Professional Documents
Culture Documents
ANATOMIA UCZUĆ
WARSZAWA 1997
740852
skoro dzięki użyciu tej właśnie metody skonstruowano teleskop, mikroskop i inne
instrumenty badawcze,
za pomocą których możemy widzieć znacznie lepiej niż oczami: W 1543 roku humanista
Kopernik ogłasza
odkrycie, które sprawia, ie człowiek przestaje być centrum świata, a kula ziemska miejscem, z
którego
należy oglądać kosmos. W tym samym roku Wesaliusz bada anatomię psów i matp, jak
również człowie-
ka11. Metoda porównawcza służy zatem w większym stopniu wykrywaniu różnic niż
ujawnianiu
podobieństw.
Wnikliwość obserwatora zależy od sposobu, w jaki rozwijała się jego zdolność obserwacji.
Dzieci, kobiety,
cudzoziemcy, czarnoskórzy - słowem, wszyscy ci, którzy bywają krzywdzeni przez innych -
są często o
wiele lepszymi obserwatorami niż ci, których o-sobowość rozwijała się bez konieczności
wytężania
uwagi12. Z tej przyczyny dzieci maltretowane stają się mistrzami w obserwowaniu swych
rodziców: nie
potrzebują słów, ich "zimna czujność" pozwala im wykrywać każdą najdrobniejszą nawet
wskazówkę w
zachowaniu tych, którzy sprawują władzę nad ich ciałem i świadomością.
Przebywamy w świecie interpretowanym przez innych, w którym musimy znaleźć własne
miejsce.
Stosunki międzyludzkie obejmują zarówno świat rozumu, jak i zmysłów13, świat, w którym
nasze zmysły
nabierają znaczenia, a nasza zdolność odczuwania, rządząca zarówno emocjami, jak i
percepcjami,
wpływa na nasz los./a to ktoś inny, mówił Rimbaud, na co Apollinaire odpowiadał: Wszyscy
inni są we
mnie.
Świat wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby kontekst sytuacyjny i historia nie nadawały
wszystkiemu
znaczenia. Pewnego dnia do Tulonu przyjechał Burt Lancaster. Nudząc się nieco w czasie
przyjęcia,
podszedł do mojej żony i patrząc jej prosto w oczy, powiedział: "Ładną mamy dziś pogodę".
Zbulwersowana, zachwycona, olśniona, odpowiedziała mu: "Ładniejszą niż wczoraj, ale
mniej ładną niż
jutro". Ponieważ jestem z natury obserwatorem, ja z kolei
n G.Canguilhem,L'Hommede VesaU dans le mowie de Copemic. Delagrange, 1992. 12 P.
Feyereisen.J.-
D. de Lannoy, Psychologie du gęste, Pierre Mardaga, 1985. Ż E. Strauss, Du sens des
sens,]er6me
Milion, 1989.
10
stwierdziłem: "Ładną mamy dziś pogodę", na co moja żona odparła: "No widzę!"
Wyciągnąłem z tego
wniosek, że informacja tycząca meteorologii była dla niej mniej istotna niż osoba, która jej u-
dzielała.
Ażeby widzieć świat, potrzebujemy teorii. Pewnego dnia, gdy oglądałem w telewizji mecz
rugby, wpadła
do nas z wizytą znajoma. Zadałem jej pytanie: "Czy możesz opisać, co widzisz na ekranie?".
Odpowiedziała: "Widzę mężczyzn utytłanych w błocie, którzy pchają się jeden na drugiego,
tłuką między
sobą i wrzeszczą". Postawiłem więc to samo pytanie jej synowi, który gra w rugby w szkole.
Odpowiedział: "Trzecia linia oderwała się szybko, ponieważ obrońcy tulońscy są twardsi, co
pozwoliło
połowie zwartej grupy przejść przez przeciwnika i wysłać na próbę trzy czwarte centrum,
które już
wyruszyło. Wspaniała gra! Publiczność szaleje z radości...". Z tego wniosek, że aby widzieć,
aby nadać
światu formę i lepiej go postrzegać, trzeba znać reguły.
Najprostsza obserwacja wymaga wiedzy ujętej w teorię. Jeżeli ktoś was poprosi o
narysowanie kończyny
ssaka, odtworzycie najprawdopodobniej jedynie nieforemny kształt. Jeżeli jednak otrzymacie
polecenie
uwzględnienia drogi, jaką przebiegają białe nerwy oraz czerwone i niebieskie naczynia
krwionośne
przechodzące przez uprzednio nazwane mięśnie, wówczas wykonacie rysunek inteligentny.
Postrzeganie
pozbawione teorii nie może doprowadzić do powstania obrazu-odzwierciedlenia. Teoria
spełnia rolę
porządkującą pod każdym względem: nadaje formę, ponieważ porządkuje, a zarazem się temu
sprzeciwia. Aby metoda porównawcza mogła wywołać zaskoczenie, trzeba, by "porządek
wywołał
nieporządek"14, by pojawił się sygnał czegoś wartego zobaczenia i przemyślenia. Rozbija się
w ten
sposób stereotyp myślowy.
Etologia człowieka opisuje zjawiska, które nie są jeszcze nazwane. Gromadzi w ten sposób
informacje na
tyle nowe, że nadanie im nazwy nie będzie już sprawiało trudności.
14 P. Delbrouck, Le desordre cache, "Actualites medicales intemationalcŻ psychiatrie", VIII,
nr 132 (1991).
11
ją w wysiłkach, by wciąż kreować nowe przedmioty, gesty oraz pola sensoryczne, które
kształtują dziecko
biologicznie.
4. Czemu przemoc musi zakłócać ów raj poznania? Załamanie się reguł zachowań występuje
u zwierząt
wówczas, gdy jakiś wypadek biologiczny lub ekologiczny odrytualizuje grupę; natomiast
przekraczanie
owych reguł leży u podstaw ludzkich zachowań, ludzie bowiem nie szanują ani praw natury,
ani reguł
wypracowanych przez poprzednie pokolenia. Można więc uznać przemoc twórczą za silę
umożliwiającą
rozwój ludzkości oraz przejście od stanu naturalnego do kultury.
5. Biologia i kultura, zjawiska w pewnym sensie przeciwstawne, łączą się jak nurty dwóch
rzek. W tym
rozumieniu kazirodztwo między matką a synem pozwala zrozumieć, dlaczego ten trudny do
wyobrażenia
akt ma jednak miejsce w punkcie styku zdeformowanej biologii i chorej kultury, które są w
stanie zaćmić
uczucie rodzinne, gdy żadne z dwojga nie czuje się ani matką, ani synem. Matka nie wpisuje
się w
strukturę pokrewieństwa, lecz przede wszystkim w strukturę uczuciową, która uległa
deformacji.
6. W końcu, gdy nadchodzi starość, powracają fragmenty przeszłości w formie przekazu
adresowanego
do teraźniejszości. Kiedy jednak brak kontekstu, fenomen palimpsestu pozwala pierwszym
zapisom,
tkwiącym głęboko w pamięci, wypłynąć znowu na wierzch świadomości, tak jakby to było
dzisiaj.
To właściwie wszystko. W tej książce ograniczam się do rozwinięcia sześciu wymienionych
tematów,
które przewijają się przez egzystencję ludzką.
Rozdział pierwszy
Czy spotkanie jest dziełem przypadku?
Proponuję, żeby zetknięcia przypadkowego nie nazywać kontaktem, jeśli nie mamy zamiaru
spotkać się
ponownie; niech pozostanie zwykłym minięciem się. Aby można było określić ten rodzaj
kontaktu jako
spotkanie, konieczne jest dokonanie prezentacji, a następnie kontynuowanie znajomości.
Czy rodzimy się bez powodu i umieramy przypadkowo? W dniu, gdy moi rodzice spotkali
się, żeby mnie
począć, mieli z pewnością ku temu wiele powodów. Spotkali się, poznali, pokochali się.
Czemu tego
właśnie dnia znaleźli się oboje w tym konkretnym miejscu? Czy przypadkiem?
-^ Gdy udaję się na spotkanie z mężczyzną, mam zamiar zaprezentować mu się po to, by
następnie
stawić mu czoło w walce, by mu się przeciwstawiać. Natomiast gdy idę spotkać się z kobietą,
mam zamiar
również jej się przedstawić, jednakże po to, żeby się \ następnie do niej zbliżyć.
Wolę myśleć, że owo spotkanie nie było ani błahe, ani bezsensowne: widocznie tak musiało
być. Chyba
że uznam, iż przypadek wie, co robi, i że to on, tego właśnie dnia, umieścił na mej drodze tę a
nie inną
kobietę. Ona skłoniła mnie do zmiany kursu, a ja ją, po czym odbyliśmy wspólnie część
drogi, która nie
była już wcale przypadkowa.
Być może metoda naturalistyczna, bardziej opisowa i objaśniająca, pozwoli lepiej zrozumieć
fenomen
"spotkania"1.
Czy to prawda, że góry się nie spotykają? Wszystko, co żyje, styka się. Porównując różne
gatunki, można
dojść do wniosku, że wraz z wykształceniem się narządów płciowych kontakt stał się ważnym
wydarzeniem w życiu istot, które te narządy posiadają2. Istnieje wszakże wiele organizmów,
które są ich
pozbawione. Ruchy ich określają czynniki fizyczne: światło słoneczne, ciepło, skład
chemiczny lub
mineralny powodują, że poruszają się one, co czasami wywołuje podział organizmu na dwa
identyczne
organizmy potomne.
1 A. Rojas Urrego, Le Phenomene de la rencontre et la psychopatologie, PUF, 1992.
2 B.-L. Deputte, D'ou pnwiennent les differences comportementales entre lesfemelles et les
males
primatesf, "Nouvelle Revue d'ethnopsychiatrie", nr 18 (1991), s. 91-112.
18
Jednakże gdy tylko pojawia się płeć, organizmy zaczynają się dzielić na dwie kategorie,
zależnie od
wyposażenia genetycznego. Różnią się od siebie tak jak dwa mutanty lub dwa gatunki
genetyczne nie
mające ze sobą wiele wspólnego: na samców i samice. Te zapisy genetyczne programują
odmienny tryb
rozwoju i nadają budowę wynikającą z odmienności posiadanych organów płciowych. Od tej
chwili
koniecznością życiową staje się poszukiwanie i odnajdowanie! Organizm, który nie podejmie
takiej
aktywności, zostanie wyeliminowany. Rozmnażanie płciowe - odnalezienie drugiego o-
sobnika odmiennej
płci - zapobiega wyginięciu gatunku.
Wraz z wykształceniem się płci kontakt staje się stawką w grze. Wymaga on od partnera
zachowania
zgodnego z wymogami środowiska. Taki osobnik powinien być wyposażony w znaki
pozwalające na
ukierunkowanie poszukiwań i synchronizację zbliżenia. Są to o-czywiście znaki przede
wszystkim natury
biologicznej. Trzeba rozpoznać partnera tego samego gatunku, stwierdzić, że jest on płci
odmiennej,
poczuć do niego pociąg, a dopiero potem zsynchronizować emocje, czyny, niektórzy zaś
spośród nas
muszą dopuścić do siebie pewne myśli, a czasem nawet je wypowiedzieć. Dla realizacji
każdego z tych
etapów w trakcie ewolucji powstała niezliczona ilość niezwykłych strategii owych spotkań.
Obiekty nie będące organizmami, takie jak kamienie, ziemia, powietrze i woda, są nieustannie
pod
wpływem presji, która przyczynia się do powstawania ruchów w ich materii. Jednostki
organiczne, aby
żyć, muszą trwać w stanie permanentnej walki z otoczeniem. Ta celowa, wywołana chęcią
przeżycia
działalność wymaga poszukiwania informacji3. Wola życia prowadzi do filtrowania, se- ^
lekcji oraz
porządkowania wszystkiego, co postrzegane, w zależnoś- / ci od tego, co jest potrzebne do
życia. Mrówkę
w świecie zewnętrznym najbardziej interesuje molekuła węchowa oraz biała górka złożonych
jajek.
Mrówka powinna w zasadzie rzec: "Z otaczającego mnie chaosu fizycznego wybieram te
informacje
węchowe i wzrokowe, na które jestem najbardziej wrażliwa, i ta percepcja tworzy
3 R. MucchieUi, Analyse et tiberte, EAP, 1986.
19
zarówno środowisko zewnętrzne, jak i świat wewnętrzny, okresowo ustabilizowany, jak każde
życie".
Proponowane przez filozofów pojęcie intencji, na określenie woli życia rozpierającej każdą
istotę żyjącą,
jest za mało intensywne i zbyt układne. Dlaczego, żeby zachować jednych, konieczne jest
poświęcenie
życia innych? Zdanie to, odnoszące się bardziej do świata zwierzęcego niż roślinnego, wydaje
się słuszne
w odniesieniu do psychologii par. "Żywię się życiem innych: jeśli oni żyją, i ja żyję, ponieważ
stanowią mój
pokarm" - tak mogłoby powiedzieć niemowlę, ssąc pierś matki i rozpoczynając w ten sposób
swe życie
aktem kanibalizmu.
Zapach a kultura
Zwierzęta-maszyny nie istnieją już od bardzo dawna . Każdy organizm ustanawia stalą
wymianę ze swym
otoczeniem, co powoduje, że jego mózg oraz organy czuciowe są zorganizowane w taki
sposób, ażeby
wychwytywać z otoczenia zewnętrznego sygnały pożyteczne dla środowiska wewnętrznego.
Świat umysłowy wszystkich istot żyjących składa się przede wszystkim ze znaków, ze
zindywidualizowanych w świecie zewnętrznym obiektów doznań zmysłowych, które
nabierają dla zwie-
rzęcia znaczenia biologicznego4. W epoce, gdy triumfowała psychologia Pawiowa, Biriukow
skarżył się na
bobra reagującego na najmniejszą zmianę światła bądź na najcichszy trzask gałęzi, a nie
reagującego
wcale na silny środek pobudzający, jakim jest aceton5. Anegdota ta ostrzega przed pułapką
myślenia
antropocentryczne-go: skoro aceton oddziałuje silnie na mnie, czyli osobę posiadającą nos i
mózg,
powinien oddziaływać podobnie na bobra, który również posiada nos i mózg. Rozumowanie
przez
analogię stanowi
*Jest to aluzja do dzielą La Mettriego (przyp. red.).
4 J. V. von Uexkiill, Mondes animawc et monde humain, Denoel, 1965.
s Cytowane przez R. Mucchielliego w Analyse et UbertS, op.cit, s. 31.
20
podstawę wszelkiego rozumowania. Zawiera w sobie jednak ogromne ryzyko totalitaryzmu,
ponieważ
przypisuje innym posiadanie świata umysłowego podobnego do naszego, co oznacza, że
zakłada się
istnienie jednego tylko świata umysłowego, a mianowicie naszego!
Teoria naturalistyczna głosi natomiast, że każda istota żyjąca ma własny świat umysłowy, w
którym
"tworzy i odbiera" doznania zmysłowe, mające znaczenie tylko dla niej i tylko przez nią
odbierane.
Świat umysłowy istot każdego gatunku składa się z doznań sensorycznych, których sens
biologiczny
zależy od organizacji u-myslowej i zmysłowej przedstawicieli tego gatunku. Podobnie jest u
ludzi. Świat
umysłowy każdego z nas składa się także z doznań zmysłowych, których znaczenie zależy od
indywidualnego systemu nerwowo-sensorycznego i których sens zmienia się zależnie od
osobistych
przeżyć jednostki. Znaczenia nie należy mylić z sensem, jest ono bowiem transformacją
sygnału w znak,
który wyraża zarówno dźwięk, jak i sens.
Dlatego właśnie bóbr Biriukowa nie mógł "spotkać" silnego w zapachu acetonu, ja natomiast
mogę
spotkać kobietę, której nie pozna mój sąsiad; dlatego też wydarzenie, które będzie dla mnie
miało
zabarwienie uczuciowe, mojego sąsiada pozostawi zupełnie nieczułym. Kiedy później
stwierdzi ze
zdumieniem: "Nie rozumiem, dlaczego tamto wydarzenie tak panem wstrząsnęło", popełni
wobec mnie
ten sam błąd w rozumowaniu, co Biriukow w przypadku bobra. Nie mając tej samej
przeszłości, nie
patrzymy tymi samymi oczyma, nie możemy więc odbierać tych samych doznań!
Samiec jedwabnika morwowego reaguje gwałtownie, gdy jego czułki stwierdzą obecność
molekuły
heksadekadienolu wydzielanego przez samiczkę. Nawet przy koncentracji do 10-12 ug/ml
motyl przerywa
swoje czynności i kieruje się w stronę tej niezwykle dlań istotnej informacji biologicznej.
Obserwując zainteresowanie zwierząt i ludzi truflami, można zauważyć ciekawe zjawisko.
Grzyb ten, jak
wiadomo, wydziela an-drosteron, którego formuła chemiczna jest taka sama dla świń,
21
psów, much i ludzi. Dlatego też maciory i suki penetrują chętnie tereny truflowe, a omlet z
truflami kosztuje
tak drogo! Działania maciory i osoby płacącej rachunek w restauracji pozwalają wysunąć
wniosek, że
może istnieć wspólny dla wszystkich program porozumiewania się - wszystko bowiem, co
materializuje
komunikację, po-/ winno służyć za sygnał.
/U ssaków węch odgrywa ogromną rolę w kontaktach. Kiedy pies przytyka nos do wzgórka
łonowego
nowo przybyłego gościa, nie należy tego uważać za perwersję seksualną: zwierzę po prostu
szuka zapisu
węchowego tej osoby, jej płci, poziomu wrażliwości o-raz pozycji społecznej. Jednakże
zdolność
postrzegania znaku w określonym zapachu tworzy świat, w którym czas spotkania jest
całkowicie
odmienny od naszego. Kiedy bowiem naszego znajomego już nie będzie, pozostawi on na
ścieżce w
ogrodzie, na dywanie czy
\ krześle ślad węchowy, który będzie trwał dla psa, podczas gdy dawno już zniknie ze świata
ludzkiego. W
pozostawionym zapachu pies . odczuwać będzie jakąś część osoby rzeczywistej, podczas gdy
my bę-
dziemy ją sobie przypominać jedynie w postaci obrazów lub słów.
Ludzki węch nadal funkcjonuje intensywnie - jego obieg zatrudnia jedną trzecią ciężaru
naszego mózgu,
jednakże kultura za-jchodnia nie pozwala nam węszyć. A więc myjemy się, ażeby
zlikwidować nasz
naturalny kod zapachowy, a w dodatku spryskujemy się znakomitymi perfumami
chemicznymi, możliwymi
do zniesienia z kulturowego punktu widzenia. Niektórzy Melanezyjczycy ma-iją zwyczaj
żegnając się
przeciągać ręką pod pachą odchodzącego przyjaciela, a następnie przytykać palce do nosa,
ażeby
pokazać, że chcą zachować jego kod zapachowy6.
Warto przypomnieć, że niemowlęta na całym świecie zasypiają najłatwiej przytulone do
matek lub
wówczas, gdy mają blisko pieluszkę przesiąkniętą jej zapachem. Oznacza to, że niezależnie
od roli mowy
i kultury zmysły działają jako źródło informacji - a zatem emocji przywołujących
wspomnienia i
wywołujących określone zachowanie.
6 W filmie J.-J. Cousteau Polowanie na krokodyla pewien Aborygen wyciera się pod pachą,
ażeby natrzeć
swym potem chorego.
22
Nie jest wykluczone, że węch funkcjonuje w ten sam sposób u osoby dorosłej. Organizacja
naszego
mózgu na to pozwala. Molekuła zapachowa działa w sposób binarny: coś pachnie lub nie, "
pachnie
dobrze lub źle. W porównaniu z trzystoma milionami receptorów węchowych w jamie
nosowej psa
trzydzieści milionów u człowieka jest ilością raczej niewielką: wystarczającą jednak do
prawidłowego
kojarzenia uczuciowego i obfitego wydzielania neu-rohormonalnego^. Mózg nasz rozpoznaje
wiele tysięcy
odrębnych zapachów, lecz nie potrafimy ich określić za pomocą słów. Musimy wciąż
odwoływać się do
analogii: to pachnie podobnie jak reneta, tamto przypomina przypalony karmel albo spaloną
oponę.
Skromny słownik w porównaniu z bogactwem odczuć węchowych mógłby stanowić dowód
na "odrzucanie
świata organicznego", o czym pisał Freud. Dokładamy wszelkich starań, by nie budzić
drzemiącego w nas
zwierzęcia. Lacan uczynił ze społecznego odrzucenia węchu mechanizm ułatwiający
zbliżenie:
Organiczna regresja węchu u człowieka odgrywa dużą rolę w jego zbliżeniu do drugiej
osoby9.
Ślad węchowy wywołuje wspomnienie, któremu odrzucenie percepcji przydaje głębi.
Głównym czynnikiem
tego mechanizmu jest organizacja mózgu wzmocniona przez odrzucenie kulturowe:
zapach przekazywany jest do ośrodka węchowego mózgu, który dzięki układowi
limbicznemu funkcjonuje
równocześnie z ośrodkami emocji i pamięci. Oznacza to, że informacja węchowa, nawet
nieświadoma, jak
u kota, czyni obecnym coś, czego nie ma, jednakże dla człowieka to urzeczywistnienie
występuje w
postaci wspomnienia.
Oczywiście wręcz nieprzyzwoitością byłoby nie wspomnieć w tym miejscu Prousta. Ale
kiedy, po śmierci
osób, po zniszczeniu rzeczy, z dawnej przeszłości nic nie istnieje, wówczas jedynie zapach i
smak, wąt-
lejsze, ale żywsze, bardziej niematerialne, trwalsze, wiemiejsze, diugo jeszcze, jak dusze,
przypominają
sobie, czekają, spodziewają się - na ruinie
23
Taka budowa mózgu świadczy o tym, że nasze sygnały węchowe zepchnięte są na dalszy plan
w
porównaniu z sygnałami wizualnymi, silnie związanymi z pamięcią i emocjami. Prowadzi to
do
stwierdzenia, że znaczenie i sens przechodzą najpierw przez etap obrazu, o wiele wcześniej,
nim osiągną
fazę mowy._Można zrozumieć świat, wyobrazić go sobie i nadać mu sens za pomocą
obrazów. Inaczej
mówiąc, niemowlęta rozumieją i nadają sens światu znacznie wcześniej, nim zaczną mówić,
podobnie jak
głuchoniemi, zwierzęta, a nawet cudzoziemcy.
Oczywiście umiejętność używania słów, owa konwencja dźwiękowa, oparta jest na zdolności
naszego
mózgu do nadawania znaczenia, co wyjaśnia zaskakujące rezultaty, takie jak na przykład
wywołanie
emocji w związku z wydarzeniem, które miało miejsce sto lat temu lub które ma nastąpić za
dziesięć lat.
Wyobraźnia nie jest więc_oderwana.Jod^ rzeczywistości, lecz jest zasilana przez
spostrzeżenia, które
miały miejsce w przeszłości i pozostały głęboko w naszej pamięci, oraz przez wyobrażenia
zdarzeń, które
mogą nastąpić w przyszłości. ( Tak więc wszystko może być sygnałem.
Semiotyka owłosienia
Zbliżenie jest niezbędne dla utworzenia pola sensorycznego, które staje się terenem realizacji
naszych
umiejętności.
U człowieka świadomość przenika zmysły do tego stopnia, że używa on materii, ażeby
dopiero następnie
wyposażyć ją w historię. Dla zilustrowania tego abstrakcyjnego zdania opowiem o
semantycznej funkcji
owłosienia. Jeżeli uważacie, że włosy są to włókienka chitynowe wytwarzane przez powlokę
ciała u
niektórych ssaków, bierzecie pod uwagę jedynie substancję sierści, zapominając o ważnej
roli, jaką włosy
odgrywają w tworzeniu świata sensorycznego podczas kontaktu. Włos posiada różną rolę
semiotyczną w
zależności od tego, gdzie się znajduje: wąsy są symbolem męskości, pod-
28
czas gdy długie włosy uznaje się za oznakę kobiecości. Miejsce, w którym włos wyrasta, jest
przedmiotem
przeciwstawnych wyobrażeń. Gdy tylko włos zaczyna rosnąć, przestaje być włosem jako
takim: wszelki
meszek ma znaczenie kulturowe12.
Jeżeli włosy łonowe u drugiej osoby budzą wzruszenie, to nie dlatego, że "włos jako taki"
wywołuje
emocję, lecz dlatego, że percepcja tego intymnego trójkąta przywołuje na myśl podniecającą
o-bietnicę.
Potrzebne więc są chitynowe włosy, oczy, żeby na nie patrzeć, oraz płat przedczołowy, żeby
antycypować
przyjemność spotkania. Jeżeli jesteście w to wszystko wyposażeni, będziecie podnieceni. Jeśli
nie,
będziecie funkcjonować na pograniczu krótkowidz-twa: zauważycie tylko włosy w różnych
kolorach i
kształtach. Wystarczy, żeby te owłosione formy związane były z sygnałami węchowymi i
dźwiękowymi
oraz określonymi postawami, aby ta senso-ryczna całość była zapowiedzią udanego spotkania
erotycznego, bez pomyłki co do partnera. Kiedy jednak wyposażycie włosy w funkcję
semantyczną,
będziecie odczuwać wstręt do mężczyzny uczesanego w kok, jeżeli wolicie mężczyzn o
krótkich włosach.
W takim przypadku przyczyną nieudanej randki będzie nie tyle forma kępki włosów, ale to,
co "chce ona
przekazać".
Mam jednak kilka problemów: bardzo lubię Małą Syrenkę z Kopenhagi, spoczywającą na
skale, z rybią
płetwą oraz długimi falującymi włosami spadającymi na piersi. Wydaje mi się, że podobałaby
mi się
znacznie mniej, gdyby miała nogi kobiety, a głowę ryby. Zastanawiam się również nad tym,
dlaczego
wróżki są zawsze blondynkami, a zakochani ofiarowują sobie pukle włosów, a nie ścinki
paznokci, mimo
że ich formuła chemiczna jest zbliżona? ^__ (
Nasza własna, osobista filozofia stanowi decydujący czynnik^ w kontakcie, ponieważ pola
sensoryczne, w
ramach których mamy zamiar się wypowiadać, powinny być porównywalne. Napoleon III,
Adolf Hitler,
Charlie Chaplin, Pinochet i integryści arabscy doskonale zrozumieli ten problem. W 1848
roku w Londynie
Karol
12 B.Cyrulnik.PtottcjUtU, deyxsexes?, "Nouvelle ReyujejTeAnopsychiatrie^nr-lS
(199Tj3JTpI25.^ ----'
29
jak gęsi biegające lub uderzające skrzydłami o ziemię w celu wywołania silnej emocji
obserwatora.
Wymowa buciorów jest z pewnością o wiele ważniejsza od ich funkcji; chodzi bardziej o
wywołanie
wrażenia niż o przydatność do walki (właśnie zrozumiałem, co to jest siła perswazji!).
Strój może więc być wypowiedzią niewerbalną, w której znaki tekstylne zastępują znaki
dźwiękowe mowy
lub znaki pisma. Żołnierze armii podziemnych, partyzanci bądź członkowie ugrupowań
wywrotowych
noszą tenisówki, co świadczy o ich gotowości do szybkiego natarcia i ucieczki; ciężkie zbroje
mężnych
rycerzy trzynastowiecznych oznaczały coś wręcz przeciwnego: symbolizowały wolę trwania
w walce i
wręcz uniemożliwiały ucieczkę.
Zwierzęta wiedzą, co tojest sygnał. Wystarczy namalować na ramionach szympansa
"naramienniki"
białego koloru, żeby reszta stada kojarzyła je z siwymi włosami dominującego samca, co
sprawia, że
wszyscy członkowie grupy przyjmą postawę uległą na widok tych dystynkcji. Ludzie również
reagują na
takie sygnały - osoba, która pierwsza zaczyna bić brawo, daje sygnał do klaskania. Ale dzięki
darowi
semiotyki naturalnej człowieka sygnał zostaje natychmiast przekształcony w znak: wystarczy
przypiąć
małą wstążeczkę do butonierki, żeby uczynić z niej znak wyróżnienia społecznego. Różnica
nie polega na
kolorze (białym dla szympansów, a czerwonym dla ludzi), lecz wynika z konwencji
społecznej, z umowy
zawartej między dwoma umysłami, które ustalają, że wstążka w butonierce od pewnego
momentu ma
stanowić oznakę wyróżnienia społecznego.
Każdy strój może więc oznaczać przejście od sygnału do znaku i nabrać wartości przekazu.
Mao Tse-
tung, który był znakomitym semiologiem, dobrze zrozumiał ten problem, wymagając, żeby
każdy obywatel
Chin nosił na sobie znak społeczny. Uniform narzucony społeczeństwu przez Mao pozwalał
zrozumieć od
razu, na pierwszy rzut oka, zamierzone rozpłynięcie się jednostki w grupie.
Suknia przez wieki była strojem mężczyzn: odziani w krótkie spódniczki dumni wojacy
asyryjscy podbili
Środkowy Wschód; hoplici greccy nosili stroje pozwalające widzieć genitalia, co chyba
niezbyt ułatwiało
walkę; toga Rzymianina mierzyła siedem metrów
32
długości i dwa szerokości, trzeba było więc garderobianego, który umiałby ułożyć z materii
majestatyczne
plisy14. Spodnie natomiast były oznaką kobiecości i tak się dzieje dziś jeszcze w niektórych
spo-
łeczeństwach: przykładem mogą być bufiaste spodnie Turczynek, szerokie Hindusek i wąskie
Chinek.
Polskie ciżemki z długimi noskami tak utrudniały chodzenie, że trzeba było za pomocą
łańcuszka
podpinać ich czuby do kolan.ł Maski i kaptury całkowicie zasłaniały twarz, a osoby
ukrywające się) za nimi
pozwalały sobie na tak grube nadużycia, że edykt z 1395 roku zabronił ich noszenia.
Renesans zerwał z
ideologią średniowiecza i zapoczątkował rozkwit mody żeńskiej, co znalazło swój wyraz w
krynolinie
hiszpańskiej i purytańskim czepku. W XIX wieku degradacja społeczna kobiet uwidacznia się
w ich
fizycznym skrępowaniu poprzez rozmaite krynoliny, tiurniury, fiszbinowe gorsety i inne
krępujące ruchy
elementy stroju. .---"
Myślą przewodnią tej wypowiedzi jest stwierdzenie, że moda\ służy nie tyle ochronie ciała, co
oznaczeniu
miejsca osoby w społe- ^ czeństwie. Ten związany z garderobą kod jest przyswojony w takim
J stopniu15,
że najmniejsze odchylenie pozwala zaklasyfikować daną / osobę do określonej kategorii
równie
zdecydowanie jak obcy ak- \ cent czy wymowa charakterystyczna dlajakiejś klasy, a więc
określić \-i płeć,
wiek, region, z którego pochodzi, a przede wszystkim styl tej socjalizacji - wyrafinowany
bądź prostacki,
staranny bądź niechlujny, konserwatywny bądź buntowniczy, klasyczny bądź odchodzący od
reguł,
znamionujący "miłość pieniądza" lub pogardę dla bogactwa; nawet poglądy polityczne
wyrażane są
nieświadomie, w postaci koszul w kratę noszonych przez komunistów lub sznurka pereł i
jedwabnej
apaszki osób należących do skrajnej prawicy.
Każda część stroju ma swoje znaczenie.
Podobnie jak w teatrze pierwsze klaśnięcie w dłonie jest znakiem do bicia brawa, tak samo
noszenie
określonego stroju, oznaki przynależności do rodzaju ludzkiego, do określonej płci czy klasy
K P. 'Yonnet,Jeux, modes et masses, Gallimard, 1985, s. 299-355 1S F. Borel, Le Yetement
incarrU,
Calmann-Lćyy. 1992
3. Anatomia uczuć
33
społecznej daje sygnał co do stylu spotkania i typu kontaktów. Nie spotyka się w ten sam
sposób
kloszarda i biznesmena. Wszystko zostaje wyrażone błyskawicznie za pomocą wymiany
sygnałów, które
wychwytuje oko i które obserwator przekształca w znaki.
W tym sensie moda na noszenie; spodni przez kobiety po 1968 roku informuje O tym, w jaki
sposób chcą
się one dzisiaj socjalizować. Nie ma to nic wspólnego z wygodą, ponieważ często modne
dżinsy są o
wiele bardziej krępujące niż gorsety prababek.. Damskie dżinsy bywają tak obcisłe, że
podkreślają
wzgórek łonowy i wargi sromowe, zaznaczając w ten sposób intencję kobiet, które nie chcą
uważać się
już za nosicielki tej "wstydliwej szczeliny"16, lecz wręcz przeciwnie, zamierzają uczynić z
niej symbol
równy fallicznemu.
Kiedy rodzice decydowali o małżeństwach potomstwa, nie zdawali sobie sprawy, że
organizując te związki
wzmacniają strukturę społeczną. Dla arystokracji ślub był okazją do zawarcia sojuszu między
dwoma
rodami; chłopi dążyli w ten sposób do powiększenia powierzchni posiadanej ziemi,
sklepikarze utrwalali
majątek, robotnicy zawierali związki jedynie z "porządnymi ludźmi", takimi jak oni
robotnikami, adwokaci
mieli nadzieję, że synowie przejmą ich kancelarie, dzieci lekarzy zostawały lekarzami, a
nauczyciele u-
czyli przez wiele pokoleń i pobierali się w obrębie tej grupy zawodowej.
Odkąd małżeństwo z miłości stało się wartością kulturową, dochodzi do głosu nie tyle
struktura społeczna,
co osobista. Kiedy rodzice prowokowali kontakt swych dzieci, wzmacniali grupę. Kiedy o
doborze partnera
decyduje miłość, ułatwia to powstawanie nerwic.
Stereotyp kulturowy wymaga, żeby na początku była miłość od pierwszego wejrzenia,
przechodząca w
uczucie trwałe, które czasami może zakłócić życie. Niepowodzenia przypisywane są
zmiennym kolejom
egzystencji. Wszyscy badacze zgodni są co do tego, że schemat ten jest rzadki. Miłość od
pierwszego
wejrzenia wcale nie
16 E. Lemoine-Luccioni, La Robe, essai psychoanalytiyue sur le wtement, Le Seuil, 1983.
34
jest konieczna^. Większość par obywa się bez niej i mimo wszystko się kocha. Małżeństwo z
miłości nie
jest zbyt częste18. Partnerzy co prawda twierdzą, że pobrali się "z miłości" i oczywiście
dobrze czynią tak
twierdząc, ponieważ w naszej kulturze współmałżonek źle przyjąłby informację odmienną.
Większość par
dobiera się z przyczyn psychospołecznych, co nie oznacza, że emocja związana z pierwszymi
spotkaniami nie wytwarza silnego uczucia, które niektórzy nazywają miłością.
W tego typu kontakcie przeważają wciąż jeszcze czynniki społeczne. Osoby, które pobierają
się w bardzo
młodym wieku, pochodzą prawie zawsze z rodzin ubogich, niewykształconych i stałych e-
mocjonalnie;
natomiast ci, co pobierają się późno, wywodzą się z rodzin dostatnich, z dyplomami i mniej
stabilnych z
uczuciowego punktu widzenia. Spotkanie dwojga młodych ma więc głębokie korzenie
psychospołeczne i
jest zawsze regulowane przez kulturę rodziców, mimo że oni sami o związku swych dzieci
bezpośrednio
nie decydują. Nawet ci młodzi, którzy wcześnie się pobierają, nie zdają sobie sprawy, że ich
wczesne
małżeństwo jest statystycznie określone przez uczuciowość i pozycję społeczną rodziców. Są
oni na ogół
przeświadczeni, że sami dokonali wyboru, że spotkali się przez przypadek, który, jak
wiadomo, "wie, co
czyni". W ten sposób wyraża się stereotyp.
Spotkanie przyszłego małżonka w klubie golfowym bądź na zebraniu ugrupowania skrajnej
lewicy, na
sobotniej potańcówce lub w restauracji, już ma pewną wymowę społeczną, zanim jeszcze
padnie
pierwsze słowo. Miejsce spotkania odgrywa również dużą rolę, a jego wystrój jest odbiciem
całej koncepcji
świata. Bez względu na to, czy chodzi o Żmilosć od pierwszego wejrzenia® (lub, jak to się
najczęściej
zdarza, Żmitostkę od pierwszego wejrzenia®), czy też nie, pierwsze spotkanie i te, które po
nim
bezpośrednio następują, są silnym przeżyciem emocjonalnym; są to momenty, kiedy myśli i
emocje
stanowią jedno, nie zawsze jednak przeistaczają się w mitość19.
"J.-C. Kaufinan, La Trame conjugale, Nathan, 1992, s. 43.
18 M. Bozon, Radiographie du coup defoudre, "Science humaittes", nr 2 (1992)
"J.-C. Kaufman, op.cit, s. 43.
35
ków, zawiera podświadomą umowę, która rządzić będzie ich późniejszymi wzajemnymi
stosunkami. Źfe
się czuję, gdy coś dostaję - tłumaczył pewien miody urzędnik na odpowiedzialnym
stanowisku. -Czuję się
tak brudny wewnętrznie, ze każdy prezent wzbudza we mnie poczucie winy. Nie zasługuję na
to, zęby
mnie obdarowywano ani zęby dobrze się ze mną obchodzono. Czuję się wówczas bardzo
zażenowany.
Pacjent ten wyjaśnił mi, że w momencie, kiedy on sam coś daje, odnosi wrażenie, że
odkupuje własne
winy. Dawanie było dla niego najlepszym środkiem uspokajającym. Spotkał kobietę, której
poświęcił wiele
czasu i miłości. Mieli później dzieci, których obecność pogłębiła jego neurotyczną potrzebę -
przymus
dawania21.
Te osobiste, indywidualne wyobrażenia świata uzewnętrzniają się nawet wówczas, gdy są
nieświadome.
Pewna trzydziestopięcioletnia kobieta zadawala sobie pytanie, dlaczego na swej drodze
spotyka
wyłącznie "mężczyzn z problemami, którzy stają się przyczyną cierpień", aż do dnia, kiedy
opowiedziała
mi o swej obawie przed miłością, przywiązaniem i zatraceniem swej osobowości. Ta
podświadoma myśl
doprowadziła ją do zeszpecenia własnej powierzchowności: utyła jedząc bez umiaru, źle się
ubierała, a
nawet podczas spacerów unikała eleganckich dzielnic miasta. Zakładam ciemne okulary, by
unikać
cudzych spojrzeń, gestykuluję i zachowuję się w sposób zniechęcający, by nie dopuścić do
rozmowy.
Wybieram mężczyzn z marginesu, ponieważ ich nie kocham, nie mogę się więc do nich
przywiązać.
Wszystko, włącznie z wyborem ulic w podrzędnych dzielnicach, noszeniem nieeleganckich
strojów,
gwałtownymi gestami, pchało tę kobietę do zbliżeń bez miłości, po to tylko, by uniknąć
niepokoju kosztem
rozpaczy. Wyobraźmy sobie, iż przeżycia osobiste jakiegoś mężczyzny spowodowały, że on
również
zawędrował do dzielnic nędzy, a także zaczął unikać pięknych i zadbanych ko-ibiet.
Wystarczyłby
przypadek, żeby nastąpiło wydarzenie - czynniki ^warunkujące spotkanie już zaistniały.
Możecie wymyślić dowolny scenariusz, on i tak już istnieje! iektóre kobiety, gardzące
mężczyznami
łagodnymi, na których ro-
^21 J. Bowiby, Attachement etperte, PUF, t. II, 1978.
bią wrażenie silne charaktery, spotykają wyłącznie prawdziwych ma-chos! Mężczyźni
uwielbiają kobiety
surowe lub oczekujące pomocy, kobiety-dzieci, niedostępne mężatki, kobiety, których nie są
w stanie
pokochać, lub te, które uwodzą ich najlepszego przyjaciela...
Jak doprowadzić do spotkania
W ciągu wydarzeń związanych z kontaktem pierwsze były czynniki społeczne, następnie
zachowanie;
obecnie spotkanie ma również aspekt seksualny, sygnały przekazywane przez ciało wymykają
się już
domenie społecznej i stają się wyrazem uczuć osobistych.
Do wszystkich kontaktów, którymi nie rządzą reguły społeczne, dochodzi dzięki mobilizacji
analogicznych
struktur postrzegania. W wojsku lub szpitalu psychiatrycznym jednostki zgrupowane są w
wyniku silnego
przymusu społecznego, ajednak na terenie koszar czy szpitala socjalizacja ulega osłabieniu.
Jedynie
zawodowi wojskowi czy personel szpitalny spotykają się na zasadzie nakazów społecznych,
inni
zawieszeni są w tym otoczeniu i, w warunkach znikomej socjalizacji, poddają się regułom
kontaktów
zbliżonym do tych, które rządzą spotkaniem miłosnym: spostrzegają na ciele innych osób
znaki, które
budzą oddźwięk w ich wrażliwej strukturze intymnej. W tym znaczeniu spotkania owe nie są
przypadkowe.
Pewne struktury mentalne rozpoznają się między sobą łatwiej niż inne, przyciągają się
wzajemnie lub
odpychają, zgodnie z wymiernymi i dającymi się zaobserwować prawami22. Wystarczy
policzyć, "kto kogo
spotyka" i "kto kogo odrzuca", a następnie zbudować dwuwymiarową macierz.
Wyniki dają wiele do myślenia. Osoby łatwo ulegające stresom rozpoznają się między sobą i
spotykają z
łatwością, na podobieństwo bractwa. Natomiast nie ma żadnego porozumienia między
schizofrenikami a
osobami nadpobudliwymi - uważają się oni
32 B. Cyrulnik, R. Leroy, Approche ethologiyue des comportements de rencontre en milieu
psychiatrique,
"Bulletin de la Societć psychiatrique de Sud-Est", luty 1984, s. 49-66.
39
sposób na drodze ceremoniałowi. W wyniku tego pies cierpi z powodu złego ukierunkowania
emocji, co
może wyrazić się w zachowaniu agresywnym wywołanym strachem25.
U ludzi ceremoniał zaczyna się od pozdrowienia. Jest to gest ręki lub skinienie głową, które
przygotowują
przyszłych partnerów do konwersacji. W bardzo wczesnym etapie rozwoju, na długo przed
mową,
człowiek nauczył się używać twarzy i rąk do wyrażania intencji nawiązania kontaktu.
Nie lubię ludzi na tyle, żeby lubić mowę, zwykł mawiać pewien nauczyciel muzyki, wracając
do swojej
samotni26. Analizując to ładne powiedzenie można dojść do wniosku, że zanim się zacznie
mó-|wić, trzeba
kochać. Dziecko, nim zacznie mówić, musi nie tylko przyswoić sobie dźwięki, reguły i słowa,
ale również
nauczyć się sposobu przekazywania uczuć27. Wszystkie rutynowe kontakty między matką a
dzieckiem
doprowadzają do powstania obszaru emocjonalnego, wewnątrz którego dziecko uczy się
języka. Posiłki,
toaleta, spacery są okazją do gier, w których ożywiona emocja inicjuje wymianę słowną.
W jaki sposób użyć swego ciała i emocji, by doszło do tej wymiany? Ponieważ dla człowieka
wszystko
może być znakiem, zmarszczone lub uniesione brwi, szczery lub ironiczny uśmiech, czułe lub
wymijające
spojrzenie, skłonienie głowy czy ruch ręką to nuty w muzyce gestów, którą partnerzy
wykonują na
podobieństwo nie kończącej się symfonii kontaktu.
Ceremoniałów pozdrowień jest bardzo wiele, przybierają one różną formę w zależności od
kultury, z którą
są związane. Arabowie mówią "salam". Żydzi "szalom", Francuzi "salut". Amerykanie "hi"28,
ale
niezależnie od kultury zwrot ten ma sens jedynie wówczas, gdy jest użyty w określonym
scenariuszu
zachowania: trzeba
25 M. Chanton, Le Comportement social du chienfamilier, praca doktorska, Paris VI, 1991.
26 G. Pennac, scenariusz filmu Wszystkie poranki Świata.
27 A. van der Straten, Premiers gestes, premiers mots, Paidos-Centurion, 1991, s. 83.
28 M.-A. Descamps, Le Langage du corps et la communication carporelle, PUF, 1989, s. 195-
205.
42
znajdować się w odpowiedniej odległości dźwiękowej, nie za daleko, ale też nie za blisko,
trzeba
następnie wymówić słowo, które pozwala wejść do intymnej bańki otaczającej ciała,
wykonując jed-
nocześnie gest ręką i głową29. Z tych gestów: mimiki twarzy, gestów ręki oraz dźwięków
słownych każda
kultura tworzy własną melodię:
Hindusi składają ręce i pochylają głowę jak do modlitwy. Arabowie dotykają dłonią serca, ust
i czoła,
Amerykanie wykonują rękami "ruch wycieraczki". Potem następuje zbliżenie: Francuzi się
całują, Włosi
składają sobie gratulacje, osoby wytworne całują w rękę, Eskimosi pocierają się nosami.
Zachowania te
oznaczają to samo we wszystkich językach: wyrażają za pomocą ciała intencję kontaktu u-
czuciowego.
Po wyrażeniu gestami tej intencji można całować sobie stopy, ręce lub usta, przytulać się,
obejmować,
potrząsać rękami lub ocierać policzkami - będzie to tonacją, w jakiej chce się zapisać formę
kontaktu.
Całowanie stóp oznacza spotkanie pełne poddania; pocałunek w czoło wyraża intencję
ojcowską;
ucałowanie dłoni wyznacza ton dystyngowany; jeśli całuje się kogoś w kącik ust, sugeruje się
przez
bliskość inny rodzaj pocałunku, bardziej intymnego. Tak więc jeden gest zastępuje wstępne
przemówienie, które sytuuje partnerów w skali kontaktu.
Kontakt został nawiązany, teraz nastąpi zbliżenie ciał, podczas którego kolejność gestów
uregulowana
jest z precyzją kodeksu drogowego, a każde odejście od kanonu lub potknięcie grozi
wypadkiem.
Zarządzanie przestrzenią między ciałami nie jest obliczone matematycznie albo raczej,
podobnie jak w
przypadku owłosienia, strojów, kolorów i dźwięków, przestrzeń matematyczna używana jest
do
zaznaczenia intencji i nadania formy naszym emocjom. Każda żywa istota nadaje tej
przestrzeni
znaczenie, wysyłając do niej sygnały: sama przestrzeń staje się wówczas obiektem doznań
senso-
rycznych o strukturze podobnej do budowy języka.
Ż D. Morris, La CUdesgates, Grauet, 1978.
43
się za mały palec. W Europie Zachodniej tego typu zachowanie oznaczałoby tendencję
homoseksualną.
Kontekst uczuciowy stanowi ma równi z kontekstem kulturowym silny wyznacznik
pieszczoty:
j znacznie rzadziej okazuje się czułość w domach dziecka niż w do-f mu rodzinnym, a jednak
niektóre
dzieci wolą unikać pieszczot ro-/ dziców, choć jednocześnie bardzo są spragnione okazywania
im u-|
czuć, gdy przebywają w zakładzie wychowawczym, co prowadzi do
wniosku, że uczuciowość rodzinna budzi w nich lęk. ' Jednostka buduje bardzo wcześnie
własną strategię
dotyku. / Dlaczego 20 procent dzieci poniżej drugiego roku życia jeży się w momencie
pieszczoty, gdy
inne 20 procent ogromnie jej pragnie? Czemu już w ciągu pierwszych tygodni niektóre
niemowlęta
wyciągają palce, żeby dotknąć swych rówieśników, podczas gdy inne unikają tego rodzaju
kontaktu33?
Czyżby istniał jakiś czynnik nie mający nic wspólnego ani z seksem, ani z przeszłością?
Może trzeba
sobie wyobrazić spotkanie intymne jako wiązankę sygnałów zharmonizowanych zależnie od
okoliczności?
Wśród tych różnorodnych sygnałów spojrzenie jest najtrudniejsze do opisania, a jednocześnie
najłatwiejsze w odbiorze. To ono odgrywa najważniejszą rolę w regulacji odległości
intymnej34. Moc
milczącego przywołania wzrokiem jest zadziwiająca. W tłumie wystarczy często patrzeć na
kogoś z
odległości, z której głos by nie dotarł, ażeby obserwowany spojrzał prosto w oczy patrzącego.
W świecie
węchowym molekuły mieszają się tworząc jeden zapach;
w świecie dźwięku hałas zagłusza słowa; w świecie kontaktu dotykowego, np. w tłumie, jest
się
popychanym ze wszystkich stron. W tym kontekście zmieszanych doznań spojrzenie
zachowuje niezwykłą
precyzję.
,- ^Mozliwosc"przywolania wzrokiem łatwo sprawdzić na kelne-/rach. Kiedy mają czas,
wyłapują
ną|mniejsze wezwanie wzrokowe [ z sali, natomiast gdy są zajęci, unikają spojrzeń, ażeby nie
musieć na \
nie odpowiadać. Poczucie, że jest się obserwowanym, nie jest biolo
leży od kontekstu i od przeszłości podmiotów, które na siebie patrzą. Dlatego właśnie wzrok
spełnia tak
ważną rolę kulturową. Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię! Spuść oczy, bezczelny
smarkaczu!, mawia się
w Europie. Patrz przed siebie, gdy wydaję ci rozkazy!, mawiają amerykańscy marines. W
Indiach uważa
się, że "matka nie powinna wymieniać spojrzeń ze swym synem"; żeby matki nie mogły
rzucać u-roku,
chłopcom maluje się tuszem szerokie, czarne kreski, które powiększają ich oczy.
Krzyżowanie spojrzeń jest gestem ogólnie przyjętym, zawierającym bardzo głęboki sens i
wyposażonym
w emocję. Kiedy zakochani zatapiają spojrzenia w swoich oczach, wymieniają między sobą
emocje,
wytwarzając atmosferę intymności36, która jest wstępem do aktu seksualnego. Ta równowaga
intymna3^
jest doskonale regulowana: można doprowadzić do zerwania lub zwiększyć intensywność
uczucia.
/Odległość uczuciowa jest najlepiej nadzorowana w czasie roz-
,/mówy. Osoba słuchająca patrzy długo na mówiącego38. Ten ostatni synchronizuje swe
spojrzenie i słowa
odwracając wzrok, a następnie zadając nim pytanie w określonej harmonii gestów, w której
najmniejszy
błąd psuje nastrój i wprowadza uczucie obcości. Rozmowa, dokładnie zakodowana, nie
pozostawia
niczego przypadkowi. Dlatego nieśmiali, zestresowani, agresywni, paranoicy, schizo-frenicy,
słowem -
wszyscy ludzie, tworzą pole emocjonalne, wyraźnie odczuwalne, choć nie materialne, w
którym każdy
otrzymuje od partnera próbki uczuciowe i bada je, jeśli można tak rzec, wraz
\z pierwszymi wypowiedzianymi słowami.
Sensoryczność kontaktu jest ściśle zakodowana. Nie jest to obszar, gdzie rządzi chaos i gdzie
nasze
zmysły popychają nas ku sobie za pomocą niekontrolowanych impulsów, a prowokujący
wydarzenia
przypadek ustala raz na zawsze pozycje w związku. Wręcz prze-
36 W. Pasini, Żloge de 1'mtimite, Payot, 1991.
37 M. Argyle, Non-Yerbal Communication in Human Social Interaction [w:] Non-Yerbal
Communication.
Cambridge Uniyersity Press, 1972.
38 J. Cosnier, Żthologie du dialogue [w:] J. Cosnier i C. Kerbrat-Orechioni, Dźcrire la
conversation, PUF,
1987.
48
ciwnie, każdy ze zmysłów pełni określoną rolę39. Odbieranie zapachów jest głęboko
związane z kręgiem
kulturowym. Mimo to ogromne znaczenie tego zmysłu umyka naszej uwagi.
Oczy nie służą wyłącznie do patrzenia. Służą one również d<) wymiany spojrzeń i uczuć.
Balet spojrzeń i
słów, doskonale zsynchronizowany, odbywa się w przestrzeni między ciałami. Rytm tej wy\
miany może
powiązać rozmówców na podobieństwo pary tancerzy. \
Dopiero wówczas ciało drugiej osoby staje się dostępne. Dlatego właśnie trzeba przemawiać
do kobiety,
nim się jej dotknie. Rozmowa stanowi wstęp uczuciowy do zbliżenia seksualnego. Nie dotyka
się jednak
przypadkowo, jak to się dzieje u jaszczurek, które po sobie depczą. Kod intymności dotyku
przechodzi
przez określone, zarezerwowane do tego celu miejsca. Jednakże dopiero w dniu, kiedy
kobieta decyduje
się otworzyć, można dotrzeć do najgłębszej intymności. Ten kod rządzi pragnieniami
mężczyzn i
harmonizuje spotkanie, nadając mu określoną formę. Rytualizuje emocję, co pozwala zmienić
ją w
zachowania przyjęcia lub odrzucenia zaproszenia, bądź odepchnięcia, przez co nadaje sens
naszym
zmysłom.
Wszystko jest zakodowane. Jeszcze przed wydaniem pierwszych dźwięków, nim zaczniemy
rozmowę,
inne zmysły uczestniczą w przekształcaniu w znaki informacji o postrzeganym świecie. Świat
bez
kontaktów pozostawiłby mnie sam na sam z sobą, wciąż takiego samego, bez niespodzianek,
bez emocji,
na pastwę rutyny i zesztywnienia, praktycznie nieżyjącego za życia. .-
Kontakt wytwarza pole sensoryczne, które mnie odrywa od samego siebie i zachęca do
uzewnętrznienia
się, do istnienia. Dlatego j/ w kontakcie jest zawsze coś zmysłowego, co mnie podnieca i
przeraża,
podobnie jak samo życie.
Kiedy jednak uzewnętrzniam się, żeby udać się na spotkanie z kobietą, seks zaczyna
odgrywać ważną
rolę; powstaje nowe życie i wszystko zaczyna się od nowa.
99 E. Straus, Du sens des sens (19S5).Jźr6me Milion, 1989.
4. Anatomia uczuć
49
Rozdział drugi
O czym myśli płód
W epoce gdy w Europie najliczniejszą warstwą społeczną byli chłopi, wymyślne metafory
zachęcały nas
do zbierania chłopców w kapuście, a dziewczynek wśród płatków róży, przydając chłopcom
nieco
prostactwa, a dziewczynkom delikatności. Wraz z rozwojem kapitalizmu coraz częściej
można było kupić
braciszka w domu towarowym. W dobie obecnej probówka jest łożem, w którym następuje
połączenie
spermy laureata nagrody Nobla z niezapłod-nionym jajem pierwszej lepszej głupiej gęsi,
zgodnie ze
współczesnym techniczno-ekonomicznym mitem poczęcia.
Bardzo długo ani literatura, ani medycyna nie zajmowały się odczuciami płodu. Uważano
wprawdzie
nienarodzony płód za osobę, nie prowadzono jednak nad nim badań!2 Obowiązywały
wyobrażenia nie
wsparte obserwacją. Dopiero powstanie koncepcji jednostki we Włoszech i we Flandrii w
okresie
renesansu3 spowodowało, że człowiek, oddzielając się od natury w procesie urbanizacji,
zaczął ją
obserwować. Dostępność informacji nie ułatwia obserwacji, więc by lepiej postrzegać, trzeba
było zyskać
dystans.
Obserwacja indywidualna zmienia się wraz ze zmianą kontekstu myśli zbiorowej. Odkrycie
kontynentu
amerykańskiego otwiera zamknięte horyzonty Europy, Kopernik ukazuje nieskończony
wszechświat kos-
mosu, a pojawienie się pierwszych zegarów pozwala myśleć o czasie wymiernym, a nie
wyłącznie o
wieczności4. Przed czasem ucieka się, mogąc go kontrolować, przed wsią - budując miasta, a
przed
ciałem -poznając je.
Od czasów Hipokratesa teoria medyczna definiuje płodzenie jako rezultat wymieszania
nasion. Brak
obserwacji bezpośredniej pozwala na najbardziej szalone, nieprawdopodobne wyobrażenia.
Kiedy^ia-
siona zostaną rzucone, mężczyzna nie powinien zbyt szybko odłączać się od kobiety, by
powietrze nie
dostało się do macicy i nie zniszczyło ich^.
2 M. Serroul-Delbarr, Y. Serroul, Le Foetwdans la litterature franfaise, praca doktorska, Lilie
1985.
3 J. Gelis, La relation du couple cwec 1'enfant en Europę au cours des quatre demiers siecles
[w:] Frison-
Roche, Enfants, Paris, 1988.
4 J. Gelis, M. Laget, M.-F. Morel, Entrerdans la vie, Gallimard-Julliard (Arcłwes), 1978.
5 A. Parć, Duc-huitieme livre, Lyon, 1690, s. 641, cytowane w: J. Gelis, ibid.
54
Dopiero w końcu osiemnastego wieku kilku lekarzy-położni-ków próbuje opisać anatomię
płodu i
środowisko, w jakim się on znajduje. Ta bezpośrednia obserwacja, percepcja, która stała się
możliwa w
epoce renesansu, powoduje, że zaczyna się inaczej patrzeć na ciążę. Zrozumienie, że życie
matki i życie
dziecka powiązane są biologicznie, przyczyniło się do narodzin teorii zachcianek./^-żeli
kobieta ze ślepym
uporem pragnie jeść rzeczy, które szkodzą jej zdrowiu (...), jeśli tej zachcianki nie zaspokoi
(...), znamię
rzeczy, której pragnie, pozostawi ślad na ciele dziecka6.
Teoria, według której matka może oddziaływać na organizm dziecka dzięki możliwym do
zaobserwowania
połączeniom naczyń krwionośnych, stanowi punkt wyjścia do obecnych szczegółowych
badań interakcji
matki i dziecka. W naszych czasach "duch macierzyński" materializuje się w doznaniach,
jakie płód
odczuwa i potrafi przetwarzać. Udoskonalenie aparatury pozwala opisać zasady działania tej
sensoryczności i zastanawiać się nad funkcjami tych percepcji sensorycznych.
Kanały sensoryczne płodu -Jednolity aparat percepcji
W kontekście naszych hipotez powstałych na podstawie obserwacji, a także dzięki
czynnikom, które
pozwoliły nam złożyć płodowi wizytę, opis jego możliwości sensorycznych daje następujący
obraz7.
Wbrew pewnym teoriom wzrok funkcjonuje już od chwili u-rodzenia, nawet u wcześniaków.
Pozwala to
przypuszczać, że już płód posiada tę zdolność, nawet jeżeli w środowisku macicy niewiele
jest do
zobaczenia. Od 1942 roku utkwienie wzroku oraz wodzenie oczami w powiązaniu z
kręceniem głową są
wciąż na nowo od-
6 Scevole de Sainte-Marthe, La Manierę de nourrir les enfants a la mamelle, Paris, 1698,
cytowane w: J.
Gelis, ibid., s. 65.
7 D. Ouerieu, X. Renard, F. Versyp, Vie sensonelle dufoetus [w:] Enwmnnement de la
naissance, Vigot,
1985.
55
twierdzeniu, że sensoryczność płodu jest niepełna: substancja, która go otacza i przenika, nie
ma
zróżnicowanej formy sensorycznej. Sensoryczność nie jest jeszcze wyspecjalizowana, może
ona łatwo
przechodzić z jednego kanału do drugiego13.
Postęp w dziedzinie echografii wewnątrzmacicznej (prześwietlenia małoobrazkowe lub
echografia
trójwymiarowa), pozwala unaocznić następujące spostrzeżenia: kiedy matka mówi, fizyczna
struktura
mowy przekształca się w dotyk, który pobudza płód i wywołuje zachowanie poszukiwawcze
rąk i ust.
Od 1970 roku słuch jest kanałem sensorycznym najłatwiejszym do badania. Jest probierzem
naszej
dojrzałości: już w roku 1859 Kussmauł usiłował nawiązać kontakt z płodem, mówiąc bardzo
głośno blisko
brzucha ciężarnej i wyczekując reakcji: "Płodzie, kim jesteś? Czy mnie słyszysz?".
Od 1970 roku czujniki są o wiele bardziej skuteczne i pozwalają sklasyfikować odpowiedzi w
dwóch
grupach. "Płód nie słyszy", utrzymują niektórzy badacze14. Jego trąbka słuchowa jest
zakorkowana;
galaretowata masa zatyka jego ucho środkowe i znika dopiero po urodzeniu. Jednakowe
ciśnienie między
uchem zewnętrznym, średnim i wewnętrznym uniemożliwia przekazywanie dźwięków. Świat
dźwiękowy
płodu mógłby ewentualnie być porównany do zaawansowanej głuchoty, takiej jaka na
przykład występuje
u o-sób starszych, które nic nie słyszą i nagle podskakują, gdy dociera do nich duży hałas,
mówiąc z
gniewem: "Nie trzeba tak głośno krzyczeć!". Żeby płód mógł usłyszeć uchem, trzeba by było
natężenia
przekraczającego sto decybeli, co sprawiałoby mu ból15.
"Ależ tak, płód słyszy", odpowiadają inni naukowcy16. Począwszy od dwudziestego
siódmego tygodnia
życia dźwięki zmieniają tonację. Nie jest to już inwazja dźwięków, wywołująca reakcję
13 D. Stern, LeMonde mterpersonnel du nourisson, PUF, 1989.
14 J. Creff, Le Foetus entend-il!, EMC, 1983.
tSJ.-P. Lecanuet, C. Granier-Deferre, B. Schaal, Les systemes sensoriels dufoetus [w:]
Introduction d la
psychiatrie foetale, ESF, 1992.
16 J.-p. Lecanuet, C. Granier-Deferre, C. Cohen, Fetal Alertness and Reactwity to Sound
Stimulation,
referat na Zjeździe ICI w Nowym Jorku, październik 1984.
ruchową, takąjak podskok; jest to odtąd obiekt aktywnej percepcji, która wyznacza pewną
odległość,
nadaje mu strukturę i formę. W tym stadium dziecko staje się zdolne, z neurologicznego
punktu widzenia,
do przetwarzania percepcji, aby wywołać wyobrażenie wspomagane przez sensoryczność.
W wyniku ograniczonej percepcji świat wrażeń płodu jest niezbyt zróżnicowany i musi się on
do niego
dostosować. Kiedy matka nuci, wysokie dźwięki głosu zatrzymywane są przez jej własną
substancję;
jedynie dźwięki o niskiej częstotliwości przenikają, a ich drganie dochodzi na podobieństwo
pieszczoty do
najbardziej wrażliwego miejsca ciała dziecka: do ust. Dźwięki wysokie, gdyby miały
przeniknąć, musiałyby
być tak intensywne, że płód podskoczyłby z wrażenia.
Cala skóra płodu jest w ścisłym kontakcie ze "skórą" owodnio-wą. Do tego stopnia, że
najlżejsza zmiana
ruchu, pozycji lub skurcz mięśni u matki powoduje tarcie o plecy dziecka. Kiedy matka
chodzi lub gdy się
kładzie na łóżku, dziecko odczuwa masaż, z którym synchronizuje się zmieniając pozycję.
Od dawna szukano odpowiedzi na pytanie, czy istnieje synchronizacja snów matki i dziecka.
Niektórzy
badacze utrzymywali, że biologiczny sen płodu wywołuje sen matki. Inni twierdzili, że wcale
tak nie jest.
Odkąd można korzystać z echografii, warto zaryzykować postawienie następującej tezy: gdy
matce coś
się śni, w fazie snu paradoksalnego następuje znaczne rozluźnienie mięśni, co przyczynia się
do zmiany
napięcia jamy macicznej, którą można porównać do zbyt dużego śpiwora. Zmniejszone
napięcie
mięśniowe u matki w czasie snu wywołuje odprężenie płodu17.
Tak więc w przypadku płodu można mówić o dwóch typach dotyku: dotyku wynikającym z
pozycji, kiedy
skóra pleców i karku odbiera ruchy i silniejsze wzruszenia matki18 (wszystkie matki
odczuwają "kopnięcia"
płodu, kiedy płaczą ze wzruszenia w kinie19)
17 M. Mancia, Neurofisiologia e vita mentole, Zanichelli, 1980.
18 R. Soulayrol, M. Sokolowsky.J. Vion-Dury, Le dos, un modę d'approche preferentiel de
1'enfant
psychotique [w:] Le Corps et są memoire, Doin, 1984. ró M. Lescure, Les Carences
affectwes, Privat,
1978, s. 46-47.
59
oraz dotyku odczuwanym jako pieszczota przez uszy i usta dziecka w odpowiedzi na niskie
wibracje głosu
matki.
Dotyk wykorzystywany jest przez lekarzy i położników, gdy zachodzi potrzeba
mechanicznego
przemieszczenia płodu. "Dotyk przez ucisk jest zaproszeniem uczuciowym"20, kiedy dłonie
położone na
brzuchu matki łagodnie zmieniają silę przyciągania środowiska macicy, skłaniając płód do
reakcji.
Dotyk odczuwany poprzez uszy i usta odbierany jest już w pierwszych tygodniach, kiedy
embrion
zawieszony jest jeszcze w macicy jak mały kosmonauta w stanie nieważkości. Dotyk ten
budzi różne
doznania, które wiąże ze sobą poprzez reakcję ruchową. Gdy tylko uszy lub usta dziecka
odczują wibrację
głosu matki, wysuwa ono przed siebie ręce i otwiera usta. Reakcję tę można wyjaśnić w
sposób logiczny
budową kory mózgowej, w której bardzo wcześnie ręka i usta zajmują istotne miejsce. Mały
badacz
wyrusza na poszukiwanie NOP (Niezidentyfikowanych Obiektów Pływających). Są to
wewnętrzne ścianki
macicy, których dziecko dotyka, pępowina oraz własna ręka, którą druga ręka chwyta, aby
przyciągnąć ją
do ust21.
Kontakt płodu z matką podstawą życia psychicznego
Wraz z tworzeniem się w mózgu płodu zwojów nerwowych można dzięki echografii
zobaczyć ruchy
zginania i rozprostowywania tułowia, kręcenie głową, przeciąganie, ziewanie, ssanie palca w
odpowiedzi
na pobudzanie dotykowe pochodzące ze ścianek macicy, a szczególnie na bodźce dźwiękowe:
dźwięki
wysokie powodują silne drgnięcia, a niskie zachęcają do eksploracji.
20 A. Soler, korespondencja prywatna z 24 grudnia 1991.
21 A. Milani-Comparetti, The Neurophysiologic and Clinical Implications of Studia m Fetal
Motor Behaviour,
"Seminars in Perinatalogy", V (1981). s. 183-189.
60
W dwudziestym szóstym tygodniu ciąży można już zauważyć różnice w zachowaniach
płodów22. Niektóre
z nich są szczególnie "skoczne" (965 ruchów dziennie), inne bardzo spokojne (56 ruchów
dziennie)23.
Zachowanie to jest wskaźnikiem reakcji dziecka na pewne informacje wyróżniane przez jego
sensoryczność bezwarunkową, oswajania się z nimi dzięki pamięci krótkiej oraz
odpowiadania za pomocą
ruchów rąk i ust. Oznacza to, że od tego momentu, gdy matka mówi, dziecko ją "smakuje".
Połyka ono
każdego dnia od trzech do czterech litrów pachnącego płynu owodnio-wego (o wiele więcej
niż
przypuszczano)24, podskakuje, mruga o-czami, zwiedza i smakuje, gdy jego matka coś nuci.
Jednakże około dziewiątego miesiąca płód przejmuje inicjatywę. Rzadziej odpowiada na
zachowanie
matki. Zaczyna przejawiać początki samodzielności: jeszcze zakleszczony w jamie brzusznej
matki, już
robi pierwsze kroki w kierunku rozstania. Zaczyna żyć własnym życiem: jest ruchliwy, gdy
matka się
odpręża, korzysta z jej snu, ażeby skakać i budzić ją.
Do tej pory pomijano bardzo ważne pojęcie. Rytm życia matki nie jest już zsynchronizowany
z rytmem
życia dziecka i ta separacja biologiczna staje się dla niego bodźcem. Cisza, przerywana od
czasu do
czasu niskim, melodyjnym głosem matki, różni się od monotonii łożyskowej, w której
słychać jedynie bicie
serca. Przemieszczanie się matki i jej ruchy zaczynają organizować dzień małego, dzieląc go
na okresy
aktywności i wypoczynku. Ta rytmiczność jest dla niego źródłem doznań sensorycznych,
które kształtuje
jego postrzeganie czasu, co oznacza, że wyobrażenie, jakie powstaje pod koniec ciąży, jest
uczuciowe,
wykształcone przez informacje senso-ryczne, z którymi płód już się oswoił25. Tym, co daje
impuls życiu
22 A. Piontelli, Infant Obseruation from Before Birth, "International Journal ofPsy-
choanałysis". LXVIII
(1987), s. 453-163.
^ T. B. Brazelton, B. Cramer, Les Premiery Liens, Stock, 1991, s. 40.
24 J. A. Pritchard, Deglutition by Normal and Anencephalic Fetuses, "Obstetrics and
Gynecology", XXV
(1965), s. 289-297.
25 A. Rascowsky, "La vita psichica nel feto" (1977) [w:] Le Foetus et son entourage,
Medecine et hygiene,
1989.
61
kadzą, że każdy kot może rozwijać się w swym własnym świecie sen-sorycznym, który
ukształtuje jego
mózg w sposób niepodobny do wszystkich innych31.
Czynniki, od których zależy rozwój, są różne na każdym z etapów epigenezy: w
konsekwencji w każdej
warstwie możliwe jest jakieś zakłócenie.
Błąd genetyczny rządzi się mendlowskimi prawami dziedziczenia. Syndromy mogą być
rzadkie (niewielki
procent narodzin) i wielorakie (wiele tysięcy różnorodnych syndromów). Moment, w którym
pojawią się
zaburzenia, jest również przewidziany w zapisie genetycznym: pląsawica Hutingtona
zakodowana jest w
taki sposób, że może objawić się dopiero około pięćdziesiątki; niezależnie od warunków
otoczenia
zaburzenia psychiczne ujawniają się przed symptomami, które umożliwiają postawienie
diagnozy. Inne
zaburzenia mogą się pojawić natomiast już w końcu ciąży, gdy płód zwalnia swe ruchy i
coraz rzadziej
odpowiada na bodźce środowiska macicy, a czasami rodzi się kompletnie bezwładny i bez
reakcji.
Chronologia snu zależy od silnego czynnika genetycznego, jako że płód ludzki musi
organizować sobie
sen już od dwudziestego szóstego tygodnia życia macicznego, stosując na przemian fale
zwolnione i
przyśpieszone, którym odpowiadają różne objawy: sen ożywiony, kiedy dziecko macha
rączkami i
nóżkami, ziewa, uśmiecha się i mruga oczami32, oraz sen spokojny, pełen westchnień i
ssania33. Strefa
inicjatywna tych objawów znajduje się w ośrodku pnia mózgu zarządzanym przez określony
gen.
Nie jest wykluczone, że opóźnienie w programie organizacji tego snu może być przyczyną
nieudanego
kontaktu płodu z senso-rycznością matki i tłumaczyć zadziwiająco wczesne zakłócenia sto-
31 D. Hubel, N. T. Wiesel, Receptwe Fields of Single Neurons in the Cats Striate Cortw,
.Journal of
Physiology", CXLVIII (1959), s. 574-691. Za doświadczenie to autorzy otrzymali nagrodę
Nobla.
32 Y, Navelet, Diwloppement du vythme veille-sommeil cha 1'mfant, Masson, 1984,
s. 127-133.
33 C. Guilleminault, M. Souquet. Sleep States and Related Pathology [w:] Adwnces in
Perinatal
Neurologa, 1.1, Spectrum Publications, 1979, s. 225-247.
66
sunków między matką a dzieckiem, które mogą zaistnieć w momencie narodzin, a nawet
wcześniej! Nie
dochodzi wówczas do pierwszego etapu oswajania się ze sobą, sensoryczność matki nie może
przejść na
dziecko, ponieważ jego niedojrzałość psychiczna nie pozwala mu jeszcze przyswoić tego typu
informacji.
W dniu przyjścia na świat dziecko nie może więc rozpoznać matki w kobiecie, która
przekazuje mu
nieznane bodźce. Nie zaznaje ono ukojenia w jej ramionach, nie może znaleźć sutka,
ponieważ nie
rozpoz-"aje jego zapachu, zwisa bezwładnie, a matka uważa, że jest ono "zniechęcające, mało
zabawne,
obce" - brak jest poczucia kontynuacji. Noworodek nie znajduje w świecie zewnętrznym
czegoś stabil-
nego, na czym mógłby się oprzeć. Po "ekologicznej przeprowadzce", czyli po narodzinach,
dziecko
znajduje się w obcym mu świecie, w którym nie ma żadnego punktu zaczepienia, żadnego
sensu,
ponieważ jego postrzeganie jest wyrywkowe, bez poczucia przynależności czy ciągłości.
Dziecko z
trudem oswaja się ze światem nie mającym dla niego sensu i zniechęcając swą matkę, nie
budzi w niej
uczuć macierzyńskich.
Straty, jakich może doznać płód, bywają też natury chemicznej lub immunologicznej. Jest
tajemnicą,
czemu ten pasożyt zwany "płodem" pozwala się wyrzucić dopiero w końcu dziewiątego
miesiąca, mimo że
jego polowa pochodząca od ojcajest obca dla matki. Niektórzy naukowcy uważają zresztą, że
może to być
jedną z wielu przyczyn autyzmu34, jednej z najlepiej chyba opisanych chorób na świecie.
Niektóre kobiety
mogą "odrzucać" bardziej niż inne i wydzielać więcej globulin immunologicznych przeciwko
temu obcemu
ciału znajdującemu się wewnątrz ich ciała. Bardziej przekonywający jest fakt, że drobne
molekuły
przechodzą bardzo dobrze przez filtr łożyska. Hormony stresu oraz kortizon, pod wpływem
których
znajduje się matka, bardzo szybko przenikają do podwodnego świata, w którym przebywa
płód. Echograf
wychwytuje z łat-
34 R. p. Warrcn. Dftectwn ofMatemalAntibodies in Infantiie Autum. Journal of the American
Academy
ofChild and Adolcsccnt P®ychiatry". XXIX (1990). & 87S-877.
67
wością czkawkę u płodu, którego matka uległa wzruszeniu, oraz zanik spazmu w momencie,
gdy ktoś ją
pociesza.
Kiedy rytm serca płodu ulega przyspieszeniu, gdy płód macha rękami i nogami oraz gdy robi
miny,
oznacza to prawidłową percepcję przeżywanych przez matkę emocji. Już w piętnastym
tygodniu można
zauważyć bardzo różnorodne zachowania płodu35: podskoki, ruchy tułowia, czkawkę, ruchy
przepony,
zmiany pozycji ramion i nóg, pochylanie głowy do przodu, do tyłu lub w bok, przeżuwanie,
ssanie,
połykanie, ziewanie, przeciąganie się, nie mówiąc już o ruchach bardziej złożonych, jak
rotacja, pełzanie
czy pływanie. Ta wewnątrzmaciczna gimnastyka zależy od dwóch czynników - od mózgu
dziecka
(uszkodzenie odcinka szyjnego rdzenia bądź podstawy czaszki może zmienić ten repertuar)36
oraz od
psychiki matki, która nasyca je swymi emocjami.
Zdolność przyswajania informacji sensorycznych obserwowana u ssaków jest zadziwiająca.
Jednakże w
początkowym stadium rozwoju systemu psychicznego najlepiej zapamiętywane jest to, na co
płód jest
najbardziej czuły37. Zapach cytryny, charakterystyczny dla płynu owodniowego wszystkich
ssaków, nie
wywołuje żadnej zmiany w zachowaniu, natomiast zapach mięty, z którym szczur zetknął się
w okresie
życia płodowego, będzie z łatwością rozpoznany przez niego po narodzinach.
Życie umysłowe płodu jest zagadnieniem od dawna rozważanym przez filozofię religii.
Etologia,
pozwalająca bez trudu obserwować reakcje emocjonalne, napotyka problemy w badaniu
wyobrażeń
umysłowych. Psychoanalitycy mają większą łatwość w podejściu do tego problemu, jednakże
życie
umysłowe płodu, które usiłują obserwować w swych gabinetach, badając pacjentów
siedzących na
kanapie, dotyczy bardzo odległej przeszłości. Nie można tu mówić o prawdziwej pamięci,
lecz raczej o
rekonstrukcji przeszłoś-
35 A. Laurem, A quoi revent lesfoetus?, "fechotehrapie", marzec 1990, s. 8-11
36 R. Restak, Le Ceweau de 1'enfant, Laffont, 1988.
37 B. Schaal, Discontinuit^ natale et continwte chimio-sensorielle: modeles animaw et hy-
potheses pour
1'homme, referat na kolokwium "fethologie et Naissance", Ile des Embiez, Toulon, 1985.
68
ci, która ukazuje, w jaki sposób w danym momencie rozmówca wyobraża sobie swój pobyt w
macicy. Jest
to ważny element w relacji opowiadającego, nie jest jednak świadectwem jego wewnątrzma-
cicznego
życia umysłowego.
Natomiast istnienie, udowodnione już obecnie, pamięci krótkotrwałej oraz przekazu
emocjonalnego
pozwala poruszyć problem impulsu do życia psychicznego38. Twór siatkowaty pnia mózgu
przyspiesza
rytm serca oraz wywołuje ruchy, kiedy płód otrzymuje informacje emocjonalne, a sen
paradoksalny
zapisuje je w pamięci. Te postrzeżone i zapamiętane odczucia wiążą się nieodłącznie z
pojęciami
przyjemności i przykrości. Można więc mówić o doświadczeniu przedwerbalnym, w którym
biologia staje
się bodźcem do powstania wyobraźni. Biorąc pod uwagę, że percepcja płodu może być
czynnikiem
wywoławczym pamięci uczuciowej, można założyć istnienie poczucia własnej kontynuacji,
będącej
warunkiem wszelkiego wyobrażenia39. W dniu swego przyjścia na świat dziecko jest już
wyposażone w
system neurologiczny, dzięki któremu postrzega, filtruje i organizuje swój nowy świat. Ten
mały imigrant
wyposażony już jest w system, który działa wprawdzie zaledwie od kilku tygodni, bogaty jest
jednak w
dotychczasowe percepcje, które przekształca w wyobrażenia.
Nie jest to więc "czysta tabliczka", która ląduje na Ziemi, lecz mały człowiek wyposażony w
osobowość,
określoną przez jego zachowania, uczuciowość oraz pierwsze wyobrażenia.
38 P. Mazet, S. Stoleru, Psychopatologie du nourisson et du jeune enfant. Ma-on, 1988.
39 D. Stem, Le Monde interpersonnel du nourisson, PUF, 1985.
Rozdział trzeci
Do kogo należy dziecko
Badania genetyczne wykazały dzięki kartografii genetycznej, że ojciec Newtona istotnie był
jego ojcem1.
Obliczyliśmy, że mimo iż papa Newton widział dokładnie 47,274 kilograma spadających
renet, nie odkrył
prawa grawitacji. Możemy wyciągnąć z tego wniosek, że inteligencja nie jest substancją
dziedziczną.
Dzięki subwencji Rady Regionalnej udało nam się odnaleźć dziewięćdziesięciu dwóch
potomków Freuda i
Marty: 37,7 procent spośród nich handluje odzieżą, 12,8 procent jest właścicielami barów i
restauracji, 1,8
procent piosenkarzami, a 0,92 procent zostało striptizerkami. Można stąd wyciągnąć wniosek,
że
potomkowie psychologa zajmującego się głębią duszy wybierają zawody związane z
kontaktami
międzyludzkimi.
W kulturze zachodniej istnieje tendencja do podtrzymywania poglądu, że dziecko należy do
samego
siebie bądź do tych, którzy je spłodzili, takjakby mogło być od nich niezależne. W takim
razie: kto spłodził
dziecko? Czy ten, kto zasiał małe nasionko? W wielu kulturach do roli ojca wyznaczany jest
wuj lub stryj
bądź któryś z krewnych, starszy brat, ojciec chrzestny czy sąsiad... Uczucie ojcowskie rozwija
się na
podstawie kulturowego nadania roli ojcowskiej, co nie ma nic wspólnego z nasieniem.
Ajednak poczucie
pochodzeniajest uniwersalne; czujemy się zawsze czyimś dzieckiem. Tego typu intuicja
wyraża się
poprzez mity, które przekazują nam genetykę bez
l J. Haroche, Pourquoi Mozart?, JIM, nr 147 (1990).
78
ojcem swego dziecka, natomiast pewne jest, że jest się wujem dziecka własnej siostry7.
Opierając się na tego typu rozumowaniu przez pierwszy wiek, podczas którego prowadzono
badania
psychologiczne, zajmowano się matką i dzieckiem, jak gdyby istniała ona sama ze swym
niemowlęciem,
jakby biologia nie miała znaczenia, jakby dzieci nie posiadały własnej osobowości, a rola ojca
ograniczała
się do umieszczenia nasienia i podpisywania czeków, jakby struktura rodzinna, koledzy ze
szkoły lub
dzielnicy, środowisko ekonomiczne, ekologia fizyczna i społeczna, religia, organizacja
wypoczynku, a
szczególnie świat semantyczny, w którym dziecko jest zanurzone, nie odgrywały najmniejszej
roli w jego
rozwoju...
Dziedziczne i odziedziczone
Obraz wszechmocnej, a więc jedynie odpowiedzialnej matki zamknął nam oczy na
niezliczone siły, które
kształtują dziecko. Tymczasem wystarczyłoby udać się w podróż, by ujrzeć problem z innej
strony. Kilka
godzin lotu dzieli nas od miejsc, gdzie istnieją społeczeństwa wielomacierzyńskie, w których
dziecko
należy do sieci kobiet, ustrukturalizowanej zależnie od danej kultury. Obserwacje
etologiczno-
pediatryczne wykazują, że matka biologiczna w takiej grupie zachowuje jednak specjalną
pozycję
uczuciową8. Wydaje się, że ciągłość sensoryczna między matką a dzieckiem stanowi
podstawę poczucia
ciągłości niezbędnego w tworzeniu tożsamości dziecka.
Jednakże istnieją tysiące sposobów bycia matką: indywidualnie, w grupie, z ojcem tej samej
lub innej
rasy, obecnym lub dalekim, wszechmocnym lub wyzutym z wartości. Kąpiel dziecka wyko-
7 Oumou Ly Kane, referat na kolokwium Do kogo należy dziecko?, Chateauvallon-Toulon,
1992.
8 K. K. Minde, R. Mińcie, S. Musisi, Quelques aspects de la rupture dv, systeme d'atta-
chement
desjeunes enfants: perspective transculturelle [w:] L'enfant dans la familie, PUF 1985,s. 2-81.
76
nana w pośpiechu przez skuteczną i wydajną matkę zachodnią nie wytwarza tego samego
klimatu
sensorycznego co przygotowana pieczołowicie przez matkę hinduską, której każdy gest jest
podyktowany
zasadami higieny, religii i estetyki9. Dziecko, które się rodzi, trafia na świat już naznaczony
jakimś mitem i
właśnie w tym ludzkim środowisku, przesiąkniętym kulturą, będzie próbowało wymieniać i
realizować
swoje zapowiedzi biologiczne, psychologiczne i społeczne.
Czasami ojcem wcale nie jest ten, który dziecko spłodził10:
wśród Trobriandczyków z Oceanii, u Indian Hałda z Ameryki Północnej, na Wybrzeżu Kości
Słoniowej
oraz w Ghanie dziecko nie należy do swego ojca biologicznego. Ojcem, który daje nazwisko i
środki na
utrzymanie, jest wuj bądź dziadek ze strony matki. Prawdziwy ojciec spędza więc część
swego życia na
gromadzeniu bydła i ziemi w oczekiwaniu na małżeństwo swych siostrzeńców.
W niektórych kulturach matki są tylko nosicielkami. W Chinach, Japonii, w krajach
Maghrebu, a nawet w
południowej Francji rządzi system przynależności do linii ojcowskiej: matka jest nosicielką, a
dziecko
należy do tego, kto je spłodził.
Uczucia kształtowane są również w zależności od zwyczajów kultowych. W plemieniu Mossi
z Burkina
Faso. jeśli małe dziecko coś przeskrobie, krewni ze strony matki patrzą na to pobłażliwie i
stają w jego
obronie, podczas gdy kobiety z linii ojcowskiej stanowczo je karcą, co powoduje, że
nazywane są nawet
"żeńskim ojcem".
Rozważania dotyczące pokrewieństwa1 i pozwalają zaobserwować, do jakiego stopnia
kultura stwarza
kręgi przynależności. Takie słowa jak "ojciec", "matka", "brat", "siostra" oraz te, które
określają powiązania
rodzinne, istnieją we wszystkich kulturach, jednakżejed-nostki, do których się odnoszą, w
każdej z tych
kultur są różne.
9 H. Stork, Enfances indiennes, Le Centurion, 1986, oraz Les Ritueb du coucher del'en-fant,
ESF, 1993.
10 S. Lai\lem3ind,Lafiliationpourlesethnologues, "Filiations", nr 11 (1987), s. 44-54.
11 E. Benveniste, Le vocabulaire des institutions indoeuropeennes, Ed. de Minuit, T. I, 1969.
77
danemu ojcu, nie mogły nimi być z biologicznego punktu widzenia. Oznacza to, że
wprawdzie więzy krwi
istnieją, jednakże są one częstokroć złudne. W Instytucie Higieny Dziecka w Paryżu trzeba
było przerwać
badania nad owymi związkami biologicznymi, ponieważ wyniki mogłyby w bardzo
poważnym stopniu
zakłócić spokój wielu rodzin18.
Poddano obserwacji rodziny, w których adoptujący dziecko spotykali prawdziwych rodziców,
pokazywali
zdjęcia oraz przekazywali wiadomości o dziecku. Inni natomiast odmawiali spotkania z
rodzicami
biologicznymi. Zauważono, że poczucie przywiązania było silniejsze wśród dzieci, które nie
znały swego
pochodzenia19.
Poczucie przynależności rozwija się lepiej w wyniku przeżyć dnia codziennego niż w
dziedzictwie
biologicznym, które ujawnia się często tam, gdzie wcale się go nie spodziewamy. Trudno
mówić o
pokrewieństwie wśród zwierząt, istnieje jednak wśród nich poczucie zażyłości zrodzone w
trakcie
współżycia codziennego. Może się ono pojawić również niezależnie od wszelkiej nauki, w
wyniku
intensywnego kontaktu uczuciowego. Prawdopodobnie właśnie w tym poczuciu bliskości
uczuciowej
zakorzeniają się struktury pokrewieństwa u zwierząt. Tłumaczy to, dlaczego na przykład
makaki z Indii,
zabijające noworodki należące do bytującego w sąsiedztwie stada, w tajemniczy sposób
oszczędzają
własne potomstwo: rozpoznają je, nawet jeśli przedtem się z nim nie stykały, dzięki
zachowaniu i emisjom
sensorycznym wywołującym wśród samców-zabójców poczucie bliskości, które je
uspokaja20.
Pewne składniki tych struktur sensorycznych są dziedziczne:
koty przekazują potomstwu profile zachowań dotyczących polowania i snu; kolejne mioty
szczurów
wyrażają w ten sam sposób określony styl współżycia. Sposób szczekania nie jest sprawą
przypadku;
18 M. Soul,J. Noel, Aspects psychologiques des notions defiliation et d'identiteet lesecret des
origines [w:]
Lesecret sur les origines, ESF, 1986, s. 51-68.
19 M. SoulJ. Noel, ibid.
^J.-C. Ruwet, wypowiedź podczas uroczystości poświęconej setnej rocznicy urodzin
Schmeierlinga,
Liege, listopad 1991.
analiza genetyczna wykazuje, że jest on przekazywany dziedziczna!
nie"
Mimo to nawet wśród zwierząt trudno jest oddzielić dziedziczne od dziedziczonego. U wielu
gatunków
samice dziedziczą rangę matki: w trakcie ontogenezy procesów socjalizacji córka samicy
dominującej
zajmuje bardzo szybko to samo stanowisko w swej grupie społecznej, jednakże przez całe
życie
poddawać się będzie własnej matce, uznając jej dominującą rolę.
W roku 1939 w Indiach złapano i wytatuowano w celu rozpoznania czterysta dziewięć
osobników spośród
małp makaków, a następnie przeniesiono je na wyspę Cayo Santiago w pobliżu Por-toryko,
gdzie żyli
jeszcze na wolności ich przodkowie22. Obserwując zwierzęta przez lornetkę zauważono, że
samica
dominująca Imo wymyśliła nowy zwyczaj: myła zapiaszczone słodkie pataty, a następnie
soliła je,
maczając w wodzie morskiej. Zwyczaj ten uległ tak dalece socjalizacji wśród makaków z
Cayo Santiago,
że odtąd młode małpy muszą się do niego dostosowywać. Wraz z każdą nową generacją
przybywa małp
myjących ziemniaki, tak że obecnie prawie wszystkie stosują ten zwyczaj, który odróżnia ich
grupę od
innych.
Dziedziczenie i dziedzictwo przekazywane były z pokolenia na pokolenie na długo przed
wymianą słowną.
Od czasu, gdy się ona pojawiła wraz z pojęciem czasu, które pozwala na opowiadanie, można
pokusić się
o hipotezę, że dziecko ludzkie dziedziczy jednocześnie chromosomy swych rodziców i ich
wiedzę,
wliczając w to czajnik, który ciotka Noemi przywiozła w 1930 roku z Tonki-nu i którego nikt
nie chce, ale
który podkreśla, jak dalece przedmioty nasycone są przeszłością.
Można teraz zrozumieć, dlaczego sztuczne zapłodnienie wywołuje z reguły zaburzenie
rozwoju wśród
zwierząt23, podczas gdy wśród ludzi odbywa się zazwyczaj bez problemów. Samica poddana
21 P. Roubertoux, M. Carlier, Genetique et comportements, Masson, 1976.
22 B. D. Chepko-Sade, T. J. Oliyier, Coefficient ofGenetic Relationship and the Prv-babihty
ofTransgenealogicalFission in Macaca-Mulata, "Behaviour, Ecology, Sociobio-logy", V
(1979), s. 263-278.
23 P. Pageat, kontakt osobisty, fecole yeterinaire de Maison-Alfort. 1990.
85
wojownikiem, bogaczem czy biedakiem, mężczyzną czy kobietą, żywym czy martwym,
wydaje się nie
mieć znaczenia.
Dziecko, które do nikogo nie należy, nie zna historii swojej rodziny ani swego pochodzenia.
Luka ta nie
pozwala mu na ustruk-turowanie czasu. Kiedy taka osoba opowiada swój życiorys, jestem
zawsze
zdumiony brakiem organizacji czasowej w jej relacji. Dwu-dziestopięciolatek ma "dziury w
pamięci" i
zdarza mu się pomylić w datach o dziesięć, piętnaście lat, co czyni jego biografię całkowicie
chaotyczną.
Ludzie bez przeszłości są ludźmi bez nazwiska25. Problem nazwiska jest rzeczą podstawową,
ponieważ
nazwisko przechodzi na nas od kogoś innego. Brak przeszłości daje nieme potomstwo. Imię
nadawane
jest w wyniku związku intymnego, uczuciowego. Dziecko staje się uczulone na najlżejszy
dźwięk,
najdrobniejszy zapis, który go dotyczy i który umieszcza je w określonym kraju i rodzinie.
Wyposaża je w
uczucia wypływające z jego chaotycznej przeszłości. Gubi się ono w gmatwaninie określeń
bez stałych
punktów odniesienia.
- Lubię moje imię,Josiane, które nadała mi moja prawdziwa mama.
- Twoją prawdziwą matką jest ta, która cię urodziła?
- Ależ nie, to jest ta, która mnie wychowała.
W czasie poprzedniego seansu "prawdziwą matką" była ta, która ją urodziła. Słowo "ojciec",
które
mogłoby w tym przypadku wywołać trudną do wytrzymania emocję, zastąpione jest
określeniem: Pan,
który mnie wychował.
Punkty odniesienia kłębią się w głowie takiego dziecka. Otóż kiedy wypowiedź staje się
zagmatwana,
kiedy obraz samego siebie nie jest jasny, rozmówca zbity jest z tropu i nie potrafi nawiązać
kontaktu,
uczestniczyć w wymianie emocji. Łączność wygasa, izolując jeszcze bardziej dziecko i
potwierdzając przy
każdej próbie kontaktu wrażenie, że znajduje się ono poza normalnymi obiegami społecznymi
i
uczuciowymi. Każdy źle zakodowany kontakt budzi
lonym sposobem korzystania ze świata daje przyjemność łączącą się z budowaniem własnej
tożsamości.
Z czego może być dumne dziecko, które do nikogo nie należy? Jego początki to śmietnik, na
który je
wyrzucono, zbrodnia, którą musiało popełnić, skoro matka zmuszona była je porzucić, defekt,
który
pozbawia go prawa do istnienia: Nie zasługuję nawet na to, żeby iyć, ponieważ urodziłem się
w wyniku
gwałtu popełnionego na mojej matce przez żołnierza SS, w wyniku potwornego aktu. Kto
mnie zechce?
Kto będzie mógł mnie pokochać? Tego typu obraz nie pozwala na budowanie szacunku do
samego
siebie. Dzieci "ze śmietników", te, które mająjesz-cze dość siły, żeby marzyć, tworzą
opowieści o
rodzinach, w których matka odgrywa rolę wróżki, a ojciec - rycerza. W opowiadaniach tych
spotyka się
często motyw ukrytego skarbu. Rodzice moi przed śmiercią pozostawili mi ukryty skarb,
którego muszę
szukać. Natomiast dzieci wychowywane w atmosferze nadopiekuńczości wymyślają
regularnie
opowiadania o sierotkach: Będę sierotką, samiuteńką na świecie, wolną i cierpiącą, będzie to
wspaniałe...
Przed nikim nie będę się musiał tłumaczyć... Będę kowalem swego losu.
Żadne dziecko nie ma takich rodziców, o jakich marzy, poza dziećmi bez rodziców. Nawet
jeśli odnajdą
swych rodzicieli, ich spotkanie najczęściej jest bolesne i rzadko prowadzi do zacieśnienia
związków. Tym
niemniej rodzinna opowieść dzieci, które do nikogo nie należą, przypomina strukturą
legendę26. Dlatego
właśnie kłamstwa, legendy i zmyślenia na temat pochodzenia są konieczne i zasługują na
uwagę:
pozwalają na powstanie urojonych związków rodzinnych oraz świata, w którym wszystko jest
możliwe.
Jedna z pacjentek, która właśnie była takim porzuconym dzieckiem, usłyszała pewnego dnia
zdanie: Żeby
być w brygadzie antyterrorystycznej, trzeba wyrzec się matki i ojca. Zareagowała na to
następująco:
Powiedziałam sobie: Moi rodzice już mnie się wyrzekli, mogę więc zostać kamikaze.
Zasięgnęłam
informacji, nauczyłam się jeździć na motorze, podejmowałam ryzyko, ćwiczyłam karate i
zapasy. Zdanie,
które
26 S. Lebovici, M. Soule, Connaissance de 1'enfant par la psychanalyse, PUF, 1983. Zob.
również O.
Rank, Le Mythe de la naissance du heros, Payot, 1983, oraz M. Robert, Roman des ongines et
ongines
du roman, Grasset, 1972.
90
kiedyś usłyszała, tak dobrze pasowało do jej wyobrażeń, że jeszcze dzisiaj ta młoda kobieta
wykazuje
niezwykłą odwagę fizyczną. Szuka potyczek, erotyzuje ryzyko, a znaczna część jej lektur,
rozrywek i
sportów oraz sposób ubierania wiążą się z tematami paramilitarnymi.
Dzieci porzucone chcą do kogoś należeć, do rodziny lub grupy. We Francji słyszy się często
określenie:
"To jest dziecko z Opieki Społecznej", które mimo że nie wynika z żadnej nomenklatury
oficjalnej27, wiąże
je jednak z określoną instytucją, do której odtąd należy. Przez wiele pokoleń czyniono z nich
robotników
rolnych, kościelnych w Bretanii, chłopców okrętowych oraz osadników w Afryce czy
Tonkinie.
Kiedy rodzice adoptują dziecko pochodzące z tej samej co oni kultury, odnoszą się na ogól z
rezerwą do
prawdziwych rodziców28, gdy chodzi jednak o dziecko o innym kolorze skóry lub
wywodzące się z innej
strefy kulturowej, chętnie odkrywają przed nim jego pochodzenie. Chcą przez to wykazać, że
mimo iż
dziecko nie należy już do swych rodziców biologicznych, lecz do tych, którzy są do niego
przywiązani,
wywodzi się z innych kręgów. Dokonują w ten sposób rozróżnienia między rodziną a
pokrewieństwem:
dziecko należy do tych, którzy nawiązują z nim codzienne i rzeczywiste związki
przywiązania, podczas
gdy jego pokrewieństwo odsyła je do innej kultury, w której można być innego koloru skóry,
ubierać się w
odmienny sposób oraz modlić się i myśleć inaczej.
Przynależność stwarza świat, w którym możemy egzystować, nadaje formę naszym
percepcjom oraz
umożliwia korzystanie z miejsc, w których możemy rozwijać zdolności. Z chaosu
rzeczywistości wybiera te
formy i role, które uczą nas zażyłości, naszego pierwszego kulturowego środka
uspokajającego.
Ponieważ potrafimy zauważyć mimikę, która coś znaczy, wykonywać gest zrozumiały przez
osobę, którą
kochamy, oraz przestrzegać określonych reguł,
" M. Soule, J. No&l, op-dt. s. 65. 28 M. Soule. J. Noa, op.dfc. s. 66.
nasz świat przybiera swojską formę, w której wiemy, co należy robić i czuć.
To uczucie przynależności, które konstytuuje percepcję otoczenia oraz postawy, jakie należy
w nim
przyjąć, wytwarzajednocześ-nie uczucie ciągłości wewnętrznej (bycie tą samą osobą, gdy
wszystko się
zmienia) i pokoleniowej. Zwierzęta, które mają poczucie ciągłości wewnętrznej, czyniącej z
nich jednostki,
nie mają poczucia historii, która nas personifikuje poprzez pokolenia. Ażeby do tego dojść,
potrzebnajest
umiejętność nazywania i opowiadania.
Nazwisko stanowi najlepszy oznacznik przynależności, ponieważ reprezentuje wyobrażenie,
jakie się ma
o sobie, będąc jednocześnie ocenianym przez innych. .Jestem dumny z mego nazwiska" lub
"Wstydziłem
się mego nazwiska i musiałem je Żnaprawić®, zdobywając odznaczenie wojskowe" - ten typ
zdań
dowodzi, że z naszym mianem społecznym wiąże się duży ładunek uczuciowy. Można
powiedzieć żonie:
"Denerwujesz mnie, gdy się tak zachowujesz!", co wprawdzie nie sprawi jej przyjemności,
ale będzie
możliwe do zniesienia. Natomiast zwrot: "Gdy się tak zachowujesz, przypominasz całkiem
twoją matkę!"
jest trudny do zniesienia, ponieważ dotyka nie tylko jej samej, ale zawiera krytykę jej
pochodzenia, co jest
o wiele przykrzejsze. Owo ,ja", które było tak użyteczne dla rozwoju psychologii, zaczyna
obecnie cierpieć
z powodu zamknięcia konceptualnego. Nie jest ograniczone jak część anatomiczna
organizmu, lecz
nabiera sensu jedynie w świecie międzyludzkim, w którym może się formować i dokonywać
wymiany.
Niemożność opowiadania o sobie oraz o grupie, do której się należy, oznacza miotanie się we
wszystkich
kierunkach, klecenie tożsamości pozbawionej podstaw, jednym słowem - anarchię. Bez
podstaw, bez
pochodzenia nie ma się w niczym oparcia i jest się skazanym na kontakty przypadkowe.
Możnawówczas
"oddawać się brzuchomówstwu", pozwalać, żeby ktoś inny przemawiał naszymi ustami,
przekształcić
rozumowanie w litanię intelektualną łączącą nas w adoracji Tego Samego - ażeby uniknąć
myślenia.
Akcent i zwroty gwarowe czy żargonowe podkreślają naszą przynależność. Kiedy się mówi:
"On jest
wariatem", oznacza to, że
mówi się poważnie; natomiast jeśli użyje się zwrotu: "To wariatuń-cio", dorzuca się do oceny
nutę
żartobliwą. Żona jednego z pacjentów, żeby powiedzieć, że cierpi z powodu obłędu swego
męża, którego
już nie potrafiła zrozumieć, mówiła: "On giędzi". Używając tego powiedzenia, nie
stosowanego w jej
środowisku, chciała podkreślić, że mężczyzna ten "giędząc" przestaje należeć do swej grupy
społecznej.
Gdy stał się dziwakiem, jego sposób mówienia uczynił z niego człowieka obcego, mówiącego
nieznanym
językiem, psychicznie chorego.
Wspólny język, rozmowa tworzą pole sensoryczne mimiki, dźwięków i ekspresji, w których
możemy się
odnaleźć, i w konsekwencji pozwalają na wymianę uczuć oraz na powstanie związku.
Tłumaczyć to może
przyjemność, jaką będąc za granicą odczuwamy spotykając kogoś, kto mówi naszym
językiem; podobnie
poczucie spokoju i równowagi wewnętrznej zmienia gestykulację dziecka w momencie, gdy
zaczyna
mówić29.
Istnieją narody bez historii i geografii, na przykład Cyganie, którzy nie są ukształtowani przez
takie
struktury. Tworzą oni własne poczucie tożsamości, kładąc nacisk na zwyczaje dnia
codziennego. W
folklorze cygańskim dużo miejsca zajmuje "życie przyjemne". Ich pieśni i tańce zapewniają
spójność grupy
w teraźniejszości. A ponieważ oni sami nie interesują się swym pochodzeniem, wchłaniają
kulturę, w
której żyją, na podobieństwo artystycznych gąbek, nawet jeżeli przechowują w sobie ślady
przeszłości, z
której nie zdają sobie sprawy, ponieważ nie zachowała się w mitach; pozostał najwyżej
charakterystyczny
sposób ustawiania szklaneczek na stole oraz niektóre elementy stroju i zwroty pochodzące z
Indii30.
Ponieważ przynależność jest funkcją, może także źle funkcjonować: można nie mieć
przynależności, nie
chcieć jej już więcej, należeć do kogoś innego lub do samego siebie, należeć "za bardzo",
29 A. Robichez-Dispa, B Cyrulnik, Obseruations ethologujue comparee du gęste de pomter
du doigt chez
des enfants normaw et des enfants psychotufues, "Neuro-Psychiatrie de 1'enfance", XL, nr 5-6
(1992), s
292-299.
30 Pradeep Naram, kontakt osobisty, 1992.
czyli źle. Każde zakłócenie tej funkcji przejawia się w postaci zakłócenia w funkcjonowaniu
jednostki.
Ktoś, kto był przygarnięty jako dziecko, opowiadał mi, że identyfikował się ze swym
opiekunem do tego
stopnia, iż odbył te same studia, uprawiał te same sporty, nosił takie same koszule, a nawet
robił takie
same tiki. Po śmierci opiekuna nazwisko wychowanka nie znalazło się wcale na liście
spadkobierców i nie
odziedziczył po swym przybranym ojcu najmniejszego drobiazgu. Do zmartwienia z powodu
żałoby, do
straty uczuciowej doszło poczucie nicości, końca świata i, co dziwniejsze, nieobecności
początku świata:
okazało się, że nic już nie istnieje, ale też, że wcześniej nic nie było... Nawet książka, pióro,
najmniejsza
oznaka pamięci wystarczyłyby, żeby mogło zaistnieć poczucie ciągłości, która nadaje sens
rzeczom i
utwierdza naszą tois^waosć. Jeżeli nie zostawił mi nawet starego pióra, które chcial wyrzucić,
oznacza to,
ze nie istniałem nawet w jego świadomości.
Przekazywanie dóbr, ofiarowywanie przedmiotów przesiąkniętych przeszłością (pióro
kupione przez
przodka w czasie podróży do Stanów Zjednoczonych lub inna pamiątka) wyznacza nasze
miejsce
uczuciowe w rodzinie. Jest więc rzeczą bardzo istotną, żeby opowiadać historię rodziców;
fakt, że te
historie "starych kombatantów" znikają z naszej kultury, stanowi dodatkowy wskaźnik
rozluźnienia
związków rodzinnych. W naszej kulturze włączenie do społeczeństwa odbywa się bez
ceremoniału,
pozostawiając jednostkę bez przynależności31, co odbiera jej wysiłkom wszelki sens: Cóż to
byl za
pomyśl, żeby studiować to samo co on, skoro osobiście interesowałem się handlem... Czemu
się
ożeniłem, skoro miałem, ochotę podróżować... Dlaczego nosiłem te idiotyczne amerykańskie
podkoszulki,
skoro dobrze się czuję tylko w koszulach bardzo klasycznych.... Człowiek bez przynależności
trwa sam, w
świecie rzeczy pozbawionych sensu, wegetując zależnie od przypadku: czemu Paryż, a nie
Lilie... bogaty,
a nie biedny... mężczyzna, a nie kobieta... martwy czy żywy... Zresztą wszystko jedno! To
pozbawione jest
sensu i prowadzi donikąd, nie
31 G. Mendel, 54 millions d'individus sans appartenance, Laffont, 1983.
94
będąc nawet projektem. Jestem bezwolny i poddaję się wszelkim wpty-wom, jakie ktoś na
mnie wywiera.
Przypadek rzuca jednostkę bez przynależności w ręce tych, którzy chcą to wykorzystać. W
grupach o
słabej strukturze, gdzie wiele osób trwa w zawieszeniu oczekując, aż się coś zdarzy, pojawia
się często
jakiś zbawca lub guru, który nadaje wątpliwej wartości sens życiu tych jednostek; one zaś są
szczęśliwe,
że do kogoś należą32. Aż do dnia. gdy spostrzegą, że już nie należą do siebie, że nie żyły
własnym
życiem.
Życie ludzkie pełne jest rozterek: Nie będę sobą, jeśli nie będę na-leżal do grupy, która mi
dyktuje
kierunek rozwoju. Jeżeli jednak należeć będę do niej za bardzo, nie będę mógt stać się sobą,
ponieważ
będę takim, jakim chce mnie grupa.
W poszukiwaniach własnej genealogii można odnaleźć tę samą ambiwalencję. Pragnienie
odszukania
osób, z którymi łączyłyby nas więzi krwi, nadające sens naszym wysiłkom, wywołuje w
momencie
odnalezienia zadziwiające uczucie pokoju wewnętrznego, spójności, pogody. Wiele osób
wspomina
przyjemność, jaką odczuwały, znajdując list jakiegoś przodka bądź "dowód" pokrewieństwa.
Często żeby
wyrazić uczucie spójności wewnętrznej, jaką wywołało tego typu odkrycie, stwierdzają, że
wówczas czuły
się jak drzwi dobrze osadzone na zawiasach".
Wyrażenie to jest prawdziwsze, jeśli odkrycia dokonuje się w archiwum i odnaleziony
dokument dostarcza
realnego dowodu, który pobudza wyobraźnię. Łatwo to zrozumieć, kiedy słucha się dzieci
pozbawionych
rodziny. Odkąd zgodnie z prawem mogą szukać korzeni, często obserwuje się następujący
scenariusz:
znajdując zdjęcie, dokument, rzecz lub świadka, co pozwala na stworzenie o-powieści o
rodzinie,
odczuwają przyjemność i uczucie spójności wewnętrznej. Gdy jednak odnajdują rodzoną
matkę czy
prawdziwego ojca, rozczarowanie jest zazwyczaj ogromne, często bolesne, a gorycz nie
pozwala na
dalszy kontakt.
32 G. Mendel, La Rfwite contn hpłn, Payot, 1968.
95
Inną chorobą przynależności wynikającą z załamania się rodziny tradycyjnej jest rozluźnienie
związków
ojcowskich. Mężczyźni nazywani "ojcami" nie wiedzą już właściwie, co to słowo znaczy, do
czego
zobowiązuje, na co zezwala, jakie miejsce ojciec zajmuje w rodzinie i w społeczeństwie.
Jeżeli nikt nie
nazywa mężczyzny "ojcem" - ani matka, ani dzieci, ani społeczeństwo -jak można wymagać,
żeby on się
nim czuł? Jeżeli rola jego ogranicza się do złożenia nasienia i podpisywania czeków, jak
chcecie, żeby
zawiązał się związek emocjonalny, który napełni go uczuciami ojcowskimi? Zachodnie dzieci
nie wiedzą,
kim jest ich ojciec. Znają biografię Balzaca, Marksa czy Michela Platiniego, nie zdają sobie
jednak sprawy,
że ich ojciec posiada jakąś przeszłość, nie potrafią odtworzyć swego drzewa genealogicznego,
często
nawet nie wiedzą, jaki zawód wykonuje ojciec. Dziecko potrzebuje dużo czasu, żeby sobie
uświadomić, że
jego rodzice też byli dziećmi. Freud uważał, że dziecko odkrywa najpierw świat, jaki
stworzyli mu rodzice,
a dopiero później "wraz z rozwojem intelektualnym" dociera do niego fakt, że rodzice należą
do innego
świata, składającego się ze społeczeństwa i ich własnych rodziców34.
Wydaje mi się, że obecnie proces identyfikacji ojców bez czynienia z nich bogów lub tyranów
jest
wyjątkowo opóźniony. Dziecko dziewiętnastowieczne widywało swego ojca przy pracy,
mogło się dobrze
przyjrzeć jego strojowi roboczemu oraz narzędziom. Wiedziało, na czym polega praca w
kopalni czy w
polu, ponieważ wszyscy wokół o tym mówili. Obecnie, nawet jeżeli młody człowiek zna
zawód ojca, to nie
wie, ile zarabia, jakie odbył studia ani też jaka była jego przeszłość. Czasami może się mylić
w
zadziwiający sposób. Zdarzyło mi się usłyszeć wzburzoną maturzystkę, która mówiła: Mój
ojciec jest
bardzo bogaty, zarabia siedem tysięcy/ranków miesięcznie i nic nam prawie nie daje. Młodzi
potrafią
opisać zawód wykonywany przez ich matkę, kiedy jednak pyta się ich, co robi ojciec, patrzą
na nią
pytająco.
M S. Freuć^N^o$e.psychw?tpervenums:wrlasouwenmiwm(18^),VUF,W9^
98
Ta luka w rodowodzie nie sytuuje potomstwa w określonym miejscu linii rodu, poddając je
całkowicie sile
uczuciowej matki, z którą następnie będą musieli się uporać, żeby zbudować własną
samodzielność. To
wyparcie się własnej genealogii kontrastuje z nadmiernym przywiązywaniem wagi do tych
spraw wśród
arystokracji oraz w niektórych rodzinach twórców czy intelektualistów. Przy czym silnie
spersonalizowane
powiązania rodzinne wytwarzają u dziecka poczucie dumy, ułatwiające proces
identyfikacyjny.
Gdy poczucie więzi rodzinnej słabnie, wzrasta poczucie winy u rodziców. Odpowiedzialność
za ten stan
rzeczy spada przede wszystkim na matkę, ponieważ ona ma monopol na odtwarzanie obrazów
identyfikacyjnych, podczas gdy inni członkowie rodziny, nie mogąc odtworzyć historii,
pozostają w cieniu.
Nastolatki bez przeszłości upodabniają się do nastolatków bez rodziny: ich historia i
pochodzenie
(włącznie z kulturą) rozpoczynają się wraz z nimi. Tłumaczy to coraz rzadsze przekazywanie
zawodu z
pokolenia na pokolenie, poza, być może, zawodem nauczyciela.
W epoce, gdy rola ojca była dominująca, kobiety były zaledwie dodatkiem do mężczyzn.
Nazywały zresztą
same siebie "drugą płcią"35. W społeczeństwach tradycyjnych nie było mowy o "kryzysie
młodzieńczym",
ponieważ zawód narzucany był zazwyczaj przez ojca, a z góry zaplanowane małżeństwa
zapewniały
odtwarzanie struktur rodzinnych. W społeczeństwie ustabilizowanym wszystko odbywało się
wedle
ustalonego porządku. Kodeks cywilny mówił wówczas o "władzy ojcowskiej". W okresie
wielkiego
przypływu tolerancji pod wpływem feministek zastąpiono to piękne określenie
sformułowaniem "władza
rodzicielska", które natychmiast po uchwaleniu poprawki stało się przeżytkiem.
Dziecko bez przynależności jest dzieckiem do wzięcia; dziecko bez ojca szuka punktów
odniesienia. Z
wiekiem staje się ono "poczciwcem bez wyrazu" - człowiekiem bez charakteru36, częścią tłu-
35 S. de Beawoir, Druga płeć, tłum. G. Mycielska, M. Leśniewska, Wyd. Literackie, 1972. 38
S. Moscovici,
L'Age desfoules, Fayard. 1982.
99
Zwiastowanie babci
W świecie, w którym żyjemy, gdzie wszystko ma jakieś znaczenie, sposób korzystania z
zegarkajest
dobrym wskaźnikiem odmowy integracji społecznej. Jeszcze w poprzednim pokoleniu
ofiarowywano
często zegarek w dniu pierwszej komunii. Ten techniczny przedmiot nabierał wówczas
znaczenia
semantycznego i miał oznaczać:
Odtąd należysz do świata dorosłych. Zajmujesz miejsce w społeczeństwie, do którego
będziesz należeć.
Czas twój staje się czasem społecznym, będziesz przychodził punktualnie do pracy, będziesz
żył rytmem
wyznaczonym zgodnie z kanonami naszej kultury. Cześć twego czasu należy do grupy.
Otóż od pewnego czasu nastolatki usiłują żyć bez zegarka. Nie dostają go już w prezencie, nie
noszą go i
często się zdarza, że pytają przechodniów o godzinę, mimo że zegarek jest teraz przedmiotem
bardzo
tanim! Podobnie rytm snu niejestjuż wyznaczany ze społecznego punktu widzenia. Podczas
wojen nie ma
problemu bezsenności, ponieważ rytm życia wyznaczany jest ściśle przez godzinę policyjną,
wczesne
wstawanie oraz zajęcia codzienne. W chwili obecnej nadsenność młodych38 wskazuje na ich
niechęć do
włączenia się do grupy i stanowi kolejny problem w zakresie konfrontacji społecznej.
Semantyczna funkcja przedmiotów i zachowań wykazuje, do jakiego stopnia technika
uczestniczy w
micie. Kiedy Prometeusz wykradł niebiański ogień Zeusowi, miejsce w micie zajął przedmiot
techniczny.
Kiedy wśród Barujów mit przyznaje kobietom zdolność produkowania soli, którą się
wymienia na
kamienne ostrza oraz drewno palmowe, służące do wyrobu narzędzi i broni, mit i technika
jednoczą się,
żeby oddać władzę w ręce mężczyzn39. W pierwszych grobowcach odkryto szkielety
zakopane wraz z
ciosanymi kamieniami, igłami z kości oraz zdobionymi garnkami; oznacza to, że przedmioty
te stały się
nosicielami uczuć i znaczeń.
38 S. Lepastier, Le sommeii de 1'adolescent: aspects clinujues, "Annales psychia-triques", V,
nr 4 (1990),
s. 332-324.
39 M. Godelier, La production des grands hommes, Fayard, 1982.
102
Obecnie obserwować można liczne dowody na zrywanie więzi. Przedmiotami, które nie mają
nic do
powiedzenia, są na przykład kostki rybiego mięsa kupowane w bezosobowych domach
towarowych.
Oczywiście, zaoszczędza nam to czasu, nie daje jednak okazji do opowiedzenia o
nadzwyczajnym
połowie, nie pozostawia w pamięci poranka spędzonego z ukochanym dziadkiem, wilgotnego
zapachu
łódki ani dymiącej filiżanki kawy, którą zostaliśmy poczęstowani przez nieznajomego. Nie
istnieje już nic,
co by mogło posłużyć do stworzenia opowieści. Przedmioty stają się rzeczami, które ciążą,
kosztują i
dostarczają kalorii: stają się one materią nie mającą treści semantycznej. Ci, co nadają sens -
artyści,
filmowcy, powieściopisarze i filozofowie - mogliby to zrekompensować, gdyby ich samych
nie kusił "powrót
do rzeczy samej".
Utrata przez przedmioty wymowy emocjonalnej jest elementem kryzysu poczucia
przynależności:
rozczlonkowuje tkankę społeczną oraz wyzwala jednostki, które już nie chcą do niej należeć.
Przykłady
kliniczne wykazują także inne aspekty tego lęku przynależności, obawy przed zależnością od
jakiegokolwiek związku uczuciowego, a mianowicie strach przed leczeniem
psychoterapeutycznym i
zależnością od psychoterapeuty oraz strach przed medycyną i zależnością od leków. Okazuje
się, że i w
tym przypadku najbardziej boją się przynależności ci, którzy najbardziej jej pragną. Wstydząc
się jednak
własnego pragnienia, walczą z nim, akcentując własną niezależność. Tłumaczy to
paradoksalne
zachowanie wszystkich, którzy wypowiadają się przeciwko lekarstwom, przyjmując je
ukradkiem, albo
tych, którzy deklarując z zapałem wrogość wobec wszelkiej zależności, poddają się rytuałom
sekty, która
ma nad nimi władzę.
Być może rzeczą znamienną dla rozpadu emocjonalnego jest degradacja uczucia zazdrości,
łatwa do
zaobserwowania w końcu naszego stulecia.
W dawnych czasach zazdrość uważana była za uczucie tak normalne, że nie mogła być
traktowana jako
urojenie. Nikt nie uważał, że Otello był chory: jeżeli zabił uśpioną Desdemonę, było to
wynikiem jego
namiętności, a nie choroby. Należało mu więc wybaczyć,
103
a nie leczyć go. Uczucie przynależności było nie podlegającą dyskusji wartością kulturową:
dziecko
należało do swej rodziny, żona do męża, jej brzuch do Boga, a mężczyzna do swego pułku i
ojczyzny.
Z początkiem naszego wieku nadano zazdrości status patologii, uznano ją za chorobę emocji,
za zjawisko
bliskie biologii; taki sposób widzenia był wówczas bardzo modny. Obecnie degradacja
uczucia zazdrości
przejawia się w postaci niewielkiej liczby urojeń ujawnionych, mniejszej liczby zbrodni w
afekcie oraz
większej tolerancji seksualnej we współczesnych małżeństwach. Wierność staje się relatywna,
zacierając
uczucie T.ss.droscr. Jeśli jest to tylko przygoda fizyczna, jestem w stanie mu wybaczyć. To
banalne już
zdanie zawiera nie dopowiedzianą myśl: Tak diugo, jak pozostaje ze mną uczuciowo, dla
dobra dzieci, dla
domu, dla pieniędzy....
Wielkie cierpienia, które mogą na zawsze zrujnować czyjeś życie uczuciowe, można napotkać
jedynie u
tych, którzy wiedzą, co to jest nwm^tność: Jestem gotowa należeć do niego całkowicie, ale
chce, żeby i
on do mnie należał. Niewierność powoduje cierpienie przeogromne. Ten sposób kochania jest
coraz
rzadszy u młodych, którzy chcą należeć wyłącznie do siebie samych, tolerują niestałość
cielesną i
samego związku. Rzadsze są również wyobrażenia o wyjątkowym posłannictwie. Już od
dawna nie
spotkałem żadnego Chrystusa ani Napoleona, których widywało się jeszcze dwadzieścia lat
temu. Zniknęli
po maju 68, co jest dowodem na to, że kultura wpływa na nasze urojenia. Nikt nie chce już
być
spadkobiercą chwały, wartości wynikające z genealogii też uległy dewaluacji, ponieważ
młodzi częściej
skupiają się na sobie, nie umieszczają własnej osoby w genealogii. Jeszcze innym
wskaźnikiem zerwania
z genealogią jest coraz większa liczba małżeństw, które dawniej nazwano by mezaliansem.
Małżonkowie,
dokonując tego wyboru, ujawniają podświadomą chęć zerwania z dotychczasowymi
związkami rodzinnymi
i zapoczątkowania własnej linii. Paradoksem stanu ludzkiego jest to, że można stać się samym
sobą
jedynie pod wpływem innych osób. Człowiek odizolowany nie jest człowiekiem - istotą
społeczną. Dziecko
odcięte od kultury nie jest dzieckiem normalnym -jest istotą, której mózg nie był
stymulowany przez jakieś
wydarzenie kul-
104
turowe bądź uczuciowe. Jak można rozwijać się w środowisku, w którym nie rządzi jakiś
porządek? Czy
można należeć do anonimowego tłumu? Można być wraz z nim porwanym, popychanym, u-
zależnionym,
pozostawać pod jego wpływem na podobieństwo łódki unoszonej z prądem, nie można jednak
należeć do
strumienia, który nas ponosi.
Żeby móc zająć miejsce w społeczeństwie, potrzebna jest struktura, żeby zaś dać się
wyróżnić, potrzebny
jest zapis. ,Ja" istnieje tylko wtedy, gdy istniejemy "my". Armia jest w tym względzie
jedynym swego
rodzaju terenem obserwacji. Zawodowy wojskowy reprezentuje szczególną kategorię ludzką,
o bardzo
silnym poczuciu przynależności: im węższa jest struktura grupy (płetwonurkowie,
spadochroniarze, załogi
łodzi podwodnych), tym silniejszajest przynależność, wytwarzając głębokie poczucie dumy i
tożsamości.
W Tulenie zaobserwowano, że załogi łodzi podwodnych, choć poddawane ciężkiej próbie
ciasnoty,
obciążenia psychicznego i utrudnionego kontaktu ze światem zewnętrznym, wykazują
najmniej
symptomów psychosomatycznych40. Można to wytłumaczyć poczuciem bezpieczeństwa
wynikającym z
przynależności. Stres odczuwany jest odmiennie w zależności od poczucia przynależności
podmiotu -
wstrząs psychiczny przejawia się zupełnie inaczej u członka załogi i u pasażera. Pobyt w
obozach
koncentracyjnych znosili lepiej komuniści i świadkowie Jehowy niż ci, którzy nie rozumieli,
dlaczego się
tam znaleźli. Jednostki bez przynależności cierpiały bardziej niż ci, którzy mogli nadać sens
swym
cierpieniom i którzy uspokajali innych41.
Jest rzeczą ciekawą, że uczucie przynależności zaznacza się silniej w obecności osoby
trzeciej:
cudzoziemca, innowiercy, członka innej grupy, jak gdyby "cale porozumienie uczuciowe
mogło się odbyć
jedynie kosztem innej osoby"42. Jest to szczególnie widoczne
40 Y. Raoul, M. Delage, Psychiatrie de guerre en milieu maritime, "Annales medico-
psychologiques",
styczeń 1984, s. 229-236.
4! B. Bettelheim, The Informed Heart, Glencoe Free Press, 1960.
42 M. Serres, Hermes ou la commumcation, fed. de Minuit, 1968.
43 T. M. Newcomb, Personality and Social Change. Dryden Press, 1992.
105
Rozdział czwarty
Czy destrukcyjna przemoc jest twórcza?
Zgromadzony lud asystował przy egzekucji Ludwika XVI. Było to pasjonujące widowisko:
mundury gwardii
narodowej ustawionej w rzędy tworzyły biało-niebieską figurę geometryczną prowadzącą ku
szafotowi.
Król, bardzo blady, z trudem wspiął się na drewniane schody. Po czym wszystko odbyło się
bardzo
szybko: ludzie niezbyt dobrze widzieli opadającą deskę, spadające ze świstem ostrze oraz
toczącą się w
trociny głowę. Tłum krzyczał, jednakże widziano niezbyt dobrze... Zresztą zaraz po tym
trzeba się było ro-
zejść.
W dniach, które nastąpiły po tym wydarzeniu, we wszystkich teatrach paryskich odtwarzano
scenę ścięcia
Ludwika XVI. Można było zobaczyć króla, jego piękny strój i szlachetne gesty, można było
nawet usłyszeć
jego szloch, kiedy żegnał się z bliskimi, doradcami i Marią Antoniną. Podczas tych spektakli
ludzie
szlochali, ponieważ wrażenie było znacznie silniejsze niż w czasie wydarzenia rzeczywistego.
Można było
przedłużać doznania przyjemne i okropne czy chwile zadumy. Przedstawienie oddziaływało
na sumienia i
namiętności za pomocą słów i obrazów, które miały pozostać w pamięci, a następnie służyć
jako przekaz.
Ludzie teatru zdawali sobie sprawę, że poruszenie świadomości na skutek oglądania
przedstawienia było
o wiele silniejsze od wrażenia wywołanego samym wydarzeniem, które - oglądane na żywo -
niekoniecznie musiało zapaść w psychikę.
115
mają tę samą przyczynę. Można jednak opisać zachowanie partnerów wobec siebie i
próbować je
przeanalizować. Kiedy dwie mewy spacerują po plaży lub po wysypisku śmieci, można
sądzić, że mają
zamiary raczej przyjazne: ani postawa, ani krzyk, ani emisja senso-ryczna, ani ruch nie
wywołują
wrażenia, które można by było określić jako "przemoc". Obserwując ptaki odnosimy
wrażenie, że swym
zachowaniem wyrażają silną i doskonale kontrolowaną emocję.
Jeżeli przyjrzymy się uważniej, zauważymy, że ten z ptaków, który próbuje się zbliżyć,
trzyma coś w
dziobie: rybę, coś do zjedzenia lub po prostu kawałek drewna. Jeżeli postawimy się na
miejscu mewy
zachowującej postawę wyczekującą, możemy sobie wyobrazić, że widząc zbliżającą się
mewę z rybą w
dziobie odczuwa ona zarazem lęk i zainteresowanie: obawę przed intruzem, którego
intensywność
uczuciowa jest niepokojąca, oraz zainteresowanie rybą, która wzbudza apetyt. Trzeba
zaznaczyć, że
mewa niosąca rybę przywodzi na myśl zachowanie rodzicielskie. Intensywność emocji ptaka
"uwodzonego" łagodzi zainteresowanie kąskiem oraz rozbudzone uczucia dziecka. Jeżeli
jednak
spłoszymy przechadzającego się ptaka lub spowodujemy, że upuści swój kąsek, intensywność
zbliżenia
spowoduje przerażenie, którego nie ukoi ani jedzenie, ani emocje rodzinne. U mewy
pasywnej wywoła to
raczej strach niż uczucie synowskie, co wyrazi się ucieczką lub agresją.
W momencie, gdy zbliżenie między dwoma zwierzętami pozbawione zostało zrytualizowanej
formy, silne i
nie kontrolowane emocje powodują gwałtowną zmianę, przyjęcie wręcz chaotycznych
postaw, mogą
wywołać krzyki i ruchy doprowadzające do unicestwienia jednego z nich.
Gdy intensywność emocjonalna przestaje być kontrolowana przez ceremoniał, następuje
wybuch
przemocy. W ceremoniale, o którym mowa, ryba, jeśli można tak rzec, zmieniła swój status
-nie jest już
kąskiem do połknięcia, lecz postrzeżoną formą mającą wywołać sentyment rodzicielski bądź
jakieś
biologiczne skojarzenie nie dające się pogodzić z agresją. Ryba użyta nie jako taka, lecz w
celu
wywołania określonego uczucia, przyczynia się do nawiązania komunikacji i poprzez
wykorzystanie
skojarzenia z przeszłością
120
przepaja percepcję bieżącą wspomnieniami z dzieciństwa. W swym aktualnym kontekście nie
jest już
smacznym kąskiem. W tej nowej funkcji ma wywołać wspomnienie wydarzenia, którego ślad
jest głęboko
ukryty w pamięci mewy.
Wśród zwierząt społecznych ceremoniał pozwalający na synchronizację zachowań partnerów,
jak to
widzieliśmy w przypadku perkoza czubatego i mewy srebrzystej, przyczynia się również do
synchronizacji
wszystkich jednostek w grupie: para najbardziej wrażliwa na informacje ekologiczne
rozpoczyna taniec
godowy, widok ten wywołuje wydzielanie seksualne u innych członków stada, którzy
zaczynają
naśladować do tego stopnia, że składanie jajek, wychowanie małych, a następnie migracja
odbywają się u
wszystkich w tym samym czasie. Ceremoniał, który pozwala każdej jednostce znaleźć jej
miejsce
biologiczne i emocjonalne oraz sposób zachowania wewnątrz grupy, służy jako spoiwo w
tkance
społecznej. Dzięki niemu pozostaje jednolita i działa jak .jeden mąż". Na tym poziomie
organizacji istot
żywych ceremoniał jest zachowaniem, którego skutkiem jest stymulacja biologicznajednostek
oraz
synchronizacja grup6. Sięgając głębiej: ceremoniał ofiary żywnościowej, która ma łagodzić
agresję,
spełnia rolę biologiczną, stymulując gotowość gruczołów seksualnych, jak można to było
stwierdzić u
wróbli domowych, srok ostrygojadek oraz dużych małp7.
Żeby ceremoniał mógł się stać skuteczny, musi się uwydatniać w jakiś sposób w swym
środowisku
sensorycznym. Dlatego wśród przedstawicieli gatunków poligamicznych oraz zwierząt
żyjących w dużych
grupach ceremoniały przybierają formy przesadne: wyzywające kolory, karykaturalne
postawy oraz głośny
śpiew. Natomiast wśród gatunków monogamicznych albo tych, które żyją w małych grupach,
zażyłość
oraz dyskretny kontekst sensoryczny wyostrzają percepcję każdego z partnerów, który reaguje
na naj-
mniejszy sygnał.
Dotyczy to również ludzi, którzy żyjąc we dwoje lub w małej grupie są nadzwyczaj
wyczuleni na
najdrobniejszy sygnał przekaza-
6J. S. Huxley, ibid., s. 18. 7 E. Mayr, Birds ofparadise, Natural History, 1954.
121
ny przez partnera, podczas gdy w dużej grupie lub w tłumie są stymulowani jedynie
karykaturalnymi
makrosygnalami, takimi jak defilada lub groteskowe, a jednocześnie poruszające spektakle:
Wszyscy
śpiewają, dudni bęben, wspomina się zmarłych, dusza narodu i partii stanowią jedno i w
końcu sam
mistrz, po dokonaniu całkowitego wymieszania tego ogromnego tłumu i uczynienia z niego
jednej istoty,
zabiera głos, pisał Brasillach zafascynowany manipulowaniem mas przez przywódców
nazistowskich8.
Dlatego tolerujemy karykaturalne zachowania i przemówienia polityków, kiedy zwracają się
oni do mas na
wielkich wiecach, podczas gdy to samo przemówienie czy zachowanie w telewizji, oglądane
w domu w
gronie rodzinnym, robiłoby wrażenie wulgarnego lub wręcz chuligańskiego wybryku. Gdy
mówca
znieważa swego przeciwnika w czasie mityngu, wprowadza tłum w bałwochwalczy trans; ta
sama
zniewaga wypowiedziana w telewizji będzie brzmiała niestosownie lub wulgarnie.
Opisaliśmy ceremoniał etologicznyjako rodzaj "pośrednika" zmysłowego. Można by opisać
tysiące
różnych relacji: między parą zwierząt, dwojgiem ludzi, między rówieśnikami, grupami,
narodami...
Możliwość wprowadzenia elementu zmiennego ułatwia obserwację doświadczalną: można
zmienić
odległość, założyć klapki na oczy, zatkać nos czy uszy, zastosować kolorowe plamy, zmienić
brzmienie
głosu, wprowadzić osobę trzecią... Z tych obserwacji wynika, że ceremoniał jest strukturą
homeostatyczną, ponieważ zmiana jednego z elementów pociąga za sobą zmiany
kompensacyjne w
innych, co pozwala na zachowanie ogólnej równowagi.
U dzieci, na długo przedtem, zanim zaczną mówić, moment zrytualizowanego zachowania
może stać się
symbolem: konflikty powstają na ogół z powodu wiaderka piasku, plastykowej łopatki lub
kawałka
czekolady. Kiedy jedno dziecko ma na coś ochotę i u-siluje zdominować inne, wchodzi w grę
przemoc i
nasze drogie cherubinki chętnie unicestwiłyby się wzajemnie, gdyby tylko miały niezbędne
ku temu środki.
W takich scenach można zaobserwować, że dziecko dobrze rozwinięte, spokojne i silne
okazuje coś
8 R. BrasUlach, Notre avant-guerre, Le Uvre de Poche, 1992, s. 344.
122
w rodzaju "spokojnej siły", podchodzi do dzieci zaczepnych, unosi dłoń wyrazistym ruchem,
ale nie
uderza. Trzyma rękę w powietrzu, następnie szeroko otwiera usta i wydaje zdecydowany
dźwięk, na jego
twarzy maluje się nie agresja, lecz zdecydowanie9. Ten typ zachowania kształtuje i
przekazuje emocję,
która zatrzymuje zabijaków. Mały "rycerz" posiada naturalny autorytet, którego siłąjest
ceremoniał,
scenariusz składający się z gestów, symbolizujący nie realizowaną, lecz istniejącą w
wyobraźni
sekwencję. Jak gdyby uprzejmie mówił: "Uwaga! Potrafię uderzyć". Ten pełen wyrazu ruch
przywodzi na
myśl możliwość ryzyka w powiązaniu z emocją uspokajającą.
Zarówno w przypadku orła z królikiem, jak i "rycerza" w ogródku jordanowskim możemy
uznać, że
przemoc jest punktem widzenia wyrażanym przez zachowania, które nie liczą się z istnieniem
kogoś
drugiego. W przykładzie orla z królikiem chodzi o różne gatunki; w przypadku gwałciciela,
który nie liczy
się z uczuciami gwałconej kobiety, nie mogąc ich sobie wyobrazić - o różne stany uczuciowe;
gdy
weźmiemy pod uwagę teoretyka, który usiłuje narzucić swe idee, zmuszając innych do
milczenia, chodzi o
rozbieżności intelektualne; oraz w końcu i przede wszystkim, chodzi o organizmy społeczne,
które mogą
się wyniszczać w celu zdobycia terytorium bądź przewagi gospodarczej.
Zwierzęta potrafią kierować swymi emocjami w sposób bardzo skuteczny. Drapieżniki z
rodziny
psowatych (na przykład wilki) są doskonałą ilustracją faktu, że dobrze nadzorowana przemoc
może
zmienić się w zachowanie pełne łagodności, co stanowi dowód, że wilk nie jest wilkowi
człowiekiem.
Struktura klanu zależy od intensywności odruchów. Wilkowi odruch agresywny niezbędny
jest do
przeżycia. Wewnątrz stada musi być na przemian agresywny i łagodny. Inne zachowanie
zdezorganizowałoby grupę, powodując nieustające walki w jej łonie i nie pozwalając na
koordynację w
trakcie polowania. Jednakże wilki nie dopuszczają nigdy do tego, żeby ich agresywność
przeistoczyła się
w przemoc10.
9 H. Montagner, L'Attachenent: les debuts de la tendresse, OdUeJacob, 1988.
10 D. van Caneghem, Agressimte et combatwite, PUF, 1978.
123
rzymać agresji człowieka, którego wyobrażenie o innym pełne jest nienawiści. Człowiek ten
reaguje na
swe wyobrażenia, a nie na realne percepcje. Dlatego rasiści są w stanie unicestwiać dzieci
znie-
nawidzonej przez siebie rasy z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku: spalenie żywcem
dziesięcioletniej Turczynkijest właściwe, ponieważ pewnego dnia mogłaby jeść nasz chleb.
Wyobrażając
sobie tę dziewczynkę w sposób odrażający, rasista zareagował aktem eliminacji. Można sobie
wyobrazić,
że gdyby znal tę dziewczynkę, może by się do niej przywiązał i wówczas fakt spalenia
żywcem tego dziec-
ka wywołałby w nim uczucie zgrozy.
U człowieka wyobrażenie świata może istnieć poza wszelką percepcją, podczas gdy u
zwierzęcia oba
procesy są ze sobą związane. Percepcja bieżąca przywołuje na myśl jakieś wspomnienia,
które
wytwarzają bodźce wewnętrzne, rodzaj "ambasadorów myśli"14. Z całą pewnością fakt, że
żyjemy w
świecie wyobrażeń, powoduje, iż mamy skłonności zarówno do przemocy, jak i do kultury.
Zwierzę zależy
od rzeczywistości, która kontroluje jego przemoc, podczas gdy człowiek usiłuje poddać się
wyobrażeniom,
jakie ma o świecie, co go skłania do stosowania przemocy twórczej: zniszczyć jakiś porządek
na rzecz
innego, ponieważ "ze skrajnego chaosu wyłania się w naturze ludzkiej porządek"15.
Zwierzęta nie są brutalne, o ile procesy biologiczne i ekologiczne są zrównoważone. Ludzie
natomiast
używają przemocy, ponieważ chcą mieć możliwość wyeliminowania tych, którzy żyją w
świecie innych
wyobrażeń. Brak zwyczaju prowadzi do chaosu, podczas gdy jego hegemonia doprowadza do
destrukcji
innych, co sprowadza obie formy przemocy do jednego.
Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest wymyślenie ceremoniału pozwalającego na konfrontację
obyczajów i
mającego na celu wzajemne poznanie się. Można go nazwać "konfliktem społecznym",
"dyskusją
filozoficzną", "przeglądem naukowym", "dysputą", jak
14 J. Vauclair, Representation et intentionnalite dans la cognition animale [w:] E. Sigu-an,
Comportement,
cognition, conscience, PUF, 1987, s. 59-88.
15 R. Girard, Des choses cachees depuis lafondation dv, monde, Grasset, 1978.
126
w średniowieczu, bądź też "okrągłym stołem". W tym przypadku niedogodnościąjest uczucie
niepewności,
podczas gdy świadomość, że zna się jedyną prawdę, ma właściwości kojące: O ile egzystencja
jednostki
w średniowieczu przebiegała wewnątrz jednej wspólnoty, obecnie przechodzi ona przez diugą
listę
instytucji wyspecjalizowanych, od przedszkola poczynając, a na domu starców kończąc,
zahaczając po
drodze o szkolę, wojsko, pracę, stowarzyszenia...16. Z każdą z tych instytucji wiąże się jakaś
obyczajowość podająca w wątpliwość porządek świata ustalony przez innych. Nasza kultura
wzbogaca
się kosztem przemocy. Życie ludzkie przebiega obecnie w dziesięciu różnych światach
kulturowych, które
przy okazji przechodzenia z jednego do drugiego narzucają nowe spojrzenie na to, co znaczy
być
człowiekiem, oraz zmuszają do porzucenia dawnego podejścia. Nastolatki używają przemocy
wobec
innych lub wobec samych siebie, liczba przypadków czynnej agresji wobec rodziców wzrasta,
mimo że
nikt o tym nie mówi, próby samobójstwa oraz wypadki drogowe są tak częste, że przestają już
być
"informacją"; natomiast narkotyki i AIDS przeistaczają się w "gwiazdy" kulturowe,
symbolizujące
destruktywną silę obecnej młodzieży.
Wszyscy stoją przed dylematem: albo być sobą, co oddala od grupy, albo związać się z grupą,
co
ogranicza częściowo możliwości indywidualne poprzez nadanie osobowości kolektywnej.
Otóż nasza
kultura czci Osobę, unicestwiając tym samym grupę i tworząc tysiące podgrup, będących
zwolennikami
tysiąca sposobów bycia innym. Ten, kto napotka swą podgrupę adoracji, mającą za punkt
odniesienia
jakiś temat sportowy, artystyczny, finansowy czy intelektualny17, będzie się rozwijał bardzo
dobrze i nie
będzie mu przeszkadzała destrukcja innego klanu. Może być nawet z tego powodu bardzo
szczęśliwy, o
ile uważa, że wyobrażenie świata reprezentowane przez ten klan jest zaprzeczeniem jego
własnego
wyobrażenia.
^ G. Mendel, La Societe n'estpas une familie. La Dćcowerte, 1992, s. 148. 17 B. Cyrulnik,
Culture du
totem, naturę du tabou [w:] Sexualite, mythes et culture, L'Harmattan, 1990.
127
w ich świecie ta część ciała dostarcza wielkiej liczby informacji. Następnie, podobnie jak
zwierzęta żyjące
w stadzie, usiłują ustalić swą pozycję, włażąc jeden na drugiego, wykazując przewagę lub
grożąc sobie w
sposób jak najbardziej "społeczny"20.
Kiedy spotykam na pustyni drugiego człowieka, zdolnego podobnie jak ja posługiwać się
znakami i
konwencjami lingwistycznymi, zauważam w jego ciele pewne wskazówki seksualne i
społeczne, w które
jest wyposażony, ponieważ żyję bardziej w świecie wizualnym niż węchowym. Następnie
interesuję się
tym, co mówi, bowiem jego słowa będą reprezentatywne dla naszych światów umysłowych
oraz dla
naszej przeszłości. Nasz kontakt przebiegać będzie na bieżąco, przepełniony jednak czymś
pochodzącym
z zewnątrz. Abyśmy mogli być razem, nasze rytuały przemienia rzeczy istniejące w danej
chwili w znaki
reprezentujące nieobecne światy. Tak rodzi się mit tworzący dwuosobową grupę i
koordynujący działania
partnerów. Kiedy jednak tempo zmian jest takie, że nie pozwala mitowi nadać sensu gestom i
przedmiotom, wówczas przemoc prowadzi do zniszczenia bez możliwości odbudowy. Między
monotonią,
która otępia, a przemocą, która niszczy bez wahania, ceremoniał, pierwotne czczenie ofiary,
zaznacza
piętno czasu i wstrzymuje przemoc. Ceremoniał potrzebny jest, żeby czas biegł wolniej.
Potrzebne są
jednak również ceremoniały zmian, ażeby zwolnienie tempa nie przemieniło się w zastój i
martwotę. Jak
dotąd wszystkie kultury przewidziały podwójną walkę między chronicznością a
przyspieszeniem czasu,
między skamieniałością kulturalną a bulwersującym entuzjazmem, wymyślając ceremoniały
inwersyjne,
kiedy to bachanalia pozwalają oderwać się od dotychczasowych uczuć, kształtowanych przez
zwyczaj.
20 M. Chanton, Le Compmtement social du chienfamilier, praca doktorska, Paris VI, 1991.
130
Kiedy zwyczaj przestaje działać
Zwyczaj nie szuka ani kompromisu, ani złotego środka: pozwala on na zachowanie
równowagi, która -
podobnie jak stan zdrowia - jest stałą walką przeciwstawnych sił. Wystarczy drobiazg, by ten
układ zaczął
niedomagać.
Często psy przez parę chwil kręcą się w kółko, ażeby znaleźć idealną pozycję do spania.
Kiedy jednak ich
podniecenie staje się trudne do wytrzymania, zdarza się, że kręcą się zbyt długo. Można sobie
wyobrazić,
że zmęczony pies zaczyna swój zwyczajowy seans przed snem i zaznaje ulgi podobnie jak
my, gdy
poklepujemy poduszkę przed położeniem się spać. Część ruchowa tego aktu zawiera silę
uspokajającą,
kiedy jednak całą następną sekwencję spędzamy na poklepywaniu poduszki, żeby móc
zasnąć, nie udaje
nam się to, ponieważ sekwencja uspokajająca przemienia się w rozdrażnienie, które
powoduje, że jeszcze
bardziej szukamy uspokojenia, a więc uderzamy poduszkę, co nas jeszcze bardziej
rozdrażnia-jak to
często się nam zdarza robić w bezsenne noce. Część ruchowa zachowania jest respektowana,
jednakże
jej efekt adaptacyjny, pozwalający na zakończenie sekwencji, nie jest realizowany.
Obserwując zwierzęta w ogrodzie zoologicznym możemy zrozumieć, w jaki sposób
ceremoniał przestaje
działać. Stworzeniom przebywającym w klatkach ta ograniczona przestrzeń oraz warunki
sensoryczne
narzucone przez człowieka nie pozwalają na normalny przebieg ceremoniału. Normalne
mechanizmy nie
wystarczają, ażeby złagodzić napięcie emocjonalne. Często można zaobserwować zwierzęta
wykonujące
mechaniczne ruchy: konie ocierające szyję o drzwi klatki21, niedźwiedzie, które uszkadzają
sobie stawy w
wyniku ciągłego stawiania jednej łapy na drugą, a nawet małpy, które huśtają się wciąż w ten
sam sposób.
Zachowanie zwierząt, które używają swego ciała i bezpośrednio otaczającej je przestrzeni,
wskazuje na
przystosowanie do przy-
21J.-L. Rappoport, Reply to Cwnmfataius on Recent Adwnces m ObsmhŻCwnpulsive
Disorders,
"Neuropsychophannacotegy", V, nr l (1991), s. 21-32.
131
żuje. Poddane działaniu takiego impulsu zwierzęta będą mogły zrealizować tylko namiastkę
ceremoniału,
jego pierwsze sekwencje, do których wystarczają jedynie bodźce endogenne zapisane
genetycznie31.
Jeżeli powyższe rozumowanie i obserwacje są w miarę spójne, oznacza to po raz kolejny, że
różnica
między tym, co endogenne i egzogenne, nie ma znaczenia większego niż przeciwstawianie
natury i
kultury. Endogenny stymulator jest nie do uniknięcia: żaden organizm nie może żyć bez
bodźca
biologicznego. Jednak wówczas, kiedy organizm odbiera bodziec do życia, napotyka inną
formę, na
przykład kogoś o tym samym pochodzeniu, jakąś strukturę ekologiczną lub społeczną,
przestrzeń
kontaktu między takimi dwoma bodźcami przybiera formę zwyczaju wynikającego z prostego
faktu
połączenia sił, podobnie do dwóch nurtów, których spotkanie, zanim połączą się i popłyną
razem
spokojnie, wywołuje najpierw prądy i wiry.
Pojęcie przemocy różni się zaskakująco zależnie od punktu widzenia. Niektóre gatunki
(myszy) odczuwają
ją głęboko we własnym ciele, inne tymczasem (kot) nie myślą nawet o tym. Podobnie jest z
kulturami.
"Hodowanie" dzieci z przeznaczeniem ich na ofiarę wydaje się nam wyjątkowo brutalne,
podczas gdy był
to rytuał kulturowy Azteków, który wiązał ze sobą członków jednej grupy, nie liczącej się ze
światem ofiar.
Z tego samego powodu konkwistadorzy poćwiartowali kilka tysięcy Indian, a naziści
organizowali masowe
"rytuały" klanu, którego celem było unicestwienie innych. "Rytuały" te dostarczały
archaicznej
przyjemności nawet ludziom światłym, takim jak Brasillach czy Drieu la Rochelle.
Przemoc jest również odmiennie odczuwana w różnych epokach. Kiedy u starożytnych
Rzymian kobieta
wysoko postawiona zabijała swą służącą za niezręczne ułożenie włosów32, uważano ten
31 R. Campan,V. fowcassi6.Laneuro-ethologiepeut-ellesepasserd'ethologie?, "Ćtudes et
anałyses
comportementales", III, nr 3 (1986).
32 A. Rousselle, Gestes et signes de la familie dans 1'Empire romain, [w:] Histoire de la
familie, Armand
Colin, T. I, 1989, s. 257.
136
czyn za coś zupełnie normalnego. Kiedy matka Galiusza w Perga-mie, w II wieku, kąsała
swych służących
dlatego, że źle nakryli do stołu, nikt nie uważał tego za brutalne, ponieważ wszystkie panie
domu czyniły
podobnie. Nie będę się rozwodzić nad "subtelnościami" stosowanymi w przypadkach
przyłapania na
cudzołóstwie, gdy wyrywano wątrobę mężczyzny, żeby wystawić ją na widok publiczny
wbitą na pal33, a
kobietę wrzucano do wody w zawiązanym worku razem z dziesięcioma rozszalałymi kotami.
Cudzołóstwo
uważane było za tak wielkie przestępstwo, iż uznawano, że zasługiwało na tortury, których
widok wcale
nie wywoływał uczucia grozy.
Obecnie przestępstwa popełniane w afekcie zdarzają się o wiele rzadziej, ukazując tym
samym, że w
naszej kulturze nie uważa się już partnera za swoją własność. Cierpimy z powodu doznanej
krzywdy,
jednak nie uważamy, że mamy prawo zniszczyć niewiernego współmałżonka, ponieważ nie
jest on już
naszą własnością uczuciową. Dawniej zresztą sędziowie stosowali niezbyt wysokie kary za
przestępstwa
popełnione w afekcie, niemalże uznawane za legalne. Ich motywy były łatwe do zrozumienia.
Dzisiaj
natomiast nie tyle sama niewierność, co okrucieństwo zbrodni popełnionej w afekcie budzi
uczucie grozy.
Oddalenie fizyczne bądź intelektualne nie pobudza już uczuciowości: czego oczy nie widzą,
tego sercu
nie żal! Konkwistadorzy wyobrażali sobie Aztekówjako woły zaprzęgowe, hitlerowcy Żydów
jako szczury
zagrażające ich aryjskiej kulturze. Jeszcze pięćdziesiąt lat później ci funkcjonariusze śmierci
krytykują
hitlerowską administrację, która nie ułatwiła im w wystarczającym stopniu wykonywania
pracy! Nie podają
zaś w wątpliwość rozkazów, jakie wykonywali bez większych zresztą emocji!34
Powstaniu zwyczaju przeszkadza również zbyt wielka bliskość. Nie potrzebuję specjalnego
obyczaju,
żeby dotknąć w dowolnym miejscu własnego ciała, nie mogę jednak tak postąpić wobec ciała
mojej
sąsiadki, bowiem ten kontakt podlega regulacji przypominasz M. Godelier, La Pmduction
(tugrands
hommes, Fayard, 1982. 34 C. Lanzman, świadectwa w filmie Shoah.
137
jącej kodeks drogowy. Bardzo duże zbliżenie, które nie pozwala na powstanie zwyczaju,
tłumaczy,
dlaczego przemoc wybucha bez zahamowań wobec naszych bliskich. Kiedy służąca żyła w
domu swego
pana, chłostano ją batem. Kiedy miała swój pokój na poddaszu, bito ją kijem. A obecnie,
kiedy nasza
sprzątaczka mieszka u siebie, nie można już jej tknąć. Bez względu na rodzaj kultury, rodzina
pozostaje
terenem przemocy. Ta mała grupa ludzka - scementowana przez uczucia, seksualność,
wychowanie
dzieci oraz przymusy społeczne - reprezentuje pole uczuciowe tak bliskie, że zwyczaj traci w
nim swą
skuteczność. To na tonie rodziny lub, nieco szerzej, w kręgu o-sób bliskich popełnia się
większość
mordótu55. Czy to będzie średniowieczna Anglia, dziewiętnastowieczna Francja, Rosja lat
sześćdzie-
siątych, czy dzisiejsze kraje islamu36, przemoc w kręgu rodzinnym zajmuje niewiele miejsca
w
rozważaniach kulturowych. Pozornie wydaje się, iż wszystkie filmy czy książki, które o tym
mówią, dotyczą
wypadków wprawdzie bulwersujących, ale rzadkich, tymczasem cyfry raportów policyjnych
są
wstrząsające: istnieje 80 procent szans na znalezienie mordercy wśród rodziny lub osób
bliskich, nie
mówiąc już o aktach brutalności, torturach słownych czy tajemnych kazirodztwach. Rodzina,
ta oaza
bezpieczeństwa, jest jednocześnie terenem skrajnej przemocy.
Bliskość uczuciowa nie dopuszcza więc do powstania zwyczaju, wydając ciało na pastwę
każdego gestu,
każdego słowa, każdego wyrazu emocji.
W świecie istot żyjących najdoskonalsze przekazy uczuciowe odbywają się wewnątrz
gatunku.
Najdrobniejsza emocja zostanie świetnie przekazana reprezentantowi tego samego gatunku i
wystarczy,
żeby zwyczaj nieco się zmienił, a nic już nie będzie w stanie nad nią zapanować. Wśród
zwierząt
wodopoje są sygnałem odbieranym w świadomości dziesiątków gatunków, które zbierają się
przy brzegu.
Ich uwaga skierowana jest ku wodzie tak dalece, że
35J.-S. Chesnais, Histoire de la molence, Robert Laffont, 1981, s. 79-80. 36 R. Maziouman,
Lesfacteurs
essentiefs de la crininalitS dans les differents pays musui-mań [w:]J.-S. Chesnais, op.cit.
138
drapieżniki i ich ofiary prawie się stykają, dostrzegając się jedynie na tyle, żeby się nie
zderzyć37. Nie
dotyczy to krokodyli, które nie zwracają uwagi na wodę, ponieważ są w niej zanurzone,
podobnie jak my
nie zwracamy uwagi na powietrze, którym oddychamy. Interesują się one natomiast ptakami i
ssakami,
które chętnie jadają.
Bardzo bliskie bodźce są postrzegane, ponieważ podlegają adaptacji, jednakże nie są
uwzględniane.
Kiedy uwaga zwrócona jest na odbiór informacji przekazywanej przez jakieś źródło
dominujące, wszystkie
inne schodzą na dalszy plan.
Dlatego też nad wodą lwice nie napadają na gnu: widzą je, ale ich nie atakują, ponieważ ich
uwaga
zwrócona jest ku wodzie. Gnu wiedzą, że lwice wolą teraz pić wodę, i nie rozpoznają ich jako
dra-
pieżników, nie czują się ofiarami. Mogą przebywać tuż obok nich bez obawy.
Bliskość i oddalenie, poprzez przejrzystość emocjonalną, jaką wprowadzają, usuwają w cień
obiekty
doznań sensorycznych i czynią je nieznaczącymi. Ceremoniał nie ma znaczenia i zwierzęta
mogą
przebywać koło siebie nie używając przemocy tak długo, póki jakieś wydarzenie nie rozbudzi
ich emocji.
Gdy tylko pragnienie zostanie zaspokojone, a lwica zacznie na nowo polować, nieobecność
ceremoniału
pozwoli użyć form przemocy.
Istnieją czynniki budzące emocje. Łatwo sprowokować panikę lub reakcję lękową,
wstrzykując mleczan
sodowy. Niektóre substancje wywołują niekontrolowaną wściekłość, na przykład kwas
moczowy w
nadmiernej ilości: jeżeli organizmowi brakuje enzymu, który zazwyczaj go rozkłada, na
każdy bodziec
odpowiada niszczycielską wściekłością, której nic nie będzie w stanie pohamować.
Hodowcom udało się wykryć czynnik genetyczny, który pozwolił wyprodukować takie rasy
psów jak
pittbull. Nie są one w stanie pohamować agresji, ponieważ nie postrzegają odpowiedzi
przeciwnika, tak
więc rytualny gest poddania się przestaje być wobec nich skuteczny.
W D. van Caneghem, Agresswitó et combathriff, PUF, 1978, s. 82.
139
Jest rzeczą ciekawą, że stres jest mniej odczuwany w dużych miastach, w których można
zawsze znaleźć
jakąś działalność uspokajającą czy rozrywkę lub nawiązać ciekawą znajomość. W wielkich
miastach cierpi
się męki Tantala, które wzbudzają apetyt, a czasami nawet nadzieję. Przedmieścia pełne są
hałasu i
namiętności: zawsze można kogoś spotkać, z kimś się pobić, sprowokować jakiś dramat,
opowiadać o
różnych wydarzeniach. Nawet najbiedniejsi żyją tam bardziej intensywnie i bardziej "po
ludzku" niż
mieszkańcy na pól wymarłych miasteczek. Peryferie żyją chwilą obecną, ponieważ jedynie
centrum
miasta ma swoją historię. Można tu spotkać gorące uczucia, miłość intensywną i pikantną,
którą nazywa
się również "nienawiścią" i która wiąże bardzo ściśle tych, którzy się kochają, ziejąc
nienawiścią do
innych.
Obserwatorzy pochodzący z bogatych dzielnic, posiadający dyplomy doskonałych szkól, nie
potrafią
zrozumieć, dlaczego mieszkańcy ubogich dzielnic z trudem je opuszczają: po prostu nie
potrafią żyć gdzie
indziej! Dramat może tu zdarzyć się w każdej chwili, pobudzając wyobraźnię, zabawa jest
darmowa,
ludzie ocierają się często o śmierć, jak w bachanaliach. Miłość i nienawiść są tu rzeczą
codzienną,
stwarzając wrażenie życia bardzo intensywnego, o ileż ciekawszego od psychicznego zastoju
małych
miasteczek czy pozłacanego blichtru bogatych dzielnic.
Jednakże, tak jak w przypadku każdego klanu, nadmiar uczuciowy prowadzi do nieszczęścia.
Ci, którzy
nie potrafią zintegrować się z grupą, ponieważ wolą spokój małych miasteczek lub ciszę
bogatych dzielnic
i nie życzą sobie tej archaicznej regresji lub nie udaje im się w niej żyć, cierpią jeszcze
bardziej.
Schizofrenicy, którym z trudem przychodzi powiedzenie "dzień dobry", przeganiani są z
miejsc, gdzie
odbywa się współzawodnictwo społeczne, a jednocześnie pociąga ich ta prymitywna
socjalizacja. Kiedy
się jednak w niej znajdą, nie potrafią dostosować się do jej gwałtownych obyczajów. To
właśnie oni
stanowią najbardziej odrytualizowaną populację ulic: 30 procent wśród bezdomnych w
Paryżu, 40 procent
w Wenecji (z której wywodzi się zwyczaj usuwania z domu chorych
144
umysłowo), 80 procent w Nowym Jorku47, gdzie takie nadużywanie "leczenia
eksternistycznego" przynosi
znaczne oszczędności.
Kiedy kultura nie przenika już świata międzyludzkiego, zwyczaje panujące w klanie
zachowują odrobinę
archaicznej uczuciowości. Ci, co się kochają, jednoczą się wówczas we wspólnym poczuciu
nienawiści,
aż do momentu całkowitej derytualizacji. kiedy zasada "każdy dla siebie" unicestwia to, co
zostało jeszcze
ze społeczeństwa.
Pierwszy opis społeczeństwa pozbawionego zwyczajów dotyczył Ików48, którzy, przesiedleni
w piękne
okolice i utrzymywani przez rząd. mieli wszystko, żeby być szczęśliwi. Żyjąc jednak bez
planów na
przyszłość i bez przeszłości, tracili powiązania społeczne i w ciągu kilku miesięcy ich
wzajemne stosunki
przekształciły się w gwałtowne spory i bójki. Brutalna destrukcja ich stylu życia stawiała ich
w zerowym
punkcie człowieczeństwa49. W momencie, gdy ich społeczność uległa derytualizacji, zaczęły
się bijatyki,
kradzieże żywności, gwałty, porzucanie dzieci i morderstwa. Przy tego typu derytualizacji
przynależność
do klanu przynosi pewną ulgę. Wśród bezdomnych uliczników ceremoniały związane z
przyjęciem do
bandy nabierają formy: są to archaiczne zwyczaje, wiążące grupę poprzez przemoc narzuconą
innym, na
przykład w postaci bijatyk czy grupowych kradzieży. W Kambodży wśród przesiedlonej
ludności pojawia
się neo-rytualizacja; można zaobserwować nastolatków skupiających się w bandy w celu
sprawowania
władzy i narzucania jej brutalnie siłą jednostkom wyizolowanym. Można jednak
zaobserwować również
ceremoniały wynikające ze współżycia, polegające na wymianie uczuciowej pozwalającej
uspokoić się czy
zasnąć.
Kiedy grupa się powiększa, wiele jednostek przestaje przestrzegać elementarnych zwyczajów,
ponieważ
w dużej masie rozpływają się informacje sensoryczne i zmniejsza się jednocząca siła.
47 L. Marceli, N. Cohen, D. Nardacci.J. Brittain, TheNew York City Initiatwe for the
Homeless Mentally Ul,
"AmericanJournal of Psychiatry", CXLVII, nr 11 (1990).
48 C. Tumbull, Un Peuple defauws, Le Seuil, 1972.
49 G. Mendel, Quandplus rien newde soi, Robert Laffont, 1972.
10. Antomia uczuć
145
Można wówczas zauważyć wyłanianie się podgrup, które nie porzucając zwyczajów
wspólnych z grupą
wyjściową, wprowadząjąjednak nowe, własne. W miasteczkach posiadających własną historię
każdy
kontakt dwóch osób zaznaczony jest uśmiechem, wymianą spojrzeń lub istotnym zwrotem
typu: Jak się
masz?". Te drobne gesty tworzą zrytualizowaną całość sensoryczną. Takie zachowanie byłoby
absurdalne w wielkim domu towarowym. Nie można witać się ze wszystkimi mieszkańcami
wielkiego
miasta. Lepiej więc nie zwracać na innych uwagi: można ich postrzegać, nie dokonując
żadnej wzajemnej
wymiany. Zbyt wielka liczba osób powoduje, że inni sąjakby przezroczyści - tak więc w
przypadku silnej
emocji nie ma niczego, co mogłoby pohamować przemoc.
W końcu dziewiętnastego wieku, w epoce, gdy społeczeństwa zachodnie nie miały jeszcze
nowoczesnych
struktur, Durkheim zaproponował koncepcję anomii, która miała oznaczać, że grupy ludzkie
nie
przybierają już form naturalnych czy prawnych. Czyżby powrót tego pojęcia w końcu
dwudziestego wieku
oznaczał, że de-strukturyzacja prawie wszystkich społeczeństw ma przynieść ze sobą nowy
porządek
świata? Problem w tym, że anomia, odrytualizo-wując grupy społeczne, rozkłada je i pozwala
na
stosowanie wszelkiej przemocy. Tak jak gdyby wielkie grupy nie potrafiły osiągnąć ewolucji
kulturowej w
inny sposób niż przez zastosowanie przemocy, podczas gdy małe grupy, zachowujące jeszcze
swe
zwyczaje, doprowadzają do zmian mentalności i struktur społecznych w wyniku dyskusji.
Dyskusje
doprowadziły do tego, że masturbacja przestała być uważana za czyn karygodny,
homoseksualiści są łat-
wiej akceptowani w pewnych środowiskach, zaś feministki poprawiły warunki życia kobiet,
nie zabijając
ani jednego mężczyzny i nie podkładając bomb. Dyskusja przyjmuje jednak różne formy
zależnie od ilości
uczestników. W małżeństwie lub w środowisku domowym trudno jest kierować emocjami
wywołanymi
dyskusją, ponieważ bliskość uczuciowa nie pozwala, żeby przekształciły się one w zwyczaj.
Dlatego też
czasami zwykle wtrącenie się osoby trzeciej pozwala podjąć na nowo dyskusję, rytualizując
wymianę
myśli. Dyskusja nie jest również możliwa w dużej masie, ponieważ wymiana
myśli między tłumem a mówcą jest niemożliwa na poziomie intelektu. Przywódca nie jest w
stanie
wymienić poglądów z każdą osobą wchodzącą w skład tłumu. Może jednak zaistnieć inna
wymiana
między przywódcą a tłumem jako całością, wymagająca odindywidualizowania uczestników
wiecu: Uznam
więc hipnozę za środek komunikacji, którego treść zmierza ku zeru, a relacja ku absolutowi^.
Ten hip-
notyczny stosunek między przywódcą a oddanym mu tłumem może być uznany za rodzaj
wymiany
uczuciowej pozbawionej zawartości intelekfualnej, którą można porównać strukturalnie do
stosunku matki
i dziecka51. Tłumaczy to, dlaczego tylu myślicieli, którzy skądinąd wykazali się wysoką
jakością intelektu,
wpadło w pułapkę kolektywnego transu manifestacji masowych.
W połowie drogi między stosunkami zbyt bliskimi, które upoważniają do przemocy
rodzinnej, a zbyt
odległymi, które prowadzą do przemocy społecznej, wymiana uczuciowa i intelektualna
odbywa się w
małych społecznościach. Niektóre z nich zorganizowane są jako "tajne ugrupowania"
pozwalające na
krążenie idei i emocji;
inne stanowią ośrodki nacisku mające wpływ na kulturę; jeszcze inne organizują się w grupy
polityczne
zdążające do przejęcia władzy. Niektóre sekty używają tej skłonności, tak dalece ludzkiej,
żeby za-
panować nad duszami i portmonetkami swych zwolenników.
Małe zbiorowisko ludzkie, które grupuje się wokół idei, działań i emocji, stanowi organizację
na skalę
ludzką, w której jednostka z łatwością odnajdzie swoje miejsce. Szczep, który skupia kilka
rodzin
wielbiących ten sam totem - uczuciowy, intelektualny czy egzystencjalny - stanowi
najprostszą formę walki
przeciwko anomii. W ten sposób ma się w nim dobre samopoczucie aż do momentu, gdy inny
klan nie
spróbuje zniszczyć naszego klanu.
Uspokajające właściwości rytuału integrującego znalazły potwierdzenie w badaniach nad
współczynnikiem
samobójstw popeł-
so D. Bougnoux, L'impensź de la commumcation [w:] La Suggestion, Delagrange, 1991.
o1 B. Cyrulmk, Quand Żje® n'estpas un autre, seminarium Lćona Chertoka i Isabelle
Stengers, EHESS-
MSH, luty 1991.
nianych w Algierii. W ciągu jednego pokolenia kultura w tym kraju doznała ogromnego
wstrząsu. Z punktu
widzenia intelektualnego i uczuciowego rozwój jednostek jest obecnie o wiele lepszy.
Jednakże to
polepszenie napotyka wśród młodych między piętnastym a dwudziestym czwartym rokiem
życia na
próżnię spoleczno-kul-turową. Trudności gospodarcze nie pozwoliły na powstanie obiegów
społecznych,
w których młodzi mogliby się odnaleźć. Mamy więc do czynienia z ważnym zjawiskiem
kulturowym
dotyczącym młodych z "problemami", który nie istniał jeszcze kilka lat temu. Można nawet
zaobserwować
powstanie nowej odmiany młodych -"podpieraczy ścian" - którzy spędzają codziennie całe
godziny drze-
miąc, oparci, jeden obok drugiego, o ściany domów. Ten sam problem otępiałej młodzieży w
wieku
dojrzewania istnieje również we Francji.
W tym kontekście bezradności kulturowej odnotowuje się a-larmujący wzrost prób
samobójczych w
postaci samookaleczeń, podejmowania nadmiernego ryzyka, narkomanii, absurdalnego
bohaterstwa... W
każdym przypadku, niezależnie od kultury, chodzi o nastolatków uczęszczających do szkoły,
wywodzących się ze środowiska miejskiego i pozbawionych związków solidarności. We
Francji
największą liczbę samobójstw można odnotować w departamencie Mayenne, o 50 procent
więcej od
przeciętnej krajowej. Tylko w niewielu przypadkach można mówić o zaburzeniach
psychicznych. Chodzi
prawie wyłącznie o młodzież zdesocjalizowaną. W skład tej grupy wchodzą dziewczyny
między
piętnastym a dwudziestym czwartym rokiem życia, które miały dobre wyniki w nauce, co
jednak uległo
nagłemu pogorszeniu. Młodzież ta nie prowadzi żadnej działalności kulturalnej, sportowej,
intelektualnej
czy u-czuciowej. Pozbawieni związków solidarności z rodziną, którą odrzucają, przyjaciół,
więzi
uczuciowych oraz planów społecznych, odwiedzają często lekarzy internistów, tak dalece ich
zły stan psy-
chiczny rzutuje na kondycję fizyczną.
148
Rozwiązania można szukać głównie w dziedzinie kultury52, ponieważ w tym stadium
rozwoju zachęta do
życia znajduje się poza rodziną. Niestety na zewnątrz jest również próżnia.
W Algierii, kiedy Ramadan nakazuje zachowywać określony rytuał, spotykać się codziennie
w gronie
rodziny i przyjaciół, liczba samobójstw nagle spada: W czasie tego miesiąca głodówki
komórka rodzinna
odnajduje swą trwalość, spójność oraz funkcję wspierania jednostki przez grupę53. Pewnym
wskaźnikiem
ukazującym naszą bezsilność kulturową jest wzrost depresji i samobójstw w okresie Bożego
Narodzenia
oraz Święta Matki. Osoby znajdujące się na łonie rodziny odczuwają rodzaj euforii z okazji
świąt
rodzinnych. Ci natomiast, których rodziny są rozbite lub mają problemy, doznają bolesnego
poczucia
porażki oraz niedostatku uczuciowego. Statystyki ukazują czasami zadziwiający fenomen
psychologiczny:
bez względu na kulturę umiera się o wiele rzadziej w czasie świąt laickich czy religijnych.
Nawet osoby
wiekowe umierają rzadziej w niedzielę i w dni świąteczne. Czekają, żeby odejść w
poniedziałek lub
wtorek, jak gdyby bodźce uczuciowe wypływające z grupy dodawały umierającym sil, żeby
uczepić się
jeszcze życia w ich otoczeniu, a następnie nazajutrz po święcie spokojnie odejść.
Anomia społeczna a przeludnienie
Osiem tysięcy lat temu, kiedy ludzie polowali na renifery, byli bardzo szczęśliwi: gdy od
czasu do czasu
udawało im się zabić jakąś sztukę, każda część zwierzęcia przekształcała się w żywność lub
przedmiot
użytkowy - nóż, igłę z kości, ubranie czy obuwie ze skóry. Święta z okazji narodzin,
polowania lub
podziału zwierzyny napel-
52 B. Cyrulnik, L'Enfant et 1'adolescent dam la societe, referat wygłoszony na spotkaniach
regionalnych
departamentu Var na temat bezpieczeństwa, Toulon, GRAIFF, styczeń 1993.
53 M. Boucebci, A. Amal Yaker, Psychopathologie infanta-juyenile dam lespays en vo-w de
deueloppement [w:] Traitf de psychiatrie de 1'enfant et de 1'adolescent, PUF, t. III, 1985.s.
111.
149
Imię Edypa jest wciąż przywoływane przez psychiatrów. Jego postać wylansował Freud,
który pod koniec
życia zwracał się do córki "moja Antygono"1, ukazując w ten sposób, że mit Edypa
dostarczył mu
świetnego alibi, aby pod osłoną cudzych losów mówić o własnym pożądaniu do żony ojca2.
Zresztą, kiedy
był jeszcze dzieckiem, uważał, że jego matka stanowiłaby o wiele ładniejszą parę z jego
starszym bratem
niż z ojcem, ponieważ trzecia żona Jakuba była w tym samym wieku co dwaj starsi bracia
Zygmunta3.
Postać Edypa spełniała więc jedynie funkcję tła do opowieści o życiu Freuda, w którym
związki uczuciowe
nie były zbyt jasne: starszy brat na miejscu ojca, matka na miejscu żony. Levi-Strauss
dopuszcza nawet
myśl, że kazirodztwo mogłoby przestać być zabronione, o ile organizacja społeczna
pozwalałaby na
ukształtowanie innych związków: Możliwe, ze zakaz kazirodztwa pewnego dnia zniknie, o ile
pojawią się
inne środki zapewniające spójnośćspołeczną4.
Jak to często się zdarza, zaczynam od konkluzji i udaję, że czynię z niej hipotezę: stosunki
kazirodcze
między matką a synem byłyby moż-liwejedynie w przypadku istotnych zmian w stosunkach
rodzicielskich.
1 P. Gay, Freud, une vie, Hachette, 1991, s. 507.
2 Freud przyznaje się do tego w Un sowenir d 'enfance de Leonard de Vinci, Gallimard
(Idees), [wyd. poi.
Wspomnienie o dzieciństwie Leonarda da Vinci, [w:] Poza zasadą przyjemności (1910),
Warszawa 1975].
3 P. Gay, op.cit., s. 9.
4 P. Simonnot, Un anarchistę de droitf: entretwn auec Ciaude Levi-Strauss, "L'Express" z 17-
23
października 1986, s. 126.
157
Ponieważ kazirodczy związek matki z synem nie może być studiowany w laboratorium,
spróbujmy
zrozumieć niektóre z jego aspektów w wyniku obserwacji tego zjawiska w otoczeniu.
Informacji
dostarczają różne źródła: ekspertyzy medyczno-sądowe, produkcja artystyczna, praktyka, a
szczególnie
badania kliniczne. Jeszcze jedno bowiem zjawisko zasługuje na refleksję epistemologiczną:
po badaniach
nad zjawiskiem kazirodztwa wśród zwierząt doszedłem do prowizorycznego wniosku, że akt
seksualny,
który ludzie zwą "kazirodztwem", mógłby być możliwy między matką a synem pod
warunkiem, że
ontogeneza zakłóciłaby przywiązanie między tymi dwoma organizmami. Zakłócenie związku
-
przypadkowe lub na zasadzie eksperymentu - nie pozwalając na rozwój przywiązania między
matką a
synem, czyniłoby możliwym partnerstwo seksualne. Edyp mylił się, popadając z tego powodu
w kompleks,
ponieważ wyrażał się poprzez etologię. Wedle praw przyrody byłby zrehabilitowany, gdyby
wyrocznia
tebańska nie wypowiedziała słynnego zdania: Miałeś czworo dzieci ze swoją matką, mimo ze
z ludzkiego
punktu widzenia nie miałeś prawa tego zrobić.
Ta teza była szokująca. Zwykły fakt opublikowania go w książkach5, omawiania na
konferencjach bądź
poruszania w mediach wywołał serię obserwacji pozaklinicznych: wiele osób, czasami nawet
par
składających się z matki i syna, przychodziło do mnie po radę. Niektórzy chcieli badać wraz
ze mną to
zagadnienie, które było im bardzo bliskie i o którym do tej pory nie mogli rozmawiać.
Otrzymałem wiele
listów, które podzieliłbym na dwa rodzaje: jedne "cnotliwe", których autorzy byli oburzeni
samym faktem
poruszania sprawy, jako że tabu odnosi się nie tylko do samego faktu, lecz również do jego
omawiania;
drugie perwersyjne, których autorzy zachwyceni byli tymi świadectwami i którzy usiłowali
uczynić ze mnie
chorążego wyzwolenia obyczajowego i uciśnionego kazirodztwa. Nie muszę podkreślać, że
trudno mi było
uwolnić się zarówno od jednych, jak i od drugich.
Ż B. Cyrulnik, Sów U signe dv, lien, Hachette, 1989, s. 237.
158
Ze zdziwieniem również słuchałem pacjentów, którzy ośmielali się w końcu mówić o tym
najbardziej
nietykalnym temacie-ta-bu, jakiego nigdy by nie poruszyli, gdyby dyskusja publiczna nie
stonowała
łączących się z nim emocji i w związku z tym nie naruszyła tabu. Co dowodzi, że tłumienie w
sobie emocji
jest nie tylko doznaniem osobistym, lecz również procesem kulturowym.
Struktury uczuć macierzyńskich a kulturowe struktury rodzicielskie
Nie jesteśmy w stanie słyszeć ani widzieć wszystkiego jednocześnie: ażeby uczulić nas na to,
co mamy
postrzegać, potrzebne są czujniki techniczne oraz mobilizacja kulturowa. Moja metoda
zbierania
informacji nie polega na doświadczeniach laboratoryjnych, nie zawiera danych
statystycznych, nie
prowadzę badań na podobieństwo epidemiologów porównujących całe grupy ludzkie. Nie
potrafiłbym
opisać dokładnie kazirodztwa między matką a synem nawet z punktu widzenia
semiologicznego, tak jak
potrafiłbym uczynić to w przypadku zapalenia płuc, bowiem w tym przypadku pytanie, czy
piecze przy
kasłaniu bądź czy boli przy odkrztuszaniu, nie jest tak drażliwe. Trzeba najpierw wyobrazić
sobie dramat,
zanim się go opisze, a następnie uczynić z niego temat dyskusji. Słowo pozwala wówczas na
pohamowanie wywołanych emocji.
Pewnej nocy w 1966 roku, gdy pełniłem dyżur na neurochirurgii, przywieziono
sześciomiesięczne
niemowlę z guzem na głowie, w stanie głębokiej śpiączki. Mimo że badania nie wykazywały
niczego
specjalnego, malec wciąż pozostawał w śpiączce. Przyszła mi do głowy myśl, czy nie
należałoby
sprawdzić obecności barbituranów! Wyniki były bardziej niż pozytywne. Rodzice wyjaśnili,
że malec,
karmiony dla zabawy przez swoją siostrę, musiał połknąć pigułki i zasypiając spadł z
huśtawki. Po
wyleczeniu oddaliśmy dziecko rodzicom. Trzy tygodnie później wróciło na nasz oddział, tym
159
razem z obustronnym krwiakiem podoponowym6, który trzeba było niezwłocznie operować.
Badając po
wybudzeniu małego pacjenta, stwierdziłem, że na pośladkach i na ramionach ma dziwne
czarne, okrągłe
strupki. Rodzice wytłumaczyli, że trzeba było czasami przypalić małego papierosem, aby był
grzeczny,
ponieważ miał bardzo trudny charakter.
Kiedy zaproponowano czasopismom medycznym niewielki artykuł mówiący o tym, że
obserwuje się
krwawe wysięki wewnątrz-czaszkowe u niemowląt zbyt gwałtownie potrząsanych, wszyscy
redaktorzy
odmówili tłumacząc, że takie kuriozalne świadectwa nie mogą być uznane za pracę naukową.
Trzeba było
czekać aż do lat osiemdziesiątych, kiedy zaczęła się toczyć dyskusja na temat dzieci
prześladowanych,
żeby kolegia redakcyjne uczuliły się na to zjawisko, które istniało w rzeczywistości, lecz nie
w wyobraźni
społecznej^. Obecnie, kiedy dyskusja na ten temat stała się publiczna, ośmielamy się myśleć
oraz badać
ten problem. Odpowiedzi zaś stają się bardziej konkretne.
Stereotyp kulturowy polega na stwierdzeniu, że najczęstszym przypadkiem kazirodztwa jest
stosunek
ojczyma z pasierbicą, a następnie brata z siostrą. Jeśli chodzi o wyjątkowo rzadkie przypadki
kazirodczego związku matki z synem, dotyczy on wyłącznie psycho-tyków. Zgodnie z logiką
stereotypu
należy więc zadać pytanie: czy to kazirodztwo prowadzi do psychozy, czy odwrotnie.
Towarzystwa opieki
nad dzieckiem dostarczają pewnych danych statystycznych w zakresie incestu8: 60 procent
przypadków
dotyczy stosunków między ojcem a córką, 16 procent - ojczyma z pasierbicą, 8 procent - brata
z siostrą, 7
procent - wuja z siostrzenicą, zaś 3 procent -matki z synem. Nie oznacza to, że jest
dwudziestokrotnie
więcej przypadków kazirodztwa między ojcem a córką niż między matką
6 "Torebka" z krwią, która zbiera się między kością czaszki a mózgiem po niektórych urazach
czaszki.
7 P. Straus, M. Manciaux, L'Enfant maltraite, Fleurus, 1982.
8 Dane zebrane przez stowarzyszenia "Enfance et Partage" i "Stop Viol" w Lyonie oraz "SOS
inceste" w
Grenoble i zamieszczone w pracy L'Enfance mahraitfe, Syros, 1990.
160
a synem! Przypadki kazirodztwa między matką a synem oraz między bratem i siostrą prawie
nigdy nie są
rozpatrywane w sądzie, podczas gdy najczęstszymi sprawami, jakie trafiają do trybunału, są
przypadki
kazirodztwa między ojcem a córką, mimo że zaledwie 30 procent popełnionych w
rzeczywistości
przestępstw prowadzi do złożenia skargi. Znaczny w ciągu ostatnich kilku lat wzrost liczby
sądowych
spraw o kazirodztwo pozwala oszacować liczbę przypadków kazirodztwa między matką a
synem na 150
rocznie'1'. Ponieważ tylko niewiele tych związków się ujawnia, można założyć, że realnie
wydarza się
około 500 przypadków rocznie, a więc na jedno pokolenie przypada ich dziesięć tysięcy.
Można więc
przypuszczać. że istnieje obecnie we Francji tyle samo przypadków kazirodztwa między
matką a synem, o
których się milczy, co przypadków autyzmu, o którym mówi się tak wiele!
Stosując podejście empiryczne, zebraliśmy pewne zaskakujące informacje, które dotyczą
sedna sprawy:
mówi się obecnie o kazirodztwie między matką a synem tak, jak kiedyś mówiło się o
znęcaniu się. A
przecież już Herman Hesse opowiedział historię dzieci torturowanych w pruskich szkołach
wojskowych,
Herve Bazin mówił o Falcoche*u, aJules Renard usiłował upoetycznić cierpienia Rudzielca9.
Wszyscy o
tym wiedzieli. Uczono się tego nawet w szkole, a w krajach Europy Wschodniej cytowano
jako przykład
wychowania kapitalistycznego10. Czemu trzeba było tak dużo czasu, żeby wstrząsnąć
sumieniami? W
literaturze, teatrze i filmie dzieła opisujące kazirodztwo między matką a synem były bardzo
liczne: najsłyn-
niejsze z nich, historia Edypa, lansowane było także poprzez produkcję artystyczną. Literatura
zachodnia
powtarza tę historię, która przekształca w opowieść mityczną największą z przemocy
elementarnych, tę,
która zmusza do opuszczenia najbliższych, ponieważ popełniło się wobec nich przestępstwo
seksualne.
* Dane dotyczą Francji wczesnych lat dziewięćdziesiątych [przyp. red.].
9 H. Hesse, Pod kołami (Unterm Rod, 1906) tłum. E. Sicińska, PIW, 1955; H. Bazin. Żmija w
garści
(Vipere au poing, 1960), tłum. K. Byczewska, Czytelnik. 1975; J. Rc-nard. Rudzielec (Poil de
carotte,
1894), tłum. J. Bulakowska, Czytelnik, 1957.
10 Obserwacja własna autora, Bukareszt, 1955.
11. Anatomia uczuć
161
Tak więc kazirodztwo między matką a synem stanowi "najbardziej nieczyste z kazirodztw".
Początkowo Kościół określał mianem kazirodztwa związek małżeński między krewnymi do
czwartego
stopnia pokrewieństwa, jednakże od dwunastego wieku zaczęto traktować jako kazirodztwo
wszelki akt
seksualny między krewnymi aż do siódmego stopnia pokrewieństwa według prawa
germańskiego, a do
czternastego wedle prawa rzymskiego, co prowadziło do nie kończących się obliczeń i
obsesyjnego
unikania kazirodztwa.
W społeczeństwie ludzkim istnieją dwa typy kazirodztwa: jedno, którego definicja zmienia
się zależnie od
epoki i kultury, oraz drugie, związane z aktem płciowym uznawanym za tym cięższe
przestępstwo, im
związek bliższy jest matki. Gdy stopień pokrewieństwa partnerówjest dalszy od matki,
definicja bardziej
zależy od epitetów, od ocen; natomiast gdy związekjest bliższy matki, definicja zależy od
stosunku, w
którym zawarte są wszystkie siły, kształtujące nasze uczucia, których nie możnajuż
zbagatelizować: od
związku matki i dziecka.
Kazirodztwo między matką a synem czy też między matką a córką trudne jest do
wyobrażenia, może
dlatego, że związek matki z dzieckiem nie stanowi struktury pokrewieństwa11: zanim stanie
się
wyobrażeniem, jest to przede wszystkim struktura biologiczna, a następnie sensoryczna.
Związek z matką
cechuje sensorycz-ność, podczas gdy ojciec jest wyznaczany. Wynikiem tego są odrębne
struktury
uczuciowe.
Matka może wskazać jako ojca wielu różnych mężczyzn: czasami tego, który zasiał ziarno, a
czasami
męża, który wcale nie spłodził dziecka, tak jak w przypadku sztucznego zapłodnienia, gdzie
pistolet
ginekologa nie może być przecież uważany za ojca. W innych kulturach może to być dziadek,
brat, a
nawet szwagier. Związek między ojcem a dzieckiem powstaje zależnie od kultury, jako
pokrewieństwo
bliskie, ale zawsze wyznaczone, podczas gdy związek między matką a dzieckiem jest
powiązaniem
sensorycznym, o wiele głębszym
"J. Andre, UInceste focal, PUF, 1992, s. 364.
162
od pokrewieństwa. Zresztą czy można mówić o kazirodztwie, jeśli płód, jak to ukazuje
echografia, ma
erekcję w macicy matki, matka odczuwa przyjemność zmysłową, a czasami nawet orgazm,
gdy syn ssie
jej pierś lub przy myciu jego genitaliów?12
Proponuję, żeby to pojęcie "bliskości, która tworzy uczuciowość" sterowało naszym
rozumowaniem,
ponieważ związek dziecka z ojcem jest określany, podczas gdy w przypadku matki dziecko
stanowi jej
kontynuację, poczynając od związku biologicznego, a na wyobrażeniu kończąc. Prawidłowe
rozwiązanie
tych więzów wymaga doskonałej harmonii sił rozdzielających. Każde zakłócenie tej
harmonii, bez względu
na to, czy będzie ona dotyczyła zachowania, uczuć, symboliki czy kultury, może być
przyczyną zakłócenia
separacji matki i dziecka.
Zwierzęca etologia struktur uczuciowości
W roku 1936 Konrad Lorenz mieszkał w swym domu w Al-tenbergu w towarzystwie szarych
gęsi. Zwykły
fakt dzielenia z nimi hallu wejściowego, jadalni i głównych schodów pozwolił mu
zaobserwować, że młody
gąsior nie chciał kopulować ze swoją matką, podczas gdy paradował przed innymi
samiczkami z grupy. W
1937 roku Otto Koenig zauważył, że białe czaple z wiedeńskiego Wilhel-minenbergu nie
łączyły się w
ramach własnej rodziny, o ile otoczenie było wystarczająco duże; wystarczyło umieścić je w
miejscu mniej
przestrzennym, w warunkach niewoli, żeby "zakaz" ten przestał działać13. Dzisiaj
powiedziałoby się, że
ograniczenie przestrzeni zmieniło ich struktury uczuciowe.
12 Pani Barrois. lekarz pediatra w krajach Maghrebu, opowiadała o osłupieniu, jakiego
doznała na widok
młodych matek bawiących się wywoływaniem erekcji u swych malutkich synów. Wybuchały
one
śmiechem i z pewnością byłyby bardzo zdziwione, gdyby zarzucono im kazirodztwo
(Jerozolima, luty
1993).
Ż A. Nisbett, Konrad Lwem, Belfond, 1979, s. 219.
163
W 1940 roku Lorenz opublikował swój tak krytykowany artykuł o oswajaniu zwierząt, w
którym mówił o
awersji braci i sióstr do oddawania się stosunkom seksualnym między sobą14.
W 1938 roku na rajskiej wyspie Cayo Santiago, leżącej na wschód od Portoryko,
umieszczono pięćset
małp rezusów i prowadzono obserwacje przez prawie dziesięć lat15. Wśród wielu
zadziwiających
obserwacji antropologowie notowali również "kto kopu-luje z kim". W roku 1970 badania te
dały
następujący rezultat: zaledwie l procent wszystkich aktów seksualnych miał miejsce między
matką a
synem16. Jane Goodall, która żyła wśród szympansów znajdujących się na wolności w
Gombe, w
Tanzanii, potwierdziła, że syn Flo, samicy dominującej, nie kopulowal nigdy z matką17. Mi-
chel Goustard
dodał, że wystarczy stworzyć sztuczny związek między dorosłym-wychowawcą a małym
innej płci, ażeby
zapobiec wszelkiemu późniejszemu aktowi seksualnemu między nimi18. Kiedy mają miejsce
pierwsze
manifestacje o charakterze seksualnym, na przykład zmiana koloru modzeli pośladkowych,
przyjmowanie
pozycji seksualnych, parady w czasie wydzielania feromonów1^, zwierzęta, między którymi
istnieją związki
wychowawcze, wykazują objawy niepokoju, znikające wraz z wygaśnięciem manifestacji
seksualnych: syn
wtula głowę między ramiona, odwraca wzrok i trzęsie się gdzieś w kącie tak długo, póki
modzele
pośladkowe matki wystają i są zabarwione na różowo w wyniku wydzielania folikuliny,
"hormonu
zakochanych samic". Wraz z wygaśnięciem motywacji seksualnej mały samiec wraca do
dawnej wymiany
uczuciowej ze
14 K. Lorenz, Durch Domestikation Yerursachte StSurungen arteigenen Yerhaltens,
"Zeitschrift fur
angewandte Psychologie und Charakterkunde", LIX (1940), s. 2-81.
15 H. Fisher, La Strategie du sexe, Calmann-Levy, 1983, s. 143.
16 J. Itani, A Preliminary Essay on the Relationship between Social Organisation and Incest
Avoidance in
Non-Human Primate [w:] Primałe Socialization, Random House, 1972.
17 J. Goodall, In the Shadow o/Mań, praca doktorska, Cambridge, 1961.
18 M. Goustard, Le Psychisme des primates, Complexe, 1978.
ts Feromony są to hormony, które przekazują informacje między jednostkami tego samego
gatunku. Mogą
one oddziaływać w charakterze bodźców na życie seksualne, hamować rozwój, oswajać
jednostki wobec
siebie, uruchamiać alarm, wzbudzać zainteresowanie lub wstręt do kogoś innego itd. (A.
Haymer,
Yocabulaire ethologiqtie, PUF, 1977).
164
swą matką. Podobne objawy niepokoju w czasie podniecenia seksualnego można
zaobserwować wśród
makaków znajdujących się w środowisku naturalnym w przypadku adopcji20 lub gdy
prowadzący
doświadczenie skłoni dorosłą samicę do wychowywania małego samca21. "Zew krwi"
cichnie, bowiem
przywiązanie przytępia pożądanie i przekształca je w niepokój.
Obserwacje przyrodnicze pokrywają się, jeśli chodzi o potwierdzenie tezy, że w środowisku
naturalnym
kazirodztwo między zwierzętami się nie zdarza. Norbert Bischof, usiłując uporządkować
olbrzymią ilość
publikacji dotyczących tego tematu22, doszedł do wniosku, że u każdej istoty żywej istnieje
zespół czynni-
ków endokrynologicznych, związanych ze sposobem bycia oraz ekologiczno-spolecznych,
które mają za
zadanie ograniczać związki kazirodcze. W związku z tym mamy do czynienia ze starciem
dwóch teorii:
jednej, wedle której zakaz kazirodztwa jest natury biologicznej, oraz drugiej, której
zwolennicy twierdzą, że
jest on natury społecznej. Uważano, że naturalizm szuka podstaw tego zakazu w
mechanizmach
biologicznych23. Moim zdaniem istnieją mechanizmy biologiczne (endokrynologiczne,
dotyczące
zachowania, e-kologiczne, a szczególnie pamięciowe), które składają się na emocjonalny
zakaz
kazirodztwa, natomiast u człowieka czynnikiem decydującym jest istnienie prawa, które
definiuje
kazirodztwo i które go zabrania.
To podejście werbalne, typowo ludzkie, nie wyjaśnia w żaden sposób tajemnicy zjawiska,
jakie występuje
wśród zwierząt: dlaczego wśród gibonów, które żyją spokojnie w parach, samiec odpędza
swego syna,
gdy staje się on "nastolatkiem"? Dlaczego wśród makaków samica, tak bardzo opiekuńcza w
stosunku do
swego potom-
20 B. Thierry.J. R. Andersen, Adoption inAnthropoid Primates, "InternationaIJour-nal
ofPrimatology". VII
(1986), s. 191-216.
21 D. S. Sade, Inhibition ofSon-Mother Mating among Free-Ranging Rhesus Monkeys,
"Science and
Psychoanałysis", nr 12 (1968), s. 18-38.
22 N. Bischof, The Biological Foundation ofthe Incest Taboo, "Social Science Infor-mation",
XI, nr 6
(1973), s. 7-36, oraz Sthologie cmnparatwe de laprłuention de 1'inceste [w:] R. Fox,
Anthropologie bio-
sociale, Complexe, 1978.
23 M. Godelier, Sexualite, parente et pouwir, "La Recherche", XX (1989), s. 1142.
165
ka, odrzuca go w momencie, gdy staje się dojrzały płciowo? Dlaczego młode samce
pawianów tuż przed
osiągnięciem dojrzałości tworzą bandy, które odłączają się od głównego stada składającego
się z samic z
małymi otoczonych przez dorosłe samce? Dlaczego to odsunięcie młodych24 jest tak częste
wśród
ssaków żyjących na wolności?
Etologia proponuje próbę wyjaśnienia: wszystko wskazuje na to, że samiec wychowany przez
samicę
przez cale życie czuje się wobec niej "dzieckiem". Czuje się tak nawet w stosunku do każdej
samicy ze
swej pierwotnej grupy. Będzie mógł rozwijać się normalnie i czuć się mniej zdominowany
dopiero
wówczas, gdy opuści swą matkę25. Można łatwo zaobserwować, że młody samiec przed
okresem
dojrzewania przybiera w stosunku do swej matki oraz innych samic z tej samej grupy postawy
dziecka,
wykonuje gesty poddań-cze, oczekuje na żywność oraz szuka przy nich bezpieczeństwa,
mimo że samice
są od niego dwa razy mniejsze. Nie zauważa się żadnego zainteresowania płciowego wobec
tych
dominujących, a więc dających poczucie bezpieczeństwa samic. Kiedy jednak młody,
odsunięty na bok
samiec spostrzega piękną cudzoziemkę, zbliża się do niej i, nie pamiętając żadnego jej śladu,
nie czuje
się dzieckiem. Może więc zbliżać się do niej, krążyć wokół niej aż do momentu, gdy
synchronizacja uczuć
obojga pozwoli na ujawnienie pobudek seksualnych. Te etologiczne opisy dotyczą
kształtowania emocjo-
nalnego małych samców, które przytępia ich seksualność w stadzie, z którego pochodzą, i
pozwala jej
ujawnić się w innych związkach.
Samice odczuwają prawdopodobnie to samo, ponieważ one również muszą ulegać
dominującej roli matki.
Jednakże związek matki z córką nie przybiera nigdy tej samej formy co jej związek z
synem26. Ze względu
na tę samą płeć inne są stosunki rodzicielskie między matką a córką, inny jest też typ
uczuciowości, mniej
in-
24 B.-L. Deputte, L' euitement de l 'inceste chez les primates mm humains, "Nowelle Re-vue
d'ethnopsychiatrie", nr 3 (1985), s. 41-72.
25 S. Strum, Presqu'humains, ESHEL, 1990.
26 D. S. Sade, op.cit., oraz B. Cyrulnik, Sów lesigne du lien, op.cit., s. 90-85.
166
tensywny i spokojniejszy27. Ponadto mała samica nie musi ukrywać swego pobudzenia
seksualnego,
ponieważ obiekt jej przywiązania nie jest natury seksualnej. W jej przypadku różne sposoby
"kochania" są
już jasne, podczas gdy mały samiec zmuszony jest hamować zainteresowanie seksualne
wobec obiektu
swego przywiązania, aby przenieść je na inny.
Kiedy mechanizmy separacji matki i syna przebiegają nieprawidłowo, można zaobserwować
w środowisku
naturalnym przypadki kopulacji, które w świecie ludzkim zostałyby nazwane
"kazirodztwem". Jednakże akt
płciowy w przypadku tego typu pary przybiera szczególną formę: przypomina on raczej
zachowanie
uspokajające28 niż gorączkę seksualną. Bardzo często matka, która wcale nie okazuje
motywacji
seksualnej, prowokuje wprowadzenie członka swego syna, który przeżywa okres obniżonego
nastroju.
Taka pieszczota seksualna o skutkach uspokajających nie jest wcale rzadka w stosunkach
między ludźmi,
przyjęta jest jednak w ramach związków uznawanych przez daną kulturę, podczas gdy wśród
zwierząt z
rzędu naczelnych nie ma nigdy znamion kazirodztwa.
Stosunki płciowe między matką a synem mogą oczywiście istnieć u niektórych gatunków
bydła, zwierząt z
rodziny kotowatych, gołębi29, których rozwój nie wymaga ukształtowania uczuciowego.
Natomiast wśród
mew, zebr czy małp, gdzie mechanizm rozdziału uczuciowego między obiektem przywiązania
a obiektem
seksualnym odgrywa ważną rolę w rozwoju, trzeba by odseparować partnerów natychmiast
po urodzeniu,
ażeby nie dopuścić do rozwinięcia się uczucia bliskości rodzinnej. Można sobie wyobrazić, że
w świecie
małp "matka" jest samicą różną od innych - najczulszą, najbliższą, najbardziej dominującą
oraz dającą
największe poczucie bezpieczeństwa. Wszystkie te cechy hamują popęd płciowy, który
wymaga
silniejszych bodźców sensorycznych, ażeby obudzić zainte-
27 J.-L. Millot, J.-C. Filiatre, Les compwtements tactiies de la merę a 1'egard du nour waune,
"Bulletin
d'ćcologie et d'ethologie humaine", listopad 1986.
28 C. M. Corter, BriefSeparation and Communication Between Infant andMother [w:]
"Attachment
Behavior. Adv. Stud. Communication Affect", III (1977), s. 81-107.
29 G. Queinnec, kontakt osobisty, 1991.
167
resowanie piękną obcą samicą. Jeżeli badacze zwierząt z rzędu naczelnych zainteresowali się
stosunkami płciowymi między matką a synem, zrobili to nie "z powodu" jakiegoś
kulturowego a priori,
które zakłada w tym akcie oczywiste kazirodztwo30, lecz dlatego, że zachowania naczelnych
są
najłatwiejsze do zaobserwowania w świecie zwierzęcym, gdzie z trudem przyszloby
zidentyfikować
kontakt seksualny między wujkiem a siostrzenicą czy między macochą a pasierbem.
Obserwacja ta nie
opisuje więc determinizmu biologicznego skłaniającego do unikania kazirodztwa91, lecz
otoczenie
uczuciowe pewnych orientacji seksualnych, których kazirodztwo między matką a synem jest
przykładem
najbardziej oczywistym.
Proponuję, żeby uznać to otoczenie uczuciowe za rodzaj starcia między dwiema
przeciwstawnymi siłami
emocjonalnymi: z jednej strony paraliżującą aż do wstrętu emocją wobec czegoś zbyt
bliskiego, z drugiej -
mało zrozumiałą, a więc wzbudzającą niepokój emocją do czegoś zbyt odległego. Wybór
obiektu
seksualnego jest tu regulowany uczuciowo przez owe przeciwstawne emocje. Kiedy wybór
przebiega
nieprawidłowo, kiedy "zmienne koleje losu"32 ukierunkowują niewłaściwie skłonności
seksualne,
przybierają one formy niecodzienne i przesadne. Zdarza się, że wszelki popęd jest
zahamowany, co
prowadzi do bolesnych zakazów seksualnych, na przykład do lęku przed kochaniem kobiet.
W innych
przypadkach nic nie jest zakazane, co łatwo prowadzi do aktu płciowego źle tolerowanego
przez kulturę,
jak w przypadku kazirodztwa matki z synem.
Kiedy nie zadziałały mechanizmy rozdzielające, ponieważ nie było nikogo, kto by mógł
dokonać separacji,
lub gdy nie było potrzeby separować osób, które uprzednio nie były połączone, kontakt
płciowy między
matką a synem staje się możliwy^ a słowo "kazirodztwo" nie przyjdzie im nawet do głowy.
30 M. Godelier, op.cit., s. 1143.
31 B.-L. Deputte, op.cit.
32 S. Freud, Destin des /misiom (1915) [w] Oewns cwnpUUs, T. XIII (1914-1915), PUF.
1988, s. 134.
168
Nie każdy może stać się obiektem zainteresowania seksualnego. Ewentualny partner nie może
być ani
zbyt podobny, ani zbyt odmienny, a jednocześnie nie powinien być kimś zbyt bliskim ani zbyt
odległym.
Istota bardzo podobna i bliska nie oddziaływałaby ani trochę silniej niż bardzo odmienna i
daleka. Freud
poruszył ten problem w Delwion and Dream infansen 's "Gravida", kiedy Zoe Bertgang czyni
wybór
właściwego mężczyzny, który przypomina jej ojca, ale który nim nie jest33. Mamy tu z
pewnością do
czynienia ze zjawiskiem wdrukowania, które oswajając z jakąś formą, pozwala zwierzętom
zainteresowanym aktem płciowym skierować się ku właściwemu obiektowi, a mężczyznom
wybrać raczej
kobietę niż wąż do podlewania ogródka. Jednakże odległością uczuciową rządzi z pewnością
zwyczaj,
który stanowi strukturę sensoryczną między dwoma organizmami i pozwala im
zharmonizować
motywacje.
W tych przypadkach kazirodztwa, jakie mogłem zaobserwować, istniało zawsze jakieś
zakłócenie
zwyczaju. Gdy odległość u-czuciowa nie jest regulowana, można wytłumaczyć przejście do
aktu
kazirodczego zakłóceniem wynikającym ze zbytniej bliskości, jak na przykład w przypadku
niektórych par
bliźniaczych, w psychozie lub w niektórych nie odseparowanych parach składających się z
matki i syna.
Problemy wynikające ze zbytniego oddalenia można zaobserwować u osobników
odseparowanych
bardzo wcześnie, między którymi nie mogły zaistnieć więzy przywiązania, oraz wśród tych,
którzy niczego
nie odczuwają, ponieważ są chorzy umysłowo lub pozbawieni uczuć.
Kazirodztwo wynikające z bliskości
Kiedy bliskość sensoryczną jest tak duża, że nie pozwala na odczucie emocji z powodu
kontaktu,
partnerzy nie potrzebują już ceremoniału, a wszelki kontakt płciowy równa się masturbacji.
Sło-
33 C Chiland, L'mUrdtt de 1'incesU commffimdaUur dv, grcmfu $odal M organisation de la
psyche,
"Nouvellc Rcvue d'cthnopŻychiatric", nr 3 (1985).Ż. 15-20.
169
wo "kazirodztwo" nie przyjdzie nawet do głowy choremu psychicznie, który pożąda swej
matki. W rozwoju
tego typu pacjentów nie doszło do personifikacji, nie zdają więc sobie sprawy z tego, że
kontakt odbywa
się z obiektem odseparowanym od nich samych. Żyją w świecie psychicznym, w którym
powiązanie jest
tak silne, że gdy melancholicy popełniają samobójstwo, pragną z miłości zabrać ze sobą
swych bliskich.
Schizofrenik nie wie, czy uderza w ramię drugiej osoby, czy we własne, a ponieważ postrzega
błędnie
odległość uczuciową między dwoma partnerami, przypisuje drugiej osobie u-czucia, których
doznaje sam,
podobnie jak w projekcjach paranoi-dalnych. Psychicznie chorzy bardzo źle przyswajają
sobie zwyczaje
społeczne34, ponieważ z przyczyn psychologicznych, a czasami organicznych, nie są w stanie
przetwarzać wystarczająco szybko wszystkich informacji, które wynikają z kontaktu. Ten
deficyt
poznawczy powoduje istotny problem w zakresie socjalizacji: pozbawieni zwyczaju, źle
odseparowani, w
momencie, gdy odczuwają pożądanie płciowe, przypisują je innej osobie.
Nieobecność obrazu ojca wśród schizofreników powoduje aż do wieku dorosłego rozwój
bliskości
uczuciowej, rodzaj fuzji senso-rycznej między matką a dzieckiem. Do tego stopnia, że w
momencie
pierwszych doznań seksualnych młody psychotyk kieruje swe zainteresowanie ku najbliższej
mu kobiecie,
bez wstydu, bez zażenowania czy poczucia winy. Kobieta ta jest mu tak bliska, że go nie
onieśmiela: nie
może być żoną ojca, ponieważ ojciec jest nieobecny w jego wyobraźni. Używam w stosunku
do tej
sytuacji sformułowania "stosunek płciowy z własną matką", tak bardzo słowo "kazirodztwo"
wydaje mi się
tu nie na miejscu. Schizofrenicy potrafią używać słowa "kazirodztwo", ponieważ potrafią
mówić. Potrafią
nawet je stwierdzać... u kogoś innego. Jeżeli jednak zdarzy się to im samym, nie odczuwają
żadnego
zahamowania, niepokoju^mi przyjemności z naruszenia prawa.
34 E. Goffman, Interactwn Ritual. Essays m Fac^to-Face Sehaowr, Gorden City, New York
1967.
170
Dlatego też teoria psychoanalityczna, zgodnie z którą schizo-frenik płodzi sam siebie,
kochając się ze
swoją matką, ponieważ stawia się na miejscu ojca35, nie znajduje potwierdzenia w moich
badaniach
klinicznych. Schizofrenik nie może zająć miejsca swego ojca, ponieważ nie jest w stanie go
sobie
wyobrazić. Natomiast matka jest "mniej" matką, ponieważ nie ma męża, który mógłby być
jego ojcem.
Jest to po prostu kobieta stanowiąca z nim niemalże jedno. Tłumaczy to ogromną trudność
identyfikacji
seksualnej psychoty-ków, którzy często nie wiedzą, czy są mężczyznami, czy kobietami, czy
są sobą, czy
też kimś innym, ani też kto jest ich ojcem lub matką.
Matki psychotyków dobrze to czują, ponieważ najczęściej reagują na te zabiegi, przybierając
rolę matki.
Wiele z nich czując, że są pożądane przez chorego syna, używa wybiegów, proponując na
przykład
łakocie: "Chcesz, żebym ci upiekła ciasto czekoladowe?", pytała jedna z nich. Albo
proponowała: "Masz
pieniądze, idź, kup sobie papierosy". Ojcowie nagabywani przez psychotyczne córki reagują
w sposób
macierzyński, ubierąjącje lub proponując im spacer.
Rodzice, którzy są pożądani przez swe dzieci, nie idą z tym do sądu, podobnie jak synowie
nagabywani
przez .matki. Sprawa ma się inaczej w przypadku kazirodczych ojców, i to też jedynie w 30
procentach
wypadków, w wyniku interwencji osoby trzeciej, społeczeństwa w postaci sąsiada,
nauczycielki lub
opiekunki społecznej, gdy córka zakocha się w innym mężczyźnie bądź też gdy ojciec zacznie
nagabywać
jej młodszą siostrę! Te obserwacje kliniczne potwierdzają teorię, że słowo "kazirodztwo"
przychodzi do
głowy jedynie wówczas, gdy wzrasta odległość uczuciowa: Dotykam mojej córki, tak jakbym
siebie
dotykał, zwierzał mi się pewien pacjent-paranoik, który nawet przez sekundę nie myślał o
kazirodztwie.
W Stanach Zjednoczonych niektórzy dewianci organizują się w grupy nacisku w celu
zniesienia kary za
kazirodztwo. Chcą z niego uczynić banalny akt seksualny, zdolny zacieśnić związki rodzinne.
Uważają
również, że walczą przeciwko zanikowi uczuć wynikającemu z kultury opartej na
współzawodnictwie.
Twierdzą, że karze
35 P.-C. Racamier, Le Psychanaliste sans divan, Payot, nowe wydanie, 1993.
171
się dzisiaj kazirodztwo na tej samej zasadzie, co kiedyś masturbację. Zresztą nie pierwszy już
raz
dewianci usiłują nagiąć moralność do własnych potrzeb -jest to nawet w ich zwyczaju.
Kiedy dochodzi do zbyt dużej bliskości uczuciowej, nie pozwalającej na jakikolwiek
ceremoniał, kiedy
każdy z uczestników myli własne chęci z chęciami partnera, akt płciowy z tą drugą osobą
przypomina akt
płciowy z samym sobą. Bliźnięta bawią się czasami w "seks", nie mając absolutnie poczucia,
że
popełniają kazirodztwo36. Renę Zazzo rozróżnił bliźnięta "kontaktowe": Bawimy się razem,
nie odczuwając
żadnego poczucia winy, oraz bliźnięta unikające kontaktu płciowego, dla których surowość
zakazu
wskazuje na intensywność walki z impulsem:/^ to najgorsza z perwersji... Ogarniają mnie
wówczas
okropne uczucia.
W trakcie ontogenezy bliskość uczuciowa między matką a synem jest tak duża, że myśl o
kazirodczym
aspekcie aktu nie przychodzi nikomu do głowy: nie tylko w Chinach onanizuje się małych
chłopców, żeby
szybciej zasnęli. Pediatrzy widują często w czasie wizyt w domach lub w poczekalniach, jak
matka
onanizuje dziecko, uśmiechając się do lekarza porozumiewawczo, jakby chciała go u-czynić
wspólnikiem
tej niewinnej pieszczoty seksualnej! Weterynarze spotykają się z podobnymi zachowaniami w
poczekalniach, gdzie niejedna właścicielka onanizuje psa, żeby odwrócić jego uwagę od
obwąchiwania
kątów i zaglądania do cudzych torebek37.
Całowanie narządów płciowych nie jest odróżniane od całowania brzucha, który znajduje się
tak blisko.
Zdarza się nawet, że niektóre matki doprowadzają do penetracji przez syna będącego w
trakcie erekcji
fizjologicznej: "Było tak oczywiste, że miał ochotę się kochać, że wzięłam go do łóżka i
zrobiłam to z nim",
opowiadała spokojnie matka trzyletniego chłopca38. To, że owe akty płciowe nie są
odczuwane jako akty
kazirodcze, wynika z bliskości uczucio-
36 R. Zazzo, LeParadosce desjumawc, Stock, 1984, s. 186-204.
37 P. Pageat, kontakt osobisty.
38 F. Gruyer, M. Fadier-Nisse, P. Sabourin, La Yiolence impensable, Nathan, 1992, s.47.
172
wej partnerów, którym przypominają raczej pieszczenie własnego ciała.
Można pieścić dowolny fragment własnego ciała bez jakiejkolwiek ceremonii, ponieważ nie
wywołuje to
emocji związanej z kontaktem. Z tych samych powodów można dotknąć absolutnie
bezceremonialnie
dowolnego miejsca drzewa czy kamienia. To, co intymne i niedostępne, nie wymaga rytuału,
żeby
kierować emocjami. Dlatego też matka może dotknąć członka swego syna tak jak rączki
garnka, nie
myśląc w ogóle o kazirodztwie.
Można sobie wyobrazić różne stopnie intensywności uczuć między niesmakiem wynikającym
ze zbytniej
bliskości a lękiem przed czymś zbyt odległym. Niesmak z powodu zbyt dużej bliskości
tłumaczy również
pewne zakazy żywnościowe: dlaczego nie można zjeść kota, którego się kochało, podczas
gdy spożywa
się bez wahania "anonimowego" królika, smakującego podobno zupełnie tak samo? Odczucie
to, tak jak
wszystkie inne, zmienia się zależnie od kultury i jednostek. Georges Bataille utrzymywał, że
jedynym sto-
sunkiem seksualnym naprawdę bezwstydnym jest stosunek małżeński, ponieważ nie ma w
nim emocji
wynikającej z kontaktu. Jeżeli teoria bliskości i odległości ma jakiś sens, można sobie
wyobrazić, że akt
seksualny z własną żoną przypominał mu masturbację, tymczasem przygoda pozamałżeńska
wywoływała
intensywną emocję prawdziwego kontaktu seksualnego.
Trzeba pewnego dystansu, żeby doprowadzić do zbliżenia i odczuć związaną z tym emocję.
Dlatego też
niektóre kultury nie mają nawet słowa określającego stosunek płciowy między matką a synem
bądź
między matką a córką, tak jest to u nich nie do pomyślenia. Wśród senegalskich Bambarów
nie ma nawet
o czym mówić: Nawet kozy tego nie robią39. To afrykańskie plemię daje tym samym dowód,
iż pojęło
teorię odległości uczuciowej: akt płciowy może nie mieć nazwy w sytuacji, gdy pole
uczuciowe matki z
synem czy matki z córką nie reprezentuje struktury pokrewieństwa. Nie
39 T. Nathan, n y a qwlyue chose de fwurri au royaume d'0edipe [w:] M. Gabel, Les Enfants
wtimfs
d>abus sexuels, PUF, 1992, s. 20-86.
173
można sobie wyobrazić pokrewieństwa między sobą a sobą samym. Te matki, które podobnie
do
Georges'a Bataille'a potrzebują odległości, żeby odczuć emocję kontaktu, mogą "kochać się" z
synem, nie
myśląc absolutnie o kazirodztwie.
Bliskość uczuciowa może doprowadzić aż do zatarcia różnicy:
Ja i mój syn to to samo. Tłumaczy to zadziwiający brak świadomości u tych matek, które
znęcają się nad
własnym synem, nie zdając sobie z tego sprawy: Rodzice mają bardzo mato możliwości
uwolnienia
dziecka od swych własnych projekcji. Jest tak, jakby stanowiło ono cześć nich samych...40.
Kreując - za pomocą zabiegów toaletowych, pieszczot i pocałunków - "kąpiel
emocjonalną"41 niezbędną
dla psychicznego rozwoju dziecka, matka pobudza strefy erogenne, źródła przyjemności
zmysłowej, które
w przyszłości będą kształtować związek. Zabawa genitaliami42 podczas pierwszych
osiemnastu miesięcy
życia małego chłopca dostarcza doskonałych wskazówek co do relacji między matką a
dzieckiem. Dzieci
porzucone i pozbawione uczuć w rezultacie uznają swe ciało za jedyny na całym świecie
obiekt możliwy
do eksploracji. Z tego powodu kiwają się lub kręcą w kółko jak psycho-tycy. Lecz jeśli ich
świat w
pierwszym okresie życia był kształtowany przez obiekt możliwy do eksploracji, czyli wobec
nich
zewnętrzny, będą w stanie wejść w związek. Innymi słowy: matka powinna pieścić ciało
swego dziecka,
aby obudzić w nim przyjemność płynącą z kontaktu, lecz konieczne jest, by wkrótce osoba
trzecia
zakłóciła tę sielankę. Jeżeli nie dojdzie do takiej interwencji, ponieważ taki ktoś będzie
nieobecny lub
dlatego, że matka nie pozwoli mu odegrać tej roli, bądź jeśli dziecko nie będzie w stanie go
sobie wyobra-
zić, stopienie się matki z dzieckiem przerodzi się w stan podobny do nirwany. Pieszczoty o
charakterze
seksualnym będą kontynuowane bez poczucia winy, najrozkoszniej wywiecie, ku
najwyższemu
40 M. Lamour, Les abus sexuels a 1'egard des jewnes enfants [w:] M. Gabel, op.dt., s. 67.
41 S. Lebcmci, Le Nmirisson, la merę et te psychanalyste, Le Centurion, 1983.
42 R.-A. Spitz, Vers une reevalnation de 1'auto^rotisme, "Psychiatrie de 1'enfant", VII, nr l
(1964), s. 269-
297.
174
przerażeniu świadków, którzy sami w swoim życiu poznali rolę owej osoby trzeciej. Oś
matka-syn tworzy
wektor uczuciowy wszelkich sposobów kochania. Ciało matki to najpierw tygiel, w którym
powstaje
dziecko. Lecz jeśli matka wie, że spodziewa się chłopca, wywołuje to emocje, których wyraz
zależy od
znaczenia, jakie ona sama przypisuje tej płci. Ta emocja ubarwiona wyobraźnią znajduje
wyraz w
zachowaniu (w zbliżeniach, postawach, mimice, brzmieniu głosu), a jego sensoryczność
stanowi
specyficzny materialny ośrodek uczuciowy (poprzez zapach, dotyk, gestykulację), który
częściowo
kształtuje dziecko. Nie chodzi więc o przekazywanie myśli. Myśl macierzyńska znajduje swój
wyraz jako
materialna siła kształtująca.
Obserwacja kliniczna zależy w dużej mierze od miejsca, w którym się odbywa. Martine
Lamour w ramach
swej praktyki społecz-no-psychologicznej miała do czynienia z przypadkiem kazirodztwa
między matką a
synem: Chłopiec, obserwowany między trzecim a dziesiątym rokiem życia, przejawiał
objawy hałaśliwej
patologii. (...) Czasami byt impulsywny i niszczycielski (...), w związku z czym dostawał
lanie; ojciec, o
którym niewiele wiadomo, (...) odsunięty został na bok przez matkę;
przeżywała ona z dzieckiem związek pełen namiętności, nie będąc w stanie niczego zabronić
swemu
synowi; dzielił on z matką łóżko i musiał ją pieścić...43. Wszystkie elementy są na miejscu:
składają się one
na uczuciowość, którą po przejściu w akt płciowy obserwatorzy nazwą "kazirodztwem".
Jeżeli jednak zmienimy miejsce obserwacji, ta sama struktura uczuciowa znajdzie wyraz w
innym
scenariuszu: Pani V. była osobą bardzo pobożną i bardzo namiętną. Mając sześćdziesiąt dwa
lata nie
wahała się prowokować swego męża w sposób, który można by pokazać w filmie porno.
Zajmowała się
bardzo serdecznie swoim wnukiem i pieściła go w sposób, który można było uznać za
erotyczny. Dziadek,
który był tym wręcz zażenowany, interweniował wielokrotnie, powtarzając żonie, że
przesadza. Pewnego
dnia trzynastoletni wnuk wszedł do pokoju babki i poprosił ją o "coś wręcz nie do
pomyślenia".
Wybuchnęła śmiechem i wyjaśniła chłopcu, że jest on
43 M. Lamour, op.cit s. 90-91.
175
wprawdzie bardzo miły, ale to jest niemożliwe. Odesłała wnuka bez śladu oburzenia - była
nawet raczej
rozweselona tą sytuacją i opowiadała o niej z rozbawieniem.
Wielu internistów słyszy tego typu świadectwa. Nie będą one nigdy stanowić części kultury,
ponieważ te
przypadki nie wymagają pomocy społecznej czy psychologicznej. Ale jeśli pani G.
przychodzi do internisty
ze swą teściową i mężem, potrzebuje pomocy lekarskiej, ponieważ mąż współżyje ze swoją
siedemdziesięcioletnią matką mimo wyraźnej dezaprobaty młodej żony!44
Jeżeli skłonność seksualna do matki wciąż istnieje, oznacza to, że nie zadziałał proces zakazu.
Proces
ten jest złożony z zespołu sił separujących, które czynią tę skłonność zakazaną. Niektóre z
tych sił są
endogenne, jak na przykład przywiązanie psychiczno-biolo-giczne przytępiające pożądanie.
Inne zaś
pośredniczące, jak na przykład obecność ojca w psychice. Najlepiej opisane są jednak siły
kulturowe, jak
na przykład reguły dotyczące przypisywania kobiet określonym mężczyznom: Ty poślubisz
siostrę
sąsiada, a drugi sąsiad ożeni się z twoją siostrą i w ten sposób będziecie trzema szwagrami,
którzy będą
mogli razem pójść na polowanie. Reguły kulturowe stanowią zakaz najjaśniej ujęty słowami,
najbardziej
świadomy i prawdopodobnie najmniej skuteczny.
Rzadko jednak występuje reguła typu: Ożenisz się z matką twego sąsiada, ponieważ matki są
nieosiągalne, już przydzielone, ponadto odgrywają rolę przede wszystkim w strukturach
uczuciowych, a
nie w strukturach pokrewieństwa, nawet jeżeli nie wyłączy się całkowicie tych ostatnich (na
przykład
wśród Żydów, gdzie pokrewieństwo związane jest z linią matki). Sposób, w jaki kocha się
własną matkę,
stanowi uczucie jedyne w swym rodzaju, będące na skrzyżowaniu wszystkich innych
sposobów kochania,
wśród których jedna miłość będzie całkiem wykluczona- miłość seksualna. Kiedy brakjakiejś
siły
separującej zakłóci rytualizację tego typu miłości, matka i syn mogą stać się dla siebie
atrakcyjni
seksualnie. Klasyczne zdanie: Wszystkie kobiety to kurwy, oprócz mojej matki, która jest
święta - wyraża
w spo-
® P. Gabrie, kontakt osobisty. 26 grudnia 1992.
176
sób brutalny to, że chłopiec pewnego dnia będzie musiał podzielić kobiety na "dostępne", dla
których to
zdanie nie jest komplementem, oraz "niedostępne". Kiedy u małego chłopca niechęć do
pewnego rodzaju
miłości nie jest wystarczająco głęboka, pożądanie może obudzić u niego poczucie winy, które
przenikać
będzie wówczas wszystkie kontakty miłosne: Gdy tylko zakocham się w jakiejś kobiecie,
zmuszony jestem
uciekać....
Dla takiego chłopca, aby mógł nauczyć się kochać, konieczne będzie "oderwanie się"
miłosne. Natomiast
u dziewczynek, jeśli chodzi o wymianę uczuciową z ojcem, miłość i przywiązanie nie są
jednym. Młoda
dziewczyna, która chce "uwieść" swego ojca, pohamuje swe pożądanie do czasu, kiedy
uformowana już
będzie jej o-sobowość, a jakiś młody zalotnik pomoże jej odseparować się od rodziciela.
Może właśnie
dlatego dziewczynki o wiele rzadziej oświadczają się ojcu, podczas gdy chłopcy bardzo
często składają
tego typu deklarację swym matkom.
Jednakże kompleks Edypa to nie kazirodztwo. Mały chłopiec, który prosi swą matkę o rękę,
daje dowód
swej uczuciowości, a nie seksualności. Jeśli chodzi o dojrzewanie dziecka, wszystko jest w
porządku.
Ponadto identyfikuje się on ze swym ojcem, którego miejsce chce zająć. Podobnie kobiety,
które mówią:
Odkąd jestem matką jak moja mama, czuję się jej bliższa, wyrażają spokojną bliskość
uczuciową, która
może istnieć między matką a córką. Natomiast bliskość uczuciowa między matką a synem nie
będzie
nigdy całkiem spokojna, chyba że ojciec jest tam gdzie trzeba, a syn zaleca się gdzie indziej,
rozróżniając
bez żadnych ambiwalencji dwa różne rodzaje miłości: do matki i do innych kobiet.
Kazirodztwo wynikające z oddalenia
W przypadku przedwczesnych i długotrwałych separacji, gdzie wchodzą w grę wszystkie
możliwe postacie
oddalenia - historyczne, fizyczne i psychologiczne - nierzadko w momencie spotka-
12. Anatomia uczui
177
nią po latach ma miejsce między matką a synem akt płciowy, który przebiega w klimacie
niekazirodczym!
Moja teoria różni się więc zasadniczo od stereotypu kulturowego: Kazirodztwo między matką
a synem
wydaje się o wiele rzadsze. (...) Jest ono bardziej niszczycielskie, ponieważ zakłada, ze syn
pokonuje
wstręt matki do seksu i jest aktywny w stosunku płciowym. (...) [Obserwacje], ja-kie
poczyniłem, pozwoliły
mi poznać sytuację poprzez śledzenie choroby psychicznej kazirodczego syna45. Gdybym
wciąż jeszcze
pracował w szpitalach psychiatrycznych, miałbym do czynienia tylko z przypadkami tego
typu kazirodztwa,
które oczywiście zdarzają się. Jednakże w wyjaśnieniu tym nie ma mowy o przemianach
psychicznych
matki, która nie stalą się przez to psychicznie chora. Czyżby ten sam akt nie miał dla niej
podobnych
następstw? Tłumaczenie aktu poprzez powiązanie go z szaleństwem zatrzymuje rozumowanie
w jednym
punkcie: Był nienormalny, to tłumaczy pogwałcenie prawa natury lub:
Pogwałcenie prawa natury było tak trudne do zniesienia, ze doprowadziło go to do
szaleństwa. Wszystko
pozostaje w najlepszym porządku moralnym: można w dalszym ciągu pomrukiwać
intelektualnie.
Wystarczy opuścić otoczenie psychiatryczne, ażeby poznać inne przykłady: pan T., porzucony
w wieku
trzech miesięcy, przygarnięty został przez starsze małżeństwo, które wychowało go bardzo
starannie. W
trzydziestym roku życia, po poszukiwaniach w archiwach, udało mu się odnaleźć matkę, która
wytłumaczyła mu przyczyny porzucenia. W czasie spotkania siedzieli na kanapie. W pewnym
momencie
matka zaproponowała mu stosunek płciowy. W gruncie rzeczy była to taka sama kobieta jak
wszystkie
inne. Zdanie to oznacza, że w psychice jego nie dokonał się podział kobiet na kategorie albo
też, że ta
właśnie kobieta nie mogła być zaklasyfikowana do kategorii matek, ponieważ nie wiązało się
z nią
poczucie pokrewieństwa. W związku z tym nie było mowy o kazirodztwie, co miałoby nie
dopuścić do aktu
płciowego.
Pewnego wieczoru młody, przystojny mężczyzna zjawił się u pani V. Natychmiast doznała
dziwnego
wrażenia bliskości i bar-
^ S. Lebovici, L'inceste [w.] Traite de psychiatrie dl fenfant et de 1'adolesceat, PUF, T. III,
1985, s. 394.
178
dzo się ucieszyła, gdy oznajmił jej, że jest jej synem, którego musiała porzucić dwadzieścia
lat wcześniej.
Pani V. żyła w tym czasie z dosyć nieskomplikowanym mężczyzną, który zaprosił
odnalezionego syna na
kolację i zaproponował mu nocleg. Przed telewizorem młody człowiek zaczął zachowywać
się nieco
prowokująco i zuchwale w stosunku do swej matki. W nocy doszło między nimi do zbliżenia,
przyjaciel
matki udawał zaś, że śpi. Po tygodniu zgłosili się do mnie na konsultację. On zapytał, co
powinien robić,
żeby pomóc matce i zająć się jej sprawami. Ona, żeby podzielić się swoją radością z
odnalezienia syna i
zapytać, czy przypadkiem nie chodzi tu o kazirodztwo. Wypowiadając to słowo wahała się
nieco i unikała
mego wzroku.
Problem teoretyczny, jaki wynika z tego przypadku, polega na tym, że poczucie popełnienia
kazirodztwa
nie musi koniecznie wiązać się z definicją, która określa akt płciowy, nazywany
"kazirodztwem". Etologia
może mówić jedynie o uczuciu kazirodczym: jego powstaniu, trwaniu oraz skutkach w
dziedzinie emocji i
zachowania. Bardzo wczesna, całkowita i trwała separacja może oddzielić u-czucie od
realizacji do tego
stopnia, że poczucie bycia matką i synem w ogóle nie będzie mogło się narodzić.
Czasami nawet, podobnie jak w micie o Edypie, świadomość tego, że istnieje związek matka-
syn, może
nadejść jedynie w postaci orzeczenia wyroczni. Dotyczy to prostytutek, które porzucają dzieci
natychmiast
po urodzeniu i które w dwadzieścia lat później, gdy widzą zbliżającego się młodego klienta,
myślą z
niepokojem: Oby tylko to nie był mój syn!
Członkom indiańskiego plemienia Yanomami myśl o kazirodztwie przychodzi do głowy,
kiedy młody
człowiek spółkuje z kobietą starszą od siebie i wszyscy drażnią się z nimi, mówiąc: "Dała
swój seks do
zjedzenia własnemu synowi", tak jakby chodziło o kazirodztwo. Nie jest to zabronione przez
prawo, ale
wszyscy to za taki czyn uważają. Podobnie kazirodztwem nazywają fakt spożycia mózgu
matki, podczas
gdy obyczaj zaleca zjedzenie mózgu teściowej.
Bruno Bettelheim zaobserwował, że zaledwie trzy promile dzieci wychowywanych razem w
kibucach
izraelskich zalecało się
179
do siebie w wieku dojrzewania. Jest to zbieżne z inną cyfrą, którą udało nam się uzyskać: z
grupy 1031
dzieci wychowywanych razem46 utworzyły się tylko trzy związki, a kiedy pytano innych, co
myślą o tych
parach, krzywili się i mówili, że to kazirodztwo. Wszyscy wiedzieli, że są wychowywanymi
razem
sierotami. Poczucie kazirodztwa, które nie pozwalało rozwinąć się ich pragnieniom i
wywoływało grymas
niesmaku, było całkowicie oderwane od rzeczywistości opisywanej przez to słowo.
Długo zastanawiałem się, dlaczego jedynie osoby odseparowane bardzo wcześnie mogły mieć
między
sobą stosunki płciowe bez myślenia o kazirodztwie. Sądziłem, że dzieje się tak dlatego, iż nie
czuły się ze
sobą spokrewnione, słowo zaś odsyłało je do uczucia nieznanego i nie mogło w ich oczach
nabrać sensu.
Pewna tendencja umysłowa każe nam wierzyć, że słowa odnoszą się do świata całkowicie
abstrakcyjnego, jak gdyby one same stawały się realnymi rzeczami oddziałującymi na
rzeczywistość: Iran
nie będzie nigdy mógł zawrzeć pokoju, ponieważ w stówie Iran zawarte jest Żira®, co
oznacza gniew,
tłumaczył mi pewien entuzjasta słów-rzeczy. Ta fetyszyzująca koncepcja, w której słowo staje
się rzeczą
prowokującą nadnaturalne skutki na podobieństwo amuletu, przeciwstawia się koncepcji
naturalistycznej,
w której słowo, mimo że będące rodzajem umownego dźwięku, wywołuje emocję realnie
odczuwaną.
Wyobraźcie sobie, że jecie mięso, które wam wyjątkowo smakuje. Wystarczy, żeby kelner
oświadczył, że
właśnie oto zjadacie waszego ulubionego pieska, żebyście w jednej chwili nie byli w stanie
przełknąć
kęsa, który macie w ustach. Nie sama rzecz staje się odpychająca, lecz świadomość jedzenia
istoty
drogiej sercu wywołuje trudną do wytrzymania emocję. Słowo nie jest oderwane od
rzeczywistości,
ponieważ wyobrażenie, jakie wywołuje, wzbudza emocję. Nawet wręcz przeciwnie, słowo
wiąże
rzeczywistość z jej wyobrażeniem.
Kiedy mowa się rozprzęgaJak na przykład w chorobie Alzhei-mera, słowo "kazirodztwo" nie
może już
nabrać sensu. W chorobie
^ Dane udostępnione przez stowarzyszenie "L'Essor", Var, 1990.
180
tej nierzadko ojciec zabiega o swą córkę, a matka o syna. Jednakże słowa "matka" czy "syn",
które
oznaczają określony status pokrewieństwa, mają znaczenie jedynie w świecie, w którym
istnieje świa-dek-
obserwator. W świecie chorego cierpiącego na chorobę Alzhe-imera dezintegracja poznawcza
posuwa się
tak daleko, że chora postrzega twarz męża, kiedy był on jeszcze miody. Pojawienie się tego
śladu
pamięciowego, znanego jako zjawisko wdrukowania, pozwala zauważyć męża w rysach
twarzy syna!
Stara kobieta odczuwać więc będzie więź małżeńską, a nie macierzyńską, i może zapytać
przerażonego
syna, czy chce mieć z nią stosunki płciowe. Jeżeli wypowie się słowo "kazirodztwo",
staruszka nie będzie
rozumiała, o czym się mówi. Podobnie do kazirodczego ojca, który z oburzeniem zadaje sobie
pytanie,
dlaczego społeczeństwo miesza się do jego pięknej historii miłosnej z córką. Zarówno dla
niego, jak i w
przypadku choroby Alzheimera, słowo "kazirodztwo" jest całkowicie oderwane od
istniejącego
wyobrażenia. Słowo określa tych samych partnerów, jednakże nie wywołuje tej samej emocji.
Innym przykładem dysocjacji między tym, co określa słowo, a emocją, którą wywołuje, jest
syndrom
Kleinego-Levine'a. W chorobie tej uszkodzenie funkcji płata skroniowowęchomózgowego
wywołuje nagły i
niekontrolowany impuls popychający do jedzenia i kopulacji. Impuls jest niezależny od
słowa. W takim
przypadku, jeżeli matka czuje pociąg seksualny do swego syna, słowo "kazirodztwo" nie jest
właściwe:
jest ona tylko kobietą, którą jej libido popycha ku mężczyźnie. Tym niemniej zarówno syn,
jak i ewentualny
świadek, którzy zdają sobie sprawę z sytuacji i którzy rządzą się określonymi regułami
kulturowymi,
odczuwają ogromne zażenowanie, podobnie zresztą jak pacjentka, gdy się "obudzi" i ktoś jej
opowie, co
się zdarzyło.
Przykład ten może służyć jako poparcie tezy, według której słowo, które oddziela pewien
fragment
rzeczywistości nadając mu jakąś nazwę, może być całkowicie oderwane od uczucia. Emocja
może być
wynikiem pracy mózgu, niezależnie od słowa, może też być wywołana wyobraźnią
pobudzoną przez
słowa. Czyżby emocja wiązała duszę z ciałem?
181
W przypadkach kazirodztwa matki z synem, jakie zdarzyło mi się badać, innych niż wśród
chorych
psychicznie czy wynikających ze zbyt wczesnej separacji, inicjatorką była zawsze matka.
Typowy
scenariusz jest następujący: matka myje swego trzynasto-cztemasto-letniego syna, skąd
wynika problem
bliskości ciał. Zachowanie takie, dosyć częste, wykazuje, że matka nie widzi swego syna jako
o-soby
niezależnej, która może odczuwać coś innego niż ona. Nie myśli o wstydzie, jaki może
ogarnąć jej syna,
ani o jego niepokoju wywołanym skojarzeniem kazirodczym. Matka ta, kierująca się tylko
własnym
impulsem, nie spostrzega emocji drugiej osoby, co tłumaczy jej zuchwałość: w czasie toalety,
gdy
pieszczoty stają się coraz bardziej precyzyjne, przechodzą w pobudzenie seksualne - aż
wreszcie
dochodzi do samego aktu.
Kolejny scenariusz przebiega w atmosferze żartobliwej, pozbawionej lęku, w pełnym
zainteresowania
oczekiwaniu reakcji drugiej strony: Byloby zabawne, gdyby mu się to udalo, mówi matka
trzynastoletniego
chłopca. Słowo "kazirodztwo" ledwo im przychodzi do głowy w ich radosnym porozumieniu.
Tym razem to ona bierze go w swe ramiona...
Ciara: Jeśli chcesz, zapamiętamy to jako moment jedyny, bardzo piękny, bardzo poważny,
który już nigdy
się nie powtórzy...
Laurent: Co teraz nastąpi9
Ciara: Nic. Nie będziemy o tym mówić. Będzie to nasz sekret... Będziemy się kochać jak
przedtem... Będę
o tym myśleć bez wyrzutów sumienia, z czulością...47.
Nie wszyscy posiadają talent Louisa Malle'a, jednakże kazirodztwo między matką a synem
jest częstym
wątkiem różnych opowiadań. Kiedy scenariusz ten jest odgrywany na Montpamasie lub w
zamożnych
dzielnicach miasta, łatwiej jest przekształcić go w dzieło sztuki. Kiedy natomiast odbywa się
w slumsach,
jest zazwyczaj odrażający i kończy się często przed sądem, ponieważ ciężar zakazów nie jest
nigdy
równo rozdzielony (...) i konsekwencje ponoszą zaz-
47 L. Malle, Le Souffle au coeur, Gallimard, 1971, s. 140-141.
182
wyczaj ludzie prości48. W moim przekonaniu większość przypadków kazirodztwa między
matką a synem
nie ma miejsca ani na Montpamasie, ani przed wymiarem sprawiedliwości, lecz odbywa się w
zaciszu
rodzinnego loża, gdzie akt seksualny wymyka się społeczeństwu.
W wieku trzydziestu pięciu lat pani G. stała się nagle oziębła. Ginekolog odrzucił przyczyny
natury
organicznej, biorąc pod uwagę ewentualny problem psychologiczny. Dopiero w czasie trzeciej
konsultacji
dotarło do jej świadomości i ośmieliła się powiedzieć, że stała się oziębła po tym, jak
zaskoczyła męża w
łóżku z jego własną matką. Małżonek w czasie każdej poprzedniej konsultacji oczekiwał z
powagą w
poczekalni. Tego dnia poprosiła go, żeby uczestniczył w rozmowie z lekarzem, i wówczas
przed swą
osłupiałą żoną wyjaśnił, że od czternastego roku życia sypiał regularnie z matką i że "ta
dziwka"
wymagała, żeby to robił nawet po zawarciu małżeństwa. Zaniepokojona i gniewna reakcja
żony zasmuciła
go, jednakże w większym stopniu skarżył się na "świńskie" zachowanie matki, niż prosił żonę
o
przebaczenie: gdy wspomniała ona o przestępstwie, by zdumiony.
W jaki sposób potraktować przypadek dwudziestoośmiolet-niej pani G., opiekunki dzieci,
która zgłosiła się
do lekarza, ponieważ o mało nie rozbiła głowy ośmioletniemu chłopcu. Myła go regularnie i
widząc go
nagiego, odczuwała w stosunku do niego silną agresję, jako że prowokował ją seksualnie.
Pewnego dnia
nie wytrzymała i zaczęła bić chłopca coraz silniej, aż upadł, uderzając się o róg stołu. Można
tu mówić o
pomieszaniu niezbyt jasno zaznaczonego poczucia osobowości, którego projekcję ułatwia
bliskość
uczuciowa.
List, który Michel Toumier otrzymał od pary bliźniąt, może zilustrować tę myśl. Nasz
związek byt
uczuciowy, ale również zmysłowy. Gdy mieliśmy piętnaście-szesnaście lat, spróbowaliśmy
zbliżyć się do
siebie w sposób bardziej intymny i, mówiąc wprost, spólkowaliśmy ze sobą... Jeśli chodzi o
nasze
zainteresowania heteroseksualne, skupiały się na naszej
48 B. d'Astorg, Yariations sur 1'interdit majeur, Gallimard, 1992, s. 74.
183
matce. Obaj mieliśmy z nią stosunki seksualne (...) i ten maty sekret rodzinny nie tylko nie
budzil w nas
zazdrości, lecz o dziwo, zbliżył nas na podobieństwo loży masońskiej. Aż do osiemnastego
roku życia
znaliśmy przyjemnośćzmysłową jedynie w tej endogamicznej formie kazirodczej: pomiędzy
braćmi oraz
miedzy matką i synami^.
To przyznanie się do podwójnego kazirodztwa ukazuje, że zbytnia bliskość pociąga za sobą
pomieszanie
uczuć. Związek z kimś drugim nie jest zabroniony, kiedy odmienność lub podobieństwo
wywołują te same
uczucia: dotknięcie drugiej osoby nie wzbudza emocji, zupełnie tak, jakby dotykało się
samego siebie,
można więc zadać sobie pytanie, dlaczego miałby powstać zakaz dotykania własnego lub
"prawie
własnego" ciała.
W wieku, w którym kształtują się pierwsze ukierunkowania seksualne, matka nie jest
całkowicie
zabroniona i może powstać myśl o stosunku płciowym z nią właśnie: Nasza matka byla naszą
nau-
czycielką zmyslową i naszą pierwszą kochanką. Zaczęto się, gdy byliśmy jeszcze mali, od
podglądania
nagiej matki w lazience, od porannych pieszczot przed szkolą, aż do polnego spólkowania z
nią w wieku
trzynastu lat. (...) Fakt poznania Żkobiety® poprzez Żmatkę® zbulwersował nas o wiele
mniej niż można by
się spodziewać. (...) Dopiero gdy mieliśmy po szesnaście, siedemnaście lat, związek ten się
rozpadł, a my
odczuliśmy ciężar zakazu spo-tocznego. (...) Nigdy jednak nie cierpieliśmy z tego powodu tak
jak inni. (...)
Z bratem bawiliśmy się w niektóre gry seksualne i nie odczuwałem z tego powodu poczucia
winy. (...)
Nasze kazirodztwo nigdy nie budzilo w nas wstrętu, a z biegiem czasu wprawiało nas raczej
w
zakłopotanie (mamy teraz po pięćdziesiąt lat). Trochę nawet tęsknimy za tym związkiem we
troje z okresu
naszej młodości50.
Chciałbym zwrócić uwagę na pewne punkty zawarte w tym świadectwie. Zaczęto się od
podglądania
nagiej matki... Łazienka odgrywa dużą rolę w kontaktach kazirodczych. "Zobaczenie nagiej
matki na plaży
lub w grupie nudystów nie wywołuje takiej samej
49 M. Tournier, Le Vent Paractet, Gallimard, 1977.
50 List cytowany w pracy dyplomowej: M.-C. Raux-d'Amaud, L'Inceste amwrewc, Marseille,
1991. s. 28.
184
emocji, co zobaczenie jej nago w łazience lub w łóżku. Sama obecność innych osób odgrywa
rolę "osoby
trzeciej - cenzora", którą spełnia zazwyczaj ojciec i która zmienia znaczenie nagości. Dlatego
właśnie
nudyści są na ogół skromni. Kontekst, zmieniając emocję, nadaje odmienny sens tej samej
percepcji.
Drugim rysem godnym uwagi jest poczucie lekkości wobec zakazu: ...Ta seksualność byla w
naszych
dziecinnych oczach tylko namiastką bez znaczenia...^. Uważać akt płciowy za "namiastkę bez
znaczenia"!
Co mamy myśleć o tym oświadczeniu, gdy właśnie kazirodztwo matki z synem uważane jest
za coś
absolutnie nie do pomyślenia? Kiedy los czyni to możliwym, Edyp stwierdza, że jest to
największa z
tragedii. Trzeba więc uznać, że w tej samej kulturze jedni mogą nazywać "namiastką bez
znaczenia" to,
co inni będą u-ważać za największą zbrodnię.
I ostatni punkt, który mnie zadziwia: Zauważyłem, ze dziewczęta Żwygadują się® łatwiej niż
chłopcy
(wystarczy poznać liczbę ojców skazanych za kazirodztwo, podczas gdy praktycznie nie
słyszy się o
matkach skazanych z tego właśnie powodu... )52. Faktem jest, że matka nigdy nie jest
skazywana: nawet
w przypadku kazirodztwa z córką akt płciowy bliższy jest seksualnemu przekomarzaniu się
niż świętej
zbrodni. Pani R. wyjaśniła mimochodem, że matka dawała jej przyjemność seksualną i że ona
sama,
widząc swą córkę nagą, miała o-chotęją pieścić. Jednakże nie wydawało jej się to ważne:
najbardziej
istotne było to, że czuła się zbyt odpowiedzialna za swego męża, i to był właśnie powód jej
cierpień.
Psychiatrzy nie zawsze podzielają ten wyjątkowy liberalizm. W Kanadzie i w Belgii sprawy
mają się
inaczej. Zwraca się tam bardzo uwagę na kazirodztwo między matką a córką, najbardziej
destrukcyjne ze
wszystkich oraz najmniej znane, bez względu na to, co mówią na ten temat psychoanalitycy^.
51 G. Benoit, Approches de 1'inceste, "Neuropsychiatrie de 1'enfance", XXXIII, nr 6 (1985),
s. 211-216,
oraz list przekazany Marie-Christine Raux-d'Arnaud.
52 M.-C. Raux-d'Arnaud, op.cit., s. 28-29.
53 P. Garnier, psychoanalityk, który "spotyka przypadki dramatyczne i nadające się do sądu",
jednak jest
przekonany, że istnieją inne formy kazirodztwa", prywatny list z 30 grudnia 1992.
185
sce prawdziwa zażyfosć oraz szczególna wzajemna czułość. Otóż etolo-gia transkulturowa
opisuje, w jaki
sposób odbywa się toaleta chłopca zależnie od kultury: wśród Bambarów z Senegalu kąpieli
dokonują
babki. Chwytają one niemowlę za ramię i energicznie podnoszą do góry. Następnie obejmują
pełną dłonią
narządy płciowe chłopca i pod koniec kąpieli podrzucają dziecko do góry, "żeby nie było
lękliwe"57. Tego
rodzaju gestów nie stosuje się nigdzie na Zachodzie. W Indiach ważne jest, żeby spojrzenia
matki i syna
nie skrzyżowały się, by matka nie rzuciła na syna uroku. Tabu dotyczące spojrzenia w Indiach
czy dotyku
na Zachodzie nie dotyczy Afrykańczyków, którzy nie nadają wymowy seksualnej tego typu
łączności matki
z synem.
Natomiast Europejczycy już od wczesnego średniowiecza węszyli zapach kazirodztwa nawet
w bardzo
wczesnych kontaktach między matką a dzieckiem. Dlatego też Kościół zalecił używanie
kołyski. Chodziło
o niedopuszczenie do kontaktów cielesnych między rodzicami a noworodkiem, uznawanych
za grzech5^.
Obecnie Amerykanie bardzo wcześnie izolują noworodka w jego pokoju; niemowlę
francuskie śpi w swym
łóżeczku blisko łóżka rodziców; w Arktyce śpi pod wspólną dla wszystkich skórą zwierzęcą;
w Indiach
korzysta z tej samej maty co matka; mały Afrykańczyk śpi w łóżku swojej matki, a
amerykański Indianin w
hamaku59.
Bliskość matki przy dziecku ma łatwe do zaobserwowania następstwa: ucisza płacz, pozwala
na
karmienie piersią, przyśpiesza sen oraz polepsza rezultaty psychomotoryczne pod wpływem
poczucia
bezpieczeństwa oraz wydzielania hormonów mózgowych60. Objawy te są dobrze
postrzegane, lecz gorzej
wyobrażane. Najlepiej przekazywane jest to, co opowiada się w legendach. Na przykład
56 J. Nepote, op.cit.
57 B. Brii, Le premier bain [w:] A. Epelboin, Du scwon plein les yeux, kaseta VHS,
Seminarium
etnologiczno-medyczne, Museum d'histoire naturelle, 1991.
58 J. Gelis, M. Laget, M. F. Morel, Entrer dans la vie. Naissances et enfances dans la France
traditionnelle,
Gallimard (Archives), 1978. 09 H. Stork, Enfances indiennes, Le Centurion, 1986. 60 F.
Yuillemain, Stress
et immunologie, PUF, 1989.
188
w Kambodży, gdzie cała kultura przesiąknięta jest kazirodztwem, kontakty intymne między
matką a synem
trwają najdłużej w porównaniu z innymi kulturami. Reguły preferencyjne dotyczące
małżeństw ułatwiają
związki między rodzeństwem, rodzeństwem przyrodnim oraz między szwagrem i szwagierką.
To
kierowanie seksem przez kulturę traktowane jest jako kazirodztwo i często nawet tak
nazywane, jednakże
nie zabronione61.
Otóż kultura ta, ocierająca się często o kazirodztwo, dopuszcza jednocześnie przekleństwa,
dowcipy i
opowiadania gwałtownie je zwalczające. Jednym z częstych przekleństw w Kambodży jest
Chog ma, co
podobno oznacza: "Spólkujesz ze swoją matką". Jeśli chodzi o kazirodztwo, które staje się
fascynujące,
ponieważ jest zarazem możliwe i zakazane, ożywiające, ponieważ zgroza jest tuż o-bok,
sprawa jest
zawsze jakby na ostrzu noża. W dowcipnych historiach w tym kraju, w szelmowskich
opowiadaniach
często pojawia się ponętna teściowa bądź pomyłka co do osoby partnerki. Klasyczne powieści
opowiadają
o ukochanym synu, który okrada swego ojca, gwałci matkę oraz bije babkę62. Kręci się filmy,
w których
boha-ter-chłopiec sądząc, że wchodzi do łóżka narzeczonej, kocha się ze swą matką.
Oczywiście jest
jeszcze śmieszniej, kiedy kocha się ze swą babką! W końcu we Francji, kiedy Chateubriand.
Baudelaire,
Edgar Poe, Louis Malle i wielu innych wykorzystywało w twórczości motyw kazirodztwa, też
nie
zaprotestowała żadna liga ochrony maltretowanych dzieci.
To odwrócenie zwyczaju zalecane przez kulturę ma rzekomo za zadanie wyrwanie zbyt
przywiązanego
syna ze szponów matki. Kiedy autonomię seksualną nabywa się stopniowo, pod wpływem
połączonych sił
separujących, przemoc niejest konieczna. Jeżelijed-nak zasady rodzicielskie są
przygniatające, kiedy
zwyczaje kształtują typ uczuciowości ocierający się o kazirodztwo, zdobycie autonomii
wymaga wówczas
ceremoniału inwersji, w którym przemoc staje się
61 J. Nepote, op.cit., s. 70-74.
82 S. Thierry, Etude d'un corpw de contes cambodgiens traditionnels, L/Harmattan, 1985.
189
jest bardzo bliska aktu kazirodczego, ponieważ zbytnie zogniskowanie uczuć na matce jest
zabójcze: jest
ono najbliższe elementarnego aktu kazirodczego w społeczeństwach antylskich, gdzie zabija
się
wyłącznie w kręgu rodzinnym66.
Kiedy w społeczeństwie nie istnieje ceremoniał separacji, o-dosobnienie uczuciowe nie
pozwala na
ukształtowanie się emocji i ułatwia przejście do czynu. Każdy wiek, każde miejsce w
rodzinie, każda rola
społeczna jest związana z określonym sposobem kochania i wszyscy winni się temu
podporządkować.
Zakaz kazirodztwa, bez względu na to, czy będzie tylko słowny, czy będzie się posługiwać
alibi związku
krwi, czy też będzie po prostu odczuwany, ma o wiele większy wpływ na uczucia niż na seks.
Kiedy ta strukturyzacja uczuć odbywa się nieprawidłowo, ponieważ nie ma ojca, który
odegrałby
separacyjną rolę, pozwalającą otworzyć zaklęty krąg uczuć matki i syna, gdy uczucie to staje
się
wyłącznym źródłem bądź też zestresowane dziecko "widzi jedynie oczyma matki", zalany
tym nadmiarem
miłości syn odczuwa do niej pożądanie połączone z ogromnym niepokojem; wówczas każda
kobieta może
mu się wydać zakazana i jedynym wyjściem, jakie widzi, jest homoseksualizm.
Tabu kazirodztwa nie jest tylko i wyłącznie ideologią, lecz również uczuciem
ukształtowanym przez ludzi:
zakazem, poczuciem wstydu bądź niewyobrażalnej winy, której wiele kultur nie ośmiela się
nawet
sformułować. Jestem jednak gotów się założyć, że nawet gdyby prawo upoważniało do
kazirodztwa
między matką a synem, nie zmieniłoby to wiele w obyczajowości seksualnej.
Dla wielu z nas seks nie jest czymś świętym: penis czy pochwa nie są ani instrumentami
Boga, ani też
organami strukturyzującymi społeczeństwo. Niektóre kobiety są nawet zdania, że użycie ich
pochwy w
ciągu kilku minut aktu płciowego nie jest czymś bardziej niemoralnym niż wynajęcie ich rąk
do sprzątania
w ciągu kilku godzin. Znam pewną kobietę, błyskotliwą filozofkę, która objechała
66 J. Andró, op.cit., s. 366.
192
świat na bardzo dogodnych warunkach dzięki potraktowaniu swego seksu jako narzędzia
pracy.
Natomiast wiele osób uważa, że seks jest miejscem kontaktu pozwalającym na zawiązanie się
par
małżeńskich stanowiących podstawową komórkę społeczeństwa. Jest to strefa ciała, która
dostarcza
intensywnych przyjemności oraz głębokich lęków, gdzie w cudowny i niepokojący sposób
powstaje życie.
Takie spojrzenie na seks przywołuje na myśl sacrum. Kiedy jednak mowa o świętości,
przemoc również
jest niedaleko: przemoc zrytualizowana faktem poświęcenia siebie lub kogoś innego w
interesie rodziny,
narodu lub Boga; przemoc bluźniercza, tak trudna do zniesienia, że tylko tortura lub śmierć
mogą być
zadośćuczynieniem. To zgodnie z tą zasadą przez cale wieki ci, którzy pokazywali papieżowi
figę (co po-
legało na wciśnięciu kciuka między palec wskazujący i środkowy), zasługiwali na spalenie na
stosie67.
Gest ten jest obecnie całkowicie pozbawiony znaczenia, a w każdym razie nie uznaje się go
za świę-
tokradczy.
Wydaje mi się, że ci, którzy poznali kazirodztwo typu jowialnego, nigdy nie traktowali seksu
jako czegoś
świętego. Seks jest dla nich miejscem przyjemności, instrumentem we wspinaniu się na
drabinę
społeczną, działalnością towarzyską i ewentualnie środkiem do "robienia dzieci" (chociaż te
ostatnie
uważane są często za komplikację seksu). Dla tych osób nie jest to z pewnością ani ołtarz, ani
nic
świętego, a nawet cudownego. Nie przyznając seksowi świętości, nie mogą one odczuwać
jako gwałtu
każdego naruszenia kodeksu społecznego, który nim rządzi. Tłumaczy to zadziwiający spokój
niektórych
par składających się z matki i syna, które utrzymują się nawet po małżeństwie syna, na
podobieństwo
długiej przygody pozamałżeńskiej... tyle że z własną matką! Podobnie zresztą jak
"kazirodczy" ojcowie68,
którzy ze zdumieniem dowiadują się, że córka zaszokowana jest ich postępowaniem, lub jak
całe rodziny,
67 G. Calame-Griaule, L 'homme, la parole et le gęste [w:] J. Poirier, Histoire des moeurs,
Gallimard
(Pleiade), T. II. 1990, s. 91-96.
68 P. Sabourin, La Yiolence impewable, Nathan, 1992.
13. Anatomia uczuć
193
w których kazirodztwo powtarza się w każdym pokoleniu w postaci intymnej gry, której nie
ma powodów
zakazywać. Zdarzają się kultury czy mentalności, w których seks nie nabrał waloru świętości
jak w
wielkich religiach monoteistycznych. O lubieżne kobiety, oddajcie nam wasze dala. (...)
Kpijcie, bawcie się
(...), ale unikajcie starannie miłości69, pisal Sade, dla którego Zło wywodziło się ze
Świętości.
Otrzymuję dużo listów i świadectw utrzymujących, że najbardziej skutecznym środkiem
pozwalającym
zapobiec brakowi uczucia, który daje się coraz bardziej zauważyć we współczesnym świecie,
byłoby
dopuszczenie kazirodztwa jako jedynego środka pozwalającego scalić i pobudzić na nowo
rodzinę: Czas
skonstatować, ze kazirodztwo nie stanowi ani perwersji, ani choroby psychicznej, można
przeczytać w
doskonałych amerykańskich magazynach psychologicznych70. Grupy pedofilów chcą więc
adoptować
młodych chłopców pozbawionych rodzin, a żwawy Gabriel Matzneff nie rozumie, dlaczego
beszta się go
za chwalenie się tym, że przeurocze trzynastoletnie dziewczynki dały mu numer telefonu,
mimo że on nic
nie zrobił w tym kierunku!
Dla tego typu osobowości seks jest czymś, co wiąże uczuciowo, milą grą nie mającą w sobie
nic świętego!
Kiedy jednak matka, syn lub córka nagabywani są przez kogoś bliskiego, a w ich wyobraźni
seks
reprezentuje święte tabu, odczuwają wówczas zgrozę, która może zakłócić ich równowagę
umysłową.
To naturalne odczucie od dawna próbowano uzasadnić różnymi teoriami. Kodeks
Hammurabiego
nakazywał, jako zbawienne dla ludu, "zabijanie syna, który położyłby się na swojej matce".
Wszystko
wokół umiera, kiedy Edyp poślubia Jokastę. Biblia mówi o potworach, jakie rodzą się z tego
typu
związków. Dziewiętnastowieczni lekarze każdą wadę wrodzoną przypisują kazirodztwu.
Kiedy w naszej
kulturze pojawia się chromosom, tłumaczy się w sposób naukowy, że "bliskość genetyczna
jest zabójcza"
mimo sprzeciwów
69 Cytowane za:J.-J. Pauvert, Sodę. Osons le dire, Les Belles Lettres. 1992, s. 117. ^OJ.
Pomeroy,
artykuł z czasopisma "Psychology Today" cytowany w "L'Evene-ment dujeudi" z 26 stycznia
1989.
194
hodowców i genetyków. Wszystko odbywa się tak, jak gdyby jedynie groźne argumenty
mogły nadać
adekwatną formę uczuciu zgrozy.
Niektórzy uważają, że matka nie jest świętością, a więc mogą jej dotykać bez odczuwania
zgrozy
bluźnierstwa. U innych natomiast wywołuje ona zachwyt i strach: uwielbiają ją i boją się jej
jak Boga.
Podobno tak się dzieje u homoseksualistów.
W schemacie homoseksualnym matka jest nadkobietą pełną chwały. We wszystkich badanych
przez nas
przypadkach odnaleźliśmy u homoseksualistów w bardzo wczesnym dzieciństwie, okresie
zapomnianym
następnie przez badanego, duże przywiązanie erotyczne do kobiety, na ogól do matki, które
bylo
zazwyczaj sprowokowane przez nadmierną czułość z jej strony, a następnie wzmocnione
przez usunięcie
ojca z życia dziecka71. Freud, który używa pojęć etologicznych, jak "przywiązanie" i
"związek"72,
podkreśla, że postać ojca jest usuwana w cień. Pan G., którego syn stal się homoseksualistą,
jest znanym
przemysłowcem, bogatym, błyskotliwym i odważnym, nie uczestniczył jednak w
kształtowaniu uczuć
swego syna, bardzo wcześnie zakochanego w matce i wymagającego od niej wyłączności
uczuciowej. Oj-
ciec Marcela Prousta był znanym profesorem medycyny, inteligentnym i tolerancyjnym,
jednak wycisnął
niewielkie piętno na swym synu. Pan F. opowiadał mi o swoim rozczarowaniu i
niedowierzaniu, kiedy w
wieku sześciu lat zrozumiał, że nie był synem jedynie swojej matki". Musiał dokonać wysiłku
intelektualnego, żeby sobie wyobrazić, że był również synem swego ojca: Wiedziałem, ze to
był mój
ojciec, jednakże trudno mi było zrozumieć, że byłem jego synem dlatego, że spal z moją
matką.
To przesiąknięcie, ów monopol sensoryczny da się może wytłumaczyć, gdy zbada się warunki
uczuciowe,
wjakich pojawia się mały chłopiec. Matki homoseksualistów nie są kobietami zgaszonymi.
Wszystko u
nich ma zdecydowany charakter: ubranie, gesty, mimika
71 S. Freud, Un sowenir d'enfance de Leonard de Vinci, Gallimard (Idees) [wyd. poi.
Wspomnienie o
dzieciństwie Leonarda da Vinci, [w:] Poza zasadą przyjemności (1910),War-szawa 1975].
72 B. Cyrulnik, Freud precursew de 1'ethologie, Laboratoire Duphar, 1993, i L. Ritvo,
Darwin, ascendant de
Freud, Gallimard, 1992.
195
oraz intensywne i łatwe wyrażanie emocji czynią z nich kobiety wszechobecne! Bez względu
na to, czy są
one energiczne, czy depresyjne, czy lękliwe i zakochane, dziecko "widzi tylko ich oczami", to
one są
brzemienne, co pozostawia ojca w cieniu, mimo że może on błyszczeć na innym polu. Ale
oczywiście to
nie ich sposób bycia czy wyrażania wywołuje tendencję homoseksualną u syna. Być może
noworodek
przychodzi w momencie, gdy ich psychika jest wyjątkowo wrażliwa. Pierwszy dzień to na
ogół miłość od
pierwszego wejrzenia:
Zupełnie oszalalam na jego punkcie. Nie mogtam nawet spać, bo po prostu nie byłam w stanie
oderwać
od niego oczu. Piorun uderza jedynie w receptory. Wymaga to synchronizacji licznych
czynników:
osobowość sensoryczna matki, nadejście ciąży w momencie wyjątkowym w jej własnym
życiu oraz pleć
dziecka wiążą się w całość, nadając sens, jaki będzie miał dla niej noworodek. Moje trzy
starsze córki
zamierzały właśnie odejść. Mąż mój jeździł po całym świecie. Byłam w domu zupełnie sama.
Moje życie
zaczęło tracić sens, kiedy pojawił się on... Chłopiec po trzech dziewczynkach, w momencie,
gdy go już nie
oczekiwałam i kiedy najbardziej go potrzebowałam. Po prostu szalałam ze szczęścia. Przez
długi czas nic
nie będzie mogło rozdzielić partnerów tej idylli, będącej również sytuacją sensoryczna,
typową dla
przesytu uczuciowego73.
Siłą separującą będzie niekiedy nienawiść, która pozwoli młodemu człowiekowi walczyć z
tendencjami
kazirodczymi i odegrać rolę uspokajającą. Potrzebuje on jej niekiedy, żeby stać się aktywnym,
samodzielnym i móc uciec przed swą skłonnością. Dopóki syn znajduje się blisko matki, nie
ma przyjaciół
ani nie wchodzi w skład żadnej grupy. Co przerywa, a w każdym razie rozluźnia związek
kazirodczy^ (...)
[Jest to] hamulec zastosowany do miłości matczynej7^. Ta niedawna refleksja na temat
homoseksualizmujako walki z kazirodztwem nawiązuje do klasycznej teorii freudowskiej:
Mały chłopiec
usiłuje odepchnąć miłość do swojej matki, identyfikując się z nią i uznając siebie sa-
73 To wczesne, intensywne i wyłączne pole sensoryczne tłumaczy być może przerost jądra
przedniego
wzgórza, który neuroradiolodzy zaobserwowali u homoseksualistów. Wydaje się, że chodzi tu
raczej o
przerost epigenetyczny niż genetyczny (wypowiedź M.Jouveta na kolokwium Schmeierlinga,
Liege,
październik 1992).
74 J. Andre, op.cit., s. 164.
196
mego za ideał, względem którego dobiera nowe obiekty miłości. W ten sposób staje się
homoseksualistą75. Homoseksualizm pozwala uniknąć zarówno kazirodztwa, jak i
nienawiści. Pozwala
nawet uwielbiać matkę w dalszym ciągu.
Przywiązanie do matki czyni trudniejszym przywiązanie do jakiejkolwiek innej kobiety76,
napisał Freud.
Chodzi o to, żeby się z nią związać, przesiąknąć nią do tego stopnia, by się z nią utożsamić, i
kochać ją
tak, jak ona sama mogłaby kochać. To tłumaczy uczucie "drugiej połowy jabłka", bardzo
częste wśród
homoseksualistów, którzy czują się sobą tylko wówczas, gdy spotkają kogoś podobnego do
nich samych.
Kiedy kocham się z kobietą, czuję się tak, jakbym odkrywał ciało mojej matki - opowiadał mi
pan S. -
Kiedy jednak kocham się z mężczyzną, odkrywam moje własne ciało, wiem wówczas, kim
jestem... Michel
Toumier znakomicie wyraził tę myśl uważając, że hetero-seksualiści są pozbawieni owej
drugiej połowy
jabłka.
To przemieszanie miłości z nienawiścią znajduje gwałtowny wyraz, gdy homoseksualizm nie
jest
zdeklarowany. Pan S. w wieku szesnastu lat usiłował pięciokrotnie w ciągu jednego miesiąca
popełnić
samobójstwo "ażeby zaniepokoić swoją matkę". Pan P. natomiast przez bardzo długi okres
czasu dzwonił
anonimowo do swojej matki "po prostu żeby cieszyć się tym, że ona cierpi". W przypadkach
tłumionego
homoseksualizmu mężczyźni wstydzą się swych pragnień i przeciwstawiają się im w sposób
gwałtowny,
odnosząc się z nienawiścią, a nawet agresywnie do homoseksualistów. Nienawiść ta spełnia
wówczas
rolę uspokajającą: Ponieważ nienawidzę homoseksualistów i atakuję ich, oznacza to, ze sam
nie jestem
homoseksualistą. Zachowanie to można spotkać u mężczyzn nienawidzących swych matek,
które
uprzednio uwielbiali, jak gdyby chcieli przekonać samych siebie, że ich nie pragną, ponieważ
żywią do
nich nienawiść, a nawet budzą w nich one odrazę, jak "wszystkie kobiety, które przeciekają",
jak to określił
Celinę (w gruncie rzeczy
75 S. Freud, Wspomnienie o dzieciństwu Leonarda da Vinci, op. cit.
76 Ibid.
197
dlaczego poczciwy doktor Destouche wybrał sobie pseudonim "Celinę", będący również
imieniem jego
matki?77).
Zakaz pożądania matki pociąga za sobą zakaz pożądania wszystkich kobiet i wówczas,
najspokojniej w
świecie, pozbawiony popędu kazirodczego homoseksualista może stać się "pedałem". Jeżeli
ta
etologiczno-psychologiczna teoria jest spójna, odchylenie homoseksualne może być środkiem
ucieczki od
kazirodztwa. Jest więc ono całkowicie moralne, jako że nie można przecież zalecać
kazirodztwa, żeby
uciec od homoseksualizmu!
Ojciec, ulica i nienawiść
Miłość między matką a synem, podlegając zmianom, skłania do separacji, do podbicia
kobiety nie znanej
oraz do otwarcia sfery uczuć. Najwspanialszym i najskuteczniejszym uwieńczeniem pożą-
daniajest
zakochanie się w innej kobiecie. Wektorem tego zjawiska jest ojciec. Tymczasem nasza
kultura czyni go
przezroczystym78, co prawdopodobnie przyczynia się do obecnego wzrostu ilości gwałtów i
przypadków
kazirodztwa.
Kiedy słowo "kazirodztwo" odnosi się do struktury pokrewieństwa, etologia nie ma nic do
powiedzenia.
Kiedy jednak dotyczy ono struktury uczuciowej kształtującej uczucia niezależne od słów,
etologia może
przedstawić dwie lub trzy teorie. Oto etapy on-togenezy struktur separujących, które
ukierunkowują
pożądanie:
początkowo uczucie bliskości daje poczucie bezpieczeństwa, otępiając nas jednocześnie;
następnie
pojawia się ojciec, który zakazuje, którego jednak uczymy się kochać, otoczeni ciepłem
macierzyńskim;
nieco później koledzy z dzielnicy, szkoły czy grupy nastolatków oraz młodzieńcze miłości
pozwalają
sprecyzować nasze pragnienia i popychają nas do ich spełnienia. Następuje rozdzielenie
" Y. Stallom, list z 30 stycznia 1993.
78 fe. Sullerot, La familie nucHaire fclatóe, "Saweearde de 1'enfance", nr l i 2, 1985.
198
.Ż
obiektu pragnienia seksualnego i obiektu uczuciowego, gdzie instytucje odgrywają ważną rolę
w
zorganizowaniu sil separujących:
określają, kim jest ojciec i jaki jest jego status, organizują życie w szkole i w dzielnicy,
pozwalają wypłynąć
nowej przestrzeni społecznej zwanej wiekiem dojrzewania, jak również zalecają małżeństwo i
rządzą jego
prawami.
Jeżeli siły separujące rządzą seksem, to jak wytłumaczyć, że są one skuteczniejsze w
odniesieniu do
gwałtu czy kazirodztwa niż w przypadku homoseksualizmu? Specjaliści w dziedzinie
przemocy
seksualnej, prawnicy i psychologowie, sygnalizują znaczny jej wzrost w ostatnich czasach.
Brak jest
danych dotyczących wcześniejszego okresu, ponieważ w latach sześćdziesiątych specjaliści
jeszcze
uważali, że rzadkie przypadki kazirodztwa miały miejsce jedynie w środowiskach wiejskich.
Wystarczyło
zorganizować nieco lepiej zbieranie danych, żeby znaleźć przykłady prawie wszędzie, o wiele
liczniejsze
niż sądzono, co spowodowało, że stwierdzono ich szybki wzrost. Jeśli chodzi o
homoseksualizm, było
wręcz odwrotnie. Stereotyp kulturowy kazał mówić: .Jest coraz więcej homoseksualistów;
najlepszy
dowód, że coraz więcej ich widać". Staranniejsze zbadanie tej sprawy pozwoliło stwierdzić,
że sytuacja
prawie się nie zmieniła od roku 1971, a może nawet od raportu Kinseya z roku 1947. Mimo
tego
stereotypu nie ma istotnej zmiany w zachowaniach miłosnych w Europie. Pierwszy stosunek
seksualny
ma wciąż miejsce około osiemnastego roku życia; w dalszym ciągu notuje się 4,1 procent
homoseksualistów i 2,6 procent lesbijek. Można natomiast stwierdzić znaczny wzrost
stosunków seksual-
nych, do których dochodzi pod przymusem.
Ta pełna przemocy seksualność zależy od kultury, ponieważ większość zwierząt rytualizuje
zachowania
zmierzające do kontaktu. Prawie zawsze odejście od zwyczaju w jakiejś grupie społecznej,
nie nadając
formy zachowaniom seksualnym, pozwala ujawnić się prymitywnej przemocy. Gwałt i
kazirodztwo
zauważano najpierw w dzielnicach ubogich. Jednakże to nie ubóstwo, lecz odstąpienie od
pewnych reguł
kulturowych wywołuje brutalność seksualną i ułatwia czyn. Kazirodztwo jest zakazane nie
dlatego, że tak
mówi prawo
199
mieją ich gestów, systemu wartości, a nawet słów, szybkie tempo zmian kulturowych wytrąca
tych ludzi z
obiegu. Ich ucieczka, bez względu na to, jaka była jej przyczyna (umysłowa, uczuciowa czy
kulturowa),
oznacza podobnie jak u młodych: Chcę wrócić do siebie, do miejsca, które dobrze mam, w
którym
rozpoznam przedmioty oraz kody pozwalające mi odnaleźć uczuciowe poczucie
bezpieczeństwa.
Te dane potwierdzają tezę, że w rodzinach, gdzie matka wychowuje dziecko sama, po okresie,
kiedy była
pępkiem świata, staje się punktem odbicia do ucieczki, tymczasem matka wraz z ojcem
tworzą grupę
sensoryczną, która dzieli między sobą siły uczuciowe i daje każdemu odrębne miejsce. Kiedy
matka jest
sama, dziecko poddaje się jej lub od niej ucieka; jeżeli istnieje również ojciec, dziecko nie
musi wybierać
między fuzją a przeciwstawieniem się. Zwykła obecność ojca nadaje matce inne miejsce
uczuciowe: jest
o-na również jego żoną, nie jest wyłącznie po to, żeby zaspokajać potrzeby fizyczne dziecka,
może
odczuwać inne pragnienia niż ono, ponieważ może obdarzać miłością kogoś innego. Jest ona
kimś, a nie
jedynie źródłem satysfakcji.
Ten typ myśli emocjonalnej82, rozumowania, które nadaje formę słowną naszym
uczuciom83, może przyjść
do głowy jedynie wówczas, gdy nie ma ojca. W USA prawie 30 procent dzieci wychowuje się
bez niego, a
nawet jeśli jest obecny, to "nie stanowi już siły pobudzającej"84. Kiedy dziecko nie znajduje
odpowiednika
tej ojcowskiej funkcji w szkole, wśród kolegów z dzielnicy, w grupie rówieśników bądź w
jakiejś innej sile
separacyjnej, jak armia lub instytucje polityczne czy religijne, czuje się ono jak w pułapce
między
wyłączną miłością macierzyńską a lękiem przed współzawodnictwem społecznym
pozbawionym uczuć:
między duszeniem się tym, co jest zbyt blisko, a obawą przed tym, co odległe.
Miłość zmieszana z nienawiścią staje się wówczas uczuciem kształtowanym przez naszą
kulturę.
Prowadzi to do ambiwalencji:
82 P. A. LaViolette, Thought about Thoughts about Thoughts: the Emotional Perceptwe Cycle
Theory,
"Man-Environment Systems", IX (1979).
83 W. Gray, Understanding Creatwe Thought Process: an Early Formulation ofthe Emotional
Cognitwe
Structure Theory, "Man-Environment Systems", IX (1979), s. 3-14.
84 R. Bły, UHomme sauuage et 1'enfant, Le Seuil, 1992.
202
to na osi matka-syn rodzi się pierwsza miłość, siła, która popycha nas do "szukania osoby
ukochanej"85, i
na tej samej osi powstaje w późniejszym okresie zakaz kochania.
Chłopcy i dziewczęta
Sposób, w jaki chłopcy uczą się miłości, powinien być ściśle uregulowany, ażeby nie stał się
niepokojący.
Dziewczęta natomiast przechodzą rozwój uczuciowy bardziej harmonijnie, ponieważ to, co
zakazane, jest
mniej rygorystyczne, a typy miłości są już podzielone.
Ta większa swoboda, jeśli chodzi o świadomość tego, co zakazane, możliwa jest do
zaobserwowania
również w sposobie, w jaki dziewczęta zdobywają znaczenie w hierarchii społecznej. Mali
chłopcy bardzo
wcześnie wymyślają gry współzawodnictwa, natomiast dziewczynki wymyślają gry
polegające na
współpracy. Chłopcy wspinają się po szczeblach hierarchii lub wyłączają się ze
współzawodnictwa,
stanowiąc w ten sposób większość w ekskluzywnych szkołach wyższych oraz wśród
kloszardów i
przestępców. Dziewczęta rzadziej wstępują do renomowanych szkół, rzadko też stają się
towarzyszkami
kloszardów lub zbrodniarkami, ponieważ ten rodzaj socjalizacji - poprzez triumf bądź przez
wyłączenie -
nie ma w ich o-czach wartości społecznej, może natomiast mieć wartość seksualną.
Ontogeneza poczucia zakazu nie jest taka sama. Od samego początku osoba trzecia będąca
separatorem jest dla dziewczynki pociągająca. Dziewczynka jest w stanie odseparować się od
swej matki,
ponieważ pociągają ojciec. W okresie późniejszym będzie również od niego odseparowana,
czując pociąg
do innego mężczyzny. Mały chłopiec zaś już w chwili pierwszej deklaracji miłości usłyszy:
"Nie, to
niemożliwe". Następnie obecność ojca oznaczać będzie dla niego nowy zakaz, którego
ominięcie
wiązałoby się z prze-
85 S. Kakar.J. Munder Ross, Les Piges de 1'amour łrotique, PUF, 1987.
203
ogromnym poczuciem winy. Później, gdy wobec młodej kobiety nie będzie znał tajników
uwodzenia,
spotka się również z zakazem. Przemoc wynikająca z zakazu jest bardzo bliska przemocy
aktywnej, z
którą zresztą bardzo często się wiąże. Separator wyciąga rękę do dziewczynki, chłopca
natomiast
odpycha.
Ta uczuciowa ontogeneza tłumaczy być może bardzo częstą bliskość uczuciową między
matką a jej
dorosłą córką, podczas gdy syn ośmiela się być blisko matki dopiero wówczas, gdy zakaz jest
całkowicie
nieistotny w wyniku symbolicznej obecności ojca, licznych młodzieńczych miłostek lub
zawarcia związku
małżeńskiego. Elastyczność uczuciowa kobiet, która czyni je otwartymi wobec innych,
tłumaczy, dlaczego
mogą one kochać wiele dzieci w sposób całkiem odrębny, mogą całować się bez wzbudzania
podejrzeń,
a gdy mają problemy, mogą zwierzyć się drugiej osobie, a nawet liczyć na nią, jak to się
często zdarza w
udanych parach lub w psychoterapii, gdzie kobiety stanowią 60-80 procent klientek.
Rozwój uczuciowy chłopca, polegający na zakazach, rządzi zdecydowanie jego tendencjami
uczuciowymi:
nie powinien on u-kazywać swoich emocji, nie powinien płakać, powinien się bić, fizycznie i
społecznie,
nie powinien narzekać ani liczyć na innych, powinien "pięścią" wywalczyć swoje miejsce
mężczyzny.
Jeżeli mu się nie uda, powinien dołączyć do klanu zwyciężonych. Kiedy korzysta z pomocy
żony,
nierzadko można usłyszeć pogardliwą uwagę: "To jego żona decyduje". W przypadku
niepowodzenia lub
depresji pozostaje mu wyłącznie antydepresyjny środek polegający na "przejściu do czynu",
na erotyzacji
ryzyka i walki, bądź takie środki uspokajające jak rezygnacja, ucieczka czy alkohol.
Wynika z tego, że kobiety socjalizują się poprzez sposób kochania, natomiast mężczyźni
poprzez sposób
działania.
Zresztą reprezentanci obu płci nie mylą się, ponieważ na kobietach robią wrażenie oznaki
społeczne
ukazywane przez mężczyzn w charakterze obietnic egzystencji; mężczyzn natomiast
pociągają bardziej
oznaki fizyczne i uczuciowe, będące dla nich obietnicami miłości86.
86J.-C. Kaufman, Lafaussesurprise, "Autrement", nr 135 (1993).
204
Prawo, które zabrania, zmusza nas do dawania, zakaz zachęca nas do podziału, a niepokój
skłania do
kontaktu. Zadziwiająca matematyka, gdy pomyślimy, że przyjemność, którą się dzieli, należy
pomnożyć
przez dwa!
Jedyną rewolucją fizjologiczną w ludzkim życiu jest miłość. Jednakże o ile miłość jest
uniwersalna,
ukazując tym samym, że stanowi część naszej natury, o tyle historia miłości jest niezwykle
różnorodna,
zależnie od epoki i od kontekstu, ukazując, że zakorzeniona jest w naszej kulturze87. Miłość
jest również
rewolucją kulturową, ponieważ każe nam rzucić cumy i wyruszyć przed siebie w
poszukiwaniu przygody.
V S. Kakar.J. Munder Rosa, op.dt
Rozdział szósty
ślad czy opowiadanie?
Niegdyś, gdy pergamin był rzadki i drogi, mnisi zdrapywali farbę poprzedniego tekstu, ażeby
móc pisać na
nowo na skórze. Ustawiając karty pod odpowiednim kątem można odnaleźć ślady pierwszego
rękopisu,
odciśnięte najgłębiej1, ponieważ ślady najstarszych zapisów odciskają się lepiej na dziewiczej
skórze,
gdzie wszystko jest jeszcze możliwe.
Po tej inspiracji, którą zawdzięczam bardzo szacownemu se-miotykowi, Umbertowi Eco,
chciałbym
zacytować wielkiego neurologa, Charlesa Baudelaire'a: Czymże jest mózg ludzki, jeśli nie
olbrzymim a
przyrodzonym palimpsestem? (...) Tak, czytelniku, niezliczone poematy radosne i smutne
wyryte są
kolejno na palimpseście twojego mózgu i jako liście lasów dziewiczych, jako nigdy nie tające
śniegi
Himalayi, jako światło, kiedy na świetlaną pada powierzchnie, gromadzą się nieskończone
pokłady i każdy
z kolei zapada w zapomnienie. Lecz w śmierci godzinę, w majakach gorączki lub dzięki
podnietom opium
wszystkie te poematy znów mogą nabrać życia i mocy. One nie umarły, one śpią. (...) Lecz
głębokie
tragedie dzieciństwa (...) ciągle żyją, ukryte pod innymi legendami palimpsestu. Ani
namiętność, ani
choroba nie mają środków tak palących, aby wytrawić ich ślady wieczyste2.
1 U. Eco, Imię róiy, tium. A. Szymanowski. PIW, 1990.
2 C. Baudelaire, Pożeracz opium, tłum. L. Choromański. Nakl. Księgami F. Hoe-sieka.
1921,s. 166-169.
14. Aoatomu uczuć
209
tu, kiedy w wyniku nieudanego skoku, który można było przewidzieć, zginie "w wypadku".
Wśród zwierząt domowych można zauważyć takie same objawy jak u starszych ludzi. Można
spotkać
dotknięte artretyzmem świnie, sparaliżowane psy bądź konie cierpiące na reumatyzm.
Zwierzęta te nie
ulegą|ą eliminacji, gdy stają się podatne na choroby. Jednakże etologia potwierdza teorię
palimpsestu
Charlesa Baude-laire'a, a mianowicie fakt, że u zwierząt domowych proces starzenia
rozpoczyna się w
młodości! Kiedy nadzieja przeżycia jest trzykrotnie większa, zmianie ulegają wszystkie
procesy
rozwojowe. Skoro rozmiary i waga zwierzęcia są trzykrotnie większe, oznacza to, że pod
wpływem
bodźców z otoczenia zmienia się wydzielanie hormonów, co pociąga za sobą zmiany
morfologiczne.
Te świnie, gęsi, gołębie i psy, które mają pełniejsze kształty, rozwijają się szybciej, są
silniejsze i żyją
dłużej. Okrągłość ta u każdej istoty żyjącej w środowisku ludzkim stanowi dobry wskaźnik
młodzieńczości i
jest dowodem na to, że potencjał genetyczny organizmu realizuje się w tym środowisku lepiej
i przez
dłuższy czas.
Inne wskaźniki młodzieńczości daje się zauważyć w zabawach, które w środowisku
domowym przedłużają
się aż do wieku zaawansowanego. W środowisku naturalnym zwierzęta przestają bawić się,
gdy przestają
ssać matkę lub w okresie dojrzewania. Zachowanie ich staje się bardziej stabilne, a każda
zmiana w
środowisku wywołuje śmierć z powodu stresu, tak dalece są zaadaptowane we własnym
biotopie.
Natomiast w środowisku domowym zwierzę, które wciąż się bawi, przedłuża swoją naukę i
ulega
wpływom.
Faza snu paradoksalnego, a więc ta, w której śnimy, dostarcza nam wskaźnika elektrycznego
dotyczącego tego przedłużenia nauki. W środowisku naturalnym zwierzęta śpią źle: rzadko
pozwalają
sobie na sen paradoksalny, który wymaga poczucia bezpieczeństwa, jako że powoduje
całkowite
rozluźnienie mięśni. Tymczasem część tego snu ma za zadanie naukę, przyswajanie dopiero
co
przeżytych wydarzeń. Dlatego na przykład krowy w Pirenejach za-
216
padają w sen paradoksalny, gdy śpią w stodole, natomiast na pastwiskach śpią tylko .Jednym
okiem" i
cały czas są czujne
Niestety nie można wyciągnąć z tego wniosku, że bezpieczne dzieciństwo jest gwarantem
szczęśliwej
starości, byłoby to zbyt łatwe. Wiadome jest, że bezczynność w wieku dojrzałym prowadzi do
zakłóceń w
wieku podeszłym11. Istota dorosła przebywająca w otoczeniu dającym zbytnie poczucie
bezpieczeństwa
ma tendencję do bezczynności i łatwo się stresuje, ponieważ każda informacja jest dla niej
sygnałem
alarmowym, na który nie potrafi odpowiedzieć, w przeciwieństwie do dzikiego zwierzęcia,
które wie, jak się
zachować, jest bowiem przyzwyczajone do agresji w swoim środowisku. Niełatwo wyciągnąć
wniosek
ogólny, ponieważ prawdziwe są zjawiska, które sobie nawzajem przeczą. Z jednej strony
środowisko
dające poczucie bezpieczeństwa ułatwia odnowę psychiczno-biolo-giczną tego, co było
zapowiadane
genetycznie. Z drugiej jednak zbytnie bezpieczeństwo wywołuje otępienie, które wszystkie
napotkane
bodźce przekształca w niepokój: coś w rodzaju niespokojnego bezpieczeństwa. Aktywność i
przezwyciężenie lęku dają skutek w postaci euforii, można to zauważyć u ofiar, które
zaczynają się bawić
zaraz po tym, jak udało im się wymknąć oprawcy, lub u skoczków spadochronowych, którzy
z kolei
twierdzą, że lęk ma skutki antydepresyjne.
Z tej masy przeciwstawnych informacji można jednak wyciągnąć jakąś zasadę ogólną.
Środowisko dające
poczucie bezpieczeństwa potrzebne jest do wykonania programu genetycznego, natomiast
środowisko
stresujące - do zoptymalizowania go. Środowisko zhumanizowane ułatwia wykonanie
programu, lecz nie
zawsze pozwala na jego zoptymalizowanie. Ta właśnie luka wywołuje choroby
degeneracyjne, ponieważ
nie ma gorszego stresu od braku stresu12.
Jeżeli środowisko ludzkie wywołuje modyfikacje biologiczne oraz zmiany w zachowaniu
zwierząt,
dlaczego nie miałoby wywołać jeszcze dalej idących modyfikacji u ludzi, którzy potrafią
tworzyć
n P. Pageat, op.cit. 12A. Spitz, De la nawowe a la parole, PUF, 1968.
217
środowisko zaspokajające ich potrzeby, lecz nie zawsze kształtują je tak, jak by tego chcieli.
Nie chodzi
wszakże o to, żeby dojść do konkluzji:/^/?' coś jest prawdziwe u zwierzęcia, jest również
takie u człowieka.
Tego typu indukcja jest absolutnie niemożliwa w ustach etolo-ga, który wie Jak dalece każda
istota żyje w
swoim własnym świecie sensorycznym i znaczeniowym. Ta sama przestrzeń i ten sam czas
mogą
ukrywać "pod jednym dachem" światy tak bardzo różne, że dwa gatunki mogą żyć obok
siebie, a nawet
wręcz "deptać po sobie", nawet się nie zauważając!
Obserwowanie starości u zwierząt może nasunąć ludziom następujące pytania: W jakiej
mierze pewne
cechy starości zdeterminowane są już w wieku dziecięcym? Czy, jak rzekłby Baudelaire,
głębokie tragedie
dzieci'ństwa (...) ciągle żyją, ukryte pod innymi legendami palimpsestu'? Z tym
zastrzeżeniem, że
zwierzęta, które nie władają słowem, są całkowicie zdane na działanie fenomenu palimpsestu,
na powrót
śladów ich dzieciństwa, natomiast człowiek może próbować przed tym uciec; dzięki sztuce
opowiadania
może wydarzenie "ukryć w innej legendzie".
Badania organizmu dają możliwość ustalenia korelacji między biologicznymi zdarzeniami z
wieku
dziecięcego a typem starości. Dojrzewanie płciowe i środowisko stanowią dwa czynniki,
które determinują
biologicznąjakość starości: im dojrzewanie jest wcześniejsze, tym krótsze będzie życie.
Myszy, które
wcześnie rozpoczynają życie seksualne, bardzo wcześnie się starzeją, wcześnie też umierają,
natomiast
żółwie czy karpie, które dojrzewają dosyć późno, późno też się starzeją. Im wolniejszy jest
metabolizm,
tym wolniejsze będzie zużycie. Wydaje się, że ta zasada dotyczy również roślin, bowiem dęby
o wcześnie
rozwijającym się ulistnieniu umierają po kilku wiekach, natomiast sekwoje i drzewa oliwne
mogą przetrwać
wiele tysięcy lat. Fakt, że tempo dojrzewania zaprogramowane jest genetycznie, nie
przeszkadza temu,
że środowisko może zmienić jego rytm. Fibroplast (komórka twórcza tkanki łącznej) ma
podzielić się w
ciągu swego życia sześćdziesiąt pięć razy, jednakże program ten może zrealizować szybciej
lub wolniej,
zależnie od warunków środowiska. Może to tłumaczyć występowanie tu i ówdzie "złóż" ludzi
bardzo sta-
rych: Kaukaz i Kaszmir obfitują we wspaniale typy starców, którzy
218
wciąż pracują i podobno niekiedy w wieku lat stu czterdziestu zabierają się do budowy
własnego domu!
Dostarczają nam onijeszczejed-nej informacji, która potwierdza hipotezę Baudelaire'a:
wszyscy bardzo
długo byli młodzi. Długotrwale nieusamodzielnianie się młodzieży w naszych
społeczeństwach, tak
krytykowane przez socjologów, którzy twierdzą, że po raz pierwszy w historii ludzkości
osoby starsze
identyfikują się z młodymi, wynika z obecnego spowolnienia naszego rozwoju, to jest z
możliwości
przedłużenia okresu nauki. Wszyscy ci młodociani dorośli, tak mało odpowiedzialni,
rozbrajająco naiwni
bądź irytująco narcystyczni, dożyją sędziwej starości.
Jednakże człowiek tworzy świat semantyki, co radykalnie zmienia warunki egzystencji. W
ginących
społeczeństwach starość przychodzi bardzo wcześnie. Głodne dzieci przybierają wyraz
twarzy
staruszków; te, które muszą pracować, stają się bardzo szybko osobnikami dorosłymi, znikają
u nich
krągłe policzki i zdziwione spojrzenie. Współczesny Zachód wytwarza pięknych starców
dlatego, że
społeczeństwo, czyniąc dorosłych młodzieńcami, stymuluje i utrzymuje w formie ich ciała i
umysły.
Jednakże jeżeli "złoża" wspaniałych starców znajdują się przede wszystkim na Kaukazie i w
Kaszmirze,
nie dzieje się tak ani z powodu zdrowego, górskiego powietrza, ani z powodu żywienia się
jogurtem czy
niskiej temperatury, która ich utrzymuje w dobrej formie, lecz dlatego, że społeczeństwa, w
których żyją,
mimo że ubogie, przestrzegają bardzo ściśle zwyczaju. Już od dzieciństwa, dzień po dniu,
każdy kontakt,
wszelkie stosunki, praca i uczucia regulowane są zwyczajami, co daje poczucie
bezpieczeństwa. Mit, ów
rodzaj umowy społecznej, który harmonizuje grupę, nadaje sens najmniejszemu gestowi i
wiąże z
przeszłością, odgrywa rolę biologiczną w zakresie odnowy i optymalizacji naszego potencjału
genetycznego.
Oczywiście zwierzęta nie znają mitu, a pamięć ich nie jest przeładowana opowiadaniami. A
jednak stare
małpy miewają zakłócenia pamięci13. Mogą nauczyć się rzeczy stosunkowo łatwych,
13 R. T. Bartus, R. L, Dean, Deueloping and Utiiising Animal Models in the Searchfor an
Effectwe
Treatement ofAge-Relate Memory Disturbances [w:] Normal Aging, Alzheimer Disease and
Senile
Dementia, University ofBrussels Press, 1985, s. 231-267.
219
wać się innymi. Spostrzegała ludzi prawidłowo, skoro nie potykała się o nich, jednakże
przestali oni dla
niej istnieć, bowiem straciła z nimi wszelki kontakt. Nie potrafiła już żyć między ludźmi,
natomiast zdolna
była przywiązać się do przedmiotów. Zasypiała przytulając do siebie lalkę, chodziła ściskając
w ręce
kawałek materiału oraz niestrudzenie układała rzeczy w swojej torbie. W końcu przedmioty
stały się
rzeczami: pani P. poruszała jeszcze gestem mechanicznym rączką lalki, miętosiła szmatkę,
wygładzała
prześcieradło na łóżku, wykonywała w kółko te same czynności, aż do chwili, gdy jej życie
stało się
wyłącznie wegetacją. Przestała jeść i pić, aż w końcu zgasła1 ^.
Przypadki takie zdarzają się tak często w kulturze zachodniej, że mogą stać się modelem
pozwalającym
zrozumieć, iż retrogeneza jako powrót do dzieciństwa nie istnieje. Kiedy dziecko przytula do
siebie misia,
przedmiot ten spełnia funkcję uspokajającą, ponieważ jest w rzeczywistości nasycany
bliskimi elementami
sensorycznymi, a symbolicznie reprezentuje matkę. Przedmiot trzymany przez dziecko ma
określony sens
i znaczenie, natomiast ten sam przedmiot w rękach pani P. stawał się rzeczą, kawałkiem
materii pozba-
wionej uczucia i znaczenia. W przypadku pani P. działała jedynie siła motoryczna: gniecenie i
wygładzanie
w odpowiedzi na bodźce fizyczne. Bez kontekstu i bez człowieczeństwa przedmiot
pozbawiony jest waloru
semantycznego i uczuciowego. Pozbawienie informacji, bez względu na to, czy jest ona
organiczna,
uczuciowa czy społeczna, prowadzi do dehumanizacji rzeczy. Płód żyje w świecie percepcji
przesiąkniętych już człowieczeństwem, natomiast pani P. żyła w świecie, w którym
człowieczeństwo
stopniowo zanikało.
Kiedy przedmioty traciły wartość humanistyczną, pani P. mogła utrzymać je przy życiu
jedynie dzięki
uczuciom i relacjom ze swej przeszłości, czego dziecko zrobić by nie moglo^ Kiedy
przedmiot tracił swą
funkcję relacyjną, dla pani P. zachowywał jeszcze
^J.-M. Leger, R. Garoux,J.-F. Tessier, B. Chevalier, Le compagnon tardwe et 1'objet non
amme du sujet
(Ument senile, "Annales mćdico-psychologiques", CXLJV, nr 4 (1986), s. 341-355.
wartość historyczną dzięki fenomenowi palimpsestu. Na koniec przedmiot stawał się rzeczą,
lecz nie był
to powrót do przeszłości, ponieważ nigdy przedtem rzeczą nie był. Nie można mówić o
zdziecinnieniu,
gdyż już w czasie wewnątrzmacicznego życia psychicznego płód nadawał wartość
emocjonalną
percepcjom sensorycznym. Nie chodzi więc o zdziecinnienie, lecz o "inwolucję", czyli rozwój
wsteczny, o
dezorganizację wytworów umysłowych. Fenomen palimpsestu - coś przeżytego w
przeszłości, co powraca
i nakłada się na percepcję właśnie przeżywaną - można zaobserwować u osób starszych
stojących przed
lustrem18. Nierzadko nie rozpoznają one własnej twarzy, podczas gdy rozpoznają bez trudu
twarz
badającego lub jakiejkolwiek obecnej osoby. Ich zachowanie, typowe dla rozmowy, jest inne
wobec
osoby, którą rozpoznają, niż wobec własnego odbicia w lustrze. Gdyby brali własną twarz za
twarz innej o-
soby, przyjęliby postawę, jaką na ogól się przybiera podczas rozmowy: uśmiechaliby się,
zwracali w
stronę tej drugiej osoby, omijali jej wzrok, żeby nie żenować, potakiwaliby na znak aprobaty,
wykazywaliby
intencję zabrania głosu, wciągając krótko powietrze. Tymczasem kiedy widzą się w lustrze, są
zaskoczeni:
wpatrują się uparcie we własne odbicie, bez uśmiechu, z powagą, jak to się czyni, gdy spotka
się
przyjaciela z lat dziecinnych i przypatruje mu się, szukając w pamięci jego imienia.
Zachowanie to wyraża
emocję, którą można by wyrazić następująco: Widzę twarz, której nie rozpoznaję, która
jednakże wzbudza
we mnie zadziwiające poczucie bliskości. Nie jest to "niepokojąca obcość", o jakiej
wspominał Freud,
kiedy przytrafiła mu się tego typu przygoda19, lecz wręcz przeciwnie, zadziwiająca bliskość.
Osoba starsza
uznaje, że jest to z pewnością twarz sąsiadki, którą spotykała codziennie, bądź też twarz córki
czy matki.
Kiedy świat osoby starszej ulega dehumanizacji, jest ona wciąż jeszcze przywiązana do
niektórych
przedmiotów mających dla niej wartość uczuciową - do torby, apaszki, portmonetki czy
pluszowe-
ró B. Cyrulnik, M. Ohayon, 6thologie du visage agę dam le miroir [w:] Le Visage: sens et
contresens,
ESHEL, 1988.
19 J. Postel, Troubles de la reconnaissance speculaire de soi au cours des demences tardives
[w:] J.
Corraze, Image speculaire du corps, Privat, 1980.
go niedźwiadka. Przedmioty te będą miały dla niej znaczenie, ponieważ nawet jeżeli straciły
wartość
semantyczną, nawet jeśli nie potrafi ich nazwać, posiadają wciąż wartość uczuciową. Starzec
nie potrafi
już znaleźć słów określających przedmioty, przyciska je jednak do siebie i uważnie
obserwuje. Wraz z
pogłębianiem się procesu demencji przedmioty stają się rzeczami oderwanymi, znajdującymi
się obok
całkiem przypadkowo, nie mającymi żadnego znaczenia20, a. jedynym elementem
zewnętrznym trochę
jeszcze stymulującym staje się ruch. Starsza osoba nie ma już siły życiowej, dzięki której
przedmiot
nabrałby jakiegoś sensu, skojarzył się z jakimś opowiadaniem lub wywołał emocję; szuka ona
w swej
pamięci wspomnienia, które wiązałoby się z życiem owego przedmiotu.
Powiedzenie, że osoba starsza dziecinnieje, jest interpretacją obserwatora, który umieszcza ją
w świecie
dziecka. Należy raczej powiedzieć, że osoba taka, tracąc związek ze światem zewnętrznym,
pozbawia
przedmioty ich wartości semantycznej i uczuciowej, aż do momentu, gdy staną się jej całkiem
obojętne.
Przedmiot taki powoli umiera, gaśnie wraz z podmiotem.
Fenomen palimpsestu daje się czasami zauważyć w zachowaniu; na przykład pani M.,
porzucona jako
dziecko, całymi latami skupiona była na sobie samej - kiwała się bez przerwy, rękami
obejmując brzuch.
Dzieci porzucone przejawiają często tendencję do autoagresji211 zachowanie autocentryczne
przechodzi
szybko z au-toerotyzmu do autoagresji22, zależnie od kontekstu uczuciowego. Uczucie męża
spowodowało, że pani M. w ciągu kilku tygodni przestała zachowywać się w ten sposób;
jednakże w
trzydzieści lat później, po śmierci męża, znów zaczęła się kiwać i przejawiać zachowania
autoagresywne.
Miłość małżeńska odsunęła gdzieś głębo-
20J.-M. Tessier, J.-F. Tessier, R. Garoux, Role du compognon imoginain et de 1'objet
trasitionnel dans la
vie affectiw du dement senile, "Psychologie medicale", XV, nr 10 (1983), s. 1765-1766.
21 M. Ehriich, La Mutilation, PUF, 1990, s. 203-205.
22 C. Chiland, L 'automutilatwn: de 1'acte a la parole, "Neuropsychologie de 1'enfan-ce",
XXXII, nr 4
(1984), s. 170.
ko przeszłość, którą z kolei wyzwoliła śmierć męża, powodując wykonywanie tych samych
co dawniej
gestów.
Nierzadko w przypadkach demencji starczej powracają okrzyki, za pomocą których we
wczesnym
dzieciństwie wzywało się kogoś bliskiego: Kiedy stan dziadka się pogorszył, wolał całymi
godzinami Mai...!
Mai...! Jego siostra wyjaśniła, ze tak właśnie wzywał swoją babkę, która wychowywała go do
wieku trzech
lat, kiedy zamieszka! oddzielnie;
ten zwrot powrócił, gdy był umierający. Powrót obrazu rodziców jest regułą w życiu
psychicznym osób
starszych, nawet zdrowych. Kiedy nasze dzieci będą miały po osiemdziesiąt lat, co pozostanie
w ich
pamięci z tego tak wrażliwego okresu ich życia? W jaki sposób będą opowiadać o prawie nie
widywanym
ojcu, przepracowanej matce i smutnym społeczeństwie bez zabaw i świąt?
Wydarzenia z przeszłości żyją w naszej pamięci jakby na wygnaniu. Jeżeli teraźniejszość nie
usunie ich w
cień, powrócą pewnego dnia. Kiedy coś zaczyna niedomagać w teraźniejszości, przeszłość
zajmuje w
świadomości jej miejsce. Obserwuje się to w sytuacjach izolacji sensorycznej, kiedy osoba
nie ma wyboru,
może tylko przeżywać swą przeszłość: więźniowie, osoby w stanie depresji, jednostki
odizolowane
"przeżuwają" przeszłość, ponieważ nic temu nie przeszkadza w ich bieżącej rzeczywistości.
Często
zresztą mówią: Dobrze mi robi praca, ruch, chodzenie, to nie pozwala myśleć. Domagają się
teraźniejszości, żeby przeszłość pogrążyła się głęboko w pamięci. Z neurologicznego punktu
widzenia
odcięcie kory mózgowej wyzwala pamięć podkorową, gdzie są wyryte wspomnienia nie do
zatarcia23.
Wyzwolenie pamięci archaicznej w wyniku odcięcia kory mózgowej można zaobserwować
czasami u
pacjentów, którzy doznali obrażeń podczas wypadków samochodowych, lub w przypadkach
zaniku
czynności mózgu w chorobach umysłowych wieku starczego, bądź nawet w bezczynności
mózgu
spowodowanej brakiem stymulacji.
Ów powrót przeszłości w momentach luk w teraźniejszości jest bardzo wyraźny w
halucynacjach okresu
żałoby, częstych
23J.-E. Ledowc, L. Romański, A. Xagoraria, Cortical Ablation and Under-CorticalMe-mwy,
Joumal
ofCognirive Neuro-Sdencc", I (1989), s. 2S8-S4S.
w podeszłym wieku. Starsza kobieta po utracie męża, który nadawał sens jej życiu przez
pięćdziesiąt lat,
usiłuje wypełnić powstałą próżnię, przypominając sobie jego głos, odgłos kroków, trzaśniecie
drzwiami o
siódmej wieczór, gdy wracał z pracy. Widzi go jeszcze siedzącego w fotelu, czuje jego
obecność w domu.
Usiłuje przeżywać w teraźniejszości to, co było jej życiem w przeszłości. Kiedy jednak
"otwiera oczy i
widzi, że go nie ma", cierpi ogromnie z powodu straty, braku bliskiej osoby i wywołanej
przez jej zniknięcie
próżni.
Halucynacje związane z żałobą mogą przynieść ukojenie, jeśli za życia stosunki między
małżonkami
układały się w gruncie rzeczy szczęśliwie. Bywają jednak niepokojące dla wdów, które miały
mężów-
dręczycieli. Pani G. żyła przez pięćdziesiąt lat z mężem-prześladowcą, którego obecność
stanowiła dla
niej szczególną u-ciążliwość. Gdy zmarł, odczuła powstałą po nim pustkę i przeżywała
boleśnie okres
żałoby. Cztery miesiące po śmierci męża poczuła ulgę, gdy "zobaczyła" go wracającego z
pracy i
wymyślającego jej jak zwykle, co wywołało u niej, takjak dawniej, uczucie upokorzenia.
Bez względu na to, czy emocja budzi poczucie bezpieczeństwa, czy też jest niepokojąca,
powraca w
kontekstach zawężonych:
o szarym brzasku, po przebudzeniu lub wieczorem o zmierzchu, gdy dzień gaśnie i zamyka
się okiennice,
a życie społeczne zwalnia swój rytm. Kiedy to zawężenie doznań jest natury organicznej - na
przykład w
przypadku głuchoty lub ślepoty, które pozbawiają wielu informacji - fenomen palimpsestu
przejawia się w
sposób wyjątkowo wyraźny: osoba nim dotknięta widzi swymi niewidzącymi oczyma matkę
nieżyjącą od
dwudziestu lat, psa, który witał ją z radością, gdy sama miała lat trzydzieści, lub inne
zadziwiające
fantasmagorie zbliżone do złudzeń optycznych. Opierając się na kilku niewyraźnych
informacjach
wizualnych, komponuje budzący niepokój obraz niesamowitego zwierzyńca lub
prześladujących ją cieni.
Halucynacje niewidomych starszych osób dotyczą faktów, które zapadły w ich pamięć jeszcze
przed
utratą wzroku: chłopi "widzą" krowy na łące, górnicy "spostrzegają" wagoniki z węglem.
Podobnie jest, gdy
głucha kobieta "słyszy" krzyk wołającego ją dziecka.
Fakt wyrażania się biologii i psychologii poprzez uczucia tłumaczy sny osób starszych.
Siedemdziesięcioośmioletniej pani B. śni się co noc syn, któregojuż dawno temu straciła.
Jednakże w tym
śnie widzi go jako pięcioletniego chłopca i odczuwa podobną emocję jak wówczas, gdy sama
miała
dwadzieścia siedem lat. We śnie widzi też własnych rodziców z tego samego okresu. Pani M.,
zamężna
od sześćdziesięciu lat, uwielbia zasypiać każdego wieczoru, ponieważ śni się jej pierwsza
miłość.
Osiemdziesięciodwuletnia pani Ch. widzi natomiast i przeżywa na nowo trudne momenty ze
swej
młodości:
ciążę pozamalżeńską i związany z tym skandal rodzinny oraz postać ojca, która miała dla niej
ogromne
znaczenie. Mój ojciec był autorytatywny. Kiedy mi się śni, mówi do mnie i budzę się
szczęśliwa, radosna.
Pozostawił mi cudowne wspomnienia, ponieważ byl zarazem autorytatywny i wesoły.
Osiemdziesięciodwuletni pan C. stwierdza ze zdumieniem:
Śni mi się samochód, który mi skradziono dwadzieścia pięć lat temu. Wydawało mi się, ze
zbytnio się tym
nie przejąłem.
Niektórzy badacze sądzą, że stany majaczeniowe są jawą paradoksalną"24. Pacjent w tej fazie
jak gdyby
"postrzega" to, co normalnie mogłoby mu się jedynie przyśnić w fazie snu paradoksalnego.
Starsze osoby
często "postrzegają" w czasie majaczeniajakiś epizod ze swego dorosłego życia. Pani R. była
deportowana z powodów politycznych, gdy miała lat trzydzieści. Podobnie jak wielu innych
deportowanych
nie była w stanie o tym mówić. Dopiero w wieku o-siemdziesięciu jeden lat zaczęła mieć
urojenia i brała
dostawców posiłków do domu za faszystów. Oburzała się, że "nie robi się nic dla więzionych
kobiet". Po
powrocie do zdrowia stwierdziła: Wraz z wiekiem powraca moja przeszłość. Nie zapomina
się nigdy;
wszystko do nas wraca. Może to wrócić podczas snu lub w majakach, jednakże powraca
przede
wszystkim wówczas, gdy przenika każdą z naszych codziennych percepcji sensem czy
emocją, które
wywodzą się z przeszłości. Wszystko, co widzę dzisiaj, przypomina mi rzeczy dawne,
utracone. Wywołuje
to u mnie nostalgię. Widzę jakiś przedmiot, mozaikową wazę... Przypomina mi to, jak w
Waszyngtonie
Murzyni zbierający śmieci znajdo-
24J.-C. Rouchouse, Bulletm Źco-Źthologie, 1992, oraz list z 17 września 1992.
wali takie wazy:]wt a rubbish!... (to tylko śmieć!), opowiadała mi pewna
osiemdziesięciosześcioletnia
staruszka, która mieszkała w Waszyngtonie między dwudziestym piątym a trzydziestym
rokiem życia!
Przedmiot, który zobaczyła, stał się częściąjej przeszłości. Emocja wywołana wspomnieniem
zależy
bardziej od tego, co się kojarzy z przedmiotem, niż od przedmiotu jako takiego. To on staje
się nosicielem
uczucia: W tym okresie [okresie mozaikowej wazy] tworzyliśmy grupę wspaniałych
przyjaciół Było to
bardzo mile.
Muzyka jest doznaniem sensorycznym w szczególny sposób przywołującym wspomnienia:
Gdy usłyszę tę
melodię, widzę znowu mego ojca tańczącego. Pierwszy raz, gdy zobaczyłam, jak tańczy,
poczułam
zazdrość, ponieważ sama przeszłam wiele operacji kręgosłupa i nie mogłam tańczyć! Od
śmierci ojca,
kiedy słyszę tę melodię, odczuwam zazdrość. Byłam zazdrosna, a on umiał korzystać z życia!
Nasze słowa również są nasycone przeszłością. Często wypowiada sieje nie tylko po to, żeby
wyrazić to,
co zawarte jest w ich treści. Słyszymy słowa, ale sens i emocje, które wywołują, związane są
z
przeszłością słuchaczy: Wzięłam znowu ojca do siebie. Obiektywnie mówiąc, nie jest on
tyranem, ale to,
co mówi, wzbudza we mnie bardzo przykre wspomnienia. (Pani A. 58 lat, jej ojciec 82 lata).
Kiedy wycho-
dzę z domu, pyta: ŻKiedy wrócisz?®. To nie ma znaczenia. On jest ogromnie miły...
Nieględzi... Nigdy się
nie nudzi... Czyta na nowo Zole... Kiedy jednak mówi: ŻKiedy wrócisz?®, przypomina mi to
młodość, kiedy
matka chciała wszystko kontrolować. Mam pretensję do ojca o to, ze nie reagował, gdy ona
nie dawała mi
żyć... Kiedy mówi do mnie: ŻPózno wróciłaś®, przypomina mi to, że jestem córką, która
zabiła matkę. Nie
śmiem wrócić do siebie do domu. Siedzę w samochodzie na parkingu i zwlekam z powrotem
do domu.
Wyobraźmy sobie, że przyglądamy się tej scenie. Ojciec, starszy, kulturalny pan, czyta Zole.
Jego córka
szykuje się do wyjścia. Ojciec uprzejmie pyta: "Kiedy wrócisz?". Córka staje się ponura,
rzuca
sympatycznemu panu spojrzenie pełne nienawiści i wychodzi z domu trzaskając drzwiami,
ażeby ukryć
się w swoim samochodzie. Obserwator odczuwa do córki pewną niechęć, stwierdzając:
"Ta dama jest chyba nieco przewrażliwiona! Przecież ojciec nie powiedział jej nic złego...".
Jednakże gdy scenarzysta dołączy do tego epizodu pewne elementy przeszłości, dowiemy się,
że
czterdzieści lat temu córka poślubiła Murzyna i matka była tym bardzo dotknięta. Sześć
miesięcy po ślubie
córki matka zmarła na raka, pozostawiając w psychice młodej kobiety ogromne poczucie
winy. Pani A.,
która bardzo kochała swego ojca, oczekiwała, że stanie w jej obronie i doda jej odwagi,
uciszając nieco
żonę. Może jednak również i wtedy gdzieś w swoim kącie czytał spokojnie Zole?
Czterdzieści lat później,
pytając uprzejmie: "Kiedy wrócisz?", starszy pan nie wie, że budzi u swej córki głęboko
zagrzebaną
prośbę o pomoc, która nie została usłyszana.
Problemy małżeńskie mogą również wypłynąć na powierzchnię wraz z wiekiem. Od czterech
lat
przypominają mi się wszystkie zdrady mego męża. Między 1940 a 1950 bez przerwy mnie
zdradzał.
Miałam wrażenie, że już o tym zapomniałam. Obecnie to wszystko powraca, zatruwa mi
życie i znowu
zaczynam myśleć o rozwodzie.
Najpoważniejsze dramaty są najgłębiej ukryte. Reminiscencje powracają okrężną drogą i jeśli
nie stają się
tematem opowieści, torturują ciało.
Pani B. mając 38 lat odkryła pamiętnik swojej córki i z przerażeniem dowiedziała się ojej
kazirodczym
związku z własnym ojcem, trwającym już od trzech lat. W pierwszej chwili chciała popełnić
samobójstwo.
Kiedy znalazłam dziennik, powiedziałam: ŻMoniko, chodź, pójdziemy do kina®... Poszłyśmy
zobaczyć Don
Camillo... Trzy dni później powiedziałam: ŻWrzuć pamiętnik do ognia®. Córka zrozumiała,
ze wszystko
wiem, i opuściła dom. Pogrzebałam ją wówczas. Sądziłam, że o tym zapomniałam. Córka
wyszła za mąż i
nigdy więcej nie zobaczyła swej matki. Mąż pani B. zmarł. Pani B. zwierzyła mi się: Od
sześćdziesiątego
drugiego roku życia ta myśl powraca praktycznie każdego dnia. Szukam męża koło siebie.
Nie żyje już od
osiemnastu lat... W pamięci mam głównie to, co zachowałam w tajemnicy... Wspomnienia
osaczają mnie
coraz bardziej... Jeżeli wychodzę z domu, rozmawiam z kimś, mam lepsze samopoczucie. Nie
mogę
jednak mówić o kazirodztwie córki. Jeszcze
Pojawienie się obrazów szczęścia wiąże się często z uczuciem żalu. By lam taka szczęśliwa...
Żałuję, ze
dzisiaj nie mogę doznawać tego szczęścia... Żyję wspominając szczęśliwe chwile. Widzę nasz
dom w
niedzielę, razem z dziećmi i psem. Te momenty czynią mnie zarazem szczęśliwą i
nieszczęśliwą. To
uczucie minionego, a obecnie straconego szczęścia można określić jako nostalgię. Z wiekiem
wspomnienia szczęścia odsuwają się w czasie: Tęsknię bardziej za moją matką i siostrami niż
za dziećmi,
opowiada mi pewna pacjentka, która cale życie poświęciła własnemu potomstwu.
Kiedy szczęście przeżywane jest w teraźniejszości, osoba, która jest szczęśliwa, odczuwa to z
taką silą,
że przypisuje ten stan również postrzeganemu obiektowi. Pewna młoda kobieta, która na
zmianę wpadała
w euforię i w najgłębszą melancholię, twierdziła, że widziała drzewa podlegające nastrojom:
Kiedy jestem
smutna, drzewa również są smutne, to widać po zwisających liściach. Kiedy staję się we-solą,
drzewa
szaleją z radości. Obraz drzew "szalejących z radości" ukazuje, jak bardzo można nie
odłączać
przedmiotu od podmiotu.
Kiedy opowiadanie jest akcją
Opowiadanie pozwala osobie starszej umieścić się w określonym kontekście, ponieważ jest
przede
wszystkim działaniem: podczas rozmowy trzeba usiąść w taki sposób, by przyciągnąć uwagę
drugiej
osoby. Zachodzi więc interakcja. Jednakże mówić się będzie o sobie, o wydarzeniach, które
nas
ukształtowały. Jest to również praca nad identyfikacją z samym sobą. Powiedzenie, kim się
jest, co nam
się przydarzyło, co myśleliśmy i czuliśmy, zawsze powoduje nawrót emocji, nad którymi
trzeba będzie
zapanować w obecności drugiej osoby. Nie jest to łatwe. Tym niemniej opowiadanie komuś o
sobie działa
uspokajająco: Kiedy córka coś do mnie mówi, mój niepokój szybko mija. Mija jednak
szybciej, jeżeli to ja
opowiadam. Reakcję tę można wytłumaczyć siłą uczuciową zawartą w słowie, faktem
dzielenia się własną
intymnością oraz możliwością zwierzenia się komuś.
Ta "kontekstualizacja" starszej osoby umiejscawiają w jej środowisku, każe jej żyć w chwili
obecnej oraz
neutralizuje fenomen palimpsestu. Kiedy jestem sama, mam tyk czasu na myślenie, ze
przychodzą mi do
głowy wszystkie przeszłe niepowodzenia... Kiedy wspominam, nie chcę zanudzać słuchaczy,
opowiadam
wiec zarówno o sprawach miłych, jak i niepowodzeniach. Kiedy jednak mówię o
niepowodzeniach,
przekształcam je, tłumaczyła mi pewna starsza pani, wdowa, ogromnie samotna, która gdy
tylko
zaczynała opowiadać o swym życiu, przechodziła metamorfozę. Opowiadanie może być dla
starców tym,
czym dla osób w sile wieku jest ucieczka w działanie.
W epoce, gdy nasza kultura pozwalała osobom starszym opowiadać "historie starych
wiarusów" oraz
"wspomnienia z dzieciństwa", opowieść pomagała przetworzyć na nowo te wspomnienia i e-
mocje i
umieścić je w określonym kontekście w celu wytworzenia protezy psychologicznej. Kiedy
mózg starszej
osoby zaczyna niedomagać, kiedy nasza kultura lub struktury rodzinne nie dopuszczają takiej
formy
relacji, mamy do czynienia z fenomenem palimpsestu. Jeżeli obserwator stosuje wobec
człowieka teorię
cykliczną, to uzna, że starsza osoba dziecinnieje. Jeżeli będzie to teoria konstruktywis-tyczna,
stwierdzi,
że to retrogeneza mózgu. A jeżeli uważa, że człowiek musi się wznieść ponad pierwotny
marazm, użyje
określenia "degradacja".
Społeczeństwo, które nie zna świąt czy uroczystości, sprowadza czas do następujących po
sobie luźnych
chwil, które przemijają i odpływają donikąd. Niszczy w ten sposób poczucie przeszłości,
które nadaje sens
i odgrywa tak ważną rolę w podtrzymywaniu tożsamości osób starszych oraz buduje poczucie
przynależności u młodych. Pozbawiając sensu cierpienia starszych, nie dopuszcza do żałoby i
pozwala,
żeby u młodych powstało gwałtowne poczucie winy, które skierują przeciwko czemukolwiek,
chyba że
będą się leczyć, angażując się do akcji humanitarnych.
Otóż religia, historia narodów i opowiadania osób starszych są rodzajem takich obchodów.
Mity narzucają
pewne ceremoniały,
które kształtują nasz świat: rok przebiega wówczas w rytmie tych wydarzeń; najbardziej
banalny gest
nabiera sensu, każdy strój, dekoracja, przedmioty składające się na nasze codzienne życie
nabierają
znaczenia historycznego. Pod wpływem opowiadania cały zespól funkcji przybiera określoną
strukturę i
tworzy świat znaczeń. Być może funkcją społeczną osób starszych jest właśnie tworzenie
opowieści.
Tymczasem nasza kultura gardzi wspomnieniami. Namiastki uroczystości przed pomnikami
poległych
świadczą o degradacji obchodów. Boże Narodzenie i Święto Matki stają się okresami stresu, a
nawet
okresami epidemicznych samobójstw. Do lat sześćdziesiątych święta te miały aspekt
gloryfikujący i
integrujący. Obecnie podkreślają uczucie samotności. W 1968 roku 20 procent ludności żyło
samotnie;
niedługo odsetek ten wzrośnie do 30. Istnieje już milion "rodzin" jednorodzicielskich oraz
ponad piętnaście
milionów osób starszych bez rodziny. Na rok 2020 przewiduje się dwa miliony osób
całkowicie
uzależnionych*.
Wbrew temu, co się powszechnie uważa, dla osób starszych życie na wsi nie jest wcale łatwe.
Wręcz
przeciwnie, do braków społecznych dochodzą tam jeszcze braki sensoryczne. Osoby starsze
zamieszkałe
na wsi popełniają samobójstwa częściej niż ich rówieśnicy w miastach. Ci ostatni mogą
ewentualnie
znaleźć jakieś otoczenie, przechadzać się, rozmawiać, spotykać, wychodzić, słuchać
wykładów oraz
oglądać wystawy, bowiem życie intelektualne nie polega jedynie na myśleniu. Czytać oznacza
żyć,
poruszać się, szukać partnera do rozmowy, stymulować, dyskutować i wzmacniać;
oznacza to również spotykać się, podróżować, sprawdzać, kochać, nienawidzić. Można tym
wypełnić
wiele dni. Dlatego też najwięcej samobójstw osób starszych notuje się w departamencie
Vendee oraz w
Yonne, gdy tymczasem nad Morzem Śródziemnym, gdzie jest wiele okazji do miłych
spacerów, czy na
południowym zacho-
* Dane dotyczące Francji wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Procent rodzin
jednorodzicielskich w
stosunku do liczby ludności jest w Polsce wyższy.
dzie, gdzie stosunki międzyludzkie są cieplejsze, procent ten jest
. . . 90
najniższy".
Najbardziej metafizyczne reguły kulturowe organizują ceremoniały interakcyjne najbardziej
fizyczne.
Zebranie członków rodziny z okazji uroczystego posiłku, przybranie określonej postawy w
czasie
modlitwy, dzielenie się produktami żywnościowymi pełnymi szczególnego znaczenia - na
przykład
chlebem i winem u chrześcijan, miodem i korzeniami u Żydów, owocami u buddystów -
stanowią
prawdziwą strukturę sensoryczną każdej chwili, która nakazuje takie a nie inne zachowanie
oraz budzi
głębokie emocje u wszystkich wiernych30. Ta codzienna sensoryczność, ukształtowana przez
mit, posiada
właściwości biologiczne, ponieważ nawet śmierć musi czekać na swe żniwo: chorzy rzadziej
umierają
podczas żydowskiej Paschy czy dorocznych buddyjskich świąt, w czasie muzułmańskiego
Ramadanu nie
ma prawie wcale samobójstw.
Znaczny wzrost od roku 1980 samobójstw osób starszych na Zachodzie świadczy o
derytualizacji. W
Japonii najwięcej samobójstw popełniają starsze kobiety i dzieci31: kobiety te żyją samotnie
w świecie
pozbawionym sensu i kontaktów, a dzieci w świecie przymusów, które je przerażają32.
Mężczyźni
natomiast poświęcają się tradycyjnym zajęciom.
Para małżeńska, ów "ruch kolektywny we dwoje", z łatwością wytwarza świat sensoryczny,
który pobudza
i chroni jednostkę. Po prześledzeniu drogi tysiąca osób żyjących w parach w czasie "ich
pierwszych
osiemdziesięciu lat życia", po zadaniu im pytań dotyczących przeszłości oraz po
przeprowadzeniu
wywiadów w ich otocze-
29 J. Andrian, Le suicide des personnes agees de plus de 55 ans, "Panorama du mede-cin", nr
31(1990).
30 M. Boucebci, A. Amal Yaker, Psychopatologie infantojuvenile dans lespays en voie de
developpement
[w:] Traite de psychiatrie de 1'enfant et de 1'adolescent, T. III, PUF, 1985, s. 111.
31 Y. Christen, La lettre mensuelle de 1'annee gerontologiqw, "Alzheimer actualites", nr 5
(1990), s. 6-7.
32 K. Hasegawa, The Epidemiological Study ofDepression in Łatę Life, Journal ofAf-fective
Disorders",
wrzesień 1990, suppl. l, s. 53^56.
237
niu33 stwierdza się, że psychoza w tej grupie jest rzadka (2 procent), podczas gdy 50 procent
ludności
podlega depresjom lękowym. Kobiety ulegają depresji i stresom łatwiej niż mężczyźni, którzy
raczej
wpadają w alkoholizm lub ulegają wypadkom z powodu nieostrożności. Natomiast starsze
pary lepiej
sobie radzą z wiekiem niż o-soby samotne. Mąż mój sprawiał, ze czułam się dobra, piękna i
inteligentna...
Bez niego nie potrafię nawet gotować... Wszystkie dni są do siebie podobne. Wszystko, co
nadaje sens,
podtrzymuje jednostkę.
Czasami jednak wspomnienia nie mogą być opowiedziane, nie wszystkie się do tego nadają.
Myślę na
przykład o tych osobach, które nie mają odwagi się przyznać, że deportacja była
najpiękniejszym okresem
w ich życiu. Pewien mężczyzna tęskni za tym okresem, kiedy "przynajmniej pomagano sobie
wzajemnie".
Wyzwolenie, zwracając mu jego samotność, zniszczyło struktury uczuciowe, które
podtrzymywały jego
słabe ,ja" w obozie koncentracyjnym! Dyskurs kolektywny ma za zadanie utworzyć mit
skupiający człon-
ków grupy wokół tego samego wyobrażenia: czegoś w rodzaju intelektualnego totemu.
Osoba, która
opowiedziałaby, jaka była szczęśliwa w obozie koncentracyjnym, podważyłaby związek
intelektualny i
uczuciowy grupy. Trzeba by ją wykluczyć, żeby zachować jedność grupy. W tym przypadku
takim
uzasadnieniem odrzucenia mogłoby być szaleństwo albo przewrotność. Dlatego też partie
polityczne
zorganizowane wokół jakiegoś totemu intelektualnego wolą wykluczać niż się rozwijać.
Wykluczenie tego,
kto myśli inaczej, pozwala zachować jedność grupy34.
Tak więc, żeby zająć miejsce w grupie, trzeba mówić to, co grupa jest w stanie usłyszeć.
Jeden z moich
pacjentów - producent wina z Bandol - przeżył tragiczne wydarzenie w czasie wojny w
Algierii: jego
oddział został zaatakowany przez siedmiu Algierczyków, którym dzięki doskonałej
znajomości terenu
^idało się rozdzielić żołnierzy francuskich na dwie grupy w taki sposób, że jedna zaczęła
33 T. Helgason i in. The First 80 Years ofLife: A Psychiatrie Epidemiological Study, "Acta
Psychiatrica
Scandinavia", nr 79 (1989), s. 85-94.
34 P. Mannoni, La psychologie collectwe, PUF (Que sais-je? nr 2236), 1985.
238
ostrzeliwać drugą. Podczas wielogodzinnych zmagań mój pacjent poznał koszmar i głupotę
wojny. Widział
wokół siebie rozerwane na kawałki ciała przyjaciół, czekał, aż nadejdzie jego kolej. Gdy
wrócił do domu,
ojciec i bracia stwierdzili: My tu harujemy, a ty spędzasz sobie wakacje w Algierii. Bronisz
interesów
posiadaczy, gdy my urabiamy sobie ręce po lokcie. Bez słowa przebrał się w kombinezon
roboczy i
poszedł pracować w winnicy. Jednakże przez wszystkie lata, jakie później nastąpiły, co
wieczór widział
dokładnie -jak w niemym filmie - roztrzaskaną głowę swego towarzysza oraz krew tryskającą
rytmicznie z
uciętego uda kaprala, który przyglądał się temu umierając. Tego wszystkiego nie można było
opowiedzieć
przełożonym w armii francuskiej, którzy radzili, by siedzieć cicho. Niemożliwe też było
relacjonowanie tych
wydarzeń własnej rodzinie, która nie była w stanie tego zrozumieć.
W społeczeństwach bez historii nie będzie już można nadawać sensu rzeczom. Prehistoryczni
myśliwi
kazali się grzebać razem z lukami i strzałami, a kobiety ze zdobionymi naczyniami. Nasi
przodkowie
dekorowali ściany swych domów skrzyżowanymi szablami. Tworzyli historię ze wszystkich
przedmiotów.
Kto jednak będzie opiewać lodówkę? Kto ułoży epopeję o telewizorze? Kto każe się
pochować razem ze
swoim samochodem?
Dorosły, którego zmusza się do milczenia, może zdobyć sobie miejsce w społeczeństwie
dzięki sile
własnych ramion. Narzucenie milczenia dziecku nie przeszkadza, by jego wspomnienia
wyryły w pamięci
tajemną historię stanowiącą jego tożsamość. Uniemożliwienie opowiadania osobie starszej
równa się
pozbawieniu jej jedynej aktywności, jaka w jej przypadku jeszcze jest możliwa, pozbawieniu
jej miejsca,
wykluczeniu, odizolowaniu uczuciowemu i społecznemu, a także skazaniu na zamęt i
dezorientację w
świecie pozbawionym sensu i czucia.
Dlatego właśnie ludzie starsi opowiadają o tych samych wydarzeniach w różny sposób w
zależności od
tego, gdzie się znajdują. Osoby samotne roztrząsają swą przeszłość. Pozbawione obecności i
uwagi
otoczenia nie widzą, że się starzeją, i mają za złe, jeśli się wspomina o ich niedomaganiach.
Często przez
nich lub wobec
239
nich stosowana przemoc wewnątrzrodzinna ożywia konflikt, który - wydawałoby się - dawno
już jest
pogrzebany, ajednak wypływa na powierzchnię przy okazji jakichś drobnych codziennych
kłopotów.
Przemoc ta, która występuje wśród prawie 40 procent rodzin35, prawie zawsze jest
przejawem fenomenu
palimpsestu: Widuję moją matkę raz w miesiącu; za każdym razem wypomina mi moje
małżeństwo, które
zawarłam czterdzieści lat temu, opowiada sześćdziesięcioletnia kobieta, która mimo iż jest
nauczycielką
francuskiego, nie zdawała sobie sprawy z istnienia opisanego przez Baudelaire'a zjawiska.
W przeciwieństwie do osób mieszkających we własnych domach, osoby starsze przebywające
w domach
starców lepiej pamiętają wydarzenia z przeszłości niż fakty bardzo niedawne36. Zależność od
instytucji
skłania je być może do wspominania "dawnych dobrych czasów". Chyba że umieszczone są
w tych
domach ze względu na ich bardzo już posunięty stan senilny. Prawdopodobnie oba powody są
prawdziwe, jednakże należałoby zapytać, który kontekst jest lepszy: rodzinny czy
instytucjonalny? Znam
osoby starsze ogromnie samotne w środowisku rodzinnym, które zatrzymywane są w domach
tylko
dlatego, aby nie dopuścić do powstania poczucia winy. Siedemdziesięciodwuletnia pani B. nie
zdawała
sobie sprawy, że jej dzieci żyją z zasiłku dla bezrobotnych oraz że zięć jest chory. Myślała
wyłącznie o
tym, żeby znaleźć się w domu starców, gdzie już przebywała jej
dziewięćdziesięciosześcioletnia matka.
Nie wiedziała, że jej wnuki zdają maturę, pamiętała jednak, że matka na nią czeka.
W charakterze psychoterapii dla osób starszych proponuje się "ponowne zbadanie życia".
Chodzi o
proces umysłowy, który - niezależnie od kultury - przejawia się w sposób naturalny
stopniowym powrotem
do świadomości doświadczeń z przeszłości, szczególnie wydobyciem na powierzchnię nie
rozwiązanych
konfliktów37. Wiek
35 D. A. Kalunian i in., Yiolence by Geriatrie Patients who Needs Psychiatrie Hospitali-
zation, Journal
ofCIinical Psychiatry", U, nr 8 (1990), s. 340-348.
36 C. Holland, P. Rabbit, Lesgens &g6s vivent-ils rźllement dans lepassff, "Alzheimer
actualitćs", nr 53
(1991).
37 R. N. Butler, The Life Reuiew: an Interpretation ofReminiscence in the Aged,
"Psychiatry", XXVI (1963),
s. 65-76.
nie jest przeszkodą dla psychoterapii, ponieważ opowiadania ożywiają to, co zostało głęboko
ukryte. U
osób starszych zawsze mamy do czynienia z dniem dzisiejszym.
Dyktatura normalnego człowieka dorosłego, który uważa, że powinien stanowić dla innych
punkt
odniesienia, jest przyczyną wielu ludzkich dramatów. Nasza kultura każe milczeć zarówno o-
sobom
starszym, jak i dzieciom, kobietom i cudzoziemcom oraz tym wszystkim, którzy nie przystają
do
"normalnej" interpretacji. "Normalny" nie oznacza koniecznie "zdrowy". Normajest definicją
statystyczną,
co oznacza, że można być nienormalnym i zdrowym. Kiedy jednak zmusza się do milczenia
kogoś, kto
odbiega od normy, stwarza to problemy w stosunkach między ludźmi.
Fenomen palimpsestu najmniej dotyka te osoby starsze, które mają bogate życie intelektualne.
Organizowanie dla nich stosownych warunków życia polega na pobudzaniu do pracy ich
mózgu, a także
życia psychicznego i uczuciowego. W odpowiednich warunkach do ich świata umysłowego
powracają
liczne wiadomości, o które się otarli w czasie długich lat edukacji. Dlatego mali geniusze
stają się często
wspaniałymi starcami, pod warunkiem, że przez cale życie podtrzymywali zdolności
intelektualne z wieku
dziecięcego. Im bardziej człowiek był stymulowany w dzieciństwie, tym lepiej się starzeje...
tak długo,
dopóki otoczenie dostarcza mu bodźców.
Jeżeli porównuje się osoby w tym samym wieku, to ci, których cechuje żywy intelekt, będą
żyli lepiej i
dłużej niż osoby starsze pozwalające sobie na lenistwo umysłowe. Z jednym wszakże
zastrzeżeniem: w
dobrym zdrowiu utrzymuje bodziec, a nie wyniki intelektualne. Co oznacza, że idiota, którego
wszystko
ciekawi, zestarzeje się lepiej niż zgorzkniały inteligent. Podobnie jak dzieci, które łatwiej się
uczą mówić i
czytać w spokojnej atmosferze, zdolności intelektualne najlepiej zachowują osoby starsze,
których życie
uczuciowe było pozbawione stresu.
Stres może wywołać reakcje mózgowe. Trudna do wyciszenia emocja, nawet wówczas, gdy
jest
spowodowana przez coś w rodzaju idee fixe, wydumaną zniewagę lub wydarzenie
symboliczne (na
16 Anatomia uczui
241
go42. Jednakże jednostka może osadzić się w jakimś kontekście, ponieważ może działać,
kochać i
angażować się społecznie. Tłumaczy to nadmierną aktywność i pamiętliwość osób
niespokojnych, które w
ten sposób usiłują zepchnąć głęboko ślady bolesnych doznań. U dzieci długość snu
paradoksalnego oraz
zadziwiająca elastyczność pozwalają na wchłonięcie wszystkich śladów. Jednakże potrzeba
uczucia oraz
nadmierna aktywność wiążą je intensywnie z otoczeniem i pozwalają zapuścić w nim
korzenie.
Wedle innej teorii mózg i kultura muszą współdziałać harmonijnie, żeby człowiek mógł
prawidłowo
funkcjonować. Tak więc chorobę Alzheimera można by uznać za chorobę "uczłowieczenia".
Nie ma ona
czasu pojawić się w środowisku pozbawionym kultury. Kultura wymyślona przez człowieka
daje czas,
żeby się ujawniła;
można więc zobaczyć w mózgu ludzkim stop neuronów, płytki wló-kienek, które pozwalają
mu
funkcjonować i które umiejscowiąją się w części mózgu najbardziej ludzkiej, tej, której nie
posiadają inne
żywe istoty: w korze mózgowej, która pojawiła się jako ostatnia w procesie rozwoju istot
żywych wraz z
płatami przedczolowymi, pozwalającymi przewidywać, płatami skroniowymi rządzącymi
mową, korą
wzrokową, płatami potylicznymi, które przekazują obraz, oraz podstawą mózgu, gdzie
znajdują się pamięć
i ośrodek emocji. Zdolność ruchu, wrażliwość, odżywianie się, pragnienie oraz funkcje
życiowe jeszcze
działają. Wszystko jest w porządku, oprócz tego, co najbardziej ludzkie!
Jeżeli będziemy kontynuować postępy w dziedzinie badań mózgu i kultury, w roku
dwutysięcznym śmierć
będzie zjawiskiem przewidywalnym. W krajach Trzeciego Świata umierać się będzie z
powodu dotąd nie
znanych na tamtych terenach chorób cywilizacji: zmian klimatu, głodu wynikającego z
nieporozumień
ideologicznych oraz niszczącego kulturę nadmiaru ludności, będącego wynikiem prokreacji
przy użyciu
techniki.
*2 M. Jouwt, Programmatwn yfnitiqw Mnttwe ft $omneil paradoxal, "Confronta-tions
psychiatriques", nr 27
(1986), s. 170-171.
244
W krajach rozwiniętych będzie się umierać z powodu dobrodziejstw cywilizacji: nadmiaru
żywności,
tytoniu, alkoholu oraz siedzącego trybu życia narzuconego przez szkołę i społeczeństwo.
Rozwój
świadomości oraz poszukiwanie bezpieczeństwa zwiększy stres i jego toksyczne skutki dla
systemu
nerwowego. Odizolowanie społeczne zwiększy patologiczne objawy w naszych
odczłowieczo-nych
mózgach.
Jedynie niewielka liczba jednostek w doskonale zhumanizo-wanych krajach Zachodu, które
spędzą całe
życie otoczone uczuciem, w poczuciu bezpieczeństwa oraz w zgodzie ze społeczeństwem, żyć
będzie
aktywnie sto dwadzieścia lat zgodnie z obietnicą genetyczną.
Aż do dnia, gdy zakrzykną: Zatrzymajcie Ziemię! Chcę wysiąść^3.
^ Słowa Alfreda Sauvy.
Gdy tylko metoda została dopracowana, ekipy składające się z etologów i lingwistów nagrały,
a także
odkodowały czterysta siedemdziesiąt dwa dźwięki wydawane przez czterysta siedemdziesiąt
dwa gatunki
zwierząt. Kryteria selekcji nakazywały wyeliminowanie z badań zwierząt "skrajnych",
ponieważ im
mniejsza jest istota żywa, tym częstotliwość głosu jest wyższa. Fakt ten fałszuje nieco analizę
danych,
ponieważ wysokie częstotliwości są w znacznym stopniu zagłuszane przez filtr listowia,
konary drzew oraz
wilgotność powietrza. Niskie częstotliwości są natomiast lepiej przekazywane przez materię,
nie zawsze
jednak "wyłapywane" przez aparaty rejestrujące.
Otóż lwy wydają dźwięki, których przepustowe pasmo częstotliwości zbliżone jest do pasma
człowieka.
Dlatego ich język rozszyfrowany dzięki tej metodzie jest pewniejszy niż mowa małp, które są
raczej
wzrokowcami i wolą używać języka gestów zbliżonego do .języka" głuchoniemych.
A więc wbrew temu, co mówił profesor Wittgenstein, obecnie wiemy, że zwierzęta zawsze
potrafiły mówić,
tylko my nie byliśmy w stanie ich zrozumieć. Odkąd nauczyliśmy się dekodować język lwów,
przekazują
nam one trzy typy informacji.
Bez trudu rozumiemy ich skargi, gdy tłumaczą nam, że krokodyle, żółwie, jaszczurki, ptaki i
ssaki
organizują swe życie wokół problemu samoobrony oraz zachowania gatunku. Rozumiemy ich
argumenty,
ponieważ my robimy dokładnie to samo, gdy kierujemy się do źródła, żeby ugasić pragnienie,
stajemy pod
wiatr, chcąc upolować zwierzynę, przytulamy się do kogoś bliskiego, żeby poczuć się
bezpieczniej, lub
zakopujemy w ochronnej jamie naszego łóżka.
Ich przyjemności są takie same jak nasze, gdy wylegują się na słońcu, opiekują swymi
małymi, skaczą z
radości lub okazują sobie czułość.
Rozumiemy ich przerażenie, kiedy uciekają przed drapieżnikiem, z którym niemożliwe są
żadne
negocjacje, podczas gdy jednocześnie poddają się agresorowi należącemu do tego samego
gatunku, aby
utrzymać z nim przynajmniej jakiś kontakt.
Podziwiamy zwierzęta, gdy tłumaczą nam, w jaki sposób nale-
248
ży uwić gniazdo z (i awek, jak sporządzić posłanie z liści, żuć miękkie drewno, żeby zrobić z
niego gąbkę,
jak zrobić wędkę do łowienia termitów obrywając liście z gałązki.
Niestety lwy nie mogą pisać z powodu grubych łap, w których kciuk nie może się zetknąć z
palcem
wskazującym. Wyryczały więc swoje biografie, dyktując je do magnetofonu hinduskim
etologom.
Opowiedziały im, że głównym problemem ich egzystencji jest obrona gatunku oraz uczenie
się
zwyczajów.
Zwróciliśmy wówczas uwagę, że biografie ludzkie nie przekazują niczego innego, gdy
opowiadają dzieje
jakiejś rodziny wplątanej w nieoczekiwane zwroty historii, wśród których udało się jej u-
ratować i zapewnić
swym dzieciom środowisko pozwalające kochać i pracować. Miłość, która pokonuje
wszystkie przeszkody,
dostarcza zarówno ludziom, jak i lwom podstawowego tematu do tworzenia dzieł sztuki.
W szkole, w trakcie zabawy i w niewinnych bójkach młode lwiątka uczą się lwich
zwyczajów, w których
odkrywają własne ciało oraz ciała przeciwników, wypróbowują swą inwencję oraz zajmują
swoje miejsce
w grupie. Przerabiają one tematy polowania i miłości, które w późniejszym etapie kierować
będą ich
życiem społecznym i seksualnym.
Ludzie nie byli zaskoczeni, gdy lwy opowiedziały im o wstrząsach, jakich doznały w okresie
dojrzewania, o
tym, że zmiany ciała wywołały u nich zadziwiające sensacje, gdy sierść grzywy przyozdobiła
ich kark, w
zabawach z samicą zmienił się nagle rodzaj odczuwanych wrażeń, a głos wzbogacił się o
niższe tony.
Lwy poświęciły również ogromny rozdział czułości: jak żyć ze sobą, kiedy się kocha, jak
wędrować w
grupie, ciesząc się silą wspólnoty, jak pilnować swej samicy, traktować jej małe, zajmować
miejsce
dominującego samca, gdy samica podaje do stołu ciepłąjeszcze gazelę... No cóż, po prostu jak
w
rodzinie.
Gdyby zwierzęta mogły mówić, wszystkie gatunki podjęłyby temat przetrwania i wszystkie
by się
rozumiały. Powiedziałyby one, choć w różnych językach, z grubsza biorąc to: Jesteśmy na
Ziemi nie
wiedząc zbyt dobrze dlaczego i zależy nam na tym, żeby tu zostać. Pozwólcie nam zajmować
to
niewielkie miejsce pod sloncem. Problem przeżycia,
249
przyjemnego i trudnego zarazem, nadaje sens naszemu życiu i zmusza do przyjęcia postaw
adaptacyjnych, których trudno nam się czasami nauczyć.
Gdyby lwy mogły mówić, drugi poruszony przez nie temat dotyczyłby emocji. Każdy
gatunek byłby
zaskoczony tym, co ma znaczenie dla drugiego. Jak można żyć w świecie zapachów?",
zdziwiłaby się
mewa, dla której istotne są kolory. Lwy opowiedziałyby w sposób pasjonujący o ich świecie
zapachów.
Wytłumaczyłyby, że węch pozwala żyć w przestrzeni, gdzie czwarty wymiar wypełniony jest
zwiewnymi
molekułami, oraz że ta zdolność próbowania dzięki węchowi właśnie daje dotykalną próbkę
drugiej istoty,
jak gdyby była ona obecna w czasie i w przestrzeni.
To zwierzenie ubawiłoby z kolei bardzo mewy śmieszki, które stwierdziłyby, że zapach to coś
wulgarnego,
a nawet prawie bestialskiego i że jedynie składanie w ofierze żywności rządzi emocjami i
wytycza granicę
świata zwierzęcego.
Lwy zamruczałyby spod grzyw, że mewom śmieszkom łatwo przybierać dumne postawy
dzięki
ceremoniałowi żywnościowemu, co jednakże nie przeszkadza im, w momencie gdy zabraknie
ryby,
zadowolić się uschniętą gałązką. "I to ma być kultura!" - dodałyby jeszcze.
Zwierzęta, każde na swój sposób, przekazywałyby innym własny świat emocji; każde z nich,
odkrywając
wartości sensoryczne, które dla niego nic nie znaczą, wybuchałoby hałaśliwym śmiechem i -
trzeba
przyznać ze wstydem - pogardzałoby nieco rozmówcą. W czasie tej sceny małpy próbowały
uważać się
za ludzi, psy za nadpsy, a nawet lwy, mimo że królewskie, usiłowały nieco się do nas zbliżyć.
"W czasie
gdy zwierzęta mówiły, między innymi lwy, chciały być przyjęte do naszego kręgu. Czemu
nie, biorąc pod
uwagę, że ich rasa warta była tyle samo co nasza w tym okresie..." - mówił znany etolog
nazwiskiem La
Fontaine po przetłumaczeniu listu, który pewien zakochany lew napisał do Mademoiselle de
Sevigne.
Pierwszy przekaz, dotyczący przeżycia, adresowany był do wszystkich zwierząt, jednakże
dyskurs
dotyczący emocji wykazał pewne różnice między gatunkami, a nawet między jednostkami:
wobec takiego samego wydarzenia pewien gadatliwy lew odczuwał
250
zupełnie inne emocje niż inny lew, równie gadatliwy, ale wychowany zupełnie inaczej!
Jeszcze inny lew, "posunięty w latach i opłakujący swe dawne wyczyny", opowiedział, jak to,
gdy był
dzieckiem, matce jego, która nagle zachorowała, zabrakło sił, żeby mu zapewnić poczucie
bez-
pieczeństwa. "Nieszczęśliwy, opadający z sił, smutny i przybity mały lew", przestając się
bawić, nie zdążył
nauczyć się, czym jest socjalizacja. Za każdym razem, gdy wchodziło w grę
współzawodnictwo, zaczynał
się trząść, a pewnego dnia nawet, znajdując się blisko zranionej gazeli, nie ośmielił się do niej
zbliżyć,
ściągając na siebie pogardę swych braci - łobuziaków.
Człowiek mógł zrozumieć i nawet wziąć do siebie tego typu o-powieść, która mogła wywołać
u niego
analogiczne wspomnienia. Jednakże to, co majakieś znaczenie dla człowieka, może nic nie
znaczyć dla
lwa. Zwierzę było bardzo zdziwione, kiedy człowiek opowiedział mu, że kiedy był
dzieckiem, przestał się
bawić i mieć kontakt z innymi w dniu, gdy zaskoczył swą matkę w ramionach sąsiada. Lew,
któremu
przydarzyła się podobna historia, miał to absolutnie w nosie. Dziecko ludzkie, żeby poczuć
się pewniej w
swej samotności w otchłani nocy, przypomniało sobie głęboko ukryty refleks i zaznaczyło
swe terytorium,
robiąc po prostu siusiu do łóżka.
Zarówno człowiek, jak i lew przypisywali atrybuty prawdy, rzeczywistości i wagi uczuciowej
wydarzeniom,
które mimo że odczuwane intensywnie przez każdego z nich, nie miały żadnego znaczenia w
świecie
drugiego.
Jeśli chodzi o trzeci dyskurs, dotyczący abstrakcji, to człowiek zabrał głos, a wtedy lew
kompletnie zgłupiał
i rzekł: "O nie, tego to już za wiele, zgadzam się nawet umrzeć, ale usłyszeć twoje zarzuty
oznacza
umrzeć dwa razy! My, lwy, zabijamy bez przemocy. Gdy zabijamy gazelę, nie odczuwamy
wściekłości.
Pozostawiamy, z należnym szacunkiem i bez problemów, miejsce lwu dominującemu.
Patrzymy też z
czułą wyrozumiałością na potrącające nas zgłodniałe małe lwiątka. Zabijamy tylko jeden raz,
podczas gdy
wy, ludzie, zabijacie tysiąckrotnie z powodu wydarzeń, które miały miejsce dwa tysiące lat
temu. Wraz z
każdym pokoleniem powtarzacie wasze zbrodnie, odtwarzacie na nowo historię. Kontekst nie
jest w sta-
251
nie regulować waszych emocji, ponieważ wasze słowa tworzą świat idei, zbyt często
oderwany od
rzeczywistości! Każecie waszym dzieciom żyć w świecie ukształtowanym przez innych,
którzy organizują
waszą kulturę i usprawiedliwiają wasze masakry, wymyślają wspaniałości i uniewinniają
okropieństwa!".
Tak mówił zirytowany lew, który właśnie skończył czytać moją książkę.
Żadne społeczeństwo nie spadło nigdy z nieba, nigdy żaden człowiek nie pomyślał:
"Gdybyśmy tak
zabronili kazirodztwa... może dałoby to jakąś kulturę". Świat ludzki powstawał powoli z
glinki emocji:
trzeba było ciał, żeby istniało pragnienie zmysłów, żeby ko-egzystować, oraz słów, żeby
pokonać czas.
Gdy tylko człowiek stał się zdolny tworzyć historię, zaczął się czuć za nią odpowiedzialny.
Przeszłość
nigdy nie umiera dla człowieka, który umieją opowiedzieć, podczas gdy u lwa pozostawia
zaledwie nikle
ślady.
Opowiadając dochodzi się w końcu do urealnienia mitu, który wytwarza w nas uczucie
prawdy równie
autentyczne co percepcja jakiegoś przedmiotu. Nasze kultury, halucynując, mylą
rzeczywistość z
wyobrażeniem, jakie o niej mają. Żyjemy w świecie stworzonym przez nasze słowa, nie
podejrzewając, jak
wielką mają moc. Pewnego dnia pierwszy mężczyzna powiedział do pierwszej kobiety: Jesteś
piękna i
kocham cię..."; trzy miliony lat później zdanie to dało w wyniku kilka miliardów potomków!
A może ludzie mówią zbyt dużo?
Lądując na Ziemi, każdy gatunek ma perspektywę przetrwania siedmiu milionów lat. A więc
urodziliśmy
się bardzo niedawno, ponieważ dopiero od trzech milionów lat usiłujemy wyrwać się ze
świata
zwierzęcego, chodzimy na tylnych łapach, a nasze uwolnione w ten sposób ręce produkują
narzędzia;
dopiero od trzydziestu tysięcy lat staliśmy się "uczonymi", nazywamy naszych ojców, w
naszych
opowiadaniach zawarte są legendy, które nas kształtują, a nasza technika korzysta z praw
natury, żeby
od natury uciec. Mamy jeszcze prawo do czterech milionów lat!
Dlatego też należy znowu oddać glos lwom, ponieważ człowiek, który dopiero co się
narodził, nie jest
jeszcze "uczłowieczony". Może jeszcze zdąży tegOJiokfinać?
' .r^^r^, / * \ \
s 'v-\^ ^- 't
252 : /\-^-.^ ?!
Spis treści
Na czym polega problem?
Rozdział pierwszy Czy kontakt jest dziełem przypadku?
Zapach a kultura
Semiotyka owłosienia
Jak doprowadzić do kontaktu?