You are on page 1of 381

JO NESBO Urodzi si w roku 1960 w Oslo. Z wyksztacenia ekonomista; pracowa jako makler giedowy i dziennikarz.

Finanse porzuci jednak dla pisania. Jest rwnie muzykiem rockowym, czonkiem zespou De Derre, dla ktrego pisze teksty. Nagra take pyt solow. Siedem powieci kryminalnych Jo Nesbo poczonych postaci gwnego bohatera Harry'ego Hole odnioso niespotykany sukces na caym wiecie. Tumaczone na trzydzieci jzykw, obsypane nagrodami, zapewniy autorowi pozycj mistrza wspczesnej powieci kryminalnej. Nakadem Wydawnictwa Dolnolskiego ukazay si dotychczas trzy ksiki Nesb0 {Czerwone Gardo, Trzeci klucz, Pentagram). Wybawiciel jest kolejnym tytuem z tej serii.

Wybawiciel
przeoya Iwona

Zimnicka

Wydawnictwo Dolnolskie

Tytu oryginau Frelseren Projekt okadki Mariusz Banachowicz Fotografia na okadce Florea Marius Catalin Redaktor Sylwia Mazurkiewicz-Petek Korektor Bogusawa Otfinowska Redaktor techniczny Jolanta Krawczyk Copyright by Jo Nesb0 2005 Published in arrangement with Salomonsson Agency, Stockholm Copyright for the Polish edition by Publicat S.A. MMIX

ISBN 978-83-245-8698-1
Wrocaw 2009 Wydawnictwo Dolnolskie 50-010 Wrocaw, ul. Podwale 62 oddzia Publicat SA w Poznaniu tel. 071 785 90 40, fax 071 785 90 66 e-mail: wydawnictwodolnoslaskie@publicat.pl www.wydawnictwodolnoslaskie.pl

TWOJA KSIGARNIA INTERNETOWA


Zapoznaj si z nasz ofert w Internecie i zamw, tak jak lubisz:
sktep@NajlepszyPr9fflnt.pl +48 61 652 92 60 +48 61652 9200 Publicat SA. ul. Chlebowa 24, E

ksiki szybko i przez ca dob atwa obsuga * pena oferta promocje

Kt to jest ten, ktry przybywa z Edomu, z Bosry idzie w szatach szkaratnych? Ten wspaniay w swoim odzieniu, ktry kroczy z wielk sw moc? To ja jestem tym, ktry mwi sprawiedliwie, potny w wybawianiu. Proroctwo Izajasza, 63,1*

* Biblia Tysiclecia, Wydawnictwo Pallottinum, Pozna 1965 (przyp. tum.).

Cz pierwsza

ADWENT
1 SIERPIE 1991. GWIAZDY
Miaa czternacie lat i bya pewna, e jeli zacinie powieki i mocno si skoncentruje, to przez dach zobaczy gwiazdy. Wok niej przez sen oddychay kobiety. Rwnymi, cikimi oddechami. Chrapaa tylko jedna, ciotka Sara, ktr umieciy na materacu pod otwartym oknem. Zamkna oczy i staraa si oddycha jak pozostae. Trudno byo usn, zwaszcza odkd wszystko wok niej stao si takie nowe i takie inne. Odgosy nocy i lasu za oknem na Ostgard byy inne. Ludzie, ktrych tak dobrze znaa ze spotka w wityni i z letnich obozw, byli jakby odmienieni. Ona te nie bya taka sama. Tego lata jej twarz i ciao w lustrze nad umywalk wyglday inaczej. Nowe te byy jej uczucia, te dziwne prdy, na przemian gorce i zimne, ktre przez ni przepyway, gdy czua na sobie wzrok ktrego z chopcw, a raczej wzrok jednego z nich. Roberta. On te w tym roku si zmieni. Otworzya oczy i zapatrzya si przed siebie. Wiedziaa, e Bg posiada moc czynienia wielkich rzeczy, moe rwnie sprawi, e uda jej si zobaczy gwiazdy przez dach. Gdyby tylko zechcia. To byl dugi, obfitujcy w wydarzenia dzie. Suchy letni wiatr szumia w zbou na polach, listki na drzewach taczyy rozgorczkowane, a migotliwe wiato sczyo si na letnikw siedzcych na trawie na podwrzu. Suchali opowieci jednego z kadetw Szkoy Oficerskiej Armii Zbawienia o jego dziaalnoci kaznodziejskiej na Wyspach Owczych. Kadet byl sympatyczny, mwi z wielkim zaangaowaniem i zapaem. Ale j bardziej interesowao odganianie trzmiela krcego nad gow,

a gdy owad nagle odlecia, upa wprawi j w senno. Kiedy kadet skoczy opowiada, oczy wszystkich zwrciy si na komandora*, Davida Eckhoffa, ktry patrzy na nich rozemianymi, modymi, cho liczcymi ju ponad pidziesit lat oczami. Komandor zasalutowa charakterystycznym gestem Armii Zbawienia: unis ponad bark praw do z palcem wskazujcym skierowanym w Krlestwo Niebieskie, towarzyszyo temu dwiczne Alleluja!". Potem pomodli si o bogosawiestwo dla pracy kadeta wrd ubogich i odrzuconych, przypomnia te wszystkim sowa z Ewangelii witego Mateusza o tym, e Jezus Zbawiciel moe chodzi wrd nich, po ulicach, pod postaci nieznajomego, godnego, nieodzianego czy wtrconego do wizienia. I o tym, e w dniu Sdu Ostatecznego sprawiedliwi, ci, ktrzy pomagali najmniejszym, pjd do ycia wiecznego. Zapowiadaa si dusza przemowa, ale kto co szepn, komandor si rozemia i powiedzia, e oczywicie, przecie w programie jest teraz Kwadrans Modziey", wic kolej na Rikarda Nilsena. Usyszaa, e Rikard, dzikujc komandorowi, stara si nada swemu gosowi bardziej dorose ni w rzeczywistoci brzmienie. Jak zwykle przygotowa swoje wystpienie pisemnie i nauczy si go na pami. Stan i zacz rozprawia o walce, ktrej pragn powici ycie, o walce Jezusa dla Krlestwa Boego. Mwi nerwowo, lecz jednoczenie monotonnie, usypiajco. Jego ponury, zazwyczaj zwrcony ku sobie wzrok spoczywa teraz na niej. Zamrugaa, wpatrzona w jego spocon grn warg, ktra, poruszajc si, formuowaa znajome, bezpieczne, nudne frazy. Nie zareagowaa, kiedy czyja do dotkna jej plecw, okrytych letni sukienk. Dreszcz przeszy j dopiero, gdy poczua koniuszki palcw sunce wzdu krgosupa a do krzya i jeszcze niej. Odwrcia si i popatrzya w rozemiane piwne oczy Roberta. Poaowaa, e nie ma rwnie ciemnej cery jak on, nie mgby wtedy zauway jej rumieca. - Cicho - powiedzia Jon.
" Gwny dowdca Armii Zbawienia na terytorium obejmujcym Norwegie, Islandi i Wyspy Owcze ma stopie komandora, odpowiadajcy stopniowi komisarza (commissioner) w innych krajach (przyp. tium.).

Robert i Jon byli brami. W dziecistwie wiele osb brao ich za bliniakw, mimo e Jon by o rok starszy. Ale teraz Robert mia ju siedem nacie lat i chocia braterskie podobiestwo zachowao si w rysach twarzy, rnice midzy chopakami stay si wyrane. Robert by wesoy, beztroski, lubi artowa i dobrze gra na gitarze, ale nierzadko si spnia na naboestwa w wityni, a w artach czasami posuwa si za daleko, szczeglnie gdy widzia, e rozmiesza innych. W takich sytuacjach czsto ingerowa Jon. Starszy z braci by sumiennym, obowizkowym chopcem, panowao wic przekonanie, e pjdzie do Szkoy Oficerskiej i - chocia tego nie mwiono gono - poszuka sobie dziewczyny w Armii. To ostatnie nie wydawao si a tak oczywiste w wypadku Roberta. Jon by o dwa centymetry wyszy ni Robert, lecz, o dziwo, to modszy brat wydawa si wikszy. Wynikao to std, e Jon ju jako dwunastolatek zacz si garbi, jakby dwiga na barkach brzemi caego wiata. Obaj mieli niad cer i adne, regularne rysy, ale Robert mia w sobie co, czego brakowao Jonowi. Co w oczach, jak mroczno, rozbawienie, co, co miaa ochot, a zarazem nie miaa ochoty zbada. Podczas przemowy Rikarda przesuwaa wzrokiem po znajomych twarzach. Ktrego dnia polubi chopca z Armii Zbawienia, by moe otrzymaj rozkaz przeniesienia si do innego miasta, w inny obszar kraju. Ale zawsze bd wraca tu, na 0stg3rd, na niedawno kupion przez Armi farm, ktra od tej pory bdzie ich wsplnym letniskiem. Poza krgiem zebranych, na schodach do domu siedzia jasnowosy chopiec i gaska kota, ktry uoy mu si na kolanach. Wyczua, e chopak przed chwil na ni patrzy, ale zdy uciec wzrokiem, zanim go na tym przyapaa. By tutaj jedyn nieznajom osob, ale wiedziaa, e nazywa si Mads Gilstrup i jest wnukiem poprzednich wacicieli Ostgard, e jest od niej starszy o jakie dwa lata i e rodzina Gilstrupw jest bogata. By cakiem przystojny, ale sprawia wraenie samotnego. I co on waciwie tu robi? Zjawi si poprzedniego wieczoru i krci po podwrzu ze zmarszczk gniewu na czole, z nikim nie rozmawiajc. Ale ona par razy czua jego wzrok na sobie. Wszyscy w tym roku na ni patrzyli. To rwnie byo nowe. Z zamylenia wyrwa j Robert, ktry woy jej co do rki, mwic: - Przyjd do stodoy, kiedy ten przyszy genera skoczy przemawia. Chciabym ci co pokaza.

Wsta i odszed, a ona spojrzaa na do i mao brakowao, a krzyknaby gono. Zasaniajc drug doni usta, wypucia trzmiela w traw. Wci si porusza, ale nie mia ani ng, ani skrzyde. Rikard wreszcie skoczy, ale ona nie ruszya si z miejsca, patrzc, jak jej rodzice wraz z rodzicami Roberta i Jona podchodz do stolikw nakrytych do kawy. Wszyscy czworo zaliczali si w Armii do tak zwanych silnych rodzin, wiedziaa wic, e stale jest pod obserwacj. Skierowaa si w stron wygdki. Dopiero za wgem, kiedy nikt ju nie mg jej widzie, pomkna do stodoy. - Wiesz, co to? - spyta Robert gbokim gosem, ktrego nie mia poprzedniego lata. Lea na plecach w sianie i skadanym noem, ktry zawsze nosi przy pasku, rzebi korze. Podnis go do gry, a ona wtedy zobaczya, co to jest. Widziaa to na obrazkach. Miaa nadziej, e w stodole jest za ciemno, by dostrzeg, e znw si zaczerwienia. - Nie - skamaa, siadajc obok niego na sianie. Popatrzy na ni tym swoim artobliwym spojrzeniem, jakby wiedzia o niej co, czego sama nie wiedziaa. Wytrzymaa jego wzrok i pooya si, opierajc na okciach. -Co, co wchodzi tutaj - powiedzia ze miechem w oczach, wsuwajc jej nagle rk pod sukienk. Poczua korze na wewntrznej stronie uda i nim zdya cisn nogi, korze dotkn majtek. Szyj owion gorcy oddech. -Robert, nie - szepna. -Ale ja go zrobiem specjalnie dla ciebie - wydyszal. -Przesta, nie chc! -Odmawiasz? Mnie? Zaparo jej dech w piersiach, nie bya w stanie ani odpowiedzie, ani krzykn. Nagle od drzwi stodoy dobieg ich gos Jona: - Robert! Nie! Robert! Poczua, e Robert ustpuje, rezygnuje i tylko drewniany korze zosta midzy jej zacinitymi udami, gdy rka wysuna si spod sukienki. - Chod tu! - Jon mwi takim tonem, jakby zwraca si do niepo susznego psa.

10

Robert ju si podnis ze miechem, puci do niej oczko i wybieg na soce, do brata. Ona usiada, otrzepaa si z siana, czua jednoczenie ulg i wstyd. Ulg dlatego, e Jon przerwa t szalon zabaw. Wstyd, poniewa on najwyraniej uwaa, e to byo co wicej ni zabawa. Pniej, podczas modlitwy przed kolacj, patrzya prosto w piwne oczy Roberta i widziaa, jak jego wargi formuj sowo, ktrego nie zrozumiaa, ale zacza chichota. Co za szaleniec! A ona... No wanie, jaka bya ona? Te szalona. Szalona. I zakochana? Tak, wanie zakochana. Nie tak zakochana, jak wtedy, gdy miaa dwanacie czy trzynacie lat. Teraz miaa ju czternacie i to byo co wikszego, waniejszego i bardziej emocjonujcego. Czua, e nawet teraz, gdy lec, prbowaa wzrokiem zrobi dziur w dachu, znw wzbiera w niej miech. Ciotka Sara pod oknem zamruczaa i przestaa chrapa. Co zahuczao. Sowa? Musiaa i siusiu. Waciwie nie miaa siy, ale musiaa. Musiaa przej przez mokr od rosy traw, min stodo, ciemn i zupenie inn teraz, w rodku nocy. Zamkna oczy, ale to si na nic nie zdao. Wypeza ze piwora, wsuna stopy w sanday i po cichutku podesza do drzwi. Na niebie pojawio si kilka gwiazd, ale ju za godzin miay znikn, kiedy rozjani si na wschodzie. Powietrze owiewao j chodem, gdy biega, suchajc odgosw nocy, ktrych nie umiaa nazwa. Owadw przesypiajcych dzie. Polujcych zwierzt. Rikard mwi, e w zagajniku widzia lisa. A moe to byy te same zwierzta, ktre kryy w cigu dnia, tylko teraz wydaway inne dwiki. Zmieniay si. Troch tak, jakby zmieniay skr. Wygdka staa osobno na niewielkim wzniesieniu, za stodo. Powikszaa si z kadym jej krokiem. Dziwny krzywy domek, zbudowany z surowych desek, wypaczonych, popkanych i poszarzaych ze staroci, nie mia okien, tylko serduszko w drzwiach. Ale najgorsze, e nigdy nie byo wiadomo, czy kto ju w nim nie siedzi. Teraz miaa zdecydowane wraenie, e kto tam jest. Zakasaa, aby ewentualna osoba w rodku moga da sygna, e zajte.

11

Z gazi drzewa na skraju lasu poderwaa si sroka. Poza tym panowaa cisza. Wesza na kamienny stopie. Signa do drewnianego koka penicego funkcj klamki. Pocigna. Otwara si przed ni czarna, pusta przestrze. Odetchna z ulg. Przy siedzeniu staa latarka, ale nie musiaa jej zapala. Podniosa klap i dopiero potem zamkna drzwi na haczyk. Podcigna nocn koszul, spucia majtki i usiada. W ciszy, ktra zapada, wydao jej si, e co syszy. Co, co nie byo ani owadem, ani srok, ani zwierzciem, ktre zmienio skr. Co, co poruszao si szybko w wysokiej trawie na tyach wygdki. Zaraz jednak plusk zaguszy tamten odgos. Ae jej serce ju zaczo wali jak motem. Kiedy skoczya, szybko podcigna majtki i po ciemku nasuchiwaa. Ale teraz syszaa jedynie lekki szum w koronach drzew i pulsowanie wasnej krwi w uszach. Zaczekaa, a ttno jej si uspokoi, podniosa haczyk i otworzya drzwi. Mroczna posta wypenia niemal cay otwr drzwiowy. Musia czeka nieruchomo na schodku. Moment pniej leaa na siedzeniu ubikacji, a on sta nad ni. Zamkn drzwi za sob. -To ty? - spytaa. -Ja - odpar obcym, drcym, niewyranym gosem. Rzuci si na ni. Oczy byszczay mu w ciemnoci, gdy gryz j w warg do krwi, wsuwajc rk pod nocn koszul i cigajc majtki. A ona leaa jak sparaliowana pod ostrzem noa palcym w szyj, kiedy uderza w ni podbrzuszem, jeszcze zanim cign spodnie, jak oszalay na punkcie parzenia si pies. - Jedno sowo, a potn ci na kawaki - szepn. Nigdy nie powiedziaa ani jednego sowa. Miaa czternacie lat i bya pewna, e jeli dostatecznie mocno zacinie powieki i si skoncentruje, bdzie moga zobaczy gwiazdy przez dach. Bg posiada moc sprawiania takich rzeczy. Jeli tylko zechcia.

12

2 NIEDZIELA, 13 GRUDNIA 2003. WIZYTY DOMOWE


Studiowa odbicie wasnych rysw w oknie pocigu. Usiowa si zorientowa, co to jest, w czym tkwi tajemnica. Ale nad czerwon apaszk nie mg dojrze nic szczeglnego, jedynie twarz bez wyrazu z oczami i wosami, ktre na tle cian tunelu midzy Courcelles i Ternes wydaway si rwnie czarne jak odwieczna noc panujca w metrze. Le Monde" na jego kolanach zapowiada nieg, lecz ulice Parya nad nim wci byy zimne i nagie pod nisk, nieprzeniknion pokryw chmur. Nozdrza mu si rozszerzyy, gdy wcign saby, ale charakterystyczny zapach wilgotnego cementu, ludzkiego potu, spalonego metalu, wody koloskiej, tytoniu, mokrej weny i kwasu ciowego, zapach, ktrego nigdy nie dao si ani zmy, ani wywietrzy z siedze wagonw. Zmiana cinienia powietrza wywoana ruchem pocigu nadjedajcego z przeciwnej strony wprawia szyb w wibracje, a mrok na chwil ustpi bladym prostoktom wiata przemykajcym za oknem. Podsun rkaw paszcza i zerkn na zegarek, Seiko SQ50, ktry dosta jako cz zapaty od jednego z klientw. Na szkieku ju pojawiy si rysy, nie mia wic pewnoci, czy zegarek jest oryginalny. Pitnacie po sidmej. Bya niedziela wieczr i wagon zapeniony ledwie w poowie. Rozejrza si. Ludzie w metrze spali. Spali zawsze. Szczeglnie w dni powszednie. Wyczali si, zamykali oczy i pozwalali, by codzienna podr zmieniaa si w pozbawion snw midzyprzestrzen nicoci z czerwon albo niebiesk kresk na mapie metra, bdc niemym cznikiem midzy prac a wolnoci. Czyta o mczynie, ktry przesiedzia w metrze cay dzie z zamknitymi oczami, jedc tam i z powrotem, i dopiero kiedy oprniano wagony na noc, zorientowano si, e nie yje. By moe ten czowiek zstpi tu, do tych katakumb, wanie w tym celu, eby bez przeszkd narysowa w bladotej trumnie niebiesk kresk czc ycie z zawiatami. On sam rysowa kresk w odwrotn stron. W stron ycia. Pozostawaa mu jeszcze do zaatwienia dzisiejsza robota i ta w Oslo. Ostatnia. Potem ju na dobre opuci katakumby.

13

Faszywie zadwicza dzwonek alarmowy i drzwi zatrzasny si na stacji Ternes. Znw si rozpdzili. Zamkn oczy, prbowa wyobrazi sobie ten drugi zapach. Zapach odwieajcych tabletek do pisuarw i wieego ciepego moczu. Zapach wolnoci. Ale by moe racj miaa jego matka, nauczycielka, mwic, e ludzki mzg jest w stanie ze szczegami przypomnie sobie wszystko, co czowiek widzia albo sysza, lecz nie potrafi odtworzy nawet najbardziej podstawowego zapachu. Zapach. Pod powiekami zaczy przesuwa si obrazy. Mia pitnacie lat i siedzia w korytarzu szpitala w Vukovarze, suchajc, jak matka na okrgo mamrocze modlitw do witego Tomasza Apostoa, patrona budowniczych, bagajc go, by oszczdzi jej ma. Sysza ryk artylerii serbskiej strzelajcej znad rzeki i krzyki ludzi operowanych w sali dla noworodkw, w ktrej nie byo ju noworodkw, bo kobiety z Vukovaru od rozpoczcia oblenia miasta przestay rodzi. Pracowa w szpitalu jako chopiec na posyki i nauczy si odcina od dwikw, i od krzykw, i od artylerii. Ale nie potrafi odgrodzi si od zapachw. Szczeglnie od jednego. Podczas amputacji chirurdzy musieli najpierw przeci ciao do koci i po to, by pacjent nie wykrwawi si na mier, urzdzeniem przypominajcym lutownic przypalali naczynia krwionone, by w ten sposb je zamkn. Palone ciao i krew miay zupenie inny zapach ni wszystko. Na korytarz wyszed lekarz i gestem przywoa matk i jego. Kiedy zbliali si do ka, nie mia odwagi spojrze na ojca. Patrzy jedynie na wielk niad pi zaciskajc si na materacu, jak gdyby usiowaa rozerwa go na dwoje. I byaby w stanie to zrobi. To byy najsilniejsze rce w miecie. Jego ojciec zajmowa si giciem elaza. To on przychodzi na place budowy, kiedy murarze koczyli robot, kad swoje wielkie rce na wystajcych z betonu kocwkach prtw zbrojeniowych i szybkim, ale starannie wywiczonym ruchem przygina je i splata ze sob. Widzia ojca przy pracy. Wygldao to tak, jakby wykrca cierk. Wci jeszcze nie wynaleziono maszyny, ktra lepiej by sobie z tym radzia. Zacisn oczy, syszc gos ojca zanoszcego si krzykiem blu i rozpaczy. - Wyprowadcie chopca!

14

-Sam prosi... -Wyprowadcie! Gos lekarza: -Krwawienie ustao, zaczynamy! Kto zapa go pod ramiona i unis. Prbowa si opiera, ale by taki may, taki lekki. 1 wtedy poczu ten zapach. Spalonego ciaa i krwi. Na koniec znw usysza gos lekarza: - Pia. Drzwi si za nim zatrzasny, osun si na kolana i podj modlitw w miejscu, w ktrym przerwaa j matka. Ocal go. Niech bdzie kalek, ale niech przeyje. Bg posiada moc sprawiania takich rzeczy. Jeli tylko zechce. Poczu, e kto na niego patrzy. Otworzy oczy i znalaz si z powrotem w metrze. Naprzeciwko niego siedziaa kobieta z napitymi miniami szczki, miaa zmczone, dalekie spojrzenie, ktre ucieko od jego wzroku. Wskazwka sekundnika na zegarku przesuwaa si skokami, gdy w duchu powtarza adres. Sprawdzi. Puls wydawa si normalny. Gowa lekka, ale nie za lekka. Nie byo mu ani zimno, ani si nie poci, nie czul lku ani radoci, przyjemnoci ani nieprzyjemnoci. Pocig zwolni. Charles de Gaulle-Etoile. Ostatni raz zerkn na kobiet. Przygldaa mu si uwanie, lecz gdyby jeszcze kiedy go spotkaa, moe nawet dzi wieczorem, i tak by go nie rozpoznaa. Podnis si i stan przy drzwiach. Hamulce jkny cicho. Tabletki odwieajce i mocz. I wolno. Rwnie niewyobraalna jak zapach. Drzwi si rozsuny. Harry wysiad na peronie, stan i wcigajc ciepy piwniczny zapach, zerkn na kartk z adresem. Usysza, e drzwi si zamykaj, i kiedy pocig znw ruszy, poczu lekki powiew powietrza na plecach. Skierowa si w stron wyjcia. Tablica reklamowa nad ruchomymi schodami powiedziaa mu, e istniej sposoby na uniknicie przezibienia. Zakasa jakby w odpowiedzi, mylc: Za choler nie. Wsun rk do gbokiej kieszeni wenianego paszcza, pod piersiwk i pudekiem z tabletkami na gardo znalaz paczk papierosw. Papieros podskakiwa mu w ustach, kiedy wychodzi przez szklane drzwi, zostawiajc za sob wilgotne, nienaturalne ciepo podziemnej kolej-

15

ki Oslo, i wbiega po schodach prowadzcych do jak najbardziej naturalnego zimna i grudniowych ciemnoci stolicy. Odruchowo si skuli. Egertorget. Niewielki otwarty plac stanowi skrzyowanie deptakw w samym sercu Oslo, o ile miasto miao jakiekolwiek serce o tej porze roku. Sklepy byty otwarte mimo niedzieli, poniewa by ostatni weekend przed witami, i w tym wietle padajcym z okien skromnych trzypitrowych, zajmowanych przez firmy kamienic, ktre otaczay plac, roio si od ludzi spieszcych w rne strony. Harry przyjrza si torbom z zapakowanymi prezentami i upomnia si w duchu, e musi pamita o kupieniu czego dla Bjarnego Mellera, ktry nazajutrz mia po raz ostatni przyj do pracy. Szef Harry'ego i jego gwny obroca w policji przez wszystkie te lata wprowadzi wreszcie w ycie swj plan zwalniania tempa i od nastpnego tygodnia mia obj stanowisko tak zwanego starszego ledczego do spraw specjalnych w Komendzie Policji w Bergen, co w praktyce oznaczao, e Bjarne Molier do przejcia na emerytur bdzie mg robi, co chce. Moe i niele, ale Bergen? Deszcz i cisnce si na miasto gry. Meller nigdy si stamtd nie wydostanie. Harry zawsze lubi Bjarnego Mellera, ale nie zawsze go rozumia. Mczyzna w puchowym kombinezonie, spowijajcym go od stp do gw, min Harry'ego krokiem astronauty, szczerzc zby w umiechu i wydmuchujc oboczki pary z okrgych zarowionych policzkw. Przygarbione plecy i zamknite zimowe twarze. Harry dostrzeg blad kobiet ubran w cienk czarn skrzan kurtk z dziur na okciu, ktra przestpowaa z nogi na nog pod cian zakadu zegarmistrza, wzrokiem przeszukujc tum w nadziei na znalezienie swojego dilera. ebrak, dugowosy i nieogolony, ale dobrze ubrany w ciepe, modne, modzieowe ubranie, siedzia na ziemi w pozycji jogina, oparty o sup latarni z gow pochylon jak do medytacji, przed nim sta brzowy kartonowy kubek po cappuccino. Harry w ostatnim roku zauwaa coraz wicej ebrakw i uwiadomi sobie, e s do siebie podobni. Mieli nawet takie same kartonowe kubki, jak gdyby posugiwali si tajemnym kodem. Moe to byy istoty z kosmosu, ktre po cichu zajmoway jego miasto, jego ulice? I co z tego? Zapraszamy! Harry wszed do zakadu zegarmistrza. - Da si go zreperowa? - spyta modego czowieka za kontuarem,
o

podajc mu zegarek po dziadku. Harry dosta go w Andasnes tego

16

dnia, kiedy pochowali matk. By wtedy jeszcze chopcem i prawie si przerazi, ale dziadek uspokoi go, mwic, e zegarki to co, co si oddaje w prezencie, Harry powinien wic pamita o przekazaniu go dalej, zanim bdzie za pno". Harry cakiem zapomnia o zegarku a do tej jesieni, kiedy w mieszkaniu na Sofies gate odwiedzi go Oleg i w szufladzie, w ktrej szuka gameboya Harry'ego, znalaz srebrny zegarek. Oleg mia dziewi lat, ale ju dawno pokona Harry'ego w bdcej ich wspln namitnoci, chocia troch niemodnej grze komputerowej Tetris. Zapomnia o planowanym pojedynku, na ktry tak si cieszy, i zacz grzeba w zegarku z nadziej, e go uruchomi. On jest zepsuty", powiedzia Harry. Phi - mrukn Oleg. - Wszystko mona naprawi". Harry mia w gbi serca nadziej, e to twierdzenie jest prawdziwe, ale byway dni, gdy mocno w to wtpi. A jednak momentami si zastanawia, czy nie powinien zaprezentowa Olegowi zespou Jokke&Valentinerne i albumu zatytuowanego wanie Wszystko mona naprawi. Po duszym zastanowieniu doszed jednak do wniosku, e matki Olega, Rakel, nie zachwyciaby taka konstelacja: jej byy facet, alkoholik, wciska synowi piosenki o tym, jak to jest by alkoholikiem, napisane i wykonywane przez zmarego naogowca. -Nadaje si do naprawy? - spyta modego czowieka za kontuarem. W odpowiedzi zrczne donie szybko otworzyy zegarek. -Nie opaca si. -Nie opaca? -]ak pan pjdzie do antykwariatu, dostanie pan lepszy zegarek, na chodzie, za mniejsze pienidze, ni bdzie kosztowa naprawa. -Prosz mimo wszystko sprbowa - powiedzia Harry. -Dobrze. - Mody czowiek ju zacz studiowa wntrznoci zegarka i waciwie wydawa si cakiem zadowolony z decyzji Harry'ego. - Prosz przyj w rod w przyszym tygodniu. Po wyjciu z zakadu Harry usysza kruchy dwik pojedynczej gitarowej struny ze wzmacniacza. Dwik si wzmg, gdy gitarzysta, chopak z rzadkim zarostem, w mitenkach, podkrci gono. Bya pora jednego ze staych przedwitecznych koncertw na Egertorget, podczas ktrych znani artyci grali na rzecz Armii Zbawienia. Ludzie

17

ju zaczli gromadzi si przed zespoem, ktry ustawi si za wiszcym na statywie na rodku placu czarnym witecznym kociokiem, do ktrego Armia Zbawienia tradycyjnie zbieraa datki dla potrzebujcych.
-To ty?

Harry odwrci si. Zaczepia go ta kobieta z oczami narkomanki. -To ty, prawda? Ty jeste od Snoopy'ego. Musz natychmiast dosta dziak, bo mam... -Sorry - przerwa jej Harry. - To nie ja. Przyjrzaa mu si. Lekko przekrzywia gow, mruc oczy, jakby oceniaa, czy j okama. -Wanie, e ty. Ju ci kiedy widziaam. -Jestem z policji. Wstrzymaa oddech. Harry wypuci powietrze. Reakcja nastpia z opnieniem, jak gdyby wiadomo musiaa przej okrn drog, omijajc przepalone wkna nerwowe i zniszczone synapsy. W kocu w oczach kobiety zapono sabe wiateko nienawici, na ktre Harry czeka. -Gliniarz? -Mylaem, e obowizuje umowa, e bdziecie si trzyma Plata. Harry przenis wzrok na wokalist. -Phi! - Kobieta stana tu przed nim. - Ty nie jeste z Narkotykw. Ty jeste ten z telewizji, ten, co zabi... -Wydzia Zabjstw. - Harry uj j lekko pod rk. - Posuchaj, to, czego szukasz, znajdziesz na Plata. Nie zmuszaj mnie, ebym ci zamkn. -Nie mog - wyrwaa mu si. Harry natychmiast poaowa, e jej dotkn, obie rce podnis do gry. - Powiedz przynajmniej, e nie bdziesz prbowaa nic tu kupi, to bd mg sobie i. Okej? Przekrzywia gow. Cienkie bezkrwiste wargi odrobin si napiy, jak gdyby dostrzegaa w tej sytuacji co zabawnego. -Powiedzie ci, dlaczego nie mog tam i? Harry czeka. -Bo mj syn tam chodzi.

18
Poczu ciskanie w odku. -Nie chc, eby mnie zobaczy tak. Rozumiesz, gliniarzu? Popatrzy na jej zadziorn twarz, prbujc uoy jakie zdanie. -Wesoych wit - dodaa, odwracajc si do niego plecami. Harry rzuci papierosa w biay sproszkowany nieg i ruszy dalej. Chcia mie t robot za sob. Nie patrzy na ludzi nadchodzcych z przeciwka, a oni nie patrzyli na niego, tylko gapili si w ld, jakby mieli wyrzuty sumienia, jakby jako obywatele najhojniejszej socjaldemokracji na wiecie mimo wszystko si wstydzili. Bo mj syn tam chodzi". Na Fredensborgveien, obok Biblioteki Deichmana Harry zatrzyma si pod numerem zapisanym na kopercie, ktr mia przy sobie. Odchyli gow. Niedawno odremontowan fasad pomalowano na szaro-czarno. Mokry sen grafficiarza. W niektrych oknach wisiay ju witeczne ozdoby, ich kontury rysoway si wyranie na tle tego mikkiego wiata bijcego z tego, co wygldao na ciepe, bezpieczne domy. I moe rzeczywicie tak byo, usiowa przekonywa si Harry. Usiowa, bo nie mona przepracowa dwunastu lat w policji, nie zaraajc si pogard dla ludzi, nieuniknion w tym zawodzie. Ale stara si jej

opiera, to trzeba przyzna. Znalaz nazwisko przy domofonie, zamkn oczy, prbujc wymyli waciwy sposb sformuowania. Nie pomogo. Jej gos wci mu przeszkadza. Nie chc, eby mnie zobaczy tak..." Podda si. Czy istnieje jakiekolwiek waciwe sformuowanie na wyraenie tego, co niemoliwe? Dotkn kciukiem zimnego metalowego przycisku i gdzie we wntrzu domu rozleg si dzwonek. Kapitan Jon Karlsen puci przycisk, odstawi cikie plastikowe torby na chodnik, odchyli gow i spojrza na fasad. Kamienica wygldaa na ostrzelan przez lekk artyleri. Tynk odpada patami, a okna uszkodzonego w poarze mieszkania na pierwszym pitrze zakryway deski. W pierwszej chwili min niebieski dom Fredriksena, mia wraenie, e mrz wyssa wszelkie kolory, upodobniajc do siebie wszystkie fasady na Hausmanns gate. Dopiero gdy zobaczy okupowan kamienic z namalowanym na cianie napisem Zachodni Brzeg", zrozumia,

19

e poszed za daleko. Pknicie w szybie drzwi wejciowych tworzyo liter V. Symbol zwycistwa. Jon zadra, z zadowoleniem mylc o tym, e pod wiatrwk ma mundur Armii Zbawienia z czystej grubej weny. Kiedy po ukoczeniu Szkoy Oficerskiej mia dosta nowy mundur, okazao si, e aden z rozmiarw w dziale handlowym Armii Zbawienia na niego nie pasuje. Przydzielono mu wic materia i posano do krawca, ktry dmuchn mu dymem w twarz i niepytany wypar si Jezusa jako swego osobistego Zbawiciela. Ale krawiec zna si na swojej robocie i Jon ciepo mu podzikowa, bo nie by przyzwyczajony do dobrze lecego ubrania. Podobno z powodu przygarbionych plecw. Ci, ktrzy widzieli, jak idzie w gr Hausmanns gate tego popoudnia, prawdopodobnie sdzili, e pochyla si tak, by ochroni si przed lodowatym grudniowym wiatrem, zmiatajcym igieki lodu i sztywne mieci z chodnikw przy wtrze szumu nieustannie przejedajcych samochodw. Ale ci, ktrzy go znali, mwili, e Jon Karlsen garbi si, eby zniwelowa swj wzrost. I eby dotrze do tych, ktrych ma pod sob. Teraz te si schyli, by dwudziestokoronowa moneta trafia do brzowego tekturowego kubka tkwicego w brudnej drcej doni przy bramie. -Co tam sycha? spyta Jon przypominajcego stos szmat czowieka, ktry w nienej zadymce siedzia po turecku na rozoonym na chodniku kawaku kartonu. -Jestem w kolejce na kuracj metadonem - odpar nieszcznik obojtnie, zacinajc si, jakby wygasza marnie wywiczony wers psalmu, nie odrywa przy tym oczu od kolan czarnych mundurowych spodni Jona. -Powiniene si wybra do naszej kawiarni na Urtegata - powiedzia Jon. - Troch si ogrza, co zje i... Reszta sw znikna w ryku samochodw, kiedy wiato zmienio si na zielone. - Nie mam czasu - odpar ebrak. - A ty nie znalazby przypad kiem pidziesitki? Jona nigdy nie przestaa dziwi niezomna koncentracja narkomanw wok jednego. Z westchnieniem wepchn stukoronowy banknot do kubka.

20
m a m y n o w e z i m o w

- Id, poszukaj jakiego ciepego ubrania we Freteksie*. Jak tam nic nie znajdziesz, to wiem, e

e kurtki w naszym orodku, w Latarni Morskiej. W tej cienkiej dinsowej zamarzniesz na mier. Powiedzia to z rezygnacj czowieka, ktry ju ma wiadomo, e jego dar pjdzie na narkotyki, ale co z tego? To by ten sam refren. Po prostu jeden z tych niemoliwych moralnych dylematw, ktre wypeniay mu dni. Jeszcze raz nacisn guzik domofonu. Widzia swoje odbicie w brudnej szybie wystawowej obok drzwi wejciowych. Thea mwia, e jest wielki. A on wcale nie by wielki, tylko may. May onierzyk. Ale pniej may onierzyk pobiegnie przez Dolink" na M0llerveien, przez most na rzece Aker, gdzie zaczyna si wschodnia cz miasta i dzielnica Grunerlokka, przez park Sofienberg, do kamienicy na

G e t e b o r g g a t a c z t e r y , b d c e j w a s n o c i A r m i i i w y n a j m o w

anej jej pracownikom. Otworzy kluczem drzwi do klatki B, moe przywita si krtko z jakim lokatorem, ktry, miejmy nadziej, uzna, e Jon zmierza do swojego mieszkania na czwartym pitrze. A on zamiast tego pojedzie wind na pite, przez strych przejdzie na klatk A, chwil bdzie nasuchiwa, czy droga wolna, a potem podbiegnie pod mieszkanie Thei i zastuka umwionym kodem. Ona otworzy drzwi i objcia, w ktre bdzie mg si wtuli i odtaja. Zatrzso si. W pierwszej chwili myla, e to trzsie si ziemia, miasto, fundamenty. Odstawi jedn torb i sign do kieszeni spodni. Komrka wci wibrowaa mu w rku. Na wywietlaczu ukaza si numer Ragnhild. To ju trzeci raz, tylko dzisiaj. Wiedzia, e nie moe duej tego odkada,

m u s i j e j w k o c u p o w i e d z i e . P o w i e d z i e , e z a m i e r z a s i

zarczy z The. Kiedy tylko znajdzie waciwe sowa. Schowa telefon z powrotem do kieszeni, unikajc swojego odbicia. Ale podj ju decyzj. Musi przesta by tchrzem. Bdzie dzielny. Bdzie wielkim onierzem. Dla Thei na G0teborggata. Dla ojca w Tajlandii. Dla Pana Boga w niebiosach. - Co znowu? - burkno w goniku nad przyciskami.
* Fretex - sie prowadzonych przez norwesk Armi Zbawienia sklepw z rzeczami uywanymi (przyp. tum.).

21

-O, cze, tu Jon. -Co? -Jon z Armii Zbawienia. Jon czeka. -Czego chcesz? - zatrzeszcza gos. -Przyniosem troch jedzenia, moe by si wam przydao... -Papierosy masz? Jon przekn lin i tupn w niegu. -Nie, tym razem starczyo mi pienidzy tylko na jedzenie. -Cholera! Znw zapada cisza. -Halo? - zawoa Jon. -Tak, tak. Myl. -Mog wrci pniej. Rozleg si brzczyk, wic Jon czym prdzej pchn drzwi. Na klatce schodowej, wrd tych pagrkw zamarznitego moczu, walay si gazety i puste butelki. Mrz jednak sprawi, e Jon nie musia wdycha przenikliwego sodko-kwanego odoru, ktry wypenia klatk w cieplejsze dni. Stara si stpa lekko, ale i tak tupa na schodach. Kobieta oczekujca go w drzwiach wbia spojrzenie w torby. Nie chce patrze bezporednio na mnie, pomyla Jon. Miaa obwis, nabrzmia po wielu latach naogu twarz, nadwag, a pod szlafrokiem brudny biay T-shirt. Z drzwi bucha smrd. Jon odstawi! torby na podecie schodw. -Czy pani m jest w domu? -Tak, jest - odpara mikko po francusku. Bya pikna. Miaa mocno zarysowane koci policzkowe i due oczy w ksztacie migdaw. Wskie bezkrwiste wargi. I bya dobrze ubrana. Przynajmniej ta jej cz, ktr widzia przez szpar w drzwiach. Odruchowo poprawi czerwon apaszk. Oddziela ich od siebie acuch z solidnego mosidzu, przymocowany do cikich dbowych drzwi bez tabliczki z nazwiskiem. Kiedy sta pod kamienic na Avenue Carnot i czeka, a konsjerka mu otworzy, zauway, e wszystko wyglda tu na nowe i drogie. Okucia, domofon,

22

zamki. A fakt, e bladota fasada i biae aluzje byy pocignite warstw brudu z miejskich zanieczyszcze, podkrela tylko stao i solidno tej dzielnicy Parya. Na klatce wisiay oryginalne obrazy olejne. - O co chodzi? Jej spojrzenie i ton nie byy ani yczliwe, ani nieyczliwe, moe skryway odrobin sceptycyzmu z powodu jego sabego francuskiego akcentu. - Przynosz wiadomo, madame. Zawahaa si. Ale w kocu zachowaa si tak, jak si spodziewa. - Ach tak. Prosz poczeka, zaraz go zawoam. Zamkna drzwi, naoliwiony zamek zatrzasn si z mikkim klikniciem. Przestpi z nogi na nog. Powinien lepiej nauczy si francuskiego. Matka wieczorami wbijaa mu do gowy angielski, ale z francuskim nigdy nie moga sobie poradzi. Wpatrywa si w drzwi. adna. Pomyla o Giorgim. Giorgi o biaym umiechu, blondynek, drobny jak dziewczyna, by od niego o rok starszy. Czy wci by tak samo adny? Zakocha si w Giorgim, bez uprzedze i bez warunkw, tak jak potrafi si zakochiwa tylko dzieci. Ze rodka usysza kroki. Kroki mczyzny. Majstrowanie przy zamku. Niebieska kreska midzy prac a wolnoci, prowadzca std do myda i moczu. Wkrtce spadnie nieg. Przygotowa si. Twarz mczyzny ukazaa si w drzwiach. - Czego, do cholery, chcesz? Jon podnis torby i sprbowa si umiechn. - wiey chleb. adnie pachnie, prawda? Fredriksen pooy wielk brzow do na ramieniu kobiety i j odepchn. - Czuj jedynie krew chrzecijanina - sowa trolla z bani zostay wypowiedziane z wyran, trzew dykcj, ale rozmyte tczwki w za ronitej twarzy opowiaday cakiem inn histori. Oczy prboway si skupi na torbach z zakupami. Ten czowiek wyglda jak wielki silny mczyzna, ktry wewntrznie si skurczy. Jakby szkielet, sama czasz ka zmniejszya si pod skr, ciko obwis i o trzy numery za du dla tej penej zoci twarzy. Fredriksen przecign brudnym palcem po wieych rozciciach na grzbiecie nosa.

23

Nie bdziesz gosi kazania? - spyta. -Nie, waciwie chciaem tylko... -Dalej, onierzu! Musicie przecie co z tego mie, prawda? Na przykad moj dusz. jon zadra. -Nie ja mam wadz nad duszami, panie Fredriksen. Ale troch jedzenia mog... -No, najpierw troch pogadaj! -Ju mwiem, e... -Gadaj! Jon patrzy na Fredriksena. - Gadaj t swoj ma zasran gb! - rykn Fredriksen. - Gadaj, ebymy mogli je z czystym sumieniem, ty cholerny dewocie! Dalej, miejmy to ju za sob! Jak masz dzi wiadomo od Boga? Jon otworzy usta i zaraz je zamkn. Przekn lin. Sprbowa jeszcze raz i tym razem struny gosowe go usuchay. -Dobra nowina jest taka, e odda Swego Syna, aby ten umar... za nasze grzechy. -Kamiesz! - Nie, niestety to prawda - odpar Harry, patrzc na przeraon twarz mczyzny w drzwiach. Pachniao obiadem, a w tle szczkay sztuce. Gowa rodziny. Ojciec. Do tej chwili. Mczyzna podrapa si po przedra mieniu, wbijajc wzrok gdzie ponad gow Harry'ego, jakby kto si nad nim pochyla. Drapaniu towarzyszy nieprzyjemny szorstki odgos. Podzwanianie sztucw ucicho. Drepczce kroki zatrzymay si za mczyzn, na jego ramieniu pojawia si drobna do. Zza plecw wyjrzaa twarz kobiety o wielkich wystraszonych oczach. -Co si stao, Birger? -Ten policjant przynis wiadomo - powiedzia Birger Holmen paskim gosem. -Co si stao? - Kobieta popatrzya na Farry'ego. - Chodzi o naszego syna? O Pera? -Tak, pani Holmen. - Harry zobaczy, jak lk nadpeza do jej oczu. Szuka niemoliwych sw. - Znalelimy go dwie godziny temu. Pastwa syn nie yje.

24

Nie mg duej patrze jej w oczy. -Ale on... on... gdzie... Spojrzenie kobiety przeskoczyo z Harry'ego na ma, ktry nie przestawa si drapa. Zaraz podrapie si do krwi, pomyla Harry i odchrzkn. - W kontenerze w Bj0rvika. Tak jak si obawialimy. Nie y ju od pewnego czasu. Birger Holmen nagle jakby straci rwnowag. Zatoczy si w ty owietlonego przedpokoju i uchwyci wieszaka. Kobieta stana w drzwiach, a Harry za jej plecami zobaczy, e mczyzna osuwa si na ziemi. Harry odetchn gbiej, woy rk do wewntrznej kieszeni paszcza. Metal piersiwki zmrozi mu palce. Wyj kopert. Nie czyta tego pisma, ale zna jego tre a za dobrze. Oficjalna krtka wiadomo o mierci odarta z wszelkich zbdnych sw. Przesanie mierci jako czynno biurokratyczna. -Bardzo mi przykro, ale moim obowizkiem jest odda to pastwu. -Co jest pana obowizkiem? - spyta nieduy mczyzna w rednim wieku z przesadnie eleganck wymow francusk, charakteryzujc nie klas wysz, tylko tych, ktrzy do niej aspiruj. Go mu si przyglda. Wszystko si zgadzao ze zdjciem w kopercie. Nawet skpy wze krawata i luny czerwony tuurek. Nie wiedzia, co zego zrobi ten czowiek. Raczej nie wyrzdzi nikomu krzywdy fizycznej, bo mimo irytacji malujcej si na twarzy, mowa ciaa wyraaa defensyw, niemal lk, nawet tu, w drzwiach do wasnego domu. Moe ukrad pienidze, moe dokona malwersacji. Sprawia wraenie osoby pracujcej z liczbami. Ale nie chodzio o due kwoty. Mimo piknej ony wyglda na takiego, ktry uszczknie troch tu, troch tam. Moe cudzooy, moe spa z on niewaciwego czowieka? Nie. Niskich mczyzn, zamonych zaledwie lekko powyej redniej, majcych ony znacznie atrakcyjniejsze od nich samych, z reguy bardziej interesuje wanie niewierno on. Mczyzna go irytowa. Moe o to chodzio. Moe po prostu kogo zirytowa. Wsun rk do kieszeni.

25

- Mj obowizek - powiedzia, przykadajc do napitego mosinego acucha luf llamy minimax, ktry kupi zaledwie za trzysta dolarw. - ...polega na tym. Wycelowa wzdu tumika. Bya to prosta metalowa rurka przykrcona do lufy na gwincie, ktry zrobi mu rusznikarz w Zagrzebiu. Czarna tama klejca, owijajca zczenie, suya wycznie jako uszczelnienie. Oczywicie mg kupi tak zwany tumik wysokiej jakoci za ponad sto euro, ale po co? I tak aden nie by w stanie zdawi odgosu kuli przeamujcej mur dwiku, gorcego gazu stykajcego si z zimnym powietrzem, mechanicznych metalowych czstek pistoletu uderzajcych o siebie. Jedynie w rzeczywistoci hollywoodzkiej pistolet z tumikiem wydawa taki odgos jak popcorn pkajcy pod pokrywk. Odgos zabrzmia jak strzelenie batem. Wcisn twarz w wski otwr Mczyzna znikn ze szpary w drzwiach, upad do tyu bez haasu. W holu panowa pmrok, ale w lustrze na cianie zobaczy wiato wpadajce z klatki i swoje wasne szeroko otwarte oko w obramowaniu ze zota. Zmary lea na grubym bordowym dywanie. Perskim? Moe jednak mia pienidze. Teraz mia tylko ma dziurk w czole. Podnis wzrok i napotka spojrzenie ony. Jeli to bya ona. Staa w progu nastpnego pomieszczenia. Za ni wisiaa dua ta lampa z papieru ryowego. Kobieta wpatrywaa si w niego, zasaniajc usta rk. fatko skin jej gow. Potem delikatnie zamkn drzwi, schowa pistolet do kabury pod pach i ruszy schodami w d. W powrotnej drodze nigdy nie uywa windy. Ani wynajtych samochodw czy motocykli lub innych pojazdw, ktre mogy nagle bez przyczyny stan. I nie bieg. Nie mwi ani nie woa, bo gos mg by wykorzystany w rysopisie. Odwrt stanowi najbardziej krytyczny etap zadania, lecz rwnie ten, ktry najbardziej lubi. By niczym unoszenie si w powietrzu, jak pozbawiona marze nico. Konsjerka wysza przed drzwi swojego mieszkania na parterze i przygldaa mu si niepewnie. Szepn jej sowa poegnania, lecz ona dalej tylko patrzya w milczeniu. Gdy za godzin bdzie j przesuchiwa policja, poprosi o rysopis, a ona im go poda. Mczyzna redniego

26

wzrostu, o zwykym wygldzie. Dwadziecia lat, a moe trzydzieci. Na pewno nie czterdzieci. Tak jej si przynajmniej wydaje. Wyszed na ulic. Pary hucza cicho jak burza, ktra nie chce si zbliy, ale te nie chce min. Wrzuci llam minimax do upatrzonego wczeniej kontenera na mieci. Dwa nowe nieuywane pistolety tej samej marki czekay w Zagrzebiu. Dosta rabat za ilo. Gdy pl godziny pniej autobus na lotnisko mija Porte de la Chapelle na autostradzie midzy Paryem a lotniskiem Charles'a de Gaulle'a, w powietrzu zaroio si od patkw niegu. Kady si midzy rzadkimi bladotymi dbami, ktre zmarznite wycigay si ku szaremu niebu. Kiedy si odprawi na swj lot i min kontrol bezpieczestwa, skierowa si prosto do mskiej toalety. Stan na kocu rzdu biaych pisuarw, rozpi rozporek i wycelowa strumie moczu w biae tabletki odwieajce na dnie miski. Zamkn oczy, koncentrujc si na sodkawym zapachu paradichlorobenzenu i aromatu cytrynowego z J&J Chemicals. Na niebieskiej kresce wiodcej do wolnoci zosta tylko jeden przystanek. Prbowa posmakowa tej nazwy. Os-lo.

3 NIEDZIELA, 13 GRUDNIA. UGRYZIENIE


W czerwonej strefie na szstym pitrze Budynku Policji, kolosa z betonu i szka, gromadzcego najwiksz liczb policjantw w Norwegii, Harry siedzia odchylony na krzele w swoim pokoju numer 605. Halvorsen - miody sierant, z ktrym Harry dzieli te dziesi metrw kwadratowych - uwielbia nazywa to pomieszczenie Gabinetem Rozwika", Harry za, gdy Halvorsena naleao nieco przyhamowa, Gabinetem Powika". Teraz jednak Harry by sam i gapi si w cian, w ktrej prawdopodobnie znajdowaoby si okno, gdyby w Gabinecie Rozwika" istniao co takiego. Bya niedziela, napisa ju raport i mg i do domu. Dlaczego wic tego nie robi? Za nieistniejcym oknem widzia ogrodzony teren portu w BJ0rvika, gdzie wiey nieg niczym konfetti sypa si na zielone,

21

czerwone i niebieskie kontenery. Sprawa bya przecie wyjaniona. Per Holmen, mody heroinista, mia do ycia i w kontenerze strzeli sobie po raz ostatni. Z pistoletu. Oznak przemocy i udziau osb trzecich nie stwierdzono, a pistolet lea tu obok. Z tego, co ustalili wywiadowcy, Per Holmen nikomu nie by winien adnych pienidzy. Zreszt kiedy dilerzy wykonuj egzekucj na ludziach z dugami za narkotyki, nigdy si nie staraj, eby to wygldao na cokolwiek innego. Wprost przeciwnie. Czyli oczywiste samobjstwo. Po co wic marnowa wieczr na wasanie si po wietrznym, nieprzyjemnym porcie kontenerowym, gdzie i tak nie znajdzie si nic oprcz wikszego smutku i beznadziei? Harry wpatrywa si w weniany paszcz, ktry wisia na stojcym wieszaku. Maa piersiwka w wewntrznej kieszeni bya pena. I nietknita, odkd w padzierniku poszed do sklepu monopolowego, kupi butelk ze swoim najwikszym wrogiem Jimem Beamem i napeni nim piersiwk, a reszt wyla do zlewu. Od tamtej chwili nosi t trucizn przy sobie. Mniej wicej tak jak przywdcy hitlerowcw nosili kapsuki z cyjankiem w podeszwach butw. Skd ten idiotyczny pomys? Nie wiedzia. To nie byo takie istotne. Dziaao. Spojrza na zegarek. Prawie jedenasta. W domu mia mocno ju zuyt maszyn do espresso i nietknity film DVD, oszczdzany na taki wanie wieczr. Wszystko o Ewie, arcydzieo Mankiewicza z 1950 roku z Bette Davis i George'em Sandersem. Zastanowi si. I wiedzia, e wybr padnie na port kontenerowy. Harry podnis konierz paszcza i stan odwrcony plecami do pnocnego wiatru, ktry dmucha przez wznoszce si przed nim wysokie ogrodzenie, nawiewajc nieg w ostre zaspy wok kontenera. Noc rozlegle opustoszae tereny portu przypominay pustyni. Ogrodzony obszar by owietlony, ale supy latarni koysay si w porywach wiatru i po uliczkach midzy metalowymi skrzyniami, ustawionymi po dwie albo trzy jedne na drugich, biegay cienie. Kontener, na ktry patrzy Harry, by czerwony. Ten kolor gryz si z otaczajcymi go pomaraczowymi tamami policyjnymi. Byo to jednak nieze miejsce schronienia w Oslo w grudniu, o dokadnie takich samych rozmiarach i stopniu komfortu co izolatka w areszcie w Budynku Policji.

28

W raporcie grupy badajcej miejsce zdarzenia - ktr w zasadzie trudno nazwa grup, bo skadaa si tylko z jednego ledczego i z jednego technika kryminalistyki - zapisano, e kontener od pewnego czasu sta pusty. I niezamknity. Kierownik portu wyjani, e tak nie pilnuj zamykania pustych kontenerw zbyt skrupulatnie, skoro cay rejon jest i tak ogrodzony, a poza tym dozorowany. A jednak narkomanowi udao si tu przedosta. Prawdopodobnie Per Holmen by jednym z wielu punw przebywajcych w rejonie Bj0rvika, pooonym o rzut kamieniem od supermarketu narkomanw na Plata. Moe kierownik wiadomie patrzy przez palce na to, e jego kontenery od czasu do czasu su jako noclegownia? Moe wiedzia, e w ten sposb ratuje komu ycie? Sam kontener nie mia zamka, ale furtk w ogrodzeniu zamknito na grub kdk. Harry aowa, e nie zadzwoni z pracy i nie uprzedzi, e si zjawi. Jeli w ogle ktokolwiek tu pilnowa, bo nikogo nie widzia. Spojrza na zegarek. Chwil si zastanawia, potem przenis wzrok na szczyt ogrodzenia. By w dobrej formie. W o wiele lepszej ni od dawna. Nie tkn alkoholu od tamtego fatalnego zaamania latem i regularnie trenowa na siowni w Budynku Policji. A nawet wicej ni regularnie. Zanim spad nieg, pobi dawny rekord Toma Waalera na ciece zdrowia na 0kern. Kilka dni pniej Halvorsen ostronie spyta, czy cae to trenowanie ma jaki zwizek z Rakel, bo odnis wraenie, e przestali si spotyka. Harry wyjani modemu sierantowi w sposb zwizy, ale dobitny, e nawet jeli dziel pokj, to nie oznacza jeszcze, e dziel ycie prywatne. Halvorsen tylko wzruszy ramionami, spyta, z kim innym Harry moe o tym porozmawia, a jego podejrzenia si potwierdziy, kiedy Harry po prostu wsta i wyszed z pokoju numer 605. Trzy metry. Nie ma drutu kolczastego. atwe. Harry zapa za ogrodzenie najwyej jak mg, opar stopy na supku i wyprostowa si. Prawa rka do gry, potem lewa, zawisn na wyprostowanych ramionach, zanim znajdzie si oparcie dla stp. Ruchy larwy. Przerzuci si na drug stron. Wycign bolec i otworzy luk kontenera. Wyj solidn czarn latark Army, schyli si pod tamami policyjnymi i wszed do rodka. W kontenerze panowaa dziwna cisza, jak gdyby rwnie dwiki zamarzy.

29

Zapali latark i skierowa j w pooon najbardziej w gbi cz metalowej skrzyni. W snopie wiata zobaczy wykonany kred rysunek na pododze w miejscu, gdzie znaleziono Pera Holmena. Beat Lenn, szefowa Wydziau Techniki Kryminalistycznej mieszczcego si na Brynsalleen, pokazywaa mu zdjcia. Per Holmen z dziur w prawej skroni siedzia oparty o cian, a pistolet lea po jego prawej stronie. Mao krwi. To zaleta strzau w gow. Jedyna. Pistolet mia naboje skromnego kalibru, wic rana wlotowa bya niewielka, a wylotowej nie byo. W Zakadzie Medycyny Sdowej znajd wic pocisk w czaszce, przez ktr najprawdopodobniej przelecia jak kula do flippera, robic miazg z tego, czego Per Holmen uywa do mylenia. Do podjcia tej decyzji. A na koniec do wydania polecenia palcowi wskazujcemu, by nacisn spust. Niepojte", mawiali zwykle koledzy Harry'ego, znajdujc modych ludzi, ktrzy zdecydowali si na samobjstwo. Harry przypuszcza, e mwi tak, by chroni samych siebie, by odrzuci sam ide. Oprcz tego nie rozumia, co w tym byo niepojtego. A jednak wanie tym sowem posuy si wczeniej tego dnia, po poudniu, kiedy stojc na klatce schodowej i zagldajc do pogronego w pmroku przedpokoju, patrzy na klczcego ojca Pera Holmena, na jego zgite plecy drce od paczu. A poniewa Harry nie mia adnych sw pociechy o mierci, Bogu, zbawieniu, yciu po yciu czy te sensie tego wszystkiego, mrukn tylko bezradnie: Niepojte...". Zgasi latark, wsun j do kieszeni paszcza i ciemno wok niego si zamkna. Pomyla o swoim ojcu. O 01avie Holem. O emerytowanym nauczycielu i wdowcu, ktry mieszka w domu na Oppsal, o jego oczach, ktre si rozjaniay, gdy raz w miesicu odwiedzali go Harry albo crka zwana Sio, i o tym, jak to wiato powoli gaso, gdy pili kaw i rozmawiali o sprawach bez wielkiego znaczenia. Jedyna bowiem sprawa, ktra miaa jakiekolwiek znaczenie, znajdowaa si na zdjciu krlujcym na pianinie, na ktrym kiedy graa. 01av Hole prawie nic ju nie robi. Czyta tylko swoje ksiki. O krajach i krainach, ktrych nigdy nie zobaczy i ktrych waciwie ju nie chce oglda, skoro ona nie moe mu towarzyszy. Rozmawiali o niej rzadko, ale zawsze wtedy powtarza: Najwiksza strata". A Harry zastanawia si teraz, jak

30

01av Hole okreliby dzie, w ktrym przekazano by mu wiadomo o mierci syna. Wyszed z kontenera i skierowa si w stron ogrodzenia. Zapa si za nie rkami. A potem nastpia jedna z tych niezwykych chwil nagej cakowitej ciszy, w ktrej wiatr wstrzymuje oddech jakby po to, by nasuchiwa albo si zastanowi. W zimowej ciemnoci sycha byo jedynie spokojne burczenie miasta. I jeszcze odgos szeleszczcego papieru trcego o asfalt. Ale przestao wia. To nie by papier, tylko kroki. Szybkie, lekkie kroki. Lejsze ni kroki ludzkich stp. apy. Serce Harry'ego przyspieszyo dziko, byskawicznie podcign kolana pod siebie i opar si nimi o ogrodzenie. Wyprostowa si. Dopiero pniej mia sobie uwiadomi, co go tak wystraszyo. Ta cisza. I to, e w tej ciszy niczego nie usysza, adnego warczenia, adnych oznak agresji. Jak gdyby to, co znajdowao si w ciemnoci za jego plecami, nie chciao go przestraszy. Przeciwnie, jakby na niego polowao. A gdyby Harry zna si na psach, by moe wiedziaby, e jest tylko jedna rasa psw, ktre nigdy nie warcz, ani wtedy kiedy si boj, ani wtedy gdy atakuj: czarny metzner. Harry przesun rce w gr i znw podcign kolana. Nagle wychwyci zmian rytmu, potem cisz i ju wiedzia, e pies skoczy. Zamachn si nog. Twierdzenie, e nie czuje si blu, kiedy strach napompuje krew adrenalin, jest w najlepszym razie pozbawione niuansw. Harry rykn, kiedy zby duego smukego psa przebiy skr prawej ydki i zatopiy si w ciele, naciskajc w kocu bezporednio na wraliw okostn. Ogrodzenie zapiewao, sia cienia dziaaa na nich obu, ale Harry wiedziony czyst desperacj zdoa si utrzyma. I normalnie powinien by teraz ocalony. Bo kady inny pies o takim ciarze ciaa, jaki ma dorosy czarny metzner, musiaby puci. Ale czarny metzner ma zby i minie szczki obliczone na zgniatanie koci, std plotka o tym, e jest spokrewniony ze zjadajc koci ctkowan hien. Dlatego zawis zaczepiony o ydk Harry'ego dwoma lekko zakrzywionymi kiami grnej szczki i jednym dolnym, stabilizujcym ugryzienie. Drugi kie w dolnej szczce zama na stalowej protezie, kiedy mia zaledwie trzy miesice. Harry przerzuci lewy okie nad krawdzi ogrodzenia i prbowa podcign ich obu do gry, ale pies jedn ap zaplta si w siatk.

31

Praw rk Harry sign wic do kieszeni paszcza, zacisn j na gumowanej oprawie latarki, spojrza w d i po raz pierwszy zobaczy to zwierz. Bysny czarne lepia w rwnie czarnym pysku. Harry zamachn si latark. Uderzya psa w eb midzy uszami tak mocno, e usysza trzask. Unis latark i zamierzy si jeszcze raz, trafi we wraliwy nos. Desperacko prbowa wali w oczy, ktre jeszcze ani razu nie mrugny. W kocu latarka wypada mu z rk na ziemi, a pies ani drgn. Harry czu, e wkrtce zabraknie mu si na trzymanie si ogrodzenia. Nie chcia myle, co bdzie dalej, ale nie mg si powstrzyma. - Ratunku! Niemiae woanie porwa wiatr, ktry znw si wzmg. Harry zmieni chwyt i nage zachciao mu si mia. To przecie nie moe by prawda. Miaby zosta znaleziony w porcie kontenerowym z gardem rozszarpanym przez strujcego psa? Odetchn gbiej. Zakoczenie siatkowego ogrodzenia kuo go w pach, palce drtwiay. Jeszcze sekundy i bdzie musia si puci. Gdyby tylko mia bro! Gdyby zamiast piersiwki mia porzdn butelk, to mgby j stuc i prbowa ni dga. Piersiwka! Ostatnim wysikiem wsun rk do wewntrznej kieszeni i wycign piersiwk. Woy j do ust, wbi zby w metalowy korek i obrci. Korek puci, a on poczu w ustach smak alkoholu. Ciao przeszy dreszcz. O Boe. Przycisn twarz do ogrodzenia, a oczy mu si zmruyy, a odlegle wiata hoteli Plaa i Opera zmieniy w biae smugi wrd czerni. Praw rk opuci piersiwk i przytrzyma tak, by znalaza si dokadnie w linii nad czerwon paszcz psa. Potem wyplu korek i alkohol, mrukn na zdrowie" i odwrci piersiwk. Przez dwie dugie sekundy czarne lepia wpatryway si w niego zdezorientowane, gdy brunatny pyn la si po ydce Harry'ego wprost w otwarty pysk. W kocu zwierz pucio. Harry usysza planicie ywego ciaa uderzajcego o goy asfalt. Potem rozlego si charczenie i zduszony pisk. apy zaskrobay po ziemi i pies znikn pochonity przez ciemno, z ktrej si wyoni. Harry podcign nogi i przerzuci si przez pot. Podsun nogawk. Nawet bez latarki mg stwierdzi, e zamiast filmu Wszystko o Ewie czeka go wieczr w pogotowiu.

32

Jon lea z gow na kolanach Thei z zamknitymi oczami, wsuchujc si w jednostajny szum telewizora. Lecia jeden z tych seriali, ktre lak lubia. The King of Bromc. A moe of Queens? -Pytae brata, czy wemie ten dyur na Egertorget? - odezwaa si Thea. Nakrya mu rk oczy. Czu sodkawy zapach jej skry, oznaczajcy, e niedawno zrobia sobie zastrzyk z insuliny. -Jaki dyur? - spyta Jon. Cofna do i popatrzya na niego z niedowierzaniem. Jon si rozemia. - Spokojnie! Ju dawno rozmawiaem z Robertem. Zgodzi si. Jkna z rezygnacj. Jon uj jej do i znw pooy sobie na oczach. -Nie powiedziaem tylko, e to twoje urodziny. Nie wiadomo, czy by si wtedy zgodzi. -Dlaczego? -Bo on za tob szaleje, a ty dobrze o tym wiesz. -Tylko tak mwisz. -A ty go nie lubisz. -To nieprawda! -To dlaczego caa sztywniejesz na samo jego imi? Zamiaa si gono. Moe z czego z Bronksul Albo z Queens. -Zamwie stolik w tej restauracji? - spytaa. -Tak. Umiechna si i ucisna go za rk. Potem zmarszczya brwi. -Wiesz, zastanawiaam si. Kto moe nas tam zobaczy. -Kto z Armii? Wykluczone. -A co bdzie, jeli mimo wszystko tak si stanie? Jon nie odpowiedzia. -Moe najwysza pora, ebymy ogosili to publicznie - stwierdzia. -Nie wiem. Czy nie lepiej poczeka, a bdziemy mie cakowit pewno, e... -Ty nie masz tej pewnoci, Jon? Odsun jej rk i popatrzy na ni zdziwiony. -Daj spokj, Thea! Przecie wiesz, e kocham ci ponad wszystko. Nie o to chodzi. -W takim razie o co?

33

Jon westchn i usiad obok niej. -Ty nie znasz Roberta, Theo. Umiechna si krzywo. -Znam go od dziecka. Jon prbowa si tumaczy: - Owszem, ale s rzeczy, o ktrych nie masz pojcia. Nie wiesz na przykad, jaki potrafi by wcieky. Kiedy go to najdzie, to jakby stawa si kim innym. Ma to po ojcu. Moe by niebezpieczny, Theo. Opara gow o cian, w milczeniu patrzc przed siebie. -Proponuj, ebymy to jeszcze na troch odoyli. - Jon zoy rce. Przecie chodzi te o twojego brata. -O Rikarda? - zdumiaa si. -Tak. Co on powie, jeli ty, jego rodzona siostra, ogosisz, e si zarczasz, wanie ze mn i wanie teraz? -A, o to ci chodzi? O to, e obaj ubiegacie si o stanowisko nowego szefa administracji? -Dobrze wiesz, e dla Rady Kierowniczej istotne jest, by oficerowie na najwyszych stanowiskach zawierali maestwa z oficerami rwnie mocno zaangaowanymi w sprawy Armii. Ogoszenie, e zamierzam polubi The Nilsen, crk Franka Nilsena, prawej rki komandora, byoby wietnym posuniciem taktycznym z mojej strony, to oczywiste, ale czy byoby moralnie suszne? Thea przygryza doln warg. - Dlaczego to stanowisko jest takie wane i dla ciebie, i dla Rikarda? Jon wzruszy ramionami. -Armia sfinansowaa nam obu nauk w Szkole Oficerskiej i cztery lata studiw ekonomicznych w Wyszej Szkole Handlowej. Rikard zapewne myli jak ja: w takiej sytuacji naley si stawi, jeli w Armii jest do objcia stanowisko, do ktrego czowiek posiada odpowiednie kwalifikacje. -A moe aden z was go nie dostanie? Tata mwi, e jeszcze nigdy szefem administracji w Armii nie zosta kto, kto nie ma trzydziestu piciu lat. -Wiem - westchn Jon. - Nie mw o tym nikomu, ale waciwie ulyoby mi, gdyby to Rikard dosta t prac. -Ulyo? - zdziwia si Thea. - Przecie od ponad roku jeste odpowiedzialny za wszystkie nasze nieruchomoci pod wynajem w caym Oslo.

34

- No tak, ale szef administracji ma pod sob ca Norwegi, Islandi i Wyspy Owcze. Wiesz, e w samej Norwegii Armia jest wacicielem ponad dwustu pidziesiciu nieruchomoci z trzystoma budynkami? - Jon lekko klepn si po brzuchu i zapatrzy w sufit ze swoj zwyk zatroskan min. - Zobaczyem si dzisiaj w szybie wystawowej i zdzi wio mnie, e jestem taki may. Thea jakby tego nie syszaa. -Kto powiedzia Rikardowi, e ten z was, ktry dostanie to stanowisko, zostanie nastpnym wodzem. -Nastpnym komandorem? - rozemia si gono Jon. - W takim razie w ogle nie chc tej pracy. -Nie wygupiaj si, Jon! -Wcale si nie wygupiam. Ty i ja jestemy dla mnie o wiele waniejsi. Powiem, e nie bd si ubiega o stanowisko szefa administracji, i ogosimy zarczyny. Mog si zaj inn wan prac. Korpusy te potrzebuj ekonomistw. -Nie, Jon! - przerazia si Thea. - Nie mamy nikogo lepszego od ciebie. Musisz pracowa tam, gdzie jeste najbardziej potrzebny. Rikard to mj brat, ale on... nie ma twojej mdroci. Moemy wstrzyma si z ogoszeniem zarczyn do czasu, a zostaniesz zatrudniony. Jon wzruszy ramionami. Thea spojrzaa na zegarek. - Musisz dzi wyj przed dwunast. Wczoraj w windzie Emma po wiedziaa, e si o mnie niepokoi, bo syszaa, e u mnie otwieraj si drzwi w rodku nocy. Jon spuci nogi na podog. -Waciwie nie rozumiem, dlaczego chcemy tu mieszka. Thea skarcia go spojrzeniem. -Tu przynajmniej dbamy o siebie nawzajem. -Tak, tak - westchn. - Dbamy. Wobec tego dobranoc. Przybliya si do niego i wsuna mu rk pod koszul, a on ze zdziwieniem poczu, e jej do jest mokra od potu, jakby bya zamknita, jakby co w niej zaciskaa. Thea wtulia si w niego, zacza oddycha ciej. - Thea - powiedzia. - Nie moemy... Zesztywniaa. W kocu westchna i przycigna rk do siebie.

35

on by zaskoczony. Dotychczas Thea nie wychodzia z inicjatyw zblienia, przeciwnie, sprawiaa wraenie osoby bojcej si fizycznego kontaktu. A on t wstrzemiliwo ceni. I wydawaa si raczej uspokojona, kiedy po ich pierwszej randce przypomnia, e w statucie zostao zapisane, i Armia Zbawienia uwaa czysto przedmaesk za wzr dla kadego chrzecijanina. I chocia zdaniem niektrych istniaa rnica midzy wzorem" a zakazem", do ktrego w statucie odwoywano si w zwizku z tytoniem i alkoholem, to jednak on nie widzia powodu, by ama obietnic dan Bogu z powodu tego rodzaju niuansw. Uciska The, wsta i wyszed do toalety. Zamkn drzwi za sob i odkrci kran. Pozwoli, by woda laa mu si na rce, podczas gdy on wpatrywa si w gadk powierzchni stopionego piasku i odbijajce si w niej rysy twarzy osoby, ktra wedug wszelkich znakw na niebie i ziemi powinna by szczliwa. Musi zadzwoni do Ragnhild. Zakoczy to. Odetchn gboko. Przecie by szczliwy. Niektre dni byway po prostu trudniejsze od innych. Wytar twarz i wrci do Thei. Poczekalni pogotowia ratunkowego w Oslo na Storgata czterdzieci zalewao ostre biae wiato. O tej porze doby znajdowaa si tu zwyka ludzka menaeria. Roztrzsiony narkoman wsta i wyszed po dwudziestu minutach od przyjcia Harry'ego. Tacy jak on zwykle nie byli w stanie usiedzie nawet przez dziesi minut. Harry dobrze go rozumia. Wci mia w ustach smak alkoholu, ktry przebudzi ze snu dawnych nieprzyjaci, cignli teraz i szarpali za acuchy w brzuchu. ydka bolaa jak cholera, a wyprawa do portu kontenerowego okazaa si, jak dziewidziesit procent wszystkich czynnoci policyjnych, bezskuteczna. Przyrzek sobie, e nastpnym razem dotrzyma umowy z Bette Davis. - Harry Hole? Harry popatrzy na mczyzn w biaym kitlu, ktry zatrzyma si przed nim. -Tak? -Prosz za mn. -Dzikuj, ale wydaje mi si, e teraz jej kolej. - Harry ruchem gowy wskaza na dziewczyn siedzc z gow w rkach na krzele w rzdzie naprzeciwko.

36

Mczyzna pochyli si nad nim. - Ona ju tylko dzisiaj jest tu drugi raz. Da sobie rad. Harry, kulejc, poszed za biaym fartuchem w gb korytarza i dalej do ciasnego gabinetu, gdzie stao biurko i prosta pka na ksiki. Nie dostrzeg tu adnych rzeczy osobistych. -Sdziem, e policjanci maj wasnych lekarzy - powiedzia Biay Fartuch. -Niestety. Zwykle nie przyjmuj nas nawet poza kolejk. Skd pan wie, e jestem policjantem? -Przepraszam. Jestem Mathias. Po prostu ci zobaczyem, przechodzc przez poczekalni. - Lekarz z umiechem wycign rk. Harry zauway, e ma rwne zby. Tak rwne, e mona by go podejrzewa o sztuczn szczk, gdyby nie to, e i caa reszta twarzy bya rwnie symetryczna, czysta i regularna. Oczy niebieskie, okolone drobnymi zmarszczkami od umiechu, a ucisk doni mocny i suchy. Jak ywcem wyjty z serialu o lekarzach, pomyla. Lekarz o ciepych doniach. -Mathias Lund-Helgesen - doda mczyzna, uwanie patrzc na Harry'ego. -Rozumiem, e powinienem wiedzie, kim jeste - mrukn Harry. -Mielimy okazj si pozna. Latem zeszego roku. Na przyjciu ogrodowym u Rakel. Harry zdrtwia na dwik jej imienia w ustach tego drugiego. -Ach tak? -To byem ja - powiedzia Mathias Lund-Helgesen szybko i cicho. -Mhm. - Harry wolno kiwn gow. - Krwawi. -wietnie to rozumiem. - Lund-Helgesen zrobi powan, wspczujc min. Harry podcign nogawk. -Tutaj. -Aha, o to chodzi? - Mathias Lund-Helgesen umiechn si lekko zdezorientowany. - Co to za rana? -Pies mnie ugryz. Moesz co z tym zrobi? -Nie bardzo jest co. Krwawienie samo ustanie. Oczyszcz ran i co przyo. - Nachyli si. - Widz lady trzech zbw. No i dostaniesz zastrzyk przeciwtcowy. -Ugryz mnie a do koci.

37

-Tak, czsto ma si takie uczucie. -Nie, on mnie naprawd ugryz... - Harry urwa i wypuci powietrze przez nos. Uwiadomi sobie, e Mathias Lund-Helgesen uwaa, e on jest pijany. Dlaczego zreszt miaoby by inaczej? Policjant w podartym paszczu, pogryziony przez psa, owiany z saw i cuchncy wieym alkoholem. Czy tak wanie go opisze, gdy bdzie opowiada Rakel, e jej byy facet znw pk? -...mocno - zakoczy Harry.

4 PONIEDZIAEK, 14 GRUDNIA. POEGNANIE


Drrr! Poderwa si i usiad w ku, syszc echo wasnego gosu wrd biaych nagich cian hotelu. Dzwoni telefon na nocnym stoliku. Podnis suchawk. - This is your wake-up cali.. Hvala - podzikowa, chocia wiedzia, e to tylko gos z tamy. By w Zagrzebiu. Dzi mia jecha do Oslo. Na najwaniejsz robo t. Ostatni. Zamkn oczy. Znw mu si nio. Nie Pary, nie inne zadania, one nie niy mu si nigdy. Zawsze ni mu si Vukovar. Zawsze ta jesie. Oblenie. Dzi w nocy nio mu si, e biegnie. Jak zawsze bieg w deszczu i jak zawsze by to ten sam wieczr, kiedy na oddziale dla noworodkw ojcu obcili rk. Cztery godziny pniej ojciec nagle umar, chocia lekarze twierdzili, e operacja si udaa. Powiedzieli, e serce po prostu przestao mu bi. On uciek wtedy od matki, wybieg w ciemno i w deszcz nad rzek, z pistoletem ojca w doni, w stron stanowisk Serbw, posali w niebo rakietnice, strzelali do niego, a on by obojtny, sucha mikkich plani kul o ziemi, ktra nagle gdzie znikna, bo wpad w wielki lej po bombie. Woda go pochona, pokna wszystkie dwiki, zrobio si cicho, a on dalej bieg pod wod, ale nie mg nigdzie dotrze. W kocu czujc, jak czonki mu sztywniej, a senno

38

znieczula, ujrza co czerwonego, co poruszao si w caej tej czerni jak ptak bijcy skrzydami na zwolnionym filmie. A kiedy doszed do siebie, lea owinity w weniany koc, nad nim hutaa si naga arwka, artyleria Serbw wci graa, a jemu do oczu i ust sypay si drobiny ziemi i tynku. Splun, wtedy kto si nad nim pochyli i powiedzia, e z wypenionego wod leja po bombie uratowa go Bobo, sam kapitan, mwicy wskaza przy tym na ysego mczyzn stojcego przy schodach do wyjcia z bunkra. Ten czowiek by w mundurze, a na szyi mia zawizan czerwon apaszk. Otworzy oczy i spojrza na termometr, ktry pooy na nocnym stoliku. Temperatura w pokoju od listopada nie przekraczaa szesnastu stopni, chocia w recepcji hotelu twierdzono, e ogrzewanie jest wczone na maksimum. Wsta. Musia si pospieszy. Autobus na lotnisko bdzie przed hotelem za p godziny. Popatrzy w lustro nad umywalk i sprbowa sobie wyobrazi twarz Boba. Bya jednak niczym zorza polarna, niezauwaalnie znikna, gdy na ni patrzy. Telefon zadzwoni jeszcze raz. - Da, majka. Ogoli si, wytar i szybko ubra. Wyj i otworzy jedno z dwch przechowywanych w sejfie czarnych metalowych pudeek. Llama minimax sub compact, w ktrym miecio si siedem naboi, sze w magazynku plus jeden w komorze. Rozoy bro, a czci rozdzieli do czterech niewielkich, specjalnie przygotowanych komr pod naronymi wzmocnieniami walizki. Gdyby go zatrzymano na cle, a walizk przewietlono, metal we wzmocnieniach zasoniby czci pistoletu. Przed wyjciem sprawdzi jeszcze, czy ma paszport i kopert z biletem lotniczym, ktr dosta od niej, zdjcie obiektu i niezbdne informacje o tym, kiedy i gdzie. To si miao sta jutro wieczorem o sidmej w miejscu publicznym. Powiedziaa, e ta robota jest bardziej ryzykowna od poprzedniej. Mimo to si nie ba. Od czasu do czasu myla, e straci t zdolno, e mu j amputowano tamtego wieczoru razem z rk ojca. Bobo twierdzi, e kto, kto si nie boi, nie jest w stanie dugo przey. Na zewntrz Zagrzeb ledwie si budzi. Beznieny, szary od mgy i ze cignitym smutkiem obliczem. Stan przed wejciem do hotelu i pomyla, e za kilka dni pojad nad Adriatyk, do malekiej miejsco-

39

woci, gdzie bdzie maleki hotel z niszymi cenami poza sezonem i odrobin soca. I bd rozmawia o nowym domu. Autobus na lotnisko powinien ju tu by. Zacz wpatrywa si w mg. Gapi si tak jak tamtej jesieni, skulony obok Boba, na prno prbujc cokolwiek dostrzec przez biaty dym. Jego robota polegaa na przenoszeniu wiadomoci, ktre bali si przekazywa przez radio, poniewa Serbowie mieli nasuch na kad czstotliwo i wyapywali wszystko. A on, poniewa by taki may, mg biega pdem przez okopy, bo nie musia si schyla. Bobowi powiedzia, e chce zabija czogi. Bobo pokrci gow. - Jeste cznikiem. Te wiadomoci s wane, synu. Do czogw mam mczyzn. -Ale oni si boj, a ja nie. Bobo unis brew. -Jeste zaledwie chopcem. - Nie zrobi si starszy od tego, e kule dosign mnie tu, zamiast tam. A ty sam powiedziae, e jeli nie uda nam si powstrzyma czo gw, zdobd miasto. Bobo dugo na niego patrzy. - Daj mi si zastanowi - stwierdzi w kocu. Siedzieli w milczeniu, wpatrujc si w biel, nie widzc, co jest jesienn mg, a co dymem wznoszcym si z ruin poncego miasta. W kocu Bobo chrzkn. - Dzi w nocy posaem Franja i Mirka do wyrwy w wale, ktr przejedaj czogi. Mieli za zadanie si ukry i przyczepia miny do czogw, ktre si nad nimi przetaczay. Wiesz, jak to si skoczyo? Znw kiwn gow. Widzia trupy Franja i Mirka przez lornetk. - Gdyby byli mniejsi, moe zdoaliby si ukry w zagbieniu w zie mi - stwierdzi Bobo. Chopiec otar rk zasmarkany nos. - A jak si przyczepia miny do czogw? O wicie nastpnego dnia przyczoga si z powrotem na wasne pozycje, trzsc si z zimna, cay ubocony. Za nim na polanie stay dwa zniszczone serbskie czogi, z otwartych wazw wali dym. Bobo zacign go do okopu, woajc triumfalnie:

40

- Oto narodzi si nam May Wybawiciel! Tego samego dnia Bobo, dyktujc meldunek do gwnej kwatery w centrum, nada mu pseudonim, ktry mia mu towarzyszy a do chwili, gdy Serbowie zajli jego rodzinne miasto, zamienili je w kup gruzw, zabili Boba, zmasakrowali lekarzy i pacjentw w szpitalu, uwizili i torturowali tych, ktrzy stawiali opr. W tym pseudonimie zawiera si gorzki paradoks. Nada go jeden z tych wszystkich, ktrych nie zdoa ocali. Mali Spasitelj. May Wybawiciel. Z morza mgy wyoni si czerwony autobus. Z sali konferencyjnej w czerwonej strefie na szstym pitrze dobiega szum ciszonych rozmw i tumionego miechu, kiedy zjawi si Harry, stwierdzajc, e odpowiednio wyliczy czas. Spni si na wstpne pogawdki, jedzenie ciastek i wymian koleeskich zoliwoci i arcikw, do ktrych czsto uciekaj si mczyni, kiedy maj si poegna z kim, kogo ceni. Przyby w por na wrczanie prezentw i przemowy zawierajce, jego zdaniem, zbyt wiele napuszonych sw, jakich mczyni omielaj si uywa, kiedy stoj przed publicznoci, a nie rozmawiaj w cztery oczy. Harry omit wzrokiem due pomieszczenie i odnalaz jedyne trzy naprawd yczliwe twarze. Swojego odchodzcego szefa, Bjarnego M0llera. Sieranta Halvorsena. I Beat Lenn, modej szefowej Wydziau Techniki Kryminalistycznej. Nie napotka adnych innych spojrze i nikt inny nie napotka jego spojrzenia. Harry zdawa sobie spraw, e nie jest osob uwielbian w Wydziale Zabjstw. Meller powiedzia kiedy, e jest tylko jedna rzecz, ktrej ludzie nie lubi bardziej ni humorzastego alkoholika, a mianowicie potnego humorzastego alkoholika. Harry byl humorzastym alkoholikiem o wzrocie metr dziewidziesit trzy, a to, e by na dodatek znakomitym ledczym, stanowio jedynie okoliczno lekko agodzc. Wszyscy wiedzieli, e gdyby nie chronica do Bjarnego Mellera, Harry'ego ju dawno usunito by z szeregw policji. A skoro Meller odchodzi, to wszyscy zdawali sobie spraw rwnie z tego, e szefostwo tylko czeka na pierwszy bd Harry'ego. To, co go teraz chronio, paradoksalnie naznaczyo go rwnie na zawsze pitnem outsidera: to on rozpracowa jednego z nich. Ksicia. Toma Waalera, komisarza z Wydziau Zabjstw, ktry sta za potnym prze-

41

mytem broni do Oslo w cigu ostatnich omiu lat. Tom Waaler dokona ywota w kauy krwi w piwnicy akademika na wzgrzu Kampen, a trzy tygodnie pniej podczas krtkiej uroczystoci w kantynie naczelnik Biura Kryminalnego z zacinitymi zbami udzieli Harry'emu pochway za posprztanie w ich wasnych szeregach. Harry za t pochwa podzikowa. Dzikuj", powiedzia, rozgldajc si po zebranych tylko po to, eby sprawdzi, czy ktokolwiek spojrzy mu w oczy. Waciwie zamierza ograniczy swoj przemow do tego jednego sowa, ale widok odwrconych twarzy podbi w nim gniew, dlatego doda: Pewnie teraz trudniej bdzie mnie wywali. Prasa mogaby jeszcze pomyle, e ten, kto to robi, boi si, e zasadzam si rwnie na niego". Wtedy wreszcie na niego spojrzeli. Z niedowierzaniem. Rwnie dobrze wic mg cign: Nie ma powodu, eby tak si gapi, moi drodzy. Tom Waaler by komisarzem u nas, w Wydziale Zabjstw, uzalenionym od swojej pozycji, by mc realizowa swoje zamierzenia. Nazwa si Ksiciem, a jak wiecie... - Tu Harry zrobi pauz, przenoszc spojrzenie z twarzy na twarz i wreszcie zatrzymujc si na szefie Biura Kryminalnego. - Tam, gdzie jest ksi, tam z reguy bywa i krl". - I co, staruszku? Zamylie si? Harry podnis wzrok. To Halvorsen pyta. -Tak sobie myl o krlach - mrukn Harry, biorc z rk modego sieranta filiank z kaw. -Tam masz nowego krla. - Halvorsen pokaza palcem. Przy stole z prezentami sta mczyzna w granatowym garniturze, zajty rozmow z naczelnikiem Biura Kryminalnego i Bjarnem M0llerem. - To jest Gunnar Hagen? - spyta Harry, upijajc yk kawy. - No wy NWP? -To si ju nie nazywa NWP, Harry. -Nie? -NK. Nadkomisarz. Ju cztery miesice temu zmienili nazwy stopni. - Naprawd? Moe akurat tego dnia chorowaem. Ty cigle jeste sierantem? Halvorsen si umiechn.

42

Nowy nadkomisarz wydawa si dziarski i nie wyglda na pidziesit trzy lata, jak podano w oklniku. Bardziej redniego wzrostu ni wysoki, uzna Harry. I chudy. Siatka wyranych mini na twarzy, wok szczki i wzdu szyi wiadczya o ascetycznym trybie ycia. Usta mia proste i zdecydowane, a wysunita broda moga oznacza wytrwao albo po prostu krzywy zgryz. Wosy, ktre mu jeszcze zostay, okalay czaszk zaledwie czarnym pwianuszkiem, ale za to byy tak grube i gste, e nowy szef wydziau budzi podejrzenia o nieco ekscentryczny wybr fryzury. Krzaczaste, diabolicznie uformowane brwi wiadczyy w kadym razie o tym, e owosienie na ciele miao dobre warunki wzrostu. -Prosto z wojska - powiedzia Harry. - Moe wprowadzi porann musztr. -Podobno przed zmian pastwiska by niezym policjantem. -Sdzc po tym, co sam o sobie napisa w tym oklniku? -Mio sysze, e jeste pozytywnie nastawiony, Harry. -Ja? Ja zawsze jestem gotw da nowym ludziom szans. -Z akcentem na ". - Podesza do nich Beat. Odgarna na bok krtkie jasne wosy. - Harry, jak wchodzie, wydawao mi si, e kulejesz. -Wczoraj wieczorem w porcie kontenerowym natknem si na nadpobudliwego kundla. -A co tam robie? Harry, zanim odpowiedzia, spojrza na Beat. Stanowisko szefowej na Brynsalleen dobrze jej zrobio. Zrobio te dobrze Wydziaowi Techniki Kryminalistycznej. Beat zawsze bya dobrym fachowcem, ale Harry musia przyzna, e nie dostrzeg widocznych cech przywdczych u wrcz chorobliwie niemiaej dziewczyny, ktra po Szkole Policyjnej przysza do Wydziau Napadw. -Chciaem tylko obejrze ten kontener, w ktrym znaleziono Pera Holmena. Powiedz, jak on si dosta na teren portu? -Przeci kdk obcgami. Leay przy nim. A jak ty si tam dostae? -Co oprcz tych obcgw znalelicie? -Harry, nic nie wskazuje na to, e... -Wcale nie mwi, e tak jest. Co jeszcze?

43

-A jak mylisz? Sprzt, dziak heroiny i plastikow torebk z tytoniem. Wiesz, oni wydubuj tyto z petw, ktre podnosz z ziemi. I oczywicie ani korony. -A beretta? -Numer seryjny usunity. Ale lady szlifowania znajome. Szmuglowana bro z czasw Ksicia. Harry zauway, e Beat unika wymawiania nazwiska Toma Waalera. -Mhm. S ju wyniki bada krwi? -A i owszem - odpara. - Zaskakujco czysty. W kadym razie nie mia w sobie nic wieego. Czyli wiadomy i jak najbardziej w stanie popeni samobjstwo. A dlaczego pytasz? -Miaem przyjemno przekaza nowin rodzicom. -Uf - westchnli L0nn i Halvorsen chrem. Zdarzao si to coraz czciej, chocia byli par zaledwie od ptora roku. Naczelnik Biura Kryminalnego chrzkn, zebrani odwrcili si twarzami do stou z prezentami i umilkli. - Bjarne poprosi o gos - powiedzia naczelnik i zakoysa si na pitach, zawieszajc zdanie. - I go otrzyma. Ludzie si zamiali. Harry zauway ostrony umiech Bjarnego M0llera skierowany do przeoonego. -Dzikuj, Torleif. Dzikuj te tobie i komendantowi gwnemu policji za poegnalny prezent. A zwaszcza chciabym podzikowa za ten pikny obraz, ktry dostaem od was wszystkich. - Wskaza rk na st. -Od wszystkich? - szepn Harry do Beat. -Tak. Skarre i paru innych zbierao pienidze. -Nic o tym nie syszaem. -Moe zapomnieli ci spyta. -A teraz ja chciabym wrczy kilka prezentw - powiedzia Meller. Z masy spadkowej, e si tak wyra. Po pierwsze, mam szko powikszajce. Podnis je na wysoko twarzy. Buchn miech na widok znieksztaconych rysw byego NWP. - Lupa przejdzie na dziewczyn, ktra tak samo wietnie si spisuje w ledztwie i jest rwnie dobr policjantk jak jej ojciec. Chwaa za pra-

44

c nigdy nie przypada jej, bo zawsze to my z Wydziau Zabjstw wychodzimy na takich zdolnych. Jak wiecie, badali j specjalici od mzgu, poniewa jest rzadkim przypadkiem osoby posiadajcej tak rozwinity gyrus fusiformus, e zapamituje kad raz zobaczon twarz. Harry zauway, e Beat si czerwieni. Nie lubia znajdowa si w centrum uwagi, a ju zwaszcza z powodu owej wyjtkowej zdolnoci, przez ktr wci wykorzystywano j do rozpoznawania twarzy recydywistw na niewyranych filmach wideo nakrconych podczas napadw. - Mam nadziej - powiedzia M0ller - e nie zapomnisz rwnie tej twarzy, chocia przez jaki czas nie bdziesz jej oglda. A gdyby mia a wtpliwoci, to zawsze moesz posuy si tym. Halvorsen lekko pchn Beat w plecy. Kiedy Molier oprcz wrczenia szka powikszajcego jeszcze j uciska, a zebrani przyjli to oklaskami, nawet czoo miaa w kolorze wozu straackiego. -Nastpna czstka masy spadkowej to moje krzeso biurowe - powiedzia Bjarne. - O ile dobrze zrozumiaem, mj nastpca, Gunnar Hagen, zayczy sobie nowego, z czarnej skry z wysokim oparciem i w ogle. - Molier umiechn si do Hagena, ktry nie odwzajemni umiechu, tylko krtko skin mu gow. - Moje krzeso przechodzi wic na wasno funkcjonariusza ze Steinkjer, ktry odkd do nas przyszed, by skazany na siedzenie w jednym pokoju z najwikszym awanturnikiem w tym budynku. W dodatku na zepsutym krzele. Junior, myl, e najwysza pora na zmian. -Hura! - krzykn Halvorsen. Wszyscy popatrzyli na niego ze miechem, a on te si rozemia. - A na koniec rodek pomocniczy dla czowieka, ktry jest dla mnie kim wyjtkowym. By moim najlepszym ledczym i moim najwikszym koszmarem. Zawsze idzie za wasnym nosem, posugujc si wasnym kalendarzem i ze szkod dla nas, ktrzy prbujemy nakoni was do punktualnego stawiania si na porannych odprawach - wasnym czaso mierzem. - Molier z kieszeni marynarki wyj zegarek. - Mam nadziej, e dziki temu zaczniesz si posugiwa t sam rachub czasu co inni. W kadym razie jest mniej wicej zsynchronizowany z reszt zegarkw w Wydziale Zabjstw. No, sporo tu byo midzy wierszami, Harry. Tu i wdzie rozlegy si oklaski, kiedy Harry wyszed po nieznanej mu marki zegarek, na prostym czarnym pasku.

45

- Dzikuj - powiedzia. Dwaj wysocy mczyni mocno si objli. -Specjalnie nastawiem go tak, e si spieszy dwie minuty, eby wszdzie zdy, nawet jeli uznasz, e jest ju za pno szepn Meller. - Koniec tych poucze. Rb to, co musisz. -Dzikuj - powtrzy Harry. Wydawao mu si, e M0ller ciska go troch za mocno i troch za dugo. Upomnia si w duchu, e musi pamita o zostawieniu na stole prezentu, ktry przynis z domu. Na szczcie nie zdy zerwa folii z Wszystko o Ewie.

5 PONIEDZIAEK, 14 GRUDNIA. LATARNIA MORSKA


Jon znalaz Roberta na zapleczu Freteksu na Kirkeveien. Brat sta oparty o framug z zaoonymi rkami i patrzy na mczyzn przenoszcych czarne worki na mieci z ciarwki do sklepowego magazynu. Tragarze wypuszczali z ust biae chmurki jak w komiksach, wypenione przeklestwami w rozmaitych dialektach i jzykach. - Dobry polw? - spyta Jon. Robert wzruszy ramionami. -Ludzie z radoci oddaj ca letni garderob, eby w przyszym roku kupi sobie now. Ale nam potrzebna jest teraz zimowa odzie. -Twoi chopcy maj wiee podejcie do jzyka. To typy z paragrafu dwanacie? -Wczoraj liczyem. Tych, ktrzy dobrowolnie odbywaj kar, jest tu teraz dwa razy wicej od tych, ktrzy przyjli Jezusa. -Niezaorane pole misyjne - umiechn si Jon. - Wystarczy zacz. Robert krzykn do jednego z chopakw, ktry w odpowiedzi rzuci mu paczk papierosw. Robert wsun do ust gwd do trumny bez filtra. -Wyjmij to! - upomnia go Jon. - Przysiga wojskowa. Moesz wylecie. -Nie mam zamiaru go zapala, braciszku. Czego chcesz?

46

Jon wzruszy ramionami. -Tylko chwil porozmawia. -O czym? Jon zamia si krtko. - To chyba normalne, e bracia od czasu do czasu ze sob rozma wiaj. Robert kiwn gow i zdj z jzyka odrobin tytoniu. -Kiedy mwisz, e chcesz ze mn porozmawia, to z reguy chcesz mi powiedzie, jak mam y. -Przesta! -No to o co chodzi? -O nic! Po prostu zastanawiam si, jak si miewasz. Robert wyj papierosa i splun w nieg. Zmruy oczy, patrzc na bia wysok pokryw chmur. - Mam po dziurki w nosie tej roboty. Mam po dziurki w nosie mieszkania. I tej cholernej zasuszonej hipokrytki, sierant major, ktra prowadzi to zasrane przedstawienie. Gdyby nie bya taka paskudna, to chtnie bym... - Robert si umiechn - ...za kar zern t pomarsz czon skr. - Zimno mi - powiedzia Jon. - Moemy wej do rodka? Robert ruszy przodem do malekiego biura i usiad na obrotowym krzele, ktre ledwie si miecio midzy zaadowanym papierzyskami biurkiem, wskim oknem z widokiem na tylne podwrze i czerwono-zotym sztandarem z symbolem Armii Zbawienia i hasem Krew i ogie". Jon zdj plik papierw, cz pokych ze staroci, z drewnianego krzesa, ktre, jak wiedzia, Robert przywaszczy sobie z pomieszcze Korpusu dzielnicy Majorstua, z ktrym ssiadowali przez cian. - Ona mwi, e si nie stawiasz do pracy - powiedzia Jon. -Kto? -Sierant major Rue. - Jon umiechn si kwano. - Pomarszczona skra. -Ho, ho! To ona do ciebie zadzwonia? Do tego ju doszo? - Robert dzioba biurko skadanym noem. W kocu zawoa: - Aha, zapomniaem! Jeste nowym szefem administracji! Bossem caej tej cholernej fabryki.

47

-Na razie jeszcze nikt nie zosta wybrany. Rwnie dobrze moe nim zosta Rikard. -Wszystko jedno. - Robert narysowa na blacie dwa pkola, tak aby tworzyy serce. - Powiedziae ju to, co przyszede powiedzie, ale zanim sobie pjdziesz, to moe dasz mi te pi stw za dyur pojutrze? Jon wyj pienidze z portfela i pooy je na biurku przed bratem. Robert ostrzem noa pogadzi si po brodzie. Zaszeleci krtki czarny zarost. -No i przypomn ci o jeszcze jednej rzeczy. Jon przekn lin; wiedzia, co zaraz usyszy. -A mianowicie? Ponad ramieniem Roberta zobaczy, e zacz pada nieg, ale wznoszce si w gr ciepo bijce z domw wok podwrza sprawiao, e lekkie biae patki nieruchomiay w powietrzu za oknem, jakby podsuchiway. Robert wbi czubek noa w sam rodek serca. - Jeli odkryj, e jeszcze raz bodaj zbliysz si do tej dziewczyny... - Pooy do na czubku rkojeci i pochyli si do przodu. Pod naci skiem jego ciaa ostrze z trzaskiem wbio si w suche drewno. - Znisz cz ci, Jon. Przysigam. -Przeszkadzam? - rozleg si gos od drzwi. -Ale nie, pani Rue - odpar Robert gosem sodkim jak cukier. - Mj brat wanie wychodzi. Naczelnik Biura Kryminalnego i nowo mianowany szef wydziau, Gunnar Hagen, przerwali rozmow, gdy Bjarne M0ller wszed do swojego gabinetu. A raczej do gabinetu, ktry wanie przesta nalee do niego. - I jak, podoba ci si widok? - spyta Molier tonem, ktry, mia na dziej, zabrzmia wesoo, i zaraz doda: - ...Gunnar. Imi miao dziwny smak. - Hm. W grudniu Oslo zawsze wyglda smutno - odpar Gunnar Hagen. - Ale zobaczymy, czy i tego nie uda nam si naprawi. Bjarne Molier mia ochot spyta, co rozumie przez i tego", ale si wstrzyma, widzc, e naczelnik z aprobat kiwa gow.

48

-Wanie wprowadzaem Gunnara w kilka szczegw dotyczcych naszych ludzi. W penym zaufaniu. -No tak. Wy dwaj si przecie znacie. -Owszem - odpar naczelnik. - Znamy si, odkd obaj bylimy kadetami w tym, co wtedy nazywano Szko Policyjn. -W oklniku byo napisane, e co roku bierzesz udzia w biegu narciarskim Birkebeinerw. - Meller zwrci si do Hagena. Wiedziae, e naczelnik te? -Oczywicie. - Hagen z umiechem popatrzy na szefa Biura Kryminalnego. - Zdarza si, e Torleif i ja biegniemy razem. -No prosz - umiechn si wesoo Molier. - Czyli e gdyby naczelnik Biura Kryminalnego siedzia w Radzie do spraw Zatrudnienia, mona by go byo podejrzewa o zatrudnienie kumpla. Naczelnik zamia si cierpko i rzuci Molierowi ostrzegawcze spojrzenie. -Akurat opowiadaem Gunnarowi o czowieku, ktrego tak hojnie obdarowae. -O Holem? -Tak - odpar Hagen. - Rozumiem, e on umierci komisarza policji w zwizku z t nieprzyjemn spraw przemytu. Syszaem, e urwa mu rk w windzie. I e rwnie jego podejrzewa si o to, e by rdem przecieku caej tej sprawy do prasy. Niedobrze. -Po pierwsze, ta nieprzyjemna sprawa przemytu dotyczya profesjonalnego gangu z powizaniami w policji, ktry przez adnych kilka lat zalewa Oslo tani broni. - Bjarne Molier na prno stara si zapanowa nad irytacj w gosie. - Hole zajmowa si t spraw, pomimo oporw ze strony firmy. I rozwiza j cakowicie sam. Dziki kilkuletniej starannej pracy policyjnej. Po drugie, zabi Waalera w samoobronie. To zreszt winda urwaa rk Waalerowi. A po trzecie, nie mamy absolutnie adnych punktw zaczepienia, jeli chodzi o t spraw przecieku. Gunnar Hagen i naczelnik wymienili spojrzenia. - Tak czy owak - powiedzia szef Biura Kryminalnego - powiniene na niego uwaa, Gunnar. O ile wiem, niedawno rzucia go kobieta, a przecie wiemy, e w takich sytuacjach ludzie obarczeni tak zymi na ogami jak Harry staj si wyjtkowo podatni na nawrt. A tego oczywi-

49

cie nie moemy zaakceptowa, bez wzgldu na to, ile spraw zdofal rozwiza. -Bd go trzyma na smyczy - owiadczy Hagen. -On jest komisarzem - zauway Meller i zamkn oczy. - Nie szeregowym. I nie bardzo lubi chodzi na smyczy. Gunnar Hagen wolno kiwn gow, przegarn palcami gsty wianuszek wosw. Kiedy zaczynasz w Bergen... - Hagen zniy gos - ...Bjarne? M0ller domyla si, e jego imi w ustach tamtego ma rwnie dziw ny smak. Harry maszerowa w d Urtegata i po butach nadchodzcych z przeciwka ludzi mg stwierdzi, e zblia si do Latarni Morskiej. Chopcy z Wydziau Narkotykowego mawiali zwykle, e nic nie przyczynia si do zidentyfikowania narkomanw bardziej ni magazyny z nadwykami dla wojska. Prdzej czy pniej bowiem buty wojskowe za porednictwem Armii Zbawienia trafiay na stopy narkomana. Latem byo to niebieskie obuwie sportowe, teraz, zim, czarne buty do marszu, ktre wraz z zielon plastikow torebk z prowiantem przydzielanym przez Armi Zbawienia stanowio umundurowanie wasajcych si po ulicach punw. Harry otworzy drzwi i skin gow dyurnemu, ubranemu w bluz Armii Zbawienia z kapturem. - Nic? - spyta dyurny. Harry uderzy si po kieszeniach. -Nic. Tablica na cianie informowaa, e alkohol naley zdeponowa zaraz po wejciu, a odebra go mona, wychodzc. Harry wiedzia, e z odbierania narkotykw i sprztu zrezygnowano, bo aden narkoman nie ma odwagi tego odda. Wszed do rodka, nala sobie filiank kawy i usiad na awce pod cian. Latarnia Morska bya kawiarni prowadzon przez Armi Zbawienia, charakterystycznym dla nowego tysiclecia wariantem punktu wydawania zupy, w ktrym potrzebujcy mogli dosta darmowe kanapki i kaw. Sympatyczny, jasny lokal od zwykego barku serwujcego cappuccino rnia jedynie klientela. Dziewidziesit procent stanowili

50

narkomani, reszt - narkomanki. Jedzono tu kanapki z brunatnym albo tym serem, czytano gazety i prowadzono spokojne rozmowy przy stolikach. To by wolny obszar. Moliwo odtajania i zapania oddechu w pocigu za dzienn dziak. Chocia policyjni wywiadowcy zagldali tu od czasu do czasu, obowizywaa niepisana umowa i nigdy nie dokonywano tu zatrzyma. Mczyzna przy stoliku obok Harry'ego skamienia w poowie gbokiego ukonu. Gow opuci na blat, a przed sob w czarnych palcach trzyma bibuk na tyto. Na stoliku leay dwa puste pety. Harry spojrza na obcignite mundurem plecy miniaturowej kobietki, ktra zmieniaa wypalone wiece na maym stoliku z czterema ramkami na fotografie. W trzech ramkach byy zdjcia, w czwartym tylko krzy i nazwisko na biaym tle. Harry podszed do stolika. - Co to jest? - spyta. Moe to szczupy kark i mikko ruchw albo gadkie, kruczoczarne i wrcz nienaturalnie byszczce wosy sprawiy, e Harry zacz myle o kocie, jeszcze zanim kobieta si odwrcia. Wraenie to si wzmogo, kiedy si okazao, e w drobnej twarzy tkwi nieproporcjonalnie szerokie usta i nos widoczny jedynie jako niezbdna wypuko, taki jak u postaci z japoskich komiksw. Ale przede wszystkim oczy. Harry nie potrafi stwierdzi, w czym rzecz, ale co w nich byo nie tak. - Listopad - odpowiedziaa dziewczyna spokojnym, gbokim i mikkim altem, a Harry zada sobie pytanie, czy to naturalny, czy te wywiczony sposb mwienia. Zna kobiety, ktre to potrafiy. Umiay zmieni gos, tak jak inne zmieniay ubranie. Jeden gos na uytek do mowy, inny na wywieranie pierwszego wraenia w sytuacjach towarzy skich, trzeci zarezerwowany na noc i blisko. -O czym ty mwisz? -O naszych zgonach w listopadzie. Harry spojrza na zdjcia i poj. -Cztery? - spyta. Przy jednym ze zdj lea list, napisany owkiem drcymi literami. -Przecitnie umiera jeden go tygodniowo. Cztery zgony to cakiem normalne. Naboestwa aobne s w pierwsz rod kadego miesica. Czy kogo...

51

Harry pokrci gow. Mj najdroszy Oddzie" - zaczyna si list. Kwiatw nie byo. - Mog ci w czym pomc? Harry pomyla, e moe jednak ta dziewczyna nie ma wicej gosw w repertuarze, jedynie ten gboki, przyjemny ton. -Per Holmen... - zacz Harry, ale nie bardzo wiedzia, jak ma kontynuowa. -Tak, biedny Per. Naboestwo w jego intencji zorganizujemy w styczniu. Harry pokiwa gow. -W pierwsz rod. -No wanie. Serdecznie ci zapraszamy, bracie. Bracie" zostao wypowiedziane z tak naturaln lekkoci, jak domylny i dlatego niewymagajcy specjalnego akcentowania dodatek do zdania. Przez moment Harry nawet zacz jej wierzy. - Jestem z policji - powiedzia. Rnica wzrostu midzy nimi bya tak dua, e dziewczyna musiaa zadziera gow, by mc na niego spojrze. -Gdzie ju ci moe widziaam, ale chyba dawno temu. Harry kiwn gow. -Moliwe. Zagldaem tutaj, ale ciebie nie zauwayem. - Pracuj tu tylko na pl etatu. Reszt czasu spdzam w Kwaterze Gwnej Armii. A ty si zajmujesz narkotykami? Harry pokrci gow. -Zabjstwami. -Zabjstwami? Ale Per przecie nie zosta... -Moemy gdzie na chwil usi? Rozejrzaa si z wahaniem. -Duo pracy? - spyta Harry. - Przeciwnie, jest wyjtkowo spokojnie. W normalny dzie wydaje my tysic osiemset kanapek. Ale dzisiaj wypacaj zasiek. Krzykna do jednego z chopcw za lad, ktry potwierdzi, e przejmie jej obowizki. Harry w przelocie uchwyci jej imi. Martine. Gowa mczyzny z pust bibuk papierosow obsuna si jeszcze o kilka zbkw.

52

-Par rzeczy mi si nie zgadza - zacz Harry, kiedy usiedli. - Jak on by osob? -Trudno powiedzie - westchna na widok pytajcej miny Harry'ego. - Kiedy jest si narkomanem przez tyle lat co Per, mzg ulega takim zniszczeniom, e trudno dopatrzy si jakiej osobowoci. Do tego stopnia dominuje pragnienie zdobycia narkotyku. -Rozumiem, ale chodzi mi... Jaki by dla ludzi, ktrzy go dobrze znali? -Niestety. Moesz spyta ojca Pera, co zostao z jego osobowoci. Nie raz przychodzi go tu szuka. W kocu zrezygnowa. Powiedzia, e Per zacz im grozi, kiedy wraca do domu, poniewa zamykali na klucz wszystkie wartociowe przedmioty. Prosi mnie, ebym go pilnowaa. Mwiam, e bdziemy si starali, w miar moliwoci, ale nie moemy obieca adnego cudu. No i si nie zici... Harry spojrza na ni. Jej twarz nie zdradzaa nic oprcz znajomej rezygnacji pracownika socjalnego. -To musi by pieko. - Harry podrapa si w ydk. -Tak, trzeba chyba samemu by narkomanem, eby w peni to zrozumie. -Miaem na myli rodzicw. Martine nie odpowiedziaa. Do ssiedniego stolika podszed chopak w porwanej puchwce. Otworzy przezroczyst plastikow torebk i wysypa na blat suchy tyto pochodzcy z kilkuset petw. Zasypa nim i bibuk, i czarne palce czowieka, ktry ju tam siedzia. -Wesoych wit - mrukn i odszed, charakterystycznym dla punw krokiem starego czowieka. -Co ci si nie zgadza? -Badanie krwi wykazao, e by prawie zupenie czysty - powiedzia Harry. -I co z tego? Harry spojrza na mczyzn przy ssiednim stoliku, ktry rozpaczliwie stara si zwin bibuk, ale palce nie chciay go sucha. Po ciemnym policzku cieka za. - Troch si znam na odurzaniu - powiedzia Harry. - Nie wiesz, czy on by komu winien pienidze?

55

-Nie - odpara krtko. Tak krtko, e Harry ju si domyla odpowiedzi na swoje nastpne pytanie. -Ale moe mogaby... -Nie mogabym - przerwaa mu. - Nie mog si rozpyta. Posuchaj, to s ludzie, ktrymi nikt inny si nie przejmuje. A ja jestem tu po to, eby im pomaga, a nie ich przeladowa. Harry dugo na ni patrzy. -Masz racj. Przepraszam, e w ogle spytaem. To si ju nie powtrzy. -Dzikuj. -Jeszcze tylko ostatnie pytanie, dobrze? -No to pytaj. -Czy ty... - Harry zawaha si, pomyla, e chyba popenia bd. Czy uwierzyaby mi, gdybym powiedzia, e ja si przejmuj? Przekrzywia gow, uwanie mu si przygldajc. -A powinnam? -No c. Badam spraw uwaan przez wszystkich za oczywiste samobjstwo osoby, ktr nikt si nie przejmuje. Nie odpowiedziaa. -Dobra kawa - Harry wsta. -Na zdrowie. Niech ci Bg bogosawi. - Dzikuj. - Harry ku swemu zdumieniu poczu, e pal go uszy. Wychodzc, zatrzyma si przy dyurnym i odwrci, ale dziewczyna ju znikna. Chopak w bluzie z kapturem zaproponowa Harry'emu zielon torb z prowiantem, ale on odmwi. Mocniej owin si paszczem i wyszed na ulic, gdzie zobaczy czerwone ze wstydu soce chowajce si do fiordu. Ruszy w stron rzeki Aker. Koo Eika w rodku zaspy sta chopak z rkawem podartej puchwki podwinitym do gry i ze strzykawk zwisajc z przedramienia. Z umiechem patrzy przez Harry'ego i lodowat mg nad Granland.

54

6 PONIEDZIAEK, 14 GRUDNIA. HALVORSEN


Pernille Holmen wygldaa na jeszcze drobniejsz, kiedy siedziaa w fotelu na Fredensborgveien, wpatrujc si w Harry'ego wielkimi zapakanymi oczyma. Na kolanach trzymaa przeszklon ramk ze zdjciem syna, Pera. - Tutaj mia dziewi lat - powiedziaa. Harry musia przekn lin. Czciowo dlatego, e aden rozemiany dziewiciolatek w kapoku nie wyglda na takiego, ktry skoczy w kontenerze z kul w gowie. A czciowo dlatego, e Oleg potrafi si zapomnie i nazwa Harry'ego tat. Harry zastanawia si, ile czasu upynie, zanim zacznie tak mwi do Mathiasa Lund-Helgesena. - Kiedy Per znika na kilka dni, Birger, mj m, chodzi go szuka. Chocia prosiam, eby z tym skoczy, bo ju nie wytrzymywaam, kie dy Per tu by. Harry odsun od siebie inne myli. - Dlaczego? Birger Holmen by w zakadzie pogrzebowym. Tak mu powiedziaa, kiedy Harry niezapowiedziany zadzwoni do drzwi. Pocigna nosem. - Czy pan mieszka kiedykolwiek z narkomanem? Harry nie odpowiedzia. -Krad wszystko, co tylko wpado mu w rce. Akceptowalimy to. To znaczy Birger akceptowa. To on z nas dwojga ma wicej serca. - Skrzywia si, a Harry zrozumia, e to mia by umiech. - Broni Pera we wszystkim. A do pewnego dnia jesieni. Per wtedy mi grozi. -Grozi? -Tak. Grozi, e mnie zabije. - Zapatrzya si w zdjcie, pocierajc szko, jak gdyby nagle zmatowiao. - Ktrego dnia przed poudniem Per zadzwoni do drzwi, a ja nie chciaam go wpuci, bo byam sama. Paka i baga, ale ju znaam t zabaw, wic staraam si by twarda. Posztam do kuchni i usiadam. Nie wiem, w jaki sposb dosta si do mieszkania, ale nagle stan przede mn z pistoletem.

55

-Tym samym pistoletem, ktrym... -Tak. Tak sdz. -Prosz mwi dalej. -Zmusi mnie do otwarcia szafki, w ktrej przechowywaam biuteri. To znaczy resztki, bo wikszo ju wczeniej zabra. Potem znikn. -A pani? -Ja? Ja si zaamaam. Kiedy Birger wrci, zawiz mnie do szpitala. - Zaszlochaa. - A tam nie chcieli mi nawet da wicej tabletek. Powiedzieli, e wziam ju do. -Jakie to tabletki? -A jak pan myli? Na uspokojenie. Do! Kiedy ma si syna, przez ktrego czowiek co noc nie moe zasn ze strachu, e wrci... - urwaa, przyciskajc do ust zacinit pi. W oczach wezbray zy. Potem szepna tak cicho, e do Harry'ego ledwie dotary sowa: - Czasami zdarza si, e czowiek nie chce duej y... Harry spojrza na swj notatnik. Kartka bya czysta. -Dzikuj - powiedzia. -One night, is that correct, Sir? Recepcjonistka w hotelu Scandia przy Dworcu Centralnym w Oslo zadaa pytanie, nie odrywajc oczu od rezerwacji na ekranie komputera. - Yes - odpar stojcy przed ni mczyzna. Zakonotowaa, e jest ubrany w jasny brzowy paszcz. Wielbdzia wena. Albo imitacja. Jej dugie, pomalowane na czerwono paznokcie biegay po klawiaturze jak wystraszone karaluchy. Sztuczne wielbdy w zimowej Norwegii. Czemu nie? Widziaa zdjcia wielbdw w Afganistanie, a narzeczony pisa, e tam potrafi by rwnie zimno jak tutaj. -Will you pay by VISA or cash, Sir? -Cash. Podsuna mu formularz rejestracyjny wraz z dugopisem i poprosia o paszport. - No need. I will pay now.

56

Mwi po angielsku prawie jak Brytyjczyk, ale co w sposobie wymawiania spgosek skojarzyo jej si z Europ Wschodni. -1 tak musz zobaczy pana paszport, Sir. Zasady midzynarodowe. Ze zrozumieniem kiwn gow, poda jej gadki banknot tysickoronowy i paszport. Republika Hrvatska? Pewnie jeden z tych nowych krajw na wschodzie. Wydaa mu reszt, banknot schowaa do kasy, upominajc si w duchu, e musi pamita o sprawdzeniu go pod wiato zaraz po odejciu gocia. Staraa si utrzyma pewien styl, chocia trzeba byo przyzna, e na razie pracowaa w jednym ze skromniejszych hoteli w miecie. A ten go nie wyglda wcale na oszusta hotelowego, tylko ju raczej na... Jak on waciwie wyglda? Wrczya mu plastikow kart, wygosia lekcj o pitrze, windzie, niadaniu i dobie hotelowej. - Will there be anything else, Sir? - zawierkaa ze wiadomoci, e jej angielski i zaangaowanie w profesjonaln obsug s za dobre dla tego hotelu. Wkrtce przeniesie si do jakiego lepszego. Albo, jeli to okae si niemoliwe, przestanie si tak angaowa. Go chrzkn i spyta, gdzie znajdzie najblisz phone booth. Wyjania, e moe zadzwoni ze swojego pokoju, ale pokrci gow. Musiaa si zastanowi. Telefony komrkowe skutecznie usuny wikszo budek telefonicznych z Oslo, ale bya pewna, e jedna zostaa cakiem niedaleko, na Jernbanetorget, placu Dworcowym. Chocia do tego miejsca byo zaledwie sto metrw, wyja niewielk map, zaznaczya i wyjania. Tak jak robili w Radissonie i w hotelach Choice. Kiedy podniosa gow, eby sprawdzi, czy wszystko zrozumia, przez moment poczua si zdezorientowana, chocia sama nie wiedziaa, dlaczego. -My dwaj przeciwko caej bandzie, Halvorsen! - Harry, wpadajc do wsplnego pokoju, wygosi swoje stae powitanie. -Dwie wiadomoci - oznajmi Halvorsen. - Masz si zgosi do gabinetu nowego NK. No i dzwonia jaka babka, pytaa o ciebie. Bardzo przyjemny gos. -Tak? - Harry cisn paszczem w kierunku wieszaka. Paszcz zwali si na ziemi. -O rany! - wyrwao si Halvorsenowi. - Wreszcie ci przeszo?

57

-Sucham? -Znw rzucasz achy na wieszak. I mwisz, e jest nas dwch przeciwko caej bandzie. Nie robie tego od czasu, kiedy ci Rakel rzu... Halvorsen zamkn si, widzc ostrzegawcz min kolegi. -Czego chciaa ta babka? -Przekaza ci wiadomo. Nazywa si... - Halvorsen przeszuka te samoprzylepne karteczki. - ...Martine Eckhoff. -Nie znam. - Korpus Latarnia Morska. -Aha! -Powiedziaa, e troch rozpytaa. I e nikt nie sysza, eby Per Holmen komukolwiek by winien pienidze. -Naprawd? Mmm. Moe powinienem do niej zadzwoni, upewni si, czy nie chodzio o co jeszcze. -Pomylaem o tym, ale kiedy spytaem o jej numer, powiedziaa, e nic wicej nie ma do powiedzenia. -Tak? Okej. No to dobrze. -Dobrze? To dlaczego wygldasz, jakby ci kto oszuka? Harry pochyli si po paszcz, ale zamiast powiesi go na wieszaku, woy go na siebie. -Wiesz co, junior? Musz ju i. -Ale nadkomisarz... -...zaczeka. Brama do portu kontenerowego bya otwarta, ale na ogrodzeniu wisiaa tabliczka jasno informujca, e wjazd tu jest wzbroniony, i kierowaa na parking na zewntrz. Harry podrapa si w bolc ydk, rzuci okiem na dugi otwarty odcinek midzy kontenerami i wjecha. Biuro kierownika miecio si w niskim budynku, wygldajcym jak barak z fabryki systemw moduowych w Moelven, do ktrego dobudowywano co regularnie przez ostatnich trzydzieci lat. Nie byo to dalekie od prawdy. Harry zaparkowa przed wejciem, a pozostae metry dzielce go od budynku pokona szybkim krokiem. Kierownik siedzia w milczeniu, odchylony na krzele, z rkami zaoonymi za gow i u zapak, gdy Harry wyjania mu, po co przyszed. I co si wydarzyo poprzedniego wieczoru.

58

W twarzy kierownika poruszya si jedynie zapaka, ale Harry'emu wydao si, e dostrzega cie umiechu, gdy opowiada o siowaniu si z psem. -Czarny metzner - powiedzia kierownik. - Kuzyn rhodesian ridgebacka. Ledwie udao mi si go sprowadzi. Cholernie dobry pies do strowania. No i taki cichy. -Zauwayem. Zapaka podskoczya wesoo. -Metzner to myliwy, wic si podkrada. Nie chce wystraszy zwierzyny. -Chce pan powiedzie, e to zwierz planowao mnie... hm... zje? -No, nie tak od razu zje. Kierownik nie zagbia si w wyjanienia, patrzy tylko na Harry'ego obojtnie. Splecione donie obejmoway ca gow, a Harry pomyla, e ten czowiek musi mie albo niezwykle due rce, albo niezwykle ma gow. -Wic ani nie widzielicie, ani nie syszelicie nic w tym okresie, w ktrym, jak przypuszczamy, zastrzelono Pera Holmena? -Zastrzelono? -Sam si zastrzeli. Nic? -Stranicy zim siedz w rodku, a metzner jest, jak ju mwiem, cichy. -To chyba niepraktyczne? Mam na myli to, e nie podnosi alarmu. Kierownik wzruszy ramionami. -Robi swoj robot, a my nie musimy wychodzi. -Nie zauway Pera Holmena, jak si tu dostawa. -To duy obszar. -Ale pniej. - Ma pan na myli zwoki? No c. Byy gboko zamroone. A metznera nie interesuje padlina. On apie yw zwierzyn. Harry'ego przeszed dreszcz. -W protokole policyjnym napisano, e pan nigdy wczeniej nie widzia tu Pera Holmena. -Zgadza si. -Wanie byem u jego matki, poyczyem rodzinn fotografi. Harry pooy zdjcie na biurku. - Moe si pan jej przyjrze i z ca pewnoci stwierdzi, e nigdy wczeniej nie widzia pan tej osoby?

59

Kierownik spuci! wzrok. Przesun zapak w kcik ust, eby odpowiedzie, ale si powstrzyma. Rce znikny zza gowy, podnis zdjcie. Dugo si mu przyglda. -Najwyraniej si pomyliem. Widziaem go. By tu latem. Nieatwo byo rozpozna... to, co leao w kontenerze. -Rozumiem. Kiedy Harry par minut pniej stan w drzwiach, eby wyj, uchyli je najpierw lekko i wyjrza na zewntrz. Kierownik si rozemia. -W cigu dnia jest zamknity. A poza tym zby metznera s cienkie. Rana szybko si goi. Zastanawiaem si, czy nie kupi kentucky terriera. On ma haczykowate zby. Wyrywa kawaki ciaa. Mia pan szczcie, komisarzu. -No dobrze - odpar Harry. - Niech pan uprzedzi tego cerbera, e wkrtce odwiedzi go pewna dama i da mu do zgryzienia co innego. -A co? - spyta Halvorsen, ostronie wymijajc samochodem pug nieny. -Co mikkiego - wyjani Harry. - Co w rodzaju gliny. Pniej Beat i jej ludzie obo t glin gipsem, a jak stwardnieje, to pstryk i masz model psiej szczki. -Aha. I to ma by wystarczajcy dowd na to, e Per Holmen zosta zabity przez kogo innego? -Nie. -Wydawao mi si, e powiedziae... -Powiedziaem, e tego mi potrzeba, eby udowodni, e to byo jednak zabjstwo. The missing link w acuchu dowodw. -Aha. A jakie s te inne ogniwa? -Zwyczajne. Motyw, narzdzie zbrodni i sposobno. To tu, na prawo. -Nie rozumiem. Mwie, e podejrzenie opierasz na sposobie, w jaki Per Holmen przedosta si na teren portu kontenerowego, przy uyciu obcgw. -Powiedziaem, e to mnie zdumiao, a mwic konkretniej, e heroinista, z ktrym jest a tak le, e musi szuka schronienia w kontenerze, okazuje si jednoczenie na tyle przytomny, e zaatwia sobie na-

60

rzdzie, by przedosta si przez bram. Dlatego przyjrzaem si tej sprawie bliej. Zaparkuj tutaj. -Nie rozumiem, jak moesz twierdzi, e wiesz, kto jest sprawc. -Zastanw si, Halvorsen. To nie jest takie trudne. Znasz wszystkie fakty. -Nie cierpi, kiedy tak robisz. -Po prostu chc, eby by dobry. Halvorsen zerkn na starszego koleg, sprawdzajc, czy ten artuje. Wysiedli z samochodu. -Nie zamykasz? - spyta Harry. -Zamek w nocy zamarz. Rano zamaem kluczyk. Od jak dawna wiesz, kto jest sprawc? - Od jakiego czasu. Przeszli przez ulic. - Dowiedzie si kto, to z reguy najatwiejszy etap. Zazwyczaj oczywisty kandydat. M. Najlepszy przyjaciel. Facet z zafajdan karto tek. I nigdy lokaj. Nie to jest problemem. Problemem jest udowodnie nie tego, co od dawna mwi ci i brzuch, i gowa. - Harry wcisn gu zik przy nazwisku Holmen. - I to wanie teraz zrobimy. Zdobdziemy ten maleki kawaeczek, ktry zmieni pozornie oderwane informacje w idealny acuch dowodw. W goniku rozlego si trzeszczce Sucham". - Harry Hole z policji. Czy moemy... Rozleg si brzczyk. - I wane jest, eby dziaa szybko - cign Harry. - Wikszo spraw zwizanych z zabjstwem rozwizuje si albo w cigu dwudzie stu czterech godzin, albo nigdy. -Dzikuj, to ju syszaem - westchn Halvorsen. Birger Holmen czeka na nich na szczycie schodw. -Prosz - powiedzia, idc przodem do salonu. Przy portfenetrze stal naga choinka czekajca na ubranie. -ona odpoczywa - oznajmi, zanim zdyli o ni spyta. -Bdziemy mwi cicho - powiedzia Harry. Birger Holmen umiechn si ze smutkiem. -Ona si raczej nie obudzi.

61

Halvorsen od razu zerkn na Harry'ego. -Mhm - mrukn komisarz. - Pewnie wzia co na uspokojenie. Birger Holmen kiwn gow. -Jutro pogrzeb. -Tak, to oczywicie wielkie przeycie. No c, dzikuj, e pastwo mi to poyczyli. - Harry pooy na stole zdjcie. By na nim Per Holmen. Siedzia, rodzice stali po jego bokach. Chronili go. Albo, w zalenoci od tego, jak si na to spojrzy, okrali. Zapada cisza, bo nikt si nie odzywa. Birger Holmen przez koszul drapa si w przedrami. Halvorsen przesun si bardziej w przd na krzele, potem w ty. -Czy pan duo wie o uzalenieniu od narkotykw, panie Holmen? spyta Harry, nie podnoszc oczu. Birger Holmen zmarszczy czoo. -Moja ona wzia tylko proszek na sen, to nie oznacza... -Ja nie mwi o paskiej onie. J by moe zdoa pan uratowa. Mwi o paskim synu. -No c, czy co wiem? By uzaleniony od heroiny, a przez to nieszczliwy. - Wyranie chcia powiedzie co wicej, ale zrezygnowa. Zapatrzy si w zdjcie na stole. - Wszyscy bylimy przez to nieszczliwi. -W to nie wtpi. Ale gdyby pan wiedzia co o naogu, to miaby pan wiadomo, e narkotyk jest najwaniejszy. W glosie Birgera Holmena daa si sysze uraza: -Twierdzi pan, e o tym nie wiem, komisarzu? Twierdzi pan... Moja ona zostaa... on... - Do gosu zakrady si zy. - .. .rodzona matka... -Wiem - powiedzia Harry cicho. - Ale nag jest waniejszy od matek. Od ojcw. Od ycia. - Harry nabra powietrza. - I od mierci. -Jestem zmczony, komisarzu. Do czego pan zmierza? -Badanie krwi wykazao, e paski syn w chwili mierci by czysty. A to znaczy, e le si czu. Kiedy heroinista le si czuje, to potrzeba wybawienia jest tak silna, e sta go na to, by grozi rodzonej matce pistoletem, byle tylko osign wybawienie. A wybawieniem nie jest strza w gow, tylko w rk, w szyj, w pachwin czy w jakiekolwiek inne miejsce, gdzie si ma zdrow y. Paskiego syna znaleziono ze sprztem i z torebk heroiny w kieszeni, panie Holmen. On nie mg si zastrzeli. Narkotyk, jak ju mwiem, jest waniejszy od wszystkiego, rwnie...

62

- ...od mierci. - Birger Holmen podpiera gow domi, ale gos mia wyrany. - Chce pan powiedzie, e mj syn zosta zabity? Dla czego? -Odpowied miaem nadziej uzyska od pana. Birger Holmen nic nie powiedzia. -Dlatego, e jej grozi? Dlatego, eby ona miaa wreszcie spokj? Holmen podnis gow. -O czym pan mwi? -Przypuszczam, e krci si pan po Plata i czeka. A kiedy on si zjawi i kupi dziak, poszed pan za nim. Zabra go pan do portu kontenerowego, bo czasami Per tam chodzi, kiedy nie mia ju adnego innego miejsca, w ktrym mgby si schroni. -A co ja mog o tym wiedzie? To niesychane, eby... -Oczywicie, e pan o tym wiedzia. Pokazaem to zdjcie kierownikowi portu. Rozpozna osob, o ktr pytaem. -Pera? -Nie, pana. By pan tam latem i prosi, by pozwolono panu poszuka syna w pustych kontenerach. Holmen wpatrywa si w Harry'ego. - Zaplanowa pan to bardzo dokadnie. Obcgi, eby dosta si do rodka. Pusty kontener, odpowiednie miejsce na to, by narkoman za koczy w nim ycie, a poza tym nikt nie mg usysze ani zobaczy, jak pan do niego strzela. Z pistoletu nalecego do Pera, co moga, jak pan wiedzia, potwierdzi jego matka. Halvorsen obserwowa Birgera Holmena, czekajc w pogotowiu, ale Holmen nawet nie prbowa nic robi. Ciko oddycha przez nos i tylko drapa si w przedrami, patrzc przed siebie pustym wzrokiem. - Nic pan nie zdoa udowodni. Powiedzia to zrezygnowanym tonem, jak gdyby za co przeprasza. Harry machn rk. W ciszy, ktra zapada, usyszeli wesoe pobrzkiwanie dzwonkw, dobiegajce z ulicy. -To swdzenie nie chce ustpi, prawda? - spyta nagle Harry. Holmen natychmiast przesta si drapa. -Moemy zobaczy, co tak swdzi? -Nic. -Moemy to zrobi tu albo na komendzie. Wybr naley do pana.

63

Dzwonki dzwoniy coraz intensywniej. Sanie w rodku miasta? Halvorsen mia wraenie, e co zaraz wybuchnie. - Dobrze - szepn Holmen, rozpi guzik przy mankiecie i podsu n rkaw do gry. Na biaym owosionym przedramieniu widniay dwie mae zasklepione ranki. Skra wok nich si zaognia. - Prosz odwrci rk - nakaza Harry. Na spodniej stronie przedramienia Holmen mia identyczn rank. - Takie ugryzienie cholernie swdzi, prawda? Szczeglnie po mniej wicej dwch tygodniach, kiedy wreszcie zaczyna si goi. Lekarz w pogotowiu mi powiedzia, e musz si stara tego nie drapa. Pan te nie powinien, panie Holmen. Birger Holmen pustym wzrokiem wpatrywa si w swoje ranki. -Nie powinienem? -Trzy otwory w skrze. Majc model szczki, moemy udowodni, e ugryz pana konkretny pies z portu kontenerowego. Mam nadziej, e jako mu si pan odpaci. Holmen pokrci gow. - Nie chciaem... Pragnem j tylko uwolni. Dzwonki na ulicy nagle ucichy. -Przyzna si pan? - spyta Harry, dajc sygna Halvorsenowi, ktry natychmiast sign do wewntrznej kieszonki, ale nie znalaz ani dugopisu, ani kartki. Harry przewrci oczami i pooy przed nim wasny notatnik. -Mwi, e jest taki zmczony. Ze nie ma ju wicej siy. e naprawd chce z tym zerwa. Znalazem dla niego miejsce w Schronisku, tym orodku Armii Zbawienia. ko i trzy posiki dziennie za tysic dwiecie koron miesicznie. Obiecali te, e wcz go do tego projektu z metadonem. Mowa bya tylko o paru miesicach czekania. Ale potem nie miaem od niego adnej wiadomoci, wic zadzwoniem do Schroniska. Powiedzieli, e znikn, nie pacc czynszu i... i znw si tu pojawi. Z pistoletem. -I wtedy podj pan decyzj? -On by stracony. Ja ju straciem syna. Nie mogem pozwoli, eby i j pocign za sob. -Jak go pan znalaz?

64

- Wcale nie na Plata. Znalazem go koo Eika i powiedziaem, e chc od niego kupi ten pistolet. Mia go przy sobie. Pokaza mi. Chcia pienidze od razu. Ale ja owiadczyem, e tyle nie mam i eby si ze mn spotka nastpnego dnia wieczorem przy bramie na tyach portu kontenerowego. Wiecie, waciwie ciesz si, e wy... ja... -Ile? - przerwa mu Harry. -Co? -Ile pan mia zapaci? -Pitnacie tysicy koron. -I... -Przyszed. Okazao si, e nie ma nabojw do tej broni. Twierdzi, e nigdy ich nie mia. -Ale pan zapewne to przewidzia, to przecie standardowy kaliber, wic je pan wczeniej zaatwi? -Tak. -Zapaci mu pan najpierw? -Co? -Nic wanego. -Zrozumcie, nie tylko Pernille i ja cierpielimy. Dla Pera kady dzie by jedynie przedueniem cierpienia. Mj syn by martwym czowiekiem, ktry czeka wycznie na to... na to, eby kto zatrzyma to jego serce, ktre nie chciao przesta bi. Na... na... -Na wybawiciela? -No wanie, na wybawiciela. -Ale to nie pana sprawa, Holmen. -Nie. To sprawa dla Boga. - Holmen spuci gow, mruczc co. -Sucham? - spyta Harry. Holmen unis gow, ale na nic nie patrzy, kiedy mwi: - Ale kiedy Bg nie robi swojej roboty, musi si ni zaj kto inny. Na ulicy brunatny zmrok otoczy te wiata. Kiedy spad nieg, w Oslo nawet w rodku nocy nie byo nigdy cakiem ciemno. Dwiki wydaway si owinite w wat, a skrzypienie niegu pod butami brzmiao jak odlege fajerwerki. - Dlaczego od razu go nie zabierzemy? - spyta Halvorsen.

65

- On si nigdzie nie wybiera. Musi najpierw powiedzie co onie. Przylemy samochd za jakie dwie godziny. - Niezy z niego aktor. -Co? - A czy nie wypakiwa wntrznoci, kiedy przyniose mu wiado mo o mierci syna? Harry z rezygnacj pokrci gow. -Wiele si jeszcze musisz nauczy, junior. Halvorsen z irytacj kopn w nieg. -No to owie mnie, mdrcze! -Popenienie zabjstwa jest dziaaniem tak ekstremalnym, e wiele osb wypiera je ze wiadomoci. Mog z tym y jak z czym w rodzaju na poy zapomnianego koszmaru. Ju nieraz to widziaem. Dopiero kiedy kto inny powie o tym gono, uwiadamiaj sobie, e to si wydarzyo naprawd, a nie tylko istnieje w ich gowie. -Aha. W kadym razie to zimna ryba. -Nie widziae, e ten czowiek by zaamany? Pernille Holmen przypuszczalnie miaa racj, mwic, e z nich dwojga to Birger ma wicej serca. - Serca? Zabjca? - Gos Halvorsena a si zaostrzy z oburzenia. Harry pooy rk na ramieniu sieranta. - Zastanw si. Czy to nie jest ostateczny akt mioci, jaki mona ofiarowa jedynemu synowi? -Ale... - Wiem, co mylisz, Halvorsen. Ale musisz si przyzwyczai, e wanie tego rodzaju paradoksy moralne bd wypenia ci dni. Halvorsen szarpn za niezamknite na klucz drzwiczki, ale przymarzy. Ogarnity nag wciekoci szarpa za nie, dopki z ostrym chrzstem nie odkleiy si od gumy na karoserii. Wsiedli. Harry przyglda si Halvorsenowi, ktry obraca kluczyk, drug rk pstrykajc sobie w czoo. Silnik zaskoczy z wyciem. -Halvorsen... - zacz Harry. -Tak czy owak, sprawa jest rozwizana i nowy nadkomisarz na pewno si ucieszy - powiedzia Halvorsen gono i zjecha na ulic tu przed nosem trbicej ciarwki. Podnis do lusterka wyprostowany

66

rodkowy palec. - Wic uczcijmy to z umiechem. - Opuci rk i dalej pstryka si w czoo. -Halvorsen... -O co chodzi? - warkn. -Zjed na bok. -Co? -Zjed. Halvorsen podjecha pod krawnik, puci kierownic, ale dalej wpatrywa si przed siebie. Podczas ich pobytu u Holmena lodowe re zdyy obrosn szyb od rodka niczym byskawicznie atakujcy grzyb. Halvorsen oddycha ciko, pier wyranie mu si podnosia i opadaa. -Bywaj dni, kiedy ta praca to prawdziwe babranie si w gwnie powiedzia Harry. - Nie daj si temu zama. -Nie dam. -Ty to ty, a oni to oni. -Wiem. Harry pooy Halvorsenowi rk na plecach i czeka. Po chwili poczu, e kolega si uspokaja. - Twardziel - stwierdzi Harry. aden ju wicej si nie odezwa, gdy samochd z wysikiem przedziera si przez popoudniowe korki, sunc w stron Grcnland.

7 WTOREK, 15 GRUDNIA. ANONIMOWO


Sta w najwyszym punkcie najbardziej ruchliwego ze wszystkich deptakw w Oslo, ulicy nazwanej imieniem szwedzko-norweskiego krla Karla Johana. Nauczy si na pami planu miasta, ktry dosta w hotelu, i wiedzia, e budynek na zachodzie to Zamek Krlewski, a na wschodnim kracu ulicy znajduje si Dworzec Centralny Oslo. Zadra z zimna. Wysoko na cianie kamienicy stopnie mrozu wieciy czerwonym neonowym blaskiem, a kade najmniejsze drgnienie powietrza wydawa-

67

lo si epok lodowcow, wdzierajc si pod paszcz z wielbdziej weny, z ktrego do tej pory by bardzo zadowolony, szczeglnie e kupi go w Londynie za wyjtkowo nisk cen. Zegar obok stopni mrozu wskazywa tysic dziewiset. Ruszy na wschd. Wygldao to niele. Ciemno, duo ludzi, a jedyne kamery, jakie zauway, umieszczone byy na dwch bankach i skierowane na nalece do nich bankomaty. Kolejk podziemn ju wykluczy jako moliwo odwrotu z uwagi na kombinacj duej liczby kamer monitoringu i niewielkiej liczby ludzi. Oslo okazao si mniejsze, ni przypuszcza. Wszed do sklepu z odzie. Znalaz niebiesk czapk za czterdzieci dziewi koron i weniany sweter za dwiecie, ale zmieni zdanie na widok cienkiej kurtki przeciwdeszczowej za sto dwadziecia. Kiedy j wkada w przymierzalni, odkry, e w kieszeni marynarki wci le odwieajce tabletki do pisuaru, jeszcze z Parya, teraz w stanie sproszkowanym i czciowo wtartym w materia. Restauracja znajdowaa si sto metrw dalej na tym deptaku, po lewej stronie. Przede wszystkim, stwierdzi, jest w niej samoobsugowa szatnia. wietnie, to wiele upraszczao. Wszed do restauracji. Pustawo. I przejrzycie, z miejsca, w ktrym sta, widzia wszystkie stoliki. Kiedy podszed do niego kelner, zamwi stolik przy oknie na szst na nastpny dzie. Przed opuszczeniem restauracji sprawdzi jeszcze toalet. Nie miaa okien. Jedyne inne wyjcie prowadzio wic przez kuchni. No i dobrze. Nie ma miejsc idealnych. Zreszt bardzo mao prawdopodobne, by potrzebowa alternatywnej drogi ucieczki. Po wyjciu na ulic spojrza na zegarek i ruszy w stron dworca. Ludzie patrzyli w d i w bok. Niedue miasto, ale pene chodnego dystansu metropolii. wietnie. Ponownie spojrza na zegarek, stanwszy na peronie szybkiej kolei na lotnisko. Sze minut piechot od restauracji. Pocig odjeda co dziesi minut i jecha dziewitnacie. Mg wic by w pocigu o dziewitnastej dwadziecia, a na lotnisku o dziewitnastej czterdzieci. Bezporedni samolot do Zagrzebia odlatywa o dwudziestej pierwszej dziesi, a bilet mia w kieszeni. W promocyjnej cenie SAS-u. Zadowolony zszed po schodach z nowego terminalu pod szklany dach, bdcy najwyraniej star hal odjazdw, teraz pen sklepw,

68

i wyszed na otwarty plac. Jernbanetorget. Plac Dworcowy. Tak byo napisane na planie miasta. Na rodku placu, midzy szynami tramwajowymi, samochodami i ludmi, skamienia w p kroku dwa razy wikszy od normalnego tygrys. Nigdzie jednak nie byo wida automatw telefonicznych, o ktrych mwia recepcjonistka. Na kocu placu przy jakiej wiacie staa grupka ludzi. Podszed bliej. Nachylali do siebie gowy w kapturach, o czym rozmawiajc. Moe wszyscy przyjechali z tego samego miejsca, moe byli ssiadami i czekali na ten sam autobus? Ale przypominali mu o czym innym. Zauway, e jakie przedmioty przechodz z rk do rk, po czym chudzi mczyni odchodz zgici wp dla ochrony przed lodowatym wiatrem. Zrozumia wtedy, co to jest. Widzia, jak si sprzedaje heroin, i w Zagrzebiu, i w innych miastach Europy. Ale nigdzie tak otwarcie jak tutaj. W kocu uwiadomi sobie, co przypomina mu ten widok. Grupki ludzi, w ktrych sam sta po odejciu Serbw. Uchodcw. Autobus jednak przyjecha. By biay i zatrzyma si w pewnej odlegoci od wiaty. Drzwi si otworzyy, ale nikt nie wsiad. Wysiada natomiast dziewczyna w mundurze, ktry od razu rozpozna. Armia Zbawienia. Zwolni kroku. Dziewczyna podesza do jednej z kobiet i pomoga jej wsi do autobusu. Za ni poszo dwch mczyzn. Zatrzyma si i patrzy. Przypadek, pomyla. Nic wicej. Odwrci si. I nagle na cianie wieyczki z dzwonkami ujrza trzy automaty telefoniczne. Pi minut pniej dzwoni ju do Zagrzebia i mwi jej, e wszystko wydaje si w porzdku. - Ostatnia robota - powtrzya. A Fred powiedzia, e na stadionie Maksimir prowadz jego niebieskie lwy, Dynamo Zagrzeb, jeden zero z Rijek do przerwy. Rozmowa kosztowaa pi koron. Zegar na wiey wskazywa dziewitnast dwadziecia pi. Odliczanie ju si zaczo. Grupa spotykaa si w domu parafialnym przy kociele Vestre Aker. wirow drog prowadzc do niewielkiego murowanego domku na zboczu obok cmentarza obramowyway z obu stron wysokie zaspy odrzuconego niegu. W nieprzytulnej sali, w ktrej pod cianami usta-

69

wiono supy plastikowych krzese, przy dugim stole na rodku siedziao czternacie osb. Kto, kto trafiby tu przypadkiem, uznaby moe, e to zebranie czonkw spdzielni mieszkaniowej, ale tak naprawd nic w twarzach, wieku, pci czy ubraniu nie zdradzao, co to za rodzaj wsplnoty. Ostre wiato odbijao si w szybach i w pokrywajcym podog linoleum. Pomrukiwano pod nosem i obracano w palcach tekturowe kubki. Gdzie sykna otwierana butelka wody mineralnej. Dokadnie o dziewitnastej na kocu stou uniosa si rka i zadzwonia maym dzwoneczkiem, a wszystkie rozmowy ucichy. Oczy zebranych skieroway si na mniej wicej trzydziestopicioletni kobiet. Odpowiedziaa bezporednim, miaym spojrzeniem. Miaa wskie, surowe wargi, ktrym nieco agodnoci dodaa szminka, dugie, gste, jasne wosy, spite prost spink i due donie spoczywajce teraz spokojnie i pewnie na blacie. Kobieta bya, jak to si mwi, przystojna, co oznacza pikne rysy, ale bez wdziku kwalifikujcego do okrelenia sodka". Mowa jej ciaa wiadczya o opanowaniu i sile, podkrelonych jeszcze przez mocny gos, ktry moment pniej wypeni zimne pomieszczenie: -Cze, mam na imi Astrid i jestem alkoholiczk. -Cze, Astrid - odpowiedzieli zebrani chrem. Astrid nachylia si nad rozoon ksik i zacza czyta: -Jedynym warunkiem uczestnictwa we wsplnocie jest ch zaprzestania picia" - podja, a wok stou poruszyy si wargi tych, ktrzy Dwanacie Tradycji Anonimowych Alkoholikw znali na pami. W przerwach na nabranie oddechu sycha byo piew chru parafialnego wiczcego pitro wyej. -Tematem dzisiejszego mityngu jest Krok Pierwszy - powiedziaa Astrid ktry brzmi nastpujco: Przyznalimy, e jestemy bezsilni wobec alkoholu, e przestalimy kierowa wasnym yciem". Mog zacz, ale bd mwi krtko, bo uwaam, e ju si uporaam z Krokiem Pierwszym. Odetchna, umiechajc si krzywo. - yj w trzewoci od siedmiu lat, ale codziennie zaraz po przebu dzeniu mwi sobie, e jestem alkoholiczk. Moje dzieci o niczym nie wiedz. Sdz jedynie, e mama bardzo atwo si upijaa, a przestaa pi dlatego, e po wypiciu wpadaa w zo. W moim yciu dla utrzy-

70

mania rwnowagi potrzebna jest odpowiednia dawka prawdy i odpowiednia dawka kamstwa. Moe si okaza, e wszystkie moje wysiki zdadz si psu na bud, ale staram si przeywa kady dzie z osobna, unikam pierwszego kieliszka i obecnie pracuj nad Krokiem Jedenastym. - Dzikujemy, Astrid - pado od zgromadzonych, po czym nastpi y oklaski. Na pitrze chr chwali Pana. Astrid skina gow wysokiemu mczynie o jasnych, krtko obcitych wosach, siedzcemu na lewo od niej. -Cze, mam na imi Harry - powiedzia mczyzna troch niewyranie. Delikatna siateczka czerwonych yek na duym nosie wiadczya o dugim yciu poza szeregami trzewych. - Jestem alkoholikiem. -Cze, Harry. -Jestem tu wiey. To mj szsty mityng. Albo sidmy. I jeszcze si nie uporaem z Krokiem Pierwszym. To znaczy wiem, e jestem alkoholikiem, ale wydaje mi si, e potrafi nad tym zapanowa. Jest wic pewna sprzeczno w tym, e teraz tu siedz. Ale przyszedem tu, poniewa daem sowo pewnemu psychologowi, przyjacielowi, ktry mi dobrze yczy. Twierdzi, e jeli tylko uda mi si wytrzyma gadanie o Bogu i duchowoci w pierwszych tygodniach, to odkryj, e to dziaa. No c, nie wiem, czy anonimowi alkoholicy mog sami sobie pomc, ale jestem skonny sprbowa. Dlaczego nie? Odwrci si w lewo, sygnalizujc, e skoczy. Zanim jednak oklaski na dobre si rozlegy, przerwaa je Astrid. - Chyba pierwszy raz si odezwae na naszych mityngach, Harry. To mie. Ale moe opowiesz nam co wicej, skoro ju zacze? Harry popatrzy na ni zdumiony. Pozostali rwnie, poniewa wywieranie nacisku na kogokolwiek w grupie byo oczywistym zamaniem zasad. Astrid wytrzymaa jego spojrzenie. Czu je na sobie podczas wczeniejszych spotka, lecz odpowiedzia tylko raz. W zamian zmierzy j wtedy wzrokiem od stp do gw i w drug stron. Nawet spodobao mu si to, co zobaczy, ale najbardziej by zadowolony, kiedy wrci do gw i spostrzeg, e jej twarz jest wyranie czerwona. A na nastpnym spotkaniu zachowywaa si, jakby by powietrzem. - Nie, dzikuj.

71

Niemiay aplauz. Gdy gos zabraa kolejna osoba, Harry obserwowa Astrid ktem oka. Po spotkaniu spytaa go, gdzie mieszka, i zaproponowaa, e podrzuci go do domu samochodem. Harry waha si, suchajc chru uporczywie wielbicego Pana pitro wyej. Ptorej godziny pniej w milczeniu palili papierosy, patrzc, jak dym barwi sypialni na niebiesko. Wilgotne przecierado w wskim ku Harry'ego wci byo ciepe, ale panujcy w pokoju chd skoni Astrid do podcignicia cienkiej biaej kodry a pod brod. - Byo cudownie - powiedziaa. Harry nie odpowiedzia. Uzna, e to moe nie jest pytanie. -Doszam. I to za naszym pierwszym razem. To nie jest... -A wic twj m jest lekarzem? - przerwa jej Harry. -Pytasz ju drugi raz, a odpowied cigle brzmi: tak. Pokiwa gow. -Syszysz ten dwik? -Jaki dwik? -Cykanie. To twj zegarek? -Ja nie mam zegarka, to musi by twj. -Mam elektroniczny, on nie cyka. Pooya mu do na biodrze. Harry wysun si z ka. Lodowate linoleum a zapieko w podeszwy stp. -Chcesz szklank wody? -Mhm. Poszed do azienki i kiedy woda popyna z kranu, przejrza si w lustrze. Co ona takiego powiedziaa? e widzi samotno w jego spojrzeniu? Nachyli si, ale nie zobaczy nic oprcz niebieskich tczwek wok malekich renic i delty naczy krwiononych na biakach. Kiedy Halvorsen poj, e z Rakel wszystko skoczone, powiedzia, e Harry powinien si pocieszy innymi kobietami, czy jak poetycznie si wyrazi, wybzyka z siebie melancholi. Ale Harry nie mia na to ani si, ani ochoty. Wiedzia, e kada kobieta, ktr tknie, zmieni si w Rakel. A on potrzebowa zapomnienia. Pozbycia si jej z krwi, a nie kuracji metadonem mioci. Ale to moe on si pomyli, a Halvorsen mia racj. Bo to byo przyjemne. Naprawd byo cudownie. I zamiast pustego uczucia, e prbo-

72

wa uciszy podanie, zaspokajajc kogo innego, czu si naadowany. A jednoczenie odprony. Ona si nim poczstowaa. A jemu spodoba si sposb, w jaki to zrobia. Moe to rzeczywicie mogo by tak pro ste rwnie w jego wypadku? Zrobi krok w ty i obejrza w lustrze swoje ciao. Schud w cigu ostatniego roku. Mia mniej tuszczu, ale te i mniej mini. Zaczyna przypomina swego ojca. Chyba nic dziwnego. Wrci do ka z du plitrow szklank wody, z ktrej pili wsplnie. Pniej Astrid przytulia si do niego. Pocztkowo skr miaa lepk i zimn, ale po chwili zacza go ogrzewa. -Teraz moesz mi opowiedzie. -O czym? - Harry obserwowa dym ukadajcy si w ksztat litery. -Jak ona miaa na imi? No bo jest jaka ona, prawda? Litera si rozwiaa. -To wanie z jej powodu do nas przyszede. - Moe i tak. - Harry patrzy, jak ar powoli zjada papierosa, pod czas gdy on opowiada. Najpierw troch. Kobieta obok niego bya obca, panowaa ciemno, sowa wznosiy si i rozwieway, a on myla, e tak musi by przy konfesjonale. Wyrzucanie z siebie. Albo dzielenie si, jak nazywali to w AA. Opowiada zatem wicej. Opowiada o Rakel, ktra przed rokiem wyrzucia go z domu, bo uznaa, e myl o dopadniciu kreta dziaajcego w policji, Ksicia, dosownie go optaa. I o Olegu, jej synu, ktry zosta porwany z pokoju dziecinnego i wykorzystany ja ko zakadnik, kiedy Harry wreszcie znalaz si w odlegoci strzau od Ksicia. Oleg sobie z tym poradzi, zwaywszy na okolicznoci porwa nia i to, e by wiadkiem umiercenia porywacza przez Harry'ego w windzie na Kampen. Gorzej byo z Rakel. Dwa tygodnie po porwa niu, kiedy poznaa wszystkie szczegy, owiadczya, e dla Harry'ego nie ma ju miejsca w jej yciu, a raczej w yciu Olega. Astrid pokiwaa gow. -Odesza z powodu ran, ktre im zadae? Harry pokrci gow. -Z powodu ran, ktrych im nie zadaem. Jeszcze. -Jak to? - Powiedziaem, e sprawa jest zakoczona, ale ona stwierdzia, e jestem optany. e to si nigdy nie skoczy, dopki oni wci istniej.

73

- Harry zgasi papierosa w popielniczce na nocnym stoliku. - A jeli nie oni, to znajd sobie kogo nowego. Jakich innych, ktrzy bd mogli skrzywdzi j i jej syna. Powiedziaa, e nie jest w stanie udwign takiej odpowiedzialnoci. -Brzmi to tak, jakby to ona bya optana. -Nie - umiechn si Harry. - Ona ma racj. -Tak? Zechcesz to jako rozwin? Harry wzruszy ramionami. -Okrt podwodny - zacz, ale przerwa mu gwatowny atak kaszlu. -Co powiedziae o okrcie podwodnym? -To ona powiedziaa. Ze ja jestem okrtem podwodnym. Schodz tam, gdzie jest ciemno, zimno i nie mona oddycha. A na powierzchni wynurzam si raz na dwa miesice. Nie chciaa mi towarzyszy na dnie. To zrozumiae. -Wci j kochasz? Harry nie by pewien, czy podoba mu si obrt, jaki przybiera ta rozmowa. Odetchn gboko. W gowie mia dalszy cig ostatniej wymiany zda z Rakel. Jego wasny gos, taki jego ton, jaki zwykle przybiera, kiedy by zy albo si ba: Okrt podwodny, tak?". Gos Rakel: Wiem, e to ze porwnanie, ale rozumiesz...". Harry podnosi rce do gry. Ale nie, to wietne porwnanie. A kim jest ten... ten lekarz? Lotniskowcem?" On nie ma z tym nic wsplnego, Harry - jczy Rakel. - Tu chodzi o ciebie i o mnie. I o Olega". Nie zasaniaj si Olegiem". Ja si nie zasaniam..." Wykorzystujesz go jako zakadnika, Rakel..." J a go wykorzystuj jako zakadnika? To ja porwaam Olega i przystawiam mu pistolet do skroni, eby t y zaspokoi swoj dz zemsty?" yy na jej szyi wychodz i krzyczy tak, e a gos jej brzydnie, staje si gosem jakiej innej osoby, jej struny gosowe nie s w stanie znie takiej wciekoci. Harry wychodzi i mikko, prawie bezszelestnie zamyka za sob drzwi. Odwrci si do kobiety lecej w jego ku.

74

-Tak. Kocham j. A ty kochasz swojego ma lekarza? -Tak. -Wic dlaczego to? -On mnie nie kocha. -Mhm. To znaczy, e si mcisz? Popatrzya na niego zdziwiona. -Nie. Jestem po prostu samotna. No i mam ochot na ciebie. Przypuszczam, e twoje powody s takie same. Chciaby, eby to byo bardziej skomplikowane? -Nie - rozemia si Harry. - Nie, tak jest dobrze. -Dlaczego go zabie? -Kogo? -A byo ich wicej? Tego porywacza. -To nie jest wane. -Moe i nie, ale chciaabym usysze, jak opowiadasz... - Wsuna mu rce midzy nogi, przytulia si do niego i szepna mu do ucha. - ...szczegy. -Chyba raczej nie. -Mylisz si. -No dobrze, ale ja nie lubi... -Och, przesta! - sykna zirytowana, mocno ciskajc go za czonek. W ciemnoci oczy bysny jej twardo. Czym prdzej si umiechna i dodaa gosem sodkim jak cukier: - Zrb to dla mnie. Za oknem sypialni temperatura nadal spadaa, a dachy na Bislett trzeszczay i pieway, gdy Harry opowiada jej o szczegach, czujc, jak najpierw zesztywniaa, potem przycigna rk do siebie, a wreszcie szepna, e wystarczy. Kiedy wysza, Harry stan w sypialni, nasuchujc. Trzeszczenia. I cykania. W kocu pochyli si nad kurtk, ktr rzuci na podog razem z reszt ubrania podczas biegu od drzwi wejciowych do sypialni. W kieszeni znalaz rdo dwiku. Poegnalny podarunek od Bjarnego Mellera. Bysno szkieko zegarka. Schowa go do szuflady nocnego stolika, ale cykanie towarzyszyo mu przez ca drog do krainy snw.

75

* Star nadmiar smaru z elementw broni biaym hotelowym rcznikiem. Ruch uliczny z zewntrz dociera do niego pod postaci monotonnego huku, zaguszajcego ustawiony w kcie pokoju may telewizor, ktry odbiera tylko trzy kanay z ziarnistym obrazem w jzyku bdcym, jak przypuszcza, norweskim. Dziewczyna z recepcji przyja jego marynark, obiecujc, e bdzie wyprana na rano. Ukada czci broni obok siebie na gazecie. Po oczyszczeniu wszystkich zoy pistolet, wycelowa nim w lustro i nacisn spust. Rozlego si gadkie kliknicie. Czu, jak ruch metalu przenosi si na do i rami. Suchy strza. Faszywa egzekucja. Wanie tak prbowali zama Boba. W listopadzie 1991 roku po trzech miesicach nieprzerwanego oblenia i bombardowa Vukovar wreszcie skapitulowa. Z nieba la si deszcz, gdy Serbowie wmaszerowali do miasta. Wraz z niedobitkami oddziau Boba, liczcymi okoo osiemdziesiciu miertelnie zmczonych i wygodzonych chorwackich jecw wojennych, rozkazano mu stan w szeregu na baczno przed ruinami tego, co byo kiedy gwn ulic miasta. Serbowie zapowiedzieli, e nie wolno im nawet drgn, a sami schowali si w ogrzewanych namiotach. Deszcz la z tak si, e boto zaczo si pieni. Po dwch godzinach pierwsi zaczli si przewraca. Kiedy porucznik Boba wystpi z szeregu, eby pomc jednemu z tych, ktrzy upadli w boto, z namiotu wyskoczy mody serbski szeregowy, ledwie chopiec, i strzeli porucznikowi w brzuch. Od tej pory aden si nie ruszy. Wpatrywali si tylko w deszcz, przesaniajcy okoliczne wzgrza, z nadziej, e porucznik przestanie wreszcie krzycze. On sam zacz paka, ale usysza za plecami gos Boba: Nie pacz". I przesta. Mino popoudnie i zapad zmierzch, kiedy przyjecha otwarty dip. Serbowie wybiegli z namiotu i zaczli salutowa. Zrozumia, e mczyzna na siedzeniu pasaera to komendant, Kamie o mikkim gosie", jak go nazywano. Z tyu siedzia cywil z pochylon gow. Dip zaparkowa tu przed oddziaem, a poniewa on sta w pierwszym rzdzie, sysza, jak komendant kae cywilowi przyjrze si jecom. Kiedy mczyzna podnis gow, on od razu go rozpozna. To by jeden z mieszkacw Vukovaru, ojciec chopaka, ktry chodzi do ich szkoy.

76

Spojrzenie tego czowieka przesuwao si wzdu rzdw, natrafio na niego, ale nie dostrzeg adnej reakcji, nie zosta rozpoznany, spojrzenie powdrowao dalej. Komendant westchn, wsta w samochodzie i wcale nie mikkim gosem przekrzycza deszcz: - Ktry z was nosi pseudonim May Wybawiciel"? aden z oddziau si nie ruszy. - Mali Spasitelj, boisz si ujawni? Ty, ktry wysadzie dwanacie naszych czogw, odebrae naszym kobietom mw, a serbskie dzieci pozbawie ojcw? Czeka. - Jak nie, to nie. Ktry z was jest Bobo? Teraz te aden si nie ruszy. Komendant spojrza na cywila, a ten drcym palcem wskaza Boba w drugim szeregu. - Wystp! - krzykn Serb. Bobo podszed kilka krokw do dipa i kierowcy, ktry wysiad i sta obok pojazdu. Kiedy Bobo stan na baczno i zasalutowa, kierowca strci mu z gowy czapk. Wpada w boto. - Po meldunkach radiowych zorientowalimy si, e May Wybawi ciel jest pod twoim dowdztwem - powiedzia komendant. Wska go! - Nigdy nie syszaem o adnym Wybawicielu - odpar Bobo. Komendant podnis pistolet i uderzy. Z nosa Boba popyna struka krwi. -Szybko, bo nie chc mokn, a poza tym obiad czeka. -Jestem Bobo. Kapitan chorwackiej arm... Komendant skinieniem gowy da znak kierowcy, ktry pocign Boba za wosy, odwracajc jego twarz w gr, a wtedy deszcz spuka krew spywajc z nosa i ust, wsikajc w czerwon apaszk. -Dure! warkn komendant. Nie ma adnej armii chorwackiej, sami zdrajcy! Moesz wybra, czy chcesz zgin tu i teraz, czy wolisz oszczdzi nam czasu. I tak go znajdziemy. -A ty i tak nas rozstrzelasz - jkn Bobo. -Oczywicie. -Dlaczego? Komendant przeadowa pistolet. Z rkojeci spady krople deszczu. Przyoy luf do skroni Boba.

77

- Dlatego, e jestem serbskim oficerem. A mczyzna musi szano wa swoj prac. Jeste gotowy na mier? Bobo zacisn oczy, na rzsach wisiay mu krople deszczu. - Gdzie jest May Wybawiciel? Licz do trzech, potem strzelam. Raz... -Jestem Bobo... -Dwa! -...kapitan armii chorwackiej, ja... -Trzy! Nawet wrd ulewnego deszczu suche kliknicie zabrzmiao jak wybuch. - O, przepraszam, zapomniaem zaadowa bro - powiedzia ko mendant. Kierowca poda mu magazynek. Komendant wsun go w rkoje, przeadowa i znw podnis pistolet. - Ostatnia szansa. Raz! -Ja... Mj... oddzia... jest... -Dwa! -...pierwszy batalion piechoty w... w... -Trzy. Kolejny suchy trzask. Z ust cywila na tylnym siedzeniu wydar si szloch. - Ho, ho, pusty magazynek! Sprbujemy takiego z byszczcymi na bojami? Wymieni magazynek na nowy i przeadowa. -Gdzie jest May Wybawiciel? Raz! Mamrotanie Boba: -Oce nas... -Dwa! Niebiosa si otworzyy, deszcz run z rykiem, jak gdyby podejmowa rozpaczliw prb powstrzymania ludzi, a widok Boba sprawi, e on sam nie by w stanie duej tego wytrzyma. Ju otworzy usta, eby krzykn, e to on, to on jest Maym Wybawicielem, to o niego im chodzi, a nie o Boba, o niego, mog dosta jego krew. Ale w tym momencie spojrzenie Boba przelizgno si po nim i ujrza w nim oszala, bagaln prob. Zobaczy, e Bobo krci gow. I zaraz postaci do-

78

wdcy szarpno, gdy kula przecia poczenie ciaa z dusz. Spojrzenie zgaso, kiedy z oczu uszo ycie. - Ty! - krzykn komendant, wskazujc na innego z mczyzn w pierwszym szeregu. - Kolej na ciebie! Podejd tutaj! W tej samej chwili przybieg mody serbski onierz, ten, ktry zabi porucznika. - Strzelaj koo szpitala - oznajmi. Komendant zakl i skin na kierowc. Moment pniej silnik zawy z rykiem i dip znikn w zmierzchu. A przecie Serbowie nie mieli o co si niepokoi. W szpitalu nie byo adnego Chorwata, ktry mgby strzela. Nie mieli broni. Zostawili Boba lecego z twarz w czarnym bocie. Ale kiedy zrobio si tak ciemno, e Serbowie w namiocie nie mogli ich ju widzie, on wystpi z szeregu, nachyli si nad martwym kapitanem, rozwiza wze i cign mu z szyi jedwabn apaszk.

8 RODA, 16 GRUDNIA. POSIEK


Dochodzia sma rano, a dzie, ktry w Oslo mia by najzimniejszym szesnastym grudnia od dwudziestu czterech lat, wci jeszcze by ciemny jak noc. Harry opuci Budynek Policji, pokwitowawszy u Gerd zabranie klucza do mieszkania Toma Waalera. Szed z postawionym konierzem paszcza, a kiedy kasa, mia wraenie, e dwik znika w wacie, jak gdyby mrz zagci powietrze. W godzinach porannego szczytu ludzie gnali po chodnikach, jakby nie mogli si doczeka, kiedy wreszcie znajd si pod dachem. Ale Harry stawia uwane, dugie kroki, lekko uginajc nogi w kolanach na wypadek, gdyby gumowe podeszwy martensw nie sprawdziy si na gadkim lodzie. Kiedy otwiera drzwi do pooonej w centrum kawalerki Toma Waalera, niebo nad wzgrzem Ekeberg ledwie zaczo blednc. Po mierci Waalera mieszkanie pozostawao zamknite przez dugie tygodnie, ale ledztwo nie przynioso adnych dowodw demaskujcych ewentualnych wspwinnych z gangu przemytnikw broni. Tak przynajmniej po-

79

wiedzia naczelnik Biura Kryminalnego, gdy informowa, e ta sprawa przestaje mie priorytet z uwagi na inne pilne zadania ledcze". Harry zapali wiato w salonie i stwierdzi, e w mieszkaniu nieyjcego czowieka panuje dziwna, charakterystyczna cisza. Na cianie przed meblami z lnicej czarnej skry wisia olbrzymi telewizor plazmowy z metrowej wysokoci kolumnami gonikw po obu stronach, najwyraniej bdcymi elementami systemu surround w mieszkaniu. Wisiao te kilka obrazw z szecianowatymi wzorami w bkitach, z rodzaju tych, ktre Rakel nazywaa sztuk linijki i cyrkla. Wszed do sypialni. Przez okno sczyo si szare wiato. W pokoju panowa porzdek. Na biurku sta monitor, samego komputera jednak nigdzie nie byo wida. Pewnie zabrano go do przeszukania. Ale nie zauway go wrd materiau dowodowego w Budynku Policji. Zabroniono mu wszelkiej stycznoci ze spraw. Oficjalnym powodem byo objcie go prowadzonym przez SEFO, Wydzia Kontroli Wewntrznej, ledztwem w zwizku ze mierci Waalera. Harry nie potrafi jednak pozby si myli, e jest wrd nich kto, kto nie yczy sobie odwrcenia wszystkich kamieni domina. Mia wyj z sypialni, kiedy to usysza. W masie spadkowej nie panowaa ju zupena cisza. Jaki dwik, odlege cykanie, przyprawi go o gsi skrk, a delikatnym woskom na rkach kaza si podnie. Dwik dochodzi z szafy ubraniowej. Harry si zawaha. W kocu j otworzy. Tu za drzwiami stao kartonowe pudo. Natychmiast rozpozna kurtk, ktr Waaler mia na sobie tamtej nocy na Kampen. Na samym wierzchu na kurtce lea zegarek i cyka. Cyka tak samo jak wtedy, gdy Tom Waaler wcisn rk w okienko w drzwiach windy, ktra ruszya i mu j odcia. Potem siedzieli w tej windzie, a rka leaa midzy nimi. Woskowa i martwa, jak urwana cz manekina. Z t jedn rnic, e na tej rce by zegarek. Zegarek, ktry cyka, ktry nie chcia stan, tylko y. Jak w tym opowiadaniu czytanym Harry'emu przez ojca w dziecistwie, tym o sercu zabitej ofiary, ktre nie chciao przesta bi i w kocu doprowadzio zabjc do szalestwa. To byo bardzo charakterystyczne cykanie, energiczne i intensywne. Takie, ktre si zapamituje. Rolex. Ciki i na pewno horrendalnie drogi.

80

Harry mocno zatrzasn drzwi szafy. Ruszy w stron drzwi wejciowych, ciko tupic, a wrd cian ponioso si echo. Zamykajc, gono zabrzcza kluczami i gorczkowo nuci, dopki nie znalaz si na ulicy, gdzie bogosawiony haas zagusza wszystko. O trzeciej po poudniu na placu Komandora T.I. 0grima numer 4 cienie ju bardzo si wyduyy, a w oknach Kwatery Gwnej Armii Zbawienia zaczy zapala si wiata. O pitej byo cakiem ciemno, a supek rtci spad poniej pitnastu stopni. Kilka samotnych zbkanych patkw niegu upado na dach komicznego samochodziku, w ktrym czekaa Martine Eckhoff. - Przyjd wreszcie, tato! - mrukna, z lkiem zerkajc na wskanik akumulatora. Nie bya pewna, jak to elektryczne autko - podarunek dla Armii od krla - zachowa si na mrozie. Przed zamkniciem biura nie zapomniaa o niczym. Zostawia w sieci informacj o nowych i odwoa nych spotkaniach, zaktualizowaa listy dyurw w autobusie rozwo cym zup i przy kocioku-skarbonce na Egertorget, przeczytaa korekt odpowiedzi na pismo z Kancelarii Premiera, dotyczce dorocznego koncertu gwiazdkowego w Sali Koncertowej. Drzwiczki si otworzyy i do rodka wtargno zimno wraz z mczyzn o gstych siwych wosach pod mundurow czapk i najjaniejszych niebieskich oczach, jakie Martine kiedykolwiek widziaa. W kadym razie u kogo, kto ju przekroczy szedziesitk. Komandor z pewnym wysikiem wcisn nogi w wsk przestrze midzy siedzeniem a desk rozdzielcz. -No, to jedziemy - rzuci, strzepujc nieg z dystynkcji komandorskich, wiadczcych o tym, e jest najwyszym dowdc Armii Zbawienia w Norwegii. Powiedzia to z wesooci i niewymuszonym autorytetem, naturalnym dla ludzi przywykych do tego, e ich polecenia s wypeniane. -Spnie si. -A ty jeste aniokiem. - Pogadzi j po policzku wierzchem doni, a bkitne oczy rozjaniy energia i rozbawienie. - Pospieszmy si teraz! -Tato... - Chwileczk. - Komandor opuci szyb samochodu. - Rikardzie!

81

Przed wejciem do wityni, mieszczcej si obok i pod tym samym dachem co Kwatera Gwna, sta mody czowiek. Drgn, syszc woanie, ale zaraz podbieg do samochodu, szeroko rozstawiajc nogi, a rce przyciskajc do ciaa. Polizgn si, o mao nie przewrci, ale zdoa odzyska rwnowag. Kiedy stan przy aucie, ju by zdyszany. -Sucham, komandorze? -Mw do mnie David, jak wszyscy inni, Rikardzie! -Dobrze, Davidzie. -Tylko nie w kadym zdaniu. Spojrzenie Rikarda przeskoczyo z komandora Davida Eckhoffa na jego crk Martine i z powrotem. Przecign dwoma palcami nad spocon grn warg. Martine czsto si zastanawiaa, jak to moliwe, e ten czowiek poci si intensywnie w jednym konkretnym miejscu na ciele, bez wzgldu na pogod i temperatur, a szczeglnie wtedy, gdy siada obok niej podczas naboestwa lub gdzie indziej i szepta co, co w zamierzeniu miao by zabawne, i co waciwie mogo takie by, gdyby nie marnie skrywana nerwowo i nieco zbyt intensywna blisko. No i pot nad grn warg. Czasami, kiedy Rikard siedzia blisko, a wok panowaa cisza, syszaa szorstki odgos, kiedy przeciga po wardze palcami. Bo oprcz potu Rikard Nilsen wytwarza te zarost, strasznie duo zarostu. Bywao, e przychodzi rano do Kwatery Gwnej wieo ogolony, z twarz gadk jak pupa niemowlcia, a ju po lunchu jego skra nabieraa niebieskawego odcienia. Czsto przed wieczornymi zebraniami goli si po raz drugi. - artuj, Rikardzie - umiechn si David Eckhoff. Martine wiedziaa, e ojciec pogrywajc tak z ludmi, nie ma zych intencji, ale czasami miaa wraenie, e komandor nie zdaje sobie sprawy, e nimi pomiata. - No tak. - Rikard zdoby si na miech. Nachyli si i powiedzia: - Cze, Martine. -Cze - odpara, udajc, e bardzo j interesuje kontrolka akumulatora. -Zastanawiaem si, Rikardzie, czy mgbym ci prosi o przysug - powiedzia komandor. - Strasznie duo lodu na drogach ostatnio, a w moim samochodzie s zwyke zimowe opony, bez kolcw. Powinie nem je zmieni, ale jad do Latarni Morskiej...

82

- Wiem - odpar Rikard z oywieniem. - Na obiad z ministrem spraw spoecznych. Mamy nadziej, e przyjdzie duo prasy. Rozma wiaem z szefem do spraw informacji. David Eckhoff umiechn si wyrozumiale. -Dobrze, e ledzisz wydarzenia na bieco, Rikardzie. Rzecz w tym, e mj samochd stoi w garau tutaj, a chtnie bym go widzia z zaoonymi oponami z kolcami. Rozumiesz? -Te z kolcami le w baganiku? -Tak. Ale wycznie pod warunkiem, e nie masz nic waniejszego do roboty. Akurat dzwoniem do Jona, powiedzia, e moe... -Nie, nie - Rikard zdecydowanie pokrci gow. - Ja to zaatwi od razu. Moesz mi ufa, eee... Davidzie. -Na pewno? Rikard zaskoczony spojrza na komandora. -e moesz mi ufa? -e nie masz nic waniejszego do zaatwienia. -Oczywicie, zrobi to z przyjemnoci. Lubi grzeba przy samochodach i... i... -Zmienia opony? Rikard przekn lin i w odpowiedzi na szeroki umiech komandora kiwn gow. Kiedy szyba podsuna si wreszcie do gry, a oni wyjechali z placu, Martine owiadczya, e, jej zdaniem, ojciec nieadnie postpi, wykorzystujc uczynno Rikarda. -Masz chyba na myli sualczo - odpowiedzia. - Spokojnie, to tylko test. -Test? Na ofiarno czy na lk przed autorytetami? -Na to ostatnie - rozemia si komandor. - Rozmawiaem z The, siostr Rikarda. Powiedziaa mimochodem, e Rikard bardzo si stara skoczy projekt budetu na jutrzejszy termin. Powinien wic raczej zaj si tym, a opony zostawi Jonowi. -I co z tego? Moe Rikard jest po prostu miy. -Owszem, jest miy i zdolny. Pracowity i powany. Chc mie po prostu pewno, e ma krgosup i odwag, jakiej wymaga wane stanowisko kierownicze. -Wszyscy mwi, e to Jon dostanie t prac.

83

David Eckhoff popatrzy na swoje donie i prawie niezauwaalnie si umiechn. - Naprawd? Bardzo zreszt ceni sobie, e stajesz w obronie Rikarda. Martine nie odrywaa oczu od drogi, ale czul na sobie spojrzenie ojca, gdy cign: - Nasze rodziny przyjani si od wielu lat, przecie wiesz. To do brzy ludzie, mocno zakotwiczeni w Armii. Martine zacza oddycha gboko, prbujc zwalczy irytacj. Robota wymagaa tylko jednej kuli. Mimo to umieci w magazynku wszystkie naboje. Po pierwsze dlatego, e bro bya w idealnej rwnowadze tylko z penym magazynkiem. I dlatego, e to minimalizowao ryzyko bdu technicznego. Sze w magazynku plus jeden w komorze. Potem woy kabur pod pach. Kupi j uywan. Bya mikka, pachniaa sol i gorycz skry, smarem i potem. Pistolet tkwi w niej jak naley. Stan przed lustrem, woy marynark. Pistoletu nie byo wida. Wiksza bro gwarantowaa lepsz precyzj, ale on nie zamierza si zajmowa strzelaniem precyzyjnym. Woy kurtk od deszczu. Na ni paszcz. Czapk wepchn do kieszeni i sprawdzi, czy w wewntrznej kieszonce ley czerwona apaszka. Popatrzy na zegarek. - Krgosup - powiedzia Gunnar Hagen. - I odwaga. Te dwie ce chy uwaam za najwaniejsze u moich komisarzy. Harry nie odpowiedzia. Pomyla, e to moe wcale nie byo pytanie, rozejrza si wic po gabinecie, w ktrym czsto siedzia tak jak teraz. Ale oprcz sceny zatytuowanej Nadkomisarz mwi podwadnemu, co si z czym naprawd wie", wszystko si zmienio. Znikny stosy papierw Bjarnego Moliera, wydania zbiorowe komiksw z Kaczorem Donaldem&Co., wcinite na pk midzy podrcznikami prawa a instrukcjami policyjnymi, due zdjcie rodziny i jeszcze wiksze golden retrievera, ktrego dostay dzieci i o ktrym dawno ju zapomniay, bo nie y od dziewiciu lat, a Bjarne Molier wci go opakiwa.

84

Zosta czysty blat biurka, jedynie z monitorem komputera i klawiatur, maym srebrnym cokolikiem z kawaeczkiem biaej jak kreda koci, no i z okciami Gunnara Hagena, na ktrych w tej chwili si opiera, wbijajc w Harry'ego wzrok spod okapw gstych brwi. -Ale jest pewna trzecia cecha, ktr uwaam za jeszcze waniejsz, Hole. Domylasz si, co to moe by? -Nie - odpar Harry paskim gosem. -Dyscyplina. Dys-cy-pli-na. Taki podzia na sylaby sprawi, e Harry waciwie zacz si ju spodziewa lingwistycznego wykadu na temat pochodzenia tego sowa. Tymczasem Hagen wsta i zacz przechadza si po gabinecie w jedn i w drug stron z rkami zaoonymi na plecy, co byo form zaznaczania rewiru, ktr Harry zawsze uwaa za odrobin komiczn. -Odbywam takie spotkania ze wszystkimi z oddziau, eby podczas rozmowy twarz w twarz powiedzie jasno, czego oczekuj. -Z wydziau. -Sucham? -U nas to si nie nazywa oddzia, tylko wydzia. Tak tylko powiedziaem, dla informacji. -Dzikuj, orientuj si w tym, komisarzu. O czym to ja mwiem? -O dys-cy-pli-nie. Hagen spiorunowa go wzrokiem, ale poniewa Harry zachowa kamienn twarz, nadkomisarz kontynuowa swj marsz. -Przez ostatnich dziesi lat wykadaem w Akademii Wojskowej. Moj specjalnoci bya wojna w Birmie. Przypuszczam, e zaskoczy ci, kiedy powiem, e to miao bardzo istotne znaczenie dla mojej pracy tutaj, Hole. -No c. - Harry podrapa si w ydk. - Czyta pan we mnie jak w otwartej ksidze, szefie. Hagen przecign palcem wskazujcym po parapecie i z niechci przyjrza si opuszce. - W czterdziestym drugim niespena sto tysicy japoskich onierzy podbio Birm. Birma bya dwa razy wiksza od Japonii i w tym czasie opanowana przez oddziay brytyjskie przewyszajce Japoczykw za rwno pod wzgldem liczby ludzi, jak i broni. - Hagen podnis do gry ubrudzony palec. - Ale bya jedna dziedzina, w ktrej Japoczycy gro-

85

wali i ktra umoliwia im przegnanie Brytyjczykw i najemnych onierzy indyjskich. Dyscyplina. Kiedy Japoczycy maszerowali na Rangun, szli przez czterdzieci pi minut i spali przez pitnacie. Kadli si wprost na drodze z plecakami, stopami uoeni w stron kierunku marszu, eby po przebudzeniu nie wej do rowu ani nie ruszy w przeciwnym kierunku. Kierunek jest bardzo wany. Rozumiesz, Hole? Harry domyla si, co teraz usyszy. -Rozumiem, e w kocu doszli do Rangunu, szefie. -Owszem, doszli wszyscy. Poniewa wykonywali polecenia. Wanie si dowiedziaem, e podpisae odbir kluczy do mieszkania Toma Waalera. Czy moja wiedza jest prawdziwa? -Chciaem tam tylko zajrze, szefie. Z przyczyn czysto terapeutycznych. -Mam nadziej. Ta sprawa jest ju pogrzebana. Wszenie w mieszkaniu Waalera to nie tylko strata czasu, lecz rwnie niepodporzdkowanie si poleceniu, ktre wczeniej otrzymae od naczelnika Biura Kryminalnego, a teraz otrzymujesz ode mnie. Myl, e nie musz si rozwodzi o konsekwencjach nieusuchania rozkazu. Wspomn tylko, e japoscy oficerowie strzelali do swoich onierzy za picie wody poza czasem wyznaczonym na zaspokojenie pragnienia. Nie z sadyzmu, tylko dlatego, e dyscyplina to natychmiastowe wycinanie naroli rakowych. Wyraam si jasno, Hole? -Jasno jak... Hm. Jak co, co jest bardzo jasne, szefie. -To wszystko na teraz, Hole. - Hagen usiad na krzele, wyj z szuflady jaki papier i zacz go czyta z takim zaangaowaniem, jakby Harry ju opuci gabinet. W oczach mia zdumienie, kiedy podnis gow i zobaczy, e Harry wci przed nim stoi. -Co jeszcze, Hole? -Mhm. Zastanawiaem si nad jedn rzecz. Czy to si nie skoczyo tak, e Japoczycy przegrali t wojn? Po wyjciu Harry'ego Gunnar Hagen jeszcze dugo wpatrywa si w kartk. Restauracja bya zapeniona w poowie. Dokadnie tak jak poprzedniego dnia. W drzwiach przywita go mody przystojny kelner z niebieskimi oczami i jasnymi krconymi wosami. By tak podobny do Gior-

86

giego, e przez chwil tylko sta i mu si przyglda. Zrozumia, e jego zainteresowanie zostao zauwaone, bo na ustach kelnera pojawi si umiech. Kiedy odwiesza paszcz i kurtk przeciwdeszczow w szatni, czu na sobie jego wzrok. - Your name? - spyta kelner, a on wymamrota odpowied. Kelner zacz przesuwa dugim szczupym palcem po karcie w ksice rezerwacji i w kocu si zatrzyma. - / got my finger on you now - powiedzia, a niebieskie oczy przy trzymay go wzrokiem tak dugo, e w kocu si zaczerwieni. Restauracja nie wygldaa na szczeglnie ekskluzywn, lecz jeli nie zawioda go zdolno liczenia w pamici, ceny w menu przekraczay wszelk zdolno pojmowania rozumu. Zamwi spaghetti i szklank wody. By godny. Ale serce bio mu rwno i spokojnie. Inni ludzie w restauracji rozmawiali, umiechali si i miali, jak gdyby nic zego nie mogo ich spotka. Zawsze go dziwio, e to nie jest widoczne, e nie otacza go czarna aureola, e nie bije od niego chd ani odr zgnilizny. A raczej, e inni tego nie wyczuwaj. Na zewntrz zegar na wiey ratusza wybi swoje trzy tony sze razy. -Przyjemne miejsce - stwierdzia Thea, rozgldajc si dokoa. Restauracja nie bya zatoczona, a ich stolik mia widok na deptak. Z ukrytych gonikw sczya si ledwie syszalna medytacyjna muzyka w stylu New Age. -Staraem si, eby to byo co szczeglnego - powiedzia Jon i spojrza w kart. - Co by chciaa zje? Wzrok Thei chaotycznie skaka po karcie da. - Najpierw musz si napi wody. Thea pia duo wody. Jon wiedzia, e ma to zwizek z cukrzyc i nerkami. - Naprawd nieatwo si zdecydowa - powiedziaa. - Wszystko wyglda na bardzo smaczne. - Ale nie mona zje wszystkiego, co jest w karcie. -No tak... Jon przekn lin. Te sowa same mu si wyrway. Lekko unis wzrok. Thea najwyraniej niczego nie zauwaya. Nagle jednak uniosa

-Co waciwie chciae przez to powiedzie? -Przez co? - spyta ekko. -Przez to wszystko, co jest w karcie". Prbowae co powiedzie. Znam ci, fon. O co chodzi? Wzruszy ramionami. -Ustalilimy, e zanim si zarczymy, powiemy sobie o wszystkim, prawda? -Tak. I co? -Jeste pewna, e opowiedziaa mi... wszystko? Westchna z rezygnacj. -Jestem pewna, Jon. Nie byam z nikim. Nie w ten... sposb. Ale on dostrzeg co w jej spojrzeniu, w jej twarzy, czego wczeniej tam nie widzia. cignity misie przy ustach, moe co czarnego w oczach, jakby zamykajc si przeson migawki. I nie zdoa si powstrzyma od pytania: - Z Robertem te nie? -Co? -Z Robertem. Pamitam przecie, e flirtowalicie ze sob w tamto pierwsze lato na 0stgSrd. -Miaam wtedy czternacie lat! -I co z tego? W pierwszej chwili wpatrywaa si w niego z niedowierzaniem. Potem jakby zapatrzya si w siebie, gasnc i oddalajc si. Jon obiema domi zapa j za rk, nachyli si i szepn: - Przepraszam. Przepraszam, Theo. Nie wiem, co mnie naszo. Ja... Moemy zapomnie o tym pytaniu? - Ju si pastwo zdecydowali? Oboje popatrzyli na kelnera. -wiee szparagi na przystawk. - Thea podaa mu menu. - A jako danie gwne chateaubriand z borowikami. -wietny wybr. Czy mog poleci wyborne i niezbyt drogie czerwone wino, ktre akurat dostalimy? -Moe pan, ale nam wystarczy woda - odpowiedziaa z promiennym umiechem. - Duo wody. Jon patrzy na ni. Podziwia jej zdolno skrywania uczu. Kiedy kelner odszed, Thea wbia oczy w Jona.

88

-Jeli ju skoczye mnie przesuchiwa, to powiedz, co z tob. Jon umiechn si niepewnie. -Ty nigdy nie miae dziewczyny. Nawet na 0stgSrd. -A wiesz dlaczego? Jon nakry jej do swoj. Pokrcia gow. -Bo tamtego lata si zakochaem. - Jon odnalaz jej oczy. - Miaa zaledwie czternacie lat, ale od tamtej pory si w niej kocham. Umiechn si i ona te si umiechna. Zobaczy, e wychodzi ze swojej kryjwki i docza do niego. -Pyszna zupa - powiedzia minister spraw spoecznych, zwracajc si do komandora Davida Eckhoffa, na tyle jednak gono, by usyszeli to zebrani przedstawiciele prasy. -Nasz wasny przepis - odpar komandor. - Par lat temu wydalimy ksik kucharsk i pomylelimy, e moe panu ministrowi... Na sygna ojca do stolika podesza Martine i pooya ksik obok talerza ministra. - ...mogaby si przyda, gdyby mia pan ochot na smaczny i po ywny posiek w swoim subowym mieszkaniu. Nieliczni dziennikarze i fotografowie, ktrzy stawili si w Latarni Morskiej, zamiali si gono. W lokalu byo pustawo, siedziao tylko dwch starszych mczyzn ze Schroniska, zapakana kobieta w paszczu i ranny narkoman, ktremu krew leciaa z czoa i ktry trzs si jak li osiki, bo tak si ba i do Lazaretu", czyli gabinetu lekarskiego na pitrze. Nic dziwnego, e ludzi byo tak mao. O tej porze Latarni Morsk zwykle ju zamykano. Ale, niestety, wizyta przed poudniem nie pasowaa do kalendarza ministra, nie mg wic zobaczy, jak peno tu bywa zazwyczaj. Wszystko to wyjania komandor. Mwi, jak efektywnie prowadzony jest orodek i ile to kosztuje. Minister tylko kiwa gow, z obowizku podnoszc do ust jeszcze jedn yk zupy. Martine popatrzya na zegarek. Za pitnacie sidma. Sekretarz ministra zapowiedzia: dziewitnasta zero zero. O tej godzinie bd musieli wyj. - Bardzo dzikuj za posiek - powiedzia minister. - Zdymy po rozmawia z ktrym z goci? Sekretarz stanu kiwn gow.

89

To kokieteria, pomylaa Martine. Oczywicie, e zd, przecie w tym celu tu przyszli. Nie po to, eby przyzna pienidze, bo to mona byo zaatwi przez telefon, tylko po to, eby zaprosi pras i pokaza, jak minister spraw spoecznych porusza si midzy potrzebujcymi, jak je zup, podaje rk narkomanom i jak ich sucha z empati i zaangaowaniem. Rzeczniczka prasowa daa sygna fotografom, e mog robi zdjcia, a raczej, e wanie tego by chciaa. Minister wsta, zapi marynark i rozejrza si po lokalu. Martine domylaa si, e rozwaa trzy moliwoci: dwaj starsi faceci wygldali na zwykych mieszkacw domu starcw i nie suyliby celowi minister tak wita si z narkomani, a tak z prostytutkami". Ranny pun sprawia wraenie nieobliczalnego, to moga by przesada. Za to kobieta... Wygldaa na zwyk obywatelk, tak, z ktr wszyscy mogli si zidentyfikowa i ktrej chtnie by pomogli, a ju na pewno po wysuchaniu jej rozdzierajcej serce historii. - Czy ceni pani sobie moliwo przychodzenia tutaj? - spyta mini ster, wycigajc do niej rk. Kobieta popatrzya na niego, minister si przedstawi. -Pernille... - zacza, ale on jej przerwa. -Imi wystarczy. Wie pani, tu jest prasa. Chcieliby zrobi nam zdjcie, zgadza si pani? -...Holmen - Kobieta zaszlochaa w chusteczk. - Jestem Pernille Holmen. - Wskazaa na stolik, na ktrym przed jednym ze zdj palia si wieca. - Przyszam tu powspomina syna. Czy moecie zostawi mnie w spokoju? Martine zostaa przy kobiecie, gdy minister ze swoim orszakiem szybko si wycofa. Zauwaya, e zdecydowa si jednak na dwch staruszkw. - Przykro mi z powodu tego, co si stao z Perem - powiedziaa Martine cicho. Kobieta podniosa twarz spuchnit od paczu. I od tabletek, pomylaa Martine. - Znaa Pera? - spytaa szeptem. Martine wolaa prawd. Rwnie wtedy, gdy drogo kosztowaa. Nie dlatego, e tak zostaa wychowana, po prostu przekonaa si, e na

90

dusz met prawda uatwia ycie. Ale w tym zduszonym od paczu gosie wychwycia prob. Baganie, eby kto powiedzia, e jej syn nie by jedynie nafaszerowanym narkotykami robotem, ciarem, ktrego spoeczestwo wreszcie si pozbyo, tylko czowiekiem, o ktrym kto mg powiedzie, e go zna, e si z nim przyjani, e moe nawet go lubi. - Tak, pani Holmen - Martine przekna lin. - Znaam go. To by fajny chopak. Pernille Holmen mrugna dwa razy, prbowaa si umiechn, ale prby skoczyy si na grymasie. Ledwie zdoaa wyszepta dzikuj", zanim zy popyny jej po policzkach. Martine zobaczya, e komandor przywouje j do siebie, ale usiada. -Oni... oni zabrali te mojego ma - wyszlochaa Pernille Holmen. -Kto? -Policja. Mwi, e to on zrobi. Martine, odchodzc od Pernille Holmen, mylaa o wysokim jasnowosym policjancie. Wydawa si taki szczery, kiedy mwi, e si przejmuje. Poczua gniew. Ale rwnie zakopotanie. Nie bardzo rozumiaa, dlaczego miaaby by taka za na kogo, o kim nic nie wiedziaa. Popatrzya na zegarek. Za pi sidma. Harry ugotowa zup rybn. Z torebki firmy Findus, do ktrej dola mleka i uzupeni kawaeczkami puddingu rybnego. Do tego bagietka. Wszystko kupione u Niaziego, w kolonialnym sklepiku na dole, ktry prowadzi mieszkajcy pod nim ssiad Ali razem z bratem. Obok talerza z zup na stoliku w salonie stana jeszcze plitrowa szklanka z wod. Woy pyt CD do odtwarzacza i podkrci gono. Oprni gow z myli, koncentrujc si na muzyce i zupie. Na dwiku i smaku. Tylko na tym. W polowie talerza i trzeciego utworu zadzwoni telefon. Harry zamierza pozwoli mu dzwoni, ale przy smym dzwonku wsta i ciszy muzyk. - Harry. To bya Astrid. - Co robisz? - mwia cicho, lecz mimo to jej glos rozbrzmiewa echem. Harry podejrzewa, e zamkna si w azience.

91

-Jem i sucham muzyki. -Id si przej. W pobliu ciebie. Masz jakie plany na reszt wieczoru? -Tak. -A jakie? -Jeszcze posucha muzyki. -Powiedziae to tak, jakby nie mia ochoty na towarzystwo. -No c. Milczenie. Astrid westchna. - Daj zna, gdyby zmieni zdanie. -Astrid? -Tak? -Nie chodzi o ciebie. Tylko o mnie. -Nie musisz si tumaczy, Harry. Mwi to na wypadek, gdyby mia tkwi w bdnym przekonaniu, e to yciowa sprawa dla ktregokolwiek z nas. Pomylaam tylko, e mogoby nam by przyjemnie. -Moe kiedy indziej. -Na przykad kiedy? -Na przykad kiedy indziej. -Zupenie kiedy indziej? -Mniej wicej. -Okej. Ale ja ci lubi, Harry. Nie zapominaj o tym. Kiedy si rozczyli, Harry dalej sta, wcale si nie wsuchujc w nag cisz. By zdumiony. Kiedy zadzwonia Astrid, stana mu przed oczami twarz. Jego zdumienie nie wynikao std, e widzia twarz, lecz z faktu, e nie bya to twarz Rakel. Ani Astrid. Ciko usiad w fotelu, postanawiajc od razu, e nie bdzie si nad tym duej zastanawia. Bo jeeli to oznaczao, e lecznicza kuracja czasu skutkowaa i Rakel powoli opuszczaa jego organizm, to ju byy dostatecznie dobre wiadomoci. Na tyle dobre, e nie chcia komplikowa tego procesu. Nastawi goniej muzyk i oprni gow z myli. Zapaci rachunek. Odoy wykaaczk do popielniczki i spojrza na zegarek. Za trzy sidma. Kabura lekko uwieraa w misie na piersi. Z wewntrznej kieszeni wyj zdjcie, zerkn na nie po raz ostatni. Czas ju si zblia.

92

Nikt z innych goci w restauracji - rwnie para przy ssiednim stoliku - nie zwrci na niego uwagi, kiedy wstawa i wychodzi do toalety. Zamkn si w jednej z kabin, odczeka minut i zdoa oprze si chci sprawdzenia, czy pistolet jest naadowany. Od Boba nauczy si, e kiedy czowiek przyzwyczaja si do luksusu, jakim jest moliwo sprawdzenia wszystkiego dwa razy, popada w otpienie. Minuta mina. Wyszed do szatni, woy kurtk od deszczu, zawiza na szyi czerwon apaszk i nacign czapk na uszy. Otworzy drzwi i znalaz si na Karl Johans gate. Szybkim krokiem ruszy pod gr ku najwyszemu punktowi ulicy. Nie spieszyo mu si, ale takie tempo zaobserwowa u wikszoci tutejszych ludzi. Tempo, dziki ktremu si nie wyrnia. Min kosz na mieci przy supie latarni, upatrzony poprzedniego dnia jako ten, do ktrego wyrzuci pistolet w powrotnej drodze. Na samym rodku tumnego deptaka. Policja go znajdzie, ale to nic nie szkodzi. Najwaniejsze, eby nie znalaza go przy nim. Muzyk sysza ju z daleka. Przed muzykami, ktrzy wanie koczyli piosenk, kiedy wysuwa si naprzd, zebrao si w pkolu ze dwiecie osb. Bicie dzwonw rozlegajce si podczas oklaskw powiedziao mu, e jest punktualny. Przed zespoem, nieco z boku, na drewnianym statywie wisia czarny kocioek-skarbonka, a przy nim sta mczyzna ze zdjcia. Wprawdzie owietlay go jedynie latarnia i dwie pochodnie, ale nie byo najmniejszych wtpliwoci. Zwaszcza e ten czowiek mia na sobie mundurow czapk i paszcz Armii Zbawienia. Wokalista zawoa co do mikrofonu, ludzie zaczli si mia i klaska. Bysn flesz. Grali gono. Perkusista wysoko unosi praw rk za kadym razem, gdy mia uderzy w werbel. Przeciska si przez tum, dopki nie znalaz si w odlegoci trzech metrw od mczyzny z Armii Zbawienia. Sprawdzi, czy ma woln drog odwrotu. Przed nim stay dwie nastolatki, wypuszczajc na mrone powietrze oddechy pachnce gum do ucia. Byy nisze od niego. Nie myla o niczym szczeglnym, nie spieszy si, robi tylko to, po co przyszed, bez zbdnych ceremonii: wyj pistolet i przytrzyma go w wycignitej rce. To zmniejszyo odlego do niespena dwch metrw. Wycelowa. Mczyzna przy kocioku rozpyn si

93

w dwch mczyzn. Przesta celowa i dwie postacie znw stopiy si w jedn. - Zdrowie! - powiedzia Jon. Z gonikw pyna muzyka gsta jak nadzienie do ciasta. - Na zdrowie! - Thea posusznie uniosa szklank. Wypili. Popatrzyli na siebie, a on samymi wargami szepn: Kocham ci". Zaenowana spucia wzrok, ale si umiechna. -Mam dla ciebie upominek - oznajmi. -Tak? - Ton miaa lekki, kokieteryjny. Wsun rk do kieszeni marynarki. Pod telefonem komrkowym wymaca twardy plastik pudeeczka od jubilera. Serce zabio mu szybciej. Boe, jak on si cieszy i jak si ba tego wieczoru. Tej chwili. Komrka zacza wibrowa. -Co si stao? - spytaa Thea. -Nie, ja... Przepraszam. Za moment wrc. W toalecie wyj telefon i popatrzy na wywietlacz. Westchn i wcisn przycisk OK". -Cze, sodziaku, jak tam? - Gos brzmia wesoo, jakby wanie usyszaa co zabawnego, co, co przypomniao jej o nim i kazao zadzwoni, najzupeniej impulsywnie. Ale na wywietlaczu bya informacja o szeciu nieudanych prbach poczenia. -Cze, Ragnhild. -Jaki dziwny dwik! Jeste... - Stoj w toalecie. W restauracji. Wyszlimy z The co zje. Zdzwomy si innym razem. -Kiedy? -Kiedy indziej. Milczenie. -Ach, tak. - Sam miaem do ciebie dzwoni, Ragnhild. Musz ci co powie dzie. Na pewno wiesz, o co mi chodzi. - Nabra powietrza. - Ty i ja... my nie moemy... - Jon? Prawie nie sycha, co mwisz. Wtpi, by to bya prawda.

94

-Nie mogabym wpa do ciebie jutro wieczorem? - spytaa Ragnhild. - eby mg mi to wyjani? -Jutro wieczorem nie bd sam. Raczej kiedy in... -No to spotkaj si ze mn w Grandzie na lunchu. Wyl ci SMS-em numer pokoju. -Ragnhild, nie... -Nie sysz, co mwisz. Zadzwo do mnie jutro, Jon. A zreszt przez cay dzie bd na spotkaniach, wic sama do ciebie zadzwoni. Nie wyczaj telefonu. Baw si dobrze, sodziaku! -Ragnhild? - Jon spojrza na wywietlacz. Ju si rozczya. Mg wyj z toalety i zadzwoni do niej. Mie to ju za sob. Skoro ju raz zacz. To byaby jedyna suszna decyzja. Jedyne mdre posunicie. Zadanie miertelnego pchnicia, oczyszczenie drogi. Stali teraz naprzeciwko siebie, ale dla czowieka w mundurze Armii Zbawienia pozostawa jakby niewidzialny. Oddycha rwno, palec spokojnie spoczywa na spucie, powoli go naciskajc. W kocu ich spojrzenia si spotkay. Pomyla, e ten onierz nie okazuje adnego zaskoczenia, adnego szoku ani strachu, przeciwnie, mona byo odnie wraenie, e twarz rozjani mu blask objawienia, jak gdyby widok pistoletu przynis mu odpowied na pytanie, nad ktrym si zastanawia. Potem rozleg si huk. Gdyby strza pad jednoczenie z uderzeniem w werbel, muzyka by moe zdoaaby go cakiem zaguszy, tymczasem jednak na huk wystrzau wielu ludzi obrcio si i spojrzao na mczyzn w kurtce przeciwdeszczowej. Na jego pistolet. I na onierza Armii Zbawienia, u ktrego w otoku mundurowej czapki tu pod liter B pojawia si dziura, a ktry teraz osuwa si do tyu, machajc rkami jak lalka. Harry drgn w fotelu. Zasn. W pokoju panowaa cisza. Co go obudzio? Nasuchiwa, z zewntrz dochodzio tylko ciche, jednostajne burczenie miasta. Ale towarzyszy mu jeszcze inny odgos. Harry nastawi uszu. Tak, to to. Ledwie sysza ten dwik, lecz gdy ju raz go zidentyfikowa, dwik wypyn na powierzchni wszystkich innych dwikw i sta si wyraniejszy. Ciche cykanie. Harry dalej siedzia w fotelu z zamknitymi oczami.

95

Nagle wezbraa w nim zo i bez zastanowienia pomaszerowa do sypialni, wysun szuflad nocnego stolika, chwyci zegarek Moliera i po otworzeniu okna z caej siy cisn nim w ciemno. Usysza, e zegarek najpierw trafi w mur ssiedniej kamienicy, a potem uderzy w oblodzony asfalt. Harry zatrzasn okno, zaoy haczyki, wrci do pokoju i podkrci gono. Tak mocno, e membrany gonikw zaczy mu si rozpywa przed oczami, dyszkant wokalisty cudownie zaku w bon bbenkow, a basy wypeniy usta. Publiczno odwrcia si od zespou i wpatrywaa w czowieka rozcignitego na niegu. Czapka mundurowa spada mu z gowy, potoczya si na bok i uoya koo statywu mikrofonu wokalisty, ktry jeszcze si nie zorientowa, co si stao, i dalej piewa. Dwie dziewczyny, stojce najbliej lecego mczyzny, cofny si, jedna zacza krzycze. Wokalista, ktry do tej pory wystpowa z zamknitymi oczami, teraz je otworzy i spostrzeg, e nie skupia si ju na nim uwaga publicznoci. Odwrci si i zobaczy lecego czowieka. Spojrzeniem zacz szuka stranika, organizatora, opiekuna tournee, kogo, kto zajby si t sytuacj, ale to by tylko zwyczajny koncert uliczny, kady czeka, a kto inny co zrobi, a akompaniament nie milkn. Nagle w tumie zrobi si jaki ruch i ludzie si odsunli, przepuszczajc kobiet przeciskajc si do przodu. -Robert! - Gos miaa zachrypnity i szorstki. Bya blada, ubrana w cienk czarn skrzan kurtk z dziur na okciu. Zachwiaa si przy lecym bez ycia mczynie, osuna przy nim na kolana. -Robert? - Przyoya wychudzon do do jego szyi. Potem drcym palcem wskazaa na zesp. - Zamknijcie si, do cholery! Czonkowie zespou kolejno przestawali gra. - Chopak umiera, sprowadcie lekarza, szybko! Znw przyoya mu rk do szyi. Wci nie moga znale pulsu. Widziaa to ju wiele razy wczeniej. Czasami koczyo si dobrze. Na og le. Poczua si zdezorientowana. To nie mogo by przedawkowanie. Chopak z Armii nie mg przecie nic bra? Zacz pada nieg, patki topniay mu na policzkach, na zamknitych oczach, na rozchylonych ustach. Taki pikny chopak! Pomylaa, e teraz, taki rozlunio-

96

ny, przypomina jej picego syna. Moment pniej dostrzega jednak czerwon struk sczc si z dziury w gowie, ukosem spywajc przez czoo do skroni i dalej do ucha. Kto zapa j pod pachy i podnis, a nad chopakiem pochyli si mczyzna. Po raz ostatni migna jej przed oczami jego twarz z dziur w czole i nagle ogarna j bolesna pewno, e taki sam los czeka rwnie jej syna. Szed szybko. Nie za szybko, bo nie ucieka. Spoglda na plecy, ktre mia przed sob. Wypatrzy kogo, kto lekko bieg, i do tej osoby si przyczy. Nikt nie prbowa go zatrzymywa. Oczywicie, e nie. Huk wystrzau kae ludziom si cofn. Widok prowokuje do ucieczki. A w tym wypadku wikszo nawet si nie zorientowaa, co si stao. Ostatnia robota. Sysza, e zesp jeszcze gra. Zacz pada nieg. To dobrze. Ludzie bd patrze w d, eby chroni oczy. Kilkaset metrw dalej, na kracu ulicy, widzia ty budynek dworca. Ogarno go uczucie, ktre czasami go nachodzio, wraenie, e wszystko jest pynne, e nic zego nie moe go spotka, e serbski czog T-55 to jedynie niezdarny kolos z elaza, lepy i guchy, a jego miasto bdzie stao, kiedy wrci do domu. Kto zaj upatrzone miejsce. Ubranie tego czowieka wygldao na nowe i modne, z wyjtkiem niebieskich adidasw. Ale twarz mia pocit i osmalon jak kowal. Mczyzna czy chopak, wszystko jedno, najwyraniej zamierza zosta w tym miejscu jeszcze przez jaki czas, w kadym razie ca praw rk mia wsunit w otwr zielonego kosza na mieci. Spojrza na zegarek, nie zatrzymujc si. Dwie minuty temu odda strza i do odejcia pocigu pozostawao ich jeszcze jedenacie. A on wci mia bro przy sobie. Min kosz na mieci, kierujc si w stron restauracji. Jaki mczyzna nadchodzcy z przeciwnej strony gapi si na niego, ale nie odwrci gowy, kiedy si mijali. Podbieg do drzwi restauracji, pchn je.

97

W szatni matka pochylaa si nad maym chopczykiem, usiujc zapi mu kurtk na suwak. adne nie podnioso gowy i nie spojrzao na niego. Brzowy paszcz z wielbdziej weny wisia na swoim miejscu. Pod nim staa walizka. Zabra obie te rzeczy do mskiej toalety. Zamkn si w kabinie, zdj kurtk przeciwdeszczow, czapk schowa do kieszeni i woy paszcz. Chocia w pomieszczeniu nie byo okien, i tak sysza syreny. Wiele syren. Rozejrza si. Musi si pozby pistoletu. Nie mia zbyt wielu miejsc do wyboru. Stan na klozecie, podcign! si do otworu wentylacyjnego na cianie i tam prbowa wcisn pistolet, ale przeszkadzaa mu krata. Zeskoczy na ziemi. Oddycha teraz ciko, poczu te, e oblewa go gorco. Osiem minut do odjazdu pocigu. Naturalnie mg pojecha pniejszym, to jeszcze nie kryzys. Ale mino pi minut, on wci nie pozby si broni, a ona zawsze powtarzaa, e wszystko, co przekracza cztery minuty, jest ryzykiem nie do zaakceptowania. To by kryzys. Oczywicie mg rzuci pistolet na podog, ale jedna z zasad, wedug ktrych pracowali, mwia, e nie wolno dopuci do znalezienia broni, dopki on sam nie znajdzie si w bezpiecznym miejscu. Opuci kabin i podszed do umywalki. Myjc rce, spojrzeniem przeszukiwa puste pomieszczenie. Upomo! Wzrok zatrzyma si na pojemniku z mydem do rk przy umywalce. Jon i Thea wyszli z restauracji przy Torggata mocno objci. Thea krzykna gono, gdy polizgna si na lodzie ukrytym pod zdradzieckim wieym niegiem. Mao brakowao, a pocignaby za sob fona, ale w ostatniej chwili ocali oboje. Jej miech tak cudownie brzmia w jego uszach. - Powiedziaa tak"! - zawoa do nieba, czujc, jak patki niegu topniej mu na twarzy. - Powiedziaa tak"! Noc rozcia syrena. Kilka syren. Dwik dochodzi od strony Karl Johans gate. -Pjdziemy zobaczy, co si dzieje? - spyta Jon, biorc j za rk. -Nie, Jon! - Na czole Thei ukazaa si zmarszczka. -Chodmy! Thea zapara si stopami, ale gadkie podeszwy nie stawiay adnego oporu.

98

- Nie, Jon! On tylko si rozemia i dalej cign j za sob jak sanki. - Mwi, e nie chc! Ton jej gosu natychmiast kaza mu j puci. Spojrza zdziwiony. Thea westchna. - Nie mam ochoty akurat w tej chwili oglda jakiego poaru. Chc si pooy. Razem z tob. Jon dugo na ni patrzy. - Taki jestem szczliwy, Theo. To ty daa mi tyle szczcia! Nie usysza jej odpowiedzi, bo ukrya twarz w jego kurtce.

mu si przyglda. Znw wyszed na plac. Hula po nim pnocny wiatr. Mczyzna spod budki z kiebaskami znikn, ale przy odlanym z metalu tygrysie sta inny. - Potrzebuj troch pienidzy, eby mie gdzie dzisiaj przenocowa. Nie musia zna norweskiego, eby wiedzie, o co prosi ten chopak. To by ten sam mody pun, ktremu wczeniej tego dnia dal pienidze. Gotwk, ktrej w tej chwili sam tak bardzo potrzebowa. Pokrci gow i zerkn na grupk trzscych si z zimna narkomanw w miejscu, ktre pocztkowo bra za przystanek. Przyjecha biay autobus. Harry'ego bolaa pier i okolice puc. Dobry bl. Uda pony. Dobry ogie. Zdarzao si, e kiedy utkn w jakiej sprawie, schodzi na d do policyjnej siowni w piwnicy i wsiada na rower. Nie dlatego, e dziki temu lepiej myla, tylko dlatego, e przestawa myle. -Powiedzieli mi, e ci tu znajd. - Gunnar Hagen zaj miejsce na ssiednim rowerze. Obcisy ty T-shirt i kolarzwki bardziej podkrelay, ni zakryway minie na chudym, wrcz udrczonym ciele nadkomisarza. - Jaki program robisz? -Numer dziewi - wysapa Harry. Hagen wyregulowa wysoko siodeka, stojc na pedaach, a potem szybko wbi niezbdne ustawienia do komputera podczonego do roweru. - Wiem, e brae dzisiaj udzia w do dramatycznych wydarze niach. Harry kiwn gow. -Zrozumiem, jeli poprosisz o zwolnienie - powiedzia Hagen. -Przecie mamy czas pokoju. -Dzikuj, szefie, ale czuj si cakiem dobrze. -To wietnie. Wanie rozmawiaem z Torleifem. -Z naczelnikiem Biura Kryminalnego? -Chcielibymy wiedzie, na czym stoicie. Byy telefony. Armia Zbawienia jest popularna i wpywowe osoby w miecie pytaj, czy uda nam si wyjani spraw przed witami. Wszyscy chcieliby mie spokojne wita.

156

- Spokojne wita politykw w zeszym roku jako wytrzymay sze zgonw z przedawkowania. - Pytaem, na czym stoicie, Hole. Harry czu, e pot piecze go w sutki. -No c. Mimo zdj zamieszczonych dzisiaj w Dagbladet", nie zgosili si adni wiadkowie, a zdaniem Beat Lonn fotografie wskazuj na to, e mamy do czynienia nie z jednym, a co najmniej z dwoma zabjcami. Podzielam to przekonanie. Mczyzna, ktry przyszed do Jona Karlsena, mia paszcz z wielbdziej weny i apaszk na szyi, a to ubranie zgadza si ze zdjciem mczyzny, ktry by na Egertorget w wieczr poprzedzajcy zabjstwo. -Tylko ubranie si zgadza? -Nie zdyem si przyjrze jego twarzy. A Jon Karlsen niewiele pamita. Jedna z mieszkanek przyznaje, e wpucia wczoraj na klatk Anglika, ktry chcia zostawi prezent gwiazdkowy pod drzwiami Jona Karlsena. -Aha - mrukn Hagen. - T teori o kilku zabjcach zachowamy dla siebie. Mw dalej. - Nie ma za duo do powiedzenia. -Nic? Harry popatrzy na prdkociomierz i spokojnie przyspieszy do trzydziestu piciu kilometrw na godzin. - Wiemy jeszcze o faszywym paszporcie Chorwata, niejakiego Christa Stankicia, ktry nie wsiad do samolotu do Zagrzebia, chocia mia dzisiaj lecie. Stwierdzilimy, e mieszka w hotelu Scandia. Lenn sprawdza jego pokj w poszukiwaniu ladw DNA. W hotelu nie ma zbyt duo goci, mielimy wic nadziej, e recepcjonistka rozpozna czowieka z naszych zdj. -I? -Niestety. -Co nam pozwala podejrzewa, e ten Stanki to nasz czowiek? -Waciwie tylko ten faszywy paszport. - Harry'emu udao si zerkn na prdkociomierz Hagena. Czterdzieci na godzin. -I jak chcesz go znale? -No c. W epoce informacji nazwisko zostawia lady. Postawilimy wszystkie nasze stae kontakty w stan gotowoci alarmowej. Jeli

157

kto podajcy nazwisko Christo Stanki chciaby zatrzyma si w hotelu, kupi bilet lotniczy albo skorzysta z karty kredytowej w Oslo, zaraz bdziemy o tym wiedzie. Recepcjonistka powiedziaa, e on pyta o automat telefoniczny, odesaa go na Jernbanetorget. Telenor przyle nam list rozmw wychodzcych z tych aparatw w cigu ostatnich dwch dni. - A wic masz jedynie Chorwata z faszywym paszportem, ktry nie zgosi si na swj samolot - podsumowa Hagen. - Utkne, prawda? Harry nie odpowiedzia. -Staraj si myle alternatywnie - poleci Hagen. -Dobrze, szefie - odpar Harry beznamitnie. -Zawsze s alternatywy. Opowiadaem ci o japoskim oddziale, w ktrym wybucha cholera? -Chyba nie miaem tej przyjemnoci, szefie. -Znajdowali si w dungli na pnoc od Rangunu i wszystko, co zjedli albo wypili, zaraz z nich wypywao. Powoli schli. Ale dowdca nie zgadza si na to, eby pooyli si i umarli. Kaza wic wszystkim oprni swoje strzykawki z morfin i wykorzysta je do doylnego podawania wody z manierek. Hagen zwikszy czstotliwo, Harry na prno usiowa wyowi oznaki zasapania. - To zadziaao. Ale po kilku dniach zostaa im jedna beczka wody, w ktrej roio si od larw komarw. Wtedy zastpca dowdcy wymyli, e mog sprbowa strzykawkami nabiera soku wprost z owocw, ktre rosy wok nich. Sok owocowy przynajmniej w teorii skada si w dziewidziesiciu procentach z wody. No i co mieli do stracenia? Fantazja i miao, Hole. To ocalio oddzia. Fantazja i miao. - Fantazja i miao - wydysza Harry. - Dzikuj, szefie. Pedaowa z caych si i szmer wasnego oddechu wydawa mu si gony niczym trzaskanie ognia w otwartych drzwiczkach pieca. Prdkociomierz pokazywa czterdzieci dwa. Zerkn na ssiedni rower. Czterdzieci siedem. Spokojny oddech. Harry'emu przypomniao si zdanie z napisanej przed tysicem lat ksiki, ktr dosta od pewnego przestpcy napadajcego na banki, Sztuka wojny. Wybieraj swoje walki". I wiedzia, e z tej walki powinien zrezygnowa, bo bez wzgldu na jej wynik i tak przegra.

158

Zwolni. Do trzydziestu piciu. I ku swojemu zdumieniu nie poczu frustracji, tylko pen zmczenia rezygnacj. Moe dorasta. Moe przestawa by idiot, ktry wystawia rogi i atakuje, gdy tylko kto zamacha czerwon szmat. Zerkn w bok. Nogi Hagena poruszay si jak stemple, a twarz pokrya gadka warstewka potu, lnicego w biaym wietle lampy. Harry otar pot. Dwa razy odetchn gboko i znw nacisn peday. Cudowny bl pojawi si zaledwie po sekundach.

1 3 CZWARTEK, 17 GRUDNIA. CYKANIE


Martine od czasu do czasu mylaa, e Plata to musz by schody do pieka. W rwnym stopniu przeraay j jednak plotki o tym, e Wydzia Rady Miejskiej do spraw Spoecznych do wiosny chce zlikwidowa to miejsce swobodnego handlu narkotykami. Oficjalnie przeciwnicy Plata argumentowali, e miejsce to funkcjonuje jako reklama narkotykw dla modych ludzi. W opinii Martine ci, ktrzy uwaali, e ycie rozgrywajce si na Plata moe komukolwiek wyda si kuszce, albo byli idiotami, albo ich noga nigdy tam nie postaa. Nieoficjalnie chodzio o to, e w skrawek ziemi, ktrego granic zaznaczono wymalowanym na asfalcie biaym pasem z boku Jernbanetorget, psu obraz miasta. Bo czy zezwolenie na to, by narkotyki i pienidze swobodnie przechodziy z rk do rk w samym sercu stolicy, nie byo krzykliw deklaracj bankructwa najszczliwszej - a w kadym razie najbogatszej - socjaldemokracji na wiecie? Z tym Martine si zgadzaa. Z tym, e to bankructwo. Z tym, e walka o spoeczestwo bez narkotykw zostaa przegrana. Jeli natomiast chciano przeciwstawi si kolejnym zdobyczom terytorialnym narkotykw, lepiej, eby handel odbywa si pod okiem nigdy nieodpoczywajcych kamer na Plata ni pod mostami wzdu rzeki Aker, w ciemnych podwrkach przy R&dhusgata czy po poudniowej stronie twierdzy Akershus. Martine wiedziaa, e wikszo ludzi, w jaki sposb dziaajcych na terenie narkotykowego Oslo: policja, opieka spoeczna, puny, uliczni kaznodzieje i prostytutki, jest zgodna: Plata jest lepsza od innych rozwiza.

159

Ale rzeczywicie nie by to pikny widok. - Langemann! - zawoaa do mczyzny, ktry sta w ciemnoci ko o autobusu. - Nie chcesz dzisiaj zupy? Ale Langemann si odsun. Pewnie ju dosta swoj dziak i ruszy, eby wstrzykn sobie lekarstwo. Skupia si na nalewaniu zupy jakiemu ubranemu w niebiesk kurtk facetowi z poudnia kraju, kiedy tu obok usyszaa podzwanianie zbami i zobaczya cienk marynark mczyzny czekajcego na swoj kolej. -Prosz - podaa mu peny talerz. -Cze, licznotko - rozleg si ochrypy gos. -Wenche! -Chod, rozgrzej biedaczk! - rozemiaa si serdecznie podstarzaa prostytutka i obja Martine. Odr spryskanej perfumami skry i widok ciaa wylewajcego si z obcisego stroju w panterk przytacza. Ale Martine poczua te inny zapach, taki, ktry co jej przypomina. Pojawi si wczeniej, jeszcze zanim kanonada aromatw Wenche zaguszya wszystko inne. Usiady przy jednym z pustych stolikw. Chocia cz zagranicznych dziwek, ktrych potop zala dzielnic w ostatnim roku, rwnie zaywaa narkotyki, byo to jednak znacznie mniej rozpowszechnione ni wrd ich norweskich konkurentek. Wenche jako jedna z niewielu Norweek nie paa. Poza tym, jak sama mwia, zacza pracowa w domu, utrzymujc krg staych klientw, Martine wic coraz rzadziej j widywaa. -Przyszam poszuka syna koleanki - powiedziaa Wenche. - Kristoffera. Podobno wpad w cig. -Kristoffer? Nie znam. -A tam! - machna rk. - Nie myl o tym. Masz inne zmartwienia, jak widz. -la? -Nie udawaj. Widz, kiedy dziewczyna jest zakochana. To ten? -Wenche ruchem gowy wskazaa na chopaka w mundurze Armii, ktry z Bibli w rku przysiada si wanie do mczyzny w cienkiej marynarce. -Rikard? - prychna Martine. - Nie, dzikuj. -Na pewno? Odkd przyszam, wodzi za tob oczami.

160

-Rikard jest w porzdku - westchna Martine. - W kadym razie zgodzi si wzi dodatkowy dyur. Ten, ktry mia dzisiaj ze mn by, nie yje. -Robert Karlsen? -Znaa go? Wenche ze smutkiem pokiwaa gow, ale zaraz si rozjania. -No dobrze, zapomnijmy o zmarych, lepiej powiedz mamusi, w kim si zakochaa. Najwysza zreszt na to pora. -Nawet nie wiedziaam, e jestem zakochana - umiechna si Martine. -No dalej, mw! -Nie, to niemdre. Ja... -Martine? - rozleg si inny gos. Podniosa gow i zobaczya proszce oczy Rikarda. -Czowiek, ktry tam siedzi, nie ma ubrania, pienidzy, ani gdzie spa. Nie wiesz, czy w Schronisku maj co wolnego? -Zadzwo do nich i spytaj. Na pewno jest przynajmniej jaka zimowa odzie. -Dobrze. - Rikard dalej sta, chocia Martine znw odwrcia si do Wenche. Nie musiaa wcale si upewnia, eby wiedzie, e poci si nad grn warg. Mrukn dzikuj" i wrci do mczyzny w marynarce. - No, opowiadaj! - przynaglia j szeptem Wenche. Na zewntrz pnocny wiatr sign po amunicj maego kalibru. Harry szed z workiem treningowym przerzuconym przez rami, mruc oczy przed wiatrem nioscym ostre, prawie niewidoczne drobinki niegu, ktre kuy w rogwk jak igy. Kiedy mija Blitz, okupowan przez radykaln modzie kamienic na Pilestredet, zadzwoni telefon. To by Halvorsen. - W cigu ostatnich dwch dni dwa razy dzwoniono do Zagrzebia z automatw telefonicznych na Jernbanetorget. Za kadym razem pod ten sam numer. Zadzwoniem tam i poczyem si z recepcj w jakim hotelu. Hotel International. Nie umieli mi powiedzie, kto dzwoni do nich z Oslo, ani z kim ten czowiek chcia rozmawia. Nie syszeli te o adnym Chricie Stankiciu.

161

-Mhm. -Mam to dalej cign? -Nie - westchn Harry. - Zostawiamy, dopki co ewentualnie nam nie powie, e ten Stanki moe by interesujcy. Poga wiata, wychodzc. Pogadamy jutro. -Zaczekaj! -Ja nigdzie nie id. -Bo jest co jeszcze. Pogotowie policji odebrao wanie telefon od kelnera z Biscuita. Powiedzia, e dzi przed poudniem zszed do toalety i natkn si na jednego z goci. -Co on tam robi? -Zaraz do tego dojd. Ten go trzyma... -Chodzi mi o kelnera. Pracownicy w knajpach zawsze maj wasne toalety. -O to go nie spytaem - zniecierpliwi si Halvorsen. - Posuchaj. Ten go trzyma w rku co zielonego, z czego kapao. -Chyba powinien skontaktowa si z lekarzem. -Bardzo mieszne. Kelner przysiga, e to by pistolet usmarowany mydem w pynie. Pokrywa pojemnika z mydem bya zdjta. -Biscuit - powtrzy Harry, trawic informacj. - To na Karl Johan. -Dwiecie metrw od miejsca zbrodni. Zao si o skrzynk piwa, e to nasz pistolet. E... Sorry, zao si o... -Ju mi jeste winien dwie stwy. Mw dalej! -A teraz rodzynek. Poprosiem o rysopis. Nie by w stanie mi go poda. -To brzmi jak refren w tej sprawie. -Oprcz tego, e rozpozna faceta po paszczu. Po jakim ekstremalnie paskudnym paszczu z wielbdziej weny. -Yes! - zawoa Harry. - Facet w apaszce na zdjciu publicznoci z Egertorget wieczorem przed zabjstwem Roberta Karlsena! -Kelner zreszt uwaa, e to imitacja wielbda, a mwi tak, jakby mia o tym pojcie. -Co masz na myli? -No wiesz... sposb, w jaki oni mwi. -Jacy oni?

162

-Halo! Geje. Tak czy owak, facet znikn, zabierajc pistolet. To wszystko, co mam na razie. Ju id do Biscuita, eby pokaza kelnerowi zdjcia. -Dobrze - zgodzi si Harry. -Nad czym si zastanawiasz? -Ja si zastanawiam? -Zaczynam ci ju zna, Harry. -Mhm. Zastanawiam si, dlaczego ten kelner nie zadzwoni na pogotowie policji od razu przed poudniem. Spytaj go o to, dobrze? -Sam o tym pomylaem, Harry. -Oczywicie, przepraszam. Harry si rozczy, ale sekund pniej telefon znw zabrzcza. -Zapomniae o czym? - spyta Harry. -Co? -A, to ty, Beat. No i co? -Dobre wiadomoci. Wanie skoczyam robot w Scandii. -Znalaza lady DNA? -Tego jeszcze nie wiem. Mam tylko kilka wosw, ktre rwnie dobrze mog nalee do pokojwki albo do jakiego wczeniejszego gocia. Ale p godziny temu dostaam wyniki chopcw od balistyki. Kula w kartonie z mlekiem w mieszkaniu Jona Karlsena zostaa wystrzelona z tej samej broni co kula, ktr znalelimy na Egertorget. -Mhm. To osabia teori o kilku sprawcach. -Owszem. I jeszcze jedno. Recepcjonistka z hotelu Scandia co sobie przypomniaa po twoim wyjciu. Ten Christo Stanki mia jakie wyjtkowo brzydkie okrycie. Uwaaa, e to co w rodzaju imitacji... -Pozwl, e zgadn. Wielbdziej weny? -Tak powiedziaa. -No to go mamy! - zawoa Harry tak gono, e pokryty graffiti mur Blitzu rzuci echo na wyludnion ulic w centrum. Rozczy si i oddzwoni do Halvorsena. -Tak, Harry? -Christo Stanki to nasz czowiek. Podaj opis paszcza z wielbdziej weny pogotowiu policji i Centrali Operacyjnej. Niech przeka informacj wszystkim radiowozom. I... - Harry umiechn si do starszej pani, ktra dreptaa w jego stron, szorujc antypolizgowymi kol-

163

cami zaoonymi na obcasy. - ...chc te natychmiastowego wprowadzenia kontroli sieci telefonicznej, ebymy mieli sygna, jeli kto zadzwoni z Oslo do hotelu International w Zagrzebiu. I numer, spod ktrego ta osoba dzwoni. Porozmawiaj z Klausem Torkildsenem z Regionu Oslo w Telenorze. -To podsuch, Harry. Musimy mie nakaz sdowy, a to moe potrwa kilka dni. -To nie podsuch. Chodzi nam tylko o adres dzwonicego. -Obawiam si, e Telenor nie wyczuje rnicy. -Powiedz Torkildsenowi, e rozmawiae ze mn. Okej? -Mog spyta, dlaczego miaby z tak chci ryzykowa dla ciebie utrat pracy? -To stara historia. Kilka lat temu uratowaem go przed pobiciem w areszcie. Tom Waaler i jego kumple. Wiesz, jacy potrafi by niektrzy, kiedy si zwinie ekshibicjonist czy kogo takiego. -To znaczy ekshibicjonista? -W kadym razie byy. Chtnie odpaci przysug za milczenie. -Rozumiem. Harry si rozczy. Co si dziao. Nie czu ju pnocnego wiatru ani wciekego ataku nienych igieek. Czasami praca potrafia napawa go szczciem. Zawrci i ruszy z powrotem do Budynku Policji. W separatce w Szpitalu Ullev31 Jon poczu wibracj telefonu na przecieradle i natychmiast odebra. -Sucham? -To ja. -A, cze - nie zdoa ukry rozczarowania. -Mwisz tak, jakby mia nadziej, e to kto inny. - Nieco zbyt wesoy ton Ragnhild zdradza zranion kobiet. -Nie mog za dugo rozmawia. - Jon zerkn na drzwi. -Chciaam tylko powiedzie, e to straszne, co si stao z Robertem, i e bardzo ci wspczuj. -Dzikuj. -To musi bardzo bole. Gdzie ty waciwie jeste? Prbowaam si dodzwoni do ciebie do domu.

164

Jon nie odpowiedzia. -Mads pracuje do pna, wic jeli chcesz, mog do ciebie zajrze. -Nie, dzikuj, Ragnhild. Dam sobie rad. -Mylaam o sobie. Jest tak ciemno i zimno. Boj si. -Ty si nigdy nie boisz, Ragnhild. -Owszem, czasami. W jej gosie zabrzmiaa udawana zo. Tu jest tyle pokoi i ani ywej duszy. -To przeprowad si do mniejszego domu. Musz si rozczy. Nam tutaj nie wolno uywa komrek. -Zaczekaj! Gdzie ty jeste, Jon? -Mam lekki wstrzs mzgu. Le w szpitalu. -W jakim szpitalu? Na jakim oddziale? Jon si wzdrygn. -Wikszo osb spytaaby, co si stao. -Wiesz, e zawsze musz wiedzie, gdzie jeste. Jon wyobrazi sobie Ragnhild wkraczajc nazajutrz w porze odwiedzin z wielkim bukietem r. I pytajce spojrzenie Thei, najpierw na ni, a potem na niego. - Sysz, e idzie pielgniarka - szepn. - Musz si rozczy. Wcisn klawisz wyczajcy telefon i patrzy w sufit, dopki aparat nie odegra swojej poegnalnej fanfary i nie zgas wywietlacz. Miaa racj. Byo ciemno. Ale to on si ba. Ragnhild Gilstrup staa przy oknie z zamknitymi oczami. Patrzya na zegarek. Mads powiedzia, e ma co do zrobienia w zwizku z zebraniem zarzdu i wrci pno. Ostatnio zacz tak mwi. Wczeniej zawsze podawa konkretn godzin i wraca punktualnie, a czsto nawet troch wczeniej. Wcale nie miaa ochoty widzie go wczeniej w domu, ale troch j to dziwio. Tylko tyle. Tak samo jak zdziwio j, e do ostatniego rachunku za telefon stacjonarny doczono billing. A ona nic takiego nie zamawiaa. Ale billing przyszed, kartka formatu A4 zawierajca za duo informacji. Powinna przesta dzwoni do Jona, ale nie potrafia si powstrzyma. Bo on mia to spojrzenie. Spojrzenie Johannesa. Nie chodzio o to, czy jest mie, mdre czy agodne. To byo spojrzenie, ktre potrafio odczyta jej myli, zanim jeszcze sama pomylaa. Ktre widziao j tak, jaka jest. A mimo to j lubio.

165

Znw otworzya oczy i zapatrzya si na ponadphektarow len dziak. Widok przypomnia jej szko z internatem w Szwajcarii. Soce wpadao do duej sypialni, rzucajc niebieskobiaie wiato na sufit i ciany. To ona upara si, eby budowali wanie tutaj. Wysoko nad miastem, waciwie w lesie. Mwia, e moe dziki temu bdzie si czua mniej zamknita, bardziej swobodna. M, Mads Gilstrup, ktry sdzi, e w jej pojciu to miasto ogranicza jej swobod, z radoci zdecydowa si zbudowa dom za czstk pienidzy, jakie mieli. To cudo kosztowao dwadziecia milionw. Kiedy si tu przeprowadzili, Ragnhild miaa wraenie, e przeniosa si z celi na spacerniak. Soce, powietrze i przestrze, ale wci zamknita. Tak samo jak w internacie. Od czasu do czasu, tak jak dzi wieczorem, zastanawiaa si, dlaczego tu trafia. Okolicznoci zewntrzne po podsumowaniu wyglday nastpujco: Mads Gilstrup by spadkobierc jednej z wielkich fortun w Oslo. Poznaa go podczas studiw w Illinois, pod Chicago, w Stanach Zjednoczonych Ameryki, gdzie oboje studiowali ekonomi na przecitnych uniwersytetach, co jednak gwarantowao wikszy presti ni studia na dobrej uczelni w Norwegii. A poza tym byo zabawniejsze. Oboje mieli bogate rodziny, ale on bogatsz. I podczas gdy Mads pochodzi z rodu armatorw od piciu pokole, ze starymi pienidzmi, Ragnhild wywodzia si z prostego chopskiego rodu, a jej pienidze wci pachniay farb drukarsk i hodowl ryb. yli w punkcie skrzyowania subsydiw dla rolnictwa z uraon dum, dopki jej ojciec i stryj nie sprzedali kady swojego traktora i nie postawili na niewielk hodowl w fiordzie, zaraz za oknem chaupy na wietrznym wzgrzu w Vest-Agder. Moment wybrali idealnie. Konkurencja minimalna, ceny za kilogram astronomiczne, wic w cigu czterech lat tustych stali si multimilionerami. Chaup na wzgrzu zburzono, zastpia j wiksza od stodoy budowla przypominajca tort, z omioma wykuszami i podwjnym garaem. Kiedy Ragnhild skoczya szesnacie lat, matka wysaa j z jednego wzgrza na drugie: do prywatnej szkoy dla dziewczt Arona Schiistera, pooonej w Szwajcarii, dziewiset metrw nad poziomem morza w osadzie przy stacji kolejowej, z szecioma kocioami i jedn piwiarni. Wypowiedzianym powodem wyjazdu Ragnhild bya nauka francu-

166

skiego, niemieckiego i historii sztuki, przedmiotw, ktre bardzo mogy si przyda, poniewa ceny za kilogram hodowlanych ryb wci biy nowe rekordy. Ale prawdziwym powodem banicji by oczywicie jej ukochany, Johannes. Johannes o gorcych doniach, Johannes o agodnym gosie i spojrzeniu, ktre wiedziao, co Ragnhild pomyli, jeszcze zanim pomylaa. Wieniak Johannes, ktry nigdzie si nie wybiera. Po Johannesie wszystko si zmienio. Po Johannesie zmienia si ona sama. W prywatnej szkole Arona Schustera pozbya si koszmarw, poczucia winy i zapachu ryb. Uczya si wszystkiego, czego potrzebuj mode dziewczta, eby zdoby ma z ich pozycj albo wysz. A dziki odziedziczonemu instynktowi przetrwania, ktry umoliwi! jej rodzinie przeycie na wzgrzu w Norwegii, powoli, ale nieodwoalnie pogrzebaa t Ragnhild, ktr Johannes tak dobrze znal, i staa si t, ktra zmierzaa w rne miejsca, ktra tworzya swoje wasne miejsca i nie dawaa si powstrzyma nikomu, a ju na pewno nie wyniosym dziewcztom z francuskich wyszych sfer ani rozpieszczonym Dunkom, szepczcym po ktach, e bez wzgldu na to, jak takie jak Ragnhild bd prbowa, i tak na zawsze zostan wulgarnymi prowincjuszkami. Jej ma zemst byo uwiedzenie pana Brehme, modego nauczyciela niemieckiego, w ktrym wszystkie troch si podkochiway. Nauczyciele mieszkali w osobnym budynku vis-a-vis uczennic, a ona cakiem po prostu przesza po brukowanym placyku i zapukaa do jego drzwi. Odwiedzia go cztery razy. I cztery razy wracaa noc przez plac, gono stukajc obcasami o bruk, a echo odbijao si od cian po obu stronach. Zaczy kry plotki, a ona nie robia nic, albo mao, by je powstrzyma. Kiedy rozesza si wie, e pan Brehme zoy wypowiedzenie i w popiechu wyjecha do nowej pracy w Zurychu, Ragnhild umiechaa si triumfalnie do wszystkich zdjtych aob twarzy modych dziewczt w klasie. Po ostatnim roku nauki w Szwajcarii Ragnhild wrcia do kraju. Nareszcie w domu, mylaa. Ale spojrzenie Johannesa znw si pojawio. W srebrze na fiordzie, w cieniach jaskrawozielonego lasu, za czarnymi byszczcymi oknami w domu modlitwy albo w mkncych drog samochodach, po ktrych zostawaa gorzka chmura kurzu trzeszczcego w zbach. Kiedy wic z Chicago przyszed list z ofert studiw, busi-

167

ness administration, trzyletnich licencjackich, picioletnich magisterskich, poprosia ojca, eby natychmiast przela wymagane czesne. Wyjazd przynis ulg. Znw moga sta si now Ragnhild. Cieszya si, e zapomni, ale by to osign, potrzebowaa jakiego projektu, celu. W Chicago ten cel znalaza. By nim Mads Gilstrup. Sdzia, e to bdzie proste. Przecie mimo wszystko miaa zarwno teoretyczne, jak i praktyczne podstawy do uwodzenia chopcw z wyszych sfer. I bya pikna. Powiedzia tak Johannes, a inni za nim powtarzali. Przede wszystkim jej oczy. Los pobogosawi j bkitnymi po matce tczwkami, otoczonymi niezwykle czyst, bia twardwk, co, jak zostao naukowo udowodnione, przyciga drug pe, poniewa sygnalizuje solidne zdrowie i dobry materia! genetyczny. Z tego powodu Ragnhild rzadko widywano w okularach sonecznych, chyba e zaplanowaa efekt, jakim byo ich zdjcie w szczeglnie dogodnym momencie. Niektrzy mwili, e jest podobna do Nicole Kidman. Rozumiaa, o co im chodzi. Pikna w surowy, oschy sposb. Moe to by powd. Surowo. Bo kiedy prbowaa nawiza kontakt z Madsem Gilstrupem w korytarzach czy stowce w kampusie, on zachowywa si jak sposzony dziki ko. Ucieka wzrokiem, nerwowo odrzuca grzywk i chowa si w bezpiecznej strefie. W kocu postawia wszystko na jedn kart. W wieczr poprzedzajcy jedn z wielu dorocznych i, jak twierdzono, bogatych w tradycje idiotycznych zabaw Ragnhild daa wsplokatorce pienidze na nowe buty i wynajcie pokoju hotelowego w miecie, a potem spdzia trzy godziny przed lustrem. Wyjtkowo przysza na zabaw wczenie. Po pierwsze, wiedziaa, e Mads Gilstrup przychodzi wczenie na wszystkie imprezy, a po drugie, chciaa uprzedzi ewentualne konkurentki. Mads Gilstrup jka si i duka, nie mic spojrze jej w oczy, pomimo jasnoniebieskich tczwek i nadzwyczaj czystej twardwki, a co dopiero w wyeksponowany dekolt. Ona za wbrew swoim wczeniejszym przekonaniom stwierdzia, e pewno siebie nie zawsze bywa nieodczn towarzyszk pienidzy. Dopiero pniej miaa zrozumie, e win za kompleksy Madsa ponosi jego byskotliwy, wymagajcy i nienawidzcy saboci ojciec, ktry nie by w stanie poj, dlaczego nie zosta obdarzony synem przypominajcym jego samego.

168

Ona jednak si nie ugia. Kiwaa si przed nosem Madsa Gilstrupa jak przynta i tak wyranie okazywaa swoj dostpno, e widziaa, jak te dziewczta, ktre nazywaa przyjacikami i vice versa, przysuwaj do siebie gowy, poniewa gdy przychodzio co do czego, zawsze okazyway si zwierztami stadnymi. W kocu po szeciu amerykaskich lekkich piwach i rodzcym si podejrzeniu, e Mads Gilstrup jest homoseksualist, dziki ko odway si wreszcie wyj na otwarty teren i po kolejnych dwch piwach opucili imprez. Pozwolia mu si dosi, ale w ku wsplokatorki. To mimo wszystko byy drogie buty. A kiedy trzy minuty pniej wycieraa go szydekow narzut koleanki, wiedziaa, e udao jej si naoy mu uzd. Uprz i siodo miay pojawi si pniej. Po studiach wrcili do domu zarczeni. Mads Gilstrup po to, by zarzdza swoj czci rodzinnego majtku, w bezpiecznym przekonaniu, e nigdy nie bdzie musia si sprawdza w jakim wycigu szczurw. Jego praca polegaa na znajdowaniu waciwych doradcw. Ragnhild z powodzeniem ubiegaa si o posad u zarzdcy funduszu inwestycyjnego, ktry nigdy nie sysza o tamtejszym przecitnym uniwersytecie, sysza natomiast o Chicago, i podobao mu si to, co sysza. I to, co widzia. Nie by zbyt byskotliwy, ale wymagajcy, i pod tym wzgldem znalaz w Ragnhild bratni dusz. Dlatego w stosunkowo krtkim czasie zostaa odsunita od nieco zbyt wymagajcej pod wzgldem intelektualnym pracy analityka rynku akcji i umieszczona przy monitorze i telefonie na jednym ze stolikw w kuchni", jak nazywali pokj maklerw. I wanie tutaj Ragnhild Gilstrup (zmienia nazwisko panieskie na Gilstrup, ju kiedy si zarczyli, poniewa tak byo praktyczniej") naprawd pokazaa, co potrafi. Jeli instytucjonalnym i z zaoenia profesjonalnym inwestorom, a takimi byli klienci funduszu, nie wystarczyo d o r a d z a n i e zakupu akcji Opticomu, to moga mrucze, flirtowa, sycze, manipulowa, kama i paka. Ragnhild Gilstrup potrafia otrze si o par mskich ng - a w miar potrzeby rwnie damskich - w sposb, ktry podnosi warto akcji o wiele skuteczniej ni jakakolwiek z dokonywanych przez ni analiz. Ale jej gwna zaleta polegaa na wyjtkowym zrozumieniu dla najistotniejszego czynnika na rynku akcji: chciwoci. Nagle pewnego dnia okazao si, e jest w ciy. I ku swojemu zdumieniu odkrya, e zastanawia si nad aborcj. Do tej pory szczerze

169

wierzya, e chce mie dzieci, przynajmniej jedno. Osiem miesicy pniej urodzia Amalie. Ogarno j wtedy szczcie, ktre natychmiast wyparo wspomnienie planw aborcyjnych. Po dwch tygodniach Amalie trafia do szpitala z wysok gorczk. Ragnhild zauwaya niepokj lekarzy, ale nie umieli jej powiedzie, co dolega malutkiej. Ktrej nocy Ragnhild rozwaaa modlitw do Boga, ale z tego zrezygnowaa. Nastpnego dnia o dwudziestej trzeciej maleka Amalie umara na zapalenie puc. Ragnhild zamkna si u siebie i przepakaa cztery dni. Mukowiscydoza - powiedzia jej lekarz podczas rozmowy w cztery oczy. - Choroba uwarunkowana genetycznie, co oznacza, e albo pani, albo pani m jestecie jej nosicielami. Syszaa pani o kim w rodzinie, kto by na to cierpia? Moe si to, na przykad, objawia czstymi atakami astmy". Nie - odpara Ragnhild. - I licz, e pan pamita o swoim obowizku dochowania tajemnicy". aob zajli si profesjonalici. Po kilku miesicach znw bya w stanie rozmawia z ludmi. Kiedy przyszo lato, pojechali do letniego domku Gilstrupw na zachodnim wybrzeu Szwecji i prbowali spodzi nowe dziecko. Ale pewnego wieczoru Mads Gilstrup zasta on paczc przed lustrem w sypialni. Mwia, e mier dziecka jest kar za to, e chciaa usun ci. Pociesza j, ale kiedy jego czue pieszczoty nabray miaoci, odepchna go od siebie, owiadczajc, e to by ostatni raz na dugo. Mads sdzi, e ma na myli porody, i natychmiast si z ni zgodzi. Dlatego poczu si rozczarowany i zrozpaczony, gdy daa mu do zrozumienia, e chce odpocz od samego aktu. Mads Gilstrup pozna ju smak kopulacji, a szczeglnie ceni wzrost poczucia wasnej wartoci, jaki przynosia mu wiadomo, e zapewnia onie krtkie, ale wyrane orgazmy. Mimo wszystko zaakceptowa jej danie, tumaczc je nastpstwami aoby i zmian hormonalnych po porodzie. Ragnhild nie uwaaa za stosowne poinformowa go, e przez dwa ostatnie lata ya z nim wycznie z obowizku, a resztki podania dla niego, jakie bya w stanie z siebie wydusi, wyparoway na porodwce, gdy patrzya w jego gupi, zdumion i przeraon twarz. A kiedy paczc ze szczcia, upuci na ziemi noyczki, ktrymi mia przeci sznur zwycistwa wszystkich rodzcych ojcw, miaa jedynie ochot go uderzy. Nie uwaaa rwnie za stosowne poinformowa go, e

170

ona i jej mao byskotliwy szef przez ostatni rok dostatecznie zaspokajali nawzajem swoje wymagajce potrzeby w dziedzinie wspycia seksualnego. Ragnhild bya jedynym maklerem giedowym w Oslo, ktremu zaproponowano wejcie do spki na penych prawach, kiedy sza na urlop macierzyski. Ale ona, ku zdumieniu wszystkich, zoya wypowiedzenie. Zaproponowano jej inn posad. Zarzdzanie rodzinnym majtkiem Madsa Gilstrupa. Na wieczorku poegnalnym wyjania szefowi, e, jej zdaniem, przyszed najwyszy czas, by maklerzy umizgiwali si do niej, a nie odwrotnie. Ani sowem nie zdradzia prawdziwej przyczyny swojej decyzji: tego, e Mads Gilstrup, niestety, nie zdoa si wywiza ze swojego jedynego zadania, polegajcego na znalezieniu dobrych doradcw, w zwizku z czym majtek rodzinny zacz si kurczy w tempie tak zastraszajcym, e w kocu te, Albert Gilstrup, i Ragnhild musieli wsplnie interweniowa. Byo to ostatnie spotkanie Ragnhild z szefem funduszu. Kilka miesicy pniej dowiedziaa si, e poszed na dugie zwolnienie, bo ju od dawna dokuczaa mu astma. Ragnhild nie lubia krgw, w ktrych obraca si Mads, podobnie zreszt jak on sam, z tego co zrozumiaa. Chodzili jednak na przyjcia, na ktre ich zapraszano, poniewa alternatywa, czyli wypadnicie poza rodowisko ludzi, ktrzy co znaczyli lub co posiadali, bya mimo wszystko znacznie gorsza. Napuszeni, zadowoleni z siebie mczyni, szczerze przekonani, e ich pienidze daj im do tego prawo, to jedna rzecz. Gorzej byo z ich onami, babskami", jak Ragnhild nazywaa je w duchu. Z plotkarami siedzcymi w domu, zakupoholiczkami zwariowanymi na punkcie zdrowego stylu ycia, z cyckami wygldajcymi na cakiem prawdziwe, i opalenizn, ktra faktycznie bya prawdziwa, poniewa akurat razem z dziemi spdziy wakacje w Saint-Tropez, gdzie mogy odpocz" od au pair i haaliwych robotnikw, ktrzy nigdy nie potrafili skoczy budowy basenu czy remontu kuchni. Ze szczerze zmartwionymi minami rozmawiay o tym, jak marnym miejscem do robienia zakupw staa si w ostatnim roku Europa, lecz poza tym ich horyzonty nigdy nie sigay dalej ni od Slemdal do Bogstad i ewentualnie do Kragere latem. Ubrania, operacje plastyczne i urzdzenia do wicze byy najpopularniejszymi tematami wrd przyjaciek, poniewa

171

dotyczyy narzdzi niezbdnych do zatrzymania przy sobie bogatych napuszonych mw, co przecie stanowio ich jedyn misj na ziemi. Kiedy Ragnhild si nad tym zastawiaa, czasami j to zaskakiwao. Czy one byy a tak inne od niej? By moe rnica polegaa na tym, e ona naprawd miaa prac. Czy to dlatego nie znosia ich zarozumiaych min w otwartej przed poudniem restauracji na Vinderen, kiedy skaryy si na wyudzanie zasikw i uchylanie si od pacenia podatkw w tym, co z lekk pogard nazyway spoeczestwem"? Czy moe chodzio o co innego? Co bowiem si wydarzyo. Rewolucja. Ragnhild zacza troszczy si o drugiego czowieka. Nie czua tego od czasu Amalie. I Johannesa. Wszystko zaczo si od planu. Z powodu bdnych inwestycji Madsa warto majtku wci spadaa, naleao wic podj drastyczne kroki. Nie chodzio jedynie o przeniesienie rodkw na aktywa o mniejszym stopniu ryzyka. Narosy rwnie dugi, ktre wymagay spaty. Krtko mwic, naleao dokona przewrotu finansowego. Pomysodawc by te. A caa rzecz w istocie pachniaa przewrotem, czy nawet wrcz rabunkiem. W dodatku nie obrabowaniem dobrze strzeonego banku, tylko napaci na staruszk. T staruszk bya Armia Zbawienia. Ragnhild przejrzaa portfel nieruchomoci Armii, ktry okaza si wrcz imponujcy. Wprawdzie kamienice znajdoway si w rednim stanie, ale miay wyjtkowy potencja i lokalizacj. Przede wszystkim chodzio o kamienice pooone w centralnych dzielnicach Oslo, a zwaszcza te na Majorstua. Bilanse Armii pokazay Ragnhild co najmniej dwie rzeczy: po pierwsze, Armia Zbawienia potrzebowaa pienidzy. A po drugie, nieruchomoci byy mocno niedowartociowane w bilansie. Prawdopodobnie ci ludzie nie mieli pojcia, co posiadaj, wtpia bowiem mocno, by decydenci z Armii Zbawienia zaliczali si do rekinw finansowych. Poza tym najprawdopodobniej by akurat idealny moment na kupno, poniewa ceny na rynku nieruchomoci poszy w d, a jednoczenie kursy akcji i inne gwne indeksy znw zaczy pi si w gr. Jeden telefon i miaa ju umwione spotkanie. By cudowny, wiosenny dzie, kiedy podjechaa pod Kwater Gwn Armii Zbawienia. Przyj j komandor David Eckhoff, a ona w cigu trzech sekund przejrzaa go na wskro. Za fasad jowialnoci dostrzega dominujce-

172

go przewodnika stada z rodzaju tych, ktrych tak wietnie umiaa owin sobie wok palca, i pomylaa, e to si moe uda. Przyj j w sali konferencyjnej i podj tradycyjnymi wiejskimi goframi i zaskakujco paskudn kaw. Towarzyszy mu jeden starszy i dwch modszych wsppracownikw. Starszy by szefem administracji w stopniu podpukownika i wkrtce mia przej na emerytur, (ednym z tych modszych okaza si Rikard Nilsen, zamknity w sobie mody czowiek, ktry na pierwszy rzut oka wykazywa podobiestwo do Madsa Gilstrupa. Ale to byo nic w porwnaniu z szokiem, jakiego doznaa, witajc si z drugim z modych mczyzn, ktry z ostronym umiechem uj jej rk i przedstawi si jako Jon Karsen. Nie chodzio o jego wysok, nieco przygarbion posta, otwart chopic twarz czy ciepy gos, tylko o spojrzenie. Patrzyo wprost na ni. W ni. Tak jak Johannes. To byo spojrzenie Johannesa. Pierwsz cz spotkania, podczas ktrej szef administracji oceni obroty norweskiej Armii Zbawienia na blisko miliard koron, z czego znaczn cz stanowiy dochody z wynajmu dwustu trzydziestu nieruchomoci, znajdujcych si w posiadaniu Armii na terenie caego kraju, Ragnhild przesiedziaa jak w transie, starajc si nie patrze na chopaka. Na jego wosy, na donie spokojnie spoczywajce na blacie. Na barki, nie do koca wypeniajce czarny mundur, ktry Ragnhild od dziecistwa kojarzya z podstarzaymi mczyznami i kobietami piewajcymi w chrku piosenki na trzy akordy, umiechnitymi, mimo e nie wierzyli w adne ycie przed mierci. Pewnie mylaa - waciwie si na tym nie zastanawiajc - e Armia Zbawienia jest dla takich, ktrzy nie znajduj dla siebie miejsca gdzie indziej. Dla prostych. Dla tych, ktrzy nie s na tyle zabawni i bystrzy, eby jacy inni chcieli si z nimi bawi, lecz ktrzy rozumieli, e Armia to wsplnota, stawiajca wymagania, jakie speni mogli nawet oni: piewa w chrku. Kiedy szef administracji skoczy, Ragnhild podzikowaa, otworzya przyniesion teczk i pchna przez st do komandora zwyk kartk formatu A4. -To nasza oferta - powiedziaa. - Wynika z niej, ktrymi nieruchomociami jestemy zainteresowani. -Dzikuj. Komandor zerkn na papier.

173

Ragnhild prbowaa czyta w jego twarzy, zrozumiaa jednak, e mina nie bdzie miaa wielkiego znaczenia. Przed komandorem na stole leay nietknite okulary do czytania. - Nasz specjalista zastanowi si nad tym i sporzdzi opini. - Ko mandor umiechn si i przesun kartk. W stron Jona Karlsena. Ragnhild zauwaya skurcz przebiegajcy po twarzy Rikarda Nilsena. Przez st pchna do Jona Karlsena swoj wizytwk. -Jeli co okae si niejasne, prosz po prostu do mnie zadzwoni powiedziaa, czujc na sobie jego spojrzenie niczym fizyczny dotyk. -Dzikujemy za wizyt, pani Gistrup. - Komandor Eckhoff zoy rce. - Obiecujemy, e odpowiemy w cigu... Jon? -Krtkiego czasu. Komandor umiechn si jowialnie. - Krtkiego czasu. Do windy odprowadzili j wszyscy czterej. aden si nie odezwa, gdy czekali. Kiedy drzwi windy si rozsuny, nachylia si lekko do Jona Karlsena i powiedziaa cicho: - W kadej chwili. Na komrk. Usiowaa pochwyci jego spojrzenie, by jeszcze raz je poczu, ale nie zdya. Zjedajc wind w d, Ragnhild Gistrup poczua, jak krew bolenie mocno w niej pulsuje i zacza niekontrolowanie dre. Upyny trzy dni, nim zadzwoni i powiedzia nie". Ocenili ofert i doszli do wniosku, e nie bd nic sprzedawa. Ragnhild gorczkowo argumentowaa cen, wskazywaa jednostronn ekspozycj Armii Zbawienia na rynku nieruchomoci, mwia, e obiekty nie s profesjonalnie zarzdzane, e niskie odpisy w ksigach wiadcz o tym, e nieruchomoci przy tak niskich cenach najmu przynosz wrcz straty, i e Armia powinna zdywersyfikowa swoje inwestycje. Jon Karlsen sucha, nie przerywajc. -Dzikuj - powiedzia, kiedy skoczya. - Dzikuj za to, e tak wnikliwie zapoznaa si pani z t spraw, pani Gistrup. I jako ekonomista zgadzam si z pani, ale... -Ale co? Rachunek jest prosty... - Syszaa swj wasny podniecony oddech w suchawce. -Ale jest te aspekt ludzki. -Ludzki?

174

- Najemcy. Ludzie. Starzy ludzie, ktrzy mieszkaj w tych domach przez cae ycie, emerytowani oficerowie Armii, uchodcy, osoby, ktre potrzebuj poczucia bezpieczestwa. To jest mj aspekt ludzki. Wy ich wyrzucicie, eby odnowi te mieszkania i wynaj je albo sprzeda z zy skiem. Rachunek jest, jak pani powiedziaa, prosty. To jest pani aspekt ekonomiczny, ktry przesania wszystko, i ja to akceptuj. Czy pani ak ceptuje mj? Wstrzymaa oddech. -Ja... - zacza. -Chtnie pani ze sob zabior, eby moga pani pozna niektrych z tych ludzi. Moe wtedy zrozumie to pani lepiej. A pokrcia gow. -Z przyjemnoci wyjani ewentualne nieporozumienia co do naszych intencji - powiedziaa. - Czy jest pan zajty w czwartek wieczr? -Nie, ale... -Spotkajmy si wobec tego w Feinschmeckerze o smej. - Co to jest Feinschmecker? Musiaa si umiechn. -To restauracja na Frogner. Powiem tak, takswkarz bdzie wiedzia, gdzie to jest. -Jeli to na Frogner, przyjad rowerem. -Dobrze, do zobaczenia. Wezwaa Madsa i tecia na narad i opowiedziaa im o rozmowie. -Wyglda na to, e kluczem do sprawy jest ten ich doradca -stwierdzi te, Albert Gilstrup. - Jeli uda nam si przecign go na nasz stron, nieruchomoci s nasze. -Ale przecie mwi, e jego nie interesuje cena, jak proponujemy. - Ale tak! - upiera si te. -Nie! - Nie cena dla Armii Zbawienia. Tu moe wywija tym swoim mo ralnym sztandarem. Musimy si odwoa do jego osobistej chciwoci. Ragnhild pokrcia gow. -Z tym czowiekiem to si nie uda. To nie jest kto, kto na to pjdzie. -Kady ma swoj cen - owiadczy Albert Gilstrup ze smutnym umiechem, kiwajc jej palcem przy twarzy jak metronomem. - Armia Zbawienia wyrosa z pietyzmu, a pietyzm zblia z religi czowieka my-

175

lcego praktycznie. Dlatego sta si przebojem na ubogiej pnocy. Najpierw chleb, potem modlitwa. Proponuj dwa miliony. -Dwa miliony? - jkn Mads Gilstrup. - Za... za opini, e powinni sprzeda? -Oczywicie tylko wtedy, jeli dojdzie do sprzeday. No cure, no pain. - To i tak idiotycznie wysoka suma - zaprotestowa Mads. Te odpowiedzia, nie patrzc na syna. - Jedynym idiotyzmem, jaki dostrzegam w tej sytuacji, jest zdziesit kowanie rodzinnego majtku w czasach, kiedy wszystko idzie w gr. Mads dwa razy otworzy usta jak rybka akwariowa, ale nic si z nich nie wydobyo. - Ten ich doradca nie bdzie mia odwagi do negocjowania ceny, je li uzna, e nasza pierwsza oferta jest za niska - stwierdzi te. - Mu simy go znokautowa w pierwszej rundzie. Dwa miliony. Co ty na to, Ragnhild? Ragnhild powoli pokiwaa gow, utkwiwszy wzrok za oknem, nie miaa bowiem siy patrze na ma, ktry siedzia ze spuszczon gow poza krgiem wiata biurkowej lampy. Kiedy przysza do restauracji, Jon Karlsen czeka ju przy stoliku. Sprawia wraenie niszego, ni zapamitaa, ale moe byo tak dlatego, e zamieni mundur na workowaty garnitur kupiony, jak przypuszczaa, we Freteksie. Albo te wyglda na zagubionego w modnej restauracji. Kiedy wsta, eby si z ni przywita, przewrci wazon. Wsplnymi siami uratowali kwiaty, miejc si z caego zamieszania. Pniej rozmawiali na rne tematy. Kiedy spyta, czy ma dzieci, pokrcia tylko gow. A czy on mia dzieci? Nie. No wanie, ale moe mia... Nie, te nie. Rozmowa zesza na nieruchomoci Armii Zbawienia, ale Ragnhild zorientowaa si, e Jon argumentuje bez poprzedniego ognia. Umiecha si uprzejmie, ledwie moczc usta w winie. Podniosa ofert o dziesi procent. Pokrci gow, wci z umiechem, i skomplemen-towa jej naszyjnik, ktry, jak wiedziaa, piknie podkrela kolor jej skry. - To prezent od matki - skamaa bez wysiku, mylc, e on tak na prawd patrzy na jej oczy, na jasnoniebieskie tczwki i czyste biaka.

176

Propozycj osobistego wynagrodzenia w wysokoci dwch milionw przedstawia midzy daniem gwnym a deserem. Nie patrzya mu przy tym w oczy, bo on w milczeniu wpatrywa si w kieliszek. Nagle gwatownie poblad. -Czy to pani wasny pomys? Zorientowaa si, e ma krtki oddech. -Mj i mojego tecia. -Alberta Gilstrupa? -Tak. Oprcz nas dwojga i mojego ma nikt nigdy si o tym nie dowie. Bdziemy mie rwnie duo do stracenia, gdyby rzecz wysza na jaw, jak... jak pan. -Czy ja co powiedziaem albo zrobiem? -Sucham? -Co skania pani i pani tecia do przekonania, e zgodz si na przyjcie tych srebrnikw? - Podnis na ni wzrok. Ragnhild poczua rumieniec wypezajcy na twarz. Ostatnio tak si zaczerwienia chyba w podstawwce. -Zrezygnujemy z deseru? Zdj serwetk z kolan i pooy j na stole przy talerzu. - Prosz si nie spieszy i zastanowi. Dla paskiego dobra. To mo e by szansa na zrealizowanie marze. Sowa zabrzmiay faszywie i brzydko nawet w jej wasnych uszach. Jon da sygna kelnerowi, e prosz o rachunek. - A jakie to marzenia? O tym, eby by skorumpowanym sug? aosnym dezerterem? Jedzi piknym samochodem, podczas gdy ca e to czowieczestwo, ktre chciao si osign, lego w gruzach? - Jego gos trzs si z wciekoci. - Takie s pani marzenia, Ragnhild Gilstrup? Nie umiaa odpowiedzie. -Najwyraniej jestem lepy powiedzia. - Bo wie pani, kiedy pani poznaem, wydawao mi si, e widz... zupenie innego czowieka. -Widzia pan mnie. - Czua, e zaraz si roztrzsie, tak samo jak wtedy w windzie. -Co? Odchrzkna. - Zobaczy pan mnie. A ja pana obraziam. Bardzo mi przykro.

177

W ciszy, ktra nastpia, Ragnhild miaa wraenie, e zapada si w na przemian zimne i ciepe warstwy wody. - Zapomnijmy o tym - powiedziaa, kiedy kelner wzi z jej rki kart. - To nie jest wane. Ani dla mnie, ani dla pana. Pjdzie pan ze mn do parku Frogner? -fa... - Bardzo prosz. Spojrza na ni zaskoczony. Ae czy na pewno? Jak to spojrzenie - widzce wszystko - mogo by czymkolwiek zaskoczone? Ragnhild Gilstrup przez swoje okno na Holmenkollen wpatrywaa si w widoczny daleko w dole ciemny prostokt. Park Frogner. To tam zaczo si szalestwo. Mina pnoc. Autobus rozwocy zup stal ju zaparkowany w garau, a Martine czua si cudownie wycieczona, lecz rwnie pobogosawiona. Staa na chodniku przed Schroniskiem w ciasnej ciemnej Heimdalsgata i czekaa na Rikarda, ktry poszed po samochd, kiedy usyszaa skrzypienie niegu za plecami. - Cze. Odwrcia si i poczua, e serce jej zamiera na widok konturw potnej postaci, rysujcych si na tle wiata samotnej latarni. - Nie poznajesz mnie? Serce uderzyo raz. Potem drugi. Potem trzeci i czwarty. Rozpoznaa ten gos. -Co ty tu robisz? - spytaa z nadziej, e nie sycha, jak bardzo si przestraszya. -Dowiedziaem si, e pracowaa dzisiaj w autobusie, ktry parkuje tutaj okoo pnocy. Mamy postp w sprawie, jak to si mwi. Troch mylaem. - Zrobi krok w przd i wiato pado mu na twarz. Bya twardsza, starsza, ni zapamitaa. Dziwne, jak duo mona zapomnie w cigu jednej doby. -I mam par pyta. -Ktre nie mogy zaczeka? - umiechna si. Zobaczya, e na widok jej umiechu twarz policjanta zmika.

178

-Czekasz na kogo? - spyta Harry. -Tak. Rikard odwiezie mnie do domu. Popatrzya na torb przewieszon przez rami policjanta. Torba miaa z boku napis JETTE", ale wygldaa na zbyt star i zniszczon, by moga by modnym wariantem retro. - Powiniene sobie kupi wiee wkadki do butw, ktre tam masz. - Wskazaa rk. Spojrza na ni zdumiony. -Nie trzeba by Jeanem-Baptiste'em Grenouille'em, eby poczu zapach - powiedziaa. -Patrick Siiskind. Pachnido. -Policjant, ktry czyta? -onierz Armii Zbawienia, ktry czyta o zabjstwie? odci si. - Co, niestety, prowadzi nas do sprawy, z ktr przychodz. Podjecha do nich saab dziewiset. Okno opado bezszelestnie. -Jedziemy, Martine? -Momencik, Rikardzie. Dokd idziesz? -Na Bislett. Ale wolabym... -Rikard, zgadzasz si podwie Harry'ego na Bislett? Przecie ty te tam mieszkasz. Rikard zapatrzy si w ciemno, zanim odpar paskim gosem: -Oczywicie. -Wsiadaj. - Martine wycigna do Harry'ego rk. Spojrza na ni zdziwiony. -liskie buty - szepna, apic go za do. Poczua, e jego rka, ciepa i sucha, odruchowo zacisna si na jej doni, jakby si ba, e upadnie od razu. Rikard jecha ostronie, przez cay czas przenoszc wzrok z lusterka na lusterko, jakby si spodziewa ataku z zasadzki. -I co? - spytaa Martine z przedniego siedzenia. Harry chrzkn. -Prbowano dzisiaj strzela do Jona Karlsena. -Co? - zawoaa Martine. Harry napotka w lusterku wzrok Rikarda. - Ty ju o tym syszae? - spyta Harry. -Nie.

179

-Kto... - zacza Martine. -Nie wiemy. -Ale... i Robert, i fon... Czy to ma jaki zwizek z rodzin Karlsenw? -Wydaje mi si, e przez cay czas zasadzali si tylko na jednego powiedzia Harry. -Co to znaczy? -Zabjca odoy powrt do domu. Pewnie odkry, e zastrzeli niewaciwego czowieka. To nie Robert mia zgin. -NieRo... -Wanie dlatego chciaem z tob porozmawia. Myl, e moesz mi odpowiedzie na pytanie, ktre potwierdzi moj teori. -Jak teori? -e Robert zgin, poniewa nieszczliwym zbiegiem okolicznoci wzi za Jona dyur na Egertorget. Martine na przednim siedzeniu odwrcia si zdumiona. - Ty ukadasz listy dyurw - wyjani Harry. - Kiedy byem u was pierwszy raz, zauwayem, e lista wisi na tablicy w recepcji. Kady mg na niej sprawdzi, kto ma tego wieczoru dyur na Egertorget. I e to by Jon Karlsen. -Jak... - Zajrzaem po drodze ze szpitala i sprawdziem. Na licie jest Jon. Ale Robert z Jonem zamienili si ju po wydrukowaniu listy, prawda? Martine przygryza warg. - Cay czas kto si z kim zamienia na dyur. Czsto nic nawet o tym nie wiem. Rikard skrci w Sofies gate. Martine rozszerzyy si oczy. -Ju sobie przypominam! Robert zadzwoni powiedzie, e si zamienili, wic nie musz si o nic stara. Pewnie dlatego w ogle si nad tym nie zastanawiaam. Ale... ale to przecie oznacza, e... -Jon i Robert byli do siebie bardzo podobni - stwierdzi Harry. -A w mundurze... -By wieczr i pada nieg... - dodaa Martine pgosem, jakby do siebie. -Chciaem si dowiedzie, czy kto do ciebie dzwoni i pyta o list dyurw. Szczeglnie na ten wieczr.

180

-Nic takiego sobie nie przypominam - odpara. -A moesz si jeszcze nad tym zastanowi? Zadzwoni do ciebie jutro. -Dobrze. Harry przytrzyma j wzrokiem i w wietle latarni, ktre omioto samochd, znw dostrzeg nieregularnoci jej renic. Rikard gwatownie zahamowa. -Skd wiesz? - spyta Harry. -Co wiem? - zdziwia si Martine. -Pytaem kierowc - wyjani Harry. - Skd wiesz, e tu mieszkam? -Przecie powiedziae - odpar Rikard. - Znam t okolic. Martine ju mwia, e mieszkam na Bislett. Harry stan na chodniku i patrzy za odjedajcym samochodem. Oczywiste byo, e chopak jest zakochany. Nadoy drogi, jadc najpierw tutaj, byle tylko bodaj przez kilka minut zosta z Martine sam na sam. Porozmawia z ni. Uzyska t cisz i spokj niezbdne do tego, by co przekaza, zademonstrowa, kim jest, rozebra dusz do naga, odkry samego siebie i wszystko to, co przynalene modoci, a z czym sam Harry nareszcie ju skoczy. Wszystko to w nadziei na yczliwe sowo, ucisk, pocaunek, zanim ona wysidzie. Ruszy wolno w stron frontowych drzwi, rka odruchowo zacza szuka kluczy w kieszeni spodni, a myli czego, co stale umykao, gdy tylko si do tego zblia. Spojrzenie za szukao czego, co ledwie sysza. To by tylko ledwie stumiony odgos, ale na Sofies gate o tej porze panowaa cisza. Harry zapatrzy si w szare zaspy, usypane przez pug nieny, ktry dzi tdy przejeda. Co jakby trzeszczao. Jakby topniao. Niemoliwe. Byo minus osiemnacie. Woy klucz w zamek. I usysza, e nic nie topnieje. Cyka. Odwrci si i popatrzy na zaspy. Bysno szko. Zawrci, nachyli si i podnis zegarek. Szkieko prezentu Moliera byo gadkie jak tafla wody, nie miao najmniejszej rysy, a czas si zgadza co do sekundy. Dwie minuty do przodu w porwnaniu z jego zegarkiem. Co takiego powiedzia Meller? e ma zdy tam, gdzie uwaa, e jest ju spniony.

181

1 4 NOC Z 17 NA 18 GRUDNIA. CIEMNO


Grzejnik panelowy w wietlicy Schroniska trzaska, jakby kto rzuca w niego kamykami. Gorce powietrze drgao, unoszc si na tle brzowych smug spalenizny na materiaowej tapecie poccej si nikotyn, klejem i tustym zapachem ludzi, ktrzy tu mieszkali i zniknli. Pokrycie kanapy gryzo go przez spodnie. Mimo suchego trzeszczcego ciepa, bijcego z grzejnika, trzs si z zimna, ogldajc wiadomoci w telewizorze umieszczonym na statywie wysoko na cianie wietlicy. Poznawa zdjcia z placu, ale nie rozumia ani sowa. W drugim kcie siedzia w fotelu jaki stary czowiek i pali cienkiego skrta. Kiedy z papierosa zostao mu ju tak mao, e parzy go w czarne koce palcw, szybko wyj z pudeka dwie zapaki, uj w nie peta i zaciga si, dopki ar nie zacz parzy mu warg. Odcity i ubrany czubek wierka sta na stoliku w rogu i prbowa lni. Pomyla o witecznym obiedzie w Dalju. To si zdarzyo dwa lata po wojnie i po wycofaniu si Serbw z tego, co kiedy byo Vukovarem. Wadze chorwackie upchny ich razem w hotelu International w Zagrzebiu. Pyta wiele osb, czy nie wiedz, co si stao z rodzin Giorgiego, a pewnego dnia spotka innego uchodc, ktry pamita, e matka Giorgiego zmara podczas oblenia, a ojciec uciek do Dalja, przygranicznego miasteczka niedaleko Vukovaru. Drugiego dnia wit wsiad wic w pocig i pojecha do Osijeka, a stamtd dalej do Dalja. Porozmawia z konduktorem i dowiedzia si, e pocig jedzie do Borova, bdcego stacj kocow, a do Dalja wrci o p do sidmej. Bya druga, kiedy wysiad w Dalju. Rozpyta o adres, okazao si, e to niska kamienica, tak samo szara jak miasto. Wszed na klatk, znalaz drzwi i zanim zadzwoni, pomodli si w duchu o to, eby ich zasta. Serce mu zabio, kiedy usysza za drzwiami lekkie kroki. Otworzy mu Giorgi. Niewiele si zmieni. By bledszy, ale mia te same jasne kdziory, niebieskie oczy i usta w ksztacie serca, ktre jemu zawsze kojarzyy si z modym bogiem. Ale umiech z jego oczu gdzie znikn. Zgasy jak zepsuta arwka. - Nie poznajesz mnie, Giorgi? - spyta po chwili. - Mieszkalimy w tym samym miecie. Chodzilimy do tej samej szkoy.

182

Giorgi zmarszczy czoo. -Naprawd? Zaczekaj. Ten gos. Ty musisz by Serg Dola. Oczywicie, to ty tak szybko biegae. Ale ty si zmieni! Dobrze zobaczy kogo znajomego z Vukovaru. Przecie wszyscy zginli. -Ja nie. -No tak, ty nie, Serg. Giorgi go obj i ciska tak dugo, a poczu ciepo w zmarznitym ciele. Potem zacign go do mieszkania. Zapada wczesny zimowy zmierzch, gdy siedzieli w spartasko umeblowanym pokoju i rozmawiali o wszystkim, co si wydarzyo, o znajomych z Vukovaru i o tym, co si z nimi stao. Kiedy spyta, czy Giorgi pamita Tinta, psa, Giorgi umiechn si troch zmieszany. Powiedzia, e jego ojciec niedugo wrci do domu, i spyta, czy Serg zostanie na obiedzie. Spojrza na zegarek, pocig mia by na stacji dopiero za trzy godziny. Ojca bardzo zaskoczy go z Vukovaru. -To jest Serg. Serg Dola. -Serg Dola? - powtrzy mczyzna, przygldajc mu si uwanie. - Rzeczywicie, jest w tobie co znajomego. Hm. Czy ja znaem twojego ojca? Nie? Zrobio si ciemno, a kiedy usiedli przy stole, ojciec da im due biae serwetki. On zdj wtedy swoj czerwon apaszk i zawiza serwetk na szyi. Ojciec odmwi krtk modlitw, przeegna si i ukoni jedynemu zdjciu w pokoju. Zdjciu kobiety w ramkach. Kiedy ojciec i Giorgi signli po sztuce, on sam pochyli gow i wymamrota: - Kt to jest ten, ktry przybywa z Edomu, z Bosry idzie w szatach szkaratnych? Ten wspaniay w swoim odzieniu, ktry kroczy z wielk sw moc? To ja jestem tym, ktry mwi sprawiedliwie, potny w wy bawianiu. Ojciec Giorgiego popatrzy na niego zdziwiony, a potem poda mu pmisek z duymi bladymi kawakami misa. Posiek mija w milczeniu. Cienkie okna trzeszczay na wietrze. Po misie by deser. Palainke, cienkie naleniki z konfiturami, polewane czekolad. Nie jad tego od dziecistwa w Vukovarze.

183

- We jeszcze jednego, Serg - powiedzia ojciec Giorgiego. - S wita. Spojrza na zegarek. Do odjazdu pocigu zostao p godziny. Nadszed ju czas. Chrzkn, odoy serwetk i wsta. -Giorgi i ja rozmawialimy o wszystkich, ktrych pamitamy z Vukovaru. Ale o jednej osobie jeszcze nie mwilimy. -Ach tak? - umiechn si ojciec zdziwiony. - A o kim to, Serg? Obrci si lekko, tak e patrzy na niego jednym okiem, jakby prbowa uchwyci co, czego nie potrafi okreli. -Mia na imi Bobo. Po oczach ojca Giorgiego pozna, e ten ju teraz zrozumia. Moe tylko na to czeka. Usysza swj wasny gos wrd nagich cian. - Pan siedzia w dipie i wskaza go serbskiemu dowdcy. - Prze kn lin. - Bobo zgin. W pokoju zapada cisza. Ojciec Giorgiego odoy sztuce. - Bya wojna, Serg. Wszyscy umrzemy - powiedzia to spokojnie, niemal z rezygnacj. Giorgi i jego ojciec siedzieli nieruchomo, kiedy wyciga pistolet zza paska spodni, odbezpiecza go, wymierza przez st i naciska spust. Huk by krtki i suchy. Ojciec Giorgiego drgn, a jednoczenie nogi krzesa zaskrzypiay o podog. Mczyzna nachyli si, patrzc na dziur w serwetce, ktr mia na piersi. Nagle serwetk jakby wessao w pier, a jednoczenie na biaym ptnie rozlaa si krew. - Spjrz na mnie - nakaza gono, a ojciec Giorgiego odruchowo podnis gow. Drugi strza zostawi niedu czarn dziur w czole, ktre pochylio si w przd i mikko opado na talerz z nalenikami. Giorgi wpatrywa si w niego z otwartymi ustami. Z ust cieka mu czerwona smuga. Mina chwila, nim zrozumia, e to konfitury z palainki. Wsun pistolet za pasek. - Mnie te musisz zastrzeli, Serg. -Nie mam z tob adnej niezaatwionej sprawy. Wyszed z pokoju i sign po kurtk wiszc przy drzwiach. Giorgi ruszy za nim. -fa si bd mci! Znajd ci i zabij, jeli ty nie zabijesz mnie! -A jak mnie znajdziesz?

184

-Nie zdoasz si schowa. Wiem, kim jeste. -Wiesz? Mylisz, e ja jestem Serg. Ale Serg Dola mia rude wosy i by ode mnie wyszy, (a nie umiem szybko biega, Giorgi. Ale cieszmy si, e mnie nie poznae, bo to znaczy, e mog ci pozwoli y. Nachyli si, pocaowa Giorgiego mocno w usta, otworzy drzwi i wyszed. Gazety pisay o tym zabjstwie, ale nikogo nie poszukiwano. A trzy miesice pniej matka powiedziaa mu, e pewien Chorwat zwrci si do niej z prob o pomoc. Ten czowiek nie mg duo zapaci, ale zebra troch pienidzy wrd rodziny, odkryto bowiem, e Serb, ktry torturowa jego nieyjcego ju brata podczas wojny, mieszka w ssiedztwie, a kto wspomnia o kim, kogo nazywaj Maym Wybawicielem. Staruszek znw sparzy palce cienkim papierosem i gono zakl. On wsta i wyszed do recepcji. Za chopakiem po drugiej stronie szklanej ciany sta czerwony sztandar Armii Zbawienia. -Could I please use the phone? Chopak spojrza na niego niechtnie. -Tylko pod warunkiem, e to miejscowa rozmowa. -Tak, miejscowa. Wszed do wskazanego przez chopaka biura za recepcj, usiad przy biurku i zapatrzy si w telefon. Myla o gosie matki, o tym, jak potrafi by jednoczenie zmartwiony i wystraszony, a zarazem agodny i ciepy. Ten gos by jak objcia. Wsta, zamkn drzwi do recepcji i szybko wybra numer hotelu International. Nie zasta jej. Nie zostawi adnej wiadomoci. Drzwi si otworzyy. -Nie wolno zamyka drzwi - powiedzia chopak. - Dobrze? -Dobrze. Sorry. Masz ksik telefoniczn? Chopak przewrci oczami, wskaza na grube tomiszcze obok telefonu i wyszed. On odnalaz w ksice Jona Karlsena na G0teborggata cztery i wybra numer. Thea Nilsen wpatrywaa si w dzwonicy telefon. Otworzya drzwi do mieszkania ona kluczem, ktry jej da. Mwili, e gdzie bdzie dziura od kuli. Poszukaa jej i znalaza w drzwiach szafki.

185

Ten czowiek prbowa zastrzeli Jona. Umierci go. Ta myl w dziwny sposb j podniecia, wcale nie wystraszya. Czasami mylaa, e ju nigdy nie bdzie si ba, nie tak. Nie tego. Nie mierci. Policjanci tu byli, ale krtko. Stwierdzili, e nie ma adnych ladw oprcz kul. W szpitalu suchaa wdechw i wydechw Jona, gdy na ni patrzy. W duym szpitalnym ku wyglda tak bezradnie, e wystarczyoby nakry mu twarz poduszk i ju by nie y. Spodobaa jej si jego sabo. Moe nauczyciel domowy w Wiktorii Hamsuna mia racj, e odczuwana przez niektre kobiety potrzeba litowania si nad kim sprawia, e nienawidz swoich zdrowych, silnych mw i potajemnie pragn, aby stali si kalekami, zalenymi od ich dobroci. Ale teraz bya sama w jego mieszkaniu, a telefon dzwoni. Spojrzaa na zegarek. Noc. Nikt nie dzwoni o tej porze. Nikt w uczciwych zamiarach. Thea nie baa si mierci. Ale tego si baa. Czy to ona, ta kobieta, o ktrej Jon sdzi, e nie wiedziaa? Zrobia dwa kroki do telefonu. Zatrzymaa si. Czwarty dzwonek. Po pitym przestanie dzwoni. Zawahaa si. Podesza i szybko podniosa suchawk. -Tak? Na drugim kocu na moment zapada cisza, zanim w kocu kto odezwa si po angielsku. -Sorty for calling so late, Nazywam si Edom. Czy zastaem Jona? -Nie - odpara z ulg. - Jon jest w szpitalu. -A tak, syszaem, co si dzisiaj wydarzyo. Jestem jego starym przyjacielem i chtnie bym go odwiedzi. W ktrym szpitalu ley? -W Ulleval -W UllevaT? -Tak. Nie wiem, jak ten oddzia si nazywa po angielsku, ale po norwesku to neurochirurgia. Ale przed wejciem siedzi policjant i on ci nie wpuci. Rozumiesz, co mwi? -Czy rozumiem? -Nie mwi zbyt dobrze... po angielsku... -Rozumiem doskonale. Bardzo dzikuj. Odoya suchawk i dugo wpatrywaa si w telefon. Potem znw zacza szuka. Mwili, e ladw po kulach jest wicej.

186

Chopcu z recepcji Schroniska powiedzia, e idzie si przej, i poda mu klucz do pokoju. Chopak zerkn na zegar na cianie pokazujcy, e jest za pitnacie dwunasta, i kaza mu zabra klucz. Wyjani, e zaraz zamyka i idzie spa, a klucz od pokoju pasuje te do gwnych drzwi. Zimno zaatakowao go, gdy tylko znalaz si na zewntrz. Ksao i drapao. Schyli gow i ruszy szybkim, zdecydowanym krokiem. To byo ryzykowne. Wyjtkowo ryzykowne. Ale nie mia innego wyjcia. Ola Henmo, kierownik dziau technicznego w Hafslund Energi, siedzia w pomieszczeniu nadzoru w centrali na Montebello w Oslo i wpatrujc si w czterdzieci monitorw rozstawionych dookoa, myla o tym, e cholernie mio byoby zapali. W cigu dnia pracowao tu dwanacie osb, ale teraz, w nocy, tylko trzy. Zazwyczaj kady z nich siedzia na swoim zwykym miejscu, ale dzisiaj panujcy na zewntrz mrz jakby ich cisn przy jednym biurku, ustawionym na rodku pomieszczenia. Geir i Ebbe jak zwykle kcili si o konie i kolejno V75. Robili to ju od omiu lat i nigdy nie przyszo im do gowy, e kady powinien gra oddzielnie. Ola bardziej si martwi o stacj transformatorow na Kirkeveien midzy UllevSlsveien a Sognsveien. -Trzydzieci sze procent przecienia na Tl, dwadziecia dziewi na T2 do T4 - powiedzia. -Boe, ale ci ludzie grzej! - westchn Geir. - Boj si, e zamarzn na mier? Przecie jest noc. Zaraz mog si schowa pod kodr. Sweet Revenge na trzecim? Masz udar mzgu? -Nikt z tego powodu nie przykrca ciepa - powiedzia Ebbe. - Nie w tym kraju. Ludzie sraj pienidzmi. -To si nie moe dobrze skoczy - stwierdzi Ola. -Nie martw si - uspokoi go Ebbe. - Po prostu wpompujemy wicej oleju. -Myl o Tl - Ola wskaza na monitor. - Teraz mu bije szeset osiemdziesit amperw. Przy obcieniu nominalnym piciuset. -Spokojnie! - zdy powiedzie Ebbe, zanim alarm zacz piszcze.

187

-Cholera! - westchn Ola. - No i trzasn. Sprawdcie list i zadzwocie do chopakw, ktrzy maj nocny dyur. -Dobra - powiedzia Geir. - T2 te si wyczy. A teraz pad T3. -Bingo! - zawoa Ebbe. - Zaoymy si, e T4... - Za pno. Ju po nim - stwierdzi Geir. Ola popatrzy na map. -No dobra - westchn. - Nie ma prdu w dolnym Sogn, na Fagerborg i na Bislett. -No to zakadamy si, co poszo - zaproponowa Ebbe. - Stawiam tysic na izolacj. Geir zmruy jedno oko. -Stacja trafo. I wystarczy pi stw. -Przestacie! - burkn Ola. - Ebbe, dzwo po stra poarn. Zao si, e tam si pali. -Przyjmuj - powiedzia Ebbe. - O dwie stwy? Kiedy w szpitalnym pokoju zgaso wiato, nastaa ciemno tak totalna, e Jon w pierwszej chwili pomyla, e olep. e przy uderzeniu uszkodzi mu si nerw wzrokowy, ale skutki kazay na siebie czeka a do tej pory. Zaraz jednak usysza krzyki na korytarzu, dostrzeg zarys okna i zrozumia, e po prostu nie ma prdu. Na zewntrz zaszurao krzeso, drzwi si uchyliy i kto spyta: -Hej, jeste tam? -Tak - odpar Jon gosem cieszym, ni zamierza. -Pjd tylko sprawdzi, co si stao. Nigdzie si std nie ruszaj, dobrze? -Tak, ale... -Ale co? -Czy oni nie maj awaryjnego agregatu? - Myl, e tylko dla sal operacyjnych i dla systemu monitoringu. -Aha. Jon, wsuchany w oddalajce si kroki policjanta, wpatrywa si w zielon tabliczk Exit" nad drzwiami. Ten znak znw mu przypomnia o Ragnhild. To si rwnie zaczo po ciemku. Z restauracji wyszli w nocny mrok do parku Frogner. Stanli na pustym placu przed Monolitem, patrzc na wschd, w stron centrum. Opowiedzia jej hi-

188

stori o tym, jak to Gustav Vigeland, artysta-dziwak z Mandal, zgodzi si ozdobi swoimi rzebami park pod warunkiem, e zostanie poszerzony w taki sposb, by Monolit dao si umieci symetrycznie w stosunku do pobliskich kociow, a gwne wejcie do parku miao si znale dokadnie na wprost kocioa Uranienborg. A kiedy przedstawiciel rady miasta wyjani mu, e parku nie da si przenie, Vigeland zada przestawienia kociow. Gdy opowiada, Ragnhild wpatrywaa si w niego z powag, a on pomyla wtedy, e sia i inteligencja tej kobiety go przeraaj. -Zimno mi - powiedziaa, trzsc si, mimo paszcza. -Moe powinnimy wr... - zacz, ale ona pooya mu rk na karku i obrcia jego twarz w swoj stron. Miaa najbardziej niezwyke oczy, jakie w yciu widzia. Jasnoniebieskie, niemal turkusowe, z tak biel biaek, e blada skra nabieraa przy nich koloru. A on zrobi to co zawsze, zgarbi si i spuci gow. Jej jzyk wdar mu si do ust, mokry i ciepy, natarczywy misie, tajemnicza anakonda, ktra zacza si wi wok jego jzyka, szukajc moliwoci zdobycia przewagi. Nawet przez gruby weniany materia garniturowych spodni z Freteksu poczu ciepo tam, gdzie z imponujc precyzj wyldowaa jej do. -Chod - szepna mu do ucha, opierajc stop o ogrodzenie, a on spuci gow i zanim zdoa si od niej oderwa, dostrzeg nad brzegiem poczoch przebysk biaej skry. -Nie mog - powiedzia. -Dlaczego? - wydusia z siebie. -Zoyem obietnic. Bogu. Popatrzya na niego, w pierwszej chwili nic nie rozumiejc. Potem jej oczy napeniy si zami, zacza cicho paka. Przyoya gow do jego piersi i wyznaa, e nigdy nie przypuszczaa, e go odnajdzie. Nie zrozumia, o co jej chodzi, ale gaska j po wosach, i tak si to zaczo. Spotykali si zawsze w jego mieszkaniu i zawsze z jej inicjatywy. Na pocztku kilka razy podejmowaa niezbyt serdeczne prby doprowadzenia go do zamania obietnicy wstrzemiliwoci, ale pniej wydawao si, e i ona jest zadowolona z samego leenia przy nim na ku, z gaskania i bycia gaskan. Czasami z przyczyn, ktrych nie rozumia, potrafia wpa w rozpacz i powtarza, e nigdy nie moe jej opuci. Nie rozmawiali wie-

189

le, ale mia wraenie, e wstrzemiliwo jeszcze mocniej j z nim wie. Ich spotkania gwatownie si urway, kiedy zwiza si z The. Waciwie wcale nie chcia zrywa z Ragnhild, ale Thea zayczya sobie, eby wymienili si na klucze do mieszka. Powiedziaa, e to kwestia zaufania, a on nie potrafi! wymyli nic, eby zaprotestowa. Obrci si w szpitalnym ku i zamkn oczy. Chcia teraz ni. ni i zapomnie. Jeli to w ogle moliwe. Powoli zapada w sen, kiedy nagle wydao mu si, e czuje w pokoju chodny powiew. Wiedziony instynktem otworzy oczy i obrci si. W bladozielonej powiacie bijcej od szyldu wyjcia awaryjnego zobaczy, e drzwi s zamknite. Wpatrywa si w cienie, wstrzymujc oddech i nasuchujc. Martine staa w ciemnociach przy oknie swojego mieszkania na Sorgenfrigata, rwnie ciemnej, odkd wyczyli prd. Mimo wszystko dostrzegaa stojcy na dole samochd. By podobny do auta Rikarda. Rikard nie prbowa jej pocaowa, kiedy wysiadaa z samochodu. Popatrzy na ni tylko tym swoim psim spojrzeniem i powiedzia, e pewnie zostanie nowym szefem administracji. Dotary do niego sygnay, pozytywne sygnay. To bdzie on. Mia jak dziwn sztywno w oczach. Spyta, czy i ona tak myli. Odpowiedziaa, e na pewno bdzie si dobrze spisywa na tym stanowisku, i signa do klamki, czekajc na dotyk. Ale nic takiego nie nastpio. A chwil pniej bya ju na zewntrz. Westchna, wyja telefon komrkowy i wybraa numer, ktry jej poda. - Sucham. Prosz mwi. Gos Harry'ego w telefonie brzmia zupenie inaczej. Moe tylko dlatego, e by w domu. Moe to by jego domowy gos. -Mwi Martine - powiedziaa. -Cze. Nie dao si stwierdzi, czy si ucieszy. - Prosie, ebym sobie przypomniaa, czy kto nie dzwoni i nie py ta o listy dyurw. O dyur Jona. -I co? - Zastanowiam si.

190

-I? - Nikt nie dzwoni. Duga przerwa. -Zadzwonia, eby mi to powiedzie? - Gos mia ciepy i szorstki, jakby spa. -Tak. A nie powinnam? -Ale tak, oczywicie. Bardzo ci dzikuj za pomoc. -Nie ma za co. Martine zamkna oczy i czekaa, a znw usyszy jego gos. -Czy... Czy dotara bezpiecznie do domu? -Tak, tak. Nie ma prdu. -U mnie te - powiedzia. - Pewnie zaraz wcz. -A jeli nie? -O co ci chodzi? -Czy wpadniemy w otcha chaosu? -Czsto mylisz o takich rzeczach? -Zdarza si. Wydaje mi si, e infrastruktura cywilizacji jest o wiele bardziej krucha, ni chcemy wiedzie. A ty jak sdzisz? Dugo milcza, zanim odpowiedzia: -No c. Ja myl, e wszystkie systemy, ktrym ufamy, mog w kadej chwili dozna krtkiego spicia i wyrzuci nas w noc, gdzie nie bd nas ju chroni adne prawa ani zasady. Gdzie rzdzi chd i dzikie zwierzta, i gdzie kady musi ratowa wasn skr. -To - powiedziaa Martine, kiedy Harry nic wicej ju nie doda to bya kiepska bajka na dobranoc dla maych dziewczynek. Myl, e jeste prawdziwym antyutopist, Harry. - Oczywicie. Jestem policjantem. Dobranoc. Odoy suchawk, zanim mu odpowiedziaa. Harry skuli si pod kodr i zapatrzy w cian. Temperatura w mieszkaniu spada.
o

Myla o niebie na zewntrz. O Andalsnes. O dziadku. I o matce. O pogrzebie. O wieczornej modlitwie, ktr szeptaa takim mikkim, bardzo mikkim gosem. Nasz Bg jest mocn twierdz". Ale w momencie niewakoci, zanim zasn, myla o Martine, a w gowie wci mia jej gos.

191

Telewizor w pokoju ockn si z jkiem i zacz szumie. W korytarzu zapalia si arwka, przez otwarte drzwi sypialni rzucajc wiato na twarz Harry'ego. Ale on ju wtedy spa. Dwadziecia minut pniej zadzwoni telefon. Harry otworzy oczy i zakl. Trzsc si zimna, wyszed do przedpokoju i podnis suchawk. -Prosz mwi, tylko cicho. -Harry? -Prawie. Co jest, Halvorsen? -Co si wydarzyo. -Co czy duo? -Duo. -Jasna cholera.

15 NOC Z 17 NA 18 GRUDNIA. UDERZENIE


Sail trzs si z zimna na ciece biegncej wzdu rzeki Aker. Niech jasna cholera wemie tego przekltego Albaczyka! Rzeka mimo mrozu bya wolna od lodu i czarna. Jeszcze bardziej zagszczaa mrok pod prostym elaznym mostem. Sail mia szesnacie lat. Z Somalii przyjecha jako dwunastolatek, razem z matk. Jako czternastolatek zacz sprzedawa haszysz, zeszej wiosny heroin, a teraz Hux znw go oszuka. Istniao ryzyko, e bdzie tu sta z towarem przez ca noc i nic nie sprzeda. Dziesi dziaek. Gdyby mia osiemnacie lat, mgby i na Plata i tam prbowa to opyli. Ale gliny zwijay nieletnich dilerw, snujcych si po Plata. Ich terytorium znajdowao si nad rzek. To gwnie modzi chopcy z Somalii obsugiwali klientw, ktrzy albo sami byli nieletni, albo te mieli inne powody, eby nie pokazywa si na Plata. Niech cholera wemie tego Huksa! Przecie tak rozpaczliwie potrzebowa tych pienidzy! ciek zblia si jaki czowiek. Z ca pewnoci nie by to Hux, ktry wci kula po tym, jak Pakistany z gangu B spray go za rozcieczon amfetamin. Jakby bya jaka inna! Ten czowiek nie wygl-

192

da te na wywiadowc, ani na puna, chocia mia niebiesk kurtk z rodzaju tych, jakie widzia u wielu narkomanw. Sail si rozejrza. Byli sami. Kiedy mczyzna dostatecznie si zbliy, Sail wyoni si z cienia pod mostem. - Dziaka? Mczyzna umiechn si krtko, pokrci gow i chcia i dalej, ale Sail zagrodzi mu drog. Sail by duy jak na swj wiek. 1 tak samo duy by jego n. Rambo First Blood z otworem na kompas i yk na ryby. W Army-shopie kosztowa okoo tysica koron, ale Sail kupi go za trzy stwy od kumpla. -Chcesz kupi czy tylko zapaci? - spyta, trzymajc n tak, by w zbkowanym ostrzu odbijao si nike wiato latarni. -Excuse me? Cudzoziemska mowa. Niezbyt mocna strona Saila. - Money. - Sail sysza, e jego gos si wznosi. Zawsze si zoci, kiedy rabowa ludzi, nie mia pojcia dlaczego. - Now! Cudzoziemiec kiwn gow, powstrzymujc go gestem uniesionej lewej rki, a praw sign pod kurtk. Potem szybko j stamtd wycign. Sail nie zdy zareagowa. Szepn tylko cholera", kiedy zrozumia, e patrzy wprost w luf pistoletu. Chcia ucieka, ale czarne oko metalu jakby go zamrozio. -Ja... - zacz. -Run - powiedzia mczyzna. - Now. I Sail pobieg. Bieg, czujc, jak zimne wilgotne powietrze znad rzeki pali go w pucach, a wiata z hotelu Plaa i Budynku Poczty podskakuj w gr i w d na siatkwce. Bieg a tam, gdzie rzeka wpada do fiordu i gdzie dalej nie mg ju biec. Zacz krzycze do potu otaczajcego port kontenerowy, e ktrego dnia pozabija ich wszystkich. Min! kwadrans od chwili, gdy Harry'ego zbudzi telefon Halvorsena, kiedy radiowz policyjny zatrzyma si przy krawniku na Sofies gate i Harry usiad na tylnym siedzeniu obok kolegi. Mrukn dobry wieczr" umundurowanym policjantom z przodu. Kierowca, mczyzna dobrze ju w latach, z zamknit twarz policjanta, ruszy powoli.

193

-Dodaj troch gazu - powiedzia blady, miody i pryszczaty funkcjonariusz na siedzeniu pasaera. -Ilu nas jest? - Harry, mruc oczy, spojrza na zegarek. -Oprcz tego jeszcze dwa samochody. -Czyli szeciu plus nas dwch. Nie chc kogutw, sprbujemy to zrobi cicho i spokojnie. Ty, ja i jeden w mundurze i z broni zaatwimy zatrzymanie. Piciu pozostaych bdzie tylko obstawia ewentualne drogi ucieczki. Masz bro? Halvorsen uderzy si w kiesze na piersi. - To dobrze, bo ja nie mam - powiedzia Harry. - Nie zaatwie jeszcze tego zezwolenia? Harry pochyli si midzy przednie siedzenia. -Ktry z was ma wiksz ochot wzi udzia w zatrzymaniu profesjonalnego zabjcy? -Ja - zgosi si natychmiast chopak na siedzeniu pasaera. -Wobec tego ty pjdziesz z nami - zwrci si Harry do kierowcy, ktry tylko powoli kiwn gow. Sze minut pniej ju parkowali na samym dole Heimdalsgata na Grenland i patrzyli na wejcie, przy ktrym Harry stal wczeniej tego wieczoru. -Nasz czowiek z Telenoru mia pewno? - spyta Harry. -Tak - odpar Halvorsen. - Torkildsen sprawdzi, e z jednego z numerw wewntrznych w Orodku MieszkalnoTerapeutycznym Schronisko" pidziesit minut temu kto prbowa si poczy z hotelem International. -Raczej nie wyglda to na zbieg okolicznoci. - Harry otworzy drzwiczki. - To terytorium Armii Zbawienia. Przeprowadz szybki rekonesans, za minut jestem z powrotem. Kiedy wrci, kierowca mia na kolanach pistolet maszynowy MP-5, ktry nowa instrukcja zezwalaa patrolom trzyma w zamknitym baganiku radiowozu. -Nie masz nic bardziej dyskretnego? - spyta Harry. Kierowca pokrci gow. -A ty? - Harry zwrci si do Halvorsena. -Tylko licznego malekiego smith&wessona trzydzieci osiem.

194

- Moesz poyczy mj - z oywieniem w gosie zaproponowa mody policjant z przodu. - Jericho dziewiset czterdzieci jeden. Nie za rzecz. Policja w Izraelu uywa ich do urywania bw tym arabskim winiom. - Jericho? - powtrzy Harry. Halvorsen widzia, e oczy mu si zwziy. - Nie zamierzam ci pyta, skd wzie ten pistolet, ale czuj si w obowizku poinformowa ci, e ta bro z ogromnym prawdopodo biestwem pochodzi z przemytu zorganizowanego przez gang, ktrym dowodzi twj byy kolega, Tom Waaler. Mody policjant na siedzeniu pasaera si odwrci. Niebieskie oczy stay si wyraniejsze ni zaognione pryszcze. - Pamitam Toma Waalera. I wiesz co, komisarzu? Wikszo z nas uwaa, e to by fajny facet. Harry przekn lin i odwrci si do okna. -Wikszo z was si myli - podsumowa Halvorsen. -Dajcie mi radio - powiedzia Harry. Szybko i sprawnie wyda instrukcje pozostaym samochodom. Wyjani, gdzie ktry ma sta, bez wymieniania nazw ulic czy budynkw, ktre mogyby zosta zidentyfikowane przez sta publiczno policyjnego radia, dziennikarzy zajmujcych si sprawami kryminalnymi, bandytw i zwykych ciekawskich, prowadzcych nasuch na tej czstotliwoci i prawdopodobnie ju zorientowanych, e co si dzieje. - No to ruszamy - zakoczy Harry, patrzc na siedzenie pasaera. - Ty zostaniesz tutaj i bdziesz utrzymywa kontakt z Central Opera cyjn. Gdyby co si dziao, wezwij nas przez krtkofalwk twojego partnera. Okej? Mody mczyzna wzruszy ramionami. Dopiero kiedy Harry trzy razy zadzwoni do drzwi wejciowych Schroniska, zjawi si mody chopak, szurajc nogami w kapciach. Uchyli drzwi i patrzy na nich zaspanymi oczami. -Policja - powiedzia Harry, grzebic w kieszeni. - Cholera, chyba zostawiem identyfikator w domu. Poka mu swj, Halvorsen. -Wam nie wolno tu przychodzi - stwierdzi chopak. - Dobrze o tym wiecie.

195

- Chodzi o zabjstwo, nie o narkotyki. -Co? Chopak wielkimi oczami wpatrywa si ponad ramieniem Harry'ego w umundurowanego policjanta, ktry unis swj MP-5. Potem otworzy drzwi i cofn si, nie zerkajc nawet na identyfikator HaIvorsena. - Macie tu niejakiego Christa Stankicia? - spyta Harry. Chopak pokrci gow. -A cudzoziemca w paszczu z wielbdziej weny? - doda Halvorsen, kiedy Harry przechodzi ju za kontuar recepcji i otwiera ksik goci. -Jedyny cudzoziemiec, jakiego dzisiaj mamy, to jeden z tych, ktrych przywiz wieczorem autobus rozwocy zup - wyjka chopak. Ale nie mia paszcza z wielbdziej weny. By w samej marynarce. Rikard Nilsen dal mu zimow kurtk z magazynu. -Telefonowa std? - zawoa Harry zza kontuaru. -Korzysta z telefonu w biurze za tob. -O ktrej? -Koo dwunastej. -To si zgadza z telefonem do Zagrzebia - powiedzia cicho Halvorsen. -Ten czowiek tu jest? - spyta Harry. -Nie wiem. Wzi klucz, a ja poszedem spa. -Masz klucz uniwersalny? Chopak kiwn gow, odczy jeden klucz z pku, ktry mia przy pasku, i pooy go na wycignitej doni Harry'ego. - Pokj? - Dwadziecia sze. Tymi schodami na gr, w gbi korytarza. Harry ju tam si kierowa. Policjant w mundurze szed tu za nim, ciskajc pistolet w obu rkach. - Nie wychod ze swojego pokoju, dopki to si nie skoczy - po leci Halvorsen chopakowi, wycigajc swj rewolwer smith&wesson, puci do niego oko i poklepa go po ramieniu. Otworzy drzwi kluczem i zobaczy, e recepcja jest pusta. To naturalne. Rwnie naturalne jak to, e kawaek dalej na ulicy sta radiowz z jednym policjantem. Przecie wanie przed chwil otrzyma dowd, e okolica jest niebezpieczna.

196

Wszed na gr po schodach i gdy okry rg, usysza trzaski, dobrze mu znane z bunkrw w Vukovarze. Krtkofalwka. Unis wzrok. W gbi korytarza przed drzwiami do jego pokoju stao dwch mczyzn w cywilu i jeden umundurowany policjant z pistoletem maszynowym. Natychmiast rozpozna cywila, ktry ju trzyma rk na klamce. Ten w mundurze podnis krtkofalwk i cicho zacz co do niej mwi. Tamci dwaj odwrcili si w jego stron. Za pno na odwrt. Pozdrowi ich z daleka, zatrzyma si przy drzwiach pokoju dwadziecia dwa i pokrci gow, eby okaza dezaprobat dla rosncej przestpczoci w okolicy, udajc jednoczenie, e z trudem przetrzsa kieszenie, szukajc klucza. Ktem oka zauway, e policjant, ktrego wczeniej widzia w Scandii, bezszelestnie otwiera drzwi do jego pokoju i wchodzi, a zaraz za nim dwaj pozostali. Gdy tylko zniknli mu z oczu, zawrci t sam drog, ktr przyszed, i dwoma skokami pokona schody. Ju wczeniej, kiedy tylko tu przyjecha biaym autobusem, rutynowo rozpozna wszystkie wyjcia i teraz przez chwil rozwaa wycofanie si tylnymi drzwiami na ogrd. Ale to byo zbyt oczywiste. Jeli si nie myli, ustawili tam funkcjonariusza. Najwiksze szanse daway mu frontowe drzwi. Wyszed i skrci w lewo. Kierowa si prosto na radiowz, ale wiedzia, e przynajmniej tutaj jest tylko jeden. Jeli uda mu si go wymin, bdzie mg zej nad rzek, w ciemno. -Jasna cholera! - krzykn Harry, kiedy stwierdzili, e pokj jest pusty. -Moe poszed si przej - powiedzia Halvorsen. Obaj obrcili si do kierowcy, ktry co prawda si nie odezwa, ale krtkofalwka na jego piersi przemwia: - To ten sam facet, ktry przedtem wchodzi. Teraz wychodzi. Idzie tutaj. Harry wcign powietrze. W pokoju unosi si osobliwy perfumowany zapach, wydawa mu si znajomy. -To on - powiedzia Harry. - Dalimy si nabra. -To on - zgosi kierowca do mikrofonu, biegnc za Harrym, ktry ju wypad za drzwi.

197

-wietnie, mam go! - wychrypiao radio. - Wychodz! -Nie! - krzykn Harry, gdy pokonywali korytarz. - Nie prbuj go zatrzyma. Czekaj na nas! Kierowca powtrzy jego sowa do mikrofonu, ale radio w odpowiedzi tylko zatrzeszczao. Zobaczy, e drzwiczki policyjnego samochodu si otwieraj. Wysiad z nich mody mczyzna w mundurze, z pistoletem. - Sta! - zawoa policjant, stajc na szeroko rozstawionych nogach z broni wycelowan w niego. Brak dowiadczenia, pomyla. Dzielio ich od siebie co najmniej pidziesit metrw ciemnej ulicy, a w przeciwiestwie do modego rabusia spod mostu, ten policjant nie mia do oleju w gowie, eby czeka, a ofiara zostanie bez jakiejkolwiek moliwoci odwrotu. Po raz drugi tego wieczoru wycign wic swj llama minimax i zamiast ucieka, puci si biegiem w stron radiowozu. - Sta! - powtrzy policjant. Odlego zmniejszya si do trzydziestu metrw. Dwudziestu. Unis pistolet i strzeli. Wikszo ludzi przecenia moliwoci trafienia w drugiego czowieka z odlegoci ponad dziesiciu metrw, nie doceniaj natomiast z reguy efektu psychologicznego, jaki wywouje dwik, huk prochu w poczeniu z odgosem przypominajcym strzelenie z bata, gdy ow uderzy w co w bezporedniej bliskoci. Kiedy kula trafia w szyb, ktra zbielaa, zanim wypada, to samo stao si z policjantem. Zblad i osun si na kolana, palcami wczepiajc si w swj nieco zbyt ciki jericho 941. Harry i Halvorsen wypadli na Heimdalsgata jednoczenie. - Tam! - powiedzia Halvorsen. Mody policjant wci klcza przy samochodzie z pistoletem wskazujcym w niebo, ale nieco bardziej w gbi ulicy dostrzegli plecy w niebieskiej kurtce, ktr widzieli w korytarzu. -On biegnie w stron Eika - stwierdzi Halvorsen. Harry odwrci si do kierowcy, ktry wreszcie si pojawi. -Daj mi MP! Policjant poda mu bro.

198

- On nie ma... Ale Harry ju bieg. Sysza Halvorsena za plecami, ale gumowe podeszwy martensw pozwalay mu si lepiej odbija od lodu. Mczyzna z przodu mia spor przewag, ju zdy okry rg przy Vahls gate, biegncej wzdu parku. Harry trzyma pistolet w jednej rce, koncentrujc si na tym, eby biec lekko i skutecznie. Zanim dotar do rogu, zwolni i uj bro w pozycji gotowej do strzau. Stara si za duo nie myle, gdy wysuwa gow, patrzc w prawo. Nikt tam na niego nie czeka. W gbi ulicy te nikogo nie byo wida. Ale taki czowiek jak Stanki na pewno nie by na tyle gupi, eby wbiec na ktre z podwrek bdcych czystymi puapkami, penymi zamknitych drzwi. Harry zapatrzy si w park, gdzie wielkie biae paszczyzny niegu odbijay wiato okolicznych budynkw. Czy tam, zaledwie szedziesit-siedemdziesit metrw dalej, co si nie poruszyo? Jaka posta brna przez nieg. Niebieska kurtka. Harry przeskoczy przez drog, odbi si, pofrun nad zasp i o mao nie polecia na twarz, kiedy zapad si po pas w wiey nieg. - Jasny gwint! Zgubi pistolet. Posta przed nim odwrcia si i dalej brna naprzd. Harry grzeba w niegu, szukajc pistoletu, ale cay czas obserwowa, jak Stanki gorczkowo walczy z sypkim niegiem, ktry nie daje oparcia dla ng, a zarazem hamuje wszelkie ruchy. Wreszcie palce natrafiy na co twardego. Jest! Wycign bro i zacz prze do przodu. Udao mu si wyj jedn nog, wyrzuci j przed siebie najdalej, jak mg, przesun grn poow ciaa, wycign drug nog ze niegu, wyrzuci w przd. Po dwudziestu metrach kwas mlekowy zapiek w udach, ale dzielca ich odlego si zmniejszya. Stanki by ju blisko cieki, prawie wydosta si z tego niegowego bagna. Harry zacisn zby, zdoa zwikszy czstotliwo krokw. Odlego ocenia na pitnacie metrw. Dostatecznie blisko. Rzuci si w nieg na brzuch i przyj pozycj. Zdmuchn biay puch z celownika, odbezpieczy, ustawi wybr na pojedynczy strza i czeka, a mczyzna dotrze do snopa wiata rzucanego przez latarni przy ciece. - Police! - Harry nie zdy nawet pomyle o komizmie zawartym w nastpnym sowie. - Freeze!

199

Mczyzna dalej przedziera! si przez nieg. Harry przycisn palec do spustu. - Zatrzymaj si, bo bd strzela! Tamtego od cieki dzielio ju tylko pi metrw. - Bd celowa w gow! - krzykn Harry. - I nie spuduj! Stanki skoczy w przd, obiema rkami uchwyci si supa latarni i wydosta si ze niegu. Harry mia niebiesk kurtk na celowniku. Wstrzyma oddech i zrobi to, czego si nauczy, eby powstrzyma impuls z midzymzgowia, ktry z logik wypracowan w toku ewolucji mwi, e nie wolno zabija nikogo z wasnego gatunku: Skupi si na technice, na przesuwaniu, a nie potrcaniu cyngla. Poczu, e mechanizm sprynowy mu ulega, i usysza metaliczne kliknicie, ale ramieniem nie wyczu odrzutu. Jaki bd w dziaaniu? Nacisn jeszcze raz. Kolejne kliknicie. Mczyzna podnis si ze niegu, ktry opad z niego jak chmura, i cikim krokiem wyszed na ciek. Odwrci si i popatrzy na Harry'ego. Harry si nie ruszy. Mczyzna stal z rkami zwieszonymi wzdu bokw. Jak lunatyk, pomyla Harry. Stanki unis bro. Harry widzia pistolet i mia wiadomo, e na niegu jest bezbronny. Ale rka Stankicia powdrowaa do czoa w ironicznym salucie. Zaraz potem odwrci si i zacz biec ciek. Harry zamkn oczy i poczu, e serce tucze mu si o ebra. Kiedy przedziera si do drogi, Stankicia ju dawno pochona ciemno. Harry wyj magazynek swojego MP-5 i sprawdzi. Rzeczywicie. W przypywie nagej wciekoci odrzuci bro, ktra na tle fasady hotelu Plaa wzleciaa jak czarny brzydki ptak i z mikkim pluskiem wpada do czarnej wody w dole. Kiedy zjawi si Halvorsen, Harry siedzia w niegu z papierosem w ustach. Halvorsen opar si rkami o kolana, pier mu falowaa. -Cholera, ale ty biegasz! - wydysza. - Znikn? -Przepad na amen - odpar Harry. - Wracajmy. -Gdzie MP-5? -A nie o to pytae? Halvorsen popatrzy na Harry'ego i zdecydowa, e wicej pyta zadawa nie bdzie.

200

Przed Schroniskiem stay dwa policyjne radiowozy migajce niebieskimi wiatami. Grupka trzscych si z zimna mczyzn z dugimi lufami sterczcymi im z piersi cisna si do wejcia, ktre najwyraniej zostao zamknite. Harry i Halvorsen weszli w Heimdalsgata. Halvorsen koczy rozmow przez komrk. -Dlaczego, kiedy ich widz, zawsze myl o kolejce na film pornograficzny? - spyta Harry. -Jak ci dziennikarze wywszyli, e tu jestemy? -Spytaj tego modego, ktry mia pilnowa radia. To na pewno on si wygada. Co powiedzieli w centrali? -Zaraz skieruj nad rzek wszystkie dostpne patrole. Dyur kryminalny wyle tuzin piechoty. Co o tym mylisz? -On jest dobry. Nigdy go nie znajd. Zadzwo do Beat i popro, eby przyjechaa. (eden z dziennikarzy ju ich zauway i ruszy w ich stron. -1 co, Harry? -Jeszcze nie pisz, Gjendem? -Co si dzieje? -Niewiele. -Tak? Widziaem, e kto strzeli w przedni szyb jednego z waszych samochodw. -A kto powiedzia, e nie zostaa wybita? Dziennikarz wci nie odstpowa Harry'ego na krok. -Ten, ktry siedzia w rodku. Mwi, e kto do niego strzela. - No to bd musia z nim pogada - stwierdzi Harry. - Przepra szam pastwa. Gromada niechtnie si rozstpia i Harry zastuka do frontowych drzwi Schroniska. Trzasny migawki, bysny wiata lamp. - Czy to ma zwizek z zabjstwem na Egertorget? - zawoa ktry z dziennikarzy. - Czy s w to zamieszani ludzie z Armii Zbawienia? Drzwi si uchyliy, ukazaa si w nich twarz kierowcy. Odsun si, a Harry i Halvorsen wcisnli si do rodka. Przeszli przez recepcj, w ktrej mody policjant siedzia na krzele, spogldajc przed siebie pustym wzrokiem, a jaki kolega kuca przed nim i agodnie do niego przemawia.

201

Na pitrze drzwi do pokoju dwadziecia sze wci byy otwarte. - Starajcie si jak najmniej tu dotyka! - zapowiedzia Harry kie rowcy. - Panna L0nn chtnie zbierze troch odciskw palcw i DNA. Rozejrzeli si, otworzyli drzwi szafy, zajrzeli pod ko. -O rany! - zdumia si Halvorsen. - Kompletnie nic. Facet nie mia przy sobie nic wicej oprcz tego, w czym sta. -Musia mie jak walizk czy co, eby wwie bro do kraju -zauway Harry. - Oczywicie mg si jej pozby. Albo odda gdzie na przechowanie. -W Oslo nie ma ju zbyt wielu miejsc, gdzie mona co przechowa. -No to myl. -No... Przechowalnia w hotelu, w ktrym mieszka. No i boksy na Dworcu Centralnym oczywicie. -Id dalej za t myl. -Za jak myl? -e on sterczy gdzie w nocy, a w jakim miejscu ma baga. -Rzeczywicie, mgby mu si teraz przyda. Zadzwoni do centrali, niech wyl ludzi do Scandii, na Dworzec Centralny i... Jak si nazywa ten drugi hotel, ktry mia Stankicia na licie goci? -Radisson SAS na Holbergs plass. -Dziki. Harry odwrci si do kierowcy i spyta, czy nie wyszedby z nim zapali. Na pokrytym niegiem skrawku ogrodu na cichym tylnym podwrzu pali ju papierosa stary czowiek, wpatrzony w brudnote niebo. Nie zwraca na nich uwagi. -Jak si czuje twj kolega? - spyta Harry, przypalajc papierosy dla siebie i dla kierowcy. -Da sobie rad. Gupio mi za tych dziennikarzy. -To nie twoja wina. -Moja. Kiedy mnie wezwa przez krtkofalwk, powiedzia, e jaki czowiek wanie otworzy sobie kluczem drzwi. Wymieni nazw Schroniska. Powinienem go lepiej wytresowa w takich sprawach. -Powiniene lepiej wytresowa par innych spraw. Kierowca prdko podnis wzrok na Harry'ego. Dwa razy mrugn. - Przykro mi. Prbowaem ci ostrzec, ale od razu pognae.

202

- No dobrze, ale dlaczego? ar z papierosa bysn ostrzegawczo, gdy kierowca gboko si zaciga. -Wikszo i tak od razu si poddaje na sam widok wycelowanego w siebie MP-5. -Nie o to pytaem. Minie szczk napiy si i rozluniy. -To stara historia. -Mhm. - Harry popatrzy na policjanta. - Wszyscy mamy jakie stare historie. Ale to nie znaczy, e naraamy ycie kolegw, trzymajc bro z pustym magazynkiem. -Masz racj. - Kierowca upuci wypalonego do poowy papierosa, ktry z sykiem znikn w niegu. Odetchn gboko. - I nie bdziesz mia z tego powodu adnej awantury, Hole. Potwierdz twj raport. Harry przenis ciar ciaa na drug nog, wpatrzony w swojego papierosa. Ocenia policjanta na okoo pidziesitki. Niewielu w tym wieku wci jedzio w radiowozach patrolowych. -Czy chciabym usysze t star histori? -Ju j syszae. -Mhm. Mody chopak? -Dwadziecia dwa lata. Niekarany. -Ze skutkiem miertelnym? -Sparaliowany od piersi w d. Trafiem go w brzuch, ale kula przesza na wylot. Staruszek zakasa. Harry zerkn na niego. Trzyma papierosa w dwch zapakach. W recepcji mody policjant wci siedzia na krzele i przyjmowa pocieszenia. Harry skinieniem gowy dal znak jego troskliwemu koledze, e ma si odsun, i sam przykucn. - Psychiatria kryzysowa ci nie pomoe - powiedzia blademu mo demu mczynie. - Sam si zreperuj. -Co? -Boisz si, bo ci si wydaje, e bye o wos od mierci, tylko on nie trafi. Ale tak wcale nie byo. On nie celowa w ciebie, tylko w samochd. -Co? - powtrzy mody czowiek monotonnie.

203

-Ten facet to zawodowiec. Wie, e gdyby zabi policjanta, nie miaby szans, eby si wywin. Strzela, eby ci przestraszy. -Skd wiesz? -Do mnie te nie strzeli. Powiedz to sobie, a bdziesz mg zasn. I nie zgadzaj si na psychologa, inni ich bardziej potrzebuj. Kiedy Harry wstawa, kolana paskudnie mu zatrzeszczay. I pamitaj, e ludzie, ktrzy s od ciebie wysi rang, z definicji s mdrzejsi. A nastpnym razem suchaj rozkazw, okej? Serce walio mu jak u ciganego zwierzcia. Powiew wiatru sprawi, e latarnie, zawieszone nad drog na cienkich drutach, zakoysay si, a jego cie zataczy na chodniku. aowa, e nie moe i duszym krokiem, ale lodowa glazura sprawiaa, e musia trzyma nogi maksymalnie blisko ciaa. To ten telefon do Zagrzebia musia cign policj do Schroniska. Strasznie szybko si uwinli! To oznaczao, e od tej pory nie mg ju do niej dzwoni. Usysza za plecami nadjedajcy samochd i zmusi si, eby si nie odwrci. Zamiast tego nasuchiwa. Auto na razie nie zwalniao, mino go, cignc za sob zimn chmur nienego pyu, ktry przylepi si do odsonitego skrawka szyi, wystajcej z konierza niebieskiej kurtki. Kurtki, w ktrej widzia go ten policjant, przez co przesta ju by niewidzialny. Zastanawia si, czy jej nie wyrzuci, ale czowiek w samej koszuli po pierwsze, wygldaby podejrzanie, a po drugie, zamarzby na mier. Spojrza na zegarek. Jeszcze tyle godzin do czasu, gdy miasto zacznie si budzi, gdy otworz kawiarnie i sklepy, do ktrych bdzie mg wej. Musi wczeniej znale jakie miejsce dla siebie. Kryjwk, gdzie mgby si ogrza i odpocz do witu. Min brudnot fasad pokryt graffiti. Oczy uchwyciy namalowane sowa Zachodni Brzeg". Nieco dalej na ulicy zgarbiony mczyzna opiera si o bram. Z daleka wygldao to tak, jakby wtula gow w drzwi. Kiedy podszed bliej, okazao si, e ten czowiek naciska guzik domofonu. Zatrzyma si i zaczeka. To mg by ratunek. W domofonie zaskrzecza jaki gos, zgarbiony czowiek wyprostowa si, zachwia i rykn co w odpowiedzi. Czerwona, spalona alkoholem skra wisiaa mu na twarzy jak u chiskiego psa rasy shar pei. Na-

204

gle mczyzna urwa i echo umilko wrd fasad pogronego w nocnej ciszy miasta. Rozlego si ciche elektroniczne brzczenie i mczyzna z pewnym wysikiem przenis punkt cikoci przed siebie, pchn drzwi i chwiejc si, wszed do rodka. Drzwi same zaczy si zamyka, a on wtedy zadziaa byskawicznie. Za szybko. Podeszwa polizgna si na lodzie, ledwie zdy wysun rce i uderzy nimi o lodowat powierzchni, a zaraz potem reszta ciaa zetkna si z chodnikiem. Dwign si jako, zobaczy, e drzwi prawie si ju zatrzasny. Podbieg do przodu, wypchn stop i poczu ciar drzwi naciskajcy na kostk. Wemkn si do rodka i stan, nasuchujc. Szurajce kroki prawie cakiem si zatrzymay, zanim znw podjy wdrwk. Pukanie. Otworzyy si drzwi i kobiecy gos wy-skrzecza co w tym dziwnym, piewnym jzyku. Urwa si nagle, jakby kto podern kobiecie gardo. Po paru sekundach ciszy usysza ciszony pisk, jaki wydaje dziecko, ktre zaczyna dochodzi do siebie po tym, jak si uderzyo. Drzwi znw trzasny i zapada cisza. Pozwoli, eby drzwi si za nim zamkny. Wrd mieci pod schodami leao kilka gazet. W Vukovarze wykadali gazetami buty, izoloway i chony wilgo. Z ust wci buchaa mu para, ale na razie by ocalony. Harry siedzia w biurze Schroniska na tyach recepcji i czeka ze suchawk przy uchu, prbujc wyobrazi sobie mieszkanie, do ktrego dzwoni. Widzia przyklejone do lustra nad telefonem zdjcia przyjaci, umiechnitych, rozbawionych, moe z jakiego wyjazdu za granic. Gwnie przyjaciki. Proste, ale przytulne umeblowanie. Zote myli na drzwiczkach lodwki. Plakat z Che Guevar w toalecie. Ale czy na pewno wci go wieszaj? -Halo? - rozleg si mikki od snu gos. -To znowu ja. -Tatu? Tatu? Harry'emu dech zaparo, poczu, e si czerwieni. -Policjant. -A, tak. - Cichy miech. Jasny i gboki zarazem. -Przepraszam, e ci obudziem, ale my... -Nic nie szkodzi.

205

Zapada jedna z tych przerw, ktrych Harry tak chcia unikn. - Jestem w Schronisku. Prbowalimy zatrzyma podejrzanego. Re cepcjonista mi powiedzia, e to ty z Rikardem Nisenem przywielicie go tutaj wieczorem. -Tego biedaka bez ubrania? -Tak. -A co on zrobi? -Podejrzewamy go o zabjstwo Roberta Karlsena. -O Panie Boe! Harry zauway, e w jej ustach te sowa nie byy zwykym wykrzyknikiem. -Jeli si zgodzisz, przyl funkcjonariusza, ktry z tob porozmawia, a ty do tego czasu sprbuj sobie przypomnie, co on mwi. -Dobrze, ale czy nie mgby raczej... - urwaa. -Halo - odezwa si Harry. -On nic nie mwi - stwierdzia. - Tak samo jak uchodcy wojenni. Wida to po sposobie, w jaki si poruszaj. Jakby chodzili we nie. Jak prowadzeni autopilotem. Jakby ju nie yli. -Mhm. Czy Rikard z nim rozmawia? -Moe. Chcesz jego numer? -Chtnie. -Chwileczk. Odesza. Miaa racj. Harry pomyla o chwili, kiedy ten czowiek podnosi si ze niegu. O tym, jak nieg z niego opada, o zwieszonych rkach, o twarzy bez wyrazu, jak zombi, ktre wstaway z grobw w Nocy ywych trupw. Usysza chrzknicie i obrci si na krzele. W drzwiach do biura sta Gunnar Hagen z Davidem Eckhoffem. -Przeszkadzamy? - spyta Hagen. -Wejdcie. Mczyni usiedli po drugiej stronie biurka. - Chcemy dosta raport - owiadczy Hagen. Zanim Harry zdy spyta, kogo Hagen ma na myli, mwic my", Martine zacza podawa mu numer. Harry zapisa. -Dzikuj - powiedzia. - Dobranoc. -Zastanawiaam si...

206

-Musz lecie. -Aha. No to dobranoc. Odoy suchawk. - Przyjechalimy najszybciej, jak moglimy - odezwa si ojciec Martine. - To przecie straszne. Co si stao? Harry spojrza na Hagena. - Opowiadaj! - nakaza Hagen. Harry w krtkich zdaniach opisa nieudane zatrzymanie, strza oddany w stron samochodu i pocig przez park. - Skoro bye tak blisko i miae MP-5, to dlaczego do niego nie strzelie? - spyta Hagen. Harry chrzkn, ale milcza. Patrzy na Eckhoffa. -No, sucham. - W gosie Hagena pojawia si irytacja. -Byo za ciemno. Hagen dugo si wpatrywa w swojego komisarza, nim wreszcie si odezwa: -A wic on wyszed na spacer w czasie, kiedy wy wchodzilicie do jego pokoju. Jaki pomys na to, dlaczego zabjca kry po Oslo w rodku nocy przy dwudziestostopniowym mrozie? Zniy gos. -Bo zakadam, e masz pen kontrol nad Jonem Karlsenem. -Nad Jonem? - zdziwi si David Eckhoff. - Przecie on jest w Szpitalu Ulleval. -Zostawiem funkcjonariusza na stray przed jego sal. - Harry mia nadziej, e jego gos wiadczy o posiadaniu kontroli nad sytuacj, ktrej wcale nie mia. - Wanie chciaem do niego zadzwoni, eby sprawdzi, czy wszystko w porzdku. Wrd nagich cian korytarza oddziau neurochirurgii w Szpitalu Ullevl rozlegy si cztery pierwsze takty London Calling zespou The Clash. Ubrany w szlafrok mczyzna z przylizanymi wosami spacerujcy ze statywem z kroplwk spojrzeniem skarci policjanta, ktry, wbrew przepisom, odebra telefon. -Tu Stranden. -Hole. Masz co do powiedzenia? -Niewiele. Po korytarzu snuje si facet cierpicy na bezsenno. Troch straszny widok, ale wydaje si raczej niegrony.

207

Oburzony mczyzna z kroplwk, prychajc, powdrowa dalej. -A wczeniej wieczorem nic si nie wydarzyo? -Tottenham dosta w skr od Arsenau na White Hart Lane. No i nie byo prdu. -A pacjent? -Nawet nie pinie. -Sprawdzae, czy wszystko w porzdku? - Oprcz hemoroidw, wyglda na to, e tak. Stranden sucha zowieszczej ciszy. - To tylko art. Zaraz pjd sprawdzi. Zaczekaj, nie rozczaj si. Sala pachniaa czym sodkim. Pewnie cukierkami. wiato z korytarza omioto wntrze i znikno, kiedy drzwi si za nim zamkny, ale dostrzeg twarz na biaej poduszce. Podszed bliej. Strasznie tu cicho. Za cicho. Jakby brakowao dwiku. Konkretnego dwiku. - Karlsen? adnej reakcji. W rodku byo tak cicho, e gos Harry'ego z komrki zabrzmia gono i wyranie: - Co si dzieje? Stranden przyoy telefon do ucha. -On pi jak dziecko. -Na pewno? Stranden spojrza na twarz na poduszce i zrozumia, e wanie to go zaniepokoio. To, e Karlsen spa jak dziecko. Doroli mczyni zwykle wydaj wicej odgosw. Pochyli si nad twarz, eby posucha oddechu. - Halo? - woanie Harry'ego dobiego z komrki. - Halo!

1 6 PITEK, 18 GRUDNIA. UCIEKINIER


Soce go grzao, a lekki wiatr porusza dugimi dbami trawy na wydmach. Giy si zadowolone. Musia akurat si wykpa, bo rcznik pod nim by mokry. Spjrz", powiedziaa matka, pokazujc co. Zrobi daszek nad oczami, zapatrzy si w rozmigotany, niewiarygodnie bkitny Adriatyk i zobaczy, e przez wod w stron ldu idzie umiechnity

208

mczyzna. To by ojciec. Za nim Bobo. I Giorgi. Obok pyn niewielki pies z ogonem uniesionym jak stewa. Kiedy tak na nich patrzy, z morza wyonio si ich wicej, niektrych zna dobrze, tak jak ojca Giorgiego, innych ledwie poznawa. Twarz z uchylonych drzwi w Paryu. Rysy rozcignite nie do rozpoznania, zmienione w groteskowe maski, ktre si do niego wykrzywiay. Soce znikno za chmur, a temperatura gwatownie spada. Maski zaczy krzycze. Obudzi go palcy bl w boku. Otworzy oczy. By w Oslo. Na pododze pod schodami na jakiej klatce. Pochyla si nad nim kto z otwartymi ustami i krzycza. Rozpozna jedno sowo brzmice niemal tak samo w jego wasnym jzyku. Narkoman. Ten czowiek, mczyzna w krtkiej skrzanej kurtce, zrobi krok do tyu i unis stop. Kopniak trafi go w bok, ktry ju wczeniej go bola, wic z jkiem si obrci. Za mczyzn w skrzanej kurtce sta jeszcze jeden i trzyma si za nos. Ten w skrze wskaza na drzwi. Popatrzy na nich, dotkn doni kieszeni kurtki i poczu, e jest mokra. I e wci ma pistolet. W magazynku zostay jeszcze dwie kule. Ale gdyby zagrozi im broni, istniao ryzyko, e powiadomi policj. Ten w kurtce rykn i unis rk. On zasoni si ramieniem i wsta. Mczyzna, ktry trzyma si za nos, ze miechem otworzy drzwi i na poegnanie kopn go w tyek. Brama zatrzasna si za nim, usysza cikie kroki na schodach. Spojrza na zegarek. Czwarta w nocy. Byo tak samo ciemno, a on by przemarznity. I mokry. Sprawdzi doni, e kurtka na plecach jest nasiknita, nogawki przemoczone. Cuchno szczynami. Czyby si posika? Nie, musia lee w kauy. Na pododze. W zamarznitej kauy szczyn, ktr roztopi ciepem wasnego ciaa. Wsun rce w kieszenie i ruszy truchtem w d ulicy. Nie przejmowa si ju nielicznymi samochodami, ktre go mijay. Pacjent mrukn dzikuj", a Mathias Lund-Helgesen zamkn za nim drzwi i ciko usiad na krzele w swoim gabinecie. Ziewn i spojrza na zegarek. Szsta. Jeszcze godzina, zanim przyjdzie poranna zmiana. Zanim bdzie mg wrci do domu. Przepi si kilka godzin, a potem pojedzie do Rakel. Leaa teraz pod kodr w tej wielkiej willi z drewnianych bali na Holmenkollen. Nie nawiza jeszcze penego po-

209

rozumienia z chopcem, ale to na pewno przyjdzie z czasem. Tak zwykle bywao z Mathiasem Lund-Helgesenem. No i rzecz nie w tym, e Oleg go nie lubi. Chodzio raczej o to, e chopiec za bardzo przywiza si do tego poprzedniego. Do policjanta. Waciwie to dziwne, dziecko potrafi bez najmniejszych uprzedze przywiza si i uzna za wzr alkoholika, osob wyranie zaburzon. Od dawna planowa rozmow z Rakel o Olegu, ale na razie si nie zdecydowa. Wyszedby tylko na bezradnego gupka. Moe nawet Rakel zaczaby wtpi, e on jest dla nich tym waciwym. A on chcia nim by. Tym waciwym. By skonny by wszystko jedno kim, byle j zatrzyma, a eby wiedzie, kim ma by, musia spyta. Wic spyta. O to, co j czyo z tym policjantem. A ona odpowiedziaa, e nic szczeglnego. Nic poza tym, e go kochaa. I gdyby tak tego nie sformuowaa, nie wiadomo, czy w ogle kiedykolwiek by si zastanawia nad tym, e w stosunku do niego nigdy nie uya takiego sowa. Mathias Lund-Helgesen otrzsn si z bezsensownych myli, sprawdzi w komputerze nazwisko nastpnego pacjenta i wyszed do cznika, gdzie zwykle najpierw przyjmoway pacjentw pielgniarki. Ale o tej porze nocy byo tu pusto, poszed wic dalej, do poczekalni. Pi osb popatrzyo na niego spojrzeniem bagajcym o to, by uzna, e teraz ich kolej. Nie spojrza na niego jedynie mczyzna, ktry w kcie spa z otwartymi ustami i gow opart o cian. Najwyraniej narkoman. Niebieska kurtka i bijcy od niego falami odr starego moczu dobitnie o tym wiadczyy. Na pewno facet bdzie si skary na ble i poprosi o tabletki. Mathias podszed, krzywic nos. Mocno potrzsn picym i szybko si cofn. Niektrzy narkomani reagowali w wyuczony sposb. Po latach dowiadcze, wielokrotnie obrabowani z narkotykw i pienidzy, po obudzeniu stawali do walki albo rzucali si do ucieczki. Mczyzna otworzy oczy i spojrza na Mathiasa zaskakujco przytomnym wzrokiem. - Co panu dolega? - spyta Mathias. Oczywicie takie pytanie powinien zada pacjentowi dopiero, gdy znajd si sam na sam, ale Mathias by zmczony i mia serdecznie do punw i pijakw, zabierajcych mu czas i uwag, ktr mg powici innym pacjentom. Mczyzna mocniej owin si kurtk, nie odpowiadajc.

210

- Halo! Musi pan mi powiedzie, co pana tu sprowadza. Pokrci gow, wskazujc na kogo z pozostaych oczekujcych, jakby wyjania, e to nie jego kolej. -To nie jest noclegownia - owiadczy Mathias. - Tu nie wolno spa. Prosz natychmiast wyj. -/ don't understand - powiedzia mczyzna. -Leave - odpar Mathias. - Or VII cali the police. Ku swemu zaskoczeniu poczu, e musi nad sob panowa, eby nie cign cuchncego puna z krzesa. Wszyscy im si przygldali. Mczyzna kiwn gow i powoli wsta. Mathias patrzy za nim jeszcze wtedy, gdy szklane drzwi si zasuny. - Dobrze, e wyrzucacie takich ja ten - rozleg si gos za jego ple cami. Mathias w roztargnieniu skin gow. Moe nie powtarza jej dostatecznie czsto, e j kocha. Moe po prostu w tym rzecz. Byo p do smej i na zewntrz wci panowaa ciemno. Na oddziale neurochirurgicznym, w sali numer dziewitnacie sierant Stranden patrzy na puste, zacielone ko, wczeniej zajmowane przez Jona Karlsena. Wkrtce mia na nie trafi inny pacjent. Dziwne uczucie. Ale na razie Stranden sam zamierza poszuka ka, do ktrego bdzie mg si pooy. Na dugo. Ziewn, sprawdzi, czy niczego nie zostawi na nocnym stoliku, zabra gazet z krzesa i odwrci si, eby wyj. W drzwiach sta mczyzna. Komisarz Hole. -Gdzie on jest? -Nie ma go - odpar Stranden. - Zabrali go przed kwadransem. Wywieli. -Tak? Kto wyda takie polecenie? -Ordynator. Nie chcieli go tu duej trzyma. -A kto go wywiz? I dokd? -Dzwoni nowy szef z Wydziau Zabjstw. -Hagen? Osobicie? - Tak. Przewieli Karlsena do mieszkania jego brata. Hole wolno pokrci gow i poszed.

211

Na wschodzie zaczo si rozjania, kiedy Harry tupa po schodach rudobrzowego budynku z cegy na Gorbitz' gate, dziurawym kawaku asfaltu midzy Kirkeveien a Fagerborggata. Zatrzyma si na pitrze, tak jak wyjaniono mu przez domofon. Na bladoniebieskim kawaku plastiku przyklejonym do uchylonych drzwi wysztancowano biae litery: Robert Karlsen. Harry wszed do rodka i si rozejrza. Panujcy w maym jednopokojowym mieszkaniu baagan potwierdza wraenie z biura Roberta Karlsena, chocia oczywicie nie dao si wykluczy, e do baaganu przyczynili si Li i Li, szukajc listw i innych papierw, ktre mogy im pomc. Jedn cian zdobia kolorowa odbitka z Jezusem, a Harry uprzytomni sobie, e gdyby koron cierniow zamieni na beret, miaoby si Che Guevar. - Wic Gunnar Hagen postanowi, e naley ci tu przywie - zwrci si Harry do plecw usadowionych przy biurku pod oknem. -Tak. - Jon Karlsen odwrci si do niego. - Stwierdzi, e tu bd bezpieczniejszy, poniewa zabjca zna adres mojego mieszkania. -Mhm. - Harry rozejrza si. - Dobrze spae? -Niezbyt. - Jon umiechn si zakopotany. - Leaem, nasuchujc dwikw, ktrych wcale nie byo. A kiedy wreszcie zasnem, przyszed Stranden, ten, ktry mnie pilnowa, i wystraszy mnie do obdu. Harry zdj plik komiksw z krzesa i usiad. - Rozumiem, e si boisz, Jon. Zastanawiae si troch wicej nad tym, kto moe chcie pozbawi ci ycia? Jon westchn. - Przez ostatni dob nie mylaem o niczym innym. Ale odpowied cigle jest taka sama. Nie mam pojcia. -Bye kiedykolwiek w Zagrzebiu? Albo w ogle w Chorwacji? Jon pokrci gow. -Najdalej od Norwegii byem w Szwecji i Danii, a i to jako chopiec. -Znasz jakich Chorwatw? -Tylko tych uchodcw, ktrym dajemy schronienie. - Mhm. Czy ci policjanci powiedzieli, dlaczego umieszczaj ci wanie tutaj? Jon wzruszy ramionami.

212

- Wspomniaem, e mam klucz do tego mieszkania i e stoi puste, wic... Harry przecign rk po twarzy. -Tu sta komputer. - Jon wskaza biurko. -To my go zabralimy. - Harry wsta. -Ju idziesz? -Musz zdy na samolot do Bergen. -Aha. - Jon patrzy przed siebie pustym wzrokiem. Harry mia ochot pooy rk na wskich ramionach szczupego chopaka. Pocig na lotnisko mia opnienie. Ju trzeci raz z kolei. Z powodu przestoju", tak brzmia krtki, nieprecyzyjny komunikat z gonikw. 0ystein Eikeland, jedyny kumpel Harry'ego z dziecistwa, takswkarz, tumaczy mu, e silnik elektryczny w pocigu to jedna z najprostszych rzeczy, jakie istniej, tak prosta, e nawet siostra Harry'ego byaby w stanie go uruchomi. A gdyby na jeden dzie zamieni sztaby techniczne SAS-u z Norweskimi Kolejami Pastwowymi, wszystkie pocigi jedziyby punktualnie, natomiast wszystkie samoloty pospadayby na ziemi. Harry wola, eby zostao, jak jest. Kiedy wyjechali z tunelu przed Lillestrom, zadzwoni pod bezporedni numer Gunnara Hagena. -Mwi Hole. -Sysz. -Poleciem, eby Jonowi Karlsenowi dano ochron policyjn przez ca dob. I nie wydaem polecenia, eby go zabierano z UllevSl. - O tym ostatnim decyduje szpital - odpar Hagen. - A o tym pierwszym ja. Harry naliczy trzy domy daleko wrd biaych pl, zanim odpowiedzia: -To szef wyznaczy mnie do prowadzenia tego ledztwa. -Owszem, ale nie oddaem ci do dyspozycji budetw naszych nadgodzin. Sam powiniene wiedzie, e ju dawno zostay przekroczone. - Ten chopak si miertelnie boi - powiedzia Harry - a szef umieszcza go w mieszkaniu poprzedniej ofiary zabjcy, jego rodzonego brata. eby zaoszczdzi kilka stw na hotelu.

213

Z gonika popyna informacja o nastpnym przystanku. -Lillestrem? - zdumia si Hagen. - Jeste w pocigu na lotnisko? Harry zakl w duchu. -Taki krtki wypad do Bergen. -Teraz? -Wracam dzi po poudniu. -Czy ty oszala, czowieku? Wszyscy si nam przygldaj w zwizku z t spraw. Prasa... -Bdzie tunel. - Harry wyczy telefon. Ragnhild Gilstrup wolno budzia si ze snu. W pokoju byo ciemno. Rozumiaa, e jest rano, ale nie moga poj, czym jest ten dwik. Brzmia jak duy mechaniczny zegar, ale oni nie mieli takiego zegara w sypialni. Obrcia si w ku i drgna przestraszona. W pmroku zobaczya nag nieruchom posta, ktra przygldaa jej si, stojc w nogach ka. - Dzie dobry, skarbie. - Mads! Przestraszye mnie. -Tak? Najwyraniej wanie wzi prysznic. Drzwi do azienki byy otwarte, a ciekajca z jego ciaa woda rytmicznie kapaa na parkiet. -Dugo tak stoisz? - spytaa, mocniej owijajc si kodr. -A dlaczego? Wzruszya ramionami, ale przeszed j dreszcz. Byo co dziwnego w sposobie, w jaki to powiedzia. Wesoo, niemal drwico. No i ten umieszek. Mads zwykle tak si nie zachowywa. Przecigna si i ziewna. Sztucznie. Sama to wyczua. - O ktrej wrcie do domu? - spytaa. - Nawet si nie obudziam. - Spaa pewnie snem sprawiedliwych. - I znw ten umieszek. Przyjrzaa mu si uwaniej. Naprawd si zmieni w ostatnich miesicach. Zawsze by szczupy, ale teraz sprawia wraenie silniejszego, lepiej wytrenowanego. Oczywicie przeszo jej przez myl, e moe mie kochank, ale to za bardzo jej nie drczyo. Tak przynajmniej jej si wydawao. -Gdzie bye? -Jadem obiad z Janem Petterem Sissenerem.

214

-Z tym maklerem giedowym? -Tak. Jego zdaniem widoki na rynku s nieze. Rwnie jeli chodzi o nieruchomoci. -Czy rozmowa z nim nie naley do moich obowizkw? -Po prostu chciaem mie jak orientacj. -Uwaasz, e ja ci nie informuj w dostateczny sposb, mj drogi? Popatrzy na ni, przytrzymujc jej wzrok, a poczua co, czego nigdy nie dowiadczya podczas rozmowy z Madsem: krew napyna jej do twarzy. - Jestem pewien, e informujesz mnie o tym, co powinienem wie dzie, skarbie. - Odwrci si i wszed do azienki. Usyszaa, e odkrca kran. -Zerkaam na dwa interesujce projekty zwizane z nieruchomociami - zawoaa, gwnie po to, eby powiedzie co, co przerwaoby t dziwn cisz. -Ja te! - odkrzykn Mads. - Ogldaem wczoraj kamienic na Geteborggata. T, ktra jest wasnoci Armii Zbawienia, wiesz. Ragnhild zdrtwiaa. Mieszkanie Jona. -Niebrzydka kamienica. Ale jedne drzwi byy oklejone tam policyjn. Kto z lokatorw mi powiedzia, e tam bya strzelanina. Syszaa co podobnego? -Nie! - zawoaa. - A na co ta tama? -Policja zawsze tak robi. Zagradza wstp do mieszkania, a w tym czasie przewraca wszystko do gry nogami, szuka odciskw palcw i DNA, eby si zorientowa, kto tam bywa. Tak czy owak, moliwe, e Armia Zbawienia zgodzi si spuci z ceny, skoro w kamienicy si strzelaj. Jak mylisz? -Mwiam ci ju, e oni nie chc sprzeda. - Nie chcieli, skarbie. Przyszo jej co do gowy. - Dlaczego policja chce sprawdza mieszkanie, skoro strzelano w korytarzu? Usyszaa, e Mads zakrca kran, i uniosa wzrok. Stal w progu i umiechajc si to wrd biaej piany, bawi si brzytw. Wkrtce si skropi drog wod po goleniu, ktrej zapachu nie znosia.

215

- O czym ty mwisz? - spyta. - Przecie ja nie mwiem nic o adnym korytarzu. I dlaczego tak nagle poblada, skarbie? Dzie wsta pno, a nad parkiem Sofienberg wci unosia si rzadka mrona mga, gdy Ragnhild gnaa przez Helgesens gate, oddychajc przez beowy szalik Bottega Veneta. Nawet kupiona w Mediolanie za dziewi tysicy koron wena nie bya w stanie zatrzyma zimna, ale przynajmniej zasaniaa jej twarz. Odciski palcw. DNA. eby si zorientowa, kto tam bywa. Nie moga do tego dopuci, konsekwencje byyby katastrofalne. Skrcia w G0teborggata. Przynajmniej na zewntrz nie byo policji. Klucz gadko wsun si w wejciowe drzwi. Pospiesznie wesza do rodka i skierowaa si do windy. Od dawna ju tu nie przychodzia i oczywicie pierwszy raz pojawia si bez zapowiedzi. Serce walio jej, gdy winda uniosa j w gr. Pomylaa o swoich wosach w odpywie prysznica, o wknach z ubrania na dywanie, o odciskach palcw wszdzie. Korytarz by pusty. Pomaraczowa tama rozpita na framudze wiadczya o tym, e nikogo nie byo w rodku, ale ona i tak zapukaa i czekaa. Potem wyja klucz, woya go w zamek. Nie chcia wej. Sprbowaa jeszcze raz, ale zmieci! si tylko czubek. Boe, czyby Jon zmieni zamki? Nabraa powietrza, odwrcia klucz i pomodlia si w duchu. Klucz wsun si, a zamek z cichym klikniciem puci. Wcigna w nozdrza znajomy zapach mieszkania i podbiega do szafy ubraniowej, w ktrej, jak wiedziaa, Jon przechowuje odkurzacz. By to Siemens VS08G2040, ten sam model, jaki mieli w domu, dwa tysice watw, najmocniejszy na rynku. Jon lubi czysto. Odkurzacz rykn ochryple, gdy wczya go do gniazdka. Bya dziesita. W cigu godziny powinna zdy odkurzy wszystkie podogi i umy wszystkie ciany i paszczyzny. Popatrzya na zamknite drzwi do sypialni, zadajc sobie pytanie, czy nie lepiej zacz tam, gdzie wspomnienia s najmocniejsze, a ladw najwicej. Nie. Przyoya kocwk rury odkurzacza do przedramienia. Poczua jakby ukszenie. Odcigna kocwk i zobaczya, e na skrze ju zaczyna tworzy si siniak. Odkurzaa zaledwie przez kilka minut, gdy nagle sobie co uwiadomia. Listy! Boe, zapomniaa, e mog znale napisane przez ni listy!

216

Zarwno te pierwsze, w ktrych pisaa o swoich najskrytszych marzeniach i pragnieniach, jak i te ostatnie, rozpaczliwe, obnaone, w ktrych bagaa go o kontakt. Zostawia odkurzacz wczony, odoya tylko w na krzeso i podbiega do biurka )ona. Zacza wyciga szuflady. W pierwszej byy dugopisy, tama klejca, dziurkacz. W drugiej ksiki telefoniczne. Trzecia bya zamknita na klucz. Oczywicie. Signa po lecy na biurku n do papieru, wsuna go w szpar tu nad zamkiem i z caej siy napara na rkoje. Zatrzeszczao stare suche drewno. W chwili, gdy pomylaa, e n si zamie, przednia cianka szuflady pka wzdu. Wycigna j szarpniciem, strzepna drzazgi i popatrzya na koperty. Cae pliki. Palce przerzucay je szybko. Hafslund Energi. Bank DnB. Towarzystwo Ubezpieczeniowe If. Armia Zbawienia. Jedna czysta koperta. Otworzya j. Drogi synu, byo napisane na samej grze kartki. Przerzucaa dalej. Jest! Koperta z nadrukowan nazw funduszu, Gilstrup Invest. Dyskretny niebieski nadruk, na dole, w prawym rogu. Z ulg wyja list. Kiedy skoczya go czyta, odoya kartk i poczua, e zy pyn jej po policzkach. Jakby oczy otwary jej si na nowo. Jakby bya lepa, a teraz odzyskaa wzrok i okazao si, e wszystko jest po staremu. Jak gdyby to, w co kiedy wierzya i co odrzucia, znw okazao si prawd. Tre bya krtka, a jednak po jej przeczytaniu wszystko si zmienio. Odkurzacz wy natarczywie, zaguszajc wszystko, z wyjtkiem tych prostych, wyranych zda na kartce, tego, co w nich absurdalne, a zarazem w oczywisty sposb logiczne. Nie syszaa odgosw ruchu ulicznego, skrzypienia drzwi ani krokw czowieka, ktry teraz sta za jej krzesem. Dopiero gdy poczua jego zapach, woski na karku jej si zjeyy. Samolot SAS-u wyldowa na Flesland w porywach zachodniego wiatru. W takswce do Bergen wycieraczki uciszay opony z kolcami trzeszczcymi na mokrym czarnym asfalcie wijcym si wrd pagrkw, na ktrych kpy mokrej trawy i nagie drzewa giy si pod naporem wiatru. Zima na zachodzie kraju. Kiedy dotarli do Fyllingsdalen, zadzwoni Skarre. - Co znalelimy.

217

-Mw. -Przejrzelimy twardy dysk Roberta Karlsena. Jedyne rzeczy o wtpliwym charakterze to cookie do paru stron pornograficznych w inter-necie. -Na twoim komputerze te by si co takiego trafio, Skarre. Do rzeczy. -Nie znalelimy te adnych podejrzanych nazwisk w jego papierach czy listach. -Skarre... - powiedzia Harry ostrzegawczym tonem. -Znalelimy natomiast interesujc kopi biletu lotniczego - powiedzia Skarre. - Zgadnij dokd? -Bo ci paln. -Do Zagrzebia - czym prdzej odpowiedzia Skarre, a poniewa Harry nie zareagowa, doda ostronie: - W Chorwacji. -Dzikuj. Kiedy tam by? -W padzierniku. Wylot dwunastego padziernika, powrt tego samego dnia wieczorem. -Mhm. Jeden jedyny padziernikowy dzie w Zagrzebiu. To raczej nie wyglda na wakacje. -Rozmawiaem z jego szefow we Freteksie na Kirkeveien. Twierdzi, e Robert z ca pewnoci nie mia od nich adnego zlecenia za granic. Harry, rozczywszy si, zacz si zastanawia, dlaczego nie powiedzia Skarremu, e jest zadowolony z jego pracy. Przecie mg to zrobi. Czyby w miar upywu lat stawa si niefajny? Nie, uzna, biorc cztery korony reszty od takswkarza. Nigdy nie by fajny. Harry wysiad na smutn, syfilisowat bergesk mawk, ktra wedug legendy rozpoczynaa si w ktre popoudnie we wrzeniu, a koczya w ktre popoudnie w marcu. Przeszed kilka krokw dzielcych go od drzwi kawiarni Bers, stan za nimi i omit wzrokiem lokal, zastanawiajc si, co nowa ustawa antynikotynowa, czajca si tu za progiem, zrobi z miejscami takimi jak to. By w tej knajpie ju dwa razy wczeniej, instynktownie czu si tu jak w domu, a jednoczenie pozostawa kompletnie anonimowy. Kelnerzy w czerwonych marynarkach kryli z takimi minami, jakby pracowali w najelegantszym przybytku, serwujc plitrowe szklanki piwa i cierpkie arty emerytowanym ryba-

218

kom, obdarzonym dziewicioma yciami marynarzom, eglujcym jeszcze w czasie wojny, i wszystkim innym yciowym rozbitkom. Za pierwszej bytnoci Harry'ego zapomniana gwiazda taczya midzy stolikami tango z rybakiem, a starsza, odwitnie ubrana dama piewaa niemieckie romanse przy akompaniamencie akordeonu, rytmicznie wyrzucajc z siebie podczas partii instrumentalnych obsceniczne sowa z r" charakterystycznym dla tego regionu. Spojrzenie Harry'ego odnalazo wreszcie to, czego szukao. Czym prdzej ruszy do stolika, przy ktrym siedzia wysoki chudy mczyzna nad jedn pust, a drug prawie pust plitrow szklank piwa. - Szefie. Gowa Mellera poderwaa si na dwik gosu Harry'ego. Oczy poszy za ni z malekim opnieniem. Za bon alkoholowego odurzenia renice si skurczyy. -Harry! - gos zabrzmia zdumiewajco przytomnie i wyranie. Harry przycign sobie krzeso od ssiedniego stolika. -Przejazdem? - spyta Bjarne Molier. -Tak. -Jak mnie tu znalaze? Harry nie odpowiedzia. By wprawdzie przygotowany, ale nie wierzy w to, co widzia. - A wic gadaj na komendzie? Tak, tak. - Molier upi spory yk ze szklanki. - Dziwna zamiana rl, prawda? Zwykle to ja znajdowaem ciebie. Piwo? Harry nachyli si nad stoem. -Co si stao, szefie? -A co si zwykle dzieje, kiedy dorosy mczyzna pije w rodku dnia pracy? -Albo go wylali, albo ona od niego odesza. -Jeszcze mnie nie wylali. Przynajmniej z tego, co wiem. - Meller zamia si cicho. Ramiona mu si zatrzsy, ale adnego dwiku nie byo sycha. -Czy Kari... - Harry urwa. Nie wiedzia, jak sformuowa pytanie. -Ani ona, ani dzieciaki nie przyjechay. No i dobrze. To byo z gry ustalone. -Co?

219

-Brakuje mi chopcw, to oczywiste. Ale dam sobie rad. To tylko... jak to si mwi... faza przejciowa? No, tak, ale istnieje na to adniejsze sowo. Trans... Nie... - Bjarne Meller opuci gow nad szklank. -Przejdmy si. - Harry ju prosi o rachunek. Dwadziecia minut pniej stali we dwch w tej samej chmurze deszczu przy balustradzie na szczycie gry, ktra nazywa si Floyen, i spogldali w d na to, co by moe byo miastem Bergen. Przywiz ich tu z centrum wagonik kolejki, ucity ukonie jak kawaek tortu i cignity po szynach na grubych stalowych linach. - To dlatego przyjechae tutaj? - spyta Harry. - Dlatego, e ty i Kari chcielicie si rozej? -Tu rzeczywicie stale pada, tak jak mwi - odpar Molier. Harry westchn. -Picie nie pomoe, szefie. Bdzie tylko gorzej. -To moja kwestia, Harry. Jak ci si ukada z Gunnarem Hagenem? -No c. To dobry wykadowca. -Pilnuj si, Harry, jego nie wolno nie doceni. On jest kim wicej ni tylko wykadowc. Gunnar Hagen by przez siedem lat w FSK. -W wojskowej jednostce specjalnej? - zdumia si Harry. -Owszem. Wanie si o tym dowiedziaem od naczelnika Biura Kryminalnego. Hagena przyjto w osiemdziesitym pierwszym, kiedy tworzono t jednostk, ktra miaa chroni nasze platformy wiertnicze na Morzu Pnocnym. Poniewa te suby to wielka tajemnica, Hagen nigdy nie odnotowa tego w adnym swoim yciorysie. -FSK - Harry poczu, e lodowaty deszcz zacz przesika przez materia kurtki na ramionach. Syszaem, e tam panuje niesamowita lojalno. -To jest jak bractwo - powiedzia Meller. - Nie do przeniknicia. -Wiesz jeszcze o kim, kto tam by? Molier pokrci gow. Ju wyglda na trzewego. -Co nowego w ledztwie? Czytaem wewntrzne informacje. -Nie mamy nawet motywu. -Motywem s pienidze - owiadczy Meller i zanis si kaszlem. Chciwo. Iluzja, e ycie si zmieni, jeli si bdzie miao pienidze. e czowiek sam si od tego zmieni.

220

- Pienidze - Harry zerkn na Moliera. - Moe i tak - powiedzia z wahaniem. Molier z pogard splun na szar zup w dole. - Szukaj pienidzy. Znajd je i id za nimi. One zawsze ci dopro wadz do rozwizania. Harry nigdy nie sysza, eby Molier mwi z tak gorycz, jakby posiad wiedz, bez ktrej chtnie by si oby. Harry nabra powietrza i zdecydowa si. - Wiesz, szefie, e ja nie za bardzo umiem owija w bawen, wic posuchaj. Ty i ja jestemy takimi facetami, ktrzy nie mog mie wielu przyjaci. I chocia by moe nie uwaasz mnie za przyjaciela, to je stem przynajmniej kim w tym rodzaju. - Popatrzy na Moliera, ale nie otrzyma odpowiedzi. - Przyjechaem tu spyta, czy mog co zrobi. Czy chcesz o czym pogada albo... Wci milczenie. - Wiem, do cholery, szefie. Ale w kadym razie tu jestem. Molier odwrci twarz do nieba. - Wiesz, e to, co mamy za plecami, to paskowy? Prawdziwy. Sze minut drogi kolejk linow od centrum drugiego co do wielkoci miasta Norwegii, i ludzie id w gry, bdz i gin. mieszne, prawda? Harry wzruszy ramionami. Molier westchn. - Ten deszcz chyba si nie skoczy. Zabierajmy si tym blaszakiem z powrotem. Zjechali w d i razem poszli na postj takswek. - Teraz, przed godzin szczytu, dojazd na Flesland zajmie tylko dwadziecia minut - powiedzia Meller. Harry kiwn gow, ale nie wsiada. Kurtk mia ju cakiem mokr. -Id za pienidzmi - Molier pooy mu do na ramieniu. - Rb to, co musisz. -Ty te, szefie. Molier podnis rk do gry i zacz i, ale odwrci si jeszcze, gdy Harry wsiada do takswki, i co zawoa, lecz zaguszy go uliczny szum. Po drodze przez Danmarks plass Harry wczy komrk. SMS od Halvorsena. eby zadzwoni. Harry wystuka! numer. - Mamy kart kredytow Stankicia - oznajmi Halvorsen. - Pokn j bankomat przy Youngstorget dzi w nocy, tu przed dwunast.

221

-Czyli, e stamtd wraca, kiedy zrobilimy nalot na Schronisko. -Owszem. -Youngstorget to spory kawaek od Schroniska - zamyli si Harry. - Na pewno poszed a tam, bo si ba, e gdzie bliej szybciej skojarzymy to ze Schroniskiem. A to oznacza, e rozpaczliwie potrzebuje pienidzy. -Ale mam jeszcze lepsz wiadomo - owiadczy Halvorsen. -Ten bankomat jest pod nadzorem kamer. -Co? Halvorsen zrobi artystyczn pauz. -No mw! - ponagli go Harry. - On nie chowa twarzy, o to chodzi? -Umiecha si wprost do kamery jak gwiazda filmowa! -Beat dostaa ju to nagranie? -Siedzi w House of Pain i je teraz przeglda. Ragnhild Gilstrup mylaa o Johannesie. O tym, e wszystko mogo by inaczej. Gdyby tylko usuchaa gosu serca, ktre zawsze byo mdrzejsze ni gowa. Dziwia si te, e nigdy nie czua si tak nieszczliwa jak teraz, a mimo to nigdy tak bardzo nie pragna y. y jeszcze troch duej. Bo teraz ju wszystko rozumiaa. Patrzya w czarny otwr i rozumiaa, co widzi. I co si stanie. Jej krzyk zaguszy warkot prostego silnika VS08G240. Przewrcio si krzeso. Mocno zasysajca kocwka zbliya si do oka. Ragnhild prbowaa zaciska powieki, ale przytrzymyway je silne palce, ktre chciay, by patrzya. Patrzya wic. I wiedziaa, doskonale wiedziaa, co si stanie.

222

1 7 PITEK, 18 GRUDNIA. TWARZ


cienny zegar nad kontuarem w wielkiej aptece wskazywa p do dziesitej. Siedzcy wzdu cian ludzie kasali, sennie przymykali oczy albo spogldali to na czerwone cyfry numeru wywietlanego pod sufitem, to na trzymany w rku numerek, jak gdyby by losem na loterii ycia, a kade kliknicie nowym losowaniem. On nie wzi adnego numerka. Chcia jedynie posiedzie przy grzejnikach apteki, ale mia wraenie, e niebieska kurtka ciga uwag, bo obsuga ju zacza na niego zerka. Wyjrza przez okno. Poza mg dostrzeg kontury bladego bezsilnego soca. Przejecha radiowz policyjny. W aptece byy kamery. Powinien i gdzie dalej, ale dokd? Bez pienidzy wyrzuc go z kawiarni i barw. Teraz nie mia ju nawet karty kredytowej. Poprzedniego wieczoru zdecydowa, e musi jednak wypaci pienidze, chocia ryzykowa, e bd go tropi po karcie. Wybra si na wieczorny spacer ze Schroniska i w kocu znalaz bankomat pooony w znacznej odlegoci. Ale maszyna po prostu pokna kart, nie dajc nic w zamian oprcz potwierdzenia tego, co ju wiedzia: e go okryli. e znw przeywa oblenie. Prawie pusta sala w restauracji Biscuit pawia si w muzyce fletni Pana. To bya akurat spokojna pora, po lunchu, a przed obiadem, Tor Bj0rgen stan wic przy oknie i w rozmarzeniu wyglda na Karl Johan. Widok nieszczeglnie do niego przemawia, ale grzejniki byy umieszczone pod oknami, a on wci nie mg si rozgrza. By w marnym humorze. W cigu dwch najbliszych dni powinien odebra bilety lotnicze do Kapsztadu, a wanie potwierdzi to, co wiedzia ju od dawna: nie mia pienidzy. Chocia tyle pracowa, gdzie si rozpyny. Oczywicie pochono je rokokowe lustro, ktre jesieni kupi do mieszkania, ale byo te za duo szampana, proszku i innych kosztownych zabawek. Nie eby straci panowanie nad yciem, ale szczerze mwic, przysza pora na wyrwanie si z bdnego krgu. Z proszku, eby si bawi, tabletek, eby spa, i znw proszku, eby mie sil pracowa w nadgodzinach, aby zarobi na sfinansowanie naogw. I akurat w tej chwili konto mia kompletnie wyczyszczone. Od piciu lat spdza wi-

223

ta i Nowy Rok w Kapsztadzie, zamiast jecha do domu na wie, do VegSrdshei, do religijnej ciasnoty umysowej, do milczcych oskare rodzicw, do le skrywanego obrzydzenia wujw i kuzynw. Zamienia trzy tygodnie nieznonego zimna, przygnbiajcego mroku i nudy na soce, piknych ludzi i bujne nocne ycie. I na zabaw. Na niebezpieczn zabaw. W grudniu i styczniu Kapsztad przeywa najazd pracownikw europejskich agencji reklamowych, ekip filmowych, modelek i modeli. Ze wszystkich zabaw najbardziej lubi lep randk. W miecie takim jak Kapsztad zawsze wizao si to z pewnym ryzykiem, a spotkanie z mczyzn w ciemnoci wrd slumsw Cape Fiat stanowio zagroenie wrcz miertelne. A jednak z tego nie rezygnowa. Nie zawsze mia wiadomo, dlaczego zachowuje si tak idiotycznie, wiedzia jedynie, e potrzebowa niebezpieczestwa, by poczu, e yje; w zabaw musiaa by wliczona potencjalna strata, aby moga by interesujca. Tor Bjorgen wcign powietrze przez nos. Z marze na jawie wyrwa go zapach, ktry, mia nadziej, nie pochodzi z kuchni. Odwrci si. - Hello again - odezwa si mczyzna, ktry stan tu za nim. Gdyby Tor Bjorgen by mniej profesjonalnym kelnerem, skrzywiby si z niechci. Nie do, e stojcy przed nim czowiek mia na sobie nietwarzow niebiesk zimow kurtk, najwyraniej modn wrd narkomanw na Karl Johan, to jeszcze facet by nieogolony, mia zaczerwienione oczy i cuchn jak pisuar. - Remember me? - spyta mczyzna. - At the men's room. Tor Bjorgen w pierwszej chwili sdzi, e nieznajomy odwouje si do nocnego klubu o takiej nazwie, ale w kocu zrozumia, e facet mia po prostu na myli toalet. Dopiero wtedy go rozpozna. To znaczy rozpozna gos. I pomyla, e to wprost niewiarygodne, co moe z czowiekiem zrobi jedna doba bez zdobyczy cywilizacji takich jak maszynka do golenia, prysznic i osiem godzin snu. Moe to wanie przerwane intensywne marzenia na jawie sprawiy, e dwie wyranie si od siebie rnice reakcje Torego Bjorgena nastpiy w takiej, a nie innej, kolejnoci: najpierw sodkie ukucie podania. Ten mczyzna najwyraniej wrci po tamtym krtkim flircie i przelotnym, ale intymnym, kontakcie cielesnym. Pniej odezwao si przeraenie na wspomnienie tego czowieka z pistoletem ociekajcym my-

224

dem. I na fakt, e policjant, ktry tu by, czy! tamto zdarzenie z zabjstwem nieszcznika z Armii Zbawienia. - Nie mam gdzie spa - powiedzia mczyzna. Tor Bj0rgen dwa razy mocno mrugn. Wprost nie mg w to uwierzy. Oto sta naprzeciwko osoby bdcej by moe morderc, podejrzanej o zastrzelenie czowieka na rodku ulicy. Dlaczego wic nie rzuci wszystkiego, co trzyma w rkach, i nie wybieg na rodek jadalni, krzykiem domagajc si wezwania policji? Przecie tamten policjant mwi nawet, e wyznaczono nagrod za informacje, ktre doprowadz do aresztowania tego czowieka. Bjorgen spojrza na drugi koniec restauracji, gdzie kierownik sali przeglda ksik rezerwacji. Dlaczego poczu w brzuchu t dziwn pulsujc rado, ktra rozlewaa si po ciele, wprawiajc go w drenie, kiedy szuka sw, ktre miayby jaki sens? -Tylko na jedn noc - doda nieznajomy. -Ja dzisiaj pracuj - odpar Tor Bj0rgen. -Mog zaczeka. Tor Bj0rgen popatrzy na niego. To szalestwo, pomyla, a jego mzg w tym czasie powoli i nieubaganie czy ochot na zabaw z moliwym rozwizaniem problemu. Przekn lin i przenis ciar ciaa na drug nog. Z peronu pocigw na lotnisko na Dworcu Centralnym Harry pogna przez Gronland do Budynku Policji, wjecha wind na gr do Wydziau Napadw i przebieg korytarzami do House of Pain, policyjnego pomieszczenia ze sprztem wideo. W ciasnym, pozbawionym okien pokoju byo ciemno, gorco i duszno. Usysza palce szybko biegajce po klawiaturze komputera. -Co ogldasz? - zwrci si do postaci, ktrej kontur rysowa si na tle obrazw migajcych na ekranie umieszczonym na krtszej ze cian. -Co bardzo interesujcego - odpara Beat Lonn, nie odwracajc si, ale Harry wiedzia, e ma zaczerwienione oczy. Nie raz ju obserwowa sposb pracy Beat. Widzia, jak godzinami gapi si w ekran, przewijajc, zatrzymujc, przybliajc, powikszajc, zapisujc. Nie wiedzc, czego szuka. Ani co widzi. To byo jej terytorium.

225

-To moe sporo wyjani - dodaa. -Zamieniam si w such. - Harry po omacku przesun si do przodu, ydk uderzy o krzeso i przeklinajc, usiad. -Gotowy? -Strzelaj! -No dobrze. Poznaj Christa Stankicia. Na ekranie jaki czowiek podchodzi do bankomatu. -Jeste pewna? - spyta Harry. -Nie poznajesz go? -Poznaj t niebiesk kurtk, ale... - Harry sysza dezorientacj we wasnym gosie. -Chwileczk - powiedziaa Beat. Mczyzna na ekranie wsun kart do bankomatu i czeka. W kocu zwrci twarz do kamery i skrzywi si. Udawany umiech. Majcy dokadnie przeciwne znaczenie. - Odkry, e nie dostanie pienidzy - stwierdzia Beat. Wciska kolejne klawisze, a w kocu uderzy pici w klawiatur bankomatu. - A tu si zorientowa, e nie odzyska karty - powiedzia Harry. Mczyzna dugo wpatrywa si w wywietlacz. W kocu podcign rkaw, odwrci si i odszed. - Co to za zegarek? - spyta Harry. -W szkieku odbija si wiato, ale powikszyam obraz. Na cyferblacie jest napis Seiko SQ50. -Mdra dziewczynka. Ale nie widz, eby to cokolwiek wyjaniao. -I wanie to jest wyjanienie. Beat stukna par razy w klawiatur i na ekranie ukazay si dwa zdjcia mczyzny, ktrego przed chwil ogldali, jfedno, gdy wyjmowa kart, drugie, gdy patrzy na zegarek. -Wybraam te dwa zdjcia, bo twarz znajduje si mniej wicej w tej samej pozycji i dlatego to atwo zobaczy. Te dwa zdjcia dzieli okoo stu sekund. Widzisz? -Nie - odpar Harry zgodnie z prawd. - Najwyraniej jestem lepy. Nie potrafi nawet dostrzec, e na tych dwch zdjciach jest ta sama osoba, a tym bardziej ten, ktrego widziaem nad rzek. -No i dobrze. Wanie to zobaczye.

226

-Co? - To jest jego fotografia z karty kredytowej. - Beat pukna w kla wiatur i ukazaa si twarz mczyzny z krtko obcitymi wosami, w krawacie. - A to jego zdjcia zrobione przez Dagbladet" na Egertorget. Dwa kolejne zdjcia. -Widzisz, e to ta sama osoba? - spytaa Beat. -No nie. -Ja te nie. -Ty? Jeli ty tego nie widzisz, to chyba znaczy, e to po prostu nie jest ta sama osoba? -Wcale nie. To oznacza, e mamy do czynienia z przypadkiem tak zwanej hipermobilnoci. W krgach fachowcw nazywa si to visage du pantomim. -O czym ty, w imi niebios, mwisz? -O czowieku, ktry po to, eby zmienia wygld, nie potrzebuje makijau, przebrania czy operacji plastycznych. W sali konferencyjnej w czerwonej strefie Harry zaczeka, a wszyscy z grupy ledczej usid, nim zabra gos. - Wiemy ju, e szukamy jednego i tylko jednego czowieka. Na ra zie nazywamy go Christo Stanki. Beat? Beat wczya projektor i na ekranie ukaza si obraz przedstawiajcy twarz z zamknitymi oczami i mask przypominajc czerwone spaghetti. - Widzicie tu muskulatur ludzkiej twarzy - zacza. - Minie, ktrych uywamy do tworzenia wyrazu twarzy, a przez to do zmienia nia wygldu. Najwaniejsze umieszczone s na czole, wok oczu i ust. To na przykad jest muscuus frontalis, ktry wraz z tym - muscuus corrugator supercilii unosi i ciga brwi. Orbicularis oculi rozszerza albo ciga okolice oczu. I tak dalej. Beat przycisna pilota. Na zdjciu ukaza si klaun z wielkimi nadtymi policzkami. - Mamy w twarzy setki takich mini i chocia ich zadaniem jest ro bienie min, to wykorzystujemy zaledwie uamek ich moliwoci. Akto rzy i kuglarze specjalnie trenuj muskulatur twarzy w celu uzyskania

227

maksymalnej ruchliwoci mini, a zwykli ludzie trac t zdolno ju w modym wieku. Ale nawet aktorzy i mimowie wykorzystuj ruchy mimiczne gwnie do wyraania konkretnych uczu, a te chocia bardzo wane, s jednak do uniwersalne i nieliczne. Gniew, rado, zakochanie, zdumienie, lekki miech, duo miechu i tak dalej. Tymczasem natura, wyposaajc nas w t mask mini, podarowaa nam miliony, a waciwie wrcz nieograniczon liczb wyrazw twarzy. Pianista tak potrafi wytrenowa poczenie mzgu z muskulatur palcw, e jest w stanie symultanicznie wykonywa dziesi niezalenych czynnoci, a przecie w palcach nie mamy a tylu mini. Co wobec tego moglibymy zrobi z twarz? Beat przerzucia na zdjcie Christa Stankicia pod bankomatem. - Moemy zrobi na przykad to. Ruszy film w zwolnionym tempie. - Zmiany s prawie niedostrzegalne. To malekie minie cigaj si i rozluniaj. Sum tych drobnych ruchw jest zmieniony wyraz twarzy. Czy twarz naprawd a tak bardzo si zmienia? Nie, ale cz mzgu odpowiedzialna za rozpoznawanie twarzy, gyrus fusiformus, jest niezwykle wraliwa nawet na bardzo drobne zmiany, poniewa jej zada niem jest rozrnienie tysicy identycznych pod wzgldem fizjologicz nym twarzy. Przez stopniow regulacj skurczw mini twarzy uzy skujemy co, co pozornie wyglda na inn osob, a mianowicie t. Obraz zatrzyma si na ostatniej klatce filmu wideo. - Halo? Ziemia wzywa Marsa! Harry rozpozna gos Magnusa Skarrego. Kto si rozemia, a Beat si zaczerwienia. - No wic, sorry - zarechota Skarre i rozejrza si zadowolony. - To cigle jest ten sam facio, Stanki. Science fiction jest zabawne, ale faceci, ktrzy tu troch nacign, a tu troch popuszcz, i ju staj si nierozpoznawalni, to, moim zdaniem, troch historia o duchach. Harry mia si wczy, ale zrezygnowa. W napiciu obserwowa Beat. Dwa lata temu taki komentarz zaamaby j na miejscu, rozwali na kawaki, ktre on musiaby zmiata. - Z tego, co wiem, nikt ci nie pyta o zdanie - odpara Beat cigle czerwona. - Ale skoro tak to czujesz, to pozwl, e posu si przyka dem, ktry z pewnoci do ciebie trafi.

228

-Hej, hej! - Skarre unis donie na wysoko piersi. - To nie by aden przytyk osobisty, Lonn. -Po mierci wystpuje u ludzi, jak wiadomo, rigor mortis - cigna Beat pozornie nieprzejta, ale Harry zauway, e ma rozszerzone nozdrza. - Minie ciaa, rwnie twarzy, sztywniej. To taki sam efekt jak napinanie mini. I jaka jest typowa reakcja bliskich identyfikujcych zwoki? W ciszy sycha byo tylko szum projektora. Harry ju si umiecha. -Nie rozpoznaj ich - rozleg si mocny, czysty gos. Harry nie zorientowa si, kiedy Gunnar Hagen wszed do sali. - Nie jest to wcale rzadki problem na wojnie, kiedy trzeba zidentyfikowa polegych onierzy. S przecie w mundurach i czsto si zdarza, e nawet koledzy z tego samego oddziau musz sprawdza identyfikator, eby mie pewno. -Dzikuj - powiedziaa Beat. - To pomogo twojej zdolnoci rozumienia, Skarre? Skarre wzruszy ramionami, a Harry usysza czyj gony miech. Beat wyczya projektor. -Plastyczno czy mobilno twarzy to cecha bardzo indywidualna. Troch mona wytrenowa, reszta najprawdopodobniej jest uwarunkowana genetycznie. Niektrzy nie potrafi odrni prawej strony twarzy od lewej, inni dziki treningowi ucz si operowa wszystkimi miniami niezalenie od siebie, tak jak pianista. I wanie to nazywa si hiper-mobilnoci albo visage du pantomim. Znane przypadki wskazuj, e jest to cecha w wysokim stopniu dziedziczna. Zdolnoci te czowiek rozwija w sobie, bdc bardzo modym albo wrcz dzieckiem, a ekstremalnemu stopniowi hipermobilnoci towarzysz zwykle zaburzenia osobowoci, lub te cecha pojawia si pod wpywem bardzo silnej trau-my w okresie dorastania. -Chcesz powiedzie, e mamy do czynienia z szalecem? - spyta Gunnar Hagen. -Ja si specjalizuj w twarzach, a nie w psychologii - odpara Beat. - Ale w kadym razie nie moemy tego wykluczy. Harry? -Dzikuj, Beat. - Harry wsta. - No, teraz ju troch wicej wiecie, na czym stoimy, kochani. Jakie pytania? Prosz, Li? -Jak zapiemy tak kreatur? Harry i Beat wymienili spojrzenia. Hagen chrzkn.

229

- Nie mam pojcia - powiedzia Harry. - Wiem tylko, e to si nie skoczy, dopki on nie zrobi swojej roboty. Albo my naszej. Po powrocie do swojego pokoju Harry zasta wiadomo od Rakel. Oddzwoni do niej od razu, eby przesta si zastanawia. -Jak ci si wiedzie? - spytaa. -Jak cholera - odpar Harry. Rakel si rozemiaa. Tym swoim mikkim dwicznym miechem, za ktry kiedy gotw by odda wszystko, byle tylko mc sysze go co dzie. Wci tak dziaa. -Sam jeste? -Nie. Halvorsen jak zawsze siedzi i sucha. Halvorsen oderwa si od przesucha wiadkw z Egertorget i wykrzywi. -Oleg potrzebuje rozmowy z kim - powiedziaa Rakel. -Ach tak? -Uf! Niezrcznie si wyraziam. Nie z kim. On potrzebuje rozmowy z tob. -Potrzebuje? -Kolejna poprawka. Mwi, e chce z tob porozmawia. -I poprosi, eby do mnie zadzwonia? -Nie. Tego by nigdy nie zrobi. -Rzeczywicie. - Harry umiechn si na sam myli. - Wic... -Znalazby czas ktrego wieczoru? -Jasne. -To dobrze. Mgby wpa i zje z nami obiad. -Z nami? -Z Olegiem i ze mn. -Mhm. -Wiem, e spotkae si z Mathiasem... -Owszem - odpar Harry prdko. - Wyglda na miego faceta. -No tak. Harry nie wiedzia, jak chce i jak powinien tumaczy sobie jej ton. -Jeste tam jeszcze? -Jestem. Posuchaj, mamy tu zabjstwo, wic troch si u nas gotuje. Mog si zorientowa i zadzwoni, kiedy znajd odpowiedni dzie?

230

Milczenie. -Rakel? -Tak, dobrze. A co poza tym? Pytanie byo tak nie na miejscu, e Harry przez moment si zastanawia, czy nie krya si za tym ironia. -Dni pyn - powiedzia. -Nic nowego nie wydarzyo si ostatnio w twoim yciu? Odetchn gboko. -Musz pdzi, Rakel. Zadzwoni, jak bd wolny. Pozdrw ode mnie Olega, dobrze? -Dobrze. Harry odoy suchawk. -I co? - spyta Halvorsen. - Co to za odpowiedni dzie"? -Tylko obiad. Co z Olegiem. Po co Robert pojecha do Zagrzebia? Halvorsen ju mia co powiedzie, ale rozlego si ciche pukanie. Odwrcili si, w drzwiach sta Skarre. -Wanie dzwonia policja z Zagrzebia. Kart kredytow Stankicia wydano na podstawie faszywego paszportu. -Mhm - mrukn Harry, odchylajc si na krzele z rkami za gow. - Co Robert robi w Zagrzebiu, Skarre? -Wiecie, co o tym myl. -Narkotyki - dopowiedzia Halvorsen. -Czy ty nie wspominae o jakiej dziewczynie, ktra pytaa o Roberta we Freteksie na Kirkeveien, Skarre? O dziewczynie, ktr personel w sklepie uwaa za Jugosowiank? -Owszem. Tamtejsza szefowa... -Dzwo do Freteksu, Halvorsen. W pokoju zapada cisza, kiedy Halvorsen przerzuca ksik telefoniczn i wybiera numer. Harry zacz bbni palcami o st, zastanawiajc si, jak powinien sformuowa, e jest zadowolony ze Skarrego. Chrzkn, ale w tym momencie Halvorsen poda mu suchawk. Sierant major Rue suchaa, mwia i dziaaa. Gdy Harry dwie minuty pniej odoy suchawk, stwierdzi, e to bardzo skuteczna osoba. Znw chrzkn.

231

- Dziewczyn zapamita! jeden z jej chopakw z paragrafem dwa nacie, Serb. Wydaje mu si, e ma na imi Sofia, ale nie jest pewien. Za to z ca pewnoci pamita, e pochodzi z Vukovaru. Harry zasta Jona w mieszkaniu Roberta na ku, z Bibli rozoon na brzuchu. Wyglda tak, jakby mia za sob nieprzespan noc i wydawa si zalkniony. Harry zapali papierosa. Usiad na delikatnym taborecie i spyta, co wedug Jona Robert mg robi w Zagrzebiu. -Nie mam pojcia. Nic mi o tym nie mwi. Moe to miao zwizek z tym tajemniczym projektem, na ktry poyczyem mu pienidze? -No dobrze. A wiesz co o tym, eby mia dziewczyn? Mod Chorwatk, ktrej na imi Sofia? -Sofia Miholjec? artujesz! -Waciwie nie. To znaczy, e wiesz, kto to jest? -Sofia mieszka w jednej z naszych kamienic na Jacob Aalls gate. Jej rodzina bya wrd chorwackich uchodcw z Vukovaru, ktrych komandor sprowadzi tutaj. Ale Sofia... Sofia ma dopiero pitnacie lat. -Moe po prostu podkochiwaa si w Robercie? Moda dziewczyna, przystojny starszy chopak. Nie ma w tym nic a tak niezwykego. Jon chcia co powiedzie, ale zrezygnowa. -Sam mwie, e Robert lubi mode dziewczyny - stwierdzi Harry. Jon wpatrywa si w podog. -Mog ci poda adres tej rodziny, bdziesz mg j zapyta. -Dobrze. - Harry spojrza na zegarek. - Potrzebujesz czego? Jon si rozejrza. -Powinienem zajrze do swojego mieszkania. Zabra troch ubra i przybory toaletowe. -Podrzuc ci. Tylko w kurtk i czapk, bo zrobio si jeszcze zimniej. Jazda zaja im dwadziecia minut. Po drodze minli stary, zrujnowany stadion Bislett, ktry mia zosta zburzony, i restauracj U Schrodera, pod ktr staa jaka znajoma posta w grubym wenianym paszczu i czapce. Harry zaparkowa nieprawidowo przed sam bram Goteborg-gata cztery, weszli do rodka i stanli przy windzie. Harry na czerwonym wywietlaczu zobaczy, e winda stoi na czwartym. Na pitrze, na ktrym miecio si mieszkanie Jona. Zanim zdyli nacisn guzik przywoujcy

232

wind, usyszeli, e ruszya. A po zmieniajcych si cyfrach poznali, e jedzie w d. Harry wytar donie o uda. -Nie lubisz wind - stwierdzi Jon. Harry spojrza na niego zaskoczony. -To wida? Jon si umiechn. - Ojciec te nie lubi. Chod, wejdziemy po schodach. Kiedy byli ju do wysoko, Harry usysza haas otwierajcych si drzwi windy. Otworzyli mieszkanie kluczem. Harry stan w drzwiach, a Jon przynis z azienki kosmetyczk. - Dziwne - powiedzia, marszczc czoo. - Mam takie wraenie, jakby kto tu by. -To technicy, szukali kul - przypomnia Harry, fon znikn w sypialni i wrci stamtd z torb. -Taki dziwny zapach - stwierdzi. Harry rozejrza si. Przy zlewie stay dwie szklanki, ale bez ladw mleka czy innego widocznego pynu, ktry co by zdradza. Nie byo adnych mokrych plam ani kauy z topniejcego niegu na pododze, a jedynie kilka jasnych drzazg koo biurka, pochodzcych prawdopodobnie z frontu szuflady, ktry wyglda na pknity. - No, chodmy std - powiedzia Harry. - Dlaczego mj odkurzacz tu stoi? - zdziwi si Jon. - Twoi ludzie go uywali? Harry dobrze zna procedury kryminalistyczne i wiedzia, e adna z nich nie obejmuje uycia odkurzacza znalezionego w miejscu zdarzenia. - Kto jeszcze ma klucze do tego mieszkania? - spyta. Jon si waha. - Thea. Moja dziewczyna. Ale jej nigdy nie wpadoby do gowy do browolnie tu odkurza. Harry przyglda si drzazgom na pododze. Pierwszym drobinom, jakie powinien pochon odkurzacz. Podszed do urzdzenia. Z plastikowej rury zaoonej na w zdjto kocwk. Ciarki przebiegy mu po plecach. Zajrza do okrgego czarnego wlotu. Przecign palcem wok brzegu i spojrza na opuszk.

233

-Co to jest? - spyta Jon. -Krew - odpar Harry. - Sprawd, czy drzwi s zamknite. Ju wiedzia. Wiedzia, e stoi w progu pokoju, ktrego nienawidzi, ale nigdy nie potrafi trzyma si od niego z daleka. Zdj plastikow pokryw odkurzacza. Wycign ty worek na kurz, mylc, e oto prawdziwy House of Pain. Miejsce, w ktrym zawsze musia wykorzystywa swoj zdolno wczucia si w zo. Zdolno, o ktrej coraz czciej myla, e za bardzo si rozwina. - Co robisz? - spyta Jon. Worek by tak peny, e a pkaty. Harry rozerwa gruby, mikki papier. Chmura delikatnego czarnego kurzu podniosa si jak din z butelki i wzbia pod sufit. Jon i Harry wpatrywali si w zawarto worka widoczn teraz na pododze. - aski - szepn Jon.

1 8 PITEK, 18 GRUDNIA. ZSYP


-O Panie Boe! - jkn Jon, rk szukajc krzesa. - Co tu si dziao? To przecie... To... -Tak - powiedzia Harry, ktry kuca przy odkurzaczu i koncentrowa si na tym, eby rwno oddycha. - To jest oko. Gaka oczna wygldaa jak zakrwawiona, wyrzucona na brzeg meduza. Do biaej powierzchni przylgn kurz. Na spodzie Harry rozrni zaczepy mini i grubsze, biae, przypominajce robaka, wizanie, bdce nerwem wzrokowym. -Zastanawiam si, w jaki sposb przedostao si do worka przez filtr, jeli oczywicie zostao w ten sposb wessane. -Usunem filtr - powiedzia Jon drcym gosem. - Bez niego lepiej cignie. Harry dugopisem wyjtym z kieszeni kurtki ostronie obrci oko. Miao mikk konsystencj, ale z twardym jdrem. Przysun si tak, eby wiato padao na renic, du, czarn i rozlan, poniewa minie oka nie trzymay jej ju w okrgej formie. Jasna, niemal turkusowa tczwka lnia niczym barwne smuki w szklanej

234

kulce. Harry sysza, e Jon za jego plecami gwatownie zaczerpuje powietrza. -Niespotykanie jasna niebieska tczwka - stwierdzi Harry. -Znasz kogo takiego? -Nie... ja... nie wiem. -Posuchaj, Jon. - Harry nie odwrci si. - Nie wiem, jak dugo wiczye kamanie, ale niezbyt dobrze ci wychodzi. Nie mog ci zmusi do opowiadania pikantnych szczegw o twoim bracie, ale to... - Harry wskaza na zakrwawion gak oczn. - Zmusz ci, eby mi powiedzia, kto to jest. Teraz si odwrci. Jon siedzia na jednym z dwch kuchennych taboretw ze spuszczon gow. - Ja... ona... - Gos mia zduszony od paczu. -A wic to jaka ona - pomg mu Harry. Jon kiwn gow, ale wci jej nie podnosi. -Nazywa si Ragnhild Gilstrup. Nikt inny nie ma takich oczu. -A jak jej oko tu trafio? -Nie mam pojcia. Ona... my... zwykle si spotykalimy tutaj. Miaa klucz do mieszkania. Co ja takiego zrobiem, Harry? Dlaczego to si dzieje? -Nie wiem, Jon. Ale mam tu robot do zrobienia i najpierw musimy gdzie ci umieci. -Mog wrci na Ullevlsveien. - Nie! - zawoa Harry. - Masz klucze do mieszkania Thei? Jon kiwn gow. - No dobrze, id tam. Zamknij dobrze drzwi i nie otwieraj nikomu oprcz mnie. Jon ruszy do drzwi, ale si zatrzyma. -Harry? -Sucham. -Czy to o Ragnhild i o mnie musi wyj na jaw? Zerwaem z ni, kiedy zaczem spotyka si z The. -Wic chyba nie ma w tym nic gronego? -Ty nic nie rozumiesz. Ragnhild Gilstrup bya matk. Harry z namysem pokiwa gow. -sme przykazanie?

235

-Dziewite. -Nie mog utrzymywa tego w tajemnicy, Jon. Jon popatrzy na Harry'ego ze zdumieniem. W kocu wolno pokrci gow. -Co si stao? -Nie mog uwierzy w to, co powiedziaem. Ragnhild nie yje, a ja myl jedynie o ratowaniu wasnej skry. W oczach stany mu zy. Przez moment bezbronnoci Harry odczu wycznie czyste wspczucie, nie to wspczucie, ktre czu dla ofiary lub krewnych, tylko takie, ktre przez rozdzierajc serce chwil pozwala ujrze wasne aosne czowieczestwo. Sverre Hasvold czasami aowa, e zrezygnowa z pywania w zagraniczne rejsy i zamieni je na prac dozorcy w nowiutkiej kamienicy na Geteborggata cztery. Szczeglnie w takie mrone dni jak ten, gdy lokatorzy dzwonili ze skarg, e zsyp znw si zatka. Zdarzao si to co najmniej raz w miesicu, a powd by prosty: otwory do wrzucania mieci na kadym pitrze miay t sam rednic co sam szyb. O ile lepsze byy stare kamienice! Nawet w latach trzydziestych, kiedy pojawiy si pierwsze zsypy, architekci mieli do rozumu, eby budowa otwory o mniejszej rednicy, dziki temu ludzie nie wciskali do rodka rzeczy klinujcych si w samym szybie. Teraz mylao si jedynie o wygldzie, stylu i wietle. Hasvold otworzy klap zsypu na trzecim pitrze, wsun gow do rodka i zapali latark. Zajaniay plastikowe worki. Stwierdzi, e problem, jak zwykle, tkwi midzy parterem a pierwszym pitrem, gdzie szyb odrobin si zwa. Otworzy kluczem piwniczne pomieszczenie, do ktrego wpaday mieci, i zapali wiato. Panoway tu taki chd i wilgo, e okulary zaszy mu par. Zadra z zimna, ale sign po niemal trzymetrowy elazny drg, ktry lea pod cian, sucy wanie do tego celu. Nabi na niego nawet plastikow pik, eby nie dziurawi workw ze mieciami, gdy przepycha szyb. Ze zsypu kapao, spadajce krople gono uderzay o plastik workw lecych ju w kontenerze. W regulaminie kamienicy wyranie byo napisane, e zsypu naley uywa wycznie do wyrzucania suchych mieci w starannie zawizanych workach. Ale ludzie,

236

nawet ci gorliwi chrzecijanie, ktrzy tutaj mieszkali, nie zwracaj uwagi na takie rzeczy. Zachrzciy skorupki jajek i kartony po mleku, kiedy wszed do kontenera i zbliy si do okrgego otworu w suficie. Zerkn do dziury, ale zobaczy jedynie ciemno. Wsun drg, spodziewajc si, e jak zwykle natknie si na mikk mas workw ze mieciami, ale drg natrafi na co twardego. Dgn mocniej. To co si nie poruszyo. Najwyraniej cakiem mocno si zaklinowao. Wczy latark, ktr mia przy pasku, i skierowa snop wiata w gb zsypu. Kropla spada mu prosto na okulary, zakl olepiony. Zdj okulary i wytar je o niebieski fartuch, latark trzymajc pod pach. Przesun si troch i mruc oczy krtkowidza, spojrza w gr. Zadra. Powieci dokadniej, a wyobrania ju zacza pracowa. Serce zwolnio. Z niedowierzaniem woy okulary. Serce cakiem przestao bi. elazny drg z szorstkim odgosem przesun si wzdu ciany i z brzkiem uderzy w podog. Sverre Hasvold zorientowa si, e siedzi wrd workw ze mieciami. Ale latarka wypada mu z rki i zgina gdzie midzy odpadkami. Kolejna kropla uderzya w plastikowy worek midzy jego nogami. Cofn si, jak przed rcym kwasem. Zdoa si jako podnie i wybieg na zewntrz. Potrzebowa powietrza. Na morzu widzia rne rzeczy, ale nic takiego jak to. To byo... nienormalne. Chore. Pchn drzwi frontowe i wytoczy si na chodnik, nie zwracajc uwagi na stojcych przed domem dwch wysokich mczyzn. Oszoomi go mrz. Opar si o cian. Byo mu sabo i brakowao tchu. Wyj telefon komrkowy i bezradnie na niego patrzy. Ju kilka lat temu zmienili numery telefonw alarmowych na takie, ktre atwiej zapamita, ale on oczywicie pamita tylko te poprzednie. Nagle dostrzeg tych dwch mczyzn. Jeden rozmawia przez komrk, w drugim rozpozna lokatora kamienicy. - Przepraszam, nie wiecie, jak si dzwoni na policj? - spyta. Usy sza, e gos ma tak zachrypnity, jakby dugo krzycza. Lokator spojrza na tego drugiego, ktry przez chwil przyglda si dozorcy, a potem powiedzia do telefonu: - Chwileczk. Bardzo moliwe, e niepotrzebny nam ju Ivan z psem. - Opuci telefon i zwrci si do Sverrego Hasvolda: - Komi sarz Hole z policji w Oslo. Prosz pozwoli, e zgadn...

237

W mieszkaniu przy Vestkanttorget Tor Bjorgen wyglda przez okno sypialni na podwrze. Na zewntrz panowaa taka sama cisza jak w rodku. Nie byo dzieci haaliwie bawicych si na niegu. Pewnie ju za ciemno i za zimno. Zreszt mino sporo lat, odkd ostatnio widzia dzieci brykajce zim na dworze. Z salonu dobiega gos prezentera wiadomoci, zapowiadajcego rekordowe mrozy, w zwizku z ktrymi minister spraw spoecznych zamierza podj dodatkowe kroki majce sprowadzi ebrakw i bezdomnych pod dach, a samotne starsze osoby zachci do podkrcenia ciepa w mieszkaniach. Potem poinformowa, e policja poszukuje obywatela chorwackiego o nazwisku Christo Stanki. I e za informacje, ktre doprowadz do jego zatrzymania, wyznaczono nagrod. Nie poda sumy, ale Tor Bj0rgen zaoy, e na pewno bdzie wiksza ni koszt jednego biletu lotniczego i trzech tygodni pobytu w Kapsztadzie. Oczyci! nozdrza i wtar resztki kokainy w dzisa, usuwajc tym samym ostatnie pozostaoci smaku pizzy, ktry wci czu w ustach. Szefowi Biscuit powiedzia, e boli go gowa, i wyszed wczeniej. Christo czy Mik, bo takie imi mu poda, czeka na niego na awce na Vestkanttorget, tak jak si umwili. Gociowi najwyraniej smakowaa mroona pizza Grandiosa, bo rzuci si na ni, nie czujc smaku pitnastu miligramw stesolidu w postaci sproszkowanej piguki. Tor zerkn na upionego Christa, ktry lea nagi na brzuchu w jego ku. Oddycha rwno i gboko mimo knebla z uzd. Nic nie wskazywao na to, eby si budzi, kiedy Tor przygotowywa scenografi. Tabletki na uspokojenie kupi od zdesperowanego puna na ulicy tu pod Biscuitem za pitnacie koron sztuka. Reszta te nie kosztowaa za duo. Kajdanki na rce i nogi, knebel z uzd i byszczce kulki analne na sznurku wchodziy w skad tak zwanego zestawu dla pocztkujcych, ktry kupi w internecie na stronie Lekshop.com za jedyne piset dziewidziesit dziewi koron. Kodra leaa na pododze, a skra Christa lnia w wietle migoczcych pomieni wiec porozstawianych w pokoju. Ciao ukadao si w odwrcon liter Y na tle biaego przecierada. Zczone rce byy przykute do wezgowia solidnego mosinego ka, natomiast nogi rozoone i przymocowane kada do swojego supka na nogach. Pod brzuch Christa Tor wcisn poduszk, eby unie mu poladki.

238

Zdj wieczko pudelka z wazelin, nabra porcj palcem wskazujcym, a drug rk rozsun poladki Christa. I znw pomyla o tym samym. O tym, e to gwat. Trudno to byo nazwa inaczej. I ju samo sowo gwat" wywoao w nim podniecenie. Co prawda nie by wcale pewien, czy Christo a tak bardzo sprzeciwiaby si takim igraszkom. Dawa niejasne sygnay. Ale mimo wszystko zabawa z morderc bya niebezpieczna. Cudownie niebezpieczna. Ale nie bezsensowna. Przecie tego czowieka i tak czekao doywocie. Spojrza na wasn erekcj, potem wyj kulki analne z pudeka i mocno pocign za oba koce cienkiej, ale mocnej, nylonowej yki, na ktrej kule tkwiy jak korale: pierwsze byy mae, ale stopniowo si powikszay, najwiksza miaa rozmiar piki do golfa. Zgodnie z instrukcj obsugi naleao umieci je w odbycie, a nastpnie powoli wyciga, aby uzyska maksymaln stymulacj nerww we wraliwym otworze. Kule miay rne kolory. Kto, kto nie wiedziaby do czego su, mgby przypuszcza, e to co zupenie innego. Tor umiechn si do swojego znieksztaconego odbicia w najwikszej. Ojciec pewnie by si zdziwi, rozpakowujc gwiazdkowy prezent od Torego, ktry sa witeczne pozdrowienia z Kapsztadu i wyraa! nadziej, e jego podarunek ozdobi choink. Ale nikt z rodziny w Vegardshei nie miaby zielonego pojcia, co to za kule byszcz na choince, kiedy oni piewaj koldy i tacz wok drzewka, z obowizku trzymajc si za rce. Ani gdzie te kule wczeniej byy. Harry sprowadzi Beat i jej dwoje asystentw do piwnicy. Dozorca wpuci ich do pomieszczenia ze mieciami. Beat miaa now asystentk, dziewczyn, ktrej nazwisko Harry pamita dokadnie przez trzy sekundy. - Tam, w grze - powiedzia. Technicy, ubrani w stroje przypominajce biae kombinezony pszczelarzy, ostronie stanli pod otworem zsypu, snopy wiata z latarek czowek znikny wrd ciemnoci. Harry obserwowa now asystentk, czeka na reakcj na jej twarzy. Kiedy si pojawia, przyszed mu na myl koralowiec, ktry odruchowo si zamyka, czujc dotyk palcw nurka. Beat ledwie zauwaalnie pokrcia gow, jak hydraulik trzewo oceniajcy troch wiksze od przecitnej pknicie rury pod wpywem mrozu.

239

- Enukleacja - odezwaa si. fej glos odbi si echem w cianie szy bu. - Zapiszesz, Margaret? Asystentka oddychaa gono, szukajc dugopisu i notatnika pod biaym kombinezonem. -O co chodzi? - spyta Harry. -Lewa gaka oczna zostaa usunita. Margaret? -Sysz. -Kobieta, wisi gow w d, prawdopodobnie zaklinowana w szybie zsypu, lekko krwawi z oczodou, od wewntrznej strony widz biae smugi, najprawdopodobniej wntrze czaszki przewitujce przez tkank. Krew ciemnoczerwona, czyli e ulega koagulacji jaki czas temu. Patolog sprawdzi temperatur i stopie stenia, kiedy przyjdzie. Za szybko? -Nie, w porzdku - odpara Margaret. -Znalelimy lady krwi przy otworze zsypu na czwartym pitrze, tym samym, na ktrym znaleziono oko, wic pewnie zwoki wrzucono wanie tam. Otwr jest wski i std wida, e najprawdopodobniej prawy bark zosta wyrwany ze stawu. Mogo si to sta, gdy ciao wciskano do otworu lub w wyniku zaklinowania. Trudno to stwierdzi z pewnoci pod takim ktem, pod jakim stoj, ale wydaje mi si, e widz zasinienia na szyi, mogce wskazywa na to, e zostaa uduszona. Patolog sprawdzi bark i okreli przyczyn zgonu. Niewiele wicej da si tu zrobi. Bardzo prosz, Gilberg. Beat odsuna si na bok, a jej asystent, mczyzna, wielokrotnie rozwietli szyb fleszem. -Co to jest to co lto-biae w oczodole? - spyta. -Tuszcz - odpowiedziaa Beat. Sprztnij kontener, poszukaj rzeczy, ktre mog nalee do ofiary albo do zabjcy. Potem funkcjonariusze czekajcy na zewntrz pomog ci j cign. Margaret, ty pjdziesz ze mn. Wyszli na korytarz, Margaret podesza do windy i wcisna guzik. - Pjdziemy po schodach - rzucia Beat lekko. Margaret spojrzaa na ni zdziwiona, ale ruszya za dwjk starszych kolegw. - Niedugo przyjedzie jeszcze troje moich ludzi - owiadczya Be at, jakby w odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie Harry'ego. Mimo

240

e dugonogi Harry pokonywa schody po dwa stopnie, drobna dziewczyna dotrzymywaa mu kroku. - Jacy wiadkowie? - spytaa. -Na razie adnych - odpar Harry. - Ale robimy rund. Trzej funkcjonariusze dzwoni po kolei do wszystkich mieszka w kamienicy, pniej popytaj w ssiednich domach. -Zaopatrzeni w zdjcie Stankicia? Harry zerkn na ni, eby sprawdzi, czy w pytaniu kryje si ironia. Trudno to byo stwierdzi. -Jakie byo twoje pierwsze wraenie? - spyta Harry. -Mczyzna. -Dlatego e zabjca musia by silny, eby j wrzuci do zsypu? -By moe. -Co jeszcze? -Harry, czy my mamy wtpliwoci, kto to zrobi? - westchna. -Tak, Beat. Mamy wtpliwoci. Z zasady mamy wtpliwoci, dopki nie wiemy na pewno. Harry odwrci si do Margaret, ktra ju si zdyszaa. - A twoje pierwsze wraenie? -Co? Skrcili wanie w korytarz na czwartym pitrze. Pod drzwiami mieszkania Jona Karlsena sta korpulentny mczyzna w tweedowym garniturze, widocznym pod rozpitym tweedowym paszczem. Wida byo, e czeka na nich. -Ciekaw jestem, co czua, kiedy wesza do mieszkania - wyjani Harry. - I kiedy zajrzaa do zsypu. -Co czuam? - powtrzya zaskoczona Margaret. -Tak, co czua? hukn StSle Aune, wycigajc rk, ktr Harry natychmiast uj. - Suchaj pilnie i ucz si, kochana, bo to synna ewangelia Holego. Zanim wkroczysz na miejsce zbrodni, powinna oprni gow ze wszystkich myli, zmieni si w nieznajce jzyka nowo narodzone dziecko i otworzy si na wite pierwsze wraenie. Na pierwsze wane sekundy, ktre s twoj wielk i jedyn szans dostrzeenia tego, co si wydarzyo, jeszcze przed poznaniem jakichkolwiek faktw. Brzmi to troch jak wywoywanie duchw, prawda? wietny strj, Beat. A kim jest twoja czarujca koleanka? -To Margaret Svendsen.

241

- St&le Aune - przedstawi si mczyzna, uj do Margaret w rkawiczce i pocaowa j. - Mj ty wiecie, masz smak gumy, mo ja droga! -Aune to psycholog - powiedziaa Beat. - Zwykle nam pomaga. -Zwykle prbuje wam pomc - poprawi j Aune. - Psychologia to, niestety, nauka, ktra wci jest w powijakach, a warto jej twierdzeniom bdzie mona przypisa dopiero za jakie pidziesit do stu lat. No a jaka jest twoja odpowied na pytanie komisarza Holego, moja droga? Margaret wzrokiem szukaa pomocy u Beat. -Ja... nie wiem. Oczywicie troch wstrtne byo to z okiem. Harry otworzy drzwi. -Wiesz, e nie znosz widoku krwi ostrzeg go Aune. - Myl o tym jak o szklanym oku. - Harry odsun si na bok. Chodcie po folii i niczego nie dotykajcie. Aune ostronie wkroczy na ciek z czarnego plastiku biegnc po pododze. Przykucn przy oku wci lecym na kupce kurzu obok odkurzacza. Pojawia si na nim szara bona. -To, zdaje si, nazywa si enukleacja - odezwa si Harry. Aune unis brew. -Przeprowadzona odkurzaczem przyoonym do oka? -Odkurzaczem nie da si wyssa oka - stwierdzi Harry. - Zapewne mg unie je na tyle, eby pod spd woy dwa palce. Minie i nerw wzrokowy s solidne. -Czego ty nie wiesz, Harry? -Aresztowaem kiedy kobiet, ktra utopia swoje dziecko w wannie. W areszcie wyrwaa sobie oko. Lekarz troch wprowadzi mnie w technik. Usyszeli, e Margaret ciko oddycha. -Usunicie oka samo w sobie nie jest miertelne - powiedzia Harry. - Beat przypuszcza, e ta kobieta moga zosta uduszona. Jaka jest twoja pierwsza myl? -Oczywicie zrobia to osoba w stanie zaburzenia emocjonalnego lub umysowego - odpar Aune. - Okaleczenie wskazuje na niekontrolowany gniew. Rzecz jasna, sprawca mg wyrzuci zwoki do zsypu na mieci z przyczyn praktycznych...

242

-Raczej nie - przerwa mu Harry. - Jeli chcia, eby ciao nie zostao znalezione przez jaki czas, lepiej byo zostawi je w pustym mieszkaniu. -W takim wypadku podobne zachowanie jest dziaaniem mniej lub bardziej symbolicznym. -Mhm. Usuniecie oka i potraktowanie reszty ciaa jak odpadkw? Harry spojrza na Beat. -To nie wyglda na profesjonalist. Aune wzruszy ramionami. -Mona chyba sobie wyobrazi, e to rozzoszczony profesjonalny zabjca. -Profesjonalici z reguy maj swoje metody, w ktre wierz. Metod Christa Stankicia byo do tej pory strzelanie do ofiar. -Moe ma wikszy repertuar - powiedziaa Beat. - Albo ofiara zaskoczya go w mieszkaniu. -Moe nie chcia strzela, eby nie alarmowa ssiadw - odezwaa si Margaret. Wszyscy troje si do niej odwrcili. Umiechna si przeraona. - Chodzi mi o to, e... moe potrzebowa spokoju w mieszkaniu. Moe czego szuka. Harry zauway, e Beat nagle zacza gboko oddycha przez nos i poblada bardziej ni zwykle. -Jak to wszystko brzmi? - spyta Aunego. -Jak psychologia - odpar Aune. - Mnstwo pyta, a w odpowiedzi tylko hipotezy. Po wyjciu z mieszkania Harry spyta Beat, czy co jest nie tak. - Troch mi si zrobio niedobrze - wyjania. - Nie pozwalam, eby si akurat teraz rozchorowaa. Jasne? Tajemniczo umiechna si w odpowiedzi. Obudzi si, otworzy oczy i zobaczy wiato na pomalowanym na biao suficie. Ciao i gowa bolay, byo mu zimno. Mia co w ustach, a kiedy prbowa si poruszy, zrozumia, e jest przywizany. Unis gow. W lustrze w nogach ka wrd blasku migoczcych wiec zobaczy, e jest nagi. Mia te co na gowie. Co czarnego, co wygldao jak uzda dla konia. Jeden z rzemieni przechodzi przez rodek twa-

243

rzy, czc si z czarn pik, ktra blokowaa mu usta. Rce mia skute kajdankami, stopy czym czarnym, co wygldao jak mankiety. Zapatrzy si w lustro. Na przecieradle midzy nogami wida byo kawaek yki znikajcej midzy poladkami, a na brzuchu mia co biaego. Wygldao jak sperma. Z powrotem opuci gow na poduszk i zamkn oczy. Chcia krzycze, ale wiedzia, e pika w ustach skutecznie stumi wszelkie prby. Usysza gos z ssiedniego pokoju. - Halo, policja? Szarpn si na ku, prbowa przycign rce do siebie i jkn z blu, kiedy metal wbi mu si w ciao pod kciukiem, rozcinajc skr. Wykrci donie, palcami chwytajc acuch czcy kajdanki. Kajdanki. Stal zbrojeniowa. Ojciec nauczy go, e materia budowlany niemal zawsze wytwarzano tak, by wytrzymywa obcienie w jednym kierunku, a sztuka wyginania elaza polegaa na umiejtnoci stwierdzenia, w ktr stron metal bdzie stawia najmniejszy opr. acuch czcy kajdanki zrobiono po to, eby nie dao si ich oderwa od siebie. Sysza gos mwicy co do telefonu w salonie, potem nastpia cisza. Przyoy acuch w miejscu zczenia z kajdankiem do poprzeczki w ramie ka, ale zamiast cign, zacz nim obraca. Po wierci obrotu ogniwo acucha si rozpio. Sprbowa rozgi je jeszcze bardziej, ale nie chciao ani drgn. Podj kolejn prb, ale donie si obsuny. - Halo? - rozleg si gos z salonu. Odetchn gboko. Zamkn oczy i zobaczy ojca w koszuli z krtkimi rkawami i odsonitymi potnymi przedramionami, nachylajcego si nad prtami zbrojeniowymi na placu budowy i szepczcego do chopca: Odsu od siebie wtpliwoci, jest miejsce tylko na wol. elazo nie posiada adnej woli, dlatego zawsze przegrywa". Tor Bjorgen niecierpliwie bbni palcami o rokokowe lustro ozdobione perowoszarymi muszlami. Waciciel sklepu z antykami powiedzia mu, e rokoko to waciwie niepochlebne okrelenie wypaczonego baroku. Tor po pewnym czasie zrozumia, e to byo jzyczkiem u wa-

244

gi, gdy podejmowa decyzj o wziciu kredytu, dwunastu tysicy koron, bo tyle kosztowao lustro. Centrala Policji skierowaa go do Wydziau Zabjstw, ale tam nikt nie odbiera. Sprbowa wic pogotowia policji. Z sypialni dochodziy jakie odgosy. Podzwanianie acucha o ram ka. Najwyraniej stesolid nie by dostatecznie skutecznym rodkiem nasennym. -Pogotowie policji, sucham. - Troch przestraszy go gboki, spokojny gos. -No, chodzi mi... Ja w sprawie nagrody za... No, za tego faceta, co zastrzeli tego faceta z Armii Zbawienia. -Z kim rozmawiam i skd pan dzwoni? -Jestem Tor i dzwoni z Oslo. -A konkretniej? Tor przekn lin. Mia - z wielu powodw - zastrzeony numer i wiedzia, e teraz na wywietlaczu pogotowia policji wida tylko numer prywatny". -Mog wam pomc. - Gos przybra wyszy ton. -Najpierw musz pozna... -Mam go tutaj. Przykutego. -Pan kogo przyku? - Przecie to zabjca, czowieku. Jest niebezpieczny. Na wasne oczy widziaem go z pistoletem w restauracji. Nazywa si Christo Stanki. Widziaem nazwisko w gazecie. Na drugim kocu na chwil zapada cisza, potem gos znw si rozleg, rwnie gboki, lecz odrobin bardziej poruszony: -Prosz mwi spokojnie. Prosz powiedzie, kim pan jest i gdzie pan jest. Zaraz przyjedziemy. -A co z nagrod? -Jeeli to doprowadzi do zatrzymania waciwej osoby, potwierdz, e pan nam pomg. - I wtedy dostan nagrod od razu? -Tak. Tor zacz myle. O Kapsztadzie. O mikoajach w palcym socu. W telefonie zatrzeszczao. Nabra powietrza, eby odpowiedzie i spojrza w swoje rokokowe lustro za dwanacie tysicy koron. Uwiadomi sobie jednoczenie trzy rzeczy. e to nie w telefonie trzeszczao.

245

Ze kajdanki z zestawu dla pocztkujcych kupione za zaliczeniem pocztowym za piset dziewidziesit dziewi koron nie mog by bardzo wysokiej jakoci. I e najprawdopodobniej ostatni Wigili w yciu mia ju za sob. - Halo - zniecierpliwi si gos w telefonie. Tor Bjorgen chtnie by odpowiedzia, ale cienka nylonowa yka z byszczcymi kulami do zudzenia przypominajcymi bombki na choink zamkna mu dopyw powietrza, niezbdny, by struny gosowe wyday dwik.

1 9 PITEK, 18 GRUDNIA. KONTENER


W samochodzie suncym przez ciemno i zadymk midzy wysokimi nienymi zaspami siedziay cztery osoby. - 0stgSrd jest tutaj, w lewo - odezwa si Jon z tylnego siedzenia, na ktrym obejmowa ramieniem skulon The. Halvorsen skrci z szosy. Harry patrzy na porozrzucane na szczytach wzgrz w kpach drzew zagrody, ktre mrugay wiatami jak latarnie morskie. Kiedy Harry powiedzia, e mieszkanie Roberta nie jest ju bezpieczn kryjwk, Jon sam zaproponowa OstgSrd i upar si, e Thea musi pojecha z nim. Halvorsen skrci na podwrze midzy biaym budynkiem mieszkalnym i czerwon stodo. -Bdziemy musieli zadzwoni do ssiada i poprosi, eby troch nam odniey - stwierdzi Jon, gdy brnli przez wiey nieg w stron domu. -O nie! - zaprotestowa Harry. - Nikt nie moe si dowiedzie, e tu jestecie. Nawet policja. Jon podszed do schodw budynku, odliczy pi desek w cianie i zanurzy rk w nieg. - Mam - powiedzia i podnis do gry klucz. Wydawao si, e wewntrz jest jeszcze zimniej, jak gdyby malowane drewniane ciany zamarzy na ld, w ktrego otoczeniu ich gosy

246

zdaway si trzaska. Otupawszy nieg z butw, weszli do wielkiej kuchni, w ktrej byy olbrzymi st, szafki kuchenne, awa do siedzenia i piecyk Jotul w kcie. -Zaraz napal. - Jonowi z ust leciaa para, rozciera rce. - Na pewno jest troch drewna w awie, ale bdzie nam potrzeba wicej z drewutni. -Mog przynie - zaofiarowa si Halvorsen. -Bdziesz musia odkopa ciek. W komrce s dwie opaty. -Pjd z tob - mrukna Thea. Nagle nieg przesta! pada, przejanio si. Harry stan przy oknie i palc papierosa, obserwowa, jak Halvorsen i Thea w biaym wietle ksiyca odrzucaj wiey nieg. Zatrzeszczao w piecu. Jon kuca zapatrzony w pomienie. - Jak twoja dziewczyna przyja t histori z Ragnhild Gilstrup? spyta Harry. - Wybacza mi - odpar. - Mwiem ju, e to byo przed ni. Harry zapatrzy si w ar papierosa. - Wci nie masz adnego pomysu na to, co Ragnhild Gilstrup mo ga robi w twoim mieszkaniu? Jon pokrci gow. - Nie wiem, czy zwrcie uwag, ale wygldao na to, e dolna szu flada twojego biurka zostaa wyamana. Co tam miae? Jon wzruszy ramionami. - Rzeczy osobiste. Gwnie listy. - Miosne? Na przykad od Ragnhild? Jon si zarumieni. - Ja... nie pamitam. Wikszo wyrzuciem, ale moe zatrzymaem jeden albo dwa. Ta szuflada zawsze bya zamknita na klucz. - eby Thea ich nie znalaza, kiedy bdzie sama w mieszkaniu? Jon wolno kiwn gow. Harry wyszed na schody prowadzce na podwrze, ostatni raz zacign si papierosem, wyrzuci go w nieg i wyj komrk. Gunnar Hagen odebra po trzecim dzwonku. -Przeniosem Jona Karlsena - powiedzia Harry. -Prosz dokadniej. -Nie ma takiej potrzeby.

247

-Sucham? -Jest w bezpieczniejszym miejscu, ni by. Halvorsen zostanie tu na noc. -Gdzie, Hole? -Tutaj. Harry domyla si, co zaraz nastpi, ale na razie sucha ciszy w telefonie. W kocu znw rozleg si gos Hagena, ciszony, ale w peni wyrany: - Hole, twj przeoony wanie zada ci konkretne pytanie. Brak odpowiedzi bdzie potraktowany jak odmowa wykonania rozkazu. Czy wyraam si jasno? Harry czsto aowa, e jest poskrcany wanie tak, a nie inaczej, e brak mu tego spoecznego instynktu przetrwania, jaki ma wikszo ludzi. Ale po prostu tego nie potrafi. Zwyczajnie nie potrafi. - Dlaczego to takie wane? Gos Hagena trzs si z wciekoci. - Powiem, kiedy bdziesz mg mi zadawa pytania, Hole. Zrozu miano? Harry czeka. I czeka. A w kocu kiedy usysza, e Hagen nabiera powietrza, odezwa si: - Gospodarstwo Skansen. -Co? -Ley na wschd od Strommen, przy poligonie policyjnym w Lerenskog. -Aha - powiedzia wreszcie Hagen. Harry rozczy si i wybra kolejny numer, obserwujc The, ktra staa owietlona przez ksiyc i wpatrywaa si w wygdk. Przestaa odrzuca nieg. Wydawaa si jakby zamarznita w dziwnej sztywnej pozycji. -Skarre. -Mwi Harry. Co nowego? -Nie. -adnych cynkw? -adnych powanych. -Ale ludzie dzwoni? - O rany, pewnie e tak. Zaapali, e obiecano nagrod. Moim zda niem to zy pomys, tylko mnstwo dodatkowej pracy dla nas.

248

-No i co mwi? -A co mog mwi? Opisuj twarze, ich zdaniem podobne. Najmieszniejszy by facet, ktry zadzwoni na pogotowie policji i twierdzi, e przyku Stankicia do ka u siebie w domu. Pyta, czy to si kwalifikuje do nagrody. Harry zaczeka, a gony miech Skarrego ucichnie. -A jak sprawdzili, e tak nie jest? -Nie musieli, odoy suchawk. Najwyraniej wariat. Twierdzi, e widzia Stankicia ju wczeniej, z pistoletem w restauracji. A wy co robicie? -My... Co ty powiedzia? -Spytaem, co... -Nie, to o Stankiciu z pistoletem. -He, he, ludzie maj niez fantazj, prawda? -Przecz mnie do tej osoby z pogotowia policji, z ktr rozmawiae. -Ale... - Ju, Skarre! Poczy Harry'ego z oficerem dyurnym, z ktrym Harry zamieni trzy zdania i poprosi, eby zaczeka. - Halvorsen! - rykn przez podwrze. -Tak? Halvorsen ukaza si w wietle ksiyca przed stodo. -Jak si nazywa ten kelner, ktry w toalecie widzia faceta z pistoletem caym w mydle? -A jak ja mam to pamita? -Pieprz jak, tylko sobie przypomnij! Nocn cisz midzy cian domu a stodoy zakcao echo. -Jaki Tor. By moe. -Trafiony! Tor, wanie takie imi poda przez telefon. A teraz przypomnij sobie nazwisko, kochany! -Eee... Bj0rg. Nie. Bjorang? Nie... -Dalej, Lwie Jaszynie! -Bjergen. Tak, to to. Bjergen. -Zostaw opat! Bdziesz mg pojecha jak pirat drogowy.

249

Radiowz patrolowy ju czeka, kiedy Halvorsen i Harry dwadziecia osiem minut pniej minli Vestkanttorget i skrcili w Schives gate pod adres Torego Bjorgena, ktry oficer dyurny dosta! od kierownika sali w Biscuicie. Halvorsen zatrzyma si na wysokoci radiowozu i opuci okno. - Trzecie pitro. - Policjantka na przednim siedzeniu wskazaa owietlone okno w szarej fasadzie. Harry wychyli si ponad Halvorsenem. - Halvorsen i ja idziemy na gr. Jedno z was zostanie tutaj i bdzie utrzymywa kontakt z central, a drugie pjdzie na tylne podwrze i przypilnuje kuchennych schodw. Macie w baganiku jak bro, kt r mgbym poyczy? -Jasne - powiedziaa kobieta. Ale jej kolega si wychyli. -Ty jeste ten Harry Hole, prawda? -Zgadza si, sierancie. -Kto w pogotowiu policji mwi, e nie masz zezwolenia na bro. -Nie m i a e m , sierancie. -O? Harry umiechn si. - Zaspaem na pierwszy test strzelania jesieni. Ale mog ci ucie szy informacj, e w drugim zajem trzecie miejsce w caej firmie. W porzdku? Policjanci z radiowozu popatrzyli na siebie. - W porzdku - mrukn w kocu mczyzna. Harry szarpn drzwiczki samochodu, zatrzeszczaa przymarznita gumowa listwa. - No dobrze, sprawdmy, czy ta informacja bya co warta. Ju drugi raz w cigu dwch dni Harry trzyma w rkach MP-5. Zadzwoni domofonem do niejakich Sejerstedtw i wylknionemu damskiemu gosowi wyjani, e s z policji, o czym kobieta moe si przekona, podchodzc do okna, eby zobaczy radiowz, zanim im otworzy. Zrobia, jak powiedzia. Policjantka zaja pozycj na tylnym podwrzu, natomiast Harry z Halvorsenem ruszyli na gr po schodach. Nazwisko Torego Bjorgena widniao wypisane czarnymi literami na

250

mosinej tabliczce nad dzwonkiem. Harry pomyla o Bjarnem Molierze, ktry za pierwszym razem, gdy poszli na wspln akcj, nauczy Harry'ego najprostszego i wci bardzo skutecznego sposobu sprawdzania, czy kto jest w domu. Przyoy ucho do szka w drzwiach. Ze rodka nic nie byo sycha. - Naadowany i odbezpieczony? - szepn Harry. Halvorsen wycign swj subowy rewolwer i stan pod cian, po lewej stronie drzwi. Harry zadzwoni. Wstrzyma oddech i sucha. Potem zadzwoni jeszcze raz. -Wamywa si czy nie wamywa? - szepn. - Oto jest pytanie. -W takim razie powinnimy najpierw zadzwoni do prokuratora i dosta nakaz przeszuka... - Halvorsenowi przerwa odgos tuczonego szka, kiedy MP-5 trafi w drzwi. Harry prdko wsun rk do rodka i otworzy. Weszli do przedpokoju. Harry wskaza, ktre drzwi ma sprawdzi Halvorsen, sam prdko wszed do salonu. Pusto. Ale od razu zauway lustro nad stolikiem z telefonem. Trafio w nie co cikiego. Okrgy odamek lustrzanej tafli na samym rodku wypad, od niego niczym od czarnego soca rozchodziy si do ozdobnej zoconej ramy czarne kreski. Harry skupi si na ledwie uchylonych drzwiach na kocu salonu. -W kuchni i azience nikogo nie ma - szepn Halvorsen za jego plecami. -Okej, bd w gotowoci. Harry ruszy w stron drzwi. Czu ju po sobie, e jeli ktokolwiek tu jest, znajd go wanie tam. Na ulicy strzeli zepsuty tumik, gdzie w oddali zazgrzyta tramwaj. Harry zorientowa si, e instynktownie si skuli, jak gdyby chcia si zmieni w jak najmniejszy cel. Luf pistoletu maszynowego pchn drzwi, wszed do rodka i uskoczy w bok, eby zarys jego sylwetki nie by widoczny na tle wiata. Przycisn si do ciany i napi palec na spucie, czekajc, a oczy przyzwyczaj mu si do ciemnoci. W wietle wpadajcym przez drzwi zobaczy wielkie ko z mosinym zagwkiem. Spod kodry wystaway goe nogi. Zrobi krok w przd, zapa za koniec kodry i j cign. - Jezu Chryste! - krzykn Halvorsen. Sta w drzwiach i powoli opuszcza rk z rewolwerem, z niedowierzaniem wpatrujc si w ko.

251

Zmierzy wzrokiem drut kolczasty wieczcy ogrodzenie. Potem wzi rozbieg i skoczy. Sun w gr ruchem larwy, tak jak nauczy go Bobo. Pistolet w kieszeni uderzy go w brzuch, gdy przerzuca si na drug stron. Kiedy ju stan na pokrytym lodem asfalcie, w wietle latarni zobaczy due rozdarcie w niebieskiej kurtce. Ze rodka wyazio co biaego. Jaki odgos kaza mu wycofa si spod wiata w cie kontenerw ustawionych jedne na drugich w rzdach na wielkim obszarze portowym. Zacz nasuchiwa, rozejrza si. Cicho gwizday wybite okna w ciemnym, rozpadajcym si baraku. Nie wiedzia dlaczego, ale mia wraenie, e jest obserwowany. A waciwie nie tyle obserwowany, co odkryty, ujawniony. Kto wiedzia o jego obecnoci, chocia niekoniecznie go widzia. Przeszuka wzrokiem owietlony fragment ogrodzenia, wypatrujc moliwych urzdze alarmowych. Nic takiego. Sprawdzi dwa rzdy kontenerw, zanim znalaz otwarty. Wszed w nieprzeniknion ciemno i natychmiast zrozumia, e to si nie uda. e zamarznie na mier, jeli tutaj zanie. Zatrzaskujc za sob drzwi, poczu ruch powietrza, jakby otoczya go substancja, ktra si przesuna. Zaszelecio, kiedy nadepn na gazet. Musi mie ciepo. Po wyjciu na zewntrz znw ogarno go wraenie, e jest obserwowany. Podszed do baraku, chwyci za desk i pocign. Pucia z suchym trzaskiem. Wydao mu si, e co si porusza, i natychmiast si obrci. Zobaczy jednak tylko wiata z gocinnie mrugajcych hoteli wok dworca i ciemno w wejciu do kontenera, ktry mia by jego schronieniem na t noc. Oderwawszy jeszcze dwie deski, wrci pod kontener. Na niegu widniay lady. lady ap. Wielkich ap. Strujcego psa. Czy te lady byy tam ju wczeniej? Wszed do kontenera, odama drzazgi od desek, ktre opar o stalow cian przy wejciu. Drzwi zostawi uchylone w nadziei, e wyleci przez nie przynajmniej cz dymu. Pudeko zapaek zabrane z pokoju w Schronisku leao w tej samej kieszeni co pistolet. Podpali papier gazetowy i wsun go pod drzazgi. Trzyma rce nad ciepem. Mae pomyki pezy w gr rudoczerwonej ciany. Myla o przeraonych oczach kelnera, ktry wpatrywa si w luf pistoletu, oprniajc kieszenie z drobnych i tumaczc si, e to

252

wszystko, co ma. Wystarczyo na hamburgera i bilet na podziemn kolejk. Za mao na miejsce, w ktrym mgby si ukry, ogrza, wyspa. Kelner by na tyle gupi, eby powiedzie, e policja ju zostaa poinformowana i bdzie tu lada chwila, zrobi wic to, co musia. Blask pomieni pada na nieg na zewntrz. Zauway wicej ladw ap przed wejciem. Dziwne, e ich nie dostrzeg, kiedy pierwszy raz podszed do kontenera. Sucha wasnego oddechu, odbijajcego si echem od metalowych cian puda, w ktrym siedzia, jakby byo ich tam dwch, i ledzi wzrokiem lady ap. Nagle znieruchomia. Jego wasne lady krzyoway si ze ladami zwierzcia. I na samym rodku odcisku wasnego buta ujrza odcisk apy. Mocno zatrzasn drzwi, przy wtrze guchego huku pomienie zgasy. W grobowej ciemnoci arzy si jedynie brzeg gazety. Oddycha teraz goniej. Co na niego polowao, co, co wyczuo jego zapach i mogo go rozpozna. Wstrzyma oddech. I wtedy sobie to uwiadomi. To co, co go szukao, wcale nie byo na zewntrz, a echo oddechu wcale nie byo echem. To co znajdowao si tu, w rodku. Gdy w desperacji sign do kieszeni po pistolet, ledwie zdy pomyle, e to co nawet nie warkno, nie wydao adnego odgosu, i nawet teraz rozleg si jedynie szorstki chrobot pazurw o metalow podog w momencie odbicia. Ledwie zdy unie rk, a szczki ju si na niej zacisny. Pod wpywem blu myli eksplodoway, zmieniajc si w deszcz odamkw. Harry przyglda si ku i, jak przypuszcza, Toremu Bj0rgenowi. Halvorsen stan tu obok. - fezu Chryste - szepn. - Co tu si dziao? Harry, nie odpowiadajc, rozsun zamek byskawiczny czarnej maski, ktr mczyzna mia na twarzy, i odchyli klapk. Uszminkowane na czerwono wargi i umalowane oczy przywiody mu na myl Roberta Smitha, wokalist The Cure. -To jest ten kelner, z ktry rozmawiae w Biscuicie? - spyta, wzrokiem przeszukujc pokj. -Chyba tak. Co on, na mio bosk, ma za strj? -Lateks. - Harry przecign palcem po drobniutkich metalowych opikach na przecieradle, a potem wzi do rki co, co leao obok

253

szklanki do polowy napenionej wod na nocnym stoliku. Tabletka. Przyjrza si jej uwanie. -Przecie to jest cakiem chore - jkn Halvorsen. -To taka forma fetyszyzmu - stwierdzi Harry. - I wcale nie bardziej chora ni to, e ty lubisz kobiety w mini, w pasach do poczoch, czy co tam ci podnieca. -Uniformy - wyzna Halvorsen. - Wszelkiego rodzaju. Pielgniarki. Te straniczki od parkometrw... -Dzikuj, wystarczy - przerwa mu Harry. -No i jak mylisz? Samobjstwo za pomoc tabletek? -Jego spytaj. - Harry wyla zawarto szklanki na twarz lecego przed nim czowieka. Halvorsen gapi si na swojego komisarza z otwartymi ustami. - Gdyby nie mia takich uprzedze, usyszaby, e on oddycha. To stesolid. Niewiele gorszy od valium. Mczyzna zachysn si powietrzem. Twarz mu si cigna i zanis si kaszlem. Harry przysiad na brzegu ka, czekajc, a para przeraonych, lecz mimo to malekich renic wreszcie zdoa si na nim skupi. - Jestemy z policji, Bj0rgen. Przepraszamy, e tak brutalnie tu wpadlimy, ale zrozumielimy, e masz co, co my chcielibymy mie. Ale ty chyba ju tego nie masz. Oczy mrugny dwa razy. -O czym ty mwisz? - spyta chrapliwy gos. - Jak si tu dostalicie? -Drzwiami - wyjani Harry. - Wieczorem ju miae jednego gocia. Chopak pokrci gow. -Tak przynajmniej powiedziae policji. -Nikogo tu nie byo. Na adn policj nie dzwoniem. Mam zastrzeony numer. Nie moglicie go wytropi. -Owszem, moglimy. Zreszt ja wcale nie powiedziaem, e dzwonie. Ale przez telefon podae, e przykue kogo do ka, i rzeczywicie zauwayem na przecieradle opiki metalu z wezgowia. Wyglda na to, e zwierciadu w salonie te si dostao. On zwia, Bjorgen? Mczyzna zdezorientowany przenis wzrok z Harry'ego na Halvorsena i z powrotem.

254

- Grozi ci? - Harry mwi tym samym monotonnym, cichym go sem. - Powiedzia, e jeli co nam zdradzisz, to wrci? O to chodzi? Boisz si? Chopak otworzy usta. Moe to ta skrzana maska kazaa Harry'emu myle o pilocie, ktry zabdzi. Robert Smith na wycieczce na jagody. - Z reguy tak mwi - stwierdzi. - Ale wiesz, co? Gdyby napraw d tak myla, to ju by nie y. Chopak patrzy na Harry'ego. - Wiesz, dokd on si wybiera, Bjorgen? Zabra co std? Pieni dze? Ubranie? Cisza. -No dalej, to wane. Poszukuje pewnej osoby w Oslo, ktr chce zabi. -Nie mam pojcia, o czym mwisz - szepn Tor Bjorgen, nie odrywajc oczu od Harry'ego. - Czy moecie ju sobie i? -Oczywicie. Ale powinienem ci zwrci uwag na to, e ryzykujesz zarzut udzielenia pomocy ukrywajcemu si zabjcy, co sd w najgorszym razie moe uzna za wspudzia w zbrodni. -Jakie macie dowody? No dobrze, moe i dzwoniem. To by taki blef. Miaem ochot si troch zabawi, i co z tego? Harry wsta z ka. -Jak sobie chcesz. My sobie pjdziemy. Ale ty spakuj co do ubrania, przyl po ciebie dwoje naszych ludzi. -Po mnie? -Tak. Zostaniesz aresztowany. - Harry da Halvorsenowi znak, e wychodz. -Aresztowany? Ja? - Gos Bjorgena nie by ju ochrypy. - Dlaczego? Przecie nic mi nie moecie udowodni! Harry pokaza to, co trzyma w dwch palcach. -Stesolid to narkotyk na recept. Tak samo jak amfetamina i kokaina, Bjorgen. Wic jeli nie potrafisz przedstawi recepty, to niestety musimy ci aresztowa za posiadanie. Czyn zagroony kar dwch lat. -artujesz sobie? - Bjorgen unis si w ku i sign po lec na pododze kodr. Po raz pierwszy uwiadomi sobie swj strj. Harry ruszy do drzwi.

255

-Osobicie si z tob zgadzam, e ustawodawstwo norweskie jest bardzo surowe, jeli chodzi o mikkie narkotyki, i dlatego w innych okolicznociach by moe popatrzybym przez palce na to, co tu znalazem. Dobranoc. -Zaczekajcie! Harry zatrzyma si. I czeka. -Jego... bracia - wyjka Tor Bjorgen. -Bracia? -Powiedzia, e jeli mu si co w stanie w Oslo, nale na mnie swoich braci. Jeli zostanie aresztowany albo zabity, przyjd do mnie, bez wzgldu na to, jak do tego dojdzie. Mwi, e bracia zwykle posuguj si kwasem. -On nie ma adnych braci owiadczy Harry. Tor Bjorgen unis gow, popatrzy na wysokiego policjanta i spyta ze szczerym zdumieniem w gosie: - Nie ma? Harry powoli pokrci gow. Bjorgen zaama rce. -Ja... zayem te tabletki tylko dlatego, e taki byem wstrznity. Przecie one na to s, prawda? -Dokd on poszed? -Nie mwi. -Dosta od ciebie jakie pienidze? -Tylko troch drobnych, ktre miaem w kieszeni. Potem uciek, a ja... siedziaem tu i tak si baem... - Nagy szloch przerwa potok sw i chopak skuli si pod kodr. - Cigle si boj. Harry popatrzy na niego uwanie. -Jeli chcesz, moesz dzisiejsz noc spdzi w Budynku Policji. -Zostan tu - zaszlocha Bjorgen. -Okej. liano kto od nas przyjdzie z tob porozmawia. -Dobrze. Zaczekajcie. Jeli go zapiecie... -Tak? -Ta nagroda wci bdzie aktualna, prawda? Udao mu si wreszcie rozpali porzdne ognisko. Pomienie odbijay si w trjktnym kawaku szka, ktry wyama z pknitego okna

256

w baraku. Przynis wicej drewna i czu, e zmarznite ciao powoli zaczyna odtaja. Wiedzia, e gorzej bdzie w nocy, ale przynajmniej y. Zakrwawione palce obwiza paskami materiau z koszuli, ktr poci kawakiem szka. Psia szczka zacisna si na doni trzymajcej pistolet. I na pistolecie. Na cianie kontenera koysa si cie czarnego metznera, zawieszonego midzy sufitem a podog. Pysk by otwarty, a ciao rozcignite, zastyge w ostatnim niemym ataku, tylne apy obwizane stalow link, przecignit przez dziur w jednej z elaznych belek na suficie. Krew wypywajca z pyska i z dziury za uchem, ktr wysza kula, kapaa jednostajnie na metalow podog. Nigdy si nie dowie, czy to jego wasne minie przedramienia przycisny palec do spustu, czy zrobia to szczka psa, ale wci wydawao mu si, e syszy drganie metalowych cian po wystrzale. Szstym, odkd przyjecha do tego przekltego miasta. Teraz w pistolecie zostaa mu ju tyko jedna kula. Jedna kula by wystarczya, ale gdzie mia szuka }ona Karlsena? Potrzebowa kogo, kto by go poprowadzi waciw drog. Pomyla o tym policjancie. O Harrym Holem. Nie wygldao mu to na popularne nazwisko. Moe wcale nie bdzie go tak trudno znale?

Cz trzecia

UKRZYOWANIE
20 PITEK, 18 GRUDNIA. WITYNIA
Neon przy biurowcu Vika Atrium wskazywa, e dochodzi dwudziesta pierwsza i jest minus osiemnacie, kiedy Harry i Halvorsen stali w szklanej windzie i patrzyli, jak fontanna z tropikalnymi rolinami staje si coraz mniejsza. Halvorsen uioyl wargi, eby co powiedzie, ale zrezygnowa, potem znw nimi poruszy. - Przeszklona winda jest w porzdku - przerwa mu Harry. - Wy soko nie ma nic do rzeczy. -Aha. - Chc, eby ty si zaj wstpem i pytaniami, ja si wcz z cza sem, dobrze? Halvorsen kiwn gow. Ledwie zdyli wsi do samochodu po wizycie u Torego BJ0rgena, kiedy zadzwoni Gunnar Hagen i kaza im jecha do Vika Atrium, gdzie Albert i Mads Gilstrupowie ju czekali, eby zoy zeznania. Harry przypomnia, e wzywanie policji poza komend w celu spisania zezna nie jest zwyk procedur, poprosi wic, eby zaj si tym Skarre. -Albert Gilstrup to stary znajomy naczelnika Biura Kryminalnego wyjani Hagen. - Wanie do mnie zadzwoni i powiedzia, e postanowili nie zeznawa przed nikim innym, tylko przed prowadzcym ledztwo. Pozytywne natomiast jest to, e bd bez adwokata. -No c... -Dobrze. Doceni to. A wic tym razem to nie by rozkaz.

259

Przy windzie czeka ju na nich niewysoki mczyzna w niebieskim blezerze. -Albert Gilstrup - przedstawi si, minimalnie uchylajc usta pozbawione warg. Krtko, lecz zdecydowanie ucisn rk Harry'ego. Mia siwe wosy i pomarszczon smag twarz, ale mode oczy, ktre czujnie przyglday si Harry'emu, gdy prowadzi ich do drzwi z tabliczk informujc, e za nimi mieci si Gilstrup SA. -Chciabym zwrci uwag, e mj syn ogromnie to przey - powiedzia. - Zwoki byy zmaltretowane, a Mads ma, niestety, wraliw natur. Harry z jego sposobu wyraania si wywnioskowa, e Albert Gilstrup albo jest czowiekiem praktycznym, ktry wie, e dla zmarych niewiele ju da si zrobi, albo te synowa nie zajmowaa szczeglnie wiele miejsca w jego sercu. W nieduej, ale ekskluzywnie urzdzonej recepcji wisiay znane obrazy z norweskimi motywami romantycznymi, ktre Harry widzia ju niezliczon ilo razy. Mczyzna z kotem na podwrzu. Baniowy zamek Soria Moria. Rnica polegaa na tym, e tym razem Harry wcale nie mia pewnoci, czy patrzy na reprodukcje. Kiedy weszli do sali konferencyjnej, Mads Gilstrup siedzia i wpatrywa si w szklan cian wychodzc na atrium. Ojciec chrzkn, a wtedy odwrci si powoli, jakby przeszkodzono mu w nie, z ktrym nie chcia si rozsta. Harry'ego od razu uderzyo, e syn wcale nie jest podobny do ojca. Twarz mia szczup, lecz agodne okrge rysy i krcone wosy sprawiay, e Mads Gilstrup nie wyglda na swoje trzydzieci kilka lat, ktre, jak przypuszcza Harry, musia mie. A moe to przez spojrzenie, dziecic bezradno w piwnych oczach, ktre wreszcie skupiy si na nich, kiedy wsta. -Dzikuj, e zechcielicie przyj - szepn Mads grubym gosem i ucisn rk Harry'ego tak arliwie, e Harry zacz si zastanawia, czy moe syn sdzi, e przyszed pastor, a nie policja. -Nie ma za co - powiedzia Harry. - I tak chcielibymy z panem rozmawia. Albert Gilstrup chrzkn, ledwie otwierajc usta, jakby uchylaa si szczelina w drewnianej masce: - Mads chcia wam podzikowa za to, e przyszlicie tutaj, na na sz prob. Wy pewnie wolelibycie rozmawia na komendzie.

260

- A ja mylaem, e o tak pnej porze bdzie pan wola spotka si z nami u siebie. - Harry zwrci si do syna. Mads niepewnie zerkn na ojca i dopiero gdy ten lekko skin mu gow, odpowiedzia: -Nie mam siy tam teraz przebywa. Tam jest tak... pusto. Przenocuj dzi w domu. -U nas - wyjani ojciec, patrzc na Madsa wzrokiem, ktry, zdaniem Harry'ego, mia wyraa wspczucie, przypomina jednak pogard. Usiedli. Ojciec i syn przez st podali Harry'emu i Halvorsenowi wizytwki. Halvorsen zrewanowa si dwiema swoimi. Gilstrup senior pytajco popatrzy na Harry'ego. - Ja jeszcze sobie nie wydrukowaem - powiedzia Harry. Bya to prawda, jak zawsze. - Ale Halvorsen i ja pracujemy razem, wic wy starczy zadzwoni do niego. Halvorsen chrzkn. - Mamy kilka pyta. Zacz dowiadywa si o poczynania Ragnhild w dniu mierci, o to, co moga robi w mieszkaniu Jona Karlsena i o ewentualnych wrogw. Odpowiedzi byo wycznie krcenie gowami. Harry rozejrza si za mlekiem do kawy. Zacz go uywa. To na pewno znak, e si starzeje. Kilka tygodni temu nastawi bezdyskusyjne dzieo Beatlesw Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band i si rozczarowa. Pyta te si zestarzaa. Halvorsen odczytywa pytania z notatnika i zapisywa, nie szukajc kontaktu wzrokowego. Poprosi Madsa Gilstrupa, eby wyjani mu, gdzie by midzy dziewit a dziesit rano, bo tak patolog okreli czas zgonu. -By tutaj - odpowiedzia Albert Gilstrup. - Przez cay czas obaj pracowalimy. Zajmujemy si du, rewolucyjn operacj. - Zwrci si do Harry'ego. - Przygotowalimy si na to pytanie. Czytaem, e w sprawach o zabjstwo policja zawsze podejrzewa przede wszystkim wdowca. -Nie bez powodu - powiedzia Harry. - Statystycznie patrzc. -Dobrze - kiwn gow Albert Gilstrup. - Ale to nie jest statystyka, mj dobry czowieku. To rzeczywisto.

261

Harry popatrzy w byszczce niebieskie oczy Alberta Gilstrupa. Halvorsen zerka na Harry'ego, jakby si czego obawia. - Wobec tego trzymajmy si rzeczywistoci - zaproponowa Harry. - Mniej krmy gowami, a wicej mwmy. Mads? Gowa Madsa Gilstrupa poderwaa si, jakby przebudzi si ze snu. Harry zaczeka, a nawie z nim kontakt wzrokowy. - Co wiedziae o Jonie Karlsenie i swojej onie? - Prosz przesta! - hukny drewniane usta Alberta Gilstrupa. - Tego rodzaju bezczelno pasuje by moe do klienteli, z ktr macie do czynienia na co dzie, ale nie tutaj! Harry westchn. - Twj ojciec moe tu siedzie, jeli tego chcesz, Mads. Ale jeli b d musia, to go wyrzuc. Albert Gilstrup rozemia si. By to miech czowieka przywykego do odnoszenia zwycistw, ktry wreszcie trafi na godnego siebie przeciwnika. - Prosz mi powiedzie, komisarzu, czy bd musia zadzwoni do mojego przyjaciela, naczelnika Biura Kryminalnego, i przekaza mu, jak jego ludzie traktuj kogo, kto wanie straci on? Harry ju mia odpowiedzie, ale uprzedzi go Mads, ktry unis rk dziwnym, penym gracji, powolnym ruchem. - Musimy prbowa go znale, ojcze. Musimy sobie nawzajem po maga. Czekali. Ale spojrzenie Madsa wrcio do szklanej ciany i tam ju zostao. - AU right - powiedzia Albert Gilstrup z brytyjskim akcentem. - Bdziemy rozmawia pod jednym warunkiem. e omwimy to wy cznie z tob, Hole. Twj asystent moe zaczeka w recepcji. -My nie pracujemy w taki sposb - odpar Harry. -Prbujemy wsppracowa, Hole, ale ten wymg nie jest przedmiotem dyskusji. Alternatyw jest rozmowa z nami za porednictwem naszego adwokata. Jasne? Harry czeka, a wzbierze w nim zo, a kiedy tak si nie stao, nie mia ju adnych wtpliwoci. Naprawd si starza. Kiwn gow Halvorsenowi, ktry wyglda na zaskoczonego, ale wsta. Albert Gilstrup zaczeka, a sierant zamknie za sob drzwi.

262

-Owszem. Znalimy Jona Karlsena. Mads, Ragnhild i ja poznalimy go jako doradc finansowego Armii Zbawienia. Przedstawilimy ofert, ktra byaby bardzo korzystna dla niego osobicie, ale on j odrzuci. To bez wtpienia czowiek o wysokiej moralnoci. Oczywicie mg flirtowa z Ragnhild, nie byby pierwszy. O ile dobrze wiem, przygody pozama-eskie nie trafiaj ju na pierwsze strony gazet. To jednak, co komisarz sugeruje, jest niemoliwe z powodu samej Ragnhild. Prosz mi wierzy. Dugo znaem t kobiet. Bya nie tylko szczerze kochanym czonkiem rodziny, lecz rwnie osob o niezwykle mocnym charakterze. -A jeli powiem, e miaa klucze do mieszkania Jona Karlsena? -Nie chc wicej o tym sysze! - zaprotestowa ostro Albert Gilstrup. Harry zerkn na szklan cian i zobaczy w niej odbicie twarzy Madsa Gilstrupa, podczas gdy jego ojciec cign: -Przejdmy do rzeczy i wyjanijmy, dlaczego chciaem spotka si z tob osobicie, Hole. Kierujesz ledztwem, a my mylelimy o wyznaczeniu nagrody za ujcie sprawcy zabjstwa Ragnhild. Konkretnie mwic: dwiecie tysicy koron. Pena dyskrecja. -Sucham? -AU right. Wysoko kwoty to przedmiot do dyskusji. Najwaniejsze dla nas, eby ta sprawa miaa u was priorytet. - Prosz mi powiedzie, czy to jest prba przekupstwa? Albert Gilstrup umiechn si kwano. - Ale to byo bardzo dramatyczne, Hole. Zastanw si. Jeli ze chcesz, eby te pienidze poszy na fundusz dla wdw po policjantach, nie bdziemy si do tego miesza. Harry nie odpowiedzia. Albert Gilstrup klasn nad stoem. - Wobec tego uwaam nasze spotkanie za zakoczone. Bdmy na czach, komisarzu. Halvorsen ziewa, gdy szklana winda opadaa mikko i bezszelestnie. Wanie tak wyobraa sobie spadanie aniow z nieba na ziemi w pastorace. -Dlaczego od razu nie wyrzucie tego ojca? - spyta. -Poniewa jest interesujcy - odpar Harry. -A co powiedzia, kiedy wyszedem?

263

- Ze Ragnhild to wspaniaa osoba, ktra nie moga mie romansu z Jonem Karlsenem. -Sami w to wierz? Harry wzruszy ramionami. -Rozmawialicie jeszcze o czym? Harry zawaha si. -Nie - odpar, zmruonymi oczami patrzc na zielon oaz z fontann wrd marmurowej pustyni. -O czym mylisz? - spyta Halvorsen. - Nie bardzo wiem. Widziaem, e Mads Gilstrup si umiecha. -Co? - Widziaem jego odbicie w szybie. Zauwaye, e Albert Gilstrup przypomina drewnian kuk? Tak, z jakimi wystpuj brzuchomwcy? Halvorsen pokrci gow. Poszli w kierunku Sali Koncertowej wzdu Munkedamsveien, ktr pdzili obadowani witecznymi prezentami ludzie. -Zimno - zatrzs si Harry. - Szkoda, e mrz spycha spaliny nad ziemi. Miasto si dusi. -To i tak lepsze od tego duszcego zapachu wody po goleniu tam, w rodku - stwierdzi Halvorsen. Przy wejciu dla personelu Sali Koncertowej wisia plakat informujcy o koncercie witecznym Armii Zbawienia. Na chodniku pod plakatem siedzia chopak z wycignit rk, w ktrej trzyma tekturowy kubek. - Oszukae Bjorgena - powiedzia Halvorsen. -Tak? - Dwa lata za jeden stesolid? A Stanki moe mie nawet dziewi ciu dnych zemsty braci. Nic o tym nie wiesz. Harry wzruszy ramionami i spojrza na zegarek. By spniony na mityng AA. Zdecydowa, e najwyszy czas posucha Sowa Boego. - Ale gdy Jezus powrci na ziemi, kto bdzie w stanie go rozpo zna? - zawoa David Eckhoff, a pomie stojcej przed nim wiecy pochyli si. - Moe Zbawiciel kry teraz wrd nas po tym miecie? Wrd zebranych w duym, pomalowanym na biao i skromnie umeblowanym pomieszczeniu ponis si szmer. W wityni nie byo

264

ani otarza, ani prezbiterium, a jedynie znajdujca si midzy wiernymi a mwnic awka pokutna, przy ktrej mona byo uklkn i wyzna grzechy. Komandor spojrza na zgromadzonych, zrobi artystyczn pauz i podj: - Bo chocia Mateusz pisze, e Zbawiciel przybdzie w chwale, a wraz z nim wszyscy anioowie, to napisane jest rwnie: byem przy byszem, a nie przyjlicie mnie; byem nagi, a nie przyodzialicie mnie; byem chory i w wizieniu, a nie odwiedzilicie mnie"*. David Eckhoff nabra powietrza, przerzuci kartk i unis wzrok na wiernych. Mwi dalej, nie patrzc w tekst. - Wwczas zapytaj i ci: Panie, kiedy widzielimy Ci [...] przyby szem, albo nagim, kiedy chorym, albo w wizieniu, a nie usuylimy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawd powiadam wam: Wszystko, cze go nie uczynilicie jednemu z tych najmniejszych, tegocie i mnie nie uczynili. I pjd ci na mk wieczn, sprawiedliwi za do ycia wiecznego . Komandor uderzy w mwnic. - Sowa Mateusza to zawoanie wojenne. On wydaje wojn ego izmowi i brakowi miosierdzia - zagrzmia. - A my, salwacjonici, wie rzymy, e gdy nastpi koniec wiata, odbdzie si Sd Ostateczny, sprawiedliwi zostan zbawieni na zawsze, a bezboni ponios wieczn kar. Kiedy kazanie komandora dobiego koca, nastpi czas na wiadectwa wiernych. Jaki mczyzna opowiada o bitwie na Stortorvet, w ktrej zwyciyy wolno i Sowo Boe. Po nim wsta mody czowiek i zapowiedzia, e wieczorne spotkanie zakocz pieni numer szeset siedemnacie ze piewnika. Stan na czele umundurowanej orkiestry, skadajcej si z omiu trbaczy i Rikarda Nilsena na wielkim bbnie, policzy do trzech. Odegrali jedn zwrotk, nastpnie dyrygent da znak zgromadzonym i w sali poniosa si potna pie: Niech sztandar zbawienia powiewa, na wit wojn prowadzc nas!".
* Ewangelia wg w. Mateusza, 25,43, Biblia Tysiclecia, Wydawnictwo Pallottinum, Pozna 1965 (przyp. tum.). " Tame, 25,44-45.

265

Gdy pie dobiega koca, na mwnic wrci David Eckhoff. - Drodzy przyjaciele, pozwlcie, e nasze wieczorne spotkanie za kocz informacj, i kancelaria premiera potwierdzia dzisiaj przybycie premiera na doroczny koncert witeczny w Sali Koncertowej. Wiadomo przyjto spontanicznymi oklaskami. Zgromadzeni wstali i wolno zaczli przesuwa si do wyjcia. Sal wypeni szmer rozmw. Tylko Martine Eckhoff zdawaa si gdzie spieszy. Harry siedzia w ostatniej awce i obserwowa j, gdy sza rodkiem. Ubrana bya w wenian spdnic, czarne poczochy i martensy, tak jak on, a na gowie miaa bia robion na drutach czapk. Patrzya na niego bez najmniejszej oznaki, e go poznaje, ale w kocu twarz jej si rozjania. Harry wsta. -Cze - przekrzywia gow z umiechem. - Praca czy gd duchowy? -No c, twj ojciec to niezy mwca. - Jako zielonowitkowiec byby gwiazd wiatowego formatu. Harry'emu wydao si, e w tumie za dziewczyn dostrzega Rikarda. - Posuchaj, mam kilka pyta, feli miaaby ochot przej si na tym mrozie, to odprowadz ci do domu. Na twarzy Martine odmalowa si wyraz niepewnoci. - Jeli oczywicie idziesz do domu - doda czym prdzej Harry. Rozejrzaa si, zanim opowiedziaa: - Moe raczej to ja ciebie odprowadz, przecie mieszkasz po dro dze. Powietrze na zewntrz byo wilgotne, gste, miao smak tustych, sonych spalin. -Spytam wprost - zacz Harry. - Znasz i Roberta, i Jona. Czy to moliwe, e Robert mgby chcie umierci brata? -O czym ty mwisz? -Zastanw si chwil, zanim odpowiesz. Minli Teatr Rewiowy Edderkoppen i dalej dreptali po wyludnionych ulicach. Sezon przyj gwiazdkowych powoli si koczy, ale po Pilestredet takswki wci kryy ruchem wahadowym, woc elegancko ubranych pasaerw o spojrzeniach, z ktrych wyzieraa akevitt, witeczna wdka. - Robert by troch szalony - odpara Martine. - Ale eby zabi? - Zdecydowanie pokrcia gow.

266

-Moe mg do tego namwi kogo innego. Martine wzruszya ramionami. -Nie miaam zbyt wiele do czynienia ani z Jonem, ani z Robertem. -Dlaczego? Przecie razem dorastalicie. -Owszem, ale ja waciwie z nikim nie miaam zbyt duo do czynienia. Najbardziej lubiam by sama. Tak jak ty. -Ja? - zdumia si Harry. - Samotny wilk zawsze rozpozna drugiego samotnego wilka. Harry zerkn na ni i napotka jej wesoe spojrzenie. - Ty na pewno te bye takim chopcem, ktry lubi chadza was nymi ciekami. Bardzo interesujcym i niepozwalajcym nikomu si do siebie zbliy. Harry z umiechem pokrci gow. Kiedy mijali beczki z rop pod zrujnowan, ale niezwykle barwn fasad Blitzu, spyta: -Pamitasz, jak podczas okupacji tej kamienicy w osiemdziesitym drugim by koncert punkowy, na ktrym grali Najgorsi, Miso i wszystkie te inne zespoy? -Nie - rozemiaa si Martine. - Wtedy ledwie zaczam chodzi do szkoy. A Blitz nie by miejscem dla Armii Zbawienia. Harry umiechn si krzywo. - No tak. Ale ja tam czasami bywaem. W kadym razie na poczt ku, kiedy mylaem, e to moe miejsce dla takich jak ja. Dla outside rw. Ale tam te nie pasowaem. Bo w Blitzu take koniec kocw cho dzio o uniformizacj i mylenie grupowe. Demagodzy mieli tam takie samo pole do popisu jak... Urwa, ale Martine dokoczya za niego: - .. .jak mj ojciec dzisiaj w wityni? Harry wepchn rce gbiej do kieszeni. -Chodzi mi tylko o to, e czowiek szybko staje si samotny, kiedy chce do szukania odpowiedzi uywa wasnego mzgu. -I do jakiej odpowiedzi doszed ten twj samotny mzg? - Martine wsuna mu rk pod rami. -Wyglda mi na to, e zarwno Jon, jak i Robert mieli sporo historii z kobietami. Co jest niezwykego w Thei, e obu tak zaleao wanie na niej? -Robert interesowa si The? Nie miaam takiego wraenia.

267

-Jon twierdzi, e tak. -No wanie, mwiam ci, e miaam z nimi mao do czynienia. Ale pamitam, e Thea cieszya si powodzeniem wrd chopcw, kiedy spdzalimy razem lato na 0stgSrd. Wiesz, rywalizacja wczenie si zaczyna. -Rywalizacja? -Tak. Chopcy, ktrzy zamierzaj zosta oficerami, musz sobie znale dziewczyn w szeregach Armii. -Musz? - zdumia si Harry. -Nie wiedziae? Jeli polubisz kogo spoza Armii, natychmiast tracisz prac. Cay system dowodzenia jest tak uksztatowany, e maestwa oficerskie maj razem mieszka i razem pracowa. czy ich wsplne powoanie. -To zabrzmiao bardzo surowo. -Jestemy organizacj wojskow. - Martine powiedziaa to bez cienia ironii. -I chopcy wiedzieli, e Thea bdzie oficerem, chocia jest dziewczyn? Martine z umiechem pokrcia gow. - Chyba niewiele wiesz o Armii Zbawienia. Dwie trzecie oficerw to kobiety. - Ale komandor to mczyzna, tak jak szef administracji? Martine kiwna gow. -Nasz zaoyciel, William Booth, mawia, e jego najlepsi ludzie to kobiety. A mimo to u nas jest tak samo jak w caym spoeczestwie. Gupi, pewni siebie mczyni rzdz mdrymi kobietami, ktre maj lk wysokoci. -Wic chopcy kadego lata walczyli o to, ktry bdzie rzdzi The? - Przez pewien czas. Ale Thea nagle przestaa przyjeda na 0stgSrd i problem sam si rozwiza. - Dlaczego przestaa? Martine wzruszya ramionami. - Moe ju wicej nie chciaa. Moe nie chcieli jej rodzice. Tylu modych ludzi razem przez ca dob w tym wieku... No wiesz.

268

Harry kiwn gow. Ale nie wiedzia. Nie by nawet na obozie przedkonfirmacyjnym. Szli w gr Stensberggata. -Tu si urodziam. - Martine pokazaa na mur, ktry otacza Szpital Centralny przed jego zburzeniem. Wkrtce miao tam stan osiedle mieszkaniowe Pilestredet Park. -Budynek oddziau pooniczego zachowali i przerobili na mieszkania. -Naprawd kto tam mieszka? Pomyl tylko o tym wszystkim, co si tam wydarzyo. O aborcjach i... Harry kiwn gow. - Czasami, kiedy idzie si tdy koo pnocy, wci sycha stamtd krzyk dzieci. Martine popatrzya na niego wielkimi oczami. -Wygupiasz si! Tam straszy? -No c. - Harry skrci w Sofies gate. - Oczywicie niewykluczone, e wprowadziy si tam rodziny z dziemi. Martine ze miechem klepna go w rami. - Nie artuj sobie z duchw. Ja w nie wierz. - Ja te - powiedzia Harry. - Ja te. Przestaa si mia. -Mieszkam tutaj. - Harry wskaza na jasnoniebieskie drzwi frontowe. -Nie masz wicej pyta? -Mam, ale mog zaczeka do jutra. Martine przekrzywia gow. -Nie jestem zmczona. Masz herbat? Jaki samochd podjecha po trzeszczcym niegu, ale zatrzyma si przy chodniku pidziesit metrw dalej i olepi ich biaoniebieskim wiatem. Zamylony Harry patrzy na dziewczyn, szukajc w kieszeni kluczy. -Tylko kaw rozpuszczaln. Posuchaj, zadzwoni... -Kawa rozpuszczalna te moe by. Harry nacelowa kluczem w zamek, ale Martine go uprzedzia i pchna jasnoniebieskie drzwi, a Harry zobaczy, e kiedy si cofaj, lekko kad si na futrynie, nie zatrzaskujc automatycznie.

269

-To przez ten mrz - mrukn. - Dom si kurczy. - Starannie domkn drzwi, zanim ruszyli na gr po schodach. -Ale u ciebie porzdek! - powiedziaa Martine, cigajc buty w przedpokoju. -Mam mao rzeczy - odpar Harry z kuchni. -Ktre najbardziej lubisz? Harry zastanowi si. -Pyty. -A nie album ze zdjciami? -Nie wierz w albumy ze zdjciami. Martine wesza do kuchni i usiada na krzele. Harry ukradkiem obserwowa, gdy mikkim kocim ruchem zwijaa nogi pod sob. -Nie wierzysz? Co to ma znaczy? -One dziaaj niszczco na zdolno zapominania. Chcesz mleka? Pokrcia gow. -Ale wierzysz w pyty. -Tak. Bo on kami w prawdziwszy sposb. -Ale na zdolno zapominania te dziaaj destrukcyjnie? Harry, nalewajc kaw, znieruchomia w p ruchu. Martine rozemiaa si cicho. -Nie do koca wierz w rozgoryczonego, pozbawionego wszelkiej iluzji komisarza. Uwaam, e jeste romantykiem, Hole. -Chodmy do pokoju. Wanie kupiem fajn pyt. Na razie nie wi si z ni adne wspomnienia. Martine mikkim ruchem usiada na kanapie, a Harry nastawi debiutanck pyt Jima Starka, potem zaj miejsce w swoim zielonym fotelu z wysokim oparciem i przy wtrze pierwszych dwikw gitary pogadzi grub wenian tkanin. Przypomnia sobie, e kupi ten fotel w Elevatorze, sklepie z uywanymi meblami prowadzonym przez Armi Zbawienia. Chrzkn. -Moliwe, e Robert mia romans z dziewczyn znacznie od niego modsz. Co o tym mylisz? -Co myl o zwizkach modych kobiet ze starszymi mczyznami? zamiaa si krtko, ale zaraz mocno si zarumienia. - Czy wierz, e Robert lubi nieletnie?

270

-Nie powiedziaem, e ona bya nieletnia, ale moe chodzi o nastolatk. O Chorwatk. -Izgubila sam se. -Sucham? -To po chorwacku. Czy serbsko-chorwacku. Kiedy byam maa, latem jedzilimy do Dalmacji, zanim Armia Zbawienia kupia 0stgSrd. Tatu jako osiemnastoletni chopak pojecha do Jugosawii pomaga w odbudowie po drugiej wojnie wiatowej. Pozna rodziny niektrych robotnikw budowlanych. Dlatego tak si zaangaowa w przyjmowanie uchodcw z Vukovaru. -A propos OstgSrd, pamitasz Madsa Gilstrupa, wnuka ludzi, od ktrych kupilicie gospodarstwo? -O, tak. Spdzi tam kilka dni tego ata, gdy przejlimy farm. Nie rozmawiaam z nim. Nikt z nim nie rozmawia, o ile dobrze pamitam. Wydawa si zagniewany i zamknity w sobie. Ale wydaje mi si, e jemu te podobaa si Thea. -Dlaczego tak uwaasz, skoro nikt z nim nie rozmawia? -Widziaam, e na ni patrzy. A kiedy byymy razem z The, nagle po prostu si pojawia. Bez sowa. Wydawa mi si okropnie dziwny. Nawet troch straszny. -Tak? -Nocowa u ssiadw, ale ktrej nocy obudziam si w sali dziewczt i zobaczyam twarz przycinit do szyby. Zaraz znikna. Jestem prawie pewna, e to by on. Kiedy powiedziaam o tym dziewczynom, stwierdziy, e co mi si przywidziao. Byy przekonane, e to z moim wzrokiem co musi by nie tak. -Dlaczego? -Nie zauwaye? -Czego? -Siadaj! - Martine poklepaa kanap obok siebie. - Poka ci. Harry obszed stolik. -Widzisz moje renice? - spytaa. Harry nachyli si, poczu jej oddech na twarzy. I wtedy to zobaczy. renice okolone piwnymi tczwkami wyglday tak, jakby spyway w d. Miay ksztat dziurki od klucza.

271

-To wrodzone. Nazywa si coloboma iridis. Ale wzrok mam normalny. -Interesujce. Ich twarze znalazy si teraz tak blisko siebie, e czu zapach jej skry i wosw. Wcign powietrze i ogarno go przenikajce dreszczem uczucie zanurzania si w wannie z gorc wod. Rozleg si krtki, ostry brzczyk. Upyna chwila, zanim Harry zrozumia, e to dzwonek. Nie domofon. Kto sta na klatce, pod drzwiami jego mieszkania. - To pewnie Ali - stwierdzi, wstajc z kanapy. - Ssiad. W cigu szeciu sekund, jakie zajo mu wstanie z fotela, wyjcie na korytarz i otwarcie drzwi, zdy jeszcze pomyle, e to do pna pora jak na Alego. Zreszt Ali zwykle puka. I e jeli kto wszed lub wyszed z kamienicy po nim i Martine, to frontowe drzwi z ca pewnoci znw s otwarte. Dopiero w sidmej sekundzie zrozumia, e nigdy nie powinien by otwiera. Patrzy na stojc w drzwiach osob i ju si domyla, co go czeka. - Chyba si ucieszye? - odezwaa si Astrid nieco bekotliwie. Harry milcza. - Wracam z przyjcia gwiazdkowego. Nie zaprosisz mnie do rod ka, kochany? - Pomalowane na czerwono wargi napiy si na zbach, kiedy si umiechna, a buty na obcasach zastukay, gdy musiaa zrobi krok, eby zapa rwnowag. - Raczej mi to nie pasuje - powiedzia Harry. Zmruya oczy, przygldajc si jego twarzy. -Masz gocia? Kobiet? To dlatego zwagarowae dzisiaj z naszego mityngu? -Porozmawiajmy kiedy indziej, Astrid. Jeste pijana. -Omawialimy dzisiaj Krok Trzeci. Postanowilimy powierzy nasz wol i nasze ycie opiece Boga. Ale ja nie widz adnego Boga, Harry? - Lekko zamierzya si na niego torebk. -Nie ma adnego Trzeciego Kroku, Astrid. Kady musi ratowa si sam. Zdrtwiaa, wpatrujc si w niego, a w oczach nagle wezbray jej zy. - Wpu mnie, Harry - szepna.

272

- To w niczym nie pomoe, Astrid. - Pooy! jej rk na ramieniu. - Zadzwoni po takswk, eby moga wrci do domu. Odepchna jego rk z zaskakujc si. Glos zabrzmia przenikliwie: - Do domu? Ja nie zamierzam, do cholery, wraca do adnego do mu, ty przeklty impotencie! Okrcia si i chwiejc si na nogach, ruszya na d po schodach. -Astrid! -Odwal si! Pieprz raczej t swoj drug dziwk! Harry patrzy na ni, dopki nie znikna mu z oczu. Sysza, jak przeklinajc, walczy z frontowymi drzwiami, w kocu rozleg si zgrzyt, po ktrym zapada cisza. Kiedy si odwrci, zobaczy, e Martine stoi za nim w korytarzu i zapina paszcz. -Ja... - zacz. -Pno ju - umiechna si przelotnie. - Chyba jednak jestem troch pica. Bya trzecia w nocy, a Harry wci siedzia w swoim fotelu. Tom Waits cicho piewa o Alice, a mioteki szoroway i szoroway o skr wielkiego bbna. - It's dreamy weather we're on. You wave your crooked wang along an icy pond. Myli przypyny, chocia wcale tego nie chcia. O tym, e wszystkie bary s ju zamknite. e nie napeni piersiwki po oprnieniu jej w psi paszcz w porcie kontenerowym. I e mgby zadzwoni do Oysteina. Oystein, ktry prawie co noc jedzi takswk, zawsze mia p butelki ginu pod siedzeniem. - To w niczym nie pomoe. Chyba e wierzy si w duchy. W to, co otoczyo fotel i wpatrywao si w niego ciemnymi, pustymi oczodoami. W Birgitt, ktra wyonia si z morza z kotwic zawieszon na szyi, w Ellen, ktra miaa si z kijem bejsbolowym sterczcym z gowy, w Willy'ego, ktry niczym galion wisia na statywie do suszenia bielizny, w kobiet w ku wodnym patrzc przez niebiesk gum i w Toma, ktry przyszed po swj zegarek i wymachiwa krwawym kikutem rki.

273

Alkohol nie mg go uwolni, a jedynie podarowa tymczasowe zwolnienie warunkowe. Ale akurat w tej chwili by skonny zapaci za to naprawd duo. Podnis telefon i wybra numer. Odebrano po drugim dzwonku. -Co tam u was sycha, Halvorsen? -Zimno. Jon i Thea pi. Ja siedz w salonie z widokiem na drog. Przepi si rano. -Mhm. -Musimy jutro pojecha do mieszkania Thei i wzi wicej insuliny. Ona ma cukrzyc. -Dobrze, ale zabierzcie ze sob Jona. Nie chc, eby tam siedzia sam. -Mgbym cign tu kogo innego. -Nie! - zaprotestowa ostro Harry. - Na razie nie chc nikogo innego w to miesza. - To nie. Harry westchn. - Posuchaj. Wiem, e w zakresie obowizkw nie masz penienia funkcji niaki do dziecka. Powiedz, jak mog ci si za to odwdziczy. -No... -No mw! -Obiecaem Beat, e ktrego wieczoru przed witami zabior j do restauracji, eby sprbowaa lutefisk'. Nigdy tego nie jada, biedactwo. -To obietnica. -Dzikuj. -I... wiesz, coHalvorsen? -Tak? -Jeste... - Harry nabra powietrza. - ...w porzdku. -Dziki, szefie. Harry odoy suchawk. Tom Waits piewa o ywach, ktre na zamarznitym stawie wypisuj imi Alice.

lutefisk tradycyjna witeczna potrawa norweska, ryba suszona i macerowana w ugu (przyp. tum.).

274

2 1 SOBOTA, 19 GRUDNIA. ZAGRZEB


Trzs si z zimna, siedzc na kartonie rozoonym na chodniku biegncym wzdu parku Sofienberg. By poranny szczyt i ludzie mijali go w popiechu. Niektrzy mimo wszystko wrzucali mu kilka koron do tekturowego kubka. Niedugo wita. Puca go bolay, bo przez ca noc wdycha dym. Podnis wzrok i spojrza na Goteborggata. To bya jedyna rzecz, jak mg teraz zrobi. Pomyla o Dunaju pyncym przez Vukovar. Cierpliwie i niepowstrzymanie. On te musi taki by. Cierpliwie czeka, a nadjedzie czog, a smok wystawi eb z dziury. A Jon Karlsen wrci do domu. Spojrza na kolana, ktre zatrzymay si tu przed nim. Podnis gow, zobaczy! mczyzn z rudymi obwisymi wsami i tekturowym kubkiem w rku. Mwi co, gono i ze zoci. - Excuse me? Mczyzna odpar po angielsku. Powiedzia co o terytorium. Wymaca w kieszeni pistolet. Z jedn kul. Zamiast niego jednak z drugiej kieszeni wyj duy, ostry kawaek szka. ebrak popatrzy na niego ze zoci, ale podrepta dalej. Nie dopuszcza do siebie myli, e Jon Karlsen nie przyjdzie. Musi przyj. A on w tym czasie bdzie jak Dunaj. Cierpliwy i niepowstrzymany. -Prosz wej! - Pogodna kobieta o wydatnym biucie zaprosia ich do mieszkania na Jacob Aalls gate. Jej akcent zdradza, e jzyka uczya si ju w dorosym wieku. -Mam nadziej, e nie przeszkadzamy - powiedzia Harry, wchodzc razem z Beat do przedpokoju. Prawie caa podoga bya tu zastawiona butami, duymi i maymi. Kobieta pokrcia gow, kiedy te chcieli zdj buty. - Zimno - powiedziaa. - Godni? - Nie, dzikuj, wanie zjadam niadanie - odpara Beat. Harry tylko przyjanie pokrci gow. Zaprowadzia ich do pokoju. Przy stole siedziaa, jak Harry przypuszcza, rodzina Miholjecw, dwaj doroli mczyni, chopiec w wieku Ole-

275

ga, maa dziewczynka i dziewczyna, prawdopodobnie Sofia. Chowaa oczy za zason czarnej grzywki, a na kolanach trzymaa niemowl. -Zdravo! - odezwa si starszy z mczyzn, chudy, o siwiejcych, ale gstych wosach i czarnym spojrzeniu, ktre Harry rozpozna. To byo gniewne, przestraszone spojrzenie czowieka wyjtego spod prawa. -To mj m - oznajmia kobieta. - Rozumie po norwesku, ale mao mwi. A to wujek Josip. Przyjecha na wita. To moje dzieci. -Caa czwrka? - spytaa Beat. -Tak - rozemiaa si kobieta. - Ten ostatni to dar od Boga. -Jest sodki. - Beat zacza stroi miny do niemowlcia, ktre z zachwytem zagaworzylo, i, co Harry zdy przewidzie, nie powstrzymaa si od uszczypnicia dziecka w pucoowaty rumiany policzek. Dawa Beat i Halvorsenowi rok, maksimum dwa lata, zanim zrobi sobie podobne. Mczyzna co mrukn, ona mu odpowiedziaa. Potem zwrcia si do Harry'ego: - On kae mi wam powiedzie, e wy, w Norwegii, nie chcecie, e by u was pracowa kto inny, oprcz Norwegw. On stale prbuje, ale nie moe znale pracy. Harry spojrza na mczyzn i skin mu gow, ale nie doczeka si odpowiedzi. -Siadajcie. - Kobieta wskazaa dwa wolne krzesa. Usiedli. Harry zobaczy, e Beat wyjmuje notes. -Przyszlimy spyta o... -...Roberta Karlsena - dokoczya kobieta, patrzc na ma, ktry ze zrozumieniem kiwn gow. -No wanie. Co moecie nam o nim powiedzie? -Niewiele. Prawie go nie znalimy. Prawie. - Spojrzenie kobiety jakby przypadkiem pado na Sofi, ktra siedziaa z nosem wtulonym w delikatne woski niemowlcia. - Jon kaza Robertowi nam pomc, gdy latem przeprowadzalimy si z tego maego mieszkania na klatce A. Jon to dobry czowiek. Zaatwi nam wiksze mieszkanie, kiedy may si urodzi. Rozumiesz? - zamiaa si do dziecka. - Ale Robert gwnie sta i rozmawia z Sofi. I... No, ona ma dopiero pitnacie lat. Harry zobaczy, e twarz modej dziewczyny gwatownie zmienia kolor.

276

-Mhm. My te chtnie porozmawialibymy z Sofi. -No to rozmawiajcie - powiedziaa matka. -Najchtniej z ni sam. Rodzice popatrzyli na siebie. Pojedynek trwa zaledwie dwie sekundy, lecz Harry i tak sporo zdy z niego wyczyta: by moe kiedy to mczyzna o wszystkim decydowa, ale w tej nowej rzeczywistoci, w nowym kraju, to kobieta wykazaa si wiksz zdolnoci przystosowania i decyzje naleay do niej. Kiwna gow. -Usidcie sobie w kuchni. Nie bdziemy przeszkadza. -Dzikujemy - odpara Beat. -Nie ma za co. Chcemy, ebycie zapali tego, ktry to zrobi. Wiecie co o nim? -Przypuszczamy, e to patny zabjca z Zagrzebia - odpar Harry. W kadym razie dzwoni z Oslo do tamtejszego hotelu. -Do ktrego? -Do hotelu International. Zauway, e ojciec Sofii z wujem wymieniaj spojrzenia. - Wiecie co o tym? - spyta. Ojciec pokrci gow. - Bd wdziczny za kad informacj. Ten mczyzna ciga teraz Jona. Podziurawi mu kulami drzwi. Wyraz twarzy ojca Sofii zmieni si w niedowierzanie. Mczyzna dalej jednak milcza. Matka posza przodem do kuchni, za ni niechtnie, powczc nogami, Sofia. Jak wikszo nastolatkw, przypuszcza Harry. Pewnie Oleg za kilka lat bdzie si zachowywa identycznie. Po wyjciu matki Harry wyj notatnik, a Beat zaja miejsce na krzele naprzeciwko Sofii. -Mam na imi Beat. Czy ty i Robert bylicie par? Sofia spucia wzrok i pokrcia gow. -Bya w nim zakochana? Znw przeczenie. -Czy on ci zrobi krzywd? Po raz pierwszy od ich przyjcia Sofia odgarna zason czarnych wosw i popatrzya wprost na Beat. Harry domyla si, e pod cikim makijaem kryje si bardzo adna dziewczyna. Teraz widzia w niej

277

jedynie ojca, rozgniewanego i wystraszonego. I siniak na czole, ktrego nie zdolal zasoni makija. -Nie - powiedziaa. -To ojciec kaza ci nic nie mwi, Sofio? Widz po tobie, e tak. -Co ty moesz widzie? -e kto ci skrzywdzi. -Kamiesz. -A skd ten guz na czole? -Uderzyam si o drzwi. -Teraz to ty kamiesz. -Udajesz tak mdr - prychna Sofia - ale nic nie wiesz! Jeste tylko star policjantk, a tak naprawd to wolaaby siedzie w domu z dzieciakami. Widziaam, co robia z naszym maluchem. Gniew wci w niej pon, ale gos powoli zaczyna si ama. Harry dawa jej jeszcze jedno zdanie. Maksymalnie dwa. Beat westchna. -Musisz nam ufa, Sofio. I musisz nam pomc. Prbujemy zapa zabjc. -To przecie nie moja wina. - Gos przesta jej sucha i Harry stwierdzi, e poradzia sobie tylko z jednym zdaniem. Potem przyszy zy. Cay wodospad ez. Sofia pochylia si i zasona znw si zasuna. Beat pooya jej rk na ramieniu, ale dziewczyna j odepchna. - Idcie sobie! - zawoaa. - Wiedziaa, e Robert by jesieni w Zagrzebiu? - spyta Harry. Zerkna na niego przez moment z niedowierzaniem widocznym na twarzy, zalanej rozmazanym makijaem. -Nie powiedzia ci o tym? - cign Harry. - To pewnie te i nie mwi ci, e zakocha si w dziewczynie, ktra si nazywa Thea Nilsen? -Nie - odpara Sofia szeptem. - I co z tego? Harry prbowa z jej twarzy wyczyta, czy ta informacja zrobia na niej wraenie, ale rozpywajcy si tusz to uniemoliwia. - Bya w sklepie Freteksu pyta o Roberta. Co chciaa? - Papierosa! - zawoaa wcieka Sofia. - Idcie std! Harry i Beat popatrzyli po siebie, w kocu wstali. - Namyl si - powiedziaa Beat. - Moesz zadzwoni do mnie pod ten numer. - Pooya na stole wizytwk.

278

Matka czekaa na nich w korytarzu. - Przykro mi - przeprosia Beat. - Ona si bardzo zdenerwowaa. Moe powinna pani z ni porozmawia. Wyszli na grudniowy poranek na Jacob Aalls gate i ruszyli w stron Suhms gate, bo tam Beat udao si znale miejsce do parkowania. - Oprostite! Odwrcili si. Gos dobiega z bramy, w ktrej wieci ar dwch papierosw. Niedopaki upady na ziemi i z cieni wyonio si dwch mczyzn. Ojciec Sofii i wujek Josip. - Hotel International, tak? - powiedzia ojciec. Harry kiwn gow. Ojciec Sofii ktem oka zerkn na Beat. -Pjd po samochd - rzucia szybko. Harry nigdy nie mg si nadziwi, jak dziewczyna, ktr tak du cz swojego krtkiego ycia spdzaa w samotnoci, ogldajc nagrania wideo i lady techniczne, potrafia rozwin w sobie tak wielk inteligencj spoeczn, znacznie przewyszajc jego wasn. -Ja pracowa pierwszy rok w, no wiesz, przeprowadzki. Ale plecy kaput. Z Vukovarem byem electro engineer, rozumiesz? Przed wojn. Tu mi nic nie daj robi. Cholera! Harry kiwn gow i czeka. Wujek Josip co powiedzia. -Da, da - mrukn ojciec Sofii i znw zwrci si do Harry'ego: - Kiedy armia jugosowiaska chciaa zdoby Vukovar w dziewidziesitym pierwszym, tak? By chopiec, ktry wysadzi w powietrze dwanacie czogw, uywa... landmines, tak? Nazywalimy go Mali Spasi-telp. -Mali Spasitelj - powtrzy wujek Josip z naboestwem w gosie. -May Wybawiciel - przetumaczy ojciec. - Taki by jego... imi, mwili w walkie-talkie. -Pseudonim? -Tak. Po kapitulacji Vukovaru Serbowie go szukali. Ale nie znaleli. Kto mwi, e on nie yje. Inni w to nie wierzyli. Mwili, e on nigdy nie by... nie istnia, tak? -Jaki to ma zwizek z hotelem International? -Po wojnie ludzie z Vukovaru nie mieli domw. Same gruzy. Jedni przyjechali tutaj. Ale gwnie do Zagrzebia. Prezydent Tudjman...

279

-Tudjman - powtrzy wujek, przewracajc oczami. -I jego ludzie dali im pokoje w starym wielkim hotelu, gdzie ich mogli obserwowa. Pilnowa, tak? Jedli zup i nie mieli pracy. Tudjman nie lubi ludzi ze Sawonii. Za duo serbskiej krwi. Potem Serbowie z Vukovaru zaczli umiera. Ludzie gadali, e Mali Spasitelj wrci. -Mali Spasitelj - zamia si wujek Josip. -Mwili, e Chorwaci mog szuka pomocy. W hotelu International. -lak to? Ojciec wzruszy ramionami. -Nie wiem. Plotki. -Mhm. Czy kto jeszcze wie o tym... wybawicielu i o hotelu International? -Jeszcze? -Na przykad kto z Armii Zbawienia? -No tak. David Eckhoff wie wszystko. I inni te. On da gos... po obiedzie na OstgSrd latem. -Przemawia? -Tak. Mwi Mali Spasitelj, i e niektrzy stale s na wojnie. e wojna nigdy si nie koczy. Dla nich te. -Naprawd komandor tak powiedzia? - spytaa Beat, kierujc samochd w owietlony tunel Ibsena. Zahamowaa i ustawia si na kocu nieruchomego korka. -Wedug pana Miholjeca - ucili Harry. - I podobno wszyscy przy tym byli. Rwnie Robert. -I ty uwaasz, e to mogo podsun Robertowi pomys wynajcia patnego zabjcy? - Beat niecierpliwie zabbnia palcami w kierownic. -No c, w kadym razie wiemy, e Robert by w Zagrzebiu. A jeli wiedzia, e Jon spotyka si z The, to mia rwnie motyw. - Harry potar brod. - Posuchaj, mogaby zaatwi zabranie Sofii do lekarza na gruntowne badanie? O ile si nie myl, jest wicej ni ten jeden siniak. A ja postaram si polecie przedpoudniowym samolotem do Zagrzebia. Beat rzucia mu szybkie, surowe spojrzenie. - Jadc za granic, powiniene wspomaga policj danego kraju. Al bo na urlop. Instrukcja mwi wyranie, e...

280

- To ostatnie si zgadza. Krtki przedwiteczny urlop. Beat westchna z rezygnacj. - Wobec tego mam nadziej, e dasz te troch urlopu Halvorsenowi. Planowalimy odwiedzi jego rodzicw w Steinkjer. A ty gdzie b dziesz w tym roku w wita? W tej samej chwili zadzwonia komrka i Harry zacz jej szuka po kieszeniach, ale zdy jeszcze odpowiedzie: - W zeszym roku spdzaem wita z Rakel i Olegiem. Rok wcze niej z ojcem i Sio. A w tym roku nie miaem nawet czasu pomyle, co bd robi. Myla, e to Rakel, gdy zobaczy, e grzebic w kieszeni, musia wcisn jaki klawisz i odebra poczenie, bo teraz przy uchu usysza miech: - Moesz przyj do mnie. W Wigili mamy dom otwarty i zawsze potrzebujemy wolontariuszy. Do Latarni Morskiej. Upyny dwie sekundy, nim Harry zrozumia, e to nie Rakel. -Zadzwoniam tylko powiedzie, e przykro mi z powodu wczorajszego wieczoru - cigna Martine. - Nie chciaam wcale tak ucieka. Poczuam si troch odrzucona. Dostae te odpowiedzi, ktrych potrzebowae? -A, to ty - odezwa si Harry neutralnym w swojej opinii gosem, ale i tak zauway byskawiczne spojrzenie Beat. Ta jej nadzwyczajna inteligencja emocjonalna... -Mog do ciebie oddzwoni? -Oczywicie. -Dzikuj. -Nie ma za co - powiedziaa to powanym tonem, ale Harry usysza miech. -Jeszcze tylko jedna maleka rzecz. -Tak? -Co robisz we wtorek? -Nie wiem - odpar Harry. - Mamy dodatkowy bilet na koncert witeczny w Sali Koncerto wej. -Aha. - Chyba nie zemdlae z zachwytu.

281

-Przepraszam. Mam duo roboty, a poza tym niezbyt dobrze sobie radz na takich garniturowych galach. -A artyci s zbyt zwyczajni i nudni. -Tego nie powiedziaem. -Ja to powiedziaam. A mwic, e mamy dodatkowy bilet, miaam waciwie na myli siebie. -Ach tak? -Miaby okazj zobaczy mnie w sukni. Cakiem niele w niej wygldam. Brak mi tylko odpowiednio wysokiego starszego partnera. Pomyl o tym. -Dobrze - rozemia si Harry. - Obiecuj, e pomyl. Dzikuj. -Nie ma za co. Beat nie odezwaa si ani sowem, kiedy si rozczy, nie skomentowaa umiechu, ktry nie chcia mu zej z twarzy, powiedziaa tylko, e wedug prognozy pogody pugi bd miay co robi. Czasami Harry zastanawia si, czy Halvorsen ma wiadomo, jak wietnie trafi. Jon Karlsen jeszcze si nie pojawi. On sztywno wsta z chodnika przy parku Sofienberg. Mia wraenie, e chd rozchodzcy si po jego ciele bije ze rodka ziemi. Krew zacza kry w nogach, gdy tylko zacz i, ale musia przy tym powita bl. Nie liczy, ile godzin przesiedzia po turecku nad tekturowym kubkiem przed sob, obserwujc kto wchodzi i wychodzi z kamienicy na Goteborggata, ale wiato dzienne powoli zaczynao ju znika. Wsun rk do kieszeni. Uebrane pienidze na pewno wystarcz na kaw, co do zjedzenia i moe na paczk papierosw. Pospieszy w stron skrzyowania i kawiarni, w ktrej dosta tekturowy kubek. Zauway w rodku automat telefoniczny, ale zrezygnowa z tego pomysu. Przed kawiarni zatrzyma si, cign niebieski kaptur i przejrza si w wystawie. Nic dziwnego, e ludzie bior go za biedaka w potrzebie. Broda rosa mu szybko, a na twarzy widniay smugi sadzy z ogniska w kontenerze. W szybie wystawowej zobaczy, e wiata zmieniaj si na czerwone, a na jego wysokoci zatrzymuje si samochd. Zajrza do niego, ju dotykajc drzwi do kawiarni. I zamar. Smok. Serbski czog. Jon Karlsen. Na siedzeniu pasaera. Zaledwie dwa metry od niego.

282

Wszed do kawiarni i stan pod oknem, obserwujc samochd. Wydawao mu si, e gdzie ju widzia mczyzn za kierownic, ale nie mg sobie przypomnie gdzie. W Schronisku. Tak, to jeden z policjantw, ktrzy byli z Holem. Z tyu siedziaa kobieta. wiata si zmieniy. Wybieg i zobaczy siwy dym wydobywajcy si z rury wydechowej samochodu, ktry przyspieszy, jadc ulic wzdu parku. Ruszy biegiem za nim. Daleko przed sob widzia, e samochd skrca w G0teborggata. Obszuka kieszenie. Zdrtwiaymi palcami, prawie pozbawionymi czucia, wymaca kawaek szka z okna baraku. Nogi nie chciay go sucha, byy niczym martwe protezy. Pomyla, e jeli le stpnie, to pkn jak sople lodu. Park z drzewami, przedszkolem i nagrobkami skaka mu przed oczami jak obraz na ptnie ekranu. Rka znalaza pistolet. Musia skaleczy si szkem do krwi, bo lufa wydawaa si lepka. Halvorsen zaparkowa przed Goteborggata cztery i razem z Jonem wysiedli z samochodu, eby rozprostowa nogi. Thea sama posza po insulin. Halvorsen patrzy w gr i w d pustej ulicy. Jon krccy si po chodniku te sprawia wraenie niespokojnego. Przez okno samochodu Halvorsen widzia konsol, na ktrej leaa kabura ze subowym rewolwerem; zdj j, bo przeszkadzaa mu prowadzi. Gdyby co zaszo, mg po ni sign w cigu dwch sekund. Wczy komrk i zobaczy, e w trakcie jazdy kto zostawi wiadomo na sekretarce. Wcisn klawisz i znajomy gos powiedzia mu, e ma jedn wiadomo. Potem rozleg si sygna, a po sygnale gos, tym razem nieznajomy. Halvorsen sucha z narastajcym zdumieniem. Zobaczy, e Jon zareagowa na gos w telefonie i przysun si bliej. Zdumienie Halvorsena przeszo w niedowierzanie. Kiedy si rozcza, Jon patrzy na niego pytajco, ale Halvorsen nic nie powiedzia, tylko pospiesznie wybra jaki numer. -Co to byo? - spyta Jon. -Przyznanie si do winy - odpar krtko Halvorsen. -A co teraz robisz? -Zgaszam to Harry'emu.

283

Halvorsen podnis gow i zobaczy, e twarz [ona wykrzywia si, oczy zrobiy si wielkie i czarne, wyglday tak, jakby patrzyy na wskro przez niego. - Co nie tak? - spyta. Harry przeszed przez kontrol celn i wszed do skromnego terminalu lotniska Pleso. Wsun kart VISA do bankomatu, ktry bez protestw wypaci mu tysic koron w kunach. Poow odoy do brzowej koperty, potem wyszed na zewntrz i wsiad do mercedesa z niebieskim szyldem takswek. - Hotel International - powiedzia. Takswkarz wrzuci bieg i bez sowa ruszy. Z niskiej pokrywy chmur pada deszcz na brunatne pola z plamami szarego niegu. Jechali autostrad biegnc przez upiony krajobraz na pnocny zachd, w stron Zagrzebia. Ju po kwadransie miasto zaczo nabiera ksztatw. Na horyzoncie rysoway si betonowe bloki i wiee kocielne. Minli czarn, spokojnie pync rzek, Harry przypuszcza, e to Sawa. Wjechali do miasta szerok alej, ktra sprawiaa wraenie przesadnie duej dla skromnego ruchu. Minli dworzec kolejowy i wielki otwarty bezludny park z duym przeszklonym pawilonem. Nagie drzewa wycigay ku niebu po zimowemu czarne palce gazi. - Hotel International - oznajmi takswkarz, skrcajc pod szary imponujcy betonowy kolos z rodzaju tych, jakie zwykle budoway kra je komunistyczne dla swoich czoowych przywdcw. Harry zapaci. Hotelowy odwierny, wystrojony jak admira, ju otworzy drzwiczki samochodu i czeka gotowy z parasolem i szerokim umiechem. - Welcome, Sir. This way, Sir. Harry stan na chodniku w tej samej chwili, gdy z obrotowych drzwi wyszo dwoje goci i wsiado do mercedesa, ktry wanie podjecha. Za drzwiami byszcza krysztaowy yrandol. Harry nie rusza si z miejsca. -Refugees? -Sorry, Sir? -Uchodcy - powtrzy Harry. - Vukovar.

284

Poczu krople deszczu na gowie, kiedy parasol znikn, podobnie jak szeroki umiech, a osonity rkawiczk palec admiraa wskaza mu drzwi widoczne kawaek dalej. Pierwsz rzecz, jaka uderzya Harry'ego po wejciu do wielkiego, nagiego lobby z wysokim sklepieniem, by zapach szpitala. A czterdzieci-pidziesit osb, ktre stay lub siedziay przy dwch dugich stoach na rodku albo czekay w kolejce po zup przy recepcji, skojarzyo mu si z pacjentami. Moe chodzio o co w ich ubraniach, bezksztatnych dresach, zniszczonych swetrach i dziurawych kapciach, wiadczcych o obojtnoci na wygld. A moe to przez gowy pochylone nad talerzami z zup i senne, pozbawione energii spojrzenia, ktre ledwie zwrciy na niego uwag. Wzrok Harry'ego omit cay lokal i zatrzyma si przy barze. Przypomina raczej budk z kiebaskami i chwilowo nie mia adnych klientw, tylko barman robi trzy rzeczy naraz: czyci szko, gono komentowa mecz pikarski w telewizorze wiszcym pod sufitem do mczyzn przy najbliszym stoliku i ledzi kady najmniejszy ruch Harry'ego. Harry domyli si, e dobrze trafi, i podszed do kontuaru. Barman przecign doni przez zaczesane do tyu natuszczone wosy. -Da? Harry usiowa zignorowa butelki stojce na pce z samego tyu budki z kiebaskami, ale od razu rozpozna swojego starego przyjaciela i wroga, Jima Beama. Barman, patrzc za jego wzrokiem, pytajcym gestem wskaza prostoktn butelk z brunatn zawartoci. Harry pokrci! gow i nabra powietrza. Nie byo powodu, by wszystko jeszcze bardziej komplikowa. - Mali Spasitelj? - spyta tak cicho, e jedynie barman usysza go wrd haasu telewizora. - Szukam Maego Wybawiciela. Barman uwaniej mu si przyjrza, nim odpowiedzia po angielsku z twardym niemieckim akcentem: -Nie znam adnego Wybawiciela. -Od przyjaciela z Vukovaru dowiedziaem si, e Mali Spasitelj moe mi pomc. - Harry wyj z kieszeni brzow kopert i pooy j na ladzie. Barman spojrza na kopert, ale jej nie tkn. - Jeste policjantem - powiedzia.

285

Harry pokrci gow. -Kamiesz - stwierdzi barman. - Zorientowaem si od razu, kiedy wszede. -Zobaczye kogo, kto by policjantem przez dwanacie lat, ale ju nim nie jest. Skoczyem z tym dwa lata temu. - Harry wytrzyma jego spojrzenie, zastanawiajc si, za co ten czowiek mg siedzie. Sdzc po wielkoci mini i tatuaach, musiao to by co, za co siedzia dugo-Tu nie mieszka nikt, kogo by nazywano Wybawicielem. A ja znam wszystkich. Ju mia si odwrci, kiedy Harry wychyli si przez kontuar i zapa go za rami. Barman popatrzy na jego do, a Harry poczu napinajcy si biceps. W kocu go puci. - Mojego syna zastrzeli diler narkotykw, ktry sprzedawa towar pod szko, a mj syn zagrozi, e powie dyrektorowi, jeli tamten nie zniknie. Barman nie odpowiedzia. -Mia jedenacie lat - doda Harry. -Nie mam pojcia, po co mi pan to mwi, mister. -eby zrozumia, dlaczego tu przyjechaem i mam zamiar siedzie i czeka, a zjawi si kto, kto bdzie mg mi pomc. Barman z namysem kiwn gow. Pytanie pado byskawicznie: -Jak mia na imi twj syn? -Oleg. Stanli, mierzc si wzrokiem. Barman zmruy oko. Harry czu, e komrka wibruje bezgonie w kieszeni, ale jej nie odebra. Barman pooy do na brzowej kopercie i podsun j z powrotem Harry'emu. -To nie jest konieczne. Jak si nazywasz i w jakim hotelu mieszkasz? -Przyjechaem prosto z lotniska. -Zapisz swoje nazwisko na serwetce i zatrzymaj si w hotelu Bakan koo dworca kolejowego. Przez most i dalej prosto. Czekaj w pokoju. Kto si z tob skontaktuje. Harry chcia co powiedzie, ale barman ju odwrci si do telewizora i znw zacz komentowa mecz.

286

Kiedy wyszed na zewntrz, zobaczy, e ma jedno nieodebrane poczenie. Od Halvorsena. - Do vraga! - jkn. Do diaba. nieg na G0teborggata wyglda jak czerwony sorbet. Straci orientacj. Wszystko odbyo si tak szybko. Ostatnia kula, ktr posa za uciekajcym Jonem Karlsenem, wbia si w fasad kamienicy z mikkim planiciem. Jon Karlsen zdy doskoczy do drzwi i znikn. Przykucajc, usysza, jak zakrwawiony kawaek szka rozdziera kiesze kurtki. Policjant lea na ziemi twarz w niegu, ktry chon krew pync z ran w rozpiciu konierzyka. Pistolet, pomyla. Zapa policjanta za rami i obrci. Potrzebowa czego, czym mgby strzela. Powiew wiatru zdmuchn wosy z nienaturalnie bladej twarzy. Szybko przeszuka kieszenie paszcza. Krew nie przestawaa pyn, gsta i czerwona. Ledwie zdy poczu kwany smak ci, a ju mia jej pene usta. Odwrci gow i ta zawarto odka chlusna na przezroczysty ld. Wytar usta. Kieszenie spodni. Znalaz portfel. Obmaca pasek od spodni. Do diaba, policjancie, musisz mie pistolet, skoro kogo chronisz! Zza rogu wyoni si samochd i zacz zblia w ich stron. On zabra portfel, wsta, przeci ulic i zacz i. Samochd si zatrzyma. Nie wolno biec. Ruszy biegiem. Przed sklepem na rogu polizgn si na chodniku i wyldowa na biodrze, ale podnis si w tej samej sekundzie, nie czujc blu. Skiero wa si w stron parku, t sam drog, ktr bieg ostatnio. To by jaki koszmar. Koszmar peen bezsensownych zdarze, ktre si powtarzay. Czy on oszala, czy to naprawd si dziao? Zimne powietrze i pieky w gardle. Kiedy dotar do Markveien, usysza pierwsze syreny policyjne. I wtedy to poczu. Poczu, e si boi.

287

22 SOBOTA, 19 GRUDNIA. MINIATURKI


W popoudniowej ciemnoci Budynek Policji wieci jak choinka. Wewntrz w pokoju przesucha numer dwa tkwi Jon Karlsen z gow w rkach. Po drugiej stronie okrgego stolika w ciasnym pomieszczeniu siedziaa sierant Torii Li. Midzy nimi stay dwa mikrofony, lea te wydruk protokou z pierwszego przesuchania wiadka. Przez szyb Jon widzia The czekajc na swoj kolej w ssiednim pokoju. -Wic on was zaatakowa? - spytaa policjantka, czytajc protok. -Mczyzna w niebieskiej kurtce nadbieg w nasz stron z pistoletem w rku. -A potem? -Wszystko dziao si bardzo szybko. Przestraszyem si tak, e pamitam tylko urywki. Moe to przez ten wstrzs mzgu. -Rozumiem - powiedziaa Torii Li z min, ktra wiadczya o tym, e jest wprost przeciwnie. Zerkna na czerwone wiateko wskazujce, e urzdzenie wci nagrywa. -A Halvorsen pobieg w stron samochodu? -Tak, mia tam pistolet. Pamitam, e przed wyjazdem z 0stgSrd pooy go na rodkowej konsoli. -A ty co zrobie? -Wpadem w panik. Najpierw chciaem si schowa w samochodzie, ale zmieniem zdanie i pobiegem w stron wejcia do kamienicy. -I wtedy sprawca do ciebie strzeli? -W kadym razie usyszaem huk. -Mw dalej. -Zamknem si na klatce, a kiedy wyjrzaem, zobaczyem, e on si rzuci na Halvorsena. -Ktry nie zdy wsi do samochodu? -Nie. Wczeniej si skary, e drzwiczki przymarzaj. -I ten czowiek zaatakowa Halvorsena noem, nie pistoletem? -Na to wygldao. Rzuci si na niego od tyu i kilka razy go dgn. -Ile razy? -Cztery albo pi, nie wiem, ja...

288

-A pniej? -Zbiegem na d do piwnicy i zadzwoniem do was pod numer alarmowy. -Ale zabjca nie poszed za tob? -Nie wiem. Wejciowe drzwi byy przecie zamknite. -Mg stuc szyb. Przecie ju i tak uderzy noem policjanta. -No tak, pewnie mg. Torii Li wpatrywaa si w wydruk. - Przy Halvorsenie znaleziono wymiociny. Przypuszczamy, e sprawcy, ale czy ty moesz to potwierdzi? Jon pokrci gow. - Staem na schodach do piwnicy, dopki nie przyjechalicie. Moe powinienem by pomc, ale... -Tak? -Baem si. -Susznie. Pewnie susznie postpie. I znw wyraz twarzy mwi co innego ni usta. -Co powiedzieli lekarze? Czy on... -Pozostanie w piczce, dopki jego stan ewentualnie si nie poprawi. Ale jeszcze nie wiedz, czy da si go uratowa. -To jaki koszmar, ktry si powtarza - szepn Jon. - To si cay czas dzieje. Cigle od nowa. -Nie ka mi stale przypomina, e powiniene mwi prosto do mikrofonu - upomniaa Torii Li beznamitnym tonem. Harry sta przy oknie w pokoju hotelowym i patrzy na ciemne miasto, w ktrym powykrzywiane i pogite anteny telewizyjne wykonyway dziwne gesty na tle brzowotego nieba. Dwik szwedzkiej telewizji tumiy grube ciemne dywany i zasony. Max von Sydow gra Knuta Hamsuna. Drzwiczki do minibaru byy otwarte. Na stoliku leay broszury z hotelu. Pierwsz stron zdobio zdjcia pomnika Josipa Jelacicia na placu jego imienia, a na Jelaiciu leay cztery miniaturowe buteleczki. Johnnie Walker, Smirnoff, Jagermeister, Gordon's. A take dwie butelki piwa marki Oujsko. adna z butelek nie bya otwarta. Na razie. Mina godzina, odkd zatelefonowa Skarre i opowiedzia, co si wydarzyo na Geteborggata.

289

Chcia by trzewy podczas tej rozmowy. Beat odebraa po czwartym dzwonku. -yje - powiedziaa, zanim Harry zdy spyta. - Podczyli go do respiratora i jest w piczce. -Co mwi lekarze? -Nie wiedz, Harry. Mg umrze na miejscu, bo wyglda na to, e Stanki prbowa mu przeci gwn ttnic, ale Halvorsen zdoa zasoni si rk. Ma gbok ran na grzbiecie doni i krwawienia z mniejszych naczy po obu stronach szyi. Stanki uderzy go te kilka razy noem w pier, tu nad sercem. Lekarze mwi, e mg dosign wierzchoka. Oprcz ledwie wyczuwalnego drenia gosu mwia tak, jakby opowiadaa o jakiejkolwiek ofierze. Harry zrozumia, e najprawdopodobniej by to jedyny sposb, w jaki miaa si teraz o tym mwi. Traktowa to jak prac. Zapada chwila ciszy. Max von Sydow grzmia penym urazy gosem. Harry szuka! sw pocieszenia. -Wanie rozmawiaem z Torii Li - powiedzia jednak. - Zreferowaa mi zeznanie Jona Karlsena. Wiesz co wicej? -Znalelimy kul w fasadzie z prawej strony drzwi frontowych. Chopcy z balistyki j sprawdzaj, ale jestem pewna, e bdzie pasowaa do kul z Egertorget, z mieszkania Jona i spod Schroniska. To Stanki. -Dlaczego jeste taka pewna? -Ludzie, ktrzy akurat podjechali samochodem i zobaczyli Halvorsena lecego na chodniku, powiedzieli, e chwil wczeniej przeci im drog jaki ebrak. Dziewczyna w lusterku zobaczya, e kawaek dalej potkn si na chodniku. Sprawdzilimy to miejsce. Mj kolega, Bj0rn Holm, znalaz zagraniczn monet wcinit gboko w nieg. W pierwszej chwili uzna, e leaa ju tam od paru dni. Nie wiedzia, co to za moneta, bo by na niej jedynie napis Republika Hrvatska" i nomina, pi kun. Wic to sprawdzi. -Dzikuj, znam odpowied. A wic to jednak Stanki. -eby mie cakowit pewno, pobralimy prbki wymiocin z lodu. Zakad Medycyny Sdowej porwnuje ju DNA z wosami znalezionymi na poduszce w pokoju, ktry Stanki zajmowa w Schronisku. Mam nadziej, e jutro bdziemy mie wyniki.

290

-Przynajmniej mamy lady DNA. -Niby tak, ale kaua wymiocin to jednak, o dziwo, wcale nie idealne miejsce na szukanie DNA. Komrki nabonka z bon luzowych s bardzo rozproszone, kiedy ilo wymiocin jest taka dua. A wymiociny pod goym niebem... -...s naraone na zanieczyszczenie niezliczonymi innymi ladami DNA. Wiem to wszystko, ale przynajmniej mamy nad czym pracowa. Co teraz robisz? Beat westchna. -Dostaam troch dziwny SMS z Instytutu Weterynarii. Musz do nich zadzwoni, dowiedzie si, o co im chodzi. -Z Instytutu Weterynarii? -Tak, znalelimy w wymiocinach troch na wp strawionych resztek misa, wic przesalimy je do analizy DNA. Pomylaam, eby porwna je z archiwum misnym, ktre Wysza Szkoa Rolnicza w As wykorzystuje przy szukaniu miejsca pochodzenia i producenta misa. Jeli miso jest szczeglnego gatunku, czasami daje si powiza z konkretn restauracj w Oslo. To strza w ciemno, ale jeeli Stanki znalaz sobie jak kryjwk w ostatniej dobie, to prawdopodobnie jak najmniej si z niej rusza. A jeli najpierw zjad co gdzie w pobliu, to przypuszczalnie znw tam wrci. -Dlaczego by nie prbowa? A co jest w tym SMS-ie? -e to musi by chiska restauracja. Do tajemnicze. - Mhm. Zadzwo do mnie, kiedy bdziesz wiedziaa co wicej. I... -Tak? Harry dobrze wiedzia, e to, co chce powiedzie: e Halvorsen to twardziel, e lekarze dzisiaj potrafi robi najniezwyklejsze rzeczy i e wszystko na pewno bdzie dobrze, to kompletny idiotyzm. -Nic. Kiedy Beat si rozczya, Harry odwrci si do stolika z butelkami. Ene due like fake... Wypado na Johnniego Walkera. Jedn rk mocno uj miniaturk, a drug odkrci, a raczej zerwa korek. Czu si jak Guliwer. Uziemiony w obcym kraju, gdzie s tylko butelki dla Pigmejw. Wcign znajomy sodkawy zapach z wskiej szyjki. To wystarczyo, by organizm zosta poinformowany o ataku trucizny i wprawi si w stan gotowoci. Harry z lkiem myla o pierwszym nieuniknionym napadzie

291

mdoci, ale wiedzia, e to go nie powstrzyma. W telewizji Knut Hamsun mwi, e czuje si zmczony i nie jest w stanie ju wicej pisa. Harry nabra powietrza, jakby zamierza zanurzy si gboko pod wod. Zadzwoni telefon. Harry si zawaha. Telefon po jednym dzwonku ucich. Unis butelk i wtedy telefon zadzwoni po raz drugi. Znw ucich. Wwczas uwiadomi sobie, e dzwoni z recepcji. Odstawi butelk na nocny stolik i czeka. Kiedy zadzwoni po raz trzeci, podnis suchawk. -Mister Hansen? -Yes. -Kto chce si z panem zobaczy w lobby. Harry wpatrywa si w czerwony surdut dentelmena na etykietce butelki. - Prosz przekaza, e zaraz schodz. Uj butelk w trzy palce. Odchyli gow i wla zawarto wprost do garda. Cztery sekundy pniej zgina si wp nad sedesem i rzyga lunchem, zjedzonym w samolocie. Recepcjonistka wskazaa najblisz pianina kanap z fotelami, gdzie siedziaa drobna siwowosa kobieta w czarnym szalu narzuconym na ramiona. Obserwowaa Harry'ego spokojnymi piwnymi oczami. Zatrzyma si przed stolikiem, na ktrym stao niedue radio na baterie. Oywione gosy komentoway jakie wydarzenie sportowe, moe mecz piki nonej. Przeplatay si z dwikami pianina za plecami kobiety, przy ktrym pianista przemyka palcami po klawiszach, warzc mdy kompot z zasuszonych przebojw filmowych. - Doktor Zywago - odezwaa si, wskazujc gow na pianino. - Pikne, prawda, mister Hansen? Wymowa i akcent angielski byy prawidowe, bardzo szkolne. Umiechaa si lekko, jakby powiedziaa co zabawnego, i dyskretnym, ale zdecydowanym gestem daa mu znak, eby usiad. -Lubi pani muzyk? - spyta Harry. -A czy kto jej nie lubi? Kiedy uczyam muzyki. - Nachylia si i goniej nastawia radio.

292

-Boi si pani, e kto nas moe podsuchiwa? Z powrotem usiada. -Czego pan chce, panie Hansen? Harry powtrzy historyjk o synu i mczynie pod szko, ale przeszkadzao mu pieczenie ci w gardle, a w odku ujadanie bestii, ktra domagaa si wicej. Historia nie wypada przekonujco. -Jak mnie pan znalaz? -Podpowiedzia mi kto z Vukovaru. -Skd pan przyjecha? Harry przekn lin. Jzyk wydawa si suchy i obrzmiay. - Z Kopenhagi. Popatrzya na niego. Harry czeka. Czu kropl potu spywajc midzy opatkami, a inn zbierajc si ju nad grn warg. Do diaba z tym wszystkim, musi zay swoje lekarstwo. Teraz! -Nie wierz w to, co pan mwi - owiadczya wreszcie. -Trudno - powiedzia Harry i wsta. - Musz ju i. - Prosz zaczeka! - Gos drobnej kobiety by zdecydowany. Ruchem rki kazaa mu usi. - To nie znaczy, e nie mam oczu w gowie. Harry usiad. - Widz nienawi - dodaa. - I cierpienie. Czuj te zapach alko holu. Wierz w to, co pan powiedzia o zmarym synu - umiechna si. - Czego pan oczekuje? Harry prbowa si pozbiera. -Ile to kosztuje? I jak szybko moe nastpi? -To zaley. Ale nie znajdzie pan powanych rzemielnikw, ktrzy byliby tasi od nas. Zaczynamy od piciu tysicy euro plus wydatki. -W porzdku. W przyszym tygodniu? -To... Termin moe si okaza zbyt krtki. Wahanie kobiety trwao zaledwie uamek sekundy, ale wystarczyo. Wystarczyo, eby Harry wiedzia. A teraz zorientowa si, e ona rwnie wie, e on wie. W radio gosy wrzeszczay podniecone, a publiczno wiwatowaa. Kto zdoby punkt. -Pani nie jest pewna, czy rzemielnik zdoa tak szybko wrci? Dugo mu si przygldaa. -Pan wci jest policjantem, prawda? Harry kiwn gow.

293

- Jestem komisarzem z Oslo. Minie wok jej oczu drgny. -Ale dla pani jestem niegrony. Chorwacja to nie moje terytorium jurysdykcyjne i nikt nie wie, e tu przyjechaem. Ani policja chorwacka, ani moi szefowie. -Wic czego pan chce? -Negocjowa. -Co? - Wychylia si i ciszya radio. -Pani rzemielnika w zamian za moj tarcz strzeleck. -O co panu chodzi? -O wymian. O pani czowieka w zamian za Jona Karlsena. Jeli zrezygnuje z polowania na Karlsena, pucimy go wolno. Uniosa brew. -Tylu was jest do pilnowania jednego czowieka przeciwko jednemu rzemielnikowi, panie Hansen, i tak si boicie? -Boimy si krwawej ani. Pani rzemielnik ju zabi dwoje ludzi i zrani noem jednego z moich kolegw. -On... - urwaa. - To nie moe by prawda! -Ofiar bdzie wicej, jeli go pani nie przywoa z powrotem. I wtedy jedn z nich bdzie on. Przymkna oczy. Dugo tak siedziaa. W kocu nabraa powietrza. -Jeli on zabije ktrego z paskich kolegw, bdziecie si mci. Jak mog ufa, e dotrzymacie waszej czci umowy? -Nazywam si Harry Hole. - Harry pooy swj paszport na stoliku. - Jeli wyjdzie na jaw, e przyjechaem tu bez zezwolenia wadz chorwackich, bdziemy mie zatarg dyplomatyczny, a ja zostan bez pracy. Kobieta wyja okulary. - Stawia si wic pan jako zakadnik? Uwaa pan, e to brzmi wia rygodnie, panie... - Woya okulary na nos i przeczytaa: - ...panie Harry Hole? - Tyle mog zaoferowa w negocjacjach. Kiwna gow. - Rozumiem. I wie pan co? - Zdja okulary. - By moe zgodzia bym si na handel wymienny, ale co to da, skoro nie mog go wezwa z powrotem?

294

-O czym pani mwi? -Nie wiem, gdzie on jest. Harry obserwowa j, zobaczy bl w spojrzeniu, usysza drenie w gosie. - No dobrze - powiedzia. - Wobec tego musi pani negocjowa, posugujc si tym, co pani wie. Prosz mi poda nazwisko osoby, kt ra zlecia zabjstwo. -Nie. -Jeli ten policjant umrze... - Harry wyj z kieszeni zdjcie i pooy midzy nimi na stole. - ...pani rzemielnik najprawdopodobniej zostanie zabity. Bdzie to zapewne wygldao na policyjne strzay w samoobronie. Tak to ju jest. Chyba e ja to powstrzymam. Rozumie pani? Czy to jest ta osoba? -Szanta le na mnie dziaa, Hole. -Wracam do Oslo jutro rano. Na tym zdjciu napisz pani swj numer telefonu. Prosz do mnie zadzwoni, jeli zmieni pani zdanie. Schowaa zdjcie do torebki. Harry powiedzia szybko i cicho: -To pani syn, prawda? Zdrtwiaa. -Dlaczego pan tak myli? - Ja te mam oczy na waciwym miejscu. I te potrafi dostrzec cierpienie. Kobieta dalej pochylaa si nad torebk. - A co z tob, Hole? - Podniosa wzrok i popatrzya na niego. - Nie znasz tego policjanta, skoro tak atwo rezygnujesz z zemsty? Harry mia tak sucho w ustach, e parzy go wasny oddech. - Nie - powiedzia. - Nie znam go. Wydao mu si, e syszy pianie koguta, gdy ledzi j wzrokiem przez okno. Patrzy, jak przechodzi na drug stron ulicy, skrca w lewo i znika. W swoim pokoju oprni reszt miniaturowych butelek, wyrzyga si, wypi piwo, znw si wyrzyga, przejrza si w lustrze i zjecha wind do hotelowego baru.

295

2 3 NOC Z NIEDZIELI NA PONIEDZIAEK, 20 GRUDNIA. PSY


Siedzia w ciemnoci kontenera i prbowa myle. W portfelu policjanta byo dwa tysice osiemset koron norweskich i jeli dobrze zapamita kurs, to sta go byo na jedzenie, now kurtk i bilet lotniczy do Kopenhagi. Problemem pozostawaa amunicja. Strza na G0teborggata by sidmy i ostatni. Poszed na Plata wypyta, gdzie mona kupi naboje kalibru dziewi milimetrw, lecz odpowiedzi byy jedynie puste spojrzenia. Wiedzia, e jeeli dalej bdzie rozpytywa na olep, prdzej czy pniej natknie si na wywiadowc. Waln swoim pustym llam minimax o metalow podog. Z identyfikatora umiecha si do niego mczyzna, Havorsen. Z ca pewnoci otoczyli ju (ona Karlsena piercieniem. Pozostawaa tylko jedna moliwo. Ko trojaski. Wiedzia, kto musi by tym koniem. Harry Hole. Sofies gate pi, wedug kobiety z informacji telefonicznej, ktra powiedziaa mu, e to jedyny Harry Hole w Oslo. Spojrza na zegarek. I zdrtwia. Na zewntrz rozlegy si kroki. Poderwa si, zapa odamek szka w jedn rk, a pistolet w drug i stan przy wejciu. Waz si otworzy. Na tle wiate miasta ujrza zarys sylwetki. Czowiek prdko wszed do rodka i usiad na pododze po turecku. On wstrzyma oddech. Nic si nie dziao. Potem trzasna zapaka, owietlajc kt i twarz intruza. W tej samej rce co zapak trzyma yeczk do herbaty. Drug rk i zbami rozrywa niedu plastikow torebeczk. Rozpozna chopaka w jasnoniebieskiej dinsowej kurtce. Kiedy z ulg znw zacz oddycha, szybkie, sprawne ruchy chopaka gwatownie si urway. - Halo? - Zmruy oczy w ciemnoci, czym prdzej chowajc torebk do kieszeni. On chrzkn i wyszed na skraj wiata rzucanego przez zapak.

296

- Remember me? Chopiec patrzy na niego przeraony. - Rozmawiaem z tob pod dworcem. Daem ci pienidze. Masz na imi Kristoffer, prawda? Kristoffer otworzy usta ze zdziwienia. - Is that you? Ten cudzoziemiec, co mi da pi stw? O rany! Rzeczywicie, poznaj ten gos... Au! - Kristoffer wypuci zapak, ktra zgasa na pododze. W nieprzeniknionej ciemnoci jego gos za brzmia jakby bliej: - Zgadzasz si, ebymy si dzisiaj podzielili cha t, kolego? - Moesz j mie dla siebie. Wanie si wyprowadzam. Zapona kolejna zapaka. -Lepiej by byo, gdyby zosta. We dwch cieplej. Naprawd, czowieku. - Nabra na yeczk odrobin pynu z buteleczki. -Co to jest? -Woda i kwas askorbinowy. - Kristoffer otworzy plastikow torebk i wsypa proszek na yeczk, nie ronic nawet jednej grudki, a potem zrcznie przeoy zapak do drugiej rki. -Niele ci to idzie, Kristoffer. Obserwowa, jak pun umieszcza pomyk pod yeczk, a jednoczenie przygotowuje ju kolejn zapak. -Na Plata nazywaj mnie Steadyhand. -Nic dziwnego. Suchaj, musz ju i, ale zamiemy si na kurtki, to moe jako przetrwasz t noc. Kristoffer spojrza najpierw na swoj cienk dinsow kurtk, a potem na jego grub, niebiesk. -O rany, naprawd? -Oczywicie. -Cholera, milo z twojej strony. Zaczekaj tylko, a sobie strzel. Potrzymasz zapak? - A nie atwiej by ci byo, gdybym potrzyma strzykawk? Kristoffer spojrza na niego ze zoci. - Moe i jestem zielony, ale nie dam si zapa na najstarsz na wiecie podpuch. Trzymaj zapak. Proszek rozpuci si w wodzie i zmieni j w przezroczyst brunatn ciecz. Kristoffer pooy na yeczce maleki kbuszek waty.

297

-Zby si pozby gwna, ktre moe by w rodku - wyjani, zanim tamten spyta, i przez watk wcign ciecz w strzykawk. Potem zaoy ig. -Widzisz, jak mam adn skr? Prawie nic nie wida. I dobre grube yy. Mwi, e jak u dziewicy. Ale za par lat poknie od zainfekowanych strupw jak u wszystkich innych i przestan ju by Steadyhand. Mam tego wiadomo, ale dalej to robi. Idiotyczne, nie? Gadajc, potrzsa strzykawk, eby j ostudzi. Owin rami paskiem gumy, przyoy czubek igy do yy, ktra wia si pod skr jak niebieski w. Metal przebi skr. Wstrzykn heroin do krwi. Powieki mu opady, a usta si otwary. Odchyli gow, dopiero wtedy jego spojrzenie odnalazo koyszce si w powietrzu trucho psa. On dugo patrzy! na Kristoffera. W kocu wyrzuci spalon zapak i rozpi suwak niebieskiej kurtki. Kiedy Beat L0nn wreszcie udao si dodzwoni, prawie nie syszaa Harry'ego z powodu dwiczcej w tle dyskotekowej wersji fingle Bells. Syszaa jednak do, by zrozumie, e nie jest trzewy. Nie dlatego, e bekota, przeciwnie, mwi bardzo wyranie. Opowiedziaa mu o Halvorsenie. -Tamponada serca? - zawoa Harry. -Krwotok wewntrzny, ktry wypenia okolice serca krwi, nie pozwalajc mu normalnie bi. Musieli mu usun duo krwi. To si ju teraz ustabilizowao, ale wci jest w piczce. Trzeba po prostu czeka. Zadzwoni do ciebie, jakby co si dziao. -Dziki. Co jeszcze powinienem wiedzie? -Hagen wysa Jona Karlsena i The Nilsen z powrotem na OstgSrd z dwiema niakami. A ja rozmawiaam z matk Sofii Miholjec, obiecaa zaprowadzi dzisiaj Sofi do lekarza. -Mhm. A co z t informacj z Instytutu Weterynaryjnego na temat kawakw misa w wymiocinach? -Powiedzieli, e proponuj poszukiwanie chiskiej knajpy, bo Chiny to jedyny znany im kraj, w ktrym ludzie jedz co takiego. - To znaczy co? -Psy.

298

- Psy? Zaczekaj! Muzyka ucicha, teraz sycha byo ruch uliczny. W kocu znw pojawi si gos Harry'ego: -Ale przecie, do cholery, nie serwuj psiego misa w Norwegii? -Nie, to co wyjtkowego. Instytut Weterynarii zdoa ustali ras, wic jutro zadzwoni do Norweskiego Zwizku Kynologicznego. Oni prowadz rejestr wszystkich wacicieli psw czystej rasy. -Nie bardzo wiem, jak by nam to miao pomc. Przecie w Norwegii jest-ze sto tysicy psw. -Czterysta tysicy. Co najmniej jeden na pi gospodarstw domowych. Sprawdziam. Rzecz w tym, e to rzadka rasa. Syszae o czarnym metznerze? -Powtrz, prosz. Powtrzya. Przez par sekund syszaa tylko samochody jadce ulicami Zagrzebia, ale w kocu Harry zawoa: -To przecie najzupeniej logiczne! Czowiek bez dachu nad gow! e te nie pomylaem o tym wczeniej! -O czym? - Wiem, gdzie ukrywa si Stanki. -Co? -Musisz zapa Hagena, niech zaatwi wezwanie Delty na akcj zbrojn. -Co takiego? Co ty wygadujesz? -Port kontenerowy. Stanki ukrywa si w ktrym z kontenerw. -Skd wiesz? -Bo w Oslo nie ma tak cholernie duo miejsc, gdzie mona zje czarnego metznera. Dopilnuj, eby Delta i Falkeid otoczyli piercieniem cay port, kiedy przylec jutro pierwszym samolotem. Ale niech nikogo nie zatrzymuj, dopki nie wrc. Jasne? Kiedy Beat si rozczya, Harry dalej stal na ulicy wpatrzony w hotelowy bar. Ten, w ktrym dudnia plastikowa muzyka. I gdzie czekaa na niego oprniona zaledwie do poowy szklanka z trucizn. Ju go mia, Maego Spasitelja. Teraz potrzebna bya jedynie jasna gowa i pewna rka. Harry pomyla o Halvorsenie, o sercu, ktre dawi si krwi. Mg i prosto do swojego pokoju, gdzie nie byo ju alko-

299

holu, zamkn drzwi na klucz, a klucz wyrzuci przez okno. Ale mg wej tam i dokoczy swojego drinka. Odetchn gboko i wyczy komrk. Potem wszed do baru. Pracownicy Kwatery Gwnej Armii Zbawienia ju dawno pogasili wiata i rozeszli si do domw, ale w biurze Martine wci si wiecio. Dziewczyna wykrcia numer Harry'ego, zadajc sobie te same pytania. Czy wydawa si taki interesujcy, poniewa by starszy, czy moe dlatego, e skrywa w sobie tyle zamknitych uczu. A moe dlatego, e wyglda na zatraconego? Epizod z odrzucon kobiet na klatce schodowej powinien j odstraszy, ale z jakiego powodu stao si odwrotnie, jeszcze bardziej nastawia si na... Czego waciwie chciaa? Jkna, syszc wiadomo, e abonent ma wyczony telefon albo znajduje si poza zasigiem sieci. Zadzwonia do informacji, dostaa numer telefonu stacjonarnego na Sofies gate i wykrcia. Serce podskoczyo jej w piersi, gdy usyszaa jego gos, ale to bya tylko automatyczna sekretarka. Martine miaa idealn wymwk, eby wpa do niego w drodze do domu, a tymczasem jego nie ma! Nagraa wiadomo, e musi zostawi mu bilet na koncert witeczny wczeniej, bo sama bdzie pomaga w Sali Koncertowej ju przed poudniem. Odoya suchawk i w tej samej chwili poczua, e kto w drzwiach j obserwuje. -Rikard! Nie rb tak, przestraszye mnie! -Przepraszam. Wracam do domu i chciaem tylko sprawdzi, czy jestem ostatni. Odwie ci? -Dzikuj, ale... -Przecie ju woya kurtk. Chod, nie bdziesz musiaa mczy si z alarmem - zamia si troch sztucznie. Martine w zeszym tygodniu ju dwa razy udao si uruchomi nowy alarm, kiedy wychodzia jako ostatnia, i musieli paci ochronie za przyjazd. -No dobrze. Wobec tego dzikuj. -Nie ma... - pocign nosem Rikard. - Nie ma za co. Serce mu walio. Czu zapach policjanta Holego. Ostronie otworzy drzwi do pokoju i obmacujc rk ciany, znalaz przecznik. W dru-

300

giej rce trzyma pistolet skierowany w stron ka, ktre ledwie widzia w ciemnoci. Wstrzyma powietrze i przekrci przecznik, sypialni zalao wiato. Okazaa si niemal cakiem nagim pokojem z prostym kiem, zacielonym i pustym. Tak samo jak reszta mieszkania. Sprawdzi ju pozostae pomieszczenia, a teraz sta w sypialni i czu, e puls powoli mu si uspokaja. Holego nie byo w domu. Wsun swj pusty pistolet do kieszeni brudnej dinsowej kurtki i poczu, e bro miady tabletki zapachowe, zabrane z toalety na Dworcu Centralnym przy automacie telefonicznym, z ktrego dzwoni do informacji, gdzie podano mu adres na Sofies gate. atwiej si tu dosta, ni przypuszcza. Dwa razy zadzwoni z dou, ale nikt nie odpowiedzia, wic prawie ju si podda. Pchn jednak frontowe drzwi i okazao si, e nie s wcale zamknite, tylko przylegaj do futryny, Pewnie przez ten mrz. Na trzecim pitrze widniao nazwisko Hole naskrobane na kawaku tamy malarskiej. Przyoy czapk do szyby tu nad zamkiem i luf pistoletu uderzy w szko. Pko z kruchym trzaskiem. Duy pokj wychodzi na podwrze, zaryzykowa wic zapalenie wiata. Rozejrza si. Prosto i spartasko. Porzdnie. Ale jego trojaskiego konia, czowieka, ktry mg go zaprowadzi do Jona Karlsena, tu nie byo. Przynajmniej na razie. Mia jednak nadziej, e znajdzie bro albo amunicj. Najpierw sprawdzi miejsca, w ktrych, jak mu si wydawao, policjant moe przechowywa bro, szuflady i szafy, zajrza pod poduszk. Nic nie znalaz, wic zacz przeszukiwa pomieszczenia tak systematycznie, jak potrafi. Ale wci bez rezultatu. Potem ju szuka bez celu, co oznacza, e czowiek waciwie si podda i kieruje si desperacj. Pod jakim listem na stoliku z telefonem znalaz policyjny identyfikator ze zdjciem Harry'ego Holego. Schowa go do kieszeni. Przesuwa ksiki i pyty, zauway, e stoj w porzdku alfabetycznym. Na stole w pokoju lea cay plik papierw. Przerzuci je, zatrzymujc si na fotografii z motywem, ktry widzia ju w wielu wariantach. Z martwym mczyzn w mundurze. Robertem Karlsenem. Zauway nazwisko Stanki, jaki formularz z wypisanym na grze nazwiskiem Harry'ego. Powid wzrokiem w d i spojrzenie zatrzymao si na krzyyku widniejcym przy znajomych sowach. Smith&Wesson 38. Pod spodem widnia zamaszysty podpis. Zezwolenie na noszenie broni? Na jej wydanie?

301

Podda si. Harry Hole musia wzi pistolet ze sob. Poszed do ciasnej, ale czystej azienki i odkrci kran. Ciepa woda przyprawia go o dreszcz. Sadza z twarzy pobrudzia umywalk. Przeczy na zimn wod, zakrzepa krew na doniach rozpucia si i umywalka zrobia si czerwona. Wytar si i otworzy szafk nad umywalk. Znalaz zwj bandaa, obwiza nim rk skaleczon szkem. Czego tu brakowao. Koo kranu dostrzeg krtki, sztywny wos. lak po goleniu. Ale nie byo adnej maszynki, adnego kremu do golenia. Nie byo szczotki ani pasty do zbw, ani kosmetyczki. Czyby Hole gdzie wyjecha? W samym rodku ledztwa? Moe mieszka u dziewczyny? W kuchni otworzy lodwk i znalaz karton mleka jeszcze przez sze dni nadajcego si do spoycia, soik demu, ser, trzy puszki z lapskausem, misnym sosem z ziemniakami i warzywami, i plastikowe pudeko z pokrojonym gruboziarnistym chlebem zapakowanym w foli. Wyj mleko, chleb, dwie puszki i wczy kuchenk. Przy opiekaczu do grzanek leaa gazeta z dzisiejsz dat. wiee mleko, wiea gazeta. Zacz si skania do teorii wyjazdu. Wyj szklank z grnej szafki, ale nagy dwik przestraszy go tak, e wypuci karton z mlekiem na podog. Telefon. Patrzy na mleko rozlewajce si po czerwonych pytkach terakoty, gdy wsuchiwa si w piski z przedpokoju. Po pitym dzwonku rozlegy si trzy mechaniczne kliknicia i nagle pomieszczenie wypeni kobiecy gos. Sowa paday szybko, ale ton wydawa si wesoy. Kobieta rozemiaa si i odoya suchawk. Byo co w tym gosie. Ustawi otwart puszk z lapskausem na rozgrzanej patelni, tak jak robili podczas oblenia. Nie dlatego, e nie mieli talerzy, tylko po to, eby wszyscy wiedzieli, e dostaj jednakowe porcje. Wyszed do przedpokoju. Na maej czarnej sekretarce byszczao czerwone wiateko, a obok cyfra dwa. Wcisn play". Tama zacza si przewija. Rakel" powiedzia kobiecy gos. Wydawa si nieco starszy ni dziewczyny, ktra nagraa si przed chwil. Kobieta po paru zdaniach oddaa suchawk chopcu, ktry zacz mwi z oywieniem. Potem odtworzona zostaa ostatnia wiadomo. Stwierdzi, e wcale nic mu si

302

nie przywidziao. Sysza ju kiedy ten gos. To dzwonia dziewczyna z biaego autobusu. Stan, przygldajc si dwm fotografiom wsunitym pod ram lustra. Na jednej siedzia na niegu Hole, jaka ciemnowosa kobieta i chopiec, ktry mruy oczy do aparatu. Drugie zdjcie, stare i wyblake, przedstawiao ma dziewczynk i chopca, oboje w strojach kpielowych. Dziewczynka miaa mongoloidalne rysy twarzy, chopiec twarz Harry'ego Holego. Usiad w kuchni i jad powoli, suchajc odgosw z klatki schodowej. Szyb w drzwiach zaklei przezroczyst tam, znalezion w szufladzie stolika z telefonem. Kiedy skoczy je, poszed do sypialni. Byo zimno. Usiad na ku, pogadzi rk mikk pociel. Powcha poduszk. Otworzy szaf ubraniow. Znalaz szare obcise bokserki i zoony biay T-shirt z rysunkiem czego w rodzaju omioramiennego Siwy, sowami ZBAWIONY pod nim i JOKKE&VALENTINERNE na grze. Ubranie pachniao mydem. Rozebra si i je woy. Pooy si na ku, zamkn oczy. Myla o zdjciu Holego. O Giorgim. Pistolet wsun pod poduszk. Chocia by miertelnie zmczony, poczu, e ma erekcj, e czonek wznosi si, naciskajc na obcis mikk bawen. Zasn w bezpiecznym przekonaniu, e obudzi si, gdyby kto dotkn wejciowych drzwi. Przewidywa nieprzewidywalne". Takie byo motto Siverta Falkeida, dowdcy oddziau Delta, specjalnej jednostki policji. Falkeid sta na wzgrzu za portem kontenerowym z krtkofalwk w rku, majc za plecami szum nocnych takswek i TIR-w wracajcych do domw na wita. Przy nim sta nadkomisarz policji Gunnar Hagen w zielonej kurtce maskujcej z postawionym konierzem. W zmroonej ciemnoci na dole znajdowali si chopcy Falkeida. Sivert spojrza na zegarek. Za pi trzecia. Mino dziewitnacie minut od chwili, gdy jeden z wilczurw z psiego patrolu wskaza przy czerwonym kontenerze, e w rodku kto jest. A jednak Falkeidowi nie podobaa si ta sytuacja, chocia zadanie byo fajne. Nie to mu si nie podobao. Do tej pory wszystko si skadao. Pasowao jak rka do rkawiczki. Zaledwie trzy kwadranse miny od chwili, gdy zadzwoni do niego Ha-

303

gen, do momentu, gdy piciu wybracw stawio si na posterunku. Oddzia Delta skada si z siedemdziesiciu osb, w przewaajcej wikszoci zmotywowanych i dobrze wytrenowanych mczyzn o redniej wieku trzydzieci jeden lat. Wzywano ich wedle potrzeby, a w zakres obowizkw wchodziy midzy innymi tak zwane trudne zadania z broni i pod t kategori podlegaa ich praca. Oprcz piciu chopcw z Delty stawia si te jedna osoba z FSK, specjalnej jednostki wojska. I tu zaczynao si to, co si Falkeidowi nie podobao. Tego snajpera wezwa osobicie Gunnar Hagen. Mczyzna przedstawi si jako Aron, ale Falkeid wiedzia, e nikt w FSK nie dziaa pod prawdziwym nazwiskiem. Cay oddzia pozostawa tajemnic od pocztku swego istnienia w 1981 roku i dopiero podczas osawionej Operation Enduring Freedom w Afganistanie media w ogle zdobyy jakie konkretne szczegy na temat tej specjalistycznie wyszkolonej jednostki, ktra w opinii Falkeida przypominaa raczej jakie tajne bractwo. - Poniewa ufam Aronowi - krtko wyjani spraw Hagen. - Pa mitasz strza w Torp w dziewidziesitym czwartym? Falkeid wietnie pamita dramat zakadnikw na lotnisku w Torp. By przy tym. Nikt pniej nie dowiedzia si, kto odda strza, ktry uratowa tamten dzie, ale kula przesza przez pach kuloodpornej kamizelki zawieszonej w oknie samochodu i trafia prosto w gow uzbrojonego rabusia, ktra eksplodowaa jak dynia na tylnym siedzeniu nowiusiekiego volvo; dealer samochodowy przyj je pniej w ramach rekompensaty, umy i sprzeda na nowo. Nie to mu przeszkadzao. Ani te to, e Aron mia karabin, jakiego Falkeid nigdy dotychczas nie widzia. Napis Mar" na kolbie nic mu nie mwi. Teraz Aron lea gdzie z laserowym celownikiem i noktowizorem i zgasza dobr widoczno. Poza tym tylko burcza w odpowiedzi, kiedy Falkeid prosi o potwierdzenie cznoci. Ale i nie o to chodzio. Falkeid po prostu uwaa, e Aron nie mia tu co robi. Niepotrzebny im wcale aden snajper. Falkeid zawaha si chwil. W kocu podnis krtkofalwk do ust. - Bynij latark, kiedy bdziesz gotowy, Atle. Bysno wiateko przy czerwonym kontenerze. - Wszyscy s na pozycjach - zgosi Falkeid. - Jestemy gotowi do uderzenia. Hagen kiwn gow.

304

- Dobrze. Ale zanim zaczniemy, chc si tylko upewni, e podzie lasz mj pogld, Falkeid. e lepiej bdzie dokona zatrzymania, nie czekajc na Holego. Falkeid wzruszy ramionami. Za pi godzin zrobi si jasno. Stanki by wyszed i bez kopotu dogoniliby go z psami na otwartym terenie. Mwiono, e Gunnar Hagen z czasem zapewne zostanie komendantem gwnym policji. -Tak, to si wydaje rozsdne odpowiedzia. -To dobrze. Tak bdzie w moim raporcie. e to bya wsplna ocena. Na wypadek gdyby kto twierdzi, e pospieszyem si z zatrzymaniem, bo chciaem, eby to mnie przypada osobista chwaa. -Myl, e nikt nie bdzie ci o to podejrzewa. -Dobrze. Falkeid wcisn czno w krtkofalwce: Gotowi za dwie minuty". Hagen i Falkeid wypucili z ust biay dym, ktry zmiesza si w jedn chmurk, zanim si rozwia. -Falkeid... - to by gos z krtkofalwki. Atle szepta. - W otworze kontenera wanie ukaza si mczyzna. -Wszyscy w gotowoci - nakaza Falkeid spokojnym, mocnym gosem. Przewidywa nieprzewidywalne. - Wychodzi? -Nie, stoi. On... wyglda tak, jakby... Pojedynczy strza rozdar ciemno nad Oslofjorden. Potem znw zapada cakowita cisza. - Co to, u diabla, byo? - spyta Hagen. Nieprzewidywalne, pomyla Falkeid.

24 NIEDZIELA, 20 GRUDNIA. OBIETNICA


By bardzo wczesny niedzielny poranek, a on wci spa. W mieszkaniu Harry'ego, w ku Harry'ego, w ubraniu Harry'ego. I niy mu si koszmary Harry'ego. Duchy, zawsze duchy. Rozleg si cichuteki dwik, ledwie skrobnicie o drzwi wejciowe. Ale to wystarczyo. Obudzi si, sign pod poduszk i od razu by na nogach. Lodowata podoga parzya w nagie stopy, gdy skrada si do

305

przedpokoju. Przez nierwn szyb w drzwiach widzia zarys postaci. Pogasi wszystkie wiata w rodku i wiedzia, e nikt z zewntrz go nie zobaczy. Tamten czowiek wyglda tak, jakby sta pochylony i w czym grzeba. Nie mg woy klucza w zamek? Czyby Harry Hole by pijany? Moe wcale nigdzie nie wyjecha, tylko przez ca noc gdzie pi? Stan tu przy drzwiach i sign rk do zimnego metalu klamki. Wstrzyma oddech i poczu kolb pistoletu dobrze przylegajc do doni. Ta druga osoba na zewntrz te jakby wstrzymaa oddech. Mia nadziej, e to nie bdzie oznacza wicej kopotu ni to konieczne. e Hole mimo wszystko okae si dostatecznie rozsdny, by zrozumie, e nie ma wyboru. Ze albo bdzie musia zaprowadzi go do Jona Karlsena, albo, gdyby to okazao si zbyt trudne, cign Jona Karlsena tutaj, do mieszkania. Z uniesionym pistoletem, tak by by od razu widoczny, mocno szarpn drzwi. Osoba za nimi jkna i cofna si o dwa kroki. Do klamki od zewntrznej strony drzwi co byo przymocowane. Bukiet kwiatw owinitych w papier i foli, a do papieru przyklejona dua koperta. Rozpozna j od razu mimo przeraonej miny. - Get in here - powiedzia cicho. Martine Eckhoff wahaa si, dopki nie podnis pistoletu wyej. Pokaza jej, e ma wej do pokoju, i poszed za ni. Uprzejmie poprosi, eby usiada w fotelu, a sam usadowi si na kanapie. Wreszcie oderwaa wzrok od pistoletu i popatrzya na niego. -Przepraszam za strj. Gdzie jest Harry Hole? - spyta. -What do you want? Zaskoczy go jej gos. Brzmia spokojnie, niemal ciepo. -Zapa Holego - odpar. - Gdzie on jest? -Nie wiem. Czego chcesz od niego? -To ja bd zadawa pytania. Jeli nie powiesz mi, gdzie jest Harry Hole, bd musia ci zastrzeli, rozumiesz? Nie wiem. Moesz strzela. Jeli uwaasz, e to ci pomoe. Szuka lku w jej oczach, ale go nie znalaz. Moe to przez jej reni ce. Byo w nich co dziwnego. -Co tu robisz? - spyta. -Przyniosam Harry'emu obiecany bilet na koncert.

306

-A kwiaty? -Tak mi tylko wpado do gowy. Przycign do siebie jej torebk, ktr postawia na stole. Przeszukiwa j, a znalaz portfel i kart do bankomatu. Martine Eckhoff. Urodzona w 1977. Adres: Sorgenfrigata, Oslo. -Ty jeste Stanki - powiedziaa. -To ty bya w tym biaym autobusie, prawda? Znw na ni spojrza, wytrzymaa jego spojrzenie. Potem wolno kiwna gow: -Przyszede tu, bo chcesz, eby Harry doprowadzi ci do Jona Karlsena, prawda? A teraz nie wiesz, co masz robi, tak? -Zamknij si! - warkn, ale nie wyszed mu taki ton, jaki sobie zamierzy. Bo ona miaa racj. Wszystko si rozpadao. Siedzieli w milczeniu w ciemnym pokoju, a za oknem powoli si rozjaniao. W kocu to jednak ona si odezwaa. -}a ci mog doprowadzi do Jona Karlsena. -Co? - spyta zaskoczony. -Wiem, gdzie on jest. -Gdzie? -Na farmie. -Skd wiesz? -Poniewa ta farma jest wasnoci Armii Zbawienia, a ja mam list osb, ktre z niej korzystaj. Policja dzwonia do mnie z pytaniem, czy nikt nie bdzie tam przeszkadza przez kilka dni. -Aha. Ale dlaczego chcesz mnie tam zaprowadzi? -Bo Harry ci nic nie powie - odpara po prostu. - A wtedy ty go zastrzelisz. Spojrza na ni i uwiadomi sobie, e ona naprawd tak myli. Kiwn powoli gow. -Ile osb jest na tej farmie? -Jon, jego dziewczyna i jeden policjant. Jeden policjant. W jego gowie zacz ksztatowa si plan. -Jak to daleko? -Trzy kwadranse do godziny w porannym szczycie. Ale dzisiaj jest niedziela. Mam samochd pod domem. -Dlaczego mi pomagasz?

307

-Przecie ju mwiam. Chc, eby to si wreszcie skoczyo. -Zdajesz sobie spraw z tego, e strzel ci w gow, jeli mnie okamaa? Potakna. - Jedziemy od razu - zdecydowa. O sidmej czternacie Harry wiedzia, e yje. Wiedzia to, poniewa kadym nerwem czu bl. I poniewa psy domagay si jeszcze. Otworzy oczy i rozejrza si. Ubranie leao rozrzucone po caym pokoju hotelowym. Ale by przynajmniej sam. Wycelowa rk w szklank na nocnym stoliku i trafi. Pusta. Przecign palcem po dnie i poliza. Sodkie. Cay alkohol wyparowa. Wsta z ka i zabra ze sob szklank do azienki. Unikajc spojrzenia w lustro, napeni szklank wod. Wypi powoli, psy protestoway, ale zdoa j utrzyma. Potem jeszcze jedna szklanka. Samolot. Zerkn na nadgarstek. Gdzie, do cholery, podzia si zegarek? I ktra moga by godzina? Musia si std wydosta i dotrze do domu. Tylko najpierw jeden drink... Znalaz spodnie. Wcign. Palce mia zdrtwiae, opuchnite. Torba. Jest. Kosmetyczka. Buty. Ale gdzie komrka? Przepada. Wybra dziewitk, poczenie z recepcj, i sucha drukarki wypluwajcej rachunek za plecami recepcjonisty, ktry trzykrotnie podawa mu godzin, a do Harry'ego nie mogo to dotrze. Wykrztusi po angielsku co, co sam ledwie rozumia. - Sorry, Sir - odpar recepcjonista. - The bar doesn't open till three p.m. Do you want to check out now? Harry kiwn gow i w kurtce lecej w nogach ka zacz szuka biletu lotniczego. -Sir? -Yes. - Harry odoy suchawk. Odchyli si na ku, eby kontynuowa poszukiwania w kieszeniach spodni, ale znalaz tylko norwesk monet dwudziestokoronow. I nagle przypomnia sobie, co si stao z zegarkiem. Kiedy chcia uregulowa rachunek, bo bar ju zamykano, i zabrako mi kilku kun, na banknotach pooy norwesk dwudziestokoronwk i chcia wyj. Zanim jednak dotar do drzwi, usysza gniewny okrzyk i poczu piekcy bl z tyu gowy. Zaraz potem spojrza na dwudziestokoronwk taczc na pododze i wirujc mi-

308

dzy stopami. Wrci wic do baru, a barman, mamroczc ze zoci, przyj zegarek jako brakujc reszt pienidzy. Harry przypomnia sobie, e kieszenie w kurtce byy podarte, zastanowi si i znalaz bilet na samolot pod podszewk wewntrznej kieszonki, wydosta go stamtd i sprawdzi czas odlotu. W tej samej chwili rozlego si pukanie do drzwi. Najpierw raz, potem drugi, ju mocniej. Harry mao pamita z tego, co si wydarzyo po zamkniciu baru, wic jeli pukanie miao zwizek z tym wanie okresem, nie mia powodu, by przypuszcza, e czeka go co przyjemnego. Ale z drugiej strony moe kto znalaz jego komrk. Z trudem dotar do drzwi i lekko je uchyli. -Good morning - powiedziaa kobieta. - A moe nie? Harry opar si o futryn i prbowa zmusi si do umiechu. -Po co pani przysza? Z upitymi wosami jeszcze bardziej wygldaa na nauczycielk angielskiego. -Zawrze umow. -Tak? A dlaczego teraz, a nie wczoraj? -Poniewa chciaam wiedzie, co zrobisz po naszym spotkaniu. Czy na przykad nie spotkasz si z kim z chorwackiej policji. -I pani wie, e tego nie zrobiem? -Pie w barze, dopki nie zamknli. A potem ledwie dotare do pokoju. -Ma pani te szpiegw? -Chod, Hole. Musisz zdy na samolot. Na zewntrz czeka na nich samochd. Za kierownic siedzia barman z wiziennymi tatuaami. -Do katedry witego Stefana, Fred - polecia kobieta. - Szybko, bo jego samolot odlatuje za ptorej godziny. -Duo pani o mnie wie - powiedzia Harry. - A ja o pani nic. -Moesz mnie nazywa Mari. Wiea potnej katedry witego Stefana znikaa w porannej mgle wiszcej nad Zagrzebiem. Maria poprowadzia Harry'ego przez wielk, niemal pust naw. Minli konfesjonay i ca kolekcj witych z nalecymi do nich

309

klcznikami. Z ukrytych gonikw sczya si przypominajca mantr chralna pie z tamy, cicha i przesycona echem, majca zapewne skania do kontemplacji, ale Harry'emu skojarzya si z katolickim supermarketem. Maria zaprowadzia go do bocznej nawy, w ktrej drzwi wiody do niewielkiego pomieszczenia z podwjnymi klcznikami. Przez kolorowe szybki do rodka wpadao poranne wiato, czerwone i niebieskie. Po obu stronach figury ukrzyowanego Chrystusa pony dwie wiece. Przed krucyfiksem klczaa figura woskowa, twarz zwrcona ku niebu, z rkami wycignitymi jak w rozpaczliwej modlitwie. - wity Tomasz Aposto, patron budowniczych - wyjania, schyli a gow i przeegnaa si. - Ten, ktry chcia i na mier z Jezusem. Niewierny Tomasz, pomyla Harry, gdy Maria pochylia si nad swoj torebk, wyja z niej niedu wieczk z wizerunkiem witego, zapalia i postawia przed figur apostoa. -Uklknij. -Dlaczego? -Po prostu zrb to, co mwi. Harry niechtnie dotkn kolanami obdartego czerwonego aksamitu na klczniku, a okcie pooy na pochyej pycie z drewna poczerniaego od potu, tuszczu i ez. Pozycja bya dziwnie wygodna. -Przysignij na Syna Boego, e dotrzymasz swojej czci umowy. Harry zawaha si, w kocu pochyli gow. -Przysigam... - zacza Maria. -Przysigam... -W imi Syna Boego, mojego Zbawiciela. -W imi Syna Boego, mojego Zbawiciela. - Uczyni wszystko, co w mojej mocy, by ocali tego, ktrego nazy waj Mali Spasitelj. Harry powtrzy. Maria usiada. - To tutaj spotkaam si z kurierem klienta - wyjania. - Tu zam wi robot. Ale chodmy std, to nie jest miejsce na handel ludzkimi lo sami. Fred zawiz ich do wielkiego przestronnego parku krla Tomisawa, sam zosta w samochodzie. Harry i Maria znaleli dla siebie awk.

310

Zbrzowiae, na wp zwide dba trawy prboway si podnosi, ale zimny wiatr wciska je w ziemi. Za starym pawilonem wystawowym zadzwoni tramwaj. -Ja go nie widziaam - powiedziaa. - Ale mia mody gos.
-Gos?

-Pierwszy raz zadzwoni do hotelu International w padzierniku. Jeli kto telefonuje do czci uchodcw, przeczaj go do Freda. On przeczy go dalej do mnie. Ten czowiek powiedzia, e dzwoni w imieniu anonimowej osoby, ktra chciaaby zleci robot w Oslo. Pamitam, e w tle sucha byo ruch uliczny. -Pewnie budka telefoniczna. -Prawdopodobnie. Odpowiedziaam, e nigdy nie zaatwiam interesw przez telefon ani z anonimowymi osobami i odoyam suchawk. Dwa dni pniej zadzwoni jeszcze raz, poprosi, ebym za trzy dni przysza do katedry witego Stefana. Poda mi konkretn godzin i powiedzia, do ktrego konfesjonau mam podej. Na gazi drzewa rosncego przy awce usiada wrona. Przekrzywia epek i przygldaa im si ze smutkiem. -Tego dnia w katedrze byo wielu turystw. Podeszam do umwionego konfesjonau w umwionym czasie. Na siedzeniu leaa zapiecztowana koperta. Otworzyam j. W rodku bya szczegowa instrukcja mwica, jak i kiedy naley zlikwidowa Jona Karlsena. Zaliczka w dolarach, duo wiksza od tego, ile zwykle bierzemy, i propozycja kocowego rozliczenia. Byo tam te napisane, e kurier, z ktrym ju rozmawiaam przez telefon, skontaktuje si ze mn, eby pozna moj odpowied i omwi detale, jeli zaakceptuj propozycj rozliczenia. Kurier mia by naszym jedynym punktem kontaktowym, ale ze wzgldw bezpieczestwa nie by wtajemniczony we wszystkie szczegy, dlatego w adnych okolicznociach nie wolno mi si z niczym zdradzi. Zabraam kopert, wyszam z katedry i wrciam do hotelu. Pl godziny pniej zadzwoni kurier. -Czyli ta sama osoba, ktra dzwonia do pani z Oslo? -Nie przedstawi si, ale jako bya nauczycielka zazwyczaj zwracam uwag na to, jak ludzie mwi po angielsku. A on mia bardzo charakterystyczny akcent. -O czym rozmawialicie?

311

-Powiedziaam mu, e nie podejmiemy si zlecenia z trzech powodw. Po pierwsze dlatego, e z zasady chcemy zna przyczyny, ktrymi kieruje si zleceniodawca. Po drugie, poniewa ze wzgldw bezpieczestwa nigdy nie pozwalamy, by kto inny decydowa o miejscu i czasie. A po trzecie, nie pracujemy dla anonimowych zleceniodawcw. -Co odpowiedzia? -e to on jest odpowiedzialny za rozliczenie, wic musz zadowoli si jego tosamoci. Spyta mnie te, o ile trzeba podnie cen, ebym zrezygnowaa z pozostaych zastrzee. Odparam, e to wicej, ni jest w stanie zapaci. Powiedzia mi wtedy, ile moe da, a ja... Harry obserwowa j, kiedy szukaa waciwych angielskich sw. -Byam nieprzygotowana na tak sum. -Ile powiedzia? -Dwiecie tysicy dolarw. To pitnacie razy wicej ni zwykle bierzemy. Harry kiwn gow. -I wtedy motyw przesta si ju tak bardzo liczy. -Nie musisz wcale tego rozumie, Hole. Ale my przez cay czas mielimy plan. Chcielimy, kiedy ju zbierzemy do pienidzy, skoczy z tym, wrci do Vukovaru. Tam zacz nowe ycie. Kiedy pojawia si ta oferta, zrozumiaam, e to nasz bilet do ycia. To miao by ostatnie zlecenie. -Czyli e zasada prowadzenia idealistycznego przedsibiorstwa zabijania musiaa ustpi? - Harry szuka po kieszeniach papierosw. -A ty prowadzisz idealistyczne ledztwo w sprawie zabjstwa, Hole? - I tak, i nie. Trzeba z czego y. Umiechna si przelotnie. -Wic chyba nie ma zbyt wielkiej rnicy midzy tob a mn, prawda? -W to wtpi. -Ach tak? O ile si nie myl, tak samo jak ja masz nadziej, e rozprawiasz si wycznie z tymi, ktrzy na to zasuguj? -To oczywiste. -Ale nie zawsze tak jest, prawda? Ju odkrye, e wina ma rne odcienie, ktrych nie brae pod uwag, postanawiajc zosta policjantem i wyzwala ludzko od za. Ju wiesz, e z reguy za jest mao, za

312

to mnstwo ludzkiej maoci. Wiele smutnych historii, w ktrych czowiek odnajduje sam siebie. Ale tak jak mwisz, trzeba z czego y. Zaczlimy wic troch kama. I przed tymi, ktrzy nas otaczaj, i przed samymi sob. Harry nie mg znale zapaek. Wiedzia, e jeli wkrtce nie uda mu si zapali tego papierosa, wybuchnie. Nie chcia myle o Birgerze Homenie. Nie teraz. Poczu suchy trzask pod zbami, gdy przegryza filtr. -Jak si przedstawi ten kurier? -Pytasz tak, jakby ju wiedzia. -Robert Karlsen - odpar Harry, rozcierajc mocno twarz domi. A kopert z instrukcjami przekaza ci dwunastego padziernika. Uniosa zgrabn brew. - Znalelimy jego bilet lotniczy. - Harry poczu, e robi mu si zimno. Wiatr przewiewa go na wskro, jakby by duchem. - A kiedy wrci do domu, niewiadomie zaj miejsce tego, ktrego osobicie skazywa na mier. Mona pkn ze miechu, prawda? Nie odpowiedziaa. -Nie rozumiem tylko - cign Harry - dlaczego twj syn nie zrezygnuje ze zlecenia, chocia widzi w telewizji i czyta w gazetach, e zabi czowieka, ktry mia zapaci rachunek. -On si nigdy nie dowiaduje, kim jest zleceniodawca ani czym zawinia ofiara. Tak jest najlepiej. -eby nie mg nic ujawni, kiedy go zapi? -eby nie musia myle. eby mg wykona swoj robot i ufa, e ja podjam suszn decyzj. - Suszn zarwno moralnie, jak i finansowo? Wzruszya ramionami. -W tym wypadku oczywicie lepiej by byo, gdyby zna nazwisko zleceniodawcy. Problem w tym, e on si z nami nie skontaktowa po zabjstwie. Nie wiem, dlaczego. -Boi si - odpar Harry. Maria zamkna oczy, Harry zobaczy, e minie jej drobnej twarzy drgaj. - Chciae, eby moja cz umowy polegaa na wezwaniu mojego rzemielnika z powrotem. Teraz rozumiesz, e to nie jest moliwe. Ale

313

podaam ci nazwisko czowieka, ktry zleci nam t robot. Wicej nie mog zrobi, dopki on si ewentualnie z nami nie skontaktuje. A czy ty mimo wszystko dotrzymasz swojej czci umowy, Harry? Uratujesz mojego chopca? Harry nie odpowiedzia. Wrona poderwaa si nagle z gazi i na wir spado kilka kropli. - Mylisz, e twj syn wycofaby si, gdyby zrozumia, jak marne ma szanse? Umiechna si lekko, ale zaraz ze smutkiem pokrcia gow. - Dlaczego nie? Poniewa on nie zna strachu i jest uparty. Ma to po ojcu. Harry popatrzy na chud kobiet z dumnie uniesion gow i po myla, e tego ostatniego wcale nie jest pewien. -Pozdrw Freda. Pojad na lotnisko takswk. Maria popatrzya na swoje donie. -Wierzysz w Boga, Harry? -Nie. -A jednak przysige przed nim, e ocalisz mojego syna. -Tak - powiedzia Harry i wsta. Maria dalej siedziaa. Podniosa gow, eby spojrze na niego. -Dotrzymujesz obietnic? -Nie zawsze. -Nie wierzysz w Boga ani we wasne sowo? Co wic zostaje? Harry cianiej owin si kurtk. -Powiedz mi, w co wierzysz, Harry. - Wierz w nastpn obietnic. - Obrci si i mruc oczy, popatrzy na szerok alej, na ktrej by may ruch, jak to w niedziel. Wierz, e czowiek moe dotrzyma obietnicy, chocia zama poprzedni. Wierz w nowe pocztki. Chyba o tym nie mwiem... - Skin rk, widzc nie bieski szyld takswki. - Ale wanie dlatego jestem w tej brany. W takswce Harry uwiadomi sobie, e nie ma gotwki, ale przypomnia sobie, e na lotnisku Pleso s bankomaty przyjmujce karty VI SA. Przez ca drog obraca w palcach dwudziestokoronwk. Wspomnienie monety wirujcej na pododze w barze walczyo z myl o pierwszym drinku na pokadzie samolotu.

314

Rozjanio si ju, kiedy Jona zbudzi odgos samochodu podjedajcego pod 0stgSrd. Dalej lea, wpatrujc si w sufit. Noc bya duga i zimna, nie spa zbyt wiele. - Kto to przyjecha? - spytaa Thea, jeszcze przed chwil gboko upiona. Sysza lk w jej gosie. - Na pewnie kto na zastpstwo tego policjanta - powiedzia Jon. Silnik zgasi, dwukrotnie trzasny drzwiczki samochodu. Czyli dwie osoby. Ale adnych gosw. Milczcy policjanci. Z duego pokoju, w ktrym zainstalowa si ich opiekun, dobiego pukanie do drzwi frontowych. Raz. Dwa razy. -Dlaczego on nie otwiera? - szepna Thea. -Cicho, moe go nie ma. Moe poszed do wygdki. Pukanie rozlego si po raz trzeci. Mocne. -Pjd otworzy - zdecydowa Jon. -Zaczekaj! - Przecie musimy ich wpuci. - Jon przeczoga si ponad ni i wcign ubranie. Otworzy drzwi do duego pokoju. W popielniczce na stoliku dymi papieros, a na kanapie lea! odrzucony koc. Znw zastukano. Jon wyjrza przez okno, ale nie zobaczy samochodu. Dziwne. Stan tu przy drzwiach. -Kto tam? - krzykn, ju nie taki pewny. -Policja - rozleg si gos z zewntrz. Moliwe, e Jon si myli, ale wydao mu si, e gos ma dziwny akcent. Drgn, gdy zapukano jeszcze raz. Wycign drc rk do klamki. Potem odetchn gboko i szarpniciem otworzy drzwi. Poczu si tak, jakby runa na niego ciana wody, gdy uderzy go lodowaty wiatr, a ostre olepiajce wiato zawieszonego nisko soca kazao mu zmruy oczy, kiedy prbowa si wpatrywa w dwie postaci stojce na schodach. -Przyjechalicie na zamian? - spyta Jon. -Nie - odpar znajomy kobiecy gos. - Ju po wszystkim. -Po wszystkim? - zdziwi si Jon, zasaniajc rk oczy. - Cze, to ty? -Tak, moecie si pakowa, odwieziemy was do domu.

315

-Dlaczego? Wyjania. -Jon! - krzykna Thea z sypialni. -Chwileczk. - Jon zostawi drzwi otwarte i poszed do Thei. -Kto to? - spytaa Thea. - Ta, ktra mnie przesuchiwaa - powiedzia Jon. - Torii Li. I fa cet, ktry chyba te nazywa si Li. Mwi, e Stanki nie yje. Zastrze lili go w nocy. Policjant, ktry ich pilnowa, wrci z wychodka, spakowa swoje rzeczy i odjecha. A dziesi minut pniej Jon zarzuci torb na rami, zamkn drzwi i przekrci klucz. Po wasnych ladach przeszed w gbokim niegu do ciany domu, odliczy pit desk i zawiesi klucz na umocowanym od wewntrz haczyku. Potem pobieg za innymi do czerwonego golfa, ktry sta z wczonym silnikiem, parskajc biaymi spalinami. Wcisn si na tylne siedzenie obok Thei. Kiedy ruszyli, obj j i uciska, a potem wychyli si midzy przednie siedzenia. - Co si waciwie stao w tym porcie kontenerowym w nocy? - spyta. Sierant Torii Li zerkna na koleg, Ol Li, na siedzeniu pasaera. -Mwi, e to wygldao tak, jakby Stanki siga po bro - powiedzia Ola Li. - To znaczy snajper ze specjalnego oddziau twierdzi, e tak to wygldao. -A Stanki wcale tego nie zrobi? -Pytanie, co masz na myli, mwic o broni. - Ola zerkn na Torii, ktra miaa wyrane kopoty z zachowaniem powagi. - Kiedy go obrcili, lea z rozpitym rozporkiem i interesem na wierzchu. Zdaje si, e stan w drzwiach, eby si wysika. Torii chrzkna, nagle surowa. -Ale o tym nic nie wiecie - doda czym prdzej Ola Li. - To chyba zrozumiae, prawda? -Chcesz powiedzie, e tak po prostu go zastrzelilicie? - zawoaa Thea z niedowierzaniem. -Nie my - zaprotestowaa Torii Li. - Snajper z FSK. - Przypuszczaj, e Stanki musia co usysze i obrci gow - cign Ola - bo kula wesza za uchem i wysza tam, gdzie by nos. Koniec i bomba... Cha, cha!

316

Thea popatrzya na Jona. -Ciekawe, jakiego kalibru uy - zaduma si Ola. - Sam si niedugo przekonasz, Karlsen. Ciekawe, czy uda ci si zidentyfikowa faceta. -To i tak byoby trudne - odpar Jon. -Tak, tak, syszelimy. Ola pokrci gow. - Gba z pantomimy. Moim zdaniem to jaka wierutna bzdura. Ale to poza protokoem. Przez chwil jechali w milczeniu. -Skd wiecie, e to on? - spytaa nagle Thea. - Skoro twarz jest tak zmasakrowana? -Rozpoznali kurtk - powiedzia Ola. -To wszystko? Ola i Torii wymienili spojrzenia. -No nie. I na kurtce, i na kawaku szka, ktry znaleli w kieszeni, bya zakrzepa krew. Sprawdzaj teraz, czy to krew Halvorsena. -Ju po wszystkim, Theo. - Jon przycign j mocniej do siebie. Opara gow na jego ramieniu, a on zacz wdycha zapach jej wosw. Wkrtce bdzie spa. Dugo. Midzy oparciami siedze widzia do Torii Li na kierownicy. Skrcia do mocno na prawo, gdy z przeciwnej strony nadjecha nieduy biay elektryczny samochodzik, taki sam jak ten, ktry Armia Zbawienia dostaa w prezencie od krla.

25 NIEDZIELA, 20 GRUDNIA. PRZEBACZENIE


Wykresy i cyfry na ekranach, ktrym towarzyszyy regularne elektroniczne pinicia obrazujce rytm serca, daway iluzj kontroli. Hah/orsen mia na twarzy mask zasaniajc mu usta i nos, a na gowie co podobnego do hemu, co, jak wyjani lekarz, rejestrowao zmiany aktywnoci mzgu. Na ciemnych powiekach widoczna bya siateczka delikatnych yek. Harry uwiadomi sobie, e nigdy nie widzia tego wczeniej. Nigdy nie widzia Halvorsena z zamknitymi oczami. Zawsze mia otwarte. Skrzypny drzwi za jego plecami. Wesza Beat. - Nareszcie - powiedziaa.

317

- Przyjechaem prosto z lotniska - szepn Harry. - On wyglda jak picy pilot myliwca. Dopiero na widok wymuszonego umiechu Beat zrozumia zowieszczo tego porwnania. Gdyby jego mzg nie by tak otpiay, moe wybraby inne. Albo po prostu trzyma gb na kdk. W ogle mg jako tako zachowa twarz wycznie dlatego, e samolot leccy z Zagrzebia do Oslo znajduje si w midzynarodowej przestrzeni powietrznej przez niespena ptorej godziny, a stewardesa roznoszca alkohol musiaa koniecznie obsuy wszystkich innych pasaerw, nim zauwaya lampk wiecc nad gow Harry'ego. Wyszli z pokoju Halvorsena i na kocu korytarza znaleli kanap z fotelami. - Co nowego? - spyta Harry. Beat potara rk twarz. - Lekarz, ktry bada Sofi Miholjec, zadzwoni do mnie pnym wieczorem. Nie znalaz adnych innych ladw oprcz tego siniaka na czole, ktry, jego zdaniem, mg rwnie dobrze powsta w wyniku ude rzenia o drzwi, tak jak twierdzia Sofia. Owiadczy, e powanie trak tuje obowizek dochowania tajemnicy, lecz ona przekonaa go, e po winien nam o tym powiedzie, skoro rzecz dotyczy ledztwa w tak po wanej sprawie. Pobra Sofii krew, analiza nie wykazaa nic nienormalnego, dopki przeczucie nie kazao mu zrobi badania pozio mu HCG w surowicy. Stwierdzi, e wynik nie pozostawia adnych wtpliwoci. Beat przygryza warg. - Bardzo interesujce przeczucie - stwierdzi Harry. - Ale nie mam pojcia, co to jest HCG. -Sofia niedawno bya w ciy, Harry. Prbowa gwizdn, ale wargi mia za suche. -Musisz z ni porozmawia. -Oczywicie, bo ostatnio serdecznie si zaprzyjaniymy - powiedziaa cierpko Beat. -Nie musisz si z ni przyjani. Masz si dowiedzie, czy nie zostaa zgwacona. -Zgwacona? -Takie przeczucie.

318

Beat westchna. -No dobrze. Ale chyba teraz ju si z tym tak bardzo nie spieszy. -Dlaczego? -Po tym, co si stao w nocy. -A co si stao w nocy? Beat zrobia wielkie oczy. -Nie wiesz? Harry pokrci gow. -Zostawiam ci co najmniej cztery wiadomoci w telefonie. -Zgubiem wczoraj komrk. No, mw wreszcie! Zobaczy, e Beat przeyka lin. -Cholera! - zdenerwowa si. - Powiedz, e nie jest tak, jak myl. -Zastrzelili Stankicia w nocy. Zgin na miejscu. Harry zamkn oczy, glos Beat dociera do niego z daleka. - Wedug raportu Stanki sign po co, ostrzeono go w przepi sowy sposb. Raport, pomyla Harry. Ju. -Niestety, jedyn broni, jak przy nim znaleziono, by kawaek szka w kieszeni kurtki ze ladami krwi, ktr Zakad Medycyny Sdowej obieca zbada na jutro. Pistolet prawdopodobnie gdzie ukry do czasu, kiedy znw zamierza go uy. To byby przecie dowd, gdyby go przy nim zatrzymano. Nie mia te przy sobie adnych dokumentw. -Znalelicie co jeszcze? - Pytanie Harry'ego pado automatycznie, bo mylami by gdzie indziej, a konkretnie w katedrze witego Stefana. Przysigam w imi Syna Boego". -W kcie lea sprzt narkomana. Strzykawka, yeczka. Ciekawsze byo to, e z sufitu zwisa martwy pies. Czarny metzner, wedug kierownika portu. Kawaki z niego odcito. -Ciesz si, e to sysz - mrukn Harry. -Co? -Nic takiego. -To tumaczy, tak jak mwie, resztki psiego misa w wymiocinach na G0teborggata. -Czy w tej akcji bra udzia kto inny oprcz Delty? -Wedug raportu nie. -A czyj to waciwie raport?

319

-Dowodzcego akcj, oczywicie. Siverta Falkeida. -Oczywicie. -W kadym razie ju po wszystkim. -Nie! -Nie musisz krzycze, Harry. -Nie jest po wszystkim. Tam gdzie jest ksi, musi by i krl. - Co waciwie chcesz przez to powiedzie? - Beat zapony po liczki. - Zgin patny zabjca, a ty si zachowujesz tak, jakby to by... kumpel. Halvorsen, pomyla Harry. Chciaa powiedzie Halvorsen. Zamkn oczy i wiato zamigotao mu czerwono pod powiekami. Jak wieca. Jak wieca w kociele. By zaledwie chopcem, kiedy chowali matk w Andalsnes, w miejscu z widokiem na gry, bo o to prosia, chorujc. Stali tam, ojciec, Sio i on i suchali, jak pastor mwi o osobie, ktrej nigdy nie zna, poniewa ojciec nie mia siy sam tego zrobi. I by moe Harry ju wtedy wiedzia, e bez niej nie bd ju rodzin. Dziadek, po ktrym Harry odziedziczy wzrost, nachyli si mocno, chuchn mu w twarz wieym alkoholem i stwierdzi, e tak wanie by powinno. Rodzice powinni odchodzi pierwsi. Harry przekn lin. - Znalazem szefow Stankicia - odezwa si. - Potwierdzia, e za bjstwo zleci Robert Karlsen. Beat patrzya na niego zaskoczona. - Ale to wcale nie koniec. Robert by tylko kurierem. Sta za tym kto inny. -Kto? -Nie wiem. Wiem jedynie, e to kto, kogo sta na zapacenie dwustu tysicy dolarw za zabjstwo. -I to wszystko powiedziaa ci szefowa Stankicia ot, tak bez niczego? Harry pokrci gow. -Zawarlimy umow. -Jak? -Wolaaby nie wiedzie. Beat mrugna dwa razy. W kocu kiwna gow. Harry patrzy na starsz pani, ktra z trudem poruszaa si o kulach, i zastanawia si,

320

czy matka Stankicia i Fred ledz norweskie gazety w internecie. Czy ju wiedz, e Stanki nie yje. -Rodzice Halvorsena poszli co zje do stowki. Zejd do nich. Pjdziesz ze mn, Harry? -Co? Przepraszam. Jadem w samolocie. -Myl, e byoby im mio. Mwi, e on zawsze tak ciepo si o tobie wyraa. Jak o starszym bracie. Harry pokrci gow. - Moe pniej. Kiedy odesza, Harry wrci do pokoju Halvorsena. Usiad koo ka, przesun si na brzeg krzesa i popatrzy na blad twarz na poduszce. W torbie mia nieotwart butelk Jima Beama ze sklepu bezcowego. - My dwaj przeciwko caej bandzie - szepn. Wysun rk nad czoo Halvorsena i napi palec wskazujcy o kciuk. Palec mocno uderzy Halvorsena midzy oczami, ale powieki ani drgny. - Jaszyn - szepn grubym gosem. Kurtk zawadzi o brzeg ka, stukna gucho. Harry sprawdzi. Co byo pod podszewk. Zgubiona komrka. Kiedy wrcia Beat z rodzicami Halvorsena, Harry ju wyszed. Jon lea na kanapie z gow na kolanach Thei. Ogldaa w telewizji jaki stary film, a Jon sucha charakterystycznego gosu Bette Davis, wpatrujc si w sufit i mylc o tym, e zna ten sufit lepiej ni swj wasny i e gdyby zapatrzy si dostatecznie mocno, w kocu zobaczyby co znajomego, co innego ni ta zmasakrowana twarz, ktr pokazali mu w zimnej piwnicy Szpitala Centralnego. Pokrci gow, gdy spytali, czy to czowiek, ktrego widzia w drzwiach swojego mieszkania, a ktry pniej zaatakowa policjanta noem. Ale to nie znaczy, e to nie on" - powiedzia, a oni pokiwali gowami, zanotowali i wyprowadzili go. -Jeste pewien, e policja nie pozwoli ci nocowa we wasnym mieszkaniu? - spytaa Thea. - Tyle bdzie gadania, jeli zostaniesz tu na noc. -To miejsce zbrodni - powiedzia Jon. - Jest zaplombowane, dopki nie skocz bada.

321

- Zaplombowane - powtrzya Thea. - To si kojarzy z bolcym zbem. Bette Davis krzyczaa na modsz kobiet, potem skrzypce zagray gono i dramatycznie. - O czym mylisz? - spytaa Thea. Jon nie odpowiedzia. Milcza, poniewa myla o tym, e skama, mwic jej, e ju po wszystkim. e nie bdzie po wszystkim, dopki on sam nie zrobi tego, co musia zrobi. A to, co musia zrobi, to wzi byka za rogi, powstrzyma wroga i by dzielnym onierzykiem. Bo teraz ju wiedzia. Sta dostatecznie blisko, gdy Halvorsen na Goteborggata odsuchiwa wiadomo od Madsa Gilstrupa, i sysza przyznanie si do winy. Zadzwoni dzwonek do drzwi. Thea podniosa si szybko, jakby tylko na to czekaa. W progu sta Rikard. -Przeszkadzam? - spyta. -Nie - odpar Jon. - Wanie wychodziem. Ubra si w potrjnym milczeniu. Kiedy zamkn drzwi za sob, przez kilka sekund sta, suchajc gosw ze rodka. Szeptay. Dlaczego? Rikard wydawa si zy. Pojecha tramwajem do miasta i dalej kolejk na Holmenkollen. W zimowe niene niedziele w kolejce zwykle toczyli si narciarze, ale dzi najwyraniej dla wikszoci byo za zimno. Wysiad na ostatniej stacji i zobaczy Oslo daleko w dole. Dom Ragnhild i Madsa zbudowano wysoko na wzgrzu. Jon nigdy wczeniej tu nie przyjeda. Brama bya stosunkowo wska, podobnie jak podjazd, ktry okra grupk drzew zasaniajc wiksz cz domu od strony drogi. Sam dom by niski i tak wpasowany w teren, e nie dawao si stwierdzi, jak jest duy, dopki nie weszo si do rodka i nie zaczo si po nim chodzi. Tak przynajmniej mwia Ragnhild. Jon zadzwoni i po kilku sekundach z niewidocznego gonika rozleg si gos. - No prosz! Jon Karlsen! Jon spojrza w kamer nad drzwiami. - Jestem w salonie. - Gos Madsa Gilstrupa zadra i przeszed w miech. - Przypuszczam, e znasz drog. Drzwi otworzyy si same. Jon Karlsen wszed do holu wielkoci caego swojego mieszkania.

322

- Halo? Odpowiedzi byo jedynie krtkie, twarde echo. Ruszy w gb korytarza, ktry, jak przypuszcza, bdzie koczy si salonem. Na cianach wisiay nieoprawione w ramy ptna olejne o mocnych kolorach. W rodku unosi si dziwny zapach, ktry nabiera intensywnoci w miar, jak Jon zapuszcza si w gb. Min kuchni z wysp kuchenn i stoem z dwunastoma krzesami. W zlewie peno byo talerzy, szklanek, pustych butelek po piwie i wdce. Std bi wstrtny zapach zepsutego jedzenia i starego piwa. Jon poszed dalej. W korytarzu leao rozrzucone ubranie. Po drodze zajrza do azienki. Stamtd cuchno wymiocinami. Skrci za wgie i nage rozpostar si przed nim panoramiczny widok na Oslo i Oslofjorden, jaki dotychczas widywa tylko wtedy, gdy razem z ojcem chodzi na spacery po lasach Nordmarka. Na rodku salonu rozpity by ekran, a po biaym ptnie przesuway si nieme obrazy, skadajce si najwyraniej na amatorski film ze lubu. Ojciec prowadzi pann mod rodkiem kocioa, a ona z umiechem kiwaa gow gociom, raz na prawo, raz na lewo. Sycha byo jedynie lekki szum wentylatora. Przed ekranem Jon zobaczy ty czarnego fotela z wysokim oparciem, obok na pododze stay dwie oprnione do poowy butelki. Jon gono chrzkn i podszed bliej. Fotel powoli si obrci. A Jon znieruchomia w p kroku. W fotelu siedzia mczyzna, w ktrym z wielkim trudem rozpozna Madsa Gilstrupa. Mads mia na sobie czyst bia koszul i czarne spodnie, ale by nieogolony, twarz mu nabrzmiaa, a oczy si rozmyy, jak gdyby pokrya je sina jak wapno bona. Na kolanach leaa dubeltwka z piknie rzebionymi motywami zwierzcymi na ciemnoczerwonej kolbie. W tej pozycji celowaa prosto w Jona. - Polujesz, Karlsen? - spyta Mads Gilstrup ochrypym, udrczo nym alkoholem gosem. Jon pokrci gow, nie mogc oderwa wzroku od strzelby. - W naszej rodzinie poluje si na wszystko - cign Gilstrup. - adna zwierzyna nie jest zbyt niepozorna, adna nie jest za dua. Myl, e mona to nawet uzna za rodzinne credo. Mj ojciec strzela

323

do wszystkiego, co si rusza. Kadej zimy jedzi do jakiego kraju, gdzie s zwierzta, na ktre jeszcze nie polowa. W zeszym roku by w Paragwaju. Podobno yje tam rzadka lena puma. Ja si do tego nie nadaj. Przynajmniej wedug ojca. Twierdzi, e brak mi niezbdnej do tego zimnej krwi. Powtarza zwykle, e jedynym zwierzciem, jakie udao mi si upolowa, bya ona. Ruchem gowy wskaza na ekran. -Chocia pewnie w gbi ducha uwaa, e to ona upolowaa mnie. Odoy strzelb na st i zrobi gest rk. -Siadaj! W tym tygodniu podpisujemy pen umow przekazania wasnoci z twoim szefem, Davidem Eckhoffem, dotyczc na pocztek nieruchomoci na Jacob Aalls gate. Ojciec ci podzikuje za doradzenie tej sprzeday. -Obawiam si, e nie ma za co dzikowa. - Jon usiad na czarnej kanapie. Skra bya mikka i lodowata. - To czysto profesjonalna ocena. - Tak? No to sucham. Jon przekn lin. -Ocena poytku, jaki przynosz pienidze zamroone w nieruchomociach, w porwnaniu z poytkiem, jaki mog przynie w naszej pozostaej pracy. -Ale inni by moe wystawiliby nieruchomoci na sprzeda na wolnym rynku? -My te chtnie bymy tak zrobili. Ale postawilicie spraw tak twardo i jasno dalicie do zrozumienia, e jeli macie kupi wszystkie nieruchomoci, to nie zaakceptujecie adnej licytacji. -Mimo wszystko to twoja ocena bya decydujca. -Uznaem wasz ofert za dobr. Mads Gilstrup umiechn si. -Cholera, moglibycie dosta dwa razy wicej. Jon wzruszy ramionami. - By moe gdybymy podzielili nieruchomoci, rzeczywicie wy cignlibymy wicej. Ale to nam oszczdzi dugiego i wymagajcego wiele wysiku procesu sprzeday. A Rada Kierownicza pooya nacisk na zaufanie, jakie ma do was jako przyszych wynajmujcych. Mamy przecie sporo lokatorw, o ktrych trzeba myle. Nie wiadomo, co by z nimi zrobili bardziej pozbawieni skrupuw kupujcy.

324

- Klauzula o zamroeniu czynszu i zachowaniu obecnych lokatorw obowizuje zaledwie przez osiemnacie miesicy. - Zaufanie jest waniejsze od klauzul. Mads Gilstrup wychyli si do przodu. - To, cholera, prawda, Karlsen! Zdajesz sobie spraw, e przez cay czas wiedziaem o tobie i Ragnhild? Widzisz, jak jej si dogodzio, to miaa takie rumiece na policzkach. Identyczne si pojawiay, gdy tylko w biurze pado twoje nazwisko. Czytae jej na gos wersety z Biblii, kie dy si pieprzylicie? Bo wiesz, chybaby jej si to podobao... Mads Gilstrup ze miechem opad z powrotem na fotel i pogadzi doni dubeltwk na stole. -Mam w tej strzelbie dwa naboje ze rutem, Karlsen. Widziae, co takie naboje potrafi zrobi? Nie musisz nawet szczeglnie dobrze celowa, wystarczy nacisn spust, bum i rzuca ci na cian. Fascynujce, prawda? -Przyszedem powiedzie, e nie chc, eby by moim wrogiem. -Wrogiem? - zamia si Mads Gilstrup. - Zawsze bdziecie moimi wrogami. Pamitasz tamto lato, kiedy kupilicie 0stgSrd, a ja zostaem tam zaproszony przez samego komandora Eckhoffa? Tak wam byo mnie al, nieszczliwego chopca, ktremu zabralicie wspomnienia z dziecistwa. Jestecie bardzo wraliwi, gdy chodzi o takie rzeczy. Boe, jak ja was nienawidziem! - zamia si Mads Gilstrup. - Staem i patrzyem, jak si bawicie, jakby to byo wasze miejsce. Szczeglnie twj brat, Robert. Mia pocig do dziewczynek. askota je, zabiera do stodoy i... - Mads przesun stop i uderzy ni w butelk, ktra przewrcia si z brzkiem. Brunatny pyn, pluskajc, popyn na parkiet. - Wy mnie nie widzielicie. Nikt z was na mnie nie patrzy. Traktowalicie mnie tak, jakbym nie istnia. Bylicie zajci wycznie sob. Pomylaem wtedy, e dobrze, wobec tego bd niewidzialny. I poka wam, co potrafi zdziaa niewidzialni ludzie. -To dlatego to zrobie? -Ja? - rozemia si Mads. - Przecie ja jestem niewinny, Karlsen. My, uprzywilejowani, zawsze jestemy niewinni, tyle chyba ju zrozumiae. Zawsze mamy czyste sumienie, poniewa sta nas na kupowanie sumienia innych. Tych, ktrych przeznaczeniem jest nam suy. Wykonywa czarn robot. Takie jest prawo natury.

325

- Dlaczego zadzwonie do tego policjanta, eby si przyzna? Mads Gilstrup wzruszy ramionami. -Waciwie chciaem skontaktowa si z tym drugim, Harrym Holem, ale gnojek nie mia wizytwki, wic zadzwoniem do tego, ktry da mi swj numer. Do jakiego Halvorsena, nie pamitam, byem pijany. -Mwie o tym jeszcze komu? spyta Jon. Mads Gilstrup pokrci gow, podnis z podogi przewrcon butelk i wypi yk. -Tylko ojcu. -Ojcu? - zdziwi si Jon. - No tak, oczywicie. -Oczywicie? - zamia si Mads Gilstrup. - Kochasz swojego ojca, Karlsen? -Owszem. Bardzo. -I nie zgodzisz si ze mn, e w mioci do ojca kryje si przeklestwo? Jon nie odpowiedzia, wic Mads cign: - Ojciec przyszed tu zaraz po moim telefonie do tego policjanta. Wiesz, co zrobi, kiedy mu o tym powiedziaem? Przynis swj kijek narciarski i mnie stuk. Cigle potrafi mocno bi, ten cholernik. Niena wi dodaje si. Zagrozi, e jeli komukolwiek wspomn o tym bodaj sowem, jeli wdepcz nazwisko rodziny w boto, to mnie zabije. Powie dzia dokadnie tak. I wiesz co? - Oczy Madsa nagle wypeniy si za mi, pacz cisn mu gos. - Ja go i tak kocham. I myl, e wanie za to on mnie tak strasznie nienawidzi. Za to, e ja, jego jedyny syn, je stem na tyle slaby, e nie potrafi nawet odwzajemni nienawici. Odstawi butelk na parkiet tak mocno, e po pokoju ponioso si echo. Jon zoy donie. - Wysuchaj mnie teraz! Ten policjant, ktremu si nagrae, ley w piczce. A jeli przysigniesz, e nie bdziesz przeladowa mnie i mo ich najbliszych, to ja przysign, e nigdy nie zdradz tego, co o tobie wiem. Mads Gilstrup zdawa si nie sysze Jona. Jego wzrok przelizgn si na ekran, na ktrym moda para staa obrcona tyem. - Spjrz! W tej chwili ona mwi tak". Cay czas ogldam t scen, bo nie potrafi tego zrozumie. Przecie przysiga. Ona... - Pokrci

326

gow. - Mylaem, e moe przez to znw mnie pokocha. Gdybym tylko zdoa zrealizowa to... przestpstwo, zobaczyaby mnie takiego, jaki jestem naprawd. Przestpca musi by odwany. Silny. Musi by mczyzn, prawda? A nie tylko... - Mocno wypuci powietrze przez nos i wyplu sowa: - ...czyim synem. fon wsta. - Musz ju i. Mads Gilstrup kiwn gow. - Mam co, co naley do ciebie. Nazwijmy to... - zamylony uszczypn si w warg - ...poegnalnym prezentem od Ragnhild. W kolejce z Holmenkollen fon nie odrywa oczu od czarnej torby, ktr dosta od Madsa Gilstrupa. Byo tak zimno, e ci, ktrzy odwayli si na niedzielny spacer, szli, wciskajc w ramiona spuszczone gowy owinite w czapki i szaliki. Ale Beat Lonn nie czua chodu, gdy staa na facob Aalls gate i wciskaa guzik domofonu do Miholjecw. Nie czua ju nic, odkd w szpitalu dostaa ostatni wiadomo. To nie jego serce jest w tej chwili najwikszym problemem - powiedzia lekarz. - To z innymi organami s problemy. Przede wszystkim z nerkami". Pani Miholjec czekaa w drzwiach na klatce i zaprowadzia Beat do kuchni, gdzie siedziaa ju Sofia, bawic si wosami. Pani Miholjec nalaa wody do czajnika i wystawia trzy filianki. -Chyba najlepiej bdzie, jeeli porozmawiam z Sofi sama - zacza Beat. -Ona chce, ebym przy tym bya - oznajmia pani Miholjec. - Kawy? -Nie, dzikuj, zaraz wracam do szpitala. To moe potrwa tylko chwil. -Aha. - Pani Miholjec wylaa wod z czajnika. Beat usiada przed Sofi. Usiowaa pochwyci jej wzrok, ktry bacznie obserwowa koce wosw. -Jeste pewna, e nie powinnymy porozmawia w cztery oczy, Sofio? -Dlaczego? - spytaa dziewczyna zbuntowanym tonem, ktrym zirytowane nastolatki z zaskakujc skutecznoci osigaj swj cel: zirytowa.

327

-To s sprawy bardzo osobiste, Sofio. -Przecie to moja matka, kobieto! -No dobrze - powiedziaa Beat. - Miaa aborcj? Sofia zdrtwiaa. Twarz wykrzywiy jej gniew i bl. -Co ty wygadujesz? - spytaa krtko, ale nie zdoaa ukry zaskoczenia w gosie. -Kto by ojcem tego dziecka? - spytaa Beat. Sofia dalej rozpltywaa nieistniejce kotuny. Pani Miholjec otworzya usta. -Czy uprawiaa z nim seks dobrowolnie? - cigna Beat. - Czy on ci zgwaci? -Jak pani mie mwi co takiego do mojej crki! Przecie to jeszcze dziecko. A pani odzywa si do niej tak, jakby bya... dziwk. -Pani crka bya w ciy, pani Miholjec. A ja chc jedynie wiedzie, czy ten fakt moe mie jaki zwizek ze spraw zabjstwa, nad ktr pracujemy. Matka miaa tak min, jakby dolna szczka wypada jej z zawiasw. Beat znw pochylia si nad dziewczyn. -Czy to Robert Karlsen, Sofio? Tak byo? Widziaa, e dolna warga dziewczyny zacza dre. Matka podniosa si z krzesa. -Co ona mwi, Sofio? Powiedz, e to nieprawda! Sofia pooya gow na stole i nakrya j rkami. -Sofio! - krzykna matka. - Tak - szepna dziewczyna zduszonym od paczu gosem. - To on. Robert Karlsen. Nie wierzyam... Nie miaam pojcia, e on potrafi by taki. Beat wstaa. Sofia szlochaa, a matka wygldaa tak, jakby kto j uderzy. Beat czua tylko odrtwienie. - Mczyzna, ktry zabi Roberta, zgin dzi w nocy. Oddzia spe cjalny zastrzeli go w porcie kontenerowym. Czekaa na jak reakcj, ale bez skutku. - Pjd ju. Nikt jej nie sucha i sama musiaa znale drzwi.

328

Sta przy oknie, wpatrujc si w falujcy biay krajobraz, przypominajcy morze zamarznitego nagle mleka. Na szczytach niektrych fal dostrzega domy i czerwone stodoy. Wycieczone soce wisiao nisko nad wzgrzem. -They are not coming back - powiedzia. - Odjechali. A moe wcale ich tu nie byo? Moe mnie okamaa? -Byli. - Martine cigna rondel z piecyka. - Kiedy przyjechalimy, w rodku byo ciepo. Zreszt sam widziae lady na niegu. Co si musiao sta. Siadaj, jedzenie gotowe. Pooy pistolet przy talerzu i zacz je lapskaus. Zauway, e puszki s tej samej firmy co te, ktre jad w mieszkaniu Holego. Na parapecie stao stare niebieskie radio tranzystorowe. Grao zrozumia muzyk popow, przerywan niezrozumiaymi sowami. Akurat w tej chwili leciao co, co sysza kiedy na filmie. Matka czasami grywaa ten kawaek na pianinie, stojcym przy oknie, ktre jako jedyne w caym domu miao widok na Dunaj", jak mawia ojciec, artujc z matki. A kiedy dawaa si sprowokowa, zawsze agodzi ktni, pytajc, jak taka inteligentna i pikna kobieta moga na ma wybra kogo takiego jak on. -Harry to twj chopak? - spyta. Martine pokrcia gow. -To dlaczego przyniosa mu bilet na koncert? Nie odpowiedziaa. -Chyba si w nim zakochaa - stwierdzi z umiechem. Uniosa widelec, jakby chciaa co podkreli, ale zrezygnowaa. -A co z tob? Masz tam u siebie dziewczyn? Pokrci gow, popijajc wod ze szklanki. -Dlaczego? Za duo roboty? Zachysn si, plujc wod na obrus. To z napicia, pomyla. Wanie dlatego wybuchn niekontrolowanym miechem. Martine miaa si razem z nim. - Moe jeste gejem? - spytaa, wycierajc oczy. - Moe tam czeka na ciebie chopak? Rozemia si jeszcze goniej i mia si dugo po tym, jak ona przestaa. Dooya im obojgu lapskausu.

329

-Poniewa tak go lubisz, dam ci to - powiedzia, rzucajc na st zdjcie. Bya to fotografia z lustra w korytarzu. Harry, ciemnowosa kobieta i chopiec. Martine wzia zdjcie do rki i zacza mu si uwanie przyglda. -Wyglda na zadowolonego - stwierdzia. - Moe byo mu dobrze. Akurat wtedy. -No tak. Szarawy zmierzch nadpeza przez okna i cieniem kad si w pokoju. -Moe kiedy znw mu bdzie dobrze. -Mylisz, e to moliwe? -eby znw byo dobrze? Oczywicie. Spojrza na radio za jej plecami. -Dlaczego mi pomagasz? -Przecie ju ci mwiam. Harry by ci nie pomg, a wtedy ty... -Nie wierz ci. Musi chodzi o co jeszcze. Wzruszya ramionami. - Moesz mi powiedzie, co tu jest napisane? - spyta. Rozoy i poda jej formularz znaleziony w pliku papierw na stole Harry'ego. Czytaa, podczas gdy on przyglda si zdjciu Harry'ego w identyfikatorze zabranym z mieszkania. Policjant patrzy ponad obiektyw. Zrozumia, e Harry zamiast na aparat patrzy na fotografa. I pomyla, e to by moe mwi co o czowieku na zdjciu. - To wniosek o przydzia czego, co si nazywa Smith&Wesson trzydzieci osiem - wyjania Martine. - Prosz, eby odebra to w ma gazynie w Budynku Policji na podstawie podpisanego wniosku. Wolno kiwn gow. -I to jest podpisany orygina, prawda? -Tak. Podpisa go... zaraz zobacz. Nadkomisarz Gunnar Hagen. -Innymi sowy to oznacza, e Harry nie odebra swojej broni. I e w tej chwili jest niegrony. Cakowicie bezbronny. Martine mrugna dwa razy. - Co ty waciwie zamierzasz?

330

26 NIEDZIELA, 20 GRUDNIA. CZARODZIEJSKA SZTUCZKA


Na Gcteborggata zapaliy si latarnie. - Okej - powiedzia Harry do Beat. - Wic Halvorsen parkowa dokadnie w tym miejscu? -Tak. -Wyszli. I zostali zaatakowani przez Stankicia. Ktry najpierw strzeli do Jona, a Jon uciek do rodka. A potem Stanki rzuci si na Halvorsena, ktry bieg do samochodu po bro. -Tak. Halvorsen lea tu przy samochodzie. Znalelimy krew w kieszeniach paszcza, w kieszeni spodni i przy pasku Halvorsena. To nie bya jego krew, wic przypuszczamy, e Stanki go przeszukiwa. Zabra mu portfel i komrk. -Mhm. - Harry potar brod. - Dlaczego on po prostu nie zastrzeli Halvorsena? Dlaczego uy noa? Nie dlatego, eby nie narobi haasu. Przecie ju i tak postawi na nogi ca okolic, strzelajc do Jona. -My te zadawalimy sobie to pytanie. -I dlaczego uderzy Halvorsena noem, a potem ucieka? Jedynym powodem unieszkodliwienia Halvorsena musiao by sprztnicie go z drogi, eby pniej mg w spokoju dopa Jona. Ale on nawet nie sprbowa. -Przeszkodzono mu. Przyjecha jaki samochd, prawda? -Owszem, ale mwimy o facecie, ktry wanie zrani noem policjanta na rodku ulicy. Dlaczego miaby si wystraszy przypadkowego samochodu? I dlaczego uy noa, skoro ju i tak mia wycignity pistolet? -No wanie, dlaczego? Harry zamkn oczy. Na dugo. Beat w niegu przestpowaa z nogi na nog. -Harry - powiedziaa wreszcie. - Chciaabym std i, ja... Harry powoli otwiera oczy. -Skoczya mu si amunicja. -Co? -To bya ostatnia kula Stankicia.

331

Beat westchna ciko. -To profesjonalista, Harry. Profesjonalistom nie koczy si amunicja. -Wanie dlatego - oywi si Harry. - Jeli masz szczegowy plan zabjstwa, ktry wymaga jednej, a najwyej dwch kul, to nie nosisz przy sobie caego arsenau. Jedziesz do obcego kraju, przewietlaj ci cay baga, gdzie musiaby to ukry. Beat nie odpowiedziaa, Harry zatem cign: -Stanki wypuszcza ostatni kul do Jona i puduje. Potem atakuje Halvorsena noem. Po co? eby zabra mu subowy pistolet i dalej ciga Jona. Std ta krew przy pasku spodni Halvorsena. To nie jest miejsce, gdzie si szuka portfela, tylko broni. Ale Stanki nie znajduje adnego pistoletu, bo nie wie, e bro ley w samochodzie. Jon zdy si ju zamkn w kamienicy, a Stanki ma tylko n. Dlatego rezygnuje i ucieka. -wietna teoria - ziewna Beat. - Moglibymy spyta Stankicia, czy prawdziwa, ale on nie yje. A w takim ukadzie to nie ma te wikszego znaczenia. Harry spojrza na Beat. Oczy miaa mae i czerwone z niewyspania. Okazaa si dostatecznie taktowna i nie wspomniaa, e Harry cuchnie gorza, i przetrawion, i wie. Albo bya dostatecznie mdra, by wiedzie, e nie ma sensu mu tego mwi. Ale on i bez tego rozumia, e Beat w tej chwili nie ma do niego za grosz zaufania. -Co mwia ta kobieta, wiadek, w samochodzie? - spyta. - e Stanki ucieka lew stron ulicy? -Tak. Obserwowaa go w lusterku. Przewrci si na rogu. Tam, gdzie znalelimy t chorwack monet. Harry popatrzy na rg. Kiedy by tu poprzednio, w tym miejscu siedzia ebrak z obwisymi wsami. Moe on co widzia? Ale teraz byo minus dwadziecia dwa i ywej duszy na ulicy. - Jedmy do Zakadu Medycyny Sdowej - zdecydowa. Bez sowa wsiedli i pojechali w gr Toftes gate do drugiej obwodnicy. Zostawili za sob Szpital UllevaX Mijali biae ogrody, murowane wille w stylu angielskim na Sognsveien, gdy Harry nagle przerwa cisz. - Zjed na bok. - Teraz, tutaj? -Tak.

332

Zerkna w lusterko i zrobia tak, jak kaza. -Wcz awaryjne wiata i skup si na mnie. Pamitasz t zabaw w intuicj, ktrej ci uczyem? -Polegajc na mwieniu, zanim si pomyli? -Raczej na mwieniu tego, co mylisz, zanim pomylisz, e nie powinna tak myle. Oprnij mzg! Beat zamkna oczy. Chodnikiem mina ich rodzina na nartach. -Gotowa? No to dobra. Kto wysa Roberta Karlsena do Zagrzebia? -Matka Sofii. -Mhm - mrukn Harry. - Skd ci si to wzio? -Nie mam pojcia. - Beat otworzya oczy. - Nie wiemy o adnym motywie, jakim mogaby si kierowa. I zdecydowanie nie jest typem osoby, ktra mogaby to zrobi. Moe dlatego, e jest Chorwatk tak jak Stanki. Moja podwiadomo chyba nie jest a tak skomplikowana. - Wszystko to, co mwisz, moe by prawd - uzna Harry. - Oprcz tego o podwiadomoci. No dobrze, teraz spytaj mnie. -Musz pyta... na gos? -Tak. -Dlaczego? -Po prostu spytaj. - Zamkn oczy. - Jestem gotowy. -Kto wysa Roberta Karlsena do Zagrzebia? -Nilsen. -Nilsen? Jaki Nilsen? Harry znw otworzy oczy. Mrugn nieco zdezorientowany wiatami nadjedajcych z przeciwka samochodw. -Chyba musi chodzi o Rikarda. -mieszna zabawa - stwierdzia Beat. -Jed! Na OstgSrd zapad zmrok. Radio na parapecie okiennym dalej gadao. - Naprawd nikt nie potrafi ci rozpozna? - spytaa Martine. - Owszem, potrafi, ale to troch trwa. Potrzeba czasu, eby nauczy si mojej twarzy. Mao komu chce si tym zajmowa.

333

-Wic to nie w tobie problem, tylko w innych? -Moe. Ale kiedy nie chc, eby mnie rozpoznano, co... co robi. -Uciekasz. -Nie, przeciwnie. Infiltruj. Dokonuj inwazji. Staj si niewidzialny i zakradam si tam, gdzie chc. -Ale jaki to ma sens, skoro nikt ci nie widzi? Popatrzy! na ni zdziwiony. W radiu rozleg si sygna i damski gos zacz mwi z neutraln powag prezenterki wiadomoci. - Co ona mwi? - spyta. - Bdzie jeszcze zimniej. Zamykaj przedszkola. Starym ludziom ka nie wychodzi z domu i nie oszczdza na opale. -Ale ty mnie zobaczya - powiedzia. - Ty mnie poznaa. -Patrz na ludzi - odpara. - Ja ich widz. To mj jedyny talent. -Dlatego mi pomagasz? Dlatego ani razu nie prbowaa uciec? Obserwowaa go uwanie. -Nie, nie dlatego - odpara w kocu. -No to dlaczego? - Bo chc, eby Jon Karlsen umar. Chc, eby by jeszcze bardziej martwy ni ty. Drgn. Czyby zwariowaa? -Ja jestem martwy? -Powtarzaj to w wiadomociach od kilku godzin. Kiwna gow w stron radia. Nabraa powietrza i z wadcz powag prezenterki zacza recytowa: - Mczyzna podejrzewany o zabjstwo na Egertorget zgin dzi w nocy zastrzelony przed oddzia specjalny policji podczas akcji w porcie kontenerowym. Wedug dowodzcego akcj Siverta Falkeida podejrzany odmwi poddania si i uda, e siga po bro. Szef Wydziau Zabjstw, Gunnar Hagen, informuje, e sprawa rutynowo zostanie przesana do SEFO, specjalnego oddziau dochodzeniowego policji. Wedug sw Hagena ta sprawa to kolejny przykad, e policja staje w obliczu coraz bardziej zbrutalizowanej przestpczoci zorganizowanej, wic dyskusja o uzbrojeniu policji powinna toczy si nie tylko pod ktem skutecznego stosowania prawa, lecz rwnie osobistego bezpieczestwa policjantw. Mrugn dwa razy. Trzy razy. W kocu do niego dotaro. Kristoffer. Niebieska kurtka.

334

- Ja nie yj - powiedzia. - Dlatego odjechali, zanim my przyjecha limy. Myl, e ju po wszystkim. - Nakry rk do Martine. - Ty chcesz, eby Jon Karlsen umar. Dziewczyna patrzya przed siebie. Wzia gboki oddech, jakby zamierzaa co wyzna, ale wypucia powietrze z jkiem, jak gdyby sowa, ktre znalaza, nie byy waciwe i prbowaa jeszcze raz. Przy trzeciej prbie jej si udao. - Poniewa Jon Karsen wiedzia. Wiedzia przez wszystkie te lata. Dlatego go nienawidz. I dlatego nienawidz samej siebie. Harry wpatrywa si w nagie martwe ciao na stole. Zwoki w takich okolicznociach prawie przestay ju robi na nim wraenie. Prawie. W pomieszczeniu panowaa temperatura okoo czternastu stopni, a od gadkich cementowych cian odbijao si ostre szczekliwe echo, gdy patolog sdowy odpowiadaa na pytania Harry'ego. -Nie, nie zamierzalimy przeprowadza sekcji. I tak ju mamy dug kolejk, a w tym wypadku przyczyna jest do oczywista, nie sdzisz? - Skina gow w stron twarzy, w ktrej widniaa wielka czarna dziura, bo znaczna cz nosa i grnej wargi znikny, odsaniajc zby w grnej szczce. -Niezy krater - stwierdzi Harry. - Nie wyglda na rezultat MP-5. Kiedy dostan raport? -Spytaj swojego szefa. Prosi, eby przekaza go bezporednio jemu. -Hagena? - Tak. Popro go o kopi, jak ci si spieszy. Harry i Beat wymienili spojrzenia. -Posuchaj - powiedziaa patolog, lekko cigajc kcik ust, co jak Harry zrozumia, miao by umiechem. - Mamy przez weekend mao ludzi na dyurze i troch spraw mi si nawarstwio. Mam nadziej, e to rozumiecie. -Oczywicie - potwierdzia Beat. Razem z pani patolog ruszya ju w stron drzwi, ale obie si zatrzymay, syszc gos Harry'ego. - Czy kto z was zauway to? Kiedy si odwrciy, zobaczyy, e Harry pochyla si nad zwokami. - On ma lady po zastrzykach. Badalicie mu krew na narkotyki?

335

Patolog westchna. -Przywieli go rano i ledwie zdylimy go woy do lodwki. -Kiedy moecie to zrobi? -Czy to wane? - spytaa, a widzc wahanie Harry'ego cigna: -Dobrze by byo, eby odpowiedzia szczerze, bo jeli damy temu pierwszestwo, to wszystkie inne sprawy, o ktre tak marudzicie, opni si jeszcze bardziej. Przed witami to prawdziwe pieko. -No c. Moe zrobi sobie jakie zastrzyki. - Wzruszy ramionami. Ale on i tak nie yje, wic to pewnie nie jest a tak istotne. Zabralicie mu zegarek? -Zegarek? -Tak. Kiedy wyjmowa pienidze z bankomatu, mia na rku seiko SQ50. -Nie mia adnego zegarka. -Mhm. - Harry spojrza na wasny goy przegub. - Pewnie zgubi. Kiedy wyszli z prosektorium, Beat powiedziaa: -Zajrz na intensywn terapi. -Dobrze - zgodzi si Harry. - Wezm takswk. Potwierdzili tosamo? -O co ci chodzi? -ebymy mieli sto procent pewnoci, e to Stanki tam ley. -Oczywicie, to przecie zwyka procedura. Zwoki maj grup krwi A i to si zgadza z krwi, ktr umazane byy kieszenie Halvorsena. -To najbardziej powszechna grupa krwi w Norwegii, Beat. -Wiem, ale sprawdz te profil DNA. Masz jakie wtpliwoci? Harry wzruszy ramionami. -To trzeba zrobi. Kiedy? -Najwczeniej w rod, w porzdku? -Trzy dni? Nie w porzdku. -Harry... Harry obronnym gestem podnis rce do gry. - W porzdku. Ju id. Przepij si troch, dobrze? - Szczerze mwic, wygldasz tak, jakby potrzebowa tego bardziej ni ja. Harry pooy jej rk na ramieniu. Poczu, jak bardzo szczupa jest pod kurtk.

336

- To twardziel, Beat. I ma ochot tu by, wiesz? Beat przygryza warg. Wygldaa tak, jakby prbowaa co powiedzie, ale skoczyo si na przelotnym umiechu i kiwniciu gow. W takswce Harry wyj telefon i wstuka numer komrki Halvorsena, ale tak jak si tego spodziewa, nikt nie odebra. Zadzwoni wic do hotelu International. Po poczeniu z recepcj poprosi, eby przeczono go do Freda w barze. Do Freda? W jakim barze? -The other bar - wyjani Harry. -Mwi policjant - przedstawi si, kiedy w suchawce wreszcie rozleg si gos barmana. - Ten, ktry by u was wczoraj i pyta o Maego Spasielja? -Dal -Musz z ni porozmawia. -Ona ju dostaa ze wiadomoci - powiedzia Fred. - Do widzenia. Harry przez dusz chwil wsuchiwa si w odgos zerwanego poczenia. W kocu schowa telefon do wewntrznej kieszonki i zacz patrze przez okno na wymare ulice. Pomyla, e pewnie posza do katedry i zapala kolejn wiec. - Restauracja U Schradera - poinformowa takswkarz i zahamowa. Harry siedzia przy swoim staym stoliku i wpatrywa si w oprnion do poowy szklank z piwem. Lokal nazwany szumnie restauracj by w rzeczywistoci prostym, zniszczonym miejscem z wyszynkiem. Otaczaa go jednak aura dumy i godnoci, moe z powodu klienteli, moe obsugi, a moe bdcych tu troch nie na miejscu wspaniaych malowide, zdobicych brudne od dymu ciany. Albo te z powodu prostego faktu, e restauracja U Schredera trzymaa si ju od tylu lat, widziaa zmieniajce si szyldy tylu ssiednich lokali i wacicieli, a sama wci ya. W porze tu przed zamkniciem w niedzielny wieczr nie byo tu zbyt toczno. Ale wanie zjawi si nowy go. Szybkim spojrzeniem omit lokal, rozpinajc paszcz, spod ktrego ukazaa si tweedowa marynarka, i zdecydowanym krokiem skierowa si do stolika Harry'ego. - Dobry wieczr, przyjacielu - powiedzia StSle Aune. - To najwy raniej twj stay rg.

337

-To nie jest rg - sprzeciwi si Harry bez cienia bekotu. - To kt. Rogi s na zewntrz. Mona okry rg, ale nie mona w nim usi. -A co z okreleniem narony stolik"? - To nie st na rogu, tylko st z rogami. Tak jak narona sofa. Aune umiechn si zadowolony. To bya rozmowa w jego stylu. Podesza kelnerka i rzucia mu krtkie podejrzliwe spojrzenie, kiedy zamwi herbat. -Wobec tego powiedzenie sta w kcie" jest przesadzone? - Poprawi muszk w czerwone i czarne kropki. -Prbujesz mi co przez to powiedzie, panie psychologu? - spyta Harry z umiechem. -No c, przypuszczam, e zadzwonie do mnie, bo chcesz, ebym ci co powiedzia. -Ile aktualnie bierzesz za godzin mwienia ludziom, e powinni i do kta? -Uwaaj, Harry! Picie sprawia, e nie tylko atwo popadasz w irytacj, ale rwnie stajesz si irytujcy. Nie przyszedem tu, eby ci odbiera szacunek dla samego siebie, msko czy piwo. Ale akurat w tej chwili twj problem polega na tym, e wszystkie te trzy elementy znajduj si w tej szklance. -Masz po wieki wiekw racj. - Harry unis szklank. - I dlatego musz to jak najszybciej wypi. Aune wsta. -Jeli chcesz rozmawia o piciu, to zaatwimy to jak zawsze u mnie w gabinecie. Konsultacja skoczona. Zapacisz za herbat. -Zaczekaj - powstrzyma go Harry. - Spjrz! - Odwrci si i reszt piwa odstawi na pusty stolik obok. - To moja czarodziejska sztuczka. Kocz cig pllitrwk piwa, ktre pij przez godzin. Jeden may yczek co dwie minuty. Jak tabletka na sen. Potem id do domu i od nastpnego dnia jestem trzewy. Chciaem z tob porozmawia o tej napaci na Halvorsena. Aune zawaha si, w kocu z powrotem usiad. -Straszna sprawa. Znam szczegy. -I co w nich widzisz? -Co mi si majaczy, Harry. A nawet majaczy" to za duo powiedziane. Aune elegancko skin gow kelnerce, ktra przyniosa her-

338

bat. - Ale jak wiesz, majaczy mi si lepiej ni innym nierobom z mojej brany. W kadym razie dostrzegam podobiestwa midzy tym atakiem a zabjstwem Ragnhild Gilstrup. -No to mw! -Gboki szczery gniew, ktry wreszcie znalaz ujcie. Przemoc uwarunkowana frustracj seksualn. Ataki wciekoci, ktre, jak wiesz, s typowe dla osobowoci typu borderline. -Owszem, oprcz tego, e ta osoba zdaje si umie kontrolowa swoj wcieko. Gdyby byo inaczej, znalelibymy wicej ladw w miejscu zdarzenia. -Suszna uwaga. To moe by typ skonnej do przemocy osoby napdzanej wciekoci - lub osoby, ktra stosuje przemoc", jak stare ciotki w mojej brany ka nam to nazywa. Osoby, ktra na co dzie moe sprawia wraenie zupenie spokojnej, wrcz defensywnej. American Journal of Psychology" zamieci niedawno artyku o osobach noszcych w sobie to, co nazywaj slumbering rag. A ja nazywam doktorem Jekyllem i mister Hyde'em. Kiedy za mister Hyde si budzi... - Aune machn lewym palcem wskazujcym, wypijajc jednoczenie yk herbaty. - ...nastpuje jednoczenie dzie Sdu Ostatecznego i Ra-gnarok. Ale takie osoby nie s w stanie kontrolowa swojej wciekoci, kiedy ju raz wybuchnie. -To raczej mi nie wyglda na podan cech osobowoci patnego zabjcy, profesjonalisty. -Zdecydowanie nie. Do czego zmierzasz? -Stanki traci styl w zabjstwie Ragnhild Gilstrup i napaci na Halvorsena. Jest w tym co... mao klinicznego. Zupenie innego od zabjstwa Roberta Karlsena i tamtych innych spraw, o ktrych informacje przekaza nam Europol. -Peen tumionego gniewu i niezrwnowaony psychicznie patny zabjca? Hm. Wielu jest niestabilnych psychicznie pilotw i dyrektorw elektrowni atomowych. Nie kady wykonuje tak prac, jak wykonywa powinien. -Ich zdrowie. -Nie mylaem w tej chwili o tobie. Zdajesz sobie spraw z tego, e posiadasz pewne cechy narcystyczne, komisarzu? Harry si umiechn.

339

- Chcesz mi powiedzie, dlaczego si wstydzisz? - spyta Aune. - Uwaasz, e Halvorsena zaatakowano z twojej winy? Harry chrzkn. - W kadym razie to ja mu zleciem pilnowanie Jona Karlsena. I to ja powinienem by go nauczy, gdzie si trzyma bro, kiedy ju jest si czyj niak. Aune pokiwa gow. - Czyli e to wszystko twoja wina. Jak zwykle. Harry odwrci gow i rozejrza si po lokalu. wiata zaczy mruga, a gocie, ktrzy jeszcze siedzieli, posusznie dopijali, nacigajc czapki i szaliki. Harry pooy stw na stoliku. A spod niego kopniakiem wysun torb. - O tym nastpnym razem, Stiile. Nie byem w domu od wyjazdu do Zagrzebia i musz si przespa. Ruszy za Aunem do drzwi, ale nie powstrzyma si, by nie spojrze jeszcze na szklank z odrobin piwa, ktra wci staa na ssiednim stoliku. Wchodzc do mieszkania, Harry zauway zniszczon szyb i gono zakl. Ju drugi raz w tym roku kto si do niego wamywa. Zauway, e zodziej powici czas na zaklejenie szka, eby nie ciga uwagi przechodzcych obok mieszkacw. A mimo wszystko nie powici czasu na zabranie wiey stereo i telewizora. Do zrozumiae, skoro nie byy to tegoroczne modele. Ani zeszoroczne. A innego atwego do sprzedania towaru nie mia. Kto przesun plik papierw na stole w salonie. Harry poszed do azienki i zobaczy, e grzebano w apteczce nad umywalk, nietrudno byo wic si domyli, e to kry narkoman. Ciarki go przeszy na widok talerza na kuchennym blacie i pustych puszek po lapskausie w mieciach w szafce pod zlewem. Czyby nieszczsny zodziej pociesza si jedzeniem? Kadc si, ju czu zapowied blu, ktry przyjdzie, i mia nadziej, e zdy zasn, wci pozostajc pod jako takim wpywem leku. Przez szpar midzy zasonami ksiyc wpuszcza wiato, ktre kado si na pododze bia smug sigajc a do ka. Harry rzuca si niespokojnie, czekajc na duchy, sysza ich szum, wic ich poj-

340

wienie si byo jedynie kwesti czasu. I chocia wiedzia, e to jedynie pijacka paranoja, wydawao mu si, e z pocieli bije zapach krwi i mierci.

27 PONIEDZIAEK, 21 GRUDNIA. APOSTO


Przed sal konferencyjn w czerwonej strefie kto zawiesi witeczny wieniec. Za zamknitymi drzwiami ostatnia poranna odprawa grupy ledczej miaa si ku kocowi. Harry sta przed zebranymi w ciasnym ciemnym garniturze i si poci. -Poniewa zarwno sprawca, Stanki, jak i jego zleceniodawca, Robert Karlsen, nie yj, grupa ledcza po tej odprawie zostaje rozwizana - oznajmi. - A to oznacza, e wikszo z was moe w tym roku liczy na wolne w wita. Ale mam zamiar poprosi Hagena o przydzielenie mi kilku osb do dalszego ledztwa. Jakie pytania, zanim skoczymy? Tak, Torii? -Powiedziae, e kontakt Stankicia w Zagrzebiu potwierdzi nasze podejrzenie, e to Robert Karlsen zleci zabjstwo Jona. Kto z tym kontaktem rozmawia i jak? -W to, niestety, nie mog si zagbia - odpar Harry, ignorujc pene dezaprobaty spojrzenie Beat i czujc pot spywajcy po plecach, wcale nie z powodu garnituru, czy kopotliwego pytania, tylko dlatego e by trzewy. - No dobrze - powiedzia. - Kolejnym zadaniem bdzie stwierdzenie, z kim wsppracowa Robert. W cigu dnia skontaktuj si ze szczliwcami, ktrzy bd brali w tym udzia. Hagen jeszcze dzisiaj, ale troch pniej, zorganizuje konferencj prasow i sam zajmie si tym, co naley mwi. Harry machn rk. - A teraz kochani, biegnijcie do swoich papierw. - Hej! - zawoa Skarre, przekrzykujc szuranie krzese. - Nie uczcimy tego? Haas umilk i wszyscy zebrani popatrzyli na Harry'ego.

341

- No c. - Wzruszy ramionami. - Nie bardzo wiem, co mamy czci, Skarre. e troje ludzi nie yje? e prawdziwy mocodawca wci jest wolny? Czy e nasz kolega ley w piczce? Popatrzy na nich i nie zrobi nic, eby skrci nieprzyjemn cisz. Kiedy sala opustoszaa, Skarre podszed do Harry'ego, ktry porzdkowa zrobione o szstej rano notatki i chowa je z powrotem do teczki. -Sorry - powiedzia Skarre. - Kiepska propozycja. -W porzdku - odpar Harry. - Chciae dobrze. Skarre chrzkn. -Rzadko mona ci zobaczy w garniturze. - O dwunastej w poudnie jest pogrzeb Roberta Karlsena - wyjani Harry, nie podnoszc gowy. - Chc zobaczy, kto tam przyjdzie. -Jasne. - Skarre zakoysa si na pitach. Harry przesta przekada papiery. -Chciae co jeszcze, Skarre? - No tak. Tak. Pomylaem sobie, e sporo ludzi u nas w wydziale ma rodziny i cieszy si na te wita, a ja jestem singlem... -Mhm? -I zgaszam si dobrowolnie. -Dobrowolnie? -To znaczy mam nadziej dalej pracowa nad t spraw. Jeli mnie chcesz - doda czym prdzej. Harry przyjrza si Magnusowi Skarremu. -Wiem, e mnie nie lubisz. -Nie o to chodzi - powiedzia Harry. - Ja ju postanowiem, kto dalej bdzie nad tym pracowa. I chc mie tych, ktrych uwaam za najlepszych do tego, a nie tych, ktrych lubi. Skarre wzruszy ramionami, a jabko Adama podskoczyo mu w gr i w d. -No to dobrze. Wobec tego wesoych wit. - Ju ruszy do drzwi. -Dlatego... - Harry wrci do ukadania notatek w teczce - ...chc, eby zacz od sprawdzenia konta Roberta Karlsena. Zobacz, co tam wpywao i co wypywao przez ostatnie p roku, i zwr uwag na wszelkie nieregularnoci. Skarre zatrzyma si i odwrci zdumiony.

342

- To samo z kontami Alberta i Madsa Gilstrupw. Dotaro do cie bie, Skarre? Magnus Skarre z zapaem pokiwa gow. -Sprawd te w Telenorze, czy midzy Robertem a Gilstrupem nie byo w tym okresie adnych rozmw. A poniewa Stanki najprawdopodobniej zabra komrk Halvorsena, to moesz te sprawdzi, czy nie byo rozmw z jego numeru. Porozmawiaj z policyjnym prokuratorem o wgldzie w te konta. -Nie musz. Wedug najnowszej instrukcji mamy na bieco prawo do wgldu w konta. -Mhm. - Harry popatrzy na Skarrego z powag. - Tak wanie mylaem, e dobrze mie w grupie kogo, kto przeczyta t instrukcj. Robert Karlsen nie mia stopnia oficerskiego, ale poniewa zgin na posterunku, postanowiono jednak, e bdzie mia grb na tym fragmencie cmentarza Zachodniego, ktrym dysponowaa Armia Zbawienia dla swoich oficerw. Po pogrzebie miao si, jak zwykle, odby naboestwo aobne w siedzibie korpusu na Majorstua. Harry po wejciu do kaplicy zobaczy, e w pierwszej awce siedzi tylko Jon z The, uzna wic, e rodzice Roberta nie przyjechali. Kiedy fon si odwrci, nawiza z nim kontakt wzrokowy, ten kiwn mu gow, krtko i z powag, ale i z wdzicznoci w spojrzeniu. Poza tym kaplica zgodnie z przewidywaniem bya wypeniona po brzegi. Wikszo przybyych nosia mundury Armii Zbawienia. Harry zauway Rikarda i Davida Eckhoffa, a przy nim Gunnara Hagena. Pojawio si te sporo spw z prasy. Moment pniej na ssiednie miejsce w awce wsun si Roger Gjendem i spyta, czy Harry nie wie, dlaczego premier nie przyszed, mimo e tak zapowiadano. - Spytaj w Kancelarii Premiera - odpar Harry, chocia wiedzia, e kancelaria tego samego dnia rano otrzymaa dyskretny telefon z infor macj o moliwej roli Roberta Karlsena w caej sprawie. Urzdnicy od powiedzieli, e szef rzdu i tak bdzie, niestety, musia pojecha na in ne, waniejsze spotkania. Do komandora Davida Eckhoffa te zatelefonowano z policji i w Kwaterze Gwnej zapanowaa wrcz panika, szczeglnie e jedna z gwnych osb zajmujcych si przygotowaniami do pogrzebu, Marti-

343

ne Eckhoff, zadzwonia rano z informacj, e jest chora i nie moe przyj do pracy. Komandor jednak zdecydowanie owiadczy, e czowiek pozostaje niewinny, dopki niezbicie nie udowodni si, e jest inaczej. Doda te, e za pno ju na zmian caego planu i uroczysto musi si odby. Poza wszystkim premier zapewni komandora o tym, e umowa na jutrzejszy wieczorny koncert witeczny tak czy owak pozostaje w mocy. -A poza tym? - szepn Gjendem. Co nowego w sprawach tych zabjstw? -Na pewno dostalicie te informacje - odpar Harry. - Wszystko, co ma zwizek z pras, musi przechodzi przez Gunnara Hagena albo rzecznika prasowego. -Ale oni nic nie mwi. -Wida znaj si na swojej robocie. -Dalej, Hole! Rozumiem, e co si tu dzieje. Ten sierant, ktrego pchnito noem na G0teborggata, czy on ma jaki zwizek z zabjc, ktrego rozwalilicie wczoraj w nocy? Harry pokrci gow w sposb, ktry mg znaczy zarwno nie", jak i bez komentarza". W tej samej chwili umilka muzyka organowa, ucichy szepty, a na przd wystpia dziewczyna, ktra wanie wydaa debiutanck pyt, i zapiewaa znany psalm, uwodzc dugoci przeciganych tonw i pocztkami westchnie, a kropk postawia na ostatniej sylabie, modulujc gos w sposb, jakiego mogaby jej pozazdroci Mariah Carey. Harry'ego na moment kompletnie przytoczya ogromna ochota na drinka. Piosenkarka jednak w kocu zamkna usta i przy wtrze fleszy schylia gow w aobie. Jej meneder umiecha si zadowolony. Do niego najwyraniej nikt z policji nie dzwoni. Eckhoff przemawia! do zgromadzonych o odwadze i ofiarnoci. Harry nie by w stanie si skupi. Patrzy na trumn i myla o Halvorsenie. I o matce Stankicia. A kiedy zamkn oczy, myla te o Martine. Pniej szeciu oficerw wynioso trumn. Jon i Rikard szli jako pierwsi. Kiedy skrcali w wysypan wirem alejk, Jon polizgn si na lodzie.

344

Harry wycofa si, gdy inni wci jeszcze stali zebrani wok grobu. Szed przez bezludn cz cmentarza, kierujc si w stron parku Frogner, gdy usysza za plecami skrzypienie niegu. W pierwszej chwili pomyla, e to jaki dziennikarz, ale gdy dotar do niego podniecony oddech, zareagowa bez zastanowienia i byskawicznie si odwrci. To by Rikard. Gwatownie si zatrzyma. -Gdzie ona jest? - spyta, dyszc ze zoci. -Kto gdzie jest? -Martine. -Syszaem, e jest chora. -Tak, chora. - Rikardowi falowaa pier. - Ale w domu, w ku jej nie ma. I nie byo jej przez ca noc. -Skd wiesz? -Nie...! - Krzyk Rikarda zabrzmia jak krzyk blu, a twarz zacza mu si wykrzywia, jakby nie by ju w stanie kontrolowa wasnej mimiki. W kocu jednak nabra powietrza i opanowa si z widocznym wysikiem woli. -Nie prbuj mi nic wmawia - szepn. - Ja i tak wiem. Oszukae j. Zbrukae. Ona jest w twoim mieszkaniu, prawda? Ale tobie nie wolno... Rikard zrobi krok do przodu, a Harry odruchowo wycign rce z kieszeni paszcza. -Posuchaj. Nie mam pojcia, gdzie jest Martine. -Kamiesz! Rikard zacisn pici, a Harry poj, e musi jak najszybciej znale waciwe sowa, ktre uspokoj chopaka. Zdecydowa si na takie: - Powiem ci par rzeczy, ktre powiniene rozway. Teraz, w tej chwili, Rikard. Nie jestem szczeglnie szybki, ale wa dziewidziesit pi kilo i udao mi si wybi dziur w dbowych drzwiach. A minimal na kara wedug paragrafu sto dwadziecia siedem kodeksu karnego za napa na funkcjonariusza to sze miesicy. Ryzykujesz wic szpital. I wizienie. Rikard patrzy na niego ponuro. - Jeszcze si zobaczymy, Harry Hole! - rzuci i pobieg po niegu midzy nagrobkami, kierujc si w stron kocioa.

345

Imtiaz Rahim by w zym humorze. Wanie pokci si z bratem o to, czy bd wiesza gwiazdkowe dekoracje na cianie za kas. Zdaniem Imtiaza wystarczyo, e sprzedaj kalendarze adwentowe, wieprzowin i inne artykuy dla chrzecijan, wic nie musz bluni Allahowi jeszcze i tym pogaskim obyczajem. Co powiedz ich pakistascy klienci? Ale brat Imtiaza uwaa, e powinni myle rwnie o innych klientach, na przykad tych z przeciwnej strony G0teborggata, i nie zaszkodzi, jeli w sklepie kolonialnym na par dni pojawi si drobne elementy chrzecijaskie. Imtiaz wygra gwatown dyskusj, ale nie sprawio mu to adnej radoci. Dlatego ciko westchn, gdy dzwonek nad drzwiami zabrzcza gniewnie i gono, a do kasy podszed szerokobary mczyzna w ciemnym garniturze. -Harry Hole, policja - przedstawi si, a Imtiaz w chwilowym przypywie paniki pomyla, e w Norwegii istnieje prawo, ktre nakazuje wszystkim sklepom mie gwiazdkowe dekoracje. -Kilka dni temu tu, przed sklepem, sta ebrak - powiedzia policjant. - Facet z rudymi wosami i takimi wsami. - Powid palcem nad ustami i w d. -Znam go - przyzna Imtiaz. - Przynosi butelki, eby dosta zastaw. -Wiesz jak si nazywa? - ebro. Albo Zastawka. -Co? Imtiaz rozemia si. Znw mia dobry humor. -On jest ebrakiem, prawda? I zastawia butelki... Harry pokiwa gow. Imtiaz wzruszy ramionami. -Bratanek mnie tego nauczy. -Mhm. Cakiem niele. Ale... - Nie wiem, jak naprawd si nazywa. Ale wiem, gdzie go znaj dziesz. Espen Kaspersen jak zwykle siedzia w Gwnej Bibliotece Deichmana na ulicy Henryka Ibsena numer jeden ze stosem ksiek przed sob, kiedy nagle zwrci uwag na stojc nad nim posta. Podnis wzrok. - Hole, policja - przedstawi si mczyzna i usiad po drugiej stro nie dugiego stou. Espen zobaczy, e czytajca dziewczyna na samym

346

kocu stou na nich zerka. Czasami si zdarzao, e nowy pracownik recepcji kaza mu pokaza torb, gdy wychodzi, a dwa razy podeszy do niego jakie osoby i poprosiy, eby sobie poszed, bo cuchnie tak, e nie s w stanie skoncentrowa si na pracy. Ale pierwszy raz przysza do niego policja. Oczywicie z wyjtkiem tych sytuacji, kiedy ebra na ulicy. - Co czytasz? - spyta policjant. Kaspersen wzruszy ramionami. Od razu si zorientowa, e objanianie temu czowiekowi swojego projektu bdzie marnowaniem czasu. - Soren Kierkegaard? - Policjant, mruc oczy, spojrza na ksiki. - Schopenhauer. Nietzsche. Filozofia. - Jeste mylicielem? Espen Kaspersen prychn. -Prbuj znale waciw drog, a z tym czy si zastanawianie, co oznacza bycie czowiekiem. -Czy to nie zajcie myliciela? Espen Kaspersen przyjrza mu si uwaniej. Moe jednak si pomyli? - Rozmawiaem z kupcem ze sklepu kolonialnego na G0teborggata - powiedzia policjant. - Twierdzi, e codziennie tu przesiadujesz. A kiedy nie jeste tu, ebrzesz na ulicy. - Rzeczywicie, takie ycie wybraem. Policjant wyj notatnik, Espen Kaspersen w odpowiedzi na pytania poda mu swoje pene nazwisko i adres u ciotecznej babki na Hagegata. -A zawd? -Mnich. Espen Kaspersen ku swemu zadowoleniu zauway, e policjant zanotowa to bez mrugnicia okiem. Policjant pokiwa gow. -No dobrze, Espen. Nie jeste narkomanem, wic dlaczego ebrzesz? -Poniewa moim zadaniem jest suy ludziom jako zwierciado, w ktrym mog si przejrze i zobaczy, co jest wielkie, a co mae. -A co jest wielkie? Espen westchn zrezygnowany, jakby mia do powtarzania oczywistoci. - Miosierdzie. Dzielenie si i pomaganie bliniemu. Biblia mwi niemal wycznie o tym. Tak naprawd trzeba cholernie dugo szuka,

347

eby znale co o seksie przedmaeskim, o aborcji, homoseksualizmie i prawie kobiet do przemawiania na zgromadzeniach. Ale faryzeuszom oczywicie atwiej jest mwi gono o zdaniach podrzdnych w Biblii, ni gosi i robi to, co naprawd wielkie, a co Biblia stwierdza z ca moc: poow tego, co si ma, naley odda komu, kto nie ma nic. Codziennie umieraj tysice ludzi, ktrzy nie syszeli Sowa Boego, bo chrzecijanie ciskaj w rkach swoje ziemskie dobra. Ja im daj szans, eby si nad tym zastanowili. Policjant pokiwa gow. Espen Kaspersen nagle si zdziwi. -A skd waciwie wiesz, e nie jestem narkomanem? -Bo kilka dni temu widziaem ci na G0teborggata. Zebrae, a ja szedem razem z modym mczyzn, ktry da ci monet. Ale ty j podniose i rzucie w niego z wciekoci. Narkoman nigdy by tak nie zrobi. Bez wzgldu na to, jak may byby to grosz. -Pamitam. -To samo przytrafio mi si w Zagrzebiu dwa dni temu. I zaczem si zastanawia. To znaczy co mnie w tym zdziwio, ale zastanawia si zaczem dopiero teraz. -By jeszcze jeden powd, dla ktrego rzuciem t monet powiedzia Espen Kaspersen. -Wanie to mi przyszo do gowy. - Harry pooy na stole plastikow torebeczk z jakim przedmiotem. - Czy to jest ten powd?

28 PONIEDZIAEK, 21 GRUDNIA. POCAUNEK


Konferencja prasowa odbya si w sali odpraw na czwartym pitrze. Gunnar Hagen i naczelnik Biura Kryminalnego siedzieli na podium, a ich glosy odzyway si echem w wielkim nagim pomieszczeniu. Harry'emu polecono przyj na wypadek, gdyby Hagen musia uzgodni z nim jakie szczegy dotyczce ledztwa. Ale pytania dziennikarzy obracay si w przewaajcej mierze wok dramatycznych wydarze w porcie kontenerowym, a Hagen mia trzy warianty odpowiedzi: bez

348

komentarza", w to nie mog si zagbia" i odpowied na to pytanie musimy pozostawi SEFO". Na pytanie, czy policja wie co o moliwych wsppracownikach zabjcy, Hagen odpowiedzia: Na razie jeszcze nie, ale prowadzimy w tej sprawie intensywne ledztwo". Kiedy konferencja dobiega koca, Hagen przywoa Harry'ego do siebie. Sala powoli pustoszaa, a Hagen podszed do brzegu podium, wic mg z gry patrze na swojego wysokiego komisarza. -Wydaem jasne polecenie, e od dzisiaj ycz sobie widzie wszystkich podlegych mi komisarzy z broni. Dostae ode mnie podpisany wniosek o przydzia. Gdzie twoja bro? -Zajmowaem si ledztwem i nie nadaem tej sprawie odpowiedniego priorytetu. -Wic go nadaj. - Sowa odbiy si echem. Harry kiwn gow. -Co jeszcze, szefie? W swoim pokoju Harry usiad wpatrzony w puste krzeso Halvorsena. W kocu zadzwoni do Wydziau Paszportowego na pierwszym pitrze i poprosi o list paszportw wydanych rodzinie Karlsenw. Nosowy kobiecy gos spyta, czy sobie artuje, poda wic numer osobisty Roberta i za porednictwem Biura Ewidencji Ludnoci i rednio szybko dziaajcego komputera ograniczy swoje zapotrzebowanie do Roberta, Jona, Josefa i Dorthe. -Rodzice, Josef i Dorthe, maj paszporty odnowione cztery lata temu. Jonowi nigdy nie wydawalimy paszportu. I... chwileczk, ta maszyna dzisiaj jako wyjtkowo opornie chodzi... Tak, jest. Robert Karl-sen ma dziesicioletni paszport, ktry wkrtce straci wano. Moesz mu wic powiedzie, e... -On nie yje. Harry wybra wewntrzny numer Skarrego i kaza mu zaraz przyj. -Nic - owiadczy Skarre, ktry albo przypadkiem, albo powodowany nagym przypywem taktu przysiad na brzegu biurka, zamiast na krzele Halvorsena. -Sprawdziem konta Gilstrupw. Nie ma adnych powiza z Robertem Karlsenem czy jakimi kontami w Szwajcarii. Jedyn niezwyk

349

rzecz jest wypata gotwki, piciu milionw koron w dolarach, z jednego z kont spki. Zadzwoniem w tej sprawie do Alberta Gilstrupa, a on odpowiedzia mi wprost, e to doroczne witeczne upominki dla kapitanw portw w Buenos Aires, Manili i Bombaju, ktrych Mads zwykle odwiedza w grudniu. W niezej brany siedz ci chopcy. -A konto Roberta? -Cay czas tylko wpywaa pensja i jakie drobne wypaty. -A co z telefonami Gilstrupw? -Nic do Roberta Karlsena. Ale przegldajc abonament Gilstrupa, natrafilimy na co innego. Zgadnij, kto dzwoni do Jona Karlsena setki razy? Czasami nawet w rodku nocy? -Ragnhild Gilstrup - odpowiedzia Harry i zobaczy rozczarowan min Skarrego. - Co jeszcze? -Nie - odpar Skarre. - Oprcz tego, e pojawi si znajomy numer. Mads Gilstrup zadzwoni do Halvorsena tego samego dnia, w ktrym Halvorsena dgnito noem. Poczenie nieodebrane. -Aha. Chc, eby sprawdzi jeszcze jedno konto. -Czyje? -Davida Eckhoffa. -Komandora? A czego mam szuka? -Nie bardzo wiem. Po prostu je sprawd. Po wyjciu Skarrego Harry wybra numer do Zakadu Medycyny Sdowej, ktrego pracownica bez najmniejszych protestw zobowizaa si przesa faksem zdjcie zwok Christa Stankicia w celu identyfikacji pod numer, jak wyjani, hotelu International w Zagrzebiu. Harry podzikowa, odoy suchawk i sam poczy si z hotelem. - Pozostaje jeszcze kwestia tego, co mamy zrobi ze zwokami - powiedzia, kiedy poczono go z Fredem. - Wadze chorwackie nic nie wiedz o adnym Chricie Stankiciu i w zwizku z tym zapewne nie wystpiy o wydanie ciaa. Dziesi sekund pniej ju sysza jej szkolny angielski. - Proponuj nowy handel wymienny - owiadczy. Klausowi Torkildsenowi z Centrali Operacyjnej Telenor dla Regionu Oslo przywieca waciwie jeden cel w yciu: wity spokj. A poniewa mia du nadwag, stale si poci i by generalnie niesympatyczny, jego

350

yczenie na og si speniao. Jeli ju musia si kontaktowa z innymi ludmi, stara si zachowa jak najwikszy dystans. Dlatego wiele czasu spdza sam, zamknity w pomieszczeniu operacyjnym, w towarzystwie jedynie wielu rozgrzanych urzdze i chodzcych wentylatorw. Niewiele osb, jeli w ogle ktokolwiek, wiedziao, czym si zajmowa. Pewne byo jedynie, e jest niezastpiony. Potrzeba dystansu moga rwnie by przyczyn, dla ktrej przez wiele lat uprawia ekshibicjonizm i w ten sposb by w stanie osign zaspokojenie z partnerk znajdujc si w odlegoci od piciu do pidziesiciu metrw od niego. Ale przede wszystkim Klausowi Torkildsenowi zaleao na spokoju. A w tym tygodniu ju dostatecznie czsto go naciskano. Najpierw ten Halvorsen, ktry kaza mu pilnowa pocze z jakim hotelem w Zagrzebiu. Potem Skarre zada zestawienia rozmw Gilstrupw z Karlsenem. Obydwu skierowa Harry Hole, wobec ktrego Klaus Torkildsen mimo wszystko mia pewien dug wdzicznoci. Tylko i wycznie z tego powodu nie odoy suchawki, kiedy zadzwoni sam Hole. -Mamy w firmie co, co si nazwa Wydziaem Kontaktw z Policj owiadczy Torkildsen niechtnie. - Zgodnie z zasadami musicie dzwoni tam, jeli chcecie, ebymy wam pomogli. -Wiem o tym. - Harry nic wicej nie musia dodawa. - Dzwoniem do Martine Eckhoff cztery razy, a ona nie odbiera. Nikt w Armii Zbawienia nie wie, gdzie jest, nawet jej ojciec. -Ojcowie zwykle dowiaduj si o wszystkim jako ostatni - zauway Klaus, ktry osobicie nie mia o tym pojcia, ale tego rodzaju wiedz mona zdoby, kiedy si duo chodzi do kina. Lub, tak jak Klaus Torkildsen, kiedy si chodzi do kina ekstremalnie duo. -Przypuszczam, e wyczya telefon, ale nie mgby go zlokalizowa? Tak, ebym wiedzia, czy przynajmniej jest w miecie. Torkildsen westchn. Z czystej kokieterii, bo tak naprawd uwielbia te drobne przysugi dla policji. Szczeglnie takie, ktre niechtnie oglday wiato dzienne. - Podaj mi jej numer. Pitnacie minut pniej Klaus oddzwoni z informacj, e przynajmniej karty SIM Martine nie ma w miecie. Dwie stacje bazowe, obie po zachodniej stronie drogi E6, odebray sygnay. Wyjani, gdzie le te stacje, i jaki maj promie zasigu, a poniewa Hole szybko podzi-

351

kowa i si rozczy, Klaus uzna, e by pomocny, i z zadowoleniem wrci do studiowania repertuaru kin. Jon otworzy kluczem drzwi do mieszkania Roberta. ciany wci pachniay dymem, a na pododze koo szafy lea brudny T-shirt. Jakby Robert przed chwil tu by i tylko wyszed do sklepu po kaw i papierosy. Jon odstawi przy ku czarn torb, ktr dosta od Madsa, i podkrci grzejnik. Zrzuci z siebie cae ubranie, wszed pod prysznic i sta pod gorc wod, dopki skra mu si nie zaczerwienia. Potem si wytar, wyszed z azienki, nagi usiad na ku i zacz wpatrywa si w torb. Bal si j otworzy. Wiedzia, co jest pod gadkim, gstym materiaem. Zatracenie. mier. Wydao mu si, e ju czuje zapach zgnilizny. Zamkn oczy. Musi si zastanowi. Zadzwonia komrka. Na pewno Thea martwi si, gdzie si podzia. Nie mia siy z ni teraz rozmawia. Ale telefon dalej dzwoni, uparcie i nieprzerwanie jak chiska tortura wodna, sign wic w kocu po aparat i gosem, ktry, jak sysza, trzs si z wciekoci, spyta: - O co chodzi? Al nikt nie odpowiedzia. Spojrza na wywietlacz. Nie byo numeru. Uwiadomi sobie, e to nie Thea. -Halo? Tu Jon Karlsen - powiedzia ostronie. Wci nic. -Halo, kto mwi? Sysz, e kto tam jest. Kto tam? Malutka panika podbiega na paluszkach i wspia mu si po krgosupie. - Hello? - usysza wasny gos. - Who is his? Is that you? I need to speak wih you. Hello! Rozlego si kliknicie i poczenie zostao przerwane. To mieszne, pomyla Jon. Na pewno jaka pomyka. Przekn lin. Stanki nie y. Robert nie y. I Ragnhild nie ya. Wszyscy nie yli. Tylko ten policjant jeszcze y. I on sam. Zapatrzy si na torb, poczu pezncy chd i nacign na siebie kodr.

352

Kiedy Harry skrci z E6 i przejecha kawaek wskimi drogami w gb pokrytego niegiem krajobrazu wrd pl, podnis wzrok i zobaczy, e niebo jest pogodne, usiane gwiazdami. Ogarno go dziwne drce wraenie, e co si w wkrtce wydarzy, a kiedy ujrza spadajc gwiazd, zataczajc parabol po niebie, pomyla, e jeli istniej znaki, to wanie jaka planeta na jego oczach ulega zagadzie. Zobaczy wiato w oknach na parterze OstgSrd. A kiedy wjecha na podwrze i ujrza elektryczny samochodzik, przeczucie, e co si wkrtce wydarzy, jeszcze si wzmogo. Ruszy w stron domu, przygldajc si ladom na niegu. Stan przy drzwiach i przyoy do nich ucho. Ze rodka dobiegay ciszone glosy. Zapuka szybko trzy razy. Gosy ucichy. Potem rozlegy si kroki i mikki glos dziewczyny. -Kto tam? -Harry - powiedzia. - Hole. - To ostatnie doda, eby nie wzbudzi niczyich podejrze, e z Martine Eckhoff cz go osobiste wizi. Przez chwil siowaa si z zamkiem, w kocu drzwi si otworzyy. Jego pierwsz i jedyn myl byo to, e dziewczyna jest liczna. Miaa na sobie mikk, bia i grub koszul z baweny, rozpit przy szyi, a oczy jej promieniay. - Tak si ciesz! - rozemiaa si. -Widz - umiechn si Harry. - I ja si ciesz. Rzucia mu si na szyj. Poczu, e puls bije jej szybko. -Jak mnie tu znalaze? - szepna mu do ucha. -Nowoczesna technologia. Ciepo jej ciaa, byszczce oczy i cae to ekstatyczne powitanie przyprawio Harry'ego o poczucie nierzeczywistego szczcia, przyjemnego snu, z ktrego nie mia ochoty tak od razu si budzi. Ale musia. -Masz goci? - spyta. -Ja? Nie. -Wydawao mi si, e syszaem gosy. -Aha powiedziaa, puszczajc Harry'ego. To tylko radio grao. Wyczyam je, kiedy usyszaam pukanie. Troch si nawet przestraszyam, a to tylko bye ty. - Poklepaa go po ramieniu. Harry Hole.

353

-Nikt nie wie, gdzie jeste, Martine. -Cudownie. -Niektrzy si niepokoj. -Tak? -Szczeglnie Rikard. -Ach, zapomnij o Rikardzie! - Wzia Harry'ego za rk i zaprowadzia go do kuchni. Z szafki wyja niebiesk filiank. Harry zauway, e w zlewie ju stoj dwa talerze i dwie filianki. -Nie wygldasz na bardzo chor - oceni. -Musiaam sobie zrobi dzie wolny po tym wszystkim, co si wydarzyo. - Nalaa mu kawy. - Czarna, prawda? Harry kiwn gow. Martine solidnie napalia w piecu, zdj wic kurtk i sweter, zanim usiad przy stole. -Ale jutro jest koncert witeczny. Musz wtedy wrci - westchna. - Przyjdziesz? -No c, obiecaa mi bilet... -Powiedz, e przyjdziesz! - Martine nagle przygryza doln warg. Zaatwiam dla nas bilety w loy honorowej. Trzy rzdy za premierem. Ale musiaam odda twj bilet komu innemu. -Nic nie szkodzi. -I tak siedziaby sam. Ja musz pracowa za scen. -Wobec tego wszystko jedno. -Nie! - rozemiaa si. - Chc, eby tam by. Uja go za rk, a Harry patrzy, jak jej drobna do ciska i gaszcze jego wielk ap. Byo tak cicho, e sysza w uszach krew dudnic jak wodospad. - Po drodze widziaem spadajc gwiazd. Czy to nie dziwne, e wi dok zagady jakiej planety uwaany jest za zwiastun szczcia? Martine w milczeniu pokiwaa gow. Potem wstaa, nie puszczajc rki Harry'ego, obesza st, usiada mu okrakiem na kolanach, twarz zwrcona w jego stron. Obja go za szyj. -Martine... -zacz. - Pst! - pooya mu palec na ustach i nie odrywajc go, nachylia si i dotkna wargami jego ust. Harry zamkn oczy i czeka. Czu, e serce wali mu ciko i sodko, ale siedzia nieruchomo. Pomyla, e zaczeka, a jej serce zacznie bi

354

rwnym rytmem z jego sercem, ale waciwie wiedzia jedno: e musi czeka. Poczu, e Martine rozchyla wargi, odruchowo wic rwnie otworzy usta, opierajc jzyk na zbach, by przyj jej jzyk. Palec Martine mia ekscytujcy gorzki smak myda i kawy, ktry zapiek w czubek jzyka. Mocniej obja go za szyj. W kocu poczu jej jzyk. Przyciska si do palca, czu go wic po obu stronach, jakby by rozdwojony niczym jzyk wa, jak dwie powki pocaunku. Nagle go pucia. - Nie otwieraj oczu - szepna mu do ucha. Harry odchyli gow, walczc z pragnieniem pooenia doni na jej biodrach. Mijay sekundy. W kocu poczu mikk bawen na grzbiecie doni, kiedy koszula zsuna jej si na podog. - Teraz moesz otworzy - szepna. Harry usucha. Siedzia i patrzy na ni. Jej twarz wyraaa mieszank lku i oczekiwania. - Jeste pikna - powiedzia dziwnym, nieswoim gosem. Zdezo rientowanym. Zobaczy, e przeyka lin, a potem na jej twarzy pojawi si triumfalny umiech. -Podnie rce - kazaa. Zapaa za d jego T-shirtu i cigna mu go przez gow. -A ty jeste brzydki - powiedziaa. - Cudownie brzydki. Harry poczu ukucie blu, kiedy ugryza go w brodawk piersi. Pogadzia go rk po plecach i przesuna j midzy jego nogi. Jej oddech, ktry czu na szyi, przyspieszy, druga rka signa do klamry paska. Podtrzyma jej krzy. I wanie wtedy to poczu. Mimowolne drenie mini. Spicie, ktrego nie bya w stanie ukry. Baa si. -Zaczekaj, Martine - szepn. Jej rka zamara. Harry pochyli si do jej ucha: -Chcesz tego? Wiesz, na co si porywasz? Czu na skrze jej oddech, wilgotny i szybki, gdy wydusia z siebie: -Nie. A ty? -Nie. Moe wic nie bdziemy... Wstaa. Patrzya na niego zranionym, zrozpaczonym wzrokiem. - Ale ja... przecie ja czuj, e ty...

355

-Oczywicie. - Harry pogadzi j po wosach. - Mam na ciebie ochot. Miaem na ciebie ochot ju wtedy, kiedy pierwszy raz ci zobaczyem. -Naprawd? - Zapaa go za rk i przyoya j do rozpalonego policzka. Harry umiechn si. -A ju na pewno za drugim. -Za drugim? -No dobrze, to za trzecim. Kada dobra muzyka wymaga troch czasu. -I ja jestem dobr muzyk? -Oszukuj, to byo ju za pierwszym razem. Ale to nie znaczy, e atwo mnie kupi, okej? Martine umiechna si, potem zacza si mia. Harry te. Pochylia si i przyoya czoo do jego piersi. Zanosia si od miechu, klepic go w rami, i dopiero gdy Harry poczu na brzuchu jej zy, zorientowa si, e pakaa. Jon obudzi si z zimna. Tak mu si wydawao. W mieszkaniu Roberta byo ciemno i nie znalaz adnego innego wyjanienia. Ale zaraz w jego mzgu film zacz przewija si do tyu i zrozumia, e to, co wzi za ostatnie fragmenty snu, wcale nim nie byo. Naprawd sysza klucz przekrcany w zamku i drzwi naprawd si otworzyy. Kto oddycha w pokoju. Z wraeniem deja vu, z uczuciem, e ten koszmar si powtarza, obrci si byskawicznie. Nad kiem pochylaa si posta. Jonowi dech zaparo w piersi, gdy miertelne przeraenie zaatakowao, zatapiajc zby w ciele i docierajc a do okostnej. Mia pen wiadomo, by pewien, e ta posta pragnie jego mierci. - Stigla sam - usysza. Jon nie zna zbyt wielu chorwackich sw, ale te, ktrych nauczy si od lokatorw z Vukovaru, wystarczyy, by zrozumie, co mwi gos: -Jestem. -Zawsze bye samotny, Harry? -Chyba tak. - Dlaczego? Wzruszy ramionami.

356

-Nigdy nie byem szczeglnie towarzyski.


-To wszystko?

Harry wypuci! kko z dymu pod sufit i poczu, e Martine wcha jego sweter i szyj. Leeli w sypialni, on na kodrze, ona pod ni. -Bjarne AMler, mj poprzedni szef, mwi, e tacy jak ja zawsze id po linii najwikszego oporu. To tkwi w tym, co nazywa nasz przeklt natur". Dlatego w kocu zawsze zostajemy sami. Nie wiem. Lubi by sam. Moe z czasem spodobaem si te sobie jako samotnik. A ty? -Chc, eby ty mwi.
-Dlaczego?

-Nie wiem. Lubi sucha, jak mwisz. Jak kto moe lubi swj obraz jako osoby samotnej? Harry gboko si zacign. Zatrzymujc dym w pucach, pomyla, e czowiek powinien umie wydmucha z dymu ksztaty, ktre potrafiyby wyjani wszystko. W kocu wypuci dym z przecigym sykiem. -Myl, e aby przey, trzeba znale w sobie co, co si lubi. Niektrzy powiedz, e ycie samotne to aspoeczno i egoizm. Ale czowiek jest wtedy niezaleny i nie pociga za sob w otcha innych, jeli tam zmierza. Wielu ludzi boi si samotnoci. Ale mnie pomoga sta si wolnym, silnym i nietykalnym. -Silny przez samotno? -Wanie. -Tak jak powiedzia doktor Stockmann: Najsilniejszym czowiekiem na wiecie jest ten, kto jest zupenie sam"*. - Najpierw Siiskind, a teraz Ibsen. Harry rozemia si. -To linijka, ktr cytowa mj ojciec - westchn i doda: - Zanim mama umara. -Powiedziae, e to ci p o m o g o sta si nietykalnym. Ju tak nie jest? Harry poczu, e popi z papierosa upad mu na pier. Zostawi go. - Poznaem Rakel i... No tak, Olega. Oni mnie do siebie przywiza li. To mi otworzyo oczy i pokazao, e rwnie w moim yciu s inni ludzie. Ludzie, ktrzy s moimi przyjacimi i ktrych ja obchodz. Po* Henryk Ibsen, Wrg ludu, prze. Cecylia Wojewoda, [w:] Henryk Ibsen, Dramaty, PIW, Warszawa 1956, s. 474 (przyp. tum.).

357

kazao te, e ich potrzebuj. - Dmuchn na ar, ktry si rozjarzy. - A co gorsza, oni mog potrzebowa mnie. -I wtedy przestae by wolny? -Tak, wtedy przestaem by wolny. Leeli wpatrzeni w ciemno. Martine wtulia nos w jego szyj. -Bardzo ich kochasz, prawda? -Tak. - Harry przytuli j mocniej. - Tak, kocham. Kiedy zasna, Harry zelizgn si z ka i starannie otuli j kodr. Sprawdzi godzin na jej zegarku. Punkt druga. Wyszed na korytarz, woy buty i otworzy drzwi na gwiadzist noc. Po drodze do wychodka obserwowa lady, prbujc sobie przypomnie, czy od niedzieli rano pada nieg. W wychodku nie byo wiata, ale zapali zapak, eby si zorientowa. Kiedy ju gasa, dostrzeg dwie litery wyryte na cianie pod pokym zdjciem ksiny Monaco, Grace. W ciemnoci pomyla, e kto siedzia tu kiedy tak jak on teraz i noem cierpliwie ry to proste wyznanie: R + M. Kiedy wyszed z wychodka, dostrzeg jaki ruch przy wgle stodoy. Zatrzyma si. Wida byo lini ladw. Zawaha si. Bo znw pojawio si to wraenie, e co si stanie. Wanie w tej chwili. Co ustalonego z gry, czemu nie mg zapobiec. Sign za drzwi wychodka, wymaca opat, ktr wczeniej tam zauway. Ruszy po ladach w stron stodoy. Przy wgle zatrzyma si, mocniej zacisn rk na opacie. Oddech zdawa mu si grzmie w ustach. Przesta oddycha. Teraz. To si dziao teraz. Rzuci si za rg, zamierzajc si opat. Przed nim na rodku pola poyskujcego w blasku ksiyca czarodziejsk biel, ktra zdawaa si go olepia, zobaczy lisa biegncego w stron zagajnika. Ciko opar si o drzwi stodoy i z dreniem wcign powietrze. Kiedy hukny drzwi, odruchowo uskoczy w ty. Czyby zosta odkryty? Ta osoba po drugiej stronie drzwi nie moga tu wej. Przekl wasn nieostrono. Bobo zwymylaby go za takie eksponowanie si, za tak amatorszczyzn.

358

Drzwi byy zamknite na klucz, ale on mimo wszystko rozejrza si za narzdziem, ktrego mgby uy, gdyby ten kto w jaki sposb utorowa sobie dostp. N. N do chleba, ktry jeszcze przed chwil mia w rku. Zosta w kuchni. Drzwi znw hukny. No i przecie mia pistolet. Wprawdzie pusty, ale i tak by wystarczy do wystraszenia rozsdnie mylcego czowieka. Problem tkwi w tym, e ten czowiek nie wydawa si rozsdny. Przyjecha samochodem i zaparkowa pod domem Martine na Sorgenfrigata. Nie zauway go, dopki przypadkiem nie podszed do okna i nie omit wzrokiem aut stojcych przy krawniku. Wtedy wanie dostrzeg w jednym niespokojn posta. A kiedy ta posta poruszya si, wychylia jakby po to, by lepiej widzie, ju wiedzia, e jest za pno. e zosta odkryty. Odsun si od okna, odczeka p godziny, w kocu opuci rolety i pogasi wszystkie wiata w mieszkaniu Martine. Powiedziaa, e mog si pali, piece w mieszkaniu miay bowiem termostat, a poniewa dziewidziesit procent energii w arwce to energia cieplna, to ilo prdu, jak si oszczdzi na gaszeniu arwek, pjdzie na piece, ktre postaraj si o zrekompensowanie utraty ciepa. Prosta fizyka", powiedziaa. Szkoda, e zamiast tego nie wyjania mu, kto to jest. Jaki szalony zalotnik? Zazdrosny byy narzeczony? W kadym razie nie policja. Bo znw si zaczo to bolesne, rozpaczliwe wycie, od ktrego przenikay go ciarki. - Mar-ti-ne! Mar-ti-ne! - Potem kilka roztrzsionych sw po norwesku i znw prawie ze szlochem: Martine... Nie mia pojcia, w jaki sposb ten facet dosta si na klatk, ale teraz usysza, e otwieraj si ktre z ssiednich drzwi i wrd niezrozumiaych zda usysza sowo, ktrego zdy si ju nauczy. Policja. Drzwi ssiada si zatrzasny. Dotar do niego jk rezygnacji i drapanie palcami w drzwi, a w kocu oddalajce si kroki. Odetchn z ulg. Mia za sob dugi dzie. Martine odwioza go rano na dworzec. Podmiejskim pocigiem dojecha do miasta. Przede wszystkim poszed do biura podry na dworcu kolejowym i kupi bilet na ostatni samolot do Kopenhagi odlatujcy

359

wieczorem nastpnego dnia. Nikt nie zareagowa na norwesko brzmice nazwisko, ktre im poda. Halvorsen. Zapaci gotwk z portfela Halrarsena, podzikowa i wyszed. Z Kopenhagi zadzwoni do Zagrzebia i poprosi Freda, eby przylecia tam z nowym paszportem. Przy odrobinie szczcia na Wigili zdy do domu. By u trzech fryzjerw, wszdzie krcili gowami, mwic, e tu przed witami maj dugie kolejki. U czwartego kiwnli gow na modziutek dziewczyn, ktra siedziaa w kcie, ujc gum, i wygldaa na kompletnie zatracon. Uczennic, jak zrozumia. Po kilku prbach wyjanienia jej, czego sobie yczy, pokaza jej w kocu zdjcie. Przestaa wtedy u, popatrzya na niego oczami cikimi od maskary i spytaa z akcentem wyuczonym z MTV: - You sur, man? Pniej zapa takswk, ktra zawioza go na Sorgenfrigata. Otworzy drzwi do mieszkania kluczami, ktre dala mu Martine, i rozpocz czekanie. Telefon dzwoni kilka razy, lecz poza tym panowa spokj. Tak byo a do chwili, gdy bezmylnie podszed do okna w owietlonym pokoju. Odwrci si, eby wrci do salonu. W tej samej chwili hukno. Powietrze zadrao, lampa na suficie si zakoysaa. - Mar-tine! Usysza, e ten czowiek znw bierze rozpd i skacze na drzwi, ktre zdaway si ju wybrzusza. Imi dziewczyny pado jeszcze dwa razy i dwukrotnie nastpio uderzenie. W kocu usysza odgos krokw zbiegajcych ze schodw. Przeszed do salonu, stan przy oknie i patrzy, jak ten czowiek wybiega. Kiedy zatrzyma si przy samochodzie, eby otworzy drzwiczki, pado na niego wiato latarni. Wtedy go rozpozna. To by ten chopak, ktry pomg mu w Schronisku. Niclas, Rikard... co takiego. Samochd ruszy z rykiem i przyspieszy w zimow ciemno. Godzin pniej spa. niy mu si pejzae, wrd ktrych kiedy chodzi, i obudzi si dopiero wtedy, gdy usysza odgos pospiesznych krokw i gazet ldujcych pod drzwiami na klatce.

360

O smej Harry si obudzi. Otworzy oczy i powcha weniany koc nacignity do poowy na twarz. Ten zapach co mu przypomnia. Zrzuci go z siebie. Spa ciko, bez snw i mia dziwny humor. By w dobrym nastroju. Po prostu radosny. Wyszed do kuchni, nastawi kaw, obmy twarz nad zlewem, cicho nucc Morning song Jima Starka. Nad niskim wzgrzem na wschodzie niebo rumienio si jak panna. Ostatnia gwiazda ju blada. Za kuchennym oknem rozciga si nowy, nietknity wiat, optymistycznie falujcy biel a po horyzont. Nakroi chleba, znalaz ser, nala wody do szklanki, a parujcej kawy do czystej filianki. Wszystko to umieci na tacy i zanis do sypialni. Czarne rozwichrzone wosy ledwie wystaway spod kodry, a oddech by niemal bezgony. Postawi tac na nocnym stoliku, przysiad na ku i czeka. Zapach powoli roznosi si po pokoju. Jej oddech przesta by rwny. Uchylia powieki. Zobaczya go, potara twarz i przecigna si zawstydzona. Kto jakby przekrci przecznik, bo z jej oczu zacz bi coraz mocniejszy blask, a na ustach ukazywa si coraz szerszy umiech. -Dzie dobry - powiedzia. -Dzie dobry. -niadanie? -Mhm. - Umiechna si i on si umiechn. - A ty nie bdziesz jad? -Ja zaczekam. Na razie wystarczy mi to, jeli pozwolisz. - Wyj papierosy. -Duo palisz - zauwaya. -Zawsze tak jest, kiedy pkn. Nikotyna zabija gd. Sprbowaa kawy. -Czy to nie paradoks? -Co? -e ty, ktry tak si bae straci wolno, zostae alkoholikiem? -Owszem. - Otworzy okno, zapali papierosa i pooy si na ku przy niej. -Czy ze mn te si tego boisz? - spytaa, tulc si do niego. - e ci odbior wolno? To dlatego... dlatego nie chcesz si ze mn kocha?

361

- Nie, Martine. - Zacign si papierosem, skrzywi i spojrza na niego z niechci. - Dlatego e ty si boisz. Poczu, e zesztywniaa. -Ja si boj? - spytaa ze zdumieniem w gosie. -Tak. I ja na twoim miejscu te bym si ba. W ogle nigdy nie mogem poj, e kobiety maj odwag spa w tym samym ku z kim, kto tak bardzo przewysza je si fizyczn. - Zgasi papierosa na talerzyku stojcym na nocnym stoliku. - Mczyni nigdy by si na co takiego nie odwayli. -Dlaczego uwaasz, e ja si boj? -Czuj. Przejmujesz inicjatyw i chcesz decydowa, ale gwnie dlatego, e boisz si tego, co si moe sta, jeli pozwolisz, ebym to ja decydowa. Dla mnie to w porzdku, ale nie chc, eby to robia, jeli si boisz. -Ale ty przecie nie moesz decydowa, czy ja tego chc! - zawoaa gniewnie. - Nawet jeli si boj. Harry patrzy na ni. Nagle go obja, chowajc twarz w zagbieniu jego szyi. -Na pewno mylisz, e jestem dziwna - powiedziaa. -Ani troch - odpar Harry. cisna go mocno, bardzo mocno. - A jeli ja zawsze bd si baa? - szepna. - A jeli nigdy... - urwaa. Harry czeka. - Co si stao - powiedziaa. - Nie wiem co. On dalej czeka. - To znaczy wiem. Zostaam zgwacona. Tu, na farmie. Wiele lat te mu. I troch si rozpadam. Zimny krzyk wrony z lasu przerwa cisz. -Chcesz... -Nie, nie chc o tym rozmawia. Nie ma za bardzo o czym. To byo ju dawno temu, a ja si pozbieraam. Tylko... - Znw si do niego przytulia. - ...troszeczk si boj. -Zgosia to? -Nie, nie miaam siy. - Wiem, e to bardzo trudne, ale powinna bya to zrobi. Umiechna si.

362

-Tak, tak, syszaam, e tak trzeba. Bo nastpne dziewczyna moe ju sta w kolejce, prawda? -To nie arty, Martine. -Przepraszam, tatusiu. Harry wzruszy ramionami. -Nie wiem, czy przestpstwo si opaca, ale wiem, e si powtarza. -Dlatego e to tkwi w genach, prawda? -Tego akurat nie wiem. -Nie czytae bada o adopcji, ktre pokazuj, e dzieci przestpcw dorastajce w normalnej rodzinie razem z innymi dziemi, nawet bez wiadomoci, e zostay adoptowane, maj o wiele wiksze szanse na zamanie prawa ni pozostae dzieci w rodzinie? Wobec tego musi istnie gen przestpczoci. -Owszem, czytaem - powiedzia Harry. - Moliwe, e schematy dziaania s dziedziczne. Ale bardziej wierz w to, e notorycznie powtarzamy swoje zachowania, kady z nas na swj sposb. -Wierzysz, e jestemy zaprogramowanymi zwierztami, dziaajcymi na zasadzie wyuczonych odruchw? - Poaskotaa Harry'ego palcem pod brod. -Myl, e w jedno wielkie dziaanie rachunkowe wpychamy wszystko: dz, strach, napicie, chciwo i inne podobne rzeczy. A mzg jest fantastycznie sprawn maszyn, prawie nigdy nie dokonuje zych oblicze, dlatego za kadym razem dochodzi do tych samych odpowiedzi. Martine uniosa si na okciach i popatrzya na niego z gry. -A moralno i wolny wybr? -To rwnie elementy tego wielkiego rachunku. -Uwaasz wic, e przestpca zawsze bdzie... -Nie. Wtedy nie wytrzymabym swojej pracy. Pogadzia go palcem po czole. -Wic ludzie jednak mog si zmienia? -Przynajmniej mam tak nadziej. e ludzie si ucz. Przytulia si do niego czoem. -A czego mona si nauczy? - Mona si nauczy... - zacz, ale przerwa mu dotyk jej ust na wargach. - ...nie by samotnym. Mona si nauczy... - czubek jzyka wsun si pod warg. - ...nie ba si. I mona...

363

-...nauczy si caowa? -Tak. Pod warunkiem e nie jest to dziewczyna, ktra wanie si obudzia i ma na jzyku paskudny biay nalot, ktry... Jej do trafia go w policzek z hukiem, a miech zadzwoni jak kostki lodu w szklance. Gorcy jzyk odnalaz jego jzyk, nacigna na niego kodr, podsuna do gry sweter i koszulk. Poczu na brzuchu rozgrzan snem skr jej brzucha. Wsun jej rce pod koszul na plecy, wyczu opatki przesuwajce si pod skr i minie napinajce si i rozluniajce, gdy przyciskaa si do niego. Powoli zacz rozpina jej koszul, przytrzymujc j wzrokiem. Powid doni po jej brzuchu, po ebrach, a w zagbieniu midzy kciukiem a palcem wskazujcym poczu jej wyprony sutek. Owion go ciepy oddech, gdy pocaowaa go z otwartymi ustami, a kiedy wsuna rk midzy ich przycinite do siebie biodra, wiedzia, e tym razem nie zdoa si powstrzyma i e wcale tego nie chce. - Dzwoni - powiedziaa. -Co? -Telefon w twoich spodniach. W kieszeni. Wibruje. - Zacza si mia. - Zobacz. -Sorry. - Harry wyj z kieszeni milczc komrk i odoy j na stolik, wyginajc si ponad Martine. Ale telefon uoy si bokiem i wywietlacz taczy mu przed oczami. Prbowa go zignorowa, byo ju jednak za pno. )u zobaczy, e to Beat. -Cholera - mrukn. - Chwileczk. Usiad, obserwujc twarz Martine, ktra z kolei patrzya na niego, kiedy sucha Beat. Jej twarz bya jak lustro, jakby bawili si w naladowanie. Oprcz tego, e mg w niej widzie siebie samego, Harry dostrzeg te na jej twarzy swj lk, swj bl, a w kocu rezygnacj. - Co si stao? - spytaa, kiedy si rozczy. - On nie yje. -Kto? - Halvorsen. Umar dzi w nocy. Dziewi minut po drugiej. Wtedy, kiedy staem przy stodole.

364

Cz czwarta

ASKA
29 WTOREK, 22 GRUDNIA. DOWDCA
To by najkrtszy dzie w roku, ale komisarzowi Holemu wydawa si nieskoczenie dugi, jeszcze zanim si naprawd zacz. Kiedy dowiedzia si o mierci Halvorsena, najpierw wyszed si przej. Brn przez gboki nieg a do lasu, tam usiad i patrzy, jak wstaje dzie. Mia nadziej, e mrz go zamrozi, ukoi, a przynajmniej wprawi w odrtwienie. W kocu wrci. Martine patrzya na niego pytajco, ale nic nie mwia. Harry wypi filiank kawy, pocaowa j w policzek i wsiad do samochodu. W lusterku Martine, gdy staa na schodach z rkami zaoonymi na piersi, wygldaa na jeszcze drobniejsz. Harry zajrza do domu, wzi prysznic, przebra si i trzy razy przeszuka papiery lece na stole, zanim wreszcie si podda. Po raz enty od przedwczoraj chcia spojrze na zegarek, ale zobaczy tylko goy nadgarstek. Wyj z szuflady nocnego stolika zegarek Moliera. Wci chodzi, Harry uzna wic, e przynajmniej tymczasowo si nada. Pojecha do Budynku Policji i zaparkowa w garau obok audi Hagena. Wchodzc po schodach na szste pitro, sysza gosy, kroki i miechy w atrium, ale kiedy drzwi Wydziau Zabjstw si za nim zamkny, mia wraenie, e kto nagle wyczy gono. W korytarzu spotka funkcjonariusza, ktry popatrzy na niego w milczeniu, pokrci gow i poszed dalej. - Cze, Harry. Odwrci si. To bya Torii Li. Nie przypomina sobie, eby kiedykolwiek wczeniej zwrcia si do niego po imieniu.

365

- Jak sobie radzisz? - spytaa. Harry chcia odpowiedzie, otworzy usta, ale poczu nagle, e nie ma gosu. - Pomylelimy, e moglibymy si zebra po porannej odprawie na chwil wspomnie - czym prdzej dodaa Torii, jakby chciaa go ratowa. Harry w milczeniu z wdzicznoci kiwn gow. -Mogaby znale Beat? -Oczywicie. Harry dugo sta pod drzwiami do wasnego pokoju. Ba si tej chwili. W kocu wszed. Na krzele Halvorsena kto si huta, jakby czeka. -Dzie dobry, Harry - odezwa si Gunnar Hagen. Harry powiesi kurtk na wieszaku, nie odpowiadajc. -Przepraszam - powiedzia Hagen. - Niezrcznie si wyraziem. -O co chodzi, szefie? - Harry opar gow na rkach. -Chciaem wyrazi swj najgbszy a z powodu tego, co si stao. Powtrz to jeszcze na odprawie, ale najpierw chciaem powiedzie tobie. Jack by przecie twoim najbliszym koleg. -Halvorsen. -Sucham? -Zawsze mwilimy do niego Halvorsen. Hagen kiwn gow. -Halvorsen. I jeszcze jedno, Harry... -Mylaem, e mam ten wniosek o przydzia broni w domu - cign Harry. - Ale zawieruszy si na amen. -A, o to chodzi? - Hagen zmieni pozycj na krzele. Sprawia wraenie, e jest mu niewygodnie. - Nie mylaem teraz o broni. W zwizku z obcinaniem wydatkw na delegacje poprosiem ksigowo o przedstawianie mi wszystkich rachunkw do akceptacji. Okazuje si, e bye w Zagrzebiu. Nie przypominam sobie, ebym wydawa zgod na podr zagraniczn. A jeli policja norweska prowadzia tam ledztwo, oznacza to zamanie regulaminu. Nareszcie co maj, pomyla Harry, wci nie unoszc gowy. Maj ten bd, na ktry tak czekali. Formaln przyczyn wylania z pracy komisarza alkoholika i wyrzucenia go tam, gdzie jego miejsce, do krgu

366

nieucywilizowanych cywilw. Harry prbowa zorientowa si, co czuje. Ale czu jedynie ulg. -Jutro masz moje wymwienie na biurku, szefie. -Nie rozumiem, o czym mwisz. Przecie wanie wychodz z zaoenia, e w Zagrzebiu nie byo prowadzone adne ledztwo. To narobioby nam wszystkim samych kopotw. Harry podnis gow. -O ile dobrze rozumiem, to odbye krtk podr w celach szkoleniowych. -Szkoleniowych, szefie? -Tak, bliej nieokrelon podr w celach szkoleniowych. A tu masz moje pisemne zezwolenie wydane na twoj ustn prob o umoliwienie ci wyjazdu do Zagrzebia w celach szkoleniowych. Zapisana na maszynie kartka A4 przesuna si po biurku i wyldowaa przed Harrym. - Koniec tej sprawy. - Hagen wsta i podszed do ciany, na ktrej wisiao zdjcie Ellen Gjelten. Halvorsen to ju twj drugi partner, ktrego stracie, prawda? Harry kiwn gow. W ciasnym pomieszczeniu bez okna zapada cisza. W kocu Hagen chrzkn. - Widziae ten kawaek koci, ktry mam na biurku? Kupiem go w Nagasaki. To kopia skremowanego maego palca Yoshito Yasudy, synnego japoskiego dowdcy batalionu. - Hagen odwrci si do Harry'ego. - Japoczycy bowiem zwykle kremuj zmarych, ale w Birmie musieli ich grzeba, poniewa tylu ich gino, a spalenie zwok moe trwa nawet do dziesiciu godzin. Zamiast tego wic ob cinali polegym may palec, ktry po skremowaniu wysyali do domu rodzinom. Po decydujcej bitwie pod Pegu wiosn czterdziestego trzeciego Japoczycy zostali zmuszeni do odwrotu i ukrycia si w dungli. Dowdca batalionu, Yoshito Yasuda, baga swoich zwierzchnikw o zezwolenie na wznowienie ataku jeszcze tego same go dnia wieczorem, eby mogli zdoby koci swoich polegych. Od mwiono mu, przewaga bya zbyt dua, wic wieczorem tego samego dnia stan w blasku ogniska zapakany przed swoimi ludmi i poin formowa ich o decyzji komendanta. Ale gdy dostrzeg beznadziej na twarzach podwadnych, otar zy, wyj bagnet, pooy do na pnia ku, odci sobie may palec i rzuci go w ogie. onierze si urado-

367

wali. Komendant dowiedzia si o tym i nastpnego dnia Japoczycy zaatakowali z pen si. Hagen podszed do biurka Halvorsena, wzi z niego temperwk i zacz si jej uwanie przyglda. - Popeniem sporo bdw podczas pierwszych dni jako szef tutaj. Nie wiem, moe niektre porednio stay si przyczyn mierci Halvorsena. Prbuj teraz powiedzie... - odoy temperwk i nabra powie trza: - ...e chciabym tak jak Yoshito Yasuda wprawi w was w za chwyt. Ale nie bardzo wiem jak. Harry nie mia pojcia, co odpowiedzie. - Powiem wic tylko tak. Chc, eby znalaz tego czy tych, ktrzy stoj za tymi zabjstwami. To wszystko. Dwaj mczyni unikali patrzenia na siebie. W kocu Hagen zoy rce, jakby chcia zgnie cisz. -Ale wywiadczysz mi przysug, noszc bro, Harry. Wiesz, wobec innych... Przynajmniej do Nowego Roku. Wtedy odwoam ten nakaz. -W porzdku. -Dzikuj. Wypisz ci nowy wniosek. Harry kiwn gow i Hagen ruszy w stron drzwi. -I jak to si skoczyo? - spyta nagle Harry. - Z tym japoskim atakiem? -A, z tym! - Hagen umiechn si krzywo. - Rozbito ich w py. Kjell Atle Ora pracowa w policyjnym magazynie w piwnicy Budynku Policji od dziewitnastu lat, a tego poranka siedzia nad kuponem zakadw pikarskich i zastanawia si, czy by na tyle bezczelnym, eby zakreli zwycistwo goci dla Fulham podczas meczu z Southampton w drugi dzie wit. Chcia, by kupon wysa mu Oshaug, kiedy wyjdzie na lunch, musia si wic pospieszy, dlatego cicho zakl, syszc, e kto uderza w metalowy dzwonek. Wsta, stkajc. Swego czasu gra w pierwszej lidze w druynie Skeid, mia za sob dug bezkontuzyjn karier i dlatego wci odczuwa rozgoryczenie tym, e pozornie niewinne nacignicie minia podczas towarzyskiego meczu w druynie policji sprawio, e nawet teraz, po dziesiciu latach, wci powczy praw nog.

368

Przed kontuarem sta mczyzna z jasnymi, krtko ostrzyonymi wosami. Ore wzi od niego wniosek o przydzia broni i mruc oczy, prbowa odczytywa litery, ktre z kadym dniem wydaway mu si coraz mniejsze. W zeszym tygodniu, kiedy powiedzia onie, e chciaby dosta na gwiazdk wikszy telewizor, zaproponowaa, eby raczej poprosi Mikoaja o zamwienie wizyty u optyka. -Harry Hole, Smith&Wesson trzydzieci osiem. No tak. - Ora stkn i pokutyka do magazynu broni, gdzie znalaz subowy rewolwer, z ktrym poprzedni waciciel raczej dobrze si obchodzi, a przynajmniej na to wyglda. Uwiadomi sobie, e niedugo pewnie przynios bro tego funkcjonariusza, ktrego zadgano na Goteborggata. Dobra kabur i trzy przewidziane pudeka z nabojami. -Podpisz wydanie tutaj. - Pokaza na wniosku. - I poka identyfikator. Mczyzna, ktry ju zdy pooy identyfikator na kontuarze, wzi dugopis podany mu przez Ora i podpisa si we wskazanym miejscu. Ora, mruc oczy, zerkn na identyfikator Harry'ego Holego i na namazany podpis. Ciekawe, czy Fulham zdoa powstrzyma Thierry'ego Henry? - Pamitaj, strzelaj tylko do zych chopakw - powiedzia Ora, ale nic w odpowiedzi nie usysza. Kutykajc z powrotem do kuponu, uwiadomi sobie, e milczenie policjanta by moe wcale nie powinno dziwi. Z identyfikatora wynikao, e jest z Wydziau Zabjstw, a chyba tam wanie pracowa ten zmary funkcjonariusz. Harry zaparkowa samochd przy Centrum Henie-Onstad na H0vikodden i oddalajc si od niskiego piknego budynku, ruszy agodnym zboczem w kierunku wody. Na lodzie cigncym si w stron Snaraya widzia samotn czarn posta. Na prb postawi stop na pacie kry sterczcym ukonie w stron brzegu. Pka z kruchym trzaskiem. Harry zawoa Davida Eckhoffa, ale posta na lodzie ani drgna. Zakl wic, pomyla, e komandor nie moe way duo mniej ni jego wasne dziewidziesit ki-

369

logramw, i balansujc midzy spitrzonymi patami lodu, ostronie przesun nog na zdradliwym, przysypanym niegiem podou. Utrzymao. Zacz sun po lodzie krtkimi, szybkimi krokami. Droga okazaa si dusza, ni to wygldao z brzegu, i kiedy wreszcie zbliy si na tyle, by mc z ca pewnoci stwierdzi, e ubrana w wilczur posta na skadanym stoeczku, trzymajca w grubej rkawicy wpuszczon do przerbli link z haczykami, to faktycznie komandor Armii Zbawienia, zrozumia, dlaczego Eckhoff go nie usysza. - Jest pan pewien, e ld jest bezpieczny, Eckhoff? David Eckhoff odwrci si i najpierw spojrza na buty Harry'ego. - Ld na fiordzie Oslo w grudniu nigdy nie jest bezpieczny - od par, wypuszczajc z ust chmur siwej pary. - Dlatego trzeba owi w samotnoci. Ale ja zawsze uywam tego. - Wskaza na narty przypi te do ng. - Ciar si lepiej rozkada. Harry wolno pokiwa gow. Wydao mu si, e syszy, jak ld pka pod jego stopami. - W Kwaterze Gwnej powiedzieli mi, e tu pana znajd. - To jedyne miejsce, w ktrym mona usysze wasne myli. Obok puszki z przynt i noa leaa Dagbladet". Pierwsza strona zapowiadaa odwil pierwszego dnia wit. Ani sowa o mierci Halvorsena. Pewnie gazeta za wczenie posza do druku. - Duo jest tych myli? - spyta Harry. -Hm. Wraz z on bdziemy goci premiera podczas wieczornego koncertu witecznego. No i sprzedajemy nieruchomoci Gilstrupowi. Transakcja zostanie podpisana jeszcze w tym tygodniu. Sporo tego. -Waciwie chciaem zada tylko jedno pytanie. - Harry koncentrowa si na rozoeniu ciaru ciaa rwnomiernie na obie nogi. -Tak? - Poprosiem sieranta Skarrego, eby sprawdzi, czy byy jakie przelewy midzy pana kontem a kontem Roberta Karlsena. Nie byo. Ale Skarre znalaz innego Karlsena, ktry regularnie dokonywa przele ww. Josefa Karlsena. David Eckhoff wpatrywa si w krg czarnej wody z kamienn twarz.

370

- Moje pytanie jest nastpujce. - Harry skupi spojrzenie na Eckhoffie. - Dlaczego przez ostatnich dwanacie lat co kwarta otrzymywa pan osiem tysicy koron od ojca Roberta i Jona? Eckhoff drgn, jakby na haczyk zapaa si wielka ryba. -I co? - spyta Harry. -Czy to naprawd takie wane? -Tak sdz, panie Eckhoff. -W takim razie musi zosta midzy nami. -Tego nie mog obieca. -Wobec tego nie odpowiem. -Wobec tego ja bd musia pana zabra do Budynku Policji i poprosi o zoenie oficjalnych zezna. Komandor podnis gow, zmruy jedno oko i uwaniej przyjrza si Harry'emu, jakby chcia oceni si potencjalnego przeciwnika. -Gunnar Hagen to zaakceptuje? -Zobaczymy. Eckhoff mia co powiedzie, ale zrezygnowa, jak gdyby wyczu zdecydowanie komisarza, a Harry pomyla, e przywdca stada zostaje nim wcale nie z powodu swojej siy, tylko zdolnoci waciwego rozumienia sytuacji. -No dobrze - westchn komandor. - Ale to duga historia. -Mam czas - skama Harry, czujc chd lodu przez podeszwy butw. -Josef Karlsen, ojciec Jona i Roberta, by moim najlepszym przyjacielem. - Eckhoff utkwi wzrok gdzie na wyspie Snaroya. Studiowalimy razem, pracowalimy razem, obaj bylimy ambitni i, jak si to mwi, dobrze si zapowiadalimy. Ale najwaniejsze, e obaj dzielilimy wizje silnej Armii Zbawienia, ktra bdzie wykonywa na ziemi dzieo Boe. I zwyciy. Rozumiesz? Harry kiwn gow. - Awansowalimy te razem - cign Eckhoff. - I owszem, z cza sem znaleli si tacy, ktrzy uwaali, e Josef i ja rywalizujemy ze sob o moje obecne stanowisko. Waciwie nie wierzyem, e stanowisko jest takie wane. Mylaem, e najwaniejsza jest wizja. Ale kiedy wybr pad na mnie, z Josefem co si stao. Jakby si zaama. Kto wie, moe ja zareagowabym w taki sam sposb? Tak czy owak, Josefowi powie-

371

rzono wane stanowisko szefa administracji i chocia nasze rodziny utrzymyway kontakt tak jak poprzednio, nie byo takiego samego... - Eckhoff szuka sowa. - ...zaufania. Josefa co bolenie drczyo. To byo jesieni dziewidziesitego pierwszego. Razem z naszym gw nym ksigowym, Frankiem Nilsenem, ojcem Rikarda i Thei, odkryli my, w czym rzecz, fosef dopuci si malwersacji. -I co si wydarzyo? -W Armii Zbawienia mamy, prawd mwic, niewielkie dowiadczenie z tego rodzaju sytuacjami, wic dopki nie wiedzielimy, co zrobi, Nilsen i ja zachowalimy to w tajemnicy. Oczywicie Josef bardzo mnie rozczarowa, ale jednoczenie dostrzegaem zwizek przyczynowy, ktrego sam byem elementem. Czuem, e kiedy ja zostaem wybrany, a on odrzucony, mogem zachowa si z wiksz... delikatnoci. W kady razie Armia w tamtym okresie przeywaa okres sabej rekrutacji i nie cieszya si tak popularnoci jak dzisiaj. Po prostu nie sta nas byo na aden skandal. Miaem letni domek po rodzicach na poudniu kraju, z ktrego rzadko korzystalimy, poniewa wakacje na og spdzalimy na 0stgSrd. Czym prdzej go wic sprzedaem za sum wystarczajc na pokrycie niedoboru w kasie, zanim zosta zauwaony. -Pan? - spyta Harry. - Pan pokry manko Josefa Karlsena ze swoich prywatnych rodkw? Eckhoff wzruszy ramionami. -Innego wyjcia nie byo. -Nie jest rzecz zwyczajn w firmie, eby szef osobicie... -To nie jest zwyka firma, Hole. Czynimy dzieo Boe. Dlatego to i tak jest sprawa osobista. Harry z namysem kiwn gow. Pomyla o koci z maego palca na biurku Hagena. - A Josef Karlsen przesta pracowa w Armii Zbawienia i wyjecha za granic razem z on. I nikt si o tym nie dowiedzia? - Zaproponowaem mu nisze stanowisko - powiedzia Eckhoff. - Ale on oczywicie nie mg tego zaakceptowa. To by wywoao naj rozmaitsze pytania. Z tego, co wiem, mieszkaj w Tajlandii, niedaleko Bangkoku. - Wic ta historia o chiskim wieniaku i ukszeniu mii to jedynie bajka?

372

- Nie. Josef naprawd zwtpi. To zdarzenie wywaro na nim ogromne wraenie. Josef mia wtpliwoci, takie, jakie od czasu do cza su nachodz nas wszystkich. -Pana rwnie, komandorze? -Mnie rwnie. Wtpliwoci to cie wiary. Jeli nie masz zdolnoci, by wtpi, nie moesz wierzy. To tak jak z odwag, komisarzu. Jeli nie odczuwa si strachu, nie mona by odwanym. -A pienidze? -Josef upar si, e mnie spaci. Nie chodzi mu o zrehabilitowanie si. Co si stao, to si nie odstanie. A poza tym on nie zarabia dostatecznie duo, by kiedykolwiek mu si to udao. Ale przypuszczam, e traktuje to jako pokut, ktra dobrze mu robi. Dlaczego miabym mu tego odmawia? Harry z namysem kiwn gow. -Czy Robert i Jon o tym wiedzieli? -Tego nie wiem - odpar Eckhoff. - Ja nigdy o tym nikomu nie wspomniaem. Postanowiem jedynie, e postpek Josefa nigdy nie bdzie przeszkod w karierze jego synw w Armii. Przede wszystkim Jona. Jon sta si jednym z naszych najlepszych fachowcw. Prosz tylko spojrze na t sprzeda nieruchomoci. Najpierw na Jacobs Aalls gate, a z czasem reszta. By moe, koniec kocw, Gilstrup odkupi take 0stgSrd. Gdyby ta sprzeda miaa miejsce dziesi lat temu, do realizacji tej transakcji potrzebowalibymy najprzerniejszych konsultantw. Ale majc w szeregach tak kompetentnych ludzi jak Jon, nie musielimy nikogo zatrudnia. -Chce pan powiedzie, e to Jon pokierowa sprzeda? -Ale nie, skd! Decyzj oczywicie podja Rada Kierownicza, ale bez jego opracowa i przekonujcych konkluzji prawdopodobnie nie mielibymy odwagi na taki ruch. Jon to nasz czowiek przyszoci. Nie mwic ju o teraniejszoci. A najlepszym dowodem na to, e ojciec nie jest dla niego przeszkod, jest to, e Jon dzi wieczorem zasidzie razem z The Nilsen u boku premiera. - Eckhoff zmarszczy czoo. Prbowaem zreszt zapa dzisiaj Jona, ale nie odbiera komrki. A do was przypadkiem nie dzwoni? -Niestety. A gdyby Jon nie y... -Sucham?

373

- Przepraszam. Zamy, e Jon by nie yl, tak jak planowa! zabj ca, kto by wtedy zaj jego miejsce? David Eckhoff unis teraz nie jedn, lecz obie brwi. -Dzi wieczorem? -Nie, nie, miaem na myli stanowisko. -A, o to chodzi. No c, nie zdradz chyba adnej tajemnicy, jeli powiem, e Rikard Nilsen. - Zamia si. - Niektrzy mrucz, e dostrzegaj paralel midzy Jonem i Rikardem a mn i Josefem w tamtych czasach. -Taka sama rywalizacja? -Tam, gdzie s ludzie, tam zawsze jest rywalizacja. Rwnie w Armii. Miejmy nadziej, e z czasem samo ycie plasuje ludzi tam, gdzie przynosz najwicej poytku dla siebie i najlepiej su wsplnej sprawie. Tak, tak. - Komandor wycign link. - Mam nadziej, e dostae odpowied na swoje pytanie, Harry. Frank Nilsen moe potwierdzi histori Josefa, jeli uznasz to za niezbdne, ale mam nadziej, e rozumiesz, dlaczego nie chc, by wysza na jaw. -Jeszcze jedno pytanie, skoro i tak ju rozmawiamy o tajemnicach Armii. -Sucham - powiedzia komandor zniecierpliwionym tonem, pakujc sprzt rybacki do worka. -Sysza pan o gwacie, do ktrego doszo na 0stgSrd dwanacie lat temu? Harry wychodzi z zaoenia, e twarz taka jak Eckhoffa ma ograniczon zdolno pokazywania zaskoczenia. A poniewa ta granica zostaa teraz w sposb widoczny przekroczona, uzna za cakiem pewne, e dla komandora to co zupenie nowego. - To musi by jaka pomyka. Gdyby to bya prawda, byoby to straszne. O kogo chodzi? Harry mia nadziej, e jego twarz nic nie zdradza. -Mam obowizek dochowania tajemnicy. Eckhoff podrapa si w brod rkawic. -Oczywicie, ale... czy to przestpstwo i tak si ju nie przedawnio? -Pytanie, jak si na to patrzy. - Harry spojrza na ld. - Idziemy? -Lepiej, ebymy szli oddzielnie. Ciar... Harry przekn lin i kiwn gow.

374

Kiedy w kocu udao mu si such nog dotrze do brzegu, obrci si. Zerwa si wiatr, ktry unosi nieg. Przypominao to zason dymn. Eckhoff wyglda tak, jakby szed po chmurach. Na parkingu Harry zobaczy, e szyby samochodu pokryy si ju cienk warstewk szronu. Wsiad, wczy silnik i nastawi ogrzewanie na maksimum. Ciepo popyno na zimne szko. Kiedy czeka, a odzyska widoczno, przypomniao mu si, co powiedzia Skarre: e Mads Gilstrup dzwoni do Halvorsena. Wyj wizytwk, ktr wci mia w kieszeni, i wybra numer, nie byo odpowiedzi. Ju mia schowa telefon, kiedy komrka zadzwonia. Po numerze pozna, e to hotel International. -How are you ? - spytaa kobieta swoim szkolnym angielskim. -Tak sobie odpar Harry. - Udao si pani... -Owszem. Harry nabra powietrza. -To by on? -Tak - westchna. - To by on. -Jest pani pewna? Nieatwo zidentyfikowa czowieka jedynie po... -Harry? -Tak. -I'm uite sur. Harry domyla si, e nauczycielka angielskiego mogaby mu powiedzie, e wprawdzie uite sur w dosownym tumaczeniu znaczy cakiem pewna", ale w tym kontekcie oznacza najzupeniej pewna". - Dzikuj - powiedzia i si rozczy. Z wielk nadziej, e ona si nie myli. Bo teraz si dopiero zacznie. I rzeczywicie si zaczo. Kiedy Harry uruchomi wycieraczki, ktre zaczy zgarnia paty topniejcego szronu na obie strony, telefon zadzwoni jeszcze raz. - Harry Hole. - Mwi Miholjecowa. Matka Sofii. Powiedzia pan, e mog za dzwoni pod ten numer, jeli... -Tak? - Co si stao. Z Sofi.

375

30 WTOREK, 22 GRUDNIA. MILCZENIE


Najkrtszy dzie w roku. Ta informacja znalaza si na pierwszej stronie gazety Aftenpo-sten", lecej na stoliku przed Harrym w poczekalni pogotowia na Storgata. Popatrzy na zegar na cianie, zanim wreszcie przypomnia sobie, e ma wasny zegarek. - Teraz pana kolej, Hole - zawoa kobiecy gos z okienka, gdzie zgosi, e chce rozmawia z lekarzem, ktry kilka godzin wczeniej przyj Sofi Miholjec i jej ojca. - Trzecie drzwi po prawej stronie ko rytarza - dodaa kobieta. Harry wsta, opuszczajc nieszczsne milczce stadko w poczekalni. Trzecie drzwi na prawo. Oczywicie los mg posa Sofi do drugich drzwi na prawo. Albo do trzecich na lewo. Ale nie. Trzecie drzwi na prawo. -Cze, syszaem, e to ty - umiechn si Mathias Lund-Helge-sen. Wsta i wycign rk. - W czym ci mog pomc tym razem? -Chodzi mi o pacjentk, ktr badae dzi rano. Sofi Miholjec. -Ach, tak? Rozgo si, Harry. Harry nie da si zirytowa kumplowskiemu tonowi lekarza, ale tego zaproszenia nie chcia przyj. Nie dlatego, e by zbyt dumny, po prostu uwaa to za zbyt kopotliwe dla nich obydwu. -Matka Sofii zadzwonia do mnie i powiedziaa, e rano obudzi j pacz dobiegajcy z pokoju crki - zacz Harry. - Wesza do niej i zastaa crk zakrwawion i pobit. Sofia tumaczya si, e wysza gdzie z koleankami, a w drodze do domu polizgna si na lodzie. Matka zbudzia ojca, ktry przywiz j tutaj. -To si moe zgadza - stwierdzi Mathias. Wychyli si, opierajc na okciach, jakby dla podkrelenia, e sprawa szczerze go interesuje. -Ale matka Sofii twierdzi, e dziewczyna kamie - cign Harry. - Po wyjciu Sofii sprawdzia ko. Znalaza krew. I nie tylko na poduszce, ale rwnie na przecieradle. Tam", jak si wyrazia. -Hmmm. - Dwik, jaki wyda z siebie Mathias, nie by ani potwierdzeniem, ani zaprzeczeniem, tylko odgosem, ktry, jak Harry

376

wiedzia, naprawd wicz na zajciach z psychologii w czci powiconej terapii. Wznoszcy si akcent na kocu mruczenia mia zachci pacjenta do dalszych zwierze. Akcent Mathiasa rzeczywicie si wznis. -Teraz Sofia zamkna si w pokoju - podj Harry. - Pacze i si nie odzywa. Zdaniem matki, nic nie powie. Pani Miholjec obdzwonia jej koleanki, adna nie widziaa si wczoraj z Sofi. -Rozumiem. Mathias cisn palcami grzbiet nosa midzy oczami. - A ty przyszede mnie prosi, ebym dla ciebie zrezygnowa z obowizku dochowania tajemnicy? - Nie - powiedzia Harry. -Nie? -Nie dla mnie. Dla nich. Dla Sofii i jej rodzicw. 1 dla innych, ktre on mg zgwaci i ktre zgwaci. -Bardzo ostre sowa - umiechn si Mathias, ale umiech zgas, gdy nie doczeka si odpowiedzi. Chrzkn. - Na pewno rozumiesz, e musz to najpierw rozway, Harry. -Czy ona dzi w nocy zostaa zgwacona, czy nie? Mathias westchn. -Harry, obowizek dochowania tajemnicy... - Wiem, co to jest - przerwa mu Harry. - Ja te mu podlegam. Proszc ci, eby w tym wypadku si z niego zwolni, wcale go nie lek cewa. Dokonaem oceny przestpstwa i jestem przekonany o jego cikim charakterze i niebezpieczestwie, e si powtrzy. Jeli mi za ufasz i oprzesz si na mojej ocenie, bd wdziczny. Jeli nie, sprbuj z tym y najlepiej, jak potrafisz. Zada sobie pytanie, ile razy klepa ju to samo w podobnych sytuacjach. Mathias uciek wzrokiem, rozchyli usta. - Wystarczy, e kiwniesz albo pokrcisz gow - nie ustpowa Harry. Mathias Lund-Helgesen kiwn gow. A wic znw zadziaao. - Dzikuj - powiedzia Harry, wstajc. - Wszystko u ciebie w po rzdku z Rakel i Olegiem? Mathias jeszcze raz kiwn gow i umiechn si blado w odpowiedzi. Harry nachyli si i poklepa lekarza po ramieniu.

377

- Wesoych wit, Mathias. Wychodzc z gabinetu, zobaczy, e Mathias Lund-Helgesen siedzi na krzele z opuszczonymi ramionami i wyglda tak, jakby kto mocno go uderzy. Ostatnie resztki dziennego wiata spyway z pomaraczowych chmur ponad wierzchokami wierkw i dachami domw po zachodniej stronie najwikszego cmentarza w Norwegii. Harry min pomnik polegych w Jugosawii podczas wojny, alej Partii Pracy, nagrobki premierw, Einara Gerhardsena i Trygvego Bratteli i przeszed na obszar Armii Zbawienia. Tak jak si spodziewa, przy najwieszym grobie zasta Sofi. Siedziaa wprost na niegu, owinita obszern puchow kurtk. - Cze. - Harry usiad przy niej. Zapali papierosa i wypuci dym, ktry szybko rozwia lodowaty wiatr. - Twoja matka powiedziaa, e po prostu wysza. I zabraa kwiatki, ktre kupi dla ciebie ojciec. Nie by o trudno odgadn. Sofia nie odpowiedziaa. -Robert by dobrym przyjacielem, prawda? Kim, komu mona byo zaufa. I porozmawia. Nie by gwacicielem. -To zrobi Robert - szepna bezsilnie. -Na grobie Roberta le twoje kwiaty, Sofio. Myl, e zgwaci ci kto inny i e dzi w nocy zrobi to znw. Moliwe, e zdarzao si to czciej. -Zostawcie mnie w spokoju! - krzykna, prbujc si podnie. Syszysz! Harry z papierosem w jednej rce, drug zapa j za rami i ci gn z powrotem na nieg. * - Ten, ktry tu ley, ju nie yje, Sofio. Ty yjesz, syszysz? yjesz! I jeli masz zamiar dalej y, musimy go teraz zapa. Jeli nie, to b dzie dalej trwao. Nie bya pierwsza, nie bdziesz ostatnia. Spjrz na mnie! Spjrz na mnie, mwi! Sofia przestraszona jego nagym krzykiem odruchowo usuchaa. - Wiem, e si boisz. Ale obiecuj ci, e go zapi. Tak czy owak. Harry zobaczy, e w jej oczach co si budzi. Jeli mia racj, bya to nadzieja. Czeka. W kocu Sofia szepna co niesyszalnie.

378

-Co powiedziaa? - Harry nachyli si do dziewczyny. -Kto mi uwierzy? - szepna. - Kto mi teraz uwierzy, kiedy Robert nie yje? Harry delikatnie pooy jej rk na ramieniu. - Sprbuj, zobaczymy. Pomaraczowe chmury zaczy przybiera odcie czerwieni. -Zagrozi, e nas zniszczy, jeli go nie posucham. Doprowadzi do wyrzucenia nas z mieszkania i bdziemy musieli wraca. A my nie mamy do czego wraca. A gdybym im powiedziaa, to kto by mi uwierzy? Kto... - urwaa. -...oprcz Roberta - dokoczy Harry. I czeka. Harry znalaz adres na wizytwce Madsa Gilstrupa i postanowi go odwiedzi. Przede wszystkim chcia spyta, dlaczego Mads dzwoni do Halvorsena. Po adresie zorientowa si, e jadc, bdzie mija dom Ra-kel i Olega, rwnie pooony na wzgrzu Holmenkollen. Przejedajc tamtdy, nie zwolni, tylko zerkn na podjazd. Poprzednio zauway przed garaem jeepa cherokee, prawdopodobnie nalecego do lekarza. Teraz dostrzeg jedynie samochd Rakel. W pokoju Olega si wiecio. Pokonywa ostre zakrty midzy najdroszymi willami w Oslo. Wreszcie droga si wyprostowaa i zacza pi po stromym zboczu, mijajc biay obelisk stolicy: skoczni narciarsk Holmenkollen. W dole leao miasto i fiord, nad ktrym midzy przysypanymi niegiem wyspami unosiy si paty zimnej mgy. Krtki dzie, skadajcy si waciwie wycznie ze wschodu i zachodu soca, mruga ju na dobranoc, a w miecie zapalay si latarnie jak adwentowe wiece przy ostatnim odliczaniu. Mia ju prawie wszystkie kawaki ukadanki. Zadzwoni do drzwi Gilstrupa cztery razy, ale nikt mu nie otworzy, wic si podda. Wraca ju do samochodu, gdy z ssiedniego domu wybieg mczyzna i spyta, czy jest znajomym Gilstrupw, bo chocia nie chciaby zakca prywatnoci, to rano z tego domu dobieg gony huk, a Mads Gilstrup tak niedawno straci on, wic moe naleaoby zadzwoni na policj.

379

Wobec tego Harry wrci i wybi okno przy drzwiach wejciowych. Natychmiast wczy si alarm. Przy wtrze nieprzerwanie powtarzajcych si dwch przeraliwych tonw Harry zdoa dotrze do salonu. Z myl o raporcie zerkn na zegarek i odj dwie minuty, o ktre popchn go Meller. Pitnasta trzydzieci siedem. Mads Gilstrup by nagi i nie mia ju tylu gowy. Lea na parkiecie przed owietlonym ekranem, a co, co wygldao na dubeltwk z czerwon kolb, wyrastao mu z ust. Lufa bya duga, a sdzc po pozycji, Mads uy wielkiego palca u nogi, by z niej odpali. Wymagao to nie tylko duej zdolnoci koordynacji, lecz rwnie silnego pragnienia mierci. Alarm gwatownie si urwa i Harry usysza szum projektora, ktry rzuca na ekran zatrzymany drcy obraz, zblienie modej pary idcej rodkiem kocioa. Twarze, biae umiechy i bia lubn sukni pokry czerwony wzr, ktry zakrzep na ekranie. Na stoliku pod pust butelk po koniaku lea list poegnalny. Krtki. Wybacz mi, ojcze, Mads.

31 WTOREK, 22 GRUDNIA. ZMARTWYCHWSTANIE


Przejrza si w lustrze. Kiedy, moe w przyszym roku, wyjd rano z domku w Vukovarze, a ta twarz by moe znw stanie si tak, ktr ssiedzi witaj z umiechem, mwic zdravo", tak jak si pozdrawia miych znajomych. I dobrych. - Idealny - powiedziaa kobieta za jego plecami. Uzna, e miaa na myli smoking, w ktrym sta ubrany przed lustrem w wypoyczalni strojw poczonej z pralni chemiczn. - How much? - spyta. Zapaci i obieca zwrci smoking przed dwunast nastpnego dnia.

380

Wyszed w szary zmrok. Znalaz kawiarni, w ktrej mg napi si kawy, a jedzenie nie byo zbyt drogie. Pozostawao jedynie czekanie. Popatrzy na zegarek. Zacza si najdusza noc. Zmierzch barwi ciany domw i pola na szaro, gdy Harry zjeda z Holmenkollen, ale zanim dojecha do Grenland, ciemno ju spowia parki. Z domu Madsa Gilstrupa zadzwoni na pogotowie policji i powiedzia, e maj przysa samochd. Sam wyszed, niczego nie dotykajc. Zaparkowa samochd w garau K3 w Budynku Policji i poszed do swojego pokoju. Stamtd zadzwoni do Torkildsena. -Komrka mojego kolegi, Halvorsena, znikna, a chciabym wiedzie, czy Mads Gilstrup nie zostawi mu jakiej wiadomoci. -A jeli zostawi? -To chc j odsucha. -To ju si kwalifikuje jako podsuch. A tego si boj - westchn Torkildsen. - Zadzwo do naszego Wydziau Kontaktw z Policj. -Musiabym mie nakaz sdu, a nie mam na to czasu. Masz jak propozycj? Torkildsen si zastanowi. -Czy Halvorsen ma komputer? -Siedz przy nim. -Nie, zreszt zapomnij o tym. -A o czym mylae? -Mona mie dostp do wszystkich swoich wiadomoci na automatycznej sekretarce przez stron internetow Telenor Mobil. Ale trzeba oczywicie zna haso. -To haso kady wybiera sam? -Tak. Ale jak nie znasz hasa, to trzeba mie naprawd duo szczcia, eby... -Sprbujemy - zdecydowa Harry. - Jaki jest adres tej strony? -Musiaby mie naprawd duo szczcia - powiedzia Torkildsen tonem czowieka, ktry nie byl do szczcia przyzwyczajony. -Mam wraenie, e je znam.

381

Kiedy wywietlia mu si strona, w pole hasa wpisa: Lew Jaszyn" i otrzyma komunikat, e podane haso jest nieprawidowe. Skrci je wic do ,Jaszyn". No i trafi. Osiem wiadomoci. Sze od Beat, jedna z jakiego numeru z Tr0ndelag i jedna z numeru komrki podanego na wizytwce, ktr trzyma w doni. Madsa Gistrupa. Klikn przycisk odtwarzania i gos czowieka, ktrego niespena p godziny wczeniej widzia martwego w jego wasnym domu, przemwi do niego z metalicznym pogosem przez plastikowe goniki komputera. Kiedy wiadomo si skoczya, Harry mia w rku ostatni kawaek ukadanki. -Naprawd nikt nie wie, gdzie jest Jon Karlsen? - spyta Harry Skarrego przez telefon, schodzc po schodach do piwnicy w Budynku Policji. - Prbowae w mieszkaniu Roberta? - Wszed do magazynu i zadzwoni dzwonkiem na ladzie. -Tam te telefonowaem - odpar Skarre. - Bez efektu. -To zajrzyj tam. Jeli nikt ci nie otworzy, wejd do rodka. Okej? -Klucze s w Wydziale Techniki Kryminalistycznej, a jest ju po czwartej. Zwykle Beat siedzi tam przez cae popoudnie, ale dzisiaj z Halvorsenem i... - Zapomnij o kluczach - powiedzia Harry. - We ze sob om. Usysza szuranie stp i zaraz pojawi si mczyzna w niebieskim magazynowym fartuchu, z twarz pokryt siatk zmarszczek i okularami na czubku nosa. Nie powicajc Harry'emu nawet jednego spojrzenia, wzi wniosek o przydzia broni, ktry Harry pooy na kontuarze. - A nakaz przeszukania? - spyta Skarre. - Nie trzeba. Ten, ktry ju raz dostalimy, wci obowizuje - skama Harry. -Naprawd? -Jak kto ci bdzie pyta, to powiedz, e to bezporednie polecenie ode mnie. -Dobra. Mczyzna w granatowym fartuchu chrzkn. Potem pokrci gow i odda wniosek Harry'emu. - Zadzwoni do ciebie pniej, Skarre. Mam tu chyba jaki kopot.

382

Schowa telefon do kieszeni i ze zdziwieniem popatrzy na magazyniera. - Nie moesz dwa razy odbiera tej samej broni, Hole. Harry nie bardzo rozumia, co mia na myli Kjell Atle Or0, zrozumia za to swdzenie na karku. Zrozumia je, bo czu je ju nie raz. Wiedzia, co to oznacza. Koszmar wcale si nie skoczy. Wanie si zacz. ona Gunnara Hagena wygadzia sukni i wysza z azienki. Przed lustrem w korytarzu sta jej m i usiowa zawiza czarn muszk do smokingu. Zatrzymaa si przy nim, wiedzc, e zaraz prychnie zirytowany i poprosi j o pomoc. Rano, kiedy zatelefonowano z komendy z wiadomoci, e Jack Halvorsen nie yje, Gunnar owiadczy, e ani nie ma ochoty, ani nie uwaa, e powinien i na jakikolwiek koncert. Wiedziaa, e zaczyna si tydzie rozmyla. Od czasu do czasu zastanawiaa si, czy ktokolwiek oprcz niej wie, jak gboko takie sytuacje dotykaj Gunnara. Pniej jednak komendant gwny policji poprosi Gunnara, by mimo wszystko przyszed na koncert, poniewa Armia Zbawienia postanowia uczci mier Halvorsena minut ciszy, naturalne wic byo, eby policj reprezentowa jego zwierzchnik. Widziaa jednak, e m wcale si nie cieszy. Powaga obciskaa mu czoo jak ciasny hem. Prychn zirytowany i zerwa muszk. -Lise! -Jestem tutaj - odpara spokojnie i podesza. Stana za nim i wycigna rk. - Daj! Zadzwoni telefon na stoliku pod lustrem. Gunnar pochyli si i podnis suchawk. - Sucham, Hagen. Usyszaa daleki glos na drugim kocu. - Dobry wieczr, Harry. Nie, jestem w domu. Idziemy z on na ten koncert. Dlatego wczeniej wyszedem z firmy. Co nowego? Lisa Hagen zobaczya, jak wyimaginowany hem napina si jeszcze bardziej w miar, jak m sucha w milczeniu. - Dobrze - powiedzia w kocu. - Zaraz zadzwoni na pogotowie policji i ogosz peny alarm. Angaujemy w pocig ca dostpn zao-

383

g. Niedugo wychodz do Sali Koncertowej i bd tam ze dwie godziny, ale ustawi komrk na wibracje, wic moesz dzwoni przez cay czas. Odoy suchawk. -Co si stao? - spytaa Lise. -Jeden z moich komisarzy, Harry Hole, wanie wrci z magazynu, skd mia pobra bro na podstawie wniosku, ktry mu dzisiaj wypisaem. Zastpczo za dokument, ktry zagin po wamaniu do jego mieszkania. Okazuje si, e dzisiaj kto ju wczeniej pobra bro i amunicj na podstawie tamtego pierwszego wniosku. -To najgorsze, co... - zacza Lise. -Nie - westchn Gunnar Hagen. - To, niestety, jeszcze nie jest najgorsze. Harry zacz podejrzewa, kto to mg zrobi, zadzwoni do Zakadu Medycyny Sdowej i uzyska potwierdzenie. Lise ku swemu przeraeniu zobaczya, e m cakowicie szarzeje na twarzy. Jak gdyby konsekwencje tego, co przekaza mu Harry, uwiadomi sobie dopiero teraz, gdy gono powiedzia o tym onie. - Analiza krwi pobranej od mczyzny, ktrego zastrzelilimy w porcie kontenerowym, wykazaa, e to nie by ten sam czowiek, kt ry wymiotowa obok Halvorsena. Ani ten, ktry pobrudzi krwi jego paszcz i zostawi wosy na poduszce w Schronisku. Krtko mwic, ten, ktrego zastrzelilimy, to nie by Christo Stanki. Jeli Harry ma racj, to Stanki wci kry po miecie. Z broni. -Ale... To znaczy, e on wci moe ciga tego nieszcznika... Jak mu tam? -Jon Karlsen. Owszem, wanie dlatego musz zadzwoni na pogotowie policji i zmobilizowa wszystkie dostpne siy, eby szukay i Jona Karlsena, i Stankicia. - Hagen przycisn donie do oczu, jak gdyby to tam tkwi bl. - A poza tym do Harry'ego wanie zadzwoni inny funkcjonariusz, ktry wszed do mieszkania Roberta Karlsena, szukajc Jona. -I co? - Wygldao tak, jakby kto tam walczy. A na pocieli byy lady krwi, Lise. I nie byo Jona Karlsena, tylko pod kiem skadany n z czarn zakrzep krwi na ostrzu. Odj rce od twarzy, a ona w lustrze zobaczya, e oczy mu si zaczerwieniy.

384

-Jest le, Lise. -Rozumiem to, Gunnarze, mj drogi. Ale... ale kim wobec tego by ten czowiek, ktrego zastrzelilicie w porcie kontenerowym? Gunnar Hagen ciko przekn lin, nim odpowiedzia: -Nie wiemy, Lise. Wiadomo tylko, e nocowa w kontenerze i e mia we krwi heroin. -O mj Boe, Gunnar... Pooya mu rk na ramieniu, prbujc uchwyci jego spojrzenie w lustrze. - Trzeciego dnia zmartwychwsta - szepn Gunnar Hagen. -Co? - Zbawiciel. Zabilimy go w sobot w nocy. Dzisiaj jest wtorek. Trzeci dzie. Martine Eckhoff wygldaa tak piknie, e Harry'emu dech zaparo. -Cze, to ty? - przywitaa go gbokim altem, ktry zapamita z ich pierwszego spotkania w Latarni Morskiej. Bya wtedy w mundurze. Teraz staa przed nim w prostej eleganckiej sukience bez rkaww, rwnie czarnej i lnicej jak jej wosy. Oczy wydaway si jeszcze wiksze i ciemniejsze ni zwykle, skra biaa, delikatna, niemal przezroczysta. -Wanie si stroj - rozemiaa si. - Spjrz! - Uniosa rk, w opinii Harry'ego, niepojcie mikkim ruchem, jakby tanecznym, stanowicym przeduenie innego penego gracji ruchu. W doni trzymaa bia perek w ksztacie zy, w ktrej odbijao si sabe wiato klatki schodowej. Druga pera zwisaa ju z ucha. - Wejd - zaprosia go do mieszkania, cofajc si i puszczajc drzwi. Harry przekroczy prg i wpad wprost w jej objcia. - Jak dobrze, e przyszede. - Przycigna jego gow do swojej i dmuchna mu w ucho ciepym powietrzem, szepczc: - Cay czas o tobie mylaam. Harry zamkn oczy i przytuli j mocno, czujc ciepo drobnego, kociego ciaa. Ju drugi raz w cigu doby tak j obejmowa. I nie chcia puci. Bo wiedzia, e to ju ostatni raz. Kolczyk lea mu na policzku pod okiem niczym wystyga za. Uwolni si z jej obj.

385

-Co si stao? - spytaa. -Sidmy - powiedzia Harry. - Musimy porozmawia. Weszli do salonu, Martine usiada na kanapie, Harry stan przy oknie i wyjrza na ulic. -Na dole kto siedzi w samochodzie i patrzy tutaj. -To Rikard - westchna Martine. Czeka na mnie, bo ma mnie zawie do Sali Koncertowej. -Mhm. Wiesz, gdzie jest Jon, Martine? - Harry skupi si na odbiciu jej twarzy w szybie. -Nie - odpara, przechwytujc jego wzrok. - Chcesz powiedzie, e jest jaki szczeglny powd, dla ktrego miaabym to wiedzie? Mam na myli sposb, w jaki pytasz. Z jej gosu znikna sodycz. - Wamalimy si do mieszkania Roberta, z ktrego, jak sdzimy, korzysta Jon - oznajmi Harry. - I zastalimy zakrwawione ko. - Nie wiedziaam - odpara Martine ze zdumieniem, ktre za brzmiao cakiem szczerze. -Wiem, e nie wiedziaa. W Zakadzie Medycyny Sdowej sprawdzaj teraz grup krwi. To znaczy jest ju chyba okrelona. I jestem cakiem pewien, jaki bdzie wynik. -Krew Jona? - spytaa bez tchu. -Nie. Ale moe miaa nadziej, e tak bdzie? -Dlaczego tak mwisz? -Dlatego, e to Jon ci zgwaci. W pokoju zapada cisza. Harry wstrzyma oddech, by usysze, jak Martine zapiera dech, a potem, dusz chwil pniej, jak zdyszana wypuszcza powietrze. -Dlaczego tak mylisz? - spytaa z nieznacznym tylko dreniem w gosie. -Powiedziaa, e to si wydarzyo na 0stgard, a mimo wszystko nie tak wielu znw mczyzn gwaci. A Jon Karlsen owszem. Krew w ku Roberta to krew Sofii Miholjec. Przysza wczoraj do mieszkania Roberta, bo Jon jej kaza. Tak jak si umwili, otworzya sobie drzwi kluczem, ktry swego czasu dostaa od Roberta, swojego najlepszego przyjaciela. Jon najpierw j zgwaci, a potem pobi. Przyznaa si, e czasami tak robi.

386

-Czasami? -Sofia twierdzi, e Jon zgwaci j pierwszy raz ktrego popoudnia latem ubiegego roku. Byo to w mieszkaniu Miholjecw pod nieobecno rodzicw dziewczyny. Jon przyszed pod pozorem przeprowadzenia inspekcji. Na tym midzy innymi polegaa jego praca. Jak rwnie na decydowaniu o tym, komu wolno bdzie zatrzyma mieszkanie. - Chcesz powiedzie... e on jej grozi? Harry kiwn gow. -Mwi, e jej rodzina zostanie wyrzucona i odesana do kraju, jeli Sofia nie zrobi tego, co on jej kae. I nie dochowa tajemnicy. Twierdzi, e szczcie i nieszczcie caej rodziny jest uzalenione wycznie od jego widzimisi. I od jej ulegoci. Biedna dziewczyna nie miaa mu si sprzeciwia. Ale kiedy si okazao, e jest w ciy, kto musia jej pomc. Jaki przyjaciel, ktremu moga si zwierzy, kto starszy, kto bez zadawania zbdnych pyta mg si zaj praktyczn spraw aborcji. -Robert - domylia si Martine. - Boe, ona z tym posza do Roberta! -Tak. I chocia nic mu nie wyjawia, przypuszczaa, e Robert od razu zrozumia, e to Jon. I ja te tak myl. Bo Robert wiedzia, e Jon gwaci ju wczeniej, prawda? Martine nie odpowiedziaa. Skulia si tylko na kanapie, podcigna nogi i obja si za goe ramiona, jakby zmarza albo chciaa zamkn si w sobie. Wreszcie zacza mwi tak cicho, e Harry sysza cykanie zegarka Bjarnego Moliera. - Miaam czternacie lat. Kdy on to robi, leaam i mylaam, e jeli tylko dostatecznie mocno skoncentruj si na gwiazdach, bd mo ga zobaczy je przez sufit. Harry sucha opowieci o tamtym upalnym dniu na 0stgSrd, o zabawie z Robertem, o karccym wzroku Jona, pociemniaym z zazdroci. I o tym, jak drzwi wygdki si otworzyy i stan w nich Jon ze skadanym noem brata w doni. O gwacie i o blu, kiedy zostaa, paczc, a on wrci do domu. I o tym, co byo kompletnie niepojte, e niedugo pniej ptaki zaczy piewa. - Ale najgorszy nie byl sam gwat - powiedziaa Martine gosem grubym od ez, ale z suchymi policzkami. - Najgorsze byo to, e Jon

387

wiedzia. Wiedzia, e nie musi mi nawet grozi, ebym milczaa. Wiedzia, e mam wiadomo, e nawet gdybym pokazaa podarte ubranie i gdyby kto mi uwierzy, to i tak zawsze pozostaby cie wtpliwoci co do przyczyny i winy. I e to kwestia lojalnoci. Ja, crka komandora, miaabym by t, ktra wciga naszych rodzicw i ca Armi w rujnujcy nasz reputacj skandal? Przez wszystkie te lata Jon patrzy na mnie wzrokiem, ktry mwi: ja wiem. Wiem, jak si trzsa ze strachu i jak potem cicho pakaa, eby nikt ci nie usysza. Wiem i na co dzie widz twoje nieme tchrzostwo. - Po policzku spyna jej pierwsza za. - Wanie za to tak go nienawidz. Nie za to, e mnie zgwaci. To jako bym mu wybaczya. Ale za to, e przez cay czas mi pokazywa, e wie. Harry wyszed do kuchni, urwa kawaek papierowego rcznika, wrci i usiad przy niej. - Uwaaj na makija. - Poda jej rcznik. - Pamitaj o premierze. Delikatnie przycisna bibu do oczu. -Stanki by na 0stgard - powiedzia nagle Harry. - To ty go tam zabraa? -O czym ty mwisz? -On tam by. -Dlaczego tak mwisz? -Z powodu zapachu. - Zapachu? Harry kiwn gow. - Tak, takiego sodkiego perfumowanego zapachu. Pierwszy raz go poczuem, kiedy otworzyem Stankiciowi drzwi w mieszkaniu Jona. Za drugim razem, kiedy stanem w jego pokoju w Schronisku. A trzeci raz, kiedy si obudziem na 0stg8rd dzisiaj rano. Ten zapach utkwi w kocu. Przyjrza si renicom w ksztacie dziurek od klucza. -Gdzie on jest, Martine? -Myl, e powiniene ju sobie pj. -Najpierw mi odpowiedz. -Nie musz mwi o czym, czego nie zrobiam. Dosza ju do drzwi salonu, kiedy Harry j dogoni. Stan przed ni i zapa za rami.

388

-Martine... -Musz zdy na koncert. -On zabi jednego z moich najlepszych przyjaci. Twarz miaa zamknit i tward, gdy odpowiadaa: -Nie powinien by stawa mu na drodze. Harry puci j, jakby si sparzy. -Nie moesz po prostu pozwoli, eby Jon Karlsen zgin. Gdzie wybaczenie? Nie w tej brany robicie? -To ty wierzysz, e ludzie mog si zmieni - odpara Martine. Nie ja. I nie wiem, gdzie jest Stanki. Wesza do azienki i zamkna drzwi. Harry sta. - Poza tym mylisz si co do naszej brany - powiedziaa przez drzwi. - Tu nie chodzi o wybaczenie. Robimy w tej samej brany co wszyscy inni. W zbawianiu, prawda? Mimo zimna Rikard sta przy samochodzie, oparty o mask z rkami na piersiach. Na skinienie gow Harry'ego nie odpowiedzia.

32 WTOREK, 22 GRUDNIA. EXODUS


Byo p do sidmej, ale w Wydziale Zabjstw panowaa gorczkowa aktywno. Harry zasta Ol Li przy faksie. Zerkn na wydruk. Nadawc by Interpol. -Co si dzieje, Ola? -Gunnar Hagen obdzwoni wszystkich i wezwa cay wydzia. S tu absolutnie wszyscy. Bdziemy apa tego, kto zabi Halvorsena. W gosie Oli Li bya zawzito, ktra, jak Harry instynktownie wyczu, stanowia odbicie atmosfery panujcej tego wieczoru na szstym pitrze. Skarre sta za biurkiem, gono i szybko mwi do telefonu: - Moemy narobi wicej kopotw tobie i twoim chopcom, Affi, ni jestecie w stanie sobie wyobrazi. Jeli mi nie pomoesz i nie wylesz chopakw na ulice, to znajdziecie si na pierwszym miejscu naszej listy most wanted. Wyranie mwi? Wic tak. Chorwat. redniego wzrostu...

389

- Jasne, bardzo krtko ostrzyone wosy - doda Harry. Skarre podnis wzrok i kiwn mu gow. - Jasne, bardzo krtko ostrzyone wosy. Zadzwo, jak bdziesz co dla mnie mia. Odoy suchawk. -Jest taki nastrj jak podczas Band-Aid. Zaangaowao si wszystko, co si rusza. W yciu czego takiego nie widziaem. -Mhm - mrukn Harry. - Wci nie ma adnych ladw Jona Karlsena? -Nic. Jego dziewczyna Thea, mwi tylko, e umwili si w Sali Koncertowej dzi wieczorem. Maj chyba miejsca w loy honorowej. Harry spojrza na zegarek. -No to Stanki ma ptorej godziny na wykonanie swojej roboty. -Jak to? -Dzwoniem do Sali Koncertowej. Wszystkie bilety wyprzedano ju cztery tygodnie temu. A bez biletu nikogo nie wpuszcz. Nawet do foyer. To znaczy, e Jon Karlsen w momencie wejcia do Sali Koncertowej bdzie bezpieczny. Zadzwo do Telenoru i sprawd, czy Torkildsen jest w pracy i czy moe odnale komrk Karlsena. Dopilnuj, eby pod Sal Koncertow byo do policji. I eby wszyscy byli uzbrojeni i znali rysopis. Potem zadzwo do Kancelarii Premiera i uprzed ich o wyjtkowych rodkach ostronoci. -Ja? - zdumia si Skarre. - Do... Kancelarii Premiera? -Oczywicie. Jeste ju duym chopcem. W swoim pokoju Harry wybra jeden z szeciu numerw, ktre znal na pami. Pi pozostaych byo do Sio, do domu rodzicw na Oppsal, na komrk Halvorsena, na stary telefon stacjonarny Bjarnego Moliera i nieczynny ju telefon Ellen Gjelten. -Sucham, Rakel. -To ja. Usysza, e nabiera powietrza. -Tak mylaam. -Dlaczego? -Bo mylaam o tobie - zamiaa si cicho. - Tak po prostu jest. A co?

390

Harry zamkn oczy. - Chyba mgbym si spotka z Olegiem jutro. Tak jak si umawia limy. - wietnie. On si bardzo ucieszy. Przyjedziesz tu po niego? - A syszc jego wahanie, dodaa: - Bdziemy sami. Harry i mia ochot, i jej nie mia, by spyta, co przez to rozumie. - Sprbuj by koo szstej. Wedug Klausa Torkildsena telefon komrkowy Jona Karlsena znajdowa si gdzie na wschodnich obrzeach Oslo, na Haugerud albo HoybrSten. - Wiele nam to nie pomoe. Pokrywszy przez godzin niespokojnie od pokoju do pokoju, eby dowiedzie si, jak idzie innym, Harry w kocu woy kurtk i zapowiedzia, e jedzie do Sali Koncertowej. Zaparkowa nieprawidowo w jednej z uliczek dochodzcych do Victoria terrasse, min Ministerstwo Spraw Zagranicznych, zszed po szerokich schodach na Ruselokkyeien i skrci w prawo do Sali Koncertowej. Przez duy otwarty plac przed szklan fasad spieszyli odwitnie ubrani ludzie, walczc z ksajcym zimnem. Przed wejciem stao dwch potnie zbudowanych mczyzn w paszczach, z zatyczkami w uszach, a wzdu fasady rozstawionych byo jeszcze szeciu policjantw w mundurach, ktrych drcy z zimna gocie obrzucali zdziwionymi spojrzeniami, nieprzywykli do widoku miejskiej policji z pistoletami maszynowymi. Harry w jednym z mundurowych rozpozna Siverta Falkeida. -Nie wiedziaem, e wezwano Delt. -Bo wcale nie wezwano - odpar Falkeid. - Zadzwoniem na pogotowie policji i spytaem, czy moemy w czym pomc. On by twoim partnerem, prawda? Harry kiwn gow, z wewntrznej kieszonki wyj papierosy i poczstowa Falkeida, ale ten pokrci gow. -Jon Karlsen jeszcze si nie pojawi? -Nie odpar Falkeid. - A po przyjciu premiera nikogo wicej ju nie wpucimy do loy honorowej. O wilku mowa... - Wanie w tej chwili na plac podjechay dwie czarne limuzyny.

391

Harry widzia, jak premier wysiada i zostaje prdko wprowadzony do rodka. Gdy otworzyy si wejciowe drzwi, Harry'emu przed oczami mign rwnie komitet powitalny. Zdy zobaczy umiechnitego Davida Eckhoffa i nie bardzo umiechnit The Nilsen, oboje w mundurach Armii Zbawienia. Zapali papierosa. - Cholera, ale zimno - rzuci Falkeid. - Straciem ju czucie w no gach i w poowie gowy. Zazdroszcz ci, pomyla Harry. Kiedy papieros wypali si do poowy, powiedzia gono: -On nie przyjdzie. -Na to wyglda. Miejmy nadziej, e nie zdy jeszcze dopa Karlsena. -Ja mwi wanie o Karlsenie. Zrozumia, e gra skoczona. Falkeid zerkn na wielkiego policjanta, ktrego kiedy, zanim doszy go suchy o jego skonnoci do alkoholu i nieokieznaniu, uwaa za wietny materia dla Delty. -Jaka gra? - spyta Falkeid. -To duga historia. Wchodz do rodka. Gdyby Jon Karlsen mimo wszystko si pojawi, naley go aresztowa. -Karlsena? - zdumia si Falkeid. - A co ze Stankiciem? Harry wyrzuci papierosa, ktry z sykiem wtopi si w nieg przy jego stopach. - No wanie - powiedzia z namysem, jakby do siebie. - Co ze Stankiciem? Siedzia w pmroku i midli w palcach skrawek paszcza, przeoonego przez kolana. Z gonikw pyna cicha muzyka harf. Wskie snopy wiata z reflektorw na suficie przysuway si po publicznoci, co, jak przypuszcza, miao stworzy atmosfer napicia i wyczekiwania na to, co wkrtce miao si wydarzy na scenie. Pojawia si grupa liczca mniej wicej tuzin osb i w rzdach publicznoci przed nim zapanowao nagle poruszenie. Niektrzy chcieli wstawa, ale poniosy si szepty i ludzie siadali z powrotem. Najwyra niej w tym kraju politycznych przywdcw nie traktowano z czoobit-

392

noci. Orszak usadzono trzy rzdy przed nim, na miejscach, ktre przez p godziny, odkd tu przyszed, pozostaway puste. Wypatrzy mczyzn w garniturze z kabelkiem odchodzcym mu od ucha, ale umundurowanej policji nie widzia. Liczba policjantw przed wejciem rwnie nie bya alarmujca, spodziewa si, e bdzie ich wicej. Martine powiedziaa mu przecie, e przyjedzie premier. Z drugiej strony, jakie znaczenie ma liczba policji, skoro on by niewidzialny, jeszcze bardziej niewidzialny ni zwykle. Rozejrza si z zadowoleniem. Ile setek mczyzn byo tu w smokingach? fu wyobraa sobie ten chaos. I prosty, ale skuteczny odwrt. Zajrza tu dzie wczeniej i opracowa tras ucieczki, a tu przed wejciem na sal sprawdzi jeszcze, czy nikt nie zaoy zamkw w oknach mskiej toalety. Zwyke zamarznite szybki na pewno dadz si atwo wypchn, byy te dostatecznie due i znajdoway si dostatecznie nisko, aby w prosty i szybki sposb wydosta si na gzyms na zewntrz. Dalej naleao jedynie spuci si trzy metry w d na ktry z samochodw stojcych na parkingu poniej. Potem pozostawao ju tylko woenie paszcza, wyjcie na uczszczan ulic Haakona VII, dwie minuty i czterdzieci sekund szybkiego marszu na peron stacji Teatr Narodowy, gdzie co dwadziecia minut zatrzymywa si pocig na lotnisko. Ten, w ktry zamierza wsi, odjeda o dwudziestej dziewitnacie. Przed wyjciem z mskiej toalety wsun do kieszeni dwie tabletki odwieajce. Przy wejciu na sal musia drugi raz pokaza bilet. Z umiechem pokrci gow, gdy kobieta spytaa o co po norwesku, pokazujc na jego paszcz. Spojrzaa na bilet i wskazaa mu miejsce w loy honorowej, ktr stanowiy waciwie cztery zwyczajne rzdy na rodku sali, na t okazj ogrodzone czerwonymi tamami. Martine wyjania mu, gdzie bdzie siedzia Jon Karlsen i jego dziewczyna Thea. Wreszcie przyszli. Zerkn na zegarek. Sze po smej. Sal spowija pmrok, a wiato bijce ze sceny byo zbyt mocne, aby dao si zidentyfikowa osoby wchodzce w skad delegacji, lecz nagle jedn z twarzy owietli ktry z maych reflektorw. Przed oczami migno mu tylko blade udrczone oblicze, lecz nie mia wtpliwoci: to bya ta sama kobieta, ktr widzia na tylnym siedzeniu samochodu razem z Jonem Karlsenem na Goteborggata.

393

Po lekkim zamieszaniu wok miejsc z przodu, w kocu najwyraniej zapady decyzje i gocie zasiedli w fotelach. Zacisn do na rkojeci rewolweru. W bbenku tkwio sze naboi. Nie by przyzwyczajony do tej broni, miaa twardszy spust ni jego pistolet, ale wiczy cay dzie i wiedzia ju, w ktrym momencie pada strza. Wreszcie, jak na niewidzialny sygna, w sali zapada cisza. Na scen wyszed mczyzna w mundurze, przypuszczalnie powita goci, a potem powiedzia co, co sprawio, e wszyscy obecni na sali wstali. On te tak zrobi, przygldajc si ludziom wok siebie, ktrzy w milczeniu spucili gowy. Prawdopodobnie kto umar. Mczyzna na scenie znw co powiedzia i wszyscy z powrotem usiedli. A potem, w kocu, kurtyna posza w gr. Harry sta w ciemnoci z boku sceny i widzia, jak kurtyna si podnosi. wiato z brzegu sceny uniemoliwiao mu zobaczenie publicznoci, wyczuwa j jednak jak wielkie dyszce zwierz. Dyrygent unis batut i chr gospel Trzeciego Korpusu Oslo rozpocz pie, ktr Harry sysza ju w wityni: Niech sztandar zbawienia powiewa, Na wit wojn prowadzc nas! -Przepraszam - usysza gos, odwrci si i ujrza mod kobiet w okularach ze suchawkami na uszach. - Co pan tu robi? - spytaa. -Policja - odpar Harry. -Jestem inspicjentk. Prosz, eby nie sta pan w przejciu. -Szukam Martine Eckhoff - wyjani Harry. - Powiedziano mi, e jest tutaj. -Ona jest tam. - Inspicjentk wskazaa chr. I wtedy Harry j zobaczy. Staa zupenie z tyu, na najwyszym stopniu, z powan, niemal cierpitnicz min, jakby piewaa o utraconej mioci, a nie o walce i zwycistwie. Obok Martine sta Rikard, ktry w przeciwiestwie do niej mia na wargach bogi umiech. Jego twarz, kiedy piewa, wygldaa zupene inaczej. Znikna gdzie twardo i zacito, a mode oczy mu wieci-

394

ly, jakby caym sercem by za tym, o czym piewa. Za podbojem wiata dla dobrego Boga, dla miosierdzia i mioci bliniego. Harry ku swemu zdziwieniu poczu, e i melodia, i tekst robi na nim wraenie. Kiedy pie dobiega koca, chr przyj oklaski i zszed ze sceny, Rikard obrzuci Harry'ego zdziwionym spojrzeniem, ale nic nie powiedzia. Martine na jego widok spucia wzrok, prbowaa go wymin. Ale Harry by szybki. Zagrodzi jej drog. - Daj ci ostatni szans, Martine. Bardzo ci prosz, nie marnuj jej. Westchna ciko. - Nie wiem, gdzie on jest. Ju mwiam. Harry zapa j za ram, szepczc: -Ska ci za wspudzia. Naprawd chcesz mu sprawi tak rado? -Rado? - umiechna si zmczona. - Tam, dokd on pjdzie, nie bdzie radoci. -A ta pie, ktr przed chwil piewalicie? Peen miosierdzia, prawdziwy przyjaciel grzesznikw", to nic nie znaczy, to tylko sowa? Nie odpowiedziaa. -Rozumiem - cign Harry - e to trudniejsze od tego atwo przychodzcego wybaczania, ktre w uwielbieniu dla siebie rozdzielasz w Latarni Morskiej. Ale kim jest pun, ktry okrada nieznane z imienia i nazwiska osoby, bo jest na godzie, w porwnaniu z tym, kto naprawd potrzebuje twojego wybaczenia? W porwnaniu z prawdziwym grzesznikiem zmierzajcym wprost do pieka? -Przesta - powiedziaa ze zami w glosie, bezsilnie prbujc go odepchn. -Ty wci moesz ocali Jona, Martine. Da mu now szans. Tak, eby i ty moga j dosta. -On ci dokucza, Martine? - To by gos Rikarda. Harry nie odwracajc si, zacisn praw do. Przygotowa si, ale nie odrywa wzroku od mokrych oczu dziewczyny. - Nie, nie, Rikardzie. Wszystko w porzdku. Harry usysza, e kroki Rikarda si oddalaj, ale cay czas patrzy na Martine. Ze sceny dobiego brzdkanie na gitarze, potem fortepian.

395

Harry rozpozna piosenk. Z Egertorget tamtego wieczoru. I z radia na Ostgard. Morning song. Wydawao mu si, e sysza j wieki temu. -Obaj zgin, jeli nie pomoesz mi tego powstrzyma. -Dlaczego tak mwisz? -Poniewa Jon ma osobowo borderline i kieruje nim wcieko, a Stanki nie boi si niczego. -Chcesz mi wmwi, e tak ci zaley na ich uratowaniu, poniewa na tym polega twoja praca? -Tak - powiedzia Harry. - I dlatego, e zoyem obietnic matce Stankicia. -Matce? Rozmawiae z jego matk? -Przysigem jej, e sprbuj ocali jej syna. Jeli nie powstrzymam teraz Stankicia, zostanie zastrzelony, tak jak ten czowiek w porcie kontenerowym. Uwierz mi. Harry jeszcze raz na ni spojrza, potem odwrci si do niej plecami i zacz si oddala. Dotar do schodw, gdy usysza z tyu jej gos: -On jest tutaj. Harry zdrtwia. -Co? -Daam Stankiciowi twj bilet. W tej samej chwili zapony wiata sceny. Kontury postaci siedzcych w rzdach przed nim rysoway si ostro na tle migotliwej kaskady wiate. Osun si w fotel, ostronie unis do, przyoy krtk luf do oparcia fotela z przodu, tak aby mie wolny tor strzau w ubrane w smoking plecy po lewej stronie Thei. Zamierza odda dwa strzay. Potem wsta i strzeli trzeci raz, gdyby okazao si to konieczne. Ale ju wiedzia, e nie bdzie. Spust wydawa si lejszy ni wczeniej, ale mia wiadomo, e to z powodu adrenaliny. A jednak ju si nie ba. Cyngiel przesuwa si i przesuwa, a wreszcie dotar do punktu, w ktrym przesta istnie wszelki opr. Do tej powki milimetra bdcej ziemi niczyj, gdzie ustpowao napicie, bo nie byo ju drogi odwrotu, kontrol przejmoway nieubagane prawa mechaniki i przypadkowoci. Gowa tkwica na tych plecach, w ktre wkrtce miaa trafi kula, odwrcia si do Thei, co mwic.

396

W tej samej chwili jego mzg poczyni dwie obserwacje. Po pierwsze, e fon Karlsen, o dziwo, mia na sobie smoking, nie za mundur Armii Zbawienia. A po drugie, e byo co nie tak w fizycznym dystansie midzy The a Jonem. W Sali Koncertowej, gdzie gono gra muzyka, kochankowie powinni pochyla si ku sobie. Mzg desperacko usiowa cofn ju rozpoczt czynno, zacisk palca wskazujcego na spucie. Rozleg si gony huk. Tak gony, e Harry'emu zadzwonio w uszach. -Co? - zawoa do Martine, przekrzykujc gwatowny atak perkusisty na talerze, ktry na chwil go oguszy. -Siedzi w rzdzie dziewitnastym, trzy rzdy za Jonem i premierem. Miejsce dwadziecia pi, na rodku. - Prbowaa si umiechn, ale wargi za bardzo jej dray. - Zaatwiam ci najlepsze miejsce na sali. Harry spojrza na ni. I ruszy biegiem. Jon Karlsen stara si zmusi nogi, by poruszay si rytmicznie jak paeczki bbniarza po peronie na Dworcu Centralnym, ale nigdy nie by dobrym sprinterem. Automatyczne drzwi wyday z siebie przecige westchnienie, zasuny si i lnicy srebrny pocig na lotnisko ruszy akurat w chwili, gdy Jon do nich dotar. Jkn, odstawi walizk, cign z ramienia may plecak i opad na jedn z nowoczesnych awek na peronie. Na kolanach trzyma jedynie czarn torb. Dziesi minut do nastpnego pocigu. Nic si nie stao. Mia duo czasu. Cae morze czasu. Tyle e waciwie pragn, by byo go cho troch mniej. Wpatrywa si w otwr tunelu, z ktrego mia wyoni si nastpny skad. Nad ranem, po wyjciu Sofii, wreszcie zasn w mieszkaniu Roberta, ale przyni mu si sen. Zy sen, w ktrym sztywno wpatrywao si w niego oko Ragnhild. Spojrza na zegarek. Koncert ju si rozpocz. Biedna Thea siedzi sama, niczego nie rozumiejc. Inni te nic nie pojmuj. Jon zacz chucha w donie, ale mrz chodzi wilgotny oddech tak szybko, e rce jeszcze bardziej mu zmarzy. Musia tak postpi, innego sposobu nie byo. Wszystko si spitrzyo. Sprawy zaczy wymyka si spod kontroli i nie mg ryzykowa, zostajc tu duej.

397

To by tylko i wycznie jego bd. W nocy z Sofi straci panowanie nad sob, a powinien by to przewidzie. Zna przecie to napicie, ktre potrzebowao ujcia. Rozwcieczyo go to, e Sofia przyja go bez jednego sowa, bez dwiku. Spojrzenie miaa zamknite, skierowane w siebie. Niczym nieme jagni ofiarne. Uderzy j w twarz. Zacinit pici. Skra na kostce mu pka, wic uderzy po raz drugi. Idiotycznie. eby na ni nie patrze, odwrci j do ciany i dopiero po wytrysku troch si uspokoi. Ale za pno. Gdy j obserwowa przed wyjciem, ju wiedzia, e tym razem nikt nie uwierzy w tumaczenie, e wpada na drzwi albo przewrcia si na lodzie. Drug rzecz, ktra zmusia go do wyjazdu, by ten wczorajszy telefon. Sprawdzi numer rozmwcy. Nalea do hotelu w Zagrzebiu. Hotelu International. Nie mia pojcia, skd mogli mie numer jego komrki. Nie bya nigdzie zarejestrowana. Domyla si jednak, co to oznacza: chocia Robert nie y, oni wci uwaali, e zadanie nie zostao wykonane. Nie tak to sobie zaplanowa. Nie pojmowa te, co chc zrobi. Moe przyl do Oslo kogo innego. Tak czy owak, on musia std wyjecha. Kupiony w popiechu bilet obowizywa na lot do Bangkoku przez Amsterdam. Wystawiony na Roberta Karlsena. Tak jak ten, ktry w padzierniku kupi do Zagrzebia. I teraz, tak jak wtedy, mia w kieszeni dziesicioletni paszport brata. Nikt nie mg odmwi podobiestwa midzy nim a osob na zdjciu paszportowym. Z tego, e wygld modego czowieka moe si w cigu dziesiciu lat zmieni, zdaj sobie spraw wszystkie osoby kontrolujce paszporty. Kupiwszy bilet, pojecha na G0teborggata, spakowa walizk i plecak. Do odlotu wci pozostawao jeszcze dziesi godzin, musia si gdzie ukry. Wybra wic jedno z nalecych do Armii tak zwanych czciowo umeblowanych" mieszka do wynajcia na Haugerud, do ktrego mia klucze. Mieszkanie od dwch lat stao puste, miao uszkodzenia od wilgoci, a w rodku staa kanapa i fotel, ktremu z oparcia wychodziy wntrznoci, i jeszcze ko z poplamionym materacem. To tutaj Sofia miaa obowizujcy do odwoania rozkaz stawia si w kade bez wyjtku czwartkowe popoudnie o szstej. Niektre plamy zostawia ona. Inne zrobi, kiedy by sam. Zawsze wtedy myla o Martine. To byo jak gd, zaspokojony tylko jednokrotnie, i tego wanie uczu-

398

cia szuka od tamtej pory. Odnalaz je wreszcie z pitnastoletni chorwack dziewczyn. Ale pewnego dnia jesieni przyszed do niego wzburzony Robert i owiadczy, e Sofia mu si zwierzya. Jon wciek si tak, e ledwie nad sob zapanowa. To byo takie... upokarzajce. Tak samo jak wtedy, gdy mia trzynacie lat, a ojciec spra go pasem, bo matka znalaza na jego pocieli plamy spermy. Kiedy wic Robert zagrozi, e ujawni wszystko dowdztwu Armii, jeli on bodaj zbliy si jeszcze raz do Sofii, Jon zrozumia, e ma tylko jedno wyjcie. I nie bya nim wcale rezygnacja ze spotka z Sofi. Bo ani Robert, ani Ragnhild, ani Thea nie rozumieli, e on musia j mie. e to przynosio mu ulg i prawdziwe zaspokojenie. Za par lat Sofia bdzie ju za stara, a on poszuka sobie nowej. Ale do tej pory moga by jego ma ksiniczk, wiatem jego duszy i pomieniem ldwi, tak jak Martine, kiedy magia zadziaaa po raz pierwszy tamtej nocy na 0stgSrd. Na peronie pojawio si wicej ludzi. Moe nic si nie stanie. Moe bdzie mg po prostu przeczeka par tygodni i wrci. Wrci do Thei. Wyj telefon, wybra jej numer i wpisa wiadomo: Ojciec zachorowa. Lec wieczorem do Bangkoku. Zadzwoni jutro". Wysa SMS i poklepa czarn torb. Pi milionw koron w banknotach dolarowych. Ojciec tak si ucieszy, kiedy bdzie mg wreszcie uwolni si od dugu. Ja dwigam cudze grzechy, pomyla. Ja od nich wyzwalam. Zapatrzy si w tunel, w czarny oczod. Osiemnacie po smej. Co z tym pocigiem? Gdzie by Jon Karlsen? Wpatrywa si w rzdy plecw przed sob, powoli opuszczajc rewolwer. Palec usucha i zwolni nacisk na spust. Jak blisko by oddania strzau, tego mia si nigdy nie dowiedzie. Ale wiedzia ju jedno, Jona Karlsena tu nie byo. Nie przyszed. Std to zamieszanie przy zajmowaniu miejsc. Muzyka zacza gra spokojniej, mioteki szuray o skr bbna, a palce na strunach gitary mkny naprzd. Zobaczy, e dziewczyna Jona Karlsena pochyla si, a jej ramiona si poruszaj, jakby szukaa czego w torebce. Przez kilka sekund siedziaa

399

spokojnie z pochylon gow. Potem wstaa. ledzi j wzrokiem, gdy nierwnymi zniecierpliwionymi ruchami przesuwaa si wzdu rzdu ludzi, ktrzy podnosili si, eby j przepuci. Od razu wiedzia, co musi zrobi. - Excuse me - powiedzia, wstajc. Nie zwaa na karcce spojrze nia goci, ktrzy unosili si z udawanym wysikiem i westchnieniami, przejty tym, e jego ostatnia moliwo dotarcia do Jona Karlsena opuszcza sal. Zatrzyma si od razu, gdy tylko wyszed do foyer i usysza, jak obite tkanin drzwi do sali zamykaj si za nim, a muzyka cichnie jak za pstrykniciem palcami. Dziewczyna nie zdya zaj daleko. Staa przy kolumnie na rodku foyer i przyciskaa klawisze telefonu. Dwaj mczyni w garniturach rozmawiali przy drugim wejciu na sal, a za kontuarem siedziay dwie szatniarki z nieobecnymi spojrzeniami. Sprawdzi, czy paszcz przerzucony przez rami wci skrywa rewolwer, i ju mia podej do dziewczyny, gdy nagle z prawej strony usysza odgos biegncych krokw. Odwrci si w por, eby zobaczy wysokiego mczyzn o czerwonej twarzy i szeroko otwartych oczach, mijajcego go jak burza. Harry Hole. Wiedzia, e jest ju za pno. Ze paszcz nie pozwoli mu z odpowiedni szybkoci wycelowa rewolweru. Zatoczy si pod cian, gdy rka policjanta trafia go w bark. I ze zdumieniem patrzy, jak Hole siga po klamk u drzwi na sal, otwiera je i znika. Opar gow o cian i mocno zacisn oczy. Potem wolno si wyprostowa, zobaczy, e dziewczyna przestpuje z nogi na nog z telefonem przyoonym do ucha i zrozpaczon min. Ruszy w jej stron. Stan tu przed ni, odchyli paszcz, tak by zobaczya rewolwer, i powiedzia powoli i wyranie: - Please, come with me. Inaczej bd musia ci zabi. Widzia, jak jej oczy robi si czarne, kiedy strach rozszerzy renice. Wypucia komrk z rki. Komrka upada, z lekkim stukniciem uderzajc o tory. Jon wpatrywa si w telefon, ktry nie przestawa dzwoni. Przez moment, nim zorientowa si, e to Thea, pomyla, e to znw dzwoni ten bezdwiczny gos. Nie odezwaa si ani sowem, ale to bya kobieta. Tego

400

by pewien. To na pewno ona, Ragnhild. Stop! Co si stao, czyby postrada zmysy? Skoncentrowa si na oddychaniu. Nie wolno mu teraz traci kontroli. Mocno cisn w rku czarn torb, kiedy pocig wsun si na peron. Drzwi wagonu westchny, fon wsiad, wstawi walizk na stojak bagaowy i znalaz puste miejsce. Puste miejsce szczerzyo si do niego jak dziura po wybitym zbie. Harry przyjrza si twarzom po obu jego stronach, lecz byy albo za stare, albo za mode, albo nie tej pci. Podbieg do pierwszego siedzenia w rzdzie dziewitnastym i kucn przy starym siwowosym mczynie. -Policja. Jestemy... -Co? - spyta mczyzna gono, przykadajc rk za uchem. -Policja - powiedzia Harry goniej. Zauway, e siedzcy kilka rzdw bardziej z przodu czowiek z kabelkiem odchodzcym od ucha, poruszy si i zacz co mwi w klap marynarki. -Szukamy osoby, ktra siedziaa na rodku tego rzdu. Widzia pan kogo, kto wyszed albo... -Co? Starsza pani, najwyraniej towarzyszka staruszka, wychylia si: - Wanie wyszed. Wyszed z sali. W samym rodku piosenki. - To ostatnie dodaa takim tonem, jakby przypuszczaa, e policja szuka wi nowajcy z tego powodu. Harry znw pobieg przejciem na gr, otworzy drzwi, przemkn przez foyer i zbieg po schodach do holu przed wejciem. Dostrzeg na zewntrz plecy w mundurze i jeszcze ze schodw zawoa: - Falkeid! Sivert Falkeid si odwrci. Widzc Harry'ego, otworzy drzwi. -Wychodzi tdy przed chwil mczyzna? Falkeid pokrci gow. -Stanki tu jest. Ogo alarm. Falkeid kiwn gow i unis po kurtki. Harry czym prdzej wrci do foyer, zauway nieduy czerwony telefon na pododze i spyta szatniarek, czy nie widziay kogo wychodzcego z sali. Popatrzyy na siebie i chrem odpowiedziay: nie". Prbowa si wic dowiedzie, czy jest jakie inne wyjcie oprcz schodw do holu.

401

-Tylko wyjcie awaryjne - powiedziaa jedna. -Tak, ale ono si tak gono zamyka, e na pewno bymy usyszay dodaa druga. Harry stan znw przy drzwiach na sal i zacz skanowa foyer wzrokiem, usiujc wymyli moliwe drogi ucieczki. Czy Martine powiedziaa mu prawd, czy naprawd Stanki by tutaj? W tej samej chwili poj, e tak. Sodkawy zapach, chocia trudno wyczuwalny, wci jeszcze wisia w powietrzu. Ten mczyzna, ktry stan mu na drodze, kiedy bieg. W tej samej chwili zrozumia, ktrdy musia uciec Stanki. Kiedy Harry otwiera drzwi do mskiej toalety, uderzyo go w twarz lodowate powietrze lejce si z otwartego okna w gbi pomieszczenia. Podszed do okna, zerkn na gzyms i na parking. -Jasna cholera! - Z wciekoci uderzy w parapet. Z ktrej z kabin dobieg jaki dwik. -Halo? - powiedzia Harry gono. - Jest tu kto? Jak w odpowiedzi woda w pisuarze spyna z penym zoci szumem. Znw ten dwik. Jakby pisk. Harry omit spojrzeniem drzwi do poszczeglnych kabin i na jednych zauway czerwony znaczek: zajte. Rzuci si na brzuch, zobaczy dwie ydki i stopy w czenkach. -Policja! - zawoa. - Jeste ranna? Popiskiwanie ustao. -Czy on sobie poszed? - spyta drcy kobiecy gos. -Kto? -Ten, ktry mi kaza tu siedzie przez pitnacie minut. -Poszed. Drzwi do kabiny si uchyliy. Thea Nilsen tkwia na pododze, midzy sedesem a cian, ze szmink rozmazan na twarzy. -Grozi, e mnie zabije, jeli nie powiem, gdzie jest Jon - wydusia przez zy. Jakby chciaa si usprawiedliwi. -I co mu powiedziaa? Harry pomg jej wsta i usi na sedesie. Mrugna dwa razy. -Thea, co mu powiedziaa? -Jon przysa mi SMS. - Wpatrywaa si w cian kabiny nieobecnym spojrzeniem. - Napisa, e jego ojciec zachorowa. e wylatuje

402

wieczorem do Bangkoku. Pomyl tylko, e to si musiao sta akurat dzi wieczorem! -Do Bangkoku? Powiedziaa o tym Stankiciowi? -Mielimy dzi pozna premiera. - Po policzku Thei stoczya si za. - A on nawet nie odebra, kiedy dzwoniam. Ten... ten... - Thea, powiedziaa mu, e Jon dzi wieczorem wylatuje? Nieprzytomnie kiwna gow, jakby to wszystko ani troch jej nie dotyczyo. Harry wyszed do foyer, gdzie Martine i Rikard rozmawiali z mczyzn, w ktrym Harry rozpozna czonka ochrony premiera. - Moecie odwoa alarm - oznajmi gono. - Stankicia ju tu nie ma. Wszyscy troje odwrcili si do niego. - Rikard, siostra ci potrzebuje. Jest tam. Moesz si ni zaj? A ty, Martine, pjdziesz ze mn. Nie czekajc na odpowied, zapa j pod rami. Musiaa biec, eby dotrzyma mu kroku na schodach prowadzcych do wyjcia. -Dokd my idziemy? - spytaa. -Na lotnisko. -Po co ja ci tam jestem potrzebna? -Bdziesz moimi oczami, kochana Martine. Musisz dla mnie wypatrze niewidzialnego czowieka. Obserwowa wasne rysy twarzy odbitej w szybie pocigu. Czoo, nos, policzki, usta, brod, oczy. Prbowa zobaczy, co to jest, w czym kryje si tajemnica, ale nad czerwon apaszk nie mg dostrzec nic szczeglnego. Jedynie twarz bez wyrazu z oczami i wosami, ktre na tle cian tunelu midzy Dworcem Centralnym a Lillestrom wydaway si rwnie czarne jak panujca na zewntrz noc.

403

3 3 WTOREK, 22 GRUDNIA. NAJKRTSZY DZIE


Dokadnie dwie minuty i trzydzieci osiem sekund zajo Harry'emu i Martine przebiegnicie z Sali Koncertowej na stacj Teatr Narodowy, gdzie dwie minuty pniej wsiedli do pocigu InterCity zatrzymujcego si na Dworcu Centralnym oraz w Porcie Lotniczym Oslo w drodze do Lillehammer. Wprawdzie pocig jecha wolniej, lecz i tak mogli by na lotnisku szybciej, ni gdyby czekali na nastpny bezporedni skad. Padli na jedyne dwa wolne miejsca w wagonie penym onierzy jadcych do domu na witeczn przepustk i grupek studentw w mikoajowych czapkach popijajcych wino z kartonu. -Co si dzieje? - spytaa Martine. -Jon ucieka. -Czy on wie, e Stanki yje? -On nie ucieka przed Stankiciem, tylko przed nami. Wie, e zosta odkryty. Martine popatrzya na niego wielkimi oczami. -Co zostao odkryte? -Sam nie wiem, od czego zacz. Pocig wjecha na Dworzec Centralny. Harry rozejrza si po peronie, ale wrd pasaerw nie byo Jona Karlsena. -Zaczo si od tego, e Ragnhild Gilstrup zaproponowaa Jonowi dwa miliony koron za pomoc Gilstrupom w zakupie czci nieruchomoci bdcych wasnoci Armii Zbawienia - opowiada Harry. - Jon jej odmwi, poniewa nie wierzy, e jest dostatecznie pozbawiona skrupuw, by utrzyma jzyk za zbami. Za jej plecami rozpocz bezporednie negocjacje z Madsem i Albertem Gilstrupami. Zada piciu milionw koron i postawi warunek, e Ragnhild nigdy si nie dowie o tej umowie. Zaakceptowali to. -Skd to wszystko wiesz? - zdumiaa si Martine. -Po mierci Ragnhild Mads Gilstrup najwyraniej si zaama. Postanowi wszystko ujawni. Zadzwoni wic na policj pod ten numer, ktry mia. Pod numer na wizytwce Halvorsena. Halvorsen nie odbiera, wic Mads zostawi mu wiadomo na sekretarce. Kilka godzin te-

404

mu j odsuchaem. Gilstrup powiedzia midzy innymi, e Jon zada pisemnej umowy. - Jon lubi porzdek - stwierdzia cicho Martine. Pocig ruszy z dworca. Min Will Valle, niegdy dom naczelnika stacji, i zanurzy si w szary pejza wschodnich dzielnic, w podwrza z zardzewiaymi rowerami, nagimi sznurami do suszenia bielizny i przyprszonymi sadz oknami. - Jaki to ma zwizek ze Stankiciem? - spytaa Martine. - Kto go wynaj? Mads Gilstrup? -Nie. Wessala ich czarna nico tunelu. W ciemnoci gos Martine ledwie wzbija si ponad turkot pocigu. -Czy zrobi to Rikard? Powiedz, e to nie Rikard... -Dlaczego sdzisz, e to mg by Rikard? -Tamtej nocy, kiedy Jon mnie zgwaci, to Rikard znalaz mnie w wygdce. Powiedziaam, e potknam si po ciemku, ale wiedziaam, e mi nie uwierzy. Pomg mi wrci po cichu do ka, i chocia nigdy wicej o tym nie wspomnia, to zawsze miaam wraenie, e zobaczy Jona i poj, co si stao. -Mhm - mrukn Harry. - Wic dlatego tak zawzicie ci chroni. Wyglda na to, e Rikard szczerze ci kocha. Kiwna gow. -Pewnie dlatego ja... - zacza, ale urwaa. -Tak? -Pewnie dlatego tak bym chciaa, eby to nie by on. -To nie on. - Harry spojrza na zegarek. Jeszcze pitnacie minut, zanim bd na miejscu. Martine popatrzya na niego zdezorientowana. -Ty... ty chyba nie chcesz powiedzie, e... -e co? -e ojciec co wiedzia o tym gwacie. e on... -Nie. Twj ojciec nie ma z tym nic wsplnego. Czowiekiem, ktry zleci zabjstwo Jona Karlsena... Nagle wyjechali z tunelu i czarne usiane gwiazdami niebo zawiso nad biaymi fosforyzujcymi polami. - .. .by sam Jon Karlsen.

405

Kobieta w mundurze SAS-u podaa Jonowi bilet z umiechem biaym od wybielacza zbw i wcisna guzik, ktry miaa przed sob. Rozleg si dzwonek i do okienka podszed nastpny klient, wymachujc numerkiem jak maczet. Jon odwrci si i spojrza na ogromn hal odlotw. By tu ju wczeniej, ale nigdy nie widzia tylu ludzi co teraz. Haas rozmw, krokw i komunikatw wznosi si pod sklepienie wysokie jak w kociele. Pena napicia i wyczekiwania kakofonia, mieszanina jzykw i urywkw niezrozumiaych sw. Do domu na wita. Z domu na wita. Znieruchomiae kolejki do stanowisk odprawy wiy si midzy przegradzajcymi tamami jak boa dusiciele. Oddychaj, tumaczy sobie. Masz czas. Oni nic nie wiedz. Na razie jeszcze nie. Moe si nigdy nie dowiedz. Stan za jak starsz pani, nachyli si i pomg jej przesun walizk, gdy kolejka poruszya si o dwadziecia centymetrw. Gdy odwrcia si z wdzicznoci i umiechna, zobaczy, e jej skra jest tylko miertelnie blad cienk serwetk nacignit na trupi czaszk. Odpowiedzia umiechem. Ale mimo haasu ywych ludzi on przez cay czas sysza jej krzyk. Nieznony, niekoczcy si krzyk, ktry usiowa zaguszy ryk elektrycznego silnika. Kiedy trafi do szpitala i dowiedzia si, e policja przeszukuje jego mieszkanie, uwiadomi sobie, e mog znale umow z Gilstrup Invest w jego sekretarzyku. T, w ktrej zapisano, e Jon Karlsen otrzyma pi milionw koron, jeli Rada Kierownicza zaakceptuje ofert. Umow podpisan przez Alberta i Madsa Gilstrupw. Kiedy wic policja zawioza go do mieszkania Roberta, pojecha stamtd na Goteborggata po umow. Ale gdy tam dotar, okazao si, e kto ju tam jest. Ragnhild. Nie usyszaa go z powodu wczonego odkurzacza. Siedziaa nad umow. Zobaczya to. Zobaczya jego grzechy, tak jak matka dostrzega plamy spermy na pocieli. I tak jak matka, Ragnhild moga go upokorzy. Zniszczy. Opowiedzie o tym wszystkim. Opowiedzie ojcu. Nie moga tego zobaczy. Zabraem jej oczy, pomyla. Ale ona wci krzyczy. - ebracy nie odrzucaj jamuny - powiedzia Harry. - To tkwi w naturze sprawy. Uderzyo mnie to w Zagrzebiu. I to dosownie. W po-

406

staci norweskiej monety dwudziestokoronowej, ktr we mnie rzucono. Kiedy zobaczyem, jak wiruje na pododze, przypomniao mi si, e technicy dzie wczeniej znaleli chorwack monet wbit w nieg przed sklepem na rogu Goteborggata. Automatycznie powizali j ze Stankiciem, ktry tamtdy ucieka, podczas gdy Halvorsen wykrwawia si kawaek dalej na ulicy. Jestem z natury niedowiarkiem, ale kiedy zobaczyem t wirujc monet w Zagrzebiu, odniosem wraenie, e jaka wysza moc chce mi co wskaza. Kiedy pierwszy raz spotkaem Jona, ebrak rzuci w niego monet. Pamitam, zdumiaem si wtedy, e ebrak w ogle moe odmwi jamuny. Wczoraj odnalazem go w Bibliotece Deichmana i pokazaem mu monet znalezion przez technikw. Potwierdzi, e cisn w Jona jakim zagranicznym pienikiem, moliwe, e wrcz tym samym. I prawdopodobnie tak wanie byo. -Moe Jon by kiedy w Chorwacji. To chyba nie jest zabronione? -Oczywicie. Ale mnie powiedzia, e nigdy w yciu nie by nigdzie za granic z wyjtkiem Danii i Szwecji. Skontaktowaem si z urzdem paszportowym i okazao si, e nigdy nie wystawiano paszportu na nazwisko Jona Karlsena, natomiast Robert Karlsen mia paszport wydany przed dziesicioma laty. -Moe Jon dosta t monet od Roberta? -Masz racj - przyzna Harry. - Ta moneta niczego nie dowodzi. Ale sprawia, e otpiae mzgi, takie jak mj, zaczynaj si zastanawia. A jeli Robert nigdy nie byl w Zagrzebiu? Jeli to Jon tam by? Jon mia klucze do wszystkich mieszka wynajmowanych przez Armi Zbawienia, rwnie do mieszkania Roberta. A jeli to on po kryjomu wzi paszport Roberta, wyjecha do Zagrzebia, posugujc si nazwiskiem brata, i jako Robert Karlsen zleci zabjstwo Jona Karlsena, przez cay czas planujc, e to Robert ma zgin? Martine w zamyleniu gryza paznokie. -Jeli Jon chcia umierci Roberta, to dlaczego zleci zabjstwo samego siebie? -eby zdoby idealne alibi. Nawet gdyby Stanki zosta zapany i przyzna si, Jona nikt nie mg podejrzewa. To przecie on mia by w zamierzeniu ofiar. To, e akurat tego dnia zamieni si z Robertem na dyur, wygldaoby na zrzdzenie losu. Stanki wykonywa jedynie otrzymane instrukcje. A gdyby Stanki i Zagrzeb pniej odkryli, e za-

407

bili wasnego zleceniodawc, nie mieliby adnego powodu, by mimo wszystko wykona zlecenie, zabijajc Jona. Nikt przecie nie zapaciby rachunku. Ten plan rzeczywicie mia cechy geniuszu. Jon mg obieca Zagrzebiowi tyle pienidzy, ile tylko by zadali, bo przecie miao nie by adresata, ktremu mona by byo wystawi rachunek. Ani te jedynej osoby, ktra mogaby dowie, e to nie Robert Karlsen by tego dnia w Zagrzebiu, i ktra mogaby przedstawi alibi na czas zlecenia zabjstwa: Roberta Karlsena. Ten plan byl niczym logicznie zamknity krg, iluzja wa, ktry zjada wasny ogon, samoniszczca si konstrukcja, ktrej wszystkie elementy znikn, nie pozostawiajc adnych lunych nitek. - Jon lubi porzdek - powtrzya Martine. Dwch studentw zaintonowao biesiadn pie, prbujc piewa j na dwa gosy przy akompaniamencie gonego chrapania jednego z rekrutw. -Ale dlaczego? - spytaa dziewczyna. - Dlaczego on musia zabi Roberta? -Poniewa Robert stanowi zagroenie. Wedug sierant major Rue Robert mia grozi Jonowi, e go zniszczy", jeli ten znw zbliy si do jakiej kobiety. W pierwszej chwili pomylaem, e rozmawiali o Thei, ale ty miaa racj, Robert nie ywi dla Thei adnych gortszych uczu. To Jon twierdzi, e Robert chorobliwie interesowa si The, bo chcia to w przyszoci wykorzysta jako motyw, ktry popchn Roberta do zabjstwa Jona. Ale groba wypowiedziana przez Roberta miaa zwizek z Sofi Miholjec, pitnastoletni Chorwatk, ktra wanie mi opowiedziaa o tym, jak Jon regularnie zmusza j do wspycia pod grob wyrzucenia caej jej rodziny z mieszkania Armii Zbawienia i z kraju, gdyby mu si sprzeciwia lub komu o tym opowiedziaa. Ale kiedy Sofia zasza w ci, zwierzya si Robertowi. Pomg jej, a poza tym obieca, e powstrzyma Jona. Niestety, Robert nie poszed prosto na policj ani do dowdztwa Armii Zbawienia. Uzna to zapewne za spraw rodzinn i postanowi zaatwi j sam. Z tego, co zrozumiaem, macie w Armii Zbawienia tak wanie tradycj. Martine wpatrywaa si w pokryte niegiem, blade wrd nocy pola, ktre przesuway si za szyb jak fale. - A wic taki by plan - powiedziaa. - A co zawiodo?

408

-To, co zawsze zawodzi - odpar Harry. - Pogoda. -Pogoda? -Gdyby lotu do Zagrzebia nie odwoano z powodu opadw niegu tamtego wieczoru, Stanki wrciby do domu, stwierdzi, e w wyniku nieszczliwego zbiegu okolicznoci umierci zleceniodawc, i na tym historia by si zakoczya. On jednak musia zosta w Oslo jeszcze na jedn noc i zorientowa si, e zabi niewaciw osob. Ale on nie wie, e Robert Karlsen to rwnie nazwisko, ktre podano im jako nazwisko zleceniodawcy, wic kontynuuje swoje polowanie na czowieka. Nadany przez gonik komunikat zapowiedzia stacj Port Lotniczy Oslo, Gardermoen, wyjcie na praw stron. -A ty chcesz teraz zapa Stankicia. -To moja praca. -Zamierzasz go zabi? Harry spojrza na ni. -Przecie on zabi twojego koleg - dodaa Martine. -Tak ci powiedzia? -Uprzedziam go, e nie chc wiedzie o niczym, wic nic nie mwi. -Jestem policjantem, Martine. My aresztujemy ludzi, a skazuje ich sd. -Tak? To dlaczego nie ogosie alarmu? Dlaczego nie zadzwonie do policji na lotnisku? Dlaczego aden radiowz na syrenach tam nie pdzi? Dlaczego jeste sam? Harry nie odpowiedzia. Nikt inny nie wie nawet tego, co mi teraz opowiedziae, prawda? Harry zobaczy, e za szyb pocigu pojawiaj si gadkie i szare ni czym wzr nowoczesnoci cementowe paszczyzny lotniska. - Nasz przystanek - oznajmi.

409

34 WTOREK, 22 GRUDNIA. UKRZYOWANIE


Od stanowiska odprawy dzielia Jona ju tylko jedna osoba, kiedy poczu sodkawy zapach myda, ktry niejasno mu o czym przypomnia. O czym, co wydarzyo si cakiem niedawno. Zamkn oczy, prbujc sobie uzmysowi, co to mogo by. - Nastpny, prosz. Jon przesun si do przodu, walizk i plecak postawi na tamie, a bilet z paszportem pooy na kontuarze przed opalonym mczyzn w biaej koszuli linii lotniczych. - Robert Karlsen - powiedzia mczyzna, zerkajc na Jona, ktry potwierdzi skinieniem gowy. - Dwie sztuki bagau. A to podrczny? - Wskaza na czarn torb. -Tak. Mczyzna kartkowa co i wstukiwa, wreszcie parskajca drukarka wyplua paski z informacj, e baga leci do Bangkoku. Wanie wtedy Jon przypomnia sobie, skd zna ten zapach. Z tej jednej sekundy w drzwiach mieszkania, z ostatniej sekundy, w ktrej czu si bezpiecznie. Mczyzna pod drzwiami powiedzia po angielsku, e ma dla niego wiadomo, a potem podnis czarny pistolet. Jon zmusi si, by si nie obejrze. - Przyjemnej podry, panie Karlsen - pracownik lotniska z ultra szybkim umiechem wrczy mu bilet i paszport. Jon natychmiast ruszy ku kolejkom do urzdze przewietlajcych baga. Gdy wsuwa bilet do kieszeni, prdko zerkn przez rami. Patrzy wprost na niego. Przez jeden szalony moment zastanawia! si, czy nie zosta rozpoznany, ale spojrzenie Jona powdrowao dalej. Zaniepokoia go jednak przestraszona mina Karlsena. Odrobin si spni na to, eby zapa Jona Karlsena przy stanowisku odprawy. A teraz trzeba si byo spieszy, bo obiekt ju stan w kolejce do kontroli bezpieczestwa, gdzie przewietlano wszystko i wszystkich, wic rewolwer skazany by na wykrycie. To si musiao sta po tej stronie.

410

Zapa oddech, napi i zwolni ucisk na rkojeci broni pod paszczem. Mia wielk ochot strzeli do obiektu na miejscu, jak to mia w zwyczaju, lecz chocia mgby skry si w tumie, to z pewnoci zamknito by lotnisko i sprawdzano tosamo wszystkich pasaerw, a on straciby nie tylko samolot do Kopenhagi odlatujcy za czterdzieci pi minut, lecz rwnie wolno na nastpnych dwadziecia lat. Ruszy ku plecom Jona Karlsena. To powinno sta si szybko i zdecydowanie. Musia do niego podej, mocno przycisn mu rewolwer do eber i przedstawi swoje ultimatum w krtki, atwo zrozumiay sposb. Nastpnie spokojnie przeprowadzi go przez zatoczon hal odlotw na parking, gdzie za samochd, strza w gow, zwoki pod auto, pozby si rewolweru przed kontrol bezpieczestwa, wyjcie trzydzieci dwa, samolot do Kopenhagi. Ju wyciga rewolwer, a od Jona Karlsena dzieliy go zaledwie dwa kroki, gdy ten nagle wyszed z kolejki i szybkim krokiem ruszy w przeciwny koniec hali odlotw. Do vraga! Obrci si i poszed za nim, zmuszajc si, eby nie biec. Przecie on ci nie widzia, powtarza sobie. Jon tumaczy sobie, e nie wolno mu biec, bo w ten sposb ujawni, e zrozumia, i zosta odkryty. Nie pozna twarzy, ale wcale nie musia. Ten czowiek nosi czerwon apaszk. Na schodach prowadzcych do hali przylotw Jon poczu, e oblewa go pot. Kiedy znalaz si na dole, skrci w przeciwn stron. Gdy nie by ju widoczny dla ludzi na schodach, zapa torb pod rami i puci si biegiem. Twarze migay mu przed oczami. Miay puste oczodoy Ragnhild i zanosiy si nieprzerwanym krzykiem. Zbieg po jeszcze jednych schodach i nagle wok niego nie byo ju adnych ludzi, jedynie wilgotne zimne powietrze i echo jego wasnych krokw. I oddech w szerokim korytarzu schodzcym w d. Zrozumia, e znalaz si w przejciu na parking. Przez chwil si zawaha. Zapatrzy si w czarne oko kamery monitoringu, jakby moga da mu odpowied. Kawaek dalej przed sob dostrzeg nad drzwiami podwietlon tabliczk, na ktrej widnia jakby jego obraz: posta zagubionego mczyzny. Mska toaleta. Kryjwka. Moliwo zniknicia z oczu. Mg si tam zamkn, zaczeka i wyj dopiero przed samym odlotem.

411

Usysza echo zbliajcych si szybkich krokw. Podbieg do toalety, otworzy drzwi i wszed do rodka. Wntrze zalao go biaym wiatem, tak jak wyobraa sobie niebo ukazujce si umierajcemu. Zwaywszy na pooenie toalety, kompletnie na uboczu, bya bezsensownie dua. Puste rzdy biaych pisuarw czekay wzdu jednej ciany, wzdu drugiej - tak samo biae kabiny. Usysza, e drzwi si za nim zamykaj z cichym metalicznym klikniciem. Powietrze w ciasnej dyurce ochrony dworca lotniczego byo nieprzyjemnie ciepe i suche. - Tam - powiedziaa Martine, pokazujc palcem. Harry i dwaj ochroniarze obrcili si na krzesach najpierw do niej, dopiero potem do wskazywanej przez ni ciany z monitorami. -Na ktrym? - spyta Harry. -Tutaj. - Martine podesza bliej monitora, pokazujcego pusty korytarz. - Widziaam, jak tdy przechodzi, jestem pewna, e to on. -To kamera na dole w przejciu na parking - stwierdzi stranik z Securitas. -Dzikuj, dalej zajm si tym sam. -Chwileczk - zaprotestowa stranik. - To midzynarodowe lotnisko i chocia masz identyfikator policyjny, to musisz mie te autoryzacj... - urwa gwatownie, bo Harry zza paska spodni wyszarpn rewolwer, wac go w doni. - Powiedzmy, e to na razie wystarczy, dobrze? Nie czeka na odpowied. Jon usysza, e kto wchodzi do toalety. Ale teraz dociera do niego jedynie szum wody w biaych miskach w ksztacie zy na zewntrz kabiny, w ktrej si zamkn. Siedzia na zamknitej klapie sedesu. Kabiny byy otwarte od gry, ale drzwi sigay do samej podogi, nie musia wic podciga ng. Wreszcie szum zaguszy plusk. Kto sika. W pierwszej chwili Jon pomyla, e to nie moe by Stanki, bo nikt nie ma do tego stopnia zimnej krwi, by myle o oddawaniu moczu tu przed zabjstwem. Moment pniej dotaro do niego, e ojciec So-

412

fii mg mwi prawd, opowiadajc o Maym Wybawicielu, ktrego wynajmowao si za grosze w hotelu International w Zagrzebiu i o tym, e ten czowiek nie zna ku. Jon cakiem wyranie usysza chrzst zapinanego rozporka, a potem znw rozlega si wodna muzyka biaej porcelanowej orkiestry. Urwaa si, jak na rozkaz batuty. Zastpi j dwik wody lejcej si z kranu. Kto my rce. Starannie. W kocu wod zakrcono. I znw kroki. Lekko zatrzeszczay drzwi. Co klikno metalicznie. Jon skuli si na sedesie, ciskajc torb na kolanach. Stukanie do drzwi kabiny. Trzy lekkie stuknicia, ale z pogosem czego twardego. Jakby stali. Krew nagle odmwia Jonowi wpynicia do mzgu. Nie ruszy si, zamkn tylko oczy i wstrzyma oddech. Ale serce mu bio. Wyczyta gdzie, e s drapieniki obdarzone zdolnoci syszenia bicia serca wystraszonej ofiary, e wanie w taki sposb j znajduj. Oprcz bicia serca cisza bya totalna. Zacisn oczy i pomyla, e jeli tylko zdoa si odpowiednio skoncentrowa, bdzie mg przez sufit zobaczy zimowe pogodne niebo, usiane gwiazdami. Dostrzec niewidzialny, lecz dajcy poczucie bezpieczestwa plan i logik planety. Dostrzec sens wszystkiego. Rozleg si nieunikniony huk. Jon poczu podmuch powietrza na twarzy i pomyla, e wywoa go strza. Ostronie otworzy oczy. Tam, gdzie przedtem by zamek, teraz sterczay drzazgi, a drzwi wisiay krzywo. Stojcy przed nim mczyzna rozpi paszcz. Pod spodem mia czarny smoking i koszul rwnie olniewajco bia jak ciany za nim. Na szyi nosi czerwon apaszk. Ubra si odwitnie, pomyla Jon. Wcign zapach moczu i wolnoci, patrzc na skulon posta przed sob. Na wyronitego, miertelnie przeraonego chopca, ktry trzs si, czekajc na mier. W innych okolicznociach zadaby sobie pytanie, co mg zrobi ten chopak o zamglonym niebieskim spojrzeniu. Ale wyjtkowo wiedzia. I po raz pierwszy od czasu ojca Giorgiego podczas witecznego obiadu w Dalju miao mu to sprawi osobist satysfakcj. Ju si nie ba.

413

Nie opuszczajc rewolweru, szybko spojrza na zegarek. Trzydzieci pi minut do odlotu. Zauway kamer na zewntrz, co oznaczao, e prawdopodobnie rwnie na parkingu s kamery. Trzeba to zrobi tu, w toalecie. Zacign go do ssiedniej kabiny, zastrzeli, zamkn kabin od rodka i samemu wyj. Nie znajd Jona Karlsena, dopki nie bd zamyka lotniska na noc. - Get out! Jon Karlsen wyglda tak, jakby by w transie, nawet nie drgn. Odbezpieczy wic rewolwer i wycelowa. Jon Karlsen wolno wyszed z kabiny. Zatrzyma si. Otworzy usta. - Policja! Rzu bro! Harry trzyma rewolwer obiema rkami, wycelowany w plecy mczyzny w czerwonej jedwabnej apaszce, gdy usysza, e drzwi za nim zamykaj si z metalicznym klikniciem. Stanki, zamiast odoy bro, wci celowa w gow Jona Karlsena. Z angielsk wymow, ktr Harry doskonale rozpoznawa, powiedzia: -Hello, Harry! Masz dobr lini strzau? -Idealn. Prosto w ty twojej gowy. -Skd mog wiedzie, e trzymasz bro, Harry? Przecie mam twj rewolwer. -Mam ten, ktry nalea do kolegi. - Harry zobaczy, e palec sam zgina mu si na spucie. - Do Jacka Halvorsena. Tego, ktrego zaku-e noem na Geteborggata. Harry zobaczy, e stojcy przed nim mczyzna sztywnieje. -Do Jacka Halvorsena - powtrzy Stanki. - A co ci przekonuje, e to ja? -Twoje DNA w wymiocinach. Twoja krew na jego paszczu. I wiadek, ktry stoi przed tob. Stanki powoli kiwn gow. -Rozumiem. Zabiem twojego koleg. Ale jeli w to wierzysz, to dlaczego jeszcze mnie nie zastrzelie? -Poniewa midzy tob a mn jest rnica - powiedzia Harry. - Ja nie jestem morderc, tylko policjantem. Wic jeli teraz rzucisz bro, to odbior ci tylko poow ycia. Mniej wicej dwadziecia lat. Decyzja naley do ciebie, Stanki.

414

Harry'ego ju zaczy bole minie ramion. - Tell him! Harry zrozumia, e Stanki krzykn to do Jona dopiero wtedy, gdy Jon zdawa si budzi. - Tell him! Jabko Adama w szyi Jona poruszao si jak spawik. W kocu pokrci gow. -Jon - odezwa si Harry. -Ja nie mog... -On ci zastrzeli, Jon. Mw! -Nie wiem, co chcecie, ebym... -Posuchaj, Jon! - Harry nie odrywa oczu od Stankicia. - Nic, co powiesz z pistoletem przyoonym do gowy, nie moe zosta uyte przeciwko tobie podczas procesu, rozumiesz? Akurat w tej chwili nie masz nic do stracenia. Szczk napinanej spryny rewolweru odbi si nienaturalnie ostrym, guchym echem od twardej, gadkiej powierzchni w toalecie. - Przesta! - Jon zasoni si rkami. - Powiem wszystko. Ponad ramieniem Stankicia napotka spojrzenie policjanta i zorientowa si, e on ju wie. Moe wiedzia od dawna. Ale rzeczywicie nie mia nic do stracenia. Nic z tego, co powie, nie mogo zosta wykorzystane przeciwko niemu, a najdziwniejsze, e chcia mwi. Waciwie niczego bardziej nie pragn. - Stalimy koo samochodu i czekalimy na The - zacz Jon. - Halvorsen odsucha wiadomo zostawion na sekretarce. Usysza em, e to Mads, i zrozumiaem, e zostan odkryty, kiedy policjant po wiedzia, e to przyznanie si do winy i zaraz zadzwoni do ciebie. Mia em skadany n Roberta i zareagowaem instynktownie. Przypomnia sobie, jak prbowa unieruchomi rce policjanta z tyu, ale tamtemu udao si wyrwa jedn rk i zasoni ni szyj przed noem. Jon t rk ci i ci, nie dochodzc do ttnicy, z wciekoci szarpic policjantem jak szmacian lalk. Nie przestawa zdawa mu ciosw, a wreszcie n zelizgn si na pier, z ciaa policjanta wydobyo si jakby westchnienie i zrobi si bezwadny. Jon podnis z ziemi jego telefon komrkowy i schowa do kieszeni. Chcia jeszcze zada mu cios aski.

415

- Ale Stanki ci przeszkodzi? - spyta Harry. Jon ju podnosi n, eby podern gardo nieprzytomnemu policjantowi, gdy usysza woanie w jakim obcym jzyku, podnis wzrok i zobaczy biegncego w ich stron mczyzn w niebieskiej kurtce. -Trzyma pistolet, wic musiaem ucieka. - Jon czu, jak wyznanie go oczyszcza, uwalnia od ciaru. Zobaczy, e Harry kiwa gow. Widzia, e ten wysoki, jasnowosy mczyzna rozumie. I e wybacza. Jon tak si wzruszy, e w gardle go cisno i ledwie mg mwi: -Strzeli do mnie, kiedy wbiegaem na klatk. O may wos nie trafi. On chcia mnie zabi! To morderca, szaleniec! Zastrzel go, Harry! Musimy go zapa. Ty i ja. My... Zobaczy, e policjant wolnym ruchem opuszcza rewolwer i wsuwa go za pasek. -Co... co ty robisz, Harry? Wysoki komisarz zapi paszcz. -Id na urlop witeczny, Jon. To tyle. -Harry? Zaczekaj... wiadomo tego, co si dzieje, w cigu kilku sekund wyssaa Jonowi ca wilgo z garda i ust. Wyschnite luzwki ledwie pozwalay wypowiada sowa. - Moemy si podzieli tymi pienidzmi, Harry. Posuchaj, starczy dla trzech. Nikt nie musi o niczym wiedzie. Ale Harry ju si odwrci i odezwa do Stankicia po angielsku: -W tej torbie znajdziesz chyba do pienidzy na to, eby wicej osb z hotelu International mogo si pobudowa w Vukovarze. A twoja matka zapewne odda cz apostoowi z katedry witego Stefana. -Harry! - Krzyk Jona brzmia ochryple jak rzenie. - Kady czowiek zasuguje na now szans! Policjant zatrzyma si z rk na klamce. -Spjrz w gb swego serca, Harry. Musisz w nim znale wybaczenie! -Problem w tym... - Harry potar brod. - ...e ja nie robi w brany wybaczania. -Co? - zdumia si Jon. -Zbawienie, Jon. Ja te si tym zajmuj. Zbawianiem.

416

Kiedy Jon usysza metaliczne kliknicie drzwi zamykajcych si za Harrym i zobaczy, e odwitnie ubrany mczyzna unosi rewolwer, spojrza wprost w czarny oczod lufy. Strach zmieni si w fizyczny bl i nie wiedzia ju, czyje s te krzyki. Czy to krzyczy Ragnhild, on sam, czy kto inny? Ale zanim kula roztrzaskaa mu czoo, zdy jeszcze uwiadomi sobie jedn prawd, ktra przebia si przez lata wtpliwoci, wstydu i rozpaczliwych modlitw: e ani krzykw, ani modlitw nikt nie syszy.

Cz pita

EPILOG
35 WINA
Harry wyszed ze stacji kolejki podziemnej na Egertorget. By wieczr przed Wigili. Ludzie pdzili, polujc na ostatnie prezenty, a jednak spokj wit ju zdawa si spywa na miasto. Wida to byo po twarzach przechodniw, ktrzy umiechali si z zadowoleniem, poniewa witeczne przygotowania dobiegy koca, lub ze zmczon rezygnacj. Jaki czowiek w puchowym kombinezonie, koyszc si na nogach jak astronauta, przeszed wolno, wydmuchujc z okrgych czerwonych policzkw kby pary. Ale Harry dostrzeg jedn zdesperowan twarz. Blada kobieta w cienkiej czarnej skrzanej kurtce z dziur na okciu przestpowaa z nogi na nog przy cianie zakadu zegarmistrza. Mody czowiek za kontuarem rozjani si na widok Harry'ego. Szybko skoczy obsugiwa poprzedniego klienta i znikn na zapleczu. Wrci stamtd z zegarkiem dziadka i z dum pooy na ladzie. -Chodzi - powiedzia Harry z podziwem. -Wszystko da si naprawi - odpar mody zegarmistrz. - Niech pan tylko uwaa, eby nie nakrca go mocniej, ni trzeba, bo to niszczy mechanizm. Prosz sprbowa, ja poka. Przy nakrcaniu zegarka Harry czu szorstkie tarcie metalu i opr spryny. Nagle jednak zorientowa si, e sprzedawca wlepia w niego wzrok. -Przepraszam. Czy mog spyta, skd ma pan ten zegarek? -Dostaem od dziadka - odpowiedzia Harry, zdumiony nagym naboestwem w gosie zegarmistrza. -Nie ten. Ten! - Zegarmistrz wskaza na rk Harry'ego.

419

-Prezent od mojego byego szefa, kiedy odchodzi z pracy. -To dopiero! - Zegarmistrz nachyli si nad lewym nadgarstkiem Harry'ego, uwanie przygldajc zegarkowi. - Bez wtpienia prawdziwy. Bardzo wyjtkowy prezent. -Tak? A co w nim szczeglnego? Zegarmistrz spojrza na niego z niedowierzaniem. -Nie wie pan? Harry pokrci gow. -To jest lange 1 tourbillon firmy A. Lange&Shne. Pod spodem jest numer seryjny, ktry mwi, ile egzemplarzy takich zegarkw wyprodukowano. Jeli dobrze pamitam, sto pidziesit. Nosi pan na rku najwspanialszy werk, jaki kiedykolwiek wytworzyy ludzkie rce. Pytanie, czy warto go nosi. Przy cenie rynkowej tych zegarkw powinien raczej lee w sejfie bankowym. -W sejfie? - Harry spojrza na anonimowo wygldajcy zegarek, ktry kilka dni wczeniej wyrzuci przez okno sypialni. - Wcale nie wyglda na ekskluzywny. -I wanie o to chodzi. W komplecie mia zwyky czarny skrzany pasek, szar tarcz, nie ma w nim ani jednego diamentu, ani grama zota. Ale to, co wyglda na zwyk stal, to platyna. Prawdziwa warto tkwi jednak w tym, e to rkodzieo inynierii podniesione do rangi sztuki. -Aha. Jak pan sdzi, ile moe by wart? -Nie wiem. Ale w domu mam katalogi z cenami aukcyjnymi rzadkich zegarkw. Mog je jutro przynie. -Prosz rzuci jak sum, tak na oko. -Na oko? -ebym mia jakie pojcie. Mody czowiek wysun doln warg i zacz koysa gow z boku na bok. Harry czeka. -W kadym razie nie sprzedabym go za mniej ni za czterysta tysicy. -Czterysta tysicy koron? - zawoa Harry. -Nie, nie. Czterysta tysicy dolarw. Kiedy Harry znw znalaz si przed zakadem, nie czu ju zimna. Ani tej sennoci, ktra wci tkwia w ciele nawet po dwunastu godzi-

420

nach gbokiego snu. I nie zauway kobiety z zapadnitymi oczami o spojrzeniu narkomanki, tej w cienkiej skrzanej kurtce. Zwrci na ni uwag, dopiero gdy do niego podesza i spytaa, czy Harry nie jest tym policjantem, z ktrym rozmawiaa kilka dni wczeniej, i czy nie wie nic o jej synu, bo od czterech dni nikt go nie widzia. -Gdzie go widziano ostatnio? - spyta odruchowo. -A jak mylisz? Na Plata, oczywicie. -Jak si nazywa? -Kristoffer. Kristoffer Jorgensen. Halo? Syszysz mnie? -Co? -Wygldasz, jakby odjeda, czowieku. -Przepraszam. Przynie jego zdjcie do Budynku Policji i zgo si z nim na pierwsze pitro. -Zdjcie? - zamiaa si chrapliwie. - Mam jego zdjcie, kiedy mia siedem lat. Mylisz, e to wystarczy? -Nowszego nie masz? -A kto by mia je zrobi? Harry zasta Martine w Latarni Morskiej. Kawiarnia bya zamknita, ale recepcjonista ze Schroniska wpuci Harry'ego od zaplecza. Staa sama w pralni przy magazynie z odzie i odwrcona plecami oprniaa pralk. Chrzkn cicho, eby jej nie przestraszy. Obserwowa jej opatki i minie karku, gdy odwracaa gow, i zastanawia si, skd w niej ta mikko. I czy zawsze bdzie j miaa. Martine si wyprostowaa, przekrzywia gow, odgarna z twarzy kosmyk wosw i umiechna si. - Cze, Harry. Staa w odlegoci zaledwie jednego kroku od niego z rkami spuszczonymi wzdu bokw. Uwanie si jej przyjrza. Patrzy na zimowoblad skr, z ktrej mimo wszystko bi dziwny blask. Na wraliwe rozszerzone nozdrza, na dziwne oczy z przelewajcymi si renicami, przywodzcymi na myl czciowe zamienie ksiyca. I na wargi, ktre podwiadomie wcigna, eby zwily, a potem zczya. Mikkie i wilgotne, jakby sama si ze sob caowaa. Gdzie w tle warczaa suszarka. Byli sami. Martine odetchna gboko, lekko odsuwajc gow w ty. Dzieli ich tylko krok.

421

- Cze - powiedzia Harry i nie ruszy si z miejsca. Martine dwa razy zamrugaa. Potem umiechna si przelotnie, nieco zdezorientowana, odwrcia si do blatu i zacza skada ubrania. -Niedugo skocz, zaczekasz? -Musz si upora z raportami, zanim ferie na dobre si rozpoczn. -Organizujemy tu jutro witeczny obiad. - Lekko si do niego odwrcia. - Miaby ochot przyj i pomc? Pokrci gow. - Inne plany? Aftenposten" leaa otwarta obok niej, na blacie. Gazeta powicia ca stron oficerowi Armii Zbawienia, ktrego wczoraj wieczorem znaleziono w toalecie na lotnisku. Cytowano nadkomisarza policji Gunnara Hagena, ktry owiadczy, e nie wiedz nic o sprawcy ani motywie tej zbrodni, ale uwaaj, e sprawa moe mie zwizek z zabjstwem na Egertorget w ubiegym tygodniu. Poniewa obaj zabici byli brami, a podejrzenia policji kieroway si przede wszystkim ku niezidentyfikowanemu Chorwatowi, dzisiejsze gazety zaczy ju spekulowa, czy tem obu zabjstw moga by ktnia rodzinna. VG" przypominaa, e rodzina Karlsenw dawniej spdzaa wakacje w Chorwacji, a znajc chorwackie tradycje krwawej zemsty, takie wyjanienie sprawy nie byo wykluczone. Wstpniak w Dagbladet" ostrzega przed uprzedzeniami i przed wrzucaniem Chorwatw do jednego worka z przestpczymi elementami wrd Serbw i kosowskich Albaczykw. - Jestem zaproszony do Rakel i Olega - wyjani. - Wanie u nich byem. Zaniosem Olegowi prezent, spytali, czy przyjd. -Oni? -Ona. Martine dalej skadaa pranie, kiwajc gow, jak gdyby Harry powiedzia co, co musiaa starannie przemyle. -Czy to znaczy, e wy... -Nie - odpar Harry. - Nie znaczy. -Czy ona cigle jest z tym drugim? Z tym lekarzem? -Z tego, co wiem, tak.

422

-Nie spytae? - Wychwyci w jej gosie uraon zo. -To nie moja sprawa. On po prostu spdza wita z rodzicami, to wszystko. A ty bdziesz tutaj? W milczeniu kiwna gow, nawet na moment nie odrywajc si od tego, co robi. -Przyszedem si poegna. Znw tylko kiwna gow. -Do widzenia. Przestaa skada. Widzia, e ramiona lekko jej dr. - Zrozumiesz - powiedzia. - By moe teraz w to nie wierzysz, ale z czasem zrozumiesz, e nie mogo by... inaczej. Odwrcia si. Oczy miaa pene ez. -Wiem, Harry. Ale i tak tego chciaam. Przynajmniej na chwil. Za duo wymagaam? -Nie. - Harry umiechn si krzywo. - Chwila byaby dobra. Ale lepiej poegna si teraz, ni czeka, a zacznie bole. -Ju boli, Harry. - Pierwsza za si oderwaa. Gdyby Harry nie wiedzia o Martine Eckhoff tego, co wiedzia, pomylaby, e niemoliwe, aby taka moda dziewczyna wiedziaa, czym jest bl. Zamiast tego pomyla o czym, co w szpitalu powiedziaa kiedy matka: e tylko jedno jest bardziej puste od ycia bez mioci, a mianowicie ycie bez blu. - Id ju, Martine. I wyszed. Podszed do samochodu zaparkowanego przy chodniku i zastuka w boczn szyb. Szyba opada. - Ona jest ju du dziewczynk - owiadczy. - Wic nie wiem, czy a tak bardzo trzeba jej pilnowa. Mam wiadomo, e i tak z tego nie zrezygnujesz, ale po prostu chciaem, eby to usysza. ycz ci wesoych wit i powodzenia. Rikard wyglda tak, jakby chcia co powiedzie, ale poprzesta na kiwniciu gow. Harry ruszy w stron Eika. Ju czu, e robi si cieplej. Halvorsena pochowano w pierwszy dzie po witach. Pada deszcz, woda z roztopionego lodu pyna ulicami, a nieg na cmentarzu by szary i ciki.

423

Harry nis trumn. Przed nim szed modszy brat Halvorsena. Harry pozna go po ruchach. Pniej zebrali si w Valkyrien, starowieckim barze, bardziej znanym jako Valka. - Chod tu. - Beat zabraa Harry'ego od pozostaych do stolika w kcie. - Wszyscy przyszli - powiedziaa. Harry kiwn gow, nie mwic gono tego, o czym myla. e Bjarne Maller nie przyszed. Nikt nie mia od niego nawet adnych wiadomoci. - Par rzeczy musz wiedzie, Harry. Poniewa ta sprawa nie zosta a rozwizana. Spojrza na ni, twarz miaa blad, cignit smutkiem. Wiedzia, e nie jest abstynentk, ale w szklance miaa tylko wod mineraln. Zastanawia si, dlaczego. Sam, gdyby by w stanie, zayby wszelkie dostpne rodki znieczulajce. -Sprawa nie jest zakoczona, Beat. -Harry, ty mylisz, e ja nie mam oczu w gowie? Przej j teraz jeden nierb i p sieranta z Kripos, co tylko przekadaj papiery i drapi si w gowy, ktrych nie maj. Harry wzruszy ramionami. - Ale ty t spraw rozwizae, prawda? Wiesz, co si stao, tylko nie chcesz nikomu powiedzie. Harry wypi yk kawy. -Dlaczego, Harry? Dlaczego tak ci zaley, eby nikt nie wiedzia? -Tobie miaem zamiar powiedzie. lak minie troch czasu. To nie Robert wynaj zabjc w Zagrzebiu. Zrobi to sam Jon. - Jon? - Beat popatrzya na niego z niedowierzaniem. Harry opowiedzia jej o monecie i Espenie Kaspersenie. - Ale musiaem mie pewno. Zawarem wic umow z jedyn oso b, ktra bya w stanie zidentyfikowa Jona jako czowieka z Zagrzebia. Podaem matce Stankicia numer komrki do Jona. Zadzwonia do nie go tego samego wieczoru, w ktrym zgwaci Sofi. Powiedziaa, e Jon najpierw mwi po norwesku, ale kiedy nie odpowiadaa, przeszed na angielski i spyta ,,/s that you?", najwyraniej sdzc, e to May Wyba wiciel. Pniej do mnie oddzwonia i potwierdzia, e to by ten sam gos, ktry dzwoni w Zagrzebiu.

424

- Miaa pewno? Harry kiwn gow. -Uya wyraenia uite sur. Jon mia podobno akcent nie do pomylenia z nikim innym. -A co ty jej zaoferowae w zamian? -Dopilnowanie, e nasi ludzi nie wykonaj na nim egzekucji. Beat wypia yk wody, jak gdyby musiaa spuka t informacj. -Obiecae jej to? - Przysigem. A teraz usyszysz to, co miaem ci powiedzie. To nie Stanki zabi Halvorsena, tylko Jon Karlsen. A otworzya usta. Potem zy napyny jej do oczu i z gorycz w gosie szepna: - To prawda, Harry? Czy mwisz tak jedynie po to, ebym si lepiej poczua? Poniewa wydaje ci si, e nie mogabym y ze wiadomo ci, e sprawca uciek? - No c. Mamy ten skadany n, znaleziony pod kiem w mieszkaniu Roberta dzie po tym, jak Jon zgwaci tam Sofi. Jeli po cichu poprosisz Zakad Medycyny Sdowej o zbadanie, czy krew na ostrzu pasuje do profilu DNA Halvorsena, to chyba znajdziesz spokj duszy. Beat zajrzaa do swojej szklanki. - Wiem, e w raporcie napisae, e bye w tej toalecie, ale nikogo tam nie widziae. Wiesz, co myl? Myl, e spotkae Stankicia, ale go nie powstrzymae. Harry nie odpowiedzia. - Sdz, e nikomu nie powiedziae, e wiesz, kto jest winien, bo nie chciae, eby ktokolwiek ingerowa, dopki Stanki nie wykona swojego zlecenia. Dopki nie zabije Jona Karlsena. - Gos Beat dra z gniewu. - Ale jeli mylisz, e ja ci za to podzikuj, to si mylisz. Mocno odstawia szklank na st, a par osb si na nich obejrzao. Harry nic nie mwi, tylko czeka. - Jestemy policjantami, Harry. My tylko apiemy, nie skazujemy. A ty nie jeste moim przekltym osobistym Zbawicielem. Rozumiesz? Gboko wcigna powietrze i przetara doni oczy, z ktrych zaczy spywa zy. - Skoczya? - spyta Harry.

425

-Tak. - Spojrzaa na niego ze zoci. -Nie znam wszystkich powodw, dla ktrych postpiem tak, a nie inaczej. Mzg to dziwna maszyna do liczenia. Moe masz racj. Moe dooyem si do tego, co si stao. Ale jeli tak, to chc, eby wiedziaa, e nie zrobiem tego dla twojego zbawienia, Beat. Jednym ykiem oprni filiank z kaw i wsta. - Tylko dla swojego. W przerwie midzy witami a Nowym Rokiem deszcz do czysta umy ulice, nieg cakiem znikn, a kiedy Nowy Rok przynis kilka stopni mrozu i leciutki jak puch wiey nieg, mona byo odnie wraenie, e zima otrzymaa nowy, lepszy pocztek. Oleg dosta na gwiazdk narty zjazdowe, wic Harry zabra go do na stok Wyllerleypa i zacz uczy zjedania pugiem. Trzeciego dnia w drodze samochodem do domu chopiec spyta Harry'ego, czy nie mogliby wkrtce sprbowa z bramkami. Harry zobaczy, e samochd Lund-Helgesena stoi przed garaem, wic wypuci Olega przy podjedzie, pojecha do domu, pooy si na kanapie i gapi si w sufit, suchajc pyt. Starych. W drugim tygodniu stycznia Beat powiedziaa mu, e jest w ciy. e latem urodzi dziecko Halvorsena. Harry cofa si myl w przeszo, zastanawiajc si, jak mona by tak lepym. W ogle stycze upywa mu na myleniu, bo wydawao si, e ta cz ludzkoci, ktra mieszka w Oslo, postanowia nagle zrobi sobie przerw w zabijaniu si nawzajem. Zastanawia si wic, czy nie pozwoli Skarremu przenie si do siebie do szeset pi, Gabinetu Rozwika". Zastanawia si te nad tym, co zrobi z reszt swego ycia. I czy czowiek kiedykolwiek dowie si, czy dobrze je przey. Dopiero pod koniec lutego zarezerwowa bilet lotniczy do Bergen. W miecie wrd siedmiu wzgrz wci panowaa bezniena jesie, a na Fleyen Harry'ego ogarno wraenie, e otula ich chmura. Ta sama co poprzednio. Mellera zasta przy stoliku w restauracji Ludowej na Fbyen. - Podobno ostatnio tu przesiadujesz - rzuci Harry. Czekaem - odpar Bjarne Meller i wypi. - Nie spieszye si. Wyszli na zewntrz i stanli przy balustradzie w punkcie widoko wym. Meller wydawa si jeszcze bledszy i chudszy ni poprzednio.

426

Oczy mia przytomne, ale twarz nabrzmia i trzsy mu si rce. Harry domyla si, e to raczej tabletki ni alkohol. -Nie od razu zrozumiaem, o czym mwie - zacz Harry - kiedy powiedziae, e mam i za pienidzmi. -Nie miaem racji? -Owszem, miae. Ale sdziem, e mwie o mojej sprawie. A nie o swojej. -Mwiem o wszystkich sprawach, Harry. - Wiatr rzuci M0llerowi w twarz kosmyki dugich wosw. - Nie zdradzie mi zreszt, czy Gunnar Hagen jest zadowolony z twojego rozwizania sprawy, a raczej z braku jej rozwizania. Harry wzruszy ramionami. -Davidowi Eckhoffowi i Armii Zbawienia oszczdzono nieprzyjemnego skandalu, ktry mgby bardzo zaszkodzi ich renomie i pracy. Albert Gilstrup straci jedynego syna, synow i kontrakt, ktry by moe ocaliby rodzinn fortun. Sofia Miholjec i jej rodzina wracaj do Vukovaru. Otrzymali wsparcie od lokalnego dobroczycy, ktry niedawno si pojawi, i zbuduj tam sobie dom. Martine Eckhoff spotyka si z chopakiem, ktry si nazywa Rikard Nilsen. Krtko mwic, ycie toczy si swoim torem. -A co z tob? Spotykasz si z Rakel? -Czasami. -A ten doktorek? -Nie zadaj pyta. Oni maj swoje problemy. -Ona chce, eby wrci, o to chodzi? -Myl, e chciaaby, ebym potrafi y tak jak on. - Harry podnis konierz kurtki i mruc oczy, usiowa wypatrzy miasto, ktre, jak twierdzono, znajdowao si gdzie tam w dole. -1 ja czasami te bym tak chcia. Zamilkli. - Zaniosem zegarek Toma Waalera do sprawdzenia pewnemu mo demu zegarmistrzowi, ktry si na tym zna. Pamitasz, jak ci mwiem, e ni mi si koszmary, w ktrych ten rolex cay czas cyka na odcitej rce Waalera? M0ller przytakn. - Znalazem wyjanienie. Najdrosze zegarki wiata maj mecha nizm tourbillon dziaajcy z czstotliwoci dwudziestu omiu tysicy

427

na sekund. Dlatego wyglda to tak, jakby wskazwka sekundnika przesuwaa si jednym ruchem. A napd mechaniczny sprawia, e odgos cykania jest bardziej intensywny ni w innych zegarkach. -Roleksy to nieze zegarki. -Logo Rolex umieci na tym zegarku jaki zegarmistrz, eby zakamuflowa, co to tak naprawd za machina. To lange 1 tourbillon. Jeden ze stu pidziesiciu egzemplarzy. Z tej samej serii co zegarek, ktry dostaem od ciebie. Kiedy ostatnio lange 1 tourbillon sprzedano na aukcji, cena wyniosa prawie trzy miliony koron. Meller kiwn gow. Na ustach ukaza mu si cie umiechu. - Tak sobie pacilicie? - spyta Harry. - Zegarkami za trzy miliony? Meller zapi paszcz i podnis konierz. -Maj bardziej stabiln warto, mniej rzucaj si w oczy ni drogie samochody. Mniej ostentacyjne ni cenne dziea sztuki, atwiejsze do przemycenia ni gotwka i nie trzeba ich pra. -No i mona je odda w prezencie. -Wanie. -Co si wydarzyo? -To duga historia, Harry. Tak jak wiele tragedii, zaczyna si od najlepszych zamiarw. Bya nas niewielka grupka, kady chcia si przyczyni do naprawienia bdw, z ktrymi praworzdne spoeczestwo samo nie potrafio sobie poradzi. Meller wcign czarne rkawiczki. - Niektrzy twierdz, e tak wielu przestpcw chodzi wolno, poniewa system prawny to sie z wielkimi okami. Ale to absolutnie bdny obraz. To bardzo delikatna sie z drobnymi oczkami, w ktr wpadaj mae rybki, ale pka, gdy uderz w ni te wielkie. Chcielimy stworzy drug sie, tak, ktra byaby w stanie wyapywa rekiny. Tworzyli j ludzie nie tylko z policji, ale rwnie z sdw, politycy i urzdnicy, ktrzy widzieli, e nasza struktura spoeczna, prawodawstwo i system sdowniczy nie s przygotowane do tego, by radzi sobie z midzynarodow zorganizowan przestpczoci, ktra zaatakowaa nasz kraj po otwarciu granic. Policja nie miaa penomocnictw, pozwalajcych nam na granie w gr przestpcw. Dlatego dopki nie zaktualizowano prawa, musielimy dziaa w ukryciu. - Meller pokrci gow, wpatrujc si we mg. - Ale w miejscu zamknitym, tajemniczym, ktrego nie mona przewietrzy, zawsze pojawia si zgnilizna. U nas

428

wyrosa flora bakteryjna, ktra najpierw twierdzia, e musimy przemyca do kraju bro, by dostosowa si do broni, ktr dysponowali nasi przeciwnicy. Pniej, e musimy j sprzedawa, aby mc sfinansowa nasz prac. To dziwny paradoks. Ale ci, ktrzy si temu sprzeciwili, prdko si przekonali, e to wanie ta flora bakteryjna przeja kontrol. A potem pojawiy si prezenty. Pocztkowo drobiazgi. Inspirujce do dalszych dziaa, jak mwiono. I sygnalizowano, e nieprzyjcie upominku zostanie zrozumiane jako brak solidarnoci. Ale waciwie by to ju nastpny etap zgnilizny. Skorumpowanie ogarniajce ci niepostrzeenie a do momentu, gdy orientowae si, e utkwie w tym gwnie po uszy. adnej moliwoci odwrotu nie byo, za duo na ciebie mieli. A najgorsze, e nie wiedziae, kim s ci oni". Zorganizowalimy si w kilkuosobowe komrki, ktre kontaktoway si za porednictwem tylko jednej osoby, objtej obowizkiem dochowania tajemnicy. Nie wiedziaem, e Tom Waaler by jednym z nas, e to on zorganizowa przemyt broni, ani e w ogle istnieje kto o pseudonimie Ksi. Dopiero ty z Ellen to odkrylicie, a ja wtedy zrozumiaem, e dawno stracilimy z oczu nasz pierwotny cel. e od dawna nie kieruj nami inne motywy ni ch wzbogacenia si. e jestem skorumpowany. I e jestem wspwinny temu, e... - Odetchn gboko. - ...e gin tacy policjanci jak Ellen Gjelten. Kbki mgy unosiy si, odryway i przepyway obok nich, jak gdyby cay szczyt fruwa. - Ktrego dnia nie mogem duej tego znie. Prbowaem si wy rwa. Podsuwali mi alternatywy. Proste. Ale ja si nie boj. Boj si je dynie, e skrzywdz moj rodzin. - Dlatego si od nich wyprowadzie? Bjarne Meller kiwn gow. Harry westchn. -I dae mi ten zegarek, eby z tym skoczy? -To musiae by ty, Harry. Nikt inny. Harry czu ciskanie w gardle. Myla o tym, co Meller powiedzia, kiedy poprzednim razem stali na szczycie gry: e w odlegoci zaledwie szeciu minut od centrum drugiego co do wielkoci miasta Norwegii czowiek moe zabdzi i umrze. I e mona znajdowa si w tym, co uwaa si za centrum sprawiedliwoci, i nagle straci wszelkie po-

429

czucie kierunku, nagle sta si tym, co si zwalcza. Pomyla te o wielkim rachunku w jego wasnej gowie. O wszystkich mniej i bardziej wanych wyborach, ktre doprowadziy go do tych ostatnich minut na lotnisku w Oslo. - A jeli ja tak bardzo nie rni si od ciebie, szefie? Gdybym po wiedzia, e mgbym by tam, gdzie ty si znalaze? Meller wzruszy ramionami. - Bohatera od przestpcy dziel jedynie zbiegi okolicznoci i niuan se. Zawsze tak byo. Praworzdno to cnota leniwych i pozbawionych wizji. Gdyby nie ludzie nieposuszni i amicy prawo, do dzi ylibymy w feudalizmie. Ja przegraem, Harry. Po prostu. Wierzyem w co, ale olepem, a kiedy odzyskaem wzrok, okazao si, e moje serce jest skorumpowane. Tak si dzieje cay czas. Harry zadra na wietrze, szukajc sw. Kiedy wreszcie jakie znalaz, jego glos brzmia obco, peen udrki: -Przykro mi, szefie. Nie mog ci zwin. -Wszystko w porzdku, Harry. Reszt zaatwi sam. - Glos Mellera brzmia spokojnie, wrcz pocieszajco. - Chciaem jedynie, eby zobaczy wszystko i zrozumia. Moe czego si nauczy. Nic wicej. Harry zapatrzy si w nieprzeniknion mg, na prno starajc si zrobi to, o co prosi go jego szef i przyjaciel. Zobaczy wszystko. Trzyma oczy otwarte, dopki nie pocieky mu zy. Kiedy si odwrci, Bjarnego Mellera ju nie byo. Zawoa go przez mg, chocia wiedzia, e Meller mia racj. Niczego wicej ju nie byo. Uzna jednak, e kto i tak powinien go zawoa.

Spis treci
Cz I. Adwent 1.Sierpie 1991. Gwiazdy.......................................................... 7 2.Niedziela, 13 grudnia 2003. Wizyty domowe......................... 3.Niedziela, 13 grudnia. Ugryzienie.......................................... 4.Poniedziaek, 14 grudnia. Poegnanie..................................... 5.Poniedziaek, 14 grudnia. Latarnia Morska .......................... 6.Poniedziaek, 14 grudnia. Halvorsen...................................... 7.Wtorek, 15 grudnia. Anonimowo........................................ 8.roda, 16 grudnia. Posiek.................................................... Cz II. Wybawiciel 9. roda, 16 grudnia. nieg...................................................... 10.Czwartek, 17 grudnia. Wiara ............................................... 11.Czwartek, 17 grudnia. Chorwat .......................................... 12.Czwartek, 17 grudnia. Szpital i popi................................... 13.Czwartek, 17 grudnia. Cykanie.............................................. 14.Noc z 17 na 18 grudnia. Ciemno........................................ 15.Noc z 17 na 18 grudnia. Uderzenie ..................................... 16.Pitek, 18 grudnia. Uciekinier ............................................. 17.Pitek, 18 grudnia. Twarz ................................................... 18.Pitek, 18 grudnia. Zsyp ..................................................... 19.Pitek, 18 grudnia. Kontener ................................................ Cz III. Ukrzyowanie 20.Pitek, 18 grudnia. witynia................................................. 21.Sobota, 19 grudnia. Zagrzeb ............................................... 22.Sobota, 19 grudnia. Miniaturki.............................................. 23.Noc z niedzieli na poniedziaek 20 grudnia. Psy...................... 24.Niedziela, 20 grudnia. Obietnica............................................ 25.Niedziela, 20 grudnia. Przebaczenie ..................................... 26.Niedziela, 20 grudnia. Czarodziejska sztuczka........................

13 27 38 46 55 67 79 101 112 133 148 159 182 192 208 223 234 246 259 275 288 296 305 317 331

27.Poniedziaek, 21 grudnia. Aposto . . 28.Poniedziaek, 21 grudnia. Pocaunek Cz IV. aska 29.Wtorek, 22 grudnia. Dowdca............................................... 30.Wtorek, 22 grudnia. Milczenie............................................... 31.Wtorek, 22 grudnia. Zmartwychwstanie .............................. 32.Wtorek, 22 grudnia. Exodus.................................................. 33.Wtorek, 22 grudnia. Najkrtszy dzie.................................... 34.Wtorek, 22 grudnia. Ukrzyowanie........................................

341 348 365 376 380 389 404 410

Cz V. Epilog 35. Wina .................................................................................419

GRUPA WYDAWNICZA

PUBLICAT S.A.
Firma rozpocza swoj dziaalno w 1990 roku pod nazw Podsiedlik-Raniowski i Spka. W 2004 roku przyjto nazw PUBLICAT S.A., w tym samym roku w skad grupy PUBLICAT weszo wrocawskie Wydawnictwo Dolnolskie. W 2005 roku doczyo do niej katowickie Wydawnictwo Ksinica. Rok 2006 to objcie nazw Papilon programu ksiek dla dzieci. W roku 2007 czci grupy staa si warszawska Elipsa. 1

publicat

elipsa

i
Papilon banie i bajki, klasyka polskiej poezji dla dzieci, wiersze i opowiadania, ksiki edukacyjne, nauka jzykw obcych dla dzieci Publicat ksiki kulinarne, poradniki, ksiki popularnonaukowe, literatura krajoznawcza, hobby, edukacja Elipsa albumy tematyczn malarstwo, histor krajobrazy i przyro albumy popularnonau

W
Wyda wnictwo Dolno j: literatura faktu i, ski e i poradnikowa, historia,

Ksinica

55 powie historyczna, powie


obyczajowa, fantastyka, sensacja, thriller i horror, beletrystyka w wydaniu kieszonkowym, ksiki opularnonauko w

literatura kobieca,

a, biografie, literatura kowe wspczesna, krymina i sensacja, fantastyka, literatura dziecica i modzieowa

1 1

>

You might also like