You are on page 1of 102

Albert Camus Duma

Ciekawe wypadki, ktre s tematem tej kroniki, zaszy w 19 0 r. w Oranie. Wedug powszechnego mniemania byy one tu na swoim miejscu, wykraczay bowiem nieco poza zwyczajno. W istocie, na pierwszy rzut oka Oran jest zwykym miastem i niczym wicej jak prefektur francusk na wybrzeu algierskim. Miasto, trzeba przyzna, jest brzydkie. Wyglda spokojnie i dopiero po pewnym czasie mona zauwa-Sy, co je odrnia od tylu innych miast handlowych pod wszystkimi szerokociami. Jake wyobrazi sobie na przykad miasto bez gobi, bez drzew i ogrodw, gdzie nie uderzaj skrzyda i nie szeleszcz licie, miejsce nijakie, jeli ju wyzna ca prawd? Zmiany pr roku czyta si tylko w niebie. Wiosn oznajmia jedynie jako powietrza lub koszyki kwiatw, ktre drobni sprzedawcy przywo z okolicy: wiosn sprzedaje si na targach. W lecie soce zapala zbyt suche domy i pokrywa mury szarym popioem; wwczas mona y tylko w cieniu zamknitych okiennic. Jesieni natomiast potop bota. Piknie bywa tylko zim. Na j dogodnie j mona pozna miasto starajc si dociec, jak si w nim pracuje, jak kocha i jak umiera. W naszym _maym miecie, moe za przyczyn klimatu wszystko to robi si razem, z min jednako szalecz i nieobecn. ^To znaczy, e ludzie tu si nudz i staraj si nabra przyzwyczaje. Nasi wspobywatele duo pracuj, ale zawsze po to, by si wzbogaci. Interesuj si przede wszystkim handlem i zajmuj si gwnie, jak to sami nazywaj, robieniem interesw. Oczywicie maj rwnie upodobania do prostych radoci, lubi kobiety, kino i kpiele morskie. Bardzo jednak rozsdnie zachowuj sobie te przyjemnoci na sobot wieczr i na niedziel, usiujc w inne dni tygodnia zarobi duo pienidzy. Wieczorem,, po wyjciu z biur, spotykaj si o umwionej godzinie w kawiarniach, przechadzaj po tym samym bulwarze albo siadaj na swych balkonach. Pragnienia modszych s gwatowne i krtkie, a grzechy starszych nie wykraczaj poza zwizki amatorw krgli, bankiety stowarzysze i zebrania, gdzie gra si grubo w karty. Mona zapewne powiedzie, e nie s to osobliwoci naszego miasta i e, razem wziwszy, wszyscy nasi wspczeni s tacy. Bez wtpienia, nic dzi bardziej naturalnego ni ludzie pracujcy od rana do wieczora, ktrzy potem przy kartach, w kawiarni i na gadaniu trac czas, jaki pozosta im do ycia. Ale s miasta i kraje, gdzie ludzie od czasu do czasu podejrzewaj istnienie czego innego. Na og nie zmienia to ich ycia. Ale zaznali podejrze, a to zawsze jest wygrana. |iNatomiast Oran Jest wyranie miastem bez podejrze, to znaczy miastem cakowicie nowoczesnym, a zatem nie jest rzecz konieczn okrela dokadnie, w jaki sposb kochaj si u nas. Mczyni i kobiety albo cz si popiesznie w tym, co nazywa si aktem miosnym, albo powoli przyzwyczajaj si do siebie. Midzy tymi kracami czsto aie ma rodka. To take nie jest oryginalne. W Oranie, jak gdzie indziej, z braku czasu i zastanowienia trzeba kocha nie wiedzc o tym.1L Bardziej oryginalna w naszym miecie jest trudno, z jak przychodzi tu umiera. Trudno nie jest zreszt waciwym sowem i raczej naleaoby mwi o niewygodzie. Nigdy nie jest przyjemnie chorowa, ale s miasta i kraje, ktre podtrzymuj nas w chorobie, miasta i kraje, gdzie mona w pewien sposb popuci sobie cugli. Choremu trzeba agodnoci, pragnie znale Jakie oparcie, to naturalne. W Oranie jednak klimat, waga zaatwianych interesw, baha dekoracja, szybki zmierzch i jako rozrywek - wszystko wymaga dobrego zdrowia. Chory czuje si tu bardzo samotny. Pomylcie-wic o kim kto ma umrze w puapce, oddzielony od innych setkami cian trzeszczcych odJsar^_gdy_w tej samef chwili caa ludno rozmawia przez telefoniub w kawiarniach o" wekslach, frachtach morskich i" dyskontach. Zrozumiecie, jak nlewygoana'jet mier, nawet nowoczesna, jeli zjawi si niespodzianie w skwarnym miecie. | Tycfkilka uwag daje moe wystarczajce pojcie o Oranie. Zreszt nie naley w niczym przesadza, Trzeba tylko podkreli banalny wygld miasta i ycia. Czas jednak mija tu atwo, skoro tylko nabierze si przyzwyczaje. Z chwil gdy nasze miasto zacznie sprzyja przyzwyczajeniom, mona powiedzie, e ju wszystko jest dobrze. Pod tym wzgldem ycie na pewno nie jest zbyt pasjonujce. Ale przynajmniej nie ma u nas nieporzdku. JTot^nasza ludnosc^^^^^ ra, sympatyczna i aktywna, zawsze buozia w podrnych rozsdny szacunek. To miasto, pozbawione ma-Iowniczoci, rolinnoci i duszy, w kocu staje si odpoczynkiem i

czowiek zapada tu wreszcie w sen. Naley jednak doda, e zaszczepiono je w niezrwnanym pejzau, porodku nagiego paskowzgrza otoczonego wietlistymi dolinami nad zatok o doskonaym rysunku. Mona tylko aowa, e miasto zbudowano tyem do tej zatoki, niepodobna wic dostrzec morza, ktrego zawsze trzeba szuka. Wiedzc ju te wszystko, przyznacie bez trudu, e nasi wspobywatele nie mogli spodziewa si wypadkw, ktre zaszy na wiosn owego roku; jak zrozumiemy pniej, byy"" one niejako pierwszymi oznakami w serii powanych wydarze, ktrych kronik zamierzamy tu spisa. Te fakty wydadz si jednym naturalne, innym, na odwrt, nieprawdopodobne. Ale kronikarz nie moe si liczy z tymi sprzecznociami. Jego zadaniem jest stwierdzi: "To si zdarzyo", kiedy wie, e rzecz zdarzya si naprawd, e wypenia ycie wszystkich i e s tysice wiadkw, ktrzy zwa w swym sercu prawd tego, co on mwi. '- Zreszt narrator, ktrego czytelnik pozna we waciwej chwili, nie miaby najmniejszego prawa zabiera si do przedsiwzicia tego rodzaju, gdyby przypadek nie pozwoli mu zgromadzi pewnej liczby zezna i gdyby si rzeczy nie by wmieszany w to wszystko, co opowiedzie zamierza. To wanie upowania go do dokonania pracy historyka. Rzecz jasna, ^ae historyk, nawet amator, ma zawsze dokumenty. (Narrator tej opowieci ma wic swoje: przede wszystkim wasne wiadectwo, nastpnie wiadectwa innych, skoro dziki swej roli musia zebra zwierzenia wszystkich osb tej kroniki, na koniec teksty, ktre wpady mu w rce. Zamierza czerpa z nich, gdy uzna to za stosowne, i uy ich, jak mu si spodoba. Zamierza rwnie... Ale moe ju czas porzuci komentarze i przezorne omwienia i przej do samego opowiadania. Opis pierwszych dni wymaga pewnej drobiazgowoci. Rankiem 16 kwietnia doktor Bernard Rieux wyszed ze swego gaBmetu i porodku podestu zawadzi nog o martwego szczura. Na razie odsun zwierz nie zwracajc na nie uwagi i zszed ze schodw. Ale gdy znalaz si na ulicy, przyszo mu na myl, e ten szczur nie powinien 'by tam si znale, i zawrci, by zawiadomi dozorc. Widzc reakcj starego Michela, zrozumia, jak bardzo jego odkrycie byo niezwyke. Obecno tego martwego szczura wydaa mu si tylko dziwna, gdy dla dozorcy oznaczaa skandal. Postawa dozorcy bya zreszt stanowcza: nie ma szczurw w, domu. Na prno doktor zapewnia, e widzia szczura na podecie pierwszego pitra, nic nie mogo zachwia przekonania Michela. Nie ma szczurw w domu, kto musia wic przynie zwierz z zewntrz. Krtko mwic, to jaki kawa. Tego samego wieczora, gdy Bernard, Rieux stojc na korytarzu szuka kluczy, zanim wszed na schody, ujrza, jak z ciemnej jego gbi wynurza si wielki 10 /szczur, o wilgotnej sierci, poruszajcy si niepewnym 'krokiem. Szczur zatrzyma si, jak gdyby szuka rwnowagi, skierowa ku doktorowi, zatrzyma znowu, zakrci w miejscu z nikym piskiem i upad wreszcie, wyrzucajc krew na wp otwartymi wargami. Doktor przypatrywa mu si przez chwil i poszed do siebie. Nie myla o szczurze. Ta wyrzucona krew skierowaa go na powrt ku jego trosce. ona doktora, chora od roku, miaa wyjecha nazajutrz do uzdrowiska w grach. Zasta j lec w ich pokoju, jak j o to prosi. W ten sposb przygotowywaa st do trudw podry. Umrchna si. - Czuj si bardzo dobrze - powiedziaa. Doktor patrzy na twarz zwrcon ku niemu w wietle lampy przy wezgowiu. Dla Rieux ta twarz ^ trzydziestoletnia, mimo ladw choroby, bya wci twarz modoci, moe dziki owemu umiechowi, ktry growa nad reszt. - Spij, jeli moesz - powiedzia. - Pielgniarka przyjdzie o jedenastej i zawioz was na pocig poudniowy. Ucaowa lekko wilgotne czoo. Umiech odprowadzi go do drzwi. Nazajutrz, J^kw^tnifi^o ^godzinie ^osmgj^ ^dozorca zatrzyma-dektora w przejciu, narzekajc 'ha "kiepskich dowcipnisiw, ktrzy pooyli trzy martwe, szczury porodku korytarza. Pochwycono je widocznie w prymitywnie sklecone puapki, byy bowiem cae zakrwawione. Dozorca pozosta pewien czas na progu drzwi wejciowych trzymajc szczury za apy i spodziewajc si, e winowajcy zdradz si jakim nowym kawaem. Ale nic takiego si nie stao. - O - powiedzia Michel - ju ja ich przychwyc! Rieux, zaintrygowany, postanowi rozpocz obchd od dzielnic znajdujcych si na kracach miasta, gdzie mieszkali jego najbiedniejsi pacjenci. mieci wywoono std znacznie pniej i auto, jadc wzdu 11

prostych i zakurzonych uliczek, ocierao si o kuby na odpadki pozostawione na skraju chodnika. Przejedajc tak jedn z ulic naliczy tuzin szczurw lecych na resztkach jarzyn i brudnych szmatach. Pierwszego chorego zasta w ku, w pokoju wychodzcym na ulic, ktry suy zarazem za sypialni i jadalni. By to stary Hiszpan o twarzy twardej i porytej. Mia przed sob, na kodrze, dwa garnki napenione grochem. W chwili gdy doktor wchodzi, chory, na wp wyprostowany w ku, opad do tyu usiujc chwyci chropawy, astmatyczny oddech. Jego ona przyniosa misk. - C, doktorze - powiedzia podczas zastrzyku - wychodz, widzia pan? - Tak - powiedziaa kobieta - ssiad znalaz trzy. -/ - Stary zaciera rce. ' - Wychodz, wida je we wszystkich kubach na '^ miecie, to gd! "~ Rieux stwierdzi potem bez trudu, e caa dzielnica mwi o szczurach. Skoczywszy wizyty wrci do domu. - Na grze jest telegram do pana - powiedzia Michel. Doktor zapyta go, czy widzia nowe szczury. - Ach, nie - rzek dozorca - stoj na czatach, pan rozumie. I te winie nie maj miaoci. Telegram oznajmia przyjazd matki doktora nazajutrz. Miaa zaj si domem syna pod nieobecno chorej. Kiedy doktor wszed do mieszkania, pielgniarka ju tam bya. Rieux ujrza swoj on stojc w kostiumie, twarz miaa urowan. Umiechn si do niej. - Dobrze - powiedzia - bardzo dobrze. W chwil potem na dworcu umieszcza j w wagonie sypialnym. Ogldaa przedzia. - Za kosztowne to dla nas, prawda? - Tak trzeba - powiedzia Rieux. - Co to za historia ze szczurami? 12 - Nie wiem. To dziwne, ale minie. Potem powiedzia bardzo szybko, e j przeprasza, e powinien by czuwa nad ni i bardzo j zaniedba. Potrzsna gow, jakby dajc mu znak, by przesta. Ale on doda: - Wszystko pjdzie lepiej, kiedy wrcisz. Zaczniemy na nowo. - Tak - powiedziaa z byszczcymi oczami - zaczniemy na nowo. W chwil potem odwrcia si do niego plecami i patrzya przez okno. Na peronie ludzie toczyli si i potrcali. Syczenie lokomotywy dochodzio a do nich. Zawoa on po imieniu i kiedy si odwrcia, zobaczy, e jej twarz jest zalana zami. - Nie - powiedzia agodnie. Umiech wrci pod zami, nieco skrzywiony. Odetchna gboko: - Id, wszystko bdzie dobrze. Przycisn j do siebie. I teraz na peronie, z drugiej strony szyby, widzia tylko jej umiech. - Prosz ci - powiedzia - uwaaj na siebie. Ale ona nie moga go sysze. Blisko wyjcia, na peronie dworca, Rieux potrci pana Othona, sdziego ledczego, ktry trzyma swego synka za rk. Doktor zapyta go, czy wybiera si w podr. Dugi i czarny pan Othon, ktrego wygld przywodzi na pami sylwetk wiatowca, jak to mawiao si dawniej, i karawaniarza zarazem, odpar gosem uprzejmym, ale lakonicznie: - Oczekuj maonki, ktra pojechaa zoy wyrazy szacunku mojej rodzinie. Lokomotywa gwizdna. - Szczury... -- powiedzia sdzia. Rieux pchno w stron pocigu, ale zawrci ku wyjciu. - Tak - rzek - to gupstwo. Z caej tej sceny zapamita tylko przechodzcego mczyzn, ktry nis pod pach skrzynk pen martwych szczurw. 13 Po poudniu tego samego dnia, gdy Rieux rozpoczyna. przyjcia, zjawi si mody czowiek, o ktrym powiedziano mu, e jest dziennikarzem i e by ju rano. Nazywa si''^aymond Ramberl/. Niski, w sportowym ubraniu, o szerokich ramionach, twarzy zdecydowane], oczach jasnych i inteligentnych, robi wraenie czowieka, ktremu ycie suy. Przystpi od razu do sprawy. Przeprowadza ankiet dla wielkiego dziennika paryskiego o warunkach ycia Arabw i chcia si poinformowa o ich stanie sanitar-)nym. Rieux powiedzia mu, e nie jest z tym dobrze. Ale

zanim przystpi do tematu, chciaby wiedzie, czy dziennikarz moe napisa ca prawd. - Zapewne-rzek tamten. - Chodzi mi o to, czy moe pan powiedzie naJ" gorsze? - Niezupenie, musz to przyzna. Ale przypuszczam, e taka ocena byaby nieuzasadniona. Rieux powiedzia spokojnie, e w istocie taka ocena byaby nieuzasadniona, ale zadajc pytanie chcia tylko wiedzie, czy Rambert moe napasa wszystko, bez adnych ogranicze. - Tylko takie wypowiedzi uznaj. Nie bd wic panu pomaga wiadomociami, ktre posiadam. - To jzyk Sanit-Justa - powiedzia dziennikarz z umiechem, --ats-a" Rieux odpar nie podnoszc gosu, e nic mu o tym nie wiadomo, ale e jest to jzyk czowieka zmczonego wiatem, ktry czuje jednak sympati dla blinich i ze swej strony jest zdecydowany nie przysta na niesprawiedliwo i ustpstwa. Rambert z szyj wcinit w ramiona patrzy na doktora. - Zdaje si, e pana rozumiem - rzek wreszcie wstajc. Doktor odprowadzi go do drzwi. - Dzikuj panu, e patrzy pan na to w ten sposb. Ramibert by troch zniecierpliwiony. 14 - Tak - powiedzia - rozumiem, przepraszam, e panu przeszkodziem. Doktor ucisn mu rk i powiedzia, e mona by napisa ciekawy reporta o iloci martwych szczurw, jakie znajduj si teraz w miecie. - O - zawoa Rambert - to mnie interesuje! O siedemnastej, kiedy doktor znw szed do pacjentw, spotka na schodach mczyzn modego jeszcze, o cikiej sylwetce, o twarzy masywnej i porytej, zamknitej szerokimi brwiami. Widywa go niekiedy u hiszpaskich tancerzy, 'kt&rzy mieszkali na ostatnim pitrze w jego kamienicy, j^ean Tarrou pilnie paa papierosa, przygldajc si ostatnim .konwulsjom szczura, ktry zdycha u jego stp na stopniu schodw. Spojrza na doktora spokojnie i przenikliwie szarymi oczami, przywita go i doda, e pojawienie si szczurw to rzecz ciekawa. - Tak - rzek Rieux - ale to w kocu drani. - W pewnym sensie, doktorze, tylko w pewnym sensie. Nigdy nie widzielimy nic podobnego, ot i wszystko. Ale uwaam, e to ciekawe, tak, na pewno ciekawe. Tarrou przecign rk po wosach, by odrzuci je do tyu, spojrza znw na szczura, nieruchomego teraz, potem umiechn si do Rieux. - Tak czy inaczej, doktorze, to przede wszystkim sprawa dozorcy. Doktor napotka wanie dozorc przed domem; sta wsparty o cian obok wejcia, z wyrazem zmczenia na czerwonej zazwyczaj twarzy. - Tak, wiem - rzek stary Michel do Rieux, 'ktry oznajmi mu o nowym odkryciu. - Teraz znajduje si je po dwa lub trzy. Ale to samo jest w innych domach. Wydawa si przygnbiony i zatroskany. Machinalnym ruchem, pociera sobie szyj. Rieux zapyta go, jak si miewa. Dozorca nie moe oczywicie powiedzie, e le. Tylko e czuje si nieswj. Jego zdaniem 15 nie jest to cierpienie fizyczne. Te szczury mu dogodziy i wszystko pjdzie lepiej, gdy znikn. Ale nastpnego dnia rano, ISkwietnia^ doktor. ktry przywiz swoj matk z dworca, zasta Michela z min jeszcze bardziej zgnbion; na schodach, od piwnicy po strych, znalaz z dziesi szczurw. W s-Jsiednich domach kuby na miecie byy ich pene. [Matka doktora przyja wiadomo bez zdziwienia. - Takie rzeczy si zdarzaj. ^ Bya to maa kobieta o wosach przyprszonych srebrem, o oczach czarnych i agodnych. - Jestem szczliwa, e ci widz, Bernard - mwia. - Szczury s tu bezsilne. Rieux przyzna jej racj; to prawda, z ni wszystko wydawao si atwe. Zatelefonowa jednak do znajomego dyrektora miejskiej suby odszczurzania. Czy dyrektor sysza o szczurach, ktre wychodz w wielkich ilociach, by umiera na wolnym powietrzu? ,Metgiier,. ^dyrektor, sysza o tym, a nawet w jego TTrdzie, znajdujcym si niedaleko od bulwarw, znaleziono jakie pidziesit. Zadaje sobie jednak pytanie, czy to sprawa powana. Rieux nie wie, ale myli, e suba odszczurzania powinna si tym zaj. - Tak - rzek Mercier - jeli otrzyma odpowiednie rozporzdzenie. Jeli sdzisz, e to warte zachodu, /sprbuj si o nie postara. - Zawsze to warte zachodu - powiedzia Rieux. Posugaczka doktora powiedziaa mu, e w wielkiej

fabryce, gdzie pracuje jej m, zebrano kilkaset szczurw. ^W kadym razie mniej wicej w tym wanie czasie nasi wspobywatele zaczli si niepokoi. Poczwszy bowiem od osiemnastego fabryki i skady wyrzucay setki trupw szczurzych. W pewnych wypadkach musiano dobija zwierzta, ktrych agonia trwaa zbyt dugo. Ale od peryferii, a do centrum miasta, wszdzie, ktrdy tylko przechodzi doktor Rieux, wszdzie, gdzie gromadzili si nasi wspoby16 watele, szczury leay stosami w kubach na miecie albo dugimi szeregami w rynsztokach. Od tego dnia spraw zaja si prasa wieczorna; zapytywaa, czy zarzd miejski zamierza dziaa i jakie pilne rodki ma na uwadze, by uchroni obywateli od tego odraajcego najazdu. Zarzd miejski nic nie zamierzy i nic nie mia na uwadze, ale zacz od tego, e zebra si na posiedzenie, aby si zastanowi. Polecono subie odszczurzania zbiera martwe szczury co dzie o wicie. Potem dwa wozy subowe miay odwozi zwierzta do zakadu oczyszczania miasta, by je spali. Jednake w nastpnych dniach sytuacja si. ^ogor-, s^Ia~Liczba znalezionyli~gryoni wci rfi^s. i kadego ranka plon stawa si bardziej obfityJ(Czwartego dnia szczury zaczy wychodzi, by umiera gromadnie. Wynurzay si dugimi chwiejnymi szeregami, by zakoysa si w wietle, zakrci w miejscu i skona w pobliu ludzi. Noc na korytarzach i uliczkach sycha byo wyranie ich niky pisk agonii. Rankiem na przedmieciach znajdowano je lece w rynsztokach, z plamk krwi na spiczastym ryjku, jedne wzdte i gnijce, inne sztywne, z wyprostowanymi jeszcze wsami. Nawet w miecie, na podestach schodw i podwrzach, trafiao si ich po kilka. Przychodziy te umiera samotnie do sal administracji^ na dziedzice szkolne, niekiedy na tarasy kawiar. Nasi zdumieni wspobywatele natykali si a^a nie w najbardziej uczszczanych miejscach miastaJ Trafiay si na placu d'Armes, na bulwarach, mf promenadzie Front-de-Mer. Miasto oczyszczano o wicie z martwych zwierzt, lecz w cigu dnia pojawiay si nowe, i to coraz liczniejsze. Zdarzao si rwnie, e niejeden nocny przechodzie nagle wyczuwa pod stop elastyczne ciao wieego jeszcze trupa. Rzekby, e nawet ziemia, na ktrej znajdoway si nasze domy, oczyszczaa swe soki, wy rzucaa-.na powierzchni czyraki i rop, dotychczas aiera^ce JSspd wewntrz. iTWyobracie sobie tylkjt^ zdumienia n^zego 2-Duma 17 f .( maego miasta, tak spokojnego dotd; w kilka dni doznao wstrzsu, niby zdrowy czowik, w ktrym kcca powoli krew nagle si wzburzg^^ Sprawy posuny si tak daleko, e agencja Infdok (informacje, dokumentacja, wszelkie informacje na kady temat) ogosia w swoim komunikacie radiowym (bezpatne informacje), i tylko w jednym dniu, ^r zebrano, j, opalono J)231 szczurw. (Ta cyfra, ktra nadawaa jasny sens codziennemu widowisku, jakie miasto miao przed oczami, wzmoga zamt. Dotychczas narzekano jedynie na zjawisko nieco odraajce. Teraz zauwaono, e to zjawisko, ktrego rozlegoci nie mona byo okreli ani pochodzenia wykry, miao w sobie co gronego. Tylko stary astmatyczny Hiszpan zaciera nadal rce i powtarza ze starcz radoci: "Wychodz, wychodz." Tymczasem 28 kwietnia Infdok ogosia, e zebrano L080^ szczurw i lk w miecie dosign! szczytu. -4ano ^radykalnych rodkw, oskarano wadze, a ci, co mieli domy nad brzegiem morza, mwili ju o tym, by si tam schroni. Ale nazajutrz agencja doniosa, e zjawisko ustao gwatownie i e suba odszczurza-nia zebraa nieznaczn tylko ilo martwych szczurw. Miasto odetchno. Jednake tego samego dnia, w poudnie, doktor Rieux, zatrzymujc swoje auto przed domem, ujrza na kocu ulicy dozorc, ktry z pochylon gow, z rkami odsunitymi od ciaa, na rozkraczonych nogach posuwa si z trudem ruchami marionetki. Stary czowiek trzyma za.yami.^esidza, ktrego doktor rozpoznaIlBy to-oj ciec Paneloux) uczony i wojujcy jezuita, ktrego widywa niekiedy i ktry by bardzo powaany w naszym miecie, nawet przez tych, co s obojtni w sprawach religii. Poczeka na nich. Staremu Michel byszczay oczy, oddech mia wiszczcy. 3Sfie czu-si zbyt dobrze i wyszed z domu zaczerpn powietrza. Ale mocne ble szyi, pod pachami i'w pachwinach zmusiy go do powrotu i szukania pomocy u ojca Paneloux. 18 - To obrzki - powiedzia. - Musiaem si przemc. Wysunwszy rk zza drzwiczek auta, doktor przecign palcem po nasadzie szyi, ktr Michel

ku niemu pochyli, co na ksztat ska uformowao si na niej. - Niech si pan pooy i zmierzy temperatur, przyjd po poudniu. Gdy dozorca odszed, Rieux zapyta ojca Paneloux, co myli o tej historii ze szczurami. -Och - rzek ojciec - to zapewne ^PJ^ZM? I jego oczy umiechny si za okrgymi okularami. Po obiedzie, gdy Rieux odczytywa telegram z sanatorium, ktry zawiadamia go o przyjedzie ony, zadzwoni telefon. Wzywa go jeden z dawnych pacjentw, urzdnik merostwa. Dugo cierpia na zwenie aorty, a poniewa by biedny, Rieux leczy go darmo. - Tak - mwi - pan firnie pamita. Ale chodzi o kogo innego. Niech pan przyjdzie szybko, co si zdarzyo u mojego ssiada. Mwi zadyszanym gosem. Rieux pomyla o dozorcy i postanowi zobaczy go pniej. Po kilku minutach wchodzi do niskiego domu przy ulicy Faid-herbe, na przedmieciu. Porodku chodnawych, cuchncych schodw napotka urzdnika, Josepha Granda, ktry szed mu naprzeciw. By to mczyzna~piedzie-sicioletni, o tym, dugim i zagitym wsie, o wskich ramionach i chudych czonkach. - Jest lepiej - rzek podchodzc do Rieux - ale mylaem, e nie przetrzyma. Wyciera nos. Na drugim i ostatnim pitrze, na drzwiach z lewej strony, Rieux przeczyta wypisane czerwon kred: "Wejdcie, powiesiem si." Weszli. Sznur zwisa z gry nad przewrconym krzesem, st by odsunity w kt. Ale sznur zwisa w prni. - Odczepiem go w por - powiedzia Grand, kty 19 v, ry wci jakby szuka sw, cho mwi najprostszym jzykiem. - Wanie wychodziem i usyszaem haas. Gdy zobaczyem napis, jak to panu wytumaczy, pomylaem, e to art. Ale on jkn dziwnie, mona nawet powiedzie, zowrogo. Podrapa si w gow. - Myl, e to bolesny zabieg. Wszedem, rzecz prosta. Pchnli drzwi i znaleli sina progu jasnego, ale ubogo umeblowanego pokoju.jfNiewielki, korpulentny mczyzna lea na mosinym ku. Oddycha mocno i patrzy na nich nabiegymi krwi oczami. Doktor przystan. Zdawao mu si, e w przerwach midzy oddechem syszy nike piski szczurw. Ale nic nie poruszao si w ktach. Rieux podszed do ka. Mczyzna najwidoczniej nie spad z bardzo wysoka ani zbyt gwatownie, krgi wytrzymay. Oczywicie troch by przyduszony. Naleaoby go przewietli. Doktor zrobi zastrzyk z oleju kamforowego i powiedzia, e za kilka dni wszystko bdzie w porzdku. -.Dzikuj, doktorze - rzek mczyzna stumionym gosem. Rieux zapyta Granda, czy zawiadomi komisariat; urzdnik powiedzia ze strapion min: - Nie, o nie! Mylaem, e rzecz najpilniejsza... - Oczywicie - przerwa Rieux - wic ja to zrobi. Ale w tej chwili chory poruszy si i wyprostowa na ku zapewniajc, e ma si dobrze i e nie warto si trudzi. - Niech si pan uspokoi - powiedzia Rieux. - To gupstwo, prosz mi wierzy, a ja musz zoy meldunek. - Och! - jkn tamtem. Opad do tyu i zapaka krtkimi szlochami. Grand, ktry od paru chwil szarpa wsa, zbliy si do niego. - No, panie <Cottard ,- powiedzia - niech pan sprbuje zrozumie. Mona powiedzie, e doktor jest 'l20 / \J: --Uly odpowiedzialny. Jeli na przykad przyszaby panu ochota zacz na nowo. Ale Cottard powiedzia paczc, e nie zacznie, e bya to chwila szalestwa, i pragnie jedynie, by zostawiono go w spokoju. Rieux pisa recept. - Zgoda - rzek. - Zostawmy to, przyjd za dwa lub trzy dni. Ale niech pan nie robi gupstw. Na podecie schodw powiedzia do Granda, e musi zoy meldunek, ale poprosi komisarza, by przeprowadzi dochodzenie za dwa dni. - Trzeba nad nim czuwa tej nocy. Czy ma rodzin? - Nie znam jej. Ale sam mog czuwa. Potrzsn gow. - Widzi pan, o nim te nie mog powiedzie, e go znam. Ale trzeba sobie wzajem pomaga.

Na korytarzach Rieux machinalnie patrzy w kty i zapyta Granda, czy szczury cakiem znikny z jego dzielnicy. Urzdnik nic o tym nie wiedzia. Mwiono mu co prawda o tej historii, ale nie zwraca wiele uwagi na to, co gadaj w dzielnicy. - Mam inne zmartwienia - powiedzia. Rieux ciska mu ju rk. Spieszy si zobaczy dozorc przed napisaniem listu do ony. Sprzedawcy wieczornych gazet krzyczeli, e najazd szczurw usta. Ale Rieux zasta swego chorego na wp wychylonego z ka, z jedn rk na brzuchu, a drug wok szyi; wydziera z siebie z trudem r-owaw do blaszanki na miecie. Po dugich wysikach, bez tchu, pooy si z powrotem. Mia trzydzieci dziewi i pi, gruczoy szyi i koczyny nabrzmiay, dwie czarniawe plamy wystpiy na boku. Dozorca skary si teraz na ble wewntrz. - To pali - mwi - to wistwo mnie pali. Przeuwa sowa ustami koloru sadzy i zwraca ku doktorowi wytrzeszczone oczy, ktre bl gowy napeni zami. Jego ona patrzya z trwog na milczcego Rieux. - Doktorze - powiedziaa - co to jest? 21 - To moe by cokolwiek bd. Ale na razie ma nic pewnego. Do wieczora dieta i rodek ocz^ czajcy krew. Niech pije duo. Dozorc palio wanie pragnienie. Wrciwszy do domu Rieux zatelefonowa do sw< kolegi Richarda, jednego z wybitniejszych lka w miecie. - Nie - powiedzia Richarct - nie zauwayh nic nadzwyczajnego. - Ani gorczki z miejscowymi objawami zap; nymi? - Ach tak, dwa wypadki z gruczoami w stan zapalnym. - Nienormalne? - Hm - rzek Richard - normalno, pan wie W kadym razie dozorca majaczy wieczorem i prz czterdziestu stopniach przeklina szczury. Rieux ZE tamponowa ropie fiksacyjny. Podczas przypalani terpentyn dozorca wy: "Ach, winie!" Gruczoy powikszyy si jeszcze, byy tward i drzewiaste w dotyku. ona dozorcy bya w ro2 paczy. - Niech pani czuwa - rzek doktor - i zawo mnie w razie potrzeby. Nazajutrz, 30 kwietnia, ciepy ju wiatr wia p niebieskim i wilgotnym niebie. Przynosi zapac kwiatw, ktry szed z najdalszych podmiejskich okc lic. Poranny haas na ulicach wydawa si ywsz i weselszy ni zazwyczaj. W caym naszym mieci< uwolnionym od skrytego lku, w jakim yo prze tydzie, ten dzie by dniem powrotu wiosny. Naw Rieux, uspokojony listem od ony, zbieg lekko d dozorcy. Rzeczywicie temperatura spada rano d trzydziestu omiu stopni. Osabiony pacjent umie cha si w ku. - Jest lepiej, prawda, doktorze? - powiedzia jego ona. - Poczekajmy jeszcze. Ale w poudnie gorczka podniosa si nagle d czterdziestu stopni, chory majaczy nieustannie, wrciy wymioty. Gruczoy na szyi bolay przy dotkniciu i zdawao si, e dozorca chce trzyma gow moliwie najdalej od ciaa. Jego ona siedziaa u stp ka, z rkami na kodrze, trzymajc delikatnie nogi chorego. Patrzya na Rieux. - Niech pani posucha - rzek Rieux - trzeba go izolowa i zastosowa specjalne leczenie. Zatelefonuj do szpitala i przewieziemy go karetk. W dwie godziny potem w karetce doktor i ona pochylali si nad chorym. Z jego ust usanych grzy-bowatymi wyrolami wychodziy strzpy sw: "Szczury!" - mwi. Zielonkawy, o woskowych ustach, powiekach barwy oowiu, oddechu urywanym i krtkim, rozkrzyowany przez gruczoy, wcinity w swoje legowisko, jakby chcia przywrze do niego na zawsze albo jak gdyby co wychodzcego z dna ziemi woao go bez wytchnienia, dozorca dusi si pod niewidocznym ciarem. ona pakaa. - Nie ma wic nadziei, doktorze? - Umar - powiedzia Rieux. Mona powiedzie, e mier dozorcy zamykaa w okres peen mylcych oznak i rozpzyfl[a| ^"tnny, stosunkowo bardzie] trudny, kiedy zdumienie pierwszych dni zamieniao si stopniowo w panik. Nasi wspobywatele - odtd zdawali sobie z tego spraw - nie myleli nigdy, e nasze

mae miasto moe by miejscem szczeglnie wybranym, by szczury. umieray tu w socu i dozorcy ginli od dziwacznych chorb. Sowem, z tego punktu widzenia byli w b--dzie i ich pogldy domagay si rewizji. Gdyby wszystko skoczyo si na tym, przyzwyczajenia wziyby niewtpliwie gr. Ale i inni spord naszych wspobywateli, nie zawsze dozorcy i biedacy, mieli pj drog, na ktr Michel wstpi pierwszy. Od tej chwili zacz si strach, a wraz z nim przyszo zastanowienie. 23 Jednake, zanim narrator przejdzie do szczegw tych nowych wydarze, uwaa si za rzecz poyteczn przytoczy opini innego wiadka o opisanym okresie. Jean Tarrou^ ktrego czytelnik spotka ju na pocztku tego opowiadania, sprowadzi si do Ora-nu na kilka tygodni wczeniej i zamieszka w wielkim l hotelu w centrum miasta. Widocznie by do zamo-' ny, by y ze swych dochodw. Ale cho miasto przyzwyczaio si powoli do niego, nikt nie potrafi powiedzie, skd przyby ani dlaczego jest tutaj. Spotykano go we wszystkich miejscach publicznych. Od pocztku wiosny zjawia si czsto na plaach, pywajc duo i z widoczn przyjemnoci. Dobroduszny, zawsze umiechnity, wyglda na przyjaciela wszystkich normalnych rozrywek, nie bdc ich niewolnikiem. W istocie, znano tylko jedno jego przyzwyczajenie, a mianowicie stae wizyty u tancerzy i muzykw hiszpaskich, do licznych w naszym miecie. - "W kadym razie jego notatki stanowi rwnie rodzaj kroniki tego trudnego okresu. Ale chodzi o kronik bardzo szczegln, ktra, zdawaoby si, zakada posuszestwo wobec bahoci. Na pierwszy rzut oka mona by pomyle, e Tarrou skupi cay swj wysiek na tym, by patrze na rzeczy i ludzi przez pomniejszajce szko. Sowem, w powszechnym zamcie stara si by historykiem tego, co nie ma historii. Na pewno mona uwaa tak postaw za opakan i dopatrywa si w niej oschoci serca. Niemniej jednak te notatki mog dostarczy mnstwa szczegw drugorzdnych, ktre maj wszake swoj wag i ktrych dziwactwo nawet nie pozwala osdzi zbyt szybko tej ciekawej postaci. Pierwsze notatki Jeana Tarrou rozpoczynaj si z chwil jego przyjazdu do Oranu. Od pocztku wida w nich osobliw satysfakcj ze znalezienia si w miecie tak brzydkim ze swej natury. Jest tu dokadny opis dwch brzowych lww zdobicych me-rostwo, przychylne rozwaania o braku drzew, o do24 mach bez wdziku i absurdalnym planie miasta. Tar-rou wtrca jeszcze dialogi zasyszane w tramwajach i na ulicach, nie uzupeniajc ich'komentarzami, wyjwszy jedn rozmow, nieco pniejsz, dotyczc niejakiego Campsa. Tarrou by obecny przy rozmowie dwch konduktorw tramwajowych: - Znae chyba Campsa? - spyta jeden. - Camps? Wielki, z czarnym ws&m? - Wanie. By zwrotniczym. - Tak, oczywicie. - Wic Camps umar. - Ach! Kiedy? - Po tej historii e szczurami. - Prosz! I co mu byo? - Nie wiem, gorczka. Nie by zreszt mocny. Mia wrzd pod pach. Nie wytrzyma. - Wyglda jednak jak wszyscy. - Nie, mia sabe puca i gra w "Orfeonie". D wiecznie w piston to niszczy czowieka. - Och - skoczy drugi - nie trzeba d w piston, kiedy si jest chorym. Po tych kilku informacjach Tarrou zadawa sobie pytanie, dlaczego Camps gra w "Orfeonie" wbrew swym najoczywistszym interesom i jakie gbokie przyczyny doprowadziy go do ryzykowania ycia dla procesji niedzielnych. Nastpnie Tarrou yczliwie usposobia scena, jaka rozgrywaa si czsto na balkonie naprzeciw jego okna. Pokj wychodzi na ma poprzeczn ulic, gdzie koty spay w cieniu murw. Ale co dzie po obiedzie, w godzinach, gdy cae miasto drzemao w upale, na balkonie z drugiej strony ulicy zjawia si may staruszek. Wyprostowany i srogi w swym ubraniu o wojskowym kroju, z wosami biaymi i zaczesanymi starannie, woa na koty: "Kici, kici", w sposb powcigliwy i zarazem agodny. Koty podnosiy oczy blade ze snu, nie ruszajc si jeszcze. Staruszek dar papier na mae kawaki nad ulic i zwierzta, zncone tym deszczem biaych motyli, 25

zbliay si na rodek jezdni, wycigajc z wahaniem apy ku ostatnim skrawkom papieru. May staruszek plu wwczas na koty z si i precyzj. Gdy plwocina osigaa swj cel, mia si. Wreszcie, jak si zdaje, Tarrou ostatecznie oczarowa kupiecki charakter miasta, ktrego wygld, oywienie, a nawet rozrywki dyktoway koniecznoci handlu. Ta osobliwo (okrelenie uyte w notatkach) zjednywaa sobie aprobat Tarrou i jedna z jego pochwalnych uwag koczya si nawet okrzykiem: "Nareszcie!" S to jedyne miejsca, gdzie w tym okresie notatki przybysza nabieraj charakteru osobistego. Trudno jest tylko oceni ich znaczenie i powag. Tarrou opisuje, e znalezienie martwego szczura doprowadzio kasjera hotelu do pomyki w rachunku, i dodaje pismem mniej wyranym ni zazwyczaj; "Pytanie, co robi, by nie traci czasu? Odpowied: dowiadcza go w caej jego rozcigoci. rodki: spdza dni w przedpokoju u dentysty na niewygodnym krzele; przesiadywa na balkonie w niedzielne popoudnie; sucha wykadu w jzyku, ktrego si nie rozumie; wybiera najdusze i najmniej wygodne marszruty kolejowe i jecha oczywicie na stojco; sta w kolejce do okienka, gdzie sprzedaj bilety do teatru, i nie wykupi swego biletu Ud., itd." Ale zaraz po tych odskokach jzyka i myli rozpoczyna si szczegowy opis tramwajw naszego miasta, ich d-kowatego ksztatu, nieokrelonego koloru, niezmiennego brudu - i rozwaania kocz si sowami: "To godne uwagi", co nic nie tumaczy. Oto w kadym razie notatki Tarrou o historii ze szczurami: ' "May staruszek z przeciwka jest dzi zbity z tropu. Nie ma kotw. Zniky rzeczywicie, podniecone przez martwe szczury, ktre w wielkich ilociach znajduje si na ulicach. Moim zdaniem nie chodzi tu o to, e koty zjadaj martwe szczury. Pamitam, e moje nie znosiy tego. Nie zmienia to faktu, e musz biega po piwnicach i e may staruszek jest zbity z tropu. 26 Jest uczesany mniej starannie i nie tak wawy. Czuje si w nim niepokj. Po chwili wrci do mieszkania. Ale splun raz w prni. W miecie zatrzymano tramwaj, poniewa natrafiono na martwego szczura, ktry znalaz si tam nie wiadomo skd. Kilka kobiet wysiado. Szczura wyrzucono. Tramwaj ruszy dalej. Nocny str w hotelu, ktry jest czowiekiem zasugujcym na wiar, powiedzia mi, e spodziewa si nieszczcia z powodu tych szczurw. Crdy szczury opuszczaj statek... Odpowiedziaem mu, e to prawda, jeli idzie o statki, ale e nigdy nie sprawdzono tego, jeli idzie o miasta. Jednake jego przekonanie jest niezachwiane. Zapytaem, jakiego nieszczcia naley jego zdaniem oczekiwa. Nie wie, nieszczcia nie sposb przewidzie. Ale nie byby zdumiony, gdyby zdarzyo si trzsienie ziemi. Przyznaem, e to moliwe; zapyta, czy mnie to niepokoi. - Jedyna rzecz, ktra mnie interesuje - odparem - to znale spokj wewntrzny. Zrozumia mnie doskonale. Do hotelowej restauracji przychodzi bardzo interesujca rodzina. Ojciec jest wysokim, chudym mczyzn ubranym na czarno, w sztywnym konierzyku. rodek czaszki ma ysy, a z prawej i lewej strony dwie kpki siwych wosw. Mae, okrge i ostre oczy, cienki nos i wskie usta nadaj mu wygld dobrze wychowanej sowy. Zjawia si zawsze pierwszy w drzwiach restauracji, odsuwa si na bok, przepuszcza swoj an, drobn jak czarna mysz, po czym wchodzi sam, a tu za nim chopczyk i dziewczynka, ubrani jak tresowane psy. Przy stole czeka, a ona zajmie miejsce, siada i dwa pudle mog si wreszcie usadowi na swych krzesach. Nie mwi ty do ony i dzieci, recytuje uprzejme zoliwoci pod adresem swej poowicy i wygasza zdania o charakterze ostatecznym do swych potomkw. - Nicole, Nicole jest w najwyszym stopniu anty--rczna! 27 Dziewczynka jest bliska paczu. O to wanie chodzio. Dzi chopiec by poruszony histori ze szczurami. Chcia co o tym powiedzie przy stole. - Nie mwi si o szczurach przy sto^e, Filipie. Prosz na przyszo nie wymawia tego sowa. - Wasz ojciec ma racj - powiedziaa czarna mysz. Dwa pudle utkwiy nosy w kluskach i sowa podzikowaa nic nie mwicym skinieniem gowy. Mimo tego piknego przykadu w miecie mwi si duo o tej historii ze szczurami. Wmieszaa si do tego gazeta. Kronika miejscowa, zazwyczaj bardzo rnorodna, jest teraz caa powicona kampanii przeciw zarzdowi miejskiemu: Czy nasi ojcowie miasta pomyleli o tym, jak niebezpieczne mog si sta gnijce trupy tych gryzoni?^ Dyrektor hotelu nie moe mwi o niczym innym. Jest zdenerwowany. Szczury w windzie dystyngowanego hotelu - to wydaje mu si

niepojte. eby go pocieszy, powiedziaem: A1p tp dflmn -jest wszdzie. - Wanie - odpar. - Teraz u nas Jest tak wszdzie. To on mwi mi o pierwszych wypadkach tej zdumiewajcej gorczki, ktr ludzie zaczynaj si niepokoi. Zachorowaa na ni jedna z hotelowych pokojwek. - Ale to na pewno nie jest zaraliwe - upewni z popiechem. Powiedziaem mu, e jest mi to obojtne. - Ach, pan jest fatalist jak ja. Nie twierdziem nigdy nic podobnego, zreszt nie jestem fatalist. Powiedziaem mu ^to...") Poczwszy od tej chwili notatki Tarrou zaczynaj napomyka, podajc pewne szczegy, o tej nieznane j-gorczce, ktr zaniepokoi si ju og. Notujc, e ze znikniciem szczurw may staruszek odnalaz wreszcie swoje koty i cierpliwie wiczy si w strzaach, Tarrou dodaje, i mona przytoczy ze dwa28 nacie wypadkw gorczki, z ktrych wikszo jest miertelna. Jako materia dowodowy moe tu wreszcie posuy portret doktora Rieux skrelony przez Tarrou. ~) O ile narrator potrafi oceni, jest on do wierny: ^"Wyglda na trzydzieci pi lat. redniego wzro-|j^ stu. Mocne ramiona. Twarz niemal kwadratowa. Oczy ciemne i lojalne, ale szczki wystajce. Duy i regularny nos. Czarne wosy obcite bardzo krtko. Usta ukowate, wargi pene i niemal zawsze zacinite. Wyglda troch na sycylijskiego chopa ze swoj opalon skr, czarnym wosem i ubraniami zawsze w ciemnych kolorach, w ktrych jest mu jednak dobrze. Chodzi szybko. Zstpuje z chodnika nie zmieniajc kroku, ale najczciej na przeciwlegy chodnik lekko wskakuje. Jest roztargniony przy kierownicy swego auta i czsto zostawia strzaki kierunkowe uniesione, nawet ju po zakrcie. Zawsze z go gow. Wyglda na czowieka zorientowanego w sytuacji") Dane Tarrou byy dokadne. Doktor Rieux co wie- , dzia. Gdy trupa dozorcy odizolowano, zatelefonowa do Richarda, by zapyta go o te gorczki pachwinowe. - Nic nie rozumiem - powiedzia Richard. - Dwch zmarych, jeden w czterdzieci osiem godzin, drugi w trzy dni. Tego ostatniego zostawiem rano ze wszelkimi oznakami rekonwalescencji. - Niech mnie pan uprzedzi, jeli bd inne wypadki - rzek Rieux. Zatelefonowa jeszcze do kilku lekarzy. Przeprowadzony w ten sposb wywiad da dwadziecia podobnych wypadkw w cigu kilku dni. Niemal wszystkie byy miertelne. Poprosi wwczas Richarda, sekretarza syndykatu lekarzy w Oranie, o izolacj nowych chorych. - Nic nie poradz - rzek Richard. - Trzeba by zarzdze prefektury. A zreszt, z czego pan wnosi, e istnieje niebezpieczestwo zaraenia? 29 - Nie wnosz z niczego, ale objawy s niepokojce. Richard uzna jednak, e "nie jest upowaniony". Wszystko, co mg zrobi, to porozmawia z prefektem. Ale przez ten czas, kiedy prowadzono rozmowy, pogoda si popsua. Nazajutrz po mierci dozorcy wielkie mgy pokryy niebo. Krtkie i gwatowne deszcze spady na miasto; ciepo niosce burz nastpio po tych nagych ulewach. Nawet morze stracio swj gboki bkit i pod mglistym niebem nabierao poysku srebra czy elaza ranicego oko. Skwar lata wydawa si lejszy od wilgotnego ciepa tej wiosny. W miecie, zbudowanym na ksztat limaka na paskowzgrzu i ledwo otwartym na morze, panowao ponure odrtwienie. Wrd dugich, otynkowanych cian, pomidzy ulicami o zakurzonych szybach wystawowych, w tramwajach o brudno-tym kolorze czowiek czu si winiem nieba. Tylko stary pacjent doktora Rieux tryumfowa nad sw astm i cieszy si t pogod. - Przypieka - mwi - to zdrowo dla oskrzeli. Przypiekao rzeczywicie, ale w tym cieple dojrzewaa gorczka. Cae miasto miao gorczk, przynajmniej takie wraenie przeladowao Rieux owego ranka, kiedy udawa si na ulic Faidherbe, gdzie mia by obecny przy dochodzeniu w sprawie samobjczego zamachu Cottarda. Ale to wraenie wydao mu si nierozsdne. Przypisywa je zdenerwowaniu i troskom, ktre go osaczay, i uzna, e uporzdkowanie myli jest rzecz nie cierpic zwoki. Gdy przyszed, komisarza jeszcze nie byo. Grand czeka na podecie; postanowili pj wpierw do jego mieszkania, zostawiajc drzwi otwarte. Urzdnik me-rostwa mieszka w dwch pokoikach -umeblowanych bardzo skpo. Bya tam pka z biaego drzewa z dwoma czy trzema sownikami i

czarna tablica, na ktrej mona byo jeszcze odczyta na wp starte sowa: "Kwitnce aleje." Zdaniem Granda Cottard 30 dobrze spdzi noc. Ale obudzi si rano z blem gowy i nie reagowa na nic. Wydawao si, e Grand jest zmczony i zdenerwowany, gdy przemierza pokj wzdu i wszerz, otwierajc i zamykajc wielki skoroszyt lecy na stole, peen zapisanych arkuszy. Tymczasem opowiada doktorowi, e nie zna dobrze Cottarda, ale przypuszcza, e ma on troch pienidzy. Cottard jest dziwnym czowiekiem. Ich stosunki ograniczay si dugo do kilku ukonw na schodach. - Rozmawiaem z nim tylko dwa razy. Przed kilku dniami niosem do domu pudeko z kred, ktre wypado mi z rki na podecie. Bya tam czerwona i niebieska kreda. W tej chwili Cottard wyszed na podest i pomg pozbiera mi wszystko. Zapyta, po co mi kreda rnych kolorw. Grand wyjani mu wwczas, e chce przypomnie sobie troch acin. Jego wiadomoci zatary si od czasw licealnych. - Tak - powiedzia do doktora - zapewniano mnie, e to poyteczne dla lepszego poznania sensu francuskich sw. Wypisywa aciskie sowa na tablicy. Niebiesk kred t cz sowa, ktra zmienia si wedug deklinacji i koniugacji, a czerwon t cz, ktra si nie zmienia. - Nie wiem, czy Cottard dobrze zrozumia, w kadym razie okaza zainteresowanie i poprosi ranie o czerwon kred. Byem nieco zaskoczony, ale w kocu... Nie mogem oczywicie odgadn, e posuy si ni dla swych celw. Rieux zapyta, jaki by temat drugiej rozmowy, ale wszed komisarz w towarzystwie sekretarza; chcia wpierw przesucha Granda. Doktor zauway, e Grand mwic o Cottardzie nazywa go stale "desperatem". W pewnej chwiE'TiyT lrwet*okYelenIa^,,fa-talna decyzja". Rozmawiali o przyczynach samobjstwa i Grand okaza pewn drobiazgowo w wyborze terminu. Zgodzono si w kocu na "kopoty natury osobistej". Komisarz zapyta, czy nic w zachowaniu 31 Cottarda nie pozwalaem przewidzie tego, co nazywa [".gegodecyz^ --- Zapuka do mnie wczoraj - rzek Grand - i poprosi o zapaki. Daem mu pudeko. Tumaczy si mwic, e midzy ssiadami... Potem zapewni, e zwrci mi pudeko. Powiedziaem, e moe je zatrzyma. Komisarz zapyta urzdnika, czy Cottard nie wyda mu si dziwny. - Wydao mi si dziwne, e chcia jakby zacz rozmow. Ale ja wanie pracowaem. Grand odwrci si w stron Rieux i doda z zakopotan min: - Praca osobista. Tymczasem komisarz chcia zobaczy chorego. Ale Rieux uwaa, e naley wpierw przygotowa Cottarda do tej wizyty. Gdy wszed do pokoju, Cottard, ubrany tylko w szaraw piam, siedzia wyprostowany na ku i spoglda ku drzwiom z wyrazem lku. - To policja, co? - Tak - rzek Rieux - ale niech si pan tym nie przejmuje. Kilka formalnoci i bdzie pan mia spokj. Cottard odpar jednak, e to nie zda si na nic i e nie lubi policji. Rieux okaza zniecierpliwienie. - Ja take za ni nie przepadam. Chodzi o to, by odpowiedzie szybko i jak naley na ich pytania, i skoczy z tym na dobre. Cottard zamilk i doktor zwrci si ku drzwiom. Ale chory zawoa go znowu i gdy Rieux znalaz si przy ku, wzi go za rce: - Nie mona tkn chorego czowieka, ktry si powiesi, prawda, doktorze? Rieux patrzy na niego przez chwil, po czym zapewni go, e rzeczy tego rodzaju nie wchodz nigdy w rachub, a poza tym on jest tu po to, by opiekowa si swoim pacjentem. Tamten jak gdyby dozna ulgi i Rieux poprosi komisarza. 32 Przeczytano Cottardowi zeznania Granda i zapytano go, czy moe poda motywy swego czynu. Nie patrzc na komisarza odpar tylko, e "kopoty natury osobistej to bardzo dobrze". Komisarz nalega na Cottarda, by powiedzia, czy ma zamiar ponowi pi-b samobjstwa. Cottard oywiajc si odrzek, e nie i e pragnie jedynie, by go zostawiono w spokoju. - Zwracam panu uwag - rzek komisarz zirytowanym tonem - e na razie pan zakca spokj in*

nych. Ale na znak Rieux poprzesta na tym. - Moe pan by pewien - westchn komisarz wychodzc - mamy co innego na gowie, odkd mwi si o tej gorczce... Zapyta doktora, czy to sprawa powana, i Rieux odpar, e nie wie. - To pogoda i tyle - orzek komisarz. Tak, to na pewno bya pogoda. Wszystko kleio si coraz bardziej do rk, w miar jak upywa dzie, i Rieux czu, jak jego lk ronie z kad wizyt. Wieczorem na przedmieciu ssiad starego pacjenta przyciska rce do pachwin i wymiotowa wrd majacze. Gruczoy mia znacznie wiksze ni dozorca. Jeden z nich zacz ropie i wkrtce otworzy si jak zgniy owoc. Wrciwszy do domu Rieux zatelefonowa do skadu produktw farmaceutycznych departamentu. W jego notatkach zawodowych pod t dat znajduje si tylko uwaga: "odpowied odmowna". A ju wzywano go gdzie indziej do takich samych wypadkw. ((Naleao otwiera wrzody, to jasne. Dwa cicia noykiem chirurgicznym na krzy i gruczoy wyrzucay papk zmieszan z krwi. Chorzy krwawili roz-krzyowani. Plamy zjawiay si na brzuchu i na nogach, gruczo przestawa ropie, potem nabrzmiewa znowu. Najczciej chory umiera w straszliwym smrodzie^) Prasa, tak gadatliwa podczas historii ze szczurami, nie^mowila teraz am'sowa. Szczury umieraj bowiem ma ulicy, a ludzie w domu. Dzienniki za zajmuj si 3 - Dunaa 33 tylko ulic. Prefektura i zarzd miejski zaczy Jednak zadawa sobie pytania. Dopki kady lekarz zna tylko dwa albo trzy wypadki, nikt nie drgn. Ale komu przyszo ^ myl zrobi rachunek. Rachunek by niepokojcy. |W cigu -kilku zaledwie dni wypadki miertelne rozmnoyy si, i dla tych, ktrzy zajmowali 'l t szczegln chorob, stao si jasne, 7 ^^-dzi o prawdziw epidemi. T chwil wybra {Caste]^ znacznie starszy kolega doktora Rieux, by uda si do niego. - Pan wie oczywicie, co to jest? - spyta. - Czekam na wynik analiz. - Ja wiem. I nie trzeba mi analiz. Cz ycia spdziem w Chinach i przed dwudziestu laty widziaem kilka wypadkw w Paryu. Tylko e wwczas nikt nie way si nazywa ich po imieniu. Opinia publiczna jest wita: adnej paniki... przede wszystkim adnej paniki. A poza tym, jak mawia pewien kolega: "To niemoliwe, wszyscy wiedz, e znika z Zachodu." Tak, wszyscy wiedzieli prcz zmarych. C, kolego, pan wie rwnie dobrze jak ja, co to jest. Rieux zastanawia si. Przez okno gabinetu patrzy na kamienne rami skay zamykajce si daleko nad zatok. Niebo, cho bkitne, miao pospny blask, ktry agodnia w miar zbliania si popoudnia. - Tak - powiedzia - to niemal niewiarygodne. Ale zdaje si; e to duma. Castel wsta i skierowa si ku drzwiom. - Pan wie, co nam odpowiedz - rzek stary doktor. - Duma znikna od lat z krajw o umiarkowanej temperaturze. - C to znaczy znikn? - odpar Rieux wzruszajc ramionami. - Tak. I niech pan nie zapomina: jeszcze w Paryu, przed dwudziestu blisko laty. - Dobrze. Miejmy nadziej, e tym razem nie bdzie to powaniejsze ni wwczas. Ale to doprawdy niewiarygodne. 34 Sowo "duma" zostao wypowiedziane po raz pierwszy. W tym punkcie opowiadania, ktre pozostawia Bernarda Rieux za oknem jego gabinetu, niech wolno bdzie narratorowi usprawiedliwi niepewno i zdumienie doktora, skoro jego reakcja, z pewnymi odchyleniami bya reakcj wikszoci naszych wspobywateli. ^Zarazy s w istocie opraw zwyczajn, ale z trudem si w nie wierzy, kiedy si na n'as wal. Na wiecie byo tyle dum co wojen. Mimo to dumy i wojny zastaj ludzi zawsze tak samo zaskoczonych^ Doktor Rieux by zaskoczony podobnie jak nasi wspobywatele i tak naley rozumie jego wahania. Tak te naley rozumie jego rozdwojenie pomidzy niepokojem i ufnoci; Kiedy wybucha wojna, ludzie uowiadaj : "To nie potrwa dugo, to zbyt gupie." I oczywicie, wojna jest na pewno zbyt gupia, ale to nie przeszkadza jej trwa. Gupota upiera si zawsze, zauwaono bv to, gdyby czowiek nie myla stale o sobie. Nasi wspobywatele byli pod tym wzgldem tacy sami jak wszyscy, myleli o sobie, inaczej mwic, byli-Jlumanistami: nie wierzyli w zrr^.y. Zaraza nie jest na mTar--czowieka, wiec powi'ada'si ".obie. e zaraza jest

nierzeczywista, to zy sen, ktry minie. Ale nie zawsze w sen mija, i o<" zego snu do 7 g o snu to ludzie mijaj, a humanici przede wszysU im, poniewa nie byli do ostroni. Nasi wspcbv(vatele nie ponosili wikszej winy ni inni; zapominali o skromnoci, tylko tyle, i raycleli, e wr"?;ystko jest jerzcze dla nich moliwe, co zakada, e zarazy s niemoliwe.fWadal robili interesy, planowali podre i nre7! pogldy. Jak mogli myle o dunre, ktra przekrel-.Ia przyszo, przenoszenie sl^ z zr-rjsca na ml-siscs i dyskusje? Uwaali si za wolnych, i nikt rde bdzie wolny, jak dugo bd.". istniay zarpzy. I nawet po tym, gdy doktor Rieux przyzna w obecnoci swego przyjaciela, e garstka rozproszonych chorych umara bez uprzedzenia na dum, niebezpieczestwo byo dla niego wci nierzeczywiste. Po s* 35 prostu, kiedy czowiek jest lekarzem, ma pojcie o cierpieniu i nieco wicej wyobrani. Patrzc przez okno na miasto, ktre si nie zmienio, doktor ledwie czu, jak rodzi si w nim w lekki wstrt do przyszoci, ktry nazywa si niepokojem. Prbowa zebra w myli wszystko, co wiedzia o tej chorobie. Cyfry skakay w pamici i powiada sobie, e trzydzieci wielkich dum, ktre znaa historia, dao blisko sto milionw zmarych. Ale 'co to znaczy sto milionw zmarych? Czowiek, ktry by na wojnie, ledwo wie, co to jest jeden zmary. A poniewa martwy czowiek nie liczy si, chyba e widziano go martwym, sto milionw trupw rozsianych na przestrzeni historii to tylko dym w wyobrani. Doktor przypomina sobie dum w Konstantynopolu, ktra wedug Prokopa zabraa dziesi tysicy ofiar jednego dnia. Dziesi tysicy zmarych to pi razy tyle co publiczno wielkiego kina. Oto co naleaoby zrobi: zebra ludzi przy wyjciu z piciu kin, zaprowadzi ich na plac miejski i zabi na kupie - eby co nieco zrozumie. Przynajmniej mona by umieci znane twarze w tym anonimowym stosie. Ale, rzecz prosta, tego niepodobna zrobi, a poza tym, kto zna dziesi tysicy twarzy? Zreszt wiadomo, e ludzie tacy jak Prokop nie umieli Uczy. W Kantonie, przed siedemdziesiciu laty, czterdzieci tysicy szczurw zgino od dumy, zan^m zaraza zainteresowaa si ludmi. Ale w 1871 n1'e sposb byo zliczy szczury Rachowano w przyblieniu, hurtem, z oczywistymi ^moliwociami bdu. Jednake jeli szczur ma trzydzieci centymetrw dugoci, czterdzieci tysicy szczurw uoonych jeden na drugim to byoby... Ale doktor si niecierpliwi. Popuszcza cugli fantazji, a nie naleao tego robi. Kilka wypadkw to jeszcze nie epidemia i wystarczy przedsiwzi rodki ostronoci. Trzeba trzyma si tego, cc si wie; odrtwienie i wyczerpanie, czerwone oczy, brudne usta, ble gowy, dymienice, straszliwe pragnienie, maja-,czenia, plamy na ciele, wewntrzne rozwiartowanie 36 i po tym wszystkim... Po tym wszystkim pewne zdanie wracao doktorowi Rieux na pami, zdanie, ktre w jego podrczniku koczyo wanie wyliczenie objaww: (,Puls staje si nitkowaty, nieznaczny ruch chorego poprzedza mierc.j Tak, po tym wszystkim byo si zawieszonym na nitce, i ludzie w trzech czwartych, liczba bya dokadna, okazywali si do niecierpliwi, by zrobi teti niedostrzegalny ruch, ktry przyspiesza wszystko. Doktor wci spoglda w okno. Z jednej strony szyby wiee niebo wiosenne, z drugiej sowo, ktre rozbrzmiewao jeszcze w pokoju: duma. Sowo nie zawierao tylko tego, co nauka chciaa w nim zamkn, ale dugi cig niezwykych obrazw, ktre nie zgadzay si z tym tym i szarym miastem, w miar oywionym o tej godzinie, brzczcym raczej ni haaliwym, krtko mwic, miastem szczliwym, je--li mona by szczliwym i pospnym zarazem, w spokj, tak agodny i tak obojtny, niemal bez wysiku przekrela stare wizerunki zarazy, Ateny zadu-mione i opuszczone przez ptaki, miasta chiskie pene konajcych w milczeniu, galernikw marsylskich ukadajcych stosami w doach ociekajce ciaa, budow wielkiego muru w Prowansji, ktry mia zatrzyma wcieky wiatr dumy, Jaf i jej ohydnych ebrakw, wilgotne i gnijce ka przyklejone do ubitej ziemi w konstantynopolskim szpitalu, chorych wyciganych hakami, karnawa lekarzy w maskach podczas Czarnej Dumy, spkowanie ywych na cmentarzach Mediolanu, wzki z trupami w przeraonym Londynie i noce, i dnie wypenione wszdzie i zawsze nie koczcym si krzykiem ludzi. Nie, to wszystko nie miao jeszcze do siy, by zabi spokj tego dnia. Z drugiej strony szyby dzwonek niewidzialnego tramwaju zabrzmia nagle i odepchn w jednej chwili okruciestwo i bl. Tylko morze u koca zamglonej szachownicy domw potwierdzao to wszystko, co niepokojce i co nigdy nie zna na wiecie spoczynku. I doktor Rieux patrzc na zatok myla o tych stosach, o ktrych mwi Lukrecjusz i ktre Ateczycy dotknici chorob zbudowali

na brzegu morza. Noc znosili tam zmarych, ale brako miejsca i ywi bili si pochodniami, by zoy tych, ktrych kochali, woleli bowiem walczy krwawo ni porzuci swe trupy. Mona byo sobie wyobrazi stosy zabarwione czerwieni nad wod spokojn i ciemn, bitw pochodni w nocy trzeszczcej od iskier i szerokie zatrute opary unoszce si ku czujnemu niebu. Mona byo si obawia... Ale to szalestwo nie ostawao si wobec rozsdku. To prawda, e sowo ,,duma" zostao wypowiedziane, to prawda, e w tej samej chwili zaraza ciskaa i obalaa swe ofiary na ziemi. Ale c, moga si przecie zatrzyma. Naleao wic jasno rozpozna to, co powinno by rozpoznane, wygna wreszcie bezuyteczne cienie i przedsiwzi odpowiednie rodki. Poza tym duma si zatrzyma, poniewa dumy nie mona sobie wyobrazi albo wyobraa si j sobie faszywie. Jeli si zatrzyma, a to jest najbardziej prawdopodobne, wszystko pjdzie dobrze. W przeciwnym razie stanie si wiadome, co to jest duma i czy nie ma sposobu przygotowa si wpierw, by pokona j pniej. Doktor otworzy okno i haas miasta wtargn tu nagle Z ssiedniego warsztatu dochodzi krtki i powtarzajcy si wist mechanicznej piy. Rieux otrzsn si. Oto pewno: w codziennej pracy. Reszta wisi na wosku, zaley od nieznacznych ruchw, nie mona zatrzymywa si nad tym. Najwaniejsze to dobrze wykonywa swj zawd. Doktor Rieux rozmyla o tym wanie, kiedy oznajmiono mu, ^e przyszed Joseph Grand. Cho Grand by urzdnikiem merostwa i mia tam najrozmaitsze zajcia, od czasu do czasu zatrudniano go w biurze statystycznym jako kontraktowego pracownika. Tak wic polecono mu zrobi rachunek zgonw. Uprzej38 my z natury, zgodzi si zanie doktorowi Rieux kopi wynikw. Doktor zobaczy, e Grand wchodzi ze swym ssiadem Cottardem. Urzdnik wymachiwa arkuszem papieru. - Cyfry id w gr, doktorze - oznajmi. - Jedenastu zmarych w czterdzieci osiem godzin. Rieux przywita si z Cottardem i zapyta go, jak si miewa. Grand wyjani, e Cottard pragn podzikowa doktorowi i przeprosi go za kopoty, jakich sta si przyczyn. Ale Rieux patrzy na arkusz statystyczny. - C - rzek - moe trzeba zdecydowa si i nazwa t chorob po imieniu. Dotychczas dreptalimy w miejscu. Ale chodmy, panowie, musz i do laboratorium. - Tak, tak - mwi Grand idc za doktorem po schodach - naley nazywa rzeczy po imieniu. Ale jakie jest to imi? - Nie mog panu powiedzie, zreszt to panu niepotrzebne. - Widzi pan - umiechn si urzdnik. - To nie takie proste. Skierowali si w stron placu d'Armes. Cottard wci milcza. Ulice zaczynay zapenia si ludmi. Nasz ulotny zmierzch cofa si ju przed noc i pierwsze gwiazdy ukazay si na jasnym jeszcze horyzoncie. W kilka sekund potem lampy zapalajc si nad ulicami zaciemniy cae niebo i haas rozmw jak gdyby podnis si o ton. - Przepraszam pana - rzek Grand na rogu placu d'Armes - ale musz wsi do tramwaju. Moje wieczory s wite. Jak powiadaj w moich stronach: "Nie trzeba nigdy odkada do jutra..." Rieux zauway ju, e Grand, urodzony w Mon-telimar, mia mani przytaczania powiedze ze swych stron rodzinnych, po czym dorzuca banalne zwroty pochodzce znikd, jak "czarodziejska pogoda" czy "feeryczne owietlenie". 39 - Ach - rzek Cottard - to prawda. Nie mona go wycign z mieszkania po kolacji. Rieux zapyta Granda, czy pracuje dla merostwa. Grand odpar, e nie; pracuje dla siebie. - O - powiedzia Rieux, eby co powiedzie - i praca posuwa si naprzd? - Si rzeczy, pracuj bowiem od lat. Cho w pewnym sensie nie wida wielkich postpw. - Ale o co chodzi? - rzek doktor zatrzymujc si. Grand wyjka co, wsadzajc okrgy kapelusz na wielkie uszy. Rieux zrozumia niejasno, e chodzi o co osobistego. Ale urzdnik ju ich zostawi i eeed drobnym, szybkim krokiem bulwarem de la Mam w gr, pod fikusami. U wejcia do laboratorium Cottard powiedzia doktorowi, e chciaby si z nim zobaczy, eby poprosi go o rad. Rieux, ktry obmacywa w kieszeni arkusz statystyczny, zaproponowa Cottardowi, by przyszed w godzinach przyj, ale rozmyli si i powiedzia, e bdzie w jego dzielnicy pojutrze i zajdzie do niego pnym

popoudniem. Poegnawszy si z Cottardem doktor spostrzeg si, e myli o Grandzie. Wyobraa go sobie podczas dumy, nie tej jednak, ktra na pewno nie bdzie powana, ale jednej z wielkich dum historycznych. "To ten rodzaj czowieka, ktry w takich razach zostaje oszczdzony." Pamita z lektury, e 4uma oszczdza ludzi o sabej konstytucji i zabija przede wszystkim ludzi mocnych. Wci mylc o tym doktor doszed do wniosku, e urzdnik ma min nieco tajemnicz. Na pierwszy rzut oka Joseph Grand by rzeczywicie tylko skromnym urzdnikiem merostwa, na jakiego wyglda. Dugi i chudy, pywa w ubraniach, ktre kupowa zawsze zbyt wielkie, w zudzeniu, e bd si nosi duej. Zachowa jeszcze wikszo zbw w dolnych dzisach, ale za to straci zby grnej szczki. Dziki temu umiech, ktry unosi przede 40 wszystkim grn warg, pogra jego usta w cieniu. Jeli doda do tego portretu krok seminarzysty, sztuk przemykania si pod cianami i przelizgiwania przez drzwi, zapach piwnicy i dymu oraz skromn min, trzeba przyzna, e nie mona go byo wyobrazi sobie gdzie indziej ni przy biurku, gdy pilnie sprawdza opaty za natryski miejskie czy zbiera dla modego sekretarza dane do raportu dotyczcego nowego podatku za wywz mieci. Nawet dla nieuprze-dzonego umysu zdawa si by czowiekiem urodzonym do wypeniania skromnych, ale koniecznych funkcji urzdnika miejskiego bez etatu za szedziesit dwa franki trzydzieci su dziennie. Tak te poleci napisa na arkuszach zatrudnienia w rubryce ,,kwalifikacje". Kiedy przed dwudziestu laty, po uzyskaniu magisterium, nie mogc kontynuowa studiw z braku pienidzy zgodzi si na t posad, robiono mu, jak powiada, nadziej na szybkie uzyskanie "tytuu". Chodzio tylko o to, by przez pewien czas dawa dowody swych kompetencji w delikatnych sprawach, jakie nastrcza zarzd naszym miastem. Zapewniano go, e potem nie ominie go posada sekretarza, co pozwolioby mu y swobodnie. Na pewno nie ambicja kierowaa postpowaniem Jo-sepha Granda, jak upewnia z melancholijnym umiechem. Perspektywa ycia zabezpieczonego uczciwym sposobem, a wic i mono oddania si bez wyrzutw ulubionym zajciom, bardzo mu si umiechaa. Jeli przyj ofert, to dla godziwych powodw, i jeli mona tak powiedzie, z wiernoci dla ideah.L Przez dugie lata trwa ten prowizoryczny stan rzeczy, ycie podroao niezmiernie i pensja Granda, mimo pewnych podwyek, bya wci miesznie maa. Uskara si na to doktorowi Rieux, zdawao si jednak, e nikomu nie przyszo to na myl. W tym wanie jest oryginalno Granda lub przynajmniej jedna z jej oznak. Mg w istocie dochodzi swych praw, a jeli nie by ich pewien, to przynajmniej skorzysta z przyrzeczenia, jakie mu dano. Ale po pierwsze, szef 41 biura, ktry go przyj, zmar dawno, zreszt urzdnik nie przypomina sobie dokadnie, jak brzmiaa poczyniona mu obietnica. Wreszcie, co najwaniejsze, Joseph Grand nie znajdowa odpowiednich sw. Ta osobliwo okrelaa najlepiej naszego wspobywatela, jak mg to zauway Rieux. Ona to stawaa wci na przeszkodzie napisaniu zaalenia, ktre obmyla, lub poczynieniu krokw, jakich wymagay okolicznoci. Jeli mu wierzy, szczeglnie trudno mu byo uy sowa "prawo", ktrego nie by pewien, i sowa "obietnica", ktre mogoby nasun myl, e da rzeczy nalenej, i przybraoby na skutek tego odcie zuchwalstwa, niezbyt godzcy si ze skromnymi funkcjami, jakie wypenia. Z drugiej strony, nie chcia uywa sw takich, jak ,,askawo", "uprzejmie prosi", "wdziczno", uwaa bowiem, e koliduj z jego godnoci osobist. Tak wic nasz wspobywatel, nie umiejc znale waciwego sowa, nadal peni swe ciche funkcje a do pnego do wieku. Zreszt, wci wnoszc z tego, co mwi doktorowi Rieux, stwierdzi w praktyce, e w kadym razie byt mia zapewniony, skoro wystarczyo przystosowa potrzeby do dochodw. W ten sposb przyznawa racj jednemu z ulubionych powiedze mera, wielkiego przemysowca naszego miasta, ktry utrzymywa z przekonaniem, e w kocu (kad nacisk na to sowo, ktre dwigao na sobie cay ciar rozumowania), e w kocu nie widziano nigdy, by kto umar z godu. W kadym razie na wp ascetyczny tryb ycia, jaki prowadzi Joseph Grand, uwolni go w kocu od wszelkich trosk tego rodzaju. Nadal szuka odpowiednich sw. t Mona by powiedzie, e ycie Granda byo w pewnym sensie wzorowe. Nalea do ludzi, rwnie rzadkich w naszym miecie jak gdzie indziej, ktrzy zawsze maj odwag dobrych uczu. Jego nieliczne zwierzenia wiadczyy o "dobroci i przywizaniu, do czego czowiek nie mie si przyzna w naszych czasach. Nie wstydzi si mwi, e kocha swoich siostrzecw 42

i siostr, jedynych krewnych, ktrych mia i ktrych co dwa lata odwiedza we Francji. Przyznawa, e wspomnienie rodzicw, zmarych, kiedy by jeszcze bardzo mody, budzio w nim smutek. Nie waha si powiedzie, e nade wszystko lubi pewien dzwon w swej dzielnicy, ktry rozbrzmiewa agodnie okoo pitej po poudniu. Ale gdy chcia wyrazi te uczucia, tak przecie proste, najbahsze sowo przysparzao mu tysice kopotw. .,Ach, doktorze - mwi. - Chciabym nauczy si wypowiada." W kocu ta trudno staa si jego najwiksz trosk. Powtarza to Rieux za kadym razem, gdy go spotka, Tego wieczora doktor, patrzc na odchodzcego urzdnika, zrozumia nagle, co Grand chcia powiedzie: na pewno pisa ksik albo co w tym rodzaju. Nawet w laboratorium, dokd uda si wreszcie, isr myl pocieszaa Rieux.'(Wiedzia, e to grupie, ale nie mg uwierzy, eby duma mg,? naprawd rozgoci le v miecie, gdzie trafiaj si pl^orcai urzdnicy oddani czcigodnym maniom. Nie mg sobie wyobrazi miejsca dla tych manii podr^a^ dwmy i wywodzi std, P praktyon^ ^.^'mr nie ma przyszoci wrd naszych wspobywateli. Nazajutrz dziki naleganiom, ktre uznano za niestosowne, Rieux dopi tego, e zwoano w prefekturze komisj sanitarn. - To prawda, e ludno si niepokoi - przyzna Richard. - Poza tym gadanie wyolbrzymia wszystko. Prefekt powiedzia mi: ,,Zrbmy to szybko, jeli pan chce, ale po cichu." Jest zreszt przekonany. e to faszywy alarm. Bernard Rieux, jadc do prefektury, zabra ze sob Castela. - Czy pan wie - powiedzia Castel - e departament nie ma serum? - Wiem. Telefonowaem do skadu. Dyrektor jakby spad z nieba. Trzeba sprowadzi serum z Parya. 43 - Mam nadziej, e to nie potrwa dugo? - Telegraf cwaem JU - odpar Rieux. Prefekt by uprzejmy, ale zdenerwowany. - Zaczynajmy, panowie - powiedzia. - Czy mam zreferowa sytuacj? Richard uwaa, e to niepotrzebne. Lekarze znaj sytuacj. Chodzi tylko o to, by wiedzie, jakie rodki naley przedsiwzi. - Chodzi o to - powiedzia brutalnie stary Castel - by wiedzie, czy jest to duma, czy nie. i Kilku lekarzy krzykno. Inni jakby zawahali si. Prefekt podskoczy i zwrci si machinalnie ku drzwiom, jakby chcia sprawdzi, czy nie dopuszcz, by rzecz tak potworna rozesza si po korytarzach. Richard owiadczy, e jego zdaniem nie naley ulega panice: chodzi o gorczk z komplikacjami pachwinowymi, to wszystko, co mona powiedzie; hipotezy w nauce, jak i w yciu, s zawsze niebezpieczne. Stary Castel, ktry u spokojnie swj poky ws, podnis jasne oczy na Rieux. Potem spojrza yczliwie na audytorium i zwrci uwag, i wie bardzo dobrze, e to duma, ale orzeczenie oficjalne zmuszaoby oczywicie do zastosowania bezlitosnych rodkw. Wie, e w gruncie rzeczy ten wzgld wanie kae-si cofa jego kolegom, a zatem dla ich spokoju zgadza si uzna, i to nie jest duma. Prefekt poruszy si niespokojnie i owiadczy, e w kadym razie nie jest to dobry sposb rozumowania. -- Nie jest wane - rzek Castel - czy ten sposb rozumowania jest dobry; wane jest, e zmusza do zastanowienia. Poniewa Rieux milcza, zapytano go o zdanie. - Chodzi o gorczk o charaklerze- tyloidalnym, ktrej towarzysz Jednak dymienice i wymioty. Zastosowaem 'nacicia dymienicT^mogfem ~wic rozpocz analizy; badania laboratoryjne wskazywayby, e jest to bakcyl dumy. Dla cisoci naley jednak doda., e pewne specyficzne odmiany mikroba nie zgadzaj si z opisem klasycznym. 44 Richard podkreli, e to upowania do waha i e naley poczeka przynajmniej na wynik serii analiz, rozoeeztej przed kilku dniami. -'Kiedy mikrob - rzek Rieux po chwili milczenia - potrafi w trzy dni powikszy czterokrotnie ledzion, nada gruczoom krokowym objto pomaraczy i konsystencj papki, nie upowania to bynajmniej do waha. Ogniska infekcji rozszerzaj si i rosn. Jeli choroba, rozpowszechniajca si w tym tempie, nie zostanie zatrzymana, grozi mierci poowie miasta przed upywem dwch miesicy. A zatem nie odgrywa wielkiej roli, czy pan j nazwie dum, czy febr. Chodzi tylko o to, by nie dopuci do zabicia poowy miasta. Richard by zdania, e nie naley niczego malowa w zbyt czarnych kolorach, zreszt zaraliwo nie zostaa stwierdzona, skoro krewni chorych nie s dotychczas zakaeni.

- Ale inni zmarli - zauway Rieux. - Oczywicie, zaraliwo nigdy nie jest absolutna, w przeciwnym bowiem razie uzyskalibymy rosnc matematycznie nieskoczon i piorunujce wyludnienie. Nie chodzi o to, by malowa cokolwiek w zbyt czarnych kolorach. Chodzi o to, by przedsiwzi rodki ostronoci. ^--'"" --""""""" - . ... Nastpnie Richard zreasumowa, jak mniema, sytuacj, przypominajc, e po to, by zatrzyma t chorob, jeli nie zatrzyma si sama, naley zastosowa surow profilaktyk przewidzian w takich wypadkach; aby to uczyni, trzeba orzec oficjalnie, e chodzi o dum; e pod tym wzgldem pewno nie jest absolutna, a zatem sprawa wymaga zastanowienia. - Nie w tym rzecz - nalega Rieux - by wiedzie, czy przewidziane w takich wypadkach rodki s surowe, ale czy s konieczne, by nie dopuci do zabicia poowy miasta. Reszta naley do administracji i nasze ustawy przewiduj wanie, e prefekt zaatwia te sprawy. 45 - Niewtpliwie - rzek prefekt - ale panowie musz orzec oficjalnie, e chodzi o epidemi dumy. - Jeli tego nie uczynimy - rzek Rieux - epidemia i tak moe zabi poow miasta. Richard wtrci z pewn nerwowoci: - Rzecz jasna, e nasz kolega wierzy w dum. "Wskazuje na to jego opis objaww. | Rieux odpar, e nie opisa objaww, opisa to, co \ widzia. A widzia dymienice, plamy, gorczki z majaczeniem zabijajce w czterdzieci osiem godzin. Czy ^ pan Richard moe wzi na siebie odpowiedzialno , \ i zapewni, e epidemia zatrzyma si bez zastosowa--' ni ostrych rodkw profilaktycznych? Richard zawaha si i spojrza na Rieitix. - Niech mi pan powie szczerze, co pan myli: czy jest pan pewien, e to duma? - le pan stawia problem. To nie kwestia sownika, to kwestia czasu. - Paskim zdaniem - rzek prefekt - naley zastosowa rodki profilaktyczne wskazane w okresie dumy, nawet .gdyby -to nie bya duma. - Jeli trzeba koniecznie, ebym mia jakie zdanie, to tak jest w istocie. Lekarze naradzili si i Richard powiedzia: - Musimy wic wzi na siebie odpowiedzialno i postpowa tak, jak gdyby choroba bya dum. Sformuowanie zostao gorco przyjte. - Taki jest rwnie paski pogld, drogi kolego? - zapyta Richard. - Formua jest mi obojtna - rzek Rieux. - Powiedzmy tylko, e nie powinnimy postpowa tak, Jak gdyby poowie miasta nie grozia mier, bo wwczas poowa miasta zginie. Rieux wyszed wrd oglnego rozdranienia. W kilka chwil potem na przedmieciu, gdzie czu byo frytur i uryn, kobieta z krwawicymi pachwinami, wyjc straszliwie, odwrcia si w jego stron. 46 Nazajutrz po konferencji gorczka podskoczya znowu. Pojawia si nawet w dziennikach, ale w agodnej formie, poniewa prasa poprzestaa na kilku aluzjach. W kadym razie trzeciego dnia Rieux mg przeczyta niewielkie biae afisze, ktre prefektura polecia rozklei szybko w najskromniejszych zaktkach miasta. Z afiszy trudno "byo" wywnioskowa, e wadze patrz sytuacji w twarz^ZarzdzeniJC^Jbyy drakoskie i zdawao si, e powicono niejedno,, byleby nie niepokoi opinii publicznej. Wstp gosi, e w gminie Oranu zanotowano kilka wypadkw zoliwej gorczki, o ktrej nie mona na razie powiedzie, e jest zaraliwa. Te wypadki nie s do okrelone, by mogy budzi rzeczywisty niepokj, i nie ulega wtpliwoci, e ludno potrafi zachowa zimn,' krew. Niemniej, powodujc si ostronoci zrozumia dla wszystkich, prefekt wprowadza pewne srodkf'prewencyjne. Jeli te rodki zostan zrozumiane i stosowane naleycie, potrafi zapobiec od razu wszelkiej grobie epidemii. Prefekt nie wtpi zatem, e obywatele z najwiksz ofiarnoci wespr jego wysiek. Afisz wymienia dalej zesp rodkw, wrd ktrych znajdowao si naukowe odszczurzanie za pomoc wstrzykiwania gazw toksycznych do kanaw i cisa kontrola, jeli idzie o zaopatrzenie w wod. Afisz zaleca mieszkacom najwiksz, czysto i .zachca osobnikw zapchlonych do stawienia si w przychodniach miejskich. Poza tym rodziny powinny w trybie obowizkowym zgasza wypadki zachorowa zgodnie z orzeczeniem lekarza^ i nie sprzeciwia si izolacji chorych w specjalnych salach szpitala. Sale te zostay zreszt tak wyposaone, by chorzy w najkrtszym czasie mogli powrci do zdrowia. V/ kilku punktach uzupeniajcych bya mowa o obowizkowej dezynfekcji pokoju chorego i rodkw transportowych. Co do reszty, zarzdzenie ograniczao si do zalecenia rodzinie, by pozostawaa pod kontrol suby zdrowia.

47 Doktor Rieux odwrci si gwatownie od afisza i skierowa w stron swego gabinetu. Joseph Grand, ktry na niego czeka, widzc go znw podnis rk do gry. - Tak - rzek Rieux - wiem, cyfry rosn. W przeddzie dwunastu chorych umaro w miecie. Doktor powiedzia do Granda, e zobaczy si z nim inoe wieczorem, gdy wybiera si do Cottarda. - Ma pan suszno - rzek Grand. - To mu dobrze zrobi, uwaam bowiem, e si zmieni. - W jaki sposb? - Sta si uprzejmy. - Nie by przedtem uprzejmy? Grand zawaha si. Nie mg powiedzie, e Cottard by nieuprzejmy, okrelenie nie byoby waciwel(By to czowiek zamknity i cichy, ktry przypominartro-ch dzika. Dom, skromna restauracja i do tajemnicze wypady to byo cae ycie Cottarda. Oficjalnie wystpowa jako przedstawiciel firmy win i likierw. Od czasu do czasu odwiedzao go kilku ludzi, zapew-' ne jego klientw. Niekiedy szed wieczorem do kina znajdujcego si naprzeciw domu. Urzdnik zauway nawet, e Cottard lubi oglda filmy gangsterskie. Przedstawiciel by zawsze samotny i nieufnyJ Wedug Granda wszystko to si zmienio. - Nie wiem, jak to powiedzie, ale widzi pan, zdaje mi si, e Cottard chce sobie zjedna ludzi, wszystkich mie po swojej stronie. Rozmawia ze mn czsto, zaprasza, ebymy wyszli razem, i nie zawsze umiem odmwi. Zreszt Cottard mnie interesuje i waciwie uratowaem mu ycie. Od zamachu samobjczego Cottarda nikt nie odwiedza. Na ulicy, u sprzedawcw, wszdzie usiowa zdoby sobie sympati. Nigdy tak agodnie nie przemawia do kupcw korzennych ani z takim zainteresowaniem nie sucha sprzedawczyni w sklepie tytoniowym. - Ta sprzedawczyni - zauway Grand - t(c) prawdziwa mija. Powiedziaem to Cottardowi, ale mi 48 odpar, e si myl, e ma ona swoje dobre strony, ktre trzeba umie dostrzec. Kilka razy wreszcie Cottard zaprowadzi Granda do wytwornych restauracji i kawiarni w miecie. Zacz teraz tam bywa. - Czowiek jest w tych lokalach dobrze obsuony - mwi - a ponadto w przyzwoitym towarzystwie. Grand zauway szczeglne wzgldy personelu dla przedstawiciela win i zrozumia ich przyczyn widzc, jak wysokie dawa napiwki. Cottard by bardzo czuy na uprzejmoci, jakimi darzono go w zamian. Pewnego razu, kiedy szef lokalu odprowadzi go i pomg woy okrycie, Cottard powiedzia do Granda: - Te zacny chop, moe zawiadczy. - Co zawiadczy? Cottard zawaha si. - No, e nie jestem zym czowiekiem. Zreszt usposobienia by nierwnego. Pewnego dnia, gdy kupiec korzenny zachowa si mniej uprzejmie, Cottard wrci do domu nieprzytomnie-wcieky. - Ten ajdak trzyma z innymi - powtarza. - Z jakimi innymi? - Ze wszystkimi. Grand by nawet wiadkiem ciekawej sceny w sklepie tytoniowym. Wrd oywionej rozmowy sprzedawczyni opowiedziaa o niedawnym aresztowaniu, gonym w Algierze. Chodzio o modego urzdnika handlowego, ktry zabi Araba na play. - Gdyby t ca hoot wpakowano do wizienia - powiedziaa sprzedawczyni - uczciwi ludzie mogliby odetchn. Ale musiaa przerwa, widzc nieoczekiwane wzburzenie Cottarda, ktry wyskoczy ze sklepu bez sowa przeprosin. Grand i sprzedawczyni pozostali na miejscu oniemiali. <y.rand zwrci zreszt uwag Rieux na inne zmiany w charakterze Cottarda. Cottard mia bardzo liberaine pogldy. Jego ulubione zdanie: "Wielcy-zawsz., zjadaj maych", wiadczy o tym wy starcza j co^Dd pewnego czasu jednak kupuje tylko prawomysmy dziennik oraski i nie sposb obroni si przed wraeniem, e z niejak ostentacj czyta go w miejscach publicznych. Rwnie w kilka dni po wstaniu z ka poprosi Granda, by nada przekazem pocztowym sto frankw, ktre co miesic wysya mieszkajcej daleko siostrze. Ale w chwili gdy Grand wychodzi, Cottard powiedzia: - Niech pan wyle dwiecie frankw, to bdzie dla niej mia niespodzianka. Myli, e wcale nie pamitam o niej. Ale naprawd bardzo j kocham. Wreszcie Cottard mia z Grandem ciekaw rozmow. Grand musia odpowiedzie na pytania

Cottar-da zaintrygowanego prac, ktrej urzdnik oddawa si co wieczr. - A wic - rzek Cottard - pisze pan ksik. - Owszem, ale to bardziej skomplikowane, ni pan myli! - Ach! - zawoa Cottard. - Chciabym by na pana miejscu. Grand okaza zdumienie i Cottard wybka, e zawd artysty zapewne wiele uatwia. - Dlaczego? - zapyta Grand. - Dlatego, e artysta jcna^wice^JaiaaLJii-J&to- in-ny, to wiadome. Na wicej mu si pozwala. - No c - rzek Rieux do Granda tego ranka, gdy rozlepiono afisze - historia ze szczurami zawrcia mu w gowie jak wielu innym, ot i wszystko. Albo te boi si gorczki. Grand odpar: - Nie sdz, doktorze, i jeli pan chce zna mj pogld... Wz akcji odszczurzania przejecha pod oknem z wielkim haasem. Rieux zamilk na chwil, nie mona bowiem byo mwi; po czym zapyta z roztargnieniem o pogld urzdnika. Tamten spojrza na niego z powag. 50 - To czowiek, ktry ma sobie co do zarzucenia - powiedzia. Doktor wzruszy ramionami. Jak wyrazi si komisarz, mia co innego na gowie. Po poudniu Rieux mia konferencj z Castelem. Serum nie nadchodzio. - Zreszt, czy si na co przyda? - zapyta Rieux. - Bakcyl jest dziwny. - O, nie podzielam paskiego zdania - rzek Ca-stel. - Te bestie zawsze wygldaj oryginalnie. Ale w gruncie rzeczy niczym si od siebie nie rni. - Tak pan przypuszcza. Ale my przecie nic nie wiemy. - Oczywicie, e przypuszczam. Wszyscy jednak jestemy zdani na przypuszczenia. ((przez cay dzie doktor czu rosncy zawrt gowy, ktrego doznawa zawsze, gdy myla o dumie. (W kocu stwierdzi, e si boi. Dwa razy wszed do ^przepenionych kawiarni. On take, jak Cottard, czu potrzeb ludzkiego ciepa. Rieux uwaa to za gupie, ale dziki temu przypomnia sobie, e przyrzek odwiedzi przedstawiciela wm. Wieczorem doktor zasta Cottarda przy stole w jadalni. Kiedy wszed, na stole leaa otwarta powie kryminalna. Ale wieczr by ju pny i zapewne trudno byo czyta w zapadajcej ciemnoci. Chwil przedtem Cottard rozmyla raczej siedzc w pmroku. Rieux zapyta go, jak si miewa. Cottard mrukn siadajc, e miewa si dobrze, a miaby si jeszcze lepiej, gdyby mg by pewien, i nikt si nim nie zajmuje. Rieux zauway, e nie zawsze mona by samemu. - Och, nie chodzi o to. Mwi o ludziach, ktrzy zajmuj si przysparzaniem kopotw innym. Rieux milcza. - To mnie nie dotyczy, prosz o tym pamita. Ale na przykad ta powie. Jest tam biedak, ktrego niespodziewanie aresztuj z rana. Zajmowano si nim, a on nic o tym nie wiedzia. Mwiono o nim <* 51 F w biurach, wpisywano jego nazwisko do kartotek. Uwaa pan to za sprawiedliwe? Uwaa pan, e wolno tak postpowa z czowiekiem? - To zaley - rzek Rieux. - W pewnym sensie rzeczywicie nie wolno. Ale to wszystko nie ma znaczenia. Nie trzeba dugo pozostawa w zamkniciu. Musi pan wychodzi. Cottard wydawa si zdenerwowany, powiedzia, e nic innego nie robi, i jeli zajdzie potrzeba, caa dzielnica moe powiadczy za niego. Nawet poza dzielnic nie brak mu stosunkw. - Czy pan zna pana Rigaud, architekta? To mj przyjaciel. Cie gstnia w pokoju. Ulica przedmiecia oywiaa si i przytumiony okrzyk ulgi powita chwil, kiedy zapaliy si lampy. Rieux wyszed na balkon, Cottard za nim. Ze wszystkich dzielnic dokoa, jak co wieczr w naszym miecie, lekki wiatr nis, szepty, zapach misa pieczonego na ruszcie, wesoy i pachncy szum wolnoci wypenia powoli ulic, ktr zagarna haaliwa modo. Noc, syreny niewidzialnych statkw, zgiek idcy od morza i przepywajcego tumu, ta pora, ktr Rieux zna dobrze i lubi dawniej, przytaczaa go dzisiaj na skutek tego, co wiedzia. - Czy moemy zapali wiato? - rzek do Cot-tarda. Gdy zrobio si jasno, may czowieczek spojrza na niego mrugajcymi oczami. - Niech mi pan powie, doktorze, czy wemie mnie pan do siebie, do szpitala, gdybym zachorowa? - Czemu by nie? Cottard zapyta wwczas, czy zdarzyo si kiedy, by aresztowano kogo znajdujcego si w klinice

lub w szpitalu. Rieux odpar, e takie rzeczy si trafiaj, ale wszystko zaley od stanu chorego. ' Widzi pan - rzek Cottard - ja mam zaufanie do pana. 52 Potem zapyta doktora, czy zechce go zawie swym autem do miasta. W centrum ulice byy ju mniej ludne i wiata trafiay si rzadziej. Dzieci bawiy si jeszcze przed bramami. Na prob Cottarda doktor zatrzyma auto przed grup dzieci. Pokrzykujc bawiy si w klasy. Ale jedno z nich o brudnej twarzy, o przylizanych czarnych wosach z rwniutkim przedziakiem, utkwio w Rieux jasne i oniemielajce oczy. Doktor odwrci spojrzenie. Cottard stojc na chodniku ucisn mu rk. Przedstawiciel win mwi gosem ochrypym i z trudem. Kilka razy obejrza si za siebie. - Ludzie mwi o epidemii. Czy to prawda, doktorze? - Ludzie zawsze mwi, to naturalne - rzek Rieux. - Ma pan racj. A zreszt, jeli umrze dziesiciu ludzi to szczyt wszystkiego. Nie tego nam trzeba. Motor ju warcza. Rieux trzyma rk na przeczniku biegw. Ale spojrza znw na dziecko, ktre, spokojne i powane, nie spuszczao z niego oczu. I nagle, zupenie nagle, dziecko umiechno si pokazujc wszystkie zby. - Czego wic nam trzeba? - zapyta doktor umiechajc si do dziecka. Cottard uczepi si nagle drzwiczek i zanim uciek, krzykn gosem penym ez i wciekoci: - Trzsienia ziemi! Prawdziwego! Nie byo trzsienia ziemi i jeli idzie o Rieux, nastpny dzie min mu na nie koczcych si jazdach we wszystkie strony wiata, na rozmowach z rodzinami chorych i na sporach z chorymi. Nigdy Rieux nie uwaa swego zawodu za tak ciki. Dotychczas chorzy uatwiali mu zadanie, poddawali mu si.lPo raz pierwszy doktor czu, e co kryj, e chroni si w gbi swej choroby z rodzajem nieufnego zdumienia: Byjtato walka, do ktrej nie by jeszcze przyzwyczaj onx_J kiedy okoo dziesitej wieczr auto zatrzymao si przed domem starego astmatyka, ktrego 53 odwiedza na kocu, Rieux z trudem podnis si z siedzenia. Sta chwil patrzc na ciemn ulic i gwiazdy, 'ktre ukazyway si i znikay na czarnym niebie. Stary astmatyk siedzia wyprostowany na ku. Oddycha-jakby lepiej i liczy groch, ktry przesypywa z jednego garnka do drugiego. Przywita doktora z uradowan min. - A wic, doktorze, to cholera? - Skd to panu przyszo do gowy? - Z gazety, i radio mwi to samo. - Nie, to nie cholera. - W kadym razie - rzek stary czowiek bardzo podniecony - ci waniacy id na caego! - Niech pan w to nie wierzy - powiedzia doktor. Zbada chorego i siedzia teraz porodku -ubogiej jadalni. Tak, czu strach. Wiedzia, e na tym samym przedmieciu czeka bdzie na niego jutro rano z dziesiciu chorych, zgitych nad swymi dymieni-cami. Tylko w kilku wypadkach nacicie dymienie przynioso popraw. Ale dla wikszoci choroba oznaczaa szpital, a wiedzia, czym jest szpital dla biednych. "Nie chc, by suy im do dowiadcze" - powiedziaa mu ona jednego z chorych. NieJagdzie suy im do dowiadcze, umrzr-, to wszystko.|Przed-siwzite rodki byy niewtpliwie niewystarczajce,. .tOLOCzywiste. Jeli chodzi o sale, specjalnie "wyposaone"^ zna je take: dwa pawilony, z ktrych wyniesiono w popiechu innych chorych; szpary w oknach zostay zatkane i pawilony otoczono kordonem sanitarnym. Jeli choroba nie zatrzyma si sama, nie zwalcz jej rodki, ktre wymylia administracja} Jednake wieczorem oficjalne komunikaty nadal brzmiay optymistycznie. Nazajutrz agencja Infdok oznajmia, e rodki zalecone przez prefektur zostay przyjte spokojnie i e zgosio si trzydziestu chorych. Castel zatelefonowa do Rieux; 54 - Ile ek maj pawilony? - Osiemdziesit. - Oczywicie jest wicej ni trzydziestu chorych w miecie? - S tacy, co si boj, i inni, bardziej liczni, ktrym nie starczyo czasu. - Pogrzeby nie s dozorowane? - Nie. Telefonowaem do Richarda, e trzeba rodkw radykalnych, a nie frazesw; albo zbuduje si przeciw epidemii prawdziw barier, albo nie warto w ogle zaczyna.

- I c? ^ - Odpowiedzia mi, e to nie w jego mocy. Moim zdaniem cyfry pjd w gr. Rzeczywicie w cigu trzech dni pawilony byy pene. Richard utrzymywa, e oprni si szko i przygotuje szpital pomocniczy. Rieux czeka na szczepionki i otwiera dymienice. Castel wrci do swych starych ksiek i dugo przesiadywa w bibliotece. - Szczury zginy od dumy albo od choroby, ktra j bardzo przypomina - wnioskowa. Dziesitki tysicy pche, jakie pozostawiy, rozprzestrzenia infekcj w proporcji geometrycznej, jeli nie zatrzy- ma si jej na czas. Rieux milcza. Tymczasem pogoda si ustalia. Soce wypijao kaue z ostatnich ulew. Pikne, bkitne niebo lejce te wiato, warkot samolotw w rosncym upale, wszystko w tej porze roku usposabiao pogodnie. Jednake w cigu czterech dni gorczka cztery razy podskoczya zdumiewajco: szesnastu zmarych, dwudziestu czterech, dwudziestu omiu, trzydziestu dwch. Czwartego dnia ogoszono otwarcie pomocniczego szpitala w przedszkolu. Nasi wspobywatele, ktrzy dotychczas maskowali swj niepokj artami, wygldali bardziej przybici i jako przycichli. Rieux postanowi zatelefonowa do prefekta. - rodki s niewystarczajce. 55 - Mamy cyfry - rzek prefekt - budz w istocie niepokj. - Budz wicej ni niepokj, s oczywiste. - Zwrc si o zarzdzenia do Urzdu Generalnego Gubernatora. Rieux odoy suchawk w obecnoci Castela. - Zarzdzenia! Wystarczyaby wyobrania. - A serum? - Nadejdzie w cigu tygodnia. Prefektura za porednictwem Richarda zwrcia si do Rieux o raport przeznaczony dla stolicy kolonii, eby otrzyma zarzdzenia. Rieux da opis kliniczny i cyfry. Tego samego dnia zmaro czterdzieci osb. Prefekt przyrzek od jutra zaostrzy, jak powiada, zalecone rodki. Obowizkowe zgaszanie choroby i izolacja pozostay w mocy. Mieszkania chorych maj by zamknite i wydezynfekowane, rodzina podlega kwarantannie, pogrzeby zostan zorganizowane przez zarzd miejski w warunkach, ktre si ustali. W dzie pniej przywieziono serum samolotem. Mogo wystarczy dla wypadkw objtych leczeniem. Bdzie niewystarczajce, jeli epidemia si rozszerzy. Na depesz Rieux odpowiedziano, e zapas jest wyczerpany i e rozpoczto now produkcj. Tymczasem ze wszystkich podmiejskich okolic wiosna przybywaa na rynki. Tysice r wido wzdu chodnikw w koszykach sprzedawcw i ich sodki zapach unosi si po caym miecie. Na pozr nic si nie zmienio. Tramwaje wci byy pene z rana, puste i brudne w cigu dnia. Tarrou przyglda si maemu staruszkowi, a may staruszek plu na koty. Grand co wieczr wraca do swej tajemniczej pracy w domu. Cottard krci si po miecie, a pan Othon, sdzia ledczy, wci wodzi za sob swoj menaeri. Stary astmatyk przesypywa groch i czasem widywano dziennikarza Ramberta z min spokojn i zaciekawion. Wieczorem ten sam tum wypenia ulice i kolejki wyduay si pod kinami. Zreszt zdawao si, e epidemia si cofa, i w cigu kilku dni 58 zanotowano tylko dwanacie zgonw. Potem nagle skoczya w gr jak strzaa. W dniu kiedy liczba zmarych dosza znowu do trzydziestu, Bernard Rieux czyta oficjaln depesz, ktr poda mu prefekt ze sowami: "Przestraszyli si." Depesza oznajmiaa: ^Ogos^J^stan^zumY^Zainklu.jeie miasto." II Mona powiedzie, e od tej chwili poczwszy duma staa si spraw nas wszystkich. A dotd, mimo zaskoczenia i 'niepokoju, jakie przyniosy te szczeglne wydarzenia, kady z naszych wspobywateli nadal robi, co do niego naleao, jak mg i na swoim zwy-_kym miejscu. To niewtpliwie powinno byo trwa. f Ale kiedy bramy zostay zamknite, nasi wspobywatele zrozumieli, e wszyscy, i narrator take, znaleli si w jednym worku i e trzeba si jako urzdzi. Tak wic, na przykad, doznanie rwnie indywidualne jak wiadomo rozki z ukochan istot stao si nagle, od pierwszych tygodni, udziaem caej ludnoci i, wraz ze strachem, gwnym cierpieniem tego dugiego okresu wygnamia.) Rzeczywicie, jednym z najbardziej godnych uwagi nastpstw zamknicia bram bya naga

rozka istot do tego nie przygbtowanych. Matki i dzieci, maestwa, -kochankowie, ktrzy przed kilku dniami sdzili, e rozstaj si na jaki czas, ktrzy caowali si na peronie naszego dworca, polecajc sobie wzajem to i owo, pewni, e zobacz si za kilka dni lub najdalej za kilka tygodni, pogreni w gupiej ufnoci ludzkiej, ledwie czujc ten wyjazd wrd codziennych zaj, ujrzeli nagle, e s oddaleni od siebie bez ratunku, e nie mog si poczy ani skomunikowa. Zamknicie bram nastpio bowiem w kilka godzin przed ogoszeniem zarzdzenia prefektury i, naturalnie, nie sposb byo wzi pod uwag pojedynczych wypadkw. Mona powiedzie, e pierwszym skutkiem brutalnego najazdu choroby byo zmuszenie naszych wspobywateli do takiego postpowania, jak gdyby nie mieli uczu indywidualnych. W pierwszych godzinach dnia, gdy zarzdzenie weszo w ycie, na prefektur natar tum petentw, 58 -ktrzy przez telefon lub osobicie przedstawiali urzdnikom sytuacje rwnie ciekawe i rwnie niemoliwe do rozpatrzenia. Doprawdy, trzeba byo wielu dni, bymy zdali sobie spraw, e znajdujemy si w sytuacji bez kompromisu i e sowa takie, jak "ukada si", ,,grzeczno", "wyjtek", nie maj ju sensu. Odmwiona nam nawet drobnej przyjemnoci pisania listw. Z jednej strony, miasto nie byo ju poczone z reszT kraju zwykymi rodkami komuni- ~\ kacji, z drugiej, nowe zarzdzenia zabraniay wymia- y ny wszelkiej korespondencji,- -chodzio bowiem o to, ^r by liszy nie przenosiy infekcji^ Z pocztku kilku ^ uprzywilejowanych mogo porozumie si u bram "^ miasta z wartownikami na posterunkach, ktrzy zgo- c-dzili si przekaza listy na zewntrz. Ale byo to w pierwszych dniach epidemii, wwczas gdy stranicy uwaali za rzecz naturaln pj za odruchem wsplcz-Jcia. Po pewnym jednak czasie, kiedy ci sami stranicy zdawali ju sobie spraw z powagi sytuacji, nie chcieli Sra na siebie odpowiedzialnoci, ktrej rozmiarw nie mogli przewidzie. Telefoniczne rozmowy midzymiastowe, dozwolone z pocztku, wywoay takie przecienie kabin publicznych i linii, e przerwano je cakowicie na kilka dni, a potem ogran.c-Jono surowo do tego, co nazywano pilnymi wypac l^nii, jak mier, narodziny i lub. Telegramy stay s- wtedy naszym jedynym ratunkiem. Istoty zczone zrozumieniem, sercem i ciaem musiay ograniczy si do szukania znakw tej dawnej wsplnoty w drukowanych literach depeszy zoonej z dziesiciu sw. A poniewa sformuowania, ktrych mona uy w depeszy, wyczerpuj si szybko, dugie wsplne ycie czy bolesne namitnoci streciy si rycho \v wymianie gotowych formu jak: "Mam si dobrze. Myl o tobie. Serdecznoci." Niektrzy spord nas upierali si przy listach l chcc porozumie si ze wiatem zewntrznym, nieustannie wymylali kombinacje, ktre zawsze oka59 zyway si bezskuteczne. Lecz nawet wwczas, gdy wymylone przez nas sposoby odnosiy skutek, nie wiedzielimy o tym nic, nie otrzymujc odpowiedzi. Przez cae wic tygodnie musielimy zaczyna na nowo wci ten sam list, przepisywa te same wiadomoci i woania, tak e po pewnym czasie sowa, ktre z pocztku wychodcy cae krwawice z naszego serca, traciy swj sens. Przepisywalimy je wtedy machinalnie, prbujc przy pomocy tych martwych zda da zna o naszym trudnym yciu. I w kocu konwencjonalny telegram wydawa nam si lepszy od tego bezpodnego i upartego monologu, od tej jaowej rozmowy. Zreszt po kilku dniach, kiedy stao si jasne, e (nikomu nie uda si wyj z naszego miasta, przyszo "nam na myl zapyta, czy nie pozwolono by na powrt tych, ktrzy wyjechali przed epidemi. Po kilku dniach namysu prefektura odpowiedziaa twierdzco. Zaznaczono jednsk wyranie, e repatrianci w adnym wypadku r j e bd mogli opuci mia?ta-i jeli wolno im przyjecha, nie wolno im bdzie wyjecha. Wtedy jeszcze kilka rodzin, rzadkich zreszt, zlekcewayo sobie sytuacj i dajc pierwszestwo pragnieniu zobaczenia krewnych przed wszelk ostronoci, zaproponowao im, by skorzystali z okazji. Ale bardzo szybko winiowie dumy zrozumieli,. na jakie niebezpieczestwo naraaj swych bliskich, i postanowili znosi t rozk. Podczas najwikszego nasilenia choroby zdarzy si tylko jeden wypadek, kiedy uczucia lu"dzkie okazay si silniejsze od strachu przed mierci pen tortur. Nie bya to, jak mona by si spodziewa, para kochankw, ktrych mio rzucaa ku sobie grujc nad cierpieniem. Chodzio jpr-1yrr:o_Q starego dpkjoraJGastl_i_jegQ_Qne^ ktrzy pobrali si przed wielu laty. Pani Castel na kilka dni przed epidemi wyjechaa do ssiedniego miasta. Nie byo to nawet Jedno z tych maestw dajcych wiatu wzr przykadnego szczcia, i narrator ma prawo powiedzie, e wedle wszelkiego prawdopodolbie/"\ ^ ^60

stwa ci maonkowie a dotd nie mieli pewnoci, czy s zadowoleni ze swego zwizku. Ale brutalna i przeduajca si rozka pomoga im upewni si,. e nie potrafi y z dala od siebie, i wobec tej prawdy, ktra nagle wysza na jaw, duma bya drobnostk. -. To by wyjtekj W wikszoci wypadkw rozka moga si skoczy tylko z epidemi, to byo oczywiste. Tote uczucie, ktre stanowio nasze ycie i ktre, jak sdzilimy, dobrze przecie znamy (jak bya o tym mowa, namitnoci oraczykw s proste), przybierao nowy wyraz. Mowie i kochankowie, ktrzy mieli najwiksze zaufanie do swych towarzyszek, odkrywali, e s zazdroni. Mczyni, ktrzy uwaali si za lekkoduchw w mioci, odnajdywali stao. Synowie, ktrzy yli obok matki ledwo na ni patrzc, cay swj niepokj i al zawierali w zmarszczce jej twarzy, nawiedzajcej ich we wspomnieniu. Ta rozka, brutalna, jednoznaczna, bez moliwej do przewidzenia przyszoci, pozostawiaa nas zbitych z tropu, niezdolnych do reakcji na wspomnienie tej obecnoci jeszcze tak bliskiej, a tak ju dalekiej, ktra wypeniaa teraz nasze dni. Rzeczywicie cierpielimy podwjnie - za przyczyn naszego cierpienia i tego cierpienia, ktre przypisywalimy nieobecnym: synowi, onie, kochance. W innych okolicznociach zreszt nasi wspobywatele znaleliby wyjcie w yciu bardziej skierowanym na zewntrz i bardziej aktywnym. Ale dziki dumie mieli wicej wolnego czasu; ograniczeni do krcenia si w kko po swym ponurym miecie, wydani byli, dzie po dniu, zwodniczej grze wspomnie. W swoich spacerach bez celu musieli bowiem chodzi wci tymi samymi ulicami, a w tak maym miecie byy to najczciej te ulice, ktre przemierzali dawniej, z nieobecnymi. iTak wic pierwsz rzecz, jak duma przyniosa naszym wspobywatelom, byo wygnanie. Narrator sdzi, e moe napisa tutaj w imieniu wszystkich 61 to, czego sam dowiadczy, skoro dowiadczy tego< w tym samym czasie co wielu naszych wspobywateli. Byo to bowiem naprawd poczucie wygnania,. ta prnia, ktr stale nosilimy w sobie, to dokadnie okrelone wzruszenie, nierozumna ch, by cofn lub zmusi do popiechu czas - ponce strzaki pamici. Jeli niekiedy popuszczalimy cugli wyobrani i znajdowalimy przyjemno w oczekiwaniu na dzwonek powrotu czy znajomy krok na schodach, jeli w tych chwilach chcielimy zapomnie, e pocigi s unieruchomione, jeli urzdzalimy si tak, by zosta w domu w godzinach, gdy zazwyczaj podrny, ktry przyjeda popiesznym pocigiem, mg si znale w naszej dzielnicy, rzecz prosta, e ta zabawa nie moga trwa. Przychodzia zawsze chwila, kiedy zdawalimy sobie jasno spraw, e pocigi nie przychodz, f Rozumielimy wwczas, e nasza rozka bdzie trwaa i e trzeba poradzi sobie z czasem. Wwczas wracalimy do naszej sytuacji winiw skazanych na przeszo i jeli nawet niektrzy z nas doznawali pokusy, by y przyszoci, wyrzekali si tego tak szybko, jak tylko to byo moliwe, czujc rany, jakimi wyobrania karze w kocu tych, co jej ufaj. W szczeglnoci wszyscy nasi wspobywatele pozbyli si bardzo rycho, nawet publicznie, zwyczaju, jaki mogli sobie przyswoi, a mianowicie obliczania czasu rozki. Dlaczego? Dlatego, e gdy najwiksi pesymici ustalili termin na p roku na przykad i wyczerpali zawczasu gorycz tych przyszych dni, gdy z wielkim trudem wznieli swoj odwag do poziomu tej prby, gdy napili ostatnie siy, by nie sabnc trwa na wysokoci tego cierpienia, rozcignitego na tak dugi szereg dni, wwczas przyjaciel spotkany przypadkiem, opinia wypowiedziana przez dziennik, przelotne podejrzenie lub nagy bysk wiadomoci nasuway im myl, e w kocu nie ma powodu, dla ktrego choroba nie miaaby trwa duej ni p roku, moe nawet rok lub jeszcze wicej. W owej chwili upadek ich odwagi, woli i cierpli62 woci by tak gwatowny, e, jak mniemali, nigdy nie potrafi si ju wydoby z tego dou. Tote postanowili nie myle nigdy o terminie wyzwolenia, nie zwraca si ku przyszoci i spuci oczy, jeli mona si tak wyrazi. Ale ta ostrono, to oszukiwanie cierpienia, kluczenie, by nie dopuci do walki, byy, rzecz prosta, le wynagradzane. Chronic si przed tym upadkiem, ktrego nie chcieli za adn cen, jednoczenie wyrzekali si tych chwil, w sumie do czstych, gdy mogli zapomnie o dumie wrd obrazw przyszych spotka. I tak, osiadajc na mielinie wp drogi od tych przepaci i szczytw, trzepotali si raczej, ni yli, wydani dniom bez kierunku i jaowym wspomnieniom - bkajce si cienie, ktre wtedy tylko mogy nabra siy, gdy zapuszczay korzenie w ziemi swych cierpie.

Doznawali wic gbokiego blu wszystkich winiw i wszystkich wygnacw - yli pamici nier przydatn do niczego. Nawet ta przeszo, o ktre] rozmylali bez przerwy, miaa jedynie smak alu. Chcieliby dorzuci do niej to wszystko, co opakiwali pamitajc, e nie uczynili czego, gdy byo to jeszcze w ich mocy, razem z tym lub t, na ktrych czekali - podobnie jak do wszystkich sytuacji, nawet wzgldnie szczliwych, swego ycia winiw wczali nieobecnych, i to, czym byli wwczas, nie mogo ich zadowoli. Zniecierpliwieni teraniejszoci, wrogowie pr es^jci, pozbawieni przyszoci, przypominalimy tych, ktrym pi awiedliwo lub mena-wic ludzka kae y za kratami. I w Locu jedynym sposobem ucieczki od '.ycn wakacji nie do zniesienia byo znw poruszy wyobrani pocigi i wypeni godziny dwikiem dzwonka, mimo to milczcego uparcie. Jeli to byo jednak wygnanie, w wikszoci wypadkw byo wygnanie'n we wasnym domu. I cho narrator zna tylko ten rodzaj wygnania, nie powinien zapomina o ludziach takich jak dziennikarz Rambert lub inni, dla ktrych, na odwrt, cierpienia 63 rozki powikszay si jeszcze przez to, e jako przybysze zaskoczeni przez dum i zatrzymani w miecie byli zarazem oddaleni od istoty, z ktr nie mogli si poczy, i od swego krajTTJw wygnaniu 6glnym byli najbardziej wygnani, jeli bowiem czas wznieca w nich, jak we wszystkich, niepokj mu waciwy, czuli rwnie przywizanie do przestrzeni, a nieustannie natykali si na mury, ktre dzieliy ich zadumio-ne schronienie od utraconej ojczyzny. Ich wanie wi-dywaao bkajcych si o kadej porze dnia po zakurzonym miecie, przywoujcych w milczeniu wieczory i poranki, ktre tylko oni znali. Karmili wic swoje cierpienia bahymi i zbijajcymi z tropu znakami, jak lot jaskek, rosa wieczorna czy osobliwy promie pozostawiony czasem przez soce na pustej ulicy. Zamykali oczy na wiat zewntrzny, ktry zawsze moe wybawi od wszystkiego, uparcie pieszczc swoje nazbyt rzeczywiste chimery i cigajc ze wszystkich si obrazy ziemi, gdzie jakie wiato, kilka wzgrz, ulubione drzewo czy twarze kobiet skaday si na klimat dla nich niezastpiony. Mwic wreszcie bardziej wyranie o kochankach, ktrzy s najciekawsi i o ktrych narrator ma moe prawo si wypowiada, drczyy ich jeszcze inne obawy, wrd ktrych naley wymieni wyrzuty sumienia. Sytuacja pozwalaa im w istocie rozpatrywa swoje uczucie z rodzajem gorczhov ej obiektywnoci. I rzadko zdarzao si, by w tych okazjach ich wasne sabcci nie ukazyway im si jasno. Pierwsz do te^o sposobnoci bya trudno dokadnego wyobraenia sobie czyny/ i gestw nieobecnego. Boleli ww-css3, e nie wieaz, co w nieobecny robi ze swym czasem; oskarali si o lekkomylno, jak okazali nie starajc si o to dowiedzie lub z jak udawali, e dla kogo, kto kocha, uycie czasu przez istot kochan nie jest rdem wszelkich radoci. Od tego momentu poczwszy, byo im atwo cofn si wstecz w mioci i zbada jej wszystkie braki. W zwykych czasach wiedzielimy wszyscy, wiadomie lub nie, e 64 nie ma mioci, ktrej nie przerasta (mio wiksza, 1\ i zgadzalimy si mimo to z mniejszym lub wikszym spokojem, e nasza jest rednia. Ale wspomnienie jest bardziej wymagajce. I to nieszczcie, ktre przyszo do nas z zewntrz i dotkno cae miasto, z ca konsekwencj przynosio nam nie tylko niesprawiedliwe cierpienie, na ktre moglimy si oburza. Zmuszao nas rwnie do zadawania sobie cierpie, a wic zgadzania si na bl. By to jeden ze sposobw, jakimi rozporzdzaa choroba, by odwraca uwag i wywoa zamt. Tak wic kady musia zgodzi si y z dnia na dzie, sam w obliczu nieba. Ta zupena samotno, ktra mogaby z czasem zahartowa charaktery, spycia je wszake z pocztku. Niektrzy nasi wspobywatele na przykad podlegali innej niewoli, oddajcej ich we wadze soca i deszczu. Widzc ich, zdawao si, e po raz pierwszy odczuwaj bezporednio pogod. Z radosn min witali zwyke zociste wiato, gdy dni deszczowe kady grub zason na ich twarze i myli. Kilka tygodni wczeniej wymknliby si tej saboci i nierozumnemu poddastwu, nie byli bowiem sami wobec wiata, istota, ktra ya z nimi, w pewien sposb staa midzy nimi a wiatem. Od tej chwili natomiast byli w sposb oczywisty wydani" kaprysom nieba, to znaczy cierpieli i ywili nadziej bezJpowodu. ^a_ ,tych,__kracach samotnoci wreszcie nikt nie mg spodziewa .si pomocy ssiada i kady pozostawa _s.am _ze swoj trosk. Jeli ktry spord nas prbowa przypadkiem zwierzy si lub powiedzie co o swym uczuciu, wszelka odpowied, jak otrzymywa, najczciej go rania. Zdawa sobie wwczas spraw, e jego rozmwca i on me mwi o tym samym. On bowiem wypowiada si z gbi dugich dni rozmyla i cierpie i obraz, jaki chcia przekaza, wypala si

wolno w ogniu oczekiwania i namitnoci. Drugi natomiast wyobraa sobie konwencjonalne uczucie, tuzinkowe cierpienie, seryjn me5 - Duma 65 lancholi. yczliwa czy wroga, odpowied zawsze bya niewsciwa i 'zeoa byo wyrzec si' rozmw.* Albo te ci, dla ktrych milczenie stao si nie do zniesienia, zgadzali si ns jzyk rynku, skoro nie mogli znale prawdziwego jzyka serca, i oni take mwili w sposb konwencjonalny, jzykiem zwykego sprawozdania, drobnych wiadomoci, codziennej kroniki. Tu znw najprawdziwsze cierpienie przywyko si wyraa w banalnych formukach. T^lko za -t cen winiowie dumy mogli zdoby wspczucie oo-zorcy czy zainteresowanie suchaczy. Jednake, i to jest najwaniejsze, cho ten niepokj by tak bolesny, cho to puste mimo wszystko serce tak trudne byo do udwignicia, mona powiedzie, e w pierwszym okresie dumy ci wygnacy byli uprzywilejowani. Wwczas bowiem, gdy ludno zaczynaa traci gow, ich myl cakowicie obracaa si ku istocie, na ktr czekali. W powszechnym nieszczciu chroni ich egoizm mioci i jeli myleli o dumie, to tylko o tyle, o ile moga im grozi wieczn rozk. Wnosili wic do samego serca epidemii zbawienn nieuwag, ktr bylimy skonni bra za zimn krew. Rozpacz ratowaa ich od paniki, ich nieszczcie miao dobre strony. Jeli na przykad kogo z nich zabieraa choroba, zdarzao si to niemal zawsze, zanim ten kto mia czas zwrci na ni uwag. Wydobyty z owej dugiej wewntrznej rozmowy z cieniem, bez przejcia wpada w najgbsz cisz ziemi. Nie mia czasu na nic. Podczas gdy nasi wspobywatele prbowali da sobie rade z tym nagym wygnaniem, duma'rozmieszczaa przy bramach strae i zawracaa z drogi statki zmierzajce ku Oranowi. Od zamknicia bram ani jeden pojazd nie wjecha do miasta. Poczwszy od tego dnia odnosio si wraenie, e samochody krc si w kko. Port wyglda take osobliwie, jeli patrzyo si na z wysokoci bulwarw. Zwyke oy66 wianie, dziki ktremu port ten by jednym z pierwszych wybrzea, zgaso gwatownie. Wida tam byo jeszcze kilka statkw odbywajcych kwarantann. Ale wielkie rozbrojone u-awie, przewrcone na bok wagoniki, sa"motne stosy beczek i workw na nadbrzeach wiadczyy o tym, e handel rwnie zmar na dum. Mimo tych niezwykych widokw nasi wspobywatele mieli najwyraniej kopoty ze zrozumieniem tego, co im si zdarzyo. Byy uczucia wsplne, jak rozka czy strach, ale nadal stawiano na pierwszym miejscu troski osobiste. Nikt naprawd nie zgodzi si jeszcze na chorob. Ludzie byli przede wszystkim wraliwi na to, co naruszao ich przyzwyczajenia lub godzio w ich interesy. Okazywali wic rozdranienie lub irytacj, a nie s to uczucia, 'ktre mona przeciwstawi dumie. Ich pierwsz reakcj na przykad byo zrzucenie winy na administracj. Odpowied prefekta na krytyki, ktre odbiy si echem w prasie (, Czy nie mona by pomyle o pewnej elastycznoci przewidzianych rodkw?"), bya do nieocze-kiwana. Dotychczas ani dzienniki, ani agencja Infdok nie otrzymay oficjalnych statystyk choroby. Teraz prefekt przekazywa je agencji co dzie, proszc o sporzdzenie komunikatw tygodniowych. Jednak i tu ludno nie zareagowaa natychmiast. Komunikat, e w trzecim tygodniu duma zabraa trzystu dwu ludzi, nie przemawia jeszcze do wyobrani. Po pierwsze, nie wszyscy moe zmarli na dum. Po drugie, nikt w miecie nie wiedzia, ilu ludzi w tygodniu umiera zazwyczaj. Miasto miao dwiecie tysicy mieszkacw. Nie wiedziano, czy ta proporcja zgono\v jest normalna. Jest to ten rodzaj danych, ktry nigdy nie zaprzta uwagi, mimo ich oczywistego znaczenia. Ale brako moliwoci porwnywania. Dopiero z czasem, stwierdzajc wzrost liczby zgonw, opinia publiczna uwiadomia sobie prawd. "Pity tydzie'1 da bowiem trzystu dwudziestu jeden zmarych, a szsty trzysta czterdziestu piciu. Frzynaj8 ' --Y, - / 67 l -/ U ^.' . ^ mniej wzrost by wymowny. Ale nie by do znaczny, by wrd oglnego niepokoju nasi wspobywatele nie sdzili nadal, e chodzi o zjawisko niewtpliwie przykre, ale w kocu przejciowe. Nadal wic kryli po ulicach i siadywali na tarasach kawiar. Nie byli zreszt tchrzliwi, wicej artowali, ni biadali, i przyjmowali z dobr min niedogodnoci, ktre, rzecz oczywista, nie bd trway wiecznie. Pozory byy uratowane. Jednake pod koniec miesica, mniej wicej podczas tygodnia modlitw, o ktrych bdzie mowa dalej, powaniejsze zmiany wpyny na wygld naszego miasta. Przede wszystkim prefekt wyda zarzdzenia dotyczce ruchu pojazdw i

zaopatrywania w ywno/ywno ograniczono, benzyn wydawano w okrelonej iloci. Zalecano nawet oszczdzanie prdu elektrycznego. Tylko niezbdne produkty przybyway drog ldow i powietrzn do Oranu. Tak wic ruch koowy zmniejsza si stopniowo, a usta niemal zupenie, sklepy z towarami luksusowymi, zamykano z dnia na dzie, na wystawach innych sklepw pojawiy si wywiesz-ki "nie ma", kupujcy wystawali za w kolejkach przed wejciem. Oran przybra wic wygld szczeglny. Liczba pieszych powikszya si znacznie i nawet w godzinach pracy wielu ludzi, zmuszonych do bezczynnoci na skutek zamknicia sklepw czy niektrych biur, zapeniao ulice i kawiarnie. Na razie nie byli jeszcze bezrobotnymi; mieli urlopy. Tak wic okoo trzeciej po poudniu na przykad, pod piknym niebem, Orar zdawa si zudnie witujcym miastem, gdzie zatrzymano ruch i zamknito sklepy, by umoliwi po chd ludnoci, i gdzie mieszkacy wylegli na ulice by wzi udzia w zabawach. Rzecz jasna, e kina korzystay z tego powszech nego urlopu i robiy wielkie interesy. Ale urwaa si czno z filmami krcymi w departamencie. F upywie dwch tygodni kina musiay wymienia sw< 68 je programy, "pni j za wywietlay wci ten sam film. Mimo to ich dochody nie zmniejszay si. Kawiarnie wreszcie, dziki znacznym zapasom zgromadzonym w miecie, gdzie handel win i alkoholu zajmuje pierwsze miejsce, mogy rwnie obsuy swych klientw. Prawd powiedziawszy, ludzie pili duo. Pewna kawiarnia umiecia wywieszk: "Alkohol zdrowiu sprzyja, zabija bakcyla", i rozpo wszech- C..^ nione wrd ludnoci przekonanie, e alkohol chroni '- przed chorobami zakanymi, umocnio si jeszcze. Co "^ noc, okoo drugiej nad ranem, do pokana gromada ^ pijakw wyrzuconych z lokali zapeniaa ulice wy- <-mienia j optymistyczne pogldy. *Ale wszystkie te zmiany byy w pewnym sensie ( tak niezwyke i zaszy tak szybko, e nieatwo byo uzna je za normalne i trwae. W rezultacie nadal wysuwalimy na plan pierwszy nasze uczucia osobiste. W dwa dni po zamkniciu bram doktor Rieux wy chodzc ze szpitala spotka Cottarda, ktry unis 'ku niemu twarz pen zadowolenia. Rieux powinszowa mu wygldu. - Tak, wszystko w porzdku - rzek may czowieczek. - Niech mi pan powie, doktorze, ta przeklta duma, hm, to zaczyna wyglda powanie. Doktor si zgodzi. Tamten za stwierdzi z niejak wesooci: - Nie ma powodu, eby zatrzymaa si teraz. Wszystko przewrci si do gry nogami. Szli przez chwil razem. Cottard opowiada, e pewien wielki kupiec korzenny w jego dzielnicy zgromadzi na skadzie produkty ywnociowe, eby sprzeda je za wysok cen; kiedy przyszli go zabra do szpitala, pod kiem znaleziono puszki z konserwami. "Umar. Duma nie paci." Cottard mia w zanadrzu peno historyjek, prawdziwych i faszywych, na temat epidemii. Opowiadano na przykad, e pewnego ranka w centrum miasta jaki mczyzna z objawami dumy wybieg wrd majacze na ulic, rzuci 99 si ma pierwsz spotkan kobiet i obj j krzyczc, e ma dum. - Piknie - zauway Cottard miym tonem, ktry nie pasowa do jego opowieci - wszyscy zwariujemy, to pewne. Po poudniu tego samego dnia Joseph Grand take zwierzy si doktorowi Rieux. Zauway fotografi pani Rieux na biurku i spojrza na doktora. Rieux odpar, e jego ona leczy si poza miastem. - W pewnym sensie jest to szansa - powiedzia Grand. Doktor odpar, e to bez wtpienia szansa, naley tylko mie nadziej, e ona jego wyzdrowieje. - Ach, rozumiem - powiedzia Grand. I po raz pierwszy, od kiedy Rieux go zna, zacz mwi pynnie. Cho szuka wci jeszcze sw, niemal zawsze je znajdowa, jak gdyby od dawna myla o tym, co mwi teraz. ^Oeni si bardzo modo z modziutk dziewczyn z ssiedztwa. Wanie eby si oeni, przerwa stu-<"") dia i wzi posad. Ani Jeanne, ani on nie opuszczali V nigdy swojej dzielnicy. Przychodzi do dziewczyny s i rodzice Jeanne pokpiwali sobie troch z tego ci-^ chego i niezrcznego konkurenta. Ojciec by kolejarzem. Po pracy zawsze mona go byo ujrze siedz-\! cego w kcie przy oknie; zamylony, z ogromnymi ^ rkami zoonymi pasko na udach, przyglda si ru-) chowi ulicznemu. Matka zajmowaa si gospodarstwem, Jeanne jej pomagaa.

Bya tak drobna, e kiedy przechodzia przez ulic, Grand zawsze czu lk. Pojazdy wydaway mu si wwczas olbrzymie. Pewnego razu przed sklepem przybranym na Boe Narodzenie Jeanne, patrzc oczarowana na wystaw, pochylia si ku niemu ze sowami: "Jakie to pikne!" Ucisn przegub jej rki. W ten sposb zapada decyzja o maestwie.^ Dalsza historia bya wedug Granda bardzo prosta. Jak ze wszystkimi: czowiek em si, kocha jeszcze troch, pracuje. Pracuje tyle, ze zapomina kocha. 70 Jeanne te musiaa pracowa, skoro szef jego biura nie dotrzyma obietnic. Tu trzeba by nieco wyobrani, by zrozumie, co Grand chcia powiedzietpTa. skutek zmczenia opuszcza si, milk coraz bardziej i nie podtrzymywa swej ony w mniemaniu, e jest ko- . chana. Zapracowany mczyzna, bieda, przyszo zamykajca si wolno, milczenie wieczorem przy stole - w takim wiecie nie ma miejsca dla namitnoci. Jeanne prawdopodobnie cierpiaa. Zostaa jednak: bywa tak, e cierpi si dugo nie wiedzc o tym. Lata mijay. Potem Jeanne odesza. Oczywicie nie odesza sama. "Kochaam ci, ale teraz jestem zmczona... Nie jestem szczliwa wyjedajc, ale nie trzeba by szczliwym, by zacz na nowo." To wanie mniej wicej napisaa. Teraz z kolei cierpia Joseph Grand. Mg zacz na nowo, jak zauway Rieux. Ale c, me mia ju wiary. "^ Tylko e wci myla o niej. Chcia napisa list do Jeanne, eby si usprawiedliwi. - Ale to trudne - mwi. - Od dawna o tym myl. Jak dugo kochalimy si, rozumielimy si bez sw. Ale nie zawsze si kocha. W pewnej chwili powinienem by znale sowa, ktre by j zatrzymay, ale nie potrafiem. Grand wytar nos czym podobnym do serwetki w krat. Potem osuszy wsy. Rieux patrzy na niego. - Niech mi pan wybaczy, doktorze - powiedzia stary urzdnik - ale jak by to powiedzie?... Mam do pana zaufanie. Z panem mog mwi. I to mnie wzrusza. Najwidoczniej Grand by o tysic mil od dumy. Wieczorem Rieux zatelegrafowa do ony, e miasto ]est zamknite, e ma si dobrze, e powinna nadal dba o siebie i e myli o nie], W trzy tygodnie po zamkniciu bram Rieux wychodzc ze szpitala spotka modego czowieka, ktry czeka na mego. 71 - Przypuszczam - rzek ten ostatni - e pan mnie poznaje. Rieux zdawao si, e go zna, ale si waha. - Byem u pana przed t ca histori - mwi tamten - prosi o informacje o warunkach ycia Arabw. Nazywam si Raymond Rambert. - Ach, tak - rzek Rieux. - Prosz, ma pan teraz pikny temat do reportau. Rambert by zdenerwowany. Powiedzia, e nie o to chocba i e przyszed prosi doktora Rieux o pomoc. - Pan wybaczy - doda - ale nie znam nikogo w tym miecie, a korespondent mojego dziennika na nieszczcie jest gupcem. Rieux zaproponowa mu, by udali si razem do przychodni w centrum miasta, gdzie doktor mia wyda kilka polece. Zeszli uliczkami dzielnicy murzyskiej. Wieczr si zblia, ale miasto, tak haaliwe dawniej o tej porze, wydawao si szczeglnie opustoszae. Kilka sygnaw trbki w zotawym jeszcze niebie wiadczyo tylko o tym, e wojskowi zachowuj pozory, jakoby wykonywali swj zawd. Gdy szli wzdu spadzistych ulic, pomidzy niebieskimi, ta-Jyyim i fioletowymi cianami mauretaskich domw, |Rambert mwi z wielkim wzburzeniem. Zostawi on w Paryu. Prawd mwic, nie jest to ona, ale to wychodzi na jedno. Telegraf owa do niej zaraz po zamkniciu miasta. Myla z pocztku, e to wypadki przejciowe, i prbowa tylko porozumie si z ni. Koledzy z Oranu powiedzieli Rambertowi, e nie mog mu pomc, poczta go odprawia, jaki sekretarz z prefektury rozemia mu si w nos. Po dwch godzinach czekania w ogonku musia si wreszcie zgodzi na telegram, w ktrym napisa: "Wszystko w porzdku. Do zobaczenia." Ale rano, gdy wstawa, przyszo mu nagle na myl, e w kocu nie wie, jak dugo moe to potrwa. Postanowi wyjecha. Poniewa mia rekomendacje (jego zawd daje uatwienia), mg dosta si do dyrektora gabinetu prefektury, ktremu powiedzia, e 72

nic go z Oranem nie czy, e nie jego rzecz jest tu zosta, e znalaz si w miecie przypadkiem i e byoby suszne, gdyby pozwolono mu wyjecha, nawet jeli po opuszczeniu miasta musiaby odby kwarantann. Dyrektor odpar, e rozumie to bardzo dobrze, nie moe jednak robi wyjtkw, e zobaczy. Bo sytuacja jest przecie powana i nie mona nic postanowic.S - Ale ja nie jestem tutejszy - rzek Rambert. - Oczywicie, miejmy jednak miano wszystko nadziej, e epidemia nie potrwa dugo. Na zakoczenie prbowa pocieszy Ramberta zwracajc mu uwag, e moe znale w Oranie materia do ciekawego reportau i e wszystko zwaywszy, kade wydarzenie ma swoje/dobre strony. Rambert wzruszy ramionami. Dochodzili do centrum miasta. - To idiotyczne, doktorze, rozumie pan. Nie przy-T szedem na wiat, by pisa reportae. Ale moe przy-/ szedem na wiat, eby y z kobiet. Czy to nie j esy naturalne? Rieux powiedzia, e w kadym razie wydaje mu si to rozsdne. Na bulwarach w centrum miasta nie byo tumu jak zazwyczaj. Kilku przechodniw pieszyo do odlegych mieszka. Nikt si nie umiecha. Rieux pomyla, e to wskutek komunikatu agencji Infdok, ktry przypada na ten dzie. Po dwudziestu czterech godzinach nasi wspobywatele znw odzyskaj nadziej. Ale tego dnia cyfry byy jeszcze zbyt wiee w pamici. - Rzecz w tym .- rzek nagle Rambert - e ona'7 i ja spotkalimy si niedawno i rozumiemy si do-( brze. Rieux milcza. - Ale ja pana nudz - cign Rambert. - Chciaem tylko pana zapyta, czy nie mgby mi pan wyda zawiadczenia, ktre by stwierdzao, e nie mam 73 tej przekltej choroby. Myl, e mogoby mi si przyda. Rieux skin gow twierdzco, chwyci maego chopczyka, ktry zaplta mu si midzy nogami, i postawi go agodnie na ziemi. Ruszyli znowu i doszli do placu -d'Armes. Gazie fikusw, nieruchome, szare od kurzu, zwisay wok zakurzonego i brudnego posgu Republiki. Zatrzymali si pod pomnikiem i Rieux strzsn z butw biaawy py. Spojrza na Ramberta. Z kapeluszem zsunitym inieco do tyu, z konierzem koszuli rozpitym pod krawatem, le ogolony, dziennikarz mia min upart i nadsan. - Niech pan bdzie pewien, e pojmuj - rzek wreszcie Rieux - ale nie rozumuje pan dobrze. Nie mog panu da tego zawiadczenia, poniewa nie wiem, czy ma pan t chorob, czy nie, a nawet gdybym wiedzia, nie mog zawiadczy, czy pomidzy chwil, kiedy wszed pan do mego gabinetu, i chwil, kiedy wejdzie pan do prefektury, nie zostanie pan zaraony. Poza tym zreszt... - Poza tym zreszt? - rzek Rambert. - Poza tym, jeli nawet dam panu to zawiadczenie, nie przyda si panu sn nic. - Dlaczego? - Dlatego, e w tym miecie tysice ludzi jest w tym samym pooeniu, a mimo to nie mona im pozwoli wyjecha. - Jeli jednak sami nie s chorzy na dum? - To niewystarczajcy powd. Gupia historia, wiem o tym dobrze, ale dotyczy nas wszystkich. I nie sposb bra jej inaczej. - Ale ja nie jestem std! - Teraz, niestety, bdzie pan std, jak wszyscy. Tamten oywi si: - Tu chodzi o dobr wol, przysigam panu. Moe nie zdaje sobie pan sprawy, co oznacza taka rozka dla dwojga ludzi, ktrzy si dobrze rozumiej. Rieux nie odpowiedzia od razu. Potem rzek, ( chyba zdaje sobie spraw. Pragnie ze wszystkich si] 74 eby Rambert odnalaz swoj on i eby ci wszyscy, ktrzy si kochaj, byli ze sob, ale s zarzdzenia i prawa, je^t duma, i jego zadaniem jest robi, co naley. - Nie - rzek Rambert z gorycz - pan nie moe rozumie. Mwi pan jzykiem rozsdku, to dla pana abstrakcja. Doktor podnis oczy na Republik i powiedzia, e nie wie, czy mwi jzykiem rozsdku, mwi natomiast jzykiem oczywistoci, a to si rzeczy nie jest to samo. Dziennikarz poprawi krawat. - Wic to oznacza, e mam sobie radzi inaczej? A jednak opuszcz to miasto - cign z rodzajem wyzwania.

Doktor powiedzia, e i to rozumie, ale rzecz jego ju nie dotyczy. - Nie, to pana dotyczy - powiedzia Rambert z nagym wybuchem. - Zwrciem si do pana, poniewa powiedziano mi, e paski udzia w powzitych decyzjach jest znaczny. Pomylaem wic, e przynajmniej w jednym wypadku mgby pan uwolni od tego, co pan narzuci. Ale to panu jest obojtne. Nie pomyla pan o nikim. Nie wzi pan pod uwag tych, co zostali rozczeni. Rieux przyzna, e w pewnym sensie to prawda, nie chcia ich bra pod uwag. - Ach, widz - rzek Rambert - zacznie pan mwi o subie dla ogu. Ale na dobro publiczne skada si szczcie kadego z nas. - C - powiedzia doktor, ktry jak gdyby ockn si z zamylenia - jest to i jest co innego. Nie trzeba sdzi. Ale pan niesusznie si gniewa. Gdyb(y udao si panu wybrn z tej historii, bybym gboko szczliwy. Po prostu moje funkcje zabraniaj mi pewnych rzeczy. Tamten skin niecierpliwie gow. - Rzeczywicie, niesusznie si gniewam. I tak zabraem panu do czasu. Rieux poprosi Ramberta, eby informowa go 75 e swych krokach i nie mia do niego urazy. Na pewno istniej moliwoci porozumienia. Rambert wyda si nagle zakopotany. - Wierz w to - rzek po chwili milczenia - tak, wierz, wbrew sobie i temu wszystkiemu, co pan mi powiedzia. Zawaha si. - Ale nie mog si z panem zgodzi. Nasun kapelusz na czoo i ruszy szybkim krokiem. Rieux widzia, Jak wchodzi do hotelu, w ktrym mieszka Jean Tarrou. [PO chwili doktor potrzsn gow. Dziennikarz X/ mia racj pieszc niecierpliwie ku szczciu. Ale czy mia racj, kiedy go oskara? "Pan yje w ab-'"^ strakcji." Czy naprawd abstrakcj byy te dni sp-^f dzone w szpitalu, gdzie duma czynia straszliwe spu-' stoszenia, dochodzc przecitnie do piciuset ofiar -\ w tygodniu! Tak, w nieszczciu jest czstka abstrak-\ cji i irrealnoci. Ale kiedy abstrakcja zaczyna nas \ zabija, trzeba si zaj abstrakcj. I Rieux wiedzia jedynie, e nie byo to najatwiejsze. Nie byo atwe na przykad kierowa tym szpitalem pomocniczym (byo ich teraz trzy), ktry mu powierzono. Kaza przerobi pomieszczenie czce si z sal porad na izb przyj. W zagbieniu podogi powstao jeziorko wody krezylowej, porodku ktrego znajdowaa si wysepka z cegie. Chorego zanoszono na t wysepk, rozbierano szybko i jego odzie spadaa do wody. Umyty, wysuszony, okryty szorstk koszul szpitaln przechodzi do rk Rieux, potem przenoszono go do \ jednej z sal. Byy to sale rekreacyjne szkoy, ktra , razem miecia teraz piset ek, a wszystkie nie-'( mai byy zajte. Po przyjciach porannych, ktrymi Rieux 'kierowa sam, gdy chorzy zosta ju zaszcze-\ pieni, a dymienice otwarte, sprawdza jeszcze statystyki i wraca na konsultacje po poudniu. Wieczorem wreszcie szed do pacjentw i zjawia si w domu pno w nocy. Poprzedniej nocy matka, wrczajc doktorowi depesz od ony, zauwaya, e dr mu rce. "t 76 - Tak - powiedzia - ale jeli wytrwam, bd mniej nerwowy. /C^<- ^ C" By mQgny^j_QdpQmy. WLgrun.eie_rzeczy nie by jeszcze zmczony. Ale nie mg znie na przykad wizyt u pacjentw. Diagnoza, e chodzi o gorczk epidemiczn, oznaczaa szybkie zabranie chorego z do-mu. Wwczas zaczynaa si abstrakcja i prawdziwa "trudno, poniewa rodzina chorego wiedziaa, e moe go ujrze tylko uleczonym lub martwymi "Litoci, doktorze!" - mwia pani Loret, matka pokojwki pracujcej w hotelu Tarrou. C to znaczyo? Oczy-wicie^ e czu lito. Ale to nie posuwao sprawy naprzd. Trzeba byo telefonowa. Wkrtce rozlega si dzwonek ambulansu. Zrazu ssiedzi otwierali okna i patrzyli. Potem zamykali je szybko. Wwczas zaczynay si walki, zy, przekonywania, sowem, abstrakcja. W mieszkaniach, przegrzanych od gorczki i lku, rozgryway si szalecze sceny. Ale chorego zabierano. Rieux mg odej. Z pocztku ogranicza si do telefonu i spieszy do innych chorych nie czekajc na ambulans. Ale krewni zamykali wwczas drzwi, woleli bowiem pozosta twarz w twarz z dum ni zgodzi si na t rozk, ktrej koniec ju znali. Krzyki, nakazy, interwencje policji, a potem wojska - chorego brano szturmem. Podczas pierwszych tygodni Rieux musia pozostawa a do przybycia ambulansu. Potem, gdy kademu lekarzowi towarzyszy w obchodach inspektor-wolon-tariusz,

Rieux mg biec od jednego chorego do drugiego. Ale z pocztku wszystkie wieczory byy podobne do tego wieczora, kiedy Rieux wszedszy do maego mieszkania pani Loret, ozdobionego wachlarzami i sztucznymi kwiatami, zosta przyjty przez matk, ktra powiedziaa mu z ledwo dostrzegalnym umiechem: - Mam nadziej, e nie jest to gorczka, o ktrej wszyscy mwi. On za podnoszc przecierado i koszul przyglda si w milczeniu czerwonym plamom na brzuchu 77 i udach, obrzmiaym gruczoom. Matka patrzya midzy nogi swej crki i krzyczaa nie mogc si opanowa. Co wieczr matki z abstrakcyjnym wyrazem twarzy wyy tak patrzc na brzuchy cae w znakach miertelnych, co wieczr rce wczepiay si w rce Rieux, niepotrzebne sowa, obietnice i zy nie miay koca, co wieczr dzwonki ambulansw rozptyway walki rwnie daremne jak wszelkie cierpienie. I po tym dugim cigu wieczorw, wci takich samych, Rieux mg spodziewa si jedynie dugiego cigu podobnych scen, powtarzajcych si w nieskoczeno. Tak, duma jako abstrakcja bya monotonna. By moe jedno si tylko zmieniao, a mianowicie sam Rieux. Czu to tego wieczora u stp pomnika Republiki, wiadom jedynie trudnej obojtnoci, ktra zaczynaa go wypenia i patrzc wci na bram hotelu, gdzie znik Rambert. U koca tych mczcych tygodni, po tych wszystkich zmierzchach, gdy ludzie z caego miasta wylewali si fal na ulice, by krci si po nich w kko, Rieux zrozumia, e nie musi duej broni si przed litoci. Czowiek mczy si litoci, kiedy lito jest bezuyteczna. I w uczuciu serca zamykajcego si po,y woli doktor odnajdywa jedyn ulg tych druzgoc-"^cych dni. Wiedzia, e uatwi to jego zadanie. I dla-^) tego si cieszy. Kiedy matka, spotykajc go o drugiej .,'% nad ranem, martwia si pustym spojrzeniem, ktre ^ zatrzymywa na niej, bolaa wanie nad Jedynym ^ ukojeniem, jakiego mg dozna. Aby walczy z ab, y strakcj, trzeba troch by do nie] podobnym. ^Ale y ' jake mgby to odczu Rambert? Dla Ramberta ab-' strakcj byo to wszystko, co stawao na przeszkodzie jego szczciu. \1 prawd mwic, Rieux wiedzia, e dziennikarz ma w pewnym sensie racj. Ale wiedzia rwnie, e abstrakcja bywa silniejsza od szczcia i e trzeba wwczas, i tylko wwczas, z ni si liczy. To wanie miao przydarzy si Rambertowi i doktor mg si o tym dowiedzie szczegowo z ostatnich zwierze dziennikarza. W ten sposb mg 78 'ledzi w nowej paszczynie pospn walk midzy! szczciem jednostki i abstrakcjami dumy, ktra wy-( maczaa bieg ycia w naszym miecie przez ten dugi| -okres. Lecz w tym, w czym jedni widzieli abstrakcj, inni widzieli prawd. W istocie koniec pi-^i vv ^Pf;,> r i.esi-ca dumy przymio wyrane wzmoenie si epidemii i pomienne kazanie ojca Panele '.ix, jezuity, ktry by przy starym Michelu w pocztkach jego choroby. Ojca Panel oux znano jako czstego wsppracownika biu-"-^, letynu Towarzystwa Geograficznego Oranu, gdzie je- F " go rekonstrukcje epigraficzne cieszyy si wysokim uznaniem. Ale zdoby sobie uznanie rozlegle j sze jeszcze, wygosiwszy seri odczytw o nowoczesnym indywidualizmie. Wystpi tu jako arliwy obroca ambitnego chysLianizmu, rwnie dalekiego od nowoczesnej wolnomylnoci, jak od obskurantyzmu minionych wiekw. Przy tej okazji nie skpi przykrych prawd swemu audytorium. Std jego reputacja. Pod koniec tego miesica wadze kocielne naszego miasta postanowiy walczy z dum wasnymi rodkami i zorganizoway tydzie wsplnych modlitw. Te manifestacje pobonoci publicznej miay si skoczy w niedziel uroczyst msz do w. Rocha za-durmonego b citego. Przy tej okazji zwrcono si do ojca P&neioux, by zabra gos. Od dwch tygodni Paneloux porzuci prac nad w. Augustynem i Kocioem afrykaskim, czemu zawdzicza szczegln pozycj w swym zakonief. Porywczy i namitny z na- O-tyry, przyj bez waha powierzone sobie zadanie.' Na dugo przed tym kazaniem mwiono o nim w mi- *"^ ^ cie i stao si ono na swj sposb wan dat w hi- ^ stoni tego okresu. Tydzie modlitw mia liczne audytorium. Nie dla- -(.^ tego bynajmniej, e mieszkacy Oranu byli zazwy- ^ czaj szczeglnie poboni. W niedziel rano na przy--. kad kpiele morskie s powan konkurencj dla ^ f mszy. Nie dlatego rwiie, e spyno na nich nage nawrcenie. Ale z jednej strony, miasto byo

zamknite i dostp do portu zabroniony, kpiele wic niemoliwe, z drugiej za znajdowali si v/ szczeglnym stanie ducha: cho w gruncie rzeczy nie przyjli zaskakujcych wydarze, ktre ich dotkny, czuli oczywicie doskonale, e co si zmienio. Wielu jednak miao wci nadziej, e epidemia si zatrzyma i e oni wraz z rodzinami zostan oszczdzeni. Nie czuli si wic jeszcze zobowizani do niczego.iDuma bya dla nich tylko nieprzyjemnym gociem, ktry powinien pewnego dnia odej, skoro si zjawi. Byli przeraeni, ale nie zrozpaczeni, nie nadesza jeszcze bowiem chwila, w ktrej duma ukazaa si im jako prawdziwy ksztat ich ycia i w ktrej zapomnieli o egzystencji, jak mogli wie przedtem. Krtko mwic, czekali. Jeli idzie o religi, jak o wiele innych spraw, duma usposobia ich szczeglnie, rwnie oddalajc od obojtnoci jak od pasji, co mona by do dobrze okreli jako "stan obiektywny". Wikszo tych, ktrzy brali udzia w tygodniu modlitw, mogaby sobie powiedzie na przykad, jak jeden z wiernych powiedzia do doktora Rieux: "W kadym razie to nie moe le zrobi." Nawet Tarrou, zapisawszy w swoich notatnikach, e w podobnym wypadku Chiczycy g^aj na bbenku przed geniuszem dumy, zauway, e absolutnie niepodobna wiedzie, czy w rzeczywistoci bbenek o\?^ywal si bardziej skuteczny od rodkw prolilaktycznych. Dodawa tylko, e po to, by rozstrz;, gna kwesti, naleaoby posiada wiadomoci o egzystencji geniusza dumy, i e nasza niewiedza w tym wzgldzie czyni jaowymi wszelkie moliwe pogldy. W kadym razie przez cay tydzie katedra naszego miasta bya niemal wypeniona wiernymi. Przez pierwsze dni wielu mieszkacw zostawao w ogrodzie z drzew palmowych i granatowcw, rozcigajcym si przed kruc^t, suchajc przypywu inwokacji i modlitw, ktry wybiega na ulic. Z wolna 80 jednak, idc za przykadem innych, ci sami suchacze wchodzili do rodka i doczali niemiae gosy do responsoriw zebranych. W niedziel spory tum wtargn do nawy, sigajc a do kruchty i ostatnich stopni schodw. Poprzedniego dnia niebo zacigno si chmurami, pada ulewny deszcz. Ci, ktrzy stali na zewntrz, otworzyli parasole. Zapach kadzida i wilgotnych ubra unosi si w katedrze, kiedy ojciec Paneloux wszed na kazalnic. By redniego wzrostu, ale krpy. Kiedy opar si na porczy ambony, ciskajc drzewo wielkimi rkami, wida byo tylko szeroki, czarny ksztat 2 dwiema czerwonymi plamami policzkw pod stalowymi oku- ^ larami.| Gos mia mocny, namitny, ktry rozbrzulie- ^ wa daleko, i kiedy natar na audytorium gwatownym i dobitnie powiedzianym zdaniem: "Bracia moi, docigno was nieszczcie, bracia moi, zasuylicie na nie" - prd przebieg po zebranych a do kruchty. Logicznie biorc, to, co nastpio potem, nie czyo si jakby z tym patetycznym wstpem. Dopiero dalszy cig pozwoli zrozumie naszym wspobywatelom, e dziki zrcznemu chwytowi oratorskiemu ojciec za jednym zamachem, tak jak zadaje si cios, uj temat caego kazania. Zaraz po tym zdaniu Paneloux rzeczywicie zacytowa tekst z Exodusu dotyczcy dumy w Egipcie i powiedzia:("Po raz pierwszy ta plaga zjawia si w historii, eby porazi nieprzyjaci Boga. Faraon sprzeciwi si odwiecznym za-n"iarom i duma zmusia go, by pad na kolana. Od pocztku historii pl&ga boska rzuca do stp Boga pysznych i lepych. Rozwacie to i padnijcie na kolana." Deszcz pada teraz ze zdwojon si i to ostatnie zdanie, wypowiedziane wrd absolutnej ciszy, pogbione jeszcze uderzeniami ulewy o witrae, za- ^-brzmiao tak, e kilku suchaczy po sekundzie waha- <^ ni zelizno si z krzese na klczniki. Inni sdzili, r\J e trzeba pj za tym przykadem i, stopniowo, przy ^J odgosie poskrzypujcych krzese, cae audytorium <^ znalazo si na kolanach. Wwczas Paneloux wyprol - Duma 81 ^^ stowa si, odetchn gboko i cign z coraz wikszym naciskiem :v"Jeli dzi dotkna was duma, to znaczy, e chwila zastanowienia nadesza. Sprawiedliwi mog by bez obawy, ale susznie dr li. W ogromnej stodole wiata nieubagany bicz wybije zboe ludzkie, a soma zostanie oddzielona od ziarna. Bdzie wicej somy jak ziarna, wicej powoanych ni wybranych i tego nieszczcia nie chcia Bg. Zbyt dngo" ten wiat paktowa ze zem, zbyt dugo liczy Q^/ ha miosierdzie boskie. Wystarczya skrucha i wszy-^ stko byo dozwolone. A do skruchy kady c^u si ^ mocny. Dozna jej w odpowiedniej chwili. A zatem C) najatwiej byo popuszcza sobie cugli, miosierdzie ^) boskie uczyni reszt. Tak! To nie mogo trwa. Bg Or ktry tak dugo pochyla nad ludmi tego miasta ^ twarz pen litoci, zmczony czekaniem, zawiedzie ny w swej wiekuistej nadziei, odwrci oczy. Pozba wieni wiata boego, na dugo znalelimy sit w

ciemnociach dumy!" Kto w kociele parskn jak niecierpliwy ko. Po krtkiej pauzie ojciec cign dale] cichszym gosem: "Czytamy w Zotej legendzie, e w czasach krla Humberta Itali spustoszya duma tak gwatowna, e zaledwie wystarczao ywych, by grzeba umarych, a duma ta sroya si przede wszystkim w Rzymie i Pawii. I oczom ludzkim ukaza si dobry anio, ktry dawa rozkazy zemu anioowi nioscemu oszczep myliwski i kaza uderza mu w domy; a ile razy uderza w dom, tylu martwych go opuszczao." Tu Paneloux wycign krtkie rce w kierunku kruchty, jak gdyby wskazywa na co poza ruchom zason deszczu..^ "Bracia moi - powiedzia z si - te same miertelne owy odbywaj si dzi na naszych |f ulicach. Spjrzcie na tego anioa dumy, piknego jak Lucyfer i olniewajcego jak samo zo; wznosi si nad waszymi dachami, w prawej rce, na wysokoci gowy, trzyma czerwony oszczep, lew wskazuje na jeden z waszych domw. Moe w tej chwili jego palec wyciga si ku waszym drzwiom, oszczep podzwania o drzewo; Jeszcze chwila, a duma wejdzie do was, zasidzie w waszym pokoju i bdzie czeka na wasz powrt. Jest tam, cierpliwa i czujna, niewzruszona jak porzdek wiata. adna potga ziemska, i wiedzcie o tym, nawet prna wiedza ludzka nie moe sprawi, bycie si wymknli tej rce, ktr ku wam wyciga. Bici krwawym biczem na klepisku cierpienia, zostaniecie odrzuceni wraz ze som." W tym miejscu ojciec szerzej jeszcze nakreli patetyczny wizerunek plagi. Przywoa obraz ogromnej maczugi koujcej nad miastem, ktra uderza jak popadnie i wznosi si zakrwawiona, miotajc krew 4 cierpienie ludzkie "dla siewu, ktry przygotowuje .niwo prawdy". < Skoczywszy ten dugi okres, ojciec Paneloux r". -urwa; wosy opady mu na czoo, ciao przebiegao t>-\ drenie, ktre przez jego rce udzielao si ambonie,' -^ po czym przemwi bardziej gucho, ale oskaryciel-C^ skim tonem: {Tak, nadesza chwila zastanowienia. i<C3 Sadzilicie, e wystarczy wam odwiedza Boga w nie- y3'" dziel, abycie byli panami waszych dni. Mylelicie, ^ e kilka razy klknwszy, zapacicie mu do za wa- 7-sz zbrodnicz beztrosk. Ale Bg nie jest letni. Te (N3 nieczste wizyty nie wystarczay jego poerajcej t czuoci. Chcia was widywa duej, to jego sposb kochania i, prawd mwic, jedyny sposb kochania. Oto dlaczego, zmczony czekaniem na wasze przybycie, kaza pladze przyj do was, jak przychodzi ona do wszystkich miast grzechu, odkd istnieje historia ludzka") Wiecie teraz, co to grzech, jak wiedzieli o tym ' ^ Kain i jego synowie, ci sprzed potopu, ci z Sodomy i Gomory, faraon i Hiob, a take wszyscy p.rzekleci. ^T "jak wszyscy oni, patrzycie nowymi oczami na ludzi ^ i rzeczy od dnia, kiedy to miasto zamkno was i plag w swoich murach. Teraz ju wiecie, wic przejdmy do tego, co najwaniejsze." Wilgotny wiatr wpad w tej chwili gwatownie pod sklepienie i pomyki wiec zgiy si trzaskajc. Gsta wo wosku, kaszel i kichanie uniosy si ku ojcu Pas* 83 f neloux, ktry powracajc do swego wykadu z subtelnoci ocenion wysoko, podj wzruszonym gosem: "Wielu z was, wiem o tym, susznie zadaje sobie pytanie, dokd zmierzam. Chc was przywie do prawdy i nauczy was radowa si mimo wszystko, co powiedziaem. Min ju czas, kiedy rady i braterska rka mogy was pchn ku dobru. Dzi prawda jest rozkazem. Drog zbawienia wskazuje wam czerwony oszczep i <m was na ni popycha. Tu, bracia moi, przejawia si wreszcie miosierdzie boe, ktre do wszystkiego wnosi dobro i zo, gniew i lito, dum i zbawienie. Nawet ta plaga, ktra was zabija, uszlachetnia was i wskazuje drog. Dawno temu chrzecijanie z Abisynii widzieli w dumie skuteczny i boski rodek osignicia niemiertelnoci. Ci, ktrzy nie byli dotknici zaraz, zawijali si w przecierada zadumionych, by przywoa mier. Ten sza zbawienia z pewnoci nie zasuguje na pochwa. Dowodzi poaowania godnego popiechu, ktry bliski jest pychy. Nie trzeba by bardziej szybkim nili Bg, i wszystko, co pragnie przyspieszy niewzruszony porzdek, ustalony raz na zawsze, prowadzi do herezji. Niemniej ten przykad zawiera w sobie nauk. Naszym widzcym janiej umysom ukazuje tylko doskonae wiato wiecznoci, ktre kryje si w kadym cierpieniu. To wiato rozjania mroczne drogi wiodce ku wyzwoleniu. Objawia wol bo, ktra niechybnie przemienia zo w dobro. Dzi znowu, poprzez ten pochd mierci, lku i krzyku, prowadzi nas ku istocie ciszy i zasadzie caego ycia. Oto, bracia moi, ogromne pocieszenie, jakie chciaem wam ofiarowa, abycie wynieli std nie tylko sowo, ktre choszcze, ale i sowo, ktre koi." Czuo si, e Paneloux skoczy. Na zewntrz deszcz usta. Niebo pene wody i soca rzucao na plac odmodzone wiato. Z ulicy dobiega haas gosw, szelest pojazdw - mowa budzcego si

miasta. Suchacze dyskretnie zbierali swoje rzeczy w oguszajcym rozgardiaszu. Tymczasem ojciec Paneloux znw za84 bra gos i powiedzia, e wskazawszy na boskie pochodzenie dumy i karzcy charakter tej plagi, poprzestaje na tym i na zakoczenie nie bdzie si odwoywa do krasomwstwa, ktre byoby nie na miejscu przy temacie tak tragicznym. Wydaje mu si tylko, e wszystko powinno by jasne dla wszystkich, Przypomnia jedynie, e w zwizku z wielk dum w Marsylii kronikarz Mathieu Marais skary si, i znalaz si w piekle, yjc bez pomocy i nadziei. C, Mathieu Marais by lepy! Natomiast ojciec Paneloux nigdy nie czu bardziej pomocy boskiej i chrzecijaskiej ufnoci, danych kademu. Mia nadziej, wbrew wszelkiej nadziei, e mimo okropnoci tych dni i krzykw umierajcych nasi wspobywatele skieruj do nieba jedynie chrzecijaskie sowo, sowo mioci. Bg uczyni reszt. Trudno powiedzie, czy to kazanie podziaao na naszych wspobywateli. Pan Othon, SQdzia ledczy, owiadczy doktorowi Rieux, ze uwaa wykad ojca Paneloux za "cakowicie niezbity". Ale nie wszyscy mieli pogld tak zdecydowany. Kazanie uwiadomio tylko niektrym myl, niejasn dotychczas, e za nieznan zbrodni zostali skazani na niepojte uwizienie. I wwczas kiedy jedni nadal wiedli skromne ycie i przystosowywali si do zamknicia, inni, na odwrt, myleli tylko o tym, jak by z tego wizienia uciec. Z pocztku ludzie zgodzili si na odcicie od zewntrz, tak samo jak zgodziliby si na kad przejciow przykro, ktra naruszaaby tylko pewne ich przyzwyczajenia. Ale wiadomi nagle czego w rodzaju uwizienia, pod pokryw nieba, gdzie zaczynao ju szumie lato, czuli niewyranie, e to zamknicie zagraa ich caemu yciu, i energia, ktr z nadejciem wieczora odnajdywali wraz z ochod, rzucaa ich niekiedy ku rozpaczliwym postpkom. Przede wszystkim od tej niedzieli poczwszy, moe 85 na skutek zbiegu okolicznoci, pojawi si w naszym miecie strach do powszechny i do gbofei, by mona byo podejrzewa, e nasi wspobywatele naprawd osigaj wiadomo swej sytuacji. Z -tego punktu widzenia atmosfera w naszym miecie nieco si zmienia. Ale nie wiadomo, czy ta zmiana zasza w atmosferze, czy w sercach. W kilka dni po kazaniu doktor Rieux, ktry omawia to wydarzenie z Grandem idc w stron przedmiecia, potrci w mroku czowieka, ktry kiwa si nie postpujc naprzd. W tej samej chwili wiata naszego miasta, ktre zapalano coraz pniej, zabysy nagle. Wysoka lampa, umieszczona nad przechodniami, owietlia znienacka mczyzn, ktry mia si bezgonie z zamknitymi oczami. Po jego biaej twarzy, rozcignitej niem wesooci, pot cieka wielkimi kroplami. Poszli dalej. - To wariat - powiedzia Grand. 'Rieux, ktry wzi urzdnika za rami, eby go pocign, poczu, e Grand dry nerwowo. - ...w naszym miecie bd tylko wariaci - rzek Rieux. Zmczony, poczu, e ma suche gardo. - Napijmy si czego. W maej kawiarni, do ktrej weszli, owietlone} jedn tylko lamp nad kontuarem, ludzie rozmawiali cicho, bez widocznego powodu, w gstym i czerwonawym powietrzu. Przy kontuarze Grand ku zdumieniu doktora zamwi jaki alkohol i wypi go jednym haustem, owiadczajc, e trunek jest mocny. Zaraz potem chcia wyj. Rieux wydao si na ulicy, e noc pena jest jkw. Guchy gwizd gdzie w czarnym niebie, nad wiatami, przypomnia mu o niewidocznej zarazie, ktra miesia niestrudzenie ciepe powietrze. - Na szczcie, na szczcie - powiedzia Grand. Rieux zada sobie pytanie, co Grand mia na myli. - Na szczcie - mwi tamten - mam swoj prac. 86 - Tak - rzek Rieux - to lepiej. I postanowiwszy nie sucha gwizdu, zapyta Granda, czy jest zadowolony ze swej pracy. - C, sdz, e jestem na dobrej drodze. - Ma pan jeszcze tego na dugo? Grand jakby si oywi, ciepo alkoholu udzielio si Jego gosowi. - Nie wiem. Ale nie w tym rzecz, doktorze, nie w tym, nie. W ciemnoci Rieux odgadywa, e Grand porusza rkami. Zdawao si, e ukada zdania, ktre wypowiedzia nagle, pynnie:

- Widzi pan, doktorze, chc, eby w w dzie, kiedy rkopis znajdzie si u wydawcy, wydawca przeczytawszy go wsta i powiedzia do swych wsppracownikw: "Panowie, kapelusze z gw!" To nage owiadczenie zdumiao Rieux. Wydao mu si, e jego towarzysz zrobi gest, jakby zdejmowa kapelusz, unis bowiem rk do gowy i wycign j poziomo. W grze dziwny gwizd powrci z wiksz si. - Tak - rzek Grand - to musi by doskonae. Cho niezbyt zorientowany w obyczajach literackich, Rieux pomyla jednake, e sprawy nie ukadaj si tak po prostu i e na przykad wydawcy nie nosz w biurach kapeluszy. Ale w gruncie rzeczy nic nie wiadomo i Rieux wola milcze. Bezwiednie nasuchiwa tajemniczego zgieku dumy. Zbliali si do dzielnicy Granda, a poniewa znajdowaa si ona nieco wyej, orzewi ich lekki wiatr, ktry zarazem oczyszcza miasto z wszelkich haasw. Grand tymczasem cign dalej i Rieux nie chwyta wszystkiego, co zacny urzdnik mwi. Zrozumia jedynie, e dzieo, o ktrym mowa, liczy ju wiele stron, ale autor z bolesnym trudem doprowadza je do doskonaoci. - Wieczory, cae tygodnie nad jednym sowem... czasem nawet nad zwykym spjnikiem. - Tu Grand urwa i chwyci doktora za guzik od paszcza. Sowa wychodziy utykajc z jego le uzbionych ust. 87 - Niech pan zrozumie dobrze, doktorze. cile biorc, do atwo jest wybra midzy "ale" i "i". Trudniej ju midzy "i" i "potem". Trudno ronie przy "potem" i "nastpnie". Ale na pewno najtrudniej jest wiedzie, czy "i" jest, czy nie jest potrzebne. - Tak - powiedzia Rieux - rozumiem. Ruszy dalej. Grand zmieszany szed obok doktora. - Niech mi pan wybaczy - wybka. - Nie wiem, co si dzi ze mn dzieje! Rieux uderzy go lekko po ramieniu, powiedzia, e pragnie mu pomc i e ta sprawa bardzo go interesuje. Grand jakby nieco si rozpogodzi i gdy stanli przed domem, po chwili wahania zaproponowa doktorowi, eby wszed na moment. Rieux zgodzi si. W jadalni Grand poprosi doktora, by usiad przy stole penym papierw, ktre pokrywao mikroskopijne pismo usiane poprawkami. - Tak, to jest to - rzek Grand doktorowi, ktry zapytywa go spojrzeniem. - Ale czy chce si pan czego napi? Mam troch wina. Rieux podzikowa. Przyglda si arkuszom papieru. ^ - Niech pan nie patrzy - powiedzia Grand. - To moje pierwsze zdanie. Duo mam z nim kopotu, duo. On take przyglda si tym wszystkim arkuszom i zdawao si, ze jeden z nich przyciga nieodparcie jego rk; unis go w wietle arwki nie przykrytej abaurem, tak e papier sta si przezroczysty. Arkusz dra w jego rce. Rieux zauway, e czoo urzdnika byo wilgotne. - Niech pan siada - powiedzia - i ^przeczyta mi to. Grand spojrza na niego i umiechn si z pewn wdzicznoci. - Tak - powiedzia Rieux - rozumiem. Poczeka chwil, wci przygldajc si kartce papieru, potem usiad. Rieux sucha jednoczenie czego 88 na ksztat niewyranego brzczenia, ktre zdawao si odpowiada na gwizd zarazy w miecie. W owej chwili niezwykle ostro czu to miasto rozcigajce si u jego stp, czu ten zamknity wiat, sysza straszliwe wycie, jakie miasto tumio w nocy. Gos Granda zabrzmia gucho: "W pikny poranek majowy wytworna amazonka, siedzc na wspaniaej kasztance, jechaa kwitncymi alejami Lasku Buloskiego." Cisza wrcia i razem z ni niewyrany haas cierpicego miasta. Grand pooy kartk i patrzy na ni. Po chwili podnis oczy. - Co pan o tym myli? Rieux odpar, e ten pocztek budzi w nim ochot poznania dalszego cigu. Ale Grand powiedzia ywo, e nie jest to waciwy punkt widzenia. Uderzy doni na pask w papiery. - To tylko szkic. Kiedy potrafi dokadnie odda obraz, ktry mam w wyobrani, kiedy moje zdanie nabierze rytmu tej przejadki kusem, raz - dwa - trzy, raz - dwa - trzy, wwczas reszta stanie si atwiejsza, a nade wszystko zudzenie tak wielkie, e mona bdzie powiedzie: "Panowie, kapelusze z gw!" Ale jeli idzie o to, mia jeszcze czas. Nie zgodziby si odda zdania w takim ksztacie drukarzowi. Mimo bowiem zadowolenia, jakie dawao mu niekiedy, zdawa sobie spraw, e nie przylega jeszcze cakiem do rzeczywistoci i e w pewnej mierze zachowao atwizn tonu, mimo wszystko zbliajcego je troch do komunau. Przynajmniej taki by sens tego, co mwi, kiedy usyszeli

kroki ludzi biegncych pod oknami. Rieux wsta. - Zobaczy pan, co z tego zrobi - powiedzia Grand. Odwrcony do okna doda: - Kiedy to wszystko si skoczy. Ale znw rozleg si haas szybkich krokw. Rieux schodzi ju i kiedy by na ulicy, dwch ludzi przeszo obok niego. Najwidoczniej zmierzali w stron bram miasta. Niektrzy nasi wspobywatele, tracc gow 89 pord upau dumy, posuwali si do gwatu i prbowali zmyli czujno przy rogatkach, by uciec z miasta. Inni, jak Rambert, prbowali rwnie wymkn si tej atmosferze rosncej paniki, ale z wikszym uporem i zrcznoci, jeli nie z wikszym powodzeniem. Rambert nie zaniecha przede wszystkim oficjalnych stara. Jak powiedzia, zawsze by zdania, e upr w kocu zwycia wszelkie przeszkody, a dawa sobie rad naleao, w pewnym sensie, do jego zawodu. Odwiedzi wic wielu urzdnikw i ludzi, ktrych kompetencji nie kwestionowano zazwyczaj. Ale w danym wypadku te kompetencje nie shiyy im do niczego. Najczciej byli to ludzie, ktrzy mieli okrelone i uporzdkowane pogldy na wszystko, co dotyczy banku, eksportu, podw ziemi czy wreszcie handlu winem; ktrzy posiadali niewtpliwe wiadomoci w zakresu spraw spornych czy ubezpiecze, nie mwic JU o solidnych dyplomach i oczywistej ^ dobrej woli. U wszystkich najbardziej nawet uderza--C a ta dobra wola. Ale jeli idzie o dum, ich wiador-Y moci byy mniej wicej adne. p^ \ Jednake wobec kadego z nich i za kadym razem, gdy to byo moliwe, Rambert broni swej sprawy. Istota jego argumentacji sprowadzaa^ si zawsze~cfo owiadczenia, e jest obcy w naszym miecie, a zatem jego wypadek powinien by odrbnie rozpatrywany"") Na og rozmwcy dziennikarza zgadzali si chtnie na to. Wskazywali jednak zazwyczaj, e sprawa dotyczy rwnie pewnej liczby ludzi i na skutek tego wypadek Ramberta nie jest tak wyjtkowy, jak on to sobie wyobraa. Rambert odpowiada, e to nie zmienia w niczym istoty jego argumentacji, na co owiad- i czano mu, ze to jednak co zmienia, jeli idzie o trudnoci administracyjne stojce na przeszkodzie wszelkiemu okazywaniu wzgldw w obawie, e powstanie to, co z wielk odraz nazywano precedensem. We90 dug klasyfikacji, ktr Rambert przedstawi doktorowi Rieux, ten rodzaj rozumowania charakteryzowa formalistw. Obok nich mona byo jeszcze znale gaduw, ktrzy zapewniali petenta, e to wszystko nie potrwa dugo, szafowali dobrymi radami, gdy proszono ich o decyzj, i pocieszali Ramberta, e chodzi tylko o chwilow niedogodno. Byli rwnie wani, ktrzy prosili /Ramberta, zby pozostawi im notatk streszczajc spraw, i informowali go, e opierajc si na nie] powezm decyzj; powierzchowni, ktrzy ofiarowywali mu bony na mieszkanie lub adresy niedrogich pensjonatw; metodyczni, ktrzy kazali mu wypenia formularze i wkadali je do kartotek; wylewni wznosili rce do gry; znudzeni odwracali oczy; wreszcie tradycjonalici, najliczniejsi ze wszystkich, wskazywali Rambertowi inne biuro lub inny sposb zaatwiania sprawy. Dziennikarz, wyczerpany chodzeniem po urzdach, nabra waciwego pojcia o tym, czym jest merostwo lub prefektura, czekajc na wycieane] awce przed wielkimi plakatami zachcajcymi do subskrypcji bonw skarbowych, wolnych od podatkw, czy zacigii nicia si do armii kolonialnej, i wchodzc do biur, gdzie twarze mona byo rwnie atwo przewidzie jak segregatory i pki z aktami. Miao to t dobr stron, jak powiada Rambert doktorowi z odcieniem goryczy, e maskowao prawdziw sytuacj. Praktycznie biorc, rozwj dumy wymyka si jego uwadze. Nie mwic ju o tym, e w ten sposb dni upyway szybciej, za w sytuacji, w ktrej znajdowao si cae miasto, kady miniony dzie zblia kadego, pod warunkiem, e pozosta przy yciu, do kresu jego prby. Rieux musia przyzna, e ten stan odpowiada prawdzie, ale e prawda ta bya nieco zbyt oglna. * W pewnej chwili Rambert poczu _nadzj_ej.e, --(c)trzyma z prefektury ankiet in~Elanc(T~z, prob, by wypeni j dokadnie. Ankieta interesowaa si jego tosamoci, sytuacj rodzinn, dawnymi i obecnymi rodkami utrzymania oraz tym, co nazywano curricu91 lum vitae. Wydao mu si, e chodzi tu o ankiet majca na celu spis osb, ktre mona odesa do ich staych miejsc zamieszkania. Kilka chaotycznych informacji, zebranych w jakim biurze, potwierdzio to wraenie. Ale gdy Rambert zabra si do tego powanie i znalaz biuro, ktre

wysao mu ankiet, powiedziano mu, e te informacje zbiera si "na wypadek". - Na wypadek czego? - zapyta Rambert. Wyjaniono mu, e na wypadek, gdyby zachorowa i umar na dum, aby, z jednej strony, uprzedzi rodzin, z drugiej za wiedzie, czy naley koszty szpitala wliczy do budetu miasta, czy spodziewa si zwrotu od krewnych. Dowodzio to oczywicie, e nie by cakowicie oddzielony od tej, ktra na niego czekaa, spoeczestwo zajmowao si nimi. Ale nie byo to pocieszeniem. Rzecz jednak godna uwagi, jak mg stwierdzi Rambert, e w peni katastrofy urzdy pracoway nadal i dziaay tak samo jak w in nym czasie, czsto bez wiedzy najwyszych wadz i tylko dlatego, e zostay do tego stworzone. Nastpny okres by dla Ramberta zarazem najatwiejszy i najtrudniejszy. By to okres .odrtwienia. Odwiedzi ju wszystkie urzdy, poczyni wszelkie kroki, od tej strony wyjcia byy na razie zamknite. Bka si wic od kawiarni do kawiarni. Siada rano na tarasie przy szklance letniego piwa, czyta gazet z nadziej, e znajdzie w niej jakie znaki bliskiego koca choroby, patrzy na przechodniw ulicznych, odwraca si z niesmakiem od wyrazu smutku na ich twarzach i przeczytawszy po raz setny szyldy sklepw z przeciwka, reklamy znanych aperitifw, ktrych ju nie podawano, wstawa i szed tymi ulicami miasta. Przenoszc si samotnie z kawiarni do kawiarni, a stamtd do restauracji, mg dobrn do wieczora. Pewnego wieczora wanie Rieux zauway dziennikarza przed drzwiami kawiarni: Rambert waha si, czy wej. Wreszcie zdecydowa si i usiad w gbi sali. Bya to godzina, kiedy w kawiarniach, na skutek rozporzdzenia z gry, opniano moliwie najduej 92 zapalenie wiate. Zmierzch ogarnia sal jak szara woda, rowo zachodu odbijaa si w szybach i marmur stolikw poyskiwa sabo w nadcigajcej ciem* noci. Porodku pustej sali Rambert wyglda jak zagubiony cie i Rieux pomyla, e jest to godzina, kie-> dy Rambert nie broni si przed rozpacz. Ale bya to godzina, kiedy wszyscy winiowie tego miasta odczuwali rozpacz, i trzeba byo co zrobi, by przypieszy moment wyzwolenia. Rieux odwrci si. Rambert spdza te-dugie chwile__na^xiwor(c)iA Wstp na perony by zabroniony. Ale poczekalnie, do ktrych wchodzio si od zewntrz, zostawiano otwarte, i w dni upalne siadywali tu czasem ebracy, byy one bowiem cieniste i chodne. Rambert czytaJStare rozkady jazdy, wywieszki zabraniajce plu i przepisy policji kolejowej. Potem siada w kcfe^Sala bya mroczna. Stary piec styg od miesicy obw zwinitego starego szlaucha. Na cianie kilka plakatw zachcao do szczliwego ycia w Bandol czy Cannes. Rambert dotyka tu owej strasznej wolnoci, jak odnajduje si na dnie opuszczenia. Obrazy, ktre najtrudniej byo mu wwczas udwign, przynajmniej tak mwi doktorowi Rieux, byy obrazami Parya. Pejza ze starych kamieni i wody, gobie z Palais--Royal i Gare du Nord, puste ulice wok Panteonu i kilka innych miejsc w tym miecie, o ktrym nie wiedzia, e tak je kocha, przeladoway Ramberta i nie pozwalay mu zabra si do czegokolwiek okrelonego. Rieux myla jedynie, e dziennikarz utosamia te obrazy z obrazami swej mioci. I tego dnia, kiedy Rambert powiedzia mu, e lubi si budzi o czwartej nad ranem i myle o swoim miecie, doktor bez trudu, z gbi wasnego dowiadczenia, zrozumia to tak, e Rambert lubi wyobraa sobie ^wwczas kobiet, ktr zostawi. Bya to bowiem godzina, kiedy mg j pochwyci. O czwartej nad ranem czowiek na og nic nie robi, pi, nawet jeli noc bya noc zdrady. Tak, o tej godzinie pi si i to uspokaja, skoro wielkim pragnieniem niespokojnego 93 serca jest posiada wci istot, ktr ono kocha, albo, gdy nadszed czas nieobecnoci, pogry t istot we nie bez snw, ktry moe skoczy si dopiero w dniu poczenia. Niedugo po kazaniu rozpoczy si upay. By koniec czerwca. Nazajutrz po spnionych deszczach, ktre upamitniy niedziel kazania, lato wybuchn-o nagle na niebie i nad domami. Najpierw zerwa si wielki, palcy wiatr; wia przez cay dzie i wysuszy mury. Pogoda ustalia si. Fale aru i wiata nieprzerwanie zaleway miasto. Zdawao si, e prcz ulic z arkadami i mieszka nie ma w miecie adnego miejsca wolnego od olepiajcego blasku. Soce przeladowao naszych wspobywateli we wszystkich zaktkach ulic i jeli zatrzymywali si cho na chwil, dosigao ich natychmiast. Poniewa te pierwsze upay zbiegy si z gwatownym wzrostem liczby ofiar, ktra dochodzia do siedmiuset tygodniowo, przygnbienie ogarno miasto.'Na przedmieciach, pomidzy ulicami cigncymi si pasko i domami, ktre miay tarasy, oywienie zmalao i w tej dzielnicy, gdzie ludzie mieszkali zawsze na progach swych domw, wszystkie drzwi i okiennice byy zamknite; nie wiadomo, czy chronili si w ten sposb

przed dum, czy przed socem. Jednake z kilku domw dobiegay \ jki. Dawniej, kiedy si to zdarzao, na ulicach widywano czsto ciekawskich, ktrzy pilnie nasuchiwali./Ale po tylu alarmach serca stay si nieczue , i wszyscy przechodzili lub yli obok skarg, jak gdyby byl^. one naturalnym jzykiem czowieka.^ | Tok przy bramach zmusi andarmw do uycia arom, co wywoao guche wzburzenie. Byli na pewno ranni, ale w miecie, gdzie przesadzano we wszystkim na skutek upau i strachu, mwiono o zabitych. W kadym razie jest prawd, e niezadowolenie wci roso, e nasze wadze obawiay si najgorszego i powanie zastanawiay si nad rodkami, ja94 kie naleaoby zastosowa, gdyby ludno, nad ktr wadz sprawowaa zaraza, posuna si do buntu. Dzienniki drukoway dekrety, ktre ponawiay zakaz opuszczania miasta i groziy karami wizienia przestpcom. Patrole kryy po miecie. Na pustych i przegrzanych ulicach, poprzedzam uderzeniami kopyt o bruk, pojawiali si czsto stranicy na koniach i przejedali pomidzy rzdami zamknitych okien. Kiedy patrol znika, cika i nieufna cisza spadaa na zagroone miasto. Czasem rozlegay si wystrzay patroli specjalnych; zgodnie z niedawnym zarzdzeniem miay one zabija psy i koty, ktre mogy przenosi pchy. Te suche detonacje przyczyniy si do stworzenia w miecie atmosfery alarmu. _^ Dla przeraonych serc naszych wspobywateli wszystko zreszt w tym upale i ciszy nabierao wikszego znaczenia. Po raz pierwszy wszyscy stali si wraliwi na barwy nieba i zapachy ziemi, ktre znacz zmiany pr roku. Kady rozumia z trwog, e upay wspomagaj epidemi, i kady widzia zarazem, e lato si zadomawia. Krzyk jerzykw w wieczornym niebie wtla nad miastem, nie by ju na miar tych czerwonych zmierzchw, ktre oddalaj horyzont w naszych stronach. Na targi nie przywoono ju kwiatw w pkach, byy otwarte, i po rannej sprzeday ich patki pokryway zakurzone chodniki. Nie ulegao wtpliwoci, e wiosna si wyczerpaa, roztrwonia w tysicach kwiatw rozkwitych wszdzie wok i e teraz unie, miadona powoli podwjnym ciarem dumy i upau. Dla wszy&tkich naszych wspobywateli to letnie niebo, te ulice blednce od kurzu i nudy miay ten sam grony sens co stu zmarych, ktrzy co dzie przydawali ciaru miastu. Nieustanne soce, godziny o smaku snu i wakacji nie zapraszay ju jak dawniej na wita wodv i ciaa. Przeciwnie, dwiczay pusto w zamknitym i milczcym miecie. Straciy miedziany blask szczliwych pr roku. Soce dumy gasio wszystkie barwy i zmuszao do ucieczki kad rado. 95 Bya to_jedna z wielkich rewolucji choroby. Wszyscy nasi wspobywatele przyjmowali zazwyczaj lato 1 z radoci. Miasto otwierao si wwczas ku morzu i wyrzucao modzie na pla. Tego lata natomiast dostp do bliskiego morza by zabroniony i ciao nie miao ju praw do swych radoci. Co robi w takich warunkach? Tarrou znw daje najwierniejszy obraz naszego ycia podwczas. Rzecz oczywista, e ledzi i oglny rozwj dumy, zapisujc mianowicie, i pewien zwrot w epidemii podkrelio radio, ktre nie informowao ju o setkach zgonw w tygodniu, ale o dziewidziesiciu dwch, stu siedmiu i stu dwudziestu zmarych dziennie. "Dzienniki i wadze chc i przechytrzy dum. Wyobraaj sobie, e odbior jej punkty, poniewa sto trzydzieci jest mniejsz liczb od dziewiciuset dziesiciu." Ukazywa rwnie stron patetyczn czy wizualn epidemii piszc o owej kobiecie, ktra w pustej dzielnicy z zamknitymi okiennicami otworzya nagle okno i krzykna dwu' krotnic gono, po czym zamkna okiennice nad gstym cieniem pokoju. Ale gdzie indziej notowa, e pastylki mentolowe znikny z aptek, poniewa wielu ludzi ssao je, by zabezpieczy si przed ewentualnym zaraeniem. Nadal te obserwowa swoje ulubione postaci. Do-lt wiadujemy si wic, e may staruszek od kotw |' przeywa rwnie tragedi. Pewnego ranka rozle-^ gy si wystrzay i, jak pisa Tarrou, kilka oowia-f nych spluni zabio wikszo kotw i sterroryzo-f wao inne, ktre opuciy ulic. Tego samego dnia j o zwykej godzinie may staruszek wyszed na bal-i ko, okaza pewne zdumienie, pochyli si, zbada !' wyloty ulic i zrezygnowany czeka. Jego rka uderzaa lekko o kraty balkonu. Poczeka jeszcze, roz-^ drobi nieco papieru, wrci do pokoju, wyszed znowu, za czym, po pewnym czasie, %nik nagle, zamykajc za sob drzwi balkonowe ze zoci. Ta sama ] scena powtrzya si w nastpnych dniach, ale na twarzy maego staruszka mona byo wyczyta coraz bardziej widoczny niepokj i smutek. Po tygodniu Tar-rou na prno czeka na codzienny widok; uparcie zamknite okna kryy zrozumiae zmartwienie. "W czasie dumy zabrania si plu na

koty" - taki wniosek zawieray notatki. Kiedy Tarrou wraca wieczorem do hotelu, zawsze by pewien, e spotka w hallu ponur posta nocnego stra, ktry przechadza si tam i z powrotem. Str nieustannie przypomina kademu wchodzcemu, e przewidzia to, co si stao. Tarrou przyznawa mu, e przewidzia nieszczcie, ale przypomina, e str mwi o trzsieniu ziemi; stary odpowiada: "Ach, gdyby to byo trzsienie ziemi! Mocny wstrzs, o ktrym nie mwi si wicej... Liczy si zmarych, ywych, i sprawa zaatwiona. Ale ta ajdacka choro"-ba! Nawet^ci, ktrych nie tkna, nosz ja w sercu," Dyrektor by rwnie przygnbiony. Z pocztku podrni, nie mogc opuci zamknitego miasta, pozo' stawali w hotelu. Ale epidemia si przeduaa i wielu z nich wolao zamieszka u przyjaci. Tak wic, z tych samych powodw, z ktrych przedtem wszystkie pokoje byy zajte, teraz byy one puste, skoro nowi podrni nie przyjedali ju do naszego miasta. Tarrou by jednym z nielicznych goci i dyrektor przy kadej okazji zwraca mu uwag, e gdyby nie to, e chcia wywiadczy uprzejmo ostatnim klientom, od dawna ju zamknby swj hotel. Czsto pyta Tarrou, jak dugo moe potrwa epidemia. "Podobno - mwi Tarrou - chody stanowi przeszkod dla chorb tego rodzaju." Dyrekter wpada w zdenerwowanie: "Ale tu nigdy nie jest naprawd zimno, prosz pana. W kadym razie to zanosi si jeszcze na wiele miesicy." By zreszt pewien, e podrni dugo nie bd przyjeda do miasta^ Duma bya ruinturystyki. Po krtkiej nieobecnoci w restauracji znw zjawi si pan Othon, czowiek-sowa, ale jedynie w towarzystwie dwch tresowanych psw. Jak wynikao ze zdobytych wiadomoci, jego ona pielgnowaa, a na7 - Duma 97 stpnie pochowaa swoj matk i teraz przechodzia kwarantann. - Nie lubi takich rzeczy - powiedzia dyrektor do Tarrou. - Z kwarantann czy bez, jest to osobnik podejrzany, a na skutek tego i caa jego rodzina. Tarrou zwraca mu uwag, e z tego punktu widzenia wszyscy s podejrzani. Ale dyrektor by stanowczy i mia w tej sprawie zdecydowane pogldy. - Nie, prosz pana, ani pan, ani ja nie jestemy podejrzani. A oni - tak. Ale pan Othon nie zmieni si z powodu takiej drobnostki i tym razem duma bya wystrychnita na dudka. Wchodzi w taki sam sposb do sali restauracyjnej, siada, a potem siaday dzieci, do ktrych wygasza niezmiennie dystyngowane i nieprzyjazne zdania. Tylko chopiec si zmieni. Ubrany na czarno jak jego siostra, ale nieco bardziej skupiony, wyglda niby may cie swego ojca. Str nocny, ktry nie lubi pana Othona, powiedzia do Tarrou: - O, ten zdechnie kompletnie ubrany. Nie trzeba go bdzie stroi. Pjdzie od razu. W notatniku znalazo si take sprawozdanie z kazania ojca Paneloux, ale z nastpujcym komentarzem: "Rozumiem ten sympatyczny zapa. Gdy zaczyna si plaga i kiedy si ju skoczya, uprawia si zawsze nieco retoryki. W pierwszym wypadku trwaj jeszcze dawne przyzwyczajenia, w drugim powracaj znowu. W chwili nieszczcia czowiek oswaja si z prawd, to znaczy z cisz. Czekajmy." Tarrou notowa wreszcie, e mia dug rozmow z doktorem Rieux. Mwi o niej tylko tyle, e daa dobre rezultaty, i przy tej okazji wspomnia o jasno-brzowych oczach pani Rieux-matki, dodajc przy tym uwag do dziwaczn, e spojrzenie, w ktrym czyta si tyle dobroci, bdzie zawsze mocniejsze od dumy; za czym powici do dugie ustpy staremu astmatykowi, ktrego leczy Rieux. By u niego z doktorem po ich spotkaniu. Stary przyj Tarrou szyderczym' miechem i zacieraniem 98 rk. By w ku, oparty o poduszk, przed sob mia dwa garnki z grochem. - Ach, jeszcze jeden - powiedzia na widok Tar-rou. - wiat si^ przewrci, wicej teraz lekarzy ni chorych. Szybko idzie, co? Proboszcz ma racj, to dofcrze zasuone. Nazajutrz Tarrou przyszed bez uprzedzenia. Jeli wierzy jego notatkom, stary astmatyk, z zawodu kramarz, majc pidziesit lat doszed do wniosku, e dosy ju zrobi. Pooy si i odtd nie wsta wicej, cho pozycja stojca nie pogarszaa choroby. Przy pomocy niewielkiej renty doy siedemdziesiciu piciu lat, ktre dwiga wesoo. Nie znosi widoku zegarkw i w caym domu nie byo ani jednego. "Zegarek jest rzecz drog i gupi" - mawia. Oblicza czas, zwaszcza za godziny posikw - jedyne, jakie go obchodziy - przy pomocy dwch garnkw, z ktrych jeden by peen grochu, kiedy si budzi.

Napenia drugi, ziarnko po ziarnku, uwanym i regularnym ruchem. W ten sposb odnajdywa punkty orientacyjne w dniu mierzonym garnkiem. "Po pitnastu garnkach - mwi - naley mi si przekska. To cakiem proste." Wedug tego zreszt, co mwia jego ona, za modu ju zna byo powoanie kramarza. Nic go naprawd nie interesowao, ani praca, ani przyjaciele, ani kawiarnia, ani muzyka, ani kobiety, ani spacery. Opuci miasto tylko jeden raz, kiedy musia pojecha do Algieru w sprawach rodzinnych: wysiad na najbliszej stacji nie czujc si na siach zapuszcza si dalej. Wrci do domu pierwszym pocigiem. (^Tarrou dziwi si troch zamknitemu yciu, jakie /--- prowadzi; astmatyk wytumaczy mu z grubsza, e ^T, lwedug religii pierwsza poowa ycia czowieka jest -^, wstpujca, druga zstpujca, e w drugiej dni czo- '<^ wieka nie nale ju do niego, e mona mu je ode- "^ bra w kadej chwili, nic tu zrobi nie jest w mocy, y najlepiej wic nic nie robi. Sprzeczno zreszt nie 7* 99 przeraaa go wcale, powiedzia bowiem w chwil potem do Tarrou, e Bg na pewno nie istnieje, w przeciwnym bowiem razie ksia byliby niepotrzebni. Ale po kilku nastpnych uwagach Tarrou zrozumia, e ta filozofia bya cile zwizana z kiepskim humorem, jaki w astmatyku wywoay czste kwesty w jego parafii. Zby dopeni portretu starca, trzeba doda, e ywi gbokie pragnienie, ktre wielokrotnie wyv raa swemu rozmwcy; mia nadziej, e umrze bardzo stary. "Czy jest to wity?" - zapytywa siebie Tarrou. I odpowiada: "Tak, jeli wito jest zespoem przyzwyczaje.^* Jednoczenie jednak Tarrou opisywa do dokadnie dzie w zadumionym miecie dajc w ten sposb waciwe wyobraenie o zajciach i yciu naszych obywateli podczas tego lata: ,, $mj,ejciJ3ie^ tylko pijacy - mwi Tarrou - ci za za bardzo si~smiej." "Za CZym T-n^pr^yn^ flpia* ^Wczesnym rankiem lekkie powiewy przebiegaj przez puste jeszcze miasto. O tej godzinie, pomidzy zgonami w nocy i agoniami poranka, wydaje si, e duma ustaa na chwil w swym wysiku i nabiera oddechu. Wszystkie sklepy s zamknite. Ale napis na niektrych: Zamknite z powodu dumy, wiadczy o tym. e nie zostan otwarte wkrtce, podobnie jak inne. Sprzedawcy gazet pi jeszcze i nie wykrzy-' "\ kuj nowin; wsparci o mur na rogu ulicy podaj latarniom swj towar gestem somnambulikw. Wkrt-,^ ce, obudzeni pierwszymi tramwajami, rozbiegaj si ^ po caym miecie, wycigajc kocem palcw arku-C\ sze, na ktrych wybucha sowo Duma. Czy du-J ma potrwa do jesieni? Profesor B... odpowiada: Nie. Stu dwudziestu czterech zmarych - oto bilans dziewidziesitego czwartego dnia choroby. Mimo wci zaostrzajcych si trudnoci z papierem, na skutek czego pewne periodyki musiay zmniejszy ilo stronic, powsta nowy dziennik: ^Kurier Epidemii, ktry stawia sobie za zadanie: 100 Informowa naszych wspobywateli o postpie lub cofaniu si choroby dbajc o najwiksz obiektywno; dostarcza im wiadectw najbardziej autorytatywnych o perspektywach epidemii; uycza swych kolumn wszystkim ludziom znanym lub nieznaaym, ktrzy chc walczy z plag; podtrzymywa ducha ludnoci, przekazywa zarzdzenia wadz, sowem, skupi dobr wol do skutecznej walki ze zem, ktre w nas godzi. W rzeczywistoci ten dziennik ograniczy si bardzo szybko do publikowania ogosze nowych preparatw, niezawodnie zapobiegajcych' dumie. Okoo szstej zaczyna si sprzeda tych wszystkich gazet w ogonkach, ustawiajcych si u drzwi sklepw na godzin z gr przed ich otwarciem, a potem w tramwaja&h, ktre przepenione przyjedaj z przedmie.^ Tramwaje s teraz jedynym rodkiem komunikacji i posuwaj si z trudem, stopnie i ba- \J^ rierki trzeszcz z przecienia. Rzec? ciekawa jednak,^, ^y' wszyscy jadcy w miar moliwoci odwracaj si do ^>---siebie plecami, eby unikn wzajemnego zaraenia. C. Na przystankach tramwaj wyrzuca adunek mczyzn ^? i kobiet, pieszcych, eby znale si wreszcie daleko i s-od innych^ Czsto wybuchaj sceny wynikajce jedy- " ^) nie ze zego humoru, ktry staje si chroniczny^ Po przejedzie pierwszych tramwajw miasto budzi ^ si powoli, pierwsze lokale otwieraj si, nad kontua- ^ rami wida napisy: Nie ma kawy, Przynie swj '') cukier itd. Potem otwieraj si sklepy, oywiaj ulice. Tymczasem soce idzie do gry i ar z wolna po- O wieka oowiem niebo lipcowe. Jest to godzina, kiedy s) ci, co nic nie robi, wychodz na bulwary. Wydaje v^ si, e wikszo postawia sobie za zadanie zaegna O dum pokazem swego

zbytku. Co dzie, okoo jedenastej, odbywa si na gwnych ulicach defilada modych mczyzn i kobiet, i mona tu odczu ow namitno ycia, ktra ronie w onie wielkich nieszcz. Jeli epidemia si rozszerzy, swobodniejsze stan si 101 rwnie obyczaje. Ujrzymy mediolaskie saturnalia na skraju grobw. W poudnie restauracje zapeniaj si w mgnieniu oka. Bardzo szybko przy drzwiach formuj si mae grupy ludzi, ktrzy nie mogli znale miejsca. Niebo od nadmiernego aru zaczyna traci wiato. W cieniu wielkich markiz, na skraju ulicy trzaskajcej od soca, kandydaci do posiku czekaj na swoj kolej. Restauracje s przepenione, poniewa upraszczaj znacznie problem zaopatrzenia w ywno. Ale nie uwalniaj od lku przed zaraeniem. Biesiadnicy trac dugie chwile na cierpliwe wycieranie nakry. Niedawno w niektrych restauracjach wywieszono napisy: Tu myje si nakrycia wrztkiem. Ale powoli zrezygnowano z wszelkiej reklamy, skoro klienci i tak musz przyj. Klient zreszt chtnie wydaje pienidze. Szlachetne wina albo takie, ktre za szlachetne uchodz, i najdrosze przystawki to pocztek wycigu rozpasania. Zdaje si rwnie, e w pewnej restauracji wybucha panika, poniewa jaki klient poczu si niedobrze, zblad, wsta i chwiejc si na nogach skierowa ku wyjciu. ^Okpo drugiejngiasto^Jfiusto^zele powoli i jest to chwila, kiedy cisza, kurz, soce id^uniasp^^Kaj srg na"^JJ;y,,^zdu~"wieIkIcK~^zarych "domw ar pynie nieustannie. S to dugie uwizione godziny, ktre kocz si poncym wieczorem, spadajcym na tumne i rozgadane miasto. Podczas pierwszych dni upau, nie wiadomo dlaczego, wieczorami byo niekiedy pusto. Ale teraz pierwsza wieo przynosi odprenie, jeli nie nadziej. Wszyscy wychodz wtedy na ulic, zaguszaj si rozmowami, kc si albo podaj, i pod czerwonym niebem lipca miasto, cikie od miosnych par i krzyku, odpywa ku dyszcej nocy. Na prno co wieczr na bulwarach natchniony starzec w kapeluszu i fantazyjnym krawacie idzie przez tum, powtarzajc bez wytchnienia: Bg jest wielki, przyjdcie do Niego, wszyscy, na odwrt, piesz ku czemu, co znaj le i co wydaje im si bar102 dziej naglce ni Bg. Na pocztku, kiedy wierzyli, e jest to choroba jak wszystkie inne, religia bya na swoim miejscu. Ale kiedy zobaczyli, e to rzecz powana, przypomnieli sobie o rozkoszy. Wszelka obawa, ktra w cigu dnia maluje si na twarzach, w gorcym i zakurzonym zmierzchu zamienia si w dzikie podniecenie, w niezdarn wolno, ktra rozpomienia cay lud. I ja take jestem jak oni. Ale c! mier jest niczym dla ludzi takich jak ja. Przyznaj im suszno." To Tarrou poprosi Rieux o spotkanie, o ktrym mwi w swoich notatkach. Tego wieczora, czekajc na niego, doktor patrzy na matk siedzc spokojnie na krzele w kcie jadalni. Tutaj spdzaa czas, kiedy skoczya si ju krztanina domowa. Zoywszy rce na kolanach, czekaa. Rieux nie by nawet pewien, czy to na niego czekaa. Jednake co zmieniao si w twarzy jego matki, gdy si zjawia. Wszystko, co pracowite ycie pozostawio w niej niemego, oywiao si wwczas. Potem zapadaa w cisz. Tego wieczora patrzya przez okno na pust teraz ulic. Owietlenie nocne zmniejszono o dwie trzecie. Tu i wdzie palce si sabo latarnie rzucay troch blasku w ciemno miasta. - Czy owietlenie bdzie ograniczone przez cay czas trwania dumy? - spytaa pani Rieux. - Prawdopodobnie. - Byle tylko nie zim. Wtedy byoby smutno. - Tak - rzek Rieux. Zauway, e spojrzenie matki spoczo na jego czole. Wiedzia, e niepokj i przepracowanie ostatnich dn poryy mu twarz. - NiedDbry dzie by dzisiaj? - zapytaa pani Rieux. - C, taki sam jak zazwyczaj. Jak zazwyczaj! To znaczy, e nowe serum przy183 sane z Parya wydawao si mniej skuteczne ni poprzednie i e statystyki poszy w gr. Najczciej zapobiegawcze szczepienia z serum mona byo zrobi tylko rodzinom dotknitym ju chorob. Trzeba by ogromnej produkcji, eby upowszechni zastosowanie serum. Dymienice nie otwieray si przy nakuciu, jak gdyby nadszed czas ich twardnienia, i torturoway chorych. Pnpr7:fidmpgn dp.ia zapntnwann w mie-JCie~4wa^JaQ(r)aa^^.QO^^^orms^^ "to duma pucna^ Tego samego dnia odbyo si zebra-^ ~rne,"'w czasie Ktrego umczeni lekarze

zmusili zde-^, zorientowanego prefekta do zastosowania nowych rodkw, by unikn zaraenia z ust do ust w przy-0\ padkach dumy pucnej. Jak zwykle nic nie wiedziano. Popatrzy na matk. Jej pikne brzowe spojrzenie cofno go ku latom czuoci. - Czy boisz si, matko? - W moim wieku nie zma si wielkich obaw. - Dni s dugie i nigdy mnie tu nie ma. - Nic mi to nie przeszkadza, e na ciebie czekam, skoro wiem, e przyjdziesz. A kiedy ci nie ma, myl o tym, co robisz. Czy masz wiadomoci? - Tak, wszystko dobrze, jeli wierzy ostatniemu telegramowi. Ale wiem, e ona tak mwi, eby mnie uspokoi. Rozleg si dzwonek przy drzwiach. Doktor umiechn si do matki poszed otworzy. W pmroku klatki schodowej Tarrou wyglda jak wielki, szaro ubrany niedwied. Rieux poprosi gocia, by usiad przy biurku. Sam stan za swoim fotelem. Byli rozdzieleni jedyn palc si w pokoju lamp, ktra staa na biurku. - Wiem - powiedzia Tarrou bez wstpw - e mog mwi z panem wprost! Rieux zgodzi si w milczeniu. - Za dwa tygodnie, czy za miesic nie przyda si pan ju na nic, wypadki wezm gr nad panem. - To prawda - rzek Rieux. 104 - Organizacja suby sanitarnej jest kiepska. Brak panu ludzi i czasu. Rieux znowu przyzna, e to prawda. - Dowiedziaem si, e prefektura zamierza stworzy co'w rodzaju suby cywilnej, by ludzie zdrowi wzili udzia w ratowaniu miasta. - Pan jest dobrze poinformowany. Ale niezadowolenie jest wielkie i prefekt waha si. - Dlaczego-nie pomyli si o ochotnikach? - Zrobiono to ju, ale z niewielkim skutkiem. - Tak, drog oficjaln i nie bardzo wierzc w rezultaty. Tym ludziom brak wyobrani. Nigdy nie s na y/ycokoci zarazy, za rodki, jakie wymylaj, s zaledwie na miar kataru. Jeli pozwolimy im dziaa, zgin, a my wr? z nimi. - Prawdopodobnie - rzek Rieux. - Musz jednak powiedzie, e pomyleli rwnie o winiach, jeli idzie o to, co nazwabym czarn robot. - Y/olabym, eby to byli wolni ludzie. - Ja rwnie. Ale waciwie dlaczego? - Mam wstrt do wyrokw mierci. Rieux spojrza na Tarrou. - A wic? - powiedzia. - A wic mam plan organizacji ochotniczych oddziaw sanitarnych. Niech mnie pan upowani, bym mg si tym zaj, i zostawmy administracj na boku. Zreszt s i tak przecieni. Mam wszdzie troch przyjaci i od nich zaczniemy. Rzecz prosta, e sam wezm w tym udzia. - Nie wtpi pan oczywicie, e zgadzam si z radoci - powiedzia Rieux. - Trzeba pomocy zwaszcza w naszym zawodzie. Postaram si uzyska zgod prefektury. Zreszt, oni nie maj wyboru. Ale... Rieux si zamyli. - Ale ta praca moe skoczy si mierci, pan wie o tym dobrze. W kadym razie musz pana uprzedzi. Czy pan si dobrze zastanowi? Tarrou patrzy na niego szarymi i spokojnymi oczami. 105 - Co pan myli o kazaniu Paneloux, dok Pytanie byo postawione w sposb i Rieux odpowiedzia na nie tak samo: - Zbyt dugo przebywaem w szpital ac patyzowa z ide kolektywnej kary. Ale p chrzecijanie czasem tak mwi, mylc t lepsi, ni si wydaj. - Jednak uwaa pan, jak Paneloux, e swoje dobre strony, e otwiera oczy, e ; mylenia. Doktor skin niecierpliwie gow - Jak wszystkie choroby na lym wiec co odnosi si do wszelkiego za na tym \ nosi si rwnie do dumy. Pozwala urosn rym. Kiedy si jednak widzi bied i cierpi przynosi, trzeba by szalecem, lepcem kiem, eby si na ni zgodzi.

R!eux ledwie dostrzegalnie podnis gos rou zrobi ruch rk, jakby po to, eby gc Umiechn si. - Tak - powiedzia Rieux wzruszajc mi. - Ale pan mi nie odpowiedzia." Czy f stanowi? Tarrou usiad wygodniej w fotelu i zwr w stron wiata. l - Czy pan wierzy w Boga, doktorze? tytanie-znw byo postawione w sposb Tym razem jednak Rieux si zawaha. - Nie, ale c to znaczy? Jestem w i prbuj widzie jasno. Ju od dawna to uwaa za oryginalne. - Czy nie to dzieli pana od Paneloux? - Nie sdz. Paneloux jest czowiekiem do napatrzy si mierci i dlatego mwi jakiej prawdy. Ale najskromniejszy ksic ktry zajmuje si swoimi parafianami i t dech umierajcego, myli jak ja. Bdzie pr czy z nieszczcia, zanim zechce wykaza j nao. 106 ego twarz bya teraz w cieniu. to - rzek - skoro pan nie chce od^chn si nie ruszajc si z fotela. odpowiedzie pytaniem? shn si z kolei. ajemniczo - rzek. - Prosz. powiedzia Tarrou. - Dlaczego oka-awicenia, jeli nie wierzy pan w Bo-<i paskiej odpowiedzi sam potrafi -ua. |c z cienia doktor odpar, e da JuJ^ gdyby wierzy we wszechmogcego f leczy ludzi zostawiajc Bogu t tro-va nikt na wiecie, nawet Paneloux, w Boga wierzy, nie wierzy w niego poniewa nikt nie poddaje si cako-x, myli, e tu przynajmniej jest na skoro walczy przeciw wiatu takiewiedzi Tarrou - wic jest pan leka-?ceJ - odpar doktor powracajc do In cicho i doktor spojrza na niego. ;ek - pan sobie powiada, e trzeba Ale mam tylko tyle pychy, ile Jest li mi pan wierzy. Nie wiem, co mnie tpi po tym wszystkim. Na razie s ich leczy. Potem oni zastanowi 3i najpilniejsz spraw jest ich leczy. mog, oto wszystko. ;emu? ;i si ku oknu. Ciemna gsto hory-i odgadn w dali morze. Czu jedynie Iczy jednoczenie z nagym i nieroz-eniem, by zwierzy si troch temu ;zowiekowi, ktry wydawa mu si 3ki. 187 - Nie wiem, przysigam panu, e nie w wybraem ten zawd, by to wybr w pev abstrakcyjny; bo chciaem by lekarzem, zawd jak kady inny, jeden z tych, ktry modzi ludzie. Moe take dlatego, e nastr glne trudnoci dla syna robotnika jak j; zobaczyem, jak si umiera. Czy pan wie dzie, ktrzy nie zgadzaj si na mier? pan kiedy kobiet krzyczc: "Nigdy!" mierci? Ja syszaem. I zrozumiaem wti bd mg si do tego przyzwyczai. Bye: mody i zdawao mi s-i, e moja niech ^ rzdek wiata. Potem staem si bardzie Po prostu nie jestem wci przyzwyczaj( doku mierci. Nie wiem nic wicej. Ale Rieux zamilk i usiad. Czu sucho w us - Ale w kocu? - powiedzia agodnie 1 - W kocu... - podj doktor i zawah cze, patrzc na Tarrou z uwag - jest ktr czowiek taki jak pan potraf i Izrozu: jednak mier ustanawia porzdek wiat; piej jest dla Boga, e nie wierzy si w nie ze wszystkich si ze mierci, nie wznosz temu niebu, gdzie on milczy. - Tak - potwierdzi Tarrou - rozi paskie zwycistwa zawsze bd tymcfea; tyle. Rieux jakby si zaspi. - Zawsze, wiem o tym! Ale to nie p zaniecha walki. - Nie, to nie powd. Ale wyobraam czym ta duma jest dla pana. - Tak - powiedzia Rieux. - Nie k klsk. Tarrou patrzy przez chwil na doki wsta i ciko ruszy ku drzwiom. Rieux nim. Stan obok niego, kiedy Tarrou patr je nogi powiedzia: ! - Kto pana tego wszystkiego nauczy 108 d pada natychmiast: tworzy drzwi gabinetu i w przedpokoju do Tarrou, e wybiera si do jednego ze irych na przedmieciu. Tarrou zapropcmo-jdzie z nim razem, i doktor si zgodzi. Przy ytarza spotkali pani Rieux, ktrej doktor I Tarrou. / przyjaciel - rzek.

m bardzo rada, e pana poznaj - powieli Rieux. wysza, Tarrou odwrci si jeszcze za ni. ecie doktor na prno prbowa zapali chody byy pogrone w mroku. Doktor za-siebie, czy to wskutek nowych rodkw ;ci. Ale nic nie byo wiadomo. Od pewnego ystko psuo si w mieszkaniach i na miecie. rostu dozorcy i nasi wspobywatele w og-ili ju o nic. Ale doktor nie mia czasu za-si duej, gdy gos Tarrou zabrzmia za ;ze jedno sowo, doktorze, nawet jeli wyda i dziwne: ma pan zupen racj. wzruszy ramionami w ciemnoci, do siebie awdy nie wiem. Ale co pan wie o tym? powiedzia tamten spokojnie - niewiele eszcze nauczy. przystan i noga Tarrou zelizna si z ty->nia schodw. Tarrou chwyci si ramienia sdzi pan, e pozna pan wszystko w y?yta. sd w ciemnoci zabrzmiaa tak samo sponaleli si na ulicy, zrozumieli, e jest do / )e godzina jedenasta. Miasto byo nieme, 3 jedynie szelestami. Daleko rozleg si 109 dzwonek ambulansu. Wsiedli do samochodu i Rieux zapuci motor. - Niech pan przyjdzie jutro do szpitala na zapobiegawcze szczepienie - powiedzia. - Ale eby z tym skoczy, zanim jeszcze wmiesza si pan w t ca histori, niech pan sobie powie, e ma pan jedn szans na trzy, by wyj cao. - Te obliczenia nie maj sensu, doktorze, wie pan o tym tak samo jak ja. Przed stu laty epidemia zabia wszystkich mieszkacw w pewnym perskim miecie prcz czowieka, ktry my trupy i ktry ani na chwil nie zaprzesta swej pracy. - To ta trzecia szansa, tylko tyle - rzek Rieux gosem nagle bardziej guchym. - Co prawda, dowiemy si dopiero wszystkiego. Wjedali teraz na przedmiecie. Latarnie poyskiway na pustych ulicach. Zatrzymali si. Stojc przed samochodem Rieux zapyta Tarrou, czy chce wej, i tamten opar, e tak. Odblask na niebie owietli ich twarze. Rieux rozemia si nagle przyjanie. - No wic - powiedzia - co pana skania do zajmowania si tym wszystkim? - Nie wiem. Moe moja postawa. - To znaczy? - Zrozumienie. Tarrou odwrci? si w stron domu i Rieux nie widzia ju jego twarzy a do chwili, gdy znaleli si u starego astmatyka. Nazajutrz Tarrou wzi si do pracy i zebra pierwsz grup, za ktr miao pj wiele innych. Jednake nie jest intencj narratora przydawa tym formacjom sanitarnym wicej znaczenia, ni miay w istocie. Co prawda, wielu naszych wspobywateli ulegoby dzi pokusie, by wyolbrzymia ich rol. Ale narrator jest raczej skonny wierzy, e przypisujc zbyt wielkie znaczenie piknym czynom, skada si porednio hod zu. Pozwala si bowiem 110 wwczas przypuszcza, e pikne czyny maj tak wysok cen dlatego, e s rzadkie, gdy niegodzi-wo i obojtno 'bywaj znacznie czciej motorami dziaa ludzkich. Jest to pogld, ktrego nie podziela narrator. Zo na wiecie pynie niemal zawsze z niewiedzy, dobra za wola moe wyrzdzi tyle szkd co niegodziwoci, jeli nie jest owiecona. Ludzie s raczej dobrzy ni li, i w gruncie rzeczy nie o to chodzi. Ale nie wiedz w mniejszym lub w wikszym stopniu; jeli za mowa o tym, co nazywa si cnot lub wystpkiem, najbardziej rozpaczliwym wystpkiem jest niewiedza, ktra mniema, e wie wszystko, i czuje si wwczas upowaniona do zabijania. Dusza mordercy jest lepa i nie ma prawdziwej dobroci ani mioci bez najwikszej jasnoci widzenia. Dlatego nasze formacje sanitarne, ktre powstay dziki Tarrou, powinno si ocenia z obiektywn satysfakcj. Dlatego narrator nie bdzie opiewa woli i bohaterstwa, ktre ceni w granicach rozsdku. Ale bdzie nadal historykiem rozdartych i wymagajcych serc, jakimi duma obdarzya wszystkich naszych wspobywateli. Ci, ktrzy weszli do formacji sanitarnych, nie mieli tak wielkiej zasugi, wiedzieli bowiem, e bya to jedyna rzecz do zrobienia: nie wej do nich to dopiero byoby niewiarygodne. Te formacje pomagay naszym obywatelom pozna lepiej dum i przekonyway ich czciowo, e jeli

choroba jest faktem, trzeba zrobi, co trzeba, by z ni walczy. Poniewa duma staa si w ten sposb obowizkiem pewnych ludzi, ukazywaa si w swej prawdziwej postaci, to znaczy jako sprawa wszystkich. To jest w porzdku. Ale nie gratuluje si nauczycielowi, jeli uczy, e dwa i dwa to cztery. Mona by mu pogratulowa moe, e wybra ten pikny zawd. Powiedzmy wic, i godny pochway by "wybr, jakiego dokonali Tarrou i inni wykazujc, e dwa i dv/a to" cztery, i e nie chcieli wykaza czego odwrotnego, ale powiedzmy rwnie, e ta dobra wola 111 jest, wsplna im, nauczycielowi i tym wszystkim, ktrzy maj tyle odwagi co nauczyciel i ktrzy, ku chwale czowieka, s liczniejsi, ni si przypuszcza; takie jest przynajmniej przekonanie narratora. Narrator widzi zreszt doskonale zarzut, jaki mona mu postawi, a mianowicie, e ci ludzie naraali swoje ycie. Ale zawsze nadchodzi godzina w historii, kiedy fen, co omiela si powiedzie, e dwa i dwa to cztery, jest karany mierci. Nauczyciel wie o tym dobrze. I rzecz nie w tym, eby wiedze, jaka nagroda lub kara czeka go za takie rozumowanie. Rzecz w tym, ,by wiedzie, czy dwa i dwa to cztery: tak lub me. Ci nasi wspobywa"e10, ktrzy naraali swoje ycie, s -^ musieli rozstrzygn, c..y maj wok siebie dum V< i czy naley walczy przeciw niej: tak lub nie. "' Wielu .nowych moralistw w naszym miecie twier-^ dzio wwczas, e nic tu nie pomoe i e trzeba pa na kolana. Tarrou, Rieux i ich przyjaciele mogli po-* wiedzie to lub owo, ale wniosek by zawsze jeden: \ || trzeba walczy w taki czy inny sposb i nie pada . " na kolana. Caa rzecz polegaa na tym, by nie pozwo--<-' lic umrze i zazna ostatecznej rozki moliwie wielkiej liczbie ludzi, a jedynym rodkiem bya walka " z dum. Nie jest to prawda godna podziwu, lecz pJ prawda logiczna. v Dlatego jest naturalne, e stary doktor Castel ca sw ufno i energi woy w przygotowanie surowicy na miejscu, z materiau, jaki mia pod rk. Rieux i on mieli nadziej, e surowica z hodowli mikroba, ktry napastowa miasto, bdzie miaa bardziej bezporednie dziaanie ni surowica przywoona z zewntrz, skoro mikrob rni si nieco od bakcyla dumy znanego z klasycznych opisw. Castel spodziewa si, e szybko uda mu si wyprodukowa pierwsz surowic. Dlatego jest rzecz rwnie naturaln, e Grand, ktry nie mia w sobie nic z bohatera, by teraz czym w rodzaju sekretarza formacji sanitarnych. Cz druyn zorganizowanych przez Tarrou zajta bya 112 pracami zapobiegawczymi w przeludnionych dzielnicach. Prbowano tu wprowadzi konieczn higien, obliczano ilo nie zdezynfekowanych strychw i piwnic. Inna cz druyn towarzyszya lekarzom w wizytach domowych, troszczya si o transport zadu-mionych, a nawet, w braku specjalnego personelu, przewozia chorych i zmarych. Wszystko to wymagao rejestracji i statystyk, ktre prowadzi Grand. Z tego punktu widzenia narrator uwaa, e Grand bardziej ni Rieux i Tarrou ucielenia milczc cnot oywiajc formacje sanitarne. Powiedzia "tak" bez wahania, z waciw sobie dobr wol. Poprosi tylko, eby zlecono mu niewielkie zadania. By zbyt stary do innych. Mg ofiarowa s w j czas od osiemnastej do dwudziestej. Zdumia si, kiedy Rieux dzikowa mu gorco: "To nie jest naj.rudniejsze. Mamy dum, trzeba si bron, to jasne. Ach, gdyby wszystko byo tak proste!" I wraca do SY^O zdania. Czasami wieczorem, kiedy kartki rejestracyjne byy ju wypenione, Rieux rozmawia z Grandem. Potem Tarrou przyczy si do tych rozmw i Grand, z coraz bardziej widoczn przyjemnoci, zwierza si swoim dwom towarzyszom. Tamci ledzili z zainteresowaniem cierpliw prac, ktrej Grand nie przerywa wrd dumy. W kocu i oni znajdowali w niej odprenie. "Jak miewa si amazonka?" - pyta czsto Tarrou. I Grand umiechajc si z wysikiem odpowiada niezmiennie: "Kusuje, kusuje." Pewnego wieczora Grand powiedzia, e ostatecznie rozsta si z przymiotnikiem "wytworna" i e odtd bdzie nazywa amazonk "smuk". "To bardziej konkretne" - doda. Innym razem przeczyta swoim dwom suchaczom zdanie w takiej postaci: "W pikny ranek majowy smuka amazonka, siedzc na wspaniaej kasztance, jechaa kwitncymi alejami Lasku Bulo-skiego." - Prawda - powiedzia Grand - e tak wida j 8-Duma H3

lepiej, i wol "ranek majowy", poniewa "poranek majowy" wydua Tlieco kus. Nastpnie pochon go przymiotnik "wspaniaa". Sdzi, e nie jest do wymowny, i szuka sowa okrelajcego lepiej pyszn klacz, ktr sobie wyobraa. "Tusta" nie pasowao, przymiotnik by konkretny, ale nieco pogardliwy. "Lnica" kusio go przez chwil, ale nie godzio si z rytmem. Pewnego wieczora oznajmi triumfalnie, e znalaz. "Czarna kasztanka." Uwaa, e czer dyskretnie mwi o elegancji. - To niemoliwe - powiedzia Rieux. - Dlaczego? - Kasztanka to nie rasa konia, ale kolor. - Jaki kolor? - W kadym razie nie czarny. G-rand by bardzo wzruszony. - Dzikuj - powiedzia - na szczcie jest pan blisko. Ale pan widzi, jakie to trudne. '*' - Co myli pan o "okazaej"? - zapyta Tarrou. Grand spojrza na niego. Zastanawia si. - Tak - powiedzia - tak. I umiech wraca mu powoli. Po pewnym czasie wyzna, e ma kopot ze sowem "kwitnce". Poniewa zna tylko Oran i Montelimar, prosi czasem przyjaci, by opowiedzieli mu, jak wygldaj kwitnce aleje Lasku. Prawd mwic, te aleje nigdy nie wydaway si kwitnce Rieux i Tarrou, ale czuli si zachwiani przekonaniem urzdnika. Dziwi si ich niepewnoci: "Tylko artyci umiej patrze." Ale kiedy doktor zasta go bardzo podnieconego. Zamiast "kwitnce" da "pene kwiatw". Zaciera rce. "Nareszcie wida te aleje, czuje si je. Kapelusze z gw, panowie!" Przeczyta triumfalnie zdanie: "W "pikny ranek majowy smuka amazonka, siedzc na okazaej kasztance, jechaa penymi kwiatw alejami Lasku Buloskiego." Ale gdy przeczyta zdanie gono, zakoczenie zabrzmiao mu zbyt ciko i Grand si zajkn. Usiad z przygnbion min. 114 Potem zapyta doktora, czy moe pj. Musia si troch zastanowi. Dowiedziano si pniej, e w tym wanie czasie zachowywa si w biurze z roztargnieniem, ktre uznano za godne poaowania, zwaszcza teraz, kiedy merostwo, majc zmniejszony personel, musiao stawi czoo przytaczajcym zadaniom. Jego praca ucierpiaa na tym i szef 'biura zwrci urzdnikowi surowo uwag przypominajc, e paci mu si za prac, ktrej wanie nie wypenia. "Podobno - powiedzia szef biura - zacign si pan dobrowolnie do formacji sanitarnych. To mnie nie obchodzi. Obchodzi mnie natomiast paska praca. Jeli chce pan by poyteczny w tej strasznej sytuacji, musi, pan dobrze pracowa. W przeciwnym razie reszta nie przyda si na nic." - Ma racj - powiedzia Grand do Rieux. - Tak, ma racj - zgodzi si doktor. - Ale jestem roztargniony i nie wiem, jak poradzi sobie z zakoczeniem mego zdania. Myla o tym, eby wyrzuci "Buloski", sdzc, e i tak kady zrozumie. Ale wwczas rwnowaga zdania bya zachwiana. Rozway te moliwo napisania: "Aleje Lasku pene kwiatw." Ale "Lasek" sterczcy w rodku by dla niego niby cier w ciele. Doprawdy e w pewne wieczory wydawa si bardziej zmczony ni Rieux. Tak, by zmczony tym poszukiwaniem sw, ktre pochaniao go bez reszty, ale niemniej robi nadal rachunki i statystyki potrzebne formacjom sanitarnym. Co wieczr cierpliwie doprowadza kartki do porzdku, sporzdza na nich wykresy i stara si, eby wykazy byy moliwie dokadne. Czsto te szed do Rieux, do jednego ze szpitali, i prosi o st w jakim gabinecie czy izbie chorych. Rozkada papiery rwnie starannie jak przy swoim stole w me-rostwie, i w powietrzu, cikim od rodkw dezynfekcyjnych i choroby, porusza kartkami, by szybciej wysech atrament. Usiowa wwczas uczciwie to 115 nie myle o swojej amazonce i robi to tylko, co naleao. Tak, jeli to prawda, e ludziom zaley na tym, by bra za przykad i wzr tych, ktrych nazywaj bohaterami, i jeli trzeba koniecznie, by jaki bohater znalaz si w tym opowiadaniu, narrator proponuje wanie tego nieefektownego i skromnego bohatera, ktry mia tylko dobre serce i pozornie mieszny idea. W ten sposb prawda otrzyma to, co jej si naley, rachunek dwa plus dwa swoj sum cztery, a bohaterstwo miejsce drugorzdne, ktre jest jego miejscem tu po, ale nigdy przed wielkodusznym daniem szczcia. Nada to rwnie tej kronice waciwy charakter,

to znaczy sprawozdania napisanego z yczliwymi uczuciami, a wic z uczuciami, ktre nie s ani ostentacyjnie niedobre, ani egzaltowane na pokaz. Takie byo przynajmniej zdanie doktora Rieux, kiedy czyta w gazetach lub sysza przez radio woania i sowa otuchy, ktre wiat przekazywa zadumio-nemu miastu. Razem z pomoc przesyan powietrzem i ldem, co wieczr, litujce si czy pene podzryu komentarze radia lub prasy spaday na samotne miasto. I za kadym razem ton epicki czy pochwalny niecierpliwi doktora. Wiedzia na pewno, e nie bya to troskliwo udawana. Ale moga si wyrazi jedynie w konwencjonalnym jzyku, jakim ludzie staraj si mwi o swoich zwizkach z ludzkoci. Ten jzyk nie mwi nic o codziennych wysikach Granda na przykad, nie potrafi bowiem wyrazi, co znaczy Grand wrd dumy. Czasem o pnocy, w wie1 Me j ciszy pustego miasta, gdy doktor kad si do ka, by zasn snem zbyt krLkim, obraca gak radia. Z zaktkw wiata nieznane braterskie gosy, odlege o tysice kilometrw, prboway niezrcznie wyrazi swoj solidarno i wyraay j w istocie, okazujc jednak zarazem straszliw niemoc, w jakiej znajduje si kady czowiek, jeli chce dzieli naprawd cierpienie, ktrego 116 nie moe widzie: "Oran! Oran!" Na prno woanie przebiegao morza, na prno Rieux czeka w pogotowiu, wymowne sowa pogbiay jeszcze zasadnicz rnic czynic z Granda i mwcy obcych sobie ludzi. "Oran! Tak, Oran!" "Ale nie - myla doktor - kocha albo umiera razem, nie ma innego sposobu. Oni s zbyt daleko." Ale zanim przejdziemy do szczytowego punktu dumy, kiedy zaraza gromadzia wszystkie swe siy, by rzuci je na miasto i zapanowa nad nim ostatecznie, trzeba jeszcze opisa dugotrwae, rozpaczliwe i monotonne wysiki nielicznych jednostek, jak Ramberta na przykad, zmierzajcych do odnalezienia swego szczcia i odebrania dumie tej czci siebie samych, ktrej bronili przed wszelk napaci. By to ich spo-sb niezgadzania si na groc niewol i cho na po- /J zr nie zdawa si tak skuteczny ]ak inny, narrator Q uwaa, e mia swj sens i nawet w swej pysze ^ i sprzecznociach wiadczy o godnoci kadego z nas. ^ ^Rambert walczy, nie chcc dopuci, by duma -? ^. ^ wzia nad nim gr. Upewniwszy si, e legalnym ^) sposobem nie wyjdzie z miasta, postanowi sprbowa (^ innych, jak to powiedzia doktorowi Rieux. Dzienni- ^ * karz zaci od kelnerw z kawiar. Kelner wie wszy- %.-' | s^;o. Ale pierwsi, do ktrych si zwrci, wiedzieli C \ ' przede wszystkim o cikich karach grocych za ta' i kie przedsiwzicia. Raz nawet wzito go za prowokatora. Dopiero spotkawszy u Rieux Cottarda, dziei nikarz ruszy z martwego punktuj Tego dnia rozmawia z doktorem o daremnycrT^rokach w urzdach. W kilka dni potem Cottard spotka Ramberta na ulicy i powita go z naturalnoci, jak okazywa teraz wszystkim. - Wci nic? - spyta. - Nic. - Nie mona liczy na 'biura. Nie po to s, eby rozumie. i 11-7 - To prawda. Ale szukam czego innego. To trudne. - Ach - rzek Cottard - ju wiem. Zna drog i wytumaczy zdumionemu Ramberto-wi, e od dawna bywa we wszystkich kawiarniach Oranu, e ma przyjaci i wie o istnieniu pewnej organizacji, ktra zajmuje si sprawami tego rodzaju. Rzecz w tym, e Cottard, ktrego wydatki od pewnego czasu przewyszay dochody, zaj si kontraband produktw podlegajcych ograniczeniom. Odprzedawa wic papierosy i kiepski alkohol, ktrego ceny wci szy w gr, co przynioso mu ma fortunk. - Czy jest pan tsgo pewien? - zapyta Rambert. - Tak, skoro mi proponowano. - I pan nie skorzysta? - Niech pan nie bdzie nieufny - powiedzia Cottard z dobroduszn min - nie skorzystaem, poniewa nie mam ochoty wyjecha. Mam swoje powody. Doda po chwili milczenia: - Pan mnie nie pyta, jakie s te powody?

- Przypuszczam - rzek Rambert - e to nie moja rzecz. - W pewnym sensie to rzeczywicie nie paska rzecz. Ale w innym... Tak czy Inaczej, jedno jest pewne: czuj si tu znacznie lepiej, odkd duma jest z nami. Tamten przeci ten wywd. - Jak.porozumie si z t organizacj? - O - rzek Cottard - to nie Jest atwe, ale niech pan pjdzie ze mn. Bya czwarta po poudniu. Pod cikim niebem miasto pieko si powoli. Rolety we wszystkich witrynach byy opuszczone. Jezdnie puste. Cottard i Rambert skrcili w ulic z arkadami i szli dugo bez sowa. Bya to jedna z tych godzin, kiedy duma stawaa si niewidoczna. Ta cisza, ta mier barw i ruchw moga by rwnie dobrze cisz i mierci lata jak zarazy. Nie wiadomo, czy powietrze byo cikie od grb, czy od kurzu i spiekoty. Trzeba by obserwacji i namysu, eby dotrze do dumy. Zdradzaa si 118 bowiem tylko znakami negatywnymi. Spoufalony z ni Cottard zwrci na przykad uwag Ramberta na nieobecno psw, ktre le zazwyczaj zziajane na progu sieni szukajc nieosigalnej ochody. * Skrcili na bulwar des Palmiers, przecili plac d'Armes i zeszli ku dzielnicy de la Marin. Z lewej strony pomalowana na zielono kawiarnia chronia si pod ukon markiz z grubego tego ptna. Wchodzc Rambert i Cottard otarli czoa. Zajli miejsca na skadanych krzesach ogrodowych przy stoach z zielonej blachy. Sala bya cakowicie pusta. Muchy brzczay w powietrzu. W tej klatce, stojcej na kolawym kontuarze, papuga z opuszczonymi pirami tkwia na swojej erdce. Stare obrazy przedstawiajce sceny wojskowe, pokryte brudem i pajczyn, wisiay na cianach. Na wszystkich blaszanych stoach, take na stole Ramberta, schy kurze kupki, ktrych pochodzenia nie umia sobie wytumaczy, a do chwili kiedy rozleg si haas i z ciemnego kta wyszed podskakujc wspaniay kogut. W tej chwili zdawao si, e upa wzmg si jeszcze. Cottard zdj marynark i uderzy w blach stou. May czowieczek, zagubiony w dugim niebieskim fartuchu, wyszed z gbi, przywita Cottarda z daleka, zaledwie go ujrza, zbliy si odsuwajc koguta tgim kopniciem i wrd wrzasku skrzydlatego ptaka zapyta, czego panowie sobie ycz. Cottard zamwi biae wino i zapyta o niejakiego Garci. Wedug sw karzeka nie widziano go ju od kilku dni w kawiarni. - Czy myli pan, e zjawi si dzi wieczr? - Phi - odpar tamten - nie siedz w jego skrze. Pan zna jego godziny? - Tak, ale nie o to chodzi. Chc tylko przedstawi mu przyjaciela. Kelner wyciera wilgotne rce o fartuch. - O, ten pan rwnie zajmuje si interesami? - Tak - odpar Cottard. Kelner sapn: 119 - W takim razie prosz przyj wieczorem. Pol po niego chopca. Wychodzc Rambert zapyta, o jakie interesy chodzi. - O kontraband, rzecz prosta. Przewo towar przez bramy miasta. Sprzedaj po wysokich cenach. - Tak - rzek Rambert. - Maj wsplnikw? - Wanie. Wieczorem stora bya podniesiona, papuga gadaa w klatce, a wok blaszanych stow siedzieli mczyni bez marynarek. Jeden z nich, w somkowym kapeluszu zsunitym do tyu, w biaej koszuli otwartej na piersi koloru palonej glinki, wsta na widok Cottarda. Twarz mia regularn i ogorza, mae i czarne oczy, biae zby, kilka piercionkw na palcach; wyglda na jakie trzydzieci lat. - Cze! - powiedzia. - Wypijemy przy kontuarze. Wypili trzy kolejki w milczeniu. - Moe by wyj? - rzek Garcia. Zeszli w stron portu i Garcia zapyta, czego chc od niego. Cottard powiedzia, e chce mu przedstawi Ramberta, nie chodzi jednak o interesy, ale o to, co nazywa ,,wyjciem''. Garcia szed prosto przed siebie palc papierosa. Zadawa pytania i mwi "on" o Rambercie, nie dostrzegajc Jak gdyby jego obecnoci. - Po co? - zapyta. - Ma on we Francji.

- A! I po chwili: - Jaki jest jego zawd? - Dziennikarz. - W tym zawodzie duo si gada. Rambert milcza. - To przyjaciel - rzek Cottard. Szli dalej w milczeniu. Byli teraz na bulwarach nadbrzenych, do ktrych dostpu broniy wielkie kraty. Skierowali si jednak ku maemu szynczko120 wi, gdzie sprzedawano smaone sardynki; ich zapach dobiega a do nich. - W kadym razie to nie moja sprawa, ale Raou-la - orzek Garcia. - Musz go znale. To nie bdzie atwe. - Ach - zapyta Cottard z oywieniem - Raoul si ukrywa? Garcia nie odpowiedzia. Przy szynczku zatrzyma si i zwrci do Ramberta po raz pierwszy. - Pojutrze, o jedenastej, przy Urzdzie Celnym w grze miasta. Zdawao si, e chce odej, ale odwrci si ku dwm mczyznom: - To bdzie kosztowao - powiedzia. Byo to stwierdzenie. - Oczywicie - zgodzi si Rambert. Po chwili dziennikarz dzikowa Cottardowi. - C znowu - rzek tamten jowialnie. - Mio mi odda panu przysug. Zreszt pan jest dziennikarzem, odwzajemni pan mi si kiedy. Oznaczonego dnia Rambert i Cottard wspinali si wielkimi ulicami bez cienia, prowadzcymi w gr naszego miasta. Cz budynkw celnych zamieniono na izby chorych i przed wielk bram wystawali ludzie, spodziewajc si, e uzyskaj zgod na wizyt, na co nie mona byo zezwoli, lub oczekujc nowin, ktre z godziny na godzin staway si przedawnione. W kadym razie ludzie si tu zbierali, przychodzili i odchodzili, i mona byo przypuszcza, e Garcia wzi to pod uwag ustalajc spotkanie z Ram-bertem. - Ten upr, eby wyjecha - powiedzia Cottard - ciekawe. W gruncie rzeczy to, co si dzieje, jest bardzo interesujce. - Nie dla mnie - odpar Rambert. - Oczywicie, co si ryzykuje. Ale w kocu ryzykowao si tyle samo przed dum przechodzc przez ruchliwe skrzyowanie ulic. W tej samej chwili samochd Rieux zatrzyma si 121 przy nich. Prowadzi Tarrou, zdawao si, e Rieux na wp pi. Ockn si, by dokona prezentacji. - My si znamy - rzek Tarrou - mieszkamy w tym samym hotelu. Zaproponowa Rambertowi, e zawiezie go do miasta. - Nie, jestemy tu umwieni. Rieux spojrza na Ramberta. - Tak-powiedzia Rambert. - O - zdumia si Cottard - doktor wie, o co chodzi? - Idzie sdzia ledczy - uprzedzi Tarrou patrzc na Cottarda. Cottard zmieni si na twarzy. Pan Othon schodzi rzeczywicie ulic i zblia si do nich wawym, lecz spokojnym krokiem. Zdj kapelusz mijajc ma grup. - Dzie dobry, panie sdzio! - powiedzia Tarrou. Sdzia odpowiedzia "dzie dobry" siedzcym w aucie i patrzc na Cottarda i Ramberta. ktrzy zostali z tyu, pozdrowi ich powanym skinieniem gowy. Tarrou przedstawi n'iu rentiera i dziennikarza. Sdzia spoglda przez sekund w niebo, westchn i powiedzia, e to bardzo smutny okres. - Syszaem - zwrci si do Tarrou - e zajmuje si pan stosowaniem rodkw profilaktycznych. Pochwalam to w najwyszym stopniu. Czy myli pan, doktorze, e choroba si rozszerzy? Rieux powiedzia, i naley mie nadziej, e ile, i sdzia powtrzy, i naley zawsze mie nadziej, zamiary Opatrznoci s nieprzeniknione. Tarrou zapyta sdziego, czy wypadki przysporzyy mu pracy. - Przeciwnie, spraw z zakresu przestpstw- pospolitych, jak je nazywamy, jest coraz mniej. Zajmuj si teraz jedynie powanymi wykroczeniami, naruszajcymi nowe zarzdzenia. -JNigdy tak bardzo nie szanowano starych praw^ 122

- To dlatego - rzek Tarrou - ze przez porwnanie wydaj si si rzeczy dobre. Sdzia da spokj zamylonej minie i spojrzenie jego nie byo ju zawieszone w niebie. Chodno popatrzy na Tarrou. - C to znaczy? - powiedzia. - Nie prawo si liczy, liczy si wyrok. Nie moemy nic na to poradzi. - To wrg numer jeden - rzek Cottard, gdy sdzia si oddali. Auto ruszyo z miejsca. W chwil potem Rambert i Cottard ujrzeli Garci. Zblia si ku mm nie dajc znaku i rzek zamiast powitania: "Trzeba czeka." Tum wok nich, w ktrym przewaay kobiety, czeka w zupenej ciszy. Niemal wszystkie przyniosy koszyki w zudnej nadziei, e bd mogy przekaza je chorym krewnym, i ywic jeszcze bardziej szalecz myl, e ci chorzy skosztuj jedzenia. Bramy strzegli uzbrojeni onierze; od czasu do czasu dziwaczny krzyk rozlega si na dziedzicu dzielcym koszary od bramy. Zebrani zwracali wwczas niespokojne twarze w stron izby chorych. Trzej mczyni przygldali si temu widowisku, kiedy powiedziane za ich plecami wyrane i powane "dzie dobry" kazao im si odwrci. Mimo upau Raoul by ubrany nienagannie. Wielki i silny, mia na sobie ciemny garnitur w prki i filcowy kapelusz z podwinitym rondem. Twarz do blada, oczy brzowe, zacinite usta; mwi szybko i zwile. - Zejdmy w stron miasta - powiedzia. - Gar-cia, moesz nas zostawi. Garcia zapali papierosa i zosta na miejscu. Szli szybk dostosowujc swj krok do kroku Raoula, ktry znajdowa si pomidzy nimi. - Garcia powiedzia mi, o co chodzi. To da si zrobi. W kadym razie to bdzie pana kosztowao dziesi tysicy frankw. Rambert odpar, e si zgadza. 123 - Niech pan jutro zje ze mn obiad w restauracji hiszpaskiej, dzielnica de la Marin. Rambert przysta i Raoul ucisn mu rk umiechajc si po raz pierwszy. Po jego odejciu Cottard przeprosi dziennikarza, e nie ma jutro czasu, zreszt nie bdzie mu ju potrzebny. Kiedy nazajutrz dziennikarz wszed do hiszpaskiej restauracji, wszystkie gowy obrciy si w jego stron. W tej mrocznej piwnicy, znajdujcej si w dole tej uliczki wysuszonej przez soce, bywali tylko mczyni, przewanie w typie hiszpaskim. Ale kiedy Raoul, siedzcy przy stole w gbi sali, skin w stron Ramberta i dziennikarz skierowa si ku niemu, zaciekawienie zniko z twarzy, ktre powrciy do swych talerzy. Przy stole Raoula siedzia wielki, chudy i le ogolony facet o nieproporcjonalnie szerokich ramionach, koskiej twarzy i rzadkich wosach. Jego dugie, szczupe rce, pokryte czarnym wosem, wystaway z koszuli o podwinitych rkawach. Potrzsn trzykrotnie gow, kiedy przedstawiano mu Ramberta. Jego nazwisko nie zostao wymienione i Raoul mwi o nim tylko "nasz przyjaciel". - Nasz przyjaciel przypuszcza, e bdzie mg panu pomc. Skomunikuje pana... Raoul przerwa, zbliaa si bowiem kelnerka po zamwienie Ramberta. - Skomunikuje pana z dwoma naszymi przyjacimi, ktrzy zapoznaj pana z oddanymi nam stranikami. Nie wszystko jeszcze bdzie wwczas skoczone. Stranicy musz sami wybra sprzyjajcy moment. Najprociej byoby, eby pan spdzi kilka nocy u jednego z nich, ktry mieszka blisko bram. Ale przedtem jeszcze nasz przyjaciel musi pana skontaktowa, z kim trzeba. Kiedy wszystko bdzie zaatwione, z nim ureguluje pan rachunek. Przyjaciel potrzsn znw swoj kosk gow, nie przestajc przeuwa saatki z pomidorw i czerwonego pieprzu, ktr chciwie poyka. Potem przem124 wi z lekkim akcentem hiszpaskim. Zaproponowa Rambertowi, eby spotkali si pojutrze, o smej rano, w przedsionku katedry. - Znowu dwa dni - zauway Rambert. - Bo to nie jest atwe - rzek Raoul. - Trzeba znale ludzi. Ko przytakn raz jeszcze i Rambert zgodzi si bez zapau. Dalsza cz obiadu upyna na poszukiwaniu tematu. Ale wszystko stao si bardzo atwe od chwili, kiedy Rambert odkry, e ko jest graczem w pik non. Dziennikarz uprawia rwnie ten sport. Mwiono wic o mistrzostwach Francji, o wartoci zawodowych druyn angielskich, o systemie W. Pod koniec obiadu ko cakiem si rozrusza i mwi "ty" do Ramberta, chcc go przekona, e najlepsze miejsce w druynie ma rodkowy napastnik. "Rozumiesz - mwi - rodkowy decyduje o pice. A na

-tym wanie polega gra." Rambert by. tego samego zdania, chocia zawsze gra jako skrzydowy. Dyskusj przerwao dopiero radio, ktre po ciszonych, po.wtarzajcych si w kko sentymentalnych melodiach ogosio komunikat, e poprzedniego dnia duma zabraa sto trzydzieci siedem ofiar. Nikt z obecnych nie zareagowa. Mczyzna z kosk gow wzruszy ramionami i wsta. Raoul i Rambert poszli za jego przykadem. Wychodzc rodkowy napastnik ucisn energicznie rk Ramberta. - Nazywam si Gonzales - powiedzia. Te dwa dni cigny si dla Ramberta w nieskoczono. Wybra si do Rieux i opowiedzia mu szczegowo o swych poczynaniach. Potem odprowadzi doktora na wizyt. Poegna go przy bramie domu, gdzie czeka na niego pacjent o podejrzanych objawach. W korytarzu haas krokw i gosw: uprzedzano rodzin o przybyciu doktora. - Mam nadziej, e Tarrou si nie spni - mrukn Rieux. 125 Mia zmczon twarz. - Epidemia rozwija si zbyt szybko? - zapyta Rambert. Rieux powiedzia, e nie w tym rzecz, krzywa statystyczna idzie nawet w gr mniej szybko. Po prostu rodki zwalczania dumy s niewystarczajce. - Brak nam materiau. We wszystkich armiach wiata brak materiau wyrwnuj na ogl ludzie. Ale nam brak rwnie i ludzi. - Przyjechali lekarze i personel sanitarny z zewntrz. - Tak - powiedzia Rieux. - Dziesiciu lekarzy i sto osb personelu pomocniczego. Na pozr to duo. Ale zaledwie wystarczy przy obecnym stanie choroby. Bdzie za mao, jeli epidemia si rozszerzy. Rieux nasuchiwa odgosw z zewntrz, po czym umiechn si do Ramberta. - Tak - rzek - powinien si pan popieszy, eby dopi swego. Cie przemkn po twarzy Ramberta. - Pan wie - powiedzia guchym gosem - e nie . dlatego wyjedam. Rieux odpar, e wie o tym, ale Rambert cign dale^l -^ Sdz, e nie jestem tchrzem, przynajmniej na || og. Miaem okazj to sprawdzi. Ale pewnych myli li nie mog znie. Doktor spojrza mu w twarz. - Pan j odzyska - rzek. & - By moe, nie mog jednak znie myli, e to bdzie trwa, a ona przez ten czas si zestarzeje. Majc trzydzieci lat czowiek zaczyna si starzec j| i trzeba korzysta ze^wszystkiego. Nie wiem, czy pan potrafi to zrozumie. ) Rieux szepn, eTchyba rozumie, kiedy zjawi si Tarrou, bardzo oywiony. - Zaproponowaem Paneloux, eby przyczy si do nas. - I c? - zapyta doktor. 126 - Zastanowi si i powiedzia, e dobrze. - Ciesz si - powiedzia doktor. - Ciesz si, e jest lepszy od swego kazania. - Wszyscy s tacy - powiedzia Tarrou. - Trzeba im tylko da okazj. Umiechn si i mrugn okiem do Rieux. - Dostarczanie okazji to moja specjalno. - Przepraszam - rzek Rambert - musz ju i. W umwiony czwartek. Rambert pi minut przed sm znalaz si w przedsionku katedry Powietrze byo jeszcze do wiee. Po niebie przesuway si biae i okrge oboczki, ktre rosncy upa poknie za chwil jednym haustem. Niewyrany zapach wilgoci unosi si jeszcze z trawnikw, cho byy ju wyschnite. Soce za domami na wschodzie nagrzewao jedynie hem zoconej Joanny d'Arc, ktra zdobia plac. Zegar wybi sm. Rambert przeszed si po pustej kruchcie. Z wewntrz dobiega niewyrany piew psalmw wraz z odwiecznym zapachem piw- nicy i kadzida. Nagle piewy ucichy. Dwanacie maych czarnych ksztatw wyszo z kocioa i podreptao w stron miasta. Rambert zacz si niecierpliwi. Inne czarne ksztaty wchodziy wielkimi schodami i kieroway si ku kruchcie. Zapali papierosa, potem uwiadomi sobie, e moe w tym miejscu nie wolno pali. O smej pitnacie organy z katedry zaczy gra cicho. Ra^nbert wszed pod ciemne sklepienie. Po chwili mg dos+~zec w nawie mae czarne 'ksztaty, ktre weszy przed nim. Wszystkie

zgromadziy si w kcie, pod czym, w rodzaju zaimprowizowanego otarza, gdzie sta w. Roch, wykonany naprdce w jednej z pracowni naszego miasta. Klczc ksztaty wydaway si jeszcze bardziej skurczone, zagubione w szaroci niby zakrzepe kawaki cienia, ledwo grubsze od mgy, ktra je spowijaa. W grze organy wygryway nie koczce si wariacje. 127 Kiedy Rambert wyszed, Gonzales schodzi ju schodami i kierowa si w stron miasta. - Mylaem, e poszed - powiedzia do dziennikarza. - To byoby zrozumiae. Wyjani, e czeka na przyjaci w umwionym miejscu, niedaleko std, za dziesi sma. Ale czeka dwadziecia minut na prno. - Na pewno co im przeszkodzio. Nie wszystko ukada si gadko w naszej brany. Zaproponowa nastpne spotkanie nazajutrz, przy pomniku polegych, o tej samej godzinie. Rambert westchn i zsun kapelusz do tyu. - To nic - powiedzia Gonzales ze miechem. - Pomyl o wszystkich kombinacjach i podaniach, zanim wyceluje si w bramk. - Oczywicie - powiedzia znw Rambert. - Ale mecz trwa tylko ptorej godziny. Pomnik polegych Oranu znajduje si w jednym miejscu, skd mona ujrze morze; jest to rodzaj promenady cigncej si na do niewielkiej przestrzeni, wzdu ska grujcych nad portem. Nazajutrz Rambert, ktry przyszed pierwszy, odczytywa uwanie list polegych na polu chway. W kilka minut potem zbliyli si dwaj mczyni, spojrzeli na niego obojtnie, oparli si o parapet i zdawao si, e s cakowicie pochonici ogldaniem pustych i wyludnionych bulwarw nadbrzenych. Oba] byli ^jednakowego wzrostu, obaj w granatowych spodniach i marynarskich trykotach z krtkimi rkawami. Dziennikarz oddali si nieco, potem usiad na awce, skd mg ich obserwowa do woli. Zauway, e na pewno nie maj wicej jak po dwadziecia lat. W tej samej chwili ujrza Gonzalesa, ktry szed ku niemu przepraszajc. - Oto nasi przyjaciele - powiedzia i zbliy si wraz z dziennikarzem do dwch modych ludzi, ktrych przedstawi mu jako Marcela i Louisa. Z twarzy bardzo byli do siebie podobni i. Rambert doszed do wmosKU, e to bracia. 128 - Dobra - rzek Gonzales. - Ju si znacie. A teraz do rzeczy. Marcel czy Louis powiedzia, e rozpoczynaj sub za dwa dni, e bd na stray przez tydzie i e trzeba wybra dzie najbardziej dogodny. Jest ich czterech przy bramie zachodniej, tamci dwaj to zawodowi wojskowi. Nie ma mowy o tym, eby ich wtajemnicza. Nie s pewni, a zreszt to powikszyoby koszta. Zdarza si jednak czasem, e tamci koledzy spdzaj cz nocy w ty mej sali baru, ktry oni znaj'. Marcel czy Louis proponuje wic Ram-bertowi, eby przenis si do ich mieszkania, niedaleko od bram, i poczeka, a po niego przyjd. Trzeba si pospieszy, poniewa od pewnego czasu mwi si o tym, e strae na zewntrz miasta zostan podwojone. Rambert zgodzi si i poda im kilka ze swych ostatnich papierosw. Ten z nich, ktry jeszcze nic ' nie mwi, zapyta Gonzalesa, czy sprawa kosztw jest uregulowana i czy mona dosta zaliczk. - Nie - rzek Gonzales - nie ma potrzeby, to przyjaciel. Koszta zostan pokryte przy wyjedzie. Umwiono si na nowe spotkanie. Gonzales zaproponowa kolacj w hiszpaskiej restauracji, pojutrze. Stamtd mona si bdzie uda do domu stranikw- Pierwszej nocy - rzek do Ramberta - dotrzymam ci towarzystwa. Nazajutrz Rambert, idc do swego pokoju, spotka Tarrou na hotelowych schodach. - Mam spotka si z Rieux - powiedzia Tarrou. - Czy chce pan pj ze mn? - Nie jestem nigdy pewien, czy mu nie przeszkadzam - powiedzia Rambert po chwili wahania. - Nie sdz, duo mi mwi o panu. Dziennikarz zastanawia si. - Prosz pana - powiedzia - jeli bdziecie mieli woln chwil po kolacji, nawet pno, przyjdcie obaj do hotelowego baru. 9 - Duma 129 - To zaley od niego i od dumy - odpar Tar-rou. Jednake o jedenastej wieczr Rieux i Tarrou weszli do maego i ciasnego baru. Ze trzydzieci osb toczyo si tutaj rozmawiajc bardzo gono. Przyszedszy z ciszy zadumionego miasta, dwaj przybysze zatrzymali si troch oguszeni. Zrozumieli to oywienie widzc, e w barze podaj alkohol. Ram-bert znajdowa si u koca kontuaru i dawa im znaki ze swego wysokiego taboretu. Tarrou odsun spokojnie jakiego haaliwego ssiada i znaleli si po obu stronach dziennikarza.

- Alkohol nie przeraa pana? - Nie - powiedzia Tarrou - przeciwnie. Rieux wcign zapach gorzkich zi ze swego kieliszka. Byo trudno rozmawia w tym zgieku, ale zdawao si, e Ramberta interesuje przede wszystkim alkohol. Doktor nie mia jeszcze pewnoci, czy dziennikarz jest pijany. Przy jednym z dwch stow, ktre zajmoway reszt ciasnego lokalu, oficer marynarki, z dwiema kobietami uwieszonymi u jego ramion, opowiada grubemu czerwonemu mczynie o epidemii tyfusu w Kairze. "Obozy - mwi - zaoono obozy dla krajowcw, z namiotami dla chorych; dokoa kordon stray, ktre strzelay do rodzin, jeli usioway przemyci domowe lekarstwa. Byo to okrutne, ale suszne." Rozmowa przy drugim stole, zajtym przez eleganckich modych ludzi, bya niezrozumiaa i gubia si w rytmie Saint James Injir-mary, pyncym z wysoko umieszczonego gonika. - Czy jest pan zadowolony? - powiedzia Rieux podnoszc gos. - Ju niedugo - rzek Rambert. - Moe za tydzie. - Szkoda! - krzykn Tarrou. - Dlaczego? Tarrou spojrza na Rieux. - Och - powiedzia doktor. - Tarrou tak mwi, bo myli, e pan mgby nam si przyda. Ale ja 138 rozumiem a nadto dobrze paskie pragnienie wyjazdu. Tarrou postawi now kolejk. Rambert zeszed ze swego taboretu i spojrza mu po raz pierwszy w twarz. - Jak mgbym si wam przyda? - No, c - powiedzia Tarrou wycigajc bez popiechu rk po swj kieliszek - w naszych formacjach sanitarnych. Na twarzy Ramberta pojawi si zwyky mu ^wyraz, upartego namysu, usiad z powrotem na swoim taborecie. - Te formacje nie wydaj si pasnu potrzebne? - powiedzia Tarrou, ktry wanie wypi i patrzy na Ramberta uwanie. - Bardzo potrzebne - odpar dziennikarz i wypi. Rieux zauway, e dry mu rka. Pomyla, e na pewno jest zupenie pijany. Nazajutrz Rambert wszed po raz drugi do hiszpaskiej restauracji. Przechodzi pomidzy niewielk grup mczyzn, ktrzy ustawili krzesa przed wejciem i delektowali si zielonym i zotym wieczorem; ar dopiero zacz sabn. Palili tyto o cierpkim zapachu. Wewntrz restauracja bya niemal pusta. Rambert usiad przy stole w gbi, gdzie za pierwszym razem spotka Gonzalesa. Powiedzia do kelnerki, e poczeka. Bya dziewitnasta trzydzieci. Ludzie wracali powoli do sali i siadali przy stoach. Zaczto podawa i niskie sklepienie wypeni brzk nakry i przytumione rozmowy. O dwudziestej Rambert czeka wci jeszcze. Zapalono wiato. Nowi gocie usiedli przy jego stole. Zamwi kolacj. O dwudziestej trzydzieci skoczy je, nie doczekawszy si Gosnzalesa i dwch modych ludzi. Pali papierosy. Sala oprniaa si powoli. Na ulicy noc zapadaa bardzo szybko. Ciepawy powiew, idcy od morza, unosi lekko zasony na oknach. O dwudziestej pierwszej Rambert spostrzeg, e sala jest pusta, i e kelnerka s* 131 spoglda na niego ze zdziwieniem. Zapaci i wyszed. Naprzeciw restauracji bya otwarta kawiarnia. Ram-bert usiad przy kontuarze i patrzy na wejcie do restauracji. O dwudziestej pierwszej trzydzieci skierowa si w stron hotelu, zastanawiajc si na prno, jak znale Gonzalesa, ktrego adresu nie mia, 2 sercem zrozpaczonym na myl o wszystkich krokach, jakie trzeba bdzie podj na nowo. W owej chwili w nocy, ktr przecinay pdzce ambulanse, zda sobie spraw, jak to mia powiedzie doktorowi Rieux, e przez cay ten czas w pewien sposb zapomnia o swojej onie, by powici si cakowicie poszukiwaniu szczeliny w murach oddzielajcych go od niej. Ale rwnie w tej chwili, kiedy 'wszystkie drogi na nowo byy zamknite, znalaz j znw w rodku swego pragnienia, i to z tak nagym wybuchem blu, e zacz biec w stron hotelu, by uciec od tej okrutnej oparzelizny, ktr unosi przecie ze sob i ktra zeraa mu skronie. Nazajutrz bardzo wczenie uda si jednak do Rieux, by go zapyta, jak znale Cottarda. - Pozostaje mi tylko zacz wszystko od pocztku - powiedzia. - Niech pan przyjdzie jutro wieczorem - rzek Rieux. - Tarrou chcia, ebym zaprosi Cottarda, nie

wiem po co. Ma przyj o dziesitej. Niech pan przyjdzie o wp do jedenastej. Kiedy nastpnego dnia Cottard zjawi si u doktora, Tarrou i Rieux rozmawiali o niespodziewanym wyzdrowieniu pacjenta w szpitalu Rieux. - Jeden na dziesiciu. Mia szczcie - mwi Tarrou. - Tak - rzek Cottard - ale to nie bya duma. - Zapewniono go, e to bya jednak duma. - Niemoliwe, skoro wyzdrowia. Pan wie rwnie dobrze jak ja, duma nie przebacza. - Na og nie - powiedzia Rieux. - Ale przy odrobinie uporu mog si zdarzy niespodzianki. i Cottard mia si. 132 - Nie wyglda na to. Zna pan dzisiejsze cyfry? Tarrou, ktry spoglda na rentiera yczliwie, powiedzia, e zna cyfry, sytuacja jest powana, ale czego to dowodzi? e naley zastosowa jeszcze bardziej wyjtkowe rodki. - Ech, juecie je zastosowali. - Tak, ale kady musi to zrobi na wasny rachunek. Cottard patrzy na Tarrou nie rozumiejc. Tarrou powiedzia, e zbyt wielu ludzi jest wci nieaktywnych, e epidemia to sprawa kadego i kady powinien speni swj obowizek. Formacje ochotnicze s otwarte dla wszystkich. - Susznie - rzek Cottard - ale to nie przyda si na nic. Duma jest zbyt silna. - Bdziemy to wiedzie - powiedzia Tarrou cierpliwym tonem - kiedy wszystko wyprbujemy. Rieux wypenia kartki przy biurku. Tarrou patrzy wci na rentiera, ktry krci si na krzele. - Dlaczego nie przyczy si pan do nas? - zapyta Cottarda. Tamten wsta z obraon min i wzi swj okrgy kapelusz. - To nie dla mnie. Potem z przechwak w gosie: - Zreszt dobrze mi z dum i nie wiem, dlaczego miabym si wtrca, eby si skoczya. Tarrou uderzy si w czoo, jakby olniony nieoczekiwan prawd. - Ach, rzeczywicie, zapomniaem. Gdyby nie duma, aresztowano by pana. Cottard zadra i chwyci si krzesa, jakby mia upa. Rieux przesta pisa i patrzy na niego z powanym, penym zaciekawienia wyrazem. - Kto panu o tym powiedzia? - 'krzykn ren-tier. \ Tarrou odpar ze zdziwieniem: - Ale pan. Albo tak przynajmniej moglimy z doktorem wywnioskowa. / 133 A poniewa Cottard ogarnity nagle wciekoci, jak na niego zbyt siln, bekota niezrozumiae sowa, Tarrou doda: - Niech si pan nie denerwuje. Ani doktor, ani ja nie zadenuncjujemy pana. Paska sprawa nas nie dotyczy. Poza tym nie lubimy policji. No ^niech pan siada. Rentier spojrza na krzeso i usiad po chwili wahania. Po minucie westchn. - Wycignli t star histori - przyzna. - Sdziem, e o niej zapomniano. Ale by jeden taki, co gada. Wezwali mnie i powiedzieli, e mam by do ich dyspozycji a do koca ledztwa. Zrozumiaem, e potem mnie aresztuj. - To powana sprawa? - zapyta Tarrou. - Zaley, co pan przez to rozumie. W kadym razie nie jest to morderstwo. - Wizienie czy roboty przymusowe? Cottard wydawa si bardzo przybity. - Wizienie, jeli bd mia szczcie... Ale po chwili cign nadal gwatownie: - To pomyka. Wszyscy robi pomyki. Nie mog znie myli, e zabior mnie, pozbawi mieszkania, przyzwyczaje, oddziel od tych wszystkich, ktrych znam. - Ach - powiedzia Tarrou - i dlatego wymyli pan, eby si powiesi? - Tak, ale to oczywicie gupie. Rieux przemwi po raz pierwszy i powiedzia Cot-tardowi, e rozumie jego niepokj, ale moe wszystko si uoy. - Och, na razie wiem, e nie mam si czego obawia. - Widz - powiedzia Tarrou - e nie wstpi pan do naszych formacji. Rentier, ktry obraca w rkach kapelusz, podnis na Tarrou niepewne spojrzenie. - Nie trzeba mi mie tego za ze. 134 - Na pewno. Ale niech pan przynajmniej nie propaguje dumy - rzek Tarrou z umiechem.

Cottard zaprotestowa: nie chcia dumy, przysza sama; to nie jego wina, e chwilowo mu pomaga. I kiedy Rambert zjawi si w drzwiach, rentier doda z wielk energi w gosie: - Zreszt myl, e nic nie osigniecie. Rambert dowiedzia si, e Cottard nie zna adresu Gonzalesa, ale mona pj znowu do kawiarenki. Umwili si na jutro. Poniewa za Rieux chcia zna szczegy, Rambert zaprosi go wraz z Tarrou do swego pokoju - z kocem tygodnia, o dowolnej godzinie w nocy. Rano Cottard i Rambert udali si do kawiarenki i wyznaczyli Garcii spotkanie na wieczr albo nazajutrz, Jeliby nie mg wieczorem. Wieczorem czekali na prno. Garcia zjawi si nastpnego dnia. Wysucha w rnJczsniu historii Ramberta. Nie by poinformowany, le wiedzia, e zamykano cae dzielnice, by sprawdzi zameldowania. Moliwe, e Gonzales i dwaj modzi ludzie nie mogli przekroczy rogatek. Wszystko, co mg zrobi, to znw skontaktowa Ramberta z Raoulem. Oczywicie nie wczeniej jak pojutrze. - Widz - rzek Rambert - e trzeba wszystko zacz od nowa. Raoul potwierdzi przypuszczenie Garcii; dzielnice pooone w dole byy zamknite. Trzeba skontaktowa si znw z Gonzalesem. W dwa dni potem Rambert jad obiad z graczem w pik non. - To idiotyczne - mwi Gonzales. - Trzeba byo ustali, w jaki sposb mona si znale. Byo to rwnie zdanie Ramberta. - Jutro rano pjdziemy do chopcw i sprbujemy wszystko zaatwi. Nazajutrz chopcw nie 'byo w domu. Wyznaczono im spotkanie na placu du Lycee nastpnego dnia w poudnie. Rambert wrci do domu i wyraz jego 135 twarzy uderzy Tarrou, kiedy spotka dzie: po poudniu. - le idzie? - zapyta Tarrou. - Trzeba zacz na nowo - rzek Rambert. I powtrzy swoje zaproszenie: - Przyjdcie wieczorem. Wieczorem, kiedy dwaj mczyni weszli ( ju Ramberta, dziennikarz lea. Wsta, napeh gotowane kieliszki. Rieux biorc swj zapyta: jest na dobrej drodze. Dziennikarz odpowie zacz wszystko od pocztku, doszed do tego punktu i e wkrtce czeka go ostatnie spotka: pi i powiedzia: - Oni oczywicie nie przyjd. - Nie trzeba z tego robi zasady - pc Tarrou. 1 - Pan jeszcze nie zrozumia - odpar ; wzruszajc ramionami. - Czego? - Dumy. - O! - powiedzia Rieux. - Nie, pan nie zrozumia, e to polega n naniu od nowa. Rambert otworzy may patefon. - Co to za pyta? - zapyta Tarrou. - 2 Rambert odpowiedzia, e to Saint James In Gdy pyta bya w poowie, usyszeli odgo odlegych wystrzaw. - Pies albo ucieczka - rzek. W chwil potem pyta si skoczya i sygn; lansu zabrzmia wyranie, wzrs, przepy oknami hotelowego pokoju, cich i zgas - Ta pyta nie jest zabawna - powiedz bert. - A poza tym sysz j dzi po raz - Tak pan to lubi? - Nie, ale mam tylko t jedn. I po chwili: - Powiadam panu, e to polega na zaczy mowa. 136 eux, jak tam z formacjami. Byo dziesi ch. Spodziewano si, e powstan inne. usiad na ku, cay pochonity swymi . Rieux przyglda si jego krtkiej lwetce na brzegu ka. Zauway nagle, na niego patrzy. in, doktorze - powiedzia - duo myla-^j organizacji. Jeli nie jestem z wami, to nam swoje powody. Zreszt sdz, e poszcz zapaci swoj osob, byem na woj-inii. rej stronie? - zapyta Tarrou. onie zwycionych. Ale potem zastanowi-i. ;ym? - rzek Tarrou.

dwag. Teraz wiem, e czowiek jest zdoL? kich czynw. Ale jeli nie jest zdolny d q czucia, nie interesuje mnie. -i si, e jest zdolny do wszystkiego - po-rrou. lie, nie potrafi ani cierpie, ani by dugo i. Nie jest wic zdolny do niczego, co si na nich i potem: , Tarrou, czy potrafi pan umrze dla miuem, ale wydaje mi si, e teraz nie. wanie. Ale potrafi pan umrze dla idei, oym okiem. Ja za mam dosy ludzi umie-Ua idei. Nie wierz w bohaterstwo, wiem, Lwe, a zrozumiaem, e byo zabjcze. y dla tego, co si kocha, tylko to mnie inteucha dziennikarza uwanie. Wci na nie-: powiedzia agodnie: wiek to nie idea, Rambert. podskoczy na ku, twarz mia rozpalon sci. est idea i idea mizerna od chwili, kiedy odwraca si od mioci. W tym rzecz, e nie jestemy ju zdolni do mioci. Poddajmy si, doktorze. Czekajmy, a si staniemy zdolni do mioci, a jeli to naprawd niemoliwe, czekajmy rozwizania oglnego nie bawic si w bohaterw. Ja poprzestaj na tym. Rieux wsta z wyrazem nagego zmczenia. - Pan ma racj, pan ma zupen racj, i za nic w wiecie nie chciabym pana odwie od tego, co pan chce zrobi i co wydaje mi si suszne i dobre. Musz jednak panu powiedzie: w tym wszystkim nie chodzi o bohaterstwo. Chodzi o uczciwo. Ta myl moe si wyda mieszna, ale jedyny sposb waki z dum to uczciwo. ''--"""'"'" - C to jest uczciwo? - powiedzia Rambert powaniejc nagle. - Nie wiem, czym uczciwo jest w ogle. Ale w moim przypadku polega na wykonywaniu zawodu. - Ach - powiedzia Rambert z wciekoci - nic wiem, ]aki jest mj zawd. Moe rzeczywicie jestem w bdzie wybierajc mio. / Rieux odwrci si w jego stron. - Nie - powiedzia z moc - pan nie jest w bdzie. Rambert patrzy na nich w zamyleniu. - Przypuszczam, e wy dwaj nie macie nic do stracenia w tym wszystkim. Wtedy atwiej by po dobrej stronie. Rieux wychyli swj kieliszek. - Chodmy - powiedzia - mamy robot. Wyszed. Tarrou ruszy za nim, ale gdy mia wyj, jakby si rozmyli, odwrci si i powiedzia do dziennikarza: - Czy pan wie, e ona Rieux znajduje si w sanatorium, kilkaset kilometrw std? Rambert okaza gestem zdumienie, ale Tarrou ju nie byo. 138 Nazajutrz o wczesnej godzinie Rambert telefonowa do doktora. - Czy zgodzi si pan, ebym pracowa z wami, a znajd sposb opuszczenia miasta? Na drugim kocu przewodu trwaa przez chwil cisza i potem: - Tak. Dzikuj panu. III Tak wic, przez cae tygodnie, winiowie walczy jak mogli. Wida, e niektrzy z nich, jak Ramber wyobraali sobie jednak, e dziaaj jako wolni lu dzie, e mog jeszcze wybiera. W istocie jedna ^ wwczas, w poowie sierpnia, duma przysoni, ^ wszystko. Nie byo ju losw indywidualnych, aL ^ wsplna historia, to znaczy duma i uczucia, ktryc "^ doznawali wszyscy. Najsilniejszym z nich bya wia-^ domo rozki i wygnania wraz ze strachem i bun-0^ tem, jakie niosa w sobie. Dlatego narrator uwaa, e u szczytu upaw i dumy naley opisa dla przykadu zachowanie si ogu, gwatowne czyny naszych wspobywateli, pogrzeby zmarych i cierpienia rozczonych kochankw. W rodku owego roku zerwa si wiatr i wia przez wiele dni w zadumionym miecie. Mieszkacy Ora-nu szczeglnie obawiaj si wiatru, poniewa me napotykajc adnej naturalnej przeszkody na pasko-wzgrzu, gdzie ley miasto, wpada na ulice z ca gwatownoci. Po dugich miesicach, kiedy ani jedna kropla wody nie odwieya miasta, mury pokry szary tynk, odpadajcy pod tchnieniem wiatru. Wiatr wzbija fale kurzu i papierw, ktre uderzay po nogach coraz to rzadszych przechodniw. Mona byo ich ujrze, jak piesz ulicami, pochyleni do przodu, z chustk lub rk na ustach. Wieczorem ludzie ju nie zbierali si, by moliwie najbardziej przeduy te dni, z ktrych kady mg by ostatnim; maymi grupami szli szybko do domw lub

kawiar, tak e przez kilka dni o zmierzchu, ktry podwczas zapada szybciej, ulice byy puste, i tylko wiatr wydawa nieustanne skargi. Od wzburzonego i wci niewidzialnego morza szed zapach wodorostw i soli. Te puste miasto ubielone kurzem, nasycone zapachem 140 morza, dwiczce krzykami wiatru, jczao wwczas jak nieszczliwa wyspa. A dotd duma zabraa najwicej ofiar z dzielnic zewntrznych, bardziej zaludnionych i ndzniej szych anieli dzielnice w centrum miasta. Ale nagle podesza bliej i rozgocia si w dzielnicach handlowych. Mieszkacy powiadali, e to wiatr roznosi zarodki infekcji. "Wiatr miesza karty" mwi dyrektor hotelu. Tak czy inaczej, dzielnice w centrum wiedziay, e nadesza ich kolej, gdy w nocy, z bliska i coraz czciej, rozlegay si pod oknami sygnay ambulansw, lc ponure i beznamitne wezwanie dumy. W samym centrum miasta wadze wpady na myl, eby odizolowa pewne, szczeglnie dowiadczone przez dum dzielnice; mogli je opuszcza tylko ci ludzie, ktrych praca bya niezbdna. Mieszkacy tych dzielnic uwaali, e zrobiono to, by im umylnie dokuczy, a w kadym razie, prawem kontrastu, myleli o mieszkacach innych dzielnic jak o wolnych ludziach. Ci ostatni natomiast w trudnych chwilach znajdowali pocieszenie w myli, e inni s jeszcze mniej wolni ni oni sami. "Zawsze znajdzie si kto, ' kto bardziej jest winiem ni ja", to zdanie streszczao wwczas jedyn dostpn nadziej. Mniej wicej w tym czasie wzrosa rwnie liczba poarw, zwaszcza w dzielnicach willowych, u zachodnich bram miasta. Dowiedziano si, e ludzie, ktrzy wrcili z kwarantanny, doprowadzeni do szalestwa aob i nieszczciem, podpalali swe domy w zudzeniu, e zabij w nich dum. Wiele byo trudu ze zwalczaniem tych poarw, ktrych czsto naraaa cae dzielnice na nieustanne niebezpieczestwo, wia bowiem gwatowny wiatr. Kiedy wyjanianie, e dezynfekcja domw przeprowadzona przez wadze wyklucza wszelkie ryzyko zaraenia, nie przydawao si ju na nic, trzeba byo ogosi surowe kary dla niewinnych podpalaczy. I jest rzecz jasn, e nie myl o wizieniu powstrzymywaa wwczas tych 141 nieszcznikw, ale pewno, wsplna wszystkim | mieszkacom, e kara aresztu rwna si karze mierci, ze wzgldu na nadmiern miertelno, jak zanotowano w miejskim wizieniu. Ta pewno miaa naturalnie swoje podstawy. Z przyczyn oczywistych zdawao si, e duma rzuca si ze szczegln zaciekoci na tych, ktrzy zwykle yj pospou, jak onierze, zakonnicy czy winiowie. Mimo bowiem izolacji niektrych aresztantw wizienie jest spoecznoci, czego dowodzi fakt, e w naszym miejskim wizieniu straniag, tak samo jak aresztanci, pacili '^ danin chorobie.(Z wyszego punktu widzenia, ktry ^ by punktem widzenia dumy, wszyscy, od dyrektora )^ do ostatniego winia, byli skazani, i moe ,po- raz * ^y , pierwszy w wizieniu panowaa absolutna rwno. ^ Na prno wadze usioway wprowadzi hierarchi ~ w tym ujednostajnieniu, powziwszy myl, by nadawa odznaczenia stranikom wiziennym zmarym ' podczas wykonywania swych obowizkw. Poniewa ogoszono stan oblenia, a stranikw wiziennych w pewien sposb mona byo uwaa za zmobilizo- ' wanych, odznaczono ich pomiertnie medalami wojskowymi. Ale jeli aresztanci nie protestowali w najmniejszym stopniu, w koach wojskowych nie przyj- * to tego yczliwie i susznie zauwaono, e poaowania godny zamt moe si zrodzi w umysach ludnoci. Wadze uznay te racje i doszy do wniosku, e najprociej bdzie przyznawa zmarym stranikom medal za epidemi. Jeli jednak idzie o pierwszych dekorowanych, zo ju si stao, nie mona byo cofn odznacze i koa wojskowe nadal podtrzymyway swj punkt widzenia. Z drugiej strony, medal za epidemi o tyle by gorszy, e nie mg wywrze efektu moralnego, jaki uzyskano nadajc odznaczenia wojskowe, poniewa w czasie epidemii otrzyma odznaczenia tego rodzaju jest rzecz banaln. Wszyscy byli niezadowoleni. Co wicej, wadze karne nie mogy postpi jak wadze zakonne ani jak wadze wojskowe. Zakonnicy 142 z dwch klasztorw miasta opucili je i zamieszkali na razie przy pobonych rodzinach. Podobnie, za kadym razem, kiedy to byo moliwe, zabierano niewielkie grupy z koszar i umieszczano jako garnizony w szkoach czy w gmachach publicznych. W ten sposb choroba, ktra na pozr zmusia oblonych do solidarnoci, amaa zarazem tradycyjne zrzeszenia i odsyaa ludzi z powrotem do samotnoci. Powsta wic zamt. Mona przypuszcza, e wszystkie te okolicznoci oraz wiatr rozpomieniy rwnie pewne umysy.

Bramy miasta atakowano znw wielokrotnie w nocy, ale tym razem byy to niewielkie uzbrojone grupy. Nastpia wymiana strzaw, byli ranni i kilka ucieczek. Strae wzmocniono i te prby ustay do nagle. Byo, ich jednak dosy, by po miecie przeszed wiew rewolucji i wywoa pewne rozruchy. Domy podpalone lub zamknite ze wzgldw sanitarnych zostay obrabowane. Prawd mwic, trudno przypuszcza, e te akty byy zamierzone. Najczciej naga okazja doprowadzaa czcigodnych dotychczas ludzi do nagannych czynw, ktre natychmiast naladowano. Trafiali si wic szalecy, ktrzy wpadali do poncego domu jeszcze w obecnoci ogupiaego z blu waciciela. Na widok jego obojtnoci za przykadem pierwszych szli liczni widzowie, i po ciemnej ulicy, w wietle poaru, ze wszystkich stron mkny uciekajce cienie, znieksztacone przez zamierajcy ogie oraz przedmioty i meble, ktre niosy na ramionach. Te wypadki zmusiy wadze, by_ prcz stanu dumy ogosiy_stan_ oblenia i wprowadziy odpo\ifidnie P^aJKiLJ?0781'1'26^'1'10 dwch zodziei, ale jest rzecz wtpliw, czy podziaao to na innych, poniewa wrd tylu zmarych te dwie egzekucje miny nie zauwaone; bya to kropla wody w morzu. Prawd mwic, podobne sceny powtarzay si do czsto i wadze nie udaway nawet, e interweniuj. Jedyna rzecz, ktra wywara wraenie na wszystkich mieszkacach, to wprowadzenie zaciemnienia. Od godziny 143 E4 jedenastej miasto, pogrone w cakowitej ciemnoci, ^ stawao si kamienne, p Pod ksiycowym niebem wystawiao rzdami swe biaawe mury i proste ulice, nie skaone nigdzie czar] na plam drzewa, nie zaniepokojone nigdy krokiem n< przechodnia czy gosem psa. Wielkie ciche miasto byla o wwczas tylko zbiorowiskiem masywnych i nieruay chomych szecianw, pomidzy ktrymi milczce wiq zerunki zapomnianych dobroczycw czy wielkich ^ ludzi przeszoci, na wieki wcinite w brz, usio-k1 Y, way swymi nieprawdziwymi twarzami z kamienia z' "^ czy elaza wywoa znieksztacon wizj tego, czym isz <^ by kiedy czowiek. Te polednie bstwa panoway z ^i poci gstym niebem na martwych skrzyowaniach ta /-^ ulic, niewraliwe i prostackie, do wiernie wyobra- ci ^-C zajc nieruchome krlestwo, do ktrego wkroczylimy, lub przynajmniej jego ad ostateczny, ad cmenfo tarza, gdzie duma, kamie i noc zmusiy wreszcie S wszelki gos do milczenia. Ti Ale noc bya rwnie we wszystkich sercach, k( i prawda oraz legendy, jakie powtarzano sobie na te"w mat pogrzebw, nie byy tego rodzaju, eby podnie "w na duchu naszych wspobywateli. Naley bowiem cL' mwi o pogrzebach i narrator za to przeprasza. Czu-w je dobrze, jaki zarzut mona by mu postawi, leczsi ma jedno tylko usprawiedliwienie, a mianowicie, e k' przez cay ten czas byy pogrzeby i e w pewien spoa sb, jak wszystkich wspobywateli, zmuszono go do s; zajmowania si pogrzebami. W kadym razie nie czyt; ni tego z upodobania do ceremonii tego rodzaju; prze- S1 ciwnie, woli spoeczestwo ywych i na przykad kn piele morskie. Ale zniesiono kpiele morskie, a spoo eczestwo ywych lkao si przez cay dzie, e t bdzie musiao zrzec si swych praw na rzecz spo eczestwa umarych. Taka bya oczywisto. Natus rainie, mona si zmusi, eby jej nie widzie, zatka ^ oczy i odmwi na ni zgody, ale oczywisto ma s straszn si, ktra w kocu zawsze odnosi zwycis< two. W jaki sposb, na przykad, nie zgodzi si na a

144 3 pogrzeb w dniu, kiedy tym, ktrych kochacie, trzeba pogrzebu? Z pocztku ceremonie pogrzebowe cechowa popiech. Uproszczono wszystkie formalnoci i zniesio-Ino w ogle uroczyste pogrzeby. nhnj^y ^rrp^rali 7. da-. 'la od gwy^j^J^z3.^^n^terffzQlft^Q^^^^ prgfy nwh zgodnie 'z, r^tuaemyJak^e^ten^tA^zmartJ^ spdza noc sam, tego ^za^J^-,,zmarL.,w^ uagu,_dnj,a, grzebanabezzwocznie^ 'Zawiadamiano oczywicie krewycfi, ale na^z^cTe] nie mogli oni ruszy si z miejsca, poniewa odbywali kwarantann, jeli mie-,szkali razem z chorym. Jeli rodzina nie mieszkaa ;z nim uprzednio, zjawiaa si o oznaczonej godzinie, ^'to znaczy o godzinie wyruszenia na cmentarz, gdy ciao byo ju umyte i zoone do trumny. Przypumy, e miejscem, gdzie dopenia si tych i formalnoci, jest pomocniczy szpital doktora Rieux. Szkoa miaa wyjcie z tyu, za gwnym budynkiem. Trumny mieciy si w rupieciarni wychodzcej na korytarz. W tym wanie korytarzu rodzina znajdo-,waa zamknit ju trumn. Natychmiast przystpowano do rzeczy najwaniejszej, to znaczy, gowa ro-^dziny skadaa podpis na papierach. Nastpnie adowano ciao na samochd, ktry albo by prawdziwym' samochodem przewozowym, albo przerobionym wielkim ambulansem. Krewni wsiadali do takswek, jeszcze wwczas kursujcych, i samochody z najwiksz szybkoci jechay zewntrznymi ulicami na cmentarz. Przy bramie andarmi zatrzymywali kondukt, stemplowali oficjaln przepustk, bez ktrej nie mona byo mie tego, co nasi wspobywatele nazywali ostatnim mieszkaniem, usuwali si z drogi i auta zatrzymyway si przy kwaterze, gdzie liczne doy czekay na zapenienie. Ksidz przyjmowa ciao, zniesiono bowiem naboestwa aobne w kocioach. Wrd modlitw wyjmowano trumn, zwizywano j sznurem, wleczono, trumna zelizgiwaa si, uderzaa o dno, ksidz macha kropidem i ju pierwsze grudki ziemi odskakiway od wieka. Ambulans odjeda nie10 - Duma 145 co wczeniej do dezynfekcji i podczas gdy glina z o pat spadaa coraz bardziej gucho, rodzina szybki wsiadaa do takswki. W kwadrans pniej bya ju w domu. W ten sposb wszystko odbywao si rzeczywici z maksimum szybkoci i minimum ryzyka. Rzecz j as na, e przynajmniej z pocztku rodzina czua si< w swych sentymentach uraona. Ale s to wzgldy z ktrymi w czasie dumy niepodobna si liczy wszystko powicono skutecznoci. Zreszt, jeli z pocztku poczucie moralne ludnoci cierpiao z powodl tych praktyk, gdy pragnienie, by zosta pochowanyn przyzwoicie, jest bardziej rozpowszechnione, ni si^ przypuszcza, pniej, na szczcie, problem wyywienia sta si draliwy i zainteresowanie mieszkacw skierowao si ku pilniejszym troskom. Ludzie, ktrzy chcc je musieli wystawa w kolejkach, czyni starania i wypenia formularze, nie mieli czasu myle o tym, jak umiera si wok nich i jak oni umr pewnego dnia. Tak wic te trudnoci materialne, ktre powinny byy sta si nieszczciem, w konsekwencji okazay si dobrodziejstwem. I wszystko szoby doskonale, gdyby epidemia nie rozszerzya si, jak to ju widzielimy. Trumien bowiem byo wci mniej, brako ptna na cauny i miejsca na cmentarzu. Trzeba si byo zastanowi. Rzecz najprostsz, wci ze wzgldu na skuteczno, wydao si poczenie obrzdw w koniecznych wypadkach, zwikszenie iloci przeja^rw midzy szpitalem a cmentarzem. Jeli idzie o teren Rieux, szpital dysponowa wwczas piciu trumnami. Trumny zapeniano i adowano do ambulansu. Na cmentarzu oprniano skrzynie, ciaa koloru elaza skadano na noszach i trupy czekay w specjalnie przygotowanej szopie. Trumny skraplano pynem antyseptycznym, odwoono z powrotem do szpitala i zabieg powtarzano tyle razy, ile byo trzeba. Organizacja bya wic bardzo dobra i prefekt okaza zadowolenie. Powiedzia nawet Rieux, e lepsze to 146 w kocu od wzkw ze zmarymi cignitych przez > Murzynw, jak to opisuj kroniki dawnych dum. ;( - Tak - odpar Rieux - to ten sa'm pogrzeb, tylko my prowadzimy karty kontrolne. Postp jest bezsporny. Mimo tych sukcesw administracji nieprzyjemny i teraz charakter formalnoci skoni prefektur do l usunicia krewnych z ceremonii. Tolerowano jedynie l ich obecno u bram cmentarza, ale te nieoficjalnie. Jeli bowiem chodzi o ostatni obrzdek, rzecz si nieco zmienia. Przy kocu

cmentarza, na nagiej przestrzeni poronitej mastykowcami, wykopano dwa olbrzymie doy. Jeden d by dla mczyzn, drugi dla kobiet. Pod tym wzgldem administracja szanowaa konwenanse, i dopiero znacznie pniej ten ostatni wstyd znik si rzeczy i grzebano, jak popado, jednych na drugich, mczyzn i kobiety, nie troszczc si o przyzwoito. Na szczcie w ostateczny zamt towarzyszy tylko ostatnim chwilom zarazy. W okresie, ktrym si zajmujemy, doy byy oddzielone i prefekturze bardzo na tym zaleao. W gbi kadego z nich dymia i kipiaa gruba warstwa niegaszonego wapna. Na brzegu dou znajdowa si pagrek tego samego wapna, pcherzyki rozpryskiway si w powietrzu. Kiedy ambulans zakoczy ju swoje podre, wychodzi orszak z noszami, zsuwano w gb obnaone i poskrcane ciaa, jedne obok drugich, i natychmiast pokrywano je niegaszonym wapnem, potem ziemi, ale tylko do pewnego poziomu, by oszczdzi miejsca dla przyszych goci. Nazajutrz proszono krewnych o zoenie podpisu w rejestrze, co wiadczyo o rnicy midzy ludmi a na przykad psami: kontrola zawsze bya moliwa. Do wszystkich tych operacji trzeba byo personelu i wci grozio niebezpieczestwo, e nazajutrz go zabraknie. Wielu sanitariuszy i grabarzy, wpierw zawodowych, potem przygodnych, zmaro na dum. Cho stosowano rodki ostronoci, nie sposb byo unikn zaraenia. Ale, rzecz najbardziej zdumiewajca, jeli 10* 147 si nad tym dobrze zastanowi: nigdy, przez cay czas trwania epidemii nie zabrako ludzi do wykonywania tych posug. Okres krytyczny nastpi nieco przedtem, zanim duma osigna swj szczyt, i niepokoje doktora Rieux byy uzasadnione. Nie wystarczao rk ani jeli idzie o kadry, ani o to, co doktor nazywa czarn robot. Ale gdy duma rzeczywicie zapanowaa nad caym miastem, konsekwencje jej rozmiarw byy nawet dogodne, poniewa epidemia zdezorganizowaa ycie ekonomiczne i spowodowaa znaczne bezrobocie. W wikszoci wypadkw bezrobotni nie uzupeniali kadr, ale o pracownikw niewykwalifikowanych byo teraz atwiej. Od tej chwili bowiem ndza okazaa si silniejsza od strachu, tym bardziej e za prac pacono w stosunku do ryzyka. Suba sanitarna dysponowaa list petentw i gdy zwalniao si miejsce, zawiadamiaa pierwszych z listy, ktrzy zjawiali si bezzwocznie, chyba e w przerwie oni rwnie zwolnili miejsce. Tak wic prefekt, ktry dugo waha si, czy uy do tych prac winiw skazanych czasowo lub doywotnio, mg unikn tej ostatecznoci. Uwaa, e jak dugo s bezrobotni, naley czeka. A do koca sierpnia nasi wspobywatele docierali wic jako tako do swego ostatniego mieszkania, jeli nie przyzwoicie, to przynajmniej w wystarczajcym porzdku, eby administracja zachowaa poczucie spenionego obowizku. Ale trzeba wyprzedzi nieco bieg wypadkw, by opisa ostatnie sposoby, do jakich musiano si uciec. Od sierpnia duma trzymaa si na takim poziomie, e nagromadzenie ofiar przewyszao znacznie moliwoci, jakimi dysponowa nasz may cmentarz. Na prno zburzono cz muru i otwarto dla martwych wolne miejsce na otaczajcych terenach, trzeba byo szybko wymyli co innego. Najpierw postanowiono grzeba noc, co tym samym zwalniao od pewnych wzgldw. Mona byo zaadowywa coraz wicej cia do ambulansw. I za-pnieni przechodnie, ktrzy wbrew wszelkim prze148 pisom znajdowali si po zaciemnieniu w odlegych od centrum dzielnicach (lub ci, ktrych sprowadziy tam zajcia), napotykali niekiedy dugie biae ambulanse, mknce z najwiksz szybkoci, ich matowe dzwonki rozbrzmieway na opustoszaych ulicach. Ciaa wrzucano popiesznie do dow. Jeszcze nie doleciay do dna, gdy opaty wapna spaday na twarze i ziemia pokrywaa je anonimowo w owych jamach, ktre drono coraz gbiej. Jednake nieco pniej wypado szuka czego innego i posun si jeszcze dalej. Zarzdzenie prefektury wywaszczyo posiadaczy koncesji na wieczno, ekshumowane szcztki poszy do krematoryjnego pieca. Wkrtce zmarych na dum trzeba byo odwozi do krematorium. Ale teraz musiano uy starego pieca do spopielania zwok, ktry znajdowa si we wschodniej stronie miasta, za bramami. Posterunek stray przesunito dalej, a pewien urzdnik merostwa uatwi znacznie zadanie wadz, radzc uy tramwajw, ktre dawniej obsugiway skaln drog nadmorsk i stay teraz bezuytecznie. W tym celu przystosowano wntrza wozw motorowych i przyczep, usuwajc siedzenia; linia zawracaa przy piecu, ktry w ten sposb sta si stacj kracow. Pod koniec lata, podobnie jak podczas deszczw jesiennych, co noc skaln drog wspinay si dziwne orszaki tramwajw bez pasaerw, koyszc si nad morzem. Mieszkacy dowiedzieli si

w kocu, co to jest. I mimo patroli bronicych wejcia na drog ludzie do czsto przedostawali si na skay sterczce nad falami i gdy przejeday tramwaje, rzucali kwiaty do rodka. Sycha byo wwczas, jak tramwaje poskrzypuj w letniej nocy, dwigajc adunek kwiatw i trupw. W kadym razie przez pierwsze dni ciki i mdlcy opar unosi si z rana nad wschodnimi dzielnicami miasta. Wedug opinii lekarzy, te wyziewy, cho nieprzyjemne, nie mogy zaszkodzi nikomu. Ale mieszkacy owych dzielnic zagrozili, e je natychmiast 149 opuszcz, przekonani, i tym razem duma spadnit na nich z wysokoci nieba; musiano wic skierowa dym w inn stron stosujc system skomplikowany cl przewodw, i mieszkacy si uspokoili. Tylko w dn gdy wia wielki wiatr, nieokrelony capach idcy od wschodu przypomina im, e zapanowa nowy porzdek i e pomienie dumy poeraj co wieczr zoon sobie danin. Byy to ostateczne konsekwencje epidemii. Na szczcie nie rozszerzya si ju potem, wolno bowiem przypuszcza, e pomysowo naszych urzdw, dyspozycje prefektury, a nawet chonno pieca mogyby temu nie podoa. Rieux wiedzia, ze obmylano rozpaczliwe sposoby, jak wrzucanie trupw do morza, i wyobraa sobie z atwoci straszliw pian na niebieskiej wodzie. Wiedzia rwnie, e jeeli statystyki bd szy w gr, adna, najdoskonalsza nawet ^ organizacja nie potrafi przeszkodzi temu, by ludzie^ wbrew prefekturze umierali gromadnie i gnili na uli- 'P cach i e miasto zobaczy, jak na placach publicznych s umierajcy bd si czepia ywych, suszn niena- c wi czc z gupi nadziej. " Ta wanie rzeczywisto czy lk utrzymyway w c naszych wspobywatelach poczucie wygnania i r- 1 ki. Jeli idzie o te sprawy, narrator auje ogrom- r< nie, e nie moe przytoczy tu nic, co byoby naprawd efektowne, jak krzepicy przykad jakiego bohatera czy olniewajcy czyn, podobny do tych, ktre znajdujemy w starych opowiadaniach. Rzecz w tym, e nic nie jest mniej efektowne ni plaga; wielkie nieszczcia, ju dziki swemu trwaniu, s monotonne. We wspomnieniu ludzi, ktrzy je przeyli, straszne dni dumy nie ukazuj si jako wielkie i okrutne pomienie, lecz raczej jako nie koczce si dreptanie, miadce wszystko po drodze. Nie, duma nie miaa nic wsplnego z wielkimi, penymi egzaltacji obrazami, ktre przeladoway doktora Rieux na pocztku epidemii. Przede Wszystkim bya przezorn i nienagann, dobrze funkcjonujc 150 administracj., Biorc to pod uwag, powiedzmy to nawiasem, "narrator, eby niczemu si nie sprzeniewierzy, a zwaszcza eby nie sprzeniewierzy si samemu sobie, dy do obiektywnoci. Nie chcia niemal nic zmienia efektami artystycznymi prcz tego, co wynika z elementarnych potrzeb relacji majcej zachowa jak cigo. I wanie obiektywno kae mu teraz powiedzie, e jeli wielkim cierpieniem tego okresu, najpowszechniejszym i najgbszym, bya rozka, jeli trzeba koniecznie da jej nowy opis w tym stadium dumy, niemniej jest prawd, e to cierpienie tracio wwczas swj patos. Czy nasi wspobywatele, a przynajmniej ci, ktrzy najbardziej cierpieli wskutek tej rozki, przyzwyczaili si do sytuacji? Nie byoby zupenie susznie tak twierdzi. Dla dokadnoci naleaoby powiedzie, e zarwno moralnie, jak i fizycznie cierpieli, poniewa stracili poczucie wszelkiej cielesnoci. Na pocztku dumy pamitali bardzo dobrze istot, ktr stracili, i czuli al. Ale jeli pamitali wyranie kochan twarz, jej miech, dzie, ktry wydawa im si teraz szczliwy, wyobraali sobie z trudem, co w i drugi moe robi o tej godzinie, kiedy go przywouj, i w miejscach teraz tak odlegych. Sowem, w owych chwilach mieli do pamici, ale niewystarczajc wyobrani. W drugim stadium dumy stracili rwnie pami. Nie zapomnieli tej twarzy, ale, co wychodzi na jedno, twarz stawaa si bezcielesna, nie dostrzegali jej w sobie. I kiedy w pierwszych tygodniach skonni byli si skary, e w sprawach swej mioci maj do czynienia tylko z cieniami, spostrzegli si pniej, e te cienie mog si sta jeszcze bardziej bezcielesne, tracc najlejsz barw, jak przydawao im wspomnienie. U koca tego dugiego czasu rozki nie wyobraali ju sobie owej intymnoci, ktra bya ich udziaem, ani tego, jak moga y obok nich istota, ktrej w kadej chwili mogli dotkn rk. W tym wzgldzie przyjli porzdek dumy, tym 151 bardziej skuteczny, im bardziej by przecitny. Ni u nas nie mia ju wielkich uczu. Ale wszyscy di znawali uczu monotonnych. "Czas, eby si to sko] czyo" - mwili nasi wspobywatele, poniew, podczas dumy jest rzecz normaln yczy sobie kont ca cierpie zbiorowych i poniewa rzeczywicie yczy| li sobie, eby si one skoczyy. Wszystko to mwiona jednak bez ognia czy

goryczy, jak na pocztku, alf opierajc si na kilku argumentach, ktre byy dli nas jeszcze oczywiste i ktre byy ubogie. Po wielkim dzikim porywie pierwszych tygodni nastpio przygnbienie, ktre bdem byoby bra za rezygnacj byo ono jednak rodzajem prowizorycznej zgody. Nasi wspobywatele weszli w ten rytm, przysto sowali si, jak to si powiada, nie sposb bowien byo postpi inaczej. Naturalnie, zachowali jeszcze postaw nieszczcia i cierpienia, lecz nie czuli j u ich ostrza. Zreszt doktor Rieux uwaa, na przykad e to wanie byo nieszczciem i e przyzwyczaJeni( si do rozpaczy jest gorsze ni sama rozpacz. Dawnie rozczeni kochankowie nie byli naprawd nieszcz liwi, ich cierpienie miao w sobie wiato, ktre teraz zgaso. Teraz widywano ich na rogu ulicy, w kawiar ni lub u przyjaci spokojnych, roztargnionych i z tali bardzo znudzonym spojrzeniem, e dziki nim cae miasto przypominao poczekalni. Ci, ktrzy mieli ja kies zajcie, wykonywali je w tempie dumy, skrupulatnie i bez haasu. Wszyscy byli skromni. Po raz pierwszy rozczeni nie czuli wstrtu do rozmw o nieobecnym, do uywania jzyka wszystkich, do rozpatrywania rozki tak samo jak statystyk epidemii. Jeli a dotd zaciekle oddzielali swoje cierpienie od wsplnego nieszczcia, teraz zgadzali si na ich pomieszanie. Pozbawieni pamici i nadziei, ulokowali si w teraniejszoci. Doprawdy, wszystko stao si dla nich teraniejszoci. DtffiaA^fld^hraa wszystkim ^e^J'nik>sci,..^i.^%awet przy janie, trzeba to powiedzie. Mio bowiem da odrbmy przyszoci, a mymy mieli tylko chwile. iki Oczywicie, nic tu nie jest absolutne. Jeli bowiem. o- jest prawd, e wszyscy rozczeni doszli do tego - stanu, naley doda, e nie wszyscy w tym samym czasie, i jeli przyjli t now postaw, byski, nawroty, nage oprzytomnienia wiody ich ku. odmodzonej i bardziej bolesnej wraliwoci. Trzeba byo do tego owych chwil nieuwagi, kiedy ukadali jaki projekt, z ktrego wynikao, e duma ustaa. Trzeba byo, eby poczuli niespodzianie, dziki jakiej asce, ukszenie bezprzedmiotowej zazdroci. Inni dowiadczali rwnie nagego odrodzenia, otrzsali si z odrtwienia w pewne dni tygodnia, naturalnie w niedziel i w sobot po poudniu, poniewa w czasach nieobecnego te dni byy powicone pewnym rytuaom. Albo te jak& melancholia, ogarniajca ich u schyku dnia, dawaa .zna, co nie zawsze potwierdzao si zreszt, e wrci im pami. Ta godzina wieczorna, dla wierzcych godzina rachunku sumienia, jest cika dla winia lub wygnaca, ktrzy mog jedynie sprawdza prni. Trzymaa ich przez chwil w zawieszeniu, potem znowu tpieli, zamykali si w dumie. Jest wic jasne, e rzecz polegaa na wyrzeczeniu si tego, co najbardziej osobiste. Jeli w pierwszych okresach dumy odczuwali bolenie drobnostki, ktre liczyy si tylko dla nich, nie istniejc dla innych, i w ten sposb dowiadczali ycia osobistego, teraz, na odwrt, interesowali si tym, co interesowao innych, ich myli byy mylami oglnymi i nawet mio przybraa dla nich twarz najbardziej abstrakcyjn. Tak bardzo byli wydani dumie, e niekiedy nadziej odnajdowali tylko we nie i przyapywali si na myli: "Dymienice, i niech si to, ju' skoczy!" Ale spali ju naprawd i cay ten czas by tylko dugim snem. Miasto'zaludniali ludzie picy z otwartymi oczyma, ktrzy wymykali si swemu losowi tylko w tych rzadkich chwilach, kiedy ich rana z pozoru zamknita otwieraa si nagle w nocy. Wyrwani ze snu dotykali jej z niejakim roztargnieniem, z irytacj na ustach, odnajdujc w nagym bysku swoje nagle odmodzo153 z moc, e ten nakaz, to danie jest przywilejem chrzecijanina. Jest rwnie jego "cnot. Paneloux wie, e to, co jest ponad zwyk miar w cnocie (o czym powie za chwil), wielu ludziom, przyzwyczajonym do bardziej pobaliwej i klasycznej moralnoci, wyda si czym zaskakujcym. Ale religia czasu dumy nie moe by religi codzienn i jeli Bg mgby ^zgo-~ dzi si, a nawet pragn, by dusza odpoczywaa i cieszya si w czasach szczcia, chce,' eby si okazaa ponad swoj miar, skoro nieszczcie jest bezmierne. Bg udziela dzi aski istotom przez siebie stworzonym zsyajc im nieszczcie, jakiego trzeba, by mogy udwign najwiksz cnot: Wszystko lub Nic. Przed wiekiem pewien autor wiecki mniema, e odkry tajemnic Kocioa twierdzc, e nie ma czyca. Rozumia przez to, e nie ma prodkw, e jest tylko raj i pieko, i mona by jedynie zbawionym lub potpionym wedle tego, co si wybrao. Zdaniem Paneloux jest to herezja, ktra moga si zradzi tylko w duszy niedowiarka. Jest bowiem czyciec. Ale zdarzay si bez wtpienia okresy, kiedy nie mona si byo tego czyca spodziewa, okresy, kiedy nie mona byo mwi o grzechu powszednim. Wszelki grzech by miertelny, wszelka obojtno zbrodnicza. Byo wszystko lub nic.

Paneloux urwa i Rieux usysza w tej chwili wyraniej jki wiatru pod drzwiami, jak gdyby wiatr przybiera na sile. Ojciec Paneloux powiedzia wwczas, e cnota cakowitej zgody, o ktrej mwi, nie powinna by zrozumiana w sensie ograniczonym, jaki si jej zazwyczaj nadaje; nie chodzi o banaln rezygnacj ani nawet o trudn pokor. Chodzi o upokorzenie, ale o upokorzenie, z ktrym upokorzony byby w zgodzie.t^ierpienie dziecka jest na pewno upokarzajce dla umysu i serca. Ale tego wanie trzeba zazna. Dlatego (i Paneloux zapewni swoich suchaczy, e ma nieatw rzecz do powiedzenia) trzeba chcie cierpienia, poniewa Bg go chce. Tylko w ten sposb chrzecijanin nie oszczdzi sobie niczego 186 rych naszych wspobywateli przywodzia na myl owe dugie kolejki przed sklepami z ywnoci we wszystkich stronach miasta. Bya to ta sama rezygnacja i ta sama pobaliwo, nieograniczona i bez zudze zarazem. Trzeba byo tylko, jeli idzie o rozk, podnie to uczucie na szczebel tysic razy wyszy, wtedy bowiem rzecz dotyczya innego godu, ktry mg wszystko pochon. W kadym razie, jeli chcemy mie waciwe wyobraenie o stanie ducha, w jakim znajdowali si ludzie rozczeni w naszym miecie, naley znw przywoa owe niezmienne wieczory, zocone i pene kurzu, ktre spaday na miasto bez drzew, gdy mczyni i kobiety wychodzili na ulic. Rzecz bowiem osobliwa, e ku nasonecznionym jeszcze tarasom zamiast zgieku pojazdw i motorw - zwykej mowy miast - wznosi si ogromny huk guchych krokw i gosw, bolesne szuranie tysica podeszew zrytmizo-wanych gwizdem zarazy w cikim niebie, nie koczce si stumione dreptanie, ktre wypeniao powoli cae miasto i ktre, wieczr po wieczorze, wyraao ^^"^^^^^^^^Pti^JiSES-^ sercach zastpujcy wwczas mio. IV Przez wrzesie i padziernik duma trzymaa miasto zgite w swym ucisku. Poniewa rzecz polegaa na dreptaniu, setki tysicy ludzi dreptay podczas nie koczcych si tygodni. Mga, upa i deszcz nastpoway po sobie na niebie. Milczce chmary ptakw, V drozdw cigncych z poudnia, przelatyway bardzo ^ ' wysoko, ale omijay miasto, jak gdyby maczuga Pa-<s^ neloux, dziwaczny kawa drzewa obracajcy si ^) z gwizdem nad domami, trzymaa je na uboczu. Z po-^ cztkiem padziernika wielkie deszcze wymioty uli-<^- i ce. I przez cay ten czas nie zdarzyo si nic wa-n^szego od tego ogromnego dreptania. CjR.ieux i jego przyjaciele zrozumieli w^w^713 .g ja] bardzobyl^zn3^gnT. Doprawdy, ludzie z formacji sanitarnych nie trawili ju tego zmczenia. Doktor Rieux zda sobie z tego spraw obserwujc u swych przyjaci i siebie samego postpy szczeglna obojtnoci. Ci ludzie na przykad, ktrzy a dotd okazywali tak ywe zainteresowanie dla wszystkich nowin dotyczcych dumy, nie zwracali ju na nie adnej uwagi. Rambert, ktremu powierzono na razie jedn ze stacji kwarantanny, od niedawna znajdujc si w jego hotelu, zna doskonale liczb ludzi, ktrych mia pod obserwacj. Zna najdrobniejsze szczegy systemu natychmiastowej ewakuacji, ktry zorganizowa dla tych, u ktrych mona byo zauway nage objawy choroby. Statystyki dziaania serum podczas kwarantanny wryy mu si w pami. Nie potrafi jednak poda tygodniowej cyfry ofiar dumy, nie wiedzia w istocie, czy choroba rozwija si, czy cofa. I, mimo wszystko, spodziewa si rychej ucieczki. Inni natomiast, pochonici prac w dzie i w noc, nie czytali dziennikw i nie suchali radia. Kiedy 156 oznajmiano im jaki wynik, udawali, e to ich interesuje, ale naprawd przyjmowali wiadomo z owym rodzajem roztargnionej obojtnoci, jak przypisujemy uczestnikom wielkich wojen, ktrzy wyczerpani prac, zajci tylko tym, by nie osabn w codziennych obowizkach, nie spodziewaj si ju rozstrzygajcej operacji ani zawieszenia broni. Grand, nadal wykonujcy obliczenia, jakich wymagaa duma, na pewno nie potrafiby poda oglnych rezultatw choroby. W przeciwiestwie do Tar-rou, Ramberta i Rieux wyranie odpornych na. zmczenie, zawsze by sabego zdrowia. Teraz czy funkcj urzdnika w merostwie z sekretarzowaniem u Rieux i swymi pracami nocnymi. Znajdowa si wic w stanie cigego wyczerpania, podtrzymywany kilkoma urojeniami, na przykad, e gdy duma si skoczy, zafunduje sobie prawdziwe wakacje przynajmniej na tydzie i zajmie si wwczas na serio, "kapelusze z gw, panowie", tym, co mia w robocie. Ogarniay go te nage rozrzewnienia i wwczas chtnie opowiada doktorowi Rieux o Jeanne, zadajc sobie pytanie, gdzie ona moe by teraz i czy myli o nim, gdy czyta gazety. Rieux pochwyci si pewnego dnia na tym, e jemu wanie mwi o swojej onie, i to w sposb najbardziej banalny, co nie zdarzao si nigdy

dotychczas. Niepewny, czy naley ufa pocieszajcym telegramom od ony, postanowi zadepeszowa do naczelnego lekarza sanatorium, w ktrym si leczya. W odpowiedzi otrzyma wiadomo o pogorszeniu i zapewnienie, e zostanie zrobione wszystko, eby nie dopuci do dalszego rozwoju choroby. Zachowa te nowiny dla siebie i nie potrafi sobie wytumaczy czym innym jak zmczeniem, e zwierzy si Grandowi. Urzdnik wpierw mwi o Jeanne, potem zapyta Rieux o jego on i doktor odpowiedzia. - Pan wie - rzek Grand - te rzeczy leczy si teraz doskonale. Rieux zgodzi si dodajc jedynie, e rozka staje 157 si zbyt duga i e pomgby moe onie zwalczy chorob, gdy teraz musi si czu cakiem samotni Potem zamilk i odpowiada ju tylko wymijajc na pytania Granda. Inni znajdowali si w tym samym stanie. Tarroi by bardziej odporny, jego notatki wskazuj jedna na to, e jeli jego zainteresowania nie straciy ni gbi, stay si mniej rnorodne, i Przez cay ten okrei pozornie zajmowa si tylko Cottardem. Wieczorem u Rieux, do ktrego si przenis, odkd hotel zamieniono na dom kwarantanny, ledwo sucha Granda czy doktora oznajmiajcego wyniki. Natychmiasi skierowywa rozmow na drobne szczegy ycia oraskiego, ktre interesoway go najbardziej. Jeli mowa o Castelu, to w dniu, kiedy oznajmi on doktorowi Rieux, e serum jest gotowe, i kiedy postanowili dokona pierwszej prby na synku pan< Othona, ktrego przywieziono do szpitala (jego wypadek wydawa si Rieux beznadziejny), doktor przytacza wanie staremu przyjacielowi ostatnie statyw styki; nagle zauway, e Castel pi gbokim snem w swym fotelu. I widzc t twarz, tak zawsze mod dziki wyrazowi agodnoci i ironii, twarz nagle bezsiln, zuyt, star, z pasemkiem liny spywajcej z na wp otwartych ust, Rieux poczu, jak ciska mu si gardo. Te saboci pozwoliy Rieux oceni wasne zmczenie. Nie panowa nad swoj wraliwoci. Ta wraliwo, najczciej stumiona, stwardniaa i wyschnita, pkaa niekiedy i wydawaa go wzruszeniom, na ktrymi nie mia ju wadzy. Jedyn obron bye schroni si w tej stwardmaoci, zacisn wze, ktry si w nim uformowa. Wiedzia, e to dobry sposb eby nie ustawa. Co do reszty, nie mia wielkich zudze, a zmczenie odebrao mu te, ktre zachowa jeszcze. Wiedzia bowiem, e na okres, ktrego koce nie dostrzega, jego rola nie polegaa ju na leczeniu Jego rola polegaa na stawianiu diagnozy. Stwierdzi, zobaczy, opisa, zarejestrowa, potem skaza 158 takie byo jego zadanie. ony chwytay go za przegub rki krzyczc: "Doktorze, niech go pan uratuje!" Ale nie po to by tutj[tJ^ehy~x^owac-J2xJgoto, eby zarzdzi izolacj. Do czego suya nienawici ktr czyta na twarzach? "Pan nie ma serca" - powiedziano mu pewnego dnia. Ale tak, mia serce. Suyo mu do tego, by mg wytrzyma dwadziecia godzin na dob, podczas ktrych widzia, jak umieraj ludzie stworzeni do ycia. Suyo mu do tego, by mg rozpoczyna kadego dnia na nowo. Na to mia do serca. Jak to serce mogo da ycie? Nie, w cigu dnia nie udziela pomocy, ale informacji. Oczywicie tego nie mona nazwa zawodem czowieka. Lecz w kocu, komu z tego sterroryzowanego i zdziesitkowanego tumu pozostawiono wolny czas na zawd czowieka? I tak, na szczcie, byo jeszcze zmczenie. Gdyby Rieux czu si lepiej, ten wszdzie obecny zapach mierci mgby go. uczyni sentymentalnym. Ale czowiek, ktry pi tylko cztery godziny, nie jest sentymentalny. Widzi rzeczy takimi. jakie s, to znaczy wedle sprawiedliwoci, ohydnej i miechu wartej sprawiedliwoci. I tamci, skazani, czuj to rwnie. Przed dum przyjmowali go jak zbawc Zaatwia wszystko przy pomocy trzech piguek i zastrzyku; ciskano go za rami odprowadzajc korytarzem. Byo to pochlebne, ale niebezpieczne. Teraz natomiast zjawia si w towarzystwie onierzy, trzeba byo wali kolb, eby rodzina zdecydowaa si otworzy. Chcieliby zawlec go ze sob, zawlec v/ mier ca ludzko. Ach, to prawda, e ludzie nie. mog obej si bez ludzi, e by rwnie wyzuty jak ci nieszczni i zasugiwa na ten sam dreszcz litoci, ktry czu w sobie, narastajcy, kiedy ich opuci. Takie byy w kadym razie myli, jakie roztrzsa doktor Rieux podczas tych nie koczcych si tygodni wraz z mylami odnoszcymi si do jego sytuacji - czowieka rozczonego z drug istot. Byy to rwnie myli, ktrych refleksy czyta na twarzach przy159 jaci. Ale najniebezpieczniejszym skutkiem wyczerpania, powoli ogarniajcym tych wszystkich, ktrzy: nadal prowadzili walk z zaraz, nie bya owa obojtno na wypadki zewntrzne i przeycia

innych, ale zaniedbanie, na jakie sobie pozwalali. Nabrali bowiem wwczas skonnoci do unikania wszelkich gestw, ktre nie byy najbardziej konieczne i ktre zawsze wydaway im si ponad siy. Tak wic ci ludzie doszli do tego, e lekcewayli coraz czciej reguy higieny, ktre us?ann'''^apommaIT~o~I!czn^ c-^^^--------llfi^----'tW<*^W^."__^W(tm).-^" -" -*-----"~ -"'--T^ -* ^^y ^. ^^. .^-W ----l biegach, dezynfekcyjnych, jeli szo o nich samych, j i niezabezpieclywsz^si^przecia/." zaraeniu'' pieszy-^ li ^i^^^dg^Jchoycb dotknitych dum"'"pucn; ^ uprzedzeni bowiem w ostatniej chwili, ~ e""freba l. ^ uda do zakaonych domw, nie potrafili zdoby si p'5 na powrt do jakiego miejsca, gdzie mogli zaapliko-1 wa sobie niezbdne wkraplania. Tu kryo si prawdziwe niebezpieczestwo, poniewa wanie walka z dum czynia ich wwczas najbardziej podatnymi na chorob. Stawiali na przypadek, a przypadek nie jest niczyj wasnoci. Jednake by w miecie czowiek, ktry nie zdawa si wyczerpany ani zniechcony i ktry pozosta ywym wizerunkiem zadowolenia. By to Cottard. Nadal trzyma si na uboczu, zachowujc wszake sto-suhki z innymi. Ale wybra Tarrou i widywa si ' i z nim tak czsto, jak praca Tarrou na to pozwalaa, z jednej strony dlatego, e Tarrou dobrze zna jego spraw, z drugiej za dlatego, e przyjmowa rentiera 'i z niezmienn serdecznoci. By to nieustajcy cud: 11 | , Tarrou, mimo uciliwej pracy, wci zachowywa si yczliwie i uwanie. Nawet jeli w niektre wieczory pada ze zmczenia, nazajutrz odnajdywa %nw energi. "Z nim mona rozmawia - powiedzia Cottard do Ramberta - bo to jest czowiek. Zawsze ci zrozumie." T\ Dlatego notatki Tarrou z owego okresu skupiaj si z wolna na postaci Cottarda. Tarrou sprbowa da obraz -reakcji i myli Cottarda w tej formie, w ja160 r, kiej w o nich mwi, albo we wasnej interpretacn. Ten obraz pod tytuem "Stosunki Cottarda z dum" zajmuje kilka stronic notatnika i narrator uwaa, e naley tu przytoczy ich streszczenie. Oglna opinia Tarrou o rentierze zamyka si w sdzie: "To czowiek, ktry ronie." Najwidoczniej''zreszt rs jego dobry humor. Nie by niezadowolony z obrotu wypadkw. Niekiedy zwierza Tarrou swj pogld w uwagach tego rodzaju: "Oczywicie, nie jest lepiej. A^e- przynajmniej wszyscy s w tym samym sosie." i/,,Naturalalie-----4iQdaw__Ta^^ou^^ Cottard jest tak samo zagroony jak inni, ale rzecz w'tym/'ze razem z innymi. Zreszt jestem pewien, e nie mylLpowa-Jlie o tym, by mg "zachorowa na dum. Wyglda mi na to, e yje myl, megupi zreszt, i czowiek wydany na pastw wielkiej choroby czy gbokiego lku jest tym samym wolny od wszystkich innych chorb czy lkw. Czy zauway pan - powiedzia - e nie mona czy chorb? Przypumy, e jest pan chory na chorob cik lub nieuleczaln, raka czy zaawansowan, grulic, nie zapie pan nigdy dumy czy tyfusu, to niemoliwe. Co wicej, .nigdy nie zdarza si, eby czowiek chory na raka zmar w wypadku samochodowym. Ta myl, prawdziwa czy faszywa, wprawia Cottarda w dobry humor. Jednego tylko nie chce: oddzielenia od innych. Woli by oblony wraz ze wszystkimi ni sam zosta winiem. Podczas dumy nie ma sekretnych ankiet, , aktw, kartotek, tajemniczych przesuchiwa i bliskiego aresztowania. Prawd mwic, nie ma policji, nie .ma zbi-ochr dawnych lub nowych, nie ma winowajcw, s tylko skazani, ktrzy oczekuj najbardziej arbitralnej z ask, a do nich nale rwnie policjanci." Tak wic Cottard wedug interpretacji Tarrou mia podstawy, eby patrze na objawi lku lub zamtu u naszych wspobywateli z t pobaliw i rozumiejc satysfakcj, ktra wyraa si w sowach: > "Mwcie, co chcecie, znaem to przed wami." | "Na prno powiedziaem mu, e jedyny sposb, n - ruma Igl by nie by oddzielonym od innych, to czyste sumie nie; spojrza na mnie zoliwie i rzek: W takim razi 1 nikt nie jest nigdy z nikim. - I potem: - Moe pal by tego pewien, powiadam panu. Jedyny sposb , eby ludzie byli razem, to -zesa im dum. Nieci i11 pan rozejrzy si wok siebie. Doprawdy, rozumie doskonale, co ma na myli i o ile ycie obecne powinni mu si wydawa wygodniejsze. Jake nie rozpozna by reakcji, ktre byy jego reakcjami; stara, eb^ ^ >\ zjedna sobie wszystkich; uprzejmoci, z jak infor-^ i muje si niekiedy zabkanego przechodnia. inyn

^ razem okazujc mu zy humor; popiechu, z jakim ^ ludzie biegn do luksusowych restauracji, zadowde-^ ni, kiedy si w nich znajd i mog rozgoci; bez-Fp adnej ciby stojcej co dzie w kolejkach do kina, *"" ' wypeniajcej sale widowisk i dansingw, ktra' jak rozszalay przypyw zalewa wszystkie miejsca pu-i bliczne; ucieczki przed wszelkim kontaktem, pragnienia ciepa ludzkiego; ktre mimo wszystko popycha [ , ludzi ku sobie, okcie ku okciom, pe ku pci? Cot-' tard zna to wszystko przed nimi, to jasne. Prcz ko-\ . biet, bo z jego twarz... I przypuszczam, y kiedy mia ochot pj na dziewczynki, odmawia aebie ^ \i tego, eby nie by w zym stylu, co mogoby mu .], potem zaszkodzi. <^ (^owem, duma mu dogadza. Z czowieka samot-l nego, ktry samotnym by nie chcia, czyni wsp-.1 winowajc. Jest to bowiem najwyraniej wspwino-y wajca, i to wspwinowajca, ktry si delektuje. Jest .s^ wspwinowajc wszystkiego, co widzi, przeddw, ' V nieuzasadnionych obaw, podejrzliwoci tych zaalarmowanych dusz; ich manii, eby mwi moliwie aaj-, ^mniej o dumie i zarazem nie przestawa o niej m-\^ ^.wi; ich oszalaego niepokoju i bladoci przy xaji.- mniejszym blu gowy, odkd wiedz, e choroba za-'"\\ czyna si od blw gowy; ich wraliwoci rozdra-\^' nionej, podejrzliwoci niestaej, ktra z zapomnienie czyni obraz i ktra zamartwia si utrat guzika oc 162 Czste zdarzao si, e Tarrou wychodzi wieczorem z Cettardem. Opowiada pniej w swoich notatkach, jak o zmierzchu czy w nocy zanurzali si w ciem-nyn tumie, rami przy ramieniu, pograjc si w biao-czarnej masie, na ktr jaka lampa z rzadka rzucaa blask, i towarzyszc trzodzie ludzkiej w wdrwce ku przyjemnociom penym aru, chronicym j przed chodem dumy. Cay lud zda ku temu, czego przed kilku miesicami szuka Cottard w miejscach publicznych, ku zbytkowi i szerokiemu yciu, ku temu, o czym marzy, nie mogc swego pragnienia zaspokoi, to znaczy ku wyuzdanej rozkoszy. Ceny wszystkiego niepohamowanie szy w gr, ale nigdy nie trwoniono tyle pienidzy, i gdy wikszoci ludzi brako rzeczy koniecznych, w najlepsze marnowano bogactwa. Mnoyy si zabawy prniactwa, ktre byo przecie bezrobociem. Tarrou i Cottard szli niekiedy dug chwil za jedn z tych par, ktre dawniej usioway ukry to, co je czy; teraz, przycinici Jedno do drugiego, kroczyli uparcie przez miasto, nie widzc otaczajcego ich tumu, z nieodmiennym roztargnieniem, ktre towarzyszy wielkim namitno-cioaa. Cottard rozczula si: "Ach, zuchy!" Mwi gono, wrd powszechnej gorczki cieszy si krlewskimi napiwkami, ktre pobrzkiway wokoo, i intrygami, ktre zawizyway si na ich oczach. Jednake Tarrou uwaa, e w postawie Cottarda .niewiele jest zoliwoci. Jego: "Znaem to przed ni-1 mi", wiadczyo bardziej o nieszczciu ni o triumfie. "Wydaje mi si - mwi Tarrou - e on zaczyna kocha tych ludzi uwizionych pomidzy niebem l a murami miasta. Gdyby mg, wytumaczyby im ! na przykad chtnie, e to nie takie straszne: Syszy pan, co mwi: po dumie zrobi to, po dumie zrobi tamto... Zatruwaj sobie ycie zamiast zachowa spokj. Nie zdaj sobie nawet sprawy ze swych korzyci. Czy mgbym powiedzie: po moim aresztowaniu zrobi to lub tamto? Aresztowanie to pocztek, a nie soniec. Podczas gdy duma... Chce pan zna moje n* 183 zdanie? S nieszczliwi, poniewa nie zgadzaj ^ na swj los. Wiem, co mwi. l Rzeczywicie wie, co mwi - dodawa Tarrou. Ocenia we waciwy sposb sprzecznoci mieszka cw Oranu; czujc gbok potrzeb ciepa, ktre id ku sobie zblia, nie pozwalaj sobie jednak na nie poniewa nieufno z kolei oddala jednych od dru gich. Wiedz zbyt dobrze, e nie wolno mie zaufani; j do ssiada, ktry bez twojej wiedzy moe ci przy nie dum i skorzysta z twojej nieuwagi, by ci< \ zarazi. Kiedy kto, jak Cottard, spdza czas na upa ~ trywaniu potencjalnych donosicieli we wszystkich ^ ktrych towarzystwa mimo to szuka, moe zrozumie r^ to uczucie. Rozumie doskonale ludzi, ktrzy yjs ^ W myli, e duma moe im nagle pooy rk na ra i ^i mieniu i e w chwili kiedy czowiek cieszy si, i l'^ jest jeszcze zdrw i cay, ona szykuje si moe, eb; to zrobi. O ile to jest moliwe, dogadza mu strachJ Poniewa jednak czu to wszystko przed nimi,

sdzj e nie moe z nimi dowiadcza w peni okruciestwa tej niepewnoci. Sowem, wraz z nami wszystkimi, ktrzy nie zmarlimy jeszcze na dum, CZUJ e, e Jego wolno i ycie s co dzie u progu unicestwienia. Poniewa sam y w strachu, uwaa za normalne, e s t1'1 inni go zaznaj z kolei. Dokadniej mwic, strach (wydaje mu si mniej ciki do udwignicia, ni wwczas gdy odczuwa go zupenie sam. Tu wanie nie ma racji i trudniej go zrozumie ni innych. Ale | w kocu z tego wzgldu zasuguje bardziej ni inni | eby go zrozumie." ' Te stronice kocz opowiadanie ilustrujce ows i szczegln wiadomo, ktr Cottard zdobywa ra ' em z zadumionymi. Opowiadanie odtwarza w przy blieniu trudn atmosfer tego okresu i dlatego nar rator przywizuje do niego wag. Wybrali si do Opery Miejskiej, gdzie gran( Orfeusza i Eurydyk. Cottard zaprosi Tarrou. By; to trupa, ktra na wiosn przyjechaa na wystpy do naszego miasta. Zatrzymana przez chorob, mu ni m daa dawa jedno przedstawienie w tygodniu, zgod-lie z umow zawart z nasz Oper. Od miesicy wic w naszym teatrze miejskim rozbrzmieway co pitek melodyjne skargi Orfeusza i bezsilne "woania Eurydyki. Spektakl podoba si jednak publicznoci i stale przynosi due dochody. Cottard i Tarrou, siedzc na najdroszych miejscach, growali nad parterem wypenionym po brzegi przez naszych najelegantszych wspobywateli. Wchodzcy na sal najwyraniej chcieli zaprezentowa si jak najlepiej. W olniewajcym wietle proscenium, podczas gdy muzycy stroili dyskretnie instrumenty, sylwetki odcinay si wyranie, przechodziy z jednego rzdu do drugiego, kaniay si z wdzikiem. Przy lekkim gwarze rozmw w dobrym tonie ludziom wracaa pewno, ktrej brak im byo kilka godzin przedtem na czarnych ulicach miasta. Frak wypdza dum. Przez cay pierwszy akt Orfeusz skary si z atwoci, kilka kobiet w tunikach komentowao z wdzikiem jego nieszczcie i opiewao mio w a-riach. Sala reagowaa z dyskretnym ciepem. Zaledwie zauwaono, e do arii z drugiego aktu Orfeusz doda kilka tremolw, ktrych tam nie byo, i z nadmiernym- nieco patosem prosi wadc piekie, by da si wzruszy jego zom. Jego gesty, chwilami gwatowne, najbardziej wiadomym rzeczy wyday si efektem stylizacyjnym, ktry wzbogaca tylko interpretacj piewaka. Dopiero w wielkim duecie Orfeusza i Eurydyaki w trzecim akcie (moment, kiedy Eurydyka wymyka si swemu kochankowi) niejakie zdumienie ogarno sal. I jak gdyby piewak czeka tylko na to poruszenie si publicznoci albo, co pewniejsze jeszcze, jak gdyby haas idcy z parteru upewni go w tym, co czu, wybra t chwil, i w swym antycznym stroju, z rkami odsunitymi od ciaa i nogami rozkraczonymi w sposb groteskowy, podszed do rampy i rwi porodku sielankowej dekoracji, zawsze anachronicznej, ktra w tej postaci ukazaa si jednak oczom 165 widzw po raz pierwszy, i to w straszny sposb. W samej chwili bowiem orkiestra zamilka, ludzie z p teru wstali i zaczli powoli opuszcza sal naprz w ciszy, tak jak po skoczonym naboestwie wych dzi si z kocioa lub po wizycie z pokoju zmare; kobiety przytrzymujc spdnice, z gow opuszczor mczyni prowadzc swe towarzyszki za okie, el nie uderzyy si o straponteny. Ale po chwili ud zaczli si spieszy, szepty przeszy w woania i tu szybk-o popyn ku wyjciom, by w kocu przep 'cha si z krzykiem. Cottard i Tarrou, ktrzy tyli -^ podnieli si z miejsc, pozostali sami, twarz w twa ^ z jednym z obrazw ich wczesnego ycia: duma B ir1' scenie pod postaci wyjcego histriona, na sali za s; gdzie cay przepych sta si bezuyteczny, zapomni; ^i ne wachlarze i koronki porzucone na czerwieni fc Przez pierwsze dni wrzenia Rambert pracowa be przerwy u boku Rieux. Prosi tylko o zwolnienie n dzieA, 'kiedy mia si spotka z Gonzalesem i dwom mdymi ludmi przed liceum mskim. Tego dnia, w poudnie, Gonzales i dziennikar ujreeM dwch chopcw zbliajcych si do nich z mieciem. Powiedzieli, e nie poszczcio si po przednim razem, ale naleao si tego spodziewa W kadym razie w tym tygodniu nie maj suba Trzeba poczeka do przyszego tygodnia. Zaczn n nw(r). Gonzales zaproponowa spotkanie w nastpn poniedziaek. Ale tym razem Rambert zamieszk u Marcela i Louisa. - Umwmy si zatem. Jeli nie stawi si, pj dziesz prosto do nich. Wytumacz ci, gdzie miesz kaja.

Ale Marcel czy Louis owiadczy, e najprocie bdcae zaprowadzi tam koleg od razu. Jeli nie jea wymagajcy, wystarczy jedzenia dla wszystkich czte rech. W ten sposb bdzie mg si zorientowa. Gon 188 des powiedzia, e to dobry pomys, i zeszli w stron ortu. Marcel i Louis mieszkali u koca dzielnicy de la [arine, niedaleko bram, 'ktre wychodziy na drog caln. By to may hiszpaski dom o grubych mu-ich, okiennicach z malowanego drzewa i nagich cie-istych pokojach. Na obiad by ry, ktry podaa mat-a modziecw, stara umiechnita Hiszpanka o twa-sy penej zmarszczek. Gonzales zdziwi si, ryu brao ju bowiem w miecie. "Zawsze mona to zaatwi, iedy pracuje si przy bramach" - rzek Marcel. Rambert jad i pi i Gonzales powiedzia, e to rawdziwy kolega, podczas gdy dziennikarz myla ylko o czekajcym go tygodniu. W istocie trzeba byo czeka dwa tygodnie, po-iewa strae zmieniano teraz co pitnacie dni, eby graniczy liczb ekip. ^ Przez te dwa tygodnie Ram-ert pracowa nie oszczdzajc si, nieprzerwafiie, oczami niejako zamknitymi, od witu do aocy. [ad si pno i spa cikim snem. Nage przejcie d prnowania do tej wyczerpujcej pracy edebra-o mu si, nie ni ju po nocach. Mao mwi o swej iliskiej ucieczce. Jedna rzecz jest godna zanotowaaia: >rzy kocu tygodnia zwierzy si doktorowi, e po-rzedniej nocy upi si po raz pierwszy. Wyszedszy baru dozna nagle wraenia, e puchn mu pach-roiy, a ramiona z trudem obracaj si w stawach. Zmyla, e to duma. I jedyne, co mg uczyni zgadza si z Rieux, e nie bya to rozsdna reakcja), o biec w gr miasta i tam, na maym placu, skd vci nie wida morza, ale skd wida troch wicej lieba, wezwa sw on wielkim krzykiem, ponad aurami miasta. Gdy wrci do domu i nie odkry na wym ciele adnej z oznak infekcji, nie by zbytnio hunny z tego nagego ataku. Rieux powiedzia, e ro-umie bardzo dobrze, i moma postpi w ten spo-b. "W kadym razie - rzek - moe si zdarzy, se ma si na to ochot." - Pan Othon mwi mi dzi rano o panu - doda 167 i nieoczekiwanie, kiedy Rambert ju odchodzi. - Z ^ pyta, czy pana znam. "Niech mu pan poradzi, rzel 1 eby nie bywa w koach kontrabandy. Zwraca uw. g." - Co to ma znaczy? ' - To znaczy, e musi si pan popieszy. - Dzikuj - rzek Rambert ciskajc rk d tora. Przy drzwiach odwrci si nage. Rieux zauwaa e "a-Smiecha si po raz pierwszy od pocztku dum - Dlaczego nie przeszkadza mi pan wyjecha? ]V pan. przecie sposoby. Rieux skin gow zwykym sobie ruchem i powi dziat, e to sprawa Ramberta, e Rambert wybr szczcie i e on, Rieux, nie ma argumentw, kto: mgby mu przeciwstawi. Nie czuje si zdolny < osdzenia, co jest dobre, a co ze w tej sprawie. -' Jeli tak, dlaczego mwi mi pan, ebym si pi szy?, l Z kolei Rieux si umiechn. - Dlat*ego e ja moe rwnie mam ochot ucz^ ni co dla szczcia. Nazajutrz nie mwili ju o niczym, ale pracows razem. W nastpnym tygodniu Rambert zamieszk wreszcie w maym domku hiszpaskim. We wsp nym pokoju zrobiono mu posianie. Poniewa mod ludzie nie wracali na posiki i poniewa proszol go, eby wychodzi moliwie najmniej, by najczci sam albo rozmawia ze star Hiszpank. Bya suci i ywa, odziana czarno, o twarzy brzowej i poma szczanej pod biaymi, bardzo schludnymi wosan Kiedy patrzya na Ramberta, umiechaa si tyli oczami w milczeniu. Czasem pytaa go, czy nie boi si, e zarazi oi dum. Rambert odpowiada, e jest pewne ryzyk ale w kocu niewielkie, zostajc za w miecie ryz: kuje, e bd rozdzieleni na zawsze. - Czy ona jest mia? - mwia stara z umi chem, 168 - Bardzo mia. ' za - adna? 2eid - Chyba tak. 2wa - Ach - powiedziaa - to dlatego. Rambert zastanawia si. Na pewno dlatego, ale niemoliwe, eby tylko dlatego. - Pan nie wierzy w Pana Boga? - pytaa stara, ~" ktra chodzia co dzie na msz. Rambert przyzna, e nie, i stara powiedziaa znw, zy^ e to dlatego.

rny' - Musi pan do niej wrci, ma pan racj. W prze-Ma ciwnym raz^copanuzostaje? Przez^resztczasuRambert krci si w kko rle" wrd nagich i otynkowanych murw gaszczc wa-raA chlarze przybite do cian lub liczc weniane kulki 3re koczce frdzle serwety na stole. Wieczorem wracali -0 modzi ludzie. Nie mwili duo, powtarzali tylko, e moment jeszcze nie nadszed. Po kolacji Marcel gra l&" na gitarze i pili likier anyowy. Rambert jak gdyby zastanawia si. j W rod Marcel wrci mwic: "Jutro wieczr, y~ | o pnocy. Bd gotw." Z dwch ludzi penicych , j wraz z nimi sub jeden zachorowa na dum, a dru-B g1) ktry mieszka zazwyczaj z tamtym, by pod a^ f obserwacj. Tak wic przez dwa albo trzy dni Marcel ' Louis bd sami. W nocy zaatwi ostatnie szcze-n B ^y- Wic jutro. Rambert podzikowa. "Pan jest 0 B, zadowolony?" - zapytaa stara. Powiedzia, e tak, J | ale myla o czym innym. a Nazajutrz niebo byo cikie, upa wilgotny i du-~ f szcy. Wiadomoci dotyczce dumy byy kiepskie. f Stara Hiszpanka zachowywaa jednak pogod. "Na * f wiecie jest grzech - mwia - nie ma wic sposobu!" Podobnie jak Marcel i Louis, Rambert by nagi do pasa. Mimo to jednak pot spywa mu po ramionach i piersi. W pmroku, przy zamknitych okiennicach, torsy ich byy brzowe i lnice. Rambert krci si w kko nie mwic sowa. Nagle, o czwartej po poudniu, ubra si i powiedzia, e wychodzi. 189 - Uwaga - rzek Marcel - o pnocy. Wszysti jest gotowe. Rambert uda si do doktora. Matka Rieux powi< dziaa Rambertowi, e znajdzie go w szpitalu w gr; miasta. Wci ten sam tum krci si przy. postermi ku stray. "Przechodzi" - mwi sierant o gako watych oczach. Tamci przechodzili, ale cigle w ko( "Nie ma na co czeka" - mwi sierant, ktremi pot wystpowa na kurtk. Tamci byli tego samegi zdania, ale mimo zabjczego upau pozostawali n; miejscu. Rambert pokaza swoj przepustk sieran towi, ktry skierowa go do biura Tarrou. Drzwi biu ra wychodziy na podwrze. Spotka ojca Panel oux ktry stamtd wraca. W maym, biaym i brudnym pokoju, gdzie czu byo aptek i wilgotnym suknem, Tarrou, siedzc przy biurku z czarnego drzewa, z podwinitymi rkawami koszuli, chustk wyciera pot, ktry spywa mu do zgicia w okciu. - Jeszcze tutaj? - powiedzia. - Tak, chciabym zobaczy si z Rieux. - Jest u chorych. Ale byoby lepiej, gdyby to dao si zaatwi bez niego. - Dlaczego? - Jest przemczony. Oszczdzam go, jak mog. Rambert patrzy na Tarrou. Tarrou schud. Zmczenie przytpio mu spojrzenie i rysy. Mocne ramiona tworzyy kulist bry. Zapukano do drzwi i wszed pielgniarz w biaej masce. Pooy na biurku Tarrou paczk kart kontrolnych i gosem, ktry tumio ptno, powiedzia tylko: "Szeciu", po czym wyszed. Tarrou spojrza na dziennikarza i pokaza mu kartki, ktre rozoy na 'ksztat wachlarza. - Pikne kartki, co? To s zmarli. Zmarli w nocy. Na czoo wystpiy mu zmarszczki. Zoy paczk kart kontrolnych. - Jedyne, co nam pozostae, to buchalteria. Tarrou wsta opierajc si o st. - Wyjeda pan wkrtce? 170 Dzisiaj, o pnocy. l Tarrou powiedzia, e si cieszy i e Rambert po-^^"lwinien uwaa na siebie. gorzej - Czy pan to mwi szczerze? run-j Tarrou wzruszy ramionami. ako-j - -^ nioim wieku si rzeczy jest si szczerym. ro. j Kamstwo jest zbyt mczce. 1 - Chciabym widzie doktora - powiedzia dziennikarz. - Niech mi pan wybaczy. - Wiem. Jest bardziej ludzki ni ja. Chodmy. - Nie w tym rzecz - powiedzia Rambert z trudem. I urwa. Tarrou spojrza i umiechn si nagle do niego. Ruszyli maym korytarzem o cianach pomalowanych na jasnozielony kolor, gdzie wiato byo jak w akwarium. Tu przed podwjnymi oszklonymi drzwiami, za ktrymi poruszay si dziwaczne

cienie, Tarrou wprowadzi Ramberta do maej salki, ktrej ciany byy cakowicie wypenione szafami. Tarrou otworzy jedn z szaf, wyj ze sterylizatora dwie maski z higroskopijnej gazy, poda jedn Rambertowi i poprosi, eby j woy. Dziennikarz zapyta, czy to pomaga, i Tarrou odpar, e nie, ale budzi uino w innych. Pchnli oszklone drzwi. Bya to ogromna sala o szczelnie zamknitych oknach mimo pory roku. W grze warczay wentylatory, ich zgite miga mieszay cikie i przegrzane powietrze nad dwoma rzdami szarych ek. Ze wszystkich stron wznosiy si guche albo przenikliwe jki, skadajce si na monotonn skarg. Biao ubrani mczyni poruszali si powoli w bezlitosnym wietle idcym od wysokich, otoczonych prtami otworw. Rambert poczu si nieswojo w okropnym upale tej sali i z trudem rozpozna Rieux pochylonego nad jednym z jczcych ksztatw. Doktor nacina pachwiny chorego, ktry lea rozkrzyowany; trzymali go dwaj pielgniarze stojcy po obu stronach ka. Doktor si wyprostowa, opuci narzdzia na tac, 'ktr podsun mu pomoc171 nik, i sta przez chwil nieruchomo, patrzc na pa < ajenta; bandaowano go wanie. { - Co nowego? - zapyta Rieux Tarrou, ktry pod szed do niego. - Paneloux zgadza si zastpi Ramberta w domu kwarantanny. Duo ju zrobi. Pozostanie do przegrupowania trzecia ekipa badania terenu - bez Ramberta. Rieux skin twierdzco gow. - Castel zakoczy pierwsze przygotowania. Proponuje zrobi prb. - O - powiedzia Rieux - to dobrze. - Jest tu Rambert. Rieux si odwrci. Na widok dziennikarza zmruy oczy nad mask. - Co pan tu robi? - zapyta. - Powinien pan by gdzie indziej. Tarrou powiedzia, e to dzi o pnocy, i Rambert doda: "W zasadzie." Za kadym razem, gdy ktry z nich mwi, maska gazowa wzdymaa si i wilgotniaa w okolicy ust. Na skutek tego rozmowa stawaa si troch nierzeczywista, niczym dialog posgw. - Chciabym z panem porozmawia - powiedzia Rambert. - Wyjdziemy razem, jeli pan zechce. Niech pan poczeka na mnie w gabinecie Tarrou. W chwil potem Rambert i Rieux usiedli z tyu w samochodzie doktora. Prowadzi Tarrou. - Nie ma ju benzyny - powiedzia Tarrou ruszajc z miejsca. - Jutro pjdziemy pieszo. - Doktorze - powiedzia Rambert - nie wyjedam i chc zosta z wami. Tarrou nie poruszy si. Prowadzi dalej. Rieux jak gdyby nie mg wynurzy si ze swego zmczenia. i^- A ona? - zapyta guchym gosem. |Rambert powiedzia, e si nad tym zastanawia, e nadal wierzy w to, w co wierzy, ale byoby mu wstyd, gdyby wyjecha. Przeszkodzioby mu to ko172 cha kobiet, ktr zostawi. Ale Rieux wyprostowa si i rzek pewnym gosem, e to gupie i e nie ma wstydu w wyborze szczcia. - Tak - powiedzia Rambert - ale moe by wstyd, e czowiek jest sam tylko szczliwy. Tarrou, ktry dotychczas milcza, zauway nie odwracajc gowy, e jeli Rambert chce dzieli nieszczcie ludzi, nie bdzie mia nigdy czasu na szczcie. Trzeba wybiera, ^^'"'"'t - Nie chodzi o to - powiedzia Rambert. ^- Zawsze mylaem, e jestem obcy w tym miecie i e nie mam tu z wami nic wsplnego. Ale teraz, kiedy zobaczyem to, co zobaczyem, wiem, e jestem std, czy chc tego, czy nie chc. Ta sprawa dotyczy nas wszystkich. Nikt nie odpowiedzia i Rambert zdawa si zniecierpliwiony. - Wiecie o tym zreszt dobrze! W przeciwnym razie co robilibycie w tym szpitalu? Czy dokonalicie wic wyboru i wyrzekli si szczcia? Ani Tarrou, ani Rieux nie odpowiadali. Milczenie trwao dugo, dopki nie zbliyli si do domu doktora. Rambert powtrzy ostatnie pytanie z jeszcze wiksz si. Tylko Rieux odwrci si w jego stron. Podnis si z trudem. - Niech mi pan wybaczy - powiedzia - ale nie wiem. Niech pan zostanie z nami, jeli pan tego chce. Auto skrcao; zamilk. Potem podj patrzc przed siebie: - Nic w wiecie nie jest warte, eby czowiek odwrci si od tego, co kocha. A jednak ja take si

odwracam, sam nie wiedzc, dlaczego. I opad na siedzenie. - To fakt, tylko tyle - rzek ze zmczeniem. - Zarejestrujemy go i wycigniemy wnioski. - Jakie wnioski? - zapyta Rambert. - Ach - powiedzia Rieux - nie mona jednoczenie leczy i wiedzie. Leczmy wic jak najszybciej. To pilniejsze. 173 O pnocy Tarrou i Rieux robili dla Ramberta plan dzielnicy, ktr mia zbada, kiedy Tarrou rauci okiem na zegarek. Podnoszc gow napotka spojrzenie Ramberta. - Czy pan uprzedzi? Dziennikarz odwrci oczy. - Posaem kartk - powiedzia z wysikiem - zanim przyszedem do was. Serum Castela wyprbowano pod koniec padziernika. Praktycznie biorc, to serum byo ostatni nadziej Rieux. Doktor by przekonany, e nowa poraka uzaleniaby miasto od kaprysw choroby: albo epidemia trwaaby nadal przez dugie jeszcze miesice, albo te nagle zatrzymaaby si bez powodu. W przeddzie wizyty Castela u Rieux zachorowa synek pana Othona i caa rodzina miaa rozpocz kwarantann. Matk, ktra niedawno skoczya poprzedni, po raz drugi czekaa izolacja. Sdzia, szanujc wydane zarzdzenia, kaza wezwa doktora Rieux, gdy tylko rozpozna oznaki choroby na ciele dziecka. Kiedy Rieux wszed, ojciec i matka stali u stp ka. Dziewczynk oddalono. Dziecko znajdowao si w okresie depresji i pozwolio si "zbada bez skargi. Kiedy doktor podnis gow, napotka spojrzenie sdziego, a za nim blad twarz matki, ktra przycisnwszy chusteczk do ust ledzia rozszerzonymi oczami ruchy doktora. - To to, prawda? - powiedzia zimnym gosem sdzia. - Tak - odpar Rieux patrzc znowu na dziecko. Oczy matki powikszyy si, cigle jednak nie mwia. Sdzia milcza take, potem cichszym gosem powiedzia: - A wic, doktorze, powinnimy si zastosowa do przepisw. Rieux stara si nie patrze na matk, ktra cigle przyciskaa chusteczk do ust. 174 - To bdzie zrobione szybko - wyrzek z wahaniem - jelibym mg zatelefonowa. Pan Othon powiedzia, e go zaprowadzi, ale doktor odwr J si do kobiety. - Bardzo mi przykro. Powinna pani przygotowa troch rzeczy. Pani wie, co to jest. Pani Othon staa w osupieniu. Patrzya- na podog. - Tak - powiedziaa kiwajc gow - to wanie zrobi. Wychodzc Rieux nie potrafi powstrzyma si od pytanis, czy nie trzeba im czego. Kobieta patrzya na nie^o wci w milczeniu. Lecz tym razem sdzia odwrci oczy. - Nie - powiedzia i przekn lin - ale niech pan uratuje moje dziecko. Kwarantanna z pocztku bya tylko formalnoci; teraz, za- spraw Rieux i Ramberta, przestrzegano jej w sposqb najcilejszy. W szczeglnoci wymagali oni izolacji czonkw tej samej rodziny. Jeli jeden z nich zarazi si nie wiedzc o tym,, nie naleao zwiksza szans choroby. Rieux przytoczy te racje sdziemu, ktry uzna je za suszne. Jednake pan Othon i jego ona patrzyli na siebie w taki sposb, e doktor odczu, jak bardzo ta rozka rozbija ich ycie. Pani Othon i jej maa creczka mogyby zamieszka w ho- /-s. telu przeznaczonym na kwarantann, ktrym opieko- -3 wa si Rambert; ale dla sdziego ledczego nie byo -*--" ju [miejsca, chyba e w obozie odosobnienia, ktry ^ na stadionie miejskim organizowaa wanie prefek- ' tura, korzystajc z namiotw poyczonych przez za- O rzd drg i ulic. Rieux przeprosi sdziego, lecz pan <. Othon powiedzia, e regua jest jedna dla wszystkich i naley si jej podporzdkowa. Dziecko natomiast zostao przewiezione do szpitala pomocnTczegb7~cT~ dawnej klasy szkolnej, gdzie ustawiono dziesi ek. Po upywie dwudziestu godzin. Rieux stwierdzi, e wypadek jest beznadziejny. Choroba zeraa mae ciao nie stawiajce adnego oporu. Bolesne, cho ledwie uformowane mae dymienice 175 imieruchomiay stawy wtych czonkw. Byy pokonane z gry. Dlatego Rieux wpad na myl, by wypr- n bowa na nim serum Castela. Tego samego wieczora, po kolacji, zastosowali szczepionk, na ktr dziecko na razie nie reagowao. Nazajutrz o wicie wszyscy zebrali si przy maym chopcu, aby wyda sd o tej decydujcej prbie.

Dziecko wyszo ze stanu odrtwienia i konwulsyj-nie rzucao si pod kocem. Doktor, Castel i Tarrou od czwartej nad ranem znajdowali si przy nim, ledzc krok po kroku postpy lub zahamowania choroby. Cikie ciao Tarrou u wezgowia ka byo nieco pochylone. U stp ka, obok stojcego Rieux, siedzia Castel czytajc jak star rozpraw ze wszelkimi oznakami spokoju. W miar jak przybywao wiata w dawnej sali szkolnej, przychodzili kolejno inni. Najpierw Paneloux, ktry stan z drugiej strony ka, rwnolegle do Tarrou, i opar si plecami o cian. Twarz Paneloux miaa bolesny wyraz; zmczenie tych wszystkich dni wyryo zmarszczki na Jego nabiegym krwi czole. Z kolei przyszed Joseph Grand. Bya sidma i urzdnik przeprasza, e jest zadyszany. Bdzie mg zosta tylko chwil, moe wiedz ju co pewnego. Nie mwic sowa, Rieux wskaza na dziecko, ktre z zamknitymi oczami w znieksztaconej twarzy, z zbami cinitymi w ostatecznym Wysiku, cae nieruchome, obracao z prawa na lewo gow lec na waku materacowym bez poszewki. Kiedy wreszcie stao si do jasno, by na czarnej tablicy, znajdujcej si na swoim miejscu w gbi sali, mona byo rozrni lady dawno napisanych rwna, przyszed Rambert. Opar si plecami o porcz w nogach ssiedniego ka i wycign paczk papierosw. Ale spojrzawszy na dziecko schowa paczk z powrotem do kieszeni. Castel, siedzc cigle, patrzy na Rieux przez okulary. - Czy ma pan wiadomoci od ojca? 178 - Nie - powiedzia Rieux - jest w obozie odosob-ienia. Doktor ciska mocno porcz ka, na ktrym j-zao dziecko. Nie spuszcza oka z maego chorego, rtry wypry si nagle i z zbami znowu cinity-ni zgi si nieco w pasie, odsuwajc z wolna rce nogi. Z maego ciaa, nagiego pod kocem wojskowym, unosi si zapach weny i kwanego potu. Dziec-5.0 odpryo si troch, rce i nogi przesuno ku rodkowi ka i, wci lepe i nieme, zdawao si oddycha szybciej. Rieux spotka spojrzenie Tarrou, ktry odwrci oczy. Widzieli ju umierajce dzieci, od miesicy bowiem terror nie czyni wyboru, ale nigdy jeszcze nie ledzili ich cierpie minuta po minucie, tak jak teraz. Oczywicie bl, ktrym karano tych niewinnych, zawsze wydawa si im tym, czym by w istocie, to znaczy zjawiskiem gorszcym. Ale dotychczas gorszyli si przynajmniej w sposb abstrakcyjny, poniewa nigdy nie ogldali twarz w twarz, tak dugo, agonii niewinnego. V/ tej chwili dziecko, jakby ukszone w odek, zgio si znowu z piskliwym jkiem. Tak zgite pozostao przez dugie sekundy, wstrzsane dreszczami i konwulsyjnym dreniem, jak gdyby jego kruchy szkielet ugina si pod wciekym wiatrem dumy i trzeszcza od wzmagajcych si podmuchw gorczki. Gdy atak min, dziecko rozpryo si nieco; zdawao si, e gorczka ustpuje i zostawia je dyszce, na wilgotnym i zatrutym brzegu, gdzie odpoczynek przypomina ju mier. Kiedy pomienna fala dosig-na je znowu po raz trzeci i uniosa nieco, dziecko skurczyo si, cofno w gb ka w trwodze przed pomieniem, ktry je pali, i wstrzsno obdnie gow, odrzucajc przykrycie. Wielkie zy trysny spod rozpalonych powiek i zaczy spywa po oowianej twarzy, i pod koniec ataku, wyczerpane, kurczc kociste nogi i rce, ktrych ciao rozpyno si w czter12 - Duma 177 dzieci osiem godzin, przybrao na spustoszonymi . i ku poz groteskowego krucyfiksu. P21 , Tarrou schyli si i swoj cik rk otar may v twarzyczk, zwilon zami i potem. Castel przed62^ chwil zamkn ksik i patrzy na chorego. Zacz2^ zdanie, ale by mc je skoczy, musia odchrzkn, gdy gos jego zadwicza zbyt ostro. ^>0 . - Nie byo polepszenia porannego, prawda, Rieux? rz^ Rieux odpowiedzia, e nie, ale dziecko stawia opr rlap duej, ni to si dzieje normalnie. Paneloux, ktry z . ^ jakby opad na cian, rzek wtedy gucho: m1,' - Jeli ma umrze, bdzie cierpiao duej. ., Rieux odwrci si porywczo w jego stron i otwo- . rzy usta, jakby chcia mwi, ale z widocznym wy- sikiem zapanowa nad sob i skierowa spojrzenie na dziecko. s wiato rozszerzyo" si w sali. Na piciu innych . kach poruszay si i jczay ksztaty, ale z umwion jak gdyby dyskrecj. Jedyny chory, ktry n ^ krzycza na drugim kracu sali, rzuca w regularnych odstpach czasu krtkie woania, wyraajce raczej zdziwienie ni bl. Zdawao si, e nawet chorzy nie odczuwaj takiego przeraenia jak na pocztku. Przyjmowali teraz chorob z rodzajem zgody. Tylko dziecko walczyo ze wszystkich si. Rieux od czasu do czasu bra je za plus,

bez potrzeby zreszt i raczej po to, by przeama sw bezwadn niemoc, i czu, zamykajc oczy, jak ten niepokj miesza si ze zgiekiem jego wasnej krwi. czy si wtedy ze straconym dzieckiem i prbowa je podtrzyma ze wszystkich swych nie tknitych jeszcze si. Ale uderzenia ich dwu serc, zjednoczonych na chwil, gubiy wsplny rytm, dziecko mu si wymykao i jego wysiek spada w prni. Puci wic szczup pistk i wrci na swoje miejsce. Wzdu cian pobielonych wapnem wiato przechodzio od odcieni rowych do tych. Za oknem zacz trzeszcze upalny ranek. Ledwo byo sycha, jak Grand wychodzi, mwic, e wrci. Wszyscy czekali. 178 ko miao wci zamknite oczy, lecz jakby roio si troch. Rce, ktre stay si podobne do rw, lekko oray brzegi ka. Potem uniosy si, ^y rozgrzebywa koc w okolicy kolan i nagle cko zgio nogi, podcigno uda do brzucha i tak )stao nieruchome. Wtedy po raz pierwszy otwo-o oczy i spojrzao na Rieux, ktry znajdowa si rzeciw. We wklsej twarzy, zakrzepej teraz i jak zarej glinki, otworzyy si usta i prawie natych-ist wydoby si z nich jeden przecigy okrzyk, ry oddech zrnicowa nieco i ktry nagle wype-sal protestem monotonnym, nieharmonijnym ak mao ludzkim, e wydawao si, iak gdyby wyd z ust wszystkich udzi jednoczenie. Rieux ci-^ zby. Tarrou si odwrci. Rambert zbliy si ka i stan obok Castela, ktry zamkn otwart ik lec na jego kolanach. Paneloux patrzy i te usta dziecice, splamione chorob, pene krzyku szystkich wiekw. Osun si na kolana i nikt si ie zdziwi syszc, jak mwi gosem troch zduszo-ym, lecz wyranym, na tle bezimiennej i nieustaj-ej skargi: "Boe mj, uratuj to dziecko.'' Ale dziecko krzyczao nadal i chorzy wok niego zruszyli si. Ten z drugiego koca sali, ktrego wo-ania nie ustaway, przypieszy rytm swej skargi, a "wnie staa si krzykiem, podczas gdy inni jczeli soraz goniej. Fala ka zalaa sal, zaguszajc modlitw Paneloux, i Rieux, oparty o porcz ka, zamkn oczy, pijany ze zmczenia i odrazy. Kiedy je otworzy, ujrza Tarrou obok siebie. - Musz wyj - powiedzia Rieux. - Nie mog tego znie duej. Nagle jednak inni chorzy umilkli. Doktor zorientowa si wtedy, e krzyk dziecka osab, sab cigle l urwa si wreszcie. Wok niego skargi podnosiy si znowu, lecz byy guche jak dalekie echo tej walki, ktra si skoczya. Walka bowiem si skoczya. Ca-stel przeszed na drug stron ka i powiedzia, ze to koniec. Z ustami otwartymi, ale niemymi, dziecin 179 ko odpoczywao w gbi rozrzuconych kocw sze nagle, z resztkami ez na twarzy. Paneloux zbliy si i wykona gest bogo; stwa. Potem zebra sutann i wyszed rodki - Czy trzeba wszystko rozpocz na nowol pyta Tarrou Castela. Stary doktor skin gow. - Moe - powiedzia ze zmienion twarz, KIO wszystko opierao si dugo. Ale Rieux wychodzi ju z sali krokiem tak i i z takim wyrazem twarzy, e kiedy mija Pc ten wycign rk, eby go zatrzyma. - Chodmy, doktorze - powiedzia. Rieux odwrci si, cigle tym samym por ruchem, i rzuci gwatownie: - Ach, ten przynajmniej by niewinny, ksi o tym dobrze! Potem odwrci si znowu, wyszed z s] Paneloux i znalaz si w gbi podwrza sz: Usiad na awce midzy maymi, zakurzonymi karat i wytar pot, ktry cieka mu JU c Mia ochot krzycze jeszcze, by rozerwa ^ mocn ptl, ktra dawia mu serce. Upa sp. woli pomidzy gazie fikusw. Bkitne ni ranne pokryo si szybko mlecznym bielmei wietrze stawao si bardziej duszne. Rieux : awce nie stawia ju oporu. Patrzy na ga niebo, oddech wraca mu powoli, stopniowo ka zmczenie. - Dlaczego mwi pan do mnie z takii wem? - powiedzia gos za nim. - To wi byo dla mnie take nie do zniesienia. Rieux odwrci si do Paneloux. - To prawda - rzek. - Niech mi ksi; baczy. Ale zmczenie to szalestwo. Zdarzaj e kie godziny w tym miecie, kiedy nie czuj n buntu. - Rozumiem - szepn Paneloux. - T 189

& przekracza nasz miar. Ale moeJ)0-:ha to, czego nie umielyJsoj. ^ rostiowa si nagle. Patrzy na'''Paneloux lamitnoci, do jakich by zdolny, i po. j ojcze - powiedzia. - Inaczej rozu-, I nigdy nie bd kocha tego wiata, torturowane. Paneloux przenikn cie przeraenia. ktorze - rzek ze smutkiem - zrozu-jest aska. : opad po raz wtry na awk. Z gbi tre wrcio do znowu, odpowiedzia inie: e mam, wiem. Lecz nie chc spiera si 'racujemy razem, w imi czego, co czy .inierstwami i modlitwami. Tylko to jest .siad obok Rieux. Twarz mia wzruszon. powiedzia - tak, pan rwnie pracuje i czowieka. owa si umiechn. lie czowieka to zbyt wielkie sowo dla ? tak daleko. Interesuje mnie jego zdrowszy stkirn zdrowie. awahal si. ;e... - powiedzia. , Pot zacz mu take cieka z czoa. widzenia", i jego oczy byszczay, kiedy |Mia odej, gdy Rieux, ktry si namy-wnie i postpi krok w jego stron. tli ksidz daruje. To si ju nie powtrzy. wycign rk i rzek ze smutkiem: ik nie przekonaem pana. cna za znaczenie? - powiedzia Rieux. mierci i za, ksidz wie o tym dobrze. tego chce, czy nie, jestemy razem, eby 3y z nimi walczy. ma rk Paneloux. 181 / - Ksidz widzi - rzek unikajc jego spoji ni - nawet sam Bg nie moe nas teraz rozczy. Odkd Paneloux wstpi do formacji sanitarnych, nie opuszcza szpitali i tych miejsc, gdzie mona byo zetkn si z dum. Stan w pierwszym szeregu ratownikw, to znaczy znalaz si tam, gdzie wedug swego mniemania powinien by si znale. Nie brako mu widokw mierci. I cho chronio go serum, , t^-myl o wasnej mierci nie bya mu obca. Z pozoru Jt zachowa spokj. Ale jak gdyby zmieni si od dnia, ^i kiedy tak dugo patrzy na umierajce dziecko. Nz 'J twarzy jego byo wida wzrastajce napicie. I pew-4 nego razu, gdy powiedzia do Rieux z umiechem, l* e przygotowuje teraz krtk rozpraw na temat: ; "Czy kapan moe radzi si lekarza", doktor odnis wraenie, e idzie o co bardziej powanego, ni mwi Paneloux. Poniewa doktor wyrazi ch zapoznania si z t prac, Paneloux oznajmi mu, e ma wygosi kazanie na mszy dla mczyzn i przy tej okazji wyoy przynajmniej niektre swoje punkty widzenia. - Chciabym, eby pan przyszed, doktorze, temat pana zainteresuje. Ojciec Paneloux wygosiL^JSwie drugie kazanie w dzie, gdy wia wielki wiatr. Prawd mwic, szeregi audytorium byy bardziej przerzedzone ni za pierwszym razem. Ten rodzaj widowiska nie przyciga ju swoj nowoci naszych wspobywateli. W trudnych okolicznociach, w jakich yo miasto, sowo "nowo" stracio swj sens. Wikszo zreszt, jeli nie porzucia cakowicie obowizkw religijnych albo jeli nie czya ich z gboko amoralnym yciem osobistym, zastpia zwyke praktyki niezbyt rozsdnymi przesdami. Ludzie chtnie] nosili medaliki ochronne czy amulety w. Rocha, ni chodzili na rosz. Jako przykad niechaj posuy niepohamowane 182 zainteresowanie naszych wspobywateli dla przepowiedni. Na wiosn oczekiwano z chwili na chwil koca choroby i nikt nie myla o tym, by pyta o czas trwania epidemii, skoro wszyscy wyobraali sobie, e epideiria nie bdzie trwaa. Ale w miar jak mijay dni, zaczto si obawia, e choroba nigdy si nie skoczy; jednoczenie koniec epidemii sta si przedmiotem wszystkich nadziei. Podawano wic sobie z rk do rk rozmaite przepowiednie magw czy witych Kocioa katolickiego. Wydawcy zdali sobie bardzo szybko spraw z korzyci, jakie moe im przynie ta egzaltacja, i drukowali krce teksty w wielu egzemplarzach. Stwierdziwszy, e ciekawo publicznoci jest nienasycona, zaczli szuka w bibliotekach miejskich wszelkich historycznych dokumentw tego rodzaju i rozpowszechniali je w miecie. Kiedy ju wyczerpali histori, zwrcili si po przepowiednie do dziennikarzy, ktrzy przynajmniej w tym wzgldzie okazali rwne kompetencje jak ich wzory z minionych wiekw. Niektre z tych przepowiedni drukowano nawet w odcinkach w gazetach, a czytano je z nie mniejszym zapaem ni sentymentalne opowiadania zamieszczane v/ czasach zdrowia. Niektre z tych przewidywa opieray si na dziwacznych obliczeniach, gdzie w gr wchodzi rok, liczba

zmarych i cyfra miesicy spdzonych pod rzdami dumy. Innym razem przeprowadzano porwnania'z wielkimi dumami w historii, odkrywajc podobiestwa (ktre przepowiednie nazyway niezmiennymi), i przy pomocy nie mniej dziwacznych oblicze usiowano wycign' wnioski odpowiadajce aktualnym wypadkom. Ale publiczno niewtpliwie cenia sobie najbardziej te proroctwa, ktre posugujc si jzykiem apokaliptycznym, zwiastoway cykle wydarze; kade z nich mogo by tym wanie, ktrego dowiadczao miasto, a jego zoono pozwalaa na wszelkie interpretacje. Tak wic radzono si co dzie Nostradamusa i w. Otylii, a zawsze z poytkiem. Wszystkie zreszt proroctwa miay 183 t cech wspln, e w kocu podnosiy na duchu. Tylko z dum byo inaczej. Te przesdy zastpoway wic naszym wspobywatelom religi i dlatego Paneloux wygasza kazanie w kociele zapenionym tylko w trzech czwartych. Kiedy Rieux wszed do kocioa w wieczr kazania, wiatr wdziera si falami przez dwuskrzydowe drzwi i kry swobodnie midzy zebranymi. Doktor zaj miejsce w zimnym i cichym wntrzu, wrd audytorium zoonego wycznie z mczyzn; ujrza, jak ksidz wchodzi na ambon. Paneloux mwi tonem agodniejszym, z wikszym namysem ni za pierwszym razem, i zebrani zauwayli kilkakrotnie, e z wahaniem dobiera sowa. Rzecz ciekawsza jeszcze, e nie mwi ju "wy" ale "my". Jednake gos jego stawa si z wolna pewniejszy. Rozpocz od przypomnienia, e od dugich miesicy duma jest pomidzy nami i teraz, kiedy znamy j lepiej, poniewa widzielimy tyle razy, jak zasiada przy naszym stole czy przy wezgowiu tych, ktrych kochamy, jak kroczy obok nas i czeka na nasze przyjcie w miejscach pracy, moe potrafimy lepiej przyj to, co mwi nam bez przerwy i czego w pierwszym zaskoczeniu nie usyszelimy dobrze. To, oo ojciec Paneloux mwi ju z tego samego miejsca, pozostaje prawd - przynajmniej takie jest jego przekonanie. Ale, jak to zdarza si wszystkim (i dlatego bije si w piersi), moe pomyla i powiedzia to bez miosierdzia. W kadej rzeczy jednak jest jaka prawda, ktr trzeba zachowa w pamici. Na j okrutnie j-sz Jrba wci jest jeszcze dobrodziejstwem dla chrzecijanina. Wanie chrzecijanin powinien szuka tego, co jest dla niego dobrodziejstwem, poznawa jego istot i prbowa je znale. W tej chwili ludzie wok Rieux rozsiedli si i umiecili moliwie najwygodniej na swych awkach. Skrzydo obitych suknem drzwi wejciowych uderzao lekko. Kto wsta, eby je przytrzyma. Ten incydent rozproszy uwag doktora, ktry ledwo syszc 184 co Paneloux mwi dalej. Ksidz powiedzia mniej wicej tyle, e nie naley wyjania sobie zjawiska dumy, ale nauczy si teg(\ czego mona si nauczy. IUeux zrozumia niejasno, e wedug OJ ca Paneloux nie ma nic do wytumaczenia. Zainteresowanie do" ktra wzroso, kiedy Paneloux powiedzia z moc, e s rzeczy, ktre mona wyjani w stosunku do Boga, i inne, ktrych wyjani nie mona. Oczywicie jest dobro i zo, i na og mona sobie wytumaczy atwo, co je dzieli. Ale trudno rozpoczyna si wewTrZ za. Na przykad, bywao zo z pozoru~konieczne i zo sr "pozoru bezuyteczne. Don Juan w piekle i mier dziecka. Jeli jest _ bowiem sprawiedliwe, e piorun uderza w niedowiarka, nie mona zrozumie cierpie "dziecka. pT'doprawdy, nie ma na ziemi nic waniejszego od cierpienia dziecka, lku, jakie to cierpienie przynosi, i racji, jakie trzeba dla znale. Wszystko inne w yciu uatwia Pan Bg i 2anim dojdziemy do tego punktu, religia nie ma zasug^ Natomiast tu przypiera nas do muru. Tak wic jestemy pod murami dumy i w ich miertelnym cieniu musimy odnale dla siebie dobrodziejstwo. Ojciec Paneloux odmawia sobie nawet atwych korzyci pyncych z przedostania si przez ten mur. Wygodnie byoby mu powiedzie, e rozkosze czekajce dziecko mog wynagrodzi jego cierpienia, ale doprawdy nic o tym nie wie. Kt mgby bowiem twierdzi, e wieczna rado moe wynagrodzi chwil ludzkiego cierpienia? Na pewno nie byby to chrzecijanin, ktrego Pan zazna cierpie na ciele i duszy. Nie, ojciec Paneloux pozostanie u stp muru, wiemy tej mce, ktrej symbolem jest krzy, twarz w twarz z cierpieniem dziecka. I powie bez lku tym, ktrzy go dzi suchaj: l"Bracia moi, chwila nadesza. Trzeba we wszystko uwierzy albo wszystkiemu zaprzeczy. A kt spord was oimeliby si wszystkiemu zaprzeczy?" Rieux zaledwie mia czas pomyle, e ojciec Paneloux jest bliski herezji, kiedy ksidz mwi ju 185 z moc, e ten nakaz, to danie jest przywilejem chrzecijanina. Jest rwnie jego cnot. Paneloux wie, e to, co jest ponad zwyk miar w cnocie (3 czym powie za chwil), wielu ludziom, przyzwyczajonym do bardziej pobaliwej i klasycznej moralnoci wyda . si czym

zaskakujcym. Ale religia czasu dzuT.y nie moe by religi codzienn i jeli Bg mgiby zgodzi si, a nawet pragn, by dusza odpoczywaa i cieszya si w czasach szczcia, chce,' eby si oka/aa ponad swoj miar, skoro nieszczcie jest bezmierne. Bg udziela dzi aski istotom przez siebie stworzonym zsyajc im nieszczcie, jakiego trzeba ,3 y mogy udwign najwiksz cnot: Wszystko i "'o Nic. Przed wiekiem pewien autor wiecki m^iem&, ze odkr-y tajemnic Kocioa twierdzc, e me -na czyca. Rozumia przez to, e nie ma prodkw e jest tylko raj i pieko, i mona by jedynie zbawionym lub potpionym wedle tego, co si wybrao Zdaniem Paneloux jest to herezja, ktra moga si zrod tylko w duszy niedowiarka. Jest bowiem czyciec. Ale zdarzay si bez wtpienia okresy, kiedy n.-e moz^a si byo tego czyca spodziewa, okresy, kl&dy nie mona byo mwi o grzechu powszednim. Wszelki grzech by miertelny, wszelka obojtno zbi.3<jnicza. Byo wszystko lub nic, Paneloux urwa i Rieux usysza w tej chwili wyraniej jki wiatru pod drzwiami, jak gdyby wiatr przybiera na sile. Ojciec Paneloux powiedzia wwczas, e cnota cakowitej zgody, o ktrej mwi, nie powinna by zrozumiana w sensie ograniczonym, jaki si jej zazwyczaj nadaje; nie chodzi o banaln rezygnacj ani nawet o trudn pokor. Chodzi o upokorzenie, ale o upokorzenie, z ktrym upokorzony byby w zgodzie. |Cierpienie dziecka jest na pewno upokarzajce dla umysu i serca. Ale tego wanie trzeba zazna. Dlatego (i Paneloux zapewni swoich suchaczy, e ma nieatw rzecz do powiedzenia) trzeba chcie cierpienia, poniewa Bg go chce. Tylko w ten sposb chrzecijanin nie oszczdzi sobie niczego 186 i majc wszystkie wyjcia zamknite dojdzie do samego geOna wybomrWybierze wiar we wszystko, zby nie musia wszystkiemu zaprzeczyli podobnie jak te zacne kobiety, ktre dowiedziawszy si, e poprzez "formujce si dymienice ciap w naturalny sposb """wydala infekcj, mwi w tej chwili w kocioach: """Boe mj, zelij mu dymienice", chrzecijanin potrafi podda si woli boej, nawet niepojtej. Nie mona ^"powiedzie: "To rozumiem: ale tamto jest nie do przyjcia"; trzeba siga w gb tego, co niepojte i zesane nam po to, ebymy mogli dokona wyboru. i Cierpienie dzieci jest naszym gorzkim chlebem, ale l^ez tego chleba dusza zginaby od godu -duchowego. Tu rezleg si haas, jak zwykle, gdy ojciec Pane-loux robi pauzy; niespodzianie ]ednak kaznodzieja z si podj wtek, stawiajc si jak gdyby na miejscu swych suchaczy i zapytujc, jak postaw naley przyj. Ksidz spodziewa si tego, zaraz padnie przeraajce sowo: fatalizm. C, me cofnie si przed tym sowem, jeli wolno mu bdzie uzupeni je przymiotnikiem: "czynny". Na pewno, powtarza to raz jeszcze, nie naley naladowa chrzecijan z Abisynii, o ktrych mwi. Nie naley te postpowa jak owi ",zadumieni Persowie, ktrzy rzucali swoje odzienie na sanitarne pikiety chrzecijaskie, wielkim gosem wzywajc niebo, by zesao dum na tych niewiernych, ktrzy chc walczy z chorob, zesan przez Boga. Ale, z drugiej strony > nie naley naladowa rwnie mnichw z Kairu, ktrzy podczas epidemii w ubiegym wieku komunikowali biorc hosti szczypczykami, by unikn dotknicia wilgotnych i gorcych ust, gdzie moga si kry infekcja. Zadu-miem Persowie i mnisi grzeszyli Jedsnaikowo. Dla pierwszych bowiem nie liczyo si cierpienie dziecka, dla drugich za, na odwrt, ludzki strac przed boTem zagarn wszystko. W obu wypadkach problem zrcznie usunito sprzed oczu. Wszyscy byli gusi na gos Boga. S jednak inne przykady, ktre Paneloux chce 187 przypomnie. Jeli wierzy kronikarzowi wielkiej | dumy w'"Marsylii, na osiemdziesiciu jeden zakonni ""mkow klasztoru Mercy czterech tylko przeyo] dum, Z tych czterech trzech ucieko. Tak mwi1 kronikarze i nie ich rzecz jest powiedzie wicej.' Ale kiedy ojciec Paneloux to czyta, myl jego wybiegaa ku temu, ktry pozosta sam, mimo siedemdziesiciu siedmiu trupw, przede wszystkim za mimo przykadu owych trzech braci. I ksidz uderzajc pici w porcz kazalnicy zawoa: "Bracia moi^trze- | ^a b^UsY"^ ktry zostaje!" ^" ---<"-, -^^tas^^^>t"?^-.-, " , , ,, . .' r\[ie chodzi o to, zby odrzuca wszelk ostrono, rozumny porzdek, ktry spoeczestwo wprowadza do anarchii zarazy. Nie naley sucha tych moralistw, ktrzy powiadaj, e trzeba pa na kolana i poniecha wszystkiego. ITrzeba tylko i naprzd w ciemnociach, troch na olep i prbowa czyni dobrze. Jeli za idzie o reszt, trwa i

zda si na Boga, nawet wwczas, gdy jest to mier dzieci, i nie szuka pomocy dla siebie. Tu ojciec Paneloux przywoa wybitn posta biskupa Belzunce, podczas dumy w Marsylii. Powiedzia, e pod koniec epidemii biskup zrobiwszy wszystko, co naleao zrobi, i przekonany, e nie ma ju sposobu, zamkn si wraz z zapasami ywnoci w swym domu, ktry kaza zamurowa; e mieszkacy miasta, ktrzy go uwielbiali, na skutek zmiany uczu, czstej, gdy nadmierne staj si cierpienia, powzili do niego zo, otoczyli dom biskupa trupami, eby przenie tam zaraz, a nawet rzucali ciaa przez mury, by narazi biskupa na pewniejsz mier. Tak oto w biskup uwierzy w ostatecznej saboci, e potrafi si odgrodzi od wiata mierci, a tymczasem zmarli spadali mu na gow prosto z nieba. Podobnie jest z nami, ktrzy powinnimy sobie wytumaczy, e podczas dumy nie ma wysp. Nie, nie ma rodka. Trzebaprzyj zgorszenie, poniewa musimy wybra ^"nienawidzi Boga czy go kocha. A kt odwayby si wybra nienawi do Boga? 188 "Bracia moi - rzek wreszcie Paneloux oznajmiajc, e koczy - mio do Boga jest trudnaJmi| oscj^. Zakada cakowite wxrzcz"enle"sl*sameg^siebie i po-"gard dla wasnej, osoby. Ale tyKo ta miloSc^me *-' , . . . . , . ;" i . --7'"""!"?' "-- " <(tm)^'^~ zmaza cierpienie i mier dzieci, tylko ona czym ich ^ . . . . .-.^-<-"-~.- J^ , ., mier konieczn, nie mona -JCJ bowiem rozumie, ^toczna jej tylko chcie. Oto trudna nauka, * ^Ktr chciaem podzieli si z wami. Oto wiara, okrutna w oczach ludzi, rozstrzygajca w oczach Boga, do ktrego trzeba si zbliy. Temu straszliwemu wizerunkowi musimy dorwna. Na tym szczycie wszystko si przemiesza i wyrwna, prawda trynie z pozornej niesprawiedliwoci. Tak oto w wielu kocioach poudnia Francji zadumieni pi od wiekw pod kamiennymi pytami chru, kapani przemawiaj na ich grobach, a idea, jak gosz, wystrzela z tego popiou, gdzie przecie i dzieci zoyy sw czstk." Kiedy Rieux wychodzi, gwatowny wiatr wtargn przez uchylone drzwi i uderzy prosto w twarz wiernych. Wiatr przynosi do kocioa zapach deszczu, wo wilgotnych chodnikw, ktra pozwalaa domyla si wygldu miasta, zanim jeszcze wyszli. Stary ksidz i mody diakon, idcy przed doktorem, z trudem utrzymywali kapelusze na gowach. Mimo to starszy nie przestawa komentowa kazania. Wyraa uznanie dla wymowy Paneloux, ale niepokoio go zuchwalstwo jego myli. Uwaa, e to kazanie dowodzio bardziej niepokoju ni siy, a w wieku Paneloux kapan nie ma prawa do niepokoju. Mody diakon, pochyliwszy gow, by osoni si przed wiatrem, powiedzia, e bywa czsto u ojca, orientuje si w jego ewolucji, e jego rozprawa bdzie jeszcze mielsza i bez wtpienia nie uzyska imprimatur. - Jaka jest jej myl? - zapyta stary ksidz. Byli ju na placu przed kocioem; wiatr otoczy ich wyjc i nie dajc mwi modszemu. Wreszcie diakon powiedzia: 189 - Jeli kapan zasiga rady lekarza, jest w tyi sprzeczno. Kiedy Rieux opowiada Tarrou o kazaniu Panelou: Tarrou wtrci, e zna ksidza, ktry podczas wojn; straci wiar na widok modzieca z wyupionynu| oczami. | - Paneloux ma racj - powiedzia Tarrou. - Kie-| dy niewinno ma wyupione oczy, chrzecijanin musi straci wiar albo zgodzi si na to, e sam bdzie' mia wyupione oczy. Paneloux nie chce straci wiary i nie zatrzyma si przed niczym. To wanie chcia powiedzie. Czy ta obserwacja Tarrou rzuca nieco wiata na pniejsze nieszczsne wydarzenia, kiedy to zachowanie Paneloux wydao si jego otoczeniu niepojte? Zobaczymy|1 W kilka dni po kazaniu Paneloux zaj si przeprowadzk. By to moment, kiedy rozwj choroby ^ powodowa cige przeprowadzki w miecie. Podob-' nie jak Tarrou musia porzuci swj hotel, by zamieszka u Rieux, ojciec Pneloux opuci mieszkanie, gdzie ulokowa go jego zakon, i zamieszka u pewnej starej i pobonej pani, nie tknitej jeszcze dum. Podczas przeprowadzki ojciec czu coraz wiksze zmczenie i lk; dziki nim wanie straci szacunek swojej gospodyni. Kiedy bowiem gorco wychwalaa przepowiednie w. Otylii, ksidz okaza lekkie zniecierpliwienie, zapewne na skutek zmczenia. Jakkolwiek czyni potem wysiki, by zdoby przynajmniej yczliw neutralno starej pani, nie mg tego osign. Zrobi ze wraenie. I co wieczr, zanim wszed do swego pokoju, penego szydekowych koronek, musia patrze na plecy gospodyni siedzcej w salonie, unoszc zarazem wspomnienie owego "Dobranoc, mj chopcze",

ktre nie odwracajc si rzucaa mu sucho. Pewnego wieczora, gdy kad si spa z pkajc od blu gow, poczu, jak w skroniach i pulsie rk wyzwalaj si nieokieznane fale gorczki, ktra dojrzewaa w nim od wielu dni. i 190 To, co nastpio pniej, wiadomo jedynie 2 opowiada gospodyni. Rano wstaa wczenie, jak to miaa w zwyczaju. Po pewnym czasie, zdumiona, e ojciec nie wychodzi ze swego pokoju, wahaa si dugo, wreszcie postanowia zapuka do jego drzwi. Zastaa ksidza lecego po bezsennej nocy. Odczuwa dusznoci i by jeszcze bardziej zaczerwieniony na twarzy ni zwykle. Wedug jej wasnych sw, zaproponowaa mu uprzejmie, e kae wezwa lekarza, ale jej propozycja zostaa odrzucona z gwatownoci, ktr uznaa za godn poaowania. Nie pozostao jej nic innego jak wyj. Nieco pniej ojciec zadzwoni proszc, eby przysza. Przeprosi j za odruch zego humoru i owiadczy, e nie ma mowy o dumie, e nie zauway adnego z jej objaww i ze jest to przejciowe zmczenie. Stara pani odpara z godnoci, e }ej propozycja nie zrodzia si z niepokoju tego rodzaju, e nie miaa na oku wasnego bezpieczestwa, jest ono bowiem w rkach Boga, ale mylaa jedynie o zdrowiu ojca, za ktre czuje si czciowo odpowiedzialna. Poniewa jednak Paneloux nie odpowiada, gospodyni, wiedziona pragnieniem, by wypeni wszystko, co do niej naley, znowu zaproponowaa mu, e wezwie swego lekarza. Ojciec odmwi raz jeszcze, ale tumaczc si w sposb, ktry ona uznaa za bardzo niejasny. Zrozumiaa tylko, i to waaie wydao jej si niepojte, e ojciec nie chcia lekarza, poniewa jest to sprzeczne z jego zasadami. Wycigna std wniosek, e gorczka zmcia myli jej lokatora, i ograniczya si do przyniesienia mu ziek. Wci zdecydowana wypenia najskrupulatniej obowizki, ktre nakadaa jej sytuacja, odwiedzaa chorego regularnie co dwie godziny. Najbardziej uderzy j cigy niepokj, w jakim 03 ciec spdzi dzie. Odrzuca przecierada i nakrywa si 'nimi znowu, przesuwa nieustannie rce po wilgotnym czole i czsto siada na ku, eby zakaszla zdawionym, guchym i wilgotnym kaszlem, jakby co z siebie wy191 dziera. Zdawao si wwczas, e nie moe usuni z gbi garda duszcych go czopw waty. Po tyci atakach opada w ty z oznakami wielkiego wyczerpania. Wreszcie znw przybiera pozycj psiedzc^ i przez krtk chwil patrzy przed siebie z uporem jeszcze gwatowniejszym od poprzedniego niepokoju. Ale stara pani wahaa si jeszcze, czy wezwa lekarza i sprzeciwi si choremu. Mg to by zwyky atak gorczki, cho tak szczeglnie wyglda. Pe poudniu sprbowaa jednak przemwi do ksi dza, ale w odpowiedzi usyszaa tylko kilka niezro zumiaych sw. Ponowia sw propozycj. Ale wwczas ojciec podnis si i na wp si duszc odpowiedzia wyranie, e nie chce lekarza. Gospodyni postanowia wic, e zaczeka do jutra rana i jeli stan ojca nie ulegnie poprawie, zatelefonuje na numer, ktry agencja Infdok powtarzaa co dzie ze dwanacie razy przez radio. Wci pamitajc o swych obowizkach, miaa zamiar zaglda do swego lokatora w nocy i czuwa przy nim. Ale wieczorem, gdy zaniosa mu wieych ziek, zapragna pooy si na chwil i zbudzia si dopiero nazajutrz o wicie. Pobiega do jego pokoju. Ojciec lea bez ruchu. Twarz, nadmiernie czerwona dnia poprzedniego, staa si teraz sina, co widoczne byo tym wyraniej, e zachowaa ksztat okrgy. Ojciec patrzy na may wiecznik z kolorowych paciorkw, ktry wisia nad kiem. Kiedy stara pani wesza, odwrci si w jej stron. Wedug jej sw, wyglda tak, jakby bity przez ca noc straci wszelk zdolno reakcji. Zapytaa ksidza, jak si czuje. Odpar gosem, w ktrym dostrzega ton dziwnie obojtny, e ma si le, e nie trzeba mu lekarza, wystarczy przewie go do szpitala, eby wszystko odbyo si wedug przepisw. Stara pani pobiega przeraona do telefonu. Rieux przyjecha w poudnie. Wysuchawszy pani -domu odpar tylko, e Paneloux mia racj i e jest ju za pno. Ojciec przyj doktora ^ tym samym 192 obojtnym wyrazem. Rieux zbada go i by zdumiony, nie widzc adnego z gwnych objaww dumy dy-mienicznej czy pucnej prcz obrzku garda i dusznoci. W kadym razie puls by tak saby, a stan oglny tak alarmujcy, e mao byo nadziei. - Ksidz nie ma adnego z gwnym objaww choroby - powiedzia do Paneloux. - Ale s powody do podejrze i musz ksidza izolowa. Ksidz umiechn si dziwnie, z uprzejmoci, ale milcza. Rieux wyszed, eby zatelefonowa, i wrci. Patrzy na Paneloux.

- Zostan przy ksidzu - powiedzia agodnie. Paneloux jakby si oywi i zwrci w stron doiktora oczy, do ktrych zdawao si wraca ciepo. Potem powiedzia z wysikiem, tak e trudno byo stwierdzi, czy mwi ze smutkiem, czy nie: - Dzikuj. Ale zakonnicy nie maj przyjaci. Wszystko zoyli w Bogu. Poprosi o krucyfiks, ktry znajdowa si u wezgowia ka, i kiedy mia go w rkach, odwrci si, eby na patrze. W szpitalu Paneloux nie otworzy ust. Jak przedmiot podda si wszystkim zabiegom, ale nie wypuszcza ju krucyfiksu. Jednake wypadek ksidza wci by niejasny. Rieux przeladoway wtpliwoci. To bya i nie bya duma. Zdawao si zreszt, e od pewnego czasu sprawia jej przyjemno sprowadzanie diagnostyki na manowce. Ale w przypadku Paneloux miao si okaza, e ta niepewno bya bez znaczenia. Gorczka posza w gr. Kaszel stawa si bardziej guchy i torturowa chorego przez cay dzie. Wieczorem wreszcie ojciec wykrztusi z siebie duszc go wat. Bya czerwona. Wrd zgieku gorczki Paneloux nadal patrzy obojtnie i kiedy nazajutrz znaleziono go martwego, na wp wychylonego z ka, jego spojrzenie nic nie wyraao. Napisano na karcie kontrolnej: "Wypadek wtpliwy." 13 - Duma 193 Wszystkich Swig.tyA~w.tym roku .wygldao ini czej ni zazwyczaj. Tylko pogoda bya jak zawsz zmienia si bowiem nagle i spnione upay ustpi; miejsca chodom. Jak w poprzednich latach, wia ni ustannie zimny wiatr. Wielkie chmury biegy od koca do koca horyzontu, rzucajc cie na domy; po ict przejciu spadao na nie zimne i zocone wiato listopadowego nieba. Pojawiy si pierwsze niep renia' kalne paszcze. Zauwaono jednak zdumiewajc ilo! gumowanych i byszczcyh materiaw. Dzienniku przypominay bowiem, \e przed dwustu laty, pod-| czas wielkich dum na Poudniu, lekarze ubierali si' dla ochrony w naoliwione tkaniny. Skorzystay z tego sklepy, by wyrzucie zapas niemodnej odziey, ktra, jak spodziewano si, miaa zabezpiecza od zaraenia. Ale wszystkie te znaki pory roku nie mogy sprawi, by zapomniano o opustoszaych cmentarzach. W poprzednich latach tramwaje pene byy mdego zapachu chryzantem i procesje kobiet udaway si do miejsc, gdzie spoczywali ich bliscy, by ubra kwiatami groby. By to dzie, w ktrym prbowano wynagrodzi zmaremu osamotnienie i niepami dugich miesicy. Ale tego roku nikt nie chcia myle o zmarych. Wanie dlatego, e mylano o nich zbyt wiele. Rzecz nie polegaa ju na tym, by powrci do nich z odrobin alu i wielk melancholi. Nie byli ta JU ci opuszczeni, do ktrych przychodzio si wytumaczy raz na rok. Byli intruzami, < ktrych--chce si zapomnie. Tote wito zmarych w tym roku w pewien sposb zrcznie ukryto. Wedug Cottarda, ktrego jzyk, zdaniem Tarrou, stawa si coraz bardziej ironiczny, co dzie byo wito zmarych. Rzeczywicie, radosne ognie dumy pony caraz wawiej w piecu krematoryjnym. Co prawda, liczba zmarych nie zwikszaa si z dnia na dzie. Ale duma jak gdyby rozsiada si wygodnie, wnoszc do swych codziennych morderstw precyzj i regularno dobrego urzdnika. W zasadzie, wedug opinii kom194 petentiaych osobistoci, by to dobry znak. Wykres postpu dumy, wpierw idcy nieustannie w gr, zatrzyma si dugo na jednej wysokoci i wydawa si bardzo pocieszajcy na przykad doktorowi Ri-chard. "To dobry, doskonay wykres" - mwi. Uwaa, e choroba osigna swj wyrwnany poziom, jak to okrela Teraz moga tylko si cofa. Zasug za ten stan rzeczy przypisywa nowemu serum Caste-la, ktre w kilku wypadkach przynioso rzeczywicie nieoczekiwane sukcesy. Stary Castel nie przeczy, ale uwaa, e nie mona nic przewidzie, poniewa historie epidemii znaj nieprzewidziame odskoki. Prefektura, od dawna ju pragnc uspokojenia opinii publicznej, na co nie pozwalaa duma, miaa w projekcie zebranie lekarzy, ktrzy wypowiedzieliby si w tej sprawie, kiedy doktora Richard rwnie zabraa duma, wanie wwczas, gdy wyrwnany poziom choroby zosta osignity. Wobec tego przykadu, niewtpliwie wywierajcego wraenie, ale ktry w kocu nie dowodzi niczego, prefektura wrcia do pesymizmu z tym wiksz niekonsekwencj, e wpierw pozwolia sobie na optymizm. Castel natomiast ogranicza si do tego, e przygotowywa swoje serum najstaranniej, jak potrafi. W kadym razie nie byo ju gmachu uytecznoci publicznej, ktrego nie zamieniono by na szpital czy lazaret, a jeli uszanowano jeszcze prefektur, to dlatego, e trzeba byo miejsca na zebrania. Na og jednak 'biorc i w zwizku ze wzgldnym ustaleniem si

dumy w tym okresie, organizacja przewidziana przez Rieux nie ulega zmianom. Lekarze i ich pomocnicy, ktrzy pracowali w tak wyczerpujcy sposb, nie musieli wyobraa sobie, e trzeba bdzie jeszcze wikszych wysikw. Mieli tylko nadal wykonywa sw nadludzk prac, regularnie, jeli tak mona powiedzie. Duma pucna, ktrej wypadki ju zanotowano, szerzya si teraz w caym miecie, jak gdyby wiatr roznieca i podsyca poary w pucach. Chorzy umierali znacznie szybciej, wrd krwawych i3* 195 wymiotw. Przy tej nowej formie epidemii ar wo moga si zwikszy. Prawd mwic, zda specjalistw wci byy sprzeczne w tym wzgldzi Dla wikszego jednak bezpieczestwa personel sa tamy oddycha przez maski z dezynfekowanej gaz W kadym razie, na pierwszy rzut oka, choroba p winna bya si rozszerzy. Poniewa jednak zmniej' szya si ilo zachorowa na dum dymieniczn rwnowaga nie zostaa zachwiana. Mona jednak byo mie inne powody do niepokoju w zwizku z trudnociami aprowizacyjnymi, rosn cymi w miar czasu. Wtrcili si do tego spekulancii i sprzedawali po bajecznych cenach produkty pierw-| szej potrzeby, ktrych brako na rynku. Tak wic j biedne rodziny znajdoway si w bardzo trudnej sy-| tuacji, podczas gdy bogatym nie brako niemal niczego. I duma, stosujc w swych rzdach skuteczn] bezstronno, zamiast umocni rwno naszych obywateli, dziki normalnej grze egoizmw zaostrzaa w sercach ludzkich poczucie niesprawiedliwoci. Pozostawaa, oczywicie, nieskazitelna rwno mierci, ale tej nikt nie chcia. Biedni wic, ktrzy cierpieli gd, z jeszcze wiksz - nostalgi myleli o miastach i wsiach ssiednich, gdzie ycie byo swobodne, a chleb niedrogi. Poniewa nie mona byo dostarczy im do ywnoci, uwaali, niezbyt zreszt rozsdnie, e powinno im si pozwoli na wyjazd. Pewne haso zyskao sobie popularno, wypisywano je na murach i wykrzykiwano niekiedy, gdy przejeda prefekt: "Chleba albo powietrza". Ta ironiczna formua staa si sygnaem do manifestacji, ktre stumiono szybko, lecz ktrych powany charakter by oczywisty dla kadego. Dzienniki, rzecz prosta, byy posuszne zaleceniu optymizmu za wszelk cen. Wedug nich sytuacj charakteryzowa "wzruszajco przykadny spokj i zimna krew", jakie okazywaa ludno. Ale w zamknitym miecie, gdzie nic nie mogo pozosta tajemnic, nikt nie mia zudze co do "przykadnej 196 postawy" spoecznoci. I eby mie waciwe -wyobraenie o spokoju i zimnej krwi, o ktrych bya mowa, wystarczyo -odwiedzi miejsca kwarantanny lub jeden z obozw odosobnienia, zorganizowanych przez administracj. Narrator, wezwany gdzie indziej, nie by tam. Dlatego trzeba tu przytoczy opini Tarrou. W swych notatkach Tarrou mwi o tym, jak wraz z Rambertem odwiedzi obz mieszczcy si na stadionie miejskim. Stadion znajduje si niemal u bram miasta i z jednej strony graniczy z ulic, gdzie przejedaj tramwaje, z drugiej z rozlegymi terenami cigncymi si a do skraju p? askowzgrza, na ktrym zbudowane jest miasto. Otaczaj go wysokie mury z cementu, wystarczyo wic postawi strae przy czterech bramach wejciowych, by utrudni ucieczk. Jednoczenie mury broniy nieszcznikw odbywajcych kwarantann przed ciekawoci ludzi z zewntrz. W zamian za to izolowani syszeli przez cay dzie przejedajce tramwaje nie widzc ich i ze wzmoonego haasu odgadywali godziny powrotu i wyjcia z biur. Wiedzieli wic, e ycie, z ktrego byli wyczeni, szo swoim trybem w odlegoci kilkunastu metrw od nich i e cementowe mary oddzielaj dwa wiaty bardziej sobie obce, ni gdyby znajdoway si na rnych planetach. Byo niedzielne popoudnie, kiedy Tarrou i Ram-bert wybrali si na stadion. Towarzyszy im Gonza--j[es, gracz w pik non, ktrego Rambert odnalaz i ktry zgodzi si* obj nadzr^stadibn^i luzujc urzdnikw. Ramberfmia go -przedstawi administratorowi obozu. Gdy si spotkali, Gonzales powiedzia, e jest to wanie godzina, kiedy przed dum ubiera si na mecz. Teraz, gdy stadiony zostay zarekwirowane, nie byo to ju moliwe i Gonzales czu si i wyglda jak czowiek, ktry nie ma nic do roboty. By to jeden z powodw, dla ktrych zgodzi si na ten nadzr, pod warunkiem, e pracowaf bdzie tylko przy kocu kadego tygodnia. Niebo byo na wp pokryte chmurami i Gonzales, zadarszy nos, 197 zauway z alem, e ta pogoda, ani deszczowa, ani upalna, Jest najbardziej odpowiednia dla dobrego meczu. Przywoywa, jak umia, wspomnienia: zapach oliwy do masau w szatniach, trybuny huczce od oklaskw, koszulki w ywych kolorach na powym boisku, w przerwach

cytryny lub lemoniada, ktra kuje wyschnite gardo tysicem odwieajcych igieek. Tarrou notuje zreszt, e przez ca drog wyboistymi ulicami przedmiecia gracz nie przestawa kopa kamykw. Prbowa wycelowa prosto w otwr cieku, a kiedy mu si to udao, mwi: "jedenzero". Gdy skoczy papierosa, wypluwa niedopaek przed siebie i usiowa w locie podbi go nog. Niedaleko od stadionu bawice si dzieci rzuciy pik w ich stron i Gonzales zada sobie trud, by zwrci im j z precyzj. Wreszcie weszli na stadion. Na trybunach peno byo ludzi. Ale teren stadionu pokryway setki czerwonych namiotw, wewntrz ktrych wida byo z daleka pociel i tumoki. Trybuny zachowano, eby internowani mogli si na nich schroni podczas deszczu i upau. Do namiotw wracali po zachodzie soca. Pod trybunami znajdoway si jak dawniej prysznice i szatnie graczy, ktre zamieniono na biura i izby chorych. Wikszo internowanych bya na trybunach. Inni wasali si po liniach bocznych boiska. Kilku siedziao w kucki przy wejciu do namiotw i wodzio wok niepewnym spojrzeniem. Wrd tych, co siedzieli na trybunach, wielu byo przygnbionych; zdawali si czeka. - Co robi przez cay dzie? - zapyta Tarrou Ramberta. - Nic. W istocie, niemal wszyscy mieli opuszczone rce i bezczynne donie. To ogromne zgromadzenie ludzi byo osobliwie milczce. - W pierwszych dniach panowa tu straszny haas - powiedzia Rambert. - Ale w miar jak dni mijay, milkli coraz bardziej. 198 / Jeli wierzy notatkom, Tarrou ich rozumia; widzia, jak z pocztku, stoczeni w namiotach, suchali brzczenia much lub drapali si wykrzykujc sw zo i lk, jeli znaleli chtne ucho. Ale gdy obz by ju przeludniony, coraz mniej byo chtnych uszu. Pozostawao wic tylko zamilkn i nie dowierza nikomu. Rzeczywicie, jaka nieufno spadaa z szarego, a jednak wietlistego nieba na czerwony (c)bz. Tak, wszyscy mieli nieufne miny. Skoro ich oddzielono jednych od drugich, nie byo to pozbawione racji; wygldali wic tn ludzi, ktrzy szukaj swoich 'racji i ktrzy si boj. Kady z tych, na ktrych Tarrou patrzy, mia puste spojrzenie, wszyscy zdawali si cierpie na skutek oderwania od tego, co stanowio ich ycie. A poniewa nie mogli wci myle o mierci, nie myleli o niczym. "Najgorsze jednak - pisa Tarrou - jest to, e s zapomniani i e o tym wiedz. Ci, ktrzy ich znaj, zapomnieli o nich, poniewa myl o czym innym, i to jest zrozumiae. Jeli za idzie o tych, ktrzy ich kochaj, ci zapomnieli o nich take, poniewa trac siy starajc si o ich powrt i ukadajc projekty dotyczce ich wyjcia. Mylc o tym wyjciu, nie myl ju o tych, ktrzy maj wyj. To take jest normalne. Wida z tego wreszcie, e nikt nie potrafi naprawd myle o kim innym, nawet w najgorszym z nieszcz. Myle bowiem rzeczywicie o kim, to myle o nim minuta po minucie, nie zajmujc si niczym, ani gospodarstwem, ani przelatujc much, ani posikami, ani swdzeniem skry. Ale zawsze s muchy i swdzenie. Dlatego trudno jest y. A ci tutaj wiedz o tym dobrze." Przyszed administrator obozu i powiedzia, e jaki pan Othon chce ich widzie. Zaprowadzi Gonzalesa do swego biura, potem za uda si z Tarrou i Rambertem na rg trybun; pan Othon, ktry siedzia tam na osobnoci, wsta, eby ich powita. Wci by ubrany w ten sam sposb i nosi ten sam sztywny konierzyk. Tarrou zauway tylko, e kpki wosw na skroniach byy znacznie bardziej nastroseo189 ne, a jedno sznurowado rozwizane. Sdzia mia wygld zmczony i ani razu nie spojrza w twarz swym rozmwcom. Powiedzia, e rad jest ich widzie, i poprosi, eby podzikowali doktorowi Rieux za to, co uczyni. Tamci milczeli. - Mam nadziej - rzek sdzia po pewnym czasie - e Filip nie cierpia bardzo. Tarrou usysza wtedy po raz pierwszy, jak wymawia imi swego syna, i zrozumia, e co si zmienio. Soce zniao si na horyzoncie i jego promienie, pomidzy dwiema chmurami, paday prostopadle na trybuny zocc ich twarze. - Nie - rzek Tarrou - nie, nie cierpia, naprawd. Kiedy odeszli, sdzia nadal patrzy w stron, skd wiecio soce. Poszli poegna si z Gonzalesem, ktry studiowa tablic kolejnych dyurw. Gracz mia si ciskajc im rce. - Przynajmniej odnalazem szatnie - mwi - tu nic si nie zmienio.

Nieco pniej administrator odprowadza Tarrou i Ramberta, kiedy jakie donone trzaski rozlegy si na trybunach. Zaraz potem megafony, ktre w lepszych czasach suyy do oznajmiania wyniku meczw czy prezentacji druyn, powiadomiy nosowym gosem, e internowani powinni wrci do swych namiotw, by mona byo im rozda posiek wieczorny. Ludzie powoli opuszczali trybuny i szli do namiotw powczc nogami. Kiedy wszyscy ju si w nich znaleli, dwa wzki elektryczne, Jakie widuje si na dworcach, 'przejechay midzy namiotami wiozc wielkie koty. Ludzie wycigali rce, dwie warzch-wie zanurzay si w dwch kotach, po czym ldoway w dwch menakach. Wzek jecha dalej. Przy nastpnym namiocie powtarzao si to samo. - Naukowa metoda - powiedzia Tarrou do administratora. 200 - Tak - odpar tamten z satysfakcj, ciskajc im donie - naukowa. By ju zmierzch, niebo stao si czyste. agodne i chodne wiato zalewao obz. W spokoju wieczora ze wszystkich stron dobiega brzk yek i talerzy. Nietoperze przeleciay nad namiotami i zniky nagle. Tramwaj zgrzytn na zwrotnicy z drugiej strony mu-. rw. - Biedny sdzia - mrukn Tarrou wychodzc z bramy. - Trzeba by co zrobi dla niego. Ale jak pomc sdziemu? W miecie byo te wiele innych obozw, o ktrych narrator, ze skrupulatnoci i braku bezporednich informacji, nie moe duo powiedzie. Moe jednak powiedzie, e istnienie tych obozw, odr ludzi idcy stamtd, wrzask megafonw o zmierzchu, tajemnica murw i obawa przed tymi potpionymi miejscami zaciyy bardzo na poczuciu moralnym naszych wspobywateli i pogbiy jeszcze zamt i niepokj. Mnoyy si zajcia i konflikty z administracj. Tymczasem z kocem listopada poranki stay si bardzo zimne. Potop deszczw zmy jezdnie, oczyci z chmur niebo nad lnicymi ulicami. Rano bezsilne soce rzucao na miasto iskrzce si i lodowate wiato. Natomiast pod wieczr powietrze znw si ocieplao. Bya to chwila, ktr wybra Tarrou, eby zwierzy si doktorowi Rieux. Pewnego wieczora okoo dziesitej, po dugim i wyczerpujcym dniu, Tarrou towarzyszy Rieux, ktry szed z wieczorn wizyt do starego astmatyka. Niebo poyskiwao agodnie nad domami starej dzielnicy. Lekki wiatr wia bezgonie na ciemnych skrzyo-, wantach. Dwaj mczyni, ktrzy przyszli ze spokojnych ulic, wpadli od razu w gadanin starego. Oznajmi im, e ludzie protestuj, e wci ci sami maj, czego dusza zapragnie, e tak dugo dzban wod nosi, a si ucho nie urwie, i e prawdopodobnie (tu zatar, 201 rce) dojdzie do hecy. Przez cay czas, gdy doktor by przy nim, nie przestawa komentowa wypadkw. Usyszeli kroki nad sob. Stara kobieta zauwaya zaciekawion min Tarrou i wyjania, e to ssiedzi s na tarasie. Dowiedzieli si\zarazem, e z gry jest pikny widok, e tarasy czsto stykaj si ze sob z jednej strony i kobiety w tej dzielnicy mog si odwiedza nie wychodzc z domu. - Tak - powiedzia stary - wejdcie na gr. Tam jest dobre powietrze. Taras by pusty, znajdoway si na nim trzy krzesa. Z jednej strony, jak okiem sign, wida byo tylko paskie dathy, ktre u koca opieray si o ciemn i kamienn bry: rozpoznali pierwsze wzgrza. Z drugiej strony, nad kilku ulicami i niewidocznym portem, spojrzenie zanurzao si w horyzoncie, gdzie poczone niebo i morze pulsoway niewyranie. Nad tym, co byo skaami, pojawiao si regularnie wiateko, ktrego rda nie dostrzegali: to latarnia morska od wiosny sygnalizowaa statkom, by pyny ku innym portom. Czyste gwiazdy wieciy na wymiecionym i wygadzonym przez wiatr niebie i dalekie wiateko latarni morskiej raz po raz dorzucao do ich blasku przelotny popi. Ciepy wiatr przynosi zapach korzeni i kamienia. Spokj by zupeny. - Dobrze tu - rzek Rieux siadajc. - Jak gdyby "djauny nigdy nie byo. Tarrou sta do niego plecami i patrzy na morze. - Tak - powiedzia po chwili - dobrze tu. Usiad obok doktora i patrzy na niego uwanie. Trzy razy wiateko pojawio si na niebie. Brzk naczy dochodzi do nici z gbi ulicy. W domu trzasny drzwi. - Czy pan nigdy nie prbowa dowiedzie si, kim jestem? - zapyta Tarrou bardzo naturalnym tonem. - Czy czuje pan przyja dla mnie? - Tak - odpar doktor. - Ale a dotd brako nam czasu. 202

- Dobrze, to mnie pociesza. Czy chce pan, eby ta godzina bya godzin przyjani? Rieux umiechn si tylko w odpowiedzi. - A zatem... Kilka ulic dalej jakie auto lizgao si dugo po wilgotnej jezdni. W kocu odjechao; po chwili pomieszane okrzyki dochodzce z daleka znw przerway cisz. Wreszcie cisza spada na obu mczyzn caym ciarem nieba i gwiazd. Tarrou wsta i usiad na parapecie, naprzeciw Rieux, siedzcego wci w gbi krzesa. Masywny ksztat ciaa Tarrou odcina si na tle nieba. Mwi dugo i oto mniej wicej jego sowa: -</J?w/^ "eby uproci spraw, powiedzmy, e cierpiaem na dum dugb~'przedtem, zanim poznaem to "miasto i t epidemi. Do powiedzie, e jestem jak wszyscy. Ale ^'ludzie, ktrzy tego nie wiedz albo czuj si dobrze w tej sytuacji, i ludzie, ktrzy wiedz i nie' chc jej. Ja nie chciaem nigdy. (Kiedy byem mody, yem przekonany o wasnej niewinnoci, to znaczy nie miaem adnych przekona. Nie nale do niespokojnych duchw, rozpoczynaem, jak trzeba. Szo mi dobrze, porozumiewaem si atwo, wiodo mi si z kobietami, a jeli miaem jakie niepokoje, mijay tak samo, jak przychodziy. Pewnego dnia zaczem si zastanawia. Teraz... Musz panu powiedzie, e nie byem biedny jak pan. Mj ojciec by zastpc prokuratora J^neralne-go, co jest 'pozycj. Nic ^ednak~ieg nie zdradzao, z natury bowiem by poczciwy. Moja matka bya prosta i zawsze w cieniu, nigdy nie przestaem jej kocha, ale wol o tym nie mwi. Ojciec zajmowa si mn, kocha i sdz nawet, e usiowa mnie rozumie. Mia swoje przygody, jestem teraz tego pewien, ale bynajmniej mnie to nie oburza. Zachowywa si w tym wszystkim, jak naleao si po nim spodziewa, nie uraajc nikogo. Krtko mwic, nie by zbyt (r)ry-ginalny i dzi, kiedy nie yje, zdaj sobie spraw, e jeli nie y jak wity, nie by przecie zym czo203 wiekiem. Trzyma si rodka, ot i wszystko; dla tego rodzaju ludzi ywi si rozsdne uczucia, a uczucia te sprawiaj, e ycie idzie dalej. Mia jednak pewn osobliw cech: wielki rozkad jazdy Chaixa by ksik, z ktr si nie rozstawa. Nie dlatego eby podrowa, nie liczc wyjazdu na wakacje do Bretanii, gdzie mia niewielk posiado. Ale potrafi poda dokadnie godziny wyjazdu i przyjazdu pocigu ParyBerlin, kombinacje pocze midzy Lyonem i Warszaw, dokadn ilo kilometrw pomidzy dowolnie wybranymi stolicami. Czy umiaby pan powiedzie, jak jedzie si z Briancon do Chamonix? Nawet naczelnik stacji by si w tym zgubi. Mj ojciec si nie gubi. Niemal co wieczr powica czas na wzbogacenie swych wiadomoci w tej dziedzinie i raczej by z nich dumny. Bawio mnie to ogromnie i czsto zadawaem mu pytania, z zachwytem sprawdzajc jego odpowiedzi w wielkim rozkadzie jazdy i stwierdzajc, e si nie pomyli. Te mae wiczenia bardzo nas zczyy, stanowiem bowiem dla niego audytorium, ktrego dobr wol ocenia. Co do mnie za, uwaaem, e ta doskonao w zakresie kolejnictwa jest tyle samo warta co kada inna. Ale ponosz mnie wspomnienia i obawiam si, e zbyt wielkie znaczenie przydaj temu zacnemu czowiekowi. eby z tym skoczy, dodam, e nie r&ia bezporedniego wpywu na moj decyzj. Co najwyej dostarczy mi okazji, ^iedy miaemJ^owrm siedemnacie lat, ojciec zaproponowaTmi, ebym poszed' go-^pQ^ucha^-0Qdz.iu o" vy5'zn^spraw~^~-dzie przysigych -4- myla na pewno, e ukae si w najlepszym wietle. Sdz rwnie, e liczy na t ceremoni, mogc podziaa na mod wyobrani, by skierowa mnie na drog, ktr sam wybra. Zgodziem si, poniewa sprawiao to przyjemno memu ojcu, a take dlatego, e byem ciekaw zobaczy go i usysze w innej roli ni ta, ktr gra wrd nas. Nie mylaem o niczym wicej. To, co dziao si w s204 dzie, wydawao mi si zawsze tak samo naturalne i nieuniknione jak defilada na 14 lipca czy rozdanie nagrd. Miaem o tym wyobraenie bardzo abstrakcyjne, ktre nie robio mi adnej rnicy. Mimo to z owego dnia pozosta mi tylko jeden obraz - winowajcy. Myl, e by winien rzeczywicie, mniejsza czego. Ale ten may mczyzna o rudym i skpym zarocie, lat okoo trzydziestu, wydawa si tak zdecydowany, eby si do wszystkiego przyzna, tak szczerze przeraony tym, co zrobi i co jemu zrobi, e po kilku minutach nie mogem oderwa od niego oczu. Wyglda jak sowa sposzona zbyt ywym wiatem. Wze jego krawata nie przylega dokadnie do konierzyka. Ogryza sobie paznokcie u jednej rki, u prawej... Krtko mwic, nie

musz podkrela; zrozumia pan, e by to ywy czowiek. AV ja zdaem sobie z tego spraw nagle, dotychczas bowiem patrzyem na niego uywajc wygodnej szufladki 0skarony. Nie mog powiedzie, ebym zapomnia wwczas o moim ojcu, ale co ciskao mi odek odbierajc wszelkie zainteresowanie prcz zainteresowania dla oskaronego. Nie syszaem niemal nic, czuem, e chc zabi tego ywego czowieka, i jaki straszny instynkt, jak fala, nis mnie ku niemu z rodzajem upartego zalepienia. Ocknem si naprawd dopiero wtedy, gdy mj ojciec rozpocz mow oskarycielsk. By zmieniony w czerwonej todze, ani poczciwy, ani serdeczny, w jego ustach roio si od ogromnych zda, ktre wychodziy z nich bez przerwy, niczym we. I zrozumiaem, e w imieniu spoeczestwa da mierci tego czowieka, da nawet, eby cito mu gow. Co prawda powiedzia tylko: Ta gowa powinna spa. Ale w kocu rnica jest niewielka. I wyszo na jedno, w gruncie rzeczy, skoro otrzyma t gow. Tyle tylko, e on jej sam nie ci. Ja za ledziem potem spraw a do jej zakoczenia i czuem si z tym nieszczsnym zwizany mocniej i bardziej blisko ni kiedykolwiek z moim ojcem. Ojciec 205 ^natomiast, zgodnie ze zwyczajem, musia by obecna przydym, co uprzejmie nazywa si ostatnimi chwila mi i co naley nazwa najnikczemmeJSzym z morderstw-. Poczwszy od tej chwili patrzyem na rozkad jazdy Chaixa z okropnym obrzydzeniem. Poczwszy od tej chwili ze wstrtem interesowaem si sdami, wyrokami mierci, egzekucjami; stwierdziem z zawrotem gowy, Jze^mol-^cic^wiele razy _by obecny przy morderstwach, wanie wtedy, kiedy wstawa wcze-, " Jpie. Tak, w tych wypadkach nastawia budzik na wczeniejsz godzin. Nie odwayem si o tym mwi matce, ale wwczas widziaem j lepiej i rozumiaem, e nie ma ju nic midzy nimi i e jej ycie jest wyrzeczeniem. To pomogo mi jej wybaczy, jak mawiaem wwczas. Pniej dowiedziaem si, e nie mam jej nic do wybaczenia, poniewa matka a do; swego maestwa bya biedna i bieda nauczya j<^ rezygnacji. Czeka pan zapewne, ebym panu powiedzia, e opuciem dom natychmiast. Nie, zostaem, wiele miesicy, niemal rok. Ale miaem chore serce. Pewnego wieczora ojciec poprosi o budzik, poniewa mia wsta wczeniej. Nie spaem przez ca noc. Nazajutrz, kiedy wrci, mnie ju nie byo. Powiedzmy od razu, e ojciec kaza mnie szuka, e przyszedem do niego, e nic nie wyjaniajc powiedziaem mu spokojnie, i zabij si, jeli mnie zmusi do powrotu. Zgodzi si w kocu, z natury bowiem by agodny, wygosi mow o gupocie pragnienia, by y wasnym yciem (tak sobie tumaczy mj gest, a ja bynajmniej nie odwodziem go od tej myli), da mi tysice zalece i powstrzyma szczere zy napywajce mu do oczu. Po pewnym czasie zaczem przychodzi regularnie do matki i spotykaem go wwczas. Sdz, e te stosunki mu wystarczyy. Co do mnie, nie czuem do niego niechci, miaem tylko troch smutku w sercu. Kiedy umar, zabraem matk do siebie i byaby ze mn wci jeszcze, gdyby i ona z kolei nie umara. 206 Dugo zatrzymaem si na tym pocztku, poniewa by w istocie pocztkiem wszystkiego. Teraz pjdzie ju szybciej. Majc osiemnacie lat poznaem bied wyrsszy w dobrobycie. eby zarobi na ycie, nauczyem si tysica zawodw. Nie najgorzej mi si powiodo. Ale interesoway mnie wyroki mierci. Chciaem uregulowa rachunek z rud sow. Tote zajmowaem si polityk, jak to si powiada. Nie chciaem by zadumionym, tylko tyle. Sdziem, e~ spoeczestwo, w ktrym yj, opiera si na karze mierci i e walczc przeciw niemu, zwalczam morderstwo. Wierzyem w to, inni mwili mi to samo i w kocu byo to w znacznej mierze prawd. Zczyem si wic z innymi, ktrych kochaem i ktrych nie przestaem kocha. Byem z nimi dugo i nie ma w Europie kraju, w ktrego walkach nie uczest-, tuczyem. Mniejsza o to. / Wiedziaem oczywicie, e my take skazujemy l w pewnych okolicznociach. Ale mwiono mi, e trzeba tych kilka trupw, aby powsta wiat, gdzie nie zabija si nikogo. Byo to w pewien sposb prawdziwe, a zreszt, moe nie potrafi uznawa prawd tego rodzaju. Rzecz jednak pewna, e si wahaem. Ale mylaem o sowie i dlatego mogo to trwa a do dnia, kiedy zobaczyem egzek-ucj (byo to na Wgrzech) i ten sam zawrt gowy, ktrego doznao dziecko, zami wzrok dorosego mczyzny. Czy nie widzia pan nigdy, jak rozstrzeliwuj czowieka? Nie, oczywicie, na og trzeba zaproszenia, publiczno jest wybrana zawczasu. W rezultacie zna pan to z rycin i ksiek. Przepaska, sup i z daleka kilku onierzy. A wic nie! Czy pan wie, e pluton egzekucyjny staje w

odlegoci ptora metra od skazaca? Czy wie pan, e gdyby skazaniec postpi dwa kroki naprzd, zawadziby piersi o karabiny? Czy wie pan, e z tak maej odlegoci rozstrzeiwujcy koncentruj ogie na okolicy serca i wielkimi nabojami robi dziur, w ktr mona by woy pi? Nie, pan tego nie wie, poniewa s to szczegy, o kt237 rych si nie mwi. Sen ludzi to rzecz bardziej wita ni ycie dla zadumionych. Nie naley mci snu zacnym ludziom. Do tego trzeba by zego smaku, a dobry smak, jak wiadomo, polega na tym< eby nie nalega. Ale ja nie spaem dobrze od tego czasu. Zy smak pozosta mi w ustach i nie przestaem nalega, to^znaczy myle o tym. / Zrozumiaem wwczas, e przynajmniej ja nie przestaem by zadumionym przez te wszystkie dugie lata, cho wierzyem z caej duszy, e walcz wanie z dum. Dowiedziaem si, e porednio kadem swj podpis pod mierci tysicy ludzi, e nawet t mier powodowaem uwaajc za suszne czyny i zasady, ktre j nieuchronnie sprowadzay. Innym to nie przeszkadzao albo przynajmniej nie mwili nigdy o tym dobrowolnie. Ja miaem ptl na gardle. Byem z nimi, a mimo to byem sam. Kiedy mwiem o swoich skrupuach, odpowiadali mi, e naley zastanowi si nad tym, co wchodzi w gr, i czsto przytaczali wakie racje, bym mg strawi to, czego nie mogem przekn. Odpowiadaem jednak, e wielcy zadumieni, ci, co wkadaj czerwone togi, maj w tych razach rwnie doskonae racje i jeli zgodz si na si wysz i koniecznoci, na jakie powoywali si mali zadumieni, nie bd mg odrzuci racji wielkich. Zwracali mi uwag, e znakomitym sposobem przyznania susznoci czerwonym togom jest pozostawienie im wycznego prawa do skazywania. Ale mwiem sobie wtedy, e jeli ustpi jeden raz, nie ma powodu, eby si potem zatrzyma. Zdaje si, e historia przyznaa mi suszno, dzi naley ona do tych, ktrzy zabijaj najwicej. Wszystkich ogarn sza mordowania i nie mog postpowa inaczej. W kadym razie moj spraw nie byo rozumowanie. Moja sprawa to bya ruda sowa, ta plugawa historia, kiedy plugawe zadumione usta ogaszay czowiekowi w kajdanach, e umrze, kiedy robiono wszystko, by umar naprawd po wielu nocach agonia 208 podczas ktrych czeka, a zamorduj go, a on bdzie patrzy otwartymi oczami. Moja sprawa to bya dziura w piersi. I powiadaem sobie, e na razie, przynajmniej jeli idzie o mnie, nie zgodz si nigdy ani na jedn racj, ani na jedn, syszy pan, usprawiedliwiajc t ohydn rzeni. Tak, zgodziem si na to uparte zalepienie w oczekiwaniu, e potem zobacz janiej. Odtd nie zmieniem si. ^ Od dawna _j[u czuje wstyd, mieTteln^J^.txd^j^i_jaz^"koli,_cho_ZJda , lka, cho dziaajc-w-dobre}- wol.L.bym^ morderc. Z czasem_J3postrzegem, ze_Jiawet_ci,_co_slepsi od innych, Jlie^ mog dzijprzestac zabija lub nieJ3ozwa-"Ia"na zabjstwa, wynika to bowiem z logiki ich ycia; e nie moemy na tym wiecie uczyni gestu"me~ ryzykujc, i powodujemy mier. Tak, nadal" czuj" wstyd, wiem ju, e wszyscy Ty Jemy w dumie, i straciem spokj. Szukam go dzi jeszcze, usiujc zrozumie wszystkich i nie by miertelnym wrogiem nikogo. Pewne jest jedynie, e naley zrobi wszystko, eby nie by zadumionym, i to tylko moe nam da nadziej spokoju lub, w braku spokoju, nadziej dobrej mierci. To tylko moe uly ludziom i jeli ich nie uratuje, to przynajmniej przyniesie im mniej za, a nawet niekiedy troch dobra.nDlatego postanowiem odrzuci wszystko, co z bliska czy z daleka, dla dobrych czy zych powodw, powoduje mier lub usprawiedliwia zabjstwo. Dlatego te ta epidemia niczego mnie nie uczy prcz tego, e trzeba z ni walczy po stronie pana. Wiem sn pewno (tak, wiem wszystko o yciu, jak pan widzi), efadynosi w sobie dum, nikt bowiem, nie, nikt na wiecie nie jgst^ od nie] woiny.AtrzeBa"~czuwa^ nad sob nieusj^nn^^t^^^^Sa333^2QzS^^^ia nie tchn dumy w twarjdrupega czpwieJa i eby go nie zakazi. Mikrob jest czym naturalnym. Reszta, "zdrowie, nieskazitelno, czysto, jeli chce pan tak to nazwa, to skutek woli, i to woli, ktra nie powinna nigdy ustawa. Uczciwy czowiek, ktry nie zaraa, 14 - Duma 209 niemal nikogo, to czowiek moliwie najmnii targniony. A trzeba woli i napicia, eby ni nigdy roztargnieniu! Tak, Rieux, to bardzo" m by zadumkmym. Ale jeszcze bardzTej mczy nie chcie nim by. Std zmczenie wszystkie niewa wszyscy s troch zadumieni. Dlatego ; .ci nieliczni, ktrzy chc z tym skoczy, znaj .zmczenia, od ktrego nic ich nie uwolni .mierci. Odtd wiem, e nic nie jestem wart dla tego i e poczwszy od chwili, kiedy nie zgodziem , bija,

skazaem si-na ostateczne wygnanie. T stworz histori. Wiem rwnie, e pozornie nie sdzi tych innych. Brak mi pewnej cechy, byn by rozsdnym zabjc. Nie jest to "wic prz< Ale teraz zgadzam si by tym, kim jestem, n em si skromnoci. Powiadam tylko, e s ziemi zarazy i ofiary i e trzeba, o ile to m< nie zgodzi si na udzia w zarazie. Moe to si panu nieco naiwne; nie wiem, czy to jest n ale wiem, e jest prawdziwe. Syszaem tyle rc wa, ktre omal nie zawrciy mi w gowie i zawrciy w gowach innym w wystarcza j cyn: niu, by zgodzili si na morderstwo, e zrozuir cae nieszczcie ludzi pynie std, e nie mw nym jzykiem. Postanowiem tedy mwi i i jasno, aby wej na dobr drog. A_zatem m^ s zarazy i ofiary^J mcJwicej. Jeli to mwi si sam zaraz, przynajmniej si z ni nie zg. Usiuj by niewinnym morderc. Widzi pan, jest to wielka ambicja. Oczywicie, trzeba jeszcze, eby bya trzecia goria, to znaczy prawdziwi lekarze, ale wiado nie spotyka si ich wielu i e to jest trudne.yl postanowiem stawa po stronie ofiar w kade zji, by umniejszy spustoszenia. Pord ofiar przynajmniej szuka drogi do trzeciej kategc pnczy do spokoju." Koczc Tarrou kiwa nog i lekko uderza 210 cqaTU! z m^ofepi a^aiMS m^uz^i^Maiii A ar BU pszJCods T 'arn^.rez noJJ^J, a '^sAuod ranrui ma-^saC v C ap3 'oSau-res oa^ Xuns5[nzs '3 -aTAO^zo o^q A^az 'O^A}. atum Tzpoqoqo 'TO' i3As.ia^qq op eTUBqopodn vmva aiu a 'azp -BTAS a ziu im^iiozap^MZ a AuJ^pips Caizp. -nzo 'ircd TzpiM. ap - JO^op ^edpo - aAn: -Azoazi ^apfezaod uiaiM:oq ^saC T5[e'. 'XJBIJO a -aq a T ^zoyospB aiii ais ApSni (4 a ^feudazs xnaT-a ^azJ - oiArouosis ais qeui^Jq XzJd apJ^^s nM 3Bq^ znC 3T^[ '^M.iq3n{SBTi T ^^SM noJJBJ, mimi Tuo.iq CaTreAop^t 3{S^ZJ^. UEa'(,od 'izpnt pi^z; -ASA. i^azsyC^sn 'a^Ano TBV ^qopn J^BTAI ^po -OMJBZO o^\K'\ ye^soz <Aoq^ep qopisBtd nf^J^ -Bp T ao^OJ^A oisBg^zJd O^BTM 'TUeTM ma -o A X.>fepi si3paq ^qon{3 qoT t9aTqop T 'T^ZJS -op plisp! 'aTuol^s AA. o:tau'q;nq O^BTAS ai'sppiA BSog zaq miaTA\.s oXq Btrzoui Xzo : ^-ez ai.qaJ3ruo2[ oupaC 031^ sizp u.reuz aiui Bog A XzJaTM QIU tced ^ aCnsa.ia'}. 02[^ *ui9iMS ais 013'^s S[BC 'oaizpaTM. uiXq^ -0'^SOJd Z nOJ.lBJ, ^BTZpBTAS.Od -- OfelA\OUI 05[' a{B5[s o q;>A>fe?Bz.iapn -[e J qoappo Xq3 -AM Tei9'\ o{^q OBqos -nos qo^dez ^OTU^ po ^afept MaiM. am^azooTipaC T aps BU ^JqA -Cai3(s.ioui TUJB^BI BioamgnJui TAp i^zoi{od xi B(IOOJA uie^0(i 'ttZJ^sAyi Aqitt soo i{azssn ; -ap :BZJogzM oasruaius"i[ nznqod A\. 'B^SBI TBU ais A^idn^s 'fe^TA^a pazJd auezsalmod 'o^app Enuz.[qez AosuBinquu i5[uoMz ai^Bdrn^s ro^oc ^q 'aSoJp oBJcqo BqazJ^ fe3{BC 'a^os ze;iqo./ Ara '{TB^d^z i ^SM Jo^^op ^zsp T{iMqo o "^ ujrza smutn i powan twarz. Wiatr podnis si znowu i Rieux poczu, e ma wilgotn skr. Tarrou si otrzsn. - Czy wie pan - powiedzia - co powinnimy zrobi dla przyjani? - Co pan zechce - odpar Rieux. - Wykpa si w morzu. Nawet dla przyszego witego jest to godziwa przyjemno. Rieux umiechn si. - Z naszymi przepustkami moemy i na molo. To zbyt gupie w kocu y tylko dum. Oczywicie, czowiek powinien bi si w obronie ofiar. Ale jeli przestanie kocha, c z tego, e si bije? - Tak - powiedzia Rieux - chodmy. W chwil potem auto zatrzymao si u krat portu. Wzeszed ksiyc. Mleczne niebo rzucao wszdzie blade cienie. Za nimi pitrzyo si miasto i dochodzio ciepe i chore tchnienie popychajce ich ku morzu. Pokazali swoje papiery stranikowi, ktry bada je do dugo. Wrd zapachw wina i ryb przeszli przez podtorze pokryte beczkami i skierowali si na molo. Zanim jeszcze tam przyszli, zapach jodu i wodorostw oznajmi im aaorze. Potem usyszeli je.

Morze gwizdao lekko u stp wielkich blokw mola i kiedy si wspinali, wydao im si gste jak aksamit, zwiane i gadkie jak zwierz. Usiedli na skaach zwrconych ku penemu morzu. Woda wzdymaa si i opadaa powoli. Ten spokojny oddech morza kad oleiste refleksy na powierzchni wody i ciera je na przemian. Przed nimi noc bya bezkresna. Rieux, ktry czu pod palcami wysmagan powierzchni ska, by peen dziwnego szczcia. Zwrcony do Tarrou, odgad na spokojnej i powanej twarzy przyjaciela to samo szczcie, nie zapominajce o niczym, nawet o morderstwie. Rozebrali si. Rieux da nurka pierwszy. Woda, chodna z pocztku, wydaa mu si ciepa, kiedy wypyn. Po kilku ruchach wiedzia, e tego ^-ieczora morze jest ciepe, ciepem mrz jesiennych, ktre za212 bieraj ziemi ar nagromadzony przez dugie miesice. Pywa miarowo. Uderzenia stp pozostawiay z tyu kipic pian, woda uciekaa wzdu rk, by przywrze do ng. Ciki plusk oznajmi mu, e Tar-rou skoczy. Rieux odwrci si na plecy i lea nieruchomo, twarz do odwrconego nieba, penego gwiazd i ksiyca. Potem ze szczegln jasnoci, w ciszy i samotnoci nocy, usysza coraz wyrazniej-szy odgos uderzanej wody. Tarrou zblia si, wkrtce usysza jego oddech. Rieux odwrci si i popyn w tym samym rytmie obok przyjaciela. Tarrou szed naprzd z wiksz si ni on i Rieux musia przyspieszy tempa^ Przez kilka minut pynli JidnajgOJ z t sam moca^ samotni, daleko od wiata^;wolr na-"re^CTe;^JoaIatiJ^umy. Rieux" zatrzyma si pierw-" """szy i wracali powoli, prcz owej chwili, kiedy dostali si w lodowaty prd. Milczc popynli szybciej, przynaglani t niespodziank morza Ubrali si i poszli nie powiedziawszy sowa. Ale serca mieli jednakie i wspomnienie tej nocy^ byo im .sodkie^, Kiedy ujrzeli "z daleka' stra dumy, Rfeux" wiedzia, i Tarrou mwi sobie tak jak i on, e choroba zapomniaa o nich. e to dobrze i e trzeba teraz zacz na nowo. Tak, trzeba byo zacz na nowo, a duma nie zapominaa o nikim zbyt dugo. Przez grudzie pona w piersiach naszych wspobywateli, rozwietlaa piec, zaludniaa obozy cieniami o pustych rkach, nie przestawaa wreszcie i naprzd swym cierpliwym i urywanym krokiem. Wadze liczyy, e chodne dni powstrzymaj ten pochd, duma jednak sza przez pierwsze surowe dni zimy i trwaa nadal. Trzeba byo jeszcze czeka. Ale w miar czekania przestaje si ju czeka i cae nasze miasto yo bez przyszoci. Jeli idzie o doktora, przelotna chwila spokoju i przyjani, ktra zostaa mu dana, nie miaa jutra. Otworzono jeszcze jeden szpital i Rieux bywa sam na 213 sam tylko z chorymi. Zauway jednak, e w tym sta-i dium epidemii, kiedy duma coraz czciej przybieraa form dumy pucnej, chorzy jakby w pewien sposb pomagali lekarzowi. Zamiast, jak na pocztku,! poddawa si wyczerpaniu czy szalestwom, nabrana waciwego wyobraenia o tym, co dla nich korzyst-j ne, i sami dali tego, co mogo im by najbardziej j pomocne. Prosili nieustaa-mie o picie i wszyscy pra-| gnli ciepa. Cho zmczenie doktora byo nie mniej-1 sze, czu si jednak mniej sam w takich razach, j Pod koniec grudnia Rieux otrzyma list od pana| Othona, sdziego ledczego, ktry znajdowa si je-1 szcze w obozie; w licie bya mowa o tym, e czas j kwarantanny min, e administracja nie moe zna- * le daty jego przybycia i e na pewno zatrzymuj go w obozie internowanych przez pomyk. ona sdziego, ktra niedawno zakoczya kwarantann, zoya protest w prefekturze, gdzie j le przyjto i gdzie jej powiedziano, e pomyki nigdy si nie zdarzaj. Rieux poleci Rambertowi, eby si tym zaj, i w kilka dni potem pan Othon si zjawi. W istocie zasza pomyka i Rieux oburza si troch. Ale wychudzony pan Othon podnis wilgotn do i powiedzia, wac sowa, e wszyscy mog si myli. Doktor pomyla tylko, e co si zmienio. - Co pan bdzie robi, panie sdzio? Sprawy na pana czekaj. - Nie - odpar sdzia. - Chciabym wzi urlop. - Rzeczywicie, powinien pan odpocz. - Nie o to chodzi, chc wrci do obozu. Rieux si zdumia: - Ale pan stamtd wraca! - Pan mnie le zrozumia. Powiedziano mi, e w administracji obozu pracuj ochotnicy. Sdzia obraca okrgymi oczami i prbowa przygadzi kpk wosw. - Rozumie pan, miabym zajcie. A poza tym, gupio to mwi, czubym si bliej mego chopca. Rieux patrzy na niego. Niemoliwe, zby w tych 214

twardych i paskich oczach nags zamieszkaa sodycz. Ale stay si bardziej mgliste, straciy metaliczn czysto. - Zajm si tym, rzecz prosta - powiedzia Rieux - skoro pan sobie yczy. Istotnie doktor zaj si t spraw i ycie w zadu-mionym miecie a do Boego Narodzenia szo dalej swym trybem. Tarrou nadal wnosi wszdzie swj poyteczny spokj. Rambert zwierzy si doktorowi, e dziki dwm modym stranikom udao mu si potajemnie nawiza korespondencj z on. Od czasu do czasu otrzymywa od niej listy. Zaproponowa Rieux, eby skorzysta ze znanego mu sposobu, i doktor si zgodzi. Napisa po raz pierwszy od dugich miesicy, ale z najwiksz trudnoci. By to jzyk, ktrym nie umia si ju posugiwa. List zosta wysany, ale odpowiedzi wci nie byo. Cotlardowi wiodo s: b dobrze, wzbogaca si na drobnych spekulacjach. Co do Granda, okres wit nie mia mu wyj na dobre. Beze Narodzeme^ _w . tym rQT<ii--by1o^cze]_switgin_ ' ^^^iSi^^ssIiL^u^^ czekolada albo puste pudeka na wystawach, trm^ waje zapenione pospnymi postaciami,, nic niJprz.y-porrpEaio dawnych Gwiazdek, W tym wicie, ktre ongi czyo wszystkich, bogatych i biednych, pozostao j'dz tylko miejsce na samotne i wstydliwe przyjemnoci uprzywilejowanych, ktrzy opacali je zotem w tylnych pokoikach brudnych sklepw. Kocioy wypeniay raczej skargi ni dzikczynienia. Przez ponure i mrone miasto przebiegay z rzadka dzieci, niewiadome jeszcze, co im grozi. Ale nikt nie omiela si oznajmi im przybycia dawnego Boga nioscego dary, starego jak trud, lecz nowego jak moda nadzieja. W sercach wszystkich byo tylko miejsce na bardzo star i bardzo pospn nadziej, t wanie, ktra "nie pozwala ludziom podda si mierci i nie jest niczym innym, jak upieraniem si przy yciu. Poprzedniego dnia Grand nie przyszed na umwion godzin. Zaniepokojony Rieux uda si do niego wczesnym rankiem, ale nie zasta go w domu. | Zaalarmowano wszystkich. Okoo jedenastej Rambert l przyszed do szpitala i powiedzia doktorowi, e widzia Granda z daleka, bkajcego si po ulicach, ze zmienion twarz. Potem znikn mu z oczu. Doktor i Tarrou pojechali szuka go autem. W zimne popoudnie Rieux, wysiadszy z auta, patrzy z daleka na Granda przyklejonego niemal do szyby wystawowej, za ktr peno byo zabawek nieksztatnie rzebionych w drzewie. Po twarzy starego urzdnika zy pyny bez przerwy. I te zy wstrzsny doktorem, rozumia je bowiem i czu je rwnie w gbi garda. I on pamita o zarczynach biedaka przed sklepem przybranym na Boe Narodzenie i Jeanne pochylon ku Grandowi, by mu powiedzie, e jest zadowolona. Z gbi odlegych lat, z samego serca tego szalestwa, wiey gos Jeanne powraca ku Grandowi, to pewne. JBieux wiedzia,-Q-^ myla w Jl_ chwili paczcy^stary^czowiek, i doktor myla tak samo 3-ak on, e.amaiLbez mioci_jgsJL martwym wiatem i^ e zawsze^ ^przychodzi godzina, kiedy zmczony wizieniami, ^prac^J. Jxwag baga o twarz jakiejJstotyJ, o serce _olaiQneJCzuosMi^3, Ale Grand zobaczy go w s^fcie. Nie przestajc paka odwrci si, opar plecarai o witryn i patrzy, jak Rieux ku niemu idzie. - Ach, doktorze! Ach, doktorze! - jkn. Rieux^ skin gow na znak zrozumienia, niezdolny powiedzie sowa. Ta rozpacz bya jego rozpacz i ogromny gniew szarpa mu w tej chwili serce, gniew ogarniajcy czowieka na widok blu, ktry jest udziaem wszystkich ludzi. - Tak, Grand --powiedzia. - Chciabym mie czas na napisanie do niej listu. eby wiedziaa... i eby moga by szczliwa bez wyrzutw sumienia... Rieux pocign Granda niemal gwatem. Tamten 216 mwi dalej pozwalajc si wlec i bekoczc urywki zda. - To trwa zbyt dugo. Czowiek ma ochot ulec, to silniejsze od niego. Ach, doktorze! Wygldam spokojnie. Zawsze jednak musiaem czyni ogromne wysiki, eby by choby normalnym. Ale teraz tego ju za wiele. Zatrzyma si drc na caym ciele, z obkanymi oczami. Rieux wzi go za rk. Pona. - Trzeba i do domu. Ale Grand wyrwa mu si, przebieg kilka krokw, potem stan, odsun rce od ciaa i zacz si kiwa w ty i do przodu. Obrci si wkoo i upad na zimny chodnik, z twarz ubrudzon zami, ktre nie przestaway pyn. Przechodnie stanli i patrzyli z daleka nie majc odwagi podej bliej. Rieux musia wzi starego czowieka na rce.

Teraz Grand dusi si w ku: puca byy zajte. Rieux zastanawia si. Urzdnik nie mia rodziny. Po co go przewozi? Sam z Tarrou bdzie go pielgnowa... Grand lea w zagbieniu poduszki, skr mia zzielenia, oko zgaszone. Patrzy niezmiennie na wty ogie, ktry Tarrou rozpaE na kominku znalazszy kawaki starej skrzynki. "Niedobrze" - mwi Grand. I z gbi jego rozpalonych puc dobywa si dziwaczny szmer towarzyszcy wszystkim jego sowom. Rieux zaleci mu milcze i powiedzia, e wrci. Szczeglny umiech ukaza si na twarzy chorego, a wraz z nim co niby czuo. Mrugn okiem z wysikiem. "Jeli wyjd z tego, kapelusze z gw, panowie!" Ale zaraz potem popad w zupen prostracj. W kilka godzin pniej Rieux i Tarrou zastali chorego na wp siedzcego na ku i Rieux z przeraeniem ujrza na jego twarzy postpy spalajcej go choroby. Ale zdawao si, e bardziej jest przytomny i gosem dziwnie pustym poprosi ich, eby przynieli mu rkopis, ktry zostawi w szufladzie. Tarrou poda mu kartki, ktre Grand przycisn do siebie 217 nie patrzc na nie; potem wrczy je doktorowi, proszc gestem, eby przeczyta. By to niewielki rkopis skadajcy si z pidziesiciu stronic. Doktor przerzuci je i zrozumia, e wszystkie te kartki zawieraj to samo zdanie, nieskoczon ilo razy przepisane, przerobione, wzbogacone lub zuboone. Wci obok siebie maj, amazonka i aleje Lasku w coraz to innym ukadzie. Rkopis zawiera rwnie wyjanienia, czasem niepomiernie dugie, oraz warianty. Ale u koca ostatniej stronicy staranna rka napisaa wieym je-i szcze atramentem. "Moja droga Jeanne, dzi jest Boe Narodzenie..." Nad tym, troskliwie wykaligrafowana widniaa ostatnia wersja zdania. - Niech pan przeczyta - powiedzia Grand I Rieux przeczyta. "W pikny poranek majowy smuka amazonka, siedzc na wspaniaej kasztance, jechaa wrd kwiatw alejami Lasku..." - Czy dobrze? - zapyta stary gorczkowo. Rieux nie podnis na niego oczu. - Ach! - rzek Grand podniecony. - W^em, wiem. Pikny, pikny, to nie jest waciwe sowo. Rieux uj jego rk lec na kodrze. - Niech pan da spokj, doktorze. Nie bd mia czasu... Jego pier unosia si z trudem; nagle krzykn - Niech pan to spali! Doktor zawaha si, ale Grand powtrzy rozkaz z tak straszliwym akcentem i z takim cierpieniem w gosie, e Rieux wrzuci kartki do wygasego ju niemal ognia. Pokj rozjani si nagle i ogrzao go na chwil ciepo. Kiedy doktor wrci do chorego, tamten lea odwrcony plecami i jego twarz dotykaa niemal ciany. Tarrou patrzy przez okno, jakby nie uczestniczy w tej scenie. Rieux wstrzykn serum i powiedzia przyjacielowi, e Grand nie przetrzyma nocy; Tarrou zaproponowa, e zostanie z nim. Doktor si zgodzi. 218 Przez ca noc przeladowaa go myl, e Grand umrze. Ale nazajutrz zasta Granda siedzcego na ku; rozmawia z Tarrou. Gorczka znika. Pozostay tylko eznaki wyczerpania oglnego. - Ach, doktorze - powiedzia urzdnik - nie miaem racji. Ale zaczn na nowo. Pamitam wszystko, zobaczy pan. - Poczekajmy - rzek Rieux do Tarrou. Ale w poudnie nic si nie zmienio. Wieczorem moa byo uwaa, e Grand jest uratowany. Rieux nie rozumia nic z tego zmartwychwstania. Jednake w tym samym mnie] wicej okresie przy-wieziwio do Rieux chor; uzna jej stan za beznadziejny i kaza j odizolowa, zaledwie przybya do szpitala. Dziewczyna majaczya i miaa wszelkie objawy dumy pucnej. Ale nazajutrz rano gorczka spada. Doktorowi zdawao si, e rozpoznaje znw, jak w wypadku Granda, polepszenie poranne, ktre (dowiadczenie nauczyo go uwaa za zy znak. Jednake w poudnie gorczka si nie podniosa. Wieczorem podskoczya tylko o kilka dziesitych, a na (drugi dzie rano znika. Dziewczyna, cho osabiona, oddychaa bez trudu. Rieux powiedzia do Tarrou, e wbrew wszystkim reguom jest uratowana. W cigu tygodnia doktor mia jeszcze cztery podobne wypadki. Z kocem tygodnia stary astmatyk przyj doktora ze wszelkimi oznakami wielkiego wzburzenia. - Prosz - mwi - wychodz znowu. - Kto? - No, szczury! Od kwietnia nie znaleziono ani jednego szczura. - Czy to zacznie si na nowo? - powiedzia Tarrou do Rieux. Stary zaciera rce.

- Trzeba widzie, jak biegn! Prawdziwa przyjemno. Widzia dwa ywe szczury, ktre przyszy do mie219 szkania przez drzwi od ulicy. Ssiedzi donieli mi e u nich take pojawiy si szczury. Na strychac znowu sycha byo dwiki zapomniane od miesic Rieux czeka na ogoszenie statystyk oglnych, kt( re przypaday na pocztek kadego tygodnia. Sts tystyki oznajmiay cofanie si choroby. v Chocia to nage cofnicie si choroby byo niespodziane, nasi wspobywatele nie pieszyli si z radoci. Minione miesice, budzc w nich coraz wiksze pragnienie wyzwolenia, nauczyy ich ostronoci i przyzwyczaiy coraz mniej liczy na szybki koniec epidemii. Jednake ten nowy fakt by na ustach wszystkich i w gbi serc draa nie wyznana wielka nadzieja. Wszystko inne schodzio na drugi plan. Nowe ofiary dumy niewiele wayy przy tym ogromnym fakcie: statystyki spady. Jednym ze znakw, e ery zdrowia, ktrej nie spodziewano si otwarcie, oczekiwano jednak skrycie, byo to, i nasi wspobywatele mwili odtd chtnie, cho przybierajc obojtne miny, o sposobie, w jaki zreorganizuj swoje ycie po dumie. Wszyscy myleli zgodnie, e nie odnajd od razu wygd minionego ycia i e atwiej jest zburzy ni zbudowa. Uwaali tylko, e aprowizacja moe polepszy si nieco i e w ten sposb pozbd si najpilniejszej z trosk. Ale spod tych nieszkodliwych uwag przebijaa zarazem nadzieja tak bezsensowna, e nasi wspobywatela zdawali sobie niekiedy z tego spraw i zapewniali wwczas z popiechem, e mimo wszystko wyzwolenie nie nastpi nazajutrz. Rzeczywicie duma nie ustaa nazajutrz, ale wygldao na to, e sabnie szybciej, ni na zdrowy rozsdek mona si byo spodziewa. Przez pierwsze dni stycznia zimno trzymao si z niespotykanym uporem i jakby krystalizowao si nad miastem. A jednak nigdy niebo nie byo tak bkitne. Jego nieruchomy i mrony blask zatapia nasze miasto od rana do wieczora w nieustannym wietle. Zdawao si, e w tym oczyszczonym powietrzu duma w cigu trzech tygodni wyczerpaa si stopniowo, wystawiajc coraz 221 umiej liczne szeregi trupw. W krtkim okresie czasu stracia niemal wszystkie siy, ktre gromadzia przez miesice. Widzc, jak si jej wymyka pewny up, na przykad Grand czy dziewczyna ze szpitala Rieux, jak przez dwa lub trzy dni nasila si w pewnych dzielnicach, gdy z innych znika zupenie, jak mnoy ofiary w poniedziaek, a w rod pozwala uj niemal wszystkim, jak traci oddech i pieszy si, mona byo powiedzie, e duma ulega rozkadowi ze zdenerwowania i zmczenia, e wraz z panowaniem nad sob traci matematyczn i wszechwadn skuteczno, ktra bya jej si. Serum Castela przynioso nieoczekiwane sukcesy, nie znane dotychczas. Kady ze rodkw stosowanych przez lekarzy, ktre przedtem nie daway adnego rezultatu, stawa si nagle niezawodny. Zdawao si, e z kolei duma jest osaczona i jej niespodziana sabo staje si si stpionej broni, jak z ni dotd walczono. Tylko od czasu do czasu choroba nabieraa hartu i w lepym jakby skoku porywaa kilku chorych, ktrych wyzdrowienia si spodziewano. Byli to pechowcy dumy, zabijaa ich "w peni nadziei. Tak wanie wyglda wypadek sdziego Othona, ktrego musiano zabra z obozu kwarantanny, i Tarrou powiedzia, e nie mia on szczcia, przy czym nie sposb byo dociec, czy myla o mierci, czy o yciu sdziego. Niemniej zaraza cofaa si na caej linii i komunikaty prefektury, ktre zrazu wzbudziy niemia i utajon nadziej, utwierdzay w kocu w umysach przekonanie, e odniesiono zwycistwo i e choroba oddaje swe pozycje. Naprawd trudno byo rzec, czy chodzi o zwycistwo. Naleao jedynie stwierdzi, e choroba odchodzi tak samo, jak przysza. Strategia walki nie zmienia si, bezskuteczna wczoraj, dzi na pozr szczliwa. Zdawao si tylko, e choroba wyczerpuje si sama z siebie, a moe te cofa ai, osignwszy wszystkie swoje cele. Jej rola w pewien sposb si skoczya. Niemniej trzeba powiedzie, e nic nie zmienio si 222 w miecie. Ulice, wci ciche w cigu dnia, zagarnia wieczorem ten sam tum, tyle tylko e przewaay teraz paszcze i szale. Kina i kawiarnie robiy te same interesy. Ale patrzc bardziej z bliska, mona byo zauway, e twarze rozpryy si i czasem pojawia si na nich umiech. Bya to okazja, by stwierdzi, e dotychczas nikt nie umiecha si na ulicy. W nieprzezroczystej zasonie, ktra okrywaa miasto, powstaa dziura, i suchajc co poniedziaek wiadomoci przez

radio, kady mg stwierdzi, e dziura si powiksza i e wreszcie wolno bdzie odetchn. Bya to na razie ulga negatywna, ktrej nie wyraano otwarcie. Ale jeli dawniej przyjto by z pewnym niedowierzaniem wiadomo, e odjecha pocig, przybi statek albo e znw wolno bdzie jedzi samochodami, oznajmienie w poowie stycznia tych fak^. tw nie wywoao adnego zdumienia. Byo to nie-* wtpliwie mao. Ale ta nieznaczna rnica wyraaa w istocie ogromne postpy naszych wspobywateli na drodze nadziei. Mona powiedzie zreszt, e poczwszy od chwili, gdy najlejsza nadzieja staa si dla ludnoci osigalna-, skoczyo si rzeczywiste panowanie dumy. Jednake przez cay stycze nasi wspobywatele reagowali w sposb sprzeczny. Przechodzili na przemian od podniecenia do depresji. Tak wic zanotowano nowe prby ucieczki wanie w chwili, gdy statystyki byy najbardziej pomylne. Bardzo to zaskoczyo wadze, a nawet stranikw, skoro wikszo ucieczek si udaa. Ale ludzie uciekajcy wwczas byli posuszni naturalnym uczuciom. Jednym duma wszczepia gboki sceptycyzm, od ktrego nie mogli si uwolni. Nadzieja nie miaa ju do nich dostpu. Nawet gdy czas dumy ju min, nadal yli wedle swoich norm. .Byli spnieni w stosunku do wypadkw. Natomiast w innych, a rekrutowali si oni spord ludzi oddzielonych od istot, ktre kochali, wiatr nadziei, wiejcy po tym dugim okresie zamknicia i przygnbienia, wznieci gorczk i niecierpliwo 223 odbierajc im wszelkie panowanie nad sob. Na myl o tym, e mog umrze tak bliscy celu, e nie zobacz ukochanej istoty i e te dugie cierpienia nie zostan im wynagrodzone, ogarnia ich rodzaj paniki. I kiedy przez cae miesice, mimo wizienia i wygnania, trwali z ponurym uporem w oczekiwaniu, do byo pierwszej nadziei, by zburzy to, czego strach i rozpacz nie mogy naruszy. Spieszyli si jak szalecy, eby wyprzedzi dum, niezdolni i jej krokiem a do ostatka, W tym samym zreszt czasie zauwaono pierwsze oznaki spontanicznego optymizmu. Tak wic ceny znacznie si obniyy. Z ekonomicznego punktu widzenia ta znika bya niezrozumiaa. Trudnoci byy te same, przy bramach nadal obowizyway rygory kwarantanny, aprowizacja si ani troch nie poprawia. Byo to wic zjawisko wycznie moralne, jak gdyby cofanie si dumy wszdzie odbio si echem. Optymizm ogarnia te tych, ktrzy dawniej yli w grupach, a rozproszyli si na skutek choroby. Dwa klasztory miasta zorganizoway si na nowo i mona byo rozpocz wsplne ycie. To samo dotyczyo wojskowych, ktrych znw zgromadzono w wolnych koszarach; wrcili do normalnego ycia w garnizonie. Te drobne fakty byy wielkimi znakami. Ludno ya w ukrytym wzburzeniu a do,2o^^ty^ cznia. W owym tygodniu statystyki spady tak nisko, e po naradzie z komisj lekarsk prefektura ogosia, i epidemia ulega zahamowaniu. Komunikat dodawa, co prawda, e w imi ostronoci, na ktr niezawodnie zgodz si mieszkacy miasta, bramy pozostan zamknite jeszcze przez dwa tygodnie, za rodki profilaktyczne bd obowizyway przez mie-sic. W tym okresie, przy najmniejszym znaku, e niebezpieczestwo powraca, "status quo zostanie zachowany i konieczne bdzie wprowadzenie dalszych zarzdze". Jednake to uzupenienie wszyscy uwaali zgodnie za klauzul stylistyczn i 25 stycznia wieczorem miasto wypenio radosne oywienie. Przy224 cza j si do radoci powszechnej, prefekt wyda rozkaz, by przywrci owietlenie z czasw zdrowia. Pod zimnym i czystym niebem nasi wspobywatele wylegli haaliwymi i miejcymi si grupami na iluminowane ulice. Rzecz jasna, e w wielu domach okiennice byy zamknite i niektre rodziny spdzay w ciszy ten wieczr peen krzykw radoci. Jednake wiele z tych istot noszcych aob doznawao te gbokiej ulgi, ' czy to dlatego, e ucich lk przed utrat innych krewnych, czy te dlatego, e nie byli ju zagroeni w swym wasnym poczuciu bezpieczestwa. Ale najbardziej dalekie od radoci oglnej byy bez wtpienia te rodziny, ktre miay teraz w szpitalu chorego, zmagajcego si z dum, i czekay w domach kwarantanny lub wasnych, a duma naprawd zostawi ich w spokoju, tak jak zostawia innych. Te rodziny doznaway na pewno nadziei, ale bya ona dla nich rezerw, z ktrej zabraniay sobie czerpa, zanim bd miay do tego prawo. I to oczekiwanie, ten milczcy wieczr w p drogi od agonii do radoci wydawa im si jeszcze bardziej okrutny wrd powszechnego szczcia. Ale'te wyjtki nie umniejszyy w niczym radoci innych. Niewtpliwie duma jeszcze si nie skoczya i miaa tego dowie. Mimo to we wszystkich wyobraniach pocigi o tygodnie wczeniej odjeday nie koczcymi si drogami i statki pruy wietliste morza. Nazajutrz

wyobranie uspokoj si i wtpliwoci zrodz si znowu. Ale w tej chwili cae miasto drgno, porzucio zamknite, mroczne i nieruchome miejsca, gdzie zapucio swe kamienne korzenie i szo z adunkiem tych, co pozostali przy yciu. Tego wieczora Tarrou i Rieux, Rambert i inni, idc wrd tumu, czuli take, jak ziemia ucieka im spod stp. Dugo po opuszczeniu bulwarw Tarrou i Rieux syszeli za sob t rado, nawet wtedy, gdy szli pustymi uliczkami wzdu okien z zamknitymi okiennicami. Zmczenie nie pozwalao im oddzieli tego cierpienia, 15 - Duma 225 trwajcego wci za okiennicami, od radoci napeniajcej ulice nieco dalej. Nadchodzce wyzwolenie miao twarz, na ktrej miech miesza si ze zami. W chwili gdy wrzawa staa si jeszcze goniejsza i bardziej radosna, Tarrou przystan. Po ciemnej jezdni bieg lekko jaki ksztat. By to kot, pierwszy, jakiego widziano od wiosny. Zatrzyma si na moment porodku jezdni, zawaha, poliza ap, przecign ni szybko po prawym uchu, cicho ruszy w drog i znik w nocy. Tarrou si umiechn. May staruszek take bdzie zadowolony. Ale w chwili gdy duma oddalaa si, by wrci do nieznanej kryjwki, skd cicho przysza, to jej odejcie przynajmniej jednego czowieka wprawiao w popoch: by to Cottard, jeli wierzy notatkom Tarrou. Prawd mwic, te notatki stay si do dziwaczne, odkd statystyki zaczy spada. Pismo trudno byo odczyta, moe z powodu zmczenia, i autor zbyt czsto przechodzi od jednego tematu do drugiego. Co wicej, notatki po raz pierwszy przestaj by obiektywne i pojawiaj si w nich rozwaania osobiste. Tak wic wrd dugich ustpw dotyczcych Cottarda, krtka relacja o maym staruszku od kotw. Jeli wierzy Tarrou, duma w niczym nie umniejszya jego szacunku dla tej postaci, ktra interesowaa go po epidemii tak samo jak przed ni; niestety, nie mg si ni nadal interesowa, cho nie dlatego, e zbrako mu yczliwoci. Tarrou prbowa bowiem odszuka staruszka. W kilka dni po owym wieczorze 25 stycznia stan na rogu maej uliczki. Koty byy na miejscu, grzay si w kauach soca, lojalnie stawiwszy si na spotkanie. Ale o ustalonej godzinie okiennice byy uparcie zamknite. W cigu nastpnych dni nie otworzyy si rwnie. Tarrou wycign std osobliwy wniosek, e staruszek jest zirytowany lub umar; jeli jest zirytowany, to dlatego, i uwaa, e mia suszno, a duma wyrzdzia 226 mu krzywd; jeli za umar, naleao zada sobie pytanie, tak samo jak w przypadku starego astmatyka, czy nie by to wity. Tarrou nie myla, eby tak byo, ale sdzi, e w przypadku staruszka kryje si "wskazanie". "By moe - pisa w notatnikach - mona doj tylko do przyblionych form witoci. W takim razie naley si zadowoli skromnym i miosiernym satanizmem." W notatkach, przemieszane z obserwacjami dotyczcymi Cottarda, znajduj si rwnie liczne, rozproszone czsto uwagi; jedne z nich odnosz si do zdrowego ju Granda, ktry zabra si do pracy, jak gdyby nic si nie zdarzyo, inne za do matki doktora Rieux. Kilka jej rozmw z Tarrou, do czego uprawniao wsplne mieszkanie, pslawa^slare] ledbleTy," jej umiech, jej spostrzeenia na temat dumy, wszystko to jest zanotowane skrupulatnie. Tarrou podkrela przede wszystkim, e pani Rieux jest jak gdyby przy -gaszona,, e wyraa wszystko prostymi zdaniami; zwraca uwag na jej szczegln sympati dla pewnego okna wychodzcego na cich ulic, przy ktrym przesiaduje wieczorem, lekko wyprostowana, zoywszy spokojnie rce, i patrzy uwanie, a zmierzch ogarnie pokj zamieniajc j w czarny cie w szarym wietle, ktre ciemnieje z wolna i zaciera nieruchom sylwetk; na lekko, z jak przechodzi z pokoju do pokoju; na jej dobro, ktrej dowodw nigdy waciwie nie daa Tarrou, ale ktrej blask dostrzega we wszystkim, co robia czy mwia; na to wreszcie, e wiedziaa wszystko, cho nigdy si nie zastanawiaa, a tyle w niej byo ciszy i cienia, e moga pozosta na wysokoci kadego wiata, nawet wiata dumy. Tu zreszt pismo Tarrou dziwnie si zaamuje. Nastpne linie trudno odcyfrowa i, jakby raz jeszcze dowodzc tego zaamania, ostatnie sowa s pierwszymi o charakterze osobistym: "Moja matka te bya taka, jakby przygaszona, i to w niei kochaem, i zawsze chciaem z ni by razem. Mino osiem lat, a nie i5* 227 mog powiedzie, e nie yje. Gasa tylko coraz bardziej i kiedy odwrciem si, ju jej nie byo." Ale trzeba wrci do Cottarda. Odkd statystyki spady, Cottard by wielokrotnie u Rieux, pod rnymi pretekstami. Ale w rzeczywistoci wci pyta Rieux o prognoz rozwoju choroby. "Czy

sdzi pan, e moe urwa si nagle, bez uprzedzenia?" By usposobiony sceptycznie albo przynajmniej tak mwi. Ponawiane pytania wskazyway jednak na to, e niezupenie by swego pewien. W poowie stycznia Rieux odpowiedzia mu w sposb do optymistyczny. Za kadym razem te odpowiedzi, zamiast cieszy Cottarda, wywoyway w nim reakcje przechodzce, zalenie od dnia, od zego humoru do przygnbienia. Kiedy doktor musia mu powiedzie, e cho statystyki pozwalaj na pomylne wnioski, lepiej nie obwoywa jeszcze zwycistwa. - Inaczej mwic - zauway Cottard - nic nie wiadomo, choroba moe wrci z dnia na dzie? - Tak, ale jest te moliwe, e proces wyzdrowienia stanie si szybszy, i Ta niepewno, budzca niepokj we wszystkich, wyranie ulya Cottardowi; w obecnoci Tarrou wda si w rozmowy z kupcami ze swej dzielnicy, propagujc opini Rieux. Nie mia z tym kopotw, co prawda. Po gorczce pierwszych zwycistw do wielo umysw wrciy wtpliwoci, ktre miay wzi gr nad podnieceniem wywoanym przez komunikat prefektury. Cottarda podnosi na duchu ten niepokj. Podobnie jak kiedy indziej ulega te zniechceniu. "Tak - mwi do Tarrou - w kocu otworz bramy. I zobaczy pan, wszyscy mnie porzuc!" Przed 25 stycznia rzucaa si w oczy zmienno jego usposobienia. Wpierw dugo zabiega o zjednanie sobie dzielnicy i o stosunki z ludmi, potem otwarcie wystpowa przeciwko nim. Przynajmniej wygldao na to, e porzuca wszelkie towarzystwo; nagle zaczyna y dziko. Nie widywano go ani w restauracjach, ani w teatrze, ani w ulubionych kawiarniach. A jed228 nak, nie zdawao si, eby wraca do regularnego i tajemniczego ycia, jakie wid przed epidemi. y w swym mieszkaniu zupenie sam, posiki przynoszono mu z ssiedniej restauracji. Tylko wieczorem wychodzi ukradkiem, kupowa, co mu byo trzeba, i wybiega ze sklepu na puste ulice. Jeli Tarrou spotyka go wwczas, nie potrafi wydoby z niego nic prcz kilku oderwanych sw. Potem stawa si nagle towarzyski, rozprawia o dumie zasigajc u kadego opinii i wieczorem z upodobaniem zanurza si w fali ludzkiej. W dniu, kiedy ogoszono komunikat prefektury, Cottard znik kompletnie. W dwa dni potem Tarrou spotka rentiera bkajcego si po ulicach. Cottard poprosi go, eby mu towarzyszy na przedmiecie. Tarrou waha si, zmczy go bardzo dzie. Ale tamten nalega. By wzburzony, gestykulowa bezadnie, mwi szybko i gono. Zapyta swego towarzysza, czy myli, e owiadczenie prefektury rzeczywicie kadzie kres dumie. Tarrou uwaa, e owiadczenie administracji samo przez si nie moe naturalnie zatrzyma zarazy, ale rozsdek pozwala przypuszcza, e epidemia si skoczy, chyba e zajd nieprzewidziane wypadki. - Tak - powiedzia Cottard - chyba e zajd nieprzewidziane wypadki. A te zdarzaj si zawsze. Tarrou zwrci mu uwag, e prefektura w pewien sposb przewidziaa zreszt nieprzewidziane wypadki, ustalajc dwutygodniowy termin przed otworzeniem bram. - I dobrze zrobili - rzek Cottard, wci ponury i wzburzony - poniewa z biegu wydarze wynika, e mogoby to by prne gadanie. Tarrou uzna to za moliwe, myla jednak, e raczej naley liczy si z rychym otworzeniem bram i powrotem do normalnego ycia. - Nowe i'ilmy w kinach - rzek Tarrou z umiechem. Ale Cottard nie umiecha si. Chcia wiedzie, czy naley myle, e duma nie zmienia nic w miecie i wszystko bdzie jak przedtem, to znaczy, jakby nic nie zaszo. Tarrou sdzi, e duma zmienia miasto i nie zmienia go, e teraz nasi wspobywatele bd pragn najgorcej, eby wszystko wygldao tak, jakby nic si nie zmienio, a zatem w pewnym sensie nic si nie zmieni; w innym jednak sensie nawet przy dobrej woli nie mona wszystkiego zapomnie i duma pozostawi lady, przynajmniej w sercach. Rentier owiadczy wprost, e nie obchodzi go serce, jest ono nawet ostatni z jego trosk. Chce si dowiedzie, czy organizacja si nie zmieni, na przykad, czy wszystkie urzdy bd dziaa tak samo jak w przeszoci. Tarrou musia przyzna, e nic mu o tym nie wiadomo. Naley przypuszcza, e wszystkie te urzdy, ktrych praca zostaa zakcona podczas epidemii, bd miay kopoty z rozpoczciem normalnego funkcjonowania. Mona sdzi rwnie, e pojawi si wiele nowych problemw, dziki czemu powstanie konieczno reorganizacji dawnych urzdw. ^ - Ach, to rzeczywicie moliwe -^Opowiedzia Cottard - wszyscy powinni rozpocz wszystko na nowo. Zbliyli si do domu Cottarda. Rentier oywi si i sili si nawet na optymizm. Wyobraa sobie miasto przekrelajce przeszo, zaczynajce y na nowo, od zera. - No tak - rzek Tarrou. - Zreszt moe sprawy uo si i dla pana pomylnie. W pewien sposb

rozpocznie pan nowe ycie. Byli przed bram i ciskali sobie rce. - Ma pan racj - mwi Cottard coraz bardziej podniecony - zacz od zera, to byoby dobre. Ale z ciemnego korytarza wynurzyli si dwaj mczyni. Tarrou zaledwie mia czas usysze, jak jego towarzysz pyta, czego mog chcie te ptaszki. Ptaszki, ktre wyglday na odwitnie wystrojonych fun230 kcjonariuszy, zapytay Cottarda, czy nazywa si Cot-tard, w za z guchym okrzykiem obrci si na picie i skoczy w noc, zanim tamci i Tarrou mieli czas zrobi jakikolwiek gest. Gdy zdumienie mino, Tarrou zapyta dwch mczyzn, czego chc. Odpowiedzieli z rezerw i uprzejmie, e chodzi o informacje, i statecznie ruszyli w kierunku, w ktrym pobieg Cottard. Wrciwszy do domu Tarrou zanotowa t scen i zaraz potem (pismo dowodzio tego dostatecznie) wspomnia o swym zmczeniu. Doda, e ma jeszcze wiele roboty, ale to nie powd, eby nie by gotowym, i zadawa sobie wanie pytanie, czy jest gotw. W odpowiedzi napisa wreszcie (i tu kocz si notatki Tarrou), e zawsze jest taka godzina za dnia i w nocy, kiedy czowiek jest tchrzem, i e on boi si tylko tej godziny. W dwa dni potem, a na kilka przed otwarciem bram, doktor Rieux wraca do domu w poudnie, zastanawiajc si, czy zastanie telegram, na ktry czeka. Chocia pracowa rwnie wyczerpujco jak przy najwikszym nasileniu dumy, oczekiwa ostatecznego wyzwolenia i to odjo mu zmczenie. Mia teraz nadziej i cieszy si z tego. Nie mona wiecznie napina woli i wiecznie okazywa hart, szczciem jest rozwiza w nagym wybuchu snop si zebranych do walki. Jeli oczekiwany telegram bdzie take pomylny, Rieux bdzie mg zacz na nowo. By zdania, e wszyscy zaczn na nowo. Przechodzi obok loy dozorcy. Nowy dozorca oparty o szyb umiecha si do niego. Wchodzc na schody Rieux ujrza swoj twarz wyblak od zmczenia i niedostatkw. Tak, kiedy abstrakcja si skoczy, rozpocznie na nowo, i przy odrobinie szczcia... Ale w tej chwili otworzy drzwi; matka sza mu na spotkanie, by oznajmi, e pan Tarrou nie czuje si dobrze. Wsta ra231 no, ale nie mg wyj i pooy si znowu. Pani Rieux bya niespokojna. - Moe to nic powanego - powiedzia syn. Tarrou lea wycignity, cika gowa obia waek, mocna pier rysowaa si pod grubym kocem. Mia gorczk, bolaa go gowa. Powiedzia do Rieux, e objawy s nieokrelone, ale moe to by rwnie duma. - Nie, nie wiadomo jeszcze - rzek Rieux, kiedy go zbada. Ale Tarrou palio pragnienie. W korytarzu Rieux powiedzia do matki, e to moe by pocztek dumy. - Och - zawoaa - to niemoliwe, nie teraz! I zaraz potem: - Zatrzymajmy go w domu, Bernard. Rieux zastanawia si. - Nie mam prawa - powiedzia. - Ale bramy zostan otwarte. Myl, e byoby to pierwsze prawo, z jakiego bym skorzysta, gdyby ciebie nie byo tutaj. - Bernard - odpara - zostaniemy oboje. Wiesz przecie, e byam znowu szczepiona. Doktor powiedzia, e Tarrou by rwnie szczepiony, ale moe ze zmczenia zapomnia o ostatnim zastrzyku serum i zachowaniu ostronoci. Rieux szed ju do swego gabinetu. Kiedy wrci do pokoju, Tarrou zobaczy, e doktor trzyma w rce ogromne ampuki serum. - Ach, to to - powiedzia. - Nie, to tylko ostrono. W odpowiedzi Tarrou wycign rk i podda si nie koczcemu si zastrzykowi, ktry sam robi innym chorym. - Zobaczymy wieczorem - powiedzia Rieux i spojrza Tarrou w twarz. - A izolacja, Rieux? - Nie jest pewne, czy pan ma dum. Tarrou umiechn si z wysikiem. 232 - Po raz pierwszy widz, eby wstrzykiwano se~ rum nie zarzdzajc zarazem izolacji. Rieux si odwrci. - Moja matka i ja bdziemy pana pielgnowa. Bdzie tu panu lepiej. Tarrou zamilk; doktor porzdkujc ampuki czeka, a zacznie mwi, i nie odwraca si. Wreszcie

podszed do ka. Chory patrzy na niego. Twarz mia zmczon, ale szare oczy byy spokojne. Rieux umiechn si do Tarrou. - Niech pan pi, jeli pan moe. Wrc wkrtce. Gdy by przy drzwiach, usysza gos Tarrou, ktry go wzywa. Wrci do niego. Tarrou jak gdyby walczy ze sob, eby wyrazi w sowach to, co mia do powiedzenia. - Rieux - wymwi wreszcie - naley mi wszystko mwi, potrzebuj tego. - Przyrzekam. Na grubo ciosanej twarzy Tarrou pojawio si co na ksztat umiechu. - Dzikuj. Nie mam ochoty umrze i bd walczy. Ale jeli partia jest przegrana, chc przyzwoicie skoczy. Rieux pochyli si i ucisn jego rami. - Nie - rzek. - Trzeba y, eby by witym. Niech pan walczy. V/ cigu dnia ostre zimno zelao nieco, ale po poudniu zacz gwatownie pada deszcz i grad. O zmierzchu niebo wypogodzio si troch i chd sta si bardziej przenikliwy. Rieux wrci do domu wieczorem. Nie zdejmujc kapelusza wszed do pokoju przyjaciela. Matka doktora robia na drutach. Zdawao si, e Tarrou nie poruszy si, ale jego usta, zbielae od gorczki, mwiy o walce, jak stacza. - Jak tam? - zapyta doktor. Tarrou wzruszy lekko szerokimi ramionami, wychylony nieco z ka., - C - odpar - przegrywam parti. Doktor pochyli si nad nim. Pod ponc skr 233 uformoway si gruczoy, wszystkie odgosy podziemnej kuni dobyway si z piersi; Tarrou, rzecz szczeglna, mia oba rodzaje objaww. Prostujc si Rieux powiedzia, e serum nie mogo jeszcze podzia-a/je fala gorczki podesza Tarrou do garda zatapiajc tych kilka sw, ktre chcia wymwi. Po kolacji Rieux i matka wrcili, by usi przy chorym. Noc rozpocza si dla niego walk i Rieux wiedzia, e ten ciki bj z anioem dumy trwa bdzie do witu. Mocne ramiona i szeroka pier Tarrou nie byy najlepsz broni; moe raczej ta krew, ktra trysna niedawno pod ig Rieux, a w tej kn^i to, co jest bardziej skryte ni dusza, czego adna nauka nie potrafia wyjani. Rieux za mia tylko patrze, jak jego przyjaciel walczy. Miesice powtarzajcych si klsk nauczyy go ocenia skuteczno tego, co mia robi - ropnie, ktrym powinien by .sprzyja, leki wzmacniajce, ktre naleao wstrzykiwa. Jego jedynym zadaniem, w gruncie rzeczy, byo dostarczanie okazji temu przypadkowi, ktry pojawia si tylko sprowokowany. A trzeba byo, eby si pojawi. Rieux mia bowiem przed sob twarz dumy, ktra go zbijaa z tropu. Raz jeszcze staraa si sprowadzi na manowce skierowan przeciw niej strategi, zjawiaa si w miejscach, gdzie jej nie oczekiwano, by znikn z innych, gdzie ju si ulokowaa. Raz jeszcze usiowaa zaskoczy. Tarrou zmaga si nieruchomy. Ani razu w cigu nocy nie przeciwstawi niepokoju atakom choroby, walczc tylko caym swym ciarem i ca cisz. Ale te nie odezwa si ani razu, wyznajc na swj sposb, e wyczy mu si niepodobna. Rieux ledzi fazy walki jedynie w oczach przyjaciela, kolejno otwartych lub zamknitych - powieki zacinite na gace ocznej albo, na odwrt, szeroko rozwarte, spojrzenie utkwione w jakim przedmiocie lub spoczywajce na doktorze i jego matce. Za kadym razem, gdy doktor napotyka to spojrzenie, Tarrou umiecha si w wielkim wysiku. 234 _ W pewnej chwili rozlegy si szybkie kroki na ulicy. Zdaway si ucieka przed dalekim pomrukiem, ktry zblia si powoli i wreszcie napeni ulic strumieniami wody; deszcz zacz pada znowu, wkrtce przemieszany z gradem uderzajcym o chodniki. Wielkie zasony faloway u okien. W cieniu pokoju Rieux, ktry przez chwil obserwowa deszcz, patrzy znw na Tarrou owietlonego nocn lampk. Matka doktora robia na drutach, od czasu do czasu podnoszc gow, by spojrze uwanie na chorego. Rieux zrobi ju wszystko, co mia do zrobienia. Po deszczu w pokoju rosa cisza, pena tylko niemego zgieku niewidocznej walki. Doktor, skulony od bezsennoci wyobraa sobie, e syszy u skraju milczenia agodny i regularny gwizd, ktry towarzyszy mu przez cay czas epidemii. Da zna matce, eby pooya si spa. Odmwia ruchem gowy, jej oczy zalniy, potem kocem drutu zbadaa starannie oczko, ktrego nie bya pewna. Rieux wsta, eby da si napi choremu, potem usiad znowu. Przechodnie, korzystajc z tego, e deszcz na chwil przesta pada, szli szybko chodnikiem. Ich

kroki cichy i oddalay si. Doktor po raz pierwszy stwierdzi, e ta noc, pena spnionych przechodniw, w ktrej nie rozbrzmieway ju dzwonki ambulansw, przypominaa dawne noce. Bya to noc wolna ^od dumy. I zdawao si, e choroba wygnana przez zimno, wiata i tum ucieka z ciemnych gbi mia-^ sta i schronia si w tym ciepym pokoju, by przypuci ostatni szturm do bezwadnego ciaa Tarrou. Zaraza nie miesia ju powietrza nad miastem. Pogwizdywaa tylko w cikim powietrzu pokoju. To j sysza Rieux od wielu godzin. Trzeba byo czeka, a i tu si zatrzyma, a i tu uzna si za pokonan. Niedugo przed witem Rieux pochyli si ku matce: - Musisz si pooy, eby zastpi mnie o smej. Zanim si pooysz, zrb sobie pukanie. Pani Rieux wstaa, zoya swoj robot i podesza do ka. Tarrou od niejakiego czasu mia oczy zamknite. Pot skdzierzawi mu wosy na twardym czole. Pani Rieux westchna i chory otworzy oczy. Ujrza agodn twarz pochylon nad sob i pod ruchomymi falami gorczki pojawi si znw wytrway umiech. Ale oczy zamkny si zaraz. Gdy Rieux zosta sam, przesiad si na fotel, ktry opucia jego matka. Ulica bya milczca, a cisza teraz zupena. W pokoju czuo si ju chd poranny. Doktor zdrzemn si, ale pierwszy wz o wicie wytrci go ze snu. Zadygota i patrzc na Tarrou zrozumia, e nastpia przerwa i e chory spa take. Koa pojazdu konnego toczyy si gdzie w oddali. Za oknem byo jeszcze czarno. Kiedy doktor zbliy si do ka, Tarrou patrzy na mego bez wyrazu, jak gdyby znajdowa si wci po stronie snu. - Spa pan, prawda? - zapyta Rieux. - Tak. - Czy oddycha pan lepiej? - Troch. Czy to co znaczy? Rieux zamilk i rzek po chwili: - Nie, to nic nie znaczy. Zna pan tak samo jak ja polepszenie poranne. Tarrou zgodzi si. - Dzikuj - powiedzia. - Niech mi pan zawsze daje dokadne odpowiedzi. Rieux usiad na ku. Czu obok siebie nogi chorego, dugie i twarde jak u trupa. Tarrou oddycha mocniej. - Gorczka wrci, prawda, Rieux? - rzek zadyszanym gosem. - Tak, ale w poudnie; bdziemy wiedzieli, czego si trzyma. Tarrou zamkn oczy, zdawao si, e zbiera siy. Z jego rysw mona byo odczyta wyraz zmczenia. Oczekiwa wzrosa gorczki, ktra dawaa zna o sobie gdzie w gbi ciaa. Kiedy otworzy oczy, spojrzenie mia przymione. Rozjanio si dopiero, gdy ujrza Rieux pochylonego nad sob. 236 - Niech pan pije - mwi doktor. Tarrou wypi i gowa mu opada. - To trwa dugo - powiedzia. Rieux uj go za rami, ale Tarrou, odwrciwszy oczy, ju nie reagowa. I nagle gorczka przypyna wyranie z powrotem, a do jego czoa, jak gdyby zerwaa gdzie wewntrzn zapor. Kiedy spojrzenie Tarrou wrcio ku doktorowi, Rieux doda mu otuchy twarz pen napicia. Tarrou sprbowa si znowu umiechn, w umiech nie mg jednak przej przez zacinite szczki i usta zacementowane biaaw pian. Ale w stwardniaej twarzy oczy byszczay jeszcze caym blaskiem odwagi. O sidmej pani Rieux wesza do pokoju. Doktor uda si do swego gabinetu, eby zatelefonowa do szpitala i zapewni sobie zastpstwo. Postanowi te odoy przyjcia pacjentw; wycign si na chwil na kanapie, ale wsta niemal natychmiast i wrci do pokoju. Tarrou mia gow zwrcon w stron pani Rieux. Patrzy na niewielki cie siedzcy obok niego na krzede, z rkami splecionymi na udach. Przyglda si pani Rieux z takim nateniem, e pooya palec na ustach i wstaa, by zgasi lampk przy ku. Ale poprzez zasony wiato przesczao si szybko i w chwil potem, gdy rysy chorego wynurzyy si z ciemnoci, pani Rieux moga zobaczy, e Tarrou wci na ni patrzy. Pochylia si nad nim, poprawia mu waek pod gow i prostujc si pooya na chwil rk na jego wilgotnych i skrconych wosach. Usyszaa wwczas guchy, z daleka idcy gos, ktry mwi, e jej dzikuje i e teraz wszystko jest dobrze. Kiedy usiada, Tarrou zamkn oczy i jego wycieczona twarz, cho usta w niej byy zagipsowane, zdawaa si umiecha znowu. W poudnie gorczka osigna szczyt. Rodzaj kaszlu trzewnego wstrzsa ciaem Tarrou, ktry zacz plu tylko krwi. Gruczoy przestay nabrzmiewa, ale nie zniky - twarde jak ruby, przytwierdzone do wgbie staww - i Rieux uzna, e nie bdzie

237 mona ich otworzy. W przerwach midzy gorczk i kaszlem Tarrou od czasu do czasu patrzy jeszcze na swych przyjaci. Ale wkrtce oczy jego otwieray si coraz bardziej, a wiato, ktre rozjaniao wwczas jego spustoszon twarz, stawao si wci bledsze. Burza wstrzsajca konwulsyjnie tym ciaem rozwietlaa je coraz rzadszymi byskawicami i Tarrou, w gbi tej nawanicy, odbija powoli od brzegu. Rieux mia ju przed sob tylko nieruchom mask, z ktrej znik umiech. Ten ksztat ludzki, ktry by mu tak bliski, przebity teraz ciosami oszczepu, wypalony nadludzkim blem, wykrzywiony przez wszystkie nienawistne wiatry nieba, na jego oczach zanurza si w wodach dumy, a on by wobec tej katastrofy bezsilny. Mia pozosta na brzegu, z pustymi rkami i cinitym sercem, raz jeszcze bez broni, nie majc do czego si uciec w tym nieszczciu. I w kocu zy niemocy nie pozwoliy Rieux ujrze, jak Tarrou odwrci si nagle od ciany i wyda gboki jk, jak gdyby gdzie w mm pka najwaniejsza struna. Noc nie bya noc walki, lecz ciszy. W tym pokoju odcitym od wiata, nad tym martwym ciaem Rieux czu zdumiewajcy spokj, ktry wiele nocy przedtem, na paskich dachach grujcych nad dum, nastpi po ataku do bram. Ju wtedy myla o te] ciszy unoszcej si z ek, gdzie pozwoli umiera ludziom. Bya to wszdzie ta sama pauza, ta sama uroczysta przerwa, to samo uspokojenie, ktre przychodzio po bitwach, cisza klski. Ale ta cisza otaczajca, teraz jego przyjaciela bya tak gsta, tak doskonale zgadzaa si z cisz ulic i miasta uwolnionego od dumy, e Rieux czu, i tym razem chodzi o klsk ostateczn, t klsk, ktra koczy wojny i nawet z pokoju czyni nieuleczalne cierpienie. Doktor nie wiedzia, czy Tarrou odnalaz wreszcie spokj, ale w tej chwili wiedzia przynajmniej, e odtd dla niego samego nie ma spokoju, podobnie jak nie ma zawieszenia broni 238 dla matki odcitej od syna czy dla czowieka, ktry pochowa przyjaciela. Za oknem bya ta sama noc z zamarzymi gwiazdami na czystym i lodowatym niebie. W na p ciemnym pokoju czuo si chd, ktry ciy na szybach, wielki blady oddech polarnej nocy. Obok ka siedziaa pani Rieux w swej zwykej pozie, z prawej strony owietlona lampk. Porodku pokoju, daleko od wiata, Rieux czeka w swym fotelu. Przychodzia mu do gowy myl o onie, ale odtrca t myl za kadym razem. Na pocztku nocy obcasy przechodniw dwiczay wyranie w zimnej ciemnoci. - Zaje si wszystkim? - zapytaa pani Rieux. - Tak, telefonowaem. Wrcili do milczcego czuwania. Pani Rieux spogldaa od czasu do czasu na syna. Kiedy przychwy-tywa jedno z tych spojrze, umiecha si do niej. Znajome dwiki nocy nastpoway po sobie na ulicy. Cho nie byo jeszcze pozwolenia, kursowao ju wiele aut. Ssay szybko jezdni, znikay i pojawiay si znowu. Gosy, woania, cisza, krok konia, dwa tramwaje zgrzytajce na zakrcie, nieokrelone haasy i znw oddech nocy. - Bernard? - Tak. - Nie jeste zmczony? - Nie. Wiedzia, co mylaa jego matka, i e kochaa go w tej chwili. Ale wiedzia rwnie, e kocha kogo to nic wielkiego, a przynajmniej, e mio nie jest nigdy do mocna, by znale swj wasny wyraz. Tak wic jego matka i on bd si kochali zawsze w milczeniu. I ona umrze z kolei lub on - cho przez cae ycie nie mogli posun si dalej w wyznaniu swej czuoci. W ten sam sposb y obok Tar-rou i Tarrou umar tego wieczora, zanim mieli czas naprawd przey sw przyja. Tarrou przegra parti, jaK mwi. Ale on, Rieux, co wygra? Wygra tyl239 feo tyle, e pozna dum i pamita o niej, e pozna przyja i pamita o niej, e pozna czuo i pewnego dnia bdzie mg sobie o niej przypomnie. Wszystko, co czowiek moe wygra w grze dumy i ycia, to wiedza i pami. Moe to wanie Tarrou nazywa wygraniem partii! Znowu przejechao auto i pani Rieux poruszya si na swym krzele. Rieux umiechn si do mej. Po~ wiedziaa mu, e nie jest zmczona, i zaraz potem: - Trzeba, eby wyjecha odpocz tam, w gry. - Oczywicie, mamo. Tak, odpocznie tam. Dlaezego by nie? Bdzie to take pretekst dla pamici. Ale jeli to jest wanie wygranie partii, jak nidsi by trudno y tylko tym, co si wie i pamita, i bez nadziei. Tak

na pewno y Tarrou i by wiadom tego, ile jest jaowoci w yciu bez zudze. Nie ma pokoju bez nadziei i Tarrou, ktry odmawia ludziom prawa skazywania kogokolwiek, ktry wiedzia przecie, e nikt nie moe powstrzyma si od skazywania i e nawet ofiary s czasem katami, Tarrou y w rozdarciu i sprzecznoci i nigdy nie zazna nadziei. Czy dlatego pragn witoci i szuka pokoju w subie ludziom? Doprawdy, Rieux nie wiedzia i nie byo to wane. Jedyne obrazy Tarrou, jakie zachowa, byy obrazami czowieka biorcego w garcie kierownic auta, eby je poprowadzi, lub cikiego ciaa lecego teraz bez ruchu. Ciepo ycia i wizerunek mierci, oto wiedza. Dlatego te doktor Rieux przyj rano ze spokojem wiadomo o mierci ony. By w gabinecie. Matka, biegnc niemal, przyniosa, mu telegram i wysza, by da napiwek posacowi. Kiedy wrcia, syn trzyma w rce .telegram. Spojrzaa na niego, ale on patrzy uparcie przez okno na wspaniay poranek, ktry wstawa nad portem. - Bernard - powiedziaa pani Rieux. Doktor popatrzy na ni z roztargnionym wyrazem twarzy. - Telegram? - zapytaa. 240 - Tak - powiedzia doktor. - Przed omiu dniami. Pani Rieux odwrcia gow ku oknu. Doktor milcza. Potem powiedzia matce, eby nie pakaa, e si tego spodziewa, ale e to mimo wszystko jest trudne. Mwic, wiedzia po prostu, e w jego cierpieniu nie byo niespodzianki. Od miesicy i od dwch dni by wci ten sam bl, ktry trwa nadal. O wicie, w pikny poranek lutowy, bramy miasta otworzyy si wreszcie, co zostao powitane entuzjastycznie przez ludno, dzienniki, radio i komunikaty prefektury. Narratorowi pozostaje wic jeszcze rola kronikarza godzin radoci, ktre nastpiy po tym otwarciu bram, cho on sam nie nalea do ludzi mogcych je podziela cakowicie. Zorganizowano wielkie zabawy w dzie i w nocy. Jednoczenie pocigi zaczy dymi na .dworcu, a statki z dalekich mrz kieroway si w stron naszego portu, na swj sposb podkrelajc, e dla wszystkich, ktrzy cierpieli rozk, ten dzie jest dniem wielkiego poczenia. Mona sobie atwo wyobrazi, czym moe si sta poczucie rozki, ktre mieszkao w tylu naszych wspobywatelach. Pocigi przyjedajce tego dnia do miasta nie byy mniej pene od tych, ktre je opuszczay. Podczas dwch tygodni zwoki kady zarezerwowa sobie miejsce na w dzie, drc, e w ostatniej chwili decyzja prefektury zostanie cofnita. Pewni podrni, zbliajcy si do miasta, nie byli zreszt zupenie wolni od lku, jeli znali bowiem na og losy ludzi obchodzcych ich blisko, nie znali losw wszystkich innych i samego miasta, ktre w ich wyobraeniu przybierao gron twarz. Ale to odnosio si tylko do tych, ktrych przez cay ten czas nie spalaa namitno. Zakochani bowiem oddani byli swej jedynej myli. Jedno tylko zmienio si dla nich: w czas, ktry pod-. 16 - Duma 241 czas miesicy wygnania chcieliby pchn, eby py n szybciej, ktry przypieszali zawzicie, teraz, kie dy podjedali ju do miasta, kiedy pocig zacz ha mowa przed stacj, pragnliby zatrzyma, zawiesi Niejasna i ostra zarazem wiadomo, e te wszystka miesice s stracone dla ich mioci, kazaa im domaga si niejasmo czego w rodzaju kompensaty, dziki ktrej czas radoci pynby dwa razy wolniej ni , czas czekania. Ci za, co oczekiwali ich w pokoju lub i na peronie, jak Rambert, ktrego ona uprzedzona od tygodni zrobia wszystko, co trzeba, eby przyjecha, czuli t sam niecierpliwo i niepokj. Rambert czeka bowiem z dreniem na chwil, kiedy porwna t mio czy czuo, przez miesice dumy sprowadzon do abstrakcji, z istot z ciaa, ktra bya jej podpor. Pragnby na powrt sta si tym czowiekiem, ktry na pocztku epidemii ogarnity porywem chcia biec z miasta, by rzuci si na spotkanie ukochanej istoty. Ale wiedzia, e to ju niemoliwe. Zmieni si, duma odwrcia jego uwag; ze wszystkich si usiowa temu zaprzeczy, ale to trwao w nim jak guchy lk. W pewnym sensie mia poczucie, e duma skoczya si zbyt brutalnie, zabrako mu przytomnoci umysu. Szczcie nadchodzio prdkim krokiem, wypadki byy szybsze ni czekanie. Rambert zrozumia, e wszystko zostanie mu zwrcone od razu i e rado jest wypalon ran, ktr nie mona si delektowa. Wszyscy zreszt, bardziej lub mniej wiadomie, doznawali tego samego co on i naley mwi o wszystkich. Na tym peronie dworca, gdzie rozpoczynali na nowo ycie osobiste, czuli jeszcze czno ze sob, wymieniajc spojrzenia i umiechy. Ale zaledwie ujrzeli dym pocigu, wiadomo wygnania zgasa pod ulew niejasnej i oguszajcej radoci. Kiedy pocig stan,

skoczya si nie majca koca rozka, ktr^ czsto zaczynaa si na tym samym dworcu - w jednej sekundzie, w chwili gdy ramiona z oszala 242 chciwoci zamykay w ucisku to ciao, ktrego ywy ksztat uciek ju z pamici. Rambert nie mia czasu spojrze na istot biegnc ku niemu, gdy ju przypada do jego piersi. I trzymajc j co si, przyciskajc do siebie t gow, ktrej znajome wosy tylko widzia, da upust zom, nie wiedzc, czy s to zy szczcia, czy zbyt dugo tumionego cierpienia, pewien przynajmniej, e nie pozwol mu sprawdzi, czy twarz kryjca si w zagbieniu jego ramienia jest t, o ktrej tak dugo marzy, czy twarz obc. Dowie si pniej, czy to podejrzenie byo prawd. Na razie chcia postpowa jak wszysc^7 wok niego, ktrzy zdawali si wierzy, e duma moe przyj i odej, a serce ludzkie pozostanie nie zmienione. Przytuleni do siebie wrcili do domw, lepi na reszt wiata, z pozoru triumfujc nad dum, zapominajc o caej mce i o tych, ktrzy przyjechawszy tym samym pocigiem nikogo nie zastali na dworcu i przygotowywali si, by znale w domu potwierdzenie obaw, jakie dugie milczenie zrodzio ju w ich sercach. Jeli idzie o tych wanie, ktrzy mieli teraz za towarzysza tylko swj wiey bl, oraz innych, ktrzy w tej chwili oddawali si wspomnieniu zmarej istoty, wygldao to cakiem inaczej i poczucie rozki osigno tu swj zenit. Dla nich - ipatek, mw, kochankw, ktrzy stracili ca rado wraz z istot zagubion w bezimiennym dole lub zmieszan z gr popiou, bya to wci duma. Ale kt myla o tych samotnociach? W poudnie soce, zwyciajc zimne powiewy, ktre walczyy w powietrzu od rana, zalao miasto nieustajcymi potokami nieruchomego wiata. Dzie stan. Armaty w fortach, na szczycie wzgrz, waliy bez przerwy w pogodne niebo. Cae miasto wylego na ulice, by wici t przytaczajc chwil, kiedy skoczy si czas cierpie, a czas zapomnienia jeszcze si nie zacz. Taczono na wszystkich placach. Z dnia na dzie ruch znacznie si zwiksza i liczniejsze teraz samol6* 243 chody jechay z trudem ulicami, ktre zagarn tum Dzwony miasta przez cae popoudnie biy nieustan nie. Ich rozedrgane dwiki wypeniay bkitne i zo ciste niebo. W kocioach odprawiano mody dzik czynne. Miejsca zabaw byy jednak pene po brzegi, w lokalach, nie dbajc o jutro, podawano ostatnie alkohole. Przy kontuarach cisn si tum ludzi jednako podnieconych, a wrd nich liczne pary splecione uciskiem, niepomne, e wystawiaj si na widok publiczny. Wszyscy krzyczeli lub miali si. Zapasy ycia, Hor robili przez te miesice, yjc yciem utajonym, zuywali dzi w ten dzie, jakby by on dniem zmartwychwstania. Nazajutrz rozpocznie si zwyczajne ycie, a wraz z nim przezorno. Na razie ludzie, rni pochodzeniem, poufalili si i bratali. T rwno, ktrej nie stworzya obecno mierci, wprowadzaa na kilka przynajmniej godzin rado wyzwolenia. Ale ta banalna penia radoci nie mwi jeszcze wszystkiego i ci, ktrzy pod koniec popoudnia zapeniali ulice, gdzie by te Rambert, pod spokojem kryli czsto delikatniejsze szczcie. Wiele par i wiele rodzin wygldao rzeczywicie na lubicych spokj spacerowiczw. Naprawd za wikszo z nich odbywaa po cichu pielgrzymki do miejsc, gdzie cierpieli. Chodzio o to, by pokaza przybyym widoczne czy ukryte znaki dumy, lady Jej historii. Niekiedy zadowalano si rol przewodnika, tego, co wiele widzia, wspczesnego dumy, i mwiono o niebezpieczestwie, nie przywoujc strachu. Byy to nieszkodliwe przyjemnoci. Kiedy indziej jednak te marszruty przyprawiay o drenie i kochanek, wydany agodnemu lkowi wspomnie, mwi do swej towarzyszki: "W tym miejscu, w owym czasie, pragnem ciebie i nie byo ci tutaj." Ci turyci uczu mogli si wzajem rozpozna: tworzyli wysepki szeptw i zwierze wrd zgieku, ktry ich otacza. Bardziej ni orkiestry na skrzyowaniach ulic zwiastowali prawdziwe wyzwolenie. Te bowiem pary, zachwycone, ciasno 244 ^ przytulone do siebie, skpe w sowa, z caym triumfem i niesprawiedliwoci szczcia potwierdzay we wrzawie powszechnej koniec dumy i terroru. Wbrew wszelkiej oczywistoci przeczyli spokojnie, jakobymy znali kiedykolwiek niedorzeczny wiat, gdzie zabicie czowieka byo rwnie powszednie jak zabicie muchy, t precyzyjn dziko, to wyrachowane szalestwo, to uwizienie przynoszce ze sob straszn wolno wobec wszystkiego, co nie byo teraniejszoci, ten zapach mierci wprawiajcy w odrtwienie tych wszystkich, ktrych mier

nie zabijaa, przeczyli wreszcie, e bylimy oguszonym ludem, ktrego cz, stoczona co dzie w piecu, ulatniaa si tustym dymem, podczas gdy reszta, w acuchu niemocy i strachu, czekaa na swoj kolej. W kadym razie rzucao si to w oczy doktorowi Rieux, ktry u schyku popoudnia szed sam na przedmiecie, wrd dzwonw, armat, muzyki i oguszajcych krzykw. Jego zawd si nie zmieni; nie ma yrlopu dla chorych. W piknym i delikatnym 'wietle spywajcym na miasto unosiy si dawne zapachy pieczonego misa i anyowego alkoholu. Wok niego wesoe twarze obracay si ku niebu. Mczyni "^ i kobiety czepiali si siebie, z rozpomienionymi twarzami, niespokojni, w krzyku podania. Tak, duma skoczya si wraz z terrorem, i te splatajce si rce mwiy, e bya ona wygnaniem i rozk w gbokim sensie sowa. Po raz pierwszy Rieux potrafi nada imi temu rodzinnemu podobiestwu, ktre od miesicy widzia na twarzach wszystkich przechodniw. Wystarczyo teraz rozejrze si wok siebie. Doszedszy do kresu dumy w ndzy i niedostatku, wszyscy ci ludzie woyli w kocu strj z roli granej ju od dawna, strj emigrantw, ktrych twarz wpierw, a strj teraz mwiy o nieobecnoci i dalekiej ojczynie. Od chwili kiedy duma zamkna bramy miasta, yli tylko w rozce, odcici od tego ciepa ludzkiego, ktre sprawia, e o wszystkim si zapomina. W kadym 245 zaktku miasta mczyni i kobiety pragnli mni< lub bardziej tego poczenia, nie dla wszystkich t< samej natury, ale dla wszystkich jednakowo niemo liwego. Wikszo ze wszystkich si wzywaa nieebec nych, spragniona ciepa drugiego ciaa, czuoci cz] przyzwyczajenia. Niektrzy, czsto o tym nie wie dzc, cierpieli pozbawieni przyjani ludzi, nie mog< do nich dotrze zwykymi rodkami, jakimi rozpo' rzdz przyja - listem, pocigiem, statkiem. Inni, rzadsi, JAk Tarrou moe, pragnli znale co, czego nie potrafili okreli, co wydawao im si wszake jedynym upragnionym dobrem. W braku ia-mej nazwy nazywali to niekiedy pokojem. Rieux wci szed. W miar jak si posuwa, tum rs wok niego, haas wzbiera i -zdawao si, e przedmiecie coraz bardziej si oddala. Z wolna Rieux stapia si w jedno z tym wielkim ryczcym ciaem, ktrego krzyk coraz lepiej rozumia i ktry, przynajmniej w czci, by jego krzykiem. Tak, wszyscy cierpieli razem, ciaem i dusz, przeyli bowiem trudne ferie, zaznali wygnania bez ratunku i nie zaspokojonego nigdy pragnienia. Pomidzy tymi stosami trupw, dzwonkami ambulansw, ostrzeeo-liami tego, co zwyko si nazywa losem, pomidzy upartym / dreptaniem strachu i straszliwym buntem ich serc nie ustawa gos wzywajcy na alarm, mwic tym przeraonym istotom, e naley odnale prawdziw ojczyzn. Dla nich wszystkich prawdziwa ojczyzna znajdowaa si poza murami tego zdawionego miasta. Bya w pachncych krzakach na wzgrzach, w morzu, w wolnych krajach, w ciarze mioci. Do niej, do szczcia chcieli wrci, odwracajc si od reszty ze wstrtem. Jaki sens miao wygnanie i pragnienie, by si poczy, tego Rieux nie wiedzia. Popychany ze wszystkich stron, nagabywany, dociera powoli do mniej ludnych ulic i myla, e nie jest wane, czy te rzeczy maj sens, czy go nie maj, wana jest jedynie odpowied na nadziej ludzi. 246 ej Zna ju t odpowied i na pierwszych, pustych 23 niemal ulicach przedmiecia zdawa sobie z tego lepiej spraw. Ci, ktrzy poprzestajc na maym, pragnli tylko wrci do domu swej mioci, czasem bywali wynagradzani. Byli wrd nich na pewno tacy, co nadal szli przez miasto samotni, bez kogo, na kogo czekali. Do szczliwszych naleeli jeszcze ci, ktrzy nie zostali dwukrotnie rozdzieleni, jak to si stao z ludmi przed epidemi dalekimi jeszcze od zbudowania swej mioci, ale przez lata zmierzajcymi lepo do trudnej zgody, czcej w kocu wrogich kochankw. Podobnie jak Rieux, liczyli lekkomylnie na czas: byli rozczeni na zawsze. Ale inni, jak Ram-bert, ktrego doktor poegna rano sowami: "Odwagi, teraz wanie trzeba mie racj", znaleli od razu nieobecnego, cho myleli, e jest dla nich stracony. Przez pewien czas przynajmniej bd szczliwi. Wiedzieli teraz, e jeli istnieje co, czego mona pragn zawsze i osign niekiedy, to jest to czuo ludzka. Natomiast ci wszyscy, ktrzy ponad czowiekiem zwrcili si do czego, czego sobie nawet nie wyobraali, ci nie znaleli odpowiedzi. Tarrou osign trudny pokj, o ktrym mwi, ale znalaz go dopiero w ir-ierci, w godzinie, kiedy nie mg mu si ju przyda na nic. Jeli za inni, ktrych Rieux widzia w wietle zachodu na progu domw zczonych mocnym uciskiem, patrzcych na siebie z uniesieniem, osignli to, co chcieli, to dlatego, e dali jedynej rzeczy zalenej od nich samych. I Rieux skrcajc w ulic Granda i Cottarda, myla, e jest sprawiedliwe, by przynajmniej

od czasu do czasu rado wynagradzaa tych, ktrym wystarcza czowiek i jego biedna i straszna mio. Ta kronika dobiega koca. Czas wic, eby doktor Bernard Rieux wyzna, e jest jej autorem. Zanim jednak opisze ostatnie wypadki, chciaby przynaj247 mniej usprawiedliwi swoj interwencj i wytum czy, e zaleao mu na tonie obiektywnego wiadk Przez cay czas dumy mg dziki swemu zawodom widywa wikszo naszych wspobywateli i pozna ich uczucia. Mia wic dobry punkt obserwacyjn i dlatego moe zda spraw z tego, co widzia i sy sza. Chcia to jednak uczyni z podanym umia rem. Stara si na og nie opisywa nic nad to, c widzia, nie uycza swym towarzyszom z dumy my li, ktrych nie mieli, i korzysta jedynie z tekstw jakich dostarczy mu przypadek czy nieszczcie. Powoany do zoenia wiadectwa w zwizku z( zbrodni pewnego rodzaju, zachowa niejak rezerw, jak przystoi wiadkowi o dobrej woli Ale jednoczenie, zgodnie z prawem uczciwego serca, stan] miao po stronie ofiar i chcia zczy si z ludmi mieszkacami tego samego miasta, w tym jedynie co na pewno byo im wsplne, to znaczy w mioci cierpieniu i wygnaniu. Tak wic nie byo takiegc lku, ktrego doznaliby jego wspobywatele, a ktrego on by nie podziela, ani takiej sytuacji, ktre nie byaby jego sytuacj. Chcc by wiernym wiadkiem, musia mwi przede wszystkim o czynach, dokumentach i pogoskach. Ale o tym, co osobicie mia do powiedzenia, o swoim czekaniu, o swoich dowiadczeniach, naleao milcze. Jeli si czym posuy to tylko po to, eby rozumie lub wytumaczy swyc1 wspobywateli i nada ksztat moliwie wyrany temu, co najczciej czuli niejasno. Prawd mwic, ter rozsdny wysiek niewiele go kosztowa. Kiedy pragn doda swoje zwierzenia do tysica gosw zadumionych, zatrzymywaa go myl, e kade jeg< cierpienie jest zarazem cierpieniem innych, i e m wiecie, gdzie bl tak czsto bywa samotny, ma t( jakie znaczenie. Stanowczo musia mwi w imienii wszystkich. Ale jest przynajmniej jeden nasz wspobywatel w ktrego imieniu doktor Rieux .nie mg mwi Chodzi o tego, o 'kim Tarrou powiedzia pewnego dniz 248 lado Rieux: "Jedn tylko prawdziw zbrodni popeni: .'zgodzi si w swym sercu na to, co zabija dzieci i do-, rosych. Reszt rozumiem, ale to musz mu wybaczy." Bdzie wic suszne, jeli ta kronika skoczy si na tym czowieku, ktry mia niewiadome ^ serce, ' to znaczy serce samotne. Kiedy doktor Rieux opuciwszy wielkie, haaliwe , i witujce ulice skrca w ulic Granda i Cottarda, zatrzyma go kordon policjantw. Tego si nie spo-' dziewa. Przy dalekich odgosach wita dzielnica wy-dawaa si cicha i Rieux wyobraa sobie, e jest tak , i samo pusta, jak niema. Pokaza swj dowd. - Niemoliwe, panie doktorze - powiedzia polii cjant. - Jaki wariat strzela do tumu. Ale niech pan tu zostanie, moe pan by potrzebny. W tej chwili Rieux ujrza zbliajcego si ku niemu Granda. Grand te nic nie wiedzia. Nie pozwolono mu przej i poinformowano, e strzay padaj z jego domu. Z daleka wida byo fasad, zot w ostatnim blasku nie grzejcego ju soca. Od fasady odcinaa si otaczajca j przestrze, wielka i pusta a do chodnika naprzeciw. Porodku jezdni '"' wida byo wyranie kapelusz i skrawek brudnego materiau. Rieux i Grand mogli ujrze bardzo daleko, po drugiej stronie ulicy, kordon policjantw rwnolegy do tego, ktry nie pozwoli im i dalej; za nim kilku mieszkacw dzielnicy przemykao si szybko. Rozejrzawszy si dobrze, zobaczyli w bramach kamienic naprzeciw policjantw z rewolwerami w rkach. Wszystkie okiennice domu byy zamknite. Na drugim pitrze jedna okiennica bya wszake na wp odczepiona. Na ulicy panowaa cisza zupena. Sycha byo tylko urywki muzyki z centrum miasta. W pewnej chwili z kamienicy naprzeciw hukny dwa wystrzay rewolwerowe i ze zgruchotanej okiennicy poleciay drzazgi. Z oddali, po zgieku dnia, wszystko to wydao si Rieux troch nierzeczywiste. 249 - To okno Cottarda - powiedzia nagle Grane:ui bardzo wzburzony. - Ale przecie Cottard znik, d

- Dlaczego strzelaj? - zapyta Rieux policjanta.w - eby odwrci jego uwag. Czekamy na wz T" z potrzebnym sprztem, bo strzela do tych, ktrzy Ir prbuj wej przez bram. Zrani policjanta. ^ - Dlaczego strzela? r - Nie wiadomo. Ludzie bawili si na ulicy. Gdy s strzeli pierwszy raz, nie rozumieli. Przy drugim strzale - krzyki, ranny, i wszyscy uciekli. Wariat, co tu gada! Wrcia cisza, minuty upyway wolno. Nagle z drugiej strony ulicy wypad pies, pierwszy, jakiego Rieux widzia od dawna; by to brudny wye, ktrego waciciele ukrywali zapewne dotychczas; bieg wzdu murw. Niedaleko bramy zawaha si, usiad na zadzie i pooy si, eby apa pchy. Wezway go gwizdki policjantw. Pies podnis gow, potem zdecydowa si przej powoli przez jezdni, eby ob-wcha kapelusz. W tej samej chwili pad strza rewolweru z drugiego pitra i pies jak nalenik przewrci si na drug stron; rusza gwatownie apami, a w kocu upad na bok i dugo jeszcze wstrzsay nim drgawki. W odpowiedzi pi czy sze wystrzaw z bram naprzeciw do reszty pogruchotao okiennic. Wrcia cisza. Soce przesuno si nieco i cie zacz si zblia do okna Cottarda. Hamulce zgizy-tny lekko na ulicy za doktorem. - S ju - powiedzia policjant. Policjanci wyskoczyli zza plecw tych, co tworzyli kordon, niosc sznury, drabin i dwie podune paczki, zawinite w naoliwione ptno. Weszli w ulic, ktra okraa grup domw, naprzeciw kamienicy Cottarda. W chwil potem raczej mona byo odgadn ni zobaczy ruch w bramach tych domw. Czekano. Pies ju si nie rusza, mk teraz w ciemnej kauy. Nagle z okien domw zajtych przez policjantw zacz strzela karabin maszynowy. Podczas strzel a250 ia okiennica, do ktrej mierzono wci jeszcze, opa-ta zupenie i pozostawia otwart, czarn przestrze, v ktrej Rieux i Grand ze swych miejsc nie mogli lic zobaczy. Kiedy strzelanie ustao, drugi karabin maszynowy zaterkota z innego rogu, o dom dalej. Pociski trafiay niewtpliwie w kwadrat okna, skoro jeden z nich strci odamek cegy. W tej samej sekundzie trzej policjanci rzucili si biegiem przez jezdni i wpadli do bramy. Niemal natychmiast popieszyli za nimi trzej inni i karabin maszynowy przesta strzela. Czekano jeszcze. Dwa dalekie wystrzay dobiegy z kamienicy. Potem rozleg si haas i zobaczono, jak z domu wynosz raczej, ni wlok maego mczyzn bez marynarki, krzyczcego bez przerwy. Jakby cudem otworzyy si wszystkie zamknite okiennice i w oknach pojawili si ciekawscy; tum ludzi wychodzi z domw i cisn si za kordonem. W chwil potem may mczyzna znalaz si na rodku jezdni, wreszcie nogami na ziemi; policjanci wykrcili mu rce do tyu. Krzycza. Jaki policjant podszed do niego i z caej siy uderzy go dwa razy pici, statecznie, z pewn starannoci. - To Cottard - wybekota Grand. - Zwariowa. Cottard upad. Policjant kopn z rozmachem kup lec na ziemi. Potem bezadny pochd ruszy z miejsca, idc w stron doktora i jego starego przyjaciela. - Prosz przechodzi! - zawoa policjant. Rieux odwrci oczy, kiedy grupa ich mijaa. Grand i doktor szli w zmierzchu, ktry si koczy. Boczne ulice byy znw pene brzczenia radosnego tumu, jak gdyby wypadek strzsn odrtwienie z dzielnicy. Przy domu Grand poegna doktora. Ma zamiar pracowa. Ale w chwili gdy wchodzi na schody, powiedzia Rieux, e napisa do Jeanne i e jest teraz zadowolony. A poza tym zacz na nowo swoje zdanie. "Wyrzuciem wszystkie przymiotniki" - rzek. Z szelmowskim umiechem uchyli w ceremonial251 nym ukonie kapelusza. Ale Rieux myla o Cottardzit i guchy dwik pici miadcych jego twarz prze- z ladowa go przez cay czas, gdy szed w stron domu starego astmatyka. Moe bardziej ciko jest myle? o czowieku winnym ni martwym. Kiedy Rieux przyszed do starego pacjenta, noc zagarna ju cae niebo. W pokoju sycha byo daleki haas wolnoci; stary, w takim samym humorze jak zawsze, przesypywa swj groch. - Maj racj, e si bawi - mwi - trzeba wszystkiego na tym wiecie. Ale co si stao z paskim koleg, doktorze? Wystrzay dobiegay a do nich, ale byy to pokojowe odgosy: dzieci rzucay petardy. - Umar - rzek doktor opukujc chrapic pier. - Ach! - zawoa stary z niejakim zdumie1 em. - Na dum - doda? Rieux.

- Tak - przyzna stary po chwili - najlepsi odchodz. Takie jest ycie. Ale to by czowiek, ktry wiedzia, czego chcia. - Dlaczego pan to mwi? - zapyta doktor skadajc stetoskop. - Tak sobie. Nie mwi po to, eby nic nie powiedzie. Zreszt on mi si podoba. Ale tak to jest. Inni mwi: "To du-ma, mielimy dum." peszcze troch, a poprosz o ordery. Co to jednam znaczy - duma? To ycie, ot i wszystko^. - Niech pan nie zapomina o okadzaniu. - Och, moe pan by spokojny. Starczy mi jeszcze si na dugo i zobacz ich wszystkich w trumnie. Ja umiem y. Z daleka odpowiedziay mu ryki radoci. Doktor stan porodku pokoju. - Czy nie ma pan nic przeciwko temu, ebym wyszed na taras? - Ale nie. Chce pan zobaczy ich z gry, co? Prosz bardzo. Oni zawsze s tacy sami. Rieux skierowa si ku schodom. l 252 - Niech pan powie, doktorze, czy to prawda, e zbuduj pomnik zmarym na dum? - Czytaem o tym w gazecie. Sup kamienna albo tablica. - Byem tego pewien. I bd mowy. Stary mia si zduszonym miechem: - Sysz ich tutaj: "Nasi zmarli...", i pjd na jednego. Rieux wszed na schody. Wielkie i zimne niebo migotao nad domami, niedaleko "wzgrz gwiazdy nabieray twardoci krzemienia. Ta noc nie bya tak rna od nocy, kiedy Tarrou i on przyszli tu, by zapomnie o dumie. Ale dzi morze szumiao goniej u stp ska. Powietrze byo nieruchome i lekkie, wolne od brudnych powieww, ktre przynosi ciepy wiatr jesienny. Zgiek miasta wci uderza o tarasy wraz z odgosem fali. Ale ta noc bya noc wyzwolenia, a nie buntu. Daleka czerwie wrd czerni zdradzaa bulwary i iluminowane place. W wolne] teraz nocy pragnienie nie natrafiao ju na przeszkody i jego gos dochodzi do Rieux. Z ciemnego portu wzlatyway rakiety towarzyszce oficjalnym zabawom. Miasto'powitao je dugim i guchym okrzykiem. Cottard, Tarrou, ona, wszyscy, ktrych kocha i straci, martwi lub winni, byli zapomniani. Stary mia racj, ludzie s zawsze tacy sami. Ale w tym bya ich sia i ich niewinno, unimo caego blu Rieux czu, e tu z nimi si czy. Wrd mocniejszych i duszych teraz okrzykw, ktre echo nioso a do stp tarasu, w miar jak coraz wicej rnokolorowych bukietw pojawiao si na niebie, doktor Rieux postanowi napisa opowiadanie, ktre tu_ si koczy, eby nie nalee do tych, co milcz, zby wiadczy na korzy zadumionych, eby zostawi przynajmniej wspomnienie niesprawiedliwoci i gwatu, jakich dozn.ali, i powiedzie po orostu to, czego mona si nauczy, gdy trwa zaraza"|e w ludziach wicej rzeczy zasuguje na podziw m na pogard. 253 Wiedzia jednak, e ta kronika nie moe nik f statecznego zwycistwa. Moe by ty dectw^m tego, co naleao wypeni i co r wie powinni wypenia nadal, wbrew terrorc niestradzonej broni, mimo rozdarcia osobistej scy ludzie, ktrzy nie mogc by witymi i zgodzi si na zarazy, staraj si jednak l rzagii. t Suchajc okrzykw radoci dochodzcyc sta, Rieux pamita, e ta rado jest zaws; ona. Wiedzia bowiem to, czego nie wie< radosny tum i co mona przeczyta w ksi; [bakcyl dumy nigdy nie umiera in^pzn]ka, prze^ziesitki lat pozosta upiony w mebli linie, e czeka cierpliwie w pokojach, w p; w kufrach, v/ chustkach i w papierach, i e ] by moe dzie, kiedy na nieszczcie ludzi nauki duma obudzi s^^ScSsrS^y^ pole je, raiy w szczliwym

You might also like