You are on page 1of 68

ANDRZEJ MALESZKA: Magiczne drzewo: ANDRZEJ MALESZKA Magiczne drzewo CZERWONE KRZESO :i- . ..

.fin ILUSTRACJE IGOR MORSKI MORSKI STUDIO GRAFICZNE iss WYDAWNICTWO ZNAK KRAKW 2009 Projekt okadki Andrzej Maleszka Pawe Panczakiewicz/ART.DESIGN Fotografia na okadce Maciej Makowski Fotografia autora na stronie 4 okadki Archiwum autora Ilustracje na stronach 103,174,192 oraz pierwsza wyklejka Andrzej Maleszka Opieka redakcyjna Maria Makuch Adiustacja Urszula Horecka Anastazja Olekiewicz Korekta Barbara Gsiorowska Projekt typograficzny PARASTUDIO amanie Irena Jagocha Copyright by Andrzej Maleszka Copyright for the illustrations by Morski Studio Graficzne Sp. z o.o. 2009 ISBN 978-83-240-1165-0 Ksiki z dobrej strony: www.znak.com pi Sieczny Instytut Wydawniczy 30.105 DZia SPrZ6daZy: tCl- (12) 61 99 -ail: czyte.nicy@znak.com.pi Wdwutysicznym roku nad Dolin Warty przesza straszliwa burza. Trwaa bez przerwy przez trzy dni i trzy noce. Przeraone zwierzta kryy si w najgbszych norach. Mae dzieci choway gowy pod poduszki, by nie sysze nieustajcego huku grzmotw. W wielu domach zgaso wiato, a dachy porwaa wichura. Trzeciego dnia piorun uderzy w olbrzymi stary db rosncy na wzgrzu. Drzewo pko i runo na ziemi. Zadray domy w caej dolinie, a burza natychmiast ustaa. Nie by to zwyczajny db. Byo to Magiczne Drzewo. Miao w sobie ogromn, cudown moc. Lecz wtedy nikt o tym nie wiedzia. Ludzie zawieli je do tartaku i pocili na deski. Z drewna zrobiono setki rnych przedmiotw, a w kadym przedmiocie zostaa czstka magicznej mocy. W zwyczajnych rzeczach ukrya si sia, jakiej nie zna dotd wiat. Wysano je do sklepw i od tego dnia na caym wiecie zaczy si niesamowite zdarzenia. CZERWONE KRZESO Dokadnie o pnocy Kuki otworzy oczy i zaraz je zamkn, bo okno rozwietlia byskawica. Po sekundzie zahucza grzmot i dom zadra. Kuki nacign kodr na gow, bo nienawidzi burzy. Od razu sobie wyobraa, jak dom rozlatuje si na kawaki. Albo jak si pali. Albo e wszystkich porywaj upiorne dzieciojady, ktre przylatuj w czasie burzy. Mia du wyobrani.

- Filip, pisz...? - szepn Kuki. - Filip! Nikt nie odpowiedzia. Chopiec powoli wypez spod kodry i spojrza na ko brata. Byo puste. Filipa nie byo. Kuki wyskoczy z ka i podbieg do lampy. Nacisn wcznik, ale wiato si nie zapalio. Nie byo brata i nie byo wiata! Ostronie otworzy drzwi i wyszed na ciemny korytarz. Cisza. Sycha tylko kapanie. Plum... Kap... Z sufitu sczya si struka wody. - Co si dzieje? Toka! Otworzy drzwi z napisem: Kto wejdzie bez pukania, to trup, i krzykn: 9 - Tosia! Obud si! Ale siostry take nie byo. ko stao puste, a kodra leaa na pododze. Kuki popdzi do pokoju rodzicw. - Tato! Lecz w ciemnej sypialni nikogo nie byo. Tylko potrcona drzwiami wiolonczela wydaa dugi jczcy dwik. Gdzie oni wszyscy si podziali? By zupenie sam, w rodku burzy, nie byo wiata, a na zegarze wybia pnoc. To naprawd nie jest mao dla dziewicioletniego czowieka. - Czuj, e bd kopoty - wyszepta Kuki. A woda wci kapaa z sufitu. Plum... kap... plum... kap... Ponury rytm, ktry przeraa go najbardziej. - Musz zachowa spokj. Nie mog si denerwowa. Musz znale jakie rozwizanie... Tato mwi, e zawsze mona znale rozwizanie i... Byskawica znw rozjania mrok mieszkania, a jej biae wiato odbio si w kauy na pododze. Chopcu zdawao si, e to nie woda, tylko straszliwa trucizna. Jedna kropla wystarczy, eby spali jego bose stopy. - Trzeba kogo zawoa - wyszepta. - Musz znale pomoc... Ruszy do drzwi, ale by pewien, e nie moe wyj z domu bez broni. Chcia pobiec po wietlny miecz, ktry dosta od taty, ale zrezygnowa. Wiedzia, e to dziecinna zabawka, ktra go przed niczym nie obroni. Chwyci metalowy flet, na ktrym graa jego siostra. Flet by niebezpieczn broni, bo mia sterczce klawisze i by ciki. Kuki ruszy w stron drzwi. Ju mia nacisn klamk, kiedy usysza cichy trzask. Po drugiej stronie drzwi kto woy klucz do zamka i niezmiernie powoli go obraca. Kuki zastyg. - Porwali wszystkich, a teraz wrcili po mnie! -pomyla z rozpacz. - Chc zabra ostatniego z rodziny Rossw... Zasuwka zamka zgrzytna i przesuna si. Klamka powoli opada, a potem drzwi z cichutkim trzeszczeniem zaczy si otwiera. Kuki resztkami si odskoczy i ukry si za paszczami na wieszaku. W mroku widzia, jak skrada si 10 11 jaka posta w hemie i zblia do niego. Nie mg czeka. Musia zaatakowa pierwszy. Wyskoczy zza paszczy i z caych si waln przeciwnika metalowym fletem. Usysza dziki wrzask: - Aa! A potem: - Kuki, ty kretynie! Co robisz? Jego dwunastoletni brat Filip zdj kask rowerowy i rozciera gow. Do mieszkania wbiega mama w mokrej pelerynie, z latark w rku. - Co si stao?

- Kuki chcia mnie ukatrupi. Mama podbiega do Kukiego. - Krliczku, obudzie si? Mwiam, e kto musi z nim zosta! - Mama przytulia chopca. Nie bj si. Ju wrcilimy... Do korytarza weszli tato i Tosia. Byli kompletnie przemoczeni. Tato nis deski i kawaki folii. Filip zawoa do siostry: - Toka! Kuki rozwali ci flet! - Co? Dziewczynka chwycia flet, ktry by wygity i mia pknity ustnik. - Dlaczego go zepsulicie!? - Nie my! On! - Spokj - powiedzia tato. - Zdejmijcie mokre rzeczy i chodcie na ciep herbat. Wszyscy. Mama obja Kukiego i poszli razem do kuchni. Na kuchennym stole paliy si wiece, a mama nalewaa parujc herbat do kubkw. Burza ju si skoczya. Kuki siedzia owinity kodr i ziewa. Filip przykada ld do sica na gowie, a Toka prbowaa naprawi flet. - Wichura rozbia okno na strychu - mwi tato - i woda laa si do domu. Musielimy wej na dach, eby to zreperowa. Inaczej bymy spali w akwarium. - W dodatku prd wysiad! - zawoa Filip. -Byo ciemno jak w trumnie. - Dlaczego poszlicie beze mnie? - oburzy si Kuki. - Ja te chciabym wej na dach. - Jeste za may na tak akcj - powiedzia Filip. - Pioruny tak waliy, e w kadej chwili moglimy by trafieni. Trzymaem tat, eby wichura go nie porwaa. Ty by umar ze strachu. - Nieprawda! - Prawda. Byo tak niebezpiecznie, e tato kaza mi woy kask. 12 13 - Przez twj kask mam rozwalony flet - mrukna Tosia. - Wolaaby, eby waln mnie w gow? - Wolaabym, eby ci waln czym innym. Po wakacjach mam egzamin. Jak ja bd wiczy? Kuki zerkn na siostr, ktra smtnie ogldaa zniszczony instrument. Toka, tak jak Filip, chodzia do szkoy muzycznej. Miaa jedenacie lat, ale wszyscy ju mwili, e ma prawdziwy talent. Tak jak rodzice, ktrzy byli muzykami w orkiestrze. Filip te niele gra na skrzypcach, ale nie mia cierpliwoci do wicze, bo interesowao go duo innych rzeczy, na przykad pika i gry RPG. - Przepraszam - powiedzia Kuki do siostry. -Nie chciaem go zepsu. - Dobra. - Toka przytulia brata. - Nie zoszcz si ju. To nie twoja wina. - Walnem go, bo mylaem, e jest dziecio-jadem. - Bo jestem - zamia si upiornie Filip. - Jak zaniesz, to odgryz ci ap, ktr na mnie podniose. Tylko j umyj, bo brudojadem nie jestem. 14 Poszli spa dopiero o pierwszej w nocy. Mama przysza jeszcze powiedzie im dobranoc. Kiedy pochylia si nad kiem Kukiego, ten szepn. - Mamo... - Co, krliczku? - Wiesz, ja si obudziem, bo miaem gupi sen. - Nie myl o tym. - Ale chc ci to powiedzie. nio mi si, e ty i tato ju nas nie chcecie. e oddalicie mnie, Filipa i Tosi komu obcemu i odeszlicie. - To gupi sen i zapomnij o nim. Ani ja, ani tato nigdy was nie zostawimy. Dobranoc. Dwa tygodnie pniej w fabryce mebli Hoga zrobiono krzeso. Wykonano je z dbowego drewna i pomalowano na czerwony kolor. By to jedyny egzemplarz, ktry mia jecha na targi

mebli do Gdaska. Kiedy gruby kierowca, zwany Kluch, wkada krzeso do ciarwki, zdawao mu si, e jest ciepe i lekko si porusza. Wtedy sdzi, e to zudzenie. Ale to nie byo zudzenie. Gdy czerwone krzeso ruszao w podr, Filip i Kuki wisieli na lampie. Tego dnia miaa odwiedzi ich ciotka Maryla, ktrej nikt nie lubi. W domu byo wielkie sprztanie. Mama poprosia Filipa, eby wkrci arwk do lampy. Kuki chcia koniecznie pomc, wic weszli na drabin razem. I wtedy drabina si zamaa. Zdyli si jeszcze chwyci yrandola i dyndali, majc do podogi jakie dwa metry. Filip skoczy pierwszy i nic mu si nie stao. Kuki zosta na lampie. - Nie utrzymam si - krzycza. - To skacz! - Zabij si. Poami nogi! Bd mia wstrzs mzgu... - Ty nie masz mzgu!... Skacz! 16 17 -Nie! - To wytrzymaj jeszcze chwil! Filip rzuci si w stron okrgego stou, na ktrym stao mnstwo talerzy i filianek, a na rodku duy tort. Przycign st pod yrandol. - Skacz! - Nigdy! - wrzasn Kuki. I wtedy yrandol urwa si, a Kuki spad na st. Na szczcie tort osabi upadek. Krem prysn na ciany, filianki pofruny, a dzbanek z sokiem pk na sto kawakw. yrandol zatrzyma si na przewodzie i koysa centymetr nad gow Kukiego. Wpada Tosia, a za ni rodzice. - Co wycie zrobili, kretyni!? - krzykna Tosia. - Chcielimy wkrci arwk. - Przynie wiadro i mop. Szybko! Mama i tato podbiegli do Kukiego. - Nic ci si nie stao? - Chyba nie. - Porusz rkoma. Nie boli ci nic? - Boli mnie tyek. - Dobrze ci tak... Id si przebra. Kuki pobieg do korytarza, zostawiajc za sob kremowe lady. Mama usiada na kanapie. Bez18 radnie patrzya na potuczone naczynia i tort roz-pakany na dywanie. - Nie mam ju siy. Tak si staraam, eby ten dom wyglda jak normalny dom. I oczywicie nie wyglda! Ona znowu powie, e niczego nie potrafi. - Mwiem, eby nie zaprasza tej piranii - powiedzia tato, zbierajc z podogi potuczone filianki. - To jest moja siostra! Nie bya u nas od piciu lat. - Bo si baa, e bdzie musiaa kupi dzieciom jaki prezent. Na przykad trzy cukierki. - Przesta. Ona wcale nie jest taka za. - To czemu na widok cioci widn kwiatki? -zapyta Filip. - Co? Kto to wymyli? - Tato. - Suchajcie. Nie pozwalam tak mwi o Maryli! Poza tym zapomnielicie, e chcemy j prosi o poyczk? Musimy spaci dugi. I kupi flet Toce. Tylko od niej moemy poyczy pienidze... - Ciocia nie poyczy. Jest skpa jak Szkot - powiedzia Filip.

19 - Jak bdziecie dla niej tacy okropni, to na pewno nam nie pomoe... W tej chwili zegar wybi godzin czwart. Mama zerwaa si. - Boe! Za godzin tu bdzie... Ona nigdy si nie spnia! Toka! Idziecie kupi nowy tort. I jakie ciastka. Maryla uwielbia sodycze... Tu macie pienidze. I poyczcie od pani Szmit kilka filianek. Szybko! Ciarwka firmy Hoga zatrzymaa si na mocie. Droga bya zakorkowana. Sznur aut cign si a do zakrtu. Klucha wychyli si z szoferki. - Co si stao? - Wypadek - krzykn policjant kierujcy ruchem. - Rozbia si cysterna z klejem. Masa samochodw si przykleia i kilku ludzi. Wanie prbuj ich odklei. - Szlag by to trafi. Klucha wycign telefon, eby zadzwoni do szefa, kiedy usysza dziwny dwik. Co stukao w jego samochodzie. Obrci si i nadsuchiwa. I znw - omot, jakby w ciarwce zamiast mebli jecha tygrys. - Co tam si dzieje? Klucha wysiad i podbieg do tylnych drzwi samochodu. We wntrzu co drapao i stukao w drzwi. - Ej, kto tam jest? Kierowca niepewnie wycign rk w stron klamki. Lecz zanim jej dotkn... TRZASK! Drzwi otworzyy si z hukiem, odrzucajc Kluch, ktry polecia na trawnik. Oszoomiony, powoli wsta i spojrza na samochd. W otwartych drzwiach stao czerwone krzeso. Mebel si porusza! Obraca si powoli, jakby chcia si rozejrze. Potem krzeso zaczo si pochyla. - Co jest...? WIST!!! Krzeso skoczyo jak tygrys, przelatujc nad kierowc, ktry wrzasn i zamkn oczy. Mina dusza chwila, zanim odway si je otworzy. Czerwone krzeso stao teraz na chodniku nieruchomo jak kady normalny mebel. Klucha niepewnie wycign rk, eby zapa je za nog. Krzeso wymierzyo mu kopniaka i wskoczyo na barier mostu. Zataczyo na niej, przeskakujc z nogi 20 21 na nog. Kierowca patrzy na nie obdnym wzrokiem. Nagle rzuci si naprzd, eby je pochwyci. Wtedy krzeso skoczyo do rzeki. Chlusna woda i przedmiot zaton. Ale po chwili czerwone krzeso wynurzyo si i popyno, niesione prdem. - Poprosz tort beowy i dwanacie ciastek -powiedziaa Tosia. - Ktrych ciastek? - Z galaretk. Albo nie, z kremem toffi. Toka, Filip i Kuki stali za lad cukierni. Sprzedawczyni pakowaa ciastka do kartonika, oganiajc si od os, ktre fruway jak oszalae nad sodyczami. - Ja chc lody - powiedzia Kuki. - Nie mamy forsy. - Jedn gak. - Mwi ci, e nie mamy kasy. Wyszli z cukierni, dwigajc paczk z tortem i karton ciastek. Ruszyli bulwarem biegncym wzdu rzeki. 23 - Czemu my teraz nie mamy na nic forsy? -spyta Kuki. - Jeste za may, eby to zrozumie. - Nieprawda. Chc wiedzie. Powiedzcie mi! Bo rzuc ten tort na ziemi.

- Zamknli orkiestr, w ktrej grali rodzice -powiedzia Filip. - Oni nie maj teraz pracy, rozumiesz? Kuki spojrza na niego wystraszony. - Rodzice s bezrobotni?! -Tak. - Czemu mi nie powiedzielicie? - Mama nie chciaa ci martwi. - I co teraz bdzie? - No, musz znale inn prac. - A jak nie znajd? - Poycz pienidze od ciotki Maryli - powiedziaa Toka. - Ciotka jest bogata. - Ona nic nam nie da. Jest obrzydliwa - stwierdzi ponuro Kuki. - Tylko jej tego nie mw. Musimy by dla niej mili. Mwi powanie, rozumiesz? Zatrzymali si przy zielonym domu stojcym nad brzegiem rzeki. - Zaczekaj tu. Pjdziemy do pani Szmit poyczy filianki. Filip i Toka weszli do budynku, a Kuki usiad na kamiennym mostku. Myla, e powinien jako pomc rodzicom, cho zupenie nie wiedzia, jak to zrobi... Nagle zerwa si. Chwyci kawaek cegy lecy na chodniku i wbieg na most. Napisa na nim wielkimi literami Supermuzycy szukaj pracy". I dopisa numer telefonu mamy. - Mog to napisa wszdzie. Na kadej ulicy! Chcia pobiec na drug stron mostu, kiedy co zauway. Rzek pyn dziwny przedmiot. Ponad wod wystawaa tylko maa cz, co czerwonego i byszczcego, a reszta krya si pod powierzchni. Chopiec wychyli si przez barierk i patrzy uwanie. Czerwony przedmiot co chwila znika pod wod i znw si wynurza. Kuki przypomnia sobie, jak w jednym filmie chopak wyowi kufer z mumi. Miaa zot 24 25 koron. Ale potem oya i poara p Nowego Jorku... Czerwone niewiadomoco" zbliao si. Kuki pooy si na mostku i wycign rk. Na szczcie most by niski i do wody byo niedaleko. Wychyli si jeszcze mocniej, omal nie wpadajc do rzeki, ale wci nie mg dosign przedmiotu. Ju myla, e mu ucieknie, kiedy ten nagle zatrzyma si i podpyn wprost do jego rki. Kuki zapa go i z trudem wycign z wody. By rozczarowany. To nie by aden skarb, tylko zwyke krzeso. Ale wygldao jak nowe. Czerwony lakier lni w socu. Kuki wytar siedzisko rkawem bluzy i usiad. Poczu co dziwnego, jakby przeszed go lekki prd. - Skd masz to krzeso? Obrci si. Z zielonego domu wybieg Filip. Za nim wysza Toka. - Skd je masz? - Wyowiem. - Zostaw tego miecia. Wracamy, bo ciotka zaraz przyjdzie. - Ja je zabior do domu - powiedzia stanowczo Kuki. - Zgupiae? Po co? - Jak teraz jestemy biedni, to musimy zbiera rne rzeczy. Filip parskn miechem. - Ale ty jeste dziecinny! Kuki nie odpowiedzia. Zapa krzeso i ruszy w stron ulicy Weneckiej, gdzie by ich dom. Na ulicy Weneckiej, przed kamienic numer siedem, zatrzyma si czarny mercedes M-Klasse. Wysiada z niego wysoka chuda kobieta. Mimo ciepego dnia bya ubrana w dugi paszcz, ktry wyglda jak wojskowy mundur zapity po sam szyj. Miaa czerwone buty na wysokim obcasie i czarny parasol. Jej oczy zasaniay ciemne okulary i nie byo wida, czy jest za,

ponura czy tylko smutna. Jednak na pewno nie wygldaa na osob weso. Spojrzaa niechtnie na kamienic, z ktrej w kilku miejscach odpada tynk, a ciany byy wymalowane kolorowym graffiti. Nadbiegli Filip, Toka i Kuki dwigajcy krzeso. 26 27 - Nie nauczyli was, e trzeba mwi dzie dobry? - spytaa kobieta. Rodzestwo stano jak wryte. Dopiero teraz j zauwayli. - Dzie dobry, ciociu - powiedziaa Tosia. Filip i Kuki kiwnli tylko gowami, mruczc co pod nosem. - Co to jest? - Ciotka wskazaa parasolem czerwone krzeso, na ktrym przysiad zmczony Kuki. - Wycignem je z wody. - To ju tak z wami le, e musicie zbiera mieci... - westchna ciotka i nacisna guzik w kluczyku od samochodu. Zamki w drzwiach mercedesa zablokoway si, a z dachu wysun si metalowy kot na sprynie. Zacz podskakiwa, wydajc miauczce dwiki. - Co to jest, ciociu? - zapyta zdumiony Kuki. - To odstrasza ptaki. Inaczej te gupie zwierzaki paskudz na samochd. Ciotka ruszya w stron domu. Toka pobiega za ni. Kuki szepn do Filipa. 28 - Chciabym, eby przyleciao tysic ptakw i kady zrobi kup na jej auto. - Cicho! Chod... Kuki wsta z krzesa. Chwycili je wsplnie z Filipem i wbiegli do kamienicy. Nie widzieli, jak na niebie pojawia si ogromna ciemna chmura, ktra rosa i szybko zbliaa si do ich domu. Byo to wielkie stado ptakw. - Bdcie dla niej mili i zachowujcie si normalnie - szeptaa mama, nakadajc w kuchni ciastka na pmisek. - I nie rbcie takich okropnych min. Przecie cioci bdzie przykro. - Cioci nie bdzie przykro, bo jest robotem -powiedzia Kuki. - Co takiego? - Tato mwi, e ciocia to robot do robienia pienidzy. Mama spiorunowaa tat wzrokiem. 29 - Wecie ciastka i idcie do pokoju. Ja zaraz przyjd. Ciotka siedziaa w fotelu i ogldaa pogity flet. Spojrzaa surowo na Tosi. - Czemu go zniszczya? - To ja go zepsuem - przyzna si Kuki. - Walczyem z dzieciojadem. - Trzeba szanowa rzeczy. Dobrze grasz? - Chyba tak - powiedziaa Tosia. - Toka jest wietna - zawoaa mama, wchodzc z tortem beowym. - Na flecie gra najlepiej w szkole. Siadajcie. Usiedli przy okrgym stole. Dzieci staray si odsun jak najdalej od ciotki. Kuki siedzia na znalezionym czerwonym krzele. - Lubisz tort beowy, siostrzyczko? - spytaa mama. -Nie. Mama zerkna speszona. - Jak bya maa, to lubia sodycze. - Udawaam. A wiesz czemu? eby dawali mi na nie pienidze. A ja te pienidze chowaam do soika. Do dzi je trzymam. - Czemu ciocia ich nie wydaa? - spyta zdziwiony Kuki. - Bo wolaam je zbiera. - Spojrzaa surowo na Kukiego - A ty oszczdzasz pienidze?

- Tak, na statek do sklejania. Ale nie mog uzbiera, bo stale je przepuszczam. - To znaczy, e wcale nie chcesz tego statku. - Bardzo chc! Lotniskowiec, model jeden do dwustu... Kuki poczu, e czerwone krzeso zadrao. Jednoczenie z korytarza dobieg jaki haas. Ciotka obejrzaa si. - Macie jakie zwierz? Filip, Kuki i Toka zerwali si i pobiegli na korytarz. Drzwi na klatk schodow byy otwarte, a na wycieraczce sta wielki karton ze zdjciem okrtu. Kuki podbieg do puda. - a! To jest lotniskowiec! Wanie taki chciaem! Skd to si wzio? - Chyba ciotka kupia ci go w prezencie - szepna Tosia. - Moe wszystkim co kupia? - Nie wierz - mrukn Filip. Ale na wszelki wypadek zajrza za drzwi. Nic wicej tam nie byo. 30 31 - Id jej podzikowa. - Tosia popchna Kukiego w stron drzwi. - No id! Kuki wzi karton i pobieg do pokoju. Stan przed ciotk i niepewnie powiedzia. - Dzikuj bardzo, ciociu. - Za co? Kuki spojrza na ni zdziwiony. - No, za prezent. - Co? Jaki prezent? Kuki pokaza karton z okrtem. - Skd ciocia wiedziaa, e wanie taki chc? - Ja ci niczego nie kupowaam! - krzykna ciotka. Zdumiony Kuki spojrza na mam, ktra si umiechna. - Dzikuj ci, Marylo... Ciotka przerwaa jej. - To ma by zoliwo? Sugerujesz, e powinnam kupowa prezenty twoim dzieciom? Ja uwaam, e dzieci w ogle nie powinny dostawa prezentw. Musz same zdobywa to, czego chc. Wstaa ze zoci i podesza do okna. Rodzina patrzya na ni zdumiona. Kuki pochyli si do taty. 32 - Tato... Mam jej odda ten lotniskowiec? - Nie. Ona chyba chce, eby jej nie dzikowa. - Czemu? - Nie mam pojcia... - Chcesz jeszcze kawy? - spytaa mama. - A moe soku...? Ciotka obrcia si. - Nie wysilaj si, siostrzyczko. Wiem dobrze, po co mnie zaprosia. Chcesz poyczy pienidze, prawda? Zapada cisza. - Widzisz... - zacza niemiao mama - mamy pewne problemy finansowe... - Wy zawsze macie problemy. - Stracilimy prac w orkiestrze. Potrzebujemy troch gotwki. Oczywicie oddamy ci, jak... Ciotka przerwaa mamie. - Wam nie mona poycza pienidzy, bo i tak je zmarnujecie. Tato wsta. - Wybacz, ale... - Nie przerywaj mi! Ciotka podesza do mamy. 33

- Mam dla was propozycj. Jest wietna praca dla muzykw. Przez rok zarobicie tyle, e kupicie porzdne mieszkanie. - Co to za praca? - spytaa mama. - Orkiestra na statku Queen Victoria. - Co!? Dzieci spojrzay zdumione na ciotk. Rodzice te byli zaskoczeni. - My mamy gra na statku!? - A co? To jaki wstyd? - zaperzya si ciotka. - Queen Victoria to najbardziej luksusowy statek wiata. Bogaci ludzie pywaj nim na Karaiby. Szukaj muzykw do orkiestry. Zarobicie porzdne pienidze i wiat zwiedzicie za darmo. - Jak dugo trwa taki rejs? - Rok. - Mamy wyjecha na rok!? - krzykna mama. -To niemoliwe. Przecie mamy dzieci. - Dzieci zabior do mojego domu - powiedziaa ciotka. Rodzestwo spojrzao na ni przeraone. Ciotka zmierzya dzieci wzrokiem, od ktrego zrobio im si lodowato. - Ju ja sobie z nimi poradz! Przynajmniej naucz si troch dyscypliny. Oczywicie bdziesz przysya pienidze na ich utrzymanie. - Mamy zostawi dzieci na cay rok?! Nie - powiedziaa stanowczo mama. - Na pewno tego nie zrobimy! - Nigdy mnie nie suchasz! - Ciotka zerwaa si z fotela. - A zreszt rb, co chcesz. - Chwycia ze zoci paszcz i ruszya do drzwi. - Pamitaj, e ja ci ju nie pomog! - Maryla, poczekaj... - Na co? A zmdrzejecie? To si chyba nie doczekam! Trzasna drzwiami. Mama chciaa za ni pobiec, ale tato j zatrzyma. Ciotka zesza po schodach, potykajc si na wysokich obcasach. Otworzya drzwi na ulic i gwatownie si zatrzymaa. Nad jej samochodem fruway setki ptakw. Wyglday jak olbrzymia wrzeszczca chmura. Inne ptaki obsiady mercedesa, zmieniajc go w pierzastego potwora. - Oszalay czy co? 34 35 Ciotka rzucia si w stron auta. Krzyczaa i tuka parasolk, prbujc rozgoni ptaki, ktre kbiy si wok jej gowy, dziko skrzeczc. Biae pociski spaday na ciotk ze wszystkich stron, brudzc paszcz i parasol. W kocu z trudem otworzya drzwi i wskoczya do samochodu. Wycieraczki rozpaczliwie zapiszczay, prbujc oczyci okno. Po chwili mercedes ruszy z piskiem opon. Chmura ptakw poleciaa za nim. Rodzina nie widziaa tego zdumiewajcego zdarzenia. Siedzieli w milczeniu na kanapie. Wreszcie Tosia cicho spytaa. - Mamo... Wy nigdzie nie wyjedziecie, prawda? - Nie wyjedziemy. - I nie oddacie nas do ciotki? - spyta Filip. Tato pooy rk na jego ramieniu. - Nigdy i nikomu was nie oddamy, przysigam! Kuki usiad obok mamy. - Pamitasz, nio mi si, e nas zostawilicie... - Krliczku. Ja bez was nie wytrzymaabym nawet jednego dnia, rozumiesz? Od razu bym z tego statku wyskoczya i do was przypyna. 37 - Przecie ty nie umiesz pywa - powiedziaa Tosia. - No wanie. Sama widzisz, e to robota nie dla mnie.

- Kocham ci, mamo. Tosia obja mam. Kuki zrobi to samo. Filip spojrza na tat i nagle, nie wiadomo czemu, rozemiali si. Poczuli si dobrze i bezpiecznie. Ju si nie martwili. - Pirania nie poara tortu. Czy kto ma na niego ochot? - spyta tato. -Tak! - Ale pamitajcie: nikt ju nie mwi o ciotce i statkach. - A mj lotniskowiec? - spyta Kuki. - Otwieraj to pudo. Skleimy go! Zapad zmrok, zanim skoczyli budowa wielki lotniskowiec. Potem mama z Filipem upiekli mnstwo zapiekanek (Filip by zapiekankowym ekspertem) i do pnego wieczora grali w karty. Kuki siedzia na czerwonym krzele i bez przerwy przegrywa, a w kocu zawoa: - Nie chc ju gra! TRZASK. Otworzyo si okno. Przecig porwa wszystkie karty do gry. Zawiroway i wyfruny. Zanim zdyli co powiedzie, zadzwoni telefon. Odebraa mama. Gos w suchawce powiedzia: - Suchaj. Jest robota dla muzykw! Przyjdcie na Jarmark Augustino. - Ale kto mwi? - spytaa mama. - Max Rozmus. Macie by rano, jasne? - A skd ma pan mj numer? - Z mostu - odpowiedzia tajemniczy gos. I rozczy si. Rankiem rodzice zapakowali instrumenty, eby pojecha na Stary Rynek, gdzie odbywa si Jarmark Augustino. Tosia, Filip i Kuki uparli si, e pojad z nimi. Chcieli koniecznie zobaczy, co to za praca. Wybiegli z domu w popiechu, zapominajc zamkn okno w kuchni. Kiedy wyszli, czerwone krzeso, stojce obok ka Kukiego, drgno. Powoli obrcio si, a potem 38 39 ruszyo do drzwi. Poruszao si jak dziwny robot. Jego nogi nie zginay si. Unosio si tylko i opadao, pchane jak niezwyk si. Czerwone krzeso weszo do kuchni i zatrzymao si przy otwartym oknie. Pniej unioso si, zawisajc metr nad podog. A nagle, z wielk szybkoci, wyfruno przez okno. Stare volvo pdzio pust o rannej porze ulic Weneck w stron Starego Miasta. Rodzestwo siedziao przygniecione wielkim pudem z wiolonczel. Ale nie przejmowali si. Zgadywali, co to za praca i ile bd paci. Wymylali coraz to wiksze sumy: - Tysiak! - Sto tysiakw! - Milion. - Bilion! - Trylion! W kocu Filip krzykn: - Seksnonagilion! Mama oburzya si: - Filip, przesta mwi takie sowa. - Naprawd jest taka liczba - upiera si Filip. Na jezdni siedzia may kundelek, wic tato zwolni i ostronie go wymin. Psiak nawet nie spojrza na auto. Gapi si w gr. Nad ulic fruno czerwone krzeso, unoszc si kilka metrw ponad jezdni. Dogonio samochd i leciao tu nad nim. A potem agodnie wyldowao na dachu volvo. Samochd wjecha na rynek. Peno tu byo kolorowych straganw, na ktrych sprzedawcy wanie rozkadali towary. Unosiy si balony z reklamami. Graa muzyka i byo duo ludzi. Na rodku rynku sta wielki namiot z napisem: Jarmark Augustino".

Tato zaparkowa samochd. - Trzymajcie si blisko, bo si zgubimy. Wysiedli z auta. - Kuki! - zawoa tato. - Po co je zabrae? - Na dachu volva stao czerwone krzeso. Jego nogi byy zaczepione o baganik. - Mogo spa i spowodowa wypadek! - Ja go tam nie woyem! - krzykn Kuki. -A kto!? - Pewnie Filip. - Odczep si - zawoa oburzony brat. 40 41 - Ja na pewno go nie braem! - Moe powiesz, e samo przyleciao! - zawoa Filip. - Zostawcie ju to krzeso - powiedziaa mama. - Bierzcie instrumenty! Musimy znale tego Maksa. Max Rozmus by szefem Jarmarku Augustino, ale przede wszystkim by oszustem, zodziejem i obuzem. A jeli czym na pewno nie by, to dobrym czowiekiem. Kady, kto chcia handlowa na jarmarku, musia mu paci. Inaczej mia kopoty. Na przykad rozbit szyb w samochodzie. Albo rozbit gow. Max by ogolony na yso, a na nogach mia jumpery, czyli buty ze sprynami. To pozwalao mu szybko biega. I mocno kopa, jeli kto by nieposuszny. Wanie, jak co rano, wyruszy na obchd, eby zebra haracz. Zatrzyma si obok chudego chopaka, ktry handlowa okularami przeciwsonecznymi. - Ej, may. Zapacie? - Za co? - Za to, e moesz tu sta. Kto nie paci, nie handluje. - Wczoraj paciem, nie zapac wicej. - To wynocha std. - Czemu? - Bo ja tu rzdz, rozumiesz?! - Max kopn stragan i okulary posypay si na ulic. Zacz po nich skaka, miadc oprawki. W kocu si uspokoi. - No. Teraz ju rozumiesz. Ruszy dalej, sadzc wielkie susy na sprynowych butach. Zrozpaczony chudzielec uklk, eby powyciga ze sterty odamkw kilka ocalaych oprawek. Mama z tat przepychali si przez tum ludzi na rynku. Za nimi biegli Tosia i Filip z wiolonczel. Kuki dwiga czerwone krzeso. Zatrzymali si obok straganw ze sodyczami. - Zaczekajcie tu - powiedziaa mama. - Musz znale tego Rozmusa... - To ja. O co chodzi? 42 43 Rodzina obejrzaa si. Za nimi sta wygolony na yso mczyzna w dziwnych butach na sprynach. - Pan do mnie dzwoni - powiedziaa niemiao mama. - Podobno jest praca dla... - Jestecie puszki czy komry? -Co? - Dobra. Bdziecie komry. Chodcie ze mn. Mczyzna popdzi do namiotu, robic na jumperach trzymetrowe kroki. Musieli biec za nim naprawd szybko. - To jaki wariat - szepna mama. - Piotrek, wracajmy do domu! - Poczekaj, zobaczymy, o co tu chodzi. Weszli do namiotu. Byo tu peno dziwnych przebieracw. Jedni wygldali jak wielkie puszki coca-coli, inni byli przebrani za paczki chipsw. Dalej olbrzymi pieczony kurczak gra na gitarze. Max zdj z wieszaka dwa kostiumy wygldajce jak gigantyczne telefony komrkowe. Byy jaskrawote i miay napis Dzwo za darmo a do mierci". - Ubierajcie si w to. - Ale prosz pana, my jestemy muzykami!... -zaprotestowaa mama.

- O to chodzi. Przebieracie si za telefony i bdziecie gra. To jest promocja, jasne? Zapac wam wieczorem, po stwie. Max wyszed. Mama spojrzaa na tat. - To jaka paranoja. Jestemy muzykami, a nie jakimi pajacami. Wynosimy si std. - We dzieciaki i idcie do domu - powiedzia tato. - Ja zostan. Mog udawa telefon, jeli mi zapac. Musimy wreszcie zarobi jakie pienidze. - My zostaniemy z tat - zawoao rodzestwo. - No dobra. Ja te bd komr - westchna mama. - Ale jak komu o tym powiecie, to wam nie wybacz. Dwa wielkie telefony stany na rodku rynku i zagray sonat Mozarta. Mama staraa si ukry jak najgbiej w kostiumie, bo si baa, e zobaczy j kto znajomy. Tato odwrotnie, wysuwa gow z tej suchawki i robi miny do dzieci. Filip i Toka usiedli na krawdzi sceny i wybijali rytm na deskach. Kuki siedzia na czerwonym 44 45 krzele i udawa, e dyryguje. Nagle rozleg si jaki haas. Ze sklepu wyszli trzej faceci z puszkami piwa w rku. Na widok grajcych telefonw zaczli si wydziera. Udawali wyjce psy, zaguszajc muzyk. Jeden z nich wali puszk o latarni. Filip szepn: - Tato, jakby co, to my si z nimi bijemy, a dziewczyny niech uciekaj. - Ja te mog si bi - szepna Toka. - Cii... Nie prowokujcie ich. Zaraz pjd. Jednak chuligani nie mieli ochoty nigdzie i. Najwikszy, wytatuowany na ramionach, rzuci puszk, ktra przeleciaa obok gowy mamy. Wrzeszczeli coraz goniej. Kuki obrci si w ich stron i zawoa. - Nie przeszkadzajcie. Idcie rozrabia gdzie indziej! I wtedy staa si rzecz niezwyka. Chuligani nagle zamilkli. Zastygli w bezruchu i patrzyli na Kukiego jak zahipnotyzowani. A potem jednoczenie rzucili si do ucieczki. Pdzili jak szalecy. Po kilku sekundach zniknli za rogiem ulicy. I ju nie powrcili. Kuki patrza za nimi kompletnie osupiay. Filip i Toka podbiegli do brata. - Kuki... Jak ty to zrobie? - zawoaa Toka. - Nie wiem... Moe... Moe jestem czarodziejem? Mam wadz absolutn! - To wyczaruj trzy pizze... - powiedzia drwico Filip. - Chc trzy pizze wszystko majce! - zawoa Kuki. Rozleg si klakson z melodyjk. Zza zakrtu wyjecha skuter, z ubranym w czerwony kombinezon roznosicielem pizzy. Zahamowa tu przed dziemi. Zanim zdyy co powiedzie, rzuci kademu karton z napisem: Pizza Rivoli". Toka zawoaa: - Prosz pana, on si wygupia, my nie mamy forsy! Roznosiciel pizzy umiechn si szeroko. Zawrci skuter i odjecha, grajc klaksonow melodyjk. 46 47 Filip spojrza na siostr oszoomiony. - Toka... Czemu on nam to da? - Moe to jaka promocja? Kuki otworzy karton. W rodku bya pachnca pizza. Jego ulubiona pepperoni! - Moemy to zje? - Chyba tak.

Pizze byy pyszne. Tosia i Kuki usiedli na awce i jedli, odrywajc palcami gorce ciasto. Filip, ktry zawsze najszybciej zjada obiad, usiad okrakiem na czerwonym krzele i rzuca ostatnie kawaki gobiom. - Co bycie zrobili, gdybycie naprawd mogli czarowa? - spyta. - Ja wyczarowabym najwikszy statek. Taki do sklejania - odpowiedzia Kuki. Tosia zastanowia si. - Ja bym chciaa podrowa do rnych krajw. Wyczarowaabym dalek podr. - Jestecie wrednymi egoistami. Mylicie tylko o sobie - powiedzia Filip, rozsiadajc si wygodnie na czerwonym krzele. - Ja rozkazabym tak: Niech rodzice dostan superprac i zarabiaj duo forsy!". TRZASK. Niebo nad ulic rozwietlia byskawica. Rozleg si grzmot. Gobie siedzce na chodniku zerway si przestraszone. Zanim dzieci zdyy co powiedzie, na rynek wjecha czarny mercedes. Pdzi jak szalony, przechodnie uskakiwali na boki. Samochd zatrzyma si z piskiem opon obok sceny. - Ciotka Maryla! - szepn Kuki. Z samochodu wyskoczya ciotka. Nawet nie spojrzaa na dzieci. Podesza prosto do sceny. Mama usiowaa ukry twarz w kostiumie, ale ciotka zawoaa: - Nie chowaj si, siostrzyczko. Dobrze wiem, e tam jeste! Powiedziaam, e ju nigdy ci nie pomog. Ale nie mog patrze, jak robisz takie gupie rzeczy! Obrcia si do Filipa. - Ustp mi miejsca! Filip zerwa si, a ciotka usiada na czerwonym krzele. Otworzya torebk i wycigna folder ze 48 49 zdjciem statku i zotym napisem Queen Victoria. Zacza nim wymachiwa. - Ostatni raz wam proponuj, ebycie wzili prac na tym statku! Lepszej nigdy nie dostaniecie. A ja zajm si dziemi. - Maryla, teraz nie mog rozmawia - szepna mama. - Jak chcesz, to... - Wiesz, czego ja chc? - Ciotka wyprostowaa si na czerwonym krzele. - Chc, ebycie si wreszcie zmienili! ebycie wzili prac, ktr wam proponuj, i przestali biedowa! Tego chc. I wtedy stao si co strasznego. Niebo przecia byskawica i wszystko znikno w olepiajcym blasku. Huk grzmotu przetoczy si nad rynkiem i zerwaa si wichura. Wystraszony Kuki chwyci tat za rk, ale ojciec odepchn go. Chopiec spojrza na niego zdumiony. Z rodzicami dziao si co niezwykego. Oddychali gboko, jakby zmczeni dugim biegiem. Zerwali z siebie te kostiumy i rzucili je na ulic. Mama zesza ze sceny i stana przed ciotk. - Zgadzamy si - powiedziaa. Jej gos brzmia dziwnie obco. - Wemiemy t prac. - Oczywicie! - zawoa tato. - To wspaniay pomys: gra w orkiestrze na statku! Rodzestwo patrzyo zdumione na rodzicw. Nie mogli uwierzy w to, co sysz. - Musimy wreszcie zarobi porzdne pienidze! - krzykna mama. - A przy okazji moemy wiat zwiedza za darmo! - doda tato. - A dzieci przez rok mog mieszka u ciebie. - Oczywicie, e mog u ciebie zosta - powiedziaa mama. - Mamo! - krzykna przeraona Toka. - To jasne, e bd mieszka u cioci - rozemia si tato. - Nie bdziemy si nimi stale zajmowa! - Naucz si dyscypliny!

Ciotka patrzaa na rodzicw rwnie zdumiona jak dzieci. - No... Nie spodziewaam si takiej rozsdnej decyzji - powiedziaa. - Ale musicie si pospieszy z zaatwieniem dokumentw, bo statek odpywa w niedziel... - Tak! - krzykn tato. - Musimy si spieszy! 50 51 Tato i mama obrcili si i popdzili jak szaleni w stron parkingu. Przeraone dzieci pobiegy za rodzicami. Ciotka wsiada do samochodu i ruszya za nimi. Na ulicy zostao czerwone krzeso. Z drugiej strony nadbieg Max. Krzycza: - Ej, co jest? Znudzio si wam? Nie zapac wam ani grosza! Pochyli si nad czerwonym krzesem. Podnis je. W tej samej chwili niebo rozdara kolejna byskawica i zacz pada deszcz. Bya ju noc. Burza jeszcze si wzmoga. ciana deszczu przesaniaa dom na ulicy Weneckiej, a niebo przecinay byskawice. Woda w rzece wezbraa i gronie huczaa pod mostem. Tosia, Filip i Kuki siedzieli w ciemnym pokoju, skuleni obok siebie na ku. Kuki tuli si do siostry. Nie mogli zrozumie, co si dzieje. Tato i mama zachowywali si, jakby zmienili si w innych ludzi. Nie chcieli wcale z nimi rozmawia. Kiedy Kuki powiedzia, e nie pojedzie do ciotki, ojciec kaza mu si wynosi z pokoju. A mama krzyczaa, e ma go dosy, jego i wszystkich dzieci. Ta sama mama, ktra zawsze si umiechaa i nazywaa go ukochanym krliczkiem. Wtedy dzieci schroniy si w swoim pokoju. Nie wiedziay, co zrobi. Ich rodzice nigdy tacy nie byli. Jeli si kcili, to najwyej kilka chwil, potem znw wszystko byo dobrze. To byli najfajniejsi rodzice wiata. A teraz wszystko si zmienio. Tylko czemu? Filip wsta z ka. - Sprawdz, co robi. Ruszy do przedpokoju. Kuki i Tosia poszli za nim. Szli cicho, na palcach, jakby bali si zbudzi straszn besti. Filip ostronie zajrza do salonu. Rodzestwo kryo si za nim. - Co robi? - Pakuj si... - Oni nigdzie nie wyjad. Nie wierz! - szepna Tosia. - Nie zostawi nas! Tato usysza ich. Spojrza niechtnie na dzieci. Filip zdecydowanie ruszy w jego stron. - Tato... 52 53 - Nie mam teraz czasu. Widzisz, e si pakujemy. - Tato! Przysige, e nigdzie nie wyjedziesz!... - Przesta histeryzowa. Zarobimy porzdne pienidze i wiat zwiedzimy za darmo. Nie odbierzecie nam takiej szansy. Zejd mi z drogi! Tato ze zoci odsun syna i wybieg z pokoju. Mama wyjmowaa sukienki z szafy i w popiechu ukadaa je w walizce. Spojrzaa na dzieci, ale zaraz odwrcia gow. Tosia powiedziaa bagalnie: - Mamo... Ty nie moesz nas zostawi! Mama ze zoci zatrzasna szaf i zawoaa: - U cioci bdzie wam dobrze. - Nieprawda! Nie bdzie nam dobrze! Kuki chwyci mam za rk. - Mwia, e nie wytrzymasz bez nas nawet przez dzie... To czemu teraz chcesz wyjecha? Czy my zrobilimy co zego? Mama spojrzaa niepewnie na chopca. Przez chwil dzieciom si wydawao, e znw jest ich dawn dobr mam. Ale trwao to krtko. Mama odsuna si od nich i powiedziaa ze zoci: - Spakujcie swoje rzeczy. Jutro ciocia was zabierze. Syszycie, co do was mwi!?

Queen Victoria bya jednym z najwikszych statkw pasaerskich wiata. Wyrastaa z wody jak olbrzymi biay zamek. Miaa kilkanacie piter, na ktrych byy baseny, restauracje, sklepy i kina. W burtach byy okna tysicy kajut, a statek wieczy potny maszt, na ktrym opotaa flaga ze zot koron. W gdaskim porcie toczyo si mnstwo gapiw. Kady chcia zobaczy ten niezwyky statek i szczciarzy, ktrzy popyn w cudown podr do ciepych krain. Na pokad prowadzi ozdobny pomost. Sta na nim oficer w zotej czapce, ktry sprawdza karty wstpu i wita kadego pasaera. Mama i tato nieli wielkie walizy. Szczliwi i rozemiani patrzyli z zachwytem na statek, nie zwracajc uwagi 54 55 na zrozpaczone dzieci, ktre szy za nimi. Tosia i Kuki mieli podkrone oczy, bo ostatniej nocy wicej pakali, ni spali. Tylko Filip stara si trzyma i dodawa otuchy rodzestwu. Za nimi sza ciotka Maryla. Rodzice pokazali zote karty wstpu. Oficer ukoni si i wskaza im drog na pokad. Mama i tato weszli na statek, nawet nie spojrzawszy na dzieci. Oficer zatrzyma rodzestwo. - Przepraszam, czy oni z pastwem pyn? Ojciec powiedzia obojtnie: - Nie. Oni zostaj. Wtedy Kuki rzuci si naprzd, przemkn pod ramieniem oficera i popdzi za rodzicami na pokad. Filip i Tosia pobiegli za nim. Dogonili rodzicw. - Mamo! Rodzice obrcili si niechtnie. Tosia zapytaa, przeykajc zy: - Nie poegnacie si z nami!? - Bdcie posuszni - powiedzia tato. - Nie rbcie kopotw... - dodaa mama. I odeszli. 56 Do dzieci podbiega ciotka. - Chodcie ju! Najlepsze s krtkie poegnania. Pomachajcie ostatni raz i jedziemy. Chwycia Kukiego za rk i pocigna do wyjcia. Reszta rodzestwa posza za ni ze zwieszonymi gowami. Queen Victoria pyna ju daleko od brzegu. Jeszcze chwila i nie bdzie jej wida. Dzieci klczay na tylnym siedzeniu mercedesa i patrzyy na statek. Zacz pada deszcz, ciekajc strugami po szybie, i Kuki nie wiedzia, czy to deszcz zamazuje obraz, czy jego zy. Ciotka bez sowa uruchomia silnik i samochd ruszy. Deszcz wci pada, piszczay wycieraczki, a ciotka nie wczya radia. Jechali w kompletnym milczeniu. By ju zmrok, kiedy przyjechali do domu ciotki. Rodzestwo nigdy tu nie byo. By to wielki dom, bardzo nowoczesny, ale dziwnie niemiy. Wszystko wydawao si w nim smutne i za due. Dom otacza wysoki pot, na ktrym byy zamontowa58 ne kamery. W ogrodzie drzewa przycito w rwne kanciaste ksztaty. Nie byo kwiatw. Kiedy samochd podjecha, wielka stalowa brama zacza si odsuwa. Auto wtoczyo si na kamienny podjazd, a brama zamkna si zaraz z hukiem. Drzwi domu otworzyy si same, kiedy ciotka dotkna klamki, i rodzestwo weszo za ni do wntrza. Ciotka klasna i natychmiast zapalio si wiato. Byy to niebieskie lampy, ktre owietlay przestrze wielkiego holu. Podoga bya wyoona zimnym czarnym kamieniem, a ciany byy ze szka i metalu. Wszystko byo tylko w dwch kolorach - bieli i czerni. Dzieci patrzyy na to oszoomione. - Jeeli mamy y w zgodzie, to musicie przestrzega regulaminu - powiedziaa ciotka. Odezwaa si do nich pierwszy raz, od kiedy poegnali rodzicw. - Po pierwsze porzdek. Kada rzecz ma tu swoje miejsce i chc, eby wanie tam si znajdowaa. Po drugie

oszczdno. Jeli chcecie co dosta, to musicie poda trzy powody, dlaczego ta rzecz jest wam potrzebna. Inaczej jej nie dostaniecie. Po trzecie cisza. Chc, eby w moim domu nie byo krzykw ani haasu. 59 W czasie tej przemowy ciotka prowadzia dzieci przez wielki hol. Na kocu byy szerokie schody. Staa tu kobieta, ktra czycia porcz czarn szmatk. Kiedy si obrcia, zobaczyli, e jest bardzo moda, miaa najwyej dwadziecia lat i rude wosy. - To jest Marcelina - powiedziaa ciotka. - Gotuje tu i utrzymuje porzdek. Powiedzcie jej dzie dobry. Dzieci mrukny: - Dzie dobry. Ruda w odpowiedzi wykonaa jakie skomplikowane ruchy rkoma. - Ona nie umie mwi? - spytaa zdziwiona Tosia. - Dziki Bogu, nie - mrukna ciotka. - W moim domu zatrudniam wycznie guchoniemych. Przynajmniej mam pewno, e nie bd podsuchiwa ani robi haasu. - Obrcia si do oszoomionych tym wszystkim dzieci. - Wasz pokj jest na pitrze, na kocu korytarza. Zaniecie rzeczy, a potem zejdcie na kolacj. - Nie jestemy godni - powiedzia ze zoci Filip. - Jak chcecie. Pokj dzieci by wielki, jak wszystko w tym domu. ciany nikny w mroku. Stay tu trzy ka, metalowa szafa, a na pododze lea gruby czarny dywan. Kiedy po nim szli, nogi zapaday im si w mikk powierzchni i Tosi si zdawao, e id w gstym kurzu. Ale tu nie byo kurzu. Wszystko byo idealnie czyste i w jednym z dwch kolorw: czarnym albo biaym. Tylko lampy byy niebieskie, sczc ponure wiato, jak w strasznych horrorach. Plecaki leay nie-rozpakowane. Rodzestwu zdawao si, e jeli wo rzeczy do szafy, to zostan tu ju na zawsze. Tosia wycigna kalendarz i przekrelia dzisiejsz dat. - Filip, jeszcze trzysta szedziesit cztery dni - powiedziaa zrozpaczona. - My tu zwariujemy! - Uciekniemy std. - Dokd? - Do rodzicw. - Zgupiae? Przecie oni pyn na statku. - Co tydzie przypywaj do jakiego portu. 60 61 - I co z tego? - zawoaa Toka. - To rodzice oddali nas do tej wrednej ciotki! Oni nas ju nie chc, rozumiesz? Wtedy wsta Kuki i powiedzia: - To nie byli nasi prawdziwi rodzice. Tosia spojrzaa na brata zdumiona, a chopiec zdecydowanie powtrzy: - To nie byli prawdziwi rodzice. Nasi prawdziwi rodzice nigdy by nas nie zostawili. - Tak? To dlaczego nas oddali do ciotki? - Bo zmieni ich czar. Toka chciaa powiedzie, eby przesta bredzi, ale Filip j uprzedzi. - Kuki ma racj. - Odbio wam? - Nie... Musimy to omwi, ale nie tutaj. Tu mog by jakie kamery albo podsuch. Wychodzimy oknem... Szybko! Wyskoczyli na dach garau i stamtd do ogrodu. Zrobili narad w jego najdalszej czci, za kolczastymi krzakami ostrokrzewu. Zacz Filip.

- Posuchajcie. Ja dugo mylaem, czemu to si stao. I te jestem pewny, e to magia. - Obaj zwariowalicie. Rodzice po prostu chcieli wyjecha i zarobi pienidze, i to jest caa magia. - Nieprawda! - zawoa Kuki. - Jestem pewien, e to czar. On zmusza rodzicw, eby robili ze rzeczy. - Nie ma adnych czarw! - zawoaa Tosia. - Takich jak w filmach nie ma - powiedzia Filip. -Tych wszystkich rdek, latajcych miote i innych takich. To musi by jaka nieznana wielka sia. - A czemu ta sia przyczepia si akurat do nas? - Nie wiem. Moglimy niechccy wypowiedzie zaklcie. Albo dotkn jakiego przedmiotu. Musimy odkry, co to jest, bo inaczej rodzice nigdy do nas nie wrc. I zostaniemy tu na zawsze. Kuki zerwa si z trawy. - A moe to ciotka jest czarownic? Porwaa nas, a teraz udusi i pore. - Przeginacie - mrukna Tosia. - Ciotka jest wredna, ale nie jest dzieciojadem. - Skd wiesz? W tej chwili rozleg si szelest. Ciche kroki. Zza krzeww wysza guchoniema Marcelina. Trzymaa w rku n i jabko. Spojrzaa na dzieci i zacza macha rkami. Kuki spojrza niespokojnie na n i schowa si za Filipa. 62 63 - Czego ona chce? - Chyba mamy i do domu. Wstali i ruszyli do budynku. Ruda sza za nimi, przygldajc im si uwanie. N byszcza w ksiycowym wietle. Na tarasie staa ciotka. Ledwo j poznali, bo twarz miaa wysmarowan jak niebiesk maci. - Na pewno nie jestecie godni? - spytaa. -Nie. - To idcie ju spa. Kiedy weszli do pokoju, Kuki szepn: - Widzielicie, co ciotka miaa na twarzy? - To bya kremowa maseczka - powiedziaa Toka. - Kobiety si tym smaruj, eby nie mie zmarszczek. - No wanie. Robi krem z dzieci, eby wyglda modo. Jestem pewny! Spojrzeli na siebie. I na wszelki wypadek zabarykadowali drzwi stoem. Do rana nikt ich nie udusi ani nie poar. Soce zajrzao do pokoju i Tosia, ktra obudzia si pierwsza, pomylaa, e pokj wyglda teraz duo sympatyczniej. Po kpieli pod dziwnym prysznicem, w ktrym woda leciaa ze wszystkich stron, zeszli na niadanie. Ciotki nie byo. Marcelina przywitaa ich paroma gestami jzyka migowego. Usiedli za stoem, ktry by zrobiony z czarnego kamienia. Ruda podaa im grzanki, ser i parwki. Kuki patrzy na kiebaski podejrzliwe, jakby czeka, a zaczn wrzeszcze gosem zaczarowanych dzieci. Odsun talerz. - Nie chc parwek. Chc patki... - Popro j - szepna Toka. - Jak? Przecie ona nie syszy. Spojrzeli na Marcelin, ktra przygldaa im si niepewnie. Nagle ruda podesza do Kukiego. - Jakie chcesz patki? - spytaa. Dzieci spojrzay na ni zdumione. - Ty umiesz mwi!? - krzykna Toka. Ruda umiechna si. - Pewnie... - To czemu udajesz?

- Bo wasza ciotka bierze do pracy tylko takich, co nie gadaj, wic udaj niemow. - Pochylia si do dzieci. - Nie zdradzicie mnie? 64 65 Toka i pozostali szybko odpowiedzieli: -Nie! Marcelina jako od razu wzbudzia ich zaufanie. - To chodcie. Podbiega do wielkiej lodwki. Na drzwiach by zamek szyfrowy, jak w szafie pancernej. Marcelina szybko nacisna kilka klawiszy i drzwi si otworzyy. Filip patrzy na to zdziwiony. - Czemu ta lodwka ma zamek? - Bo wasza ciotka jest skpa. Pilnuje, ebym nie marnowaa jedzenia. Wydziela mi wszystko, sama nie mog nic bra. Ale ja odkryam kod. Tylko trzeba uwaa, eby si nie dowiedziaa... - Czemu ona robi takie gupie rzeczy? Przecie jest bogata. - Nie wiem. Kiedy powiedziaa, e ni jej si, e wszystko straci i znw bdzie biedna. Ma obsesj. Marcelina wycigna z lodwki kilka kartonikw. - Tu s rne patki... A tu macie jogurty. Kuki podszed bliej do Marceliny i spyta szeptem: - Powiedz... -Co? - Czy ciocia jest czarownic i dusi dzieci? Marcelina si rozemiaa. - Raczej nie. Ona nie ma swoich dzieci, ale chyba chciaaby mie. - eby przerobi je na krem? - Nie, eby nie by sama... Uwaga! Na schodach usyszeli stukanie obcasw. Marcelina zatrzasna lodwk, a dzieci ucieky z powrotem do stou. Jogurty schoway pod blatem. Wesza ciotka. Niosa w rku butelk szamponu z napisem Dior". Spojrzaa gronie na rodzestwo i spytaa: - Ktre z was myo gow? Toka powiedziaa spokojnie: -Ja. - Zuya cztery porcje! To jest drogi szampon. Wystarczy na rok, jeli si go uywa oszczdnie, a nie leje jak wod! Ciotka chwycia telefon Tosi, ktry lea na stole. Wyczya go i wrzucia do swojej torebki. Toka zawoaa oburzona. -Tojest mj telefon! 66 67 - Ale teraz ja za niego pac - odpowiedziaa ciotka. - Bdziesz go dostawa, kiedy bdzie ci potrzebny. - Ja chc zadzwoni do mamy! - Zadzwonisz jutro. W sobot s tasze rozmowy. Toka zerwaa si. Bya wcieka. -To jest mj telefon! I chc teraz zadzwoni do mojej mamy! Niech ciocia odda mj telefon! Ciotka podesza powoli do Tosi. - Posuchaj. W moim domu si nie krzyczy. Miaa tak min, e wikszo dzieci uciekaby pod st. Ale Tosia nie bya strachliw dziewczyn. Patrzya prosto w oczy ciotce, ktra poczua, e trafia na siln przeciwniczk. Kobieta powtrzya przez zacinite zby: - Nigdy wicej tu nie krzycz, rozumiesz, smarkulo? Nigdy! I wtedy Toka zacza krzycze na cae gardo. Krzyczaa, eby nie da si pokona. I dlatego e miaa ju wszystkiego dosy. Tego, e rodzice odeszli i e nie mieszka w swoim domu. I e to

wszystko jest niesprawiedliwe. Toka krzyczaa i nic nie mogo jej powstrzyma. Ciotka podniosa rk i Kuki si wystraszy, e chce siostr uderzy. Ale ona spojrzaa tylko na zegarek. A Toka nie przestawaa krzycze, cho powoli brakowao jej tchu. W kocu umilka i zmczona, ciko dyszc, patrzya wyzywajco na ciotk. Ta powiedziaa spokojnie: - Brawo! Wrzeszczaa przez minut. Jeste lepsza od swojej matki. Ona umiaa si wydziera najduej przez dwadziecia sekund. Chwycia torebk i ruszya do drzwi. - Chciaam was zabra do Rivoli na pizz, ale nie zasugujecie na takie przyjemnoci. Bdziecie tu siedzie do wieczora! Zatrzasna drzwi. Marcelina podbiega do Tosi i uciskaa j. - Jeste super! Jeszcze nikt jej si tak nie postawi. Nie martwcie si, ja wam zrobi pizz. -Obrcia si do braci: - Jak pizz lubicie? Ej! Co si stao? Kuki patrzy na Marcelin bez sowa. Nagle zerwa si z krzesa i zawoa. 68 69 - Ju wiem! Wiem! - Co!? - Wiem!!! - Podbieg do rodzestwa. - Pamitacie!? Ja wtedy powiedziaem, e chc pizz, i zaraz j dostalimy! Tam, na jarmarku! - To bya promocja - powiedziaa niepewnie Tosia. - To bya magia!!! - To znaczy, e ty czarujesz? - Nie ja. KRZESO!!! Toka i Filip pdzili na rowerach tak szybko jak nigdy dotd w yciu. Ciotka mieszkaa daleko od miasta, na szczcie droga prowadzia w d, wic domy szybko si zbliay. Kukiemu kazali zosta, bo by za may na tak wypraw. Strasznie go to rozzocio, ale kiedy Filip powiedzia, e od szybkoci zaley, czy odzyskaj rodzicw, to zgodzi si zosta. Przysigli, e na pewno po niego wrc. Przejechali dziesi kilometrw, prawie nie odpoczywajc. Wreszcie wpadli na rynek i zatrzymali si przed scen, ciko dyszc ze zmczenia. Czerwonego krzesa nigdzie nie byo. - Wiedziaam, e go nie bdzie! - zawoaa zrozpaczona Toka. - Kto je zabra i nigdy go nie znajdziemy! Obok sceny staa mieciarka. Pracownicy wrzucali czarne worki do pojemnika. Filip podjecha do nich. - Przepraszam, widzielicie krzeso? Takie czerwone. - Po co ci krzeso? - Musz je znale. - Jest w mieciarce. Moesz je wyj, jak si nie brzydzisz. Filip spojrza na wypeniony cuchnc zawartoci wielki kontener. Chwyci klap i otworzy j z trudem. Wyleciao kbowisko much i buchn straszliwy smrd. Midzy workami mieci biega szczur. Chopca przeszy ciarki na myl, e ma tam wej. Sysza, jak robotnicy si miej. Ju mia wskoczy do pojemnika, kiedy kto chwyci go za konierz. Najstarszy z robotnikw odcign go. 70 71 - Nie wiruj, may, oni artowali. Tam niczego nie ma. adnych krzese. Uciekaj, bo jak chorob zapiesz. Filip wrci do siostry. - Co robimy? - spytaa Tosia.

- Musimy dokadnie wszystko przeszuka. Kto musia zabra to krzeso. Trzeba pyta dzieciakw. Mogy je wzi do zabawy i gdzie rzuci. - Albo spali! - Rozdzielimy si. Przeszukaj tamte ulice, ja sprawdz rynek. Spotkamy si za godzin pod pizzeri Rivoli. Filip ruszy w stron ratusza. Festyn jeszcze si nie rozpocz. Stragany na rynku stay puste. Filip jecha powoli, uwanie si rozgldajc, ale czerwonego krzesa nigdzie nie byo. Kiedy mija ratusz, z eleganckiej restauracji Rivoli wyszed kto, stukajc obcasami. Ciotka! Chopak byskawicznie wjecha midzy stragany. Ciotka obejrzaa si. Filip na wszelki wypadek odoy rower i schowa si do wielkiego namiotu. Rozejrza si po swojej kryjwce. Namiot, prawie tak wielki jak cyrkowy, suy za magazyn rnych towarw sprzedawanych na jarmarku. Stay tu te wielkie goniki i reflektory. Filip ju chcia wyj, kiedy co usysza, cichy szelest... W gbi namiotu sta rzd metalowych klatek, w ktrych byy przechowywane cenniejsze towary. Jedna z nich chwiaa si. W rodku byo co czerwonego. Filip podbieg do niej. Klatka bya pena kartonw ze sodyczami. Ale spod nich wystawaa czerwona drewniana noga. Przedmiot poruszy si. Kartony si posypay, odsaniajc czerwone krzeso! - Jest! - krzykn Filip. Drzwi klatki byy zamknite na kdk. Na szczcie metalowa siatka bya zardzewiaa i popkana. Filip zacz j szarpa z caej siy i siatka oderwaa si w kilku miejscach. Nagle poczu, jak kto chwyta go za ramiona i unosi do gry. Obrci si gwatownie. Trzyma go Max Rozmus, szef jarmarku. - Ty may gnojku - krzykn. - Chciae co ukra? - Ja chciaem zabra nasze krzeso. - Jakie krzeso? 72 73 - To czerwone. Ono jest nasze... Max spojrza na krzeso w klatce. Postawi chopca na ziemi, ale wci trzyma go za konierz. - Prosz pana... Mog je zabra? - spyta Filip. - Jak ci si podoba, to moesz je kupi. A teraz zjedaj, bo oberwiesz. - Dobrze, prosz pana. Ja je kupi - krzykn Filip. - A masz kas? - rozemia si Max. - Mam! Ja naprawd zapac, ale najpierw musz je wyprbowa. - Chcesz je wyprbowa? -Tak. Max parskn miechem. Dzieciak zaczyna go bawi. Wyj pk kluczy i otworzy klatk. - No to jazda. Ale jak nie masz forsy, to dostaniesz lanie. Filip chwyci krzeso. Wysun je powoli z klatki. Jeeli Kuki si myli i to jest zwyke krzeso, to chyba oberw", pomyla. Usiad na krzele tak ostronie, jakby siada na bombie atomowej. Kierownik spyta, udajc powag. - No i co, krlu? Wygodny tron? Kupujesz go? -Tak. - Ale on drogo kosztuje... Pi stw. Filip skoncentrowa si i powiedzia gono i wyranie: - Chc mie pi stw. - Ja te... - mrukn Max. - Bo jak nie, to si zde... Przerwa, bo podoga w namiocie zadraa. Metalowe klatki zaczy si trz, a potem zachwia si cay namiot. - Co to jest, do diaba? Max rozglda si niespokojnie. Lampy zawieszone na acuchach koysay si jak wisielcy, a skrzynie zaczy si przewraca.

- Co si dzieje? W tej chwili wielka beczka stojca porodku namiotu zacza unosi si w gr. Max wpatrywa si z przeraeniem w lewitujcy przedmiot. Beczka zawisa na wysokoci kilku metrw, a potem poszybowaa w jego stron. Zatrzymaa si dokadnie nad gow Maksa i przechylia. Posypaa si z niej lawina monet. - Aaaa! - wrzasn mczyzna, ktremu monety spaday prosto na gow, omoczc o ys czaszk. 74 75 Przewrci si, zasaniajc gow domi. Stos pienidzy niemal go przysypa. Po chwili beczka spada z hukiem na ziemi, na szczcie kilka metrw od niego. Filip wsta z krzesa. - Ma pan swoje pienidze. Mczyzna oprzytomnia. Rozgarn domi stos monet. - Jak to zrobie? Filip rozemia si. - Normalnie. Chciaem mie pienidze i je dostaem! To krzeso moe zrobi wszystko. Wszystko! Filip wzi czerwone krzeso i ruszy do wyjcia. Max zerwa si i popdzi za nim. - Czekaj...! Dogoni go i chwyci krzeso. - Oddaj mi je. - Pan mi je sprzeda! - zawoa oburzony Filip. - Mylisz, e jestem durniem? Takiej rzeczy si nie sprzedaje. - Ja zapaciem! - Zjedaj std! - Max odepchn Filipa. Przez chwil wyrywali sobie krzeso. W kocu mczyzna zapa chopca za kaptur i jednym szarpniciem poderwa go do gry. Filip wypuci krzeso, a Max powlk go do wyjcia. Chopak wyrywa si, tuk piciami i prbowa ugry Maksa, ale nie mg nic zdziaa. Max odsoni pacht w wejciu i wyrzuci chopca z namiotu. Filip upad na chodnik. - Zjedaj, bo naprawd oberwiesz! - Max obrci si i znikn w namiocie. Filip zerwa si. W pierwszym odruchu chcia wrci i walczy. Ale uzna, e to nic nie da. Musi sprowadzi kogo na pomoc. Na przykad ciotk. Moe ciotka jest wredna, ale wiadomo ju, e nie jest czarownic. Musi im pomc. Zobaczy, e pod ratuszem czeka na niego Toka. Wskoczy na rower i ruszy w jej stron. Max Rozmus klcza obok krzesa, wpatrujc si w stos monet. Nie by facetem, ktry wierzy w bajki. Ale te pienidze faktycznie tu byy... - Naprawd wszystko moesz zrobi...? - szepn. - Wszystko, to znaczy wszystkie pienidze wiata. Moesz to zrobi? Sprawdzimy... Chcia usi. Ale krzeso nagle odskoczyo i Max upad na podog. - Do diaba... 76 77 Poderwa si. Znowu sprbowa usi, ale krzeso znw si odsuno i Max potoczy si po betonowej posadzce. - Ty draniu! Chcesz si ze mn bawi? To zobaczymy! Skoczy w stron krzesa. Ale to poderwao si nagle w gr i zawiso na wysokoci kilku metrw. Max skaka, prbujc je schwyta, jak dziecko, ktre apie uciekajcy balonik. Wreszcie pobieg po drabin. Ale wtedy krzeso wystrzelio w gr jak szalona winda.

TRZASK! Przebio brezentowy dach namiotu, wyrywajc w nim olbrzymi dziur, i odleciao. W tej samej chwili wielki namiot zakoysa si i przewrci z hukiem. Max wypez spod zwaw brezentu. Nie zwraca uwagi na gapiw, ktrzy nadbiegli, eby zobaczy przewrcony namiot. Mczyzna wpatrywa si w niebo, gdzie wida byo czerwon plamk leccego krzesa, i szepta: - Znajd ci... Chobym mia ci szuka przez cae ycie. Przysigam, e bd ci mia! 78 - Gdzie s Tosia i Filip!? - Ciotka patrzya gronie na Kukiego. - Gdzie oni s? - Wrcia przed chwil do domu i nie zdja nawet paszcza, tylko od razu zacza si wcieka. - Nie rozumiesz, co do ciebie mwi!? Kuki umiechn si najbardziej niewinnym ze swoich umiechw i powiedzia: - Schowali si. - Co takiego? - Bawimy si w chowanego. Oni si schowali, a ja ich szukam. Ciotka zacza sapa ze zoci. - Ka im tu przyj! Natychmiast! Kuki odpar z umiechem: - Dobrze, kochana ciociu. Ale najpierw musz ich znale. Oni potrafi si wietnie chowa! Czasem nie mona ich znale przez cay dzie! Kuki odwrci si i zawoa: - Filip, szukam! I pobieg na pitro. Ciotka ze zoci cigna paszcz i rzucia go na fotel. Toka i Filip jechali szos prowadzc do domu ciotki. Droga powrotna bya trudna, wspinaa si wci pod gr, wic jechali powoli. Nagle na asfalt pad jaki cie, ktry zacz si szybko przesuwa. Filip podnis gow i krzykn: - Toka! Patrz! Dokadnie ponad nimi fruno czerwone krzeso. Zakrcio i wyldowao na szosie, tu przed rodzestwem. Stano bez ruchu i czekao. s. Ciotka wygldaa nerwowo przez okno. Marcelina i Kuki stali przy drugim oknie. Bya godzina pita, a Filipa i Tosi wci nie byo w domu. Ciotka podbiega do Marceliny. - To twoja wina - krzykna. - Miaa ich pilnowa! Boj si, e co im si stao... Martwi si o nich, rozumiesz?... Oczywicie, ty nic nie rozumiesz... Nawet nie syszysz, co do ciebie mwi! Ciotka usiada na schodach. Bya naprawd zdenerwowana. Kuki si jej przyglda i zdawao mu si, e przypomina troch jego mam, kiedy ta si czym martwi. Marcelina usiada obok ciotki. Nagle powiedziaa: 80 81 - Niech si pani nie martwi. Oni zaraz wrc. - Skd wiesz, e... Zaraz... Ciotka zerwaa si i spojrzaa na Marcelin. - Ty umiesz mwi!? - Marcelina milczaa, patrzc na ni niepewnie. - Cay czas mnie oszukiwaa? Ty kamczucho! Wszyscy mnie okamujecie! W tej chwili z ogrodu dobieg jaki haas. Ciotka rzucia si do drzwi. W ogrodzie stali Tosia i Filip. Rowery leay na trawie. - Gdzie bylicie? Filip i Tosia nie odpowiedzieli. - Chyba o co pytaam!? Dzieci milczay. - Mylicie, e moecie tu robi, co wam si podoba!? - krzykna ciotka. - e ja jestem podobna do waszej nieporadnej matki, ktrej moecie skaka po gowie? Toka spojrzaa na ni wrogo. - Ciocia nie jest podobna do mamy. Nasza mama jest adna. I dobra.

Kuki pomyla, e Tosia nie powinna tego mwi. Ale byo za pno. Ciotka zacisna wargi. - Dobrze - powiedziaa cicho. - Od dzisiaj nie macie prawa wychodzi za bram. I radz wam nie ama tego zakazu. Ciotka posza do domu. Bya zgarbiona, jakby jej przybyo lat. Po drodze krzykna do Marceliny: - A ty chod ze mn. Nie udawaj, e nie syszysz! Marcelina pomachaa rodzestwu i posza za ciotk, a Kuki podbieg do Filipa. - Znalelicie je? - Tak... Chod zobaczy. Poszli na sam koniec ogrodu, gdzie wierki tworzyy may lasek. Filip cicho zawoa. - Przyjd do nas. Gazie wierkw poruszyy si. Zdumiony Kuki zobaczy, jak wychodzi spod nich czerwone krzeso. - Ono jest niesamowite... - szepn Kuki. - Poczekaj... Zaraz zobaczysz co lepszego. 82 83 Filip rzuci pik w stron krzesa, ktre kopno j natychmiast z powrotem do niego. Chopiec odbi. Pika poleciaa wysoko. Krzeso podskoczyo i kopno j przewrotk, jak najlepszy z brazylijskich pikarzy. Pika migna ponad drzewami i rozleg si huk rozbitej szyby. - Ciotka nas zabije - przerazi si Kuki. - Chyba nie - rozemiaa si Tosia. Usiada na krzele i powiedziaa. - Chc, eby ta szyba bya znowu caa. Odamki szka natychmiast uniosy si z trawy i pofruny do okna, skadajc si z powrotem w ca szyb. Kuki patrzy na to zafascynowany. - Ono moe zrobi wszystko! - zawoa Filip. -A wiesz, co to znaczy? e rodzice zaraz do nas wrc. Za chwil ich tutaj cigniemy, rozumiesz?! Weszli po drabinie na taras, a potem przez okno do swojego pokoju. Czerwone krzeso postawili na rodku dywanu. Kuki stan na stray przy drzwiach. Filip usiad na krzele i zacz mwi uroczystym gosem. - Chc, eby nasi rodzice zaraz... Kuki mu przerwa. - Poczekaj! Podbieg do brata. - A jeeli rodzicom co si stanie? To krzeso wystrzeli ich jak rakiety. Bd lecie tysic kilometrw i rozwal si przy ldowaniu! - On ma racj - powiedziaa Tosia. - To moe by niebezpieczne. Przecie my w ogle nie wiemy, jak ta magia dziaa. Zamilkli. Rzeczywicie, tak si zafascynowali niezwykym przedmiotem, e nie pomyleli o niebezpieczestwach. Wreszcie Toka powiedziaa: - Poczekajmy do jutra. Jak ciotka pjdzie do pracy, to zrobimy prby. Musimy dokadnie sprawdzi, jak to dziaa. Kto szed korytarzem, wic Filip szybko zakry krzeso kocem i usiad na nim. Usyszeli pukanie. Do pokoju zajrzaa Marcelina, z plecakiem na ramionach i do ponur min. - Chciaam si poegna z wami. - Wyjedasz? Marcelina wzruszya ramionami. 84 85

- Wasza ciotka wyrzucia mnie z pracy. Za to, e udawaam niemow. Strasznie si wcieka... Nie daa mi nawet wypaty. A wam si udao znale t strasznie wan rzecz? -Tak. - To super... Trzymajcie si. I pamitajcie, e wasza ciotka nie jest taka za. Umiechna si do nich i ruszya do drzwi. Wtedy Filip zapyta: - Nic ci nie zapacia? -Nic. - No to chciabym, eby dostaa swoje pienidze. Wszystko poszo bardzo szybko. Ciotka, ktra siedziaa przy laptopie, robic jakie obliczenia, nawet nie zauwaya, e stojca na biurku torebka przewrcia si. Ze rodka wysun si elegancki czarny portfel. Pstryk! Portfel sam si otworzy i z jego wntrza wypezo kilka banknotw. Uniosy si i pofruny jak papierowe motyle. Zatrzepotay i przyleciay prosto do rk patrzcej na to ze zdumieniem Marceliny. - Jak wycie to zrobili? Filip umiechn si tajemniczo. - Mamy swoje sposoby... Ale nikomu o tym nie mw. Wieczorem dugo nie mogli zasn. Najpierw kcili si, jak najlepiej przetestowa magiczny przedmiot. A gdy ju pooyli si do ek, poczuli dziwny lk. Kiedy w kinie ogldali latajce mioty i gadajce lwy, nie pytali, czy to moliwe. To by po prostu film. Ale kiedy naprawd stanli przed czym niepojtym, ogarn ich niepokj. Tu obok nich istniaa jaka niezwyka sia, ktrej dziaania nie potrafili zrozumie. Naleaa do nich i mogli robi rzeczy, jakich nie mg zrobi nikt inny, a mimo to czuli niepokj. Wiedzieli, e musz by bardzo ostroni. e nie mog zrobi nic gupiego ani dziecinnego. Od chwili gdy znaleli czerwone krzeso, kade z nich stao si jakby troch dorolejsze. 86 87 Kiedy w kocu zasnli, to mieli niespokojne sny. Kuki co mrucza, przewracajc si na ku z boku na bok. W kocu kodra zsuna si na podog i zmarznity chopiec si obudzi. Rozejrza si troch nieprzytomnie. Zbliaa si pnoc, a pogoda bya tak samo niespokojna jak jego sny. Wia silny wiatr. Drzewa za oknem chwiay si, tarcza ksiyca pojawiaa si i znikaa, przesaniana chmurami. Krzeso odbijao srebrzyste wiato... Kuki wsta. Podszed do krzesa i lekko je pogaska. Nie mia adnego planu. Po prostu lubi ten przedmiot. Rodzestwo mylao o czerwonym krzele jako o rdle niesamowitych moliwoci, a Kuki po prostu je polubi. Tak jak lubi si wasne zwierztko. Moe dlatego, e to on pierwszy je znalaz? By tylko niespokojny, czy to co" nadal dziaa. Nie chcia czeka z prb do rana. Ostronie usiad. - Prosz... o troch mleka - wyszepta. Kiedy by may i budzi si w nocy, rodzice przynosili mu ciepe mleko i to go uspokajao. Kuki by pewny, e przyleci do niego szklanka mleka, ale nic nie przyfruno. Zamiast tego usysza za drzwiami jaki dziwny dwik. Szelesty i dzwonienie... Zerwa si z krzesa, otworzy po cichu drzwi i zbieg po schodach. I wtedy j zobaczy. Na samym rodku salonu w plamie ksiycowego wiata staa krowa. Bya dua i biaa jak nieg, bez jednej aty. Staa na perskim dywanie, patrzc na niego wielkimi smutnymi oczami. Miaa na szyi dzwonek, ktry dwicza przy kadym ruchu gowy. - O rany! - jkn Kuki. Krowa cicho zaryczaa. - Ci! Bo ciotka si obudzi! Krowa pokrcia gow. Dzwonek na jej szyi zadzwoni jak na alarm. - Ciii! Zrozum, ja chciaem mleko w szklance, a nie w krowie. Przykro mi, ale musisz znikn!

Chcia wrci do sypialni, eby odwoa czar. Ale w tym momencie krowa ruszya naprzd i zablokowaa mu drog. Nie mg teraz wej na schody, chyba e odcignby krow, ale ona bya bardzo dua. No i miaa rogi. - Odsu si... Odejd! Musz ci anihilowa. Naprawd musz to zrobi! Przykro mi. 88 89 Krowa spojrzaa na niego smutno i machna ogonem, przewracajc krysztaowy wazon stojcy na pododze. Kuki rozejrza si nerwowo. Wiedzia, e ciotka zaraz si obudzi. A wtedy wszystko si wyda. Ciotka zabierze im krzeso, zanim zd cokolwiek zrobi. Chyba e wczeniej obudz si Filip albo Toka i odwoaj ten czar. Tymczasem krowa znw zaryczaa, spogldajc na chopca z wyranym wyrzutem. - O co ci chodzi...? Chyba nie chcesz, ebym ci wydoi? Ku jego zaskoczeniu krowa pokiwaa bem, jakby rozumiaa, co mwi. - Chyba zwariowaa! Ja nie umiem doi krw. Ja mieszkam w miecie. Nigdy jeszcze krowy nie dotykaem. Zreszt teraz ludzie was nie doj... Od tego s maszyny sterowane komputerowo i... Krowa zaryczaa ponownie. Tym razem duo goniej. - Ciii. Ju dobrze... Zaczekaj. Pobieg do kuchni i wyj z szafki may garnek. Po namyle zamieni go na wikszy. Popdzi z powrotem do pokoju. Zatrzyma si przeraony, bo biaa krowa podniosa wanie ogon i na marmurow podog polecia krowi placek. - Nie! - szepn bagalnie Kuki - Nie rb tego, bo ciotka nas zabije! Podszed ostronie do zwierzcia. Przykucn i podsun garnek pod napczniae wymiona. Oglda kiedy film, w ktrym pokazywano, jak doi si krow. Sprbowa robi dokadnie to samo. Najpierw nic nie leciao, ale po kilku prbach poapa si, na czym to polega, i do garnka pocieka struga mleka. By troch zaskoczony, bo mleko wygldao i pachniao inaczej ni to z kartonika. Po dziesiciu minutach mleko przestao lecie. Kuki zanis garnek do lodwki, a wtedy krowa dostojnie przesza na rodek salonu, ustpujc mu drogi. Chopiec popdzi na pitro. Kiedy wbieg do sypialni, Filip otworzy oczy. - Co ty robisz, kretynie? - Poszedem po mleko. - To mnie nie bud - mrukn Filip i i obrci si do ciany. 90 91 Kuki chwyci czerwone krzeso i po cichu wybieg na schody. Zatrzyma si gwatownie. Na rodku salonu staa ciotka i z obdem w oczach wpatrywaa si w bia krow. Nie zauwaya Kukiego, ktry schowa si zaraz za filarem. Ciotka staa bez ruchu, tak przeraona, jakby patrzya na upiora. Krowa potrzsna gow i zrobia krok w jej stron. A potem polizaa ciotk rowym jzykiem po twarzy. Kobieta wrzasna i odskoczya. Zasonia oczy. Kuki wykorzysta ten moment. Usiad na krzele i szepn: - Przepraszam, ale musisz przesta istnie. Mam na myli krow, a nie ciotk! - doda szybko. Wielkie zwierz natychmiast rozpyno si w ksiycowym wietle. W tym momencie ciotka odsonia oczy i zobaczya pusty salon. Krowa znikna. Kobieta opada na fotel. - Ja zwariowaam... - jkna. - Zaczynam mie jakie zwidy. Naprawd zdawao mi si, e widz tu krow. A przecie jej nie byo... Co si ze mn dzieje? Mam halucynacje! Wszystko przez te dzieciaki... Podbiega do szafki, wyja jak butelk i wypia z niej kilka ykw. Kiedy chciaa odstawi j na pk, szko wyleciao jej z rk i rozbio si na posadzce. Ciotka spojrzaa nerwowo w gr,

jakby bojc si, e kto j zobaczy w takim stanie. Nie prbujc sprzta rozbitego szka, pobiega do sypialni. W drzwiach obrcia si jeszcze, sprawdzajc, czy biay upir znw si nie pojawi, a potem szybko je zamkna i przekrcia klucz w zamku. Kuki z ulg wyszed ze swej kryjwki. Wzi czerwone krzeso i poszed spa. Nastpnego ranka, zaraz po niadaniu, ciotka woya paszcz i posza do samochodu. Rodzestwo w milczeniu przygldao jej si z okna. Starao si zachowywa bardzo grzecznie, eby nie wzbudza podejrze. Ciotka zerkaa na nich nieufnie, ale nie miaa si do czego przyczepi. Po nocnym spotkaniu z widmem krowy wygldaa na bardzo zmczon. 92 93 - Jad do miasta. Maj mi pokazywa kandydatki na now kuchark. A wy pamitajcie, e nie macie prawa wyj za bram. Kiedy samochd ciotki odjecha, dzieci popdziy do pokoju po czerwone krzeso. Postawiy je na trawniku przed domem. Toka przyniosa wysok szklank i nalaa do niej mleka. Filip usiad na krzele i powiedzia: - Pierwsza prba! Niech ta szklanka bezpiecznie tu przyleci. Szklanka uniosa si i pofruna w stron Filipa. Kuki szed obok, eby zapa szklank, gdyby czar przesta dziaa. Ale szklanka przyleciaa bezpiecznie do rk Filipa i nie wylaa si z niej ani kropla pynu. - Pierwsza prba udana. - Mam nadziej, e rodzice te si nie stuk -szepna Toka. - Prba numer dwa - powiedzia Filip. - Chod, Kuki. - A ty nie moesz? - Jeste lejszy! Jak walniesz o cian, to dom si nie rozleci. 94 - Bardzo mieszne... Owinli Kukiego w kodr, zwizujc j sznurkiem. Wyglda jak balon. - Czuj, e bd kopoty - powiedzia lekko drcym gosem. - Cicho! Niech mj brat Kuki przyleci do mnie w caoci. - Aaa! Jak pocisk wystrzelony z katapulty Kuki przelecia ukiem nad ogrodem i spad prosto do ng Filipa. Tu przed ldowaniem wyhamowa i agodnie opad na traw. - yjesz? - Chyba tak... - jkn Kuki. - OK. Prba numer dwa udana. Ostatni test. Wcie kaski! Woyli kaski rowerowe. - Chc, eby przyleciaa tu walizka mamy. W ten sposb chcieli sprawdzi, jak dugo bd do nich lecie rodzice i czy nie roztrzaskaj si, ldujc z duej wysokoci. Patrzyli niespokojnie w niebo, bo waliza mamy bya bardzo cika. Wyobraali ju sobie, jak startuje tysic kilometrw std i leci jak bojowa rakieta. Czekali dugo, ale nic nie przyleciao. W ogle nic si nie zdarzyo. - Prba trzy nieudana - stwierdzi ponuro Filip. Spojrzeli po sobie niepewnie. - Co robimy? - Uwaam, e musimy zaryzykowa - powiedziaa Tosia. - A jak rodzicom co si stanie? - Nie moemy czeka. To krzeso moe przesta dziaa. Nie wiemy, czy to nie jest jednorazwka. - To prawda.

- No to... zaczynamy! Rodzestwo skupio si wok Filipa. Uwaali, e to on powinien wypowiedzie najwaniejsze yczenie. By najstarszy, a poza tym to on niechccy wywoa cae nieszczcie. Wic teraz musi je naprawi. Filip siedzia na krzele wyprostowany i bardzo skupiony. - Tylko gadaj dokadnie! - szepn Kuki. Filip zacz mwi uroczycie: - Chc, eby rodzice... - Nasi rodzice! 96 97 - eby nasi rodzice bezpiecznie do nas wrcili. Niech wejd przez te drzwi i niech bd tacy jak dawniej. Tosia, Filip i Kuki wpatrywali si w drzwi domu. Jeszcze chwila i rodzice stamtd wyjd! Ale chwila mina, potem nastpne i nic si nie zdarzyo. Kuki nie wytrzyma i pobieg otworzy drzwi, eby sprawdzi, czy rodzice za nimi nie stoj. Nikogo tam nie byo. Kuki zacz woa: - Mamo! Jestecie tu? Tato? Nikt nie odpowiedzia. - Moe wyczerpaa mu si bateria? - szepn Kuki, ogldajc krzeso. - To nie jest komra! Ono nie ma adnej baterii. Tosia podbiega do brata. - Filip! Musimy sprawdzi, czy ono jeszcze dziaa. Popro o co. O cokolwiek. Filip pomyla chwil i zawoa. - Niech... pada deszcz. I natychmiast zacz pada deszcz. Straszliwa ulewa zalaa ogrd ciotki. - Dziaa! - krzycza Kuki. - Ono wci dziaa! Toka wcigna kaptur. - Filip! Wycz ten deszcz! - Zaraz. Musz najpierw co sprawdzi!... Filip wybieg za bram. Tosia i Kuki pobiegli za nim. Przebiegli moe sto metrw i nagle znaleli si w socu. Deszcz si urywa, jakby kto go zmaza gumk. Wygldao to niesamowicie. Jak ekran podzielony na dwie poowy. Obok domu ciotki la deszcz, a za naronikiem wiecio soce. - Dlaczego tam nie pada? - Ju wiem - krzykn Filip. - Ten czar nie dziaa na odlego, rozumiecie? Dziaa tylko w zasigu wzroku. Nie moemy cign rodzicw, bo s za daleko. - To co zrobimy? - Musimy do nich pojecha! Musimy stan przed rodzicami i patrze im w oczy! Tylko wtedy uda si zdj z nich zaklcie! Sprawdzili w Internecie, e statek Queen Victo-ria przypywa w niedziel do portu w Kopenhadze. - To nasza ostatnia szansa, bo potem pyn na Karaiby. Tam ich nie znajdziemy. 98 99 - To znaczy, e zostay nam dwadziecia cztery godziny. - Zdymy! Spakowali do plecakw tylko najwaniejsze rzeczy. Nie brali jedzenia, bo wiedzieli, e zawsze mog wyczarowa pienidze i kupi, co trzeba. Przez chwil zastanawiali si, czy nie wyczarowa helikoptera, ale Toka nie chciaa si zgodzi. - Nie znamy si na helikopterach. Nie moemy ryzykowa katastrofy. Polecimy normalnym samolotem. Wyczarowali bilety na lot do Kopenhagi i wyruszyli na lotnisko.

- Suchajcie, a jak kto bdzie si czepia, e dzieci chc same lecie samolotem? - spyta Kuki. - To zmienimy ktosia w karalucha! Biegli na przystanek autobusowy, dwigajc krzeso i plecaki. Nagle Filip zatrzyma si. Z przeciwka jecha czarny samochd. - Tam jest ciotka! 100 Rzucili si do ucieczki. Ciotka zauwaya ich i ruszya z piskiem opon. Dzieci pdziy najszybciej, jak to moliwe, ale plecaki i krzeso im ciyy. - Tam! Filip skrci w wsk uliczk, zdawao mu si, e tam atwiej si ukryj. Niestety, na kocu ulic blokowaa brama zamknita na kdk. Trafili na drog bez wyjcia! Filip byskawicznie usiad na krzele. Rodzestwo stano za nim. Mercedes ciotki nadjecha i zahamowa kilka metrw od dzieci. Ciotka wyskoczya z samochodu. - Dokd si wybieracie? Chcielicie uciec, tak? Ruszya w stron rodzestwa. Kuki szepn do Filipa: - Zmie j w karalucha... Szybko! - Nie! - krzykna Tosia. - Bo j kto wykoczy offem... - To w psa! - Pogryzie nas! Ciotka podesza do nich i wrzasna: - Wsiadajcie do samochodu! Porozmawiamy sobie w domu! Wsiadajcie, ale to ju! 101 - Ju wiem! - zawoa Filip. - Niech ciotka bdzie mniejsza od nas! Natychmiast zerwaa si straszliwa wichura. Wiatr uderzy w ciotk i odepchn j. Zacza wirowa jak karuzela i krzycze na cae gardo. Wiatr unis piach i zrywa licie, ktre fruway wraz z ciotk w szalonym tacu. Kobieta zacza krzycze na cae gardo, wiatr odpycha j, a w kocu wirujca ciotka wpada do samochodu. Drzwi zatrzasny si i wiatr ucich. Rodzestwo, ktre zasonio oczy przed zawieruch, teraz powoli opucio rce i zaczo si rozglda. Ciotki nigdzie nie byo. - Gdzie ona si podziaa? - spyta szeptem Filip. - Moe jest taka maa jak bakteria... - szepn Kuki. - Na pewno zmienia si w maego trolla. Uwaajcie, eby jej nie podepta. Tosia ruszya, patrzc uwanie pod nogi. Rodzestwo szo za ni ostronie, jak po polu minowym. Nagle usyszeli woanie: - Wsiadajcie do samochodu, smarkacze! 102 Ale nie by to gos ciotki. Natychmiast si odwrcili. Zobaczyli, jak z okna samochodu wychyla si twarz w ciemnych okularach. Bya to twarz siedmioletniej dziewczynki! - Powiedziaam wam - zawoaa gronie siedmioletnia ciotka - wsiadajcie do samochodu i jedziemy do domu! - Ale numer! - szepn Filip. Maa spojrzaa na niego wrogo i zawoaa piskliwym gosem: - Nie syszysz, co mwi? Do samochodu! Wtedy rodzestwo wybucho miechem. Dziewczynka bya wci ubrana w czarny paszcz i wielkie okulary i wygldaa komicznie. Podeszli do auta. Filip powiedzia z przekornym umiechem: - Ciocia jest chyba za maa, eby kierowa samochodem.

- Co ty mwisz, smarkaczu? Dzieci nie odpowiedziay. Patrzyy na zmniejszon ciotk, skrcajc si ze miechu. Ciotka w kocu si zaniepokoia. Spojrzaa na swoje malutkie rce z pomalowanymi na czerwono 104 paznokciami. A potem w lusterko. I zacza wrzeszcze. Dara si, jakby zobaczya upiora. - No to cze, ciociu! - powiedzia Filip. - Musimy ju lecie! Pa! Pokiwa wrzeszczcej ze strachu dziewczynce. Chwyci krzeso i poszed w stron przystanku autobusowego. Rodzestwo ruszyo za nim. Ciotka wysza z samochodu, miesznie maleka, mimo butw na wysokim obcasie, i patrzya za odchodzcymi. Ocieraa zy. Tosia zatrzymaa si. - Poczekajcie. - Po co? - Nie moemy jej tak zostawi. Ona jest za maa. Musimy j odczarowa albo zabra. - Zwariowaa? - krzykn Filip. Tosia obrcia si i podesza do maej ciotki. Spojrzaa niepewnie na dziewczynk, ktra jeszcze niedawno bya wysok gron kobiet. Nie bardzo wiedziaa, jak si do niej zwraca. - Chod z nami... ciociu. Dziewczynka odpowiedziaa ze zoci: - Nigdzie z wami nie pjd! 105 - Bdziesz godna... Albo kto moe ci porwa. - Na przykad jaka wstrtna ciotka - doda Kuki. - Odczepcie si ode mnie! - Nie to nie - powiedzia zdecydowanie Filip. -Chodcie. Udali, e odchodz. Nie bardzo wiedzieli, co dalej robi. Przecie faktycznie: nie mog takiej maludy zostawi samej. Nagle rozlego si stukanie obcasw. Obrcili si. Maa ciotka podbiega do nich. - Dobrze - powiedziaa przez zacinite zby. - Pojad z wami. Ale jak bd znw dua, to was spior! Czerwony autobus linii numer siedem by zatoczony. Rodzestwo stano na tylnej platformie. Maa ciotka trzymaa si w pewnej odlegoci od nich i spogldaa wrogo. - O ktrej odlatuje samolot? - spyta Kuki. - Sprawdziam wszystko w Internecie. - Tosia spojrzaa na kartk. - Samolot do Kopenhagi odlatuje o dwunastej pi, ale musimy by na lotnisku najpniej o jedenastej. - Jeszcze p godziny. Zdymy. - Raczej nie zdycie - odezwaa si ciotka. - Dlaczego? - Bo ten autobus nie jedzie na lotnisko. On jedzie w przeciwnym kierunku. - Skd ciocia to wie? - Bo jestem od was starsza i mdrzejsza - burkna siedmiolatka. - A poza tym tam jest rozkad jazdy. Rodzestwo podbiego do tablicy, na ktrej wywietlano tras. - Ona ma racj! Jedziemy w z stron - zawoaa Tosia. - Musimy wysi! - Nie musimy. Filip usiad na krzele i spokojnie powiedzia: - Chc, eby ten autobus jecha prosto na lotnisko. I wtedy si zaczo. Autobus zahamowa tak gwatownie, e kilku pasaerw przewrcio si 106

107 na podog. A potem zawrci z piskiem opon i ruszy w przeciwnym kierunku. Zdumieni pasaerowie woali: - Co si dzieje? Czy on zwariowa? Dokd on jedzie? Rodzestwo spojrzao na siebie z satysfakcj. I w tym momencie stao si co niesamowitego. Ulica skrcaa w prawo. Ale autobus, zamiast skrci, pojecha prosto! Uderzy w barierk, roztrzaska j i popdzi prosto przez park. Pasaerowie zaczli wrzeszcze. Pojazd skaka jak oszalay na nierwnym trawniku, tratujc klomby i kosze na mieci. - Co ten kierowca robi? - Pijany! - Zwariowa! Przy kolejnym podskoku Filip zlecia z czerwonego krzesa na podog, a jaka gruba kobieta upada na nie, histerycznie krzyczc. Oszalay autobus min park i wjecha w wsk ulic prowadzc do rynku. Jecha pod prd, zrywajc reklamy i cinajc znaki drogowe. Samochody jadce z naprzeciwka uciekay na chodnik lub, rozbijajc wystawy, wpaday do sklepw. - Co on robi? - krzycza przeraony Filip. -Jedzie prosto! Kazae mu jecha prosto! - zawoaa przeraona Toka. Autobus wjecha w rodek ulicznej kawiarni. Na szczcie wszyscy ludzie zdoali uciec, z wyjtkiem kelnera, ktry umyka z tac pen szklanek. W kocu skoczy szczupakiem przez bar, wpadajc do pojemnika z lodami. Autobus stratowa wiklinowe stoliki i wjecha na rynek. - Filip, zatrzymaj go, bo kogo zabijemy! -krzyczaa Tosia. - Odwoaj ten czar! Filip z Kukim prbowali wanie to zrobi, ale na ich krzele" wci siedziaa kobieta, ktra histerycznie krzyczaa i nie dawaa si zepchn. Autobus pdzi przez rynek, jadc dokadnie po linii prostej. Tum widzw przed scen rozbieg si we wszystkie strony. Na scenie sta Max na swoich sprynowych butach. Obrci si i zobaczy pdzcy wprost na niego autobus. Gdy pojazd uderzy w scen, Max wykona rozpaczliwy skok i znalaz si na jego dachu. Autobus rozgnit scen i popdzi w stron dmuchanej bramy z napisem: Wielka atrakcja! Wystawa krokodyli i piranii". 108 109 - Filip! Zatrzymaj ten autobus! - krzyczaa Tosia. Filip zapar si z caych si, prbujc cign z magicznego krzesa wrzeszczc kobiet. - Niech pani wstanie! W tym momencie autobus wjecha do oceana-rium. Wielkie akwaria pkay jedno po drugim i setki litrw wody wyleway si wraz z krokodylami i piraniami. Max, lecy na dachu autobusu, rozpaczliwie odrywa ksajce go ryby. Nagle z przeraeniem zobaczy, jak lduje obok niego ogromny krokodyl. Gad otwiera szeroko paszcz, szczerzc upiorne zbiska, i nie wyglda na zadowolonego. Autobus wyjecha na szerok ulic, na ktrej kocu by Port Lotniczy. Pdzi ze straszliw prdkoci, prosto w stron hali odlotw. Jeli uderz w budynek, to nikt nie wyjdzie z tego ywy! Zrozpaczona Toka zapaa za ogon pirani, ktra wpada przez okno, i wrzucia j za koszul kobiety siedzcej na krzele. Ta zerwaa si z jeszcze wikszym wrzaskiem. Filip natychmiast usiad na krzele i zawoa. - Niech ten autobus si zatrzyma! Pisk hamulcw. Autobus si rozpdu wjecha jeszcze na schody prowadzce na lotnisko i wreszcie si zatrzyma.

Przez chwil w autobusie nikt z pasaerw si nie odzywa. A potem wszyscy jednoczenie rzucili si z krzykiem do drzwi. Otworzyli je si i uciekli. Zostali tylko Tosia, Filip, Kuki i maa ciotka. Nagle z kabiny wyszed blady jak trup kierowca. Szed, chwiejc si i szepczc: - Co ja zrobiem?... Boe, co ja zrobiem... Filip szybko usiad na krzele i zawoa: - Niech naprawi si wszystko, co zniszczylimy. Na szczcie budynek lotniska sta na wzgrzu i cae miasto byo w zasigu wzroku. Natychmiast wszystkie szkody si naprawiy. Na kocu krokodyl otworzy paszcz i puci but Maksa. Gdzie daleko zaczy wy syreny policyjnych samochodw. Toka chwycia krzeso. - Zwiewamy std. Wyskoczyli z autobusu i pobiegli na lotnisko. Nie zauwayli Maksa, ktry wci siedzia na dachu pojazdu. Mczyzna patrzy jak zahipnotyzowany na dzieci i czerwone krzeso. Potem poderwa si i skoczy na chodnik. Odbi si na swoich sprynowych butach i pogna za nimi. Na lotnisku kotowa si wielki tum podrnych. Zaczynay si wanie wakacje i setki pasaerw z walizami i rozkrzyczanymi dziemi kbiy si w hali odlotw. Wszdzie stay dugie kolejki. Filip i Kuki rozgldali si troch zagubieni. - Dokd mamy i? - spyta niepewnie Kuki. - Ja wiem - mrukna ciotka. - Ale nie powiem wam. - Sami sobie poradzimy - powiedziaa Tosia. Spord rodzestwa tylko ona podrowaa wczeniej samolotem, kiedy poleciaa ze szkoln orkiestr do Pragi. - Najpierw musimy i do odprawy. To jest tam. Wskazaa lad, nad ktr wieci si napis: Lot 007. Kopenhaga". Pobiegli we wskazane miejsce. Tutaj kolejka nie bya na szczcie zbyt duga. Zanim doszli do lady, Filip powiedzia: 112 113 - Przykro mi, ciociu, ale na razie musz ci pozbawi gosu. - Co takiego, smarkaczu? W odpowiedzi Filip usiad na krzele i co wyszepta. - Co ty robisz!? - spytaa Toka. - Rozkazaem, eby ciotka mwia tylko w jzyku madagaskarskim. eby komu nie wygadaa, co si stao. Ciotka spojrzaa na niego z wciekoci i wyrzucia z siebie potok dziwnych sw. Brzmiao to mniej wicej tak: - Mami taka! Manary! Miota! Mikasika! Very aho mikasika! Kalifaty fanalana amin! Wida byo, e czyni rozpaczliwe prby, eby mwi w swoim jzyku, ale nie potrafia tego zrobi. W kocu zamilka i tylko patrzya na Filipa z wciekoci. Urzdniczka za lad zawoaa: - Nastpna osoba! Podeszli do lady. - Dzie dobry. Kobieta spojrzaa na nich zdziwiona. - Dzie dobry. Z kim lecicie? - Z nasz cioci. - Gdzie ona jest? - Tutaj. Urzdniczka zerkna na ma dziewczynk w ciemnych okularach. - To ma by jaki art? - Nie. Poka paszport, ciociu. Urzdniczka zajrzaa do dokumentu. - Nie rozumiem. To dziecko ma czterdzieci lat!?

- Tak, prosz pani - odpowiedzia szybko Filip. - Nasza ciocia zrobia sobie operacj plastyczn, eby modziej wyglda, i troch przesadzia. - Very aho mikasika! - zawoaa ciotka. Oszoomiona urzdniczka oddaa jej paszport. - Prosz pokaza bilety. Byli na to przygotowani. Podali nowiutkie bilety. - Dobrze. Postawcie baga na wag. To krzeso te. - Po co? - spyta nieufnie Filip. - Musz je zway. No, postaw je! Filip niepewnie postawi czerwone krzeso na wadze. Z drukarki wysuny si biae karteczki. 114 115 Urzdniczka nakleia je na plecaki i na krzeso. Nacisna guzik, pas transmisyjny ruszy i krzeso odjechao razem z bagaami. - Co pani robi!? - krzykn Kuki. - Jak to co? - zdziwia si urzdniczka. - Niech pani odda nasze krzeso! - Ale ono jest za due do kabiny. Bdzie lecie w luku bagaowym... - Nie zgadzamy si! Niech pani je odda! - Nie mog cofn tamocigu. Ej! Co wy robicie!? Filip i Kuki wskoczyli na pas transmisyjny. Za nimi skoczya Toka, a potem maa ciotka, ktra baa si, e jeli krzeso zginie, to do koca ycia zostanie siedmiolatk mwic w jzyku mada-gaskarskim. Urzdniczka zerwaa si z krzykiem. - Ochrona! Dwaj pracownicy ochrony lotniska popdzili do niej. Zacz piszcze alarm. Pas transmisyjny z bagaami przesuwa si byskawicznie. Czerwone krzeso zmierzao w stron czarnej dziury, gdzie bagae wpaday i znikay. 116 Filip i Kuki biegli po pdzcym tamocigu, przeskakujc walizy i torby. Potykali si, przewracali i znw podnosili. Za brami pdziy Tosia i ciotka. Krzeso dojechao do otworu przesonitego pasami plastiku. Odchylio je, wpado do czarnej rury i pojechao w d, akurat w chwili, gdy Filip mia je zapa. Rodzestwo bez namysu wskoczyo do rury i zjechao za krzesem. Ciotka zawahaa si, ale potem i ona skoczya. Biegncy za nimi ochroniarze byli zbyt wielcy, eby wcisn si do otworu. Popdzili w stron drzwi. Dzieci pojechay wraz z walizami krt zjedalni i spady na jeden z pasw transmisyjnych. Znalazy si w niezwykym wiecie. Wok nich by labirynt pdzcych w rnych kierunkach tamocigw. Walizki spaday na nie z wylotw wielu rur i byy kierowane w rne strony. Bagae suny i kryy w niesamowitym tacu, eby na koniec dotrze do waciwego samolotu. Wszystko odbywao si automatycznie. Hala bya ogromna i ciemna. Dzieci nie widziay, gdzie jest ich krzeso. W kocu Filip je zobaczy. - Tam. 117 Czerwony przedmiot zmierza ju w stron luku bagaowego w samolocie. Rodzestwo rzucio si w pogo. Ciotka popdzia za nimi, potykajc si na wysokich obcasach i wykrzykujc dziwnie brzmice sowa. Przeskakiwali przez pdzce tamocigi, zrzucajc walizy i przewracajc si na pasy transmisyjne, ktre wloky ich w przeciwnym kierunku. Krzeso byo ju kilka metrw od samolotu. Jeli do niego wjedzie, to go nie odzyskaj. Poleci nie wiadomo gdzie. Kuki zatrzyma si i krzykn najgoniej, jak potrafi: - Wr do nas! Wracaj!

Wtedy czerwone krzeso poderwao si jak wierny pies. Unioso si ponad tamocig, zawirowao i poleciao z wielk prdkoci, ldujc po chwili obok Kukiego. W tym momencie otworzyy si drzwi hali i wbieg oddzia ochroniarzy. Zanim rodzestwo zdyo cokolwiek zrobi, otoczyli je, wydzierajc im czerwone krzeso z rk. 118 Tosia, Filip, Kuki i maa ciotka siedzieli z ponurymi minami na posterunku ochrony lotniska. Naprzeciwko dzieci siedzia komendant w czarnym mundurze. Dalej jaki technik bada krzeso za pomoc urzdzenia wydajcego ciche piski. Mia te psa, ktry obwchiwa uwanie magiczny przedmiot. - Nic tu nie ma. To jest zwyky mebel. Technik postawi krzeso obok komendanta i wyszed razem z psem. - Ostatni raz pytam - komendant spojrza gronie na dzieci. - Czemu to zrobilicie? I gdzie s wasi rodzice? Rodzestwo milczao. Za to maa ciotka wyrzucia z siebie potok sw w jzyku madagaskarskim, a potem te zamilka. - Dziwne dzieci - westchn komendant. - Chyba musz wezwa psychologa. Odwrci si i podnis suchawk telefonu. Filip ostronie wsta i zacz si skrada w stron krzesa. Maa ciotka krzykna: - Mami taka! Mitandrina! Komendant obrci si, ale byo za pno. Filip siedzia ju na krzele i zawoa: 119 - Niech pan zanie. Na pi minut! Komendant zerwa si, ale zaraz opad z powrotem na fotel. Ziewn i jego gowa powoli osuna si na biurko. Zacz chrapa. - Zwiewamy! Filip chwyci krzeso i popdzi do drzwi. Toka i Kuki pobiegli za nim. Maa ciotka zawahaa si, ale w kocu take wybiega. Ukryli si midzy samochodami na podziemnym parkingu pod lotniskiem i zrobili narad. - Samolotem raczej nie polecimy - powiedziaa Tosia. - Raczej nie. - No to co zrobimy? - Moemy zaczarowa kierowc takswki i kaza mu jecha do Kopenhagi - wymyli Filip. - To bdzie porwanie. Przestpstwo. Wsadz nas do wizienia. - Panguh! - krzykna ciotka. - O co jej chodzi? - Panguh Uh! Po chwili wahania Filip zdj z niej zaklcie i ciotka znw moga mwi w zrozumiaym dla nich jzyku. - Pocig! - wrzasna. - Moecie jecha pocigiem! Rozumiecie mnie czy nie!? Kuki zasoni uszy. - Niech ciocia tak nie krzyczy. Przecie ju rozumiemy. - Jak dugo jedzie pocig do Kopenhagi? - spytaa Tosia. - Rano bdziemy na miejscu. Odjeda za dziesi minut. - Skd ciocia to wie? - Mam w telefonie rozkad jazdy! Zerwali si i popdzili w stron dworca kolejowego, ktry na szczcie by po drugiej stronie ulicy. Kuki pomyla, e od czasu kiedy zaczli t wypraw, to bez przerwy gdzie biegn. adne z nich nie zauwayo czowieka w butach na sprynach, ktry wanie wyszed z

parkingu. Max bezskutecznie szuka dzieci na caym lotnisku i ju chcia zrezygnowa, pewny, e odleciay 120 121 jakim samolotem. Na widok biegncych krzykn z radoci i popdzi za nimi. Na pierwszym peronie sta srebrzysty pocig EuroCity do Kopenhagi. Konduktorka spojrzaa na zegar i signa po gwizdek. - Niech pani zaczeka. Jeszcze my! Kobieta spojrzaa zdziwiona na czwrk dzieci z czerwonym krzesem, ktre wbiegy na peron i wzajemnie sobie pomagajc, wdrapay si do wagonu. Ruszya w ich stron, eby spyta, z kim jad, kiedy na peronie pojawi si dziwny mczyzna w podartym paszczu i butach na sprynach. On take wsiad do pocigu. Konduktorka chciaa pobiec za nim, ale zawiadowca zacz gwatownie macha rk, pokazujc na zegar, wic zagwizdaa i wskoczya do ostatniego wagonu. Drzwi z sykiem si zamkny i pocig ruszy. Zajli cay przedzia pierwszej klasy. Kuki z zachwytem oglda dziwne urzdzenia: lampki ukryte w oparciach foteli i mae peczki na na122 poje, wyskakujce po naciniciu guzika. Krzeso, ktre nie miecio si na pce, postawili na korytarzu, tu obok drzwi. Filip usiad naprzeciwko maej ciotki, ktra patrzya na niego wrogo. - Ciociu. Jeli mamy y w zgodzie, to musisz przestrzega regulaminu - powiedzia Filip stanowczym gosem. - Po pierwsze, nie wolno ci dotyka krzesa. - Po drugie, musisz nas sucha - doda Kuki. - Nigdy nie bd was sucha! - zawoaa ze zoci ciotka. - Jeeli nie bdziesz nas sucha, to nigdy cioci nie odczarujemy. Ciotka sapna ze zoci i zaoya ciemne okulary. Korytarzem ostatniego wagonu szed Max. Zaglda do kadego przedziau. Uwanie lustrowa wzrokiem pasaerw, bo nie by pewny, czy rodzestwo nie zamienio si w kogo innego. Tymczasem w nastpnym wagonie Filip postawi na fotelu kosz peen pomaraczy, sodyczy, kanapek i butelek. - Wyczarowaem prowiant i kilka gier. Tylko dla nas! 123 Rodzestwo rzucio si do otwierania torebek i napojw. Maa ciocia patrzya na nich zazdronie. Bya godna i chciao jej si pi. Toka zerkna na ni. Wzia pomaracz i sok jabkowy i podaa je ciotce. - Masz. To dla ciebie. Siedmiolatka przyja podarunek, ale nie powiedziaa dzikuj. - Jak wy to robicie? - spytaa. - Co jak robimy? - No, te czary. Kuki spojrza na ni dumnie i powiedzia: - My moemy wszystko zrobi. - Ale jak? Musicie wypowiedzie jakie specjalne sowa? - Nie. Po prostu siadamy na krzele, mwimy, co chcemy, i wszystko dostajemy. - Po co jej to zdradzie?! - zawoaa Toka. -Teraz bdziemy musieli stale jej pilnowa! Ciotka spojrzaa tryumfalnie. - I tak mnie nie upilnujecie! Ale Filip rozemia si i powiedzia: - Spokojnie, ciotuniu. Zaoyem simlocka. - Co zaoye? - spyta zdziwiony Kuki. 124

- Blokad. Rozkazaem, eby ona sama nie moga si odczarowa. Tylko my moemy to zrobi. Ciotka zrobia wciek min i rzucia w niego skrk pomaraczy. Z sykiem otworzyy si drzwi w przejciu midzy wagonami. Max przecisn si z trudem, bo jumpery utrudniay mu chodzenie w wskim przejciu. Ostronie wyjrza. Zobaczy czerwone krzeso stojce na drugim kocu korytarza! Zacz si skrada. By ju kilka krokw od niego, kiedy usysza: - Prosz pokaza bilet. Obrci si gwatownie. Stao za nim dwoje konduktorw. Przygldali mu si podejrzliwie. - Nie mam biletu - powiedzia Max. - Nie zdyem kupi. - Rozumiem. Moe go pan kupi teraz. - Nie mam portfela. - W takim razie prosz ze mn. Max spojrza na krzeso i wcieky ruszy za konduktorem. Rodzestwo niewiadome zagroenia grao w monopol. Siedmioletnia ciotka nie braa 125 udziau w grze, ale obserwowaa j z zaciekawieniem. - Kupuj hotel za dwiecie - powiedzia Kuki, kadc na planszy gar plastikowych monet. - le zrobie - zawoaa ciotka. - Trzeba byo kupi elektrowni. Kuki zerkn na plansz. Faktycznie, pomyli si. Ale oczywicie nie mia zamiaru si przyzna. Obrci si do dziewczynki i powiedzia lekcewaco: - Nie znasz si, ciociu. - Znam si! - zaperzya si siedmiolatka. - Jestem dyrektork banku od dwudziestu lat i wiem, co si opaca. A ty nie k si ze mn, smarkaczu! Kuki te si rozoci. - Suchaj, ciociu! My z tob nie gramy, bo nikt ci tu nie lubi! Toka pocigna go za rk. - Kuki, nie mw tak! Ona ma siedem lat. - Nie ma siedmiu. Ma czterdzieci. Ja jej nie lubi i wy jej nie lubicie. To znaczy, e nikt jej tu nie lubi. 126 W tej chwili otworzyy si drzwi i zajrzaa konduktorka. - Dzie dobry. - Przyjrzaa si uwanie dzieciom. - Jedziecie sami? - Tak - powiedzia Filip. - A gdzie s wasi rodzice? - Jedziemy do nich. Konduktorka chciaa co powiedzie, ale w tym momencie zerwaa si ciotka. Podbiega do kobiety i chwycia j za rk. - Oni kami. Oni mnie porwali! Niech mnie pani ratuje. - Co takiego? - Konduktorka spojrzaa zdziwiona na dziewczynk. - To s porywacze i oszuci! Ratuj mnie! Toa chwycia ciotk i pocigna j na siedzenie. Zasonia jej usta, woajc: - Ona zmyla, prosz pani. To dziecko ma bujn wyobrani. W ogle jest troch dziwna i nerwowa. Konduktorka patrzya niepewnie na wyrywajc si dziewczynk. - Wy si ni opiekujecie? 127 - To ja si nimi opiekuj - krzyczaa ciotka, wyrywajc si Toce. Filip pochyli si i szepn: - Ciociu, sied cicho, bo zamienimy ci w pajka. Konduktorka miaa ju dosy tego przedstawienia.

- Pokacie mi bilety. Filip wsta. Konduktorka zagradzaa mu drog do krzesa. - Zaraz poka bilety. Tylko musz usi na tym krzele. Ciotka wrzasna: - Nie pozwl mu siada na krzele. On ci zmieni w tarantul! Do przedziau zajrza drugi konduktor. - Co tu si dzieje? Konduktorka wzruszya ramionami. - Dzieciaki jad bez biletw. Filip widzia, e sytuacja robi si niebezpieczna. Ruszy w stron krzesa. - Chc tam usi. Konduktorka zastawia mu drog i, ku przeraeniu dzieci, sama usiada na czerwonym krzele. 128 - A ja chc, chopcze, eby powiedzia mi prawd, o co tu chodzi. Przez korytarz przeleciaa wichura, jakby nagle kto otworzy wszystkie okna. Czapki spady konduktorom z gw, jednoczenie Filip poderwa si i stan na baczno, jak w wojsku. - Filip, nic nie mw! - krzykna Tosia. Ale byo za pno. Czar ju dziaa i Filip zacz mwi gosem robota: - Uwaga! Mwi ca prawd. Nie mamy biletw. To jest nasza ciotka. Ma chyba czterdzieci lat. Zmniejszylimy j. To krzeso moe wyczarowa wszystko, nawet bomb atomow. Koniec prawdy. Filip pad wyczerpany na siedzenie. Konduktorzy patrzyli na niego w osupieniu, a potem wybuchli miechem. - Ma dzieciak fantazj! Konduktorka rozsiada si wygodniej na krzele. - Ucieklicie z domu, co? Dzieci milczay. - Ja te kiedy zwiaam z domu. A wiecie czemu? Bo ojciec nie chcia mi kupi psa. Schowaam 129 si na strychu i krzyczaam: Ja chc psa. Chc sto psw...". Kuki krzykn przeraony: - Niech pani tego nie mwi!!! Konduktorka spojrzaa zdziwiona: - Dlaczego? W tej chwili rozlego si ciche piszczenie. - Czuj, e bd kopoty - szepn Kuki. I kopoty nadeszy bardzo szybko. Pierwszy kopot wysun gow z torby konduktorki. By maym szczeniakiem rasy bokser. Wyglda bardzo mio, ale kobieta patrzya na niego przeraona, jakby by jadowit kobr. Nie zdya mu si dokadnie przyjrze, bo drugi kopot wyszed z kieszeni jej munduru. Tym razem by to malutki labrador, ktry zaszczeka piskliwym gosikiem. Natychmiast za wszystkich stron pocigu odpowiedziao mu gone szczekanie. Konduktorka zerwaa si. - Czyje s te psy? - Pani. Ma pani swoje sto psw - odpowiedzia spokojnie Filip. 130 W tej chwili w wagonie zacza si panika. To krzyczeli pasaerowie, kiedy z walizek i toreb z laptopami zaczy wychodzi psy. Dalmaty-czyki, buldogi, jamniki, husky i wesoe kundelki pojawiay si nie wiadomo skd. Wskakiway na kolana i gowy ludzi, merdajc ogonami i lic ich po nosach. Konduktorzy w panice wybiegli na korytarz. Kbia si tu masa psiakw duych i maych. Wszystkie szczekay, skakay, drapay i bawiy si w najlepsze. Dzieci patrzyy na to zafascynowane. Wreszcie Tosia oprzytomniaa. - Filip, odwoaj to.

Jednak czaru nie dao si ju odwoa. Sto psw rozbiego si po caym pocigu i byy poza zasigiem wzroku. Pasaerowie miotali si po korytarzach lub zamykali w przedziaach. Panika narastaa. - Zwiewamy std! - krzykna Toka. Filip usiad na krzele i krzykn: - Niech ten pocig si zatrzyma! Zapiszczay hamulce i pocig stan w pustym polu. Filip natychmiast otworzy drzwi i wyskoczy na nasyp. Tosia i Kuki skoczyli za nim. Tylko maa ciotka nie moga si zdecydowa. Miaa buty na wysokim obcasie i dosy krtkie nogi. - Dalej! Skacz, wstrtna donosicielko! Wreszcie ciotka skoczya. Kuki zapa j za rk, ratujc od upadku. Pocig ruszy i wkrtce znik za zakrtem. Jeszcze z daleka byo sycha szczekanie psw. Dzieci zostay same. Przed nimi rozpocierao si wielkie pustkowie, poronite such traw i tymi kwiatami. Dalej by las. Nie byo wida adnego domu ani drogi. Tosia obrcia si do rodzestwa i spytaa niepewnie: - Jak my si std wydostaniemy? Tymczasem Max, syszc hamowanie pocigu, rzuci si do okna. Zobaczy dzieci i krzeso na nasypie i chcia za nimi wyskoczy, ale nadbieg wielki doberman i zacz gronie warcze. - Wyno si, wynocha! - wrzasn Max. Doberman wyszczerzy ky i zacz si do niego zblia. Mczyzna uciek do toalety, zatrzaskujc drzwi. Pies rzuci si na nie, gono szczekajc i chwytajc zbami klamk. Pocig zacz si rozpdza. Wtedy Max kopn z caych si 132 133 w okno. Szyba rozbia si z trzaskiem, a mczyzna wyskoczy z pdzcego pocigu, staczajc si z nasypu. Dzieci szy przez wzgrza poronite srebrzyst traw. Spod ng uciekay im malekie jaszczurki. Ziemia podziurawiona bya norami, w ktrych mieszkay pewnie polne myszy albo krliki. Byo bardzo gorco. Krzeso szo przed dziemi, jakby byo ich przewodnikiem. Na kocu kutykaa maa ciotka. Upara si, e nie zdejmie butw na wysokich obcasach, wic co jaki czas obcasy wpaday do mysich nor i ciotka wywracaa si. Wdrowali ju przez godzin i byli zmczeni. Dotarli do piaszczystego stoku, ktry opada stromo w kierunku lasu. Filip, Kuki i Toka zaczli biec. Skakali ogromnymi susami, ldujc na piasku, podrywajc si i biegnc dalej. miali si przy tym i krzyczeli. Krzeso popdzio za nimi, robic jakie niesamowite salta i skoki. Maa ciotka spogldaa ze zoci na rozbawione rodzestwo. Chtnie by te pobiega, ale miaa niewygodne buty, no i czua si zbyt dorosa. Wic zawoaa tylko: - Poczekajcie na mnie! -1 zacza niezgrabnie zazi stromym zboczem. Max bieg przez pustkowie, sadzc wielkie kroki w swoich sprynowych butach. Nigdzie nie widzia dzieci. Nagle zatrzyma si. Daleko, na piasku, zobaczy lady stp. Ruszy w t stron. Byo ju pne popoudnie i soce stawao si coraz bardziej czerwone, a cienie drzew coraz dusze. Dzieci szy teraz przez zielone ki, na ktrych rosy potne topole. Byy coraz bardziej zmczone. Wreszcie Kuki zatrzyma si i usiad na kamieniu. - Ja ju nie mog. Nigdy nie dojdziemy do adnej miejscowoci! To jest jaki koniec wiata! Maa ciotka, najbardziej zmczona z nich wszystkich, krzykna: - Czemu wy jestecie tacy gupi? Wyczarujcie samochd i bdziemy sobie wygodnie jecha. 134 135 - Nikt cioci nie pyta o zdanie! - Filip pochyli si do Toki i spyta szeptem: - Moe naprawd wyczarujemy jak terenwk?

- Nie umiemy kierowa. - Ja umiem - zawoaa ciotka. - Mam prawo jazdy od dwudziestu lat lat! - Ale ciocia ma za krtkie nki - odpowiedzia Kuki. - I za may rozumek! - doda Filip. - Przesta si do mnie tak odzywa, smarkaczu! - zaperzya si siedmiolatka. - Mogabym by twoj matk. Zanosio si na ktni. - Poczekajcie... - uspokoia ich Tosia. Obrcia si do maej ciotki. - Naprawd umiaaby prowadzi samochd? - Pewnie. Kuki i Filip usiedli na krzele razem, bo nie mogli ustali, kto ma wyczarowa superauto. Zacz Filip. - Chcemy dosta pojazd terenowy. Moe by superjeep... - Albo czog... - zawoa Kuki. - Nie umiem prowadzi czogu! - zaprotestowaa ciotka. - Chcemy, eby by duy i mia mocny silnik... -powiedzia Filip. - Dwiecie koni! I turbo! - krzykn Kuki. - Trzysta! I napd na cztery koa. - eby bya klima... - I srebrna rura wydechowa, i... - Opanujcie si! - zawoaa Toka. - To nie jest diler samochodowy. - Jeszcze lakier metalik. - I eby mia muzyczny supersprzcior. -1 GPS! A potem bracia powiedzieli jednoczenie. - Daj nam taki pojazd! Filip szepn do Kukiego: - Na pewno dostaniemy superterenowe porsche. Przez chwil nic si nie dziao. Wreszcie usyszeli dziwny dwik. Narastajcy grony huk. Ziemia draa. Bracia zerwali si z krzesa. Siedmioletnia ciocia schowaa si za Tosi. Zza lasu co si zbliao. Co wielkiego. 136 137 - Moe ono wyczarowao dinozaura! - szepn przeraony Kuki. - Dinozaur te jest terenowy i ma napd na cztery apy. Schowali si w rowie, wystawiajc tylko gowy. Ziemia draa coraz mocniej, a huk by tak gony, e a bolay uszy. - Co to moe by? - Pojazd kosmiczny. Taki jak w Gwiezdnych wojnach*. - Albo bolid Formuy Jeden - szepn Kuki. - Jeste gupi. Bolidy nie jed po piachu. - Magiczne jed... I wtedy zza drzew wyoni si ich pojazd. Nie by to bolid ani pojazd z Gwiezdnych wojen. By to traktor. Ale jaki! Chyba najwikszy traktor na wiecie. Ogromny jak dom. Koa mia wysze od dorosego czowieka. Jecha sam, bez kierowcy, huczc ogromnym silnikiem. Zblia si jak wielki smok, wiecc potnymi reflektorami. Zatrzyma si tu obok dzieci, ktre niepewnie do niego podeszy. Byy malekie wobec jego ogromu. Do kabiny prowadziy cztery stopnie. Filip wspi si na nie i z trudem otworzy drzwi. 138 We wntrzu byy dziesitki urzdze, jakie gaki i drki, wygldajce zupenie inaczej ni w zwykym samochodzie. - Ciocia bdzie umiaa tym kierowa?

- Chyba tak. Jechali jak pijani. Traktor zatacza si i robi koa, bo ciotka bya za niska i ledwo wystawaa znad kierownicy. Nic nie widziaa, wic musieli jej mwi, dokd ma jecha. - W lewo! Skr, bo walniesz w kamie! Uwaaj, ciociu! - krzyczao rodzestwo. - Jak mam uwaa, kiedy nic nie widz!? - Moga urosn! - powiedzia Kuki. - To mnie powikszcie. - Jeszcze czego! Krzeso przywizali na dachu. Podskakiwao na kadym wyboju, ale na szczcie byo mocno przyczepione. Wielki traktor sun przez bezdroa rwnie atwo jak samochd po autostradzie. Filip odkry przycisk turbo, ktry powodowa, e pojazd gwatownie przyspiesza. Wjechali z prdkoci rajdowego auta na k, gdzie skakay setki ab i byszczay kaue zielonej wody. 139 - To jest bagno - powiedziaa ciotka. - Moemy si tu utopi. Lepiej zawrmy. - Nie panikuj! Przejedziemy z rozpdu. Gazuj! Traktor zawarcza silnikiem i zacz grzzn w bocie. - Ona ma racj - zawoaa Tosia - trzeba zawrci! Ale byo ju za pno. Ciki pojazd zacz si zapada w bagno. - Jed... Nie zatrzymuj si. Dawaj turbo! Przyspieszyli, liczc, e dziki prdkoci przejad przez trzsawisko. Silnik wy i wielki traktor wci posuwa si do przodu, ale jednoczenie zanurza si coraz bardziej w bagiennej toni. - Czuj, e bd kopoty - szepn Kuki. - Zamknijcie okna, szybko! - krzycza Filip. Toka podniosa szyby. Silnik jcza, a traktor szarpa si, prbujc wydoby si z bagna. Ton jednak coraz bardziej. Koa, a potem okna zaczy znika w zielonej mazi. Wreszcie cay pojazd zosta wessany w botn czelu. Wewntrz kabiny dzieci przytuliy si do siebie. Byo niemal zupenie ciemno. Botna ma okleia szyby, cuchno zgnilizn i zdechymi rybami. Traktor opada coraz gbiej. - Utoniemy! - krzyczaa przeraona ciotka. Przez otwory wentylacyjne zacza sczy si woda i wpyway jakie czarne stworzenia podobne do maych wy. - Musimy wybi szyb i wypyn - zawoa Kuki. - Jak? Przecie to nie jest woda, tylko boto. Wcignie nas. Filip zerwa si. - Zasocie usta i zamknijcie oczy! Jednym szarpniciem otworzy okno w dachu. Natychmiast wlao si do wntrza cuchnce boto. Filip zacisn powieki, podcign si na rkach i wyskoczy na dach. Kopniciem zatrzasn klap i po omacku zacz szuka krzesa. Wytrzymywa w wodzie minut bez oddychania, wic wiedzia, e ma tylko tyle czasu. Obrzydliwy mu oklei go caego. Wymaca siedzenie krzesa i usiad. - Uratuj nas, wycignij nas std... - krzykn. Kiedy to mwi, boto wpyno mu do ust i zacz si dusi. Jeli za chwil nie odetchn, 140 141 to zgin!", pomyla rozpaczliwie. Nagle spada mu do rk lina zakoczona hakiem. Resztkami si zaczepi j o rur baganika. Lina si naprya, szarpno traktorem i pojazd zacz unosi si w gr. Filip ju tego nie czu. Z braku powietrza zaczyna traci przytomno. Ale w tej samej chwili pojaniao - lina wycigna traktor na powierzchni. Chopak wyplu boto, w ktrym roio si od czarnych pijawek, i wreszcie odetchn. Spojrza w gr. Na kocu liny by wielki czerwony balon, ktry wydoby traktor z bagna i cign go

teraz w stron suchego brzegu. Wreszcie koa zapay przyczepno, silnik rykn i powoli wyjecha na such drog. Wtedy lina sama si odczepia i balon odfrun. - Udao si! Toka i Kuki otworzyli okno w dachu i Filip wskoczy do rodka. Oddycha ciko. - yjesz?... - Chyba tak. - Bye niesamowity! 142 W tej chwili ciotka zacza wrzeszcze. Pucia kierownic i skakaa po kabinie, rozpaczliwie machajc nog. Traktor zacz krci si w kko. - Ciociu! Co jest? Trzymaj kierownic! - Zdejmijcie to ze mnie. Odczepcie to! Tosia spojrzaa na stop ciotki. Bya tam, przyssana do pity, wielka pijawka. Tosia lubia zwierzta, ale ta napczniaa krwi maszkara wygldaa ohydnie. W kocu Toka zapaa liskie stworzenie i zacza cign. Ciotka szarpaa si i wierzgaa nog. - Aa! - Trzymajcie j! Wreszcie Tosia oderwaa olizgego wampira i wyrzucia go za okno. Ciocia pakaa, jakby naprawd bya siedmioletni dziewczynk. Tosia prbowaa j uspokoi. Filip zapa kierownic i stara si prowadzi traktor w miar prosto. Wjechali na wsk len drog. Wielki traktor z trudem mieci si pomidzy drzewami. Rozleg si jaki trzask. - Co to byo? - spytaa ciotka. - Walnlimy w ga. - Trzeba to sprawdzi. Zatrzymaj si. - Przesta nam rozkazywa - krzykn Kuki. Na zo ciotce nacisn turbo i pojazd popdzi przez las. Po jakiej godzinie jazdy wyroso przed nimi wysokie wzgrze. Traktor zacz si wspina. Nagle silnik zakrztusi si, zakaszla kilka razy i pojazd si zatrzyma. - Co si znw stao? Maa ciotka spojrzaa na wskaniki. - Skoczyo si paliwo. - Nie ma sprawy - powiedzia Filip. - Wyczaruj stacj benzynow. Otworzy drzwi. Zajrza na dach i krzykn z przeraenia. Krzesa nie byo! - Nie ma go! Zgubilimy krzeso! Pdzili przez las, rozgldajc si na wszystkie strony. Czerwonego krzesa nigdzie nie byo wida. - Musiao zahaczy o gazie - woa zdyszany Filip. - Mwiam wam, eby sprawdzi! - krzyczaa ciotka. - Ale wy nigdy nie suchacie! Przez was przez cae ycie bd smarkul! 144 145 - Znajdziemy je! - woaa Tosia. - Musi lee gdzie blisko. Max bieg len drog po ladach traktora. Domyli si, e te cwane dzieciaki wyczaroway jaki pojazd. Sprynowe buty pozwalay mu biec naprawd szybko, ale nie chroniy przed zmczeniem. Jak zapadnie zmrok, to nie bd widzia ladw. Zwiej mi...", pomyla z rozpacz. Spojrza w niebo, eby sprawdzi, jak wysoko jest soce. I wtedy zobaczy midzy konarami drzewa co czerwonego. Podbieg bliej. Na gazi wisiao czerwone krzeso. Miotao si i szarpao, ale nie umiao samo si odczepi. Byo w puapce. Max umiechn si szeroko.

- Zgubili ci, moje malutkie... Podszed ostronie bliej. Krzeso zakoysao si rozpaczliwie, jak wisielec. - Nie potrafisz si urwa, wisienko. Tym razem mi nie uciekniesz! Wycign z paszcza skrzany pas. Zapa oparcie wiszcego krzesa i zawiza na nim supe. Potem szarpn i krzeso spado na drog. Poderwao si zaraz, wierzgajc i cignc Maksa, ale ten by na to przygotowany. Natychmiast zaczepi klamr o nisk ga. Krzeso byo teraz uwizione jak pies na acuchu. Napryo swoj smycz, ale nie zdoao jej zerwa. Znieruchomiao. Max podszed ostronie. Mocno zapa oparcie i szybko usiad na czerwonym krzele. Poczu dziwny dreszcz, jak niezwyk si, jaka pyna z tego przedmiotu. - Teraz mog zrobi wszystko - szepn - wszystko, co zechc! - Rozpar si wygodnie. - A czego ja chc?... Pienidzy? Co ja tu zrobi z workami pienidzy?... Ju wiem! - Wyprostowa si. - Chc dosta diament. Najwikszy i najdroszy diament na ziemi. Ma by wielki i bez skazy. Wikszy ni wszystkie diamenty wiata. Daj mi go! Nie mina sekunda, kiedy na szczycie wzgrza co zaczo byszcze. Co wielkiego. Max zerwa si. Ogromny, cudowny diament zacz toczy si w jego stron, rzucajc olepiajce byski. - Rany... Ale gigant! 146 147 Popdzi w stron drogocennego kamienia. Diament by wielki jak ciarwka i cudownie okrgy. Migoczc w socu, kamie toczy si coraz szybciej w jego stron. Hucza jak lawina niegu spadajca z gr. Max odskoczy w bok. Olbrzymi diament min go i potoczy si w d. Max pdzi za nim. - Stj! Stj!!! Kamie nabra wielkiej prdkoci. Dotar do miejsca, gdzie byo uwizane krzeso, i uderzy w trzymajcy je naprony pas. Pas przerwa si, a uwolnione krzeso natychmiast unioso si w gr i odfruno. Diament toczy si dalej. Max nie zwraca na krzeso uwagi. Bieg za drogocennym klejnotem. Diament dotar do bagnistej ki. Odbijajc si od drzew jak kula bilardowa, przelecia kilka metrw i wpad do mokrada. Powoli zanurzy si w bagnie. Przez chwil byo jeszcze wida, jak byszczy pod warstw bota, a wreszcie cakiem zaton. Max dobieg do bagna. Szed na sprynowych butach przez grzsk k jak upiorny bo148 cian, ale wkrtce zacz si zapada. Zatrzyma si. Wiedzia, e nie ma ludzkiej siy, by wyowi diament. Usiad w bocie i zacz rozpaczliwie ka, jakby by maym dzieckiem. A czerwone krzeso przeleciao wysoko nad jego gow i znikno za lasem. Toka, Kuki, Filip i maa ciotka pdzili len drog, szukajc wszdzie krzesa. Dobiegli do rozwidlenia drg. Jedna prowadzia na poudnie, a druga na zachd, wprost w olepiajce zachodzce soce. Nie byo wida ladw traktora. Rozgldali si niepewnie. - Tdy jechalimy - powiedziaa Tosia, pokazujc drog na poudnie. - Nieprawda! Tamtdy! - krzykna ciotka, pokazujc drog na zachd. Filip si wciek. - Niech ciocia przestanie si wreszcie wymdrza! Mamy tego dosy. To wszystko twoja wina! Id, gdzie chcesz, i odczep si od nas! Chodcie! 149 Poszli drog na poudnie. Maa ciotka patrzya na odchodzce rodzestwo ze zoci, ale nie ruszya za nim. Obrcia si i posza drog na zachd.

Kiedy zasoniy j krzaki, zatrzymaa si i zdja buty na wysokim obcasie. Boso od razu poczua si duo przyjemniej. Ruszya energicznie krt drog, prowadzc na wzgrze. Mina pierwszy zakrt i wtedy zobaczya je. Na rodku drogi stao czerwone krzeso, zupenie jakby na ni czekao. - Znalazam je. To ja je znalazam! - szepna. Pobiega w jego stron, ale krzeso podskoczyo i pofruno. Leciao tu nad traw jak waka. Wyldowao na szczycie zielonego pagrka i ju nie uciekao. Czekao. Maa ciotka podchodzia powoli i ostronie, bojc sieje sposzy. Wreszcie usiada na czerwonym krzele. I poczua si jak prawdziwa krlowa na tronie. Toka, Filip i Kuki biegli drog z drugiej strony wzgrza. Zdyszany Filip zatrzyma si. Zawoa do Tosi: - Jeste pewna, e to dobra droga? - Tak. Ale to krzeso umie chodzi. Mogo pole nie wiadomo gdzie! Filip spojrza na rodzestwo. - Suchajcie, a jak ciotka znajdzie to krzeso? - Przecie zaoye simlocka. Nie moe zamieni si w doros. - Ale moe zrobi inne czary. Moe nas zamieni w karaluchy albo psi kup! Kuki spojrza na brata przeraony. - Albo zamieni si w dzieciojada i nas pore -szepn. - Albo wyczaruje dziao laserowe i nas anihiluje! - Albo zamieni si w dinozaura! Rozejrzeli si niepewnie, sprawdzajc, czy nie czai si gdzie tyranozaur o twarzy ciotki. - Trzeba j szybko znale, bo... - Za pno! - Tosia pokazaa rk na wzgrze widoczne midzy drzewami. 150 151 Na szczycie stao krzeso, a na nim siedziaa dziewczynka w czarnym paszczu. Przeraone rodzestwo skoczyo do rowu, kryjc si przed wzrokiem ciotki. Ale ta nie patrzya w ich stron. Wygodnie rozpara si na krzele i powiedziaa gono: - Na pocztek chc... dam wygodnych butw! I natychmiast na jej stopach pojawiy si czerwone sandaki z mikkiej skry. Maa uniosa stopy i mrukna: - Mog by. Teraz chc parasol od soca. I ty parasol wyrs z trawy, jak wielki grzyb. Rozoy si, rzucajc agodny, ty cie na dziewczynk i krzeso. - Bardzo dobrze. A teraz poczekam na tych smarkaczy... A jak przyjd, to... - Umiechna si zowieszczo. - Jeszcze nie wiem, co z nimi zrobi. Ale na pewno wymyl co strasznego. Smarkacze" wanie szli, a waciwie pezli w jej stron. Tosia wychylia si zza krzakw. - Uwaaj! Filip wcign j midzy gazie w ostatniej chwili, bo ciotka usyszaa szelest i rozgldaa si czujnie. 152 - Przyjdcie tu wreszcie, bo mi si nudzi! - zawoaa. - Moe si nad wami zlituj i wyczaruj wam tylko wiskie ogony. Kiedy to powiedziaa, zrobio jej si troch gupio, bo czterdziestoletnia dyrektorka banku nie powinna mwi takich rzeczy. Ale poniewa coraz bardziej stawaa si ma dziewczynk, wic nie moga si powstrzyma i zawoaa: - Jak was zobacz, to wyczaruj wam wieczny smrd! Albo zmieni was w robaki, ktre zjadaj krowie placki! Rodzestwo skulio si w swojej kryjwce.

- Ostronie. Zupena cisza! - szepn Filip. - Sytuacja jest skrajnie niebezpieczna! Dziewczynka na wzgrzu obja mocno oparcie krzesa. Czua, e jej wrogowie s blisko. - Na pewno gdzie si czaj. Chc mi zabra krzeso! - wyszeptaa, rozgldajc si niespokojnie dookoa. - Wiem, e tam jestecie! - krzykna. - Nie ukryjecie si przede mn! Nikt jej nie odpowiedzia. Tosia, Filip i Kuki niezmiernie powoli czogali si w jej stron. Korzystali z kadej osony, ale im bliej szczytu, tym oson byo mniej. Zostaa im jeszcze do pokonania 153 poowa wysokoci wzgrza. Byo tu niewiele kryjwek. Filip zatrzyma si. - Nie moemy i razem, bo jak wszystkich zamieni w robaki, to bdziemy je krowie placki do koca ycia. Pjd sam. Jakby co, to mnie ratujcie. - Nie zgadzam si. Nie id! - szepna Toka, chwytajc brata za rk. - No to co zrobimy? - Poczekajmy do wieczora. Ona w kocu zanie. Mae dzieci szybko robi si pice. - A due godne! - mrukn Filip, ale posusznie pooy si za oson z krzakw bzu. Soce powoli zachodzio. Ciotka, siedzca okrakiem na krzele, ziewaa. Prawd mwic, mimo e moga wszystko wyczarowa, to nie wiedziaa, co dalej robi. Chciao jej si spa. Ale najbardziej doskwieraa jej samotno. - Dobrze! - krzykna tak, eby usyszao j rodzestwo. -Wyczaruj rne rzeczy, tylko dla mnie! Chc lody. I owoce. Grzanki z serem, pizz. I kaw! TRZASK! Na trawie obok krzesa pojawi si krg, jakby wycity noem. Trawiaste koo zaczo wirowa, unoszc si w gr. Po chwili dar 154 zamienia si w obrus i talerze pene jedzenia. Byy tam owoce, ciasta, ser i inne rzeczy. A take parujca pizza i filianka kawy cappuccino. St bez ng unosi si w powietrzu. Maa ciotka spojrzaa na niego dumnie i zawoaa: - Zobaczcie, co mam! A wy musicie godowa! Kuki wysun gow zza gazi i wdycha zapachy pynce ze wzgrza. - Wyczarowaa zapiekanki i pizz... - powiedzia zazdronie. - Pepperoni. Ale pachnie! - Schowaj si! - szepna Toka. - Bo zmieni ci w widelec! - Jestem godny! - Chowaj si! - Tosia wcigna brata za krzaki. Ciotka zjada may kawaek pizzy. Potem sprbowaa kawy, ale cappuccino jej nie smakowao. Nie zdawaa sobie z tego sprawy, ale coraz bardziej przeistaczaa si w mae dziecko, a mae dzieci nie lubi gorzkiej kawy. Nie lubi te by same. Szczeglnie gdy zapada zmrok. Dziewczynka spojrzaa na ciemniejce niebo i nagle poczua lk. - Nie chc by sama przez ca noc... Przyjdcie tu, nic wam nie zrobi! 155 Ale nikt jej nie odpowiedzia. Wtedy wyprostowaa si na krzele i zawoaa: - Chc zobaczy, gdzie oni s! Chc ich widzie. Teraz! Rozkazuj! FRU! Krzeso gwatownie poleciao w gr. Fruno w stron chmur wraz z ciotk, a ta zacza wrzeszcze. - Aaa! To nie by dobry pomys... Nie tak wysoko! Ratunku! Krzeso wzleciao na wysoko kilkuset metrw. Byo std wida ca okolic. Take dzieci ukryte za krzakami. Ale ciotka ju o nich nie mylaa. Zamkna oczy. Kurczowo trzymaa si oparcia i szeptaa: - Ja mam lk wysokoci. Niech to krzeso wylduje na ziemi! I krzeso natychmiast poleciao w d. Niestety, poleciao samo, a ciotka pozostaa w powietrzu! Otworzya oczy i zobaczya, e wisi sto metrw nad ziemi jak maa chmurka.

Zacza wrzeszcze ze strachu. Bya pewna, e zaraz spadnie. Ale nie spadaa. Unosia si jak balonik. - Ratunku! Ja chc wrci na ziemi. Rozkazuj! Ale rozkazy ju nie dziaay, bo czerwone krzeso byo daleko. Wanie ldowao na wzgrzu. 156 Rodzestwo popdzio do niego. Filip dobieg pierwszy i natychmiast usiad na krzele. Unoszca si w chmurach ciotka krzyczaa rozpaczliwie: - Ratunku! Na pomoc! Nie chc by tutaj! Ja mam lk wysokoci! Chc wrci na ziemi! Rodzestwo parskno miechem. Kuki krzykn: - A po co tam leciaa, ciociu? - cignijcie mnie! Bagam! - Lepiej j tam zostawi - powiedzia Filip. -Niech j wrble rozdziobi! - Filip, nie wygupiaj si! Ka jej wrci - zawoaa Tosia - syszysz? - No dobra. Spadaj! - Aaa! Ciotka poleciaa w d jak zestrzelony samolot. - Co ty zrobi!? - krzykna przeraona Tosia. 1 Paszcz ciotki rozoy si jak kostium Super- | mana. Wrzeszczc ze strachu, leciaa w d i po chwili znikna za wzgrzem. Na jej szczcie byo tam jezioro. Rozlego si gone CHLUP i ciotka wpada do wody. 158 Rodzestwo pobiego na wysoki brzeg jeziora. Zobaczyli, jak na rodku ciotka miota si i rzuca w wodzie. - Ona nie umie pywa! Nie mogli jej uratowa adnym czarem, bo ciotka co chwila zanurzaa si pod wod i bya niewidoczna. Filip, ktry zdoby kiedy mistrzostwo klasy w pywaniu, natychmiast zdar z siebie bluz i popdzi do jeziora. Tosia i Kuki patrzyli przeraeni, jak ciotka rozpaczliwie walczy o ycie. Filip pyn do niej, ale by jeszcze daleko. - Wyczaruj koo ratunkowe - zawoa Kuki. Toka usiada na krzele i krzykna: - Chc koo ratunkowe! Natychmiast z nieba spado koo ratunkowe, ale niestety wyldowao do daleko od ciotki, wic Tosia zawoaa: - Chc duo k ratunkowych. Bardzo duo! Wtedy zza ich gw wyleciay setki pomaraczowych k, ktre wirujc, leciay jak kosmiczne statki w stron jeziora. Byo ich naprawd duo. Tysice! Filip wanie dopyn do maej 159 ciotki i zapa j za rami. Zacz holowa topic si dziewczynk w stron brzegu. Nie dawa rady, sam zaczyna si topi. Wtedy doleciao do niego pierwsze koo ratunkowe. A potem nastpne i nastpne, tworzc wok Filipa i ciotki wielk pomaraczow wysp. Nad brzegiem jeziora sta pikny biay namiot, jaki widuje si czasem w filmach o Afryce. By duy i mia dwie sypialnie. Wisiay w nich hamaki, a nad nimi mulinowe firanki zwane moskitier, ktre zabezpieczay przed owadami. Maa ciotka leaa w hamaku owinita piworem. Kaszlaa. Tosia nalaa na yeczk syrop pini i podaa go cioci. Dziewczynka posusznie wypia, marszczc si troch. Tosia okrya j piworem i wysza bez sowa z namiotu. Dzieci zaoyy obz nad brzegiem jeziora. Wyczaroway namiot, troch ubra i jedzenia. Rozpaliy te ognisko, przy ktrym suszyy si rzeczy ciotki i Filipa. Tosia podesza do braci, ktrzy bawili si poncymi gaziami, malujc w powietrzu ogniste znaki. - Ona jest przezibiona. Trzeba tu zosta do rana. - Przecie jutro musimy by w Kopenhadze -zawoa Filip. - Spnimy si! - Moemy wyczarowa ferrari - powiedzia Kuki. - Ono jedzi trzysta na godzin.

Usyszeli kaszel. Owinita w piwr ciotka wysza z namiotu i stana niemiao obok rodzestwa. - Czy ja mog siedzie z wami? - spytaa niepewnie. Bracia milczeli. W kocu Tosia mrukna: - Sied. Patrzyli na ciotk niechtnie, chocia, prawd mwic, bez czarnego paszcza i butw na obcasie wygldaa jak zwyka siedmioletnia dziewczynka. Filip na wszelki wypadek odsun krzeso, eby ciotka znowu czego nie wyczarowaa. - Nie bjcie si - powiedziaa dziewczynka. - Ja... ja ju go nigdy nie ukradn. Przysigam. - Lepiej si czujesz... ciociu? - spyta Filip. 160 161 - Mhm. Dzikuj, e mnie wycigne. Ty wietnie pywasz. Filip wzruszy ramionami. Nie odpowiedzia, ale komplement sprawi mu przyjemno. - Wiesz co? Jako gupio mwi do ciebie ciociu" - powiedziaa Toka. - Jak ci nazywali, kiedy bya maa? - Jak byam maa, to mwili do mnie Wiki". - Wiki? Dlaczego? Przecie ciocia ma na imi Maryla. - Nienawidziam tego imienia. Na drugie miaam Wiktoria. Wic mwili do mnie Wiki". Moecie tak do mnie mwi? - OK. Wiki. Upiekli na kolacj ziemniaki w ognisku i kilka zapiekanek. Byy troch przypalone, ale i tak bardzo im smakoway. Zapad zmierzch, ale im jako nie chciao si spa. Usiedli przy ognisku, blisko siebie, a Tosia wyczarowaa nowy flet i zacza gra. Muzyka niosa si nad ciemn tafl jeziora. Wiki powiedziaa zazdronie: - Dobrze grasz. - Wcale nie. Moja mama gra dobrze. 162 - Wiem. Zawsze jej zazdrociam. Bo ona umiaa gra, a ja nie. Tosia ze zdziwieniem sobie przypomniaa, e ta maa dziewczynka jest siostr jej mamy. - Jak chcesz, cio... Wiki, to zrobi czar i bdziesz umiaa gra - powiedziaa Tosia. - Chcesz? Ciotka zerwaa si. - Tak. Chc! Toka usiada na krzele i powiedziaa co szeptem. Potem obrcia si do ciotki: - Ju... Czujesz jak zmian? - Nie wiem... Toka podaa jej flet. - Sprbuj. Ciotka niepewnie wzia instrument. Kiedy go dotkna, ze zdumieniem poczua, e dokadnie wie, co naley robi. To byo niesamowite uczucie. Zacza gra. Melodia na pocztku troch jej si mylia, ale potem zabrzmiaa naprawd dobrze. Po drugiej stronie jeziora sta Max i nadsuchiwa, prbujc wyczu, skd biegnie muzyka. Potem popdzi na brzeg. Bya tam stara dka, 163 przymocowana do drzewa zardzewiaym acuchem. Mczyzna szarpn go z caych si i oderwa. Wskoczy do odzi i powiosowa w kierunku, skd dochodzia muzyka. W tej chwili Wiki przestaa gra. - Niele jak na pierwszy raz - pochwalia j Tosia - ale musisz duo wiczy. Kuki powiedzia: - Pamitacie? Jak bylimy mali, to mama nam graa t piosenk przed snem.

- Ciekawe, co rodzice teraz robi - szepna Tosia. - Mylicie, e martwi si o nas? - Chyba nie... Zamilkli na chwil i spowanieli. W kocu Filip wsta i powiedzia zdecydowanie: - Chodmy spa. Jutro musimy wyruszy wczenie rano. Bez sowa poszli do namiotu. Max przepyn na drug stron jeziora i teraz wiosowa wzdu brzegu, wypatrujc dzieci. Ale ksiyc ukry si za chmurami i Max widzia tylko ciemn cian lasu, ledwo widoczn na tle granatowego nieba. Filip, Toka i Kuki spali ju w hamakach. Tylko maa Wiki nie moga zasn. Tosia nie zdawaa sobie nawet sprawy, jak niezwyk rzecz zrobia swoim czarem. Gra na jakim instrumencie to byo wielkie marzenie, jakie Wiki nosia w sobie od zawsze. Dlatego kusio j, eby wzi flet, wyj z namiotu i wyprbowa now umiejtno. Ostronie wyskoczya z hamaka i wyja instrument z futerau. Odsuna brezentow pacht w wejciu i wybiega. Kiedy wychodzia z namiotu, zadzwoniy metalowe kka przy masztach. Kuki otworzy oczy i zobaczy, jak Wiki idzie w stron ogniska. Chcia obudzi Filipa, ale postanowi, e najpierw sprawdzi, co maa ciotka kombinuje. Szybko wyskoczy z hamaka, narzuci bluz i wysun gow z namiotu. Obok ogniska stao czerwone krzeso. Wiki mina je i posza nad jezioro. Kuki skrada si za ni. Dziewczynka obejrzaa si, ale chopiec zdy si ukry za kp jaowcw. Ruszya dalej. Kilkaset krokw od obozowiska zatrzymaa si i usiada na kamieniu, nad brzegiem. 164 165 Kuki szybko przebieg przez krg wiata od ogniska i zacz si skrada w stron Wiki. Dziewczynka w ksiycowym wietle wygldaa jak leny faun. Podniosa flet i zacza gra. Najpierw graa po cichutku, niemiao, a potem zacza wydobywa dwiki coraz pewniej i goniej. Muzyka niosa si daleko po jeziorze. Max, ktry pyn wci wzdu brzegu, szukajc obozowiska dzieci, usysza gos fletu. Wyprostowa si i nadsuchiwa. A potem zacz szybko wiosowa, kierujc si tam, skd dochodzi dwik. Po chwili ujrza niky pomie ogniska i namiot. A potem zobaczy czerwone krzeso. Tymczasem Kuki ukryty w zarolach sucha, jak Wiki gra. Byo mu troch gupio, bo ju wiedzia, e niesprawiedliwie j podejrzewa. Wiki nie chciaa ukra krzesa ani zrobi adnych zych czarw. Po prostu chciaa gra. Mia ochot przeprosi j za gupie podejrzenia, ale czeka, a skoczy gra. Nagle usysza plusk wody. Max przybi do brzegu i wyskoczy z odzi. Stara si porusza bardzo cicho. Pez w stron czerwonego krzesa jak w. Mia w rku star sie, ktr 166 znalaz w odzi. Ba si, e ten zoliwy przedmiot znowu mu umknie, ale tym razem krzeso stao nieruchomo. Moe ono take spao? Kiedy by od niego o krok, zebra wszystkie siy i skoczy. Narzuci sie na krzeso, ktre zaczo si miota i wyrywa, ale Max usiad na nim okrakiem. Przycisn je mocno do ziemi i wrzasn: - Stj bez ruchu! Przedmiot wykona rozkaz i zastyg. Max siedzia na znieruchomiaym krzele, ciko dyszc. A potem rozemia si gono. Teraz by ju jego panem. Na zawsze! Z namiotu wybiegli Tosia i Filip. Z przeraeniem wpatrywali si w Maksa siedzcego na czerwonym krzele. Zdawao im si, e to senny koszmar. Mczyzna rozemia si. - Teraz mog z wami zrobi, co tylko zechc, moje zote dzieciaki. A moe naprawd bdziecie zote?... Filip chwyci za rk Tok i chcia si cofn poza zasig wzroku Maksa. Ale nie zdy. - Chciabym, ebycie byli ze zota - krzykn mczyzna.

167 wiato ksiyca na uamek sekundy przygaso. Filip i Toka krzyknli, ale ich gos urwa si nagle. Zastygli bez ruchu. Kiedy ksiyc znowu si wyoni, ich ciaa lniy zocistym blaskiem. Zmienili si w zote figury o przeraonych twarzach! Zachwycony Max podbieg do nich. Stukn rk w gow Filipa. - Prawdziwe zoto... Najlepsza prba! Jestecie naprawd pikni. Chocia chyba was przetopi, bo sztabki atwiej si szmugluje. - Rozejrza si. - A gdzie s pozostali? Przecie byo ich czworo. pi? Gwatownie odsoni pacht namiotu i wszed do wntrza. Ale dzieci tu nie byo. Natychmiast wrci do czerwonego krzesa i usiad na nim. Rozglda si czujnie. - Gdzie wy jestecie? Czekam na was! Kuki i Wiki stali ukryci w trzcinach, po pas w wodzie. Widzieli straszliw przemian rodzestwa w martwe zote figury. Byli przeraeni i nie wiedzieli, co robi. Kukiemu wydawao si, e cokolwiek zrobi, to i tak skoczy si to katastrof. Max zamieni ich w kawaki zimnego zota. Najbardziej 168 przeraaa go myl, e gdy to si stanie, ju nigdy nie bdzie mg biega. - Wiki... Masz jaki pomys? - Chyba tak. Musimy si rozdzieli. Ja sprbuj go odcign, a ty musisz doj do krzesa i wyczarowa jak pomoc. - Tylko uwaaj... - szepn Kuki. - Pewnie... Wiki pobiega przez trzciny w stron lasu. Max usysza dwik rozpryskiwanej wody i zerwa si. Kuki si skuli, bo mczyzna zrobi kilka krokw w jego stron, ale zatrzyma go dwik fletu. Wiki graa niedaleko, w lesie. Max obrci si i nadsuchiwa. Zastanawia si, co zrobi. Nie chcia oddala si zbytnio od krzesa, ale nie chcia go te zabiera. Prawd mwic, wci nie wiedzia, jak dziaa ten dziwny przedmiot, i wola go nie rusza. Po namyle usiad i cicho co powiedzia. Kuki wychyli si, eby lepiej zobaczy, co si stanie. Z mchu wok krzesa zaczy si wysuwa ostre metalowe prty najeone kolcami. Otoczyy krzeso i Maksa. Mczyzna wsta, 169 pchn wsk bram w ogrodzeniu, wyszed i zatrzasn j za sob. Przekrci klucz, ktry stercza w masywnym zamku i zabra go ze sob. Z lasu znw napyn dwik fletu. Ale Max nie ruszy w t stron. Pobieg wzdu brzegu jeziora. Chce odci jej drog ucieczki", pomyla w panice Kuki. Ale na razie nie mg pomc Wiki, wic ruszy w stron krzesa. Po drodze spojrza na swoje zote rodzestwo i zadra. Wiedzia, e ma niewiele czasu, eby ich ocali. Krzeso otacza stalowy pot. Nie mona byo nawet dotkn prtw, bo byy najeone maymi ostrymi kolcami. Na szczcie to wizienie nie miao dachu i Kuki na to wanie liczy. Krzeso przecie umiao lata! Szepn bagalnie: - Chod do mnie... Krzeso nie poruszyo si. - Przyle tutaj. Prosz! Nic. Czerwone krzeso nawet nie drgno. Max wyda przecie rozkaz, aby stao bez ruchu. Kuki sprbowa si wspi na ogrodzenie, ale nie mg zacisn doni na kolczastych prtach. 170 Zosta mu ju tylko jeden sposb. Uklk obok ogrodzenia i usiowa wsun rk midzy prty. Miejsca byo niewiele i kolce raniy mu skr. Max tymczasem skrada si do kpy zaroli, skd dobiega dwik fletu. Domyla si, e to jaki podstp, ale w kocu czego mg si obawia ze strony maych dzieci?

By coraz bliej rda dwiku. Muzyka dochodzia zza krzakw jeyn. To tam musiay by ukryte te dzieciaki, ktre z jakich gupich powodw gray na flecie. Przeszed po cichu kilka ostatnich krokw i skoczy midzy kolczaste gazie. Nie byo tu adnego dziecka. Na trawie lea telefon komrkowy, a z niego wydobywa si dwik nagranego fletu. Kuki nie mg dalej wsun rki. Mimo e by do chudy, prty stay zbyt ciasno, a kolce sigay zbyt daleko. Rami mia ju skaleczone w wielu miejscach. Wtedy usysza: - Ja to zrobi. Obejrza si. Za nim staa Wiki. - Dobrze, e wrcia. Baem si, e ci zapa! 171 - Co ty! Zapa tylko mj telefon komrkowy. Odsu si. - Wiki podcigna rkaw i woya do midzy prty. Rk miaa szczuplejsz i dusz ni Kuki. Zrcznie omina ostre kolce i dotkna krzesa. - Mylisz, e to wystarczy, eby zrobi czar? - Nie wiem... Usyszeli trzask gazi. Maks bieg przez las w stron obozowiska. - Szybko! Wiki przycisna do do krzesa i krzykna: - Niech ten pot zniknie! Poczua, jak krzeso drgno pod jej rk, a stalowe prty natychmiast schoway si w ziemi. Kuki przeskoczy je, zanim jeszcze cakiem znikny, i usiad na krzele. Kroki Maksa byo sycha coraz bliej. - Wyczaruj psa, eby nas broni! - zawoaa Wiki. - Psa? Lepiej co wikszego! - powiedzia Kuki i wyszepta jakie sowa. Po sekundzie rozleg si straszliwy ryk. - Co ty wyczarowa? - krzykna Wiki. 172 - No, co wikszego... Max znieruchomia ze zgrozy. Z lasu wyoni si wielki lew i szed w jego stron. By olbrzymi, wikszy ni jakikolwiek drapienik, ktry wdrowa przez afrykaski busz. Mczyzna nie by w stanie si poruszy ani wydoby gosu. Za to gos wydoby lew. Rykn tak, e z drzew pospaday licie. Max rzuci si do ucieczki. Pdzi przez cierniste krzaki jeyn, czujc na karku oddech dzikiej bestii. - Ratunku! Zabierzcie go... Lew w odpowiedzi zarycza jeszcze straszliwiej. Zapa pazurami paszcz Maksa i rozdar go. Mczyzna bieg dalej, rozpaczliwie machajc rkoma. Nie oglda si, nie myla i nie mia adnej nadziei. Pdzi jak szaleniec, nie baczc na przeszkody, przez kolczaste krzaki i rowy. Pada, podnosi si i dalej ucieka. Nawet nie zauway, e od dawna nie sycha ju ryku lwa. - Czy on na pewno go nie pore? - spytaa zaniepokojona Wiki, wpatrujc si w ciemno. - Nie. Wyczarowaem lwa niezjadajcego - powiedzia Kuki i zawoa w ciemno: - Wracaj! Do nogi! 173 Odpowiedziao mu krtkie ryknicie. Z mroku wyszed lew i zbliy si do dzieci, ktre troch wystraszone cofny si kilka krokw. - Waruj! Lew posusznie usiad na trawie. - Dobry kotek - pochwali go Kuki. Podszed i podrapa drapienika po szyi. - Pilnuj nas do rana. Lew zamrucza cichutko, jak mrucz szczliwe koty, a potem ziewn, otwierajc paszcz z olbrzymimi zbami. I pooy si wygodnie obok namiotu.

Poczuli si bezpiecznie. Kuki podszed teraz do dwch zotych figur, ktre jeszcze niedawno byy jego rodzestwem. Usiad na krzele. - Bd ostrony! - szepna Wiki. - Wiem... Kuki zastanowi si, co powiedzie. W kocu powiedzia po prostu: - Chc, ebycie byli tacy jak przed godzin. Tym razem czar by cichy i spokojny. Nie byo adnych piorunw i byskw. Po prostu zote figury zaczy najpierw porusza palcami, potem domi i stopami, a w kocu 175 zawiroway w dziwnym tacu, jakby chciay strzsn z siebie ciki pancerz zotego kruszcu. Z kadym ruchem zoto znikao, a pojawiay si prawdziwe rce, nogi i twarze. Po chwili zostao tylko troch zotego pyu na wosach, ale wkrtce i on znik. Przed Kukim znw stali prawdziwi Toka i Filip. Chopiec odetchn z ulg. Filip podszed do brata i powiedzia: - Dziki, Kuki. Bye fantastyczny. By to pierwszy przypadek w dziejach, kiedy Filip pochwali modszego brata. Kuki poczu si niezwykle dumny. Ale wzruszy tylko ramionami i powiedzia obojtnie: - Nie ma sprawy. To bya procizna. No to co? Moemy chyba i spa? Rankiem kazali lwu znikn. Rozpuci si powoli w porannej mgle, spogldajc na nich z lekkim wyrzutem. Byo im al tego duego kota, ale przecie nie mogli wdrowa z lwem. Potem odbyli narad, co robi dalej. Zostao im osiem godzin, eby dotrze do portu w Kopenhadze. O czwartej Queen Victoria odpywaa na drug stron oceanu, na Karaiby. Nie mieli pojcia, co zrobi, jeli si spni. Po prostu musieli zdy. Problem polega na tym, e Wiki bya bardzo chora. Miaa gorczk i kaszlaa coraz mocniej. Prbowali wyleczy j magicznym sposobem, ale nic nie dziaao. Choroba bya ukryta gdzie gboko i nie podlegaa magii. Wiki miaa dreszcze i trzsa si z zimna, mimo e bya przykryta stosem kocw. - Co robi? - Moe pojedziemy bez niej? - spyta niepewnie Filip. - Zwariowae? - zawoaa Tosia. - Chcesz j tu zostawi sam? Ona ma siedem lat! - Wyczarujemy jej dom. I stado lww do pilnowania. - A jak dostanie zapalenia puc? Od tego mona umrze! - To moe wyczarujmy lekarza? - wymyli Kuki. Zastanowili si przez chwil. v 176 - No dobrze. Wyczarujemy tego doktora - powiedziaa Tosia. - Ale co potem z nim zrobimy? - Kaemy mu znikn - powiedzia Kuki. - To tak, jakby go zabi - zawoaa Toka. -Chcesz, ebymy byli mordercami? Nie moemy tego zrobi. - Ale Wiki jest chora. Musimy j jako wyleczy. Spojrzeli na dziewczynk, ktra leaa skulona pod kocami. Bya bardzo blada i co jaki czas kaszlaa suchym mczcym kaszlem. Nie mogli jej zostawi, to byo pewne. Tosia wstaa. - Musimy dosta si do jakiego szpitala. Gdzie, gdzie jest lekarz. On j zbada i da jej tabletki albo zastrzyk. - Nie chc zastrzyku - jkna Wiki. Tym razem czaru dokonaa Tosia. Nie daa superpojazdu ani ferrari. Po prostu poprosia o cokolwiek", co pozwoli im wydosta si z tego pustkowia. A na kocu dodaa: - Tylko prosz, eby to co" byo niebieskie. Niebieski by jej ulubionym kolorem.

178 Byli ciekawi, co tym razem dostan. Czekanie na to, co ofiaruje im krzeso, przypominao otwieranie urodzinowych prezentw. Zawsze moga by cudowna niespodzianka albo wielkie rozczarowanie. Nawet chora ciotka uniosa gow znad poduszki. Po chwili usyszeli szum wody. Tafla jeziora si poruszya i wynurzyy si z niej cztery konie. Byy niebieskie! Jak dinsy Filipa albo jak oczy Tosi. Bkitne wierzchowce wybiegy na brzeg, otrzsny si z wody i pogalopoway wprost do dzieci. Dwa konie byy due, a dwa byy maymi kucykami o dugiej grzywie i mocnych grubych nogach. Miay czarno-zote uzdy i sioda. - a. One s cudne! - zawoaa Toka. Filip od razu sprbowa wsi na najwikszego konia. Nie byo to wcale atwe, ale w kocu wdrapa si na siodo. Ko nerwowo podrzuca gow i uderza kopytami, jakby chcia jak najszybciej ruszy w drog. Tosia owina chor ciotk piworem i pomoga jej wsi na kucyka. A potem poklepaa swojego niebieskiego wierzchowca po szyi i wskoczya na siodo. Tylko Kuki sta bez ruchu. 179 - Wa! No dalej! - krzykn Filip. Wtedy Kuki powiedzia: - Chc, eby sprawa bya jasna. Nie cierpi koni i nigdy na niego nie wsid. - Czego si boisz? - zawoa Filip. - To may kucyk! Nic ci nie zrobi. - Tylko mnie zrzuci, a potem stratuje albo pogryzie. - Przesta kombinowa. - Albo si sposzy i bdzie gna jak wcieky, a potem nabije mnie na ostr ga albo zrzuci mnie do przepaci, albo... - Kuki! To jest malutki, milutki konik. - Jasne. Tylko ma zby jak rekin. A kopyta jak mot pneumatyczny. Jak mnie przydepnie, to bd mia stop jak nalenik. - Gadasz tak, bo si boisz. - Dobra. Boj si. I co z tego? Kady ma prawo si czego ba. Ja si boj koni i koniec. Nie wsid. - Wiki jest chora! Nie rozumiesz, e musimy jecha z ni do lekarza? Siadaj. -Nie. 180 Ciotka zakaszlaa. Zabrzmiao to jak oskarenie. Kuki sta bez ruchu. Wiki zakaszlaa ponownie. Kuki spojrza na ni, a potem zawoa z wciekoci: - Dobrze. Pojad. Ale jak zgin, to zostan upiorem i bd was straszy do koca ycia. Ruszy w stron kucyka, jakby szed na wyrywanie zba. - Nie podchod od tyu - zawoaa Tosia. - Bo naprawd ci kopnie. - I tak to zrobi. Kucyk obrci gow i spojrza na chopca duymi agodnymi oczami. A potem uklk na przednich nogach, jakby zapraszajc go do wsiadania. - Dziki - mrukn ponuro Kuki. - I tak wiem, e zaraz mnie zrzucisz. Wdrapa si na siodo. Kucyk wsta. - Jazda - zawoa Filip. Klepn niebieskiego rumaka po szyi i ten nagle ruszy. Filip omal nie spad, bo prawd mwic, 181 nie umia jedzi konno. Ale utrzyma si w siodle i pogalopowa do lasu. Tosia pojechaa za bratem. Poruszaa si duo zgrabniej, bo kiedy chodzia na lekcje jazdy konnej. Kuc, na

ktrym siedziaa Wiki, zara i pocwaowa za rodzestwem. Tylko kucyk Kukiego sta w miejscu, zupenie bez ruchu. - Czuj, e bd kopoty - mrukn Kuki i zawoa: - Wita! Wio! No jed, ty drczycielu Kukiego. Ruszaj, leniwy mule! Kucyk podnis gow i spojrza na chopca jakby z wyrzutem. - Przepraszam, nie chciaem tego powiedzie. Jed, liczny koniku! Prosz! Wtedy kucyk wreszcie ruszy. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej. - Ej! Nie przesadzaj! Nie tak szybko! Ja nie jestem kowbojem! Wolniej, bo si spocisz! Stj! Kuc galopowa przez las, a dogoni pozostae konie, i od tej chwili bkitne stado pdzio razem. Jazda na koniach nie bya wcale atwa. Dzieci byy obolae od nieustannego podskakiwania w siodle i miay poobcierane uda. Najlepiej radzia sobie Tosia, ktra potrafia anglezowa, czyli unosi si i opada w rytm jazdy. Kuki najpierw ciska szyj kucyka z caych si i krzycza przy kadym podskoku, ale potem jako zapomnia o strachu. Wyprostowa si i ze zdziwieniem poczu, e jazda sprawia mu przyjemno. Natomiast Wiki wygldaa bardzo le. Jechaa bez sowa, oparta o szyj kucyka. Niebieskie konie same kieroway wdrwk. Kiedy Filip prbowa skrci na poudnie, nie daway si zawrci i uporczywie jechay na zachd. Po godzinie galopowania przez las wyjechali wreszcie na drog, a po chwili zobaczyli niewielkie miasteczko z kolorowymi domami. Na skraju miasta sta duy budynek z czerwonych cegie. - Musimy tu zostawi konie - powiedzia Filip. - Dlaczego? - Bo s niebieskie. Przecie takich koni nie ma. Od razu bdzie sensacja. - Nie chc, eby one znikny - powiedzia Kuki. 182 183 - Spodobaa ci si twoja bestia? - Jest OK. Fajny kucyk. Nawet dobrze si jedzi... Nie chc go anihilowa. - Moemy je wypuci - powiedziaa Tosia. - Tu jest duo miejsca i trawy. Nikt nie bdzie im przeszkadza. A jak kto je znajdzie, to pomyli, e odkry nowy gatunek. Zdjli sioda i wypucili konie, ktre pogalopoway w stron lasu. Kucyk Kukiego czeka najduej i patrzy ze smutkiem, jak chopiec odchodzi. Toka i Kuki pomagali i chorej ciotce. Filip dwiga krzeso. Mogo pj samo, ale Filip nie wypuszcza go z rk. Przecie chodzce krzeso wywoaoby jeszcze wiksz sensacj ni niebieskie konie. Weszli do miasteczka i rozgldali si za kim, kogo mogliby spyta o lekarza. Nagle Filip zawoa: - Zobaczcie! Przecie to jest szpital. Na ceglanym budynku stojcym tu przed nimi wisiaa tabliczka z napisem: Szpital Dziecicy". Widocznie bkitne konie dobrze wiedziay, dokd jecha. - Tylko pamitajcie - zachrypiaa Wiki - ja nie chc adnych zastrzykw... - A krzeso? - spytaa Tosia. - Bd pyta, czemu je nosimy. - Niech Wiki na nim siada. Powiemy, e j nielimy, bo bya w kiepskim stanie. Tylko uwaaj, co mwisz, ciociu. Przyja ich mia lekarka, ktra miaa wosy zaplecione w warkocze, jak maa dziewczynka. Zbadaa zaraz Wiki. - Oddychaj! Gbiej. Jeszcze raz. Wystarczy. Ubieraj si. Lekarka odoya stetoskop. - To silna angina. Dam jej antybiotyk i lekarstwo na bl garda. Za kilka dni wszystko bdzie dobrze. Umiechna si do Wiki.

- Ile masz lat? - W grudniu skocz czterdzieci. - Sucham? - Ona ma siedem lat! - zawoaa Tosia. - To wasza siostra? - Waciwie tak. 184 185 - A dlaczego nie przyszlicie z rodzicami? - Oni... Oni wyjechali. Lekarka przygldaa im si podejrzliwie. Filip wsta. - Niech pani nam da to lekarstwo i my ju pjdziemy. - Ona nie moe teraz nigdzie i - odpowiedziaa lekarka. - Zatrzymam j w szpitalu. Zadzwocie do rodzicw, eby po ni przyjechali. Lekarka wzia za rk Wiki, ktra posaa rodzestwu bezradne spojrzenie, i wyszy z gabinetu. - Co robimy? - szepn Kuki. - Mamy dwie moliwoci - powiedziaa Tosia. - Albo zostawimy tu Wiki, albo poczekamy, a dostanie lekarstwo, i wemiemy j ze sob. - Jeli j zabierzemy, moe bardziej zachorowa. - Jeli j zostawimy, to moe wygada. - Co? - Wszystko. Powie im o krzele i o tym, e jest zmutowan ciotk. - Wiki nic nie powie - zawoa Kuki. 186 - Skd wiesz? - zawoaa Tosia. - Przecie ona jest maa i w dodatku ma gorczk. - I co z tego, e powie? - spyta Filip. - Zaczn nas ciga, eby zabra krzeso. Czy wy nie rozumiecie, e to krzeso jest niebezpieczne? Nikt nie pozwoli, ebymy mieli takie co. Bd je chcieli zamkn w kasie pancernej, eby nie robio problemw. A jak telewizja o tym nagada, to kady bdzie chcia je mie. Bd nas ciga policja, bandyci, terroryci. Wszyscy. - Moe znw jej zmienimy jzyk? - Nie - zaprotestowa Kuki. - Wiki jest chora. Nie chc, eby si mczya! Zanim co wymylili, wrcia lekarka. - Dostaa lekarstwo i posza spa. Dodzwonilicie si do rodzicw? - Nie odbieraj telefonu - skama Filip. - To troch dziwne, e rodzice zostawili was bez opieki. Dzi mamy same niezwyke przypadki. Rano przybieg czowiek, ktry mwi, e goni go lew! Rodzestwo zerwao si. - Lew?! 187 - Tak. Ucieka ca noc. By w skrajnej histerii. Nie mona mu byo wytumaczy, e u nas nie ma lww. Musiaam mu da mocne leki na uspokojenie. - On tu jest!? - Tak. pi. Rodzestwo spojrzao na siebie przeraone. Na szczcie lekark zawoano do jakiego pacjenta i wysza. Filip zerwa si. - No to wszystko jasne. Zabieramy Wiki i zwiewamy std. Szybko. Wybiegli na korytarz. - Gdzie ona moe by?

- Chyba tam. Pobiegli korytarzem, zagldajc do sal. W kocu znaleli pokj, gdzie leaa Wiki. Na szczcie bya sama. Spaa. - Nie budcie jej - zawoaa Tosia. - Bierzemy lekarstwa. I ko! - Zwariowaa? - Nie. Mam wietny pomys. Toka zacza cign ko w stron drzwi. Na szczcie miao kka, wic byo to atwe. Kuki wyjrza na korytarz. Nikogo tam nie byo. - Szybko! Przebiegli byskawicznie pusty korytarz, pchajc ko w stron wyjcia. Nagle otworzyy si drzwi na kocu korytarza i zobaczyli Maksa. Patrzy na nich pprzytomnym wzrokiem, jakby byli duchami. Rodzestwo popdzio do wyjcia. Z gabinetu wyjrzaa lekarka. - Co wy robicie? - krzykna. - Zostawcie to ko! Pobiega za nimi. Ale Max j wyprzedzi. Pdzi, sadzc wielkie susy. Rodzestwo w ostatniej chwili ucieko do ogrodu. Filip zatrzasn drzwi. Mieli szczcie, bo w zamku tkwi klucz. Chopak byskawicznie go przekrci. Po chwili usyszeli szarpanie klamki i krzyki: Otwierajcie!". - Co chcesz zrobi? - spyta Tok zdyszany Kuki. - Pojedziemy tym kiem. Przerobimy je na wycigwk. Wiki bdzie moga spokojnie chorowa, a my dojedziemy na czas. - To jest gupie! - zaprotestowa Filip. - Lepiej wyczarowa karetk pogotowia. - Nie rozumiesz, e jak bdziemy jecha samochodem, to na sto procent nas zapi? 188 189 -Kto? - Policja. Nikt si nie zgodzi, eby dzieci same prowadziy karetk. - Jak bdziemy jecha kretyskim kiem, to nas wezm za psycholi i te aresztuj. - Wcale nie. Kiedy by konkurs gupich pojazdw. Ludzie jedzili w wannach i nikt ich nie aresztowa. W tej chwili drzwi otworzyy si z trzaskiem i stan w nich Max. - Wsiadajcie - krzykna Toka. - Szybko! Wskoczyli na ko. Tosia postawia na rodku krzeso i byskawicznie na nim usiada. Krzykna: - Kierunek: port w Kopenhadze. Jazda! I wtedy si zaczo. TRZASK! ko wystrzelio do przodu jak rakieta. Jechao tak szybko, e dzieci musiay schowa si pod kodr, eby wiatr nie zrzuci ich na drog. Nie miao prdkociomierza, ale na pewno amali wszelkie przepisy. Mody chopak jadcy ulic na szybkim motocyklu zahamowa i patrzy zdumiony na ko, ktre wyprzedzio go z prdkoci byskawicy. Ale 190 po chwili zobaczy co jeszcze bardziej zdumiewajcego. Ulic bieg wysoki ysy mczyzna. Na ramionach mia podarty paszcz. Pdzi i krzycza co niezrozumiaego. Kiedy dobieg do gapicego si motocyklisty, nagle si zatrzyma, a potem jednym uderzeniem zrzuci go z pojazdu. Zanim ten wsta, Max siedzia ju na siodeku, potny silnik rykn i motocykl popdzi drog. ko jechao z coraz wiksz prdkoci. Dzieci leay pod kodr, przytulone do siebie, z caych si trzymajc si oparcia. kiem nie mona byo kierowa - ono samo sob kierowao. Po prostu miao jakiego autopilota, ktry prowadzi je z niesychan precyzj. Kiedy wyjechali na autostrad, soce schowao si za mg, ktra przesonia drog. Samochody wczyy wiata przeciwmgielne i trbic ostrzegawczo, jechay powoli w mlecznym oparze. Tylko dziwny pojazd dzieci mkn szybko. Sun po cichu, jak duch.

Kierujc si wewntrznym radarem, omija wszelkie przeszkody. Rwnie szybko pdzi czarny motocykl. Otulony mg gna jak niewidzialny straceniec. 191 Lecz ko jechao jeszcze szybciej. Innym kierowcom zdawao si dziwn fatamorgan, ktra na moment pojawiaa si obok nich i natychmiast rozpywaa we mgle. Pdzili tak przez trzy godziny. Koysanie pojazdu i ciemno pod kodr upiy podrnikw. Najpierw usnli Wiki i Kuki, a potem take Filip i Tosia. Nawet nie zauwayli, jak przebyli prawie tysic kilometrw. Obudzia ich dopiero naga cisza i bezruch. ko zatrzymao si. Pierwsza spod kodry wysuna gow zaspana Tosia. Mrugajc oczami, rozejrzaa si troch nieprzytomnie. Mga opada i wiecio znw soce. Przed nimi byo morze. Szeroki bulwar z kawiarniami i sklepami cign si wzdu wybrzea. Spod kodry wychyliy si rozczochrane gowy Filipa i Kukiego, a potem maej Wiki. - Gdzie my jestemy? To jest ta Kopenhaga? - Poczekajcie. - Tosia wysza z ka i podbiega do dziewczyny, ktra siedziaa na awce. - Do you speak English? - spytaa troch niepewnie Tosia. 193 Dziewczyna umiechna si. - Yes, I do... Can I helpyou? Tosia skupia si. - Is it Copenhagen? - Copenhagen? Yes. Ifs absolutely tnie Copenhagen! - Dziewczyna ze miechem wskazaa na posek syreny siedzcej na kamieniu sterczcym z morza. Toka popdzia do rodzestwa, krzyczc: - Udao si! Jestemy w Kopenhadze! Wdrowali kamiennym nabrzeem portu, obok wielkich statkw wyadowanych kontenerami. Jednak nigdzie nie byo Queen Victorii. - Moe ju odpyna? - Ej. Czego szukacie, trolle? Obrcili si. W oknie holownika sta marynarz w granatowym mundurze. Umiecha si do nich. - Zgubilicie si? - Pan mwi po polsku? - No, troch... Moja ona jest z Polski. A czego szukacie? - Takiego wielkiego statku pasaerskiego. Nazywa si Queen Yictoria. - Nie ma go jeszcze. Spni si, bo na morzu bya mga. Przypynie o czwartej i zostanie tylko przez dwie godziny. - Dziki! - Zaczekajcie - zatrzyma ich marynarz. - Statki pasaerskie przybijaj do nabrzea Langelinie. To jest tam, gdzie latarnia morska. Widzicie? - Tak. Dzikujemy. Mieli jeszcze cztery godziny do przybycia rodzicw. Wyczarowali troch pienidzy i weszli do maego baru. Tosia i Wiki zamwiy smaon ryb i frytki, Kuki mia alergi na ryby, wic poprosi o naleniki, a Filip postanowi zje wdzon omiornic. Wygldaa obrzydliwie, ale Filip udawa, e mu smakuje. Siedzieli, spogldajc od czasu do czasu na zegar. Byli zdenerwowani. Wiedzieli, e gdzie niedaleko s ich rodzice i z kad chwil zbliaj si do nich. Tsknili za nimi i bardzo chcieli ich zobaczy, ale z drugiej strony dobrze wiedzieli, e to nie s prawdziwi" rodzice. Wci pamitali, jak wyrzucili ich i nie chcieli si nawet z nimi poegna. Wiedzieli, e najpierw musz zdj z rodzicw to straszliwe 194 195

zaklcie. Wyleczy ich ze zoci i obojtnoci i nie byli wcale pewni, czy to si uda. Czy rodzice bd tacy jak dawniej? Czy znowu bd ich kocha? Czy w ogle mona kogo zmusi do mioci, nawet za pomoc magii? Byli coraz bardziej niespokojni. - A jak si nie uda? - spyta cicho Kuki. - Moe oni nie bd ju nigdy chcieli z nami mieszka. Cigle bd gdzie wyjeda i nigdy do nas nie wrc? - Przesta gada takie rzeczy - krzykn Filip. - Ale... - Zamknij si, syszysz? - Suchajcie, nie moemy tak siedzie i si kci - powiedziaa Tosia. - Mamy cztery godziny. Chodmy gdzie. - Dokd? - Nie wiem... - W Danii jest takie miasteczko z klockw lego. Moemy tam i - powiedzia Kuki. - Legoland jest daleko. Trzeba jecha pocigiem. - Skd wiesz? Filip pokaza reklamwk lec na stole. - Ale moemy i do Tivoli. - Co to jest? - Park rozrywki, co takiego jak Disneyland. Obrci ulotk na drug stron, gdzie byo wida park z karuzelami i kolejkami. - Idziemy? - A jak spnimy si do portu? - zaniepokoi si Kuki. - To jest blisko. A my mamy duo czasu. Park rozrywki Tivoli by ogromny. Kiedy przekroczyli kolorow bram, znaleli si wrd wielkiego tumu dzieci i dorosych. Dookoa wiroway karuzele, pdziy roller-coastery, a elektryczne samochody cigay si po krtych torach. Zewszd dobiegay miechy i krzyki. Szybko kupili karnety, ktre pozwalay korzysta ze wszystkich atrakcji przez cay dzie. Najpierw poszli do Wesoego Zaktka, gdzie staa najwiksza karuzela na wiecie, zwana Kosmicznym Biegaczem. Gondole z fotelami byy wcigane na sup wysoki jak wieowiec, a potem zaczynay wirowa z niesamowit prdkoci. Czasem obracay si do gry 196 197 nogami albo gwatownie spaday w d. Wygldao to niesamowicie. - To jest super. Idziemy! - krzykn Filip. - Nie moemy i wszyscy - zatrzymaa ich Tosia. - Dlaczego? - Bo kto musi pilnowa krzesa. - No to my jedziemy pierwsi, a potem Kuki i ciotka - zdecydowa Filip. - Dlaczego wy macie by pierwsi? - rozzoci si Kuki. - Bo jestemy starsi. - To ja jestem najstarsza - zaprotestowaa ciotka. - Ale najmniejsza. Chod, Tosia. - Pilnujcie krzesa! Kuki i Wiki z zazdroci patrzyli, jak Filip i Tosia zajmuj miejsca w fotelach, a potem wjedaj na szczyt wiey. Po chwili wiea zacza si obraca. Chyba adna karuzela na wiecie nie wirowaa z tak prdkoci. Krzeseka jednoczenie obracay si wok osi i pasaerowie wisieli do gry nogami albo spadali i znw si unosili. Wszyscy krzyczeli. - Bd jedzi p godziny, a my musimy si nudzi - mrukn Kuki. - Wcale nie mam ochoty tym jedzi - powiedziaa Wiki. - Ja waciwie te. Nie lubi, jak mi si krci w gowie.

- Tam jest fajna zjedalnia. Wiki wskazaa na wielk zjedalni z falami. - Chodmy tam! - A krzeso? Co zrobimy z krzesem? - Ju wiem - powiedziaa Wiki. - Moesz zaczarowa, eby byo niewidzialne. Wtedy nikt go nie znajdzie. - A jak myje znajdziemy? - Ale ty jeste gupi. Przecie my bdziemy wiedzie, gdzie ono stoi. Zapamitamy miejsce. Kuki chwil si waha. Spojrza jeszcze raz na rodzestwo wirujce na Kosmicznym Biegaczu. - Dobra. Usiad na krzele i powiedzia: - Bd niewidzialne. Krzeso natychmiast znikno. Przechodzcy ludzie ze zdziwieniem spogldali na chopca, ktry 198 199 siedzia zawieszony w powietrzu. Kuki zerwa si i zapa oparcie niewidzialnego krzesa. - Gdzie je schowamy? - Za kioskiem z pamitkami. Pobiegli za t budk, w ktrej sprzedawano bilety i pamitki. Postawili niewidzialne krzeso z tyu kiosku. - Musimy tylko zapamita, e na tej budce jest napisane Tivoli" i e jest ta - powiedziaa Wiki. Kuki szepn do niewidzianego krzesa: - Tylko nigdzie nie odchod, rozumiesz? I pobieg z Wiki na zjedalni. Nazywaa si Tajfun, bya duga na sto metrw i pofalowana jak prawdziwy ocean. Zjedao si w nadmuchiwanych koach, ktre podskakiway i szybko suny w d. Na kocu ldowao si w wodzie. Wiki krzyczaa i miaa si jak szalona. Kuki by troch zdziwiony, bo nigdy nie widzia, eby ciocia si miaa. Zjechali osiem razy, a potem poszli ciga si na gokartach. W czasie pierwszych trzech wycigw ciotka bya szybsza. Czwarty Kuki wygra i nie chcia ju ryzykowa przegranej, wic pobiegli na roller-coaster. Wzki najpierw wjechay na szczyt metalowej konstrukcji, eby gwatownie stoczy si w d i jedzi z szalon prdkoci. Kuki i ciotka wrzeszczeli. A w najbardziej niebezpiecznym momencie Wiki chwycia Kukiego za rk i trzymaa go z caych si. Tymczasem Filip i Tosia zeszli wanie z Kosmicznego Biegacza. Byli zupenie wykoczeni. Od wirowania i wiszenia do gry nogami krcio im si w gowie. Podeszli do awki, przy ktrej mieli czeka Kuki i ciotka. Nikogo tu nie byo. - Gdzie oni s? - krzykn Filip. - Moe poszli kupi co do picia? - A krzeso? - Nie wiem... - Szukamy ich? - Nie. Musimy tu czeka, bo si pogubimy. Tymczasem Kuki kompletnie zapomnia, e rodzestwo na niego czeka. Odkryli z Wiki now atrakcj o nazwie Zwariowany Kangur. Na wielkiej gumowej arenie ludzie skakali, odbijajc si na wysoko dwch piter. Mona byo ldowa 200 na nogi albo na siedzeniu, jak kto chcia. Kuki i maa ciotka odbijali si jak zwariowane piki, trzymajc si za rce. miali si tak, e prawie nie mogli oddycha.

Filip i Tosia byli coraz bardziej niespokojni. Filip wsta z awki. - Zaraz bdzie czwarta. Musimy ich znale! - A jeeli oni tu wrc? - Szkoda, e nie wyczarowalimy telefonw komrkowych dla kadego. Filip napisa na bilecie: Kuki! Jak wrcicie, to czekajcie", i przylepi go do awki gum do ucia. - Chod! Tymczasem Kuki i Wiki, zdyszani i rozbawieni, wyszli wanie ze Zwariowanego Kangura. - Gdzie teraz idziemy? Zanim Kuki odpowiedzia, usyszeli bicie zegara. Kuki i Wiki krzyknli jednoczenie. - Czwarta! - Musimy wraca! Popdzili alejk midzy karuzelami. - Pamitasz, gdzie schowalimy krzeso? - Pewnie, e pamitam. ty kiosk, na ktrym byo napisane Tivoli"... - Widz go. Jest tam! - Ale tam te jest... Byli na skrzyowaniu dwch alejek. Przy kadej staa ta budka z napisem Tivoli". Dalej byy nastpne. - Wiki! Ich tu jest peno! Te przeklte budki stoj wszdzie! Jak my poznamy nasz? - Musimy sprawdzi wszystkie... Okrali kady kiosk, machajc rkoma w powietrzu, eby wyczu niewidzialne krzeso. Nigdzie go nie byo. W kocu Kuki usiad na trawie i ukry twarz w doniach. By kompletnie zaamany. - Przeze mnie rodzice do nas nie wrc. Nigdy! Filip mnie zabije, i dobrze. Bo to jest moja wina! Wiki usiada obok chopca. - Nie martw si. Jeszcze moemy je znale. - Jak? Przecie nigdzie go nie ma. Nigdy go nie znajdziemy. To moja wina... Tymczasem w tej kasie stojcej na kocu Ti-voli siwy sprzedawca wywiesi kartk z napisem: 202 203 PRZERWA OBIADOWA". Zamkn starannie drzwi i ruszy w stron stowki. Nagle potkn si, krzyczc: - Aa! Chwyci si za kolano i zacz je rozciera. Potem rozejrza si zdziwiony. Nic przed nim nie stao. Chcia i dalej, ale zaraz znw si potkn i przewrci. Nie upad na ziemi. Zatrzyma si na czym, czego nie byo wida. Mia wraenie, e siedzi na krzele. Niewidzialnym krzele! - Co to za diabelstwo? - szepn wystraszony. - Zwariowaem czy co?... Na czym ja siedz?... Tak si przerazi, e nie mia odwagi si poruszy. Jedynie unis si nieco i zerkn w d. Nic pod nim nie byo. Siedzia na powietrzu! - Ja chyba zwariowaem... - szepn przeraony mczyzna. - Wiedziaem, e od roboty w tym lunaparku kiedy zwariuj... - jcza. - Nienawidz tej gupiej pracy... Najlepiej, eby wyczyli prd i to przeklte wesoe miasteczko wreszcie przestao dziaa! W tej sekundzie po drutach trakcji elektrycznej przeleciaa iskra. Przewody rozjarzyy si i pky. 204

I natychmiast zgasy lampy w caym parku rozrywki, a wszystkie karuzele, roller-coastery i elektryczne samochody stany w miejscu. Muzyka przestaa gra i zapada kompletna cisza. Synne Tivoli przestao dziaa. Ludzie najpierw zamilkli, a potem zaczli krzycze w panice. Szczeglnie ci, co zostali uwizieni w karuzelach i diabelskich mynach. Najgoniej wrzeszczeli nieszcznicy wiszcy gowami w d na Kosmicznym Biegaczu. Tosia i Filip zatrzymali si. - To oni! - krzykn chopak. - Musieli zrobi jaki gupi czar i... - Tam s! - Tosia wskazaa na plac, gdzie stali Kuki i Wiki. Popdzili do nich. - Co wycie zrobili? - krzycza Filip. - To nie my! - Gdzie jest krzeso? - Nie wiemy. - Jak to nie wiecie? Kuki, mw, co z nim zrobie! - Zmieniem je w niewidzialne. 205 - Po co!? - eby... eby nikt go nie ukrad i teraz nie moemy go znale - powiedzia Kuki, patrzc ze strachem na brata. - Ty kretynie! - krzykn Filip. - Zostaw go. Musimy znale to krzeso, zanim statek odpynie. Tymczasem w wesoym miasteczku narastaa panika. Obsuga prbowaa naprawi awari i uwolni ludzi uwizionych w karuzelach. Sycha byo syreny stray poarnej. Siwowosy kasjer, ktry nieopatrznie wywoa cae zamieszanie, bieg, trzymajc w rkach niewidzialne krzeso. Zatrzyma si obok czowieka w czarnej marynarce, krzyczcego co do telefonu komrkowego. - Panie dyrektorze!... - zawoa kasjer. - Niech pan zobaczy! Dyrektor obrci si. - Co? Czego chcesz? Kasjer wysun puste rce. - Niech pan dotknie. To c o jest niewidzialne, niech pan tylko dotknie! To jakie diabelstwo. - Czowieku, daj mi wity spokj. Nie widzisz, co si dzieje? Id ratowa klientw! Dyrektor popdzi w stron samochodw stray poarnej, ktre wanie wjechay do parku. Kasjer, z niewidzialnym krzesem w rkach, sta bez ruchu, potrcany przez biegncych ludzi. W kocu rzuci niewidzialny przedmiot najdalej, jak potrafi, i uciek. Toka i reszta dzieci biegy alejk, przedzierajc si przez tum uciekajcych w panice ludzi. - Nigdy go nie znajdziemy! - woaa Tosia. - Jak mamy znale co, czego nie wida? Bezradnie usiedli na awce, obok maego zoo. Kuki stan kilka krokw dalej i nie mia odwagi podej do rodzestwa. Nagle Wiki krzykna: - Zobaczcie! Na wybiegu z pingwinami jeden z ptakw wisia w powietrzu. Nie rusza si i nie spada, jakby sta na czym niewidzialnym. - Tam jest krzeso! Na pewno! - Ja wejd! Znam si na zwierztach. Toka przeskoczya niewysokie ogrodzenie i ruszya w stron wiszcego w powietrzu" 206 207 pingwina. Wycigna rk i wyczua oparcie krzesa. - Jest!

Ptak na niewidzialnym krzele spojrza z zaciekawieniem na dziewczynk. Jednak nie mia ochoty zej. Co gorsza, inne pingwiny zaczy okra Tosi. Czarno-biae ptaki wyglday jak stado gronych ochroniarzy w mundurach. Koyszc si i wydajc piskliwe dwiki, zbliay si coraz bardziej do dziewczynki. Otaczay j. - Tylko spokojnie... Ja chc tylko zabra moje krzeso i zaraz id. Za, mj may. Pingwin si nie poruszy. Toka rozejrzaa si. W plastikowej misce leay ryby, ktre kto przynis ptakom na kolacj. Tosia pobiega i wyja maego ledzia. - Ej. May. Obiadek! Pomachaa ryb. Ptak otworzy dzib i pochyli si w stron rki Tosi. Ta cofna si i pingwin zeskoczy z niewidzialnego krzesa. Dziewczynka rzucia mu ryb, chwycia krzeso i popdzia do potu. Pingwiny ruszyy za ni, machajc skrzydami, jednak nie robiy jej nic zego. Tosia podaa Filipowi krzeso i szybko przeskoczya ogrodzenie. - Idziemy! - Czekaj. Trzeba odwoa ten czar. Filip usiad na niewidzialnym krzele. Wyszepta kilka sw i prd zacz znw pyn. Zapaliy si lampy, a karuzele zaczy znowu kry. Jednoczenie pod chopcem pojawia si smuga czerwonego koloru, ktra powoli zmienia si w krzeso. - Witaj w wiecie widzialnych - powiedzia Filip i popdzili do wyjcia. Przy kamiennym nabrzeu portu Langelinie cumowao kilka statkw pasaerskich, lecz nigdzie nie byo wida Queen Victorii. Dzieci biegy, przeciskajc si midzy turystami i straganami sprzedawcw pamitek. Rodzestwo byo coraz bardziej niespokojne, bo na zegarze wybia wanie godzina szsta. Dobiegli do latarni morskiej, na sam koniec mola. 208 209 I wtedy j zobaczyli. Wielka, majestatyczna Queen Victoria wanie odpyna. Bya sto metrw od brzegu i oddalaa si w stron penego morza. Wida byo jeszcze pasaerw w oknach i sycha orkiestr grajc na pokadzie. - Spnilimy si! - szepna zrozpaczona Toka. - To ju naprawd koniec... Bezradnie usiada na kamiennym nabrzeu. Filip ze zoci kopn elazn barierk. Milczeli. Statek z ich rodzicami oddala si, a dwik orkiestry cich, zaguszany krzykiem mew latajcych nad wod. Wiki podesza do rodzestwa. - Tosia... Dlaczego nie zrobicie jakiego czaru? Przecie ten statek jeszcze wida. Zrbcie co! - A co moemy teraz zrobi? - Po prostu powiedzcie, e chcecie by na tym statku. Sprbujcie! Filip niechtnie wsta. Ustawi krzeso i usiad. - A jak ono nas wystrzeli zbyt mocno i wyldujemy na Ksiycu jako zamarznite mumie? -szepn Kuki. - Mog sam polecie - powiedzia Filip. - Nie. Lecimy wszyscy! Filip wyprostowa si i wpatrujc si w statek, powiedzia: - Chcemy wej na ten statek... Chcemy tam by! Teraz! Czekali, a jaka sia wyrzuci ich w gr albo porwie ich tajfun i pofrun ponad morzem, ale nic takiego si nie zdarzyo. A nagle w latarni morskiej zapali si reflektor. Silny snop wiata uderzy prosto w statek. Rozleg si dziwny dwik i promie wiata zacz wirowa. Nagle zatrzyma si. Zastyg jak ld lub szko. Przeistoczy si w dugi na setki metrw most. By on

wygity w uk i siga od nabrzea do statku, rosnc wraz z oddalaniem si Queen Victorii. Most by zawieszony w powietrzu i koysa si lekko na wietrze. - Chodcie! - krzykn Filip. - Szybko! Wspili si krtymi schodami na szczyt latarni, gdzie zaczyna si most. Filip wysun stop i ostronie dotkn przeroczystej jak szko powierzchni. Uderzy mocniej. Most si nie zaama, ale zadra, wydajc brzczcy dwik. 210 211 - Idziemy. Filip wszed pierwszy na wietlny most. Szed bardzo powoli, bo most by wski jak ludzka do i nie mia porczy. Poniej kbio si morze. Chopiec trzyma przed sob czerwone krzeso, balansujc nim jak cyrkowiec idcy na linie. Za Filipem sza Tosia, potem Kuki, szepczcy: - Czuj, e bd kopoty! Na kocu wesza na most maa Wiki. Caa si trzsa ze strachu, bo miaa lk wysokoci. Nienawidzia tego mostu, ale sza naprzd. - Idcie szybko! Nie patrzcie w d - zawoa Filip. Szli w milczeniu w stron statku. Do portu wjecha czarny motocykl. Zatrzyma si gwatownie. Max patrzy oniemiay na dzieci idce po smudze wiata. Rzuci motocykl i wspi si na latarni. A potem wszed na most, ktry zadra pod jego ciarem. Dzieci poczuy drenie, ale nie zwrciy na to uwagi. Byy tak przeraone, e nie reagoway na nic. Zdawao im si, e id po kruchym lodzie albo po cieniutkim szkle, ktre zaraz pknie jak 212 choinkowa bombka. Nad ich gowami fruway krzyczce przeraliwie mewy. Nie byo porczy, wic bay si, e zaraz run do morza. Na rodku, tam gdzie uk mostu wznosi si najwyej, Wiki spojrzaa pod nogi. I zastyga w bezruchu. - Nie mog... - szepna. - Nie chc i dalej. Zacisna powieki i dygotaa ze strachu. Kuki wycign rk i zawoa: - Daj mi rk. No daj! Wiki nie zareagowaa. Staa bez ruchu. Kuki zrobi krok w jej stron, szklany most zadra niebezpiecznie. Chwyci do Wiki. - Nie bj si. Id powoli. - Nie chc. - Zamknij oczy i chod... Prosz! - Pocign j za rk. Wiki zacisna powieki i ruszya. Sza po omacku, prowadzona przez Kukiego jak lepiec przez przewodnika. Most by wygity w uk i teraz schodzili ju w d. Byo to trudne, bo lnica powierzchnia bya liska jak ld. Nagle powia wiatr i most si zakoysa. Filip, idcy z krzesem, zachwia si, rozpaczliwie prbujc zapa rwnowag. Podajca za nim Tosia polizgna si i upada. Zacza zsuwa si po gadkiej powierzchni. Podcia nogi Filipa, ktry take si przewrci. Most koysa si coraz mocniej i Kuki razem z trzymajc go za rk Wiki rwnie si wywrcili. Wszyscy zaczli zjeda w d szklistego uku. Bya to miertelnie niebezpieczna jazda. Most by wziutki jak porcz schodw i liski jak lodowy sopel. Pod nimi huczao morze. Dzieci zjeday coraz szybciej. Prboway trzyma si mostu, ale ostra krawd przecinaa skr, wic musiay jecha bez trzymanki. Przed nimi wyrasta wielki statek. Most unosi si nad jego tylnym pokadem jak szklana trampolina. Na najwyszym pokadzie Queen Victorii miecia si woska restauracja.

Kucharze szykowali wanie wykwintne spaghetti alla putanesca, kiedy nagle usyszeli gone uderzenie w sufit, od ktrego podskoczyy wszystkie talerze. Jednoczenie podnieli gowy i spojrzeli w gr. Po chwili rozlego si drugie uderzenie, a potem dwa kolejne. - Co to byo? - spyta szef kuchni. - Nie wiem... Sprawdz. - Najmodszy z kucharzy odoy n, otar rce i wyszed po schodkach 214 215 na najwyszy pokad, gdzie sterczay wentylatory i anteny. Rozejrza si, mruc oczy od soca, ale nie zobaczy niczego poza stadem mew fruwajcych wok komina. Wzruszy ramionami i wrci do kuchni. Wtedy zza czerwonego komina Queen Victorii wychylia si gowa Filipa. Kiwn rk. Wysuna si Tosia, Kuki i maa Wiki. - Szybko! - Filip chwyci krzeso i pobieg w stron metalowych schodkw. - A co zrobie z tym mostem? - spyta Kuki. - Rozkazaem, eby wpad do wody. - Mam nadziej, e nikt za nami nie szed. Wielka fala opada, odsaniajc gow Maksa. Wok tony odamki wietlnego mostu. Mczyzna rozpaczliwie macha rkoma, kolejna fala uniosa go i wtedy zobaczy oddalajcy si statek. Krzykn: - Ratunku! Ratujcie mnie! Ale nikt go nie usysza. Statek odpywa, a Max rozpaczliwie prbowa go dogoni. Queen Victoria miaa pi pokadw widokowych. Tutaj turyci opalali si na wygodnych leakach lub ogldali morze przez wielkie lunety. Dzieci weszy na pokad numer jeden, wypatrujc rodzicw midzy opalajcymi si turystami i zagldajc do kajut przez okrge okienka. - Gdzie mog by rodzice? Tutaj jest tysic kajut. - Usyszymy muzyk... - Skd wiesz, e teraz graj...? - Przepraszam. Wy jestecie z pierwszego pokadu? Obrcili si. Sta za nimi chopak w czerwonym mundurze ze zotymi guzikami. - Jestecie z pierwszego pokadu? - powtrzy, umiechajc si do dzieci. Dzieci spojrzay na siebie niepewnie. - Tak. Jestemy... - skamaa szybko Tosia. - To chodcie ze mn. Nie mieli wyjcia, musieli za nim i. Chopak ruszy w stron szerokich drzwi na kocu korytarza i gada jak najty. 216 217 - Dla dzieciakw z pierwszego pokadu robimy dzi zawody. Rodzice wam nie powiedzieli? - Nieee... - Zaprowadz was. Bdzie fajna zabawa. W ktrej kajucie mieszkacie? Jako nie mog sobie was przypomnie... Zanim zdyli odpowiedzie, wprowadzi ich do wielkiej sali, w ktrej grupa dzieciakw udawaa aby. Dziewczyna ubrana w strj rowej omiornicy krzyczaa do mikrofonu: - a! Ale zabawa. Zaczynamy nowy wycig ab. Kto chce wystartowa!? Chopak w mundurze zostawi ich i gdzie poszed. - Zwiewamy std? - spyta szeptem Kuki. - Nie moemy azi ca band - zadecydowa Filip. - Kuki i Wiki zostan tu z krzesem, a ja z Tok poszukam rodzicw. - Ja te chc szuka rodzicw! - zaprotestowa Kuki.

- Nie wrzeszcz. Jak ich znajdziemy, to po was wrcimy. Tylko tym razem nie rbcie adnych numerw. Po prostu udawajcie, e jestecie pasaerami, i siedcie spokojnie. - A jak nas spytaj, skd si tu wzilimy? - To udawajcie, e mwicie po madagaskar-sku - powiedziaa Tosia. Wybiegli. Kuki i Wiki rozgldali si niepewnie po sali. Podesza do nich rowa omiornica. - A wy nie chcecie si bawi? Chodcie do nas. Pocigna ich na rodek sali, midzy bawice si dzieci. Tosia i Filip biegli dugim korytarzem. Na kocu szerokie schody prowadziy do ogromnego holu penego sklepw i kawiarni. Dzieci byy zdumione. Nie miay pojcia, e statek wyglda w rodku jak wielki supermarket. Zbiegy schodami i zaczy si przeciska midzy pasaerami. Tosia zobaczya napis INFO" na rodku holu. Za lad siedzia marynarz w zielonym mundurze. Spojrza z umiechem na dzieci. - Sucham? - Szukamy pastwa Ross - powiedziaa Tosia. 218 219 - Ross... Ju wiem. S muzykami w orkiestrze? -Tak! - O sidmej bd gra w kawiarni Dolce Vita. Dwunasty pokad. Moecie tam pojecha wind. - Pokaza rk w stron korytarza, gdzie byy drzwi do wielu wind. Kuki i Wiki wzili ju udzia w kilku zabawach. Kuki robi to niechtnie, bo myla wci o rodzicach. By coraz bardziej zdenerwowany. Za to maa Wiki bawia si doskonale. Skakaa na wycigi w workach, rzucaa pikami do celu i zjadaa ciastko z kremem bez pomocy rk. miaa si i bawia, jakby bya naprawd siedmioletni dziewczynk. Bo tak naprawd cie dorosej ciotki ju znikn i Wiki staa si prawdziwym dzieckiem. Prowadzca imprez dziewczyna zarzdzia przerw. Zziajane dzieci pobiegy do bufetu po napoje i sodycze. Kuki i Wiki zabrali krzeso i wymknli si na pokad. Usiedli na awce. Daleko w dole szumiao ogromne bkitne morze. Wia wiatr i Wiki prbowaa zaple sobie warkoczyki, eby wosy nie wpaday jej do oczu. - Wiesz co? - powiedzia Kuki. - Jak odczarujemy rodzicw, to popyniemy razem z nimi tym statkiem. Zrobimy wycieczk dookoa wiata. Albo wyczarujemy sobie wasny statek i ja bd kapitanem. - A czy ja... Czy ja mog popyn z wami? -spytaa Wiki. Kuki wzruszy ramionami. - Co ty? Przecie ty za godzin bdziesz znowu wstrtn ciotk. Bdziesz dorosa i nikt nie bdzie chcia z tob pyn. Dziewczynka przestaa zaplata warkocze i spojrzaa na niego ze strachem. - Przecie ja mog zosta taka jak teraz. - Nie moesz. - Czemu? - Masz dom, dowd osobisty i prac. Jakby znika, toby ci szukali... Zreszt sama chciaa by znw dorosa. - Ale ju nie chc by! Nie chc! 220 221 - I co z tego? Nasi rodzice na pewno ka, eby bya jak dawniej. - I jak ja bd wyglda? - pytaa przeraona Wiki. - A co? Ju zapomniaa. Bdziesz okropna. O, widzisz tamt pani. Bdziesz taka jak ona.

Wiki spojrzaa na chud pasaerk w czarnej sukni, ktra cigna za rk wyrywajce si dziecko. Kobieta krzyczaa do maej: - Chod, ty wstrtna histeryczko! Dalej! Wiki patrzya na okropn kobiet z przeraeniem. - Nie chc by taka. Bagam ci, powiedz im, eby mnie nie zmieniali. Powiedz, eby nie... Kuki nie sucha jej. Obrci gow. Gdzie z daleka zacza dobiega muzyka. Muzyka orkiestry! - Syszysz? Tam s nasi rodzice. To moja mama gra... Jestem pewny! Kuki zerwa si. - Ja musz ich zobaczy... Zosta tu. Ale przysignij, e nie ruszysz krzesa. Rozumiesz? adnych czarw! Kuki popdzi schodami na grny pokad. Nie zauway, e Wiki patrzy za nim w jaki dziwny sposb. Dziewczynka otara zy i szepna: - Nie bd taka. Nigdy! Chwycia krzeso i podbiega z nim do relingu. Spojrzaa na morze huczce w dole i szepna do czerwonego krzesa: - Nienawidz ci! A potem rzucia je za burt. Krzeso runo w d i wpado do morza, rozbryzgujc wod. Wiki patrzya, jak odpywa, oddala si od statku, jest coraz mniejsze i mniejsze. Po chwili czerwonego krzesa nie byo ju wida. Wtedy dziewczynka usiada na pokadzie i zacza paka. Kuki szed przez labirynt korytarzy, starajc si znale miejsce, skd dobiegaa muzyka. W kocu zobaczy szklane drzwi z napisem Dolce Vita", popchn je i wtedy zobaczy rodzicw. Siedzieli z innymi muzykami na wysokiej scenie. Mama ubrana bya w czarn sukienk. Miaa 222 223 okulary przeciwsoneczne. Obok sta tato w czarnej marynarce. Grali jak powoln smutn melodi, a ludzie taczyli. Inni pasaerowie siedzieli na mikkich fotelach i sczyli napoje. Kelnerzy kryli po sali z tacami. Kuki tego wszystkiego nie zauwaa. Szed jak zahipnotyzowany w stron rodzicw. Wiedzia, e nie powinni go zobaczy, zanim nie zostanie zdjty czar, ale nie mg si powstrzyma. Chcia by blisko nich. Nagle usysza: - Kuki! Stj! Za sztucznymi palmami siedzieli ukryci Filip i Tosia. Filip pocign brata do kryjwki. - Po co tu przylaze? - szepn. - Chciaem zobaczy rodzicw. - Zostawie krzeso!? - Ciotka go pilnuje! Filip popatrza na niego zaniepokojony, zerwa si i pobieg do wyjcia. Tosia i Kuki popdzili za nim. Wbiegli na pokad, na ktrym zostaa Wiki. Dziewczynka siedziaa oparta o barierk i miaa twarz ukryt w doniach. - Gdzie jest krzeso!? - krzykn Filip. Wiki nie odpowiedziaa. - Co z nim zrobia? Mw! Powoli podniosa gow. Spojrzaa na rodzestwo i cicho szepna: - Wyrzuciam je. - Co? - Wrzuciam je do morza. - Dlaczego!? - Nie chciaam... by dorosa. - Jeste wstrtna! - krzykn z rozpacz Kuki. - Wstrtna oszustka!

Sr Max rozpaczliwie prbowa docign Queen Vicotri. Wielkie fale przeleway si nad nim i traci powoli siy. Zaczyna ton. I wtedy co zobaczy. Kiedy fala uniosa go, to ujrza daleko na morzu czerwony punkt. Przetar oczy. Na falach unosio si krzeso! Mczyzna zacz rozpaczliwie pyn w jego stron. Resztkami si zbliy si do krzesa i sprbowa je zapa, ale fale wci go odpychay. Nie mia ju si. Zachysn si wod i zanurzy. I wtedy 224 225 jaka litociwa fala uniosa go i pooya na siedzeniu. Max z caych si obj czerwone krzeso i zawoa z rozpacz: - Uratuj mnie! Prosz ci, uratuj mnie... Chc by tam, na statku. Fala zalaa mu usta, ale wyplu wod, wpijajc donie w oparcie krzesa, i krzycza: - Uratuj mnie. Bagam ci! Nie bd ju oszukiwa. Nie bd krad! Nie zrobi ju nigdy nic zego. Oddam im to krzeso... Oddam im je. Przysigam! Tylko mnie ratuj! Bagam! Uratuj mnie! I wtedy nadesza wielka fala. Wysoka jak dom, olbrzymia fala tsunami pdzia w jego stron. Uniosa Maksa i porwaa go wraz z krzesem. Tosia, Filip i Kuki siedzieli skuleni w kcie pokadu. Wiki siedziaa osobno, daleko od nich. Nie wiedzieli, co zrobi. Po prostu nic, ale to zupenie nic ju zrobi nie mogli. Wreszcie Toka podniosa si. - Chodcie. - Dokd? - spyta Kuki. - Do rodzicw. - Zwariowaa? - krzykn Filip. - Przecie oni s... - Wiem. Ale nikogo innego nie mamy. Ruszya w stron pokadu, gdzie graa orkiestra. Kuki i Filip poszli za ni. Maa Wiki zostaa sama. Pakaa cicho, z twarz wtulon w donie. I wtedy usyszaa dziwny dwik. Huk, jakby nadlatywaa kometa albo wielka lawina. Dziewczynka obrcia si. Zobaczya, jak morze na horyzoncie unosi si i pdzi w jej stron. Nadcigaa wielka fala tsunami. Bya olbrzymia. Wiksza ni statek Queen Vic-toria. Zbliaa si z ogromn prdkoci, huczc straszliwie. Wiki zasonia gow i zamkna oczy. Fala uderzya w statek, ktry zakoysa si. Masa wody zalaa najwyszy pokad i po chwili spyna. Potem morze uspokoio si, stao si ciche i agodne. Wiki opucia donie. Na pokadzie stao czerwone krzeso. A na nim siedzia ociekajcy wod Max. Wiki zerwaa si. - Skd masz to krzeso!? Max rozejrza si nieprzytomnie. Otar wod z twarzy i spojrza na Wiki, ktra sza do niego i krzyczaa: - Skd je masz?! Oddaj mi je! 226 Max nie odpowiedzia. Powoli wsta z czerwonego krzesa i je zasoni. - Oddaj mi je - szepna bagalnie Wiki. - Ja chc je z powrotem... Mczyzna zapa krzeso. - Daj mi je! Prosz... - szepna Wiki. Max ciska w doni oparcie czerwonego krzesa i patrzy na dziewczynk. A potem powoli wycign rk i poda jej magiczny przedmiot. - Dzikuj... - zawoaa Wiki i popdzia z krzesem na schody.

Max spoglda na ni, ale nie czu alu. Pierwszy raz w yciu co komu da. I czu si wspaniale. Filip, Tosia i Kuki szli powoli w stron sceny, na ktrej graa orkiestra. Rodzice nie dostrzegali ich. Wreszcie Tosia zawoaa: - Mamo...! Mama obrcia gow i zobaczya dzieci. Patrzya oszoomiona, potem zerwaa si i podbiega do nich. 229 - Co wy tu robicie!? - krzykna. - Przyjechalimy do was. - Co? - Mama obrcia si i zawoaa: - Piotr! Zobacz! Oni tu s! Widoczne schowali si na statku. Cay czas z nami pynli. Tato przesta gra, opuci skrzypce i podszed do dzieci. Twarz wykrzywiaa mu zo. - Czy wycie oszaleli! Kto za to zapaci? Dzieci patrzyy z rozpacz na rozzoszczonych rodzicw. Gdzie w gbi duszy udziy si, e ich widok co zmieni. Jednak czar trwa nadal. Mama zacza krzycze: - Czy wy zawsze musicie wszystko popsu? Tu byo tak piknie... Tak spokojnie! A wy wszystko zepsulicie! - Mamo, czy ty si nie cieszysz, e tu jestemy? - zapytaa rozpaczliwie Tosia. - A z czego mam si cieszy? Z kopotw? Stracimy przez was prac! - Mamo...! Muzycy z orkiestry spogldali na nich ze zdziwieniem. Szef sali, ktry sta przy drzwiach, ruszy w ich stron. Tato krzykn ze zoci: 230 - Nie widzicie, e jestemy zajci? Zostawcie nas w spokoju. Idcie gdzie! Ojciec podnis skrzypce i znw zacz gra. Mama spojrzaa jeszcze raz na dzieci i sykna: - Odejdcie std! I te powrcia do grania. Rodzestwo patrzyo oszoomione na rodzicw. W kocu dzieci odwrciy si i ruszyy do wyjcia. Szy powoli, bez celu. Przecie nie miay dokd i. Nie miay ju adnej nadziei. I wtedy usyszeli woanie: - Toka! Filip! Kuki! Przez pokad pdzia Wiki. W rkach trzymaa czerwone krzeso. Podbiega i bez sowa postawia je przed zdumionym rodzestwem. Tosia chciaa o co spyta, ale Kuki nie czeka. Natychmiast usiad na krzele i spojrza na rodzicw. Skoncentrowa na nich wzrok z jak niezwyk si i zacz mwi: - Chc... Chc, eby nasi rodzice byli tacy jak dawniej. eby do nas wrcili! eby nas kochali i ju nigdy nas nie zostawili. I wtedy wszystko umilko. Orkiestra przestaa gra, a ludzie przestali taczy, nawet morze 231 zastygo w bezruchu. Wszyscy na pokadzie znieruchomieli w niemym oczekiwaniu. Zapada zupena cisza. Mama powoli odoya wiolonczel. Zdja przeciwsoneczne okulary. Ojciec wypuci z rk skrzypce i obrci gow. Spojrzeli oboje na swe dzieci. Patrzyli na nie, jakby nagle obudzili si ze snu. Ze straszliwego snu. Dzieci stay bez ruchu. Czekay. Mama pierwsza ruszya w ich stron. Za ni pobieg tato. Przeskakujc po kilka stopni, zbiegli ze sceny i pdzili do swoich dzieci. Wtedy rodzestwo pobiego w ich stron. Ludzie rozstpowali si, a oni biegli do siebie, i nic nie mogo ich powstrzyma. - Mamo!

Kuki chwyci rk mamy, ktra obja go z caych si. Tato zapa za ramiona Filipa i przytuli go. Tosia opara si o jego rami i chwycia do mamy, tak jakby chciaa mie ich oboje jak najbliej. I stali tak razem, wtuleni w siebie, i zapomnieli o wszystkim, co byo ze, bo wierzyli, e zo mino i ju nigdy nie powrci. 232 Wielkie wie na Galapagos i miniaturowe hipopotamy w Togo. Chmury zotych motyli na Haiti i latajce ryby na Orinoko. Obrazy przypyway i znikay. Wielkie miasta z wielkimi wieowcami i malekie wyspy z jednym malekim domem. Mama, ktra si umiecha, Filip i tato, ktrzy skacz z burty do ciepego oceanu, cho to troch niebezpieczne. I Tosia, ktra cauje nos delfina. I wielki sztorm, i... - Kuki. Id ju spa. - Obejrz to do koca - poprosi Kuki. - Ogldae to sto razy. Mama wycigna z rk syna srebrn ramk, w ktrej wywietlay si fotografie, i wyczya j. Od kiedy powrcili do domu, Kuki kadego wieczora j wyciga i oglda zdjcia z podry. Inni te je ogldali. Bez przerwy. Bo wci nie mogli si przyzwyczai, e ju nie koysze ich morze. e kadego ranka budz si w tym samym miejscu. Nie jest atwo powrci z niezwykej podry dookoa wiata do zwykego domu. - Mamo, kiedy znw popyniemy gdzie daleko? - Nie wiem. Teraz chc by z wami, we wasnym domu. 233 - No pewnie, e bdziesz z nami, ale przecie moemy razem gdzie pojecha albo polecie... To nudno tak cigle siedzie w jednym miejscu. - Jestemy w domu dopiero od miesica! - No wanie. Nudzimy si ju od miesica! -zawoa Filip. - A ja chc, eby jak najduej byo tak cudownie nudno i spokojnie - powiedziaa mama. -A wy musicie chodzi do szkoy. - Nie musimy! - zawoa Kuki. - Moemy wyczarowa, eby szkoa... - Ciii... - tato zasoni mu usta i zerkn na otwarte okno. - Zapomniae, e nie moemy mwi o tym gono. - Waciwie dlaczego nie moemy? - Bo nikt nie powinien si o nim dowiedzie, prawda? - powiedziaa Tosia. - Tak. Nikt i nigdy. Spojrzeli na czerwone krzeso, ktre stao obok ka. Wygldao, e ono te si troch nudzi. Rodzice zdecydowali, e mona zrobi jeden czar na tydzie i tylko taki, eby ssiedzi niczego nie zauwayli. - W kadym razie dzi nie wyruszamy w adn podr, wic kadcie si spa - powiedziaa stanowczo mama. - Dobranoc, Kuki. Dobranoc, Filip. pijcie ju. Dobranoc, Toka. Mama pocaowaa kade z dzieci i zgasia wiato. - A ja? Zawsze o mnie zapominasz! Mama obrcia si. Na ku pod oknem leaa maa Wiki. Spogldaa z wyrzutem. Mama podbiega do niej. - Przepraszam ci, siostrzyczko. Wci nie mog si przyzwyczai, e mam teraz czworo dzieci. - A ja mam dzi urodziny! - zawoaa Wiki. -Wszyscy zapomnielicie! - Ciocia ma dzi urodziny? - zawoa Kuki. - Tak. Czterdzieste! To znaczy sme. Rodzestwo wyskoczyo z ek i podbiego do Wiki. Mama usiada obok niej i powiedziaa uroczycie: - Kochana Wiki, ycz ci wszystkiego dobrego. I eby spenio si twoje najwiksze marzenie, i eby...

- MAMO! UWAAJ! - krzykny dzieci. 234 235 - Co? Dlaczego? - spytaa niepewnie mama. - Siedzisz na krzele. Mama zerwaa si z czerwonego krzesa. Cigle zapominaa, e to nie jest zwyky mebel! Rozejrzaa si niespokojnie. - Nie martw si - powiedzia tato i obj mam. - Nic si nie stanie, bo... TRZASK. Gdzie w gbi domu rozleg si dziwny dwik. Jakby kto przesuwa ogromny, ciki kamie. - Co to jest? - Nie wiem... - Czuj, e bd kop... HUK! Jakby kamienny potwr postawi stop na dachu. Zadray wszystkie przedmioty i na podog spad wazon z kwiatami. - Co si znowu dzieje? - szepna mama. Dom zachwia si. Dra jak samolot przed startem. - Moe to jest trzsienie ziemi? Tato podbieg do Wiki. - Jakie ty miaa marzenie? Powiedz! - Ja... 236 Dom zakoysa si znw, posypa si tynk z sufitu. Modele statkw spyny z pek. -Wiki! Skup si! Jakie miaa marzenie?! -krzykna Tosia. - No... Ja miaam takie samo jak wy... - To znaczy jakie? - Chciaam polecie znowu w podr. - Polecie? - No tak. Bo latanie jest milsze ni pywanie. - Co? Przecie ty si baa lata! - Ale ju si nie boj. HUK. Dom podskoczy, a lampa zawirowaa jak karuzela i zgasa. Mama chwycia Kukiego za rk. - Schowajcie si... Szybko! Chcieli wybiec, ale w tej samej chwili dom zakoysa si i wszyscy przewrcili si na dywan. Budynek si przechyli. ka stany sztorcem, a kilka rzeczy wyfruno przez okno. Turlali si po pododze, prbujc si czego zapa. - Tato! Wtedy rozlego si straszliwe chrupnicie, jakby kto wyrwa zb olbrzymowi, a potem zapada kompletna cisza. Tylko dom agodnie si koysa. 237 Tato wybieg na balkon. Za nim pobiegli inni. Spojrzeli w d i zobaczyli, e ulica si oddala. Dom oderwa si od fundamentw i unosi si w gr! - Tato! My lecimy. Lecimy! Dom lecia lekko i bez haasu, agodnie si koyszc. - Odwoajcie ten czar! - krzykna mama. Zaczli szuka czerwonego krzesa, ale wrd poprzewracanych mebli nie byo go wida. - Ono wypado! - zawoaa z balkonu Wiki. Popdzili do niej. Krzeso leao na trawniku, pod domem. Byo daleko, poza ich zasigiem, a dom wci si unosi, wyej i wyej. - Jak myje odzyskamy? - zawoa Filip.

- Lepiej powiedz, jak wrcimy na ziemi - szepna Tosia. Za oknem przelatyway ptaki i oboki, a wiatr popycha dom w stron morza. wiata miasta powoli zostaway za nimi, a oni lecieli jak stero-wiec albo dziwny pojazd kosmiczny. - No, to ju koniec - powiedzia Kuki. - Bdziemy tak lecie do koca wiata. - Nie zocie si na mnie - szepna Wiki. - Przecie chcielicie polecie w podr! Wy te tego chcielicie. - Ale chcielimy potem wrci! Podre s dobre, jeeli mona wrci, rozumiesz!? - Nie krzyczcie na ni. - Mama przytulia Wiki. - Wszystko bdzie dobrze... Jako sobie poradzimy, prawda tato? - spytaa Tosia. - Tak. Na pewno. Mama zapalia wiece, a Filip latark i z ziemi dom wyglda jak jeszcze jedna gwiazda. Miasto zostao daleko pod nimi. Cho stali na balkonie, to adne z nich nie mogo ju zobaczy, jak czerwone krzeso powoli wstaje z trawy i unosi si w gr. Zawisa w powietrzu i obraca si, jakby zastanawiao si, dokd lecie. Jakby czego szukao. Na ciemnym niebie iskrzyy si setki gwiazd, ale tylko jedna gwiazda poruszaa si powoli. Czerwone krzeso poleciao prosto w jej stron. 238 Spoeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kociuszki 37, 30-105 Krakw. Wydanie 1, 2009. Druk: Drukarnia Colonel, ul. Dbrowskiego 16, Krakw.

You might also like