek, co zawiezie mnie do niej. Ale to oznaczało
utratę kobiety, która była teraz ze mną, akceptowała moje wybory, na rozliczne
sposoby okazywała mi, jak wiele dla niej znaczę.
Zachowałem się jak tchórz. Wstydziłem się, ale takie było Ŝycie i na swój
sposób, trudny do opisania, ja teŜ kochałem Marie.

- 104 -
Paulo Coelho Zahir

Milczałem równieŜ dlatego, Ŝe zawsze wierzyłem w znaki i wspominając


chwile ciszy u boku mojej Ŝony, wiedziałem — z głosami czy bez, z jakiejś
przyczyny albo bez przyczyny — Ŝe godzina spotkania jeszcze nie wybiła. Bardziej
niŜ na naszych rozmowach musiałem się teraz skoncentrować na naszym milczeniu.
Milczenie pomagało mi zrozumieć świat, w którym wszystko szło jak z płatka,
i rozpoznać chwilę, w której coś się zepsuło.
Marie patrzyła mi prosto w oczy. Czy miałem prawo być nielojalny wobec
kobiety, która zrobiła dla mnie tak wiele? Czułem się niezręcznie, ale nie mogłem
teraz wszystkiego jej wyznać, chyba Ŝe... chyba Ŝe jakoś inaczej, nie bezpośrednio.
— Marie, wyobraź sobie dwóch straŜaków, którzy ugasili poŜar w lesie. Jeden
z nich ma twarz całą w sadzy, drugi jest zupełnie czysty. Który z nich umyje twarz
w strumyku?
— Niezbyt mądre pytanie, oczywiście ten brudny.
— A właśnie Ŝe nie! Ten brudny popatrzy na swojego towarzysza i będzie
myślał, Ŝe jest czysty. I na odwrót, ten z czystą twarzą popatrzy na umorusanego
kolegę i powie sobie w duchu: „Pewnie i ja tak wyglądam, muszę się umyć".
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— LeŜąc te parę dni w szpitalu zrozumiałem, Ŝe w kobietach, które kochałem,
zawsze poszukiwałem sam siebie. Patrzyłem w ich czyste, piękne twarze
i widziałem w nich swoje odbicie. I odwrotnie, one patrzyły na mnie, widziały sadzę
na mojej twarzy i choćby nie wiem jak były inteligentne i pewne siebie, w końcu
takŜe widziały swoje odbicie we mnie i zaczynały sądzić, Ŝe są gorsze, niŜ
rzeczywiście były. Proszę cię, nie popełnij tego błędu.
Chciałem dodać, Ŝe to przytrafiło się takŜe Ester. A uzmysłowiłem to sobie
dopiero, kiedy przypomniało mi się, jak zmieniało się jej spojrzenie.
Wykorzystywałem jej światło i energię, które dawały mi szczęście, a jej pewność
pozwalała mi iść naprzód. Ona patrzyła na mnie i czuła się mała i brzydka,
poniewaŜ z biegiem lat moja kariera — w której tak bardzo mi pomogła — odsunęła
nasz związek na drugi plan.
Dlatego Ŝebym mógł znów się z nią zobaczyć, moja twarz powinna stać się tak
czysta, jak jej. Zanim ją spotkam, muszę najpierw spotkać siebie samego.

- 105 -
Paulo Coelho Zahir

Nić Ariadny

— Przychodzę na świat w małej osadzie, kilka kilometrów od nieco większej


wioski, gdzie mieści się szkoła i muzeum poety, który Ŝył tam dawno temu. Mój
ojciec ma prawie siedemdziesiąt lat, moja matka dwadzieścia pięć. Poznali się
niedawno. On przybył tu z Rosji sprzedawać dywany, ale kiedy ją spotkał,
postanowił rzucić dla niej wszystko. Ona mogłaby być jego wnuczką, ale zachowuje
się jak jego matka, usypia go — bo on cierpi na bezsenność juŜ od siedemnastego
roku Ŝycia, kiedy wysłali go na wojnę z Niemcami, pod Stalingrad. Była to jedna
z najdłuŜszych i najbardziej krwawych bitew podczas drugiej wojny światowej.
W batalionie mojego ojca z trzech tysięcy męŜczyzn przeŜyło zaledwie trzech.
To dziwne, ale on nie mówi „przyszedłem na świat w małej osadzie", prawie
wcale nie uŜywa czasu przeszłego. Wszystko w jego opowieści dzieje się tu i teraz.
— Mój ojciec walczy pod Stalingradem. Kiedy wraca z patrolu zwiadowczego
z najlepszym przyjacielem, swoim rówieśnikiem, zaskakuje ich strzelanina. Chowają
się w leju po bombie i leŜą tam przez dwa dni, w śniegu i błocie, bez jedzenia,
trzęsąc się z zimna. Słyszą głosy Rosjan dochodzące z budynku obok, wiedzą, Ŝe
powinni tam się przedostać, ale strzały nie ustają. Powietrze przesycone jest
zapachem krwi, ranni dzień i noc wołają o pomoc. Nagle zapada cisza. Przyjaciel
ojca wstaje, sądząc, Ŝe Niemcy się wycofali. Ojciec próbuje chwycić go za nogi,
krzyczy: „Na ziemię!". Ale jest juŜ za późno, kula przebija czaszkę.
Mijają kolejne dwa dni. Ojciec wciąŜ siedzi w wyrwie w ziemi z trupem
przyjaciela. WciąŜ powtarza: „Na ziemię!". W końcu ktoś go odnajduje i prowadzi do
bunkra. Nie ma co jeść, Ŝołnierzom została tylko amunicja i papierosy. Jedzą tytoń.
Tydzień później zaczynają zjadać ciała zabitych i zamarzniętych towarzyszy.
Przybywa z odsieczą trzeci batalion. Ratują tych, co przeŜyli, opatrują rannych,
a potem wszyscy wracają na front. Stalingrad nie moŜe upaść, tu chodzi
o przyszłość Rosji. Po czterech miesiącach zaciętych walk, kanibalizmu,
amputowania odmroŜonych kończyn, Niemcy w końcu się poddają. To początek

- 106 -
Paulo Coelho Zahir

upadku Hitlera i jego Trzeciej Rzeszy. Ojciec wraca pieszo do swojej wioski, odległej
o prawie tysiąc kilometrów od Stalingradu. Od tej pory dręczą go koszmary, co noc
śni mu się przyjaciel, którego nie zdołał uratować.
Dwa lata później wojna się kończy. Ojciec dostaje medal, ale wciąŜ jest bez
pracy. Zapraszają go na uroczyste ceremonie, ale nie ma co jeść. Jest bohaterem
Stalingradu, ale udaje mu się przeŜyć tylko dzięki drobnym robotom, za marne
grosze. W końcu zdobywa posadę sprzedawcy dywanów. Nie moŜe spać, więc
podróŜuje nocą, poznaje przemytników, zyskuje ich zaufanie i pieniądze zaczynają
napływać.
Komunistyczna władza wpada na jego trop i oskarŜa go o przemyt. Mimo Ŝe
jest bohaterem wojennym, na dziesięć lat zostaje zesłany na Syberię jako „wróg
ludu". Kiedy go wreszcie wypuszczają na wolność, jest juŜ starym człowiekiem,
a jedyną rzeczą, na jakiej się zna, są dywany. Udaje mu się odnowić dawne
kontakty, dostaje kilka sztuk na sprzedaŜ, ale nie ma nabywców. Czasy są cięŜkie.
Postanawia więc znów wyjechać, po drodze Ŝebrze, w końcu dociera do
Kazachstanu.
Jest stary i samotny, lecz musi pracować, Ŝeby mieć co jeść. W ciągu dnia
wykonuje drobne prace, w nocy prawie nie śpi, wciąŜ budzi się z okrzykiem „Na
ziemię!". Co ciekawe, mimo wszystkich przejść, bezsenności, kiepskiego odŜywiania,
zmartwień, wieku, papierosów, które pali bez przerwy, ma Ŝelazne zdrowie.
W małej wiosce spotyka dziewczynę, która zaprasza go do domu rodziców.
Gościnność jest święta w tych stronach. Ścielą mu w pokoju gościnnym, ale w nocy
wszystkich budzą okrzyki „Na ziemię!". Dziewczyna przychodzi do niego, odmawia
modlitwę, kładzie mu rękę na czole i mój ojciec po raz pierwszy od dziesiątków lat
spokojnie zasypia.
Nazajutrz ona mówi, Ŝe jeszcze jako dziewczynka miała sen, Ŝe starzec da jej
syna. Czekała juŜ tyle lat, kilku kandydatów do jej ręki odtrąciła. Rodzice bardzo się
martwią, nie chcą, Ŝeby ich jedyna córka była samotna i odrzucona przez
społeczność.
Pyta, czy nie chciałby się z nią oŜenić. On jest zaskoczony — mogłaby być
jego wnuczką. Nic jej nie odpowiada. Kiedy zachodzi słońce, prosi, aby znów
połoŜyła mu rękę na czole. I znowu przesypia całą noc.
Temat małŜeństwa powraca następnego ranka, tym razem w obecności
rodziców, którzy godzą się na wszystko, byle tylko córka wyszła za mąŜ i nie

- 107 -
Paulo Coelho Zahir

przynosiła wstydu rodzinie. Opowiadają sąsiadom historię o bogatym sprzedawcy


dywanów, który przybył z dalekiej krainy, gdzie tak znuŜyło go Ŝycie w luksusie, Ŝe
porzucił wszystko i wyruszył na poszukiwanie przygód. Ludzie w wiosce wyobraŜają
sobie wspaniałe prezenty, konta w banku, ogromne bogactwa, zazdroszczą mojej
matce, Ŝe poznała kogoś, kto zabierze ją daleko z tego końca świata. Ojciec słucha
tych historii z niebotycznym zdumieniem. On, przez tyle lat sam jak palec, nędzarz,
poniewierający się po świecie, moŜe mieć wreszcie prawdziwy dom. Zgadza się na
małŜeństwo i na kłamstwa o jego przeszłości. Biorą ślub w obrządku
muzułmańskim. Dwa miesiące później moja matka zachodzi w ciąŜę.
Mam ojca do siódmego roku Ŝycia. Sypia dobrze, pracuje w polu, poluje,
opowiada mieszkańcom wioski o swoich posiadłościach, majątku i patrzy na moją
matkę tak, jakby była jedynym dobrem, jakie go w Ŝyciu spotkało. Ja Ŝyję
w przekonaniu, Ŝe jestem synem bogacza, aŜ do pewnej nocy, kiedy ojciec wyjawia
mi tajemnicę swojej przeszłości i małŜeństwa z moją matką. Mówi, Ŝe wkrótce
umrze — i rzeczywiście cztery miesiące potem umiera. Wydaje ostatnie tchnienie
w ramionach mojej matki, uśmiechając się tak, jakby te wszystkie tragedie nigdy mu
się nie przydarzyły. Umiera szczęśliwy.
Poznałem losy Michaiła pewnej wiosennej, bardzo chłodnej nocy. Z całą
pewnością nie był to jednak stalingradzki mróz, gdzie temperatura spadała nawet do
minus trzydziestu pięciu stopni. Siedzimy z kloszardami, grzejąc się w cieple
ogniska. Dotarłem tutaj po drugim telefonie od Michaiła, spełniając moją część
obietnicy. Nie zapytał juŜ o kopertę, którą zostawił u mnie w domu. MoŜe wiedział —
dzięki głosowi — Ŝe w końcu postanowiłem podąŜać za znakami i pozwolić, by
sprawy toczyły się swoim rytmem, tak by stopniowo uwolnić się od Zahira.
Kiedy zaproponował spotkanie na jednym z najbardziej niebezpiecznych
przedmieść ParyŜa, przestraszyłem się. Normalnie w takiej sytuacji wykręciłbym się
obowiązkami albo próbowałbym go przekonać, Ŝebyśmy spotkali się w jakiejś
knajpce, gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać o naszych sprawach. Wprawdzie
obawiałem się kolejnego ataku epilepsji, ale teraz juŜ bym wiedział, jak zareagować.
Wolałem to niŜ uliczną bójkę, bo w moim kołnierzu ortopedycznym byłem bez szans.
Michaił nalegał. Chciał koniecznie, Ŝebym spotkał się z kloszardami. Oni byli
waŜni dla niego i dla Ester. W szpitalu dotarło do mnie w końcu, Ŝe coś w moim
Ŝyciu było nie tak i Ŝe jak najszybciej muszę się zmienić.
Tylko co zrobić, Ŝeby się zmienić?

- 108 -
Paulo Coelho Zahir

Na przykład chodzić do niebezpiecznych dzielnic i spotykać ludzi z marginesu.


Istnieje legenda o greckim herosie Tezeuszu, który zapuszcza się do labiryntu,
by zabić potwora. Jego ukochana, Ariadna, daje mu kłębek nici, aby rozwijając ją,
zaznaczał sobie drogę powrotną. Siedząc teraz wśród tych ludzi i słuchając historii
Michaiła, zdałem sobie sprawę, Ŝe od dawna nie czułem tak przyjemnego dreszczu
emocji, jaki pojawia się w zetknięciu z nieznanym, z przygodą. Kto wie, moŜe nić
Ariadny czekała na mnie w miejscach, których nigdy bym nie odwiedził, gdybym nie
był absolutnie przekonany, Ŝe muszę dokonać olbrzymiego wysiłku, by coś zmienić
w moim Ŝyciu.
Dostrzegłem, Ŝe kloszardzi odnoszą się do Michaiła z wielką atencją i słuchają
go z uwagą. NajwaŜniejsze spotkania nie zawsze odbywają się przy elegancko
zastawionych stołach, w klimatyzowanych restauracjach.
— Droga do szkoły zajmuje mi codziennie prawie godzinę. Patrzę na kobiety
idące po wodę, na bezkresny step, na długie pociągi wiozące rosyjskich Ŝołnierzy, na
ośnieŜone szczyty gór, za którymi, jak mi ktoś powiedział, rozciąga się ogromny kraj,
Chiny. W wiosce oprócz szkoły jest muzeum, poświęcone tutejszemu poecie,
meczet i trzy, cztery uliczki. Wpajają nam szczytne ideały: mamy walczyć
o zwycięstwo komunizmu i o równość wszystkich ludzi na ziemi. Nie wierzę w to,
bo nawet w naszej wiosce istnieją spore róŜnice między ludźmi — przedstawiciele
partii komunistycznej stoją ponad resztą, od czasu do czasu jeŜdŜą do duŜego
miasta, Ałma Aty, i wracają obładowani frykasami, prezentami dla dzieci, drogimi
strojami.
Pewnego popołudnia, wracając do domu, czuję silny powiew wiatru, widzę
światło wokół i na kilka chwil tracę przytomność. Kiedy otwieram oczy, leŜę na ziemi,
a w powietrzu nade mną unosi się dziewczynka w białej sukni przewiązanej
niebieskim paskiem. Uśmiecha się do mnie, nic nie mówi, a potem znika.
Pędem ruszam do domu, przerywam matce robotę i opowiadam, co mi się
przytrafiło. Jest przeraŜona, prosi, Ŝebym nigdy nikomu tego nie powtarzał. Tłumaczy
mi, Ŝe to wszystko halucynacje. Jak moŜna wytłumaczyć coś tak skomplikowanego
ośmioletniemu chłopcu? Uparcie obstaję przy swoim, widziałem tę dziewczynkę,
jestem w stanie opisać ją w najdrobniejszych szczegółach. I wcale się nie bałem,
przybiegłem do domu nie dlatego Ŝe uciekałem, tylko chciałem jak najszybciej zdać
jej relację z tego, co się wydarzyło.
Nazajutrz, wracając ze szkoły, wypatruję wszędzie dziewczynki, ale nigdzie jej

- 109 -
Paulo Coelho Zahir

nie ma. Przez tydzień nic się nie dzieje i zaczynam wierzyć, Ŝe matka miała rację,
musiałem niechcący się zdrzemnąć i to wszystko mi się przyśniło.
Jednak pewnego ranka w drodze do szkoły znowu widzę unoszącą się
w powietrzu dziewczynkę otoczoną blaskiem. Tym razem ani nie upadłem, ani nie
widziałem świateł. Ona się do mnie uśmiecha, ja odpowiadam jej uśmiechem, pytam,
jak ma na imię, ale ona milczy. W szkole wypytuję kolegów, czy oni teŜ widzieli
kiedyś unoszącą się w powietrzu dziewczynkę. Wybuchają śmiechem.
Podczas lekcji wzywa mnie dyrektor. Tłumaczy mi, Ŝe pewnie cierpię na jakieś
zaburzenia psychiczne, bo zjawy nie istnieją. Istnieje tylko rzeczywistość, którą
widzimy, a religia została wymyślona, aby omamić lud. Pytam o meczet
w pobliskim miasteczku. Twierdzi, Ŝe chodzą tam tylko zacofani starcy, którzy nie
mają siły budować socjalistycznego ładu. Potem grozi mi, Ŝe jeśli będę rozpowiadać
te niestworzone historie, wyrzuci mnie ze szkoły. Jestem przeraŜony, proszę, Ŝeby
nie mówił o tym mojej matce. Obiecuje, Ŝe nic nie powie, jeśli przyznam się kolegom,
Ŝe całą tę bajkę wyssałem z palca.
On dotrzymuje swojej obietnicy, a ja swojej. Moi koledzy nawet nie są ciekawi,
gdzie widuję dziewczynkę. Ale od tej pory przez cały miesiąc ona ukazuje mi się
dzień w dzień. Czasem najpierw mdleję, czasem nie dzieje się nic. Nie rozmawiamy
ze sobą, po prostu jesteśmy razem tak długo, jak ona chce. Moja matka zaczyna się
niepokoić, nie wracam juŜ do domu jak zawsze o tej samej porze. Pewnego
wieczoru zmusza mnie, Ŝebym się przyznał, co robię po lekcjach. Powtarzam jej
historię o dziewczynce.
Ku memu zdziwieniu zamiast znowu mnie zganić, mówi, Ŝe pójdzie ze mną
w to miejsce. Następnego dnia wstajemy wcześnie, idziemy tam, dziewczynka się
pojawia, ale matka jej nie widzi. Prosi, abym zapytał ją o ojca. Nie rozumiem po co,
ale robię to i wtedy po raz pierwszy słyszę głos. Dziewczynka nie porusza
wprawdzie ustami, ale ze mną rozmawia. Mówi, Ŝe mój ojciec ma się dobrze, Ŝe nas
chroni, Ŝe cierpienie, którego doświadczył na ziemi, zostało mu wynagrodzone.
Radzi, Ŝebym porozmawiał z matką o piecyku. Kiedy powtarzam matce to, co
usłyszałem, wybucha płaczem. Mówi, Ŝe ojciec musiał mieć zawsze przy sobie
piecyk, bo dręczyły go wspomnienia z wojny. Dziewczynka prosi, Ŝebym następnym
razem, kiedy będę tędy przechodził, zawiązał na krzaku wstąŜkę z wypisaną na niej
prośbą.
Wizje powtarzają się przez cały następny rok. Moja matka opowiada o tym

- 110 -
Paulo Coelho Zahir

najbardziej zaufanym przyjaciółkom, one przekazują to dalej i na krzaku pojawia się


mnóstwo wstąŜek. Wszystko to odbywa się w wielkiej tajemnicy. Kobiety wypytują
o swoich bliskich zmarłych, ja słucham głosu i przekazuję odpowiedź. Najczęściej
mają się tam dobrze. Tylko dwa razy dziewczynka prosi, Ŝebyśmy poszli na
najbliŜsze wzgórze o wschodzie słońca i odmówili modlitwę za dusze zmarłych.
Podobno czasem wpadam w trans, przewracam się na ziemię, mamroczę
niezrozumiałe słowa — nic potem nie pamiętam. Odgaduję tylko, kiedy ten trans się
zbliŜa. Czuję wtedy ciepły wiatr i widzę unoszące się wokół mnie kule świetlne.
Pewnego razu, kiedy prowadzę grupę na spotkanie z dziewczynką, zatrzymują
nas milicjanci. Kobiety podnoszą krzyk, protestują, ale nie udaje nam się przejść.
Eskortują mnie do szkoły. Tam dyrektor oznajmia, Ŝe zostałem wyrzucony za
wywołanie zamieszek i szerzenie zabobonów.
W drodze powrotnej widzę, Ŝe krzak został ścięty, a na ziemi leŜy pełno
wstąŜek. Siadam tam i płaczę w samotności, bo uświadamiam sobie, Ŝe skończyły
się najszczęśliwsze dni mojego Ŝycia. Wtedy znowu pojawia się dziewczynka.
Pociesza mnie, Ŝe to wszystko, nawet zniszczenie krzaka, było zaplanowane. I od
tej pory ona zawsze będzie przy mnie i zawsze będzie słuŜyć mi radą.
— Nigdy nie powiedziała, jak ma na imię? — pyta jeden z kloszardów.
— Nigdy. To nie ma znaczenia. Wiem, kiedy ze mną rozmawia.
— Czy moglibyśmy dowiedzieć się teraz czegoś o naszych zmarłych?
— Nie. Teraz mam inną misję. Mogę opowiadać dalej?
— Musisz — mówię. — Ale najpierw chciałbym coś powiedzieć. Na
południowym wschodzie Francji leŜy miejscowość Lourdes. Wiele lat temu mała
pasterka widziała tam dziewczynkę bardzo podobną do tej z twojej wizji.
— Mylisz się — mówi stary Ŝebrak z metalową protezą zamiast nogi. — Ta
pasterka, Bernadetta, widziała Najświętszą Panienkę.
— Napisałem kiedyś ksiąŜkę o objawieniach, musiałem więc dokładnie
przestudiować tę kwestię — wyjaśniam. — Czytałem wszystko, co zostało na ten
temat opublikowane pod koniec dziewiętnastego wieku. Dotarłem do raportów policji,
władz kościelnych i naukowców. W Ŝadnym z nich nie ma nawet słowa, Ŝe
Bernadetta widziała kobietę. Podkreślała zawsze, Ŝe to była dziewczynka, powtarzała
to uparcie do końca Ŝycia. Bardzo zdenerwował ją posąg, który ustawiono w grocie.
Upierała się, Ŝe nie jest w ogóle podobny do postaci z jej wizji. Widziała przecieŜ
dziecko, a nie kobietę. Mimo to Kościół przywłaszczył sobie tę historię, to miejsce

- 111 -
Paulo Coelho Zahir

oraz wizje Bernadetty, interpretując je jako objawienie Matki BoŜej. Prawda poszła
w niepamięć, bo powtarzane przez lata kłamstwo w końcu przekonało wszystkich.
Jedyna róŜnica między objawieniem Michaiła a tym, co widziała Bernadetta, jest
taka, Ŝe „mała dziewczynka" — na prośbę Bernadetty — powiedziała, jak ma na imię.
— I co powiedziała? — zaciekawił się Michaił.
— „Jestem Niepokalane Poczęcie". Nie jest to zwyczajne imię, takie jak Beata,
Maria czy Izabela. Ona opisuje siebie jako fakt, wydarzenie, zjawisko, co moŜna
tłumaczyć jako „jestem narodzinami bez seksu". Proszę, opowiadaj dalej.
— Chciałbym cię przedtem o coś zapytać — zwraca się do mnie jeden
z Ŝebraków, mniej więcej w moim wieku. — Powiedziałeś, Ŝe napisałeś ksiąŜkę.
Jaki jest jej tytuł?
— Napisałem wiele ksiąŜek. — I wymieniam tytuł ksiąŜki, w której wspominam
historię Bernadetty i jej objawień.
— Jesteś męŜem tej dziennikarki?
— A więc jesteś męŜem Ester? — Ŝebraczka w podartych łachmanach,
zielonym kapeluszu i purpurowym płaszczu, wybałusza oczy ze zdumienia.
Nie wiem, co mam powiedzieć.
— Dlaczego przestała nas odwiedzać? — pyta inny. — Mam nadzieję, Ŝe nie
zginęła! Zawsze jeździ do krajów, gdzie jest bardzo niebezpiecznie. Wiele razy jej
mówiłem, Ŝeby dała sobie z tym spokój! Zobacz co od niej dostałem!
I wyciąga z kieszeni pomięty strzępek tkaniny zaplamionej krwią, kawałek
koszuli zmarłego Ŝołnierza.
— Nie zginęła — odpowiadam. — Ale dziwi mnie, Ŝe tu przychodziła.
— Czemu? Bo jesteśmy gorsi?
— Źle mnie zrozumiałeś, nie oceniam was. Jestem po prostu zaskoczony, ale
cieszę się, Ŝe się tego dowiedziałem.
Wódka wypita na rozgrzewkę zaczyna juŜ działać.
— Kpisz sobie — mówi potęŜny długowłosy męŜczyzna z wielodniowym
zarostem na twarzy. — Wynoś się stąd, jeśli ci się nie podoba nasze towarzystwo.
CóŜ, ja takŜe piłem i czuję w sobie odwagę.
— A kim wy jesteście? Jakie Ŝycie wybraliście? Jesteście zdrowi, zdolni do
pracy, ale wolicie nic nie robić.
— Jesteśmy ludźmi, którzy postanowili Ŝyć „poza", rozumiesz? Poza tym
światem, który rozpada się na kawałki, poza ludźmi, którzy Ŝyją w ciągłym strachu,

- 112 -
Paulo Coelho Zahir

Ŝe coś stracą, poza tymi, którzy spacerują ulicami, jak gdyby wszystko było
w najlepszym porządku, podczas gdy jest źle, bardzo źle! A ty nie Ŝebrzesz? Nie
prosisz o jałmuŜnę swojego szefa albo właściciela domu, w którym mieszkasz?
— Nie wstyd ci tak marnować Ŝycia? — pyta kobieta w purpurowym płaszczu.
— Kto powiedział, Ŝe je marnuję? Robię to, co chcę!
— A czego chcesz? — włączył się potęŜny męŜczyzna. — śyć na czubku
świata? Skąd wiesz, Ŝe góra jest lepsza od doliny? Sądzisz, Ŝe nie umiemy Ŝyć,
prawda? Twoja Ŝona wiedziała doskonale, czego chcemy od Ŝycia! A wiesz czego?
Spokoju! I wolnego czasu! I Ŝeby nikt nas nie zmuszał do podąŜania za modą —
tutaj mamy swoją własną modę! Pijemy, kiedy mamy na to ochotę, śpimy tam, gdzie
nam się podoba! Nikt z nas tutaj nie wybrał niewolnictwa i jesteśmy z tego bardzo
dumni. ChociaŜ wy uwaŜacie nas za dziadów.
W ich głosach wyczuwam coraz więcej agresji.
— Chcecie usłyszeć dalszy ciąg mojej opowieści, czy wolicie, Ŝebyśmy sobie
poszli? — pyta Michaił, Ŝeby uspokoić trochę nastroje.
— On nas krytykuje! — oburzył się ten z Ŝelazną nogą. — Przyszedł tu, Ŝeby
nas osądzać, oceniać, jakby był samym Bogiem!
Słychać jakieś mamrotanie, ktoś klepie mnie po ramieniu, podaje papierosa,
a butelka wódki znowu trafia w moje ręce. Napięcie powoli opada. WciąŜ jestem
w szoku, Ŝe ci ludzie znają Ester. I jak widać, znają ją lepiej niŜ ja, dostali przecieŜ
od niej kawałek zakrwawionej Ŝołnierskiej koszuli.
Michaił ciągnie dalej:
— PoniewaŜ nie mam gdzie się uczyć, a jestem jeszcze za mały, Ŝeby
zajmować się końmi, które są chlubą naszego regionu, zostaję pasterzem owiec.
W pierwszym tygodniu mojej pracy zdycha jagnię i wieś obiega plotka, Ŝe jestem
dzieckiem przeklętym, synem człowieka, który przybył z dalekich stron, obiecał mojej
matce bogactwa, a w końcu zostawił nas z niczym.
ChociaŜ komuniści zapewniają, Ŝe religia to opium dla ludu, choć w szkole
uczą nas, Ŝe istnieje tylko rzeczywistość materialna, a to, czego nie widzą nasze
oczy, jest wytworem wyobraźni — pradawne wierzenia stepu, przekazywane
z pokolenia na pokolenie z ust do ust, przetrwały do dziś.
Od kiedy ścięto mój krzak, nie widuję juŜ dziewczynki, lecz wciąŜ towarzyszy mi
jej głos. Proszę, Ŝeby pomogła mi w opiece nad stadami, ona mówi, Ŝe muszę być
cierpliwy, nadejdą dla mnie cięŜkie czasy, ale nim skończę dwadzieścia dwa lata,

- 113 -
Paulo Coelho Zahir

z dalekiego kraju przyjedzie kobieta i zabierze mnie ze sobą w świat. Mówi takŜe,
Ŝe mam misję do spełnienia: pomóc, by prawdziwa energia miłości rozprzestrzeniła
się na całej kuli ziemskiej.
Właściciel owiec daje wiarę plotkom, które krąŜą na mój temat. Powtarzają je
i próbują mi szkodzić ci sami ludzie, którym dziewczynka pomagała przez ostatni
rok. Pewnego dnia mój chlebodawca idzie do siedziby partii w sąsiedniej wiosce
i tam dowiaduje się, Ŝe zarówno ja, jak i moja matka jesteśmy uznani za wrogów
ludu. Natychmiast wyrzuca mnie z pracy. Nic jeszcze nie zarobiłem, ale mamy
z czego Ŝyć, bo moja matka nadal pracuje jako hafciarka w zakładach
włókienniczych w największym mieście powiatu. Tam nikt nie wie, Ŝe jesteśmy
wrogami ludu i klasy robotniczej. Dyrekcji zaleŜy jedynie, Ŝeby ślęczała nad haftami
od świtu do zmierzchu.
PoniewaŜ mam duŜo wolnego czasu, włóczę się po stepie z myśliwymi. Oni
równieŜ znają moją historię, ale wierzą, Ŝe mam magiczną moc, bo zawsze, kiedy
z nimi poluję, trafiają na lisy. Przesiaduję całymi dniami w muzeum poety, oglądam
pamiątki po nim, czytam jego ksiąŜki, słucham, kiedy ktoś recytuje jego wiersze.
Czasami czuję wiatr i widzę kule świetlne, upadam na ziemię — wtedy głos mówi mi
o rzeczach bardzo konkretnych, takich jak okresy suszy, zaraza bydła, przybycie
kupców. Nie opowiadam o tym nikomu, tylko matce, która coraz bardziej się o mnie
martwi.
Pewnego razu, gdy w okolicy pojawia się akurat lekarz, prowadzi mnie do
niego. On wysłuchuje uwaŜnie mojej historii, robi notatki, bada mi oczy specjalnym
aparatem, bada serce, puka w kolano i stwierdza pewną odmianę epilepsji.
Pociesza, bo to nie jest zaraźliwe i ataki z wiekiem powinny ustąpić. Wiem, Ŝe to
wcale nie choroba, ale dla spokoju matki udaję, Ŝe uwierzyłem.
Kustosz muzeum zauwaŜył moje rozpaczliwe próby nauczenia się
czegokolwiek, ulitował się nade mną i sam zaczął udzielać mi lekcji. Uczę się
geografii i literatury. A takŜe, co w przyszłości okaŜe się dla mnie najwaŜniejsze —
języka angielskiego. Pewnego wieczoru głos prosi mnie, abym powiedział
kustoszowi, Ŝe wkrótce zajmie odpowiedzialne stanowisko. Kiedy przekazuję mu tę
wiadomość, śmieje się pod nosem i mówi wprost, Ŝe nie ma na to Ŝadnych szans, bo
nigdy nie zapisał się do partii. Jest bogobojnym muzułmaninem.
Mam piętnaście lat. Jakieś dwa miesiące po naszej rozmowie czuję, Ŝe coś się
zaczyna zmieniać w naszym regionie. Zazwyczaj aroganccy urzędnicy stają się

- 114 -
Paulo Coelho Zahir

uprzejmi jak nigdy. Pytają, czy nie chciałbym wrócić do szkoły. Długie pociągi pełne
rosyjskich wojsk suną w kierunku granicy. Pewnego popołudnia, gdy uczę się przy
biurku, które kiedyś naleŜało do poety, wbiega przeraŜony kustosz. Spogląda na
mnie niepewnie i mówi, Ŝe na naszych oczach rozgrywa się ostatnia rzecz, której
moŜna było się spodziewać — upadek komunistycznego reŜimu. Dawne republiki
sowieckie ogłaszają niepodległość. Z Ałma Aty przychodzą wieści o tworzeniu
nowego rządu, a jego, kustosza muzeum, mianowano gubernatorem prowincji!
Zamiast ucieszyć się i mnie uściskać, pyta, skąd wiedziałem. Ktoś mi o tym
mówił? Czy tajne słuŜby kazały mi go szpiegować, bo nie naleŜał do partii? Czy
moŜe — co byłoby najstraszniejsze — zawarłem kiedyś pakt z diabłem?
Odpowiadam, Ŝe przecieŜ zna moją historię: objawienia, ataki, pozwalające mi
słyszeć głos, którego nikt inny nie słyszy. On mówi, Ŝe to bzdury, nic innego jak
choroba. Jest tylko jeden prorok, Mahomet, i wszystko, co trzeba było objawić,
zostało juŜ objawione. Ale pomimo to, ciągnie dalej, diabeł wciąŜ jest na tym świecie
i ucieka się do wszelkiego rodzaju sztuczek — nawet do rzekomego daru
przewidywania przyszłości — Ŝeby oszukać naiwnych i odciągnąć ludzi od
prawdziwej wiary. Zajął się mną, bo islam wymaga od wiernych miłosierdzia, ale
teraz głęboko tego Ŝałuje, bo albo jestem agentem tajnych słuŜb, albo wysłannikiem
szatana.
I z miejsca zakazuje mi wstępu do muzeum.
Nadchodzą trudne czasy, choć i wcześniej nie było łatwo. Państwowe zakłady
włókiennicze, w których pracuje moja matka, przechodzą w ręce prywatne. Nowi
właściciele mają inne pomysły, przeprowadzają restrukturyzację zakładów
włókienniczych i zwalniają moją matkę. Dwa miesiące później nie mamy juŜ za co
Ŝyć i nie pozostaje nam nic innego, jak wyjechać w poszukiwaniu pracy.
Moi dziadkowie nie chcą wyjeŜdŜać. Wolą umrzeć z głodu, niŜ opuścić ziemię,
na której się urodzili i spędzili całe Ŝycie. Ja i matka jedziemy do Ałma Aty. Po raz
pierwszy widzę duŜe miasto. Jestem pod wraŜeniem samochodów, gigantycznych
budynków, podświetlanych reklam, ruchomych schodów, a najbardziej wind. Mama
dostaje posadę ekspedientki, ja pracuję na stacji benzynowej jako pomocnik
mechanika. DuŜą część pieniędzy wysyłamy dziadkom, ale i tak starcza nam na
rzeczy, których nigdy przedtem nie widziałem: kino, wesołe miasteczko, mecze piłki
noŜnej.
Po przeprowadzce do miasta ataki ustają, znika takŜe dziewczynka, wraz z nią

- 115 -
Paulo Coelho Zahir

głos. Wcale się tym nie martwię. Jestem tak zafascynowany Ałma Atą i zajęty
zarabianiem na Ŝycie, Ŝe nie brakuje mi niewidzialnej przyjaciółki, która towarzyszyła
mi od ósmego roku Ŝycia. Dociera do mnie, Ŝe mając głowę na karku, będę mógł
w końcu zostać kimś. AŜ do pewnej niedzielnej nocy, kiedy wyglądam przez jedyne
okno naszego mieszkanka na małą wyboistą uliczkę i bardzo się denerwuję, bo
poprzedniego dnia w warsztacie wgniotłem samochód, wprowadzając go do garaŜu.
Boję się, Ŝe nazajutrz wyleją mnie z pracy. Boję się tak bardzo, Ŝe przez cały dzień
nie mogę nic przełknąć.
I nagle znów czuję powiew wiatru, widzę osobliwe światło. Matka później mi
opowiadała, Ŝe upadłem na ziemię, bełkotałem w jakimś nieznanym języku, a trans
trwał dłuŜej niŜ zwykle. Wtedy głos przypomniał mi o mojej misji.
Kiedy przytomnieję, znów czuję obecność dziewczynki i choć jej nie widzę,
mogę z nią rozmawiać. Ale to juŜ mnie nie interesuje — opuszczając rodzinną
wioskę, zostawiłem za sobą cały mój świat. Mimo to próbuję się dowiedzieć, jaka jest
ta moja misja. Głos odpowiada, Ŝe taka sama, jak misja całego rodzaju ludzkiego;
nasycić świat energią miłości. Pytam jedynie o to, co mi w tym momencie leŜy na
sercu: Co zrobi mój pracodawca, kiedy dowie się o stłuczce? Mam się przyznać bez
obaw, on na pewno zrozumie.
Pracuję juŜ pięć lat na stacji benzynowej. Mam kilku przyjaciół, chodzę na
pierwsze randki, odkrywam Ŝycie erotyczne, uczestniczę w ulicznych bójkach... Ŝyję
normalnie, jak wszyscy młodzi ludzie. Mam kilka ataków, ale kiedy opowiadam, Ŝe to
działanie „wyŜszych sił", przyjaciele zaczynają darzyć mnie respektem. Proszą mnie
o pomoc, zwierzają się z zawodów miłosnych, kłopotów rodzinnych, lecz ja głosu
juŜ o nic nie pytam, bo krzak ścięty w mojej wsi był dla mnie przestrogą. Pamiętam,
jak mi się odwdzięczyli.
Znajomi nalegają, więc wymyślam, Ŝe naleŜę do tajnego bractwa i nic nie mogę
im wyjawić. W owym czasie, po latach prześladowań religijnych, mistycyzm
i ezoteryka stały się w Ałma Acie bardzo modne. Pojawia się wiele ksiąŜek o siłach
nadprzyrodzonych. Mistrzowie i guru napływają z Chin i Indii, mnoŜą się kursy
samodoskonalenia i rozwoju osobistego. Zapisuję się na kilka z nich i widzę, Ŝe
niczego się tam nie uczę. Ufam tylko głosowi, ale jestem zbyt zajęty, Ŝeby
przywiązywać wagę do tego, co mówi.
Pewnego dnia jakaś kobieta podjeŜdŜa samochodem terenowym na stację
benzynową, na której pracuję, i prosi, Ŝebym napełnił jej bak. Mówi po rosyjsku

- 116 -
Paulo Coelho Zahir

z duŜą trudnością i okropnym akcentem. Oddycha z ulgą, gdy odpowiadam jej po


angielsku. Pyta, czy nie znam jakiegoś tłumacza, który mógłby jej towarzyszyć
w podróŜy w głąb kraju.
W chwili, kiedy to mówi, czuję wszędzie intensywną obecność dziewczynki
i zdaję sobie sprawę, Ŝe właśnie na tę kobietę czekałem całe Ŝycie. To moja jedyna
szansa, nie mogę jej przegapić. Proponuję tej kobiecie, Ŝe zostanę jej tłumaczem
i przewodnikiem. Odpowiada, Ŝe ja mam przecieŜ pracę, a ona potrzebuje kogoś
bardziej doświadczonego, starszego, kto moŜe swobodnie podróŜować. Zapewniam,
Ŝe znam wszystkie ścieŜki na stepie i w górach, i kłamię, Ŝe nie jestem tu
zatrudniony na stałe. Błagam, Ŝeby dała mi szansę. Niechętnie, ale umawia się ze
mną na rozmowę w najlepszym hotelu w mieście.
W holu sprawdza moją znajomość angielskiego, zadaje mi szereg pytań na
temat geografii Azji Środkowej, chce wiedzieć, kim jestem i skąd pochodzę. Jest
nieufna, nie mówi mi, co dokładnie robi ani dokąd się wybiera. Staram się wywrzeć
na niej dobre wraŜenie, ale widzę, Ŝe nie jest do końca przekonana.
Uświadamiam sobie z zaskoczeniem, Ŝe zakochuję się w tej kobiecie, którą
znam od paru godzin. Staram się opanować niepokój i znowu chcę, by głos mnie
poprowadził. Wzywam na pomoc niewidzialną dziewczynkę, obiecuję, Ŝe wypełnię
powierzoną mi misję, jeśli tylko dostanę tę pracę. To przecieŜ ona przepowiedziała
mi, Ŝe pewnego dnia jakaś kobieta wywiezie mnie daleko stąd. Czułem jej obecność,
kiedy cudzoziemka zatrzymała się, Ŝeby zatankować, potrzebuję teraz pozytywnej
odpowiedzi.
Po długim odpytywaniu cudzoziemka chyba zaczyna mi ufać. Uprzedza mnie,
Ŝe to, co zamierza zrobić, jest nielegalne. Jest dziennikarką i chce napisać reportaŜ
o amerykańskich bazach wojskowych powstających w sąsiednim kraju. Będą
zapleczem dla wojny, która lada moment wybuchnie. PoniewaŜ nie dostała wizy,
musimy przejść przez zieloną granicę pieszo. Informatorzy dostarczyli jej mapę
i pokazali, którędy trzeba iść, ale nie powie mi nic więcej, póki nie będziemy daleko
od Ałma Aty. Jeśli wciąŜ jestem gotów z nią jechać, mam zjawić się w hotelu za dwa
dni o jedenastej. Przyrzeka mi zapłatę tylko za tydzień. Nie wie, Ŝe ryzykuję utratę
stałych zarobków, z których utrzymuję matkę i dziadków, stracę takŜe zaufanie
szefa, który daje mi pracę, mimo Ŝe parę razy widział konwulsje, czy teŜ „ataki
epilepsji", jak on nazywa momenty, w których nawiązuję kontakt z nieznanym
światem.

- 117 -
Paulo Coelho Zahir

Na poŜegnanie kobieta wyjawia mi swoje imię, Ester. Uprzedza, Ŝe jeśli doniosę


na nią na policję, natychmiast zostanie aresztowana i deportowana. Mówi teŜ, Ŝe są
takie chwile w Ŝyciu, kiedy trzeba ślepo zaufać intuicji, i teraz właśnie to robi.
Proszę, Ŝeby się nie martwiła. Korci mnie, by opowiedzieć jej o dziwnym glosie
i objawieniach, ale w końcu gryzę się w język. Po powrocie do domu rozmawiam
z matką, mówię, Ŝe znalazłem nową pracę jako tłumacz, lepiej płatną, ale będę
musiał wyjechać na jakiś czas. Ona przyjmuje to ze spokojem. Wszystko idzie jak
z płatka.
Źle śpię, następnego dnia zjawiam się na stacji wcześniej niŜ zwykle.
Oznajmiam, Ŝe dostałem propozycję nowej pracy. Szef ostrzega — wcześniej czy
później odkryją, Ŝe jestem chory, to duŜe ryzyko zamieniać pewne na nieznane. Ale
podobnie jak wcześniej moja matka, godzi się bez większych problemów. Tak jakby
tego dnia głos skłaniał kaŜdego, kto stoi na mojej drodze, Ŝeby ułatwił mi zadanie
i pomógł postawić pierwszy krok.
Kiedy spotykamy się w hotelu, tłumaczę jej, Ŝe jeśli nas złapią, ona moŜe
najwyŜej zostać deportowana, ale ja skończę w więzieniu, pewnie na wiele lat. Ja
podejmuję większe ryzyko, powinna mi więc zaufać. Wydaje się, Ŝe to do niej
dociera. Całe dwa dni jedziemy przez step, na granicy czeka na nią grupa męŜczyzn.
Ester znika i wkrótce potem wraca, rozczarowana i zirytowana. Wojna wisi juŜ na
włosku, wszystkie drogi są pilnie strzeŜone, nie moŜe jechać dalej, bo na pewno
zatrzymaliby ją jako szpiega.
Wyruszamy w drogę powrotną. Ester, wcześniej tak pewna siebie, teraz jest
przygnębiona. śeby ją czymś zająć, recytuję wiersze poety, który Ŝył niedaleko mojej
wioski, myślę o tym, Ŝe za czterdzieści osiem godzin mój sen się skończy. Muszę
jednak ufać głosowi i zrobić wszystko, Ŝeby nie wyjechała tak nagle, jak się pojawiła.
MoŜe powinienem przekonać ją, Ŝe zawsze na nią czekałem, Ŝe jest dla mnie bardzo
waŜna.
Tej nocy, kiedy leŜymy juŜ w śpiworach pod skałą, próbuję wziąć ją za rękę.
Ona delikatnie się odsuwa, mówiąc, Ŝe jest męŜatką. Popełniłem gafę. Nie mam juŜ
nic do stracenia, więc opowiadam jej o wizjach z dzieciństwa, o misji szerzenia
miłości, o diagnozie lekarza: epilepsji.
Ku mojemu zdziwieniu Ester doskonale mnie rozumie. Opowiada trochę
o swoim Ŝyciu, mówi, Ŝe kocha męŜa i on takŜe ją kocha, ale z biegiem lat coś
waŜnego się między nimi zagubiło. Woli być z dala od domu, Ŝeby nie widzieć, jak jej

- 118 -
Paulo Coelho Zahir

małŜeństwo powoli się rozpada. Miała w Ŝyciu wszystko, ale nie była szczęśliwa.
I choć mogłaby udawać, Ŝe niczego więcej nie chce od Ŝycia, umiera ze strachu, Ŝe
wpadnie w depresję i któregoś dnia popełni samobójstwo.
Dlatego postanowiła zostawić wszystko i wyruszyć na poszukiwanie przygody,
Ŝeby nie myśleć o miłości, która się powoli wypala. Im dalej zapuszczała się w te
poszukiwania, tym bardziej czuła się zagubiona i samotna. Ma wraŜenie, Ŝe juŜ na
zawsze zgubiła kierunek, a to, co się właśnie zdarzyło, to znak, Ŝe powinna pogodzić
się z tym — wrócić do codzienności.
Proponuję, Ŝebyśmy spróbowali przekraść się innym, słabiej strzeŜonym
szlakiem. Znam przemytników z Ałma Aty, którzy mogą nam pomóc. Ona jednak
straciła ochotę na dalszą wyprawę, jest zniechęcona, gotowa zrezygnować.
W tym momencie głos prosi mnie, Ŝebym poświęcił ją ziemi. Nie wiedząc
dokładnie, co robię, wstaję, otwieram plecak, zanurzam opuszki palców w małym
słoiczku z olejem, który zabraliśmy do gotowania. Kładę jej dłoń na czole, modlę się
w ciszy i proszę o siłę dla niej, bo jej poszukiwanie jest waŜne dla nas wszystkich.
Głos mówi do mnie, a ja powtarzam to, co słyszę, Ŝe przemiana choć jednej istoty
ludzkiej oznacza przemianę całej ludzkości. Ona mnie obejmuje, czuję, Ŝe ziemia ją
błogosławi, i trwamy tak objęci przez kilka godzin.
Na koniec pytam ją, czy wierzy w to, Ŝe słyszę głos. Ona odpowiada: I tak,
i nie. Wierzy, Ŝe w nas wszystkich drzemią moce, których nigdy nie uŜywamy,
i sądzi, Ŝe mnie, dzięki atakom epilepsji, udało się mieć do tych mocy dostęp,
i moŜemy to razem sprawdzić. Chciałaby zrobić wywiad z pewnym koczownikiem
przebywającym na północ od Ałma Aty. Chodzą o nim słuchy, Ŝe posiada magiczną
moc. Mogę z nią jechać, jeśli chcę. Kiedy pada jego nazwisko, kojarzę, Ŝe znam
wnuka tego człowieka i to moŜe nam pomóc.
PrzejeŜdŜamy przez Ałma Atę, zatrzymując się tylko po to, Ŝeby napełnić bak
i kupić jakiś prowiant. Jedziemy w kierunku małej osady połoŜonej nad sztucznym
jeziorem, utworzonym jeszcze przez władze sowieckie. Idę do domu starego
koczownika i choć jestem znajomym jego wnuka, musimy czekać wiele godzin. Tłum
ludzi stoi cierpliwie w kolejce, Ŝeby usłyszeć radę od człowieka, który uchodzi za
świętego.
W końcu nadchodzi nasza kolej. Podczas tłumaczenia tej rozmowy dowiaduję
się wielu rzeczy, które zawsze chciałem wiedzieć.
Ester pyta, dlaczego ludzie są nieszczęśliwi.

- 119 -
Paulo Coelho Zahir

— To proste — odpowiada starzec. — Są uwięzieni w swojej historii osobistej.


Wszyscy sądzą, Ŝe głównym celem Ŝycia jest wypełnianie planu. Nikt nie zadaje
sobie pytania, czy to jego własny plan, czy raczej wymyślony przez kogoś innego.
Gromadzą doświadczenia, wspomnienia, przedmioty, pomysły, a to zbyt wiele do
udźwignięcia. I w ten sposób zapominają o własnych marzeniach.
Ester wspomina, Ŝe wielu ludzi jej mówiło: „Jesteś szczęściarą, ty przynajmniej
wiesz, czego chcesz od Ŝycia. Ja nie wiem, czego chcę".
— Jak to nie wiedzą? — oburza się mędrzec. — Ile znasz osób, które mówią:
„Nie spełniłem nic z tego, co chciałem. CóŜ, taka jest rzeczywistość". Skoro
twierdzą, Ŝe nie zrobili tego, co chcieli, muszą zatem wiedzieć, czego chcieli.
Natomiast rzeczywistość to tylko opowieść innych o świecie i o tym, jak powinniśmy
w nim postępować.
— Wiele osób mówi coś jeszcze gorszego: „Jestem zadowolony, bo poświęcam
się dla tych, których kocham".
— Czy sądzisz, Ŝe osoby, które nas kochają, Ŝyczą sobie, byśmy dla nich
cierpieli? Czy twoim zdaniem miłość jest źródłem cierpienia?
— Szczerze mówiąc, tak.
— A nie powinna być.
— Jeśli zapomnę historię, którą mi wpajano od dziecka, wraz z nią zapomnę
takŜe waŜne lekcje Ŝycia. Po co więc się tak wysilałam, tak starałam, Ŝeby zdobyć
doświadczenie i umieć sobie radzić z karierą zawodową, kryzysami małŜeńskimi,
zwątpieniem?
— Zgromadzona wiedza słuŜyć nam moŜe do gotowania, do kontrolowania
wydatków, do ubierania się ciepło w zimie, zachowania pewnych granic i do tego,
Ŝeby wiedzieć, dokąd jadą tramwaje i autobusy. Czy wierzysz jednak, Ŝe twoje
poprzednie doświadczenia miłosne nauczyły cię lepiej kochać?
— Pomogły mi odkryć, czego pragnę.
— Nie o to pytam. Czy twoje poprzednie doświadczenia miłosne pomogły ci
lepiej kochać twojego męŜa?
— Wręcz przeciwnie. śeby poświęcić się zupełnie mojemu męŜowi, musiałam
zapomnieć o ranach po poprzednich męŜczyznach. Czy o to panu chodzi?
— Aby prawdziwa energia miłości mogła przeniknąć do twojej duszy, musisz się
narodzić na nowo. Dlaczego ludzie są nieszczęśliwi? Bo chcą uwięzić tę energię,
a to niemoŜliwe. Zapomnieć o narzuconej nam historii, znaczy oczyścić duszę,

- 120 -
Paulo Coelho Zahir

pozwolić, aby energia miłości objawiała się zgodnie ze swą naturą i po prostu dać jej
się prowadzić.
— To bardzo romantyczne, ale niestety zarazem bardzo trudne. Dlatego Ŝe
miłość jest spleciona z wieloma róŜnymi sprawami: z obietnicami, obowiązkami
wobec dzieci, rodziny, społeczeństwa...
— ...a po jakimś czasie takŜe z rozpaczą, samotnością, próbą kontrolowania
tego, czego kontrolować się nie da. Według tradycji stepowej tengri, Ŝeby Ŝyć pełnią
Ŝycia, trzeba być w ciągłym ruchu, tylko w ten sposób kaŜdy dzień będzie inny od
poprzedniego. Przechodząc przez miasta, nomadzi myśleli: „Biedni są ci, którzy tu
mieszkają. Dla nich wszystko jest wciąŜ takie samo". Prawdopodobnie mieszkańcy
miast myśleli o nomadach: „Nieszczęśnicy, nie mają gdzie się podziać". Nomadzi nie
mieli przeszłości, jedynie teraźniejszość, dlatego zawsze byli szczęśliwi — dopóki
komunistyczna władza nie zmusiła ich do osiadłego trybu Ŝycia i nie uwięziła
w kołchozach. Od tego czasu stopniowo zaczęli wierzyć w historię, którą
społeczeństwo narzuca jako jedyną prawdziwą. Dzisiaj stracili juŜ swoją toŜsamość.
— Nikt w dzisiejszych czasach nie moŜe całe Ŝycie wędrować.
— Wprawdzie nie moŜna wędrować fizycznie, ale moŜna duchowo. Iść ciągle
dalej, zostawić za sobą historię, którą nam wmówiono, i wszystko, co nam
narzucono.
— Co robić, aby uwolnić się od historii, którą nam wmówiono?
— Powtarzać ją na głos, we wszystkich najdrobniejszych szczegółach.
W miarę opowiadania Ŝegnamy się z tym, kim byliśmy, a wtedy — zobaczysz
sama, jeśli zechcesz spróbować — otwiera się przed nami nowa, nieznana
przestrzeń. Trzeba powtarzać tę dawną historię wiele razy, aŜ przestanie być waŜna.
— Tylko tyle?
— I jeszcze coś. W miarę jak nasza przestrzeń wewnętrzna się oczyszcza,
Ŝeby uniknąć poczucia pustki, trzeba ją szybko czymś wypełnić — choćby
prowizorycznie.
— Czym?
— Innymi historiami, doświadczeniami, których dotąd unikaliśmy, albo
obawialiśmy się ich. W ten sposób zmieniamy się i rośnie w nas miłość. A kiedy
rośnie miłość, my rośniemy wraz z nią.
— Ale to znaczy, Ŝe moŜemy stracić rzeczy, które były dla nas waŜne.
— Nigdy. Rzeczy waŜne zostają, odchodzą tylko te, które uwaŜaliśmy za

- 121 -
Paulo Coelho Zahir

istotne, choć naprawdę są bezuŜyteczne — tak jak pozorne poczucie władzy nad
miłością.
W tym momencie starzec przerywa, bo skończył się juŜ czas Ester i czekają
następni. Choć nalegam, on jest nieugięty. Zachęca ją jednak, by kiedyś jeszcze
przyszła, wtedy powie więcej.
Ester zostaje w Kazachstanie jeszcze przez tydzień i obiecuje, Ŝe wróci.
Podczas tego tygodnia wielokrotnie opowiadam jej moją historię, a ona opowiada mi
wiele razy o swoim Ŝyciu. Dostrzegamy, Ŝe starzec miał rację, czegoś się
pozbywamy, jesteśmy lŜejsi, choć nie szczęśliwsi.
Ale starzec radził, by szybko wypełnić czymś pustą przestrzeń. Przed wyjazdem
Ester pyta mnie, czy nie chciałbym pojechać do Francji, Ŝebyśmy mogli kontynuować
proces zapominania. Nie ma tam nikogo, z kim mogłaby to robić, nie moŜe
porozmawiać o tym z męŜem ani z ludźmi, z którymi pracuje, potrzebuje kogoś
z zewnątrz, z daleka, kogoś, kto nie uczestniczył wcześniej w jej historii osobistej.
Odpowiadam, Ŝe chętnie pojadę. Dopiero teraz mówię jej o przepowiedni. Ale
nie znam francuskiego, a umiem jedynie zajmować się owcami na stepie
i obsługiwać stację benzynową.
Na poŜegnanie, juŜ na lotnisku, Ester kaŜe mi zapisać się na intensywny kurs
francuskiego. Pytam, dlaczego mnie zaprasza. Ona powtarza to, co powiedziała juŜ
wcześniej. Wyznaje, Ŝe boi się pustej przestrzeni, która otwiera się w miarę
zapominania historii osobistej, obawia się, Ŝe wszystko powróci ze zdwojoną siłą
i nie uda jej się uwolnić od przeszłości. Prosi, bym nie przejmował się biletami
lotniczymi ani wizami, ona się o to zatroszczy. TuŜ przed przejściem przez kontrolę
paszportową patrzy na mnie z uśmiechem i wyznaje, Ŝe ona takŜe na mnie czekała
od dawna, chociaŜ nie zdawała sobie z tego sprawy. To były dla niej najradośniejsze
dni wciągu ostatnich trzech lat.
Zaczynam pracować jako ochroniarz w nocnym klubie ze striptizem, za dnia
uczę się francuskiego. Co dziwne, ataki zdarzają się coraz rzadziej i obecność
dziewczynki nie jest juŜ tak wyraźna. Wspominam matce, Ŝe dostałem zaproszenie
do Francji, a ona twierdzi, Ŝe jestem bardzo naiwny, ta kobieta nie da więcej znaku
Ŝycia.
Rok później Ester zjawia się w Ałma Acie. Wojna juŜ wybuchła, ktoś inny
opublikował artykuł o tajnych amerykańskich bazach, jednak wywiad ze starcem
bardzo się spodobał i dostała zamówienie na duŜy reportaŜ o ginącej kulturze

- 122 -
Paulo Coelho Zahir

nomadów. A poza tym od dawna juŜ nie opowiadała nikomu historii osobistej
i zaczyna znowu popadać w depresję.
Pomagam jej nawiązać kontakt z ostatnimi plemionami koczowników Ŝyjących
w tradycji tengri i z miejscowymi szamanami. Mówię juŜ płynnie po francusku.
Podczas kolacji ona daje mi do wypełnienia papiery z konsulatu. Potem zdobywa dla
mnie wizę, kupuje bilet i w końcu lecę do ParyŜa. Oboje uświadamiamy sobie, Ŝe
w miarę jak oczyszczamy głowę ze starych, juŜ przeŜytych historii, otwiera się nowa
przestrzeń i przeŜywamy jakąś tajemniczą radość, rośnie nasza intuicja, stajemy się
odwaŜniejsi, otwarci na ryzyko. Postępujemy dobrze albo źle — lecz działamy, a to
najwaŜniejsze. Dni są bardziej intensywne i mijają wolniej.
W ParyŜu zaczynam szukać jakiejś pracy, ale Ester ma juŜ dla mnie gotowy
plan. Umówiła się z właścicielem pewnego baru, Ŝe raz w tygodniu będę mógł tam
występować. Powiedziała mu, Ŝe w moim kraju odbywają się egzotyczne spektakle,
podczas których ludzie mówią o swoim Ŝyciu i opróŜniają głowę z niepotrzebnych
myśli.
Na początku trudno przyciągnąć bywalców baru, jednak najbardziej
podchmieleni zapalają się do naszego pomysłu i wieść o spektaklu zaczyna krąŜyć
po okolicy. „Przyjdź opowiedzieć swoją starą historię i odkryć nową", mówi mały
odręcznie napisany afisz w witrynie baru i zaczyna się pojawiać publiczność
spragniona nowości.
Pewnego wieczoru czuję coś dziwnego. Mam wraŜenie, Ŝe to nie ja znajduję się
na małej zaimprowizowanej scenie w kącie baru, lecz głos. Zamiast jak zwykle snuć
legendy ludów stepowych i zachęcać zebranych, aby opowiadali swoje historie,
przekazuję im to, o co głos mnie prosi. Pod koniec spotkania jeden ze słuchaczy
wybucha płaczem i zwierza się z intymnych szczegółów swojego małŜeństwa
obcym ludziom, którzy siedzą na widowni.
To samo powtarza się tydzień później. Głos mówi przeze mnie, prosi, aby ludzie
opowiadali teraz tylko historie o niekochaniu, i stwarza to atmosferę tak specyficzną,
Ŝe Francuzi, zazwyczaj powściągliwi, mówią publicznie o swoim Ŝyciu osobistym.
Wtedy teŜ zaczynam lepiej kontrolować moje ataki. Kiedy, będąc na scenie, widzę
światła i czuję powiew wiatru, wpadam w trans i na ułamek sekundy tracę kontakt
z rzeczywistością, jednak w sposób niezauwaŜalny dla innych. Ataki epilepsji
zdarzają mi się tylko wtedy, gdy jestem bardzo zdenerwowany.
Z czasem dołącza do mnie troje młodych ludzi, którzy nie mają nic do roboty

- 123 -
Paulo Coelho Zahir

poza włóczeniem się po świecie — nomadzi zachodniego świata. Przychodzi


małŜeństwo muzyków z Kazachstanu, które nie znalazło dotąd Ŝadnej pracy,
a usłyszało o „sukcesie" rodaka. Dodajemy do naszych spotkań instrumenty
perkusyjne. Bar jest juŜ dla nas za mały. Udaje nam się zdobyć więcej miejsca
w restauracji, w której teraz występujemy, ale tu teŜ robi się ciasno. Bo kiedy ludzie
opowiadają swoje historie, wielki cięŜar spada im z serca i zaczynają tańczyć.
Wtedy spływa na nich energia i przechodzą radykalną przemianę. Smutek znika
z ich Ŝycia, wraca smak przygody, a miłość — która teoretycznie powinna być
zagroŜona tyloma zmianami — wzmacnia się. Ci, co raz spróbowali, polecają nasze
spotkania przyjaciołom.
Ester dalej podróŜuje i pisze artykuły, ale zawsze kiedy jest w ParyŜu,
uczestniczy w spotkaniach. Pewnej nocy mówi, Ŝe praca w restauracji nie
wystarczy, to kropla w morzu. Trafia tylko do ludzi, których stać na wejście do lokalu.
Musimy zacząć pracować z młodzieŜą. Gdzie jest ta młodzieŜ? — pytam. W drodze,
w podróŜy, porzucili wszystko, ubierają się jak Ŝebracy albo postacie z filmów
science fiction.
Mówi takŜe, Ŝe kloszardzi nie mają narzuconej im historii, moŜe więc warto
zobaczyć, czego moŜna się od nich nauczyć. W ten sposób poznałem was.
Taka jest moja historia. Nigdy nie pytaliście, kim jestem ani co robię, bo was to
nie obchodziło. Ale dzisiaj, w obecności sławnego pisarza, postanowiłem ją
opowiedzieć.
— PrzecieŜ mówiłeś o swojej przeszłości — zauwaŜyła Ŝebraczka
w kapeluszu, który nie pasował do płaszcza. — ChociaŜ stary nomada...
— Kim są nomadzi? — przerywa ktoś inny.
— To ludzie tacy jak my — odpowiada dumna z siebie, Ŝe zna to słowo. —
Ludzie wolni, którzy mają tylko tyle, co mogą unieść.
— Niezupełnie — poprawiam ją. — Oni nie są biedni.
— A co ty wiesz o biedzie? — Wysoki agresywny męŜczyzna, któremu tym
razem jeszcze więcej wódki krąŜy w Ŝyłach, patrzy mi hardo w oczy. — Sądzisz, Ŝe
bieda to brak pieniędzy? śe jesteśmy nędzarzami tylko dlatego, Ŝe prosimy
o jałmuŜnę bogatych pisarzy, małŜeństwa z wyrzutami sumienia, turystów, którzy
uwaŜają, Ŝe ParyŜ jest brudny, albo młodych idealistów, którym wydaje się, Ŝe mogą
zbawić świat? To ludzie twojego pokroju są biedni, bo nie jesteście panami swojego
czasu, nie wolno wam robić tego, na co macie ochotę, musicie przestrzegać zasad,

- 124 -
Paulo Coelho Zahir

których sami nie ustanowiliście i których nawet nie rozumiecie.


Michaił znowu przerywa rozmowę.
— Ale co właściwie chciałaś wiedzieć? — zwraca się do Ŝebraczki.
— Chciałam zapytać, dlaczego opowiedziałeś nam swoją historię, skoro stary
koczownik kazał ci ją zapomnieć.
— To juŜ nie jest moja historia. Za kaŜdym razem, kiedy mówię o swoich
przeŜyciach, czuję się, jakbym opowiadał coś, co jest juŜ zupełnie poza mną. Teraz
pozostał tylko głos, chwila obecna i misja... Nie cierpię z powodu tego, co
przeszedłem. Sądzę, Ŝe właśnie dzięki tym przeciwnościom losu stałem się tym, kim
dzisiaj jestem. Czuję się jak wojownik po latach ćwiczeń, który juŜ nie pamięta
szczegółów lekcji, ale w odpowiedniej chwili potrafi zadać cios.
— A dlaczego przychodziliście do nas z tą dziennikarką?
— śeby się posilić. Jak powiedział starzec na stepie, świat, który znamy dzisiaj,
to zaledwie historia, którą nam wpojono, ale to nie jest cała prawda. Inna historia
opowiada o darach, o mocy, o umiejętności wyjścia daleko poza to, co znamy.
ChociaŜ od dziecka obcowałem z tajemniczym głosem i przez jakiś czas ukazywała
mi się otoczona blaskiem dziewczynka, Ester uzmysłowiła mi, Ŝe nie jestem sam.
Poznała mnie z ludźmi, którzy równieŜ byli obdarzeni jakąś wyjątkową mocą: zginali
sztućce siłą woli, za pomocą zardzewiałych skalpeli, bez znieczulenia operowali
chorych, którzy zaraz po zabiegu wstawali i wracali do domu o własnych siłach. Ja
dopiero się uczę, jak rozwijać mój nieznany potencjał, ale potrzebuję
sprzymierzeńców, ludzi takich jak wy, którzy równieŜ nie mają historii osobistej.
Wprawdzie teraz wypadała moja kolej na opowieść, lecz było juŜ bardzo późno,
a ja musiałem następnego dnia wcześnie wstać, bo lekarz miał mi zdjąć kołnierz
ortopedyczny.
Zapytałem Michaiła, czy chce, Ŝebym go podwiózł. Odparł, Ŝe musi się trochę
przejść, bo tej nocy bardzo zatęsknił za Ester. Opuszczamy kloszardów i idziemy
w stronę bulwaru, gdzie mogę złapać taksówkę.
— Sądzę, Ŝe ta kobieta ma rację — mówię. — Jeśli opowiada się jakąś historię,
nie moŜna się od niej uwolnić.
— Ja jestem wolny. Ale kiedy sam zaczniesz opowiadać, zrozumiesz — i
w tym cały sekret — Ŝe niektóre historie są niedokończone, jakby zostały przerwane
w połowie. A wtedy tkwią tym mocniej w nas, bo kiedy nie zamkniemy jakiegoś
etapu, nie moŜemy przejść do następnego.

- 125 -
Paulo Coelho Zahir

Przypomniało mi się, Ŝe w Internecie czytałem podobny tekst (przypisywany


zresztą błędnie mojej osobie):
Dlatego tak waŜne jest, aby pozwolić pewnym rzeczom odejść. Uwolnić się od
nich. Odciąć. Zamknąć cykl. Nie z powodu dumy, słabości czy pychy, ale po prostu
dlatego, Ŝe na coś juŜ nie ma miejsca w twoim Ŝyciu. Zamknij drzwi, zmień płytę,
posprzątaj dom, strzepnij kurz. Przestań być tym, kim byłeś. Bądź tym, kim jesteś.
Musisz zrozumieć, Ŝe to nie jest gra znaczonymi kartami. Raz wygrywamy, raz
przegrywamy. Nie oczekuj, Ŝe inni ci coś zwrócą, docenią twój wysiłek, odkryją twój
geniusz, odwzajemnią twoją miłość.

— Co to za „przerwane historie"? — spytałem.


— Ester tu nie ma. Wtedy nie udało jej się do końca oczyścić duszy ze smutku,
tak aby mogła powrócić do niej radość. Dlaczego? Dlatego Ŝe jej historia, jak historie
wielu osób, jest uwikłana w energię miłości. Ester nie moŜe się rozwijać, więc musi
wyrzec się miłości albo zaczekać, aŜ ukochany dorówna jej kroku.
W nieudanych małŜeństwach, kiedy jedno z dwojga się zatrzymuje, drugie
zmuszone jest zrobić to samo. A kiedy on lub ona czeka, w ich Ŝyciu pojawiają się
kochankowie lub kochanki, działalność dobroczynna, nadopiekuńczość wobec dzieci,
pracoholizm czy inne nałogi. Byłoby o wiele prościej porozmawiać otwarcie
o sprawie, nie dać za wygraną, krzyczeć: „Zróbmy coś z tym, ruszmy do przodu,
przecieŜ umieramy z nudy, ze zmartwienia, ze strachu!".
— Powiedziałeś mi właśnie, Ŝe Ester nie moŜe do końca uwolnić się od smutku
z mojego powodu.
— Wcale tak nie powiedziałem. Nikt nie ma prawa nikogo winić. Powiedziałem
tylko, Ŝe stała przed wyborem: przestać cię kochać albo sprawić, Ŝebyś wyszedł jej
na spotkanie.
— I wybrała to drugie.
— Tak. Ale szczerze mówiąc, gdyby to miało zaleŜeć ode mnie, pojechalibyśmy
do niej dopiero wtedy, kiedy pozwoli na to głos.
— Proszę bardzo, kołnierz ortopedyczny znika juŜ z twojego Ŝycia, mam
nadzieję, raz na zawsze. Powinieneś przez jakiś czas unikać gwałtownych ruchów,
bo mięśnie muszą się znów przyzwyczaić do działania. Nawiasem mówiąc, jak się
miewa ta dziewczyna od przepowiedni?
— Jaka dziewczyna? Jakie przepowiednie?
— W szpitalu wspominałeś mi, Ŝe ktoś słyszał głos zza światów
i przepowiedział twój wypadek.

- 126 -
Paulo Coelho Zahir

— To nie była dziewczyna. A ty obiecałeś, Ŝe dowiesz się czegoś o epilepsji.


— Rozmawiałem się ze specjalistą. Pytałem, czy zna podobne przypadki. Jego
odpowiedź trochę mnie zaskoczyła, ale po raz kolejny przypomniała mi, Ŝe
i medycyna ma swoje tajemnice. Pamiętasz historię o chłopcu, który wyszedł
z domu po pięć jabłek, a wrócił z dwoma?
— Tak, mógł je zgubić, dać w prezencie, kupić mniej, bo były droŜsze... Nie
martw się, wiem, Ŝe na nic nie ma jednej absolutnie pewnej odpowiedzi. Ale powiedz
mi najpierw, czy Joanna d'Arc miała epilepsję?
— Właśnie o niej wspomniał mój przyjaciel. Joanna d'Arc zaczęła słyszeć głosy
w wieku trzynastu lat. Jej zeznania wskazują na to, Ŝe widziała światła — a to jeden
z symptomów ataku. Według neurolog Lydii Bayne, doświadczenia ekstatyczne
świętej wojowniczki były spowodowane przez coś, co jest nazywane epilepsją
muzykogenną, wywoływaną przez pewien określony rodzaj muzyki. W przypadku
Joanny d'Arc był to dźwięk dzwonów. Czy ten znajomy miał kiedyś napad padaczki
w twojej obecności?
— Tak.
— Czy grała wtedy jakaś muzyka?
— Nie pamiętam. A nawet gdyby była, szczęk sztućców i gwar nie pozwoliłyby
nam wiele usłyszeć.
— Czy wydawał się spięty?
— Tak, był bardzo spięty.
— To moŜe być drugi powód ataku. Temat jest starszy, niŜ się z pozoru
wydaje. JuŜ w Mezopotamii istniały bardzo dokładne opisy tego, co nazywano
„chorobą upadku", po którym następują konwulsje. StaroŜytni sądzili, Ŝe była ona
spowodowana działaniem demonów, które wdzierały się do ciała chorego. DuŜo
później Grek Hipokrates opisał konwulsje jako problem dysfunkcji mózgu. Mimo to
nawet dzisiaj epileptycy wciąŜ padają ofiarą przesądów.
— Nic dziwnego. Kiedy to się stało na moich oczach, byłem przeraŜony.
— PoniewaŜ mówiłeś coś o przepowiedni, poprosiłem przyjaciela, by
skoncentrował swoje poszukiwania w tym właśnie kierunku. Większość naukowców
jest zgodna co do tego, Ŝe chociaŜ wielu sławnych ludzi cierpiało na tę przypadłość,
nie dawała ona nikomu Ŝadnych mocy nadprzyrodzonych. A jednak z powodu
słynnych epileptyków ludzie wierzyli, Ŝe ataki otacza jakaś „mistyczna aura".
— Słynni epileptycy, czyli na przykład...

- 127 -
Paulo Coelho Zahir

— ...Napoleon, Aleksander Wielki, Dante. Nie będę dalej wyliczał, bo przecieŜ


ciebie zaintrygowała przepowiednia. Jak ten człowiek się nazywa?
— I tak go nie znasz, a pewnie juŜ czeka na ciebie następny pacjent. MoŜe
starczy na dziś?
— Naukowcy, którzy studiują Biblię, twierdzą, Ŝe apostoł Paweł był
epileptykiem. Mówią tak, bo kiedy wchodził do Damaszku, zobaczył przed sobą jasne
światło, które powaliło go na ziemię, oślepiło i sprawiło, Ŝe przez kilka następnych
dni nie mógł jeść ani pić. W literaturze medycznej jest to określane jako padaczka
skroniowa.
— Nie wierzę, Ŝeby Kościół się z tym zgadzał.
— Nawet ja się z tym nie zgadzam, ale tak mówi literatura fachowa. Są takŜe
epileptycy, którzy dokonują samookaleczeń, jak choćby Vincent van Gogh. Opisywał
on swoje konwulsje jako „wewnętrzne burze". W przytułku Saint-Remy, gdzie został
zamknięty, pielęgniarze widzieli atak. Na szczęście dzięki malarstwu udało mu się
zamienić autodestrukcję w rekonstrukcję świata.
Podejrzewa się, Ŝe Lewis Carroll w Alicji w Krainie Czarów opisał własne
przeŜycia związane z tą chorobą. Większość epileptyków dobrze zna doświadczenie
Alicji, która na początku ksiąŜki wpada do czarnej dziury.
PodróŜując po Krainie Czarów, Alicja widzi wiele unoszących się w powietrzu
przedmiotów i czuje, Ŝe jej ciało jest niezwykle lekkie — to równieŜ precyzyjny opis
doznań, które towarzyszą atakom.
— MoŜna by sądzić, Ŝe epileptycy mają skłonności artystyczne.
— W Ŝadnym wypadku. Po prostu artyści czasem bywają sławni i o nich
więcej się mówi. Dzieje literatury pełne są przykładów pisarzy z podejrzewaną lub
stwierdzoną epilepsją: Moliere, Edgar Allan Poe, Flaubert. Dostojewski miał pierwszy
atak w wieku dziewięciu lat i mówił, Ŝe w takich chwilach ogarniał go wielki spokój
albo wręcz przeciwnie, głębokie przygnębienie. Proszę, nie sugeruj się tym i nie
myśl, Ŝe moŜesz stać się ofiarą tej choroby po wypadku, jaki ci się zdarzył.
— Mówiłem ci juŜ, Ŝe chodzi o znajomego.
— Czy ten jasnowidz istnieje naprawdę, czy wymyśliłeś to wszystko, bo
podejrzewasz, Ŝe zemdlałeś, schodząc z chodnika?
— A skąd! Zresztą nie cierpię rozmów o chorobach. Ilekroć czytam jakąś
medyczną ksiąŜkę, natychmiast zaczynam odczuwać wszystkie opisane tam
symptomy.

- 128 -
Paulo Coelho Zahir

— Powiem ci coś i proszę, nie zrozum mnie źle. Sądzę, Ŝe ten wypadek był dla
ciebie wielkim dobrodziejstwem. Wydajesz się spokojniejszy, mniej natarczywy.
Oczywiście, bliskość śmierci zawsze sprawia, Ŝe staramy się Ŝyć lepiej. Powiedziała
mi to twoja Ŝona, wręczając kawałek poplamionej krwią tkaniny, który zawsze noszę
przy sobie. Choć, jako lekarz, codziennie obcuję ze śmiercią.
— Czy wyjaśniła, dlaczego daje ci tę tkaninę?
— UŜyła bardzo szlachetnych słów, Ŝeby opisać to, co robię z racji mojego
zawodu. Powiedziała, Ŝe potrafię łączyć rzemiosło z intuicją, wiedzę z miłością.
Podobno pewien umierający Ŝołnierz poprosił, Ŝeby zdjęła z niego koszulę, pocięła
na kawałki i rozdała je ludziom, którzy próbują ukazać świat taki, jaki jest naprawdę.
WyobraŜam sobie, Ŝe ty, z twoimi ksiąŜkami, takŜe masz taki talizman.
— Nie mam.
— A wiesz dlaczego?
— Wiem. Albo raczej właśnie to odkrywam.
— PoniewaŜ jestem nie tylko twoim lekarzem, ale takŜe przyjacielem, powiem ci
coś. Jeśli ten człowiek z epilepsją twierdzi, Ŝe potrafi przepowiadać przyszłość, to
w ogóle nie ma pojęcia o medycynie.
Zagrzeb, Chorwacja, 6.30 rano.
Siedzimy z Marie obok zamarzniętej fontanny. W tym roku wiosna postanowiła
nie przychodzić, najwidoczniej zima przejdzie od razu w lato. Na środku fontanny
stoi rzeźba na wysokim postumencie.
Całe popołudnie udzielałem wywiadów i nie jestem juŜ w stanie powiedzieć ani
słowa więcej o mojej nowej ksiąŜce. Pytania dziennikarzy są takie jak zwykle. Czy
moja Ŝona przeczytała ksiąŜkę (odpowiadam, Ŝe nie wiem). Czy uwaŜam, Ŝe krytycy
są wobec mnie niesprawiedliwi (słucham?). Czy moi czytelnicy nie byli
zbulwersowani ujawnieniem w Czasie rozdzierania, czasie zszywania intymnych
szczegółów mojego Ŝycia (pisarz moŜe pisać tylko o swoim Ŝyciu). Czy powstanie
ekranizacja moich powieści (powtarzam po raz setny, Ŝe film powstaje w głowie
czytelnika i zabroniłem sprzedaŜy praw autorskich do wszystkich ksiąŜek). Co myślę
o miłości, bo piszę o miłości. Co zrobić, Ŝeby być szczęśliwym w miłości, miłości,
miłości...
Po wywiadach kolacja z wydawcą — to część rytuału. Siedzę przy stole
z miejscowymi osobistościami, które zawsze zadają mi pytania dokładnie
w momencie, gdy wkładam widelec do ust, zazwyczaj pytając o jedno: skąd czerpię

- 129 -
Paulo Coelho Zahir

natchnienie. Próbuję coś zjeść, ale muszę być miły, rozmawiać, wywiązać się z roli
znakomitości, opowiedzieć coś ciekawego, pozostawić dobre wraŜenie. Wiem, Ŝe
wydawca jest bohaterem, bo nigdy nie ma pewności, czy ksiąŜka się sprzeda.
Mógłby sprzedawać banany albo mydło, są bezpieczniejsze, nie mają tyle pychy
w sobie, przerośniętego ego, nie narzekają, Ŝe promocja została źle zorganizowana
albo Ŝe w jakiejś księgarni zabrakło ich ksiąŜki.
Po kolacji scenariusz taki jak zawsze. Gospodarze chcą mi wszystko pokazać:
zabytki, sławne miejsca, modne bary. Przewodnik, który zna miasto jak własną
kieszeń, bombarduje mnie informacjami, muszę udawać, Ŝe bardzo mnie to wszystko
interesuje, od czasu do czasu o coś zapytać, by było widać, Ŝe słucham uwaŜnie.
Poznałem prawie wszystkie zabytki, muzea i sławne miejsca we wszystkich
miastach — a odwiedziłem ich sporo, promując moje ksiąŜki — i nie pamiętam
z tego nic a nic. Zostają mi w głowie tylko jakieś niespodziewane sytuacje,
spotkania z czytelnikami, bary i ulice, którymi szedłem, skręcałem gdzieś
przypadkiem i nagle natykałem się na coś cudownego.
Zamierzam kiedyś napisać przewodnik, w którym byłyby tylko mapy i adresy
hoteli. Reszta stron zostałaby pusta. KaŜdy musiałby ułoŜyć sobie własną trasę, sam
odkryć restauracje, zabytki i wszystkie wspaniałości, których pełne jest kaŜde
miasto, ale nigdy się o nich nie pisze dlatego, Ŝe w „historii, którą nam narzucono"
nie ma ich w rozdziale „zobaczyć koniecznie".
Byłem juŜ kiedyś w Zagrzebiu. A ta fontanna — choć nie pojawia się
w Ŝadnym przewodniku — dla mnie osobiście wiele więcej znaczy niŜ cokolwiek
innego, co tu widziałem. Bo jest piękna, odkryłem ją przez przypadek i wiąŜe się
z pewną historią. Wiele lat temu, kiedy za młodu włóczyłem się po świecie szukając
przygód, siedziałem tu z chorwackim malarzem, który przejechał ze mną szmat
drogi. Ja zmierzałem w stronę Turcji, on wracał do domu. śegnaliśmy się właśnie
w tym miejscu, popijając wino i wspominając naszą podróŜ. Rozmawialiśmy
o religii, kobietach, muzyce, cenach hoteli, narkotykach, o wszystkim oprócz miłości,
bo wtedy kochaliśmy, nie potrzebując o tym mówić.
Malarz wrócił do domu, ja natomiast poznałem piękną dziewczynę i mieliśmy
burzliwy trzydniowy romans. Kochaliśmy się szaleńczo, gdyŜ wiedzieliśmy oboje, Ŝe
to nie potrwa długo. Dzięki niej zrozumiałem ducha tego narodu i nigdy o tym nie
zapomniałem, tak jak nie zapomniałem tej fontanny i poŜegnania z moim
towarzyszem podróŜy.

- 130 -
Paulo Coelho Zahir

Dlatego właśnie po wywiadach, autografach, po kolacji, zwiedzaniu zabytków,


doprowadziłem do obłędu moich wydawców, prosząc, Ŝeby zaprowadzili mnie do tej
fontanny. Zapytali, gdzie ona jest — nie miałem pojęcia, nie wiedziałem równieŜ, Ŝe
w Zagrzebiu jest tyle fontann. Po godzinie poszukiwań w końcu ją znaleźliśmy.
Poprosiłem o butelkę wina i poŜegnaliśmy się z gościnnymi gospodarzami.
Usiedliśmy z Marie przy fontannie i w milczeniu, popijając wino, czekaliśmy
przytuleni na wschód słońca.
— Codziennie jesteś bardziej rozpromieniony — powiedziała Marie z głową
opartą na moim ramieniu.
— Bo próbuję zapomnieć, kim jestem. Albo raczej nie potrzebuję juŜ dźwigać
cięŜaru mojej historii na plecach.
Opowiadam jej o rozmowie Michaiła z koczownikiem na stepie.
— Z aktorami dzieje się coś podobnego — mówi. — Z kaŜdą nową rolą
musimy przestać być tym, kim jesteśmy, Ŝeby wcielić się w postać. Ale w końcu
stajemy się zagubieni i neurotyczni. Czy ty naprawdę sądzisz, Ŝe to dobry pomysł,
Ŝeby zostawić z boku swoją historię osobistą?
— PrzecieŜ sama zauwaŜyłaś, Ŝe jestem w lepszej formie.
— Sądzę, Ŝe nie jesteś juŜ takim egoistą. Bardzo mi się podobała ucieczka od
tego zwariowanego światka i szukanie fontanny. Ale to przecieŜ jest sprzeczne
z tym, co mi opowiadałeś. Ta fontanna jest częścią twojej historii.
— To dla mnie pewien symbol. Ale nie noszę jej w sobie, nie myślę o niej, nie
zrobiłem zdjęć, Ŝeby pokazywać przyjaciołom, nie tęsknię za malarzem, który
odjechał, ani za dziewczyną, w której byłem wtedy zakochany. Dobrze, Ŝe tu
wróciłem, lecz gdybym tego nie zrobił, nie zmieniłoby to w niczym moich przeŜyć.
— Rozumiem.
— Cieszę się.
— A mnie jest smutno, bo to znaczy, Ŝe odejdziesz. Wiedziałam o tym od
chwili, kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy, a mimo to jest mi cięŜko, bo się
przyzwyczaiłam.
— Przyzwyczajenie — to właśnie największy problem.
— Ludzka rzecz.
— To dlatego kobieta, z którą się oŜeniłem, zamieniła się w Zahira. Do dnia
wypadku byłem przekonany, Ŝe mogę być szczęśliwy tylko z nią, ale wcale nie
dlatego, Ŝe ją kocham nade wszystko na świecie. Raczej dlatego, Ŝe tylko ona mnie

- 131 -
Paulo Coelho Zahir

rozumiała, wiedziała, co lubię, znała moje dziwactwa i mój sposób postrzegania


świata. Byłem wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobiła, i sądziłem, Ŝe ona
powinna być wdzięczna za to, co ja zrobiłem dla niej. Przyzwyczaiłem się patrzeć na
świat jej oczami. Pamiętasz tę opowieść o dwóch straŜakach, którzy gasili poŜar
i jeden z nich miał twarz brudną od sadzy?
Marie cofnęła głowę z mojego ramienia i zobaczyłem, Ŝe jej oczy są pełne łez.
— No więc świat był dla mnie odbiciem piękna Ester — ciągnąłem dalej. — Czy
to jest miłość? Czy uzaleŜnienie?
— Nie wiem. Myślę, Ŝe miłość i uzaleŜnienie chodzą w parze.
— Być moŜe. Ale załóŜmy, Ŝe zamiast napisać Czas rozdzierania, czas
zszywania, czyli list do kobiety, która mnie porzuciła, wybrałbym inny scenariusz, na
przykład taki:
MąŜ i Ŝona są juŜ razem od dziesięciu lat. Kiedyś kochali się codziennie, teraz
tylko raz na tydzień, ale to przestało być waŜne. Łączy ich poczucie wspólnoty,
wspierają się wzajemnie, są przyjaciółmi. Jemu jest smutno, kiedy musi sam jeść
kolację, bo ona została dłuŜej w pracy. Ona tęskni, kiedy on podróŜuje, lecz rozumie,
Ŝe to część jego zawodu. Czują, Ŝe czegoś zaczyna brakować, ale są dorośli,
osiągnęli dojrzałość, wiedzą, jak waŜne jest podtrzymywanie związku, nawet
niekoniecznie ze względu na dzieci. Coraz więcej czasu poświęcają pracy, dzieciom,
coraz mniej dbają o swoje małŜeństwo, w którym pozornie wszystko układa się
bardzo dobrze, nie ma Ŝadnej trzeciej ani Ŝadnego trzeciego.
ZauwaŜają, Ŝe coś jest nie w porządku. Nie potrafią uchwycić problemu.
Z upływem czasu stają się coraz bardziej zaleŜni jedno od drugiego, aŜ w końcu
przychodzi starość, mija szansa na rozpoczęcie nowego Ŝycia. Wynajdują sobie
coraz to nowe zajęcia: czytanie, wyszywanie, telewizja, przyjaciele — ale zawsze jest
ta rozmowa przy kolacji albo rozmowa po kolacji. On łatwo się irytuje, ona milczy
częściej niŜ zwykle. KaŜde z nich czuje, Ŝe oddalają się od siebie, i nie wiedzą
dlaczego. Dochodzą do wniosku, Ŝe takie widać musi być małŜeństwo, nie chcą
rozmawiać o tym z przyjaciółmi. Uchodzą za bardzo szczęśliwą parę, która
wzajemnie się wspiera i ma podobne zainteresowania. Tu kochanek się pojawia,
tam kochanka, nic powaŜnego, rzecz jasna. WaŜne i bezwzględnie konieczne jest
zachowywać się tak, jakby nic się nie działo. Zbyt późno juŜ na zmiany.
— Znam tę historię, chociaŜ nie z własnego doświadczenia. Sądzę, Ŝe
jesteśmy w Ŝyciu przyuczani do znoszenia takich sytuacji.

- 132 -
Paulo Coelho Zahir

Zrzucam płaszcz i wdrapuję się na otaczający fontannę murek. Marie pyta, co


zamierzam zrobić.
— Podejść do kolumny.
— Zwariowałeś! JuŜ wiosna, lód jest bardzo cienki.
— Muszę tam dojść.
Stawiam ostroŜnie stopę, tafla lodu porusza się cała, ale się nie łamie. Patrząc,
jak wstaje słońce, załoŜyłem się o coś z Bogiem. Jeśli uda mi się dojść do kolumny
i wrócić, a lód się nie załamie, to będzie znak, Ŝe jestem na dobrej drodze.
— Nie wygłupiaj się! Wpadniesz do wody.
— No i co? NajwyŜej trochę zmarznę, ale hotel jest przecieŜ tuŜ obok.
Stawiam drugą stopę. Jestem juŜ w połowie drogi, lód odrywa się od brzegu,
trochę wody dostaje się na powierzchnię, ale tafla wciąŜ jest cała. Idę w kierunku
kolumny, to tylko cztery metry w tę i z powrotem. W najgorszym wypadku grozi mi
zimna kąpiel. Nie dopuszczam do siebie myśli, Ŝe moŜe mi się nie udać. Postawiłem
pierwszy krok, muszę dojść do celu.
Idę powoli, docieram do kolumny, dotykam jej ręką, słyszę, jak lód trzeszczy
wszędzie, lecz wciąŜ jestem na powierzchni. Moja pierwsza reakcja to wrócić
biegiem, ale coś mi mówi, Ŝe wtedy moje kroki byłyby gwałtowniejsze, cięŜsze
i wpadłbym do wody. Muszę wracać powoli, w takim samym tempie, jak tu
przyszedłem.
Słońce właśnie wstaje i trochę mnie oślepia. Widzę tylko sylwetkę Marie, zarys
budynków i drzew okalających plac. Tafla lodu jest coraz bardziej chybotliwa, woda
tryska tu i tam, zalewa powierzchnię. Wiem jednak, mam zupełną pewność, Ŝe uda
mi się dojść do brzegu. Bo jestem w harmonii z tym dniem, z moimi wyborami,
znam granice wytrzymałości zamarzniętej wody, wiem, jak z nią postępować, jak
prosić, Ŝeby nie zrobiła mi krzywdy. Ogarnia mnie swego rodzaju trans, euforia —
jestem znów dzieckiem, robię coś zakazanego, niewłaściwego, ale sprawia mi to
dziką frajdę. Co za radość! Szalone pakty z Bogiem w rodzaju „jeśli uda mi się to,
wydarzy się tamto", znaki, które płyną nie ze świata zewnętrznego, ale z instynktu,
daru zapominania dawnych reguł i tworzenia nowych.
Dziękuję Bogu za to, Ŝe spotkałem Michaiła, epileptyka, któremu wydaje się, Ŝe
słyszy głos. Poszedłem na jego spektakl, Ŝeby odnaleźć Ŝonę, a skończyło się to
tym, Ŝe sam siebie nie poznaję. Stałem się bladym odbiciem dawnego siebie. Czy
Ester wciąŜ jest dla mnie taka waŜna? Sądzę, Ŝe tak. To jej miłość zmieniła pewnego

- 133 -
Paulo Coelho Zahir

razu moje Ŝycie, a teraz przemienia mnie samego. Byłem stary, moja przeszłość
stawała się zbyt cięŜka do uniesienia, zbyt powaŜna, Ŝeby zaryzykować wejście do
fontanny, zakład z Bogiem, wymuszanie znaku. Zapomniałem, Ŝe kaŜdego dnia
trzeba powtarzać pielgrzymkę do Santiago, odrzucać niepotrzebny bagaŜ,
zostawiając tylko to, co konieczne, Ŝeby przeŜyć dzień. Pozwolić, Ŝeby energia
miłości krąŜyła swobodnie, z zewnątrz do środka i ze środka na zewnątrz.
Znowu trzask, lód pęka. Ja jednak wiem, Ŝe dojdę, bo jestem lekki, leciutki jak
piórko, mógłbym teraz nawet chodzić po chmurach i nie spadłbym na ziemię. Nie
niosę cięŜaru sławy, historii osobistej, gotowych scenariuszy. Jestem przezroczysty,
pozwalam, Ŝeby promienie słońca przenikały moje ciało i rozświetlały duszę. Wiele
jeszcze we mnie ciemnych miejsc, ale i one wkrótce będą czyste dzięki odwadze
i wytrwałości.
Jeszcze jeden krok i przypominam sobie o kopercie na moim biurku.
Niebawem ją otworzę i zamiast iść po lodzie, pójdę drogą, która zaprowadzi mnie do
Ester. JuŜ nie dlatego, Ŝe pragnę mieć ją przy sobie — jest wolna i moŜe zostać tam,
gdzie jest. JuŜ nie dlatego, Ŝe dniem i nocą śnię o Zahirze — niszczycielska,
miłosna obsesja chyba zniknęła. JuŜ nie dlatego, Ŝe przyzwyczaiłem się do
przeszłości i z całych sił pragnę do niej wrócić.
Kolejny krok, kolejny trzask, ale zbawienny brzeg jest juŜ blisko.
Otworzę kopertę i pojadę do niej dlatego, Ŝe — jak mówi Michaił, epileptyk,
jasnowidz, guru z ormiańskiej restauracji — tę historię trzeba zakończyć. Kiedy
wszystko zostanie juŜ opowiedziane i powtórzone wiele razy, kiedy miejsca, przez
które przeszedłem, chwile, które przeŜyłem, kroki, które postawiłem z jej powodu,
zamienią się w odległe wspomnienia, zostanie tylko miłość, czysta miłość. Nie będę
czuł, Ŝe coś „muszę", nie będę sądził, Ŝe jej potrzebuję, bo tylko ona jest w stanie
mnie zrozumieć, bo się przyzwyczaiłem, bo zna moje wady i zalety, wie, jakie tosty
lubię jeść przed snem, który dziennik oglądam w telewizji, gdy się budzę. Wie
o moich obowiązkowych porannych spacerach, o strzelaniu z łuku, o godzinach
spędzonych przed ekranem komputera, o mojej wściekłości, gdy gosposia kolejny
raz woła, Ŝe obiad na stole.
To zniknie. Zostanie tylko miłość, która porusza niebo, gwiazdy, ludzi, kwiaty,
motyle, zmusza do chodzenia po cienkim lodzie, napełnia nas radością i lękiem,
i nadaje wszystkiemu sens.
Dotykam kamiennego murka, chwytam wyciągniętą dłoń. Marie pomaga mi

- 134 -
Paulo Coelho Zahir

złapać równowagę i zeskoczyć na ziemię.


— Jestem z ciebie dumna. Nigdy bym się na to nie odwaŜyła.
— Ja teŜ jeszcze niedawno bym tego nie zrobił. MoŜe wydaje ci się to
dziecinne, nieodpowiedzialne, niepotrzebne, pozbawione sensu, ale ja się odradzam
i muszę na nowo ryzykować.
— Światło poranka dobrze ci robi. Przemawiasz jak mędrzec.
— Mędrcy nie robią tego, co właśnie zrobiłem.
Muszę napisać waŜny tekst dla pewnego czasopisma, które udzieliło mi duŜego
kredytu w Banku Przysług. Mam setki, tysiące pomysłów, tylko nie wiem, który
z nich jest wart mojego wysiłku, mojego skupienia, mojej krwi.
Nie po raz pierwszy mi się to zdarza. Teraz jednak mam wraŜenie, Ŝe
powiedziałem wszystko o tym, co dla mnie waŜne, tracę pamięć, zapominam, kim
jestem.
Podchodzę do okna, spoglądam na ulicę, próbuję przekonać sam siebie, Ŝe
jestem człowiekiem spełnionym zawodowo, nie muszę juŜ niczego nikomu
udowadniać. Mogę wycofać się do domku w górach i spędzić tam resztę Ŝycia,
czytając, spacerując i gawędząc z sąsiadami o kuchni i pogodzie. Mówię sobie
i powtarzam, Ŝe osiągnąłem juŜ to, co udało się tylko nielicznym pisarzom — moje
ksiąŜki są wydawane niemal we wszystkich językach świata. Po co się przejmować
jakimś artykułem, choćby dla najszacowniejszego czasopisma?
Z powodu Banku Przysług. Muszę więc coś koniecznie napisać, ale co ja mam
ludziom powiedzieć?
śe powinni zapomnieć historie, które im opowiadano, i nie bać się ryzyka?
Odpowiedzą, Ŝe są wolni i robią to, co sami wybrali.
śe powinni pozwolić energii miłości płynąć swobodnie? Odpowiedzą, Ŝe
kochają, kochają za kaŜdym razem mocniej. Jakby dawało się zmierzyć miłość, jak
mierzy się odległość między torami kolejowymi, wysokość budynków i ilość droŜdŜy
potrzebnych do ciasta.
Wracam do biurka. Koperta od Michaiła leŜy juŜ otwarta. Wiem, gdzie jest
Ester, muszę się tylko dowiedzieć, jak tam dotrzeć. Dzwonię do Michaiła. Pytam, co
robi dziś wieczorem. Czy mogę zaprosić go na kolację? Dzisiaj nie, wychodzi ze
swoją dziewczyną, Lukrecją. W przyszłym tygodniu moŜemy wybrać się gdzieś
z jego przyjaciółmi.
Ale ja w przyszłym tygodniu mam odczyt w Stanach. Nie ma pośpiechu,

- 135 -
Paulo Coelho Zahir

poczekamy dwa tygodnie. Opowiadam mu przygodę z fontanną.


— Pewnie usłyszałeś głos, który kazał ci przejść po lodzie — stwierdza.
— Nie słyszałem Ŝadnego głosu.
— Dlaczego więc to zrobiłeś?
— Bo poczułem, Ŝe muszę to zrobić i juŜ.
— Właśnie, to jest po prostu inny sposób słyszenia głosu.
— ZałoŜyłem się z Bogiem. Jeśli uda mi się przejść przez lód, to znak, Ŝe
jestem gotowy. Myślę więc, Ŝe jestem gotowy.
— A więc głos dał ci znak, którego potrzebowałeś.
— A tobie powiedział coś na mój temat?
— Nie. Ale to nie ma juŜ znaczenia. Kiedy staliśmy nad Sekwaną i mówiłem, Ŝe
ta chwila jeszcze nie nadeszła, zrozumiałem, Ŝe sam poczujesz, kiedy nadejdzie
odpowiedni moment.
— Naprawdę, nie słyszałem Ŝadnego głosu.
— To ty tak myślisz. Inni zresztą teŜ. Tymczasem jednak, jak wynika ze słów
dziewczynki z mojej wizji wszyscy ludzie cały czas słyszą głosy. To dzięki nim
wiemy, Ŝe pojawił się znak, rozumiesz?
Postanawiam nie wdawać się w dyskusję. Potrzebuję tylko kilku praktycznych
informacji: gdzie mogę wypoŜyczyć samochód, jak długo potrwa podróŜ, jak odnaleźć
dom Ester. Oprócz mapy mam przed sobą tylko listę niedokładnych wskazówek —
jechać brzegiem jeziora, poszukać placu, na którym stoi jakaś fabryczka, skręcić
w prawo i tak dalej. MoŜe zna kogoś, kto mógłby mi pomóc.
Umawiamy się na kolejne spotkanie. Michaił prosi, Ŝebym ubrał się w miarę
dyskretnie — „plemię" będzie pielgrzymować przez ParyŜ.
— Co to znowu za plemię?
— Ludzie, którzy pracują ze mną w restauracji — odpowiada, nie wdając się
w szczegóły.
Pytam, czy nie potrzebuje czegoś z Ameryki. Prosi, Ŝebym przywiózł mu
pewien lek na zgagę. Trochę mnie to dziwi, ale zapisuję sobie w notesie.
A artykuł?
Siadam przy biurku i znów się zastanawiam, o czym napisać. Znów
spoglądam na otwartą kopertę i dochodzę do wniosku, Ŝe wcale nie zaskoczyło mnie
to, co znalazłem w środku. Po kilku spotkaniach z Michaiłem tego się właśnie
spodziewałem.

- 136 -
Paulo Coelho Zahir

Ester mieszka na stepie, w małej wiosce w Azji Środkowej, a dokładnie


w Kazachstanie.
JuŜ mi się nie spieszy. W dalszym ciągu przyglądam się mojej historii,
opowiadam ją obsesyjnie i szczegółowo Marie. Ona postanowiła zrobić to samo.
Jestem zaskoczony, ale wydaje się, Ŝe to działa. Marie staje się pewniejsza siebie,
mniej nerwowa.
Nie wiem, dlaczego tak bardzo chcę spotkać Ester. Miłość do niej rozświetla
teraz moje Ŝycie, uczy mnie, wzbogaca i to powinno wystarczyć. Ale przypominam
sobie słowa Michaiła: „Historia musi zostać zakończona" — i postanawiam iść dalej.
Wiem, Ŝe odkryję w końcu, w którym momencie tafla naszego małŜeństwa pękła,
a my brnęliśmy dalej w zimnej wodzie, jak gdyby nic się nie stało. Wiem, Ŝe odkryję
to, jeszcze zanim dotrę do tej wioski. Bym mógł zamknąć cykl. Albo go przedłuŜyć.
Artykuł! CzyŜby Ester znowu stała się Zahirem i nie pozwala mi myśleć
o niczym innym?
Nic z tych rzeczy. Kiedy muszę zrobić coś pilnego, co wymaga twórczej
energii, a tak wygląda moja praca, za kaŜdym razem wpadam niemal w histerię,
a gdy postanawiam juŜ się poddać, pojawia się pomysł na tekst. Próbowałem
pracować inaczej, robić wszystko z wyprzedzeniem, ale wydaje się, Ŝe moja
wyobraźnia działa dopiero w obliczu gigantycznej presji. Nie mogę zlekcewaŜyć
Banku Przysług, muszę wysłać trzy strony — tylko trzy! O problemach w związku!
I to akurat ja! Ale wydawcy sądzą, Ŝe ktoś, kto napisał Czas rozdzierania, czas
zszywania, musi świetnie rozumieć, co dzieje się w ludzkim sercu.
Próbuję wejść do Internetu, ale nie mogę się połączyć. Od dnia, w którym
w przypływie szału rozdeptałem modem, komputer nigdy juŜ nie zadziałał normalnie.
Wzywałem róŜnych informatyków, którzy oglądali komputer i nie stwierdzali Ŝadnych
usterek. Pytali, w czym tkwi problem, testowali przez pół godziny, zmieniali
ustawienia, gwarantowali, Ŝe błąd leŜy nie u mnie, lecz w serwerze. Dawałem się
przekonać, w końcu wszystko działało, czułem się głupio, Ŝe w ogóle kogoś
wzywałem. Mijały dwie lub trzy godziny i komputer znów się zawieszał, a Internet
rozłączał. Dziś, po miesiącach fizycznej i psychicznej udręki, poddaję się, przyznaję,
Ŝe technologia jest potęŜniejsza ode mnie. Działa według własnego widzimisię,
a jeśli akurat nie ma ochoty, to lepiej sobie poczytać gazetę, pójść na spacer
z nadzieją, Ŝe kablom i połączeniom telefonicznym poprawi się humor, i wszystko
zacznie normalnie funkcjonować. Nie jestem jej panem i władcą, odkryłem, Ŝe ona

- 137 -
Paulo Coelho Zahir

Ŝyje własnym Ŝyciem.


Próbuję jeszcze parę razy, wiem jednak z doświadczenia, Ŝe lepiej odłoŜyć na
jakiś czas szukanie w sieci. Największa biblioteka świata, Internet, zamknęła przede
mną swoje podwoje. Więc moŜe przejrzeć gazety i tam poszukać inspiracji? Biorę
jakieś czasopismo, które rano przyszło pocztą, i wpada mi w oko niezwykły wywiad
z kobietą, która właśnie opublikowała ksiąŜkę... wiecie o czym? — o miłości. Ten
temat mnie chyba prześladuje.
Dziennikarka pyta, czy jedynym sposobem osiągnięcia szczęścia przez
człowieka jest spotkanie ukochanej osoby. Autorka odpowiada, Ŝe nie.
Myśl, Ŝe tylko miłość daje szczęście, zrodziła się dosyć niedawno, w końcu
siedemnastego wieku. Od tej pory ludzie uczą się wierzyć, Ŝe miłość powinna trwać
wiecznie, a małŜeństwo to najlepszy sposób jej praktykowania. Dawniej nie było tyle
optymizmu w kwestii długotrwałej namiętności. Historia Romea i Julii nie jest
opowieścią o szczęściu, lecz tragedią. W ostatnich latach oczekiwania wobec
małŜeństwa, jako drogi rozwoju osobistego, bardzo wzrosły. Wraz z nimi nasiliły się
teŜ rozczarowania i frustracje.

To dość odwaŜna opinia, ale nie na wiele mi się zda, głównie dlatego, Ŝe z nią
się nie zgadzam. Szukam na półce ksiąŜki, która nie miałaby nic wspólnego
z relacjami damsko-męskimi. Jest. Magiczne praktyki w północnym Meksyku.
Muszę odświeŜyć głowę, odpręŜyć się, bo obsesja nie pomoŜe mi w napisaniu
artykułu.
Kartkuję ją niespiesznie i nagle natrafiam na zaskakujący fragment:
Akomodator — zawsze pojawia się w naszym Ŝyciu takie wydarzenie, które
sprawia, Ŝe przestajemy się rozwijać. Jakiś wstrząs, gorzka poraŜka, zawód miłosny,
a nawet zwycięstwo, którego sens zrozumieliśmy opacznie, powoduje, Ŝe budzi się
w nas tchórzostwo i stajemy w miejscu. Czarownik w procesie rozwijania swoich
ukrytych mocy musi najpierw uwolnić się od tego punktu akomodacji. W tym celu
powinien zrobić rachunek sumienia i uświadomić sobie, w jakim punkcie Ŝycia się
znajduje.

Akomodator! To mi przypomina moją praktykę łucznictwa — jedynego sportu,


który mnie pociągał — kiedy mistrz mówi, Ŝe Ŝadnego strzału nie da się powtórzyć,
a próby uczenia się na sukcesach lub błędach nie posuną nas ani o krok naprzód.
Trzeba powtarzać setki, tysiące razy ten sam gest, dopóki nie uwolnimy się od
ambicji trafienia w tarczę i sami nie staniemy się strzałą, łukiem i celem. W tym
momencie prowadzi nas energia „Tego" (mój mistrz kyudo, japońskiego łucznictwa,
nigdy nie uŜywa słowa „Bóg") i wypuszczamy strzałę nie wtedy, kiedy chcemy, lecz

- 138 -
Paulo Coelho Zahir

kiedy Ten uwaŜa, Ŝe nadeszła juŜ pora.


Akomodator. Zaczyna się wyłaniać jeszcze jeden skrawek mojej historii
osobistej. Jaka szkoda, Ŝe nie ma ze mną Marie! Chciałem porozmawiać z kimś
o moim dzieciństwie. Zawsze rozrabiałem, biłem słabszych, bo byłem najstarszym
dzieckiem w rodzinie. Pewnego dnia sam oberwałem w końcu od kuzyna i od tego
momentu zacząłem myśleć, Ŝe nigdy juŜ nie zdołam wygrać Ŝadnej bójki. Odtąd
unikałem jakiejkolwiek fizycznej konfrontacji, chociaŜ przez to uchodziłem za tchórza
i czułem się upokorzony w oczach kumpli, a co gorsza, dziewczyn.
Akomodator. Przez dwa lata próbowałem nauczyć się grać na skrzypcach. Na
początku dobrze mi szło, ale dotarłem do punktu, kiedy przestałem robić postępy.
Odkryłem, Ŝe inni uczą się szybciej ode mnie, wmówiłem sobie, Ŝe jestem mierny,
i Ŝeby oszczędzić sobie wstydu, ogłosiłem, Ŝe mnie to juŜ nie interesuje. Tak samo
było z bilardem, piłką noŜną, kolarstwem. Trenowałem, dopóki w miarę mi
wychodziło, ale zawsze przychodziła taka chwila, Ŝe traciłem zapał, stawałem
w miejscu, nie byłem w stanie zrobić kroku naprzód.
Dlaczego?
PoniewaŜ historia, którą nam opowiedziano, mówi, Ŝe w pewnym określonym
momencie Ŝycia „osiągamy granicę naszych moŜliwości", której przekroczyć się nie
da. Raz jeszcze przypomniałem sobie walkę, jaką stoczyłem sam ze sobą, aby
wymigać się od pisarskiego powołania, i tylko Ester nigdy się nie zgodziła na to,
Ŝeby akomodator dyktował zasady i ograniczał moje marzenia. Ten krótki fragment,
który właśnie przeczytałem, pasował do pomysłu zapomnienia historii osobistej
i zaufania instynktowi, który rozwinął się w nas pod wpływem niepowodzeń
i przeciwności losu.
Tak działali czarownicy w Meksyku, tak zalecali koczownicy Ŝyjący na stepach
Azji Środkowej.
...zawsze pojawia się w naszym Ŝyciu takie wydarzenie, które sprawia, Ŝe
przestajemy się rozwijać.

To odnosiło się co do joty do małŜeństwa w ogóle, a w szczególności do


mojego związku z Ester.
Tak, teraz mogłem napisać artykuł. Usiadłem do komputera, w pół godziny
miałem juŜ konspekt i byłem całkiem zadowolony. Opowiedziałem to w formie
dialogu i choć rozmowa wyglądała na zmyśloną, tak naprawdę wydarzyła się

- 139 -
Paulo Coelho Zahir

w pokoju hotelowym w Amsterdamie, po całym dniu intensywnej promocji ksiąŜki,


zakończonej jak zwykle kolacją i zwiedzaniem miasta.
W moim artykule nie pojawiają się ani imiona postaci, ani miejsce, w którym ta
scena się rozgrywa. W rzeczywistości Ester stoi w podkoszulku, patrząc na kanał,
który przepływa pod naszymi oknami. Jeszcze nie jest korespondentką wojenną,
jeszcze w oczach ma radość, kocha swoją pracę, jeździ ze mną zawsze, kiedy tylko
moŜe, a Ŝycie wciąŜ jest wielką przygodą. Ja leŜę na łóŜku, myślami jestem daleko,
zastanawiam się nad jutrzejszym rozkładem dnia.
— W zeszłym tygodniu robiłam wywiad z policjantem. Opowiadał mi, Ŝe
podczas przesłuchań zwykle stosuje się technikę dobrego i złego policjanta.
Zaczyna zawsze ten „zły", który straszy, nie przestrzega Ŝadnych zasad, wrzeszczy,
wali pięścią w stół. Kiedy więzień jest juŜ zastraszony, wchodzi „dobry" policjant,
kaŜe tamtemu przestać, częstuje przesłuchiwanego papierosem, staje się jego
wspólnikiem i w ten sposób osiąga swój cel.
— Słyszałem juŜ kiedyś o tym.
— Opowiedział mi takŜe coś, co mnie przeraziło. Na początku lat
siedemdziesiątych grupa amerykańskich naukowców z Uniwersytetu w Stanford
postanowiła stworzyć symulację więzienia, Ŝeby badać sychologię przesłuchań.
Wybrano dwudziestu czterech studentów, ochotników, których podzielono na
„straŜników" i „więźniów".
Po siedmiu dniach eksperyment trzeba było przerwać. „StraŜnicy", dziewczęta
i chłopcy z dobrych domów, o normalnym systemie wartości, przeobrazili się
w istne bestie. Stosowanie tortur stało się rutyną, naduŜycia seksualne wobec
„więźniów" były na porządku dziennym. Studenci, którzy brali udział
w doświadczeniu, zarówno „straŜnicy", jak i „więźniowie", doznali tak wielkiego
urazu psychicznego, Ŝe wymagali długiej terapii. Eksperyment nigdy nie został
powtórzony.
— To ciekawe.
— Ciekawe? Co chcesz przez to powiedzieć? Mówię ci o czymś najwyŜszej
wagi: o zdolności człowieka do wyrządzania zła, gdy tylko pojawia się sposobność.
Mówię o mojej pracy, o tym, czego się dowiedziałam o ludzkiej naturze!
— I to właśnie wydaje mi się ciekawe. Dlaczego się denerwujesz?
— Denerwuję się? Jak mogę się denerwować na kogoś, kto w ogóle nie
zwraca uwagi na to, co mówię? Jak mogę się złościć na człowieka, który nawet mnie

- 140 -
Paulo Coelho Zahir

nie prowokuje, tylko leŜy sobie, gapiąc się w sufit?


— Piłaś coś dzisiaj?
— Tego teŜ nie wiesz, prawda? Spędziłam z tobą cały wieczór, a nawet nie
zauwaŜyłeś, czy piłam, czy nie! Zwracałeś się do mnie tylko wtedy, gdy chciałeś,
abym ci przytaknęła albo gdy potrzebowałeś jakiejś ładnej anegdotki na swój temat!
— Czy nie rozumiesz, Ŝe tyram od rana i jestem wykończony? Chodź spać,
jutro porozmawiamy.
— I tak się dzieje od tygodni, miesięcy, przez ostatnie dwa lata! Próbuję z tobą
rozmawiać, ale ty jesteś zmęczony, idziemy spać z tym „porozmawiamy jutro"!
A jutro są zawsze tysiące waŜniejszych spraw, kolejny dzień pracy, kolacja, idziemy
spać, „porozmawiamy jutro". Tak wygląda nasze Ŝycie. Czekam z utęsknieniem na
dzień, w którym znowu będziesz ze mną. AŜ się tym zmęczę, przestanę cię
o cokolwiek prosić i stworzę sobie osobny świat, w którym w razie potrzeby
zawsze będę się mogła schronić. Świat, który będzie na tyle bliski, by nie wyglądało,
Ŝe prowadzę osobne Ŝycie, i na tyle daleki, by nie wyglądało, Ŝe wdzieram się na
twój teren.
— Czego ty właściwie chcesz ode mnie? śebym przestał pracować? Mam
rzucić wszystko, co zdobyliśmy z tak wielkim trudem, i popłyniemy sobie w rejs po
Karaibach? Nie rozumiesz, Ŝe lubię to, co robię, i nie mam najmniejszego zamiaru
niczego w moim Ŝyciu zmieniać?
— W swoich ksiąŜkach piszesz, jak waŜna jest miłość, potrzeba przygody
i radość z walki o swoje marzenia. A z kim teraz rozmawiam? Z człowiekiem, który
nie czyta tego, co pisze, który myli miłość z wygodą, przygody z niepotrzebnym
ryzykiem, a radość z obowiązkiem. Gdzie jest męŜczyzna, którego poślubiłam
i który mnie słuchał?
— A gdzie kobieta, z którą ja się oŜeniłem?
— Ta, która zawsze była dla ciebie czuła, wspierała cię i zachęcała do
działania? Jej ciało jest tutaj, patrzy na kanał Singel w Amsterdamie i pewnie będzie
przy tobie do końca Ŝycia. Ale dusza tej kobiety stoi w drzwiach tego pokoju, gotowa
do wyjścia.
— Z jakiego powodu?
— Z powodu tego przeklętego zdania „porozmawiamy jutro". Wystarczy? Jeśli
nie, to pomyśl jeszcze o tym, Ŝe kobieta, którą poślubiłeś, była pełna zapału,
pomysłów, radości, pragnień, a teraz na twoich oczach przemienia się w kurę

- 141 -
Paulo Coelho Zahir

domową.
— To śmieszne.
— Tak, to jest śmieszne. Po prostu bzdura, rzecz bez znaczenia, szczególnie
jeśli pomyślimy, Ŝe mamy wszystko, czego do szczęścia potrzeba: zdrowie, sławę,
pieniądze, nie rozmawiamy o ewentualnych kochankach, nigdy nie urządzaliśmy
sobie scen zazdrości. Poza tym na świecie miliony dzieci umierają z głodu, szaleją
wojny, choroby, huragany, tragedie zdarzają się praktycznie w kaŜdej sekundzie.
A więc na co ja się mogę uskarŜać?
— MoŜe juŜ czas, Ŝebyśmy mieli dziecko?
— W ten właśnie sposób wszystkie znajome pary rozwiązywały swoje
problemy małŜeńskie — decydując się na dziecko! Tak bardzo broniłeś swojej
wolności i uwaŜałeś, Ŝe trzeba to odłoŜyć na później, a teraz nagle zmieniłeś
zdanie?
— Sądzę, Ŝe nadeszła odpowiednia pora.
— Nie było jeszcze tak nieodpowiedniej pory! Ja nie chcę twojego dziecka.
Chcę dziecko męŜczyzny, którego znałam, który miał marzenia i stał przy mnie! Jeśli
pewnego dnia zdecyduję się zajść w ciąŜę, to tylko z kimś, kto mnie rozumie,
towarzyszy mi, słucha, co do niego mówię, i naprawdę mnie pragnie!
— Teraz jestem juŜ pewien, Ŝe piłaś. Obiecuję, Ŝe jutro porozmawiamy, ale
połóŜ się juŜ, jestem naprawdę wykończony.
— Więc porozmawiajmy jutro. A jeśli moja dusza, która stoi w drzwiach tego
pokoju, postanowi odejść, specjalnie nas to nie dotknie.
— Nie odejdzie.
— Kiedyś dobrze znałeś moją duszę, ale juŜ dawno temu straciłeś z nią
kontakt. Nie wiesz, jak bardzo się zmieniła, jak rozpaczliwie blaga, Ŝebyś jej
wysłuchał. Choćby w tak banalnych kwestiach jak eksperymenty na amerykańskich
uniwersytetach.
— Jeśli twoja dusza tak bardzo się zmieniała, to dlaczego ty wciąŜ jesteś taka
sama?
— Z tchórzostwa. I dlatego Ŝe wciąŜ mam nadzieję, Ŝe jutro porozmawiamy.
Z powodu tego wszystkiego, co razem udało nam się stworzyć. Nie chcę widzieć, jak
to się rozpada w pył. A najpowaŜniejszy powód jest taki, Ŝe się z tym pogodziłam.
— Przed chwilą oskarŜałaś mnie o to samo.
— Masz rację. Patrzyłam na ciebie i myślałam, Ŝe to ty jesteś taki, ale tak

- 142 -
Paulo Coelho Zahir

naprawdę chodzi tu o mnie. Tej nocy będę się modlić Ŝarliwie, z całego serca, będę
prosić Boga, aby nie pozwolił mi przeŜyć reszty Ŝycia w taki sposób.
Słucham oklasków, sala pęka w szwach. Zaraz zacznie się to, przez co juŜ
w przeddzień nie śpię — spotkanie autorskie.
Konferansjer mówi na wstępie, Ŝe nie musi mnie przedstawiać — co jest
oczywistą głupotą, bo przecieŜ po to właśnie tu jest, a poza tym wielu obecnych,
przyciągniętych być moŜe przez przyjaciół, nie wie dokładnie, kim jestem. Mimo tego
wstępu rzuca kilka epizodów z mojego Ŝyciorysu, mówi o moich zaletach,
nagrodach, o milionach sprzedanych ksiąŜek. Dziękuje sponsorom i przekazuje mi
mikrofon.
Ja takŜe dziękuję. Mówię, Ŝe najwaŜniejsze, co mam do powiedzenia, zawarłem
w swoich ksiąŜkach, ale wydaje mi się, Ŝe moim obowiązkiem wobec czytelników
jest pokazanie człowieka, który kryje się za tymi słowami. Wyjaśniam, Ŝe człowiek
moŜe dać z siebie jedynie to co w nim najlepsze — bo zawsze przecieŜ szuka
miłości i akceptacji. Tak więc moje ksiąŜki są zaledwie wierzchołkiem góry ponad
chmurami albo wysepką na oceanie. Kiedy smuga światła pada na tę wysepkę,
wszystko wydaje się uporządkowane, ale pod powierzchnią ukrywa się nieznane,
ciemność i nieprzerwane poszukiwanie samego siebie.
Opowiadam, jak cięŜko było mi napisać Czas rozdzierania, czas zszywania i Ŝe
wiele fragmentów tej ksiąŜki zaczynam rozumieć dopiero teraz, kiedy czytam ją
ponownie, jakby twórczość była zawsze hojniejsza i wspanialsza niŜ twórca.
Mówię, Ŝe nie ma nic nudniej szego niŜ czytanie wywiadów albo spotkania
z autorami opowiadającymi o bohaterach swoich ksiąŜek. Tekst musi bronić się
sam, w przeciwnym wypadku ksiąŜka nie nadaje się do czytania.
Pisarz, występując publicznie, powinien ukazać choć kawałek swojego świata,
a nie próbować objaśniać przesłanie swoich ksiąŜek. Dlatego właśnie zaczynam
mówić o czymś bardziej osobistym:
— Jakiś czas temu udałem się do Genewy, Ŝeby udzielić kilku wywiadów.
Wieczorem, po pracy, kiedy przyjaciółka odwołała umówioną kolację, wyszedłem na
miasto. Noc była ciepła, na ulicach pusto, w barach i restauracjach tętniło Ŝycie,
wszystko wydawało się spokojne, harmonijne i piękne, aŜ tu nagle...
...nagle zdałem sobie sprawę, Ŝe jestem zupełnie sam.
Oczywiście bywałem samotny wiele razy tego roku. Oczywiście o dwie godziny
lotu stąd czekała na mnie ukochana. Oczywiście po dniu wytęŜonej pracy nie ma nic

- 143 -
Paulo Coelho Zahir

lepszego jak spacer uliczkami starego miasta, kiedy nie musisz z nikim rozmawiać,
tylko chłoniesz piękno otaczającego cię świata. Ale uczucie, jakie się we mnie
pojawiło, to była dotkliwa, bolesna samotność. Nie miałem z kim się podzielić tym
miastem, tym spacerem, swoimi rozterkami.
Chwyciłem za komórkę. W końcu mam sporo przyjaciół. Było jednak za późno,
Ŝeby do kogokolwiek dzwonić. Pomyślałem, Ŝe wejdę do jakiegoś baru, zamówię coś
do picia. Na pewno ktoś mnie rozpozna i zaprosi do stolika. Oparłem się jednak
pokusie i spróbowałem przeŜyć tę chwilę do końca, i odkryłem, iŜ nie istnieje nic
gorszego od poczucia, Ŝe nasze istnienie lub nieistnienie nie jest dla nikogo waŜne,
nikogo nie interesują nasze przemyślenia na temat Ŝycia, a świat spokojnie moŜe
toczyć się dalej bez naszej kłopotliwej obecności.
Zacząłem sobie wyobraŜać, ile tysięcy osób Ŝyło w przeświadczeniu, Ŝe są
bezuŜyteczne i Ŝałosne — niewaŜne jak były bogate, czarujące czy pełne wdzięku
— tylko dlatego, Ŝe były same tej nocy, wczorajszej takŜe i pewnie jutro teŜ będą
same. Studenci, którzy nie mieli z kim wyjść na miasto, staruszkowie siedzący przed
telewizorem, bo to był ich jedyny kontakt ze światem. Biznesmeni w hotelowych
pokojach, zastanawiający się, czy to, co robią, ma jakiś sens. Kobiety, które spędziły
całe popołudnie malując się i czesząc, Ŝeby pójść do baru i udawać, Ŝe wcale nie
szukają towarzystwa, chcą sobie tylko udowodnić, Ŝe jeszcze są atrakcyjne.
MęŜczyźni zerkają na nie, zagadują, a one odrzucają z wyŜszością wszelkie próby
zbliŜenia, poniewaŜ czują się gorsze. Boją się, Ŝe ktoś odkryje, Ŝe są samotnymi
matkami, zatrudnionymi na podrzędnych stanowiskach, nie umieją rozmawiać o tym,
co dzieje się w świecie, bo harują od świtu do nocy, Ŝeby zarobić na Ŝycie i nie mają
czasu na czytanie gazet.
Ludzie, którzy patrzą na siebie w lustrze i uwaŜają, Ŝe są brzydcy. PoniewaŜ
piękno jest dla nich najwaŜniejsze, zadowalają się oglądaniem czasopism, w których
wszyscy są piękni, bogaci i sławni. MęŜowie i Ŝony, którzy zjedli właśnie kolację
i chętnie porozmawialiby tak jak dawniej, ale mają juŜ inne zmartwienia, inne
waŜniejsze rzeczy na głowie, rozmowa moŜe poczekać do jutra, a potem znowu do
jutra...
Tego dnia po południu jadłem obiad z przyjaciółką, która właśnie się rozwiodła
i stwierdziła, Ŝe jest wreszcie wolna, o czym zawsze marzyła. Kłamstwo! Nikt z nas
nie chce takiej wolności, wszyscy chcemy kompromisu, chcemy mieć przy sobie
kogoś, z kim moglibyśmy podziwiać uroki Genewy, rozmawiać o ksiąŜkach, filmach,

- 144 -
Paulo Coelho Zahir

dzielić się jedną kanapką, bo nie starcza nam na dwie. Lepiej zjeść połowę kanapki
na spółkę z kimś niŜ całą w samotności. Lepiej, Ŝeby kontemplację miasta przerwał
nam męŜczyzna, który chce wrócić do domu na waŜny mecz w telewizji, albo
kobieta, która zatrzymuje się przed wystawą sklepu i przerywa nasz wywód na temat
wieŜy katedralnej, niŜ mieć Genewę całą dla siebie, mieć czas i święty spokój na
zwiedzanie.
Lepiej być głodnym niŜ samotnym. Dlatego Ŝe kiedy jesteś sam — a nie mówię
tu o samotności z wyboru, lecz o takiej, którą musimy znosić — to tak jakbyś był
wykluczony z ludzkiej społeczności.
Na drugim brzegu rzeki czekał na mnie elegancki hotel. Wygodny apartament,
miła, uwaŜna i dyskretna obsługa, wszystko najwyŜszej jakości. A jednak ten luksus
sprawił, Ŝe poczułem się jeszcze gorzej, bo powinienem być zadowolony z tego, co
osiągnąłem.
W drodze powrotnej mijałem ludzi w takiej samej sytuacji jak ja i zauwaŜyłem
dwa rodzaje spojrzeń: aroganckie — tych, co udawali, Ŝe wybrali samotność w tę
piękną noc, albo smutne — tych, którym było wstyd, Ŝe są sami.
Opowiadam o tym, bo myślałem ostatnio o pewnym hotelu w Amsterdamie,
o kobiecie, która była tam ze mną i mówiła mi o swoim Ŝyciu. Opowiadam o tym,
bo chociaŜ Kohelet mówi, Ŝe po czasie rozdzierania nadchodzi czas zszywania, to
zdarza się, Ŝe czas rozdzierania zostawia bardzo głębokie blizny. A o wiele gorzej
jest dać odczuć komuś bliskiemu, Ŝe nic dla nas nie znaczy, niŜ w samotności
Ŝałośnie spacerować po Genewie.
Zapadła długa cisza, a po niej rozbrzmiały oklaski.
Dotarłem do ponurego miejsca w jednej z dzielnic ParyŜa, gdzie ponoć tętniło
Ŝycie kulturalne. Minęła dobra chwila, zanim w grupce niechlujnie ubranych ludzi
rozpoznałem znajomych, którzy w śnieŜnobiałych szatach występowali co czwartek
w restauracji ormiańskiej.
— Dlaczego przebraliście się tak dziwacznie? Czy to wpływ jakiegoś filmu?
— To nie jest przebranie — odparł Michaił. — Czy ty nie zmieniasz ubrania
przed uroczystą kolacją? A kiedy idziesz grać w golfa, nie wkładasz krawata
i marynarki?
— Dobrze, więc zapytam inaczej: dlaczego przebraliście się za bezdomnych?
— Bo teraz jesteśmy bezdomni.
— Po raz ostatni zmieniam więc moje pytanie: co tu robicie w takich strojach?

- 145 -
Paulo Coelho Zahir

— W restauracji syciliśmy ciała i mówiliśmy o energii miłości ludziom, którzy


mają wiele do stracenia. Wśród kloszardów syciliśmy nasze dusze i rozmawialiśmy
z tymi, którzy nie mają nic do stracenia. Teraz rozpoczyna się najwaŜniejsza nasza
praca: spotkanie z podziemnym ruchem odnowy świata. Ci ludzie Ŝyją tak, jakby
dzień dzisiejszy był ostatni, podczas gdy starzy Ŝyją, jakby był pierwszy.
Michaił mówił o zjawisku, które, jak zdąŜyłem zauwaŜyć, z kaŜdym dniem
zatacza coraz szersze kręgi. O młodych ludziach w brudnych, ale oryginalnych
strojach, wzorowanych na mundurach wojskowych albo filmach science fiction.
W uszach, nozdrzach, wargach, łukach brwiowych — kolczyki. Na głowach —
dziwaczne fryzury. Często wyglądający groźnie owczarek niemiecki przy nodze.
Kiedyś przyjaciel powiedział mi — nie wiem, czy to prawda — Ŝe mają psy, Ŝeby
policja nie mogła ich zatrzymać, bo nie wiedziałaby, co począć ze zwierzakiem.
Zaczęła krąŜyć butelka wódki. Pociągnąłem łyk, wyobraŜając sobie, co by było,
gdyby ktoś mnie zobaczył. Pewnie by powiedziano, Ŝe zbieram materiał do kolejnej
ksiąŜki.
— Jestem gotowy. Jadę do Ester i potrzebuję paru wskazówek, bo nie znam
w ogóle twojego kraju.
— Pojadę tam z tobą.
— Co?! — Tego nie przewidziałem. Moja podróŜ była powrotem do
wszystkiego, co straciłem, i miała się zakończyć w wiosce na stepach Azji — to było
coś bardzo osobistego i miało się odbyć bez świadków.
— O ile kupisz mi bilet, rzecz jasna. Muszę jechać do Kazachstanu, tęsknię za
moim krajem.
— Czy nie masz tu nic do roboty? Nie powinieneś być w czwartki na
spektaklu?
— WciąŜ nazywasz to spektaklem. Mówiłem juŜ, Ŝe to jest spotkanie, na którym
staramy się oŜywić na nowo to, cośmy zagubili — tradycję rozmowy. A zresztą nie
martw się. Anastazja — wskazał na dziewczynę z kolczykiem w nosie — pracuje
nad swoim darem. MoŜe się wszystkim zająć pod moją nieobecność.
— Jest zazdrosny — wtrąciła Alma, która w ormiańskiej restauracji grała na
talerzu z brązu.
— Ma o co — odezwał się chłopak cały w skórze z metalowymi nitami,
agrafkami i broszkami imitującymi Ŝyletki. — Michaił jest młodszy, przystojniejszy
i ma lepszy kontakt z energią.

- 146 -
Paulo Coelho Zahir

— Ale nie jest tak sławny, tak bogaty i nie zna tylu ustosunkowanych ludzi —
odparła Anastazja. — Z punktu widzenia kobiety szansę są więc wyrównane.
Wszyscy wybuchają śmiechem, butelka wódki zatacza kolejną rundę. I tylko ja
nie widziałem w tym nic zabawnego, dziwiłem się jedynie sam sobie; od wielu lat nie
siedziałem na paryskim chodniku i sprawiało mi to sporą frajdę.
— Czy wiecie, Ŝe plemię jest bardzo liczne? Widywałem je wszędzie, od wieŜy
Eiffla po miasto Tarbes, gdzie byłem ostatnio. Nie rozumiem, o co w tym właściwie
chodzi.
— Zapewniam cię, Ŝe plemię dociera dalej niŜ Tarbes, przemierza szlaki tak
ciekawe, jak choćby droga do Santiago. JeŜdŜą gdzieś po Francji albo po innych
krajach Europy, pozostając społecznością poza społeczeństwem. Obawiają się dnia
powrotu do domu, pójścia do pracy, ponownego kontaktu z małŜonkiem. Będą z tym
walczyć, jak długo się da. Są bogaci albo biedni, nie przywiązują szczególnej wagi do
pieniędzy. Bardzo się wyróŜniają z tłumu, mimo to inni starają się udawać, Ŝe ich nie
zauwaŜają, bo się ich boją.
— Po co wam ta agresja?
— Pasja niszczenia teŜ bywa twórcza. Gdybyśmy wyglądali mniej agresywnie,
sklepy byłyby zawalone ciuchami imitującymi nasz styl, wydawano by kultowe
czasopisma o nowym ruchu, który „rewolucyjnymi obyczajami wywraca świat do
góry nogami", mielibyśmy swoje programy telewizyjne, socjologowie pisaliby o nas
artykuły, psychologowie doradzaliby rodzinom — i wszystko by się rozmyło. Dlatego
im mniej ludzie o nas wiedzą, tym lepiej. Nasz atak to rodzaj obrony.
— Przyszedłem tu po kilka wskazówek, nic więcej. Spędzenie nocy w waszym
towarzystwie moŜe być naprawdę wzbogacające, moŜe pomóc mi oddalić się od
historii osobistej, która zamyka mnie na nowe doświadczenia. Jednak nie mam
zamiaru zabierać ze sobą nikogo w tę podróŜ. Jeśli odmówisz mi pomocy, to i tak
Bank Przysług da mi wszystkie potrzebne kontakty. WyjeŜdŜam za dwa dni. Jutro
wieczorem mam jeszcze waŜną kolację, a potem dwa tygodnie wolnego.
Michaił się zawahał.
— Do ciebie naleŜy decyzja. Masz mapę i nazwę wioski. Znalezienie domu,
w którym mieszka Ester, nie powinno być trudne. Moim zdaniem Bank Przysług
pomoŜe ci dotrzeć najwyŜej do Ałma Aty, ale nie dalej, bo na stepie obowiązują inne
zasady. A jeśli o mnie chodzi, to chyba włoŜyłem juŜ trochę na twoje konto
w Banku Przysług, nie sądzisz? Nadszedł czas wypłaty, tęsknię za matką.

- 147 -
Paulo Coelho Zahir

Miał rację.
— Powinniśmy juŜ wziąć się do pracy — przerwał nam rozmowę mąŜ Almy.
— Dlaczego chcesz ze mną jechać? Czy rzeczywiście z tęsknoty za matką?
Michaił nie odpowiedział. MęŜczyzna uderzył w bęben, Alma w zdobiony
talerz, reszta prosiła przechodniów o datki. Po co on właściwie chciał ze mną
jechać? I jak mam liczyć na Bank Przysług na stepie, skoro nie znam tam zupełnie
nikogo? W ambasadzie Kazachstanu mogłem dostać wizę, w wypoŜyczalni
samochód, a w konsulacie francuskim w Ałma Acie przewodnika. Czy będę
potrzebował czegoś jeszcze?
Stałem nieruchomo, patrząc na grupę tych oberwańców i nie wiedziałem, co
robić. To nie była pora na rozmowy o podróŜy. W domu czekała na mnie robota
i dziewczyna. Dlaczego by sobie nie pójść juŜ teraz? Bo czułem się swobodnie.
Robiłem rzeczy, których nie robiłem od lat, otwierałem się na nowe doznania,
oddalając się od mojego akomodatora, moŜe nie było to szczególnie interesujące, ale
przynajmniej była to jakaś odmiana.
Wódka się skończyła, pojawił się rum. Nie cierpię rumu, ale nic innego nie było,
więc piłem i rum. Muzycy grali na bębnie i na talerzu, a kiedy ktoś odwaŜył się
zbliŜyć, dziewczyny wyciągały ręce po datki. Zaczepiony przechodzień zazwyczaj
przyspieszał kroku, ale zawsze w jego stronę leciało: „Dziękuję, dobrej nocy".
Pewien człowiek, widząc, Ŝe nie napadli go, lecz podziękowali, wrócił i dał im trochę
pieniędzy.
Po jakichś dziesięciu minutach tego spektaklu, podczas którego nikt nie
odezwał się do mnie ani słowem, poszedłem do baru, kupiłem dwie butelki wódki,
wróciłem i wylałem rum do rynsztoka. Anastazję chyba ucieszył mój gest,
spróbowałem więc do niej zagadać.
— Czy moŜecie mi wyjaśnić, dlaczego macie wszędzie kolczyki?
— A dlaczego wy nosicie biŜuterię? Buty na obcasie? Wydekoltowane sukienki
nawet zimą?
— To nie jest odpowiedź.
— Mamy kolczyki, bo jesteśmy nowymi barbarzyńcami najeŜdŜającymi Rzym.
Skoro nikt z nas nie nosi munduru, coś musi odróŜniać plemię najeźdźców.
Brzmiało to tak, jakby odgrywali waŜną rolę w dziejach. Jednak dla ludzi
wracających właśnie do domu była to banda bezrobotnych, którzy nie mają gdzie
spać, zalegają ulice ParyŜa, odstraszają turystów i doprowadzają do szału własnych

- 148 -
Paulo Coelho Zahir

rodziców, bo wydali ich na świat, a teraz nie mają na nich Ŝadnego wpływu.
Przeszedłem juŜ przez to w czasach największej potęgi hippisów: gigantyczne
koncerty rockowe, długie włosy, barwne stroje, symbol wikingów — palce ułoŜone
w kształcie litery V na znak miłości i pokoju. A w końcu, jak twierdził Michaił, hippisi
stali się jeszcze jednym produktem konsumpcji, zniknęli z powierzchni ziemi,
sprzedali swoje ikony.
ZbliŜał się samotny męŜczyzna. Chłopak w czarnej skórze z agrafkami
podszedł do niego z wyciągniętą ręką, prosząc o pieniądze. Ale zamiast
przyspieszyć kroku i zamruczeć pod nosem coś w rodzaju „nie mam drobnych",
męŜczyzna zatrzymał się i powiedział głośno:
— Budzę się co rano z tysiącem euro długu, sen z powiek spędza mi kredyt
mieszkaniowy, sytuacja gospodarcza Europy i wydatki mojej Ŝony! Wiedzie mi się
o wiele gorzej niŜ wam, a na dodatek Ŝyję w ciągłym stresie! Czy moglibyście dać
mi choć jedno euro?
Lukrecja, dziewczyna Michaiła, wyciągnęła z kieszeni pięćdziesiąt euro.
— Masz, kup sobie kawioru. NaleŜy ci się odrobina przyjemności w twoim
smętnym Ŝyciu.
MęŜczyzna podziękował jej i odszedł, tak jakby to była najnormalniejsza rzecz
pod słońcem. Pięćdziesiąt euro! Ta Włoszka miała w kieszeni pięćdziesiąt euro!
Czemu więc Ŝebrzą na ulicy?
— Mam dość siedzenia tutaj — powiedział chłopak ubrany w skórę.
— Dokąd idziemy? — zapytał Michaił.
— Poszukać reszty. Na północ czy na południe? Anastazja postanowiła, Ŝe na
zachód, a skoro, jak usłyszałem wcześniej, rozwijała swój dar intuicji, wszyscy
ruszyli jej śladem.
Poszliśmy najpierw do wieŜy Świętego Jakuba, gdzie wiele wieków temu
zbierali się pielgrzymi idący do Santiago de Compostela. Minęliśmy katedrę Notre
Dame, gdzie dołączyło jeszcze paru „nowych barbarzyńców". Wódka się juŜ
skończyła i postanowiłem dokupić jeszcze dwie butelki, choć nie miałem pewności,
czy wszyscy tutaj są pełnoletni. Nikt mi nawet nie podziękował, uwaŜali to za
normalne.
Byłem juŜ trochę podpity. Zainteresowałem się jedną z nowo przybyłych
dziewczyn. Młodzi ludzie z plemienia nowych barbarzyńców przekrzykiwali się,
kopiąc puszki ze śmietnika i nie mówili nic, absolutnie nic ciekawego. Przeszliśmy na

- 149 -
Paulo Coelho Zahir

drugi brzeg Sekwany i nagle zatrzymaliśmy się przed czerwono-białą taśmą, jaką
oznacza się roboty drogowe. Taśma była rozciągnięta w poprzek chodnika,
musieliśmy zejść na jezdnię i wrócić na chodnik pięć metrów dalej.
— Ciągle tu jest — ucieszył, któryś z chłopców.
— Co ciągle tu jest? — zapytałem.
— Co to za jeden?
— Nasz przyjaciel — odparła Lukrecja. — Na pewno czytałeś jego ksiąŜki.
Ten chłopak rozpoznał mnie, ale nie okazał ani zdziwienia, ani szacunku.
Wręcz przeciwnie, zapytał bezceremonialnie, czy mogę dać mu jakieś pieniądze.
Odmówiłem.
— Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego ta taśma jest tutaj, daj mi dwa euro.
Wszystko ma swoją cenę. A informacja to jeden z najdroŜszych towarów na
świecie.
Nikt nie przyszedł mi z pomocą, więc chciał nie chciał, musiałem zapłacić dwa
euro za odpowiedź.
— To my rozwiesiliśmy tę taśmę parę dni temu. Jeśli dobrze się przyjrzysz,
zauwaŜysz, Ŝe nie ma tam Ŝadnych robót, nic, tylko ta kretyńska czerwono-biała
taśma zagradza przejście chodnikiem. Ale nikt nie zadaje sobie pytania, co tu robi
ten kawałek plastiku. Wszyscy schodzą posłusznie na jezdnię i idą ryzykując, Ŝe
wpadną pod samochód, dopiero za nią wracają na chodnik. A propos, czytałem
gdzieś, Ŝe miałeś wypadek, to prawda?
— Właśnie dlatego, Ŝe zszedłem na jezdnię.
— Nie martw się, kiedy ludzie schodzą z chodnika, są podwójnie uwaŜni. To
zainspirowało nas do uŜycia taśmy. Chcieliśmy, Ŝeby się rozejrzeli, co się wokół nich
dzieje.
— Nic z tych rzeczy — odezwała się ta ładna dziewczyna. — To po prostu
kawał, Ŝeby moŜna się było trochę pośmiać z posłusznych i bezmyślnych
bałwanów. Nie ma w tym Ŝadnego ukrytego sensu i na pewno nikt nie wpadnie pod
samochód.
Dołączyło jeszcze parę osób, teraz było nas jedenaścioro i dwa owczarki
niemieckie. Nie prosili juŜ o pieniądze, bo nikt nie śmiał zbliŜyć się do bandy
dzikusów rozbawionych przeraŜeniem, jakie budzili w porządnych obywatelach.
Alkohol się skończył, wszyscy spoglądali na mnie tak, jakbym miał obowiązek
stawiać im wódkę przez całą noc. Zrozumiałem, Ŝe to była moja przepustka do

- 150 -
Paulo Coelho Zahir

dalszej wędrówki, zacząłem rozglądać się za jakimś sklepem.


Dziewczyna, na którą zwróciłem uwagę — mogła być moją córką — chyba
zauwaŜyła moje spojrzenia i zagaiła rozmowę. Wiedziałem, Ŝe chciała mnie
sprowokować, ale poszedłem na to. Spytała, czy wiem, ile samochodów i ile latarni
jest na rewersie dziesięciodolarowego banknotu.
— Samochodów i latarni?
— Nie wiesz. Nie patrzysz na pieniądze. No to ja ci powiem, Ŝe moŜna się tam
doliczyć czterech samochodów i jedenastu latarni.
Cztery samochody i jedenaście latarni?! Przyrzekłem sobie to sprawdzić, jak
tylko wpadnie mi w ręce taki banknot.
— Czy krąŜą tu narkotyki?
— Głównie alkohol, ale coś poza tym teŜ jest. Niewiele, bo to nie jest w naszym
stylu. Raczej twoje pokolenie gustowało w narkotykach, prawda? Narkotykiem mojej
matki jest gotowanie obiadu, obsesyjne sprzątanie domu i zadręczanie się z mojego
powodu. Kiedy mojemu ojcu źle idą interesy, ona cierpi. Masz pojęcie?! Cierpi! Cierpi
z mojego powodu, z powodu moich braci, z powodu swoich rodziców i z kaŜdego
innego powodu. A ja miałam być ciągle zadowolona, ale to tak mnie dołowało, Ŝe
postanowiłam zniknąć z domu.
AleŜ to była osobista historia!
— To tak jak twoja Ŝona — wtrącił jakiś blondyn z kolczykiem w wardze. —
Ona teŜ zniknęła z domu. Dlaczego? Czy teŜ musiała udawać wiecznie
zadowoloną?
Nawet tutaj ?! CzyŜby i któreś z nich miało kawałek poplamionej krwią
tkaniny?
— Ona tak samo cierpiała — zaśmiała się Lukrecja. — Ale juŜ nie cierpi i to
jest prawdziwa odwaga!
— Co moja Ŝona tutaj robiła?
— Była z Mongołem, tym co ma dziwaczne pomysły na temat miłości.
Zadawała pytania. Opowiadała swoją historię. Pewnego pięknego dnia przestała
pytać i opowiadać. SkarŜyła się, Ŝe jest juŜ zmęczona Ŝebraniem. Poradziliśmy jej,
Ŝeby zostawiła wszystko i pojechała z nami, planowaliśmy wtedy podróŜ do
północnej Afryki. Powiedziała, Ŝe ma inne plany, jedzie w drugą stronę.
— Nie czytałeś jego ostatniej ksiąŜki? — zwróciła się do blondyna Anastazja.
— Słyszałem, Ŝe jest okropnie ckliwa, nie interesują mnie takie historie. Kiedy

- 151 -
Paulo Coelho Zahir

wreszcie kupimy jakąś gorzałę?


Ludzie schodzili nam z drogi, jakbyśmy byli samurajami wchodzącymi do
wioski, wandalami przybywającymi do zachodnich miast, barbarzyńcami
zdobywającymi Rzym. ChociaŜ nikt z nas nie robił Ŝadnych groźnych gestów,
agresja była w strojach, kolczykach, hałaśliwych rozmowach, w odmienności.
Dotarliśmy wreszcie do sklepu nocnego. Ze zgrozą zobaczyłem, Ŝe wszyscy
wchodzą do środka i sięgają do towarów na półkach.
Kogo ja tutaj znałem? Jedynie Michaiła, a i tak nie byłem pewien, czy był ze
mną do końca szczery. A jeśli coś ukradną? A jeśli ktoś z nich ma broń? Jestem tu
z nimi, czy jako najstarszy będę pociągnięty do odpowiedzialności?
Sklepikarz nie spuszczał oka z lustra zawieszonego pod sufitem. Banda,
widząc, Ŝe właściciel się denerwuje, rozpierzchła się po całym sklepie, dając sobie
jakieś znaki. Napięcie rosło. śeby stąd czym prędzej wyjść, chwyciłem trzy butelki
wódki i szybko podszedłem do kasy.
Kobieta, która właśnie płaciła za papierosy, powiedziała do kasjera, Ŝe
w czasach jej młodości ParyŜ słynął z bohemy artystycznej, ale nie było tylu
bezdomnych, którzy stwarzają publiczne zagroŜenie. I poradziła, Ŝeby wezwał
policję.
— Jestem pewna, Ŝe zaraz zrobią coś strasznego — dodała szeptem.
Sklepikarz był przeraŜony tą inwazją na jego mały świat, budowany latami pracy
i poŜyczek; moŜe rano pracował tu jego syn, po południu Ŝona, a wieczorem on
sam. Dał znak kobiecie i juŜ wiedziałem, Ŝe wezwał policję.
Nie cierpię mieszać się w nie swoje sprawy. Ale nienawidzę teŜ własnego
strachu. Zawsze kiedy wylezie ze mnie tchórz, tracę do siebie szacunek na kilka dni.
— Proszę się nie niepokoić...
Było juŜ za późno.
Weszło dwóch policjantów, ale młodzi ludzie ubrani jak kosmici nie zwrócili na
nich uwagi — starcie z przedstawicielami władzy to dla nich codzienność. Wiedzieli,
Ŝe nie popełnili Ŝadnej zbrodni (oprócz zamachu na panującą modę, ale i to mogło
się zmienić w kolekcjach następnego sezonu). Na pewno się bali, ale nie dali tego
po sobie poznać i przekrzykiwali się w najlepsze.
— Kiedyś widziałam komika, który twierdził, Ŝe wszyscy głupcy powinni mieć
głupotę wpisaną do dowodów osobistych — powiedziała głośno Anastazja. — Wtedy
od razu byłoby wiadomo, z kim mamy do czynienia.

- 152 -
Paulo Coelho Zahir

— Jasne, głupcy są prawdziwym zagroŜeniem dla społeczeństwa! —


odkrzyknęła dziewczyna o anielskiej twarzy, w stroju wampirzycy, która chwilę
wcześniej rozmawiała ze mną o latarniach i samochodach na banknocie
dziesięciodolarowym. — Powinni być badani raz do roku i dostawać pozwolenia na
poruszanie się po ulicach, tak jak kierowcy dostają prawa jazdy.
Policjanci, niewiele starsi od członków plemienia, nie mówili nic.
— Wiecie, na co mam ochotę? — usłyszałem głos Michaiła ukrytego za
regałem. — Pozamieniać etykietki na produktach. Ludzie nigdy by się w tym nie
połapali. Nie wiedzieliby, co jeść na ciepło, co na zimno, co gotować, a co smaŜyć.
Bez dokładnej instrukcji nie wiedzą, jak przygotować jedzenie. Stracili instynkt
samozachowawczy.
Do tej pory wszyscy mówili płynnie po francusku, ale u Michaiła słychać było
wyraźnie obcy akcent.
— Chciałbym zobaczyć pański paszport — odezwał się jeden z policjantów.
— On jest ze mną.
Te słowa wyrwały mi się, chociaŜ wiedziałem, Ŝe to moŜe wywołać nowy
skandal. Policjant popatrzył na mnie uwaŜnie.
— Nie mówiłem do pana. Ale skoro juŜ się pan wtrącił i poniewaŜ jest tu pan
z nimi, mam nadzieję, Ŝe ma pan przy sobie jakiś dokument toŜsamości. I moŜe
wyjaśni pan przy okazji, dlaczego kupuje pan wódkę z ludźmi dwa razy młodszymi
od siebie.
Mogłem odmówić — nie miałem obowiązku nosić dokumentów przy sobie. Ale
zaniepokoiłem się o Michaiła, przy którym stanął jeden z policjantów. Czy on
w ogóle ma pozwolenie na pobyt we Francji? Co ja o nim wiedziałem poza tym, Ŝe
miał wizje i epilepsję? Czy napięta sytuacja mogła wywołać nowy atak?
Wyjąłem z kieszeni prawo jazdy.
— To pan jest...
— Tak.
— Czytałem jedną z pańskich ksiąŜek. Ale to oczywiście nie znaczy, Ŝe stoi
pan ponad prawem.
Fakt, Ŝe i on jest moim czytelnikiem, rozbroił mnie zupełnie. Przede mną stał
chłopak z ogoloną głową, równieŜ ubrany w mundur, chociaŜ zupełnie niepodobny
do uniformu wyróŜniającego plemię. Pewnie jeszcze niedawno teŜ się buntował,
chcia' pokazać, Ŝe jest inny niŜ starsze pokolenie, gwiŜdŜe na autorytety, moŜe

- 153 -
Paulo Coelho Zahir

nawet w swoim buncie balansował czasem na granicy prawa, lecz tak by jednak nie
wylądować w więzieniu. MoŜe miał ojca, który nigdy nie zostawiał mu wyboru,
rodzinę na utrzymaniu albo po prostu bał się wyjść poza świat, który dobrze znał.
— Nie stawiam się wcale ponad prawem — odpowiedziałem łagodnie. — Ale
nikt tu nie złamał prawa. Czy właściciel sklepu albo ta pani przy kasie chcą złoŜyć
jakąś skargę?
Kiedy się obróciłem, kobieta, która wspominała cyganerię artystyczną czasów
swojej młodości, prorokini tragedii, która miała się zaraz wydarzyć, straŜniczka
dobrych obyczajów, rozpłynęła się w powietrzu. Bez wątpienia jutro będzie chwalić
się sąsiadom, Ŝe udaremniła napad na sklep.
— Nie będzie Ŝadnej skargi — powiedział sklepikarz zagubiony w świecie,
gdzie ludzie mówili za głośno, lecz najwidoczniej nie robili nic złego.
— Ta wódka jest dla pana?
Skinąłem głową. Policjanci widzieli, Ŝe wszyscy są podpici; nie chcieli
zadraŜniać sytuacji, ale nie zamierzali teŜ udawać, Ŝe nic się nie stało.
— Świat bez głupców byłby chaosem! — zaczął znów chłopak w skórze
z łańcuchami. — Zamiast bezrobocia, jak dzisiaj, mielibyśmy nadmiar miejsc pracy
i zero chętnych do roboty!
— Dosyć! Zamknijcie się juŜ!
Mój głos zabrzmiał bardzo stanowczo. Zapadła cisza. Krew pulsowała mi
w skroniach, ale rozmawiałem z policjantami tak, jakbym był najbardziej
opanowanym człowiekiem pod słońcem.
— Gdyby byli naprawdę niebezpieczni, toby was nie zaczepiali.
Jeden z policjantów zwrócił się do sklepikarza:
— Jeśli uzna pan, Ŝe jesteśmy potrzebni, będziemy w pobliŜu.
I zanim wyszli, powiedział do drugiego tak, by było słychać w całym sklepie:
— Wolę mieć do czynienia z głupcami niŜ uŜerać się z bandytami.
— Masz stuprocentową rację — odrzekł drugi. — Głupcy są śmieszni
i niegroźni.
I zasalutowali mi na poŜegnanie.
Jedyne, co przyszło mi do głowy po wyjściu ze sklepu, to rozbić butelki
z wódką. Jedna z nich jednak ocalała i szybko zaczęła krąŜyć z rąk do rąk. Widać
było, Ŝe mimo wszystko najedli się strachu, tak samo zresztą jak ja. Z tą róŜnicą, Ŝe
oni, wyczuwając zagroŜenie, ruszają do ataku.

- 154 -
Paulo Coelho Zahir

— Źle się czuję — powiedział Michaił. — Chodźmy stąd. Zastanawiałem się:


„stąd" czyli dokąd? KaŜdy do swojego domu? KaŜdy na swoje osiedle? A moŜe
kaŜdy pod swój most? Nikt nie zapytał, czy ja teŜ „stąd" idę, szedłem więc dalej
z nimi. Zaniepokoiły mnie słowa Michaiła, Ŝe się źle czuje. A więc nie uda się
porozmawiać tej nocy o podróŜy do Kazachstanu. Czy powinienem juŜ sobie pójść?
Czy iść z nimi dalej, Ŝeby zobaczyć to „dokąd"? Nagle zdałem sobie sprawę, Ŝe
zacząłem całkiem nieźle się bawić i mam ochotę poderwać dziewczynę
w przebraniu wampirzycy.
A więc naprzód! I wiać w razie niebezpieczeństwa.
Przechodziliśmy przez zupełnie nieznaną mi okolicę. Myślałem o wszystkim, co
się ze mną działo. Plemię. Symboliczny powrót do czasów, kiedy ludzie wędrowali,
dla bezpieczeństwa łączyli się w grupy, gdzie przeŜycie zaleŜało od tak niewielu
rzeczy. Plemię wewnątrz innego wrogiego plemienia, zwanego społeczeństwem,
idzie przez place, budząc postrach i nieufność. Grupa ludzi, którzy skrzyknęli się,
aby stworzyć społeczność idealną. Wiedziałem o nich tylko tyle, Ŝe kolczykują się
i noszą dziwaczne stroje. Jaki mają system wartości? Co myślą o Ŝyciu? Z czego
Ŝyją? Czy mają jakieś marzenia? Czy wystarcza im włóczenie się po świecie? To
wszystko bardziej mnie ciekawi niŜ jutrzejszy bankiet, gdzie wiadomo z góry, co się
wydarzy. Wiedziałem, Ŝe to efekt wódki, ale czułem się wolny, a moja historia
osobista była coraz dalej ode mnie. Istniała tylko chwila obecna, intuicja, Zahir
zniknął...
Zahir?
Zahir zniknął, ale nagle zdałem sobie sprawę, Ŝe to coś więcej niŜ obsesja, niŜ
jedna z tysiąca kolumn meczetu w Kordobie z opowiadania Borgesa, więcej niŜ
kobieta, która zniknęła na stepach Azji — mój koszmar z ostatnich dwóch lat. Zahir
to maniakalne przywiązanie do tego wszystkiego, co przechodzi z pokolenia na
pokolenie, nie zostawiając Ŝadnego pytania bez odpowiedzi, zajmuje całą przestrzeń
i nie dopuszcza myśli, Ŝe coś moŜna zmienić.
Wygląda na to, Ŝe wszechpotęŜny Zahir rodzi się razem z człowiekiem i juŜ
w dzieciństwie całkowicie go przeŜera. Od tej pory narzuca mu na resztę Ŝycia swoje
reguły:
Odmieńcy są niebezpieczni, naleŜą do obcego plemienia, które chce zająć
nasze ziemie i porwać nasze kobiety.
Masz się oŜenić i mieć dzieci, by przetrwał gatunek.

- 155 -
Paulo Coelho Zahir

Miłości jest mało, starcza jej zaledwie dla jednej osoby i najmniejszą wzmiankę,
Ŝe ludzkie serce jest w stanie pomieścić więcej, uznaje się za czystą herezję.
Węzeł małŜeński daje ci prawo do ciała i duszy drugiej osoby.
Wykonuj znienawidzoną pracę, poniewaŜ jesteś tylko jednym z trybów
zorganizowanego społeczeństwa — gdyby kaŜdy robił to, co lubi, nic by nie działało
prawidłowo.
Kupuj biŜuterię, w ten sposób identyfikujesz się z twoim plemieniem
i odróŜniasz od obcych.
Wyśmiewaj i traktuj z ironią kaŜdego, kto otwarcie wyraŜa swoje uczucia, bo
wystarczy, Ŝe jeden z członków plemienia pokaŜe, co czuje, a narazi na
niebezpieczeństwo całe plemię.
Nie mów „nie", bo bardziej cię lubią, kiedy mówisz „tak", a to pozwala
przetrwać w nieprzyjaznym środowisku.
WaŜniejsze jest, co myślą inni, niŜ co sam czujesz.
Nigdy nie wywołuj skandalu, bo to mogłoby przyciągnąć uwagę wroga.
Jeśli zachowujesz się inaczej, zostaniesz wykluczony z plemienia, poniewaŜ
demoralizujesz resztę i burzysz ład, który tak trudno było zbudować.
Dbaj o wystrój twojej nowej jaskini, a jeśli się na tym nie znasz, wezwij
dekoratora wnętrz, który stanie na głowie, aby pokazać innym, Ŝe masz dobry gust.
Jedz trzy razy dziennie, nawet jeśli nie jesteś głodny. Odmawiaj sobie jedzenia,
kiedy nie mieścisz się w kanonach piękna, nawet jeśli skręca cię z głodu.
Ubieraj się zgodnie z nakazami mody, kochaj się z ochotą lub bez, zabijaj
w imię granic, pragnij, Ŝeby czas szybko płynął, byle do emerytury, wybieraj
polityków, narzekaj, Ŝe Ŝycie jest drogie, często zmieniaj fryzurę, potępiaj
odmieńców, chodź do świątyni w niedziele, w soboty lub w piątki — w zaleŜności
od wyznania, tam proś o odpuszczenie grzechów, bądź dumny, Ŝe to ty znasz
prawdę, i pogardzaj innym plemieniem, bo czci fałszywego boŜka.
Spraw, by dzieci poszły w twoje ślady, w końcu jesteś starszy i lepiej znasz
ten świat. Muszą zdobyć dyplom, nawet jeśli nigdy nie dostaną pracy w dziedzinie,
którą kazałeś im wybrać.
Niech się uczą algebry, trygonometrii i kodeksu Hammurabiego, co im się
nigdy nie przyda, ale ktoś kiedyś uznał, Ŝe trzeba je znać.
Nie wolno im nigdy zasmucać rodziców, nawet gdyby z tego powodu musiały
wyrzec się wszystkiego, co sprawia im przyjemność.

- 156 -
Paulo Coelho Zahir

Mają słuchać muzyki po cichu, mówić półgłosem, płakać w ukryciu. Tak mówię
ja, wszechmocny Zahir, ten, który ustanowił reguły gry, odstęp między szynami
kolejowymi, pojęcie sukcesu, sposób kochania, wysokość pensji.
Zatrzymujemy się przed dość elegancką kamienicą w bogatej dzielnicy. Ktoś
wystukuje kod do bramy i wchodzimy na trzecie piętro. WyobraŜałem sobie, Ŝe na
górze czeka wyrozumiała rodzina, która toleruje przyjaciół swojego dziecka — byle
tylko nie stracić z nim kontaktu i móc trzymać rękę na pulsie. Ale kiedy Lukrecja
otworzyła drzwi, okazało się, Ŝe wewnątrz jest ciemno. Gdy oczy przywykły juŜ do
bladej poświaty sączącej się przez okna z ulicy, zobaczyłem duŜy pusty salon. Jego
jedyną dekoracją był kominek, nieuŜywany chyba od lat.
Dwumetrowy blondyn, w długim płaszczu z gabardyny i fryzurze na Irokeza,
poszedł do kuchni i wrócił z zapalonymi świecami. Wszyscy usiedli w kręgu na
podłodze i po raz pierwszy tej nocy naprawdę się wystraszyłem. Wydawało mi się,
Ŝe biorę udział w filmie grozy, za chwilę zacznie się rytuał satanistyczny, a ofiarą
będzie cudzoziemiec, który nierozwaŜnie się tu znalazł.
Michaił był blady, jego oczy poruszały się bezładnie, nie mogły się na niczym
zatrzymać i to mnie zaniepokoiło jeszcze bardziej. Zaraz zacznie się atak. Czy ci
ludzie wiedzą, jak pomóc epileptykowi? Czy nie lepiej ulotnić się stąd jak najprędzej,
Ŝeby nie wplątać się w jakieś tarapaty?
Być moŜe, takie zachowanie byłoby rozsądne i pasowałoby do świata, gdzie
byłem sławnym pisarzem, który pisze o duchowości i powinien świecić przykładem.
Tak, gdybym był rozsądny, uprzedziłbym Lukrecję, Ŝe w razie ataku trzeba wetknąć
coś chłopakowi do ust, by nie udławił się własnym językiem. Na pewno o tym
wiedziała, ale w świecie wyznawców społecznego Zahira, Ŝeby mieć spokojne
sumienie, nie wolno polegać na cudzym rozsądku.
Przed wypadkiem tak właśnie bym postąpił. Ale teraz moja historia osobista nie
była juŜ tak waŜna. JuŜ nie była historią, stawała się znowu legendą, poszukiwaniem,
przygodą, podróŜą w głąb siebie i poza siebie. Znowu przyszedł taki czas, kiedy
wszystko wokół mnie się zmieniało i zapragnąłem, Ŝeby tak było do końca moich dni
(przypomniało mi się epitafium, jakie kiedyś sobie wymyśliłem: „umarł Ŝywy"). Dzięki
doświadczeniu umiałem działać szybko i sprawnie, ale nie zawsze mogłem sobie
przypomnieć lekcje, jakie otrzymałem od Ŝycia. Czy moŜna wyobrazić sobie
wojownika, który w środku walki zatrzymuje się i namyśla, jaki cios jest najlepszy?
Zginąłby w okamgnieniu.

- 157 -
Paulo Coelho Zahir

Wojownik, który jest we mnie, dzięki swojej intuicji i technice zdecydował


w ułamku sekundy, Ŝe trzeba zostać i kontynuować doświadczenie tej nocy, mimo
Ŝe zrobiło się juŜ późno, byłem pijany, zmęczony i bałem się, Ŝe Marie mogła się
obudzić i teraz martwi się albo złości. Usiadłem obok Michaiła, Ŝeby w razie
konwulsji szybko zadziałać.
ZauwaŜyłem, Ŝe najwyraźniej zapanował nad atakiem epilepsji! Powoli się
uspokajał, a jego oczy znowu miały intensywny blask, jak na scenie w ormiańskiej
restauracji.
— Zaczniemy jak zwykle od modlitwy — powiedział.
I ci ludzie, którzy jeszcze przed chwilą byli agresywnymi, pijanymi chuliganami,
podali sobie ręce w wielkim kręgu. Nawet wilczury spokojnie połoŜyły się w kącie.
— O Pani, kiedy patrzę na samochody, wystawy, na ludzi zajętych tylko sobą,
na budynki i na pomniki, widzę, Ŝe Ciebie tam nie ma. Spraw, aby udało nam się
sprowadzić Cię z powrotem.
O Pani, rozpoznajemy Twoją obecność w próbach, na jakie nas wystawiasz.
Daj nam siłę, Ŝebyśmy się nie poddali. Obyśmy wspominali Cię ze spokojem
i stanowczością, nawet w tych chwilach, kiedy trudno nam pogodzić się z miłością
do Ciebie.
ZauwaŜyłem, Ŝe wszyscy mieli na sobie taki sam symbol.

Czasem była to broszka albo metalowy breloczek, czasem haft albo zwykły
rysunek na ubraniu.
— Chciałbym zadedykować ten wieczór człowiekowi, który usiadł obok mnie, bo
chciał mnie chronić.
Skąd wiedział?
— To dobry człowiek. Zrozumiał, Ŝe miłość przemienia, i poddaje się tej
przemianie. WciąŜ niesie w sercu cięŜar swojej historii osobistej, ale w miarę
moŜliwości stara się od niej uwalniać. Dlatego spędził z nami tę noc. Jest męŜem
kobiety, którą wszyscy znamy i która w dowód swojej przyjaźni dała mi ten talizman.
Michaił wyjął kawałek tkaniny poplamionej krwią i połoŜył przed sobą.
— To skrawek koszuli poległego na wojnie. Nieznany Ŝołnierz przed śmiercią
poprosił ją: „Potnij moją koszulę, kawałki rozdaj tym, którzy wierzą w śmierć

- 158 -
Paulo Coelho Zahir

i właśnie dlatego potrafią Ŝyć tak, jakby to był ich ostatni dzień na ziemi. Powiedz im,
Ŝe widziałem oblicze Boga. Niech się nie lękają, ale teŜ nie zniechęcają. Niech
szukają jedynej prawdy, którą jest miłość. I niech Ŝyją w zgodzie z jej prawami".
Wszyscy patrzyli z szacunkiem na strzępek tkaniny.
— Urodziliśmy się w czasach buntu. Oddajemy mu się z entuzjazmem,
ryzykujemy własne Ŝycie i młodość, a nagle ogarnia nas strach. Po radości
prowokacji przychodzą prawdziwe wyzwania: zmęczenie, monotonia, zwątpienie we
własne moŜliwości. Niektórzy przyjaciele się wycofali. Musimy stawiać czoło
samotności, niespodziewanym wiraŜom, a po kolejnym upadku, w pojedynkę,
zaczynamy pytać sami siebie, czy warto tak się wysilać.
Michaił zrobił pauzę.
— Warto. Warto iść dalej. I idziemy dalej, nawet kiedy wiemy, Ŝe nasza dusza,
choć nieśmiertelna, jest zaplątana w pajęczynę czasu. Będziemy próbowali z całych
sił wyrywać się z tej sieci. Kiedy okaŜe się to juŜ niemoŜliwe, powrócimy do historii,
którą nam narzucono, ale pozostaną nam wspomnienia naszych bitew i będziemy
gotowi znów podjąć walkę, jak tylko nadarzy się sprzyjająca sposobność. Amen.
— Amen — powtórzyli wszyscy.
— Muszę porozmawiać z Panią — odezwał się blondyn uczesany na Irokeza.
— Nie dziś. Jestem zmęczony.
Rozległ się pomruk rozczarowania. W przeciwieństwie do gości w restauracji
ormiańskiej, ci tutaj znali historię Michaiła, wiedzieli, Ŝe słyszał głos. Michaił wstał
i poszedł do kuchni po szklankę wody. Ruszyłem za nim.
Zapytałem, jak udało im się zdobyć to mieszkanie. Wyjaśnił, Ŝe prawo
francuskie pozwala na zajęcie nieruchomości, której nie uŜywa jej właściciel. Innymi
słowy był to squat.
Nie mogłem opędzić się od myśli, Ŝe Marie na mnie czeka. Michaił złapał mnie
za ramię.
— Wiem, Ŝe wybierasz się na step. Proszę po raz ostatni: zabierz mnie ze
sobą. Muszę wrócić do mojego kraju, choćby na krótko, a nie mam pieniędzy.
Tęsknię za rodakami, za matką, za przyjaciółmi. Mógłbym powiedzieć, Ŝe głos mówi
mi, Ŝe będziesz mnie potrzebował, ale to nieprawda. MoŜesz znaleźć Ester bez
niczyjej pomocy. Natomiast ja potrzebuję posilić się energią mojej ziemi.
— Dam ci pieniądze na podróŜ.
— Wiem, Ŝe moŜesz to zrobić. Ale chciałbym tam pojechać z tobą. Odwiedzić

- 159 -
Paulo Coelho Zahir

wioskę, gdzie jest teraz Ester, poczuć na twarzy stepowy wiatr, pomóc ci przebyć
drogę do kobiety, którą kochasz. Ona była — i wciąŜ jest — bardzo waŜna dla mnie.
Widząc jej przemiany i jej determinację, wiele się nauczyłem i wciąŜ chcę się od niej
uczyć. Pamiętasz, jak mówiłem o niedokończonych historiach? Chciałbym być przy
tobie aŜ do momentu, kiedy staniemy przed domem, w którym mieszka Ester. W ten
sposób przeŜyłbym do końca ten okres w twoim — i moim — Ŝyciu. Gdy dotrzemy
przed jej dom, zostawię was samych.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Postanowiłem zmienić temat i zapytałem, kim
są jego przyjaciele.
— Ludzie, którzy boją się, Ŝe skończą tak jak twoje pokolenie. Marzyliście
o tym, Ŝeby zmienić świat, ale ulegliście prozie Ŝycia. Udajemy, Ŝe jesteśmy silni,
poniewaŜ jesteśmy słabi. Jest nas jeszcze niewielu, bardzo niewielu, ale mam
nadzieję, Ŝe to się wkrótce zmieni. Nie moŜna się cały czas oszukiwać. No to jak
będzie z moją prośbą?
— Michaił, dobrze wiesz, Ŝe naprawdę próbuję jakoś uwolnić się od mojej
historii osobistej. Jeszcze niedawno myślałem, Ŝe duŜo wygodniej będzie mi
podróŜować z tobą. Znasz kraj, zwyczaje i czułbym się bezpiecznie. Ale teraz
wydaje mi się, Ŝe powinienem sam zwinąć nić Ariadny i wydostać się z labiryntu, do
którego się wpakowałem. Moje Ŝycie się zmieniło, wydaje mi się, Ŝe odmłodniałem
o dziesięć, dwadzieścia lat — a to wystarczy, Ŝeby wyruszyć na poszukiwanie
przygód.
— Kiedy się wybierasz?
— Jak tylko dostanę wizę. Za dwa, trzy dni.
— Niech Pani ma cię w swojej opiece. Głos mi mówi, Ŝe to dobry moment.
Gdybyś zmienił zdanie, daj mi znać.
OstroŜnie ominąłem ludzi, którzy spali pokotem na podłodze, i wyszedłem na
dwór. W drodze do domu myślałem o tym, Ŝe Ŝycie jest o wiele weselsze, niŜ sądzą
ludzie w moim wieku. Zawsze moŜna stać się znowu młodym i szalonym. Byłem tak
skoncentrowany na chwili obecnej, Ŝe zdziwiło mnie, iŜ mijani przechodnie nie
odsuwają się, Ŝebym mógł przejść, i nie spuszczają oczu ze strachu. Nikt nie
zwracał na mnie uwagi i podobało mi się to. Miasto było znów jak za czasów
Henryka V, kiedy potępiony za zdradę wiary protestanckiej i ślub z katoliczką król
powiedział: „ParyŜ wart jest mszy".
Był wart o wiele więcej. Szedłem przez to piękne miasto i wspominałem

- 160 -
Paulo Coelho Zahir

masakry religijne, krwawe rzezie królów, cierpiących malarzy, pijanych pisarzy,


filozofów-samobójców, wojowników, którzy wyruszali na podbój świata, zdrajców,
którzy jednym gestem obalali dynastie, zapomniane kiedyś historie, które teraz
powracają i są opowiadane od nowa.
Po raz pierwszy od dawna wróciłem do domu i nie włączyłem od razu
komputera, Ŝeby sprawdzić, czy ktoś do mnie napisał, czy nie ma jakiejś wiadomości,
na którą trzeba pilnie odpowiedzieć. Wszystko mogło poczekać. Nie wszedłem teŜ do
sypialni, Ŝeby sprawdzić, czy Marie śpi, bo wiedziałem, Ŝe tylko udaje.
Nie włączyłem telewizora, Ŝeby zobaczyć wieczorne wiadomości, bo od dziecka
słyszę wciąŜ te same informacje: jeden kraj zagraŜa drugiemu, ktoś komuś zarzuca
nieuczciwość, sytuacja gospodarcza się pogarsza, wybuchła wielka afera. Izrael
i Palestyna od pięćdziesięciu lat nie mogą dojść do porozumienia, ktoś podłoŜył
kolejną bombę, trzęsienie ziemi pozbawiło tysiące ludzi dachu nad głową.
Przypomniało mi się, Ŝe tego ranka z braku zamachów terrorystycznych wielkie
stacje telewizyjne pokazywały jako wiadomość dnia bunt na Haiti. Co mnie
obchodziło Haiti? Czy to zmieniało coś w moim Ŝyciu, w Ŝyciu mojej Ŝony albo
„plemienia" Michaila? Czy wpływało na ceny chleba w ParyŜu? Jak mogłem
poświęcić pięć minut mojego cennego Ŝycia na słuchanie o prezydencie
i rebeliantach, oglądając wciąŜ te same demonstracje uliczne powtarzane w kółko?
A wszystko podane tak, jakby było to wielkie wydarzenie w dziejach ludzkości! Bunt
na Haiti! I ja w to uwierzyłem, i oglądałem do samego końca. Rzeczywiście, głupcy
powinni być regularnie badani. Dzięki takim jak ja zbiorowa głupota kwitnie.
Otworzyłem okno, wpuszczając do pokoju nocny chłód. Rozebrałem się
i stanąłem w oknie, nie myśląc o niczym. Czułem tylko, jak moje stopy dotykają
podłogi, moje oczy wpatrują się w wieŜę Eiffla, a moje uszy słyszą szczekanie
psów, wycie klaksonów i niezrozumiały gwar rozmów.
Nie byłem sobą, nie byłem nikim — i to było cudowne.
— Jesteś dziś jakaś dziwna.
— Dlaczego dziwna?
— Wydajesz się smutna.
— Wcale nie jestem smutna. Wszystko w porządku.
— Widzisz? W twoim głosie brzmi fałsz. Jesteś smutna z mojego powodu, ale
boisz się cokolwiek powiedzieć.
— Dlaczego miałabym być smutna?

- 161 -
Paulo Coelho Zahir

— Bo wczoraj wróciłem późno i na dodatek pijany. Nawet nie zapytałaś, gdzie


byłem.
— Nie obchodzi mnie to.
— Jak to cię nie obchodzi? PrzecieŜ mówiłem, Ŝe wychodzę z Michaiłem.
— I nie spotkałeś się z nim?
— Spotkałem.
— No to o co mam pytać?
— Czy nie sądzisz, Ŝe kiedy twój ukochany wraca późno, powinnaś
przynajmniej spróbować dowiedzieć się, co się stało?
— A co się stało?
— Nic. Z grupą jego przyjaciół włóczyłem się po mieście.
— Aha.
— Uwierzyłaś w to?
— Dlaczego miałabym nie wierzyć?
— Wydaje mi się, Ŝe juŜ mnie nie kochasz. Nie jesteś zazdrosna. Jesteś
obojętna. Czy to normalne, Ŝe wracam nad ranem?
— PrzecieŜ jesteś wolnym człowiekiem.
— Oczywiście.
— No więc to chyba normalne, Ŝe wracasz nad ranem. Co w tym dziwnego?
Gdybym była twoją matką, martwiłabym się, ale jesteś dorosły, prawda? Czemu
męŜczyźni oczekują od kobiet, by traktowały ich jak dzieci.
— Nie mówię o tym. Mówię o zazdrości.
— Byłbyś zadowolony, gdybym zrobiła ci przy śniadaniu scenę?
— Lepiej nie, sąsiedzi usłyszą.
— Nie dbam o sąsiadów. Nie robię ci scen, bo nie mam na to najmniejszej
ochoty. To nie było łatwe, ale w końcu pogodziłam się z tym, co powiedziałeś mi
w Zagrzebiu i próbuję przyzwyczaić się do tej myśli. Jednak gdyby to miało cię
uszczęśliwić, mogę udawać, Ŝe jestem zazdrosna, wściekła albo oszalała z bólu.
— Jesteś dziś naprawdę dziwna. Zaczynam myśleć, Ŝe nic juŜ dla ciebie nie
znaczę.
— A ja zaczynam myśleć o dziennikarzu, który czeka na ciebie w salonie
i pewnie wszystko słyszy.
Ach prawda! Dziennikarz. Muszę włączyć automat. Wiem dokładnie, jakie
pytania mi zada. Wiem, jak się zacznie ten wywiad („Porozmawiajmy o pańskiej

- 162 -
Paulo Coelho Zahir

nowej ksiąŜce. Jakie jest jej główne przesłanie?"). Wiem, jaka będzie moja
odpowiedź („Gdybym miał jakieś przesłanie, napisałbym jedno, dwa zdania, a nie
całą ksiąŜkę").
Wiem, Ŝe zapyta, co myślę o prasie, która zazwyczaj bardzo niepochlebnie
odnosi się do mojej twórczości. Wiem, Ŝe na koniec zada mi pytanie: „Czy pisze pan
juŜ nową ksiąŜkę? Jakie są pańskie najbliŜsze plany?". Ja zaś odpowiem: „To
tajemnica".
Wywiad zaczyna się tak, jak przewidywałem:
— Porozmawiajmy o pańskiej nowej ksiąŜce. Jakie jest jej główne przesłanie?
— Gdybym miał jakieś przesłanie, to napisałbym po prostu jedno, dwa zdania.
— A dlaczego pan pisze?
— Odkryłem, Ŝe to najlepszy sposób, Ŝeby dzielić się z innymi tym, co mnie
porusza.
To zdanie takŜe zostało wypowiedziane automatycznie. Zatrzymuję jednak
maszynkę i poprawiam się:
— Nie, tę historię moŜna opowiedzieć inaczej.
— Jak to moŜna opowiedzieć inaczej ? Czy to znaczy, Ŝe nie jest pan
zadowolony z Czasu rozdzierania, czasu zszywania?
— Jestem bardzo zadowolony z ksiąŜki, ale nie jestem zadowolony
z odpowiedzi, której udzieliłem panu przed chwilą. Dlaczego piszę? Prawdziwa
odpowiedź brzmi: piszę, poniewaŜ chcę być kochany.
Dziennikarz patrzy na mnie podejrzliwie. Skąd nagle tak osobiste wyznania?
— Piszę, poniewaŜ kiedy byłem nastolatkiem, grałem w piłkę jak noga, nie
miałem samochodu, pieniędzy ani muskulów.
Mówienie o tym kosztowało mnie wiele wysiłku. Rozmowa z Marie
przypomniała mi przeszłość, która straciła juŜ sens. Trzeba było opowiedzieć kolejną
część mojej prawdziwej historii osobistej i wreszcie się od niej uwolnić. Ciągnąłem
dalej:
— Nie nosiłem teŜ modnych ciuchów. A głównie to interesowało dziewczyny
z klasy, więc nie zwracały na mnie uwagi. Wieczorami, zamiast umawiać się na
randki, jak moi kumple, siedziałem w domu, wymyślając sobie świat, w którym
mógłbym być szczęśliwy. Całe moje towarzystwo to byli pisarze i ich ksiąŜki.
Pewnego dnia napisałem wiersz dla dziewczyny, która mieszkała na mojej ulicy.
Kolega mi go podkradł, a potem odczytał przed całą klasą. Wszyscy ryczeli ze

- 163 -
Paulo Coelho Zahir

śmiechu, Ŝe jestem zakochany.


Ale dziewczyna, której zadedykowałem wiersz, się nie śmiała. Nazajutrz, kiedy
poszliśmy z klasą do teatru, poprosiła, Ŝebym usiadł obok niej. Wyszliśmy stamtąd,
trzymając się za ręce. I ja, brzydki, słaby, niemodnie ubrany, szedłem
z najpiękniejszą dziewczyną z klasy.
Wziąłem głęboki oddech. Poczułem się tak, jakbym wrócił do tamtego dnia,
kiedy jej ręka dotknęła mojej i zmieniła całe moje Ŝycie.
— A to wszystko za sprawą jednego wiersza — ciągnąłem. — Dzięki niemu
zrozumiałem waŜną rzecz, Ŝe pisząc, ukazując mój niewidzialny świat, mogę
rywalizować na równych prawach z widzialnym światem moich rówieśników: ich siłą
fizyczną, modnymi ciuchami, samochodami i wynikami w sporcie.
Dziennikarz był trochę zaskoczony, ja jeszcze bardziej. Opanował zmieszanie
i pytał dalej:
— Jak pan sądzi, dlaczego krytyka jest tak nieprzychylna wobec pana?
Automat w tym momencie odpowiedziałby: „Wystarczy przeczytać biografię
któregokolwiek z klasyków literatury — nie chcę się z nimi broń BoŜe porównywać
— by odkryć, Ŝe krytycy zawsze byli wobec nich bezlitośni. Powód jest prosty.
Krytycy są wyjątkowo niekonsekwentni. Kiedy mówią o polityce, są demokratami, ale
kiedy przychodzi im mówić o kulturze, zmieniają się w faszystów. UwaŜają, Ŝe
ludzie umieją wybierać polityków do władz, lecz nie potrafią samodzielnie wybrać
filmów, płyt i ksiąŜek".
— Czy słyszał pan o prawie z Jante? — spytałem.
I hop! Znowu udało mi się wyłączyć automat, choć wiedziałem, Ŝe dziennikarz
raczej nie zamieści mojej odpowiedzi.
— Nie, nigdy nie słyszałem.
— Istniało pewnie od zarania dziejów, a zostało opublikowane dopiero w 1933
roku przez pewnego duńskiego pisarza. W małym miasteczku Jante jego władcy
spisali dziesięć przykazań dla tamtejszej ludności. Wiem, Ŝe obowiązują one nie tylko
w Jante, ale w kaŜdym zakątku świata. Gdybym miał streścić ten tekst krótko,
powiedziałbym tak: „Bądź przeciętny i anonimowy, a nigdy nie będziesz miał
w Ŝyciu problemów. Lecz gdybyś próbował się wychylić...".
— Chciałbym poznać te przykazania z Jante — przerywa mi dziennikarz
szczerze zaciekawiony.
— Nie mam ich tutaj, ale mogę panu dać streszczenie tego tekstu.

- 164 -
Paulo Coelho Zahir

Podszedłem do komputera i wydrukowałem:


Jesteś nikim, nie śmiej myśleć, Ŝe wiesz więcej niŜ my. Nic nie znaczysz, nie
udaje ci się nic dobrze zrobić, twoja praca niczemu nie słuŜy, nie sprzeciwiaj się nam,
a będziesz mógł Ŝyć szczęśliwie. Zawsze powaŜnie traktuj to, co mówimy, i nigdy
nie wyśmiewaj naszych opinii.

Dziennikarz złoŜył kartkę i wsadził ją do kieszeni.


— Ma pan rację. Jeśli jesteś nikim, a twoja praca nie ma Ŝadnego oddźwięku,
zasługujesz na pochwały. Jeśli jednak wybiłeś się ponad przeciętność, odniosłeś
sukces, to występujesz przeciwko prawu i naleŜy ci się kara.
Jakie szczęście, Ŝe sam do tego doszedł.
— Tak myślą nie tylko krytycy — dodałem. — Tak zachowuje się większość
ludzi.
Po południu zadzwoniłem na komórkę Michaiła.
— Jedźmy razem.
Nie był zaskoczony. Podziękował tylko i zapytał, dlaczego zmieniłem zdanie.
— Przez ostatnie dwa lata moje Ŝycie kręciło się wokół Zahira. Odkąd cię
poznałem, wszedłem na zapomnianą drogę, jakby opuszczony szlak kolejowy, który
zarósł trawą. Nie dotarłem jeszcze do stacji docelowej, więc nie mogę przerwać
w pół drogi.
Zapytał, czy dostałem wizę. Wyjaśniłem mu, Ŝe zatroszczył się o to Bank
Przysług. Przyjaciel z Rosji zadzwonił do swojej ukochanej, szefowej sieci
telewizyjnej w Kazachstanie. Ona zadzwoniła do ambasadora w ParyŜu i tego
samego dnia po południu czekała juŜ na mnie wiza.
— Kiedy wyjeŜdŜamy?
— Jutro. Potrzebne mi tylko twoje prawdziwe dane, Ŝeby kupić bilety — biuro
podróŜy czeka na drugiej linii.
— Zanim się rozłączysz, chciałbym ci coś powiedzieć. Podoba mi się metafora
o rozstawie szyn i opuszczonej linii kolejowej. Ale nie sądzę, Ŝebyś zabierał mnie
z tego powodu. Sądzę, Ŝe wyjaśnia to tekst, który kiedyś napisałeś. Znam go na
pamięć, bo twoja Ŝona często ten fragment cytowała. Jest o wiele bardziej
romantyczny niŜ twój Bank Przysług:
Wojownik światła nigdy nie zapomina, co to wdzięczność. Anioły dopomogły mu
podczas bitwy, siły niebiańskie ustawiły kaŜdą rzecz na odpowiednim miejscu
i sprawiły, Ŝe wojownik mógł dać z siebie wszystko. Dlatego, kiedy zachodzi słońce,
klęka i dziękuje Opiekuńczemu Płaszczowi, który go otula.

- 165 -
Paulo Coelho Zahir

Jego towarzysze mówią: „AleŜ on ma szczęście!". Lecz on wie, Ŝe szczęściem


jest umieć patrzeć wokół siebie i widzieć, gdzie są przyjaciele, bo w ich słowach
moŜna usłyszeć wiadomość od aniołów.

— Nie zawsze pamiętam, co sam napisałem, ale dziękuję. Do jutra. Muszę


teraz załatwić wszystko z biurem podróŜy.
Czekam dwadzieścia minut, Ŝeby ktoś w radio-taxi raczył podnieść słuchawkę.
W końcu opryskliwa telefonistka kaŜe mi czekać jeszcze pół godziny. Marie wydaje
się wesoła w swojej zmysłowej i wytwornej czarnej sukni. Przypomina mi się
męŜczyzna, który w restauracji ormiańskiej opowiadał, jak podniecała go myśl, Ŝe
inni poŜądają jego Ŝony. Jestem przekonany, Ŝe na dzisiejszy bankiet wszystkie
kobiety ubiorą się tak, by ich biust znalazł się w centrum uwagi. A ich męŜowie
i narzeczeni, widząc, Ŝe inni patrzą na nie z poŜądaniem, pomyślą sobie: „Tak,
podziwiajcie sobie z daleka. Ona jest moja. Jestem najlepszy i mam to coś, o czym
wy moŜecie jedynie pomarzyć".
Nie idę tam robić interesów ani podpisywać umów. Nie będę udzielał
wywiadów, po prostu wezmę udział w uroczystym przyjęciu i spłacę dług
zaciągnięty w Banku Przysług. Zjem kolację, siedząc obok jakiegoś nudziarza, który
na pewno zapyta, skąd czerpię inspirację do moich ksiąŜek. Naprzeciwko będzie
pewnie sterczał jakiś ponętny biust, zapewne Ŝony jednego z moich znajomych
i cały czas będę musiał uwaŜać, Ŝeby mój wzrok nie spoczął na nim ani na chwilę.
Bo jeśli choć przez ułamek sekundy popatrzę w tamtą stronę, ona na pewno opowie
później męŜowi, Ŝe próbowałem ją uwieść. Czekając na taksówkę, układam w głowie
listę tematów, które mogą się pojawić:
a) O wyglądzie: „Jaka piękna torebka!", „W tej sukience jest ci naprawdę
cudownie!", „Świetnie pani dziś wygląda!". A kiedy wracają do domu, mówią, Ŝe
wszyscy byli źle ubrani i wyglądali na cięŜko chorych.
b) O podróŜach: „Musicie koniecznie poznać Arubę, jest naprawdę
fantastyczna", „Nie ma nic cudowniejszego na świecie niŜ szklaneczka martini na
plaŜy w Cancun nocą". Tak naprawdę wcale dobrze się nie bawili, przez kilka dni
mieli po prostu złudzenie wolności. Musiało się im podobać, bo wydali mnóstwo
pieniędzy.
c) Jeszcze o podróŜach, tym razem do miejsc, które moŜna krytykować:
„Byłem w Rio, nie masz pojęcia, jakie to niebezpieczne miasto", „Bieda na ulicach
Kalkuty naprawdę robi wraŜenie". W głębi ducha chodzi im o to, Ŝeby gdzieś daleko

- 166 -
Paulo Coelho Zahir

poczuć swoją wyŜszość, bo w ich byle jakim świecie, do którego wrócą, przynajmniej
nie ma nędzy ani przemocy.
d) O modnych terapiach: „Sok z kiełków pszenicy w tydzień poprawia wygląd
włosów", „Dwa dni spędziłem w spa w Biarritz, tamtejsza woda otwiera pory
i eliminuje toksyny z organizmu". Za tydzień okaŜe się, Ŝe sok z kiełków pszenicy
nie ma Ŝadnych cudownych właściwości, a kaŜda ciepła woda otwiera pory
i eliminuje toksyny.
e) Inne tematy: „Od dłuŜszego czasu nie widziałem juŜ Iksa, co on teraz
porabia?", „Podobno Ygrek musiała sprzedać mieszkanie, bo ma kłopoty finansowe".
MoŜna teŜ obmawiać tych, którzy nie zostali zaproszeni na przyjęcie, byle tylko na
koniec zrobić niewinną, współczującą minkę i powiedzieć, Ŝe to mimo wszystko
wyjątkowa osoba.
f) Drobne Ŝale osobiste dla urozmaicenia konwersacji: „Marzę, Ŝeby w moim
Ŝyciu coś się zmieniło", „Martwię się o moje dzieci. To, czego słuchają, w niczym nie
przypomina muzyki, a to, co czytają, na pewno nie jest literaturą piękną". Czekają,
aŜ ktoś powie: „U mnie jest dokładnie tak samo". Czują się wtedy mniej samotni
i opuszczają przyjęcie pokrzepieni na duchu.
g) Na przyjęciach dla intelektualistów, a takie właśnie zapowiada się dzisiaj,
rozmawia się o wojnie na Bliskim Wschodzie, o problemach islamu, o ostatnim
wernisaŜu, o modnym filozofie, o powieści science fiction, której nikt nie zna,
o muzyce, która nie jest juŜ taka jak dawniej. Wygłosimy mądre opinie, całkowicie
sprzeczne z tym, co naprawdę myślimy. Wiele nas kosztuje chodzenie na wystawy,
czytanie beznadziejnych ksiąŜek, oglądanie nudnych filmów tylko po to, Ŝeby mieć
o czym rozmawiać na takich właśnie przyjęciach.
PodjeŜdŜa taksówka. W drodze mówię Marie, Ŝe nie cierpię bankietów.
Odpowiada, Ŝe w końcu i tak dobrze się tam bawię — co zresztą jest prawdą.
Wchodzimy do jednej z najbardziej eleganckich restauracji w mieście
i kierujemy się do sali, gdzie odbywa się finał konkursu literackiego, w którym byłem
jurorem. Wszyscy stoją z kieliszkiem szampana, rozmawiają, niektórzy pozdrawiają
mnie, inni tylko patrzą w moim kierunku i mówią coś między sobą. Organizator
konkursu wita mnie i przedstawia nieznośnie irytującym zdaniem: „Tego pana nie
muszę nikomu przedstawiać". Niektórzy uśmiechają się, bo rzeczywiście mnie
rozpoznają, inni się tylko uśmiechają, nie mając pojęcia, kim jestem, ale na wszelki
wypadek udają, Ŝe wiedzą — przyznanie się do niewiedzy oznaczałoby, Ŝe wypadli

- 167 -
Paulo Coelho Zahir

z kursu, przestali w tym eleganckim świecie istnieć.


Przypominam sobie „plemię", które poznałem wczorajszej nocy, i dodaję:
głupców trzeba załadować na statek i wywieźć na środek oceanu. Na tym statku
codziennie odbywałyby się uroczyste bankiety, na których przedstawiano by ich
sobie nawzajem w nieskończoność, dopóki by nie zapamiętali, kto jest kim.
W myślach układam katalog osób, które bywają na takich bankietach. Dziesięć
procent stanowią Członkowie, ludzie, którzy mają władzę decyzyjną i są tu
z powodu Banku Przysług. Rozglądają się, szacują, kto mogłyby się im przydać
w interesach, patrzą, skąd ściągnąć naleŜności, gdzie zainwestować. W mig
potrafią ocenić, czy opłacało im się przyjść, czy nie, jako pierwsi wychodzą, nigdy nie
tracą czasu.
Dwa procent to Talenty, ci mają przed sobą naprawdę obiecującą przyszłość.
Udało im się zdobyć juŜ parę szczytów, dowiedzieli się o istnieniu Banku Przysług
i są jego potencjalnymi klientami. Mogą wyświadczyć waŜną przysługę, ale na razie
nie rozdają jeszcze kart. Są mili dla wszystkich, bo nigdy nie wiedzą dokładnie, z kim
mają do czynienia. Są o wiele bardziej otwarci niŜ Członkowie, bo kaŜdy trop moŜe
ich gdzieś zaprowadzić.
Trzy procent nazwałem Tupamaru, w hołdzie dawnym partyzantom
urugwajskim. Udało im się przeniknąć do tego środowiska i próbują za wszelką cenę
nawiązać jakieś kontakty. Miotają się więc, nie wiedzą, czy powinni zostać tutaj, czy
raczej przenieść się na inne przyjęcie, które odbywa się w tym samym czasie. Są
niespokojni, chcą jak najszybciej udowodnić, Ŝe mają talent. Ale przyszli bez
zaproszenia, nie zdobyli Ŝadnego szczytu i gdy tylko się to wyda, nikt juŜ nawet nie
spojrzy w ich stronę.
Pozostałe osiemdziesiąt pięć procent to Tace — ochrzciłem ich tak, bo
podobnie jak nie ma przyjęcia bez tego sprzętu, tak nie ma imprezy bez nich. Tace
nie kojarzą wprawdzie, o co tu chodzi, ale wiedzą, Ŝe trzeba tu być. Znaleźli się na
liście gości, bo organizatorzy dobrze wiedzą, Ŝe im na przyjęciu więcej ludzi, tym
wieczór bardziej udany. Taca jest zazwyczaj kimś eks-waŜnym: eks-bankierem, eks-
dyrektorem, eks-męŜem sławnej kobiety, eks-Ŝoną jakiegoś męŜczyzny, który dzisiaj
jest u władzy. Są ksiąŜętami z krajów, gdzie nie ma juŜ monarchii, markizami, którzy
Ŝyją z wynajmu swoich pałaców. Chodzą z przyjęcia na przyjęcie, z jednej kolacji
na drugą — zastanawiam się, czy ich od tego nie mdli.
Marie powiedziała kiedyś, Ŝe istnieją pracoholicy i imprezoholicy. Jedni

- 168 -
Paulo Coelho Zahir

i drudzy są nieszczęśliwi, bo wiedzą, Ŝe coś tracą, ale nie potrafią skończyć


z nałogiem.
Rozmawiam z organizatorem festiwalu kina i literatury, gdy podchodzi do mnie
jakaś młoda, ładna blondynka i mówi, Ŝe bardzo jej się podobał Czas rozdzierania,
czas zszywania. Dodaje, Ŝe pochodzi z jednego z krajów nadbałtyckich i pracuje
w branŜy filmowej. Od razu zakwalifikowałem ją do Tupamaru, zagaduje bowiem do
mnie, a celuje tak naprawdę w organizatorów festiwalu. Choć popełniła ten prawie
niewybaczalny błąd, jest jeszcze nadzieja, Ŝe to niedoświadczony Talent.
Organizator pyta, co to znaczy „w branŜy filmowej". Dziewczyna wyjaśnia, Ŝe pisze
recenzje dla jakiejś gazety i opublikowała właśnie ksiąŜkę (O kinie? Nie, o swoim
Ŝyciu. Pewnie krótkim i nieciekawym).
No i grzech główny. Zbyt szybko chce się wprosić na tegoroczny festiwal.
Organizator odpowiada, Ŝe z jej kraju została juŜ zaproszona moja wydawczyni,
kobieta wpływowa i przedsiębiorcza (na dodatek bardzo piękna, myślę po cichu), po
czym wraca do rozmowy ze mną. Tupamaru stoi przez chwilę, przestępując z nogi
na nogę, nie wiedząc, co powiedzieć, a potem się oddala.
Większość dzisiejszych gości — Tupamaru, Talenty i Tace — to środowisko
artystyczne, jako Ŝe chodzi o konkurs literacki. Tylko Członkowie są inni. To
sponsorzy i osoby związane z fundacjami wspomagającymi obiecujących artystów,
muzea, festiwale muzyki klasycznej. Po kuluarowych dyskusjach o tym, kto
najbardziej naciskał, Ŝeby otrzymać dzisiejszą nagrodę, jeden z organizatorów
wchodzi na scenę, prosi, Ŝebyśmy wszyscy usiedli na wyznaczonych miejscach przy
stołach (wszyscy siadamy), opowiada kilka dowcipów (to naleŜy do rytuału, wszyscy
się śmiejemy) i mówi, Ŝe nazwiska zwycięzców poznamy między przystawkami
a zupą.
Siadam przy honorowym stole, dzięki czemu jestem daleko od Tac, ale takŜe
daleko od interesujących i pełnych entuzjazmu Talentów. Siedzę między szefową
koncernu samochodowego, sponsorką dzisiejszego przyjęcia, a spadkobierczynią
wielkiej fortuny, która postanowiła wspierać sztukę. Ku mojemu zaskoczeniu Ŝadna
z nich nie ma prowokującego dekoltu. Przy stole siedzi jeszcze dyrektor firmy
produkującej perfumy, arabski ksiąŜę (który pewnie akurat zatrzymał się w ParyŜu
i został złowiony przez jedną ze sponsorek, Ŝeby dodać splendoru dzisiejszej
uroczystości), bankier z Izraela kolekcjonujący czternastowieczne rękopisy,
organizator konkursu, konsul Francji w Monako i blondwłosa piękność — nie mam

- 169 -
Paulo Coelho Zahir

pojęcia, co tutaj robi, ale wygląda mi na kochankę organizatora.


Co chwila muszę wkładać okulary i dyskretnie odczytywać imiona i nazwiska
moich sąsiadów (ja teŜ powinienem się znaleźć na statku głupców i być zapraszany
na to samo przyjęcie conajmniej dziesięć razy, dopóki nie wkuję na pamięć nazwisk
gości). Marie, jak kaŜe protokół, została posadzona przy innym stole. Ktoś kiedyś
wymyślił, Ŝe podczas formalnych bankietów pary powinny siedzieć osobno. Tak więc
nigdy nie wiesz, czy osoba, obok której siedzisz, jest wolna czy zamęŜna, a moŜe
zamęŜna, ale otwarta na propozycje. MoŜliwe, Ŝe ten ktoś wychodził z załoŜenia, iŜ
posadzone obok siebie pary będą rozmawiać wyłącznie ze sobą. Ale gdyby tak było,
po co wychodzić z domu, brać taksówkę i jechać na bankiet?
Jak przewidywałem, rozmowa zaczyna się kręcić wokół wydarzeń kulturalnych
— ach, co za cudowna wystawa, a czytał pan tę błyskotliwą krytykę Iksa? Chciałbym
spróbować przystawek, podano właśnie kawior z łososiem, ale co chwila ktoś mnie
pyta o sukces mojej nowej ksiąŜki, o to, skąd czerpię inspirację do pisania i czy
pracuję juŜ nad nową powieścią. Wszyscy pokazują, jak bardzo są obyci, cytują —
niby mimochodem, rzecz jasna — pewną sławną osobę, z którą są serdecznie
zaprzyjaźnieni. Wszyscy potrafią rozprawiać swobodnie o aktualnościach
politycznych czy o problemach, z jakimi boryka się kultura.
— A moŜe byśmy tak porozmawiali o czymś innym?
To zdanie wyrywa mi się nieoczekiwanie. Goście przy stole milkną. W końcu
przerywanie innym to oznaka bardzo złego wychowania, a jeszcze gorsze jest
zwracanie uwagi na siebie. Ale wygląda na to, Ŝe wczorajsza włóczęga po ulicach
ParyŜa spowodowała we mnie nieodwracalne zmiany i nie trawię juŜ tego typu
rozmów.
— MoŜemy porozmawiać o akomodatorze, takim momencie w naszym Ŝyciu,
w którym rezygnujemy z dalszej drogi i zadowalamy się tym, co mamy.
Nikt nie wykazuje najmniejszego zainteresowania. Postanawiam więc zmienić
temat.
— MoŜemy porozmawiać o tym, jak waŜne jest zapomnieć o historii, którą
nam wmówiono, i spróbować Ŝyć trochę inaczej. Choć raz dziennie zrobić coś
nieoczekiwanego — zagadać do nieznajomego w restauracji, odwiedzić kogoś
w szpitalu, wejść do kałuŜy, posłuchać, co mają nam do powiedzenia nasi bliscy,
pozwolić krąŜyć swobodnie energii miłości, zamiast zamykać ją w słoiku i chować
w kredensie.

- 170 -
Paulo Coelho Zahir

— Czy chodzi panu o zdrady małŜeńskie? — pyta szef koncernu prasowego.


— Nie. Chodzi o to, by być miłością, a nie mieć miłość. Wtedy mamy pewność,
Ŝe jesteśmy z kimś dlatego, Ŝe tego chcemy, a nie dlatego, Ŝe tego wymagają
konwenanse.
Konsul francuski w Monako delikatnie, choć ze szczyptą ironii wyjaśnia mi, Ŝe
obecni przy tym stole z tego prawa i z takiej wolności korzystają. Wszyscy
przytakują, choć nikt w to nie wierzy.
— Porozmawiajmy o seksie! — krzyczy blondynka, która nie wiadomo co
właściwie tu robi. — To o wiele ciekawsze i nie tak skomplikowane!
Przynajmniej jej słowa są szczere. Jedna z moich sąsiadek wybucha
ironicznym śmiechem, ale ja przyklaskuję blondynce.
— Seks jest rzeczywiście o wiele ciekawszy, lecz sądzę, Ŝe to niewiele
odbiega od tematu, nie uwaŜa pani? Poza tym seks nie jest juŜ Ŝadnym tabu.
— A co jest tabu pańskim zdaniem? — organizator dzisiejszego wieczoru
poczuł się nieswojo.
— Na przykład pieniądze. Wszyscy tutaj mamy lub przynajmniej udajemy, Ŝe
mamy pieniądze. Wierzymy, Ŝe zostaliśmy tu zaproszeni, bo jesteśmy bogaci, sławni
i wpływowi. Ale czy kiedykolwiek skorzystaliśmy z takiego wieczoru jak ten, Ŝeby się
dowiedzieć, ile tak naprawdę zarabia kaŜdy z nas? Skoro jesteśmy tak pewni siebie,
tacy waŜni, dlaczego nie widzieć świata takiego, jaki jest, a nie jak nam się wydaje,
Ŝe być powinien?
— Do czego pan zmierza? — pyta szefowa koncernu samochodowego.
— To długa historia. Mógłbym zacząć od opowieści o Hansie i Fritzu
popijających piwo w pewnym barze w Tokio, potem przejść do stepowego
koczownika, który twierdzi, Ŝe aby stać się tym, kim jesteśmy naprawdę, trzeba
zapomnieć o naszych wyobraŜeniach o sobie.
— Nic z tego nie rozumiem.
— MoŜe lepiej przejdźmy od razu do sedna. Chcę wiedzieć, ile zarabia kaŜdy
z was. Innymi słowy, co to znaczy, zasiadać przy honorowym stole na tym przyjęciu.
Zapada milczenie — moja gra chyba się tutaj skończy. Wszyscy patrzą na mnie
z obawą. Sytuacja finansowa to jeszcze większe tabu niŜ seks, zdrady, korupcja,
parlamentarne intrygi.
Ale arabski szejk, moŜe znudzony juŜ próŜnymi rozmowami na bankietach,
moŜe przybity, bo lekarz oznajmił mu dziś, Ŝe jest nieuleczalnie chory, a moŜe

- 171 -
Paulo Coelho Zahir

z zupełnie innego powodu postanawia wziąć udział w grze:


— Zarabiam około dwudziestu tysięcy euro miesięcznie, za zgodą parlamentu
mojego kraju. Nie odpowiada to jednak temu, co wydaję, poniewaŜ mam jeszcze do
dyspozycji nieograniczoną kwotę tak zwanego funduszu reprezentacyjnego
i samochód z szoferem z ambasady. Moje ubrania są własnością państwa. Jutro
lecę do innego europejskiego kraju prywatnym odrzutowcem. Pilot, paliwo i opłaty
lotniskowe są pokrywane z funduszu reprezentacyjnego.
I kończy słowami:
— Rzeczywistość widzialna nie da się ściśle określić. Skoro ksiąŜę zdobył się
na taką szczerość, a jest on pod względem hierarchii najwaŜniejszą osobą przy
stole, reszta nie moŜe zostawić Jego Wysokości w krępującej sytuacji. Musi wziąć
udział w grze.
— Nie wiem, ile dokładnie zarabiam — mówi gospodarz wieczoru, klasyczny
przedstawiciel Banku Przysług, o takich jak on mówi się lobbysta. — Około
dziesięciu tysięcy euro miesięcznie, ale mam takŜe fundusz reprezentacyjny
z organizacji, którym przewodniczę. Mogę wliczać wszystko — śniadania, obiady,
kolacje, hotele, przeloty, a nawet garnitury, choć prywatnego samolotu nie
posiadam.
Wino się skończyło, gospodarz daje znak i nasze kieliszki znowu są pełne.
Teraz kolej na szefową koncernu samochodowego, której z początku pomysł się nie
podobał, ale teraz zaczęła się dobrze bawić.
— Mam pensję na podobnym poziomie i równieŜ mam nieograniczony fundusz
reprezentacyjny.
Osoby przy moim stole mówią po kolei, ile zarabiają. Najbogatszy okazał się
bankier z dochodem dziesięciu milionów euro rocznie i oprócz tego stale
waloryzowanymi akcjami swojego banku.
Dziewczyna o blond włosach, która nie została przedstawiona, postanowiła
wycofać się z zabawy.
— To moja słodka tajemnica i nie powinna nikogo interesować.
— Oczywiście, Ŝe nie powinna, ale takie są zasady tej gry — powiedział
organizator przyjęcia.
Dziewczyna nie chciała jednak wziąć w niej udziału. Odmawiając, postawiła się
ponad resztę — ona jedyna miała tajemnicę. A poniewaŜ stanęła ponad, grupa
zaczęła patrzeć na nią z niechęcią. śeby uniknąć poniŜenia z powodu swojej

- 172 -
Paulo Coelho Zahir

Ŝałosnej pensji, upokorzyła całą resztę, zasłaniając się tajemnicą. Nie zdawała sobie
sprawy, Ŝe większość obecnych balansowała na skraju przepaści, trzymając się
kurczowo funduszy reprezentacyjnych, których mogli zostać pozbawieni z dnia na
dzień.
Jak moŜna się tego było spodziewać, pytanie wróciło do mnie.
— To zaleŜy. Jeśli wydam nową ksiąŜkę, zarabiam około pięciu milionów
dolarów rocznie. Jeśli nic nie napiszę nowego, to około dwóch milionów, z tytułu
praw autorskich od juŜ wydanych ksiąŜek.
— Zadałeś to pytanie, bo chciałeś się pochwalić, jak duŜo zarabiasz —
powiedziała „tajemnicza" dziewczyna. Zrozumiała, Ŝe popełniła przed chwilą błąd,
i próbowała teraz się ratować, przystępując do ataku. Na nikim nie zrobiło to jednak
wraŜenia, — Przeciwnie — przerwał jej ksiąŜę. — Sądziłem, Ŝe tak głośny autor
zarabia o wiele więcej.
Punkt dla mnie. Blondynka juŜ nie otworzy ust do końca wieczoru.
Rozmowa o pieniądzach przełamała całą serię tabu, bo tabu dotyczące
zarobków jest jednym z największych. Kelner zaczął pojawiać się częściej,
opróŜnialiśmy kolejne butelki wina z zawrotną prędkością. Organizator konkursu
wszedł na scenę bardzo wesoły, ogłosił zwycięzcę, dał mu nagrodę i wrócił do
dalszej rozmowy, która nie została przerwana ani na chwilę, choć dobre wychowanie
kaŜe milczeć, kiedy ktoś mówi. Rozmawialiśmy o tym, co robimy z naszymi
pieniędzmi (głównie kupowaliśmy „wolny czas", podróŜując albo uprawiając jakiś
snobistyczny sport).
Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie zaproponować rozmowy na temat
pogrzebu, jaki chcieliby mieć. Śmierć jest jeszcze większym tabu niŜ pieniądze.
Nastrój był jednak tak radosny, wszyscy tak się rozgadali, Ŝe dałem sobie spokój.
— Rozmawiacie o pieniądzach, ale tak naprawdę nie macie pojęcia, co to są
pieniądze — stwierdził bankier. — Ludzie wierzą, Ŝe pokolorowany papierek,
plastikowa karta albo moneta wyprodukowana z metalu piątej kategorii mają jakąś
wartość. Gorzej, wasze pieniądze, wasze miliony dolarów to nic innego jak impulsy
elektroniczne. Nie wiedzieliście o tym?
Oczywiście, wszyscy wiedzieli.
— Dawno temu bogactwem było to, co mają na sobie te damy — ciągnął
bankier. — Ozdoby zrobione z niezwykle rzadkich minerałów, łatwe w transporcie,
dające się policzyć i podzielić. BiŜuteria z pereł, złota, szlachetnych kamieni. KaŜdy

- 173 -
Paulo Coelho Zahir

dosłownie obnosił się ze swoim bogactwem.


Potem wymieniano je za bydło lub zboŜe, a nikt nie chodzi po ulicach, ciągnąc
za sobą krowy albo worki z ziarnem. Zabawne, Ŝe wciąŜ zachowujemy się jak
prymitywne plemiona — dalej nosimy ozdoby, Ŝeby pokazać nasze bogactwo,
chociaŜ często mamy więcej ozdób niŜ pieniędzy.
— To kodeks plemienny — powiedziałem. — W czasach mojej młodości
nosiliśmy długie włosy, a dzisiaj młodzi robią sobie piercing. W ten sposób
rozpoznają się ludzie o podobnych poglądach, choć tymi kolczykami nie da się za
nic zapłacić.
— Ale czy elektroniczne impulsy, które mamy na kontach w banku, mogą nam
zapewnić choć jedną dodatkową godzinę Ŝycia? Nie. Czy mogą przywrócić do Ŝycia
drogie nam istoty? Nie. Czy mogą zapewnić nam miłość?
— Miłość jak najbardziej — zaŜartowała szefowa koncernu samochodowego.
W jej oczach czaił się jednak ogromny smutek. Przypomniała mi się Ester i to,
co powiedziałem dziennikarzowi dzisiaj rano. W głębi ducha wiedzieliśmy, Ŝe
wszystkie nasze ozdoby, karty kredytowe, nasze bogactwo, władza i inteligencja
słuŜyć miały tylko temu, by zdobyć miłość, czułość i być z kimś, kto nas kocha.
— Nie zawsze — odezwał się dyrektor fabryki perfum, spoglądając na mnie.
— Ma pan rację, nie zawsze. Zazwyczaj jednak mogą. A poniewaŜ patrzy pan
na mnie, rozumiem, co chce pan powiedzieć: Ŝe Ŝona odeszła ode mnie, chociąŜ
jestem bogaty. A przy okazji, czy ktoś z was wie, ile samochodów i ile latarni jest na
rewersie dziesięciodolarówki?
Nikt nie wiedział i nie miał ochoty się dowiedzieć. Wątek miłosny kompletnie
zepsuł wesołą atmosferę i znowu zaczęliśmy rozmawiać o nagrodach literackich,
o ekspozycjach muzealnych, filmie, który miał właśnie premierę, spektaklu
teatralnym, który odniósł nadspodziewany sukces.
— Jak się bawiłaś na bankiecie?
— Normalnie. Tak jak zawsze.
— A mnie udało się sprowokować ciekawą rozmowę na temat pieniędzy. Ale
skończyła się tragicznie.
— O której wylatujesz?
— Wychodzę z domu o siódmej rano. Ty teŜ lecisz do Berlina, moŜemy
zamówić jedną taksówkę.
— Dokąd się wybierasz?

- 174 -
Paulo Coelho Zahir

— PrzecieŜ wiesz. Nie pytałaś mnie o to, ale wiesz.


— Tak, wiem.
— Wiesz teŜ, Ŝe właśnie mówimy sobie „Ŝegnaj".
— Moglibyśmy wrócić do momentu, w którym cię poznałam. MęŜczyzna
kompletnie rozbity po odejściu Ŝony i kobieta beznadziejnie zakochana w kimś, kto
mieszka obok. Mogłabym znowu powtórzyć to, co powiedziałam ci kiedyś: będę
walczyć do końca. Walczyłam i przegrałam. Teraz chcę wyleczyć rany i zacząć
nowy rozdział.
— Ja takŜe walczyłem i teŜ przegrałem. Nie próbuję zszywać tego, co się
rozdarło. Chcę po prostu doprowadzić tę sprawę do końca.
— Codziennie cierpię, cierpię od wielu długich miesięcy, próbując pokazać ci,
Ŝe bardzo cię kocham i Ŝe wszystko jest bez znaczenia, kiedy nie ma cię przy mnie.
Ale teraz, mimo Ŝe wciąŜ cierpię, stwierdziłam „dość". Koniec. Jestem
wyczerpana. Tamtej nocy w Zagrzebiu złoŜyłam broń i powiedziałam sobie: jeśli ma
przyjść następny cios, niech przychodzi. Niech mnie powali na ziemię, niech mnie
znokautuje, któregoś dnia się pozbieram.
— Na pewno kogoś spotkasz.
— Oczywiście. Jestem młoda, ładna, inteligentna i czarująca. Ale nie przeŜyję
juŜ tego, co przeŜyłam z tobą.
— PrzeŜyjesz nowe wzruszenia. I chcę, byś wiedziała, choć moŜe w to nie
uwierzysz, Ŝe kochałem cię, kiedy byliśmy razem.
— Wiem, ale to wcale nie zmniejsza mojego bólu. Pojedziemy jutro oddzielnymi
taksówkami. Nie cierpię poŜegnań, zwłaszcza na dworcach albo na lotniskach.

- 175 -
Paulo Coelho Zahir

Powrót do Itaki

— Prześpimy się tutaj, a jutro ruszymy dalej konno. Mój samochód nie
przejedzie przez stepowe wertepy.
Zatrzymujemy się przy jakimś bunkrze, który przypomina ruiny z drugiej wojny
światowej. Starszy pan z Ŝoną i wnuczką wita nas i prowadzi do skromnego, ale
czystego pokoju.
— I nie zapomnij wybrać sobie imienia — dodał Dos.
— Nie sądzę, Ŝeby miało to dla niego znaczenie — zaprotestował Michaił.
— Oczywiście, Ŝe ma — nalegał Dos. — Widziałem się ostatnio z jego Ŝoną.
Wiem, co myśli, co odkryła i czego oczekuje.
Dos był uprzejmy i stanowczy zarazem. Dobrze, wybiorę sobie imię,
posłucham jego rad, spróbuję pozbyć się mojej osobistej historii i wejść w swoją
legendę — choćbym miał to zrobić tylko dla świętego spokoju.
Byłem wyczerpany, poprzedniej nocy spałem raptem dwie godziny. Nie
zdąŜyłem się jeszcze przyzwyczaić do ogromnej róŜnicy czasu. Przylecieliśmy do
Ałma Aty około jedenastej w nocy czasu lokalnego. We Francji była szósta po
południu. Michaił zostawił mnie w hotelu. Zdrzemnąłem się trochę, zbudziłem przed
świtem, popatrzyłem na uśpione miasto i pomyślałem, ze w ParyŜu dopiero siadają
do kolacji. Byłem głodny, zapytałem obsługę hotelową, czy mógłbym dostać coś do
jedzenia.
— Oczywiście, ale powinien pan postarać się zasnąć, inaczej pański organizm
będzie wciąŜ funkcjonował według czasu europejskiego.
Najgorsza tortura, jaką znam, to zmuszać się do snu. Zjadłem kanapkę
i postanowiłem się przejść. Zadałem recepcjoniście zwyczajowe pytanie: „Czy o tej
porze jest tu niebezpiecznie?". Powiedział, Ŝe nie. Zacząłem więc błąkać się po
pustych uliczkach, wąskich zaułkach, szerokich alejach. Miasto jak kaŜde inne —
krzykliwe reklamy, od czasu do czasu przejeŜdŜa wóz policyjny, tu Ŝebrak, tam
prostytutka. Musiałem powtarzać sobie na głos, Ŝe jestem w Kazachstanie, bo

- 176 -
Paulo Coelho Zahir

mógłbym się łudzić, Ŝe krąŜę po jakiejś nieznanej dzielnicy ParyŜa.


— Jestem w Kazachstanie! — powtarzałem wyludnionemu miastu, aŜ ktoś
nagle odpowiedział:
— Pewnie, Ŝe jesteś w Kazachstanie.
Podskoczyłem. Niedaleko ode mnie na ławce siedział jakiś męŜczyzna
z plecakiem. Wstał, przedstawił się jako Jan z Holandii i dodał:
— Wiem, po co tu przyjechałeś.
Przyjaciel Michaiła? Ktoś z tajnej policji depcze mi po piętach?
— Po co?
— Z tego samego powodu co ja. śeby przejść Jedwabnym Szlakiem. Ja idę
z Turcji, ze Stambułu.
Odetchnąłem z ulgą.
— Na piechotę? Przez całą Azję?
— Potrzebowałem tego. Byłem niezadowolony ze swojego Ŝycia. Mam
pieniądze, kochającą Ŝonę, dzieci. Jestem właścicielem fabryki pończoch
w Rotterdamie. Z początku wiedziałem, o co walczę — o finansową stabilizację
mojej rodziny. Teraz juŜ nie wiem. Wszystko, co wcześniej dawało mi satysfakcję,
teraz wywołuje nudę i zniechęcenie. Dla dobra mojego małŜeństwa, miłości do
dzieci, zapału do pracy, postanowiłem wziąć sobie dwa miesiące wolnego i spojrzeć
na własne Ŝycie z dystansu. I to zaczyna procentować.
— Zrobiłem ostatnio coś bardzo podobnego. Czy duŜo jest tu turystów?
— DuŜo. Bardzo duŜo. Bywa teŜ niebezpiecznie ze względu na skomplikowaną
sytuację polityczną państw azjatyckich. Poza tym nienawidzą tu ludzi z Zachodu. Ale
moŜna sobie z tym poradzić. Zawsze szanowano tutaj wędrowców, o ile nie byli
szpiegami. Co robisz w Ałma Acie?
— To samo co ty. Przyjechałem zakończyć tu pewien etap mojej drogi. Czy ty
teŜ miałeś problem ze spaniem?
— Właśnie się obudziłem. Im wcześniej stąd wyruszę, tym większa szansa, Ŝe
przed wieczorem dotrę do najbliŜszego miasta. Inaczej będę musiał spędzić noc na
stepie, co mi się nie uśmiecha, bo bywa tam potwornie zimno i bez przerwy hula
wiatr.
— A więc szerokiej drogi.
— Zostań jeszcze chwilę. Mam ochotę z kimś pogadać, a nieczęsto spotyka
się tu ludzi, którzy mówią po angielsku.

- 177 -
Paulo Coelho Zahir

I zaczął opowiadać mi swoje Ŝycie. Ja zaś gorączkowo próbowałem sobie


przypomnieć, co wiem o Jedwabnym Szlaku, dawnym trakcie handlowym, który
łączył Europę z krajami Dalekiego Wschodu. Najbardziej znana droga rozpoczynała
się w Bejrucie i wiodła przez Antiochię aŜ do brzegów śółtej Rzeki w Chinach.
W Azji Środkowej jednak rozgałęziała się w róŜnych kierunkach. WzdłuŜ szlaku
powstawały liczne osady handlowe, które z czasem zamieniały się w miasta,
niszczone w walkach międzyplemiennych, odbudowywane z mozołem przez
mieszkańców, znowu niszczone i znowu przywracane do Ŝycia. ChociaŜ
przewoŜono tamtędy praktycznie wszystko — złoto, egzotyczne zwierzęta, kość
słoniową, nasiona roślin uprawnych, idee polityczne, chociaŜ przejeŜdŜali tamtędy
uchodźcy z wojen domowych, uzbrojeni zbójcy, prywatne wojska, które ochraniały
karawany — to właśnie jedwab był najrzadszym i najbardziej poŜądanym towarem.
Jednym z odgałęzień Jedwabnego Szlaku z Indii do Chin przeniknął buddyzm.
— Wyjechałem z Antiochii ledwie z dwustoma dolarami przy duszy —
powiedział Jan. Opisywał mi góry, pejzaŜe, egzotyczne plemiona, ciągłe kontrole
policyjne we wszystkich mijanych krajach. — Pewnie trudno ci mnie zrozumieć, ale
musiałem sprawdzić, czy potrafię na powrót stać się tym, kim jestem.
— Rozumiem to lepiej, niŜ ci się wydaje.
— Musiałem prosić o jedzenie, czasem Ŝebrać, ale ku mojemu zdumieniu
ludzie okazywali się bardzo hojni i serdeczni.
Zebrać? Spojrzałem podejrzliwie na jego ubranie i plecak, szukając symbolu
„plemienia", ale nic takiego nie dostrzegłem.
— Czy byłeś kiedyś w restauracji ormiańskiej w ParyŜu?
— Byłem w wielu restauracjach ormiańskich, ale nigdy w ParyŜu.
— A czy znasz kogoś o imieniu Michaił?
— To bardzo popularne imię w tym regionie. Jeśli nawet znałem, to niestety nie
pamiętam i nie mogę ci pomóc.
— Nie o to chodzi. Jestem po prostu zaskoczony pewnym zbiegiem
okoliczności. Wygląda na to, Ŝe wiele osób w róŜnych, odległych zakątkach świata
tak samo myśli i zachowuje się bardzo podobnie.
— Kiedy rozpoczynasz taką podróŜ, masz wraŜenie, Ŝe nigdy nie uda ci się
dotrzeć do celu. Zaczynasz tracić wiarę, czujesz się opuszczony, dzień i noc myślisz
tylko o tym, Ŝeby zrezygnować. Ale jeśli uda ci się wytrwać tydzień, dojdziesz do
końca.

- 178 -
Paulo Coelho Zahir

— Ostatnio chodziłem wciąŜ po ulicach tego samego miasta i dopiero wczoraj


dotarłem w zupełnie nowe miejsce. Czy mogę cię pobłogosławić?
Popatrzył na mnie dziwnie.
— Nie podróŜuję z pobudek religijnych. Jesteś księdzem?
— Nie, nie jestem księdzem. Po prostu poczułem, Ŝe powinienem cię
pobłogosławić na drogę. Jak sam wiesz, niektóre rzeczy wymykają się zwykłej logice.
Holender o imieniu Jan, którego nigdy juŜ pewnie nie spotkam, pochylił głowę
i zamknął oczy. PołoŜyłem dłonie na jego ramionach i w moim ojczystym języku,
którego on na pewno nie rozumiał, poprosiłem, Ŝeby bezpiecznie dotarł do celu, Ŝeby
zostawił na Jedwabnym Szlaku swój smutek i poczucie bezsensu, Ŝeby wrócił do
rodziny z oczyszczoną duszą i spojrzeniem pełnym blasku.
Podziękował mi, załoŜył plecak i ruszył przed siebie w stronę Chin. Wróciłem
do hotelu uświadamiając sobie, Ŝe nigdy w Ŝyciu nikogo nie pobłogosławiłem. Ale
działałem pod wpływem impulsu, a impuls płynął prosto z serca, więc moja modlitwa
zostanie wysłuchana.
Nazajutrz Michaił pojawił się u mnie z przyjacielem, Dosem, który zamierzał
jechać z nami. Dos miał samochód, znał moją Ŝonę, stepowe bezdroŜa i teŜ chciał
być blisko, kiedy dotrę do wioski, gdzie zamieszkała Ester.
Nie bardzo mi się to uśmiechało. Najpierw Michaił, teraz jego przyjaciel — za
duŜo tego dobrego. W końcu dotrę na miejsce w otoczeniu tłumu ciekawskich,
którzy będą mi bili brawo albo zaleją się rzewnymi łzami, zaleŜnie od finału. Ale
byłem zbyt zmęczony, Ŝeby się sprzeciwiać. Jutro zaŜądam spełnienia obietnicy: nikt
nie będzie świadkiem naszego spotkania.
Wsiedliśmy do samochodu i przez jakiś czas jechaliśmy Jedwabnym Szlakiem.
Zapytali mnie, czy o nim słyszałem. Kiedy opowiedziałem im o wędrowcu, którego
spotkałem zeszłej nocy, odrzekli, Ŝe coraz więcej tu takich podróŜników i wkrótce
Kazachstan rozkwitnie dzięki turystyce.
Dwie godziny później zjechaliśmy z głównej szosy i dotarliśmy do bunkra,
w którym siedzimy teraz, jemy rybę i słuchamy wiatru delikatnie gwiŜdŜącego na
stepie.
— Ester była dla mnie bardzo waŜna — tłumaczy Dos, pokazując mi zdjęcie
jednego ze swoich obrazów, na którym dostrzegam kawałek tkaniny poplamionej
krwią. — Marzyłem o tym, Ŝeby stąd wyjechać, jak Oleg...
— Lepiej nazywaj mnie Michaił, bo nasz gość nie będzie wiedział, o kim

- 179 -
Paulo Coelho Zahir

mówisz.
— Marzyłem, Ŝeby się stąd wyrwać, podobnie jak wielu moich rówieśników.
Pewnego dnia zadzwonił do mnie Oleg, a raczej Michaił. Ester, jego dobry duch,
chciała spędzić jakiś czas na stepie. Prosił, Ŝebym jej pomógł. Zgodziłem się bez
wahania. Liczyłem, Ŝe Ester załatwi mi to samo co Michaiłowi: wizę, przelot i pracę
we Francji. Miałem zabrać ją do dalekiej wioski, którą znała ze swojego poprzedniego
pobytu.
O nic nie pytałem. Po drodze postanowiła odwiedzić jurtę pewnego koczownika,
którego poznała kilka lat temu. JakieŜ było moje zdziwienie, kiedy okazało się, Ŝe to
mój dziadek! Przyjął ją serdecznie. Powiedział, Ŝe choć sama Ester sądzi, Ŝe jest
smutna, duszę ma juŜ wolną i radosną, a energia miłości znów zaczyna w niej
krąŜyć i będzie to miało wpływ na cały świat, nawet na jej męŜa. Przekazał jej wiele
z tradycji ludów stepowych, a mnie kazał nauczyć ją reszty. W końcu zadecydował,
Ŝe moŜe zachować swoje imię, choć to wbrew tutejszej tradycji.
Podczas gdy ona uczyła się od mojego dziadka, ja uczyłem się od niej.
Zrozumiałem wtedy, Ŝe wcale nie muszę jechać daleko, tak jak Michaił. śe moja
misja to zostać na tym pustkowiu, na stepie, zrozumieć jego barwy i przemieniać je
na obrazy.
— Dlaczego moja Ŝona musiała się tak wiele nauczyć, skoro twój dziadek
twierdzi, Ŝe powinniśmy o wszystkim zapomnieć?
— Jutro sam się przekonasz — zakończył Dos.
I nazajutrz ujrzałem bezkresny step, który wydawał się pusty, ale jego skąpa,
niska roślinność tętniła ukrytym Ŝyciem. Zobaczyłem zupełnie płaski horyzont,
gigantyczną pustą przestrzeń, usłyszałem tętent końskich kopyt, spokojny wiatr
i pustkę, absolutną pustkę dookoła. Tak jakby świat wybrał to miejsce, Ŝeby pokazać
swój bezmiar, prostotę i złoŜoność. Jakby człowiek mógł — nawet powinien — być
niczym step: pusty, nieskończony, a zarazem pełen Ŝycia.
Spojrzałem na lazurowe niebo, zdjąłem okulary słoneczne. Zalało mnie światło
i poczucie, Ŝe nie ma mnie nigdzie i zarazem jestem wszędzie. Jechaliśmy
w milczeniu, zatrzymując się tylko po to, Ŝeby napoić konie w strumyczkach, których
nigdy bym nie znalazł, gdybym podróŜował sam. Czasem gdzieś w oddali, na tle
stepu i nieba, widywaliśmy innych jeźdźców — pasterzy prowadzących stada.
Dokąd zmierzam? Nie wiedziałem i nie miało to znaczenia. Kobieta, której
szukałem, była gdzieś na tym pustkowiu. Mogłem dotknąć jej duszy i usłyszeć

- 180 -
Paulo Coelho Zahir

melodię, którą nuciła, tkając kilimy. Teraz rozumiałem, dlaczego wybrała to miejsce.
Nie było tu nic, absolutnie nic, co rozpraszałoby uwagę, tylko pustka, której tak
szukała, i wiatr, który po trochu rozwiewał jej ból. Czy wyobraŜała sobie, Ŝe pewnego
dnia przyjadę konno aŜ tutaj, Ŝeby się z nią spotkać?
I naraz odniosłem wraŜenie, jakbym znalazł się w raju. Mam poczucie, Ŝe to
wyjątkowa chwila w moim Ŝyciu, poczucie, które najczęściej dociera do nas dopiero
po fakcie, kiedy magiczny moment juŜ minie. Jestem tutaj, bez przeszłości, bez
przyszłości, w całkowitej harmonii z tym porankiem, z muzyką końskich kopyt,
z łagodnym wiatrem, który owiewa moje ciało. Spływa na mnie niespodziewana
łaska zadumy nad niebem, ziemią i ludźmi. Wpadam w swoistą adorację, ekstazę,
wielką wdzięczność za to, Ŝe Ŝyję. Modlę się po cichu, słuchając odgłosów przyrody i
z całą mocą dociera do mnie, Ŝe świat niewidzialny zawsze objawia się w świecie
widzialnym.
Pytam niebo o to, o co pytałem matkę, kiedy byłem mały: Dlaczego kochamy
jednych, a nienawidzimy drugich? Dokąd idziemy po śmierci? Po co się rodzimy,
skoro i tak w końcu musimy umrzeć? Kim jest Bóg?
Step odpowiada mi nieustającym szumem wiatru. I to wystarcza: wiem, Ŝe
najwaŜniejsze w Ŝyciu pytania pozostaną na zawsze bez odpowiedzi, a mimo to
mogę iść dalej.
Na horyzoncie wyrosły szczyty gór. Dos zarządził postój nad strumieniem.
— Tutaj spędzimy noc.
Zdjęliśmy z koni juki i rozbiliśmy namiot. Michaił zaczął kopać dół.
— Tak jak robili koczownicy, rozpalimy ognisko w dole obłoŜonym kamieniami,
Ŝeby wiatr go nie zgasił.
Na południu, na tle gór pojawił się wielki tuman pyłu. Po chwili galopujące konie.
Pokazałem je Dosowi i Michaiłowi. Zerwali się na równe nogi, zaniepokojeni.
Wymienili między sobą parę słów po rosyjsku i Dos spokojnie powrócił do rozbijania
namiotu, a Michaił rozpalił ogień.
— Co się dzieje? — spytałem.
— ChociaŜ pozornie jesteśmy na pustkowiu, zauwaŜyłeś pewnie, Ŝe od czasu
do czasu mijaliśmy pasterzy, jeźdźców, strumyki, Ŝółwie, lisy. Wydaje ci się, Ŝe
widzisz wszystko wokół, skąd więc wzięli się ci ludzie? Gdzie mają domy? Gdzie
stada? Ta pustka to tylko złudzenie. WciąŜ obserwujemy i wciąŜ jesteśmy
obserwowani. Dla kogoś z zewnątrz, kto nie potrafi odczytać sygnałów, step wydaje

- 181 -
Paulo Coelho Zahir

się całkiem pusty.


My, wychowani tutaj, potrafimy z daleka dostrzec jurty, okrągłe namioty, które
zlewają się z krajobrazem. Umiemy odgadnąć, co się dzieje, widząc, dokąd
zmierzają jeźdźcy. Dawniej od tych właśnie umiejętności zaleŜało przetrwanie
plemienia, bo na stepie roiło się od wrogów, najeźdźców i przemytników.
A teraz zła wiadomość. Tutejsi mieszkańcy odkryli, Ŝe kierujemy się w stronę
wioski połoŜonej u podnóŜa gór, i wysłali juŜ do nas swoich ludzi. Chcą zabić
szamana, który słyszy głos, oraz męŜczyznę, który jedzie zakłócić spokój
cudzoziemki.
Wybuchnął śmiechem.
— śartowałem. Bądź cierpliwy, wkrótce wszystko zrozumiesz.
Jeźdźcy byli coraz bliŜej. Po chwili juŜ widziałem ich wyraźnie.
— Dziwne. Jakiś męŜczyzna próbuje dogonić kobietę na koniu.
— MoŜe to i dziwne, ale tak tu się Ŝyje.
Kobieta z długim batem w dłoni przegalopowała obok nas. Krzyknęła coś,
uśmiechnęła się do Dosa, jakby na powitanie, i zaczęła zataczać łuk wokół naszego
obozowiska. Goniący ją męŜczyzna, zlany potem, ale uśmiechnięty od ucha do ucha,
takŜe pozdrowił nas krótko i pognał jej śladem.
— Nina powinna być milsza — powiedział Michaił. — Nie musi tego robić.
— Właśnie dlatego, Ŝe nie musi, nie jest miła — stwierdził Dos. — Wystarczy,
Ŝe jest piękna i ma dobrego rumaka.
— Ale ona zabawia się tak ze wszystkimi.
— Mnie udało się kiedyś zrzucić ją z konia — pochwalił się Dos.
— Skoro mówicie juŜ po angielsku, to chyba chcecie, Ŝebym coś zrozumiał.
Kobieta śmiała się, jechała coraz szybciej, a jej śmiech napełniał step radością.
— To po prostu rodzaj flirtu. Nazywa się Kyz kuu, czyli „zrzucić dziewczynę
z siodła".
MęŜczyzna, który ją gonił, był coraz bliŜej, ale widziałem, Ŝe jego koń juŜ
słabnie.
— Potem opowiem ci o tengri, kulturze stepu — ciągnął Dos. — Ale póki
jeszcze przyglądasz się tej gonitwie, wytłumaczę ci jedną waŜną rzecz: tutaj, na tych
ziemiach, kobieta rządzi wszystkim. Ona ma we wszystkim pierwszeństwo.
Rozwódka bierze połowę majątku, nawet jeśli to ona odchodzi. Kiedy męŜczyzna
widzi kobietę w białym turbanie, co oznacza, Ŝe jest matką, musi połoŜyć rękę na

- 182 -
Paulo Coelho Zahir

sercu i skłonić przed nią głowę na znak szacunku.


— A co to ma wspólnego ze „zrzucaniem dziewczyny z siodła"?
— W wiosce, która leŜy u podnóŜa tych gór, grupa męŜczyzn na koniach
zebrała się wokół Niny, która uchodzi za najatrakcyjniejszą dziewczynę w okolicy.
Zaczęli się bawić w ludową zabawę Kyz kuu, która ma korzenie w prastarych
czasach, kiedy kobiety ze stepu, zwane amazonkami, były równieŜ wojowniczkami.
Dawno temu nikt nie prosił rodziny o pozwolenie na ślub. Dziewczyna na
wydaniu i pretendenci do jej ręki zbierali się w wyznaczonym miejscu, wszyscy
konno. Ona kilka razy okrąŜała męŜczyzn, śmiejąc się, prowokując ich i chłoszcząc
batem. W końcu najdzielniejszy decydował się ją ścigać. Jeśli nie udało mu się
złapać dziewczyny, był wystawiony na pośmiewisko. Odtąd ciągnęła się za nim
opinia kiepskiego jeźdźca, a to największy wstyd dla wojownika.
Jeśli udało mu się zbliŜyć do dziewczyny i mimo świstu bata ściągnąć ją na
ziemię, mógł ją pocałować i pojąć za Ŝonę. Oczywiście zarówno wtedy, jak i teraz
dziewczyny wiedziały, od kogo uciekać, a komu pozwolić się schwytać.
Nina najwyraźniej chciała się tylko zabawić. Znowu zaczęła oddalać się od
chłopaka i zawróciła w kierunku, skąd przyjechała.
— To nie była tylko zabawa. Teraz Nina wie, Ŝe jesteśmy blisko, i moŜe
zanieść do wioski nowinę.
— Mam dwa pytania. Pierwsze moŜe wam się wydać głupie: czy wciąŜ tak
wybierają narzeczonych?
Dos odrzekł, Ŝe dzisiaj to tylko zabawa. Tak jak na Zachodzie młodzi ludzie
ubierają się w określony sposób i chodzą do modnych klubów, na stepie flirtuje się
za pomocą Kyz kuu. Nina upokorzyła juŜ wielu chłopaków i pozwoliła, Ŝeby kilku
ściągnęło ją z konia — kokietuje, podobnie jak dziewczyny we wszystkich
dyskotekach świata.
— Drugie pytanie: Czy w tej wiosce u podnóŜa gór mieszka teraz moja Ŝona?
Dos potakująco skinął głową.
— Skoro to tylko dwie godziny stąd — mówiłem dalej — jedźmy jak najprędzej,
noc spędzimy juŜ tam. Do zmierzchu pozostało jeszcze sporo czasu.
— Tylko dwie godziny dzielą nas od wioski, ale nie pojedziemy tam od razu
z dwóch prostych powodów. Po pierwsze, nawet gdyby Nina się tu nie zjawiła, ktoś
na pewno juŜ nas widział i poinformował Ester, Ŝe się zbliŜamy. Będzie mogła
zadecydować: czy chce się z nami zobaczyć, czy woli schronić się na kilka dni

- 183 -
Paulo Coelho Zahir

w sąsiedniej wiosce — a wówczas my za nią nie pojedziemy.


Ścisnęło mi się serce.
— Po tym wszystkim, co zrobiłem, Ŝeby dotrzeć aŜ tutaj?
— Przestań się nad sobą uŜalać, bo to oznacza, Ŝe nic nie rozumiesz.
Dlaczego sądzisz, Ŝe twój wysiłek powinien zostać nagrodzony uległością,
wdzięcznością i uznaniem ze strony osoby, którą kochasz? Przyjechałeś aŜ tutaj, bo
tędy wiodła twoja droga, a nie po to, Ŝeby zasłuŜyć na miłość Ŝony.
Choć mogło się to wydawać niesprawiedliwe, miał rację. Zapytałem, jaki jest
drugi powód.
— Nie wybrałeś sobie jeszcze imienia.
— To niewaŜne — Ŝachnął się Michaił. — On tego nie rozumie, nie naleŜy do
naszej kultury.
— Dla mnie jest to waŜne — powiedział Dos. — Dziadek prosił, Ŝebym dbał
o cudzoziemkę, tak samo jak ona dbała o mnie. Zawdzięczam Ester spokój mojej
duszy i chcę, Ŝeby jej dusza takŜe pozostawała w spokoju. On musi wybrać imię.
Musi na zawsze wymazać z pamięci swoją historię bólu i cierpienia,
i zaakceptować to, Ŝe jest teraz nowym człowiekiem, który właśnie się odrodził
i odtąd będzie się odradzał kaŜdego dnia. W przeciwnym razie, jeśli znów wrócą do
siebie, będzie chciał dostać zapłatę za to, co kiedyś przez nią wycierpiał.
— Wybrałem imię juŜ wczoraj — powiedziałem.
— Wyjawisz mi je o zachodzie słońca.
Gdy słońce zbliŜało się do horyzontu, pojechaliśmy na prawdziwą pustynię.
Wśród gigantycznych gór piasku usłyszałem osobliwy dźwięk, jakieś echo
i intensywne wibracje. Michaił powiedział, Ŝe to jedno z niewielu miejsc na świecie,
gdzie wydmy śpiewają.
— Kiedy opowiadałem o tym w ParyŜu, uwierzono mi tylko dlatego, Ŝe pewien
Amerykanin zarzekał się, Ŝe widział coś podobnego na własne oczy w północnej
Afryce. Na całym świecie istnieje tylko trzydzieści takich miejsc. Dzisiaj nauka potrafi
wyjaśnić wszystko: ze względu na wyjątkowe ukształtowanie terenu wiatr wciska się
między ziarenka piasku i w ten sposób powstaje ów dźwięk. Dla naszych przodków
było to miejsce magiczne. To wielki zaszczyt, Ŝe Dos dał ci szansę tutaj właśnie
przyjąć nowe imię.
Zaczęliśmy wspinać się na jedną z wydm, wiatr się wzmagał i dźwięk
przybierał na sile. Kiedy dotarliśmy juŜ na szczyt, zobaczyliśmy wyraźniej łańcuch gór

- 184 -
Paulo Coelho Zahir

na południu i gigantyczną równinę wokół nas.


— Obróć się w stronę zachodzącego słońca i zdejmij ubranie — powiedział
Dos.
Rozebrałem się, o nic nie pytając. Było mi potwornie zimno, ale oni
najwidoczniej się nie troszczyli o moje samopoczucie. Michaił uklęknął, jakby do
modlitwy. Dos spojrzał w niebo, na ziemię, na mnie i połoŜył mi dłonie na ramionach
— tak samo jak ja nieświadomie zrobiłem, gdy błogosławiłem Jana, Holendra.
— W imię Pani, błogosławię cię. Poświęcam cię ziemi, która jest Panią. W imię
konia, błogosławię cię. Poświęcam cię światu i proszę, Ŝeby pomógł ci iść twoją
drogą. W imię bezkresnego stepu, błogosławię cię. Poświęcam cię nieskończonej
Mądrości i proszę, Ŝeby twój horyzont był szerszy niŜ to, co widzisz. Wybrałeś sobie
imię i teraz wymówisz je po raz pierwszy.
— W imię bezkresnego stepu, wybieram imię. — Nie przejmowałem się, czy
działam zgodnie z rytuałem. Czułem, Ŝe prowadzi mnie pieśń wiatru na wydmach. —
Wiele wieków temu pewien poeta opisał wędrówkę Odyseusza, który wracał na Itakę,
gdzie oczekiwała go ukochana. Oparł się sztormom, czekało go wiele
niebezpieczeństw i pokus. Raz chciał go poŜreć jednooki potwór, Cyklop. Odyseusz
wyłupił mu jedyne oko. Bracia Cyklopa, słysząc krzyki, przybyli na pomoc. Z daleka
pytali, kto go skrzywdził. „Nikt!" — wrzasnął potwór, bo tak mu się Odyseusz
przedstawił. Bracia uznali, Ŝe Cyklop oszalał i odeszli, a Odyseusz mógł popłynąć
dalej, do czekającej na niego Ŝony.
— Nazywasz się Odyseusz?
— Nazywam się Nikt.
Trzęsę się cały, jakby tysiące malutkich igieł wbijało się w moją skórę.
— Skoncentruj się na tym zimnie — mówi Dos. — Pozwól, Ŝeby zajęło cały twój
umysł, nie zostawiając miejsca na nic innego, aŜ stanie się twoim towarzyszem,
bliskim przyjacielem. Nie próbuj nad nim panować. Nie myśl o słońcu, bo będzie
jeszcze gorzej. Jeśli będziesz tęsknił do ciepła, zimno poczuje się niechciane
i niekochane.
Moje mięśnie kurczyły się i rozkurczały, Ŝeby produkować energię, która
utrzyma organizm przy Ŝyciu. Ale zrobiłem to, co kazał Dos, poniewaŜ mu ufałem.
Zęby mi szczękały, mięśnie drŜały, a ja powtarzałem w myślach: „Nie walczcie,
zimno jest naszym sprzymierzeńcem". Mięśnie jednak nie usłuchały; przez kwadrans
drŜałem jak osika, póki nie osłabły, przestały mną wstrząsać i popadłem w stan

- 185 -
Paulo Coelho Zahir

odrętwienia. Chciałem usiąść, ale Michaił mnie przytrzymał. Stałem więc i wydawało
się, Ŝe słowa Dosa dochodzą z bardzo daleka, z miejsca, w którym step styka się
z niebem:
— Witaj, wędrowcze przemierzający step. Witaj tu, gdzie mówi się, Ŝe niebo jest
niebieskie, nawet gdy skryje się za szarymi chmurami. Witaj w krainie tengri. Bądź
mym gościem. Jestem tu, Ŝeby oddać cześć twoim poszukiwaniom.
Michaił dał mi do wypicia coś, co natychmiast mnie rozgrzało. Dos pomógł mi
się ubrać, zeszliśmy z wydm, które rozmawiały ze sobą, dosiedliśmy koni
i wróciliśmy do obozu. Zanim jeszcze zabrali się do gotowania, zapadłem w głęboki
sen.
— Co się dzieje? Jeszcze noc?
— JuŜ dawno nastał dzień. To tylko burza piaskowa. WłóŜ okulary słoneczne,
trzeba chronić oczy.
— Gdzie jest Dos?
— Wrócił do Ałma Aty. Poruszyła mnie wczorajsza ceremonia, choć prawdę
mówiąc, nie musiał jej odprawiać. Ty pewnie myślisz, Ŝe była to strata czasu, no i Ŝe
mogłeś się nabawić zapalenia płuc. Zrozum, proszę, to był jego sposób na
pokazanie, jak serdecznie jesteś tu witany.
— Nie powinienem tyle spać.
— Przed nami tylko dwie godziny jazdy. Dotrzemy na miejsce, nim słońce
będzie w zenicie.
— Muszę się wykąpać i zmienić ubranie.
— To niemoŜliwe, jesteśmy na stepie. Wlej trochę oleju do garnka, ale najpierw
ofiaruj go Pani. Po soli to tutaj najcenniejszy produkt.
— Co to znaczy tengri?
— „Kult nieba", rodzaj religii bez religii. Przeszli tędy buddyści, hinduiści,
katolicy, muzułmanie, wyznawcy róŜnych sekt, wierzeń, zabobonów. Koczownicy
nawracali się, by uniknąć prześladowań, ale tak naprawdę wciąŜ wierzyli tylko
w jedno, Ŝe Boskość jest zawsze i wszędzie. Nie da się wyjąć jej z przyrody
i zamknąć w księgach czy w czterech ścianach. Odkąd znowu dotknąłem stopami
tej ziemi, czuję się lepiej. Rzeczywiście potrzebowałem posilić się jej energią.
Dziękuję, Ŝe zabrałeś mnie ze sobą.
— A ja ci dziękuję, Ŝe poznałeś mnie z Dosem. Wczoraj, kiedy mnie
błogosławił, poczułem, Ŝe to wyjątkowy człowiek.

- 186 -
Paulo Coelho Zahir

— Uczył się od swojego dziadka, on z kolei od swojego ojca, który równieŜ


uczył się od swojego ojca i tak od wielu pokoleń. Sposób Ŝycia nomadów i brak
pisma do końca dziewiętnastego wieku stworzyły tradycję akyna, osoby, która
powinna pamiętać historię i przekazywać ją następnym pokoleniom. Dos jest
akynem.
Mam jednak nadzieję, Ŝe kiedy mówię „uczyć się", nie rozumiesz tego jako
„gromadzić wiedzę". Stepowe opowieści nie mają wiele wspólnego z datami,
imionami czy faktami. To legendy o bohaterach i bohaterkach, zwierzętach
i bitwach, o symbolach istoty człowieka, a nie tylko o jego czynach. To nie
opowieści o zwycięzcach i zwycięŜonych, ale o ludziach, którzy idą przez świat,
kontemplują step i poddają się energii miłości. Podgrzewaj olej trochę wolniej, bo
zacznie pryskać.
— Poczułem się wczoraj pobłogosławiony.
— Chciałbym się tak poczuć. Kiedy odwiedziłem matkę w Ałma Acie, zapytała,
jak mi się wiedzie, czy dobrze zarabiam. Skłamałem, powiedziałem, Ŝe w ParyŜu
świetnie mi się powodzi, Ŝe gram w przedstawieniu teatralnym, które odniosło wielki
sukces. Wracam dziś w swoje rodzinne strony. Wydaje mi się, jakbym wyjechał
wczoraj i przez cały ten czas, kiedy byłem za granicą, nie zrobiłem nic waŜnego.
Rozmawiam z kloszardami, włóczę się z „plemieniem", organizuję spotkania
w restauracji i po co? Po nic. Nie jestem taki jak Dos, nie uczył mnie ojciec ani
dziadek. Mam jedynie głos, który mnie prowadzi, a czasem wydaje mi się, Ŝe to tylko
halucynacje. MoŜe mam po prostu ataki epilepsji, nic więcej.
— Przed chwilą dziękowałeś mi za przyjazd tutaj. Teraz jednak odnoszę
wraŜenie, Ŝe ten powrót cię unieszczęśliwił. Zdecyduj się na coś.
— Czuję i to, i to, jedno nie wyklucza drugiego, nie muszę wybierać, umiem
poruszać się wśród sprzeczności.
— Michaił, chcę ci coś wyznać. Mną takŜe, odkąd cię poznałem, miotały
sprzeczne uczucia. Najpierw cię nienawidziłem, potem zacząłem tolerować, a
w miarę jak lepiej cię poznawałem, ta tolerancja zamieniała się w szacunek. Jesteś
jeszcze bardzo młody, a to, co czujesz, jest zupełnie normalne. To bezsilność. Nie
wiem, na ile osób wywarła wpływ twoja praca, ale jednego jestem pewien —
zmieniłeś moje Ŝycie.
— Chciałeś po prostu odnaleźć Ŝonę.
— I wciąŜ chcę. Ale dzięki temu musiałem przejść więcej niŜ stepy

- 187 -
Paulo Coelho Zahir

Kazachstanu. Odbyłem daleką podróŜ do mojej przeszłości, odkryłem, gdzie


popełniłem błędy, kiedy się zatrzymałem, zobaczyłem moment, w którym straciłem
Ester — taki moment Indianie z Meksyku nazywają akomodatorem. PrzeŜyłem
rzeczy, których w moim wieku nie spodziewałem się juŜ doświadczyć. A wszystko
dzięki temu, Ŝe byłeś moim przewodnikiem, nawet o tym nie wiedząc. I jeszcze
jedno. Wierzę, Ŝe słyszysz głos. Wierzę, Ŝe miałeś wizje w dzieciństwie. Zawsze
w to wierzyłem, a teraz wierzę jeszcze bardziej.
— Nie jesteś tym samym człowiekiem, którego poznałem.
— To prawda. Mam nadzieję, ze Ester będzie zadowolona.
— A czy ty jesteś zadowolony?
— Oczywiście.
— I to wystarczy. Zjedzmy coś teraz, przeczekamy burzę piaskową i ruszymy
w dalszą drogę.
— Chcę jechać zaraz, mimo burzy.
— Zgoda. Burza nie jest znakiem, to po prostu skutek wyschnięcia Morza
Aralskiego.
Gwałtowny wiatr uspokaja się trochę i konie jadą szybciej. WjeŜdŜamy
w dolinę, krajobraz zmienia się całkowicie. Na płaskim dotąd horyzoncie wyrosły
wysokie nagie skały. Patrzę w prawo i widzę krzak, a na nim pełno przywiązanych
wstąŜek.
— To tutaj! To tutaj widziałeś...
— Nie. Mój krzak został ścięty.
— Więc co to jest?
— Miejsce, gdzie musiało się zdarzyć coś waŜnego. Michaił zsiada z konia,
otwiera plecak, wyciąga nóŜ, ucina kawałek rękawa swojej koszuli i przyczepia do
gałązki. Jego oczy się zmieniają. MoŜe obok niego jest ta dziewczynka? Nie chcę
jednak o nic pytać.
Robię to samo. Proszę o ochronę, o pomoc, czuję jakąś obecność przy sobie.
Oto spełnia się moje marzenie, dobiega końca długa podróŜ powrotna do kobiety,
którą kocham.
Wskakujemy na konie. On nie mówi mi, jakie miał Ŝyczenie, ja takŜe milczę.
Parę minut później pojawiają się białe domki osady. Czeka na nas jakiś męŜczyzna.
Podchodzi do Michaiła, przez chwilę rozmawiają po rosyjsku i męŜczyzna odchodzi.
— Czego chciał?

- 188 -
Paulo Coelho Zahir

— Prosił, Ŝebym przyszedł wyleczyć mu córkę. Pewnie Nina powiedziała, Ŝe


dzisiaj przyjeŜdŜam, a starsi ludzie pamiętają jeszcze moje wizje.
Waha się. Nikogo więcej nie widać, to pewnie pora pracy albo posiłku.
Jedziemy główną ulicą, która prowadzi do białego domku otoczonego ogrodem.
— Michaił, pamiętaj o tym, co ci powiedziałem dzisiaj rano. Być moŜe, jesteś
tylko epileptykiem, który nie chce przyjąć do wiadomości swojej choroby
i podświadomie stworzył całą tę historię z głosem. Ale być moŜe, masz do
wypełnienia waŜną misję: nauczyć ludzi, jak mają zapomnieć swoją historię osobistą
i otworzyć się na czystą, boską energię miłości.
— Nie rozumiem cię. Przez te wszystkie miesiące, odkąd się znamy, mówiłeś
w kółko o tej chwili — o spotkaniu z Ester. I nagle, od dzisiejszego ranka,
wydajesz się bardziej przejmować mną niŜ czymkolwiek innym. CzyŜby to efekt
wczorajszego rytuału Dosa?
— Jestem pewien, Ŝe tak.
Chciałem mu wyznać, Ŝe jestem przeraŜony. Wolę myśleć o wszystkim, byle
nie o tym, co ma się za chwilę wydarzyć. Jestem dzisiaj najbardziej wielkoduszną
istotą pod słońcem, poniewaŜ mój cel jest juŜ blisko, a ja boję się tego, co mnie
czeka. Staram się więc być pomocny dla innych, by pokazać Bogu, Ŝe jestem
dobrym człowiekiem i zasługuję na błogosławieństwo, którego tak wytrwale
szukałem.
Michaił zsiadł z konia.
— Pójdę do domu tego człowieka, który ma chorą córkę, i zajmę się twoim
koniem na czas waszej rozmowy.
Wskazał mały biały budynek wśród drzew.
— To tutaj.
Starałem się za wszelką cenę zapanować nad sobą.
— Co ona teraz robi?
— JuŜ ci mówiłem, uczy się tkać kilimy, a w zamian daje lekcje francuskiego.
Nawiasem mówiąc, to bardzo trudna sztuka, choć jak step wydaje się prosta.
Barwniki pochodzą z roślin, które trzeba zerwać w odpowiednim czasie, bo inaczej
tracą swoje właściwości. Potem rozkłada się owcze runo na ziemi, polewa się je
ciepłą wodą i przędzie nić, póki runo jest jeszcze wilgotne. Dopiero po wielu dniach,
kiedy słońce wysuszy wełnę, zaczyna się tkanie. Ornamenty końcowe wykonywane
są przez dzieci. Ręka dorosłego jest za duŜa na tak filigranowe i delikatne zdobienia.

- 189 -
Paulo Coelho Zahir

Zatrzymał się.
— Tylko nie mów mi teraz Ŝadnych frazesów na temat pracujących dzieci. Tu
chodzi o tradycję, którą trzeba uszanować.
— Jak Ester się miewa?
— Nie wiem. Ostatni raz rozmawiałem z nią jakieś pół roku temu.
— Michaił, to jeszcze jeden znak — kilimy.
— Kilimy?
— Kiedy wczoraj Dos zapytał mnie o imię, opowiedziałem historię
o wojowniku, który powraca na wyspę do swojej ukochanej. Ta wyspa nazywa się
Itaka, a kobieta ma na imię Penelopa. A wiesz, czym zajmuje się Penelopa, odkąd
Odyseusz wyjechał na wojnę? Tka! Tka całun dla swego teścia, a poniewaŜ Odys
się spóźnia, kaŜdej nocy pruje to, co utkała, i rano zaczyna od nowa.
Wielu męŜczyzn zabiega o jej względy, ale ona marzy tylko o powrocie tego,
którego kocha. W końcu, kiedy zmęczona czekaniem postanawia utkać całun do
końca, zjawia się Odyseusz.
— Tak się składa, Ŝe to nie jest Itaka, a ona nie nazywa się Penelopa.
Oddaję konia Michaiłowi i pokonuję pieszo sto metrów dzielących mnie od tej,
która kiedyś była moją Ŝoną, potem przeobraziła się w Zahira, a teraz znowu
stawała się ukochaną, o której marzy męŜczyzna, kiedy wraca z wojny albo
z pracy.
Mam pełno piasku na twarzy i na ubraniu, jestem brudny, zlany potem, chociaŜ
jest chłodno.
Myślę o swoim wyglądzie, najbardziej powierzchownej rzeczy na świecie. Tak
jakbym odbył całą tę długą drogę do mojej własnej Itaki tylko po to, Ŝeby pokazać się
w nowej koszuli. Przez tych sto metrów, jakie mnie dzielą od Ester, muszę
przemyśleć wszystko, co się wydarzyło, odkąd odeszła — a moŜe ja odszedłem?
Co mam powiedzieć na powitanie? Myślałem o tym wiele razy. „Długo
czekałem na ten moment", „Zrozumiałem, Ŝe się myliłem", „Przyjechałem tutaj, by
powiedzieć ci, Ŝe cię kocham", „Nigdy nie byłaś tak piękna"...
W końcu zdecydowałem się na: „Cześć!". Tak jakby nigdy nie wyjeŜdŜała.
Jakby minął zaledwie jeden dzień, a nie dwa lata, dziewięć miesięcy, jedenaście dni
i jedenaście godzin.
A ona na pewno sama zrozumie, Ŝe się zmieniłem, podąŜając jej śladem,
odwiedzając miejsca, w których bywała, choć z początku sam o tym nie wiedziałem

- 190 -
Paulo Coelho Zahir

i nie przywiązywałem do tego znaczenia. Widziałem kawałek zakrwawionej tkaniny


w ręce Ŝebraka, w dłoniach ludzi młodych i starych w ormiańskiej restauracji
w ParyŜu. Widziałem go u malarza, u lekarza i u młodego chłopaka, który twierdził,
Ŝe ma wizje i słyszy głosy. W tej wędrówce na nowo poznałem kobietę, z którą się
oŜeniłem, i na nowo odkryłem sens Ŝycia, który tyle razy się zmienił, a teraz zmienia
się po raz kolejny.
ChociaŜ od lat byliśmy małŜeństwem, tak naprawdę nigdy mojej Ŝony nie
poznałem. Stworzyłem sobie „historię miłosną", jak w kinie, w ksiąŜkach,
w gazetach, jak w telewizji. W mojej historii „miłość" rosła tylko do pewnego
rozmiaru i od tej pory wystarczyło ją jedynie podtrzymać przy Ŝyciu, jak roślinę,
podlewając od czasu do czasu i usuwając zeschłe liście. „Miłość" była takŜe
synonimem czułości, bezpieczeństwa, prestiŜu, wygody i sukcesu. WyraŜałem
„miłość" uśmiechami, słowami „kocham cię" albo „jak cudownie, Ŝe wróciłaś".
Ale sprawy były bardziej skomplikowane, niŜ mi się wydawało. Bywało, Ŝe
kochałem Ester na zabój, zanim przeszedłem przez ulicę, lecz gdy znalazłem się juŜ
po drugiej stronie, czułem się osaczony, smutny, poniewaŜ byłem z kimś związany,
a miałem szaloną ochotę na nowe przygody. Myślałem wtedy: „JuŜ jej nie kocham".
A kiedy miłość wracała, mocna jak kiedyś, dopadały mnie wątpliwości i mówiłem
sobie: „To chyba przyzwyczajenie".
Pewnie Ester myślała podobnie i pocieszała się w duchu: „To głupstwa!
Jesteśmy szczęśliwi, moŜemy Ŝyć tak dalej". W końcu czytaliśmy te same ksiąŜki,
oglądaliśmy te same filmy, te same seriale w telewizji, i nigdzie nie było
powiedziane, Ŝe miłość to coś więcej niŜ szczęśliwe zakończenie. Po co więc tyle od
siebie wymagała? Gdyby powtarzała sobie kaŜdego ranka, Ŝe jest zadowolona
z Ŝycia, w końcu nie tylko sama by w to uwierzyła, ale uwierzyliby wszyscy wokół.
CóŜ, ona myślała inaczej. I postępowała inaczej. Próbowała mi to pokazać, ale
ja byłem ślepy — musiałem ją utracić, by zrozumieć, Ŝe miłość odzyskana ma smak
najsłodszego miodu. Teraz jestem tutaj, idę ulicą uśpionej wioski, po raz kolejny
z powodu tej kobiety. Pajęczyna, która mnie więziła — „wszystkie historie miłosne są
takie same" — pękła, kiedy potrącił mnie motocykl.
W szpitalu miłość mówiła mi: „Jestem wszystkim i niczym. Jestem jak wiatr
i nie mogę wejść tam, gdzie okna i drzwi są zamknięte".
Tłumaczyłem miłości: „PrzecieŜ jestem otwarty!".
„Wiatr jest utkany z powietrza — szeptała. — W twoim domu jest powietrze,

- 191 -
Paulo Coelho Zahir

lecz wszystko zaryglowałeś na cztery spusty. Meble pokrywa kurz, wilgoć niszczy
obrazy i plami ściany. Ty nadal oddychasz i znasz jakąś część mnie, ale ja nie
jestem częścią, jestem całością, a tej nie poznasz nigdy".
Zobaczyłem zakurzone meble, obrazy zŜarte przez wilgoć. Nie miałem innego
wyjścia, jak otworzyć okna i drzwi na ościeŜ. Kiedy to zrobiłem, wiatr zmiótł cały mój
dom. Chciałem zachować wspomnienia, uchronić to, co zdobyłem z takim wysiłkiem,
ale wszystko zniknęło, a ja byłem pusty niczym step.
I doskonale rozumiałem, dlaczego Ester postanowiła przyjechać właśnie tutaj,
na pusty step.
A poniewaŜ byłem pusty, wiatr przyniósł mi wiele nowego — dźwięki, których
nigdy nie słyszałem, ludzi, których wcześniej nie znałem. Odnalazłem dawną radość
Ŝycia, bo uwolniłem się od mojej historii osobistej, zniszczyłem akomodatora,
odkryłem, Ŝe tak jak nomadzi i szamani na stepie, jestem w stanie błogosławić
innych ludzi. Odkryłem, Ŝe czuję się duŜo lepiej, Ŝe jestem silniejszy, niŜ sądziłem.
Czas wytrąca z rytmu tylko tych, którzy nigdy nie mieli odwagi iść w swoim własnym
tempie.
Pewnego dnia z powodu kobiety wyruszyłem w długą pielgrzymkę po swoje
marzenie. Wiele lat później ta sama kobieta zmusiła mnie, Ŝebym znowu zaczął iść,
tym razem by spotkać się z człowiekiem, którego zgubiłem po drodze.
Teraz myślę o wszystkim, byle nie o sprawach waŜnych. Nucę pod nosem
jakąś melodię, dziwię się, czemu nie ma tu Ŝadnych samochodów, zauwaŜam, Ŝe but
mnie obciera, a mój zegarek wciąŜ wskazuje czas europejski.
A wszystko dlatego, Ŝe ta kobieta, moja Ŝona, moja przewodniczka i miłość
mojego Ŝycia, jest ledwie o kilka kroków stąd. KaŜda błahostka pozwala mi uciec od
rzeczywistości, której od tak dawna poszukiwałem, a teraz nie mam odwagi stanąć
z nią twarzą w twarz.
Siadam na schodach przed domem, zapalam papierosa. Zastanawiam się nad
powrotem do Francji. Jestem juŜ tu, gdzie chciałem dojść, po co iść dalej?
Wstaję, nogi mi drŜą. Ale zamiast obrócić się i odejść, wycieram twarz
z piasku, otrzepuję ubranie, naciskam klamkę i wchodzę.
Nawet gdybym wiedział, Ŝe na zawsze straciłem kobietę, którą kocham, muszę
spróbować docenić błogosławieństwa, które Bóg zsyła mi dzisiaj. Łaski nie da się
zachować na później. Nie ma takiego banku, w którym mógłbym ją zdeponować
i uŜyć, kiedy znowu będę w zgodzie z samym sobą. Jeśli nie skorzystam z tych

- 192 -
Paulo Coelho Zahir

błogosławieństw, teraz stracę je bezpowrotnie.


Bóg dobrze wie, Ŝe jesteśmy artystami Ŝycia. Jednego dnia daje nam dłuto
rzeźbiarskie, innego dnia farby i pędzie do malowania, jeszcze innego pióro i papier
do pisania. Ale nigdy nie uda mi się namalować dłutem obrazu ani pędzlem stworzyć
rzeźby. Dlatego, choć to bardzo trudne, muszę przyjąć małe błogosławieństwa dnia
dzisiejszego, które wydają mi się teraz przekleństwem, bo cierpię, a dzień jest
piękny, świeci słońce i dzieci na ulicy śpiewają. Tylko w ten sposób będę w stanie
przeŜyć ten ból, zostawić go za sobą i odbudować swoje Ŝycie.

Pokój był zalany światłem. Kiedy wszedłem, Ester podniosła oczy, uśmiechnęła
się i dalej czytała na głos Czas rozdzierania, czas zszywania kobietom i dzieciom
siedzącym na ziemi wśród kolorowych tkanin. Zawsze, kiedy robiła pauzę,
powtarzały ostatni fragment, nie odrywając oczu od pracy.
Miałem ściśnięte gardło, ale opanowałem się, Ŝeby się nie rozpłakać, i nic juŜ
nie czułem. Wpatrywałem się całym sobą w tę scenę, słuchając moich słów w jej
ustach, a wokół były tylko kolory, światło i ludzie całkowicie skupieni na tym, co
robią.

W końcu, jak powiedział pewien perski mędrzec, miłość jest chorobą, z której
nikt nie pragnie się wyleczyć. Ten, kogo dotknęła, nie chce wrócić do zdrowia, kto
cierpi z jej powodu, nie szuka lekarza.

Ester zamknęła ksiąŜkę. Słuchacze podnieśli oczy i zobaczyli mnie.


— To mój przyjaciel, idę się z nim przejść — powiedziała. — Na dzisiaj koniec
lekcji.
Wszyscy roześmiali się i pozdrowili mnie serdecznie. Ona podeszła,
pocałowała mnie w policzek, ujęła pod ramię i wyszliśmy.
— Cześć! — przywitałem ją.
— Czekałam na ciebie — powiedziała.
Przytuliłem ją, połoŜyłem głowę na jej ramieniu i rozpłakałem się. Gładziła mnie
po włosach, a dotyk jej ręki sprawiał, Ŝe zaczynałem rozumieć coś, czego nie
chciałem rozumieć, pogodziłem się z tym, z czym nie chciałem się pogodzić.
— Czekałam na ciebie na wiele sposobów — mówiła, widząc, Ŝe powoli się
uspokajam. — Czekałam jak zrozpaczona kobieta, która wie, Ŝe jej męŜczyzna nigdy

- 193 -
Paulo Coelho Zahir

nic nie zrozumie, więc nigdy za nią nie pojedzie, i będzie musiała wsiąść do
samolotu i ruszyć w drogę powrotną, a gdy nadejdzie kolejny kryzys, znowu
wyjechać, i znowu wrócić, i wyjeŜdŜać, i wracać...
Wiatr ucichł, drzewa słuchały tego, co do mnie mówiła.
— Czekałam, jak Penelopa czekała na Odyseusza, jak Julia na Romea, jak
Beatrycze na Dantego. Pustka stepu była pełna wspomnień o tobie, o wspólnie
spędzonych chwilach, o krajach, które zwiedziliśmy, o naszych radościach
i kłótniach. Obejrzałam się wtedy za siebie, na ścieŜkę wydeptaną przez moje stopy
i nie zobaczyłam tam ciebie.
Cierpiałam. Zrozumiałam, Ŝe weszłam na drogę, z której nie ma powrotu, więc
nie pozostaje mi nic innego, jak iść naprzód. Pojechałam do mądrego koczownika
i poprosiłam, Ŝeby nauczył mnie, jak zapomnieć historię osobistą i otworzyć się na
miłość, która jest wszędzie wokół. Zaczęłam uczyć się u niego tradycji tengri.
Pewnego dnia zobaczyłam tę miłość odbitą w czyichś oczach. To były oczy Dosa,
malarza.
Milczałem.
— Cierpienie mnie przygniatało. Nie wierzyłam, Ŝe mogłabym jeszcze kiedyś
pokochać. Dos nauczył mnie rosyjskiego i opowiedział, Ŝe dla ludzi stepu niebo
zawsze jest niebieskie, nawet gdy się skryje za szarymi chmurami. Wziął mnie za
rękę i pomógł mi się przebić przez te chmury. Zanim pokochałam jego, nauczył mnie
kochać siebie samą. Uświadomił mi, Ŝe moje serce naleŜy do mnie i do Boga, do
nikogo więcej.
Powiedział, Ŝe moja przeszłość będzie ze mną zawsze, ale jeśli uda mi się
uwolnić od myśli i skupić na uczuciach, zrozumiem, Ŝe w teraźniejszości jest
zawsze przestrzeń wielka jak step i mogę wypełnić ją miłością i radością Ŝycia.
W końcu wytłumaczył mi, Ŝe cierpienie rodzi się wtedy, gdy oczekujemy, Ŝe inni
będą nas kochać tak, jak to sobie wymyśliliśmy, a nie tak jak naprawdę powinna
objawiać się miłość, która jest wolna i nieujarzmiona, porywa nas swoją siłą i nie
pozwala nam się zatrzymać.
Popatrzyłem jej prosto w oczy.
— Kochasz go?
— Kochałam.
— I wciąŜ go kochasz?
— Myślisz, Ŝe to by było moŜliwe? Myślisz, Ŝe gdybym kochała innego

- 194 -
Paulo Coelho Zahir

męŜczyznę, to wiedząc o twoim przyjeździe, pozostałabym tutaj?


— Myślę, Ŝe nie. Myślę, Ŝe cały ranek czekałaś, aŜ otworzę drzwi.
— To dlaczego zadajesz głupie pytania?
Bo brak mi pewności siebie, pomyślałem. Ale w głębi duszy cieszyłem się, Ŝe
próbowała na nowo spotkać miłość.
— Jestem w ciąŜy.
I nagle cały świat runął mi na głowę, ale trwało to tylko ułamek sekundy.
— Z Dosem?
— Nie. Z kimś, kto przyjechał i odjechał. Roześmiałem się, chociaŜ serce
miałem ściśnięte.
— No tak, niewiele tu do roboty na tym końcu świata — powiedziałem.
— To nie jest koniec świata — odparła Ester, wybuchając śmiechem.
— Ale juŜ czas wracać do ParyŜa. Dzwonili od ciebie z pracy, pytali, gdzie cię
mogą znaleźć. Chcieli, Ŝebyś zrobiła reportaŜ w Afganistanie. Musisz im powiedzieć,
Ŝe teraz to absolutnie niemoŜliwe.
— Dlaczego niemoŜliwe?
— Jesteś w ciąŜy! Chcesz, Ŝeby dziecko chłonęło juŜ teraz negatywną energię
wojny?!
— Czy myślisz, Ŝe dziecko powstrzyma mnie od pracy? A właściwie dlaczego
się martwisz? PrzecieŜ ty nic w tej sprawie nie zrobiłeś!
— Jak to nie zrobiłem! Dzięki mnie przyjechałaś tutaj! Sądzisz, Ŝe to mało?
Wyciągnęła z kieszeni białej sukienki skrawek tkaniny poplamiony krwią
i podała mi z oczami pełnymi łez.
— To dla ciebie. Brakowało mi naszych kłótni.
A po chwili dodała:
— Poproś Michaiła, Ŝeby załatwił nam jeszcze jednego konia.
Wstałem, wziąłem ją w ramiona i pobłogosławiłem tak, jak sam zostałem
pobłogosławiony.

- 195 -
Paulo Coelho Zahir

Od autora

Pisałem Zahira w czasie mojej własnej wędrówki po świecie, między styczniem


i czerwcem 2004 roku. Poszczególne części ksiąŜki powstawały w ParyŜu i
w Saint-Martin (Francja), w Madrycie i w Barcelonie (Hiszpania), w Amsterdamie
(Holandia), na autostradzie (Belgia), w Ałma Acie i na okolicznych stepach
(Kazachstan).
Chciałbym podziękować moim francuskim wydawcom, Anne i Alainowi
Carriere, którzy wzięli na siebie trud zdobycia wszystkich informacji na temat
przepisów francuskiego prawa cytowanych w ksiąŜce.
Wzmiankę o Banku Przysług przeczytałem po raz pierwszy w Ognisku
próŜności Toma Wolfe'a. KsiąŜka, którą czytała Ester i w której przytoczona została
historia o rozmowie Fritza i Hansa w Tokio, to Izmael Daniela Quinna. Cytowany
przez Marie mistyk to Kenan Rifai. Większość dialogów plemienia nowych
barbarzyńców z ParyŜa została mi podsunięta przez młodych ludzi, którzy naleŜą do
takich grup. Niektóre teksty znalazłem w Internecie, ale niestety, nie mogłem ustalić
ich autorów.
Strofy, których główny bohater nauczył się w dzieciństwie i które sobie
przypomina w szpitalu (Kiedy zjawi się ta, której nikt nie pragnie...), to fragment
wiersza Consoada Brazylijczyka Manuela Bandeiry. Niektóre komentarze Marie,
zaraz po tym, jak główny bohater idzie na dworzec, Ŝeby spotkać się z aktorem,
narodziły się podczas rozmowy ze szwedzką aktorką, Agnetą Sjodin. Idea
zapominania historii osobistej, chociaŜ znana w wielu tradycjach inicjacyjnych,
została dokładnie opisana w ksiąŜce PodróŜ do Ixtlan Carlosa Castanedy. Prawo
z Jante zostało opisane przez duńskiego pisarza Aksela Sandemose w powieści
Uciekinier przekracza swoje granice.
Dwie osoby, których przyjaźń jest dla mnie zaszczytem, Dmitrij Woskobojnikow
i Jewgienia Dotsuk, ułatwiły mi podróŜ po Kazachstanie.
W Ałma Acie spotkałem się z Imangalim Tasmagabetowem, autorem ksiąŜki

- 196 -
Paulo Coelho Zahir

The Centaurs of the Great Steppe, znawcą tamtejszej kultury, który przekazał mi
wiele informacji na temat sytuacji politycznej i kulturalnej Kazachstanu, dawnej
i aktualnej.
Dziękuję takŜe Prezydentowi Republiki, Nursułtanowi Nazarbajewowi, za
znakomite przyjęcie i korzystam z okazji, by mu pogratulować, gdyŜ zaprzestał prób
nuklearnych w swoim kraju, nie wykorzystał kazachskiego arsenału atomowego, jaki
miał do dyspozycji, i opowiedział się za jego całkowitą likwidacją.
I w końcu — wiele z moich magicznych doświadczeń na stepie zawdzięczam
trzem osobom, które mi towarzyszyły i które miały dla mnie duŜo cierpliwości:
Kajsarowi Alimkulowowi, Dosowi (Dosbolowi Kasymowowi), utalentowanemu
malarzowi, który stał się inspiracją dla postaci o tym samym imieniu pojawiającej się
pod koniec ksiąŜki, oraz Marii Nimirowskiej, która początkowo była tylko moją
tłumaczką, a stała się przyjaciółką.

- 197 -

You might also like