You are on page 1of 118

Edward Stachura Opowiadania

JEDEN DZIE

Jeden dzie
Rano przyjechaem do tego wielkiego miasta. Cay dzie po nim aziem, po jego ulicach i mostach, ktrych jest peno w tym miecie. Przepywa przez to miasto druga wielka rzeka tego kraju, ale nie jednym korytem, tylko mnstwem kanaw, ktre gdzie, za miastem, musz si czy, ale w miecie jest peno kanaw, std peno mostw, po ktrych aziem przez cay dzie. I po ulicach midzy mostami. Prawie na kadym mocie przystawaem. Opieraem si o porcz i patrzyem na wod przez jaki czas, waciwie wcale jej nie widzc, to znaczy widziaem wod na pocztku, jak tylko pochyliem si przez porcz, ale pniej ju jej chyba nie widziaem, boja mam takie dwa patrzenia, i jedno z nich to byo dzisiaj, na kadym mocie prawie: patrzyem na wod uporczywie przez jaki czas, ktr z pocztku widziaem, ale pniej jakby rozmazywaa si, przemieniaa si w powietrze czy w mg, jeli jest taka przezroczysta. Prawie na kadym mocie przystawaem, zapalaJem papierosa i pochylaem si nad porcz utkwiwszy spojrzenie w wod, ktr z pocztku widziaem, ale pniej ju nie, bo jedno z tych moich patrze to jest takie nicniewidzenie, zapominanie si oczami, zapadanie si w leje, ktre musz by po drugiej stronie oczu. Prawie na kadym mocie zapadaem si w leje. Midzy jednym mostem a drugim szedem wtuliwszy gow w gniazdo ramion i konierza, a rce w gniazdo kieszeni. Ale i tak byo dosy zimno. Kiedy skoczy si ta przeklta zima? Przeklta zima. Dobre lato. Mona usi gdzie, na chodniku albo w polu si pooy, wszystko jedno, zamkn oczy, a soce dobre, ciepe opada na powieki, cae lato masz na powiekach, bo lato to jest soce dobre, ciepe. Wic leysz sobie na kamiennej pycie miejskiego cmentarza albo w trawach leysz midzy niebem a ziemi, wszystko jedno, i to jest takie w socu dobre, ciepe zamarzanie. Potem, kiedy ju si na-kochae ze socem, wstajesz. Idziesz szuka rzeki, wody, w ktr wstpujesz powoli albo od razu si rzucasz, ja to od razu si rzucam, pywam dugo, a kiedy si zmcz, przewracam si na plecy i le, poruszajc lekko nogami, eby si tylko utrzyma. I to jest te takie w wodzie dobre, ciepe zamarzanie. Tak. Lato jest dobre, a zima nie. Dzisiaj cay dzie szedem przez t z zim i przez to miasto wielkie bardzo, do ktrego przyjechaem rano. Przedtem, wczoraj jeszcze, byem w innym miecie, te wielkim. Dugo tam nie byem, ale troch byem. Jakie dwa tygodnie. Okoo. Mieszkaem u takiego chopcaPiotrka. Mieszka tylko z matk, ktra wyjechaa na wczasy w gry. Bd kiedy musia pojecha w gry. Na drug zim moe. Postaram si skd o jakie dobre, ciepe buty, ebym mia lato w stopach, bo tam jest duo zimnego niegu, a jeszcze bd chodzi duo po grach,
1

a ze buty szybko si zdzieraj, a jeszcze w grach. Przez lato bd kosi troch po chopach, to zarobi na takie dobre, ciepe buty na gry. Ale do drugiej zimy daleko. Do lata jest daleko, a co dopiero. Wic matka tego chopca-Piotrka wyjechaa w gry, i on powiedzia, e dopki nie przyjedzie, to mog u niego zamieszka. Niele byo u tego chopca-Piotrka, tylko troch za duo mwi. Gdyby tyle nie mwi, to byoby nawet wspaniale. Prbowaem go uczy za duo nie mwi, ale nie wyszo. Prosi mnie, ebym go zabra gdzie ze sob, ale co ja bym z nim robi. Nie dlatego, e za duo mwi, ale co ja bym z nim robi. Ale mwi te za duo. Wiele razy mnie gniewa i gwizdaem sobie przez zby, a nie zapomniaem o mojej dla niego wdzicznoci, wic musia mwi duo za wiele. Ja raz mu tylko do dugo mwiem. A mwiem mu o tapczanie, kodrze, fotelu, radiu i o tym pokoju, w ktrym to wszystko byo, w ktrym mieszkalimy i w ktrym mu o tym mwiem. Zdaje si, e na prno mwiem, do dugo mwiem, bo on sam nie wiedzia, co ma. Potem wrcia jego matka i ju nie miaem gdzie spa, wic powiedziaem sobie, e mog z tego miasta wyjecha. W pocigu nie musiaem wcale si chowa przed konduktorem, bo miaem bilet, wic spaem, bo znalazem cakiem wolny przedzia i bya noc. Rano przyjechaem do tego wielkiego miasta, ktrego nie znaem wcale. Nie wiedziaem nawet, skd tu tyle tych kanaw. Dopiero spytaem jakiego innego, ktry powiedzia mi, e to ta rzeka, o ktrej wiedziaem, e przepywa przez to miasto, tak jest rozgaziona w kanay, ktrych jest bardzo duo, on nie wie ile, ale bardzo duo, i e ta rzeka jest wietnie uregulowana, nie jak ta najwiksza w tym kraju, i e to wszystko Niemcy, bo oni lubi ordnung. Cay dzie chodziem po tych mostach i po tych ulicach midzy mostami, chocia zimno byo dosy, ale lubi bardzo oglda nowe dla mnie miasto. Opowiem je troch. Cay dzie po nim chodziem. Teraz jest noc i jestem w poczekalni dworcowej. Opowiem o niej kiedy indziej. Teraz bd opowiada dzie i miasto, i wszystko, co zauwayem, o ile dobrze zauwayem, boja mam takie dwa patrzenia, i jedno z nich to byo dzisiaj na ulicach midzy mostami: patrzyem na wszystko rozbieganymi oczami, na sklepy, domy, tramwaje, buty, paszcze, dachy, bo to jest moje drugie patrzenie rozbiegane na wszystko, bo nigdy nie wiem, co pocz z oczami, podobnie jak z palcami, wic albo pal papierosa patrzc w co uporczywie, to znaczy nic nie widzc, zapadajc si w leje, ktre musz by po drugiej stronie oczu, albo trzymam rce w kieszeniach i wtuliwszy gow w gniazdo ramion id, koyszc si na prawo i lewo rozbieganymi oczami. Opowiadam dalej. Musz powiedzie, e w adnym miecie, a widziaem ich duo, o, duo miast widziaem, i nie tylko w tym kraju, bo przedtem, kiedy jeszcze byem may, ale nie tak bardzo, bo wszystko dobrze pamitam, to byem w innym kraju, i kiedy przyjedaem do tego kraju, w ktrym jestem, i w ktrym jest to miasto, to przejedaem przez dwa jeszcze inne kraje i wiele miast, ktre widziaem z okna wagonu, wic widziaem wiele miast chyba, nie? ale musz powiedzie, e w adnym miecie nie widziaem tylu zburzonych domw, co w tym. Ogldaem te domy z wielkim zdziwieniem i nie mogem si do nich przyzwyczai, chocia napotykaem takie domy co jaki czas. Bardzo czsto. Niektre domy to bya poowa domu albo wier, albo zupenie niepodobne. Nigdy nie widziaem. Wydawao mi si to grone, i tak wygldao. Wic musz powiedzie, e miaem co oglda tym swoim drugim rozbieganym na wszystko patrzeniem. W kadym nowym dla mnie miecie mam co oglda, ale w tym jest szczeglnie. Nad wyraz te domy zburzone przez wojn, ktrej nie pamitam prawie. Byem jeszcze bardzo may. Troch pamitam, ale troszeczk. Byem jeszcze bardzo may i byem z rodzicami moimi rodzonymi w innym kraju, w ktrym si urodziem i do ktrego bym chtnie powrci i mgbym, bo tamto wcale temu nie przeszkadza, a nawet sprzyja, tak myl. Na zawsze bym tam nie pozosta jednak. Wrcibym na powrt do tego kraju, ktry bardzo lubi, nie wiem czemu. Mimo wszystko. W tym kraju rosn ju najduej i w tym kraju stao si tamto moje najwiksze bohaterstwo, z ktrego jestem dumny niepomiernie, i ktre obnosz jak gow swoj i stopy po rnych jasnych, ale najwicej po
2

ciemnych miejscach i zawsze jestem mny, szlachetny i mny, cho byem w ciemnych bardzo miejscach, o, tak, nikt by nie zliczy, najwicej w tym kraju, ale mimo to lubi ten kraj, bo w nim si narodziem po raz drugi jakby, ale lepiej, mocniej. Ale tak na dwa miesice tobym chtnie bardzo pojecha do tamtego kraju, w ktrym si urodziem i ktry pamitam dobrze. Wojny nie pamitam prawie nic, bo wtedy byem mniejszy i mieszkalimy na poudniu, w maym miasteczku, gdzie nawet podczas wojny byo bardzo cicho i nie byo wcale zburzonych domw, nie tak jak w tym, w ktrym teraz jestem, to znaczy w poczekalni dworcowej tego miasta, bo jest noc i jako nie chciao mi si szuka tego innego, ktrego poznaem nad morzem, i ktry powiedzia: Przyjed, a spanie ja ci zaatwi". Wic kiedy skoczyo si spanie u tego chopca-Piotrka w tamtym miecie, to pomylaem sobie: mog pojecha naprzd, mog pojecha do tyu, na prawo, na lewo, ale mog przecie pojecha do tego modego-innego, ktrego poznaem nad morzem ostatniego lata piknego. Nie mylae dugo, tylko od razu postanowiem, bo wiem, e bardzo czsto nie trzeba wcale myle, tylko natychmiast postanowi, bo mylenie bardzo czsto osabia postanowienie i ono ju potem kruszy si atwo jak gwka maku. Chodziem po tym miecie przez cay dzie. Nie mwi, e byem wszdzie, bo to miasto jest ogromne niezwykle. Nie wiem, czy tamto poprzednie miasto, w ktrym byem i ktre jest stolic tego kraju, jest wicej ogromne od tego. Moga by pierwsza, druga, trzecia godzina, kiedy zachciao mi si je i wstpiem do jakiej knajpy, bo miaem jeszcze jak fors i chciaem si troch ogrza, bo zmarzem dosy na tych mostach i na tych ulicach midzy mostami. Zamwiem flaki i zaczem si rozglda po knajpie bo ja mam takie dwa patrzenia i jedno z nich, to rozbiegane, byo dzisiaj w knajpie siedz na wysokim stoku przy barze, czekajc na flaki: przy stolikach siedzieli inni i jedli, i pili. Nie byli pikni. Sala te bya w brudzie wzorzysta. Nad wyraz ciany w liszajach. Przy jednym stoliku siedziao dwch. Jeden z nich, ten odwrcony do mnie plecami, i ktry by lepiej ubrany od tego, ktrego twarz, brzydk, widziaem, mwi: Drogi panie. W dwudziestym wieku jedynym rozsdnym zajciem jest walczy o pokj albo systematycznie si upija. Wybraem to drugie, bo mam woln wol. A ten drugi: Tak jest. Wychylili kieliszki i ten drugi, z brzydk twarz, znowu powiedzia: Dobra franca. A ten pierwszy: Dlaczego nam, starszym, odebrano zabawki z dziecistwa? Przecie nie moemy bawi si bomb atomow. Przy barze jaki inny krzycza: Zbudowalimy KDM czy nie? Dostaem flaki i zaczem je. Bardzo lubi flaki i byo ciepo w knajpie. Dawniej, dawno, nie mogem sobie wyobrazi, jak inni mog je flaki. Ja bym nie mg mylaem. Nawet jeli s dobre, to jedzc je na pewno bd myla, skd si one wziy i co przedtem w nich byo. Ale raz, to byo ju po tamtym, wic chodziem przewanie godny, wszedem do knajpy w jakim miecie na piwo, bo tylko tyle miaem, waciwie nawet tylko tyle nie miaem, bo brakowao mi dwudziestu groszy, ale chciao mi si pi bardzo. Barmanka powiedziaa, e to nic nie szkodzi, e oddam, jak bd mia, i e moe jestem godny, to ona mi da flaki, ajajej oddam, jak bd mia, kiedy. Byem dosy bardzo godny i pomylaem, e musz jej si podoba, bo patrzya mi w oczy niewymownie przymilnie, i e bd mg u niej dostawa arcie przez jaki czas, nie tylko flaki, wic ju przemogem si. Spanie miaem w takim baraku w takim ogrodzie. Lato byo. Wic ju przemogem si i powiedziaem dla upewnienia: Ja, prosz pani, nie wiem, czy prdko bd mia pienidze. Nic nie szkodzi. Nic nie szkodzi. Zaraz przynios ci flaki. Dawaa mi arcie przez dugi
3

czas i jap nie spaem w baraku w ogrodzie, ale potem uciekem, bo nie chciaem si zasiedzie i gni. Ale wtedy wanie zacz si mj smak na flaki, ktre dzisiaj zamwiem i jadem z mioci, bo wiem, e to jest dla mnie wesele. Wic kiedy ju zjadem flaki, to zapaliem papierosa i zaczem popija piwo, wpatrujc si uporczywie w kufel, ktry z pocztku widziaem i pniej chyba te widziaem, tylko e oczy mi si zapomniay, boja mam takie dwa patrzenia, wic chocia widziaem kufel, ktry sta przede mn, to po chwili tego mojego uporczywego patrzenia widziaem ju go tylko pasko, a potem zapadaem w leje. Ale uszy nie zapaday w leje: ycie, drogi panie, jest jak poker. Kto ma pienidze, wygrywa i moe bluffowa. Tak jest. Tankujemy. Zbudowalimy KDM czy nie? Potem obudziy mi si oczy i zaczo si to moje drugie rozbiegane patrzenie, ale wszystko byo jednakowe, niezmienne, wic musiaem wyj z knajpy, bo nie wiedziaem, co pocz z oczami, i ogrzaem si dosy, i najadem si te, i chciaem jeszcze miasto oglda, wic musiaem wyj z knajpy, ktra bya ziarnem miasta tylko, okiem miasta, jelitem miasta moe, ale mimo to jednym z niezliczonych ziaren, cz, jelit, wic bya okruchem tylko. Dlatego wyszedem, bo to mao. Wsadziem rce w gniazdo kieszeni, a gow w gniazdo midzy ramionami-konarami moimi, i zaczem si rozbiegiwa oczami dookoa, a dookoa byy domy, kamienice podobajce mi si bardzo, nie staroytne, ale dosy redniowieczne, a przynajmniej po dwiecie lat, tak sdz po cegach i wzorach, i moe nie po zapachu, ale po tym, e wrd takich domw czuj si mody, a przynajmniej nie mam dwustu lat. Jeli ju tak sdz, to zawsze bd mody, a na pewno bd y modo, cho moe miabym zawsze co oglda i zawsze gdzie i, nie tylko przez dwiecie lat, ale nawet przez dwiecie pi albo piset. Tylko, e jak ja bym wyglda, jak ja bym mg siebie kocha zgarbionego, ysego, o miniach jak nici lub maso, nie mgbym niczego przeskoczy, chodzi po drzewach bym nie mg, pywa zupenie, taczy wcale i piewa, adne wdrowanie najulubiesze, to jak ja bym siebie kocha potrafi, takiego kraba? To musiabym wtedy kogo innego pokocha, adnego smukego chopca, kogo innego piknego bym musia pokocha i co by ze mnie zostao? Ale teraz jestem mny, szlachetny i mny, i tylko tak bd y, i zawsze bd mia prno w kolanach jak dzisiaj po tym miecie. Opowiadam dalej to dzisiaj, to miasto i innych, ktrzy midzy sob rnili si mao, a jednak nie byli do mnie podobni, nikt mi nie powie, kilka razy wietnie wyczuem podobnych, ale si rozstaem, bo najlepiej samemu mona si odkupi i witowa, chocia nie wszyscy ci podobni to rozumieli, ale ci inni nie byli do mnie podobni, nikt mi nie powie, a jednak midzy sob rnili si mao, jeszcze raz mwi, te same umiechy, nawet nie smutne, to samo niemylenie na czoach, w uoeniu postaci, w chodzie te nie mieli adnego mylenia, a w oczach adnego zamylenia, a przeraenia to ani bysku. Nie widziaem ich rk, przyznaj, bo byo zimno i wszyscy mieli rce w kieszeniach albo w rkawiczkach, wic nie widziaem ich rk, ale widziaem ich usta, bo na usta nie ma rkawiczek, wic nie potrzebowaem widzie ich rk, bo widziaem ich usta, a to, co na rkach, to na ustach. Opowiadam dalej to miasto i to dzisiaj, ale coraz mniej, bo zacz ju zapada wieczr, pocztek wieczoru, pierwsze strae wieczoru zaczy zapada na miasto i nawet tego nie zauwayem, bo staem na jednym z tych mostw, ktrych jest mnstwo, nie wiem ile, ale mnstwo, to wiem i ten przechodzie nie kama. Wcale nie zauwayem, jak zacz zapada mrok, pocztek mroku, pierwsze strae mroku. Staem na mocie, paliem papierosa i pochylony nad porcz patrzyem na wod, a moe nad wod, tym swoim uporczywym nicniewidzeniem, zapominaniem si oczami. Do dugo musiaem zapada si w leje, bo wcale nie zauwayem, e pierwsze strae mroku ju s dookoa. A dookoa byy te domy, kamienice podobajce mi si bardzo i inni, ktrych nienawidziem moe, cho mieszkali w
4

tych kamienicach, moe dlatego midzy innymi. Bo gdzie ja teraz pjd? Mog i naprzd. Mog i do tyu. Mog i na prawo. Mog i na lewo. Ale mog i na dworzec. Nie musz, ale wol. No, jeszcze nie wol, bo przecie jest dopiero pocztek wieczoru. Pierwsze strae ju miny, pocztek mija, ale za tym jest przecie caa wielka armia wieczoru, wic mam jeszcze co zdobywa, starczy na kilka godzin. Potem przyjdzie najwiksza armia wiata nocna armia, ktr wol na dworcu zdobywa, na ktrym jestem w tej chwili, cho tak pisz, jakbym szed piszc, a raczej pisa idc. Opowiadam dalej to miasto i to dzisiaj, a raczej ju ten wieczr, bo wieczr to jest co innego chyba, co odrbnego. Wieczr nie naley do dnia chyba i myl, e nie naley do nocy chyba, chocia poranek naley do dnia na pewno. Zaczem si wic powoli posuwa przez ten wieczr i przez to miasto, po ktrym cay dzie aziem i nie przez cay wieczr, tylko przez troch wieczoru, bo wicej wieczoru spdziem w takiej knajpie, ktra si nazywa Schron", i o ktrej za jakie p godziny zaczn opowiada. Szedem powoli, bo po co szybko? Te wszystkie p-domy, wier-domy i zupenie nie-domy, do ktrych nie mogem si przyzwyczai i ktre napotykaem dzisiaj co jaki czas, bardzo czsto, wyglday jeszcze bardziej gronie, i teraz, wieczorem, to nie byy nawet p--domy, wier-domy czy zupenie nie-domy, ale jakie dziwne stwory, wielkie przedpotopowe zwierzta, gady skamieniae, ale gronie wygldajce. Szedem tak przez wielk armi wieczoru i nie czuem si onierzem, lecz jak kto inny, nie potrafi dokadnie, ale nie onierzem ani generaem, lecz jak kto inny zupenie, i nie byem po adnej stronie: armii wieczornej ani miasta odpierajcego ataki, wic czuem si normalnie, jak zawsze. Szedem tak wanie przez wieczr i wyszedem tak na plac do duy, a za nim byo to, czego nie oczekuje si co krok, lecz oczekuje si niezwykle: widok-olnienie. I to jest jak manna z nieba na oczy. Opowiadam o tym spokojnie, bo nie chc poszy widoku, ktry chc opowiedzie, wic nie mog poszy take opowieci. Dlatego mwi spokojnie, i w tym widoku by spokj, cho duo wicej gboki, mistyczny, nieprzebrany, ale jednak sprbuj. Ten mj wieczorny widok-olnienie rozpociera si midzy dwiema naronymi kamienicami, ktre otwieray rynek tego miasta dla mojego patrzenia, ktre nie byo ani jednym, ani drugim, ale zafascynowaniem, wic nie byo ani zapadaniem si w leje, ani rozbiegiwaniem, wic byo trzecim moim patrzeniem: rzadkim bardzo, mistycznym, ale jednak trzecim moim patrzeniem, ktrego dzisiaj nie byo, ani na mostach, ani na ulicach midzy mostami, ktrego dawno, dawno nie miaem, bo od tego ostatniego, dawnego, dawnego porannego widokuolnienia nic podobnego mnie nie zafascynowao. Patrzyem tym swoim trzecim patrzeniem na ten kawaek powietrza, midzy dwiema naronymi kamienicami, ktre byo niebieskawe, ale bardzo inaczej, tak jak jest tam, w krainie umarych, tak mi si wydaje. Porodku tego umarego, dostojnego niezmiernie powietrza by czubek ratusza, biay te bardzo inaczej, nie tak jak musi by w Arabii albo Persji, tak mi si wydaje. Jeli ju mi si tak wydaje, to co takiego powinno by w rodku dungli, taki niebieskawy i biay paac, do ktrego si wchodzi po marmurowych, przestronnych topniach, porosych rolinami i mchem, i potem si wchodzi do sali pierwszej i stawia si pierwszy krok, i nagle ptak jaki si sposzy i zakrzyczy przeraliwie, a krzyk ten powtarza si wielokrotnie i ostro w dalszych, dalszych salach, a umrze, i znowu jest cisza nieprzebrana i pustka, ale nie jeste tu sam i nie jeste tu wadc, cho sam jeste, jak wadca jeste sam, ale nie jeste tu krlem, bo tu krluj duchy, czujesz to nad wyraz i nie czujesz si duchem, najdalszym krewnym tego wszystkiego, nie jeste z tego drzewa, ni gazi, ni liciem, ni owocem, ale nie jeste nawet nawozem dla drzewa tego korzeni i wyglda musisz jak wieca zgaszona midzy palcymi si niebieskawo i biao, ale bardzo inaczej. Pozostan w tym miecie troch. Moe dla tego samego widoku-olnienia, ktry kadego wieczoru mnie tu przywasa i przyfascynuje ten may kawaek powietrza i ten may kawaek ratusza: biay czubek. Opowiadam dalej. Ocknem si po chwili z tego mojego
5

trzeciego patrzenia, ktre w tym miejscu przypomina zapadanie si w leje pierwsze patrzenie, po ktrym trzeba te si - zbudzi. Na rynek wszedem nie cakiem przebudzony jeszcze z resztkami mojego zafascynowania, bo nie opuciem gowy, przeszedem te kilka krokw z podniesion gow, ale z kadym krokiem to ju nie byo to samo, jakby ubywao co z widoku, cho zbliaem si do niego, moe dlatego. Tak wszedem na rynek. Opuciem gow i zaczo si to moje drugie rozbiegane patrzenie: rynek by duy na oko, porodku sta ratusz. Widziaem to samo nieraz ratusze na rynkach w innych miastach. Ratusz otoczony by przez rusztowania elazne. Wiele razy widziaem rusztowania wokoo ratusza w innych miastach. Ratusz porodku rynku to nie musi by rodek miasta, ale sdz z historii i obyczajw, e ratusz to w kadym miecie co najstarszego, najdawnego. Dlatego skorpiony czasu najwicej mogy wygry z ratusza wanie. Dlatego on si kruszy i trzeba go wspomaga. Dlatego nie zdziwiy mnie rusztowania wokoo ratusza, ktry obszedem dookoa, i zachciao mi si pi. Herbat lubi bardzo. Spytaem jakiego modego-innego, gdzie mona by tu najbliej wypi herbat. Zauwayem zdziwienie na jego twarzy, bo sta pod latarni. Najbliej to w Schronie powiedzia ale nie wiem, czy ten alkohol tam jest. Tu, w t bram i na lewo. Przeczyta pan na drzwiach". Wszedem w bram, ktr ten mody-inny mi wskaza i ktra bya ciemna bardzo, tak jak tamta, w ktrej dostaem noem w rami, wic szedem dosy ostronie, cho przy wejciu do tej bramy by przystanek tramwajowy i stao dosy duo ludzi, ale nigdy nic nie wiadomo. Zapaliem zapak i przeczytaem napisane bia farb na drzwiach: SCHRON". Ten mody-inny musia to przeczyta w dzie i zapomnia, e teraz jest wieczr, kiedy mi powiedzia: Przeczyta pan na drzwiach". Drzwi byy wpuchylone i wewntrz byo jeszcze ciemniej. Ju chciaem odej, bo pomylaem, e ten mody-inny musia mnie okama jednak, cho byem pewien, e nie kama, kiedy dobiegy mnie zza drzwi jakie miechy z dou. Po chwili kilku modychinnych zaczo wydobywa si z dou, jak zauwayem po ogniu z papierosw. Przeszli obok mnie zataczajc si dosy bardzo, e musiaem si odsun, bo byo ich czterech i ja nikogo nigdy nie zaczepiam. Kiedy poszli, zapaliem zapak i zaczem schodzi po kamiennych stopniach idcych w lewo, i zobaczyem zaraz wiato, ktrego z bramy nie mona byo dojrze, bo schody schodziy w kko. Po schodach by dugi korytarz owietlony, ale peen wody, ze musiaem i na pitach, ale i tak poczuem wod w butach, bo moje buty, to lepiej nie mwi. W korytarzu, a raczej w wodzie, byo kilka stopni w gr, ktre powitaem z radoci, na pewno nie tak, jak rozbitek wysp albo rami rozbitka kawa belki, ktra moe by dugim ramieniem do jakiej wyspy, wic takie powitanie dwch ramion jest na pewno radosne, ale moje powitanie ze schodami byo te troch radosne. Nie kami. Ja nigdy nie kami. Ja nawet nie wiem, dlaczego nie kami. Moe mi wstyd. Kilka razy skamaem i byo mi bardzo wstyd, do tej pory, cho to si wcale nie wydao, e skamaem. Do tej pory mi wstyd. Wic myl, e gdybym wicej kama, to byoby mi wicej wstyd, coraz wicej, gdybym jeszcze wicej kama i msiabym si cay wstydzi. Moe jest jeszcze co oprcz wstydu, co nie kae mi kama. Moe to samo, co nie kae mi kra, kiedy nie jestem godny; co nie kae mi innego uderzy, kiedy ten inny mnie pierwszy nie uderzy; co nie kazaoby mi innego zabi, gdyby ten inny mi ojca nie zabi lub matki, lub siostry, lub brata, lub drugiego brata; moe to samo, co nie kae mi si samemu zabija, kiedy jeszcze oddycham, cho wszystko czsto wydaje mi si ze, domy, pola, ulice, usta innych i rce, miech i pacz, wszystko jest ze, wic id i bl mnie wypenia taki za wielki i nienawi, ale jeszcze oddycham, nie mog si zabija i nie mog kama te, a musz kocha wszystkie dzieci. Ja tak si nad tym zastanawiam, jak gdyby te schody, ktre powitaem z radoci po tej wodzie w korytarzu, byy takie dugie, e idc po nich miaem czas si nad tym wszystkim zastanawia. Ja jestem na dworcu, w poczekalni i mam duo czasu do rana. A mwi o tym dlatego tylko, e w niektrych chwilach tak pisz, jakbym pisa idc, wic moe rzeczywicie
6

mogem si zastanawia nad tym kamaniem w innym miejscu, bo schody byy rzeczywicie krtkie, pi czy sze stopni, wic jeli ju w niektrych miejscach tak pisz, jakbym pisa idc, to wchodzc po tych stopniach nie zdybym rzeczywicie tego wszystkiego napisa i jeszcze si zastanawia, i jeszcze si zastanawia nad pisaniem, bo to jest trudne bardzo,' to wszystko i to pisanie. Ale schody powitaem z radoci. Nie kami. Wszedem po nich i powita mnie wielki dym i gosy, i miechy, tylko nie radonie, bo nikt nie zwrci na mnie uwagi, i ja to adne powitanie powitaem z radoci te, bo nie lubi, kiedy si kto na mnie oglda i nawet nie szuka w mojej twarzy niczego, tylko tak si oglda. Wic to adne powitanie podobao mi si, a przynajmniej nie wzmogo mojej nienawici, ktra zawsze wieczorem wypenia mnie, nie wiem dlaczego; a moe wiem. Podszedem do baru przez wielki dym i usiadem na wysokim stoku, co bardzo lubi, i zaczo si to moje drugie rozbiegane patrzenie na wszystko, co byo dookoa, a dookoa byli inni-mlodzi i pili wino, ale wicej krzyczeli, i byy inne--mode i piy wino, ale wicej si miay, i wszyscy nie rnili si midzy sob. A ten Schron" to by chyba rzeczywicie dawniej schron przed bombami, ktrych nie pamitam prawie nic. To samo wchodzenie do niego i drzwi elazne, mocne, i to sklepienie z cementu nad gow. A ci inni-modzi i inni-starzy, szykowniej ubrani, cigle co wykrzykiwali i pili wino, ktre nalewa barman wysoki bardzo, i ktry po chwili podszed do mnie i zapyta: Sucham pana. Portoriko? Nie wiedziaem, co to jest portoriko, i spytaem: Co to jest portoriko? Umiechn si i powiedzia: Portoriko portwajn najtasze wino radzieckie sze pidziesit lampka. Nie, dzikuj bardzo powiedziaem chciabym si napi herbaty, jeli mona. Prosz bardzo. Jurek, dla pana herbata zwrci si do modego-innego, ktry podawa z kuchni kaw, soki: pomidorowy i ananasowy (nigdy nie syszaem), i herbat, oprcz wina, ktre nalewa sam barman wysoki bardzo, i ktry czsto mwi do tego Jurka maego: Mwie co?", cho ten may Jurek o nic go nie pyta. Potem wybuchali miechem, ten barman i ten Jurek teraz pyta barmana: Mwie co?" e niebo kamieniste?" I znowu wybuchali miechem. Pomylaem sobie, e oni musz si tak bawi, bo po co oni by co jaki czas mwili Mwie co?", cho ten drugi nic nie mwi przedtem do tego pierwszego albo ten pierwszy do tego drugiego. Albo kiedy kto przy barze pyta barmana: Dasz lampk na kredyt?", to wtedy barman mwi: Brzuch mnie boli na razie". To ja od razu odgadem, e barman tak mwi, bo nie chce da tamtemu lampki na kredyt. Byo dosy ciepo. Moe troch od dymu byo ciepo. Bo od tamtych miechw to chyba nie. Dla mnie przynajmniej to nie byo wcale ciepo, te miechy i krzyki. Piem herbat, palc papierosa i wpatrujc si w szklank uporczywie, ktr z pocztku widziaem, ale pniej ju j widziaem pasko, a jeszcze po chwili ju jej chyba nie widziaem, ani jej, ani tego, co obok, jakby promienie czy co innego, co wysya oko, wracay do oka, ale nie tylko, bo jakby dalej wracay, zapaday si w leje, ktre musz by po drugiej stronie oczu. Tylko musz powiedzie nie byo to patrzenie do tyu: przypominanie sobie czego oczami, co byo w dawnych oczach minionych, w minionym patrzeniu raczej, bo nie wiem, czy oczy mijaj. Nie wiem, czy wszystko mija. Wszystko chyba nie mija. Ja bym wola, eby wszystko nie mijao. Siedziaem tak, zapadajc si w leje czy te nic z otwartymi oczami, ale jeli nawet niem jakie sny, to takie, ktrych po przebudzeniu nie mona sobie wcale przypomnie, bo s takie sny, i ja nieraz nic taki sen wiem podczas tego nienia, e ni i e kiedy si przebudz, to nie bd mg sobie niczego przypomnie. Bo s takie sny. Wic jeli nawet niem z otwartymi oczami dzisiaj, wieczoru dzisiejszego raczej, siedzc w Schronie" na wysokim stoku, palc papierosa, to kiedy si po chwili ocknem, adnego snu nie potrafiem sobie przypomnie i mnie to nawet nie mczyo. Tak mwi o snach, jakby to wokoo byy cae dzielnice biaej pocieli i ciemno, i cisza. Nie. Jajestem na dworcu, w poczekalni dworco7

wej tego miasta i nie ma tu nic takiego podobnego. W tym Schronie" te nic takiego nie byo. Chocia bya senno w tym Schronie", mimo miechu i krzykw, ale to bya taka cika senno, lepka, sczca si taka jak wino, snujca si taka jak dym, za senno. Ale przede wszystkim byo w tym schronie duo modych-innych, ktrzy duo pili, ale wicej krzyczeli, ale kiedy ktry z nich krzycza za duo, to jedna taka moda-inna krzyczaa do tego: Ty, kole! Moe by si troch uspokoi?" Pomylaem, e ona tu musi by krlow, a przynajmniej kim wanym, bo siedziaa w fotelu pod cian i wszyscy jej si kaniali, i ci najgoniejsi zaraz si uspokajali, kiedy ona mwia: Ty, kole..." A potem wstaa, i ja si wcale nie dziwiem tym najgoniejszym, e si uspokajali, bo kiedy wstaa, to j ujrzaem. A miaa wadz w oczach i bya bardzo potna, i musiaa by silna, i mogaby niejednego powali w tym Schronie", bo nie zauwayem tam silnie zbudowanych tym bardziej. Wszyscy prawie ci modzi-inni byli nie bardzo rozwinici i pask pier musieli ukrywa pod koszul. I ja si nie dziwi, bo dym w powietrzu to nie jest ozon w powietrzu, a oni przychodzili tu co wieczr, tak sdz, i oddychali tym zgniym powietrzem, wic ja si nie dziwi, e oni musieli gni w tym oddychaniu. I mnie to zgnie powietrze te zaczynao rozleniwia, wic poprosiem tego barmana wysokiego, ze chciaem zapaci. On si umiechn i powiedzia: .Jeden zoty i 57 groszy". To ja od razu odgadem, e on chce si znowu bawi, bo przecie ju dawno nie byo tych monetek po jednym groszu i po dwa grosze. Wic powiedziaem: Brzuch mnie boli na razie". I obaj emy si zamieli. Potem on powiedzia: Dobry jeste. Jeden zoty i 63 grosze". To ja znowu: Mwi pan co?" Ale w kocu zapaciem zoty i 60 groszy i wyszedem. Przeszedem przez jezioro korytarza na pitach i po schodach wyszedem na zewntrz. Powitao mnie od razu inne powietrze, wieczorne i wiee, nie tak jak w polu lub w lesie, ale dosy wiee, duo wicej ni w Schronie", jeli moe tam by co wieego. Spytaem jakiego starego-innego, jak mona si dosta na dworzec, i zaczem i w t stron, i zaraz uleciao ze mnie te troch radoci z bawienia si w Schronie" z barmanem, a opada mnie nienawi, ktra zawsze wieczorem wypenia mnie, jakby to ona tylko bya upem kadego dnia caego. A przecie wiem, e nie jej szukaem rozdzierajcej, lecz czuoci odrobin, pyku czuoci szukaem przez cay dzie po tym miecie, jego mostach, ulicach midzy mostami, wszdzie, i zawsze otwarty jestem na czuo, jej mosty, ulice midzy mostami, bo tego mi zawsze brakowao, i dlatego zabiem tamto wszystko i porzuciem tamto wszystko, co tak kochaem, bo nie byo czuoci u nich dla mnie. I powdrowaem do krainy Nad, na wschd od Edenu, i tysic dni wdruj, i tysic nocy. Teraz jestem na dworcu, w poczekalni dworcowej, gdzie nie ma czuoci. Jest noc i nie ma w niej czuoci. Patrz na innych. O, usn! Usn w tej zawsze przekltej godzinie! Usn, by niczego nikomu nie zazdroci. A potem obudzi si. Obudzi si potem, kiedy ju nie bd myla, nie bd wdrowa, nigdy ju wicej nie bd wdrowa ani w mylach. Kto podejdzie do mnie, wemie mnie za rk, zaopiekuje si mn, wemie mnie za rk i powie- Na imi mi Olga. Zamknij oczy. Bd ci wszystko opowiadaa".

Listy do Olgi
Tyle blu. Tyle blu, ktry tak wielki, za wielki, eby go mona odnale w tych sowach. Tak, bo i one s przeciwko mnie w tej chwili, wszystko jest przeciwko mnie, sowa tez, ktre zawsze mi si opieray, ale kuszco, zalotnie, eby wiksza pieszczotliwo, a teraz nawet one s przeciwko mnie, bo nie mog znale tych, ktre byyby lustrem nieskalanie odbijajcym, std bl dodany jeszcze do tego za wielkiego.
8

Moe i w Tobie jest bl, ale czym on jest, czym? Przy blu moim przepastnym czym jest kady bl inny? O, przeklta niech bdzie chwila, kiedy przeze mnie ujrzana: oczy Twoje: tyle czuoci w Twoich oczach, ktrej mi zawsze brakowao, dlatego zabiem tamto wszystko, co tak kochaem, i porzuciem tamto wszystko, bo nie byo czuoci u nich dla mnie. I powdrowaem do krainy Nad, na wschd od Edenu, i tysic dni wdrowaem i tysic nocy, i Ciebie ujrzaem w tamtej chwili przekltej bogosawionej. I musiaem Ci ujrze, bo wiedziaem, e znajd to, czego szukaem, czego pragnem dusz i ciaem, kadym oddechem, kadym zgiciem przegubu i kolan po drogach i miastach, zgarniajc f okruchy, mnstwo okruchw, ale to nie byo to, to nie byo morze, ktre wiedziaem, ze gdzie, niedaleko ju, powinno si rozlewa, w nim zamarzn, wkrtce ju, spon, i tak jest, bo wiedziaem, e znajd to, czego szukaem Ciebie, Olga, musiaem ujrze kiedy. O, tak. To s sowa, to s sowa, ktrych papier nie przyjmuje. Tych liter moich ognistych papier przyj nie moe. Zbyt mao jest biay ten czysty, biay papier brudny jest dla liter moich najbielszych. I ja to widz. Nikt wicej! Nikt wicej?

1 kwietnia Pisaem tego ptaka, kiedy Jurek wszed do pokoju i powiedzia: Sted, Olga ci prosi". W pierwszej chwili, pamitam wspaniale, zaczem si topi jak ld, nie chciaem wcale krzycze z radoci, tylko topiem si, rozlewaa si po mnie soneczno, jak w bry lodu wchodzi soce, promienie jego dobre, ciepe. Powiedziaem: Gdzie jest?" Na schodach" odpar. Wyszedem na klatk schodow i nagle miech mnie dolecia z tyu, oddalony jakby, bo cay byem zagubiony, zapatrzony w Ciebie, lecz nie byo soca, nikt mnie nie olni, tylko miech mnie z tyu dolecia Jurka i sowa: Uda mi si kawa. Dzisiaj prima aprilis". I to byo jak cios midzy oczy, po ktrym si nie zapada, lecz wraca do siebie najboleniej. Do okna podszedem i nawet nie uderzyem Jurka, nic nie powiedziaem, tylko do okna podszedem i tak bym sobie popaka. Tak bym sobie popaka, ale nawet one zy byy przeciwko mnie: jak mae liski pochowane w swych norach lkay si wyjrze, chocia myliwy dawno ju odszed, chocia ju dawno byem odszedem, tak dawno mnie tam nie byo, i staem przy oknie, i tak bym sobie popaka. Bo otwary mi si wszystkie dawne rany stare, te zablinione, tak sdziem, i cay byem jeszcze raz kaleczony przez to wszystko, co ju raz mnie kaleczyo, a potem zabliniay si dugo moje rany, bo trudno zapominam moim winowajcom, wic goio si to wszystko dugo bardzo, eby w tej chwili na powrt si otworzy, i cay byem jeszcze raz kaleczony. I cay byem dymicym ochapem, przy oknie, za ktrym byo niebo dawno bkitne nie widziane i soce inne, ale to, ktre po zimie pojawia si zawsze-niezmiennie-odwieczne, i ktre po przepyniciu chmur czarnych te pojawia si, bardziej jeszcze miosne. To ja chyba nie Ciebie szukaem? Czy uczyniem Ci krzywd? Powiedz!

4 kwietnia Pisz do Ciebie dalej, bo los czy przypadek, ktry przecie zawsze by po mojej stronie, nie pozwoli mi Ciebie zobaczy, cho byem u Ciebie wczoraj, w sobot, bo dzisiaj jest niedziela i dzisiaj te byem u Ciebie. Ale najpierw wczoraj. Byem u Ciebie o sidmej wieczorem. Tak walczyem ze sob: jecha, nie jecha i nie wiem, co zwyciyo: dobro czy zo, cho walka zostaa rozstrzygnita, bo
9

pojechaem do Ciebie. Wszedem po schodach i stanem pod drzwiami. Zastanawiaem si przez chwil, co mam powiedzie, kiedy ukaesz si w drzwiach, ale nic ju nie potrafiem. I zapukaem w drzwi, ufajc niemiao, e wszystko zobaczysz w moich oczach. Myl, e tak bym si rzuca w wod. Ufajc, e ona odczyta wszystko i nie pozwoli mi walczy o ycie, ktrego nie chc, a pniej nie wyrzuci na brzeg, na pastw. Tylko u siebie mnie zatrzyma. Wic zaufaem Tobie, e wszystko odczytasz w moich oczach tak, jakbym wodzie zaufa, rzucajc si w ni. Tak te rzuciem si w Ciebie, nie wiedzc, co powiem, kiedy ukaesz si w drzwiach. Ale nie ukazaa si. Zszedem z powrotem i nic mnie nie tkno. Pojechaem do Schronu", usiadem tam przy barze i wszystko we mnie pakao. A dookoa wszyscy inni pili i taczyli, i krzyczeli, a ja siedziaem przy barze. Siedziaem i niemiao, bardzo niemiao czekaem, e przyjdziesz niepostrzeenie, pooysz mi rk na ramieniu i powiesz Edward", tak jak nikt tego nie potrafi, bo Ty moe nie wiesz nawet, e kade Twoje Edward" zamykao mnie w Tobie najmioniej i nie pragnem ju wcale wdrowa, nigdzie i nigdy, tylko tak znika w tobie mikko, agodnie. Ale nikt mnie nie dotkn i nikt mi nic nie powiedzia, cho niektrzy co do mnie mwili, ale nikt do mnie nie mwi i ja si nie dziwi, bo nie byo mnie tam. Siedziaem tak niemiao, ja, ktry przedtem miaem wszystkie talenty i wszystko mnie w tym umacniao. Ale nie czuem si miesznie dla innych, dla mnie samego te mj widok nie by mieszny i myl, e nie byo to tylko smutne, bo zbyt nieobjte. Potem wstaem i wyszedem. I poszedem nad kana, nad ktrym jeszcze cztery dni temu bylimy. Dlaczego miny te cztery dni? Tak jak nigdy nie kami, dabym czterysta innych dni za to, by tych czterech nie byo. Bymy jak cztery dni temu stali nad kanaem: Ty przy mnie, ja przy Tobie. Gdzie jeste? Patrzyem na wod, ktra przepywaa blisko, dwa metry pode mn przepywaa woda, ktra wzmoga jeszcze mj bl wielki i gniew mj wielki. Dlaczego przepyny te cztery dni? I staem tak, patrzc na wod, ale nic mnie nie tkno. A nie wiem, co uczynibym, gdyby mnie co tkno, wtedy, kiedy tak patrzyem na wod, ktra bya blisko, tu, i ktra mnie nawet magnesowaa do siebie. Przeszedem przez kadk, wiesz, i skoczyem do tramwaju, i znowu bardzo, bardzo niemiao prosiem Boga albo kogo innego, by bya i bym mg Ci zobaczy. Przyjechaem, wszedem po schodach i zapukaem niemiao, bo ju ze mnie nic nie zostao prcz tej niemiaoci malekiej. Zapukaem mocniej. Pukaem jeszcze dosy dugo, raz goniej, raz ciszej, ale nikt si nie odezwa. Zszedem na ulic i postanowiem zaczeka. Czy wiesz, czym by dla mnie kady przystajcy na przystanku przed Twoim domem tramwaj? Tym przyjedziesz. Nie. Nastpnym. Tak przyjechao ich duo i kady tramwaj by dla mnie najwiksz nadziej, a czas przyjazdu midzy jednym a drugim oczekiwaniem bolesnym, lecz zawsze nadziejnym. Potem powiedziaem sobie, e jeli przyjedziesz tym teraz albo jednym z trzech nastpnych, to wcale do Ciebie nie podejd. Dobry Boe, jeli przyjedzie tym teraz, to zobacz j tylko i zaraz odejd, nie poka si jej. Tylko niech przyjedzie tym. Ja myl, e ju w tramwaju, kiedy jechaem do Ciebie po raz drugi, nie chciaem niczego wicej, tylko ujrzenia Ciebie, cho jeszcze wtedy nic mnie nie tkno ani pniej. Nie byem zazdrosny i niepotrzebnie to wszczynam, ale chc Ci wszystko opowiedzie, jak najwicej. Wic nie byem zazdrosny. Tyle ja nie umiem. Duo wicej umiem, bo nawet powiedziaem sobie, widzc jadcy w dali tramwaj, e jeli nim przyjedziesz, to moe by przy tobie jaki inny, jaki facet. A kiedy nie przyjechaa, to po jakim czasie, widzc jadcy nastpny tramwaj, ju zezwoliem na to, eby ten inny Ci pocaowa. Moe Ty tego nie pojmujesz, aleja nawet chciaem ju potem, eby wysiad z Tob jaki inny, eby Ci pocaowa, ebym ja to zobaczy, eby mnie ju trafi piorun. ebym by czysty. Byo pno, kiedy wreszcie wywalczyem pjcie pieszo w stron miasta. Nie, nie byem
10

jeszcze pokonany, bo miaem nadziej, malutk, e spotkam Ci wracajc rwnie pieszo, nie mogc si doczeka na tramwaj, ktrych w nocy jest duo mniej ni w dzie. Szedem bardzo dugo i po drodze miny mnie dwa jeszcze tramwaje, w ktrych sprbowaem Ci poszuka, ale przejechay szybko i nie zdyem wszystkiego w nich zobaczy, a byy prawie puste. Na Oporw zaszedem pno chyba. Moga by druga, trzecia, czwarta godzina nad ranem, nie wiem, nie byo gwiazd i wcale nie chciao mi si wiedzie, ktra moe by godzina. Wiem, e szedem dugo bardzo, i zdawao mi si, e nigdy w yciu tak dugo nie szedem, cho nieraz szedem dziesi razy duej na pewno. Raz, pamitam, szedem ca noc i p dnia na takim pustkowiu na Pomorzu. Uciekaem przed tak jedn band, ktra chciaa mnie zabi chyba, ale nic. Uciekaem dugo, duej ni wczoraj, pi razy, i kiedy wreszcie trafiem na stg, pooyem si pod nim, bo nie mogem ju dalej i oni mnie chyba tak daleko nie gonili. Obudziem si w rodku nocy, tak osdziem po gwiazdach, draem z zimna, cho byo lato jeszcze, ale noce s przewanie zimne i ze. Wlazem na szczyt stogu, wyobiem tam sobie dziur w somie i schowaem si do niej. Nie chciao mi si ju spa i patrzyem na gwiazdy. Byem troch godny, ale wicej mylaem. Zawsze duo myl, ale wtedy bardzo duo. Ale najwicej tskniem. Myl, e za Tob, bo Ty moe nic nie wiesz albo wiesz troch. Tskniem nieprzebranie, nieprzebranie i myl, e kto tam daleko, pod tym samym niebem, musia te za mn tskni, a jeli spa, tu musia si zbudzi, bo to niemoliwe, ebym nikogo nie trafi w serce w tamtym rodku nocy, sercu nocy. Myl jeszcze, e tskniem za kobiet, a bardzo czsto tskni chopca do mnie podobnego. Ale wtedy tskniem kobiet i syna pod jej powierzchni chopczyka do mnie podobnego. Wic kto te musia za mn zatskni w tamtym rodku nocy, bo to niemoliwe. Ale wtedy o tym nie pomylaem. Pamitam, jak ogarna mnie czuo tak potna, e powodowaa mi ble w brzuchu, i co jaki czas miaem wraenie, e omdlewam. Wiem na pewno, e ten bl w brzuchu, bardzo wyrany, nie by z godu. Na pewno nie. Czuo obejmowaa mnie jak woda lub soce albo wiatr. Nieprzebranie. Tak samo teraz co jaki czas apie mnie bl w rodku, a przecie jestem najedzony dosy. Przekonuj si coraz bardziej, bo od dawna ju tak sdziem, e dusza i ciao s nierozczne i kiedy smutna jest dusza, ciao smutne jest rwnie. Oczywicie czuj w sobie ca moj zwinno i zrczno, ktre to talenty daa mi wyrodno, ale na co mi one w tej chwili? Na co? Gdyby mnie wczoraj napado kilku albo jeden nawet, to ja bym si wcale nie broni. Ja bym si poddawa uderzeniom pici czy nogi i moe troch z luboci. Moe Ty tego nie pojmujesz, ale mnie by troch ukoio moe takie kopanie mnie w plecy i w zby. Przyszedem w kocu do domu tego szczura, u ktrego mieszkam, ale nie sprawio mi radoci, e nie ujrz jego kamliwej, faszywej mordy, bo bya noc i on spa ju dawno, wic go nie zobacz. Otworzyem drzwi, bo mam swj klucz, i wszedem jak najciszej do mojego jeszcze na jaki tydzie pokoju. Zdjem paszcz i usiadem do pisania jakiegokolwiek, ufajc niemiao, e ono przyniesie mi pocieszenie, ulg jak. Przedtem byo zawsze inaczej, bo siadajc do pisania zawsze byem pewien, e to bdzie dla mnie wielka mka, ale wielka rado taka sama co najmniej. Ale teraz jest inaczej. Nigdy taki nie byem. Zrobiem sobie herbaty, usiadem na stoku, zapaliem papierosa i palc go uniosem gow znad kartki, starajc si nie myle przez jaki czas, wiedzc, e to krtkie niemylenie przed pisaniem sprzyja mi. Ale nie potrafiem nie myle, cho moe nawet o niczym nie mylaem, ale byem zamany. Nie byem cay. Nie byem skupiony. Co oderwao si ode mnie i gdzie tam kaleczyo sobie skrzyda: nad kanaem, w Schronie", u Ciebie w kuchni, w przedpokoju, w pokoju. I bdzio to co mojego, i krwawi musiao, boja to wszystko wyranie odczuwaem. To jak mogem pisa? Wic nie mogc pisa, a spa to wiedziaem, e daremne, pomylaem o kpieli, ktra zawsze bya dla mnie czym wspaniaym. W kadym miecie, w ktrym si znalazem, pytaem
11

najpierw o ani: gdzie ona jest. Zim szczeglnie ania bya moj ucieczk, ale nic. Wic wczoraj w nocy, a raczej dzisiaj rano, nie mogc pisa, a spa to wiedziaem, e daremne, pomylaem o kpieli wspaniaej. Odkrciem kurek, zapaliem gaz i zawiesiem szmatk na kurku, eby woda cicho po niej spywaa. Czekajc, a naleci, poszedem do mojego na kilka dni jeszcze pokoju. Otworzyem okno szeroko na noc i stanem przy nim i przy niej, bo nie byo jej we mnie, nie byo nocy we mnie, mimo wszystko. Nigdy nie bdzie. Ale bl by we mnie, co jaki czas chwyta mnie tam w rodku, bo wszystko wio si tam niezmiennie i ja nawet nie wyobraaem sobie, eby si co mogo odmieni, eby si wydarzyo uspokojenie, cho nie byo nocy we mnie i nigdy nie bdzie. Staem tak, patrzc w noc, i chyba ju o niczym nie mylaem ze zmczenia. Tylko tak patrzyem. Po jakim czasie ocknem si i poszedem do azienki. Wody byo ju dosy, wic rozebraem si i wszedem do wanny, zanurzajc si bardzo powoli, bo woda bya do gorca, i czuem, e gdybym si od razu zanurzy, to mogoby co trzasn we mnie. Leaem sobie w wannie, poruszajc od czasu do czasu nogami, bo wtedy woda robia si cieplejsza. Pluskaem cicho i byo dobrze, dosy dobrze mniej wicej, a kiedy ogarniao mnie naraz zmczenie takie wielkie: obezwadnienie wszystkiego, i mini, i gowy, to odkrcaem szybko kurek z zimn wod i podstawiaem gow prdko, eby mi nie odesza za daleko. Zachowywaem si cicho bardzo, bo ten szczur tam spa za cian, a nie chciaem go budzi, bo obudzony mgby mi co powiedzie, nie eby mnie strofowa, bo wyrobiem sobie u niego uszanowanie, nie chciaem, eby mnie podziwia, ale na uszanowaniu mi zaleao; wic mgby mi cokolwiek powiedzie, ten szczur, o papierosa poprosi, spyta, gdzie byem, wszystko jedno, bo ujrzabym go, i nie wiem wanie, czy nie naszaby mnie wtedy ch zadusi go, szczura. Wic zachowywaem si cicho moliwie, bo wolaem go nie budzi, nie oglda w tamtej chwili, bo mgbym mu co zego uczyni, chocia dla mnie, przypuszczam, e to by byo co dobrego, i dla caego plemienia szlachetnych tak samo, a nawet dla humanizmu co nie bardzo zego. Wic wykpaem si cicho i wyszedem z azienki, i pooyem si cicho, i nie czuem ju nic, nie pamitam ju nic, prcz gowy bdzcej, gowy bdzcej. Jest gdzie okoo pnocy chyba, nie wiem, wic moe jest ju 5 kwietnia. Ale niech bdzie 4 kwietnia. Obudziem si po raz pierwszy niedaleko poudnia, tak osdziem po socu przebijajcym si przez cienkie kretonowe zasony na okna i po haasie pory tu przedobiadowej, a take po zapachu tej pory sodkiej, ale nic. Obudziem si po raz pierwszy ze snu, ktry z pieka raczej ni z gr. Nie pamitam pocztku snu i jak dostalimy si do gr, w ktrych bylimy, w dolinie u podna zbocza, w trawach wysokich bardzo, bo widziaem tylko gow Twoj siwe wosy. Cakiem biae wosy miaa. Boe. Bya przede mn, w trawach, jakie dwadziecia krokw oddalona, i sza wolno, poziomo do zbocza. Ja szedem za Tob, dwadziecia krokw oddalony, nie prbujc wcale zrwna si z Tob, jakbym wiedzia, e nie docign Ciebie, cho sza wolno, prosto gow trzymaa, cakiem siwe wosy, Boe. Potem odwrcia si i zobaczyem Twoj twarz mod, modsz jeszcze, bardzo dokadnie widziaem, jak na dwadziecia krokw, pitnacie moe, bardzo dokadnie jak na oczy moje sabe, zatroskane. Co ja ci zrobiam?" powiedziaa. O, nie. Nie. Wtedy si zbudziem zaraz natychmiast, bo usyszaem jk, ktry wydoby mi si z garda, ciki niewymownie, taki spod ziemi jk przywalonego grami wszystkimi wiata. Jakie to byo cikie. Jak on dobywa si z krtani, ten jk piekielny, narodzony w nie jeszcze, a umierajcy na jawie ju; ten jk trwajcy krtk chwil, a jake przecigaa si ta chwila krtka, czuem, syszaem wyranie kad sekund, kad nieskoczono tej chwili krtkiej, ktra mostem bya midzy snem a jaw, czya wic wszystko, bo czym jest wszystko, gdzie jest wszystko, jeli nie midzy tym a tamtym. Wtedy wanie si zbudziem, bo musiaem uczyni jaki ruch nadludzki, co unie chciaem nadmiernego, przerwa co, przej niemoliwo, dwadziecia krokw, pitnacie moe, i wtedy dobyem ten jk zza wiata
12

prawie. Biae wosy Twoje, Boe. Gdzie jeste, Olga? Gdzie jeste? Przyjd. Uoymy si w trawach wysokich bardzo, nikt nas nie dojrzy, niebo tylko i ptak na niebie przelotem, nikt nas nie skaleczy, soce nas bdzie dotyka, a ja wosy Twoje lekko, soneczne biae wosy Twoje przepikne. Gdzie jeste? Przyjd. Przyjd, Dziewczynko. I wtedy musiaem zasn na powrt w tym moim woaniu wysokim do Ciebie, do traw, do k dolinnych, do nieba, soca, ptaka nad nami, do Ciebie, do traw, gdzie odpoczywanie przestronne, do traw, skd mona ju tylko najwyej, do Ciebie woanie moje: Przyjd, Olga, przyjd, Dziewczynko", do snu z Tob jednego wiecznego nieskoczonego. Ale obudziem si zaraz niedugo, po raz drugi, pitnacie minut spaem moe, dwadziecia minut wiem si, ponem, sowa przeklte, co to za sowa, dwadziecia minut ponem i zbudziem si po raz drugi, i ja si nie dziwi, bo jak mona w ogniu wytrzyma wicej? Dwadziecia minut w ogniu, to ju chyba nic nie zostaje, nawet z modlitwy adne pirko, tylko swd dookoa i dym nieprzebyty, i gar popiou, ktr trzeba odnale, odszuka trzeba, bo to nie jest wcale relikwia, ale nawz urodzajny: na nim na powrt dojrzewanie, na powrt roniecie, na powrt woanie: Przyjd, Olga, przyjd, Dziewczynko". Umieraem tak i zmartwychwstawaem wiele razy, dziesi razy, dwadziecia razy moe, jak te dwadziecia krokw od Ciebie oddalenia. Potem zerwaem si z ka siy woli ostatkiem, bo moe baem si, e jeszcze troch i ju nie zmartwychwstan z ostatniego umierania, ktre nie chc, eby byo ostatnie, niech bdzie przedostatnie, ale ostatnie chc z Tob umieranie odprawia, z Tob witowa. Wic zerwaem si wysikiem woli przedostatniej z tego pieka raczej mz z ka i poszedem do azienki, do wody zimnej na czoo, oczy, ramiona, szyj. Nie mogem odej od kranu, taki by pocigajcy: ta woda zimna wymienita gojca. Jeszcze jedno chlunicie, jeszcze jedno, jeszcze jedno. Moe dwadziecia razy tak chlustaem wod wspania na pogorzelisko, ktre zaczynao si budzi, odradza, krew w krwiobiegu ywe obieganie. Byo to bardzo przyjemne i musiaem to doceni mimo wszystko. Potem poszedem do pokoju i zaczem gimnastykowa rce, nogi i wszystko, bo wierzyem jednak, e jeli prne jest ciao, dusza prna jest rwnie. Za oknem bya niedziela, popoudnie i soce, i na boisko wylego mnstwo ludzi, cho nie byo meczu, ale ciepo byo, kwiecie, drzewa zieleniy si ju i mamusie w lepszych sukniach dzieci swoje w wzkach koysay, i przechadzali si obok nich mowie, wicej sztywno, ale troch te dostojnie, i pozdrawiali si skinieniem gowy znajomi, a kobiety pochylay si nad innymi wzkami, a potem nad sukniami, i to wszystko soce askotao i kwiecie niedzielny popoudniowy. Wdychaem przy oknie gboko to soce i ten widok niedzielny kwietniowy, ktry byby moe kojcy, gdyby nie ci wszyscy inni, ktrzy nic nie byli winni, cho kto wie, i powodowali moj nienawi, niezazdrosn zupenie, bo niech oni maj najwiksz szczliwo, ja im tego ycz od serca serdecznie, wic moja nienawi musi by bardzo staroytna, ale jaka ona nie jest, to czy moe by kojca, no czy moe by? Ale pomylaem sobie, e dobrze bdzie tak po cmentarzu spacerowa. Niedaleko jest cmentarz. Blisko. Tam jeszcze bardziej wieo zieleni. Umarli nic nie widz przecie, a tam tyle umarych, to tam roniecie wiosenne musi by jak gwiazdy janiejce. Pomylaem te, e tam jest cicho i midzy umarymi mona si czu pumarym, jak si bardzo chce, wic wtedy caa moja nienawi to bdzie pnienawi, cay mj bl to bdzie poowa blu, wic bdzie lepiej moe o poow. Tak mylaem, jakby co mogo istnie dla mnie poza Tob: roniecie wiosenne? gwiazdy? poowa? I nie walczyem prawie nic, nie broniem si, bo jaki to dla Ciebie przeciwnik: zielono? cisza cmentarna? umarli? Ubraem si prdko i poszedem na przystanek, eby tramwajem do Ciebie. Przyjechaem, wszedem po schodach, zapukaem, jeszcze raz lekko, a potem pici, jeszcze raz pici, nog i nic. I wtedy mnie tkno. e uczynia sobie co. Kiedy byem bardzo mody, pamitam, e posiadaem we nie zdolno unoszenia si w
13

powietrzu. Wystarczyo poruszy rkami ruchem skrzyde ptakw i unosiem si w gr. Byo to bardzo przyjemne uczucie i dzisiaj nie potrafi tego z niczym porwna, cho na pewno bym to odgad, gdyby chciao powrci. O, krlu, krlu. Wielki jest Nansen Amundsen Czeluskin. Szczury si mno, krlu. Tyle szczurw, flecisto. Bd pozdrowiony. Bd powitany. Ave flecista. Flamandia Normandia Prowansja Macedonia. Ech, ty chopcze biedny, zagubiony ty, posiany midzy osty, haki; nasienie ty wyrodne, wstydliwe. Ave Maryja. Ave flecista. Wyprowad to gnijce, to cierwo, federacje te, za miasto wyprowad, za mury, za pole widzenia, na ska tarpejsk, pogub to w czeluciach, zagub; a zachowaj czystych, szlachetnych. O, krlu, krlu. Jeruzalem Babilon Hosanna. Kiedy byem bardzo may, pamitam, mogem si w gr unosi, w powietrze najblisze, w hosanny: skrzyda teopais, o skrzyda". Pomiuj boh. O, krlu, krlu. Lasy, krlu. Ptaki. Ci s niemiertelni. Igliwie, krlu. Ogon wrbla. Pirko wrbla. Trawa. dbo. Ci s akademicy. Oczko w gowie, krlu. To. Mrwki, krlu. Pszczoy krlowe. Lud prosty pracowity. Ci s niemiertelni. Co tam federacje krytyczne mianowane, hanzy fotelowe zasiedziae szczurw tych kupcw, z ust do ust anegdota, rka rk myje. Zabij boh. Zabij. Rka rk myje. O, krlu, krlu. Poruszaem rkami jak skrzydami i unosiem si w gr, w powietrze najlejsze. Jak delfin pywaem nad dolinami, nad winnicami. O, krlu, krlu. Jak to jest? Jakie to jest wszystko? Dlaczego tak jest, o, bogowie? Jakie to byo uczucie przyjemne, krlu. Jak delfin pywaem nad dolinami, nad winogronami. Wystarczyo poruszy rkami tylko, ruchem skrzyde ptakw, i ju w niebo wchodziem. O, krlu, krlu. 6 kwietnia Ja Ci nie potrafi opisa niedzielnego wieczoru, i cay poniedziaek, i cay wtorek, bo teraz jest wtorek wieczr i jestem u Ciebie, i Rena Twoja przyjacika z Tob mieszkajca powiedziaa mi, e wyjechaa ju w rod (wic zaraz po tamtym) i e ona ma mi powiedzie, e wyjechaa, gdybym przyszed. Wszedem przed chwil do domu Twojego z tym facetem Reny, ktrego spotkaem w tramwaju, jadc do Ciebie. On te mi powiedzia, e wyjechaa i e Rena wyjechaa, i e Was nie byo, nie byo nikogo, kiedy ja odwiedzaem dom Twj niemiao, uparcie, niemiao. Wic kiedy mi to powiedzia i kiedy powtrzya mi to Rena, wic nic Ci si nie stao, ogarna mnie rado niepomierna, ale krtka bardzo, bo naraz pomylaem, e gdybym Ci mia przy sobie w tej chwili, tobym Ci po nogach caowa ze szczcia, a potem bym wsta i bym Ci bi. Tak bym Ci bi. Znowu boli. Znowu si to odzywa. Szeroko tak. Nieraz miaem co takiego przy muzyce suchajc, a szczeglnie przy piewaniu z chrami z tyu odlege. Tak, na pewno wtedy co podobnego do teraz. Nie tyle moe, ale podobnie. Szczeglnie jak chry wchodziy w muzyk czy w piewanie jednego. Tak wyrastay powoli z tyu czy z bokw mikko, i we mnie wtedy te co si rozcigao, podnosio si co i chylio jak trawa lub pola ytowe, kiedy wiatr. Tak, wiatr. Wiatr podnosi mi si tam w rodku, przy muzyce suchajc i przy chrach nad wyraz. Ale czemu on bola, ten wiatr? Czemu on boli, ten wiatr szeroki, bo tak mnie boli szeroko. Jak gdyby wielkie chry nieprzeliczone zastpy otaczay mnie wkoo i ponad koem gowy jeszcze i tym swoim piewaniem bolesnym przepastnym rozcigay mi serce na wszystkie strony wiata promieniste. Siedz i pisz, ale co to za sowa? Co to za sowa? Ja wiem, e to nie s sowa lustra nieskalane pokazujce, wiem, i wiem, e tego wszystkiego to ja Ci nie potrafi nigdy rozpostrze, nawet z lustrami, nawet samym pakaniem nieprzebranym czy zabijaniem siebie w rzek, czy z okna domu wysokiego na bruk ciao moje lecce, a potem ju nie moje ciao ani Twoje, ale wicej Twoje ni moje. I ja si tego nie boj tak bardzo, nie, boja bym mia t zdolno tragiczn uczynienia, bo ja bym wszystko odrzuci precz, co nie kazaoby mi si
14

zabija, co pltaoby mi si w gowie rozumnej i w nogach kochajcych tak bardzo stpanie po ziemi kadej jednej, dobrej czy zej. Ja bym potrafi ten talent najwikszy niesprawiedliwy. Ale wiem, e to jeszcze nawet po tym nie byoby wszystko, co chciaem Ci ofiarowa, co chciaem Ci rozpostrze u stp. Bo tego jest u mnie duo za wiele. Nawet dla Twojego chonicia przepastnego. Bo ja ju tak jestem zbudowany, e kiedy co pokocham, e kiedy Olg pokocham, to nie jest ca moj mioci moje dla Olgi pakanie, moje dla Olgi zabijanie, a co dopiero moje dla Olgi pisanie. Ale pisz do Ciebie, pisz do Ciebie, bo moe gdzie, w niektrych miejscach mojego pisania albo midzy tymi miejscami, trafi si jaki dla Ciebie klejnot, droszy moe jeszcze ni klejnot-pakanie czy klejnot-zabijanie. Cho jestem zwyczajnym czowiekiem, prostym i jestem z tego dumny, cho nieraz myl, e musz by z bogw. I powiem Ci, e ja takie mylenia przemiany przechodz te podczas tego pisania wanie: w niektrych miejscach czy midzy niektrymi miejscami myl, e jestem maym, biednym, ndznym czowiekiem, a gdzie indziej myl, e nie jestem jednak taki marny, a przy innych miejscach znowu myl, e musz by z bogw. Rena mwi, e masz przyjecha jutro, e mog przecie zaczeka do jutra. Bo ja jej powiedziaem, e wyjedam i e chciaem si z Tob poegna, kiedy przyszedem przed godzin. Nie powiedziaem, e wyjedam ju dzisiaj, i nie miaem jeszcze tej chci, tego zdecydowania. Ale jeli masz przyjecha jutro, to ja pojad dzisiaj jednak. Pojad. Za dugo czekaem. Za dugo wdrowaem i szukaem: tysic dni i tysic nocy, to dosy. Nie bd czeka jeszcze jedn noc. To za duo. I to byoby te niesprawiedliwe, bo Ty nie jeste, Ty nie jeste Olga. Wic mwi do Reny, e waciwie to mog na Ciebie zaczeka do jutra, ale pojad dzisiaj. To ona si zmartwi" mwi Rena. O, krlu, krlu.

Jak mi byo na Mazurach


Miejscowo nazywaa si Krzye, a ja cay byem zachwycony. Nieraz byem zachwycony. Wiele razy. Ale zawsze jaka za myl przeklta w gowie czy przypomnienie jakie bolesne przeszkadzao albo urgao nawet i zachwycenie nie mogo wcale przechodzi dalej do szczliwoci. Tak, e musiaem z tym zawrze pogodzenie, bo znam siebie i wiem, e zawsze jestem jednakowy mniej wicej. Przyjechaem tam z jednym czowiekiem, ktry mnie uczy wielu rzeczy praktycznych, ale najwicej humoru. Przedtem nie bardzo wiedziaem, jakie to jest suszne postpowanie, kiedy si nie zapomina o mierci: czy naley si mia, czy te nie trzeba w ogle. On mnie nauczy, e dlatego wanie trzeba si mia czysto i przestronnie. I ja to natychmiast pojem. Ja chyba przedtem domylaem si tego, cho nie bardzo wiedziaem, ale troch nie miaem, troch si wstydziem, troch si baem najwicej, e to bdzie zgrzyt albo miech sztuczny wanie najgorszy. Wic on mnie tego nauczy, ten czowiek, a raczej wyzwoli mi te wszystkie zote humoru pokady. By dla mnie bardzo dobry, sam nie wiem skd. Bardzo by mdry te, cho odkryem w nim kilka wadliwoci, ale drobnych. Przyjechalimy do Krzyy samochodem tego czowieka, ktrego on wygra za cae dwa zote" na loterii kochana Rzeczpospolita". Przez drog byy bardzo pikne niektre krajobrazy wielkie rwniny nad rzekami. A on prowadzi wietnie, tak mi si zdaje, i piewa rne mieszne niezwykle piosenki. Galerami na Floryd. Turystyczna pynie pie. Czy przyjedzie pan prezydent. Galerniczy okrzyk wznieeee" i rne jeszcze. A jedna taka onierska, to ju bya ponad wszystkie inne. Nie wymawiao si jednej sylaby na kocu kadego cigu, tak jak onierze, kiedy maszeruj i piewaj, i nie kocz wanie: Akcja
15

wspaniale si rozwi... Zdobyte czogi, armaty..." I w tym miejscu on podnosi rk i pokazywa dwa palce, co miao oznacza, e zdobyto dwie armaty. I dalej: I cekaemw nam wci przyby... Bo kady z nas chce mie cik br...", co miao znaczy: bro. Bardzo mi si radonie jechao z tym czowiekiem, z tymi piosenkami i z tymi krajobrazami mijanymi piknymi. Dwa razy tylko zaspiem si przez ca drog dug trzygodzinn. Raz mi si starszy brat przypomnia, ktrego ju dawno nie widziaem, a drugi raz, jak spojrzaem na siebie za daleko naprzd. Moe dlatego si zaspiem, e on przesta piewa na chwil, bo kiedy znowu zacz: Galerami na Floryd", to wszystko niepokojce mnie odleciao, jakby rk odj, albo piewem odpiewa, cho przedtem bardzo czsto byem zaspiony w samym rodku rnych pieww i miechw. Najczciej wanie. Wic oprcz tych dwch zaspie nic nie byo smutnego dla mnie po drodze, a za to byo wiele rzeczy bardzo adnych: jedna dua dziewczyna pasa konia na ce, by koniec wiosny, wic ziele bya rnorodna jeszcze i wiea; topole stay wysokie i z daleka wierzchoki jakby czyy si, i byy one jak gdyby akwedukty powysze nad drog asfaltow, gadk, po ktrej jechalimy cicho i szybko, e wiatr wista gono, ale nie mcc wcale ciszy. Nie mylaem o niczym i nie staraem si o to, bo moja gowa wiedziaa, e nie trzeba wcale myle, wszystko jest dobrze na razie i bezpiecznie, wic niech bd raz wakacje, niech bdzie odpoczywanie, ktre zasuone jest, bo tyle ju wycierpiaem, tyle razy si biem z yciem praktycznym przemonym, a po tych wakacjach bdzie znowu to samo przecie, bo ten czowiek zabiera mnie na tydzie tylko. Wic niech bd wakacje w zupenoci i zasuone, jeszcze raz powtarzam, ale co to kogo obchodzi. Ale dojechalimy do tej miejscowoci, ktra si nazywaa Krzye i ktra leaa nad jeziorem Nidzkim wielkim wspaniaym, otoczonym drzewami dzikimi, jak tylko mogem dojrze. Jezioro byo bez porwnania. Pod niebem bkitnym migotao sonecznie i nieprzebranie i miao si wraenie, e niebo jest niewiele wiksze od niego, a czarny pas lasu okalajcy jakby nie zamyka wcale przestrzeni jeziornej, tylko tak. Woda bya przezroczysta u brzegw, a pytkie piaszczyste dno schodzio wolno ciemniejc do gbokoci coraz ciemniejszych. Ale tego opisa nie mona. Zamieszkalimy u takiej jednej rodziny mazurskiej, bardzo uczciwej, ktr ten mj czowiek dobrze zna, bo przyjeda do niej co roku, to znaczy nie do niej, a do powietrza wieego, jeziora i lasu. Ale u tej rodziny si zatrzymywa, bo trzeba gdzie spa, chocia ja, gdybym mia samochd, tobym nigdy ju wicej nie prosi nikogo o spanie, tylko bym spa w samochodzie jak w domu samochodowym. Ale nic. Na drugi dzie rano poszlimy nad jezioro w takie jedno miejsce, ktre mj czowiek zna. Ech, co to byo za miejsce. Wysoka skarpa otwieraa szeroko jezioro i horyzont cay daleko widoczny przez powietrze przezroczyste i wiee, i tak si tam oddychao, jakby si jado co lekkiego, bardzo zdrowotnego. Ale tego opisa nie mona. Skakaem ze skarpy w piasek zbocza biay ciepy albo kadem si na plecy i z samego szczytu zesuwaem si po piasku jak po lizgawce, albo odbiegaem do lasku sosnowego zaraz na lewo i wchodziem na jakie drzewo, i przechodziem z jednego na drugie, jak dawniej, kiedy wszystko byo jeszcze dobrze, i gonilimy si po drzewach z Reginem, i wszyscy na mnie mwili Tarzan, albo jeszcze dawniej, kiedy wszystko byo jeszcze nieprzypuszczalne nawet, 14 lipca w wito wielkie narodowe, na placu w Pont-de-Cheruy, wypenionym ciasno tumem witujcym, wchodziem na sup wysoki liski, posmarowany parafin naumylnie, eby byo trudniej, a ja przed wchodzeniem pluem na ziemi i wycieraem w tym botku bose stopy, eby byo troch atwiej, i zaczynaem wspinanie, nie patrzc w d, bo to mogo zaszkodzi, a na dole chopaki i starszy brat krzyczeli: Vas-y, Edziu, vas-y", i osigaem w kocu to koo elazne dookoa supa wysoko, na ktrym wisiay butelki wina, pki kiebasy i inne dobre rzeczy, i miaem prawo co sobie zerwa, a ja
16

zrywaem butelk wina dla starszego brata, ktry sta na dole i krzycza: Fais attention, Edziu, fais attention", bo strasznie si o mnie ba, a ja go te kochaem strasznie. Wic to wszystko mi si przypominao, tamten czas wietnoci, a nie mogem si martwi, nie mogem, bo to byy wakacje przecie zasuone, wic cieszyem si i miaem prawo zreszt, bo bardzo prdko doszedem do tamtych zwinnoci i skokw. Przeskakiwaem z jednego drzewa na drugie, a do samego brzegu jeziora, a niektre drzewa, to byy nawet cae pochylone nad jeziorem. Wchodziem na nie i z samego czubka skakaem do wody. Pluskaem w wodzie, nurkowaem i pywaem pod woda 7 otwartymi oczami zdziwionymi. Ja dobrze wiedziaem, e musz si cieszy. Moja gowa dobrze o tym wiedziaa i cae ciao w socu i w wodzie uradowane. Potem usyszaem krzyk i przypomniaem sobie o moim czowieku, bo zupenie o nim zapomniaem, nie dlatego ebym mu by niewdziczny, e mnie tam przywiz, aleja zawsze bezwolnie samemu si wituj i za to nikomu si nigdy nie uskaram, cho nieraz mam wielk ochot wydoby komu moje bolesnoci i gorycze. Bo s takie chwile sprzyjajce przed oczami i w yciu, e pragnie si mwi i pragnie si suchania dla tego mwienia, bo wiedzc tym bardziej, e nastpna taka chwila saba nie przyjdzie prdko, a wszystko narasta cigle w tym milczeniu i zawzitoci, i to moe by bardzo niebezpieczne, ten wybuch kiedy nagy moliwy, to pknicie nage i to rozlewisko potem ropy niewymwionej niewysuchanej. Ale trudno jest niepomiernie znale ucho, oko i serce wdzicznie suchajce. Ale ten mj czowiek co do mnie krzykn, a ja nie dosyszaem pod wiatr i krzyknem: Co?" On zoy donie w trbk i krzykn gono: Jaka jest rnica midzy hipopotamem?" Znowu mnie uczy humoru, pomylaem, ale nie byem pewny i zaczem si zastanawia nad pytaniem krzyknitym. Jaka jest rnica midzy hipopotamem a czym, a kim powinno by prawidowo. Midzy hipopotamem a krokodylem na przykad" powiedziaem do siebie cicho, ale to pytanie wydao mi si duo mniej wietne ni tamto nie dokoczone: ,Jaka jest rnica midzy hipopotamem?" e lubi pywa" krzykn mj czowiek. Prujemy na obiad". Przez ca drog od jeziora do domu zamiewaem si z tego jego wietnego pytania i z tej odpowiedzi jego wietnej i prawidowej najzupenie. Opowiada dzie po dniu cay tydzie, jak tam byo nie potrafi. Nigdy nie potrafi sobie przypomnie dnia wczorajszego, a ju przedwczorajszego nic. Wiem tylko, e nigdy nie marnuj czasu. Wystarczy. Dla mnie wystarczy. I tam nie marnowaem czasu. Oddychaem. I jeszcze skakaem i pywaem. Uczyem si take smay placki, skroba ryby i czyci je z wntrznoci. Rwnie humoru si uczyem od mojego czowieka, ktry na kadym kroku piewa albo opowiada co miesznego, cho dobrze widziaem, e nie zapomina o mierci, a ona o nim. Dobrze widziaem. Ale on j wygrywa przez swj humor wspaniay. Opowiada ze miechem urozmaicone historie o szpitalach, w ktrych przebywa, albo jak go kroili w jednej operacji. Widziaem nad jeziorem jego brzuch z dug, ukon szram. Pnym wieczorem szlimy na spacer do lasu. O dziesitej byo jeszcze widno zupenie. Wychodzia wtedy odlego. Widziao si bardzo wyranie plany wychodzce: drugi, trzeci i dalej. Musi pan pojecha do Leningradu mwi mj czowiek. Jedno z najpikniejszych miast Europy, towarzyszu. Biae noce. Czyta pan ksik jak w dzie. Bardzo chtnie bym pojecha do Leningradu. W lesie byo jedno mae jeziorko, ktre si nazywao Wesoek", wiem dlaczego, bo byo bardzo ponure. Dookoa Wesoka" byo bagno, na ktrym rosy drzewa, cae suche przewanie. Zapach tam si roznosi troch inny ni nad jeziorem Nidzkim przepiknym. Nie by taki szeroki i zwiewny, ale przyduszony, przydeptany jakby bagnem. Tak e pikno Wesoka" to bya taka ponura pikno i tajemnicza dosy. Raz poszedem sam do lasu i chciaem odszuka Wesoka", ale nie trafiem i ledwo z powrotem do domu. Mj czowiek pokazywa mi rne kwiaty i mwi, jak si nazywaj. Najbardziej podoba mi si ubin taki niebieski i wysoki, ktry rs stadami
17

przy drogach. Widziaem wiele razy ty ubin na polach, ale ten niebieski by duo pikniejszy i wyszy. Wszystko tam byo nadzwyczajne. I tak samo, e nie potrzebowaem szuka spania jak zawsze przedtem. Nie potrzebowaem nikogo prosi o spanie i upokarza si przed byle kim, ktry nie warty czsto jednej mojej rki albo tych zaszczytw, e z nim rozmawiam i e go prosz. Z nikim si nie biem. Nikt mnie znikd nie wypdza. Nadzwyczajne. Nie uciekaem na dworzec przed noc. Nie baem si jej. A tak si boj nocy, kiedy nie mam ka albo czego przypominajcego. Tak si boj tego zmczenia nad ranem, kiedy niewyspany i zmarznity opuszczam jak poczekalni dworcow albo antresol jak, albo wagony na bocznicach, albo ju nie wiem co, i widz ludzi porannych wyspanych, i przez okna na ulice zapach czuj domowy: mleko si gotuje czy kawa, chleb czuj wiey, radio gra. Opieram si o mur tu pod oknem i wdycham to wszystko, jestem tam: pij gorc kaw, jem niadanie, sucham muzyki. Zawsze tak robi przewanie. To mi si udaje, bo mam wyobrani wielk i wywiczon. Ale potem muzyka przestaje i zaczynaj mwi o wojnie, e nowe posunicie agodzce, o konferencjach, o rakietach, i mnie si wtedy paka chce albo gry metale, a teraz widz, e niepotrzebnie zupenie, bo nie bardzo znaem humor, a to jest wanie to, chocia nie tylko i moe najmniej, ale trzeba si z tego mia, bo to pomaga. Teraz wanie bd prbowa z tym walczy humorystycznie. W rodku wieczora, przed spacerem, gralimy z moim czowiekiem w belotk. Nauczyem si w belotk od mojego ojca, jeszcze zanim przesta nim by. Mj ojciec by mistrzem w Pontde-Cheruy. Bardzo czsto przynosi kur albo kaczk z jakich zawodw. Ale ten mj czowiek te gra wietnie. Ogra mnie wysoko I byem troch przygnbiony, bo zawsze lubi by pierwszy we wszystkim. Wprawdzie gralimy w nieco inn belotk i to mnie troch gubio w ukadach i rozgrywaniu, ale przecie nie mog tym si pociesza. Musz jednak powiedzie, e przy kocu tego tygodnia wakacyjnego wygraem trzy partie z rzdu, co jest zupenie normalne, bo zawsze byem bardzo pojtny we wszystkim, tylko nie w yciu praktycznym przekltym, ktre mnie bez przerwy zabija, cho wiem bardzo duo o wielu innych rzeczach dosy niemiertelnych. Po belotce szlimy na spacer. Nadzwyczajne: chodzi na spacer. To ja przedtem wczc si po caych nocach po ulicach czy gdzie, wcale nie spacerowaem, bo spacerowaem bez przerwy. Chyba e to byo nieprzerywane nigdy spacerowanie, ale nie ma takich spacerw. Spacer jest po kolacji i po belotce. To jest spacer. A kiedy jeszcze przed kolacj jest obiad, a przed nim niadanie, a przed niadaniem jest wstawanie z ka piknego, w ktrym sen najpikniejszy, to spacer na kocu takiego dnia nadzwyczajnego jest jak zachd soca powolny albo jak schodzenie z konia trzysta metrw przed domem, wic takie opnianie sobie radoci, a to jest te rado i wiksza nawet, bo awanturnicza. Wszystko tam byo nadzwyczajne. Ktrego naszego wieczoru spacerowego spotkalimy jednego znajomego mojego czowieka. Jecha na rowerze i to byo znowu pene humoru, bo rower pod nim wyglda bardzo may i nie mogo by inaczej, bo on by bardzo wysoki i szeroki. Przywitalimy si i mj czowiek zapyta go, co mia ostatnio na rozkadzie. A, dwa wilki" on powiedzia. Jeszcze co pogadali i on wsiad na rower i odjecha. Po chwili mj czowiek powiedzia: Wie pan, ten Minczuk to wielki myliwy, ale mia jedn wstydliw przygod. Wic raz Miczuk czoga si do rykowiska. Ale patrzy na lewo, a tam wilk te czoga si do rykowiska. Wic czogaj si powoli razem. Ale w pewnej chwili Miczuk co le obliczy i nastpi na such gazk, ktra trzasa. Wtedy wilk odwrci si do Miczuka i machajc ogonem sykn: ciiicho. Przez ca drog od lasu do domu zamiewaem si przestronnie. Po spacerze gralimy jeszcze jedn partyjk belotki na zdrowie" i udawalimy si na spoczynek. Nadzwyczajne: udawa si na spoczynek. To ja przedtem... Ale nic. Miaem
18

swoje ko i pociel bia, i koce. Spaem te dobrze, nie wiem si po kilka godzin. A s nieraz takie ka, e nie mog wcale usn i wij si kilka godzin jak ryba wydobyta na traw kilka minut i duej, eby umrze. Raz, jeden raz inaczej, to ju byo niepojte. Nieszczcia spaday na mnie jedno po drugim, zupenie ju nienormalnie, jak na pogastwo albo na chrzecijastwo w zalenoci od przewagi i przemocy, i byem dosy blisko tragicznego uczynienia, kiedy wiatr si naraz odwrci i wszystko si odwrcio, i zaczy na mnie spada same dobre pogody. Najbardziej bogosawiony by pokj na cay miesic, w ktrym stao ko, a na nim pociel biaa i czysta. Jeli kto twierdzi, e w wiecie tym s wiksze problemy, to jest przede wszystkim zawsze wyspany, a potem jest gupi i ja si bd z niego mia, bo to bdzie humor. Wic ten pokj mia by dla mnie przez cay miesic, a do powrotu pana Zarbskiego z Naczowa. Ale stao si co niepojtego. Pierwszego dnia pooyem si do ka o godzinie pnocnej gdzie i, pamitam dokadnie, jedenacie godzin leaem do pnego rana, eby zasn. Jedenacie godzin niepojtych. Tak byo przez dwadziecia pi dni okoo. Czego ja nie robiem, eby te myli wszystkie liany przeci i eby mnie sen opanowa. Mwiem nawet, e wcale mi si nie chce spa, e wcale nie jestem zmczony, utrapiony. Staraem si w to uwierzy, bo nienawidz wszelkiej faszywoci jakiejkolwiek i chyba zaczynaem w to wierzy, bo nie zasypiaem cigle. Przeszkadza mi wasny oddech przeklty. Leaem i nie czuem wcale rk, ng, caego ciaa, jak dotyka pocieli. To wszystko spao. Nie czuem te gowy ani ucha na poduszce, a jednak nie spaem, bo wiedziaem, e nie pi. Tylko to mi nie spao, ta wiedza. To byo bez porwnania i tego te opisa nie mona. Na niadanie jedlimy z moim czowiekiem twaroek z sokiem malinowym i chleb swojej roboty, to znaczy roboty pani Kwiatkowskiej, u ktrej mieszkalimy, i herbat pilimy Yunan" najlepsz. Nie wiedziaem, e mona je twaroek z czym sodkim. Mylaem, e mona tylko ze sol. Bardzo mao wiem jednak o jedzeniu. Aju prawie nic o tych nadzwyczajnych jedzeniach, o tych uroczystociach jadalnych, kiedy si zaczyna od rzeczy delikatnych i je si dugo i powoli coraz to inne dania i jarzyny, i misa, a potem znowu rzeczy delikatniejsze, a potem znowu misa i tak dugo w kko. To musi by bardzo wietne i mie takie siedzenie przy takich stoach ozdobionych. Po niadaniu szlimy nad jezioro z tym moim czowiekiem i poniewa oprcz innych talentw mam talent wdzicznoci, to ycz mvi dwiecie lat w radoci i w zdrowiu najpikniejszym.

Jasny pobyt nadrzeczny


Zachd jest pikny, ale mwi mi wola twardniejca z dnia na dzie, mwi ona kamienowana, e dosy ju, e nie mona za bardzo przeciga widoku, bo trzeba odwrci oczy i zej z pagrka. I niech tak si stanie. Niedaleko na wschodzie, niecay kilometr std, s siedziby. S tam pola kartoflane. Wo tylko spodnie i kurtk. Mieszkam nad rzek. Gdzie powyej rodkowego biegu tej najwikszej rzeki w tym kraju mieszkam. Ukryem si tu, bo tamci ju za bardzo mi chodz po pitach. Za bardzo pragn si oni ze mn zobaczy, te gady. Tropi mnie od dawna dosy. Musz by bardzo na mnie rozgorczkowani. Musz by dla nich wietnym chodnym balsamem. Chc mi co zego uczyni, eby sobie dobrze uczyni albo temu, ktry ich najmuje, tych psw goczych. Moe nie jest tak le, jak mwi, ale nie zawadzi to dla ostronoci. To dla niej nawet dobrze. To s dla niej jak gdyby masae przed wejciem na ziemie wulkaniczne. Mieszkam nad rzek. Postawiem sobie szaas z dugich snopw suchej wikliny, ktrych s cae stosy, uoone ju i zwizane na brzegu niedaleko poniej. Lato jest we wspaniaoci.
19

Skra moja jest bardzo brzowa, bo chodz tylko w slipach. Dookoa bioder mam pasek i n do niego przytwierdzony, ktry kupiem przedtem w miejskim sklepie, tak samo jak i toporek, jak i duo soli, i troch zapaek, przygotowujc si do pobytu nadrzecznego, nie wiem jeszcze jak dugiego. Sl, zapaki i toporek s zakopane w szaasie, w tym moim paacu wiklinowym, ktry wyoyem grubo limi, eby nie cigno od ziemi. Dookoa mojego domu szaasowego powbijaem moliwie grube pale i wykopaem rw, te moliwie gboki, eby mnie jakie stado dzikw nie stratowao pdzce. Kosztowao mnie to mnstwo roboty, bo nie mam szpadla, ale teraz jestem spokojniejszy. Bardzo bym chcia psa przy boku. Pies by mnie uszczliwi niezmiernie. Dobra. Gdzie na tej szerokoci powinno ju by to pole kartoflane. Szedem wrd gstwiny cay czas nadbrzenej, bo po co mam wychodzi na widoczno, po co mam si pokazywa komu na oczy, cho mog wyglda na kogo zwykego, ale po co mam komu dawa powody do myli ubocznych. Przez krzaki widz w bliskiej oddali dom w mroku wolno zapadajcym. Pole jest tu. Wszystko jest dobrze. Mam w kieszeni spodni i kurtki okoo trzydziestu piciu kartofli, ktre podebraem umiejtnie spod krzakw kartoflanych, z kilku krzakw po kilka. Jakby nic si nie stao, tak zrobiem i lady zatarem. Jak leaem, zauwayem obok, e ziemia bya poruszona, i lady dzikw zauwayem. Tym lepiej. Wszystko jest dobrze. Siedz przy ogniu. Przygotowaem drewka na ogie przedtem, przed zachodem, przed ogldaniem tego soca zachodzcego piknego. Teraz siedz przy moim maym ognisku. Niech si troch popali, niech si ogie troch potrzaska. Potem wo kartofle do rodka aru. Komary to te jest plaga jednak. Wypiyby mi ca krew, te gady, gdyby nie ogie. Niebo jest jasne nade mn i nad okolic. Z pocztku nie wida na nim gwiazd, ale po chwili dostrzegam te odlege ogniki, gdy patrz duej. Pojawiaj si tu i tam. Ile ich jest? Czytaem gdzie, e jest ich okoo stu pidziesiciu miliardw i e uczeni mogli si pomyli najwyej tylko dwukrotnie. To znaczy, e moe jest ich trzysta miliardw. To troch mieszne, ta pomyka: najwyej tylko. Poza tym myl, e powinni napisa w tej ksice, e uczeni mogli si pomyli najwyej tylko dwukrotnie w jedn stron, to znaczy, e moe ich jest trzysta miliardw. A tak jak oni napisali, to ja mog sobie odczyta, e albo jest ich trzysta miliardw, albo ich nie ma w ogle. To troch mieszne. Ale wo teraz kartofle do aru. Patrz tam. Jak daleko jest do nich? I co to s gwiazdy? Mwi, e to s soca dalekie i wietlne, podobne do tego, ktre zaszo przed dwiema godzinami moe. Mwi, e dookoa nich te s planety krce. Czy tam s inne planety-Ziemie? Czy tam jest druga planeta-Ziemia? Czy tam jest drugie takie miejsce nadrzeczne, drugi szaas, druga noc zapadajca, drugie ognisko i chopiec przy ognisku siedzcy drugi i mylcy o mnie w tej chwili, jak ja o nim, w tej chwili? Czy on jest do mnie podobny? Jakie ma imi? Jakie ma wosy? Co on teraz robi? Czy wyjmuje kartofle patykiem z aru swojego ogniska? Czy zeskrobuje z nich lekko noem troch powierzchni zwglonej i kadzie je na szerokie licie przygotowane? Czy idzie do szaasu, przechodzi rw, odstawia snop, jakby drzwi szaasowe otwiera, i odkopuje toporek, i sl, bierze troch soli w do i zakopuje skrztnie z powrotem sl drogocenn, i wraca do ogniska, w prawej trzymajc toporek, a w lewej doni troch soli? Czy siada na pniu przycignitym z brzegu rzeki dwa dni temu, wbija toporek pod siebie, w pie z prawej strony, a sl kadzie ostronie na licie obok kartofli upieczonych? Czy tskni? Czy smakuj mu bardzo kartofle, ktrych zjad szesnacie chyba, a pozostae s tam, w rodku aru i niech bd, na jutro, na poranne jedzenie wczesne, bo wczenie musi jutro wyruszy po jakiego ptaka domowego do innej okolicy, bo nie chce w swojej wprowadza zamieszania, zasiewa lekkiego podejrzenia rosncego, wszczyna poszukiwa moe na tego lisa przekltego, ktry najpikniejsz kur porwa czy kaczk, czy perliczk i schrupa ju na pewno, ten lis przeklty, niech mvi stanie koci w gardle ta moja kurko slicno, z marca bya, a ju niosa slicnotka ona? Czy tskni? Czy patrzy w ogie dogasajcy, waciwie nie widzc,
20

jakim uporczywym nic niewidzcym patrzeniem, jakby przenika przez pomyki, przez ar, przez ziemie ca gbok, jakby nic nie mogo zatrzyma jego patrzenia, jakby si nie mg o nic zahaczy albo odwrotnie, jakby si zapada w drug stron, w leje po drugiej stronie oczu, ale to jest to samo w kocu, bo go nie ma? Czy ockn si po jakim czasie z tego swojego zapadania si? Czy wsta troch prdko i zasypuje ziemi kup aru gasncego, w ktrym powinno by jeszcze okoo dwudziestu kartofli na jutro, na wczesne jak najbardziej jedzenie, wic trzeba si pooy ju? Czy wyciga toporek z pnia fotelowego i naraz, ciskajc go troch mocniej, prostuje si powoli i naprony, a n mu z lewej strony lekko uderza w udo, i stoi tak chwil, zamknwszy oczy i kade inne drgnienie, eby nic nie mcio suchania, bo wanie uszy poddaje na ten szmer lekki, trzask jaki od strony wody? Czy chciaby psa? Czy pies by go uszczliwi niezmiernie? Czy ju dobrze? Czy stoi jeszcze chwil? Czy ju dobrze? Czy idzie do szaasu swojego hotelu i z wewntrz zamyka si dwoma snopami, jakby drzwi domu zamyka? Czy klczc zdejmuje kurtk i wyciga sweter ciepy spod lici, i wkada go, i nakada znowu kurtk, cho ciepo jest jeszcze dosy, ale potem bdzie zimno? Czy kadzie toporek z prawej strony na wycignicie rki? Czy bardzo tskni? Czy strasznie tskni? Jest rano chyba. Zmarzem dosy bardzo. Zimno mnie obudzio. Wypycham snopy wejciowe i wyskakuj z szaasu i z resztek snu zniewalajcego wyskakuj. Jest rano soneczne, olniewajce. Mru oczy, bo za duo jasnoci, za duo wiatoci na mnie spada. Zimno mnie potrzsa od gry do dou. Rozbieram si prdko do naga i biegn do rzeki z pochyoci lekkiej i skok. Woda jest zimna przeraliwie, ale to dobrze. Wracam zaraz do brzegu po skoku, bo krew by mi skrzepa, a serce w ld si zamienio w tej lodowatoci. Wymachuj rkami, biegajc w kko i skaczc w kko i w bok. Ale to jest wyzdrowienie z zimna, a take, sdz, z rnych blw tajemniczych moliwych. Jeszcze troch wymachuj i wkadam slipy, spodnie i koszul, i pasek z noem przewizuj dokoa. Zimno mi jeszcze, ale zaraz bdzie wietnie. Id do szaasu, bior toporek i koc. Wychodz. Zawijam w koc toporek, sweter i kurtk, i zakopuj ten majdan mj, dobytek tam, jedenacie krokw na poudnie od szaasu pod krzakiem. Wracam do szaasu. Odkopuj troch soli do kieszeni w li. Bior worek. Wychodz, zamykajc drzwi szaasowe. Odgrzebuj kartofle. Wkadam je do worka. Przewizuj go przez plecy i naprzd. Proca jest w kieszeni? Dobra. Po drodze nazbieram kamieni. Naprzd. Ptaki piewaj. Krew mi piewa. Nogi mi piewaj. Przedtem nic nie byo. Oto jest pocztek wiata. Pierwszy dzie wiata. Pierwszy ranek pierwszego dnia. Jestem pierwszy czowiek, pierwsze dzieci nieskazitelne tego wiata sonecznego. A ptaki piewaj i krew mi piewa, i stopy. I wszystko jest piewajce harmoniczne. Mont-joie! Id na wschd poudniowy brzegiem rzeki. Minem ju dosy daleko wczorajsze kartoflisko. Soce wysuszyo mi ju wosy. Grzeje mnie powoli umiowane ono, ubstwiane ono. Czuj, jak wypdza mi ostatnie fale chodne z piersi i plecw. Ale usid tu na tej maej polanie nadrzecznej otwartej na wod leniw. Usid tu na poranne jedzenie. Miejsce jest po mojej stronie i jest tak samo na czasie niadaniowym, bo nagle smak na kartofle mi nadpyn do garda. Wic usid tu i zjem. Opuszczam teraz wybrzee i skrcam na poudniowy zachd prostopadle. Wejd za chwil na wa i bd nim szed na pnoc lekko zachodni. Dwa kilometry std pynie rzeczka przy wale. Musz tam by wietne kamyki do procy. Zauwayem tam rwnie wielk siedzib, co jakby myn. Wielk ilo ptactwa domowego tam zauwayem. Szedem tamtdy kilka dni temu, kiedy opuciem to miasteczko, do ktrego przyjechaem na chybi, poszukujc jakiego miejsca bezpiecznego przed tamtymi, i staraem si duo zauway, bo idc czuem, e tam, nad rzek, gdzie mieszkam, znajd co odpowiedniego na pobyt dugi i ukrywany i e dobrze bdzie od razu zapozna si z okolicami, a przynajmniej duo zapamita. wietne kamyki! Bardzo wspaniae! Okrge, obtoczone przez wod, gadkie. Zszedem z
21

wau nad rzeczk, do ktrej doszedem, i poniewa po jednej i po drugiej stronie byy krzaki i pokrzywy, to zdjem spodnie, zawizaem je dokoa szyi nogawkami i wszedem do wody, ktra miejscami po kostki a miejscami po pas, i zaczem si posuwa w gr, brodzc. I trafiem wanie na takie wietne miejsce, kamykowate dno, zot y. Zapamitam to miejsce. Teraz wychodz z wody na brzeg i wkadam spodnie. Wycigam proc, odwijam gumy z wideek, prostuj je i kad na skr jeden kamyk wietny. Rozgldam si za celem jakim jakimkolwiek. Na drzewku po drugiej stronie rzeczki widz ptaszka wrbla, ale po co? Niech piewa, niech si raduje. Najedzony jestem na razie, a na pniej wanie id polowa i chc dzisiaj co wikszego upolowa, tak mi dopom oko niezawodne. W t gazk na prawo. Ajajjaj! Uciem jjak ciciem szybkim niewidocznym. Wrbel nawet nie zdy si sposzy i siedzi nieruchomo, przestraszony jest bardzo, biedaczek skulony. Wczoraj strzeliem dwa, bo doprawdy skakao mi cae stadko dokoa szaasu tak blisko, jakby same przyleciay na mier, tak to si mwi. Strzeliem wic i jednym kamieniem zabiem dwa od razu, a reszta ucieka. Podniosem te dwa i al mi si zrobio, ale powiedziaem sobie, e nie moe by mi al, ale nie dlatego, e to i tak nic im nie pomoe ju. Oporzdziem je, usmayy si raz dwa i zjadem ten pksek. Zostao mi troch misa midzy zbami do dzisiaj, ale go nie wydubuj. Niech bdzie. Tak. Jak si dzisiaj uda, to przez dwa dni co najmniej, przyrzekam wrblom spokojne dokoa mnie latanie, a nawet chodzenie po gowie i po rkach. Posuwam si wolno wrd krzakw i drzewek, bo widz przez nie jakie wielkie drzewa o sto metrw i szum wody sysz rosncy. To na pewno ta wielka siedziba z mynem. Z prawej strony brzeg si podnosi w pochyo wysok skarp. Id lewym brzegiem, ale przejd na tamten, bo na moim robi si gstwina niemoebna i nie chc haasowa, przedzierajc si przez ni. Podwinem jeszcze wyej spodnie i przechodz. Powinny tu by raki. Woda podmya brzegi i korzenie drzew tu przy brzegu rosncych tworz bardzo dla rakw odpowiednie nory. Posuwam si jeszcze wolniej i bardzo ostronie, cho szum wody spadkowej jest wielki coraz bardziej, ale pomylaem wanie, e ptactwo tutejsze i psy strzegce rwnie, i mieszkacy take mog by tak do tego haasu wodnego przyzwyczajeni, e on jest dla nich jakby nigdy nic, jakby cisza normalna. e on jest poza ich suchaniem. W takim razie moje nieostrone skradanie nie byoby wcale dla nich zaguszane przez ten szum wody, dla nich wcale nie syszalny, wcale nie szumny. W takim razie mogliby mnie oni usysze, psy szczeka, ptactwo si sposzy. Wic posuwam si bardzo powoli, mimo szumu, cho moliwe, e on wszystko zagusza jednak. Jest. S raczej, dwie. Obie biae. Widz je tam o dwadziecia pi metrw mniej wicej. S tu przy spadku wody. Ten szum wody wielki musi jednak wszystko zagusza chyba. Tamto, co pomylaem, to niemoliwe chyba. Ale ostronie. Wyjmuj proc i wybieram z kieszeni kamie najpikniejszy, i kad go na skr, a skr pcham w usta, eby obie rce mie wolne do rozsuwania gazi. Pochyliem si i na kolanach bardzo wolniutko. Zbliyem si o jakie trzy metry, pi, osiem i jestem teraz o jakie dziesi metrw od nich za krzakiem bardzo dogodnym. Ale dalej jest wolny widok i nie widz na razie adnego sposobu, bo z dziesiciu metrw trafi ktr w gow ruchliw to bdzie ciko jednak, bo atwo mog ktr trafi w skrzydo czy w ty, ale to jej nie powali miertelnie i narobi wielkiego gdakania i trzepotu, i bd zmyka przestraszony. Ale oto jedna co znalaza dugiego, robaka moe, widz przez licie, i druga kura te to zobaczya i biegnie do tej pierwszej, a pierwsza ucieka, w moj stron ucieka, bardzo blisko zaraz bdzie. Wszystko jest dobrze. Bardzo czsto ostatnio wszystko jest dobrze. Nie chc nic przez to powiedzie. To bardzo dobrze po prostu. Id waem. Przedtem szedem nad rzeczk, a przedtem szedem jakie trzydzieci metrw w wodzie na wszelki wypadek mdrych psw tropicych. Id waem teraz. Jaki czowiek jedzie na rowerze naprzeciw. Przesuwam kur pod koszul z piersi na plecy. Po co mam mu dawa powody do myli ubocznych, kiedy
22

zobaczy, e co tam mam pod koszul. A moe skd mog wiedzie, czy on nie mieszka w tamtej siedzibie wanie i kiedy wieczorem bdzie jad kolacj, a ona jego zauway brak jednej kury i mu to powie, to on sobie przypomni, e widzia na wale przed poudniem jednego takiego obuza, ktry co tam mia, co tam nis pod koszul ten sukinsyn i moe mnie kiedy przyuway, niekoniecznie jutro czy pojutrze, ale kiedy, moe jutro czy pojutrze, i bd musia ucieka albo si z nim szarpa, albo kama, e skd, gdzie, mj tatu to ma dwa tysice kur w naszej fermie i co dzie jest ros na obiad u nas. Wanie przejecha, a ja jego kur przesuwam z powrotem na piersi, bo skd mog wiedzie, czy on si nie odwrci, czy nie zechce z tyu na mnie popatrze i zobaczy ten garb dziwny, i bdzie wszystko to samo albo gorzej moe, skd mog wiedzie? Ale jak to si stao niespodziewanie i byskawicznie. Nie zdyem nawet wyj procy z ust. Bya niepotrzebna zreszt. Przepuciem t pierwsz z robakiem i skoczyem na t drug, bo widziaem, e caa jest zapatrzona w tego robaka w dziobie tej pierwszej, ktry z nieba chyba spad, ale ju dosy. Ale prya si bardzo. Ukrciem jej szyj, a ona jeszcze kilka minut szarpaa si nad wyraz midzy moimi kolanami. Ale wiedziaem, e to nerwy, bo kilka razy widziaem, kiedy jaka pani chopska ucinaa kurze eb tasakiem na pieku, i rzucaa j potem na ziemi, t kur bez gowy, to ta skakaa wysoko i jakie dobre pitnacie metrw. Soce mino ju wier pkuli i pali mnie teraz przez koszul, i chyba j zdejm, zawin w ni up, tak bdzie moe mniej podejrzane rzeczywicie. Id cigle waem na wschd poudniowy. Niebo jest jasne nade mn, a tamci mnie tutaj prdko nie odnajd. Plecy mam jak z miedzi, jak metal miedziany przez te pi czy sze dni mojego tutaj pobytu jasnego. Kto mnie ochrania? Kto opiekuje si mn? Bd mia bardzo wymienite jedzenie na dzisiaj i na jutro tez. Jestem w swojej siedzibie. Siedz na pieku. Na kolanach mam kur i skubi j na zimno. Pierze kad osobno na jedn kup. Owin je potem w licie i podo je na noc pod gow, eby jej ofiarowa troch mikkoci, mojej biednej gowie utrapionej, chocia na razie jest niele dla niej, jeli nie wspaniale: w socu jest caa skpana i moe by w wodzie, w beztroskoci i we wasnej mioci cigle rosncej. Naami troch drewek teraz na ogie obiadowy wspaniay. Kto mnie ochrania? Kto opiekuje si mn? Zblia si poudnie powoli. Oporzdziem kur z wntrznoci, z jej flakw i z tego kawaka ci ciemnozielonej trujcej. Wystrugaem patyk rednio gruby i nadziaem kur na niego. Ogie trzaska, a zapach misa pieczonego roznosi si w krg niezmiernie smakowity. Dawno mnie w nozdrza nie upaja zapach podobny. Kiedy szedem waem z powrotem, to uderzy mnie w nozdrza zapach tabaki swoisty mierdzcy, taka fala tabaczana mnie ogarna na kilka sekund. Musi tam gdzie rosn tabaka w obrbie. Dawno ju nie paliem nic. Zupenie o tym zapomniaem. Przyjemnie bym sobie zapali wieczorem przy ogniu, rozmylajc o tym i o tym albo teraz na przykad, obracajc kur nad ogniem w lewo i w prawo. Przejd si jutro powszy i poszuka. O, niezrwnane jest leenie na piasku gorcym pod niebem, kiedy gd zaspokojony i oddech te niezrwnany: spokojny i rwny, i nie grozi mu popiech aden na tej wysepce przybrzenej-mielinie, ktr przepynem po jedzeniu obiadowym zaraz, i teraz le sobie! Niezrwnany jest bg soneczny pieszczotliwy, kiedy gd zaspokojony i teraz pieci mnie! Niezrwnana jest fala cicho pluskajca, a stopy w niej spoczywaj i nie musz nigdzie wdrowa, przed nikim ucieka, nic nie musz. Tak bym sobie popaka z radoci. Wola mi mwi, e mogaby na to zezwoli. Obudziem si nagle. Zerwaem si na nogi nagle, bo haas nieopisany, zgiek przeraliwy i gwizdy runy na moje uszy upione i cae ciao pice spokojnie. O trzydzieci metrw, mniej nawet, o dwadziecia metrw jaki statek rzeczny mnie mija, a na nim ludzie, dzieci i inni krzyk podnieli wielki i niezaleny, i wskazywali na mnie palcami, i syszaem pojedyncze okrzyki: dzikus, Indianin. Staem i nie wiedziaem, co robi, serce mi bio,
23

mocno walio, nie wiedziaem, co robi, tak mnie te pioruny haasu wprowadziy w osupienie skamieniae nogi. Ale oni ju mijali powoli, bo w gr rzeki pynli i mnie te powoli wracao normalne oddychanie rytmiczne, i trzepotanie mijao, a take strach, bo kiedy wtedy tak si zerwaem niespodziewanie, to bysno mi, e to oni, e ju mnie maj, e to koniec wszystkiego nadszed. Ale oddala si to wszystko coraz dalej. Stoj jeszcze i patrz za nimi, a teraz dopiero widz, e nagi jestem od stp do gw, tak to si mwi. Najwicej to, widz, musiao ich do krzyku przynagla, ich ochoty do krzykw, co tam. Musiaem bardzo obszernie spa na mojej maej wysepce, e nie dosyszaem, e nie obudzio mnie statku zblianie. Krzyczeli: dzikus, Indianin. Ale przypominam sobie teraz, e najwicej to zachwyt przebija w tych okrzykach przezywajcych mnie. Ale pojechali. Niech sobie jad, niech sobie podruj daleko, najdalsze strony niech sobie zwiedzaj. Soce ma do zachodu jakie dwie godziny okoo. Spaem bardzo dobre kilka godzin, widz, bo pooyem si przecie niedugo po jego zenicie. Bd pywa teraz. Potem pjd po kartofle tam. Teraz bd pywa. Wola mi mwi, e mog sobie popywa. Mont-joie! Siedz przy ogniu. Bawi si kostkami. Nie ma kury. Mylaem, e bdzie na jutro jeszcze, a ja j dzisiaj ca pochonem. Zjadem wicej ni poow na poudniowe jedzenie i tak byem przepeniony, e ledwo przepynem te ndzne dwadziecia pi metrw od brzegu do mielizny przybrzenej. Pooyem si tam na piasku gorcym i tak mi byo leniwie bogosawienie, i zdawao mi si, e wieczorem nie bd zdolny do jedzenia, tak byem nasycony niepomiernie. Ale sen mi to wszystko wycign i woda potem wyobia jeszcze wiksz pustk, bo dugo pywaem i wspaniale mi si pywao po tym przebudzeniu si moim nagym burzliwym. Jak ich mj widok rozkrzycza! Jak ich moja nago musiaa rozpromieni. Wszyscy byli przeszli na jedn burt, widziaem, pchali si jeden na drugiego. atwo mg kto wypa z tej gawiedzi do nurtu. Musiabym wtedy wskoczy i tam popyn, bo zanim ten parostatek by stan i zanim by d spucili, to ten w wodzie, nie wiem, zaley jak by pywa, ale ubranie bardzo wciga, prd by go znosi, a potem by trafi na wir, zaczby si trzepota, strach by go zgubi, napiby si wody raz, drugi raz, a trzeci raz, to ju by go mogo najwyej wyrzuci na brzeg trupa, gdzie o kilometr albo o kilka. Nao troch drewek. Pogoda przez ten cay mj czas tutaj jest po mojej stronie. Sonecznie byo przez wszystkie dni, a wieczory ciepe byy i dzisiejszy tak samo. Kto opiekuje si mn? Noc jest czarna i nieprzebrana wokoo. Pierwszego dnia baem si bardzo. Rozpaliem ogie i zasypaem go zaraz, jak pomienie rozbysy, tak mnie ta jasno przerazia. I byo mi potem lepiej w ciemnoci rzeczywicie. Nie byem ju jasnym celem atwym dla kadego. Ale na drugi dzie mi przeszo i ju nie gasiem ognia poncego. Nie mwi przez to, e si nie baem i e teraz si nie boj. Troch si przyzwyczaiem, ale te si boj bardzo. Ale wszystko warte jest bania si. Na kadym jednym kroku i w kadej sekundzie. Wszystko warte jest bania si. Najwicej. Nao troch drewek. Kady ruch moe by ostatni. Kady jeden ruch moe by przedmiertelny. We wszystkim jest mier wiksza od wszystkiego: od mini najlepszych, od gowy najmdrzejszej, od najsynniejszych ludzi i miast pompejaskich. Widziaem jeden film: Sidma piecz". To by film o mierci. To by film o niej. Przedstawiona ona tam bya podwjnie po ludzku: jako mczyzna w dugiej czarnej sukni i mwicy te gosem kobiecym bardziej. Twarz jego czy jej bya bardzo blada i taka wanie ni mczyzny, ni kobiety. Posta jego bya mska i kilka ruchw, ale gos jej to bya mowa kobieca. Wic bya ona przedstawiona podwjnie po ludzku, mwi, albo zupenie nie po ludzku, tylko potrjnie. Z pocztku ta twarz wydaa mi si brzydka bardzo, ale potem zauwayem, e ona jest chyba niezmiernie, ironiczna niezmiernie. Ale potem zauwayem, e to wszystko bya bezczelno. Najwiksza bezczelno wiatowa, jak znam, bya na niej wyrysowana, wyobiona. Szczeglnie w oczach, a najwicej w ustach wskich i jakby zartych jakimi kwasami. Jeden rycerz, ktry wraca wanie z wyprawy krzyowej z Ziemi
24

witej, gra z ni w szachy, bo ona przysza po niego, eby go zniszczy, zamieni w powietrze mierdzce albo przemieni moe. Grali wic w te szachy na brzegu morza. Grali w nocy przez dwie noce albo trzy. W dzie rycerz poszed na mody do kocioa, do spowiedzi do jednego duchownego, ktry by zakryty kapturem, i rycerz mu powiedzia, e gra wanie w szachy ze mierci i e chce j zwyciy. Ten duchowny spyta jak. Rycerz powiedzia, e przez kombinacj koni i laufrw, ktrej mier nie zna i ktrej on si wyuczy prawdopodobnie tam, w Ziemi witej, to ja tak przypuszczam. Wtedy duchowny si odwrci i rycerz zobaczy, e to nie by wcale duchowny, tylko e ona z twarz bezczeln. I rycerz wyszed. Poszed sobie. A na ulicach i drogach szy tumy ludzi i bili si, chostali sami siebie, i jeszcze biczowali ci z tyu tych na przedzie, a ci z tyu byli biczowani przez tych dalej z tyu, i nieli wielkie krzye ogromne, i dym kadzide si roznosi, bo w kraju panowaa zaraza i ludzie padali od niej jak muchy, tak to si mwi, a wierzyli, e przez biczowanie siebie samych, przez to poddawanie si cierpieniom uaskawiaj, zaraz, ukoysz j, przebagaj. A rycerz na to wszystko patrza. Twarz jego nie wyraaa strachu, ale wielkie natenie, wielkie zgbianie spraw. Potem przysza noc i przysza mier, eby dokoczy partii szachowej. I rycerz gra ju na czas tylko, na zwlekanie. Opnia wykonywanie ruchw figurami. Raz nawet zamia si gono do mierci, e szykuje jej zasadzk-podstp. Ale to byo nieprawdopodobne i wida byo, e sam rycerz w to nie wierzy i waciwie nie wiem, dlaczego on to zrobi. Czy chcia doda sobie otuchy przed strachem, bo ju si wtedy ba, czy chcia on raz zadrwi ze mierci przed tym kocem partii ostatecznej? Czy chcia on raz by bezczelny? Film si koczy, jak mier i rycerz, i kilku jeszcze przeznaczonych trzymaj si za rce, i tacz na wzgrzu, mier na przedzie wszystkich tacujca. To by bardzo prawdopodobny film. Tak. Nie mog powiedzie, ebym si nie ba. Patrz w lewo i w prawo co jaki czas, jak bym czeka na ni, na jej pojawienie, zaproszenie do gry szachowej ostatecznej. Ale tak jak nigdy nie kami, z ni tobym myla straszliwie nad gr. Bo mog nie wydobywa wszystkich wysikw, grajc z panem Szwaczem na przykad czy z panem Pydakowskim nawet, kiedy przyjedam do tego miasta najwikszego, ale z ni, tobym grzeba w najdalszych zakamarkach mojej gowy fenomenalnej i pracowa ciko nad szukaniem, nad wyszukaniem tych bram niemiertelnych, tych bram zatraconych wyszukujc. Nao troch drewek, bo tak si zatopiem, e ogie przygas troch. Kiedy miaem pitnacie lat, to chopcy mwili: Taki jeste Tarzan, to id na rosyjski cmentarz o dwunastej w nocy. Gdzie o wp do dwunastej poszlimy we czterech. Oni zostali przy furtce blisko siebie, a ja przeskoczyem przez murek i poszedem wolno w alejk wysadzon wielkimi starymi drzewami strasznymi. Przeszedem jakie pitnacie metrw moe, kiedy usyszaem z lewej strony stumiony szept od grobowcw. Odwrciem si i jak nie popdz z powrotem, przeskoczyem przez murek, nie dotykajc go, ani rkami, ani nogami, i porwaem ich trzech ze sob jak wiatr trzy agle, jak wicher. Po kilku miesicach dopiero przyszo wytumaczenie tamtych szeptw gosowych, kiedy milicja i wojsko otoczyli rosyjski cmentarz, bo ukrywao si tam dwch bandytw, ktrzy mieli bro i napadali, i nawet zabili jednego ksidza. Serce mi wtedy zamaro, ale dobrze, e nogi mi nie zamary. Jaki czas potem poszedem sam na rosyjski cmentarz. W dzie. Prbowaem przeskoczy murek, nie dotykajc go rkami, nie opierajc si na nim, ale nie byo skoku. Wtedy mnie strach potny tak wysadzi w gr, jak ciao kangura jego dugie tylne nogi spryny. Nie bd wicej dokada do ognia. Niech si to wypali. Pomyl jeszcze troch o mierci i pjd spa. Obudzio mnie zimno. Odchyliem jeden snopek. Soce jeszcze nie wstao. Bya noc jeszcze, ale malejca. Owinem si kocem na powrt, skurczyem nogi pod brzuch i zasnem na powrt. Soce byo nad krzakami, kiedy obudziem si po raz drugi na dobre i prdko do wody pobiegem, eby si zbudzi jeszcze lepiej. Teraz jestem na pagrku. Soce suszy mi wosy i skr ca, i wypdza mi spod niej te nocne zimne prdy pozostae. A one odchodz, potrzsajc mn od gry do dou, jakbym by ze somy kruchej i wiotkiej, a nie z mini i
25

koci stalowych. Tak si one ze mn bawi ironicznie. Ale niech odchodz, niech sobie podruj daleko, jak najdalsze strony niech sobie zwiedzaj. Myl wanie, e przejd si dzisiaj do tego miasteczka, ktre jest std jakie dwanaciepitnacie kilometrw, a poowa drogi prowadzi przez lasy sosnowe. Zaraz za lasem jest wielka rwnina, a za ni, na wyynie, rosn sady. Na pochyoci zauwayem krzaki orzechowe, wic mog troch wypeni torb tym i tamtym, wracajc z miasteczka, po ktrym chciabym wanie troch pochodzi. Pragn je sobie obejrze, a take zakupi troch drutu, bo wpady mi o nim dwie myli do gowy pomysowej. Napij si tam te wody czystej z jakiej pompy. Zakopaem koc, toporek, sweter pod umwionym krzakiem i zatarem lady starannie, cofajc si. Moliwe te, e kupi w miecie troch gwodzi, bo chciabym co jakby st w cieniu krzakw urzdzi. N lepiej schowam do worka. Po co mam dawa powody do myli ubocznych, cho mog wyglda na kogo zwykego, ale jednak nie na harcerza, ktry z noem fink w pochwie jest kim dosy zwykym, cho ten jego n jest dla widoku przewanie, dla parady. Id waem, ale zaraz zejd na lewe jego podne, bo zbliam si do tego myna, miejsca wczorajszych oww, i lepiej nie pokazywa si tamtym na oczy. Schodz wic z korony wau. Widz tu szczaw w wielkiej iloci, cae zbocze poronite traw szczawiow. Pozuj sobie troch tej kwanej trawy dobrej, a szczeglnie te odyki, w ktrych najwicej soku kwaskowego dobrego. Narw troch szczawiu do torby. Bd szed, ujc. Przecinam teraz autostrad, do ktrej dochodzi wa i tu urywa si o jakie trzy kilometry od rzeki. Po drugiej stronie autostrady s ki. Widz tam kosiarza pochylonego. A gdybym si go spyta, czy nie chciaby mnie naj do kosy? Mgbym troch zarobi. Nieduo ju mi zostao pienidzy. Tylko e on sam moe by najty. Spytam go: Szcz Boe. Dzie dobry! Bg zapa. Din dobry! Jak si kosi? A jako si kosi powolutku. ebym ta mio te lata co kawaler! Dua trawa! A wyrosa lato. Wyrosa wielgachna! Mog zobaczy troch? Prose, prose, niech kawaler zobocy. Tylko niech mi kawaler kosy nie zomie! Ho, ho, jo widz, e kawaler ma glift! Kosa dobra! Nie, nie, jo widz, e z kawalera stary kosiorz! Ma pan osek? O jest tu. Prose bardzo. Dawni to jo bym to wszystko ciacha roz, dwa, ale tero. Czowiek stary. W krzyu strzyko. Tak, tak. Kosa dzisiaj naklepana, widz? Ano em wsto raniusieko i em j klepo dugo, bo trawa to si kosi najciny, kawaler wi. Tak, tak. Kawaler tu gdzie mieszko blisko? Mieszkam nad rzek. Nie tak daleko! Tak, tak. A duo mo kawaler w domu roboty? Kosz. Stary czowiek ju poszed. Ma mnie zawoa na obiad w poudnie. Zgodzilimy si po sto pidziesit od morgi zjedzeniem. Podobaem mu si. On by zadowolony i ja byem. I jestem. Ucieszony jestem bardzo. Zarobi troch pienidzy i je bd dobrze. Zdjem koszul, spodnie i trampki. Soce ma najwyej dwie godziny do zenitu. Przez dwie godziny wzronie mj gd, ale bdzie to te jakby wzrastajca rado na obiad, ktry mnie czeka. Mont-joie! Kosz. Zjadem obiad, leaem ptorej godziny sjesty i kosz znowu. Gospodarz ma na mnie
26

zawoa na kolacj. Na obiad byo zsiade mleko i kartofle. Bardzo mi to smakowao. Jutro ma by czarnina. Kosz. Dzisiaj ma by czarnina na obiad. Spaem dobrze. Spaem lepiej. Bardzo mnie bol koci i minie, i skra na rkach najwicej. Powiedziaem wczoraj, e schowaem kos w trawie, eby nie marnowa czasu na chodzenie w t i z powrotem. Na kolacj wczoraj bya herbata gorca i chleb z masem i z serem. Bardzo mi to smakowao. Kiedy wychodziem, powiedziaem dobranoc. Kosz. Dzisiaj na obiad bdzie znowu czarnina, ktra zostaa od wczorajszego obiadu i misa zostao jeszcze sporo. Nie chciao mi si wczoraj zapali ogniska. Pooyem si zaraz natychmiast i zasnem. Nie mylaem nic. Nawet o mierci. Wstaem wczenie. Soce dopiero co wstawao. Wstalimy razem prawie. Zmarzem niewymownie. Wskoczyem do lodowatej kpieli uzdrowiskowej, ubraem si prdko i przebiegem p drogi, zanim zrobio si cieplej. Ale teraz jest dobrze. Miny cztery dni. Pracowaem ciko przez te cztery dni. Pracowaem ciko nad szukaniem, nad wyszukiwaniem tych bram niemiertelnych, tych bram zatraconych poszukujc. Najgorsze byy bble na doniach, ktre mi wystpiy. Z niektrych zdara si biaa skra i te byy najgorsze. Nie mogem trzyma oseki i ostrzy kosy, tak mnie pieko. Ale teraz jest dobrze. Teraz jest najlepiej. Mog si o to zaoy z kadym jednym. Jest ranek pitego dnia i wszystko jest piewajce harmoniczne. Wic jest ranek, pitego dnia, mwi. Zarobiem duo pienidzy, szeset zotych dokadnie. Id wanie do tego miasteczka, mwi. Zjadem wczoraj ostatni kolacj u gospodarza. Bya uroczysta. Byo wiele dobrych rzeczy i wdka za dobr robot. Gospodarz by zadowolony i ja byem. I jestem. Uradowany jestem cay. Uszczliwiony jestem bardzo. Pilimy i jedlimy, i gospodarz powiedzia, e na przyszy rok moe mnie te zgodzi, bo mu si podobam, i eby mia jeszcze jedn crk, toby mi j da, bo jestem fest chopak i nie boj si roboty. Mwi, e on te w modoci nie ba si adnej roboty, a teraz to ona si go nie boi, bo on jej nic nie zrobi ze starymi kociami. Ja powiedziaem, e nie jest tak le, e jest jeszcze bardzo dziarski na swoje lata, e w miecie to ludzie w jego wieku to zupenie do niczego i dekadenci. On powiedzia, e tak, tak, nie ma to jak na wsi. I robota w polu najzdrowsza, i powietrze czyste, nie fabryczne pene kurzu i baterii chorobowych". Potem on powiedzia, e mi zagra na skrzypcach i zagra, a ja mu zapiewaem Ave Maria Schuberta i on si rozpaka, i powiedzia, e powinienem piewa w kociele z chrem jako solo, e gos mam jak anio, Jezulku, e w gonikach to krzycz tylko i rycz na obraz bosk. To ja mu jeszcze zapiewaem Kukurukuku Woanie gobi, a on powiedzia, e jestem wielki artysta i e mnie kocha jak syna. I poszlimy spa potem. Nie wrciem na noc do swojej siedziby wiklinowej nadrzecznej, tylko w stodole spaem. Gospodyni mi tam uszykowaa spanie wspaniae pod pierzyn. Rano nie chciaem je niadania. Napiem si tylko duo zimnego mleka i poszedem dzikujc i egnajc si, i dzikujc. Wic jest ranek pitego dnia, mwi. Id przez las, w jego chodzie po igliwiu. Id do miasteczka. Pragn je sobie obejrze, a take zakupi kilka rzeczy drobnych i troch pokarmu zapasowego: chleba, soniny i tak dalej. Dobrze, e zabraem worek wczoraj z mojego domu szaasowego. Przypuszczaem, e bd spa w stodole u nich, a rano wyrusz do miasteczka. Chciabym sobie kupi taki kocioek do gotowania wody i w ogle. Bardzo by mi by taki kocioek przydatny. Kupi chleba, soniny, z dwa kilo cukru, zreszt zobacz. Id przez las cigle. Zakupi chyba te troch pieprzu, duo cebuli, herbaty troch i jakie zupy w kostkach, zreszt wszystko si zobaczy. Wyszedem z lasu, przebyem dolin i id po wyynie teraz do miasteczka ju widocznego. Niebo jest jasne nade mn i nad okolic. To jest troch niepojte i tajemnicze, ta soneczno przez dwa tygodnie prawie, bo niebo jasne takie pogodne, e co si musi za tym kry: jaka burza straszliwa z piorunami i z gradem moe, wielkim jak orzechy. Nie chc nic przez to
27

powiedzie ani wywoywa diaba, ale to jest troch niepojte jednak. To powietrze musi wybuchn, przypuszczam. Umocni swj dom szaasowy, kiedy wrc z miasteczka. Powtykam wicej lici jeszcze i gazi w szpary midzy snopkami, a szczeglnie na czubku. Musz kupi drugi koc, chobym mia bardzo duo zapaci. Chyba eby nie byo. Id po ulicy brukowanej, po kocich bach tego miasteczka. Mam rce w kieszeniach i ogldam to wszystko rozbieganym patrzeniem: domy, okna, dachy, ktre zawsze tworz urozmaicone ukady, i ludzi ogldam tych innych. Oni te tworz bardzo urozmaicone ukady, cho nie tak prostolinijne jak dachy. Chc tutaj przez to co powiedzie, cho niebo jest jasne jednakowo nad dachami i nad gowami innych, i nad moj gow, ktra znowu chce tutaj przez to co powiedzie. Ale zupenie zapomniaem, e broda mi wyrosa przez ten mj czas nadrzeczny dosy dua. Miny mnie oto dwie dziewczynki i jedna powiedziaa: Ale ma brod. Pjd si wic ogoli na pocztek moich tu odwiedzin miasteczkowych, bo to jest niewtpliwie miasteczko: spokojnie tu, ruch umiarkowany bardzo, jeden samochd zauwayem i jedn furmank chopsk turkocc, cicho tu: pora poudniowa zaraz bdzie, wszystko nie bardzo przebudzone. Wchodz do fryzjera wanie, a on mi mwi, e ju mia bud zamyka. Siadam na jednym fotelu jedynym, a on mi ju zakada serwetk z tyu, i ja mwi, e nie, ogoli tylko. To on le ukrywa zdziwienie, obraz jakby, i zakada mi serwetk z przodu. Bierze maszynk, a ja mwi znowu, e ogoli tylko, e wosy sam sobie obcinam. To on, e jak moe brzytw, jeli mam wosy na brodzie jak on na gowie. e musi mnie maszynk najpierw, a potem dopiero namydli. Ja mwi, e go bardzo przepraszam, to on nic nie mwi, tylko mi jedzi osobliwie gwatownie maszynk po brodzie, e a mi wyrywa wosy i to mnie boli, ale te nic nie mwi. Wyszedem wanie z fryzjerni nareszcie. Miaem zapaci sze zotych, a ja mu daem dziesi, cho tego nie lubi. Niech ma. Od razu si przemieni. Czesaem sobie wosy palcami przed lustrem, a on mnie otrzepywa z tyu delikatnie. Kiedy wychodziem, powiedziaem: do widzenia, a on odpowiedzia: uszanowanie panu, moje uszanowanie Ale kto podchodzi do mnie, jakby mnie zna: Cze stary! Cze! Poycz dwa zote! Nie! No, poycz. Nie bd tym, co ryje! Nie. Dobra; to nie jeste przyjacielem? Nie. Maego piwa nie postawisz? Spy! Co? Spierdalaj! Dlaczego ziemia nosi takich? Dlaczego on si nie wstydzi podchodzi do nieznajomego, taki jeden? Ale dosy. To nie on zmci moj wesoo, moje radosne poczucie, moje wielkie uradowanie zasuone i zachwyt, i oczarowanie z tego ycia przekltego, ale tak piknego, tak piknego, o, tak! Nikt tego przedtem nie mwi. O, tak! Bd y! Bd si cieszy! Pochodziem po miasteczku jakie dwie godziny, wstpiem do gospody co zje: kotlet siekany, a potem siedziaem na awce cienistej do trzeciej, do otwarcia sklepw po przerwie obiadowej. Siedziaem na awce i paliem papierosa, ktrych kupiem dziesi. Paliem ostronie, bo dawno nie paliem. Nie chciaem si bardzo zaciga, eby mnie gowa nie rozbolaa, eby mi si nie krcio w gowie rozweselonej. Wypaliem p i zgasiem na
28

wieczr. Wypal te pl albo caego wieczorem przy ogniu. To moe by bardzo przyjemne. Mog sobie po tym wiele obiecywa. Wanie siedz teraz w mojej siedzibie nadrzecznej. Soce zaszo ju. Ogldaem ten zachd. Wola mwia mi, e mog sobie oglda, bo umocniem przedtem swj dom szaasowy: powbijaem koki wewntrz szaasu, tak e snopki s umocnione z dwch stron i wiatr nie porwie mi chyba domu, nie wysadzi go w powietrze, nie zrwna go z ziemi, tak to si mwi. Posprztaem w rodku czysto i pochowaem w nim zapasy, ktre pokupiem w miasteczku. Przyniosem te zapas snopw na ogie. Postawiem je dookoa szaasu na razie. Przypuszczam, e za dugo byo pogodnie. Potem pywaem dugo, a potem ogldaem zachd dugo, ten kulisty znak ognisty niepokojcy. Potem rozpaliem ogie, usmayem cebuli na soninie i zjadem to z chlebem. Teraz siedz przy ogniu i pal papierosa. Od trzech dni jest ksiyc, wier ksiyca. Jeszcze go nie ma, ale powinien by niedugo. W rzece pluskaj si ryby. Wyskakuj na powierzchni. Jest bardzo parno. Woda bya dzisiaj tak ciepa, jakby ze stawu schowanego w dolinie i w trzcinach, a nie z rzeki biecej otwartej na wszystkie strony. Wiem, e za dugo byo dobrze. To wszystko musi wybuchn. To jasne niebo musi pkn z wielkim hukiem. Kiedy przechodziem koo myna, koguty gono piay, cho byo popoudnie, a nie wczesny ranek czy przedwit. Mog tylko sobie wiele przypuszcza. Ale wiem, e za dugo byo dobrze. Wiem po sobie, e to jest dziwne bardzo. Wiem to bardzo dokadnie po sobie. Nikt mi nie powie. Siedz i pal papierosa. I myl. Myl w ten sposb, jakbym wypuszcza strzay z uku: jelibym umiera, to ten nie bdzie wy z alu, przeklina siebie, e yje, albo milcza straszliwie i pospnie, ten te nie, ani ten, ani ta, ani tamten, ani ten wielki poeta. Ksiyc si podnosi naprzeciw, wier tej tarczy. Patrz w gr i szukam gwiazd. I jego szukam. Jeste tam, chopczyku? Co tam robisz w tej chwili? O czym mylisz, chopczyku, za kim ty moesz tskni w tej chwili? Oni s li, chopczyku, a sowa ich pstrokate! Czyny ich podstpne, miy! Serca samolubne!

Krlewicz
Byo to, witej mojej pamici, wtedy, kiedy nienawi wypeniaa mi ju wszystkie yy i czasami si przelewaa. Nie miaem ju jej w maym palcu tylko, bo miaem za sob wiele podych losw i serce przez to bardzo skaleczone i duo moich tablic czarno zapisanych. Ale ona mnie ulubia wda i wybraa na swojego rycerza, ta pani nienawistna, na swojego krlewicza, ebym cigle podnosi jej czarne chusteczki upuszczane. Byo to, czarnej mojej pamici, w czasie wczesnozimowym albo pnojesiennym, na tej granicy wtej i niebezpiecznej, kiedy powietrze bardzo zdradliwe, bo jeszcze wilgotne, a ju si suche wiatry pnocne i wschodnie zrywaj lodowate. Byo to w tym czasie chorobliwym, nie wiadomo jakim. Miaem ju wtedy za sob wiele podych losw i dwie zimy bez dachu wasnego, jakie sto pidziesit tych dni i sto pidziesit tych nocy. Miaem ju wtedy rce odmroone, cho tej drugiej zimy owijaem je sobie dwiema szmatami, dwoma takimi rcznikami, ktre ukradem z ustpw w kawiarniach, ale byo ju za pno. Ale byem ju jednak zodziejem grosza publicznego. Majc to wszystko za sob i jeszcze duo wicej, co te mogem mie przed sob, ja krlewicz? Jakie pode losy? Jakie paniki miay mnie gna? Jakie perspektywy? Dzie by wanie taki niewiadomy, chorobliwy, ale nie wiadomo. Nie by to dzie jesienny i nie by to dzie zimowy, i nie by to nawet dzie p na p. Miaem go waciwie za sob, bo moga by trzecia, czwarta godzina popoudniowa i byo ju szaro o tej porze roku. Ale jeszcze nie ciemno. Wszystko byo na tej granicy wtej, a ja najwicej. Majc ten dzie za sob i jeszcze duo wicej, co te mogem mie przed sob, ja
29

ulubieniec? Jaki wieczr? Jaka noc miaa mnie gna? Jaka perspektywa? Siedziaem w kawiarni jednego miasta przekltego i patrzyem troch na ludzi eleganckich i troch na wielkie szyby, za ktrymi by ten dzie nie wiadomo jaki: z botem, ze niegiem wodnistym i z tym wiatrem mronym ze wschodu, ktry to on mnie zapdzi do tej kawiarni, tak mnie pcha w plecy lodowato. I w butach te miaem mokro. Jeszcze nie gnj, ale dosy mokro. Skarpetki mi si przyklejay do stp niemile. Co jaki czas przechodzia mnie elektryczno lodowata: zby mi klekotay, trzsa mi si broda i jakby wosy te mi si poruszay na gowie, tak mi si zdawao bardzo wyranie. Bardzo dziwnie. Nie miaem jeszcze wtedy palta od Staszka Roztworowskiego. Nie miaem tego za sob. Chodziem w swoim stroju amerykaskim bardzo mocnym, ale zwiewnym i dla wiatru lodowatego, dla tego wiatru przekltego to nie bya adna bariera, adna watolina. Wchodzi mi w plecy na przestrza przenikliwie, e musiaem wstpi do tej kawiarni, gdzie wiedziaem, e bd na mnie patrze, ja na nich; ale nie wiedziaem, e bdzie tak le. Nie wiedziaem, e bdzie wylew. Wszedem i od razu zauwayem kilka spojrze: a ten, co to za jeden?" Ale ja nastawiem si na spokojno i na obojtno. Nakazaem sobie niezwracanie uwagi. Usiadem w rogu, zdjem buty, eby nikt nie widzia i postawiem stopy na oparciu drugiego krzesa. Zamwiem herbat i tak sobie siedzc pozycyjnie patrzyem troch na wielkie szyby i troch na ludzi eleganckich, za ktrymi byli inni ludzie eleganccy i jeszcze inni: sama elegancja. A jeszcze inni wchodzili i byo coraz bardziej elegancko moe, ale nie byo ju miejsc jednak i jeden z tych podszed do mojego stolika i powiedzia, zacz piszcze: Bardzo pana przepraszam. Czy pan moe na kogo czeka? Nie. To z pewnoci nie czeka pan rwnie i na mnie, cha, cha, ale czy pozwoli pan askawie, e mimo tego si przysid i zakc panu samotno? Nie pomylaem, dobra moja pami, e wszystko, co powiem, i tak nie dorwna jego sowom, tylko powiedziaem: prosz bardzo", ale pomylaem, bardzo dobra moja pami, e lepiej by mi si co innego wymwio przez zby. Bardzo chtnie. Usiad na krzele, z ktrego ju przedtem zdjem nogi i teraz nakadaem buty pod stoem, nie ruszajc si, bo miaem takie buty bez sznurowade, ktre si wsuwa na nogi: mokasyny. Ale zaczem na niego patrze, zaczem go sobie rozpoznawa po twarzy. Miaem ju wtedy za sob wiele podych losw i bardzo wiele najrozmaitszych twarzy ju studiowaem. Miaem ju za sob takie twarze, jak on. Cae zastpy, cae defilady tych twarzy okrgych, sodkich i inteligentnych. Ale nie mylaem o nim nic zego. Nastawiony byem na spokojno przez cay czas, na spokojne kontemplowanie. Nie czuem zupenie jego promieni. Siedziaem swobodnie. Nie zabija mnie ani troch swoimi promieniami. Tak z nim siedziaem, e jakby sam siedziaem. Nie magnesowa mnie zupenie. Ja piem herbat, a on pi kaw ma czarn. Patrzyem troch na niego i troch na wielkie szyby, za ktrymi by ju wieczr na pewno, a nie chciaem patrze na siebie w ty czy naprzd: jak to bdzie? Musiaem myle o rnych rzeczach, nie pamitam, ale pamitam, fenomenalna moja pami i muzyczna, e mylaem o gitarze, e bardzo bym chcia mie tak rzecz fantastyczn. Mylaem: jeli bym dobrze gra, to moe by mnie przyjli Cyganie do siebie, a gdyby nie chcieli albo si wahali, tobym gra coraz bardziej wietnie, tak wietnie, a by si Cyganie zaczli wstydzi swojej odmowy i obrali mnie krlem. A przed krlem by nie utracili swojego wstydu, to dobrze, bo taki wstyd to byaby dla mnie opieka. Mylaem: ufarbowabym swoje blond wosy na czarno i nie obcinabym swoich czarnych wosw: niech schodzi ten wieniec na szyj, barki i niej. Wtedy bym wprowadzi zwyczaj, eby si nie wita podawaniem doni, a przez dotykanie sobie wosw. To byoby adne bardzo i delikatne jeszcze wicej, a take moja wadza krlewska by si przez to umocnia i byaby duga jak moje wosy. Tak sobie mylaem bardzo piknie, ja-krlewicz i przypuszczam teraz, e gdybym sobie wtedy myla tak dalej, to wszystko by si potoczyo na pewno nie bardzo piknie ani nawet
30

dobrze, ale chyba duo lepiej dla mnie, ni si potoczyo. I potem jeszcze. Piem gorc herbat, paliem papierosa, atmosfera bya ciepa i mogem przecie nie patrze na nich, nie myle, e to jest ich atmosfera, nie moja. Mogem przecie o czym innym myle. Mogem przecie patrze i nic nie widzie, i ukada sobie w gowie jakie sowa obok siebie, jaki wiersz niemiertelny, o tym na przykad: jak lotosy wchodz w niebo i wysza trawa, i najwysza trawa lotos pojedynczy, kiedy wszystko gnije, to on wchodzi w niebo". A moe nie miaem w tamtej chwili na to ochoty albo chci, albo czego? To mogem przecie o czym innym myle, o tym na przykad: czy fabryka tytoniowa, ktra robi papierosy i pakuje, paczkuje ten sam gatunek w paczki po dwanacie sztuk i po dwadziecia sztuk, czy ona tylko dobrze wyliczya ceny? Czyja wiem, o czym mogem myle? O czym mogem mc? Musiaem ju koniecznie o nich myle? Ale ona mnie ulubia wida i wybraa na swojego rycerza, ta pani nienawistna, na swojego krlewicza mnie wybraa. Przestaem wic myle o gitarze, co ja zrobi? i na nich zaczem patrze, o nich myle, i od razu poczuem, jak nienawi porusza mi krew, jak czarna rzeka zalewa mi bkitn. Zamknem oczy i zaczem mwi do siebie cicho, agodnie bardzo: Co ci jest, Sted? Co ci jest? Uspokj si kochany. Co ty od nich chcesz?" Nie wiedziaem, czego od nich mam chcie, nic nie wiedziaem, nic nie wiem, Jezu. Uspokj si, Sted. Co oni ci obchodz?" Ale to ju bya mowa do guchego. To bya nawet oliwa na ogie, a nie oliwa na wod agodzca. Miaem oczy zamknite i zapaem si dwiema rkami za krzeso mocno. Miaem ju takie stany uczuciowe. Miaem ju wtedy za sob wiele podych losw i kilka takich wyleww straszliwych, niebezpiecznych, kiedy chciaem kopa wszystkich i gry, a potem chodziem po tej granicy wtej i niebezpiecznej ycia i mierci. Bardzo wyranie. Bardzo niebezpiecznie. Chciaem si ju zabija. Miaem oczy zamknite, baem si otworzy oczy, trzymaem si dwiema rkami mocno, dziesicioma paznokciami. Nie ruszaj si, Sted, nie ruszaj si nic". I moe by mi przeszo, moe by nic nie byo. Wszystko by si gotowao jeszcze troch i jako by mi przeszo chyba, jako by si wszystko wygotowao na pewno. Chyba na pewno. Ale on powiedzia: Co panu jest? Przepraszam bardzo. Rozsunem oczy i najpierw zapaem kilka spojrze tych dalszych: a to ten", a potem dopiero zauwayem towarzysza najbliszego: jego oczka mae zaciekawione. Siedziaem prosto, patrzyem na niego, nic nie mwiem, a on znowu powiedzia: Moe panu niedobrze? Ja bardzo pana przepraszam. Tylko ju inaczej to powiedzia, strachliwie. Strachliwo ju mu si narodzia w oczach, a ja nic nie mwiem. A on ju zaczyna gupie i zacz si jka: Co panu jest? Co panu jest? Ale ju zaczyna pojmowa: Czego pan ode mnie chce? Co ja panu zrobiem? Ja pana nie znam. Nie wiedziaem, co on mi zrobi, nic nie wiedziaem, nic nie wiem, Jezu. Coraz to inni zaczli na mnie patrze, coraz to inni zaczli mnie dga, a ja wstaem, chciaem i std jak najprdzej. Chciaem wyj z tej kawiarni, z tego widowiska, i i sobie, odej na stron, w cie gboki. Pod ziemi si zapa jakby z wielkiego wstydu. Cho to nie by wcale wstyd ani troch, tylko nienawi mnie optaa caego bardzo niebezpiecznie i baem si o jakie ruchy nieoczekiwane i szalestwa z wasnej strony. Bo miaem ju za sob takie szalestwa. Miaem ju wtedy za sob wiele podych losw i kilka takich wystpie nieoczekiwanych, jeden raz w kinie. Pamitam, jak si miao wiele osb z jednej bardzo smutnej rzeczy miosnej. Dostaem wtedy ataku nerwowego. Wstaem i krzyknem: Dlaczego si miejecie? Dlaczego si miejecie?" Z wielkim alem to krzyknem. Nie z zapytaniem, ale z wielk pasj alow. Zaczem si przepycha midzy kolanami i uciekem, wyszedem z kina, nie zostaem do koca. Chodziem po miecie i bardzo dugo nie mogem uspokoi serca oburzonego. Dopiero jak wszedem do jakiego lokalu i zszedem na d do kibla, bo zachciao mi si odla, a przy wyjciu staa stara kobieta i ja mwi: Ile si paci za ten gips?"
31

A ona mwi: To od pana zaley" i mnie si wtedy tak na miech zebrao, e co ode mnie zaley na tym wiecie. miaem si jak gupi i cae pi zotych jej daem, starej dobrej pocieszycielce, jakbym rzeczywicie ju zgupia albo nie wiedzia, co robi z walut, ale jeli ona bya taka wspaniaomylna, to nie mogem by gorszy. Wic coraz to inni zaczli na mnie patrze w tej kawiarni, a ja wstaem i zaczem si przepycha midzy stolikami, chciaem wyj z tego kina, nie chciaem zosta do koca. I moe jeszcze wtedy by nic nie byo, ale jak przechodziem koo jednego stolika, to kto powiedzia: Ten to chyba z cyrku si urwa czy co. Ale nawet jeszcze wtedy mogo nic nie by, bo tylko spojrzaem na tego z powag i z wielkim smutkiem nieobliczalnym. A spojrzawszy, miaem wyj, odej sobie gdzie indziej. Ale drugi z tego samego stolika powiedzia: Jeszcze jak si patrzy bezczelnie. Siedzieli w trjk, a moe w czwrk, a moe by, e w pitk, nie pamitam tego w porywie i nie mwi tego dlatego, eby siebie samego przez to bardziej uwidoczni: e ja byem sam tylko. Ja dobrze wiem bez tego, kto ja jestem. Ja sobie moe natomiast nawet nie zdaj sprawy. Pamitam te umiechy ich okrutne. Kopnem nog st ich rnymi napojami zastawiony. Przewrcio si wszystko, porozlewao si, pobio, potrzaskao si troch szka taniego. To by poryw, cho na pewno byli ode mnie silniejsi w trjk czy w czwrk, czy te w pitk, a bardzo moliwe, e nawet ktry z nich w pojedynk by mnie skopa i pokona. Ale nie pozwoliem na to, bo po tym kopniciu popdziem do drzwi zaraz natychmiast w trzech skokach, a drzwi byy takie obracane, nie normalne, ale takie cztery przegrody, cztery skrzyda dokoa osi. Uderzyem gow o jaki prt tych drzwi przekltych, ale nie przystanem, eby to zbada palcami. Tylko, wyskoczywszy, popdziem na drug stron szerokiej ulicy w ciemniejsz uliczk. Syszaem, jak za mn wypadli, i syszaem okrzyki ich nieprzyjazne i to mi dodawao jeszcze pdu w nogi. Biegnc cay czas, zaczerpnem troch niegu wodnistego i przyoyem do czoa. Miaem guza. Czuem, jak ronie pod palcami. Biegem tak z zapartym tchem od wiatru i strachu, ale robiem jednak jak najwicej gzygzakw dla utrudnienia. Bardzo rozsdnie. Stanem w kocu i schowaem si do jednej bramy ciemnej, eby odetchn, uspokoi serce omocce. Oddychaem tak, uspokajaem serce i podnosiem troch niegu co jaki czas i przykadaem do guza, ktry ju jakby przesta si uwypukla. Wody te ju nie podnosiy si wyej. Opaday raczej i nadchodzi teraz najgorszy moe czas, najbardziej niebezpieczny, bo nie walki zapalczywej, ale obraz wielkiego zniszczenia dookoa. Zapiem si szczelnie, owinem si szalikiem i wyszedem na ulic, rce do kieszeni wsadziwszy. A dookoa domy zaczy mi si wyania, okna jasne i ciemne, okna, okna, i od razu wiatr si te za mn wyoni przeklty mrony, wy cicho od czasu do czasu, jakby jamnika mia na smyczy, paczk swoj. Latarnie te si wyaniay jak milczce ptaki bez skrzyde przez miasto oberwane, znaki wietlne, reklamy potgi miasta okrutnego. Ten cay wielki obraz zniszczenia wyania si spod wd i to byo dla mnie najwicej niebezpieczne, bo gdzie ja tu miaem najmniejsz miosno wyszuka, ja ulubieniec. O, to jest niewypowiedziane. To jest niewymowne. Nieprzemijajce to jest. Mijali mnie i jedni si odwracali za mn, a drudzy nie, ale to jest niewymowne, ta moja osobno, moja nienawi do tego wszystkiego. Ale wicej moja osobno od tego wszystkiego, moje oddalenie od tego epokowe. Nic nie byo moje, nic nie byo krewne, ze wsplnego drzewa rodzinnego. Ta ulica, ten wiatr przeklty, ten jamnik jego, te domy, ci inni, wszystko to nie byli moi krewni, moi kuzyni, adna najdalsza familia, Jezu. To bya inna epoka. I szedem, i chciaem si ju zabija, przej do innego wiata, do stron przychylniejszych. Do grobowcw jakich rodzinnych. Mija mnie wanie jeden, spojrza na mnie bokiem przy mijaniu, a ja pomylaem, e gdyby mnie o co zapyta: ktrdy droga, czy rozpocz
32

rozmawianie o czym, tobym nie umia mu nic odpowiedzie, czybym wiedzia, czy nie, adnego sowa bym z garda nie wydusi. Miaem ju wtedy za sob wiele podych losw i zaczynao si ju wtedy moje wielkie milczenie: zamknicie ust i skupienie serca. Ju wczeniej wpadem na to przy jakich rozmowach z innymi, e nie umiem si ju zupenie odzywa, e nie umiem rozmawia ani gada i e wol bardzo chtnie nic nie mwi. Albo co innego: jak kto mwi: Tak, tak. ycie jest cikie", to chciaem takiemu da w mord zaraz, eby ju nie piszcza wicej. Bardzo podobnie, jak kto mwi: Panie, ja przeyem okupacj, obz, panie. Teraz to bajka". Myl, e o tamtym si nie powinno mwi. Nie powinno si w ogle mwi o wojnie, o tych obozach straszliwych, o tych piecach, bo to jest zerowanie. To jest wielkie profanowanie tamtej ludzkiej krwi. Tak mwi. Szedem i chciaem si ju zabija i to jest niewymowne, ten mj stan uczuciowy na tej granicy wtej ycia i mierci. Szedem krawnikiem i kiedy jecha w przodzie jaki samochd, to nie wiem, jak ja jeszcze yj. To jest niewypowiedziane ta chwila samochodu przejedajcego blisko i to moje naprenie ostateczne, gotowanie si do skoku. Czyja powinienem o tym mwi? Czy wolno o tym mwi? Tak pytam. Ale powoli uspokajao si wszystko. W co innego si to wszystko zamieniao. Nie szedem ju chodnikiem, tylko jezdni samochodow i kiedy co jechao naprzeciw, to staraem si, eby mnie mino jak najbliej, eby si otaro o mnie. Tak samo jak co z tyu jechao, to szedem bliej rodka ulicy i nie odwracaem si na ruchy jego wiate i wszyscy, kiedy obok mnie przejedali, to zwalniali i krzyczeli przez szyb: Chcesz, ebym ci zrobi z dupy gara, gwniarzu?" Ale to ju bya zabawa tylko. Nie chciaem si ju zabija. Bawiem si tylko. Ale od rozpoczcia tej zabawy zimno te si rozpoczo przenikliwe, ktre przedtem te mnie przenikao, ale cay byem zajty t walk mierteln i ona musiaa mnie troch rozgrzewa widocznie. Jechao co z tyu i wyszedem na sam rodek drogi prawie i nie odwracaem si. Syszaem, jak si zblia, i widziaem, jak mi daje znaki wiatami, bo nie chcia trbi, bo w miecie nie wolno, zdaje si. Syszaem, jak hamowa. Stan przy mnie, wyskoczy z wozu i powiedzia: Chcesz, ebym ci zrobi z dupy gara, gwniarzu? A ja powiedziaem: Chc". Chc, chc" krzyknem, bo ju cay byem rozbawiony. On zrobi dwa ruchy gow w lewo i w prawo, czy nie ma nikogo, i pach mnie w mord. Kiedy si podnosiem, on ju by daleko, jego czerwone wiateka. Krew mi pobrudzia rk, kiedy dotknem wargi. Przejechaem palcami po zbach, ale wszystko byo w porzdku. Tylko warg miaem przecit od zba. Wstaem i oparem si o pie drzewa i pamitam, fenomenalna moja pami, e nawiedzia mnie, spada na mnie taka chwila uprzywilejowana: staem si spokojny nagle niezmiernie: wszystko mnie naraz odeszo: wszystkie napady i sprzeciwy, i nienawici, wszystko, wszystko. Staem pod drzewem, opierajc si. Ssaem warg. Krew z wargi przecitej. Nie byo mnie zupenie na tej ulicy wieczornej, nie byo mnie w tym miecie. Nie byo mnie zupenie w tej epoce przekltej. Ale nie byem te gdzie indziej, w innej epoce, nigdzie nie byem, wspaniale. Wspaniale. O niczym nie mylaem, ani o mierci. Odeszy mi gdzie wszystkie myli moje natarczywe i zwiewne. Najdalsze siostry powietrzne. Nie mylaem nic, nic. Nie tskniem te za nikim, ani za Olg, ani za synem, nic mnie nie bolao w brzuchu od tej wieczystej tsknoty, ale nie tskniem nawet za jakim kiem na kilka dni, nie mwi ju na dwa tygodnie czy na cay miesic, czy na ca zim toby dopiero byo witowanie, Jezu, Jezu. Wic tak: najwicej czasu tobym spa, spa, spa. Za wszystkie czasy. Za wszystkie moje niewyspania. Zaraz na drugim miejscu po spaniu toby byo piewanie na zmian z nauk jakiego obcego jzyka. A przez reszt czasu bym szuka arcia, duo arcia, eby si miao co w duo tuszczu zamienia przez ten dugi czas spania. ebym na wiosn, na lato i na jesie mia co oddawa przyrodzie i rnym przygodom niespodziewanym. Mgbym te na zmian ze piewem i z nauk jakiego obcego jzyka sprbowa opisa rok miniony: jaki on dla mnie by, jakie miaem w nim zachwycenia ajakie przeraenia, jakich zych ludzi spotkaem, a jakich gupich poetw, jakich dobrych ludzi
33

spotkaem, a jakich gupich poetw, w ogle jak mi si szo przez wszystkie pory roku. Mgbym to sprbowa pisa na zmian ze piewem i z nauk jakiego obcego jzyka. A na dworze, za oknem, nieg by pada i wiatr by hucza: uu, uu.

Nocna jazda pocigiem


Byem w pocigu. Jechaem nim, bo nie miaem gdzie si podzia, a nie dlatego, ebym mia jakie zaatwienie w innej miejscowoci czy e dostaem list, e mnie tam kto oczekuje z gocinnoci, z wakacjami: jaka dusza. Jeszcze nikt mnie nie odkry. Kupiem w kasie peronwk, eby si dosta na perony, bo nie opacio mi si za par groszy szuka innych moliwoci czy te wej na perony od tyu, okrajc stacj dworcow. Bo byo tam przejcie. Dwa elazne prty byy wygite od siebie. Rano ludzie przechodzili tamtdy, eby zdy na pocig robotniczy. Sam przez tamt dziur przeszedem, kiedy wysiadaem, kilka dni temu, w tym miecie pierwszy raz. Jechaem te bez biletu i nie musiaem wcale wysiada, bo nie podpadem nic u konduktora i mogem jecha dalej. Do rana byo niedaleko. Podnosia si ju lekko jasno witowa za oknem. Ciepo byo w pocigu i mogem ju do rana dojecha gdzie. Ale wysiadem, sam nie wiem. Miasto byo due. Zreszt nie bd si cofa do tyu, chocia to byo kilka dni temu dopiero, ale jak ju powiedziaem. Pocig te jecha naprzd. Jecha w t sam stron, z ktrej nadjechaem kilka dni temu dopiero, ale jecha naprzd jednak, bo co byo, to byo. To samo ju nigdy nie bdzie. Ju si nie wrci. Moe by lepiej albo gorzej. Raczej gorzej. Wol tak mwi i nawet tak uwaa, bo nadzieja mogaby mnie troch osabi, zmyli mnie. Nadzieja jest niedobra. Wiara jest dobra. Najlepsza. Ja wanie wierz niezmiernie. Ze wszystkich moich gbin. Wierz, e kto mnie kiedy odkryje, moje dobre serce, mj jzyk jeden, a nie dwa. Kto mnie kiedy doceni caego: jaki jestem prosty. Zawsze w to wierzyem. Od samego pocztku. Pocig si rozpdzi i robi pidziesit pi-szedziesit na godzin teraz. Po stukocie tak obliczyem. To mona bardzo atwo, jak si ma ucho troch z tym obeznane. W pocigu by tok, a ja cay czas tak mwi, jakbym by sam w pocigu. A bym wola nie by sam w pocigu. Nie dlatego, eby mi byo smutno i pusto samemu. O, nie. Absolutnie. Na pewno nie. Ja si czuj bardzo bezpiecznie, jak jestem sam. Najwicej. Bardzo mi jest dobrze ze sob samemu. Ja od razu powiem temu, ktry mnie odkryje, eby si na mnie nie gniewa, jak sobie bd odchodzi troch co jaki czas. Ale chciaem powiedzie, e wolabym nie by sam w pocigu, bo konduktor by mnie od razu przyuway i o bilet zahaczy. A tak, w toku, mona go dugo filowa. I ciepo jest w toku. Przez to ocieranie si. Przez t blisko obecnoci. Jeden drugiego ogrzewa, oddychajc. Chocia moe gdyby wiedzieli, e robi sobie dobrze, toby woleli ju wcale nie oddycha, gdyby byo mona, ale tak nie mona jednak, wic mogliby najwyej powietrzem lodowym oddycha. Z tych swoich pokadw lodowych. Jechaem w rodku rodkowego wagonu. Umieciem si tu, bo to ju mi dawao jaki czas w spokoju, a przynajmniej w napiciu niewielkim. Konduktorzy przewanie robi tak, e jeden wsiada do pierwszego wagonu, a drugi do ostatniego i posuwaj si do rodka, sprawdzajc. Nie zawsze, nie zawsze. No jasne, e nie zawsze. Nie bd si o to kci, bo wiem dobrze, e nie zawsze. Niektrzy zaczynaj od rodka i jeden idzie na pocztek, a drugi na koniec. Wiem, wiem. Niektrzy to w ogle nie sprawdzaj, jak jest tok, tylko id do pierwszej klasy albo otwieraj sobie jaki przedzia zarezerwowany i siedz tam po ciemku, i jak jest stacja, to wysiadaj, i przewanie bardzo gono krzycz t nazw stacji, eby ludzie w pocigu nie myleli sobie, e nie ma konduktora, e nie ma pana nad nimi. Wic zauwayem, jak zaczynali od kocw, bo ten pocig rozpoczyna podr z tego miasta wanie. Ktre byo
34

bardzo due jednak, siedemdziesit kociow miao, mwi mi jeden obywatel, dwa rynki: jeden duy, drugi may, ale miaem si nie cofa. Podstawili pocig cae ptora godziny przed odjazdem, ale i tak bardzo wielkie mnstwo ludzi czekao na peronie, eby wskoczy i zaj miejsce, sobie i jeszcze komu bardzo czsto. Ale ja pierwszy do niego wskoczyem. Wlazem do I klasy i usiadem przy oknie, eby wykorzysta ten czas do odjazdu na odpoczynek swoisty. Potem jak nadchodzia godzina odjazdu, wyszedem z I klasy, poszedem do II, do rodka pocigu mniej wicej jako si przepchaem i otworzyem okno na peron, eby patrze przed siebie obojtnie, ale z boku patrzyem uwanie, jaki sposb, jak sobie metod obior konduktorzy. Wic zauwayem, e bd zaczyna od kocw, tak e byem dobrze umieszczony na razie, do pierwszej stacji przynajmniej, moe do drugiej nawet, ale chyba nie dalej, bo konduktorzy z pocztku piesz si raczej, a tylko jak pocig dojeda do koca swojej podry, to ju w ogle nie sprawdzaj wtedy. Bg z nimi. Ale cigle o toku zapominam. e by duy. Nawalio si ludzi bardzo duo. W korytarzu by najwikszy tok i co chwila kto si przepycha: ci, ktrzy sobie jeszcze miejsca nie mogli znale. A moe by, e marzyli, o jakim miejscu siedzcym marzyli i zagldali do przedziaw, e moe, moe jakie wolne miejsce by si znalazo, przepraszali, ludzie ich w mylach przeklinali, a oni przepraszali bardzo grzecznie i w kocu przed kiblem zostawali, w najgorszym pooeniu, i teraz oni przeklinali w mylach tych, ktrzy ich przepraszali, ktrzy do kibla chcieli si dosta. Nadzieja ich zgubia. Ja byem w rodku rodkowego wagonu mniej wicej. W toku najwikszym. Staem, o drzwi przedziau si opierajc. Papierosa palc. Zapowiadao mi si na dusze bezpieczestwo jednak, taki by tok, wic napicie moje nie podnosio si raczej, a minie gowy i ng odpoczyway troch. O, nie tym bezdennym odpoczywaniem piknym, kiedy si nie czuje nic, adnej mki, adnej wraliwoci nerwowej, nic, tylko ziemi si czuje, traw pod sob. O, tak. Mwi o tym, bo mi si przypomniao, jakjeden pan Gralewski opowiada mi o tych rozrnieniach. Wic na przykad jak si idzie: jest czapanie, chodzenie normalne, koysanie, elastyczno. Jak sieje: jest arcie, poykanie, jedzenie normalne, uczta. A jak si pi na przykad: jest sen z demonami, spanie normalne, spanie przerywane i kraina marze i snw. Prawie we wszystkim s takie rozrnienia. Kategorie. Ale cigle o toku zapominam. Jedna pani wiejska pchaa si z workiem takim przewizanym przez plecy. Bya gruba i jeszcze opatulona w rne chusty, a pod tym miaa na pewno dwa serdaki jeszcze. To dziwne, bo wszyscy ju byli usytuowani. Pocig ju z p godziny jecha. A ona jeszcze si przenosia z miejsca na miejsce. A przecie nic jej nie gnao chyba: jaka panika czy jaki wiatr wewntrzny. Pchaa si przez tok i nic nie mwia, nie przepraszaa nikogo, i miaa racj, miaa racj, bo ludzie i tak j w mylach przeklinali, w powietrzu to si czuo, jak wszyscy oddychaj przeklestwami. A ona nic. Pchaa si przez to powietrze ziejce i jakie trzy kroki przede mn musiao si jej to miejsce spodoba, bo zdja swj worek na podog i usiada chyba na nim, bo zapada si naraz i ju jej nie widziaem. Ale posyszaem jedno zdanie pytajce czowieka, ktry sta nad ni: I to ju tak dobrze?" A ona mu powiedziaa tak, eby on zaniemwi: Moe dobrze, a moe niedobrze". I raczej nikt nie mwi. Wszyscy raczej nic nie mwili. Tak jest w pocigach, e z pocztku si nie mwi. Dopiero potem nawizuje Ma pan zapaki? Prosz pana bardzo. Pan daleko? Ja do koca. A pan? Ja te do koca. Tak? To wietnie. Nie zawsze, nie zawsze. Niektrzy to z pocztku rozmawiaj, a potem coraz rzadziej wymawiaj sowa i w milczenie wpadaj, w monotoni.
35

Wic moliwe, e bya to ta chwila wanie przeomowa, kiedy ci pierwsi jeszcze nie nawizali, a ci drudzy zaczynali w milczenie wpada, w monotoni. Dlatego nic si nie syszao raczej. Dlatego byo cicho. Ja tam byem najcichszy. Nie prbowaem z nikim nic nawiza, bo niechby mnie z dwch stron osaczyli i ju bym by zapany, spisywanie, dowd, to wszystko, toby mnie ogarno uczucie wstydu gupiego przed tym, z ktrym nawizaem jakie sowa. I jemu te by byo gupio moe. A moe by si ze wstrtem zachowa albo z litoci, jeszcze gorzej, konduktora by wzi na bok, walut mu jak da w ap, nie, nie. Wol nie. Wic nigdy z nikim nie prbuj nawizywa raczej, a jak kto ze mn prbuje, to ja go hamuj jak mog. Odpowiadam: tak", nie", robi wyraz twarzy nie-rozmowny, a on to widzi w kocu nareszcie i urywa monolog. I ja si wtedy przenosz gdzie indziej, bo ju te kilka sw mnie z nim zwizao, a niechby mnie zapali, toby mnie ogarno uczucie wstydu gupiego przed nim, przez te par gupich sw wanie. Tak samo w monotoni nie wolno mi wpada, bo mogaby ona ca czujno mi zabi, zadusi lepkimi apami. Od miodu czy od wina te jest taka ociao zwodnicza. Mogliby przyj i chapn mnie. Ci pierwsi od razu by nawizali, nie potrzebowaliby o zapaki pyta. Tylko tak: Co, co? Bez biletu jecha, mwi szanowny pan. Chcia si na gap przejecha, na koszt pastwowy. Wybuli teraz troch wicej". Ci drudzy monotonni te by si oywili chyba troch. W ogle to by troch rozerwao wszystkich. Ale niedoczekanie. Na razie przynajmniej niedoczekanie, bo tok naprawd niezbity, to znaczy wszyscy s zbici, ale tak si mwi, ale ja tak mwi. Pocig hamowa, bo do jakiej stacji dojeda, i ja chciabym zapyta, gdzie ci ludzie ze stacji pomieszcz swoje postacie i toboki, bo na pewno wicej wejdzie, ni wyjdzie, bo tak jest z pocztku, dopiero w dalszej podry wicej wysiada, ni wsiada. Tak jest zawsze. W dalszym yciu tak samo. W dalszej podry yciowej. Ale o doku zapominam. e ktry konduktor bdzie chcia si pcha przez tak gstwin. Ktremu si bdzie chciao. Na pewno si zamelinowali w I klasie albo otworzyli sobie jaki przedzia zarezerwowany i kimaj tam po ciemku, a teraz jeden wyskoczy, bo dojedamy do jakiej stacji, jak ju powiedziaem, i on bdzie na pewno bardzo gono krzycza t nazw stacji, ebym sobie nie myla, e nie ma konduktora, e nie ma pana nade mn. Jeszcze si taki nie narodzi. Ja jestem niezaleny. Ja nie mog by zaleny. Pocig stan i posyszaem zaraz gos konduktora bardzo gony, jak krzykn t nazw stacji wanie. Gos dochodzi na pierwsze syszenie z daleka, z odlegoci jakich dwch wagonw w ty, wic zapowiadao mi si na dusze bezpieczestwo, jak widz. Jak sysz. Potem posyszaem z tej samej odlegoci siada, siada" ten sam gos konduktora popdzajcy bardzo susznie, bo pocig nie bdzie si na ludzi oglda, on nie moe si spni, on ma wyznaczone godziny i minuty. Konduktor jeszcze raz popdzi: siada tam" i zaraz krzykn odjazd", bo zimno byo na dworze, mrz, zima ju si zacza na dobre, cho nieg jako nie chcia spa i nie chcia. I byo gorzej. Bo jakby nieg spad, toby byo lepiej. On by duo zagodzi ten zib od ziemi zmarznitej cigncy. A tak, bez niegu, to zimno i z gry, i z dou. I z nieba, i z pieka. nieg jest pikny niezmiernie. Co to jest w ogle za zima bez niegu? Albo co to jest za lato bez sonecznoci? Ja bym chcia zapyta. Co to s za pory roku niejasne? Jechalimy. Pocig si rozpdza. O, tak, nieg jest pikny niezmiernie. Lubi nieg, uwielbiam. Jak pada. To jest dla mnie zawsze wielka rado spadajca. Id i podnosz twarz do gry, i rce wycigam, a patki opadaj na nie, i zamieniaj si w wod zaraz, w zy si zamieniaj, w pacz, bo nie wolno ich dotyka, bo to s dziewice najbielsze nieskazitelne. Wic chowam rce do kieszeni prdko, eby nie byy gwatowne, a nie dlatego, eby mi byo zimno w rce. Moe to jest niezrozumiae dla innych, przyszo mi na myl. Dosy podobnie jechaem w pocigu. Jechaem, bo nie miaem gdzie si podzia, a nie dlatego, ebym mia jakie zaatwienie w innej miejscowoci, czy e dostaem list, e mnie tam kto oczekuje z
36

gocinnoci, z wakacjami: jaka dusza. Nie. Jeszcze nikt mnie nie odkry. Weszo kilku ludzi do wagonu, przedtem na stacji, ale si nie pchali dalej, jak zobaczyli. Przy drzwiach si usytuowali. Nie wiem. Moe weszli do tego przejcia midzy wagonami, ktre jest. Do tej harmonijki takiej. To im tam dobrze musiao za-wiewa z dou i z gry, i przez dziury z bokw. Ze wszystkich stron dziurawych. Pocig si ju rozpdzi i robi pidziesit pi - szedziesit na godzin teraz. Od czasu do czasu gwizda, bucza jak statek i byo dobrze, mwi, cakiem, cakiem. Pozwoliem sobie zapali papierosa. Pozwoliem sobie te na rozejrzenie si dookoa. Uwaniejsze troch. Przedtem te si rozgldaem, ale nie pozwalaem sobie na apanie spojrze, na spotkanie si mojego wzroku z czyim, na zatrzymanie tego przez kilka sekund czy jedn sekund. Rozgldaem si przedtem bezosobowo zupenie. Przestrzennie tak. Bo nie chciaem cign spotkania si wzrokw. Bo niechby mnie zapali, niechby si co ze mn stao, tobym na pewno pamita o tamtym wzroku, i niechby mnie zapali wanie, to mnie zaraz ogarnia uczucie wstydu gupiego, bo przypomniaem sobie tamten wzrok. A tak jak z nikim nie rozmawiaem kilka sw, jak z nikim nie spotkaem wzroku, to niechby mnie zapali, to nie jest mi gupio wstyd, bo nie jestem z nikim zbliony. Niech maj rozrywk, ale dla mnie oni nie istniej, nie graj dla mnie roli. Moliwe, e i to moe by niezrozumiae dla innych. Tak przypuszczam tylko. Ale poniewa by wielki tok i byo cakiem, cakiem, to pozwoliem sobie na uwaniejsze rozgldanie si dookoa. Paliem papierosa, patrzc w lewo i w prawo, spotkania si wzrokw za bardzo nie unikajc. Jechalimy jak nieca godzin chyba, wic by to cigle pocztek podry, pierwsza modo cigle. We wzrokach na prawo i lewo to si odbijao. Jeszcze bya wieo we wzrokach, ochota yciowa, jeszcze nikt nie by zmczony raczej, jeszcze nikt nie mia dosy na razie. Ja tam byem najweselszy. Chwile byy znakomite, nic mi nie grozio, w wagonie ju si nagrzao, paliem papierosa, byem niezaleny. Senno te mnie rozklejaa, dotykaa mnie tylko leciutko i to byo przyjemne nawet, przyznaj. Stukot pocigu nas koysa. Staem przy oknie, twarz do niego. Nic nie byo wida za oknem. Czarno byo zupenie. A widziaem przecie, e jest czas ksiycowy i to tydzie trzech czwartych, wic musiay by chmury na niebie grubo i nisko. Pomylaem o jednej rzeczy, ale zobaczymy. Wszystko si zobaczy: co ma by. Odwrciem si plecami do okna teraz, do przedziau twarz. W przedziale byli ludzi siedzcy. Ci, ktrych los troch pogaska. Po tych miejscach siedzcych wanie. Mnie te los w to miejsce pogaska, bo wskoczyem pierwszy do pocigu. W biegu, jak go podstawili. Nikogo jeszcze nie byo. Ja ju sobie wygodnie siedziaem przy oknie byskawicznie, jak pocig cakiem stan. Wtedy dopiero rozegrao si o miejsca, komu one przypadn. Ale potem musiaem wyj, kiedy nadchodzia godzina odjazdowa pocigu, bo nie mogem przecie, musiaem uwaa, musiaem widzie, z ktrej strony bd nadchodzili, eby ich filowa jak najduej. Bg z nimi. Caa I klasa bya ju zapchana. To by podobno najlepszy pocig i przyspieszony, i w ogle syszaem, jak go wszyscy chwalili i wynosili. Wic kiedy nadchodzia godzina odjazdowa, wyszedem z przedziau, ktry ju by cay pozajmowany, i w korytarzu byo sporo ludzi. Nie byo wielkiego toku, bo to zawsze I klasa jednak. Chciaem najpierw odda miejsce jednej adnej dziewczynie, ktra staa obok, ale zaraz wrci mi rozsdek i sprawiedliwo, i wszystkie inne dobre zalety, i zaczem szuka kogo innego: kto mi si spodoba. Kto by mi si spodoba. Przeszedem cay wagon, wszystkich stojcych w korytarzu ogldajc, ale nie znalazem nikogo takiego, kogo bym wyrni ponad wszystkich bez wahania. Oddaem w kocu miejsce jednemu starszemu. Nie by moe ze wszystkich najstarszy, ale mia twarz dosy pooran, dosy podobn do prostego czowieka. Zaprowadziem go do przedziau, pokazaem mu miejsce i powiedziaem, e to dla niego. Potem poszedem prdko do rodkowego wagonu i tam si jako umiejscowiem w toku. Tak wanie jechaem i ju z dobr godzin jechaem.
37

Niedaleko musiaa by jaka stacja. Pocig jeszcze nie hamowa. Zahucza dwa razy. To by na pewno znak, aleja nawet nie dlatego wiedziaem, e ju niedaleko jest jaka stacja. Pocig zaczyna hamowa teraz dopiero wolno i ja chciabym zapyta, gdzie ci ludzie ze stacji pomieszcz swoje postacie, bo na pewno jacy s, a na pewno wicej wsidzie ni wysidzie. Tak jest zawsze z pocztku. Dopiero w dalszej podry wicej wysiada, ni wsiada. Pocig stawa i odwrciem si do okna twarz, eby popatrze. Stacja bya dosy dua. Na maych stacjach ten pocig si nie zatrzymywa. Tylko na duych i dosy duych. Na peronie troch ludzi biegao: jedni w jedn stron, drudzy w drug stron. Gdzie? Ja bym chcia zapyta. Stacja bya owietlona nowoczenie, z tych rur takich szklanych, co bol oczy. Przypomniaem sobie, e miaem jedn rzecz zauway: czy jest wiatr. Otworzyem okno i splunem, eby ludzie myleli, e po to otworzyem okno, eby si nie krzywili albo mwili, e po co wpuszczam zimno. Nie poczuem adnego wiatru, to dobrze, bo mgby on chmury przegna z nieba i niegu by nie byo. Konduktor. Jego gos doszed do mnie tak samo jak przedtem: siada, siada", z tej samej odlegoci, to dobrze, to bardzo dobrze, to mnie bardzo uspokoio, chmur z czoa mi przegnao. Jechalimy. Byo jeszcze troch wida za oknem, bo jeszcze przez miasto jechalimy kawaek. Pusto byo na ulicach, ale bya noc przecie. Dlatego. Nocne ycie miasta odbywa si w innym miejscu przewanie. Zapaliem papierosa znowu i patrzyem, jak wyjedamy z miasta, jak ju mijamy te ostatnie budy podmiastowe baraki i jak w ciemno si wsuwamy. Ach, chwile byy znakomite naprawd. Paliem papierosa, czoo o szyb opierajc. Dla ochody. Bo ciepo byo. Bardzo piknie. Bya teraz druga godzina tej jazdy, druga modo, ale nie zawsze, nie zawsze. Miaem twarz odwrcon do okna cigle, czoo do szyby przyklejone, a myli moje miosne zanosiem do ani raniutko, do sali pustej i lodowatej, ale ju odkrcam wszystkie krany i kurki i woda si wydobywa, gorca, tryskajc, i ju paruje dookoa, ju si unosi lekka ciepota rosnca, woda leci na wosy, na gow moj biedn, na plecy, na ciao cae znkane zmordowane, brudne od tego wszystkiego, ale gdzie chodzi, gdzie si kierowa, gdzie si obraca? Miaem twarz odwrcon do okna cigle, czoo do szyby przyklejone, a myli moje miosne zanosiem do niadania porannego, do baru mlecznego maego, gdzie czysto jest, kafle na cianach wymyte, cerata na stoach porzdna, nie porozlewane nigdzie, kupuj due mleko, cztery chleby z masem i serem, mleko jest gorce bardzo i parzy mnie w gardle od wikszych ykw, kiedy zaczerpn, czysto jest dookoa, cicho, spokojnie, a ja sobie jem powoli, popijajc. Miaem twarz odwrcon do okna cigle, czoo do szyby przyklejone, a myli moje miosne zanosiem do lata piknego, do tej pory letniej przepiknej, jak na ce jestem lec, w trawach nad wod le sobie rozebrany, kpaem si dugo, pywaem, pluskaem, miowaem si z wod dugo, a teraz ze socem si miuj, z tym Bogiem sonecznym cauj si swobodnie. Tak. Nadzieja jest niedobra. Wiara jest dobra. Najlepsza. Ja wierz niezmiernie. Ze wszystkich moich gbin wierz gboko. Kto mnie kiedy odkryje na pewno. Wiem. Zawsze to wiedziaem. Kiedy bdzie dobrze. Kiedy bdzie tak, e ani jedna zmora nie bdzie nade mn wsiaa. Ani jedna panika nie bdzie mnie ciga, nie bdzie mnie przegania z miejsca na miejsce. Nic mi nie bdzie przesania jasnego widoku. Ani jedna czarna piecz. Zawsze to wiedziaem. Dlatego wszystko wytrzymam. Najgorsze. Dlatego mog sobie dynda teraz zmory nad moj gow, raz wyej, raz niej. Tylko, e nieraz tak blisko dyndaj, e a strach mnie ogarnia, szalestwo mnie strasznie ogarnia bojaliwe, e nie daj Chryste Panie, jak jestem blisko koca kocw. Ale to nie jest najgorsze jeszcze, bo wiara moja gbinowa zawsze wygrywa w kocu kocw ostatecznym. Najgorsze s inne chwile, inne chwile dziejw: strachu wtedy nie mam najmniejszego, zmory mnie nie gnbi, nic, smutku te nie czuj, adnego zmartwienia, wszystko jest waciwie dobrze jakby, nie myl o niczym, i to jest wanie to, o to wanie chodzi, bo oto gowa zaczyna mi odchodzi gdzie daleko, od
38

wszystkiego, co znam, czego nie znam, ale sobie wyobraam, co mog sobie wyobrazi. Nie jest to marzenie, bo nie widz obrazw wymarzonych, zreszt nie mog, bo nie mam gowy. I nie wiem, gdzie ona jest. W gwiazdach si ona nie obraca, bo to jest dla niej chleb powszedni, to gdzie si ona obraca? Ale to nie jest najgorsze jeszcze. W ogle to nie jest ani najgorsze, ani najlepsze, ani w ogle nic, bo nie mam gowy, jak ju powiedziaem. Najgorsze s chwile potem. Kiedy gowa powraca na miejsce z wdrwki nieznanej pozagrobowej. Te chwile. To s chwile beznadziejne. Ale najgorsze, e to s chwile bez wiary, musz to powiedzie, bez wiary mojej wielkiej gbinowej w tamtego, ktry mnie odkryje. Musz to powiedzie i musz powiedzie, e mwi o tym bez skruchy, ale tak jest. O, tak. To s chwile beznadziejne. To s chwile bez wiary. Ratuje mnie tylko wasna mio wtedy, wasne ubstwianie, wiara w siebie jedynego. Mam twarz odwrcon do okna cigle, czoo do szyby przyklejone, a myli moje miosne zanosz do siebie samego. Jechalimy. Cieszyem si, e nie chce mi si szcza, e nie potrzebuj pcha si do kibla przez p wagonu zawalonego. Rzadko widziaem taki pocig zawalony. Wszyscy byli zbici, rami w rami stali milczco. W dni przedwiteczne jakiego wielkiego wita tak jest. Szczeglnie jak ma by Wielkanoc albo Boe Narodzenie za par dni. Wtedy si rodziny zjedaj do siebie, wszystkie gazie rodowe, wszystkie powinowactwa: wujkowie, ciotki, szwagrowie, szwagierki, kuzynostwo, tecie, a take crki-studentki i synowie-studenci przyszo narodu, sam kwiat. Wszyscy si wtedy zjedaj. Ze stron dalekich i bliskich. Kilka dni naprzd ju yj w napiciu witecznym. W tym nastroju. A kiedy nadchodzi dzie wyjazdu uroczysty, bior pakunki i walizki, i na stacj id po bilet, cho pocig ma przyj za trzy godziny dopiero albo za cztery, ale to nigdy nie zaszkodzi. I siedz potem, bilet kupiwszy, w poczekalni, w wietlicy, na oknach, gdzie si da, albo stoj, bagae przy nogach blisko trzymaj, torebki na kolanach, bo znaj obyczaje panujce i rne nauczki mieli. A potem na perony wychodz podrnicy, pchaj si w przejciu bardzo niecierpliwie, cho pocig ma przyj za godzin dopiero albo za ptorej. Ale to nigdy nie zaszkodzi. A kiedy nadchodzi czas na przyjcie pocigu oczekiwany, to tu ogaszaj przez gonik, e pocig nie przyjdzie na czas, e ma opnienie, w przyblieniu jakie trzydzieci minut albo czterdzieci, nikt nie wie. Nikt nie wie, bo ten w goniku tak mwi, jakby si rycyny napi albo innego wistwa, jeden si drugiego pyta, ten mwi, e trzydzieci minut, ten, e czterdzieci minut, ten, e dwadziecia. Pocig przyjeda za godzin, staje, jeszcze cakiem nie stan, i wtedy dopiero si zaczyna walka o miejsca: komu one przypadn. Pchaj si, kopi i przezywaj wszystkie gazie rodowe, wszystkie powinowactwa: wujkowie, ciotki, szwagrowie, szwagierki, kuzynostwa, tecie, a take crki-studentki i synowie-studenci pociechy narodu, sam kwiat. Jechalimy. Staraem si przypomnie sobie, czy ma by jakie wielkie wito za par dni, ale niczego sobie nie mogem przypomnie. Chyba nic nie miao by. Boe Narodzenie miao by, ale dopiero za jakie dwanacie dni. Moe za dziesi dni, ale wczeniej na pewno nie. To skd taki tok? Przedtem si nad tym nie zastanawiaem. Odpowiadao mi niezmiernie, e jest tok, ale si nie zastanawiaem. Miaem myli skupione gdzie indziej. Co innego miaem na uwadze. Wasne bezpieczestwo. Ale poniewa byo dosy bezpiecznie, dosy bezpiecznie, cakiem, cakiem, nie mog powiedzie, to puciem myli, eby si troch rozbiegay: gdzie im si podoba. Puciem wodze i teraz mnie ten tok nagle zastanowi. Skd on moe by? wita adnego za par dni nie miao by na pewno. Ale moe si co stao, tam, gdzie ten pocig jecha? Moe tam si jaki cud sta? Moe tam co si pokazao, jaka zjawa? Moe tam co si wydarzyo nadprzyrodzonego w ludzkim mniemaniu? I wszyscy tam jechali, eby to zobaczy. Wszyscy tam jechali. Ze stron dalekich i bliskich. Bo to si roznosi bardzo szybko taka wie po wiecie. Lotem strzay. Ale chyba nie jednak, bo przecie wszyscy by o tym mwili, gdyby tak byo. Syszaoby si gosy wokoo, w innym nastroju by si jechao, w religijnej atmosferze. W atmosferze tajemniczych si. Kady by co
39

opowiada tematycznie: ten, jak go nastraszyo jakie Ucho, wszelki duch Pana Boga chwali; ten, jak mu si matka caa w bieli pokazaa, co ju dawno umara, wszelki duch Pana Boga chwali; ten, jak sysza rne gosy ponad gow, wszelki duch Pana Boga chwali. Nie, nie. To by byo oywienie swoiste przez ca drog. To skd taki tok? Gdyby si co stao, toby mogy by wielkie straty w ludziach. Pocig kilka razy stan i bya teraz miao trzecia godzina tej jazdy, ale ju nie trzecia modo, podrnicy ju to odczuwali, przestawali mwi pomau, jeszcze niektrzy mwili: ci, co zawsze musz mwi. Ja tam byem najcichszy. Nie prbowaem z nikim nic nawiza, ale w ogle jestem taki, e wol bardzo chtnie nic nie mwi. Nie dlatego, e nie mam nic do mwienia, odwrotnie, bardzo odwrotnie, ale komu mwi, komu opowiada, kto na to zasuguje? Dlatego wol ju sucha chociaby. Raz sucham uwanie, raz nieuwanie, a jak nie ma co sucha, to id si przej, a jak jest arcie i picie przy stole, to siedz i jednym uchem sucham, a drugim wypuszczam, jedzc sobie i popijajc. A niech mi nikt nie mwi, e to jest oszukastwo albo sowo nielojalno. Ja znam bardzo dobrze najmniejsze przewinienia i jak co takiego zrobi, to sobie daj rne kary za to. Wic niech mi nikt nie mwi. Je trzeba i pi trzeba. To jest posiek. Sucha bardzo wiele razy nie potrzeba. Przy jedzeniu si nie powinno mwi zreszt. Co innego podpiewywa sobie cicho z radoci. Staem odwrcony do okna cigle, twarz do niego i tak wanie jednym uchem suchaem, a drugim wypuszczaem, to, co mwili ci, co zawsze musz mwi. Obracaem si dosy dugi czas w jednym rodowisku, gdzie tak wanie mwili czonkowie tego rodowiska, e lepiej byo wsta, lepiej byo wsta i i si przej, mwi. Mwi o tym rodowisku, bo rzeczywicie obracaem si tam dosy dugo i miaem wielkie prawo tam by, najwiksze prawo ze wszystkich. Ale poznaem bardzo prdko, e to jest wielka haba wikszo czonkw towarzystwa. Czysto tam nie krlowaa ani pikna wstydliwo, ani duma, ani honor: najprostsze zalety czowiecze. Ciemne potgi tam panoway, ciemne mechanizmy; podwjne oblicza i kopanie dokw. A uchodzili ci ludzie za wybranych i tacy powinni by, tacy mieli by, wiato mieli nie i prawd. Jeszcze kiedy powiem o czonkach tego towarzystwa, jeszcze kiedy o nich powiem. I powiem wicej, bo dobrze ich poznaem, dugo wrd nich przebywaem, bo chciaem wszystko pozna, wszystkie spryny. eby wyda wyrok. Jechalimy. Odwrciem si od okna teraz, twarz do przedziau, eby popatrze, oczy czym zaj, bo zmczenie mnie zaczynao ogarnia jednak. Rce bym umy z wielk przyjemnoci. Co to jest? W pocigu od razu brudz si rce. Brud wchodzi za paznokcie nie wiadomo skd. Nie patrzyem sobie na rce, wiedziaem, e mam brudne, ale nie chciaem na nie patrze, bo brud mczy bardzo. Tak samo brzydota mczy i wiele innych rzeczy nieoczywistych. Co mi si robio w kciku ust, strupek taki may od zimna zaczyna mi si tam robi. Wyjem chusteczk z kieszeni, ktr wypraem w ani miasta, bo lubi czyste chusteczki, tam, gdzie mog, to pior. Bardzo lubi czyste chusteczki due na sze, osiem rk, przecierada takie mae, e mona cay tydzie smarka, i to dobrze, a nie dmucha tylko w tkanin, jak to robi faszywie kobiety wykwintnisie. Wyjem chusteczk, jak ju powiedziaem, rozcignem na sztywno i zaczem pociera mocno, jedzi po kciku ust, eby zetrze ten strupek, ktry mi si tam robi i ktry by si zrobi jeszcze wikszy, i by si dugo nie goi, bo jakbym otwiera usta, to on cigle by pka i by si to dugo babrao. A to si przenosi na poczucie zaraz, na humor, na zachowanie. To kaleczy od razu jedno duszy i ciaa. Tak e lepiej to zetrze zupenie. I to jest sposb. Najlepiej to robi czystym grubym rcznikiem. S takie rczniki. Frotowe maj nazw. Potem dobrze jest posmarowa miejsce wod kolosk albo kwiatow. Piecze z pocztku troch, ale co jest za cierpienie. Jak byem may i jak si skaleczyem albo co takiego, to zawsze mylaem o Indianach: jacy oni byli mni w cierpieniach i wytrzymali. Teraz te, nie jak mnie piecze w kcikach ust, bo to jest mieszna igraszka, ale jak mnie boli zb albo gowa na przykad, ktra boli mnie bardzo rzadko, ale za to, jak to mwi, w dwjnasb, to zawsze myl o Indianach: jacy oni byli
40

godni. Lizaem od czasu do czasu miejsce w kciku ust, bo lina ona ma swoje waciwoci lekarskie. W przedziale grali w karty na walizce czterej podrnicy. W korytarzu dwch rozmawiao o wojsku, czasy wojskowe wspominali z jednakowym uczuciem. Jak nimi pomiatali i z gwnem mieszali chamy nad chamy oficerowie armii. Ale mimo to, to bya szkoa ycia, mwili, uniwersytet ycia. Jednym uchem suchaem, a drugim wypuszczaem, bo syszaem takie wspominki tysic razy. W pocigach to si syszy co rusz. Patrzyem na tych w przedziale podrnikw. Czterech grao w karty. Chciaem oczy czym zaj, jakim ywym obrazem, bo fala zmczenia i sennoci atakowaa mnie dosy natarczywie, a nie by czas i miejsce na spanie. Byo dobrze cigle, niele zupenie, jak mi spokj miy i oboki na niebie, ale nie by czas i miejsce na spanie, mwi. I nie ma tu co rozwodzi bystrego umysu. W przedziale przy oknie mczyzna i kobieta, kobieta tyem do ruchu pocigu jadcego, mieli gowy pod paszczami, a nogi ich byy bardzo popltane. Wygldao, e spali. Tak wygldao. Ale patrzyem troch duej na nogi im i zauwayem, e nogi ich nie spay. Wic nie spali jednak. Gdyby spali, nogi te by im spay. I rce, i uszy, i caa skra Takie jest oglne prawo ekonomiczne snu kadego. Pikne prawo. Prawo do odpoczynku czowieka. Ale przestaem patrze na nogi im, bo to mnie mczyo: czekanie na nieznaczny ruch. Jak jestem na odczycie jakim nieraz obecny, na przemwieniu jakim i kto mwi, ach, rnymi sowami, ale co jaki czas mwi jedno i to samo sowo: prawda" albo jak by tu rzec", to mnie te to mczy, bo w ogle nie uwaam wtedy, tylko czekam, kiedy on powie to swoje sowo puste. Z pocztku bawi si w zgadywank: o, teraz powie to sowo; ale potem ju mi si nie chce i wstaj. Id. Wic przestaem patrze na nogi im i zaczem patrze na ywszy ruch, na tych, co w karty grali na walizkach. Postawili dwie walizki na kolana sobie i grali na nich wjak gr, ktr prbowaem rozpozna, ebym mg te gra razem z tym, ktry by najbliej drzwi i ktremu karty widziaem dokadnie. Bya to gra zwana remik albo wariat" niektrzy na ni mwili. Brao si karty z kupki, po jednej po kolei, i ukadao sieje wedug kolorw albo figur. Ten pierwszy, ktry wszystkie czternacie kart uoy, wygrywa. Znaem dosy dobrze t gr. Bya to gra bardzo towarzyska. Grao si w ni w sferach inteligencji przewanie, chocia nie mog powiedzie, eby ta gra bya znowu taka wymagajca. Nieraz w ni graem, kiedy w jakim domu inteligenckim si znalazem. Nie bya to gra taka szlachetna, taka krlewska jak szachy na przykad, albo wcigajca taka jak poker; entuzjastycznie w ni nie graem, bynajmniej, jak tam si mwio, ale taki by ukad wanie swoisty. Miaem nie wraca do tyu, nie cofa si w ty mylami, ale to nie mona jednak. W pocigu wszystko si przypomina jednak. Wszystko wraca do gowy samowolnie. Bez wysikw adnych mylowych. Jeszcze si jedno nie skoczyo, to ju drugie si zaczyna. Jeszcze si trzecie nie skoczyo, to ju czwarte. Taki jest ukad znowu swoisty. Zaczynao mnie odpada zmczenie i senno: ta fala. Zaczynao mnie to opuszcza, wielkie dziki. Wielkie dziki. e przejechaem taki kawa drogi, wielkie dziki. e ju yj taki kawa czasu: dwadziecia par lat, wielkie dziki. e s gry i morza, i rzeki, wielkie dziki. e jest wiosna i lato, i jesie, wielkie dziki. e jest zima, wielkie dziki. e s pola i lasy, i soce, i lasy cieniste, wielkie dziki. e s psy i krowy, i kozy, wielkie dziki. e jest ziemia i niebo, e s chmury, wielkie dziki. e moe bdzie pada nieg, wielkie, wielkie dziki.

Koniec miesica marzec


pi w ogrodzie. W budzie, gdzie syn gospodarza albo jaki stary wynajty pilnuje latem czereni, a jesieni orzechw przed zodziejaszkami i przed takim jak ja. Ale teraz jest koniec
41

marca i nie ma o tym mowy. W ogle nie ma nawet adnej mowy o najmniejszym kawaku zielonego czego, pczku jakim na drzewkach, czy eby si kora zaczynaa lekko zieleni, a co dopiero mwi tam o czereniach. O orzechach to nawet jeszcze marzy nie warto w tej chwili. To byby bardzo stracony czas. Jest koniec marca, mwi, a nie wyglda wcale, eby to by koniec miesica marzec. Wyglda, jakby to by sam rodek miesica stycze albo miesica luty. Wyglda, jakby to byo drugie rozkwitanie tamtych miesicy. Od tygodnia ju przeszo mrz trzyma ostry, wiatry wiej przeklte pnocno-wschodnie, co jak wilk mi dzisiaj migno w lesie, w tych stronach rwninnych to jest niepodobne. Tak, nie wyglda wcale, e po miesicu marzec ma by miesic kwiecie za par dni. Nie wyglda zupenie, eby si miao zaczyna budzi nowe. To by chyba lis. Po nocach nic nie sysz takiego. Byy dwa adne dni: soce grzao ju dosy i tak byo janiejco, kady najmniejszy robaczek myla ju sobie chyba, e to si zaczo, e teraz bdzie coraz weselej z dnia na dzie, coraz cieplej, coraz, coraz. Sprawdzaem dzisiaj wnyki w lesie. Znowu nic si nie zapao, a tu ju mi si zaczyna robi niedobrze w gowie z godu. Drugi dzie nic nie jem. Drugi dzie nic nie jem i nie wyglda wcale na to, ebym mia co dzisiaj przeksi cokolwiek. Nie wyglda na to. Czerenie, orzechy to s rzeczy niesamowite. Lepiej si byo wcale nie rusza z budy, widz teraz, tylko lee spokojnie i robi jak najmniej ruchw. Bo one na pewno denerwuj jako apetyt. Wic lepiej byo lee spokojnie. Jeszcze ziemia bya dosy ciepa od wczorajszego ognia, co go rozpaliem pod wieczr w samej budzie wanie, w rodku, eby si ziemia nagrzaa na noc na spanie. Palio si z p godziny, nie za mocno, pilnowaem, eby nie za mocno, eby si nie zapalia buda moja od ognia. Dymio z pocztku straszliwie, na dwr musiaem co chwila wychodzi, a potem ju w rodku siedziaem, jak przestao kopci. arzyo si jeszcze spory czas, bardzo dobrze, potem rozdeptywaem wszystko nogami rwno po caej budzie. Potem rozoyem na to kapot i sam te si rozoyem. I leaem spokojnie, bo to ju by cay boy dzie, jak nie jadem, wic nie chciaem wychodzi i robi niepotrzebne ruchy, cho bya noc, jasna i gwiadzista, widziaem jak zapadaa, nieg lni w takie noce niezmiernie wspaniale i chrzci pod butami, byszczy pod ksiycem i cisza jest, dostojno niewymowna wprost, e to s noce zupenie nie dla ludzi stworzone. Absolutnie nie. Ale nie wywlokem si z budy, chocia wiedziaem, e tak wanie jest na dworze, jak napisaem, albo i jeszcze adniej nawet. Byem godny i tu si usprawiedliwiam. Nie chciaem chodzeniem denerwowa godu. Jakbym nie by godny, to ju by mnie taka noc dwadziecia pi razy wycigna i zaniosa na horyzont. Ale poniewa byem godny, to leaem spokojnie i mylaem o wielu rnych, rnych fantastycznych rzeczach, bo ja mam zdolno mylenia straszliw. Nie mwi przez to, e moje myli s straszliwie mdre i pikne wszystkie, takie jak te siedem cudw wiata na przykad albo jak pery na dnie morza. Nie. S takie i takie. Rne. Ach, jakie smutne mam nieraz myli w gowie, Jezus mj. Dlatego wanie powiedziaem przedtem, e mam zdolno mylenia straszliw. Dlatego tak wanie nazwaem przedtem t moj zdolno: e ona jest straszliwa. Ach, jakie smutne ja miaem wczoraj myli, jak tak leaem w ciemnociach z otwartymi oczami. Ja nie mwi tego, eby si skary. To nie s absolutnie sowa uskarajce. Ja jestem od tego bardzo daleki. A te myli byy od tego jeszcze duo dalej. Te moje wczorajsze myli to nie byy myli, co by si do kogo albo do czego odnosiy, do jakiego ywego czy do jakiego martwego czowieka, czy do jakiej rzeczy. To byy myli na wolnym powietrzu i one do niczego si nie odnosiy. To byy myli straszliwie smutne, mog powiedzie, takie smutne, mog powiedzie, e si w tym czasie przestaje istnie zupenie, e si przestaje y. To jest takie, e to ju nie jest nawet smutne w dalszym cigu. To jest na pewno straszliwie smutne z pocztku, ale potem to ju przechodzi w zastyganie zupene, w zatrzymanie si ycia i czasu, na czystym, na wolnym powietrzu jest czowiek rozcignity. Na samej przestrzeni. Nic innego nie ma, tylko jest ta przestrze jedynie i to ona jest straszliwa. O, tak, tak. Nigdy nie byem tak blisko tego wy42

tumaczenia, tego sprbowania wytumaczenia stanw tych moich, ktre mnie nieraz napadaj i tak rozcigaj, rozwieszaj na przestrzeni. Tyle o tym mwi i tak przejmujco cay czas, bo to mnie wanie tak przejmuje zawsze do gbi, jak to sobie przypomn, wszystko na bok odstawiam i tylko na tym prbuj skupi ca moj logik, nad tym jej si ka zastanowi: jak by to mona byo wytumaczy co takiego. W tej chwili nawet, kiedy taki godny le w budzie, zmczony jestem, przez cae rano sprawdzaem wnyki w lesie, nic si nie zapao, co zrobi, w tej chwili nawet, kiedy taki godny le, poudnie ju mino, ptora dnia nie miaem nic w zbach, to myl o tym, bo mi si przypomniao, jak mnie wczoraj napado to zjawisko. Mog jeszcze troch powiedzie, e to zjawisko mnie nieraz spotyka przy rednim socu, kiedy ju, ju, ma wyj soce zza chmury, ale jeszcze nie wyszo, i jest takie wiato wtedy niezmierne wyrane i wszystko jest takie bardzo wyrane dookoa, oglny widok i szczegy, e si przestaje wierzy w to wszystko, przestaje si to widzie, no i zaczyna si ta moja dziwna dola. Ale starczy ju na dzisiaj. I tak zaszedem dzisiaj tak daleko jak nigdy. e nic nie jadem ju ptora dnia, to te znaczy, e w tym do daleko zaszedem, chocia zachodziem ju troch dalej: trzy dni. Sysz nieraz, jak mwi niektrzy, jakby nigdy nic, e trzy dni nic nie jedli albo i wicej, to mnie si wydaje, e oni co tu naduywaj wolno sowa. Le w budzie, poudnie ju mino, na dworze soce jest pikne migotliwe, nieg tak byska, e nie mona patrze prawie, ale tu te bardzo przyjemnie w budzie, ciemnawo, mio bardzo jest, to trzeba powiedzie... W zimie jednak czowiek si prdzej w miecie wyywi, bo latem to w polu i w lesie mona y jak zoto i jeszcze dosy sporo waluty uskada. Za konwalie, za jagody, za borwki, za maliny. Za chojaki od chopw, za tyczki najwicej, jeszcze jak si kto buduje, szop stawia czy komrk, to od razu wiksz ilo zamwi, to jest robota nieraz nieprzerwana przez cae siedem pnych wieczorw. W ogle mona wyj z lasu zupenie i do kosy si naj, a potem do cepw, a jak jest maszyna, parwka, to mona za parwk chodzi cae lato od gospodarza do gospodarza, od wioski do wioski, arcie daj przy maszynie ekstra klasa, mona od razu spanie na t jedn nock zaatwi u gospodarza i jeszcze waluta leci normalnie, naprawd mona uskada sporo oszczdnoci. Trzeba si natyra, to prawda. Najgorzej to ja nie lubi wykopkw. W ogle nie lubi tej roboty, i te baby. Zasuwaj, e nie mona nady i obmawiaj wszystkich po kolei, ca wie i jeszcze trzy wokoo. Potem zaczynaj o swoich chopach opowiada, e mj to taki, a mj taki, nic si nie wstydz wcale. Z jednej strony to dobre, bo robota prdzej zleci i patrze, a ju poudnie. Ale nie przepadam raczej za t robot. Tylko e to jest taki czas: wykopki, e nie ma prawie adnej innej roboty w polu w tym czasie, wszystko ju sprztnite, zasiane, zaorane; raniutko, jak si w pole wychodzi, to zimno, ju szron, to jest waciwie w polu koniec roboty. No, buraki te s jeszcze w tym miesicu. Kartofle to ju si przebiera potem w domu, a dubanie fasoli na zim si zostawia, na te dugie wieczory koo piecyka. Tak, latem to w polu mona zarobi zawsze, jak si chce. Latow por ludzi zawsze w polu jest za mao. Dwa lata temu, pamitam, zarobiem wielkie mnstwo waluty. Natyraem si te jak w, ale zarobiem na ca zim. W ogle na choinki nie poszedem tego roku do Szwajcarskiej Doliny, tyle miaem waluty. Nie chodzi o to, e byem zupenie w drugim kocu ojczyzny, ale miaem dosy waluty i pikne spanie miaem akurat zaatwione na cae wita, a do Trzech Krli. Bardzo niedobrze zreszt zrobiem. Paru klientw przez to straciem. Tej zimy, jak poszedem z choinkami przed Boym Narodzeniem, to w paru domach mi powiedzieli, e nie potrzeba, e ju u kogo innego maj obstalowane. W tamtym roku mieli u mnie obstalowane, a ja nie przyniosem i oni musieli w sam Wigili kupowa na rynku takie landary, e wstyd, ale co mieli robi. Wic ja bardzo przepraszaem, e to rzeczywicie nieadnie z mojej strony, e ich tak zostawiem na pastw losu, ale oni si uparli, a ja nie prbowaem ich namawia, bo uznaem, e rzeczywicie mog mie do mnie pretensje za zamanie solidnoci.
43

Myl sobie teraz, e to rzeczywicie by z mojej strony nieadny krok i jak tak kiedy bdzie, e nie bd potrzebowa chodzi po choinki, to trzeba bdzie wszystkich moich ludzi wczeniej zawiadomi, e nie maj co z choinkami na mnie liczy. Trzeba bdzie tak zrobi, eby by w porzdku. Ale waciwie teraz to myl o innej rzeczy, ktra jest bardzo ciekawa jednak, chocia si prawie nigdy o niej nie myli, taka jest schowana pod paszczykiem. Le ja sobie tutaj na przykad, w mojej budzie, brzuch mi z godu gada cay czas, po co ja mam jeszcze o tym rozpowiada, a tam gdzie, w innych geografiach, s inne krainy, soce tam teraz wieci, niebo bkitne cakowicie, a na dole zielono znowu cakowicie, ogrody owocowe, czerenie, morele, Jezus mj, wic jest tam to wszystko i jeszcze inne dobroci nieopisane, aja tam na przykad nie jestem. A mnie tam na przykad nie ma, mwi, i to jest niby w porzdku, i to jest niby normalny bieg dziejw. Aleja tak prdko nie mog tego poj, bo dlaczego ja na przykad jestem akurat tutaj, a nie jestem akurat tam? Czy jakbym nie by tutaj, a by na przykad tam, czy to nie byby tam tak samo normalny bieg dziejw? Czy to by nie byo wszystko w porzdku? Jakbym by tam? Ja myl, e to byoby te wszystko w porzdku i nawet w jeszcze lepszym porzdku. Dlatego e jak ja przebyem sze miesicy wiatrw, deszczw, gradw, niegu, mrozu i bezrobocia, to dlaczego nie mam teraz y w ciepym lekkim wiaterku, w socu, w obfitoci jada, owocw i roboty, i w otoczeniu malowniczym? Dlaczego ja nie mam chcie si takiego czego spodziewa? Takiego dalszego cigu? Czy to nie tak powinien wyglda normalny bieg dziejw? Na pewno tak. O to wanie chodzi, e si o takich prostych rzeczach nie myli zupenie, tylko si yje gupi nadziej. Ju nieraz mwiem, e nadzieja jest niedobra, faszywa, zwodnicza i tak dalej, i mydli tylko oczy. Wiara, mwi, wiara jest jedyna. Le tu w swojej budzie, brzuch mi coraz gada, nigdy nic nie miaem, i wiara, mwi, wiara. I nie mwi tego, eby sobie doda otuchy, e jestem w takiej sytuacji niezazdrosnej, zima, mrz, brzuch mam cay spustoszony, lato i Pan Turowski i Pan Artur kochany s daleko, nie wiedz, gdzie jestem, ale myl mam jasn, rozum mam jasny i wyrany, kiedy mwi cichutko: wiara, wiara jest jedyna. Nie bd ju nigdzie dzisiaj chodzi za jakim jedzeniem. Nie chce mi si w ogle ruszy. Jeszcze tak nie jest, ebym ledwo y. Jeszcze wcale tak nie jest. Tak si atwo nie zdycha. Jest le i to jest wanie jeszcze niele. Cakiem le toby byo wtedy, jakby ju si zaczynao robi dobrze. Jeszcze tak ze mn nie byo, ale syszaem, e to tak jest wanie. e taki on jest ten ostatni stan. e to jest nawet najmilsza chwila tego ycia. Ja to niele rozumiem. Na dworze wieczr ju na pewno zapada. Miesic temu to ju byaby dawno noc o tej godzinie. Ale teraz dni s duo dusze ju. A w ogle to chc powiedzie, e chyba zmienia si klimat jednak. To si daje zauway. Dawniej, pamitam, koniec marca to ju bya wiosna w penej zielonoci. Miesic czerwiec, miesic lipiec, sierpie, wrzesie to byy miesice lata wspaniaego gorcego. Teraz lato to nie jest adne lato, tylko ciepa jesie. Te par ostatnich lat na przykad albo ostatnie wemy, czy to byo lato? Byo troch gorcych tygodni i to si nazywao lato. Reszta to bya ciepozimna jesie: deszcze i deszcze, wszystko gnio na polach, zboe powalone na wszystkie strony, yto si kosio jak saradel zupenie, morg trzy dni. Maszyny, to ja ich nie widziaem na polach. Ale widziaem za to, jak ludzie sierpami sprztali. Biedaki. Nie kady moe sobie oraneri postawi i pomidory flancowa tam w podgrzewanej temperaturze. Nie kadego na to sta, eby sobie taki wasny ciepy klimat wybudowa. A co si wtedy dzieje w miastach? Droyzna i panika. Ludzie wszystko wykupuj. Co si tylko pokae: cukier, sl, mk, kasz, makaron i co si da. Wemy teraz, jaka jest zima. nieg prawie nie pada. Jak pada to wodnisty, boto si robi, straszna berbelucha, a nie pikny biay dywan. Potem mrz zapie troch, wszystko zamarza, niebezpieczestwo powstaje due na drogach i szosach. I tak jest i jest, jeden tydzie, trzy tygodnie. nieg nie pada nic, tylko wiszcz wiatr. On si potem odwraca i zaczyna wszystko z powrotem odmarzywa i znowu si robi straszna berbelucha. A nie pikny biay dywan. I
44

tak jest i jest, potem zapie mrz, potem znowu odwil i nagle pada grad. Czy to nie jest zupene pomieszanie sezonw? Ludzie mwi, e to wszystko przez bomby atomowe i wodorowe, a ja czytaem, e uczeni dosy podobnie si na to zapatruj. Troch si dziwi, e mnie nie boli gowa z godu, ani nic, ani brzuch mnie waciwie nie boli, tylko tak bulgoce w rodku, raz cicho, raz gono, e a si podskakuje. Co to moe by? Chyba puste powietrze. Tak, e nic mnie nie boli, tylko si jako strasznie ostro czuj, jestem w bardzo ostrym stanie. Nie wiem, jak to powiedzie, ale to sowo ostre" jest dobre. Na przykad, mam bardzo ostro nastawiony rozum, myli. Ale co by nie powiedzie, to ju cay drugi boy dzie, jak nie jem, i rzeczywicie nie ma co wicej o tym mwi, bo po co y w wiecie wymarzonych obrazw, w wiecie utopijnym. Na dworze, na tym wiecie, noc ju jest. Noc. Taka sama jak wczoraj na pewno. Ksiyc ju wyszed chyba, tak jakbym go czu, nieg zaczyna miga i dostojno si powoli rozpociera. Cisza te panuje bezmierna. Nic nie sycha, z lasu adnego gosu, ze wsi, z nieba, znikd. I ja le cicho. Cicho i dostojnie. Tak jak przystao. Oczy mam otwarte, a w gowie wielkie stada myli. Wojna. Le w budzie cay czas cicho i dostojnie, tak jak przystao, i myl o sowie wojna. Troch si dziwi, e mog myle o takich rnych rzeczach: o smutku, o rnych robotach w polu, co s, o nadziei, o klimacie, o sowie wojna teraz na przykad. Troch si dziwi, e pusty brzuch mi w tym nie przeszkadza ani lina, to znaczy wielki apetyt. To znaczy troch chleba z cebul albo troch kartofli ze sol, albo troch misa jakiego, woowiny, baraniny, wieprzowiny, koniny, co bd, a jakby nic z tego, to przynajmniej kawa czekolady. Ale niepotrzebnie zapdzam si w wiat utopijny, widz. Wojna. Sowo wojna. Mwi sowo wojna, bo samej wojny to nigdy dobrze nie widziaem. Chocia moe i troch widziaem, ale nie pamitam. Co pamitam, to dwch partyzantw pod lasem, jak strzelali do samolotu. Ja tam do nich przyszedem i dostaem od jednego strasznie w dup, a jak przyszedem do domu, to dostaem jeszcze wicej. I jeszcze co pamitam bardzo dobrze, to jak wjechali Amerykanie na czogach i rzucali gum do ucia, czekolad i pomagali dziewczynom wchodzi na czogi. Co to znaczy sowo wojna, dowiedziaem si nie tam, a tu, jakemy tu przyjechali po wojnie. Tutaj mnie dopiero uwiadomili. I nikt lepiej by nie potrafi tego zrobi. Bo najwiksza i najstraszliwsza wojna to bya, zdaje si, tutaj. Nauczyem si tutaj o sowie wojna bardzo duo. Mam teraz o tym sowie bardzo wiele wyobrae. Mwi sowo wojna, a nie wojna, bo sam na wojnie nie byem i nie walczyem do ostatniej kropli krwi. Wszystko, co wiem, wiem z opowiada, z filmw i ksiek. To nigdy nie bdzie to samo, co widzie na wasne oczy bombardowanie, rozstrzeliwanie, odrywanie dzieci od matek, kopanie w gow, palenie, torturowanie, zachowywanie si tak, e czowiek, to widzc, przestaje si nazywa czowiekiem, nie chce ju by wicej czowiekiem, chce by map z powrotem, wrci do map, tylko nie by czowiekiem, jak taki gestapowiec jest te czowiekiem. Ja tego wszystkiego na oczy nie widziaem, mwi. Ja nie wiem, co by si ze mn zrobio, jakbym to widzia na wasne oczy. Ja tylko nieraz widz takie rzeczy na filmach i jak wychodz, to id sztywno wyprostowany jak lepy i mwi do siebie cicho: Ja nie chc by czowiekiem, ja nie jestem czowiekiem". Tak id dugi czas po ulicach jak nieywy prawie, ale jakby mnie kto dotkn, toby go chyba przeszed prd. Wojna. Syszaem nieraz takie powiedzenie, e wojna to kara na ludzi za to, e le yj. e yj w rozpucie. To prawda, to jest wita prawda, e ludzie yj tak, a nie inaczej. Ale co to jest za kara na zych ludzi, jak gin na wojnie, tak samo i dzieci, tyle dzieci i tyle spokojnych, nie dobrych i nie zych ludzi, co yje z pracy rk po wsiach i po miasteczkach, i po wielkich miastach. I jak ginie tak samo ta garstka, ta garsteczka niewinnych, czystych zupenie, jak ona topnieje w oczach coraz bardziej. Wic nikt nie ma prawa takiej kary ustanowi. Nikt. aden czowiek i aden nard. Mog to udowodni kademu czowiekowi i kademu narodowi. I jeszcze co to jest za kara, jak ci, co karz, co s, jak to mwi, ramieniem tej kary, s nie
45

lepsi, ale dziesi razy gorsi. Biedni s ludzie. Ja wiem, jacy s ludzie w wikszoci, jaki jest straszny upadek w ludzkich sferach, ja wiem dobrze. Ale mog jednak powiedzie ze spokojnym sumieniem, e ludzie s biedni w jednym: w tym, e czowiek nie zaley od siebie, e tyle ludzi nie zaley od siebie, tylko od paru jakich ludzi albo od jednego nawet czowieka, ktry, czy ja wiem, co mu si moe nagle przywidzie. Biedni s ludzie w tym wanie. e nawet umrze musz nie wtedy, jak si tego spodziewaj po chorobie, co ich poera, czy po starszym wieku ju: szedziesit, siedemdziesit, osiemdziesit lat, zaley jak u kogo, tylko wybucha wojna i ludzie padaj pokotem. Le w budzie cay czas, p dnia ju prawie tak le, eby nie denerwowa godu, ale normalnie to ja przez cay dzie chodz, a nie le. Normalnie to ja cae boe dnie chodz sobie, jed, jak si da, tu jestem par dni, potem gdzie indziej si przenosz, potem znowu gdzie indziej i ja w tym wiecznym ruchu spotykam duo, bardzo duo ludzi, i bardzo rzadko tych samych, tylko cigle nowe oblicza. Wic powiedzie, e ja w tym moim wiecznym ruchu jeszcze nie spotkaem takiego czowieka, co by mwi, e chce wojny, albo si tak zachowywa dwuznacznie czy obojtnie. Wszyscy si zachowuj niedwuznacznie. I to jest jasne. Ludzie chc y. Oczy ju mi si zaczynaj klei. Ludzie chc y. Ludzie chc y. Tylko jak chc y: zodzieje chc kra, pyszakowie chc si pyszni, hieny chc erowa, oszuci chc oszukiwa, bandyci, fir-cyki, skpcy, plotkarze, dewotki, krzykacze, pijacy, przemdrzali, intryganci. Zatracaj wszystkie uczucia, ostatni godno, ostatni godno.

Miecz Damoklesa
Wyspaem si, co to jest za wielkie szczcie. Dziesi godzin prawie spaem bez adnego przebudzenia i nic mi si nie nio zowrogiego, tylko rozmaite kolorowe rzeczy mi si niy niezwyke. Dziesi godzin spaem z tymi kolorami. Ech, gdybym wiedzia, komu trzeba za to dzikowa. Id sobie teraz ulic w podskokach, podskakuj sobie, pogwizduj sobie. Tak id w podnieceniu, bo wesoy jestem, wesoy jestem nad wyraz, cay jestem napeniony wesooci. Wielkim szczciem. A ile si mi przybyo przez to spanie dugie dziesiciogodzinne: dziesi si. Nerwy si nie szarpay. Spay sobie. Dziesi godzin bez przerwy odpoczyway w krainie marze i snw. Dobrze im tam byo. Dobrze nam tam byo. Jaszczurki, co s na murze w socu rozcignite, nie maj lepiej. A czy one nie maj raju, jak si tak na murze rozcign leniwie, na kamieniach rozgrzanych, przymru oczy, a Bg soneczny nad nimi i caa pora latowa, cisza, powietrze drgajce? Tak mwi w podnieceniu, bo wyspaem si tak dobrze, mocno i to jest najlepsza rzecz na wiecie, jaka moe tylko by, lepszej rzeczy nie ma, moe by tylko taka sama druga rzecz: wyspa si tak samo drugi raz. Ech, eby tak mona byo spa co dzie, dziesi, dziewi godzin bez przerwy, bez demonw, spokojnie sobie spa. ebym tak spa co dzie, jak dzisiaj si wyspaem, to mgbym przez cay dzie bardzo wiele piknych czynw wykaza. Mgbym tak chodzi i promieniowa, eby si ludzie ogldali, a jakby koo mnie przechodzili, to ju by potem szli inaczej, nie tak samo, jak szli, nie wiem, jak, ale nie tak samo na pewno. Ale to jest na pewno rzecz niemoliwa spa spokojnie co dzie. Wszyscy widz, e nie rozpoczynam od tego: czy to jest rzecz moliwa spa spokojnie co dzie, bo to jest oczywista prawda, e to jest rzecz niemoliwa. Dlatego od razu mwi, e to jest rzecz niemoliwa, dlatego od razu cz jedno z drugim. Bo jak tu mona spa spokojnie? Jak tu mona spa spokojnie, kiedy si widzi wszystko i syszy, kiedy si ma uszy i oczy otwarte i chocia
46

troch czuoci si ma, nie mwi o sobie, chocia troch wraliwoci nerwowej szlachetnej, nie mwi o sobie, troch serca sprawiedliwego, nie mwi o sobie, ju nie chc lepiej mwi o sobie. O, jeli jest niebo. Jeli jest Bg na niebie. Jeli on jest dobry, widzi wszystko i syszy, to ja nie wiem, czy on moe spad spokojnie. To ja nie wiem, ja nie wiem, czy on w ogle jest, taki Bg na niebie. Czy to jest rzecz moliwa? Wszyscy widz, e rozpoczynam od tego: czy to jest rzecz moliwa, a nie mwi od razu, e to jest rzecz niemoliwa, nie cz od razu jednego z drugim, chocia moe to jest taka sama prawda oczywista, e nie ma nic na niebie, jak ta prawda, e nie mona spa spokojnie co dzie. A dlaczego tak nie mwi? Dlaczego tak nie mwi od razu? niektrzy si zapytaj. Wielka nauka postpowa, czy ona nie wytumaczya tyle rzeczy fantastycznych? Czy ona nie zbadaa tylu rzeczy tajemniczych: rne dziwy? Czy nie otwiera si wszystko powoli przed ni: najwiksze nieobjte niezmierzone obszary niebiaskie i te najmniejsze nieobjte niezmierzone tak samo krainy: ziarnka, nasienia, pyku kwiatowego? Wiec dlaczego nie mwi od razu, e nie ma, nie ma Boga na niebie wysokim ani w sercu nasienia najmniejszego, nigdzie? Dlaczego tak nie mwi od razu? Dlaczego tak nie mwi? Bo tskni. O, Boe. Puchem jestem, pykiem kwiatowym w tych niezmierzonych wielkich nieobjtych obszarach niebiaskich, przenosz si z miejsca na miejsce, z planety na planet, z miasta do miasta, wiatr mnie gna, zima, mrz, zib od ziemi tej skorupy, miecz Damoklesa, elaza, ruchy ogniste, wyziewy, lawa, miecz Damoklesa, budowle elazne, chmury oowiane. O, Boe, Boe, puchem jestem marnym, pykiem kwiatowym malekim i gdzie ja tu mam najmniejsz miosno wyszuka? Gdzie tu jest kawaek ziemi? Gdzie ja tu mog zakwitn, Boe, na tych blachach wszdzie wokoo, co krok to blacha, elazo, beton, trybunay, miecz Damoklesa, o, Boe, Boe mj, dlaczego nie ma ciebie? Gdzie ty jeste? Gdzie ty si podziewasz? Gdzie ty si obracasz, Boe mj? W jakich stronach? Siedz w kawiarni na przykad, szukam ciebie, patrz, rozgldam si wokoo, w krg, miej si jedni, drudzy si nie miej, pij kaw jedni, a ci herbat, a ci leny owoc pij, a ci czytaj takie pismo brukowe, a ci znowu takie pismo brukowe czytaj, ten pan ma siwe wosy sdziwy, ta moda pani ma fioletowe wosy, ta starsza pani ma zielone wosy, tamta pani korale ma na szyi, ten pan, co z ni rozmawia, trzy albo cztery brody ma, te korale posiada wasne prywatne, a ten mody okulary ma ciemne soneczne, cho wieczr jest, pny wieczr dosy, soce zaszo ju dawno, o, bardzo dawno soce ju zaszo, na stolikach kwiaty s, kwiatki-margaretki, widz, widz to wszystko, sysz, mam oczy i uszy otwarte, ale nie widz, nie widz ciebie, Boe mj, nie widz zupenie, ja bym ci zobaczy, jakby by, jakby tu by, jakby tu tylko twoje sowo byo, twj palec boy, twj duch, twj puch maleki, pyek najmniejszy, okruch, ja bym od razu wiedzia, cho puchem jestem, pykiem kwiatowym, okruchem, ziarnkiem, minimalnym, ale jestem, ja jestem, ja tu jestem. A teraz na dworcu jestem, w sali barowej, zima, mrz, wiatry lodowe mnie tu przygnay, papierosa pal i grzane piwo popijam, papierosa pocigam i widz, jak inni pij piwo, a inni jedz, bigos w gwnej mierze, a te panie chopki maj wasne arcie, wasn wawk, po dwie herbaty ino zakupiy, a ta biaa panienka z kuchni jest, z wzkiem jedzi i brudne talerze zbiera, brudne szklanki, brudne kufle, ca brudn zastaw, jaki chopak jej si spodoba, bo mieje si do niego i on si do niej mieje, a obok dwch si kci cay czas, jak tylko przyszedem, przedtem ju chyba zaczli, jak mnie tu nie byo, jak gdzie indziej byem, jak gdzie indziej ci szukaem; kc si oni zatem wic, nie wiem, o co idzie, jeden piwo pije, a drugi je bigos i mwi do tego pierwszego, e on ludzi potopi, a jeden mody, te co obok stoi, mieje si i mwi: bul, bul, bul, bul"; a ten, co ludzi potopi, mwi do tamtego, e to on jest hiderowiec i ludzi marnowa, bo on to tysice Niemcw zabi w partyzantkach, to ten hitlerowiec mwi: bandyta jeste, zodziej nie partyzant", to zodziej-bandyta mwi do hiderowca: ty achudro, ty gnoju ty", i nagle nic nie mwi, przestali mwi nagle, tylko
47

patrz na siebie, eby zabili oczami, jakby byo mona, eby si zagryli jak wcieke psy, eby jeden drugiego w yce wody utopi, i nagle gnj-achudra odzywa si do bandyty, co trzyma swj kufel si woli: I co si tak patrzysz? Godny jeste, co?" A bandyta zapytany jak nie wybuchnie z wikszym szyderstwem, z wiksz ironi i wyszoci: Ech, ty gnojku! Patrz achudro". I pokazuje mu z kieszeni p litra wdki rzeczywicie. Widziae?" mwi. A ty syszysz?" mwi. I z drugiej kieszeni brzczy walut, monetami dzwoni. Najpierw mu na oko pokaza, a potem na ucho, a obok inni si gromadz, przewanie modzi bandyci, miej si, podburzaj tych dwch do dalszej walki sownej, eby si przemienia w walk rczn moe, maj nadziej, widz to, widz to wszystko i sysz, mam oczy i uszy otwarte, ale gdzie tyjeste, Boe mj, nie widz tu ciebie, ja bym ci zobaczy, ja bym ci odnalaz od razu, jakby tu by, tak ci szukam wszdzie, wokoo, w krg wszdzie, gdzie jestem. W pocigu jestem. Z gr powracam. Byem tam troch. Koniec lata mamy. Pusto jest dosy. Siedz w przedziale sobie. Przy oknie dwie kobiety nie mode, nie stare rozmawiaj jedna do drugiej, ale chyba do siebie: Licie ju opadaj, widzi pani. Jesie. Nie lubi, wie pani, jak licie opadaj. Nieprzyjemnie. Tak, smutno si robi. Tak sobie gadaj o tym i o tym. Nie s mode, nie s stare, ale s wicej stare ni mode. Patrz za okno. Widz tam kolory jesienne: rudy kolor wspaniay, inne wspaniae kolory, zbocza widz do macania jakby ustawione eby je dotyka, niebo jest w obokach wdrujcych, lasy od poowy zbocza, pola, ki, ziemia uprawna jak najwyej, niektre zaorane ju pola, na zim, na zagon ju, zboe jeszcze nie sprztnite widz, tu i tam, na co oni czekaj, na co oni czekaj? Na deszcze? Bd potem kradli to zboe z pola w przerwach midzy deszczami, w tych krtkich przebyskach, ale i tak zgnije im potem w stogu, splenieje, zbutwieje, bd snopy rozwizywa i na klepisku po trochu suszy, i ju maszyna nie da rady, tylko cepami trzeba bdzie, ale i tak im nie bdzie sypa dobrze jak naley, po dwa razy bd musieli obraca posady, jak dzikie woy si narobi, ale i tak gdzie ty jeste, Boe? Gdzie ty jeste? Ja jestem w grach jeszcze cigle. Ta sama jesienna pora roku jest, ta sama godzina, minuta moe tylko nie ta sama, ale te same dziesi minut jest na pewno, bo nie mino wicej, jak w pocigu byem przed chwil i ogldaem przez okno te zbocza namacalne i te kolory rudobrzowe, i wyskoczyem z pocigu, bo tak mi si zachciao po polach i po zboczach pochodzi jeszcze raz: takie pragnienie, zanim tu kiedy wrc do gr, zanim tu si znajd znowu. Wyskoczyem z pocigu, co szed bardzo wolno, na hamulcach cay czas, bo z gry dosy spadzistej jechalimy w d, i jakby nie hamowa, toby go strasznie rozpdzio, a jakby nie mia w ogle hamulcw, jakby mu nawaliy czy co, toby go strasznie gboko w rwnin zapdzio, tam by dopiero mg stan, to znaczy jakby nie zrzucio go z torw po drodze na jakim ostrym zakrcie miertelnym albo jakby go nie spotka jaki inny pocig na tym samym torze co by to byo za straszne nieszczcie. Co by to bya za straszna aoba w wielu, wielu domach miejskich, wiejskich i na przedmieciach. A co to by bya za straszna nadzieja przedtem w tych domach u tych ludzi, e moe on zosta jeszcze jeden dzie w tym grskim uzdrowisku, moe zabrako mu pienidzy, moe ona spnia si na ten pocig, moe zabrako jej pienidzy, nie zna tam nikogo, nie bdzie od obcych poycza, moe akurat on spotka kogo od pierwszego wejrzenia, moe ona tak samo (moe akurat on i ona si spotkali?) i zakochali si od pierwszego wejrzenia, i zostali jeszcze kilka dni, jeden dzie chocia postanowili jeszcze zosta razem; rne, rozmaite, bardzo najprzerniejsze nadzieje wynajduj w tych domach rodziny zagroonych, te rodziny tknite, i ukadaj to wszystko te bardzo, bardzo najprzerniej w kwiat nadziei, e moe jednak, moe jednak nie pojechali
48

tego dnia wyznaczonego tym pocigiem przeznaczonym kady sobie w gowie wynajduje, kady sobie w gowie kombinuje i ukada w myli cichutko, pokornie, pokornie bardzo. Ale te wszystkie kwiaty nadziei. Przychodzi telegram zwiastujcy par sw, par sw. Boe mj. Nie trzeba ju teraz wynajdywa nadziei, ukada kwiaty-nadziejki, nie trzeba, teraz one si same uo w wieniec nagrobkowy. Wic bye tam, Boe mj? Czy ty tam bye? Widziae, jak to nastpio? Syszae ten huk, metal o metal, zgrzyty przeraliwe, metal w metal? Widziae, jak to si wywalao na kup wszystko na boki, jak to si roztrzaskiwao, jak te grube szyby pryskay lekko, syszae ten huk, ten trzask? Ten grzmot? Widziae ten widok piekielnie straszliwy? A widziae, jak dugo potem jeszcze koa si u wywalonych do gry brzuchem wagonw krciy coraz wolniej, coraz wolniej? A syszae, jeszcze duej potem jeszcze, ucho do blachy poharatanej przystawiwszy, jak brzczao co tam, szumiao, jakby morze szumiao w muszli? Widziae i syszae to wszystko? Miae oczy i uszy otwarte? Bye tam? To gdzie bye? Gdzie? A moe bye tam? Moe tam bye? W rodku? W piekle? Moe widziae ich wszystkich, twarze ich, oczy ich? Moe widziae ten widok? A moe widziae, jak si spotkali: on i ona? Jak si oni spotkali jednak? Bo nigdy nie jest za pno. Wic moe wchodzili razem do tego pocigu osobno jako obcy i dopiero tam si oni zobaczyli: ona jego, on j. A zobaczywszy siebie, zapomnieli wszystko, dawne swoje ycie, rodziny swoje, nazwiska, imi nadane, wszystko, i zaczli i do siebie, przez wagon, ktry ju si cay zanosi, zaczli i do siebie, umiechajc si niemiao przepiknie, nie widzieli nic, nie wiedzieli nic, nie mieli w gowie tego, e jad na zamanie, nie czuli nic, jak ich kopie, popycha nard oszalay, szli do siebie przez t wielk histeri, przez ten strach niezmierny, przez te wszystkie uczucia targajce ludzko, szli swoje do swojego, coraz bliej i bliej, e nie mog ju dalej, nie mog ju dalej mwi, bo dech mi zatyka i sw ju na to nie mam, tylko zy mam w oczach. Pacz. Pacz. Id ulic i pacz. zy mi wchodz do ust. A taki byem wesoy nie tak dawno, tak sobie szedem w podskokach wesoo. A teraz pacz. Cay brzuch mi si trzsie od paczu. 1960-1962

FALUJC NA WIETRZE
Poranek
Bardzo rzadko nie myl o niczym. Bardzo rzadko mam takie chwile, e id sobie i nic mnie nie obchodzi, nie myl o niczym, tylko id lekko. Przewanie mam w gowie wielki szum. To jest moe jaka wada albo jaka choroba umysowa, eby nie potrafi czasami nie myle. Ja tak wcale nie myl. Ja myl, e to dobrze. e to dlatego, e jestem mdry chopak. Czyli musz mie zawsze co do mylenia. Ale jednak bardzo chtnie bym czasami nie myla. Bardzo chtnie bym czasami nie myla, tylko tak szed bezwiednie albo tak posiedzia bezmylnie, dajc si ywotowi ponosi przez jaki czas. Tak myl, e to by byo nieze, taki czasami krtki odpoczynek. Wieczorami to mona by doprowadzi do tego, eby si udao przez ten czas zasypia normalnie, a nie zapada si gdzie z wielkiego natenia i szumu. Taki sen by by lepszy i spokojniejszy na pewno. Bo jak ja zasypiam z mylami napitymi, to te myli, one we nie cign si dalej i robi si z nich potwory. I ta biedna gowa nie odpoczywa wcale, tylko cay czas pracuje, cay czas w niej szumi, chocia wyglda, e to jest pice, martwe morze. Ale to jest tylko na powierzchni. W gbinach tam szumi. Kipi. E, panie. Ptla. Koniec trasy szturchn mnie lekko konduktor. Nie pij pan, bo pana
49

ukradn. Nie pi powiedziaem i wysiadem z tramwaju. W jednej wsi, gdzie pracowaem po gospodarzach, bya jedna krowa, co si nazywaa Wojna". Ogucha od wybuchu na wojnie i tak j nazwali. Jak nie bya na powrozie i trzeba byo j gdzie zagna, to musieli j szturcha. We wsi ju potem tak byo, e jak kto si zamyli, to drugi podchodzi znienacka i go szturcha, i mwi: Wojna!" Wyszedem na szos i zaczem i nie za prdko, nie za wolno, oddalajc si. Nie by absolutnie wieczr. Odwrotnie. By poranek. By listopadowy bardzo wczesny poranek, chocia moe wygldao, e to jest wanie wieczr, bo i ja mylaem troch o spaniu, i konduktor mwi: nie pij pan", wic to mogo wyglda na jaki pny wieczr, a nawet na noc. Mogo to wyglda na jak pn wracank nocnym tramwajem. Ale nie. To by poranek. Bya pita pidziesit na wielkim zegarze w bufecie na dworcu, kiedy powiedziaem: dobra". Spaem do pitej rano, gdzie od wp do jedenastej wieczorem i cakiem nieprzerwanie, bo byem bardzo zmachany. Miaem do wczoraj trzydniwk przy wagonach. Przywieli wagony z czarnym wglem i paru milionerw dostao robot. I ja. Tak e byem przez te trzy dni zupenie skonany wieczorem i spaem przez to niele. Spaem wanie ostatnio w jednym miejscu, ju cay miesic prawie i byo tam bardzo moliwie, tylko trzeba byo przed szst rano wychodzi, bo przychodzia zmiana. Ja wtedy szedem na dworzec, bo to zawsze dom, a drugie, e tylko tam mona co zje i wypi gorcego o tak wczesnej godzinie. Przyszedem na dworzec wczeniej dzisiaj, o wp do szstej, zamwiem herbat i kupiem kotlet mielony i dwie buki. Jadem spokojnie i wolno przez przeszo pitnacie minut. Jak skoczyem, miaem zapali papierosa pierwszego po niadaniu, bya za jedenacie szsta, i naraz wstaem. Nie wayem dugo losw, trzydzieci sekund moe, i powiedziaem: dobra". Wstaem, kupiem w bufecie dwa kotlety mielone i cztery buki. Wsadziem to do katany i poszedem do tramwaju, i nawet nie zauwayem, jak dojechaem tam, gdzie chciaem: tam, gdzie si koczy miasto, a zaczyna wiat. Zamyliem si w tramwaju i przy ptli konduktor mnie lekko szturchn, bo myla, e pi. Teraz szedem szos nie za prdko, nie za wolno, oddalajc si. Przejechao par samochodw, ale nie prbowaem na razie jakiego zatrzyma, bo miaem na razie ch i. I dobrze, e szedem. Jakbym siedzia czy lea gdzie albo jakbym sta nawet, toby mnie koci bolay i minie, bo te trzy dni wyadunku to nie bya taka sobie pestka i dzisiaj rano, jak siedziaem na dworcu niadaniujc, to czuem jedno i drugie, niektre koci i minie. Duo mniej ni drugiego dnia roboty, a jeszcze mniej ni pierwszego dnia, i jasne: jakbym dalej robi, toby wszystko powoli przestawao bole, toby si wszystko powoli wcigno w tryb nowoczesnej roboty. Tak e dobrze, e szedem, a nie siedziaem czy leaem, czy staem oparty o bufet. Myl zreszt, e zawsze jest lepiej i, ni tkwi. Tu si przynajmniej czuje ruch powietrza dokoa gowy. Szedem zatem wic, nie za prdko, nie za wolno, oddalajc si. Czuem ruch powietrza dokoa gowy i byo mi niele, czuem si niele, bo nie marz o wielkiej karierze, o wielkiej przyszoci i ebym tak cae ycie mia kawaek chleba i od czasu do czasu jak robot, i ebym tak cae ycie mia zdrowe nogi i rozum, to by bya dla mnie wieczna szczliwo. Bo nie marz o wielkiej karierze. To mi si nie ni. Nie, ebym nie mia ambicji albo zdolnoci. Mam. Ale nie na to. Nie po to. Bo wiem ju od dosy dawna, ju od dosy dawna si przekonaem i wiele nad tym studiowaem w miejskich bibliotekach, i mylaem, i wiem, e ci najwiksi to nie s wcale ci najwyej, tylko ci najniej. Tych trzeba caowa w rk unienie. A nie tych, co otoczeni s wiatem splendoru. O, wikszo tych powinna by przez psy rozszarpana albo przez kruki. Czy bdzie kiedy sprawiedliwo?" tak pytali biedni ludzie przed wiekami i umierali z t niewiadom. Przychodzili nowi biedni ludzie, nowi si rodzili na miejsce tych, co tam odeszli, i znowu pytali i umierali z t niewiadom. A jeden, drugi, trzeci dochodzi do wiata splendoru, podciga si coraz wyej, na te tarasy coraz wysze, i
50

tru wszystko po drodze, co mu zawadzao, co mu urgao, co go zawstydzao moe, jak mia jeszcze troch wstydu. Jak mia jeszcze troch wstydu, to wlewa trucizn w ten krysztaowy kielich albo pcha tam sztylet jak do pochwy niby i podciga si, podciga si na te tarasy coraz wysze, a Bg to widzia i zwani historycy, i biedni ludzie, i znowu pytalimy: kiedy nadejdzie sprawiedliwo?" I umieralimy z t niewiadom. Ile razy to pytanie ju padao z naszych ust. Ale to s wielkie kariery: Augusta, Tyberiusza, Kaliguli, Klaudiusza-Jkay i innych. Bardzo duo o tym czytaem w miejskich bibliotekach, kiedy na dworze pada deszcz albo nieg, albo wiatr dmucha przejmujcy czy zawieja hulaa albo piszcza mrz. Przejechao par samochodw, ale nie apaem adnego, bo chciaem i jeszcze. Zaczynaa si zreszt, mimo wszystko, mimo wszystkich strasznych ludzkich nieszcz, godu, wojen, zarazy, klsk ognia i wody, zaczynaa si mimo tego wszystkiego prawdziwa natura po obu stronach szosy. Soce podnosio si po prawej, a znad pl podnosiy si te opary, wilgo ziemska podnosia si ciko i szerokimi falami, wolno, prawie e bez ruchu, nie tak jak latem o wczesnym poranku, kiedy soce od razu arliwie parzy ziemi i opary znad pl prawie e buchaj. ebym tak cae ycie, mwi, mia kawaek chleba woy do ust i ebym tak dalej zdrw by jak teraz i szed sobie brzegiem szosy o poranku, to to jest dla mnie najwiksza kariera i lepsza mi si nie ni i nie mie mi si ni. Kariery. Najwiksze, najsawniejsze kariery, czym one s przy takim poranku, przy takim socu wstajcym czerwono tam na prawo? Po co, tak pytam, oczy s? Ja teraz stanem. Ja teraz stanem i patrzyem na wschd, i mwi, e oczy o tej godzinie s po to, eby patrze na soce wstajce. Bo to jest prawdziwa najwiksza sawa i jeszcze raz mwi, e ludzie o tej godzinie powinni wszyscy na progi swoich domw wychodzi, bo niewiele jest nam dane, niewiele jest nam dane. I przecie wiemy, wiemy, t jedn rzecz najsawniejsz, e przecie kiedy, gdzie tam, kiedy, gdzie tam przecie, gdzie tam umrzemy, zginiemy, w. ziemi nas zakopi, w piach, ciemnoci nas pokryj. Wieczne ciemnoci nas pokryj i nigdy ju wiato nas nie dotknie, nigdy ju wicej nie odbije si w naszych oczach blask. Dlatego, przez t pami, mwi, ludzie w porze witania powinni na progi swoich domw wychodzi i przywita dzie wstajcy, soce wschodzce nad pkul. Bo przecie, kiedy, gdzie tam, kiedy... A co jest rwne mierci? Co moe rwna si ze mierci niezrwnan? Jest co takiego? Moe trbka grajca? Trbka grajca, czy to nie jest strasznie wielka rzecz. Albo bben do boju. W pierwszej chwili, w pierwszym porywie to s rzeczy, ktre s jakby wiksze od mierci. Ale to tylko w pierwszym porywie, mwi. Potem to ona, trbka, ju ley pogita na piersi trbacza przestrzelonego, a bben tak samo rozpruty jak brzuch jego pana kochanego. A co jest nad nimi? Co nad nimi kry? mier. I soce. Bo ono jeszcze tylko moe rwna si ze mierci niezrwnan. O, ja, ktry wiem, ja, ktry wiem i ktry nie zapominam, e mier mnie kiedy obejmie, witam soce wschodzce, kady dzie z radoci straszliw i ucz si co dzie y prosto i jasno, i ucz si te tak samo nie opdza smutku niepojtego, bo on si nie da odpdzi, tylko nosi go ze sob jak dol swoj, nie jak buty letnie i buty zimowe, ale jak gow, ktra czasami boli. Ruszyem dalej drog wiodc. Soce powoli podnosio si i byo te troch cieplej jednak i bdzie cieplej jeszcze jednak za godzin czy za dwie, chocia nie za wysoko podniesie si soce listopadowe. I bdzie coraz mniej si podnosi, coraz niej z kadym dniem, coraz mniejsze pkola bdzie opisywa. Ale za to od Nowego Roku przyjdzie drugi skok. Kady dzie bdzie coraz duszy, soce bdzie coraz wiksze pkola robi, przyjdzie przedwionie, potem wiosna i nastpi lato nareszcie i wtedy ju, eby pokaza, jak soce chodzi po niebie, trzeba bdzie rk wielkie pkole zrobi nad sam gow. Dreszcz mnie nagle przeszed, co to jest, e a kolana mi si lekko ugiy. Co to jest wanie, e mnie nieraz taki dreszcz przebiegnie, jakby mnie kto wszdzie naraz dotkn, i kolana si
51

uginaj na prostej, rwnej drodze? Nieraz to od zimna, to moe by, ale nieraz przecie nie jest wcale zimno i nagle co tak potrznie. Ludzie na to mwi, e to mier czowieka przeskoczya. To jest bardzo obrazowe i nie tylko, bo to jest taka jakby przestroga, eby by skromnym, eby nie zapomina o mierci, bo ona jest wszdzie i czowiek ani si nawet nie spodzieje, kiedy ona go moe rozsypa w kawaki. Czowiek ani si nawet nie spodziewa, tak jest. Wemy na przykad tak rzecz. Taka rzecz mi przysza na myl. Widzimy jaki nekrolog nieraz na murze i my znamy to nazwisko. Podchodzimy bliej. Podchodzimy i idc do tego afisza, te par krokw, przyjlimy tak myl, ju emy dopucili tak myl, e ten nasz znajomy o tym nazwisku nie yje. Podchodzimy i widzimy wtedy, e imi si nie zgadza albo lata, albo zawd, albo co innego. Ale po co to mwi? Mwi to po to, e ten nasz znajomy o tym nazwisku, ktry gdzie tam chodzi w tym czasie albo siedzia i pi, nigdy by si takiego czego nie spodziewa, e on dla kogo by przez ma chwil w krainie umarych i e waciwie wrci stamtd, skd si nie wraca. Stanem troch. Obejrzaem si do tyu, na miasto, ktre byo teraz na pewno ju cakiem rozbudzone, gdzie koo smej powinno by, ludzie do roboty, dzieci do szkoy, wielki ruch panuje tam teraz. Ale ja byem daleko. Zawsze jak jestem w miecie i patrz i patrz na ten wielki ruch, na ten, co si cigle gdzie pieszy i pdzi, to myl, e ten wielki ruch miastowy to nie jest waciwie aden prawdziwy ruch, tylko tak zwana iluzja. Wszyscy gdzie biegn, podaj, pdz, byle prdzej i oto. I oto wieczorem wszyscy znajduj si tam, skd rano wyskoczyli ze swoich pudeek. Mwi moe troch miesznie, ale wcale nie zoliwie, bo nie o to chodzi i ja nie posuguj si zoliwoci. Ja si lituj nad ludmi zoliwymi. To s mae typki. Ilu znam, to jeszcze nie widziaem, eby si ktry powstrzyma, jak jest okazja, co si nadarza. Ndzne typki. Zauwayem, e oni to uwaaj za co, co wypywa z wielkiej dziedziny inteligencji, a moe nawet z sidmego zmysu. Aleja byem daleko. I jeszcze si oddalaem, bo ju dawno ruszyem dalej. Miasto zostawao w tyle i jego wielki niby ruch. Tu cicho byo na wiecie. Wiatr si jako nie pokazywa i pikne, pikne licie leay sobie pod drzewami, czekajc na powiew jaki boski, co by je oywi jeszcze ostatni raz, co by je zakrci w tacu ostatnim, zanim spadnie nieg, zanim zakopie je biaa mier. Podniosem kilka, eby oglda, zanim i mnie zasypie nieg jaki wczesny niespodziewany. Przystrojone byy na ten ostatni taniec w to, co byo najpikniejszego, w najpikniejsze suknie, jakie tylko s, w tak zwane gamy. Nie pierwszy raz podnosz jesienne licie i ogldam, co rok to robi, ale czy moje zachwycenie jest mniejsze za kadym ostatnim razem, ni za pierwszym razem, kiedy podniosem jesienny li? Nigdy. I nie potrzebuj chyba mwi, e odwrotnie jest. Bardzo podobne jest to samo z niektrymi melodiami, ktrych mona sucha bardzo wiele razy i one nie przestaj si wcale podoba, tylko odwrotnie wanie, coraz wicej si podobaj, coraz nowe piknoci z nich wypywaj i ju nie tylko uszy suchaj wtedy, ale wszystko jest zasuchane, cae ciao sucha i si poddaje. Patrzyem na licie, na te kolory niespotykane i delikatno i czuem, e nie tylko moje oczy s zachwycone, ale cae ciao i nawet nogi w butach, i nawet plecy z tyu pod koszul, i czoo, czuem, jak mi si wygadza. Ale wiatr si jako nie pokazywa. To byo dziwne dosy o tej porze roku. Miesic listopad, miesic grudzie to s przecie najulubiesze miesice wiatrw i ciemnych chmur pdzcych. A tu cicho byo na wiecie. I adnie. Bardzo piknie. Chocia nie bya to adna arcyokolica, urozmaicona i bogata, tylko zwyka rwnina, zwyka szosa drzewami nierwno poronita i tu, i tam rosy niskie krzaki, goe zupenie, bez lici, ale wisiay na nich czerwone owoce, kulki takie czerwone i to tak wygldao, jakby z tych krzakw kapaa najczystsza krew. To by na pewno jeden z ostatnich tych dni. To by na pewno jeden z ostatnich tych dni. Wiedziaem, e jak wiatr teraz wyskoczy, to on ju si nie skryje z powrotem, tylko bdzie dmucha i dmucha caymi dniami i nocami.
52

Wiedziaem, e jak chmury teraz wejd na niebo, to one ju dugo nie odsoni widoku, tylko bd si kula i kula od jednego koca do drugiego, a za nimi coraz nowe i jeszcze ciemniejsze, i noce wczenie bd zapada, ani wieczoru, ani popoudnia, tylko poranek par godzin, dzie par godzin i ju noc zapada czarna straszliwie, e idzie si z rk naprzd wycignit i maca si czarne powietrze.

Nie zlkn si
Szedem ulic szerok, a raczej chodnikiem szerokim niezmiernie na jakie pi metrw i wysadzanym drzewami pielgnowanymi, a ulica bya obok, jeszcze pi razy szersza. Bo byem w wielkim miecie. Bardzo wielkim. W tak zwanej stolicy po prostu si znajdowaem. Ale nie po raz pierwszy w yciu, tylko ju po raz ktry. Tak e nie czuem si dziko, jak to bywa. Nie czuem si tak, jak to bywa w jakim miecie po raz pierwszy: troch dziko wanie, chocia mam ogromne, no, ogromne obycie w tych sprawach i bardzo czsto nie ma dwch, trzech miesicy, ebym nie wysiada albo nie przytaska istnienia mojego do jakiego miasta czy miejscowoci po raz pierwszy widzianej na oczy. Chyba, ale to chyba, e mam dobr robot. Wtedy w takim miejscu moja noga postoi duej, bo staram si troch waluty nagromadzi na ten czas. Na jaki czas? Na ten czas niewymowny, ktry mnie co ile tam napada, kiedy nie mog nic, nic a nic, kiedy rzucam wszystko, najpikniejsze miasto czy okolic, najporzdniejszych jeszcze ludzi, najlepsz robot nawet, najlepszy dobry pocztek i id. Id, bo duch mnie opta. Szum wielki. Wielkie cinicie serca. Smutek niezmierzony. Lito niewiadoma. Trwoga nieznana. Id wtedy na jakie ubocza, bokami chodz, ciszy szukam najmoliwszej, spokoju, bezludzia, pustyni jakiej, ale gdzie, wic jakie maoludzia najmoliwsze, najlepiej na drogi si wypuszczam. I tak idc myl. Myl. O tym, o czym kady chyba myli czasami na pewno, aleja za czsto, za czsto. Trwoga mnie ogarnia i smutek bezbrzeny, serce moje ciska si i boli, rozciga si i boli, gowa moja pynie. Tam gdzie kada gowa pynie moe nieraz, ale ja za czsto, za czsto. Non timebo millia populi circumdantis me; exsurge Domine; salvum me fac, Deus! Salvum me fac, Deus, uoniam intraverunt aquae usque ad animam meam! Infixus sum in limo profundi; et n6n est substantia! Znam to zawoanie. Kiedy si tego uczyem, dawno, dawno, byem sobie chopaczek i uczyem si tego dla piewania, dreszcz mnie wtedy aden najmniejszy nie przeszed. Chopaczek byem. Sowikiem byem w chrze. Nie rozumiaem tych sw przeze mnie piewanych. I zapomniaem o tym. I zobaczyem to potem, kawa czasu potem, w jednej ksice, dobry kawa czasu potem, par adnych lat, jedenacie jakie lat, a z tego sze lat ostatnich byem ju sam na sam. Czytaem ksik w jednej miejskiej bibliotece, na dworze na pewno musiao by tak, e deszcz moe, wiatr, zimno, mrz, na pewno co takiego, sze lat ju miaem za sob ycia sam na sam i tu ju adna godzina nie bya stracona, tu si wszystko liczyo i nawet godziny snu. One si nawet liczyy na zoto. Deszczowy czyli musia by dzie albo ju nawet pierwsze mrozy, to wszedem do miejskiej biblioteki, ktre, ju tylko to powiem, e s wielkim, wielkim wynalazkiem, takim samym prawie albo i nawet takim samym jak miejskie anie czarowne. Poszukaem sobie ksiki i zaczem czyta, czytaem dosy dugo i zobaczyem naraz te sowa wtrcone: Non timebo millia populi circumdantis me" i przypomniay mi si od razu te sowa, od razu natychmiast mi si przypomniay, jak je piewaem kiedy, kiedy sowikiem byem w chrze kocielnym i nie rozumiaem, co piewam. Pod spodem, na dole, tumaczenie byo tych sw. Przeczytaem to i dreszcz mnie przeszed. Bo to byo tak, e ja jedenacie lat musiaem czeka, eby si
53

dowiedzie trafem przypadkowym, e to, co ja piewaem jako sowik dumnie, to nie byo wcale piewanie pikne agodne, ale zawoanie straszliwe, krzyk, wejcie na gry wysokie i stanicie z zawiatami oko w oko. Sam na sam. Te sowa znaczyy tak: Nie zlkn si tysicznych rzesz, co mnie obstpuj; powsta, Panie; ocal mnie, Boe! Ocal mnie, Boe, albowiem wody sigaj a do mojej duszy! Ugrzzem w mule przepaci; i nie mam adnej podpory!" Te sowa znaczyy to. To byo woanie. Woanie na pomoc. I to nie by, jak to mwi, faszywy alarm albo pikne sowa na wiatr, bo przecie widziaem, co to jest, co za ogie z tego bije i co za smutek i beznadziejno, bo to si czuo i byo napisane jasno. Wic on, ktry to pisa, ktry to woa, prosi na pomoc Boga wszechmogcego, w ktrego wierzy, a raczej chce wierzy, bo wida, e tak bardzo ju nie wierzy, e waciwie to on ju nie wierzy te nawet w Boga swojego, i rozpacz go ogarnia. Wielka czarna rozpacz. Ugrzzem w mule przepaci; i nie mam adnej podpory!" Zapadaem w kipiele, w jamy przepastne, w wilcze doy niezgbione, ziemia mnie chonie, piaski ruchome; i nie mam adnej podpory. Te sowa znaczyy to. Wielka rozpacz. Ja bym si na pewno przej tymi sowami, bo trudno niemoliwie tu byo przej obok i i spokojnie dalej, ale miaem w gowie ten widok, jak ja to piewam dla sztuki dumnie, jak artysta ze spalonego teatru, jak dzieci. I przez to, przez ten widok wanie, pamitam, przejem si do wielkiej potgi. I wstyd mi si zrobio za siebie, powiedziaem cicho: przepraszam ci, czowieku, przepraszam ci, stary powiedziaem cicho normalnie, nie jakbym zwariowa naraz, ale jak czowiek zdrowy na umyle, ktry wie dobrze, co robi i mwi. Wstyd mi byo za siebie, a raczej nie tyle za siebie, ile wstyd normalnie, bo nie mogem mie do siebie wielkich pretensji i alu, bo byem may, to znaczy modziutki, to znaczy chopaczek, dzieci wanie. I naprawd nie mogem mie do siebie wielkiego alu o tak niestosowno i nietaktowno, bo byem niewiadomy, jak to mwi, i nie miaem jeszcze za sob ani jednej, ani jedynej godziny ycia sam na sam. Oko w oko. Tylko yem w wonnych oparach, w kolorowych dymach, w kamliwym wiecie dziecistwa. Mj Boe, tego ja teraz nie zrozumiem ju chyba nigdy, jak czytam wszdzie albo sysz wkoo w krg: cudowny wiat dziecistwa". Jak sysz wszdzie i czytam w ksikach, e to jest najpikniejszy czas dziecistwo, najpikniejszy czas ycia naszego cikiego, e trzeba wraca myl do tamtych czasw najmilejszych, eby ocali, uratowa stamtd, co si da, bo to jest, i tak dalej. I nie tak dawno list mnie doszed dugi od przyjaciela drogiego, gdzie on mi pisze, e nawiedzaj go wspomnienia dziecistwa cudowne pene wiata i e widzi, jak za oknem dzieci graj w pik wesoo, a dwch chopaczkw si ciga z psem i e on by chcia zatrzyma ich i namawia, eby si wysilili mocno i zapamitali te chwile wanie, jak si tak bawi wesoo, bo potem, pniej... Mj Boe, ja tego chyba nie zrozumiem ju teraz nigdy. Bo dla mnie cudowny wiat dziecistwa" to jest czas zmarnowany i ja go nienawidz. I znowu mwi nie jak czowiek, na ktrego pad nagle obd wity, ale jak czowiek zdrowy na umyle i przytomny w swoich wadzach, ktry wie dobrze, co robi i mwi. Wic mwi: czas dziecistwa to jest dla mnie czas zmarnowany, czas faszywy i ndzny. Wiosna ycia! To nie jest dla mnie nawet przedwionie z pierwszymi sasankami niemiaymi. To jest zmarnowany, stracony na zawsze czas. A nawet czas to nie jest aden, tylko dym z kadzide. Czas to jest, gdzie liczy si kada jedyna godzina dnia i nocy. Gdzie si nie zapomina, e si yje i e si umrze. I gdzie sen jest, dlatego nielekki, nielekki. Czy to jest to cudowny czas dziecistwa"? Czekam. A czy to nie jest moe zwyke zodziejskie spijanie bratniej krwi i innych sokw, czyli ycie jemioy? Niewinne. Bardzo niewinne niestety. Mwi niestety, bo jakby to nie byo niewinne, jakby to byo winne, to mona by to byo jeszcze odkupi jako. Na to by si musia znale czas. A tak to jak? Jak to jest niewinne. Czyli ycie jemioy wic. To po co, po co tak pisa i tak mwi: cudowny, najpikniejszy, wietlisty, niezastpiony, anielski, trzeba ocali"? Po co? Kiedy tu si wstydzi trzeba w
54

gruncie. Mimo wszystko. Tak moe, jak si czowiek za innych nieraz wstydzi. Moe jako tak. Tak ja si wstydziem, kiedy zobaczyem po tylu latach, co ja te za sowa piewaem szarmancko jako sowik w chrze braciszka, ktry, mwili, e sam komponuje melodie. Niewinnie. Niewinnie niestety. Bo jakby to byo winne. I wstydziem si nie za siebie, ale za dziecistwo wanie, za kogo innego. Bo nie byem cudownym dzieckiem. Wic pisaem przedtem, e nie mog zrozumie, i dziwi si bardzo, jak sysz wszdzie i czytam o cudownym wiecie dziecistwa". I to u najwikszych, najsawniejszych ludzi pira. To mnie bardzo dziwi, e tak myl jednostronnie. Bo dla mnie, nie bd powtarza. Chocia ja te, wyglda, e myl i uwaam jednostronnie, i tak jest rzeczywicie, ale dla mnie moje krtkie ycie nigdy nie bdzie za dugie. I dla mnie tylko to si liczy, gdzie prbuj wiedzie, co si dzieje dokoa. Pisaem te przedtem o tym czasie, ktry mnie, co ile tam napada, kiedy nie mog nic, nic a nic, kiedy rzucam wszystko, najlepszy dobry pocztek i tak dalej, i tak dalej, nie bd powtarza. Szedem chodnikiem stolicy szerokim niezmiernie, wysadzanym drzewami pielgnowanymi, a ulica bya obok i chyba jasne jest, e napadnity byem wanie przez ten czas. Przez ten czas, ktry i tamtego napad, ktry napisa te sowa, i ktrych ja nie przepisuj, nie przepisuj, tylko pisz tak samo jak on, te sowa niewymowne: Non timebo millia populi circumdantis me; exsurge Domine; salvum me fac, Deus! Ocal mnie, Boe, albowiem wody sigaj a do mojej duszy! Ugrzzem w mule przepaci; i nie mam adnej podpory". I tak samo jak on chc wierzy. I tak samo jak on ju nie wierz, waciwie od dawna, a kiedy wierzyem tak mocno, tak piknie, a potem przestawaem powoli, nie wiem dlaczego, a tak chciaem, tak chciaem mocno z caej duszy mojej pragncej, ze wszystkich si moich ostrych, chciaem wierzy w Ciebie, Boe mj, ale przestawaem powoli, uchodzia ze mnie wiara ojcw, stara dobra religia, ile razy, Boe mj, klkaem w nagim polu lub w lesie i modliem si do Ciebie, eby tchn mnie, eby zatrzyma mnie przy swoim boku, ile razy drog idc pust samotnicz czy ulic ludn wielkiego miasta, czy chodnikiem stolicy szerokim niezmiernie, ile razy, Boe mj, chciaem w Ciebie wierzy mocno i bezpamitnie, ale uchodzia ze mnie wiara ojcw, stara dobra religia, nie wiem jak, nie wiem ktrdy, nie wiem dlaczego, bo nie dlatego, e nauki postpowe i nowoczesne, nie rozumowo, niekoniecznie drog rozumow, nie wiem, Boe mj, ale tak jest, jak mwi, i teraz i ju od dawna dosy jestem niewierzcy w Ciebie, Boe mj. I mwi Ci to prosto i miao. W oczy. Sam na sam. Ale kiedy: Non timebo millia populi circumdantis me; exsurge Domine; salvum me fac, Deus!", kiedy wymawiam Salvum me fac, Deus, quoniam intraverunt aquae usque ad animam meam!", kiedy wypowiadam w czasie stanw moich to zawoanie straszliwe, to mwi to nie bez wiary, o nie. Mwi to z wiar. Z wiar w drugiego czowieka. W drugiego czowieka, ktry umie i potrafi by bogiem i czasami jest, chocia takjest, e najczciej jest niczym albo niewiele czym, albo padalcem. Ale czasami potrafi by bogiem drugi czowiek i czasami jest. Wtedy, kiedy jest czowiekiem. I tu jest wiara moja. Tu jest wytumaczenie woania mojego, odezwy mojej: Non timebo millia populi". Mogem tak nie myle kiedy i tak nie mylaem, zaiste nie. Ale teraz po tylu widokach i przez tyle lat, ja, ktry ca koron przeszedem w jedn stron i w drug, i widziaem i widz co krok, jak si wali, jak si wali ludzko a rosn pomniki, teraz ja ju mog myle i uwaa, e czowiek, kiedy jest czowiekiem, jest bogiem. I tu jest wiara moja bita i kaleczona tyle razy i jeszcze ile razy, ale niezachwiana. Ale niewzruszona. A co to jest marzenie? Marzenie to jest co innego. Zupenie inna rzecz. Marzenie nie jest takie potrzebne jak wiara czy jak woda, czy jak gaz, tlen. Chocia marzenie te moe by bardzo przepikne. Powiem tu nie swoje marzenie, ktre powiem kiedy indziej. Powiem tu marzenie, jakie uszy moje syszay od jednego czowieka, ktry czowiekiem, wic ktry jest dla mnie bogiem. Wic on, ten bg, powiedzia mi, e ma jeszcze takie marzenie, eby si
55

znale na wielkiej pustej ce wczesnoletni soneczn por, eby si tam uoy w trawie i eby przyszed do niego mody cielak i poliza go po twarzy.

Pynicie czasu
Nocuj od kilku dni w wagonach na bocznicy. Przysza mi ta myl--olnienie kilka dni temu wanie, kiedy po robocie chodziem nad morzem dugi czas, a potem koo portu, a potem po torach na bocznic mnie zanioso. Patrzyem na wagony stojce tam po siedem, osiem sztuk i wpado mi nagle, e to jest przecie co dla mnie. Zjawiem si tu, w tym portowym miecie, niedawno. Nie przyjechaem tu szuka szczcia ani dlatego, e tu mnie akurat poprowadzia nitka ywota gzygzakowata. Przyjechaem tu normalnie za robot. Potrzebowaem pienidzy na zim, ktra czaia si tu za horyzontem, gotujc si do skoku, eby ju potem wielkimi krokami. Czuem ju w powietrzu t synn niecierpliwo, ktra jest zawsze na przeomie jesieni i zimy i ktra jest te tak samo na przeomie zimy i wiosny. Niecierpliwo w powietrzu jest ta sama tu i tam. Ale nie ta sama, nie ta sama jest niecierpliwo u ludzi w czekaniu na jedno, a na drugie. Podmuch zimy i podmuch wiosny: dla mnie i wedug mnie to jest wprost rnica miertelna. Potrzebowaem czyli pienidzy na zim, ktra, jak ju mwiem, czaia si, i potrzebowaem te troch grosza na jaki prezent, ktry chciaem zrobi jednemu maestwu za okazan mi pomoc w jednej sprawie i za to jeszcze bardziej, e si kochali piknie i przyjanili ze sob, co si bardzo rzadko widuje i coraz rzadziej w tych gigantycznych czasach. Tylko widzi si wszdzie rozkadwk, walce si gmachy. ycie na ostrzu. Ndz si widzi i ao. Rozkadwk. Trupa litosnego, ktry kiedy cay by yw pochodni, a oczy mieniy mu si jak pery i gos mu si mieni jak pery, i oddech mu si mieni jak pery, a teraz trup litosny. Ndza i ao. Rozkadwka. To si teraz widzi w tych gigantycznych czasach. Wic chciaem ja temu maestwu ofiarowa jaki prezent za to, co ju powiedziaem, e si kochali piknie i dugo, bo nie byli ju bardzo modzi. Nie byli ju bardzo modzi. Ale oczy im si cigle mieniy jak pery. I patrze na nich, nie znajc ich, to si mylao, e chyba niedawno musieli si pozna, tak sobie usugiwali z radoci i nie przerywali sobie w mwieniu, tylko jak jedno mwio, to drugie suchao. Wic patrze na nich to mnie bardzo podnosio na duchu, tak jak si widzi nieraz jaki czyn szlachetny may najmniejszy, nawet zwyk grzeczno tak zwan, i lepiej si wtedy troch robi, e jednak nie jest tak le, e moe jednak nie zagryz si w kocu wszyscy nawzajem, e moe jednak nie zostanie z tego wszystkiego kamie na kamieniu. Ten prezent jaki, ktry chciaem im zrobi, pomylaem sobie, e to bdzie te prezent ode mnie dla mioci w ogle, ktra to potrafi, e kamie dry jak listek brzozowy na wietrze. Ale zaczem, e nocuj od tygodnia w wagonach na bocznicy. Tu si zagociem. Przysza mi ta myl-olnienie tydzie temu wanie, kiedy po robocie chodziem nad morzem dugi czas, a potem koo portu, a potem po torach na bocznic mnie zanioso. Patrzyem na wagony stojce tam po siedem, osiem sztuk i wpado mi nagle, e to jest przecie co dla mnie. Przypomniao mi si, e ja widziaem gdzie taki widok, jak w jednym wagonie mieszkali ludzie, rodzina jaka, a moe i dwie, firanki na oknach normalne domowe, komin by na dachu wagonu, pamitam dobrze, duga wska rura, dym z niej szed, wic musia by tam piec wstawiony i ludzie musieli si tam ciska wokoo, zima bya, przypominam sobie teraz dobrze, nawet tam podszedem blisko, taki byem zdziwiony, mody jeszcze, bardzo mody. Teraz jestem duo starszy. W sierpniu skoczyem dwadziecia dwa lata. To znaczy od dwch miesicy mam dwadziecia trzy lata. Od dwch miesicy jestem w dwudziestym
56

trzecim roku. A za trzy lata bd w dwudziestym szstym. Widz to jako. Ale za siedem lat bd mia trzydzieci lat i widz to ju bardzo mtnie. Bardzo mtnie. Dalej ju nic nie widz zupenie. Czarne powietrze nieprzebyte. Bardzo to jest dziwne to pynicie czasu. Kiedy miaem na przykad dziesi lat. A jeszcze przedtem miaem pi lat, cztery lata. Nigdy si chyba tak jak naley nad tym nie zastanawiaem: nad pyniciem czasu. Dwadziecia pi lat temu na przykad nie byo mnie zupenie. Nie istniaem. Moe istniaem w czyim marzeniu, to moe by moliwe i to jest dla mnie strasznie mia myl. Strasznie piknie mnie ta myl obezwadnia, e moe istniaem w czyjej tam gowie marzcej, dwadziecia pi lat temu, kiedy mnie jeszcze nie byo, kiedy adnej fotografii mojej nie byo, kiedy mnie jeszcze adne oko nie widziao ani adna woda nie odbia. To jest dla mnie strasznie pikna myl i koyszca. Ale wracam do tamtego: o pyniciu czasu. Dwadziecia pi lat temu na przykad nie byo mnie, bo rzeczywicie mnie, mimo wszystko, nie byo, a czas pyn. Czas pyn. Sto lat temu te czas pyn tak samo. Tysic lat temu te. Widz to zupenie dobrze. Dziesi tysicy lat temu te widz, e czas pyn i widz tam siebie zupenie wyranie i jasno. Co to jest, e tak daleko widz w ty, tysic, dziesi tysicy lat w ty, a nie widz si zupenie dziesi: raz, dwa, trzy, cztery, pi, sze, siedem, osiem dziewi, dziesi lat naprzd. Tylko czarne powietrze nieprzebyte. Naprawd co to jest? Usnem wczoraj nie z t ostatni myl zowrog, e nie widz siebie zupenie za dziesi lat naprzd, tylko z t sodk myl i koyszc, e istniaem moe w czyim marzeniu, jak mnie nie byo wcale zupenie, jak mi jeszcze byo daleko. Ale moe ju kto chcia jednak, ebym si urodzi, ebym wypeni takie i takie czyny, ebym pomci moe kogo, czyje krzywdy i zy albo co innego moe, ebym odkupi czyj straszny grzech, czyje winy cikie niezmazane albo co innego moe, ebym dokoczy dziea, nie wiem. Z t myl niesamowit usnem wczoraj, ktra mnie obezwadnia cakiem, e prawie nie oddychaem. Leaem na tych aksamitnych pluszowych siedzeniach w przedziale pierwszej klasy, w ciemnoci czarnej bo na niebie byo bezkrlewie i ta myl mnie ciskaa za gardo. Obudzia mnie ta sama sprztaczka co wczoraj, przedwczoraj i trzy dni temu. Przychodz tu o szstej posprzta wagony, umy, wytrze szyby od rodka, pozamiata w korytarzach i w przedziaach, bo ta wielka myjka, co tryska wod z mydem i pod ktr si przepuszcza wagony, wymyje je tylko od zewntrz. W rodku musz posprzta sprztaczki. Potem przyjeda lokomotywa i zabiera skad, eby go podstawi na jaki tor przy umwionym peronie, gdzie ju czekaj ludzie, eby wsi i zaj dobre miejsce albo jakiekolwiek. Obudzia mnie lekko, dotkna mi rki leciutko i patrzya, jak otwieram oczy i jak znowu zamykam, bo zobaczyem, e to ona, i spa mi si chciao bardzo. Wczoraj nie mogem dugo zasn. Mylaem dugo o jednej rzeczy, ktra jest taka niezmierzona, e mona by cae ycie nic nie robi, tylko o tym myle. I to ju by bya kropla w morzu. I to te by nic nie dao. Mylaem o pyniciu czasu. A potem ta myl. Ta myl potem zawrotna, e moe istniaem w czyim marzeniu, w czyjej tam gowie marzcej, kiedy mnie jeszcze nie byo, kiedy mi jeszcze byo daleko. No wsta ju. Usiadem z zamknitymi oczami cigle. Jeszcze ma chwil. Tak mi si nie chciao ci obudzi, bo tak spae adnie, miae si przez sen, to znaczy, miae tak min miejc, e a nie mogam ci obudzi. Dobre pi minut tu siedz i widz. Otworzyem oczy. Ale musiaem wcign w to wol wywiczon, eby je otworzy, taka mnie senno niewolia. Wczoraj, jak przyszam, spae cakiem inaczej. Miae zacinite zby, przedwczoraj te, od razu ci obudziam. Na pewno ci si co niedobrego nio. Ale nie pytaam co, eby sobie nie przypomina niepotrzebnie. Poprawiem sobie wosy palcami i zaczem rozciera nogi i rce na krzy, bo zdrtwiaem
57

dosy, ale normalnie. Ranki ju chodne wstaway od dawna. W pocigach jeszcze nie palili. Jakby palili, to zawsze by tego ciepa troch zostao w wagonach. Ale jeszcze nie palili. I byy tylko resztki mae i zwiewne tego ciepa, co ludzie ci zostawili, ktrzy jechali tym pocigiem. Kiedy przychodziem na noc, czuem je jeszcze wyranie. Niezbadane s drogi. Zmarze, bidaku. cierpe. Troch. Za to wypoc si przy taczkach. Bye wczoraj w robocie? Byem. Dobrze. To dobrze. Ale co z tob bdzie? Jak ty chcesz tak dalej? To bdzie, co ma by. Dam sobie rad. Niech si pani nie martwi. Jak ja mam si nie martwi, jak widz tak ludzka krzywd, jak marnieje po wagonach czowiek, jak ja mam... Id. Do widzenia. Poczekaj. Poczekaj. Ju nic nie bd mwi ani pyta. Przyniosam ci troch chleba ze sonin. Pani ma dla siebie? Mam, mam. Niech pani pokae. Masz. Widzisz. Jadem, a ona patrzya na mnie, jak jem. Usid powiedziaa. Usiadem. Nie wiem, jak ona w niektrych chwilach na mnie patrzy. Zupenie jakimi nie swoimi oczami. Co si wtedy z ni dzieje. Jakie fale w nie przypywaj. Ona sama chyba nie wie, co to jest. Bardzo adn ma twarz wtedy, chocia nie jest moda, tylko starsza. Zjadem, wytarem usta przedramieniem, podzikowaem bardzo grzecznie i powiedziaem, e id si troch umy i e bd ju lecia. Nic nie powiedziaa. Zamknem cicho przedzia, nie mwic: do widzenia", nic nie mwic, nie mwic te: ,Jeszcze Polska nie zgina", tak jak mwiem do niej ze miechem, eby j rozweseli, kiedy si egnaem, idc do roboty. Zamknem cicho przedzia, nic nie mwic. Bo nie chciaem jej przeszkadza. Bo widziaem, e te fale cigle w niej przepywaj i byo jej chyba dobrze. Poszedem do ubikacji, nalaem troch wody z konewki do zlewu, ktry zatkaem papierem, i zaczem si my, to znaczy puka rce i twarz zimn wod plodowat, ale ktra jeszcze nie zamarza. Mrozu jeszcze nie byo i nie zauwayem jeszcze te przymrozkw porannych, szronu, suchego wiatru, co cina. Ale patrze niedugo. Patrze niedugo, jak szron oblecze poranki. Popukaem si, rce i twarz, i za uszami, eby senno odpdzi. Nie mwi, e si wymyem, bo to jest adne mycie bez myda. Ale wczoraj po robocie byem w ani. Bogosawiona bd ania-boginia / kpiel ty jeste rdziemna malina / a wodotryski tylko promieniste / s jak pieszczoty wdziku pene czyste / Bogosawiona bd ania-boginia / aska ty jeste raj dla poganina / co wybiedzony utrudzony / przez najdalniejsze gwiazdy prowadzony / Wic bd dla niego i grzeczna i chrzestna / umyj go uczesz ucauj i przebacz / na dug drog daj mu siy koskie i wachlarz wodny gdy si wcieka soce / W listach do sistr tkliwie go polecaj". Uoyem j, t modlitw, zeszej zimy. Ale mwi dalej. Wic byem wczoraj w ani bogosawionej i wymyem si za cay tydzie, ktry by. Jaki by, taki by. Wymyem si do spodu. Dwie i p godziny siedziaem w ani pod prysznicem i troch w parze. Ca kostk myda wytapiaem za trzy osiemdziesit pi. Prawie. Zosta plasterek cienki, ale wpad mi pod deski, pod krat i daem spokj. Tak e brudny nie jestem. Popukaem si i wysuszyem papierem toaletowym, ktry akurat wisia na swoim miejscu, ktrego akurat nie ukradli. Dziw. Brakowao go w caym pastwie. Patrzyem w lustro na moj twarz, na mj dwudziesty trzeci rok. A kiedy miaem dziesi
58

lat, pi lat, trzy lata. Wyskoczyem z wagonu rozejrzawszy si na strony. Drzwi cicho za sob zamykajc. Ranek by chodny. Ranki ju chodne wstaway. Zatrzso mnie par razy z zimna jak nic, jak somk, jak trzcin mylc, jak powiedzia jeden. Tak, zima czaia si tu za horyzontem, tu za tymi ostatnimi wagonami jakie dwiecie metrw ode mnie. Znowu mnie zatrzso. Sprztaczki dwie mode mnie zauwayy, jak wychodziem na otwarte tory. Umiechny si do mnie i zaczy jaki szept. Lubi, jak si kto do mnie mieje. Dla mnie to jest tak, jakbym siedzia na socu. Umiechnem si te. A one szeptay cay czas i miay si jak na balu. Przeszedem przez tory do drogi, do szosy i stanem w kolejce na przystanku trolejbusowym, eby dojecha do miasta. Ludzie stali na przystanku, nard roboczy. Nikt nic nie mwi. Wszyscy milczeli, wyrwani z ciepej pocieli gwizdem pierwszej albo drugiej syreny. Znajomi si witali i milkli. Niektrzy stali z zamknitymi oczami. Moe prbowali sobie pikny sen przypomnie, co im si ni. Kolejka rosa. Raz po raz kto docza i ju nic si nie rusza, sta nieruchomo, zmieniajc tylko nog. Mody chopak z dziewczyn rozmawiali cicho, ale te zamilkli. Ponuro byo. Ranek by taki i ten cay czas. Nikt w gr nie patrzy, ale niebo byo takie samo. Ponure. Ciemne chmury zakryway widok nad widoki. Przyjecha jeden trolejbus, ale nie stan. Ani si obejrza. Zaadowany by do ostatniej deski. Min jaki czas, przepyny cicho bez plusku jakie sekundy i minuty i drugi zajecha i stan. Hamulce mu zapiszczay dziko. Od razu si wszystko rozpado: cay porzdek rzeczy. Kto mg, ten si adowa i nie patrzy. Czy si komu dzieje krzywda. Czy kto by pierwszy w kolejce, czy ostatni z rzdu. Kady myla o sobie. Byleby on. Nie by to widok chlebny. Jakby si kto przewrci, zdeptaliby. Sia tu graa: okcie, brzuchy i samozaparcie. Jakby si kto przewrci, ju by si nie podnis. Zdeptaliby. onierze go nie auj, jeszcze komi go tratuj". Nie by to widok chwalebny, mwi. Nie bya to wielka chwila ludzkoci. Mogem si dosta. Mogem si wlizn miao albo uczepi, ale zauwayem, e jedzie z tyu autobus tym razem. Trolejbus pojecha oblepiony wiszcymi jak winogrona. W autobusie te by tok, te byo ludzi od Chrystusa, ale wszyscy si zaadowali. Pojechalimy. Na nastpnym przystanku i na nastpnym jeszcze si sporo na potg napchao, a nikt nie wysiada i ju nie mona byo si obrci, ani nawet wycign rki z monet. Ci, co siedzieli, spali. Ci, co stali, stali. Kilku si kcio, e jak si nie podoba, to trzeba byo wzi takswk, a nie zawraca tu gowy, e si depce buciki. Tylko wzi takswk i jecha jak lord. I nie zawraca gowy, e tego, mego, okie zawadza, kolano, przepraszam, e yj. Ja staem. Udao mi si wej w to przejcie midzy miejscami siedzcymi i staem oparty o szyb. Mylaem o pyniciu czasu. Ta myl mnie dopada, nie wypuszczajc za obrb. Jak na acuchu byem przez ni zwizany. Jad teraz. Wczoraj te jechaem. Jutro bd jecha. Wczoraj, dzi, jutro. Jutro, dzi, wczoraj. Ktry z tych dni jest najwaniejszy? Co tu si liczy? Moe jestem za mody i za gupi, eby si zabiera do tego i prbowa co z tego wszystkiego wyszarpn. Moe zawsze bd za gupi do tego. Przede mn na pewno byo wielu i na pewno duo mdrzejszych. Nie wiem, ilu doszo i jak daleko, ilu co zrozumiao, ilu si zgubio, ilu powariowao, ilu machno rk. Nie wiem i to mnie waciwie nie obchodzi akurat w tej sprawie. Mona by mdrym, ale nigdy si nie bdzie za mdrym i zawsze mona od kadego si czego nauczy, od najgupszego. Ale s niektre rzeczy, w ktrych nikt nikomu nic nie pomoe, w ktrych na nic si zda mdro i nauka drugiego. Bo trzeba do nich doj samemu. Wasnym rozumem, wasnym wyczuciem, wasn stop wydepta. Wasnymi nieszczciami. Jest kilka takich rzeczy, gdzie trzeba by samoukiem. I midzy innymi to: ktry dzie jest najwaniejszy? Na ktry dzie trzeba stawia? Na wczoraj, na dzi czy na jutro? Ja myl, na ile mnie sta, e najwaniejszy jest dzie dzi i on si liczy, na niego trzeba stawia. Wiem o tym, e nie zawsze. e nieraz trzeba by cierpliwym, czeka w cierpliwoci na jutro, na ten dzie, ktry musi kiedy przyj, i wtedy si postawi wszystko, wypeni si to,
59

co cierpliwie czekao. Ale to jest troch inna rzecz jednak. Bo to jest na przykad zemsta. Wiem o tym, znam to. I jeli o to chodzi, to czekam cierpliwie. Wic wiedzc o tym i o tamtym, a nie wiedzc na pewno o tysicach innych rzeczy, o galaktykach, myl, e najwaniejszy jest dzie dzi. Ktry jest. W ktrym przyszo si y. I bardzo lekko mona doj do tego, e waciwie jest tylko dzi, bo jutra przecie nigdy nie ma, a wczoraj jest tak daleko, e nie ma do niego miary i nigdy nie bdzie. Bo to jest wanie pynicie czasu. Autobus ju wjeda w centrum tak zwane. Ta chwila, kiedy teraz skrca w alej, ta minuta teraz, ju jej nie ma, ju jej nigdy nie bdzie. Ju ona zapada w bezdenne przepacie, przepada na wieki wiekw. Przypomina mi si teraz, e ja ju jednak mylaem dawno przedtem o pyniciu czasu. Przypomina mi si bardzo dokadnie jedna chwila, kiedy powiedziaem sobie, e zatrzymam czas. Byem w kociele na mszy. Pamitam dokadnie t chwil, ale ile miaem wtedy lat, w ktrym byem roku zabij, nie powiem. Byem w kociele na mszy. Moe miaem trzynacie lat, moe czternacie, moe pitnacie. Wic miaem kiedy trzynacie lat. A kiedy miaem na przykad osiem lat, pi lat. A dwadziecia pi lat temu nie byo mnie zupenie, nie istniaem. Usta si moje nie miay, oczy nie pakay, nerwy moje jak te dzikie zwierzta namalowane na cianach w jaskiniach czekay na dzie urodzin. Z podkurczonymi nogami, w lekkim przysiadzie czekay zastyge na ten dzie zeskoku ze ciany paskiej na ziemi, na pyt wirujc. Ale moe ju kto chcia jednak, jak mnie ta myl obezwadnia piknie, jak ona mnie koysze mikko, jak ona mi rozwietla ten ponury dzie, ta myl zawrotna, ze moe kto ju dawno chcia, ebym si urodzi i ebym y. W autobusie by teraz luz. Bylimy w centrum tak zwanym i ludzie si wysypywali na kadym przystanku. I ja wysiadem na swoim. Na budow miaem blisko. Dochodzia chyba sidma. Ta jedyna godzina. Kada godzina jest jedyna, kada minuta, i tak schodzc. Mwi to, ale chyba sobie nawet dobrze nie zdaj z tego sprawy. I chyba mao kto zdaje sobie z tego dobrze spraw. I chyba nie mona, niemoliwe jest, eby sobie dobrze zda z tego spraw: e kada sekunda jest jedyna. Mona sobie z tego zdawa spraw tylko w dalekim, bardzo dalekim przyblieniu. To jest wielkie szczcie jednak. Inaczej bardzo wielu ludzi byoby przez to zupenie zgubionych dla ycia budowniczego. Siedzieliby, nic by nie robili, tylko siedzieliby albo leeliby w milczeniu niewymownym, suchajc, jak pynie bez plusku sekunda za sekund. Doszedem do budowy i wszedem do baraku. Rozebraem si, zaoyem spodnie robocze i bluz, ktre mi dali par dni temu w magazynie. Troch to byo na mnie za due, ale w magazynie powiedzieli, e ju nic nie maj, e nie ma z czego wybiera. W ogle z ubraniami roboczymi byy rne kombinacje. Ci w magazynie uwaali robotnikw za zodziei i kanciarzy, a robotnicy uwaali ich. Ja myl, e troch racji byo po obydwu stronach. Gorca czarna kawa staa na awce. Poyczyem od jednego Kaszuba kubek, eby wypi par ykw przed wyjciem na chodne powietrze. Troch przemarznity byem, nie da si ukry. Nie dlatego, eby zimno byo, bo zimno tak bardzo nie byo, chocia ciepo wcale. Wiatr nie z tych gorcych dmucha po arenie. Przemarznity byem troch dlatego, e spaem w tym, w czym chodziem w dzie. Ni mniej, ni wicej. Nie przebieraem si na noc w piam, tak jak si powinno. I dlatego. Dlatego znowu mnie zatrzso jak nic, jak somk, jak trzcin mylc. Chocia ubrany chodz grubo, dwie podkoszulki, dwa sweterki, bo czsto nie mam gdzie zostawi rzeczy, i wszystko, co mog, kad na siebie. Wypiem szybko par ykw. Przy przeykaniu parzyo w gardle, e trzeba by to chucha i wciga powietrze dla ochody. Wyszedem z baraku i przeszedem plac w stron tego domu, gdzie pracowaa moja brygada. Byem jako pomoc przy murarzach. Robilimy trzecie pitro. Byem w miecie portowym, a robiem na budowie. To prawda. Ale z moimi papierami do portu bym si nie dosta. Wziem wic pierwsz lepsz gazet. Roboty nie brakowao. Ogosze bya caa rakieta: e poszukuje si elektrykw, zdunw, hydraulikw, pomoce
60

domowe, dochodzce, do dziecka i robotnikw na budow co wanie dla mnie. Bo jestem wanie bez fachu, nie mam fachu w rku, jak to mwi. Niedobrze. Niedobrze wanie to jest. Bo fach w rku to jest fach w rku. Nie mam. Chocia co tam umiem. Umiem kilka rzeczy, nawet dobrze, a znam si na wielu. I znam si te, znam si te na niektrych rzeczach dosy niemiertelnych. Nie mwi tego wszystkiego, co jeszcze nie jest wszystkim, eby rang fachu poniy. Fach w rku to jest fach w rku. Mwi to zawsze. To jest pewny chleb. I myl sobie, e bd musia si jakiego fachu wyuczy, szoferki moe albo za elektryka, albo za lusarza, nie wiem jeszcze, dokadnie jeszcze nie wiem. Przedpoudnie mino szybko. Z pocztku, kilka dni temu, tydzie temu, jak zaczem robi, w si wlk. Dzisiaj si zacz drugi tydzie mojej tutaj na budowie roboty. Jaki bdzie, taki bdzie. Dzisiaj przedpoudnie migno sam nie wiem kiedy. Staraem si nie myle, tylko robi. To jest wielkie szczcie, e nie mona sobie dobrze zda sprawy z pynicia czasu. To jest wielkie szczcie, e mona, e udaje si czasami nie myle. Inaczej ta pochodnia, ktra jest we mnie, agiew, ten znicz, ktrym jestem cay od gry do dou i od stp do wosw blond, ten ogie ju by dugo nie pocign, ju by si moe nawet wypali cay. Na pewno. I ju by mnie nie byo. Ju bym nie y. Kiedy rdo wysycha, rzeka umiera. Jeszcze jaki czas wody pyn, ale ju s skazane. Godziny s ju te wtedy policzone. To jest ten czas chyba wtedy jedyny, kiedy mona sobie dobrze zda spraw, kiedy mona niele zobaczy pynicie czasu. Kiedy my wanie przestajemy pyn. Kiedy ju nie pyniemy razem z czasem rami w rami, bok w bok, pier w pier. Wtedy dopiero mona zobaczy dobrze, jest moliwo zobaczy niele, jak pynie czas, jak nas zostawia w tyle coraz bardziej. Jak nam ucieka spod ng. I krew nam ucieka. Blado pokrywa twarz. Wody pyn jeszcze coraz wolniej, koryto schnie w oczach. Nurt jeszcze si wije wziutki, ale ju go nie ma. I jeszcze tylko smuga przemknie wilgoci wsikajcej w piasek. To koniec. Wic udao mi si nie myle cae przedpoudnie. Robiem, co mogem. Lgnem do roboty. apaem si wszystkiego. Nie chciaem sobie na dusz woln chwil pozwoli, ebym zaraz nie zacz myle. eby znowu nie tryskay z mojej gowy pomienie. I tak si narobiem dosy. Ale duch mj odpocz. Ale narobiem si dosy bardzo rce i krzy. I barki od taczek. Najgorzej z windy je ciga, jak podjad naadowane cegami albo cementem. Trzeba nog na wind postawi, eby je odwrci do siebie. Jedna rka silniej podniesie albo druga sabiej, ciar si przechyli, sto kilo, jak nie wicej, i mona nie utrzyma, mona ju nie wyprostowa. Albo si szarpnie za ostro jedn rk, a drug si za silnie na-cinie i w drug stron si przechyla cay lak. Niech to szlag trafi, jakie to s gupie chwile. Przedwczoraj o mao nie poleciaem w d razem z cegami. Chciaem, gupi, utrzyma taczki, eby one przynajmniej nie poleciay. Utrzymaem, ale niech to szlag, jaka to bya gupia chwila. Poleciaa falanga cegie. Pod wind, jasne, nikogo nie byo, to znaczy nie powinno by i nie byo, ale jakby kto by, jakby si kto tam zanuci. Niech to szlag. Zbluzgali mnie z dou strasznie. Co mogem zrobi? Milcze. Milczaem. I tak byo za duo sw. Ale wczoraj przychodz rano do roboty, wchodz do baraku i pomocnik drugi mody byk mwi gono: Oho, przyszed siak. e jak wemie gwno w rce i cinie, to miedzy palcami mu wytrynie. Podszedem do ciany, wziem w obie rce kawa elaza, co tam by, podszedem trzy kroki przed nim i powiedziaem: Powiedz jeszcze co, to ci zadudni w eb. I jest dobrze. Dali spokj. Skoczyli mj wtek. Jakbym tak nie zrobi, obraliby mnie sobie. Za potyrcze. Za ofiar drwin. Ale jest przerwa poudniowa i trzeba by co zje. Dobrze by byo. Wszyscy wal do barakw zabrany z domu chleb ze smalcem albo boczkiem przeksi, czarn kaw popi, co stoi w ko61

tle na awie i dymi piknie. Kaw funduje dyrekcja. Mona pi. Co nasze, to nasze. Pjd co kupi, jakie buki. Za rogiem na gwnej ulicy, na alei, jest sklep SAM". Samemu si tam wybiera z pek, co si chce, na co jest czowieka sta. Bierze si tylko koszyk i robi si kko, i potem si przechodzi przed kas, gdzie kasjerka sprawdza, a maszyna sumuje. Po bokach strae s rozstawione, co filuj, czy kto zamiast do koszyka nie chowa do karmany. Wchodz wic do sklepu. Bior koszyk i rozgldam si po pkach. Czego dusza pragnie, to powiem sysz z tyu. Stoi za mn kierownik. Syszaem, jak go tak tu nazywaj. Ogldam mwi. Prosz bardzo. Tuczyka w sosie adriachaskim, zdaje si, nie macie mwi. Nie, niestety. Ale zamwiem, bo ju paru pytao. Jak bdzie, to ja ju na pewno nie zapytam. Ta gotwka, co mi zostaa, cika ona nie jest. Musi mi ona jeszcze troch posuy do wypaty. Po wypacie moe i sobie nawet ka jedn puszk tego tuczyka w adriachaskim sosie. To nie jest za rzecz. To jest bardzo dobra rzecz. Jedlimy to raz z Karamel i pilimy dobre wino, przegryzajc tuczykiem wanie i rozmaitymi serami. Moe i sobie ka po wypacie. Ale raz. Grosz mi potrzebny, ju mwiem. Przypomniao mi si, jak si raz upi facet po wypacie, jaki inynier podobno, i w tramwaju napada go wielka rzewno, i zacz wypat rozrzuca, a ludzie zamiast zebra i mu odda, to si bili i kotowali wszyscy o t fors i potem inni z gry biegli, bo syszeli, rozeszo si byskawicznie, e kto rozrzuca pienidze setkami. Zakupiem cztery buki w tym SAMIE" i dziesi deko czarnego salcesonu w drugim sklepie i trzy cebule w budce zielarskiej. Siedz teraz w baraku i jem. Jem! Przekroiem buk noem i przeoyem j wdlin. Zaraz mi ten poyczy kubek do kawy, bo jeszcze sam nie skoczy. Jedn cebul te obraem t rusk kiebas, jak niektrzy mwi ironicznie, ale nie wiedz, co mwi. Bo mao jest lepszych rzeczy od surowej cebuli albo upraonej na tuszczu. A ju nie ma dla mnie nic jak moda cebula z zielonym, wiey chleb i sl. Siedz na awie przy kotle blisko, od ktrego ciepo bije lube. Jem! Nie patrz na nikogo i nie rozmawiam z nikim. Nie jestem parszywa owca i nigdy nad nikim si nie wywyszam, i nie wywyszam si nad nich tutaj, jeszcze mi oni s najblisi. Jem. Sekundy i minuty pyn bez plusku. Jeszcze mi oni s najblisi z caej targowicy. I nawet on drugi pomocnik mody byk. Gdzie on jest? Pali papierosa koo brygadzisty. Nie patrzy na mnie. Nie wiem, czy machn na mnie rk, czy mi baty szykuje w cichoci myli za to, e go tak przy wszystkich oniemieliem. Nie patrzy na mnie. Musz uwaa, eby go nie spotka w ciemnym kcie, bo nie mam z nim co szuka. Sekundy i minuty pyn bez plusku. Przedpoudnie migno sam nie wiem kiedy. Przerwa te si koczy. Wszyscy si zbieraj powoli. Skoczyem je. Papierosa zapalam i wychodz za wszystkimi. Str zamyka drzwi za mn na klucz. Przez plac id za moj brygad. Ponury dzisiaj jaki dzie. Soca nie widziaem ani na bysk. Ciemne chmury zakrywaj widok nad widoki. Ciemne wachlarze wdw opakujcych. Ale deszcz nie pada. Za silny troch wiatr. Na morzu fala si wznosi. Woda zmienia kolor. Kutry pyn z pluskiem do portw. Sekundy i minuty pyn bez plusku. I oto stoi ju mody wieczr przede mn. Po robocie, po fajrancie poszedem na obiad i teraz na skarpie jestem nad morzem, pl siedzc, p lec. Odkryem tu wnk na stoku dobrze osonit, ale z widokiem na dal, i przychodz tu co dzie wypali dwa, trzy papierosy. Kiedy przyszedem po czwartej, ciemny dzie jeszcze by. Teraz jest koo pitej i oto ju wieczrjunior stoi przede mn. W porcie zapalaj si wiata. Morze z hukiem bije w falochrony. Piana bryzga wysoko i daleko. Ale do ng mi nie siga. Zapal. Zmczony jestem. Ciemno ju jest zupenie. Czarne powietrze nieprzebyte. Wiatr
62

gwide przecigle. Morze wali si przez falochrony na brzeg i to jest taki gos, jakby gruchay tysice gobi. Zdaje si, e si troch zdrzemnem.

Pkay brzozy, pieway roztopy


Od pieca buchny iskry. Kto przyjdzie powiedzia stary. I zatrbi klakson od bram. Stan' wsta i wyszed otworzy wieo pomalowane niebieskie podwoje. Sycha byo, jak mruczy: zara, zara" i odciga sztab. Wysoka, okryta brezentem ciarwka wjechaa na strzeone podwrze. Niskie wiato reflektorw jakby szukao czego po cianach i oknach pustego, obumarego baraku biura, po zaryglowanych skadnicach rnotowaru i wyludnionym placu. Patrzc przez okno na wszce, niuchjce wiata, przyapaem si, e czekam w bladym strachu na to, e pezncy wietlisty snop padnie zaraz na rzdy kolczastych drutw rozpitych midzy wysokimi betonowymi supami zakrzywionymi u gry do rodka, przesunie si po tym, nagle zatrzyma si, cofnie kawaek do tyu i zwali si caym olepiajcym ciarem na skulon pod drutami posta w obozowym pasiaku. I to jestem ja. Ktry nigdy tam nie byem. Ale groza przesza od innych i na mnie prost drog przejcia i niekoniecznie chorej wyobrani. Czasami to na mnie spadao jak ciemne ponure natchnienie. Stary wrci i usiad na swoje miejsce. Chwil za nim wszed szofer w dugiej do kostek archanielce, jak na to mwiem, czyli barani kouch. Dobry wieczr powiedzia i na powitanie uchyli do gry nauszniki pkozackiej swojej czapy. Wycign plik papierw obcignity gumk i poda staremu wistek. Stary zaoy wolno okulary, wycign dugopis i wpisa mu godzin. Te ruchy stary mia wymierzone. Nie mwi skrupulatnie, bo to sowo nie naley do mojego nie liczcego si jzyka. Ktr pan wpisa? zapyta szofer. Dwudziesta powiedzia stary, podnoszc gow. Dobra. Paskudna jazda, co, panie Ziek? Jak to nasze drogi, panie Stefanie: oddaj si Bogu, wli w konopie. Dobre dla czogw powiedziaem w trwajcym jeszcze ciemnym moim natchnieniu. Tak. Dla czogw tak. No i niegu jeszcze ley kupa. Aha, kto polecia z meblami, panie Stefanie? Romanoch. Wrci? Jeszcze nie. Aha. To dobranoc panom. Dobranoc. Na dworze pod drzwiami kapa rzadki, dziurawy deszcz opadajcej z gazi niegowej wody. Siedziaem w dyurce u dobrego znajomego nocnego stra magazynw. Gra z gr si nie zejdzie. Chyba e trzsienie ziemi. Ale czowiek z czowiekiem tak. Starego poznaem bdzie drugi miesic, a tak jakbym go zna od zarania. Od tych niepamitnych czasw. Zawsze. Przychodziem wieczorem, kiedy mia sub co drug noc, pogada, pogrza si przy piecu, wypali papierosa, jednego, dwa, trzy, pomilcze. I tak, i nie tylko lak, i jeszcze inaczej mijaa zima nam. Moja ktra tam dwudziesta, starego ktra tam szedziesita. Ale nikt z nas nie prbowa si wywysza tym, co mia. aden z nas nie wynosi si nad
63

drugiego tym, co niezaprzeczalnie mia. Pasowalimy do siebie. Nadawalimy si do siebie nie tak jak szedziesit nadaje si do dwudziestu, ale jak szedziesit i dwadziecia nadaje si do osiemdziesiciu. Starego polubiem jeszcze, moe za to najwicej, e nie by zbyt ciekawy. To bya wielka ulga. Moj dosy bardzo skomplikowan histori trudno by mi byo jasno odmalowa. Nawet gdybym chcia. A przecie naprawd to nie chciaem nigdy. Pewnie, co si tam nieraz wypsno przez zby, co si tam nieraz wycharczao przez gardo, par zda tych z dou kopalni, nieraz nawet jakie dusze opowiadanie, pewnie, ale raczej jednak to byy agodniejsze urywki, krtkie fragmenty, raczej to by jednak ten janiejszy margines. Ducha nie wyzionem jeszcze przed nikim. Tu na pewno nie zaskoczy mnie nigdy chwila spowiednia i suchacz serdeczny domniemany. Ale i tego nawet, tych kilku wynurze przyszo mi potem przewanie gorzko aowa, bo okazao si to, co teraz wiedzie moj rk nieuchronnie do napisu: nie warto byo. Ach, kiedy zaswdzi zbyt mocno jzyk, lepiej ugry go. Lepiej naci si tak, ni naci si inaczej. Tylko to wszystko tak si mwi. Wic stary. Wic stary, on mia t pikn cnot, niewiadom czy wiadom, e nie zapdza si swoj ciekawoci za daleko w moje przesze i przysze dane ycie. To bya wielka ulga. Mwiem sam, dobrze, nie chciaem mwi, dobrze. Nie wypytywa nachalnie ani chytr krzywizn i zakosami nie obtacowywa mnie, eby dowiedzie si czego, co mnie trudno by byo jasno odmalowa. Wic tak to byo z nami. Niepisane delikatne prawo midzy nami obowizywao. Tak to byo. Siedzielimy w malutekiej jak puzderko dyurce, stary na krzele przy stole, ja pod cian na awce, na ktrej w nocy stary kad si na godzin czy dwie nielegalnego wicej snu, ale dopiero tak nad ranem, o czwartej, o wp, kiedy zapalaj si po miecie pierwsze chude okna, pierwsza wstaje zmiana i ju raczej przepad penonocny zodziejski czas na pacht i skok. Na razie by wieczr. Od czasu do czasu cika spadajca z drzewa kropla stukaa o niski dach przybudwki. Z niedalekich rogatek miasta dochodzia wesoa muzyka harmonii i bumbanie bbna. Pijackie uniesienia, wycia i wielogosy zaguszay gr instrumentw. Muzyka prbowaa si wydosta z bdnego koa. Weselisko? U kogo? spyta stary. Nie wiem. Ja si pytam powiedziaem. Moe weselisko, moe chrzciny. Od torw sycha byo wekslowanie towarowych pocigw, donone zwarcia buforw, potne ziewania parowozw i kolejarskie gwizdki. Z drugiej strony, od wsi, szczekay gospodarskie kundle. Niektre tak ochryple, e gos nie by to fanfar, lecz krakania wron nad padoem. Muzyka prbowaa si z tego wszystkiego wydosta. Wynajci taperzy robili, co mogli. W powszedni dzie? Co w powszedni dzie? No, weselisko czy chrzciny? Prawda. Imieniny chyba. Najprdzej to imieniny. Albo urodziny. Albo urodziny. W piecu trzaskay brykiety. To te bya rwnie muzyka. Rozgrzewajca zmczone nasze osiemdziesit koci. Siedziaem pod cian, stary przy stole. Wesza kobieta, oddaa klucze i posza pasaem. Za jedne dobranoc" otrzymaa dwa. Stary poda mi klucze i powiedzia dwadziecia osiem". Przechyliem si do tyu i powiesiem pk na tablicy pod numer. Ostatnia.
64

Ostatnia powtrzy stary. Dugo siedzi. Przychodzi chyba na dwunast, to i teraz dopiero ma fajrant. Ale nawet nie wiem. A jak tam u ciebie w robocie? Wychodzi na to, e si koczy odpowiedziaem wolno i nie od razu. No? Klepki si kocz. Przywioz nowe. Pewnie. Pewnie, e przywioz nowe, ale to nie wszystko. Co, masz jakie ski? Z Nowakiem znowu? Skd. Nowaka przecie ju dawno nie ma. Mwiem, Nowak poszed, jak tylko skoczyy si stare skrzynki. Reperowa on chcia, tu wbi gwd, tu dwa gwodzie, klepk dosztukowa i na bok. Nawet jak skrzynka bya dobra, to wbi dwa, trzy gwodzie, eby nowe ebki si wieciy, e niby reperowa. I na bok, i na bok. Jak zdawa, to po sto skrzynek i wicej. To jemu si opacao. Ale jak si skoczya reperacja i trzeba byo zbija nowe skrzynki od klepki do klepki, od pocztku do koca, to on wola podzikowa. Powiedzia, e nie wychodzi na swoje i poegna Spdzielni Ogrodnicz. egnaj, mia; spy z lodami. Robi teraz w Fabryce Guzikw czy gdzie. Nowaka ju dawno nie ma. Jeszcze przed tymi mrozami poszed. Wszyscy poszli. Sam zostaem. To z kim masz ski? Z personalnym? Z nikim. Z nikim nie mam skw. Jak mam, to najwyej ze sob. Ze sob, mwisz? Co jest? No jak to, ojcze nasz, co jest? A co to idzie do nas od poudniowej granicy? Kulawy pies? Zara. Mw no po ludzku troch. Tak jest. No to mwi: czy to kulawy pies, czy tak moe wiosna idzie? Sza. Bya niedaleko. By ten czas,, kiedy dzie dzisiaj duszy o cztery godziny i trzynacie minut od najkrtszego dnia roku, tak podali rano w goniku, jutro jeszcze janie bdzie par minut duej i tak coraz wicej. By mj czas: przedwionie. W modym socu tajay niegi. Na nagich krzakach berberysu i dzikiej ry wisiay kropelki rosy. Nad parujc ziemi dzie i noc staa mga gsta od budzcej si mioci. Z bazi opada kaptur kryjcy rowy pk. By mj czas. Z grek redlinkami biega w d piewajca woda. Po nasonecznych zboczach ciko dyszaa wyzwolona ziemia. Po cienistej brzuchate zaspy niegu niedostrzegalnie tony same w sobie jak wojenne bezpaskie mrce z godu po pustkowiach cielne krowy. By mj czas. Na wskim narzecznym oparzelisku pawio si wodne ptactwo. Krzywki pewnie, ggoy. Lody jeszcze nie ruszay, ale ju niedugo. W lesie tak jakbym sysza dziwne chrapanie sonki. Moe si przesyszaem. Przypomnia mi si Matis, brat Hege, ten, ktry z cigiem sonki zczy swj los. Wiosna, mwisz. Rusza ci si krew. Niesie ci powiedzia stary. Oj, niesie mnie, ojcze nasz. Niesie mnie. Nioso mnie. Patrzyem na bure wzgrza pokryte grabin, na pola niej zacignite mokrym topniejcym niegiem, na mg nad tym wszystkim stojc, gst od budzcej si mioci, i nioso mnie, a bolao mnie w brzuchu. Siedziaem na wystajcym nadziemnym korzeniu wierzby, z otwartej naprzeciw jak rana skarpy zmywana wod czerwona glina rozlewaa si wzorami po niegu. Pkay brzozy, pieway roztopy, by mj czas. Nioso mnie wsika w mg potulnie. Krok za krokiem. Znika z oczu. Znika z pola widzenia. Ale to ju jest inna rzecz, dalsza rzecz. Patrzyem dokoa i a bolao mnie w brzuchu z tego wszystkiego. Na razie musiaem jeszcze czeka. Na razie musiaem jeszcze siedzie. Od sidmej rano do trzeciej po poudniu w warsztacie szopy, zbijajc jedn za drug skrzynki na sezon warzyw i owocw. Po poudniu, po obiedzie, na korzeniu nadziemnym starej wierzby w parowie, wieczorem u starego w dyurce na awce pod cian.
65

Na razie musiaem jeszcze siedzie. Cierpliwoci si uczc. Do koca miesica zostaa rewolucyjna dekada i trzeba byo zaczeka na wypat. Przeliczy papierki czerwonymi obtuczonymi paluchami, schowa do karmany i podpisa list rodowym nazwiskiem ojca, ale ju imieniem syna. Do magazynu z elazem kufajk odda, co przesza moim zapachem, a ja jej, bo trzy miesice to moe przesikn jedna rzecz drug, i jeszcze w niej spaem, zimowe noce u starej panny Amelii, u ktrej wynajmowaem przepierzenie, nie byy najgortsze. Wic spaem w kufajce, zdejmowaem tylko dwa razy dziennie do mycia. Wic do wypaty musiaem siedzie na miejscu, chocia dua forsa si nie szykowaa. Przez ten boy palec. Zrobio mi si wistwo od zadry na palcu, na samym stawie, ropie czy zastrza, jak powiedzia chirurg, ktry mi to przeci i da trzy dni zwolnienia. Potem doda jeszcze dwa. Ale prawie cay tydzie potem nie mogem sobie dobrze da rady z motkiem, z gwodziami i klepkami. Jeszcze musiaem moczy palec w riwanolu, potem w sodzie oczyszczonej, jeszcze wiczy zginania i akordowa moja robota wygldaa przez to wszystko blado. O blu nie mwi. Tak jakby bez przerwy pies trzyma ten palec w zbach, to silniej zwierajc szczki, to sabiej. Taka jaka namitna przenikliwa gra na skrzypcach. To gdzie ci teraz poniesie? zapyta stary. Nie wiem. Zobaczy si. To kiedy? Do koca miesica musz porobi. Wezm wypat, wtedy si rozejrz. Nao troch. Na. Zaadowaem par brykietw do pieca i otworzyem szeroko dolne drzwiczki. Przecig poszed od popielnika do rury, szum serdeczny. piewa jeszcze piknie elazny stary grat. To mylisz, e gdzie indziej bdziesz mia lepiej? Mylisz, e gdzie indziej to jest ycie romana? Nie myl sobie bratku. Wszdzie dobrze, gdzie nas nie ma. Pewnie. Ale czyja si skar, e mi tu le? Trzy miesice robiem spokojnie. Teraz mnie niesie gdzie indziej i nic wicej. Ja tam zbytniego szczcia nie szukam. A co ty szukasz? Ty chocia wiesz, co ty szukasz? Co ja mog szuka? Wiatru w polu. Tak mi si zdaje mrukn stary. Muzyka imienin dolatywaa teraz do nas z dalekiego naddunaju. Walc teraz toczy si mikko gr i doem. Walca zagrali na rogatkach, tam, w ciasnej izbie imienin, gdzie meble wyniesione, a krzesa i stoki pod cian, i ju kania si solenizantce, za ktr rozciga si moe po nierwnym terenie dwadziecia pi hektarw drugiej klasy gruntu, ju kania si jeden z drugim: dny; wic walc poszed stamtd, z dalekiego naddunaju, ten modry, przez gry, rzeki i dwie granice sun falujc, wirujc w krynolinie tiulu i koronkach do rogatek tubylczych miasteczka, skd ju bliziutko do naszej budy, do naszej malej budyurki, gdzie stary przy stole na krzele, a ja na awce pod cian, zebute stopy na rozoonej gazecie Panorama" grzejc lubo. Walc powiedzia stary. I zobaczyem, e z niego te, tak jak ze mnie, wyazi to rzewne stworzenie, zwierz agodny, cho nie oswojony, a oczy nam si mru, zmniejszaj w szczeliny, w szparki, w wski rzutki ksztat, po to chyba, eby lepiej podoa odlegociom, lotom tym niezmierzonym, ktre si otwieraj przed pamici i za ni, i pod, i nad, i z bokw pomienistych, ktre si przed marzeniem, zamarzeniem, przed tsknot straszn, o zamazanych konturach, blado-wiecc, nie wyjawion nikomu, bo niewymown, niedocig nigdy, po uku tym, po zakolu, po paraboli tej. Walc powiedziaem. A walc skoczy si ju dawno, mona powiedzie. Mymy natomiast dopiero wracali z trajektorii, z dalekiej transpodry, krc jeszcze jak czaple, coraz cianiejsze koa zataczajc nad nisk ziemsk nasz siedzib. A siedlimy. Stary na krzeso przy stole, ja na
66

awk pod cian. I zachciao nam si zapali. Signem rk po papierosy, ktre suszyy si na szufli przy piecu, i wycignem paczk do starego. Wzi, ja wziem, pokrcilimy w palcach, eby rozkruszy troch tyto, i zapalilimy. I palilimy nic nie mwic, mocno jeszcze skoowani, otrzsajc skrzyda z resztek cikiej mokrej mgy, ukadajc i plasujc sterwki i lotki. Mina chwila i jeszcze jedna, i jeszcze jedna. Milczao si dobrze. Milczenie byo dobre i ciepe midzy dwojgiem ludzi i nie ma sensu mci dalszym sowem, jak kamieniem, spokojnej rwnej gadkiej tafli wielkiej wody.

Pod Annopolem
Mao, mao brakowao, jak ci kocham, ycie moje, a bym omin to miejsce, gdzie jestem: na awce pod kasztanem. Pod Annopolem na brzegu tej najwikszej rzeki, nad ktr mieszkaem nie raz i nie ostatni. Wysiadem z samochodu, co mnie wiz i ktry dalej nie jecha, i chociaby chcia, toby nie pojecha, bo bya rzeka i nie to, e nie byo mostu, bo most by, ale by wanie w budowie. Na samym wykoczeniu, ale jednak jeszcze nie. onierz sta z karabinem u wejcia i strzeg. Gorcz panowaa straszliwa od duszego ju miesica, trzydzieci pi, czterdzieci pi stopni pod socem to byo normalne, a pidziesit to nie byo te nienormalne, i tak dzie w dzie od duszego ju miesica, dawno ju nie byo czego takiego. Ludzie mwili, e szesnacie lat temu byo co podobnego i tak samo w pierwszym roku wojny dwadziecia trzy lata temu. Jeszcze dalej w ty synny by rok trzydzieci cztery lata temu. Jeszcze dalej gazeta ju podawaa, e synny by w gorczk jeden rok na pi lat przed kocem wieku minionego. Wszystko wszystkim susza i gorcz bya straszliwa i nawet ja, chopak soneczny jak rzadko spotka, syn soca, musiaem co jaki czas w cieniste si chowa, taki ar pada z nieba namacalny. I co jeszcze. W koszuli lej byo ni bez. A deszczu nic a nic caymi tygodniami i to ju zaczynaa by klska dla ziemi spalonej i dla caego narodu. To ju zaczynao by niedobrze dosy. Modli si wic nard religijny o deszczu zesanie, ludzie dawali na msz, szli na procesj, ksidz kropi, ale to byo cigle na razie wszystko ta wicona woda. To by na razie cay deszcz. Zszedem na d na brzeg do ostrogi, gdzie byy odzie i gdzie powinien by prom, bo chciaem si na drugi brzeg dosta, eby jecha dalej. Ale prom by akurat tam, gdzie chciaem si dosta. To ja, czekajc, rozejrzaem si dokoa. Po lewej nade mn most si budowa cay rozhukany, a spod niego, midzy jego nogami wida byo ca lew stron, ca lewic szerokie pole piaskowe, plaa ogromna, bo rzeka scha i scha, i cofaa si coraz dalej i tylko tam, gdzie byy doy, woda si zatrzymywaa, dzieci tam pluskay jak bobry, a dalej, daleko, konie biegay po piasku rozpuszczone, kadc si i tarzajc, bo ich te ogie soneczny nie omija. Jeszcze po lewej sta brzeg wysoki skarpa wysoko podniesiona, w bieli caa janiejca. Bo byy to skay wapienne pikne i wie tam spoczywaa na tych zboczach. Po prawej, po prawicy brzeg i skarpa byy te wysokie i plaa te ogromna si rozprzestrzenia po drugiej stronie rzeki, ktra pyna wolno i zygzakiem. Obrciem si tyem do rzeki, twarz do brzegu wysokiego by tam dom na grze otoczony sadem. Prom wraca z drugiego brzegu z ludmi wesoymi, ale ja ju schodziem z ostrogi mylc o czym innym. Zaczem i pod gr do domu tego otoczonego sadem, gdzie teraz jestem: na awce pod kasztanem. Pod Annopolem na brzegu tej najwikszej rzeki. A wszystko std, e promu nie byo akurat po tej stronie i ja si rozejrzaem dokoa, bo inaczej ju bym by nie wiadomo gdzie. A rozglda, tobym si rozejrza z promu na pewno, i zachwyci, tobym si zachwyci tak samo na pewno, ale moe bym zawrci, moe nie. Tego ja ju nie wiem. Bo to by
67

zaleao od rzeczy nieuchwytnych. Ale wracam do tyu, do siebie, jak id wanie pod gr z pewn myl. Doszedem do potu, co otacza, otworzyem furtk i na podwrze wszedem rozszczekane wiernymi psami. W prawym rogu studnia bya, a obok pod kasztanem awka i st. Czowiek tam siedzia. Dzie dobry mwi. Dzie dobry on mwi chce si pi? Prosz, prosz, tylko trzeba nacign modymi rkami, bo ju pusty kubeek. Dzikuj mwi i zaczem nabiera. Wycignem kubeek, garnuszek sta na studni, nabraem do niego wody i, popijajc, usiadem lekko na awce. Bardzo adnie tu mwi. A tak, niektrym tu si podoba. Bardzo adnie. Komu tu by si mogo nie podoba? Wie pan, jak to jest: jeden woli morze, drugi woli gry. Zaraz ja mwi. Moe tu by dao rad zatrzyma si u pana, to znaczy przenocowa gdzie par dni. Moe by w stodole, nie nazywam si Wygodnicki. Spojrza na mnie troch uwaniej i zamyli si. Ja nic nie mwi, tylko czekam. Niby to z jednej strony wolabym nie bardzo, a z drugiej strony trudno odmwi, bo powiedz pan: przychodzi czowiek, co nic nie chce, tylko przenocowa gdzie bd, to jak tu odmwi. Zapac, ile bdzie trzeba przemwiem. Co tam pomog, kopotu ze mn nie bdzie ani zwady. Piem dobr zimn wod maymi ykami, chocia chciao mi si wypi to za jednym przechyleniem, taka bya gorcz, ale wiedziaem, e za duo wody na gorcz nie jest takie najlepsze i e wanie odwrotnie: tu si trzeba hamowa. Piem czyli wolno maymi ykami i czekaem. No dobrze on powiedzia. Prosz bardzo. Tylko zjedzeniem bdzie kopot, bo wanie mi ona przedwczoraj posza do szpitala i zostalimy z wujem sami. Jemy to i to, zsiade mleko, jajka, ale nic nie gotujemy. Bdzie dobrze mwi. Damy sobie rad. A z on co bardzo niedobrze, e do szpitala? Nie on mwi. Serce, nic takiego. Ale co jaki czas jedzie do szpitala, bo mamy tam znajomego lekarza. Daem jej dzisiaj przez jednego na czekolad, na pomidory. Milczaem chwil i powiedziaem: To moe ja teraz zostawi worek i pjd troch zobaczy. Dobrze, dobrze. Woymy do mieszkania i niech si pan nie martwi. Byo poudnie, jak emy zaatwili t spraw, i ja poszedem. Poszedem nad rzek, na pla ogromn z lewej strony mostu, gdzie leaem dobre cztery i p godziny, co jaki czas do wody wskakujc. Ludzi tam byo na takie miejsce i czas bardzo nieduo. Moe dziesiciu. Potem przyszo moe jeszcze z piciu. A, nie mwic ju o czasie, miejsce byo na jak dawn bitw dwch wojsk po dwadziecia tysicy na koniach. I znowu nie mwic teraz o taborze. Czyli co takiego. Istna dziejowa arena nad rzek wolnopync. Leabym nad wod jeszcze i duej, do samego wieczora, bo przyjemno to bya bardzo tak co chwila si moczy i chodzi, ale byem ju dosy godny i trzeba byo co jednak przeksi. Mona si cae ycie uczy i by gupim, ale je trzeba. To jest sia major. Na przyczku przy wjedzie na most bya budka czy kiosk z rnymi rzeczami. Podszedem tam. Do jedzenia byy tylko czerstwe buki i ogrki. Troch to byo za mao i nie cakiem to. Kupiem mae piwo i zaczem si rozglda za jakim wozem czy motorem, co by mnie podrzuci do miasteczka, ktre byo waciwie bardzo blisko, bo jakie trzy kilometry, ale dlaczego by nie. Ludzi tu si krcio natomiast sporo, sporo robotnikw, a jeszcze wicej onierzy, bo to oni budowali most. Oni tu byli budowniczowie. Obz rozbili zaraz na grce.
68

Stao tam duo cikich samochodw przy namiotach. Zdarzyo si, e jeden cywil zacz motor zapuszcza, podszedem do niego, ale jecha za most, na drug stron, bo motory ju mogy jecha, nie puszczali tylko jeszcze samochodw. Chocia jeszcze w poudnie nie puszczali nawet motorw. Nie czekaem ju, tylko ruszyem do miasteczka. Wywiedziaem si, e s tam dwie restauracje i jest nawet rwnie kawiarnia. Soce miao si raczej ku zachodowi wicej, to znaczy ku doowi, bo do zachodu byo jeszcze ile, a gorcz nie ustpowaa nic, ani kroku, tylko leaa rozwalona jak stado bawow. Powietrze stao. Najmniejszy wiew nie porusza przestworzy, najmniejszy zefir lekki zachodni wiatr. O, byo niedobrze. Byo niedobrze. Nie byo tak, eby nie mona byo powiedzie, e mogoby by gorzej, ale byo niedobrze dosy. Ludzie zwozili, sprztali zboe w spokoju, to prawda. Podrywki jednak trzeba byo odkada, bo ora szo tylko tam, gdzie piach. Tam, gdzie lepsza ziemia, to stwardniaa na ko. Ko by nie pocign, czowiek by nie utrzyma, pug by mg trzasn. O, deszcz by upragniony, deszcz by wyczekiwany. Wiele gw podnosio si w niebo, szukajc tego, czego tam cigle nie byo: piknych obokw. Dochodziem powoli do miasteczka, tak si martwic o kraj mj cigle i cigle biczowany, jakby jakie przeklestwo nieludzkie prowadzio go od aoby do aoby. Na duej tablicy napis mwi, e miasteczko bierze udzia w wielkim wojewdzkim konkursie czystoci i moe dlatego tak czysto byo. Wkroczyem na rynek krokiem powczystym. Restauracja bya zaraz za rogiem, wlazem tam i usiadem. Bractwo pio. Ja zamwiem zup szczawiow i piecze cielc bez kieliszka, bo rozumiem wej z trzaskajcego mrozu do knajpy zadymionej i ciepej i goln sobie jednego czy dwa, eby zagrza nerwy, ale tankowa w tak ciepot, to mi co tu nie gra. Jadem to, co jest, i patrzyem bez zdziwienia na bractwo pijce, bo chocia mi to nie gra, to nie znaczy, ebym si mia zaraz dziwi. Bo nie znam miejsca, dnia ani godziny, eby bractwo nie pio. Zjadem swoje i wyszedem. Ostatnio nie byo le ze mn. Gwiazda moja wiecia jasnym blaskiem. Miaem te troch szczcia. Par krokw kawiarnia bya ta. Poszedem tam, moe lody zje, moe kawy si napi, papierosa wypali po obiedzie. Do zachodu bya jeszcze lepsza godzina. Powietrze stao jak woda. Najlejszy zefir. W kawiarni panowa mrok, bo okna byy zacignite grubymi zasonami, ale niedugo si oczy przyzwyczaiy, lodw nie byo. Brak. Zamwiem kaw i usiadem przy stoliku w pierwszej maej salce. Druga bya jeszcze mniejsza, zdaje si. Siedziao tam dwch ksiy, zauwayem, w dugich czarnych sutannach i kto trzeci. Pili alpini, bo akurat jeden z dwch zamawia: Pani kierowniczko, prosz jeszcze trzy lampki alpini uprzejmie". W mojej salce, gdzie byy cztery stoliczki, przy jednym dwch grao w szachy i dwch kibicowao, ale jeden wyszed i ja dotykajc lekko rk wolne krzeseko, spytaem, czy mona popatrze. Nie mylaem, e spotkam jeszcze tego dnia szachistw. Nie przypuszczaem, przyznam, tego, chocia przecie tak jak yj to mog przypuszcza wszystko i nic mnie nie powinno specjalnie zaskakiwa: czy spotkam na swojej drodze takiego czowieka, czy takiego, czy wciekego psa, czy dzikiego kota, czy samego diaba. I tak jest rzeczywicie, e nastawiony jestem na rne przypadki i rodzaje i przypuszczam przewanie bardzo wiele. Przypuszczam, e moe mnie spotka prawie wszystko. Tak trzeba. eby nic nie byo zaskoczeniem, gdzie nie wiadomo co robi i czowiek si apie za gow. Dlatego trzeba przypuszcza wszystko. e wszystko moe si zdarzy. Inaczej te kilka minut zaskoczenia czy nawet kilka sekund mog zrobi wiele szkody, a nawet zgubi Bogu ducha winnego. Nie chce mi si szuka tak zwanych przykadw z historii oglnej czy z wasnej historii, z wasnego wiadectwa, ale tak jest, jak mwi, a ci, co nie wierz, no c, ci, co nie wierz. Co do szachistw, to chyba dlatego nie przypuszczaem, e to waciwie nic takiego nie byo, adne zaskoczenie, co by mnie mogo zgubi. I to mnie nie zmartwio. To jest u mnie dobre, tak mi si zdaje, e spodziewam si najgorszego, e nastawiony jestem zawsze na najgorszy traf i dlatego nigdy nie narzekam na wasny los i skar si bardzo rzadko, chyba e tyle si nagromadzi, e pachnie siark i prochem, wybuchem niebezpiecznym. Wtedy.
69

Zaczem o tym i od razu mnie ogarno to jedno z moich najgorszych uczu i roztargnie, e moe, par razy, tak mi si potem zdao, skaryem si ludziom niegodnym. Nie wypowiem, jak mocno mnie to gnbi i targa. Wic grali w szachy panowie Iks i Igrek, bo nie znaem ich, pierwszy raz na oczy widziaem, jak oni mnie. Trzeci, ten kibic, mwi do jednego i drugiego: panie inynierze" i wtrca si do gry cay czas, cho zagrania mia dosy sabe. Bardzo rednie. Pomaga jednemu przeciwko drugiemu, ktry gra dobrze. Wida byo, e niewiele sobie z nich robi, e go nie krpuj podwojone siy. Wida byo, e niewiele si stara. Mia trzy piony przewagi i gra spokojnie. Partia bya taka sobie. Dwie wiee, ko i dwa piony na dwie wiee, konia i trzy piony wicej. Ratunek by moe w tym, e piony byy nie w kupie, lecz rozdzielone. Nic nie mwiem, ale kiedy zauwayem, e ko moe adnie skoczy, spytaem, czy mona poradzi. I zaczlimy gra w trjk na jednego, ktry by bardzo spokojny i pewny siebie, co mi si nie bardzo podobao, bo nie mona by pewnym siebie i tego pokazywa. Bo mona by pewnym siebie, ale nie trzeba tego pokazywa. Gra si toczya. Odbilimy dwa piony i ja na miejscu tamtego ju nie tylko bym nie pokazywa swojej pewnoci, ale w ogle bym taki pewny nie by. Bo partia byaju cakiem rwna i o remis mona byo by spokojnym. Ale dostalimy mata jednak niespodziewanego. Nie spodobao mi si znowu, e ten tylko si lekko poprawi w krzeseku. Spytaem go, czyby nie zagra moe jednej partii. Chtnie" powiedzia. Zagralimy dwie partie: pierwsz przegraem, druga bya moja. Na tym skoczylimy i umwilimy si na jutro, bo zrobio si po dziewitej bardzo szybko, jak to przy grze. A ja miaem jeszcze kawaek do rzeki. Pan Rychert prosi mnie jeszcze, ebym za pno nie przychodzi. Raz, e trzeba byo psy spuci na noc, i drugie, e mielimy wozi jczmie raniuteko skoro wit. Szedem szos rwnym krokiem. Powietrze byo nareszcie troch podobne do powietrza. Mona byo nareszcie oddycha. Noc bya czarna, chocia cae niebo migotao blaskiem gwiazd niezliczonych zastpw. Byem kiedy bardzo pyszny chopak, to znaczy owadnity pych wybuja jak powj czy bluszcz. Pod niebem gwiadzistym ukorzyem si. Pod niebem gwiadzistym nauczyem si pokory i skromnoci nalenej. I dobrze si stao, szczliwie bardzo. Wdziczny jestem. Bo teraz, kiedy widz albo spotykam pyszaka, to tak mnie odpycha, jak od smrodu jakiego, jak od niektrych miejskich ustpw. Tak mi mija ostatni gorcy dzie ycia. Z nieba gwiadzistego wszystko wygldao, e jutro bdzie tak samo, e gorcz znowu si rozwali szeroko, e deszczu miego nie trzeba si spodziewa. Kiedy przechodziem koo obozu, cicho ju tam byo, onierze spali ju snem zasuonym, warta tylko czuwaa. W domu gocinnym wiato si palio. Wszedem na podwrze i zaraz pokaza si w drzwiach pan Rychert, bo psy szczekay i pomyla dobrze, e to chyba ja wracam. Wziem latark z worka i kawaek bambusa, ktry ostatnio nosiem jako bro groniejsz, niby si zdawao, i poszlimy do stodoy, gdzie spanie mi pan Rychert uszykowa w ssieku na starym tapczanie. Nawet przecierado miaem z grubego biaego ptna. Pan Rychert mia z tego zrobi agiel. Wygodnie? Bardzo wygodnie powiedziaem, kiedy si wycignem. No to dobranoc. Dobranoc panu. Aha, jad pan jaki obiad? Tak, tak. Jadem w miecie. Jutro ma przyj bratowa, to co tam zrobi. W porzdku. No to dobranoc. Dobranoc panu. Dzikuj. Przez szpary midzy deskami przewiecao wiato gwiazd. Leaem z otwartymi oczami,
70

starajc si nie myle o niczym, nasuchujc, jak mysz szemrze w sianie. Obudzio mnie otwieranie wrt trzeszczcych i wjazd wietlisty triumfalny soca wanie wschodzcego. I ledwie co oczy otworzyem, zaraz musiaem je przymruy. I ledwie co si obudziem, pomylaem, e czasami czuj, jak brak mi czego jest i nie wiem, czego. Wic tak samo w tej chwili, jak tak soce wpado triumfalnie przez otwierane wrota, budzc mnie, poczuem znowu, e brak mi czego. Ale wiedziaem czego. Wiedziaem tym razem. Muzyki. Trbek grajcych albo organw kinowych. Grania. Grania jakiego wysokiego. Wyglda moe, e ja za duo bym naraz chcia, ja, co tak mwiem, e pod niebem gwiadzistym, pod milionami gwiazd nauczyem si pokory i skromnoci nalenej. Ja myl, e jedno nie ma nic do drugiego, e to s dwie cakiem rne cnoty. Zaraz za socem wjecha na klepisko wz drabiniasty naadowany jczmieniem chlebem naszym powszednim. Chleba tego powszedniego niech nie zabraknie nigdy nikomu, a ty, soneczko, nie pal nas tak nielitociwie, nie przepal nam szpiku, daj troch westchn. Dzie dobry powiedzia pan Rychert. Jak si spao? Dzie dobry powiedziaem. Bardzo dobrze. Jak u mamy, co? powiedzia chopak na wozie, chocia nie wiedzia, co mwi. Poszedem si umy prdko, eby si do roboty zabra, bo zaczli beze mnie. Tak mi si zacz ostatni dzie ycia. Roboty byo wszystkiego na dwie i p godziny. Zboa byo, co tam, kilkanacie kop, nieduo. Robilimy w trjk. Ja byem na polu, pan Rychert w ssieku, a trzeci, ten, co przyjecha z koniem, by na wozie. Mody chopak. Gow mia obwizan chustk kolorow. Wuja nie byo. Pojecha na swoje pole, ktre mia za rzek. Zarobi pan na niadanie powiedzia pan Rychert ze miechem, kiedy byo ju po wszystkim. Jajka sadzone czy smaone? Smaone powiedziaem, siedzc przy stole, na awce pod kasztanem, pod Annopolem na brzegu tej najwikszej rzeki, od ktrej szo do mnie co dobrego chyba, bo zawsze ile razy nad ni mieszkaem, nic zego mi si jeszcze nie przytrafio, tylko odwrotnie: ycie miaem spokojne, ludzi ku sobie i adnych tak samo wasnych napadw czy tych stanw ogniowych, kiedy rzucam wszystko, najadniejsz okolic, najporzdniejszych jeszcze ludzi, najlepsz robot, najlepszy dobry pocztek i id. Id, bo duch mnie opta. Szum wielki. Wielkie cinicie serca. Smutek niezmierzony. Lito niewiadoma. Trwoga nieznana. Kawa czy herbata? Niech bdzie kawa. Niech bdzie kawa. Dobrze byo ostatnio ze mn. Nie mogem skary si na garbaty los. Tak mwi tylko, bo nawet kiedy jest le, nie skar si i nie narzekam. Przedtem ju zreszt o tym mwiem: dlaczego. I jeszcze dlatego, e kiedy si tak pomyli troch, co niektrzy wycierpieli i co niektrzy cierpi. Nie mwi o przyszoci, co niektrzy wycierpi, bo nie wiem, co ja jeszcze wycierpi, nie wiem, co mnie za mki jeszcze czekaj i tortury. Tego nie wiem. Mog tylko przypuszcza. A mwiem ju o tym, e przypuszczam duo. Niech bdzie kawa. Dlatego jeszcze si nie skar, e to, co wycierpiaem, to moje. Z kadym podziel si opatkiem, chlebem, kawakiem kiebasy czy kaszanki, jak on nie bdzie mia, a ja tak, ale to, co wycierpiaem, to moje i nie podziel si tym z kadym, bo nie kady zasuguje, nie kady jest godny czapki cierniowej. Niech bdzie kawa. Rce nie bol? Nie. Skd. Co to byo! Trzeba umie trzyma widy. Wiem. Nie ciska. Wanie. Wanie. Nie kady jest mlecznym bratem. Nie przed kadym mona rozpostrze to, co si ma na dnie worka. Zaczem o tym i znowu mnie napada gorycz, wstyd, al, wcieko i nie
71

wiadomo co, e par razy tak mi si zdarzyo, trzy, cztery razy, poskaryem si, podzieliem si cierpieniami moimi i mylami czarnymi nie z mlecznymi brami. Zmylili mnie. Wszystko wygldao i byem pewien, bo inaczej bym nawet nie mrukn, e mam przed sob ich: mlecznych braci. Ale zmylili mnie. agodnoci udawan, mylcym, smutnym wyrazem. Powag. Cztery razy mi si to zdarzyo, jak si przekonaem. A ile razy, co si nie przekonaem. Na wiecie to si musiao zdarzy tysice tysicy razy. Nauka z tego jest chyba jedna: nie otwiera nikomu podwoi. By dobrym trzeba zawsze, dzieli si wszystkim, mio nie, pomoc i sodycz, ale myli najstraszniejsze i przejcia przebyte najgorsze zachowa dla siebie. To chowa do wasnych jaski gboko, coraz gbiej. Tam niech to ronie. Na gboko. W korzeniach. Tu na grze, jeli jeszcze mona dalej y, jeli si chce niech si rozwija i ronie kwiat. Tylko to tak si mwi. Koczylimy niadanie powolutku, wycierajc chlebem talerzyki. Ktra moga by? Dziewita, nie dalej. A soce palio jak za najlepszych swoich czasw. Niebo od tego wszystkiego nie byo ju niebieskie, ale bia powiat zasnute. Tak samo ziemia. Drzewa. Domy. Woda. Jak pod ksiycem zimow por, kiedy ten ksiyc i cielcy si nieg zastpuj wiato dnia. Zapalimy chyba powiedziaem, wyjmujc papierosy. Dzikuj. Te dla mnie za mocne, ale po jedzeniu jednego mona. Pan pali te somki, zdaje si, wczoraj zauwayem. Tak, nie s za mocne i tanie s. Co ja chciaem powiedzie. Pan yje z gospodarki? Nie. To znaczy kawaek pola si ma i trzeba go obrobi, ale pracuj w Rejonie Drg Wodnych. Jako stranik. Aha, aha. To co tak mniej wicej do pana naley? Co pan pilnuje? Karty rybackie? eby si nie kpa, gdzie nie mona? Tak. To te, to te. Ja musz uwaa na wszystko. Musz mierzy stan wody co dzie i zapisa, musz szuka topielcw. W tym roku wyowiem ju szeciu. Pan moe pomyle: to jak ja pilnuj. Ich si nie upilnuje. Ale dalej. Musz pilnowa tamy i co najwaniejsze, musz oznaczy moje sze kilometrw trasy na rzece dla statkw. Mielizny? Nie. Mielizny oznacza drugi stranik. Ja oznaczam najgbsz wod i najlepsze przejcia. Sze kilometrw. Trzy w gr, trzy w d? Przedtem tak miaem, teraz mam sze kilometrw w d. Aha. Widzia pan t kamer filmow w pokoju? Widziaem. To jednego sieranta, co przyjecha tu filmowa. Filmuje most, onierzy, jak pracuj, chcia te, ebym woy galowy mundur i ebym tam poszed, ale mwi sobie: co tam bd z siebie kino urzdza! Na podwrze od strony rzeki wszed jaki czowiek, przywita si i powiedzia do pana Rycherta, e statek Minoga" z fosforytem zawadzi o boj i przeci chyba lin, bo posza z prdem. e widzia to tamten. Grabi akurat na polu nad wod i widzia. I kaza powiedzie. Pan Rychert cicho zakl i gono podzikowa. Ten napi si wody i poszed. Pojedzie pan? powiedzia do mnie. Moe j zdogonimy, jak to nie byo dawno. Pojad powiedziaem. Chtnie. Jak jej nie zapiemy, to bd musia napisa raport. Nie lubi pisa raportw, ale co zrobi. Trzysta zotych kosztuje taka boja. Zamkn dom, poszed do komrki, wzi motor na rami i narzdzia w takim portfelu. Mnie kaza wzi dug pychwk i zeszlimy na d. Na ostrodze sta samochd, na ktry robotnicy adowali drzewo, supki i elastwo ze starego mostu. Pan Rychert spyta, kto im
72

kaza wjecha na tam. Powiedzieli, e kierownik. Nie powiedzia pan Rychert. Tak nie bdziemy. Szofer wsiad, nic nie mwic, i wycofa wz na brzeg. Pan Rychert zaoy motor do odzi i odbilimy na szersz wod. Ale motor nie chcia zapali. Tak to jest poycza komu motor" powiedzia. Prd znosi nas wolno, krcc odzi. Motor w kocu zapali, ale czasu si troch stracio. Mijalimy wanie tego, co grabi na polu i widzia. Dawno to byo? krzykn pan Rychert. Dobre dwadziecia minut odkrzykn tamten. Sunlimy zgrabnie i szybko. Tu na wodzie soce lejsze byo, mona byo oddycha i od ruchu odzi drobny wiaterek owiewa. Po lewej stronie na brzegu widniay wzgrza lodowcowe, rwne wszystkie, jakby wymierzone, tak zwane moreny. Pan Rychert powiedzia, e chyba jej nie zapiemy. Ale moe j nastpny stranik zauway i wyowi. Albo jaki rybak. I na pewno odda, bo komu i gdzie to sprzeda. Statek jecha przed nami w gr rzeki. Spytam si, czy nie widzieli. Jak nie, to zawracamy. Nie bd jej goni Bg wie gdzie. Napisz raport i bd musieli zapaci. Bylimy ju blisko statku, zrobilimy uk i zrwnalimy si z nim bardzo zrcznie, dobijajc burta do burty. Niech pan zakrci acuch na pachoku. Kiedy to zrobiem, zgasi motor i wsiad na statek do kabiny sternika. Z tyu na rufie byli jacy ludzie, matka ze starszymi dziemi, na pewno jako pasaerowie plegalni, i marynarz rozebrany do pasa. Skr mia jak mosidz. Spytaem go, czy nie widzia moe boi pyncej. Nie widzia. Pan Rychert wyszed z kabiny i te go jeszcze zapyta. Powiedziaem, e ju go pytaem. Napisz raport" trzeci raz powiedzia pan Rychert. Kawaek przed mostem odczepilimy si, pan Rychert zapali motor i dobilimy do ostrogi, w to samo miejsce. Robotnicy cigle adowali. Jakby ciarwka staa na ostrodze, mieliby duo krtsz drog i by si tak nie namordowali, ale pan Rychert te mia swoje racje i robi, co do niego naleao, nie, eby im robi na zo. Teraz ja wziem motor pod gr, a pan Rychert wioso i portfel z narzdziami. Motor way jakie trzydzieci kilo i grka bya do ostra, ale nie zasapaem si prawie nic, bo ostatnio byo dobrze ze mn, jak mwiem. Nie byem wcale sterany. Dobrze si odywiaem i byem w penym blasku si. Soce tylko za mocno pompowao i chwilami bezwad ogarnia i senno. Czy nie? I wanie zaraz po tym, jak postawiem motor pod szop, nie zasapawszy si prawie nic, ogarno mnie to. Bezwad jaki, zniewolenie i senno wielka napada mnie nagle z gry na d jak jastrzb. Po paru minutach to przechodzi, ale pomylaem, e pjd jednak si troch pooy. Wlazem do stodoy, wytrzepaem agiel z kurzu i paprochw i pooyem si na wznak, na plecy, tak jak zawsze, nawet w najspokojniejszych miejscach, kadc si spa, gdzie nie powinienem si niczego ba ani by ostronym, ale to ju mi weszo w obyczaj spa na plecach, nie na boku, eby sobie ucha jednego nie zatyka. Waciwie to bya dziwna zachcianka, e poddaem si i ulegem sennoci, bo od bardzo dawna ju nie kad si spa w rodku dnia, chyba e nie kadem si czterdzieci par godzin i ju mi si troi w oczach: zaczyna si drganie powietrza i falowanie widoku. Wtedy to normalne. Ale tak, to nigdy nie kad si spa w rodku dnia. al mi. Ostatnio zauwayem, e coraz czciej ocigam si ze spaniem nawet wieczorem. Buntuj si. Nie chc. To znaczy, chce mi si spa, ale ja jeszcze nie chc. Buntuj si. Bo al mi. Sen to jednak jest jaki koniec. Co si urywa. To jest takie par godzin mierci. Par godzin letargu. Czyli nie-ycia. Wiem i na pewno lepiej ni wielu innych, co to jest za cudo wiata sen. Co to jest za bogosawiestwo i ulga. Wiem, co to jest obudzi si rano jak szczygie. Zdaj sobie spraw z tej wagi. Ale dla mnie, mwi, dla mnie moje krtkie ycie nigdy nie bdzie za dugie. I dla
73

mnie najwaniejszy nurt to ten, gdzie jestem, gdzie nic nie wiem, ale gdzie prbuj wiedzie, co si dzieje dokoa. I dlatego buntuje mnie nocny cud wiata sen bogosawiony. Bo tam mnie nie ma. Moe jestem, ale w innej strefie, wrd mgie si lizgam, a nie chodz po ziemi tej przekltej umiowanej popkanej i spalonej od ognia sonecznego. I dlatego tak samo cign dalej ni ycia, dlatego tak samo dziecistwo nienawidz to najwczeniejsze i dalsze, a do tego miejsca, kiedy obudziem si z tego dugiego spania, przetarem oczy i zobaczyem, jak kolory wsikaj w mg, a stoi przede mn widmo czarno-biae. Nie zasnem. Senno mi przesza, ale jeszcze nie wstawaem. Leaem dalej spokojnie. Nie mylaem, e to jest nie moje miejsce o tej godzinie. Nie mylaem, e powinienem by gdzie indziej i robi co innego, ni lee tu na starym tapczanie, na biaym ptnie aglowym, w ciemnej stodole pokutej wskimi smugami soca, pod Annopolem na brzegu tej najwikszej rzeki. Tak nie mylaem. Leaem spokojnie. Potem wstaem i wyszedem na olepiajcy blask. Moich oczu zawsze zmruonych teraz chyba prawie nie byo wida. Wskie szczeliny. Patrzy pan, co nie grao powiedziaem do pana Rycher-ta, ktry przed szop duba przy motorku. Tak. Widzia pan, e nie chcia zapali sukinsyn na wodzie. Ja to musz mie zawsze motor w pogotowiu, bo nie wiadomo, co moe wyskoczy. Ale tak to jest poycza komu motor. Za dobry jestem. Przyjdzie znajomy, chce poyczy, bierz, mwi. Tylko uwaaj. Ale jak si kto nie umie obchodzi. W kuchni krcia si jaka kobieta, ta bratowa na pewno, co miaa dzisiaj ugotowa jak zup. Syszaem, jak przysza, kiedy leaem w stodole. Nie mwiem o tym, bo mwiem akurat o innych sprawach i nie chciaem sobie przerywa i traci rozpdu. Co, nie mg pan spa? powiedzia pan Rychert. Jako nie. Za gorco. Trzeba byo wzi agiel i i si pooy do ogrodu, bo w stodole wszystki kurz si podnis po dzisiejszej zwzce. Nic si nie stao. Acha, jak pan chce teraz gdzie i, to niech pan tak za jak godzin wrci. Bdzie obiad. Bratowa gotuje zup winiow. Lubi pan? Lubi bardzo. No to niech pan gdzie za godzin wrci. Ja tu musz jeszcze poduba przy motorku. Zdaje si, e ju wiem, co mu jest. Poszedem na most. Ruch tu by duy. Robota hulaa. onierze rozebrani do pasa, ale w spodniach i w butach z cholewami. Jedni ukadali podog mostu z grubych czworoktnych nasmoowanych bali, inni przykrcali albo dokrcali ruby na konstrukcji, stukajc kluczami, e a cay most dwicza przecigle, inni spawali. Zauwayem tego sieranta maego z kamer, jak ich ustawia i filmowa. Potem wod filmowa, pla dziejow, brzeg, skay wapienne, moreny te dalej po lewej stronie, potem znowu onierzy. Takie tu byy ujcia, e tylko jedzi po tym i wszystko. Nic doda, nic uj, adne kombinacje. Film z tego musia wyj bardzo pikny. Most by na samym wykoczeniu. Usiadem przy jednym onierzu, ktry odpoczywa i ktry mi powiedzia, e most mia ju by oddany dwa dni temu, na wito lipcowe, ale nie dali na czas materiaw i wszystko dlatego. Teraz chopaki pieszyli si, bo zaraz po wykoczeniu mostu mieli i do cywila. Byli troch li, bo jakby wczeniej skoczyli, toby wczeniej poszli do domu. Wzili ich z rezerwy. Mieli ju normaln sub za sob, jedni dwa, drudzy trzy, cztery lata temu. Wzili ich specjalnie do budowy tego mostu, bo to bya jednostka specjalna. Saperzy od budowy mostw wanie. Jedna ekipa stawiaa most pod Dblinem, a druga tu, pod Annopolem. W ogle postawili ten most byskawicznie, ale mia on by tylko na trzy lata, dopki nie wybuduje si nowego. Potem mia by rozebrany. Ten prawdziwy
74

most ju zaczynali stawia. Na razie wbijali supy na lewym brzegu, jakie siedemdziesit metrw bliej, przy pomocy kafaru spadajcego z gry. Widziaem to i syszaem ten huk potny i rwnomierny, ale nie pomylaem, e obok jednego mostu buduje si drugi. Czyli e budoway si dwa mosty. Tak powiedzia onierz. Troch pogadalimy jeszcze i on si zabra do roboty. Ja siedziaem dalej. Paliem papierosa i patrzyem na wod, na rzek wolnopync jak baranek. Mylaem o tym, e ona si teraz tak kula leniwie, wylegiwa si prawie, plauje, muska lekko bokami ciepy brzeg, ale e ona jeszcze swoje pokae. I e ona swoje ju nie raz i nie dwa pokazaa. I pokazaa tej wiosny wanie, co potrafi, kiedy przedwiosenna ciepota rosnca zacza lody topi i kruszy, ktrych si uzbieray grube pokady, bo zima te bya taka synna. Ostra i krwawa. Dawno nie byo czego takiego. Starzy ludzie musieli wraca pamici daleko, daleko w przeszy czas. Wic lody poszy z wodnym prdem. By to widok wojenny wprost. Pynicie wielkich biaych ruin. Rozwalonych cian domw i dachw. Ale jakby mao byo tego, to po drodze jeszcze spustoszenie nis ten pochd, ruin, pola zagarnia, ki, ogrody, chaty przybrzene, mosty ama. Ten. Ten wanie, na ktrym siedz w tej chwili, ten sam pad pod ciosami. Sto osiemdziesit metrw runo w rzek-niszczycielk. W t sam, ktra teraz pyna wolno jak baranek, muskajc lekko bokami ciepy brzeg. Wic mylaem o tym, takie miaem w gowie obrazy, ale potem przestaem myle, obrazy odeszy. Zaczem si zapada: patrzyem na wod uporczywie, ktr z pocztku widziaem, ale pniej jakby rozmazywaa si, przemieniaa si w powietrze czy mg, jeli jest taka mga przezroczysta. Zapadaem w leje. Papieros sparzy mnie w palce i ocknem si. Czas, ktry trzyma nog w powietrzu, kiedy si zapadaem, teraz postawi j i zegary ruszyy. Usyszaem znowu dyszenie soca i poczuem na goym karku jego rk rozarzon. Z czyjej rki zgin? Cze powiedziaem do onierza. Poszedem w stron domu na obiad. onierze rozebrani do pasa wykaczali ostatnie roboty. Pot z nich nie spywa. Pot z nas wszystkich dawno ju spyn. Ile moe by potu. Na most wjeda ju na prb duy wojskowy wz z przyczep. Podoga mostu pod nim turkotaa jak karabin maszynowy. Zupa bya przepikna. Winiowa ze mietan. Do tego kartofle gorce okraszone tuszczem, posypane drobno koperkiem. Jedlimy na powietrzu. Siedzielimy wszyscy przy stole na awce pod kasztanem, pod Annopolem na brzegu tej najwikszej rzeki. Od najstarszego do najmodszego: wuj, pan Rychert i ja. Jedlimy ze smakiem, powanie i wolno, milczc, tak jak przystao, jedzenie szanujc. Kady jad i drugiemu nie przeszkadza. Kady by zajty jedzeniem i opdzaniem si od much. Ach, te chuligany. Nie dadz nawet spokojnie zje powiedziaa bratowa niosc dolewk. Dlaczego nie kupisz, Wacu, lepw albo jakiego proszku na te zarazy? powiedziaa do pana Rycherta. Mona by w kuchni powiesi albo posypa na noc. A bo to co pomoe? Troch tam pomoe wyrzekem. Trzeba bdzie kupi powiedzia wuj. Lato waciwie dopiero si zaczo. To prawda. Jedlimy dalej, milczc i opdzajc si od much. Naraz wuj wsta, a ja wtedy usyszaem jakie krzyki od mostu. Podeszlimy do potu z panem Rychertem. Wuj tam ju sta. Nie odwracajc si powiedzia: Most si pali. Ruszylimy wszyscy, ale ja wyskoczyem pierwszy przez furtk, zbiegem z grki i dalej. Ju
75

wojskowa ciarwka trbic nieprzerwanie wjeda na most. Uczepiem si z tyu i pojechaem. Zaadowana bya onierzami. Z tyu nic nie byo wida, ani gdzie si pali, ani dymu. Ale te nic nie czuem nosem. Stanlimy na samym rodku mostu. Zeskoczyem, onierze te byskawicznie, bardzo duo ludzi byo zgromadzonych, onierzy i cywilw, ale ognia nie byo wida ani dymu. Leciuteki swd tylko poczuem. Przepchnem si bliej, zobaczyem, jak pod mostem dwch cywilw polewa wod drzewo mostowe z kubeka, ktry mieli na lince. Co si stao? spytaem najbliszego onierza obok. No, zapalio si to prchno. Iskra posza od spawarki i si zajo. W mig. Dobrze, e ci pod mostem zauwayli. Jasna cholera, jakby to miao teraz si spali. Ze starego mostu zostay w wielu miejscach drewniane czci. Moe kiedy to byo zdrowe drzewo, ale to dawno. Wiatr, deszcz, soce, mrz, zmiany powietrza, robaki i normalnie zaczynao prchnie. I w takie wanie prchniejce gniazdo, suche i nagrzane, iskra wpada jak mijka. Ale na szczcie dwch to zauwayo. Teraz podali im z gry ganic, jeden wzi, odbi i biaa piana trysna z sykiem. Pod belk kto krzykn z mostu. Tam si moe jeszcze tli. I wszystko. Do koca. Nie aowa! krzykn drugi. Tam ju za Boga nie ma ognia powiedzia jeden. Zlali wod, dwadziecia kubekw. Szkoda ganicy. Co tam szkoda. Szkoda umar i dzwony mu nie biy, bo szkoda. wita racja. Nie byo ju obawy. Ludzie zaczli si rozchodzi pojedynczo i maymi grupkami. Ostroni mwili, e powinno si zabroni na mocie palenia papierosw. I ja zawrciem. Obawy ju nie byo. Mona byo dokoczy obiad. Nieszczcie ci omino, biedny mj kraju, obsiany cmentarzami, posgami i witymi figurami: Od powietrza, ognia i wody zachowaj nas, Panie". Szedem powoli po mocie. Gorcz bya niepodzielna. Przeszedem most i ten kawaek i zaczem wolno pod gr wchodzi wsk kamienn ciek. Na grze przed furtk odwrciem si i spojrzaem szerokim pkolem. Nieszczcie przeszo obok, biedny mj kraju: daleko, po drugiej stronie rzeki paliy si nadbrzene kpy i faszyny. Wiatru nie byo i dym nie snu si, tylko szed w niebo prostopadle.

Los niezomny
Schodziem wolno ze wzgrza. Spoczywaem tam. Leaem zwalony i patrzyem w niebo niebieskimi moimi oczami. Zapomniaem si cay. Byem nieistniejcy. Leaem, spoczywajc bez pamici tak, jak w grobie nieznany onierz. Cze mu oddaj i hod, ktry jest w tym dumnym dla mnie porwnaniu. Teraz schodziem wolno ze wzgrza, jakbym z nieba schodzi na ziemi t. To wszystko jest prawda. Ale prawdy jest wicej. Caej prawdy nie znam. Kto zna, niech powie. Bo ja jej nie znam. Ja jestem tylko prawdomwny. Ale caej prawdy nie znam. Nawet w te dni, nawet w te dni boskie nie przeszo mi nigdy przez myl, e znam ca prawd. Nigdy mi si to nie zdarzyo. Wic mwic prawd i tylko prawd, caej prawdy powiedzie nie mog, bo jej nie znam i nie mog zna. I chyba nigdy si nie dowiem. Mwi, co wiem. To, co teraz powiedziaem, wyglda, jakbym mia co strasznego dalej do wyjawienia. Co straszliwego: wielk katastrof, nieszczcie jakie ogromne, zbrodni, o ktrej gdy si sucha tylko albo czyta, cierpnie skra i wosy na gowie zaczynaj ku jak szpilki. Jak nieraz od zimna. Tak wyglda to, co napisaem. Jakby to by wstp do. Jakby to byy sowa dla wysokiego sdu w sali, gdzie proces. Wic nie. Nie tyle to.
76

Zanim doszedem do wzgrza, gdzie odpoczywaem, lec bez pamici, zanim doszedem do tego wzgrza, gdzie si zwaliem bez si, spoczywajc bez pamici, patrzc w niebo niebieskimi moimi oczami, zanim tam doszedem, szedem dugo. Jeszcze duej. Za mn nic nie byo. Nie uciekaem przed nikim ani przed niczym. adna panika mnie nie cigaa ani sfora, ani kto pojedynczy. Przede mn te nic nie byo w normalnym rozumieniu, w normalnym oczekiwaniu. aden punkt. Nie szedem, eby gdzie doj w normalnym rozumieniu. eby kogo zobaczy i ucaowa ani eby si na kim zemci. Bg mnie te nie prowadzi. Nic. Nie szedem do celu. Szedem nigdzie. Szedem dugo. Jeszcze duej. Mwi, co wiem. Wic mwic prawd i tylko prawd, caej prawdy powiedzie nie mog, bo jej nie znam. I chyba nigdy si nie dowiem, dlaczego i po co przeszedem dzisiaj adne trzydzieci pi, czterdzieci albo czterdzieci pi, nie wiem, kilometrw, bo nie wiem, ile zrobiem, na supy nie patrzyem, czasu nie mierzyem. Nie to miaem w gowie. W gowie miaem lekki szum. Na pewno. Na pewno nigdy si nie dowiem, dlaczego dzisiaj nie skoczyem niadania, nie dopiem kawy, tylko wstaem i powiedziaem do gospodarz, eby mnie obliczy i eby mi wypaci, ile si naley, bo odchodz. Bo musz i. Wyszedem na podwrze, podszedem do potu, zdaje si, oparem si o sztachety, zdaje si, i patrzyem w pole, ale nic nie rozrniaem: pierwszego planu, drugiego i tak dalej. Nie to miaem przed oczami. Przed oczami miaem biao. Mwi, co wiem. Potem gospodarz mnie zawoa, zdaje si, powiedzia par sw, tak jakemy si ugodzili" powiedzia i da mi pienidze. Potem musiaem si chyba poegna, wziem bluz z sieni, na podwrzu na pewno poszedem pogaska psa. I wyszedem na drog. Szedem dugo. Jeszcze duej. Tak doszedem do tego wzgrza, gdzie si zwaliem bez si na wypalon traw i leaem, spoczywajc, patrzc w niebo niebieskimi oczami. Teraz schodziem wolno ze wzgrza, jakbym z nieba schodzi na ziemi t. Ng zaiste nie czuem. Jakbym cay dzie szed w kko za komi w maneu. Bo tak byo. Niby szedem cay dzie prosto drog, ale waciwie to tak, jakbym szed w kko. Bo nigdzie nie chciaem przecie doj. Nigdzie nie szedem w normalnym rozumieniu. Mwi, co wiem. Caej prawdy nie znam. I jakby droga prowadzia w kko, tobym przy kocu dopiero zauway, e doszedem tam, skd ruszyem. Albo i bym nie zauway nawet i min. Drugie koo zataczajc. Bo nie to miaem w gowie. Nie o to mnie gowa bolaa. Gowa mnie strasznie bolaa o co innego. O to, jaki jest sens. O to moja gowa caa falowaa i buchaa ogniem. Jaki jest sens. O co tu chodzi w tej caej rozgrywce. O co tu chodzi w tym caym pakiecie nut. Kto tu moe wygra i co tu mona wygra. O co si toczy wojna. I jaki jest mj sens. To miaem w gowie. O to mnie gowa bolaa ju nie po raz pierwszy. Id. Jeszcze troch. Bo kiedy, wiem, kiedy, i to nie jest tak daleko, usid albo poo si i ju adna sia mnie nie ruszy. Bo skamieniej. adna sia mnie ju nie ruszy. Nic mnie ju nie zmusi, eby wsta. eby powsta. I id do tego prosto, nie zygzakiem, ale prosto drog, i czuj, e to nie musi by tak daleko, jeszcze troch, jeszcze co musz przedtem zrobi, chocia, tak mi si zdaje, e jak ju bd siedzia nieruchomo albo lea, to na pewno mi przyjdzie taka myl do gowy, e niepotrzebne mi to byo, nie trzeba byo, nie warto byo, e trzeba byo od razu usi albo si pooy, jak tylko zobaczyem, co i jak, trzeba byo od razu natychmiast usi nieruchomo albo si pooy gdzie, na uboczu, albo zamurowa si gdzie, zarobi jak najprdzej troch waluty i kupi cegy, wapno i cement i zamurowa si gdzie na uboczu. I cze. Tak mylaem dzisiaj idc. Tak mylaem ca prawie drog, trzydzieci dobre albo czterdzieci, nie wiem, kilometrw, nie patrzyem na tablice, czasu nie mierzyem. Prawie cay czas tak mylaem dzisiaj idc. Ju nieraz to miaem, wiele razy, ale pierwszy raz zaczem o tym dokadnie. W szczegach. Nie tyle jeszcze o czasie, ale o miejscu. Przypominaem sobie rne rozrzucone na uboczu miejsca i rozpatrywaem. Wybieraem.
77

Braem je pod rozwag. Odrzuciem wiele, a wybraem dwa. Ale z tych dwch nie mogem wybra, bo jedno mi wygldao lepsze od drugiego. To, o czym ja teraz mwi, to tylko ja wiem, co to jest. Nie dlatego, e wiem to dokadnie i w szczegach, e widz jak na doni te dwa miejsca, jedno lepsze od drugiego, i znam przybliony czas. To, co ja teraz tu mwi, to tylko ja wiem, co to jest. Duo tu padnie niepotrzebnych spojrze. Ale moe jednak jedna para oczu albo dwie. Wic to miaem w gowie ca prawie drog. Nic innego, tylko to. Uznaem, e to jest dla mnie najlepsza rzecz i jedyny sens. Uznaem, e lepszego dla mnie, gobia, wyjcia nie ma. Bd co bd i wszystko wszystkim. Uznaem, e ja przecie zawsze bd mia oczy i uszy otwarte, i rozum, i to, gdzie mi si ttno szamoce, i nigdy si na to nie zgodz, co jest. Nie dlatego, e nigdy nie poznam caej prawdy, bo to jest jasne. Z tym si zgadzam. Z tym si zgodziem dawno, dugo nie mylc albo wcale. Z tym si moe nawet urodziem oczywicie. Bo to jest los kadego, czy chce, czy nie chce. Na to nie ma rady. To jest jasne. To jest ze wszystkiego najjaniejsze. Caej prawdy si nigdy nie pozna. Z tym si urodziem i z tym si rodzi kady. I z tym kady umiera. To jest przy mierci tak samo najjaniejsza wieca. Wic nie dlatego si nigdy na to nie zgodz, e nigdy caej prawdy nie poznam, e nigdy nie bd wiedzia wszystkiego. Bo wiem, e tak jest i tak musi by. Niezalenie. Obojtne co. Wiem, e umr z tym i e urodziem si z tym. Ale nie urodziem si padalcem. I nie urodziem si r. I nie urodziem si szczurem. Pikn hortensj. Tylko tym, czym jestem. I nie urodziem si szakalem, hien. I nie urodziem si wielkim, potnym dbem, gonn olch. I nie urodziem si niczym innym, tylko tym, czym jestem. I urodziem si z pozorami. Tylko z nerwami. Z nerwami tu pod cieniutk skrk. Uznaem. Uznaem dzisiaj idc, e przecie nigdy si na to nie zgodz, eby by tym, czym nie jestem, a od czego si roj pkule. Ani na to, ani tak samo na to, e: jako to bdzie, jak pan Bg da zdrowie, a Matka Boska pienidze, co si musi zmieni, byle do wiosny. Uznaem, e tysic razy wol przemin jak kometa. Tysic razy wol mign tylko jak meteor i wsikn w niezgbione mgy. Caej prawdy nie znam. Mwi, co wiem. Uznaem to i uznaem, e najlepsza dla mnie rzecz i jedyny sens jest usi. Usi gdzie na uboczu, oprze si o drzewo albo o ska, albo pooy si na trawie, na liciach, waln si na ziemi i ju tak zosta bez ruchu, lee nieruchomo i przypomnie sobie wszystko, wszystko co tylko, zebra, przywoa ze wszystkich stron zaktkw, wielki apel pamici zrobi, a uronie jak balon i uleci w powietrze. I wtedy ju spokojnie, cicho, tak jak przystao, godnie wsikn w gleb, jak majowy deszcz. Uznaem, e to bdzie najlepsze dla mnie uznanie. To, co ja teraz tu mwi, duo tu padnie niepotrzebnych spojrze. Ale moe jedna albo dwie pary oczu. Bo to jednak nie jest wszystko jedno. Wic tak mylaem dzisiaj idc ca drog. To miaem w gowie i przed oczami. Ten obraz. Szedem prosto drog i patrzyem przed siebie, naprzd, nie rozgldaem si na boki. Tak szedem dugo. Jeszcze duej. Mijaem wioski, kury, gsi, owce na samym rodku szosy, krzye, kapliczki przydrone, jakie wiksze miasto, nie wiem, nie pamitam dokadnie, caej prawdy nie znam i nie to miaem w gowie i przed oczami. Przed oczami miaem tylko jedno patrzenie. Proste. Tam gdzie lniy mi te dwa miejsca, ktre wybraem, rozpatrywaem dokadnie z dwudziestu i wicej, i dalej nic, nie mogem z tych dwu teraz wybra, jakby si co we mnie chciao sprzeciwi i stawiao mi barier. Nie cian gadk pionow do przejcia, ale barier, przeszkod, eby tylko troch opni. To rozumiem. Rozumiem i wybaczam. Zrozumiaem, e na pewno jeszcze bdzie kilka takich przeszkd: eby tylko troch opni. I e one mog swoje zrobi. Mog mi wszystko troch opni. Ale zrozumiaem to i wybaczyem. Szedem prosto dalej. Potem szedem jak we nie, a jeszcze potem szedem waciwie tak, jakby to ju si stao. Jakby ju mnie nie byo. Jakbym to nie ja szed, tylko mj duch
78

zocisty. Ten sam, ktry dugo po mnie bdzie si wasa. Tak doszedem nie do wzgrza jeszcze, gdzie zwaliem si bez si i spoczywaem jak w grobie nieznany onierz. Cze mu oddaj i hod. Wic tak doszedem nie do wzgrza jeszcze, ale ju niedaleko i gdybym podnis gow, to moe bym je zobaczy. Tak doszedem do tego miejsca, gdzie zwolniem. Gdzie zwolniem kroku i potem coraz bardziej i ju szedem wolniutko, wycierajc bluz spocone czoo. To nie bya myl-olnienie, ktra kiedy ju wyskoczy, jasna i prosta si wydaje i jest, i zdziwienie wielkie ogarnia, e od razu nie przysza do gowy, tylko tak dugo si chowaa w zakamarkach, a wyskoczya jak olnienie. To nie by te bysk, jaki mam czasami. Taki naraz bysk lekki jak dotyk jedwabiu, ledwie ledwie, ktry prbuj zatrzyma i jak mi si uda, to prbuj dalej: obracam go na wszystkie strony, prbuj go ze wszystkich stron, czy si za nim co nie kryje: jaka mdro. Jaka prawda oglna. To nie by tez cud, ktre podobno s, aleja nie miaem. I nigdy nie widziaem, jak dugo yj w tsknocie. To by chyba mj los niezomny i delikatno. Najlepsza to jest dla mnie rzecz i jedyny sens to, co chc zrobi. Na pewno. To wszystko jest prawda. Najlepiej jest i prosto tam, gdzie si chce, i nie oglda si na boki, nie schodzi z kursu, nie skrca, tylko i prosto najkrtsz drog. To wszystko jest prawda. To si zgadza. Ale czy nie ma tu niesprawiedliwoci? Czy to nie jest dla mnie najatwiejsze, syna wolnoci? I czy nie ma tu niesprawiedliwoci? Jeszcze raz mwi, co wiem, e to wszystko jest prawda, co mwiem i co uznaem. To, e si urodziem tym, czym jestem, niczym innym, od czego si roj pkule, tylko tym, czym jestem. Z nerwami pod cieniutk skrk. To, e zawsze bd mia oczy i uszy otwarte, i rozum, i to, gdzie mi si ttno szamoce, i nigdy si nie zgodz, to wszystko jest prawda. To, e kiedy mog zwariowa, to wszystko jest prawda. Ale prawdy jest wicej. Caej prawdy nigdy nie poznam, to wiem, to jest jasne, ze wszystkiego najjaniejsze. Ale tyle, ile mona, tyle trzeba pozna, chocia na pewno najlepiej byoby usi gdzie na uboczu, oprze si o drzewo lub ska, albo pooy si, waln si na ziemi od razu i tak zosta, wicej nie wsta, tylko lee nieruchomo, zebra ca pami, wielki apel pamici zwoa i potem wypuci wszystko w powietrze jak balon i wtedy ju spokojnie, cicho, tak jak przystao, godnie wsika w ziemi jak majowy deszcz. Tak by byo najlepiej na pewno i to jest jedyny sens. Ale tu jest niesprawiedliwo, mwi mi delikatno. Tu jest jednak niesprawiedliwo. Tak nie mona, mwi mi delikatno. Tyle, ile mona, tyle trzeba prawdy pozna. Tyle, ile mona, tyle trzeba wypi, chocia napj to jest czsto, mwi, co wiem, sama niewdziczno. Gorzki jak pioun, ostry i rcy jak kwas, rozarzony jak pynne elazo, i krwawy. Krwawy, jakby si co rozlao. To wszystko jest prawda. Tak jest i nie ma co si dalej rozwodzi. Ale tyle, ile mona, tyle trzeba wypi. Tak jest najgorzej, ale tak jest sprawiedliwie, mwi mi delikatno. Temu na razi nie mona nic zarzuci, mwi mi delikatno. Tak wanie doszedem wolniutko do wzgrza, wycierajc rkawem szyj i czoo, z ktrego si lao. Na grze by grb, krzy i tabliczka, e ley tu nieznany onierz. Cze mu oddaem i hod i zwaliem si obok na such wypalon traw. Leaem dugo, bez ruchu, bez pamici, patrzc w niebo. Spoczywaem tak, jak on spoczywa, i tak, jak chciaem ju nieraz, wiele razy i jak dzisiaj o tym mylaem ca drog, czterdzieci moe kilometrw. Ale ju nie. Teraz schodziem wolno ze wzgrza, jakbym z nieba schodzi na ziemi t. Albo z grobu wsta.

79

Strzecie mnie, zorze mie


To pan? To ja, prosz pani. Niech pan sobie zapali wiato. Ja i tak nie pi. Nie, nie trzeba. Pjd do kuchni. O Jezu, chyba znowu pan pobity, e pan nie chce zapali wiata. Nie. Nie chc zapala wiata, eby oczy pani odpoczyway w ciemnoci. Chocia pani nie pi. Tak sobie dzisiaj pomylaem. I pobity nie jestem. Id do kuchni troch posiedzie i co zje. Na piecu jest kapusta, niech pan j podgrzeje. Na maszynce, bo w piecu chyba dawno wygaso. Dobrze, dzikuj. Aha. Pienidze bd mia jednak dopiero w przyszym tygodniu. Tak e w tym tygodniu jeszcze nie ureguluj. To szkoda wielka. A co takiego? No bo ja te dopiero w przyszym tygodniu bior rent, a nieduo zostao. Nie wiem, czy pocigniemy. Nie wiedziaem. Jutro postaram si co przynie. Dobranoc pani. Naprawd nie jest pan pobity, e pan nie chce zapali wiata? Naprawd nie. Dobranoc. Niech pan nie zaczyna z t band z dolnej dzielnicy. To s modzi bandyci. Oni s zdolni do wszystkiego. Na pewno. Prosz pana. I niech pan za dugo tam w kuchni nie siedzi. Strasznie mao pan pi. Ja to ja. Nie mog. Ale pan powinien spa najmniej osiem godzin dziennie. Na pewno. No widzi pan. Przyznaje pan racj i dalej swoje. Dobranoc. Dobranoc pani. Bardzo pani szanuj. Przesunem si do kuchni i zapaliem wiato. Postawiem kapust na maszynce, wczyem i usiadem na taborecie. Cicho byo. Spaa ju cala kamienica. Dochodzio wp do dwunastej. Spali ju wszyscy na dobre. Nad dachami unosiy si sny. Bardzo piknie cicho byo. Budzik cyka. W rondelku kapusta zaczynaa skwiercze i pachnie. Pomieszaem, eby si nie przypalio. Ukroiem troch chleba, troch jeszcze poczekaem na kapust, potem odstawiem rondelek na st i postawiem na maszynce wod na herbat. Godny byem. Wracaem z czatw. Kilka godzin krciem si i kryem koo tego miejsca, gdzie mnie w sobot skopao tych czterech w paskich kapeluszach. Za co, nawet nie warto mwi. Za nic. Za niewinno, jak to mwi. Miao si pod wieczr ju, to znaczy popoudnie pne przechodzio w wieczr. Zreszt niewane. Skopali mnie swobodnie na szerokiej ulicy na oczach obywateli. Nikt si nie ruszy. Nie zauwayem. Nie wiem, moe niejednemu nawet i drgna rka albo smutne resztki sumienia, niejeden moe nawet i przekn lin, eby wystpi. Nie zauwayem. Zwyciya mdro nad mdrociami, zasada stara, nieomylna i dobrze wyprbowana, e najlepiej si nie wtrca. I moe jeszcze ona trzymaa za rkaw i szeptaa czyst nauk yciow: daj spokj, zostaw, przyjdzie milicja, wezm ci, spisz, potem na wiadka na kolegium albo po sdach, tamci mog si zemci, pamitaj, e masz mnie i dzieci. Tak byo albo si nieduo myl. Tak wanie zostaem skopany swobodnie, na szerokiej ulicy, na oczach obywateli. Tamci poszli i jak wstaem, podniosem si powolutku i to byo tak, jakbym nie z ziemi si podnosi, ale z wody. Pozbieraem si i poszedem powolutku do fontanny na placu, gdzie si obmyem chusteczk, ktra cakiem zmienia kolor. Spokojny byem jak rzadko. Spokj na mnie jaki spad jak luksus. Nie wiem, ale byo
80

mi lepiej ni gorzej. Byo mi dobrze. Nie mylaem jeszcze ani o zemcie, ani o niczym. Nic mnie nie bolao i nie mylaem o tym, e dopiero jutro wszystko si rozboli: gowa, koci, sice wyskocz i nowe ciemne plamy zamc mi pojcie. Nie pomylaem o tym ani jeszcze o zemcie, ani o niczym. Spokj jaki mnie opanowa i byo mi tak, jakbym zapomnia, e yj. To bya sobota. Byo mi tak dobrze dosy dugo. Kilka dobrych, wyjtych z nurtu godzin. Potem wrciem do stanicy i wtedy dopiero poruszya mi si krew. Ale to ju bya niedziela. Dzisiaj jest wanie pnoc ze rody na czwartek i kocz je. Wytarem po francusku chlebem talerz i woyem do zlewu. Usiadem z powrotem na taborecie, wyjem papierosy i zapaliem powoli. Bol mnie jeszcze palce u prawej rki, prawy bark i plecy. Ale powoli wracamy do rde. Bardzo piknie cicho jest. Budzik cyka, jakby mierzy nie czas, ale cisz. Od czasu jestem na razie wyzwolony. Czas mnie na razie nie obchodzi. Obchodzi mnie twarz, ktr dzisiaj nareszcie zobaczyem w drugim dniu mojego czatowania i w ktrej tam godzinie, ale mwi to tak tylko, bo czas si na razie dla mnie nie liczy i nie bdzie si liczy, dopki nie zaatwi tego, co musz zaatwi. Widziaem go dzisiaj nareszcie. Jego. Ktry pierwszy pchn mnie na trawnik. Byli we dwch. Nie wiem, czy ten drugi te mnie kopa. Czy to by jeden z nich. Szli kawaek razem, potem si poegnali i rozdzielili. Szedem dalej za moim. I dowiedziaem si, gdzie mieszka, brat mj. Teraz, kiedy wiem to, co mi na razie musi wystarczy, mog pali spokojnie, pi herbat i pomyle o czym innym zupenie. Zupenie o czym innym. O tym, e pobity jeszcze nie jestem. Nie myl o tym z tej okazji, e zbili mnie, skopali mnie w sobot i e w przyszym tygodniu, moe te w sobot, jak tylko przyjd pienidze i ureguluj tu za pobyt i za jedzenie, wyrwnam te, ureguluj drugi dug: zbity i skopany bdzie jeden. Nie myl o tym z tej okazji, chocia tak wyglda. Ale to jest pozr. To, o czym teraz myl, palc papierosa, pijc herbat powoli, to co zupenie innego. Mog by skopany jeszcze dziesi razy i moe mi wyj tylko jedna zemsta albo nawet adna i te powiem, e pobity jeszcze nie jestem, bo to nie o to bdzie chodzio. Nie o takie pobicie. Nie o tak walk. I nawet nie o tak, gdzie padam i sysz, jak graj organy. Bo nie o mier nawet tu chodzi, jak ci kocham, ycie moje, ale o ycie wanie, o to przejcie do. O tym chc teraz. To jest zupenie nowe opowiadanie. Jeszcze pobity nie jestem. Jeszcze nie, mwi. Jeszcze dugo nie, a potem wcale. Nie znam zego przeczucia. Nie dzwoni mi w uszach. Jak dugo bd taki, jaki jestem. Tak dugo jestem nie pobity. Niezniszczalny. Wiem. Moe zobacz i usysz jeszcze duo, moe naucz si jeszcze wiele, moe zmieni si duo, moe zmieni strj mj ulubiony, moe zmieni zdanie o dwch, trzech rzeczach, moe zmieni nawet mj sd ostateczny o tej jednej rzeczy, to wszystko jest moliwe, nie jestem fanatyk, nie jestem szyty grub nici, wizje moje s niezmierzone w trzech kierunkach, moe czeka mnie dno, a moe otworz si przede mn wielkie nieprzypuszczalne nawet przestrzenie i wysokoci, trzy kierunki, nie mwi nie, to wszystko jest moliwe, nie wiem, co mnie czeka, co mnie spotka, moe spotka mnie wszystko, ale taki, jaki jestem, taki bd zawsze i wci. Pal i pij herbat powoli. Bardzo piknie cicho jest. Trudno mi powiedzie, jaki jestem. I jakim bd zawsze i wci. Trudno by byo jednym sowem. Ale i te tylko jednym sowem mona by. Jeszcze by byo najatwiej. Bo im wicej sw bym w to wcign, tym gorzej, tym niemoliwiej by byo, chocia wyglda odwrotnie. Ale tak tylko wyglda. To jest pozr z wywieszonym jzykiem. Dugi czas na przykad mylaem, e im wicej bd mia za sob godzin, dni, tygodni, miesicy i lat, tym wicej bd wiedzia i wszystko powinno si rozwietla. Dugi czas tak mylaem, dugi czas byem pod wpywem, e im dalej bd szed, wicej bd wiedzia i wszystko bdzie si rozjania. Bo tak by wygldao, e tak powinno by. Ale to jest pozr z wywieszonym szyderczo jzykiem. Bo tak naprawd nie jest. Wcale nie. Wcale niewiele mi si rozjanio od lat i niewiele mi si rozjania z biegiem. A ile przybywa nowych ciemnych plam, strzecie mnie, zorze mie, jasne
81

poranki. Co pojm jedno po wielkim skupieniu, dugim czasie i upywie wd, co pojm jedno, na to miejsce od razu dziesi wyskakuje nowych ciemnych plam, dziesi cieni si kadzie od razu na wyzwoleca. Strzecie mnie, zorze mie, bo brodz w ciemnoci gstniejcej. Ale taki, jaki jestem, taki bd zawsze. I znowu mwi, e trudno mi powiedzie, jaki jestem. I bd. Jednym sowem trudno, a wieloma sowami jeszcze gorzej coraz, bo przy kadym sowie otwierayby si nowe kanay i labirynty i nigdy bym nie skoczy. Wyszedby z tego sztuczny wieczny ruch. To, co mi teraz wanie wychodzi. Nieskoczona spirala. Labirynt. Niewiele mi si rozjania z biegiem dni, tygodni, miesicy i lat. Z jednej strony jestem troch mdrzejszy, z drugiej strony jestem coraz gupszy, bo widz, e to, co pojem po wielkim skupieniu i stratach, to jest puch zwiewny przy tym, co jest i kouje. Niewiele mi si rozjania z biegiem, a widz coraz wiksze koa przed oczami. Robi coraz wiksze oczy, ale nie mog obj. Trzy pytania na przykad. Zwykle trzy pytania normalne. Co to jest na przykad muzyka? Co to jest takiego muzyka? Co to takiego gra? Nie kto gra i na czym: harfa, skrzypce, trbka, bben. Nie to, tylko co to takiego gra, e albo si leci w gr, albo w d, albo si rozsypuje wszystko, czoga si caa struktura i naraz podnosi si wszystko, wiatr, licie wracaj na drzewa, bramy si podnosz, uki, rce si same w gr wyrzucaj, pacz radoci wstrzsa podwaliny. Ach. A kto to s ci, co si rano spotykaj na dworcu przy piwie i tak: Cze, Mundek. Gdzie ty by ca noc?" Wic kto to s oni? Gdzie oni chodz po nocy? Gdziecie byli ca noc? A co to jest, co to jest sia czowieka sabego? To byy trzy pytania. Trzy tylko zaledwie jedynie pytania z nieskoczonych liczb. I proste. Raczej niby bardzo proste. Niewyszukane. Nie z tych straszliwych. Z tych, co widruj to i zeraj mzg. Niewiele si wie. Ja niewiele wiem. I myl jednak, e inni wiedz niewiele wicej. I myl, jak mona tak prawi, jak niektrzy prawi, ci, co wszystko wiedz, na wszystko maj odpowied i uoglnienia rzucaj raz po raz, swobodnie, lekk rk, dla dekoracji. Ja sucham. Ja sucham i wtpi, chocia jestem mody. Ale mody, ja myl, e nie ma za duo odpowiedzi i e uoglnie nie mona, niemoliwe jest rzuca raz po raz, bo myl ja, e uoglnienie to jest co wicej od prawdy, to jest cay acuch i e mona jedno uoglnienie powiedzie raz w yciu, na ou mierci, ale te lepiej nie. Niewiele si wie. Ja niewiele wiem w tej pierwszej po dwunastej godzinie. Ale wiem, e trzeba si uczy, i wiem, e taki, jaki jestem, taki musz by. Inaczej bd pobity. Inaczej zgin. Zginie dla mnie ycie. I znowu mwi, e trudno mi powiedzie, jaki jestem. I jaki musz by. Jednym sowem trudno, a im wicej sw. nieskoczona spirala. Przesza pierwsza, zaczyna si druga. Trzeba by si pooy spa, jak mam rano poszuka co zarobi. Myl, e pjd na torfowisko na kocu miasta. Widziaem, jak tam furmani wo torf do Zieleni Miejskiej, ktra go potem rozwozi pod trawniki gdzie sabowity grunt albo zupenie piach i trawa nie chce na tym rosn. Wic sypie si na to torf grubo i potem dopiero siej traw. Pjd tam. Poznaem tam jednego starego. Bd mu adowa na wz, a on bdzie tylko obraca. Sam obrci sze, siedem razy. Po trzydzieci zotych za kurs, bo robota na akord, to ma za jakie siedem godzin sto osiemdziesit albo dwiecie dziesi. Jak ja mu bd adowa, to moe obrci ze dwa razy wicej. Tak e n tym zarobi, nawet jak odliczy par zotych dla mnie. I nie on bdzie adowa, chocia torf to nie wgiel, ale mimo. Narzeka do mnie niedawno, e trzyma konia w miecie to na nic, nie opaca si. Skoczya si era. Zarobi si dwiecie zotych dziennie, a w konia trzeba wadowa prawie sto, eby go dobrze nafutrowa. Owies czterysta zotych metr. Sieczka sto osiemdziesit metr. Siano dwa zote kilo. Nic taniej. Na wsi to na wsi. Na wsi w ogle teraz wszyscy si bogac. Chopi teraz s panowie. I bez koni. Maszyny wszystko robi. Na wsi teraz ludzie wygrywaj. Wp do drugiej. Trzeba by si pooy ju. Ale al. al tak i na bombetel pod kodr i
82

zapa w dziki sen, umrze na kilka godzin, zostawi zaczty nowy dzie, a przed pnoc natomiast al nie skoczonego jeszcze dnia. al, mwi, umrze na kilka godzin, zostawi to wszystko beze mnie, to ycie w gr i w d straszliwe, najpikniejsze, ten wiat czarno-biay. al, mwi.

W polu
Lato byo. Samo zoto lata, ktre nie w rodku latowej pory jest, nie w samym rodku, rwno midzy jedn poow a drug, ale na pocztku drugiej poowy, a nawet troszeczk dalej. Ja to zbadaem par razy. Popoudnie byo. Wczesne popoudnie. Gdzie ja mogem by o tym czasie dnia i roku? Gdzie ja si mogem obraca o tym zotym czasie? Byem tam, gdzie trzeba by. Byem tam, gdzie trzeba by i gdzie jest najlepsze miejsce o tym czasie. Bo mam, mam nieraz wielkie szczcie. Byem w polu. O, nie bd mwi, gdzie byem jeszcze wczoraj, gdzie spaem dzisiejszej nocy i dlaczego tak krtko, i jak si znalazem nagle i niespodziewanie w zotym polu o zotym czasie. Nie bd mwi, czy jestem godny, czy nie tak bardzo, czego szukam i gdzie id, co mnie gna. Nie musz o tym mwi. Sumienie mam spokojne. Ale musz powiedzie, jak w polu byo. Jak byo w polu. Niezmierna, niezmcona spokojno unosia si nad ryskiem i nad kami. Nieludzki spokj panowa w rozgrzanym powietrzu. W jego sumieniu. I jak si znam i wiem, jaki jestem, jakie mam sumienie czyste i spokojne, tu nie byo co si z tym mierzy. Bo to by spokj ywy i martwy razem wzite, czyli co takiego moe jak spokj dziecicia, co urodzone dopiero zasno pierwszym snem swoim niepowtarzalnym. Bo drugi sen ju chyba inny jest. Powtarzalny. Bo midzy pierwszym snem a drugim ono ju pozna gd, jak wyglda. Prbuj to jako opowiedzie, ten spokj panujcy wczesnego popoudnia, staram si, ale to jest nie do opowiedzenia prawie, ten spokj, chocia, jak mwiem, sumienie mam spokojne i to powinna by dua pomoc. To si powinno zlewa jedno z drugim. Ale moe si tutaj myl. Moe jakby tu by kto z niespokojnym sumieniem, to moe on by lepiej potrafi t spokojno oceni. Na przykad jakby zabjca czowieka znalaz si w takim zotym polu w spokojnoci wanie takiej niezmconej. Jak on by to oceni? On by to musia oceni jak mao kto, teraz widz i widz, e przedtem si myliem chyba jednak. Taki spokj powinien by go przygnie do ziemi, zmiady jak beton spadajcy albo oszale, zwariowa on by mg od tego. W powietrzu latay motyle i rne owady, i trzmiele, raz na chabry siadajc, raz na maki, i powietrze a brzczao dokoa, ale spokj by nieludzki. Wic byem wanie w takim polu. I nie bd mwi, gdzie byem wczoraj i przedwczoraj, kilka dni temu, ani nawet nie bd mwi, gdzie dzisiejszej nocy spaem i dlaczego tak krtko, to znaczy, co mnie obudzio. Ale wiem, co mwi, jak powiem, e mgbym mie niespokojne sumienie, gdybym nie powiedzia o niebie, jakie byo. Jakie byo niebo. Niebo byo sto pidziesit razy jak to jezioro, nad ktrym byem z jednym czowiekiem i ktry do mnie: no i jak?", a ja kiwaem tylko wolno gow w lewo i w prawo. Niebo byo takie. Sto pidziesit razy. Wic byem wanie pod takim niebem. I nie bd mwi nic o przeszoci mojej dalekiej czy bliskiej, czy dzisiejszej nocy co mnie spotkao ani o przyszoci mojej nie bd myla. I ani tak samo o przyszoci ludzkoci nie bd si zastanawia gboko. Byem w zotym polu o zotym czasie pod niebem wielkim bkitnym. I koniec. Na tym kocz.

Par kieliszkw
83

Dzie by pikny. Pada deszcz od samego rana. Moe nawet pada ca noc. Chyba na pewno. Kiedy wyszedem rano z baraku na wiat z otwartoci, nie wygldao, e zaczo si niedawno. Wygldao, e pada od kilku bliskich i dalszych godzin. Pod przemoknitymi drzewami kapao jak przez szerok krat. Jak przez podziurawiony niejedn seri parasol. Zapach deszczu roznosi si mocny. Przy jednej bramie przelewao si z beczki. Padao na pewno ca noc. I mogo tak pada cay dzie. Siedziaem w barze, gdzie wstpiem co zje na pocztek. Nie pieszyo mi si nigdzie, ani na mokre powietrze, i jak ju wszedem, tak ju siedziaem. Przy oknie szerokim. Skoczyem je i pomylaem, e pora godowa jest jedna i wymarzona, eby wypi par kieliszkw. Grosz miaem uczciwy, wie bielizn, na dworze padao jednomylnie. Po szybie goniy si w d kropelki. Nie pieszyo mi si nigdzie, ani na mokre przezibione powietrze, nie miaem nic pilnego do roboty, odwrotnie, nalea mi si odpoczynek, troch wakacji, urlop may po czterotygodniowej tyradzie. Nikt mnie nie przeklina, to znaczy nie powinien nikt, bo na pewno kilku mnie przeklinao, ale nie powinni. Sami siebie powinni przekl, na czym stoi wiat. Wic pora bya jedyna i wymarzona i wszystko prowadzio do tego, e si jakby ju dawno umwiem sam ze sob, eby si spotka w tym barze na par kieliszkw. Jako nagroda za. A nie dlatego, nie tylko dlatego, e swoj drog i poza wszystkim al te przelewa mi si z beczki. Nie tylko dlatego. Bo jakby tak miao by, to musiabym cign codziennie i do spodu. Czsto gsto. Jakbym mia pi dlatego, e smutno, ako, tobym si prdko nie pozna. Bardzo prdko bym si doprowadzi do krainy. Byem kiedy na tej drodze dosy daleko w gb. Potem, kiedy umara dla mnie Anna-Laura Dzigo, pierwsza moja mio. Wypiem morze. Watahy zdziczaych dzieci ze sodkimi miechami biegay za mn, doskakujc i szarpic paszcz mj, palto moje ogromne jak rozwiana chorgiew. Widz to przez tamt mg. Nie wiem, nigdy nie bd wiedzia, jak si podniosem, na okcie najpierw, potem na kolana, zanim stanem na ylaste nogi. Poszedem do bufetu i zamwiem sto gram w pidziesitkach i ledzia w oliwie. Duo cebuli poprosiem. Bufetowa opowiadaa drugiej, jak to o mao wczoraj nie zemdlaa w zatoczonym autobusie. Wicej cebuli, jeli mona powiedziaem. Zapaciem i wziem ca zastaw do stolika. Przy oknie szerokim. Po drugiej stronie padao jednomylnie. Po szybie goniy si w d kropelki. Dzie by pikny. Wypiem pidziesit, przeksiem i zapaliem papierosa pierwszego. Byo jeszcze dosy wczenie, najwyej dziewita maksymalnie, ale ju si zaczynali schodzi do baru amatorzy i zawodowcy. Cignli rnymi drogami jak do miodu, jak do bartnej sosny. Po dwch, po trzech i w pojedynk. Wszed jeden. Zdj beret, otrzepa go z deszczu, zatupa nogami i podszed do bufetu. Jeszcze dosy chodno byo te. Jeszcze si sam dobrze nie rozgrzaem i jeszcze si tak samo salon dobrze nie rozgrza. Powoli prnia si zapeniaa, nowo narodzeni przeklinajc pogod zajmowali krzesa i stoliki, na ktrych czysta jeszcze cerata lnia w porannym sabym wietle. Patrzyem przez okno. Ludzi po ulicy przechodzio mao. Nie widziao si. Due przerwy byy midzy jednym a drugim. Due przerwy byy od czasu do czasu. Od czasu do czasu kto szed. Zgarbiony i szybkim krokiem. Kobiety szy jednak troch wolniej pod parasolami. I trzymay si prosto. Trzymay szyk. e moe patrz na nie czyje oczy. Samochody pryskajc przelatyway raz za razem. Opony im gwizday o mokry bruk. Jakich dwch w kapeluszach przeszo na ukos ulic. Weszli. Otrzepali z deszczu kapelusze, zatupali nogami i podeszli do bufetu. W eterze podnosi si szum. Salon si napenia. Salon si rozgrzewa. Na dworze by zib. Listopad wanie mija bezpowrotnie i zimny deszcz ci ostro w kruch skro. By to chyba ostatni deszcz przed nadejciem wiadomego i tego, czego
84

nigdy nie mona wiedzie, ale wygldao, e troch on popada. Wygldao, e to si prdko i nagle nie skoczy. Kiedy wychodziem rano z baraku na wiat z mioci, chmury na niebie byy szczelne. Ani jednej dziury. I adnych przejanie, tych obszarw niebieskawych, co mog by na zmian, na otwarcie si niebios. Nic. Chmury byy szczelne jak knebel. Przywalony ze wszystkich stron wysokimi, cikimi domami, nieba zobaczy nie mogem. Same tylko ciany i kawaek ulicy dugoci trzech drzew posadzonych wzdu co ile metrw. I nagich ju. Deszcze, chody i wiatry oskubay je z pir. Na jednym zostay cztery listki, na drugim dwa, na trzecim te dwa albo trzy, dokadnie nie powiem. Tak, oczy mam troch popsute. Od naftowych lamp, od wszystkich mrocznych zakamarkw i od wypatrywania po nocach, nasuchujc szmerw. Od czasu do czasu kto szed. Przeszed jeden bez gowy, p mia w kapeluszu, p w konierzu wysoko postawionym. Samochd przejedajcy ochlapa mu poy. Wysun gow i stan. I podnis pi straszliwie. Jakie sowa wypowiedzia. Jakie sowa paday. O, gazko jaboni, czyja wiem, czyja mog wiedzie, kto mnie i za co przeklina? Czy mog wiedzie? Kto mnie i za co? Przeklina? Wstaem poprosi w bufecie troch pieprzu. Wrciem, wsypaem pieprz do wdki na rozgrzanie piersi i wypiem. Zapaliem te drugiego papierosa. Tak, tak, gazko jaboni. Tak. Tak albo nie. Czy tylko? Wanie. Czy aby tylko? Dugo mylaem, e jest albo tak", albo nie". e jest odpowied tak" albo odpowied nie". Koniec. Na tym koniec. W dwudziestym trzecim roku ycia, moe pno, moe troch pno, myli mi si, e tak prosto zdaje si nie jest. e wszystko nie da si tak atwo doprowadzi za rk do tak" albo nie". Ale za oknem padao jednomylnie. Jaki pies z byszczc od deszczu sierci, z ogonem smutno pod siebie, kroczy pod murami po drugiej stronie zalanej ulicy. Kroczy wolno. Jakby nigdy nic. Bardzo obojtnie. Moe wraca z nocki od suki jakiej bardzo daleko za miastem. I by zmczony. Wygldao, e jest zmczony. Chd mia ciki. Nie szed mikko jak anio. Salon si rozgrzewa. Salon si napenia. Znowu czterech wyroso na progu. Otrzepali czapki i berety, zatupali nogami i podeszli do bufetu. Zaraz za nimi wesza posta pojedyncza. Na gowie mia chusteczk z czterema wzekami zawizanymi na rogach. Zdj j, wy, wytar czoo i kark i podszed za tamtymi, gdzie dawali pi za nietanie pienidze. Pierwszy szmer ju dawno marnie zgin w podniesionych gosach. Gwar si teraz unosi coraz zapalczywszy. Serca biy mocniej i sycha ju byo tu i tam znane mowy. O kobietach ju si zaczynay aosne przechwaki prawdziwych mczyzn. Powiedz sam, Felu, ile to si w yciu przewalio, co? Chryste. Jeszcze teraz bym znalaz szesnastk. Czowiek przebiera jak w ulgakach. To jest fakt. A musia trafi na swoj pelargoni. I jeszcze ci powie, e zmarnowaa z tob ycie, a to czowiek by gupi. Jedna za mn lataa, dziewczyna jak cukierek, jej ojciec mia przed wojn sklepik kolonialny. Patrzyem przez okno. Nie odwracaem si. Syszaem za plecami te gwniarskie mowy starszyzny, te linowate mowy prawdziwych mczyzn. ao, ao mnie wielka zawsze na to ogarnia, lito i niedobrze, wol nie patrze przynajmniej, eby nie podszed mi do garda nieprzyjemny, kwany smak na widok tych sw. Nie odwracaem si. Splunem tylko na podog. Dwa razy. Powiem wam co, tylko... Nie odwracaem si, ale ten, co mwi, pooy chyba w tej chwili palec na ustach. Nachyli si chyba, bo zacz ciszej. Zaprowadz was po pierwszym w takie jedno miejsce. Bdziecie mi wdziczni do koca
85

ycia. Byem tam te pierwszy raz niedawno. Przypadek. No, no. Gadaj. Wic to s trzy brunetki. I zacz opowiada cicho i namitnie. Czasami dra mu gos i gono przeyka lin. Oczy mam sabsze, ale such mam jak iglica. Niezy. Oczy te miaem kiedy ostre. Nieze. Ale co zrobi. Po szybie goniy si w d kropelki, a tamten opowiada. Syszaem dokadnie t opowie o niedrogiej a wyszukanej rozkoszy, o niespodziewanym przypadku i wielkim szczciu. Kiedy wychodziem dzisiaj na wiat z czuoci, z otwartymi ramionami, nie mylaem o tym. Ale prdko, wp do dziesitej dopiero, poranek przecie cigle, prdko dali mi zna, e wieczorem bdzie znowu to samo, znowu bd szed wolniutko i bd opada ze mnie cae kaway wistwa rnego, brudu, pomyj, mieszanina mierdzcego i aosnego to wszystko, czym mnie w cigu dnia obrzucili, mj dzienny utarg. Znowu wszed jeden. Ju by po piwie. Zdj czapk, otrzepa o kolano, zatupa sabo nogami i podszed do bufetu. Mody by, ale tak szed, jakby zapomnia gdzie laski. Byem kiedy na tej drodze dosy daleko w gb. Wtedy kiedy umara dla mnie Anna-Laura Dzigo, pierwsza moja mio. Jadem coraz mniej. Tyle o ile. Kieliszek to byo dla mnie picie i jedzenie razem. Nie potrzebowaem nic przeksi. Kieliszek to byo dla mnie miso i kartofle. Prawdziwego jedzenia jadem coraz mniej. Tyle o ile. Podziobaem co i zostawiaem. Pies miaby po mnie duo co je. Szedem chyba te tak samo. Jakbym zapomnia gdzie laski. Widz to przez tamt mg. Nigdy nie bd wiedzia, nigdy si nie dowiem, jak si podniosem, na okcie najpierw, potem na kolana, zanim stanem na ylaste nogi. Podszedem do bufetu i zamwiem drugie sto gram w pidziesitkach i ledzia w oliwie. Duo cebuli poprosiem. Bufetowa opowiadaa drugiej, jak si w szkole nauczycielka uwzia na jej syna. Wicej cebuli powiedziaem. I troch pieprzu na talerzyk. Co pan tak z t cebul? Lubi. Nie mog lubi? Moe pan. Czyja mwi, e nie? Ja to lubi co innego powiedziaa ta druga ze miechem, p do pierwszej, p do mnie i p w przestrze. Zapaciem i wziem ca zastaw do stolika. Za oknem padao jednomylnie. Po szybie goniy si w d kropelki. Dzie by pikny. Wsypaem troch pieprzu do pidziesitki, wypiem, przeksiem i zapaliem papierosa. Troch jakby si uciszyo w salonie. Posza taka krtka cicha fala agodnoci, nie wiadomo zupenie skd. Patrzyem przez okno. Patrzyem przez okno na drugie okno po tamtej stronie ulicy, na pierwszym pitrze, troch na lewo, za ktrym midzy firankami siedzia jaki dzieciak. Patrzyem tam. By chyba sam w pokoju. Matka wychodzc posadzia go na parapecie i powiedziaa, bd grzeczny, mamusia zaraz wrci. I tak siedzia. Spokojnie jak Budda. Patrzy na przemijanie. Ja nie. Ja patrzyem na niego tylko. Ale patrzyem, jak to mwi wskro. Na wskro. I widziaem wicej ni on. Widziaem duo. Sporo. Dugi czas mnie przyku tam ten dzieciak. Tam niedobrze za dugo by. Za pierwszym, drugim, trzecim oknem i dalej. Niedobrze, mwi, za dugo tam by. Przewraca si w gowie niebezpiecznie i bezmiernie rozcigaj si wntrznoci. Ja tam jestem za czsto za czsto. Gdzie pan tak patrzysz, panie? Co pan tam widzisz? Jaki starszy sta nade mn z dwoma kieliszkami na talerzyku. Jaki dwa i p raza starszy latami ode mnie. Przepraszam bardzo. Mona si dosi? Siadaj pan powiedziaem. Prosz bardzo.
86

Usiad. Przytrzymywaem mu talerzyk z kieliszkami, eby nie rozla, bo wida byo, e to nie jest u niego pocztek podry, w gowie i w nogach ju troch mia i by taki wicej sabosilny. Dzikuj panu, dzikuj. Pan jeste bardzo grzeczny. Bardzo pana przepraszam. Nie ma za co. Haas teraz, ktrego przedtem nie byo tak bardzo albo nie syszaem, jak urs, przypad mi do uszu. Brzk kieliszkw i kufli, szuranie nogami i gona spoeczna spowied. Czyli zaczynao by normalnie. Nie pasoway te ciany do spokoju cichej atmosfery. To za przeproszeniem mona zapyta, gdzie pan tak patrzye? Gdzie patrzyem? Przed siebie na ulic pokazaem rk. Co pan krcisz, za przeproszeniem. Wygldao, e pan patrzysz gdzie indziej. Wyej gdzie. Moe i tak. Widzisz pan. Ja mam dobre oko. Pan si nie gniewasz? Dlaczego mam si gniewa. Ja, panie, moe jestem dzisiaj troch tego, aleja mam swj rozum. Wypijemy? Mona powiedziaem. To paskie zdrowie. Paskie. Wypilimy. Prosz powiedziaem, wyjmujc papierosy. Dzikuj, moe mojego? Prosz, prosz, jeden diabe. Dzikuj bardzo. Palilimy, nic nie mwic jaki czas. Cieplej byo. Salon ju si rozgrza i ja. Trzech znowu weszo, zobaczyem z boku. Zdjli czapki, otrzepali z deszczu o kolana, zatupali nogami i podeszli do bufetu. Tok ju si zaczyna robi tu i tam. Na dworze cigle lao jednomylnie. Po szybie goniy si w d kropelki. Bez zegarka wyrwanemu ze snu nieobliczalnego trudno by byo, wychodzc na powietrze, sprbowa powiedzie, czy to jest rano, czy poudnie, czy popoudnie. W oknie na pierwszym pitrze Budda siedzia spokojnie. Bardzo pana przepraszam. Mona panu jeszcze jedno pytanie? Pan si nie gniewasz? Dlaczego mam si gniewa. Pytaj pan. Niech pan powie tak rzecz. Dlaczego pan siedzisz sam? Dlaczego siedz sam? Bo nie znam tu nikogo. I w ogle. Samotnik? Niech bdzie. O, to niedobrze, prosz pana. Za przeproszeniem, ale to niedobrze. Niedobrze. Ja nie wiem. Niedobrze. Ja panu mwi. Suchaj pan starego. Bo uwaaj pan, taka rzecz: jeste pan sam i masz pan wszystko. Cay wiat. Ale jeste pan sam. I co pan zrobisz? No, co pan zrobisz, jak nie bdzie z kim handlowa? Panie. ycie ludzkoci! No tak. ycie ludzkoci. ycie ludzkoci, panie! Widzisz pan. Wypijemy. Ale pan ju nie masz. Ja zamwi. Nie, nie. Jeszcze mam p kieliszka. Paskie zdrowie. Co pan bdziesz pi po p. Ja zamwi. Niech pan siedzi. Zaraz zamwimy. Jeszcze nie zamiataj. No dobrze. To paskie zdrowie. Paskie. Cyknlimy si kieliszkami i wypilimy. Ja panu jeszcze co powiem, bo widz, e pan jeste mody i grzeczny. Ja panu teraz powiem co innego. Uwaaj pan. Pan jeste teraz mody, tak?!
87

Niby tak. Pan jeste teraz mody, ale jak pan do czterdziestki nie zrobisz pienidzy, to potem ju pan nie dasz rady. Moesz pan piersi wypina, walczy z policj, majtku ju pan nie zrobisz. Rozumiesz pan? Rozumiem. Zrozum pan. Rozumiem, tylko e ja za pienidzmi taki za bardzo nie jestem. Fortuna mnie nie cignie. Bo pan jeste mody. Jeszcze pan jeste mody i zdrowy i pan sobie gwidesz. Jeste pan w swojej sile i potdze i nie mylisz pan, jak to mwi, na za. Ale suchaj pan starego. Suchaj pan starego, co z panem teraz rozmawia. Suchaj pan starego osa, jak to wy mwicie. Pan moe nie, bo pan jeste grzeczny. Pjd co zamwi. Sied pan. Ja pjd. Wstaem wolno i poszedem do bufetu. Salon ju by adnie rozgrzany. Byszczay oczy, nie zamykay si usta. Dwch przy stoliku na zmian walio piciami w blad cerat. Jakie zjawisko byo te w jaskini. Kobieta. Nie zauwayem, kiedy wesza. Ani tych dwch, co z ni siedzieli, szybko jedzc. Ona nie jada i nic nie pia. Palia papierosa, patrzc w sufit. Bya adna i adnie ubrana. Przy stolikach dokoa wszyscy zesztywnieli. Ci dwaj z ni jedli szybko, nic nie mwic. Mao mwic. Szybko zarazem wstali i wyszli. Ona przesza pierwsza, bujajc parasolk. Za ni oni i za ni gowy si odwracay kolejno i kiway. Kiedy wysza, wielu poprawio si w trzeszczcych krzesach. W powietrzu zaterkotao. Sowa paday, jakby kto zatrzs oblepion liw. Tych dwch przy stoliku pod cian znowu zaczo wali na zmian piciami w blad cerat. cianami wstrzsa entuzjazm. Przy bufecie bya kolejka. Taki by mniej wicej obrt rzeczy. Dwie setki powiedziaem, kiedy dobiem do lady. ledzia w oliwie i duo cebuli? zapytaa barmanka. Nie. Starczy tego dobrego. Widzisz powiedziaa barmanka do tej drugiej. Pan ju nie chce cebuli. Tak? powiedziaa, przecigajc ta druga. Masz racj. Od cebuli si pacze, a pan jest stworzony do szczcia. Umiechnem si, zapaciem i wziem ca zastaw do stolika. Usiadem, przelaem setki do pidziesitek i podzieliem kieliszki. Za oknem mogo tak pada cay dzie. Po szybie goniy si w d kropelki. W oknie na pierwszym pitrze, po drugiej stronie ulicy, Buddy ju nie byo. Mamusia chyba wrcia i zsadzia go z parapetu. Za przeproszeniem. Tak jest. Sucham pana. Pan powiedziae, e pan nie jeste taki za bardzo za pienidzmi. Tak jest. Wic ja panu mwi, e ja si zgadzam. To znaczy z czym? Z tym, e pan moesz nie by za pienidzmi. Ja panu wierz. To dobrze. Ja panu wierz, bo jak byem mody jak pan, te nie byem asy na pienidze, to znaczy nie mylaem tylko o tym, jak by si tu dorobi szybko, adnie, zgrabnie. Byem mody, panie. Byem zdrowy. Silny. W gowie miaem co innego: panienki, muzyka, koledzy. Lubio si pieniki wydawa. Co si zarobio, to szo w tango. Kiedy ja za tym te bardzo nie jestem. Pan jeste skromny. To ja widz. Wic ja si z tym zgadzam, co pan mwie. Ja panu wierz. Ale to jeszcze nie wszystko. Suchaj pan starego, co si tak do pana rozgada. Moe wypijemy? powiedziaem. Prawda. Trzeba wypi, bo ostygnie. Paskie mode zdrowie.
88

Paskie. Bc star bab w eb cyknli si te obok przy stoliku. Bc. Czyli suchaj pan podj mj wsplnik, kadc kieliszek na st. Teraz pienidz panu nie bardzo potrzebny. Moesz pan mie, moesz pan nie mie, ziemia si panu nie usunie. Tak. Ale suchaj pan dobrze, bo ja panu dobrze ycz, panie. Jak chcesz mie spokojne swoje stare lata, to musisz pan ju teraz albo niedugo zaczyna si dorabia do czego. Rozumiesz pan? Tak. eby pan, jak pan bdziesz stary i nie bdziesz pan ju mia tyle sil, eby pracowa i duo zarobi; eby pan mia wtedy jaki kapita. Rozumiesz pan? eby pan mia swj jaki kapita i eby pan by niezaleny. Nietykalny. Tak. Bo nikt panu nie da, panie grzeczny. Nikt panu nie da. A jak panu da rodzina, jak pan bdziesz zaleny od rodziny, to wtedy zobaczysz pan, jaki to jest gorzki kawaek chleba. Ju by pan wola po kwecie chodzi. Tak. Tak, tak, panie grzeczny. Tak jest dwadziecia razy, a raz moe nie. Na siwe wosy pan nie licz. Nikt nie uszanuje. Wasne dzieci, co ich pan na rkach nosie i nic im nie brakowao. Ptasiego mleka. Czowiek by im krwi z palca da, jakby chcieli. Za przeproszeniem co pan mwie? Nie, nie. Nic. Tak, panie kochany. Nie warto nawet dalej mwi. Bo si w czowieku zaczyna gotowa wszystko. Pan rozumiesz? Spojrza w okno. al przelewa mu si z beczki. Rozumiem powiedziaem cicho. Zrozum pan. Patrzylimy w okno jednomylnie. Po szybie goniy si w d kropelki. Samochody pryskajc przelatyway raz za razem. Opony im gwizday o mokry bruk. Salon by adnie rozgrzany. Byo ciepo. Na dworze by zib. Listopad wanie mija bezpowrotnie i zimny deszcz ci ostro w kruch skro. Elegancka pogoda powiedziaem, eby co powiedzie. W sam raz powiedzia mj wsplnik i sign po pyn. W sam raz, panie kochany. Nie warto nawet dalej mwi.

Dzienna jazda pocigiem


Inynier! Co teraz za inyniery s, panie. Robi ja raz sanki w robocie, znaczy w czasie szychty, i przychodzi inynier, i pyta mnie si, co ja robi. A ja mwi, e pilne zbrojenie, bo potrzebuj tam i tam. Posta, popatrzy i poszed. Masz pan. Inynier. Nie pozna, e ja robi sobie sanki zwyczajne, a nie jakie tam zbrojenie. Wyrzuci takiego, toby zgin, bo ani gow nie umi pracowa, ani do zwykej roboty si nie nadaje. Obie lewe rce. Moe jeszcze jaki niedowiadczony? Mody moe? Niedawno po szkole? No tak, panie. Moe. Ale jednak gdzie Rzym, a gdzie Krym. Ja nie jestem aden inynier, ale przychodz, spojrz i wiem, co si dzieje. Mj m mwi to samo, ale mwi, e podobno teraz w tych szkoach si poprawia. Znajomy ma syna, co si wanie ksztaci. Nie wypuszczaj teraz podobno tak atwo na inynierw. Zaostrzyli.
89

No tak trzeba powiedzia zbrojarz. Bo przecie inaczej to do niczego niepodobne. Jeli powtarzam te sowa, to znaczy, e je syszaem, czyli gdzie tam byem blisko, kiedy paday. W taki sposb wynurzam si z cienia i sadowi w przedziale popiesznego pocigu. Bya zima. Odmarzajce okno nagrzanego przedziau parowao. Za oknem, za oknem, mateczko, wspomnij czasem o twoim nie najukochaszym, za oknem, mateczko, rwniny biae wielkie nieskoczone, e idzie si i idzie, i idzie, i idzie. To jest racja, prosz pana. Buduje si duo. Nawet ogromnie. Domy, osiedla, fabryki nowe, chemia, przemys, szkoy to trzeba przyzna. I to jest bardzo dobre. Ale powiedz pan, ja pana pytam: gdzie si podziewa miso? Jak to mwi, winoujcie jest, ale winoprzyjcia nie ma. Tak, z tym co jest nie w porzdku. Mj m mwi, e miso idzie na zagranic, bo nasze miso jest podobno jedno z najlepszych i za to s dewizy. No dobrze, prosz pani, ale ile oni tego towaru wysyaj. Przecie misa to my powinnimy mie na fury, a tu jak si co pokae, to rozdrapi w p godziny i nie ma. Na wita byo dosy. Na wita, fakt, rzucili. Ale teraz znowu nie ma. A co to nard nie potrzebuje troch lepiej zje na co dzie? Gorzej bdzie przez to pracowa? Albo maso. Czy to jest moliwe, ebymy my musieli sprowadza maso a z Ameryki? I do tego sone? Wielkie biae nieskoczone rwniny, mateczko, e idzie si i idzie, i idzie, skrzy si, migoce w socu caa domena, nieprzytomne wiato kuje w oczy, w gsto zastawionych doach zapada si nog, przemika w kocu czeski but. To znaczy pan pracuje w fachu fryzjerskim? Tak, w spdzielni. Wasza wypata to zaley, ile macie klientw chyba, nie? Tak. Mamy czterdzieci pi procent. To ile tak wycigacie? Do ptora? Co koo tego. Tysic dwiecie, tysic trzysta, tysic czterysta, zaley. Niektrzy to zarabiaj dwa piset. Nie moe by. Jak oni to robi? Normalnie. Piset pierwszego, piset pitnastego. Wielkie, mateczko, biae nieskoczone rwniny, e idzie si i idzie, i idzie, bol oczy, bol rce, bol nogi, boli tsknota u nogi jak pies. Ale gdzie ty jeste, chopcze? Gdzie ty, mylisz, jeste? Stukot ci rozkoysa i to, co za oknem si cieli oraz zapomniae si nieco. Spjrz troch dokoa. Popatrz troch w krg. Odwrciem gow od parujcego, dymicego jak liturgia okna i tu, w tym miejscu waciwie, zaczyna si normalny w jakim sensie tok tego zwanego opowiadania. Byem w pocigu, w przedziale hojnie nagrzanym, w cieple bijcym od niewidocznych rur. Na mikkich, obitych zielonym plastykiem siedzeniach popiesznego pocigu. Byo ju po tym caym bukiecie wit, ktre zbiegy si przed kocem starego i z pocztkiem, szczliwego podobno, nowego roku, i panowa jako taki spokj na powierzchni wd. Fala opada. Toku nie byo. Cay pusty korytarz. W naszym przedziale walay si nawet dwa pikne wolne miejsca siedzce. I oto wanie. Byo nas szeciu. Po troje naprzeciw wygodnie bylimy usadowieni. Od strony drzwi rozmawiali dwaj mczyni. Wynikao, e jeden by zbrojarzem, drugi fryzjerem. Od czasu do czasu w ten mski dialog wtrcaa si kobieta w chustce, ale sowami nieobecnego jej ma. Rozmawiali po trochu o wszystkim. Dotykali, jak to mwi, rnych tematw. Mwili o sfuszerowanych inynierach, ale e si poprawia, o budowie przyznali, e buduje si na potg, ale e brakuje misa, na wypaty potem przeszli, co kto ile, teraz wycignli papierosy.
90

Prosz. Dzikuj. Cholerne zapaki. Bynie i zganie. Zapaki dobre, tylko draska, widz, jest ju caa zjechana powiedzia zbrojarz do fryzjera. Czekaj pan. Prosz wtrciem si z ogniem. Dzikuj panu. Schyliem si i ja po swoje gwodzie, ktre pooyem pod siedzenie na rurach, eby si troch wysuszyy. Rozmowa tych dwch, nie liczc trzeciego nieobecnego, ale przemawiajcego gosem ony, potoczya si o czym innym. Dymna teraz atmosfera przedziau niele do tego si nadawaa. Dymne to byo nieze. Padajce sowa podtrzymywa i unosi w powietrzu dym. Albo mwi, prosz pana, e nie ma Boga. Kto moe wiedzie? Tak rzecz. Ja tam w koci i ksiy nie bardzo wierz, to mwi od razu. Mj m te nie wierzy, ale dla witego spokoju co jaki czas na msz pjdzie. eby w kamienicy ludzie nie szkalowali. A ja wierz. W koci mona wierzy, mona nie wierzy, prosz pani, jak tam kto chce, ja za nimi nie przepadam, ale co do Boga, to przecie chyba mamy w sobie jak magnezj, dusz czy prd. A co do tego to pan ma racj na pewno, prosz pana. Na pewno. Co jest. Co si tyczy tego, to co musi by. Czowiek nawet nieraz czuje w sobie jak smug. Co musi by. Na pewno. Tak powiedzia podrujcy fryzjer. S na wiecie rzeczy niezbadane. Dym jakby duej unosi i koysa ostatnie te sowa. Zdanie byo z tych mistycznych. Byo prawie oczywiste, e cisza, nawet najkrtsza, musi po takim zdaniu zapa. Cisza po takim zdaniu narzucaa si sama na usta. I ona zapada w przedziale popiesznego pocigu. Znaczenie jej byo jednoznaczne. Kady puci wodze i dawa si ponosi skrzydlatemu koniowi w sfery konstelacji, w sfery Jana Ruysbroecka zwanego Admirable. Trwajce milczenie dawao pojcie o sile i wadze tych spraw. Niby zwiewnych, szeleszczcych nie tyle w gowie, ile nad ni w przezroczystym wiecu aureoli. Cisza, ktra zapada, dawaa pojcie o wielu sprawach. Dawaa pojcie i dawa temu wymowny, niemy wyraz. Bya jednak przede wszystkim najlepszym dowodem, jak nagle i niespodziewanie moe czowiek zamilkn. Milczeli wic wszyscy i to byo jedyne. Bo to jest czsto najlepsza rzecz, jak mona zrobi. Jak te mona powiedzie. I oto wanie. Dugo czekaem na t chwil, zacignem si papierosem, dugo czekaem na ten moment, wypuszczony dym esowa w powietrzu przewietlonego zimowym socem przedziau, na t okazj, eby powiedzie to, co myl o nie zamykajcych si ustach. Ubogie s. Biedny ten, ktry ratowa si prbuje desk ze sownej materii. Ile mona wysiedzie w nowoczesnym, dwikowym, rozgadanym kinie? P godziny kroniki i p godziny filmu waciwego albo nawet nie, tyle, eby si przekona jeszcze raz, e jest zupa pomidorowa, wic czas ju wyj i pozostawi jasny ekran naprzeciw ciemnej sali. Wszystkiego razem godzina. Nie mwi si tu o wyjtkach. Z duej chmury may deszcz. Wielu znam o ruchliwych wargach. Z ust im pynie cig nieurywany. I to jest wszystko. Sowne skadanki, byskotki, wiecideka, dowcip. Sowa, sowa, sowa powiedzia jeden rozdarty dwoma pytaniami jak idcym na dno masztowcem przepoowione morze. Zamknij wreszcie jap powiedziaem do modego poety. W bujnej trawie cyrklowao stado szpakw. Las sta jak rozpuszczone legiony. Pod starym pniem bio ttno nornicy na myl o chytrym lisie. W pastwie mrwek bieganina. Dalej, w gstym zagajniku spa leny geniusz. W koronach drzew turla si wiatr. Szumiao. Przez
91

gazie odsania si bkit zawrotny. Z nacitych u piedestau sosen zwisaa soplami ywica. We kawaek i uj powiedziaem. To bdzie lepsze. Ale dosy o tym, cho jzyk wierzbi. Nie tylko po to, eby powiedzie, co myl o nie zamykajcych si ustach, wynurzyem si z cienia na ten biay dzie. Po co jeszcze? Nie wiem. To si okae. Nie jestem prorokiem na wasnym chlebie jak i na cudzym. Prbuj y. Wi koniec z kocem. Wytyczonej prosto drogi nie ma. Ta jedna moe, ale nie wiadomo. Ci, co j obrali, nie chc nic powiedzie. Wszystkie inne, mniej lub wicej, w gstej ton mgle. I s zawise. Piasek na nich ruchomy, baga ciki, rozstaje okrutne, pogoda kapryna jak rozpieszczony synek pastwa Iks. Santa Polonia, jakie to wszystko jest zawie. Na tarasie siedzisz, zdaje ci si, a to jest kpa na bagnie. Chwieje si podwalina, dokoa mtna woda, skaczesz na drug kp, na trzeci i dalej. Idzie noc, wchodzisz na drzewo jak po schodach hotelu i siedzisz na gazi, czekajc na brzask. Ca noc miej si topielice i botna sowa krzyczy wysokie kew, kew" i klaszcze skrzydami. Ty to wszystko syszysz, bidaku, cay drc. Ale wstaje w kocu dzie i soce to jest zawsze soce, ranek to jest zawsze ranek, stare to wszystko jak wiat, a nie znudzio si jeszcze nikomu. Albo pory roku. Od jak dawna s i to si nie sprzykrzyo jeszcze nikomu. Wic jest ranek kadego dnia i w mtnej wodzie odbija si nowa twarz. Pory roku. To jest prawda. Od jak dawna s, od pocztku, i to si nie znudzio jeszcze nikomu. Znudzio si ju niektrym wszystko na tym wiecie: mio, sawa, pienidze, napoje, zabawa, ycie nawet, mier nawet jest im nudna, mwi, ale komu, komu znudzia si wiosna, lato, jesie, zima? Tak pytam. Ten, ktry powie, e jemu, ten jest tylko po prostu niepoprawnym pozerem. Pory roku. Te cztery najpikniejsze zmiany bielizny dane s. To jest prezent. To jest wyprawka kadego, czy chrzczony, czy nie. Co pan grasz na tym bbnie? Pory roku. Ktr teraz? Teraz gram wiosn. Niedawno zaczem. A tu bya zima. Pierwszy wiey miesic zimy. I pierwszy prawdziwy, wiey mrz trzyma w kleszczach ziemi, wody, drzewa, no i reszt. Na szczcie nieg spad jak z nieba. Puszysty i suchy, on troch agodzi elazn rk. W wystygych, stojcych na bocznicach wagonach nie byo wesoo. My si na tym znamy. W lodowych wzorach szyby, zimne rury, lepkie od mrozu, kliwe metalowe okucia, pusto, nieobecny albo dobrze ukryty Bg, a zamiast niego przez wszystkie szpary wkrcajcy, wlizgujcy, wwiercajcy si lodowaty wiew pnocno-wschodni. My si na tym znamy. Pamitajc o tym, jak mogem nie docenia sytuacji? Usadowiony wygodnie, w cieple nagrzanego przedziau, papierosa pocigajc, patrzc na zalane socem zimowe pola, koysany rwnym, eleganckim stukotem szybkiej jazdy, jak mogem tego wszystkiego nie docenia, ja, pamitajcy o tamtym i ktry w dodatku wynurzyem si z gbokiego cienia jakiej mrocznej jamy mego mzgu. Sytuacj wic ja doceniaem bez najmniejszego dla niej uszczerbku. Doceniaem naleycie cay wewntrzny spokj nagrzanego przedziau. Na pce rwno uoone leay walizki. Nie na kup, ale adnie, swobodnie, jedna obok drugiej. Miejsca byo dosy i dla ywych ludzi, i dla martwej natury rcznego bagau. Byo ju po tym caym bukiecie wit, ktre zbiegy si przed kocem starego i z pocztkiem szczliwego podobno nowego roku i panowa jako taki spokj na powierzchni wd. Fala opada. W pocigach toku nie byo. Cay pusty korytarz. W naszym przedziale walay si nawet dwa pikne wolne miejsca siedzce. Na pkach tak samo jania luz i nie przepycha si, nie gnit, nie depta, nie kopa si witeczny tum walizek, siatek, paczek, toreb, tobokw, chopskich spadochronw, koszykw, kobiaek, ubianek, wiklinowych holendrw, tumokw, zawinitek, teczek, niekoniecznych neseserw, nart, kijkw, panczen, plecakw,
92

workw turystycznych, pude, menaek, chlebakw, sakwojay, baniek, kanek, kubekw nakrytych pergaminem, instrumentalnych futeraw, dobrze. Tego nie byo. Byy na pce trzy walizeczki obok siebie uoone. Na cianie przedziau, naprzeciw, wisia obrazek-fotografia sawnego letniska. Na obrazku wida byo wielk solankow tni podobn do potnego budujcego si w stoczni statku lub gstego szkieletu nieznanego, straszliwego gada z czasw tych dalekich i barbarzyskich, kiedy nie znano ani atomu, ani kuli dum-dum, ani prostej nawet jednostrzaowej rusznicy. Pod tni obok spacerowali wczasowicze albo siedzieli na awkach w cieniu drzew, jedzc, poykajc penymi garciami zdrowotne, wiee jak po burzy, przyprawione obficie jodem i ozonem, yciodajne powietrze. Po drugiej stronie tni, ktrej nie byo wida, mona si byo domyla takiej samej wczasowej scenerii, tchncej cisz, spokojem i zieleni. Zatroskane wiecznie moje oczy patrz na takie szczliwe obrazki z niepodliw bezgranicznie przyjemnoci. My, ja i mj los niezomny, nie to wybralimy dla siebie, natura nasza tak dzika, ale ze szczcia innych my si cieszymy jak dzieci. Ze szczcia wokoo nas my wprost radonie paczemy. Bo my jeszcze nawet lepiej ni szczliwi, wiemy, co to jest. Bo my, jak i mj los niezomny, wiecznie targani za rkawy, wosy, wntrznoci i dusz, jeszcze lepiej, ni yjcy w spokoju, wiemy, co to jest spokj. To ja teraz panu powiem co lepszego powiedzia fryzjer. Opowiada mi jeden klient. Wic jeden pracowa przy fosforze, nie wiem, czy to przy zapakach, czy w chemii, czy w fizyce, wszystko wszystkim, tam, gdzie pracowa, by fosfor. No i prosz pana, poniewa nie byo nic lepszego do brania, to zabiera do domu po trochu tego fosforu. I co on z tym robi? zapyta zbrojarz. A to zaraz pan zobaczy. Wic, prosz pana, on tym fosforem wysmarowa klamki od drzwi, obramowania rne, ramki od portretw na cianie, koron Matki Boskiej na obrazie i, prosz pana, wszyscy w domu si cieszyli, ona, dzieci, bo w nocy to wszystko bardzo adnie si wiecio. Tu fryzjer zrobi ma przerw i zacign si papierosem. Wypuszczony dym snu swoj niezalen opowie. I suchaj pan dalej. Po jakim tam czasie w domu zapanowaa jaka tajemnicza choroba i lekarze z pocztku nie wiedzieli, co jest. A si w kocu wydao. Ta choroba to bya, prosz pana, choroba promienna. Od tego fosforu, ktry przecie wysya trujce promienie. No susznie przecie powiedzia zbrojarz. Tak samo przecie ow na przykad i wszyscy drukarze po ilu tam latach maj oowic. Ach, co za ludzka gupota. To on nie wiedzia, e fosfor wysya trujce promienie? Nie powiedzieli mu tego w robocie? Widocznie, prosz pana, nie. Nie czyta tego w BHP? Widocznie, prosz pana, nie. Zbrojarz, cmokajc zdumiewajco tsy, tsy, kiwa gow w nietakt pocigu, kiwaa gow kobieta w chustce, kiwaem gow ja po takiej opowieci. Nie kiwali: fryzjer jako, rozumie si, narrator i ta para pasaerw, o ktrej do tej chwili byo cicho, o ktrej do tej chwili nie byo mowy, prcz wzmianki w przelocie, e dostrzeono ich istnienie. I oto wanie. Kto to by? Byo nas szeciu. Po troje naprzeciw siebie wygodnie bylimy usadowieni. Kim byli ci, ktrzy oprcz wymienionych zajmowali dwa z szeciu zajtych miejsc nagrzanego przedziau? Oni mi si zaczynali nie podoba. Bya to lekko starsza kobieta i by lekko starszy mczyzna. Ubrani byli po nowobogacku, ale nie o to chodzi, bo kademu wolno nosi w nagrzanym przedziale biae okciowe rkawiczki, dwie na rkawiczkach bransolety, na ramionach narzucony tkliwy, moherowy szal, dersejowy kostium. On za ubrany by w jasn, kraciast, zagraniczn marynark i w ogle but, spode, koszul, wszystko byo midzynarodowe. Cymes and bulba. I nie o to chodzi. Bo wolno mu byo. Zachwytu mojego strj rokoko nie wzbudza, ale nie o to chodzi, jeszcze raz
93

mwi. Zaczli mi si oni nie podoba coraz bardziej, bo zauwayem, e od czasu do czasu, podczas rozmowy trjki zbrojarza z fryzjerem i kobiet w chustce, wymieniali oni drwice, troch zbyt wygrowane pumieszki. Czuo si wyranie od nich chd dla nas, lekcewac postaw, lekcewace ustawianie si do kogo profilem. Zajci rozmow, proci moi towarzysze podry tego nie zauwayli, ale mimozie to nie uszo i wzbiera w niej gniew. Wzbiera we mnie gniew. Bo mona mie komis, mona mie konfekcyjny sklepik, na takich oni mi coraz bardziej wygldali, prywatna brana, gut, ale czy to znaczy, e ju nie trzeba by czowiekiem midzy ludmi? Chocia jeli si nie myliem, jeli si zgadzao, e nale do prywatnej brany, to mona byo bez trudu wyrozumowa, e oni wzgard, ironi, chodem i wyszoci odbijaj sobie tutaj na nas to, do czego za lad zmusza ich interes i kabza: przesadna uprzejmo, trajlowanie i migdalenie klientw. Prosz bardzo. Moe ten? Prosz uprzejmie. A moe inny kolor? W tym jest pani wspaniale. Tak, ten te jest uroczy. I kolory graj. Do szarego rowy przydymiony, mwi pan, owszem, tak, ale niekoniecznie. W tym na przykad tak samo jest pani doskonale. Co do jakoci, gwarantowana. Zagraniczna. Nie, te nie s francuskie. Te s woskie, o, prosz spojrze tu, jest marka: Pitigrili. Natomiast, jeli pani yczy jeszcze co lepszego, to mamy ostatni w tej chwili krzyk mody na Zachodzie, tak zwane paranoje. Na omotanie i skoowanie czowieka jest dziesi tysicy sposobw. Poowa z tego jest w posiadaniu samych tylko handlarzy. Co mona doda do liczb? ywa cay czas rozmowa zbrojarza, fryzjera i trzeciego, nieobecnego mczyzny, ale przemawiajcego od czasu do czasu gosem ony, co jakby nie kleia si teraz. Urywaa si i gasa. I oni wreszcie zauwayli ironi i chd bijcy od pary siedzcej przy oknie i to ich w kocu zupenie zmogo i zmrozio, chocia nie bardzo wiedzieli, co si dzieje. Od jakiego czasu soneczne promienie ju nie trzepotay si w lekko przydymionym powietrzu przedziau. Nie jechalimy ju bokiem do porannego zimowego soca, a i ono te nie stao w miejscu, tylko podnosio si po niebiaskim zakolu. Wic pad cie na otaczajcy nas czworokt. Pierzche za tor soneczne promienie nie byy tego jedyn przyczyn. Oto do czego moe doprowadzi jeden niewydarzony, drwicy pumiech. Atmosfera napinaa si jak uk. Wszyscy milczeli. Przejedajcy z hukiem w przeciwn stron drugi pocig rozluni troch ciciw. Ale na par tylko sekund. Jest tu miejsce na pytanie: po co i komu potrzebne nabite, ciarne powietrze? Dojedalimy do wikszego miasta i maszyna z wolna hamowaa. Nie wiadomo, komu miao sprzyja tego dnia, ale na pewno odetchnlimy z ulg, kiedy nowobogaccy zaczli zbiera si do wyjcia. To dobrze. Bo zaczynao by o kogo za duo w lunym przedziale. Naoyli eleganckie mantele mit Kappe, ale nie o to chodzi, bo kademu wolno, jak go na to sta. Mczyzna zdj z pki walizeczk i przepuci przodem kobiet, ktra otworzya drzwi na korytarz. Wszystko to si dziao w ponurym milczeniu. Oto, do czego moe doprowadzi jeden niewydarzony, ironiczny pumiech. Kiedy bez sowa, z grnoci mczyzna wychodzi za kobiet na korytarz, ja nie wytrzymaem. Do widzenia powiedziaem. Odwrci si i odrzek: Niepotrzebnie pan si wysila, modziecze. Nie bdzie mnie pan uczy manier. Za mody pan jest. A ja ju poszedem na caego: Po co to wszystko? mwi. Po co? Kiedy i tak naleycie do klasy, ktra ginie. A go wspio na palce lekko do przodu. Czerwona krew zalaa mu nalane oblicze. Podwjna jego broda miaa teraz prawdziwy kolor korali. Z szeroko rozwartymi, strzelajcymi oczami sta nacignity, niech tam, jak struna. Wszdzie, korytarzami pocigw te szwenda si apopleksja. Przystana na chwil przed naszym przedziaem i smutno powloka si dalej.
94

Nowobogacki opad na pity, z ca odrodzon si zatrzasn drzwi i poszed za swoim przeznaczeniem. Bania pka. Wszyscy jak na rozkaz odetchnli gboko i poprawili si w siedzcej postawie. Wyjto papierosy i zaczo si wzajemne czstowanie. Co on chcia? zapyta zbrojarz. ebym to ja, panie, wiedzia powiedziaem. Zauwayem powiedzia fryzjer e si do siebie gupio umiechaj, jakemy rozmawiali, i troch mnie to zmrozio, bo niby o co chodzi. Ja te zauwayem rzek zbrojarz. I ludzie kochani, zachodz w gow, ale nic nie rozumiem. Wanie powiedziaa kobieta w chustce. Co ich ugryzo? Pewnie jaki bk powiedziaem. No ludzie kochani. Bania pka. Rozwizao si zbite w wzach powietrze, rozwizay si jzyki, odtajaa od sklepienia garde zmroona lina. Co za cholerny nard. Co za ludzie. W troch lepsze achy si to ubierze i ju si to wywysza. Mao, e dwie godziny tu nam truli powietrze, to jeszcze pomiewisko sobie robi z innych. Wysza sfera. Mj m mwi na takich: panowie , , co to tak dokadnie wymawiaj , . Niemcy, prosz pastwa, te zaczli od tego, e si wywyszali nad inne narody i rasy. I widzielimy, co z tego wyszo powiedzia fryzjer. Drang nach Osten. Drang nach Osten i w ogle drang nad ganze Welt. Bo p wiata im byo za mao. I zachanno ich zgubia. Za swoje dostali. Ale ile mymy dostali. I to nie za swoje. Tylko za czyje. Tak, mj Boe. Mymy to ju przeszli a przeszli. I tak ju jest i jest od zarania dziejw. Gdzie czowiek nie signie w histori, to byo tak samo. Na nas si chyba jaki zy duch zawzi i tak nas gnbi powiedzia podrujcy fryzjer. Dym jakby duej unosi i koysa ostatnie te sowa. Zdanie byo znowu z tych mistycznych. Cisza, i to ponura tym razem, ponura jak nieszczcie, boleciwe rozpamitywanie, moga znowu po takim zdaniu zapa. Nie chciaem tym razem pozwoli. Nie daj, szczuo mnie, nie daj. To nie moe by prawda powiedziaem. Trzeba si z tego wyzwoli. To jest jaki niedobry, zowieszczy urok. To jest po prostu zorzeczenie. Trzeba raz z tym skoczy powiedziaem i stuknem rk o blat przyokiennego skadanego stoliczka. Nie mona przecie wiecznie zaatwia sprawy w taki sposb dodaem ciszej. No, ale jak, panie, wytumaczy to wszystko? eby si tyle walio na jeden kraj? Moe nie trzeba szuka winy pod lasem, ale pod nosem. Przepraszam, szanownego pana, to znaczy chce pan przez to powiedzie, e zy duch siedzi w nas? To nie jest takie wykluczone. Widzia pan tych, co niedawno wysiedli. Czy to dobry duch przewrci im w gowie i kaza im si wywysza i gupio si umiecha z naszego przyjemnego towarzystwa? Tak powiedzia fryzjer. To nieadne, ale... To byo nie w porzdku powiedziaa kobieta w chustce. To byo zwyke chamstwo powiedzia zbrojarz. Ale zapa swoje swko fryzjer. My tu jednak rozmylamy o czym innym. My tu,
95

prosz pana, rozmylamy, jak to mwi, o stanach wyjtkowych. Czyli, prosz pana, wojna, gradobicie, susza, powd, poary i tak dalej, no i wojny. Te wojny. Gdzie tu jest jaka nasza wina? Co my, proci ludzie, moemy na to poradzi? Czyli, prosz pana, czy to nie jest jakie przeklestwo nad narodem? Po krtkim przystanku maszyna znowu suna, nabierajc pdu. Siedzcych przodem do jazdy niewidzialna rka popychaa lekko do tyki na oparcia. Przecigle zawya syrena pocigu. Komu drzemicemu przyni si poar, a moe po tylu latach, Santa Polonia, po tylu jeszcze latach, uliczna apanka. Nie wiem powiedziaem. Ja nie wiem. Ale caa moja moda dusza buntuje si. Nie mona by niewolnikiem przeklestwa. Trzeba si z tego wyzwoli. Za oknem nieg migota biao, rowo i niebiesko w tym, platynowym i pomaraczowym socu przedpoudnia. Na polu, niedaleko torw, siedziao nad jak padlin poczone stado siwych wron, lnicych gawronw i mniejszych kawek. Przez huk, szum i stukot pdzcej popiesznie maszyny przebijay si wniebogosy wygodniaego sposzonego na moment od eru czarnego ptactwa. Byszczc wylizgan szos zaprzgnita do sa chuda chabeta wioza rozigran dzieciarni, Za saniami, na niedzieln msz szy do miasta, ktre za nami, okutane w wielkie chusty jak w ponczo, panie chopki, wolniutko rozstpujc si przed ciarwk. Z kominw rozsianych po zimowisku domw unosi si dym prosto w gr, wysoko, a go tam nagle amay wp i roznosiy podniebne prdy. Naziemne prdy szy po izbach od gotujcego si w garach krupniku, uru, barszczu i zotej myli jedzenia piknego rosou. Naziemne prdy snuy si po izbach od pieczonej w piekarniku albo duszonej na wolnym ogniu, na azbestowej pytce, niedzielnej chabaniny. Przypiekana na fajerkach cebula te nie schnie bezwonnie, ale bijc w nozdrza. Naziemne prdy rozwalay si po izbach od zasmaki na patelince, od toczonego na kluski ciasta, od kapusty, pieprzu, majeranku, pietruszki, marchewki, seleru, kopru i bobkowego listka. Jechalimy. Nikt nie wszed na miejsce tych, co uszli. Miejsca byo tyle, e do naszego przedziau pooonego w rodku wagonu nikt nawet nie dochodzi. Po dwch teraz z kadej strony wygodnie bylimy usadowieni. Za oknem las teraz odbija blask wieccej zapatrzonej w niego pary oczu. Pod oblepami niegu uginay si sosnowe gazie jak jabonki po rok po roku trzyletnim, marnym owocowaniu, po trzech guchych latach i wreszcie przysza ta wiosna, a nie inna, i zaj si biaym kwieciem sad, e trzeba byo zawczasu podeprze gazie. Bo lepiej nie odkada na pniej tego, co mona zrobi od razu. Od czasu do czasu z gazi osypywa si nieny puch strcony przez sikor szukajc czerwi albo powiewem soca w wysokie korony. Kawa? Herbata? zapyta chopak, jedn rk otwierajc drzwi przedziau, drug trzymajc tac z napojami. Kitlow swoj marynark zapomnia lekko przepra. To by bd. Na nienobiaym tle zza szyby, przed ktr sta, rzucao si to w oczy. Handel jego na pewno na tym cierpia. Z tacy wygldao, e mu penych szklanek wiele nie ubyo od pierwszej chwili. Zamkn drzwi i poszed dalej. Kawa? Herbata? przemawia do nastpnych przedziaw. Wstaem, wyszedem na korytarz i krzyknem do niego pytanie. Prosz pana. W ktr stron bufet? Za mn powiedzia, nie odwracajc si. Zaraz powiedziaem. I za panem czy w drug stron? W drug stron. Dobra. Trzeba si napi jakiego piwa powiedziaem, wracajc do przedziau po papierosy. Gorco co. Tak powiedzia fryzjer. adnie grzej. A niele powiedzia zbrojarz. Niele. Niech pan zostawi drzwi troch odemknite.
96

Zamknem do poowy drzwi przedziau i pocignem dugimi, pustymi korytarzami, zalanego zimowym socem, jasnego wntrza ruchomego tunelu. Jechalimy przez las cigle i wszystkie drzewa niemymi wiadkami, e sowa s tylko sabym echem niewyraalnego zachwytu. Sunem wolniutko koysany na boki. W jednym z napotkanych luster, zdobicych ciany korytarzy, przegldaem si chwil i, mruc lepia, przeczesaem palcami wosy. To mi zawsze wolno. Duy jednak luz panowa w pocigu. W omio-, a i lekko dziewicioosobowych kabinach siedziay po trzy, cztery persony. Drzwi przedziaw byy przewanie wpotwarte. W jednym jaki facet rozoy si w caej szerokiej swojej dugoci. Czoo i oczy nakry czapk, brzuch dwuszpaltow gazet i spa. Byo mu bogo. Od niewidocznych rur bio lube ciepo. Nie wygldao na oko, e jemu to przyni si poar albo moe po tylu latach, po tylu ju latach, uliczna apanka. Ale mog si myli. Mog si grubo myli. W innym przedziale siedziay same trzy kobiety. adna nie robia na drutach ani na szydeku. Bya niedziela i trzeba byo dzie wity wici. Wic rozmawiay. Dwie ju nie byy mode, a trzecia staruszka z psem maej rasy na kolanach. Przypomnia mi si ludzki bl i rozpacz za wiernym towarzyszem samotnoci. Siedziaem w poczekalni u weterynarza. I przysza staruszka. Nie miaa ze sob adnego zwierzaka. Drobnym krokiem przysuna si do awki i usiada. I pyta mnie: Pan nie wie, gdzie jest w naszym miecie cmentarz dla zwierzt? Nie wiem, prosz pani. Nie wiem. Nawet nie wiem, czy jest. Jest? Podobno jest. Nie wiem. Kto pani zdech? A ona zacza paka, bidula. zy jej kapay, trzsa si broda, straszny al i rozpacz targa kruch posta. Pies? pytam. Potrzsna gwk. Kot? Kotka powiedziaa. Ach, Boe, jak ona dzisiaj zdychaa. Jakim ludzkim gosem. I zy jej kapay, i pacz wstrzsn. Odwrci si tu trzeba byo. Nie patrze. Ja, kiedy zdychaa mi Nora suka, nie pakaem, ale by to faszywy wstyd. Kiedy patrzya na mnie smutnymi, zamglonymi oczami, kiedy na ciche moje woanie prbowaa jeszcze resztkami si macha ogonem, czemu powstrzymywaem zy straszliwym zaciskaniem szczk? Czy nie naleao si jej ode mnie te par ez? Ona, gdybym ja zdycha, ona by wya nade mn ca ksiycow noc z podniesionym bem, e caej okolicy drtwiaaby skra. I nie mciyby jej alu inne psy szczekaniem, ale wtrem aobnym. Jechalimy przez las cigle i wszystkie milczce drzewa niemymi wiadkami, e sowa s tylko sabym echem niewyraalnego alu. Przeszedem jeszcze wagon pierwszej klasy z korytarzem wycielonym chodnikiem i z pluszowymi siedzeniami. Podrujcych ludzi byo tu jeszcze mniej, a kilka caych przedziaw walao si bez duszy. Kilku oficerw starszej rangi: kapitan, major i podpukownik, dwch cywilw grajcych w domino, dwie kobiety, jeden ksidz. Trzy, pi, siedem, osiem osobistoci w caym obszernym i jasnym wntrzu wagonu. To dopiero bya jazda! A jeszcze widziaem wieym okiem pamici witeczne, oblone ciasno perony, poczekalnie, kady wolny skrawek i midzy zbitym tumem przewijajcych si zrcznie kieszonkowcw i zodziei torebek. Skad podstawiono i widziaem wieym okiem liczcej zaledwie dwa tygodnie pamici, jak si ami cywilne falangi i jak si rzuca tum do drzwi wolno wchodzcego na peron pocigu. Syszaem jeszcze wieym uchem pamici, jak si rozprzgaj jzyki, chlaszczc stamszon atmosfer, a krzyki zagubionych dzieci bij ostro i cienko w kryty dach peronu albo w niewybredne, goe niebo. Widziaem zeszoroczn, ale cigle jeszcze wie, krwawic pamici tego, ktremu si bardzo pieszyo, a potem wloko go dwadziecia pi metrw czerwonym ladem.
97

Tak. No tak. Przeszedem wic wagon pierwszej klasy, harmonijk i zaraz by bufet u wlotu nastpnego pulmana. Przy okienku stao dwch redniowiecznych, popijajc piwo. O, suchaj kolego ucieszy si do mnie jeden z nich. Gzy ty znasz si na historii? Troch. Bo my mamy taki problem historyczny. Znasz si? Troch si znam. To powiedz, jak si nazywa marszaek Zwizku Radzieckiego? Malinowski mwi. Widzisz powiedzia ten do drugiego. A ty mwie, e Kalinowski. Rodion, nie? powiedzia jeszcze w moj stron. Rodion mwi. No widzisz powiedzia w jego stron, kadc pasko na powietrzu do wolnej rki. Piwo rzekem do okienka. Szef odkapslowal, zapaciem monet, wziem butelk i stanem przy oknie, opierajc si. Las. Za oknem cigle sosnowy las zieleni si ciemno. Przysypane niegiem drzewa uciekay w ty, jak godziny ycia pdzone w plecy krtk nahajk. Wycignem papierosy i zapaliem. Popijajc piwo, pocigajc dyma, patrzyem w okno przymruonymi, nieruchomymi oczami. I zapomniaem si, sam nie wiem kiedy. Ponioso mnie gdzie, porwao i odrzucio za bariery jak porywisty wiatr biaym liciem. I spowina mnie mga. Zamgliy mi si dymic dal niebieskie tczwki i nalot jaki puszysty jak nieg przysypa cay byt. Od trzymanego w rku papierosa dym wgryz mi si w oczy i tak jak tamten zaprzepaci mnie gdzie, ten ockn mnie i przywrci do siebie. Przywrci do siebie, mwi, bo w chwilach tych do siebie nie nale, czuj to wyranie, czuj wyranie po tym wszystkim powrt swj w wasn skr, w wasne koci i olinowania. I jeli jest w tym wszystkim smutek jaki, to nie ja jestem smutny, nie do mnie on naley dostojny ten, i nie wiem, czy nie mwi tu o tym samym, o czym mwi jeden tak oto: Kiedy byem smutny i zdawao mi si, e smutek mj do mnie nie naley, szedem za miasto, midzy czarne cyprysy, na smtarz". Przetarem oczy i pocignem yk. Skoczya si ciemna ciana lasu. niena przestrze znowu cielia si opodal i szeroko. Soce na niej szalao. Rwnina nieprzytomnie bia powiekami jak mode, zdziwione dziewcz. Korytarzem przytupa si do bufetu starszy jaki mczyzna. Chcia kupi troch chleba. Na wag nie sprzedajemy powiedzia bufet. Chleb mamy tylko porcjowany do serdelkw. Ja mam boczek mwi on. Co bd kupowa jeszcze serdelki. Potrzebuj tylko ze dwie, trzy kromki chleba. Zapomniaem kupi, cholera. Nie zdyem. A w domu nie byo. Bo na niedziel ju nie kupowaem, jak miaem jecha. Nie moemy powiedzia bufet. Bd pan czowiekiem mwi on. Nie moemy. Panie szefie schyliem si do okienka. Daj mu pan te dwie kroniki. Daj mu pan wtrcio si tamtych dwch. Naciskany przez nas, przez opini publiczn, szef ukroi dwie cienkie jak wos tartinki i pooy na talerzyk. Zotwk! Ten wygmera zotwk w penych fadw pantalonach i zapaci. Wzi w palce plasterki chleba, przystawi do oka i powiedzia do nas na odchodnym: Przez ten chleb to Pary wida, cholera. Bg zapa panom. Tymczasem zblialimy si do nowego miasta, do jednej z tych wielu nowych Pompei, zdruzgotanych wojennym zatrzsieniem i odbudowanych goymi ocalonymi rkami i sercem
98

cinitym wrd ruin, popiow i smtarzy. Stare, wyczerpane kopalnie zalewa si wod, lochy pod rysujcymi si domami zalewa si betonem, dziury w zbach cementem, czym si zaleje pustk w sercu po polegych? Rozpdzona maszyna agodnie hamowaa. Hamulce z piskiem tary si o koa. Stanlimy. Odsunem si troch przepuci wysiadajcych. Chd jak poranne chlunicie lodowat wod za uszy wpad od otwieranych drzwi. Przy drzwiach ciasno i niecierpliwie stao paru nowych podrnikw. Spokojnie, spokojnie uspokaja ich jeden z wysiadajcych. Miejsca jest od cholery i nazad. Na peronie matka pocaowaa ostatni raz odprowadzajcego j synka. Uwaaj na ulicy przestrzegaa go jeszcze, stojc na stopniu. I ucz si katechizmu i wiersza. Jechalimy. Jechaem. Jechao za mapie pienidze zimowe, poudniowe soce, siedzc okrakiem na dachu wagonu. Pocignem yk. Do bufetu przyszed jeden z grajcych rcznym radyjkiem. Grali jak dawnego wieku melodi na wioli. Suchaem. Potem zacz piewa chr mieszany. Pord mskich gosw silnych i twardych jak dbowy park przewijao si solo kobiece, e a prawie wida mona byo migajc, rozwiewajc si midzy drzewami bia sukienk. Patrzyem.

Falujc na wietrze
Przyapaem si w tej samej chwili na tym, e nie zawsze, nie zawsze oczywicie, ale czasami, jeli akurat miej si, to dlatego, eby po prostu nie zapaka. Przyapaem si na tym i nie zdumiaem si mocno. Zdumiaem si, ale nie tak bardzo. A jest to przecie rzecz, ktra mogaby szarpn kamieniem, gazem, opok, na ktrej wszyscy niby stoj. Jest to przecie co, co, bd co bd, miesza szyki i wywraca do gry nogami ustalony ten porzdek, e jeli to, to znaczy to. Mnie to tylko zdumiao lekko, leciutko, waciwie to prawie wcale. Tak. Waciwie to nic. Dlaczego? Dlatego, e dla mnie to nie jest nabj, a sama uska. Dla mnie to jest pusta szklanica. Gorzkie z niej wypiem ju przedtem. Bo przypominam sobie. Przypominam sobie mj nieraz miech, zamiani moje niektre, i przypominam sobie, e syszaem w nich wcale nie dzwonki. miej si nieraz caym magazynem jak katapulta i zamiej si nieraz inaczej. Przypominam sobie. Wic zamiaem si nieraz inaczej i syszaem w miechu tym, jak dalekie echo, kanie. Czy miaem zwtpi w dobry mj such? Zdarzyo si nieraz, e zwtpiem. Ile razy, kadc si spa, bezprzykadnie wymczony tym wszystkim, co jest, czego nie ma, co by si chciao, a czego by nie, wymczony wic miertelnie wieczn interwencj, jak powiedzia jeden, ile razy, prbujc zasn, niechtnie zreszt zawsze, co mi nagle strzelao w uszy, krzyk jaki, buchnicie, haas, trzask, jakby pkay belki czy wiby podtrzymujce strop, i a od tego szarpao mnie na podou, na ktrym leaem, ale przecie to byy jawne suchowe majaki i nie mogem wierzy w to, co sysz. Tymczasem co do miechu, co do kania tego przebijajcego w niektrych krtkich zamianiach, tu nie mogem zwtpi w dobry mj such. Syszaem to wyranie i czsto. Przypominam sobie. Sam miech zreszt syszaem, e nie jest perlisty, ale czym zmcony jak poruszona kijem woda. Przypominam sobie. I przypominam sobie teraz dokadnie, e syszaem to samo u innych, tak jest. Tak jest na przykad: kto wchodzi do publicznej pijalni, a nic, nic nie wiadomo, skd przychodzi, czy z weselnego domu, czy z domu boleci, nic nie wiadomo, jak si czuje, czy dobrze, czy le, czy gra u niego, czy nie gra, czy tak na dwa razy, nic nie
99

wiadomo, czy mu si poszczcio ostatnio w yciu praktycznym, podwyszyli mu wypat, urodzi mu si syn dugo wyczekiwany, odnalaz przyjaciela, czy odwrotnie: od duszego ju czasu pech podstawia mu nogi pazur i mc mu si w gowie pewne pojcia, i rozum zaczyna nie rozumie, i budz si potwory, i strach zasadza si w jego duszy jak kleiste ziarno pasoytnej jemioy. Wic nie wiadomo. Nie wiadomo nic, czy wstpi tu otwarty: pogada czy pomia si; czy wstpi tu zamknity; pomilcze, zagubi si w tumie samotnictwa. To jest zrozumiae. Na dworze, powiedzmy, zima jest, mrz, wiatr rwie kaszel na kawaki jak gazet, zimno, e psy zrywaj si z acuchw; gdzie tu i? Do pijalni. Do pijalni si wchodzi, siada si, zamawia si herbat, kaw czy sto gram i naraz przysiada si jeden z tych dalszych znajomych, opowiadacz dowcipw, jeden z tych czingciarzy sownych skadanek, i nie pyta, nie prbuje zorientowa si, jaki jest stan rzeczy i stan ducha, tylko: Cze. Sprzedam ci wietny kawa. Do lekarza przychodzi moda dziewczyna i mwi: Panie doktorze... I tak dalej. Opowiadacz mwi, punktuje, rozkada akcenty, koczy, wybucha miechem i czeka na to samo. I czowiek zamieje si te krtko, zary raczej, ale waciwie dlatego, eby po prostu nie zapaka. Dobre co? Albo ten. Idzie wariat i cignie szczoteczk do zbw na sznurku... I tak dalej. I znowu czowiek zary krtko, ale naprawd dlatego, eby po prostu nie zapaka. Bo jest akurat niedobrze bardzo. Niedobrze jest. Niedobry czas jest akurat. Ciki. W Granadzie zaraza. To, co powiedziaem tu na pocztek witajcie, ktrzy zechcielicie wstpi w nieprzytomny ten krg nie wie si z obecn sytuacj moj nadmorsk. Powiedziaem to, bo chciaem to powiedzie i trzeba byo to kiedy zrobi. I tak zdarzyo si. I jeszcze jedno. Co, co te niby nie wie si z obecn sytuacj moj nadmorsk. Ale co to mnie obchodzi? Co mnie obchodzi martwa litera? Wic powiedzieli mi w pewnym domu o piknej nazwie Prg", e wizja mojego wiata jest troch za szczupa. Co mogem na to odszepta? Daj wam, Boe. Daj wam, Panie Boe. A raczej nie. Bro, Boe. Nie ycz ja nikomu cikiego szalestwa. I teraz dopiero: leaem na wydmie jak na tarczy. Niezupenie. W tym miejscu, gdzie koczy si rzadko rosnca na stoku trawa wydm, a zaczyna naga plaa. Osonity troch od ldowej bryzy patrzyem przed siebie. Tam byo na co patrze. Tam byo obszernie. Tam mona si byo zapatrze na amen. Mae upinki i flagowe okrty, karawele, fregaty, masztowce, parowce i cae flotylle, bogate biblioteki, kufry, pikne kute kandelabry, tkaniny nieziemskie, globusy, busole, kompasy, sekstansy i lornety, srebro, zoto, ko soniowa, pery i nasi. Tam byo wielu naszych. Tam teraz to wszystko ciemna granatowa tafla wd pokrywaa, falujc na wietrze. Morze szumiao. Czy mylaem o sobie w takiej obecnoci? W takim obliczu? Tak. Mylaem o sobie. O mojej wanie szczupej wizji. Ale nie ycz jej nikomu. Nie ycz ja nikomu cikiego szalestwa. Mylaem o sobie zatem wic. Szeroko. Obejmowaem wielkie koo. W kole tym ja byem te, ale nie jako jego rodek. Dawno ju odeszy mnie myli za centralnym miejscem w ukadzie niepromienistym. Czym to grozi, najlepiej pokaza mi boski przykad. Kontemplacja. Nieruchoma sylwetka. Bezwiedne istnienie. Natura moja tak dzika, nigdy nieobojtna, czy moga za czym podobnym tskni? Kiedy tsknia, dawniej, ale to byo straszliwe nieporozumienie. Czy po to jest statek, aby osiad na mielinie? Czy po to si yje, eby spa w najlepsze? Wic w kole tym, ktre obejmowaem i ktre mnie obejmowao, byem ja nie w jego martwym rodku, ale bliej krawdzi, na samym czsto najdalej wysunitym uku, tam gdzie dwie siy: miadca i rozdzierajca tocz bj, e tylko mi eb odskakiwa i fruwao pierze.
100

Czy po to jest morze, eby nie szumiao? Morze szumiao. Szum by, jakby przesuwao wielkie cikie meble, szafy studrzwiowe, ogromniaste buruazyjne komody i kredensy, przepastne krlewskie oa, piramidalne rozrose fotele, milowe rozkadane stoy. Suny do brzegu nie koczce si stada taboru. Piana przybrzena siedziaa im na zgarbionych grzbietach jak zwyciski miech. Wiatr by od morza. Zimny i ostry. Pdzone chmury to przesaniay, to odsaniay mnie przewrotnym oczom bkitu. Po wczesnowiosennym piasku nagiej play cwaowa to cie, to soce niby ko bez jedca. Zrzucony z sioda leaem pod wydm, gdzie tam, w jakim' punkcie koa, daleko od rodka, a blisko krawdzi. Kto wie, czym to si moe wszystko skoczy? Morskie ptactwo krzyczao. Mewy i obrone bernikle. Miaem si podnie, bo chodno byo jeszcze, wiosna bardzo niemiao obejmowaa pozimow zrujnowan dzieraw. Stodoy puste, na polach suche badyle. Drzewa z nierozkwitymi swoimi pkami stay jakby bardziej jeszcze bezwonne i nagie, drc na zimnym wietrze. Tu trzeba byo inaczej. Ziele powinna sia popoch wrd konserwatystw, soce pali zapleniae ksigozbiory, wiatr te powinien robi swoje. Kady powinien robi swoje. Kto szed bliskim skrajem morza, kluczc midzy rozlewajcymi si na brzeg falami. Mczyzna. Nie wstaem. Leaem dalej, czekajc, a przejdzie, i dopiero, bo wolaem nie mie nikogo za sob. Czubym si nieswojo, wiedzc, e kto, ktokolwiek za mn. Nie dlatego, e mam co napisanego na plecach. Mczyzna by w paszczu i ja byem w paszczu. Ale on mia jeszcze kapelusz. Kiedy zza chmur wygldao soce, mczyzna zdejmowa go, podnoszc w gr twarz. To mi si bardzo podobao. Leaem. Czekaem, a przejdzie. Pomylaem, e wstan dopiero, kiedy zniknie mi z oczu, bo moe i jemu byoby nieswojo, gdyby wiedzia, e kto, ktokolwiek za nim. Moe i on tego nie lubi. Przechodzi. By teraz na mojej wysokoci. Ale stan. Odwrci si do mnie i krzykn: Nie wie pan, gdzie tu jest Solmare"? A co to jest? odkrzyknem z wiatrem, unoszc si do pozycji siedzcej. Pensjonat czy hotel. Ale jest tam chyba te jaka kawiarnia. Jest kawiarnia? Powinna by krzykn. Wstaem na nogi i podszedem do mczyzny. Gorcej herbaty bym si napi powiedziaem. Wanie o tym samym myl powiedzia on. Diabelnie zimno jeszcze. Mczyzna zdj kapelusz, wic ukoniem si lekko, ale to wanie soce wygldao; schylony w ukonie zobaczyem, jak spod ng ucieka mi cie. A to gdzie w t stron? spytaem. Tak mi powiedziano. Podobno nad samym brzegiem morza. Pomylaem wic, e przespaceruj si pla. Oczywicie nie powiedziaem starszemu mczynie, e nie lubi sowa spacerowa" i dlaczego. Szlimy. Pdzone wiatrem chmury to przesaniay, to odsaniay nas przewrotnym oczom bkitu. Pan chyba nie z tych stron? spyta mczyzna. Ja? Nie odparem. Pan chyba te nie. Jestem ze stolicy. Pan moe rwnie? O, nie powiedziaem. Nie. Ja bliej krawdzi jestem. To znaczy, bliej granicy, chciaem powiedzie. Nie kamaem. Przeszedem tylko ponad dosownoci jego pytania. Pozwoliem sobie na to, bo nieprzeparta para mnie ch potwierdzi gonym sowem to, co przedtem mylaem o wielkim kole, jego rodku i krawdzi. I kiedy mczyzna powiedzia: .Jestem ze stolicy. Pan
101

moe rwnie?", nie mogem czeka lepszej okazji do paraboli. O, nie powiedziaem. Nie. Ja bliej krawdzi jestem. To znaczy bliej granicy, chciaem powiedzie. Ach, tak. Ktrej? Poudniowej. To ju byo obojtne. Szlimy pla. Mczyzna spacerem, ja wolnym krokiem. Ostry ldowy wiatr szeleci piaskiem. Wydmy syczay jak siedliska ww. To kawa drogi pan zrobi. Kawaek. Do rodziny moe? Nie. Do ludzi powiedziaem znamiennie. Do znajomych? Tak. Chyba to byli znajomi. Nie wiem. Nie zastaem ich. W licie, ktry dostaem od tych ludzi, pisao, e ja, by moe, nie przypominam sobie ich, ale oni pamitaj mnie dobrze i zapraszaj. Prosz mnie serdecznie przyjecha. Domek nad samym morzem. Wprawdzie letni, ale przerobiony na warunki zimowe". List ten dostaem pn jeszcze jesieni. Przyjechaem dopiero teraz, bo tak si zoyo. Nie uprzedzaem. Chyba to byli znajomi. Rzeczywicie nie przypominaem sobie tych ludzi. Skd wzili mj niepewny zmienny adres? Nie wiem. Ale wrd otaczajcych mnie gst chmar ciemnych ponurych zagadek ta wydawaa mi si wprost janiejca blaskiem. Wzruszajca. Bo chyba nikt nie zaprasza mnie tu, eby posieka mnie, zaszy w worku i wypynwszy z dala od brzegw, wrzuci do godnego morza. Mona tu si zamia, ale nie tak bardzo. Histori miaem jedn na przykad tak w krainie jezior, pamitam, tam gdzie, dziewitnastoletni, pierwszy raz poznaem tak mocno szczcie i nieszczcie mioci: Ann-Laur Dzigo. Par lat pniej byem tam znowu. yem na wodzie, rzadko wychodzc na ld. Co ja chciaem powiedzie? Wic zaprosili mnie nad Jezioro Krlewskie" bliscy niby znajomi: dwch chopcw i dziewczyna. Przypadek wtedy, ktry czasami jest jednak po mojej stronie, chcia, e nie dojechaem tam i zmieniem kierunek. A czekay mnie tam baty. Dwa litry wdki zostay przelane czy miay by przelane dla miejscowych tam ulikw, nie za moje zdrowie, ale za poamanie mi koci. Kto wie, czym to si wszystko mogo skoczy? Synna jest fatalna moc alkoholu. Oto, co kryo zaproszenie. Za co miao mnie to spotka, pozostao dla mnie ciemn ponur zagadk. Teraz, skd dowiedziaem si o tym? Te przypadkiem. Dziwnym, mona powiedzie. Jedno zdanie wypowiedziaem kiedy, jedno z tych zda na wszelki wypadek, ale ktrych to zda, okazuje si, nigdy nie jest za duo. Wiem, e na mnie czatuj powiedziaem kiedy cicho. Wiesz? wyrwao si siedzcej obok dziewczynie. Wiem powtrzyem. Ale powiedz, co ty wiesz. To bya ona. To ona bya tam. I ona mi wszystko wysypaa, jak miao by. Za co? zapytaem. Tego nie umiaa powiedzie biedna przeraona panienka. Zobaczymy. Szlimy nag pla, kluczc midzy rozlewajcymi si na brzeg falami. Soce skryo si i mczyzna naoy kapelusz. Kapelusz masz wielki jak caa Francja". Komu ja to powiedziaem? Na wydmach sycza piasek poruszany wiatrem. Trawy giy si przed morzem. Szumu fal jakbym ju nie sysza. Pdzone chmury to przesaniay, to odsaniay nas przewrotnym oczom bkitu. Aja przyjechaem... powiedzia mczyzna.

102

Pragnienie
Zaczli o snach. I pierwszy mwi: Ja to jeden sen bd pamita dugo. Byem na jakim kontynencie, w Afryce chyba, bo byy piachy i kpki rolin. Bya pikna pogoda, wiecio soce, szedem gdzie, nie wiem gdzie. Naprzd. Naraz nadleciaa czarna chmura nisko i trzasn piorun. We mnie. I mnie zabi. Ale szem dalej, chocia wiedziaem, e jestem zabity. Id i widz, sadzawka malutka. Weszem, eby troch nogi ochodzi i ochlapa si, a tu z tej wody wyazi straszna morda potwora. Przestraszyem si i chc wyj i ucieka. Odwracam si, a tu, jak to bya przedtem maa sadzawka, to teraz sama wielka woda hen, hen, e nie wida koca i ze wszystkich stron wya mordy potworw. Obudziem si cay mokry. Paskudny sen powiedzia drugi. Nie ma co powiedzia przedostatni. Paskudny powiedziaem. Cicho byo w pokoju. wiato zgaszone, kady oddycha w ciemnoci. Miaem te, nie tak dawno, taki dziwny straszny sen powiedzia przedostatni. e pojechaem do domu, bo miaem wolne czy co i pojechaem. Przyjechaem w nocy. Wyszem z dworca, przeszem pod mostem i zaczem i pod gr w stron domu. Taki by wiatr, jakby si kto powiesi. Szem wolno, bo miaem pen waliz brudnej bielizny. Bya noc i byo pusto. I sysz naraz, e kto mnie woa, cicho. Staj i poznaj, e to gos matuli. Patrz naprzd, wytam oczy, nic. Odwracam si do tyu, te nikogo nie widz. Id dalej i myl, e si przesyszaem, i znowu sysz cicho gos matuli: ,Jzek, Jzek". Patrz znowu naprzd, do tyu, na prawo, na lewo, na wszystkie strony, bo nie wiem, skd ten gos leci. Nikogo nie widz. Id dalej i znowu sysz woanie. I sysz, ze ten gos idzie gdzie z dou. Spod ulicy. Pooyem walizk, uklkem i przykadam ucho do bruku, i sysz stamtd, z tych gbokoci podziemnych, jak cichutko mnie woa matula: ,Jzek, Jzek". Dalej nie pamitam. I lepiej. Paskudny sen powiedzia drugi. Jeszcze jako gorszy ni mj powiedzia pierwszy. Paskudny powiedziaem. Znowu si zrobio cicho jaki czas. Sycha byo wasny i cudzy oddech. S niektre sny przyjemne powiedziaem ja po chwili. Nie pamitam nic akurat swojego, ale czytaem gdzie o jednym, ktry mia taki sen, e jedzie dk korytem rzeki. Tylko e rzeki nie ma, bo wyscha, i on jedzie t dk w powietrzu. Cicho byo w pokoju. wiato zgaszone, nikt nic nie mwi. Czterech leao w czterech rogach pokoju i kady myla po swojemu. Powiedz no, ty wiesz takie rne rzeczy przemwi do mnie przedostatni. Co to jest sen? Co to jest te sny, co si ni? Tego to ja ju ci, chopie, nie powiem. Czy to jest jakie ycie, czy to jest jaka mier? Nie wiem. Ale chyba co trzeciego. Jaki trzeci stan. Znowu cicho si zrobio. Nikt nic nie mwi. Trudno byo co powiedzie. Gowy kryy wysoko, ale w ciemnociach. Wic panowaa cisza u nas w pokoju. W innych pokojach tego nie byo. Wielkie pijastwo odbywao si w caym hotelu. Dzikie piewanie biego po korytarzach, po rurach i przez szeroko otwarte okna. Bo byo lato. By czerwiec i gorcz cigaa garda jak obcgi. Na budowie ciko byo wykona plan. Soce palio prozebrany nard roboczy. Przez ciaa pyny wielkie prdy lenistwa. Tak, jak trzeba, pracowali tylko ideowcy i maa, coraz mniejsza garstka sumiennych. Caa reszta pracowaa na zwolnionych obrotach i nie byo na to siy ani powoywania na przykady. Taki ywy ogie la si prawie z nieba jak, pamitam, w bezpaskim, ubiegym roku, pod Annopolem. Leelimy w kach na samych przecieradach. Koce w nogach albo na krzesekach, nikt si
103

nie przykrywa. Przez otwarte okno buchao cigle duszne, pkate powietrze, chocia byo ju po dziesitej i soce spory czas jak ju zaszo, tak jak soce zachodzi. Cholernie jednak dziwna rzecz te sny powiedzia przedostatni. Daj spokj, Jzek. Co bdziesz sobie gow zawraca powiedzia drugi. Dlaczego? Niech sobie duma powiedziaem. Jutro niedziela. Jeszcze si wypi. Co tu mona duma, jak tu si i tak nic nie wyduma. Nie szkodzi. Duma, nie duma, carom nie budiesz... Nie szkodzi. W innych pokojach tego nie byo. Hutaa si nad butelkami moda ga. Zaprawia si ostro cay hotel. Dzikie echo si nioso po korytarzach, po rurach i przez szeroko otwarte okna. Bo byo lato. I bya sobota. Taki sam jak wszystkie inne dzie mierci i dzie narodzin, ale nazywa si sobota. I ci, co nie poszli na zabawy w miasto i pod miasto, pili alpagi w pokojach. U nas w hotelu zabawy nie byo. Pokaleczyli si mocno w zesz sobot i Rada uchwalia, e nie bdzie zabaw przez trzy tygodnie. Zbrodnia i kara. Wic tacw nie byo, ale wino si lao, jakby nigdy nic. I pyna pie. W naszym pokoju skad si dobra cichy i spokojny i dobrze zrobiem, e si tu przeniosem z dawnego pokoju, gdzie mieszkaem, gdzie waciwie przychodziem tylko spa pno, bo mieszka tam nie dawao rady. Te si wszyscy tam dobrali, ale ci z drugiej strony medalu. Poarty byem z nimi bez przerwy i cay czas wszystko wisiao na wosku. To, co tam kwito, to nie by mj ulubiony kwiat. Musiaem si przenie. Wielkie przenosiny to nie byy. Pociel hotelowa, poduszka hotelowa, koce hotelowe, moje ptora na krzy ubrania i jedna ksika z teorii szachw. Przenosiem si z radoci niekaman, e opuszczam t brudn, zawszon, pijack melin i z tym kamiennym ju smutkiem, e taki chyba mj los; cigle si przenosi. Nawet w hotelu z pokoju do pokoju. Ale trafiem dobrze. Trafiem jakby na wysp. Do spokojnych i powanych chopakw. Jeden by troch od nas starszy. Przyjechali do stolicy tak samo jak ja. Zarobi troch grosza, a nie obrzyga ubikacje i kaflowe ciany. Ale si dr, w mord kopani. e im si jeszcze chce. Tu to si maj, a w robocie to tak si ruszaj, e ich z miejsca nie wida. Robotnicy od witej boleci. Czuj, e znowu si bd upa jak w zesz sobot, chocia nie ma zabawy. Najgoniej si dr w twoim dawnym pokoju, zdaje si powiedzia do mnie drugi. Potnie duszno byo. Okna stay otwarte do ostatnich granic, ale tam nie byo lepiej ni tu. Powoli, powoli styga nagrzana ziemia, woda, powietrze i mury stolicy. Mino ju bez plusku p jedenastej wieczr, soce dawno ju jak zaszo, tak jak soce zachodzi, a chd cigle nie zajmowa pustego miejsca. Trudno byo zasn. Mona byo myle o snach, ale z kolei trudno byo myle. Wielkie zniewolenie rozkadao ciao i mzg. Do byle czego trzeba byo wciga si woli. Nie chciao si rusza nog ani obrci na ku, ani sign rk po papierosy na krzeseku. Rka waya los. Mijay tak sekundy, minuty i kwadranse. Nikt ju si nie odezwa. Po kilka razy kady jednak obrci si na przecieradle i po kilka razy kady odwrci poduszk na drug stron, chodniejsz stron. W kocu zasnli, najpierw drugi, potem pierwszy. Dao si to sysze. Przedostatni jeszcze nie spa. I nie spa ostatni, to znaczy ja. Na pewno to nie jest adna wana rzecz, jeli s w ogle rzeczy wane i niewane, ale nie pamitam, ebym w jakim pokoju czy w innym pomieszczeniu, czy w ogle w miejscach bez cian, gdzie spaem i gdzie, oprcz mnie, jeszcze kto spa albo kilku, czyli grono, nie pamitam, ebym w takich wypadkach zasn pierwszy, drugi, trzeci, czwarty czy przedostatni. Zawsze zasypiaem jako ostatni. Ostatni zasypia ostatni, to znaczy ja. Na pewno
104

to nie jest adna wana rzecz, jeli w ogle s rzeczy wane i niewane. Moe i s, ale trudno si w tym rozpozna. Niby atwo, niby wiadomo, niby wydaje si, e wiadomo, ale bardzo czsto wychodzi co innego, bardzo czsto okazuje si odwrotny skutek. Wszdzie czai si pozr z wywieszonym szyderczo jzykiem. Trudno byo zasn. I trudno byo myle. Ale dla mnie najtrudniej jest zawsze nie myle, chocia wiele razy chciaem i bd chcia mc nie myle, tylko tak i bezwiednie albo tak posiedzie bezmylnie, czy polee, dajc si ywotowi ponosi przez jaki czas. Wic troch mylaem. I mylaem ju o tym przedtem nieraz dugo i gboko, a moe niegboko, e waciwie to nie ma takiego rozrnienia: rzeczy wane i niewane. Bo dla mnie wszystko jest wane. Ju niedugo" powiedzia mi jeden. Ju niedugo. Jeszcze troch, a machniesz rk. Zrozumiesz, e wszystko jest wanie niewane. Masz racj, e nie ma takiego rozrnienia: rzeczy wane i niewane, bo wszystko jest wanie niewane. Jeszcze troch, a przekonasz si sam. Nie chc ci zbija z tropu, ale zobaczysz sam. Otworz ci si twoje przymruone lepia". Tak mi powiedzia jeden. Jeli tak powiedzia, to mia swoje powody. Jeli tak powiedzia, to musia na pewno rozway t spraw, musia wzi pod uwag za i przeciw i potem dopiero rzek. A co ja? Ja odpowiedziaem po dosy dugim namyle, bo nie mogem sobie przypomnie tego zwrotu: e daleki jestem od myli. Odpowiedziaem wic, po tym namyle, e daleki jestem od myli, eby uwaa jego sowa za puste i bez pokrycia. Bardzo daleki jestem od tej myli, ale s dwie szkoy. Jedna, e wszystko jest niewane. Jego szkoa. Druga, e wszystko jest wane moja. Dwie szkoy z tego samego pnia. Naraz, do pokoju, gdzie dwch ju spao, gdzie trzeci jeszcze si mczy, a ostatni myla o tym, e nie ma rozrnienia na rzeczy wane i niewane, i pomyla w kocu, e chyba wstanie gdzie piwa sprbowa si napi albo wody sodowej, kruszonu, kwasu chlebowego, ale najlepiej jednak piwa duch wreszcie wlecia, czyli chodny powiew. pisz? spyta mnie przedostatni. Nie powiedziaem. Poczue ten przecig? Tak. Moe troch teraz sfolguje. Teraz ju tak. Pko nareszcie. Wstajesz? Tak. Te pjd do kibla. Ju mi si chce od godziny chyba, a nie mogem wsta. Id. Niedobrze tak ciska. Co ty nie idziesz? A kto ci powiedzia? Mylaem, e wstae si odla. Nie. Odwrotnie. Id gdzie si piwa napi. Chce ci si? Gdzie ty teraz dostaniesz piwa? Ktra tam jest na twoim wieccym neptunie? Za pitnacie jedenasta. To chyba teraz tylko na dworcu. Te ci si zachciao. Masz adny kawaek. Powoli dojd. Zreszt tramwaje chodz. Racja. Cigle zapominam, e to stolica. Z miasta jeste czy ze wsi? spytaem przedostatniego. Niby to z miasta, ale okna wychodz na wie. A ty? Ja dokadnie tak samo. Przedostatni poszed, a ja zaczem si ubiera. Sznurowaem buty, kiedy wrci.
105

Lej powiedzia. Jak tam? spytaem. Pokutuje ju kto. Ju powiedzia. Dwch rzyga i stka, jakby ich kto zarzyna. Ty wiesz co? cign dalej przedostatni. Moe i ja bym si przeszed z tob na to piwo? Jak uwaasz. Na twoim miejscu, to ja bym si jednak wyspa. Nie wiem, czy tak prdko wrc. Moe bdziesz musia si targa z powrotem w pojedynk. Chcesz gdzie podskoczy? Dokadnie nie wiem. U pielgniarek jest dzisiaj potacwka. Chopaki tam poszli. Dokadnie nie wiem. Moe i skocz. To masz racj. Pjd spa. Masz racj. To cze na razie. Zamkn drzwi i wezm klucz. Wziem papierosy, wyszedem na korytarz i zamknem drzwi. Pomylaem, e od dawna ju nie powiedziaem tylu sw, co przed chwil z przedostatnim. Nie bardzo wiedziaem, czy si cieszy, czy aowa, e wraca mi mowa. Sunem wolno przez ciemny korytarz, macajc ciany, bo kto znowu odkrci arwk. arwki giny co drugi dzie jak pery. Przeszedem korytarz i po marmurowych schodach robotniczego hotelu zszedem na d. Gdzie to tak raj ujemy, panie kierowniku, o tak wczesnej godzinie nocy? zagai mnie portier. A gdzie na piwo, panie prezesie. Na piwo, mwisz pan. A moe tak nie na piwo? Na piwo, panie prezesie. Hm. A gdzie pan dostaniesz piwo, panie kierowniku, o tak wczesnej godzinie? Na Bahnhofie, panie prezesie. Ni mniej, ni wicej. To wstp pan przedtem do mnie. Zrobimy se partyjk warcabw. Piwo panu nie ucieknie. Co ja bd gra z panem w warcaby, jak pan w t gr grasz lepiej ni ten, co t gr wymyli. Dobrze, dobrze. Chod pan, to panu zlej fuszersk. Jak bd wraca. Teraz nie. To wracaj pan prdko, zanim si poo. Dzisiaj sobota, panie prezesie. Tak prdko si pan nie pooysz. Bd si panu przetwiera. To te prawda. Przynie pan ze sob butelk piwa dla starego partnera. Jak bdzie butelkowe, to przynios. Bo u nich, zdaje si, tylko na kufle. To spytasz pan. Tak jest. Naprawd dawno ju nie prowadziem takich dugich dialogw. Normalnie przedtem, jak ju z kim rozmawiaem, to by to zawsze monolog tego drugiego i moje od czasu do czasu rzadkie wstawki, jak koronki walencjaskie. Nie wiedziaem, czy si cieszy, czy aowa, e wraca mi mowa. Moe jednak dobrze, bo zdaje si, dosy niebezpiecznie zapadaem na niemot. Dosy jednak niebezpiecznie wcigaa mnie samotno w swoje przepastne objcia. Szedem ulic szerok, a raczej chodnikiem szerokim na jakie pi metrw i wysadzanym drzewami pielgnowanymi, a ulica bya obok, jeszcze pi razy szersza. Ludzi spacerowao sporo, chocia byo po jedenastej chyba i soce dawno ju jak zaszo, tak jak soce zachodzi: wielkoskromnie. Mina mnie moda para. Dziewczyna mwia: A ja podobno dobrze tacz". Na pewno. Na pewno nie wszdzie mona byo zobaczy tyle narodu o tak pnej porze. Tam gdzie byem ostatnio, w maym miasteczku nie nad rzeczk, ludzie szli spa razem z kurami i o dziesitej wieczorem chociaby trudno byo o yw dusz. Koty z czystym sumieniem przebiegay puste ulice. Tylko grzbiety migay im w blasku ksiyca.
106

Kiedy to tam te byo inaczej. W tych niepowtarzalnych czasach, kiedy miasteczko byo granic zaboru i przemytnictwo kwito tam bujnymi pdami. Wieczorem zaczyna si ruch. Wieczorem tam wtedy zaczyna si dzie. Ale jest los i s koleje losu, i to, co byo kiedy, skoczyo si, a zaczo si nowe. Mona by bardzo dugo na ten niewinny temat. Chd jednak troch powiewa. Lekko nareszcie falowaa bezduszna budowla i licie pielgnowanych drzew od czasu do czasu szeleciy. By zawsze, jest i bdzie to dwik najmilszy dla ucha wiata. Kto powie inaczej? Kto powie, e nie? Nie lubi wspomina tego, co si wspomina za duo. Ale nie o mnie tu chodzi, robaczka, i nie o propagand. Wspomn wic, e id na piwo, jest po jedenastej i id chodnikiem szerokim stolicy. Szeleszcz licie powiewem. Dwik to jest najmilszy, mwi, dla sposzonego ucha wiata. Wspominam wic, e jestem w stolicy tej, ktra zna dwikw moc. Ca grzmic litani. Poczwszy od, a skoczywszy na. Powiem krtko. Bya wojna, jakiej nie byo. Ale ona bya. Rozlaa si po wiecie szeroko, ale tu by cyklon. Powiem krtko. S wzloty i s upadki. To, co si dziao tutaj, przeszo niesychane pojcie. Jeszcze teraz, po tylu latach, gdyby si tak przej prawdziwie, to trzeba by za gow si zapa i ucieka na olep, padajc i podnoszc si, daleko i gboko w las. Gdzie szeleszcz licie. Gdzie szumi drzewa. O, dwik to jest sodki niewymowny dla przeraonego ucha wiata. Zapiera dech. Powiem krtko. Ja kocham siebie i kocham straszliwie i bezgranicznie ycie moje takie, jakie jest. Kiedy jestem smutny, nie ma takiego drugiego smutku. Kiedy jestem wesoy, nie ma takiej drugiej radoci. Cudowna Anna-Zytowna wie o tym najlepiej i jeszcze kilku. Ale niech zgin, niech przepadn, eby si tylko nie powtrzya historia. Tak. Wic ludzi sporo cigno po obydwu stronach magistrali. Po dwch, po trzech. Szy te fal cae towarzystwa. Mczyni po bokach, miejce si kobiety w rodku, trzymajc si pod rk. Wszystko swobodnym lunym szykiem. Kula tylko toczya si regularnie po niewiarygodnych szlakach. Tu, nisko, na szlaku promenad, witryny sklepw lniy w sztucznej jonosferze neonowych rur. Przed wystaw kapeluszy z kanadyjskiej somy sta starszy pan ze starsz swoj pani. Wiesz odezwaa si ona co to byo w krzywce: lekka choroba i duo liter? No? Niedyspozycja. Aha. Widzisz! Chd jednak troch teraz powiewa i gaska policzki. I kto skamla, mg przesta. Powoli doszedem do przystanku. Kupa ludzi czekaa na tramwaj. Skd ten nard wraca? Na pewno nie z play. Puste takswki, przejedajc, zwalniay kuszco przed przystankiem. Trzech mczyzn si dobrao w jednym kierunku, zaczli si umawia, ale nie mogli doj do witej zgody. Jeden z nich machn rk, zatrzyma takswk i pojecha sam. Mdry powiedzia z sarkazmem drugi do trzeciego. Dwie niemode ju kobiety zanosiy si dziewczcym miechem. Dreszcz jaki przechodzi od tego miechu. Spojrzaem w niebo i zapaliem papierosa. Wypaliem powk, kiedy zajecha tramwaj jak wyjca zjawa. Zaadowaem si do rodka, gaszc papierosa i chowajc kip do kieszonki, do dolarwki tak zwanej, eby j potem wyszpera z fad, kiedy przyjdzie zapali, a zabraknie i nie bdzie gdzie kupi. Ile razy tak byo i wyrzucaem sobie lekkomylno. Przesady tu nie ma, tylko naga prawda. Ilu auje w pocigach widzc, kiedy inni wyjmuj prowiant z torebek i siatek i rozwijaj szeleszczcy papier, ilu wic auje, e te nie wzili z domu czego na zb albo nie kupili dwch buek z kiebas w dworcowym bufecie, albo jeszcze nawet u chodzcej z koszykiem po peronie handlarki. A teraz odwracaj si do okna lub wychodz na korytarz, bo co oko nie widzi, nie kuje. Przesady tu nie ma, tylko naga prawda. A ilu auje straconego czasu i zmarnowanych dni i pacze wrd nocnej ciszy. Marnujc si do reszty.
107

W tramwaju natomiast wszyscy chichotali. Konduktorka strofowaa burczcego faceta, pod ktrym giy si pijane kolana i ktry co raz na kogo si przewala. Jak pan si upi, to bd pan grzeczny. Widzi pan, elegancka kobieta, a pan si kadzie. Kadzie si pan na kobiet, co ledwo yje. Prosz podawa, kto przyby. Ja, jak si upij, to przynajmniej cicho stoj. O Jezu, jak ta kobieta dulczy burcza pijany. Dulczy nad uchem i dulczy, jakby j kto nakrci. Patrzcie go, przemwi wykrzykna konduktorka. A jak trzewy, to mwi nie umi, bo ludzi si boi. O Jezu, ebym mia tak bab, tobym jej kupi papug, eby miaa z kim trajkota. A sam bym nawia w szybkich abcugach. Aja, ebym miaa takiego chopa, tobym mu zajzajeru nalaa do herbaty albo innej trucizny i niechby mnie straszy, ale w snach. Prosz podawa, kto przyby. Zabawa si przemieniaa. Sowo przybierao na wyrazie i zataczao coraz szersze krgi. Mczyni ujmowali si za swoim, kobiety krakay. Nad jeziorami chwiay si trzciny i truchlaa moc. Bg, czy si rodzi? Siedzcym kiway si od jazdy kolana. Przy dworcu wielu wysiado z alem niewypowiedzianym. Ale dalszy cig odbywa si niedaleko. Sto metrw i po schodach wstpiem na dworzec. Tu. Porodku wielkiej sali dworcowej kobieta uderzya w twarz stojcego przy niej mczyzn i oddalia si biegiem. Mczyzna sta bez ruchu. Pon mu prawy policzek. Dokoa jego gowy dwiczao jeszcze powietrze. Ludzie patrzyli. Przygwodzili go oczami, eby si nie rusza, eby si mogli napatrze. Nasyci nienasycon ciekawo. Ja pierwszy zmciem wod i ruszyem przez rodek sali w stron bufetu. I on si ockn i poszed do wyjcia. Przesady tu nie ma, tylko naga prawda. Wic ilu z tych patrzcych apczywie na ofiar mwio w swoim yciu o kulturze i takcie, ilu umiao prawidowo trzyma widelec i n, albo dwa widelce do ryby i nie mlaskao przy jedzeniu? Ale czy to jest to dobre wychowanie? Pojcia s faszywe u ojcw i potomkw. Hierarchia wartoci przybiera niedobry obrt. Ten si liczy, kto przy obie albo ma kusz pienidzy. Bezczelno gwide w nos skromnoci. Czterech bije jednego. Wielu mwi, e tak byo zawsze. Moe. Ale czy tak musi by? Za piwem kolejka staa jak w sobot za misem. Bya sobota i to si zgadzao. Kto powiedzia raz, powie dwa. Piwo te miso. I wszystko si zgadzao. Byo nas okoo trzydziestu w spragnionym wu. Jedni odchodzili z kuflami, drudzy z tyu doczali. Pobliski zapach askota wysuszone sklepienia garde. Wolniutko posuwaa si caa pielgrzymka i wielu syczao na jednokobiec obsug i na panujcy ustrj. Win zwali atwo na gr tam, na nich, a siebie rozgrzeszy bez ksidza. To atwo. Nic atwiejszego. Pojcia s faszywe, mwi, w walecznym narodzie: Panie, eby on mdrze krad, to on by stamtd wycign kokosy, bo to bya zota robota. Ale on to robi gupio. I dlatego wpad". Wolniutko suna procesja i bez sztandarw. Nie byo to Boe Ciao, tylko sobota, jak ju mwiem. Taki sam jak wszystkie inne dzie mierci i dzie narodzin. Kolejno tych ostatnich sw broni si sama, mwi sama za siebie, ale mwi te i za mnie. Prosto i jasno. Mwi o wiecznej walce dwch kolorw i e stawiam na biaego konia. Jak to jest u mnie, e zaczynam mwi o czym, o bagateli jakiej niby i zawsze dochodz z tego do ostatecznoci, do punktu tego, gdzie cz si rwnolege, czyli gdzie niebo zlewa si z horyzontem. Zauwayem to niedawno dopiero, chocia wprost bio to w oczy. Przyjdzie kolej na kadego. Przysza wreszcie i na mnie. Dla mnie teraz lao si ciurkiem do kufla pieniste. Spytaem, czy jest butelkowe, ale nie byo. Zapaciem, wziem kufel i odszedem na bok w stron pulpitw. Postawiem piwo i zamknem na chwil oczy. Tsknota, rzewno straszliwa i wielka jak niezmierzone rwniny spada na mnie i obja mi gow, serce i kibi. Zanuciem co cicho. Kawaek starej melodii, zagwizdaem cicho przez
108

zby. Nie smutny, nie wesoy, ale rzewny. A byo to tak, eby ju dalej nic nie mwi, jak wolno, agodnie spywajca z rany krew. wiadkowie pili piwo przy pulpitach, palc papierosy i gono mawiajc. Atak mi wolno przechodzi i bl w brzuchu, ale jeszcze kruchy byem od tego, lekki i pusty jak szklana beczka. Wszystko ze mnie wycieka podczas tych chwil. Nie wiadomo gdzie. Ustawiem si tak, eby mnie nikt nie potrci, i zapaliem papierosa. To, co si zdarzyo, najczciej zdarza mi si w pne popoudnia deszczowe, ale te soneczne. Wtedy to najczciej napada mnie ta tsknota niewymowna i rzewno ssie mi brzuch, tak jak ziemia wysysa mi pity. Wieczorami czy nocn por zdarza si to duo rzadziej. Prawie nigdy o poranku. wiadkowie pili piwo przy pulpitach, inni blad herbat ala, inni jedli piecze, bigos i klops. Kto by tam kupowa cukierki. Towarzystwo, jak mwi Ignac, byo liczne i przeliczne. Byo mieszane. Przeplecione ze sob rne style epoki. Troch mao zauwayem tych z dow. Dla nich to bya jeszcze duo za wczesna godzina pojawienia si w elektrycznym wietle. Na razie jeszcze robili swoje w cieniu nocy. To on prokurator? rozmawiao trzech po drugiej stronie pulpitu. Tak mwi. Z niego, zdaje si, taki prokurator jak ze mnie metropolita. Ale gupi to on nie jest. Koszuli w zbach nie gryzie. Tego ja nie mwi. eb on ma. Skd on bierze ten kusz pienidzy? Skd! Kradnie. Ale mdrze. Rozmowa schodzia na oklepane tory. Podszed do mnie jaki na wygld robociarz w szerokich sztanach i z kuflem piwa w prawej rce. Poprosi o ogie. By na fali. Koczy piwem upalny, czterdziestopicioprocentowy wieczr. Wycignem zapaki, on mnie poczstowa papierosem i od tego do tego, od kocham ludzi" do ty mi si podobasz" potoczy si jego monolog przerywany czkawk. O, gazko jaboni, czyja wiem, kto jest ten czowiek, co ulic obok mnie przechodzi? Albo ten drugi, trzeci, dwudziesty? Ja mam dwie kule jeszcze stamtd. Byem w III dywizji, ktra posza na pomoc powstacom. Mam, panie, kup orderw polskich i ruskich. Teraz mi Rada Pastwa zamienia zawiadczenie na legitymacj. Ach, ile tam ludzi wybili. Walczylimy ju na Czerniakowie, ale musielimy si wycofa za Wis. Z naszego batalionu osiemset ludzi zostao osiemdziesit troje. Dwunastu nas dwa dni i dwie noce siedziao pod mostem pod sam jezdni. Most by wysadzony w paru miejscach. Byo nas trzynastu, dwunastu Polakw i jeden Rusek. To by, panie, tajemniczy go. Urwao mu rk i nie chcia krzycze z blu, eby nas nie zdradzi. Skoczy do wody i si utopi. Wic zostao nas dwunastu, panie. Dwa dni i dwie noce siedzielimy pod mostem. Dostaem tam zapalenia puc, ale byo mi ju wszystko jedno. Potem przyjechali nasi saperzy na odziach i nas stamtd zabrali. Ile tam, panie, ludzi wybili, to za gow si zapa. Mj cekaemista przy mocie dosta seri w szerok pier. Boja byem mody. Podawaem tam. Ach, panie, jeszcze teraz po tylu latach, eby si tak czowiek naprawd przejmowa, to powinien za gow si zapa i ucieka gdzie daleko w las. Gdzie szumi drzewa. Co pan mwi? Mwi ucieka daleko w las, gdzie szumi drzewa. Tak jest, panie. Gdzie szumi drzewa. Zamilk i milczao teraz dwch blisko siebie. Salon dworcowy kipia i szumia. Tusty, szary kot przewija si midzy nogami. Kto mu rzuci kawaek misa, ale kot tylko powcha i nie ruszy. Facet zamachn si nog ze zoci i kot wolno si oddali. Mj cekaemista przy mnie dosta seri w szerok pier". I przewali si do tyu albo opad na bro z martwym palcem na
109

cynglu. Gdzie pan robi? Na przeadunku. Od tony wam pac? Tak. Dziewi dwadziecia? Tak. Te robisz na przeadunku? Teraz robi na budowie. Ale czsto id na przeadunek. Tam pac wicej. Tak, doranym pac dwadziecia pi procent wicej, bo nie maj tych wszystkich dodatkw, co my. To ecie siedzieli dwa dni i dwie noce pod tym mostem. Ju mi byo wszystko jedno. Nie prbowalicie przepyn na praw stron do swoich? Paru prbowao, co umieli pywa, ale Niemcy apali na reflektor i potem na muszk. Byo po pnocy ju i zaczynao si nocne popoudnie. Piwo lao si do kufli bez ustanku. W dworcowym salonie by komplet, a jeszcze coraz to nowi cigali z rozpitymi koszulami. Si masz, Wadziu! Gdzie ty by, jak ciebie nie byo? Daleko. Std nie wida? Nawet jakby stan na palcach. Cha, cha, cha. Tak jest zawsze i wszdzie, e jedni si miej, inni stoj cicho.

Roraty
Z majakw, co szarpay apczywie mj biedny eb, obudzio mnie brzczenie muchy. Dwoma rozstawionymi palcami przetarem lekko oczy. Jeszcze si nie rozwidniao. Noc leaa cigle pudowym ciarem, ale ju j chwia w posadach, idcy od uchylonego okna, lekki wiew poranka. Tak samo chwiao budowl synne, nadranne brzczenie muchy, zataczajcej si w przerzedzonym powietrzu. Tak samo pianie koguta dusze jakby, ni w rodku nocy, i weselsze. To wszystko razem i jeszcze tysic ultradwikw mwio nieomylnie, e noc jest podminowana i niezadugo wyleci w powietrze wschodem soca. Tymczasem podniosem si, zaciskajc zby, z trzeszczcej straszliwie leanki. Stojc, wsunem buty na nogi i to by byo wszystko co do tej czci ceremonium. Cicho, na palcach, eby nie zbudzi picych w tym samym pokoju, przesunem si do zwanej azienki. Odsunem pokryw koda, ktra zakrywaa dziuraw muszl, i wyszczaem si. Za rur biegnc wzdu ciany zatknite tkwiy dwa sierpy. Przez mae okienko, dokadnie w czterech ramach, bledn na niebie Wielki Wz. Bo te i byo po niwach. Z napenionej deszczwk po brzegi wanny nabraem troch wody i umyem si. Wytarem si chusteczk, zawizaem sznurowada u butw i, cicho cay czas, przesunem si do wyjciowych drzwi. Odcignem zasuw i wyszedem na prg. Powoli przerzedzao si. Noc jeszcze dyszaa, ale byy to niezawodne ostatnie minuty. W kilku oknach osiedla palio si ju wiato. Znowu w jednym zabyso. Wstawaa, charczc i plujc, najwczeniejsza cywilizacja. Gdzie wiszcy zegar wybi jak dzwon rwn pit godzin. W ciszy i mroku picej dzielnicy dwik gongu koysa si i nis. A wsikn w brzuch pagrkw. Staem na progu. Patrzyem na wschd. Niedaleko pianie koguta wstrzsno powietrzem jak histeria. W dwch oknach dwu domw prawie jednoczenie zapalio si wiato. Do roboty wstawali ci, co na szst, i ci, co na sidm, ale o dwadziecia, trzydzieci kilometrw dalej, i
110

dojedali. Wielka cementownia wanie znajdowaa si w tej odlegoci, wyrosa z popiow jak feniks. Tam wielu z tych, co teraz wstawali, dojedao. Wic ci wstawali, niektre ony mw szykujce niadanie i drugie niadanie do roboty, i te trzy kobiety, co si umawiay wczoraj na grzyby do lasu. Syszaem to mimo woli, siedzc wczoraj wanie, na kamiennej awie rynku, w jesiennym socu popoudnia, z przymknitymi oczami. Staem na progu. Cisza zapieraa dech. Od czasu do czasu wiew poranka szeleci limi dziakowych owocowych drzew i patelnia stukaa o czajnik. Przez otwarte okno dwik metalu koysa si i nis, a wsika w brzuchach pobliskich pagrkw. Staem na progu, patrzc pkolem. Powietrze powoli przerzedzao si i ciemny widok ubiera si w ksztat. Przeszed mnie chd, jak to przed witem. I on mnie poruszy, a nie dalekie dudnienie pocigu. Na pewno na pierwszym miejscu jest jedna rzecz, ktr ciao moje zna na wylot: chd. Troch za lekko, zdaje si, troch za szybko i skadnie mi si o tym powiedziao. Inaczej troch powinno to by powiedziane, jak na takie zimne wyznanie przystao. Nie tak gadko. Nie tak zgrabnie. Moe powinno to by wolno wycedzone albo moe lepiej wyjkane przez szczkajce od zimna zby, a napisane niezdarnie jak przez zgrabiae od mrozu palce. Bo wymyli mona wszystko i napisa to zgrabnie, jak to jest w piknej literaturze. To nie jest wielki trud. Mona tak bez koca wypenia wysokie regay bibliotek, jak to jest wanie w piknej literaturze. Chciaem przez to co powiedzie, to znaczy chciaem co powiedzie dalej, to znaczy chciaem powiedzie, jak to jest, kiedy jest inaczej, kiedy nie sowa maj pada zgrabne, tylko... i tu brak mi sw. Ale wiedz dobrze i tak ci, ktrzy wiedzie chc, o co ja tu krusz chleb. Wic chd mnie poruszy, mwi, ale chyba, chyba te troch dalekie dudnienie pocigu. Nieraz poruszy mnie chd, std go znam na wylot, a on tak samo wszystkie zna moje korytarze. Ale i te nieraz poruszy mnie bliski czy daleki zew pocigu. Niejeden raz. Dlatego wanie nie mog jednak powiedzie, e to chd mnie poruszy tylko, a daleki zew pocigu min bez echa. Nie mog raczej tego oddzieli. Dlatego wic poprawiam, bo wszystko trzeba poprawi, co si da: nie dalej ni dwie, trzy minuty potem, kiedy wiszcy gdzie zegar wybi w ciszy pit rann godzin, dwa wydarzenia zlay si: przeszed mnie chd i daleko zadudni pocig. I stao si trzecie: ruszyem naprzd. Powietrze coraz bardziej przerzedzao si. Koczyo si nocne popoudnie. Gwiazdy blady, w trawie byszczay krople rosy. Na kopcu dynie leay powizane jak skulone psy. Wrd ostroeni wiszcy strzp gazety ocieka farb. W trawie byszczay krople rosy. Przedpolem i midzy dziakami wyszedem na chodnik ulicy. Tu na twardych i suchych pytach zatupaem nogami. Pusta bya caa dugo i wsko tej bocznej ulicy. Jaskki te nie zbieray si jeszcze na drutach do odlotu. Gwiazdy tylko na niebie, blednc, cofay si na zachd. Co do mnie, szedem wolno na wschd w stron uny rosncej i mleczarni, gdzie mona byo i trzeba byo napi si mleka na pocztek dnia. Dwa tuziny kobiet ju tam stao na pewno w ogonku z bakami i rondelkami. A tu cigle pusto byo na caej schodzcej lekko w d dugoci. Bruk stercza jak wielka wyludniona kolonia mrowisk. Takie s ukady. Tam przeklinaj si, tu l pozdrowienia. I odwrotnie. Tam gin, tu po to si rodz. I odwrotnie. Takie s ukady harmoniczne. Tam noc poyka teatry, tu, po tej stronie planety, wstaje dzie. Jeszcze nie. Ju niedugo, ale jednak jeszcze nie. I bya to jeszcze cigle ta pora najczystsza, kiedy koczyo si jedno, a zaczynao drugie, ale jeszcze ani jedno, ani drugie. By to ten czas dziewiczy, bo jeszcze bez ukadu. I by to dlatego te czas najprawdziwszy midzy wszystkimi innymi: niewiadomy. Narzucony niewyranym mglistym powietrzem, jak pprzeroczystym. Nie wiedziaem. Nie zauwayem, kiedy przestaem i. Uszo mi to. Staem znowu, patrzc pkolem. Niej, w dole, w dolinie noc i mga rozwieray si powoli, niechtnie, jakby ocigajc si, i wyaniao si miasto, jak zjawa jeszcze, jak mit: mury niezbyt pewne siebie,
111

pynne dachy, falujca wiea kocioa. Niech milcz. Milczcie towarzystwa, koa, kliki, gangi. Milczcie jazgocce, plotkujce, spiskujce. Milcz wiadomy gatunku jak mwi Witek Raski. Listowie tylko niech szumi. Trzymaem w garci ten moment wiecznoci. Niewysowione ssao mnie jak nikotyna i zalewao gardo, a po bkitny uk. Niedokadne s jeszcze sowa tu, co pady. Dalekie od stanu rzeczy. Widz to, ale lepszych nie widz. Wic trzymaem w garci, mwi, ten moment wiecznoci, tak jakbym trzyma nieforemn staroytn monet albo nawet zwykle wspczesne jabko. Wieczno, mwi, przystana w swoim biegu i opara si o moje rami. Staem normalnie, tak jak stoj najczciej, na ptorej nodze, i czuem uroczysto, jak po mnie spywa pierwszy raz taki rodzaj. Chwil trwa ten moment, ma chwil, minut, moe p, ale kto policzy, ile to jest trzydzieci sekund wiecznoci? Tak mi si zatem zacz ostatni dzie ycia. Od wiecznoci. Przerzedzao si coraz. Mona byo i trzeba byo napi si mleka. Mona byo. To, co trzeba byo, to zaadowa z powrotem dusz na rami. To zrobiwszy, ruszyem znowu naprzd w stron uny wolniutko rosncej i w stron mleczarni, gdzie jednak mona byo miao wypi kwart lub dwie kwarty mleka na pocztek tego dnia. Kawaek chleba przegry. Pomidora. Potem si zobaczy. Na razie jednak cigle nie widziaem nikogo na tej wskiej uli-, ale nie kocz sowa, bo oto przede mn pierwsza posta czowiecza wysza z bramy i podya szybkim krokiem w d teraz mog powiedzie ulicy. Pomylaem, e waciwie, jak dugo si obracam, nie widziaem jeszcze wczesnym rankiem czowieka wolno idcego. Pomylaem, e gdybym takiego czowieka zobaczy, byby to widok troch zatem nienormalny. Pomylaem, cign dalej ni, e ja w takim razie, tak idc wolnym krokiem niejeden raz w bladym wietle przedwitu, mog by widokiem troch zatem wic nienormalnym dla kogo, kto zbudziwszy si nad ranem, podchodzi do okna zobaczy, jaka zapowiada si pogoda. I odsoniwszy firank widzi, jak sunie kto wolno powczycie we mgle. I jeli zechciaby pomyle, co pomyle by mg na taki widok? I zasoniwszy firank, i wrciwszy do ka, ju przebudzony, lec z otwartymi oczami, co za kompozycje przestrzenne mgby zacz budowa, wychodzc od tego mglistego widoku? Co za rusztowania mgby zacz nakada jedno na drugie, wychodzc od tego mglistego fundamentu? Trudno by w dwch miejscach jednoczenie. Bdc tym, co idzie wolno powczycie w bladym wietle przedwitu, nie mog ju by tym, co za firank okna. Ale przypumy. Przypumy. Wic ja na przykad, bdc tym, co za firank okna, a potem lec na ku ju przebudzony, z otwartymi w sufit oczami, mgbym, wychodzc od takiego mglistego widoku, zbudowa now odysej. Mwi na wyczucie. Tymczasem, tak jak zostao powiedziane, szedem wolno powczycie, midzy dniem i noc midzy niebem i ziemi po krawniku chodnika ulicy Krajowej Rady. Tak, jak zostao te powiedziane, ciemny widok ubiera si w ksztat. I jakby wywoany, powtrnie zanis si histeri kogut z galerii, z ktrej schodziem lekko w d. Dodam po tej samej linii, e znikaa mi z oczu posta szybko idcego. Cichn dwiczcy stukot jego podbitych blaszkami obcasw o pyty chodnika. I znowu cisza wesza w posiadanie, a raczej wzia w dzieraw pic dzielnic. Mnie trzydzieci sekund przebytej wiecznoci koysao i bdzie koysa za pidziesit sto trzysta czterysta lat, gdy wspomn. Bo trzymaem j, wieczno, w garci, mwi, tak jakbym trzyma modego wrbla. Chwil trwa ten moment. Minut moe. P. Ale kto policzy, ile to jest trzydzieci sekund wiecznoci? Niewysowione ssao mnie i zalewao gardo, a po bkitny uk. Niezachwianie istniaem wiecznie przez te trzydzieci sekund, niezachwiana jest wiara moja wszelaka i ta, e tego nikt mi nigdy nie odbierze ani nie splami, ani nie splami nawet mier stojca za plecami kochankw. Na niebie gwiazdy, blednc, cofay si na zachd, w bardziej granatowe tam jeszcze prbujc si kry obszary. Nadaremnie. Nie byo ju siy. wit wkrada si wszdzie. Na wysokociach
112

najpierw, pniej tu, na nizin zstpowa, wznoszc opary z pl jak tumany kurzu. Ale tego ju nie widziaem. Bo w polu nie byem. Byem w miecie, w grach ceglastych. Szedem wolno powczycie po przeczy, midzy ogniem i wod, po krawniku chodnika ulicy Krajowej Rady. Kto myli o morzu, bdc w grach? Ja. Bruk wieci zarann wilgoci jak pokad zarzucony rybami. W oknach nikt nie odsania firanek. A pogoda zapowiadaa si ultramaryna. Zapowiada si dzie bezbdny. Jeden z tych dni, kiedy soce wieci prosto z gry. Taki przynajmniej zapowiada si niechybnie wit i na pewno poranek, i raczej na pewno przedpoudnie. Dalej tak by mogo, ale nie musiao. Mogy koo poudnia, jak to si czsto dzieje, pojawi si chmury wok horyzontu i prdko zacienia ptl. Jeszcze dalej wszystko by zaleao od formy i koloru: czy chmury deszczowe, czy burzowe, czy ten niewinny rodzaj chmur paprocich, ktre o zachodzie odsaniaj niebo, a same gin, rozchodz si po nie wiadomo gdzie, tak jak nie wiadomo skd koo poudnia wtoczyy si na widok. Wic mogo by rozmaicie. Ale przynajmniej p dnia, mwi, zapowiadao si bez skazy. Na ulic wysza druga posta czowiecza, za ni jeszcze dwie i na tym si na razie urwao. U wszystkich sakramentalia byy jednakowe pod pach lub w rce: czarna teczka. Szybko zrwnali si, przywitali i szli ju dalej w trjk ostro, wielkimi krokami, ramionami szeroko wiosujc. Cay prawy chodnik dla ng im wystarcza, ale gra im wystawaa mocno poza ramy. Bo mogli mie razem w tgich ramionach przeszo dwa metry. Chodnik tyle nie mia i wydawao si, e pka w szwach, gdy tak tych trzech szo po nim aw, szeroko wiosujc ramionami. I gdy tak szli, kto idcy im z dou naprzeciw po tej samej stronie chodnika musia bezsprzecznie przej na drugi chodnik przeciwlegy. I absolutnie nie wolno by byo traktowa tego jako ustpstwo sabszego na rzecz silniejszego, ale za wprost naturalny odruch. Tak samo wprost ja bym zrobi, gdybym na przykad teraz by przed nimi i szed wolno ku grze im naprzeciw po tym samym co oni chodniku. Przeszedbym na drug stron pkrokiem naturalnym albo zszedbym z drogi potulnie i nie uwaabym nigdy, e to jest z mojej strony ustpstwo na rzecz silniejszego czy liczniejszego. Odwrotnie. Byoby to z mojej strony oddanie szacunku dla nich, uszanowanie moje dla nich naturalne, taka forma. Widziabym, e id do roboty i piesz si, i wszystko jest tu naturalne. Bo co innego trzej ojcowie spieszcy raniutko o wicie do roboty, a co innego sunca falicie w rodku dnia banda zotej lub srebrnej modziewki. Co innego to, a co innego to; id i widz naprzeciw, jak sun na ca szeroko chodnika, lekko przechyleni do tyu albo lekko do przodu, z rkami w naszywanych kieszeniach, z pewnoci tak, z mdroci tak, jakby nogami kopali przed sob kamie filozoficzny, i id ja naprzeciw z moj bezgraniczn, sam ju nie wiem za czym, tsknot, domylam si tylko czasami, teraz domylam si tylko czasami, teraz domylam si troch na przykad, tak idc wolno powczycie po nacignitej linie, midzy niewiadomym i niemiao przypuszczalnym, po krawniku chodnika ulicy Krajowej Rady. Wic id oni ze swoj beztrosk i id ja naprzeciw z moimi plecami, na ktrych w, na ktrych sonie, na ktrych ziemska brya. I chc tu podkreli twardo grub czerwon krwist lini, e chocia tak wyglda, to nie chodzi mi w tym, co mwi, o to, kto tu ma komu si usuwa, chocia tak obi koryto temu potokowi, e wyglda, i to oni raczej powinni mi si usun z chodnika. Wic mwi, e nie. Ani dam tego, ani prosz. Nikt by tego zreszt nie poj. Wic id oni ze swoj beztrosk i id ja naprzeciw z siedmioma pieczciami. Nie bardzo wiem, co mi si tu wypowiedziao z tymi siedmioma pieczciami. Staram si nie da nigdy sowom przeciga mylenia, a tu dosy bezwiednie to wyrzekem. Tak, jakby mi to wyplusno z ust jak pestka. Nie wiem. Powietrze coraz przerzedzao si i mwi to po raz jeden z ostatnich, bo wit stawa si coraz wyrazisty z ca swoj wit. Mrok kry si po zakamarkach. W poncych na wyszych pitrach oknach tu i tam gaszono wiata. Koczyo si nocne popoudnie. Koczya si te
113

ulica Krajowej Rady. Skrciem w prawo, lekko pod grk teraz, do rynku. Stamtd do mleczarni by krok. Stamtd do piekarni by drugi krok. Tak, e jeli idzie o ten ukad, to by przychylny. Trudno byo przewidzie, jak dugo mogo tak trwa, ale i ja nastawiony byem przychylnie. Bardzo. Bardzo. Pora to dziewicza i jeszcze niepokalana jej to bya zasuga. Szo dwch naprzeciw mnie i za nimi jeszcze dwch po tej samej stronie chodnika. Zszedem pkrokiem naturalnym z krawnika i przeszedem na rodek ulicy. I byo to w przekonaniu jednego takiego, dobrze wychowanego przez ulice, pola, dworce, okrglaki i Izby Zatrzyma, nie ustpstwo na rzecz liczniejszego, ale oddanie szacunku, ukon po drodze dla Robotniczej Akademii. Bo tak, jak zostao powiedziane, co innego ojcowie spieszcy o wicie do roboty na szst czy na wczesny pocig robotniczy, przed ktrymi ustpuj z drogi, eby nie miesza im niepotrzebnie kroku i szyku, a co innego wleczca si falicie w samo poudnie banda modych potomkw. Przed ktrymi nic mi nie kae ustpowa prcz strachu, e mnie zawadz, bo moe nie spodoba im si chd albo mj eb, albo byszczce adnie guziki mojej bluzy. Wic id oni zatem wic, i id ja naprzeciw po tej samej stronie chodnika i nie schodz na bok, cho boj si, szczki mi sztywniej, a ydki zaczynaj dre, bo wiem, e mog mnie zawadzi albo co powiedzie i ja co wtedy powiem, i ktry z nich powie: Ty, bye ju bity po wyzwoleniu? A ja odpowiem co raczej tym samym piknym stylem i albo si skoczy na swkach, albo mnie ktry upnie i mnie si moe te uda raz ktrego trzasn, i albo zd wywia, albo nie zd i skopany zostan w biay dzie, porodku szerokiej ulicy, na oczach obywateli. Bo nikt si nie ruszy z szeregw na pomoc. I co dalej? Na razie przez jaki czas nie ma dalej. Jest lizanie ran. Potem dopiero moe by dalej. Zemsta. Czatowanie dugie na ktrego z nich jedynaka i kiedy ju po wszystkim, opuszczam miasto potajemnie. Tak te i byo nieraz. Mciciel jestem. Powietrze coraz bardziej przerzedzao si i tym razem mwi to ju po raz ostatni. Mciciel jestem. Widz to dobrze. Widz to coraz bardziej. Soce, tam, musiao widocznie wychodzi zza kotary i wiato rozlewaa si szeroko po widowni jak Nil. Po dachach cienie, peznc, kryy si za kominy, wieyczki i winkle. Dzie zapowiada si niechybny. W oknach pogaszono sztuczne wiato. Pony jeszcze tylko niemiao rzadko rozmieszczone uliczne latarnie. Walka bya nierwna i czas by j zakoczy. Ale na pewno sobie spa w elektrowni rodak mj marnotrawca. Szedem rodkiem nawy. Mylaem o tym, e napij si mleka. Na chodniku kot spacerujc w t i z powrotem myla o czym innym. Nad nim, wysoko, para gobi, gruchajc, dreptaa po wystajcym gzymsie. Wschodzce soce ju tam wiecio im piknie w oczy. Tak e a mnie tu, na dnie, chd od tego przenikn do szpiku koci i ostrym, nagym szpurtem ruszyem biegiem pod gr. Tak wpadem na rynek. Stanem pod bram najbliszej kamieniczki i oparem si o wyrzebion maszkar. Oddychaem gboko i sprawiedliwie. Dookoa zaczynao si ycie ludzkoci i mnie tu nie brakowao. Ja tu jeszcze cigle byem. Chopaki schodziy si z przewieszonymi przez rami koszami i bakami mietany. Przed sklepami wynoszono skrzynie z owocami i ustawiano stragany.

Czysty opis
Czuem si u kresu. Utrapiony, wymczony miertelnie mylaem chwilami, e si ju chyba przekrc. Szsty jak dugi rok to by mojego sam na sam z otoczeniem rzeczywistym i nierzeczywistym i czuem si u kresu nieludzkich moich si. Bo byem ywy kauczuk wtedy, kiedy rzuciem wszystko, zostawiem wszystko za sob i tak, jak staem, poszedem torami,
114

eby si drugi raz narodzi, ju prawdziwie, bez akuszerki, pieluszek i darmowego mleka. I bez tej caej dalszej niewinnej dziecinady. Nie pamitam pierwszego dnia, pierwszych moich narodzin. Pamitam dobrze pierwszy dzie drugich moich narodzin. Szedem wic torami, potem drog nad torami, pod wieczr deszcz lun, zmokem jak wrzucony do stawu sonecznik. W ciemnej nocy zapona mi gowa. Zimne dreszcze targay wieo posadzone drzewko. Taki by, dobrze pamitam, pierwszy dzie drugich moich narodzin i tego samego dnia, bez ocigania, pki elazo gorce, chrzest si odby, tak jak powiedziaem, ulewny. Hartowanie stali. I wszystko dalej tak samo ostro i byskawicznie nastpowao. Koysanki nie byo, tylko cios za ciosem. Kilka tygodni po chrzcie w przychodni si znalazem, w poradni W. Koysanki nie byo, tylko cios za ciosem. A eb odskakiwa. Schody tak strome byy, prawie prostopade, e nie byo to schodzenie, tylko w d koowrt. W d do studni, marsz! Nie byo zaiste ostatnio wesoo ze mn w sensie tym ukrytym. Czuem si u granic. Co z tego, e midzy wit Jaw i witym Majakiem ja byem najwitszy? Co z tego? Jeli byem zmczony. Tak straszliwie po ludzku zmczony, e zdawao mi si chwilami, e si ju chyba przekrc. Nie byem zamany, nie byem pobity, nie byem przybity. Byem zmczony. Bardzo. Nie chc nikomu, jak to mwi, obraca elazem w ranie ani w niezapomnianej pamici czasw, co byy, ale niech mi wolno bdzie powiedzie, e byem moe tak zmczony, jak tylko mona by. I niech mi wolno bdzie powiedzie, e ja tu nie bluni i nie bluni ten, co wtpi w moje tu sowa, bo kady moe wtpi, ale bluni ten, co powie w tym miejscu: A tam! Nic. Ja wiem swoje. Niech mi bdzie wolno wiedzie swoje. Niech kademu bdzie wolno wiedzie swoje. Ja wiem swoje, ty wiesz swoje. Pakoj tiebia, ja ocze rad". Szsty jak dugi rok to by mojego sam na sam, mojego oko w oko ze wiatem rzeczywistym i nierzeczywistym, i nie wiem, moe nie tylko ja, moe obaj bylimy u kresu. Nie wiem. Wiem swoje. Ja czuem si u kresu. Wymczony miertelnie wieczn partyzantk, zdawao mi si chwilami, e ju jestem w krainie. e ju jestem w ogrdku i witam si z gsk. W gowie gorczka wolniutko, ale bez ustanku ara mi substancj. We nie majaki nie spuszczay mnie z oka. niy mi si olbrzymy z dzikimi twarzami. Uciekaem, jeden z nich mnie goni, uciekaem ulicami miasta, widziaem gdzie policjanta, nogowaem do niego po pomoc i kiedy przybiegaem, policjant by maym karem. Po chwili cakiem zanika. A olbrzym sta nade mn, miejc si, i to by gos, jakby kto mia si przez tub w wielkiej pustej katedrze albo w ogromnym pustym hangarze. Nie mogem ucieka. Nogi miaem wrose w chodnik, a olbrzym mia si coraz i to by gos, jakby mia si piorun nad dolin, jakby mia si, mj Boe, nad padoem. Budziem si w kocu, ale nie jak szczygie. Tylko jak oczadziay. Jak zasypany lawin. Powoli przytomniaem. Potrzebny do tego jaki czas. Po czym wychodziem na panujcy dwr. Przechodziem z krgu do krgu. I yem. Tak, jak umiaem y. Z caej duszy z caych si. Bez reszty. Nie oszczdzajc ni siebie, ni innych. Midzy wit Jaw i witym Majakiem byem w rodku tego wiru. Handlowy, kupiecki zmys zostawiem lekk rk ju dawno starszemu bratu, jeszcze zanim przesta nim by. Biorc wszystko, dobre i ze, dawaem z siebie najlepsze. A tak prbowaem dawa, eby nikt tego nie widzia. Nawet sam obdarowany. Bo tak trzeba dawa. Jak biedna, ale ponad krlami, pani Sierantowa. Co daje lewa rka, prawa nie powinna wiedzie. Gesty dobre s dla wiadomego rodzaju. Myje rzucamy na zom. I tak yem. Tak, jak umiaem y. Tak, jak kochaem y. Z caej duszy z caych si. Do upadego. Czterdzieci, pidziesit godzin nie przymykajc powiek. Ze zmczenia wygldaem jak pasja, a nie jak mody bg. Zmczony, czuem nie tylko ostatnie wielkie
115

zmczenie, ale te przedostatnie i wszystkie przesze. Tak, jakby one byy ju nie do odrobienia. Zmczony, czuem wszystkie moje zmczenia zwalone na kup na mnie jak kolejne od gry do dou pokady ziemi: Sia, Sima i tam dalej. I tak yem. Tak, jak kochaem y. Do upadego. Dwa pene koa zegar wyczynia, tykajc dwicznie, jakby lis szed po zamarznitym niegu, a ja nie przymykaem powiek. Bo al. al mi byo, mwi, opuci aren i za kulisy spa i do niewidowni. Tak wic wirowaem. Inni si zmieniali, ja si nie zmieniaem. Zmieniay si pory dnia, poranek, poudnie, po nim, wieczr, nocne popoudnie, przedwit dziewiczy, znowu poranek, poudnie, po nim, wieczr, nocne popoudnie, przedwit dziewiczy, zmieniay si pory dnia, ja si nie zmieniaem. Zmieniaa si dekoracja, wiecio soneczko na niebie szerokim, potem chmury nanosiy si, zaciskajc ptl, deszcz zaczyna pada, zapalay si latarnie, zapalay si okna, deszcz pada, deszcz pada, gasy okna, pony latarnie, deszcz pada, deszcz przestawa pada, gasy latarnie, zapalao si soce, zmieniaa si dekoracja, ja si nie zmieniaem. Bo al. al byo. Bo chciaem by obecny, chciaem by wszechobecny, chciaem by. I byem. Dopki nie padaem na jakie pynce w rzece obok mnie ko, fotel, leank, materace, skadane ko, awk, trzy taborety albo blat stou, ktrych nie miaem ju si mija. I niy mi si wielkie wyludnione opuszczone walce si miasta. Szedem ulicami po rozparzonym asfalcie, cisza bya tak zabjcza, e idc czuem, jakby miay mi pka yy podudzia. Na palcach szedem, ale mimo co chwila wali si za mn jaki dom wolniutko bezszelestnie spadajc, bezszelestnie roztrzaskujc si, odamy, paty, bloki kamieni, gruz, cegy, futryny, szyby i wszelkie szko wolniutko, jak w zwolnionym filmie, rozpryskiwao si na strony. niy mi si cienie bezkrwiste. Na ogromnych zawieszonych biaych planszach rzucay si na siebie, walczc na mier i ycie, powalajc si i duszc jedne drugich. A w powietrzu, nie wiadomo skd, brzmica dudnica huczca, nie wiadomo skd, muzyka operowa. nia mi si lito, nia mi si trwoga, nia mi si zgroza. Budziem si w kocu po dziesiciu, pitnastu zmarnowanych godzinach, bo ni ycie to byo, ni mier, ni wieczny spoczynek, ni przejciowy, ale mucha na lepie. Skrzydlaty lew z kul u nogi. Najzwyklejsze po prostu urganie. Budziem si w kocu, ale nie jak szczygie. Tylko jak oczadziay. Jak zasypany lawin. Jak ten, ktry cho oczy otworzy, dugo jeszcze nie syszy pyta. Przytomniaem jaki czas i wychodziem na panujcy dwr. I yem. Tak, jak kochaem y. Z caej duszy z caych si. Midzy wit Jaw a witym Majakiem byem dzieciciem tej spki. Tak yem. A szumiao mi w gowie. A syszaem ten szum. I pomylaem kiedy, e to moe nie w gowie mi szumi, a moe tak szumi powietrze dookoa. Pomylaem, e ja ju moe doszedem do tego, e sysz, jak szumi powietrze ukochane. I tak, mwi, ylimy. Straszliwie, ale cudownie, ale straszliwie, ale cudownie, ale strasz, ale ownie. I nie nio mi si, mimo wszystko i bd co bd, nie nia mi si lepsza kariera, nie ni mi si sen o szpadzie, sen o todze i fotelu, sen Majorka czy prostoduszny sen o czterech koach i karoserii. Sny takie, my je rzucamy na zom. Jasne, e to, co przedtem powiedziaem o moich snach, to nie byy sny. To byy jasne majaki. To wic co mi si nio? Powiem. ni mi si absolut. Zapomnienie bezgraniczne. nio mi si, eby zapomnieli o mnie wszyscy. ebym wyparowa w najgbsze zapomnienie z pamici wszystkich gw. eby nie zachowali ci, co mnie znaj, adnego, jakiegokolwiek o mnie wspomnienia, jakiegokolwiek, adnego o mnie suchu. nio mi si: szczcie z wami, cicho ze mn. I niech tak si stanie. Oto, co ma by. A marzyem o tym, eby na mnie idcego noc po wsi, w zapomnieniu bezgranicznym, psy nie szczekay. I tak ylimy. Kiedy byem smutny, straszliwie byem smutny. Bez reszty. Z caej duszy z caych si. Krystelejson. Patrzyem w co albo poprzez i tak, jakby rozkleja mi si mzg. I
116

tak, jakbym si cay rozkleja i jakby koci mi si rozchodziy w nieuczszczane. I jakby odpywaa mnie krew, bliska przecie sercu, mia. I z rkami w kieszeniach lub we wosach krcc, lub papierosa trzymajc, lub szklank herbaty wp, czuem nie to, e wanie w kieszeni mam rce albo e papierosa trzymaj, lub szklank wp, ale to, e s one szeroko w powietrzu rozoone. I smutno byo. I tak yem. Raz smutno, raz wesoo, raz wesoo, raz smutno. Kiedy byem wesoy, ach gazko jaboni! Kiedy byem wes, cudownie byem wes. Bez reszty. Z caej duszy z caych si. Caym sercem prdko jeszcze bijcym. Cudownie. Cudotwrczo. Ze miechu nieraz, kiedy nagle mnie apa, skrcaa mi si twarz i flaki w rodku, wiem si, zwijaem, padaem na kolana, cay drcy, jakby duch miechu wstpi we mnie i tuk si po korytarzach. Ech, Santa Polonia, kiedy byem wes, byem sama rado, oddychaem kurz, jakby gray dzwonki. I dobrze byo. I tak yem. Raz smutno, raz wesoo, raz wesoo, raz smutno. Z jednej krawdzi przechodzc na drug, jak z jednego brzegu chodnika na drugi przetacza si pijany. Nie jest to porwnanie. Porwnanie tak zwane jest to adne. Nie ma go. Bo z jednego kraca chodnika na drugi przetaczaem si. Przetaczaem si pijany. A nie jak". Bo upijao mnie wszystko. Cae dookoa. Wszystko, co byo w promieniu. Nie musiaem ja tankowa wdki do szyszynki. Upijao mnie ju samo powietrze. Zataczaem si od razu, wychodzc po spaniu, na ostre wiato czy, przychylniejszy zbudzonym oczom, agodny mrok. Dalej prdko poyka mnie wir. Wrd tej wiecznej partyzantki, tej przerzucanki raz tu, raz tam, raz w gry, raz w doliny, nawiedzaa mnie czasami ch rzewna, tkliwa i przemona. Mylaem wic czasami, e nie byoby tak le, jakby tu powiedzie, nie byoby tak le, gdyby zechciao popyn z oczu troch sonych ez. Mylaem czasami, e nie hamowabym tego wcale, gdyby tak przerwaa si tama. I par razy jednak przerwaa si i popaka sobie jeden w cichoci zakamarka. Par razy dugo ciekao jednemu po policzkach. On tego nie hamowa. On tego nie powstrzymywa. Bo to byo jak puszczanie krwi. Jak pijawki albo cite baki na plecach. Puszczanie krwi. Byo jej za duo i przelewaa si przez ochronne way. Nawiedzao mnie wic czasami popaka. Rzadko jednak, rzadko bardzo udawao mi si, cho chciaem, tak chciaem zaspokoi to skromne chyba pragnienie. I zasuone. Zasuone, mwi. Niech nigdy nie zapacz, niech mnie zadusz w gardle nie tumione, uwizione zy, jeli kami i kiedykolwiek. Bo na co zasuyem, na to zasuyem, ale na pewno na to, eby przynajmniej popaka sobie mc od czasu do czasu w cichoci i skrytoci zakamarka. Na to zasuyem na pewno. Tu nikn wszystkie moje niepewnoci, wtpliwoci, przypuszczenia, domysy. Co wiem? To wiem. Ciko si yje bez iluzji. Ja jej nie miaem i mie nie chciaem. Kady dzie by dla mnie dniem ostatnim. Wpajaem sobie to, wic najdziksz myl acuchem jak psa do czereni w nie ogrodzonym sadzie. Wierny czujny zwierz rwa si, szczeka, klapa zbami, w nocy wy i zawodzi i tak przypomina mi to, o czym czasami, zdarzao si, bezwiednie zapomniaem. e kady dzie jest dniem ostatnim. Cika to bya myl. Cikiej wagi. Czuem kad ton kadego dnia. Czuem nieraz, rwno rozoony na kady centymetr skry, straszliwy wstrzsajcy ciar najbahszej chwili, oto na przykad schylajc si do pompy napi si wody, oto na przykad rbic drzewo siekiera nagle w powietrzu zawisa jak motyl, a na czowieka garb zwala si ciana lasu. I tak dalej. Artyst zawodowcem te by nie chciaem, wada sztuczkami i cacy cacy, mami, sypa piasek w oczy ludziom i sobie. Odpychaem to od siebie precz wszystkimi rkami i nogami jak drzewo to, ktre nazwaem nie przystp" z gaziami dokolnymi od samej ziemi, e nie mona byo podej do pnia, eby obj go w ramiona albo oprze si o niego plecami i chwil odpocz midzy jednym a drugim wiecznym marszem. I tak ylimy. Stopy nasze zrysowane gsto, poparzone, spkane jak gliniaste dno
117

wysuszonego bajorka. Wry si z rki, ale gdyby ze stopy, kto poapaby si tutaj w gstwinie pkni, szram, blizn, odciskw i linii? Tak. Wic gdyby, to co tu mona byo wyczyta? Co tu mona byo przepowiedzie? Wszystko albo nic. Nic albo wszystko. Nic albo ca panoram. Wielk, rozleg a do szalestwa. Albo nic zupenie, cakiem nic. Albo wszystko. Ale czy to s przepowiednie? Nie. To przepowiednie nie s. To jest nareszcie normalna rzecz: wolny bieg ycia przez zasieki kolczastego drutu. Do tego ja zmierzaem. Do tego doszedem, do czego ja zmierzaem, i piknie, piknie tu teraz widzi si podwjn rol stp: non i przenon. Teraz jestem zmczony. Bardzo. Tak, jak tylko mona by. Czasami czuj, jakbym ju mia si przekrci, jakbym ju by w ogrdku i wita si z gsk. Ale widocznie jeszcze nie. Obecny tak jak odpowiadao si w szkole nauczycielce, odczytujcej list. Obecny. Jeszcze jestem obecny. Jeszcze yj. Tak, jak umiem y. Tak, jak kocham y. Z caej duszy z caych si. Do upadego. Twardo. Bez reszty, bez iluzji, bez sztuczek, bez maski. Czasami tylko czapk bazesk z dzwoneczkami wkadaj mi na gow ci, ktrym si zdaje, e s mdrzy. Panowie i damy to jest dla mnie zaszczyt. Wic yj jeszcze. Wi koniec z kocem. Nie dam si pognbi. uem ju ywic, arem traw, bd gryz ziemi, kiedy inaczej ju nie bdzie mona. 1962-1966

SPIS TRECI JEDEN DZIE Jeden dzie Listy do Olgi Jak mi byo na Mazurach Jasny pobyt nadrzeczny Krlewicz Nocna jazda pocigiem Koniec miesica marzec Miecz Damoklesa FALUJC NA WIETRZE Poranek Nie zlkn si Pynicie czasu Pkay brzozy, pieway roztopy Pod Annopolem Los niezomny Strzecie mnie, zorze mie... W polu Par kieliszkw Dzienna jazda pocigiem Falujc na wietrze Pragnienie Roraty Czysty opis

118

You might also like