You are on page 1of 69

STEPHENIE MEYER

DRUGIE ZYCIE BREE TANNER


NA MOTYWACH ZAMIENIA

Dla Asyi Munchnick i Meghan Hibbett

Wstp
Nie ma dwch pisarzy, ktrzy opisywaliby wiat dokadnie w ten sam sposb. Wszystkich nas inspiruj i motywuj rne rzeczy; mamy wasne powody, by zostawia niektrych bohaterw, podczas gdy inni znikaj w stosie odrzuconych plikw. Osobicie nigdy tak naprawd nie rozgryzam, dlaczego niektre z moich postaci zaczynaj y wasnym yciem, ale zawsze mnie to cieszy. O tych wanie najatwiej mi si pisze i to ich historie zwykle zostaj dokoczone. Bree jest jedn z takich postaci i najwaniejszym powodem, dla ktrego ta opowie znajduje si teraz w Waszych rkach, a nie ley porzucona w labiryncie komputerowych folderw mojego komputera. (Pozostae dwa powody to Diego i Fred). Zaczam wicej myle o Bree, kiedy redagowaam Zamienie. Redagowaam, nie pisaam - bo gdy pisaam pierwszy szkic tej powieci, zaoyam ciemne okulary pierwszo-osobowej narracji, wic wszystko to, czego Bella nie moga zobaczy, usysze, poczu czy posmakowa, nie miao znaczenia. To bya wycznie jej opowie. Nastpnym etapem pracy nad ksik byo odejcie od punktu widzenia Belli i spojrzenie na toczc si histori jako cao. Moja redaktorka Rebecca Davis bardzo mi wtedy pomoga, zadajc mnstwo pyta o to, czego Bella nie wiedziaa, a wic jak mona by pewne czci jej historii poszerzy. Skoro Bree jest jedyn nowo narodzon, jak spotyka Bella, to wanie z perspektywy Bree zaczam przede wszystkim spoglda na to, co dziao si za kulisami. Mylaam o yciu w piwnicy z innymi nowo narodzonymi i o klasycznym wampirzym polowaniu. Wyobraaam sobie wiat oczami Bree. To byo atwe. Od samego pocztku posta Bree miaa jasny zarys i niektrzy z jej przyjaci take bez trudu zrodzili si do ycia. Zwykle tak wanie ze mn jest: prbuj napisa streszczenie tego, co dzieje si w innej czci danej historii, a potem niechccy" zaczynam tworzy do niej dialogi. W tym wypadku zapaam si na tym, e zamiast streszczenia pisz opowie o dniu z ycia Bree. Pierwszy raz weszam w rol narratora bdcego prawdziwym wampirem owc, potworem. Czerwonymi oczami Bree patrzyam na nas, ludzi, widzc, jak jestemy aoni i sabi, jak atwy stanowimy cel. Nasze istnienie nie ma adnego znaczenia, jestemy jedynie smaczn przeksk. Zrozumiaam, jak to jest y wrd wrogw, bdc zawsze czujn, w cigej niepewnoci, w poczuciu zagroenia. Musiaam wczu si w zupenie inny gatunek wampira: nowo narodzon. Zycie nowo narodzonego to jeden z elementw, ktrego nigdy nie zdyam opisa nawet gdy Bella w kocu zmienia si w wampira. Ale Bella nigdy nie bya noworodkiem" tak jak Bree, ktrej historia staa si ekscytujca i smutna, a jej zakoczenie - tragiczne. Im bardziej zbliaam si do nieuniknionego koca, tym mocniej aowaam, e nie zakoczyam Zamienia nieco inaczej. Ciekawa jestem, czy spodoba si Wam Bree. W Zamieniu jest waciwie niewiele znaczc postaci. Z punktu widzenia Belli yje zaledwie pi minut. A jednak jej historia jest bardzo wana dla zrozumienia caej powieci. Czy po przeczytaniu fragmentu, w ktrym Bella wpatruje si w Bree i rozmyla o swojej przyszoci, kiedykolwiek zastanawialicie si, co waciwie sprowadzio Bree na t polan w tamtej wanie chwili? Czy gdy Bree patrzy na Bell i Cullenw, pomylelicie, jak ich postrzega? Przypuszczam, e nie. A nawet jeli tak, to na pewno nie odgadlibycie jej sekretw. Mam nadziej, e polubicie Bree rwnie mocno jak ja, cho to nieco okrutne yczenie. Wiecie ju przecie, e nie bdzie pozytywnego zakoczenia. Ale przynajmniej poznacie ca histori. I dowiecie si, e nie istnieje co takiego jak niewiele znaczcy punkt widzenia. Miej lektury, Stephenie

Z malej metalowej skrzynki na gazety atakowa mnie prasowy nagwek: SEATTLE OBLONE - LICZBA OFIAR RONIE. Akurat tego jeszcze nie widziaam. Pewnie gazeciarz dopiero przed chwil dooy wiee wydanie. Na swoje szczcie znikn ju z zasigu mojego wzroku. No to piknie! Riley wpadnie w sza. Lepiej, by nie byo mnie w pobliu, gdy zobaczy te tytuy. Pozwol, eby kto inny oberwa. Staam w cieniu, tu za rogiem obskurnego, trzypitrowego budynku, prbujc nie rzuca si w oczy i czekajc, a kto podejmie w kocu jak decyzj. Wolaam nie przyciga spojrze przechodniw, wpatrywaam si wic w dom. Na parterze mieci si tu kiedy sklep z pytami, lecz ju dawno go zamknito; okna powybijane przez chuliganw albo z pogod miay dykt zamiast szyb. Na grze znajdoway si mieszkania - prawie na pewno puste, bo nie dochodziy do mnie adne odgosy picych ludzi. Nic zreszt dziwnego, cay ten budynek sprawia wraenie, jakby mia si zawali od lada podmuchu. Tak samo jak wszystkie pozostae po drugiej stronie wskiej, ciemnej ulicy. Zwyka sceneria naszego nocnego wypadu na miasto. Nie chciaam si odzywa i zwraca na siebie uwagi, ale marzyam, by kto w kocu co zadecydowa cokolwiek. Musiaam si napi i nie obchodzio mnie, czy pjdziemy w lewo, czy w prawo, czy w gr, po dachu. Chciaam tylko znale jakich nieszcznikw, ktrzy nie zdyliby nawet pomyle, e znaleli si w niewaciwym miejscu i czasie. Niestety, dzi wieczorem Riley wysa mnie na miasto z dwoma najbardziej bezuytecznymi wampirami, jakie kiedykolwiek istniay. Ale zdaje si, e nigdy go nie obchodzio, kto wchodzi w skad grupy polujcej. Denerwowa si za to, gdy po wysianiu niedobranej ekipy wracao nas do domu mniej, ni z niego wyszo. Dzisiaj byam skazana na Kevina i jakiego blond szczeniaka, ktrego imienia nie znaam. Obaj naleeli do gangu Raoula, wic z zaoenia wiadomo byo, e s gupi. I niebezpieczni Ale w tej chwili bardziej naleao si obawia ich gupoty. Zamiast wybiera kierunek polowania, nagle zaczli si kci o to, ktry z ich ulubionych super-bohaterw byby lepszym owc. Bezimienny blondynek opowiada si za Spider-Manem, zwinnie j wspinajc si na ceglany murek i nucc melodi z kreskwki. Westchnam z irytacj. Czy kiedykolwiek zaczniemy to polowanie? Nagle zauwayam nieznaczny ruch po mojej lewej stronie. Acha, to ten, ktrego Riley wysa z dzisiejsz ekip, Diego. Niewiele o nim wiedziaam, tyle tylko, e by starszy ni wikszo z nas. Prawa rka Rileya tak mona go byo okreli. Ale bynajmniej nie lubiam go z tego powodu bardziej ni pozostaych idiotw. Diego spojrza na mnie; pewnie usysza moje westchnienie. Odwrciam wzrok. Nie wychylaj si i trzymaj gb na kdk tylko tak mona byo przey w bandzie Rileya. - Spider-Man to jczcy miczak! zawoa Kevin do blondynka. Poka ci, jak poluje prawdziwy superbohater. Umiechn si szeroko, byskajc zbami w wietle ulicznych latarni. Wyskoczy na rodek ulicy, kiedy wiata zbliajcego si samochodu obmyy biaoniebieskim blaskiem popkany chodnik. Wyprostowa si, a potem powoli rozoy rce niczym zapanik przygotowujcy si do waki. Auto byo coraz bliej; kierowca czeka zapewne, a Kevin zejdzie z drogi, jak postpiby kady normalny czowiek. Jak powinien postpi. - Hulk zy! - wrzasn Kevin. - Hulk... UP! Skoczy do przodu, wprost na nadjedajce auto, zanim zdyo zahamowa. Chwyci przedni zderzak i rzuci pojazdem przez gow. Samochd wyldowa na chodniku do gry koami, towarzyszy temu huk gniecionego metalu

i tuczonego szka. W rodku zacza krzycze kobieta. O rany, kole! - odezwa si Diego, krcc gow. By uroczy ciemne, gste, krcone wosy, due oczy i pene usta, ale w kocu: kt z nas nie by uroczy? Nawet Kevin i reszta pacanw Raoula odznaczali si niezwyk urod. Kevin, mielimy si nie wychyla. Riley powiedzia... Riley powiedzia"! Kevin przedrzenia Diega piskliwym gosikiem. - Wrzu na luz, Diego. Rileya tu nie ma. Kevin przeskoczy przez wywrcon hond i wybi pici szyb, ktra do tej pory jakim cudem pozostaa nietknita. Woy rk do rodka, by przez rozbite szko i sflacza poduszk powietrzn dosign kierowcy. Odwrciam si i wstrzymaam oddech, ze wszystkich si prbujc si skoncentrowa. Nie mogam patrze, jak Kevin si poywia - sama byam bardzo spragniona, a nie chciaam wszczyna z nim walki. Nie zamierzaam znale si na licie wampirw do odstrzau. Blondasek nie mia za to adnych skrupuw Odbi si od ceglanego murka i wyldowa bezszelestnie tu za mn. Syszaam, jak koci si z Kevinem, a potem rozleg si wilgotny dwik rozdzieranego ciaa. Krzyk kobiety nagle ucich, gdy zaczli rozrywa j na strzpy. Prbowaam o tym nie myle. Ale czuam ar, syszaam te odgosy i cho nie oddychaam, zaczo pali mnie w gardle. - Zmywam si std - usyszaam szept Diega. Znikn nagle w zauku midzy ciemnymi budynkami, a ja bez namysu ruszyam za nim. Musiaam si std wynie jak najszybciej, bo niewiele brakowao, a wdaabym si w walk z choptasiami Raoula o ciao, w ktrym ju i tak nie zostao zapewne wiele krwi. A potem mogoby si okaza, e tym razem to ja nie wrciam do domu. Rany, ale mnie palio w gardle! Zacisnam zby, by nie zacz krzycze z blu. Diego ruszy przez zamiecon boczn uliczk, a gdy dotar do jej lepego koca wbieg po cianie. Wdrapaam si tu za nim, wciskajc palce w szczeliny midzy cegami. Gdy dotarlimy na dach, Diego przyspieszy, z lekkoci przeskakujc na kolejne dachy i kierujc si w stron wiate lnicych nad cienin. Trzymaam si blisko. Byam modsza od niego, a wic i silniejsza (dobrze, e my - modsi - bylimy najsilniejsi, inaczej nie przeylibymy nawet pierwszego tygodnia w domu Rileya). Mogam z atwoci wyprzedzi Diega, ale chciaam zobaczy, dokd zmierza, a poza tym wolaam nie mie go za plecami. Diego nie zatrzymywa si przez wiele kilometrw; dotarlimy do przemysowej czci portu. Syszaam, jak mamrocze co pod nosem. Idioci! Nie rozumiej, e Riley wyda nam te instrukcje z jakiego powodu. Aby zachowa gatunek, na przykad. Nie mona od nich wymaga choby odrobiny zdrowego rozsdku? Hej! zawoaam. Zaczniemy wreszcie polowanie? Gardo pali mnie jak szalone. Diego wyldowa na krawdzi ogromnego dachu jakiej fabryki i odwrci si. Cofnam si natychmiast na wszelki wypadek, ale o dziwo nie uczyni w moim kierunku adnego agresywnego gestu. Tak odpar. Chciaem tylko oddali si od tych idiotw. Umiechn si przyjacielsko, ale nie spuszczaam z niego wzroku. Diego wyda mi si inny od pozostaych. By taki... spokojny, to chyba najlepsze okrelenie. Normalny. Jego oczy miay barw czerwieni ciemniejszej ni moje. Jak syszaam, mia ju swoje lata. Z ulicy dotary do nas nocne odgosy jednej z paskudnych dzielnic Seattle. Samochody, muzyka pena basw, ludzie idcy szybkim, nerwowym krokiem, niektrzy na rauszu, podpiewujcy faszywie gdzie w oddali.

- Jeste Bree, tak spyta Diego. - todzib? Nie podobao mi si to okrelenie. todzib? Niewane zreszt. -Tak, jestem Bree. Ale nie pochodz z tej ostatniej grupy. Mam prawie trzy miesice. - Niele jak na trzy miesice oceni. Niewielu z was potrafioby tak po prostu odej z miejsca wypadku. - Mwi takim tonem, jakbym naprawd zrobia na nim wraenie, niemal prawi mi komplementy. - Nie chciaam szarpa si z palantami Raoula. - wita racja kiwn gow. Tacy jak oni sprawiaj jedynie kopoty. Dziwny. Diego by po prostu dziwny. Rozmawia ze mn, jakby prowadzi zwyk konwersacj. adnej wrogoci, adnych podejrze. Jakby wcale nie myla o tym, czy atwo, czy trudno byoby mnie w tej chwili zabi. Po prostu do mnie mwi. - Od kiedy jeste z Rileyem ? spytaam z ciekawoci. - Ju prawie jedenacie miesicy. - O, to wicej ni Raoul. Diego spojrza w gr i splun jadem poza krawd dachu. - Tak, pamitam dzie, w ktrym Riley sprowadzi tego miecia. Potem sprawy zaczy i w zym kierunku. Przez chwil milczaam, zastanawiajc si, czy Diego uwaa wszystkich modszych od siebie za mieci. Nie eby mnie to obchodzio. Ju dawno przestao mnie obchodzi, co myl inni. Nie musiaam si tym przejmowa. Jak powiedzia Riley teraz byam bogiem. Silniejsza, szybsza, lepsza. Nie liczy si nikt poza mn. Nagle Diego gwizdn przecigle. No to ruszamy! Wystarczy odrobina inteligencji i cierpliwoci. Wskaza na d, na ulic. Ledwie widoczny za rogiem pogronego w ciemnoci budynku mczyzna wyzywa jak kobiet i bi j, a druga kobieta patrzya na to w milczeniu. Z ich ubra wywnioskowaam, e to alfons i jego dwie dziewczyny. To wanie kaza nam robi Riley: polowa na ajzy. Zabija ludzi, za ktrymi nikt nie bdzie tskni, tych, na ktrych w domu nie czeka kochajca rodzina i ktrych zaginicia nikt nie zgosi. W ten sam sposb wybra nas. Bogowie i ich pokarm tak samo wywodzcy si z mtw. W przeciwiestwie do niektrych cigle robiam to, co kaza mi Riley. Nie dlatego, e go lubiam. To uczucie ju dawno mino. Suchaam go, bo to, co mwi, wydawao mi si suszne. Po co zwraca uwag na fakt, e grupa nowych wampirw zawaszczya sobie Seattle jako teren owiecki? Co dobrego mogoby nam to przynie? Zanim staam si wampirem, nawet w nie nie wierzyam. A wiec skoro reszta wiata take nie wierzy, e istniej, to znaczy, e wampiry musz polowa mdrze - tak jak doradza! Riley. Maj ku temu wane powody. I tak jak powiedzia Diego: mdre polowanie wymaga jedynie odrobiny inteligencji i cierpliwoci. Naturalnie, czsto zdarzay nam si bdy, potem Riley czyta gazety, jcza i wrzeszcza na nas albo rzuca rnymi przedmiotami - na przykad ulubionym odtwarzaczem do gier Raoula. Wwczas Raoul wpada we wcieko, apa kogo, rozrywa go i podpala. Wtedy Riley zoci si i zarzdza przeszukanie, by skonfiskowa wszystkie zapalniczki i zapaki. Kilka takich serii i Riley musia przyprowadzi do domu kolejn parti zwampiryzowanych szczeniakw (mtw, oczywicie), by zastpiy tych, ktrzy zginli. Prawdziwe bdne koo. Diego wcign nosem powietrze bardzo, bardzo przecigle i zobaczyam, jak zmienia si jego ciao. Zaczaj czoga si po dachu, jedn rk trzymajc si krawdzi. Po przyjacielskim zachowaniu nie zostao ani ladu teraz by owc. Rozpoznawaam to i dobrze si czuam, bo rozumiaam, co si dzieje. Wyczyam rozsdek. Nadesza pora na owy. Wziam gboki oddech, wdychajc zapach krwi ludzi pod nami. Nie byli jedynymi istotami w pobliu, ale ich najatwiej byo

dosign. Musisz zdecydowa, na kogo bdziesz polowa, zanim wyczujesz zwierzyn. Teraz byo ju za pno, by zmieni zdanie. Diego, zupenie niewidoczny, zeskoczy z krawdzi dachu. Wyldowa tak cicho, e nie zwrci uwagi paczcej prostytutki, jej alfonsa ani stojcej z boku dziewczyny. Z moich ust wydoby si niski pomruk. Moja. Ta krew bya moja. Ogie w mym gardle pon z ca si i nie mogam ju myle o niczym innym. Zeskoczyam z dachu, ldujc dokadnie obok paczcej blondynki. Czuam, e Diego jest tu za mn, warknam wic ostrzegawczo, apic zaskoczon ofiar za wosy. Pocignam j pod cian i przytuliam si do muru plecami. Tak na wszelki wypadek. Zapomniaam jednak o moim kompanie, gdy tylko poczuam ar pod skr dziewczyny, usyszaam bicie jej serca, zobaczyam, jak krew pulsuje w jej ttnicach. Otworzya j usta, by krzykn, ale moje zby zmiadyy jej t tchawic, zanim zdya wydoby z siebie cho j jk. Potem byy ju tylko krew w jej pucach, rzenie i moje bogie jki, ktrych nie byam w stanie kontrolowa. Ciepa i sodka krew gasia ogie w gardle, wypeniaa mczc, swdzc pustk w odku. Piam apczywie, wysysaam j, ledwie wiadoma tego, co dzieje si wok. Tu obok syszaam takie same dwiki Diego dorwa mczyzn. Druga dziewczyna leaa nieprzytomna na chodniku. Oboje upadli bez najmniejszego szmeru. Diego zna si na rzeczy. Problem z ludmi polega na tym, e nigdy nie maj w sobie do krwi. Ju kilka sekund pniej miaam wraenie, e moja ofiara jest cakiem jej pozbawiona. Z frustracj porzuciam bezwadne ciao. W gardle ponownie poczuam pieczenie. Zostawiam dziewczyn na ziemi i podczogaam si pod cian, zastanawiajc si, czy uda mi si zapa t nieprzytomn panienk i wykoczy j, zanim Diego zdy mnie dopa. A on wanie skoczy z facetem. Spojrza na mnie z takim wyrazem twarzy, ktry potrafiam opisa tylko jako... wspczujcy. Ale mogam si bardzo, bardzo myli. Nie umiaam sobie przypomnie, by ktokolwiek przedtem okazywa mi wspczucie, wic nie wiedziaam, jak je rozpozna. - No dalej odezwa si Diego, wskazujc spojrzeniem nieprzytomn dziewczyn. - artujesz sobie? - Nie, ja na razie mam do. Zostao nam jeszcze troch czasu, by tej nocy zapolowa. Patrzyam na niego z nieufnoci i czekaam, a okae si, e artowa. Skoczyam do przodu i chwyciam ofiar. Diego nie ruszy si, by mnie powstrzyma. Odwrci si i spojrza w gr na czarne niebo. Zatopiam zby w szyi dziewczyny, nie spuszczajc z niego wzroku. Ta krew bya lepsza ni poprzednia, absolutnie czysta. Po blondynce zasta mi w ustach gorzki posmak znak, e braa narkotyki. Ale byam ju przyzwyczajona, wiec ledwie to zauwayam. Rzadko kiedy udawao mi si zdoby prawdziwie czyst krew, bo przestrzegaam zasady, aby polowa tylko na mty. Diego chyba te. Na pewno wyczul, z jak smacznego kska wanie zrezygnowa. Ale czemu to zrobi? Gdy drugie ciao byo ju puste, poczuam si lepiej. Wypiam do krwi, by na kilka dni odzyska spokj. Diego wci czeka, gwidc cicho przez zby. Upuciam ciao na ziemi - pado z guchym tpniciem - wtedy odwrci si do mnie i umiechn. Hm, dziki odezwaam si. Skin gow. Zdawao mi si, e potrzebowaa jej bardziej ni ja. Pamitam, jak ciko jest na pocztku. A potem robi si atwiej? Pod niektrymi wzgldami... Wzruszy ramionami. Przez chwil spogldalimy na siebie w milczeniu.

Moe wrzucimy zwoki do wody? - zaproponowa w kocu. Schyliam si, podniosam bezwadne ciao blondynki i przerzuciam je sobie przez rami. Chciaam te wzi drugie, ale Diego ubieg mnie i teraz nis ju na plecach ciao mczyzny i jego dziewczyny. - Dam rad powiedzia. Poszam za nim wzdu ulicy, a potem midzy filarami podtrzymujcymi estakad. wiata samochodw nas nie dosigay. Mylaam o tym, jak durni s ludzie, jak niewiadomi, i cieszyam si, e nie jestem ju jedn z tych bezrozumnych istot. Kryjc si w ciemnoci, dotarlimy wreszcie do pustego doku, zamknitego na noc. Na kocu przystani Diego nie waha si, tylko od razu wskoczy do wody razem ze swoim ciarem i znikn pod powierzchni. Ruszyam za nim. Pyn zgrabnie i szybko jak rekin, zanurzajc si gbiej i dalej w czarn to. Zatrzyma si nagle, gdy znalaz to, czego szuka wielki, pokryty glonami i rozgwiazdami gaz, lecy wrd mieci na dnie oceanu. Bylimy chyba na gbokoci ponad trzydziestu metrw czowiek widziaby tu tylko nieprzeniknion ciemno. Diego puci zwoki. Uniosy si powoli wraz z prdem, kiedy wsun rk w brudny piach u podstawy kamienia. Po chwili uchwyci go mocno i podnis. Ogromny ciar sprawi, e Diego po pas zanurzy si w ciemnym dnie. Podnis gow i skin na mnie. Podpynam bliej, jedn rk przycigajc do siebie dryfujce ciaa. Wsunam zwoki blondynki w czarn dziur pod kamieniem, potem to samo zrobiam z ciaami drugiej dziewczyny i faceta. Kopnam je, by upewni si, e nie wypyn, i usunam si z drogi. Diego upuci kamie. Ten zachybota si na nowym, nierwnym podou. Mj kompan wygrzeba si z muu, podpyn w gr i poprawi uoenie kamienia, zgniatajc lezce pod nim ciaa. Odsun si nieco, by podziwia nasze dzieo. Doskonale rzekam bezgonie. Te trzy ofiary nigdy nie wypyn na powierzchni. Riley nie usyszy o nich w wiadomociach. Diego umiechn si i podnis rk. Dopiero po chwili zrozumiaam, e chce przybi pitk. Z wahaniem podpynam do niego, przytknam do do jego doni i natychmiast si odsunam, zwikszajc dystans midzy nami. Diego spojrza na mnie ze zdziwiniem, po czym jak pocisk wystrzeli w gr. Ruszyam za nim, zupenie zdezorientowana. Gdy wydostaam si na powierzchni, Diego prawie krztusi si ze miechu. - Co jest? Przez chwil nie by w stanie odpowiedzie, a w kocu wydusi: - Najgorsza pitka, jak widziaem. Pocignam nosem z irytacj. - Nie byam pewna, czy nie urwiesz mi rki, lub co podobnego. - Nie zrobibym tego - parskn. - Kady inny by zrobi - zauwayam. - To akurat prawda - zgodzi si, tracc nagle humor. - Gotowa na dalszy cig polowania? - Co za pytanie? Wyszlimy na brzeg pod mostem i szczliwym trafem od razu wpadlimy na dwch bezdomnych picych w starych, brudnych piworach na jednym posaniu zrobionym ze starych gazet. aden z nich si nie obudzi. Ich krew czu byo alkoholem, ale i tak bya lepsza ni adna. Ciaa wczgw rwnie ukrylimy na dnie oceanu, pod innym kamieniem. - Dobra, mnie wystarczy na kilka tygodni -oznajmi Diego, kiedy po raz drugi wyszlimy z wody, tym razem w drugim kocu portu. Westchnam przecigle. - To jest ta lepsza strona, prawda? Bo mnie za kilka dni znw zacznie pali w gardle. A wtedy Riley wyle mnie na polowanie z kolejnymi mutantami z bandy Raoula.

- Mog pj z tob, jeli chcesz. Riley zwykle pozwala mi robi to, na co mam ochot. jego propozycja wzbudzia moje podejrzenia, ale po chwili zaczam j rozwaa. Diego zdawa si by zupenie inny ni pozostali, a ja czuam si w jego obecnoci inaczej: czuam, e nie musz wci oglda si za siebie. Byoby fajnie powiedziaam. Dziwnie byo wymwi te sowa jakbym przyznawaa si do saboci czy czego podobnego. Ale Diego rzuci tylko: wietnie. I umiechn si do mnie. Jak to moliwe, e Riley daje ci tak swobod? - spytaam, zastanawiajc si, co waciwie ich czy. Im wicej czasu spdzaam z Diegiem, tym trudniej byo mi sobie wyobrazi, e jest tak blisko z Rileyem. Diego zdawa si taki... przyjacielski. Zupenie inny ni Riley. Ale moe przeciwiestwa si przycigaj. Riley wie, e zawsze po sobie sprztam i e moe mi ufa. A jeli o tym mowa, pomoesz mi co zaatwi? Ten dziwny chopak zaczyna mnie bawi Z ciekawoci, by zobaczy, co zrobi, zgodziam si, Pewnie. Ruszy przez port w stron drogi biegncej wzdu brzegu. Pobiegam za nim. Wyczuam w pobliu zapach jakich ludzi, ale wiedziaam, e jest zbyt ciemno, a my poruszamy si zbyt szybko, by nas zauwayli. Diego znw wybra drog po dachach Po kilku skokach zaczam rozpoznawa naszej zapachy - to bya ta sama trasa co przedtem.! Dlatego wkrtce dotarlimy do owej uliczki, w ktrej Kevin i ten drugi zaczli szale z samochodem. - Nie-wia-ry-god-ne - jkn Diego. Wygldao na to, e Kevin i spka dopiero co si zwinli. Na pierwszym aucie leay teraz jeszcze dwa inne, a do listy ofiar mona byo doliczy kilku przypadkowych przechodniw. Policja jeszcze si nie pojawia, zapewne dlatego, e wszyscy, ktrzy mogliby j zawiadomi, nie yli. - Pomoesz mi tu posprzta? - spyta Diego. - Jasne. Zeszlimy z dachu, a Diego szybko rozrzuci samochody w inny sposb - tak, by wyglday, jakby uderzyy w siebie nawzajem, a nie jak zabawki uoone przez nazbyt nerwowe dziecko olbrzyma. Dwa pozbawione krwi ciaa, porzucone na chodniku, upchnam w miejscu, gdzie niby nastpio uderzenie. - Fatalny wypadek oceniam. Diego umiechn si. Wyj z kieszeni zapalniczk i podpali ubrania wszystkich ofiar. Ja wziam swoj (Riley dawa nam je, gdy szlimy na polowanie i Kevin powinien by skorzysta ze swojej) i zajam si tapicerk samochodow. Ciaa ofiar, wyschnite i oblane atwopalnym jadem, zajy si od razu. - Cofnij si - ostrzeg mnie Diego i otworzy wlew paliwa pierwszego auta, odrywajc klapk. Doskoczyam do najbliszej ciany i patrzyam na to, co si dzieje. Diego zrobi kilka krokw w ty i zapali zapak. Idealnie celujc, wrzuci j do baku. W tej samej sekundzie znalaz si obok mnie. Huk eksplozji wstrzsn ca ulic. W oddali rozbysy wiata. Dobra robota - przyznaam. Dziki za pomoc. Wracamy do Rileya? Zmarszczyam czoo. Dom Rileya by ostatnim miejscem, w ktrym chciaam spdzi reszt tej nocy. Wolaam nie oglda gupiej gby Raoula i nie sucha bezustannych

wrzaskw oraz odgosw walki. Nie miaam ochoty zgrzyta zbami i chowa si za Strasznym Fredem, eby inni zostawili mnie w spokoju. No i skoczyy mi si ksiki. Mamy troch czasu. - Diego bezbdnie odczyta wyraz mojej twarzy. - Nie musimy od razu wraca. Przydaoby mi si co do czytania. A mnie nowe kawaki do suchania. Umiechn si. Chodmy na zakupy. Szybkim tempem przemierzalimy miasto - najpierw dachami, potem biegnc przez ciemne ulice, gdy budynki stay za daleko od siebie - a dotarlimy do bogatszej dzielnicy. Z atwoci znalelimy centrum handlowe, a w nim jedn z wielkich sieciowych ksigarni. Podniosam klap w dachu i weszlimy do rodka. Sklep by pusty, alarmy zaoono tylko w oknach i drzwiach. Od razu podeszam do pki z liter H, a Diego ruszy do dziau muzycznego, znajdujcego si na tyach sklepu. Wanie skoczyam Hale'a, zabraam wiec kolejny tuzin ksiek stojcych obok. Musiay mi wystarczy na kilka dni. Rozejrzaam si wok, szukajc Diega. Siedzia w kawiarni przy jednym ze stolikowi oglda okadki swoich nowych pyt. Zawahaam si, ale w kocu podeszam do niego. I poczuam si dziwnie, bo ta sytuacja wydaa mi si niepokojco znajoma, stresujca. Ju tak kiedy siedziaam - z kim innym, przy podobnym stoliku. Rozmawiaam z nim swobodnie o rzeczach innych ni ycie, mier, pragnienie i krew. To byo w tamtym wiecie, ktry znikn w mroku pamici. T ostatni osob, z ktr siedziaam przy stoliku, by Riley. Ale z wielu powodw trudno mi byo przypomnie sobie tamt noc. Dlaczego w domu nigdy ci nie widuj? - zapyta nagle Diego. - Gdzie si chowasz? Zamiaam si, ale jednoczenie skrzywiam. Ukrywam si zwykle za Strasznym Fredem. Zmarszczy nos. Powanie? Jak moesz go znie? Po prostu si przyzwyczaiam. Nie jest tak le, kiedy si stoi za nim, a nie przed nim. Zreszt to najlepsza kryjwka, jak mogam znale. Nikt nie zblia si do Freda. Diego przytakn, jak mi si zdawao - wci z lekkim obrzydzeniem. To prawda. Niezy sposb na przeycie. Wzruszyam ramionami. - Wiesz, e Fred to jeden z ulubiecw Rileya? Naprawd? Jak to moliwe? - Nikt nie lubi Strasznego Freda. Jedynie ja o niego dbaam, ale wycznie z troski o wasne ycie. Diego nachyli si tajemniczo w moj stron. Tak si przyzwyczaiam do jego dziwnych zachowa, e nawet nie drgnam. Syszaem, jak rozmawia o tym z n i . Przeszed mnie dreszcz. No wanie rzek Diego porozumiewawczo. Nic w tym dziwnego, e oboje czulimy to samo, kiedy chodzio o n i . To byo kilka miesicy temu. Riley mwi o Fredzie bardzo podekscytowany. Z tego, co zrozumiaem, wynikao, e niektre wampiry maj rne poyteczne zdolnoci. Mog robi co wicej ni zwyke wampiry. I tego wanie ona szuka. Wampirw z ta-len-ta-mi. Rozcign ostatni wyraz, jakby powtarza go sobie w gowie. Jakimi talentami? spytaam. Bardzo rnymi. Zdolno tropienia, czytania w mylach, a moe nawet przewidywania przyszoci. Daj spokj!

Nie artuj. Zdaje mi si, e Fred specjalnie odstrasza od siebie ludzi. Tyle e to wszystko siedzi w naszych gowach. On sprawia, ze odstrcza nas nawet sama myl o przebywaniu blisko niego. Zmarszczyam brwi. - A po co to robi? - Trzyma go to przy yciu, prawda? Zreszt najwyraniej ciebie take. Skinam twierdzco. - Na to wyglda. Czy Riley mwi jeszcze o kim innym? - Prbowaam przypomnie sobie co dziwnego, co widziaam lub poczuam, ale Fred by jedyny w swoim rodzaju. Ci klauni, ktrzy udawali dzisiaj, e s superbohaterami, z pewnoci nie potrafili niczego, czego i my bymy nie potrafili. - Mwi o Raoulu - odpar Diego, umiechajc si krzywo. - Jaki talent moe mie Raoul? Supergupot? Diego parskn miechem. - To z pewnoci. Ale Riley uwaa, e on ma w sobie jaki rodzaj magnetyzmu przyciga udzi, a oni za nim potem podaj. - Tylko ci chorzy psychicznie. - Tak, o tym te wspomina Riley. Raoul nie dziaa na te... - tu zacz naladowa gos Rileya - ...pokorne dzieciaki. - Ulege? - Domylam si, e chodzio mu o takich jak my, ktrzy od czasu do czasu umiej pomyle. Nie podobao mi si okrelenie pokorny". W tym kontekcie brzmiao jako negatywnie. Diego wyrazi si bardziej precyzyjnie. Zdawao mi si, e jest jaki powd, dla ktrego Riley chce, by Raoul przewodzi. Chyba niedugo co si wydarzy. Poczuam nieprzyjemne mrowienie wzdu krgosupa, a wyprostowaam si na krzele. Niby co? - spytaam. Zastanawiaa si kiedy, czemu Rileyowi tak bardzo zaley, ebymy si nie wychylali? Zawahaam si przez chwil, zanim odpowiedziaam. Nie takich pyta oczekiwaam od kogo, kto by praw rk Rileya. Diego wydawa siej wrcz kwestionowa to, co nasz lider nam wmawia. Chyba e w tej chwili dziaa po prostu jako i szpieg Rileya, bada sytuacj. Chcia si dowiedzie, co myl dzieciaki". Ale jednak nie o to mu chodzio. Szeroko otwarte ciemnoczerwone oczy Diega patrzyy szczerze. Zreszt czemu Riley miaby si rym przejmowa? A moe to, co inni mwili o Diegu, nie miao adnych podstaw? Byo tylko plotk? Odpowiedziaam wic szczerze: Tak, waciwie dopiero co si nad tym zastanawiaam. Nie jestemy jedynymi wampirami na wiecie powanie wyjani Diego. - Wiem, Riley czasem o tym opowiada. Ale tych innych nie moe by przecie zbyt wielu. Chybabymy co zauwayli, prawda? Skin gow. - Te mi si tak wydaje. Dlatego to dziwne, e ona wci produkuje nas wicej, nie uwaasz? Zmarszczyam brwi. -Hm. Przecie nie chodzi o to, e Riley naprawd nas lubi, czy co w tym rodzaju... urwaam, chcc sprawdzi, czy Diego zaprzeczy. Nie zrobi tego. Czeka i tylko nieznacznie skin gow, mwiam wic dalej: - A ona nawet si nie przedstawia. Masz racj, nie

patrzyam na t spraw w taki sposb. C, waciwie wcale o tym nie mylaam. Ale w takim razie do czego nas potrzebuj? Diego unis jedn brew. - Chcesz usysze, co myl? Z wahaniem przytaknam. Ale teraz to nie Diego budzi mj niepokj. - Tak jak wspomniaem, co ma si wydarzy. Sdz, e ona potrzebuje ochrony i dlatego kazaa Rileyowi stworzy pierwsz lini obrony. Zastanawiajc si nad tym, co powiedzia, znw poczuam zimny dreszcz. - Ale czemu nam o tym nie powiedz? Przecie powinnimy... no wiesz, by czujni. - To prawda zgodzi si Diego. Przez kilka dugich sekund spogldalimy na siebie w milczeniu. Nie wiedziaam, co powiedzie, i Diego chyba take. Skrzywiam si i w kocu owiadczyam: Nie mog uwierzy, e Raoul nadaje si do kadego zadania. Trudno si z tob nie zgodzi - zamia si Diego. Potem wyjrza przez okna na budzcy si ciemny wit. - Koczy nam si czas. Lepiej wracajmy, zanim zmienimy si w wirki. Tylko popioy i kurz, popioy i kurz zanuciam pod nosem, wstajc i zbierajc swoje rzeczy. Diego zachichota. Zatrzymalimy si po drodze jeszcze w jednym miejscu z pustego supermarketu zabralimy zamykane plastikowe torebki i dwa plecaki. Zapakowaam wszystkie moje ksiki w ochronne woreczki, bo nie znosiam zamoknitych kartek. Potem - znw gwnie biegnc po dachach wrcilimy nad ocean. Niebo na wschodzie powoli zaczo si rozjania. Wlizgnlimy si do wody pod samym nosem dwch niczego niewiadomych stranikw jakiego duego promu. Mieli szczcie, e byam najedzona, w przeciwnym razie nie opanowaabym si, kiedy przemykalimy tui obok nich. Potem cigalimy si, pync przez mtn wod do domu. Na pocztku nie wiedziaam zreszt, e to wycig. Po prostu pynam szybko, bo niebo stawao si coraz janiejsze. Zwykle nie marnuj czasu, jak tej nocy. Jeli mam by szczera, byam takim wampirzym kujonem przestrzegaam zasad, nie sprawiaam kopotw, trzymaam si z najmniej popularnym chopakiem w grupie i zawsze wracaam wczenie do domu. Za to Diego wrzuci pity bieg. Wysun si kilka dugoci przede mnie, a potem si odwrci, jakby mwic: Co, nie moesz nady?, i ruszy znowu z zawrotn prdkoci. Tego nie mogam znie. Nie pamitaam, czy przedtem lubiam rywalizacj, przeszo zdawaa mi si teraz odlega i nic nieznaczca, ale chyba tak - bo na wyzwanie odpowiedziaam od razu. Diego by dobrym pywakiem, jednak ja okazaam si silniejsza, zwaszcza e dopiero co si napiam. Nara" - rzuciam bezgonie, wyprzedzajc go, ale nie jestem pewna, czy to zauway. Zgubiam go gdzie w ciemnej wodzie, ale nie traciam czasu, by ocenia, z jak przewag wygraam. Pynam przez cienin, a dotaram do wyspy, na ktrej mieci si nasz wczesny dom. Poprzedni by du chat w rodku zanieonego pustkowia, na zboczu jakiej gry w pamie Gr Kaskadowych. Tak jak wszystkie, ten w Seattle sta na uboczu, mia spor piwnic, a waciciele niedawno zmarli. Wbiegam na niewielk kamienist pla, wbiam palce w skarp z piaskowca i podcignam si w chwili, gdy ja chwytaam juz doni ga zwisajcej sosny i przeskakiwaam przez krawd klifu. Kiedy ldowaam delikatnie na palcach, dwie rzeczy zwrciy moj uwag. Po pierwsze, zaczynao wita. Po drugie, nie byo domu. No c, moe nie cakiem nie byo" - jego pozostaoci wci byi widoczne, ale przestrze, ktr

kiedy zajmowa staa pusta. Spalony na wgiel dach przypomina poszarpan drewnian koronk; zapad si niej, ni jeszcze wczoraj znajdoway si drzwi. Soce szybko wschodzio. Czarne sosny zaczynay si zieleni. Lada moment ich wierzchoki miay wyoni si z ciemnoci, co byo nieuchronn zapowiedzi mojej mierci. Czy raczej ostatecznej mierci, niewane zreszt. Drugie upragnione ycie superbohaterki miao zakoczy si w nagym wybuchu pomieni. Mogam sobie jedynie wyobraa, jak bardzo, bardzo bdzie bolesne. Nie pierwszy raz zobaczyam nasz dom w podobnym stanie. Z powodu walk toczonych w piwnicach i cigych poarw wikszo naszych domostw znikaa w ogniu w cigu kilku tygodni po przeprowadzce. Ale po raz pierwszy prbowaam wrci do domu w chwili, gdy promienie wschodzcego soca zaczynay ju oblewa ziemi. Nerwowo wcignam powietrze, kiedy wyldowa tu obok mnie. - Moe ta nora pod dachem? wyszeptaam. - Bdzie do bezpieczna czy - Nie panikuj, Bree. Gos Diega brzmia zaskakujco spokojnie. - Znam jedno miejsce. Chod. Zgrabnie wywin salto do tyu przez krawd klifu. Sdziam, e ocean nie moe nas ochroni przed socem. Ale moe pod wod nie da si spon? W kadym razie plan Diega wyda mi si raczej kiepski. Zrezygnowaam jednak z wykopania tunelu pod zgliszczami domu i ruszyam na klif, tu za moim kompanem. Po raz pierwszy nie wiedziaam, co mam myle - a to byo dziwne uczucie. Przywykam do przemylanych, zdroworozsdkowych dziaa, postpowaam zawsze zgodnie z logik. Dogoniam Diega ju w wodzie. Znw si cigalimy, ale tym razem mielimy dobry powd -cigalimy si ze socem. Diego min nasz ma wysepk i gboko zanurkowa. Zdziwiam si, byam pewna, e uderzy o skaliste dno cieniny, ale jeszcze bardziej zaskoczya mnie fala ciepego prdu pyncego z miejsca, ktre wygldao jak kawaek skay, a okazao si tajemn jaskini. Mdrze postpi, e znalaz sobie takie miejsce. Oczywicie, niespecjalnie podobaa mi si perspektywa siedzenia cay dzie w podwodnej grocie - nieoddychanie stawao si mczce po kilku godzinach - ale i tak wolaam to, ni spon na popi. Ju wczeniej powinnam bya myle tak jak Diego - perspektywicznie. Myle o czym wicej ni krew. Powinnam bya przygotowa si na niewiadome. Diego pyn przez wsk szczelin miedzy skaami. Byo tu ciemno cho oko wykol. I bezpiecznie. Rozpadlina zwaa si i nie mogam ju duej pyn, dlatego podobnie jak Diego zaczam przeciska si krtym korytarzem. Czekaam, a si zatrzyma, ale szed dalej. Nagle zorientowaam si, e idziemy pod gr. A potem usyszaam, jak Diego wynurza si na powierzchni. P sekundy pniej wynurzyam si i ja. Jaskinia bya raczej ma dziur, nor wielkoci nieduego samochodu, cho nie a tak wysoka. Przylegaa do niej druga maa komora i czuam dochodzce stamtd wiee powietrze. Widziaam ksztat palcw Diega odbitych w mikkim i wapieniu. Mio tu stwierdziam. Lepiej ni za plecami Strasznego Freda - umiechn si. Nie mog zaprzeczy. Hm... Dziki. Nie ma za co. Przez dusz chwil spogldalimy na siebie w ciemnoci. Mia gadk, spokojn twarz-Z kadym innym modym wampirem (z Kevinem, Kristie czy pozostaymi) to dowiadcze byoby przeraajce - ciasna przestrze. wymuszona blisko. Zapach czyjego oddechu tak blisko mnie. Oznaczaoby to zapewne szybk i bolesn mier. Ale Diego by taki spokojny - inny ni tamci. - Ile masz lat? spyta nagle.

- Trzy miesice, mwiam ci ju. - Nie o to mi chodzi. He miaa lat? Chyba tak powinienem zapyta. Odsunam si. Poczuam si niezrcznie, kiedy zrozumiaam, e mwi o ludzkim yciu. A o tym nikt nie mwi ani nawet nie myla. Jednak nie chciaam urywa tej rozmowy. Sam fakt, e z kim rozmawiaam, by dla mnie nowoci. Zawahaam si, a Diego czeka na moj odpowied z pytajcym wyrazem twarzy. - Miaam... hm, pitnacie lat. Prawie szesnacie. Nie pamitam tamtego dnia... czy byo ju po urodzinach? - Prbowaam sobie przypomnie, ale ostatnie tygodnie tamtego ycia na godzie sprawiy, e miaam w gowie straszny mtlik, nie potrafiam poukada faktw. Poddaam si i potrzsnam gow. - A ty? - spytaam. - Wanie skoczyem osiemnacie odpar. - Byem tak blisko. - Blisko czego? -Wyrwania si powiedzia, niczego nie wyjaniajc, i urwa. Przez chwil panowaa niezrczna cisza, a potem Diego zmieni temat. - Niele sobie radzisz, od czasu kiedy tu trafia - oceni, przelizgujc si wzrokiem po moich zaoonych rkach i zacinitych kolanach. -Udao ci si przey, nie zwraca na siebie uwagi, pozostaa nietknita. Wzruszyam ramionami i podwinam wysoko lewy rkaw koszulki, by pokaza mu cienk, poszarpan blizn biegnc wok ramienia. - Raz mi oderwali rk - przyznaam. - Ale udao mi si zebra do kupy, zanim Jen zdya j usmay. Riley pokaza mi, jak to robi. Diego umiechn si krzywo i wskaza na swoje prawe kolano. Zapewne znajdowaa si tam blizna, skrywana teraz przez ciemne dinsy. - Kademu si zdarza rzek. - Au. - Bree, mwi powanie. - Skin gow. - Jeste cakiem przyzwoitym wampirem. - Mam ci podzikowa za komplement? - Ja tylko gono myl, prbuj poukada sobie rne sprawy. - Jakie sprawy? Zmarszczy czoo i odpar: - To, co naprawd si dzieje. Co zamierza Riley. Czemu wci przyprowadza jej kolejne dzieciaki. I czemu nie ma dla niego znaczenia, czy kto taki jak ty, czy taki idiota jak Kevin. Zrozumiaam, e Diego jednak nie zna Rileya lepiej ni ja. - Co masz na myli, mwic kto taki jak ty"? - spytaam. - Takich jak ty, inteligentnych, Riley powinien przyjmowa, a nie durnych osikw, ktrych sprowadza mu Raoul. Zao si, ze jako czowiek nie bya jak tam zwyk punk. Skrzywiam si na dwik sowa czowiek". Diego czeka na odpowied, jakby zada mi najbardziej niewinne pytanie. Odetchnam gboko i signam myl wstecz. Niewiele brakowao przyznaam, kiedy odczeka cierpliwie kilka sekund. Jeszcze nie wpadam cakiem, ale kilka tygodni duej i... - wzruszyam ramionami. - Wiesz, waciwie niewiele pamitam, ale wtedy zdawao mi si, e najstraszniejsz rzecz jest stary dobry gd. Okazuje si, e pragnienie jest gorsze. - Jasna sprawa, siostro - zamia si. - A ty? - zapytaam. - Nie bye nastolatkiem z problemami, jak my wszyscy? - Och, problemw to ja miaem sporo. - Powiedzia i znowu urwa. I tak nie miaam dokd pj, wic czekaam na odpowied na moje niewygodne pytania. Wpatrywaam si w Diega, a westchn. Zapach jego oddechu by taki przyjemny. Wszyscy

pachnielimy sodko, ale jego zapach mia w sobie jeszcze co innego - jak przypraw, cynamon czy godziki. - Prbowaem trzyma si z dala od tego wszystkiego. Duo si uczyem. Miaem zamiar wyrwa si z getta, rozumiesz? Planowaem pj do college'u, co ze sob zrobi. Ale spotkaem pewnego faceta, podobnego do Raoula. Jego dewiz byo Przycz si do nas albo zdychaj". Nie odpowiadao mi to, wolaem wic trzyma si od jego bandy jak najdalej. Pilnowaem si, chciaem przey... Znowu przerwa i zamkn oczy. Ale ja nie odpuszczaam. - I co? - Mj modszy brat nie by taki ostrony. Ju miaam zapyta, czy jego brat przyczy si do gangu, czy zgin, ale mina Diega wyjania mi wszystko. Odwrciam wzrok, nie wiedziaam, co powiedzie. Nie potrafiam tak naprawd zrozumie jego straty, blu, ktry najwyraniej wci w nim tkwi. Ja bowiem nie tskniam za moim dawnym yciem. Bo i po co? Po co Diego drczy si wspomnieniami? Wikszo z nas ju dawno je umiercia. Wci nie rozumiaam, jak rol odegra w tym wszystkim Riley. Chciaam usysze i t cz historii, ale gupio mi byo naciska Diega. On sam zaspokoi moj ciekawo, podejmujc opowie. Straciem gow. Ukradem kumplowi bro i poszedem na polowanie Zamia si gorzko. - Wtedy nie byem w tym najlepszy. Ale dorwaem kolesia, ktry zaatwi mojego brata, a potem oni dopadli mnie. Reszta gangu otoczya mnie w zauku. Wtedy nagle pojawi si Riley - midzy mn a nimi. Pamitam, e pomylaem tylko, i to najbielszy kole, jakiego w yciu widziaem. Nawet nie spojrza w ich stron, kiedy zaczli do niego strzela, jakby kule byy tylko natrtnymi muchami. Wiesz, co wtedy powiedzia? Zapyta: Chcesz dosta nowe ycie, mody?. - Ha! zamiaam si. - To lepszy tekst ni ten, ktry ja usyszaam: Chcesz burgera, maa?". Wci pamitam, jak Riley wyglda tamtej nocy, cho obraz by nieco zamazany, bo miaam wwczas kopoty ze wzrokiem. By najprzystojniejszym facetem, jakiego widziaam wysoki jasnowosy, idealny w kadym calu. Wiedziaam, e oczy kryjce si za ciemnymi okularami, ktrych nigdy nie zdejmowa, musz by rwnie cudowne. Glos mia spokojny i dobry. Wydawao mi si, e wiem. czego zada w zamian za posiek, i to te bym mu daa. Nie dlatego, e by taki adniutki, ale dlatego, e od dwch tygodni nie jadam nic poza odpadkami C, okazao si, e pragn czego innego. Diego rozemia si z tekstu o burgerze. - Musiaa by niele godna. - Jak diabli. - A to czemu? - Bo byam durna i uciekam, zanim zdyam zrobi prawo jazdy. Nie mogam znale porzdnej pracy, a zodziejk byam kiepsk. - Przed czym uciekaa? Zwlekaam z odpowiedzi. Wspomnienia, gdy bardziej si na nich koncentrowaam, staway si wyraniejsze, a nie byam pewna, czy tego chc. - No dalej nalega Diego. - Ja ci powiedziaem - Tak, powiedziae. Dobra. Uciekaam przed ojcem. Bezustannie mnie la. Pewnie to samo robi mamie, zanim od niego zwiaa. Byam wtedy maa i niewiele pamitaam, a pniej byo coraz gorzej. Wiedziaam, e jeszcze troch, a skocz na cmentarzu. Ojciec powiedzia mi, e jeli zachce mi si ucieczki, to pewnie umr z godu. I mia racj - z tego, co pamitam, jedyny raz, kiedy mia racj. Staram si o tym nie myle.

Diego przytakn. - Trudno wspomina tamto ycie, prawda? Wszystko jest takie zamazane i ciemne - Jakby oczy zaszy ci szlamem. - Niele to uja - podsumowa Diego. Zerkn spod przymknitych powiek, mruc i pocierajc oczy. Zamialimy si jednoczenie. Poczuam si dziwnie. - Chyba nie miaem si tak normalnie, odkd spotkaem Rileya - przyzna, wyraajc tym samym take i moje uczucia. - Podoba mi si to. Ty mi si podobasz. Nie jeste taka jak pozostali. Prbowaa kiedy porozmawia z ktrymkolwiek z nich? Nie, nie prbowaam. I nic nie stracia. O tym wanie mwi. Czy ycie Rileya nie byoby lepsze, gdyby otacza si przyzwoitymi wampirami? Jeli mamy j chroni, to chyba powinien wynajdywa te mdrzejsze, prawda? - Wychodzi na to mylaam gono - e Rileyowi zaley na jak najwikszej liczbie wampirw, a nie na ich inteligencji. Diego wyd wargi, zastanawiajc si nad czym. - To jak w szachach. Nie robi z nas koni czy gocw... - Jestemy tylko pionkami dokoczyam. Przez dusz chwil patrzylimy na siebie. - Wol tak nie myle odezwa si wreszcie Diego. - No to co robimy? spytaam, automatycznie uywajc liczby mnogiej. Jakbymy ju byli zespoem. Zastanawia si nad moim pytaniem kilka sekund, wyranie zdenerwowany, i zaczam aowa, e powiedziaam my". Ale potem zapyta: - Co moemy zrobi, skoro nie wiemy, co si dzieje? Odetchnam z ulg. A wic nie przeszkadzao mu, e powiedziaam my. Tak bardzo mnie to ucieszyo, e nie pamitam, kiedy poprzednio cokolwiek sprawio mi podobn przyjemno. Chyba musimy mie oczy szeroko otwarte, uwaa i prbowa si zorientowa, o co chodzi. Przytakn. - Musimy te przemyle wszystko, co do tej pory powiedzia nam Riley, i wszystko, co zrobi. - Zamilk na moment. - Wiesz, kiedy prbowaem go podpyta, ale od razu mnie zby. Kaza zaj si waniejszymi sprawami, na przykad pragnieniem. Zreszt i tak mylaem tylko o tym, normalka. Wysa mnie na polowanie i zapomniaem o sprawie. Suchaam, jak Diego mwi o Rileyu, widziaam w jego spojrzeniu, e analizuje tamto zdarzenie, i pomylaam, e jest moim pierwszym przyjacielem w tym yciu, ale ja nie jestem jego przyjacik. Nagle znw zwrci si do mnie. - A wic czego dowiedzielimy si od Rileya? Skupiam myli, przywoujc w pamici ostatnie trzy miesice. Tak naprawd to on niewiele nam opowiada, jedynie najwaniejsze rzeczy o wampirach. - Bdziemy musieli sucha uwaniej. Siedzielimy w milczeniu, wci rozmylajc. Ja zastanawiaam si gwnie nad tym, ilu rzeczy nie wiem. I dlaczego a do tej chwili w ogle mnie to nie martwio? Zdawao mi si, e dopiero rozmowa z Diegiem oczycia mj umys. Po raz pierwszy od trzech miesicy mylaam o czym innym ni krew. Ta cisza trwaa kilka minut. Czarna dziura, ktr do jaskini napywao wiee powietrze, nie bya ju czarna. Bya tylko ciemnoszara i z kad sekund robia si coraz janiejsza. Diego zauway, e spogldam nerwowo w tamtym kierunku.

- Nie martw si - uspokoi mnie. W soneczne dni dociera tu sabe wiato, ale to nic nie boli. - Wzruszy ramionami, a ja przysunam si do szczeliny w podou, w ktrej podczas odpywu znikaa woda. - Powanie, Bree. Bywaem tu ju przedtem. Powiedziaem Rileyowi, e jaskinia przewanie jest wypeniona wod, a on przyzna, e fajnie mie takie miejsce, w ktre mona si wyrwa z tego domu wariatw. Zreszt, czy wygldam, jakbym by poparzony? Zawahaam si. Mylaam o tym, jak rne relacje czyy nas z Rileyem, Diega i mnie. Unis pytajco brwi, czekajc na odpowied. - Nie - rzuciam w kocu. Ale... - Spjrz - zacz zniecierpliwiony. Przeczoga si zwinnie przez tunel i wsun do janiejcej dziury rk, a po rami. - Widzisz? Nic. Skinam gowa. - Uspokj si! Chcesz zobaczy jak wysoko mog wej? Powiedziawszy to, wsadzi gow w otwr i zacz si wspina. - Diego, nie! - Znikn mi ju z oczu. Jestem spokojna, przysigam! Zamia si - zdawao mi si, e stoi kilka metrw dalej w tunelu. Chciaam pj za nim, zapa go za nog i wcign z powrotem, ale zamaram z przeraenia. Gupio byoby ryzykowa ycie dla zupenie obcej istoty. Tyle e od tak dawna nie miaam nikogo, kto byby mi bliski. Po tej jednej nocy trudno byoby mi si przyzwyczai, e nie mam z kim rozmawia. - No estoy quemando! - zawoa Diego, dranic si ze mn. Czekaj... Czy to... Au! - Diego? Rzuciam si na drug stron jaskini i wsunam gow do tunelu. Jego twarz znalaza si nagle tu przy mojej. -Bu! Instynktownie odskoczyam jak oparzona. - Bardzo mieszne - rzuciam nerwowo, odsuwajc si, by mg wej z powrotem do jaskini. - Wrzu na luz, dziewczyno! Wszystko sprawdziem, zrozum. Tylko ostre soce jest dla nas niebezpieczne. - Chcesz powiedzie, e mogabym sobie stan pod cienistym drzewem i nic by mi si nie stao? Zawaha si przez chwil, jakby zastanawiajc si, czy odpowiedzie mi, czy nie, a potem cicho przyzna: - Kiedy to zrobiem. Wgapiaam si w Diega, czekajc, a powie, e to art. Ale si nie doczekaam. - Riley powiedzia... - zaczam, lecz szybko zamilkam. - Tak, wiem, co powiedzia Riley - zgodzi si Diego. - Moe jednak on wcale nie wie tak duo, jak mu si zdaje. - Ale przecie... Shelly i Steve. Doug i Adam. Ten chopak z jasnorudymi wosami. Oni wszyscy zniknli, bo nie zdyli wrci na czas. Riley widzia ich prochy. Diego, zniecierpliwiony, zmarszczy brwi. - Wszyscy wiedz, e w dawnych czasach wampiry musiay za dnia lee w trumnach cignam. - I nie mogy wychodzi na soce. Kady to wie, Diego. - Masz racj, wszystkie historie tak mwi. - Zreszt, po co Riley miaby bez powodu zamyka nas w ciemnej piwnicy jak w jednej wielkiej trumnie - na cay dzie? Przecie z tego wynikaj cige walki, niszczymy

kolejne domy, a on przecie musi od nowa wszystko organizowa. Chcesz mi powiedzie, e to lubi? Co w moich sowach zastanowio Diega. Otworzy usta, ale nic nie powiedzia. O co chodzi? - spytaam. - Kady to wie" - powtrzy. Co wampiry robi cay dzie w trumnach? - Hm... Co? No tak, pewnie powinny spa prawda? Ale zdaje mi si, e tylko le tam kompletnie znudzone, bo przecie my nie... Masz racj, to si nie trzyma kupy. - Wanie, jednak w tych historiach wampiry nie tylko pi. One s nieprzytomne. Nie s w stanie wyrwa si z letargu. Czowiek bez problemu moe podej i wbi im w pier osikowy koek. Mamy wic kolejn rzecz: koki. Naprawd mylisz, e kto mgby ci zabi kawakiem drewna? Wzruszyam ramionami. - Nie zastanawiaam si nad tym. W kocu to nie jest taki sobie zwyky kawaek drewna. Jest zaostrzony i ma pewne... sama nie wiem. jakie czarodziejskie waciwoci. Daj spokj! - parskn Diego. Dobra, nie mam pojcia. Pewnie nie leaabym spokojnie, gdyby jaki czowiek rzuci si na mnie z zaostrzonym kijem od mioty. Diego - wci z wyrazem pewnego powtpiewania na twarzy, jakby magia bya czym dziwnym, gdy si jest wampirem odwrci si i zacz wbija paznokcie w wapie ponad naszymi gowami. Odamki wpaday mu we wosy, lecz nie zwraca na to uwagi. - Co ty wyrabiasz? - Eksperymentuj. Drapa obiema rekami, a w kocu mg stan prosto, ale nie przerywa - Diego, jeli wyjdziesz na powierzchni, to eksplodujesz. Przesta! - Nie zamierzam wcale... No dobra, udao si. Usyszaam gony trzask, potem nastpny, ale wiato nie wpado do rodka. Diego schyli si tak, e znw widziaam jego twarz, a w rku trzyma kawaek korzenia jakiego drzewa biay, martwy i suchy, pokryty pyem. Krawd w miejscu odamania bya zaostrzona i nierwna. Rzuci mi go prosto w rce. - Dgnij mnie! Odrzuciam korze. - Ju lec. - Mwi serio. Wiesz, ze mnie nie zranisz. Kawaek drewna znw trafi do mnie, ale odbiam go. Diego chwyci go w powietrzu i jkn: - Jeste taka przesdna! - Jestem wampirem! To chyba najlepiej dowodzi, e przesdni ludzie maj racj! - Okej, sam to zrobi. Dramatycznym gestem wycign rk przed siebie, jakby trzyma w niej sztylet, ktrym chce si ugodzi. Przesta zaniepokoiam si. To gupie. No wanie. O to mi chodzi. Patrz. Wbi korze w sw pier, dokadnie tam, gdzie zwykle bije serce, a zrobi to z si, ktra rozerwaaby granitowy blok. Zamaram ze strachu, dopki nie usyszaam miechu Diega. Szkoda, e nie widzisz swojej miny, Bree. Wyprostowa palce, a drzazgi i odamki zmiadonego korzenia rozsypay si wok jego stp. Diego wytar rce o koszulk, i tak ju bardzo brudn od biegania po dachach i kopania pod wod. Przy najbliszej okazji trzeba bdzie zdoby nowe ciuchy.

Moe jest inaczej, kiedy robi to czowiek. A kiedy nim bya, miaa moe jakie cudowne zdolnoci? Nie wiem, Diego rzuciam zmczona. Przecie nie ja wymyliam te wszystkie historie Skin gow, nagle powaniejc. A jeli wanie o to chodzi? Jeli one s zmylone? Westchnam. Czy to by co zmienio? Nie jestem pewien. Ale jeli chcemy odkry czemu tu jestemy - czemu Riley przyprowadzi nas do n i e j i c o o n a chce z nami zrobi musimy zrozumie tak wiele, jak to moliwe. Marszczy czoo, a z jego twarzy zupenie znikno rozbawienie. Wpatrywaam si w Diega bez sowa, bo nie znaam odpowiedzi na te pytania. Zagodnia troch i doda: - To bardzo pomaga, wiesz? Rozmowa. Pomaga mi si skoncentrowa. - Mnie te - przyznaam. Nie wiem, dlaczego do tej pory o tym wszystkim nie pomylaam. Sprawa wydaje si taka oczywista. A od kiedy zastanawiamy si wsplnie... Sama nie wiem. atwiej mi znale waciwy kierunek. - Wanie. - Diego umiechn si. - Naprawd si ciesz, e wyszlimy dzisiaj razem. - Nie bd dla mnie taki sodki. - Co? Nie chcesz by... - otworzy szeroko oczy i dokoczy z egzaltowan przesad: ...moim BFF? - Rozemia si na widok gupiego wyrazu mojej twarzy. Przewrciam oczami, nie wiedzc, czy nabija si ze mnie, czy z tego dziwnego skrtu. - No dalej, Bree. Moim BFF, czyli best friend forever! Prosz. Wci si mia, ale tym razem szczerze i... z nadziej. Wycign do mnie rk. Zamierzaam w kocu przybi z nim porzdn pitk, ale zapa moj do i przytrzyma j w swojej, a ja zrozumiaam, e chodzio mu o co innego. To byo takie dziwne uczucie, dotyka kogo pierwszy raz w yciu - a by to pierwszy raz, bo przez trzy miesice mojego drugiego ycia unikaam jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z innymi. A teraz poczuam, jakby porazi mnie prd, tyle e byo to cakiem mie. Umiechnam si troch niemiao. Dobrze, wchodz w to. Doskonale. Nasz wasny, zamknity klub. Bardzo ekskluzywny - zgodziam si. Diego wci trzyma moj rk. Nie potrzsa ni, ale i jej nie ciska. Musimy obmyli jakie tajne haso - oznajmi. Moesz si tym zaj. - A zatem zwouj zebranie supertajnego stowarzyszenia najlepszych przyjaci! Wszyscy obecni, tajne haso zostanie ustalone w pniejszym terminie - powiedzia Diego. Pierwsza sprawa na tapecie: Riley. Niewiadomy? Bdnie poinformowany? A moe kamie? Diego wpatrywa si we mnie szczerym, dobrym spojrzeniem. Kiedy wymawia imi Rileya, nic si nie zmienio. W tej chwili nabraam pewnoci, nie ma ani krzty prawdy w historiach o Diegu i Rileyu. Diego po prostu by z nim duej ni pozostali. Mogam mu ufa. Dodaj temat do listy wtrciam. - Terminarz i plan dziaa Rileya. - Strza w dziesitk! Tego wanie musimy si dowiedzie. Najpierw jednak jeszcze jeden eksperyment. - To sowo przyprawia mnie o dreszcze. - Zaufanie to podstawa tajnego stowarzyszenia.

Diego stan pod wygrzeban wczeniej jam w stropie jaskini i znw zacz kopa. Chwil pniej jego stopy zawisy w powietrzu, bo podciga si jedn rk, a kopa drug. - Mam nadziej, e prbujesz wykopa stamtd czosnek - powiedziaam i wycofaam si w stron tunelu wiodcego do morza. - Te historie to bzdura, Bree! odkrzykn. Podcign si jeszcze wyej, a z dziury wci sypay si odamki ska i ziemi. W tym tempie Diego mg wypeni jaskini ziemi w kilka minut. Albo zala j wiatem, co byoby ju cakiem bezsensowne. Wlizgnam si do tunelu, wysuwajc nad jego krawd tylko opuszki palcw i oczy. Woda sigaa mi zaledwie do bioder. W razie niebezpieczestwa w cigu sekundy mogam znikn pod jej powierzchni, a potem spdzi dzie bez oddychania; potrafiam to zrobi. Nie byam wielk fank ognia. Moe z powodu jakiego dawnego wspomnienia z dziecistwa, a moe pod wpywem ostatnich wydarze. Bycie wampirem byo wystarczajco intensywnym przeyciem. Diego znajdowa si ju chyba blisko powierzchni. Po raz kolejny przyszo mi do gowy, e mog zaraz straci dopiero co zdobytego jedynego przyjaciela. - Prosz ci, Diego, przesta wyszeptaam wiedzc, e pewnie by si zamia, gdyby to usysza, a na pewno by nie posucha. - Zaufaj mi, Bree. Czekaam wic bez ruchu. Ju prawie... - zamrucza. - Dobra. Spodziewaam si jakiego wiata, iskry albo eksplozji, ale Diego wycofa si, a wci byo ciemno. W rku trzyma korze, tym razem duszy, gruby, pokrcony, prawie tak wysoki jak ja. Spojrza na mnie, jakby chcia rzec: A nie mwiem?". Nie jestem cakiem bezmylny owiadczy. Potrzsn korzeniem. Widzisz, rodki ostronoci. Mwic to, wepchn korze w wkopana dziur. Spadla stamtd ostatnia lawina piasku i kamieni. Diego upad na kolana, by go nie przysypay. A potem ciemno jaskini przeszy promie wspaniaego wiata - promie gruboci rki Diega. wiato wyczarowao kolumn sigajc od podogi do sufitu, a w jego blasku widziaam wirujce drobinki kurzu. Wci ani drgnam, trzymaam si krawdzi tunelu, gotowa zanurkowa. Diego nie odsun si ani nie zawy z blu. Nie wyczuam take dymu. Jaskinia bya sto razy janiejsza ni przed chwil, ale nie miao to na niego adnego wpywu. Moe wiec historia o cieniu bya prawdziwa? Patrzyam z obaw, jak Diego klka obok wietlistej kolumny i wpatruje si w ni. Wyglda na zdrowego, ale zauwayam drobn zmian na jego skrze. Jaki dziwny ruch, moe osiadajcy na niej kurz, ktry odbija blask. Jakby Diego zacz si byszcze... Moe to nie kurz, pomylaam, moe to pocztek spalania. Moe nie sprawia blu, a Diego poczuje go, gdy bdzie za pno... Mijay sekundy, a my, wci nieruchomi, wpatrywalimy si w soneczne wiato. Potem Diego zrobi co, co wydao mi si jednoczenie cakowicie oczekiwane oraz zupenie niewyobraalne: podnis rk i wycign j w stron wiata. Zareagowaam byskawicznie, szybciej, ni zdyam pomyle. Szybciej ni kiedykolwiek. Pocignam Diega na ty wypenionej kurzem jaskini, zanim zdy wysun rk i pokona ostatni centymetr, ktry dzieli jego do od kolumny wiata. Pomieszczenie wypenio si nagle dziwnym blaskiem i poczuam na nodze ciepo dokadnie w tej samej chwili, w ktrej zdaam sobie spraw, e nie dam rady przycisn Diega do ciany bez naraania na soce wasnej skry. - Bree! - jkn Diego. Automatycznie odwrciam si i przytuliam do ciany. Wszystko trwao krcej ni sekund, a ja cay czas czekaam, a dopadnie mnie bl A pojawi si pomienie, a potem

wybuchn z ca si, jak tamtej nocy, kiedy poznaam j , tylko szybciej. Nagy bysk znikn, teraz zostaa ju tylko wietlista kolumna. Spojrzaam na twarz Diega - mia szeroko otwarte oczy i usta. Nie rusza si. Chciaam spojrze na swoj nog, ale jednoczenie baam si zobaczy, co z niej zostao. Byo inaczej ni wtedy, kiedy Jen oderwaa mi rk, cho tamto bardziej bolao. Tyle e tym razem nie mogam uleczy rany. Ale bl nie nadchodzi. Bree, widziaa to? Potrzsnam szybko gow. Bardzo le? - le? Z moj nog - wymamrotaam przez zby. - Powiedz mi tylko, co z niej zostao. Twoja noga wyglda na ca. Szybko zerknam w d i rzeczywicie - stopa i ydka wyglday jak przedtem. Poruszaam palcami u ng. W porzdku. Boli? - spyta Diego. Podniosam si i uklkam. - Jeszcze nie. - Widziaa, co si stao? To wiato. Potrzsnam gow. - A wic patrz. - Diego ponownie uklk przed snopem wiata. Tylko tym razem mnie nie odcigaj. Sama udowodnia, e mam racj. - Wystawi rk. Na ten widok znw poczuam bl i niepokj, mimo e moja noga wygldaa na zdrow. Gdy palce Diega znalazy si w strudze wiata, jaskinia napenia si milionem lnicych tczowych odblaskw. Zrobio si tak jasno, jakby bysk odbija si w sali penej luster wiato byo wszdzie. Mrugnam nerwowo i przeszed mnie dreszcz. To wiato mnie oblewao. - Niesamowite - wyszepta Diego. Woy ca do prosto w snop wiata i jakim cudem zrobio si jeszcze janiej. Obrci rk raz, potem drugi. Odblaski taczyy niczym w wirujcym krysztale. Nie pojawi si aden zapach spalenizny, a Diego najwyraniej czu si wietnie. Przyjrzaam si jego doni zdawao mi si, e na jej powierzchni migocz miliardy drobnych krysztakw, zbyt maych, by je odrni. Wszystkie odbijay wiato niczym najjaniejsze na wiecie lustra. - Chod tutaj, Bree. Musisz sama sprbowa. Nie widziaam ju teraz powodu, by odmwi; byam zaciekawiona, chocia rwnie nieco przestraszona. Podeszam bliej. - adnych oparze? - adnych. wiato nas nie spala, tylko obija si od nas. Cho to chyba mao powiedziane. Poruszajc si powoli jak czowiek, niechtnie wycignam palce, by zanurzy je w wietle. Na mojej skrze natychmiast pojawiy si refleksy, owietlajc jaskini tak, e wiat poza ni zdawa si pogrony w ciemnoci. Ale nie byy to zwykle odbicia, wiato amao si i nabierao tczowych kolorw, jak odbite w krysztale. Wsunam ca do w wizk i przestrze wok nabraa jeszcze wikszego blasku. - Mylisz, e Riley o tym wie? - wyszeptaam. - Moe tak, a moe nie. - Ale skoro wie, to czemu nam nie powiedzia? Jaki ma w tym ce? Przecie w wietle dziennym stajemy si tylko dyskotekowymi kulami. - Wzruszyam ramionami. Diego si zamia. - Chyba wiem, skd si wziy te legendy. Wyobra sobie, e widzisz co takiego, bdc czowiekiem. Nie pomylaaby, e wampir wanie stan w pomieniach?

- Jeli nie zatrzyma si, eby pogada Moliwe. - To jest niewiarygodne - powiedzia. Narysowa palcem lini na mojej janiejcej doni. A potem zerwa si na rwne nogi i stan pod promienistym prysznicem jaskinia oszalaa wiatem. - Chod, zmywajmy si std. Sign w gr i podcign si, by wydosta si przez wietlist dziur na powierzchni. Chocia wiedziaam, co si dzieje i tak czuam narastajcy niepokj. Nie chciaam wyj na tchrza, trzymaam si wic blisko Diega, ale w rodku cay czas kurczyam si ze strachu. Riley bardzo obrazowo opowiada o spalaniu si w socu - w mylach wci czyam t grob z dniem, w ktrym ponam, by sta si wampirem - dlatego za kadym razem, gdy o tym mylaam, ogarniaa mnie panika. Diego wygrzeba si z dziury, a ja wyszam za nim chwil pniej. Stanlimy na malej trawiastej polanie, zaledwie kilka stp od lasu porastajcego ca wysp. Kilka krokw dzielio nas od krawdzi klifu, a dalej bya ju tylko woda. Wszystko wok nas lnio kolorami, ktre spyway z naszych cia. - 0 rany... wyszeptaam. Diego umiechn si, a ja spojrzaam na jego pikn, owietlon twarz i nagle, czujc dziwny ucisk w odku, zdaam sobie spraw, e ta caa gadka o BFF bya chybiona. Przynajmniej jeli o mnie chodzi. Teraz byo inaczej. Szeroki umiech Diega zmieni si w delikatny i przyjazny. Oczy mia, jak ja, szeroko otwarte. Zadziwienie i wiato. Dotkn mojej twarzy, tak przedtem doni - jakby prbowa poj ten blask. - To takie pikne - powiedzia. Nie zabra rki z mojego policzka. Nie jestem pewna, jak dugo tam stalimy, umiechajc si jak para idiotw i wiecc jak dwie pochodnie. Na morzu nie byo adnych odzi i dobrze. Nawet lepiec by nas nie przegapi. Nie eby ludzie mogliby nam co zrobi, ale nie chciao mi si pi, a wrzaski zupenie zepsuyby atmosfer. W kocu soce zakrya gsta, ciemna chmura. Nagle stalimy si znw sob, cho wci nieco lnilimy. Ale teraz nikt z wyjtkiem wampira o doskonaym wzroku nie mg nas zauway. Gdy tylko bysk znikn, w gowie rozjanio mi si na tyle, bym moga pomyle, co dalej. Bo cho Diego wyglda jak dawniej - przynajmniej nie lni jak szalony - wiedziaam, e dla mnie ju nigdy nic bdzie taki sam. Dziwne askotanie w odku nie znikno. Miaam przeczucie, e moe zosta tam ju na zawsze. - Powiemy Rileyowi? A moe on ju wie? -spytaam. Diego westchn i opuci do. - Nie wiem. Moemy si zastanowi, prbujc ich znale. - I jeli chcemy tropi w cigu dnia. Musimy by ostroni. W socu stajemy si nieco... widoczni. Umiechn si. - Bdziemy jak ninja. Przytaknam. - Supertajny klub ninja brzmi duo lepiej ni ta caa sprawa z BFF. Zdecydowanie tak. Odnalezienie miejsca, z ktrego cala grupa odpyna z wyspy, zajo nam jedynie kilka sekund. To bya atwiejsza cz zadania. Ale ju odkrycie tego, gdzie na starym ldzie postawili stop, okazao si duo trudniejsze. Przez chwil rozwaalimy, czy si nie rozdzieli, ale jednogonie odrzucilimy ten pomys. Mielimy ku temu logiczny powd: gdyby jedno z nas co znalazo, jak miaoby powiadomi o tym drugie? Ale przede wszystkim nie chciaam zostawia Diega i wiedziaam, e on czuje to samo. Oboje, przez cae nasze

ycie, nie mielimy obok siebie nikogo bliskiego i szkoda nam byo traci nawet minut tej przyjemnoci. Moliwoci, dokd mogli ruszy pozostali, byo bardzo wiele: w gb pwyspu, na inn wysp, z powrotem na przedmiecia Seattle albo na pnoc, do Kanady. Za kadym razem, gdy burzylimy albo palilimy nasze domy, Riley by przygotowany - dokadnie wiedzia, dokd wyruszymy. Ten poar pewnie te zaplanowa, ale nie wtajemniczy adnego z nas. Mogli by wszdzie. Musielimy wynurza si i zanurza, by unika odzi; ludzie naprawd nas spowalniali. Cay dzie szukalimy bez skutku, ale adnemu z nas to nie przeszkadzao. Doskonale si bawilimy. To by bardzo dziwny dzie. Zamiast siedzie smutna w ciemnej piwnicy, prbujc uspokoi chaos w gowie i pokona obrzydzenie, bawiam si w ninja z moim nowym najlepszym przyjacielem, a moe nawet kim wicej. Duo si mialimy, przebiegajc z jednego zacienionego miejsca w drugie i rzucajc w siebie kamykami, jakby to byy gwiazdki shuriken uywane przez japoskich wojownikw. Potem soce zaszo i nagie ogarn mnie niepokj. Czy Riley bdzie nas szuka? Czy pomyl, e spalilimy si na popi? Moe ju wie, e nie? Zaczlimy si porusza szybciej, duo szybciej, ju przedtem sprawdzilimy okoliczne wyspy, teraz wic koncentrowalimy si tylko na staym ldzie. Jak godzin po zmierzchu wyczulam znajomy zapach i w cigu kilku sekund zapalimy trop. Kiedy ju odkrylimy, ktrdy szli, rwnie dobrze moglibymy ledzi stado soni na wieym niegu. Rozmawialimy o tym, co robi, coraz powaniej zreszt, nawet podczas biegu. - Wydaje mi si, e nie powinnimy mwi Rileyowi - owiadczyam. - Powiedzmy, e spdzilimy cay dzie w twojej jaskini, a potem zaczlimy ich szuka. Moja paranoja narastaa z kad minut. - Albo jeszcze lepiej: powiedzmy, e jaskinia bya pena wody i nie moglimy nawet rozmawia. - Mylisz, e Riley jest jednym z tych zych, prawda? - Diego zada to pytanie dopiero po dugiej chwili. Mwic, uj mnie za rk. - Nie wiem. Ale wol zachowywa si tak, jakby by zy, na wszelki wypadek. Zawahaam si i dodaam: - A ty nie chcesz myle, e to prawda. - Zgadza si - przyzna Diego. - Jest dla mnie kim w rodzaju przyjaciela. Ale nie takiego jak ty. - cisn moje palce. - Jednak bardziej ni ktokolwiek inny. Wol nie myle... - Diego nie skoczy zdania. Odwzajemniam ucisk. - Moe jest w porzdku. A to, e bdziemy ostroni, przecie nic nie zmieni. - Jasne. A zatem opowiem histori o zatopionej jaskini. Przynajmniej na pocztku... O socu mog porozmawia z nim pniej. Zreszt i tak wolabym zrobi to w cigu dnia, aby udowodni, e mam racj. Na wypadek, gdyby Riley zna ju prawd, ale mia jaki powd, by wmawia nam co innego, powiem mu to, kiedy bdziemy sami. Zapi go o wicie, gdy bdzie wraca stamtd, gdzie zawsze chodzi Zauwayam, e w swojej przemowie Diego uywa wycznie formy ja, a nie my, i troch mnie to zaniepokoio. Ale z drugiej strony i tak wolaam nie mie nic wsplnego z uwiadamianiem Rileya. Nie wierzyam w niego tak mocno jak Diego. Ninja atakuj o wicie! rzuciam, by go rozbawi. Zadziaao. Tropic nasze stado wampirw, znw zaczlimy artowa, ale wiedziaam, e w gbi serca Diego myli cay czas o powaniejszych sprawach, tak samo jak ja. Z kadym kolejnym kilometrem stawaam si coraz bardziej niespokojna. Bieglimy szybko i na pewno zapalimy waciwy trop, ale trwao to zdecydowanie za dugo. Wci oddalalimy si od wybrzea, weszlimy ju w pobliskie gry, na cakiem inne terytorium. Zazwyczaj byo zupenie

Wszystkie domy, ktre sobie poyczalimy - czy to w grach, czy na wyspie, czy na jakiej duej farmie - miay pewne wsplne cechy. Nieyjcy waciciele, odludzie i co jeszcze: wszystkie znajdoway si w pobliu Seattle. Jak ksiyce na orbicie wikszej planety, czyli duego miasta. Seattle zawsze byo centrum, a zarazem celem. Teraz natomiast bylimy daleko poza orbit i czuam, e co jest nie tak. Moe si myliam, moe po prostu zbyt wiele rzeczy wydarzyo si w cigu tego jednego dnia. Wszystkie znane mi zasady zostay wywrcone do gry nogami, nie byam wic w nastroju do nastpnych niespodzianek. Dlaczego Riley nie mg wybra jakiego normalnego miejsca? - Zabawne, e tak bardzo sic oddalili - zamrucza Diego. W jego gosie take syszaam niepokj. - Albo straszne wymamrotaam. cisn mnie za rk i doda: - Jest dobrze. Klub wojownikw ninja poradzi sobie ze wszystkim. - Wymylie ju tajne haso? - Pracuj nad tym obieca. Co zaczo mnie drczy. Jakby pojawio si co dziwnego, co, czego nie mogam zauway, poj, ale wiedziaam, e istnieje. Co tak oczywistego... I wreszcie, jakie sto kilometrw na zachd od granic naszego terytorium, znalelimy dom. Tego haasu nie mona byo pomyli z adnym innym. Bum bum bum basw, cieka dwikowa gier wideo, odgosy ktni. Nasza banda, z pewnoci. Wyrwaam do z ucisku Diega, a spojrza na mnie zdziwiony. - Hej, ja ci nawet nie znam! zaartowaam. - Nie rozmawiaam z tob, przecie cay dzie przesiedzielimy pod wod. Moesz by ninja albo wampirem, kto wie. Umiechn si. - To samo dotyczy ciebie, nieznajoma. A potem szybko i cicho doda: Rb dokadnie to samo co wczoraj. Moe jutro wieczorem uda nam si razem wyj. Zrobi jaki rekonesans i zorientowa si, co si dzieje. - Dobry plan. Bd milcze. Diego schyli si i mnie pocaowa - waciwie tylko musn, ale za to prosto w usta. Cae moje ciao przeszy niespodziewany dreszcz. A potem Diego powiedzia: - Do roboty. - I ruszy zboczem gry prosto w kierunku koszmarnego haasu. Nie odwrci si ani razu, ju wszed w swoj rol. Nieco oszoomiona szam kilka krokw za nim, pamitajc, by utrzyma midzy nami tak odlego, jakiej pilnowaabym w towarzystwie innego wampira. Dom by wielki, zbudowany w stylu grskiej chaty z bali, wcinity midzy sosny. Dokoa nie zauwayam ladu jakichkolwiek ssiadw. Okna byty ciemne, jakby w rodku nikt nie mieszka, ale framugi a trzsy si od gonej muzyki dobiegajcej z piwnicy. Diego wszed pierwszy, a ja prbowaam wlizgn si za nim, jakby by Kevinem czy Raoulem i jakbym musiaa chroni swoj przestrze. Szybko znalaz schody i zszed na d pewnym krokiem. - Chcielicie mnie zgubi, frajerzy? - zapyta. - O, hej! Diego jednak yje. - Usyszaam, jak Kevin odpowiada bez najmniejszego entuzjazmu. - Nie dziki tobie - rzuci Diego, a ja przemknam do ciemnej piwnicy. Jedyne wiato dochodzio z ekranw telewizyjnych, ale i tak byo go wicej, ni potrzebowalimy. Popieszyam do kta, w ktrym Fred zajmowa ca kanap, zadowolona, e mog gra nerwow, bo i tak nie ukryabym swoich emocji. Przeknam lin, czujc nagy atak obrzydzenia, i zwinam si w kbek na pododze za kanap. Kiedy kucnam, odstrczajcy smrd Freda nieco zela. A moe po prostu si do niego przyzwyczajaam.

W piwnicy byo pustawo, bo przybylimy tu w rodku nocy. Wszystkie mode wampiry miay takie same oczy jak ja - koloru jasnej, dopiero co odywionej czerwieni. - Musiaem posprzta baagan, ktrego narobie - Diego zwrci si do Kevina. - Zanim dotarlimy do domu, prawie witao. Cay dzie musielimy spdzi w jaskini wypenionej wod. - Id si poskary Rileyowi. Mam to gdzie. - Widz, e maej te si upieko - odezwa si jaki gos. Zadraam syszc gos Raoula. Troch mi ulyo, e nie zna mojego imienia, lecz i tak ogarn mnie strach na myl, e w ogle mnie zauway. - Tak, sza za mn. Nie widziaam Diega, ale wiedziaam, e wzruszy ramionami. - Zostae zbawicielem dnia? - kpi Raoul. - Nie dostaje si dodatkowych punktw za bycie idiot. Wolaabym, eby Diego nie drani Raoula. Miaam nadziej, e Riley niedugo wrci. Jedynie on mg cho troch utemperowa Raoula. Riley najwidoczniej by na polowaniu, apic dla niej popaprane dzieciaki. Albo robi co innego, o czym nie mielimy pojcia. - Ciekawe podejcie, Diego. Mylisz, e Riley lubi ci tak bardzo, i zmartwi si, gdy ci zabij. A ja sdz, e si mylisz. Ale tak czy owak, w tej chwili on i tak uwaa, e nie yjesz. Syszaam, jak inni si poruszyli. Niektrzy pewnie po to, by wesprze Raoula, inni by usun mu si z drogi. Siedzc w swej kryjwce, zawahaam si - nie mogam pozwoli, by Diego walczy z nim sam, ale nie chciaam te zdradzi naszej tajemnicy, ktra na pewno by si wydaa. Miaam nadziej, e Diego przetrwa tak dugo dlatego, e posiada jak niezwyk umiejtno walki A ja w tym wzgldzie nie miaam wiele do zaoferowania. Byli tu trzej czonkowie bandy Raoula i jeszcze inni, ktrzy pewnie pomogliby mu, aby zyska jego sympati. Czy Riley wrci do domu, zanim zd nas spali? Diego spokojnie odpowiedzia: - A tak bardzo boisz si zmierzy ze mn sam na sam? Typowe. Raoul parskn miechem. - Czy ten tekst na kogo dziaa? Chyba tylko w filmach. Po co mam z tob walczy? Nie chc ci pobi, chce, chc z tob skoczy. Przykucnam gotowa wyskoczy do ataku. Raoul nie przestawa mwi. Wida bardzo lubi dwik wasnego gosu. - Nie trzeba nas a tak wielu, eby ci zaatwi. Tych dwch zajmie si jedynym wiadkiem twego ocalenia. T ma jak ona si nazywa? Zamaram w bezruchu. Prbowaam si otrzsn z przeraenia, by stan do walki w peni si, cho pewnie nie miaoby to adnego znaczenia? Nagle poczuam co innego, zupenie niespodziewanego - fal mdoci tak potn, tak wszechogarniajc, e nie mogam duej usiedzie w kucki. Padam na podog, z trudem oddychajc. Nie tylko ja tak zareagowaam. Usyszaam krzyki odrazy i odgosy wymiotw z kadego kta piwnicy. Kilku chopakw rzucio si pod ciany. Mogam ich zobaczy: oparli si plecami o mur, wycigajc szyje, jakby prbowali uciec przed tym koszmarnym uczuciem. Przynajmniej jeden z nich by czonkiem bandy Raoula. Usyszaam te jego charakterystyczny skowyt, ktry zacz cichn, gdy Raoul wbieg po schodach. Nie tylko on zreszt. Poowa wampirw znikna na grze. Ja nie miaam takiej moliwoci, ledwie mogam si poruszy. Po chwili zdaam sobie spraw, e powodem tego bya blisko Strasznego Freda. To on odpowiada za to, co si stao. Czuam si fatalnie, ale zrozumiaam, e wanie ocali mi tym ycie. Tylko dlaczego? Fala mdoci powoli opadaa. Podczogaam si do brzegu kanapy i oceniam sytuacj. Wszyscy kolesie Raoula zniknli, ale Diego wci by w piwnicy, na drugim kocu wielkiego pomieszczenia, niedaleko telewizorw. Wampiry, ktre zostay, powoli otrzsay si z szoku,

cho niektre wci wyglday na otpiae. Wikszo rzucaa podejrzliwie spojrzenia w kierunku Freda. Ja rwnie zerknam na ty jego gowy, ale niczego nie dostrzegam. Szybko odwrciam wzrok. Spogldanie na Freda zawsze wywoywao mdoci. - Ciszej. Niski gos nalea do Freda. Nigdy przedtem nie syszaam, by si odzywa. Wszyscy spojrzeli na niego, a po chwili odwrcili si, by znowu nie ogarno ich obrzydzenie. A wic Fred po prostu chcia mie wity spokj! No i dobrze. Dziki temu udao mi si przey. Przed witem co innego prawdopodobnie przycignie uwag Raoula i wyaduje zo na kim innym. Zreszt wczesnym rankiem, jak zwykle, mia wrci Riley. Gdy dowie si, ze Diego siedzia w jaskini i nie spalio go soce, Raoul nie bdzie ju mia powodu, by atakowa jego czy mnie. Taki by w kadym razie optymistyczny scenariusz. Tymczasem Diego i ja powinnimy wymyli sposb, by trzyma si z dala od Raoula. Znw ogarno mnie przeczucie, e umyka mi jakie oczywiste rozwizanie, jednak zanim zdyam je sobie uwiadomi, kto mi przerwa. - Przepraszam. Niski, prawie niedosyszalny pomruk mg pochodzi wycznie od Freda. I chyba tylko ja znajdowaam si do blisko, by go usysze. Czyby mwi do mnie? Spojrzaam na niego i nic nie poczuam. Nie widziaam jednak jego twarzy, bo wci by odwrcony plecami. Mia gste, falujce blond wosy. Nigdy tego nie zauwayam, przez te wszystkie dni, gdy chowaam si w jego cieniu. Riley nie artowa, gdy mwi, e Fred jest wyjtkowy. Obrzydliwy, ale naprawd wyjtkowy. Czy Riley zdawa sobie spraw, e Fred ma tak... wadz? Potrafi w cigu sekundy uspokoi ca piwnic wampirw. Wprawdzie nie widziaam wyrazu jego twarzy, ale zdawao mi si, e czeka teraz na moj odpowied. - Hm, nie ma za co - wyszeptaam - Dziki. Fred wzruszy ramionami. A potem ju nie mogam na niego duej patrze. Kolejne godziny mijay wolniej ni zwykle, a ja wci baam si, e wrci Raoul. Od czasu do czasu prbowaam spojrze na Freda - pod ochronn powlok, ktr sobie stworzy ale za kadym razem mnie odrzucao. Jeli staraam si zbyt mocno, niemal dostawaam torsji. Mylenie o Fredzie powodowao jednak, e nie mylaam o Diegu. Prbowaam udawa, e nie obchodzi mnie, gdzie jest, ani co robi. Nie patrzyam na niego, ale na wszelki wypadek suchaam jego charakterystycznego oddechu. Siedzia po drugiej stronie piwnicy, suchajc na laptopie swoich nowych pyt. A moe tylko udawa, e sucha, tak jak ja udawaam, e czytam ksiki wyjte z mokrego plecaka. Przegldaam strony w swoim zwykym tempie, ale nic nie rozumiaam. Czekaam na Raoula. Na szczcie pierwszy pojawi si Riley. Raoul i jego banda przywlekli si tu za nim, ale byli mniej goni i obrzydliwi ni zazwyczaj. Moe Fred da im jednak jak nauczk. Cho pewnie to zudzenie. Bardziej prawdopodobne, e Fred ich zdenerwowa. Miaam nadziej, e bdzie teraz na siebie uwaa. Riley od razu podszed do Diega. Suchaam ich rozmowy, wci odwrcona do nich plecami, z oczami wbitymi w ksik. Ktem oka widziaam, jak po piwnicy snuj si idioci Raoula, szukajc swoich ulubionych gier czy innych rzeczy, ktrymi si zajmowali, zanim Fred ich std wykurzy. By tam take Kevin, ale wygldao na to, e on akurat szuka czego innego ni rozrywka. Kilka razy zdawa si spoglda w miejsce, w ktrym siedziaam, jednak aura Freda trzymaa go na dystans. Podda si po paru minutach - wida zrobio mu si niedobrze. - Syszaem, e ci si udao odezwa si Riley, wyranie zadowolony. Zawsze mog na ciebie liczy, Diego.

- Nie ma sprawy. Diego mwi spokojnym gosem. - Tylko nie ka mi wicej spdza caego dnia bez oddychania. Riley si zamia. - Nastpnym razem wymyl co lepszego. Daj przykad maluchom. Diego take si umiechn. Usyszaam, jak Kevin odetchn z ulg. Czyby naprawd a tak bardzo martwi si, e Diego napyta mu biedy? Moe Riley jednak sucha Diega uwaniej, ni mi si zdawao. Zastanawiaam si, czy wanie dlatego Raoul tak bardzo si wcieka. Czy to dobrze, e Diego jest w tak dobrych stosunkach z Rileyem? A moe ten ostatni jednak jest porzdku? W kocu ich przyja chyba nie przekrela szans na mj zwizek z Diegiem, prawda? Po wschodzie soca czas wcale nie pyn szybciej. W piwnicy, jak zawsze, byo peno wampirw i panowaa nerwowa atmosfera. Gdyby wampiry mogy chrypn, Riley prdko straciby gos od cigego wrzeszczenia. Tymczasem kilkoro dzieciakw stracio rne koczyny, ale nikt nic spon. Gona muzyka mieszaa si z odgosami gier i zaczam si cieszy, e nie moe bole mnie gowa. Prbowaam czyta ksiki, ale byam w stanie jedynie przewraca kartki jedn po drugiej; oczy odmwiy mi posuszestwa. Uoyam wic kolejne tomy w rwnym stosie przy kanapie, dla Freda. Zawsze zostawiaam mu swoje ksiki, cho nie mam pojcia, czy ktrkolwiek przeczyta. Nie potrafiam przyglda mu si wystarczajco dugo, by dostrzec, jak spdza czas. Przynajmniej Raoul ani razu nie spojrza w moj stron, tak samo jak Kevin ani aden z pozostaych wampirw. Nigdy nie miaam a tak skutecznej kryjwki. Nie mogam zobaczy, czy Diego rozsdnie ignorowa moj osob, bo sama ignorowaam go zadziwiajco pilnie. Niki nie mgby podejrzewa, e czy nas jaka zmowa - moe z wyjtkiem Freda. Czy dostrzeg, jak przygotowywaam si do walki z Raoulem u boku Diega? Nawet jeli tak, nie martwio mnie to zbytnio. Gdyby Fred le mi yczy, pozwoliby mi zgin poprzedniej nocy. Niewiele musiaby robi. Kiedy soce zaczo zachodzi, w piwnicy zrobio si goniej. Tam, pod ziemi, nie widzielimy gasncego wiata, bo nawet na grze okna byy zasonite - na wszelki wypadek. Jednak po tylu dugich dniach atwo byo wyczu, kiedy koczy si nastpny. Nowo narodzeni zaczli chodzi nerwowo, mczc Rileya pytaniami, czy mog wyj na polowanie. - Kristie, przecie bya na zewntrz wczoraj - przypomnia Riley, a ton wskazywa, e jego cierpliwo jest na wyczerpaniu. Heather, Jim, Logan, idcie. Warren, masz ciemne oczy, zabieraj si z nimi. Hej, Saro, nie jestem lepy wracaj tutaj! Dzieciaki, ktre uziemi, pochoway si po ktach; niektre czekay tylko, a Riley wyjdzie, by wbrew jego zakazom mc si wymkn. - Hm, Fred, dzisiaj chyba twoja kolej - rzek Riley, nie patrzc jednak w naszym kierunku. Usyszaam, e Fred wzdycha, wstajc z kanapy. Gdy przechodzi przez piwnic, wszyscy - nawet Riley skrzywili si z obrzydzeniem. Jednak w przeciwiestwie do pozostaych Riley jednoczenie si umiechn. Lubi swojego utalentowanego wampira. Kiedy Fred wyszed, poczuam si, jakbym bya naga. Teraz wszyscy mogli mnie zobaczy. Siedziaam nieruchomo, z pochylon gow, i robiam wszystko, by nie rzuca si w oczy pozostaym. Na szczcie tego wieczoru Riley bardzo si spieszy. Zatrzyma si jedynie na chwilk, by spojrze na tych, ktrzy wyranie zmierzali w stron drzwi, ale nie straszy ich, i sam te wyszed. Zwykle w tym momencie wygasza ktry z wariantw swojego przemwienia o tym, e mamy nie zwraca na siebie uwagi, ale tego wieczoru byo inaczej. Wygld na zafrasowanego i niespokojnego. Byam gotowa si zaoy, e szed zobaczy si z n i . Dlatego te nie miaam za bardzo ochoty spotyka si z nim o wicie.

Czekaam, a Kristie oraz troje jej kompanw wyjdzie, i wylizgnam si zaraz za nimi Prbowaam zachowywa si tak, jakby naturalne byo, e si z nimi zabieram, ale jednoczenie pilnowaam si, aby ich nie zirytowa. Nie spojrzaam ani na Raoula, ani na Diega. Skoncentrowaam si na tym, by nikt mnie nie zauway. Taka tam sobie wampirzyca. Kiedy ju wyszlimy z domu, natychmiast oddzieliam si od Kristie i pobiegam do lasu. Miaam nadziej, e tylko Diego bdzie chcia odnale mj zapach i mnie. W poowie zbocza pobliskiej gry wspiam si na najwysze gazie wielkiego, samotnie rosncego wierku. Rozciga si std niezy widok. Gdyby kto zechcia mnie ledzi, bez trudu mogam go w por dostrzec. Okazao si, e byam przesadnie ostrona. Chyba nawet niepotrzebnie zachowywaam si tak czujnie przez cay dzie. Tylko Diego poszed za mn. Zobaczyam go z oddali i wyszam mu na spotkanie. - Dugi dzie powiedzia, przytulajc mnie. - Twj plan jest trudny do zrealizowania. Odwzajemniam ucisk, z radoci zdajc sobie spraw, jakie to przyjemne. - Moe mam lekk paranoj przyznaam. - Przepraszam za ten cyrk z Raoulem. Niewiele brakowao. Przytaknam. - Dobrze, e Fred jest taki obrzydliwy. - Ciekawe, czy Riley wie, jaki potencja ma ten dzieciak - zastanowi si Diego. - Wtpi. Do tej pory nie widziaam, eby Fred robi taki numer, a spdzam koo niego do duo czasu. - Okej, to ju sprawa Strasznego Freda. My mamy wasny sekret, ktry musimy zdradzi Rileyowi. Poczuam, jak przechodzi mnie dreszcz. - Wci nie jestem pewna, czy to dobry pomys. - Nie dowiemy si, pki nie zobaczymy, jak zareaguje Riley - orzek Diego. - Wiesz, ja tak oglnie nie lubi si dowiadywa". Spojrza na mnie spod zmruonych powiek. - A co powiesz na ma przygod? - To zaley wahaam si. - Mylaem o gwnych zadaniach naszego stowarzyszenia. Pamitasz? O tym, e mamy dowiedzie si jak najwicej. - No i? Uwaam, e powinnimy ledzi Rileya. Dowiedzie si, co robi. Spojrzaam na niego ze zdziwieniem. Ale przecie Riley zorientuje si, e go tropimy. Wyczuje nasze zapachy. Wiem o tym. Dlatego mam pomys. Sam pjd za jego zapachem. Ty bdziesz trzyma si kilkaset metrw za mn i i na such. Wtedy Riley wyczuje tylko mnie, a to nie problem, bo mam mu przecie co wanego do powiedzenia. Zdradz mu wielki sekret z yw wampirz kul dyskotekow. Zobacz, co mi powie. - Diego wci mi si przypatrywa. - Ale ty... Ty na razie nie zdradzaj si, e wiesz, dobrze? Jeli nie wydarzy si nic zego, dam ci zna. - A jeli Riley wrci wczeniej ze swojej wyprawy? Nie wolaby rozmawia z nim tu przed witem, eby pokaza, jak si byszczymy? - Tak... To moe by may problem. I moe wpyn na przebieg naszej rozmowy. Ale wydaje mi si, e powinnimy zaryzykowa. Riley chyba si dzisiaj pieszy, prawda? Moe potrzebuje caej nocy, by zrobi to, co zamierza? - zastanawia si Diego. - By moe. A moe po prostu bardzo si pieszy, aby j zobaczy. Chyba lepiej, ebymy nie robili mu niespodzianki, jeli o n a jest w pobliu. - Oboje drgnlimy nerwowo.

- Racja. A jednak... - Diego zmarszczy czoo. - Nie wydaje ci si, e to, co nadchodzi, jest coraz bliej? A jeli nie zostao nam duo czasu, by zorientowa si, w czym rzecz? Niechtnie przytaknam. - Tak, to prawda. - Sprbujmy wic. Riley mi ufa, no i mam dobry powd, eby chcie z nim porozmawia. Rozwaaam strategi Diega. Znaam go wprawdzie tylko jeden dzie, ale wiedziaam, e nie jest paranoikiem. - Wiesz, ten twj skomplikowany plan... zaczam. - O co chodzi? spyta. - Wyglda mi na jednoosobow robot. A nie na przygod tajnego stowarzyszenia. Przynajmniej jeli chodzi o jego niebezpieczn cze. Diego zrobi tak min, i wiedziaam ju, e mam racj. - To mj pomys, to przecie ja - zawaha si, szukajc odpowiedniego sowa. - To ja ufam Rileyowi i tylko ja ryzykuj, e si wcieknie, jeli si myl. Nie naleaam do odwanych, fakt, ale wiedziaam, co robi. - Nie tak dziaa tajne stowarzyszenie. Skin gow, jednak nie wiedziaam, co myli. - W porzdku, jeszcze o tym porozmawiamy - rzuci w kocu. Ale wyczuam, e nie mwi szczerze. Zosta na drzewach i pilnuj mnie z gry, dobrze? Dobrze. Diego ruszy z powrotem w stron domu, poruszajc si bardzo szybko. Przemykaam miedzy drzewami, ktre rosy tak gsto, e rzadko kiedy musiaam przeskakiwa z jednego na drugie, wystarczyo przechodzi po gaziach. Staraam si zachowywa jak najciszej, jakby uginanie si konarw wywoywa tylko wiatr. A e noc bya wietrzna, okazao si to cakiem atwe. Byo tez zimno jak na lato, cho oczywicie zupenie mi to nie przeszkadzao. Diego bez problemu zapa trop Rileya niedaleko domu i od razu ruszy za nim, a ja trzymaam si w pewnej odlegoci kilkanacie metrw za nim i jakie sto metrw powyej niego, ukryta w gaziach drzew porastajcych zbocze. Gdy drzewa zaczynay gstnie, Diego nadeptywa na jak ga, bym go przypadkiem nie zgubia. Poruszalimy si sprawnie: on bieg, a ja udawaam latajc wiewirk, ale ju po jakim kwadransie zobaczyam, e Diego zwalnia. Widocznie zblialimy si do celu. Weszam wyej, szukajc dobrego punktu obserwacyjnego, i znalazam drzewo wysze od pozostaych. Jakie p kilometra dalej dostrzegam otwarte pole, liczce kilkanacie akrw. Prawie w samym rodku tej przestrzeni, bliej wschodniej strony lasu, stao co, co wygldao jak wielgachny domek z piernika. Pomalowany na jaskrawy r, ziele i biel dom by wrcz absurdalnie bogato ozdobiony w kadym moliwym miejscu umieszczono skomplikowane wykoczenia i detale. W mniej stresujcej sytuacji wybuchnabym miechem na widok czego podobnego. Nigdzie nie dostrzegam Rileya, ale skoro Diego zatrzyma si, zrozumiaam, e to koniec naszego pocigu. Moe to by zastpczy dom, ktry Riley przygotowa na wypadek, gdyby chata z bali si zawalia? Tyle e ten budynek by duo mniejszy ni ktrykolwiek z naszych poprzednich domw, i zdawao mi si, e nie ma piwnicy. No i sta jeszcze dalej od Seattle ni nasza chata. Diego spojrza na mnie z dou, wic pokazaam mu gestem, by do mnie doczy. Skin gow, cofn si kawaek i wykona niewiarygodny skok! Zastanawiaam si, czy ja potrafiabym -chocia byam moda i silna - wyskoczy tak wysoko. Chwyci jedn z gazi, a niezbyt uwany obserwator nie zauwayby, e Diego zboczy z obranej wczeniej cieki. Tym bardziej, e zacz skaka w rne strony po czubkach drzew, upewniajc si, e jego trop nie od razu doprowadzi do mnie. Gdy w kocu uzna, e jest do bezpiecznie, by mg

do mnie doczy, od razu wzi mnie za rk. Bez stwa skinam gow w stron piernikowego domku. Diego umiechn si nieznacznie. Razem zaczlimy zmierza w kierunku wschodniej ciany domku, wci kryjc si w konarach drzew. Zbliylimy si na bezpieczn odlego, zostawiajc przed sob jeszcze kilka drzew - a potem w milczeniu siedzielimy i suchalimy. Wiejcy wiatr uprzejmie zela i udao nam si co dosysze. Dziwne odgosy pocierania czy cykania. Na pocztku ich nie rozpoznaam, ale potem Diego umiechn si tajemniczo, wyd swe usta i bezgonie pocaowa powietrze. No tak, caowanie wampirw wyglda inaczej ni ludzkie. adnych mikkich, misistych, wypenionych pynem komrek, ktre mogyby si o siebie ociera. Kamienne wargi, nic wicej. Ju syszaam dwik pocaunku wampirw - kiedy Diego musn moje usta wczoraj wieczorem - ale nie skojarzyabym go z t sytuacj. Spodziewaam si bowiem tutaj czego zupenie innego. Nage wszystko stano na gowie! Byam przekonana, e Riley idzie spotka si z n i , aby otrzyma nowe instrukcje albo przyprowadzi nowych rekrutw. Ale nigdy nie przyszoby mi, na myl, e trafi tutaj na jakie miosne gniazdko. Jak Riley mg j caowa? Wzdrygnam si i spojrzaam na Diega. On rwnie wyglda na lekko przejtego, ale tylko wzruszy ramionami. Wrciam mylami do ostatniej nocy mojego czowieczestwa i natychmiast zadraam na wspomnienie owego niesamowitego aru. Prbowaam przypomnie sobie jakie chwile przedtem, ale wszystko byo jakby zamglone... Najpierw okropnie si baam, kiedy Riley podjecha do tamtego ciemnego domu. Znikno wtedy poczucie bezpieczestwa, ktre miaam jeszcze chwil wczeniej w knajpie z burgerami. Ale wtedy on nagle zamkn moj rk w stalowym ucisku i wycign mnie z auta jak szmacian lalk. Nastpnie przeraenie i niedowierzanie, gdy Riley jednym susem doskoczy do drzwi oddalonych o dziesi metrw. Przeraenie i bl, ktry zaguszy niedowierzanie, gdy Riley zama mi rk, cignc mnie przez drzwi czarnego domu. I ten gos. Gdy mocniej si skoncentrowaam, usyszaam go znw. Wysoki, piewny, podobny do gosu maej dziewczynki, ale bardziej... nadsany. Jak gos dziecka wpadajcego w histeri. Pamitam nawet, co powiedziaa: Po co przyprowadzie takie co? Jest za maa. Albo co podobnego. Moe pomyliam sowa, ale sens by wanie taki. Tamtej nocy Riley wyranie pragn j zadowoli, najwyraniej prbujc zaegna awantur, odpowiedzia: Ale to kolejne ciao. Przynajmniej odwrci uwag. Zdaje mi si, e skuliam si wtedy, a Riley potrzasn mn bolenie, lecz nie odezwa si sowem. Traktowa mnie jak psa, nie jak czowieka. - Caa noc zmarnowana - narzeka dziecicy gos. Wszystkich ich zabiam. Fuj!, Pamitam, e w tamtej chwili cay dom zatrzs si, jakby wjecha w niego samochd. Zrozumiaam, e to o n a prawdopodobnie kopna ze zoci jaki przedmiot. - Dobrze ju. Pewnie, nawet maa jest lepsza nic. Skoro na wicej ci nie sta. Zreszt jestem taka pena, e powinnam umie si powstrzyma. Silne pace Rileya znikny i zostaam sama z gosem. Byam zbyt przeraona, by wyda z siebie jakikolwiek dwik. Zamknam oczy, cho w ciemnoci i tak nic nie widziaam. Nie krzyknam, dopki co nie wbio si w moj szyj, palc j niczym ostrze zanurzone w kwasie. Skrzywiam si na samo wspomnienie i sprbowaam wyrzuci z pamici to, co nastpio pniej. Skupiam si za to na tamtej krtkiej rozmowie. O n a nie mwia wtedy tak, jak mwi si do kochanka czy choby przyjaciela. Bardziej do... pracownika. Takiego, ktrego niezbyt si lubi i zamierza wkrtce zwolni. Tymczasem dziwne odgosy wampirzego caowania nie ustaway. Kto westchn z zadowoleniem. Spojrzaam na Diega, marszczc brwi. Nic z tego nie rozumielimy. Jak dugo

mamy tutaj siedzie? Przechyli gow na bok i sucha uwanie. nie. Po upywie kilku minut niskie, romantyczne odgosy nage ucichy. - Ilu? Gos tumia odlego, ale syszaam go wyranie. I poznaam. Wysoki, prawie jak szczebiot. Jak gosik rozpuszczonej dziewczynki. - Dwudziestu dwch odpowiedzia z dum. Diego i ja wymienilimy zaniepokojone spojrzenia. To nas byo dwadziecioro dwoje, kiedy ostatnio uczylimy. Musieli mwi o nas. - Mylaem, e dwoje mi si spalio w socu, a starszy dzieciak z tych dwojga jest bardzo... posuszny - mwi dalej Riley. Gdy opowiada o Diegu jako o swoim dzieciaku", sycha byo w jego gosie dziwn czuo. Ma sw podziemn kryjwk, w ktrej siedzia razem z t modsz. - Jeste pewien? Nastpia dusza chwila ciszy, lecz tym razem nie przeryway jej romantyczne odgosy. Zdawao mi si, e nawet z odlegoci wyczuwam midzy nimi napicie. - Tak. To dobry dzieciak, jestem pewien. Kolejna pauza. Nie zrozumiaam jej pytania. Co miaa na myli, mwic: Jeste pewien?. Czyby uznaa, e Riley usysza t histori od kogo innego, a nie od samego Diega? - Dwudziestu dwch moe by oznajmia z zadowoleniem i napicie zdawao si ustpowa. Czy zmienia si ich zachowanie? Niektrzy maj ju prawie rok. Wci dziaaj wedug normalnego wzoru? Tak potwierdzi Riley. - Wszystko dziaa nienagannie, zgodnie z twoimi poleceniami. Oni nie myl, robi tylko to, co zawsze. Zreszt mog odwrci ich uwag pragnieniem, to pozwala mi ich kontrolowa. Zmarszczyam czoo i zerknam na Diega. Riley nie chcia, ebymy myleli. Ale dlaczego? wietnie ci poszo zachwycaa si nasza stwrczyni. Usyszelimy kolejny pocaunek. - Dwadziecia dwie sztuki! - Ju czas? - z zapaem spyta Riley. Odpowied nadesza szybko, niczym wymierzony policzek. - Nie! Jeszcze nie zdecydowaam kiedy. Nie rozumiem. -I nie musisz. Ty masz tylko wiedzie, e nasi wrogowie s bardzo potni. Powinnimy zachowa maksymaln ostrono. - Mwia agodniejszym, sodszym gosem. Caa dwudziestka dwjka wci yje... Nawet z tym, do czego tamci s zdolni... jak sobie poradz z dwudziestoma dwoma? Zamiaa si dwicznie. Diego i ja nieustannie si w siebie wpatrywalimy i widziaam teraz w jego oczach, e myli dokadnie to samo co ja. Tak, stworzono nas w jakim celu, tak jak sdzilimy. Mielimy te jakiego wroga. Czy raczej: nasza stwrczyni miaa wroga. Zreszt, co to za rnica? - Decyzje, decyzje - zamruczaa. Jeszcze nie. Moe zbierzmy jeszcze jedn grup, na wszelki wypadek. - Jeli dodamy nowych, to moe zmniejszy nasz liczebno. - Riley mwi z wahaniem, jakby nie chcia jej rozdrani. Kiedy sprowadzam now grup, zawsze robi si niespokojnie. - To prawda - przytakna, a ja wyobraziam sobie, jak Riley oddycha z ulg, e si nie zdenerwowaa.

Nagle Diego odwrci si ode mnie i spojrza na polan. Nie usyszaam adnego ruchu dochodzcego z domu, ale moe o n a wysza. Obrciam gow za jego spojrzeniem i zamaram. Zobaczyam, co przycigno uwag Diega. Przez otwarte pole w stron domu zmierzay cztery postacie. Weszy na polan od zachodu, w miejscu najbardziej od nas oddalonym. Wszystkie miay na sobie dugie, ciemne peleryny z duymi kapturami, wic na pocztku pomylaam, e to ludzie. Moe i dziwni, ale jednak ludzie, bo aden ze znanych mi wampirw nie gustowa w gotyckich ubraniach. I aden nie porusza si w sposb tak gadki, opanowany i elegancki. Szybko zrozumiaam jednak, e aden czowiek nie umiaby si tak porusza. A co wicej, nie potrafiby robi tego tak cicho. Odziane w peleryny postacie pyny po trawie w absolutnej ciszy. Albo wic byy wampirami, albo innymi nadnaturalnymi istotami. Moe duchami? Jeli jednak to byy wampiry, nie znaam ich, co oznaczao, e rwnie dobrze mog by wrogami, o ktrych mwia o n a. A skoro tak, powinnimy si stamtd zabiera jak najszybciej, bo nie mielimy przy boku dwudziestu pozostaych nowo narodzonych. Chciaam od razu wia, ale baam si, e zwrc na siebie uwag postaci w pelerynach. Patrzyam wic, jak bezszelestnie sun do przodu, rozgldajc si uwanie dokoa. Cay czas w idealnej formacji rombu, ktrego krawdzie ani razu nie zaamay si, bez wzgldu na to, jak zmieniao si uksztatowanie terenu pod ich stopami. Ten z przodu wydawa mi si mniejszy od innych, a jego peleryna bya ciemniejsza. Nie musieli nawet tropi czy szuka zapachu - doskonae wiedzieli, dokd zmierzaj. Moe zostali zaproszeni? Szli prosto w kierunku domu, a ja wreszcie zdecydowaam si odetchn, kiedy w ciszy zaczli wchodzi na schody prowadzce do frontowych drzwi. Przynajmniej nie przyszli tu po mnie i po Diega. Czekalimy, a znikn nam z oczu abymy nareszcie mogli z wiatrem rozpyn si midzy drzewami i aby nikt nie domyli si, e tu bylimy. Spojrzaam na Diega i skinam gow w kierunku, z ktrego przyszlimy. Zmruy oczy i ostrzegawczo podnis palec. No piknie, chcia tutaj zosta! Przewrciam oczami i zdumiaam si, e sta mnie na ironi w chwili takiego przeraenia. Popatrzylimy ponownie w stron domku. Postacie w pelerynach weszy do rodka, a ja nage uwiadomiam sobie, e ani ona, ani Riley nie odezwali si, odkd gocie pojawili si w zasigu naszego wzroku. Z pewnoci oboje co usyszeli albo podwiadomie wyczuli, e grozi im niebezpieczestwo. - Nie wysilajcie si - odezwa si czysty, spokojny, zrwnowaony gos. Nie by tak wysoki, jak ten nalecy do naszej stwrczym, ale i tak wydawa mi si dziewczcy. - Myl, e wiecie, kim jestemy, wiecie wic take, e prby zaskoczenia nas nie maj sensu. Ani ucieczka, ani walka, ani ukrywanie si. Gboki, mski chichot, ktry nie nalea do Rileya, rozleg si zowieszczo w domku. - Spokojnie - nakaza beznamitny glos dziewczyny w pelerynie. Wyczuam w nim, e jest wampirem, a nie duchem czy inn zjaw. - Nie przyszlimy was zniszczy, jeszcze nie. Przez chwil panowaa cisza, potem dao si sysze delikatne ruchy. Zmieniali pozycje. - Jeli nie przyszlicie nas zabi, to... po co? - spytaa o n a , gosem spitym i nieprzyjemnym. - Chcemy zbada wasze zamiary. Szczeglnie te, ktre dotycz pewnej... tutejszej rodziny - wyjania dziewczyna w pelerynie. - Jestemy ciekawi, czy ma ona co wsplnego z chaosem, ktry tu wywoalicie. Nielegalnie, podkrelam. Oboje jednoczenie zrobilimy zdziwione miny. Nie rozumielimy nic z tego, co syszelimy, ale ostatnie sowa byy najdziwniejsze. Co mogo by nielegalne w wiecie wampirw? Jaki gliniarz, jaki sdzia, jakie wizienie mogo nas powstrzyma? - Tak - sykna o n a . - Moje plany dotycz wycznie tej rodziny. Ale jeszcze nie ich wprowadzi w ycie. To skomplikowane - mwia z irytacj. mog

- Wierz mi, znamy te trudnoci lepiej ni ty. Niezwyke, e udao wam si przez tak dugi czas pozostawa w ukryciu. Wyjanij mi - w monotonnym gosie pojawia si nutka zainteresowania jak to robicie? Nasza stwrczym zawahaa si, a potem zacza mwi bardzo szybko. Jakby nagle zacza si wstydzi. - Nie podjam jeszcze decyzji - wyrzucia z siebie. A potem ju wolniej, ale z niechci, dodaa: - O ataku. Nie zdecydowaam jeszcze, co z nimi zrobi. - Nieokrzesani, ale skuteczni stwierdzia nieznajoma. - Niestety, czas na zastanowienie si min. Musisz zdecydowa t e r a z , co zrobisz ze swoj ma armi. Ja i Diego otworzylimy szeroko oczy. Inaczej bdziemy zmuszeni ukara was, jak nakazuje prawo. Jednak takie rozwizanie, cho szybkie, nie zadowala mnie. Nie tak dziaamy. Sugeruj wic, eby daa nam wszystko, co moesz, i to szybko. - Zaatakujemy od razu! - wyrwa si Riley, ale zaraz rozlego si karcce sykniecie. - Zaatakujemy tak szybko, jak to bdzie moliwe - poprawia o n a . - Mam jeszcze wiele do zrobienia. Rozumiem, e chcielibycie, aby si nam udao? W takim razie musz mie troch czasu, by ich wytrenowa, poinstruowa i nakarmi. Cisza. - Masz wic pi dni. Potem po ciebie przyjdziemy. I nie ma skay, pod ktr mogaby si ukry, ani prdkoci, z jak by nam ucieka. Odnajdziemy ci. Jeli nie zaatakujesz przed naszym powrotem, sponiesz. W tych sowach nie byo groby, tylko absolutna pewno. - A jeli zaatakuj? drcym gosem spytaa nasza stwrczym. - Wtedy zobaczymy - dziewczyna w pelerynie podsumowaa gosem weselszym ni do tej pory. Wiele zaley od tego, jak ci si powiedzie. Postaraj si nas zadowoli. Ostatni komend wydaa znw ostrym, stanowczym gosem, od ktrego moje ciao przeszed dziwny dreszcz. Dobrze warkna o n a . - Dobrze - powtrzy szeptem Riley. Chwil pniej wampiry w pelerynach bezgonie opuciy dom. Jeszcze pi minut po ich znikniciu balimy si choby westchn. W domu nasza stwrczyni i Riley take milczeli. Kolejne dziesi minut mino w absolutnym bezruchu. Dotknam rki Diega. Teraz mielimy szanse uciec. W tej chwili zreszt ju nie baam si tak bardzo Rileya. Chciaam znale si jak najdalej od postaci w ciemnych pelerynach. Wiedziaam, e bezpieczniej bdzie w chacie, w grupie, i domyliam si, e tak samo uwaa o n a . Dlatego wanie stworzya nas tak wielu. Poniewa gdzie istniay rzeczy duo bardziej niebezpieczne, ni potrafiam sobie wyobrazi. Diego wci nasuchiwa w bezruchu i chwil pniej jego cierpliwo zostaa nagrodzona. - C - wyszeptaa o n a .- Teraz ju wiedz. Mwia o tych w pelerynach czy o tajemniczej rodzinie? I o ktrym wrogu wspomniaa, zanim pojawili si nieproszeni gocie? - To nie ma znaczenia. Jestemy w przewadze... - Kade ostrzeenie jest wane! - hukna, przerywajc Rileyowi. - Tyle mamy do zrobienia, a dali nam tylko pi dni!- jkna. Koniec z obijaniem si. Zaczniesz dzisiaj. - Nie zawiod ci - obieca Riley. Cholera! Diego i ja zerwalimy si jednoczenie i zaczlimy przeskakiwa z jednego drzewa na nastpne, spiesznie wracajc tam, skd przyszlimy. Riley take si pieszy. Nagle zdalimy sobie spraw, e Riley wyczuje na ciece trop Diega, ale go tam nie zastanie... - Musze wrci i na niego poczeka - szepn do mnie Diego. - Dobrze, e nie byo nas wida z domu. Nie chc, aby wiedzia, co syszaem.

- Powinnimy razem z nim porozmawia. - Za pno. Zauway, e twojego tropu nie byo na ciece, i zacznie co podejrzewa - wyjani. - Diego... - Nie miaam innego wyjcia, jak go posucha. Wrcilimy do miejsca, w ktrym si do mnie przyczy. Powiedzia popiesznie szeptem: - Trzymaj si planu, Bree. Powiem Rileyowi to, co zamierzaem. Do witu daleko, ale wida nie zostawiono nam wyboru. Jeli mi nie uwierzy... Diego wzruszy ramionami. Ma teraz waniejsze rzeczy na gowie ni ja i moja bujna wyobrania. Moe bdzie bardziej skonny mnie wysucha, bo potrzebujemy wszelkiej pomocy, a moliwo poruszania si za dnia nie zaszkodzi. - Diego... - powtrzyam, nie wiedzc, co po wiedzie. Spojrza mi w oczy, a ja czekaam, a jego usta uo si w ten ciepy umiech, a zaartuje i powie co o ninja albo o najlepszych przyjacioach. Nie zrobi tego. Pochyli si tylko powoli, ani na chwil nie odrywajc wzroku, i pocaowa mnie. Jego gadkie usta przycisny si do moich na bardzo dugi moment; nie przestawalimy na siebie patrze. Potem wyprostowa si i westchn. - Id do domu, ukryj si za Fredem i udawaj, e nic nie wiesz. Bd tu za tob. Uwaaj na siebie! Ujam jego do i mocno j ucisnam. Riley mwi o nim z sympati i miaam nadziej, e jest ona prawdziwa. Nie pozostawao mi zreszt mc innego, jak uwierzy w jego szczero. Diego znikn miedzy drzewami, bezszelestnie jak lekka bryza. Nie traciam czasu. Ruszyam przez las prosto do domu. Oby moje oczy byy jeszcze do jasne po wczorajszej nocy, ebym moga jako wytumaczy swoje zniknicie. Mae polowanie, udao mi si znale samotnego turyst, nic nadzwyczajnego. Gdy zbliyam si do domu, nie tylko usyszaam dudnic muzyk - poczuam te charakterystyczny, sodki swd ciaa poncego wampira. Ogarna mnie panika. Rwnie dobrze mogam umrze tutaj zamiast wchodzi do rodka. Ale nie miaam wyboru. Nie zwolniam wiec, tylko zbiegam po schodach i udaam si prosto do kta, gdzie - cho ledwie widziaam sta Straszny Fred. Szuka jakiego zajcia? Zmczy si siedzeniem? Nie miaam pojcia, ale nic mnie to nie obchodzio. Miaam zamiar trzyma si Freda a do powrotu Diega i Rileya. Na rodku podogi lea dymicy jeszcze stos, zbyt duy, by spona w nim tylko rka lub noga. No i jednego mniej. Nikt nie wyglda na specjalnie zmartwionego dymicymi szcztkami. Zbyt czsto je widywalimy. Gdy zbliyam si do Freda, po raz pierwszy jego obrzydliwy zapach nie sta si silniejszy, a wrcz przeciwnie - osab. Zdawao si, e Fred mnie nie zauway, dalej czyta trzyman w rku ksik. Jedn z tych, ktre zostawiam mu kilka dni wczeniej. Z atwoci mogam dostrzec, co czyta, bo podeszam bardzo blisko, a on sta oparty o ty kanapy. Zawahaam si, prbujc zrozumie, o co chodzi. Czyby mg wycza ten smrd, kiedy zechce? Czy w takim razie w tej chwili oboje bylimy bezbronni? Na szczcie Raoul jeszcze nie wrci do domu, cho by tu Kevin. Po raz pierwszy naprawd mogam przyjrze si, jak wyglda Fred. By wysoki, mierzy ponad metr osiemdziesit, mia gste, krcone jasne wosy, ktre dopiero ostatnio dostrzegam, szerokie ramiona i uminione ciao. Wyglda na starszego ni wikszo pozostaych, jakby byt studentem, a nie uczniem. Na dodatek co zaskoczyo mnie najbardziej by przystojny. Tak przystojny jak wszyscy inni, moe nawet bardziej ni

wielu z nich. Nie wiem waciwie, czemu si tak zdziwiam. Pewnie dlatego, e do tej pory kojarzy mi si wycznie z uczuciem obrzydzenia. Zrobio mi si gupio, e tak si gapi. Rozejrzaam si nerwowo dokoa, by sprawdzi, czy jeszcze kto zauway, e Fred w tej chwili jest normalny i adnie wyglda. Ale nikt nie patrzy w nasz stron. Zerknam na Kevina, gotowa odwrci wzrok, gdyby mnie zauway, ale on wpatrywa si w jaki punkt z naszej lewej strony. Marszczy brwi w zamyleniu. Zanim zdyam drgn, jego spojrzenie powdrowao dokadnie w moj stron i zatrzymao si na prawo ode mnie. Wyranie si nad czym zastanawia. Jakby... Jakby prbowa mnie zobaczy, ale nie mg. Poczuam, jak kciki ust wyginaj mi si w radosnym umiechu. Miaam jednak zbyt wiele innych zmartwie, by cieszy si ze lepoty Kevina. Spojrzaam znw na Freda, ciekawa, czy obrzydliwy smrd powrci, i zobaczyam, e si do mnie umiecha. Z tym umiechem wyglda jeszcze przystojniej. Po krtkiej chwili Fred wrci do czytania. Nie ruszaam si, czekajc, a co si wydarzy. A Diego wejdzie do piwnicy, albo Riley i Diego, Raoul. Albo bo a rozniesie si znowu znajomy smrd i dostan mdoci, albo Kevin mnie zauway, albo wybuchnie kolejna walka. Cokolwiek. Ale nic si nie wydarzyo, wic w kocu zebraam siy i zrobiam to, co powinnam bya robi od pocztku - udawaam, e nie dzieje si nic niezwykego. Wziam jedn z ksiek lecych koo ng Freda, usiadam tam, gdzie staam, i zachowywaam si tak, jakbym z pasj czytaa. Zapewne bya to jedna z tych ksiek, ktre przegldaam wczoraj, ale zupenie jej nie rozpoznawaam. Przerzucaam kolejne kartki, jednak i tym razem nic do mnie nie docierao. W gowie kbiy mi si tysice myli. Gdzie jest Diego? Jak Riley zareagowa na jego opowie? Co oznaczay te rozmowy Rileya z ni - przed nadejciem wampirw w pelerynach i po ich wyjciu? Analizowaam zdarzenia po kolei, prbujc uoy wszystkie elementy w jak sensown cao. wiat wampirw mia wyranie co w rodzaju policji, diabelnie przeraajcej zreszt. Nasza dzika grupa modziutkich wampirw okazaa si armi, ktr stworzono nielegalnie. Nasz stwrczyni miaa wroga Nie, wr, dwch wrogw. Za pi dni mielimy zaatakowa jednego z nich, a jeli nie, to ci drudzy koszmarne peleryny obiecali zaatakowa j... Albo nas. Albo i j, i nas. Trening do tej bitwy mia rozpocz si zaraz po powrocie Rileya. Zerknam na drzwi, ale szybko zmusiam si, by patrze z powrotem w ksik. I jeszcze to, co mwia przed odwiedzinami nieznajomych. Martwia si o jak decyzj. Cieszya si, e ma tak wiele wampirw, tak wielu onierzy. A Riley ucieszy si, e Diego i ja przeylimy... Obawia si, e straci kolejn dwjk w socu, wic nie mg wiedzie, jak naprawd wampiry reaguj na wiato. Tyle, e jej reakcja bya dziwna. Zapytaa, czy jest pewien... Pewien, e Diego przey, czy e... historia Diega jest prawdziwa? Ta ostatnia myl mnie przerazia. Moe ona wie, e soce nas nie rani? A skoro wie, to czemu okamaa Rileya, a porednio take i nas? Dlaczego chciaa nas trzyma w ciemnoci - dosownie i w przenoni? Dlaczego tak wane byo, ebymy nie poznali prawdy? A tak wane, eby cign kopoty na Diega? Nage wpadam w koszmarn panik, zupenie mnie zamurowao. Gdybym moga si poci, byabym ju cakiem mokra. Musiaam skupi si na czynnoci przewracania kartek, by nie podnie przeraonego wzroku. Czy Rileya take okamywaa, czy moe by we wszystko wtajemniczony? Gdy przyzna, e myla, i dwoje mu si spalio na socu, to nie wiedzia, e soce nam nie szkodzi, czy udawa, e nie wie? Jeli to drugie, to nasze odkrycie mogo nam przynie zgub. Mj umys pracowa jak szalony. Prbowaam uporzdkowa myli, ale bez

Diega byo mi trudno. Potrzebowaam kogo, z kim mogabym pogada, przedyskutowa to wszystko, atwiej byoby mi wtedy si skoncentrowa. A tak - do mojej gowy wkrad si strach, ktremu niezmiennie towarzyszyo wszechobecne pragnienie. dza krwi zawsze braa gr. Nawet teraz, cho byam przyzwoicie nakarmiona, czuam ar w gardle. Myl o n i e j , myl o Rileyu, powtarzaam sobie. Musiaam zrozumie, czemu kami - jeli kami by poj, co wynika z faktu odkrycia przez Diega ich tajemnicy. Gdyby nas nie okamywali, gdyby od razu, na pocztku, powiedzieli nam, e dzie jest dla wampirw rwnie bezpieczny jak noc, co by to zmienio? Prbowaam sobie wyobrazi, jak by to byo, gdybymy nie musieli siedzie zamknici w tej koszmarnej piwnicy, gdyby caa grupa dwudziestu jeden wampirw (teraz ju pewnie niekompletna w zalenoci od tego, jak dogadali si" polujcy) moga robi, co tylko by chciaa i kiedy tylko by chciaa. Chcielibymy polowa. To akurat jasne. Jeli nie musielibymy wraca do domu, nie musielibymy si ukrywa... c, wielu z nas pewnie nie wracaoby zbyt regularnie. Trudno wysiedzie w domu, gdy rzdzi nami pragnienie. Ale Riley tak skutecznie wpoi nam strach przed spaleniem, przed tym, e znw poczujemy ten okropny bl, ktrego dowiadczylimy w trakcie przemiany... Wycznie dlatego potrafilimy si zmusi do powrotu. Tylko instynkt samozachowawczy by silniejszy ni pragnienie. I on trzyma nas razem. Oczywicie, istniay te inne kryjwki ni dom, na przykad jaskinia Diega, ale tylko on jeden wpad na podobny pomys. Mielimy baz, wic do niej wracalimy. Trzewo umysu nie jest charakterystyczn cech wampirw, zwaszcza modych. To Riley myla racjonalnie, Diego take bardziej ni ja. Wampiry w pelerynach byy przeraajco inteligentne. Przeszy mnie dreszcz. A wiec nie zawsze bd nami kieroway instynkty. Co si stanie, gdy podroniemy, zaczniemy janiej myle? Zauwayam, e nikt tutaj nie by starszy od Rileya. Wszyscy bylimy nowi. O n a potrzebowaa nas teraz, by pokona tajemniczego wroga. Ale co potem? Miaam przeczucie, e wolaabym si tego nie dowiedzie. 1 nagle zrozumiaam co absolutnie oczywistego. Przysza mi do gowy myl, ktra nie dawaa mi spokoju ju wczeniej, gdy tropilimy z Diegiem nasz grup w poszukiwaniu obecnego domu. Nie chciaam tu by, nie chciaam zostawa tu ani jednej nocy duej. Zamaram i znw zaczam si zastanawia. Jeli Diego i ja nie domylilibymy si, dokd zmierza cala grupa, czy kiedykolwiek bymy ich odnaleli? Zapewne nie. A przecie bya to dwudziestka wampirw zostawiajcych wyrany trop. A jeli byby to jeden wampir, ktry poruszaby i po ziemi, i po drzewach, a moe i po wodzie nie zostawiajc ladu... Jeden, moe dwa wampiry, wypywajce w morze tak daleko, jak si da Wychodzce na ld dopiero w... Kanadzie Kalifornii, Chile, Chinach... Nigdy nie udaoby si odnale takich dwch wampirw. Zniknyby, jakby rozpyny si w powietrzu. Nie musielimy wcale wraca do domu zeszej nocy! Nie powinnimy byli wraca! Czemu wtedy o tym nie pomylaam? Ale czy Diego by si na to zgodzi? Nagle przestaam by taka pewna siebie. Czy jednak Diego nie by bardziej lojalny wobec Rileya ni wobec mnie? Czy nie uznaby, e jego obowizkiem jest sta przy boku Rileya? Zna go przecie duej ze mn przyjani si od wczoraj. Czy Riley by mu bliszy ni ja? Rozmylaam nad tym, marszczc czoo. C, mogabym si tego dowiedzie, gdyby tylko udao nam si przez chwil porozmawia na osobnoci. Poza tym jeli nasz tajny klub naprawd by dla niego wany, nie miao znaczenia, co zaplanowaa dla nas o n a . Moglibymy znikn we dwjk, a Riley albo musiaby poradzi sobie z dziewitnastk wampirw, albo szybko stworzy nowe. Tak czy owak, to nie byby nasz problem. Nie mogam si doczeka, a zdradz swj plan Diegowi. Instynkt podpowiada mi, e zgodzi si ze mn. Tak przynajmniej miaam nadziej. Nagle wpado mi do gowy co jeszcze. Co naprawd stao si z Shelly, Steve'em i innymi nowo narodzonymi, ktrzy zniknli? Wiedziaam teraz, e na pewno nie spalili si w socu. Czy Riley twierdzi, e widzia ich prochy, tylko po to, eby podporzdkowa sobie

pozostaych? Abymy zawsze wracali do domu o wicie? Moe Shelly i Steve po prostu odeszli z wasnej woli? Poniewa mieli do Raoula. Do wrogw i armii zagraajcych ich najbliszej przyszoci. Moe to wanie mia na myli Riley, mwic, e straci ich w socu? Po prostu uciekli! I dlatego wanie j ucieszy si, e Diego nie znikn, prawda? Gdybymy tylko zdecydowali si nie wraca! Moglimy ju by wolni, tak jak Shelly i Steve. adnych ogranicze, adnego strachu przed wschodem soca! Znw wyobraziam sobie ca nasz hord puszczon bez kontroli i godziny policyjnej. Widziaam jak razem z Diegiem poruszamy si w cieniu niczym wojownicy ninja. Ale widziaam take Raoula, Kevina i pozostaych, szalejcych niczym wiecce potwory w centrum zatoczonego miasta, stosy cia, bezradnych policjantw z broni, ktra nie robi nam krzywdy, kamery, panik rozprzestrzeniajc si w zastraszajcym tempie, zdjcia w gazetach na caym wiecie, syszaam krzyki i oskot helikopterw. Wampiry nie mog dugo pozosta w ukryciu. Nawet Raoul nie potrafi zabija ludzi tak niepostrzeenie, by zachowa to w sekrecie. Wszystko to wydawao si cakiem logiczne i prbowaam poukada sobie kolejne informacje, zanim znw co mnie rozproszy. Po pierwsze; ludzie nie wiedz o istnieniu wampirw. Po drugie: Riley zakaza nam si wychyla, zwraca na siebie uwag ludzi czy uwiadamia ich co do naszego istnienia. Po trzecie: Diego i ja stwierdzilimy, e najwyraniej wszystkie wampiry zachowuj si tak samo, skoro wiat wci si o nas nie dowiedzia. Po czwarte: zdecydowanie wszystko to ma jak przyczyn i z pewnoci nie chodzi tu o strach przed policj. Tak, musia istnie powany powd, dla ktrego wszystkie wampiry tocz si caymi dniami w dusznych piwnicach. I widocznie jest on tak istotny, e Riley i nasza stwrczym musieli kama, straszc nas palcym socem. Moe Riley zdradzi ten powd Diegowi, ktry jest odpowiedzialny i zajmuje wane miejsce w naszej grupie. Diego obieca, e zachowa t wiadomo w tajemnicy, i jako si dogadaj. Na pewno. A co, jeli Shelly i Steve odkryli, e w socu nie pon, ale nie uciekli? Co, jeli poszli z tym do Rileya? Cholera, te pytania same si nasuway. Co stao si z nimi potem? Znw zaczam ba si o Diega. Zorientowaam si, e straciam poczucie czasu i zaczyna ju wita. Za godzin powinno wzej soce. Ale gdzie by Diego? I Riley? W tej samej chwili drzwi si otworzyy i wpad Raoul ze swoimi kumplami, zamiewajc si do rozpuku. Skuliam si i zbliyam do Freda. Raoul nas nie zauway. Spojrza tylko na resztki usmaonego wampira lece na rodku podogi i zamia si jeszcze goniej, jego oczy miay barw jaskrawej czerwieni. Kiedy Raoul wychodzi na polowanie, wraca do domu w ostatniej chwili. Pi tak dugo, jak mg. Widocznie wit by jeszcze bliej, ni mi si zdawao. Najpewniej Riley zada, by Diego udowodni suszno swoich sw. To byo jedyne wytumaczenie. Razem czekali na wschd soca. Ale to oznaczaoby, e Riley nie zna prawdy, e o n a okamywaa take jego. Czy tak wanie byo? Moje myli znw zaczy szale. Kilka minut pniej pojawia si Kristie z trzema wampirami ze swojej grupy. Obojtnie spojrzaa na stosik popiow. Policzyam wszystkich, gdy pozostali wrcili do piwnicy. Dwudziestka. Wszyscy oprcz Diega i Rileya. Soce mogo wzej w kadej chwili. Drzwi na grze skrzypny, gdy kto zacz je otwiera. Zerwaam si na rwne nogi. Do domu wszed Riley. Zatrzasn za sob drzwi i zszed po schodach. By sam. Zanim zdyam to przetrawi, Riley wyda z siebie zwierzcy ryk gniewu. Wpatrywa si w popioy na pododze, a oczy a wychodziy mu z orbit. Wszyscy zamarli bez sowa. Widzielimy ju, jak Riley wpada we wcieko, ale to byo co innego.

Odwrci si na picie, wbi palce w wiszcy obok dudnicy gonik, zerwa go ze ciany i rzuci przez cay pokj. Jen i Kristie odskoczyy, gdy kolumna wybucha w drugim kocu piwnicy wzbijajc chmur kurzu i tynku. Riley zmiady stop wie stereo i guche dudnienie ustao. Potem doskoczy do Raoula i zapa go za gardo. - Nawet mnie tu nie byo! - wrzasn Raoul, przestraszony jak nigdy. - Nie mam pojcia, co si stao! Riley znw rykn okropnie i rzuci Raoulem tak samo jak przedtem gonikiem, jen i Kristie znw uskoczyy na boki. Ciao Raoula walno o cian, robic w niej gigantyczn dziur. Potem Riley zapa za rami Kevina i zacz wyrywa mu praw rk, czemu towarzyszy znajomy pisk. Kevin wrzasn z blu i prbowa uwolni si z ucisku napastnika. Riley kopn go w bok. Usyszelimy kolejny ryk i rka oderwaa si od ciaa. Riley przeama j na p i odrywajc kolejne kawaki, zacz rzuca nimi w przeraon twarz Kevina - pac, pac, pac - sycha byo kolejne uderzenia. - Co z wami?! - wrzeszcza Riley. - Dlaczego wszyscy jestecie tacy durni? - Sign rk po znajomego blondynka, lecz chopak wymkn mu si w ostatniej chwili. Niechccy znalaz si za blisko Freda i szybko przyczoga si z powrotem do Rileya, tumic odruch wymiotny. Czy ktokolwiek tutaj ma rozum? Riley rzuci modego imieniem Dean prosto w zestaw do gier, niszczc go zupenie, a potem zapa dziewczyn, Sar, oderwa jej lewe ucho i wyrwa gar wosw. Warkna ze zoci. Nagle stao si jasne, e Riley robi co bardzo niebezpiecznego. Byo nas tu zbyt wielu. Raoul podnis si, a Kristie i Jen z ktrymi zwykle si kci - osaniay go z dwch stron, gotowe go broni. Inne wampiry zebray si w grupkach w rnych miejscach piwnicy. Nie byam pewna, czy Riley zda sobie spraw z zagroenia, czy po prostu jego atak dobieg koca. W kadym razie wzi gboki oddech, odrzuci Sarze jej ucho i wosy. Odsuna si od niego, polizaa rozdart krawd ucha, pokrywajc j jadem, i umiecia ucho z powrotem na swoim miejscu. Niestety, na wyrwane wosy nie byo lekarstwa - do koca ycia miay jej ju nie odrosn. - Posuchajcie mnie - Riley mwi cicho, ale zdecydowanie. - Nasze ycie zaley od tego, czy posuchacie, co mam do powiedzenia, i czy z a c z n i e c i e m y l e . Wszyscy zginiemy, wy i ja, jeli przez kilka dni nie bdziecie umieli choby poudawa, e macie w gowach mzgi. To ju nie byo zwyke ostrzegawcze przemwienie i proba o trzymanie nerww na wodzy. Tym razem wszyscy uwanie go suchali. - Czas, bycie doroli i wzili za siebie odpowiedzialno. Mylicie, e moecie tak y za darmo? e caa ta krew, ktr pijecie w Seattle, nie ma swojej ceny? Mae grupy wampirw nie wyglday ju tak gronie. Wszyscy patrzyli na Rileya z szeroko otwartymi oczami, niektrzy tylko wymieniali zaciekawione spojrzenia. Ktem oka widziaam, e Fred odwraca gow w moj stron, ale nie spojrzaam na niego. Skupiaam si tylko na dwch rzeczach: na Rileyu - na wszelki wypadek, gdyby znw zacz atakowa oraz na drzwiach. Wci zamknitych drzwiach. Teraz mnie suchacie? Naprawd uwanie? Riley urwa, ale wszyscy milczeli, nikt nawet nie pokiwa gow. Pozwlcie, e wyjani wam niebezpieczn sytuacj, w jakiej si znalelimy. Sprbuj mwi prosto, aby zrozumieli mnie nawet ci, ktrzy myl najwolniej. Raoul, Kristie, podejdcie tutaj. Wskaza na przywdcw dwch najwikszych grup, ktrzy w tej chwili sprzymierzyli si przeciwko niemu. adne si nie poruszyo. Stali w obronnej pozycji, a Kristie odsonia zby.

Czekaam, a Riley zmiknie i ich przeprosi. Udobrucha, a potem przekona do tego, co chcia zrobi. Ale to by ju inny Riley. Dobra! warkn. Jeli mamy przey, bdziemy potrzebowali przywdcw, ale najwyraniej adne z was nie podoa temu zadaniu. Mylaem, e macie talent, lecz widocznie si myliem. Kevin, Jen, przyczcie si do mnie, prosz, jako dowodzcy tym zespoem. Zdziwiony Kevin podnis wzrok. Wanie skoczy przymocowywanie rki do ciaa. Cho byo wida, ze jest ostrony, propozycja Rileya oczywicie mu pochlebia. Powoli si podnis. Jen spojrzaa na Kristie, jakby czekaa na pozwolenie. Raoul tylko zazgrzyta zbami. Drzwi u szczytu schodw wci byy zamknite. - Ty te nie dasz rady? - spyta Riley z irytacj. Kevin zrobi krok w jego kierunku, ale wtedy Raoul przemierzy piwnic dwoma dugimi skokami i go dogoni. Bez sowa popchn kumpla na cian i stan z prawej strony Rileya. Ten pozwoli sobie na ledwie zauwaalny umiech. Manipulacja moe nie bya zbyt subtelna, ale za to skuteczna. - Kristie czy Jen? Ktra nas poprowadzi? -spyta Riley, a w jego gosie usyszaam lekkie rozbawienie. Jen wci czekaa na jaki znak od Kristie. Ta za przez chwil patrzya na ni, a potem odgarna z twarzy jasne wosy i sekund pniej stala przy drugim boku Rileya. - Zbyt dugo si decydowalicie - oznajmi powanym tonem Riley. - Nie mamy ju tego luksusu, by si nie pieszy. Koniec z wygupami. Do tej pory pozwalaem wam robi z grubsza wszystko, na co mielicie ochot, ale od dzisiaj koniec z tym. Rozejrza si po pokoju, patrzc wszystkim w oczy, jakby sprawdza, czy suchamy. Gdy odszuka mj wzrok, przez chwil odwzajemniam jego spojrzenie, a potem na powrt wbiam oczy w drzwi. Opamitaam si natychmiast, ale na szczcie Riley ju sprawdza nastpnych. Zastanawiaam si, czy zauway, e tak naprawd myl o czym innym. I czy w ogle mnie widzia, stojc obok Freda? Mamy wroga oznajmi Riley. Potem zamilk na chwil i widziaam, e jego sowa byy sporym zaskoczeniem dla kilkunastu wampirw obecnych w piwnicy. Wrogiem by Raoul albo - jeli trzymae z Raoulem Kristie. Wrg by tutaj, bo cay nasz wiat by tutaj. Nawet sama myl, e istniej jakie siy potniejsze od nas, wielu z nas wydaa si zadziwiajca. Zreszt jeszcze poprzedniego dnia mylaabym tak samo. Kilkoro z was, tych bardziej inteligentnych, mogo si ju domyli, e skoro istniejemy my, istniej take inne wampiry. Inne wampiry, ktre s starsze, mdrzejsze, bardziej utalentowane. Inne wampiry, ktre pragn naszej krwi! Raoul sykn, a wraz z nim kilku jego poplecznikw. A jednak to prawda. Riley prawdopodobnie chcia ich jeszcze podkrci. Kiedy Seattle naleao do nich, ale wynieli si std dawno temu. Teraz si o nas dowiedzieli i poczuli zazdro, e mamy dostp do atwej krwi. Wiedz, e naley do nas, ale chcieliby j odzyska. Przyjd po to, czego potrzebuj. Wytropi nas jedno po drugim. Bd ucztowa na naszych prochach! - Nigdy - warkna Kristie. Niektrzy z kompanw jej i Raoula zrobili to samo. - Nie mamy wielkiego wyboru - owiadczy Riley. - Jeli bdziemy czeka, a pojawi si tutaj, zdobd nad nami przewag. To jest ich teren. Nie chc zmierzy si z nami wszystkimi naraz, bo nas jest wicej i jestemy silniejsi. Chc nas wyapa pojedynczo, chc wykorzysta nasz najwiksz sabo. Jestecie do zmylni, by wiedzie, co to jest? Wskaza na prochy u swoich stp, teraz wdeptane w dywan tak, e nie dao si rozpozna, i jeszcze niedawno by to wampir, i czeka. Nikt si nie poruszy. Riley warkn z irytacj:

- Brak jednoci! - krzykn. - Jedno tutaj nie istnieje! Jakie moemy stanowi zagroenie, jeli nie przestaniemy si nawzajem zabija? - Kopn stos popiow, posyajc w gr may czarny obok. -Wyobraacie sobie, jak si z nas miej? Z atwoci odbior nam miasto. Sdz, e jestemy sabi i gupi. Myl, e podamy im nasz krew na tacy. Teraz ju poowa wampirw warkna w protecie. -Umiecie dziaa razem czy wszyscy mamy umrze? - Zaatwimy ich, szefie! - rykn Raoul. Riley spojrza na niego krzywo. - Nie, jeli nie nauczycie si nad sob panowa! Nie, jeli nie nauczycie si dziaa wsplnie. Kady wampir, ktrego zniszczylicie znw trci stop prochy mg by tym, ktry ocaliby wam ycie. Kady wampir z naszego zgromadzenia, ktrego zabijacie, jest jak prezent dla naszego wroga. Masz, mwicie, zabij mnie! Kristie i Raoul, i wszyscy pozostali spojrzeli na siebie tak, jakby widzieli si pierwszy raz w yciu. Znalimy sowo zgromadzenie, ale adne z nas nie uywao go, mwic o tej grupie. A przecie bylimy zgromadzeniem. - Opowiem wam co o naszych wrogach - cign Riley. Wbilimy w niego wzrok. S duo starszym zgromadzeniem ni my. Chodz po ziemi od setek lat i nie przypadkiem przeyli tak dugi czas. S zdolni, inteligentni i przyjd odebra nam Seattle. Bd bardzo pewni siebie - poniewa syszeli e maj walczy z band niezorganizowanych gnojkw, ktrzy i tak odwalili ju za nich poow roboty! Kolejne warknicia, ale tym razem bardziej nieufne ni wcieke. Kilku spokojniejszych wampirw, ktre Riley nazwaby oswojonymi, wygldao na przestraszonych. To take zauway i powiedzia: Tak wanie nas postrzegaj, ale to tylko dlatego, e nie widz nas razem. A razem moemy ich zniszczy. Gdyby zobaczyli nas stojcych rami w rami, walczcych wsplnie, przeraziliby si. I tak wanie si stanie. Bo nie bdziemy czeka, a przyjd tutaj i zaczn nas po kolei zabija. Zaskoczymy ich. Za cztery dni! Cztery dni? Widocznie nasza stwrczyni nie chciaa czeka do ostatniej chwili. Znw spojrzaam na zamknite drzwi. Gdzie podziewa si Diego? Jedni przyjli t zapowied ze zdumieniem, inni - z przestrachem. To ostatnie, czego si spodziewaj zapewni Riley. Wszystkich nas, razem, gotowych do walki. A najlepsze zachowaem na koniec. Jest ich tylko s i e d m i o r o . Zapada pena niedowierzania cisza, i pierwszy odezwa si Raoul: - Co?! Kristie wpatrywaa si w Riley a kompletnie zaskoczona, a w piwnicy rozlegy si zduszone szepty. - Siedmioro? - artujesz sobie? - Hej! warkn Riley. - Nie artowaem, mwic, te ich zgromadzenie jest niebezpieczne. S inteligentni i przebiegli. Podstpni. My bdziemy mieli przewag liczebn, ale oni s sprytniejsi. Jeli bdziemy chcieli ich przechytrzy, przegramy. Ale jeli zmusimy ich do walki na naszych warunkach... - Riley nie dokoczy zdania, jedynie si umiechn. - Ruszajmy od razu - wyrwa si Raoul. - Sprztnijmy ich jak najszybciej - Kevin zara entuzjastycznie. Uspokjcie si, barany. Popiech w niczym tu nie pomoe uciszy ich Riley. Powiedz nam wszystko, co powinnimy o nich wiedzie zachcia Kristie, rzucajc Raoulowi spojrzenie pene wyszoci. Riley zawaha si, jakby zastanawia si, co moe powiedzie.

- No dobrze, od czego mam zacz? Chyba najwaniejsze, co musicie wiedzie, to to, e... nie wiecie jeszcze wszystkiego o wampirach. Na pocztku nie chciaem was tym przytoczy. Kolejna chwila ciszy. Wszyscy wygldali na zdezorientowanych. - Dowiadczylicie ju co nieco tego, co nazywamy talentami. Mamy tu Freda. Spojrzelimy na Freda - czy raczej prbowalimy. Z miny Rileya wywnioskowaam, e Fred nie lubi by wyrniany, i kiedy tylko zosta wspomniany, podkrci na maksa swj talent". Riley skrzywi si i odwrci wzrok. Ja wci nic nie czuam. C, no tak, s pewne wampiry, ktre posiadaj zdolnoci inne ni wielka sia i wyostrzone zmysy. Zauwaylicie to w... naszym zgromadzeniu. Uwaa, by znw nie wymwi imienia Freda. - Takie talenty s rzadkie, ma je moe jeden na pidziesit wampirw, ale kady z nich jest inny. Istniej bowiem bardzo rne dary, a niektre s silniejsze od innych. Wrd wampirw rozlegy si pomniki ciekawoci - kady zastanawia si, jaki moe mie talent. Raoul szczerzy si, jakby ju odkry w sobie cudowne umiejtnoci. Ale mnie zdawao si, zapewne susznie, e jedynym tutaj wyjtkowym wampirem by ten stojcy tu obok mnie. - Suchajcie mnie! - rozkaza Riley. - Nie opowiadam wam tego dla rozrywki. - Ci z wrogiego zgromadzenia - wtrcia si Kristie maj te dodatkowe talenty, tak? Riley kiwn gow. - Ot to. Ciesz si, e kto tutaj ma cho odrobin oleju w gowie. Grna warga Raoula drgna, odsaniajc nieco zby. - Ich zgromadzenie jest wrcz niebezpiecznie utalentowane - mwi Riley, ciszajc gos do scenicznego szeptu. - Jeden z nich czyta w mylach. - Spojrza na nas, sprawdzajc, czy rozumiemy istot takiego daru. Dostrzeg jednak, e nie apiemy, o co chodzi. - Mylcie! Bdzie wiedzia co wam chodzi po gowach. Zanim zaatakujecie, on ju odgadnie, jaki chcecie wykona ruch. Pjdziecie w lewo, on ju tam bdzie czeka. Gdy zaczlimy to sobie wyobraa, ogarno nas nerwowe odrtwienie. Dlatego bylimy tacy ostroni ja i t a , ktra was stworzya. Kristie odsuna si od Rileya, gdy tylko wspomnia o n i e j . Raoul wyranie si zdenerwowa Wszyscy stalimy w napiciu. Nie znacie jej imienia i nie wiecie, jak wyglda. To wszystkich nas chroni. Jeli tamci natkn si na ktre z was osobno, nie bd wiedzieli, e jestecie zwizani z n i , i moe puszcz was wolno. Lecz jeli odkryj, e naleycie do naszego zgromadzenia, zgadz was bez wahania. Co mi tu nie grao. Czy nie chodzio jednak o to, e caa tajemnica chronia bardziej j ni nas? Ale Riley popiesznie mwi dalej, nie zostawiajc nam czasu do namysu. - Oczywicie, teraz to nie ma znaczenia, skoro i tak postanowili zaatakowa w Seattle. Zaskoczymy ich, kiedy bd tu zmierzali, i unicestwimy - tu przerwa i gwizdn przecigle. I ju. A wtedy nie tylko to miasto bdzie nalee do nas, ale te inne zgromadzenia dowiedz si, e i nie mona z nami zadziera, Ju nie bdziemy musieli by tak ostroni i wci zaciera ladw, Dostaniecie tyle krwi, ile tylko zechcecie, wszyscy. Polowania kadego wieczoru! Przeprowadzimy si do miasta i bdziemy nim wada! Warknicia i okrzyki byy jak aplauz. Wszystkie wampiry gono daway wyraz swemu poparciu dla Riley a. Oprcz mnie. Nie drgnam, nie wydaam z siebie adnego dwiku. Podobnie jak Fred, ale akurat jego myli nikt nie odgadnie. Nie wsparam Rileya, bo jego obietnice brzmiay nieszczerze. Albo cale moje rozumowanie byo bdne. Riley powiedzia, e tylko ci wrogowie powstrzymuj nas przed nieograniczonym polowaniem. Ale to nie pasowao do faktu, e wampiry musz wci dziaa dyskretnie, bo inaczej ludzie

dowiedzieliby si o nich ju dawno temu. Nie potrafiam skupi si na tyle, by zrozumie z tego co wicej, zwaszcza e drzwi u szczytu schodw wci si nie otworzyy. Diego - Jednak musimy to zrobi razem. Dzi poka wam pewne poyteczne techniki. Techniki walki. To bowiem co wicej ni tarzanie si po pododze jak banda dzieciakw. Kiedy si ciemni, wyjdziemy na zewntrz i bdziemy wiczy. Chc, bycie ciko pracowali i pamitali o celu. Nie zgadzam si, aby to zgromadzenie stracio kolejnego czonka! Potrzebujemy siebie nawzajem - wszyscy. Nie bd te tolerowa gupoty. Jeli zdaje si wam, e nie musicie mnie sucha, to si mylicie. - Zamilk na chwil, przybierajc inny wyraz twarzy. A dowiecie si, jak bardzo si mylicie, kiedy zabior was do n i e j przeszed mnie dreszcz, jak zapewne innych, sadzc po ich twarzach - ..i bd was trzyma, kiedy o n a zacznie odrywa wam nogi, potem powoli, powolutku spali wasze palce, uszy, wargi, jeyk i wszystkie pozostae zbdne czonki... jeden po drugim. Wszyscy stracilimy juz kiedy przynajmniej jedn koczyn, no i ponlimy, gdy przeobraalimy si w wampiry, wic z atwoci potrafilimy sobie wyobrazi, co to za bl. Ale to nie groba bya w tamtej chwili najbardziej przeraajca. Wiksze wraenie zrobia na nas twarz Rileya, kiedy nam grozi: nie bya skrzywiona z wciekoci tak jak zwykle, gdy nas karci; pozostaa spokojna, zimna, gadka i pikna. Tylko usta wygiy si w nieznacznym umiechu. Nage odniosam wraenie, e to jaki nowy Riley. Co si w nim zmienio, zahartowao go, ale nie miaam pojcia, co takiego mogo si sta w jedn noc co wywoao ten okrutny, idealny umieszek. Odwrciam wzrok i zadraam, gdy zobaczyam wyraz twarzy Raoula. Umiecha si, naladujc Rileya, a ja prawie widziaam, jak w jego gowie obracaj si trybiki. Ju wiedzia, e w przyszoci nie bdzie tak szybko zabija swych ofiar. A teraz stwrzmy zespoy, eby pracowa w mniejszych grupach - poleci Riley z normalna ju min. - Kristie, Raoul, zbierzcie swoje dzieciaki, a potem rwno podzielcie reszt. adnej bijatyki! Udowodnijcie, e potraficie to zrobi jak naley. Wykacie si. Zostawi ich na rodku piwnicy i nie zwracajc ju uwagi na to, e natychmiast zaczli si kci. Podchodzi do kolejnych wampirw i dotyka ich ramion, popychajc w stron nowych liderw. Nie zorientowaam si, e Riley, krc po caej piwnicy, zmierza tak naprawd w moj stron. Bree odezwa si, patrzc w miejsce, gdzie staam. Zdawao mi si, e sprawia mu to trudno. Staam nieruchoma jak sup soli, ale pewnie wyczu mj trop. Ju nie yam. Bree? - powtrzy, tym razem milszym gosem. Przypomina mi dawnego Rileya, z dnia, w ktrym si poznalimy, gdy jeszcze by dla mnie dobry. Po chwili doda ciszej: - Obiecaem Diegowi, e przeka ci wiadomo. Kaza mi powiedzie, e to sprawa wojownikw ninja. Rozumiesz co z tego? - Wci z jakiego powodu nie mg mnie zobaczy, ale by ju bardzo blisko. - Diegowi? wymamrotaam. Nie mogam si powstrzyma. Riley umiechn si lekko. - Moemy porozmawia? - Wskaza gow drzwi wyjciowe. - Sprawdziem wszystkie okna na grze. Parter jest absolutnie ciemny i bezpieczny. Wiedziaam, e jeli oddal si od Freda, nie bd ju bezpieczna, ale musiaam usysze, co Diego chcia mi przekaza. Co si stao? Powinnam bya z nim zosta i spotka si z Rileyem. Szam przez piwnic, nie podnoszc gowy. Riley wyda Raoulowi kilka polece, skin gow Kristie i ruszy schodami na gr. Ktem oka widziaam, e kilkoro wampirw patrzy z ciekawoci w naszym kierunku.

Riley otworzy drzwi; kuchnia - jak obieca - bya pogrona w cakowitych ciemnociach. Gestem poleci mi i za sob i poprowadzi mnie przez ciemny korytarz. Minlimy otwarte drzwi do kilku sypialni, a potem kolejne, zaryglowane. W kocu dotarlimy do garau. - Jeste odwana - oceni Riley niskim gosem. - Albo bardzo ufna. Mylaem, e bd musia duej ci przekonywa, aby wesza ze mn na gr w biay dzie. Do diaba! Powinnam bya duej zwleka. Ale ju za pno. Wzruszyam jedynie ramionami. - A wic ty i Diego jestecie ze sob blisko? - spyta Riley szeptem. Moe gdyby w piwnicy panowaa cisza, kto by go usysza, ale w tej chwili byo tam do gono. Znw wzruszyam ramionami - Uratowa mi ycie wyszeptaam. Podnis brod, ale tylko nieznacznie, jakby chcia przytakn. Czy uwierzy? Czy myla, e wci boj si wiata? - Jest najlepszy - owiadczy Riley. - Najmdrzejszy nowo narodzony, jakiego mam. Skinam gow. - Mielimy mae spotkanie w sprawie caej sytuacji. Uzgodnilimy, e potrzebujemy obserwatora. Zbyt niebezpiecznie jest dziaa na lepo. Diegowi mog ufa na tyle, aby zleci mu rozpoznanie. - Westchn gono, prawie ze zoci. - Szkoda, e nie mam takich dwch! Raoul jest zbyt wybuchowy, a Kristie zbyt zajta sob, eby mie dobry ogld sytuacji. Niestety, lepszych od nich nie mam, musz sobie jako radzi. Diego mwi, e ty te jeste zmylna. Czekaam, nie wiedzc, co Diego powiedzia Rileyowi. - Chc, eby mi pomoga z Fredem. Ten chopak jest naprawd mocny. Nie mogem nawet na niego dzisiaj spojrze. Znw ostronie przytaknam. - Wyobra sobie, co by byo, gdyby nasi wrogowie nie mogli nas zobaczy. Tak atwo by nam z nimi poszo! Obawiaam si, e Fred nie pochwaliby tego pomysu, ale moe nie miaam racji. Zdawa si w ogle nie przejmowa naszym zgromadzeniem. Czemu wic miaby chcie nas ocali? Zachowaam te myli dla siebie. - Spdzasz z nim duo czasu. Kolejne wzruszenie ramion. - Nikt si mnie przy nim nie czepia, ale to nieatwe. Riley wyd wargi i pokiwa gow. - Zmylna, tak jak mwi Diego. - Gdzie on jest? Nie powinnam bya o to pyta. Sowa same wyrway mi si z ust. Czekaam nerwowo na odpowied, usiowaam wyglda na obojtn, ale kiepsko mi szo. - Nie moemy traci czasu. Wysaem go na poudnie, gdy tylko dowiedziaem si, co jest grane, jeli nasi wrogowie zdecyduj si zaatakowa wczeniej, kto musi nas zawczasu ostrzec. Diego doczy do nas, gdy wyjdziemy im na spotkanie. Prbowaam sobie wyobrazi, gdzie jest teraz Diego. Chciaabym by z nim. Moe udaoby mi si go przekona, aby zostawi Rileya i nie ryzykowa. A moe nie. Wychodzio na to, e tych dwch rzeczywicie jest ze sob blisko, tak jak si obawiaam. - Diego prosi, bym ci co przekaza. Natychmiast podniosam wzrok. Zbyt szybko i zbyt chtnie. Znw si sypnam. - Dla mnie to nie miao sensu. Powiedzia. Powiedz Bree, e wymyliem ju to tajne haso. Podam je za cztery dni, kiedy si spotkamy. Rozumiesz co z tego? Prbowaam zachowa niewzruszon min.

- Niewiele. Wspomnia co, e musimy wymyli tajne haso do jego podwodnej jaskini. Ale chyba tylko artowa. Nie cakiem rozumiem o co chodzi. Riley zachichota. - Biedny Diego. - Co? - Wyglda na to, e ten chopak lubi ci duo wicej ni ty jego. Och. - Zaenowana odwrciam wzrok. Czy Diego chcia mi przekaza t wiadomo, by da zna, e mog ufa Rileyowi? Ale przecie nie powiedzia mu tego, czego dowiedzielimy si o socu. Z drugiej strony ufa mu na tyle, by pokaza, e mu na mnie zaley. Pomylaam, e mdrzej jednak bdzie trzyma gb na kdk. Zbyt wiele si ostatnio zmienio. - Nie skrelaj go, Bree. Diego jest najlepszy, mwiem ci. Daj mu szans. Riley udziela mi porad sercowych? Dziwniej ju by nie mogo. Skinam gow i wymamrotaam: Jasne. - Sprbuj, moe uda ci si porozmawia z Fredem. Upewni si, e jest z nami. Wzruszyam ramionami. - Zrobi, co si da. Riley umiechn si. - wietnie. Zanim wyruszymy, wezm ci na bok i powiesz mi, jak poszo. Zrobi to dyskretne, nie tak jak dzisiaj. Nie chc, by Fred pomyla, e go szpieguj. - Jasne. Riley gestem wskaza mi, bym sza za nim, i wrcilimy do piwnicy. Trening mia trwa cay dzie. Postanowiam nie bra w nim udziau. Kiedy Riley wrci do swoich przywdcw, ja zajam miejsce koo Freda. Pozostali zostali podzieleni na cztery czteroosobowe grupy kierowane przez Raoula i Kristie. adne z nich nie wybrao Freda. Moe po prostu ich zignorowa albo w ogle nie dostrzegli, e wci tam jest. Ale ja go widziaam, wedug mnie do mocno si wyrnia - jedyny, ktry nie uczestniczy w treningu, niczym wielki blond so w maej piwnicy. Nie chciaam zapisywa si ani do grupy Raoula, ani do grupy Kristie, wic trzymaam si z boku. Zreszt po raz kolejny okazao si, e gdy siedz z Fredem, jestem niedostrzegalna. Dziki jego umiejtnociom czuam si w miar bezpiecznie, ale najchtniej staabym si niewidzialna nawet dla samej siebie, wtedy moe bym uwierzya, e mog by spokojna. Tymczasem jednak nikt na nas nie patrzy i po chwili prawie udao mi si zrelaksowa. Uwanie przygldaam si treningowi. Chciaam wszystko wiedzie, na wszelki wypadek Nie zamierzaam walczy; zamierzaam znale Diega i std zwia. Ale co, jeli Diego bdzie chcia walczy? Albo jeli bdziemy musieli walczy, uciec od pozostaych? Lepiej byo uwaa. Tylko raz kto spyta o Diega. Kevin, ale zdawao mi si, e to Raoul go podpuci. - I co, Diego w kocu si usmay? - zapyta, udajc artobliwy ton. - Diego jest z n i - odpar Riley i nikt nie musia si domyla, o kogo chodzi. Obserwacja. Kilka osb a si wzdrygno, ale nikt ju nie powiedzia nic wicej. Czy naprawd by z n i ? Dreszcz przeszed mnie na sam myl o tym. A moe Riley powiedzia tak, by przestali go wypytywa? Najprawdopodobniej nie chcia, eby Raoula ogarny zazdro i poczucie odrzucenia teraz, kiedy Riley potrzebowa go w bojowym nastroju. Nie byam pewna, ale nie miaam te zamiaru o nic pyta. Siedziaam cicho jak zwyke i obserwowaam trening. Okazao si, e bd go oglda do znudzenia, coraz bardziej spragniona. Riley bowiem nie da swojej armii odpocz przez trzy dni i dwie noce.

Niestety, w cigu dnia trudno byo trzyma si z dala od grupy, bo wszyscy cisnlimy si w piwnicy. Z jednego wzgldu byo to wygodniejsze dla Rileya: w pomieszczeniu udawao mu si zwykle przerwa walk, gdy stawaa si nieczysta. Za to na zewntrz wampiry miay zdecydowanie wicej miejsca, by tuc si na caego, wic Riley nieustannie by zajty apaniem kolejnych oderwanych koczyn i odnoszeniem ich do prawowitych wacicieli. Trzyma nerwy na wodzy i tym razem by do sprytny, by w por odebra wszystkim zapalniczki. Pierwszego dnia wicze byam gotowa si zaoy, e trening wymknie si spod kontroli i stracimy przynajmniej kilku czonkw zgromadzenia, skoro Raoul i Kristie musieli spdza ze sob dnie i noce - ale Riley kontrolowa ich lepiej ni przypuszczaam. Podczas treningu wci robili to samo. Zauwayam, e Riley powtarza dokadnie te same rozkazy i ostrzeenia, raz po raz Pracujcie razem, nie dajcie si zaskoczy, nie wchod z ni w bezporednie starcie; pracujcie razem, nie dajcie si zaskoczy, nie wchod z nim w bezporednie starcie; pracujcie razem, nie dajcie si zaskoczy, nie wchod z ni w bezporednie starcie. To stawao si naprawd bezsensowne i czynio z czonkw naszej grupy wyjtkowych idiotw. Ale pewnie i ja zachowywaabym si rwnie gupio, gdybym musiaa walczy z nimi zamiast spokojnie przyglda si wszystkiemu z boku wraz z Fredem Przypominao to troch sposb, w jaki Riley wzbudzi w nas lk przed socem. Bezustanne powtarzanie. Ju pierwszego dnia trening sta si tak nudny, e po dziesiciu godzinach ogldania go Fred skombinowa karty i zaczaj ukada pasjansa. Nawet to byo ciekawsze ni ogldanie raz po raz tych samych bdw, wic zaczam przyglda si Fredowi i jego kartom. Po nastpnych dwunastu godzinach gdy znw bylimy w piwnicy - trciam Freda, by pokaza mu czerwon pitk ktr mg przeoy. Skin gow i zrobi, co radziam. Potem potasowa karty, rozda je do remika i zagralimy. Nie rozmawialimy, ale Fred kilka razy si umiechn. Nikt z pozostaych nie patrzy w nasz stron ani nie prbowa si doczy. Nie byo te przerw na polowania, a w miar upywu czasu pragnienie stawao si coraz trudniejsze do opanowania. Bjki wybuchay coraz czciej i z coraz bahszych powodw. Rozkazy Rileya stay si ostrzejsze; sam nawet oderwa rce dwm wampirom. Ze wszystkich si prbowaam zapomnie o palcym gardle - w kocu Riley te musia by ju spragniony, wic szkolenie powinno wreszcie si skoczy - ale i tak mogam myle wycznie o krwi. Fred rwnie wyglda na spitego. Trzeciego wieczoru - zosta nam jeden dzie, a kiedy przypominaam sobie, e zegar tyka, wosy staway mi dba - Riley przerwa wszystkie treningowe walki. - Stacie wkoo, dzieciaki - powiedzia i wszyscy ustawili si w pkolu, twarz do niego. Poprzednie ukady nie zmieniy si w trakcie treningu i sojusze nie wygasy, wic wida byo podzia na grupy. Fred wsta i schowa karty do tylnej kieszeni. Trzymaam si wci u jego boku, liczc, e odstrczajca aura mnie ochroni, - Dobrze si spisalicie cign Riley. - Dzisiaj dostaniecie nagrod. Napijcie si do syta, poniewa jutro bdziecie chcieli mie duo siy, Z wszystkich ust dobyo si westchnienie ulgi. Nie bez powodu mwi, e bdziecie chcieli", a nie potrzebowali" kontynuowa. Wy ju i tak macie t si. Zachowywalicie si rozsdnie i ciko pracowalicie. Nasi wrogowie nawet nie zorientuj si, kto ich zaatakowa! Kristie i Raoul warknli, a ich poplecznicy natychmiast zrobili to samo. Zdziwiam patrzc na nich, bo cae zgromadzenie w tamtej chwili rzeczywicie wygldao jak maa si, armia. Moe nie maszerowali w szyku, ale ta jednogona odpowied miaa w sobie co z

wojskowej dyscypliny, jakby byli czciami jednego wielkiego organizmu. Tylko ja i Fred stanowilimy wyjtek, ale miaam wraenie, e w caym zgromadzeniu jedynie Riley pamita o naszym istnieniu - co jaki czas jego oczy przeszyway miejsce, w ktrym stalimy, jakby Riley chcia sprawdzi, czy wci wyczuwa talent Freda. I nie przeszkadzao mu, e nie doczamy do grupy. Przynajmniej na razie. - Szefie, masz na myli jutrzejszy wieczr? - spyta Raoul. - Tak - odpar Riley z tajemniczym umiechem. Chyba nikt nie zwrci uwagi na ten umiech z wyjtkiem Freda. Spojrza na mnie i pytajco unis brew. Wzruszyam ramionami. - Jestecie gotowi na swoj nagrod? - zapyta Riley. Jego maa armia zawya w odpowiedzi - Dzisiaj zobaczycie, jak bdzie wyglda nasz wiat, gdy pozbdziemy si konkurencji. Chodcie za mn! Riley wyszed z domu, a zaraz za nim podyli Raoul i jego grupa. Zwolennicy Kristie zaczli si przepycha i ze wszystkich si prbowali ich wyprzedzi. Nie kacie mi zmienia zdania! - wrzasn Riley zza najbliszych drzew. - Moecie nawet oszale z pragnienia, nic mnie to nie obchodzi! Kristie wydaa rozkaz i jej poddani posusznie przepucili grup Raoula. Fred i ja poczekalimy, a wszyscy znikn nam z oczu. Wtedy Fred gestem pokaza mi, e mam biec przodem. I nie chodzio o to, e ba si mnie mie za plecami; po prostu chcia by grzeczny. Pdem ruszyam za pozostaymi. Byli ju daleko, ale z atwoci znalazam ich trop. Fred i ja bieglimy razem, milczc. Zastanawiaam si, co myli. Moe tylko by spragniony - pewnie gardo palio go tak samo jak mnie. Dogonilimy reszt po jakich piciu minutach, ale zostalimy z tyu. Wampirza armia poruszaa w zdumiewajcej ciszy. Byli skoncentrowani, a co wicej... zdyscyplinowani. Zaczam nawet aowa, e Riley wczeniej nie rozpocz treningu. Zdecydowanie atwiej byoby polowa z tak wytrenowanymi wampirami. Przekroczylimy pust dwupasmow autostrad, potem przebieglimy nieduy las i dotarlimy do play. Powierzchnia wody bya gadka, a e szlimy cay czas na pnoc, musielimy doj nad cienin. Nie mijalimy po drodze adnych domw; byam przekonana, e to nie przypadek. Bylimy tak spragnieni i zdenerwowani, e niewiele brakowao, bymy z maej, posusznej armii zmienili si we wrzeszczc, wygodnia hord. Nigdy dotd nie polowalimy tak liczn grup i uwaaam, e to bardzo zy pomys. Pamitaam, jak Kevin i jego blondasek walczyli o pasaerk samochodu tamtej nocy, kiedy po raz pierwszy rozmawiaam z Diegiem. Lepiej, eby Riley mia dla nas bardzo duo cia, bo inaczej wampiry zaczn rozrywa siebie nawzajem, byle tylko zdoby wicej krwi. Riley zatrzyma si nad brzegiem oceanu. Nie powstrzymujcie si powiedzia. - Chc, abycie byli mocni i syci, w peni si. A teraz... zabawmy si! Zanurkowa gadko, a inni, warczc z podekscytowania, poszli w jego lady. Fred i ja musielimy tym razem trzyma si bliej grupy, bo pod wod nie da si zwietrzy tropu, ale czuam, e mj ochroniarz si waha - by gotw wia, gdyby okazao si, e czeka nas co wicej ni wyerka. Chyba, podobnie jak ja, nie ufa ju Rileyowi tak lepo. Nie pynlimy zbyt dugo, niebawem zobaczylimy, e wszyscy zaczynaj si wynurza. Fred i ja jako ostami wyszlimy na brzeg. Riley zacz mwi, gdy tylko zobaczy nasze gowy nad powierzchni - wygldao na to, e na nas czeka. Najprawdopodobniej lepiej ni inni potrafi wyczu obecno Freda.

- Oto jest - rzek, wskazujc rk ogromny prom kierujcy si na poudnie, zapewne w ostatnim tego wieczoru rejsie z Kanady. - Dajcie mi minut. Kiedy zganie prd, cay statek naley do was. Rozleg si radosny pomruk. Kto nawet zachichota. Riley znikn, a chwil pniej zobaczylimy, jak lduje na burcie wielkiego statku. Ruszy prosto do stacji energetycznej, mieszczcej si w wiey na grnym pokadzie. Najpierw musia wyczy radio. Oczywicie, powtarza nam, e naley zachowa ostrono z powodu naszych wrogw, ale wiedziaam, e chodzi o co wicej. Pasaerowie i zaoga nie mogli si dowiedzie o wampirach przynajmniej nie w najbliszym czasie. Tak dugo, abymy mieli czas ich zabi Riley kopniciem rozwali wielkie okno z grubego szka i znikn w wiey. Pi sekund pniej zgasy wszystkie wiata. Zauwayam, e nie ma z nami Raoula. Widocznie zanurzy si wczeniej, abymy nie usyszeli, jak pynie za Rileyem. Wszyscy razem popynlimy teraz za nimi, a woda zagotowaa si, jakby kbia si w niej awka wielkich barakud. Fred i ja pynlimy spokojniej ni inni. Czuam si troch dziwnie, jakbymy byli starym maestwem. Nie rozmawialimy ze sob, ale robilimy te same rzeczy dokadnie w tym samym momencie. Dotarlimy do promu jakie trzy sekundy po pozostaych, a w powietrzu ju unosi si jazgot i czu byo zapach ciepej krwi. Zdaam sobie spraw, jak bardzo jestem spragniona, i to ostatnia rzecz, ktr zarejestrowa mj umys, zanim cakowicie si wyczy. Odczuwaam ju tylko palcy bl w gardle i aromat pysznej krwi, ktrej byo tu peno, a ktra miaa ten ogie ugasi. Gdy ju byo po wszystkim i na promie nie pozostao ani jedno bijce serce, nie wiedziaam nawet, ilu ludzi sama zabiam. Byo ich przynajmniej trzy razy wicej ni podczas wszystkich moich wypraw na polowanie. Z przejcia niemal dostaam wypiekw. Piam bowiem jeszcze dugo po tym, jak ar w gardle zela - piam dla samej przyjemnoci rozkoszowania si smakiem krwi. U wikszoci ofiar bya ona czysta i smakowita pasaerowie z pewnoci nie zaliczali si do spoecznych wyrzutkw. Nie hamowaam si, ale miaam chyba najmniej zdobyczy ze wszystkich. Raoul sta przy stosie tyu cia, e tworzyy wrcz niewielk gr. Usiad na jej szczycie i mia si gono. Nie tylko on zreszt. Zewszd dobiegay dwiki wydawane przez zadowolone wampiry. Syszaam, jak Kristie mwi: - To byo cudowne! Na cze Rileya hip, hip, hurra! Niektrzy z jej bandy wznieli od razu gorliwe okrzyki niczym horda szczliwych pijaczkw. Jen i Kevin wpadli na pokad widokowy, cali ociekajcy wod. - Wyapalimy wszystkich, szefie! - zawoaa Jen do Rileya. Widocznie niektrzy pasaerowie skoczyli do wody, by si ratowa. Rozejrzaam si, szukajc Freda. Znalazam go dopiero po chwili (kiedy zdaam sobie spraw, e me potrafi spojrze wprost na tyln cz promu, gdzie stay automaty z napojami) i od razu skierowaam si w jego stron. Na pocztku zdawao mi si, e to koysanie promu przyprawia mnie o mdoci, ale gdy podeszam do automatw, nieprzyjemne uczucie zelao i dostrzegam stojcego przy oknie Freda. Umiechn si do mnie przelotnie, a potem spojrza mi przez rami. Zrozumiaam, e obserwuje Rileya. I chyba robi to od jakiego czasu. - Dobra - odezwa si Riley. - Posmakowalicie nowego, sodkiego ycia, ale teraz jest zadanie do wykonania! Wszyscy zaryczeli z entuzjazmem. - Mam wam co powiedzenia trzy rzeczy a z jedn z nich wie si jeszcze co na deser wic szybko zatopmy t ajb i wracajmy do domu.

Na zmian miejc si i warczc, wampirza armia zacza rozwala prom. Fred i ja obserwowalimy t demolk z pewnej odlegoci. Niewiele byo trzeba, by statek przeama si na p z wielkim zgrzytem pkajcego metalu. Najpierw zatona jego rodkowa cz; zarwno dzib, jak i rufa obrciy si w stron nieba. Tony po kolei, wpierw rufa, a kilka sekund pniej dzib. awica barakud ruszya w naszym kierunku i razem zaczlimy pyn do brzegu. Dobieglimy do domu niemal jednoczenie z pozostaymi, cho w bezpiecznej od nich odlegoci. Po drodze Fred kilkakrotnie spojrza na mnie, jakby chcia co powiedzie, ale najwidoczniej za kadym razem zmienia zdanie, gdy nie odezwa si ani sowem. Po powrocie Riley musia opanowa witeczny nastrj i sprawi, by wszyscy w kocu spowanieli. Po raz pierwszy nie trzeba byo przerywa walki, lecz tonowa zbyt dobry humor. Jeli - jak mi si zdawao - obietnice Rileya byy faszywe, to naraa si na spore kopoty. Teraz, kiedy pozwolio si wampirom ucztowa, aden z nich nie mia zamiaru zbyt atwo podda si jakimkolwiek ograniczeniom. Ale tamtego wieczoru Riley by jeszcze bohaterem. W kocu chwil po wschodzie soca - wszyscy ucichli, gotowi go wysucha. Sadzc z wyrazu ich twarzy, byli skonni zgodzi si ze wszystkim, co usysz. Riley stan w poowie schodw z bardzo powan min. - A wic trzy sprawy - zacz. - Po pierwsze, musimy by pewni, e atakujemy waciwe zgromadzenie. Jeli przypadkiem natkniemy si na inny klan i go zaatwimy, zaszkodzi to naszym planom. Chcemy, by nasi wrogowie byli pewni siebie i nieprzygotowani do walki. S dwie cechy, ktre odrniaj to zgromadzenie od innych, i trudno je przeoczy. Po pierwsze, wygldaj inaczej - maj te oczy. Wok rozleg si pomruk zdziwienia. te? powtrzy z obrzydzeniem Raoul. W wiecie wampirw istnieje wiele spraw, o ktrych jeszcze nie wiecie. Mwiem wam, e tamte wampiry s starsze. Ich oczy s sabsze od naszych i poke ze staroci. To kolejny plus dla nas. - Kiwn gow, jakby chcia powiedzie: Jedno z gowy". - Ale istniej take inne stare wampiry, wic bdziemy musieli upewni si, e atakujemy celnie... I tu wanie czas na deser. - Riley umiechn si podstpnie i odczeka chwil. - Bdzie wam ciko to poj - ostrzeg. - Sam tego nie rozumiem, ale widziaem to na wasne oczy. Te stare wampiry s tak sabe, e trzymaj ze sob jako czonka zgromadzenia - udomowionego czowieka. Rewelacje Rileya zostay przyjte w absolutnej ciszy. I z zupenym niedowierzaniem. - Wiem, wiem trudno w to uwierzy. Ale taka jest prawda. Bdziemy pewni, e to waciwe zgromadzenie, jeli bdzie wrd nich ludzka dziewczyna. - No, ale... jak to? - spytaa Kristie. - Chcesz powiedzie, e oni wo ze sob jedzenie, czy co? - Nie, to zawsze ta sama dziewczyna, ktrej wcale nie chc zabija. Nie wiem, jak im si udaje przed tym powstrzyma i czemu w ogle tak si zachowuj. Moe po prostu lubi si wyrnia. Moe chc popisa si, jak wielk maj nad sob kontrol. A moe sdz, e dziki niej wydaj si silniejsi. Dla mnie to zupenie bez sensu. Ale widziaem j, a co wicej, znam jej zapach. Powolnym i dramatycznym gestem Riley sign pod kurtk i wycign zamykan plastikow torebk z wcinitym do rodka kawakiem czerwonego materiau. - Przez ostatnie tygodnie robiem mae rozpoznanie i obserwowaem tookich, gdy tylko pojawili si w pobliu. - Urwa, by rzuci nam karcce spojrzenie. - Pilnowaem swoich dzieciakw. Kiedy ju upewniem si, e chc nas zaatakowa, ukradem to - pokaza torebk - by atwiej nam byo ich namierzy. Chce, abycie wszyscy nauczyli si tego zapachu. -

Poda woreczek Raoulowi, ktry otworzy go i wzi gboki wdech. Po chwili pytajco zerkn na Rileya, wyranie zdziwiony. - Wiem, wiem - odpowiedzia Riley. - Niezwyke, prawda? Raoul poda torebk Kevinowi, mruc oczy w zamyleniu. Jeden po drugim, wszystkie wampiry wchay zawarto torebki i wszystkie reagoway tak samo: otwieray szeroko oczy, ale nic nie mwiy. Zaintrygoway mnie, wic odsunam si od Freda tak bardzo, a poczuam przypyw mdoci - wyranie wyszam poza ochronny krg. Przyczogaam si do blondasa od Spider-Mana, ktry najwyraniej by ostatni w kolejce. Gdy nadesza jego kolej, wsadzi nos do torebki i wcign zapach. Potem chcia odda j poprzedniemu wampirowi, ale wycignam do i cicho syknam. Zareagowa z opnieniem, jakby widzia mnie pierwszy raz w yciu, ale poda mi woreczek. Wygldao na to, e czerwony materia to zwinita bluzka. Wsadziam nos w woreczek, na wszelki wypadek nie spuszczajc z oczu wampirw stojcych najbliej, i wcignam powietrze. No tak. Ju teraz zrozumiaam, o co chodzi i na mojej twarzy pojawi si taki sam wyraz. W yach dziewczyny, ktra nosia t bluzk, pyna bardzo sodka krew. Gdy Riley mwi deser" mia wit racj. Ale z drugiej strony byam w tamtej chwili tak pena, e cho otworzyam szeroko oczy z zaskoczenia, nie poczuam w gardle takiego blu, by si skrzywi. Byoby cudownie mc si napi takiej krwi, ale nie cierpiaam zbytnio, e teraz nie mog tego zrobi. Zastanawiaam si, ile czasu minie, zanim znw poczuj pragnienie. Zazwyczaj palcy bl powraca ju kilka godzin po zaspokojeniu pragnienia, a potem nasila si i nasila, a po kilku dniach nie mona byo o nim zapomnie nawet na sekund. Czy ogromny zapas krwi, ktr wypiam na statku, opni pojawienie si tego uczucia? Wkrtce miaam si przekona. Rozejrzaam si dokoa, sprawdzajc, czy kto jeszcze chce powcha torebk, pomylaam bowiem, e moe Fred te byby ciekawy. Riley zapa moje spojrzenie, umiechn si nieznacznie i delikatnym ruchem brody wskaza mi kt, w ktrym siedzia Fred. To oczywicie sprawio, e miaam ochot zrezygnowa ze swojego zamiaru, ale daam sobie spokj. Nie chciaam, by Riley zacz mnie podejrzewa. Podeszam do Freda, ignorujc nadchodzce mdoci, ktre znikny, gdy stanam obok niego. Podaam mu torebk. By chyba zadowolony, e o nim pamitaam. Umiechn si i powcha koszulk. Po chwili z zamyleniem pokiwa gow. Odda mi torebk, patrzc znaczco. Miaam nadziej, e moe nastpnym razem, gdy bdziemy sami, powie mi gono, co sobie pomyla Rzuciam woreczek blondaskowi od Raoula, ktry drgn, jakby co znienacka spado na niego z nieba, ale zdy zapa torebk. Wszyscy podniecali si sodkim zapachem, a Riley dwukrotnie klasn w donie. - Dobra, to jest deser, o ktrym mwiem. Dziewczyna bdzie tam z tookimi. A ten, kto dorwie j pierwszy, dostanie deser. Nic prostszego. Rozlegy si warknicia aprobaty oraz wyszoci. Nic prostszego? Niby tak, ale... co tu nie grao. Czy nie powinnimy wszyscy razem najpierw zniszczy zgromadzenia tookich? Mielimy by jednoci, a nie stawa do wycigu: kto pierwszy, ten lepszy. Jedyn gwarantowan zdobycz caej wyprawy miaa si okaza martwa ludzka dziewczyna? Sama potrafiabym wymyli kilka bardziej sensownych sposobw, by zmotywowa nasz armi. Ten, kto zabije najwicej tookich, dostanie dziewczyn. Ten, kto bdzie najlepiej wsppracowa z pozostaymi, dostanie dziewczyn. Ten, kto najcilej bdzie si trzyma 1 nu. Ten, kto najlepiej bdzie wykonywa rozkazy. Ten kto okae si najbardziej wartociowym napastnikiem w caej bitwie. Powinnimy skupia si na zagroeniu, a dziewczyna z pewnoci nim nie bya.

Rozejrzaam si wok i zdaam sobie spraw, e nikt z pozostaych nie myli tak jak ja. Raoul i Kristie gapili si na siebie. Syszaam, jak Sara i Jen szeptem dyskutuj, czy mogyby podzieli nagrod midzy sob. Chyba tylko Fred mnie rozumia widziaam, e marszczy czoo, zastanawiajc si nad czym gboko. - I jeszcze jedno - cign Riley. Pierwszy raz usyszaam w jego gosie wahanie. Bdzie wam trudno uwierzy, wic poka wam to na wasnym przykadzie. I nie poprosz, ebycie robili cokolwiek, czego ja bym nie zrobi. Pamitajcie, e cay czas bd z wami. Wampiry znw zamary w oczekiwaniu. Zauwayam, e torebk z czerwon bluzk ma Raoul i zaborczo ciska j w doniach. - Jest tak wiele rzeczy, ktrych musicie dowiedzie si o wampirach kontynuowa Riley. - Niektre s atwiejsze do zrozumienia ni inne. To, co powiem, na pocztku wyda wam si dziwne, ale sam tego dowiadczyem i mog wam pokaza. - Waha si przez dusz chwil. - Cztery razy do roku soce owietla ziemi pod specyficznym ktem, niebezporednio. Podczas tych dni, cztery razy w roku, moemy... moemy przebywa na zewntrz. Wszyscy wstrzymali oddech i zamarli w bezruchu. Riley przemawia do armii posgw. - Zaczyna si wanie jeden z takich dni. Soce ktre dzisiaj wschodzi, nie zrobi nam adnej krzywdy. Wykorzystamy to rzadkie zjawisko, aby zaskoczy naszych wrogw. W mojej gowie kbiy si dziesitki myli. A wic Riley wiedzia, e moemy bezpiecznie przebywa w socu. Albo nie wiedzia, a nasza stwrczym opowiedziaa mu t bajeczk o czterech dniach w roku. Albo... bajka nie bya bajk, a Diego i ja mielimy szczcie trafi na taki wanie dzie. Tyle e Diego ju wczeniej wychodzi na wiato dzienne. Zreszt Riley mwi, e to tylko krtkie, okresowe przesilenia, a my chodzilimy swobodnie zaledwie cztery dni temu. Rzecz jasna, rozumiaam, e Riley i o n a chcieli nas trzyma w ryzach, straszc socem, to miao sens. Tylko dlaczego nagle zdecydowali si wyjawi nam prawd - nawet jeli niepen? Byam pewna, e ma to co wsplnego z wampirami w ciemnych pelerynach. O n a musiaa zapewne zmieci si w wyznaczonym przez nich terminie. Tajemniczy gocie przecie wcale nie obiecali jej, e przeyje, kiedy my zabijemy tookich. Domylaam si, e gdy tylko zaatwimy za ni spraw bitwy, nasza stwrczym rozpynie si w powietrzu. Zniszczymy wrogi klan, a o n a pojedzie na wakacje, dokdkolwiek, byle jak najdalej std. I mogam si zaoy, e nie wyle nam ozdobnie wypisanych zaprosze. Wiedziaam, e musz szybko znale Diega, abymy take mogli uciec, ale w drug stron. No i musiaam da cynk Fredowi. Postanowiam, e zrobi to, gdy tylko zostaniemy na chwil sami. W jednej krtkiej przemowie Rileya byo tak wiele manipulacji, e nie miaam pewnoci, czy wszystko wyapaam. aowaam, e nie ma ze mn Diega razem moglibymy lepiej odgadn ukryty sens jego sw. Jeli Riley wymyli t histori o czterech wyjtkowych dniach, chyba rozumiaam, dlaczego to zrobi. Nie mg przecie tak po prostu powiedzie: Hej, wiecie co? Okamywaem was od samego pocztku waszego nowego ycia, ale teraz mwi prawd. Chcia, bymy lada chwila poszli z nim na wojn, nie mg wiec sobie pozwoli na utrat naszego zaufania. Macie prawo ba si tej myli - mwi dalej Riley do posgw. yjecie tylko dlatego, e posuchalicie mnie, gdy kazaem wam zachowa ostrono. Wracalicie do domu na czas i nie popenialicie bdw. Ze strachu stalicie si mdrzy i czujni. Nie oczekuj, e tak po prostu porzucicie ten strach, ktry tyle razy was ocali. Nie oczekuj, e na moje sowo tak po prostu wybiegniecie na zewntrz. Ale... - Rozejrza si po piwnicy. Oczekuje, e wyjdziecie za mn. Zdawao mi si, e na uamek sekundy zatrzyma spojrzenie nad moj gow.

- Obserwujcie mnie - powiedzia. - Suchajcie mnie i zaufajcie mi. A kiedy zobaczycie, e nic mi si nie stao, uwierzcie w to. Sonce wywoa dzisiaj pewien interesujcy efekt na waszej skrze. Zobaczycie jaki. W aden sposb was jednak nie zrani. Nie zrobibym niczego, co mogoby was narazi na niepotrzebne niebezpieczestwo. Wiecie o tym. Ruszy po schodach na gr. Riley, a czy nie moemy poczeka... - zacza Kristie. - Po prostu patrz - przerwa jej Riley, nie zatrzymujc si. - To daje nam du przewag. toocy wiedz o dzisiejszym dniu, ale nie wiedz, e my wiemy. - Mwic to, otworzy drzwi i wyszed z piwnicy do kuchni. W dobrze zacienionym pomieszczeniu nie byo wiata, ale i tak wszyscy odsunli si od otwartych drzwi. Wszyscy oprcz mnie. Riley nie przestawa mwi, idc w stron frontowych drzwi. - Wszystkie mode wampiry potrzebuj troch czasu, by zaakceptowa t wyjtkow wiedz, i bardzo dobrze. Ci ktrzy nie s ostroni w wietle dnia, nie przetrwaj dugo. Czuam na sobie spojrzenie Freda. Zerknam na niego. Wpatrywa si we mnie, jakby chcia uciec, ale nie mia dokd. W porzdku wyszeptaam prawie niedosyszalnie. Sonce nie zrobi nam krzywdy. Ufasz mu?" zapyta bezgonie. Ale skd!". Fred unis brew i odrobin si rozluni. Spojrzaam na cian za jego plecami. Czego szuka tam Riley? Nic si nie zmienio - wisiay tam jakie rodzinne zdjcia nieyjcych wacicieli domu, mae lusterko i zegar z kukuk. Hm. Moz sprawdza godzin? Moe i jemu o n a wyznaczya ostateczny termin? - Dobrze, kochani, ja wychodz - rzuci Riley. - Przysigam, e dzisiaj nie macie si czego ba. Przez otwarte drzwi do piwnicy wpado nagle wiato, wzmocnione co wiedziaam tylko ja - odbiciem skry Rileya. Widziaam, jak jasne odblaski tacz na cianach. Syczc i warczc, cae zgromadzenie wycofao si w kt piwnicy, przeciwlegy do tego, w ktrym sta Fred. Kristie znalaza si pod cian widocznie chciaa wykorzysta swoj band jako tarcz. - Uspokjcie si! - zawoa Riley. - Nic mi nie jest. adnego blu czy poparze. Chodcie i zobaczcie! No, dalej! Nikt nie zbliy si do drzwi. Fred skuli si pod cian obok mnie, w panice patrzc na ostre wiato. Machnam rk, by zwrci na siebie jego uwag. Podnis wzrok i przez chwil zastana wia si, czemu jestem taka spokojna. Powoli si wyprostowa i stan obok mnie. Umiechnam si zachcajco. Wszyscy pozostali czekali a zacznie si poar. Ciekawe, czy zdaniem Diega w jaskini te wygldaam tak gupio jak oni teraz. - Wiecie co? - zawoa z gry Riley. - Jestem ciekaw, kto z was okae si najodwaniejszy! Wydaje mi si, e wiem, kto pierwszy przejdzie przez te drzwi, ale ju raz si pomyliem. Wzniosam spojrzenie do nieba. Bardzo subtelnie, Riley, doprawdy. Ale oczywicie zadziaao. Raoul natychmiast zacz podchodzi do schodw. Po raz pierwszy Kristie wcale nie pieszya si, by konkurowa z nim o sympati Rileya. Raoul pstrykn palcami na Kevina i zarwno on, jak i blondasek niechtnie ruszyli za nim. - Syszycie mj gos. Wiecie, e si nie spaliem. Przestacie zachowywa si jak dzieci! Jestecie wampirami! Wic zachowujcie si, jak trzeba. A jednak Raoul i jego kumple nie doszli dalej ni do podna schodw. Nikt z pozostaych si nie ruszy. Po kilku minutach Riley wrci do piwnicy. W wietle dochodzcym z gry wci jeszcze lni. Spjrzcie na mnie! Nic mi nie jest. Naprawd! Wstyd mi za was. Chod tu, Raoul!

Ale Raoul umkn, gdy tylko zobaczy, co si wici, W kocu Riley musia zapa Kevina i sia zacign go na gr. Zauwayam ten moment, gdy razem wyszli na soce, poniewa blask w piwnicy sta si jeszcze bardziej intensywny. Powiedz im, Kevin nakaza Riley. Jestem cay, Raoul! zawoa Kevin. - Ale numer. Cay si... wiec! Ale wariactwo! - Zamia si. Dobra robota, Kevin - gono pochwali Riley. Raoulowi wicej nie byo trzeba. Nie pieszy si, ale chwil pniej by na grze, byszczc i zamiewajc si razem z Kevinem. Jednak nawet teraz pozostali ocigali si z wyjciem na gr. Tylko nieliczni si zdecydowali, a Riley traci cierpliwo. Bardziej grozi, ni zachca. Fred rzuci mi pytajce spojrzenie: Wiedziaa?". Tak" - odparam bezgonie. Kiwn gow i ruszy po schodach. Pod cian zostao jeszcze jakie dziesi wampirw, gwnie z grupy Kristie. Poszam za Fredem - najbezpieczniej byo wyj w rodku stawki. Niech Riley myli sobie, co chce. Na podwrku ujrzelimy byszczce niczym dyskotekowe kule wampiry, ktre wpatryway si w swoje rce i twarze pozostaych z bezgranicznym zdumieniem. Fred bez zwoki wyszed na soce, co biorc pod uwag sytuacj - byo dosy odwane. Za to Kristie bya doskonaym przykadem tego, jak dobrze wyszkoli nas Riley. Trzymaa si tego, co znaa, bez wzgldu na najbardziej przekonujce dowody. Fred i ja stanlimy w pewnym oddaleniu od reszty. Chopak przyjrza si sobie uwanie, potem spojrza na mnie, a pniej na pozostaych. Uderzyo mnie, e cho by tak milczcy, mia rozwinity zmys obserwacji i ze skupieniem naukowca bada wszelkie szczegy. Przez cay len czas ocenia sowa i dziaania Rileya. Ciekawe, co wydedukowa? Riley si musia zacign Kristie na gr i wreszcie jej grupa take si ruszya. Wszyscy znalelimy si na socu i wikszo wyranie cieszya si tym, jak piknie wygldamy. Riley zarzdzi zbirk i jeszcze jeden krtki trening, zapewne po to, by wszyscy lepiej si skoncentrowali. Troch to trwao, ale w kocu kady zorientowa si, e nadszed decydujcy moment, i zgromadzenie ucicho, by wzbudzi w sobie agresj. Widziaam, e ju sama idea prawdziwej waki, tego, e nie tylko pozwalano im zabija i pali, ale nawet do tego zachcano, bya niemale tak podniecajca jak samo polowanie. Dziaao to na wampiry takie jak Raoul Jen czy Sara. Riley skoncentrowa si na strategii, ktrej prbowa nas nauczy od kilku dni. Zakadaa ona, gdy tylko uda nam si znale tookich, podzielimy si na dwie grupy i ich otoczymy. Raoul dosta polecenie atakowania z przodu, a Kristie z flanki. Ten plan podpowiada im obojgu, cho nie byam pewna, czy w wirze polowania uda im si dziaa zgodnie z ustaleniami. Kiedy Riley po godzinie treningu zwoa wszystkich do siebie, Fred natychmiast ruszy w drug stron, na pnoc. Pozostali stali twarzami do Rileya, zwrceni w kierunku poudniowym. Trzymaam si blisko Freda, chocia nie miaam pojcia, co wyrabia. Zatrzyma si po jakich stu metrach, w cieniu wierkw rosncych na brzegu lasu. Nikt nie patrzy, gdy odchodzilimy. A Fred cay czas spoglda na Rileya, jakby sprawdza, czy zauway nasz odwrt. Tymczasem Riley zacz mwi do zgromadzonych: - Wyruszamy. Jestecie silni i gotowi. I spragnieni, prawda? Czujecie ar w gardach. Jestecie gotowi na d e s e r . Mia racj. Krew wypita na statku nie zaguszya pragnienia, ktre wracao chyba nawet szybciej i byo bardziej intensywne ni poprzednio. Najwidoczniej nadmiar krwi przynosi skutki odwrotne do oczekiwanych. - toocy zbliaj si powoli od poudnia, a po drodze gasz pragnienie, by wzmocni siy - cign Riley. O n a cay czas ich obserwuje, dlatego wiem, gdzie ich

znale. Spotkaj si tam z nami o n a i Diego. Rzuci znaczce spojrzenie w miejsce, gdzie przed chwil staam, i ledwie zauwaalnie zmarszczy brwi. Uderzymy w nich niczym tsunami! Z atwoci ich zwyciymy, a potem bdziemy witowa. Umiechn si. - A jedno z was bdzie witowa podwjnie. Raoul, oddaj mi to. - Riley zdecydowanie wycign do. Raoul z niechci rzuci mu torebk z czerwon koszulk. Pomylaam, e prbowa przywaszczy sobie dziewczyn, zabierajc jej zapach. - Jeszcze raz powchajcie po kolei. Skupcie si! Na dziewczynie? Czy na bitwie? Tym razem Riley osobicie podawa wszystkim torebk do powchania, jakby chcia si upewni, e cae zgromadzenie bdzie spragnione. Sdzc po ich reakcji, palio ich w gardle coraz bardziej, tak jak mnie. Ludzki zapach wywoywa warknicia i wycie. Riley nie musia tego robi - i tak wszystko pamitalimy. Widocznie chcia nas przetestowa. Sama myl o zapachu czowieka sprawia, e jad napyn mi do ust. - Jestecie ze mn?! - wrzasn Riley. Wszyscy krzyknli twierdzco. - To zaatwmy ich, dzieciaki! I znw stado drapienikw ruszyo na owy tym razem na ldzie. Fred ani drgn, zostaam wic przy nim, cho czuam, e marnuj cenny czas. Skoro miaam zapa Diega i odcign go, zanim zacznie si bitwa, powinnam by z przodu caej grupy. Spojrzaam na nich zdenerwowana. Wci byam prawie najmodsza, a wic i szybsza. - Przynajmniej przez dwadziecia minut Riley nie bdzie mg nawet o mnie pomyle odezwa si Fred gosem tak zwyczajnym, jakbymy codziennie odbywali setki takich rozmw. - Kontroluj czas. Nawet w sporej odlegoci poczuje mdoci na sam myl o mnie. Serio? To super. Umiechn si. wicz od jakiego czasu, sprawdzam swoj moc. Potrafi ju zrobi si niewidzialny. Nikt mnie nie zobaczy, jeli nie bd tego chcia. Zauwayam rzekam, a po chwili spytaam: Nie idziesz z nami? Fred pokrci gow. Jasne, e nie. Riley przecie nie powiedzia nam najwaniejszych rzeczy. Nie mam zamiaru by jego pionkiem. A wic zrozumia wszystko. Mogem zwia wczeniej, ale przedtem chciaem jeszcze z tob porozmawia, a dopiero teraz nadarzya si okazja. Ja te chciaam z tob pogada przyznaam. Uznaam, e powiniene wiedzie, i Riley okamuje nas w sprawie soca. Ta historyjka o czterech specjalnych dniach to kompletna bzdura. Wydaje mi si, e Shelly, Steve i kilku innych te si tego domylili. A jeli chodzi o t walk, to sprawa jest duo powaniejsza. Mamy wicej wrogw ni tylko tamto zgromadzenie - mwiam szybko, bolenie odczuwajc, jak szybko mija czas, i patrzc na przesuwajce si soce. Musiaam znale Diega. Nie dziwi si spokojnie odpar Fred. -Dlatego znikam. Pragn sam odkrywa wiat. To znaczy zamierzaem i sam, ale pomylaem, e moe chciaaby do mnie doczy. Byaby bezpieczna. Nikt za nami nie pjdzie. Przez chwil si wahaam. Akurat w tym momencie perspektywa bezpieczestwa i spokoju bya bardzo kuszca. Musz znale Diega - powiedziaam, krcc gow. Fred skin gow w zamyleniu. Jasne, rozumiem. Wiesz, jeli jeste gotowa za niego zarczy, moemy go wzi ze sob. Czasem im wicej nas, tym lepiej.

To prawda zgodziam si szybko, gdy przypomniaam sobie, jak bezbronna czuam si wtedy na drzewie z Diegiem, gdy zbliay si do nas wampiry w pelerynach. Fred pytajco unis brew, syszc mj ton. Riley kamie w przynajmniej jeszcze jednej sprawie - wyjaniam. - Bd ostrony. Ludzie nie powinni si o nas dowiedzie. Istniej bowiem jakie szurnite wampiry, ktre niszcz zgromadzenia, kiedy te staj si zbyt widoczne. Widziaam ich i uwierz, nie chciaby mie z nimi do czynienia. W cigu dnia trzymaj si z boku i poluj rozsdnie. Nerwowo spojrzaam na poudnie. - Musz si popieszy! Fred z namysem rozwaa to, co powiedziaam. Rozumiem. Jeli zechcesz, docz potem do mnie. Z chci wysucham wszystkiego, co wiesz. Poczekam na ciebie w Vancouver, przez jeden dzie. Dobrze znam miasto. Zostawi ci trop w... - zawaha si, a potem zachichota i dokoczy: - .. .w parku Rileya. Doprowadzi ci do mnie. Ale po dwudziestu czterech godzinach ju mnie tam nie bdzie. Znajd Diega i dogonimy ci. Powodzenia, Bree. Dziki, Fred! I powodzenia. Do zobaczenia! - Zaczam biec. Mam nadziej - usyszaam jeszcze. Pdem ruszyam ladem zgromadzenia, biegnc szybciej ni kiedykolwiek. Na szczcie zatrzymali si na chwil pewnie Riley musia na nich nawrzeszcze wic udao mi si dogoni grup wczeniej, ni przypuszczaam. A moe Riley przypomnia sobie o Fredzie i stan, by nas poszuka? Biegli rwnym krokiem, kiedy doczyam, starajc si sprawia wraenie umiarkowanie zaangaowanej - jak poprzedniej nocy. Prbowaam wlizgn si midzy pozostaych bez zwracania na siebie uwagi, ale Riley odwrci si i zerkn na ocigajcych si maruderw. Dostrzeg mnie, a potem zacz biec szybciej. Czy uzna, e Fred jest ze mn? Riley mia ju nigdy wicej nie zobaczy Freda... Pi minut pniej sprawy wymkny si spod kontroli. To Raoul zapa trop. Wyrwa naprzd z dzikim wrzaskiem. Riley tak nas nakrci, e wystarczya drobna iskra, by spowodowa eksplozj. Ci, ktrzy biegli blisko Raoula, rwnie wyczuli zapach, a po chwili rozpoczo si szalestwo. Ch zdobycia ludzkiej dziewczyny wzia gr nad rozkazami Rileya. Teraz bylimy myliwymi, a nie armi. Zapomnielimy o jednoci, liczy si tylko wycig po jej krew. Cho wiedziaam, e opowie Rileya zawieraa wiele kamstw, nie potrafiam oprze si zapachowi. Nawet biegnc z tyu grupy, wyczuam go od razu. By wiey i intensywny. Dziewczyna musiaa niedawno tu przebywa, a pachniaa naprawd sodko. Dziki krwi wypitej ubiegej nocy byam silna, ale nie miao to znaczenia. Chciao mi si pi. W gardle palio. Ruszyam za reszt, prbujc si skoncentrowa. Ze wszystkich si staraam si zosta nieco z tyu. Najbliej mnie by... Riley. Czyby on te chcia si powstrzyma od polowania na dziewczyn? Wci wykrzykiwa rozkazy, powtarzajc waciwie to samo. Kristie, id dookoa! Przesu si! Rozdzielcie si! Kristie, Jen! Rozdzielcie si! Cay plan atakowania z dwch stron wali si na naszych oczach. Riley doskoczy do gwnej grupy biegncych i zapa Sar za rami. Pocign j w lewo, a warkna ze zoci. - Id naokoo! wrzasn. Potem chwyci blondaska, ktrego imienia nigdy nie poznaam, i popchn go na Sar, co jej si wyranie nie spodobao. Kristie otrzsna si z amoku, zdajc sobie spraw, e powinna dziaa zgodnie ze strategi. Rzucia gniewne spojrzenie na Raoula i zacza wrzeszcze na swoj ekip: - Tdy! Szybciej! Rozwalimy ich i pierwsi j dorwiemy. Dalej! - Pjd na szpic z Raoulem! - krzykn Riley, zawracajc.

Wci biegam przed siebie, cho zawahaam si. Nie chciaam i na szpic, ale czonkowie ekipy Kristie zaczli zwraca si przeciwko sobie. Sara uwizia w kleszczach blondaska. Dwik jego odrywanej gowy pomg mi podj decyzj. Rzuciam si w pocig za Rileyem, zastanawiajc si, czy Sara zatrzyma si na chwil, aby spali chopca, ktry lubi udawa Spider-Mana. Zbliyam si na tyle, by zobaczy przed sob Rileya, ale niezmiennie trzymaam si troch z tyu. W ten sposb dogonilimy grup Raoula. Zapach krwi wci utrudnia mi skupienie si na waniejszych sprawach. - Raoul! - krzykn Riley. Ten mrukn co, ale si nie odwrci. By jak urzeczony sodkim ludzkim zapachem. - Musz pomc Kristie! Zobaczymy si na miejscu! Skoncentruj si! - woa za nim Riley. Nagle przyszo mi co do gowy i zatrzymaam si gwatownie, ogarnita niepewnoci. Raoul par naprzd, zupenie nie reagujc na sowa Rileya. Ten za zwolni do truchtu, a potem do marszu. Powinnam si ruszy, ale pewnie wtedy usyszaby, e prbuj si ukry. Odwrci si z umiechem i mnie dostrzeg. - Bree. Mylaem, e jeste z Kristie. Nie odpowiedziaam. - Syszaem, jak komu dziaa si krzywda. Kristie potrzebuje mnie bardziej ni Raoul - wyjani szybko. - Czy ty nas... zostawiasz? spytaam. Mina Rileya nagle si zmienia. Waciwie udao mi si odczyta jego zamiary z wyrazu twarzy. Otworzy szeroko oczy, nagle zaniepokojony. - Martwi si, Bree. Mwiem ci, e mamy si z ni spotka, e miaa nam pomc, ale nie trafiem na j e j trop. Co jest nie tak i musz j odnale. - Ale nie dasz rady jej odnale, zanim Raoul dotrze do tookich zauwayam. - Musz dowiedzie si, co si stao. - W gosie Rileya syszaam prawdziw desperacj. - Potrzebuj jej. Mielimy dziaa razem! - Ale pozostali... - Bree, musz j odnale. Teraz! Jest was do wielu, by pokona tookich. Wrc, gdy tylko bd mg. Zdawa si mwi tak szczerze, e powstrzymaam ch spojrzenia w kierunku, z ktrego przyszlimy. Fred pewnie by ju w poowie drogi do Vancouver. A Riley nawet o niego nie zapyta. Moe talent Freda wci by aktywny? - Tam jest Diego, Bree - rzuci nagle Riley. - Bdzie wystawiony na pierwszy atak. Nie zapaa jego zapachu? Nie bya do blisko? Potrzsnam gow, zupenie skoowana. - Diego tam by? - Teraz pewnie jest ju z Raoulem. Jeli si popieszysz, moesz pomc mu uj z yciem. Przez dug chwil patrzylimy na siebie, a w kocu spojrzaam na poudnie, dokd prowadzia cieka Raoula. - Grzeczna dziewczynka - rzek Riley. - Znajd j i wrcimy, by pomc wam posprzta. Opanowalicie sytuacj. Zanim do nich wrcisz, moe ju bdzie po wszystkim! Pobieg ciek prostopad do tej, ktr przyszlimy. Dotaro do mnie, e kama, i zacisnam zby ze zoci. Kama do samego koca, z niewzruszon pewnoci. Ale ja nie miaam ju adnego wyboru. Ruszyam wic dalej, znowu biegiem. Musiaam znale Diega. Odcign go od walki si, jeli bdzie trzeba. Musielimy dogoni Freda albo ucieka na wasn rk. Chciaam mu powiedzie, e Riley nas okama. Diego zrozumie, e Riley nie mia najmniejszego zamiaru pomaga nam w bitwie, ktr wywoa. I e my te nie musimy mu ju pomaga.

Najpierw odnalazam zapach dziewczyny, a potem Raoula. Nie wyczuam jednak Diega. Moe biegam zbyt szybko? Albo ludzki trop osabi moj czujno? Nasz pocig nie mia sensu; byo jasne, e znajdziemy dziewczyn, ale czy bdziemy wtedy potrafili walczy wsplnie przeciwko tamtym? Oczywicie, e nie, raczej rozszarpiemy siebie nawzajem na strzpy, byle j dorwa. Nagle usyszaam jazgot, krzyki i piski tu przede mn -znak, e przybyam zbyt pno. Walka si zacza, zanim zdyam odnale Diega. Pobiegam szybciej z nadziej, e zd go jeszcze uratowa. Z wiatrem dolecia do mnie dym sodki, gsty zapach ciaa palonego wampira. Odgosy rzezi staway si coraz wyraniejsze. Moe rzeczywicie walka ju si koczya? Czy znajd tam czekajcego na mnie Diega? Czy nasze zgromadzenie wygra? Pdziam przez gst zason dymu i nagle wybiegam z lasu na wielk, poronit traw polan. Przeskoczyam przez jaki kamie, z opnieniem zdajc sobie spraw, e to nie kamie, lecz ciao pozbawione gowy. Rozejrzaam si wok. Dostrzegam kawaki cia i wielkie ognisko, z ktrego fioletowy dym unosi si prosto w soneczne niebo. Przez kby dymu widziaam te szalejce, lnice wampirze postacie rozdzierane przy akompaniamencie warkni i wrzaskw. Szukaam jednej rzeczy: krconych czarnych wosw Diega. Nikt inny nie mia tak ciemnych jak on. Wypatrzyam jednego ogromnego, ciemnowosego wampira, ale by zdecydowanie zbyt duy jak na Diega. Zobaczyam zreszt, e odrywa gow Kevina, wrzuca j do ognia i skacze na plecy nastpnej ofierze. Czyby to bya Jen? Dostrzegam te drug posta z czarnymi wosami, ale ta bya z kolei za maa. Poruszaa si tak szybko, e nie mogam stwierdzi, czy to dziewczyna, czy chopak. Rozejrzaam si raz jeszcze i pomylaam, e powinnam usun si z pola walki. Zaczam rozpoznawa twarze. Wampirw byo ju znacznie mniej, nawet liczc ofiary lece na ziemi. Nie zobaczyam nikogo z grupy Kristie - widocznie wszystkich spalono. Ci, ktrzy stali o wasnych siach, byli mi obcy. Jaki wampir z blond wosami spojrza na mnie, a w socu jego oczy bysny zocicie. Przegrywalimy. I to z kretesem. Zaczam wycofywa si w kierunku drzew, niezbyt szybko, bo wci szukaam Diega. Nie byo go tam. Nie znalazam te nic, co by wskazywao, e kiedykolwiek tu by. Ani ladu jego zapachu, cho natrafiam na tropy kolesiw Raoula i wielu obcych. Zmusiam si te do obejrzenia porozrzucanych szcztkw. adne z cia nie naleao do Diega - rozpoznaabym choby jego palec. Odwrciam si i rzuciam w kierunku lasu, nagle przekonana o tym, e caa opowiastka Rileya o moim przyjacielu bya wycznie kolejnym kamstwem. A skoro Diega tutaj nie byo, to ju nie y. Ta myl przysza mi do gowy tak naturalnie, e chyba ju od jakiego czasu podwiadomie znaam prawd. Od chwili gdy Diego nie wrci z Rileyem do piwnicy... Ju go nie byo. Znajdowaam si niedaleko linii drzew, kiedy co wielkiego niczym kula armatnia uderzyo mnie w plecy i przewrcio na ziemi. Czyja rka zapaa mnie za szyj. Bagam! - zaszlochaam. Bagaam, by zabili mnie jak najszybciej. Ucisk zela. Nie walczyam, cho instynkt nakazywa mi gry, szarpa si i pazurami rozerwa wroga na strzpy. Jednak rozsdek podpowiada, e nie ma to najmniejszego sensu. Riley kama nie walczylimy ze sabymi, starymi wampirami; nie mielimy szans z nimi wygra. Zreszt nawet gdybym moga zabi tego, ktry mnie zaatakowa, nie byam w stanie si ruszy. Diega ju nie ma i ta wiadomo zniszczya we mnie ch walki. Nagle co wyrzucio mnie w powietrze; uderzyam o drzewo i spadam na ziemi. Powinnam bya podnie si i biec, ale Diego nie y i straciam ochot do ucieczki.

Blondwosy wampir, ktrego widziaam na polanie, wpatrywa si we mnie, gotowy do skoku. Wyglda na dowiadczonego gracza, o wiele zrczniejszego ni Riley. Z jakiego powodu si na mnie nie rzuca. Nie szala w amoku jak Raoul czy Kristie. Panowa nad sob. Bagam - powtrzyam, proszc, by zakoczy moj mk. - Nie chc walczy. Nie straci czujnoci, ale jego twarz si zmienia. Popatrzy na mnie w jaki dziwny sposb. W jego spojrzeniu byo zrozumienie i co jeszcze. Wspczucie? Na pewno lito. Ja take, moje dziecko - powiedzia spokojnym, dobrym gosem. - My tylko si bronimy. W jego dziwnych tych oczach dostrzegam tak szczero, e zaczam si zastanawia, jak mogam kiedykolwiek wierzy w historyjki Rileya. Poczuam si... winna. Moe ich zgromadzenie nigdy nie miao zamiaru atakowa nas w Seattle? Jak mogam wierzy w cokolwiek, co usyszaam? Nie wiedzielimy... wyjaniam ze wstydem. Riley nas okama, przepraszam. Nieznajomy nasuchiwa przez chwil i nagle usyszaam, e odgosy bitwy ucichy. Koniec. Jeli przez chwil nie byam pewna, kto wygra, to wtpliwoci rozwiay si, gdy sekund pniej doczya do nas wampirzyca z falujcymi brzowymi wosami i tymi oczami. Carlisle? - spytaa zaniepokojona, patrzc na mnie. Ona nie chce walczy - wyjani. Kobieta dotkna jego ramienia. Wampir wci by gotowy do ataku. Ona jest przeraona, Carlisle - powiedziaa. Czy nie moglibymy... Jasnowosy wampir spojrza na ni i wyprostowa si, ale widziaam, e wci zachowuje czujno. Nie chcemy ci skrzywdzi zwrcia si do mnie kobieta. Miaa ciepy, kojcy gos. - Nie chcielimy te z wami walczy. Przepraszam wyszeptaam znowu. Nie potrafiam opanowa chaosu, jaki ogarn moje myli. Diego nie y, i to byo poraajce. Reszta si nie liczya. Bitwa si skoczya, moje zgromadzenie przegrao, a ja wpadam w rce wroga. Tyle e w moim zgromadzeniu prawie kady wampir z chci popatrzyby, jak pon, natomiast wrogowie zupenie bez powodu mwili do mnie z czuoci. Na dodatek z tymi dwoma obcymi wampirami czuam si bezpieczniejsza ni kiedykolwiek z Raoulem i Kristie. Czuam ulg, e oboje nie yj. Wszystko mi si mieszao. Dziecko odezwa si Carlisle. Czy poddasz si nam? Jeli nie bdziesz prbowaa nas skrzywdzi, my nie skrzywdzimy ciebie, obiecuj. Uwierzyam mu. Tak odparam szeptem. Tak, poddaj si. Nie chc nikomu robi krzywdy. Zachcajcym gestem wycign do mnie do. Chod z nami, moje dziecko. Nasza rodzina musi si przegrupowa, a potem zadamy ci kilka pyta. Jeli odpowiesz na nie szczerze, nie masz si czego ba. Wstaam powoli, kadym gestem dajc do zrozumienia, e nie chc ich zaatakowa. Carlisle? zawoa jaki mski gos. Chwil pniej doczy do nas kolejny tooki wampir. Jednak gdy tylko go zobaczyam, rozwiao si moje poczucie bezpieczestwa. Mia take jasne wosy, ale by wyszy i szczuplejszy. Cae jego ciao pokryway blizny, szczeglnie duo byo ich na karku i szczce. Na ramieniu dostrzegam kilka wieych ran, ale reszta pochodzia z wczeniejszych bitew. Pewnie mia za sob wicej walk, ni

potrafiam sobie wyobrazi, i nigdy nie przegra. Brzowote oczy lniy, a caa jego postawa wskazywaa, e ledwie potrafi powstrzyma w sobie zo rozjuszonego lwa. Kiedy mnie zobaczy, przygotowa si do ataku. Jasper! - ostrzeg go Carlisle. Jasper opanowa si i spojrza na Carlisle'a ze zdziwieniem. O co ci chodzi? Ona nie chce walczy. Poddaa si. Brew pokrytego bliznami wampira uniosa si pytajco i nagle poczuam nieoczekiwany przypyw frustracji, cho nie miaam pojcia, co go wywoao. Carlisle, ja... - zawaha si Jasper, ale mwi dalej: Przykro mi, ale to niemoliwe. Nie moemy pozwoli, aby Volturi zobaczyli nas z ktrymkolwiek z tych nowo narodzonych. Zdajesz sobie spraw, jak by to byo niebezpieczne? Nie zrozumiaam wszystkiego, o czym mwi, ale wiedziaam jedno: chcia mnie zabi. Jasper, to jeszcze dziecko - zaprotestowaa kobieta. - Nie moemy jej zamordowa z zimn krwi! Dziwnie byo sucha, jak kto mwi o wampirach, jakby byli ludmi. Jakby zabicie wampira byo czym zym i moliwym do uniknicia. Tu chodzi o nasz rodzin, Esme. Nie moemy pozwoli, aby myleli, e zamalimy zasad. Esme stana midzy mn a Jasperem. Nie wiem dlaczego, ale odwrcia si do mnie plecami. Nie, nie pozwol na to. Carlisle spojrza na mnie niespokojnie. Widziaam, e zaley mu na tej kobiecie. Patrzyabym tak samo na kogo, kto staby za plecami Diega. Staraam si wyglda jak najbardziej potulnie. Tak te si czuam. - Jasper, myl, e powinnimy zaryzykowa - rzek powoli. - Nie jestemy Volturi. Przestrzegamy ich zasad, ale nie marnujemy czyjego ycia. Wyjanimy im. - Mog pomyle, e my te stworzylimy sobie do obrony wasnych nowo narodzonych. - Ale tak nie byo. Poza tym to nie tutaj pojawi si problem, tylko w Seattle. Nie ma prawa, ktre zabrania kreowania wampirw, pod warunkiem e ten, kto je stworzy, potrafi je kontrolowa. - To zbyt niebezpieczne. Carlisle z czuoci dotkn ramienia Jaspera. - Nie moemy zabi tego dziecka. Jasper spojrza gniewnie na Carlisle'a, co obudzio moj zo. Chyba nie zamierza skrzywdzi tego dobrego wampira ani jego ukochanej! Jednak Jasper tylko westchn i wiedziaam, e z jego strony nic im nie grozi. Mj gniew od razu znikn. - Nie podoba mi si to - odpar najmodszy z wampirw, ale by ju spokojniejszy. Przynajmniej pozwlcie, bym si ni zaj. Wy dwoje nie wiecie, jak radzi sobie z kim, kto przez tak dugi czas zachowywa si dziko. - Oczywicie, Jasper - zgodzia si Esme. - Tylko bd miy. Chopak przewrci oczami. - Musimy wraca do pozostaych. Alice mwia, e nie zostao duo czasu. Carlisle skin gow. Wycign do do Esme i razem wyszli na otwarte pole, mijajc Jaspera. - Ty tam! - zwrci si do mnie Jasper, znw ogarnity zoci. Idziesz z nami. I nie si zrobi niczego gupiego, bo sam ci zaatwi! wa

We mnie take na nowo obudzi si gniew. Gdy tak na mnie patrzy, nabraam ochoty, by warkn i odsoni zby, ale wiedziaam, e tylko czeka na tak prowokacj. Zatrzyma si na chwil, jakby wpad na jaki pomys. - Zamknij oczy - rozkaza. Zawahaam si. Moe jednak chcia mnie zabi? - Ju! Zacisnam zby i zamknam oczy. Czuam si jeszcze bardziej bezbronna ni poprzednio. - Id za moim gosem i nie otwieraj oczu. Spojrzysz i nie yjesz, rozumiesz? Kiwnam gow, zastanawiajc si, czego tak strzeg przed moim wzrokiem. Poczuam ulg, e w ogle zada sobie trud ukrywania czego przede mn. Nie zrobiby tego, gdyby planowa mnie zabi. - Tdy. Powoli szam za Jasperem, uwaajc, by nie da mu powodu do zoci. Prowadzi mnie ostronie, ebym nie wpada na adne drzewo. Syszaam, jak zmieniy si dwiki wok nas, gdy wyszlimy na otwart przestrze. Inny by wiatr, a odr poncych wampirw z mojego zgromadzenia stawa si coraz silniejszy. Czuam te soce ogrzewajce moj twarz, a w miar jak zaczynaam lni, pod powiekami robio si janiej. Jasper prowadzi mnie do kbowiska pomieni, tak blisko, e czuam, jak dym otula moje ciao. Wprawdzie wiedziaam, e Jasper mg mnie zabi do tej pory ju kilka razy, ale blisko tego ognia bardzo mnie denerwowaa. Siadaj tutaj. Nie otwieraj oczu. Ziemia bya nagrzana od soca i ognia. Usiadam spokojnie i prbowaam wyglda na nieszkodliw, ale czuam na sobie spojrzenie Jaspera, ktre budzio moj nerwowo. Mimo e nie byam za na te wampiry, ktre teraz ju wiedziaam tylko si broniy, to jednak od czasu do czasu ogarniaa mnie furia. Rodzia si jakby poza mn, jakby zostaa po bitwie, ktra dopiero co si zakoczya. Ten gniew na szczcie okaza si zbyt saby, bym zrobia co gupiego, a to dlatego, e byam bardzo smutna nieszczliwa do granic moliwoci. Cay czas mylaam o moim najlepszym przyjacielu i nie mogam przesta zastanawia si, jak zgin. Byam wicie przekonana, e z wasnej woli nigdy nie wyjawiby Rileyowi naszych tajemnic - tych, ktre sprawiy, e ufaam mu tak dugo, a byo za pno. W wyobrani znw zobaczyam twarz Rileya - wyuczon, chodn min, ktr przybiera, gdy straszy nas kar za ewentualne ze zachowanie. Znw usyszaam koszmarny i makabrycznie szczegowy opis tego, co zrobi z nami o n a : ...i bd was trzyma, kiedy o n a zacznie odrywa wam nogi, a potem powoli, powolutku spali wasze palce, uszy, wargi, jzyk i wszystkie pozostae zbdne czonki... jeden po drugim. Zdaam sobie spraw, e suchaam wtedy opisu mierci Diega. Tamtego wieczoru co w Rileyu si zmienio. Zabicie Diega dodao mu odwagi. Uwierzyam wwczas w to, co usyszaam i w co chciaam uwierzy: e Riley ceni Diega bardziej ni kogokolwiek z nas. Co wicej, lubi go. A on patrzy, jak nasza stwrczyni go torturuje. I bez wtpienia pomg j e j . Zabili Diega wsplnie. Zastanawiaam si, jak wielki bl musieliby mi zada, bym zdradzia mojego przyjaciela. Zdawao mi si, e nie poszoby im wcale tak atwo. I byam pewna, e trwao bardzo dugo, zanim zmusili Diega, by mnie zdradzi. Czuam mdoci. Pragnam wyrzuci z wyobrani obraz Diega krzyczcego w agonii, ale mi si nie udao. Wtem na polu rozlegy si krzyki. Moje powieki drgny, ale Jasper warkn ostrzegawczo, wic natychmiast je zacisnam. I tak nie zobaczyabym nic oprcz gstego dymu w kolorze lawendy.

Syszaam krzyki i potworne, dzikie wycie. Nioso si daleko i trwao do dugo. Nie potrafiam sobie wyobrazi, jakie cierpienie musi malowa si na twarzy tak wyjcego stworzenia, a przez to dwik stawa si jeszcze bardziej przeraajcy. Te tookie wampiry tak bardzo rniy si od nas. Czy raczej ode mnie. Bo chyba ju tylko ja zostaam z caego zgromadzenia. Riley i o n a dawno std zniknli. Usyszaam, jak kto woa kolejne osoby po imieniu: Jacob, Leah, Sam. W odpowiedzi odezway si rne gosy, ale wycie nie ustawao. Oczywicie, Riley okama nas take co do liczby tookich wampirw. Krzyki powoli cichy, a pozosta tylko ten jeden gos, zwierzcy, peen cierpienia, ktry przyprawia mnie o dreszcze. W wyobrani widziaam twarz Diega i to wycie kojarzyo mi si wycznie z jego mierci. Z haasw rozlegajcych si wok mnie wyowiam gos Carlisle'a. Baga, by pozwolono mu na co spojrze. - Prosz, pozwlcie mi zobaczy. Pozwlcie mi pomc! Zdawao mi si, e nikt si temu nie sprzeciwia, ale ton jego gosu wskazywa na to, e przegrywa w tej dyskusji. A potem wycie weszo na wysze tony, Carlisle zacz powtarza rozgorczkowanym gosem dzikuj", w tle za usyszaam szmer poruszenia wrd zebranych i zbliajce si cikie kroki. Skupiam si bardziej i nagle usyszaam co zupenie nieoczekiwanego i niemoliwego do pojcia. Najpierw cikie oddechy nigdy nie syszaam, by kto w naszym zgromadzeniu tak gono oddycha a potem bardzo wiele nastpujcych po sobie szybkich, guchych uderze. Jakby... bicie serc. Ale z pewnoci nie ludzkich. Ten akurat dwik znaam bardzo dobrze. Wcignam powietrze, jednak wiatr wia z przeciwnego kierunku i czuam jedynie dym. Nagle, bez ostrzeenia, co dotkno mojego ramienia i zapao mnie za gow z dwch stron. W panice otworzyam oczy i wyrwaam si do przodu, prbujc wyzwoli si z tego ucisku, ale natychmiast napotkaam ostrzegawcze spojrzenie Jaspera, ktrego twarz znajdowaa si kilka centymetrw od mojej. - Spokj! - warkn, sadzajc mnie z powrotem na ziemi. Ledwie go usyszaam; zdaam sobie spraw, e to on trzyma mnie za gow, zakrywajc uszy. - Zamknij oczy! - rozkaza znowu, prawdopodobnie normalnym gosem, ktry dla mnie brzmia jak szept. Prbowaam si uspokoi i znw zacisnam powieki. Widocznie dziay si rzeczy, ktrych nie powinnam sysze. Przeyabym to - jeli to oznaczaoby, e w ogle mam y. Przez chwil pod powiekami widziaam twarz Freda. Powiedzia, e poczeka na mnie jeden dzie. Ciekawe, czy dotrzyma sowa. Chciaabym mc mu powiedzie prawd o tookich i o wszystkim, czego wczeniej nie wiedzielimy. O wiecie, o ktrym nie mielimy pojcia. Byoby cudownie mc go odkrywa. Zwaszcza z kim, przy kim byabym niewidzialna i bezpieczna. Ale Diega ju nie byo. Nie mg wyruszy ze mn na poszukiwanie Freda. Mylenie o przyszoci przynosio jedynie bl. Wci syszaam co nieco z tego, co si dziao dokoa, ale gwnie byo to wycie i kilka gosw. Nie rozpoznaam dziwnych guchych uderze, ktre zreszt teraz przycichy. Przestaam si nad nimi zastanawia. Udao mi si zrozumie kilka sw, kiedy Carlisle mwi: Musisz... - potem urwa i po chwili doda: ...std teraz. Gdybymy mogli pomc... Ale nie moemy odej". Usyszaam te warknicie, jednak tym razem dziwnie niegrone. Wycie zmienio si w niski jk, ktry powoli cich, jakby oddalajc si ode mnie. Przez kilka minut panowaa cisza. Znw usyszaam stumione gosy, wrd nich Carlisle'a i Esme, ale pozostaych nie znaam. aowaam, e nic nie czuj. Zamknite oczy i zasonite uszy zmusiy mnie do szukania jakiej innej informacji zmysowej, lecz czuam tylko obrzydliwy, duszcy dym.

Wrd gosw wyrnia si jeden, wyszy i dononiejszy ni pozostae. Syszaam go tak dobrze, e mogam rozrni sowa. Jeszcze pi minut mwi kto. Byam prawie pewna, e gos naley do dziewczyny. A Bella otworzy oczy za trzydzieci siedem sekund. Nie wykluczam, e ju nas syszy. Prbowaam zrozumie cokolwiek. Czy jeszcze kogo zmusili, by zamkn oczy, tak jak ja? A moe ta dziewczyna mylaa, e ja mam na imi Bella? Nie podaam swojego imienia nikomu. Znw sprbowaam co wyczu. Syszaam jedynie pomruki. Wydawao mi si, e jeden gos znikn cakiem przestaam go rozpoznawa. Ale Jasper tak mocno przyciska mi donie do uszu, e niczego nie byam pewna. Trzy minuty - odezwa si wysoki, czysty gos tamtej dziewczyny. Jasper puci moj gow. Lepiej otwrz oczy nakaza, oddalajc si na kilka krokw. Powiedzia to w taki sposb, e si przestraszyam. Rozejrzaam si szybko dokoa, szukajc ukrytego niebezpieczestwa. Cay widok przysania mi ciemny dym. Tu obok Jasper marszczy czoo. Zacisn zby i patrzy na mnie z takim wyrazem twarzy... jakby te si ba. Nie mnie, ale raczej czego, co miao si wydarzy z moje go powodu. Pamitaam, co mwi wczeniej o tym, e przeze mnie znajd si w niebezpieczestwie i zagro im jacy... Volturi. Kim s ci Volturi? Nie umiaam sobie wyobrazi, czego moe ba si taki dowiadczony w walce, niebezpieczny wampir. Za Jasperem dostrzegam jeszcze cztery wampiry, odwrcone do mnie plecami. Jednym bya Esme, a z ni siedzieli wysoka blond kobieta, drobna czarnowosa dziewczyna i ciemnowosy wampir, tak ogromny, e strach byo nawet na niego patrze - to wanie on zabi Kevina. Przez chwil wyobraziam sobie, e moe zapa take Raoula. Ten obrazek sprawi mi dziwn przyjemno. Za tym najwikszym zobaczyam jeszcze trzy kolejne wampiry. Nie widziaam dokadnie, co robi, bo olbrzym zasania mi widok. Carlisle klcza na ziemi, a obok niego sta chopak z ciemnorudymi wosami. Na ziemi lea jeszcze kto, ale widziaam jedynie dinsy i niewielkie brzowe buty. Albo bya to dziewczyna, albo mody mczyzna. Pomylaam, e moe skadaj go do kupy. A wic w sumie omioro tookich, plus ten wyjcy, ktrego syszaam wczeniej (musia nalee do jakiego dziwnego rodzaju). Rozrniam jeszcze przynajmniej osiem innych gosw. Czyli szesnacie, a moe nawet wicej. Przynajmniej dwa razy wicej, ni kaza nam si spodziewa Riley. Nagle zaczam mie nadziej, e wampiry odziane w czarne peleryny zapi Rileya i godzinami bd go torturowa. Wampir lecy na ziemi zacz si podnosi - to bya dziewczyna, ale poruszaa si tak niezgrabnie, powoli, jakby bya sabym czowiekiem. Wiatr zmieni kierunek, nawiewajc dym na twarze moj i Jaspera. Przez chwil widziaam tylko jego. Nagle z jakiego powodu staam si bardziej niespokojna. Jakbym odczuwaa niepokj emanujcy wanie z Jaspera, kiedy sta tak blisko... Lekki wietrzyk znw zawrci i nagle cakowicie odzyskaam wzrok i powonienie. Jasper sykn z wciekoci, popchn mnie i powali z powrotem na ziemi. To bya ona ludzka dziewczyna, na ktr polowaam jeszcze kilka minut temu! To by zapach, na ktrym skoncentroway si wszystkie moje myli. Sodki, wilgotny zapach najsmaczniejszej krwi, jak kiedykolwiek wyczuam. W ustach i w gardle zaczo mnie pali jak nigdy dotd. Z desperacj prbowaam odzyska zdrowy rozsdek wiedziaam, e Jasper tylko czeka, a znowu si zerw, by mg mnie zabi, ale nie byam w stanie w peni nad sob zapanowa. Czuam si tak, jakby co rozrywao mnie na p, cigno w dwie rne strony. Ludzka dziewczyna o imieniu Bella przygldaa mi si zdziwionymi brzowymi oczami. Gdy

na ni patrzyam, byo jeszcze gorzej. Widziaam krew pync pod cienk skr. Prbowaam nie patrze, ale moje spojrzenie wci kierowao si na ni. Rudowosy wampir odezwa si do niej cicho: - Poddaa si. Tylko Carlisle mg zaproponowa co takiego komu tak modemu. Jasper tego nie pochwala. Widocznie Carlisle wyjani mu wszystko, gdy miaam zasonite uszy. Rudy wampir obejmowa ludzk dziewczyn, a ona przyciskaa donie do jego piersi. Jej gardo znajdowao si zaledwie kilka centymetrw od jego ust, ale ona nie wygldaa, jakby si baa cho troch, a on jakby polowa. Ju wczeniej prbowaam jako poukada sobie w gowie, e zgromadzeniu towarzyszy czowiek-maskotka, ale midzy tym dwojgiem istniao co wicej. Gdyby ta Bella bya wampirem, pomylaabym, e s par. - Nic mu nie jest? zapytaa, majc na myli Jaspera. To nic takiego, swdz go tylko resztki jadu odpar on. Kto go ugryz? spytaa znw, zdziwiona samym pomysem. Kim bya ta dziewczyna? Dlaczego wampiry pozwalay jej ze sob by? Czemu jej nie zabiy? Jak to moliwe, e tak swobodnie si przy nich czua, jakby si nie baa? Wygldao na to, e jest czci ich wiata, ale nie rozumie wszystkiego. Oczywicie, e Jaspera kto pogryz. Wanie bi si - i zabi wikszo mojego zgromadzenia. Czy ona w ogle miaa pojcie, czym bylimy? O rany, pieczenie w gardle stawao si nie do zniesienia! Prbowaam nie myle o tym, jak bardzo pragn spuka je krwi Belli, ale wiatr nawiewa jej zapach prosto w moj twarz! Byo za pno, bym moga si opanowa - wyczuam zwierzyn, na ktr polowaam, i nic nie mogo tego zmieni. - Chcia by wszdzie naraz wyjani rudowosy. Byle tylko Alice nie miaa nic do roboty. Pokrci gow, spogldajc na drobn, ciemnowos dziewczyn. - Alice nie potrzebuje taryfy ulgowej. Wampirzyca o imieniu Alice rzucia Jasperowi gniewne spojrzenie. Nadopiekuczy gupek - powiedziaa dwicznym gosem. Jasper odwzajemni spojrzenie, umiechajc si lekko, i na chwil zapomnia o moim istnieniu. A ja ledwie potrafiam zwalczy instynkt, ktry nakazywa mi skorzysta z jego nieuwagi i rzuci si na dziewczyn. Zajoby to tylko chwil i jej ciepa krew (syszaam, jak pulsuje) ugasiaby ar w moim gardle. Bya tak blisko... Wampir z ciemnorudymi wosami dostrzeg moje napicie i spojrza na mnie ostrzegawczo. Wiedziaam, e jeli rzuc si na Bell, on mnie zabije, ale pieczenie w gardle take oznaczao dla mnie mier. Bolao tak bardzo, e wydaam z siebie mimowolny okrzyk. Jasper warkn na mnie. Z wszystkich si staraam si nie drgn, ale zapach jej krwi by jak wielka rka, ktra poderwaa mnie z ziemi. Do tej pory ani razu nie musiaam powstrzymywa si przed zabiciem, jeli zwietrzyam ofiar. Wbiam palce w ziemi, bezskutecznie szukajc jakiego punktu zaczepienia. Jasper przyj pozycj do ataku, jednak nawet wiadomo, e za chwil umr, nie moga powstrzyma mojego pragnienia. I nagle tu obok znalaz si Carlisle i pooy do na ramieniu Jaspera. Spojrza na mnie dobrymi, spokojnymi oczami. - Zmienia moe zdanie? - zapyta. - Nie chcemy ci zabi, ale bdziemy do tego zmuszeni, jeli nie wemiesz si w gar. - Jak wy to znosicie? - spytaam bagalnie. Czy Carlisle nie czu tego aru w gardle? Jej krew mnie woa. Wpatrywaam si w dziewczyn, marzc o tym, by odlego midzy nami nagle znikna. Palcami bezradnie grzebaam w kamienistej ziemi. - Musisz to wytrzyma - powanie odpar Carlisle. - Musisz nauczy si kontrolowa. To moliwe, i to dla ciebie teraz jedyna droga do ocalenia ycia.

Jeli tolerowanie bliskoci czowieka jak robiy to tookie wampiry - stao si moj jedyn nadziej na ocalenie, to byam skazana na mier. Nie potrafiam znie tego palcego blu. Zreszt i tak nie miaam wyjcia. Nie chciaam umiera, nie chciaam czu blu, ale po co miaabym przey? Wszyscy pozostali zginli. Diego od dawna ju nie y. Diego... Jego imi cisno mi si na usta, prawie wypowiedziaam je na gos. Ale zamiast tego zapaam si tylko za gow i prbowaam myle o czym, co nie bolao. Nie o dziewczynie i o Diegu. Ale kiepsko mi szo. - Czy nie powiniene mnie zabra w jakie bezpieczniejsze miejsce? nerwowo wyszeptaa Bella, znw wyrywajc mnie z zamylenia. Spojrzaam na ni. Miaa skr tak cienk i mikk, e widziaam pulsujc na szyi krew. Musimy zaczeka - wyjani wampir, do ktrego si przytulaa. Oni bd tu lada chwila, przyjd od pnocy. Oni? Zerknam w kierunku pnocnym, ale widziaam tylko dym. Czyby mia na myli Rileya i moj stwrczyni? Poczuam nagy przypyw paniki, a potem pojawia si iskierka nadziei. Przecie to niemoliwe, by ta dwjka moga stawi czoo tookim, ktrzy zabili wszystkich naszych, prawda? Nawet jeli te wyjce wampiry znikny, to sam Jasper wyglda na zdolnego zabi j i Rileya. A moe mia na myli tajemniczych Volturich? Wiatr znw przywia ludzki zapach w moj stron i ju nie byam w stanie myle o niczym innym. Patrzyam na dziewczyn, czujc rosnce pragnienie. Odwzajemnia spojrzenie, ale zaskoczy mnie wyraz jej twarzy. Mimo e odsoniam zby i draam, ledwie powstrzymujc si przed skokiem, Bella w ogle si mnie nie baa. Przeciwnie - wydawaa si zafascynowana, jakby chciaa ze mn porozmawia albo przynajmniej o co zapyta. A potem Carlisle i Jasper odsunli si ode mnie i podeszli do pozostaych wampirw i dziewczyny. Wszyscy patrzyli gdzie w dal. Zrozumiaam, e ustawili si tak, bym oddzielaa ich od tych, ktrzy nadchodzili z tyu. Przysunam si do poncego stosu, nie zwracajc uwagi na bijcy od niego ar. Moe powinnam sprbowa ucieczki? Czy s na tyle zajci czym innym, e zdoam si wymkn? Ale dokd miaam pj? Do Freda? y samotnie? Odnale Rileya i zmusi go, by zapaci za to, co zrobi Diegowi? Gdy wahaam si, rozwaajc ostatni moliwo, dogodny moment na ucieczk min. Usyszaam poruszenie gdzie na pnoc od nas i zostaam uwiziona midzy tookimi a tymi, ktrzy nadchodzili. Hm... - rozleg si trupi gos za moimi plecami. Wystarczy jeden pomruk, a ja wiedziaam ju, do kogo ten gos naley. Gdybym nie zamara jak sup soli z przeraenia, prbowaabym ucieka, gdzie pieprz ronie. Wampiry w ciemnych pelerynach. Co oznaczao ich przybycie? Czy miaa rozpocz si nowa bitwa? Wiedziaam, e ci w pelerynach yczyli mojej stwrczyni powodzenia w zniszczeniu tookich. Ale ona najwidoczniej zawioda. Czy to znaczyo, e j zabij? A moe zamiast niej zabij Carlisle'a, Esme i pozostaych? Gdyby wybr nalea do mnie, nie zastanawiaabym si ani chwili -ci, ktrzy mnie pojmali, ocaleliby. Nowo przybyli stanli twarz w twarz z tookim klanem. Nikt nie patrzy w moj stron, a ja ani drgnam. Bya ich tylko czwrka, tak jak ostatnio. Ale to, e tookich byo siedmioro, nie dawao im adnej przewagi. Tak samo jak Riley i moja stwrczym, toocy dobrze wiedzieli, e z tamtymi trzeba bardzo uwaa. W tych wampirach byo co, czego wzrok nie ogarnia, ale bez trudu dao si to wyczu. Oni wymierzali kary i nigdy nie przegrywali. Witaj, Jane odezwa si jeden z tookich, ten ktry trzyma dziewczyn.

Znali si. Ale gos rudowosego wampira nie by przyjazny; nie by te saby i sualczy jak Rileya ani przeraony jak mojej stwrczyni. Wampir mwi tonem zimnym, grzecznym i w ogle nie wyglda na zaskoczonego. A wic ci w pelerynach to Volturi? Drobna wampirzyca, ktra ich prowadzia -Jane uwanie przyjrzaa si siedmiorgu tookich i dziewczynie, a potem w kocu spojrzaa na mnie. Po raz pierwszy zobaczyam jej twarz. W ludzkich latach bya modsza ode mnie, w wampirzych duo starsza. Miaa oczy barwy ciemnoczerwonych jedwabistych r. Wiedziaam, e jest za pno, abym ucieka niezauwaona, dlatego spuciam tylko gow i objam j rkami. Mylaam, e jeli dam do zrozumienia, i nie chc walczy, Jane potraktuje mnie rwnie agodnie jak Carlisle. Ale nie bardzo na to liczyam. - Nie rozumiem... beznamitny gos Jane zdradza lekk irytacj. - Poddaa si - wyjani rudowosy. - Poddaa si? warkna Jane. Podniosam nieco wzrok i zobaczyam, e Volturi wymieniaj spojrzenia. Rudowosy powiedzia wczeniej, e aden inny wampir w historii si nie podda. Zapewne oni take o tym wiedzieli. - Carlisle da jej wybr - rzek rudowosy. Widocznie by swego rodzaju rzecznikiem tookich, cho wydawao mi si, e wanie Carlisle powinien by liderem. - Ci, ktrzy nie przestrzegaj regu, nie maj prawa wyboru owiadczya Jane gosem wyzutym z jakichkolwiek emocji. Czuam lodowaty chd ogarniajcy cae moje ciao, ale przestaam panikowa. mier wydawaa si ju nieunikniona. Carlisle odezwa si, mwic agodnie do Jane: - Jej los jest w waszych rkach. Pomylaem tylko, e gdyby zdecydowaa si nas nie atakowa, nie byoby potrzeby jej likwidowa. Nigdy nie uczono jej naszych praw. Cho nie opowiada si po adnej ze stron, odniosam wraenie, e jednak chce mnie broni. Tyle e mj los nie zalea ju od niego. - To nie ma tu nic do rzeczy - potwierdzia moje obawy Jane. - Nie bd si spiera. Jane patrzya na Carlisle'a, jakby wci rozwaaa jego sowa. Pokrcia gow i jej twarz znw stracia jakikolwiek wyraz. - Aro mia nadziej, e zapucimy si dostatecznie daleko na zachd, eby si z tob spotka, Carlisle. Przesya pozdrowienia - powiedziaa. - Bybym wdziczny, gdyby i mnie posuya za posaca - usyszaa w odpowiedzi. Jane si umiechna. - Prosz bardzo. - Potem znw spojrzaa na mnie, wci lekko wykrzywiajc usta w umiechu. - Najwyraniej nie zostawilicie nam nic do roboty... no, prawie nic. Tak z zawodowej ciekawoci, ilu ich byo? Zdoali sterroryzowa cae miasto. Mwia o robocie" i zawodowej ciekawoci". Miaam wic racj ich zadaniem byo wymierzanie kar i wykonywanie wyrokw. A skoro mogli kara, istniay zapewne zasady, ktre niektrzy amali. Carlisle powiedzia ju wczeniej: Przestrzegamy ich zasad" oraz Nie ma prawa, ktre zabrania kreowania wampirw, pod warunkiem e ten, kto je stworzy, potrafi je kontrolowa". Riley i moja stwrczyni bali si, ale nie zdziwio ich nadejcie Volturich. Wiedzieli o istnieniu praw i byli wiadomi, e je ami. Tylko dlaczego nam nie powiedzieli? Okazao si te, e istnieli inni Volturi, poza t czwrk. Kto o imieniu Aro i jeszcze zapewne wielu innych, co wyjaniao, czemu wszyscy tak bardzo si ich bali. Na pytanie Jane Carlisle odpowiedzia: Z t tu osiemnastu. Wrd Volturich przeszed ledwie syszalny szmer.

Osiemnastu? - powtrzya Jane lekko zdziwiona. Nasza stwrczyni nie powiedziaa Jane, ilu nas stworzya. Czy zdziwienie Jane byo prawdziwe, czy tylko udawaa? Sami nowo narodzeni - doda Carlisle. Zupenie niedowiadczeni. Niedowiadczeni i niewiadomi, dziki Rileyowi. Zaczynaam ju rozumie, jak postrzegaj nas te starsze wampiry. Nowo narodzona", tak nazwa mnie Jasper. Jakbym bya niemowlciem. Sami? - warkna Jane. - To kto ich stworzy? Jakby nie wiedziaa. Jane bya wiksz kamczucha ni Riley i okazaa si zdecydowanie bardziej od niego przekonujca. Na imi j e j byo Victoria odpar rudowosy wampir. Skd zna jej imi, skoro nawet ja go nigdy nie syszaam? Przypomniao mi si, e Riley wspomnia, i wrd tookich jest jeden, ktry potrafi czyta w mylach. Czy to dlatego wszystko wiedzieli? A moe Riley kama i w tej kwestii? Byo? spytaa Jane. Rudowosy wskaza kiwniciem gowy na wschd. Spojrzaam tam i zobaczyam chmur gstego liliowego dymu unoszcego si ze zbocza gry. Byo. Poczuam podobn przyjemno jak wtedy, gdy wyobraaam sobie, e Jasper rozrywa na strzpy Raoula tyle e duo, duo wiksz. Czyli osiemnastu plus Victoria, tak? - z namysem spytaa Jane. Zgadza si potwierdzi rudowosy. - Miaa te jednego przy sobie. Nie by taki mody jak te tutaj, ale nie mia wicej ni rok. Riley. Czuam rado i satysfakcj. Jeli no dobrze, kiedy umr, przynajmniej nie zostawi niezaatwionych spraw. Diego zosta pomszczony. Prawie si umiechnam. - Zatem dwudziestu - westchna Jane. Albo naprawd nie spodziewaa si tak wielkiej liczby, albo bya genialn aktork. - Kto zaj si Victori? - Ja - zimno odpowiedzia wampir z rudymi wosami. Kimkolwiek by, bez wzgldu na to, dlaczego trzyma przy sobie t ludzk dziewczyn, sta si moim przyjacielem. Nawet jeli to on mia mnie zaraz zabi, i tak byam jego duniczk. Jane odwrcia si, by spojrze na mnie spod zmruonych powiek. - Ty tam! - warkna. - Jak masz na imi? Dla niej i tak byam ju martwa. Po co miaabym wic mwi jej cokolwiek. Odwzajemniam tylko spojrzenie. Jane si umiechna - radosnym, jasnym umiechem niewinnego dziecka. I wtedy zaczam pon. Jakbym cofna si w czasie do tamtej najgorszej nocy mojego ycia. Ogie pulsowa w kadym kawaku mojego ciaa, w kadej ttnicy, przenika szpik kadej koci. Czuam si tak, jakby ywcem wrzucono mnie do pogrzebowego stosu mojego zgromadzenia i jakby ze wszystkich stron otaczay mnie pomienie. Nie byo ani jednej komrki, ktrej nie rozrywaby niemoliwy do zniesienia bl. Nie syszaam nawet swoich wasnych krzykw. - Jak masz na imi? - powtrzya Jane, a gdy si odezwaa, ogie znikn. Jak gdyby nigdy nic, jakbym go sobie wymylia. Bree - odparam tak szybko, jak mogam, wci dyszc, cho bl usta. Jane umiechna si raz jeszcze i ogie powrci. Ile jeszcze cierpienia bd musiaa znie, zanim w kocu umr? Krzyk, ktry dobywa si z moich ust, zdawa si nalee do kogo innego. Czemu kto po prostu nie mg oderwa mi gowy? Carlisle by dobry, mg to zrobi, prawda? Albo ten wampir, ktry czyta w mylach - kto z nich mgby mnie zrozumie i to zakoczy. I tak powie ci wszystko, co chcesz wiedzie - rzuci rudowosy. - Nie musisz jej tego robi.

ar znw znikn, jakby Jane wcisna wycznik. Padam twarz do ziemi, dyszc, jakby brakowao mi powietrza. Och, wiem o tym - oznajmia wesoo Jane, po czym zawoaa mnie po imieniu. Wzdrygnam si, oczekujc blu, ale tym razem daa mi spokj. Czy historia, ktr tu usyszelimy, jest prawdziwa? spytaa. - Byo was dwudziestu? Sowa same wydobyway si z moich ust. Dziewitnastu albo dwudziestu, moe wicej, nie wiem! Sara i taki jeden, nie wiem, jak mia na imi, wdali si po drodze w bjk... Czekaam, a Jane ywym ogniem ukarze mnie za brak lepszej odpowiedzi, ale zamiast tego pytaa dalej: A co z Victori? Czy to ona was stworzya? - Nie wiem - przyznaam ze strachem. - Riley nigdy nie nazywa j e j po imieniu. A wtedy, w nocy... byo tak ciemno i tak bolao... - Wzdrygnam si. - Nie chcia, ebymy mogli o niej myle. Mwi, e nasze myli mog zosta podsuchane... Jane zerkna na rudowosego, a potem znw spojrzaa na mnie. Powiedz mi co wicej o tym Rileyu - nakazaa. Dlaczego was tutaj przyprowadzi? Zaczam recytowa kamstwa Rileya tak szybko, jak potrafiam. - Powiedzia, e mamy zlikwidowa gromad tookich. Bo Seattle to ich terytorium i ju niedugo po nas przyjd, wic lepiej ich uprzedzi. Mielimy ich zaatwi w dziesi minut, tak nam powiedzia. Gdybymy wygrali, cae miasto byoby tylko dla nas. Tyle krwi! Da nam do powchania jej rzeczy. - Podniosam rk, eby wskaza Bell. Powiedzia, e tak ich rozpoznamy, e toocy bd tam, gdzie ona. Jak kto by j znalaz, mia obiecane, e bdzie tylko dla niego wyjaniam. Jak wida, Riley pomyli si co do stopnia trudnoci tego starcia - skomentowaa ironicznie Jane. Chyba bya zadowolona z tego, co powiedziaam. Zrozumiaam nagle, e jej ulyo, bo z moich sw wynikao, i Riley nie powiedzia ani mnie, ani pozostaym o wizycie, jak Volturi zoyli Victorii. Moja wersja bya odpowiednia, by przedstawi j tookim - nie mieszaa bowiem w spraw ani Jane, ani pozostaych w pelerynach. Mogam gra dalej. Z nadziej, e ten, ktry czyta w mylach, i tak zna ca prawd. Nie potrafiam odegra si na niej, na tym potworze, ale mogam opowiedzie wszystko tookim za pomoc myli. Przynajmniej tak si udziam. Skinam wic gow, przytakujc Jane, podniosam si i usiadam prosto, chcc zwrci na siebie uwag tego, ktry czyta moje myli. Opowiadaam dalej t wersj historii, ktr znali wszyscy z mojego zgromadzenia. Zachowywaam si tak, jakbym bya Kevinem. Gupim jak but i zupenie niewiadomym. Nie wiem, co si stao. To akurat bya prawda. Przebieg bitwy zaskoczy mnie. Nie widziaam na przykad nikogo z grupy Kristie. Czy zabiy ich owe wyjce wampiry? Ten sekret lepiej zachowa dla tookich. Rozdzielilimy si, ale tamci nigdy nie wrcili. I Riley nas zostawi, i nie wrci nam pomc, tak jak obieca. A potem si zaczo i wszdzie latay tylko takie biae kawaki. Wzdrygnam si na wspomnienie bezgowego tuowia, na ktry wpadam. - Bardzo si baam. Chciaam ucieka. - Wskazaam gow Carlisle'a. - I wtedy ten tooki powiedzia, e jeli przestan walczy, nic mi nie zrobi. Nie chciaam zdradza Carlisle'a, ale akurat to Jane ju wiedziaa. - Tak, tyle e on nie jest upowaniony do oferowania takich prezentw powiedziaa Jane. Wygldao na to, e dobrze si bawi. Zamaa nasze zasady i musisz ponie konsekwencje. Wci udajc idiotk, patrzyam na ni tak, jakbym nie potrafia poj jej sw.

Jane spojrzaa na Carlisle'a. - Jeste pewien, e wyapalicie wszystkich? Tych, co si rozdzielili, rwnie? Skin gow. - My te si rozdzielilimy. A wic tamte wyjce wampiry dopady Kristie. Miaam nadziej, e czymkolwiek naprawd byy, okazay si bardzo, bardzo przeraajce. Kristie na to zasuya. - Nie mog zaprzeczy, e mi zaimponowalicie. Jane zdawaa si mwi szczerze i nawet jej uwierzyam. Przecie liczya na to, e armia Victorii wygra t bitw z tookimi, a tymczasem ponielimy klsk. Jej trzej towarzysze wydali z siebie pomruk aprobaty. - Nigdy jeszcze nie widziaam, eby kto wygra mimo takiej przewagi liczebnej przeciwnika i nie ponis przy tym adnych strat - cigna Jane. Czy macie na to jakie wytumaczenie? To ekstremalne zachowanie, zwaywszy na wasz styl ycia. I czemu kluczem bya ta wasza maa? Z niechci zerkna na Bell. Victoria ywia do Belli uraz - wyjani rudowosy. A wic caa strategia Rileya w kocu nabraa sensu. On chcia po prostu zabi dziewczyn i nie byo istotne, ilu nas bdzie potrzeba, aby tego dokona. Jane zamiaa si radonie. - Wasza maa... - umiechna si do dziewczyny tak samo, jak przedtem do mnie ...zdaje si wywoywa u przedstawicieli naszej rasy nadzwyczaj silne reakcje. Belli nic si nie stao. Moe Jane nie chciaa jej skrzywdzi, a moe jej okropna umiejtno dziaaa wycznie na wampiry. Czy mogaby tak nie robi? zada rudowosy gosem spokojnym, ale penym kontrolowanej zoci. Jane po raz kolejny si umiechna. Tak tylko sprawdzam. Nic jej nie jest, prawda? Prbowaam zachowa niewinny wyraz twarzy i nie zdradzi swego zainteresowania. A wic Jane nie moga krzywdzi Belli tak, jak krzywdzia mnie, i widocznie byo to nienormalne. Wprawdzie Jane udawaa rozbawienie, lecz widziaam, e dostaje szau. Moe dlatego toocy tolerowali t ludzk dziewczyn? Ale skoro Bella bya tak wyjtkowa, czemu po prostu nie zmienili jej w wampira? C, nie zostao nam wiele do roboty powtrzya Jane zupenie beznamitnym tonem. - Dziwne. Nie jestemy przyzwyczajeni do tego, e si nas wyrcza. No i pluj sobie w brod, e przegapilimy bitw. Musia by to wyjtkowo zajmujcy spektakl. Tak - przyzna rudowosy. A bylicie ju tak blisko. Wystarczyo si tu zjawi p godziny wczeniej. Mielibycie te wwczas okazj speni swj obowizek. Z trudem powstrzymaam umiech. A wic rudowosy wampir w istocie czyta w mylach i zrozumia wszystko, co chciaam mu przekaza. Jane si nie upiecze. W tej chwili patrzya na rudowosego ze zdziwieniem. Wielka szkoda, e wyszo, jak wyszo, nieprawda? Wampir skin gow, a ja zastanawiaam si, czy potrafi czyta take w mylach Jane. Ona natomiast spojrzaa na mnie, ukazujc swoj twarz bez wyrazu. W jej oczach widziaam jedynie pustk, ale czuam, e mj czas si skoczy. Dostaa ode mnie to, czego potrzebowaa. Nie wiedziaa tylko, e przekazaam rwnie tamtemu wszystko, co wiedziaam. I e chroniam tajemnice jego zgromadzenia. Byam mu to winna. Ukara Rileya i Victori. Zerknam na niego ktem oka i pomylaam: Dzikuj. Felix? leniwie rzucia Jane. Czekaj przerwa jej rudowosy. Odwrci si w stron Carlisle'a i zacz szybko mwi:

Czy nie moglibymy wytumaczy jej, jakie s zasady? Wydaje si skonna do nauki. Nie wiedziaa, e wystpuje przeciwko prawu. Oczywicie, e moglibymy si ni zaj natychmiast odpowiedzia Carlisle, patrzc na Jane. Jestem gotowy przyj j pod swoje skrzyda. Jane wygldaa tak, jakby zastanawiaa si, czy tamci dwaj artuj. A ja mogam si jedynie wzruszy. tookie wampiry mnie nie znay, ale zaryzykoway dla mnie ycie. Wiedziaam, e i tak nic to nie pomoe, ale byam im wdziczna. Nie robimy wyjtkw - odpara rozbawiona Jane. I nie dajemy nikomu jeszcze jednej szansy. Zaszkodzioby to naszej reputacji. Czuam si tak, jakby rozmawiali o kim innym. Nie przejmowaam si tym, e Jane chce mnie zabi. Wiedziaam te, e toocy jej nie powstrzymaj. Jane naleaa do wampirzej policji. Ale ta policja bya skorumpowana - i to powanie a ja przyczyniam si do tego, e toocy ju o tym wiedzieli. Wanie, a propos... cigna Jane, wbijajc wzrok w Bell i umiechajc si szeroko. Kajusza na pewno zainteresuje fakt, e jeste cigle czowiekiem, Bello. By moe zdecyduje si zoy wam wizyt. Cigle czowiekiem. A wic mieli zamiar przemieni dziewczyn w wampira. Ciekawe, na co czekali. Mamy ju ustalony termin - wtrcia si po raz pierwszy drobna wampirzyca z krtkimi czarnymi wosami i czystym gosem. - By moe to my za kilka miesicy zoymy wam wizyt. Z twarzy Jane natychmiast znikn umiech. Wzruszya ramionami, nie zaszczycajc czarnowosej wampirzycy nawet spojrzeniem, i zrozumiaam, e cho mocno nienawidzi Belli, to dziesi razy bardziej nienawidzi tookiej. Jane odwrcia si do Carlisle'a i rzucia lekcewaco: Mio byo ci znowu zobaczy, Carlisle. A sdziam, e Aro przesadza... C, do nastpnego razu. I nadszed ten moment. Wci nie czuam strachu. aowaam tylko, e nie zdyam zdradzi wicej Fredowi. Wszed nieprzygotowany w ten wiat peen niebezpiecznej polityki, skorumpowanych gliniarzy i tajnych zgromadze. Ale Fred jest inteligentny, ostrony i utalentowany. Co mu zrobi, skoro nawet go nie zobacz? Moe toocy pewnego dnia spotkaj Freda. Bdcie dla niego dobrzy, przekazaam rudowosemu wampirowi. Popiesz si, Felix - nakazaa Jane swojemu kompanowi, skinwszy gow w moj stron. - Wracajmy ju do domu. - Zamknij oczy - szepn rudowosy wampir. Tak zrobiam.

Podzikowania Jak zawsze jestem bardzo wdziczna wszystkim, dziki ktrym powstaa ta ksika: moim chopcom Gabe'owi, Sethowi i Eliemu, mojemu mowi Pancho, moim rodzicom Stephenowi i Candy, moim cudownym przyjacikom Jen H., Jen L., Meghan, Nic i Shelly, mojej agentce ninja Jodi Reamer, mojej baffy" Shannon Hale, wszystkim moim przyjacioom i mentorom w wydawnictwie Little, Brown and Company, zwaszcza Davidowi Youngowi, Asyi Muchnick, Megan Tingley, Elizabeth Eulberg, Gail Doobinin, Andrew Smithowi i Tinie McJntyre, a przede wszystkim moim czytelnikom. Jestecie najlepszymi odbiorcami, jakich mona sobie wyobrazi. Dzikuj!

You might also like