Professional Documents
Culture Documents
Zahir
przełoŜyła Zuzanna
Bułat Silva
tytuł oryginału
O Zahir
koncepcja graficzna
Michał Batory
zdjęcie autora
Borys Buzin [Kazachstan]
redakcja
Maria Wiernikowska
korekta
Katarzyna Malinowska
przygotowanie do druku
PressEnter
Copyright © 2005 by Paulo Coelho
Copyright © for the Polish edition by Drzewo Babel, Warszawa 2005
This edition was published by arrangements with Sant Jordi Asociados, Barcelona, Spain. All rights
reserved
Drzewo Babel
ul. Litewska 10/11 00-581 Warszawa
ISBN 83-918441-9-6
-2-
Paulo Coelho Zahir
Łukasz 15,4
-3-
Paulo Coelho Zahir
-4-
Paulo Coelho Zahir
-5-
Paulo Coelho Zahir
Dedykacja
W samochodzie napomknąłem, Ŝe skończyłem pierwszą wersję
ksiąŜki. Kiedy zaczęliśmy wspinać się na pewną górę w Pirenejach,
która dla nas jest święta, bo przeŜyliśmy tam wiele niesamowitych
chwil, zapytałem, czy nie ciekawi jej, o czym jest ksiąŜka, jaki ma
tytuł. Odpowiedziała, Ŝe od dawna chciała zapytać, ale z szacunku
dla mojej pracy wolała nic nie mówić, czuła tylko zadowolenie,
ogromne zadowolenie.
Powiedziałem jej, o czym jest ksiąŜka i jaki nadałem jej tytuł.
Szliśmy dalej w milczeniu. W drodze powrotnej usłyszeliśmy szelest,
wiatr przybierał na sile, poruszając bezlistnymi koronami drzew. ZbliŜał
się do nas, sprawiając, Ŝe góra znów ujawniała swą magię, swą moc.
Wkrótce potem zaczął padać śnieg. Zatrzymałem się
i kontemplowałem tę chwilę: spadające białe płatki, szare niebo, las,
a obok ona. Ona, która przez wszystkie te lata była zawsze przy
mnie.
JuŜ wtedy chciałem jej powiedzieć, ale tego nie zrobiłem. Niech się
dowie, dopiero gdy po raz pierwszy będzie przeglądać te strony. Ta
ksiąŜka jest dedykowana Tobie, Christino, moja Ŝono.
Autor
-6-
Paulo Coelho Zahir
-7-
Paulo Coelho Zahir
Jestem wolny
-8-
Paulo Coelho Zahir
przyjaciółka mojej Ŝony, rozwiedziona — a więc mogła bez skrupułów się przyznać,
Ŝe ze mną spała — dowiedziawszy się, Ŝe zostałem zatrzymany, przyszła
zaświadczyć o mojej niewinności. Przedstawiła konkretne dowody na to, Ŝe była ze
mną w dzień i w nocy, kiedy zniknęła Ester.
Idę na rozmowę z szefem policji. On oddaje mi rzeczy osobiste, przeprasza
i tłumaczy, Ŝe moje nagłe zatrzymanie odbyło się zgodnie z prawem i nie mogę ich
zaskarŜyć. Wyjaśniam, Ŝe nie mam najmniejszego zamiaru tego robić, wiem, Ŝe
kaŜdy moŜe być podejrzany i zatrzymany na dwadzieścia cztery godziny, nawet jeśli
nie popełnił Ŝadnego przestępstwa.
— Jest pan wolny — mówi, powtarzając dokładnie słowa straŜnika.
Pytam, czy to moŜliwe, by rzeczywiście coś złego stało się mojej Ŝonie.
Wspominała, Ŝe w związku z kontaktami ze światem terrorystów czuła się czasem
obserwowana. Inspektor zbywa mnie milczeniem. Ponawiam pytanie, ale on nie
odzywa się ani słowem.
Pytam, czy jej paszport jest waŜny. Odpowiada, Ŝe oczywiście, przecieŜ nie
popełniła Ŝadnego przestępstwa, dlaczego nie miałaby swobodnie podróŜować?
— A więc istnieje ewentualność, Ŝe nie ma jej juŜ we Francji?
— Myśli pan, Ŝe opuściła pana z powodu tej dziewczyny, z którą pan sypia?
— To nie pańska sprawa — ucinam krótko.
Inspektor powaŜnieje, mówi, Ŝe zostałem zatrzymany, poniewaŜ tego wymaga
rutynowe postępowanie, ale jemu osobiście jest bardzo przykro z powodu zaginięcia
mojej Ŝony. On takŜe jest Ŝonaty i chociaŜ nie podobają mu się moje ksiąŜki (a więc
wie, kim jestem! Nie aŜ taki ignorant, na jakiego wygląda!), jest w stanie postawić się
w mojej sytuacji i rozumie, jaki to musi być dla mnie wstrząs.
Pytam, co powinienem teraz robić. On wręcza mi swoją wizytówkę, prosząc,
abym odezwał się, jeśli będę mieć jakiekolwiek wieści od Ester — taką scenę moŜna
zobaczyć w kaŜdym filmie akcji. Wcale mnie to nie przekonuje, inspektorzy policji
zawsze wiedzą więcej, niŜ chcą wyjawić.
Pyta mnie, czy poznałem męŜczyznę, z którym widziano Ester po raz ostatni.
Odpowiadam, Ŝe znałem jego pseudonim, ale nigdy nie zetknąłem się z nim
osobiście.
Pyta, czy mieliśmy jakieś kłopoty w domu. Mówię, Ŝe jesteśmy razem od ponad
dziesięciu lat i mieliśmy wszystkie zwyczajne problemy, jakie pojawiają się
w kaŜdym małŜeństwie, ni mniejsze, ni większe.
-9-
Paulo Coelho Zahir
- 10 -
Paulo Coelho Zahir
jestem bogaty, sławny i jeśli naprawdę Ester mnie porzuciła, znajdę szybko kogoś,
kto ją zastąpi. Jestem wolny i niezaleŜny.
Tylko co to jest wolność?
Przez większą część Ŝycia byłem niewolnikiem czegoś, więc chyba powinienem
rozumieć sens słowa wolność. Od dziecka walczyłem o nią jak o najdroŜszy skarb.
Walczyłem z rodzicami, którzy chcieli, Ŝebym był inŜynierem, a nie pisarzem.
Walczyłem z rówieśnikami, którzy juŜ na początku roku szkolnego wybrali mnie na
obiekt dokuczliwych kpin. Wiele krwi musiało popłynąć z mojego i z ich nosów,
i wiele ran musiałem ukrywać przed matką — bo czułem, Ŝe sam powinienem
rozwiązywać swoje problemy — aŜ udowodniłem, Ŝe potrafię znieść cięgi bez jednej
łzy. Walczyłem, Ŝeby zarobić na swoje utrzymanie, pracując jako zaopatrzeniowiec
w sklepie Ŝelaznym, Ŝeby wreszcie uwolnić się od typowego rodzinnego szantaŜu:
„Dajemy ci pieniądze, więc to moŜesz robić, a tamtego nie".
Jako nastolatek walczyłem — niestety bez powodzenia — o moją pierwszą
miłość. Dziewczyna teŜ mnie kochała, w końcu jednak mnie zostawiła, bo rodzice
przekonali ją, Ŝe nie mam widoków na przyszłość.
Walczyłem z wrogością środowiska w moim następnym fachu,
dziennikarstwie, kiedy mój pierwszy szef kazał mi czekać trzy godziny i zauwaŜył
mnie dopiero, gdy zacząłem drzeć na kawałki ksiąŜkę, którą właśnie czytał. Spojrzał
na mnie zaskoczony i dostrzegł osobę upartą, która potrafi stawić czoło
przeciwnikowi — a to cecha niesłychanie istotna dla dobrego reportera. Walczyłem
o ideały socjalizmu, trafiłem do więzienia, wyszedłem na wolność i dalej walczyłem,
czując się bohaterem klasy robotniczej — dopóki nie usłyszałem Beatlesów i nie
stwierdziłem, Ŝe wolę być fanem rocka niŜ Marksa. Walczyłem o miłość mojej
pierwszej, drugiej i trzeciej Ŝony. Walczyłem, aby mieć odwagę odejść od pierwszej,
drugiej i trzeciej, bo miłość nie przetrwała, a ja musiałem iść dalej, szukać kogoś,
kto był mi przeznaczony — a to nie była Ŝadna z tych trzech kobiet.
Walczyłem sam ze sobą, Ŝeby rzucić posadę w gazecie i mieć czas na
napisanie ksiąŜki, chociaŜ wiedziałem doskonale, Ŝe w moim kraju nie zarabia się na
literaturze. Poddałem się po roku, napisawszy ponad tysiąc stron, które wydały mi się
absolutnie genialne, bo nawet ja sam nie byłem w stanie ich pojąć.
Podczas walki spotykałem ludzi, którzy duŜo mówili o wolności i im zacieklej
bronili swojego prawa do niej, tym bardziej okazywali się ulegli presji rodziców,
małŜeństw zawieranych „do końca Ŝycia", wagi, diet odchudzających, projektów
- 11 -
Paulo Coelho Zahir
przerwanych w pół drogi, kochanków, którym nie umieli powiedzieć „nie" albo
„dosyć", weekendów, kiedy musieli zasiadać do stołu z ludźmi, których wcale nie
chcieli spotykać. Niewolnicy luksusu, pozorów luksusu, pozorów pozorów luksusu.
Niewolnicy Ŝycia, którego sami nie wybrali, ale z którym się pogodzili — poniewaŜ
dali się komuś przekonać, Ŝe to dla nich lepsze. I tak upływały im jednakowe dni
i jednakowe noce, gdzie przygoda mogła się zdarzyć tylko w ksiąŜce albo w bez
przerwy grającym telewizorze. A kiedy otwierały się przed nimi jakieś drzwi, mówili
zawsze: „To mnie nie interesuje, nie mam ochoty".
A skąd właściwie mieli wiedzieć, czy mają ochotę, czy nie, skoro nigdy nie
spróbowali? Ale nie warto było ich o to pytać. Tak naprawdę bali się jakiejkolwiek
zmiany, która mogłaby zagrozić ich stabilizacji.
Inspektor powiedział, Ŝe jestem wolny. Owszem, jestem teraz wolny, ale tak
samo wolny byłem w więzieniu, bo wolność to stan ducha. WciąŜ cenię ją sobie
najbardziej na świecie. Oczywiście, przez to wypiłem sporo wina, które mi nie
smakowało, zrobiłem wiele rzeczy, których nie powinienem był robić i których nie
mam zamiaru powtarzać, nabawiłem się blizn na duszy i ciele, zraniłem kilka osób
— które prosiłem o wybaczenie, kiedy zrozumiałem, Ŝe wolno mi robić wszystko, co
mi się Ŝywnie podoba, ale nie mogę wciągać innych w moje szaleństwo, w wir mojej
dzikiej pasji Ŝycia. Nie Ŝałuję chwil, które przecierpiałem, noszę moje blizny niczym
medale, wiem, Ŝe wolność ma wysoką cenę, równie wysoką jak niewola. Jedyna
róŜnica polega na tym, Ŝe tę cenę płaci się z przyjemnością i z uśmiechem, nawet
jeśli czasem bywa to uśmiech przez łzy.
Opuszczam komisariat. Jest piękny dzień, słoneczna niedziela, która nijak się
ma do mojego nastroju. Adwokat czeka na mnie przed bramą komisariatu, ze
słowami otuchy i bukietem kwiatów. Mówi, Ŝe obdzwonił wszystkie szpitale
i kostnice (normalna rzecz, rutynowe postępowanie w przypadku czyjegoś
zaginięcia), ale nie odnalazł Ester. Dodaje, Ŝe udało mu się utrzymać w tajemnicy
przed dziennikarzami miejsce mojego zatrzymania. Musimy teraz porozmawiać
i obmyślić wspólnie strategię na wypadek przyszłych zarzutów. Dziękuję za
wszystko, co dla mnie zrobił. Wiem, Ŝe tak naprawdę nie ma zamiaru obmyślać ze
mną Ŝadnej strategii — po prostu nie chce zostawić mnie samego, bo boi się mojej
reakcji (upiję się i znowu mnie zamkną? wywołam jakiś skandal? targnę się na
własne Ŝycie?). Odpowiadam, Ŝe mam teraz kilka waŜnych spraw do załatwienia,
a przecieŜ obaj świetnie wiemy, Ŝe nie wszedłem na razie w Ŝaden konflikt
- 12 -
Paulo Coelho Zahir
- 13 -
Paulo Coelho Zahir
osób, które usiłowały się do mnie dobić, nie zamierzam jednak oddzwonić
w najbliŜszym czasie. MoŜe pojawi się jakiś „numer nieznany". To mogłaby być tylko
ona, mój numer telefonu jest zastrzeŜony, zna go zaledwie dwadzieścia parę osób.
Ale Ŝaden „numer nieznany" się nie wyświetla, dzwonili tylko przyjaciele i bliscy
współpracownicy. Pewnie chcieli wiedzieć, co się stało, jakoś pomóc (tylko jak?),
zapytać, czy czegoś nie potrzebuję.
Telefon dzwoni. Odebrać? MoŜe z kimś się spotkać?
Postanawiam jednak pobyć sam, dopóki nie dotrze do mnie, co się właściwie
stało.
Wchodzę do Bristolu. Ester zawsze mówiła, Ŝe to jeden z niewielu paryskich
hoteli, w którym klienci traktowani są jak goście, a nie jak bezdomni szukający
schronienia. Witają mnie niczym dobrego znajomego, siadam przy stoliku obok
pięknego starego zegara, słucham pianina, patrzę na ogród.
Muszę wziąć się w garść, przeanalizować wszystkie opcje, Ŝycie przecieŜ toczy
się dalej. Nie jestem ani pierwszym, ani ostatnim męŜczyzną, którego opuściła Ŝona
— ale czy to musiało zdarzyć się akurat w tak piękny słoneczny dzień, kiedy ludzie
na ulicy śmieją się, dzieci podskakują z radości, a kierowcy jak jeden mąŜ
zatrzymują się przed przejściem dla pieszych?
Biorę serwetkę. Muszę wyrzucić te myśli z głowy, przelać je na papier. Emocje
na na bok i zobaczmy, co mogę zrobić.
a) RozwaŜyć moŜliwość, Ŝe rzeczywiście została porwana, jej Ŝyciu zagraŜa
niebezpieczeństwo, jestem jej męŜczyzną, towarzyszem na dobre i złe, powinienem
poruszyć niebo i ziemię, Ŝeby ją odnaleźć.
Odpowiedź: Zabrała paszport. Policja o tym nie wie, ale wzięła równieŜ kilka
rzeczy osobistych i portfel z obrazkami świętych chroniącymi od złego, który zawsze
brała ze sobą, kiedy jechała za granicę. Podjęła pieniądze z konta.
Wniosek: Przygotowywała się do wyjazdu.
b) RozwaŜyć moŜliwość, Ŝe dała się oszukać informatorowi.
Odpowiedź: Wiele razy znajdowała się w niebezpiecznych sytuacjach —
ryzyko było wpisane w jej zawód. Ale zawsze mnie uprzedzała, byłem jedyną osobą,
której mogła ufać bezgranicznie. Mówiła, dokąd jedzie, z kim będzie się kontaktować
(chociaŜ, Ŝeby mnie nie naraŜać, zazwyczaj uŜywała pseudonimów) i co powinienem
zrobić, gdyby nie wróciła na czas.
Wniosek: Nie planowała spotkania ze swoimi informatorami.
- 14 -
Paulo Coelho Zahir
- 15 -
Paulo Coelho Zahir
Przez chwilę upajam się myślą o mojej nowej sytuacji samotnego milionera.
Mogę umawiać się, z kim zechcę i kiedy zechcę, w biały dzień. Mogę zachowywać
się na przyjęciach tak, jak się nie zachowywałem przez te ostatnie lata. Wieści
szybko się rozejdą i niebawem cały tabun kobiet — młodych albo nie całkiem juŜ
młodych, bogatych albo nie tak bogatych, jak z pozoru mogłoby się wydawać,
inteligentnych, a moŜe tylko na tyle przebiegłych, Ŝeby mówić to, co ich zdaniem
chciałbym usłyszeć — zapuka do moich drzwi.
Chcę uwierzyć w to, Ŝe cudownie jest być wolnym. Znowu wolnym. Gotowym
na spotkanie prawdziwej miłości, kogoś, kto na mnie czeka i kto nie pozwoli mi juŜ
nigdy znaleźć się w tak upokarzającej sytuacji.
Dopijam czekoladę, zerkam na zegarek, wiem, Ŝe jeszcze za wcześnie na to
miłe uczucie powrotu do świata ludzi. Przez chwilę wyobraŜam sobie, Ŝe Ester stanie
w drzwiach, Ŝe przejdzie powoli po pięknych perskich dywanach, usiądzie przy mnie
i nic nie mówiąc, zapali papierosa, spojrzy na ogród i weźmie mnie za rękę. Mija pół
godziny, przez te pól godziny prawie uwierzyłem w historię, którą stworzyłem
w wyobraźni, wreszcie dociera do mnie, Ŝe to czysta fantazja.
Postanawiam nie wracać do domu. Idę do recepcji, proszę o pokój,
szczoteczkę do zębów i dezodorant. Hotel jest wprawdzie pełen, ale dyrektor daje mi
do dyspozycji ładny apartament z tarasem i widokiem na wieŜę Eiffla. Pode mną
dachy ParyŜa, zapalają się pierwsze światła w oknach, rodziny zasiadają do
niedzielnej kolacji. I wraca to uczucie z Pól Elizejskich: im piękniejszy świat wokół
mnie, tym podlej się czuję.
śadnej telewizji. śadnej kolacji. Siadam na tarasie i przewijam do tyłu całe
moje Ŝycie. Widzę chłopaka, który marzył o tym, by zostać sławnym pisarzem
i nagle uświadomił sobie, Ŝe świat nie jest wcale taki piękny, jak mu się wydawało —
pisze w języku, którego prawie nikt nie rozumie, w kraju, w którym podobno nikt nie
czyta. Rodzina zmusza go do podjęcia studiów na uniwersytecie („wszystko jedno na
jakim kierunku, synu, bylebyś tylko zdobył dyplom — bez tego nic w Ŝyciu nie
osiągniesz"). On się buntuje. Są szalone lata sześćdziesiąte, włóczy się po świecie
z hippisami. W końcu poznaje piosenkarza, dla którego pisze parę tekstów,
i okazuje się, Ŝe zarabia więcej niŜ jego siostra, która posłuchała rodziców i została
chemiczką.
Piszę kolejne teksty, piosenkarz odnosi coraz większe sukcesy, kupuję parę
mieszkań, zrywam współpracę z piosenkarzem, ale mam dość oszczędności, Ŝeby
- 16 -
Paulo Coelho Zahir
móc nie pracować przez następnych kilka lat. śenię się po raz pierwszy, z kobietą
starszą ode mnie. Wiele się od niej uczę — jak się kochać, jak prowadzić samochód,
jak mówić po angielsku, jak spać do późna — ale w końcu rozstajemy się, bo jej
zdaniem jestem „niedojrzały emocjonalnie, taki, co to poleci za byle podlotkiem
z duŜym biustem". śenię się po raz drugi i po raz trzeci z kobietami, którym ufam,
które dają mi poczucie emocjonalnej stabilizacji. Mam to, czego chciałem, lecz
odkrywam, Ŝe tej wymarzonej stabilizacji towarzyszy okropna nuda.
Następne dwa rozwody. Znowu jestem wolny, ale to tylko złudzenie. Wolność to
nie odrzucenie kompromisów, lecz świadomy wybór i zgoda na wszystkie
konsekwencje tego wyboru.
Dalej szukam miłości i piszę teksty piosenek. Kiedy ktoś mnie pyta, czym się
zajmuję, odpowiadam, Ŝe jestem pisarzem. Kiedy mówi, Ŝe zna teksty moich
piosenek, odpowiadam, Ŝe to zaledwie część mojej pracy. Kiedy przeprasza, Ŝe nie
czytał Ŝadnej z moich ksiąŜek, odpowiadam, Ŝe pracuję właśnie nad powieścią — co
oczywiście jest wierutnym kłamstwem. Tak naprawdę to mam i pieniądze,
i znajomości, lecz nie mam odwagi napisać ksiąŜki — a przecieŜ moje marzenie ma
szansę się wreszcie spełnić. Ale boję się spróbować, bo jeśli mi się nie uda, to nie
wyobraŜam sobie reszty mojego Ŝycia. Bezpieczniej jest pozostawać w sferze
marzeń, niŜ ryzykować popełnienie błędu.
Pewnego dnia młoda dziennikarka prosi mnie o wywiad. Ciekawi ją, Ŝe jestem
autorem tekstów, które śpiewa cały kraj, a mnie nikt nie zna, bo zazwyczaj tylko
piosenkarz pojawia się w mediach. Ładna, inteligentna, wyciszona. Po raz drugi
spotykamy się na przyjęciu, luźno, bez zawodowego napięcia. Jeszcze tej samej
nocy udaje mi się zaciągnąć ją do łóŜka. Zakochuję się, ona sądzi, Ŝe nic z tego nie
będzie. Kiedy dzwonię, zawsze mówi, Ŝe jest zajęta. Im bardziej mnie odpycha, tym
bardziej mnie interesuje — aŜ w końcu udaje mi się ją przekonać, aby spędziła ze
mną weekend na wsi (chociaŜ byłem czarną owcą w rodzinie, jako jedyny z moich
rówieśników miałem juŜ własny dom na wsi — jak widać, czasem warto się
zbuntować).
Przez trzy dni jesteśmy odcięci od świata, chodzimy na długie spacery po plaŜy,
gotuję dla niej, ona opowiada o swojej pracy, aŜ w końcu zakochuje się we mnie. Po
powrocie do miasta zaczyna regularnie u mnie sypiać. Pewnego ranka wychodzi
wcześniej niŜ zwykle i wraca ze swoją maszyną do pisania. Od tej chwili, choć nic
nie zostało powiedziane wprost, mój dom staje się jej domem.
- 17 -
Paulo Coelho Zahir
- 18 -
Paulo Coelho Zahir
wyprowadzę się jeszcze tego samego dnia do hotelu, czekając, aŜ ona znajdzie
sobie jakieś lokum. Ona mówi, Ŝe jeśli o nią chodzi, to nie ma problemu, mogę
odejść od razu, w ciągu miesiąca mieszkanie będzie puste, od jutra zacznie sobie
czegoś szukać. Pakuję walizki, a ona siada i czyta ksiąŜkę. Bąkam, Ŝe jest juŜ
późno, Ŝe pójdę jutro. Ona radzi, Ŝebym się pospieszył, bo jutro moja determinacja
moŜe osłabnąć. Pytam, czy chce się mnie pozbyć. Ona śmieje się i mówi, Ŝe to
przecieŜ ja postanawiam odejść. Kładziemy się spać. Następnego dnia moja chęć
odejścia jest juŜ o wiele słabsza, postanawiam jeszcze raz wszystko przemyśleć.
Ester upiera się jednak, Ŝe sprawa nie jest zakończona: jeśli nie zaryzykuję i nie
postawię na jedną kartę tego, co uwaŜani za moje prawdziwe powołanie, to podobne
sceny wcześniej czy później się powtórzą. Będzie nieszczęśliwa i wtedy to ona
zechce mnie porzucić. Tylko Ŝe ona swój zamiar wprowadzi w Ŝycie i spali za sobą
wszystkie mosty. Dopytuję się, co to właściwie znaczy.
— Znajdę sobie kogoś, zakocham się — odpowiada.
Potem wychodzi do redakcji, a ja postanawiam zrobić sobie dzień wolnego
(oprócz pisania tekstów piosenek, pracuję trochę w wytwórni płytowej) i zasiadam
przed maszyną do pisania. Wstaję, czytam gazety, odpowiadam na waŜne listy,
a potem na te mniej waŜne, notuję, co mam jeszcze do zrobienia, słucham muzyki,
postanawiam pójść na spacer, zamieniam parę słów ze sprzedawcą w piekarni,
wracam do domu. Tak mija dzień, a ja nie napisałem ani linijki. Dochodzę do
wniosku, Ŝe nienawidzę Ester, bo zmusza mnie do robienia tego, na co nie mam
ochoty.
Kiedy przychodzi po z pracy, o nic nie pyta — wie, Ŝe nie udało mi się nic
spłodzić. Mówi, Ŝe moje spojrzenie dzisiaj jest takie samo jak wczoraj.
Następnego dnia idę do firmy, ale wieczorem znowu siadam przy biurku.
Czytam, oglądam telewizję, słucham muzyki, wracam do maszyny i tak upływają
dwa miesiące. Mam juŜ stertę stron z „pierwszym zdaniem", ale jak dotąd nie udało
mi się napisać do końca ani jednego akapitu.
Usprawiedliwiam się sam przed sobą, jak mogę: w tym kraju nikt nie czyta, nie
mam jeszcze gotowej fabuły. Albo wręcz przeciwnie: fabuła juŜ jest, ale szukam
sposobu na jej rozwinięcie. Poza tym jestem okropnie zajęty, muszę napisać artykuł
i szybko skończyć tekst piosenki. Mijają kolejne dwa miesiące. Pewnego dnia zjawia
się Ester i wręcza mi bilet na samolot.
— Dość tego — mówi. — Przestań udawać, Ŝe jesteś taki zapracowany,
- 19 -
Paulo Coelho Zahir
- 20 -
Paulo Coelho Zahir
bardziej zdaję sobie z tego sprawę, tym bardziej staję się agresywny. Ona udaje, Ŝe
nie zauwaŜa moich kąśliwych uwag, przypomina tylko, Ŝe zbliŜa się dzień lotu.
Pewnej nocy, juŜ blisko wyznaczonej daty, Ester nie chce się ze mną kochać.
Wypalam całego skręta z haszyszem, wypijam dwie butelki wina i mdleję na środku
salonu. Kiedy odzyskuję przytomność, dociera do mnie, Ŝe sięgnąłem juŜ dna i nie
pozostaje mi nic innego, jak odbić się i wypłynąć na powierzchnię. I ja, który tak
szczyciłem się swoją odwagą, nagle widzę zupełnie jasno, jak bardzo jestem
tchórzliwy, wygodnicki i małostkowy. Tego ranka budzę Ester pocałunkiem i mówię,
Ŝe zgadzam się na jej pomysł.
Lecę do Hiszpanii, w trzydzieści osiem dni przebywam pieszo drogę do
Santiago de Compostela. Kiedy docieram na miejsce, uświadamiam sobie, Ŝe to
dopiero początek mojej podróŜy. Postanawiam zamieszkać w Madrycie, Ŝyć
z tantiem z piosenek i pozwolić, Ŝeby ocean oddzielał mnie od ciała Ester —
chociaŜ rozmawiamy często przez telefon i oficjalnie wciąŜ jesteśmy razem. To dla
mnie wygodne, mam Ŝonę, wiem, Ŝe zawsze mogę do niej wrócić, a jednocześnie
cieszę się całkowitą swobodą.
Zakochuję się w doktorantce z Katalonii, w Argentynce, która robi biŜuterię,
w dziewczynie, która śpiewa w metrze. Tantiemy pozwalają mi na dostatnie Ŝycie,
nie muszę pracować, mam czas na wszystko, nawet na... pisanie ksiąŜki.
KsiąŜka zawsze moŜe poczekać do następnego dnia, przecieŜ burmistrz
Madrytu pod ciekawym hasłem Madrid me mata [Madryt jest zabójczy] postanowił
przeobrazić stolicę w miejsce wielkiej ciągłej fiesty, zachęca, by włóczyć się nocami
po barach, wymyśla romantyczną nazwę movida madrilena [madrycki zgiełk]. Nie
mogę zabawy odłoŜyć do jutra, wszystko jest takie pasjonujące, dni są za krótkie,
a noce długie.
Pewnego pięknego dnia dzwoni Ester i oznajmia, Ŝe przyjeŜdŜa. Mówi, Ŝe
musimy coś wreszcie postanowić. Zjawi się za tydzień, mam więc trochę czasu, Ŝeby
wymyślić na poczekaniu parę zręcznych wykrętów (jadę do Portugalii, ale wrócę za
miesiąc — oznajmiam dziewczynie o jasnych włosach, która kiedyś śpiewała
w metrze, a teraz mieszka u mnie i co noc hula ze mną w „madryckim zgiełku").
Sprzątam mieszkanie, zacieram wszelkie ślady kobiecej obecności, błagam
przyjaciół o całkowitą dyskrecję: moja Ŝona przyjeŜdŜa na miesiąc.
Ester wysiada z samolotu, ma okropną fryzurę, ledwo ją rozpoznałem.
Włóczymy się po Hiszpanii, zwiedzamy miasteczka, które na jedną noc wydają się
- 21 -
Paulo Coelho Zahir
waŜne, ale gdybym tam miał wrócić, nie pamiętałbym nawet, gdzie były. Chodzimy
na corridy, koncerty flamenco, jestem najczulszym męŜem pod słońcem, chcę, by
wróciła do domu z poczuciem, Ŝe wciąŜ ją kocham. Sam nie wiem, czemu mi na tym
tak zaleŜy. MoŜe podświadomie czuję, Ŝe madrycki sen kiedyś się skończy?
Mówię, Ŝe nie podoba mi się jej uczesanie, ona idzie do fryzjera i znowu jest
piękna. Zostało juŜ tylko dziesięć dni do końca jej wakacji, chcę, Ŝeby wyjechała
zadowolona i zostawiła mnie znowu samego w zabójczym Madrycie. Dyskoteki,
które otwierają się o dziesiątej rano, walki byków, niekończące się rozmowy na te
same tematy, alkohol, kobiety, znowu byki, więcej alkoholu, więcej kobiet i Ŝadnego,
absolutnie Ŝadnego planu dnia.
Pewnej niedzieli, po drodze do całonocnej knajpki, Ester porusza temat tabu:
ksiąŜki, którą miałem napisać. Wypijam duszkiem butelkę whisky, kopię w bramę,
którą akurat mijamy, wymyślam przypadkowym przechodniom i pytam, po co tu
przyjechała, skoro jej jedynym celem jest zatruwać mi Ŝycie, stłamsić całą moją
radość. Ona milczy — ale oboje zdajemy sobie sprawę, Ŝe to ostatnie podrygi
naszego związku. Spędzam bezsenną noc, następnego dnia wrzeszczę na
kierownika hotelu, Ŝe telefon źle działa, łajam sprzątaczkę, Ŝe od tygodnia nie
zmieniała pościeli, biorę bardzo długą kąpiel, Ŝeby wyleczyć wczorajszego kaca,
i wreszcie siadam przed maszyną do pisania, tylko po to, by pokazać Ester, Ŝe
próbuję, naprawdę próbuję pracować.
I nagle zdarza się cud. Patrzę na kobietę, która siedzi naprzeciw mnie, właśnie
zaparzyła kawę i czyta gazetę, ma w oczach zmęczenie i rozpacz, jak zwykle
zachowuje się cicho, nie okazuje czułości gestami, patrzę na tę kobietę, która
sprawiła, Ŝe powiedziałem „tak", chociaŜ chciałem powiedzieć „nie", zmusiła mnie,
Ŝebym walczył o to, co uwaŜała — i miała całkowitą rację — za najwaŜniejsze dla
mnie, zgodziła się na długą rozłąkę, bo jej miłość do mnie była większa niŜ jej miłość
do siebie samej, nie pozwoliła, bym minął się ze swoim powołaniem, i sprawiła, Ŝe
wyruszyłem tropem moich marzeń. Patrzę na tę kobietę, jeszcze prawie dziewczynę,
której oczy mówią więcej niŜ usta, spokojną, często w duszy przestraszoną, ale
zawsze odwaŜną w działaniu, która kocha nie poniŜając się, nie prosząc
o wybaczenie, patrzę, jak walczy o swojego męŜczyznę — i nagle moje palce
zaczynają stukać w klawiaturę.
Pierwsze zdanie. Drugie.
Przez dwa dni prawie nie jem, śpię tylko tyle, ile to konieczne, a słowa
- 22 -
Paulo Coelho Zahir
pojawiają się same, nie wiadomo skąd — tak jak to się kiedyś działo z tekstami
piosenek, kiedy po wielu kłótniach i bezsensownych dyskusjach ja i mój partner
wiedzieliśmy, Ŝe „to" juŜ jest gotowe i trzeba tylko przelać słowa na papier. Tym
razem wiem, Ŝe „to" płynie z serca Ester. Moja miłość do niej rodzi się na nowo,
piszę, bo ona istnieje i pokonała trudności, nie narzekając i nie robiąc z siebie
ofiary. Zaczynam opowiadać o jedynej rzeczy, która poruszyła mnie w ostatnich
latach — o drodze do Santiago.
Pisząc, uświadamiam sobie, Ŝe mój sposób widzenia świata ulega waŜnym
przemianom. Wiele lat studiowałem i praktykowałem magię, alchemię, wiedzę
tajemną. Fascynowała mnie idea, Ŝe garstka wybrańców moŜe mieć w swoich
rękach ogromną moc, którą nie powinna się dzielić z resztą ludzkości, gdyŜ oddanie
tego niesłychanego potencjału w niepowołane ręce byłoby wielkim ryzykiem. Brałem
udział w tajnych zebraniach, dawałem się wciągać do egzotycznych sekt,
kupowałem bardzo drogie ksiąŜki „z drugiego obiegu", poświęciłem wiele czasu
i energii na odprawianie rytuałów i zaklęć. Przez lata wstępowałem i występowałem
z róŜnych ugrupowań i bractw, zawsze łudząc się tym, Ŝe spotkam kogoś, kto
odsłoni przede mną tajemnice niewidzialnego świata. I zawsze doznawałem
rozczarowania, bo zwykle ci ludzie — chociaŜ wszyscy mieli dobre intencje — ulegali
jakimś dogmatom i stawali się fanatykami, po prostu dlatego, Ŝe czasem jedynym
ujściem dla wątpliwości, które nieustannie nękają ludzką duszę, jest fanatyzm.
Odkryłem co prawda, Ŝe większość z tych rytuałów działa. Ale odkryłem takŜe,
Ŝe ci, którzy uwaŜali się za mistrzów, co posiedli tajemnicę Ŝycia, ci, którzy twierdzili,
Ŝe znają techniki pozwalające kaŜdemu człowiekowi osiągnąć, co tylko zapragnie,
stracili zupełnie kontakt z naukami staroŜytnych. Przejście drogi do Santiago,
spotkania ze zwyczajnymi ludźmi, odkrycie, Ŝe wszechświat mówi językiem „znaków"
i Ŝeby go zrozumieć, wystarczy patrzeć z otwartym umysłem na to, co dzieje się
wokół nas, to wszystko sprawiło, Ŝe zacząłem wątpić, czy okultyzm jest jedynym
sposobem dotarcia do tajemnicy. W ksiąŜce o pielgrzymce do Santiago zaczynam
więc rozwaŜać inne moŜliwości duchowego rozwoju i dochodzę do takiego oto
wniosku:
- 23 -
Paulo Coelho Zahir
- 24 -
Paulo Coelho Zahir
- 25 -
Paulo Coelho Zahir
- 26 -
Paulo Coelho Zahir
dobrze przyjęty. Powiem więcej: cudzoziemiec odnosi sukces! Dziesięć lat później
mam ogromne mieszkanie z widokiem na Sekwanę, czytelnicy mnie uwielbiają,
a krytycy nienawidzą (podziwiali mnie, dopóki nie sprzedałem pierwszych stu tysięcy
egzemplarzy, czyli przestałem być „niezrozumianym geniuszem"). Zawsze na czas
spłacam długi, a wkrótce sam zaczynam poŜyczać — kontakty. Moje wpływy rosną.
Uczę się prosić i uczę się robić to, o co inni mnie poproszą.
Ester dostaje pozwolenie na pracę, pisze do francuskiej prasy. Mimo
zwyczajnych konfliktów, jakie zdarzają się w kaŜdym małŜeństwie, jestem
szczęśliwy. Pierwszy raz w Ŝyciu dociera do mnie, Ŝe wszystkie moje poprzednie
rozczarowania miłosne i poraŜki małŜeńskie nie miały nic wspólnego z moimi
partnerkami, ale brały się z mojego własnego rozgoryczenia. Ester zrozumiała
i uświadomiła mi prostą sprawę: Ŝeby ją spotkać, musiałem najpierw spotkać się
z samym sobą. śyjemy razem od ośmiu lat, uwaŜam, Ŝe jest kobietą mojego Ŝycia
i chociaŜ od czasu do czasu (prawdę mówiąc, dosyć często) zdarza mi się w kimś
zadurzyć, nigdy nie zaświtała mi w głowie myśl o rozwodzie. Nie pytam, czy ona wie
o moich romansach. A ona nigdy nie robi mi na ten temat Ŝadnych wymówek.
Dlatego jestem bardzo zaskoczony, kiedy pewnego dnia po wyjściu z kina
Ester oznajmia mi, Ŝe poprosiła w redakcji, by wysłali ją do Afryki na reportaŜ
z wojny domowej.
— Co takiego?!
— Chcę zostać korespondentką wojenną.
— Chyba oszalałaś?! Po co ci to? Masz pracę, o jakiej zawsze marzyłaś.
Dobrze zarabiasz, chociaŜ tak naprawdę nie musisz pracować. Masz wszystkie
potrzebne kontakty w Banku Przysług, masz talent i uznanie środowiska.
— Powiedzmy, Ŝe muszę trochę pobyć sama.
— To z mojego powodu?
— Razem budujemy nasze Ŝycie, kocham mojego męŜczyznę i on mnie kocha,
choć nie jest najwierniejszym z męŜów.
— Nigdy wcześniej nie robiłaś mi z tego powodu wyrzutów.
— Bo nie ma to dla mnie szczególnego znaczenia. Co to jest wierność?
Poczucie, Ŝe posiadam na zawsze czyjeś ciało i duszę? A ty sądzisz, Ŝe przez te
wszystkie wspólnie spędzone lata nigdy nie przespałam się z Ŝadnym innym
męŜczyzną?
— Nie obchodzi mnie to. Nie chcę nic o tym wiedzieć. Nie chcę o tym
- 27 -
Paulo Coelho Zahir
rozmawiać.
— I ja nie chcę.
— A więc o co chodzi z tą wojną na zapomnianym przez Boga krańcu świata?
— Po prostu muszę. Powiedziałam juŜ, Ŝe muszę jechać.
— Czego ci tu brakuje?
— Mam wszystko, czego pragnie kaŜda kobieta.
— A więc co jest nie tak?
— Właśnie to. Mam wszystko, ale nie jestem szczęśliwa. I jest wielu takich jak
ja. Przez te lata zrobiłam wywiady z tłumem ludzi: bogatych i biednych, wpływowych
i zrezygnowanych. W ich oczach widziałam nieskończoną gorycz. Smutek nie
zawsze uświadomiony, ale zawsze obecny, niezaleŜnie od tego, co mi mówili.
Słuchasz mnie?
— Słucham. I zastanawiam się. A więc, twoim zdaniem, nikt nie jest
szczęśliwy?
— Niektórzy wydają się szczęśliwi, po prostu nie myślą o tym. Inni snują plany
na przyszłość: wyjdę za mąŜ, będę mieć dom, dwójkę dzieci, domek na wsi. I póki
pochłania ich realizacja tych planów, są jak byki wpatrzone w toreadora: reagują
instynktownie, prą do przodu, na oślep. Zdobywają samochód, czasem nawet ferrari,
sądzą, Ŝe to jest sens Ŝycia i nigdy nie zadają sobie pytań. Ale pomimo wszystko
w ich oczach odbija się smutek duszy, z którego nawet nie zdają sobie sprawy. A ty
jesteś szczęśliwy?
— Nie wiem.
— Nie mogę powiedzieć, Ŝe wszyscy są nieszczęśliwi. Wiem, Ŝe są bez
przerwy zajęci; harują po godzinach, wychowują dzieci, dbają o współmałŜonka,
ubiegają się o dyplomy, walczą o karierę, snują plany na przyszłość, zastanawiają
się, co trzeba kupić, co trzeba mieć, Ŝeby nie czuć się gorszym, i tak dalej. Szczerze
mówiąc, niewiele osób wyznało mi wprost: „Jestem nieszczęśliwy". Większość
zapewniała: „Mam się świetnie, osiągnąłem wszystko, co chciałem". Wtedy pytałam:
„Co takiego czyni cię szczęśliwym?", i słyszałam w odpowiedzi: „Mam wszystko, co
moŜna sobie wymarzyć — rodzinę, dom, pracę, zdrowie". DrąŜyłam więc dalej: „Czy
zatrzymałeś się kiedyś, Ŝeby pomyśleć, czy o to tylko w Ŝyciu chodzi?". „Tak, tylko
o to chodzi" — zapewniali. „A więc sens Ŝycia to praca, rodzina, dzieci, które urosną
i pewnego dnia odejdą, Ŝona czy mąŜ, którzy z biegiem lat stają się bardziej
przyjaciółmi niŜ kochankami, praca, która skończy się pewnego dnia. I co wtedy
- 28 -
Paulo Coelho Zahir
- 29 -
Paulo Coelho Zahir
- 30 -
Paulo Coelho Zahir
- 31 -
Paulo Coelho Zahir
uwielbiam moją pracę, dobrze się bawię. Ale od czasu do czasu czuję głęboki
smutek, pomieszany niekiedy z poczuciem winy albo ze strachem. To wraŜenie mija,
powraca i znów mija. Tak jak nasz Hans, zadaję sobie pytanie, a nie znajdując
odpowiedzi, po prostu zapominam. Mogłabym ratować głodujące dzieci, załoŜyć
towarzystwo ochrony delfinów, próbować zbawiać świat w imię Jezusa, robić
cokolwiek, co dałoby mi poczucie, Ŝe jestem uŜyteczna, ale nie chcę.
— To skąd ten pomysł, Ŝeby jechać na wojnę?
— Bo myślę, Ŝe na wojnie człowiek dotyka jakiejś granicy. Nazajutrz moŜe
zginąć. A kto Ŝyje na granicy, staje się innym człowiekiem.
— Chcesz odpowiedzieć na pytanie Hansa?
— No właśnie.
Dzisiaj, w tym pięknym apartamencie Bristolu, z wieŜą Eiffla rozbłyskującą na
pięć minut za kaŜdym razem, kiedy zegar wybije kolejną godzinę, z zakorkowaną
butelką wina, z pustą paczką po papierosach, z ludźmi witającymi mnie, jak gdyby
nic się nie stało, sam sobie zadaję pytanie: Czy to wszystko zaczęło się tamtego
właśnie dnia, po wyjściu z kina? Czy musiałem pozwolić jej wyjechać na
poszukiwanie źle opowiedzianej historii? Czy raczej powinienem był być bardziej
stanowczy, kazać jej zapomnieć o całej sprawie, bo przecieŜ była moją Ŝoną, a ja
potrzebowałem jej obecności i wsparcia?
Bzdury! Tak samo wiedziałem wtedy, jak wiem teraz, Ŝe mogłem tylko pogodzić
się z jej decyzją. Gdybym postawił sprawę na ostrzu noŜa i powiedział: „Wybieraj,
albo ja, albo twój szalony pomysł z wyjazdem na wojnę", zaprzepaściłbym wszystko,
co Ester dla mnie zrobiła. Nawet jeśli nie przekonała mnie do swoich racji — do tego,
Ŝe trzeba jechać na poszukiwanie „źle opowiedzianej historii" — doszedłem do
wniosku, Ŝe potrzebowała trochę wolności, przestrzeni, silnych wraŜeń. CóŜ w tym
złego?
Tak więc zgodziłem się — zaznaczając przy tym, Ŝe zaciąga ogromny dług
w Banku Przysług (jeśli się nad tym zastanowić, było to groteskowe). Przez dwa lata
Ester śledziła z bliska róŜne konflikty zbrojne, zmieniając kontynenty częściej niŜ
buty. Za kaŜdym razem kiedy wracała, sądziłem, Ŝe da sobie z tym spokój. PrzecieŜ
w końcu zatęskni za przyzwoitym jedzeniem, za łazienką, kinem czy teatrem.
Pytałem, czy znalazła wreszcie odpowiedź na pytanie Hansa, ale zawsze
odpowiadała, Ŝe jest juŜ na dobrej drodze — a ja musiałem się tym zadowolić.
Czasem spędzała wiele miesięcy daleko od domu i wbrew temu, co mówi „urzędowa
- 32 -
Paulo Coelho Zahir
- 33 -
Paulo Coelho Zahir
poniewaŜ ludzie zawsze wierzą w to, w co chcą wierzyć, Ester zadowalała się moją
odpowiedzią.
Znowu przypominają mi się słowa inspektora policji, kiedy wypuszczał mnie
z aresztu: Jest pan wolny. Co to jest wolność? Co znaczyła wolność dla Ester?
Wiedzieć, Ŝe twój mąŜ nie interesuje się tym, co robisz? Czuć się samotną, nie mieć
się z kim podzielić najintymniejszymi uczuciami, bo męŜczyzna, którego poślubiłaś,
jest skoncentrowany tylko i wyłącznie na swojej pracy, na swojej waŜnej, wspaniałej,
trudnej karierze?
Spoglądam znowu na wieŜę Eiffla. Minęła kolejna godzina, bo wieŜa znowu
błyszczy, jakby była wysadzana diamentami. Nie wiem, ile razy juŜ rozbłysła, odkąd
tu siedzę przy oknie. Wiem tylko, Ŝe w imię wolności naszego małŜeństwa nie
zrozumiałem, Ŝe Michaił zniknął z opowieści mojej Ŝony...
...by pojawić się w jakimś barze i zniknąć znowu, tym razem zabierając Ester
ze sobą, a ze sławnego pisarza zrobić typa podejrzanego o zbrodnię.
Albo, co gorsza, porzuconego męŜczyznę.
- 34 -
Paulo Coelho Zahir
Pytanie Hansa
- 35 -
Paulo Coelho Zahir
Wykorzystała mnie oraz gazetę dla własnej reklamy i do dziś nie wiem, czy klęska,
jaką poniosła na rynku muzycznym, to efekt tego typu taniej promocji (płyta nie była
najgorsza, jednak nieprzychylne recenzje w prasie ją zniszczyły).
Ale skandal wokół znanego pisarza nie trwał długo. W Europie, a
w szczególności we Francji niewierność nie tylko jest dopuszczalna, lecz po cichu
wręcz podziwiana. Nikomu się nie podoba, jak w gazetach piszą o niemiłej
przygodzie, która mogłaby się przydarzyć jemu samemu.
Temat zszedł więc z okładek gazet, ale wciąŜ krąŜyły róŜne pogłoski: porwanie,
ucieczka z domu z powodu złego traktowania (zdjęcie kelnera, który mówi, Ŝe
często się kłóciliśmy; pamiętam, rzeczywiście któregoś dnia wściekle kłóciłem się na
jego oczach z Ester o pewnego południowoamerykańskiego pisarza; miała o nim
zupełnie inne zdanie niŜ ja). Pewien angielski brukowiec utrzymywał — chociaŜ bez
specjalnego oddźwięku — Ŝe moja Ŝona zeszła do podziemia, bo popiera
terrorystyczną organizację islamską.
Ale na tym świecie pełnym zdrad, rozwodów, morderstw, zamachów juŜ po
miesiącu cała sprawa poszła w niepamięć. Długoletnie doświadczenie nauczyło
mnie, Ŝe tego typu rewelacje nigdy nie miały wpływu na moich wiernych czytelników
(raz coś takiego juŜ się zdarzyło, kiedy pewien dziennikarz oznajmił w argentyńskiej
telewizji, Ŝe ma „dowody" na to, iŜ romansowałem potajemnie w Chile z przyszłą
pierwszą damą tego kraju — a jednak moje ksiąŜki nie schodziły z list bestsellerów).
Sensacje, jak mawiał pewien amerykański artysta, są po to, Ŝeby trwały nie dłuŜej niŜ
kwadrans. Ja miałem na głowie inne zmartwienia — uporządkować swoje Ŝycie,
spotkać nową miłość, pisać następne ksiąŜki, ukryć gdzieś na granicy między
miłością i nienawiścią wszelkie wspomnienie o mojej Ŝonie, a raczej — muszę
wreszcie pogodzić się z tym faktem — o mojej byłej Ŝonie.
Moje przewidywania z owego wieczoru w hotelu Bristol częściowo były trafne.
Na początku w ogóle nie wychodziłem z domu, nie wiedziałem, jak rozmawiać
z przyjaciółmi, jak spojrzeć im w oczy i powiedzieć, ot tak, po prostu: „śona mnie
zostawiła i odeszła z młodszym". Kiedy spotykaliśmy się wieczorami, wszyscy
zachowywali się bardzo taktownie, ale po kilku kieliszkach wina sam czułem się
w obowiązku poruszyć tę niewygodną kwestię — tak jakbym potrafił czytać w ich
myślach, jakbym sądził, Ŝe nie mają Ŝadnych innych zmartwień na głowie poza tym,
by się dowiedzieć co u mnie, ale są na tyle dobrze wychowani, Ŝeby o nic nie pytać.
W zaleŜności od mojego nastroju Ester była albo świętą, która rzeczywiście
- 36 -
Paulo Coelho Zahir
- 37 -
Paulo Coelho Zahir
kręciła filmy, ja miałem swoją pracę. Kiedy tylko mogłem, leciałem do Mediolanu,
kiedy indziej ona odwiedzała mnie w ParyŜu. Byliśmy sobie bliscy, ale niezaleŜni od
siebie.
Marie udawała, Ŝe nie wie, co dzieje się w moim sercu, ja udawałem, Ŝe nie
wiem, co dzieje się w jej (Ŝywiła niespełnioną miłość do Ŝonatego sąsiada, chociaŜ
kobieta taka jak ona mogła mieć kaŜdego męŜczyznę). Byliśmy przyjaciółmi,
kumplami, bawiły nas te same programy w telewizji, powiedziałbym nawet, Ŝe łączył
nas szczególny rodzaj miłości, innej niŜ to, co ja czułem do Ester, a Marie do swego
Ŝonatego sąsiada.
Zacząłem znowu spotykać się z czytelnikami, przyjmowałem zaproszenia na
konferencje i bale dobroczynne, pisałem artykuły, występowałem w telewizji,
w programach debiutujących artystów. Robiłem wszystko oprócz tego, co
powinienem był robić: pisać ksiąŜkę.
Ale to mnie nie obchodziło, w głębi ducha uwaŜałem, Ŝe moja kariera pisarska
dobiegła końca, bo tej, której zawdzięczam początek, nie ma juŜ ze mną. PrzeŜyłem
moje marzenie najintensywniej, jak mogłem, dotarłem do miejsca, gdzie niewielu
udało się dotrzeć, teraz mogę spędzić resztę Ŝycia na zabawie.
Tak myślałem kaŜdego ranka. Po południu docierało do mnie, Ŝe jedyną rzeczą,
którą chcę robić, jest pisanie. Kiedy przychodził wieczór, od nowa próbowałem
przekonać sam siebie, Ŝe juŜ spełniło się moje marzenie i powinienem zacząć nowy
rozdział Ŝycia.
Następny rok był błogosławionym rokiem kompostelańskim, który jest
obchodzony zawsze, ilekroć dwudziesty piąty lipca, dzień świętego Jakuba, przypada
w niedzielę. Wtedy specjalne drzwi w miejscowej katedrze są otwarte przez trzysta
sześćdziesiąt pięć dni w roku. Według tradycji na tego, kto wejdzie do katedry przez
te drzwi, spłynie szczególne błogosławieństwo.
W Hiszpanii odbywało się z tej okazji wiele uroczystości, a poniewaŜ czułem
ogromną wdzięczność z powodu pielgrzymki, jaką kiedyś tu odbyłem, postanowiłem
wziąć udział przynajmniej w jednym wydarzeniu — w konferencji, która odbywała
się w styczniu w Kraju Basków. śeby uciec od rutyny — próbować pisać
ksiąŜkę/pojechać na przyjęcie/na lotnisko/odwiedzić Marie
w Mediolanie/kolacja/hotel/lotnisko/Internet/lotnisko/ wywiad/lotnisko —
postanowiłem pojechać tam samochodem, sam, tysiąc czterysta kilometrów.
Wszystkie miejsca — nawet te, gdzie nigdy wcześniej nie byłem —
- 38 -
Paulo Coelho Zahir
- 39 -
Paulo Coelho Zahir
pierwotny kształt. I tak, przez kolejne stulecia, tu wznoszono jedną ścianę, tam
rozbierano belkowanie, gdzie indziej dodawano wzmocnienia, odsłaniano
i zamurowywano witraŜe.
A katedra wciąŜ stała.
Oglądam jej szkielet i roboty w toku. Architekci zapewniają, Ŝe tym razem
znaleźli najlepsze rozwiązanie. Wszędzie rusztowania i metalowe wsporniki,
wspaniałe teorie na temat następnych posunięć, krytyka tego, co zrobiono wcześniej.
I nagle, idąc środkiem nawy głównej, dokonuję niesłychanego odkrycia: to ja
jestem katedrą. KaŜdy z nas jest katedrą. Rośniemy, zmieniamy się, natrafiamy na
słabe punkty, które trzeba naprawić, nie zawsze wybieramy najlepsze rozwiązania,
ale pomimo wszystko wciąŜ przemy naprzód, próbujemy trzymać pion i padać na
kolana nie przed ścianami, oknami czy drzwiami, ale przed pustą przestrzenią, która
jest wewnątrz, przestrzenią, w której czcimy i podziwiamy to, co jest dla nas cenne
i waŜne.
Tak, bez wątpienia jesteśmy katedrą. Ale co takiego znajduje się w pustej
przestrzeni mojej wewnętrznej katedry?
Ester, mój Zahir.
To ona wypełnia całą przestrzeń. To ona jest jedynym powodem, dla którego
Ŝyję. Rozglądam się wokół, przygotowuję się do konferencji i uświadamiam sobie,
dlaczego zmierzyłem się ze śniegiem, korkami i gołoledzią na drogach: by
przypomnieć sobie, Ŝe codziennie muszę budować siebie od nowa, i Ŝeby zrozumieć
— po raz pierwszy w Ŝyciu — Ŝe kocham jakąś istotę ludzką bardziej niŜ siebie
samego.
W drodze powrotnej do ParyŜa — juŜ przy duŜo lepszej pogodzie — wpadam
w swego rodzaju trans: nie myślę o niczym, jestem skupiony wyłącznie na jeździe.
Kiedy docieram do domu, proszę gosposię, Ŝeby nie wpuszczała nikogo, Ŝeby spała
u mnie przez najbliŜsze kilka nocy, robiła mi śniadania, obiady i kolacje. Rozdeptuję
modem, który pozwala mi łączyć się z Internetem, niszczę go doszczętnie.
Wyrywam telefon ze ściany. Pakuję komórkę do koperty, którą wysyłam do mojego
wydawcy z prośbą, by mi jej nie odsyłał, póki sam po nią nie przyjdę.
Przez cały tydzień co rano spaceruję nad Sekwaną, po powrocie zamykam się
na klucz w gabinecie. Tak jakby pod dyktando anioła piszę ksiąŜkę — a raczej list.
List do kobiety, którą kocham i którą zawsze będę kochał. MoŜe pewnego dnia ta
ksiąŜka trafi do jej rąk, a nawet jeśli nie, jestem teraz w zgodzie z samym sobą.
- 40 -
Paulo Coelho Zahir
Przestałem juŜ walczyć ze swoją zranioną dumą, nie szukam Ester na kaŜdym rogu
ulicy, w kaŜdym kinie i barze, w Marie, w gazetach. Przeciwnie, jestem
zadowolony, Ŝe ona Ŝyje. Pokazała mi, Ŝe jestem zdolny do miłości, o jakiej mi się
nawet nie śniło.
Pozwalam, by mój Zahir przemienił mnie w świętego albo w szaleńca.
Czas rozdzierania, czas zszywania, ksiąŜka, której tytuł zaczerpnąłem z Księgi
Koheleta, ukazała się w końcu kwietnia. W drugim tygodniu maja była juŜ na
szczycie list bestsellerów.
Pisma literackie, które nigdy nie były mi zbyt przychylne, tym razem zdwoiły
atak. Kilka wycinków z gazet wkleiłem do zeszytu, gdzie od paru lat zbieram
recenzje. Wszystkie brzmiały prawie tak samo, tyle Ŝe zmieniały się tytuły ksiąŜek.
...i znowu, w naszych burzliwych czasach autor nie mierzy się
z rzeczywistością, ale opowiada historie o miłości (tak jakby ludzie mogli Ŝyć bez
miłości)
...krótkie zdania, płytki styl (tak jakby długie zdania gwarantowały głębię stylu)
...autor odkrył tajemnicę sukcesu — marketing (tak jakbym urodził się w kraju
o wielkich tradycjach wydawniczych, posiadał fortunę i zainwestował ją w moją
pierwszą ksiąŜkę)
...zapewne ta jego powieść będzie się sprzedawała równie dobrze jak
poprzednie, co dowodzi jedynie, Ŝe człowiek nie jest gotowy, by spojrzeć w oczy
tragedii, która nas otacza (tak jakby wiedzieli, co to znaczy być gotowym).
Ale były teŜ inne artykuły, gdzie insynuowano, Ŝe chcę zarobić na fali
zeszłorocznego skandalu.
I równieŜ tym razem krytyka przyniosła mi jeszcze większy rozgłos. Moi wierni
czytelnicy oczywiście ksiąŜkę kupili, natomiast miłośnicy sensacji, którzy zdąŜyli juŜ
zapomnieć o tamtej aferze, przypomnieli sobie i teŜ kupili — z czystej ciekawości,
Ŝeby poznać moją wersję zaginięcia Ester (a poniewaŜ ksiąŜka nic o tym nie mówiła,
była swego rodzaju hymnem na cześć miłości, zapewne się rozczarowali i przyznali
rację krytykom). Prawa autorskie zostały natychmiast sprzedane do wszystkich
krajów, gdzie wydano moje poprzednie ksiąŜki.
Marie, której dałem tekst do przeczytania, nim jeszcze wysłałem go wydawcy,
stanęła na wysokości zadania: zamiast urządzać sceny zazdrości albo mówić, Ŝe nie
powinienem tak obnaŜać duszy, zachęcała mnie do dalszej pracy i szczerze cieszyła
się moim sukcesem. Czytała wówczas pisma nieznanego mistyka, którego słowa
- 41 -
Paulo Coelho Zahir
- 42 -
Paulo Coelho Zahir
- 43 -
Paulo Coelho Zahir
- 44 -
Paulo Coelho Zahir
- 45 -
Paulo Coelho Zahir
I zawsze ku mojemu zdziwieniu okazuje się, Ŝe inni takŜe poszukiwali tej wyspy
i znajdują ją w mojej ksiąŜce. Jeden opowiada drugiemu, tajemniczy łańcuch się
wydłuŜa i to, co pisarzowi wydawało się pracą samotnika, zamienia się w pomost,
w łódź, którą dusze wędrują i łączą się ze sobą.
Od tej pory nie jestem juŜ rozbitkiem zagubionym w Ŝywiole oceanu. Odnajduję
siebie dzięki moim czytelnikom. Zaczynam rozumieć to, co napisałem, kiedy widzę,
Ŝe rozumieją to inni, ale nigdy wcześniej. Bywają takie krótkie, ulotne chwile jak ta,
która właśnie nadchodzi, kiedy spoglądam w czyjeś oczy i wiem, Ŝe nie jestem sam.
O ustalonej godzinie zaczynam podpisywać ksiąŜki. Szybka wymiana spojrzeń,
a jakie poczucie wspólnoty, radości, wzajemnego szacunku. Uściski dłoni, listy,
podarunki, uwagi. Po półtorej godziny proszę o dziesięć minut przerwy, nikt nie
protestuje. Mój wydawca (tak się juŜ utarło na moich spotkaniach autorskich) kaŜe
ludziom stojącym w kolejce podać kieliszek szampana (próbowałem wprowadzić ten
zwyczaj w innych krajach, ale wszyscy twierdzą, Ŝe francuski szampan jest za drogi i
w końcu częstuje się czekających wodą mineralną, co teŜ jest oznaką szacunku).
Wracam do stolika. Dwie godziny później wbrew oczekiwaniom wcale nie
jestem zmęczony, wręcz przeciwnie, tryskam energią, mógłbym tak pracować przez
całą noc. Tymczasem drzwi juŜ zamknięto, kolejka powoli się kurczy, w środku
zostało jakieś czterdzieści osób, potem trzydzieści, dwadzieścia, jedenaście, pięć,
cztery, trzy, dwie... i nagle nasze oczy się spotykają.
— Czekałem do końca. Chciałem być ostatni, bo mam dla pana wiadomość.
Nie wiem, co powiedzieć. Rozglądam się dookoła. Wydawca, dystrybutorzy
i księgarz rozmawiają podekscytowani. Niedługo pójdziemy na kolację, wzniesiemy
toast i będziemy rozprawiać o tym, jak minęło popołudnie, opowiadać zabawne
scenki, które rozegrały się podczas podpisywania ksiąŜek.
Nigdy wcześniej go nie widziałem, ale wiem, kim jest. Biorę ksiąŜkę z jego rąk
i piszę:
„Dla Michaila, z serdecznościami".
Nic nie mówię. Nie mogę go teraz utracić — niezręczne słowo czy gest mogą
sprawić, Ŝe odejdzie w siną dal. W ułamku sekundy zdaję sobie sprawę, Ŝe on
i tylko on moŜe uratować mnie od błogosławieństwa lub przekleństwa mojego
Zahira, bo on jeden wie, gdzie ona jest. Wreszcie będę mógł zadać pytania, które od
tak dawna kotłują się w moich myślach.
— Ona ma się dobrze — słyszę. — I prawdopodobnie przeczytała pańską
- 46 -
Paulo Coelho Zahir
ksiąŜkę.
Podchodzą do mnie dystrybutorzy, wydawca i pracownicy księgarni. Ściskają
mi rękę, mówią, Ŝe to był naprawdę udany wieczór. Teraz idziemy odpocząć, napić
się wina, porozmawiać.
— Chciałbym pana zaprosić na kolację — mówię. — Był pan ostatni w kolejce,
będzie pan reprezentował wszystkich czytelników, którzy tu dziś przyszli.
— Obawiam się, Ŝe nie mogę. Jestem juŜ umówiony. Przyszedłem tylko, aby
przekazać wiadomość.
— Jaką wiadomość? — pyta właściciel księgarni.
— On nigdy nikogo nie zaprasza! — przychodzi mi w sukurs mój wydawca. —
Naprawdę, niech się pan nie da długo prosić i pójdzie z nami na kolację!
— Bardzo dziękuję, ale w czwartki mam zawsze spotkanie.
— O której?
— Za dwie godziny.
— A gdzie?
— W restauracji ormiańskiej.
Mój kierowca, który jest Ormianinem, dopytuje się, o którą restaurację chodzi,
i mówi, Ŝe to tylko kwadrans od miejsca, dokąd się wybieramy. Wszyscy chcą mi
sprawić przyjemność. Sądzą, Ŝe jeśli juŜ kogoś zapraszam, to ta osoba powinna czuć
się szczęśliwa i zaszczycona moją propozycją, a wszystko inne moŜe poczekać.
— Jak ma pan na imię? — pyta Marie.
— Michaił.
— Michaił — widzę, Ŝe Marie juŜ wszystko rozumie — proszę z nami pójść
choć na godzinkę. To naprawdę niedaleko. A potem kierowca zawiezie pana, dokąd
pan zechce. Albo, jeśli pan woli, odwołamy rezerwację i pójdziemy z panem do
restauracji ormiańskiej — moŜe tak byłoby panu wygodniej ?
Nie spuszczam z niego wzroku. Nie jest ani szczególnie przystojny, ani
szczególnie brzydki. Ani wysoki, ani niski. Ubrany na czarno, z prostotą i elegancją,
a przez elegancję rozumiem całkowity brak metek i markowych napisów.
Marie bierze Michaiła pod ramię i popycha go w stronę wyjścia. W księgarni
piętrzy się jeszcze cały stos ksiąŜek, które powinienem teraz podpisać dla
czytelników, którzy nie mogli przyjść. Umawiam się jednak, Ŝe zrobię to nazajutrz.
DrŜą mi nogi, serce wali jak młotem, a muszę udawać, Ŝe wszystko jest w porządku,
Ŝe cieszę się z dzisiejszego sukcesu, Ŝe interesuje mnie ten czy ów komentarz.
- 47 -
Paulo Coelho Zahir
Przechodzimy przez Pola Elizejskie, słońce zachodzi za Łuk Triumfalny, a dla mnie
jest oczywiste, Ŝe to znak, dobry znak.
O ile sprostam tej sytuacji...
Dlaczego tak bardzo zaleŜy mi na rozmowie z nim? Ludzie z wydawnictwa
wciąŜ mnie zagadują, odpowiadam automatycznie. Nikt nie zauwaŜa, Ŝe myślami
jestem daleko. Dlaczego zaprosiłem do stołu kogoś, kogo powinienem nienawidzić?
O co mi właściwie chodzi? Czy chcę się dowiedzieć, gdzie jest Ester? MoŜe pragnę
zemścić się na tym młodym człowieku, który, choć teraz taki niepewny i zagubiony,
zdołał zabrać mi ukochaną kobietę? Chcę udowodnić sobie, Ŝe jestem lepszy,
o wiele lepszy niŜ on? Oczarować go, czy ubłagać, Ŝeby nakłonił moją Ŝonę do
powrotu?
Nie potrafię odpowiedzieć na Ŝadne z tych pytań i nie ma to najmniejszego
znaczenia. Do tej pory powiedziałem jedynie: „Chciałbym pana zaprosić na kolację".
Tyle razy wyobraŜałem sobie nasze spotkanie: chwytam go za kark, walę pięścią
w twarz i upokarzam na oczach Ester. Albo sam dostaję od niego cięgi, Ŝeby
zobaczyła, z jakim poświęceniem o nią walczę. WyobraŜałem sobie sceny pełne
agresji, udawanej obojętności, publiczny skandal — ale nigdy nie przeszło mi przez
myśl zdanie: „Chciałbym pana zaprosić na kolację".
Nie mam pojęcia, co zrobię za chwilę, wiem tylko, Ŝe muszę teraz pilnować
Marie, która idzie parę kroków przede mną z Michaiłem pod rękę, jak
z narzeczonym. „Nie moŜe pozwolić mu odejść", myślę i dziwię się, dlaczego ona
mi pomaga. Wie przecieŜ, Ŝe dzięki spotkaniu z tym młodzieńcem mogę się
dowiedzieć, gdzie jest moja Ŝona.
Wchodzimy do restauracji. Michaiłowi zaleŜy na tym, Ŝeby usiąść jak najdalej
ode mnie, pewnie chce uniknąć bezpośredniej rozmowy. Szampan, wódka i kawior
— zaglądam do menu przeraŜony, Ŝe na same przystawki księgarnia wydała około
tysiąca dolarów. Błaha rozmowa, pytają Michaiła, co sądzi o tym wieczorze, mówi,
Ŝe mu się podobało, pytają o ksiąŜkę, odpowiada, Ŝe bardzo mu się podobała. Po
chwili zapominają o nim i wszyscy zwracają się w moją stronę — pytają, czy jestem
zadowolony, czy kolejka była zorganizowana, jak naleŜy, czy ochrona działała
sprawnie. Serce wciąŜ mi wali, ale udaje mi się zachować pozory spokoju. Dziękuję
za wszystko, za doskonale zorganizowany i poprowadzony wieczór autorski.
Po półgodzinie rozmów i po wielu toastach zauwaŜam, Ŝe Michaił się rozluźnia.
Nie jest juŜ w centrum zainteresowania, nie musi nic mówić, jeszcze trochę i będzie
- 48 -
Paulo Coelho Zahir
mógł sobie pójść. Wiem, Ŝe nie kłamał z tą ormiańską restauracją, i wydaje mi się,
Ŝe wpadłem na pewien trop. Moja Ŝona jest wciąŜ w ParyŜu! Muszę być
uprzedzająco miły, muszę zdobyć jego zaufanie, pierwsze lody juŜ przełamałem.
Po godzinie Michaił spogląda na zegarek i widzę, Ŝe zbiera się do wyjścia.
Muszę coś natychmiast zrobić. Za kaŜdym razem, gdy na niego patrzę, czuję się
coraz mniejszy i coraz mniej rozumiem. Dlaczego Ester zamieniła mnie na kogoś tak
oderwanego od rzeczywistości (wspominała, Ŝe miał „magiczną" moc). Silę się na
swobodną pogawędkę, co nie jest łatwe wobec wroga, i myślę gorączkowo —
muszę coś zrobić.
— Poznajmy bliŜej naszego czytelnika — mówię głośno i od razu zapada cisza.
— Póki jest tu jeszcze z nami, bo niedługo będzie musiał juŜ iść, a nic nam o sobie
nie powiedział. Czym się pan zajmuje?
Michaił, chociaŜ wypił sporo wódki, w jednej chwili trzeźwieje.
— Organizuję spotkania w restauracji ormiańskiej.
— Co to znaczy?
— Opowiadam historie i skłaniam publiczność do opowiadania swoich.
— Robię to samo w moich ksiąŜkach.
— Wiem. Właśnie to mnie zbliŜyło do...
Zaraz wyjdzie na jaw, kim jest!
— Urodził się pan we Francji? — pyta Marie, przerywając mu w pół zdania
(„...zbliŜyło do pańskiej Ŝony").
— Urodziłem się na stepach Kazachstanu.
Kazachstan. Kto zdobędzie się na odwagę i zapyta, gdzie leŜy Kazachstan?
— Gdzie leŜy Kazachstan? — pyta księgarz.
Szczęśliwi ci, którzy nie wstydzą się ujawnić swojej niewiedzy.
— Czekałem na to pytanie — w oczach Michaiła pojawia się błysk radości. —
Zawsze kiedy mówię, Ŝe się tam urodziłem, wszyscy mylą Kazachstan z Pakistanem
albo z Afganistanem. Mój kraj leŜy w Azji Środkowej. Ma zaledwie czternaście
milionów mieszkańców i powierzchnię kilka razy większą niŜ
sześćdziesięciomilionowa Francja.
— A więc to kraj, gdzie nikt nie moŜe narzekać na brak przestrzeni — Ŝartuje
mój wydawca.
— Kraj, gdzie przez cały dwudziesty wiek nikt nie miał prawa na nic narzekać.
Kiedy komunistyczny reŜim zlikwidował własność prywatną, pozostawiono bydło
- 49 -
Paulo Coelho Zahir
- 50 -
Paulo Coelho Zahir
lat, do 1989 roku kazachskie równiny były 456 razy wstrząsane wybuchami bomb
atomowych i wodorowych. Sto szesnaście z tych eksplozji przeprowadzonych na
otwartej przestrzeni osiągnęło w sumie moc dwa i pół tysiąca razy większą niŜ
bomba zrzucona na Hiroszimę. W wyniku tych eksplozji tysiące osób zachorowało
na raka płuc, na świat przyszło tysiące dzieci z niedowładem lub brakiem kończyn,
z wrodzoną wadą mózgu.
Michaił zerka na zegarek.
— Jeśli państwo pozwolą, pójdę juŜ.
Połowa zebranych przy stole bardzo Ŝałuje, bo rozmowa zaczęła być ciekawa.
Druga połowa oddycha z ulgą — to absurd mówić o rzeczach tragicznych w ten
radosny wieczór. Michaił pozdrawia wszystkich skinieniem głowy i obejmuje mnie na
poŜegnanie. Nie dlatego Ŝe poczuł do mnie szczególną sympatię, ale Ŝeby
wyszeptać mi do ucha:
— Ona ma się dobrze. Niech się pan nie martwi.
— Powiedział mi: „Niech się pan nie martwi"! Czym miałbym się niby martwić?
Tym, Ŝe opuściła mnie Ŝona, Ŝe byłem aresztowany, przesłuchiwany przez policję, Ŝe
moje zdjęcie trafiło na pierwsze strony brukowców, Ŝe dniami i nocami przeŜywałem
katusze, Ŝe o mały włos nie straciłem przyjaciół, Ŝe...
— ...Ŝe napisałeś Czas rozdzierania, czas zszywania. Błagam cię, jesteś
dorosły, nie oszukuj się. Oczywiście, Ŝe chciałbyś wiedzieć, co się z nią dzieje.
Powiem nawet więcej, chciałbyś się z nią zobaczyć.
— Skoro tak, to dlaczego mi w tym pomogłaś? Teraz mam przynajmniej jakiś
trop. Wiem, Ŝe bywa co czwartek w jakiejś ormiańskiej restauracji.
— I bardzo dobrze. Idź za tym tropem.
— Nie kochasz mnie?
— Bardziej niŜ wczoraj i mniej niŜ jutro, jak to jest napisane na jakiejś
pocztówce. Tak, kocham cię. Prawdę mówiąc, wpadłam po uszy, zaczynam myśleć
o przeprowadzce do tego ogromnego, pustego mieszkania — i zawsze, kiedy
próbuję o tym porozmawiać, ty zmieniasz temat. Mimo to odsuwam na bok moją
dumę i znów napomykam, Ŝe dobrze by było zamieszkać wreszcie razem. Słyszę,
Ŝe jeszcze na to za wcześnie, i myślę, Ŝe moŜe boisz się mnie stracić, tak jak
straciłeś Ester. A moŜe jeszcze na nią czekasz albo nie chcesz wyrzec się swojej
wolności, boisz się być sam i boisz się być ze mną... tak wygląda ten nasz
zwariowany związek. Ale skoro zapytałeś — tak, kocham cię bardzo.
- 51 -
Paulo Coelho Zahir
- 52 -
Paulo Coelho Zahir
- 53 -
Paulo Coelho Zahir
mieście, gdzie artyści dają z siebie wszystko, w nadziei Ŝe na widowni znajdzie się
jakiś sławny impresario, który ujawni się dopiero po spektaklu, powie, Ŝe byli genialni,
i da im angaŜ na wielkiej scenie.
Tak naprawdę nie rozumiem, skąd tu taki tłum. W gazetach piszących o Ŝyciu
kulturalnym ParyŜa nigdy nie natknąłem się na Ŝadną wzmiankę o tym
przedstawieniu.
Rozmawiam z właścicielem, który, jak się okazuje, zamierza na te spotkania
udostępnić wkrótce całą restaurację.
— Z kaŜdym tygodniem przychodzi coraz więcej ludzi — mówi. — Na początku
zgodziłem się na prośbę pewnej dziennikarki, która w zamian obiecała napisać coś
na temat mojej restauracji. Zgodziłem się, bo sala stała pusta w czwartki. Teraz
przed przedstawieniem jedzą kolację i mamy chyba najlepszy utarg w tygodniu.
Obawiałem się tylko, czy to aby nie jakaś sekta. Jak pewnie pan wie, w tej kwestii
tutejsze prawo jest bardzo surowe.
Tak, wiedziałem — ktoś kiedyś nawet zasugerował, Ŝe moje ksiąŜki są
związane z jakąś niebezpieczną ideologią czy wyznaniem, sprzecznym
z powszechnie uznanymi wartościami. Pod tym względem Francja, tak liberalna
w kaŜdej innej kwestii, cierpiała na swego rodzaju paranoję. Ostatnio ukazał się
obszerny raport o pewnych ugrupowaniach, które robiły pranie mózgów naiwnym.
Tak jakby ludzie umieli sami wybrać praktycznie wszystko — szkołę, uniwersytet,
pastę do zębów, samochód, film, męŜa i Ŝonę, kochanka i kochankę — lecz
w kwestii wiary pozwalali sobą łatwo manipulować.
— Jak oni się reklamują? — pytam.
— Nie mam pojęcia. Gdybym wiedział, promowałbym w ten sam sposób moją
restaurację.
I aby rozwiać wszelkie wątpliwości — nie wie przecieŜ, kim jestem — dodaje:
— To nie jest Ŝadna sekta, gwarantuję. To artyści.
Drzwi sali się otwierają, tłum wchodzi do środka. KaŜdy wrzuca do stojącego
przy wejściu koszyka pięć euro. W środku, na prowizorycznej scenie, nie zwracając
najmniejszej uwagi na wchodzących, stoją nieruchomo dwaj chłopcy i dwie
dziewczyny, wszyscy w białych sukniach, suto marszczonych, tworzących wokół
bioder wielkie koła. Oprócz tej czwórki zauwaŜam teŜ nieco starszego męŜczyznę
z bębnem i kobietę z ogromnym, bogato zdobionym talerzem z brązu. Za kaŜdym
razem, kiedy od niechcenia dotyka instrumentu, spada deszcz metalicznych
- 54 -
Paulo Coelho Zahir
dźwięków.
Jeden z chłopców to Michaił. Teraz wygląda zupełnie inaczej, niŜ kiedy
przyszedł na mój wieczór autorski. Jego spojrzenie, utkwione w jakimś punkcie
przestrzeni, ma szczególny blask.
Goście siadają na rozstawionych po sali krzesłach. Młodzi ludzie ubrani tak, Ŝe
gdybym ich spotkał na ulicy, sądziłbym, Ŝe to narkomani. Urzędnicy i biznesmeni
w średnim wieku, z Ŝonami. Dwoje lub troje dzieci, moŜe dziesięcioletnich, które
pewnie przyszły z rodzicami. Starszych osób niewiele — trudno tu dotrzeć, bo
najbliŜsza stacja metra znajduje się o pięć przecznic stąd.
Piją, palą, rozmawiają głośno, tak jakby na scenie nikogo nie było. Dyskusje
coraz bardziej się oŜywiają, słychać wybuchy śmiechu, atmosfera jest wesoła, ale teŜ
w pewien sposób odświętna. Sekta? Chyba Ŝe bractwo palaczy. Rozglądam się
niespokojnie na wszystkie strony, wciąŜ wydaje mi się, Ŝe widzę Ester, ale zawsze,
gdy podejdę bliŜej, okazuje się, Ŝe to ktoś inny — najczęściej absolutnie niepodobny
do mojej Ŝony (czemu nie mogę się przyzwyczaić do mówienia o niej „moja była
Ŝona"?).
Pytam elegancko ubraną kobietę, co tu się będzie działo. Patrzy na mnie jak na
przybysza z obcej planety, wyraźnie nie ma ochoty tłumaczyć nowicjuszowi tajemnic
Ŝycia.
— Historie o miłości — mówi krótko. — O miłości i energii.
O miłości i energii? Lepiej nie drąŜyć tematu, chociaŜ kobieta wygląda
normalnie. MoŜe zapytać kogoś innego? Chyba dam sobie spokój, za chwilę sam się
dowiem, o co tu chodzi. Jakiś męŜczyzna spogląda na mnie i mówi z uśmiechem:
— Czytałem pańskie ksiąŜki. Domyślam się, dlaczego pan tu przyszedł.
Zaczynam się bać; czyŜby wiedział, co łączyło Michaiła z moją byłą Ŝoną?
— Taki pisarz jak pan na pewno zna tradycję tengri, jest przecieŜ bezpośrednio
związana z tymi, których nazywa pan wojownikami światła.
— Oczywiście — kłamię i oddycham z ulgą. Nie mam zielonego pojęcia
o tengri.
Dwadzieścia minut później, kiedy na sali ledwie daje się oddychać z powodu
dymu papierosów, rozlega się donośny dźwięk metalowego talerza. Rozmowy milkną
jak noŜem uciął. Chaotyczny gwar przeobraŜa się nagle w atmosferę niemal
religijną. Na scenie i na widowni zapada kompletna cisza, tylko zza ściany dochodzą
odgłosy restauracji.
- 55 -
Paulo Coelho Zahir
- 56 -
Paulo Coelho Zahir
dopiero wtedy, gdy ludzie nauczą się kochać, bo na razie łudzą się jedynie, Ŝe znają
miłość, a w rzeczywistości nie mają odwagi spotkać się z nią naprawdę.
Miłość jest dziką siłą. Kiedy próbujemy ją okiełznać, poŜera nas. Kiedy
próbujemy ją uwięzić, czyni z nas niewolników. Kiedy próbujemy ją zrozumieć,
miesza nam w głowach.
Ta siła jest na ziemi po to, by dawać nam radość, zbliŜyć nas do bliźnich i do
Boga. A my kochamy dziś tak, Ŝe za kaŜdą minutę spokoju płacimy godziną udręki.
Michaił robi pauzę. Znów słychać osobliwy dźwięk metalowego talerza.
— Jak co czwartek nie będziemy opowiadali dziś historii o miłości, lecz
o braku miłości. Popatrzymy, co jest na powierzchni, i spróbujemy zrozumieć, co
znajduje się pod spodem, tam gdzie ukryte są źródła naszych obyczajów i wartości.
Kiedy uda nam się przebić przez tę warstwę, zobaczymy samych siebie. Kto ma
ochotę zacząć?
Kilka osób podniosło rękę. Michaił wskazał na dziewczynę o arabskich rysach.
Obróciła się w stronę samotnego męŜczyzny siedzącego w przeciwległym kącie
sali.
— Czy zdarzyło ci się mieć kłopoty z potencją?
Sala zatrzęsła się od śmiechu. MęŜczyzna jednak wymigał się od odpowiedzi.
— Pytasz, bo twój facet jest impotentem?
Znowu wszyscy zarechotali.
— Nie — odparła dziewczyna bez zaŜenowania. — Ale to mu się przytrafiło.
I wiem, Ŝe gdybyście potraktowali serio moje pytanie, przyznalibyście, Ŝe was to
takŜe spotkało. Wszystkim męŜczyznom, bez względu na narodowość i obyczaje,
niezaleŜnie od uczuć do partnerki i jej atrakcyjności seksualnej, zdarza się
impotencja i to najczęściej z osobą, której najbardziej pragną. To normalne.
Podczas wystąpienia Michaiła zacząłem podejrzewać, Ŝe tworzy się tu jakaś
nowa sekta, ale chyba na zebraniach sekty nie pali się, nie pije i nie porusza takich
delikatnych kwestii.
— Właśnie, normalne — ciągnęła dalej dziewczyna. — Dowiedziałam się tego
od psychiatry, bo myślałam, Ŝe to moja wina. PrzecieŜ zawsze nam mówiono, Ŝe
kaŜdy zdrowy męŜczyzna moŜe w kaŜdej chwili mieć erekcję. Kiedy mu to nie
wychodzi, uwaŜa się za impotenta, a jego partnerka podejrzewa, Ŝe nie jest dość
atrakcyjna, by go podniecić. To temat tabu, więc on nigdy nie rozmawia o tym
z kolegami, tylko mówi swojej kobiecie słynne zdanie: „To mi się zdarza po raz
- 57 -
Paulo Coelho Zahir
- 58 -
Paulo Coelho Zahir
- 59 -
Paulo Coelho Zahir
Niektórzy mają zamknięte oczy, inni wpatrują się w podłogę albo w jakiś
niewidoczny punkt przestrzeni, tak jak przedtem Michaił.
Kiedy śpiew milknie, odzywają się instrumenty perkusyjne — talerz i bęben
w rytmie przypominającym religijne obrzędy afrykańskie.
Białe postacie wirują wokół własnej osi, a publiczność robi miejsce, by długie
suknie mogły swobodnie kreślić kręgi w powietrzu. Rytm jest coraz szybszy, cała
czwórka wiruje coraz prędzej i prędzej, wydobywając z siebie dźwięki, które nie
pochodzą z Ŝadnego znanego języka — tak jakby rozmawiali z aniołami albo z ową
tajemniczą „Panią".
Mój sąsiad wstaje i takŜe zaczyna tańczyć, mamrocząc pod nosem
niezrozumiałe słowa. Przyłącza się do nich jeszcze kilkanaście osób. Reszta widowni
przygląda się temu z mieszaniną czci i zachwytu.
Nie wiem, jak długo trwał ten taniec, ale moje serce biło w rytmie muzyki.
Miałem przemoŜną ochotę przyłączyć się do tańczących, mówić dziwne słowa,
wprawić ciało w ruch — tylko samokontrola i obawa przed śmiesznością
powstrzymały mnie przed kręceniem się w kółko jak wariat. Mimo to, jak nigdy
przedtem, postać Ester, mojego Zahira, majaczyła przede mną i z uśmiechem
prosiła, bym wysławiał „Panią".
Zmagałem się ze sobą, by nie włączyć się do nieznanego rytuału, i chciałem,
Ŝeby się to wreszcie skończyło. Próbowałem za wszelką cenę skoncentrować się na
głównym celu, dla którego znalazłem się tutaj tej nocy — porozmawiać z Michaiłem,
sprawić, Ŝeby zaprowadził mnie do mojego Zahira — ale czułem, Ŝe juŜ dłuŜej nie
wytrzymam bez ruchu. Wstałem z krzesła i kiedy próbowałem nieśmiało i ostroŜnie
stawiać pierwsze kroki, muzyka nagle się urwała.
W sali oświetlonej blaskiem świec słychać było tylko przyspieszone oddechy
tańczących. Po chwili ucichły, zapalono światła i wszystko wróciło do normalności.
Napełniono kieliszki, dzieci znów zaczęły biegać i głośno pokrzykiwać, i po chwili juŜ
wszyscy rozmawiali w najlepsze, tak jakby absolutnie nic się nie zdarzyło.
— Na zakończenie, posłuchajcie przypowieści Almy — rzekła dziewczyna, która
wcześniej zapalała świece.
Alma, kobieta od miedzianego talerza, mówiła z wyraźnym wschodnim
akcentem.
— Pewien człowiek miał byka o rozłoŜystych rogach przypominających tron.
Wyobraził sobie, Ŝe gdyby na nich usiadł, poczułby się jak król. Któregoś dnia, kiedy
- 60 -
Paulo Coelho Zahir
zwierzę się zagapiło, zrobił to, o czym od dawna marzył. W tej samej chwili byk
skoczył na równe nogi i zrzucił go na ziemię. śona nieszczęśnika zaczęła głośno
szlochać. „Nie płacz — pocieszał ją, jak tylko doszedł do siebie. — Trochę się
potłukłem, ale w końcu spełniłem swoje marzenie".
Goście powoli zbierali się do wyjścia. Zapytałem mojego sąsiada, co czuł
podczas tańca.
— Powinien pan wiedzieć. O tym są pańskie ksiąŜki.
Nie wiedziałem, ale musiałem udawać.
— MoŜe i wiem, jednak chciałbym się upewnić.
— Miałem poczucie, Ŝe wszedłem w kontakt z energią wszechświata, jakby
Bóg przeniknął moją duszę — powiedział i wyszedł pospiesznie.
W opustoszałej sali została juŜ tylko czworo aktorów, dwóch muzyków i ja.
Kobiety poszły się przebrać do toalety. MęŜczyźni zdjęli białe szaty w sali i włoŜyli
zwykłe ubrania. Potem pochowali instrumenty do dwóch wielkich walizek.
Najstarszy, ten, który podczas ceremonii grał na bębnie, przeliczył pieniądze
i rozdzielił je na sześć równych części. Chyba właśnie wtedy Michaił mnie zauwaŜył.
— Miałem nadzieję, Ŝe się pan tu zjawi.
— Sądzę, Ŝe wie pan, dlaczego tu jestem.
— Przed chwilą boska energia przeszła przez moje ciało i znam przyczynę
wszystkiego. Wiem, po co jest wojna, i wiem, po co jest miłość. Wiem, dlaczego
męŜczyzna szuka kobiety, którą kocha.
Znowu poczułem, Ŝe stąpam po ostrzu noŜa. Jeśli wiedział, Ŝe jestem tutaj
z powodu Zahira, wiedział takŜe, Ŝe stanowię zagroŜenie dla jego związku z moją
Ŝoną.
— Czy moŜemy porozmawiać jak dwaj ludzie honoru, którzy walczą o coś, co
jest tego warte?
Michaił jakby się zawahał.
— Zdaję sobie sprawę, Ŝe wyjdę z tego poturbowany — mówiłem dalej — jak
ten człowiek, który usiadł na rogi byka, ale myślę, Ŝe mi się to naleŜy, bo wyrządziłem
komuś krzywdę, chociaŜ nieświadomie. Sądzę, Ŝe Ester nigdy by mnie nie zostawiła,
gdybym potrafił docenić jej miłość.
— Nic pan nie rozumie — powiedział Michaił.
To zdanie o mały włos nie wytrąciło mnie z równowagi. Jak
dwudziestopięcioletni Ŝółtodziób moŜe mówić coś takiego doświadczonemu
- 61 -
Paulo Coelho Zahir
męŜczyźnie, w sile wieku, który niejedno juŜ w Ŝyciu przeszedł? Ale musiałem nad
sobą panować i pokornie znosić wszystko, bo miałem jasny cel. Nie mogłem juŜ
dłuŜej Ŝyć ze zjawami, nie mogłem pozwolić, aby Zahir zawładnął całym moim
światem.
— MoŜe rzeczywiście nie rozumiem, dlatego tutaj jestem. A moŜe właśnie po
to, Ŝeby zrozumieć. śeby zrozumiawszy, uwolnić się od przeszłości.
— Podobno świetnie wszystko pan rozumiał, aŜ nagle przestał rozumieć, tak
przynajmniej mówiła Ester. Jak większość męŜów w pewnym momencie zaczął pan
traktować Ŝonę jak jeden ze sprzętów domowych.
Chciałem powiedzieć, Ŝe Ŝałuję, Ŝe sama mi tego nie powiedziała. śe nie dała
mi szansy naprawienia błędów i zostawiła mnie dla młokosa, który wkrótce będzie
postępował tak jak ja. Ale odezwałem się o wiele ostroŜniej:
— Nie wierzę panu. Przeczytał pan moją ksiąŜkę, przyszedł pan nawet na mój
wieczór autorski, bo domyślał się pan, co czuję, i chciał mnie uspokoić. Ciągle nie
mogę się po tym pozbierać. Czy słyszał pan kiedyś o Zahirze?
— Wychowałem się w tradycji islamskiej. Wiem, co to Zahir.
— Ester zajmuje cały mój świat. Sądziłem, Ŝe gdy opiszę to, co czuję, uwolnię
się od niej. Dzisiaj kocham ją juŜ spokojniej, ale nie jestem w stanie myśleć
o niczym innym. Błagam, zrobię, co tylko pan zechce, ale musi mi pan wytłumaczyć,
dlaczego ona zniknęła w tak osobliwy sposób. Sam pan widzi, Ŝe nic z tego nie
rozumiem.
Z wielkim trudem przyszło mi prosić kochanka mojej Ŝony, Ŝeby pomógł mi
zrozumieć, co się właściwie stało. Gdyby Michaił nie pojawił się na moim wieczorze
autorskim, zapewne wystarczyłaby mi tamta chwila w katedrze w Wiktorii, kiedy
pogodziłem się z moją miłością i napisałem potem Czas rozdzierania, czas
zszywania. Lecz los miał wobec mnie inne plany i perspektywa ponownego
spotkania z Ŝoną wywróciła wszystko do góry nogami.
— Umówmy się na obiad — zaproponował Michaił po dłuŜszej chwili. — Pan
naprawdę nic nie rozumie. Ale boska energia, która przeniknęła dziś moje ciało, jest
dla pana bardzo łaskawa.
Umówiliśmy się na następny dzień. W drodze powrotnej przypomniała mi się
rozmowa z Ester. Było to jakieś trzy miesiące przed jej zniknięciem. Rozmawialiśmy
o boskiej energii.
— Ich oczy są naprawdę inne. Boją się śmierci, ale od strachu silniejsze jest
- 62 -
Paulo Coelho Zahir
- 63 -
Paulo Coelho Zahir
- 64 -
Paulo Coelho Zahir
mnie rozumie. Mój tłumacz, który twierdzi, Ŝe objawiła mu się ta energia, ale on
wydaje się trochę z innego świata.
— Nie mówisz przypadkiem o boskiej miłości?
— Jeśli ktoś potrafi kochać bezwarunkowo i bezgranicznie, jest to przejaw
boskiej miłości. Kiedy przemawia przez niego boska miłość, kocha bliźniego. Jeśli
zaś będzie kochał swojego bliźniego, pokocha i siebie. A kiedy pokocha siebie,
wszystko wróci na swoje miejsce. Wtedy uda się odmienić historię.
Polityka, teorie, podboje ani wojny nigdy nie zmienią biegu historii. To tylko
powtórki tego, co się wydarzało nieskończenie wiele razy od zarania dziejów. Historia
się odmieni, kiedy będziemy umieli uŜyć energii miłości tak, jak uŜywamy energii
wiatru, mórz, atomu.
— Sądzisz, Ŝe we dwoje moŜemy zbawić świat?
— Myślę, Ŝe jest nas więcej. PomoŜesz mi?
— Oczywiście, tylko powiedz, co mam robić.
— Ale ja właśnie tego nie wiem!
Sympatyczna pizzeria, w której często bywałem od czasu pierwszego
przyjazdu do ParyŜa, stała się juŜ częścią mojej historii. Ostatnio zorganizowałem tu
bankiet z okazji przyznania mi przez francuskie Ministerstwo Kultury orderu
Kawalera Literatury i Sztuki — choć wiele osób sądziło, Ŝe taką uroczystość
powinniśmy świętować w jakimś wytworniejszym lokalu. Jednak Roberto, właściciel
pizzerii, był moim dobrym duchem. Za kaŜdym razem kiedy do niego przychodziłem,
przydarzało mi się w Ŝyciu coś dobrego.
— Moglibyśmy wymieniać się uprzejmościami na temat mojej nowej ksiąŜki
albo twojego spektaklu, który wywołał we mnie mieszane uczucia...
— To nie był Ŝaden spektakl, tylko spotkanie, na którym opowiadaliśmy sobie
historie i tańczyliśmy, by pobudzić energię miłości — poprawił mnie Michaił.
— Mógłbym mówić o czymkolwiek, abyś poczuł się swobodnie. Ale obaj
wiemy, Ŝe nie po to tu przyszliśmy.
— Jesteśmy tutaj z powodu twojej Ŝony — powiedział Michaił, przybierając
wyzywający wyraz twarzy, typowy dla ludzi w jego wieku. Nie miał w sobie nic
z nieśmiałego młodzieńca, który pojawił się na moim wieczorze autorskim, ani
z duchowego przywódcy zgromadzenia w ormiańskiej restauracji.
— Mylisz się, z powodu mojej byłej Ŝony. Chcę prosić o jedną tylko przysługę,
zaprowadź mnie do niej. Musi mi powiedzieć prosto w oczy, dlaczego odeszła.
- 65 -
Paulo Coelho Zahir
Dopiero wtedy uwolnię się od mojego Zahira. W przeciwnym razie będę myślał
o niej dzień i noc, bez końca rozpamiętując naszą wspólną przeszłość, Ŝeby odkryć
moment, w którym popełniłem błąd i nasze drogi zaczęły się rozchodzić.
Michaił roześmiał się.
— To świetny pomysł, Ŝeby przypomnieć sobie wszystko od początku. Tak
właśnie moŜna wszystko zmienić.
— Doskonale, wolałbym jednak zachować filozoficzne wywody na inną okazję.
Zdaję sobie sprawę, Ŝe kaŜdy młody człowiek wie, jak zmienić świat. Ale i ty
pewnego dnia będziesz miał tyle lat co ja i odkryjesz, Ŝe nie tak łatwo świat zmienić.
Nie ma sensu teraz tego roztrząsać. Czy zrobisz dla mnie to, o co proszę?
— Chciałbym najpierw o coś zapytać. Czy ona się z tobą poŜegnała?
— Nie.
— Powiedziała, Ŝe odchodzi?
— Nie powiedziała i dobrze o tym wiesz.
— I sądzisz, Ŝe Ester mogła zostawić męŜczyznę, z którym przeŜyła ponad
dziesięć lat, tak po prostu, bez słowa wyjaśnienia?
— To właśnie mnie najbardziej dręczy. Do czego zmierzasz?
Naszą rozmowę zakłócił Roberto, który podszedł przyjąć zamówienie. Michaił
wybrał pizzę neapolitańską, ja poprosiłem, Ŝeby Roberto sam wybrał coś dla mnie.
To nie był najlepszy moment na czytanie menu. Natomiast pilnie potrzebowałem
butelki czerwonego wina. Roberto zapytał z jakiego regionu, ale odburknąłem coś
niewyraźnie. Zrozumiał, Ŝe ma sam decydować i zostawić nas samych.
Wino pojawiło się na naszym stole w ciągu trzydziestu sekund. Napełniłem
kieliszki.
— Co ona teraz robi?
— Naprawdę chcesz wiedzieć?
DraŜniło mnie to jego odpowiadanie pytaniem na pytanie.
— Tak, chcę wiedzieć.
— Tka kilimy. I uczy francuskiego.
Tka kilimy! Moja Ŝona (była Ŝona, moŜe byś to wreszcie przyjął do
wiadomości!), która miała wszystko, czego tylko mogła zapragnąć, która skończyła
dziennikarstwo na uniwersytecie i władała czterema językami, jest zmuszona tkać
i dawać lekcje francuskiego?! I po to jedynie, by przeŜyć? Muszę się opanować. Nie
mogę teraz zranić jego męskiej dumy, choć uwaŜam, Ŝe to wstyd, Ŝe nie potrafi
- 66 -
Paulo Coelho Zahir
- 67 -
Paulo Coelho Zahir
- 68 -
Paulo Coelho Zahir
- 69 -
Paulo Coelho Zahir
dla Ŝycia. Archanioł Michał, wojownik z ognistą włócznią, otwierający drogę, aby —
jak ich nazywałeś? — wojownicy światła mogli się spotkać. To jest moja misja.
— Moja takŜe.
— Nie wolałbyś porozmawiać o Ester?
Co? Znów kieruje rozmowę na temat, który naprawdę mnie interesuje?
— Nie czuję się dobrze — wymamrotał. Jego oczy błądziły po sali, mętne
i nieobecne. — Nie chcę o tym mówić. Głos...
Zachowywał się dziwnie, naprawdę dziwnie. Do czego jeszcze się posunie,
Ŝeby wywrzeć na mnie wraŜenie? Czy skończy się na tym, Ŝe poprosi, jak wielu
innych, bym napisał ksiąŜkę o jego nadprzyrodzonych mocach?
Kiedy mam przed sobą jasny cel, jestem gotów na wszystko, aby go osiągnąć
— w końcu o tym właśnie mówię w moich ksiąŜkach, a nie wolno sprzeniewierzać
się własnym słowom. Mam teraz jeden cel: popatrzeć raz jeszcze w oczy Zahira.
Michaił dostarczył mi zupełnie nowych informacji: nie byli kochankami, ona mnie
wcale nie rzuciła, a jej powrót to tylko kwestia czasu. MoŜliwa była teŜ opcja, Ŝe
spotkanie w pizzerii jest jedną wielką farsą. Chłopak, który nie ma jak zarobić na
Ŝycie, Ŝeruje na cudzym nieszczęściu.
Kolejny kieliszek wypiłem duszkiem. Michaił zrobił to samo.
Bądź ostroŜny, podpowiadał mi instynkt.
— Tak, chcę porozmawiać o Ester. Ale chciałbym takŜe dowiedzieć się czegoś
więcej o tobie.
— Nieprawda. Chcesz mnie oczarować i sprawić, Ŝebym zrobił to, co i tak od
samego początku miałem zamiar zrobić. Ale zaślepia cię rozpacz, podejrzewasz, Ŝe
kłamię, próbując wykorzystać sytuację.
Michaił jakby czytał w moich myślach, a do tego mówił głośniej, niŜ wypadało.
Ludzie przy sąsiednich stolikach rzucali w naszą stronę ukradkowe spojrzenia.
— Chcesz na mnie zrobić wraŜenie, a nie wiesz, Ŝe twoje ksiąŜki naznaczyły
moje Ŝycie, duŜo mnie nauczyły. Ból uczynił cię ślepym, małostkowym, opętanym
tylko jedną myślą, Zahirem. To nie twoja miłość do niej sprawiła, Ŝe przyjąłem
zaproszenie na obiad. Wcale nie jestem pewien, czy ty ją naprawdę kochasz, moŜe
tylko przemawia przez ciebie zraniona duma. Jestem tu z powodu...
Mówił coraz głośniej, zaczął rozglądać się na wszystkie strony, jakby tracił
panowanie nad sobą.
— ...światła...
- 70 -
Paulo Coelho Zahir
— Co się dzieje?
— Jestem tu z powodu jej miłości do ciebie!
— Dobrze się czujesz?
Roberto zauwaŜył, Ŝe coś jest nie tak. Podszedł do naszego stolika, połoŜył
rękę na ramieniu Michaiła i powiedział swobodnie:
— CóŜ, widzę, Ŝe moja pizza jest do niczego. Nie musicie płacić, panowie,
moŜecie juŜ iść.
Idealne rozwiązanie. Po prostu wstać, wyjść i uniknąć Ŝałosnego
przedstawienia: ja i chłopak, który udaje przypływ mocy magicznych tylko po to, by
mnie oszołomić albo wprowadzić w zakłopotanie — choć sądziłem, Ŝe chodzi o coś
więcej niŜ teatralny spektakl.
— Czy czujesz powiew wiatru?
Od tego momentu byłem pewien, Ŝe jednak nie udaje. Przeciwnie, musiał
dokonywać nadludzkiego wysiłku, aby zapanować nad sobą. Wpadł w jeszcze
większą panikę niŜ ja.
— Światła, widzę światła! Proszę mnie stąd wyprowadzić!
Jego ciałem wstrząsały spazmatyczne drgawki. Nie dało się juŜ uniknąć
skandalu. Goście zaczęli zrywać się z miejsc.
— W Kazach...
Nie zdołał dokończyć. Przewrócił stół — resztki pizzy, kieliszki i talerze
wylądowały na ludziach przy sąsiednim stoliku. Przez jego twarz przebiegły skurcze,
cały dygotał, a oczy wychodziły mu z orbit. Odrzucił głowę w tył i usłyszałem
chrzęst kości. Podbiegł do nas jakiś człowiek. Roberto podtrzymał Michaiła, chroniąc
go przed upadkiem, a nieznajomy chwycił z podłogi łyŜeczkę i wetknął mu do ust.
Wszystko to trwało nie dłuŜej niŜ kilka sekund, ale mnie wydawało się
wiecznością. Wyobraziłem sobie brukowce opisujące znanego pisarza — pomimo
niechęci całej krytyki, kandydata do waŜnej nagrody literackiej — który urządził
w pizzerii seans spirytystyczny, Ŝeby ściągnąć powszechną uwagę na swoją nową
ksiąŜkę. Paranoja. Następnie ujawniono by, Ŝe medium to męŜczyzna, który uciekł
z moją Ŝoną, i cały ten cyrk zacząłby się od początku, a ja nie miałem w sobie
dość sił, by przeŜyć to po raz kolejny.
Rzecz jasna w pizzerii siedzieli jacyś moi znajomi, ale czy któryś z nich był
naprawdę moim przyjacielem? Czy zechcą zachować dyskrecję?
Michaił przestał się trząść. Roberto przytrzymywał go na krześle, a nieznajomy
- 71 -
Paulo Coelho Zahir
- 72 -
Paulo Coelho Zahir
Wszystko, co mówił, było jedynie wytworem jego chorej wyobraźni i tak jak ja,
on równieŜ nie miał bladego pojęcia, gdzie teraz jest Ester. W świecie rzeczywistym
o godzinie 11.45 stałem na peronie Dworca Wschodniego, czekając na pociąg ze
Strasburga, Ŝeby powitać wielkiego amerykańskiego aktora i reŜysera zapalonego
do ekranizacji jednej z moich ksiąŜek.
Do tej pory na kaŜdą propozycję przeniesienia na ekran którejś z moich
powieści miałem jedną odpowiedź: „Nie jestem zainteresowany". Wierzę, Ŝe
człowiek, czytając ksiąŜkę, tworzy w głowie swój własny film, postaciom nadaje
twarze, buduje scenariusze, słyszy dźwięki, czuje zapachy. Ja zawsze po obejrzeniu
filmu nakręconego na podstawie ulubionej ksiąŜki wychodzę z kina rozczarowany,
oszukany i upieram się, Ŝe ksiąŜka była lepsza.
Jednak tym razem moja agentka nalegała. Twierdziła, Ŝe ten aktor i producent
naleŜy do naszej „druŜyny" i chce zrobić coś zupełnie innego, niŜ kiedykolwiek nam
proponowano. Spotkanie zostało ustalone przed dwoma miesiącami. Mieliśmy pójść
dzisiaj na kolację, omówić wszystkie szczegóły, zobaczyć, czy rzeczywiście
znajdziemy wspólny język.
Ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni mój kalendarz wywrócił się do góry
nogami. Dziś jest czwartek, muszę iść do ormiańskiej restauracji i nawiązać kontakt
z młodym epileptykiem, który rzekomo słyszy głosy, a jest jedyną osobą znającą
miejsce pobytu mojego Zahira. Odebrałem to jako znak, Ŝeby nie sprzedawać praw
autorskich, i próbowałem telefonicznie odwołać spotkanie z aktorem. On jednak
nalegał, twierdził, Ŝe moŜemy zrezygnować z kolacji i pójść następnego dnia na
obiad. „KtóŜ by się martwił perspektywą samotnej nocy w ParyŜu?", powiedział,
czym mnie rozbroił.
W moim wymarzonym świecie Ester wciąŜ była moją towarzyszką Ŝycia, a jej
miłość dodawała mi sił, Ŝeby iść dalej i odkrywać własne granice.
W świecie rzeczywistym była tylko obsesją, która wysysała ze mnie energię,
zajmowała całą przestrzeń, tak Ŝe jedynie olbrzymim wysiłkiem woli zmuszałem się,
by pracować, spotykać się z producentami, udzielać wywiadów.
Jak to moŜliwe, Ŝe po dwóch latach ciągle nie mogłem o niej zapomnieć?
Miałem dość zadręczania się, roztrząsania wszystkich ewentualności, szukania
ucieczki w pisaniu ksiąŜek, uprawiania jogi, pracy społecznej, wizyt u przyjaciół,
flirtów, chodzenia na kolacje, do kina (rzecz jasna wykluczone adaptacje literatury,
tylko filmy według oryginalnych scenariuszy), do teatru, do opery, na mecze
- 73 -
Paulo Coelho Zahir
piłkarskie. Mimo to Zahir wciąŜ był górą i tkwił we mnie jak zadra, zmuszał do
powtarzania w kółko: „Dałbym wszystko, Ŝeby ona była tu ze mną".
Zerknąłem na zegar w hali dworca — miałem jeszcze piętnaście minut.
W świecie marzeń Michaił był moim sprzymierzeńcem. W świecie rzeczywistym nie
miałem na to Ŝadnego dowodu, tylko ogromne pragnienie, Ŝeby to, co mówił, okazało
się prawdą. On zaś równie dobrze mógł być ukrytym wrogiem.
Wracały wciąŜ te same pytania. Dlaczego nic mi nie powiedziała? Czy chodziło
jej o to pytanie Hansa? Czy postanowiła zbawić świat, tak jak napomknęła w naszej
rozmowie o miłości i wojnie, a teraz „przygotowywała" mnie do tej misji?
Wpatrywałem się w tory kolejowe. Ester i ja podąŜamy naprzód równolegle,
lecz nasze drogi nigdy juŜ się nie spotykają. Dwa przeznaczenia, które...
Szyny.
Jaka jest odległość między nimi?
śeby odpędzić od siebie Zahira, zapytałem o to kolejarza, który stał na peronie.
— Sto czterdzieści trzy i pół centymetra albo cztery stopy i osiem i pół cala —
wyrecytował bez zająknienia.
Sprawiał wraŜenie człowieka zadowolonego z Ŝycia, dumnego ze swojej pracy i
w Ŝaden sposób nie pasował do idee fixe Ester, Ŝe wszyscy ukrywamy w sercu
ogromny smutek.
Co za absurdalna liczba! Sto czterdzieści trzy i pół centymetra albo cztery
stopy i osiem i pół cala?
Bzdury. Sto pięćdziesiąt centymetrów, to rozumiem, to byłoby logiczne. Albo
pięć stóp. Jakaś okrągła liczba, prosta do zapamiętania dla mechaników,
konstruktorów pociągów i pracowników kolei.
— Dlaczego tyle? — męczyłem biedaka.
— Bo koła wagonów rozstawione są w takiej odległości od siebie.
— Ale koła są w takiej odległości od siebie, bo dystans między szynami jest
właśnie taki a nie inny, nie sądzi pan?
— Czy uwaŜa pan, Ŝe muszę wiedzieć wszystko na temat pociągów tylko
dlatego, Ŝe pracuję na dworcu? Tak jest, i juŜ.
Nie był juŜ tym samym szczęśliwym człowiekiem, zadowolonym ze swojego
zajęcia. Umiał odpowiedzieć na jedno pytanie, ale nic poza tym. Przeprosiłem go
i przez resztę czasu wpatrywałem się w szyny, czując, Ŝe one chcą mi coś
powiedzieć.
- 74 -
Paulo Coelho Zahir
- 75 -
Paulo Coelho Zahir
- 76 -
Paulo Coelho Zahir
- 77 -
Paulo Coelho Zahir
— Kiedy tańczymy, kiedy wirujemy wokół własnej osi, porusza nami ta sama
energia, która wznosi się do Naszej Pani i wraca do nas z całą siłą, tak samo jak
woda, która wyparowuje z rzek, zmienia się w chmurę i wraca na ziemię w postaci
deszczu. Opowiem warn dzisiaj o łańcuchu miłości.
Raz pewien wieśniak zapukał do bramy klasztornej i podał furtianowi, który mu
otworzył, kiść soczystych winogron.
— Drogi bracie furtianie, oto najdorodniejsze owoce z mojej winnicy. Przynoszę
ci je w prezencie.
— Dziękuję! Zaraz zaniosę je opatowi, na pewno ucieszy się z tak wspaniałego
daru.
— Nie rób tego, przyniosłem je specjalnie dla ciebie.
— Dla mnie? AleŜ ja nie zasługuję na tak piękny podarunek.
— Zawsze kiedy stukałem do drzwi, ty mi otwierałeś. Kiedy potrzebowałem
pomocy, bo susza zniszczyła moje plony, codziennie dawałeś mi kromkę chleba
i szklankę wina. Chciałbym, Ŝeby ta kiść winogron dała ci trochę miłości słońca,
orzeźwiającego deszczu i boskiego cudu stworzenia.
Brat furtian przyjął więc kiść winogron i cały ranek ją podziwiał. Była naprawdę
piękna. Dlatego mimo wszystko postanowił oddać ją opatowi, który zawsze słuŜył mu
dobrą radą.
Opat bardzo ucieszył się z winogron, ale przypomniał sobie, Ŝe w zakonie jest
pewien cięŜko chory brat, i pomyślał: „Dam mu je, moŜe go trochę podniosą na
duchu".
Ale winogrona niedługo pozostały w celi chorego. „Kucharz opiekuje się mną,
podtyka mi najsmakowitsze kąski. Jestem pewien, Ŝe ta kiść go uraduje" — pomyślał
chory zakonnik i kiedy kucharz pojawił się z obiadem, wręczył mu winogrona.
— To dla ciebie. KaŜdego dnia masz do czynienia z darami natury, na pewno
docenisz to boskie dzieło.
Kucharz zachwycił się doskonałością kiści i zapragnął, Ŝeby dostrzegł ją takŜe
jego pomocnik. Ten z kolei uznał, Ŝe tak piękne owoce są godne, by zanieść je
w darze zakrystianowi strzegącemu Najświętszego Sakramentu. Wiele osób
w zakonie uwaŜało go za świętego.
Zakrystian dał winogrona w prezencie najmłodszemu z nowicjuszy, Ŝeby i on
mógł przekonać się, jak boska doskonałość objawia się we wszystkich
najdrobniejszych dziełach stworzenia. Kiedy nowicjusz otrzymał owoce, jego serce
- 78 -
Paulo Coelho Zahir
przepełniła wdzięczność dla Boga, bo nigdy nie widział tak cudownej kiści.
Przypomniał sobie wtedy, jak przybył po raz pierwszy do klasztoru, i pomyślał
o osobie, która otworzyła mu wówczas drzwi. Ten prosty gest sprawił, Ŝe jest teraz
tutaj, w tym zgromadzeniu, wśród osób, które umieją docenić cuda.
I nim jeszcze zapadł zmierzch, zaniósł kiść winogron bratu furtianowi.
— Spędzasz tu całe dnie samotnie, te winogrona na pewno sprawią ci radość.
Smacznego.
I wtedy brat furtian zrozumiał, Ŝe owoce rzeczywiście są przeznaczone dla
niego. Zjadł je, rozkoszując się kaŜdym gronem z osobna i uszczęśliwiony udał się
na spoczynek. Tak zamknęło się koło radości i szczęścia, które otacza zawsze tego,
kto obcuje z energią miłości.
Alma uderzyła w ozdobny talerz.
— Jak w kaŜdy czwartek słuchamy opowieści o miłości i opowiadamy historie
o niekochaniu. Zobaczmy, co jest na powierzchni, potem krok po kroku zrozumiemy
to, co kryje się pod spodem: nasze obyczaje i wartości. A kiedy przebijemy się
i przez tę warstwę, uda nam się odnaleźć siebie samych. Kto zaczyna?
Podniosło się wiele rąk i ku zdumieniu Marie, moja teŜ. Szeptano, ludzie
wiercili się na krzesłach. Michaił wskazał na wysoką, ładną kobietę o niebieskich
oczach.
— W zeszłym tygodniu pojechałam odwiedzić przyjaciela, który mieszka sam
w górach, blisko granicy z Hiszpanią. Ten człowiek ceni rozkosze Ŝycia
i wielokrotnie mi powtarzał, Ŝe prawdziwa mądrość polega na tym, by cieszyć się
kaŜdą chwilą.
Mojemu męŜowi od początku nie podobał się pomysł tego wyjazdu. Znał
mojego przyjaciela i wiedział, Ŝe jego ulubione rozrywki to polowanie na dzikie
ptactwo i uwodzenie kobiet. Ale ja chciałam porozmawiać właśnie z nim, uwaŜałam,
Ŝe tylko on moŜe mi pomóc. MąŜ radził, bym poszła do psychoterapeuty, pojechała
gdzieś wypocząć. Pokłóciliśmy się i mimo jego protestów zdecydowałam się na
wyjazd. Przyjaciel odebrał mnie z lotniska, długo rozmawialiśmy, potem zjedliśmy
kolację, wypiliśmy kieliszek wybornego wina, pogadaliśmy jeszcze trochę i poszłam
spać. Nazajutrz rano wybraliśmy się w góry, a potem odwiózł mnie na lotnisko.
Gdy tylko wróciłam do domu, rozpoczęło się przesłuchanie. Był sam? Tak. Nie
ma Ŝadnej kobiety? Nie. Piliście coś? Piliśmy. Dlaczego nie chcesz o tym ze mną
rozmawiać? PrzecieŜ rozmawiam! Byliście sami w domu w górach, w romantycznej
- 79 -
Paulo Coelho Zahir
scenerii, prawda? Tak. I mimo to nic między wami nie zaszło? Nic. Sądzisz, Ŝe w to
uwierzę? A dlaczego miałbyś nie wierzyć? Dlatego Ŝe to jest wbrew ludzkiej naturze
— męŜczyzna i kobieta, którzy są sam na sam, piją wino i opowiadają sobie
najskrytsze sekrety, muszą wylądować w łóŜku!
Zgadzam się z męŜem. To rzeczywiście wbrew temu, co nam wpojono. On
nigdy mi nie uwierzy, choć to szczera prawda. Od tej pory nasze Ŝycie zamieniło się
w istne piekło. Wiem, Ŝe w końcu to minie, ale te męczarnie niczemu nie słuŜą.
Cierpimy, bo nam wmówiono, Ŝe kiedy męŜczyzna i kobieta podobają się sobie, to
przy sprzyjających okolicznościach zawsze kończą w łóŜku.
Oklaski. Ludzie zapalają papierosy, słychać brzęk kieliszków.
— Co tu się właściwie dzieje? — szepcze mi do ucha Marie. — MałŜeńska
terapia grupowa?
— Na tym polega to „spotkanie". Nikt tu nie mówi, co jest dobre, a co złe, nikt
nikogo nie ocenia, po prostu ludzie opowiadają, co im leŜy na sercu.
— Ale dlaczego tak publicznie, kiedy inni palą papierosy i popijają wino?
— MoŜe tak jest im łatwiej. A jeśli tak jest łatwiej, po co to zmieniać?
— Łatwiej? Wobec obcych ludzi, którzy jutro mogą wszystko powtórzyć jej
męŜowi?
Ktoś inny zabrał juŜ glos, więc nie zdąŜyłem Marie wytłumaczyć, Ŝe to nie ma
najmniejszego znaczenia, bo wszyscy zebrali się tutaj, by mówić o niekochaniu,
które podszywa się pod miłość.
— Jestem męŜem tej kobiety — odezwał się męŜczyzna, który musiał być co
najmniej dwadzieścia lat starszy od tej ładnej blondynki. — Wszystko, co powiedziała
przed chwilą, jest prawdą. Ale jest coś, o czym ona nie wie, bo nie miałem odwagi jej
tego wyznać. Zrobię to teraz.
Kiedy wyjechała w góry, przez całą noc nie mogłem zasnąć. Zacząłem
wyobraŜać sobie w najdrobniejszych szczegółach, co się tam moŜe dziać.
PrzyjeŜdŜa, kominek juŜ rozpalony, ona zdejmuje płaszcz, potem sweter. Pod
cienkim podkoszulkiem nie ma nawet stanika. Wyraźnie rysuje się kształt jej piersi.
Ona udaje, Ŝe nie dostrzega jego spojrzenia. Idzie do kuchni po drugą butelkę
szampana. Ma na sobie bardzo obcisłe dŜinsy, wie doskonale, Ŝe on poŜera ją
wzrokiem. Wraca, mówią o sprawach naprawdę intymnych i stają się sobie bliscy.
Temat, który ją tam przywiódł, juŜ obgadali. Dzwoni komórka — to ja, chcę się
dowiedzieć, czy wszystko w porządku. Ona podchodzi do niego, przykłada mu do
- 80 -
Paulo Coelho Zahir
- 81 -
Paulo Coelho Zahir
- 82 -
Paulo Coelho Zahir
- 83 -
Paulo Coelho Zahir
- 84 -
Paulo Coelho Zahir
właściciel pizzerii wiedział, jak zareagować. Pewnie mu się juŜ takie sytuacje
zdarzały, tylko jego diagnoza była błędna. To nie epilepsja, tylko kontakt z energią.
Rzecz jasna to była epilepsja, ale sprzeczanie się z nim nie prowadziło
donikąd. Próbowałem zachowywać się naturalnie. Musiałem panować nad sytuacją,
a byłem zaskoczony, Ŝe tym razem tak łatwo zgodził się na wspólny spacer.
— Potrzebuję cię. Musisz napisać o tym, jak waŜna jest miłość — powiedział
Michaił.
— Wszyscy wiedzą, jak waŜna jest miłość. Prawie wszystkie ksiąŜki są o tym.
— Więc ujmę to inaczej. Chciałbym, Ŝebyś napisał coś o Nowym Odrodzeniu.
— Co to jest Nowe Odrodzenie?
— To okres w historii podobny do tego, który miał miejsce w Europie
w piętnastym i szesnastym wieku, kiedy geniusze tacy jak Erazm z Rotterdamu,
Leonardo da Vinci czy Michał Anioł odrzucili sztywne konwencje narzucone im przez
epokę i sięgnęli do przeszłości. Jak wtedy, tak i teraz wracamy do języka magii,
alchemii, do idei Bogini Matki, postępowania zgodnie z własnym sumieniem, a nie
z tym, czego od nas Ŝąda Kościół czy społeczeństwo. Podobnie jak
w szesnastowiecznej Florencji, odkrywamy dzisiaj na nowo, Ŝe tajemnica przyszłości
zawarta jest w przeszłości.
A wracając do twojej historii o pociągu, pomyśl, w ilu jeszcze sprawach
poddajemy się wzorcom, których sami nie rozumiemy? Masz tak wielu wiernych
czytelników, nie mógłbyś poruszyć tego tematu?
— Nigdy nie pisałem na zamówienie — obruszyłem się, przypominając sobie,
Ŝe muszę się szanować. — Jeśli temat okaŜe się ciekawy, jeśli będzie leŜał mi na
sercu, jeśli łódź zwana Słowem zawiezie mnie na tę wyspę, moŜe napiszę o tym. Ale
to nie ma nic wspólnego z moim poszukiwaniem Ester.
— Wiem i nie stawiam Ŝadnych warunków. Po prostu o tym wspomniałem, bo
to moim zdaniem naprawdę waŜne.
— Czy ona mówiła ci kiedyś o Banku Przysług?
— Tak, ale tu nie chodzi o Bank Przysług. Chodzi o misję, której sam nie będę
w stanie wypełnić.
— Czy twoją misją są te spotkania w ormiańskiej restauracji?
— To tylko niewielka jej część. W piątki robimy to samo z Ŝebrakami, a
w środy z nowymi koczownikami.
Nowi koczownicy?! Lepiej mu teraz nie przerywać. Dzisiejszy Michaił nie ma
- 85 -
Paulo Coelho Zahir
w sobie ani krzty arogancji z pizzerii, ani cienia charyzmy z restauracji, ani grama
niepokoju z wieczoru autorskiego. Jest teraz po prostu kumplem, z którym moŜna
przegadać noc o problemach tego świata.
— Potrafię pisać tylko o tym, co rzeczywiście głęboko mnie porusza.
— Czy miałbyś ochotę porozmawiać kiedyś z kloszardami? — spytał.
Przypomniało mi się, co mówiła Ester o pozornym smutku w oczach
największych nędzarzy tego świata.
— Zastanowię się nad tym.
ZbliŜaliśmy się do Luwru. Michaił zatrzymał się, oparł o kamienną balustradę
na nadbrzeŜu i razem przyglądaliśmy się przepływającym statkom, które oślepiały
nas światłami.
— Zobacz, co robią turyści — powiedziałem pierwszą lepszą rzecz, jaka
przyszła mi do głowy, bo bałem się, Ŝe Michaił się znudzi i pójdzie do domu. —
Widzą tylko to, co oświetlają reflektory statku. Jutro pójdą zobaczyć Monę Lizę
i powiedzą, Ŝe zwiedzili Luwr. Kiedy wrócą do domu, będą się chwalić, Ŝe znają
ParyŜ. A tak naprawdę przepłynęli tylko statkiem i zobaczyli jeden obraz, jeden
jedyny. Czym się róŜni oglądanie filmu pornograficznego od uprawiania seksu? To
taka sama róŜnica jak zwiedzić miasto a poznać naprawdę, co się w nim dzieje,
wpaść do baru na rogu, przejść się ulicami, których próŜno by szukać
w przewodnikach, zgubić się w nich po to, by dowiedzieć się czegoś o sobie.
— Podziwiam twoje mocne nerwy. Opowiadasz o statkach na rzece,
a czekasz tylko na odpowiedni moment, Ŝeby zadać pytanie, z którym do mnie
przyszedłeś. Nie krępuj się i powiedz otwarcie, co chciałbyś wiedzieć.
W jego głosie nie było nawet cienia napastliwości, więc postanowiłem zagrać
w otwarte karty.
— Gdzie jest Ester teraz?
— Fizycznie — bardzo daleko, w Azji Środkowej. Duchowo — bardzo blisko.
Dzień i noc towarzyszy mi jej uśmiech, a w uszach dźwięczą słowa pełne zapału. To
ona mnie tu przywiozła, dwudziestojednoletniego biedaka bez przyszłości. Dla ludzi
z mojej wioski byłem odmieńcem, chorym psychicznie albo czarownikiem, który
zawarł pakt z diabłem, a dla ludzi z miasta wieśniakiem szukającym pracy.
Któregoś dnia opowiem ci dokładniej historię mojego Ŝycia. Szczęśliwym trafem
znałem angielski i dzięki temu zostałem tłumaczem Ester. Pewnego dnia
znaleźliśmy się na granicy kraju, do którego ona próbowała się przedostać.
- 86 -
Paulo Coelho Zahir
- 87 -
Paulo Coelho Zahir
- 88 -
Paulo Coelho Zahir
- 89 -
Paulo Coelho Zahir
- 90 -
Paulo Coelho Zahir
- 91 -
Paulo Coelho Zahir
- 92 -
Paulo Coelho Zahir
martwić o to, co stanie się z moim dzieckiem". Ale myślę takŜe: „Szkoda, umrę i nic
po mnie nie zostanie. Umiałam tylko stracić Ŝycie, a nie umiałam nikomu go dać".
— Czy w naszym związku dzieje się coś złego? Pytam, poniewaŜ czasem
wydaje mi się, Ŝe chcesz mi coś powiedzieć, ale w jakimś momencie urywasz
rozmowę.
— Tak, chyba coś jest z nami nie tak. Powinniśmy być razem szczęśliwi.
UwaŜasz, Ŝe zawdzięczasz mi wszystko, kim jesteś, ja myślę, Ŝe powinnam czuć się
uprzywilejowana, Ŝe mam przy sobie męŜczyznę takiego jak ty.
— To prawda, mam Ŝonę, którą kocham. MoŜe nie zawsze potrafię to docenić
i czasem dopadają mnie wątpliwości, Ŝe coś jest ze mną nie w porządku.
— Cieszę się, Ŝe to rozumiesz. Wszystko jest w porządku zarówno z tobą, jak
i ze mną, a jednak ja teŜ zadaję sobie to samo pytanie. Nie w porządku jest
sposób, w jaki okazujemy sobie naszą miłość. Jeśli przyznamy się przed sobą, Ŝe to
rodzi trudności, moŜe uda się nam jakoś z nimi uporać i będziemy szczęśliwi. To
będzie ciągła walka, dzięki której będziemy wciąŜ aktywni, Ŝywi, gotowi do
odkrywania nowych światów.
Teraz jednak zmierzamy do punktu, gdzie niby wszystko się układa, gdzie
miłość przestaje stawiać wyzwania, a staje się zaledwie wygodnym rozwiązaniem.
— Co ci w tym przeszkadza?
— Wszystko. Czuję, Ŝe energia miłości, to co nazywamy namiętnością,
przestała płynąć przez moje ciało i duszę.
— Ale coś zostało.
— Zostało? Czy tak się kończą wszystkie małŜeństwa? Czy namiętność zawsze
musi ustąpić miejsca czemuś, co nazywamy „dojrzałym związkiem"? Potrzebuję cię.
Brakuje mi ciebie. Czasem bywam zazdrosna. Kiedy jestem daleko, lubię pomyśleć
o tym, co masz na kolację, choć wiem, Ŝe ty najczęściej nie zwracasz uwagi na to,
co jesz. Ale brakuje nam radości.
— Nieprawda. Kiedy jesteś daleko, chciałbym, Ŝebyś była blisko. WyobraŜam
sobie nasze rozmowy po twoim czy moim powrocie z podróŜy. Dzwonię, Ŝeby
usłyszeć twój głos. Zapewniam cię, Ŝe wciąŜ jestem zakochany.
— Tak samo jest ze mną. Ale co się dzieje, gdy jesteśmy blisko? Kłócimy się
o głupstwa, chcemy się nawzajem zmieniać, narzucić drugiemu swój punkt widzenia,
za wszelką cenę mieć rację. OskarŜasz mnie o rzeczy, które nie mają najmniejszego
sensu, ja zachowuję się tak samo. Czasami mówimy sobie w duchu: „Jak cudownie
- 93 -
Paulo Coelho Zahir
- 94 -
Paulo Coelho Zahir
dachu kamienicy na rogu, których dotąd nie zauwaŜyłem, choć przechodziłem tędy
tyle razy. Pamiętam uczucie zdziwienia, wiatr gwiŜdŜący mi w uszach, dalekie
szczekanie psa, a potem wszystko pogrąŜyło się w ciemności.
Zostałem z ogromną prędkością wessany do czarnej dziury. Gdzieś na jej
końcu dostrzegłem światło. Zanim dotarłem do tego światła, niewidzialne ręce
wyciągnęły mnie stamtąd gwałtownie i ocknąłem się, słysząc odgłosy bieganiny
dookoła. Wszystko trwało nie dłuŜej niŜ kilka sekund. Poczułem w ustach smak krwi,
zapach mokrego asfaltu i nagle zdałem sobie sprawę, Ŝe miałem wypadek. To
traciłem, to odzyskiwałem przytomność. Próbowałem się poruszyć, ale nie dałem
rady. Kątem oka dostrzegłem, Ŝe ktoś leŜy obok mnie, czułem zapach tej osoby, jej
perfumy. Pomyślałem z przeraŜeniem: To musi być ta kobieta z wózkiem, która szła
z naprzeciwka.
Ktoś nachylił się nade mną, usiłując mnie podnieść. Krzyknąłem, Ŝeby mnie nie
ruszano, bo to moŜe być niebezpieczne. Dowiedziałem się kiedyś podczas jakiejś
rozmowy bez znaczenia, na przyjęciu bez znaczenia, Ŝe przy uszkodzeniu
kręgosłupa kaŜdy nieostroŜny ruch moŜe spowodować paraliŜ na resztę Ŝycia.
Walczyłem, Ŝeby zachować przytomność, czekałem na ból, ale nie nadchodził.
Chciałem się poruszyć, lecz uznałem, Ŝe nie warto. Czułem coś w rodzaju
odrętwienia, bezwładu. Znowu poprosiłem, Ŝeby mnie nie dotykano. W końcu
usłyszałem dalekie wycie karetki i zrozumiałem, Ŝe mogę zasnąć, nie muszę juŜ
walczyć o Ŝycie. Stracę je albo zachowam, to nie zaleŜało juŜ ode mnie, lecz od
lekarzy, pielęgniarek, od szczęścia, od „Tego", od Boga.
Usłyszałem głos jakiejś dziewczynki, która mówiła, jak się nazywa, ale nie udało
mi się zapamiętać. Uspokajała mnie, Ŝe na pewno będę Ŝył. Chciałem wierzyć jej
słowom, prosiłem, Ŝeby została przy mnie, ale zniknęła. ZałoŜono mi na szyję
plastikową obręcz, maskę na twarz i znów zapadłem w głęboki sen.
Kiedy odzyskałem przytomność, okropnie szumiało mi w uszach, reszta była
ciszą i zupełną ciemnością. Nagle wpadłem w panikę, byłem pewien, Ŝe niosą mnie
w trumnie i za chwilę pochowają Ŝywcem!
Próbowałem wydostać się z tej trumny, ale nie udało mi się poruszyć nawet
jednym palcem. Przez jakiś czas, który wydał mi się wiecznością, czułem, Ŝe coś
pcha mnie do przodu. Nie miałem na to Ŝadnego wpływu i wtedy, zbierając resztki
sił, krzyknąłem. Krzyk odbił się echem od ścian i prawie mnie ogłuszył. Z pewnością
jednak ten krzyk mnie ocalił, bo nagle gdzieś w okolicy moich stóp pojawił się
- 95 -
Paulo Coelho Zahir
- 96 -
Paulo Coelho Zahir
- 97 -
Paulo Coelho Zahir
- 98 -
Paulo Coelho Zahir
— Tak, byłbym ci wdzięczny. Mam jeszcze jedno pytanie, tylko proszę, nie
myśl, Ŝe coś nie tak z moją głową. Czy to moŜliwe, Ŝeby epileptycy słyszeli głosy
i potrafili przewidywać przyszłość?
— Ktoś przewidział ten wypadek?
— Mniej więcej. Tak to odczytałem.
— Wybacz, muszę juŜ iść, a chcę jeszcze podwieźć Marie. Spróbuję się
czegoś o epilepsji dowiedzieć.
Podczas tych dwóch dni, kiedy Marie była daleko, i pomimo szoku wywołanego
wypadkiem Zahir wrócił. Wiedziałem, Ŝe jeśli chłopak dotrzymał słowa, to w domu
czeka na mnie koperta z adresem Ester. Teraz jednak się bałem. A jeśli Michaił
mówił prawdę, jeśli rzeczywiście słyszał głos?
Próbowałem przypomnieć sobie szczegóły wypadku. Zszedłem z chodnika,
zobaczyłem nadjeŜdŜający samochód, ale był w bezpiecznej odległości. Potrącił
mnie motocykl, który zapewne próbował wyprzedzić ten samochód, a ja nie mogłem
go widzieć.
Wierzę w znaki. Po mojej pielgrzymce do Santiago wszystko diametralnie się
odmieniło. To, czego szukamy, znajduje się zawsze w zasięgu naszego wzroku,
wystarczy rozglądać się wokół uwaŜnie i w skupieniu, Ŝeby odkryć, dokąd Bóg chce
nas zaprowadzić i w którą stronę najlepiej iść. Nauczyłem się takŜe szanować
tajemnicę. Jak mówił Einstein, Bóg nie gra w kości ze wszechświatem, wszystko się
ze sobą łączy i ma jakiś sens. Choć ten sens niemal przez cały czas pozostaje
ukryty, moŜemy poznać, Ŝe zbliŜamy się do naszej prawdziwej misji na tej ziemi,
kiedy energia entuzjazmu towarzyszy naszym działaniom.
Jeśli tak jest, to świetnie. Jeśli jej nie ma, lepiej zmienić kurs.
Kiedy jesteśmy na dobrej drodze, kierujemy się znakami i czasem zrobimy
niewłaściwy krok, wtedy Bóg spieszy z pomocą i chroni nas przed popełnieniem
błędu. CzyŜby więc ten wypadek był znakiem? CzyŜby Michaił owego wieczoru
przeczuł coś, co było przeznaczone dla mnie?
Doszedłem do wniosku, Ŝe tak właśnie było.
I być moŜe dlatego, Ŝe postanowiłem przyjąć to, co było mi pisane, i oddać się
w ręce opatrzności, zauwaŜyłem, Ŝe Zahir nieco osłabł. Wiedziałem, Ŝe wystarczy
otworzyć kopertę, przeczytać adres i zapukać do drzwi Ester.
Ale znaki mówiły, Ŝe jeszcze nie czas. Skoro naprawdę była dla mnie tak
waŜna, jak myślałem, skoro wciąŜ mnie kochała (jak twierdził chłopak), po co się
- 99 -
Paulo Coelho Zahir
- 100 -
Paulo Coelho Zahir
- 101 -
Paulo Coelho Zahir
jedzenie na stoliku i wyszedł szybko, jakby chciał uciec. Nie tyle ode mnie, ile od
moich słów.
Jeśli pielęgniarz nie miał ochoty o tym rozmawiać, to moŜe sam się nad tym
zastanowię? Przypomniał mi się fragment wiersza, którego nauczyłem się
w dzieciństwie.
Kiedy zjawi się ta, której nikt nie pragnie
MoŜe będę się bał. A moŜe uśmiechnę się i powiem:
Mój dzień był dobry, moŜe nadejść noc.
Zastanie bowiem zaorane pole,
Nakryty stół, posprzątany dom,
KaŜda rzecz będzie na swoim miejscu.
Chciałbym, Ŝeby tak właśnie było — kaŜda rzecz na swoim miejscu. A jakie
będzie moje epitafium? Zarówno ja, jak i Ester sporządziliśmy juŜ testamenty. Oboje
chcieliśmy być spaleni. Moje prochy rozrzuci wiatr na przełęczy Cebreiro, po drodze
do Santiago. Jej prochy mają zostać rozsypane nad oceanem.
Nie będzie więc kamienia nagrobnego z inskrypcją. Ale gdybym mógł wybrać
jakieś zdanie, poprosiłbym, Ŝeby napisano: „Umarł Ŝywy".
MoŜe się to komuś wydać niedorzecznością, lecz znałem całe mnóstwo ludzi,
którzy przestali Ŝyć, chociaŜ wciąŜ chodzili do pracy, jedli, spotykali się z innymi.
Robili to wszystko automatycznie, nie doceniając magii kaŜdego dnia, nie myśląc
o tym, jak wielkim cudem jest Ŝycie, jakby zapominając, Ŝe następna minuta moŜe
być ich ostatnią na tej planecie.
Nie było sensu tłumaczyć tego pielęgniarzowi. A zresztą po naczynia przyszedł
juŜ ktoś inny, kto zaczął ze mną dziwaczną rozmowę, bo pewnie tak kazał mu lekarz.
Pytał, czy pamiętam, jak się nazywam i który mamy teraz rok, kto jest prezydentem
Stanów Zjednoczonych, i o inne sprawy w tym stylu, o które pytają cię tylko wtedy,
gdy chcą sprawdzić, czy nie brak ci piątej klepki.
A to wszystko dlatego, Ŝe zadałem pytanie, które powinna postawić sobie kaŜda
istota ludzka: Czy pomyślałeś juŜ o swoim pogrzebie? Czy zdajesz sobie sprawę, Ŝe
wcześniej czy później umrzesz?
Tego dnia wieczorem zasypiałem w pogodnym nastroju. Zahir powoli znikał,
wracała Ester i gdybym miał dzisiaj umrzeć, mimo tego wszystkiego, co wydarzyło
się w moim Ŝyciu, mimo poraŜek, zniknięcia Ŝony, krzywd, jakie mi wyrządzono albo
jakie ja wyrządziłem innym, będę Ŝywy do ostatniej minuty i z pewnością będę mógł
powiedzieć z czystym sumieniem: Mój dzień był dobry, moŜe nadejść noc.
- 102 -
Paulo Coelho Zahir
Dwa dni później byłem juŜ w domu. Marie poszła przygotować obiad, a ja
postanowiłem przejrzeć korespondencję, której sporo się nagromadziło. Gosposia
oznajmiła mi, Ŝe koperta, na którą czekałem w zeszłym tygodniu, leŜy na moim
biurku, i o dziwo, nie pobiegłem jej od razu otworzyć. Zjedliśmy obiad, zapytałem
Marie o jej zdjęcia, ona o moje plany. W kołnierzu ortopedycznym nie bardzo
mogłem wychodzić. Marie przyrzekła, Ŝe zostanie ze mną tak długo, jak będę chciał.
— Mam tylko krótkie nagranie dla jakiejś koreańskiej telewizji, ale mogę je
przesunąć albo po prostu odwołać. Oczywiście, jeśli mnie potrzebujesz.
— Potrzebuję cię i bardzo się cieszę, Ŝe moŜesz zostać ze mną.
Zadzwoniła do swojej agentki i poprosiła ją o zmianę terminów. Usłyszałem,
jak tłumaczyła: „Nie mów przypadkiem, Ŝe zachorowałam. Jestem przesądna. Ilekroć
tak się tłumaczyłam, zawsze potem rzeczywiście lądowałam w łóŜku. Powiedz, Ŝe
muszę opiekować się kimś, kogo kocham".
Było sporo pilnych spraw: odwołać wywiady, odpowiedzieć na zaproszenia,
podziękować za telefony i kwiaty, a do tego jeszcze napisać zaległe artykuły,
przedmowy, recenzje. Marie całymi dniami ustalała razem z moją agentką kalendarz
na najbliŜsze dni, tak Ŝeby nikogo nie pominąć. Wieczorami przy kolacji
rozmawialiśmy na róŜne tematy, ciekawe i banalne, jak wszystkie pary pod słońcem.
— Wydaje się, Ŝe ten wypadek, otarcie się o śmierć przywróciło cię do Ŝycia —
powiedziała mi któregoś wieczoru po paru kieliszkach wina.
— Tak chyba dzieje się z kaŜdym.
— Ale, jeśli pozwolisz — nie chcę, byś pomyślał, Ŝe przemawia przeze mnie
zazdrość — od kiedy wróciłeś do domu, nie mówisz juŜ o Ester. Tak samo było, gdy
skończyłeś pisać Czas rozdzierania, czas zszywania. KsiąŜka zadziałała jak terapia.
Szkoda tylko, Ŝe na tak krótko.
— Czy sugerujesz, Ŝe ten wypadek mógł spowodować jakieś trwałe zmiany
w moim mózgu?
Choć nie było w tym Ŝadnej zaczepki, Marie wolała zmienić temat
i opowiedziała mi, jak straszliwie się bała, lecąc helikopterem z Monako do Cannes.
Tej nocy kochaliśmy się i choć przeszkadzał nam bardzo mój kołnierz ortopedyczny,
byliśmy sobie naprawdę bliscy.
Po czterech dniach gigantyczna sterta papierów zniknęła z mojego biurka.
Została tylko duŜa biała koperta. Marie chciała ją otworzyć, ale powiedziałem, Ŝe to
moŜe poczekać.
- 103 -
Paulo Coelho Zahir
Taktownie o nic nie pytała. Mogły to być przecieŜ wyciągi z mojego konta
bankowego albo poufny list od jakiejś wielbicielki. Ja równieŜ niczego nie
wyjaśniałem, zabrałem kopertę z biurka i wetknąłem między ksiąŜki, Ŝeby nie kusić
Zahira.
Ani przez chwilę moja miłość do Ester nie osłabła. KaŜdy dzień w szpitalu
budził we mnie wspomnienie czegoś ciekawego, nie zawsze z naszych rozmów,
często po prostu z chwil, które spędziliśmy razem w milczeniu. Znów widziałem
oczy dziewczyny zawsze tęskniącej do przygód, kobiety dumnej z sukcesu męŜa,
dziennikarki pasjonującej się tematem, o którym pisała, i — od pewnego momentu
— Ŝony, która nie widziała dla siebie miejsca w moim Ŝyciu. To smutne spojrzenie
się pojawiło, jeszcze zanim została korespondentką wojenną. Było weselsze, kiedy
wracała z pola walki, ale po paru dniach spędzonych w domu znów przygasało.
Pewnego popołudnia zadzwonił telefon.
— Do ciebie — powiedziała Marie, podając mi słuchawkę.
Po drugiej stronie usłyszałem Michaiła. Mówił, jak mu przykro z powodu
mojego wypadku, i zapytał, czy dotarła do mnie koperta.
— Tak, mam ją tutaj.
— Kiedy zamierzasz jechać?
Marie była obok, pomyślałem, Ŝe lepiej będzie zmienić temat.
— Porozmawiamy o tym, jak się spotkamy.
— Niczego nie Ŝądam, ale obiecałeś mi pomóc.
— Zazwyczaj dotrzymuję obietnic. Zobaczymy się, jak tylko poczuję się trochę
lepiej.
Podał mi numer swojej komórki, rozłączyłem się i zauwaŜyłem, Ŝe Marie nie
jest juŜ tą samą kobietą.
— A więc wszystko będzie dalej tak samo — westchnęła.
— Nie. Wszystko się zmieniło.
Powinienem był wyjawić jej prawdę, Ŝe wciąŜ chcę się zobaczyć z Ester, Ŝe
wiem juŜ, gdzie ona jest, Ŝe kiedy nadejdzie odpowiedni moment, wsiądę do pociągu,
do taksówki, samolotu czy czegokolwiek, co zawiezie mnie do niej. Ale to oznaczało
utratę kobiety, która była teraz ze mną, akceptowała moje wybory, na rozliczne
sposoby okazywała mi, jak wiele dla niej znaczę.
Zachowałem się jak tchórz. Wstydziłem się, ale takie było Ŝycie i na swój
sposób, trudny do opisania, ja teŜ kochałem Marie.
- 104 -
Paulo Coelho Zahir
- 105 -
Paulo Coelho Zahir
Nić Ariadny
- 106 -
Paulo Coelho Zahir
upadku Hitlera i jego Trzeciej Rzeszy. Ojciec wraca pieszo do swojej wioski, odległej
o prawie tysiąc kilometrów od Stalingradu. Od tej pory dręczą go koszmary, co noc
śni mu się przyjaciel, którego nie zdołał uratować.
Dwa lata później wojna się kończy. Ojciec dostaje medal, ale wciąŜ jest bez
pracy. Zapraszają go na uroczyste ceremonie, ale nie ma co jeść. Jest bohaterem
Stalingradu, ale udaje mu się przeŜyć tylko dzięki drobnym robotom, za marne
grosze. W końcu zdobywa posadę sprzedawcy dywanów. Nie moŜe spać, więc
podróŜuje nocą, poznaje przemytników, zyskuje ich zaufanie i pieniądze zaczynają
napływać.
Komunistyczna władza wpada na jego trop i oskarŜa go o przemyt. Mimo Ŝe
jest bohaterem wojennym, na dziesięć lat zostaje zesłany na Syberię jako „wróg
ludu". Kiedy go wreszcie wypuszczają na wolność, jest juŜ starym człowiekiem,
a jedyną rzeczą, na jakiej się zna, są dywany. Udaje mu się odnowić dawne
kontakty, dostaje kilka sztuk na sprzedaŜ, ale nie ma nabywców. Czasy są cięŜkie.
Postanawia więc znów wyjechać, po drodze Ŝebrze, w końcu dociera do
Kazachstanu.
Jest stary i samotny, lecz musi pracować, Ŝeby mieć co jeść. W ciągu dnia
wykonuje drobne prace, w nocy prawie nie śpi, wciąŜ budzi się z okrzykiem „Na
ziemię!". Co ciekawe, mimo wszystkich przejść, bezsenności, kiepskiego odŜywiania,
zmartwień, wieku, papierosów, które pali bez przerwy, ma Ŝelazne zdrowie.
W małej wiosce spotyka dziewczynę, która zaprasza go do domu rodziców.
Gościnność jest święta w tych stronach. Ścielą mu w pokoju gościnnym, ale w nocy
wszystkich budzą okrzyki „Na ziemię!". Dziewczyna przychodzi do niego, odmawia
modlitwę, kładzie mu rękę na czole i mój ojciec po raz pierwszy od dziesiątków lat
spokojnie zasypia.
Nazajutrz ona mówi, Ŝe jeszcze jako dziewczynka miała sen, Ŝe starzec da jej
syna. Czekała juŜ tyle lat, kilku kandydatów do jej ręki odtrąciła. Rodzice bardzo się
martwią, nie chcą, Ŝeby ich jedyna córka była samotna i odrzucona przez
społeczność.
Pyta, czy nie chciałby się z nią oŜenić. On jest zaskoczony — mogłaby być
jego wnuczką. Nic jej nie odpowiada. Kiedy zachodzi słońce, prosi, aby znów
połoŜyła mu rękę na czole. I znowu przesypia całą noc.
Temat małŜeństwa powraca następnego ranka, tym razem w obecności
rodziców, którzy godzą się na wszystko, byle tylko córka wyszła za mąŜ i nie
- 107 -
Paulo Coelho Zahir
- 108 -
Paulo Coelho Zahir
- 109 -
Paulo Coelho Zahir
nie ma. Przez tydzień nic się nie dzieje i zaczynam wierzyć, Ŝe matka miała rację,
musiałem niechcący się zdrzemnąć i to wszystko mi się przyśniło.
Jednak pewnego ranka w drodze do szkoły znowu widzę unoszącą się
w powietrzu dziewczynkę otoczoną blaskiem. Tym razem ani nie upadłem, ani nie
widziałem świateł. Ona się do mnie uśmiecha, ja odpowiadam jej uśmiechem, pytam,
jak ma na imię, ale ona milczy. W szkole wypytuję kolegów, czy oni teŜ widzieli
kiedyś unoszącą się w powietrzu dziewczynkę. Wybuchają śmiechem.
Podczas lekcji wzywa mnie dyrektor. Tłumaczy mi, Ŝe pewnie cierpię na jakieś
zaburzenia psychiczne, bo zjawy nie istnieją. Istnieje tylko rzeczywistość, którą
widzimy, a religia została wymyślona, aby omamić lud. Pytam o meczet
w pobliskim miasteczku. Twierdzi, Ŝe chodzą tam tylko zacofani starcy, którzy nie
mają siły budować socjalistycznego ładu. Potem grozi mi, Ŝe jeśli będę rozpowiadać
te niestworzone historie, wyrzuci mnie ze szkoły. Jestem przeraŜony, proszę, Ŝeby
nie mówił o tym mojej matce. Obiecuje, Ŝe nic nie powie, jeśli przyznam się kolegom,
Ŝe całą tę bajkę wyssałem z palca.
On dotrzymuje swojej obietnicy, a ja swojej. Moi koledzy nawet nie są ciekawi,
gdzie widuję dziewczynkę. Ale od tej pory przez cały miesiąc ona ukazuje mi się
dzień w dzień. Czasem najpierw mdleję, czasem nie dzieje się nic. Nie rozmawiamy
ze sobą, po prostu jesteśmy razem tak długo, jak ona chce. Moja matka zaczyna się
niepokoić, nie wracam juŜ do domu jak zawsze o tej samej porze. Pewnego
wieczoru zmusza mnie, Ŝebym się przyznał, co robię po lekcjach. Powtarzam jej
historię o dziewczynce.
Ku memu zdziwieniu zamiast znowu mnie zganić, mówi, Ŝe pójdzie ze mną
w to miejsce. Następnego dnia wstajemy wcześnie, idziemy tam, dziewczynka się
pojawia, ale matka jej nie widzi. Prosi, abym zapytał ją o ojca. Nie rozumiem po co,
ale robię to i wtedy po raz pierwszy słyszę głos. Dziewczynka nie porusza
wprawdzie ustami, ale ze mną rozmawia. Mówi, Ŝe mój ojciec ma się dobrze, Ŝe nas
chroni, Ŝe cierpienie, którego doświadczył na ziemi, zostało mu wynagrodzone.
Radzi, Ŝebym porozmawiał z matką o piecyku. Kiedy powtarzam matce to, co
usłyszałem, wybucha płaczem. Mówi, Ŝe ojciec musiał mieć zawsze przy sobie
piecyk, bo dręczyły go wspomnienia z wojny. Dziewczynka prosi, Ŝebym następnym
razem, kiedy będę tędy przechodził, zawiązał na krzaku wstąŜkę z wypisaną na niej
prośbą.
Wizje powtarzają się przez cały następny rok. Moja matka opowiada o tym
- 110 -
Paulo Coelho Zahir
- 111 -
Paulo Coelho Zahir
oraz wizje Bernadetty, interpretując je jako objawienie Matki BoŜej. Prawda poszła
w niepamięć, bo powtarzane przez lata kłamstwo w końcu przekonało wszystkich.
Jedyna róŜnica między objawieniem Michaiła a tym, co widziała Bernadetta, jest
taka, Ŝe „mała dziewczynka" — na prośbę Bernadetty — powiedziała, jak ma na imię.
— I co powiedziała? — zaciekawił się Michaił.
— „Jestem Niepokalane Poczęcie". Nie jest to zwyczajne imię, takie jak Beata,
Maria czy Izabela. Ona opisuje siebie jako fakt, wydarzenie, zjawisko, co moŜna
tłumaczyć jako „jestem narodzinami bez seksu". Proszę, opowiadaj dalej.
— Chciałbym cię przedtem o coś zapytać — zwraca się do mnie jeden
z Ŝebraków, mniej więcej w moim wieku. — Powiedziałeś, Ŝe napisałeś ksiąŜkę.
Jaki jest jej tytuł?
— Napisałem wiele ksiąŜek. — I wymieniam tytuł ksiąŜki, w której wspominam
historię Bernadetty i jej objawień.
— Jesteś męŜem tej dziennikarki?
— A więc jesteś męŜem Ester? — Ŝebraczka w podartych łachmanach,
zielonym kapeluszu i purpurowym płaszczu, wybałusza oczy ze zdumienia.
Nie wiem, co mam powiedzieć.
— Dlaczego przestała nas odwiedzać? — pyta inny. — Mam nadzieję, Ŝe nie
zginęła! Zawsze jeździ do krajów, gdzie jest bardzo niebezpiecznie. Wiele razy jej
mówiłem, Ŝeby dała sobie z tym spokój! Zobacz co od niej dostałem!
I wyciąga z kieszeni pomięty strzępek tkaniny zaplamionej krwią, kawałek
koszuli zmarłego Ŝołnierza.
— Nie zginęła — odpowiadam. — Ale dziwi mnie, Ŝe tu przychodziła.
— Czemu? Bo jesteśmy gorsi?
— Źle mnie zrozumiałeś, nie oceniam was. Jestem po prostu zaskoczony, ale
cieszę się, Ŝe się tego dowiedziałem.
Wódka wypita na rozgrzewkę zaczyna juŜ działać.
— Kpisz sobie — mówi potęŜny długowłosy męŜczyzna z wielodniowym
zarostem na twarzy. — Wynoś się stąd, jeśli ci się nie podoba nasze towarzystwo.
CóŜ, ja takŜe piłem i czuję w sobie odwagę.
— A kim wy jesteście? Jakie Ŝycie wybraliście? Jesteście zdrowi, zdolni do
pracy, ale wolicie nic nie robić.
— Jesteśmy ludźmi, którzy postanowili Ŝyć „poza", rozumiesz? Poza tym
światem, który rozpada się na kawałki, poza ludźmi, którzy Ŝyją w ciągłym strachu,
- 112 -
Paulo Coelho Zahir
Ŝe coś stracą, poza tymi, którzy spacerują ulicami, jak gdyby wszystko było
w najlepszym porządku, podczas gdy jest źle, bardzo źle! A ty nie Ŝebrzesz? Nie
prosisz o jałmuŜnę swojego szefa albo właściciela domu, w którym mieszkasz?
— Nie wstyd ci tak marnować Ŝycia? — pyta kobieta w purpurowym płaszczu.
— Kto powiedział, Ŝe je marnuję? Robię to, co chcę!
— A czego chcesz? — włączył się potęŜny męŜczyzna. — śyć na czubku
świata? Skąd wiesz, Ŝe góra jest lepsza od doliny? Sądzisz, Ŝe nie umiemy Ŝyć,
prawda? Twoja Ŝona wiedziała doskonale, czego chcemy od Ŝycia! A wiesz czego?
Spokoju! I wolnego czasu! I Ŝeby nikt nas nie zmuszał do podąŜania za modą —
tutaj mamy swoją własną modę! Pijemy, kiedy mamy na to ochotę, śpimy tam, gdzie
nam się podoba! Nikt z nas tutaj nie wybrał niewolnictwa i jesteśmy z tego bardzo
dumni. ChociaŜ wy uwaŜacie nas za dziadów.
W ich głosach wyczuwam coraz więcej agresji.
— Chcecie usłyszeć dalszy ciąg mojej opowieści, czy wolicie, Ŝebyśmy sobie
poszli? — pyta Michaił, Ŝeby uspokoić trochę nastroje.
— On nas krytykuje! — oburzył się ten z Ŝelazną nogą. — Przyszedł tu, Ŝeby
nas osądzać, oceniać, jakby był samym Bogiem!
Słychać jakieś mamrotanie, ktoś klepie mnie po ramieniu, podaje papierosa,
a butelka wódki znowu trafia w moje ręce. Napięcie powoli opada. WciąŜ jestem
w szoku, Ŝe ci ludzie znają Ester. I jak widać, znają ją lepiej niŜ ja, dostali przecieŜ
od niej kawałek zakrwawionej Ŝołnierskiej koszuli.
Michaił ciągnie dalej:
— PoniewaŜ nie mam gdzie się uczyć, a jestem jeszcze za mały, Ŝeby
zajmować się końmi, które są chlubą naszego regionu, zostaję pasterzem owiec.
W pierwszym tygodniu mojej pracy zdycha jagnię i wieś obiega plotka, Ŝe jestem
dzieckiem przeklętym, synem człowieka, który przybył z dalekich stron, obiecał mojej
matce bogactwa, a w końcu zostawił nas z niczym.
ChociaŜ komuniści zapewniają, Ŝe religia to opium dla ludu, choć w szkole
uczą nas, Ŝe istnieje tylko rzeczywistość materialna, a to, czego nie widzą nasze
oczy, jest wytworem wyobraźni — pradawne wierzenia stepu, przekazywane
z pokolenia na pokolenie z ust do ust, przetrwały do dziś.
Od kiedy ścięto mój krzak, nie widuję juŜ dziewczynki, lecz wciąŜ towarzyszy mi
jej głos. Proszę, Ŝeby pomogła mi w opiece nad stadami, ona mówi, Ŝe muszę być
cierpliwy, nadejdą dla mnie cięŜkie czasy, ale nim skończę dwadzieścia dwa lata,
- 113 -
Paulo Coelho Zahir
z dalekiego kraju przyjedzie kobieta i zabierze mnie ze sobą w świat. Mówi takŜe,
Ŝe mam misję do spełnienia: pomóc, by prawdziwa energia miłości rozprzestrzeniła
się na całej kuli ziemskiej.
Właściciel owiec daje wiarę plotkom, które krąŜą na mój temat. Powtarzają je
i próbują mi szkodzić ci sami ludzie, którym dziewczynka pomagała przez ostatni
rok. Pewnego dnia mój chlebodawca idzie do siedziby partii w sąsiedniej wiosce
i tam dowiaduje się, Ŝe zarówno ja, jak i moja matka jesteśmy uznani za wrogów
ludu. Natychmiast wyrzuca mnie z pracy. Nic jeszcze nie zarobiłem, ale mamy
z czego Ŝyć, bo moja matka nadal pracuje jako hafciarka w zakładach
włókienniczych w największym mieście powiatu. Tam nikt nie wie, Ŝe jesteśmy
wrogami ludu i klasy robotniczej. Dyrekcji zaleŜy jedynie, Ŝeby ślęczała nad haftami
od świtu do zmierzchu.
PoniewaŜ mam duŜo wolnego czasu, włóczę się po stepie z myśliwymi. Oni
równieŜ znają moją historię, ale wierzą, Ŝe mam magiczną moc, bo zawsze, kiedy
z nimi poluję, trafiają na lisy. Przesiaduję całymi dniami w muzeum poety, oglądam
pamiątki po nim, czytam jego ksiąŜki, słucham, kiedy ktoś recytuje jego wiersze.
Czasami czuję wiatr i widzę kule świetlne, upadam na ziemię — wtedy głos mówi mi
o rzeczach bardzo konkretnych, takich jak okresy suszy, zaraza bydła, przybycie
kupców. Nie opowiadam o tym nikomu, tylko matce, która coraz bardziej się o mnie
martwi.
Pewnego razu, gdy w okolicy pojawia się akurat lekarz, prowadzi mnie do
niego. On wysłuchuje uwaŜnie mojej historii, robi notatki, bada mi oczy specjalnym
aparatem, bada serce, puka w kolano i stwierdza pewną odmianę epilepsji.
Pociesza, bo to nie jest zaraźliwe i ataki z wiekiem powinny ustąpić. Wiem, Ŝe to
wcale nie choroba, ale dla spokoju matki udaję, Ŝe uwierzyłem.
Kustosz muzeum zauwaŜył moje rozpaczliwe próby nauczenia się
czegokolwiek, ulitował się nade mną i sam zaczął udzielać mi lekcji. Uczę się
geografii i literatury. A takŜe, co w przyszłości okaŜe się dla mnie najwaŜniejsze —
języka angielskiego. Pewnego wieczoru głos prosi mnie, abym powiedział
kustoszowi, Ŝe wkrótce zajmie odpowiedzialne stanowisko. Kiedy przekazuję mu tę
wiadomość, śmieje się pod nosem i mówi wprost, Ŝe nie ma na to Ŝadnych szans, bo
nigdy nie zapisał się do partii. Jest bogobojnym muzułmaninem.
Mam piętnaście lat. Jakieś dwa miesiące po naszej rozmowie czuję, Ŝe coś się
zaczyna zmieniać w naszym regionie. Zazwyczaj aroganccy urzędnicy stają się
- 114 -
Paulo Coelho Zahir
uprzejmi jak nigdy. Pytają, czy nie chciałbym wrócić do szkoły. Długie pociągi pełne
rosyjskich wojsk suną w kierunku granicy. Pewnego popołudnia, gdy uczę się przy
biurku, które kiedyś naleŜało do poety, wbiega przeraŜony kustosz. Spogląda na
mnie niepewnie i mówi, Ŝe na naszych oczach rozgrywa się ostatnia rzecz, której
moŜna było się spodziewać — upadek komunistycznego reŜimu. Dawne republiki
sowieckie ogłaszają niepodległość. Z Ałma Aty przychodzą wieści o tworzeniu
nowego rządu, a jego, kustosza muzeum, mianowano gubernatorem prowincji!
Zamiast ucieszyć się i mnie uściskać, pyta, skąd wiedziałem. Ktoś mi o tym
mówił? Czy tajne słuŜby kazały mi go szpiegować, bo nie naleŜał do partii? Czy
moŜe — co byłoby najstraszniejsze — zawarłem kiedyś pakt z diabłem?
Odpowiadam, Ŝe przecieŜ zna moją historię: objawienia, ataki, pozwalające mi
słyszeć głos, którego nikt inny nie słyszy. On mówi, Ŝe to bzdury, nic innego jak
choroba. Jest tylko jeden prorok, Mahomet, i wszystko, co trzeba było objawić,
zostało juŜ objawione. Ale pomimo to, ciągnie dalej, diabeł wciąŜ jest na tym świecie
i ucieka się do wszelkiego rodzaju sztuczek — nawet do rzekomego daru
przewidywania przyszłości — Ŝeby oszukać naiwnych i odciągnąć ludzi od
prawdziwej wiary. Zajął się mną, bo islam wymaga od wiernych miłosierdzia, ale
teraz głęboko tego Ŝałuje, bo albo jestem agentem tajnych słuŜb, albo wysłannikiem
szatana.
I z miejsca zakazuje mi wstępu do muzeum.
Nadchodzą trudne czasy, choć i wcześniej nie było łatwo. Państwowe zakłady
włókiennicze, w których pracuje moja matka, przechodzą w ręce prywatne. Nowi
właściciele mają inne pomysły, przeprowadzają restrukturyzację zakładów
włókienniczych i zwalniają moją matkę. Dwa miesiące później nie mamy juŜ za co
Ŝyć i nie pozostaje nam nic innego, jak wyjechać w poszukiwaniu pracy.
Moi dziadkowie nie chcą wyjeŜdŜać. Wolą umrzeć z głodu, niŜ opuścić ziemię,
na której się urodzili i spędzili całe Ŝycie. Ja i matka jedziemy do Ałma Aty. Po raz
pierwszy widzę duŜe miasto. Jestem pod wraŜeniem samochodów, gigantycznych
budynków, podświetlanych reklam, ruchomych schodów, a najbardziej wind. Mama
dostaje posadę ekspedientki, ja pracuję na stacji benzynowej jako pomocnik
mechanika. DuŜą część pieniędzy wysyłamy dziadkom, ale i tak starcza nam na
rzeczy, których nigdy przedtem nie widziałem: kino, wesołe miasteczko, mecze piłki
noŜnej.
Po przeprowadzce do miasta ataki ustają, znika takŜe dziewczynka, wraz z nią
- 115 -
Paulo Coelho Zahir
głos. Wcale się tym nie martwię. Jestem tak zafascynowany Ałma Atą i zajęty
zarabianiem na Ŝycie, Ŝe nie brakuje mi niewidzialnej przyjaciółki, która towarzyszyła
mi od ósmego roku Ŝycia. Dociera do mnie, Ŝe mając głowę na karku, będę mógł
w końcu zostać kimś. AŜ do pewnej niedzielnej nocy, kiedy wyglądam przez jedyne
okno naszego mieszkanka na małą wyboistą uliczkę i bardzo się denerwuję, bo
poprzedniego dnia w warsztacie wgniotłem samochód, wprowadzając go do garaŜu.
Boję się, Ŝe nazajutrz wyleją mnie z pracy. Boję się tak bardzo, Ŝe przez cały dzień
nie mogę nic przełknąć.
I nagle znów czuję powiew wiatru, widzę osobliwe światło. Matka później mi
opowiadała, Ŝe upadłem na ziemię, bełkotałem w jakimś nieznanym języku, a trans
trwał dłuŜej niŜ zwykle. Wtedy głos przypomniał mi o mojej misji.
Kiedy przytomnieję, znów czuję obecność dziewczynki i choć jej nie widzę,
mogę z nią rozmawiać. Ale to juŜ mnie nie interesuje — opuszczając rodzinną
wioskę, zostawiłem za sobą cały mój świat. Mimo to próbuję się dowiedzieć, jaka jest
ta moja misja. Głos odpowiada, Ŝe taka sama, jak misja całego rodzaju ludzkiego;
nasycić świat energią miłości. Pytam jedynie o to, co mi w tym momencie leŜy na
sercu: Co zrobi mój pracodawca, kiedy dowie się o stłuczce? Mam się przyznać bez
obaw, on na pewno zrozumie.
Pracuję juŜ pięć lat na stacji benzynowej. Mam kilku przyjaciół, chodzę na
pierwsze randki, odkrywam Ŝycie erotyczne, uczestniczę w ulicznych bójkach... Ŝyję
normalnie, jak wszyscy młodzi ludzie. Mam kilka ataków, ale kiedy opowiadam, Ŝe to
działanie „wyŜszych sił", przyjaciele zaczynają darzyć mnie respektem. Proszą mnie
o pomoc, zwierzają się z zawodów miłosnych, kłopotów rodzinnych, lecz ja głosu
juŜ o nic nie pytam, bo krzak ścięty w mojej wsi był dla mnie przestrogą. Pamiętam,
jak mi się odwdzięczyli.
Znajomi nalegają, więc wymyślam, Ŝe naleŜę do tajnego bractwa i nic nie mogę
im wyjawić. W owym czasie, po latach prześladowań religijnych, mistycyzm
i ezoteryka stały się w Ałma Acie bardzo modne. Pojawia się wiele ksiąŜek o siłach
nadprzyrodzonych. Mistrzowie i guru napływają z Chin i Indii, mnoŜą się kursy
samodoskonalenia i rozwoju osobistego. Zapisuję się na kilka z nich i widzę, Ŝe
niczego się tam nie uczę. Ufam tylko głosowi, ale jestem zbyt zajęty, Ŝeby
przywiązywać wagę do tego, co mówi.
Pewnego dnia jakaś kobieta podjeŜdŜa samochodem terenowym na stację
benzynową, na której pracuję, i prosi, Ŝebym napełnił jej bak. Mówi po rosyjsku
- 116 -
Paulo Coelho Zahir
- 117 -
Paulo Coelho Zahir
- 118 -
Paulo Coelho Zahir
małŜeństwo powoli się rozpada. Miała w Ŝyciu wszystko, ale nie była szczęśliwa.
I choć mogłaby udawać, Ŝe niczego więcej nie chce od Ŝycia, umiera ze strachu, Ŝe
wpadnie w depresję i któregoś dnia popełni samobójstwo.
Dlatego postanowiła zostawić wszystko i wyruszyć na poszukiwanie przygody,
Ŝeby nie myśleć o miłości, która się powoli wypala. Im dalej zapuszczała się w te
poszukiwania, tym bardziej czuła się zagubiona i samotna. Ma wraŜenie, Ŝe juŜ na
zawsze zgubiła kierunek, a to, co się właśnie zdarzyło, to znak, Ŝe powinna pogodzić
się z tym — wrócić do codzienności.
Proponuję, Ŝebyśmy spróbowali przekraść się innym, słabiej strzeŜonym
szlakiem. Znam przemytników z Ałma Aty, którzy mogą nam pomóc. Ona jednak
straciła ochotę na dalszą wyprawę, jest zniechęcona, gotowa zrezygnować.
W tym momencie głos prosi mnie, Ŝebym poświęcił ją ziemi. Nie wiedząc
dokładnie, co robię, wstaję, otwieram plecak, zanurzam opuszki palców w małym
słoiczku z olejem, który zabraliśmy do gotowania. Kładę jej dłoń na czole, modlę się
w ciszy i proszę o siłę dla niej, bo jej poszukiwanie jest waŜne dla nas wszystkich.
Głos mówi do mnie, a ja powtarzam to, co słyszę, Ŝe przemiana choć jednej istoty
ludzkiej oznacza przemianę całej ludzkości. Ona mnie obejmuje, czuję, Ŝe ziemia ją
błogosławi, i trwamy tak objęci przez kilka godzin.
Na koniec pytam ją, czy wierzy w to, Ŝe słyszę głos. Ona odpowiada: I tak,
i nie. Wierzy, Ŝe w nas wszystkich drzemią moce, których nigdy nie uŜywamy,
i sądzi, Ŝe mnie, dzięki atakom epilepsji, udało się mieć do tych mocy dostęp,
i moŜemy to razem sprawdzić. Chciałaby zrobić wywiad z pewnym koczownikiem
przebywającym na północ od Ałma Aty. Chodzą o nim słuchy, Ŝe posiada magiczną
moc. Mogę z nią jechać, jeśli chcę. Kiedy pada jego nazwisko, kojarzę, Ŝe znam
wnuka tego człowieka i to moŜe nam pomóc.
PrzejeŜdŜamy przez Ałma Atę, zatrzymując się tylko po to, Ŝeby napełnić bak
i kupić jakiś prowiant. Jedziemy w kierunku małej osady połoŜonej nad sztucznym
jeziorem, utworzonym jeszcze przez władze sowieckie. Idę do domu starego
koczownika i choć jestem znajomym jego wnuka, musimy czekać wiele godzin. Tłum
ludzi stoi cierpliwie w kolejce, Ŝeby usłyszeć radę od człowieka, który uchodzi za
świętego.
W końcu nadchodzi nasza kolej. Podczas tłumaczenia tej rozmowy dowiaduję
się wielu rzeczy, które zawsze chciałem wiedzieć.
Ester pyta, dlaczego ludzie są nieszczęśliwi.
- 119 -
Paulo Coelho Zahir
- 120 -
Paulo Coelho Zahir
pozwolić, aby energia miłości objawiała się zgodnie ze swą naturą i po prostu dać jej
się prowadzić.
— To bardzo romantyczne, ale niestety zarazem bardzo trudne. Dlatego Ŝe
miłość jest spleciona z wieloma róŜnymi sprawami: z obietnicami, obowiązkami
wobec dzieci, rodziny, społeczeństwa...
— ...a po jakimś czasie takŜe z rozpaczą, samotnością, próbą kontrolowania
tego, czego kontrolować się nie da. Według tradycji stepowej tengri, Ŝeby Ŝyć pełnią
Ŝycia, trzeba być w ciągłym ruchu, tylko w ten sposób kaŜdy dzień będzie inny od
poprzedniego. Przechodząc przez miasta, nomadzi myśleli: „Biedni są ci, którzy tu
mieszkają. Dla nich wszystko jest wciąŜ takie samo". Prawdopodobnie mieszkańcy
miast myśleli o nomadach: „Nieszczęśnicy, nie mają gdzie się podziać". Nomadzi nie
mieli przeszłości, jedynie teraźniejszość, dlatego zawsze byli szczęśliwi — dopóki
komunistyczna władza nie zmusiła ich do osiadłego trybu Ŝycia i nie uwięziła
w kołchozach. Od tego czasu stopniowo zaczęli wierzyć w historię, którą
społeczeństwo narzuca jako jedyną prawdziwą. Dzisiaj stracili juŜ swoją toŜsamość.
— Nikt w dzisiejszych czasach nie moŜe całe Ŝycie wędrować.
— Wprawdzie nie moŜna wędrować fizycznie, ale moŜna duchowo. Iść ciągle
dalej, zostawić za sobą historię, którą nam wmówiono, i wszystko, co nam
narzucono.
— Co robić, aby uwolnić się od historii, którą nam wmówiono?
— Powtarzać ją na głos, we wszystkich najdrobniejszych szczegółach.
W miarę opowiadania Ŝegnamy się z tym, kim byliśmy, a wtedy — zobaczysz
sama, jeśli zechcesz spróbować — otwiera się przed nami nowa, nieznana
przestrzeń. Trzeba powtarzać tę dawną historię wiele razy, aŜ przestanie być waŜna.
— Tylko tyle?
— I jeszcze coś. W miarę jak nasza przestrzeń wewnętrzna się oczyszcza,
Ŝeby uniknąć poczucia pustki, trzeba ją szybko czymś wypełnić — choćby
prowizorycznie.
— Czym?
— Innymi historiami, doświadczeniami, których dotąd unikaliśmy, albo
obawialiśmy się ich. W ten sposób zmieniamy się i rośnie w nas miłość. A kiedy
rośnie miłość, my rośniemy wraz z nią.
— Ale to znaczy, Ŝe moŜemy stracić rzeczy, które były dla nas waŜne.
— Nigdy. Rzeczy waŜne zostają, odchodzą tylko te, które uwaŜaliśmy za
- 121 -
Paulo Coelho Zahir
istotne, choć naprawdę są bezuŜyteczne — tak jak pozorne poczucie władzy nad
miłością.
W tym momencie starzec przerywa, bo skończył się juŜ czas Ester i czekają
następni. Choć nalegam, on jest nieugięty. Zachęca ją jednak, by kiedyś jeszcze
przyszła, wtedy powie więcej.
Ester zostaje w Kazachstanie jeszcze przez tydzień i obiecuje, Ŝe wróci.
Podczas tego tygodnia wielokrotnie opowiadam jej moją historię, a ona opowiada mi
wiele razy o swoim Ŝyciu. Dostrzegamy, Ŝe starzec miał rację, czegoś się
pozbywamy, jesteśmy lŜejsi, choć nie szczęśliwsi.
Ale starzec radził, by szybko wypełnić czymś pustą przestrzeń. Przed wyjazdem
Ester pyta mnie, czy nie chciałbym pojechać do Francji, Ŝebyśmy mogli kontynuować
proces zapominania. Nie ma tam nikogo, z kim mogłaby to robić, nie moŜe
porozmawiać o tym z męŜem ani z ludźmi, z którymi pracuje, potrzebuje kogoś
z zewnątrz, z daleka, kogoś, kto nie uczestniczył wcześniej w jej historii osobistej.
Odpowiadam, Ŝe chętnie pojadę. Dopiero teraz mówię jej o przepowiedni. Ale
nie znam francuskiego, a umiem jedynie zajmować się owcami na stepie
i obsługiwać stację benzynową.
Na poŜegnanie, juŜ na lotnisku, Ester kaŜe mi zapisać się na intensywny kurs
francuskiego. Pytam, dlaczego mnie zaprasza. Ona powtarza to, co powiedziała juŜ
wcześniej. Wyznaje, Ŝe boi się pustej przestrzeni, która otwiera się w miarę
zapominania historii osobistej, obawia się, Ŝe wszystko powróci ze zdwojoną siłą
i nie uda jej się uwolnić od przeszłości. Prosi, bym nie przejmował się biletami
lotniczymi ani wizami, ona się o to zatroszczy. TuŜ przed przejściem przez kontrolę
paszportową patrzy na mnie z uśmiechem i wyznaje, Ŝe ona takŜe na mnie czekała
od dawna, chociaŜ nie zdawała sobie z tego sprawy. To były dla niej najradośniejsze
dni wciągu ostatnich trzech lat.
Zaczynam pracować jako ochroniarz w nocnym klubie ze striptizem, za dnia
uczę się francuskiego. Co dziwne, ataki zdarzają się coraz rzadziej i obecność
dziewczynki nie jest juŜ tak wyraźna. Wspominam matce, Ŝe dostałem zaproszenie
do Francji, a ona twierdzi, Ŝe jestem bardzo naiwny, ta kobieta nie da więcej znaku
Ŝycia.
Rok później Ester zjawia się w Ałma Acie. Wojna juŜ wybuchła, ktoś inny
opublikował artykuł o tajnych amerykańskich bazach, jednak wywiad ze starcem
bardzo się spodobał i dostała zamówienie na duŜy reportaŜ o ginącej kulturze
- 122 -
Paulo Coelho Zahir
nomadów. A poza tym od dawna juŜ nie opowiadała nikomu historii osobistej
i zaczyna znowu popadać w depresję.
Pomagam jej nawiązać kontakt z ostatnimi plemionami koczowników Ŝyjących
w tradycji tengri i z miejscowymi szamanami. Mówię juŜ płynnie po francusku.
Podczas kolacji ona daje mi do wypełnienia papiery z konsulatu. Potem zdobywa dla
mnie wizę, kupuje bilet i w końcu lecę do ParyŜa. Oboje uświadamiamy sobie, Ŝe
w miarę jak oczyszczamy głowę ze starych, juŜ przeŜytych historii, otwiera się nowa
przestrzeń i przeŜywamy jakąś tajemniczą radość, rośnie nasza intuicja, stajemy się
odwaŜniejsi, otwarci na ryzyko. Postępujemy dobrze albo źle — lecz działamy, a to
najwaŜniejsze. Dni są bardziej intensywne i mijają wolniej.
W ParyŜu zaczynam szukać jakiejś pracy, ale Ester ma juŜ dla mnie gotowy
plan. Umówiła się z właścicielem pewnego baru, Ŝe raz w tygodniu będę mógł tam
występować. Powiedziała mu, Ŝe w moim kraju odbywają się egzotyczne spektakle,
podczas których ludzie mówią o swoim Ŝyciu i opróŜniają głowę z niepotrzebnych
myśli.
Na początku trudno przyciągnąć bywalców baru, jednak najbardziej
podchmieleni zapalają się do naszego pomysłu i wieść o spektaklu zaczyna krąŜyć
po okolicy. „Przyjdź opowiedzieć swoją starą historię i odkryć nową", mówi mały
odręcznie napisany afisz w witrynie baru i zaczyna się pojawiać publiczność
spragniona nowości.
Pewnego wieczoru czuję coś dziwnego. Mam wraŜenie, Ŝe to nie ja znajduję się
na małej zaimprowizowanej scenie w kącie baru, lecz głos. Zamiast jak zwykle snuć
legendy ludów stepowych i zachęcać zebranych, aby opowiadali swoje historie,
przekazuję im to, o co głos mnie prosi. Pod koniec spotkania jeden ze słuchaczy
wybucha płaczem i zwierza się z intymnych szczegółów swojego małŜeństwa
obcym ludziom, którzy siedzą na widowni.
To samo powtarza się tydzień później. Głos mówi przeze mnie, prosi, aby ludzie
opowiadali teraz tylko historie o niekochaniu, i stwarza to atmosferę tak specyficzną,
Ŝe Francuzi, zazwyczaj powściągliwi, mówią publicznie o swoim Ŝyciu osobistym.
Wtedy teŜ zaczynam lepiej kontrolować moje ataki. Kiedy, będąc na scenie, widzę
światła i czuję powiew wiatru, wpadam w trans i na ułamek sekundy tracę kontakt
z rzeczywistością, jednak w sposób niezauwaŜalny dla innych. Ataki epilepsji
zdarzają mi się tylko wtedy, gdy jestem bardzo zdenerwowany.
Z czasem dołącza do mnie troje młodych ludzi, którzy nie mają nic do roboty
- 123 -
Paulo Coelho Zahir
- 124 -
Paulo Coelho Zahir
- 125 -
Paulo Coelho Zahir
- 126 -
Paulo Coelho Zahir
- 127 -
Paulo Coelho Zahir
- 128 -
Paulo Coelho Zahir
— Powiem ci coś i proszę, nie zrozum mnie źle. Sądzę, Ŝe ten wypadek był dla
ciebie wielkim dobrodziejstwem. Wydajesz się spokojniejszy, mniej natarczywy.
Oczywiście, bliskość śmierci zawsze sprawia, Ŝe staramy się Ŝyć lepiej. Powiedziała
mi to twoja Ŝona, wręczając kawałek poplamionej krwią tkaniny, który zawsze noszę
przy sobie. Choć, jako lekarz, codziennie obcuję ze śmiercią.
— Czy wyjaśniła, dlaczego daje ci tę tkaninę?
— UŜyła bardzo szlachetnych słów, Ŝeby opisać to, co robię z racji mojego
zawodu. Powiedziała, Ŝe potrafię łączyć rzemiosło z intuicją, wiedzę z miłością.
Podobno pewien umierający Ŝołnierz poprosił, Ŝeby zdjęła z niego koszulę, pocięła
na kawałki i rozdała je ludziom, którzy próbują ukazać świat taki, jaki jest naprawdę.
WyobraŜam sobie, Ŝe ty, z twoimi ksiąŜkami, takŜe masz taki talizman.
— Nie mam.
— A wiesz dlaczego?
— Wiem. Albo raczej właśnie to odkrywam.
— PoniewaŜ jestem nie tylko twoim lekarzem, ale takŜe przyjacielem, powiem ci
coś. Jeśli ten człowiek z epilepsją twierdzi, Ŝe potrafi przepowiadać przyszłość, to
w ogóle nie ma pojęcia o medycynie.
Zagrzeb, Chorwacja, 6.30 rano.
Siedzimy z Marie obok zamarzniętej fontanny. W tym roku wiosna postanowiła
nie przychodzić, najwidoczniej zima przejdzie od razu w lato. Na środku fontanny
stoi rzeźba na wysokim postumencie.
Całe popołudnie udzielałem wywiadów i nie jestem juŜ w stanie powiedzieć ani
słowa więcej o mojej nowej ksiąŜce. Pytania dziennikarzy są takie jak zwykle. Czy
moja Ŝona przeczytała ksiąŜkę (odpowiadam, Ŝe nie wiem). Czy uwaŜam, Ŝe krytycy
są wobec mnie niesprawiedliwi (słucham?). Czy moi czytelnicy nie byli
zbulwersowani ujawnieniem w Czasie rozdzierania, czasie zszywania intymnych
szczegółów mojego Ŝycia (pisarz moŜe pisać tylko o swoim Ŝyciu). Czy powstanie
ekranizacja moich powieści (powtarzam po raz setny, Ŝe film powstaje w głowie
czytelnika i zabroniłem sprzedaŜy praw autorskich do wszystkich ksiąŜek). Co myślę
o miłości, bo piszę o miłości. Co zrobić, Ŝeby być szczęśliwym w miłości, miłości,
miłości...
Po wywiadach kolacja z wydawcą — to część rytuału. Siedzę przy stole
z miejscowymi osobistościami, które zawsze zadają mi pytania dokładnie
w momencie, gdy wkładam widelec do ust, zazwyczaj pytając o jedno: skąd czerpię
- 129 -
Paulo Coelho Zahir
natchnienie. Próbuję coś zjeść, ale muszę być miły, rozmawiać, wywiązać się z roli
znakomitości, opowiedzieć coś ciekawego, pozostawić dobre wraŜenie. Wiem, Ŝe
wydawca jest bohaterem, bo nigdy nie ma pewności, czy ksiąŜka się sprzeda.
Mógłby sprzedawać banany albo mydło, są bezpieczniejsze, nie mają tyle pychy
w sobie, przerośniętego ego, nie narzekają, Ŝe promocja została źle zorganizowana
albo Ŝe w jakiejś księgarni zabrakło ich ksiąŜki.
Po kolacji scenariusz taki jak zawsze. Gospodarze chcą mi wszystko pokazać:
zabytki, sławne miejsca, modne bary. Przewodnik, który zna miasto jak własną
kieszeń, bombarduje mnie informacjami, muszę udawać, Ŝe bardzo mnie to wszystko
interesuje, od czasu do czasu o coś zapytać, by było widać, Ŝe słucham uwaŜnie.
Poznałem prawie wszystkie zabytki, muzea i sławne miejsca we wszystkich
miastach — a odwiedziłem ich sporo, promując moje ksiąŜki — i nie pamiętam
z tego nic a nic. Zostają mi w głowie tylko jakieś niespodziewane sytuacje,
spotkania z czytelnikami, bary i ulice, którymi szedłem, skręcałem gdzieś
przypadkiem i nagle natykałem się na coś cudownego.
Zamierzam kiedyś napisać przewodnik, w którym byłyby tylko mapy i adresy
hoteli. Reszta stron zostałaby pusta. KaŜdy musiałby ułoŜyć sobie własną trasę, sam
odkryć restauracje, zabytki i wszystkie wspaniałości, których pełne jest kaŜde
miasto, ale nigdy się o nich nie pisze dlatego, Ŝe w „historii, którą nam narzucono"
nie ma ich w rozdziale „zobaczyć koniecznie".
Byłem juŜ kiedyś w Zagrzebiu. A ta fontanna — choć nie pojawia się
w Ŝadnym przewodniku — dla mnie osobiście wiele więcej znaczy niŜ cokolwiek
innego, co tu widziałem. Bo jest piękna, odkryłem ją przez przypadek i wiąŜe się
z pewną historią. Wiele lat temu, kiedy za młodu włóczyłem się po świecie szukając
przygód, siedziałem tu z chorwackim malarzem, który przejechał ze mną szmat
drogi. Ja zmierzałem w stronę Turcji, on wracał do domu. śegnaliśmy się właśnie
w tym miejscu, popijając wino i wspominając naszą podróŜ. Rozmawialiśmy
o religii, kobietach, muzyce, cenach hoteli, narkotykach, o wszystkim oprócz miłości,
bo wtedy kochaliśmy, nie potrzebując o tym mówić.
Malarz wrócił do domu, ja natomiast poznałem piękną dziewczynę i mieliśmy
burzliwy trzydniowy romans. Kochaliśmy się szaleńczo, gdyŜ wiedzieliśmy oboje, Ŝe
to nie potrwa długo. Dzięki niej zrozumiałem ducha tego narodu i nigdy o tym nie
zapomniałem, tak jak nie zapomniałem tej fontanny i poŜegnania z moim
towarzyszem podróŜy.
- 130 -
Paulo Coelho Zahir
- 131 -
Paulo Coelho Zahir
- 132 -
Paulo Coelho Zahir
- 133 -
Paulo Coelho Zahir
razu moje Ŝycie, a teraz przemienia mnie samego. Byłem stary, moja przeszłość
stawała się zbyt cięŜka do uniesienia, zbyt powaŜna, Ŝeby zaryzykować wejście do
fontanny, zakład z Bogiem, wymuszanie znaku. Zapomniałem, Ŝe kaŜdego dnia
trzeba powtarzać pielgrzymkę do Santiago, odrzucać niepotrzebny bagaŜ,
zostawiając tylko to, co konieczne, Ŝeby przeŜyć dzień. Pozwolić, Ŝeby energia
miłości krąŜyła swobodnie, z zewnątrz do środka i ze środka na zewnątrz.
Znowu trzask, lód pęka. Ja jednak wiem, Ŝe dojdę, bo jestem lekki, leciutki jak
piórko, mógłbym teraz nawet chodzić po chmurach i nie spadłbym na ziemię. Nie
niosę cięŜaru sławy, historii osobistej, gotowych scenariuszy. Jestem przezroczysty,
pozwalam, Ŝeby promienie słońca przenikały moje ciało i rozświetlały duszę. Wiele
jeszcze we mnie ciemnych miejsc, ale i one wkrótce będą czyste dzięki odwadze
i wytrwałości.
Jeszcze jeden krok i przypominam sobie o kopercie na moim biurku.
Niebawem ją otworzę i zamiast iść po lodzie, pójdę drogą, która zaprowadzi mnie do
Ester. JuŜ nie dlatego, Ŝe pragnę mieć ją przy sobie — jest wolna i moŜe zostać tam,
gdzie jest. JuŜ nie dlatego, Ŝe dniem i nocą śnię o Zahirze — niszczycielska,
miłosna obsesja chyba zniknęła. JuŜ nie dlatego, Ŝe przyzwyczaiłem się do
przeszłości i z całych sił pragnę do niej wrócić.
Kolejny krok, kolejny trzask, ale zbawienny brzeg jest juŜ blisko.
Otworzę kopertę i pojadę do niej dlatego, Ŝe — jak mówi Michaił, epileptyk,
jasnowidz, guru z ormiańskiej restauracji — tę historię trzeba zakończyć. Kiedy
wszystko zostanie juŜ opowiedziane i powtórzone wiele razy, kiedy miejsca, przez
które przeszedłem, chwile, które przeŜyłem, kroki, które postawiłem z jej powodu,
zamienią się w odległe wspomnienia, zostanie tylko miłość, czysta miłość. Nie będę
czuł, Ŝe coś „muszę", nie będę sądził, Ŝe jej potrzebuję, bo tylko ona jest w stanie
mnie zrozumieć, bo się przyzwyczaiłem, bo zna moje wady i zalety, wie, jakie tosty
lubię jeść przed snem, który dziennik oglądam w telewizji, gdy się budzę. Wie
o moich obowiązkowych porannych spacerach, o strzelaniu z łuku, o godzinach
spędzonych przed ekranem komputera, o mojej wściekłości, gdy gosposia kolejny
raz woła, Ŝe obiad na stole.
To zniknie. Zostanie tylko miłość, która porusza niebo, gwiazdy, ludzi, kwiaty,
motyle, zmusza do chodzenia po cienkim lodzie, napełnia nas radością i lękiem,
i nadaje wszystkiemu sens.
Dotykam kamiennego murka, chwytam wyciągniętą dłoń. Marie pomaga mi
- 134 -
Paulo Coelho Zahir
- 135 -
Paulo Coelho Zahir
- 136 -
Paulo Coelho Zahir
- 137 -
Paulo Coelho Zahir
To dość odwaŜna opinia, ale nie na wiele mi się zda, głównie dlatego, Ŝe z nią
się nie zgadzam. Szukam na półce ksiąŜki, która nie miałaby nic wspólnego
z relacjami damsko-męskimi. Jest. Magiczne praktyki w północnym Meksyku.
Muszę odświeŜyć głowę, odpręŜyć się, bo obsesja nie pomoŜe mi w napisaniu
artykułu.
Kartkuję ją niespiesznie i nagle natrafiam na zaskakujący fragment:
Akomodator — zawsze pojawia się w naszym Ŝyciu takie wydarzenie, które
sprawia, Ŝe przestajemy się rozwijać. Jakiś wstrząs, gorzka poraŜka, zawód miłosny,
a nawet zwycięstwo, którego sens zrozumieliśmy opacznie, powoduje, Ŝe budzi się
w nas tchórzostwo i stajemy w miejscu. Czarownik w procesie rozwijania swoich
ukrytych mocy musi najpierw uwolnić się od tego punktu akomodacji. W tym celu
powinien zrobić rachunek sumienia i uświadomić sobie, w jakim punkcie Ŝycia się
znajduje.
- 138 -
Paulo Coelho Zahir
- 139 -
Paulo Coelho Zahir
- 140 -
Paulo Coelho Zahir
- 141 -
Paulo Coelho Zahir
domową.
— To śmieszne.
— Tak, to jest śmieszne. Po prostu bzdura, rzecz bez znaczenia, szczególnie
jeśli pomyślimy, Ŝe mamy wszystko, czego do szczęścia potrzeba: zdrowie, sławę,
pieniądze, nie rozmawiamy o ewentualnych kochankach, nigdy nie urządzaliśmy
sobie scen zazdrości. Poza tym na świecie miliony dzieci umierają z głodu, szaleją
wojny, choroby, huragany, tragedie zdarzają się praktycznie w kaŜdej sekundzie.
A więc na co ja się mogę uskarŜać?
— MoŜe juŜ czas, Ŝebyśmy mieli dziecko?
— W ten właśnie sposób wszystkie znajome pary rozwiązywały swoje
problemy małŜeńskie — decydując się na dziecko! Tak bardzo broniłeś swojej
wolności i uwaŜałeś, Ŝe trzeba to odłoŜyć na później, a teraz nagle zmieniłeś
zdanie?
— Sądzę, Ŝe nadeszła odpowiednia pora.
— Nie było jeszcze tak nieodpowiedniej pory! Ja nie chcę twojego dziecka.
Chcę dziecko męŜczyzny, którego znałam, który miał marzenia i stał przy mnie! Jeśli
pewnego dnia zdecyduję się zajść w ciąŜę, to tylko z kimś, kto mnie rozumie,
towarzyszy mi, słucha, co do niego mówię, i naprawdę mnie pragnie!
— Teraz jestem juŜ pewien, Ŝe piłaś. Obiecuję, Ŝe jutro porozmawiamy, ale
połóŜ się juŜ, jestem naprawdę wykończony.
— Więc porozmawiajmy jutro. A jeśli moja dusza, która stoi w drzwiach tego
pokoju, postanowi odejść, specjalnie nas to nie dotknie.
— Nie odejdzie.
— Kiedyś dobrze znałeś moją duszę, ale juŜ dawno temu straciłeś z nią
kontakt. Nie wiesz, jak bardzo się zmieniła, jak rozpaczliwie blaga, Ŝebyś jej
wysłuchał. Choćby w tak banalnych kwestiach jak eksperymenty na amerykańskich
uniwersytetach.
— Jeśli twoja dusza tak bardzo się zmieniała, to dlaczego ty wciąŜ jesteś taka
sama?
— Z tchórzostwa. I dlatego Ŝe wciąŜ mam nadzieję, Ŝe jutro porozmawiamy.
Z powodu tego wszystkiego, co razem udało nam się stworzyć. Nie chcę widzieć, jak
to się rozpada w pył. A najpowaŜniejszy powód jest taki, Ŝe się z tym pogodziłam.
— Przed chwilą oskarŜałaś mnie o to samo.
— Masz rację. Patrzyłam na ciebie i myślałam, Ŝe to ty jesteś taki, ale tak
- 142 -
Paulo Coelho Zahir
naprawdę chodzi tu o mnie. Tej nocy będę się modlić Ŝarliwie, z całego serca, będę
prosić Boga, aby nie pozwolił mi przeŜyć reszty Ŝycia w taki sposób.
Słucham oklasków, sala pęka w szwach. Zaraz zacznie się to, przez co juŜ
w przeddzień nie śpię — spotkanie autorskie.
Konferansjer mówi na wstępie, Ŝe nie musi mnie przedstawiać — co jest
oczywistą głupotą, bo przecieŜ po to właśnie tu jest, a poza tym wielu obecnych,
przyciągniętych być moŜe przez przyjaciół, nie wie dokładnie, kim jestem. Mimo tego
wstępu rzuca kilka epizodów z mojego Ŝyciorysu, mówi o moich zaletach,
nagrodach, o milionach sprzedanych ksiąŜek. Dziękuje sponsorom i przekazuje mi
mikrofon.
Ja takŜe dziękuję. Mówię, Ŝe najwaŜniejsze, co mam do powiedzenia, zawarłem
w swoich ksiąŜkach, ale wydaje mi się, Ŝe moim obowiązkiem wobec czytelników
jest pokazanie człowieka, który kryje się za tymi słowami. Wyjaśniam, Ŝe człowiek
moŜe dać z siebie jedynie to co w nim najlepsze — bo zawsze przecieŜ szuka
miłości i akceptacji. Tak więc moje ksiąŜki są zaledwie wierzchołkiem góry ponad
chmurami albo wysepką na oceanie. Kiedy smuga światła pada na tę wysepkę,
wszystko wydaje się uporządkowane, ale pod powierzchnią ukrywa się nieznane,
ciemność i nieprzerwane poszukiwanie samego siebie.
Opowiadam, jak cięŜko było mi napisać Czas rozdzierania, czas zszywania i Ŝe
wiele fragmentów tej ksiąŜki zaczynam rozumieć dopiero teraz, kiedy czytam ją
ponownie, jakby twórczość była zawsze hojniejsza i wspanialsza niŜ twórca.
Mówię, Ŝe nie ma nic nudniej szego niŜ czytanie wywiadów albo spotkania
z autorami opowiadającymi o bohaterach swoich ksiąŜek. Tekst musi bronić się
sam, w przeciwnym wypadku ksiąŜka nie nadaje się do czytania.
Pisarz, występując publicznie, powinien ukazać choć kawałek swojego świata,
a nie próbować objaśniać przesłanie swoich ksiąŜek. Dlatego właśnie zaczynam
mówić o czymś bardziej osobistym:
— Jakiś czas temu udałem się do Genewy, Ŝeby udzielić kilku wywiadów.
Wieczorem, po pracy, kiedy przyjaciółka odwołała umówioną kolację, wyszedłem na
miasto. Noc była ciepła, na ulicach pusto, w barach i restauracjach tętniło Ŝycie,
wszystko wydawało się spokojne, harmonijne i piękne, aŜ tu nagle...
...nagle zdałem sobie sprawę, Ŝe jestem zupełnie sam.
Oczywiście bywałem samotny wiele razy tego roku. Oczywiście o dwie godziny
lotu stąd czekała na mnie ukochana. Oczywiście po dniu wytęŜonej pracy nie ma nic
- 143 -
Paulo Coelho Zahir
lepszego jak spacer uliczkami starego miasta, kiedy nie musisz z nikim rozmawiać,
tylko chłoniesz piękno otaczającego cię świata. Ale uczucie, jakie się we mnie
pojawiło, to była dotkliwa, bolesna samotność. Nie miałem z kim się podzielić tym
miastem, tym spacerem, swoimi rozterkami.
Chwyciłem za komórkę. W końcu mam sporo przyjaciół. Było jednak za późno,
Ŝeby do kogokolwiek dzwonić. Pomyślałem, Ŝe wejdę do jakiegoś baru, zamówię coś
do picia. Na pewno ktoś mnie rozpozna i zaprosi do stolika. Oparłem się jednak
pokusie i spróbowałem przeŜyć tę chwilę do końca, i odkryłem, iŜ nie istnieje nic
gorszego od poczucia, Ŝe nasze istnienie lub nieistnienie nie jest dla nikogo waŜne,
nikogo nie interesują nasze przemyślenia na temat Ŝycia, a świat spokojnie moŜe
toczyć się dalej bez naszej kłopotliwej obecności.
Zacząłem sobie wyobraŜać, ile tysięcy osób Ŝyło w przeświadczeniu, Ŝe są
bezuŜyteczne i Ŝałosne — niewaŜne jak były bogate, czarujące czy pełne wdzięku
— tylko dlatego, Ŝe były same tej nocy, wczorajszej takŜe i pewnie jutro teŜ będą
same. Studenci, którzy nie mieli z kim wyjść na miasto, staruszkowie siedzący przed
telewizorem, bo to był ich jedyny kontakt ze światem. Biznesmeni w hotelowych
pokojach, zastanawiający się, czy to, co robią, ma jakiś sens. Kobiety, które spędziły
całe popołudnie malując się i czesząc, Ŝeby pójść do baru i udawać, Ŝe wcale nie
szukają towarzystwa, chcą sobie tylko udowodnić, Ŝe jeszcze są atrakcyjne.
MęŜczyźni zerkają na nie, zagadują, a one odrzucają z wyŜszością wszelkie próby
zbliŜenia, poniewaŜ czują się gorsze. Boją się, Ŝe ktoś odkryje, Ŝe są samotnymi
matkami, zatrudnionymi na podrzędnych stanowiskach, nie umieją rozmawiać o tym,
co dzieje się w świecie, bo harują od świtu do nocy, Ŝeby zarobić na Ŝycie i nie mają
czasu na czytanie gazet.
Ludzie, którzy patrzą na siebie w lustrze i uwaŜają, Ŝe są brzydcy. PoniewaŜ
piękno jest dla nich najwaŜniejsze, zadowalają się oglądaniem czasopism, w których
wszyscy są piękni, bogaci i sławni. MęŜowie i Ŝony, którzy zjedli właśnie kolację
i chętnie porozmawialiby tak jak dawniej, ale mają juŜ inne zmartwienia, inne
waŜniejsze rzeczy na głowie, rozmowa moŜe poczekać do jutra, a potem znowu do
jutra...
Tego dnia po południu jadłem obiad z przyjaciółką, która właśnie się rozwiodła
i stwierdziła, Ŝe jest wreszcie wolna, o czym zawsze marzyła. Kłamstwo! Nikt z nas
nie chce takiej wolności, wszyscy chcemy kompromisu, chcemy mieć przy sobie
kogoś, z kim moglibyśmy podziwiać uroki Genewy, rozmawiać o ksiąŜkach, filmach,
- 144 -
Paulo Coelho Zahir
dzielić się jedną kanapką, bo nie starcza nam na dwie. Lepiej zjeść połowę kanapki
na spółkę z kimś niŜ całą w samotności. Lepiej, Ŝeby kontemplację miasta przerwał
nam męŜczyzna, który chce wrócić do domu na waŜny mecz w telewizji, albo
kobieta, która zatrzymuje się przed wystawą sklepu i przerywa nasz wywód na temat
wieŜy katedralnej, niŜ mieć Genewę całą dla siebie, mieć czas i święty spokój na
zwiedzanie.
Lepiej być głodnym niŜ samotnym. Dlatego Ŝe kiedy jesteś sam — a nie mówię
tu o samotności z wyboru, lecz o takiej, którą musimy znosić — to tak jakbyś był
wykluczony z ludzkiej społeczności.
Na drugim brzegu rzeki czekał na mnie elegancki hotel. Wygodny apartament,
miła, uwaŜna i dyskretna obsługa, wszystko najwyŜszej jakości. A jednak ten luksus
sprawił, Ŝe poczułem się jeszcze gorzej, bo powinienem być zadowolony z tego, co
osiągnąłem.
W drodze powrotnej mijałem ludzi w takiej samej sytuacji jak ja i zauwaŜyłem
dwa rodzaje spojrzeń: aroganckie — tych, co udawali, Ŝe wybrali samotność w tę
piękną noc, albo smutne — tych, którym było wstyd, Ŝe są sami.
Opowiadam o tym, bo myślałem ostatnio o pewnym hotelu w Amsterdamie,
o kobiecie, która była tam ze mną i mówiła mi o swoim Ŝyciu. Opowiadam o tym,
bo chociaŜ Kohelet mówi, Ŝe po czasie rozdzierania nadchodzi czas zszywania, to
zdarza się, Ŝe czas rozdzierania zostawia bardzo głębokie blizny. A o wiele gorzej
jest dać odczuć komuś bliskiemu, Ŝe nic dla nas nie znaczy, niŜ w samotności
Ŝałośnie spacerować po Genewie.
Zapadła długa cisza, a po niej rozbrzmiały oklaski.
Dotarłem do ponurego miejsca w jednej z dzielnic ParyŜa, gdzie ponoć tętniło
Ŝycie kulturalne. Minęła dobra chwila, zanim w grupce niechlujnie ubranych ludzi
rozpoznałem znajomych, którzy w śnieŜnobiałych szatach występowali co czwartek
w restauracji ormiańskiej.
— Dlaczego przebraliście się tak dziwacznie? Czy to wpływ jakiegoś filmu?
— To nie jest przebranie — odparł Michaił. — Czy ty nie zmieniasz ubrania
przed uroczystą kolacją? A kiedy idziesz grać w golfa, nie wkładasz krawata
i marynarki?
— Dobrze, więc zapytam inaczej: dlaczego przebraliście się za bezdomnych?
— Bo teraz jesteśmy bezdomni.
— Po raz ostatni zmieniam więc moje pytanie: co tu robicie w takich strojach?
- 145 -
Paulo Coelho Zahir
- 146 -
Paulo Coelho Zahir
— Ale nie jest tak sławny, tak bogaty i nie zna tylu ustosunkowanych ludzi —
odparła Anastazja. — Z punktu widzenia kobiety szansę są więc wyrównane.
Wszyscy wybuchają śmiechem, butelka wódki zatacza kolejną rundę. I tylko ja
nie widziałem w tym nic zabawnego, dziwiłem się jedynie sam sobie; od wielu lat nie
siedziałem na paryskim chodniku i sprawiało mi to sporą frajdę.
— Czy wiecie, Ŝe plemię jest bardzo liczne? Widywałem je wszędzie, od wieŜy
Eiffla po miasto Tarbes, gdzie byłem ostatnio. Nie rozumiem, o co w tym właściwie
chodzi.
— Zapewniam cię, Ŝe plemię dociera dalej niŜ Tarbes, przemierza szlaki tak
ciekawe, jak choćby droga do Santiago. JeŜdŜą gdzieś po Francji albo po innych
krajach Europy, pozostając społecznością poza społeczeństwem. Obawiają się dnia
powrotu do domu, pójścia do pracy, ponownego kontaktu z małŜonkiem. Będą z tym
walczyć, jak długo się da. Są bogaci albo biedni, nie przywiązują szczególnej wagi do
pieniędzy. Bardzo się wyróŜniają z tłumu, mimo to inni starają się udawać, Ŝe ich nie
zauwaŜają, bo się ich boją.
— Po co wam ta agresja?
— Pasja niszczenia teŜ bywa twórcza. Gdybyśmy wyglądali mniej agresywnie,
sklepy byłyby zawalone ciuchami imitującymi nasz styl, wydawano by kultowe
czasopisma o nowym ruchu, który „rewolucyjnymi obyczajami wywraca świat do
góry nogami", mielibyśmy swoje programy telewizyjne, socjologowie pisaliby o nas
artykuły, psychologowie doradzaliby rodzinom — i wszystko by się rozmyło. Dlatego
im mniej ludzie o nas wiedzą, tym lepiej. Nasz atak to rodzaj obrony.
— Przyszedłem tu po kilka wskazówek, nic więcej. Spędzenie nocy w waszym
towarzystwie moŜe być naprawdę wzbogacające, moŜe pomóc mi oddalić się od
historii osobistej, która zamyka mnie na nowe doświadczenia. Jednak nie mam
zamiaru zabierać ze sobą nikogo w tę podróŜ. Jeśli odmówisz mi pomocy, to i tak
Bank Przysług da mi wszystkie potrzebne kontakty. WyjeŜdŜam za dwa dni. Jutro
wieczorem mam jeszcze waŜną kolację, a potem dwa tygodnie wolnego.
Michaił się zawahał.
— Do ciebie naleŜy decyzja. Masz mapę i nazwę wioski. Znalezienie domu,
w którym mieszka Ester, nie powinno być trudne. Moim zdaniem Bank Przysług
pomoŜe ci dotrzeć najwyŜej do Ałma Aty, ale nie dalej, bo na stepie obowiązują inne
zasady. A jeśli o mnie chodzi, to chyba włoŜyłem juŜ trochę na twoje konto
w Banku Przysług, nie sądzisz? Nadszedł czas wypłaty, tęsknię za matką.
- 147 -
Paulo Coelho Zahir
Miał rację.
— Powinniśmy juŜ wziąć się do pracy — przerwał nam rozmowę mąŜ Almy.
— Dlaczego chcesz ze mną jechać? Czy rzeczywiście z tęsknoty za matką?
Michaił nie odpowiedział. MęŜczyzna uderzył w bęben, Alma w zdobiony
talerz, reszta prosiła przechodniów o datki. Po co on właściwie chciał ze mną
jechać? I jak mam liczyć na Bank Przysług na stepie, skoro nie znam tam zupełnie
nikogo? W ambasadzie Kazachstanu mogłem dostać wizę, w wypoŜyczalni
samochód, a w konsulacie francuskim w Ałma Acie przewodnika. Czy będę
potrzebował czegoś jeszcze?
Stałem nieruchomo, patrząc na grupę tych oberwańców i nie wiedziałem, co
robić. To nie była pora na rozmowy o podróŜy. W domu czekała na mnie robota
i dziewczyna. Dlaczego by sobie nie pójść juŜ teraz? Bo czułem się swobodnie.
Robiłem rzeczy, których nie robiłem od lat, otwierałem się na nowe doznania,
oddalając się od mojego akomodatora, moŜe nie było to szczególnie interesujące, ale
przynajmniej była to jakaś odmiana.
Wódka się skończyła, pojawił się rum. Nie cierpię rumu, ale nic innego nie było,
więc piłem i rum. Muzycy grali na bębnie i na talerzu, a kiedy ktoś odwaŜył się
zbliŜyć, dziewczyny wyciągały ręce po datki. Zaczepiony przechodzień zazwyczaj
przyspieszał kroku, ale zawsze w jego stronę leciało: „Dziękuję, dobrej nocy".
Pewien człowiek, widząc, Ŝe nie napadli go, lecz podziękowali, wrócił i dał im trochę
pieniędzy.
Po jakichś dziesięciu minutach tego spektaklu, podczas którego nikt nie
odezwał się do mnie ani słowem, poszedłem do baru, kupiłem dwie butelki wódki,
wróciłem i wylałem rum do rynsztoka. Anastazję chyba ucieszył mój gest,
spróbowałem więc do niej zagadać.
— Czy moŜecie mi wyjaśnić, dlaczego macie wszędzie kolczyki?
— A dlaczego wy nosicie biŜuterię? Buty na obcasie? Wydekoltowane sukienki
nawet zimą?
— To nie jest odpowiedź.
— Mamy kolczyki, bo jesteśmy nowymi barbarzyńcami najeŜdŜającymi Rzym.
Skoro nikt z nas nie nosi munduru, coś musi odróŜniać plemię najeźdźców.
Brzmiało to tak, jakby odgrywali waŜną rolę w dziejach. Jednak dla ludzi
wracających właśnie do domu była to banda bezrobotnych, którzy nie mają gdzie
spać, zalegają ulice ParyŜa, odstraszają turystów i doprowadzają do szału własnych
- 148 -
Paulo Coelho Zahir
rodziców, bo wydali ich na świat, a teraz nie mają na nich Ŝadnego wpływu.
Przeszedłem juŜ przez to w czasach największej potęgi hippisów: gigantyczne
koncerty rockowe, długie włosy, barwne stroje, symbol wikingów — palce ułoŜone
w kształcie litery V na znak miłości i pokoju. A w końcu, jak twierdził Michaił, hippisi
stali się jeszcze jednym produktem konsumpcji, zniknęli z powierzchni ziemi,
sprzedali swoje ikony.
ZbliŜał się samotny męŜczyzna. Chłopak w czarnej skórze z agrafkami
podszedł do niego z wyciągniętą ręką, prosząc o pieniądze. Ale zamiast
przyspieszyć kroku i zamruczeć pod nosem coś w rodzaju „nie mam drobnych",
męŜczyzna zatrzymał się i powiedział głośno:
— Budzę się co rano z tysiącem euro długu, sen z powiek spędza mi kredyt
mieszkaniowy, sytuacja gospodarcza Europy i wydatki mojej Ŝony! Wiedzie mi się
o wiele gorzej niŜ wam, a na dodatek Ŝyję w ciągłym stresie! Czy moglibyście dać
mi choć jedno euro?
Lukrecja, dziewczyna Michaiła, wyciągnęła z kieszeni pięćdziesiąt euro.
— Masz, kup sobie kawioru. NaleŜy ci się odrobina przyjemności w twoim
smętnym Ŝyciu.
MęŜczyzna podziękował jej i odszedł, tak jakby to była najnormalniejsza rzecz
pod słońcem. Pięćdziesiąt euro! Ta Włoszka miała w kieszeni pięćdziesiąt euro!
Czemu więc Ŝebrzą na ulicy?
— Mam dość siedzenia tutaj — powiedział chłopak ubrany w skórę.
— Dokąd idziemy? — zapytał Michaił.
— Poszukać reszty. Na północ czy na południe? Anastazja postanowiła, Ŝe na
zachód, a skoro, jak usłyszałem wcześniej, rozwijała swój dar intuicji, wszyscy
ruszyli jej śladem.
Poszliśmy najpierw do wieŜy Świętego Jakuba, gdzie wiele wieków temu
zbierali się pielgrzymi idący do Santiago de Compostela. Minęliśmy katedrę Notre
Dame, gdzie dołączyło jeszcze paru „nowych barbarzyńców". Wódka się juŜ
skończyła i postanowiłem dokupić jeszcze dwie butelki, choć nie miałem pewności,
czy wszyscy tutaj są pełnoletni. Nikt mi nawet nie podziękował, uwaŜali to za
normalne.
Byłem juŜ trochę podpity. Zainteresowałem się jedną z nowo przybyłych
dziewczyn. Młodzi ludzie z plemienia nowych barbarzyńców przekrzykiwali się,
kopiąc puszki ze śmietnika i nie mówili nic, absolutnie nic ciekawego. Przeszliśmy na
- 149 -
Paulo Coelho Zahir
drugi brzeg Sekwany i nagle zatrzymaliśmy się przed czerwono-białą taśmą, jaką
oznacza się roboty drogowe. Taśma była rozciągnięta w poprzek chodnika,
musieliśmy zejść na jezdnię i wrócić na chodnik pięć metrów dalej.
— Ciągle tu jest — ucieszył, któryś z chłopców.
— Co ciągle tu jest? — zapytałem.
— Co to za jeden?
— Nasz przyjaciel — odparła Lukrecja. — Na pewno czytałeś jego ksiąŜki.
Ten chłopak rozpoznał mnie, ale nie okazał ani zdziwienia, ani szacunku.
Wręcz przeciwnie, zapytał bezceremonialnie, czy mogę dać mu jakieś pieniądze.
Odmówiłem.
— Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego ta taśma jest tutaj, daj mi dwa euro.
Wszystko ma swoją cenę. A informacja to jeden z najdroŜszych towarów na
świecie.
Nikt nie przyszedł mi z pomocą, więc chciał nie chciał, musiałem zapłacić dwa
euro za odpowiedź.
— To my rozwiesiliśmy tę taśmę parę dni temu. Jeśli dobrze się przyjrzysz,
zauwaŜysz, Ŝe nie ma tam Ŝadnych robót, nic, tylko ta kretyńska czerwono-biała
taśma zagradza przejście chodnikiem. Ale nikt nie zadaje sobie pytania, co tu robi
ten kawałek plastiku. Wszyscy schodzą posłusznie na jezdnię i idą ryzykując, Ŝe
wpadną pod samochód, dopiero za nią wracają na chodnik. A propos, czytałem
gdzieś, Ŝe miałeś wypadek, to prawda?
— Właśnie dlatego, Ŝe zszedłem na jezdnię.
— Nie martw się, kiedy ludzie schodzą z chodnika, są podwójnie uwaŜni. To
zainspirowało nas do uŜycia taśmy. Chcieliśmy, Ŝeby się rozejrzeli, co się wokół nich
dzieje.
— Nic z tych rzeczy — odezwała się ta ładna dziewczyna. — To po prostu
kawał, Ŝeby moŜna się było trochę pośmiać z posłusznych i bezmyślnych
bałwanów. Nie ma w tym Ŝadnego ukrytego sensu i na pewno nikt nie wpadnie pod
samochód.
Dołączyło jeszcze parę osób, teraz było nas jedenaścioro i dwa owczarki
niemieckie. Nie prosili juŜ o pieniądze, bo nikt nie śmiał zbliŜyć się do bandy
dzikusów rozbawionych przeraŜeniem, jakie budzili w porządnych obywatelach.
Alkohol się skończył, wszyscy spoglądali na mnie tak, jakbym miał obowiązek
stawiać im wódkę przez całą noc. Zrozumiałem, Ŝe to była moja przepustka do
- 150 -
Paulo Coelho Zahir
- 151 -
Paulo Coelho Zahir
- 152 -
Paulo Coelho Zahir
- 153 -
Paulo Coelho Zahir
nawet w swoim buncie balansował czasem na granicy prawa, lecz tak by jednak nie
wylądować w więzieniu. MoŜe miał ojca, który nigdy nie zostawiał mu wyboru,
rodzinę na utrzymaniu albo po prostu bał się wyjść poza świat, który dobrze znał.
— Nie stawiam się wcale ponad prawem — odpowiedziałem łagodnie. — Ale
nikt tu nie złamał prawa. Czy właściciel sklepu albo ta pani przy kasie chcą złoŜyć
jakąś skargę?
Kiedy się obróciłem, kobieta, która wspominała cyganerię artystyczną czasów
swojej młodości, prorokini tragedii, która miała się zaraz wydarzyć, straŜniczka
dobrych obyczajów, rozpłynęła się w powietrzu. Bez wątpienia jutro będzie chwalić
się sąsiadom, Ŝe udaremniła napad na sklep.
— Nie będzie Ŝadnej skargi — powiedział sklepikarz zagubiony w świecie,
gdzie ludzie mówili za głośno, lecz najwidoczniej nie robili nic złego.
— Ta wódka jest dla pana?
Skinąłem głową. Policjanci widzieli, Ŝe wszyscy są podpici; nie chcieli
zadraŜniać sytuacji, ale nie zamierzali teŜ udawać, Ŝe nic się nie stało.
— Świat bez głupców byłby chaosem! — zaczął znów chłopak w skórze
z łańcuchami. — Zamiast bezrobocia, jak dzisiaj, mielibyśmy nadmiar miejsc pracy
i zero chętnych do roboty!
— Dosyć! Zamknijcie się juŜ!
Mój głos zabrzmiał bardzo stanowczo. Zapadła cisza. Krew pulsowała mi
w skroniach, ale rozmawiałem z policjantami tak, jakbym był najbardziej
opanowanym człowiekiem pod słońcem.
— Gdyby byli naprawdę niebezpieczni, toby was nie zaczepiali.
Jeden z policjantów zwrócił się do sklepikarza:
— Jeśli uzna pan, Ŝe jesteśmy potrzebni, będziemy w pobliŜu.
I zanim wyszli, powiedział do drugiego tak, by było słychać w całym sklepie:
— Wolę mieć do czynienia z głupcami niŜ uŜerać się z bandytami.
— Masz stuprocentową rację — odrzekł drugi. — Głupcy są śmieszni
i niegroźni.
I zasalutowali mi na poŜegnanie.
Jedyne, co przyszło mi do głowy po wyjściu ze sklepu, to rozbić butelki
z wódką. Jedna z nich jednak ocalała i szybko zaczęła krąŜyć z rąk do rąk. Widać
było, Ŝe mimo wszystko najedli się strachu, tak samo zresztą jak ja. Z tą róŜnicą, Ŝe
oni, wyczuwając zagroŜenie, ruszają do ataku.
- 154 -
Paulo Coelho Zahir
- 155 -
Paulo Coelho Zahir
Miłości jest mało, starcza jej zaledwie dla jednej osoby i najmniejszą wzmiankę,
Ŝe ludzkie serce jest w stanie pomieścić więcej, uznaje się za czystą herezję.
Węzeł małŜeński daje ci prawo do ciała i duszy drugiej osoby.
Wykonuj znienawidzoną pracę, poniewaŜ jesteś tylko jednym z trybów
zorganizowanego społeczeństwa — gdyby kaŜdy robił to, co lubi, nic by nie działało
prawidłowo.
Kupuj biŜuterię, w ten sposób identyfikujesz się z twoim plemieniem
i odróŜniasz od obcych.
Wyśmiewaj i traktuj z ironią kaŜdego, kto otwarcie wyraŜa swoje uczucia, bo
wystarczy, Ŝe jeden z członków plemienia pokaŜe, co czuje, a narazi na
niebezpieczeństwo całe plemię.
Nie mów „nie", bo bardziej cię lubią, kiedy mówisz „tak", a to pozwala
przetrwać w nieprzyjaznym środowisku.
WaŜniejsze jest, co myślą inni, niŜ co sam czujesz.
Nigdy nie wywołuj skandalu, bo to mogłoby przyciągnąć uwagę wroga.
Jeśli zachowujesz się inaczej, zostaniesz wykluczony z plemienia, poniewaŜ
demoralizujesz resztę i burzysz ład, który tak trudno było zbudować.
Dbaj o wystrój twojej nowej jaskini, a jeśli się na tym nie znasz, wezwij
dekoratora wnętrz, który stanie na głowie, aby pokazać innym, Ŝe masz dobry gust.
Jedz trzy razy dziennie, nawet jeśli nie jesteś głodny. Odmawiaj sobie jedzenia,
kiedy nie mieścisz się w kanonach piękna, nawet jeśli skręca cię z głodu.
Ubieraj się zgodnie z nakazami mody, kochaj się z ochotą lub bez, zabijaj
w imię granic, pragnij, Ŝeby czas szybko płynął, byle do emerytury, wybieraj
polityków, narzekaj, Ŝe Ŝycie jest drogie, często zmieniaj fryzurę, potępiaj
odmieńców, chodź do świątyni w niedziele, w soboty lub w piątki — w zaleŜności
od wyznania, tam proś o odpuszczenie grzechów, bądź dumny, Ŝe to ty znasz
prawdę, i pogardzaj innym plemieniem, bo czci fałszywego boŜka.
Spraw, by dzieci poszły w twoje ślady, w końcu jesteś starszy i lepiej znasz
ten świat. Muszą zdobyć dyplom, nawet jeśli nigdy nie dostaną pracy w dziedzinie,
którą kazałeś im wybrać.
Niech się uczą algebry, trygonometrii i kodeksu Hammurabiego, co im się
nigdy nie przyda, ale ktoś kiedyś uznał, Ŝe trzeba je znać.
Nie wolno im nigdy zasmucać rodziców, nawet gdyby z tego powodu musiały
wyrzec się wszystkiego, co sprawia im przyjemność.
- 156 -
Paulo Coelho Zahir
Mają słuchać muzyki po cichu, mówić półgłosem, płakać w ukryciu. Tak mówię
ja, wszechmocny Zahir, ten, który ustanowił reguły gry, odstęp między szynami
kolejowymi, pojęcie sukcesu, sposób kochania, wysokość pensji.
Zatrzymujemy się przed dość elegancką kamienicą w bogatej dzielnicy. Ktoś
wystukuje kod do bramy i wchodzimy na trzecie piętro. WyobraŜałem sobie, Ŝe na
górze czeka wyrozumiała rodzina, która toleruje przyjaciół swojego dziecka — byle
tylko nie stracić z nim kontaktu i móc trzymać rękę na pulsie. Ale kiedy Lukrecja
otworzyła drzwi, okazało się, Ŝe wewnątrz jest ciemno. Gdy oczy przywykły juŜ do
bladej poświaty sączącej się przez okna z ulicy, zobaczyłem duŜy pusty salon. Jego
jedyną dekoracją był kominek, nieuŜywany chyba od lat.
Dwumetrowy blondyn, w długim płaszczu z gabardyny i fryzurze na Irokeza,
poszedł do kuchni i wrócił z zapalonymi świecami. Wszyscy usiedli w kręgu na
podłodze i po raz pierwszy tej nocy naprawdę się wystraszyłem. Wydawało mi się,
Ŝe biorę udział w filmie grozy, za chwilę zacznie się rytuał satanistyczny, a ofiarą
będzie cudzoziemiec, który nierozwaŜnie się tu znalazł.
Michaił był blady, jego oczy poruszały się bezładnie, nie mogły się na niczym
zatrzymać i to mnie zaniepokoiło jeszcze bardziej. Zaraz zacznie się atak. Czy ci
ludzie wiedzą, jak pomóc epileptykowi? Czy nie lepiej ulotnić się stąd jak najprędzej,
Ŝeby nie wplątać się w jakieś tarapaty?
Być moŜe, takie zachowanie byłoby rozsądne i pasowałoby do świata, gdzie
byłem sławnym pisarzem, który pisze o duchowości i powinien świecić przykładem.
Tak, gdybym był rozsądny, uprzedziłbym Lukrecję, Ŝe w razie ataku trzeba wetknąć
coś chłopakowi do ust, by nie udławił się własnym językiem. Na pewno o tym
wiedziała, ale w świecie wyznawców społecznego Zahira, Ŝeby mieć spokojne
sumienie, nie wolno polegać na cudzym rozsądku.
Przed wypadkiem tak właśnie bym postąpił. Ale teraz moja historia osobista nie
była juŜ tak waŜna. JuŜ nie była historią, stawała się znowu legendą, poszukiwaniem,
przygodą, podróŜą w głąb siebie i poza siebie. Znowu przyszedł taki czas, kiedy
wszystko wokół mnie się zmieniało i zapragnąłem, Ŝeby tak było do końca moich dni
(przypomniało mi się epitafium, jakie kiedyś sobie wymyśliłem: „umarł Ŝywy"). Dzięki
doświadczeniu umiałem działać szybko i sprawnie, ale nie zawsze mogłem sobie
przypomnieć lekcje, jakie otrzymałem od Ŝycia. Czy moŜna wyobrazić sobie
wojownika, który w środku walki zatrzymuje się i namyśla, jaki cios jest najlepszy?
Zginąłby w okamgnieniu.
- 157 -
Paulo Coelho Zahir
Czasem była to broszka albo metalowy breloczek, czasem haft albo zwykły
rysunek na ubraniu.
— Chciałbym zadedykować ten wieczór człowiekowi, który usiadł obok mnie, bo
chciał mnie chronić.
Skąd wiedział?
— To dobry człowiek. Zrozumiał, Ŝe miłość przemienia, i poddaje się tej
przemianie. WciąŜ niesie w sercu cięŜar swojej historii osobistej, ale w miarę
moŜliwości stara się od niej uwalniać. Dlatego spędził z nami tę noc. Jest męŜem
kobiety, którą wszyscy znamy i która w dowód swojej przyjaźni dała mi ten talizman.
Michaił wyjął kawałek tkaniny poplamionej krwią i połoŜył przed sobą.
— To skrawek koszuli poległego na wojnie. Nieznany Ŝołnierz przed śmiercią
poprosił ją: „Potnij moją koszulę, kawałki rozdaj tym, którzy wierzą w śmierć
- 158 -
Paulo Coelho Zahir
i właśnie dlatego potrafią Ŝyć tak, jakby to był ich ostatni dzień na ziemi. Powiedz im,
Ŝe widziałem oblicze Boga. Niech się nie lękają, ale teŜ nie zniechęcają. Niech
szukają jedynej prawdy, którą jest miłość. I niech Ŝyją w zgodzie z jej prawami".
Wszyscy patrzyli z szacunkiem na strzępek tkaniny.
— Urodziliśmy się w czasach buntu. Oddajemy mu się z entuzjazmem,
ryzykujemy własne Ŝycie i młodość, a nagle ogarnia nas strach. Po radości
prowokacji przychodzą prawdziwe wyzwania: zmęczenie, monotonia, zwątpienie we
własne moŜliwości. Niektórzy przyjaciele się wycofali. Musimy stawiać czoło
samotności, niespodziewanym wiraŜom, a po kolejnym upadku, w pojedynkę,
zaczynamy pytać sami siebie, czy warto tak się wysilać.
Michaił zrobił pauzę.
— Warto. Warto iść dalej. I idziemy dalej, nawet kiedy wiemy, Ŝe nasza dusza,
choć nieśmiertelna, jest zaplątana w pajęczynę czasu. Będziemy próbowali z całych
sił wyrywać się z tej sieci. Kiedy okaŜe się to juŜ niemoŜliwe, powrócimy do historii,
którą nam narzucono, ale pozostaną nam wspomnienia naszych bitew i będziemy
gotowi znów podjąć walkę, jak tylko nadarzy się sprzyjająca sposobność. Amen.
— Amen — powtórzyli wszyscy.
— Muszę porozmawiać z Panią — odezwał się blondyn uczesany na Irokeza.
— Nie dziś. Jestem zmęczony.
Rozległ się pomruk rozczarowania. W przeciwieństwie do gości w restauracji
ormiańskiej, ci tutaj znali historię Michaiła, wiedzieli, Ŝe słyszał głos. Michaił wstał
i poszedł do kuchni po szklankę wody. Ruszyłem za nim.
Zapytałem, jak udało im się zdobyć to mieszkanie. Wyjaśnił, Ŝe prawo
francuskie pozwala na zajęcie nieruchomości, której nie uŜywa jej właściciel. Innymi
słowy był to squat.
Nie mogłem opędzić się od myśli, Ŝe Marie na mnie czeka. Michaił złapał mnie
za ramię.
— Wiem, Ŝe wybierasz się na step. Proszę po raz ostatni: zabierz mnie ze
sobą. Muszę wrócić do mojego kraju, choćby na krótko, a nie mam pieniędzy.
Tęsknię za rodakami, za matką, za przyjaciółmi. Mógłbym powiedzieć, Ŝe głos mówi
mi, Ŝe będziesz mnie potrzebował, ale to nieprawda. MoŜesz znaleźć Ester bez
niczyjej pomocy. Natomiast ja potrzebuję posilić się energią mojej ziemi.
— Dam ci pieniądze na podróŜ.
— Wiem, Ŝe moŜesz to zrobić. Ale chciałbym tam pojechać z tobą. Odwiedzić
- 159 -
Paulo Coelho Zahir
wioskę, gdzie jest teraz Ester, poczuć na twarzy stepowy wiatr, pomóc ci przebyć
drogę do kobiety, którą kochasz. Ona była — i wciąŜ jest — bardzo waŜna dla mnie.
Widząc jej przemiany i jej determinację, wiele się nauczyłem i wciąŜ chcę się od niej
uczyć. Pamiętasz, jak mówiłem o niedokończonych historiach? Chciałbym być przy
tobie aŜ do momentu, kiedy staniemy przed domem, w którym mieszka Ester. W ten
sposób przeŜyłbym do końca ten okres w twoim — i moim — Ŝyciu. Gdy dotrzemy
przed jej dom, zostawię was samych.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Postanowiłem zmienić temat i zapytałem, kim
są jego przyjaciele.
— Ludzie, którzy boją się, Ŝe skończą tak jak twoje pokolenie. Marzyliście
o tym, Ŝeby zmienić świat, ale ulegliście prozie Ŝycia. Udajemy, Ŝe jesteśmy silni,
poniewaŜ jesteśmy słabi. Jest nas jeszcze niewielu, bardzo niewielu, ale mam
nadzieję, Ŝe to się wkrótce zmieni. Nie moŜna się cały czas oszukiwać. No to jak
będzie z moją prośbą?
— Michaił, dobrze wiesz, Ŝe naprawdę próbuję jakoś uwolnić się od mojej
historii osobistej. Jeszcze niedawno myślałem, Ŝe duŜo wygodniej będzie mi
podróŜować z tobą. Znasz kraj, zwyczaje i czułbym się bezpiecznie. Ale teraz
wydaje mi się, Ŝe powinienem sam zwinąć nić Ariadny i wydostać się z labiryntu, do
którego się wpakowałem. Moje Ŝycie się zmieniło, wydaje mi się, Ŝe odmłodniałem
o dziesięć, dwadzieścia lat — a to wystarczy, Ŝeby wyruszyć na poszukiwanie
przygód.
— Kiedy się wybierasz?
— Jak tylko dostanę wizę. Za dwa, trzy dni.
— Niech Pani ma cię w swojej opiece. Głos mi mówi, Ŝe to dobry moment.
Gdybyś zmienił zdanie, daj mi znać.
OstroŜnie ominąłem ludzi, którzy spali pokotem na podłodze, i wyszedłem na
dwór. W drodze do domu myślałem o tym, Ŝe Ŝycie jest o wiele weselsze, niŜ sądzą
ludzie w moim wieku. Zawsze moŜna stać się znowu młodym i szalonym. Byłem tak
skoncentrowany na chwili obecnej, Ŝe zdziwiło mnie, iŜ mijani przechodnie nie
odsuwają się, Ŝebym mógł przejść, i nie spuszczają oczu ze strachu. Nikt nie
zwracał na mnie uwagi i podobało mi się to. Miasto było znów jak za czasów
Henryka V, kiedy potępiony za zdradę wiary protestanckiej i ślub z katoliczką król
powiedział: „ParyŜ wart jest mszy".
Był wart o wiele więcej. Szedłem przez to piękne miasto i wspominałem
- 160 -
Paulo Coelho Zahir
- 161 -
Paulo Coelho Zahir
- 162 -
Paulo Coelho Zahir
nowej ksiąŜce. Jakie jest jej główne przesłanie?"). Wiem, jaka będzie moja
odpowiedź („Gdybym miał jakieś przesłanie, napisałbym jedno, dwa zdania, a nie
całą ksiąŜkę").
Wiem, Ŝe zapyta, co myślę o prasie, która zazwyczaj bardzo niepochlebnie
odnosi się do mojej twórczości. Wiem, Ŝe na koniec zada mi pytanie: „Czy pisze pan
juŜ nową ksiąŜkę? Jakie są pańskie najbliŜsze plany?". Ja zaś odpowiem: „To
tajemnica".
Wywiad zaczyna się tak, jak przewidywałem:
— Porozmawiajmy o pańskiej nowej ksiąŜce. Jakie jest jej główne przesłanie?
— Gdybym miał jakieś przesłanie, to napisałbym po prostu jedno, dwa zdania.
— A dlaczego pan pisze?
— Odkryłem, Ŝe to najlepszy sposób, Ŝeby dzielić się z innymi tym, co mnie
porusza.
To zdanie takŜe zostało wypowiedziane automatycznie. Zatrzymuję jednak
maszynkę i poprawiam się:
— Nie, tę historię moŜna opowiedzieć inaczej.
— Jak to moŜna opowiedzieć inaczej ? Czy to znaczy, Ŝe nie jest pan
zadowolony z Czasu rozdzierania, czasu zszywania?
— Jestem bardzo zadowolony z ksiąŜki, ale nie jestem zadowolony
z odpowiedzi, której udzieliłem panu przed chwilą. Dlaczego piszę? Prawdziwa
odpowiedź brzmi: piszę, poniewaŜ chcę być kochany.
Dziennikarz patrzy na mnie podejrzliwie. Skąd nagle tak osobiste wyznania?
— Piszę, poniewaŜ kiedy byłem nastolatkiem, grałem w piłkę jak noga, nie
miałem samochodu, pieniędzy ani muskulów.
Mówienie o tym kosztowało mnie wiele wysiłku. Rozmowa z Marie
przypomniała mi przeszłość, która straciła juŜ sens. Trzeba było opowiedzieć kolejną
część mojej prawdziwej historii osobistej i wreszcie się od niej uwolnić. Ciągnąłem
dalej:
— Nie nosiłem teŜ modnych ciuchów. A głównie to interesowało dziewczyny
z klasy, więc nie zwracały na mnie uwagi. Wieczorami, zamiast umawiać się na
randki, jak moi kumple, siedziałem w domu, wymyślając sobie świat, w którym
mógłbym być szczęśliwy. Całe moje towarzystwo to byli pisarze i ich ksiąŜki.
Pewnego dnia napisałem wiersz dla dziewczyny, która mieszkała na mojej ulicy.
Kolega mi go podkradł, a potem odczytał przed całą klasą. Wszyscy ryczeli ze
- 163 -
Paulo Coelho Zahir
- 164 -
Paulo Coelho Zahir
- 165 -
Paulo Coelho Zahir
- 166 -
Paulo Coelho Zahir
poczuć swoją wyŜszość, bo w ich byle jakim świecie, do którego wrócą, przynajmniej
nie ma nędzy ani przemocy.
d) O modnych terapiach: „Sok z kiełków pszenicy w tydzień poprawia wygląd
włosów", „Dwa dni spędziłem w spa w Biarritz, tamtejsza woda otwiera pory
i eliminuje toksyny z organizmu". Za tydzień okaŜe się, Ŝe sok z kiełków pszenicy
nie ma Ŝadnych cudownych właściwości, a kaŜda ciepła woda otwiera pory
i eliminuje toksyny.
e) Inne tematy: „Od dłuŜszego czasu nie widziałem juŜ Iksa, co on teraz
porabia?", „Podobno Ygrek musiała sprzedać mieszkanie, bo ma kłopoty finansowe".
MoŜna teŜ obmawiać tych, którzy nie zostali zaproszeni na przyjęcie, byle tylko na
koniec zrobić niewinną, współczującą minkę i powiedzieć, Ŝe to mimo wszystko
wyjątkowa osoba.
f) Drobne Ŝale osobiste dla urozmaicenia konwersacji: „Marzę, Ŝeby w moim
Ŝyciu coś się zmieniło", „Martwię się o moje dzieci. To, czego słuchają, w niczym nie
przypomina muzyki, a to, co czytają, na pewno nie jest literaturą piękną". Czekają,
aŜ ktoś powie: „U mnie jest dokładnie tak samo". Czują się wtedy mniej samotni
i opuszczają przyjęcie pokrzepieni na duchu.
g) Na przyjęciach dla intelektualistów, a takie właśnie zapowiada się dzisiaj,
rozmawia się o wojnie na Bliskim Wschodzie, o problemach islamu, o ostatnim
wernisaŜu, o modnym filozofie, o powieści science fiction, której nikt nie zna,
o muzyce, która nie jest juŜ taka jak dawniej. Wygłosimy mądre opinie, całkowicie
sprzeczne z tym, co naprawdę myślimy. Wiele nas kosztuje chodzenie na wystawy,
czytanie beznadziejnych ksiąŜek, oglądanie nudnych filmów tylko po to, Ŝeby mieć
o czym rozmawiać na takich właśnie przyjęciach.
PodjeŜdŜa taksówka. W drodze mówię Marie, Ŝe nie cierpię bankietów.
Odpowiada, Ŝe w końcu i tak dobrze się tam bawię — co zresztą jest prawdą.
Wchodzimy do jednej z najbardziej eleganckich restauracji w mieście
i kierujemy się do sali, gdzie odbywa się finał konkursu literackiego, w którym byłem
jurorem. Wszyscy stoją z kieliszkiem szampana, rozmawiają, niektórzy pozdrawiają
mnie, inni tylko patrzą w moim kierunku i mówią coś między sobą. Organizator
konkursu wita mnie i przedstawia nieznośnie irytującym zdaniem: „Tego pana nie
muszę nikomu przedstawiać". Niektórzy uśmiechają się, bo rzeczywiście mnie
rozpoznają, inni się tylko uśmiechają, nie mając pojęcia, kim jestem, ale na wszelki
wypadek udają, Ŝe wiedzą — przyznanie się do niewiedzy oznaczałoby, Ŝe wypadli
- 167 -
Paulo Coelho Zahir
- 168 -
Paulo Coelho Zahir
- 169 -
Paulo Coelho Zahir
- 170 -
Paulo Coelho Zahir
- 171 -
Paulo Coelho Zahir
- 172 -
Paulo Coelho Zahir
Ŝałosnej pensji, upokorzyła całą resztę, zasłaniając się tajemnicą. Nie zdawała sobie
sprawy, Ŝe większość obecnych balansowała na skraju przepaści, trzymając się
kurczowo funduszy reprezentacyjnych, których mogli zostać pozbawieni z dnia na
dzień.
Jak moŜna się tego było spodziewać, pytanie wróciło do mnie.
— To zaleŜy. Jeśli wydam nową ksiąŜkę, zarabiam około pięciu milionów
dolarów rocznie. Jeśli nic nie napiszę nowego, to około dwóch milionów, z tytułu
praw autorskich od juŜ wydanych ksiąŜek.
— Zadałeś to pytanie, bo chciałeś się pochwalić, jak duŜo zarabiasz —
powiedziała „tajemnicza" dziewczyna. Zrozumiała, Ŝe popełniła przed chwilą błąd,
i próbowała teraz się ratować, przystępując do ataku. Na nikim nie zrobiło to jednak
wraŜenia, — Przeciwnie — przerwał jej ksiąŜę. — Sądziłem, Ŝe tak głośny autor
zarabia o wiele więcej.
Punkt dla mnie. Blondynka juŜ nie otworzy ust do końca wieczoru.
Rozmowa o pieniądzach przełamała całą serię tabu, bo tabu dotyczące
zarobków jest jednym z największych. Kelner zaczął pojawiać się częściej,
opróŜnialiśmy kolejne butelki wina z zawrotną prędkością. Organizator konkursu
wszedł na scenę bardzo wesoły, ogłosił zwycięzcę, dał mu nagrodę i wrócił do
dalszej rozmowy, która nie została przerwana ani na chwilę, choć dobre wychowanie
kaŜe milczeć, kiedy ktoś mówi. Rozmawialiśmy o tym, co robimy z naszymi
pieniędzmi (głównie kupowaliśmy „wolny czas", podróŜując albo uprawiając jakiś
snobistyczny sport).
Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie zaproponować rozmowy na temat
pogrzebu, jaki chcieliby mieć. Śmierć jest jeszcze większym tabu niŜ pieniądze.
Nastrój był jednak tak radosny, wszyscy tak się rozgadali, Ŝe dałem sobie spokój.
— Rozmawiacie o pieniądzach, ale tak naprawdę nie macie pojęcia, co to są
pieniądze — stwierdził bankier. — Ludzie wierzą, Ŝe pokolorowany papierek,
plastikowa karta albo moneta wyprodukowana z metalu piątej kategorii mają jakąś
wartość. Gorzej, wasze pieniądze, wasze miliony dolarów to nic innego jak impulsy
elektroniczne. Nie wiedzieliście o tym?
Oczywiście, wszyscy wiedzieli.
— Dawno temu bogactwem było to, co mają na sobie te damy — ciągnął
bankier. — Ozdoby zrobione z niezwykle rzadkich minerałów, łatwe w transporcie,
dające się policzyć i podzielić. BiŜuteria z pereł, złota, szlachetnych kamieni. KaŜdy
- 173 -
Paulo Coelho Zahir
- 174 -
Paulo Coelho Zahir
- 175 -
Paulo Coelho Zahir
Powrót do Itaki
— Prześpimy się tutaj, a jutro ruszymy dalej konno. Mój samochód nie
przejedzie przez stepowe wertepy.
Zatrzymujemy się przy jakimś bunkrze, który przypomina ruiny z drugiej wojny
światowej. Starszy pan z Ŝoną i wnuczką wita nas i prowadzi do skromnego, ale
czystego pokoju.
— I nie zapomnij wybrać sobie imienia — dodał Dos.
— Nie sądzę, Ŝeby miało to dla niego znaczenie — zaprotestował Michaił.
— Oczywiście, Ŝe ma — nalegał Dos. — Widziałem się ostatnio z jego Ŝoną.
Wiem, co myśli, co odkryła i czego oczekuje.
Dos był uprzejmy i stanowczy zarazem. Dobrze, wybiorę sobie imię,
posłucham jego rad, spróbuję pozbyć się mojej osobistej historii i wejść w swoją
legendę — choćbym miał to zrobić tylko dla świętego spokoju.
Byłem wyczerpany, poprzedniej nocy spałem raptem dwie godziny. Nie
zdąŜyłem się jeszcze przyzwyczaić do ogromnej róŜnicy czasu. Przylecieliśmy do
Ałma Aty około jedenastej w nocy czasu lokalnego. We Francji była szósta po
południu. Michaił zostawił mnie w hotelu. Zdrzemnąłem się trochę, zbudziłem przed
świtem, popatrzyłem na uśpione miasto i pomyślałem, ze w ParyŜu dopiero siadają
do kolacji. Byłem głodny, zapytałem obsługę hotelową, czy mógłbym dostać coś do
jedzenia.
— Oczywiście, ale powinien pan postarać się zasnąć, inaczej pański organizm
będzie wciąŜ funkcjonował według czasu europejskiego.
Najgorsza tortura, jaką znam, to zmuszać się do snu. Zjadłem kanapkę
i postanowiłem się przejść. Zadałem recepcjoniście zwyczajowe pytanie: „Czy o tej
porze jest tu niebezpiecznie?". Powiedział, Ŝe nie. Zacząłem więc błąkać się po
pustych uliczkach, wąskich zaułkach, szerokich alejach. Miasto jak kaŜde inne —
krzykliwe reklamy, od czasu do czasu przejeŜdŜa wóz policyjny, tu Ŝebrak, tam
prostytutka. Musiałem powtarzać sobie na głos, Ŝe jestem w Kazachstanie, bo
- 176 -
Paulo Coelho Zahir
- 177 -
Paulo Coelho Zahir
- 178 -
Paulo Coelho Zahir
- 179 -
Paulo Coelho Zahir
mówisz.
— Marzyłem, Ŝeby się stąd wyrwać, podobnie jak wielu moich rówieśników.
Pewnego dnia zadzwonił do mnie Oleg, a raczej Michaił. Ester, jego dobry duch,
chciała spędzić jakiś czas na stepie. Prosił, Ŝebym jej pomógł. Zgodziłem się bez
wahania. Liczyłem, Ŝe Ester załatwi mi to samo co Michaiłowi: wizę, przelot i pracę
we Francji. Miałem zabrać ją do dalekiej wioski, którą znała ze swojego poprzedniego
pobytu.
O nic nie pytałem. Po drodze postanowiła odwiedzić jurtę pewnego koczownika,
którego poznała kilka lat temu. JakieŜ było moje zdziwienie, kiedy okazało się, Ŝe to
mój dziadek! Przyjął ją serdecznie. Powiedział, Ŝe choć sama Ester sądzi, Ŝe jest
smutna, duszę ma juŜ wolną i radosną, a energia miłości znów zaczyna w niej
krąŜyć i będzie to miało wpływ na cały świat, nawet na jej męŜa. Przekazał jej wiele
z tradycji ludów stepowych, a mnie kazał nauczyć ją reszty. W końcu zadecydował,
Ŝe moŜe zachować swoje imię, choć to wbrew tutejszej tradycji.
Podczas gdy ona uczyła się od mojego dziadka, ja uczyłem się od niej.
Zrozumiałem wtedy, Ŝe wcale nie muszę jechać daleko, tak jak Michaił. śe moja
misja to zostać na tym pustkowiu, na stepie, zrozumieć jego barwy i przemieniać je
na obrazy.
— Dlaczego moja Ŝona musiała się tak wiele nauczyć, skoro twój dziadek
twierdzi, Ŝe powinniśmy o wszystkim zapomnieć?
— Jutro sam się przekonasz — zakończył Dos.
I nazajutrz ujrzałem bezkresny step, który wydawał się pusty, ale jego skąpa,
niska roślinność tętniła ukrytym Ŝyciem. Zobaczyłem zupełnie płaski horyzont,
gigantyczną pustą przestrzeń, usłyszałem tętent końskich kopyt, spokojny wiatr
i pustkę, absolutną pustkę dookoła. Tak jakby świat wybrał to miejsce, Ŝeby pokazać
swój bezmiar, prostotę i złoŜoność. Jakby człowiek mógł — nawet powinien — być
niczym step: pusty, nieskończony, a zarazem pełen Ŝycia.
Spojrzałem na lazurowe niebo, zdjąłem okulary słoneczne. Zalało mnie światło
i poczucie, Ŝe nie ma mnie nigdzie i zarazem jestem wszędzie. Jechaliśmy
w milczeniu, zatrzymując się tylko po to, Ŝeby napoić konie w strumyczkach, których
nigdy bym nie znalazł, gdybym podróŜował sam. Czasem gdzieś w oddali, na tle
stepu i nieba, widywaliśmy innych jeźdźców — pasterzy prowadzących stada.
Dokąd zmierzam? Nie wiedziałem i nie miało to znaczenia. Kobieta, której
szukałem, była gdzieś na tym pustkowiu. Mogłem dotknąć jej duszy i usłyszeć
- 180 -
Paulo Coelho Zahir
melodię, którą nuciła, tkając kilimy. Teraz rozumiałem, dlaczego wybrała to miejsce.
Nie było tu nic, absolutnie nic, co rozpraszałoby uwagę, tylko pustka, której tak
szukała, i wiatr, który po trochu rozwiewał jej ból. Czy wyobraŜała sobie, Ŝe pewnego
dnia przyjadę konno aŜ tutaj, Ŝeby się z nią spotkać?
I naraz odniosłem wraŜenie, jakbym znalazł się w raju. Mam poczucie, Ŝe to
wyjątkowa chwila w moim Ŝyciu, poczucie, które najczęściej dociera do nas dopiero
po fakcie, kiedy magiczny moment juŜ minie. Jestem tutaj, bez przeszłości, bez
przyszłości, w całkowitej harmonii z tym porankiem, z muzyką końskich kopyt,
z łagodnym wiatrem, który owiewa moje ciało. Spływa na mnie niespodziewana
łaska zadumy nad niebem, ziemią i ludźmi. Wpadam w swoistą adorację, ekstazę,
wielką wdzięczność za to, Ŝe Ŝyję. Modlę się po cichu, słuchając odgłosów przyrody i
z całą mocą dociera do mnie, Ŝe świat niewidzialny zawsze objawia się w świecie
widzialnym.
Pytam niebo o to, o co pytałem matkę, kiedy byłem mały: Dlaczego kochamy
jednych, a nienawidzimy drugich? Dokąd idziemy po śmierci? Po co się rodzimy,
skoro i tak w końcu musimy umrzeć? Kim jest Bóg?
Step odpowiada mi nieustającym szumem wiatru. I to wystarcza: wiem, Ŝe
najwaŜniejsze w Ŝyciu pytania pozostaną na zawsze bez odpowiedzi, a mimo to
mogę iść dalej.
Na horyzoncie wyrosły szczyty gór. Dos zarządził postój nad strumieniem.
— Tutaj spędzimy noc.
Zdjęliśmy z koni juki i rozbiliśmy namiot. Michaił zaczął kopać dół.
— Tak jak robili koczownicy, rozpalimy ognisko w dole obłoŜonym kamieniami,
Ŝeby wiatr go nie zgasił.
Na południu, na tle gór pojawił się wielki tuman pyłu. Po chwili galopujące konie.
Pokazałem je Dosowi i Michaiłowi. Zerwali się na równe nogi, zaniepokojeni.
Wymienili między sobą parę słów po rosyjsku i Dos spokojnie powrócił do rozbijania
namiotu, a Michaił rozpalił ogień.
— Co się dzieje? — spytałem.
— ChociaŜ pozornie jesteśmy na pustkowiu, zauwaŜyłeś pewnie, Ŝe od czasu
do czasu mijaliśmy pasterzy, jeźdźców, strumyki, Ŝółwie, lisy. Wydaje ci się, Ŝe
widzisz wszystko wokół, skąd więc wzięli się ci ludzie? Gdzie mają domy? Gdzie
stada? Ta pustka to tylko złudzenie. WciąŜ obserwujemy i wciąŜ jesteśmy
obserwowani. Dla kogoś z zewnątrz, kto nie potrafi odczytać sygnałów, step wydaje
- 181 -
Paulo Coelho Zahir
- 182 -
Paulo Coelho Zahir
- 183 -
Paulo Coelho Zahir
- 184 -
Paulo Coelho Zahir
- 185 -
Paulo Coelho Zahir
odrętwienia. Chciałem usiąść, ale Michaił mnie przytrzymał. Stałem więc i wydawało
się, Ŝe słowa Dosa dochodzą z bardzo daleka, z miejsca, w którym step styka się
z niebem:
— Witaj, wędrowcze przemierzający step. Witaj tu, gdzie mówi się, Ŝe niebo jest
niebieskie, nawet gdy skryje się za szarymi chmurami. Witaj w krainie tengri. Bądź
mym gościem. Jestem tu, Ŝeby oddać cześć twoim poszukiwaniom.
Michaił dał mi do wypicia coś, co natychmiast mnie rozgrzało. Dos pomógł mi
się ubrać, zeszliśmy z wydm, które rozmawiały ze sobą, dosiedliśmy koni
i wróciliśmy do obozu. Zanim jeszcze zabrali się do gotowania, zapadłem w głęboki
sen.
— Co się dzieje? Jeszcze noc?
— JuŜ dawno nastał dzień. To tylko burza piaskowa. WłóŜ okulary słoneczne,
trzeba chronić oczy.
— Gdzie jest Dos?
— Wrócił do Ałma Aty. Poruszyła mnie wczorajsza ceremonia, choć prawdę
mówiąc, nie musiał jej odprawiać. Ty pewnie myślisz, Ŝe była to strata czasu, no i Ŝe
mogłeś się nabawić zapalenia płuc. Zrozum, proszę, to był jego sposób na
pokazanie, jak serdecznie jesteś tu witany.
— Nie powinienem tyle spać.
— Przed nami tylko dwie godziny jazdy. Dotrzemy na miejsce, nim słońce
będzie w zenicie.
— Muszę się wykąpać i zmienić ubranie.
— To niemoŜliwe, jesteśmy na stepie. Wlej trochę oleju do garnka, ale najpierw
ofiaruj go Pani. Po soli to tutaj najcenniejszy produkt.
— Co to znaczy tengri?
— „Kult nieba", rodzaj religii bez religii. Przeszli tędy buddyści, hinduiści,
katolicy, muzułmanie, wyznawcy róŜnych sekt, wierzeń, zabobonów. Koczownicy
nawracali się, by uniknąć prześladowań, ale tak naprawdę wciąŜ wierzyli tylko
w jedno, Ŝe Boskość jest zawsze i wszędzie. Nie da się wyjąć jej z przyrody
i zamknąć w księgach czy w czterech ścianach. Odkąd znowu dotknąłem stopami
tej ziemi, czuję się lepiej. Rzeczywiście potrzebowałem posilić się jej energią.
Dziękuję, Ŝe zabrałeś mnie ze sobą.
— A ja ci dziękuję, Ŝe poznałeś mnie z Dosem. Wczoraj, kiedy mnie
błogosławił, poczułem, Ŝe to wyjątkowy człowiek.
- 186 -
Paulo Coelho Zahir
- 187 -
Paulo Coelho Zahir
- 188 -
Paulo Coelho Zahir
- 189 -
Paulo Coelho Zahir
Zatrzymał się.
— Tylko nie mów mi teraz Ŝadnych frazesów na temat pracujących dzieci. Tu
chodzi o tradycję, którą trzeba uszanować.
— Jak Ester się miewa?
— Nie wiem. Ostatni raz rozmawiałem z nią jakieś pół roku temu.
— Michaił, to jeszcze jeden znak — kilimy.
— Kilimy?
— Kiedy wczoraj Dos zapytał mnie o imię, opowiedziałem historię
o wojowniku, który powraca na wyspę do swojej ukochanej. Ta wyspa nazywa się
Itaka, a kobieta ma na imię Penelopa. A wiesz, czym zajmuje się Penelopa, odkąd
Odyseusz wyjechał na wojnę? Tka! Tka całun dla swego teścia, a poniewaŜ Odys
się spóźnia, kaŜdej nocy pruje to, co utkała, i rano zaczyna od nowa.
Wielu męŜczyzn zabiega o jej względy, ale ona marzy tylko o powrocie tego,
którego kocha. W końcu, kiedy zmęczona czekaniem postanawia utkać całun do
końca, zjawia się Odyseusz.
— Tak się składa, Ŝe to nie jest Itaka, a ona nie nazywa się Penelopa.
Oddaję konia Michaiłowi i pokonuję pieszo sto metrów dzielących mnie od tej,
która kiedyś była moją Ŝoną, potem przeobraziła się w Zahira, a teraz znowu
stawała się ukochaną, o której marzy męŜczyzna, kiedy wraca z wojny albo
z pracy.
Mam pełno piasku na twarzy i na ubraniu, jestem brudny, zlany potem, chociaŜ
jest chłodno.
Myślę o swoim wyglądzie, najbardziej powierzchownej rzeczy na świecie. Tak
jakbym odbył całą tę długą drogę do mojej własnej Itaki tylko po to, Ŝeby pokazać się
w nowej koszuli. Przez tych sto metrów, jakie mnie dzielą od Ester, muszę
przemyśleć wszystko, co się wydarzyło, odkąd odeszła — a moŜe ja odszedłem?
Co mam powiedzieć na powitanie? Myślałem o tym wiele razy. „Długo
czekałem na ten moment", „Zrozumiałem, Ŝe się myliłem", „Przyjechałem tutaj, by
powiedzieć ci, Ŝe cię kocham", „Nigdy nie byłaś tak piękna"...
W końcu zdecydowałem się na: „Cześć!". Tak jakby nigdy nie wyjeŜdŜała.
Jakby minął zaledwie jeden dzień, a nie dwa lata, dziewięć miesięcy, jedenaście dni
i jedenaście godzin.
A ona na pewno sama zrozumie, Ŝe się zmieniłem, podąŜając jej śladem,
odwiedzając miejsca, w których bywała, choć z początku sam o tym nie wiedziałem
- 190 -
Paulo Coelho Zahir
- 191 -
Paulo Coelho Zahir
lecz wszystko zaryglowałeś na cztery spusty. Meble pokrywa kurz, wilgoć niszczy
obrazy i plami ściany. Ty nadal oddychasz i znasz jakąś część mnie, ale ja nie
jestem częścią, jestem całością, a tej nie poznasz nigdy".
Zobaczyłem zakurzone meble, obrazy zŜarte przez wilgoć. Nie miałem innego
wyjścia, jak otworzyć okna i drzwi na ościeŜ. Kiedy to zrobiłem, wiatr zmiótł cały mój
dom. Chciałem zachować wspomnienia, uchronić to, co zdobyłem z takim wysiłkiem,
ale wszystko zniknęło, a ja byłem pusty niczym step.
I doskonale rozumiałem, dlaczego Ester postanowiła przyjechać właśnie tutaj,
na pusty step.
A poniewaŜ byłem pusty, wiatr przyniósł mi wiele nowego — dźwięki, których
nigdy nie słyszałem, ludzi, których wcześniej nie znałem. Odnalazłem dawną radość
Ŝycia, bo uwolniłem się od mojej historii osobistej, zniszczyłem akomodatora,
odkryłem, Ŝe tak jak nomadzi i szamani na stepie, jestem w stanie błogosławić
innych ludzi. Odkryłem, Ŝe czuję się duŜo lepiej, Ŝe jestem silniejszy, niŜ sądziłem.
Czas wytrąca z rytmu tylko tych, którzy nigdy nie mieli odwagi iść w swoim własnym
tempie.
Pewnego dnia z powodu kobiety wyruszyłem w długą pielgrzymkę po swoje
marzenie. Wiele lat później ta sama kobieta zmusiła mnie, Ŝebym znowu zaczął iść,
tym razem by spotkać się z człowiekiem, którego zgubiłem po drodze.
Teraz myślę o wszystkim, byle nie o sprawach waŜnych. Nucę pod nosem
jakąś melodię, dziwię się, czemu nie ma tu Ŝadnych samochodów, zauwaŜam, Ŝe but
mnie obciera, a mój zegarek wciąŜ wskazuje czas europejski.
A wszystko dlatego, Ŝe ta kobieta, moja Ŝona, moja przewodniczka i miłość
mojego Ŝycia, jest ledwie o kilka kroków stąd. KaŜda błahostka pozwala mi uciec od
rzeczywistości, której od tak dawna poszukiwałem, a teraz nie mam odwagi stanąć
z nią twarzą w twarz.
Siadam na schodach przed domem, zapalam papierosa. Zastanawiam się nad
powrotem do Francji. Jestem juŜ tu, gdzie chciałem dojść, po co iść dalej?
Wstaję, nogi mi drŜą. Ale zamiast obrócić się i odejść, wycieram twarz
z piasku, otrzepuję ubranie, naciskam klamkę i wchodzę.
Nawet gdybym wiedział, Ŝe na zawsze straciłem kobietę, którą kocham, muszę
spróbować docenić błogosławieństwa, które Bóg zsyła mi dzisiaj. Łaski nie da się
zachować na później. Nie ma takiego banku, w którym mógłbym ją zdeponować
i uŜyć, kiedy znowu będę w zgodzie z samym sobą. Jeśli nie skorzystam z tych
- 192 -
Paulo Coelho Zahir
Pokój był zalany światłem. Kiedy wszedłem, Ester podniosła oczy, uśmiechnęła
się i dalej czytała na głos Czas rozdzierania, czas zszywania kobietom i dzieciom
siedzącym na ziemi wśród kolorowych tkanin. Zawsze, kiedy robiła pauzę,
powtarzały ostatni fragment, nie odrywając oczu od pracy.
Miałem ściśnięte gardło, ale opanowałem się, Ŝeby się nie rozpłakać, i nic juŜ
nie czułem. Wpatrywałem się całym sobą w tę scenę, słuchając moich słów w jej
ustach, a wokół były tylko kolory, światło i ludzie całkowicie skupieni na tym, co
robią.
W końcu, jak powiedział pewien perski mędrzec, miłość jest chorobą, z której
nikt nie pragnie się wyleczyć. Ten, kogo dotknęła, nie chce wrócić do zdrowia, kto
cierpi z jej powodu, nie szuka lekarza.
- 193 -
Paulo Coelho Zahir
nic nie zrozumie, więc nigdy za nią nie pojedzie, i będzie musiała wsiąść do
samolotu i ruszyć w drogę powrotną, a gdy nadejdzie kolejny kryzys, znowu
wyjechać, i znowu wrócić, i wyjeŜdŜać, i wracać...
Wiatr ucichł, drzewa słuchały tego, co do mnie mówiła.
— Czekałam, jak Penelopa czekała na Odyseusza, jak Julia na Romea, jak
Beatrycze na Dantego. Pustka stepu była pełna wspomnień o tobie, o wspólnie
spędzonych chwilach, o krajach, które zwiedziliśmy, o naszych radościach
i kłótniach. Obejrzałam się wtedy za siebie, na ścieŜkę wydeptaną przez moje stopy
i nie zobaczyłam tam ciebie.
Cierpiałam. Zrozumiałam, Ŝe weszłam na drogę, z której nie ma powrotu, więc
nie pozostaje mi nic innego, jak iść naprzód. Pojechałam do mądrego koczownika
i poprosiłam, Ŝeby nauczył mnie, jak zapomnieć historię osobistą i otworzyć się na
miłość, która jest wszędzie wokół. Zaczęłam uczyć się u niego tradycji tengri.
Pewnego dnia zobaczyłam tę miłość odbitą w czyichś oczach. To były oczy Dosa,
malarza.
Milczałem.
— Cierpienie mnie przygniatało. Nie wierzyłam, Ŝe mogłabym jeszcze kiedyś
pokochać. Dos nauczył mnie rosyjskiego i opowiedział, Ŝe dla ludzi stepu niebo
zawsze jest niebieskie, nawet gdy się skryje za szarymi chmurami. Wziął mnie za
rękę i pomógł mi się przebić przez te chmury. Zanim pokochałam jego, nauczył mnie
kochać siebie samą. Uświadomił mi, Ŝe moje serce naleŜy do mnie i do Boga, do
nikogo więcej.
Powiedział, Ŝe moja przeszłość będzie ze mną zawsze, ale jeśli uda mi się
uwolnić od myśli i skupić na uczuciach, zrozumiem, Ŝe w teraźniejszości jest
zawsze przestrzeń wielka jak step i mogę wypełnić ją miłością i radością Ŝycia.
W końcu wytłumaczył mi, Ŝe cierpienie rodzi się wtedy, gdy oczekujemy, Ŝe inni
będą nas kochać tak, jak to sobie wymyśliliśmy, a nie tak jak naprawdę powinna
objawiać się miłość, która jest wolna i nieujarzmiona, porywa nas swoją siłą i nie
pozwala nam się zatrzymać.
Popatrzyłem jej prosto w oczy.
— Kochasz go?
— Kochałam.
— I wciąŜ go kochasz?
— Myślisz, Ŝe to by było moŜliwe? Myślisz, Ŝe gdybym kochała innego
- 194 -
Paulo Coelho Zahir
- 195 -
Paulo Coelho Zahir
Od autora
- 196 -
Paulo Coelho Zahir
The Centaurs of the Great Steppe, znawcą tamtejszej kultury, który przekazał mi
wiele informacji na temat sytuacji politycznej i kulturalnej Kazachstanu, dawnej
i aktualnej.
Dziękuję takŜe Prezydentowi Republiki, Nursułtanowi Nazarbajewowi, za
znakomite przyjęcie i korzystam z okazji, by mu pogratulować, gdyŜ zaprzestał prób
nuklearnych w swoim kraju, nie wykorzystał kazachskiego arsenału atomowego, jaki
miał do dyspozycji, i opowiedział się za jego całkowitą likwidacją.
I w końcu — wiele z moich magicznych doświadczeń na stepie zawdzięczam
trzem osobom, które mi towarzyszyły i które miały dla mnie duŜo cierpliwości:
Kajsarowi Alimkulowowi, Dosowi (Dosbolowi Kasymowowi), utalentowanemu
malarzowi, który stał się inspiracją dla postaci o tym samym imieniu pojawiającej się
pod koniec ksiąŜki, oraz Marii Nimirowskiej, która początkowo była tylko moją
tłumaczką, a stała się przyjaciółką.
- 197 -