You are on page 1of 187

CHARLES BUKOWSKI

HOLLYWOOD

Dla Barbet Schroeder

1 W par dni pniej miaem telefon od Pinchota. Chciaby ruszy ze scenariuszem. Moe bymy wpadli do niego. Wytumaczy nam co i jak, wic wsiedlimy w garbusa i podskoczyli w stron Marina del Rey. Jakbym si znalaz na nieznanym ldzie. Jechalimy koo przystani, mijajc odzie, w wikszoci aglwki. Na pokadach obijali si ludzie wystrojeni w eglarskie ciuchy, czapki, daszki przeciwsoneczne. Wygldali, jakby jakim cudem nie dotyczy ich trud codziennego ycia. Wygldali, jakby ich nigdy nie dopad ani nie mia dopa koowrt. C - przywileje Wybracw w krainie wolnych ludzi. Na mj gust zreszt wygldali do gupio. Oni o moim istnieniu naturalnie nie mieli nawet pojcia. Od dokw odbilimy w prawo. Mijalimy teraz uliczki o wymylnych nazwach uoonych alfabetycznie. Znalelimy nasz uliczk, skrcilimy w prawo, znalelimy numer, wjechalimy na podjazd. Pod nogami mielimy piach, przed oczami, w bezpiecznej odlegoci, ocean. Piasek wydawa si czystszy ni znane mi piaski, woda bkitniejsza, a wietrzyk bardziej agodny. - Zobacz - powiedziaem do Sary. - Wyldowalimy na przyczku mierci. Moja dusza puszcza pawia. - Kiedy wreszcie przestaniesz si cacka ze swoj dusz? - usyszaem w odpowiedzi. Nie musiaem zamyka garbusa. Ja jeden potrafiem go uruchomi. Stanlimy na progu. Zastukaem. Otworzy wysoki, szczupy delikacik, z gatunku tych, co to rozsiewaj wok siebie wo sztuki. Wida byo na kilometr, e przyszed na wiat Tworzy, Tworzy wiekopomne dziea, nie nkany przez przyziemne troski, jak bl zba, pieskie szczcie czy brak wiary we wasne siy. Mia wygld geniusza. Ja sam wygldam jak pomywacz w knajpie i tego rodzaju typki zawsze mnie lekko wkurwiaj. - Przyjechalimy po brudn bielizn do prania powiedziaem. - Nie zwracaj na niego uwagi - popiesznie wczya si Sara. - Jestemy zaproszeni przez Pinchota. - Eu - odpowiedzia. - Wejdcie, bardzo prosz... Poszlimy ladem jego zajczej mordki. Nagle przystan z wdzikiem, jakby wyrosa przed nim niewidzialna krawd. - Nalej sobie teraz WOD - KI - rzuci przez lewe rami, jakby cay wiat z zapartym tchem sucha jego subtelnej deklaracji.

Znikn w kuchni. - To Paul Renoir, Jon wspomnia o nim ktrego wieczoru - powiedziaa Sara. - Pisze opery. Robi te w gatunku zwanym Kino - Oper. cisa awangarda. - Niech sobie bdzie kim chce, ale nie ycz sobie, eby mi wika nad uchem. - Kadego skrelasz od razu. Nie wszyscy mog by tacy jak ty. - Wiem, ale to ich problem. - Twj lk przed wiatem - stwierdzia Sara - to gwne rdo twojej siy. - Szkoda, e nie ja to wymyliem. Paul wrci z apetycznym drinkiem. W rodku pywa kawaeczek limony, Paul miesza cao szklan paeczk. Ekstraklasa. - Paul - zagadnem - znajdzie si tam co do picia? - Eu, przepraszam - odpowiedzia. - Bardzo prosz, obsucie si. Depczc Sarze po pitach, wparowaem do kuchni. Wszdzie stay butelki. Czekajc na decyzj, otwarem puszk z piwem. - Darujmy sobie lepiej mocniejsze trunki - zaproponowaa moja dobra pani. - Wiesz, co si z tob potem dzieje. - Racja. Strzelmy sobie po winku. Znalazem korkocig i wybraem zachcajc butelk czerwonego wina. Strzelilimy po jednym, dolalimy do pena i wyszlimy na pokoje. By czas, kiedy lubiem porwnywa nas z Sar do Zeldy i Scotta. Sar to denerwowao. Nie podobao jej si, jak skoczya Zelda. Mnie z kolei nie podobao si to, co wypisywa Scott. Dowcip przesta nas bawi. Paul Renoir sta przy wielkim oknie, w skupieniu wpatrujc si w Pacyfik. - Jon si spnia - zwrci si do okna, i do oceanu. - Mam wam przekaza, e niedugo przyjdzie. Prosi, ebycie zaczekali. - W porzdku, stary. Usiedlimy z Sar przy winku, z widokiem na zajczy pyszczek. On z kolei mia widok na Pacyfik. Popad w zadum. - Chinaski - odezwa si - czytaem sporo twoich rzeczy. S kurewsko dobre. Trzeba ci przyzna, e jeste niezy... - Dzikuj. Obaj jednak wiemy, kto jest lepszy. Ty jeste lepszy. - Eu - skwitowa, nie odwracajc twarzy od oceanu - jest mi niezmiernie mio, e to... dostrzegasz. Otwary si drzwi. Bez stukania wkroczya moda dziewczyna z dugimi czarnymi

wosami. Zanim zdylimy si obejrze, leaa ju na oparciu sofy, wycignita na caej dugoci jak kot. - Nazywam si Popppy - owiadczya. - Przez 4 p. - Ja jestem Scott, a to jest Zelda - odbio mi znowu. - Przesta pieprzy - zezocia si Sara. Podaem nasze prawdziwe imiona. Paul oderwa wzrok od oceanu. - Popppy naley do grona sponsorw twojego scenariusza. - Jeszcze sowa nie napisaem. - Ale napiszesz... - Czy byaby tak dobra? - Z wymownym spojrzeniem podaem Sarze pusty kieliszek. Sara to kochana dziewczyna. Wzia kieliszek i wysza do kuchni. Wiedziaa, e gdybym poszed sam, wetknbym nos do kadej butelki, po czym niechybnie bym narozrabia. Dopiero pniej dowiedziaem si, e Popppy miaa rwnie ksyw Ksiniczka z Brazylii i na rozruch wrzucia dziesi tysicy dolarw. Nie byo to zbyt wiele, ale w sam raz, eby opaci czynsz i od czasu do czasu zafundowa sobie drinka. Ksiniczka zaszczycia mnie spojrzeniem z kociego legowiska na oparciu kanapy. - Czytaam paskie rzeczy. Jest pan bardzo dowcipny. - Dzikuj. - Popatrzyem, na Paula. - Syszae, stary, co ona mwi? Jestem dowcipny. - Z pewnoci - powiedzia - naley ci si jakie miejsce... Na widok Sary wracajcej z penymi kieliszkami zerwa si i popdzi do kuchni. Sara usiada koo mnie. Golnem jednego. Waciwie, przyszo mi do gowy, mgbym udawa, e pisze scenariusz i miesicami krci si po Marina del Rey, popijajc drinka za drinkiem. Zanim zdyem na dobre rozsmakowa si w tym pomyle, trzasny drzwi i w progu stan Jon Pinchot. - O, jestecie! - Eu - odparem. - Chyba znalazem sponsora! Nic, tylko si i pisa! - To moe potrwa kilka miesicy. - Ale naturalnie... Wrci Paul, niosc dla Ksiniczki kieliszek czego dziwnie rowego. Pinchot popdzi do kuchni po drinka dla siebie.

Byo to pierwsze z wielu spotka, ktre, przynajmniej dla mnie, koczyy si cik popijaw. Uznaem t sytuacj za niezbdny bodziec do pracy, bo naprawd interesoway mnie jedynie poezja i opowiadania. Pisanie scenariuszy uwaaem za skoczony idiotyzm. Niemniej lepsi ode mnie dawali si wpuci w ten aosny proceder. Jon Pinchot wrci z drinkiem i usiad. To mia by dugi wieczr. Gadalimy bez koca, nie bardzo wiem o czym. Ostatecznie wypilimy z Sar tyle, e nie bylimy w stanie wraca samochodem. Uprzejmie zaoferowano nam sypialni. W tej wanie sypialni, w ciemnociach, kiedy na dobranoc nalewalimy sobie porzdnego czerwonego wina, Sara spytaa mnie, czy napisz scenariusz. - Ani mi si ni - odpowiedziaem. 2 Po 3 czy 4 dniach Jon Pinchot odezwa si znowu. Jego znajomy, Danny Server, mody reyser i producent, mia w Venice cae studio filmowe. Danny obieca udostpni sal projekcyjn, ebymy mogli obejrze dokument Pinchota miech Bestii, o czarnym kacyku, ktry dogadza swoim krwawym zachciankom. Najpierw jednak mielimy wypi par kieliszkw u Pinchota. W ten sposb kolejny raz wyldowalimy na Sailboat Lane... Otworzy Jon. Weszlimy z Sar do rodka. Jon nie by sarn. Sta przy nim jaki facet. Mia zadziwiajc czupryn - sprawiaa jednoczenie wraenie siwej i blond. Twarz row, a waciwie czerwonaw, niesamowite, okrge niebieskie oczka, bardzo okrge i bardzo niebieskie. Wyglda jak uczniak, ktry szykuje tgiego psikusa. Z czasem przekonaem si, e zawsze mia tak min. Wzbudza sympati od pierwszego wejrzenia. Franois Racine - przedstawi go Jon. - Grywa w wielu filmach, moich i cudzych. - W cudzych mi pacono... - Ukoni si. - Jak si macie? Jon wyszed po drinki. - Przepraszam was na chwilk - powiedzia Franois. - Zaraz skocz. Na stole staa maa elektryczna ruletka. Krcia si za przyciniciem guzika. Obok lea stos etonw i dugi arkusz papieru z obliczeniami. Bya te tabela zakadw. Franois uoy etony i nacisn guzik. - Moja Pani z Wirujc Gow. Kocham j - wyzna. Wyoni si Jon z drinkami. - Kiedy Franois nie gra, to wiczy, a przynajmniej myli o ruletce. Koo zatrzymao si. Franois zgarn wygran. - Udao mi si rozgry permutacje koa - odezwa si Franois. Wygrywam, bo

zawsze przewidz, gdzie si zatrzyma. - Jego system si sprawdza - dorzuci Jon - tylko e czasem po wejciu do kasyna lubi si przerzuci na inny system. - Czsto padam ofiar Chci Samounicestwienia - wyjani Franois. - Hank te lubi hazard - powiedziaa Sara. - Gra na wycigach. Nie opuszcza ani jednej gonitwy. - A, konie! - Franois przyjrza mi si. - Wygrywasz? - Tak mi si przynajmniej wydaje... - Musimy si kiedy wybra razem! - Jasne. Franois z powrotem zaj si swoim kkiem, a my siedlimy popijajc. - Wygra i przegra setki tysicy - poinformowa Jon. - Zgadza si wystpowa, tylko kiedy jest spukany do suchej nitki. - Bardzo rozsdnie pochwaliem. - A propos wtrci Jon - rozmawiaem z producentem Haroldem Pheasantem. Zainteresowa si scenariuszem. Gotw zainwestowa w film. - Harold Pheasant! ucieszya si Sara. - Syszaam o nim. Jeden z najpowaniejszych producentw w brany. - Zgadza si - potwierdzi Jon. - Przecie nie napisaem jeszcze adnego scenariusza zaoponowaem. - Niewane. Pheasant wie, e piszesz. Jest zdecydowany. - To chyba niezbyt uczciwe. - Zawsze dziaa w ten sposb i zawsze wychodzi na swoje. Jon poszed po butelk. - Moe jednak powiniene napisa jaki scenariusz - podsuna Sara. - Przypomnij sobie tylko, jak pisanie scenariusza posuyo F. Scottowi Fitzgeraldowi. - Nie jeste Fitzgeraldem. - Nie, bo on przesta pi. To go zabio. Franois dalej stercza przy miniaturowej ruletce. Jon wrci z butelk. - Jeszcze po jednym i bdziemy musieli lecie. - O.K. - Franois, zabierzesz si z nami? - spyta Jon. - Bardzo auj, ale mam jeszcze pewien problem do przestudiowania. 3

Sala projekcyjna okazaa si bardzo przyjemnym miejscem. Z jednej strony wychodzia na spory barek, w ktrym krlowa barman. W samej sali krlowa operator. Danny Server si nie pokaza. Przy barze siedziao z 7, 8 osb. Przerzuciem si na wdk 7's. Sara pia co fioletowego czy te zielonego, a moe zielono - fioletowego. Jon wyszed zakada tam z operatorem. Przy kocu baru siedzia jaki go; gapi si na mnie bez ustanku. W kocu popatrzyem na niego. - Dobra, czym si zajmujesz? - spytaem. Chwil pomilcza, napi si i znowu wpatrzy si we mnie. - Cholernie wstydz si przyzna, ale... robi filmy. Go okaza si Wennerem Zergogiem, znanym niemieckim reyserem. Mia troch, jak to mwi, pojebane w gowie, przy kadej okazji lubi naraa ycie wasne i cudze. - Powiniene sobie znale jakie uczciwe zajcie - poradziem mu. - Wiem - przyzna - ale nie umiem robi nic innego. Akurat wrci Jon. - Chodcie, zaraz si zacznie... Oboje z Sar poszlimy za nim do sali projekcyjnej. Par osb te wstao od baru, midzy innymi Wenner ze swoj towarzyszk. - Ten facet w barze to Wenner Zergog - owiadczy Jon, kiedy usiedlimy. - W zeszym tygodniu pojedynkowali si z on na pistolety. Wystrzelali si do ostatniego naboju, ale nie udao im si ani razu trafi... - Mam nadziej, e jego filmy s celniejsze... - Absolutnie. wiata pogasy. Na ekranie ukaza si tytu: miech bestii. Jak chodzi o wzrost i ambicje, Lido Mamin by wielkim czowiekiem, niestety jego kraj by ndzny i may. Flirtowa zarwno z lewic, jak i z prawic znaczniejszych krajw, handlujc z jednymi i z drugimi, eby zdoby pienidze, ywno i bro. Tak naprawd jednak Lido chcia rzdzi wiatem. Kawa skurwysyna, mia niebywae poczucie humoru. Wierzy, e wszelkie ycie, poza jego wasnym, jest pozbawione wartoci. W jego pastwie natychmiast mordowano kadego, na kogo pad najlejszy cie podejrzenia. Zwoki wrzucano do rzeki. W rzece roio si od ludzkich cia; spasione krokodyle nie byy w stanie si z nimi upora.

Lido Mamin uwielbia kamer. Zezwoli Pinchotowi na sfilmowanie posiedzenia rady pastwa. Czonkowie marionetkowego rzdu z dreniem wpatrywali si w Mamina, ktry zadawa pytania i deklarowa zasady swojej polityki. Z twarzy nie schodzi mu umiech, odsaniajcy te popsute zby. Chwile wolne od zabijania i wydawania wyrokw mierci upyway mu na pieprzeniu. Mia najmniej tuzin on i wicej dzieci, ni mg spamita. Co jaki czas w trakcie posiedzenia Mamin przestawa si umiecha. Jego twarz stawaa si ucielenieniem Woli Najwyszego, W takich chwilach by zdolny do wszystkiego. Zdawa sobie spraw z postrachu, jaki sia w swojej ekipie, pawi si w nim i wiedzia, jak go wykorzysta. Posiedzenie dobiego korku. Tym razem obyo si bez trupw. Potem Mamin zwoa posiedzenie wszystkich lekarzy swojego kraju. Zgromadzi ich w sali operacyjnej najwikszego szpitala. Doktorzy siedzieli krgiem na podwyszeniu, patrzc z gry na Mamina, ktry przemawia do nich z dou. - Jestecie lekarzami a zarazem nikim, dopki wam nie powiem, e jestecie kim. Wydaje si wam, e umiecie to i owo. Mylicie si. Macie tylko specjalistyczne wyksztacenie, ktre ma suy waszemu krajowi, a nie wam samym. yjemy w wiecie, w ktrym racj przyznaje si zwycizcom. To ja decyduj, jaki uytek zrobicie z waszego ycia i z waszych lancetw. Miejcie dosy rozumu, eby nie sprzeciwia si moim yczeniom. Szkoda byoby, gdyby wasze wyksztacenie i umiejtnoci miay pj na marne. Nie wolno wam nigdy zapomnie, e wiecie tylko to, czego was nauczono. Ja wiem wicej. Macie zawsze robi, co wam ka, chciabym, eby to byo JASNE. Zrozumiano? Cisza. - A moe - podj Mamin - kto z obecnych jest odmiennego zdania? Znowu cisza. Mamin by kuk, monstrualn kuk. Jego styl, grony i rubaszny, mgby si spodoba kademu, kto nie wiedzia o morderstwach i torturach, ktrych by sprawc. Nastpnie, na uytek filmu, Mamin dokona przegldu Wojsk Lotniczych. Nie mia przy tym w ogle adnych Wojsk Lotniczych. Jeszcze nie mia. Mia za to lotnikw i mundury. - Oto - oznajmi - nasze Wojska Lotnicze. Pojawi si pierwszy lotnik. Z wielk gracj przebieg po uoonym z desek pasie startowym. W miejscu, w ktrym pas si urywa, wykona podskok w gr, trzepocc rkami.

Na pasie pojawi si kolejny lotnik. Znw to samo. Jeszcze jeden. I jeden. Byo ich z 14 czy 15. Podskakiwali z krtkim okrzykiem, a na ich twarzach malowaa si ekstaza i kpina. Jak si bliej przyjrze, byo w tym co niesamowitego: kady z nich wymiewa si z caego przedstawienia, a jednoczenie kady z nich gboko wierzy. Kiedy ostatni lotnik wyldowa, Mamin zwrci si do kamery: - Cho pokaz mg si pastwu wyda komiczny, posiada gbsze znaczenie. Na to, czego jeszcze nie mamy w rzeczywistoci, jestemy ju duchowo przygotowani. Nadejdzie dzie, kiedy doczekamy wasnych Wojsk Lotniczych. Do tego czasu nie zamierzamy bezczynnie tkwi w mrokach zwtpienia. Dzikuj pastwu. Potem nastpowao kilka, przebitek na cele tortur. adnych ludzi. 'Tylko nieczystoci. acuchy. Krew na cianach. - Tutaj - oznajmi Mamin - zdrajcy i oszuci przyznaj si do winy. W kocowej scenie Mamin ze wit goryli, z wszystkimi onami i wszystkimi dziemi, stoi w wielkim ogrodzie. Dzieci nie umiechaj si ani nie dokazuj. Podobnie jak ochroniarze w milczeniu patrz w obiektyw. Wszystkie ony umiechaj si, niektre trzymaj na rkach niemowlta. Lido Mamin umiecha si, szczerzc wielkie te zby. Wzbudza sympati, moe wrcz mio. Ostatnie ujcie przedstawiao rzek, w ktrej roi si od tustych krokodyli. Krokodyle unosz si na wodzie, opase i apatyczne, leniwie odprowadzajc wzrokiem przepywajce ciaa. Koniec. Z ca przyjemnoci mogem powiedzie Pinchotowi, e uwaam dokument za fascynujcy. - Zgadza si - odpar. - Lubi dziwnych ludzi. Dlatego wanie zgosiem si do ciebie. - By stawianym na rwni z Lido Maminem to dla mnie prawdziwy zaszczyt powiedziaem. - To prawda - zgodzi si i z powrotem zawiz nas do siebie. 4 Po powrocie zastalimy Franois Racine'a pochylonego nad miniaturow ruletk. Wida byo, e wypi sporo wina. Twarz mia zaczerwienion, pitrzy si przed nim pokany stos etonw, Z cygara Franois zwisa wielki kawa popiou, ktry w kocu ukruszy si na st.

- Wygraem milion czterysta pidziesit tysicy dolarw... Kuleczka zatrzymaa si na numerze. Franois zgarn etony. - Dosy... Nie powinienem by taki zachanny. Weszlimy do frontowego pokoju. Usiedlimy. Jon poszed po wino i kieliszki. - Co zrobisz z wygran? - spytaa Sara. - Rozdam. Nie potrzebuj forsy. ycie nie ma wartoci. Pienidz nie ma wartoci. - Pienidze s jak seks - powiedziaem. - Kiedy ich w ogle nic masz, wydaj si szalenie wane... - Mwisz jak pisarz - stwierdzi Franois. Wrci Jon. Otworzy pierwsz butelk. Nala wszystkim po kieliszku. - Przyjed koniecznie do Parya - powiedzia. - Bardzo ci tam ceni. Tymczasem we wasnym kraju uchodzisz za wyrzutka. - Czy maj tam tor wycigowy? - Jak najbardziej! - potwierdzi Franois. - Nie cierpi podrowa - ostrzega Sara. - Tutaj te s tory wycigowe. - Nie ma to jak Pary - wychwala Franois. - Przyjed do Parya. Razem wybierzemy si na wycigi. - Musz napisa ten cholerny scenariusz. - Pogramy na wycigach, potem napiszemy scenariusz. - Musz to przemyle. Jon zapali cygaro. Franois te wycign kolejne cygaro. Cygara byy dugie i pkate, skwierczay rozarzonymi kocami. - Boe, zmiuj si nade mn - westchna Sara. - Ktrej nocy wyskoczylimy z Franois do Vegas. - Jak wam poszo? - spytaa Sara. Franois upi haust wina, zacign si cygarem i wypuci z puc ogromny, bajkowy piropusz dymu. - No wic uwaajcie, uwaajcie tylko. Mam pi tysicy dolarw do przodu, jestem panem caego wiata, trzymam Przeznaczenie jak zapalniczk w doni. Wiem Wszystko. Jestem Wszystkim. Nic nie jest w stanie mnie zatrzyma. Kontynenty dr w posadach. Nagle Jon klepie mnie po ramieniu. Chodmy zobaczy Taba Jonesa. Co to za jeden? pytam. Niewane - mwi. - Chodmy go zobaczy. Franois osuszy kieliszek do dna. Jon dola wina. - No wic idziemy do ssiedniej sali i tam jest ten Tab Jones. piewa. Przez nie

dopit koszul wystaj mu czarne kudy na piersi, cae mokre od potu. Spomidzy zapoconych kudw poyskuje wielki srebrny krzy. Zamiast ust ma upiorny, wycity w naleniku otwr. Obcise gacie z przyprawionym sztucznym fiutem. Chwyta jaja w gar i piewa o tym, jak potrafi dogodzi hubom, piewu okropnie, w ogle jest koszmarny. Cay czas opowiada, co by to niby robi z kobietami, kiedy w rzeczywistoci marzy o tym, eby wsadzi jzor w dup drugiemu facetowi. Mona si zrzyga od samego suchania. W dodatku musielimy za to niele wybuli. Trzeba by skoczonym idiot, eby paci za taki koszmar. Co to w ogle za jeden, ten Tab Jones? Pac gociowi grube tysice za to, e apie si za sztucznego fiuta i puszcza bliki swoim srebrnym krzyem. Porzdni ludzie mr na ulicach z godu, a tutaj ten BCWA jest przedmiotem... UWIELBIENIA! Kobietki piszcz, s przekonane, e ten tekturowy pajac, ktry obsysa gwna w snach, jest prawdziwy. ,,Jon - - - mwi - prosz ci, chodmy std, zanim mi mzg wypynie. Czuj si zniewaony, zaraz puszcz pawia na wasne spodnie! Zaczekaj - on na to. Moe si poprawi. Nie tylko e si nie poprawia, ale robi si coraz gorszy. piewa jeszcze goniej, koszula rozchyla mu si po sam ppek. Kobietka, ktra siedzi obok mnie, zaczyna jcze i wkada rk do majtek. Prosz pani pytam czy pani co zgubia? Ppek jest obleny. Wyglda jak oko nieboszczyka. Nawet ptak brzydziby si do niego nasra. Teraz Tab Jones obraca si i pokazuje nam swj tyek. Tykw mog si naoglda, ile tylko zechc, co zreszt nieczsto mi si zdarza a tu nagle mam DOKADA do tego, eby patrze na wstrtne rozlaze, tuste dupsko! W yciu przeyem niejedno. Zdarzyo mi si oberwa od policji za nic. No, powiedzmy, za nic. Ale patrzc na te kretyskie poladki, czuem si gorzej ni wtedy, kiedy gliniarze paowali mnie za niewinno. Jon powiedziaem jeli std nie wyjdziemy, skonam. - No to poszlimy stamtd. Chciaem po prostu zobaczy Taba Jonesa - umiechn si Jon. Franois by naprawd wcieky. Piana wykwita mu w kcikach ust. Koniec cygara zgas. - Tab Jones! C TO ZA JEDEN, TEN TAB JONES? Co mnie obchodzi jaki Tab Jones? Tab Jones to skoczony debil! Pi tysicy dolarw do przodu i co w zwizku z tym robimy? Idziemy obejrze Taba Jonesa! Co to za jeden, ten Tab Jones? Nie znam nikogo nazwiskiem Tab Jones! Mj brat nie nazywa si Tab Jones! Moja, matka te nie nazywa si Tab Jones! Tab Jones to skoczony debil! - No wic - powiedzia Jon - wrcilimy do stolika. - Tak - cign Franois byem do przodu o pi tysicy i miaem za sob wystp tego

zamasa! Ca moj koncentracj diabli wzili! C to za jeden, ten Tab Jones? Lepszych od niego widywaem, juk zbierali ptasie guano. Gdzie ja jestem? Ruletka obraca si, jakbym jej w yciu na oczy nie widzia. Rozumiem tyle, co noworodek wrzucony w beczk tarantuli! Liczby nic mi nie mwi! Kolory nic mi nie mwi! Biaa kuleczka skacze i trafia mnie prosto w serce, wiercc w nim dziur od rodka! Nie mam szans. Moj koncentracj diabli wzili! Sztuczne fiuty paraduj przy oklaskach kretynw! Miesza mi si w gowie! Wyrywam si z ca fur etonw! Mam wypisane na czole, e jestem skoczonym durniem. Co to za jeden, ten Tab Jones? Przegrywam. Nie wiem, gdzie jestem. Jak raz stracisz koncentracj i zaczynasz lecie w d, to koniec. Wiedziaem, e jestem bez szans, ale graem do ostatniego etonu. Wszystko robiem na opak, jakby najgorszy wrg zawadn moj dusz i ciaem. Byem skoczony. Dlaczego? DLATEGO, E KONIECZNIE MUSIELIMY ZOBACZY TABA JONESA? KIM JEST TEN PIERDOLONY TAB JONES, ja si pytam! Franois umilk, wyczerpany. Cygaro wypado mu z ust. Sara podniosa je i woya do popielniczki. Franois natychmiast wyj z kieszonki koszuli nowe. Zsun srebrzyst banderol, obliza koniec i przyci, wreszcie ugnit cygaro i woy je do ust. Zebra si w sobie i podpali z fasonem. Sign po butelk, nala kademu po jednym, siad prosto, umiechn si. - Pewnie bym, cholera, i tak wszystko straci. Hazardzista, ktry nie umie znale dla siebie usprawiedliwienia, przestaje by hazardzist. - Mwisz jak pisarz - powiedziaem. - Gdybym jeszcze umia pisa jak pisarz, napisabym za ciebie len scenariusz. - Dzikuj. - Ile ci paci? - Wykonaem w powietrzu nieokrelony gest, ktry mia zastpi odpowied. - Napisz za ciebie i wemiemy p na p, dobra? - Dobra. - Nic z tego - owiadczy Jon - od razu poznam rnic. - W porzdku - zgodzi si Franois - niech wobec tego cao napisze Tab Jones swoim sztucznym fiutem. Pomys przypad nam do gustu. Wznielimy zbiorowy toast. Zaczynaa si dobra noc. 5 Siedziaem oparty o bar u Musso. Sara wysza do damskiej toalety. U Musso lubiem sam bar jako bar, natomiast nie lubiem sali, w ktrej si znajdowa. Mwio si o niej:

Nowa Sala. Osobicie wolaem jada w Starej Sali po drugiej stronie, gdzie byo ciemniej i ciszej. Za dawnych czasw robiem tak, e siadaem w Starej Sali i udawaem, e bd je. Cay czas studiowaem menu, mwiem: Jeszcze nie i zamawiaem kolejne drinki. Panie, ktre cigaem ze sob, nie zawsze cieszyy si najlepsz reputacj. W trakcie popijawy dochodzio niekiedy do gonych awantur, poczonych z rzucaniem szkem i obelgami przeplatanymi daniami kolejnych drinkw. Zwykle dawaem moim paniom na takswk i kazaem im zabiera si w diaby, po czym wracaem pi samotnie. Wtpi, czy ktrakolwiek z tych kobiet pienidzy na takswk uya na takswk. U Musso jedno byo naprawd fajne - kiedy po takiej chryi wracaem do stolika, zawsze witano mnie ciepymi umiechami. Dziwne, nie? Wracajc do rzeczy. Siedziaem oparty o bar. Nowa Sala bya pena po brzegi, gwnie z powodu turystw. Paplali, rozgldali Nie na boki i wydzielali czstotliwoci, od ktrych wszystko wok wido. Kto pooy mi rk na ramieniu. - Co u ciebie, Chinaski? Obejrzaem si za siebie. Miaem straszne kopoty z zapamitywaniem ludzi. Mogem spdzi z tob wieczr i nie pozna ci nazajutrz rano. Wasnej matki bym nie pozna, gdyby wysza z grobu. - W porzdku - odpowiedziaem. - Postawi ci drinka? - Dzikuj, nie. Nie znamy si jeszcze. Jestem Harold Pheasant. - Naprawd? Jon napomkn mi, e pan... - Zgadza si, zamierzam sfinansowa paski scenariusz. Czytaem paskie utwory. Ma pan niezwyke wyczucie dialogu. Czyniem paskie utwory: szalenie filmatyczne! - Na pewno nie chce pan drinka? - Nie. Musz wraca do stolika. - Rozumiem. Czym si pan aktualnie zajmuje, Pheasant? - Skoczylimy realizacj filmu o yciu Macka Derouaca. - Naprawd? Jak si bdzie nazywa? - Pie serca. Pocignem z kieliszka. - Zaraz, zaraz... chwileczk... Pan chyba artuje! Nie nazwie pan przecie filmu Pie serca! - Wanie taki bdzie mia tytu. Umiechn si. - Robi mnie pan w konia, Pheasant. Rany boskie, Pie serca! To dopiero numer!

- Nie - zaprzeczy. - Mwi powanie. Odwrci si gwatownie i odszed. Na to wanie wrcia Sara. - Z czego si miejesz? - Popatrzya na mnie. - Najpierw zamwi ci drinka, potem ci powiem. Zawoaem barmana i sobie te kazaem przynie jednego. - Zgadnij, kogo widziaam w Starej Sali? - spytaa. - Kogo? - Jonathana Wintersa. - Co takiego. Zgadnij, z kim rozmawiaem, kiedy ciebie nie byo. - Z jedn z twoich dawnych kurew. - Gorzej. - Co moe by gorszego? - Rozmawiaem z Haroldem Pheasantem. - Producentem? - Tak, siedzi przy stoliku w rogu. - Aha, widz go. - Prosz, nie patrz si, tam. Nie rb adnych gestw. Pij jak gdyby nic. - Co ci jest, u diaba? - Widzisz, on chce nakrci scenariusz, ktrego ja nie napisaem. - Wiem. - Jak ci nie byo, przyszed ze mn porozmawia. - Mwie ju. - Nie chcia nawet drinka. - Dlatego musiae wszystko spieprzy i sam nie jeste nawet pijany. - Zaczekaj. On chcia rozmawia o filmie, ktry wanie skoczy. - No to w jaki sposb wszystko spieprzye? - Niczego nie spieprzyem. To on wszystko spieprzy. - Akurat, Mw, jak byo. Popatrzyem w lustro. Podobam si sobie, ale nie w lustrze. Wcale tak nie wygldam. Dopiem drinka. - Dopij drinka rozkazaem. Dopia.

- Mw, jak byo. - Drugi raz mwisz: mw, jak byo. - Masz nadzwyczajn pami, chocia nie jeste nawet pijany. Skinem znowu na barmana. - No wic Pheasant tu przylaz i opowiada o filmie, ktry wanie zrobi. O pisarzu, co nie umia pisa, ale zdoby saw, bo wyglda jak kowboj z rodeo. - Ktry to? - Mack Derouac. - I to ci tak wkurzyo? - Nie, nie to. Wszystko byo dobrze, dopki nie zdradzi mi tytuu filmu. - Mianowicie? - Zlituj si, wanie prbuj wymaza ten tytu z pamici. Jest wrcz kretyski. - Ale powiedz... - No dobra... Cigle miaem przed sob to lustro. - Powiedz, powiedz, powiedz... - No dobra. Kudaty Rj. - Podoba mi si. - A mi wcale. Powiedziaem mu to i si zmy. Stracilimy jedynego sponsora. - Powiniene podej i go przeprosi. - Mowy nie ma. Co za koszmarny tytu! - Po prostu chciaby, eby jego film by o tobie. - wietny pomys! Napisz scenariusz o sobie! - Masz ju tytu? - Ta - ak: Kudaty Ryj. - Chodmy std. Tak te zrobilimy. 6 Z Pinchotem bylimy umwieni w hallu Beverly Hills Chershire o 2 po poudniu, znakiem czego mia mi przepa dzie na torze wycigowym. Byem troch zy, ale Jon si upar. Mia tam by pewien facet, ktry posiad umiejtno zdobywania funduszy na produkcj filmw. Ten go, niejaki Jean - Paul Sanrah, podobno nie mia adnej wasnej forsy, a mimo to zawsze potrafi ja skoowa. Mwiono o nim, e gdyby obtarga lask pomnikowi w parku, z genitaliw poleciayby pienidze. Bardzo dobrze. Apartament 530.

Prawd mwic, miaem ochot da nog. W apartamencie 530 mielimy te zasta Jon - Luc Modarda, francuskiego reysera filmowego. Moje utwory, twierdzi Pinchot, szalenie podobaj si Modardowi. Bardzo dobrze. Droga Sara towarzyszya mi na wypadek, gdybym nie mg potem trafi do domu. Dodatkowo podejrzewaa, e w apartamencie 530 moe si roi od byskajcych obnaonymi ppkami starletek. Dotarlimy na miejsce. Jon siedzia w hallu, w wielkim skrzanym fotelu, wypatrujc szalecw i wirw. Na nasz widok wsta, wypinajc pier, Jon to kawa chopa, ale lubi si wydawa jeszcze wikszy. Wymienilimy sowa powitania i poszlimy za Pinchotem do windy. - Jak ci idzie scenariusz? - Nabiera wstpnych ksztatw. - O czym bdzie? - O pijakach. O caej masie pijakw. Drzwi windy rozsuny si. W rodku byo bardzo przyjemnie. Wszystko obite puszyst zielon tkanin. Jak si lepiej wpatrzyo w t ziele, to wychodzio na to, e roi si tam od pawi. Pawie na cianach i pawie na suficie. - Klasa - pochwaliem. - Za duo tego - powiedziaa Sara. Winda zatrzymaa si na 5. Wysiedlimy. Dywan le by puszysty i zielony i rwnie roi si od pawi. Deptalimy po pawiach. Wreszcie dotarlimy do apartament u 530. Prowadziy do niego cikie czarne odrzwia, o wiele wiksze od zwyczajnych drzwi, kto wie, czy nie 2 razy wiksze. Wyglday jak brama zamkowa. Jon zastuka zielon koatk w ksztacie gowy Balzaca. Nic. Zastuka goniej. Czekalimy. Powolutku drzwi otwary si. Otwiera je malutki czowieczek u kredowobiaej twarzy. - Henri - Leon! - ucieszy si Jon Pinchot. Weszlimy. Pokj by ogromny, a wszystko w nim jakby ciut za due, Wielkie krzesa, wielkie stoy. Dugie ciany. Wysokie sufity. Mimo to nad wszystkim unosi si dziwny odr stchlizny. Tyle przestrzeni, a czue si jak w grobie.

Zostalimy sobie wszyscy przedstawieni. Kole o twarzy biaej jak kreda okaza si Henri - Leonem Sanrah, bratem Jean Paula Sanrah, tego od koowania forsy. By te Jon - Luc Modard. Sta bardzo spokojnie. Nic nie mwi. Wygldao, e pozuje na geniusza. Niski, niady, robi wraenie, jakby si niedokadnie ogoli tani maszynk elektryczn. - O! - ucieszy si Henri - Leon Sanrah. - Widz, e przyprowadzie crk. Syszaem o twojej crce Reenie! - Nie, nie sprostowaem. - To jest Sara. Moja ona. - Alkohol jest na stole. Mnstwo rnych win. Jedzenie te jest. Czstujcie si. Przyprowadz Jean - Paula - powiedzia Henri. To mwic Henri - Leon wyszed do drugiego pokoju po Jeana - Paula. Jednoczenie Jon - Luc Modard zrobi obrt i powdrowa w rg pokoju. Zaszy si w ciemnym kcie i stamtd gapi si na nas. Podeszlimy do stou... - Otwrz czerwone - poradziem Pinchotowi. - Od razu kilka butelek. Pinchot zapa korkocig i ruszy do dziea. Na srebrnych pmiskach leao peno arcia. - Nie jedz misa - ostrzega mnie Sara. - Ani ciasta: za duo cukru. Dobre bogi zesay Sar, eby doda mi dziesi lat ycia. Te same bogi pchay moj gow pod n, po to eby w ostatniej chwili zdj j z szafotu. Dziwne jakie to byy bogi. Teraz popychay mnie do pisania scenariusza. Bynajmniej si do tego nie paliem. Oczywicie wiedziaem, e jak ju napisz, to bdzie nieze. Nie znakomite. Ale nieze. Miaem atwo sowa. Pinchot nala nam wina. Wszyscy troje wzilimy kieliszki do rki. - E - h powiedziaa znaczco Sara. - Francuskie - skonstatowa Pinchot. - Wybaczam ci - ja na to. Pijc miaem widok na wntrze drugiego pokoju. Drzwi byy, jak to si mwi, otwarte na ocie. Henri - Leon usiowa wskrzesi olbrzymie cielsko spoczywajce na olbrzymim ou. Cielsko nie dawao si wskrzesi. Zobaczyem, e Henri - Leon siga do miski i nabiera pen gar kostek lodu. Dwie pene garci. Kostkami lodu okada policzki i czoo. Rozpina koszul i wciera ld w pier. Cielsko nadal nie daje znakw ycia. Nagle siada z wrzaskiem: - CO MI ROBISZ, SUKINSYNU? BD SI MUSIA ROZMRAA!

- Jean - Paul, Jean - Paul... masz... goci! - GOCI? NA CO MI GOCIE? POTRZEBNI MI JAK PSU ROBAKI! ID I NA WPYCHAJ IM AB DO GBY! NASZCZAJ NA NICH! PODPAL ICH! - Jean - Paul... Jean - Paul... bye umwiony z Jonem Pinchotem i jego scenarzyst... - Dobra... kurwa... zaraz do nich wyjd... tylko zwal konia... Albo nie... odo to na pniej... bd mia jaki cel w yciu... Henri - Leon wyszed z pokoju i przemwi do nas. - Zaraz przyjdzie. Przey ogromny szok. Myla, e ona go opucia. Dzi rano przychodzi telegram z Parya: zmienia zdanie. To by miertelny cios, jakby sfora wciekych psw rwaa wielkiego bawou na sztuki... Nie wiedzielimy, co powiedzie. Wreszcie wtoczy si sam Jean - Paul. Biae gacie w szerokie te pasy. Bez butw, tylko w rowych skarpetkach. Brzowe loki z takich, co nie wymagaj grzebienia. Co z tym brzem byo nie tak. Wyglda, jakby zanika i nie mg si zdecydowa, w jaki by przej kolor. Koszula nie dopita. Drapa si po piersi. Drapa i drapa. By wielki, w przeciwiestwie do brata, i rowy na twarzy... a raczej czerwony, czerwieni, ktra zapalaa si i gasa. Jego twarz w jednej chwili przybieraa biel twarzy brata, po to eby zaraz zapon jeszcze ywsz czerwieni. Przedstawilimy si po kolei. - Aha, aha, aha - odpowiada. A potem: - Gdzie jest Modard? Rozejrza si i wypatrzy go w kcie. - Znw si zaszye, co? Rany boskie, kiedy on wreszcie zrobi co nowego? Nagle Jean - Paul odwrci si i pobieg do sypialni, zatrzaskujc drzwi za sob. Modard kaszln cicho ze swojego naronika i wszyscy dolalimy sobie wina. Byo naprawd znakomite. ycie te byo w porzdku, Po to eby si krci w tym wiatku, wystarczyo by pisarzem, malarzem czy tancerzem i ju miae prawo wysiadywa z wszystkimi bd z wszystkimi wystawa. Wdech, wydech, cigniesz winko i udajesz, e wiesz, co jest grane. Wrci Jean - Paul, zawadzajc o drzwi. Wygldao, e waln si w rami. Przystan, pomaca rami, zostawi rami w spokoju, zacz si drapa i znw ruszy przed siebie. Krc wok stou szybkim, miarowym krokiem, wykrzykiwa: - KADY Z NAS MA DZIUR W ZADKU, TAK CZY NIE? CZY JEST W TYM POKOJU KTO, KTO NIE MA DZIURY W ZADKU? BARDZO PROSZ, EBY NATYCHMIAST SI PRZYZNA. NATYCHMIAST! ZROZUMIANO?

- A nie mwiem, e to geniusz? - Jon Pinchot waln mnie okciem w bok. Jean - Paul nadal kry w tym samym tempie, wrzeszczc: - KADY Z NAS MA SZPAR Z TYU! TAK CZY NIE? NA SAMYM DOLE, PORODKU! TAK CZY NIE? TAMTDY WYLATUJE Z NAS GWNO! TAK CZY NIE? NA TO W KADYM RAZIE LICZYMY! BEZ GWNA NIE MOGLI MYMY Y! POMYLCIE, ILE GWNA WYSRYWAMY W YCIU! SRAMY, A ZIEMIA TO NATYCHMIAST POCHANIA! ALE RZEKI I MORZA YKAJC NASZE GWNA PAWIUJ WASNYM YCIEM! JESTEMY NIECZYCI, NIECZYCI, NIECZYCI! NIENAWIDZ NAS WSZYSTKICH! ZA KADYM RAZEM, KIEDY WYCIERAM TYLEK, NIENAWIDZ NAS WSZYSTKICH! Przerwa, jakby dopiero zauway Pinchota. - Chcesz forsy, tak? Pinchot umiechn si. - Zaatwi ci twoj pieprzon fors, sukinsynu - obieca lenn Paul. - Dzikuj. Wanie opowiadaem obecnemu tu Chinaskiemu, e jeste geniuszem. - Stul pysk. Jean - Paul przenis wzrok na mnie. - O twoim pisarstwie mona tylko tyle powiedzie, e podnieca mieszkacw zakadw zamknitych. Czyli dokadnie ych, ktrzy potrzebuj podniety. S ich miliony. Jeli uda ci si zachowa dotychczasow gupot w czystej postaci, niewykluczone, e ktrego dnia doigrasz si telefonu z piekie. - Jean - Paul, odbieraem ju stamtd telefony. - Co? Naprawd? Od kogo? - Od byych dziewczyn. - ESZ JAK PIES! - wykrzykn i podj marsz wok stou, drapic si nadal. Po ostatnim okreniu rzuci si do sypialni, zatrzaskujc drzwi, i tylemy go widzieli. - Mj brat - wyjani Henri - Leon - jest dzisiaj w kiepskiej formie. Ma zmartwienie. Dolaem wszystkim dokoa. Pinchot nachyli si do mnie. - Siedz w tym apartamencie od Bg wie kiedy, chlej, r i nie pac za to ani grosza... - poinformowa szeptem. - Niemoliwe? - Rachunki paci Frances Ford Lopalla. Uwaa, e Jean - Paul jest geniuszem... - Mio i Geniusz to dwa najbardziej naduywane sowa w ludzkiej mowie zauwayem.

- Ju zaczynasz gupio gada - ostrzega Sara. - Ju ci idzie do gowy. Jean - Luc Modard wychyn z kta. Podszed do nas. - Dajcie tego pieprzonego wiska - zaordynowa. Nalaem z czubem. Jean - Luc upora si jednym haustem. Nalaem jeszcze raz. - Czytaem twoje dyrdymay - owiadczy. - Zachwycajco proste. Masz ubytki w mzgu, prawda? - Niewykluczone. W pidziesitym sidmym wykrwawiem si prawie na mier. Przez 2 dni leaem przed izb przyj pastwowego szpitala, zanim znalaz mnie jaki poczciwy, wirnity internista. Myl, e przy okazji utraty krwi utraciem jeszcze par innych rzeczy, i to nie tylko w ciele, ale przede wszystkim na umyle. - To jedna z jego ulubionych opowiastek wtrcia Sara, - Kocham go, ale nie macie pojcia, ile razy musiaam tego sucha. - Ja te ci kocham, Saro - odparem ale opowiadanie tych samych historii w kko dziwnym trafem przyblia je do tego czym miay by w zamyle. - Ju dobrze, Popsy, nie gniewaj si powiedziaa Sara. - Suchaj - odezwa si Jon - Luc - chciaem ci prosi o napisanie angielskich dialogw do mojego ostatniego filmu. Poza tym chciaem w nim wykorzysta scen z twojego opowiadania. Facetowi obcigaj pod biurkiem druta, a on dalej robi swoje, odbiera telefony jakby nigdy nic i takie tam duperele. Poszedby na to? - Poszedbym na to. Posunlimy krzesa i wzilimy si do picia. Jon - Luc rozgada si na dobre. Gada i gada, nie spuszczajc ze mnie oka. Z pocztku czuem si tym mile poechtany, potem nieco mniej. Jon - Luc gada bez wytchnienia. Przedstawia si nam jako mroczny Geniusz. Moe i by Geniuszem, kto go tam wie; nie bd si sprzecza. Niestety, przez ca szko karmiono mnie Geniuszami: Szekspir, Tostoj, Ibsen, G.B. Shaw, Czechow - banda przekltych nudziarzy. A to jeszcze nie koniec: Mark Twain, Hawthorne, siostry Bronte, Dreiser, Sinclair Lewis - jakby leg pod betonow pyt: chcesz si wyrwa i zmyka gdzie oczy ponios, a ta zgraja zidiociaych ojcw i matek usiuje zaprowadzi porzdki, od ktrych zmary przewrciby si w grobie. Jon - Luc gada i gada. Tyle tylko zapamitaem. I jeszcze moj poczciw Sar, mwic co jaki czas: - Hank, nie powiniene tyle pi. Zbastuj troch, jutro bdziesz nieywy. Tymczasem Jon - Luc gada jak najty.

Nie rozumiaem ju ani sowa z tego, co mwi, widziaem tylko poruszajce si wargi. Nie przeszkadza mi, po prostu - istnia. By nie ogolony. Na dodatek znajdowalimy si w jakim dziwnym hotelu w Beverly Hills, hotelu, w ktrym stpao si po pawiach. Zaczarowany wiat. Dobrze si w nim czuem. Nie przypomina adnego ze znanych mi wiatw. Niepojty, bezpieczny, doskonay. Wino kryo, a Jon - Luc nie ustawa. Z przykroci wyczepiem, co mi si od czasu do czasu zdarza. Bywa, e kiedy obcuj z istotami ludzkimi, bez wzgldu na to, czy s to dobrzy ludzie, czy obuzy, moje zmysy ulegaj przecieniu i wycza si. Nic nie mog na to poradzi. Jestem uprzejmy. Potakuj. Udaj, e rozumiem, bo nie chc robi przykroci rozmwcy. Ta wanie sabo przysparza mi najwicej kopotw. Kiedy usiuj by miy dla blinich, przypacam to starciem mojej duszy na papk. Niewane. Mzg si odcza. Studium. Reaguj. A oni s zbyt tpi, eby zauway, e mnie w ogle nie ma. Alkohole kryy, a Jon - Luc gada i gada. Jestem pewien, e powiedzia wiele zdumiewajcych rzeczy, ale ja po prostu patrzyem mu midzy brwi. Nastpnego ranka, okoo 11, kiedy leaem u siebie w ku, ktre dziel z Sar, zadzwoni telefon. - Halo? Dzwoni Pinchot. - Suchaj, musz ci co powiedzie. - Tak? - Modard NIGDY SI NIE ODZYWA, NIGDY DOTD PRZY NIKIM NIE MWI TYLE CO PRZY TOBIE! GADA PRZEZ ILE GODZIN BEZ PRZERWY! WSZYSCY BYLI ZASZOKOWANI! - Dobra tam... - ON SI NIGDY NIE ODZYWA, ROZUMIESZ? GADA DO CIEBIE PRZEZ ILE GODZIN! - Przepraszam, Jon, ale kiepsko si czuj, potrzebuj snu. - Rozumiem. Ale musz ci co jeszcze powiedzie. - Dawaj. - Chodzi o Jean - Paula Sanrah. - Tak? - Twierdzi, e powinienem pozna cierpienie, nie zaznaem dotd dosy cierpienia,

jeli jednak przybli si do cierpienia, zaatwi mi fors. - Fajnie. - Dziwny facet, no nie? Prawdziwy geniusz. - Tak - odpowiedziaem. - Te mi si tak wydaje. Odoyem suchawk. Sara spaa dalej. Przekrciem si na prawy bok, do okna, bo czasem chrapi i nie chc, eby to na ni leciao. Ledwie ogarny mnie kojce ciemnoci, ostatni spoczynek, jaki przysuguje nam przed mierci, kiedy licznotka, ulubiony kot Sary, zlaza ze specjalnej poduszki przy gowie swojej pani i przemaszerowaa mi po twarzy. Zahaczya pazurami o moje lewe ucho, zeskoczya na podog, przecia pokj, wskoczya na otwarte okno wychodzce na wschd. Cholerne soce, sunc po niebie, nie wzbudzao we mnie krztyny entuzjazmu. 7 Tego wieczora, siedzc przy maszynie, zrobiem sobie 2 drinki, wypiem 2 drinki, wypaliem 3 papierosy i wysuchaem Trzeciej Sonaty Brahmsa przez radio. Dopiero wtedy zorientowaem si, e czego mi brakuje, ebym si wzi do scenariusza. Wystukaem numer Pinchota. By w domu. - Halo? - Jon, tu mwi Hank. - Hank, jak si masz? - Dobrze. Suchaj, wezm t dych. - Przecie mwie, e wzicie tych pienidzy z gry moe upoledzi twj proces twrczy. - Zmieniem zdanie. Poza tym proces twrczy jeszcze nie nastpi.. - Co chcesz przez to powiedzie? - To, e mam pomys w gowie, ale ani sowa na papierze. - Co to za pomys? - Historyjka o pijaku. Przez okrg dob nie schodzi ze stoka przy barze. - Mylisz, e to si ludziom spodoba? - Suchaj, Jon, gdybym si przejmowa tym, co si ludziom podoba, sowa bym w yciu nie napisa. - Rozumiem. Wpa do ciebie z czekiem? - Wystarczy, jak go przelesz poczt jeszcze dzi. Dzikuj. - Ja te dzikuj - powiedzia Jon. Z powrotem siadem do maszyny. Szo mi jak z

patka. Zaczem pisa: AOSNY PIJACZYNA WNTRZE/PLENER BAR DANDY'EGO - ZA DNIA KAMERA NAJEDA Z GRY na wejcie do baru; POWOLNY DOJAZD DO WNTRZA BARU. MODY MCZYZNA na stoku przy barze, wyglda, jakby tkwi tam od pocztku wiata. Podnosi kieliszek... Wcignem si. Najwaniejsza jest pierwsza linijka, reszta robi si sama. Nagle okazao si, e mam gotow cao, brukowao tylko pewnego drobiazgu, eby j wycign na wiato dzienne. Widziaem bar jak na doni. Nie byo miejsca, w ktrym nie zalatywaoby kiblem. Kolejne drinki stanowiy jedyne antidotum na ten zapach. eby pj do kibla, trzeba byo strzeli ze 4 albo 5 pod rzd. Jak ywa stana mi w pamici klientela baru. Twarze, sylwetki, gosy. Znw byem z nimi. Widziaem beczkowane piwo w wysmukych szklankach rozszerzajcych si ku grze, pianka posykujc ypie biaymi bbelkami. Piwo byo zielone. Po pierwszym yku, gdzie w okolicach czwartej szklanki, nastpowa wdech, zatrzymanie powietrza, a nastpnie - odlot. Barman z przedpoudniowej zmiany by rwnym gociem. Dialog powstawa sam, bez mojego udziau. Stukaem w klawisze bez wytchnienia... Nagle zadzwoni telefon. Zamiejscowa. Dzwoni mj niemiecki tumacz i agent, Karl Vossner. Karl uwielbia mwi tak, jak wedug niego mwi wyluzowani Amerykanie. - Sie masz, byku. Co u ciebie? - W porzdku, Karl. Dalej lubisz majstrowa przy sprzgle? - No. Cay sufit mi si uszczy od zeschej spermy. - Grzeczny chopczyk. - Dziki, stary. Wziem po tobie co najlepsze. Ale, ale, mam dla ciebie dobr wiadomo. Jeste ciekaw, byku jeden? - Jak najbardziej, stary. - No wic oprcz tego, e odgwizdaem ca Dixi przez dziur w zadku, udao mi si jeszcze przetumaczy 3 z twoich ksiek: poezje Wszy zagady, opowiadanie Stek

marze i powie Podpalacz na Gwnym. - Zasuye na moje lewe jajco, Karl. - O.K., moesz je nada lotnicz. Ale, stary, mam jeszcze co dla ciebie. - Bagam, powiedz... - Mielimy w zeszym tygodniu targi ksiki. Spotkaem 6 najwikszych niemieckich wydawcw. Cholernie si napalili. Wyobra sobie, chc ci wzi caego! - Caego? - Utwory zebrane, kapujesz? - Kapuj, stary. - cignem ich wszystkich do pokoju hotelowego, rzuciem na st piwo, wino, ser, orzeszki. Powiedziaem, e otwieram przetarg na promocj 3 twoich ksiek. Parsknli miechem i wzili si do picia. Wiedziaem, e mam skubacw w garci. Te ksiki to bd przeboje sezonu i oni zdaj sobie z tego spraw. Opowiedziaem par wicw, eby ich rozluni, i zaczem przetarg. Reasumujc, sprawy si macaj tak, e Krumph zaoferowa najwysz sum. Wziem sukinsyna za kark i kazaem mu podpisa umow, po czym wszyscy golnlimy po jednym. Ca band dalimy tgo w bani. Przodowa Krumph. Dobra nasza! Wliznlimy si bez wazeliny. - Cwaniura z ciebie, Karl. Jaka bdzie moja dola? - 35 patoli jak nic, brachu. Przekabluj ci fors najpniej za tydzie. - Chopie, niezy numer wykrcie! - Lepsze to ni rn szko, stary wuju. - Nie ma dwch zda. Ej, Karl, a to syszae? Jaka jest rnica midzy kurz dup a dup krlicz? - Nie mam pojcia? - Spytaj maego Wacka. - Kapuj! Ale w dech! Tym akcentem zakoczylimy rozmow. W cigu godziny staem si bogatszy o 45 tysicy dolarw. 30 lat godu i zapoznania wydao wreszcie owoc. Wrciem do maszyny, nalaem hojn rk, chlapnem i nalaem jeszcze raz. Zmacaem 3/4 zwietrzaego cygara, Zapaliem. Radio dawao Pit Szostakowicza. Uderzyem w klawisz. Barman, niejaki Luke, przechyla si przez lad, zwracajc si do modego czowieka.

LUKE Ty. suchaj, siedzisz tutaj dniem i noc. Nic nie robisz, tylko opiesz na okrgo. MODY CZOWIEK No. LUKE Nie chciabym ci w aden sposb urazi, rozumiesz, ale mam wraenie, e w ten sposb daleko nie zajdziesz. MODY CZOWIEK Dobra, Luke, o mnie si nie martw. Zajmij si lepiej gomi. LUKE Nie ma sprawy, chopcze. Powiedz jednak, czy nie wydaje ci si, ze zostae stworzony do czego innego? MODY CZOWIEK Ej, Luke, a ten syszae? Jaka jest rnica midzy kurz dup a dup krlicz? LUKE Nie mam zamiaru wysuchiwa jakich wicw. Odpowiedz: czy czujesz, e zostae stworzony do czego lepszego? MODY CZOWIEK No dobra, kurcz... Musiaem by w jakiej 6. klasie. Nauczyciel kaza nam opisa przeycie, ktre nas najbardziej poruszyo, ale nie chodzio mu o nasz przeprowadzk do Denver. LUKE Taa... MODY CZOWIEK No wic napisaem o tej abce, ktr znalazem w ogrodzie. Jedn apk uwiza w drucianym ogrodzeniu. Nie moga si wyswobodzi. Wypltaem jej nk z siatki, ale ona dalej si nie poruszaa. LUKE (ziewajc) Taa...? MODY CZOWIEK Wziem j na kolana i zaczem do niej mwi. Powiedziaem jej, ze te jestem w potrzasku. Moje ycie te ugrzzo w martwym punkcie. Mwiem do niej bardzo dugo. W kocu zeskoczya mi z kolan, skaczc przecia trawnik i znikna w zarolach, a ja po

raz pierwszy w yciu poczuem, e kogo utraciem. LUKE Taa...? MODY CZOWIEK Nauczyciel przeczyta wypracowanie caej klasie. Wszyscy si pobeczeli. LUKE Taa...? I co? MODY CZOWIEK I nic, przyszo mi do gowy, e mgbym kiedy zosta pisarzem. LUKE (przechylajc si przez lad) Chopcze, chyba ci odbio. Uznaem, e mam ju do scenariusza jak na ten wieczr. Nie wstajc od maszyny, zaczem sucha muzyki w radio. Nie pamitam, ebym si kad. Ale rano obudziem si w ku. 8 Vin Marbad zjawi si za gorcym porczeniem Michaela Huntingtona, mojego oficjalnego fotografa. Michael pstryka mnie na okrgo, ale jak dotd nie byo specjalnego popytu na jego dziea. Marbad by konsultantem do spraw podatkowych. May, niady czowieczek, ktrego wieczoru wyrs w progu z walizeczk w rku. Ju od paru godzin popijaem w spokoju, ogldajc z Sar film na moim starym czarno - biaym telewizorze. Zastuka godnie i stanowczo. Wpuciem go, przedstawiem Sarze i nalaem mu wina. - Dzikuj. - Upi odrobink. - Zdaje pan sobie spraw, e w Ameryce, jeli nie wyda pan pienidzy, to je panu zabior? - Naprawd? Co wobec tego powinienem pana zdaniem zrobi? - Zadatkowa nowy dom. - H? - Wpaty na hipotek s wolne od opodatkowania. - Rozumiem. Co jeszcze? - Kupi samochd. Wolny od opodatkowania. - Cakowicie? - Nie, czciowo. Niech mi pan pozwoli si tym zaj. Musimy po prostu

skonstruowa system parawanw, ktre osoni pana przed prawem podatkowym. Prosz na to spojrze... Vin Marbad otworzy walizeczk i wyj plik papierw. Z papierami w rku wsta i podszed do mnie. - Nieruchomoci. O tu, widzi pan, kupiem kawaek gruntu w Oregonie. Odpisany od podatku. Cigle jeszcze jest par akrw to wzicia od rki. Spodziewamy si rocznej zwyki wartoci gruntu o 23%. Inaczej mwic, za cztery lata paskie pienidze podwoj swoj warto. - Nie, nie, bagam, niech pan siada z powrotem. - Ale dlaczego? - Nie chc kupowa czego, czego nie widziaem na oczy, nie chc kupowa czego, czego nie mog pomaca wasnymi palcami. - Daje pan do zrozumienia, e mi pan nie ufa. - Widz pana pierwszy raz w yciu. - Mam rekomendacje z caego wiata! - Zawsze kieruj si intuicj. Vin Marbad odwrci si na picie i pomaszerowa do kanapy po swj paszcz; popiesznie ubra si i z walizeczk w rku ruszy do drzwi, nacisn klamk, wyszed, zamkn drzwi za sob. - Obrazie go - powiedziaa Sara. - On po prostu przyszed ci pokaza, jak mgby zaoszczdzi troch pienidzy. - Mam dwie zasady. Pierwsza: nigdy nie ufaj mczynie, ktry pali fajk. Druga: nigdy nie ufaj mczynie w wyglansowanych pbutach. - Przecie nie pali fajki... - Tak, ale wyglda na palacza. - Obrazie go... - Nie martw si, zaraz wrci... Drzwi si otwary i Vin Marbad wpad do salonu. Podbieg z powrotem do kanapy, ponownie zrzuci paszcz i postawi walizeczk przy nodze. Spojrza na mnie. - Michael mwi, e pan gra na wycigach. - No, owszem... - Po przyjedzie z Indii zaczynaem jako dozorca w Hollywood Park. Widzia pan mioty, jakich tam uywaj do zmiatania niewanych kuponw? - Owszem.

- No wic to jest mj wynalazek. Dawniej uywano miote normalnej szerokoci, dopiero ja zaprojektowaem nowy model. Zaniosem go do Zarzdu Wycigw. Mj patent zosta wdroony, a ja awansowaem na pracownika Zarzdu. Odtd bez przerwy awansuj. Nalaem mu kolejny kieliszek. Upi yczek. - Niech mi pan powie, czy pije pan przy pracy? - Tak, cakiem sporo. - Alkohol jest elementem paskiej inspiracji. Zaatwimy odpisanie go od podatku. - Potrafi pan co takiego? - Oczywicie. Musi pan wiedzie, e to wanie ja wprowadziem precedens odpisywania od podatku benzyny. Pierwszy wpadem na ten pomys. - O, kurwa - powiedziaem z uznaniem. - Bardzo interesujce - stwierdzia Sara. - Zrobi tak, e nie bdzie pan paci adnego podatku i wszystko bdzie w stu procentach legalne. - Brzmi zachcajco. - Michael Huntington nie paci adnych podatkw. Moe si pan go spyta. - Wierz panu. Zrbmy to samo. - Dobrze, ale musi mnie pan posucha. Najpierw wpaci pan pierwsz rat za dom, potem za samochd. Zrbmy dobry pocztek. Niech pan kupi porzdny samochd. Niech pan kupi nowe BMW. - Zgoda. - Na czym pan pisze? Na maszynie rcznej? - Tak. - Niech pan kupi elektryczn. Odpiszemy j od podatku. - Nie wiem, czy bd umia pisa na elektrycznej. - Nauczy si pan w cigu paru dni. - To znaczy nie jestem pewien, czy bd w stanie tworzy przy maszynie elektrycznej. - Chce pan powiedzie, e boi si pan nowoci? - Boi si zmiany - wyjania za mnie Sara. - Kiedy, na przykad, pisao si gsimi pirami. Gdyby y w dawnych czasach, na pewno trzymaby si gsiego pira i dawa odpr wszelkim nowinkom. - Cholernie boj si zaprzeda dusz. - Zmienia pan przecie marki alkoholi, prawda? - spyta Vin.

- Nno, tak... - A widzi pan... Vin unis kieliszek i osuszy go do dna. Nalaem wszystkim wina. - Teraz musimy nada panu status korporacji, eby przysugiway panu ulgi podatkowe. - Brzmi koszmarnie. - Uprzedziem pana, e musi pan mnie sucha, jeeli nie chce pan paci podatkw. - Zaley mi wycznie na pisaniu, ani myl ubiera si w co takiego. - Musi pan tylko powoa zarzd, sekretarza, skarbnika i tak dalej. Nic trudnego. - To brzmi przeraajco. Prawd mwic, to brzmi cakiem do dupy. Moe w sumie wyjd lepiej pacc podatki. Nie mam ochoty, eby mi kto stale zawraca gow. Nie mam ochoty, eby poborca podatkowy nachodzi mnie w rodku nocy. Chtnie nawet dopac, byle tylko zostawili mnie w spokoju. - Bez sensu - zaprotestowa Vin. - Podatkw w ogle nie powinno si paci. - Czemu by nie mia da Vinowi szansy? On po prostu stara ci si pomc powiedziaa Sara. - Niech pan posucha. Przel panu statut korporacji. Przeczyta pan sobie, a potem zoy podpis. Zobaczy pan, e to nic strasznego. - Kiedy, rozumie pan, to wszystko jest mi nie po drodze. Pracuj teraz nad scenariuszem i musz mie wity spokj. - Ach tak, scenariuszem. O czym ma by ten scenariusz? - O pijaku. - Rozumiem, o panu. - No, jest jeszcze paru. - Udao mi si go namwi, eby pi wino - wtrcia Sara. - Kiedy go poznaam, robi bokami. Whisky, piwo, wdka, din... - Od kilku lat jestem konsultantem Darby'ego Evansa. Scenarzysta, musia pan o nim sysze. - Nie chodz do kina. - Napisa Zajczek kica do nieba, Wafle z Lulu, Panik w zoo. Szeciocyfrowe konto jak nic. Evans te jest korporacj. Milczaem. - Nie paci centa podatku. Najlegalniej w wiecie...

- Daj Vinowi szans upieraa si Sara. Podniosem kieliszek. - Kurdebele, niech wam bdzie. No to, abymy! Zdrwko podchwyci Vin. Osuszyem kieliszek, wstaem i przyniosem now butelk. Od korkowaem

i nalaem nam wszystkim. Po chwili zastanowienia cay pomys spodoba mi si; poczuem si niezwykle cwany. Po co dokada si do bomb, ktre okaleczaj bezbronne dzieci? Lepiej jedzi BMW. Mie z okna widok na przysta. Gosowa na Republikanw. Potem jednak inna myl przysza mi do gowy: Czy to moliwe, ebym mia zosta tym wszystkim, czego zawsze nienawidziem? I zaraz pojawia si odpowied: Przecie to i tak nie s adne pienidze. Czemu bym nie mia sprbowa dla zgrywy? Pilimy dalej z okazji czego tam. 9 Tak wic miaem ponad 65 lat i rozgldaem si za pierwszym domem w yciu. Pamitaem jeszcze, jak mj ojciec prawie cae ycie odkada na hipotek, eby wreszcie kupi dom. - Spac za ycia jeden dom - mawia. - Jak umr, dom przejdzie na ciebie. Ty te spacisz jeden dom, ktry po twojej mierci przejdzie na twojego syna. To by ju byy dwa domy. Twj syn z kolei... Ten tryb postpowania przeraa mnie swoj powolnoci: dom za domem, mier za mierci. Dziesi pokole, dziesi domw. A potem wystarczy jedna osoba, eby przeputa wszystkie domy czy podpali jedn zapak i rzuci si do ucieczki ulicami miasta, dla niepoznaki unoszc wasne jaja w koszu z owocami. Tak wic rozgldaem si za domem, na ktry w gruncie rzeczy nie miaem ochoty, i pisaem scenariusz, ktrego wcale nie chciao mi si pisa. Rzeczywisto zacza wymyka mi si z rk, widziaem, co si dzieje, ale nie byem w stanie temu przeciwdziaa. Zaczlimy od biura nieruchomoci w Santa Monica. Firma nosia nazw Osadnictwo XXII wieku. Szczyt nowoczesnoci. Wysiedlimy z auta z Sar i weszlimy do rodka. Za biurkiem siedzia mody facet, krawat, adna koszula w prek, czerwone szelki. Na luzie. Przerzuca papiery na biurku. Przerwa robot i popatrzy na nas. - Czym mog suy?

- Chcemy kupi dom - powiedziaem. Odwrci gow w bok i zapatrzy si w dal. Mina minuta. Dwie. - Chodmy - powiedziaem do Sary. Wrcilimy do auta. Ruszyem. - O co mu poszo? - spytaa Sara. - Nie mia ochoty si z nami zadawa. Oszacowa nasz warto i uzna za niegodnych swojego czasu. - Kiedy to nieprawda. - By moe, ale poczuem si, jakbym mia parchy. Jechaem przed siebie, nie bardzo wiedzc, dokd jad. Jako mnie to zabolao. Jasne, e miaem kaca i byem nie ogolony i, jak zawsze, moje ubranie nieco dziwnie na mnie leao, a lata ubstwa te zrobiy swoje. Ale moim zdaniem osdzanie czowieka na podstawie wygldu jest niemdre. Sam wol raczej kierowa si czyj mow i zachowaniem. - Cholera ich wie - rozemiaem si. - Moe nikt nam nie zechce sprzeda domu. - To by jaki kretyn - zawyrokowaa Sara. Osadnictwo XXII wieku to jedna z najpowaniejszych sieci obrotu nieruchomociami w tym stanie. - To by jaki kretyn - powtrzya Sara. Nadal jednak czuem si upokorzony. Kto wie, moe faktycznie byem jakim wirem. W zasadzie umiaem tylko pisa na maszynie - i to nie zawsze. Droga prowadzia teraz wrd wzgrz. - Gdzie jestemy? - spytaem. - W kanionie Topanga - odpowiedziaa Sara. - Wyglda dosy rozpaczliwie. - Okolica jest w porzdku, gdyby nie powodzie, poary i nowa generacja rozczarowanych hippisw. Dostrzegem szyld. PRZYSTA MAPOLUDW okazaa si barem. Zatrzymaem samochd. Wysiedlimy. Przed barem stao peno motocykli. Mwio si na nie wieprze. Weszlimy do rodka. Bar trzeszcza w szwach. Kolesie w skrach, Kolesie w brudnych chustach. Niektrzy mieli na twarzy parchy. Inni brody, z ktrymi co byo nie tak. Wikszo miaa okrge, bladoniebieskie, apatyczne oczy. Cisi i spokojni, wygldali, jakby siedzieli tak ju ktry tydzie z rzdu. Znalelimy dwa wolne stoki.

- Dwa piwa - zaordynowaem. - Wszystko jedno jakie, byle w butelce. Barman odpyn. Po chwili wyroso przed nami piwo. Chlapnlimy. Nad kontuar wychyna jaka twarz i zacza si nam przyglda. Okrga i nalana, nosia znamiona imbecylizmu. Naleaa do modego mczyzny o brudnorudych wosach i brodzie oraz zupenie siwych brwiach. Dolna warga obwisa, jakby dwigaa niewidzialny ciar. Wywinita na zewntrz, poyskiwaa wilgoci. - Chinaski - przemwi mody grubas - niech mnie diabli, jak to nie jest CHINASKI. Skinem niedbale doni i zapatrzyem si w dal. - Jeden z moich czytelnikw - wyjaniem Sarze. - No, no. - Chinaski - dobieg mnie gos z prawej strony. - Chinaski - powtrzy inny gos. Przede mn wyrosa whisky. Uniosem szklaneczk. - Dzikuj, panowie. - Obaliem do dna. - Miarkuj si - zaniepokoia si Sara. - Wiesz, jak z tob bywa. Nigdy si std nie wydostaniemy. Barman przynis kolejn whisky. By to may facecik z twarz usian czerwonymi krostami. Wyglda bardziej apatycznie ni reszta. Sta i gapi si na mnie. - Chinaski - odezwa si - jeste najwikszym pisarzem na wiecie. - Tak sdzisz? - Uniosem szklaneczk whisky i podaem Sarze, ktra obalia zawarto. Zakrztusia si lekko. Odstawia szklank. - Pij tylko dlatego, eby ci odciy. Za nami powoli zaczyna gromadzi si may tumek. - Chinaski... Chinaski... Ale jaja... Czytaem wszystkie twoje ksiki. WSZYSTKIE TWOJE KSIKI!... Mgbym ci da kupa w dup... Te, Chinaski, staje ci jeszcze od wita?... Chinaski, Chinaski, chciaby posucha mojego wiersza? Zapaciem barmanowi, odepchnlimy stoki i ruszylimy w stron drzwi. Znowu uderzyy mnie ich skrzane kurtki i twarze bez wyrazu. Twarze wyprane z radoci i inicjatywy. Tym biedakom straszliwie czego brakowao. Co we mnie drgno i przez krtk chwil miaem ochot obj ich wszystkich, przytuli i pocieszy jak jaki Dostojewski, ale zdawaem sobie spraw, e i dla mnie, i dla nich skoczyoby si to tylko miesznoci i upokorzeniem. wiat nie wiedzie kiedy zabrn za daleko i odruchy

dobroci nie mogy by ju tak proste jak dawniej. Musielibymy nad tym znowu popracowa. Tum ruszy za nami przed bar. - Chinaski, Chinaski... Skd wzie tak pikn kobitk? Nie zasuye na ni, chopie!... Chinaski, nie wygupiaj si, zosta, napij si z nami! Zachowuj si jak czowiek! Zachowuj si jak w swoich ksikach! Nie bd chujem! Pewnie, e mieli racj. Wsiedlimy do auta, zapaliem i powoli tuszyem przez rozstpujcy si niechtnie tum. Niektrzy sali causy, inni wysuwali rodkowy palec do gry, par pici walno w szyby wozu. Wydostalimy si na szos i ruszylimy dalej. - Wic to s twoi czytelnicy? - upewnia si Sara. - Oglnie rzecz biorc, tak. - Czy ludzie inteligentni nie czytuj twoich ksiek? - Mam nadziej, e nie. Jechalimy dalej w milczeniu. - O czym mylisz? - spytaa w kocu Sara. - O Dennisie Bodym. - O Dennisie Bodym? A kt to taki? - W podstawwce by moim przyjacielem. Ciekawe, co si z nim stao. 10 Jechaem dalej, a mj wzrok pad na tabliczk: Biuro nieruchomoci Tcza. Zaparkowaem przed frontem. Nie brukowany parking roi si od dziur i dow. Wybraem najgadszy kawaek i ustawiem samochd. Wysiedlimy i poszlimy do biura. W otwartych drzwiach przykucna tusta biaa kura. Potrciem j wchodzc. Kura uniosa si, wydzielia, z siebie nieco materii, wlaza do biura, znalaza sobie miejsce w kcie i znowu przycupna. Za biurkiem siedziaa chuda kobieta po czterdziestce, miaa proste wosy o barwie szlamu, ktre wieczy czerwony papierowy kwiat. Pia piwo i palia pall maila. - Siemanko! - pozdrowia nas. - Szukata czego na tym zadupiu? - Mona by to tak uj - potwierdziem. - No to ujmujcie! Ha, ha, ha! Chlapna piwko i podaa mi wizytwk. BIURO NIERUCHOMOCI

TCZA Szepnijcie, czego wam trzeba a ja przychyl wam nieba. Lila Gant, do usug. Wstaa. - Jedcie za mn.. Nie zamykaa biura.. Wsiada do swojego samochodu. Comet '62, poznaem., bo sam kiedy miaem cometa '62. Prawd mwic, ten tutaj wyglda dokadnie jak tamten, ktrego sprzedaem na zom. Ruszylimy za ni krt, wiejsk, zakurzon drog. Jechalimy przez par minut. Zauwayem, e na skrzyowaniach nie ma wiate, a po obu stronach drogi cign si gbokie wwozy. Zanotowaem w pamici, e jazda noc po paru gbszych moe by ryzykowna. Stanlimy przed nie malowanym drewnianym domem. To znaczy kiedy, dawno temu, musia by pomalowany na biao, ale wiatr i deszcz zuszczyy nieomal doszcztnie farb, ktra nabraa barwy kurzej kupy. Dom zapada si troch od frontu i z lewej strony - naszej lewej. Wysiedlimy. Dom by wielki, zaciszny i swojski. A wszystko przez to, pomylaem, e wziem zaliczk na napisanie scenariusza i najem konsultanta do spraw podatkowych. Weszlimy na ganek. Deski, jak mona byo przewidzie, ugiy si pod nogami. Wayem koo setki, niestety gwnie tuszczu. Pomyle, e kiedy nosiem 65 kilo zawieszone na stelau u wysokoci metra osiemdziesiciu: stare, dobre, chude lata, kiedy pisywaem porzdne kawaki. Lila walna w drzwi frontowe. - Darlene, soneczko? Jeste w przyzwoitym stroju? Zarzu co na dupci, bo zamierzamy wej. Pastwo przybyli zwiedzi twj paac. Ha, ha, ha! Pchna drzwi i weszlimy. W rodku byo ciemno i pachniao, jakby kto przypali indyka w piekarniku. Pod sufitem unosio si co, jakby skrzydlate cienie, arwka wisiaa na kawaku kabla. Izolacja odpada, odsaniajc goy drut. Poczuem chodny powiew na karku. Powiew grozy, przemkno mi przez myl. To nie moe by drogi dom, pomylaem, eby si otrzsn. Z ciemnoci wyonia si Darlene. Wielkie uszminkowane usta. Wosy sterczce na

wszystkie strony. Oczy tryskajce dobroci, ktra miaa zatuszowa lata beznadziei. Darlene bya tusta. Miaa na sobie niebieskie dinsy, wygniecion bluzk w kwiaty i kolczyki podobne do gaek ocznych. Dwie bkitne renice kolebay si lekko w jej uszach. W rku trzymaa jointa. Rzucia si w nasz stron. - Lila, stara zdziro! Co sychowa? Lila wzia jointa z rki Darlene, zacigna si, oddaa jej z powrotem. - Jak si miewa ta, dupa woowa, twj braciszek Willy? - Wanie wyldowa w okrgowym kiciu. Sra w gacie, e mu si dorw do tyka. - Naprawd tak uwaasz? - Naprawd. - Mam nadziej, e si nie mylisz. Zostalimy sobie przedstawieni. Zapada cisza. Sterczelimy bezmylnie, jakbymy w ogle nie mieli nic do roboty. Nawet mi si to spodobao. W porzdku, pomylaem, bd sta tak dugo jak wszyscy. Skoncentrowaem si na poskrcanym drucie w kablu od arwki. Do pokoju wkroczy powoli wysoki, szczupy mczyzna. Zblia si do nas na sztywnych nogach, krok za krokiem. Najpierw stawia jedn nog, potem z namaszczeniem dostawia drug. Przypomina lepca bez laski. Jego twarz tona w zwojach brody, a gste wosy byy skotunione i poskrcane. Przy tym wszystkim mia pikne ciemnozielone oczy. Oczy jak szmaragdy. Mia w sobie co, skubany. Na domiar zego umiecha si szeroko. Przystan i w dalszym cigu umiecha si i umiecha. - Mj m - przedstawia go Darlene. - Podwjny Kwartet. Kiwn gow. Odkiwnlimy z Sar. Lila nachylia si do mnie. - Kiedy oboje robili w filmie - szepna. Sar to wszystko zaczo nuy. - Chodmy moe obejrze dom. - Jasne, zotko. Bierzcie, dupy w troki i chodcie za mn. Poszlimy z Lil do drugiego pokoju. Odwrciem si. Podwjny Kwartet bra jointa z rki Darlene. Zacign si. Rany boskie, mia naprawd fantastyczne oczy. Oczy faktycznie s. zwierciadem duszy. Niestety, ten szeroki umiech niweczy cay efekt. Najwidoczniej bylimy w jadalni albo w salonie. Do jednej ze cian przybito gwodziami puste ko wodne, na ktrym kto nabazgra czerwon farb:

PAJK PIEWA W SAMOTNOCI. - Spjrzcie na to - zadaa Lila. - Spjrzcie na to podwrko. adny kawa gruntu. Wyjrzelimy przez okno. Podwrko wygldao jak droga, tylko jeszcze gorzej: wielkie wyrwy, zway ziemi i kamieni. Pord tego wszystkiego stercza dumnie samotny i opuszczony kibel bez drzwi. - adne - przyznaem. - I dosy niecodzienne. - Ci tutaj to ARTYCI - poinformowaa mnie nasza poredniczka. Odsunlimy si od okna. Dotknem zasony. W rku zosta mi kawaek materiau. - Oni tutaj maj gbi wewntrzn - wyjania Lila. - Nie zawracaj: sobie gowy proz ycia. Weszlimy na pitro. Schody, o dziwo, byy cakiem solidne. Byy to dobre, porzdne schody i humor nam si troch poprawi. Jedynym sprztem w sypialni okazao si ko wodne, tym luzem napenione wod. Stao samotne i zapomniane w najdalszym kcie. Z boku miao wielkie osobliwe wybrzuszenie. Zdawao si, e ko lada chwila eksploduje. Podoga w wyoonej kafelkami azience bya tak dawno nie myta, e kafelki prawie cakiem pokrya brudna ma z odciskami stp. Muszl klozetow oblepia brzowy stuletni strup, ktrego nikt nigdy nie prbowa nawet tkn. Strup na strupie strupem poganiany. Takiej muszli nie spotkaem jak yj w adnej knajpie ani w adnej melinie. Rzyga mi si zachciao na wspomnienie tamtych sraczy i na myl o kiblu, przy ktrym teraz staem. Zebraem si do kupy, odetchnem gboko, zabroniem sobie myle o ktrymkolwiek z tamtych sraczy i wrciem do azienki. - Przepraszam - powiedziaem. Lila domylia si wszystkiego. - W porzdku, przyjacielu. Nie miaem odwagi zajrze do wanny, ale zauwayem, e wyej na cianie kto nabazgra farbami w rnych kolorach: JELI TIM LEARY NIE JEST BOGIEM BG NIE YJE.

MJ OJCIEC ZGIN W BRYGADZIE ABRAHAMA LINCOLNA A DIABE MA CIP. CHARLES LINDBERG BY PEDZIEM. Tu i wdzie widniao jeszcze kilka niezrozumiaych, zamazanych lub nieczytelnych napisw. - Rozejrzyjcie si jeszcze, eby sobie wyrobi wasne zdanie. Kupno domu to niezy wstrzs mzgu. Nie zamierzam was pogania. I Lila wysza. Usyszelimy, jak schodzi na d. Wyszlimy z Sar na korytarz. Na postrzpionym sznurze wisia stary zardzewiay dzbanek do kawy. - O rany - powiedziaa nagle Sara. - O rany! - Co si stao? - Widziaam ju zdjcia tego domu. Przypomniaam sobie wreszcie! Cay czas mi si wydawao, e skd znam ten dom! - Tak? Co to za dom? - Jeden z domw, w ktrych Charles Manson kogo zamordowa! - Jeste pewna? - Tak, tak! - Chodmy std... Zeszlimy po schodach. Na dole czekali na nas Lila, Darlene i Podwjny Kwartet. - I jak si wam podoba? - spytaa Lila. - Mam twoj wizytwk z telefonem - powiedziaem. - W razie czego bdziemy si kontaktowa. - Jeeli jestecie artystami, spucimy troch cen - zaproponowaa Darlene. - Lubimy artystw. Jestecie artystami? - Nie - zaprzeczyem. - W kadym razie ja nie. - Mog wam jeszcze pokaza par miejsc - ofiarowaa si Lila. - Dzikujemy - powiedziaa Sara. - Jak na dzisiaj, widzielimy ju dosy. Musimy odpocz. Idc do drzwi, musielimy si przecisn midzy stojcymi. Przez cay ten czas

Podwjny Kwartet nie robi nic, tylko umiecha si i umiecha. 11 W domu czekay na mnie dwie koperty. Kiedy Sara posza po butelk, rozdarem jedn. W rodku znajdowa si rkopis z doczon notatk: Chinaski! Sram na ciebie! Kiedy bye wielkim pisarzem! Teraz pieprzysz! Skoczye si! Moja babcia gldzi ciekawiej od ciebie! Za dugo zagldae do wasnej dupy! Posaem mj rkopis twojemu wydawcy. Odesa mi go z listem: Dzikujemy, e si pan do nas zwrci, ale jestemy przecieni. Ja mu jeszcze przeci dup, zamasowi! Niech si udawi wasnym gwnem! Wielcy poeci jak wiat wiatem byli zapoznani! wiat boi si wielkich poetw! Kiedy bye wielkim poet, teraz daoby si tob najwyej opatrzy wrzoda! Obcigasz wasnego ptaszka pod nieboskonem rzygowin! Sprzedae rzenikowi wasne jaja! Zabie dziecko wasnej mioci! Ty mapi wypierdku! Na wieki wiekw! Zaczam moje najnowsze utwory... Podpis koczy si zamaszyst lini w prawo, ktra zakrcaa nad ostatni liter nazwiska i okalaa cao, tworzc co, co wygldao jak rysunek twarzy. Koperta pkaa d wierszy, z ktrych ani jeden nie by przepisany na maszynie. Wszystkie zostay nabazgrane niebieskim atramentem na tym, niebiesko ykowanym papierze. Sara przyniosa wino i korkocig, otwara butelk i nalaa wina do dwch kieliszkw. - Charles Manson - powiedziaa. - Nic dziwnego, e chcieli tanio wynaj. - Dobrze, e zapamitaa to zdjcie. Sara rozoya Herald Examinera, a ja zabraem si za pierwszy wiersz: POETA morduj poet pal poet ignoruj poet nienawidz poety ale ksiyc zna poet prostytutki znaj

cierpienia poety daj mu za darmo z naboestwem li mu futro na jajach poeta nie umiera nawet w godzinie mierci nie wychodzi z ksiyca podajc wszechwiatowi swj palec! POETA SI BAWI cmoktam jej malinowe cycki cmoktam woski wok jej dupy wylizuj waniliowy orgazm o wicie ona cmokta palce u moich stp kicham przez kich ona mieje si zasypiamy. Nie miaem ochoty zapoznawa si z reszt utworw. Wiedziaem, e wszystkie bez wyjtku bd traktowa o POECIE. Sara podniosa wzrok znad Examinera. - Znowu kto ci przysa wiersze do oceny?

- Tak, 3, 4 razy w miesicu dostaj tak przesyk. - Po co? Nie jeste przecie wydawc. - Kochaj mnie i nienawidz. - Jakie s te wiersze? - Gorsze, ni mu si wydaje, ale to chyba przypado kadego z nas. - Dostajesz czasem wiersze od kobiet, prawda? - No. Niektre doczaj rozebrane zdjcia. Z propozycjami. Wyobraaj sobie, e pomog im znale wydawc. Albo maj nadziej, e skrel par sw na okadk jakiej niskonakadowej ksiczyny. - Bezwstydne pizdy! - wite sowa! Trcilimy si kieliszkami i wypilimy do dna. Dolaem do pena. Druga koperta bya od Vina Marbada. Zajrzaem do rodka: STATUT KORPORACJI... Zaczem czyta. Cao napisana bya prawniczym argonem, ktry z trudem udao mi si przeoy na zwyk angielszczyzn. Natychmiast odkryem ustp, ktry zupenie nie przypad mi do gustu. W przypadku orzeczenia przez psychiatr sdowego niepoczytalnoci Prezesa Korporacji, pozostali czonkowie Korporacji mog wikszoci gosw uchwali rwny podzia majtku Korporacji pomidzy jej czonkw. Wziem piro do rki i przekreliem cay ustp grubymi ciemnymi krechami. Dolaem sobie, uprzednio oprniwszy kieliszek, i czytaem dalej: W przypadku uznania Prezesa ww. Korporacji za niezdolnego do penienia obowizkw z powodu zaywania narkotykw bd spoywania napojw wyskokowych, bd te uznania jego aktywnoci seksualnej za nadmiern i sprzeczn z interesem publicznym i interesem Korporacji, ww. czonkom przysuguje prawo przesunicia Prezesa ww. Korporacji na nisze stanowisko i rozdzielenia aktyww Korporacji pomidzy pozostaych czonkw.

Wziem piro do rki i zdecydowanie wykreliem ten ustp. Wrciem do lektury: Jeeli wiek Prezesa Korporacji zostanie uznany za zbyt podeszy... Skreliem ustp. W przypadku naogowego oddawania si grom hazardowym przez Prezesa Korporacji... Krecha. Prezes Korporacji jest uprawniony do gosowania na takich samych zasadach, jak pozostali czonkowie Korporacji. Gosy wszystkich czonkw maj jednakow warto... Krecha. Czytaem i czytaem. Wos jey si na gowic od tego barbarzystwa. Byem przeraony. Byo tego z 17 albo 18 stron. Kiedy skoczyem, stronice byy z gry na d pokrelone czarnymi krechami. Sara przyniosa nastpn butelk. Odepchnem statut od siebie. - wici Pascy, wici Pascy, rzyga si chce od czego takiego! C za aosne wypociny! - No to nie podpisuj tego szajsu - zaproponowaa Sara. - W yciu - zarzekem si. Znalazem kartk papieru i napisaem: Vin! To jest szataski bekot. Nie mog. Wepchnem wszystko razem do zaczonej koperty zwrotnej i odoyem do wysania na potem. - To by dugi dzie - zauwaya Sara. - Charles Manson wcale nie jest jedynym zabjc - dorzuciem. - Przynajmniej zaatwi ich na miejscu - stwierdzia Sara. Inni robi to na odlego i trudno ich przyapa na gorcym uczynku.

- Wypijmy jeszcze troch, eby si odnale w naszej rzeczywistoci zaproponowaem. - Chod, bdziemy pili a do wschodu soca. - Naprawd? - Jasne, czemu nie? - Zalaa si - stwierdziem. Humor zdy mi si ju poprawi. 12 Moje wczesne mieszkanie miao par zalet. Do najwikszych zalicza si ciemny, ciemny bkit cian sypialni. Ten ciemny bkit ukoi niejednego kaca. Miewaem kace tak potne, e omal nie przypaciem ich yciem, zwaszcza w okresie, kiedy ykaem prochy. Braem je od ludzi, ktrych nigdy nie zapytaem, co mi daj.. Byway noce, kiedy byem pewien, e umr, jeeli nie zasn. Caa noc chodziem sani po pustym mieszkaniu, z sypialni do azienki, z azienki przez pokj frontowy do kuchni. Dziesitki razy otwieraem i zamykaem lodwk, odkrcaem i zakrcaem krany, Spuszczaem wod. Cignem si za uszy. wiczyem wdechy i wydechy. O wschodzie soca wiedziaem, e nic mi ju nie grozi. Zasypiaem wrd gbokiego, uzdrowicielskiego bkitu cian. Inn specjalnoci mojego mieszkania byy wizyty pa wtpliwej konduity. Przychodziy midzy 3 a 4 rano. Nie byy to zbyt powabne damy, ale miaem wtedy na tyle popieprzone w gowie, eby sdzi, e nadaj mojemu yciu rumiecw. W gruncie rzeczy ich wizyty zawdziczaem temu, e wikszo z nich nie miaa dokd pj. Podobao im si, e zawsze byo co do picia, w dodatku niezbyt usilnie zabiegaem o to, eby wyldoway w moim ku. Kiedy poznaem Sar, na tym odcinku mojego ycia naturalnie wiele si zmienio. Okolice Carlton Way, przy Western Avenue, dotychczas zasiedlone niemal wycznie przez ubogich Biaych, te si zmieniy. Zamieszki polityczne w Ameryce rodkowej i innych czciach wiata sprowadziy nowego typu osadnika. Mczyni byli niscy, mniej lub bardziej niadzi, zwykle modzi. W mieszkaniach i na podwrkach roio si od on, dzieci, braci, kuzynw, przyjaci. Gromadnie zasiedlali mieszkania - byem jednym z niewielu Biaych na naszym podwrku. Dzieciaki ganiay po alejkach dziedzica. Wszystkie wyglday na dwa do siedmiu lat. Nie miay rowerkw ani zabawek. Rzadko widywao si, skryte w zaciszu mieszka, ony. Wielu mczyzn te nie wyciubiao nosa na zewntrz. Woleli, eby waciciel domu nie wiedzia, ile osb mieszka w ich mieszkaniu. Przed dom wychodzili nieliczni legalni lokatorzy, a w kadym razie lokatorzy paccy czynsz. Nikt nie wiedzia, z czego yli. Byli mali, chudzi, cisi i zgaszeni. Zwykle wysiadywali przygarbieni w podkoszulkach na progu,

mic papierosa za papierosem. Godzinami siedzieli nieruchomo na progu. Niektrzy kupowali przeraliwie stare gruchoty i jedzili nimi wolniutko po okolicy. Nie mieli ubezpieczenia, nie mieli prawa jazdy, jedzili na niewanych tablicach. W samochodach zwykle szwankoway hamulce. Kierowcy nigdy prawie nie przystawali przed znakiem stopu ani nie uwaali na czerwonych wiatach, jednak wypadki zdarzay si rzadko. Co czuwao nad nimi. Po pewnym czasie auta rozpaday si, ale moi nowi ssiedzi nie zostawiali ich na ulicy. Alejkami dziedzica podjedali pod same drzwi swojego mieszkania i tam stawiali samochd. Najpierw grzebali w silniku. Zdejmowali mask i silnik rdzewia na deszczu. Potem ustawiali samochd na cegach i zdejmowali koa. Brali koa do mieszkania, eby nikt ich nie ukrad w nocy. W czasach, kiedy tam mieszkaem, na podwrzu stay dwa rzdy samochodw na cegach. Mczyni nieporuszeni siedzieli w podkoszulkach na progu. Czasem kiwaem im gow albo machaem rk. Nigdy nie doczekaem si odpowiedzi. Przeczytanie i zrozumienie noty o eksmisji najwidoczniej przekraczao ich moliwoci; darli papier na strzpy - co dzie jednak widywaem ich z nosem w miejscowych dziennikach. Byli stoiccy i niezwruszeni, bo w porwnaniu z miejscem, skd przybyli, ich obecne ycie wydawao si bagatel. Zreszt niewane. Jak o mnie chodzi, nie uciekaem przed nimi, tylko po prostu mj konsultant podatkowy doradzi mi zakup domu. Chocia, kto wie? Zauwayem, e z biegiem lat po kadej przeprowadzce ldowaem w Los Angeles coraz dalej na pnoc i zachd. Wreszcie, po paru tygodniach poszukiwa, upolowalimy dom. Po spaceniu hipoteki miesiczne raty miay wynosi 789 dolarw i 81 centw. Dom mia wysoki ywopot i dziedziniec od frontu, wic by sporo odsunity od ulicy. Wymarzone miejsce, eby si zaszy. W rodku byy nawet schody i grka z sypialni, azienk i moim przyszym pokojem do pracy. Zostawiono w nim stare biurko, starego brzydkiego grzmota. Wreszcie, po kilkudziesiciu latach, miaem zosta pisarzem z wasnym biurkiem. Przyznam, e czuem lk, lk, e zostan jednym z nich. Co gorsza, podpisaem umow na scenariusz. Czy byem przeklty i wyklty, czy uda im si mnie wykoczy? Nie sdziem, eby tak miao by. Co to jednak wiadomo? Przywielimy z Sar nasz skromny dobytek. Nadesza wielka chwila. Ustawiem maszyn na biurku, wkrciem papier w waek i uderzyem w klawisz. Maszyna pisaa jak zoto. W dodatku miaem mnstwo miejsca na

popielniczk, radio i butelk. Nie dajcie sobie wcisn, e tak nie jest. ycie zaczyna si po szedziesitce pitce. 13 Dla Marina del Rey nadeszy cikie czasy. Jon Pinchot przemieszcza si zielonym pontiakiem rocznik 1968 ze skadanym dachem, a Franois Racine jedzi brzowym fordem rocznik 1958. Obaj mieli te motocykle kawasaki - 750 i 1000 cm3. Wenner Zergog poyczy raz forda rocznik 58. Jedzi bez wody w chodnicy, dopki nie pk blok silnika. - Wenner jest geniuszem - wyjani Jon. - Nie zna si na takich rzeczach. Motocykle pierwsze poszy na sprzeda. Rocznik 58 jedzi tylko na krtkich trasach. W kocu Franois Racine zebra manatki i wyjecha do Francji. Jon sprzeda forda rocznik 58. A potem, rzecz jasna, nadszed dzie, kiedy zadzwoni telefon. Na linii by Jon. - Musz si wynie. Bd burzy mj dom i stawia hotel, czy co w tym rodzaju. Nie wiem, cholera, co mam robi. Chciabym zosta w miecie, eby si dogada z jakim producentem. Jak si posuwa praca? - Jako idzie... - Wyglda na to, e znalazem jednego gocia w Kanadzie. Chyba podpisz z nim umow. Tymczasem musz si wyprowadzi. Spychacze ju s w drodze. - Suchaj, Jon, moesz zatrzyma si u mnie. Mamy woln sypialni na dole. - Mwisz serio? - Jak najbardziej... - Nie bdzie mnie przez wikszo dnia. W ogle nie poczujesz, e masz gocia. - Trzymasz jeszcze tego pontiaka rocznik 68? - Tak... - No to aduj graty i przyjedaj. Zszedem na d. - Jon wprowadza si na jaki czas powiedziaem Sarze. - Co? - Jon Pinchot. Wyburzaj jego dom. Bdzie u nas mieszka przez jaki czas. - Hank, wiesz dobrze, e nie znosisz mieszka z obcymi. Zwariujesz od tego. - Wprowadza si tylko na troch... - Bdziesz pisa na maszynie na grze, a on bdzie nasuchiwa na dole. Obaj tego nie wytrzymacie.

- Ju ja zadbam o to, ebymy wytrzymali. W kocu Jon zapaci mi za t robot. - Powodzenia. - Odwrcia si i wysza do kuchni. Pierwsze dwa wieczory nie byy najgorsze. Jon i Sara po prostu pili i gadali. Jon opowiada rozmaite historie, gwnie o kopotach z aktorami i o tym, jak stawa na gowie, eby zmusi ich do grania. Jeden kole, na przykad, w poowie zdj znienacka odmwi otwierania ust. Zgadza si na prby, ale bez tekstu. da, eby jedna ze scen zostaa nakrcona wedug jego pomysu. Siedzieli w samym sercu dungli, tracc czas i pienidze. - Dobra, niech bdzie po twojemu - ustpi w kocu Jon. Aktor odegra scen po swojemu, z wasnym dialogiem. Jednego nie wiedzia - w kamerze nie byo tamy. Wicej nie mieli z nim adnych kopotw. Drugiego wieczora wino popyno szerok strug. Ja te zabraem si za opowieci, gwnie stare dzieje, ktre dawno temu opisaem. Byo ju po pnocy, kiedy Jon powiedzia: - Gizelle zakochaa si w reyserze z jednym jajcem... Gizelle bya parysk narzeczon Jona. - Strasznie mi przykro - powiedziaem. - Co gorsza, okazao si, e ma raka. Drugie jajco te mu wycili. Gizelle zupenie szaleje. - To rzeczywicie pech. - Wanie, wanie... Pisz do niej, wydzwaniam... robi co mog. W dodatku s akurat w poowie zdj... (Wszystko zawsze dziao si w poowie zdj.) Gizelle bya we Francji znan aktork. Mieli z Jonem wsplne mieszkanie w Paryu. Prbowalimy pocieszy Jona. Jego dziewczyna rzeczywicie miaa pecha. Jon rozpakowa dugie cygaro, poliza, odgryz koniuszek, zacign si i wypuci pierwszy piropusz egzotycznego dymu. - Wiesz co, Hank, zawsze czuem, e napiszesz dla mnie scenariusz. S takie rzeczy, ktre czowiek po prostu wie. Ja ju od dawna wiedziaem. I od dawna staraem si o fors na ten cel, na dugo przed tym, zanim zgosiem si do ciebie. - A jeli napisz bardzo kiepski scenariusz? - Niemoliwe. Przeczytaem wszystko, co dotd napisae. - To przeszo. Wrd pisarzy spotyka si wicej minionych wietnoci ni w jakimkolwiek innym fachu.

- To si nie odnosi do ciebie. - On chyba ma racj, Hank - wtrcia Sara. - Jeste po prostu urodzonym pisarzem. - Ale scenariusz! Jakbym, kurwa, jedzi cae ycie na wrotkach, a tu nagle wypychaj mnie na lodowisko! - Dasz sobie rad. Wiem, e dasz sobie rad. Byem tego pewien ju w Rosji. - W Rosji? - Tak, zanim si z tob spotkaem, pojechaem do Rosji zaatwi pienidze na realizacj scenariusza, ktry miae napisa. - A o ktrym ja jeszcze nic nie wiedziaem? - Ot to. Nikt oprcz mnie nie wiedzia. Wracajc do rzeczy: z poufnych rde dowiedziaem si, e w Rosji mieszka kobieta, ktra ma 80 milionw dolarw w banku szwajcarskim. - Brzmi jak scenariusz kiepskiego filmu sensacyjnego. - Wiem o tym. Jednak postanowiem sprbowa. Mam niezawodne rdo informacji tego typu. Nie mog wicej zdradzi... - Wolimy nic nie wiedzie - uprzedzia Sara. - No wic skombinowaem adres tej damy. Zaczy si mozolne podchody. Na pocztku pisaem do niej listy... - Jakie listy? - zainteresowaa si Sara. - Czy doczae swoje akty en face? - A moe fotografowae si od tyu? - podsunem. - Nie od razu. Z pocztku pisaem do niej w oficjalnym tonie. Opisaem, jak w przedziwnych okolicznociach znalazem w pewnej szafie w Paryu jej adres nagryzmolony na skrawku papieru ukrytym w pudle na buty. Podsunem jej, e w naszym spotkaniu maczao palce Przeznaczenie. Nie masz pojcia, ile pracy woyem w te listy. - To wszystko robie po to, eby zdoby pienidze na produkcj filmu? - Nie takie rzeczy robiem! - Zabiby dla sprawy? - Prosz, nie zadawaj takich pyta. W kadym razie saem do niej list za listem, powoli przerzucajc si na ton listw miosnych. - Nie wiedziaam, e znasz rosyjski zdziwia si Sara. - Pisaem po francusku. Dama miaa swoj tumaczk. Odpisywaa mi po rosyjsku, a tumaczka przekadnia listy na francuski. - Takiego chwytu nie uyliby w najpodlejszej szmirze - skomentowaem.

- Zgadza si. Ale mylaem o tych 80 milionach w banku szwajcarskim i moje listy nabieray coraz wikszej doskonaoci. Listy miosne. Namitne i arliwe. - Strzel sobie jeszcze - powiedziaem, napeniajc mu kieliszek. - No wic zaprosia mnie wreszcie, ebym j pozna. I nagle ni std, ni zowd znalazem si pord niegw Moskwy... - niegw Moskwy... - Dostaem pokj, w ktrym KGB zainstalowao podsuch. Wyglda na to, e mieli podsuch nawet w ubikacji. Mogli sucha, jak wyciskam gwno. - Mam wraenie, e to raczej ty usiujesz nam wcisn jakie gwno... - Nic podobnego, posuchajcie... Umwiem si wreszcie na spotkanie z dam. Poszedem pod wskazany adres i zastukaem. W drzwiach stana przepikna dziewczyna. W yciu nie widziaem rwnie piknej dziewczyny. - Zlituj si, Jon, na mio bosk... - Niestety, to nie bya dama, tylko jej tumaczka. - Jon - zaniepokoia si Sara - co ty jeszcze pie oprcz tego wina? - Nic! Absolutnie nic! To wszystko prawda. Wchodz do pokoju, a tam siedzi ta stara jdza, caa w czerni. Nie ma ani jednego zba, za to caa twarz w brodawkach. Podszedem do niej, skoniem si, wziem j za rk, przymknem oczy i pocaowaem. Tumaczka przypatrywaa si nam ze swojego stoka. Chciabym zosta sam na sam z tob zwrciem si do tumaczki. Powiedziaa co do starej, po czym przemwia do mnie. Metra te pragnie zosta z tob sam na sam, ale w cerkwi. Metra jest bardzo pobona. Czuj, e jestem w tobie zakochany - powiedziaem do tumaczki. Tumaczka powiedziaa co do starej. Stara odpowiedziaa tumaczce. Metra nie wyklucza wzajemnoci, ale najpierw musisz z ni pj do cerkwi. Skinem gow na znak zgody. Stara dama powoli podniosa si z fotela. Wyszlimy razem z pokoju, zostawiajc t mod, pikn dziewoj... - Ta pieprzona opowie mogaby trafi Oscara - stwierdziem. - Daruj sobie. Wiesz przecie, e robiem to dla pienidzy na twj przyszy scenariusz. - Wiem. Prosz ci, Jon, nie przerywaj sobie. Co byo dalej? - No dobra, idziemy do tej cerkwi, klkamy w awkach. Nie chodz do kocioa. Klczymy przez jaki czas w milczeniu. Wreszcie Metra cignie mnie za po. Wstajemy i podchodzimy do otarza. Otarz tonie w wiecach. Niektre si pal, wikszo jest pogaszona. Wargi Metry dr, strumyczek liny spywa z kcikw ust, niknc w zmarszczkach. Wierzcie mi, prosz, e nie mam nic, ale to nic przeciwko staroci!

Dlaczego jednak niektrzy starzej si o tyle gorzej od innych? - Nie mam pojcia przyznaem - ale odnosz wraenie, e ludzie, ktrzy nie myl zbyt wiele, wygldaj modziej. - Nie wydaje mi si, eby ona zbyt wiele mylaa... W kadym razie po zapaleniu tych wszystkich wiec znw si podniecia. apie mnie za rk i j miady. To bya niezwykle krzepka staruszka. Cignie mnie pod figur Chrystusa... - Tak... - Puszcza moj rk, klka i zaczyna caowa stopy posgu. Odlatuje na amen. Oblinia kadziutki palec. Dry w uniesieniu. Wreszcie podnosi si z klczek, bierze mnie za rk i zaczyna popycha w stron stp figury. O, kurwa, pomylaem, ale potem przypomniaem sobie o 80 milionach dolarw, uklkem i ucaowaem stopy. Jak si domylacie, w Rosji tych stp za bardzo si nie myje. lina Metry... i kurz... Najwyszym wysikiem woli zmusiem si do pocaunku. Wstaem z klczek. Metra z powrotem prowadzi mnie do awki. Znowu klkamy. Nagle apie mnie i zaczyna caowa w usta. Zrozumcie, nie mam nic przeciwko podeszemu wiekowi, ale to byo tak, jakbym caowa d kloaczny. odek podjecha mi do garda. Podszedem do konfesjonau, rozsunem zasonki, wszedem do rodka, uklkem i puciem pawia. Podniosem si z klczek. Razem wyszlimy z cerkwi. Odprowadziem j pod drzwi. Kupiem butelk wdki i wrciem do pokoju hotelowego. - Wiem, ale zaczekaj. To jeszcze nie koniec. Pijc wdk, przemylaem wszystko od a do zet. Zdecydowaem si nie wycofywa. Stara niewtpliwie bya szurnita. Czy kto widzia, eby caowa si w cerkwi? Chyba e na lubie. A wic tak sprawy wygldaj... - Pocaowali si, a, potem yli dugu szczliwie, co? - odgadem. - Widzisz, chciaem sobie zagwarantowa te 80 milionw. Wykoczyem butelk i zabraem si za dugi miosny list do Metry. Piszc, cay czas mylaem o tumaczce. Wyszed mi cakiem niezy list. Midzy miosnymi wyznaniami wyjaniem, e chciabym nakrci film o nas dwojgu i e syszaem o jej koncie w Szwajcarii, z ktrym zreszt moja wizyta w Moskwie nie ma nic a nic wsplnego, tyle tylko e nie mam dostatecznych funduszy, eby przenie histori naszej mioci na ekran i udostpni szerokiej publicznoci oraz czcicielom Chrystusa. - I to wszystko po to, eby zdoby pienidze na realizacj scenariusza, ktrego Hank nie tylko e jeszcze nie napisa, ale nawet nie wiedzia o jego istnieniu? - zdumiaa si Sara. - Dokadnie - potwierdzi Jon.

- Chyba zwariowae - zawyrokowaem. - By moe. W kadym razie starsza pani dostaa mj list miosny. Odniosem wraenie, e zgodzia si pojecha ze mn do Szwajcarii, eby wyj pienidze z konta. Szykowalimy si do podry. Tymczasem dwukrotnie wybralimy si caowa stopy Chrystusa, pali dziesitki wiec i wymienia buziaki. Nagle... dzwoni moja informatorka. Kobieta, ktra ma 80 milionw w Szwajcarii, nazywa si tak samo i jest w tym samym wieku co moja starucha, ale przysza na wiat w innym miecie, w zupenie innej rodzinie. Zaszed idiotyczny zbieg okolicznoci. W Moskwie nie miaem ju czego szuka. Daem si wpuci w maliny. Za pienidzmi musiaem si rozglda gdzie indziej... - Ja ci chromol! To jedna z najsmutniejszych historii, jakie w yciu syszaem musiaem przyzna. - W dodatku, niestety, prawdziwa - uzupeni Jon. - Co ci kae znosi tak wiele w imi robienia filmw? - zaciekawia si Sara. - Kocham t robot - wyzna. 14 W par dni pniej pojechalimy znowu do studia Danny Servera w Venice. - Jeden go zrobi film o piciu i szlajaniu si - powiedzia Jon. - Moglibymy zobaczy, jak mu poszo. Pojechalimy do Venice, Jon, Sara i ja. Widownia bya ju zapeniona, bar natomiast by zamknity. - Bar jest zamknity - poskaryem si Jonowi. - Owszem - potwierdzi. - Suchaj, musimy zdoby co do picia. - Monopolowy jest o przecznic std w stron play, po drugiej stronie ulicy. - Zaraz wracamy. Dotarlimy pod wskazany adres, kupilimy 2 butelki czerwonego i korkocig. W drodze powrotnej dwa razy zatrzymano samochd z prob o datek. Zajechalimy pod studio. Pchnem drzwi. Weszlimy do rodka. Byo ciemno. Film ju si zacz. - Cholera - zaklem. - Nic nie widz. Ciemno jak w dupie. Kto sykn na mnie. - Nawzajem - odpowiedziaem. - Czy byby pan askaw si uciszy - zadaa jaka kobieta. - Sprbujmy usi w pierwszym rzdzie - zaproponowaa Sara. - Nie jestem pewna,

ale wydaje mi si, e widz kilka miejsc. Brnlimy w ciemnociach do przodu. Potknem si o czyj nog. - Skurwysynu - odezwa si agodny mski gos. - Pierdol si - poradziem mu. W kocu udao si nam wypatrzy dwa wolne siedzenia. Usiedlimy. Sara wycigna papierosy i zapalniczk, ja w tym czasie odkorkowaem butelk. Przypalia dla nas 2 papierosy. Facet, ktry napisa scenariusz filmu Powrt z Hadesu, mia kiedy swj serial w telewizji, jeden z tych, co to si oglda caymi rodzinami. Pal Sellers. Serial cign si latami, ale Pat pad ofiar naogu i wkrtce serial rwnie pad. Rozwd. Rozpad rodziny i domu. Pat poszed w tango. Teraz ogosi swj powrt, Nakrci film. Zerwa z naogiem. Jedzi z pogadankami, ktre miay pomc takim samym jak on. Golnem wina i podaem butelk Sarze. Zaczem oglda film. Rzecz dziaa si w tak zwanym rynsztoku. Bya noc, zapono mae ognisko. Mczyni i kobiety, jak na obywateli rynsztoka, byli ubrani cakiem niczego sobie. Prawd mwic, wcale nie wygldali na wczgw. Wygldali jak ludzie, ktrzy wystpuj w filmach hollywoodzkich, wygldali na aktorw tv. Kady taszczy swoje ziemskie dobra na wasnym wzku z supermarketu. Nowiutekie wzki migotay w blasku ognia. W adnym supermarkecie nie spotkaem rwnie nowych wzkw. Musiay zosta zakupione specjalnie na potrzeby filmu. - Daj butelk - poprosiem Sar. Uniosem szko wysoko do gry i tgo golnem. Rozleg si jeden syk, po nim drugi. - Strasznie niemia publiczno - powiedziaem do Sary. - Co im si wszystkim porobio? - Nie mam pojcia. Tymczasem na ekranie, wrd tumu z niklowanymi wzkami, w blasku ognia przemawia mczyzna. Pozostali przysuchiwali si jego sowom. - ...Budziem si w nieznanym ku, nie wiedziaem, gdzie jestem... Wkadaem ubranie i szedem na poszukiwanie samochodu. Czasem szukaem wozu godzinami... - To prawda! - ucieszyem si. - Co takiego zdarzao mi si setki razy. - ...Wychodziem z jednego cigu i zaraz wpadaem w nastpny... Czsto ocykaem si bez portfela... Kopniakiem wybito mi zby... Byem skoczony... skoczony... skoczony... Wreszcie nadszed dzie, kiedy Mike, mj kumpel od kielicha, po pijanemu zgin w wypadku samochodowym... co si we mnie zmienio...

Sara pocigna z gwinta. - Znalazem spokj wewntrzny... Dobrze sypiam... Funkcjonuj znowu jak czowiek... Upajam si teraz Chrystusem, to mj nag, potniejszy ni wszystkie trunki, jakie szatan zesa na Ziemi! zy zalniy w oczach suchaczy. Golnem kolejny raz. Mczyzna zacz recytowa: Z naogu szpony Oswobodzony. Wczoraj stracony. Dzi odrodzony. Z brami zwaniony. Dzi pogodzony. Z naogu szpony Oswobodzony... Skin gow, a suchacze zaczli bi brawa. Teraz przemwia jedna z kobiet. Pi zacza na przyjciach, dalej ju poszo samo. Pia w domu do lustra. Kwiatki w doniczkach poschy, bo zapominaa je podla. W sprzeczce pocia crk obierakiem do jarzyn. Jej m te zacz si upija. Straci prac. Zacz przesiadywa w domu. Pili razem. Jego te w kocu pocia obierakiem do jarzyn. Pewnego dnia wsiada po prostu w samochd i odjechaa, uwoc walizk i karty kredytowe. Pia w motelach. Palia, pia i ogldaa tv. Wdka. Uwielbiaa wdk. Ktrej nocy zaprszya ko ogniem. Do motelu przyjechaa stra poarna. Kobieta miaa na sobie tylko koszul nocn, bya zalana w trupa. Jeden ze straakw uszczypn j w poladek. Tak jak staa, w koszuli nocnej, nie biorc nic oprcz torebki, wskoczya do samochodu. Jechaa przed siebie w jakiej omie. W poudnie nastpnego dnia znalaza si na skrzyowaniu Czwartej i Broadway. W czasie jazdy poszy jej dwie dtki. Opony pospaday i jechaa na samych obrczach, obic gbokie koleiny w asfalcie. Zatrzyma j policjant. Zostaa zapudowana - dla obserwacji. Dni mijay jeden za drugim. Ani m, ani crka nie zjawili si. Bya sama. Ktrego dnia siedziaa z lekarzem od czubkw. Dlaczego chcesz si koniecznie zniszczy? - zapyta j, Kiedy powiedzia te sowa, ujrzaa nagle, e to nie twarz psychiatry spoglda na ni, lecz twarz Chrystusa. - Po czym poznaa, e to jest twarz Chrystusa? - spytaem na gos.

- Co to za facet? - zainteresowa si kto z sali. Butelka zawiecia dnem. Odkorkowaem nastpn. Nastpny kole zacz swoj opowie. Ognisko palio si bez koca. Nikt nie dorzuci nawet gazki. Nie dosiad si aden nowy wczga. Opowie dobiega koca. Kole sign do wzka i wyj bardzo kosztown gitar. yknem i podaem wino Sarze. Kole nastroi gitar, po czym zacz piewa przy jej akompaniamencie. piewa czystym, dobrze wyszkolonym gosem. piewa i piewa. Kamera panoramowaa po twarzach zebranych. Na twarzach malowao si uniesienie, po jednych pyny zy, po innych bka si pikny, agodny umiech. W kocu piewak umilk, nagrodzony gorcym, radosnym aplauzem. - Jak yj, nie widziaem takiego rynsztoka - powiedziaem do Sary. Film toczy si dalej. Przemawiali kolejni aktorzy. Ujawniy si nastpne kosztowne gitary. Istny wieczorek gitarowy. Wreszcie nastpi fina w wielkim stylu. Po niebie przeleciaa spadajca gwiazda. Gwiazda spadaa ukiem. Wszyscy umilkli na moment. Potem jaki facet zacz piewa. Po chwili doczya si kobieta, potem jeszcze inne gosy. Wszyscy znali sowa pieni. Pojawiy si liczne gitary. Zabrzmia wzniosy chr jednoci i nadziei. Pie wybrzmiaa. Film dobieg koca. Okazao si, e w sali jest niewielka scenka. Gramoli si na ni Pat Sellers. Rozlegy si oklaski. Pat Sellers wyglda koszmarnie. Ospay, martwy, bez ycia. Powid pustym spojrzeniem i przemwi. - Od 595 dni nie miaem w ustach alkoholu... Rozlegy si szalecze brawa. - Jestem alkoholikiem na odwyku... Wszyscy jestemy alkoholikami na odwyku... - Chodmy std! - poprosiem Sar. Dopilimy wino i ruszylimy do wyjcia. Doszlimy do samochodu. - Kurwa ma - zaklem. - Gdzie si podzia Jon? Dlaczego go tutaj nie ma? - Na pewno oglda ju ten film - uspokajaa mnie Sara. - Wrobi nas. To nawet niezy art, jak si nad tym chwil zastanowi. - Ci tam, na sali, to byli sami Anonimowi Alkoholicy... Wsiedlimy do samochodu i poprulimy w stron autostrady. Moim zdaniem wikszo pijcych wcale nie jest alkoholikami, tylko si za takich uwaa. Alkoholizm to proces, ktrego nie sposb przyspieszy. Potrzeba najmniej

dwudziestu lat, eby zosta przyzwoitym alkoholikiem. Ja piem 45. rok i czuem, e dobrze wykorzystaem te lata. Wskoczylimy na autostrad i zawrcilimy do rzeczywistoci. 15 Dalej wisia nade mn scenariusz. Siedziaem na pitrze, wpatrujc si w mojego IBM - a. Sara bya w sypialni za cian, po prawej stronie. Jon oglda telewizj na dole. Po prostu siedziaem i tyle. Zdyem ju wypi p butelki wina. Nigdy dotd nie miaem tego rodzaju problemw. Pisanie szo mi zawsze jak z patka. Przez kilkadziesit lat nie zaznaem twrczej niemocy. Suchaem radia i popijaem, a sowa przychodziy do mnie same. Wiedziaem, e Jon nasuchuje dwikw maszyny. Powinienem zacz pisa cokolwiek. Wziem si za list do kolegi, ktry wykada angielski na uniwersytecie stanowym w Long Beach. Korespondujemy ze sob od paru dziesitek lat. Zaczem pisa: Sie masz, Harry! Co u ciebie? U mnie koniki si spisuj. Ciko skacowany dotarem na tor na drug gonitw i trafiem fuksa paconego 10 do 1. Przestaem si posugiwa Przewodnikiem wycigowym. Widz, e prawie wszyscy go studiuj i kady prawie przegrywa. Oczywicie opracowaem nowy system, ktrego nie mog ci zdradzi. Myl, e gdybym skoczy si jako pisarz, dabym rad wyy z toru. Dobra, niech bdzie. Zdradz ci mj system. Chcesz? No wic: kupuj gazet, jakkolwiek gazet. Staram si kadego dnia kupowa inny tytu, eby wyrwa bogw z letargu. Z gazety wybieram dowolnego handikapera, po czym ustawiam konie w kolejnoci wedug jego oceny handikapu. Powiedzmy, e w gonitwie bierze udzia 8 koni. W moim programie przy kadym koniu zaznaczam jego kolejno wedug handikapu. Na przykad: ko 1, 7 ko 2, 3 ko 3, 5 ko 4, 1 ko 5, 2 ko 6, 4 ko 7, 8

ko 8, 6 Na czym polega system? Ot wybieram konie, ktrych kolejno wedug gry wyprzedza kolejno wedug handikapu. Jeeli takich koni jest wicej, wybieram tego, u ktrego rnica pozycji jest najwiksza. Na przykad ko numer 1, sidmy w handikapie, grany 4 do 1, bdzie lepszy ni ko numer 6, czwarty w handikapie, grany 3 do 1. System ten ma jeden wyjtek. Kiedy na przykad ko czwarty w handikapie jest grany poniej 1, czyli 4/5 albo i niej, wtedy trzeba sobie odpuci gonitw, o ile nie ma innych przeciwwskaza. Grajc wycznie na faworytw, zawsze tracisz. Wpadem na mj system w nastpujcy sposb. Na studiach mielimy wojsko. Obowizkow lektur bya Encyklopedia broni. Jeden z fragmentw tej opasej ksigi by powicony artylerii. By rok 1936 i, jak zapewne pamitasz, nie byo jeszcze radarw ani urzdze naprowadzajcych. Ksika zreszt zostaa najprawdopodobniej napisana na potrzeby pierwszej wojny wiatowej, chocia moga te zosta opracowana pniej, trudno mi powiedzie. Do, e pociski artyleryjskie wystrzeliwano na zasadzie umowy zbiorowej. - No, Larry, jaka jest wedug ciebie odlego midzy nami a wrogiem? - pyta kapitan. - 625 jardw, panie kapitanie. - Mike? - 400 jardw, panie kapitanie. - Barney? - 100 jardw, panie kapitanie. - Slim? - 800 jardw, panie kapitanie. - Bill? - 300 jardw. Kapitan sumowa jardy i dzieli przez liczb zapytanych. W tym wypadku odpowied wynosia 445 jardw. adowali pocisk i zwykle robili powane szkody w szeregach nieprzyjaciela. Mino kilkadziesit lat. Pewnego dnia siedziaem na torze i nagle przyszed mi do gowy pomys, eby posuy si systemem artyleryjskim na wycigach. System sprawdzi si wielokrotnie, problem polega i nadal polega na naturze ludzkiej: kada rutyna nudzi si po jakim czasie i zmusza do poszukiwa w innym kierunku. Ja sam mam chyba ze 25 systemw, a wszystkie s oparte na jakiej wariackiej logice. Lubi si przerzuca z systemu na system.

Na pewno umierasz z ciekawoci, jakim cudem w drugiej gonitwie trafiem tego fuksa paconego 10 do 1? Rzecz zasadza si na tym, e odnotowuj ocen handikapu przed wycofaniami. Mj ko przed wycofaniami by szesnasty w handikapie. Kiedy poszed 10 do 1, okazao si, o dziwo, e ma najwiksz rnic midzy pozycj wedug handikapu a pozycj wedug gry. Mam nadziej, e dobrze si miewasz i studentki nie daj ci zbytnio popali, a moe wanie tego powinienem ci yczy. Aha, czy to prawda, e Celine i Hemingway umarli tego samego dnia? Mam nadziej, e miewasz si dobrze... Niech becz przez ciebie, tfuj Henry Chinaski Wyjem list z maszyny, zoyem, starannie wykaligrafowaem adres na kopercie, woyem list do rodka, znalazem znaczek i ju miaem dosy pisania na ten wieczr. Usiadem, osuszyem butelk do dna, odkorkowaem nastpne wino i zszedem na d. Jon siedzia przy zgaszonym telewizorze. Przyniosem dwa kieliszki i siadem obok niego. Nalaem wina. - Stukae jak szalony - pochwali Jon. - Pisaem list. List? - Napij si. - Dzikuj. yknlimy obaj. - Jon, zapacie mi za ten cholerny scenariusz... - Oczywicie, e ci zapaciem... - Nie jestem w stanie pisa. Siedz na grze i prbuj pisa scenariusz, a ty siedzisz na dole i suchasz maszyny. Trudno mi jest... - Mog wychodzi na wieczr. - Suchaj, bdziesz si musia wyprowadzi. Duej tego nie wytrzymam! Bardzo mi przykro, stary! Jestem winia, skoczona winia. Czy istniej nieskoczone winie? W kadym razie musisz sobie znale jakie inne mieszkanie. Nie mog pisa w tych warunkach. Widocznie nie jestem prawdziwym mczyzn. - Rozumiem ci. - Naprawd? - Jasne. Ale tak czy tak, miaem zamiar si wyprowadzi.

- Co? - Franois wraca. Skoczy robot we Francji. Chcemy co znale na spk. Zaczem si ju rozglda. Prawd mwic, chyba ju co dzisiaj znalazem. Nie chciaem ci po prostu zawraca gowy... - Ale czy wy dacie sobie rad? - Mamy fors. Poczylimy nasze zasoby. - O Jezu, wic wybaczasz mi, e chciaem ci wyrzuci na bruk? - Nie mam ci czego wybacza. Martwiem si tylko, jak ci powiedzie, e musz si wyprowadzi. - Nie robisz aby starego pijaczyny w konia? - Gdzie tam. A napisae chocia cokolwiek? - Odrobink. - Mgbym zobaczy? - Jasne, stary. Poszedem na gr, przyniosem kartki maszynopisu i pooyem na stoliku. Potem znowu poszedem na gr, do sypialni. - Saro, zejd do nas, mamy mae wito. - Jakie znw wito? - Jon si wyprowadza. Znw bd w stanie pisa. - Czy bardzo go urazie? - Chyba nie. Rozumiesz, Franois wraca i bd czego szuka na sp. Zeszlimy na d. Sara dostaa swj kieliszek. Jon siedzia z nosem w scenariuszu. Widzc mnie, wybuchn miechem. - Genialne! Wiedziaem, kurwa, e bdzie genialne! - Nie robisz aby starego pijaczyny w konia? - Co ty. Nigdy w yciu. Sara usiada i w milczeniu wypilimy po jednym. - Dzwoniem do Franois od Wennera Zergoga - odezwa si Jon po przerwie. Okazao si, e znw narozrabia i go wylali. Zapacili mu za kilka dni zdjciowych i wylali. To samo co zawsze. - To znaczy co? - zainteresowaa si Sara. - Jest wspaniaym aktorem, ale od czasu do czasu co mu odbija. Wypina si wtedy na scenariusz, olewa scen, ktr wanie krci, i zajmuje si wasnymi sprawami. Moim zdaniem to jaka choroba. Musiao mu znowu odbi. Wylali go z filmu.

- Jak to wyglda? - spytaem. - Zawsze tak samo. Na pocztku zachowuje si jakby nigdy nic. Potem przestaje si stosowa do polece. Mwi mu: Staniesz tu i tu i powiesz swoja kwesti. Nic z tego. Staje zupenie gdzie indziej i mwi co innego. Kiedy si go pytam: Po co to robisz?, odpowiada: Nie wiem, pojcia nie mam. Ktrego razu podczas ujcia odszed na bok, spuci spodnie i wypi si. Pod spodem nie mia gatek. - O, kurde - zdumiaem si. - Albo zaczyna wygasza kwestie w rodzaju: Powinnimy przyspiesza biologiczny proces umierania. Albo: Kada ludzka istota pomniejsza moj warto. - To jaki niezy go. - O, bez wtpienia... Pilimy do biaego rana, do bielutkiego rana. Zbudziem si koo poudnia. Zszedem na d i zastukaem do Jona. Nikt nie odpowiada. Nacisnem klamk. Jon ulotni si, zostawiwszy karteczk: Drogi Hanku i droga Saro! Dziki za drinki i ca reszt. Podjlicie mnie po krlewsku. Hank, twj scenariusz utwierdza moj wiar w ciebie, a nawet wicej. Prosz, nie ustawaj w pracy. Przedzwoni niedugo poda nowy adres i telefon. Zaczyna si cudowny dzie. Dzi urodziny Mozarta. Przez cay dzie bd nadawa przepikn muzyk... wasz Jon Po przeczytaniu kartki poczuem si szlachetny a zarazem potworny, czyli dokadnie tak samo, jak czuj si na co dzie. Poszedem na gr, wyszczaem si, wyczyciem zby i pooyem si w ku obok Sary. 16 Jon przesta mnie podsuchiwa z dou i scenariusz od razu ruszy z kopyta. Pisaem o modym czowieku, ktry chcia pi i pisa, ale wiodo mu si gwnie z butelk. Pierwowzorem modzieca byem ja sam. Mimo e w tamtym okresie nie czuem si nieszczliwy, yem zawieszony w prni i oczekiwaniu. W trakcie pisania przed oczyma stanli mi bywalcy pewnego baru. Znw widziaem kad twarz, sylwetk, syszaem gosy

i rozmowy. By jeden bar, ktry mia dla mnie szczeglny, makabryczny powab. Wytyem pami. Odyy wspomnienia walk, ktre staczaem na sali z barmanem. Nie byem dobrym zawodnikiem. Raz, e miaem niewielkie donie, dwa, e byem niedoywiony, solidnie niedoywiony. Byem jednak do odwany i nie najgorzej przyjmowaem ciosy. Mj problem polega w gwnej mierze na tym, e nie potrafiem si naprawd wciec, nawet wtedy, kiedy wydawao si to kwesti ycia lub mierci. Walczyem na niby. Zaleao mi, ale tak jakby mi nie zaleao. Walki z barmanem naleay do tradycji baru. Zasueni bywalcy, wskie elitarne grono, przypatrywali si nam przychylnym okiem. Mnie mieli za outsidera. Trzeba odda sprawiedliwo alkoholowi nie przeybym tych walk na trzewo. Kiedy piem, moje ciao nabierao konsystencji gumy, za to gowa robia si twarda jak beton. Rano, po bjce, miaem najwyej zwichnite nadgarstki, spuchnite wargi i potuczone kolana. No i jeszcze guzy na gowie od upadkw. Nie miaem pojcia, jak z tego zrobi scenariusz. Wiedziaem tyle tylko, e by to jedyny okres mojego ycia, o ktrym napisaem dotd niewiele. Jestem gboko przewiadczony, e miaem wtedy bardzo dobrze w gowie, ja i caa reszta. Pamitam ca ras zagubionych istot, ktrych ycic dniem i noc toczyo si w barach, przez lata, a do mierci. Na temat tej rasy nigdy nic nie przeczytaem, postanowiem wic opisa j tak, jaka zostaa mi w pamici. Stara dobra maszyna rozklekotaa si na nowo. Nastpnego dnia, koo poudnia, zadzwoni telefon. Mwi Jon. - Znalazem dom. Franois jest ze mn. Pikny dom, dwie kuchnie, w dodatku czynsz miesznie niski. - Gdzie mieszkacie? - W getcie w Venice. Brooks Avenue, sami Czarni. Na ulicach wojna. Totalna destrukcja. Co przepiknego! - Tak? - Musicie przyjecha i zobaczy! Kiedy? - Dzisiaj. - Sam nie wiem. - Na pewno bdziesz chcia to zobaczy. Pod naszym domem mieszkaj jacy ludzie. Syszymy ich spod podogi, rozmawiaj, puszczaj radio. Wszdzie roi si od gangw. Kto kiedy postawi tutaj wielki hotel, ale nikt nie paci czynszu. Drzwi i okna zabito deskami, odcito elektryczno, gaz i wod. A ludzie dalej tam mieszkaj. MIESZKAMY W STREFIE DZIAA WOJENNYCH! Policja nigdy tutaj nie zaglda, jakbymy

mieszkali w innym stanie, ktry ma inne prawa. Co fantastycznego! Musicie do nas wpa! - Jak do ciebie dojecha? Jon objani drog i odoy suchawk. Poszedem do Sary. - Suchaj, musz si zobaczy z Jonem i Franois. - wietnie! Jad z tob! - Niestety, nie moesz. Mieszkaj w getcie w Venice. - W getcie! Cudownie! Za nic w wiecie nie chciaabym straci takiej okazji! - Prosz ci, nie jed! Zrb to dla mnie! - A co ty mylisz, e pozwol ci tam jecha samemu? Wziem brzytw, powkadaem pienidze do butw. - Dobra - ustpiem... Powoli zagbialimy si w getto Venice. Nieprawd okazao si, e mieszkaj tam sami Czarni. Na obrzeach widziao si troch Latynosw. Zauwayem grupk 7 czy 8 modych Meksykanw, ktrzy oparci o mask oblegali stary samochd. Wikszo bya bez koszul, w samych podkoszulkach. Jechaem powoli, nie rozgldajc si zbytnio, po prostu chonem widoki. Nie wygldao na to, eby byli zajci czymkolwiek. Po prostu czekali. Czekali w stanie pewnej gotowoci. Moliwe, e byli po prostu znudzeni. Wygldali na rwnych goci. Za grosz nie sprawiali wraenia nieszczliwych. Potem wjechalimy na Czarnoziem. Na jezdni natychmiast zaroio si od mieci. Lewy but, pomaraczowa koszulka, stara torebka... zgniy grejpfrut... kolejny lewy but... para niebieskich dinsw... opona samochodowa. Manewrowaem midzy mieciami. Dwch czarnych, plus - minus jedenastolatkw, przygldao si nam ze swoich rowerw. Ich oczy wyraay nienawi w najczystszej postaci. Czuem ich nienawi przez skr. Czarni biedacy kipi od nienawici. Biali biedacy kipi od nienawici. Czarni i Biali zaczynaj zadawa si ze sob dopiero, kiedy jedni i drudzy maj pienidze. Niewielu Czarnych kochao Biaych, jeeli w ogle istnieli tacy Czarni. Czarni cigle jeszcze usiuj darowa Biaym. By moe nigdy im si to nie uda. W spoeczestwie kapitalistycznym przegrani tyraj dla zwycizcw, dlatego istnieje takie zapotrzebowanie na przegranych. Co ja o tym sdz? Uwaam, e tych problemw nie rozwie si na drodze politycznej i e do szczcia zabraknie nam czasu. Jechalimy, a dotarlimy pod wskazany adres. Zaparkowalimy samochd, wysiedli i zastukali.

Szyba w maym okienku podjechaa w gr. Wyjrzao na nas oko. - O, Hank i Sara. Drzwi otwary si i zamkny pospiesznie. Bylimy w rodku. Podszedem do okna i wyjrzaem na ulic. - Co robisz? - spyta Jon. - Chciaem tylko rzuci okiem na samochd... - Aha. Chodcie zobaczy obie nasze kuchnie! Faktycznie, mieli dwie kuchnie, a w kadej kuchenk, lodwk i zlew. - To byy kiedy dwa mieszkania. Potem poczono je ze sob. - Przyjemnie - pochwalia Sara. - Moesz gotowa w jednej kuchni, a Franois w drugiej. - Teraz odywiamy si gwnie jajkami. Mamy kury, ktre znosz tony jaj. - Rany boskie, Jon, a tak le z wami? - No, nie a tak. Mamy zamiar pomieszka tutaj troch. Potrzebujemy pienidzy, gwnie na wino i cygara. Jak ci idzie scenariusz? - Z przyjemnoci donosz, e ma ju spor objto. Tylko nie do koca mog si poapa w tym caym kurestwie... w tych KAMERACH, NAJAZDACH, PANORAMOWANIU... - Nie przejmuj si. Ja si tym zajm. - Gdzie jest Franois? zaciekawia si Sara. - A, Franois... w innym pokoju... chodcie... Weszlimy do rodka. Franois rozpdza wanie swoj mini - ruletk. Kiedy pi, nos robi mu si czerwony jak u pijakw z komiksw. Im wicej pi, w tym gbsz popada depresj. Cmokta wilgotne, na wp wypalone cygaro. Od czasu do czasu wypuszcza aosne keczko. W stojcej przed nim butelce wida ju byo dno. - Kurwa ma - powita nas. - Obsunem si na 60 tysicy dolcw i musz zalewa si jakim sikaczem od Jona, ktry uwaa, e to co nadaje si do picia. Obsunem si na 60 tysicy dolcw, a tu adnych perspektyw zatrudnienia. Ja... si... zabij... - Chod, Franois - przerwa mu Jon. - Pokaemy przyjacioom nasze kurki. - KUHHKI! JAJA! Bez przerwy znosz JAJA! Nic, tylko JAJA i JAJA! Pac, pac, pac! KUHHKI znosz JAJA! Dniem i noc musz broni KUHHEK przed modymi Czarnuchami! Mode Czarnuchy wa na ogrodzenie i wskakuj do kojca! oj ich dugim kijem! Sukinsyny, odpierdolcie si od KUHHEK, ktre nios mi JAJA! Nie jestem w stanie myle, nie jestem w stanie myle ani o wasnym yciu, ani o wasnej

mierci, bo stale musz gania za modymi Czarnuchami z dugim kijem! Jon, chciabym si jeszcze napi. Poprosz cygaro! Znowu zakrci ruletk. Mia dla nas z wiadomo. System zawodzi. - Rozumiecie, we Francji tylko zero przegrywa na rzecz kasyna. Tu, w Ameryce, kasyno bierze fors z zera i z dwch zer. BIOR CI OBA JAJA W GAR! JAKIM PRAWEM! Chodcie, poka wam KUHHKI... Wyszlimy na podwrko obejrze kury i kojec dla kur. Franois sam go zbudowa. Niele mu wyszo. Mia prawdziwy talent. Tyle tylko e uy elaznych krat zamiast drucianej siatki. Na kadych drzwiczkach wisiaa kdka. - Co wieczr robi obchd. Cecile, jeste tam? Cip, cip - odpowiada Cecile. Jeste tam, Bernadette? Cip, cip - odpowiada Bernadette. I tak dalej. Nicole - woam ktrego wieczoru. Nie odgdakuje mi. Czy uwierzycie, e mimo krat i kdki dopadli Nicole? Nie byo jej w klatce! Nicole odesza, odesza na zawsze! Jon, Jon, dolej mi jeszcze wina! Wrcilimy do domu, siedlimy do kolejnej butelki. Jon poda Franois nowe cygaro. Pilimy przez jak chwil. - Jon, czy waciciel twojego domu jest czarny? - spytaa w kocu Sara. - Jak najbardziej... - Nie pyta, dlaczego wynajmujecie w tej dzielnicy? - Pyta... - I co mu powiedziae? - e jestemy francuskimi aktorami i filmowcami. - Co on na to? - Powiedzia: Aha. - Nic wicej? - Owszem, powiedzia: W kocu to s wasze tyki. Znowu pilimy przez jaki czas, rozmawiajc niewiele. Od czasu do czasu wstawaem i podchodziem do okna sprawdzi, czy moje auto jeszcze stoi. W miar jak pilimy, rosy we mnie wyrzuty sumienia. - Suchaj, Jon, oddani ci pienidze za scenariusz. To straszne, e przeze mnie si tak wykaczasz... - Kiedy ja chc, eby napisa ten scenariusz. Zrobi ten film, sowo honoru...

- No dobra, niech to szlag... Znowu wypilimy troszeczk. - Popatrzcie... - powiedzia Jon. Przez dziur w gipsowej cianie, przy ktrej siedzielimy, przeciskaa si maa czarna do, poruszajc palcami, jakby chciaa co zapa. Do przypominaa mae ciemne zwierztko. - ID PRECZ! - zawy Franois. - ID PRECZ, MORDERCO NICOLE! ZADAE MI CIOS W SAMO SERCE! PRECZ! Do nie znikaa. Franois podszed do ciany i do doni. - Id precz, powiadam ci. Nic nie chc, tylko pali cygaro i pi wino w spokoju. Zakcasz mj spokj. Czuj si nieswojo, kiedy gapisz si na mnie spomidzy chwytliwych palcw czarnego ndzarza! Do nie znikaa. - JAK TAK, TO ZOBACZYSZ! Kij sta w zasigu rki. Franois porwa go dramatycznym gestem i zacz wali w cian raz za razem. - ZABJCO KUHHEK! ZAMAE MI SERCE NA WIEKI! Wali z oguszajcym omotem. Wreszcie uspokoi si. Do znikna. Franois usiad z powrotem. - Znowu mi, cholera, cygaro zgaso. Jon, dlaczego nie kupujemy lepszych cygar? - Suchaj, Jon - wtrciem - musimy ju lecie. - Nie, no... nie wygupiajcie si... wieczr dopiero si zaczyna. Jeszcze nic nie widzielicie... - Musimy lecie... Musz jeszcze popracowa nad scenariuszem... - No... skoro tak... W domu poszedem na gr i siadem do scenariusza. Dziwnym, a moe i nie takim dziwnym trafem, moje dawne ycie nie wydawao mi si nawet w poowie tak dziwaczne, szalone i niespokojne jak to, co si dziao teraz. 17 Scenariusz posuwa si do przodu. Pisanie nigdy nie byo dla mnie problemem. Jak sign pamici zawsze pisaem tak samo; nastawiaem radio na stacj z muzyk

klasyczn, zapalaem papierosa albo cygaro, otwieraem butelk. Reszt robia maszyna. Ja musiaem tylko przy tym by. Pisanie pozwalao przetrwa, kiedy ycie nie miao mi nic do zaoferowania, kiedy ycie jako takie byo teatrem grozy. To maszyna mnie pocieszaa, mwia do mnie, zabawiaa mnie, bya moj ucieczk. Wanie po to przede wszystkim pisaem: eby uciec, uciec przed wariatkowem, uciec przed ulic, uciec przed samym sob. - Pijesz, eby uciec przed rzeczywistoci - wrzeszczaa na mnie jedna z moich byych kobiet. - Oczywicie, kochanie - odpowiedziaem. Miaem butelk i maszyn. Lubiem trzyma po jednym grzybic u w kadej garci, a barszcz mg spokojnie szlag trafi. Wracajc do tematu: scenariusz szed mi niele. Kiedy pracowaem nad powieci, opowiadaniem albo wierszem, lubiem od czasu do czasu zafundowa sobie wolny wieczr czy dwa. Do scenariusza siadaem wieczr w wieczr. Nagle okazao si, e skoczyem robot. Zadzwoniem do Jona. - Nie wiem, czy mi wyszo, w kadym razie skoczyem. - Cudownie! Zaraz bym przyjecha po scenariusz, ale wanie mamy co w rodzaju uroczystego lunchu. Gocie, jado, napoje. Franois jest kucharzem. Czy mgby przywie do nas scenariusz? - Chtnie, ale boj si jedzi po waszej okolicy. - Nie pierdo, Hank, nikt ci nie rbnie tego starego garbusa. - Kiedy wanie kupiem nowe BMW. - Co? - Przedwczoraj. Mj konsultant podatkowy twierdzi, e samochd da si odpisa od podatku. - Odpisa od podatku? To chyba niemoliwe... - Tak mi powiedzia. Twierdzi, e w Ameryce musisz wydawa pienidze, bo inaczej ci je zabior. No wic mi nie bd mogli nic odebra, bo ja nic nie mam. - Musz koniecznie zobaczy ten scenariusz! Jak bd mia co pokaza producentowi, zaraz rusz z miejsca. - Niech ci bdzie. Wiesz, gdzie jest supermarket Ralpha na obrzeach getta? - Wiem. - Dojad do parkingu i zadzwoni do ciebie. Przyjedziesz po mnie, dobra?

- Dobra, czekam na telefon... Czekalimy z Sar przy naszym BMW 320i, a zajedzie po nas Jon. Wsiedlimy do jego wozu i ruszylimy w stron getta. - Co powiedz czytelnicy i krytycy twoich dzie, jak si dowiedz o BMW? - Ta banda sukinsynw po staremu bdzie musiaa mnie ocenia na podstawie moich utworw. - Nie zawsze chc tak robi. - To ju ich problem. - Przywioze scenariusz? - Ja go mam - wyjania Sara. - Moja sekretarka. - Hank szybko si uwin z robot. - Jestem geniusz model 320i - owiadczyem. Zajechalimy pod dom Jona. Stao tam mnstwo samochodw. Byo jeszcze wczenie, gdzie koo wp do drugiej. Przeszlimy przez dom na podwrko od tyu. Przyjcie musiao si ju zacz jaki czas temu. Na drewnianych stoach poniewieray si puste butelki. Nadgryzione plasterki arbuza smtnie widy w promieniach soca. Rj much zamigota na owocach i odfrun. Gocie wygldali, jakby siedzieli co najmniej od 3 godzin. Przyjcie naleao do frakcyjnych: grupki zoone z 3 czy 4 osb nie zwracay najmniejszej uwagi na inne grupki zoone z 3 czy 4 osb. Obserwowao si pewn domieszk Europejczykw, osobnikw z Hollywood i paru innych gatunkw. Caa reszta pozbawiona bya jakiegokolwiek wyrazu, tkwili tara po prostu i ju, miertelnie zdeterminowani nie ruszy si z miejsca. W powietrzu unosia si wrogo. Nie wiedziaem, jaka jest na to rada. Jon wiedzia: odkorkowa kilka butelek wina. Podeszlimy do Franois. Franois obsugiwa roen. Zalany w trupa, cierpia najczarniejsz depresj. Na ronie obracay si kawaki kur. Przyrumienione miso zaczynao ju skwiercze, ale Franois nadal obraca roen. Wyglda koszmarnie. Na gowie mia ogromn czapk kucharsk. Czapka musiaa mu spa par razy z gowy, bo bya caa upaprana botem. Zauway nas. - A! CZEKAEM NA WAS! SPNILICIE SI! CO SI STAO? NIE ROZUMIEM! - Przepraszamy, Franois, ale musielimy zaparkowa przed Ralphem. - ZOSTAWIEM DLA WAS TROCH KURY! CZSTUJCIE SI! Sign po dwie papierowe tacki i na kad naoy po kawaku kury.

- Dzikujemy, Franois. Znalelimy z Sar wolny stolik i usiedlimy. Jon usiad z nami. - Franois jest zdenerwowany. Podejrzewa, e zabiem ktr z jego kur. Kupiem porcjowany drb u Ralpha. - Franois jest bardzo wraliwy - zauwaya Sara. - Jeszcze jak - potwierdzi Jon. - Co gorsza, wzi sobie teraz za punkt honoru uchroni nas przed wamaniem. Wszdzie pozakada przewody i najbardziej nieprawdopodobne czujniki alarmowe. Superczue. Pierdnem i jeden si wczy. - Pieprzysz... - Naprawd! W dodatku niedawno Franois wsiad do samochodu i wczy stacyjk. Silnik zapali. Franois wrzuci wsteczny. Nic. Pomyla, e wsteczny nawali. Wysiad z samochodu i odkry, e oba tylne koa znikny... - Niemoliwe... - A jednak. Ty samochodu sta na kupie kamieni. Koa znikny. - Zostawili przednie koa? - Tak. - Skd wzilicie nowe koa i opony? - zaciekawia si Sara. - Odkupilimy od obuzw. - Co? Moesz nam jeszcze nala? Nala. - Zastukali do drzwi: Chcecie koa? Mamy wasze koa. Wpuciem ich do rodka. ZABIJ WAS! - wrzasn Franois. Kazaem mu si zamkn. Popilimy z nimi winka, targujc si zawzicie. Upyno sporo czasu i wina, w kocu jednak si dogadalimy. Przynieli koa i opony. Cisnli na podog i ju. Po wszystkim. - Ile ci to kosztowao? - spytaa Sara. - 33 dolary. To chyba nie najgorzej za 2 koa i 2 opony. - Nie najgorzej - przyznaem. - To znaczy w sumie zapaciem 38. Musielimy im dopaci 5 dolarw za obietnic, e ju nie ukradn wicej k. - A jak je ukradnie kto inny? - Za 5 dolarw daj gwarancj, e nikt wicej nie tknie naszych k. Ale tych 5 dolarw odnosi si wycznie do k. Caa reszta nie podlega gwarancji. - Czy zawarlicie jeszcze jakie umowy? - Nie, potem ju sobie poszli. Okazao si jednak, e radio znikno. Patrzylimy im

cay czas na rce, a jednak radio znikno. Nie mam pojcia, jak to zrobili. To byo radio zwyczajnej wielkoci. W co je wsadzili? Jak je wynieli za drzwi? Pojcia nie mam. Przyznasz, e to podziwu godne. - Zgadzam si. Jon wsta ze scenariuszem w rku. - Musz go schowa. Mam specjaln kryjwk. Dzikuj ci bardzo za twj wkad pracy, Hank. - Nie ma za co. atwy pienidz. Jon wyszed, zabierajc scenariusz. Spojrzaem na swj kawaek kury. - Jezu, nie przekn tego... jest spalona na kamie. - Mojej te si nie da je... - Pod potem widz kube na mieci. Sprbujemy wywali to wistwo po kryjomu... Podeszlimy do kuba. Znad potu ledzi nas rzd oczek wyzierajcych z czarnych twarzyczek. - Patrzcie, podjemy se kury... - Daj skrzydeko, skurwlu jeden. Podszedem do pota. - S przypalone... tego si nie da je... Maa rczka wystrzelia w powietrze, porywajc kawa kury. Inna rczka porwaa porcj Sary. Dwch facecikw z wrzaskiem rzucio si do ucieczki. Za nimi poleciaa caa reszta wrzeszczcych facecikw. - Czasami nienawidz tego, e jestem biaa - owiadczya Sara. - Istniej rwnie biae getta. I bogaci Murzyni. - To nie to samo. - Wiem, ale nie mam pojcia, co mgbym zrobi w tej sprawie. - Od czego trzeba zacz. - Jestem zbyt wielkim tchrzem. Zanadto si trzs o moj bia skr. Chod, doczymy do wesoej kompanii i napijemy si jeszcze. - Na wszystko masz jedn odpowied: napi si. - Wrcz przeciwnie, to jest moja odpowied na nic. Nadal utrzymywa si podzia na frakcje. Nawet na rozwalonym podwrku za domem istniay sektory getta, sektory Malibu i sektory Beverly Hills. Na przykad najlepiej

ubrani, w ciuchach od znanych projektantw, trzymali si razem. Kady typ rozpoznawa swoich przedstawicieli i nie zdradza najmniejszych skonnoci do zadawania si z pozostaymi. Dziwio mnie, te niektrym z nich w ogle chciao si przyjeda do czarnego getta w Venice. Moe uwaali, e to bdzie w dobrym stylu. Oczywicie specyficznego posmaku dodawa temu wszystkiemu fakt, e wrd sawnych i bogatych roio si od durnych cip i palantw, ktrzy zaapali si gdzie po prostu na korzystn list pac albo wzbogacili dziki gupocie szerokiej publicznoci. Zwykle nie mieli za grosz talentu, wizji ani ducha, cho w oczach publicznoci uchodzili za piknych, godnych szacunku i podobnych bogom. Zy gust zrodzi duo wicej milionerw ni dobry gust. Wszystko w kocu sprowadza si do tego, kto uzyska przewag gosw. W kretowisku kret zostaje krlem. Komu wic naleao si to wszystko? Nic nie naleao si nikomu... Franois siedzia przy stole. Dosiedlimy si do niego, ale okazao si, e jest markotny i w trupa zalany. Ledwie nas pozna. W wargach trzyma wilgotne, wykruszone cygaro. Oczy wbi w kieliszek. Nadal mia na gowie brudn czapk kucharsk. Nawet w najciszych chwilach zachowywa resztki stylu. Teraz te resztki te si ulotniy. To byo straszne. - DLACZEGO SI SPNILICIE? JAKIM PRAWEM! ODWLEKAEM LUNCH I CZEKAEM NA WAS! DLACZEGO SI SPNILICIE? - Suchaj, przyjacielu, moe by tak sprbowa to odespa? Jutro bdzie lepiej... - JUTRO ZAWSZE JEST TAK SAMO! TU JEST PROBLEM! Podszed do nas Jon. - Zajm si nim. Nic mu nie bdzie. Chodcie, poznam was z niektrymi gomi. - Musimy ju lecie... - Tak wczenie? - No. Martwi si o 320i. - Podrzuc was... Samochd nie ulotni si. Wsiedlimy i pomachali Jonowi, ktry wraca do getta, do swojego przyjcia i biednego Franois. Po chwili bylimy ju na autostradzie. - Tyle dobrego przynajmniej, e napisae scenariusz - zamylia si Sara. - Przynajmniej tyle... - Mylisz, e bdzie z tego film? - Rzecz traktuje o yciu pijaka. Kogo obchodzi ycie pijaka?

- Mnie. Kogo chciaby obsadzi w roli gwnej? - Franois. - Franois? - Tak. - Czy mamy co do picia w domu? - P skrzynki gamay beaujolais. - Powinno starczy... Dodaem gazu i popdzilimy do skrzynki. 18 Jon zabra si do dziea. Kopie scenariusza rozesa producentom, agentom, aktorom. A ja wziem si z powrotem za pisanie wierszy. Wymyliem rwnie nowy system obstawiania gonitw. Tor znaczy dla mnie bardzo wiele, pozwala mi zapomnie, e uchodz powszechnie za pisarza. Z pisaniem byo u mnie jako dziwnie. Potrzebowaem pisa, pisanie byo czym w rodzaju ., choroby, narkotyku, dokuczliwego natrctwa, a mimo to nie lubiem uwaa si za pisarza. By moe spotkaem zbyt wielu pisarzy. Wicej czasu powicali wzajemnemu ublianiu ni wasnej twrczoci. Nerwusy, plotkarze, stare cioty; gmerali we wasnych bebechach i robili sobie nawzajem koo pira, w dodatku byli okropnie prni. I to mieli by nasi twrcy? Czy zawsze tak byo? Pewnie tak. Moliwe, e pisarstwo jest specyficzn form gmerania w bebechach. Po prostu niektrzy gmeraj lepiej od innych. W kadym razie scenariusz zacz kry, tylko jako nie byo chtnych. Co prawda par osb uznao go za interesujcy, ale czsto pada zarzut, e tego rodzaju film nie przycignie publicznoci. Co innego film o kim niezwykym albo sawnym, kogo w kocu zniszczy alkohol, a co innego film o pijcym gamoniu albo bandzie rozpitych gamoni. Bez sensu. Kogo to mogo zainteresowa? Kogo obchodzio ich ycie czy mier? W kocu jednak Jon odezwa si. - Suchaj, Mack Austin dorwa si do scenariusza. Bardzo mu przypad do gustu. Chciaby reyserowa film. Ma ochot w roli gwnej obsadzi tego samego faceta co ja. - Kogo? - Toma Pella. - Taa, mgby by niezym pijaczyn. - Pell oszala na punkcie scenariusza. W ogle ma bzika na punkcie twojego pisarstwa, czyta wszystko od deski do deski. Odbio mu do tego stopnia, e zgadza si wystpi za pdarmo.

- Rany... - Sk w tym, e upiera si, eby reyserowa Mack Austin. Nie lubi Macka Austina, zaliczam go do grona osobistych wrogw. - Dlaczego? - Nno, mielimy par nieporozumie. - Daj mu buzi i pogdcie si. - W YCIU! MACK AUSTIN W YCIU NIE BDZIE REYSEROWA MOJEGO FILMU! - Dobrze, ju dobrze, Jon, zapomnijmy o tym. - Nie, zaczekaj, chciaem u ciebie urzdzi spotkanie z Mackiem Austinem i Tomem Pellem. Oczywicie bdziesz przy tym. Moe uda ci si namwi Toma Pella, eby zrezygnowa z Austina. Nie wiem, czy wiesz, ale Pell to wspaniay aktor. - Wiem. Dobra, zapro ich obu. Tom przyjdzie z Ramon? - Tom by onaty z Ramon, znan piosenkark pop. - Nie. - Jaka godzina ci pasuje? - Zgodzili si przyj jutro wieczorem o wp do dziewitej, jeeli nie masz nic przeciwko temu. - Dziaasz szybko. - W tej grze albo dziaasz szybko, albo ci wykocz. - Nie wyglda mi to na szachy. - Raczej warcaby w rkach wariatw. - Czy ktry z wariatw wygrywa? - Tak, a inny wariat przegrywa. Wkrtce dowiedziaem si nieco wicej o nieporozumieniu midzy Jonem Pinchotem a Mackiem Austinem. Mimo e Jon wikszo filmw zrobi w Europie, a Austin krci w Ameryce, naleeli do wsplnego wiatka, ktry obraca si wok tych samych miejsc w Hollywood. Jon i Mack siedzieli kiedy w snobistycznej knajpce. Nie wiem, ktry z nich pi, a ktry nie pi, do, e midzy oboma reyserami wywizaa si sprzeczka. Tak zwane tematy zawodowe. Techniki. Dowiadczenia. rda inspiracji itp. Przerzucali si inwektywami przez p sali na oczach pokanej publicznoci, zoonej z ludzi z brany. Wreszcie Mack zerwa si od stolika. - TWIERDZISZ, E DYRYGUJESZ LUDMI NA PLANIE? TY BY NAWET NIE

UMIA DYRYGOWA RUCHEM ULICZNYM! Czy ja wiem. Dyrygowanie ruchem ulicznym wymaga sporych umiejtnoci. Tak czy owak kto kiedy publicznie oskary Macka, e nic umiaby nawet pokierowa ruchem ulicznym. Teraz Mack podawa inwektyw dalej. Nienawi i Hollywood rzdz si tymi samymi zasadami. Doszy mnie pniej suchy o dalszych starciach midzy Mackiem a Jonem. Mimo to spotkanie doszo do skutku... WNTRZE. DOM PISARZA. 20.15. Jon przyjecha troszk przed czasem. - Zdziwicie si, jak zobaczycie tego caego Austina - uprzedzi. Wygrzeba si z pigu i z wdy. Wyglda jak zmitolony achman, jak sflaczaa dtka... - Moim zdaniem to wietnie, e przeszed odwyk. To wymaga odwagi - owiadczya Sara. - Masz racj - zgodzi si Jon. Przyjechali jakie pi po wp do dziewitej. Tom w skrzanej kurtce. Mack w kurtce zamszowej, ozdobionej skrzanymi frdzlami. Mia chyba z p tuzina zotych acuchw. Kiedy prezentacjom stao si zado, nalaem Tomowi wina. Przykucnlimy wok stoliczka do kawy. Pierwszy odezwa si Tom. - Widziaem scenariusz - zacz. - Genialny! Ostrz sobie ju na niego zby. Czuj ten klimat! To rola jak dla mnie! - Dziki, kolego. Na razie jeste jedyn osob, ktra daa si zowi na nasz przynt. - Znalelimy ju nawet sponsora z Tomem. W kadej chwili moemy zaczyna zdjcia - owiadczy Mack. - Na pewno nie chcesz drinka, Mack? - spytaem. - Nie, dzikuj. - Moe co orzewiajcego? - zaproponowaa Sara. - Albo herbaty? - Co orzewiajcego. Sara wysza po co, co orzewioby Macka. Napoje gazowane mielimy w najlepszym gatunku, ze sklepu ze zdrow ywnoci. Wypiem moje wino jednym haustem i nalaem znowu do pena. Zaczem przeczuwa niemono jakiejkolwiek ugody czy kompromisu.

- Mack musi reyserowa ten film. Wiem, jak pracuje. Mam do niego zaufanie oznajmi Tom. - A do mnie nie masz? - spyta Jon. - Nie o to chodzi, po prostu z Mackiem wicej mnie wie. - Nikt poza mn nie bdzie reyserowa lego filmu owiadczy Jon. - Suchaj, stary, wiem, ile ten film dla ciebie znaczy. Moemy powoa dla ciebie specjalne stanowisko. Bdziesz mia duo do gadania, dostaniesz kup pienidzy zaproponowa Tom. - Bardzo ci prosz, zgd si. Chc jak najlepiej dla filmu. Postaraj si mnie zrozumie. Wrcia Sara, niosc napj dla Macka. - Wiem, e z Tomem bdzie si nam dobrze pracowao - owiadczy Mack. - Nie umiaby nawet... - zacz Jon. - ...dyrygowa ruchem ulicznym - dokoczy Mack. - Strasznie jestecie zawzici - powiedziaa Sara. - Na pewno moglibycie jako doj do porozumienia. Ale wszystko odbyo si dokadnie tak, jak na pocztku wieczoru. Nikt nie chcia ustpi, a ja zupenie nie miaem pomysu, jak przeama ten zaklty krg. W kocu zmienilimy temat. Po kolei opowiadalimy zabawne historyjki. Kryy napitki. Pod koniec kto, nie pamitam ju kto, opowiedzia co, co rozbawio Macka. Napoje gazowane i caa reszta uderzyy mu do gowy. Opad do tyu, zamiewajc si w gos. Zote acuchy podrygiway mu na piersi. Po chwili oprzytomnia. Zaraz po tym nadszed czas rozstania. Tom z Mackiem musieli ju jecha. Poegnalimy si. Kiedy ich samochd znikn z pola widzenia, Jon spojrza na mnie: - Syszae ten sztuczny mieszek? Zauwaye, jak te pieprzone acuchy trzsy mu si na szyi? Co w tym byo takiego miesznego? Widziae te pieprzone zote acuchy? - No, widziaem. - Czu si nieswojo - bronia Macka Sara. - By tu jedynym, ktry nie pi. Czy zdarzyo ci si kiedykolwiek siedzie w pokoju penym pijcych i nie pi samemu? - Nigdy - stwierdziem. - Suchajcie - spyta Jon - czy mog skorzysta z waszego telefonu? - Jasne... - Musz zadzwoni do Parya! Natychmiast!

- Co? - Nie denerwuj si, rachunek pokryje mj rozmwca. Chciaem omwi z adwokatem spraw dodatkowego punktu w moim testamencie... - Prosz ci bardzo... Jon podszed do telefonu i zacz wykrca numer. Dolaem mu wina i siadem z powrotem. - Ten cay film to co okropnego - powiedziaa Sara. - No c, lepsze prawie co od niczego. - Jeste pewien? - Jak si chwil zastanowi, to nie za bardzo. Jon poczy si z Paryem. Mia ju niele w czubie i by strasznie podniecony. Syszelimy wyranie kade jego sowo: - PAUL? TAK, TU JON PINCHOT! TAK, BARDZO PILNE! CHCIAEM ZROBI DOPISEK DO MOJEGO TESTAMENTU! JESTE GOTW? DOBRZE, ZACZYNAM! Popatrzy w nasz stron. - To bardzo wane... Potem: - TAK, PAUL! CHODZI O FILM. MAM GOS DECYDUJCY. TANIEC JIMA BEAM A, WEDUG SCENARIUSZA HENRY'EGO CHINASKIEGO! WIETNIE, ZAPISZ TO SOBIE! W RAZIE MOJEJ MIERCI REYSERIA TEGO FILMU NIGDY NIE DOSTANIE SI W RCE MACKA AUSTINA! KADY CZOWIEK NA WIECIE MA PRAWO REYSEROWA TEN FILM OPRCZ MACKA AUSTINA! ZAPISAE TO, PAUL? TAK JEST, PAUL, DZIKUJ CI BARDZO! TAK, DOBRZE SI CZUJ, A TY? KTOKOLWIEK, BYLE NIE MACK AUSTIN! NIE WIEM JAK Cl DZIKOWA, PAUL! DOBRANOC, DOBRANOC! Po rozmowie wypilimy jeszcze po jednym. Potem Jon musia Ju jecha. W progu przystan. - Syszelicie ten sztuczny miech? Widzielicie, jak mu si trzsy te zote acuchy? - Tak, Jon... Pojecha i wieczr dobieg koca. Wyszlimy przed dom zawoa koty. Mielimy 5 kotw i nie bylimy w stanie zasn, dopki wszystkie nie poschodziy si do domu. Ssiedzi syszeli co dzie, jak pnym wieczorem albo wczesnym rankiem nawoujemy nasze koty. Mielimy miych ssiadw. Kady z naszych 5 kotw cholernie

dugo kaza si prosi, zanim raczy wrci do domu. 19 3 czy 4 dni pniej zadzwoni Jon. - Jack Bledsoe czyta scenariusz. Podoba mu si, miaby ochot zagra. Prbowaem go cign, eby si z tob zobaczy, ale powiedzia, e czuby si przez ciebie zdominowany. Ty bdziesz musia przyjecha do niego. - Czy wtedy bdzie mniej zdominowany? - Chyba tak uwaa. - Mylisz, e nadaje si do tej roli? - O, tak. Jack chowa si na ulicy. Swego czasu sprzedawa na ulicy kasztany. On jest z Nowego Jorku. - Widziaem go w paru filmach... - Tak? I co sdzisz? - Bo ja wiem... Suchaj, on musi przesta si umiecha przez cay czas, kiedy nie wie, co ze sob robi. I nie moe grzmoci pici w lodwk ani drobi tym nowojorskim truchtem, jakby nosi banana midzy poladkami. - Jack Bledsoe by kiedy bokserem. - Phi, kady z nas by w swoim czasie bokserem. - Moesz mi wierzy, nadaje si do tej roli... - Jon, on nie moe w filmie odstawia Nowego Jorku. Bohater to chopak z Kalifornii... Kalifornijski chopak lubi zaoy nog na nog. Nie miota si, tylko chodno kalkuluje kady ruch. adnej paniki. Przy tym wszystkim potrafi zabi. Ale przedtem nie robi duo szumu. - Sam mu to powiesz. - Dobrze, gdzie i kiedy? O 8 wieczr znalelimy si w pnocnym Hollywood. Mielimy jakie 5 minut spnienia. Pilimy si ciemnymi alejkami, szukajc mieszkania. - Mam nadziej, e bdzie mia co do picia. Powinnimy byli co przywie. - Na pewno bdzie mia - uspokoia mnie Sara. Nie mogem si poapa w numerach. Wreszcie na jednym z balkonw zobaczyem Jona. - Tdy... Wszedem na pitro i poszedem za Jonom. Znalelimy si w jednej z kryjwek

Jacka. Jon pchn drzwi. Weszlimy do rodka. Siedzieli we dwch na starej kanapie. Jack Bledsoe i jego kumpel, Lenny Fidelo. Fidelo przewanie grywa ogony. Za to Jack Bledsoe wyglda dokadnie jak Jack Bledsoe. Lenny by wielkim chopiskiem, barczystym, troch zbyt otyym. Wida byo, e od ycia dosta nieze cigi. ycie go nie oszczdzao. Spodoba mi si. Wielkie smutne oczy, wielkie donie. Wyglda na samotnego i znuonego. Wyglda na kawa porzdnego chopa. Dopenilimy wzajemnych prezentacji. - To twj goryl? - spytaem Jacka, pokazujc na Lenny'ego. - Taa. Jon sta, umiechajc si, jakby uczestniczy w jakim wiekopomnym spotkaniu. C, mogo si okaza, e mia racj. - Macie co do picia? - zagadnem. - Tylko piwo. Moe by? - Moe by. Lenny wyszed po piwo do drugiego pokoju. Wspczuem Sarze, ktra nie przepadaa za piwem. Jedna ze cian bya caa pokryta plakatami bokserw. Obejrzaem je po kolei. Nieze. Niektre pochodziy sprzed wielu at. Od samego patrzenia poczuem si bardziej macho. Z kanapy sterczay spryny. Na pododze poniewieray si poduszki, buty, czasopisma, papierowe torby... - Chata stuprocentowych mczyzn - rozemiaa si Sara. - Owszem, podoba mi si tutaj - przytaknem. - Mieszkaem w wielu zagraconych mieszkaniach, ale daleko im do mieszkania Jacka... - Nam si te podoba - powiedzia Jack. Wrci Lenny z piwem. Otworzylimy puszki i siedzc popijalimy drobnymi yczkami. - Czytae scenariusz? - spytaem Jacka. - Owszem. Ten go to ty? Ja, sprzed lat. - Niele musiae dosta w dup - odezwa si Lenny. - Owszem. Zdarzao si. - Naprawd za buk z serem ganiae na posyki? - zaciekawi si Jack. - Zdarzao si. Piwo okazao si smaczne. Zapada cisza.

- No i jak ci si podoba? - zapyta Jon. - Kto? Jack? - Aha. - Da sobie rad. Trzeba go bdzie tylko troch rozrusza. - Poka mi twj styl walki - zaproponowa Jack. Wstaem i zamachnem si kilka razy piciami. - Szybki w apach - pochwalia Sara. Usiadem z powrotem. - Umiaem przyjmowa ciosy, ale biem si bez przekonania. Nie bardzo wiedziaem, po co to robi. Macie jeszcze piwo? - Jasne - potwierdzi Lenny. Wsta i poszed po nastpn puszk. Wszyscy w Hollywood wiedzieli, e Jack Bledsoe nie lubi Toma Pella. Kiedy udziela wywiadw, nie przepuci nigdy okazji, eby dooy Tomowi: Tom jest chopcem z Malibu. Ja jestem dzieckiem ulicy. Jeeli aktor gra dobrze, nic mnie nie obchodzio, skd pochodzi. Obaj grali dobrze i nie byo najmniejszego powodu, eby odnosili si do siebie jak para pisarzy. Wrci Lenny z piwem. - Ostatnie - ostrzeg. - Kurwa, nie strasz - przeraziem si. - Zaraz wracam - zapowiedzia Jon. Ju go nie byo. Polecia po piwo. Jon to rwny go. - Ten cay Jon Pinchot jest wedug ciebie dobrym reyserem? - spyta Jack. - Widziae jego dokument o Lido Maminie? - Nie. - Pinchot nie pka przed niczym. Lubi si podmacywa ze mierci. - Chcesz powiedzie, e mu staje do mierci? - Na to wyglda. Nakrci jeszcze par rzeczy oprcz filmu o Maminie. Jako reyserowi ufam mu bezgranicznie. Hollywood jeszcze go nie ochwacio. - A ciebie? - Co mnie? - Czy mylisz, e Hollywood pozbawi ci jajec? - Przenigdy. - Czy to twoje ostatnie sowo? - To moje pierwsze sowo.

- Hank nienawidzi kina - wyjania Sara. - Stracony weekend to ostatni film, ktry mu si podoba, a to przecie byo lata temu. - Jedyny popis aktorski Raya Millanda, za to ekstraklasa - dodaem. Zachciao mi si szcza, spytaem, gdzie jest kibel. Udaem si we wskazanym kierunku, otwarem drzwi, wszedem do rodka, zrobiem co trzeba. Odwrciem si, eby umy rce w umywalce. A to co, do kurwy ndzy? W umywalk kto wcisn biay rcznik. Jeden koniec by wepchnity w odpyw, reszta, przewieszona przez brzeg, opadaa na podog. Byo w tym widoku co niepokojcego. W dodatku rcznik by mokry, nasiknity porzdnie wod. Czemu mia suy? Co oznacza? Czy by pozostaoci jakiej orgii? Nie mogem si w tym poapa. Czuem, e obecno tego rcznika w kiblu co znaczy. Byem starym czowiekiem, mogem nie nada za wiatem. Przeyem wiele rozpaczliwych dni i nocy, kipicych nierzadko od bezsensu - a jednak w aden sposb nie mogem poj, co oznacza ten ogromny, nasiknity wod biay rcznik. Spraw pogarsza fakt, e Jack by uprzedzony o mojej wizycie. Dlaczego pozostawi w kiblu ten rekwizyt? Czy chcia mi co da do zrozumienia w ten sposb? Wrciem do pokoju. Gdybym by nowojorczykiem, zapytabym: Te, suchaj, po co ul ta pieprzona mokra ciera w tej pieprzonej umywalce w kiblu? Byem jednak chopcem z Kalifornii. Wrciem do pokoju, usiadem bez sowa, uznawszy, e to musi by co midzy Lennym i Jackiem i lepiej ebym si w ich sprawy nie miesza. Tymczasem Jon donis piwo. Obok mojego miejsca staa otwarta puszka. Skorzystaem. ycie znowu nabrao rumiecw. - Chciabym, eby Francine Bowers zagraa gwn bohaterk powiedzia Jack. Myl, e uda mi si j namwi. - Znam Francine - wtrci Jon. - Te myl, e uda mi si j namwi. - Moe powinnicie sprbowa obaj - zasugerowaa Sara. Lenny poszed po piwo. Wyglda na piwosza. Go w moim typie. - Suchajta, nie znalazaby si dla mnie jaka rola w tym filmie? - zapyta. Spojrzaem pytajco na Jona. - Lubi gra z Lennym - wtrci Jack.

- Myl, e znajdzie si co dla ciebie. Obiecuj, e ci uwzgldnimy przy podziale rl owiadczy Jon. - Czytaem scenariusz. Myl, e mgbym zagra barmana - zaproponowa Lenny. - Co ty? - zdziwiem si. - Naprawd miaby ochot la Jacka? Swojego kumpla? - Nie ma sprawy - owiadczy Lenny. - Ju mi kiedy przyla - wtrci Jack. - Wybi mi zba. - Naprawd? - zainteresowaa si Sara. - Jeszcze jak - potwierdzi Jack. Popijalimy piwko. Gadao si o byle czym, gwnie o niezliczonych wyczynach Lenny'ego. Nie tylko przeszed w yciu wiele, ale jeszcze potrafi o tym opowiada. Piwo zaczo si koczy. Uznaem, e czas na nas. Jeszcze raz skoczyem do azienki, po czym ruszylimy z Sar do wyjcia. Jon mia wyranie ochot zosta duej, pogada o tym i owym. Staem ju w progu, kiedy nagle mnie naszo. - Suchaj, stary, czy mgby mi u kurwy ndzy wyjani, co ta pierdolona mokra ciera robi w umywalce w twoim obsmarkanym kiblu? - Jaka znowu do kurwy ndzy pierdolona mokra ciera w obsmarkanym kiblu? zdumia si Jack. Tym akcentem wieczr dobieg koca. 20 Miny 3 czy 4 tygodnie. Ktrego wieczora zadzwoni telefon. Mwi Jon. - Jak si masz? Jak si Sara miewa? - W porzdku. yjesz? - yj, podobnie jak Taniec Jima Beama. Francine Bowers zakochaa si w twoim scenariuszu. Zgadza si zagra taniej, ni ma w zwyczaju. Tak samo zreszt Jack, ale nie mw o tym nikomu. - Nie powiem, ale po co tak oszczdzacie? - Przystpilimy do wsppracy z wytwrni Firepower, czyli Harrym Friedmanem i Natem Fischmanem. Postawili trudne warunki, ale w kocu podpisalimy umow. Nie obyo si bez przeszkd, bo agent Jacka zada w kontrakcie klauzuli czy si stoi, czy si ley. - Co to znaczy? - To znaczy, e Jack musi dosta pienidze bez wzgldu na to, czy film zostanie

ukoczony, czy nie. Wikszo gwiazd zastrzega sobie w umowach podobn klauzul. - Nie chce mi si wierzy, e ten film dojdzie kiedykolwiek do skutku. - Tom Pell bardzo si do tego przyczyni, kiedy zaproponowa, e zagra za pdarmo. Dziki temu projekt sta si realny. - Szkoda, e Tom nie zagra... - Tak czy tak, pomg nam. Jack zainteresowa si filmem, kiedy usysza, e Tom chce zagra za symboliczn stawk, z tego samego powodu zainteresowaa si filmem Firepower. Mielimy szczcie. - Wiesz, co mwi Lippy Leo Durocher? - Kto to taki? - Przedwojenny mistrz baseballa. Mwi: Wol mie szczcie, ni by dobrym zawodnikiem. - Uwaam, e mamy szczcie z jestemy dobrymi zawodnikami. - By moe. Co to za jedni, ci z Firepower? - S dopiero od niedawna w Hollywood. Odsdzeni od czci i wiary, ale nie ma na nich rady. Zbili fors na filmach w Europie. Potem zjawili si tu znienacka i zaczli produkowa filmy na kopy. Lecieli film za filmem. S powszechnie znienawidzeni. Ale mona si z nimi dogada, chocia stawiaj twarde warunki. - Co by nie mwi, zgodzili si nakrci Jima Beama. - Owszem, jako jedyni. Rezyduj w ogromnym gmaszysku w pnocnym Hollywood. Poszedem do ich biura. Przyj mnie Harry Friedman. Bledsoe i Bowers zgodzili si? pyta. Tak - odpowiadam. No to wietnie, bdziemy mieli film. Nie chcecie chocia przejrze scenariusza? - zdziwiem si. Nie - on na to. - Ciekawy go. - Cae Hollywood go nienawidzi. To straszne... - Powiniene go zobaczy. Facet przy koci. A propos, w czwartek wieczorem wydaje w wytwrni przyjcie urodzinowe. Powinnicie si stawi z Sar. Nate Fischman, jego wsplnik, te tam bdzie. - Przyjedziemy. Daj mi namiary... Po dziesiciu minutach telefon zadzwoni znowu. - Hank, mwi Tim Ruddy. Jestem jednym z producentw Jima Beama. - Pracujesz dla Firepower? - Nie, pracuj dla Jona. Jestemy wspproducentami. Ja i Lance Edwards.

- Aha... - Suchaj, czy znasz Victora Normana? - Czytaem jego ksiki. - On te czyta twoje. Napisa scenariusz i reyseruje film dla Firepower. Wybiera si na urodziny Friedmana. Pyta, czy by po niego nie zajecha do Chateau Marmont. Poznalibycie si, a potem pojechali razem. - Jaki jest numer jego apartamentu...? We czwartek pojechalimy do Chateau Marmont. Boy hotelowy wzi od nas samochd. Ruszylimy do wejcia. Czeka na nas umiechnity, ysiejcy mczyzna. Jak si okazao, by to Tim Ruddy. Dopenilimy wzajemnych prezentacji i poszlimy za nim. Zastuka do drzwi apartamentu. W progu stan Victor Norman. Mia fajne oczy. Sprawia wraenie mdrego, spokojnego gocia. Kolejne prezentacje. Sara wygldaa bardzo adnie. Norman skoni si przed ni. Wymienilimy ucisk doni. - Czoowy pisarz wita si z czoowym pijaczyn - zaartowaem. Mj art go rozbawi. Victor Norman by bodaj najbardziej znanym pisarzem w Ameryce. Stale pokazywano go w telewizji. Wysawia si gadko i z polotem. Najbardziej ceniem go za to, e nic sobie nie robi z feministek. By jednym z ostatnich obrocw mskich jder w USA, co wymagao nie lada odwagi. Nie zawsze podobao mi si to, co pisa, ale te nie zawsze podobao mi si to, co sam pisaem. - Dostaem najwikszy apartament w hotelu po obnionej cenie. Twierdz, e robi im dobr reklam. Tak czy tak, paci za to Firepower. Wyprowadzi nas na balkon, z ktrego rozciga si niesamowity widok na miasto. Zrobio mi si chodno. - Nie masz czego do picia, stary? - zainteresowaem si. Poprowadzi nas z powrotem na olbrzymie pokoje. Czuo si, e w takim miejscu nic nie moe czowiekowi grozi. Miluchny bastionik bezpieczestwa. Victor wyoni si z butelk wina. - Mam wino, ale nie mog znale otwieracza do butelek. Korkocigu. - O Boe - westchnem. Alkoholik amator. - Potrzebujemy otwieracza do butelek. Korkocigu... - woa Victor do suchawki. Wicej wina... Kilka butelek...

Odwrci si do nas. Upyno sporo czasu, zanim doniesiono wino. - Pracuj dla Firepower przy dwch filmach. W jednym jestem scenarzyst i reyserem, w drugim sam wystpuj. Reyseruje Jon - Luc Modard. Mam nadziej, e wsppraca dobrze si nam uoy. - Powodzenia - powiedziaem. Potem rozmawialimy na tematy uboczne. Victor opowiada, jak pozna Charlie Chaplina. Bya to nieza historyjka, zabawna i niesamowita. Przyniesiono wino. Siedlimy. Sara zacza rozmawia z Timem Ruddym. Zorientowaa si, e Tim poczu si zaniedbany, i prbowaa go rozkrochmali. Bya dobra w tych sprawach. W przeciwiestwie do mnie. - Robisz co? - spyta Victor. - Dubi przy wierszach - odparem. Victor jakby posmutnia. - Dawali mi milion dolcw za nastpn powie. Rok temu. Nie napisaem ani strony i fors diabli wzili. - Jezu. - Jezus tu nic nie pomoe. - Syszaem o alimentach, jakie pacisz tym wszystkim byym onom... - Taa. Podsunem Victorowi pusty kieliszek. Napeni go. - Syszaem, e lubisz wypi... - Taa. - Co ty takiego palisz? - Beedi. Zwijane przez trdowatych w Indiach. - Naprawd? Wino pyno. Czas mija. - Chyba powinnimy ju pojecha na to przyjcie - powiedzia w kocu Victor. - Moemy wzi mj samochd - zaproponowaem. - O.K. Zeszlimy na d. Tim wola pojecha wasnym wozem. Boy hotelowy podstawi mj samochd. Daem mu napiwek. Victor i Sara wsiedli do rodka. Zjechaem z podjazdu na jezdnie i pognaem na przyjcie urodzinowe Harry'ego

Friedmana. - Ja te mam czarne BMW - wyzna Victor Norman. - Czarne BMW to samochd prawdziwych mczyzn - podsumowaem. 21 Spnilimy si troszeczk na przyjcie, ale i tak nie byo jeszcze specjalnego tumu. Victora Normana posadzono o kilka stolikw od nas. Kiedy zajlimy nasze miejsca z Sar, kelner przynis nam wino. Biae. C, przynajmniej za darmo. Osuszyem kieliszek i skinem na kelnera, eby mi dola. Zauwayem, e Victor popatruje na mnie. Powoli zaczli schodzi si gocie. Pojawi si synny aktor z wieczn opalenizn. Chodziy o nim suchy, e nie opuszcza adnego przyjcia w Hollywood. Sara trcia mnie okciem w bok. Przyszed Jim Serry, podstarzay psychodeliczny guru at szedziesitych. Jego te stale widywao si na przyjciach. Wyglda na smutnego, zmczonego i wypranego z inspiracji. Byo mi go al. Szed od stolika do stolika. Kiedy podszed do nas, Sara rozemiaa si, zachwycona. Bya dzieckiem lat szedziesitych. Ucisnlimy sobie z Jimem donie. - Sie masz, stary - powiedziaem. Gocie zaczynali si schodzi w szybkim tempie. Nie znaem prawie nikogo. Raz za razem machaem na kelnera, eby mi dolewa. Wreszcie przynis pen butelk. Odstawi z chupotem na stolik. - Jak skoczysz, przynios ci nastpn. - Dziki, koleko. Siedziaem trzymajc na podoku prezencik dla Harry'ego Friedmana. Zjawi si Jon. Przysiad si do nas. - Ciesz si, e jestecie z Sar - powiedzia. - Patrzcie, ju si schodz. Same zakazane typy. Mordercy i gangsterzy. Jon uwielbia takie gadki. Mia spor wyobrani, ktra pomoga mu przey niejeden dzie i niejedn noc. Na sal wkroczy mczyzna wygldajcy na bardzo wan person. Rozlegy si oklaski. Porwaem prezent i rzuciem si w jego stron. - Wszystkiego najlepszego, panie Friedman... Jon rzuci si za m i odcign mnie z powrotem do stolika. - To nie jest Friedman! To Fischman!

- O... Usiadem. Zauwayem, e Victor Norman gapi si na mnie. Postanowiem go przetrzyma. Kiedy znowu popatrzyem w jego stron, gapi si dalej. Wpatrywa si, jakby nie mg uwierzy w to, co widzi. - No dobra, Victor - powiedziaem na gos - kropnem si i co z tego. Jeszcze nie powd, eby na mnie wybausza gay. Odwrci wzrok. Wstaem i zaczem si rozglda za toalet msk. Wychodzc z kibla, pomyliem drog i wyldowaem w kuchni. W kuchni siedzia mic papierosa chopak, ktry rozwozi naczynia. Signem do portfela, wyjem dych i woyem mu do kieszonki na piersi. - Nie mog przyjmowa napiwkw, prosz pana. - A to czemu? - Po prostu mi nie wolno. - Nie rozumiem, dlaczego rozwoziciel naczy nie miaby przyjmowa napiwkw, skoro wszyscy bior. Zawsze chciaem wozi naczynia na wzku. Wyszedem z kuchni, odszukaem drog do sali, usiadem przy stoliku. - Victor Norman podszed do mnie, jak ci nie byo - szepna mi do ucha Sara. - By mile ujty tym, e nawet nie wspomniae o jego twrczoci. - Przyznasz, e byem grzeczny. - Bye. - Byem grzecznym chopczykiem? - Bye. Popatrzyem na Victora Normana. Odczekaem, a te popatrzy na mnie. Kiwnem nieznacznie gow i puciem do niego oko. W tej samej chwili na sal wkroczy prawdziwy Harry Friedman. Cz goci zerwaa si z miejsc i zacza klaska. Reszta wygldaa na znudzonych. Friedman usiad przy swoim stoliku. Podano spaghetti. Pmisek zacz kry, Harry Friedman naoy sobie porcj i natychmiast wzi si do jedzenia. Wyglda na kawa aroka. By gruby, fakt. Nosi stary garnitur i rozdeptane buty. Mia wielk gow i tuste policzki, w ktre adowa spaghetti. Jego wielkie oczy wyraay smutek i podejrzliwo. W pomitej koszuli na wysokoci pasa brakowao guzika, tote brzuch wylewa si na zewntrz. Wyglda jak wielki dzidziu, ktry jakim cudem wylaz z becika,

byskawicznie urs i zacz udawa dorosego mczyzn. By w tym pewien urok, przed ktrym naleao si mie na bacznoci - mg zosta uyty przeciwko tobie. Ani ladu krawata. Wszystkiego najlepszego, Harry! Na sal wesza moda, przebrana za policjantk kobieta. Podesza prosto do stolika Friedmana. - JEST PAN ARESZTOWANY! - wrzasna. Harry Friedman przesta je i umiechn si. Usta mia mokre od spaghetti. Policjantka zdja najpierw paszcz, nastpnie bluz mundurow. Miaa ogromne piersi. Potrzsna nimi przed nosem Harry'ego Friedmana. - JEST PAN ARESZTOWANY! - wrzasna. Wszyscy zaczli bi brawo, nie mam pojcia dlaczego. Friedman skin na policjantk, eby nachylia si w jego stron. Przysuna si bliej, a on szepn do niej co, co byo przeznaczone wycznie dla jej uszu. Zabierz mnie do siebie. Zobaczymy, jak nam pjdzie. Zapomniaa paki. Czy chciaaby skorzysta z mojej? Wpadnij do mnie. Wezm ci do filmu. Policjantka woya z powrotem bluz, na ni paszcz, a potem wysza. Ludzie zaczli podchodzi do stolika Friedmana, eby zamieni z nim par sw. Wyglda, jakby nikogo nie poznawa. Wkrtce skoczy je i wzi si za wino. Spodoba mi si sposb, w jaki poczyna sobie z butelk. Wida byo, e naprawd lubi wino. Po chwili wsta i zacz kry po sali, zawisajc nad kolejnymi stolikami, eby pogada z ludmi. - O Jezu Chryste - powiedziaem do Sary. - Popatrz tylko na to. Pasemko makaronu zwisa mu z kcika ust i nikt mu o tym nie mwi. Zwisa mu z ust! - Widz! Widz! - podnieci si Jon. Harry Friedman w dalszym cigu kry po sali, nachylajc si nad stolikami, eby porozmawia. Nikt mu nic nie powiedzia. Wreszcie skierowa si w nasz stron. Kiedy by o jaki stolik od nas, wstaem i podszedem do niego. - Panie Friedman - odezwaem si.. Zwrci do mnie twarz monstrualnego niemowlaka. - Sucham? - Prosz si nie rusza! Chwyciem za koniuszek makaronu i pocignem. Pasemko odkleio si.

- Nie mogem ju patrze, jak pan chodzi z tym dyndajcym makaronem. - Dzikuj - powiedzia. Wrciem do stolika. - No, no - skomentowa Jon. - Co o nim sdzisz? - Ju ci mwiem. Poza Lido Maminem nie widziaem takiego drugiego. - To bardzo mio z twojej strony, e zdje mu ten makaron pochwalia Sara. - Nikt si na to nie zdoby. Bardzo adnie si zachowae. - Dzikuj. Tak naprawd to ja jestem bardzo miym facetem. - Tak? A co niby takiego miego ostatnio zrobie? Nasza butelka zawiecia dnem. Udao mi si cign uwag kelnera. Niechtnie ruszy w moj stron z nastpn butelk. Ja tymczasem zachodziem w gow, co te ostatnio zrobiem miego. 22 Ruszyy przygotowania do produkcji. Wydawao si, e wszystko jest na dobrej drodze, kiedy nagle zadzwoni telefon. Mwi Jon. - Mamy kopoty... - Co si stao? - Friedman i Fischman... - Tak? - Chc si pozby moich wspproducentw, Tima Ruddy'ego i Lance'a Edwardsa... - Ruddy'ego poznaem, Edwardsa nie... Co si dzieje? - Obaj od dawna pracuj ze mn nad tym filmem. Wadowali w niego sporo czasu i pienidzy. Teraz Friedman z Fischmanem chc ich wykopa. Dociskaj mnie z kadej strony. Wszystkim obcito wynagrodzenia. Firepower ma powane kopoty. Dobraa si do nich Izba Kontroli. Ich akcje dochodziy do 40, teraz spady do 4. - O - o. - Pozbd si tych goci - mwi mi. - Nie s nam potrzebni. Kiedy mi s potrzebni - mwi. Do czeg takiego s ci potrzebni, czego my nie potrafilibymy zaatwi? - pytaj. Przecie podpisalicie z nimi umow - mwi. Chyba wiesz, co to jest umowa? - pytaj i sami odpowiadaj: - Nic wielkiego. Dokument podlegajcy renegocjacji. - Jezu... - Dokrcaj ruby ile wlezie i maj zamiar dokrca do oporu... Ju si zgodziem nakrci film w 32 dni zamiast 34. Bez przerwy robi cicia budetowe... Nie odpowiada

im mj dwikowiec... Nie odpowiada im mj operator... Chc kogo taszego. No i musisz si pozby tych producentw - mwi mi. - Do niczego nie s nam potrzebni... - Co masz zamiar zrobi? - Nie mog wystawi Tima i Lance'a do wiatru... Mamy pewien plan. Jutro jestemy umwieni na lunch z Timem i z jego adwokatem. Adwokat jest dobrze znany caemu Hollywood. Ludzie dr na sam dwik jego nazwiska. Jest wszechpotny, a tak si skada, e winien jest Timowi przysug. Wpadlimy na pomys, eby po lunchu zajecha do Friedmana i Fischmana w towarzystwie adwokata. Dobrze by byo, gdyby przy tym by. Pokaesz si? - Jasne... Powiedz tylko gdzie i kiedy. Lunch odbywa si u Musso. Siedzielimy przy duym stole w rogu. Wypilimy po par drinkw, zjedlimy co nieco. Sporo osb dosiadao si do nas, eby zamieni par sw ze synnym adwokatem. Faktycznie, wszyscy przed nim dreli. Adwokat mia nienaganne maniery i bardzo kosztowny garnitur. Adwokat z Lancem i Jonem omawiali strategi wobec Friedmana i Fischmana. Nie suchaem zbyt uwanie. Adwokat udziela instrukcji typu: wy powiecie to, wtedy ja powiem tamto. Tego nie mwcie. Ja to powiem. Caa forsa idzie do kieszeni prawnikw, lekarzy i hydraulikw. Pisarze? Pisarze goduj. Pisarze popeniaj samobjstwo. Pisarze popadaj w obd. Po lunchu kady z nas wsiad do swojego samochodu. Ruszylimy w stron zielonego gmaszyska, w ktrym czekali ju na nas Friedman z Fischmanem. Umwilimy si na zbirk przy wejciu. Sekretarka wprowadzia nas do gabinetu Harry'ego Friedmana. Friedman wsta i zza biurka powita nas nastpujc przemow: - Bardzo mi przykro, ale nasza spka nie ma pienidzy i nic si nie da zrobi. Tamci dwaj musz odej. Nie sta nas na opacanie wspproducentw. Nie mamy pienidzy! Znalelimy sobie krzesa i usiedlimy. - Panie Friedman, ja tych ludzi potrzebuj. S nieodzowni dla produkcji filmu. Friedman trwa w pozycji stojcej. Opar pici o biurko. - NIKOGO NIE POTRZEBUJEMY! A JU Z CA PEWNOCI NIE TYCH DWCH! NA CO CI DWAJ MOG SI PRZYDA? NO, PROSZ POWIEDZIE, NA CO MOG SI PRZYDA?

- S moimi wspproducentami, panie Friedman... - JA JESTEM PRODUCENTEM! JESTEM LEPSZYM PRODUCENTEM OD NICH! NIE POTRZEBUJ TYCH GOCI! TO ZWYKLI KRWIOPIJCY! KRWIOPIJCY! Za biurkiem Friedmana otwary si drzwi, z ktrych wyoni si Fischman. Fischman by chudszy od Friedmana. Zrobi rund dookoa biurka. Porusza si z wdzikiem. Biegnc wrzeszcza: - KRWIOPIJCY! KRWIOPIJCY! KRWIOPIJCY! Nastpnie wybieg drzwiami, ktre najwyraniej prowadziy do jego gabinetu. Friedman usiad za biurkiem. Byo jasne, e si orientuje, kim jest adwokat. Usiad za biurkiem i powiedzia cicho: - Nie potrzebujemy nikogo. Synny adwokat kaszln. - Najmocniej przepraszam - zacz - ale... w myl umowy... Friedman wyskoczy zza biurka. - STUL PYSK, MDRALO! - Bd z panem w kontakcie - owiadczy adwokat. - ALE PROSZ CI BARDZO! BD ZE MN W KONTAKCIE, MDRALO! MAM CI GDZIE! Wstalimy z krzese i zbici w gromadk stanlimy przy drzwiach. Przez chwil naradzalimy si szeptem, po czym Tim wyszed, zabierajc ze sob sawnego adwokata, Jon owiadczy, e chce jeszcze porozmawia z Friedmanem. Zostaem z nim. Usiedlimy. - Nie sta mnie, eby im paci - powtrzy Friedman. Jon wychyli si z krzesa, gestykulujc. - Harry, nie moesz da od wszystkich, eby pracowali dla ciebie za darmo... - UWIELBIAM, jak ludzie pracuj dla mnie ZA DARMO! UWIELBIAM! - Ale... to nie jest w porzdku... oni pracowali dla was przez wiele miesicy! Musicie im co zapaci! - Dobra, dostan 15 tysicy. - 30 tysicy za tyle miesicy harwy? - Nie, 15 tysicy dla obydwu. - Niemoliwe... - Nie ma rzeczy niemoliwych... - Popatrzy na mnie. - Co to za go? - Autor scenariusza.

- Jest stary, ju dugo nie pocignie. Potrcam mu 10 tysicy... - Nic z tego, ja mu pac... - Wobec tego potrcam tobie dych, a ty mu te potr dych... - Harry, prosz ci, przesta... Friedman wsta z krzesa i podszed do skrzanej sofy pod cian. Run na sof jak dugi. Zapatrzy si w sufit bez sowa. Nagle rozlego si jakby ciche szlochanie. Oczy Harry'ego zwilgotniay. - Nie mamy pienidzy. Nie wiem, co robi. Ratunku, na pomoc! Zamilk na dobre 2 minuty. Jon zapali papierosa i czeka. W kocu Friedman przemwi, nie odrywajc oczu od sufitu. - Moglibymy go reklamowa jako film artystyczny, jak uwaasz? - Nno, tak - zgodzi si Jon. Friedman zerwa si z kanapy i podbieg do Jona: - FILM ARTYSTYCZNY! FILM ARTYSTYCZNY! TO ZNACZY, E BDZIESZ ROBI ZA DARMO! Jon wsta z krzesa. - Musimy ju i, panie Friedman. Podeszlimy z Jonem do drzwi. - Jon, ci krwiopijcy musz odej - zawoa za nim Friedman. - Krwiopijcy - dobieg nas, ju zza drzwi, gos Fischmana. Ruszylimy w stron bulwaru. 23 Postanowilimy z Sar zoy ponown wizyt w getcie. Zdecydowaem si na jazd starym garbusem, ktrego nie zdyem si jeszcze pozby. Wszystko wygldao tak jak poprzednim razem, tyle tylko e kto na rodek ulicy wyrzuci materac, ktry trzeba byo objeda dookoa. Czulimy si jak na ulicach wioski podczas nalotu nieprzyjaciela. ywej duszy w polu widzenia, jakby na dany znak wszyscy si pochowali. Mimo to cay czas miaem wraenie, e jestem pod obstrzaem setki oczu. Tak mi si przynajmniej wydawao. Zaparkowaem samochd. Wysiedlimy z Sar. Zastukalimy do drzwi. Drzwi miay 5 dziur od kul. Tego jeszcze nie byo. Zastukaem jeszcze raz. - Kto tam? - usyszaem gos Jona. - Hank i Sara. Dzwonilimy. Ju jestemy.

- Aha... Drzwi otwary si. - Wchodcie, prosz... Franois Racine siedzia przy stole z nieodczn butelk wina. - ycie nie ma sensu - owiadczy. Jon zaoy acuchy na drzwi. Sara przejechaa palcami po dziurach od kul. - Widz, e mielicie termity... - O, tak... - rozemia si Jon. - Siadajcie... Przynis kieliszki. Usiedlimy. Nala nam wina. - Ktrego dnia zaczli gwaci dziewczyn na masce mojego samochodu. Byo ich 5 czy 6. Przeszkodzilimy im. Wpadli w sza. Mino par dni. Ktrego wieczora siedzimy w domu, a tu nage bang - bang - bang - bang, kule przelatuj przez drzwi. Potem robi si cicho. - W kadym razie yjemy - zauwaya FRANOIS. - Siedzimy i popijamy winko. - Zwyczajna napa - stwierdzi Jon. Chc nas std wykopa. Nie dam si ruszy. - Przyjdzie taki dzie, e si nie ruszysz, czy bdziesz chcia, czy nie - zwrci mu uwag Franois. - Maj wicej spluw ni policja i czciej po nie sigaj - doda Jon. - Powinnicie si std wyprowadzi - zawyrokowaa Sara. - artujesz? Zapacilimy za 3 miesice z gry. Stracilibymy te pienidze. - Uwaasz, e lepiej straci ycie? - spyta Franois, pocigajc solidnego yka. - Moecie spa po nocach? - dopytywaem si. - Musimy wypi, eby zasn. Zreszt i tak nie znamy dnia ani godziny. Kraty w oknach nie na wiele si zdadz. Mj ssiad te ma takie kraty. Pewnego wieczora jad samotnie kolacj, nagle patrzy, a za nim stoi facet ze spluw. Dosta si jakim cudem przez dach. Oni tam maj swoje przejcia. Siedz w piwnicy i na dachu. Sysz kade nasze sowo. Teraz te podsuchuj. Rozlegy si 4 gone stuknicia w deski od podogi. - Widzicie? Franois zerwa si i tupn w podog. - CISZA! CISZA! CO WY ZA DIABY JAKIE JESTECIE? Z dou nikt nie odpowiedzia. Myl, e po prostu chcieli nam tylko da zna o swojej obecnoci. Nie mieli najmniejszego zamiaru si spoufala. Franois usiad z powrotem.

- W sumie przeraajce - odezwaa si Sara. - Wanie - potakn Jon. - Ukradli nam telewizor, na szczcie tutaj w ogle nie ogldalimy telewizji. - Mylaem, e to murzyskie getto, ale ostatnim razem widziaem paru Latynosw... zauwayem. - O, tak - potwierdzi Jon. - Mamy tutaj jeden z najokrutniejszych gangw meksykaskich. V - 66. Moesz zosta przyjty, dopiero jak masz trupa na sumieniu. Zalega duga cisza. - Jak si posuwa film? - spytaem, gwnie po to, eby przerwa milczenie. - Wanie rusza produkcja. Co dzie jestem na miejscu i godzinami pracuj z ludmi. Niedugo zaczynamy zdjcia. Z kadym dniem, z kadym dolarem zainwestowanym przez Firepower, film nabiera coraz bardziej realnych ksztatw. Co dzie jednak s jakie obsuwy... - Na przykad? zainteresowaa si Sara. - Na przykad chcielimy wynaj kamer... - Kamer wynajmujecie? - Owszem. Wic pojechalimy po kamer, ale firma odmwia wypoyczenia sprztu. - Dlaczego? - spytaem podchodzc do okna, eby sprawdzi, czy garbus jeszcze stoi. - Firepower nie zapacia im poprzednim razem. Wic firma zadaa od Firepower zapaty czekiem potwierdzonym za wynajcie kamery wtedy i teraz. - Dali im ten czek? - spytaem. - Dali. Franois wsta. - Musz przeliczy kury - owiadczy wychodzc. - Franois nie jest przeraony yciem w takich warunkach? - spytaa Sara. - Nie - uspokoi j Jon - Franois jest szalony. Ktrego dnia siedzia sam w domu, nagle patrzy, a tu w rodku stoi dwch facetw, jeden z noem. Dawaj fors! - mwi ten z noem. To ty mi dawaj twoj fors! - Franois na to. By pijany. Porwa swj kij i zacz oi jednego z drugim. Wybiegli z domu, a Franois goni ich ulic, okadajc kijem i wrzeszczc: ODWALCIE SI OD MOJEGO DOMU! IDCIE SOBIE DO KOGO INNEGO! PRZESTACIE KRA MOJE KURY! Goni ich jeszcze cay kawa ulic. - Mogli go zabi. - Jest zbyt szalony, eby na to wpa. - Ma szczcie, e go nie zabili - zauwaya Sara.

- No. Moim zdaniem bardzo pomaga fakt, e si jest Francuzem, a nie Amerykaninem. S przez to lekko skoowani, bo nie mog wzbudzi w sobie a takiej nienawici jak do Amerykanw. Wyczuwaj, e Franois jest szalony, a nie wszyscy kolesie tutaj s mordercami. Niektrzy s tylko ludmi, ktrzy musz jako przey. - Chcesz powiedzie, e nie wszyscy s ludmi? - spytaa Sara. - Niektrzy a za bardzo - stwierdzi Jon. Wrci Franois. - Przeliczyem kury. adnej nie brakuje. Pogadaem troszk. Pogadaem z moimi kurkami. Usiad. Jon napeni kieliszek. - Chciabym mie zamek - westchn Franois. - . Chciabym mie 6 dzieci i wielk, tg, on. - Po co ci to wszystko? zaciekawiem si. - Po to, eby kto si do mnie odzywa, kiedy si zgram przy stoliku. Teraz, kiedy si zgram przy stoliku, nikt si do mnie nie odzywa. Chciaem mu zwrci uwag, e kiedy si zgra przy stoliku, tga ona i 6 dzieci rwnie mog nie mie ochoty si do niego odzywa. Ale si rozmyliem. Franois i tak ju cierpia dostatecznie. Powiedziaem w zamian co innego. - Musimy si kiedy wybra razem na wycigi. - Kiedy? - spyta. - Niedugo. - Mam nowy system. - Kto go nie ma? Zadzwoni telefon. Po 3. dzwonku Jon podnis suchawk. - Allo... - Tak... tak, mwi Jon... Co? Niemoliwe! Nie wypuszczajc suchawki, odwrci si do nas. - Rozczy si... - Kto? Jon odoy suchawk. Sta jak wryty. - Dzwoni Harry Friedman. - I? - ponagliem. - Zawiesili produkcj.

24 Mino par dni. Nie robiem nic specjalnego - chodziem na tor, wracaem i dubaem troch przy wierszach. Uprawiaem 3 gatunki literackie: poezj, powie i opowiadania. Teraz, ze scenariuszem, miao ich by 4. Czy naprawd? Czy bez filmu byem scenarzyst? Jim Beam przerwa swj taniec. Wreszcie zadzwoni Jon. - Jak tam konie? - W porzdku. A ty jak si miewasz? - Te w porzdku... Chciaem ci tylko powiedzie, co si dzieje. - Tak... - Zaraz po zerwaniu produkcji pilimy z Franois przez dwa dni i dwie noce... - eby si spuka z nieczystoci? - Tak. Potem poszedem do budynku Firepower zobaczy si z Friedmanem i wycign od niego, dlaczego zrezygnowa z produkcji. Czuem si, jakby mnie kto obuchem zdzieli. - Ja te... - No wic pojechaem do Firepower. Wartownik nie chcia mnie wpuci. Byo jasne, e Friedman zabroni mnie wpuszcza. - Sukinsyn. - Tak, czasem wyazi z niego kawa sukinsyna. W tej sytuacji poszedem do drugiego wejcia, gmach ma dwa wejcia... - Wiem. - Znam tam pewnego adwokata. Powiedziaem wartownikowi, e id do adwokata, wic mnie wpuci. Tymczasem wcale nie poszedem do adwokata, tylko prosto do gabinetu Friedmana. Wchodz do rodka... - Bardzo dobrze... - Friedman podnosi gow. Zauwaa mnie. O, Jon, jak si masz? - mwi. Ja mu na to, e wietnie. Postanowiem go w ogle nie pyta, dlaczego zerwa produkcj. Uznaem, e to jego sprawa. Mwi tylko: Bdziemy musieli poszuka innej wytwrni. Znalelicie ju kogo? - pyta. Mwi, e jeszcze nie. Ale znajdziemy, dlatego chciabym, eby pan mi co obieca. Co takiego? - pyta. Kiedy kogo znajdziemy, zaatwimy wam zwrot dotychczasowych wydatkw zwizanych z produkcj. Zgoda - on na to. Ale - mwi mu - musi mi pan da sowo, e Firepower nie bdzie w aden sposb utrudnia produkcji ani domaga si dalszej forsy. Zgoda - owiadczy Friedman. -

Moecie kogo szuka. Zgadzam si na wasze warunki. ycz powodzenia. - I tyle? - Tak. Ucisnlimy sobie rce i wyszedem. Myl, e by zachwycony perspektyw zwrotu dotychczasowych kosztw produkcji. - Wobec tego musimy teraz tylko kogo znale. - Ju znalelimy... - Co? - Widzisz, przez cay czas, kiedy zadawalimy si z Firepower, nawet po podpisaniu umowy, potajemnie szukalimy innych sponsorw. Nigdy do koca nie ufalimy Firepower. Kiedy zerwali produkcj, na ich miejsce wskoczy natychmiast inny sponsor. - Naprawd? Kto to taki? - Edleman ze Wschodniego Wybrzea. Spekulacje ziemi na wielk skal. Jego praw rk na Zachodnim Wybrzeu jest Sorenson. Sprawdzilimy ich dokadnie. Naprawd maj fors. W dodatku mwi: Tak, mamy pienidze. Tak, chcemy robi ten film. Wemy si do roboty. - Jeste pewien, e s w porzdku? - Maj fors. Solidna firma. Sto razy lepsi od Firepower. Podoba im si scenariusz i aktorzy. Chc od razu zaczyna zdjcia. Przygotowujemy odpowiednie umowy. Podpiszemy je w czwartek po poudniu. - Cudownie, Jon. Ciesz si w twoim i swoim imieniu. - Tak czy tak, byem zdecydowany zrobi ten film za wszelk cen, okazao si jednak, e moemy zaraz rusza do roboty. - Jon, jestem z ciebie dumny. - Bd ci informowa na bieco. Do widzenia. - Koniecznie dzwo. Do widzenia, Jon... Telefon odezwa si po 2 dniach. - Sukinsyny! - owiadczy Jon. - Co si stao? - Firepower wystawia nas do wiatru. Zniuchali Edlemana i Sorensona. DOMAGAJ SI TERAZ DODATKOWYCH 500 DO 750 TYSICY DOLARW! - CO TAKIEGO? - Friedman zama sowo. Dorwaem go przez telefon. Mwi mu: Obiecae, e nie bdziesz wysuwa dalszych roszcze! Dae sowo!

- Co on na to? - Nic. Bez sowa odoy suchawk. Nie mam si z nim jak kontaktowa. Nie odbiera telefonw ode mnie. Mam zamiar podj protest godowy! - Co? - PROTEST GODOWY! Mam ju przygotowan butelk wody i skadane krzeseko. Zamierzam usi przed gmachem Firepower i godowa. - W tej chwili? - Tak, bd tam za dziesi minut! - Chyba nie mwisz powanie? - Oczywicie, e mwi powanie! Kiedy dojechaem na miejsce, zastaem Jona Pinchota siedzcego przed wytwrni na skadanym krzeseku. Mia ze sob butelk wody i byle jak sklecony napis: PROTEST GODOWY! FIREPOWER TO BANDA OSZUSTW! Zaparkowaem samochd i podszedem do Jona. Wok stao 4 czy 5 gapiw. Przyklkiem na chodniku. - Suchaj, Jon. Zapomnijmy o tym pieprzonym filmie. Zwrc ci ca fors. Nie musz jej mie. Wypnijmy si na to wszystko i chodmy si gdzie uchla, co? Jon sign do kieszeni paszcza i poda mi kawaek papieru. - Podaem ten tekst przez umylnego Harry'emu Friedmanowi. List dotar do niego. To jest kopia. - Wycign jeszcze jedn kartk. - A to jest umowa o zrzeczeniu si praw. Przeczytaem pierwszy tekst: Drogi Harry! Oto alternatywne propozycje, ktre przedstawiem ci przez telefon. Jak widzisz, jestem gotowy przyj kade rozwizanie. Uwierz mi, e kiedy proponuj wersj, w ktrej nie dostan ani grosza, to robi tak nie tylko po to, eby ratowa cae przedsiwzicie, ale rwnie dlatego, e ci kocham, kocham daleko bardziej, ni to sobie moesz wyobrazi. Decyduj wobec tego. Bardzo ci prosz, nie zwlekaj z decyzj, bo mam Edlemana, ktry jest gotw przej film oraz zobowizania zawarte we wszystkich umowach.

Edleman jest gotw przej film od rki. Jeeli do czwartku po poudniu nie otrzyma tekstu zaczonej poniej Propozycji 1, z twoim podpisem, nie bdzie w stanie rozpocz zdj 19. Do tego dnia musimy zatrudni dziesiciu niezbdnych pracownikw. Na przejcie filmu przez Edlemana zostaje nam tylko wtorek i roda. Jeeli nie zdymy, nam przepada Bledsoe jako odtwrca gwnej roli, a wam okoo miliona dolarw. Dla wszystkich bdzie to samobjstwo, przynajmniej poci wzgldem finansowym. W tej sytuacji zmuszony jestem posun si dalej; mianowicie: jeeli prawa, do filmu nie zostan, tak jak przyrzeke, przekazane jutro rano do godziny 9, zaczn wciela Propozycj 2, odcinajc sobie kolejne koczyny i przesyajc ci je codziennie poczt. Mwi serio. Nie moemy sobie pozwoli nawet na jeden dzie zwoki. Dla Naszego Filmu to Kwestia ycia i mierci. ciskam, Jon. Drugi dokument zatytuowany by Propozycja 1. Nagwek gosi: POPRAWKA DO UMOWY O PRZEKAZANIU PRAW DO FILMU W REYSERII JONA PINCHOTA Tekst wypichci adwokat, wic ledwie mona si byo poapa, o co chodzi, wygldao jednak na to, e dokument nawouje Friedmana, eby przekaza film Edlemanowi i zatrzyma sobie pienidze nalene Jonowi. Oddaem Jonowi oba papiery. - Na czym polega Propozycja 2? - Na odcinaniu koczyn. - Ty to nazywasz propozycj? - Faktycznie, powinienem to nazwa determinacj. - Nie zrobisz chyba czego takiego? - Owszem, zrobi. - Oszalae chyba. - Nie, nie oszalaem. Moesz pojecha ze mn. Musz si przygotowa. - Przygotowa? - Tak jest. Wsiedlimy obaj w samochd Jona.

- Mam ju pierwsz z niezbdnych mi rzeczy. rodek przeciw blowy. Wyobra sobie, musiaem i do lekarza, bo mi zacz wrasta paznokie u nogi. Zoperowa paznokie, potem zaaplikowa rodek przeciwblowy. Podziaa znakomicie... - Dokd jedziemy? - Zobaczysz. No wic musiaem jeszcze raz tam pj, do kontroli. Mwi do doktora: Wie pan, da mi pan naprawcie wietny rodek przeciwblowy, dziaa bez przerwy przez 10 godzin. Czy mgby mi pan opowiedzie o jego dziaaniu? Opowiedzia, a ja spytaem: Mgbym zobaczy, jak wyglda? Zaprowadzi mnie do gablotki z lekarstwami i pokaza, o ktry lek chodzi. To bardzo interesujce - pochwaliem. Porozmawialimy jeszcze przez chwilk i poegnaem si. Miaem ze sob torb, niewielki neseser. Zostawiem go przy gablocie z lekarstwami. Wyszedem z gabinetu. Po chwili zawrciem. Bardzo przepraszam - mwi do recepcjonistki - zostawiem w gabinecie neseser. Wszedem do gabinetu. Nie byo nikogo. Otwarem gablotk i porwaem rodek umierzajcy. - Nie moesz tego zrobi - powiedziaem do Jona. - Musz - brzmiaa odpowied. Weszlimy do sklepu z artykuami elaznymi. - Sucham? - zwrci si do nas sprzedawca. - Potrzebuj piy - wyjani Jon. - Elektrycznej piy acuchowej. Sprzedawca zdj z tablicy narzdziowej pomaraczowe cacko. - Firma Black and Decker, jedna z najlepszych pi, jakimi dysponujemy. - Jak si zakada ostrze? - dopytywa si Jon. - Jak si je zamocowuje? - Bardzo prosto - wyjani sprzedawca. Przykrci ostrze. Jon przyjrza si pile. Ostrze miao olbrzymie zby. - Hmm - owiadczy - nie o taki rodzaj ostrza mi chodzi. - A jakie ostrza pana interesuj? - spyta sprzedawca. Jon zastanawia si przez chwil. - Co do cicia drewna na malekie kawaeczki. Twardego drewna - doda. - Rozumiem - powiedzia sprzedawca. - Moe co takiego? Zamontowa nowe ostrze z drobnymi, gstymi, ostrymi zbkami. - O to, to - ucieszy si Jon. - Wanie o to mi chodzi. - Paci pan gotwk czy kart kredytow? - spyta sprzedawca.

Wsiedlimy do auta i ruszylimy podj protest godowy. - Nie zrobisz tego, prawda? - nalegaem. - Oczywicie, e zrobi. Zaczn od maego palca lewej rki. Na co mi may palec u lewej rki? - Chociaby do wystukiwania a na maszynie. - Bd pisa nie uywajc a. - Suchaj, przyjacielu, nie daoby si tego jako odkrci? Puci ca spraw w niepami? - Nie. Wykluczone. - Naprawd masz zamiar tam by o 9 rano? - W gabinecie adwokata Friedmana. Wcz pi. Wcz j tyle razy, a zrzekn si praw do filmu. Nie rozdzierajc szat, konstatowa po prostu suche fakty; nie mogem mu nie wierzy. - Zaczekasz na mnie przed gabinetem adwokata? - Zaczekam, ale musisz przyj punktualnie. Przyjdziesz punktualnie? - Przyjd punktualnie - obiecaem. Wrcilimy pod Firepower. 25 Przyjechaem o 8.50. Zaparkowaem i czekaem w wozie na Jona. Nadjecha o 8.55. Wysiadem i podszedem do jego samochodu. - Dzie dobry, Jon. - Cze, Hank. Jak si masz? - W porzdku. Jak ten twj protest godowy? - O, trwa nadal. Najwaniejsze jest jednak obcinanie koczyn. Jon mia ze sob owinitego w zielony rcznik black and deckera. Razem weszlimy do gmachu Firepower. Do gabinetu adwokata, Neeli Zutnicka, jechao si wind. Sekretarka spodziewaa si naszego przybycia. - Prosz do gabinetu - powiedziaa. Neeli Zutnick ju na nas czeka. Wyszed zza biurka i ucisn nam donie. Potem wrci na miejsce i usiad. - Czy panowie napij si kawy? - spyta. - Nie - odpar Jon. - Ja poprosz - powiedziaem.

Zutnick wcisn klawisz interkomu. - Rose? Rose, kochanie... podaj mi jedn kaw... - spojrza pytajco - z cukrem i mietank? - Czarn. - Czarn. Dzikuj, Rose... A teraz, panowie... Gdzie jest Friedman? spyta Jon. Pan Friedman udzieli mi wszechstronnej instrukcji. A teraz... - Gdzie jest gniazdko? - spyta Jon. - Gniazdko? - Chciaem wczy... - Jon zsun rcznik, odsaniajc black and deckera. - Bagam, panie Pinchot... - Gdzie jest kontakt? Ju nie trzeba, widz go. Jon przeszed przez gabinet i wcisn wtyczk black and deckera do gniazdka w cianie. - Prosz mi wierzy, e kazabym wykrci korki, gdybym wiedzia, e przyjedzie pan z tym urzdzeniem - powiedzia Zutnick. - Nie ma sprawy - uspokoi go Jon. - To urzdzenie jest najzupeniej zbyteczne - owiadczy Zutnick. - Mam nadziej. Przyniosem je na wszelki wypadek. Wesza Rose z kaw dla mnie. Jon wcisn przecznik black and deckera. Tarcza zawirowaa z brzkiem. Filianka w doni Rose drgna nerwowo... wystarczajco, eby odrobina kawy chlapna na jej sukienk. - Ojej! Ale mnie pan przestraszy! - Przepraszam - zacz tumaczy si Jon. - Po prostu chciaem wyprbowa... - Dla kogo miaa by kawa? - Dla mnie - powiedziaem. - Dzikuj. Rose podaa mi filiank. Cholernie potrzebowaem kawy. Wychodzc rzucia nam przez rami zatroskane spojrzenie. - Panowie Friedman i Fischman wyraaj najgbsze zaniepokojenie paskim obecnym stanem ducha. - Przesta pan tru, panie Zutnick. Albo zrzekn si praw do filmu, albo pierwszy kawaek mojego ciaa zostanie zoony tutaj! Jon pukn kocem black and deckera w sam rodek blatu biurka Zutnicka. - Ale panie Pinchot, nie musi pan przecie... - WANIE E MUSZ! A PASKI CZAS SI KOCZY! DAM ZRZECZENIA SI

PRAW DO FILMU! I TO JU! Zutnick odwrci si do mnie. - Jak panu smakuje kawa, panie Chinaski? Jon wcisn przecznik black and deckera i unis lew do, prostujc may palce. Zamachn si pi, ktrej ostrze wirowao wciekle. - ZACZYNAM! - ZGODA! - wrzasn Zutnick. Jon zdj palec z przecznika. Zutnick wysun rodkow szuflad biurka. Wyj dwa znormalizowane arkusze tekstu i pchn w stron Jona. Jon wzi tekst do rki, usiad i zacz czyta. - Panie Zutnick - poprosiem - czy mgbym jeszcze dosta kawy? Obrzuci mnie nieprzytomnym spojrzeniem. Nacisn klawisz interkomu. - Jeszcze jedn kaw, Rose... Czarn... - Jak black and decker - zaartowaem. - Panie Chinaski, to nie jest mieszne... Jon cigle czyta. Zjawia si kawa. - Dzikuj, Rose... Jon nadal czyta, a my czekalimy. Black and deckera pooy sobie na kolanach. - Nie, to mnie nie zadowala - owiadczy w kocu. - Co?. - zdumia si Zutnick. - TO PRZECIE JEST PENE ODSTPIENIE OD WSZELKICH PRAW! - Punkt e musi zosta cakowicie wykrelony. Zawiera zbyt wiele niejasnoci... - Czy mgbym rzuci okiem? - spyta Zutnick. - Prosz bardzo. Jon pooy papiery na ostrzu black and deckera i podsun Zutnickowi. Zutnick zdj je z piy nie bez obrzydzenia. Zacz studiowa punkt e. - Nie widz tu nic podejrzanego... - Prosz wykreli... - Naprawd zamierza pan odci sobie ktry z palcw? - Owszem. Odetn rwnie ktry z paskich, jak mi si spodoba. - Jak mam to rozumie? Pan mi grozi? - Prosz zwrci uwag na fakt, e nie mam nic do stracenia. W przeciwiestwie do was.

- Umowa podpisana w takich okolicznociach moe zosta uniewaniona. Rzyga mi si chce, Zutnick, jak pana sucham. Prosz wykreli punki e, bo odetn sobie palec. I TO JU! Jon wcisn przecznik. Black and decker ruszy z warkotem. Jon Pinchot wyprostowa may palec lewej doni. - STOP! - wrzasn Zutnick. Jon wyczy pi. - ROSE! Prosz przyj do nas... - rzuci Zutnick do interkomu. - Panowie ycz sobie jeszcze kawy? - spytaa Rose wchodzc. - Dzikujemy, Rose. Chciabym, eby jeszcze raz przejrzaa i przepisaa umow z pominiciem punktu e. Bd czeka. - . Tak jest, panie Zutnick. Siedzielimy przez chwil w milczeniu. - Moe pan ju wyj z kontaktu to urzdzenie - odezwa si w kocu Zutnick. - Jeszcze nie - owiadczy Jon. - Jeszcze sprawa nie zostaa doprowadzona do koca. - Naprawd znalaz pan innego producenta? - Jasne, e tak... - Zechce pan zdradzi jego nazwisko? - Prosz bardzo. Hal Edleman. Friedman wie o tym. Zutnick zamruga. Sysza o Edlemanie. Edleman to bya wielka forsa. - Czytaem scenariusz. Wyda mi si do... nieskomplikowany. - Czy czyta pan poza tym cokolwiek z twrczoci pana Chinaskiego? - indagowa Jon. - Nie, ale crka czytaa zbir opowiada Stek marze. - I? - Uwaa, e s wstrtne. Wrcia Rose z przepisan umow. Podaa j Zutnickowi. Zutnick przejrza dokument, wsta i podszed do Jona. Jon jeszcze raz przeczyta cao. - Bardzo dobrze. Odnis umow na biurko, nachyli si i podpisa. Zutnick zoy swj podpis w imieniu Friedmana i Fischmana i ju byo po wszystkim. Kada ze stron zachowaa swoj kopi. Zutnick rozemia si z ulg. - Adwokaci wykonuj swj zawd w coraz dziwniejszych okolicznociach.

Jon wycign z gniazdka wtyczk black and deckera. Zutnick podszed do szafki ciennej i wystawi na biurko butelk i 3 kieliszki. Nala wszystkim. - Za nasz umow, panowie..... - Za nasz umow... - powtrzy Jon. - Za nasz umow - zawtrowa scenarzysta. Nie do, e obalilimy po kieliszku brandy, to jeszcze udao nam si odzyska nasz film. Odprowadziem Jona do jego samochodu. Cisn black and deckera na tylne siedzenie i siad za kierownic. - Jon? - spytaem z krawnika. - Powiesz mi co na serio? - Jasne. - Z tym black and deckerem, no wiesz, to zostanie midzy nami. Naprawd chciae uci sobie palec? - Oczywicie. - No a potem? Miae zamiar odcina sobie kolejne palce? - Pewnie. Jak ju raz zaczniesz, to nie ma koca. - Odwany z, ciebie go. - Ee, tam. Tak naprawd to jestem godny. - Czy mog ci zaprosi na niadanie? - Czemu nie... Znam fajne miejsce... Jed za mn... - Dobra. Ruszylimy z Jonem przez Hollywood, skpany w blasku i cieniach Alfreda Hitchcocka, Laurela i Hardy'ego, Clarka Gable, Glorii Swanson, Myszki Miki i Humphreya Bogarta. 26 Przez jaki tydzie nie wydarzyo si nic specjalnego. Wanie bawiem si na dywanie z jednym z kotw, kiedy zadzwoni telefon. Odebraa Sara. - Sucham? O, cze, Jon. Tak, jest w domu. W poniedziaki i wtorki nie ma gonitw. Co? Rany, ale heca... Zaczekaj, dam ci Hanka. Podniosem si z dywanu i wziem suchawk do rki. - Cze, Jon. - Hank, jest obsuwa...

- Z czym? - Z tym caym Edelmanem. Za 7 milionw dolcw prbowali odsprzeda Taniec Jima Beama za naszymi plecami. Ludzie, ktrych wynajem, kiedy wsppracowalimy z Firepower, eby po cichu rozejrzeli si za innym sponsorem, donieli mi, e ludzie Edlemana zaproponowali im odkupienie praw do filmu za 7 milionw. - Przecie oni jeszcze nie maj adnych praw. - Udawali, e maj. Przedstawili scenariusz, budet, aktorw. Za prawo do produkcji filmu dali 7 milionw. Planowali cichcem podpisa umow, a potem odkupi od nas prawa. - Rany... - Kolejny raz padamy ofiar szajki oszustw. Koniec z Edlemanem. Mamy go z gowy. W tej sytuacji musimy rozejrze si za nowym producentem. Przykro mi, e ci niepokoj, ale chyba lepiej, eby wiedzia. - Jasne, e tak. Jak wam idzie? - Dzwonimy do rnych ludzi. Przedstawiamy im sytuacj przez telefon, oni na to: Znakomicie, bierzemy ten film. A potem czytaj scenariusz i mwi: Nie, dzikujemy. Cae Hollywood nam podzikowao. Oto film z dwjk znanych aktorw i budetem tak niskim, e nie ma siy, eby nie przynis zyskw, a mimo to wszyscy w tym miecie nam podzikowali. Wprost niebywae! - Scenariusz im si nie podoba - stwierdziem. - Na to wyglda. - A mnie si oni nie podobaj. Nie podobaj mi si ani troch. - C, bdziemy prbowa dalej. Musz by jeszcze jacy ludzie, ktrym nie proponowalimy filmu... - To brzmi ponuro... - Jako damy sobie rad. - Cieszy mnie twj optymizm. - Nie przejmuj si. - Dobra... Wrciem na dywan bawi si z kotem w polowanie na kawaek sznurka. - Znw z filmu nic nie wyszo - powiedziaem Sarze. - Nikomu si nie podoba scenariusz. - A tobie si podoba? - Myl, e jest lepszy ni wikszo scenariuszy, jakie miaem w rku, ale mog si

myli. Przede wszystkim jest mi al Jona. Kot nie trafi w sznurek, za to wbi pazury w wierzch mojej doni. Pocieka krew. Poszedem do azienki i zalaem skaleczenie wod utlenion. Z lustra wyjrzaa moja twarz; ot zwyky starszy pan, ktry napisa scenariusz. Niech to szlag. Na wycigach nigdy nie dopaday mnie adne ze wiadomoci, bo byem poza domem i nie byo mnie jak apa. Tor z powrotem upomnia si o swoje prawa. Co dzie jedziem na wycigi, szo mi nie najgorzej. Kiedy miaem ju dosy, wracaem do domu, jadem co nieco, ogldaem telewizj z Sar i szedem na gr, gdzie ju czekay butelki z winem i maszyna. Pracowaem nad wierszami. Wiersze nie przynosz zbyt duo szmalu, ale pozwalaj si wyy. Po paru tygodniach Jon odezwa si. - Znw jestemy udupieni - owiadczy. - I to gorzej ni kiedykolwiek! - Co si stao? - Wyobra sobie, znalelimy producenta, ktremu wszystko si podobao, nawet scenariusz. Dobra - mwi. - Bierzemy ten film. Przynie dokumenty, podpisz umow i wystartujemy z produkcj. Ustalilimy termin podpisania umowy, ale facet zadzwoni wczeniej. Nie mog wzi filmu. C si okazuje? Pewien znany reyser twierdzi, e posiada prawa do ekranizacji wszystkich utworw powiconych Henry'emu Chinaskiemu. Jestem bezsilny - mwi mi. - Nie mog podj si roboty. W niejednej powieci nazwaem gwnego bohatera Henry Chinaski. Posuyem si tym nazwiskiem rwnie w scenariuszu. - Co ty pieprzysz? - zaniepokoiem si. - Nic nie pieprz. Sprzedae prawa do postaci Henry'ego Chinaskiego. - Nieprawda - powiedziaem - ale nawet gdyby tak byo, wystarczy zmieni imi i nazwisko bohatera. - Niestety, umowa przyznaje mu prawo do postaci, obojtne pod jakim nazwiskiem wystpuje. Na zawsze. - Nie wierz... - Obawiam si, e sprzedajc powie Spedytor reyserowi Hectorowi Blackfordowi, sprzedae rwnie prawa do ekranizacji postaci. - Sprzedaem mu prawa do filmu, fakt, za marne 2 tysice dolarw. Przymieraem godem i wydawao mi si, e to kupa forsy. Blackford nigdy nie nakrci Spedytora.

- To nie ma znaczenia. W umowie stoi, e dozgonnie uzyska prawa do tej postaci. - Skd si o tym wszystkim dowiedziae? - Ot pewien adwokat, niejaki Fletcher Jaystone, poszed do ka z pewn montaystk. Zrobili swoje, a kiedy byo po wszystkim, wzrok adwokata pad na scenariusz spoczywajcy na stoliku nocnym. Adwokat wzi scenariusz do rki i czyta: Taniec Jima Beama. Odkada scenariusz na stolik i mwi montaystce: HENRY CHINASKI! PRZECIE TEN TYP NALEY DO MOJEGO KLIENTA! SAM PRZYGOTOWYWAEM DLA NICH UMOW! Po chwili wiadomo obiega cae Hollywood. Koniec z Tacem Jima Beama. Nikt nie tknie filmu palcem, bo Blackford ze swoim adwokatem s wacicielami postaci Henry'ego Chinaskiego. - To niemoliwe, Jon. Nie sprzedabym tych praw do koca wiata za gwniane 2 tauzeny, musiabym by niespena rozumu. - Tak stoi w umowie. - Czytaem umow, zanim j podpisaem. Nic takiego tam nie byo. - No to przeczytaj sobie paragraf VI. - Nie wierz. - Zadzwoniem do tego caego adwokata. Twardy go. Henry Chinaski jest nasz wasnoci - owiadczy. . - Swego czasu zainwestowaem w ten zakup 15 tysicy moich prywatnych dolarw, spory pienidz jak na tamte lata. To jest nadal spory pienidz. Wkurzyem si i zaczem na niego wrzeszcze. Chwileczk - przerwa mi - prosz nie zwraca si do mnie w ten sposb. Nie mogem si z nim w aden sposb dogada. Nie wiem, czy chce wycisn z tego kup forsy, czy knuje co innego, do, e Taniec Jima Beama chwilowo poleg, poleg w sposb beznadziejny. Koniec z filmem. - Zadzwoni do ciebie za chwil, Jon. Przejrzaem umow i sprawdziem paragraf VI. Mimo najszczerszych chci nie mogem si tam doszuka niczego, co sugerowaoby wprost czy w zawoalowany sposb wyzbycie si praw do postaci Chinaskiego. Przeczytaem paragraf VI ile razy, ale nic takiego nie znalazem. Zadzwoniem do Jona. - W paragrafie VI nie ma absolutnie nic na temat doywotniej utraty praw do postaci Chinaskiego. Co wam odbio? Czy wycie wszyscy tam na by poupadali? - Nie poupadalimy, tylko taka jest wymowa. - Jak znowu wymowa? - Wymowa paragrafu VI.

- Masz u siebie umow, Jon? - Mam. - Czy moesz mi wskaza miejsce, w ktrym stoi, e ten facet nabywa praw do Henry'ego Chinaskiego? - No, paragraf sugeruje co w tym stylu... - To jest jakie SZALESTWO! Nie widz tutaj nawet cienia sugestii! - Jeli zaczniemy si z nimi procesowa, moemy strawi 3, 4, a nawet 5 lat na wczenie si po sdach... Przez ten czas Jim Beam polegnie z kretesem. Nikt nie zechce go tkn! - CZY WSZYSCY W TYM MIECIE S A TAKIMI TCHRZAMI? W PARAGRAFIE VI NIE MA JEDNEGO JEDYNEGO SOWA NA TEMAT SPRZEDAY PRAW DO HENRY'EGO CHINASKIEGO TYM FACETOM! - Podpisae rezygnacj z praw do Henry'ego Chinaskiego do koca ycia - owiadczy Jon. On te musia upa na eb. Odoyem suchawk. Odszukaem numer Hectora Blackforda. Jego nazwisko, jak za dawnych lat, figurowao w ksice telefonicznej. Znaem Hectora jeszcze z czasw, kiedy koczy szko filmow przy Uniwersytecie Poudniowokalifornijskim. Jednym z jego pierwszych filmw by dokument powicony mojej osobie. Dokument szed ktrego wieczoru na kanale telewizji publicznej. Nastpnego ranka do telewizji zadzwonio 50 osb zgosi rezygnacj z subskrypcji na kana. Par razy dalimy w bani z Hectorem. Mia wielk ochot nakrci Spedytora, nawet pokaza mi scenariusz, ale by beznadziejny, wic mu odradziem. Potem nasze drogi si rozeszy. On wyreyserowa par hitw, dziki czemu sta si bogaty i sawny. Ja wziem si za pisanie wierszy i zapomniaem o Spedytorze. Zadzwoniem. Odebra Blackford. - Hector, tu mwi Hank. - Sie masz, Hank. Jak ci leci? - Nie najlepiej. - Co si stao? - Chodzi o Jima Beama. Po miecie kry facet, ktry twierdzi, e obaj jestecie wacicielami Henry'ego Chinaskiego! Znasz gocia? - Fletcher Janstone?

- Owszem, Hector, wiesz dobrze, e nie dabym dupy ani nie zaprzeda duszy za gwniane 2 tauzeny. - Fletcher twierdzi, e tak zrobie... - Czytae umow? - Tak. - Znalaze co? - Trudno powiedzie. - Suchaj, stary, nie zamierzasz mnie chyba udupi z powodu prawniczego bekotu, ktrego i tak nikt nie potrafi zrozumie? - Co chcesz przez to powiedzie? - To, e przymierzamy si do filmu, a co takiego skrela nas na samym starcie. Pamitasz jeszcze te noce, kiedy nam si tak dobrze gawdzio po pijaku? - Tak, to byy nieze noce. - No to pogadaj z tym twoim kolesiem i powiedz mu, eby si od nas odpieprzy. Chcemy tylko swobodnie oddycha, nic wicej. - Zadzwoni do ciebie za chwil, Hank... Usiadem przy aparacie. Czekaem 15 minut. Telefon zadzwoni. - Wszystko w porzdku, Janstone zgodzi si na uniewanienie umowy - owiadczy Hector. - Dziki, stary. Wiedziaem, e masz dobre serce. Praca w filmie jeszcze ci nie zdeprawowaa. - Jaystone natychmiast wyle ci uniewanienie. - Wspaniale! Wspaniae! Hector, jeste genialny! - A poza tym... - Co takiego? - Nakrc jeszcze kiedy Spedytora. Zobaczysz. - wietnie, stary! Pozdrw on! - Pozdrw Sar - odwzajemni si Hector. Dziewi dziesitych tego typu akcji rozgrywa si przez telefon, a pozostaa jedna dziesita polega na podpisywaniu dokumentw. Zadzwoniem do Jona.

- Hector wyperswadowa ca spraw twojemu Jaystone'owi. Jaystone ma nam przysa uniewanienie umowy. - wietnie! Znakomicie! Moemy wreszcie rusza! Hector to twj stary kumpel, prawda? - Tak jakby tego dowid. - Z uniewanieniem w rku mog od razu polecie do nowego producenta... Waciwie dlaczego zamiast czeka na poczt, nie miabym zaraz pojecha do biura Jaystone'a i sam je odebra? - Jasne. Zadzwo i umwcie si. - No to jakbymy z powrotem wyldowali w Hollywood - stwierdzi Jon. - Owszem, moe powinnimy wpa na lunch do Musso? - Kiedy? - Jutro, o pierwszej trzydzieci. - To do jutra - powiedzia Jon. - Do jutra - odpowiedziaem. 27 Przesiadywaem wystukujc wiersze, ktre wysyaem do podrzdnych czasopism. Sam nie wiem czemu, ale adne opowiadanie nie chciao spyn na maszyn elektryczn. Zocio mnie to, a nic nie mogem poradzi, dubaem wic przy wierszach. Poezja bya dla mnie uczt duchow i wyzwoleniem. Pocieszaem si, e opowiadania same si pojawi ktrego dnia. Bardzo na to liczyem. Tymczasem konie biegay, wino si lao, a Sara wyczyniaa cuda w ogrodzie. Chyba z tydzie nie miaem wiadomoci od Jona. Wreszcie ktrego wieczoru zadzwoni telefon. - Znasz nowego producenta, dla ktrego zaatwilimy uniewanienie umowy z Blackfordem? - Tak. Jest gotw rusza? - Wycofa si. Powiedzia, e nie wemie naszego filmu. - Dlaczego? - Mwi, e kiedy czeka na dokumenty, otrzyma atrakcyjniejsz propozycj. Scenariusz o bliniakach - sierotach, ktre zdobywaj Puchar wiata w deblu. - Brzmi nadzwyczajnie. Szkoda, e sam nie wpadem na ten pomys. - Ale mam te dobre wieci. - Na przykad jakie?

- Firepower namylia si i bierze nasz film z powrotem. - Dlaczego? - Chyba si przestraszyli, e kto inny go zrobi. Pewnie wsz w tym niezy zarobek. Co by nie mwi, budet zosta okrojony do suchej koci. Wszyscy dostali po kieszeni. To ich robota, prawdziwy majstersztyk. Zdaje si, nie chc, eby kto inny na tym skorzysta. Zadzwoni do mnie Harry Friedman i mwi: Dawaj mi tu ten przeklty film. Dobra mwi. - Bierz go sobie. A on na to: Jeeli film nie zrobi kasy, wasnorcznie obetn ci wszystkie paluchy! - Czyli wracamy do punktu wyjcia? - Wanie. Trzy czy cztery wieczory pniej Jon zadzwoni znowu. - Mog wpa? Musz z tob pogada. - Jasne, wpadaj... P godziny pniej Jon stan w progu. Na stoliku czekaa ju butelka i kieliszki. - Wejd, Jon... - Gdzie Sara? - Na kursach aktorskich. - Aha... Jon obszed stolik i zaj ulubione miejsce przy kominku. Napeniem mu kieliszek. - No to opowiadaj. - Ot mamy wanie zaczyna zdjcia, rozpisalimy cay harmonogram, a tu przychodzi wiadomo z Bostonu, e Francine Bowers zachorowaa. Musi przej operacj. Bdzie zdolna do pracy dopiero za 2 tygodnie. - Co zamierzacie zrobi? - Krci wszystkie sceny bez Francine. Chcemy nakrci Jacka Bledsoe'a i ca reszt, a sceny z Francine na samym kocu. Naszykowalimy wszystko do pierwszej sceny z Jackiem, ale on nie chce zagra. - Dlaczego? - da, eby go dowozi na plan rolls - roycem z otwieranym dachem. - Zwariowa czy jak? - Ma rollsa zagwarantowanego w umowie. Skombinowalimy samochd, to znowu kolor mu nie odpowiada. Zaczlimy krci sceny bez Jacka i Francine, Wreszcie znalelimy rollsa odpowiedniego koloru ze skadanym dachem i Jack oznajmi, e jest.

gotw do zdj. Napeniem kieliszki. - On chce, eby siedzia na planie i patrzy, jak gra - powiedzia Jon. - Co takiego? Chyba wie, e musz jedzi na tor! - Mwi, e gonitwy nie odbywaj si co dzie. - Fakt. - Suchaj, Hank, on by chcia, eby napisa specjalnie dla niego jedn scen. - Mianowicie? - Chciaby zagra jak scen przed lustrem, co powiedzie do lustra. Na przykad wiersz... - Jon, taka scena wszystko rozwali. - Aktorzy bywaj uciliwi. Jak im si co na wstpie nie spodoba, potrafi pooy cay film. Tak wanie czowiek zaczyna si prostytuowa - pomylaem. - Dobra - poddaem si - napisz ten wiersz do lustra. - Aha, jeszcze Francine chciaaby pokaza w jakiej scenie nogi. Ma znakomite nogi, rozumiesz. - Dobra, dopisz scen z nogami... - Dziki. Wiesz, chyba niedugo powiniene dosta nastpne pienidze. Mielimy ci zapaci zaraz po rozpoczciu zdj, ale Firepower wstrzymaa wszystkie wypaty. Jak tylko nam zapac, te dostaniesz fors. - W porzdku, Jon. - Bardzo bym chcia, eby przyjecha zobaczy bar i hotel, w ktrym krcimy. Wyobra sobie, zaangaowalimy prawdziw klientel baru. Wszystkich zakwaterowalimy w naszym hotelu. Zobaczysz, przypadn ci do gustu. - Zajrzymy do was w poniedziaek... - Miaem jeszcze par pomniejszych kopotw z Jackiem. - Co takiego, na przykad? - da opalenizny, kapelusika z wskim rondem i wosw zwizanych w ogonek... - Nie wierz... - Serio. Bg wie ile godzin trwao, zanim mu to wyperswadowaem. Zobacz tylko, w czym chcia wystpi! Sign do teczki i woy na nos ogromne okulary przeciwsoneczne, z zielonymi plastykowymi oprawkami w ksztacie palmy.

- Czy on oszala? - zdumiaem si. - W caej Kalifornii ze wiec nie znalazby czowieka, ktry woyby co takiego. - To samo mu powiedziaem. Zada, eby mu pozwolono woy okulary jeden raz, chocia na chwil. NIE MOECIE POZBAWIA MNIE JAJEC! - wrzeszcza na mnie. - Nie mam najmniejszego zamiaru pozbawia Jacka jajec - owiadczyem. - Wymyl jak scen, w ktrej bdzie mg woy te swoje okulary. - Dasz mi te sceny, jak tylko bdziesz mia gotowe? - Wezm si za nie wieczorem. Nalaem jeszcze jedn kolejk. - Jak si miewa Franois? - Syszae ju, e straci 60 tysicy na swojej wiczebnej ruletce? - Syszaem. - No wic jako si z tego wygrzeba. Jest teraz 6 tysicy dolarw do przodu i nastrj bardzo mu si poprawi. - To wietnie. Wiara, wytrwao i szczcie - to wszystko, czego czowiekowi trzeba. 28 Zdjcia miay si zacz od Culver City. Tam znajdowa si bar i hotel z moim pokojem. Dalsze zdjcia mieli krci w okolicach Alvorado Street, gdzie znajdowao si mieszkanie gwnej bohaterki. Pniej planowano wykorzysta bar na rogu Szstej i Vermont, ale pierwsze zdjcia miay by nakrcone w Culver City. Jon oprowadzi nas po hotelu, ktry przypomina swj pierwowzr. W hotelu zakwaterowano zaog baru. Bar mieci si na parterze. Przystanlimy, rozgldajc si po lokalu. - Jak ci si podoba? - spyta Jon. - Szalenie. Zdarzao mi si mieszka w gorszych miejscach. - Wiem co o tym - westchna Sara. - Widywaam te miejsca. Udalimy si do pokoju na pitrze. - Prosz bardzo. Czy co ci to przypomina? Pokj, jak wiele podobnych mu pokoi, by pomalowany na szaro. Podarte firanki, st i krzeso. Lodwka pokryta grub warstw brudu. aosne, zapadnite ko. - Doskonaa robota, Jon. To jest dokadnie ten pokj. Zrobio mi si troch smutno, e nigdy ju nie bd mody, e to wszystko ju si nie

powtrzy: picie, bjki, pierwsze przymiarki do pisania. W modoci czowiek potrafi znie nieze wciry. Jedzenie si nie liczyo. Liczyo si tylko picie i pisanie na maszynie. Musiaem by szalony, ale szalestwo przybiera niejedn posta. Niektre z nich maj pewien urok. Godowaem, eby mie wicej czasu na pisanie. Nikt ju teraz tego nie robi. Patrzc na st, zobaczyem przy nim siebie samego sprzed lat. Byem szalony. Wiedziaem o tym i w ogle si tym nie przejmowaem. - Chodmy na d popatrze na bar... Zeszlimy na d. Zaoga, ktra miaa wystpi w filmie, siedziaa ju popijajc. - Klapnijmy, Saro. Do zobaczenia, Jon... Barman zapozna nas z zaog. Byli tam Potwr, Potworek, Polizg, Buffo, Psiagowa, Pani Lila, Wymach, Klara i inni. Sara spytaa Polizga, co pije. - Wyglda interesujco - zauwaya. - Przyldek Cod. Wdka z sokiem porzeczkowym. - Poprosz Przyldek Cod - zwrcia si Sara do barmana imieniem Kowboj Kai. - Vodka 7 - rzuciem Kowbojowi Kai. Wypilimy kilka kolejek. Potwr sprzeda mi opowie o tym, jak caa zaoga wdaa si w bjk z policj. Nieza historia. Co wicej, wida byo, e nie e. Wezwano aktorw i ekip na lunch. Zaoga nie ruszya si ze stokw. - Chodmy co przeksi - powiedziaem do Sary. Tylnym wyjciem wydostalimy si z hotelu od strony wschodniej. Rozstawiono tam wielki st piknikowy. Przy stole siedzieli ju statyci, technicy, fizyczni i tym podobni. arcie wygldao przyzwoicie. Jon czeka na nas. Wszyscy troje wzilimy swoje porcje z barobusu i poszlimy na koniec stou. W pewnej chwili Jon zatrzyma si przy samotnie jedzcym lunch mczynie. Dokona prezentacji: - Lance Edwards... Edwards skin niedbale gow i zabra si z powrotem za swj befsztyk. Usiedlimy przy kocu stou. Edwards by jednym z wspproducentw. - Ten cay Edwards zachowuje si jak skoczony kutas - stwierdziem. - Jest bardzo niemiay - wyjani Jon. - To jeden z ludzi, ktrych Friedman usiowa si pozby. - Kto wie, czy nie mia racji. - Hank - upomniaa mnie Sara - nawet nie znasz faceta. Wziem si za piwo.

- Zjedz co - przypomniaa Sara. Wyranie miaa zamiar, dla mojego dobra czy na zgub, wyduy mi ycie o 10 lat. - Bdziemy teraz krci scen z Jackiem w pokoju. Dobrze, eby przyszed popatrze. - Mamy zamiar wrci do baru, jak zjemy. Przylijcie kogo po nas. - Dobra - zgodzi si Jon. Po lunchu poszlimy obejrze hotel z drugiej strony. Towarzyszy nam Jon. Przy krawniku stao zaparkowanych kilka przyczep kempingowych. Najpierw zobaczylimy rolls - royce'a Jacka, a za nim wielk srebrn przyczep z napisem JACK BLEDSOE na drzwiach. - Zobaczcie - powiedzia Jon - z dachu sterczy peryskop, eby mg widzie, kto idzie. - Rany... - Suchajcie, musz i wszystko przygotowa... - W porzdku... Na razie... Zabawna rzecz, z angielszczyzny Jona coraz bardziej ulatnia si francuski akcent. Tu, w Ameryce, mwi wycznie po angielsku. Troch mnie to martwio. Nagle otwary si drzwi przyczepy. Sta w nich sam Jack. - Cze. Wacie do rodka. Weszlimy do przyczepy. W rodku gra telewizor. Program ogldaa wycignita na ku pitrowym dziewczyna. - Poznajcie Cleo. Kupiem jej motor. Jedzimy razem. W nogach ka siedzia facet. - Mj brat Doug. Podszedem do Douga, machnem mu pici przed nosem i zadaem w powietrzu kilka bokserskich ciosw. Popatrzy na mnie bez sowa. Trzyma dystans. I fajnie. Lubi takie typy. - Masz co do picia? - spytaem Jacka. - Jasne. Wycign napoczt whisky, zmiesza z wod. - Dziki... - Napijesz si? - spyta Sar. - Dzikuj, nie lubi miesza alkoholi. - Leci dzisiaj na Przyldku Cod - wyjaniem. - Rozumiem...

Usiedlimy z Sar. Whisky bya jak trzeba. - Fajnie tu jest - zauwayem. - Moesz tu siedzie, dokd zechcesz - zaoferowa Jack. - Moe zostan na zawsze... Jack obdarzy mnie swoim synnym umiechem. - Braciszek nie naley do rozmownych, co? - Ano nie. - Trzyma dystans. - Taa... - Jak tam, Jack, nauczye si roli? - Zawsze przegldam rol dopiero w ostatniej chwili. - Doskonale. Suchaj, bdziemy ju lecie. - Bardzo si cieszymy, e grasz gwn rol - powiedziaa Sara. - Jestem pewna, e wietnie ci pjdzie. - Dziki... Zaoga dalej siedziaa w barze. Nie wygldali nawet na deczko bardziej pijanych. Nieatwo zmc profesjonalistw. Sara zamwia kolejny Przyldek Cod, ja wrciem do Vodki 7. Pilimy, snujc dalsze opowieci. Sam te opowiedziaem co nieco. Gadalimy z godzin, kiedy podniosem gow i zobaczyem Jacka, ktry wypatrywa nas w barze. Sponad wahadowych drzwi sterczaa tylko jego gowa. - Ej, Jack - wrzasnem - chod si z nami napi! - Nie mog, Hank. Zaraz zaczynamy zdjcia. Moe bycie przyszli popatrze? - Za chwil przyjdziemy, stary... Zamwilimy po kolejnym drinku. Wanie obalalimy je pracowicie, kiedy zjawi si Jon. - Zaraz zaczynamy - oznajmi. - Idziemy - powiedziaa Sara. - Idziemy - powiedziaem ja. Dopilimy. Wziem par butelek piwa na wynos. Poszlimy na gr za Jonem. Weszlimy do pokoju. Na kadym kroku poniewieray si kable i krcili si technicy. - Zao si, e jedna trzecia tych goci wystarczyaby do tej roboty. - To samo mwi Friedman.

- Friedman czasem ma racje. - Dobra, zaraz zaczynamy - zapowiedzia Jon. - Zrobilimy ju par prb na sucho, teraz bdziemy krci. Stacie w tamtym rogu - poprosi. - Std moecie patrze, nie bdc w kadrze. Sara wycofaa si ze mn do kta. - CISZA! - rykn asystent reysera. - WSZYSCY NA MIEJSCA! ZACZYNAMY! Zapada cisza jak makiem zasia. Teraz przysza kolej na Jona. - KAMERA! POSZA! Drzwi otwary si i do pokoju wpyn, zataczajc si, Jack Bledsoe. Kurza twarz, to przecie mody Chinaski. Ogarno mnie bolesne rozrzewnienie. To przecie ja! Modoci, ty wredna suko, gdzie si podziaa? Chciaem by znw modym kirusem. Chciaem by Jackiem Bledsoem. Tymczasem byem tylko starym prykiem, ktry pociga w kcie piwo. Bledsoe dotoczy si do okna przy stole. Podnis sfatygowan rolet. Z umiechem na twarzy zada w powietrzu kilka bokserskich ciosw. Potem usiad przy stole, wzi do rki owek i kartk. Posiedzia chwil, odkorkowa butelk, pocign, zapali papierosa. Wczy radio, trafiajc na Mozarta. Scena koczya si widokiem Jacka piszcego owkiem na kartce... To byo to. Dokadnie to, o co chodzio. Czy to miao jakie znaczenie, czy nie, zagra dokadnie tak, jak byo. Podszedem do Jacka i potrzsnem jego doni. - Jak mi poszo? - spyta. - Lepiej by nie mogo... - zapewniem go. W barze zaoga dalej robia swoje i wygldaa mniej wicej tak samo jak przedtem. Sara wrcia na Przyldek Cod, ja podyem szlakiem Vodki 7. Wysuchalimy jeszcze paru naprawd niezych historii, mimo to w powietrzu unosi si smutek. Po zakoczeniu zdj bar wraz z hotelem miay zosta zrwnane z ziemi, eby ustpi miejsca intratniejszym obiektom. Cz regularnych klientw mieszkaa w hotelu od dziesitek lat. Inni koczowali na opuszczonej stacji kolejowej w pobliu. Wanie zaczto ich wysiedla. Tak wic pilimy w gstych oparach smutku... - Trzeba ju wraca do domu nakarmi koty - rzucia w kocu Sara.

Picie mogo poczeka. Hollywood mogo poczeka. Koty nie mogy czeka. Posusznie wstaem. Poegnalimy si z zaog. Jako dobrnlimy do samochodu. Nie baem si usi za kkiem. Otrzewi mnie widok modego Chinaskiego w pokoju hotelowym z przeszoci. Cholera, by ze mnie tgi kogucik. Kawa niezego zawadiaki. Sar niepokoia przyszo zaogi. Ja te nie widziaem ich dalszych losw w rowych kolorach. Z drugiej strony w aden sposb nie mogem sobie wyobrazi, jak wszyscy siedz w naszym salonie, popijajc i snujc swoje historie. Zdarza si, e czar pryska w zderzeniu z codziennoci. Poza tym, ilu braci mona mie na utrzymaniu? Ruszylimy. Dojechalimy do domu. Koty ju na nas czekay. Kiedy Sara na czworakach mya ich miski, ja tymczasem pootwieraem puszki. Proste ycie to byo to, co nam najbardziej odpowiadao. Poszlimy na gr. Umylimy si i przebrali do snu. - Co ci biedacy poczn ze sob? - zamartwiaa si Sara. - Ju dobrze, dobrze... Czas byo ka si do ek. Zszedem na d, eby ostatni raz rzuci okiem na dom. Wrciem na gr. Sara ju spaa. Zgasiem wiato i te zasnem. Kawaek filmu, ktry obejrzelimy tego popoudnia, odcisn na nas pewne pitno. Odtd nigdy nie mielimy ju mwi ani myle tak samo. To byo tak, jakbymy dowiedzieli si czego nowego, cho trudno sprecyzowa czego, i wiedza ta niekoniecznie bya przyjemna. 29 Jon Pinchot wyrwa si z getta. W umowie mia zastrzeone mieszkanie opacone przez Firepower. Znalaz mieszkanie w pobliu siedziby wytwrni. Kadej nocy mg podziwia zapalajcy si na dachu napis: Firepower. Napis owietla jego twarz we nie. Franois Racine pozosta w getcie. Zaoy ogrd, posadzi warzywa. Gra w swoj ruletk, uprawia ogrd i karmi kury. By jednym z najdziwniejszych ludzi, jakich spotkaem w yciu. - Nie mog opuci moich kur - wyzna mi kiedy. - Umr tu, na obczynie, pord Czarnych, otoczony moimi kurami. Chodziem na wycigi w dni gonitw. Zdjcia do filmu trway nadal. Dzie w dzie dzwoni telefon. Ludzie domagali si wywiadu z pisarzem. Nie

zdawaem sobie dotd sprawy z liczby czasopism filmowych, czy choby prowadzcych rubryki filmowe. By to jaki rodzaj choroby: niewspmierne zainteresowanie dziedzin sztuki, ktra od lat uporczywie wydawaa z siebie bezwartociowe buble. Ludzie oswoili si z ogldaniem bubli na ekranie i nie docierao ju do nich, e to, co ogldaj, jest bublem. Tor wycigowy by kolejnym przykadem trwonienia ludzkiego ycia i ludzkich wysikw. Ludzie maszerowali do kas z pienidzmi, ktre zamieniali na ponumerowane kwitki. Prawie wszystkie numery byy do niczego. W dodatku tor wycigowy na spk z pastwem potrcali 18% od kadego dolara i t sum dzielili si mniej wicej po poowie. Do kina i na wycigi chodzili skoczeni durnie. Ja byem durniem, ktry chodzi na wycigi, ale radziem sobie lepiej ni wikszo, bo po kilkudziesiciu latach na torze nauczyem si paru sztuczek. Wycigi traktowaem jak hobby i nigdy nie traciem gowy. Lata biedy ucz czowieka pewnego szacunku dla pienidza. Czowiek nie ma ochoty zosta znowu bez grosza. Bieda - to dobre dla szalecw i witych. Do moich yciowych osigni naley zaliczy fakt, e mimo licznych wariactw byem absolutnie normalny: ja decydowaem o wasnych czynach, a nie one o mnie. Wracajc do rzeczy, ktrego wieczoru zadzwoni telefon. Mwi Jon Pinchot. - Nie wiem, co robi - owiadczy. - Czyby Friedman znowu zrezygnowa z filmu? - Nie, nie o to chodzi... Nie wiem, skd ten facet znw dorwa mj numer... - Jaki facet? - Ten, ktry dzwoni do mnie przed chwil. - Czego chcia? - Powiedzia: SKURWYSYNU, ZABIE MOJEGO BRATA! ZABIE MOJEGO BRATA! TERAZ JA PRZYJD CIEBIE ZABI! DZISIAJ W NOCY PRZYJD CI ZABI! - O rany... - Szlocha i sprawia wraenie wira. Chyba mwi serio. Cakiem moliwe. W tym miecie czowiek nie zna dnia ani godziny. - Zadzwonie na policj? - Tak. - Co ci powiedzieli? - Prosz nas wezwa, jak si u pana zjawi. - Moesz przyjecha do mnie. - Dzikuj, nie trzeba... ale na pewno nie bd dzisiaj spa spokojnie...

- Masz spluw? - Nie mam. Jutro si zaopatrz, ale moe ju by za pno. - Jed do jakiego motelu... - A jeli on mnie obserwuje? - Czy mog co dla ciebie zrobi? - Nic. Chciaem tylko powiedzie ci o wszystkim i podzikowa, e napisae ten scenariusz. - Drobiazg. - Dobranoc, Hank... - Dobranoc, Jon... Odwiesi suchawk. Wyobraaem sobie, jak si musi czu. Kiedy zadzwoni jaki facet i powiedzia, e mnie zabije, bo mu wydymaem on. Zwraca si do mnie po nazwisku i mwi, e wanie do mnie jedzie. Nigdy nie dotar. Widocznie zgin w wypadku drogowym. Postanowiem sprawdzi telefonicznie, jak si miewa Franois Racine. Odebraa automatyczna sekretarka. - PROSZ DO MNIE NIE MWI, PROSZ SI ZWRACA DO MOJEJ SEKRETARKI. NIE YCZ SOBIE ADNYCH ROZMW. PROSZ SI ZWRACA DO MOJEJ SEKRETARKI. NIE MA MNIE NIGDZIE, WAS TE NIGDZIE NIE MA. NADCHODZI MIER OBAPI NAS MAYMI RCZYNAMI. NIE YCZ SOBIE ADNYCH ROZMW. PROSZ SI ZWRACA DO MOJEJ SEKRETARKI. Rozleg si sygna nagrywania. - Franois, ty pierdolnity... - A, to ty, Hank... - Tak, stary... - Miaem poar... poar... POAR... - Co takiego? - No wanie. Kupiem sobie tani czarno - biay telewizor... Wczam go, kiedy wychodz, eby ich nabra, e kto jest w domu... Musia si zaj ogniem, kiedy mnie nie byo, albo eksplodowa... Podjedam pod dom i widz kby dymu... Stra poarna nigdy nie zaglda w te rejony... P dzielnicy mogoby si spali, a oni nie kiwnliby palcem... Brn przez dym... Wszdzie pomienie... Pod moim domem lataj czarni mordercy i zodzieje... Ganiaj z kubami wody i gasz poar. Usiadem sobie i patrz... Znalazem flaszk wina, otworzyem, pij... Czarni uwijaj si jak w ukropie... Szybko zgasili poar...

Wszdzie tylko dymy i zgliszcza. Wszyscy zanosimy si kaszlem. Wybacz stary - mwi ktry z Czarnych. - Spnilimy si troch... Wanie si zbieralimy z kumplami, kiedy ktry poczu dym... Podzikowaem im. Jeden z Czarnych mia przy sobie wiartk dinu, po kolei yknlimy z butelki. Potem sobie poszli... - Bardzo ci wspczuj, Franois. Cholera, nie wiem, co si mwi w takich okolicznociach... Da si tam jeszcze mieszka? - Siedz w oparach dymu, siedz w oparach dymu... Czuj si jak we mgle, jak we mgle... Mam siwe wosy, jestem starym czowiekiem we mgle... Mga otacza mnie ze wszystkich stron, moje wosy okrywa szron... Jestem starym czowiekiem... Teraz jestem maym chopcem we mgle... Sysz gos mojej matki. O Boe! Ona jczy! Kto j DYMIE! Kto ohydny j DYMIE! Musz wraca do Francji, na ratunek matce, na ratunek Francji! - Franois, moesz przenie si do mnie... Jon te na pewno ma u siebie dosy miejsca... Nie jest tak strasznie, jak ci si wydaje. Trudne chwile w kocu zawsze mijaj... - O nie, nie... S trudne chwile, ktre nigdy nie przemijaj. Cikie chwile na wieki wiekw! - Rozumiem, e mwisz o mierci. - Kady dzie yciu jest mierci! Wracam do Francji! Znw bd wystpowa! - Franois, a co z twoimi kurami? Kochasz je chyba, prawda? - Pieprz kury. Niech je sobie Czarni zabior! Niech r moje kury, a si bdzie kurzyo! - Zakurzone kury? - zaciekawiem si. - Siedz we mgle. Wybuch poar. Poar. Siedz we mgle. Jestem starym czowiekiem, moje wosy okrywa szron. Siedz we mgle... Odchodz... Franois odoy suchawk. Jeszcze raz wykrciem jego numer, ale usyszaem tylko: PROSZ DO MNIE NIE MWI. PROSZ SI ZWRACA DO MOJEJ SEKRETARKI... Miaem nadziej, e ma butelczyn czy dwie porzdnego czerwonego wina, ktre mu pomoe jako przetrwa t noc, bo kto jak kto, ale mj przyjaciel Franois wydawa si potrzebowa tego jak nikt. No, moe nie a tak, jak mj przyjaciel Jon czy, powiedzmy, ja. Odkorkowaem butelk. - Masz ochot ykn? - zagadnem Sar. - Naturalnie - odpowiedziaa. - Co tam sycha? Opowiedziaem jej, co sycha. 30

Tej nocy facet, ktry mia zabi Jona, nie przyszed. Nastpnej nocy Jon czeka na niego ze spluw, ale facet te nie przyszed. Czasem przychodz, czasem nie przychodz. Okazao si, e Francine Bowers wrcia ju do zdrowia po operacji. - 50 dolcw dziennie plus pokj i wyywienie to wszystko, co mog jej zaoferowa uprzedzi Friedman. Nie obyo si te bez scysji wok zwrotu kosztw jej przelotu do Kalifornii, w kocu jednak Firepower zgodzia si zapaci za bilet. Miaem dosta wypat w dniu rozpoczcia zdj, podobnie Jon, ale do' adnej wypaty nie doszo. Firepower miaa zapaci Jonowi, a Jon mnie. adne pienidze si nie pojawiy. Nie orientowaem si, czy reszta ekipy dostaa cokolwiek. Moe to wanie skonio mnie do udania si na bankiet Dystrybutorw Filmowych. Bya okazja, eby zaczepi Friedmana o pienidze. Bankiet odbywa si z pitku na sobot w Cytrynowej Kaczce, olbrzymiej, mrocznej, zatoczonej stolikami knajpie z wielkim barem. Kiedy przyjechalimy z Sar, wikszo stolikw bya ju zajta. Gomi byli dystrybutorzy filmowi z caego wiata. Spokojni, powiedziaby - znudzeni. Jedli albo zamawiali potrawy, pili niewiele, rozmawiali te niewiele. Znalelimy stolik w rogu sali. Jon Pinchot wypatrzy nas ju z samego progu. Podszed do naszego stolika. Umiechn si. - Dziwi si, e was tu widz. Bankiety dystrybutorw s koszmarne... Swoj drog, mam do ciebie spraw... Mia przy sobie niebiesk teczk. Wyj z niej scenariusz. - O, t tutaj scen musimy skrci do ptorej minuty. Daby rad to zrobi? - Jasne. Suchaj, czy mgby nam skombinowa co do picia? - Oczywicie... - Jon ma racj - owiadczya Sara. - Ten bankiet jest cakiem bez ycia. - Moe my wlejemy troch ycia w t imprez. - Hank, czy musimy zawsze wychodzi na samym kocu? - Dziwnym trafem zawsze jako tak si skada... Zaczem wykrela zbdne kwestie. Moi bohaterowie gadaj za duo. Wszyscy gadaj za duo. Wrci Jon z drinkami. - Jak ci leci? - Moi bohaterowie za duo gadaj... - Za duo pij...

- To niemoliwe. Nie mona wypi za duo... Rozlegy si oklaski. - Friedman - powiedziaa Sara. Friedman zjawi si w starym garniturze, bez krawata i w wymitej koszuli z brakujcym guzikiem przy konierzyku. Friedman nie powica wiele uwagi strojom; mia za to fascynujcy umiech. Patrzy na ludzi wprost, jakby przewietla ich wzrokiem. Sam z pieka rodem, chtnie ima si piekielnych sztuczek i pod najbahszym pretekstem gotw by zamieni czyje ycie w pieko. Szed od stolika do stolika, rzucajc zrczne uwagi. Wreszcie podszed i do nas. Skomentowa adny wygld Sary. - Prosz spojrze - pokazaem scenariusz na stole - skubany Pinchot da, ebym PRACOWA nawet podczas bankietu! - BARDZO DOBRZE! - skwitowa Friedman, odwrci si i ruszy w stron nastpnego stolika. Skoczyem skraca scen i oddaem scenariusz Jonowi. Przeczyta. - Doskonale - pochwali. - Nic wanego nie ubyo. Czyta si tak samo dobrze jak przedtem. - O ile nie lepiej. Rozlegy si kolejne oklaski. To Francine Bowers robia wejcie. Nie bya jeszcze stara, ale wysza ze starej szkoy. Stana dumnie w progu (dumnie jak krlowa). Powoli odwrcia gow w prawo, potem w lewo, z umiechem, bez umiechu i znowu z umiechem. Staa, jakby wahajc si. Na par sekund znieruchomiaa w posgowej pozie, wreszcie z wdzikiem wpyna na sal, czym zaskarbia sobie jeszcze gortsze brawa. Bysny flesze. Francine rozlunia si. Przy niektrych stolikach zatrzymywaa si, eby zamieni kilka sw, po czym sza dalej. Mj Boe, zadumaem si, a scenarzysta? To on by przecie ciaem, krwi i mzgiem (niekiedy - bezmzgowiem) tych istot. To scenarzysta nadawa ich sercu rytm, wkada w ich usta sowa, obdarza yciem bd mierci, robi z nimi wszystko, co mu si ywnie podobao. A jednak - czy kto widzia kiedy scenarzyst? Czy scenarzysta doczeka si kiedykolwiek wasnej fotografii w prasie? Oklaskw? Nigdy. Za to z du doz prawdopodobiestwa, z cholernie du doz prawdopodobiestwa mona go byo znale tam, gdzie jest jego miejsce: w ciemnym kcie, z ktrego wszystkich podpatruje. Wtem, czy mnie oczy nie myl? Francine Bowers zblia si do naszego stolika. Umiecha si do Sary i Jona, po czym zwraca si do mnie:

- Czy dopisae dla mnie t scen z nogami? - Wszystko gotowe, Francine. Bdziesz moga nas olni. - Zobaczysz. Mam znakomite nogi! - Na to wanie licz. Pochylia si w moj stron i obdarzya mnie swoim piknym umiechem; nad synnymi wystajcymi komi policzkowymi bysny oczy. - Nie zawiedziesz si - powiedziaa. Wyprostowaa si i ruszya do nastpnego stolika. - Musz zamieni par sw z Friedmanem - powiedzia Jon. - Dobra - poparem go. - Spytaj Friedmana, kiedy bd wypaty. Nie ruszajc si od stolika, kontemplowalimy z Sar tum. Sara miaa dobru orientacj w bankietach. Umiaa wypatrze dla mnie rne osoby i opowiedzie mi o nich. Dziki niej widziaem rzeczy, ktrych inaczej nigdy bym nie zauway. Ludzko generalnie miaem w bardzo sabym powaaniu; wolabym jej nie dostrzega wcale. Ceniem w Sarze to, e potrafia mi uatrakcyjni troszk ludzi. Wieczr wlk si. Oboje z Sar jak zwykle nie zamawialimy nic do jedzenia. Jedzenie byo cik harw, a po 2 czy 3 drinkach i tak nie miao adnego smaku. Wino natomiast, o dziwo, ocieplajc si nabierao coraz lepszego smaku. Nagle jak spod ziemi wyrs przed nami Jon Pinchot. - Zobaczcie - machn rk w stron oddalonego stolika - tam siedzi jeden z adwokatw Friedmana. - Dobrze. Pjd do niego - zgodziem si. - Saro, bd askawa dotrzyma mi towarzystwa. Podeszlimy do wskazanego stolika i przysiedlimy si. Adwokat mia ju niele w czubie. Obok niego siedziaa niezwykle wysoka blondyna. Siedziaa sztywno wyprostowana, w nieruchomej pozie. Miaa nieprawdopodobnie dug szyj i t szyj, sztywna jak kij, wycigaa do samego nieba. al byo na ni patrze. Wygldaa, jakby zastyga. Adwokat pozna nas. - O, Chinaski - ucieszy si. - I Sara... - Witajcie - powiedziaa Sara. - Witajcie - powtrzyem. - To jest moja ona Helga... Pozdrowilimy Helg. Nie odpowiedziaa. Siedziaa dumnie wyprostowana, jakby zastyga na swoim krzele.

Adwokat skin na kelnera. Na stoliku wyrosy 2 butelki. Sprawy przybieray korzystny obrt. Adwokat Tommy Henderson napeni kieliszki. - Zao si, e nie lubisz adwokatw - zagai. - Razem wzitych do kupy - nie. - No wic ja nie jestem kanciarzem, tylko porzdnym adwokatem. Mylisz pewnie, e kantuj kogo si da, bo pracuj dla Friedmana? - Owszem. Ot niesusznie. Tommy oprni kieliszek i dola sobie wina. Poszedem w jego lady. - Uspokj si, Hank - upomniaa mnie Sara. Musimy jeszcze dojecha do domu. - Jeli bdzie ze mn le, wemiemy takswk na rachunek mecenasa. - Zgoda, postawi ci... - Skoro tak... - Sara jednym haustem wlaa w siebie zawarto kieliszka. Wysoka, zastyga kobieta nadal siedziaa w zastygej pozie. al byo na ni patrze. Na dugiej, niemoliwie wycignitej szyi wystpiy yy - dugie, tragiczne i nabrzmiae. Co koszmarnego. - Moja ona wanie rzucia picie - poinformowa nas adwokat. - Rozumiem... - wybkaem. - Gratuluj - pochwalia j Sara. - To wymaga odwagi, zwaszcza kiedy wszyscy dookoa pij. - Nigdy bym si na to nie zdoby - dorzuciem. - Nic gorszego, jak by jedynym trzewym wrd zalanych. - Zdecydowaam si na ten krok, kiedy ocknam si o 5 rano na play w Malibu. Byam sama, rozebrana do naga... - Gratuluj - powtrzyem za Sar. - To prawdziwe bohaterstwo. - Nikomu nie daj si namwi - ostrzega Sara. Mecenas Tommy Henderson nala sobie, mnie i Sarze. - Chinaski mnie nie lubi - zwrci si do swojej ony Helgi. - Uwaa, e jestem kanciarzem. - Nie mam mu tego za ze - odpara Helga. - Co ty nie powiesz? - nastroszy si adwokat. Dopi prawie do koca i spojrza na mnie. Zajrza mi gboko w oczy. - Uwaasz, e jestem kanciarzem? - Czy ja wiem... - zastanowiem si. - Pewnie tak... - Podejrzewasz, e ci nie zapacimy?

- Mam takie przeczucie... - No wic wyobra sobie, czytaem wikszo twoich ksiek. Co ty na to? Uwaam, e jeste znakomitym pisarzem. Jeste prawie tak dobry jak Updike. - Dziki. - A teraz suchaj uwanie: dzisiaj rano wysaem wam czeki. Wszyscy dostaniecie wasze pienidze. Kiedy jutro zajrzysz do skrzynki, znajdziesz fors. - To prawda - potwierdzia Helga. - Sama widziaam, jak nadawa czeki. - Wspaniale - ucieszyem si. - Ale chyba zdajesz sobie spraw, e to tylko zwyka uczciwo... - Oczywicie, e to uczciwo. Chcemy dziaa uczciwie. Mielimy pewne trudnoci z transferem gotwki, ale ju po kopocie. - Zapowiada si niezy film - powiedziaem. - Zgadza si. Czytaem scenariusz - potakn Tommy. - Czy teraz rzeczywisto jawi ci si w korzystniejszym wietle? - Kurcz, tak. - Czy dalej uwaasz, e jestem kanciarzem? - Nie, nie mam ju podstaw. - No to musimy to obla! - uradowa si Tommy. Napeni kieliszki. Wznielimy toast. My - to znaczy Tommy, Sara i ja. - Za lepszy, uczciwy wiat - powiedziaem. Trcilimy si i osuszylimy kieliszki do dna. Zauwayem, e yy na szyi Helgi wystpiy ze zdwojon si. Nie baczc na to, pilimy dalej. Gadao si o byle czym. Gwnie o tym, jaka to Helga jest dzielna. Wyszlimy na samym kocu. My - - to znaczy Helga, Tommy, Sara i ja, egnani niechtnym spojrzeniem dwch ostatnich kelnerw. Dla nas z Sar nie bya to pierwszyzna. Dla Tommy'ego te pewnie nie. Helga kroczya z nami do wyjcia, sztywna i zbolaa. Przynajmniej nazajutrz miaa obudzi si bez kaca. Rano my mielimy by sztywni i zbolali. 31 Tydzie pniej, te w poniedziaek, wybralimy si ponownie na plan przy Alvorado Street. Zaparkowalimy par przecznic dalej i poszlimy na piechot. Dochodzc na miejsce, zauwaylimy jakie zamieszanie wok rolls - royce'a Jacka Bledsoe'a. - Krc - domylia si Sara.

Jack Bledsoe sta na masce wozu w towarzystwie dwch kumpli motocyklistw. Bysny flesze, motocyklici ryknli miechem. Bledsoe umiechn si. Stpali cikimi buciorami po masce, pozujc do kolejnych zdj. - Nie wydaje mi si, eby to specjalnie suyo karoserii - zauwaya Sara. Akurat dostrzegem Pinchota. Szed w nasz stron, umiechajc si ze znueniem. - Jon, co si tu, do cholery, dzieje? - Dzieci potrzebuj zabawy. Jeden z motocyklistw wrzasn co. Wszyscy trzej zeskoczyli z maski. Koniec zdj. Oddalili si, rechocc w rozmowie. - Zobacz, jak powgniatali karoseri - zdenerwowa si Jon. - Gdzie tylko si dao. lepi s czy jak? - Po prostu nie dociera do nich. Nic do nich nie dociera. - Biedny, pikny samochd - westchna Sara. (Wyklepanie karoserii i nowy lakier miay pniej kosztowa 6 tysicy dolarw.) - O ile si nie myl, Hank, podczas bankietu rozmawiae z mecenasem? - Owszem. - Co powiedzia? - e porozsya ju czeki. - To prawda. Dotary do mnie. Zoyem je na swoim koncie. Otworzy portfel. Wycign dwa czeki, oba przestemplowane na ukos pieczci: Brak pokrycia. - Opiewaj na Bank Holenderski. S bezwartociowe. - Wierzy si nie chce - stwierdziem. - Ale czemu? - dopytywaa si Sara. - Czemu Firepower zachowuje si w ten sposb? - Nie wiem. Zadaem dzisiaj rano wyjanie od Friedmana. Twierdzi, e czeki s w porzdku, jego ksigowy po prostu przela fundusze nie na to konto co trzeba i jak tylko dokona powtrnego przelewu, czeki odzyskaj warto. Te czeki opiewaj na Bank Holenderski. aden tutejszy bank nie przyjmie ich z takim nadrukiem. Musisz mi wystawi nowe czeki - mwi mu, na co Friedman: Sam nie dam rady tego zrobi, najpierw ksigowy musi sprostowa pomyk. - Wierzy si nie chce - powtrzyem. - Mwi Friedmanowi: Dobra, niech pan sprowadza tutaj tego swojego ksigowego, a on na to: Mj ksigowy doglda swojej matki na ou mierci. Umiera na raka w Chicago. Rozpar si w fotelu i zapatrzy w okno. Panie Friedman - mwi mu - tak si

nie godzi. - I co ten potwr na to? - zaciekawia si Sara. - Obci mnie bkitnymi oczkami niewinitka i mwi: Nie zapominaj, stary, e nikt w caym Hollywood nie chcia wzi tego filmu. Wszyscy was wymieli. Kazali si caowa gdzie. To my wzilimy film, bd askaw pamita. Jeli bdziesz si dla nas zwija jak pszczka, dorwiesz si w kocu do miodu. - I co ty na to? - Sara, Hank, chodcie ze mn - zmieni temat Jon. - Za chwil bdziemy krci scen w azience. Wiecie, o ktrej scenie mwi? - Pewnie, e tak. Krcisz dalej, chocia nie pac? Ruszylimy na plan. - Scena w azience na pewno dobrze wyjdzie. To moja ulubiona scena - podj Jon. - Owszem, jest nieza. Jon cign swoj opowie. - No wic po wyjciu od Friedmana zrobiem niewielk rundk dookoa Firepower. Dwukrotnie okryem wytwrni ssiednimi uliczkami, stale popatrujc na zielony budynek. Wreszcie mnie olnio. Wrciem do gabinetu Friedmana... Hank, bd tak askaw stan za oparciem mojego fotela... - Co takiego? Zauwayem fotografa w wyczekujcej pozie. Jon usiad na fotelu. - Stoisz za mn? - Tak. - No to udawaj, e si umiechasz. Zastosowaem si do polecenia. Bysn flesz. - Jeszcze raz - zada Jon. Flesz bysn ponownie. - Dobra. Starczy. - Wsta z fotela. - Chodcie za mn. Krcimy na pitrze. Zaczlimy wchodzi po schodach. - W zeszym tygodniu Friedman z Fischmanem zrobili sobie takie samo zdjcie. Friedman siedzia w fotelu, a Fischman sta za nim. Obaj si umiechali. W Variety ukazaa si fotografia na ca stron, podpisana: FIREPOWER ZWYCIY! - Ach tak? - Czekaj. Zatrzymaj si. Pozwl, e skocz, zanim wejdziemy na plan. - W porzdku.

Stanlimy przy schodach. Film krcono w gbi korytarza. - Wrciem do gabinetu Friedmana. Powiedziaem mu, e widziaem jego reklam w Variety. Ostrzegem, e tak sam fotografi ze mn i z tob opublikuje w przyszym tygodniu. Bdziemy siedzie w identycznych pozach, u pod spodem znajdzie si zdjcie dwch czekw bez pokrycia i napis: FIREPOWER ZWYCIY! PYTANIE: JAK? Zagroziem, e jeli w cigu 48 godzin nie dostaniemy dwch czekw potwierdzonych, zdjcie pjdzie do prasy. Przy kocu korytarza czeka mczyzna niezwykego wzrostu. By to Marsh Edwards, asystent reysera. - Moemy zaczyna zdjcia, Jon. Mamy wszystko gotowe. - Chwileczk... Zaraz do was przyjd... - Moe pniej opowiesz? - zaproponowaa Sara. - Czekaj, musz dokoczy. Mwi jeszcze Friedmanowi: Z drugiej strony, jeli w cigu 48 godzin dostaniemy potwierdzone, czeki, moemy tak czy owak zamieci nasze zdjcie w Variety, bez czekw holenderskich tym razem, podpisane: FIREPOWER, ZWYCIYMY RAZEM Z TOB! - Co on na to? - zaciekawiem si. - Nie odzywa si przez chwil, potem mwi: Dobra, dostaniecie wasze czeki. - Ale przecie na tych zdjciach, ktre nam teraz zrobili, umiechamy si sztucznie. Czy nie powinnimy da lepszego zdjcia do reklamy: FIREPOWER, ZWYCIYMY RAZEM Z TOB? - Jeeli dostaniemy czeki, zrezygnujemy z reklamy - wyjani Jon. - Taka reklama kosztuje 2 tysice dolarw. Ruszylimy korytarzem krci scen w azience. 32 Scena w azience nie bya skomplikowana. Francine miaa siedzie w wannie, a Jack Bledsoe na pododze, oparty o wann. Francine, siedzc w wodzie, opowiadaa rozmaite historie, gwnie o zwolnionym warunkowo mordercy, ktry mieszka w tym samym domu. Mieszkanie dzieli z niemod kobiet, ktr stale bi. Zza ciany na okrgo dobiegay wrzaski i blunierstwa obojga. Jon Pinchot poprosi mnie o napisanie przeklestw dochodzcych zza ciany. Dosta ode mnie par stron dialogu. Prawd mwic, to byy moje najmilsze chwile nad scenariuszem. W wynajmowanych pokojach i tanich mieszkankach zwykle nie byo nic do roboty,

kiedy czowiek godowa i by bez grosza, spukany do ostatniej butelki. Nie byo nic do roboty oprcz podsuchiwania wciekych awantur. Czue wtedy, e nie jeste jedynym czowiekiem na wiecie do cna rozczarowanym rzeczywistoci, nie jeste jedynym czowiekiem na krawdzi szalestwa. W azience nie byo dosy miejsca, eby oglda krcenie sceny. Czekalimy z Sar w salonie z przylegajc kuchenk. Tak si zoyo, e przed 30 z gr laty przez krtki czas mieszkaem w tej kamienicy przy Alvorado Street z kobiet, o ktrej traktowa mj scenariusz. Poczuem si dziwnie, a mnie ciarki przeszy. Nie umkniesz widmom przeszoci. Zawsze ci dopadn. Po ponad 30 latach dom prawie si nie zmieni, poza tym, e poumierali wszyscy moi dawni ssiedzi. Kobieta, o ktrej mowa, zmara dziesitki lat temu, a ja siedziaem teraz, sczc piwo, w tym samym budynku, wypenionym haasem, kamerami i ekip filmow. No c, ja te zemr i to pewnie niezadugo. Chlapnijcie za moj pami. W kuchence co tam gotowano, a lodwka bya pena piwa. Odbyem par wypraw w kierunku lodwki. Sara znalaza sobie rozmwcw. Miaa szczcie. Kiedy do mnie kto si odzywa, miaem ch da nura przez okno albo spyn wind na parter. Ludzie po prostu mnie nie interesuj. Moe tak musi by. Natomiast zwierzta, ptaki, owady - jak najbardziej. Dlaczego tak jest, nie mam pojcia. Pinchot nadal wyprzedza harmonogram o jeden dzie zdjciowy, z czego byem cholernie zadowolony. Chopaki z Firepower nie mieli si do czego przyczepi. Mogli nam wszyscy naskoczy. Naturalnie trzymali na planie swoich kapusiw, ktrych zreszt potrafiem wyowi. Niektrzy w ekipie mieli moje ksiki i prosili mnie o autograf. Wzite do kupy, tworzyy przedziwny zestaw. Inaczej mwic, nie uwaaem ich za moje najlepsze ksiki. (Moj najlepsz ksik jest nieodmiennie ta, ktr wanie skoczyem.) Niektrzy mieli zbiorek wiskich opowiada, ktre wydaem w modoci, zatytuowany Walc konia diabu. Paru miao tomiki wierszy: Mozart na drzewku figowym i Czy powierzyaby 4 letni crk opiece tego pana? A take Latryna w barze moj kaplic. Dzie wlk si bez zakce, ale i bez mocnych wrae. Cholernie dugu ta scena w azience, pomylaem. Francine musi by ju czysta jak za. Nagle do pokoju wpad truchtem Jon Pinchot, cay w nieadzie. Nawet rozporek mia nie dopity. Wosy rozczochrane. Toczy martwym, obdnym spojrzeniem. - Tutaj jestecie, chwaa Bogu!

- Jak wam leci? Nachyli si, szepcc mi do ucha: - Potwornie, mona oszale! Francine si denerwuje, e cycki mog jej wyskoczy z wody. Cay czas nas zamcza, czy wida jej cycki. - C komu szkodzi maleki cycuszek? Jon nachyli si jeszcze bardziej. - Nie jest ju taka moda, jak by chciaa... Hyans z kolei uwaa, e wiato jest koszmarne... Nie moe znie takiego owietlenia, wic pije jeszcze wicej ni zwyke... Hyans by operatorem. Zdoby chyba kad moliw nagrod i wyrnienie w swoim fachu. Niewielu mogo si z nim rwna, ale, jak kada poczciwa dusza, raz na czas lubi sobie wypi. - Jack z kolei nie moe sobie poradzi z jedn kwesti - cign Jon zaaferowanym szeptem. - Bez koca powtarzamy to samo ujcie. Co mu nie ley w tekcie. Ile razy zaczyna kwesti, nie moe powstrzyma kretyskiego umieszku. - Co to za kwestia? - Przy kadej inspekcji obowizkowo masturbuje oficera do spraw zwolnionych warunkowo. - Dobra, sprbujcie: Przy kadej inspekcji obowizkowo wali konia oficerowi do spraw zwolnionych warunkowo. - wietnie, dzikuj! TO BDZIE 19. DUBEL! - O Jezu... - ycz mi powodzenia... - Powodzenia... Wyszed z pokoju. Wesza Sara. - Co si stao? - 19. dubel. Francine boi si pokaza cycki, Jack nie jest w stanie powiedzie swojej kwestii, a Hyansowi nie odpowiada owietlenie... - Francine potrzebuje drinka. To j rozluni - zawyrokowaa Sara. - Hyans za to nie potrzebuje drinka. - Wiem. Poza tym Jackowi atwiej bdzie powiedzie t kwesti, kiedy Francine si rozluni. - Moliwe. Francine akurat wesza do pokoju. Wygldaa na kompletnie nieprzytomn i zagubion. Miaa na sobie szlafrok i turban z rcznika.

- Powiem jej to - ofiarowaa si Sara. Podesza do Francine. Zacza co wyjania pgosem. Francine suchaa z uwag. Skina leciutko gow i wesza do sypialni po lewej. Po chwili Sara wyonia si z kuchni z filiank w rku. W tej kuchni, wyobracie sobie, byy szkocka i wdka, i whisky, i din. Sara sporzdzia z tego mikstur. Drzwi sypialni uchyliy si i zatrzasny, pochaniajc filiank. - Zaraz jej si poprawi... - zapewnia Sara, wracajc spod drzwi. Miny dwie czy trzy minuty i drzwi otwary si z impetem. Francine suna ranym krokiem na spotkanie kamer w azience. Przechodzc, odszukaa wzrokiem Sar: - Dzikuj! C, nie pozostawao nam nic innego, jak siedzie dalej, gawdzc o tym i owym. Nie mogem si opdzi od wspomnie. Siedziaem w domu, z ktrego wyrzucono mnie kiedy za to, e ktrej nocy przyjem na raz 3 kobiety. W tamtych czasach nie istniao nic takiego jak prawa najemcy. - Panie Chinaski - zwrcia si do mnie wacicielka kamienicy. - Mieszkacy naszego domu to bogobojni ludzie, pracowici, obarczeni rodzinami. Nie zdarzyo mi si dotd, eby przyszli do mnie z podobnymi zaaleniami. Ja rwnie syszaam paskie przeklestwa i piewy... tuczenie przedmiotw... wulgarny jzyk i miechy... Jak yj nie syszaam niczego, co przypominaoby odgosy, jakie zeszej nocy dochodziy z paskiego pokoju. - Ju dobrze, wyprowadz si... - Bd panu wdziczna. Musiaem wyglda jak wariat. Nie ogolony. Podkoszulek cay w dziurach od papierosw. Moje marzenia sprowadzay si do tego, eby mie na kredensie wicej ni jedn butelk. Nie przystawaem do wiata, a wiat nie przystawa do mnie. Szukaem towarzystwa pokrewnych dusz. Zwykle okazyway si kobietami z gatunku, ktrego wikszo mczyzn unika jak ognia, ja jednak uwielbiaem je, szukaem w nich natchnienia, zgrywaem si przed nimi, klem, paradowaem w moim podkoszulku, snujc napuszone opowieci o tym, jaki to jestem niezwyky, opowieci, w ktre ja jeden wierzyem. ,,Przesta pieprzy, dolej wdy dary si na mnie te niewiasty z pieka rodem, niewiasty, z ktrymi dzieliem pieko. Do salonu rano wkroczy Jon Pinchot. - Udao si! - oznajmi. - Wszystko si udao! Co za dzie! Jutro znowu to samo! - Sukces zawdziczasz Sarze i jej umiejtnoci preparowania czarodziejskich mikstur -

powiedziaem. - Co takiego? - Wlaa we Francine filiank nalewki rozluniajcej. - Bardzo ci jestem wdziczny - zwrci si Jon do Sary. - Do usug - odpowiedziaa. - Robi w filmie od Bg wie kiedy, ale jeszcze nigdy nie zdarzyo mi si dziewitnacie dubli - poskary si Jon. - Syszaem, e Chaplinowi zdarzao si po sto, zanim uzna, e scena mu wysza pocieszyem go. - Chaplin to Chaplin - owiadczy Jon. - U nas sto dubli wyczerpaoby budet filmu. I to by byo wszystko, co si wydarzyo tego dnia, jeli nie liczy faktu, e Sara powiedziaa: - Tam do diaba, chodmy do Musso. Co uczynilimy. Siedlimy przy stoliku w Starej Sali i przerzucajc menu zamwilimy par drinkw. - Pamitasz jeszcze? - spytaem. - Pamitasz, jak kiedy przychodzilimy tutaj i patrzylimy po stolikach obstawiajc, kto jest aktorem, kto producentem czy reyserem, kto pracuje w brany porno, kto jest tajniakiem, a kto tylko udaje filmowca? Zobacz, jak tokuj o szemranych interesach ubitych przy okazji filmu, o kontraktach, o swoim ostatnim filmie. Ndzne szczury, pokraki... rzyga si chce, kiedy nios im te pmichy z pastug i ryb mieczem. - Mielimy ich za bucw i na co nam przyszo - zadumaa si Sara. - No c, nie umkniesz widmom przeszoci... - wita prawda! Chyba zamwi sobie pastug... Kelner stercza nad nami z niechtn min, przestpujc z nogi na nog. Krzaczaste brwi wpaday mu do oczu. Musso istnia bez naszej pomocy od 1919 roku; bylimy tylko zawad w lokalu, ja, Sara i caa reszta goci. W duchu przyznawaem mu racj. Stano na rybie mieczu. Z frytkami. 33 Plan by zlokalizowany w 3 miejscach. Ekip stale przerzucano z pokoju do pokoju, z zaukw w uliczki, z baru do baru. W jednej z nocnych scen aktorzy mieli kra kukurydz z opustoszaej parceli, a potem ucieka przed policj.

Posadzona kukurydza czekaa ju na kradzie. Wynajcie parceli kosztowao 5 tysicy dolarw. Parcela bya obecnie wasnoci Orodka Rehabilitacji Alkoholikw. Pinchot rozglda si za czym taszym, w kocu jednak stano na tej wanie parceli. Nawiasem mwic, tej samej, z ktrej dama mojego serca krada kukurydz przed ponad 30 laty. Now kukurydz zasiano w tym samym miejscu, gdzie rosa kiedy. Inne rzeczy nieco si pozmieniay. Kamienica, w ktrej mieszkaa moja luba, kiedy si do niej sprowadziem, bya teraz zajta przez dom starcw. Ssiadujce z opustosza parcel solidne gmaszysko, gdzie miecio si obecnie Centrum Rehabilitacji, w tamtych latach byo popularn tancbud, co dzie wypenion po brzegi, zwaszcza w sobotnie wieczory. Cay parter zajmowaa olbrzymia sala taneczna. Pod sufitem wolniutko obracay si wielkie wietliste kule. Orkiestra przygrywaa do biaego rana. Na jezdni stay rzdem eleganckie samochody. W niektrych czekali szoferzy. Nienawidzilimy tancbudy i jej klientw. Sami ylimy o pustym odku, rc si midzy sob, na bakier z policj i wacicielk kamienicy, od kiedy wyszlimy za kaucj z Lincoln Heights. Teraz gmach roi si od nawrconych pijakw, ktrzy czytali Bibli, palili papierosa za papierosem i grali w bingo w dawnej sali tanecznej. Tylko opustoszaa parcela ani troch si nie zmienia. Przez te wszystkie dziesiciolecia nikt na niej nic nie postawi. Francine i Jack mieli ju za sob kilka prb. Poznikali w przyczepach, a my stalimy w pobliu, czekajc na rozpoczcie zdj. Wanie przytknem do ust butelk piwa, kiedy czyja do spocza na moim ramieniu. Sta za mn facet o miej powierzchownoci. Rwno przycita broda, miy umiech, mie spojrzenie. Widywaem go przedtem, ale nie wiedziaem, kim jest. Nie miaem pojcia, jak funkcj peni ani te o to nie dopytywaem. Prawd mwic, podejrzewaem, e naprawd jest jednym z kapusiw Firepower. - Bardzo mi przykro - owiadczy ale nie wolno pi na planie. - Dlaczego? - Umowa, ktr podpisalimy z wacicielami posesji, zezwala na filmowanie na tym terenie, zabrania jednak picia. - Wody te? - Pan dobrze wie, o czym mwi. - Owszem, wiem, e eks - pijaczkowie nie mog znie widoku pijcych. - Oni nie uznaj alkoholu.

- Przecie cay ten film obraca si wok picia. - Z trudem doszlimy z nimi do porozumienia. Szkoda by byo, gdyby pan zaprzepaci nasze wysiki. - Niech ci bdzie, brachu. Ale robi to dla Pinchota, nie dla ciebie. Odszed, unoszc swj notatnik z zaszczypnitymi kartkami. Krci szczupym, gadkim tykiem. A si prosi, eby mu dokopa. Stanem plecami do budynku, pocignem jeszcze raz i schowaem butelk do kieszeni paszcza. - Mog ci zobaczy - przestraszya si Sara. - Chcesz powiedzie, e wszyscy eks - pijaczkowie wisz w oknach, podgldajc, jak pij piwo? - Nie, ale wszdzie krc si ich ludzie. - Dobra, bd pociga w ukryciu. - Stroisz fochy jak niektrzy z tutejszych gwiazdorw. Sara miaa racj. Nie miaem prawa stroi fochw. Czoowy aktor zarabia 750 razy wicej ode mnie. Zjawi si Jon Pinchot. - Sie masz, Saro... Sie masz, Hank... Podobno Friedman rozesa ju nowe czeki. Czek dla mnie zosta wysany na adres domowy, powinien ju czeka w skrzynce. Nasza intryga si powioda. - Musz ju i - powiedzia Jon. - Zaraz zaczniemy krci scen na poletku kukurydzy. Chodcie popatrze. Powiecie mi, jak si wam podoba... Wreszcie kamery poszy w ruch. Francine wbiegaa na pagrek, na ktrym rs zagon kukurydzy. - Dajcie mi kukurydzy! - dara si. Pamitam, jak Jane wbiega na ten pagrek, a ja wlokem si za ni z wielkim worem butelek. Tylko e kiedy Jane woaa: Dajcie mi kukurydzy, to brzmiao tak, jakby chciaa odzyska cae ycie, ycie, ktrego nie zakosztowaa, ycie, z ktrym si rozmina. Ta kukurydza miaa by jej zadouczynieniem, jej zemst, zewem triumfu. Francine krzyczaa: Dajcie mi kukurydzy! jkliwym, rozkapryszonym gosem, w ktrym nie byo nawet cienia pijackiej desperacji. Szo jej nie najgorzej, ale to nie byo to. Kiedy zacza zrywa kolby, wiedziaem ju, e to nigdy nie bdzie to samo. Francine bya aktork, Jane bya pijan wariatk. Bya klasycznym okazem skoczonej wariatki. Jednak widz nie oczekuje od sztuki aktorskiej a takiej doskonaoci. Widz zadowala si

przyzwoit imitacj. No wic Francine rwaa kolby, upychajc je do torebki, a Jack mwi: Zalaa si... Te kolby s jeszcze zielone... Zajecha wz policyjny, migocc czerwonymi wiatekami i olepiajc kradncych blaskiem reflektorw. Francine i Jack zaczli ucieka do domu, tak jak my wtedy z Jane. Wanie dobiegali do windy, kiedy z megafonu rozleg si wrzask gliniarza: STA, BO STRZELAM! Jednak gliny wcale nie wyskoczyy za Jackiem i Francine, tylko siedziay w samochodzie. Kamery zatrzymay si. Przez dobre par minut rozgldalimy si z Sar za Jonem Pinchotem. W kocu znalelimy go, sta spokojnie gdzie z boku. - Suchaj, stary, przecie gliny miay wyskoczy z auta i biec za nimi. - Wiem, ale drzwi w wozie si zaciy. Nie mogli wysi. - Co takiego? - Wiem, e to nieprawdopodobne. Bdziemy musieli naprawi te drzwi i nakrci ca scen od pocztku. - Strasznie nam przykro - pocieszya go Sara. Jon by przygnbiony. Zwykle kiedy co mu nie szo, potrafi si z tego mia. - Przyjd do was, jak powtrzymy scen. Wrcilimy na drug stron ulicy. Martwiem si, e Jon jest taki oklapy. Zawsze promieniowa jak wrodzon pewnoci siebie. Niektrzy nie lubili go za to, uwaali, e si popisuj, ale jego pewno siebie bya z gruntu szczera. Kady z nas lubi struga twardziela. Te nie nale do wyjtkw. Widok Jona traccego ducha sprawia mi przykro. Francine, Jack i inni czonkowie ekipy pochowali si do swoich przyczep. Nie cierpiaem dugich przerw midzy ujciami. Filmy kosztuj majtek z tego powodu, e przez wikszo czasu nikt nic nie robi, tylko wszyscy czekaj i czekaj. Nic si nie dzieje, dopki kada rzecz nie jest gotowa: kamera, wiata; dopki fryzjer si nie wyszcza, a konsultant nie skonsultuje. Wszyscy umylnie opierdalaj si w ten sposb, biorc fors za co si tylko da. Nikt poza jednym facetem nie moe wetkn wtyczki do gniazdka, dwikowiec wcieka si na asystenta reysera, a aktorzy maj muchy w nosie, bo aktorzy zawsze maj muchy w nosie, i tak dalej. Cay czas odbywa si nieustajce trwonienie wszystkiego. Nawet przy produkcji filmu o tak skromnym budecie stale korcio mnie, eby wrzasn: RUSZCIE WRESZCIE DUP, DO KURWY NDZY! WYSTARCZY 10

MINUT NA KAD RZECZ, Z KTR BABRZECIE SI GODZINAMI! Nigdy nie odwayem si tego powiedzie. Byem tylko scenarzyst, mao znaczc pozycj w ich budecie. Wtem moje ego zostao dowartociowane. Na planie pojawia si ekipa telewizyjna z Woch i jeszcze jedna z Niemiec. Jedn i drug kieroway kobiety. Obie chciay przeprowadzi ze mn wywiad. - My pierwsi uzyskalimy zgod - upieraa si Woszka. - Tak, ale wy go cakiem wyeksploatujecie - denerwowaa si Niemka. - Tak mam wanie nadziej - owiadczya Woszka. Zasiadem przed woskimi jupiterami. Wczono kamer. - Co pan sdzi o kinie? - Unikam jak mog. - Czym si pan zajmuje w czasie wolnym od pisania? - Komi. Gram na wycigach. - Czy konie pomagaj panu w twrczoci? - Tak, pozwalaj o niej zapomnie. - Czy w swoim filmie pije pan? - Tak. - Czy uwaa pan, e picie jest dowodem mskoci? - Niczego nie uwaam za dowd mskoci. - Jaka jest wymowa paskiego filmu? - adna. - adna? - adna. No, chyba e zagldanie mierci w tyek. - Co pan widzi, kiedy pan zaglda mierci do tyka? - To samo co pan. - Jaka jest paska dewiza yciowa? - Jak najmniej myle. - To wszystko? - Nie. Jeszcze: bd dobry, jeli nie masz lepszego pomysu. - adne. - adne niekoniecznie znaczy dobre. - Dzikujemy, panie Chinaski. Co chciaby pan powiedzie woskim odbiorcom? - Nie drzyjcie si tak strasznie. Czytajcie Celine'a.

Jupitery Wochw pogasy. Wywiad z Niemcami by jeszcze mniej interesujcy. Ich dziennikarka chciaa wiedzie, ile pij. - Pije, ale ju nie tyle, co kiedy - poinformowaa j Sara. - Nie powiem ani sowa wicej, jeeli natychmiast nie dostan jeszcze jednego drinka. Drink pojawi si w okamgnieniu, w papierowym kubeczku, ktry osuszyem do dna. Palce liza. Nagle to, e kto chce wiedzie, co myl, wydao mi si idiotyczne. Najlepsz cz swojej istoty pisarz przelewa na papier. Reszta to brednie. Niemka si nie omylia. Woszka wyeksploatowaa mnie do cna. Byem teraz rozgrymaszonym gwiazdorem. W dodatku niepokoiem si o scen na poletku kukurydzy. Chciaem koniecznie porozmawia z Jonem, powiedzie mu, e Francine powinna by bardziej pijana i bardziej szalona, powinna sta na krawdzi ycia i mierci, rwc jedn rk kukurydz pord domw, ktrych fasady przypominay twarze ze snw, twarze, ktre z wysoka obserwuj nasz aosn egzystencj: bogaczy i biedakw, piknych i szpetnych, zdolnych i bezuytecznych. - Nie lubi pan filmu? - spytaa Niemka. - Nie. wiata pogasy. Wywiad dobieg koca. Tymczasem jeszcze raz nakrcono scen na poletku kukurydzy. Mogo by lepiej, ale nie byo najgorzej. 34 Bya dziesita rano, kiedy zadzwoni telefon. Dzwoni Jon Pinchot. - Przerwano produkcj filmu... - Jon, przestaem ju wierzy w takie opowieci. Chc w ten sposb po prostu zrobi dookoa siebie wicej szumu. - Kiedy naprawd przerwano produkcj. - To przecie bez sensu. Za duo zainwestowali w przedsiwzicie, ponieliby wielkie straty... - Hank, Firepower zwyczajnie nie ma ani grosza. Nie tylko nasz film stan, stana produkcja wszystkich filmw. Dzi rano poszedem do gmachu Zarzdu wytwrni. Zastaem samych wartownikw. W caym budynku nie byo NIKOGUKO! Przeszedem cay gmach od dou do gry i z gry na d. Darem si: Halo! Halo! Jest tu kto? Nikt nie odpowiedzia. Jakby wszystkich wymioto.

- No dobrze, Jon. Co wobec tego z klauzul czy si stoi, czy si ley Jacka Bledsoe'a? - Nie mog mu zapaci ani na stojco, ani na leco, bo wszyscy zatrudnieni w Firepower, nie wyczajc nas, nie dostan odtd ani grosza. Niektrzy ju od dwch tygodni pracuj za darmo. Nie ma dla nikogo pienidzy... - Co zamierzasz w zwizku z tym? - Sam nie wiem, Hank, sprawa wyglda beznadziejnie... - Tylko nie dziaaj pochopnie, Jon. Moe inna spka zechce przej nasz film? - Nie zechce. Nikomu nie podoba si nasz scenariusz. - Racja. Bybym zapomnia... - Co mylisz w tej sytuacji zrobi? - Ja? W zasadzie wybieram si na tor, ale jeeli masz ochot wpa do mnie wieczorem na par drinkw, bdziesz mile widziany. - Dziki, Hank, ale mam randk z par lesbijek. - Powodzenia. - Nawzajem. Jechaem Autostrad Portow na pnoc, w stron Hollywood Park. Na wycigach graem od ponad 30 lat. Zaczo si wtedy, kiedy wykrwawiem si prawie na mier w szpitalu okrgowym Los Angeles. Powiedzieli mi tam, e jeeli jeszcze raz wezm alkohol do ust, skoczy si to dla mnie fatalnie. - To co ja bd robi? - spytaem Jane. - Robi z czym? - Co bd robi zamiast pi? - No, zawsze jeszcze s konie. - Konie? Co si robi z komi? - Konie si obstawia. - Obstawia? To brzmi do gupio. Pojechalimy na wycigi i zgarnem spor sumk. Zaczem codziennie chodzi na tor. Powoli zaczem te po troszku popija. Piem coraz wicej i jako nie umarem. Wrcz przeciwnie, miaem i picie, i konie. Byem zaatwiony. W tamtych czasach w niedziele nie byo gonitw, wic wsiadaem w starego gruchota i jechaem do Agua Caliente, wracaem tego samego dnia. Czasem po wycigach konnych ogldaem jeszcze wycigi psw, potem zagldaem do miejscowych barw. Nigdy mnie nie okradziono ani nie oszukano, a meksykascy barmani i waciciele lokali traktowali mnie dosy uprzejmie, chocia zdarzao si, e byem jedynym gringo. Lubiem jazd po nocy do

domu i byo mi obojtne, czy zastan, czy nie zastan Jane. Powiedziaem jej po prostu, e Meksyk jest zbyt niebezpieczny dla kobiet. Kiedy wracaem, zwykle nie byo jej w domu. Bawia w miejscu o wiele bardziej niebezpiecznym: przy Alvorado Street. Nie miaem nic przeciwko temu, o ile zostawia mi 3 czy 4 piwa. Jeeli jednak wypia wszystko i lodwka wiecia goymi pkami, wtedy rzeczywicie bya w niebezpieczestwie. Jak chodzi o konie, to przeprowadziem dogbne studia w dziedzinie zakadw. Opracowaem ze dwa tuziny systemw. Wszystkie byy skuteczne, tyle e nie mogem ich uywa jednoczenie, bo opieray si na odmiennych przesankach. Wszystkie moje systemy miay tylko jeden wsplny mianownik: Publiczno zawsze przegrywa. Naleao ustali, na kogo stawia Publiczno, i postpowa odwrotnie. Jeden z moich systemw opiera si na numerze konia na cierce i jego numerze w startmaszynie. Istniej numery, ktre publiczno niechtnie obstawia. Jeeli z tablicy wynika, e nielubiany numer na cierce jest mocno grany w stosunku do pozycji konia w startmaszynie, wtedy ko rokuje due szanse na zwycistwo. Studiujc przez wiele lat wyniki gonitw na torach kanadyjskich, meksykaskich i amerykaskich, dopracowaem si systemu opartego wycznie na numerach niesionych (numer na cierce zaley od toru i gonitwy, w ktrej ko ostatnio startowa). Przewodnik Wycigowy wydawa opase czerwone ksigi z wynikami gonitw. Kosztoway 10 dolarw. Przez cae tygodnie wczytywaem si w nie godzinami. Wyniki ukadaj si wedug pewnego wzoru. Jeeli uda ci si rozszyfrowa ten wzr - jeste w domu. Moesz kaza szefowi pocaowa si w dup. Paru szefom kazaem si caowa w dup, a potem musiaem szuka sobie nowych, gwnie dlatego, e odstpowaem od wasnych systemw albo prbowaem je przechytrzy. Sabo natury ludzkiej to jeszcze jedna puapka, z ktr zmaga si gracz na torze. Wjechaem na teren Hollywood Park. Skierowaem si na Alej Naklejek. Znajomy trener sprezentowa mi naklejk z napisem Waciciel/Trener, ktr przyklejaem na samochodzie parkujc, a take przepustk na teren klubowy. Porzdny chop, najbardziej podobao mi si w nim to, e nie by ani literatem, ani aktorem. Wszedem do klubu, znalazem wolny stolik i wziem si do oblicze. Zawsze zaczynaem od oblicze, potem paciem dolara wstpu i szedem do Pawilonu Cary Granta. W pawilonie byo pustawo i dawao si swobodnie myle. Co si tyczy samego Cary Granta, to w pawilonie wisi jego olbrzymie zdjcie. Grant nosi na nim starowieckie okulary i ma na ustach swj synny umiech. Umiech peen rezerwy. Ale co te by z niego za gracz, poal si Boe. Nalea do gatunku graczy, ktrzy stawiaj po dwa dolary.

Kiedy przegrywa, lecia w stron toru, wrzeszczc i wymachujc rkami. NIE RBCIE MI TEGO! - dar si. Kto, kto zakada si o dwa dolary, rwnie dobrze moe siedzc w domu przeoy sobie t sum z kieszeni do kieszeni. Ja sam jednak nie stawiaem nigdy wicej ni 20 dolarw. Nadmierna chciwo popycha do bdw, poniewa wydawanie wikszych sum zakca tok mylenia. I jeszcze dwie uwagi: Nigdy nie naley obstawia konia, ktry wygra w poprzedniej gonitwie, i nigdy nie naley obstawia konia, ktry zamyka stawk. Dzie pyn cakiem mio, tyle e jak zwyke cierpiaem z powodu 30 - minutowych przerw midzy gonitwami. 30 minut to o wiele za dugo. Potworna strata czasu. Czuem, jak ycie ze mnie wycieka. Siedzisz na awce, a wok wszyscy rajcuj o tym, ktry ko powinien wygra i dlaczego. Rzyga si chce. Chwilami odnosisz wraenie, e jeste w domu wariatw. Bo faktycznie jeste. Kady z tych przemdrzaych bucw uwaa si za mdrzejszego od caej reszty przemdrzaych bucw, z ktrymi siedzi na kupie. A wrd nich ja. Lubi, kiedy co si dzieje naprawd, kiedy kalkulacje sprawdzaj si na mecie i ycie nabiera sensu, zaczyna pulsowa w jakim rozsdnym rytmie. Natomiast przerwy midzy gonitwami s dla mnie istn tortur; siedzisz otoczony brzczcym, bzyczcym rojem ludzkim, niepoprawnym i niedouczonym, ktry na domiar zego stale cofa si w rozwoju. Czsto straszyem moj biedn on Sar, e nie pjd na tor, tylko bd siedzia przez cay dzie w domu, tuzinami podzc niemiertelne poematy. Jako udao mi si przetrwa tamto popoudnie i jechaem do domu z upem w wysokoci ponad 100 dolarw. Wracaem w tumie ludzi pracy. C to bya za zgraja. Wkurwieni, wykoczeni, bez grosza, pdzili do domu pieprzy si, jeeli mieli z kim, oglda telewizj, ka si wczenie, eby. od rana pcha ten sam wzek. Wjechaem na podjazd. Sara podlewaa ogrdek. Bya wspania ogrodniczk. W dodatku bya pogodzona z moim szalestwem. ywia mnie zdrowo, strzyga mi wosy, obcinaa paznokcie u ng i generalnie rzecz biorc, trzymaa mnie przy yciu na wiele sposobw. Wysiadem z auta i wszedem do ogrdka pocaowa j na powitanie. - Wygrae co? - spytaa. - Jasne, e tak. Par groszy. - Nie byo adnych telefonw. - To wszystko do okropne - stwierdziem. - I to po tym, jak Jon zagrozi, e utnie

sobie palec i tym podobne. Naprawd szczerze mu wspczuj. - Moe powiniene go by zaprosi na wieczr. - Zaprosiem, ale twierdzi, e umwi si z kim i ma zwizane rce. - Czyby zwizek sadomasochistyczny? - Tego nie wiem. Wiem tylko tyle, e umwi si z par lesbijek. Chce si jako rozerwa. - Zwrcie uwag na re? - Tak, wygldaj wspaniale. Ta czerwie, ta biel, ta . ty to mj ulubiony kolor, mgbym go je ykami. Sara z wem w rku podesza do hydrantu i zakrcia kran. Razem weszlimy do domu. Czasami ycie bywa cakiem znone. 35 Potem nagle, jakby nigdy nic, film ruszy od nowa. Wiadomo jak zwykle przekaza mi przez telefon Jon. - Tak jest - zapewni mnie - od jutra rusza produkcja. - Nic z tego nie rozumiem. Mylaem, e film cakiem pad. - Firepower upynnia cz swojego majtku. Filmotek i par hoteli w Europie. Na dodatek udao im si wyudzi spor poyczk od Wochw. Mwi si, e woskie pienidze troch mierdz, ale c... pienidz to w kocu pienidz. Tak czy owak, chciabym, ebycie jutro wpadli z Sar na plan. - Czy ja wiem... - Jutro wieczorem... - No dobrze... Gdzie i kiedy? Siedzielimy z Sar w boksie restauracji. Panowa miy nastrj pitkowego wieczoru. Siedzielimy sobie z Sar, kiedy nagle zjawi si Rick Talbot. Przysiad si do nas i oto siedzia w naszym boksie. Chcia tylko napi si kawy. Ogldaem go wiele razy w telewizji, jak prezentowa filmy. Jego partnerem w programie by Kirby Hudson. wietnie prowadzili swj program, czsto bardzo si przy tym emocjonujc. W dodatku byli szalenie dowcipni. aden z licznych naladowcw ich stylu nie umia im dorwna. Rick Talbot wyglda o wiele modziej ni w telewizji. Sprawia te wraenie bardziej zamknitego w sobie, nieomal niemiaego. - Ogldamy ci czsto - powiedziaa Sara. - Dzikuj...

- Czy mgby mi powiedzie, co ci najbardziej wkurza w Kirby Hudsonie? spytaem. - Palec... Nie cierpi, kiedy pokazuje palcem... Akurat nadesza Francine Bowers. Wcisna si do boksu. Powitalimy j wszyscy. Okazao si, e znaj si z Rickiem. Francine miaa przy sobie may notatniczek. - Suchaj, Hank, chciaabym, eby opowiedzia mi wicej o Jane. Bya Indiank, prawda? - P Indiank, pl Irlandk. - Dlaczego pia? - Picie byo dla niej ucieczk, a take form powolnego samobjstwa. - Czy wzie j kiedykolwiek ze sob gdzie indziej ni do baru? - Wziem j na mecz baseballowy na Wrigley Field, jeszcze w czasach, kiedy L.A. Angels grali w lidze Pacific Coast. - I co? - Oboje dalimy niele w szyj. Jane wcieka si na mnie i zwiaa, kiedy mielimy wsiada do samochodu. Kilka godzin jedziem rozgldajc si za ni. Kiedy wreszcie wrciem do domu, zastaem j nieprzytomn na ku w naszym pokoju. - Jaki miaa gos? Gono mwia? - Potrafia milcze godzinami. Potem nagle ni std, ni zowd dostawaa szau, zaczynaa przeklina, wrzeszcze i ciska przedmiotami. Trwao to zwykle jakie 20 minut, po czym uspokajaa si, pia i zaczynaa od nowa. Bez przerwy wyrzucano nas z kolejnych mieszka. Wyrzucono nas w sumie tyle razy, e nie bylimy w stanie spamita wszystkich miejsc, w ktrych mieszkalimy. Kiedy, szukajc mieszkania, zastukalimy do drzwi. Stana w nich wacicielka, ktra dopiero co nas wyrzucia. Na nasz widok zblada i z wrzaskiem zatrzasna drzwi. - Jane ju nie yje? - zaciekawi si Rick Talbot. - Od dawna. Nikt ju nie yje. aden z tych, z ktrymi piem. - Co ciebie trzyma przy yciu? - Lubi pisa. Pisanie mnie podnieca. - Poza tym karmi go witaminami, unikam tuszczw w diecie, a z misa podaj wycznie ryby i drb - dodaa Sara. - Dalej pijesz? - spyta Rick Talbot. - Gwnie kiedy pisz albo znajduj si wrd ludzi. Nie czuj si najlepiej midzy ludmi, a kiedy pij, przestaj odczuwa ich obecno.

- Powiedz mi jeszcze co o Jane - poprosia Francine. - Hmm... Trzymaa pod poduszk raniec. - Chodzia do kocioa? - Kiedy jej odbio, sza na co, co nazywaa msz przeciwkacow. O ile sobie przypominam, msza zaczynaa si o smej trzydzieci i trwaa okoo godziny. Nie cierpiaa mszy o dziesitej, ktra potrafia si wlec przez dwie godziny. - Czy chodzia do spowiedzi? - Nie pytaem... - Czy mgby opowiedzie o niej co, co by mi przybliyo jej charakter? - Moe to, e chocia zachowywaa si koszmarnie kla, bya pierdolnita i uwielbiaa wypi wszystko, co robia, robia z pewn klas. udz si, e sam nabraem przy niej pewnej klasy. - Bardzo ci dzikuj. Myl, e to wszystko jako mi pomoe. - Nie ma za co. Francine ulotnia si ze swoim notatnikiem. - Chyba nigdy tak dobrze nie bawiem si na planie - wyzna Rick Talbot. - Co masz na myli? - zaciekawia si Sara. - Oglny klimat, klimat balangi, ktry unosi si czasem nad niskonakadowymi filmami. Tutaj wyczuwam go ze zdwojon si... Wida byo, e nie e. Oczy mu si wieciy. Umiecha si z niekaman radoci. Zamwiem jeszcze jedn kolejk. - Dla mnie tylko kawa - poprosi. Przyniesiono zamwienie do stolika. - Patrzcie! Jest Sesteenov! - ucieszy si Rick. - Kto taki? - spytaem. - Zrobi ten genialny film o cmentarzach dla zwierzt. Ej, Sesteenov! Sesteenov podszed do nas. - Siadaj - zaprosiem. Sesteenov wcisn si do boksu. - Zamwi ci co? - zaproponowaem. - Nie, nie... - Patrzcie - ucieszy si Rick Talbot. - Przyszed Illiantovitch! Illiantovitcha znaem. Zrobi kilka dziwacznych, ponurych filmw, ktrych tematem by triumf ludzkiej odwagi nad gwatem, jaki niesie ycie. Filmy, mimo ponurego patosu, byy zupenie nieze. Illiantovitch by bardzo wysoki. Chodzi ze zwieszon gow, wodzc oczami szaleca, ktrymi przewierca ci na wylot. Byo to nieco krpujce.

cisnlimy si, eby zrobi mu miejsce. Boks trzeszcza w szwach. - Zamwi ci co? - spytaem. - Podwjn wdk - poprosi. To bya odpowied, jak lubi. Skinem na barmana. - Podwjna wdka - zaordynowa, wpijajc w barmana wzrok szaleca. Barman ruszy pdem do roboty. - Cudowny wieczr - powiedzia Rick. Zachwycia mnie jego prostota. Kiedy jest si tak sawnym jak on, wyznanie, e czowiek dobrze si bawi, wymaga sporej odwagi. Illiantovitchowi przyniesiono podwjn wdk, ktr obali jednym haustem. Rick Talbot wypytywa wszystkich, nie wyczajc Sary. W naszym boksie nie istniay zazdro ani rywalizacja. Czuem si jak u siebie w domu. W ktrym momencie zjawi si umiechnity od ucha do ucha Jon Pinchot. Podszed do boksu i skin lekko gow. - Mam nadziej, e za chwil zaczniemy zdjcia. Przyjd was zgarn... - Dziki, Jon. Odszed. - To dobry reyser - pochwali Rick Talbot. - Mimo to jestem ciekaw, dlaczego upatrzye sobie akurat jego? - To on sobie mnie upatrzy... - Naprawd? - Naprawd.... W zaufaniu mog opowiedzie ci co, co ci wyjani, dlaczego go lubi i uwaam za dobrego reysera... - Opowiedz - poprosi Rick. - A zachowasz to dla siebie? - Jasne... Nachyliem si przez stolik i opowiedziaem mu o Jonie, pile acuchowej i maym palcu u rki... - To wszystko prawda? - zdumia si Rick. - Jak najbardziej. Pamitaj, dyskrecja obowizuje. - Jasne... (Zdawaem sobie spraw, e opowiadajc histori Rickowi, sam popeniem niedyskrecj.) Illiantovitch zdy tymczasem wypi dwie podwjne wdki. Siedzia zapatrzony w trzeci kieliszek. Przez cay czas nie spuszcza mnie z oka. Nagle wycign portfel i

wydoby z niego zatuszczon wizytwk, ktr mi wrczy. Wizytwka bya brudna, wymamana; wszystkie rogi miaa pozaginane. Dawno zrezygnowaa z bycia wizytwk. Illiantovitch sprawia wraenie niechlujnego geniusza. Podziwiaem go za to. Wyranie nie zaleao mu na pozorach. Chwyci kieliszek i wla podwjn wdk do garda. Potem omit mnie pochmurnym wzrokiem. Chciaem mu odpowiedzie, ale nie byem w stanie znie jego mrocznego spojrzenia. Uciekem oczami w bok. Skinem na barmana, eby nala nastpn kolejk. Dopiero wtedy odwilyem Nip spojrze na Illiantovitcha. - Jeste najwikszy z wielkich - owiadczyem. Nikt si nie moe z tob rwna. - O nie, nie - zaprotestowa. - TY jeste najwikszy! Ofiarowuj ci moj wizytwk! Jest na niej termin PREMIERY MOJEGO NAJNOWSZEGO FILMU! MUSISZ KONIECZNIE PRZYJECHA! - Na pewno przyjad, stary - zapewniem go. Wyjem portfel i starannie schowaem wizytwk. - Ale wieczr - cieszy si Rick Talbot. Pogadalimy jeszcze chwil, dopki nie zjawi si Jon Pinchot. - Zaraz zaczynamy zdjcia. Chodcie ju, ebymy mogli was porozstawia. Wszyscy podnielimy si z miejsc i posusznie ruszylimy za Jonem, jeden tylko Illiantovitch rozpar si w boksie. - Co mi tam, kurwa, strzel sobie jeszcze par kielichw. A wy - jazda std. Skin na barmana, podnis skiepowanego peta do ust i pstrykn zapalniczk, przypalajc sobie czubek nosa. Ruszylimy w mrok nocy. 36 Trway przygotowania do zdj w uliczce przed barem. Barman mia stoczy walk z jednym z klientw. Na dworze panowa zib. Wszystko byo dopite prawie na ostatni guzik. I za barmana, i za Jacka Bledsoe'a w scenie bjki mieli wystpi dublerzy. To znaczy w zblieniach miay pojawia si twarze Bledsoe'a i barmana, ale w planach oglnych mieli walczy dublerzy. Bledsoe wypatrzy mnie. - Ej, Hank, pozwl do nas. Podszedem bliej. - Poka im twj styl walki. Zrobiem par unikw, serwujc lewe proste, od czasu do czasu robiem wypad do przodu, serwujc na przemian lewe i prawe.

Przystanem, eby im objani, jak wyglday nasze walki przed laty. - Wygldao to, prawd mwic, nieszczeglnie. Najpierw bez koca robilimy uniki, wreszcie ktry z nas rusza do ataku. Jak na walczcych po pijaku zadawalimy chyba bardzo ostre i brutalne ciosy. Po jakim czasie odsuwalimy si od siebie, eby oceni sytuacj, i znw ruszalimy do ataku, mcc piciami. adowao si gwnie w bebechy. Zwycizca mg by tylko jeden. Walka koczya si dopiero wtedy, kiedy jeden z walczcych traci przytomno. Niezy teatr, w dodatku za darmo... Zdjcia miay si zacz za chwil. Wycofalimy si z uliczki i przystanlimy na uboczu. W tym momencie wkroczy Harry Friedman, prowadzc ze sob hollywoodzk cizi w peruce, ze sztucznymi rzsami i krzykliwym makijaem. Usta dwa razy wiksze ni w naturze, biust take. Zawin do nas rwnie wybitny twrca Ratmana i Pencilheada, Manz Loeb. Towarzyszya mu synna aktorka Rosalind Bonelli. Musielimy podej z Sar, eby nas przedstawiono. Loeb i Bonelli umiechali si mio i byli uprzejmi, ale odniosem przykre wraenie, e czuj wobec nas wyszo. Co zreszt nie miao specjalnego znaczenia, bo ja rwnie odczuwaem wobec nich wyszo. Tak to bywa. Wycofalimy si z powrotem na stanowiska obserwacyjne. Zacza si ostra bjka. Walka od samego pocztku wygldaa dosy brutalnie. Nasze walki robiy si brutalne dopiero pod sam koniec, kiedy jeden z walczcych by ju bezsilny (zazwyczaj ja), a drugi nie mg si zatrzyma. Jeszcze dwa sowa na temat naszych walk. Jeeli nie naleae do Klubu Barmana i przegrae, zostawiano ci pord kubw na mieci na pastw szczurom. Wspomnienia cisny si drzwiami i oknami. Ktrego ranka obudzi mnie ryk klaksonu i wiata wozu ciarowego. Nade mn staa mieciarka. - EJ, TY TAM, SPIERDALAJ Z JEZDNI! MAOMY CI NIE PRZEJECHALI! - Au, aua, przepraszam... Wsta, kiedy czowiekowi krci si w gowie, kiedy chory, pobity, marzy tylko o samobjstwie, a przed nim siedz mili, zdrowi czarni mczyni, ktrym zaley wycznie na wywiezieniu mieci zgodnie z harmonogramem. Kiedy indziej z okna wychylia si gowa czarnej kobiety: - EJ, BIAY MIECIU, SPIERDALAJ SPOD MOICH DRZWI! - Ta jest, psze pani, pszaszam najmocniej... Najgorsze byo jednak, kiedy wracaa przytomno, gdzie midzy kubami na mieci; bl by zby silny, eby si ruszy, ale wiedziae, e w kocu bdziesz musia si ruszy; pojawiaa si najczarniejsza z myli: zao si, e znowu rbnli mi portfel...

Tu zaczynaa si zabawa. Bez sigania rk starasz si wyczu, czy portfel wrzyna ci si w pdupek. Czujesz w tym miejscu dziwn pustk. Nie masz najmniejszej ochoty wyciga rki, ale w kocu zbierasz si na odwag. Jak zwykle nie znajdujesz portfela. Z biegiem czasu byem coraz bardziej rozczarowany ludzkoci. Teraz jednak scena bjki dobiega koca. Jon Pinchot podszed do nas. - No i jak? - spyta. - Nie za bardzo. - Dlaczego? - W tamtych walkach gladiatorzy mieli w sobie co z klownw, grali dla publicznoci. Kiedy jednemu z nas udao si, padajc, podci drugiego, odwraca si do tumu i pyta: Fajnie, co? - Teatr dla ubogich? - Co w tym rodzaju. Jon podszed do dublerw i zacz co wyjania. Dublerzy suchali z uwag. Poczciwy Jon, by pewnie pierwszym reyserem w historii, ktry bra sobie do serca wskazwki scenarzysty. Czuem si zaszczycony. Moje ycie nie byo dotd zbyt szczliwe, teraz wygldao na to, e los zacz si do mnie umiecha. Nie miaem nic przeciwko temu. Jeszcze raz skrcili scen bjki. Przygldaem si walczcym i musz przyzna, e wymikem patrzc, jak wskrzeszaj zapomniany sen. Chciaem by jednym z nich, przey te chwile jeszcze raz. Miaem ochot wali piciami w mur zauka, nie baczc na to, co sobie kto o tym pomyli. Wali na umr. Kiedy byo po wszystkim, Jon podszed do nas. - I jak? - spyta. - Podobao mi si. - Mnie te - przyzna. I to by byo na tyle. Wrcilimy z Sar do boksu w barze. Illiantovitch ju znik. Pewnie zabrako wdki. Zoylimy z Sar zamwienia, a Rick przynis nastpn kaw. - Jeden z najmilszych wieczorw w moim yciu - wyzna Rick. - artujesz, Rick. To gdzie ty dotd chodzie wieczorami? Wpatrywa si W filiank z uroczym umiechem niewinitka. Znowu nadesza Francine Bowers z nieodcznym notatnikiem. - Jak umara Jane?

- C, byem wtedy zwizany z inn kobiet. Z Jane rozstalimy si ju 2 lata wczeniej. Wpadem do niej w odwiedziny przed Boym Narodzeniem. Bya w tym hotelu pokojwk, bardzo przez wszystkich lubian. Kady z goci da jej w prezencie butelk wina. Pod sufitem jej pokoju biega wziutka peczka. Stao na niej z 18 czy 19 butelek. Czy oni sobie nie zdaj sprawy, e wykitujesz, jak to wszystko wypijesz? A na pewno wypijesz - zymaem si. Popatrzya na mnie i tyle. Zabieram std to pierdolone szko. Oni chc ci zabi! Znowu nic nie powiedziaa, tylko popatrzya na mnie. Spdziem z ni t noc i obaliem 3 butelki, zmniejszajc ich ilo do 15 czy 16. Rano, wychodzc, poprosiem: Nie wypij wszystkiego od razu... Wrciem ptora tygodnia pniej. Drzwi do pokoju zastaem otwarte. Zobaczyem na ku wielk plam krwi. W caym pokoju nie byo ani jednej butelki. Odszukaem Jane w szpitalu okrgowym Los Angeles. Leaa w piczce alkoholowej. Siedziaem przy niej duszy czas. Nic nie robiem, tylko patrzyem na ni, od czasu do czasu zwilaem jej wargi wod, odgarniaem wpadajce do oczu wosy. Pielgniarki zostawiy nas samych. Nagle Jane otwara oczy i powiedziaa: Wiedziaam, e to ty. W trzy godziny pniej nie ya. - ycie nie dao jej szansy - zauwaya Francine Bowers. - Bo wcale tego nie chciaa. Bya jedyn ze znanych mi osb, ktra pogardzaa ludzkoci rwnie silnie jak ja. Francine zamkna notatnik. - Wybacz, ale przypatruj ci si cay wieczr. Nie wygldasz na zego czowieka odezwa si Rick. - Ty te nie - nie pozostaem duny. 37 W par dni pniej przyjechalimy w to samo miejsce na zdjcia dzienne. Jon Pinchot odszuka nas, zanim zdylimy wej do baru. - Zaczekaj - poprosi. - Lada chwila zjawi si tutaj Corbell Veeker, fotograf. Chce zrobi zdjcia tobie, Jackowi i Francine. Go o wiatowej sawie. Synie z fotografii kobiet, rzeczywicie potrafi wydoby ich czar... Stalimy w zauku na tyach baru. Cie przeplata si ze wiatem soca. Liczyem si z dugim oczekiwaniem, tymczasem Corbell Veeker zjawi si ju po 5 minutach. Mia okoo 55 lat, nalan twarz i wielkie brzuszysko. Nosi beret i szalik. Towarzyszyo mu 2 chopcw. Obaj wzili si do rozpakowywania sprztu. Wygldali na posusznych i zastraszonych. Przedstawiono nas Corbellowi, nastpnie Corbell przedstawi nam swoich

asystentw. - David... - William... Umiechnli si blado. Zjawia si Francine. - Ach, och, ach! - wykrzykn Corbell Veeker, rzucajc si, aby j ucaowa. Cofn si o krok. - Zaraz, zaraz... O to, to - zawoa gestykulujc. - Dokadnie to! Znakomicie! Na zapleczu baru staa porzucona stara kanapa. Wzrok Corbella pad na zdezelowany mebel. - Ty - spojrza w moj stron - sidziesz na kanapie... Posusznie wykonaem polecenie. - Francine, sidziesz mu na kolanach... Francine miaa jaskrawoczerwon sukienk z rozciciem u dou, do tego czerwone buty, czerwone poczochy i biae pery. Siada mi na kolanach. Poszukaem wzrokiem Sary. Puciem do niej oko. - Doskonale! Tak trzyma! - Bardzo ci gniot? Mam strasznie kocisty tyek - zaniepokoia si Francine. - Nie przejmuj si. Nie ma sprawy - uspokoiem j. - Aparat numer CZTERY! - wrzasn Corbell Veeker. David podskoczy z aparatem numer cztery. Corbell zawiesi aparat na szyi. Przyklk na jedno kolano... Pstrykno i bysno... - TAK, WANIE! BARDZO DOBRZE! Znowu pstrykno i bysno. - TAK, WANIE TAK! Pstryk, bysk... - FRANCINE, ODSO JESZCZE TROCH NG! O TO, TO! TAK JEST! Pstryk, bysk, pstryk, bysk... Fotografowa namitnie, z wielk pasj... - FILM! FILM! - wrzasn nagle. William rzuci si i zaadowa nowy film do aparatu, a nawietlon klisz schowa do specjalnego pudeeczka. Corbell opad na oba kolana, nastawi ostro. - KURWA MA, NIE CHC TEGO APARATU! POPROSZ APARAT NUMER SZE! PRDZEJ, PRDZEJ! - nagli.

David podbieg z aparatem numer sze, zarzuci go Veekerowi na szyj, a aparat numer cztery unis na stron. - WICEJ NG, FRANCINE! ZNAKOMICIE! FRANCINE, UWIELBIAM CI! JESTE OSTATNI WIELK GWIAZD HOLLYWOOD! Pstryk, bysk... Pstryk, bysk... jeszcze raz... i jeszcze raz... i jeszcze raz. Nadszed Jack Bledsoe. - PRZYSID SI DO NICH, JACK! PO JEDNYM Z KADEJ STRONY! TAK, WANIE TAK! Pstryk, bysk... Pstryk, bysk... - FILM! FILM! - wrzasn Corbell Veeker. Fotografie miay ukaza si w eleganckim, wysokonakadowym pimidle dla pa. - W PORZDKU, PANOWIE! A TERAZ JAZDA Z KANAPY! CHC MIE SAM FRANCINE! Kaza Francine wycign si na kanapie. Jednym okciem miaa si wesprze na bocznym oparciu, drug rk, uzbrojon w dugi papieros, przerzuci przez oparcie za plecami. Pozycja bardzo przypada Francine do gustu. Pstryk, pstryk, bysk, bysk... Ostatnia wielka gwiazda Hollywood. Chopcy pdem donosili nowe filmy i nowe aparaty... Czuli pewnie, e na stacji benzynowej musieliby si zwija dwa razy prdzej. Wzrok Corbella pad na. ogrodzenie z drutu. - DRUCIANA SIATKA! wrzasn. Kaza si oprze Francine o siatk w wyzywajcej pozie. My z Jackiem Bledsoem mielimy stan po obu bokach Francine. - BARDZO DOBRZE! BARDZO DOBRZE! Strasznie si napali na t siatk i pstryka jedno zdjcie za drugim. Siatka wyranie go podniecia, siatka czy moe to, co byo zza niej wida. Bysk, pstryk, bysk, pstryk... I nagle okazao si, e jest po wszystkim. - Bardzo wam dzikuj... Jeszcze raz ucaowa Francine. Jego chopcy krztali si, zbierajc sprzt do kupy, pakujc, numerujc... William mia notes, w ktrym spisywa kady drobiazg: numer zdjcia, godzin, temat, uyty aparat i rodzaj kliszy. Potem wszyscy sobie poszli, a my z Sar udalimy si do baru. W barze siedziaa

regularna zaoga. Teraz, kiedy zostali gwiazdami ekranu, nabrali dostojestwa. Przycichli, jakby pogreni w gbokich rozwaaniach. Wolaem, kiedy zachowywali si po dawnemu. Film dobieg koca. aowaem troch, e opuciem tyle dni zdjciowych, ale gra na wycigach wymaga wielu wyrzecze. Postanowilimy z Sar potraktowa t okazj ulgowo. Ja zamwiem piwo, Sara czerwone wino. - Mylisz, e jeszcze kiedy napiszesz scenariusz? - spytaa. - Wtpi. Za duo tych pieprzonych kompromisw. Stae musisz si wczuwa w punkt widzenia kamery. Czy publiczno zaapie, o co chodzi? W dodatku publiczno kinowa z byle powodu czuje si zniewaona i sprowokowana. Czytelnicy powieci i opowiada uwielbiaj, kiedy si ich prowokuje i zniewaa. - Trzeba przyzna, e jeste w tym niezy... Do baru wszed Jon Pinchot. Usiad po mojej lewej rce. - Jasna cholera - zakl z umiechem. - Co si stao? - zaniepokoia si Sara. - Znowu zatrzymano produkcj? - spytaem domylnie. - Nie, nie, chodzi o co innego... - Co takiego? - Jack Bledsoe odmwi zgody na publikacj zdj, ktre Corbell zrobi przed chwil. - Co? - No wanie. Jeden z chopcw Corbella Veekera przynis mu do przyczepy papiery do podpisania, ale Jack odmwi zgody na publikacje. No to poszed do niego Corbell. To samo. - Ale czemu? - zdziwiem si. - Najpierw pozwoli si sfotografowa, a teraz nie chce podpisa zgody? - Nie wiem. Zawsze jednak moemy opublikowa zdjcia z tob i z Francine. Przyjdziecie obejrze nastpn scen? - Jasne... - Zajd po was... - Dziki... Siedzielimy z Sar rozmylajc o caej sprawie. To znaczy tylko przypuszczam, e Sara o niej rozmylaa, bo ja tak. Doszedem do wniosku, e aktorzy stanowi odrbny gatunek ludzkoci, kierujcy si niepojtymi dla nas pobudkami. Rozumiecie, kiedy przez wiele lat po ile godzin dziennie

spdzasz udajc, e jeste kim, kim nie jeste, to moe ci si co od tego zrobi. Ile wysiku wymaga samo bycie sob. A tu nagle za wszelk cen masz sta si kim, kim w ogle nie jeste. Kolejnym kim, kim wcale nie jeste. I jeszcze kim. Jasne, e na pocztku to moe by podniecajce. Ale po jakim czasie kto, kto przedzierzgn si w dziesitki osb, moe mie trudnoci z przypomnieniem sobie, kim w ogle jest, zwaszcza jeeli sam ukada swoje kwestie. Jack Bledsoe musia pogubi si wanie w ten sposb, po czym uzna, e do zdj pozowa nie on, tylko kto inny. W tej sytuacji jedyne, co mu zostao, to odmowa zgody na publikacj. Postanowiem wyjani wszystko Sarze. Patrzyem, jak odstawia kieliszek i zapala papierosa. E tam, machnem rk, powiem jej kiedy indziej. Pocignem solidny yk mojego piwa, zastanawiajc si, czy w eleganckim czasopimie dla pa wykorzystaj zdjcia, na ktrych Francine wbija si kocistym tyeczkiem w moje kolana... 38 32 dni zdjciowe miny jak z bicza trzas i przyszed czas na bankiet. Na parterze by dugi bar, troch stolikw i duy parkiet taneczny. Na pitro prowadziy schody. Przysza gwnie ekipa filmowa i aktorzy. Nie wszyscy zaproszeni dopisali, za to krcio si troch osb, ktrych w yciu na oczy nie widziaem. Nie byo orkiestry, tylko z gonikw dobywao si gromkie disco; niemniej alkohol dawano taki jak trzeba. Docisnlimy si z Sar do baru. Za lad stay dwie barmanki. Wziem wdk, a Sara czerwone wino. Jedna z barmanek poznaa mnie i wyniosa z zaplecza ktr z moich ksiek. Zoyem autograf. Panowa upa i cisk - letnia noc, brak wentylacji. - Wemy jeszcze po drinku i chodmy na gr - zaproponowaem Sarze. - Tutaj jest za gorco. - O.K. - zgodzia si. Weszlimy na gr. Byo tam chodniej i luniej. Par osb taczyo. Wyczuwao si jaki brak rodka cikoci, mankament wszystkich przyj. Poczuem, e ogarnia mnie przygnbienie. Oprniem kieliszek do dna. - Wezm sobie jeszcze drinka - powiedziaem Sarze. - Miaaby te ochot? - Nie, id sam... Zszedem po schodach, ale zanim dotarem do baru, gruby kudacz w ciemnych okularach chwyci mnie za rk i zacz ni potrzsa.

- Chinaski, czytaem wszystko, co napisae, wszystko co do swka! - I jak? - spytaem. Nadal potrzsa moj doni. - Ktrego wieczoru spilimy si razem w Jadodajni Barneya. Pamitasz mnie? - Nie. - Chcesz powiedzie, e nie pamitasz, jak upilimy si razem w Jadodajni Barneya? - Nie. Przesun okulary z nosa na czoo. - A teraz mnie poznajesz? - Nie. - Wyrwaem rk i odmaszerowaem do baru. - Podwjna wdka - poleciem barmance. Postawia przede mn kieliszek. - Mam koleank, ktra nazywa si Lola - oznajmia. - Znasz jak Lol?. - Nie. - Twierdzi, e bya twoj on przez dwa lata. - Nic podobnego - zaprzeczyem. Ruszyem od baru w stron schodw. Czeka tam kolejny grubas, tym razem ysy, za to z gst brod. - Chinaski - powita mnie. - Tak? - Andre Wells... Zagraem epizod w paskim filmie... Te jestem pisarzem... Skoczyem powie, jest gotowa do druku. Chciabym, eby j pan przeczyta. Czy mog wysa panu egzemplarz? - W porzdku... - Podaem grubasowi numer skrytki pocztowej. - Nie ma pan adresu domowego? - Oczywicie, e mam. Ale ksik przylij na skrytk pocztow. Doszedem do schodw. Wchodzc na gr, wypiem poow wdki. Sara rozmawiaa ze statystk. Zauwayem Jona Pinchota. Sta samotnie, z kieliszkiem w rku. Podszedem do niego. - Hank - powiedzia - jestem zdumiony, e ci tu widz... - A ja jestem zdumiony, e Firepower szarpna si na bankiet... - Nas obciaj kosztami... - Rozumiem... Co dalej? - Siedzimy w montaowni, pracujemy nad materiaem. Potem bdziemy zgrywa

muzyk... Moe bycie wpadli zobaczy, jak to wyglda? - Kiedy? - Kiedy zechcesz. Pracujemy 12, 14 godzin na dob. - Dobrze... Suchaj, co si dzieje z Popppy? - Z kim? - Z t, ktra wyoya 10 tauzenw, kiedy mieszkalicie przy play? - A, Popppy. Jest teraz w Brazylii. Zaatwimy t spraw. Dopiem wdk. - Nie zejdziesz na d potaczy? - spytaem go. - Nie, czubym si jak idiota... Kto zawoa Jona po imieniu. - Przepraszam - poegna mnie. Nie zapomnijcie wpa do montaowni. I Jon znikn, przecinajc sal na ukos. Podszedem do balustrady i popatrzyem w d na bar. Kiedy rozmawiaem z Jonem, do baru wkroczy Jack Bledsoe z kumplami motocyklistami. Kumple stanli twarzami do tumu, opierajc okcie na ladzie baru. Wszyscy z wyjtkiem Jacka mieli po butelce piwa. Jack popija 7 - up. Nosili skrzane kurtki, szaliki, skrzane spodnie i buty. Podszedem do Sary. - Schodz zobaczy si z Jackiem Bledsoem i jego band... Idziesz ze mn? - Jasne. Zeszlimy na d i Jack przedstawi nam po kolei swoich kumpli. - To jest Henek Paa... - Sie masz, stary... - To Nahaj... - Siemanko... - Nocny Gwint... - Cze, cze... - Hycel... - Jak rany! - Edek 3 - jajca... - Kurrna... - ZaPierd... - Mio pozna... - I Pizdobj...

- Ten, tego... I to by byo na tyle. Wygldali na fajnych chopakw, tyle e oparci o bar, z butelkami w rku, nosili si troch teatralnie. - Jack, zagrae znakomicie - pochwaliem. - I to jak! - popara mnie Sara. - Dzikuj... - Posa mi olniewajcy umiech. - Wracamy na gr, cholernie tutaj gorco... Moe bycie poszli z nami? zaproponowaem. Skinem na barmank, eby nam dolaa. - Napiszesz jeszcze kiedy scenariusz? - spyta Jack. - Wtpi... Zbytnia utrata prywatnoci... Lubi siedzie i gapi si w cian... - Jakby si namyli, daj mi zna. - Jasne. Suchaj, dlaczego twoi chopcy stoj plecami do baru? Szukaj dziewczyn? - Nie, dziewczyn mieli po uszy. Musz troszk ochon. - No dobra, do zobaczenia Jack... - Tak trzyma - dorzucia Sara. Wrcilimy na gr. Jack wkrtce ulotni si ze swoim gangiem. Oparlimy si z Sar o balustrad. Zobaczyem Jona. Ju wczeniej podpatrzyem, e taczy. Pomachaem mu. - Ty, co si dzieje z Francine? Dlaczego nie dotara na przyjcie? - Dzisiaj nie bdzie prasy. - Kapuj. - Bd spada - owiadczy Jon. - Jutro od rana montuj. - Le... Jon ulotni si. Na dole zrobio si pusto i chodniej, wic zeszlimy do baru. Bylimy z Sar ostatnimi gomi. Zostaa tylko jedna barmanka. - Po jednym na drog - zaordynowaem. - Alkohol jest ju patny - owiadczya. - Jak to? - Firepower wynaja lokal tylko do pnocy. Jest ju dziesi po dwunastej... Przemyc wam co do picia, bo strasznie lubi paskie ksiki, bagam, tylko nie mwcie o tym nikomu.

- Moja droga, nikt si o tym nigdy nie dowie... Napenia kieliszki. Do lokalu zacz napywa tum nocnych dyskomanw. By ju czas na nas. Najwyszy czas. Czekao na nas 5 naszych kotw. Troch mi byo al, e zdjcia si ju skoczyy. Co by nie mwi, bya to jaka podr w nieznane. Dopilimy i wyszlimy na ulic. Auto stao tam, gdzie je zostawiem. Otwarem drzwi przed Sar, sam wsiadem z drugiej strony. Zapaliem silnik i wkrtce mknlimy Autostrad Portow na poudnie. Prosto w objcia codziennoci. Troch mi to odpowiadao, troch nie. Sara zapalia papierosa. - Nakarmimy koty i pjdziemy spa. - Moe jeszcze po jednym?' - zaproponowaem. - Czemu nie - zgodzia si Sara. S rzeczy, co do ktrych jestemy zgodni z Sar. 39 W par dni pniej zajechalimy do montaowni, gdzie Jon Pinchot skrzci si z montayst Kayem Bronsteinem. Jon powyciga dla nas krzesa. - Poka wam nie zmontowany materia, jeszcze w stanie surowym. Trzeba bdzie w to woy kup roboty... - Nie ma dwch zda - popara go Sara. - Chcielibymy zmontowa twj film tak, jak na to zasuguje - wyzna Kay. - Uwaam, e jest genialny. - Dzikuj - uradowaem si. - Ju teraz wgrywamy muzyk - powiedzia Jon. - Friedman z Fischmanem ubijaj kolejny interes w Londynie. Dzwoni do mnie 4, 5 razy dziennie, wrzeszczc: PRZERWIJ ZGRANIE DWIKU! PRZERWIJ ZGRANIE DWIKU! Udaj, e ich nie rozumiem. Wybralimy wietne kawaki, ale tantiemy bd kosztowa sono. Friedman z Fischmanem chc, ebym uy spreparowanej muzyczki filmowej, ktra co prawda nie kosztuje grosza, za to jest koszmarna. Taki dwik pooyby cay film. Wgrywam wic porzdne kawaki w ciek dwikow tak, eby si ich pniej nie dao usun. - Robie kiedy film w takich warunkach? - spytaem. - Nie. Nie ma drugich takich jak Friedman z Fischmanem. Ale ja ich uwielbiam. - Uwielbiasz? - Tak, oni s jak dzieci, wszystko robi z sercem. Nawet kiedy kad ci n na gardle, robi to z uczuciem. Zdecydowanie wol mie do czynienia z nimi ni z ktrym z bandy

dziaaczy zwizkowych, ktrzy trzymaj w garci p Hollywood. Jon pogasi wiata i zaczlimy oglda film. Po malutkim ekranie, nie wikszym od ekranu tv, przesuwaa si lista wykonawcw. Potem pojawio si moje nazwisko. Byem, moe tylko przez krtk chwil, ale byem czsteczk Hollywood. Utraciem niewinno. Akcja posuwaa si przyzwoicie. Nie mogem si dopatrzy adnych bdw. - Fajne. Fajne - chwaliem. - A co o tym sdzisz? - zapyta Jon. Leciaa scena, w ktrej Jack poznaje Francine. Siedz przy kocu baru. Jack przynosi Francine par kieliszkw, ktre ona obala jeden za drugim. Jack siedzi nad butelk piwa. Praw rk odpycha butelk i mwi: To ju koniec... Koniec czego? - pyta Francine. Jack wdaje si w opowie o tym, jak to nie ma pienidzy, jest spukany do suchej nitki, nie sta go na jeden kieliszek wicej... - NIE, NIE! - krzyknem. - WSZYSTKO, TYLKO NIE TO! Jon zatrzyma tam. - O co chodzi? - Kady alkoholik w tym miecie pknie ze miechu, jak to zobaczy. - Co si stao? - Facet, ktry pije, nigdy nie odepchnby nie dopitej w poowie butelki piwa mwic: To ju koniec... Obcignby j do koca i dopiero wtedy by powiedzia: To koniec. - Hank ma racj - popara mnie Sara. - Te to zauwayam... - Zrobiem 5 dubli tej sceny. Wydawao mi si, e ten jest najlepszy. - Jon, kiedy zobaczyem, jak on odpycha t butelk, poczuem si zniewaony, jakby mnie kto w gb strzeli... - Zdaje si, e mamy taki dubel, w ktrym jest tylko resztka piwa na dnie... - Resztka to te za duo, ale bagam, koniecznie wymiecie to ujcie - poprosiem. Mona si byo takich rzeczy spodziewa, kiedy reyser, ktry nie by alkoholikiem, i aktor, ktry nienawidzi alkoholu, brali si razem za film. W dodatku scenarzysta alkoholik wola siedzie na torze wycigowym ni na planie. Obejrzelimy tam do koca. Jon zapali wiata. - Jak si wam podobao? Materia naturalnie jest jeszcze mocno nie doczyszczony. - Znakomite zdjcia i muzyka - pochwalia Sara. - Co powiesz o tekstach, kochanie? - spytaem. - Chinaski nadal w formie - owiadczya.

- Dzikuj. - Nawet jak ci nie byo, twj duch zawsze unosi si nad aktorami i ekip - powiedzia Kay. - O - ucieszyem si. - Hank, powiedz, jak ci si to podoba? - spyta Jon. - Podoba mi si gra Jacka. Francine wydaje mi si troch sztywna. - Zagraa bardzo dobrze wzi j w obron Jon. - Ile razy pojawia si w kadrze, film nabiera rumiecw. - By moe. W kadym razie mio mi byo wzi udzia w twoim filmie i w gonym powrocie Francine na ekran... I tak, eby uczci nasze zadowolenie, zamknlimy montaowni na klucz, zjechalimy wind, wyszlimy na ulic, wsiedlimy do mojego auta i pojechalimy co przeksi. Tym razem nie do Musso, tylko do pobliskiej restauracji, 8 przecznic na zachd. Jak to si dziwnie plecie, pomylaem, najpierw co ciurczy dzie po dniu, dzie w dzie, dzie za dniem, a potem nagle ju jest po wszystkim. Cigle czuem si jeszcze troch tak, jakbym nigdy nie napisa adnego scenariusza. I nie napiszesz - mgby powiedzie niejeden krytyk - dopki twoje pisarstwo bdzie si krci wok podoci i faktw oczywistych. Midzy krytykiem filmowym a zwykym odbiorc istnieje jednak pewna rnica. Co to za rnica? - spytacie. Odpowiem: Krytyk obejrza film za darmo. - Zatrzymaj si - poprosi Jon - jestemy na miejscu. Posusznie si zatrzymaem. 40 Wrciem na tor. Czasem si zastanawiaem, co ja tam robi. Kiedy indziej nie miaem tych wtpliwoci. Tor dawa mi okazj do zapoznania si z tumem od najgorszej strony, dziki czemu byem na bieco w kwestii natury ludzkiej. Jej skadnikami s bez wtpienia gniew, strach i chciwo... Na kadym torze wycigowym, pod kad szerokoci geograficzn i o kadej porze spotyka si pewne charakterystyczne indywidua. Czuem, e jestem do nich zaliczany, i wcale mi to nie odpowiadao. Z dwojga zego wolabym by niewidzialny. Nie przepadam za rajcowaniem z innymi graczami. Nie pocigaj mnie dyskusje o koniach. Obce mi jest koleestwo graczy. Zreszt gramy przecie jedni przeciw drugim. Dla toru aden dzie nie jest stratny. Tor pobiera swoj dol, pastwo pobiera swoj dol, a dola ta stale ronie, co oznacza dla grajcego czy grajcej, e jeli zamierza stale wygrywa, musi mie konsekwentny styl gry, niezrwnan metod, logik i intuicj. Przecitny gracz gra na

dub, porzdek, tripl, zwycizc 6 lub 9 kolejnych gonitw i zostaje z plikiem bezuytecznych kartonikw w rku. Gra gr i doem, na zwycizc i na miejsce. Tymczasem istnieje tylko jedna metoda gry - ta, w ktrej ty zostajesz zwycizc. Koniec, kropka. Prostota to sekret najgbszych objawie, pisarstwa, malarstwa, kadej czynnoci. ycie jest doniose w swojej prostocie. Mam wraenie, e tor uwiadomi mi t prawd. Z drugiej strony, wycigi to choroba, zapchajdziura, niewola, substytut tego, czemu nie jestemy w stanie stawi czoa. Kady z nas jednak szuka jakiej ucieczki. Godziny wlok si jedna za drug, trzeba je czym zapeni a do mierci. Zbyt mao jest rzeczy piknych i wzniosych, eby si chciao czowiekowi pcha ten wzek. Kada rzecz po krtkim czasie brzydnie i obumiera. Budzimy si rano, wysuwamy nog spod kodry, stawiamy na pododze i mylimy: o kurwa, co by tu dalej? Miewam okresy, kiedy chorobliwie wrcz cignie mnie do toru. W cigu dnia typuj konie czystej krwi, wieczorem mona mnie spotka, jak obstawiam wierkrewki czy biegi w zaprzgu, zalenie od tego, co jest akurat pod rk. W takie wieczory widuj ludzi, na ktrych nadziaem si ju w dzie. Oni te nie mog zej z toru. Kracowe stadium choroby. No wic wrciem na tor i zapomniaem zupenie o filmie, aktorach, ekipie i montaowni. Tor nadawa mojemu yciu prostoty, cho moe lepiej pasowaoby tu sowo gupota. Wieczorami zwyke ogldaem troch telewizj z Sar, potem szedem na gr i dubaem przy wierszach. Poezja chronia mnie przed zaamaniem umysowym. Poezja bya tym, czego potrzebowaem. Bardzo potrzebowaem. Oddawaem si dawnym przyzwyczajeniom przez dwa czy trzy tygodnie, kiedy, po staremu, zadzwoni telefon. Dzwoni Jon Pinchot. - Skoczylimy film. Bdziemy mieli prywatn projekcj w Firepower. adnych dziennikarzy, adnych krytykw. Mam nadziej, e dacie rad wpa. - Jasne. Powiedz tylko gdzie i kiedy. Zapisaem co trzeba. By pitkowy wieczr. Drog do gmachu Firepower znaem na pami. Sara palia w zadumie. Ja te podczas jazdy oddawaem si rozmylaniom. Przypomniaem sobie opowie Pinchota. Jeszcze zanim znalaz producenta naszego filmu, obszed cae miasto, przeczesujc bary w poszukiwaniu lokalu z odpowiedni zaog. Przedstawia si jako Bobby. Wieczr w wieczr obchodzi bar za barem. Pono by ju o krok od

alkoholizmu. Co wicej, w adnym z tych barw nie spotka kobiety, z ktr miaby ochot spdzi noc. Co jaki czas robi sobie wolne. Przychodzi wtedy do nas i na stoliczku do kawy rozkada przede mn zdjcia zwiedzonych barw. Wybieraem najlepsze, a on mwi: Dobra, na ten zwrc szczegln uwag. Nigdy nie traci nadziei, e scenariusz doczeka si realizacji. Sala projekcyjna nie miecia si w gmachu Firepower, tylko na tyach wytwrni. Podjechalimy. Przy bramie sta wartownik. - Zamknity pokaz Taca Jima Beama dla Firepower - powiedziaem. - Prosz bardzo... Trzeba jecha w prawo - odpowiedzia wartownik. No, no. Wane osobistoci. Wjechaem przez bram, skrciem w prawo, zaparkowaem. Na terenie znajdowao si ile prywatnych wytwrni. Nie mam pojcia, dlaczego Firepower nie miaa wasnej sali projekcyjnej, bo budynek wytwrni by olbrzymi. Musiay nimi kierowa jakie bardzo wane powody. Wysiedlimy i zaczlimy si rozglda za sal projekcyjn. Nigdzie nie byo adnych tabliczek. Wygldao na to, e oprcz nas nie ma nikogo, a przecie przyjechalimy punktualnie. Szlimy przed siebie, a wreszcie zauwayem dwch szczupych goci, typowych pracownikw wytwrni, opartych o wpprzymknite drzwi. W tej brany wszyscy wygldali tak samo, to znaczy ekipa, konsultanci i tym podobni: wszyscy mieli od 26 do 38 lat, byli szczupli i nieustannie tokowali z najwyszym oywieniem. - Przepraszam najmocniej - przerwaem im - czy w tej sali odbdzie si projekcja Taca Jima Beama? Przerwali pogawdk i spojrzeli na nas, jakbymy im przeszkodzili Bg wie w czym. - Nie - odezwa si w kocu jeden z nich. Co te z nimi bdzie, kiedy dobij 39. roku ycia? Niewykluczone, e wanie o tym rozprawiali. Poszlimy dalej, rozgldajc si za sal projekcyjn. Wreszcie zobaczylimy samochd z zapalonym silnikiem, obok niego znajom sylwetk. Jon Pinchot sta w towarzystwie wspproducenta, Lance'a Edwardsa. - Jon, gdzie na Boga jest ta sala projekcyjna? - No wanie zawtrowaa mi Sara. - Gdzie? - Przepraszam, projekcja bdzie gdzie indziej - tumaczy si Jon. - Prbowaem si do was dodzwoni, ale bylicie ju w drodze... - Gadaj, stary, gdzie to jest...

- Gadaj, ale ju - zawtrowaa Sara. - Wanie si za wami rozgldaem... Lance Edwards te tam zaraz jedzie. Moemy pojecha z tob, Lance? Lance skin gow. Wyglda na wkurwionego. Prawd mwic, pomylaem, to my mielibymy prawo by wkurwieni. W Hollywood czsto dochodzi do pomieszania rl. Jon usiad na przodzie, obok Lance'a i Sary, ja usadowiem si na tylnym siedzeniu. Mwio si, e Lance jest niemiay i dlatego taki maomwny. Myl, e mia po prostu wszystkich w dupie. Jedna z dziennikarek, ktre przeprowadzay ze mn wywiad dla telewizji, Woszka, opowiadaa: Pracowaam dla tego sukinsyna! W yciu nie spotkaam rwnie przeraajcego kutwy! auje kadego grosza. Nie uywa nawet wasnych kopert. Kaza mi skrela nazwisko i adres i obok wpisywa nowe. Potem wysyalimy kopert jeszcze raz. Odrywa nie ostemplowane znaczki z korespondencji i przykleja do swoich listw. Ktrego dnia w trakcie pracy poczuam jego rk na nodze. ,Pan co zgubi?' spytaam. ,Nie rozumiem, o co pani chodzi?' - zdziwi si. ,Chodzi mi o to, czy zgubi pan co na mojej nodze. Czego pan tam szuka? Jeeli nic pan nie zgubi, to zabieraj pan te cholerne apy!' Wyrzuci mnie, nie pacc nawet odprawy. Jechalimy i jechalimy bez koca. - Te, Lance, odwieziesz nas z powrotem do naszego auta? - upewniem si. Potakn. Wygldao, e jest wkurwiony. Jasne, e by wkurwiony: koszta benzyny. W kocu dotarlimy na miejsce. Wysiedlimy i weszlimy do sali projekcyjnej. Sala bya pena. Przyszli wszyscy. Wygldali na zadowolonych i zrelaksowanych. Wiele osb trzymao w rku zot puszk z piwem. - Do kurwy ndzy - zaklem na cay gos. - Co si stao? - zaniepokoi si Jon. - Wszyscy tutaj maj po piwku, a my to CO? - Czekaj! Czekaj! - uspokaja mnie Jon. Wybieg z sali. Biedny Jon. Potraktowali nas z Sar jak obywateli drugiej kategorii. Czeg jednak mona byo si spodziewa, skoro odtwrca gwnej roli zarabia 750 razy wicej od scenarzysty? Widzowie nigdy nie pamitali nazwiska autora scenariusza. Pamitali tylko nazwiska tych, ktrym udao si go schrzani ewentualnie nie schrzani: reysera, aktorw i pozostaej haastry. My z Sar bylimy dla nich jak hoot ze slumsw. Jon zdy wrci z dwiema puszkami piwa, akurat kiedy pogasy wiata i zacza si

projekcja Taca Jima Beama. yknem piwa za zdrowie wszystkich alkoholikw wiata. Kiedy zacz si film, cofnem si pamici (jake filmowy chwyt) do pewnego poranka, kiedy jako mody czowiek siedziaem w barze i nie czuem si ani dobrze, ani le, po prostu nie czuem si wcale, i barman zagadn mnie: - Wiesz co, chopcze? - Co? - Zaoymy przewd gazowy przy barze, o tu wanie, gdzie przesiadujesz dniami i nocami... - Przewd gazowy? - Kiedy bdziesz mia ochot skoczy z tym wszystkim, odkrcisz zawr, sztachniesz si par razy i po krzyku... - Mio mi, e si o mnie troszczysz, Jim - odparem. 41 I oto rolki z tam zaczy si obraca, W lepej uliczce dostawaem wciry od barmana. Jak ju wspomniaem, donie mam niewielkie, co w walce na pici nie daje mi wikszych szans. Barman jak raz mia ogromne apska. Co gorsza, byem bardzo odporny na ciosy, wic mona mi byo zdrowo przyadowa. W zasadzie ratowao mnie tylko to, e byem naprawd nieustraszony. Staczaem te walki dla zabicia czasu. W kocu ile mona przesiedzie na stoku w barze? Kiedy walczyem, nic mnie specjalnie nie bolao. Bl pojawia si dopiero nastpnego ranka. P biedy, jeli zdyo si przedtem dotrze do wasnego pokoju. Staczajc dwie, trzy walki tygodniowo, stopniowo nabieraem formy. Albo te form traci barman. To wszystko jednak miao miejsce ponad 40 lat temu. Teraz siedziaem w jednej z sal projekcyjnych Hollywoodu. Nie sdz, eby streszczenie filmu byo komukolwiek potrzebne. Wolabym raczej opowiedzie o tym, co w filmie pominito. W pewnym momencie w filmie pojawia si kobieta, ktra chciaa si mn zaopiekowa. Uwaaa mnie za geniusza, chciaa uchroni przed stoczeniem si na bruk. W filmie spdzam u niej tylko jedn noc. Naprawd mieszkaem z ni okoo 6 tygodni. Rzeczona kobieta, Tully, mieszkaa w wielkim domu w Hollywood Hills. Zajmowaa dom na spk z drug kobiet, niejak Nadine. I Tully, i Nadine byy prnymi biznesmenkami. Robiy w rozrywce: muzyka, publikacje, co si tylko dao. Znay dosow-

nie wszystkich, ze dwa, trzy razy w tygodniu wydaway przyjcia, na ktrych krciy si rne nowojorskie typki. Nie przepadaem za przyjciami Tully. Moj ulubion rozrywk byo urzynanie si do nieprzytomnoci i obraanie kadego, kto si napatoczy. Z Nadine mieszka ciut modszy ode mnie facet. Kompozytor, reyser, czy co w tym rodzaju. Chwilowo bezrobotny. Z pocztku go nie lubiem. Stale nadziewaem si na niego w domu albo na patio, gdzie obaj spdzalimy skacowane poranki. Wiecznie azi w tym cholernym szaliku. Ktrego ranka, w okolicach godziny jedenastej, siedzielimy obaj na patio, leczc kaca piwem. Na imi mia Rich. - Jeszcze jedno piwo? - obci mnie spod oka. - No... Dziki... Wyszed do kuchni, wrci, poda mi piwo i usiad. ykn zdrowo, nastpnie ciko westchn. - Nie wiem, jak dugo jeszcze bd w stanie j oszukiwa... - Co takiego? - No wiesz, nie mam za grosz adnego talentu. To wszystko bajer... - To ci dopiero numer - pochwaliem. - Dobra robota. - Dzikuj. A z tob jak jest? - Pisz. Ale nie w tym rzecz. - A w czym? - Obdara mi fiuta do ywego misa. Bez przerwy chce si pieprzy. Nigdy nie ma dosy. - Ja musz co noc strzela minet Nadine. - Jezu... - Co tu duo mwi, Hank, jestemy par utrzymankw. - Rich, te wyzwolone baby maj nas w garci razem z naszymi jajami. - Chyba powinnimy si przerzuci na wdk zaproponowa. - Zgoda - przystaem. Tego wieczora, kiedy nasze panie wrciy do domu, aden z nas nie by w stanie sprosta swoim obowizkom. Rich utrzyma si jeszcze przez tydzie, po czym znikn. Raz po raz zaczem nadziewa si na Nadine ac na golasa po domu, najczciej pod nieobecno Tully.

- Co ty, do cholery, wyprawiasz? - spytaem j wreszcie. - Jestem u siebie i wolno mi wieci goym tykiem do woli. - Daj spokj, Nadine, przyznaj si, o co ci chodzi. Chcesz skosztowa mojego indora? - W yciu! Nawet gdyby by ostatnim mczyzn na kuli ziemskiej! - Gdybym by ostatnim mczyzn na kuli ziemskiej, musiaaby si ustawi do mnie w kolejce. - Mdl si, ebym nie powiedziaa o wszystkim Tully. - No to przesta, do cholery, lata z cip na wierzchu. - winia! Plask, plask, plask, poleciaa na gr. Wielkie dupsko. Gdzie na grze strzeliy drzwi. Nie podjem jej gry. Nie bya warta wieczki. Tego wieczoru Tully po powrocie wysaa mnie na tydzie do Cataliny. Chyba wiedziaa, e Nadine ma ruj. Tymczasem projekcja dobiega koca. Rozlegy si oklaski. ciskalimy sobie donie, padalimy w objcia. Tam do diaba. Bylimy naprawd wietni. Dopad mnie Harry Friedman. Ucisnlimy si, potem podalimy sobie rce. - Harry - powiedziaem - nakrcie przebj sezonu. - Tak, tak, scenariusz by znakomity! Suchaj, podobno koczysz powie o prostytutkach! - Owszem. - Musisz j koniecznie przerobi na scenariusz! Chc to nakrci! - Jasne, Harry. Zgoda... Zobaczy Francine Bowers i rzuci si w jej stron. - Francine, skarbie, bya fantastyczna... Powoli oywienie opado i sala wyludnia si. Wyszlimy z Sar na zewntrz. Lance Edwards przepad ze swoim samochodem. Bylimy z Sar skazani na solidny marsz do naszego wozu. Czulimy si znakomicie. Noc bya chodna i rozgwiedona. Film zosta ukoczony, wkrtce mia wej na ekrany. Wtedy dobior si do niego krytycy. Zdawaem sobie spraw, e powstaje za duo filmw, robi si jak leci, jedne po drugich. Widz oglda ich tyle, e zatraca poczucie, czym w ogle jest film. Krytycy nic si pod tym wzgldem nie rni od widzw. Wracalimy do domu samochodem. - Podobao mi si - powiedziaa Sara - tylko e w niektrych miejscach...

- Wiem. To nie jest wiekopomny film, ale na pewno jest niezy. - No wanie... Wjechalimy na autostrad. - Ju si ciesz na myl, e zobacz koty - powiedziaa Sara. - Ja te... - Napiszesz jeszcze kiedy scenariusz? - Mam nadziej, e nie. - Hank, Harry Friedman chce, ebymy pojechali do Cannes. - . Co? I zostawili koty? - Powiedzia, eby zabra koty. - Mowy nie ma! - To samo mu powiedziaam. To bya dobra noc, w dodatku wcale nie ostatnia. Przerzuciem si na rodkowy pas autostrady i popdziem w jej objcia. 42 Cannes to kolejna historia. Dostaem telefon od Pinchota. - Nie spodziewamy si gwnej nagrody, ale s widoki na co koo tego. - Moim zdaniem Jackowi Bledsoe naley si Zota Palma za rol pierwszoplanow. - Chodz suchy, e Francuzi maj zamiar Zot Palm przyzna komu ze swoich. Tymczasem w Firepower dzia reklamy nasya na mnie dziennikarzy rozmaitych czasopism z brany, dnych wywiadw na temat filmu. W przeszoci zszargaem niejedn wito, wic dziennikarze wszyli we mnie atwy up, liczc, e trafi na idiot, ktrego po pijaku pocign za jzyk, a on im co idiotycznego palnie. I pewnego idiotycznego wieczoru ich plan si powid. Wyraziem si krytycznie pod adresem aktora, ktrego w rzeczywistoci lubiem, i jako czowieka, i jako aktora. Bya to drobna uwaga, dotyczca tylko pewnego aspektu jego osoby, ale jak susznie zauwaya jego ona przez telefon: Moe to i prawda, ale nie musiae tego mwi. Troch miaa, a troch nie miaa racji. Dlaczego nie mielibymy otwarcie wyraa naszych sdw, zwaszcza kiedy si nas pytaj. Pozostaje jednak kwestia taktu. Oraz kwestia nadmiaru taktu. Do diaba, latami byem obiektem nieustannych napaci, ale w jaki sposb dodawao mi to tylko energii. Moich krytykw miaem zawsze za skoczonych dupkw. Jeeli wiat dotrwa do nastpnego stulecia, ja te przetrwam, podczas gdy krytycy minionej epoki umr w zapomnieniu, ustpujc miejsca nowym krytykom, nowym dupkom. Tak wic byo mi przykro, e zraniem aktora, ale moe aktorzy s po prostu wraliwsi od pisarzy. ycz im tego.

Przestaem udziela wywiadw. cilej rzecz biorc, ubiegajcych si o wywiad uprzedzaem, e moja stawka wynosi 1000 dolarw za godzin. Natychmiast tracili zainteresowanie. Z Cannes kolejny raz zadzwoni Pinchot. - Mamy kopoty. - Co znowu? - Jack Bledsoe nie chce wyj z pokoju do dziennikarzy. - Potrafi go zrozumie. - Czekaj, nie o to chodzi... Nie chce udzieli wywiadu nikomu, kto nie zrecenzowa pochlebnie jego ostatniego filmu. Rzecz w tym, e ostatni film przynis mu niewiele pochlebnych recenzji. Oczekujcym w hallu hotelowym reporterom powiedzia: adnych wywiadw, jestem przez was nie zrozumiany. Jaki go wycign rk do gry i zawoa: Jack, ja pochlebnie zrecenzowaem twj ostatni film. Na to Jack: W porzdku, wobec tego tobie udziel wywiadu. Umwili si w tej kawiarni, o tej a tej godzinie. Rzecz w tym, e Jack si nie stawi. - Jon, podejrzewam, e wszyscy aktorzy s wraliwsi od pisarzy i reyserw. - Wraliwsi? No c, mona to tak nazwa. - Jak si miewa Francine? - Bardzo dobrze. Bardzo dobrze. Odzywa si do wszystkich. Obnosi letnie kreacje. Wyraa si dobrze o kadym z nas. Wie, e zrobia comeback w wielkim stylu. Zdaje sobie spraw, e jest ostatni z wielkich gwiazd. Nosi si jak bstwo. Jest na co popatrze. - Taa... Jak si miewa Friedman? - Och, Friedman jest wspaniay! Wszdzie go peno, gada, poci si, wymachuje apami, a jednoczenie wszyscy boj si jego energii i determinacji. Friedman spdza im sen z powiek, namawiaj si na niego przy kielichu. Gdyby mogli, daliby mu w dup tak, eby si przekrci. - Marne ich szanse. Co jeszcze? - Nie, tylko Jack. Nie wiadomo, jak go wycign z numeru. Wymusilimy na nim wreszcie zgod na udzia w jednym z najpopularniejszych programw telewizyjnych we Francji. Zgodzi si, po czym si nie stawi. - No to po co w ogle jecha do Cannes? - ebym ja to wiedzia... Czas pyn, jak to czas ma w zwyczaju. Tor znajdowa si tam gdzie zawsze. Co

jeszcze? Wziem si za lektur Jamesa Thurbera. W porywach potrafi by szalenie zabawny. Wielka szkoda, e oglda wiat okiem czonka wyszej klasy redniej. Byby z niego kawa zajebistego sztygara. Wystukaem te garstk wierszy. Wierzcie mi, poezja ma swoje zalety. Poezja chroni przed totalnym szalestwem. Tak. A zarazem nie. Bo okazao si, e film nie zdoby w Cannes adnej nagrody. A zatem Sara zacza sadzi nowe kwiaty i warzywa w naszym ogrodzie. A naszych 5 kotw nie spuszczao z nas swoich piknych lepi. 43 Po Cannes cigle byo jeszcze co do roboty w montaowni. Pinchot ostro si zwija. Miaem w filmie niewielk rlk. W jednej ze scen graem staego bywalca baru. Scenka bya krtka. Moga by dusza, ale wikszo materiau zostaa wycita. Pozwlcie, e wyjani dlaczego. W scenie siedz z dwoma innymi facetami, jestemy razem w barze, to znaczy razem, ale kady z osobna. To jest scena, w ktrej Jack po raz pierwszy spotyka Francine. Nasza trzyosobowa zaoga miaa za zadanie siedzie zwyczajnie, jak to zaoga, kiedy jednak kamera spocza na nas, nie mogem si pohamowa. Pocignem yk piwa, popukaem usta i z odlegoci co najmniej 15 centymetrw strzyknem piwem z powrotem do butelki. Wyszo bezbdnie. Nie uroniem ani kropli. Pojcia nie mam, co mnie naszo. Nigdy przedtem nie robiem takich numerw. Niestety, ten epizod skoczy na pododze montaowni. - Suchaj, Jon, czemu nie wkleisz z powrotem tego ujcia? - zagadnem. - Nie mog. Wszyscy by pytali: Kim jest, kurcz, ten facet? Statyci nie maj prawa do improwizacji. W kocu jednak nadszed dzie, kiedy przy filmie nie byo ju nic do roboty. Ustalono dat rozpowszechniania. Ktrego wieczora, na tydzie przed premier, Jon wpad do nas. Usiedlimy we troje. - To co, napiszesz dla nas nowy scenariusz? Jak tylko dasz zna, bd gotw. - Nie, Jon. Boj si Hollywood i tyle. Mam nadziej, e tylko tyle. - Co bdziesz teraz pisa? - Chyba powie. - O czym? - Nigdy si o tym nie mwi na pocztku.

- Dlaczego? - Bo to spuszcza powietrze z k. - Hank wiecznie kontroluje cinienie - dorzucia Sara. - Nosi przy sobie may czujniczek, ktrym bada swoje powieci. - Sara nie kamie... Suchaj, Jon, czy odbdzie si premiera? - Premiera? Nie, dlaczego? - Nie bdzie premiery? zdumiaa si Sara. Nie wygupiaj si! - Jon - owiadczyem - dam premiery! - Ty dasz premiery? Nie wierz! Po co? - Po co? Dla jaj. Dla zabawy. Chc zajecha bia, dug na kilometr limuzyn z szoferem, penym barkiem wina w najlepszym gatunku, kolorowym telewizorem, telefonem i zapasem cygar... - Znakomity pomys - popara mnie Sara. - Francine na pewno bdzie zachwycona. - Dobra - obieca Jon - zobacz, co si da zrobi. - Powiedz Friedmanowi, e to mu zrobi reklam - poradzia Sara. - Powiedz, e mu wzronie dochd brutto. - Bd nad tym pracowa... - I nie zapomnij o biaej kilometrowej limuzynie - przypomniaem mu. Jakim cudem Jon dopi swego. Nadszed wieczr premiery. Sara szykowaa si wanie na grze, kiedy u wylotu podjazdu stana biaa dugana limuzyna. Okoliczne dzieciaki zdyy j ju wypatrzy; gromadziy si teraz na podwrku ssiadw. Wyszedem przed dom i skinem na szofera, eby podjecha pod same drzwi. - Hank, czy ty jeste sawny? - zapyta jeden z dzieciakw. - Sawny? O, tak, tak... - Hank, moemy z tob jecha? - Nie bdzie si wam podobao. - Zobaczysz, e si nam spodoba. Szofer zgasi silnik i wysiad. Ucisnlimy sobie donie. - Jestem Frank - przedstawi si. - A ja Hank. - Pan jest tym pisarzem? - Tak. Czytae co z moich rzeczy?

- Nie. - No c, ja te nie widziaem, jak prowadzisz samochd. - Myli si pan. Przed chwil pan widzia, jak podjedam pod dom. - Co takiego! Masz racj. Moja ona jeszcze si ubiera. Za, chwilk bdzie gotowa. - Co pan pisze, prosz pana? - Nie rozumiem. O co pytasz? - Wanie o to, prosz pana. Co pan pisze? Kole zacz mnie troch wpiernicza. Nie byem przyzwyczajony do szoferw. - Tego, no, pisz wiersze, opowiadania, powieci... - No i napisa pan scenariusz, prosz pana. - A, racja. Tak. - O czym pan pisze, prosz pana? - O czym? - Tak, o czym? - Eee, he, he, pisz o yciu, rozumiesz. Prosto z ycia, rozumiesz? - Moja mama mwi, e wypisuje pan same wistwa - owiadczyo jedno z dzieci, wystawiajc gow nad ogrodzeniem. Szofer spojrza na mnie spod oka. - Prosz powiedzie onie, e czeka nas duga jazda. Nie wolno si nam spni. - Kto tak powiedzia? - Pan Friedman. Wszedem do domu. - Sara, pospiesz si, limuzyna czeka... - wrzasnem. - Przyjecha za wczenie... - Wiem, ale jest pitek wieczr i czeka nas duga droga. - Zaraz schodz. Nie denerwuj si. Zdymy. Otwarem puszk z piwem i wczyem telewizor. Na kanale ESPN transmitowano turniej bokserski. Trzeba przyzna, e grzmocili si na potg. Zawodnicy mieli teraz lepsz kondycj ni w latach mojej modoci. Podziwiaem impet, z jakim walczyli, nie tracc w ogle si. Mieli za sob miesice morderczych biegw i treningw halowych. A przed samym wystpem jeszcze ze dwa, trzy dni intensywnych wicze. Kondycja miaa decydujce znaczenie. Talent i odwaga, niezbdne w boksie, bez kondycji nie liczyy si wcale. Lubiem oglda boks. Przypomina mi troch pisarstwo. Wymaga tych samych cech

- talentu, kondycji i odwagi. Tyle e kondycja w pisarstwie bya duchowa, umysowa. Nigdy si nie jest pisarzem. Pisarzem trzeba zosta za kadym razem, kiedy czowiek siada do maszyny. A jak si ju usiado, to przestaje by takie trudne. Czasami najwiksza trudno polega na znalezieniu odpowiedniego krzesa i na tym, eby do niego dobrn. Kiedy indziej nie sposb na nim wysiedzie. Rne rzeczy, jak to miertelnikowi, staj ci na drodze: drobne trudnoci, powane trudnoci, nieustanne omoty, trzaskanie drzwiami. Kondycja jest niezbdna, eby si nie da temu wszystkiemu, co usiuje nas wykoczy. Doszedem do tego wniosku obserwujc bokserw, konie oraz dokejw, ktrzy nie chcieli si podda mimo pecha, upadku z sioda czy innych przykrych niespodzianek. Pisaem o yciu, he, he. Jednak mj podziw budzi przede wszystkim heroizm, z jakim niektrzy przeywali swoje ycie. Ten podziw by motorem mojej twrczoci. Na schodach pojawia si Sara. Wygldaa jak bstwo. - Moemy i. Wyczyem telewizor. Wyszlimy z domu. Przedstawiem Sarze szofera. - Sara! Sara! Sara! - rozwrzeszczay si dzieciaki. Dzieciaki lubiy Sar. - Wemiesz nas z sob, Sara? - Musicie najpierw zapyta swoich mam - rozemiaa si. Mam? Czy nikt nigdy nie pyta ojcw o zgod? Szofer pomg nam wsi na tylne siedzenie. Limuzyna powoli ruszya spod domu. Dzieciaki leciay za nami wzdu potu. Niedugo umr, psiako, i przyjdzie dzie, kiedy poowa tych dzieciakw zasidzie przy komputerach i zacznie podzi jakie aosne wypociny. Zjedalimy po stromym stoku wzgrza. Odkorkowaem pierwsz butelk wina. Napeniem dwa kieliszki po brzegi. - W twoje rczki perswaduj - zwrciem si do Sary, trcajc si z ni kieliszkiem. - A ja w twoje - nie pozostaa duna. Wczyem telewizor. Nie mia kanau sportowego, wic go wyczyem. - Wiesz, jak tam dojecha? - spytaa Sara szofera. - O, tak... Odwrcia si do mnie. - Czy przyszo ci kiedy do gowy, e bdziesz jecha limuzyn na premier filmu, do ktrego napisae scenariusz? - Nigdy. Ciesz si, e zdecydowaem si rozsta z moj awk w parku.

- Lubi limuzyny. Fajnie jed, nie uwaasz? - Nie jed, tylko szybuj. Diabelski szybowiec. Unosi nas do piekie. Pozwl, e ci dolej. - wietne winko... - O, tak... Podjechalimy na pnoc Autostrad Portow, potem przerzucilimy si na Autostrad San Diego. W dalszym cigu jechalimy na pnoc. Nienawidz Autostrady San Diego, wiecznie panuje na niej tok. Dotaro do mnie, e zaczyna lekko kropi. - Zaczyna pada - stwierdziem. - Jestemy ugotowani. - Wiadomo byo, e wszystkie samochody stan. Kalifornijscy kierowcy nie umiej prowadzi w deszczu. Raz jad za szybko, raz za wolno. Zwykle jad za wolno. - Spnimy si - powiedziaa Sara. - Chyba masz suszno, dziecinko... Zaczo la na caego. Kierowcw na autostradzie ogarna panika. Bezdusznymi oczkami ypali zza przytykajcych wycieraczek. Kiedy miaem starego gruchota, ktry nie mia wycieraczek w ogle. Chcecie wiedzie, jak wyglda jazda w warunkach polowych? Chtnie zaspokoj wasz ciekawo. W deszczowe dni woziem ze sob przekrojony ziemniak. Zatrzymywaem samochd, wycieraem przedni szyb ziemniakiem i jechaem dalej. Trzeba to byo robi umiejtnie, stosujc bardzo lekki nacisk. Tymczasem kierowcy na Autostradzie San Diego zachowywali si w swoich samochodach, jakby ich kadziono na marach. W strugach deszczu wyczuwao si ich panik. Gupi panik. Bezuyteczn panik. Panik zmarnotrawion. Panik powinno si wykorzystywa przeciwko czemu. Oszczdza na chwil, kiedy zdarzy si co naprawd przeraajcego. - C, kochanie, mamy peno wina. Dolaem jeszcze troch. Tu musz odda sprawiedliwo szoferowi. By prawdziwym zawodowcem - W niepojty sposb potrafi przewidzie, ktry pas zwolni, a ktry wkrtce ruszy, i przelizgiwa si zgrabnie limuzyn, optymalnie wykorzystujc strumie samochodw. Byem bliski przebaczenia mu, e nie naley do grona moich czytelnikw. Uwielbiaem profesjonalistw, ktrzy potrafi robi to, co naley do ich obowizkw, a tacy trafiaj si nieczsto. Istniej natomiast cae zastpy kiepskich zawodowcw: lekarzy, adwokatw, prezydentw, hydraulikw, pikarzy, dentystw, policjantw, lotnikw itp. - Chyba zdymy - powiedziaem do kierowcy.

- By moe - zgodzi si. - Kto jest twoim ulubionym pisarzem? - spytaem. - Szekspir. - Wybacz ci to, jeli zdymy. - Jeli zdymy, sam sobie przebacz. - Nie dao si dyskutowa ze starym malekim. Co sowo zbija czowieku z pantayku. Popijalimy wic winko z Sar. W kocu jednak dojechalimy. Szofer zatrzyma wz i otworzy drzwi. Wysiedlimy. Znajdowalimy si u wlotu do wielkiego pasau handlowego. Kino byo pooone gdzie w gbi. - Dziki, Frank - zwrciem si do szofera. - Bardzo prosz. Pojad zaparkowa samochd. Znajd was po filmie. - Jakim cudem? - Znajd was. I ju siedzia za kierownic. Biaa dugana limuzyna rozpyna si w ruchu ulicznym. Deszcz nie ustawa. Odwrciem si i zobaczyem 4 czy 5 mczyzn, ktrzy czekali na nas z parasolami. Stalimy w nie osonitej czci pasau, gdzie momentami zacina deszcz. Mczyni rzucili si z parasolami w nasz stron, wstrznici na sam myl, e kropla mogaby nam spa na gow. - Ale komedia! - zamiaem si. - Tylko tak dalej - rozemiaa si Sara. Obie strony rzuciy si sobie na spotkanie. Wsplnie zagbilimy si w pasa. Bysny flesze. Wiekopomna chwila. awk w parku miaem ju za sob. 44 - Cholera jasna, zostawilimy nasze wino w samochodzie. Na film bdziemy potrzebowa paru butelek - zwierzyem si jednemu z facetw w drodze. - Przynios panu, panie Chinaski - powiedzia. Pojcia nie mam, kim by. Odczy si od grupy. - I nie zapomnij korkociga! - krzyknem za nim. Zanurzylimy si w pasa. Po lewej, w pewnej odlegoci od nas, bysny flesze. Po chwili zobaczyem Francine Bowers. Pozowaa do zdj, przybierajc kolejne pozy i wyrazy twarzy. Nosia si po krlewsku. Pierwsza wrd ostatnich. Faceci prowadzili nas dalej. Natknlimy si na kamer telewizyjn. Kolejne flesze.

Rozpoznaem jedn z dziennikarek programu rozrywkowego. - Henry Chinaski - zawoaa. - Witam pani - ukoniem si i zanim zdya mi zada jakiekolwiek pytanie, owiadczyem: - Mamy kopot. Zostawilimy wino w limuzynie. Pewnie w tej chwili obciga je nasz szofer. Koniecznie musimy mie jakie wino. - Czy jako scenarzysta jest pan zadowolony z filmu? - Reyser nie napotka najmniejszych trudnoci w pracy z dwjk wymagajcych czoowych aktorw. W filmie wykorzystalimy autentyczn zaog baru. Nikogo z nich nie byo sta, eby dzisiaj tu dotrze. Zdjcia s znakomite, a scenariusz uczciwie napisany. - Czy film to historia paskiego ycia? - Par dni wyjtych z dziesicioletniego okresu... - Dzikujemy panu za rozmow, panie Chinaski... - Byo mi mio... Pojawi si Jon Pinchot. - Cze, Sara, cze, Hank... Chodcie za mn... Podeszlimy do niewielkiej grupki uzbrojonej w magnetofony kasetowe. Bysno par fleszy. Nie wiedziaem, kim s ci ludzie. Zaczli zadawa pytania. - Czy sdzi pan, e picie zasuguje na hymny pochwalne? - Nie bardziej ni kada inna rzecz pod socem. - Czy pana zdaniem picie jest chorob? - Oddychanie jest chorob. - Pijacy nie budz w panu wstrtu? - Wikszo tak. Podobnie jak wikszo abstynentw. - Kogo moe zainteresowa ycie pijaka? - Drugiego pijaka. - Czy sdzi pan, e spoeczestwo akceptuje naogowych alkoholikw? - O ile s z Beverly Hills, tak. Tych z marginesu, nie. - Czy zaprzeda si pan Hollywood? - Nie sdz. - Dlaczego napisa pan ten scenariusz? - Kiedy pisz, nigdy nie zastanawiam si dlaczego. - Kto jest paskim ulubionym aktorem? - Nikt. - Aktork?

- Te nikt. Jon Pinchot pocign mnie za rkaw. - Chodmy lepiej. Zaraz si zacznie. Ruszylimy za nim z Sar, przyspieszajc kroku. Doszlimy do kina. Wygldao na to, e wszyscy s ju w rodku. - ZACZEKAJCIE! - rozleg si nagle gos za naszymi plecami. Goni nas facet, ktry poszed po wino. Nis wielk papierow torb, ktr wcisn mi w objcia. - Jest pan najwspanialszym czowiekiem na wiecie! - rozczuliem si. Odwrci si i odbieg bez sowa. - Kto to by? - spytaem Jona. - Jaki pracownik Firepower? - Nie wiem. - Chodcie ju do rodka - niecierpliwia si Sara. Jon wprowadzi nas do foyer kina. Drzwi na sal byy ju zamknite. Jon pchn je i poprowadzi nas w ciemnociach przejciem midzy rzdami. Film ju si zacz. - Nie mogli na nas, kurcz, zaczeka? - zdenerwowaem si. - W kocu to my napisalimy scenariusz! - Chodcie za mn - powiedzia Jon. - Zajem dla was dwa miejsca. Poprowadzi nas do pierwszego rzdu w bocznym sektorze. Dwa wolne fotele znajdoway si pod sam cian. - Zobaczymy si po filmie - poegna nas. W naszym sektorze siedziay dwie dziewczyny. - Co my tutaj w ogle robimy? Nie cierpi Henry'ego Chinaskiego. Jako czowiek wzbudza we mnie odraz! W ciemnociach wygrzebaem butelk i korkocig. Ekran rozjani si. - Henry Chinaski to stary obleny dziadyga, ktry nienawidzi kobiet i dzieci - cigna dziewczyna. Nie wiem, co takiego ludzie w nim widz! Druga dziewczyna dojrzaa mnie w blasku ekranu. Dgna koleank okciem pod ebro. - C... to chyba on! Odkorkowaem jedn butelk dla siebie i jedn dla Sary. Unielimy nasze butelki do gry. - Powinnam tym cipom da po mordzie - owiadczya Sara. - Nie trzeba - uspokoiem j. - Moje zarobki w poowie zawdziczam wrogom. Ich

nienawi jest tak silna, e zamienia si w nieuwiadomion mio. Ogldalimy film z okropnego miejsca. Z naszych foteli sylwetki ludzkie wydaway si dugie, chude i powycigane, ale najgorsze z wszystkiego byy gowy, ogromne i bezksztatne, za to prawie zupenie pozbawione oczu, ust i podbrdkw. Dwik te by za gony, w dodatku fatalnie znieksztacony. Dialog brzmia mniej wicej tak: - HUUU UU. UDAFTA KRISTOL, JO TO JO... Premiera mojego pierwszego i jedynego filmu, a ja nie mog zrozumie ani sowa! Dowiedziaem si pniej, e zaraz obok byo drugie kino. Nasz film lecia o tej samej porze i poowa krzese bya wolna. - Jon chyba nie najlepiej to wymyli - stwierdzia Sara niemiao. - Nie szkodzi, kiedy obejrzymy sobie film na wideo - pocieszyem j. - Jasne - uspokoia si. Zgodnie unielimy butelki. Dziewczta przyglday si nam z gbok fascynacj i odraz. Przeronite gowy z wielkimi czoami w dalszym cigu krciy si po ekranie. - FLAM FLAM UL WO, TAK BRAK WO SO... - JA DOL JA, TEK TA TAM, JA WO DO... - PRZYBERSZ... - BRAKA DAM... - Sara, spieprzyli cay mj dialog... - Chyba tak... Najlepsze byo jednak, kiedy wielkim czoom zebrao si na drinka. Wysmuke, wysokie na p ekranu kielichy w jednej chwili znikny gdzie pod czoami i ju byo po wszystkim. Wyoniy si z czeluci puste i poyskliwe, pynnie falujc. Szko kurczyo si i rozcigao. Ale kaca musiay mie te czoa. W kocu zrezygnowalimy z Sar z patrzenia na ekran i zajlimy si wycznie butelkami. Z czasem film dobieg koca. Byo troch oklaskw. Czekalimy, a oprni si nasz rzd. Czekalimy dosy dugo. Wreszcie wstalimy i wyszlimy z sali. We foyer powitay nas kolejne flesze i uciski rk. Jako udao si nam wymanewrowa. Potrzebowalimy do toalety. - Spotkamy si przy donicy z palm obok wejcia do damskiej ubikacji - umwiem si

z Sar. Dobrnem do ubikacji mskiej. Przy ssiednim pisuarze koleba si zalany go. Spojrza na mnie. - Te, ty jeste Henry Chinaski, co nie? - Nie Jestem jego brat, Donny. Pijany kole szcza dalej, kolebic si. - Chinaski o adnym bracie nie pisa. - To dlatego, e mnie nie cierpi. - Dlaczego? - Bo mu skopaem dup z 60 czy 70 razy. Kole nie wiedzia, co ma o tym sdzi, wic dalej szcza i koleba si. Odszedem od pisuaru, umyem rce i wyszedem z ubikacji. Czekaem przy donicy z palm. Zza palmy wyoni si szofer. - Polecono mi zawie pastwa na uroczysty bankiet. - wietnie - ucieszyem si. - Jak tylko Sara... Sara akurat si zjawia. - Wyobra sobie, kochanie, e wikszo szoferw czeka na zewntrz, ale nasz Frank pofatygowa si a tutaj, eby nas znale. Zdj tylko czapk, eby nie wyglda na szofera... - Dziwny wieczr - podsumowaa. Frank poprowadzi nas przez pasa. Szed ze dwa kroki przed nami. - Przyznaj si, Frank, czstowae si naszym winem? - Nie, prosz pana. - Frank, czy aby pierwszym obowizkiem szofera nie jest pilnowanie limuzyny? Co by byo, gdyby na przykad kto ci rbn samochd? - A kt by si poasi na tak kup elastwa, prosz pana? - Racja. Kiedy wyszlimy z pasau, Frank natychmiast z powrotem naoy czapk. Limuzyna staa przy krawniku. Frank pomg nam si usadowi na tylnym siedzeniu. Ruszylimy. 45 Bankiet popremierowy odbywa si u Copperfielda przy La Brea Avenue. Frank zatrzyma si przed restauracj, otworzy drzwi limuzyny. Ruszylimy w stron wejcia i kolejnych fleszy. Odniosem wraenie, e nie maj bladego pojcia, kogo fotografuj.

Kady, kto przyjecha limuzyn, kwalifikowa si do zdjcia. Wpuszczajcy poznali nas. Weszlimy i wmieszalimy si w gsty tum. Kady z uczestnikw trzyma szklaneczk czerwonego wina. Gocie stali w grupkach po 3, 4 albo wicej osb. Jedni rozmawiali, inni nie. Nie byo klimatyzacji i chocia na dworze byo chodno, w rodku panowa upa, nieznony upa. Po prostu zbyt wiele osb naraz pochaniao tlen. Dostalimy z Sar nasze kieliszki i sterczelimy rozgldajc si, gdzie by je te odstawi. Wino straszliwie drapao nas w gardo. Od taniego czerwonego wina gorsze moe by tylko tanie biae wino, ktre zdyo si ociepli. - Sara, kim s ci wszyscy ludzie? Czego oni tutaj chc? - Jedni robi w filmie, inni usiuj si wkrci do filmu, a jeszcze inni s tutaj z braku lepszego pomysu. - Po co tu przyszli? - Jedni staraj si zaapa, inni usiuj nie odpa. Niektrzy zaliczaj kad imprez, na jak uda im si wkrci. Pewn rol odgrywa rwnie owczy pd. Oglny nastrj by nieciekawy, wyprany z jakiejkolwiek wesooci. Bankiet zgromadzi weteranw, karierowiczw, kanciarzy i rnych bubkw. W nieprzytomnym upale banda potpiecw paplaa jak najta. Podszed do nas mczyzna w kosztownym garniturze. - Pastwo Chinascy? - Tak. - Bylicie pastwo proszeni na gr. Prosz ze mn. Poszlimy za nim. Po schodach weszlimy na pierwsze pitro. Tok zela. Mczyzna w kosztownym garniturze odwrci si twarz do nas. - Lepiej nie pijcie wina, ktre tutaj daj. Przynios wam butelk do uytku wasnego. - Dziki. Moe by tak od razu ze dwie. - Nie ma sprawy. Zaraz wracam. - Hank, co to wszystko znaczy? - Korzystaj z urokw tej chwili, bo nie bdzie trwa wiecznie. Popatrzyem na tum. Oglne wraenie byo takie samo jak na dole. - Ciekaw jestem, co to za facet - zastanawiaem si. Wrci niosc dwie butelki porzdnego wina plus korkocig i dwa czyste kieliszki. - Dzikujemy bardzo - powiedziaem.

- Bardzo prosz - odpar. - Czytywaem pask rubryk w L.A. Free Press. - Wyglda pan na to za modo. - Bo jestem mody. Hippisem by mj tatu. Gazety czytywaem po nim. - Mog zapyta o paskie nazwisko? - Carl Wilson. Jestem wacicielem tego lokalu. - A, rozumiem. No c, jeszcze raz dzikujemy za porzdne wino. - Nie ma za co. Prosz mi da zna, gdybycie pastwo potrzebowali wicej. - Oczywicie. Poszed sobie. Otwarem butelk i napeniem dwa kieliszki. Sprbowalimy. Naprawd byo nieze. - A ci tu na grze? - spytaem Sary. - Czym si rni od tych na dole? - Niczym. Udao im si, bo maj lepsze chody i tyle. Licz si pienidze, polityka i koligacje. Ludzie z brany cigaj rodziny i przyjaci. Talent i kwalifikacje maj drugorzdne znaczenie. Troch prawi jak z ambony, ale tak wanie jest. - Skutki wida goym okiem. Nawet tak zwane znakomite filmy wydaj mi si bardzo kiepskie. - Wolisz oglda wycigi. - Pewnie. Podszed do nas Jon Pinchot. - Boe wity! Co za publika! Jakbym si wytarza w lepkim gwnie! - wyzna ze miechem. Nadesza Francine Bowers, Bya w sidmym niebie. Powrt na ekrany zakoczy si powodzeniem. - Bya dobra, Francine - pochwaliem j. - Tak jest - popar mnie Jon. - Posza na cao - dorzucia Sara. - Moe przesadziam? - Ani troch - zapewniem j. - Co to za winko pijecie? - zaciekawia si Francine. - Wyglda nie najgorzej. - Sprbuj. - Przechyliem butelk do jej kieliszka. - Te poprosz - upomnia si Jon. - Skd macie takie dobre wino? - dopytywaa Francine. - Ojciec waciciela by hippisem. Obaj czytywali L.A. Free Press. Prowadziem tam rubryk Notatki Neandertalczyka.

Zamilklimy. Film by skoczony. Nie byo o czym gada. - Gdzie jest Jack Bledsoe? - spytaem. - Jack nie chadza na tego typu imprezy - wyjani Jon. - Ja tam chadzam - nastroszya si Francine. - My te - wyznaa Sara. Grupka goci zacza macha w nasz stron. - Francine, jakie pismo chce przeprowadzi z tob wywiad. Movie Mirror. - Ju id - zawoaa Francine. - Wybaczcie - zwrcia si do nas. - Nie ma sprawy. Odmaszerowaa dumnym i statecznym krokiem. W duchu yczyem jej powodzenia. yczyem powodzenia wszystkim, ktrzy wrcili do ycia publicznego po tym, jak poszli w odstawk. - Pjd tam z ni, Jon - poprosia Sara. - Bdzie jej raniej. - Czy ja te powinienem pj, Saro? - Nie, Hank, zaraz by paln jakie wistwo. Poza tym nie zapominaj, e twoja stawka wynosi teraz 1000 dolarw. - Racja... - Dobra, pjd tam - zdecydowa si Jon. Tak te zrobi. Zbliy si do nas mody czowiek z magnetofonem. - Jestem z Herald Examinera. Prowadz rubryk Co kto komu. Czy zaliczyby pan film do udanych? - Czy ma pan 1000 dolarw? - spytaa Sara. - Uspokj si, to zwyka pogawdka. Mog zrobi wyjtek. - No wic, czy zaliczyby pan film do udanych? - Jest ma pewno lepszy od przecitnego filmu. Kiedy tegoroczne Oscary dawno pjd w niepami, Taniec Jima Beama dalej bdzie co jaki czas wywietlany w centrach sztuki. I o ile nie dojdzie do koca wiata, od czasu do czasu bd go pokazywa w telewizji. - Naprawd pan tak sdzi? - Naprawd. W dodatku, po kilkakrotnym obejrzeniu filmu widzowie zaczn si doszukiwa w poszczeglnych dialogach i scenach gbokich, nie zamierzonych przez nikogo aluzji. Nasze spoeczestwo umie tylko przecenia albo niedocenia. - Czy takie teksty wygaszaj bywalcy barw?

- Niektrzy. Dopki kto ich nie zadga. - Odnosz wraenie, e bardzo wysoko ocenia pan ten film. - Wcale nie uwaam, eby by a taki dobry. Po prostu inne filmy s a tak niedobre. - Ktry z ogldanych w yciu filmw uwaa pan za najwybitniejszy? - Eraserhead. - Eraserhead? - Tak. - A na drugim miejscu? - Kto si boi Virginii Woolf? Zjawi si znowu Carl Wilson. - Chinaski, na dole stoi jaki facet, ktry twierdzi, e jest paskim znajomym. Niejaki John Galt. - Niech pan go poprosi na gr. - No to dzikuj panu, panie Chinaski - zwrci si do mnie go z Herald Examinera. - Bardzo prosz. Odkorkowaem drug butelk i napeniem nasze kieliszki. Sara nad wyraz dobrze przyswajaa alkohol. Gadatliwa robia si tylko wtedy, kiedy zostawalimy sami. A i wtedy zwyke mwia do rzeczy. Wtem pojawi si John Galt. Wielki John Galt. Szed w nasz stron. - Nigdy z Hankiem nie serwujemy sobie graby - wyjani z umiechem. - Witaj, Saro zwrci si do Sary. - Czy trzymasz tego typa pod pantoflem? - Zgade, John. Cholera, zadumaem si, ilu to czowiek zna facetw imieniem John. Wszdzie roi si od biblijnych imion. John, Mark, Peter, Paul. Wielki John Galt wyglda nie najgorzej. Jego oczy nabray dobroci. Dobro jest przywilejem najlepszych spord nas. Znika egoizm. Ustpuje lk. Koczy si rywalizacja. - Dobrze wygldasz, stary - pochwaliem. - Ty wygldasz lepiej ni 25 lat temu - odpaci komplementem. - To tylko lepsza wda, John. - Zawdzicza wygld zdrowej diecie i witaminom. Nie uywa cukru ani soli, jada tylko biae miso - wyjania Sara. - John, jeli ta wiadomo si rozniesie, sprzeda moich ksiek spadnie na eb, na szyj.

- Twoje rzeczy zawsze si bd sprzedawa. Nawet dziecko daoby rad je przeczyta. Wielki John Galt. W swoim czasie - prawdziwa deska ratunku. Kiedy pracowaem na poczcie, zamiast je, spa czy zaj si czymkolwiek, chodziem do Johna. Wielki John zawsze by u siebie. Utrzymyway go kobiety. Kobiety jak wiat wiatem utrzymyway Wielkiego Johna. Hank, kiedy pracuj, nie jestem szczliwy. Ja chc by szczliwy mawia. Na stoliczku do kawy, midzy nami, staa zawsze micha spidu, zwykle po brzegi wypeniona pigukami i kapsukami. - Czstuj si. Zanurzaem pace w misie i wyjadaem prochy jak cukierki. - John, to kurestwo wyre ci mzg. - Kady czowiek jest inny, Hank. To, co szkodzi jednemu, drugiemu wychodzi na zdrowie. Przez dugie cudowne wieczory pieprzylimy o niczym. Przychodziem z wasnym piwem, ktrym popijaem piguki. John by najbardziej oczytanym czowiekiem, jakiego w yciu spotkaem. Wcale nie by przy tym pedantem. Potrafi si jednak zachowywa dziwnie, chyba za spraw spidu. Czasem o 3 czy 4 nad ranem miewa napady mieciarskiej gorczki. Szed na zaplecza domw i grzeba w kubach. Towarzyszyem mu w jego eskapadach. Musz to mie. Nie wiruj, John, to jest tylko stary but, ktry komu spad z lewej nogi. Musz go mie. Jego dom ton w mieciach. mieci pitrzyy si na kadym kroku. eby usi na kanapie, musiae najpierw odsun stert mieci na bok. ciany byy wytapetowane sloganami i dziwnymi nagwkami z gazet. W domu Johna wszystko byo solidnie pieprznite. Jego wntrze przypominao testament szaleca. W piwnicy zalegay tysice nadgniych i nabrzmiaych od wilgoci ksiek. John czyta kad z nich, ale spyway po nim jak woda po gsi. Potrafi przey za trzy grosze, za to kiedy gra z tob w szachy, walczy na mier i ycie. John to byo prawdziwe kuriozum. W tamtych czasach chyba nieustannie litowaem si nad sob i on mi to uwiadomi. Dugie godziny, ktre z nim spdzaem, byy dla mnie przede wszystkim rozrywk. Karmiem si Johnem Galtem, kiedy nic innego nie byo pod rk. By, podobnie jak ja, pisarzem. Z t rnic, e ja miaem odnie w przyszoci sukces jako literat, a on nie. Od czasu do czasu pisa znakomite wiersze, potem popada w kracowe nierbstwo. Nie zaley mi na sawie, zaley mi na dobrym samopoczuciu - tumaczy. W yciu nie spotkaem nikogo, kto by

tak piknie deklamowa wasne, a take cudze wiersze. By zachwycajcym czowiekiem. Kiedy pniej staem si sawny, ilekro wspomniaem o Johnie Galcie, syszaem w odpowiedzi: Nie wiem, co Chinaski widzi w tym starym impotencie. Dla mionikw mojej osoby i twrczoci John i jego twrczo byli niestrawni. Zastanawiaem si czasem, czy moja twrczo nie jest aby adresowana do idiotw? Nie ebym na to mg cokolwiek poradzi. Ptak lata, w peza, a ja wymieniam tamy w maszynie. Co by nie mwi, fajnie byo znw zobaczy Johna Galta. Towarzyszya mu jaka nowa kobieta. - Lisa - przedstawi j. - Lisa te pisze wiersze. Lisa natychmiast dorwaa si do sowa. Terkotaa jak karabin maszynowy, a John sta obok w milczeniu. Moe po prostu wyrwaa si z domu, jednak to, co mwia, podejrzanie zatrcao star jak wiat gadk feministek. Nie byoby w tym nic zego, niech sobie baby gadaj, gdyby przy okazji nie pochaniay tyle tlenu, tymczasem we wntrzu panowa taki upa, e nie mona byo sobie pozwoli na dodatkowy ubytek wieego powietrza. Lisa gadaa jak najta, nie szczdzc nam najdrobniejszych szczegw. Czsto miewali z Johnem wsplne wieczory poetyckie. Czy syszaem kiedykolwiek o Babs Danish? Zaprzeczyem. Ot Babs Danish jest czarna i jest kobiet, i na wieczory poetyckie wkada ogromne kolczyki, deklamuje swoje wiersze z wielkim arem i kolczyki podskakuj jej w uszach. Podczas wystpu Babs akompaniuje jej brat Tip. Koniecznie powinienem to zobaczy. - Hank nie chodzi na wieczory poetyckie - wyjania Sara - ale ja syszaam Babs Danish i bardzo mi si podobaa. - John, Babs i ja w najblisz rod bdziemy mieli wsplny wieczr w Beyond Baroque. Przyjdziecie posucha? - Ja pewnie przyjd - obiecaa Sara. Sdz, e dotrzymaa obietnicy. Przyjrzaem si uwaniej Johnowi Galtowi. Wyglda na dobrotliwego poczciwca, ale w jego oczach pierwszy raz w yciu dostrzegem cierpienie. Wyglda bardziej na szachist, ktry na starcie powici dwa pionki i nie uzyska przewagi, ni na czowieka, ktry chce by szczliwy. Wrci facet z Herald Examinera. - Panie Chinaski - powiedzia - chciaem panu zada jeszcze jedno pytanie. Poznaem go z Johnem i Lis. - John Galt - przedstawiem. - Wielki zapoznany poeta Ameryki. Ten czowiek pomaga mi, kiedy nikt nie chcia poda mi rki. Chciabym, eby przeprowadzi pan

wywiad z Johnem Galtem. - Sucham, panie Galt. - Poznalimy si z Hankiem jakie 20 lat temu... Ulotnilimy si z Sar. - Co mi si wydaje, e ta Lisa ciosa mu koki na gowie - zauwayem. - Moe mu to suy. - Niewykluczone. Na grze robi si coraz wikszy tok. Wygldao na to, e nikt jeszcze nie wyszed. Na co liczyli? e zawr znajomoci? e dorw swoj szans? Czy to wszystko jest warte zachodu? Czy nie lepiej trzyma si z dala od showbiznesu? O nie, o nie. Kto ma ochot by ogrodnikiem albo takswkarzem? Poborc podatkowym? Czy nie jestemy wszyscy artystami? Czy nasze umysy nie zasuguj na lepsz straw? Cierpie a cierpie to, przynajmniej na oko, nie to samo. Nasza druga butelka zawiecia dnem. Wrci Jon Pinchot. - Przyszed Jack Bledsoe. Chce si z tob widzie. - Gdzie jest? - Tam, przy wejciu. Faktycznie, Jack Bledsoe czeka oparty o drzwi wejciowe. Po twarzy bka mu si synny delikatny umieszek. Podeszlimy do niego z Sar. Wycignem rk i ucisnlimy sobie z Jackiem prawice. Przypomnia mi si John Galt i jego sowa: Z Hankiem nigdy nie serwujemy sobie graby. - Dobra robota, Jack, wietnie zagrae. Ciesz si, emy ci mieli na pokadzie. - Czy przepynem wielk wod? - Moim zdaniem, tak. - Staraem si nie sugerowa za bardzo twoim sposobem mwienia i poruszania. - To te ci si udao. - Wpadem powiedzie ci po prostu cze. Zastrzeli mnie. Nie miaem pojcia, co na to odpowiedzie. - Ten, tego, stary... kiedy tylko zechcesz, moemy da w bani. - Nie pij. - Aa, prawda... No c, dzikuj ci, Jack, ciesz si, e wpade. Moe chocia jednego

na drog? - Nie, bd lecia... Odwrci si i zszed po schodach na d. By sam. adnych goryli, adnych motocyklistw. Miy dzieciak z miym umiechem. Do widzenia, Jacku Bledsoe. Wydbiem jeszcze jedn butelk od Carla Wilsona i dalej sterczelimy z Sar pord goci, ale nic si nie dziao. Wszyscy po prostu stali. Moe czekali, a si upij i zaczn wirowa albo obrzuca wszystkich wyzwiskami, co mi si czasem na bankietach zdarzao. Podejrzewaem jednak co innego. Podejrzewaem, e trwali w jakim stuporze. Ich jedynym zajciem byo pawienie si we wasnym istnieniu, istnieniu na wp tylko wiadomym. Czynno ta nie bya specjalnie dokuczliwa. Pawili si w spokojnych wodach. Dla mnie z kolei gwn wytyczn yciow byo unikanie ludzi jak ognia. Im mniej ich miaem w polu widzenia, tym lepiej si czuem. Spotkaem raz czowieka, ktry podziela moj filozofi, niejakiego Sama z Kurwidoka. Sam mieszka podwrko za mn we Wschodnim Hollywood. Lecia na ATD. - Hank - zwierzy mi si kiedy - w czasie odsiadki stale za co podpadaem. Naczelnik adowa mnie do karceru, c, z tego, kiedy ja si tam dobrze czuem. Naczelnik przychodzi, podnosi klap i zaglda do rodka. Za ktrym razem pyta si mnie: MASZ JU DOSY? GOTOWY DO WYJCIA? Wziem do rki kawa mojej kupy i rzuciem w gr. Kiedy przyszed nastpnym razem, uchyli tylko pokryw. I CO, MASZ JU DOSY? ANI TROCH odwrzasnem mu. W kocu stranicy musieli mnie wyciga si. BIERZTA GO ZA DUP - rozkaza naczelnik. - ZA DOBRZE MU SI TAM POWODZI! Sam by wspaniaym facetem, w ktrym momencie dosta si w szpony hazardu. Zalega z czynszem, przesiadywa stale w Gardenie, sypia po kiblach i natychmiast po przebudzeniu stawa do gry. W kocu wywalono go z mieszkania. Wytropiem go w dzielnicy koreaskiej. Siedzia w kcie jakiej klitki. - Hank, nic nie mog wzi do ust poza mlekiem, ale zaraz nim rzucam pawia. Lekarze mwi, e nic mi nie jest. W dwa tygodnie pniej czowiek, ktry podziela moj filozofi stosunkw midzyludzkich, ju nie y. - Suchaj - powiedziaem do Sary - tutaj si nic nie dzieje. Jaki miertelny marazm.

Chodmy std. - Moemy pi za darmo, ile chcemy. - To nie jest warte tej ceny. - Jest jeszcze wczenie, moe co si wydarzy. - Nic si nie wydarzy, o ile ja tego nie zrobi, a ja nie jestem w odpowiednim nastroju. - Zostamy jeszcze chwileczk. Wiedziaem, o co jej chodzi. Dla nas to byo poegnanie Hollywood. Z nas dwojga j ten wiat bardziej pociga. Nie bardzo, ale jednak troch pociga. Zacza nawet bra lekcje aktorstwa. Wszyscy w dalszym cigu wycznie stali. Nie byo ani piknych kobiet, ani interesujcych mczyzn. Byo nudniej ni nudno. Byo najnudniej, jak tylko nudno moe by. Nuda przyprawiaa mnie o fizyczny bl. - Padn trupem, jeeli std nie wyjdziemy - zagroziem Sarze. - No dobra - ustpia. - Chodmy. Stary poczciwy Frank czeka na dole w limuzynie. - Wczenie wychodzicie - zauway. - Eh - odburknem. Frank usadowi nas na tylnym siedzeniu. Odkrylimy jeszcze jedn butelk wina. Kiedy my wycigalimy korek z butelki, nasz zaufany czowiek skierowa wz Autostrad Portow na poudnie. - Te, Frank, yknby co? - Czowieku, jeszcze jak! Nacisn guzik i maa oddzielajca nas szybka zjechaa w d. Wsunem butelk w okienko. Widok by tak komiczny i niecodzienny, e oboje z Sar parsknlimy miechem. Nareszcie wieczr nabra rumiecw. 46 Potem ju nie wydarzyo si zbyt wiele. Film wywietlano w 3 czy 4 kinach w miecie. Ludzie zaczli mnie zaczepia na wycigach. - Pan napisa scenariusz do tego filmu? - Tak. - Mylaem, e pan gra na wycigach. - Gram. A teraz, jeeli pan wybaczy... Niektrzy umieli podej w miy sposb. Reszta - to by prawdziwy postrach. Jak tylko mnie zobaczyli, z byskiem w oku rzucali si w moj stron. Nauczyem si

rozpoznawa ten wzrok i ile razy dostrzegem w por, co si wici, obracaem si na picie i dawaem nura midzy trybuny. Jestem pewien, e umknem w ten sposb wielu osobom, ktre nie miay najmniejszego zamiaru mnie zaczepia. W por uprzytomniem sobie, e wszystko kiedy wrci do normy i z powrotem stan si starszawym bywalcem wycigw, ktry niczym si nie wyrnia z gromady podobnych mu typw. Taniec Jima Beama zebra i dobre, i ze recenzje. New York Times pia z zachwytu, natomiast pani z New Yorkera wyrazia swoje rozczarowanie. Rick Talbot uzna film za jeden z dziesiciu najlepszych filmw roku. Zdarzay si te dziwne chwile. Ktrego wieczoru byem na grze, kiedy Sara nagle zawoaa z dou: - Recenzuj Taniec Jima Beama! Szed program Wexlera i Selby'ego w telewizji kablowej. Kiedy dotarem do telewizora, pokazywali akurat ujcie, w ktrym Jack Bledsoe z pitego pitra wyrzuca przez okno ciuchy Francine Bowers. Na tym urywa si fragment filmu. Selby potrzsn gow i zacz dokada filmowi z kadej strony: - KOSZMAR! ZGROZA! Zasuguje na tytu najgorszego filmu roku! Bohaterem jest jaki achudra, ktremu gacie opadaj do kostek. Brudny. Niechlujny. Obleny... Ma tylko jedno pragnienie... przyadowa barmanowi! Od czasu do czasu ciubi wiersze na skrawkach podartego papieru! Gwnie jednak widujemy tego menela w barze, gdzie opie kolejne butelki wina albo ebrze o drinka! W jednej ze scen barowych dwie kobiety walcz na zabj o naszego bohatera. C za nonsens! ADNA kobieta na wiecie nie zawracaaby sobie gowy mczyzn tego pokroju. W naszym programie stosujemy punktacj od 1 do 10. Czy mgbym, w drodze wyjtku, przyzna filmowi minus jeden? Jak na zawoanie na ekranie pojawia si jedynka z minusem. Gos zabra Wexler: - Zgadzam si z twoj opini, osobicie jednak przyznaj filmowi dwjk. Rozbawia mnie jedna scena, ta, w ktrej on kpie si w wannie z psem. - Mnie si wydaa idiotyczna - skwitowa Selby. Po miesicu film dalej szed w 3 czy 4 kinach. Wreszcie zaczli go gra w kinie koo San Pedro i postanowilimy z Sar si wybra. W kocu nie widzielimy go nigdy na ekranie kinowym, jeli nie liczy wielkich jajowatych gw. Podjechalimy do niewielkiego pasau. Zaparkowalimy w miejscu, z ktrego wida byo kino. Na daszku nad wejciem widnia napis: Taniec Jima Beama. To byo co. Wikszo filmw w yciu obejrzaem w dziecistwie. Koszmar goni koszmar. Fred

Astaire i Ginger Rogers, Jeanette McDonald i Nelson Eddy. Bob Hope. Tyrone Power. The Three Stooges. Cary Grant. Filmy, od ktrych przewracay si bebechy. Po seansie czuem si wyty jak cierka. Przesiadywaem w kinach, cierpic fizycznego i moralnego kaca. Siedzielimy na parkingu, wyczekujc na koniec popoudniowego seansu. - Moe w rodku nie ma nikogo - zaniepokoiem si. - Moe nikt stamtd nie wyjdzie. - Na pewno kto jest, Hank... Czekalimy. Wreszcie film si skoczy i zaczli wychodzi. - Widz 3 osoby - powiedziaa Sara. - 5 - poprawiem. - 7. - 8. - Jedenacie... Wychodzili dalej. Poczuem si lepiej. Przestaem liczy. W kocu wszyscy wyszli. Za chwil mia si zacz pierwszy seans wieczorny. - Saro, czy mylisz, e inni robi to samo? - Co takiego? - Siedz i patrz, ile osb wchodzi i wychodzi z ich filmu? - Na pewno byli ju tacy przed nami. Upyno jeszcze troch czasu. - Gdzie s ci wszyscy ludzie? - zaniepokoiem si. - Moe nikt nie przyjdzie? - Przyjd, przyjd. I rzeczywicie, jak na zawoanie zaczy nadjeda przestarzae typy wozw, krc w poszukiwaniu wolnych miejsc do parkowania. Jeden facet wysiad z butelk wina w papierowej torbie. - Zjedaj si pijacy sprawdzi wiarygodno filmu - zaartowaem. - Na pewno si nie oszukaj - powiedziaa moja droga ona. - Nie mam sobie rwnych jako kronikarz wdy. - Tylko dlatego, e aden z nich nie pocign tak dugo jak ty. Czy mgby wyjawi sekret twojej dugowiecznoci? - Nigdy nie wstaj do poudnia. Wygldao na to, e gromadzi si niezy tumek. Podeszlimy do kina. Stanem przy kasie. - Dwa - poprosiem mod kasjerk. - Jeden emerycki.

Potem kole wzi od nas bilety, przedar i weszlimy do rodka. Goniki na cay regulator ryczay o nadchodzcych atrakcjach filmowych. Miejsca znw mielimy z boku, ale przynajmniej w gbi sali. Zaczo si oczekiwanie. W kinie siedziao chyba ze 100 osb. Skoczya si reklama filmw i na ekran wpyn Taniec Jima Beama. Przeleciaa czowka. Zacz si film. Widziaem go ze 3 czy 4 razy na wideo i znaem prawie na pami. Ha, oto ogldaem histori wasnego ycia. Komu innemu chciaoby si wciska t opowie w usta aktorom? Musz zastrzec, e nie chodzio mi wycznie o napawanie si wasnym ppkiem. Prbowaam pokaza, jak dziwne i rozpaczliwe bywa ycie niektrych pijakw, a adnego pijaka nie znaem tak dobrze jak siebie. Niejeden wielki alkoholik robi przede mn to samo. Eugene O'Neil, Faulkner, Hemingway, Jack London. Wda oliwia klawisze maszyny, dodawaa im miaoci i polotu. Na ekranie akcja posuwaa si do przodu. - Jak mylisz, czy kto wie, e tutaj jeste? - spytaa Sara. - Myl, e wygldam jak pierwszy lepszy widz. - Martwisz si tym? - Owszem. Nie lubi wyglda jak pierwszy lepszy widz. Siedzcy przed nami wysoki, szczupy mczyzna odwrci gow. - Pan wybaczy, ale chciabym obejrze film. - Przepraszam - pokajaem si. Akcja toczya si dalej. Nieoczekiwanie z ekranu pado jakie wistwo. - Pfuj - powiedziaa dziewczyna przed nami, krzywic si z niesmakiem. - Nie denerwuj si, Darlene - uspokoi j wysoki towarzysz. Zaledwie Darlene przekna oburzenie, kiedy zacza si prosta scenka, w ktrej jedna z bywalczy baru chepi si tym., jakoby strzelaa najlepsz w miecie minet. - ykam klajster jak adna w tym miecie - mwi. - To przechodzi ludzkie pojcie... - owiadczya Darlene, kryjc twarz w doniach. - Nie denerwuj si, zotko - uspokaja j mczyzna u jej boku. Do koca filmu Darlene co rusz zakrywaa twarz, ale adne z dwojga nie opucio widowni. Wreszcie film si skoczy i publiczno powoli zacza wypywa z rzdw. Czekalimy, a wszyscy wyjd. C, widywao si gorsze filmy, zwaszcza w latach trzydziestych.

Wstalimy z Sar i ruszylimy do wyjcia. Doszlimy do samochodu i z foteli patrzylimy, jak si rozjedaj. Opuciem okna i dalimy sobie po dymku. Przed nami wolno przejeda stary samochd, w rodku siedzia tylko kierowca. Zauway nas i zacz macha rk. Odmachnem mu i pojecha sobie. - Pozna ci - ucieszya si Sara. - Ale heca. - No nie. Pojechalimy zwyczajnie, jak po kadym filmie, do domu. Na miejscu odkorkowaem butelk porzdnego czerwonego wina. Krew bogw. W telewizji podawano nie najlepsze wiadomoci. Siedzielimy popijajc i ogldajc telewizj, dopki na ekranie nie pojawi si Johnny Carson. Ubrany jak z igy, co chwila byskawicznym ruchem podmacywa wze krawata. Podwiadomy niepokj o wasn aparycj. Johnny wpad w jeden ze swoich monologw. Ed sekundowa mu spoza kadru gromkim, nieszczerym miechem. Nieza chatura. - Co masz zamiar robi? - spytaa Sara. - Z czym? - No wiesz, film ju naprawd si skoczy. - Wiem. - Co bdziesz robi? - Zawsze jeszcze s konie. - Ale oprcz koni? - No c, napisz powie o pisaniu scenariusza i krceniu filmu. - Dobry pomys. Myl, e potrafiby to opisa. - Chybabym potrafi. - Jak chcesz zatytuowa powie? - Hollywood. - Hollywood! - No... I to by byo na tyle.

You might also like