You are on page 1of 285

DOTYK WAMPIRA

ROZDZIA 1
Pierwszego dnia wakacji Poppy dowiedziaa si, e umrze. Siato si to w poniedziaek, w

pierwszy prawdziwy dzie wakacji (weekend si nie liczy). Obudzia si cudownie beztroska i pomylaa: wolne. Przez okno sczyo si soneczne wiato, ktre nadawao przezroczystym zasonom wok ka zocist powiat. Poppy rozsuna je, wyskoczya z ka... i si skrzywia. ulyo, kiedy si skulia. Aua. Znw ten bl w odku. Jakby co j gryzo, przeerao si w stron plecw. Troch Nie, pomylaa. Odmawiam chorowania w wakacje. Odmawiam. Musz myle pozytywnie. wyoonej turkusowo-zotymi kaflami. Baa si. e bdzie wymiotowa, ale bl ustpi rwnie nagle jak si pojawi. Wyprostowaa si i triumfalnie spojrzaa na odbicie potarganej gowy w lustrze. porozumiewawczo oko. Przysuna twarz do lustra, wpatrujc si w swoje podejrzliwie na og bya szczera do blu. Ale dziecinne, ale .... sodkie! Pokazaa jzyk i odwrcia si z wielk godnoci, nie zawracajc sobie gowy tym, eby uczesa niesforne rudomiedziane loki. Z tak wyniosoci dotara do kuchni, gdzie Phillip, jej brat bliniak, jad patki Special K. Trzymaj si mnie, maa, a wszystko bdzie dobrze - wyszeptaa, puszczajc zmruone zielone oczy. Na nosie miaa cztery piegi. Cztery i p, jeeli ma by zupenie szczera, a Z ponur min, zgita wp - myl pozytywnie, idiotko! - przesza korytarzem do azienki

Znw zmruya oczy. tym razem patrzc na niego. Nic do. e jest maa. drobna, ma krcone wosy i e. waciwie wyglda jak siedzcy na jaskrze elf z obrazka w ksice dla dzieci, to w to tylko dowodzi jawnej niesprawiedliwoci we wszechwiecie. -Cze, Phillip - odezwaa si gronie. dodatku ma brata bliniaka - wysokiego, z jasnymi wosami wikinga, o klasycznej urodzie... c,

znad komiksu w L.A. Timesie". Poppy musiaa przyzna, e brat ma adne oczy - intrygujce, zielone, z bardzo ciemnymi rzsami. Tylko to mieli wsplne. 1 Cze - odpowiedzia krtko i wrci do komiksu.

Na Phillipie nie zrobio to wraenia; przywyk do humorw siostry. Na chwile unis wzrok

zeszym roku chodzi do pierwszej klasy liceum El Camino. ale w przeciwiestwie do niej, do-

Niewielu znaa nastolatkw, ktrzy czytali gazety, ale to w kocu Phil. Tak jak Poppy, w

stawa najlepsze stopnie, a przy tym by gwiazd druyny pikarskiej, hokejowej i koszykarskiej. I

przewodniczcym klasy, Uwielbiaa go drani. Jej zdaniem by za sztywny. Zachichotaa, wzruszya ramionami i dala sobie spokj z gron min. -Gdzie Cliff i mama? ojczymem.

Cliff Hilgard jeszcze wikszy sztywniak i bardziej zasadniczy ni Phil. od trzech lal by ich

-Cliff jest w pracy Mama si ubiera. A ty lepiej co zjedz, bo si bdzie czepia.

-Dobra, dobra,.. - Wspia si na palce i zacza szpera w kredensie, Znalaza pudeko z lukrowanymi patkami, zanurzya rk i delikatnie wyjta jeden. Zjada go na sucho. w rytm pudelkiem z patkami. Wcale nie tak le by nisk i drobn. Tanecznym krokiem podesza do lodwki, potrzsajc

Jestem... demonem seksu! - zapiewaa, przytupujc.

Nie, nie jeste - zgasi j Phillip z miadcym spokojem. - Moe by si ubraa?

shirt, w ktrym spala. Wyglda jak minisukienka.

Poppy spojrzaa na siebie, przytrzymujc otwarte drzwi lodwki, Miaa na sobie za duy T-Jestem ubrana - odpowiedziaa pogodnie, wycigajc z lodwki col light. -Cze, James! Wejd.

Rozlego si pukanie do kuchennych drzwi. Poppy przez szklan szyb widziaa, kto przyszed. James Rasmussen wszed i zdj przyciemniane ray-bany. Na jego widok Poppy poczua skurcz

- jak zwykle. Nie miao znaczenia, e od dziesiciu lal widuje go waciwie codziennie. Zawsze czua krtkie szarpnicie w piersi, co pomidzy sodycz a blem. Deanem. Mia jedwabiste jasnobrzowe wosy, subtelna, inteligentn, twarz i szare oczy, na zmian przenikliwe i zimne. By najprzystojniejszym chopakiem w El Camino, ale nie to jego widok serce zaczynao jej mocniej bi i dostawaa gsiej skrki, zastyga. Nie potrafi ukry niechci. Cze. Phillip mia na temat Jamesa inne zdanie. Jak tylko go zobaczy, zesztywnia i twarz, mu James umiechn si blado, jakby reakcja Plillipa go rozbawia. przycigao uwag Poppy. Mia w sobie co tajemniczego, fascynujcego i niedostpnego. Na Nie tylko dlatego, e wyglda jak przystojny buntownik, i kojarzy jej si mglicie z Jamesem

Cze - rzuci Phil. ani troch niewzruszony.

wynis z kuchni, Zawsze robi si nadopiekuczy,. kiedy w pobliu pojawia si James Jak tam Jacklyn i Michaela? - doda zoliwie. Waciwie nie wiem. James zastanawia si chwil.

Poppy miaa nieodparte wraenie, e najchtniej wziby j pod pach i czym prdzej

Oczywicie - odpar uprzejmie James. Umiechn si. Phillip spojrza na niego z nieskrywan nienawici.

Nie wiesz? No tak, przed wakacjami zawsz rzucasz dziewczyny. Chcesz by wolny, co?

Poppy natomiast ogarna rado. egnaj, Jacklyn, egnaj, Michaela. egnajcie zgrabne dugie

nogi Jacklyn i niesamowite balony Michaeli. Lato zapowiada si wspaniale.

Wielu ludzi mylao, e znajomo Poppy i Jamesa test czysto platoniczna. Ale to nieprawda.

Poppy od lat wiedziaa, e za niego wyjdzie. To jedna z jej dwch wielkich ambicji. Druga pozna wiat. Na razie nie zdobio si jednak na to. e by poinformowa o tym Jamesa. Niech mu filmowymi cyckami si jeszcze zdaje, e uwielbia dugonogie dziewczyny z. paznokciami od manikiurzystki i -To nowa pyta? - spytaa, eby James oderwa surowy wzrok od przyszego szwagra. James pokn haczyk. - Tak. etno-techno. Wicej gardowych pieww Tuvy, nie mog si doczeka. Chudziny posucha. Ale w tej chwili wesza jej matka - zimna idealna blondynka jak z filmw Hitchcocka. Na jej

twarzy na ogl goci wyraz niewymuszonej stanowczoci. Poppy omal na ni nie wpada, wychodzc z kuchni. - Przepraszam, dobry! dodaa.

Zaczekaj. - Matka chwycia j za koszulk na kurku. - Dzie dobry Phil; dzie dobry. James Phil odpowiedzia, a James skin jej gow, ironicznie uprzejmy. spytaa, wpatrujc si w twarz Poppy. Poppy zagrzechotaa, pudelkiem lukrowanych patkw, matka, si skrzywia. Takie s lepsze - odpowiedziaa stanowczo, ale kiedy matka lekka pchna j w stron - Jakie macie plany na pierwszy dzie wolnoci? - spytaa matka, spogldajc najpierw na Jamesa, pniej na Poppy. OJ, nie wiem. - Poppy zerkna na Jamesa - Posuchamy muzyki, moe pjdziemy w gry? Albo przejedziemy si na pla? lodwki, podesza i wyja litrowy karton odtuszczonego mleka. -Czemu przynajmniej nie zjesz ich z mlekiem? -Zjedlicie niadanie? - spytaa, a kiedy chopcy potwier dzili, spojrzaa na crk. - A ty? -

Jak chcesz - powiedzia James. - Mamy cale lalo.

Przed oczami Poppy rozcigno si lalo, gorce, zociste i olniewajce. Pachnce chlorem z. basenu i morsk sol. Czua je jak ciep traw pod plecami. Trzy dugie miesice, pomylaa. Caa wieczno. Trzy miesice to wieczno. Dziwne, e mylaa akurat o tym, kiedy to si stao.

uwizy jej w gardle.

-Maemy zajrze do nowych sklepw w Village - zacza, ale nage dopad j, bl i sowa Niedobrze. Gwatowny, skrcajcy bl sprawia, e zgia si wp. Karton mleka wypad jej z

rk i wszystko zrobio si szare.

ROZDZIA 2
Poppy! - Syszaa gos matki, ale nie nic widziaa. Kuchenn podog przeszyway taczce czarne plamy. Poppy, nic ci nie jest? - Teraz poczua, e donie matki ciskaj j kurczowo za ramiona. Bl ustpowa i zaczynaa widzie.

go na tyle dobrze, eby dostrzec w jego oczach trosk. Trzyma karton z mlekiem. Mu sia go zapa w locie. Niesamowity refleks, pomylaa leniwie. Naprawd niesamowity. Phillip sta. Nic ci nie jest? Co si stao?

Kiedy si wyprostowaa, zobaczya przed sob Jamesa. Twarz mia prawie bez wyrazu, ale znaa

Nie... wiem. - Poppy rozejrzaa si i zakopotana wzruszya ramionami. Czua si ju lepiej i To tylko gupi bl odka... Mam chyba gastro co tam. Pewnie mi jedzenie zaszkodzio. Poppy, to nie jest gastroenteritis. Matka potrzsna ni lekko. Bolao ci ju wczeniej, Poppy poruszya si niespokojnie. Prawd mwic, bl nigdy nie znikn. Cudem, w gorczce zaj pod koniec roku, udawao jej si nie zwraca na niego uwagi, a do tej pory zdya si z Tak jakby... Graa na zwok. Ale... nim oswoi. miesic temu, prawda? To taki sam bl? wolaa, eby przestali si tak na ni gapi.

Matce nie trzeba byo wicej. Delikatnie cisna crk i ruszya do kuchennego telefonu. Wiem, e nie lubisz lekarzy, ale dzwoni do doktora Franklina. Chc, eby ci obejrza. Nie Oj mamo, s wakacje... moemy tego ignorowa.

Poppy, bez dyskusji. Matka zakrya doni mikrofon suchawki. Id si ubra. Posuchajmy przynajmniej pyty, zanim pjd. Skina na Jamesa, ktry patrzy w prni zamylony. na korytarz. Zerkn na pyt, jakby o niej zapomnia, i odstawi karton z mlekiem. Phillip wyszed za nimi Poppy jkna, ale wiedziaa, e nic nie wskra.

Hej, kole, poczekaj tu, a si ubierze.

Wyluzuj Phil, powiedzia James niemal nieobecnym gosem. Rce z daleka od mojej siostry, niecnoto. Poppy wchodzia do pokoju, krcc gow. James wcale nie marzy o tym, eby zobaczy j

nago. Niestety, pomylaa ponuro, wycigajc z szafy krtkie spodenki. Wskoczya w nie, nie jego przyjacik. Ale nigdy nie okaza nawet cienia chci, eby si do niej dobra. Czasami zastanawiaa si, czy on w ogle zauwaa, e ma do czynienia z dziewczyn. Kiedy zauway, pomylaa i krzykna na niego zza drzwi.

przestajc krci gow. James by jej najlepszym przyjacielem, najlepszym z najlepszych, a ona

ironiczny, ale miy, lekki.

Wszed i umiechn si do niej. To by umiech, jaki inni rzadko ogldali nie szyderczy czy Przepraszam za tego lekarza powiedziaa.

Daj spokj. Powinna pojecha. James spojrza na ni przenikliwie. Twoja mama ma racj. To trwa ju za dugo. Schuda, nie pisz po nocach... Spojrzaa na niego przestraszona. Nikomu nie mwia, e najgorszy bl czuje noc, nawet - Znam ci, to wszystko. Figlarnie spojrza na ni z ukosa. Rozpakowa pyt.

Jamesowi. Ale on niektre rzeczy po prostu wiedzia. Jakby czyta w jej mylach. Poppy wzruszya ramionami, opada na ko i wlepia wzrok w sufit.

Chciaabym, eby mama daa mi spokj chocia w wakacje. Odwrcia gow i przyjrzaa si badawczo Jamesowi. Szkoda, e nie jest jak twoja. Zawsze si zamartwia i prbuje mnie ustawi. A mojej waciwie nie obchodzi, co robi. Nie wiem co gorsze stwierdzi z gorycz. Twoi rodzice pozwalaj ci mieszka samemu. Tak, bo to tasze, ni zatrudnianie zarzdcy nieruchomoci. James pokrci gow, wpatrujc si w pyt, ktr wkada do odtwarzacza. Nie narzekaj na swoich rodzicw, dzieciaku. Chyba nie wiesz, jak jeste szczciar. Razem z Jamesem lubili trans undergroundowe elektroniczne dwiki, ktre przyszy z Europy. James by mionikiem techno. Poppy te przepadaa za tymi rytmami. Uwaaa, e to prawdziwa muzyka, ostra i nieprzetworzona, grana przez ludzi, ktrzy w ni wierz. udzi z pasj, a nie z pienidzmi. obecno tej muzyki. Poza tym dziki etno techno Poppy czua si czci innych miejsc. Uwielbiaa inno i Jamesa chyba te wanie za to lubia. Za jego odmienno. Zadara gow i spojrzaa na niego. Przestrze wypeniay dziwne rytmy bbnw Burundi. tajemnice. Co, czego nikt nie mg uchwyci. Znaa Jamesa lepiej ni ktokolwiek inny, ale byo w nim co, co nawet dla niej stanowio Poppy zastanawiaa si nad tym, kiedy wczya si pyta.

Wydawa si bardziej inny" ni uczniowie z zagranicy. Czasami Poppy mylaa, e ju jest bliska znalezienia przyczyny tej odmiennoci, ale zawsze jej si wymykaa. A kilka razy, zwaszcza pnym wieczorem, kiedy suchali muzyki albo wpatrywali si w ocean, czua, e zaraz wyzna jej swj sekret. I e to, co usyszy, okae si czym wanym, tak szokujcym i cudownym, jakby przemwi do

Inni brali to za arogancj, chd, wynioso, ale si mylili. To bya po prostu odmienno.

niej dziki kot.

na czole, odnosia wraenie, e jest smutny.

Teraz, kiedy patrzya na Jamesa, na jego wyrany, nieruchomy profil i na faliste brzowe wosy Jamie, chyba nic si nic stao, co? To znaczy, w domu ani nigdzie? - Tylko ona jedyna na

wiecie moga mwi do niego Jamie". Nawet Jacklyn ani Michaela nigdy si na to nie odwayy.

Lekcewaco pokrci gow. - Nic martw si Poppy. To nic wanego, ma przyjecha w odwiedziny krewny. Niemile widziany krewny. - Jego umiech dotar do oczu i zalni w nich. - A moe po prostu si o ciebie martwi - powiedzia. - Naprawd? Poppy chciaa powiedzie: akurat, ale wymamrotaa tylko: Jej powaga chyba poruszya w nim czu strun. Jego umiech znikn. Siedzieli i po prostu

- A co miaoby si sta w domu? - spyta z umiechem, ktrego nie byo wida w oczach.

patrzyli sobie w oczy. James sprawia wraenie niepewnego, niemal bezbronnego. Poppy Tak? - Z trudem przekna lin. Otworzy usta, nagle wsia i podszed, eby wyregulowa wysokie stojce goniki. Kiedy - Pewnie, e bym si martwi, gdyby naprawd bya chora - przyzna swobodnie. - Na tym Poppy wypucia powietrze z puc.

wrci, oczy mia ciemne i nieprzeniknione. chyba polega przyja?

Racja - odpara melancholijnie i obdarzya go stanowczym umiechem Ale nie jeste chora - stwierdzi. - Po prostu trzeba si tym zaj. Lekarz pewnie da ci antybiotyk albo co innego... wielk strzykaw - doda zoliwie. Zamknij si. skr... Poppy nie bardzo wiedziaa, jakim cudem usysza, e kto si zblia - w pokoju gono graa muzyka, a na korytarzu lea dywan. A jednak po chwili matka otworzya drzwi. ale zabieram Poppy. No, kochanie - ponaglia energicznie - Doktor Franklin kaza przyjeda. Przykro mi, James, - Idzie twoja mama - Zerkn w stron uchylonych drzwi. James dobrze wiedzia, ze Poppy potwornie boi si zastrzy kw. Sama myl o igle przebijajcej

Nie szkodzi. Wpadn po poudniu.

zwracajc uwagi na Jamesa parodiujcego kogo, kto dostaje wielki zastrzyk.

Poppy wiedziaa, kiedy jest na straconej pozycji Pozwolia matce zacign si do garau, nie Godzin pniej grzecznie leaa w gabinecie doktora Franklina, odwracajc wzrok, kiedy

delikatnie bada jej brzuch. By wysoki, szczupy, szpikoway i emanowa z niego autorytet wiejskiego lekarza, ktremu si bezgranicznie ufa. Tu ci boli? - spyta

Tak... Ale jakby szo do plecw. Moe nacignam sobie misie.

zmienia. Poppy wiedziaa ju, e to nie nacignity misie. Ani rozstrj odka czy co banal nego, i e wszystko zmieni si raz na zawsze. Chciabym zleci dodatkowe badanie - oznajmi doktor Franklin. Mia rzeczowy i opanowany gos, a jednak Poppy ogarna panika. Nie potrafia wytumaczy

Delikatne palce przesuway si, badajc brzuch. Nagle si zatrzymay. Twarz lekarza si

tego, co si w niej dziao - miaa nieodparte wraenie, e otwiera si przed ni w ziemi czarna dziura. Dlaczego? - spytaa matka.

C... - Doktor Franklin si umiechn i przesun okulary na czoo. Uderza dwoma palcami o leank. - Waciwie w celu eliminacji. Poppy mwi, e ma ble w grnej czci brzucha, ktre promieniuj do plecw i nasilaj si w nocy. Ostatnio stracia apetyt i schuda. pozwoli niektre wykluczy.

Wyczuwam powikszony woreczek ciowy To objawy typowe dla wielu chorb, a USG Poppy si uspokoia. Nie moga sobie przypomnie, po co jest woreczek ciowy, ale bya przekonana, e go nie potrzebuje. Przecie organ o tak gupiej nazwie nie moe peni adnej wanej funkcji. Doktor Franklin mwi dalej - o trzustce, zapaleniu trzustki i powikszonej wtrobie, a matka kiwaa gow, jakby wszystko rozumiaa. Poppy czua, e panika mija. Jakby czarn dziur szczelnie zasonia pokrywa, nie pozostawiajc po przepaci najmniejszego ladu. Franklin - Prosz do mnie wrci z wynikami. tym. - Badania mona zrobi w szpitalu dziecicym po drugiej stronie ulicy - mwi doktor Matka pokiwaa gow: spokojna, powana i dzielna. Jak Phil. Albo Cliff. Dobrze, zajmiemy si Poppy w pewnym sensie czua si wyrniona Nie znaa nikogo, kto byby w szpitalu na Kiedy wychodziy z gabinetu, matka zmierzwia jej wosy. - No. Poppy? Co tym razem wywina? Moe bd musiaa mie operacj i zostanie mi intrygujca blizna - zaartowaa, eby Miejmy nadziej, e nie - odparta matka, wcale nierozbawiona. Szpital Dziecicy Suzanne G. Monteforte mieci si w okazaym szarym budynku z falistymi cianami i wielkimi panoramicznymi oknami. Poppy zajrzaa do sklepu z upominkami przy wejciu. Na pierwszy rzut oka wida byo, e to sklep dla dzieci, peen tczowych zabawek i ostatniej chwili. rozmieszy matk. Poppy umiechna si figlarnie. Strach cakowicie si ulotni.

badaniach.

pluszowych zwierzakw, ktre przychodzcy z wizyt doroli mogli kupi w prezencie w Ze sklepu wysza dziewczyna niewiele starsza od Poppy: siedemnasto-, osiemnastoletnia. Bya

adna, miaa subtelny makija i fajn bandan, ktra nie do koca ukrywaa brak wosw. Wygldaa na szczliw, miaa pene policzki, a spod chustki wystaway dyndajce wesoo kolczyki, jednak Poppy ogarno wspczucie... Ta dziewczyna jest powanie chora. Szpitale s badaniach i std wyj.

wanie dla takich jak ona - dla powanie chorych. Poppy chciaa ju jak najszybciej by po USG nie byo bolesne, ale do nieprzyjemne. Pielgniarka posmarowaa jej brzuch maziowat

galaret, a potem przesuwaa po nim zimnym skanerem, ktry bombardowa falami

dwikowymi, eby wydoby obraz wntrza. Poppy wrcia mylami do adnej dziewczyny bez

wosw.

Wolaa myle o czym innym... o Jamesie. Nie wiedzie czemu, przypomnia jej si dzie,

kiedy zobaczya go pierwszy raz w przedszkolu. Blady, chudy, z duymi szarymi oczami. Mia w sobie co niezwykego. Starsi chopcy od razu wzili go na cel. Na podwrku ganiali za nim jak psy myliwskie za lisem - a w kocu Poppy si zorientowaa, co jest grane.

zacza walk po twarzach i kopa w piszczcie, a tamci pouciekali. Pniej odwrcia si do Jamesa. - Chcesz si kolegowa? Po krtkiej chwili wahania niemiao kiwn gow. W jego umiechu bya dziwna sodycz.

Ju w wieku piciu lat miaa porzdny prawy sierpowy, Wparowaa w rodek gromady,

Poppy szybko si zorientowaa, e jej nowy kolega jest troch dziwny. Kiedy zdecha klasowa jaszczurka, bez obrzydzenia wzi j do rki i spyta Poppy. czy chce potrzyma. Nauczycielka bya przeraona. Wiedzia te, gdzie znale martwe zwierzta. Pokaza jej pust dziak tam, w wysokiej

brzowej trawie leay szkielety kilku krlikw. W ogle go to nie ruszao.

silny i szybki; przylgna do niego opinia twardego i niebezpiecznego. Kiedy si wkurzy, w jego szarych oczach pojawia si przeraajcy blask. Ale na Poppy nigdy si nie zoci. Byli najlepszymi przyjacimi. W pierwszej klasie liceum zacz si umawia z dziewczynami - marzyy o nim wszystkie w szkole - ale z adn nie chodzi dugo. I nigdy im si nie zwierza, by tajemniczy i skryty. Tylko Poppy znaa jego drugie oblicze bezbronnego i troskliwego chopaka. zetrzemy z ciebie ten el. I co wyszo? - Poppy spojrzaa na monitor. obojtnym tonem. Lekarz przele opis do gabinetu twojego lekarza - poinformowaa pielgniarka zupenie Poppy spojrzaa na ni surowo. W poczekalni u doktora Franklina Poppy wiercia si niespokojnie, a matka przegldaa nieaktualne czasopisma. W kocu z gabinetu wychylia si pielgniarka. - Pani Hilgard? Wstay obie. Dobrze. Pielgniarka potrzsna Poppy, przywoujc j do rzeczywistoci. - Skoczone,

Kiedy podrs, starsze dzieciaki przestay go drczy. Dogoni ich wzrostem, by zadziwiajco

Poppy i matka spojrzay na siebie. Po chwili matka odoya czasopismo ..People" i posza za pielgniark. Poppy patrzya za ni. O co tu chodzi? Doktor Franklin nigdy wczeniej tego nie robi.

tylko z pani.

- Hm. nie - Pielgniarka wygldaa na sposzon. - Pani Hilgard, doktor chce porozmawia

Serce bio jej mocno. Nic szybko, n mocno. Bum, bum. bum. Wstrzsao wntrznociami, a Poppy krcio si w gowie.

Nie myl o tym. To pewnie nic takiego. Poczytaj gazet. wzrokiem po wyrazach, ale tre nie docieraa do mzgu.

Ale jej palce odmawiay posuszestwa. Kiedy w kocu zdoaa otworzy czasopismo, bdzia O czym matka i doktor Franklin tam rozmawiaj? Co jest grane? Tyle czasu... Chwila si przecigaa Poppy czekaa, miotajc si midzy dwiema skrajnymi mylami: to nic

powanego, matka wyjdzie i bdzie si miaa, e co takiego w ogle przyszo crce do gowy;

dzieje si co okropnego i trzeba si podda jakiemu strasznemu leczeniu. Zakryta dziura i odkryta dziura. Raz wszystko wydawao si miechu warte i Poppy czua si zawstydzona snem, a teraz dopada j brutalna rzeczywisto. melodramatycznymi mylami, a po chwili miaa wraenie, e cae jej dotychczasowe ycie byo Szkoda, e nie mog zadzwoni do Jamesa. pomylaa. W gabinecie doktora Franklina, na cianach wyoonych boazeri wisiay zawiadczenia i Matka wygldaa... zbyt spokojnie. Spokj podszyty by napiciem. Umiechaa si, ale jako

- Poppy? Wejd - powiedziaa w kocu pielgniarka.

dyplomy. Poppy usiada w skrzanym fotelu i staraa si nie wpatrywa nachalnie w twarz matki dziwnie. Wargi lekko jej dray.

Nie ma powodu do paniki - zacz lekarz, a Poppy natychmiast ogarna jeszcze wiksza panika. Jej donie przywary do skrzanych porczy fotela. - Na twoim USG wida co niezbyt typowego, dlatego chciabym wykona kilka innych bada - cign doktor Franklin rzeczowym tonem, eby j uspokoi. - Do jednego musisz by na czczo. Twoja mama mwi, Zjadam jeden patek kukurydziany - odpowiedziaa mechanicznie. e nie jada dzi niadania... Jeden patek? C, moemy uzna, e to nic. W takim razie zaczniemy dzisiaj. Moim zdaniem najlepiej pooy ci do szpitala Zrobimy tomografi komputerowa, i ERCP. To skrt nazwy, ktrej nawet ja nie potrafi wymwi. - Umiechn si. Poppy mu si przygldaa. Niczego wprowadzeniu rurki przez gardo i odek do trzustki. Do rurki wstrzykuje si pyn, ktry Jego wargi si poruszay, ale Poppy przestaa sysze sowa. Nie moga sobie przypomnie, kiedy Z t intrygujc blizn tylko artowaam, pomylaa. Nie chc by naprawd chora. Nie chc Spojrzaa na matk w milczcym baganiu. Matka wzia j za rk. - Musz i do szpitala dzisiaj? To nic takiego, kochanie. Pojedziemy do domu i spakujemy troch rzeczy, a potem wrcimy. umoliwi kontrast... si nie bj - doda agodnie - Tomografia przypomina przewietlenie. ERCP polega na

O Boe. pomylaa Poppy. Co jest nie tak.

ostatnio bya tak przeraona.

i do szpitala i nie chc mie adnych rurek w gardle.

Pociemniao jej przed oczami.

Tak byoby najlepiej, stwierdzi doktor Franklin. Poppy zacisna do na doni matki. - Dzikuj, Owen - powiedziaa matka, kiedy wychodziy z gabinetu.

Ale o nic nie pytaa. Nie odzywaa si, kiedy wychodziy z budynku i wsiaday do samochodu. Po drodze do domu matka zacza mwi o zwykych rzeczach przyjemnym, spokojnym gosem, a Poppy zmuszaa si, eby odpowiada. - Udawaa, e wszystko jest jak zwykle, mimo e cay czas szala w niej potworny niepokj.

Poppy nigdy nie syszaa, eby wczeniej matka zwracaa si do doktora Franklina po imieniu.

bawenian piam, spytaa prawie od niechcenia: - A tak waciwie, co mi jest?

Dopiero kiedy znalazy si w jej pokoju i pakoway do maej walizki ulubione ksiki i

Matka nie odpowiedziaa od razu. Spogldaa w d na walizk. Doktor Franklin nie wie, czy w ogle co ci jest - odpara w kocu. Ale co podejrzewa? Przecie musi co podejrzewa. Mwi o trzustce, wic pewnie przypuszcza, e mam co z trzustk. Bada te chyba woreczek ciowy... - Kochanie. - Matka chwycia j za ramiona.

Poppy zacza si denerwowa. Wzia gboki wdech. - Ja tylko chc zna prawd. To moje ciao i mam prawo wiedzie, czego szukaj, tak?

otuchy, zapewnienia, e doktor Franklin szuka jakiej banalnej choroby. e nic zego si nie wydarzy i nie bdzie adnej tragedii. Niestety, nie usyszaa tego. Tak. masz prawo wiedzie. - Matka powoli wypucia powietrze, potem zacza wolno: Poppy, doktor Franklin od pocztku niepokoi si o twoj trzustk. To, co si dzieje w trzust ce, moe powodowa zmiany w innych organach, w woreczku ciowym i wtrobie. Kiedy Powiedzia, e USG jest nietypowe. Jak bardzo nietypowe? - Poppy z trudem przekna lin. doktor Franklin wyczu te zmiany, wysa ci na badania... To wszystko tylko wstpne... - Matka zauwaya jej mi n i westchna. Niechtnie cigna dalej. - USG wykazao, e moesz mie co w trzustce. Co, czego nie powinno tam by. Co, czego nie powinno lam by? Mamo, masz na my li... nowotwr? Raka? - Dziwne, jak Matka skina gow. - Tak. Raka. bardzo trudno byo wypowiedzie te sowa. Dlatego doktor Franklin chce zrobi inne badania, ktre dadz nam pewno. Ale...

Troch si zagalopowaa. Tak naprawd chciaa powiedzie co zupenie innego. Potrzebowaa

ROZDZIA 3

Poppy nie moga myle o niczym innym ni adna ysa dziewczyna w sklepie z upominkami. Rak. Ale... ale oni chyba mog co z tym zrobi, co? - Nawet we wasnych uszach jej glos brzmia bardzo modo. - Najwyej wytn mi trzustk. Och, kochanie, oczywicie. - Matka wzia j w ramiona. - Obiecuj, jeeli co jest nie tak, zrobimy wszystko, eby to naprawi. Poszabym na koniec wiata, eby ci pomc. Przecie e u nastolatkw rak trzustki zdarza si niezwykle rzadko. Nie martwmy si na zapas. wiesz. Na razie wcale nie wiadomo, czy co jest nie w porzdku. Doktor Franklin powiedzia, Poppy troch ulyo. Znw nie widziaa dziury. Ale gdzie w gbi duszy nadal czua chd. Musz zadzwoni do Jamesa. Matka skina gow. Tylko si nie rozgaduj. by. Poppy zaciskaa kciuki, wybierajc numer. Prosz. James, bd tam, prosz, bd, mylaa. I - Co si stao? - spyta krtko, gdy tylko si odezwaa.

Nic. to znaczy... wszystko. Moe. - Poppy usyszaa swj dziki miech, zupenie nieszczery. Nie. Cliff jest w biurze. A ja id do szpitala. Czemu? Kiedy to wypowiedziaa, poczua ulg, co w rodzaju emocjonalnego uwolnienia. Znw si rozemiaa. Cisza na drugim kocu linii. Halo? Jestem - odezwa si James. - Ju jad. Nie, nie ma sensu. Za chwil musz wychodzi. - Czekaa, eby powiedzia, e przyjedzie do James, mog ci o co prosi? Dowiedz si wszystkiego o raku trzustki, dobrze? Na wszelki Podejrzewaj raka trzustki? Nie s pewni. Zrobi mi badania. Mam tylko nadziej, e obejdzie si bez kucia. - Znowu si Zobacz, co mi si uda znale w necie. - Jego gos by pozbawiony emocji, niemal bez Moesz do mnie pniej zadzwoni. Pewnie pozwol ci zatelefonowa do szpitala. Jasne. Dobra, musz i. Mama czeka. Trzymaj si. - Chod. Poppet. Idziemy. Poppy odoya suchawk z uczuciem pustki. Matka staa w drzwiach. wyrazu. rozemiaa, chocia czua niepokj. Chciaa, eby James j pocieszy. wypadek. niej do szpitala, ale nie zrobi tego. Podejrzewaj, e mam raka. Co si, stao? - powtrzy ostro James. - Pokcia si z Cliffem?

James siedzia bez ruchu, wpatrujc si w telefon pustym wzrokiem. frazesami. To nie w moim stylu, pomyla ponuro.

Poppy bya przeraona, a on nie potrafi jej pomc. Nic umia sypa jak z rkawa krzepicymi

eby dzieli si pozytywnymi mylami, trzeba mie pozytywne podejcie do ycia. A James zbyt dobrze pozna wiat, eby mie jakiekolwiek zudzenia. wczy laptop i poczy si z Internetem. Jednak mg poradzi sobie z suchymi faktami. Odsun na bok stos rozmaitych klamotw.

Znalaz pierwszy plik: ..Rak trzustki", przeznaczony dla pacjentw. Przebieg tre wzrokiem. Opowiadaa o funkcji trzustki, o stadiach choroby i leczeniu. Nic strasznego. Rak gruczou trzustki jest rzadko uleczalny. Czyta dalej. bl... Pniej przeszed do: Rak trzustki. Dla lekarzy. Sparaliowaa go ju pierwsza linia.

Po kilku minutach przeszukiwa zasoby Krajowego Instytutu Onkologicznego CancerNet.

Duy odsetek zgonw... przerzuty... saba reakcja na chemioterapi, nawietlanie i operacj... Bl. Poppy jest dzielna, ale zmaganie si z cigym blem zamaoby kadego. Zwaszcza kiedy

widoki na przyszo s tak marne. rak si rozprzestrzeni, niecay jeden procent. Jeszcze raz spojrza na gr artykuu. Przecitna przeywalno mniej ni trzy procent. Jeeli Na pewno jest wicej informacji. James natrafi na kilka artykuw z gazet i czasopism medycznych. Byy jeszcze gorsze ni pliki z CancerNetu. Eksperci twierdz, e zdecydowana wikszo pacjentw umrze, i to w krtkim czasie. Rak

trzustki jest na og nieoperacyjny, szybko postpuje i wyniszcza organizm. rednia dugo przeycia z rakiem w zaawansowanym stadium wynosi od trzech tygodni do trzech miesicy... Trzy tygodnie do trzech miesicy. widzia. Usiowa wzi si W gar. Powtarza sobie, e to jeszcze nic pewnego. Poppy ro bi badania, ale to nie znaczy, e ma raka. Jednak przeczytane informacje nie daway mu spokoju. Ju jaki czas temu si zorientowa, e Wpatrywa si w ekran komputera. Mia cinite gardo, kuo go w piersiach i prawie nic nie

Poppy co jest. Co w niej byo zakcone. Wyczuwa inny rytm ciaa, wiedzia, e dziewczyna mao pi. I bl - zawsze go wyczuwa. Tylko nie zdawa sobie sprawy, e teraz bl jest a tak powany.

prosiaby mnie, ebym szuka informacji. Ale czego waciwie si spodziewa? e wejd do niej i powiem, e za kilka miesicy umrze? A ja mam sta z boku i si przyglda? Jego wargi lekko odsoniy zby. Nie by to miy umiech, raczej dziki grymas. Przez

Poppy te wie. pomyla. Gboko w duszy wie. e dzieje si z ni co bardzo zego, inaczej nie

siedemnacie lal widzia wiele zgonw. Zna stadia umierania. Wiedzia, e istnieje rnica

midzy chwil, kiedy ustaje oddychanie, a momentem, kiedy przestaje pracowa mzg. Widzia

charakterystyczn blado wieego trupa. Wiedzia, e gaki oczne zapadaj si po piciu

minutach od wyzionicia ducha. Ten akurat szczeg zna mao kto. Pi minut po mierci oczy robi si paskie i mtnoszare. Ciao zaczyna si kurczy. Czowiek robi si mniejszy. Poppy ju jest taka malutka... Zawsze si ba, eby nie zrobi jej krzywdy. Wygldaa na bardzo kruch, a on, gdyby by

nieostrony, mg skrzywdzi kogo o wiele silniejszego. Midzy innymi dlatego utrzymywa midzy nimi dystans. To jeden z powodw. Nie najwaniejszy.

Innym byo co, czego nic potrafi ubra w sowa, nawet przed samym sob. Zblia si do tego, Ludziom nocy nic wolno si zakocha w czowieku. Kar za przekroczenie prawa jest mier. W tej chwili to nie miao znaczenia. Wiedzia, co musi zrobi. Dokd jecha.

co zakazane. Ale musia przestrzega zasad, ktre wpajano mu od urodzenia.

przeciwsoneczne i wsun je na nos. Wyszed na bezlitosne czerwcowe soce, zatrzaskujc za sob drzwi.

Wylogowa si z Internetu. By opanowany i myla racjonalnie. Wsta, wzi okulary

strasznie poza tym, e byo za zimne... no ale to w kocu szpital. Taka prawda krya si za adnymi niebiesko-rowymi zasonkami, telewizj sieciow i menu kolacji ozdobionym postaciami z bajek. Wiadomo e tutaj czowiek lduje tylko wtedy, gdy jest naprawd ciko chory. mylenia? Gdzie si podziaa Poppyanna, kiedy jest ci potrzebna? Gdzie Mary Poppyns? Boe. ju sama siebie usiuj rozbawi, pomylaa. wygodne. Z boku miao pilota, ktrym ustawiao si materac w kadej moliwej pozycji. Akurat kiedy si nim bawia, wesza matka. - Zapaam Cliffa. przyjedzie tu pniej. Chyba powinna si przebra do bada. spazm, promieniujcy od odka do plecw. W najgbszym zakamarku duszy pomylaa: Prosz, jeszcze nie teraz. Nigdy nie bd gotowa. Poppy spojrzaa na swj szpitalny szlafrok z krepy w niebiesko-biae paski i poczua bolesny Umiechna si blado, mimo e niewiele j bawio. Pielgniarki byy mie, a ko bardzo Oj, przesta, zgania siebie. Rozchmurz si troch. Co si siao z moc Poppytywnego

Poppy z nieszczliw min rozejrzaa si po pomieszczeniu. W zasadzie nie wygldao tak

przyjemna cz miasta. Turyci zwiedzajcy Los Angeles omijali t okolic. pustakw pokrytych wyblak farb.

James podjecha integr na parking przy Ferry Street, nie daleko Stoneham. To nie bya Zrujnowany budynek kilka opustoszaych piter, okna zabite dykt, graffiti na cianach z Nawet smog wydawa si tu gstszy. Powietrze byo te i mde. Jak trujce wyziewy, nawet Okry budynek. Z tyu znajdoway si drzwi na zaplecze sklepw. Na jednych nie byo Czarny irys.

najjaniejszy dzie oblekao w szaro. Wszystko wygldao nierealnie i zowieszczo. graffiti. Na szyldzie nad nimi zamiast napisu narysowano czarny kwiat.

pogniecionej koszulce, z zaspanymi oczami.

Zapuka. Drzwi uchyliy si na kilka centymetrw, a przez szpar wyjrza kocisty dzieciak w

wilkoaki, pomyla. Dlaczego musz tak broni swojego terytorium?

- To ja. Ulf - powiedzia, opierajc si pokusie, eby otworzy drzwi kopniakiem. Ach. te Drzwi otworzyy si tylko na tyle. eby James mg wej do rodka. Kocisty chopak

wystawi gow na zewntrz, rozejrza si podejrzliwie, potem zatrzasn drzwi - Najlepiej id obsikaj swj rewir - rzuci James przez rami.

okrge stoliki. Na drewnianych krzesach siedziao kilkoro nastolatkw. Z tyu sali dwch chopakw grao w bilard. usiad. James podszed do stolika, przy ktrym siedziaa dziewczyna. Zdj okulary przeciwsoneczne i

Miejsce przypominao kawiarenk. W mrocznym pomieszczeniu jeden przy drugim stay

Cze. Gisele.

Podniosa wzrok. Miaa ciemne wosy i niebieskie oczy. Skone, tajemnicze, obrysowane

czarn konturwk - w stylu staroytnego Egiptu. Wygldaa jak czarownica i to nie by zbieg okolicznoci. - James Tskniam za tob. - Mwia cichym, chropawym gosem. - Co sycha? - Wzia ze

stou niezapalon wieczk i energicznie machna domi, jakby uwalniaa uwizionego ptaka. Knot wieczki zapon. - Wygldasz wspaniale, jak zwykle. - Umiechna si do niego w rozedrganym zotym wietle. Ty te. Prawd mwic, sprowadza mnie tu interes. Chyba jak zawsze? - Tym razem to co innego. Chc ci prosi... o profesjonaln opini w pewnej kwestii. wskazujcym miaa piercie z czarn dali. Rozoya szczupe donie, poyskujc w blasku wiecy srebrnymi paznokciami. Na palcu Moja moc jest do twojej dyspozycji. Chcesz kogo przekl? A moe przycign szczcie i Potrzebuj czaru ktry wyleczy chorob. Nic wiem, czy musi by dostosowany do choroby, James - Rozemiaa si leniwie, pooya do na jego doni i lekko j potara. - Jeste mocno To fakt, zupenie straci gow. Przywoa si do porzdku. zdenerwowany, prawda? Nigdy ci takiego nie widziaam. czy podziaa co bardziej oglnego. Jakie oglne zaklcie dla zdrowia... powodzenie? Bo zaklcia miosne nie s ci potrzebne. Uniosa brew.

O raku.

- O jakiej konkretnie chorobie mwimy? - spytaa, bo James si nie odezwa. Odrzucia gow do tylu i si rozemiaa

prbuj mnie przekonywa, e lamie choruj na ludzkie choroby. To bya najtrudniejsza cz.

- Chcesz, powiedzie, e tacy jak ty mog mie raka? Nie wierz. Mw co chcesz, ale nie

- Nie chodzi o osob tak jak ja ani jak ty. To czowiek - powiedzia cicho. Umiech Gisele znikn. Kto z zewntrz? - Jej gos nie by ju leniwy ani chropawy. - Obcy? Oszalae, James? Ona nie wie nic o mnie ani o wiecie nocy. Nie zamierzam ama zasad. Chce tylko, eby bya Jeste pewien, e ju nie zamae zasad? - Jej skone niebieskie oczy przesuny si na jego twarz. - Na pewno si w niej nie zakochae? - dodaa szeptem, bo James sprawia wraenie, Zmusi si. eby wytrzyma badawcze spojrzenie. - Nie mw tak. chyba e chcesz konfrontacji - odezwa si spokojnie, ale gronie. Gisele odwrcia wzrok. Bawia si piercionkiem. Pomie wiecy zamigota i zgas. James, znam ci od dawna powiedziaa, nie podnoszc wzroku. - Nie chc, eby wpakowa si w kopoty. Wierz ci. skoro twierdzisz, e nie zamae zasad, ale lepiej zapomnijmy o tej rozmowie. Po prostu wyjd, a ja bd udawa, e nigdy nie zamienilimy na ten temat ani sowa. A zaklcie? Wyszed. poprzedniej jak diament od wgla. Zatrzyma samochd na zadaszonym parkingu przy osobliwym ceglanym budynku z fontann. Po cianach, a na hiszpask dachwk, pia si czerwona i fioletowa bugenwilla. Przeszed pod ukiem na dziedziniec i znalaz si przed biurem ze zotym napisem na Wpad mu do gowy jeszcze jeden pomys. Pojecha do Brentwood. Okolica rnia si od e zupenie nie rozumie, o co jej chodzi. zdrowa.

Nie ma takiego zaklcia. A nawet jeli, na pewno bym ci nie pomoga. Id.

drzwiach. Doktor Jasper J. Rasmussen. Jego ojciec by psychoterapeut. Typowa klientka ojca - po czterdziestce, bogata, w designerskim dresie i sandaach na obcasach. punktowe ranki. Nic zdy wycign rki do klamki, bo drzwi otworzyy si i z budynku wysza kobieta.

Wygldaa na lekko otumanion i rozespan, a na szyi miaa dwie mae, szybko gojce si James wszed do biura. Miao poczekalni, ale bez recepcjonistki. Z gabinetu dobiegaa muzyka

Mozarta. Zapuka. - Tato?

garniturze i koszuli z mankietami na spinki. Wyczuwao si w nim si i stanowczo. Ale nie ciepo. uprzejmym.

W drzwiach stan przystojny ciemnowosy mczyzna, w doskonale skrojonym szarym

Co jest. James? - spyta takim tonem, jakim zwraca si do klientw: uwanym, wywaonym i Masz minut?

Nastpny klient przychodzi za p godziny.

Ojciec spojrza na roleksa.

Musz z tob porozmawia. - Co jest?

Ojciec spojrza na niego surowo i wskaza tapicerowany fotel. James usiad na samym brzegu James szuka odpowiednich sw. Wszystko zaley od tego. czy ojciec go zrozumie. Ale jakie

sowa bd odpowiednie? Postawi na brutaln szczero.

Chodzi o Poppy - Od jakiego czasu choruje, podejrzewaj nowotwr. glosie nie byo smutku.

Przykro mi to sysze. - Doktor Rasmussen sprawia wraenie zaskoczonego, jednak w jego To rak. Niesamowicie bolesny i prawie w stu procentach nieuleczalny. Szkoda. - W glosie ojca znw dao si sysze tylko lekkie zaskoczenie. wybra si do niego, eby o tym powiedzie. James nagle zrozumia, skd ono wynika. Ojca nie dziwio, e Poppy jest chora, ale to, e James

- Tato. jeli to rak, ona umrze. To dla ciebie nic nie znaczy?

Doktor Rasmussen splt palce i wpatrywa si w rudawy blat mahoniowego biurka. - James, ju to przerabialimy - mwi powoli i stanowczo. - Wiesz, e twoja matka i ja James poczu nagy przypyw guchej wciekoci.

martwimy si, e za bardzo si zbliye do Poppy. Za bardzo... si z ni zwizae. Tak jak z pann Emmy? Mniej wicej. Ojciec nawet nie mrugn.

pannie Emmie, musi by bezstronny. Inaczej nie przekona ojca. - Tato, znam Poppy cale ycie. Potrzebuj jej. - Po co? Nie w celach oczywistych. Chyba nigdy nie pie jej krwi, co? sam myl o tym zrobio mu si niedobrze James z trudem przekn lin, czujc mdoci. Pi krew Poppy? Tak j wykorzystywa? Na Tato, ona jest moj przyjacik - Przesta si sili na obiektywizm. - Po prostu nie mog Rozumiem. - Twarz ojca si rozjania. patrze, jak cierpi. Nie mog. Musz co zrobi.

James odpdzi obrazy, ktre zaczy pojawia si w jego mylach. Nie moe teraz myle o

Rozumiesz? - Jamesowi zakrcio si w gowie od niespodziewanego poczucia ulgi.

wypadku bym lego nie przyzna, ale znasz Poppy dugo. al ci, e cierpi. Jeeli chcesz, eby cierpiaa krcej.. tak, potrafi to zrozumie. Poczucie ulgi prysno jak baka mydlana. James wpatrywa si w ojca przez kilka sekund.

- James, czasami nic nie poradzisz na pewien przypyw... wspczucia dla ludzi. W innym

Zabjstwo z litoci? Mylaem, e Starsi zakazali zabjstw na tym terenie. Zachowaj rozsdek i dyskrecj. Nie bdzie trzeba angaowa w to Starszych. Dziki, tato. Naprawd, bardzo mi pomoge. Ojciec najwyraniej nie usysza sarkazmu. Ciesz si, James. A przy okazji, jak tam mieszkanie? James poczu metaliczny smak w ustach. Wsta i rozemia si lekko.

Dobrze - odpowiedzia nieobecnym gosem James. A w szkole? S wakacje, tato - rzuci i wyszed. Na dziedzicu opar si o ceglany mur i wpatrywa w pluskajc fontann. Jeeli Poppy naprawd ma raka, to umrze. Skoczyy mu si pomysy. Skoczya si nadzieja. Trzeba si trzyma zasady wiata mocy.

ROZDZIA 4
Kiedy Poppy bez apetytu wpatrywaa si w tac z kolacj - kawaki kurczaka i frytki, do sali wszed doktor Franklin. Badania miaa ju za sob. Tomografia okazaa si nie taka najgorsza poza tym, e moga

przyprawi o klaustrofobi, ale ERCP byo straszne. Poppy czua w gardle nieistniejc rurk za kadym razem, kiedy przeykaa lin. na umiech. mona si ich spodziewa. Jednak wobec doktora Franklina bya podejrzliwa. Co wzbudzao jej niepokj to, e delikatnie pogaska jej stop pod kodr, a moe jego podkrone oczy... podejrzeniach. W jednej chwili w jej gowie zrodzi si plan. Powie jej. Ma wyniki, ale nie chce, ebym wiedziaa. Kiedy od niechcenia zaprosi jej matk na may spacer po korytarzu, utwierdzia si w Mwi o rzeczach bez znaczenia. Ani sowa o wynikach bada, a Poppy nie miaa pojcia, kiedy - Gardzisz takim wykwintnym szpitalnym posikiem - zaartowa ostronie lekarz. Zdobya si

- Id. Mamo, jestem troch pica. - Ziewna. Pooya si i zamkna oczy. Posza za nimi cicho w samych skarpetkach.

Jak tylko wyszli, wyskoczya z ka. Obserwowaa ich oddalajce si plecy na korytarzu. Kilka minut postaa przy dyurce pielgniarek.

- Chciaam rozprostowa nogi - wyjania, kiedy pielgniarka spojrzaa na ni pytajco. szybko ruszya dalej korytarzem. Musiaa udawa, e tak sobie spaceruje, i dopiero kiedy pielgniarka posza do jednej z sal, Na kocu znajdowaa si poczekalnia. Widziaa j ju wczeniej By tam telewizor i sprzt

kuchenny, eby oczekujcym krewnym zapewni komfortowe warunki. Poppy podesza na palcach do uchylonych drzwi. Syszaa gos doktora Franklina, ale nie wyapywaa sw. Bardzo ostronie podesza bliej. Zaryzykowaa i zajrzaa do rodka.

rozmow.

Od razu si zorientowaa, e nie musi szczeglnie uwaa. Wszyscy byli pochonici

acuszkiem, w biaym fartuchu lekarskim.

Na jednej kanapie siedzia doktor Franklin. Obok niego Afroamerykanka w okularach z

rozczochrane, a na ogl nieruchoma jak skaa szczka cigle drgaa. Ramieniem obejmowa on. Doktor Franklin mwi do obojga, trzymajc matk za rk. Matka szlochaa. Poppy odsuna si od drzwi. O Boe. Mam raka. Nigdy wczeniej nic widziaa, eby matka pakaa. Ani kiedy umara babcia, ani w trakcie rozwodu z ojcem. Matka bya specjalistk od radzenia sobie ze wszystkim. Poppy nie znaa drugiej tak twardej osoby. A teraz...

Na drugiej kanapie - ojczym Poppy, Cliff. Zwykle idealnie uoone ciemne wosy mia lekko

Mam go. To pewne, bez dwch zda.

Ale moe nie jest a tak le? Mama przeya szok, dobra, to normalne. Ale to wcale nie znaczy od razu, e umr. Stoi za mn caa wspczesna medycyna. Powtarzaa to sobie, oddalajc si od poczekalni. Nie zdya jednak odej w por. Jeszcze usyszaa zmieniony, zbolay gos matki. Moje dziecko. Och, moja maa dziewczynka. - Chce mi pan powiedzie, e nie ma ratunku? - odezwa si Cliff gono i ze zoci. - Doktor Loftus jest onkokigiem, ekspertem jeli chodzi o ten rodzaj raka. Wytumaczy to pastwu lepiej ni ja - oznajmi doktor Franklin. Wtedy wczy si nowy glos drugiej lekarki Z pocztku Poppy wyapywaa tylko strzpy zda, Poppy nie czua wasnego oddechu. Mimowolnie wrcia do drzwi. Poppy zamara.

ktre nic jej nie mwiy: adenocacrinoma, niedrono y nerkowych, stadium trzecie. Medyczny argon. Ujmujc rzecz prociej - powiedziaa w kocu doktor Loftus - ... problem w tym, e rak si rozprzestrzeni. S przerzuty w wtrobie i naczyniach limfatycznych wok trzustki. To Ale chemioterapia... - zacz Cliff. znaczy, e jest nieresekcyjny, nie moemy operowa.

Sprbujemy poczy nawietlanie i chemioterapi substancj zwan 5-fluorouracil. Daje chorej ycie o kilka tygodni. Na tym etapie szukamy rodkw paliatywnych. eby zmniejszy

pewne rezultaty. Ale nic bd pastwa oszukiwa. W najlepszym przypadku przeduy bl i eby czas. ktry jej zosta, przeya jak najlepiej. Rozumiej pastwo?

Jakby to zupenie jej nie dotyczyo.

Tumiony szloch matki. Poppy nie bya w sianie si ruszy. Miaa wraenie, e sucha radia. - Tu, w poudniowej Kalifornii, prowadzi si pewne programy badawcze. Eksperymenty z

immunoterapi i chirurgi kriogeniczn. Ale powtarzam, mwimy o metodach paliatywnych, nie o leczeniu...

Do jasnej cholery! - wybuchn Cliff. - Tu chodzi o mod dziewczyn! Jak to moliwe, e przez ca noc!

doszo do... do trzeciego stadium i nikt tego nie zauway? Przecie dwa dni temu taczya

Przykro mi, panie Hilgard. - Doktor Loftus mwia tak agodnie, e Poppy ledwie syszaa jej sowa. - To rak bezobjawowy. Symptomy pojawiaj si dopiero, kiedy choroba jest bardzo Poppy jest drugim nastolatkiem, u ktrego widz ten rodzaj nowotworu. Doktor Franklin Powinnam bya wiedzie - wychrypiaa matka - Powinnam przyprowadzi j wczeniej... Rozleg si omot. Poppy odruchowo zajrzaa przez drzwi. Matka jak optana walia piciami Poppy si wycofaa. Powinnam... postawi bardzo trafn wstpn diagnoz. zaawansowana. Dlatego wskanik przeycia jest tak niski. Musz pastwu powiedzie, e

w st z formiki. Cliff usiowa j powstrzyma.

O Boe. Musz stad i. Nie chc tego widzie. Nie mog na to patrze. normalnie funkcjonuj. Ruszya z powrotem przez korytarz. Jej nogi poruszay si. Jak zwykle. Zadziwiajce, e Dookoa nic si nie zmienio. Dyurka pielgniarek jeszcze udekorowana z. okazji czwartego lipca. Na wycieanym siedzisku okiennym w jej sali nadal ley walizka. Drewniana podoga cigle jest twarda. Wszystko takie samo jak wczeniej. Jak to moliwe? Jakim cudem ciany nadal stoj? Jakim cudem w ssiedniej sali ryczy telewizor? Umr. pomylaa Poppy. myl, przerywan tym jednym sowem. Dziwne, ale nie bya przeraona. Czua tylko niebywale zaskoczenie, ktre narastao z kad

Cliff przeze mnie powiedzia: do jasnej cholery" (umr). Nie wiedziaam, e a tak mnie lubi, eby zakl. Myli wiroway jak oszalae.

To moja wina, bo (umr) nie poszam wczeniej do lekarza.

Umr przez co, co siedzi we mnie, jak obcy w filmie. To jest we mnie teraz. Teraz. Pooya donie na brzuchu i zadara koszulk. Skra bya gadka, nieskazitelna. adnego blu. Ale to tam jest i przez to umr. Niedugo. Ciekawe, jak szybko? Nie syszaam, jak o tym mwili. Sigajc po telefon, miaa wraenie, e rka jest odczona od ciaa. Wybraa numer, Tym razem nie zadziaao. Telefon dzwoni i dzwoni. Po sygnale Poppy zostawia wiadomo: Potrzebuj Jamesa.

powtarzajc w mylach: Prosz, bd".

oddzwo do mnie do szpitala ". Rozczya si i wpatrywaa w plastikowy dzban lodowatej wody przy ku. Wrci i do mnie zadzwoni. Musz tylko wytrzyma do tego czasu.

Nagle to stao si jej celem. Wytrzyma do rozmowy z Jamesem. Do tego czasu nie musi myle

o niczym, wystarczy, e przeyje. Dopiero potem si zastanowi, co powinna czu i co powinna zrobi. Rozlego si delikatne pukanie do drzwi. Przestraszona Poppy uniosa wzrok; zobaczya matk i

Cliffa. Przez chwil bya w stanic skupi si tylko na ich twarzach i odnosia dziwne wraenie, e gowy unosz si w powietrzu. zarost na twarzy. Matka miaa czerwone, zapuchnite oczy. Cliff by biay jak kreda, co podkrelao ciemny O mj Boe, czyby zamierzali mi powiedzie? Nic mog. Nie mog kaza mi tego sucha. Poppy poczua nieodpart ch ucieczki. Bya na skraju paniki.

jeste w szpitalu, no i wanie s.

- Kochanie, przyszo do ciebie kilkoro przyjaci - powiedziaa matka - Phil powiedzia im. e

James, pomylaa Poppy i co chwycio j za serce. Ale Jamesa nie byo wrd osb toczcych Nic nie szkodzi. Zadzwoni pniej. Nie musisz teraz o tym myle. Zreszt przy tylu gociach nawet nie dao si myle. I dobrze. Nie do wiary, e potrafia tak z

si w drzwiach. Stay tam gwnie dziewczyny ze szkoy.

nimi siedzie i gada, chocia duchem bya dalej ni Neptun. A jednak rozmawiaa i dziki temu moga wyczy umys.

mio. Rozmawiali o zwykych rzeczach, o imprezach, rolkach, muzyce i ksikach. O rzeczach z dawnego ycia Poppy, ktre nagle oddalio si o sio lat. Cliff odnosi si do niej milej ni wtedy, kiedy zaleca si do matki. Nawet gdybym nie wiedziaa, tobym si domylia, pomylaa Poppy. Mama zachowuje si zupenie inaczej ni zwykle. - Chyba zostan na noc oznajmia. Nie bardzo jej si uda beztroski ton. - Pielgniarka powiedziaa, e mog spa na siedzeniu na oknie, bo to waciwie leanka dla rodzicw. Zastanawiam si tylko, czy nie wpa do domu po kilka rzeczy. - Jasne, jed. - Poppy nie moga powiedzie nic innego, jeeli nadal chciaa udawa, e nie wie. Jak tylko matka wysza, pielgniarka w bluzce w kwiaty i szpitalnych spodniach zmierzya Zrobio si pno. Z daleka nadal dochodziy odgosy telewizji. Przez uchylone drzwi wida Poppy czua si bardzo samotna, a bl poera j gboko od rodka. Spod gadkiej skry Najgorsze, e James nie zadzwoni. Jak mg. Chyba wic, e go potrzebuj? Gocie w kocu wyszli, zostaa tylko matka. Co chwil dotykaa crki lekko drcymi domi

Nikt nie mia pojcia, e jest powanie chora. Nawet Phil, ktry z zapaem okazywa bratersk

Poza tym, mama na pewno potrzebuje troch czasu dla siebie z daleka od szpitala. Poppy gorczk i cinienie. I zostawia Poppy sam.

byo korytarz, pogrony w mroku. Na oddziale najwyraniej zapanowaa cisza nocna. brzucha dawa o sobie zna rak.

Moe powinna postara si zasn. Wyczy wiadomo. Wtedy nie bdzie moga myle.

Jak dugo jeszcze uda jej si nie myle o nadchodzcej mierci.

Kiedy tylko zgasia wiato i zamkna oczy, wok niej roztaczyy si duchy. Nie obrazy

adnej ysej dziewczyny, ale szkielety. Trumny. A najgorsza ze wszystkiego bya nieskoczona ciemno. Jeeli umr, nie bdzie mnie tutaj. Ale czy w ogle gdzie bd? Czy po prostu nie bdzie

mnie wcale

tym myle i nie moga nic na to poradzi. Stracia panowanie. Zacz j zera po tworny strach, przyprawiajcy o dreszcze pod sztywn poszw i cienkim kocem. Umr, umr. umr... - Poppy.

To najbardziej przeraajca rzecz, jaka kiedykolwiek przysza jej do gowy. Niebycie. Zacza o

Otworzya oczy. Przez sekund nie rozpoznawaa czarnej postaci w ciemnym pokoju. Przemkna jej szalona myl: oto przysza mier we wasnej osobie. James? Nie wiedziaem, czy pisz. Wycigna rk do przycisku przy ku, eby wczy wiato. - Nie. nie zapalaj poprosi - Musiaem przemkn obok pielgniarek, nic chc, eby mnie wyrzuciy. Poppy z trudem przekna lin, zaciskajc donie na fadzie koca.

pragna rzuci mu si w ramiona, szlocha i krzycze. co w Jamesie. Co nieuchwytnego, a jednak niemal... przeraajcego. Odwrci si i bardzo ostronie zamkn cikie drzwi. szpitala, od reszty wiata. jest jaki inny. Przebywanie sam na sam z Jamesem powinno by mie. Gdyby nie to przejmujce uczucie, e Ciemno. Jedyne wiato wpadao przez okno. Poppy czua si dziwnie odcita od reszty Ale nie zrobia lego. Nie dlatego, e nigdy wczeniej tak si nie zachowywaa. Powstrzymao j To, jak stoi? To, e nie widzi jego twarzy? Wiedziaa tylko, e nagle wydal jej si obcy.

- Ciesz si. e jeste - powiedziaa. - Mylaam, e ju nie przyjdziesz - Tak naprawd

Znasz wyniki - powiedzia cicho. To nie byo pytanie.

Mama nie wie. e wiem - odpara. Skd si bior takie sensowne sowa, skoro ma ochot

tylko krzycze? - Podsuchaam, jak doktor mwi... James, mam go. I... to zy rodzaj raka Podobno ju s, przerzuty. I chyba... - Nie moga wydoby z sie bie ostatniego stwa, chocia skrzeczao jej w mylach.

Umrzesz - powiedzia James. Wydawa si cichy i skupiony. Nieobecny. - Przeczytaem o tym. bl.

- Podszed do okna i wyjrza na zewntrz. Wiem, e jest grony. Pisz, e powoduje wielki

James. - Poppy westchna. Czasami operuj, tylko po to, eby zmniejszy cierpienie. Ale niewane, co zrobi, i tak ci nie uratuj. Chemia, nawietlania nic nie dadz, umrzesz. Pewnie zanim skoczy si lato. James... To twoje ostatnie lato.

James, zmiuj si! - To by niemal krzyk, Poppy apczywie nabieraa powietrza, ciskajc koc. - Czemu mi to robisz? Odwrci si i jednym ruchem zapa j za nadgarstek. Chc, eby do ciebie dotaro, e oni ci nie pomog - powiedzia wzburzony, - Rozumiesz? powiedzie? Chcesz mnie zabi. Tak, rozumiem. - Poppy syszaa narastajc histeri w swoim gosie. - Przyszede mi to Nie! - jego palce zacisny si bolenie, - Chc ci uratowa. - Wypuci powietrze i powtrzy to ciszej, ale rwnie stanowczo. - Chc ci uratowa. Poppy. Przez kilka chwil skupiaa si na tym, eby regularnie oddycha. Robita wszystko, eby nie wybuchn paczem. Ale nie jeste w stanie - odezwaa si w kocu. - Nikt nie jest w stanie. Tu si mylisz. - Powoli oswobodzi jej nadgarstek i cisn metalow porcz ka. Poppy, musz ci co wyzna. O sobie. gdyby wszystko inne nie byo tak okropne, potraktowaaby to jako komplement. James przez ni - James... - Zabrako jej sw. Miaa wraenie, e po prostu zwariowa, W pewnym sensie,

wpad w popoch. Tak si przej jej chorob, e cakiem oszala. - Tobie naprawd na mnie zaley - wyszeptaa ze miechem i szlochem jednoczenie. Pooya do na jego doni, na porczy ka. On te rozemia si krtko. Chwyci mocno jej donie, a pniej odsun od siebie. wszystko... - cign, wygldajc przez okno. - A jednak nie wiesz czego bardzo wanego. umiera. Ale zdobya si na wyrozumiao. Moesz mi powiedzie wszystko, Przecie wiesz. Nie uwierzysz. Nie mwic o tym, e zami zasady. Zamiesz prawo? Zasady. Mnie obowizuj inne przepisy ni ciebie. Ludzkie prawa niewiele dla nas znacz, ale nasze wasne s nieubagane. James... - Poppy oniemiaa ze strachu. On naprawd straci gow. Nie wiem. jak to powiedzie. Czuj si jak bohater kiepskiego horroru. - Wzruszy ramionami. - Wiem. jak to brzmi, ale,... - zacz, nie odwracajc si. - Poppy, jestem wampirem. Przez chwil siedziaa bez ruchu. Nagle rzucia si do stolika przy ku. Zacisna palce na Poppy czua si jak sparaliowana. Nie moga poj, dlaczego James nawija o sobie. skoro ona - Ty nic nie rozumiesz - powiedzia spitym gosem. - Wydaje ci si, e wiesz o mnie

stosie maych misek w ksztacie pksiyca i cisna w niego wszystkimi. - Bydlaku! - wrzasna i znw signa po co, eby rzuci.

ROZDZIA 5

James uchyli si, kiedy Poppy celowaa w niego ksik. - Poppy... Ty gnojku! Padalcu! Jak moesz mi to robi? Ty zepsuty, samolubny, niedojrzay... C... Usysz ci... Niech sysz! Jestem w szpitalu, dopiero co si dowiedziaam, e umr, a tobie w gowie gupie kaway. Durne, obrzydliwe kaway. Po prostu nie wierz. Mylisz, e to mieszne? - Z wciekoci zabrako jej tchu. James, ktry macha rkami, eby j uciszy, zamar i spojrza w stron drzwi.

Pielgniarka tu idzie - powiedzia.

I dobrze, poprosz j, eby ci wyrzucia - odpara Poppy. Zo opada, doprowadzajc j prawie do ez. Nigdy w yciu nie czua si tak strasznie zdradzona i samotna. - Wiesz co? Nienawidz ci. W drzwiach stana pielgniarka w bluzce w kwiaty i szpitalnych zielonych spodniach.

Co tu si dzieje? - spytaa, wczajc wiato. Dostrzega Jamesa. - No, no, chyba nie jeste z Nie jest i chc, eby std wyszed - oznajmia Poppy. Pielgniarka poprawia poduszki i delikatnie pooya do na czole Poppy. Poppy wpatrywaa si w telewizor i czekaa, a James wyjdzie. Nie wyszed. Obszed ko i stan przy pielgniarce. Ta zadara gow, eby na niego spojrze, nie przestajc poprawia pocieli. Nagle jej donie zwolniy i znieruchomiay. nieruchomo na kodrze i patrzya na niego jak zaczarowana. dziwne wraenie, e go nic poznaje. By bardzo blady i wyglda niemal srogo, jakby robi co, co mienicego si w wietle. Przypomina wygodnia panter. A James wpatrywa si w ni. Przy wczonym wietle Poppy widziaa jego twarz i znw miaa wymaga nie lada wysiku. Mia zacinite zby, a oczy nabray barwy srebra. Prawdziwego, Ju pani wie, e nic zego si tu nie dzieje - powiedzia zupenie spokojnie. Kobieta Tak, tak, wszystko w porzdku - wymamrotaa. - Zawoaj mnie, gdyby... - Znw wygldaa na troch nieobecn. - gdyby, hm... czego potrzebowaa - wyszeptaa w kocu. spojrzaa na Jamesa. Wiem, e to bana - westchn James. - Demonstracja mocy. Ale zadziaao. Uknue to z ni - wyszeptaa Poppy. Nie. W takim razie to jaka psychologiczna sztuczka. Zadziwiajce co tam. Nie. - James usiad na pomaraczowym plastikowym krzele. zamrugaa i rozejrzaa si po sali, jakby wanie obudzia si z drzemki. Poppy rozejrzaa si zdumiona. Pielgniarka wpatrywaa si w Jamesa. Donie trzymaa - Tylko czonkowie rodziny mog zostawa na noc - zwrcia si do Jamesa. rodziny. - Umiechaa si, ale w jej gosie sycha byo autorytet, ktrego zaraz miaa uy.

Wysza, Poppy przygldaa si jej z zapartym tchem. Potem powoli, poruszajc tylko oczami,

Wic zwariowaam. - Po raz pierwszy tego wieczoru Poppy nie mylaa o swojej chorobie. Nie moga si skupi, bo jej myli wiroway chaotycznie. Miaa wraenie, e jest jak dom porwany przez tornado. Nie zwariowaa. Pewnie le si do tego zabraem. Mwiem, e nie wiem, jak to wytumaczy. Rozumiem, e trudno ci uwierzy. Wszystko jest tak zorganizowane, eby ludzie nie wierzyli. Od tego zaley nasze ycie. lepiej...

- James, przepraszam, po prostu...- Poppy dray rce. Zamkna oczy. - Moe powiniene - Poppy, spjrz na mnie. Mwi prawd. Przysigam. - Przez chwil obserwowa jej min, w kocu westchn. - Dobra. Nie zamierzaem tego robi, ale... - Popatrz. - Odsoni zby. Wsta i pochyli si nad Poppy. Nie skrzywia si, ale czua, e oczy otwieraj jej si szeroko. Prosta czynno, zaskakujcy skutek. Transformacja. W jednej chwili zmieni si z bladego, ale

do zwykego Jamesa, w co, czego nigdy wczeniej nic widziaa - inne ludzkie stworzenie. zauwaya. Przygldaa si jego zbom.

Jego oczy migotay srebrem, a caa twarz nabraa drapienego wygldu. Poppy prawie tego nie

przypominay sztucznych zbw wampira sprzedawanych w sklepach z gadetami. Wyglday na bardzo mocne, bardzo ostre i bardzo prawdziwe. Poppy krzykna. James zakry jej usta doni. Nie chcemy tu znw pielgniarki. O mj Boe. O mj Boe - wybekotaa Poppy, kiedy unis rk. Pamitasz, ile razy mwia, e czytam w twoich mylach? - odezwa si James. -Pamitasz, e O mj Boe... syszaem odgosy, ktrych nie bya w stanie usysze, i e poruszaem si szybciej ni ty?

Nie zbom. Kom. Mia ky jak kot. Wyduone, zagite, ostro zakoczone. Zupenie nie

To prawda, Poppy. - Unis pomaraczowe krzeso i skrci jedn metalow nog. Bez wysiku, z lekkoci. - Jestemy silniejsi ni ludzie - wyjani. Przywrci nodze pierwotny ksztat i kocu udao si zebra jedn pen myl. odstawi krzeso. - Lepiej widzimy w ciemnoci. Zostalimy stworzeni do polowania. Poppy w Niewane, co potrafisz zrobi - powiedziaa przenikliwym gosem. - Niemoliwe, eby by Wszystko, co wiesz, to nieprawda. -Westchn. - O wampirach naczytaa si w ksikach albo naogldaa w telewizji - zacz jeszcze raz. - Wszystko to zostao wymylone przez ludzi, zapewniam ci. Nikt ze wiata nocy nie zdradziby tajemnic. wampirem. Znam ci, odkd miae pi lat. Rose jak ja. Wytumacz to.

wiat nocy? Gdzie jest ten wiat nocy?

To nie miejsce. To co w rodzaju tajnego stowarzyszenia wampirw, czarownic i wilkolakw.

Samych najlepszych stworze. Wyjani ci to pniej - doda ponuro. - A na razie, suchaj, to

proste. Jestem wampirem, bo moi rodzice s wampirami. Taki si urodziem. Jestemy lamiami. rancza i zotym mercedesie. Poppy bya w stanie myle tylko o panu i pani Rasmussen, ich luksusowym domu w stylu

Twoi rodzice?

ami to dawne okrelenie wampira, ale dla nas oznacza ych, ktrzy si takimi urodzili -cign James. - Rodzimy si i starzejemy jak ludzie, tyle tylko e proces starzenia moemy si normalnym jedzeniem. zatrzyma, kiedy zechcemy. Oddychamy. Chodzimy w dziennym wietle. Moemy nawet ywi Twoi rodzice... - powtrzya Poppy sabym gosem. Spojrza na ni.

Tak. Moi rodzice. Suchaj, jak mylisz, dlaczego moja ma-mu jest dekoratork wntrz? Nie dla pienidzy. Dziki temu |tu/,naje wielu ludzi. Tak jak mj tata, psychoterapeuta snobw. Wystarczy kilka minut sam na sam z czowiekiem, ktry potem tego nie pamita. Poppy poruszya si niespokojnie.

Wic ty pijesz ludzk krew? - Mimo tego, co widziaa, nie potrafia zachowa powagi. James spojrza na sznurwki swoich adidasw. renice mia koloru czystego srebra. Tak, oczywicie - odpar agodnie. Znw popatrzy jej prosto w oczy. Poppy opara si o stos poduszek. Moe atwiej byo jej uwierzy dlatego, e dzi rano

wydarzyo si w jej yciu co niewiarygodnego. Rzeczywisto wywrcia si do gry nogami i, prawd mwic, jeszcze jedno nieprawdopodobiestwo nie robio wielkiej rnicy. Umr, a mj przyjaciel jest krwiopijc, pomylaa. Sprzeczka wyssaa z niej resztki si. Patrzyli na siebie w milczeniu. Dobra- powiedziaa w kocu; w tym sowie miao zawiera si wszystko, co przed chwil do Nie wyznaem ci tego, eby sobie uly - oznajmi James stumionym gosem. Jak przez mg. - Poppy zamrugaa wolno. - Niby jak uratowa? - spytaa szorstko. Tak jak mylisz. - Jego wzrok powdrowa w pustk. Jamie, ja ju nie jestem w stanie myle. potrzsn jej nog. - Zrobi z ciebie wampira, maa. Uniosa obie pici do twarzy i zacza paka. agodnie, nie patrzc na ni, pooy do na jej piszczeli pod kodr. Delikatnie, z czuoci, -Powiedziaem, e mog ci uratowa, pamitasz? niej dotaro.

Hej. - Wypuci ydk i obj Poppy ramieniem, pomagajc jej usi. - Przesta. Nic si nie Jeste skoczonym wirem - szlochaa. zy, kiedy ju zaczy pyn, cieky ciurkiem i nie moga ich powstrzyma Pacz przynosi ulg, podobnie jak ucisk Jamesa. Czua, e jest silny, e Mwie, e takim trzeba si urodzi - dodaa niewyranie, szlochajc. ma w nim wsparcie i e adnie pachnie. stao. To lepsze ni druga opcja.

Nie, nie, powiedziaem, e ja si taki urodziem. Wielu dopiero stao si wampirami. Byoby ich Ale ja... Jestem tym, kim jestem, sob. Nie mog by.. taka. Odsun wicej, ale zasady nie pozwalaj zamienia pierwszego lepszego azgi w wampira.

Wic umrzesz. Nie masz wyboru. Rozejrzaem si, pytaem nawet czarownicy. W wiecie nocy nie istnieje nic innego, co by ci pomogo. Wszystko sprowadza si do jednego pytania: chcesz y czy nie? Umys Poppy, ktry znw pogry si w chaosie, nagle .kupi si na tym pytaniu. Byo jak Czy chce y? wiato latarki w czarnym pokoju.

j delikatnie, eby mc spojrze jej w twarz.

O Boe; jasne, e tak. wdzicznoci za ten przywilej. Teraz ju zrozumiaa, e nie naley przyjmowa tego za rzecz oczywist, i wiedziaa te, e o to bdzie walczy. Obud si, Poppy, wola jej zdrowy rozsdek. On mwi, e moe uratowa ci ycie. A do dzisiejszego dnia zakadaa, e ma bezwarunkowe prawo do ycia. Nie odczuwaa nawet

Poczekaj chwil. Musz si zastanowi - powiedziaa trzewo. zy przestay pyn.

Odsuna Jamesa od siebie i intensywnie wpatrywaa si w bia szpitaln poszw.

nie przypuszczaa, e to co takiego. No i co? To nadal James. Moe i jest przeraajcym krwiopijc, ale mu na tobie zaley. Nikt inny nie jest w stanie ci pomc. Jak to jest? - spytaa przez zacinite zby, nie patrzc na niego. Zorientowaa si, e ciska go za rk. Inaczej - wyzna spokojnie i rzeczowo. - Nie polecabym tego , gdyby istniao inne wyjcie, ale... jest w porzdku. Kiedy twoje ciao zacznie si zmienia, bdziesz si le czu, ale pniej nigdy Niemiertelna? A bd moga zatrzyma swj wiek? - Ju widziaa si jako wieczn Poppy, przestaniesz si starze w jednej chwili. Tak si dzieje si z ludmi przemienionymi w wampiry. W zasadzie umrzesz jako miertelnik. Bdziesz wyglda jak martwa. A potem... si Rozumiem. - Co jak Julia w grobie, pomylaa Poppy. I nagle si przerazia. O Boe. mama i Phil... Powinna wiedzie jeszcze jedno - cign James. - Niektrym si nie udaje. Co si nie udaje? Przemiana. Ludziom, ktrzy skoczyli dwadziecia lat, prawie nigdy. Nie budz si. Ich ciaa nic potrafi przystosowa si do nowej formy i umieraj. Nastolatki na og przeywaj, ale nie zawsze. Dziwne, ale ta informacja pokrzepia Poppy. Warunkowa nadzieja wydawaa si bardziej obudzisz. starowink. Skrzywi si. ju na nic nie zachorujesz. Bdziesz silna, szybka i niemiertelna.

Dobra. Dobra. Myl logicznie, dziewczyno. Wiedziaa, e James skrywa tajemnic. Nigdy

wiarygodna ni absolutna pewno. eby y, musi zaryzykowa. Jak to zrobisz? - Spojrzaa na Jamesa. powanie.

Tradycyjnie - stwierdzi z umiechem jak u ducha. - Wymienimy si krwi - doda

i zamrugaa, wpatrujc si w prni.

No, wietnie. A ja si baam zastrzyku. Teraz wbij si we mnie ky. Z trudem przekna lin

To twj wybr, Poppy. Decyzja naley do ciebie. Chc y, Jamie - powiedziaa po dugiej przerwie. Bdziesz musiaa std odej. Zostawi rodzicw, Oni nie mog wiedzie. Tak przypuszczaam. Jakbym dostaa now tosamo od FBI? To co wicej. Zaczniesz y w nowym wiecie, w wiecie nocy. Samotnym, penym sekretw. Ale bdziesz si po nim porusza, zamiast lee w ziemi. - cisn j za rk. -Chcesz zacz teraz? - spyta bardzo cicho i bardzo powanie. Poppy zamkna oczy i skulia si tak, jak przed zastrzykiem.

Jestem gotowa - wydusia przez zacinite usta. James nie zdoa opanowa miechu. Opuci porcz ka i usiad przy Poppy. Na og kiedy to robi, ludzie s zahipnotyzowani. No, trudno, gdybym krzyczaa, moesz mnie zahipnotyzowa - wycedzia Poppy, nie otwierajc oczu. Rozlunij si, nakazaa sobie stanowczo. Choby nie wiem jak bolao i byo okropne, wytrzymasz. Musisz. Od tego zaley Twoje ycie. Serce walio jej tak mocno, e wstrzsao caym ciaem. No, dalej, pomylaa Poppy. Zaczynaj. Czua ciepy oddech, kiedy pochyla si nad ni i delikatnie chwyci za ramiona. Kady jej nerw reagowa na jego obecno. Nagle poczua zimno na szyi i zaraz potem, zanim zdya cofn gow, podwjne ukszenie. Ky zanurzyy si w jej ciele, robic dwie mae ranki, przez k lor James mg napi si jej krwi... Teraz naprawd zacznie bole, pomylaa. Nic ju nie pomoe. Znalaza si w rkach myliwego. Bya jak krlik owinity zwojami wa, jak mysz w pazurach kota. Nie czua si jak najlepsza przyjacika Jamesa, tylko jak jego obiad... Poppy, co robisz? Nie walcz. Przykro mi, kiedy si opierasz. James do niej mwi, chocia , Tutaj. - James dotkn jej szyi zimnymi palcami, jakby szuka pulsu.

ciepe wargi na jej szyi si nie poruszay. Glos syszaa w swojej gowie.

miejscu ukucia. Czekaa na co gorszego - ale nic takiego nie nastpio. Byo niezwykle. Poczucie ciepa okazao si nawet przyjemne. Wraenie ulgi, dawania. I bliskoci. Ona i James stawali si coraz blisi, jak dwie Krople wody dce ku sobie, eby si poczy. Dotykaa umysu Jamesa. Wyczuwaa jego myli i doznania. Przepyway przez ni jego emocje. Czuo... troskliwo... opiekuczo. Bezwzgldna czarna wcieko na chorob. Rozpacz, e nie ma innego sposobu, eby pomc, l tsknota... za tym, eby z ni by, eby j uszczliwi. Tak, pomylaa. Och, pomylaa.

Nie opieram si, pomylaa. Nastawiam tylko na to, e bdzie bolao. Poczua pieczenie w

Fala sodyczy przyprawia o zawrt gowy. Poppy wycigna rk po do Jamesa. Ich palce

si sploty. James, pomylaa z zadziwieniem i radoci. Sowo, ktre do niego posaa, byo niemia pieszczot. Poppy. Czua jego zaskoczenie i rozkosz. Nierzeczywista przyjemno cay czas narastaa. Bya tak intensywna, e Poppy draa. Jak mogam by tak gupia, eby si tego ba. To nie jest okropne. Jest... mie. Nigdy wczeniej nie dowiadczya takiej bliskoci. Miaa wraenie, e s jedn istot, poczeni, nie jak drapienik i ofiara, ale partnerzy w tacu. Poppy i James. Czua dotyk jego duszy. Dziwne, ale on si tego ba. To te wyczuwaa. Poppy, nie... -tyle mrocznych rzeczy... -lepiej, eby nie wiedziaa... Mrok, zgadza si, pomylaa, Ale nie mrok i potworno. Mrok i samotno. Bezgraniczna Nagle ujrzaa obraz siebie. W jego umyle bya krucha i sodka jak

samotno. Wraenie, e nie przynaley do adnego z dwch wiatw, ktre zna. Nie naley nigdzie. Poza... szmaragdowooki duszek powietrzny. Sylf - z dusz z czystej stali. To niezupenie ja. Nie jestem wysoka i pikna jak Jacklyn czy Michaela... Sowa, ktre usyszaa, nie byy skierowane do niej - wyraay co, co James myli o sobie Dziewczyny nie kocha si za jej urod. Kocha si j dlatego, e piewa pie, ktr

samym albo s wspomnieniem z dawno przeczytanej ksiki. tylko ty rozumiesz...

Za wszelk cen. Bez wzgldu na to, co si z nim stanie. Poppy usiowaa zanurzy si gbiej w jego umys, podajc za t myl. Wyczua zasady, a waciwie prawa... Poppy, niekulturalnie przeszukiwa czyj umys bez pozwolenia. Sowa Jamesa naznaczone byy desperacj. Poppy si wycofaa. Nie zamierzaa by wcibska. Chciaa tylko pomc... Wiem, przysza do niej myl Jamesa, a wraz z ni strumie ciepa i wdzicznoci. Rozlunia si i rozkoszowaa uczuciem jednoci. Chciaabym, eby to trwao wiecznie, pomylaa, i wanie w lody si skoczyo. Ciepo z szyi znikno , a James si odsun i wyprostowa. pozwoli. Westchna, protestujc, i usiowaa z powrotem go do siebie przycign, ale jej nie

James. Jest dla niego czym niezwykle wanym, co naley chroni za wszelk cen...

Tej myli towarzyszyo silne poczucie troski. Wreszcie si dowiedziaa, co czuje wobec niej

Nie. To nie wszystko - wyszepta. Ale nic wicej nie zrobi. Przytula j, przyciskajc wargi do jej Nie mwie, e to tak wyglda. czoa. Bya spokojna i rozleniwiona.

Nie wiedziaem - odpowiedzia po prostu. - Nigdy wczeniej tak nie byo. Siedzieli razem w ciszy, a James bardzo delikatnie gaska |i| po gowie. Dziwne, pomylaa Poppy. Wszystko jest takie samo, a jednak inne. Czua si, jakby

wydostaa si na suchy ld po tym, lak niemal utona w oceanie. Znikno przeraenie, ktre j drczyo przez cay dzie, i po raz pierwszy w yciu poczua si zupenie bezpieczna. Po chwili James pokrci gow i wsta, - Co jeszcze musimy zrobi? - spytaa.

Unis nadgarstek do ust. Energicznie machn gow, jakby zdziera kawaek materiau

trzymany w zbach. Kiedy odsun rk, Poppy zauwaya krew. Cieka wsk strk. Bya tak czerwona, e nie wygldaa juk prawdziwa. Zaskoczona Poppy z trudem przekna lin. To nic wielkiego - powiedzia agodnie James. - Musisz to zrobi. Jeeli nie bdziesz miaa

w sobie mojej krwi, po mierci nie skiniesz si wampirem. Po prostu umrzesz. Jak kady czowiek. gow do swojego nadgarstka. Czerwona ciecz nie smakowaa jak krew, a w kadym razie nie jak A ja chc y, pomylaa. Trudno. Zamkna oczy i pozwolia, eby James naprowadzi jej

ta, ktr czua, kiedy ugryza si w jzyk albo wkadaa do ust rozcity palec. Smak miaa... dziwny. Intensywny. Jak magiczny eliksir, pomylaa oszoomiona Poppy. I znw dotkna umysu Jamesa. Upojona bliskoci, pia jego krew. Dobrze. Musisz duo wypi, powiedzia. Gos jego umysu by cichszy ni wczeniej. Nagle Poppy si przerazia. A co si stanie z tob? mojej krwi, znajdziesz si w niebezpieczestwie. Nic mi nie bdzie - odpowiedzia gono. - Martwi si o ciebie. Jeeli wypijesz za mao

blasku, ktry - jak jej si wydawao -bi z niej na zewntrz. Czua si taka wyciszona, spokojna... I nagle, bez ostrzeenia, spokj zosta zniszczony. Wdar si w niego ostry zaskoczony gos. Co ty wyprawiasz?

No c, on si zna. Poppy z radoci chona dziwny, esencjonalny pyn. Pawia si w

Poppy uniosa gow. W drzwiach zobaczya Phillipa.

ROZDZIA 6

Zrozumiaa. Oszoomiona niezdarnie wzia duy yk wody i oblizaa wargi, eby zmy lady krwi. Co ty wyprawiasz? - powtrzy Phillip, wpadajc do pokoju. Na szczcie wzrok mia skupiony na Jamesie, wic Poppy zdya usi tak, eby ukry lad ugryzienia na szyi. Nie twoja sprawa - wypalia i natychmiast zrozumiaa, e popenia bd. niezrwnowaonego. Mama mu powiedziaa, pomylaa Poppy. Phillip, ktry mgby nosi przydomek Opanowany", dzi uprawia wraenie zupenie

James dziaa szybko. Chwyci plastikowy kubek ze stolika przy ku i poda go Poppy.

To znaczy, nic nie robimy - poprawia si. Nie pomogo. Phil najwyraniej by w takim nastroju, e wszystko w jego oczach stanowio zagroenie dla siostry. Poppy w zasadzie nie moga go pociesza, bo byam wystraszona - dodaa. Nawet nie prbowaa tumaczy, dlaczego James wini, wszed i zasta j z Jamesem w dziwnym ucisku na szpitalnym ku. -James mnie przytula jej gow do swojej rki. Ukradkiem zerkna na przedrami Jamesa; rana ju si

Wszystko w porzdku. - James rzuci Phillipowi hipnotyzujce spojrzenie. Ale Phil prawie na niego nie patrzy. Przyglda si Poppy. Nie dziaa, pomylaa. Moe Phil jest za bardzo rozwcieczony? Albo zbyt uparty. Spojrzaa

zasklepia, a lad zacz /n i kac.

pytajco na Jamesa. Odpowiedzia jej ledwie zauwaalnym ruchem gowy. On te nie wiedzia, w

czym problem. Oboje wiedzieli za to, co to znaczy. James bdzie musia wyj. Poppy czua si oszukana i sfrustrowana. Nie zaleao jej na niczym poza rozmow z Jamesem. Chciaa rozkoszowa si tym, co odkryli na swj temat - i nie moga. Nie przy Philpie. A w ogle, skd si tu wzie? - spytaa poirytowana. Podrzuciem mam. Wiesz, e nie lubi jedzi po ciemku. l przywiozem to. - Postawi

boomboksa na stoliku przy ku. -1 to. - Pooy obok niego czarn skrzynk z pytami. -Caa twoja ulubiona muzyka. Poppy poczua, e zo znika. muzyka", chocia zwykle tak to okrela. Dziki. - Bya wzruszona, tym bardziej e Phil nie powiedzia: Caa twoja pokrcona

Biedny Phil, pomylaa. Byt rozczochrany. I mia podpuchnite oczy. Gdzie mama? - Ledwie zdya zapyta, do pokoju wesza matka. Ju jestem, skarbie - powiedziaa z godnym uznania promiennym umiechem. Spojrzaa Wanie wychodzi - oznajmi stanowczo Phil. - Odprowadz go do wyjcia. James Do zobaczenia jutro - zwrci si do Poppy. czego nie widziaa nigdy wczeniej, przez wszystkie lata, kiedy go znaa. miaa na myli. W spojrzeniu jego szarych oczu - szarych, nie srebrnych - byo co tylko dla niej. Tego Do zobaczenia, James - poegnaa go mikko. - I... dzikuj. -Wiedziaa, e zrozumie, co nie traci energii na walk, ktrej nie mia szans wygra. zaskoczona. - James. Mio, e przyjechae.

Phil wzruszy ramionami, rzucajc gniewne spojrzenie Jamesowi.

zachowywa si jak bramkarz wyprowadzajcy niesfornego klienta, Poppy przysza do gowy niepokojca myl. Jeeli wypijesz za mao mojej krwi, znajdziesz si w niebezpieczestwie". Tak powiedzia.

Dopiero kiedy znalaz si za drzwiami, z depczcym mu po pitach Phillipem, ktry

Zaraz potem im przerwano. Wystarczy jej tyle, ile wypia? A jeli nie? Nie miaa pojcia, a Jamesa zapyta nie moga. Phil szed tu za Jamesem przez ca drog do wyjcia.

cierpliwoci; poza tym cigle si zastanawia, czy Poppy wypia wystarczajco duo jego krwi. Do zobaczenia jutro? Niestety, nic z tego, stary - oznajmi ostro Phil, kiedy wchodzili na parking. Phil, daruj sobie. Wydawao mu si, e tak, ale im wczeniej napije si znowu, tym lepiej.

Nie dzi, pomyla James. Dzi nie moe sobie zawraca gowy Phillipem Northernem. Nie mia

byy rozpalone. -

Phillip wyprzedzi Jamesa i stan przed nim jak sup soli. Oddycha szybko, a jego zielone oczy Dobra, kole - zacz. - Nie wiem, co kombinujesz, ale koniec z tym. Od tej pory masz si

trzyma od Poppy z daleka. jasne?

to w kocu brat Poppy, a jego zielone oczy s zdumiewajco podobne do jej oczu. Nigdy nie zrobibym Poppy krzywdy - powiedzia ze znueniem.

James oczami wyobrani widzia, jak z trzaskiem amie Phillipowi kark. Ale si powstrzyma

Daruj sobie. Bdziesz tak sta i mi opowiada, e nic od i im j nie chcesz? Jamesowi nie przysza do gowy adna sensowna odpowied. Jeszcze wczoraj, zgodnie prawd, mgby powiedzie, e kiedy usyszaa wyrok mierci wydany przez kogo innego, pozwoli sobie zbada swoje uczucia. A teraz... By blisko niej. Dotyka jej umysu i przekona lv, e jest jeszcze odwaniejsza i dzielniejsza, ni przypuszcza, jeszcze bardziej wspczujca i bezbronna. Chcia znw znale Dotaro rwnie do niego, e to moe nie wystarczy. Kiedy dwoje ludzi wymienia si krwi, rodzi si midzy nimi silna wi. le by postpi, gdyby wykorzysta t wi albo wdziczno powinien trzyma i' u pewnej odlegoci. To jedyne honorowe wyjcie. Poppy. Dopki nie nabierze pewnoci, e ona myli trzewo i podejmuje przemylane decyzje, Nie chc jej zrani - powtrzy. - Dlaczego nie moesz w to uwierzy? - Bez wikszej nadziei sprbowa uchwyci spojrzenie Phila. Nie udao mu si, podobnie jak w szpitalu. najwyraniej Phillip naley do tych nielicznych ludzi, na ktrych nie da si wpywa si Dlaczego? Bo ci znam. Ciebie i twoje... dziewczyny. - Phil postara si, eby to sowo rzucasz jak mieci. szeciu dziewczyn na rok. Po dwch miesicach wi midzy nimi stawaa si niebezpieczna. Jamesa na chwil ogarno rozbawienie, bo Phil mwi miertelnie powanie. Potrzebowa umysu. zabrzmiao jak przeklestwo. - Masz ich sze albo siedem na rok. a kiedy je zaliczysz, si przy Poppy. Zaleao mu na niej tak e ledwie mg oddycha. Jego miejsce jest przy niej. nie zamierza nawet tkn Poppy. Bo to oznaczaoby wyrok mierci dla niego i dla niej. Dopiero

Poppy nie jest moj dziewczyn i nie zamierzam jej rzuca - powiedzia zadowolony z wasnego sprytu. Niezupenie kama. Poppy przecie nie jest jego dziewczyn w normalnym tego stwa znaczeniu. Poczyli si tylko duszami, nie rozmawiali o tym, e bd ze sob chodzi. chyba najgroniejszy ruch w swoim yciu. Chwyci Jamesa za koszule.

To znaczy, e nie chcesz jej podrywa. Zgadza si? Lepiej bd pewien. - Mwic to, Phil zrobi Ty gupi czowieku, pomyla James. Przez chwil mia ochot zmiady mu do. Albo go Jeste bratem Poppy - wycedzi przez zacinite zby. -Dlatego dam ci szans, eby si

podnie i rzuci nim przez parking na czyj przedni szyb. Albo... ode mnie odczepi. -

wstrznitego. Ale nie na tyle. eby milcze. Masz j zostawi w spokoju - powtrzy. - Nic nie rozumiesz. Jej choroba... jest powana.

Phil przez kilka sekund wpatrywa si w jego twarz, potem go wypuci. Sprawia wraenie

Nie mona jeszcze dodatkowo miesza jej w yciu. Ona potrzebuje tylko... - Przerwa i przekn lin. James nagle poczu si bardzo zmczony. Nie mg wini Phillipa za to, e jest zdenerwowany

- jego umys by peen wyranych obrazw umierajcej siostry. James zwykle widzia tylko oglny zarys ludzkich myli, ale te Phillipa promienioway bardzo jasno, niemal olepiay. Pprawdy i uniki nie zadziaay. Czas na prawdziwe kamstwa. Byle zadowoli Phila i uwolni siebie. Wiem, e choroba Poppy jest powana - powiedzia. -Znalazem artyku w necie. Dlatego

tu przyjechaem, jasne? al mi jej. Poppy interesuje mnie tylko jako przyjacika, ale dla jej dobra chc udawa, e mi si podoba. Phillip zawaha si, patrzc na niego bacznie i podejrzliwie. Powoli pokrci gow.

Przyja przyjani, ale nie ma co miesza jej w gowie. Udawanie nie przyniesie jej nic dobrego. Nie wiem nawet, czy dziki temu chocia na chwil poczua si lepiej. Wygldaa le le?

Bya blada i roztrzsiona. Znasz Poppy, wiesz, e wszystko za bardzo przeywa. Nie powiniene igra z jej uczuciami. - Zmruy oczy. - Moe lepiej przez jaki czas trzymaj si od niej z daleka. Jak chcesz - mrukn James. Tak naprawd wcale go nie sucha. Dobra - powiedzia Phillip. - Umowa stoi. Ale ostrzegam, jeli jej nie dotrzymasz, bdziesz mia kopoty. Tego te James nie sucha. Niestety. Poppy leaa w ciemnej szpitalnej sali i suchaa oddechu matki. rozmawiay. Poppy rozpaczliwie chciaa powiedzie matce, e wszystko bdzie dobrze -ale jak? Nie moe przecie wyda sekretu Jamesa. A nawet gdyby moga, matka by nie uwierzya. Musz yciu, a do tego miau w sobie peno cudzej krwi, ktra ju zaczta znale sposb. Musz. I wtedy ogarna j wielka fala sennoci. To by najduszy dzie w jej dziaa w dziwny, magiczny sposb. Poppy nie bya w stanie... po prostu nie bya w stanie Nie pisz, pomylaa. Ja te nie pi. Ty wiesz, e nie pi, i ja wiem, e nie pisz... A jednak nie eby si upewni, e nie odebraa twojego zachowania niewaciwie.

utrzyma otwartych powiek. Kilka razy w nocy przychodzia pielgniarka, ale Poppy tego nie syszaa. Po raz pierwszy od tygodni jej snu nie zakca aden bl. Nastpnego ranka obudzia si zdezorientowana i saba. Kiedy usiada, przed oczami pojawiy si czarne plamy. - Jeste godna? - spytaa matka. - Zostawili dla ciebie tac ze niadaniem.

troch podziubaa jedzenie na talerzu, a potem posza si umy. W azienkowym lustrze obej rzaa szyj z boku. Zadziwiajce - ani ladu po ranie. Kiedy wrcia do sali, matka pakaa. Nie byo powodzi ez ani szlochw. Tylko przecieraa oczy chusteczk, ale Poppy nie moga tego znie. pomyle. - Mamo, jeeli si martwisz, jak mi to powiedzie... Ja wiem - wyrwao jej si, zanim zdya Matka poderwaa gow przeraona. Przyjrzaa si Poppy i rozpakaa na dobre.

Zapach jajek przyprawi Poppy o mdoci. Ale matka obserwowaa j z niepokojem, wic

Kochanie... wiesz...?

Wiem, co mi jest i na ile to powane. - Jeeli przyja z taktyk, trudno, ale ju za pno. Suchaam, kiedy ty i Cliff rozmawialicie z lekarzami. O mj Boe. Co mam powiedzie? - zastanawiaa si Poppy. Nie martw si, mamo, bo nie umr, tylko stan

si wampirem. Tak mam nadziej. Pewna nie jestem, bo czasami transformacja si nie udaje. Ale jeli mi si poszczci, za kilka tygodni bd si ywi krwi. Mylc o tym, uwiadomia sobie, e nie spytaa Jamesa, ile potrwa przemiana. Matka oddychaa gboko, eby si uspokoi. Poppy, chc, eby wiedziaa, e bardzo ci kocham. Cliff i ja zrobimy wszystko,

dosownie wszystko, eby ci pomc. On w tej chwili przeglda raporty kliniczne, badania nad nowymi sposobami leczenia ludzi. Jeeli uda nam si zyska na czasie, a kto wynajdzie lek...

ktre odbijay si echem w yach i przyprawiay o zawroty gowy. To ta krew, pomylaa. Co ze - Mamo, ja si nie boj - wyszeptaa. - Nie umiem tego wytumaczy, ale nie czuj strachu. I nie chc, eby przeze mnie bya nieszczliwa. mn robi, zmienia mnie. Podesza do matki, eby j przytuli, pocieszy.

Poppy nie moga tego znie. Czua bl matki. Dosownie. Nachodzi j pulsujcymi falami,

Pakaa. Poppy te pyny zy. Bo nawet jeli nie umrze naprawd, wiele straci. Swoje dawne ycie, rodzin, wszystko co znajome. Czua ulg, opakujc to; musiaa da upust emocjom. Ale kiedy ju skoczya, sprbowaa jeszcze raz. Mogaby chocia sprbowa? Dla mnie? naprawd miaa umrze, wciekaabym si i dara do samego koca. Jednak udao jej si - Jeste wyjtkowa, Poppy - wymamrotaa drcymi wargami. gowy. Matka pomoga jej si pooy.. Mamo - odezwaa si ostronie. - Gdyby gdzie byo dla mnie lekarstwo, na przykad w innym kraju, i mogabym tam pojecha i wyzdrowie, ale nie pozwolono by mi wrci? To znaczy, matce badawczo. Chciaaby. gdyby wiedziaa, e jestem zdrowa, ale nigdy wicej mnie nie zobaczysz... -Przygldaa si ebym to zrobia? Matka 1 nagle Poppy wpada na to, jak zada pytanie, na ktre pragna zna odpowied. pocieszy matk, ktra odsuna si zapakana, ale dumna. wita Poppy odwrcia wzrok potwornie zawstydzona. Wybawia j kolejna fala zawrotw 0 Boe, zachowuj si jak jaka wita w Maych kobietkach, pomylaa. A gdybym Nie chc tylko jednego: eby bya nieszczliwa czy smutna. - Spojrzaa w gr na matk.

Matka tulia Poppy z caych si, jakby mier wanie teraz moga wydrze jej crk z ramion.

Skarbie, puciabym ci nawet na Ksiyc. Byle by bya szczliwa. - Musiaa na chwil przerwa. - Niestety, kochanie, nie ma takiego miejsca. Inaczej daabym wszystko, eby... Wiem. - Poppy delikatnie poklepaa j po rce. - Tylko pytaam. Kocham ci, mamo. Pniej przyszli doktor Franklin i doktor Loftus. Spotkanie z nimi nie byo a tak potworne, ale Poppy

odpowiedziaa bez zastanowienia.

czua si jak hipokrytka, kiedy zachwycali si jej wspania postaw". Mwili o dobrze przeciwstawili si statystykom. wita Poppy skrcaa si w rodku, ale suchaa. I potakiwaa a zaczli rozmawia o kolejnych badaniach. Zamierzamy zrobi angiogram i laparotomi - oznajmia doktor Loftus. - Angiogram to... Rury wbite w yy? - Poppy nie zdoaa si powstrzyma. Chyba co o tym czytaa? Wszyscy wygldali na przestraszonych. Doktor Loftus umiechna si smutno.

przeytym czasie i o tym, e nie ma dwch takich samych przypadkw raka, o ludziach, ktrzy

Nie, tylko... chyba skd to kojarz. - Poppy wiedziaa, skd wziy si obrazy. Z gowy doktor Loftus. Powinna przesta gada, eby nie wzbudza podejrze, ale nie moga si powstrzyma, bya zbyt przejta. - A laparotomia to operacja, prawda? Doktor Franklin i doktor Loftus spojrzeli na siebie wymownie.

Operacja w celach diagnostycznych, zgadza si - przyzna doktor Franklin. Poppy - odezwaa si agodnie matka. Doktor Loftus wesza jej w sowo. mwic, nie musimy ich wykonywa. Mamy pewno. W takim razie wol wrci do domu - stwierdzia Poppy.

Ale mnie te badania nie s potrzebne. To znaczy, ju wiadomo, co mi jest. A badania s bolesne. C, czasami trzeba potwierdzi diagnoz. Ale w twoim przypadku... nie, Poppy. Prawd

we troje wyszli na korytarz, eby si naradzi. Kiedy wrcili, Poppy wiedziaa, e wygraa.

Lekarze znw spojrzeli po sobie, potem na matk. Po chwili, nawet nie silc si na subtelno,

Moesz wraca do domu - powiedzia cicho doktor Franklin. - Przynajmniej do czasu nasilenia si objaww. Pielgniarka wytumaczy twojej mamie, na co zwraca uwag. Jak si czujesz? - spyta. Poppy od razu zadzwonia do Jamesa. Odebra po pierwszym sygnale. Krci mi si w gowie. Poza tym do dobrze - wyszeptaa, bo za drzwiami stal matka i Wpadn po poudniu. Zadzwo, kiedy bdziesz wiedziaa, e przez godzin dadz ci spokj. I, Poppy... nie mw Philowi, e przychodz. Czemu? Pniej ci wyjani. si nic niezwykego. Popy syszaa, jak pielgniarka radzia matce, eby si stara zachowa zwyky porzdek dnia. Jakbym miaa urodziny, pomylaa Poppy oszoomiona. Co kilku minut ogrd. Czua si le z powodu Phila. Wyglda na zdruzgotanego, ale dzielnie si trzyma. Jego te chciaa pocieszy, ale jak? Chod no. - Postanowia dziaa od razu. Kiedy podszed, przytulia go mocno. Poradzisz sobie z tym - wyszepta. - Wiem. Nikt nie ma takiej woli ycia jak ty. I nigdy, przenigdy nie byt taki uparty. Wtedy do Poppy dotaro, jak strasznie bdzie za nim tskni. Kiedy go pucia, zrobio jej rozlega si dzwonek do drzwi i dostawaa nowy bukiet kwiatw. Jej sypialnia przypominaa W domu byo dziwnie. Cliff i Phil niemal skakali przy niej, a jednoczenie udawali, e nie dzieje rozmawiaa z pielgniark. - Wracam do domu.

si sabo. Lepiej si po - powiedzia agodnie Cliff. Matka pomoga jej przej do sypialni. Tata wie? - spytaa Poppy, kiedy mama krztaa si po pokoju, porzdkujc rzeczy. - Prbowaam si z nim wczoraj skontaktowa, ale podobno przeprowadzi si gdzie w okolice Vermont, Nie wiadomo dokadnie gdzie. Poppy skina gow. Typowe dla ojca - cigle w ruchu. By Dj-em, a w przerwach artyst lub

magikiem cyrkowym. Rozsta si z mam, bo nic dobrze mu nie wychodzio, kadym razie nie na tyle, eby na tym przyzwoicie zarabia. Cliff by cakowitym przeciwiestwem ojca - odpowiedzialny, zdyscyplinowany i pracowity.

Idealnie pasowa do mamy i Phila. Tak doskonale, e Poppy czasem czua si czarn owc w Tskni za tat - powiedziaa cicho. rodzinie.

Wiem. Ja czasami te - wyznaa matka, ku zaskoczeniu Poppy. - Znajdziemy go, kochanie -zapewnia stanowczo. -Jak tylko si dowie, na pewno przyjedzie, Poppy miaa tak nadziej. To ostatnia okazja, eby go zobaczy. Dopiero okoo godziny przed

kolacj Phil i Cliff pobiegli pozaatwia swoje sprawy, a matka posza si zdrzemn, wic Poppy moga w kocu zadzwoni do Jamesa. - Ju jad - rzuci. - Wejd sam. ni a Jamesem co si zmienio. Ju nie byli zwykymi przyjacimi. Nawet nie powiedzieli sobie Dziesi minut pniej znalaz si w sypialni. Poppy czua si dziwnie oniemielona. Midzy

cze". Przez dug chwil po prostu na siebie patrzyli. Tym razem szarpnicie w piersiach, ktre Poppy zawsze czua na widok Jamesa, zmienio si w lawin czystej sodyczy. Zaley mu na niej. Widziaa to w jego oczach. Chyba si troch zagalopowaa, szepta jej umys. Nie wycigaj pochopnych wnioskw. Owszem, zaley mu na tobie, ale nie powiedzia, e jest zakochany. A to rnica. Zamknij si, nakazaa trzewo Poppy swojemu umysowi. rzuci jasn wiatrwk na krzeso i przysiad na ku. bl? Dlaczego nie chciae, eby Phil wiedzia, e tu jeste? - spytaa. James Hm... Po prostu lepiej, eby nikt nam nie przerwa. - Lekcewaco machn doni. - Jak tam . - Znikn. To chyba dziwne? Wczoraj przespaam ca noc. I jeszcze jedno. Chyba zaczynam... jakby to powiedzie... czyta w ludzkich mylach. James umiechn si lekko, unoszc zaledwie kcik warg. To dobrze. Martwiem si... - Przerwa i podszed wczy odtwarzacz. Rozlego si aosne

zawodzenie Bantu. - Martwiem si, e wczoraj wypia za mao krwi - dokoczy cicho, znowu siadajc. - Dzisiaj bdziesz musiaa wypi wicej, ja zreszt te. Poppy zadraa. Nie czua ju odrazy. Nadal si baa, ale tylko skutkw tego, co zamierzali

zrobi. Cieszya si, e dziki temu moe by bliej Jamesa i go karmi, ale pamitaa, e to ma j zmieni. Nie rozumiem jednego: dlaczego nie ugryze mnie nigdy Wczeniej - odezwaa si

lekkim tonem, ale pytanie byo bardzo powane. - To znaczy... - cigna powoli - ... robie to z Michael i z Jacklyn, prawda? A z innymi dziewczynami? Odwrci wzrok. Nie wymieniaem si z nimi krwi - odpar opanowanym gosem. - Ale ywiem si nimi, to prawda. A mn nie.

Nie. Jak ci to wytumaczy? - Unis wzrok. - Poppy, picie czyjej krwi moe oznacza wiele rnych rzeczy. Starsi chc, eby suya tylko do odywiania. Mwi, e powinno si czu jedynie rado ze zdobyczy. I nic innego wczeniej nie czuem. Poppy skina gow; cieszya si z takiej odpowiedzi. Nic pytaa, kim s Starsi. Poza tym to niebezpieczne - mwi dalej James. - Mona to robi z nienawici i zabi. Na

dobre.

- Ty by nie zabi.

Poppy poczua niemal rozbawienie. James patrzy na ni przenikliwie. Na dworze byo pochmurno, a w sabym wietle sypialni

Poppy twarz Jamesa wygldaa blado, oczy wydaway si srebrne. odrodzi jako wampir.

- A jednak zabiem - wyzna ponuro i bez wyrazu. - Oddaem za mao krwi, eby kto mg si

ROZDZIA 7

ramionami. - Znam ci. - Znaa go tak, jak nigdy nikogo innego. -

Widocznie miae powd - stwierdzia stanowczo Poppy. Spojrza na ni, a ona wzruszya Nie miaem powodu... - odwrci wzrok - ...ale w pewnym stopniu mona mnie

usprawiedliwi. Zostaem podstawiony. Do tej pory mam przez to koszmary. Sycha byo, e jest zmczony i strasznie smutny. To samotny wiat, peen sekretw, przypomniaa sobie Poppy. A James musi ukrywa najwikszy przed wszystkimi, nawet przed ni. To na pewno dla ciebie okropne - powiedziaa mimo woli. - Cale twoje ycie, trzymanie tego w Poppy. -Wstrzsn nim dreszcz skrywanych emocji. - Nie. Nie wspczu ci? Pokrci gow. sytuacji. tajemnicy. To, e nic moesz nikomu powiedzie. e musisz udawa...

Nikt wczeniej tego nie rozumia. Czemu ty si o mnie martwisz? - doda po chwili. - W twojej Chyba dlatego, e... mi na tobie zaley.

A ja chyba dlatego nie potraktowaem ci jak Michaeli czy Jacklyn - wyzna. Poppy spojrzaa na wstrzymaa oddech. Powiedz: Kocham ci", nakazaa mu w mylach. No, powiedz, ty tpy facecie. Ale ich umysy nie byy poczone i James nie da najmniejszej oznaki, e to usysza. - Lepiej zaczynajmy. - Wsta i zasoni okna. - wiato dzienne odbiera wampirom ca moc -poinformowa gosem prelegenta dajcego gocinny wykad. Poppy skorzystaa z przerwy i podesza do odtwarzacza. Muzyka si zmienia - leciay teraz

regularne rysy jego twarzy, na faliste brzowe wosy, jak jedwab opadajce na czoo... i

duskie klubowe rytmy, odpowiednie do ludowych tacw, ale niezbyt romantyczne. Poppy wcisna przycisk i z gonikw popyno aksamitne portugalskie zawodzenie. Zacigna przyciemnionym i odosobnionym, spowitym mglist kremow biel. - Jestem gotowa. przezroczyste firanki wok ka. Znaleli si z Jamesem w swoim maym wiecie,

James przysun si do niej. Mimo pmroku ulega hipnotycznemu spojrzeniu. Jego oczy wiat nocy. Odchylia gow, kiedy James wzi j w ramiona.

byy jak okna do innego wiata, do odlegego i magicznego miejsca. Tym razem podwjne ukucie w szyj porzdnie zabolao. Ale wszystko wynagrodzi moment, w ktrym umys Jamesa dotkn jej myli. Poczucie jednoci, nagiego poczenia, zalao j jak gwiezdny blask. Znw miaa wraenie, e rozpywaj si i stapiaj ze sob w bliej, a nagle poczua, e si wycofa. James? Co si stao? Nic, odpowiedzia. Wyczua jednak, e to nie do koca prawda. Usiowa osabi Poppy, po prostu nic chc ci do niczego zmusza. To, co czujemy, jest... nieprawdziwe... Nieprawdziwe? To najbardziej realna rzecz, jakiej w yciu dowiadczya. Prawdziwsza ni rzeczywisto. Rado zmci przypyw zoci na Jamesa. Nie chc, eby tak byo, powiedzia zdesperowanym tonem. Wizi krwi nie mona si oprze. wzmacniajc si midzy nimi wi... dlaczego? kadym miejscu, ktrego dotykaj. Czua, jak bije w nim jej wasny puls. Bliej, bliej...

Nie oparaby si jej nawet gdyby mnie nienawidzia. To nie w porzdku... Poppy nie obchodzio, co jest w porzdku. Skoro nie mona si oprze, to dlaczego prbujesz? - spytaa tryumfujco. ponie fali czystych uczu. W mylach usyszaa co, co przypominao miech. Znw przywarli do siebie, dajc si Wi krwi, pomylaa Poppy, kiedy James w kocu unis gow. To bez znaczenia, czy mi

powie, e mnie kocha - teraz jestemy zwizani. I nic tego nie zmieni. Za chwil sama przypiecztuje t wi, pijc jego krew. No, sprbuj si temu oprze, pomylaa i przestraszya Czytasz w moich mylach? si, kiedy James zamia si cicho.

Niezupenie. To ty je przesyasz i jeste w tym bardzo dobra. Bdzie z ciebie silny telepata. Ciekawe... W tej chwili nie czua si silna. Nagle zrobia si saba jak nowo narodzony kociak. Oklapnita jak zwidnity kwiat. Potrzebowaa...

Wiem - wyszepta James. Podtrzymujc j, zacz unosi jeden nadgarstek do jej ust. Poppy go powstrzymaa. James? Ile razy trzeba to zrobi, ebym... si zmienia? nastpnym razem, kiedy to zrobimy... obnay dugie, delikatne ky i rozci nimi swj nadgarstek. Porusza si zwinnie jak w. Krew, ktra si pojawia, miaa kolor syropu winiowego. W chwili, kiedy Poppy pochylaa si z rozchylonymi wargami, rozlego si pukanie do drzwi. Poppy i James zamarli przeraeni. Znw jedna myl: Och, prosz. Prosz, tylko nie... Drzwi si otworzyy. ...Phil. Phillip zdy ju wetkn gow do pokoju. - Poppy, nie pisz? Mama mwi... - zacz, szukajc wcznika na cianie. Nagle w pokoju zrobio si jasno. zaamana. No, wietnie. Phil zaglda przez przezroczyste draperie przy ku. Poppy patrzya na niego Umr, pomylaa Poppy. Ale przynajmniej wiem, ile ycia mi zostao jako czowiekowi. James

Chyba jeszcze raz - odpar cicho. - Teraz wypiem duo l i chc, eby ty te duo wypia. A

pukanie. Poppy, skoowana i osabiona, nie bya w stanie si ruszy. W jej gowie pojawia si

Co tu si dzieje? - spyta gosem godnym aktora w filmie tylesi przykaza. Zanim Poppy Phil, nie - zaprotestowaa. - Phil, ty idioto... zdya zebra myli, pochyli si i chwyci Jamesa za rk.

Mielimy umow - warkn na Jamesa. - A ty j zamae. zaczn si tuc gowami. le to odbierasz - wycedzi James przez zacinite zby. to odbieram? O Boe, gdyby tylko moga trzewo myle... Czua si, jakby nie miaa mzgu. James ciska Phila za rce rwnie mocno jak Phil jego. Poppy z niepokojem czekaa, czy nie

le odbieram? Wchodz i zastaj was w ku, z zasonitymi kotarami, a ty mi mwisz, e le Na ku - poprawia Poppy. Phil w ogle na to nie zareagowa. James potrzsn nim - bez wysiku, swobodnie, a mimo to gowa lataa Philowi do przodu i do tym. Poppy zorientowaa si, Przestacie. - Signa midzy nich, eby zapa ktrego za rk. - No, spokj, chopaki! Phil, Pomc? Nie sdz. - Odwrci si do Jamesa. - Spjrz na ni. Nie widzisz, e od tego gupiego udawania jest jej jeszcze gorzej? Zawsze, kiedy ci z ni zastaj, jest blada jak Nic nie wiesz - prychn James Phillowi w twarz. Poppy cay czas przyswajaa sowa, ktre pady chwil Wczeniej. Gupie udawanie? - spytaa niezbyt gono, ale w pokoju panowaa ju cisza. Spojrzeli na ni. Wtedy wszyscy popenili bd. Pniej Poppy zrozumie, e gdyby ktrekolwiek z nich zachowao trzewy umys, uniknliby tego, co nastpio. A jednak kade stracio gow. ciana. tylko pogarszasz sytuacj. wiem, e nie rozumiesz, ale James stara si mi pomc... - krzykna w kocu zdesperowana. e James straci nad sob panowanie. Pamitaa skrcon nog krzesa; pora interweniowa.

Przepraszam - powiedzia Phil do Poppy. - Nie chciaem ci mwi. Zamknij si! - odezwa si rozwcieczony James. Ale musz. Ten... bydlak... po prostu si tob bawi. Przyzna mi si. Powiedzia, e mu ciebie sobie ma wysze ni wieowce na Flower Street. Udawa? - powtrzya Poppy, siadajc. W gowic jej szumiao, krew w niej wrzaa. Poppy, on bredzi - powiedzia James. - Suchaj... Ale ona nie suchaa. Czua, e Phil jest smutny, a to byo dla niej o wiele bardziej przekonujce

szkoda, i myli, e poczujesz si lepiej, kiedy bdzie udawa, e mu si podobasz. Mniemanie o

ni zo Jamesa. W dodatku Phillip - uczciwy, prostolinijny i godny zaufania -prawie zawsze mwi prawd. Tak jak teraz. A to znaczy, e James kamie. Wybuch. Ty... - sykna do Jamesa. - Ty... - Nie moga wymyli wystarczajco mocnego

przeklestwa. Czua si bardziej zraniona i zdradzona ni kiedykolwiek w yciu. Mylaa, e zna Jamesa, ufaa mu bezgranicznie. Dlatego zdrada tym bardziej bolaa. - Wic to wszystko byo udawane? Tak? Wewntrzny gos podpowiada jej, eby poczekaa i ochona, e w tym stanie nie powinna

podejmowa ostatecznych , decyzji. Ale, niestety, tak wzburzona nie potrafia sucha wePo prostu ci mnie szkoda? - wyszeptaa i nagle wyla si l z niej cay al tumiony przez ostatnie ptora dnia. Bl j olepi i nie liczyo si nic innego poza tym, eby James cierpia rwnie Poppy... to dlatego nie chciaem, eby Phil wiedzia. - James oddycha ciko i mwi szybko. Nic dziwnego - wciekaa si. - Teraz rozumiem, dlaczego nie powiedziae, e mnie kochasz - cigna, wcale nie przejmujc si tym, e Phil sucha. - I ju wiem, dlaczego robie wszystko inne, ale nigdy mnie nawet nie pocaowae. Nie potrzebuj twojego Co to znaczy wszystko inne"? Jakie wszystko inne"? - krzycza Phil. - Zabij ci, Rasmussen! - Rzuci si na niego. James uchyli si tak, e pi Philla ledwie musna mu wosy. Phil zamierzy si znowu, ale wspczucia... mocno. wntrznego gosu. Zo nie pozwalaa jej spokojnie przeanalizowa sytuacji.

Co tu si dzieje? - Matka zaniemwia na widok sceny w pokoju Poppy. Niemal w tej samej chwili pojawi si Cliff. Co to za krzyki? - spyta z wyjtkowo surow min. To ty naraasz j na niebezpieczestwo - warkn James do ucha Phillipowi. - Teraz, Pu mojego brata! -wrzasna Poppy. Jej oczy napeniy si zami. Wyjdcie std, i chopcy. wyglda poraajco. Dziko. Nieludzko.

James zrobi unik i chwyci go od tyu za kark. Poppy usyszaa odgos krokw na korytarzu.

O mj Boe, kochanie... - jkna matka. Dwoma krokami dobiega do ka i przytulia Poppy. Dzika mina znikna z twarzy Jamesa. Wypuci Phillipa z ucisku, - Przepraszam, ale ja musz zosta. Poppy... Phillip wbi mu okie w brzuch.

wcieko zalaa jego twarz, kiedy si powstrzymywa, eby nie zgi si wp. Podnis Phila i cisn nim gow w przd, w szaf. Matka krzykna. Cliff wskoczy midzy Phila a Jamesa. si dzieje? Do! - rykn. Odwrci si do Phila. - Nic ci nie jest? -Spojrza na Jamesa. - Co tu

By moe Jamesa nie zabolao to tak, jak zabolaoby czowieka, ale Poppy dostrzega, e

Niewane - mrukn Cliff. -Wszyscy s troch zdenerwowani. Lepiej id do domu, James. James spojrza na Poppy. Ta, caa rozedrgana, odwrcia si do niego plecami. Ukrya si w ramionach matki. Wrc - wysycza. Moe to miaa by obietnica, ale zabrzmiao jak groba.

Phil rozciera gow. James milcza. Poppy zaniemwia.

Nie spiesz si - powiedzia Cliff takim tonem, jakby wydawa wojskow komend. Spogldajc ponad ramieniem matki, Poppy zauwaya krew na jasnych wosach Phila. Potrzebujemy troch czasu, eby ochon. No, dalej, zmykaj - doda Cliff. Wyprowadzi Jamesa.

Poppy pocigaa nosem i draa, starajc si nie zwraca uwagi na ogarniajce j falami zawroty gowy ani na wzburzone szepty, ktre syszaa w umyle. Z gonikw dobiega omot hardcorowej angielskiej kapeli. W cigu ostatnich dwch dni James dzwoni osiem razy. Pierwszy raz telefon w jej pokoju

zadzwoni po pomocy. Odebraa w pnie. Odoya suchawk. Chwil pniej telefon znw zadzwoni. Poppy, nie rozczaj si - poprosi.

Poppy, jeeli nie chcesz umrze, musisz mnie wysucha. To szanta. - Mocno ciskaa suchawk. Jzyk miaa jak koek i bolaa j gowa. - Jeste Fakt. A teraz posuchaj. Dzisiaj nie pia krwi. Ja ci osabiem, a ty nie dostaa nic w zamian. To ci moe zabi. potrafia zebra myli. Mam to gdzie. Poppy syszaa sowa, ale wydaway si nierealne. Zapaa si na tym, e s jej obojtne. Nie nienormalny.

Guzik prawda. Problem w tym, e nie moesz trzewo myle. Wszystko dlatego, e si zmieniasz. Jeste zupenie skoowana, popadasz w paranoj, nie rozumujesz logicznie, ale nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Sowa Jamesa potwierdzay jej wczeniejsze przypuszczenia. Jak przez mg do Poppy docierao,

e zachowuje si jak Marissa Schaffer po szeciu piwach na sylwestrowej imprezie u Jana Nedjara. e robi z siebie skoczon kretynk. Ale nie l moga nic na to poradzi. Phillipowi? Owszem, prawda. Ale powiedziaem tak tylko po to, eby da mi spokj. W Poppy znw zacza wzbiera niepohamowana zo. James westchn. Chc tylko wiedzie jedno - oznajmia. - Czy to prawda, e powiedziae to wszystko

Dlaczego miaabym wierzy komu, kto cae ycie kama? - Odoya suchawk, a po policzku spyna pierwsza za Przez cay nastpny dzie niewiele do niej docierao. Wszystko wydawao si takie

nierzeczywiste - ktnia z Jamesem, jego ostrzeenie, a nawet jej choroba. Zwaszcza roztrzsaa powodw takiego traktowania.

choroba. Zdya si przyzwyczai, e wszyscy traktuj j w szczeglny sposb, ale nie Nie przeja si nawet przekazywanymi Philowi szeptem uwagami, e choroba bardzo szybko

postpuje. e biedna Poppy blednie, sabnie i e jej stan si pogarsza. Tylko ona wiedziaa, e rozmowy w korytarzu syszy teraz tak wyranie, jakby odbyway si w jej pokoju. Wszystkie zmysy miaa wyostrzone, cho umys pozostawili przymiony. Kiedy spojrzaa w

lustro, przestraszya si -bya blada, przezroczysta jak wosk. Oczy miaa tak intensywnie zielone i rozpalone, e niemal parzyy. James dzwoni jeszcze sze razy, ale za kadym matka mwia mu, e Poppy odpoczywa. Kto by pomyla, e ten chopak ma tak si? - powiedzia. James zamkn telefon komrkowy i waln pici w desk rozdzielcz integry. Byo czwartkowe popoudnie. Kocham ci. Powinien to wyzna Poppy. Niestety ju za pno. Czemu tego nie powiedzia? Teraz powody wydaway mu si gupie. Nie chcia wykorzysta Cliff naprawi uszkodzony zawias szafy.

niewinnoci i wdzicznoci Poppy... No, brawo. Za to dobra si do y i zama dziewczynie serce. Tylko przyspieszy jej mier. w stron olbrzymiego domu w stylu rancza, mnc w doniach wiatrwk. Przekrci klucz w zamku i otworzy drzwi, nie informujc o swojej obecnoci. Nie musia -matka sama go wyczuje. Wntrze o stylowych, surowych cianach wieczyy katedralne sklepienia. Uwag zwracay Trudno, nie ma czasu tego roztrzsa. Trzeba odstawi teatrzyk. Wysiad z samochodu i ruszy

liczne okna zasonite eleganckimi, szytymi na zamwienie kotarami. Dziki nim pomieszczenie, James. - Matka wysza z tylnego skrzyda. Jej kruczoczarne wosy lniy od lakieru. Doskona figur podkrelaa srebrno zota haftowana tunika. Kobieta miaa ciemnoszare oczy i gste rzsy, jak James. Pocaowaa powietrze obok jego policzka. cho ponure, wydawao si przestronne. Niemal przepastne.

Odsuchaem twoj wiadomo - powiedzia. - Co chcesz? Wolaabym poczeka, a wrci twj ojciec... jadem. Mamo, przepraszam, ale si spiesz. Mam duo spraw do zaatwienia, jeszcze nic dzisiaj nie Wida - stwierdzia matka. Przez moment przygldaa mu si badawczo. W kocu westchna i James usiad na kanapie z wybarwionej na purpurowo skry. Czeka go sprawdzian

odwrcia si w stron salonu. - Usid chocia na chwil... Od kilku dni jeste troch przybity.

umiejtnoci aktorskich. Jeeli uda mu si przetrwa kolejn minut tak, eby matka nie

Tata na pewno ci powiedzia dlaczego - odpar pewnym gosem. Tak. Biedna Poppy. To rzeczywicie bardzo smutne. - Podogowa lampa w ksztacie drzewa z kloszem w kolorze gbokiej czerwieni rzucaa rubinowe wiato na poow twarzy matki. Z pocztku byem zdenerwowany, ale ju si chyba z tym uporaem. - James stara si mwi beznamitnym gosem i .skupia si na tym, eby nie wysya adnych sygnaw poza swoj czukami teren, albo w wysuwajcy czarny rozwidlony jzyk. Dziwne - stwierdzia. - Wydawao mi si, e j lubisz. Bo lubi. Ale ostatecznie to istota gorszego gatunku. - Odczeka chwil. - Czuj si tak, jakbym straci zwierzaka. Po prostu musz znale sobie innego. Z trudem wygosi to politycznie poprawne stanowisko. Usiowa rozluni minie. Nagle aur. Wyczuwa, e matka lekko dotyka granic jego umysu. Jak owad, ktry delikatnie bada

domylia si prawdy, bdzie wolny.

zorientowa si, e myli matki zaczynaj opltywa jego umys, szukajc sabego punktu. Skupi

si na wspomnieniu Michaeli Vasquez, eby dao si od niego wyczu niezobowizujce umiechna. twj ojciec zna kilku bardzo dobrych terapeutw. si nimi ywi. rozumiesz? Jasne. - James wzruszy ramionami. - Musz ju i. Pozdrw ode mnie tat, dobra? Pocaowa powietrze obok jej policzka. -

zauroczenie. Zadziaao. Badajce czuki wycofay si z jego umysu, matka uspokoia si i Ciesz si, e tak dobrze to zniose. Ale gdyby jednak zapragn z kim porozmawia... Terapeutw wampirw, oczywicie. Nafaszeruj mu gow tym, e ludzie s tylko po to, eby

Wiem, e nie chcesz kopotw tak samo jak ja dodaa - Wszystko odbija si na rodzinie,

Aha, jeszcze jedno - powiedziaa, odwracajc si w stron drzwi. - Twj kuzyn Ash przyjeda w przyszym tygodniu. Planuje zatrzyma si u ciebie, na pewno ucieszysz si z towarzystwa. Po moim trupie, pomyla James. Zupenie zapomnia, e wisi nad nim groba wizyty Asha. Ale

to nie by dobry moment na ktnie. Wychodzi, czujc si jak ongler, ktry podrzuca za duo piek. Kiedy wrci do samochodu, wzi telefon komrkowy, zawaha si i po chwili go odoy. Nie

ma sensu dzwoni. Pora zmieni strategi. najwicej.

Koniec z prodkami. Czas na powan ofensyw wymierzon tam, gdzie powinna zdziaa Przez kilka minut si zastanawia, a w kocu pojecha na McDonnell Drive, parking oddalony o kilka domw od mieszkania Poppy. Czeka.

drzwi garau si otworzyy i wyjecha z niego tyem biay volkswagen jetta. James dostrzeg jasn czupryn po stronie kierowcy. Cze, Phil. Mio ci widzie. Ruszy za jett.

By gotowy siedzie tak ca noc, ale na szczcie nie musia. Kiedy stonce zaczo zachodzi,

ROZDZIA 8

ustronne miejsce. Zaczynao si ciemnia. zaskoczy go od tyu. by w peni si.

James si umiechn, kiedy jetta skrcia na parking 7-Eleven. Za sklepem znajdowao si mie Podjecha tyem i wysiad, eby mie na oku wejcie do sklepu. Kiedy Phil wychodzi z torb,

Phil jkn i szarpic si, wypuci z rk torb. James si tym nie przej. Soce zaszo, wic

Zacign Phila na tyy sklepu i ustawi go przodem do ciany za kontenerem na mieci.

Klasyczna pozycja policyjna. Teraz ci puszcz - powiedzia. - Tylko nie uciekaj. Bo poaujesz. Phil Nie zamierzam ucieka. Rozkwasz ci gb, Rasmussen Sprbuj. - Chcia doda: a staniesz si moj ofiar", ale Ugryz si w jzyk. Opuci rce. Phil O co chodzi? Skoczyy ci si dziewczyny? - wydysza. dobrego, ale ledwo nad sob pilnowa. Phil doprowadza go do szau. Nie wywlokem ci tu po to, eby si bi. Chc ci o co zapyta. Zaley ci na Poppy? Na gupie pytania nie ma odpowiedzi - parskn Phil i zacz porusza rk, jakby szykowa si do ataku. Jeeli tak, to j namwisz, eby ze mn porozmawiaa. To przez ciebie nie chce mnie James zacisn zby. Wiedzia, e z obrzucania si wyzwiskami na pewno nie wyniknie nic odwrci si i spojrza na niego z najwysz pogard. zastyg w bezruchu, syszc jego gos.

widzie, wic teraz musisz j przekona, eby pozwolia mi przyj dobitnie, podkrelajc kade sowo.

Phil rozejrza si po parkingu, jakby szuka jakiego wiadka zajcia. James mwi wolno i

Mog jej pomc.

Bo jeste Don Juanem, tak? Uzdrowisz j swoj mioci - Sowa Phila przepeniao szyderstwo, a gos dra mu I. czystej nienawici. Nie tylko do Jamesa, ale do caego wiata o to, e Poppy ma raka.

Nie. Nic nie rozumiesz. Uwaasz, e j zwodz, zabawiam jej uczuciami. A to totalna bzdura. Pozwoliem ci tak myle, bo miaem do przesuchania i nie chciaem, eby wiedzia, co robilimy naprawd.

Jasne, jasne. - W gosie Phila pobrzmieway sarkazm i pogarda. - No wic co robilicie?

palicie? To. pokazywa, dopiero potem mwi. Bez sowa chwyci Phila za wosy i odcign mu gow ilu tyu. Po rozmowie z Poppy w szpitalu James wycign odpowiednie wnioski. Najpierw naley

szczerzcym si nad nim kom. James swoim kocim wzrokiem nawet w ciemnoci zauwayby, e zielone oczy Phila robi si coraz wiksze. Phillip wrzasn i zesztywnia. James wiedzia, e wiar. Phillip zakl. nie ze strachu. Phil nie by tchrzem. Krzykn poraony tym, e jego niewiara zamienia si w Jeste...

Za sklepem staa tylko jedna latarnia, ale jej wiato wystarczyo, eby Phil dobrze si przyjrza

Zgadza si. - James go wypuci. Nie wierze. Phil mao nie straci rwnowagi. eby usta, chwyci si kontenera na mieci.

Owszem, wierzysz - stwierdzi James. Nie schowa kw i wiedzia, e jego srebrne oczy byszcz. Phil musia uwierzy. Wpatrywa si w Jamesa jak zahipnotyzowany. Krew odpyna mu z twarzy. Cay czas Boe - wybekota w kocu. - Wiedziaem, e z tob co nie tak. e jeste pokrcony. Ale nigdy nie potrafiem sprecyzowa, dlaczego dostaj dreszczy na twj widok. No niele. Brzydzi si mn, zorientowa si James. Nienawi mu mina. Bierze mnie za kogo gorszego od czowieka. To nie wryo dobrze dalszej czci planu. Teraz rozumiesz, dlaczego mog pomc Poppy? si mietnika. James zacz traci cierpliwo. Phil powoli pokrci gow. Opiera si plecami o cian, jedn rk nadal przytrzymujc przeyka lin, jakby zbierao mu si na wymioty.

Poppy jest chora. Wampiry nie choruj. Kapujesz? Po minie Phillipa domyli si, e nie.

Jeeli wymieni si z Poppy odpowiedni iloci krwi, zamieni si w wampira i nie bdzie

miaa raka - wycedzi James przez zacinite zby. - Stanie si istot doskona, bez dolegliwoci i chorb. Zyska moc, jaka ludziom nawet si nie nia. I... nigdy nie umrze. Nastpia zbyt rozbiegane, wzburzone, ale oczy zrobiy mu si jeszcze wiksze, a twarz bardziej blada. duga cisza. James przyglda si reakcji Phillipa. Z jego myli nie mg nic wyczyta, bo byy

Nie moesz jej tego zrobi - odezwa si w kocu. Nie wpad w sza jak Poppy. Powiedzia to z bezwzgldn stanowczoci i ze miertelnym przeraeniem. Jakby James wanie zagrozi, e zabierze Poppy dusz. Nie, nie. Nie bdzie chciaa. Nie za tak cen. - Phil znw powoli pokrci gow. Oczy mia Jak cen? - James by ju potwornie zniecierpliwiony i rozdraniony. Przyj taktyk wielkie jak osoba w transie. Tylko tak mona uratowa jej ycie - przekonywa James. Co za ton! Phil nie sprzeciwia si dlatego, e uwaa pomys za zbyt radykalny albo niezwyky.

obronn. Gdyby wiedzia, e rozmowa przerodzi si w debat filozoficzn, poszukaby bardziej ustronnego miejsca. Tutaj musia wyta zmysy, wyapujc ewentualnych intruzw.

Phil zdj rk z kontenera i stan o wasnych siach. W jego oczach byt strach graniczcy z Wiesz, co? Nie dla wszystkich ludzi najwaniejsze jest to, eby przey - wyjani. -

przeraeniem, ale patrzy Jamesowi prosto w twarz. Przekonasz si. -

filmie science fiction: Przekonasz si, e ludzie na Ziemi nie s takim atwym celem, jak ci si zdaje".

Nie wierz, pomyla James. Mwi jak kapitan statku kosmicznego do obcych z innej planety w

Oszalae? - powiedzia gono. - Suchaj, Phil, urodziem si w San Francisco. Nie jestem A na przeksk o pnocy? - Zielone oczy Phila zrobiy si ponure i niemal dziecinne. - A moe ky s tylko do ozdoby? Dobra. Masz racj. Troch si rnimy. Nigdy nie twierdziem, e jestem czowiekiem. Ale te Nie potworem? Dobre sobie. Phil, w filmach nie... Nie zabijaj go, uspokaja si gorczkowo James. Musisz go przekona. pokazuj bzdury. Nie jestemy wszechmocni. Nie moemy si Chwy si tego, podpowiedzia Jamesowi umys. Odwrci wzrok. jajogowym potworem z Alfa Centauri. Na niadanie jem patki.

zdematerializowa, przenika przez ciany ani przenosi si w czasie i nie musimy zabija, Jestecie wynaturzeniem - skwitowa Phillip, a James czu, e te sowa pyn z gbi serca. Bo znajdujemy si wyej w acuchu pokarmowym ni ty? Bo ludzie nie powinni... ywi si... innymi ludmi. James nie powiedzia, e jemu podobni nie Robimy tylko to, co musimy, eby przey - odpar. - A Poppy ju si zgodzia. Phillip Nie. Na pewno nie chciaaby si sta taka jak ty. zamar. uwaaj takich jak Phillip za ludzi. -Istniejecie na skutek jakiej pomyki. Was nie powinno by. eby si poywi. Nie jestemy li, w kadym razie nie wszyscy.

Pragnie y, a w kadym razie pragna, zanim si na mnie wcieka. Teraz nie myli rwa. - Widziae kiedy trupa, Phil? - spyta. - Jak nie, to zobaczysz, bo stanie si nim Poppy, jeeli do niej nie dotr. Phil si skrzywi, obrci i waln pici w metalow ciank kontenera. - Mylisz, e nie wiem? yj z t myl od poniedziaku.

racjonalnie, bo ma za mao mojej krwi, eby moga si zmieni do koca. Przez ciebie. - Prze-

zranionej rki. Dopiero po kilku sekundach zdoa odezwa si spokojnie. I mylisz, e to lepsze ni to, co ja mog jej da?

James sta nieruchomo z omoczcym sercem. Czul cierpienie, jakie bio od Phila, i bl jego

Trup jest obrzydliwy. I mierdzi. Ale wolabym to, ni sta si kim, kto poluje na ludzi. Kto wykorzystuje ludzi. Po to ci te wszystkie dziewczyny, co? James znowu nie by w stanie odpowiedzie od razu. Teraz zrozumia, e problem polega na

tym, e Phil jest za bystry i sam sobie tym szkodzi. Za duo myli. punktu widzenia Phila.

Tak. Po to te wszystkie dziewczyny - odpar zmczony, Starajc si nie patrze na to z Powiedz mi tylko jedno, Rasmussen. - Phillip wyprostowa si i ze miertelnie powan zachorowaa? Nie. Phil odetchn. Masz szczcie. Inaczej bym ci zabi. James mu wierzy. By o wiele silniejszy ni Phil, szybszy l nigdy wczeniej nie ba si Suchaj, nie rozumiesz jednego - powiedzia. - Poppy naprawd tego chce i my ju si tym min spojrza mu w oczy. - Czy... - przerwa i przekn lin, - ...pie krew Poppy, zanim

czowieka. Ale jako nie mia wtpliwoci, e Phil znalazby na to sposb. -

zajlimy. Zacza si przemienia. Jeeli teraz umrze, nie stanie si wampirem. Ale wcale nie wiadomo, czy umrze. Moe skoczy jako ywy trup. Zombie. Bez mzgu. Z gnijcym ciaem, ale niemierteln dusz. Wargi Phila zadray z odrazy.

Mwisz tak, eby mnie przerazi. Znam taki przypadek. - James odwrci wzrok. Nie wierz ci. Widziaem na wasne oczy! - Jak przez mg docierao do niego, e krzyczy i e chwyta Phila za koszul. Nie panowa nad sob, i co z tego. - Widziaem, jak to si stao komu, kto by dla mnie wany. Phil cigle krci gow.

Miaem zaledwie cztery lata. Opiekowaa si mn niania. Jak to bogatym dzieciakiem w San Pu mnie - wymamrota Phil, szarpic Jamesa za nadgarstek. Ciko dysza i nie chcia tego Szalaem za ni. Dawaa mi wszystko, czego nie dostawiem od matki. Mio, trosk... zawsze powicaa mi duo uwagi . Mwiem na ni panna Emma. Puszczaj. Ale rodzice stwierdzili, e za bardzo si do niej przywizaem. Wic zabrali mnie na krtkie wakacje i przez ten czas nie pozwalali mi pi krwi. Przez trzy dni. Kiedy przywieli mnie z powrotem, umieraem z godu. Wysali pann Emm na gr, eby pooya mnie spa. Jamesa. Phil przesta si szarpa. Sta ze spuszczon gow i odwrci si tak, eby nie patrze na Nie mogem si powstrzyma, chocia chciaem. Gdyby mnie spyta, kto ma umrze: ja sucha. Francisco. Bya czowiekiem.

czy panna Emma, bez wahania wskazabym na siebie. Ale kiedy jeste wygodniay, nie panu jesz nad sob. Wic si napiem jej krwi. Cay czas pakaem, ale nie mogem si od niej oderwa. Potem wiedziaem, e jest za pno. Zapada cisza. James nagle uwiadomi sobie, e zacinite palce chwyci bolesny skurcz.

Leaa na pododze. Pomylaem, e kiedy dam jej wasnej krwi, stanie si wampirem i wszystko ciemny parking. - Wic przeciem sobie skr i moja krew spywaa do jej ust. Pokna troch,

Powoli wypuci koszul Phila, ktry cay czas milcza.

bdzie dobrze. - Ju nic krzycza. Teraz waciwie nie mwi do Phillipa, tylko wpatrywa si w ale zaraz przyszli rodzice i mnie powstrzymali. Nie wystarczyo. - James zrobi dusz przerw i przypomnia sobie, dlaczego opowiada t historie. Spojrza na Phillipa. - Umara tamtej nocy, Emma. linia si, miaa szar skr, a oczy wklse jak u trupa. A kiedy zacza... gni... mj ale niezupenie. Walczyy w niej dwa rne rodzaje krwi. Rano wstaa, ale nie bya to ju panna tata zabra j do Inverness i zakopa. Ale najpierw zabi.

Gorycz podesza Jamesowi do garda. - Mam nadziej - doda szeptem. co innego ni przeraeni' i strach. To chyba al. pomyla James. Wzi gboki oddech. Po Northowi. Nie ma sensu zastanawia si nad absurdami. Chcia jecha do domu. Phil powoli si odwrci i spojrza na niego. Pierwszy raz tego wieczoru jego twarz wyraaa

trzynastu latach milczenia w kocu opowiedzia t histori. W dodatku komu - Phillipowi Posuchaj mojej rady. Jeeli nie przekonasz Poppy, eby si ze mn zobaczya, dopilnuj,

eby nie zrobili jej sekcji zwok. Nie chciaby, eby chodzia pusta w rodku. I miej przygotowany drewniany koek, bo w kocu nie bdziesz mg duej na ul i patrze. ao znikna z oczu Phila. Jego wargi uoyy si w surow, drc lini. Ani w wampira. Przykro mi z powodu tego, co si stao z pann Emma, ale to niczego nie zmienia. O tym powinna decydowa Poppy... Phillip mia ju do. Krci tylko gow. Trzymaj si z daleka od mojej siostry. Nic wicej nie chc. Wtedy zostawi ci w spokoju. A To co? jeeli nie, to... Nie dopucimy do tego, eby si zamienia w... jakiego pywego potpieca -wymamrota. -

Powiem wszystkim w El Camino, kim jeste. Zadzwoni lin policj, wezw burmistrza, i wyjd na rodek ulicy, i bd o tym krzycza co si w pucach. Donie Jamesa stay si zimne jak ld. Phil nie zdawa sobie sprawy, e z powodu tych sw

James ma obowizek go zabi. Kady czowiek, ktry natknie si na tajemnice wiata nocy, musi umrze. A ten, kto grozi, e wyjawi o nim prawd, musi zgin natychmiast, bez dodatkowych pyta i bez miosierdzia. odezwa si gosem pozbawionym emocji. I to ju. A jeeli naprawd chcesz chroni siostr, nic nikomu nie powiesz. Bo oni zaczn tropi i si dowiedz, e Poppy te zna sekret. A wtedy j zabij, ale najpierw zabior na przesuchanie. Bdzie niewesoo. Jacy oni"? Twoi rodzice? Nagle James poczu si tak zmczony, e przesta widzie wyranie" Odejd std, Phil -

Ludzie nocy. Otaczamy was, Phil. Czowiekiem nocy moe by kady, nawet burmistrz. Wic

lepiej trzymaj gb na kdk. Phillip spojrza na niego zmruonymi oczami. W kocu si pusty. Wszystko potoczyo si le. Poppy grozio mnstwo niebezpieczestw. A Phillip North ma go za potwora. Ale nie wie, e James na og jest tego samego zdania. Phillip by ju w poowie drogi do domu, kiedy sobie przypomnia, e zostawi torb z sokiem urawinowym dla Poppy i godna, miaa dziwne zachcianki. Kiedy po raz drugi paci w 7-Eleven, dotarto do niego, e dodatku ppynne. Czy ona zdaje sobie z tego spraw? Przyjrza si siostrze, kiedy wchodzi do nieruchoma. Jedyn yw czci byy jej zielone oczy; zdominoway twarz, lniy niemal dziki dob. -

odwrci i odszed w stron drzwi wejciowych do sklepu. James nie pamita, kiedy czu si tak

winiowymi lizakami lodowymi. Przez ostatnie dwa dni prawie nic nie jada, a kiedy ju robia si prosia o co czerwonego. Poczu mdoci. Ostatnio mii ochot tylko na czerwone rzeczy, w sypialni da jej li' aka. Wikszo czasu spdzaa teraz w ku. Bya strasznie blada i obdem. Cliff i matka rozmawiali, eby zaatwi dla niej pielgniark ktra czuwayby ca Nie lubisz lodw? - spyta Phil, przysuwajc krzeso ka.

Phillip j obserwowa.

Poppy z obrzydzeniem przyjrzaa si lizakowi lodowemu Lizna delikatnie i si skrzywia. Kolejne linicie. Odoya loda do pustego plastikowe; kubka na nocnej szafce.

Nie wiem... Po prostu nie jestem godna. - Opara o poduszki. - Przepraszam, e jechae na Nie szkodzi. - Boe, wyglda, jakby j mdlio. - Mog jako pomc? Z Jeste dobrym bratem - wyszeptaa nieobecnym gosem Bczek. Rozsadzaa j energia. Kiedy nie moga usiedzie na miejscu, pomyla Phil. Tata mwi na ni Kilowat albo zamknitymi oczami pokrcia gow. Ledwie dostrzegany ruch. darmo.

Widziaem dzi Jamesa Rasmussena - powiedzia, chocia wcale nie zamierza. Lepiej niech si trzyma ode mnie z daleka! Zesztywniaa. Jej donie na pocieli zamieniy si nie w pici, a w szpony. Troch dziwna reakcja. Nie w stylu Poppy. Owszem, bywaa agresywna, ale nigdy wczeniej W jego umyle pojawi si obraz: istota z Nocy ywych trupw, poruszajca si mimo Czy naprawd to samo staoby si z Poppy, gdyby teraz umara? Czyby do tej pory zdya

Phil nie sysza w jej gosie takiego zwierzcego tonu. wyrwanych trzewi. ywy trup, jak panna Emma. si a tak zmieni?

Wydrapi mu oczy, jak si tu pojawi. - Gniota palcami poszewk.

Poppy, on mi si przyzna, kim naprawd jest. Dziwne, nie zareagowaa. Bydlakiem - rzucia. - Podym gadem. Co w jej gosie przyprawio Phillipa o ciarki. Powiedziaem mu, e ty nigdy by nie chciaa sta si kim takim. wieczno. Nigdy wicej nie chc go widzie. Jasne - ucia krtko. - Jeeli to miaoby oznacza wczenie si z nim przez ca

gdzie bolao najbardziej.

Phil przyglda jej si dug chwil. Opar si i zamkn oczy, kciukiem uciskajc skro,

Irracjonalna. A teraz, kiedy si nad tym zastanowi, stwierdzi, e z kad godzin od wyrzucenia Jamesa robi si coraz dziwniejsza. Moe znajduje si w jakim stanie przejciowym? Nie jest ani czowiekiem, ani wampirem. I

Nie, to nie troch dziwna" reakcja. Nie chcia wierzy, ale Poppy bya odmieniona.

nie potrafi trzewo myle. Tak jak powiedzia James. To Poppy powinna zdecydowa. Musi j zapyta. - Poppy? - Odczeka, a na niego spojrzy, zielonymi nieruchomymi oczami. - James twierdzi, e zgodzia si, eby ci... zmieni. Zanim si na niego wcieka. To prawda? - Jestem na niego wcieka - potwierdzia, jakby przyswoia tylko t cz pytania. - I wiesz, dlaczego ci lubi? Bo zawsze go nienawidzie. A teraz nienawidzimy go oboje. Phil zastanawia si chwil, pniej odezwa si ostronie. Uniosa brwi.

- Dobra. Ale wczeniej, kiedy jeszcze si z nim przyjania... czy chciaa zamieni si w... to, czym on jest? Nagle w oczach Poppy pojawi si przebysk rozsdku. lekarze mogli co dla mnie zrobi, zdaabym si na nich. Ale nie mog. - Siedziaa, wpatrujc si wyszeptaa. bdzie z nim, kiedy Poppy umrze. Jak pusty stanie si wiat. Przez dug chwil siedzieli w milczeniu. W kocu Poppy znw opada na poduszki. Pod oczami miaa sine cienie, jakby rozmowa j To chyba nie ma znaczenia - powiedziaa sabym, ale przeraajco rezolutnym gosem. - I Phillipa przebiegy dreszcze. Nie, tego nie wie, ale nagle sobie brutalnie uzmysowi, co Ja po prostu baam si umrze - wyznaa. - Byam przeraona, pragnam y. Gdyby

w pustk, jakby widziaa tam co strasznego. - Nie wiesz jak to jest, kiedy syszysz, e umrzesz -

wykoczya. -

tak nie umr. Lekarze wszystkiego nie wiedz.

Wic tak sobie z tym radzi, pomyla Phillip. Cakowita negacja. -

Ju si dowiedzia, czego chcia. Mia jasny obraz sytuacji i wyrany plan, co musi zrobi. Zostawi ci, odpocznij. - Poklepa Poppy po rce. Bya bardzo zimna i krucha, pena

malekich koci jak skrzydo ptaka. - Do zobaczenia.

dziesi minut dotar pod blok. Nigdy wczeniej nie byt u Jamesa. powiedzie. -

Bez sowa wymkn si z domu. Kiedy ju wyjecha na drog, doda gazu. Zaledwie w Co ty tu robisz? - James chodno powita go w drzwiach. Mog wej? Musz ci co

nieadny naronik. W ktach stay poutykane kartonowe puda z ksikami i pytami. Za drzwiami znajdowaa si spartaska sypialnia.

Miejsce byo przestronne i puste: zabaaganiony st i jedno krzeso, zagracone biurko,

Czego chcesz?

Po pierwsze, musz ci co wytumaczy. Jeste tym, kim jeste, i nic na to nie poradzisz, ale ja te nic nie poradz na to, co z tego powodu czuje. Ty nie moesz si zmieni, ja te nie. Chce, eby najpierw to zrozumia. Daruj sobie kazania. - James splt rce na piersiach; przyj nieufn, buntownicz poz. Musz tylko wiedzie, e zrozumiae. Czego chcesz? - powtrzy James.

go dumy, udao mu si wydusi: Pom mojej siostrze.

Phil z trudem przekn lin. Dopiero po drugiej albo trzeciej prbie, mimo powstrzymujcej

ROZDZIA 9

pod skr. Brao si nie z gowy, ale z ciaa. Gdyby nie osabienie, wstaaby i pobiega, eby si go pozby. Ale zamiast mini miaa spaghetti. Ale dzi wieczorem nie moga zasn. W kcikach ust cigle czua smak winiowego lizaka lodowego. Sprbowaaby zmy ten smak, ale myl o wodzie przyprawiaa j o mdoci. Woda nie jest dobra. Nie tego potrzebuj. Wcisna twarz w poduszk. Nie wiedziaa, czego potrzebuje, ale wiedziaa, e tego nie dostanie. Z korytarza dobieg agodny odgos. Kroki. Co najmniej dwch osb. Nie przypominay krokw Umys pozostawa zamroczony. Nie prbowaa ju myle. Najszczliwsza bya, kiedy spaa.

Poppy obrcia si na ku. Czua si nieszczliwa. Byo to drczce uczucie, ktre palio j

mamy i Cliffa; poza tym oni ju poszli spa. Rozlego si delikatne pukanie, a potem drzwi si otworzyy i na pododze pojawi si wachlarz wiata. Oburzya si, kiedy wszed, nie czekajc na odpowied. Kto z nim by. Poppy, pisz? Mog? -wyszepta Phil.

Mao, e kto. Ten kto. Ten, ktry najbardziej ze wszystkich j zrani. Zdrajca. James. Odejd! Bo poaujesz! -Najbardziej prymitywne ostrzeenie. Zwierzca reakcja. Poppy, prosz, pozwl mi z tob porozmawia - odezwa si James. zadziwiajce. I wtedy stao si co zadziwiajcego. Nawet Poppy, mimo zamroczenia, zorientowaa si, e to Zo daa jej sil, eby usi.

Prosz ci, Poppy. Tylko go wysuchaj - poprosi Phil. Phil po stronie Jamesa? Bya zbyt zdezorientowana, eby si sprzeciwia. James uklkn przy jej ku.

Wiem, e jeste zdenerwowana. To wszystko moja wina. Popeniem bd. Nie chciaem, eby Phil wiedzia, co naprawd si dzieje, dlatego mu powiedziaem, e tylko udaj, e mi na tobie zaley. Ale to nieprawda. Poppy zmarszczya czoo. masz ju na tyle mocy, eby mnie przejrze. zakopotanie.

Jeeli zajrzysz w gb swojego serca, przekonasz si, e nie kami. Stajesz si telepatk; chyba Stojcy za Jamesem Phil zmiesza si, jakby wzmianka o telepatii wprawia go w

- Ja mog powiedzie, e teraz mwi prawd - oznajmi, a Poppy i James spojrzeli na niego zaskoczeni. - Wywnioskowaem to z rozmowy to z tob - zwrci si do Jamesa. nie patrzc na niego. - Moe i jeste potworem, ale na pewno zaley ci na Poppy. Nie chcesz jej skrzywdzi. W kocu zrozumiae? Najpierw musiae zrobi to cae... - James przerwa i pokrci

gow. - Poppy, skup si. Poczuj to, co ja czuj. Odkryj prawd. Nie, i nie zmusisz mnie do tego,

pomylaa Poppy. Ale cz jej wntrza, ktra chciaa pozna prawd, okazaa si silniejsza ni ta ogarnita wciekoci. Poppy niepewnie dotkna Jamesa nie doni, ale umysem. Nie potrafiaby opisa, jak to zrobia. Po prostu zrobia. I zobaczya, e umys Jamesa lni jak diament i ponie intensywnie. Czua si inaczej ni wtedy, gdy bya z nim jednoci, kiedy wymienili si krwi. Teraz zagldaa do niego z zewntrz, z Tak jak udrka, ktr odczuwa, wiedzc, e ona cierpi i go nienawidzi. Naprawd ci zaley - wyszeptaa ze zami w oczach. Szare oczy Jamesa spotkay si z jej W wiecie nocy obowizuj dwie podstawowe zasady - odezwa si opanowanym gosem. -Pierwsza, nie mwi ludziom, e on istnieje. Druga, nie zakochiwa si w czowieku. Zamaem obie. si, kiedy przymkn za sob drzwi. Twarz Jamesa czciowo znalaza si w mroku. Poppy jak przez mg zorientowaa si, e Phillip wychodzi z pokoju. Smuga wiata zwzia wzrokiem i Poppy dostrzega w nich co, czego wczeniej nie widziaa. oddali wyczuwajc emocje. Ale to wystarczyo. Ciepo, tsknota i troska byy cakiem wyrane.

Nigdy nie mogem ci wyzna, co do ciebie czuj - cign James. - A nawet przyzna si do tego powane.

przed samym sob. Bo In naraa ci na powane niebezpieczestwo. Nie wyobraasz sobie jak

Ciebie te. - Waciwie po raz pierwszy przyszo jej i do gowy. Ta myl wydobya si z

zamulonej wiadomoci baka z garnka gotujcego si gulaszu. - To znaczy... - powiedziaa powoli, wycigajc wnioski - ...jeeli postpie wbrew zasadom, musi ci spotka kara. -Instynktownie wyczuwaa, co to za kara. Wiksza cz twarzy Jamesa pogrya si w cieniu.

Nie martw si tym - odpar dawnym gosem fajnego chopaka. Poppy nigdy nie suchaa rad, jej si mru, a palce zaciskaj.

nawet tych Jamesa. Ogarn j przypyw irytacji i zoci i gorczkowy niepokj. Czua, e oczy

Nie mw mi, czym mam si martwi! Zmarszczy czoo.

A ty mi nie rozkazuj... - zacz i przerwa. - Co ja wyprawiam? Tobie jest cigle niedobrze, a ja sobie siedz w najlepsze. - Podcign rkaw wiatrwki i przesun paznokciem po nadgarstku. W miejscu dranicia zebraa si krew.

W ciemnoci wygldaa na czarn. Poppy zafascynowana wlepia wzrok w sczcy si pyn. No, ju. - James podsun nadgarstek.

Rozchylia wargi i zacza szybciej oddycha. Przywara do niego ustami, jakby chciaa ratowa Jamesa po ukszeniu przez wa. To byo

takie naturalne, takie proste. Tego wanie potrzebowaa, kiedy wysyaa Phila po lizaki lodowe i sok urawinowy. Ta sodka, gsta substancja bya wyjtkowa i nic innego nic mogo si z ni rwna. Poppy ssaa apczywie.

zaleway jej ciao, ogrzewajc po czubki palcw. Ale najlepsze ze wszystkich byo poczucie kontaktu z umysem Jamesa. Z rozkoszy krcio jej si w gowie. Jak moga w niego zwtpi?

Wspaniae doznania - blisko, intensywny smak czerwonego pynu, sia i ywotno, ktre

Teraz, kiedy na wasnej skrze czua to, co on czuje do niej, wydawao jej si to mieszne. Nigdy nie pozna nikogo tak dobrze jak Jamesa. Przepraszam, powiedziaa do niego w myli i poczua e przyj to przesanie, wybaczy i rozkoszowa odzyskan jednoci. To nie twoja wina, odpar. Umys Poppy z kad chwil odzyskiwa trzewo. Jakby budzia si z gbokiego, nieprzyjemnego snu. Chciaabym eby to si nigdy nie skoczyo. Waciwie nie kierowaa tych sw do Jamesa, po prostu przemkna jej przez gow taka myl. Wampiry nie robi tego midzy sob. zaprotestowaa w duchu. Na pewno jest jaki sposb... Dzisiaj lepiej nie pij ju wicej. Szok. Ju nigdy po przemianie nie bd cieszyli si t rozkosz? Nie, nie wierz, Znw wyczua reakcj Jamesa, ale kiedy chciaa j zgbi, delikatnie odsun nadgarstek. Jego prawdziwy gos zabrzmia dziwnie w uszach Poppy. Bardziej utosamiaa z Jamesem gos Zareagowa, cho szybko stara si to ukry. Nie zdy. Poppy to wyczula.

jego myli, ale teraz nie potrafia ich dobrze wyczu. Stali si dwiema odrbnymi istotami.

Potworne. Jak przeyje, jeeli ju nigdy wicej nie dotknie jego umysu? Jeeli bdzie musiaa posugiwa si sowami, ktre nagle wyday jej si tak nieporadne jak sygnay dymne? Jeeli nigdy wicej nie poczuje go w peni, caej jego istoty otwartej na ni? To okrutne i niesprawiedliwe. Wszystkie wampiry musz by idiotami, jeeli zadowalaj si czym gorszym. Zanim zdya otworzy usta, eby chocia sprbowa to wytumaczy Jamesowi, drzwi si otworzyy. Zaglda zza nich Phillip. wpatrywa si w Poppy. Wejd - powiedzia James. - Mamy mnstwo spraw do obgadania. Phil Czy... - przerwa i przekn lin - czujesz si lepiej? - dokoczy ochrypym szeptem.

wzrok. Poppy zorientowaa si, co zobaczy. Plam jak po jagodach. Otara usta grzbietem doni. Chciaa powiedzie, e to nie jest odraajce. To cz natury. Sposb dawania ycia.

I bez telepatii wychwytywao si jego odraz. Spojrza na jej wargi, potem szybko odwrci

Tajemniczy i pikny. Dobry. -

Nie mona krytykowa czego, czego si nie sprbowao - wymamrotaa tylko.

Poppy to wyczuwaa. Uwaa, e wymiana krwi jest czym mrocznym i zym. Przepeniao go poczucie winy. Poppy westchna przecige, ze znueniem. Czujesz si lepiej - zauway Phil i zdoby si na saby umiech. Pewnie przedtem zachowywaam si do dziwnie -stwierdzia Poppy. - Przepraszam. Do" to niewaciwe sowo. docierao do mzgu. To nie jej wina - zwrci si James do Phillipa. - Umieraa i miaa halucynacje. Za mao krwi Poppy pokrcia gow.

Twarz Phillipa wykrzywia si z przeraenia. Dziwne, ale James cakowicie si z nim zgadza.

Nie rozumiem. Przecie ostatnim razem nie wypie ode mnie a tak duo. Nie w tym rzecz. Reagoway ze sob dwa rodzaje krwi, zwalczay si. Mog ci to mniej wicej wyjani z naukowego punktu widzenia. Krew wampira niszczy hemoglobin, ludzkie czerwone krwinki. Po pewnym czasie do mzgu dociera za mao tlenu, eby czowiek logicznie To znaczy, e krew wampira dziaa jak trucizna - podsumowa Phil takim tonem, jakby wiedzia to od samego pocztku. James wzruszy ramionami. Nie patrzy ani na Poppy, ani na Phila. W pewnym sensie. Ale dziaa te jak uniwersalny lek. Rany si szybko goj, ciao si myla. Potem brakuje tlenu potrzebnego do ycia.

regeneruje. Komrki wampirw s tak odporne, e wystarcza im bardzo maa ilo tlenu. Krew wampira moe wszystko, poza przenoszeniem tlenu. Poczekaj - powiedziaa, - To dlatego potrzebujecie ludzkiej krwi? W umyle Poppy zapalia si lampka. Olnienie - wyjania si tajemnica Drakuli. Midzy innymi - przyzna! James. - Ludzka krew zaspokaja jeszcze kilka... mistycznych potrzeb, ale przede wszystkim Utrzymuje nas przy yciu. Wypijamy troch tej krwi, a ona rozprowadza tlen po naszym organizmie, a w kocu nasza wasna krew j niszczy. Wtedy pijemy znowu. Wic to tak. I to jest naturalne... Nie ma w tym nic naturalnego - uci Phil z odraz na twarzy. Owszem, jest. Jak to si nazywa w przyrodzie? Symbioza... Niewane - wtrci si James. - Nie moemy siedzie l nada. Musimy porobi plany. Nagle Nadal grozi ci niebezpieczestwo - podj agodnie James, wpatrujc si w oczy Poppy. -Bdzie potrzebna jeszcze jedna wymiana i to jak najszybciej. Inaczej znw moesz mie zapa. Ale Czemu? - spyta Phil zupenie nieskory do wsppracy. Bo to mnie zabije - odpara rzeczowo Poppy, zanim James zdy odpowiedzie. - W tym caa rzecz, Phil - cigna bezlitonie. - Nie prowadzimy z Jamesem adnych gierek. Musimy sobie nastpn wymian musimy starannie zaplanowa. zapada cisza. Poppy zrozumiaa, o jakich planach mowa. Phil na pewno te. Poppy opara si o poduszki.

radzi z rzeczywistoci, a ona wyglda tak, e niedugo umr. I wol obudzi si jako wampir ni nie obudzi si wcale. Znowu zapada cisza. James pooy donie na jej doniach. cay si trzs. Phil unis wzrok. Twarz mia skupion, a oczy ciemne. ciszonym gosem. Chwila szeptw. - Jutrzejszy dzie bdzie dobr por - oznajmi w kocu James. - Jest pitek. Mylisz, e uda ci si wieczorem wywabi mam i Cliffa z domu? Phil zamruga. Jestemy bliniakami. Wic jakim cudem staa si o tyle starsza ode mnie? - spyta

Chyba... jeeli Poppy bdzie lepiej wygldaa, moe wyjd na chwil. Powiem, e ja z ni zostan. Przekonaj ich, e musz si troch rozerwa. Nie chc, eby si tu krcili. A nie moesz zrobi tak, eby niczego nie zauwayli? Jak z pielgniark w szpitalu? Nie, bo bd skupiony na tobie - odpar James. - A niektrych umysw w ogle nie da si Dobra, namwi ich, eby wyszli - obieca Phil. Zatka i najwyraniej si zawstydzi, bo prbowa to ukry. - A kiedy ju wyjd... to co? Wtedy zrobimy z Poppy to, co musimy. Potem ty i ja bdziemy oglda telewizj. Oglda telewizj - powtrzy gucho Phil. Musz tu by, kiedy przyjdzie lekarz i obsuga z zakadu pogrzebowego. Przeraenie niemal sparaliowao Phila, kiedy usysza wzmiank o zakadzie pogrzebowym. James spojrza na niego tajemniczo. kontrolowa, Phil jest tego najlepszym przykadem. Twoja mama moe by kolejnym. -spytaa Poppy.

Poppy zreszt te lekko zmrozio. Gdyby nie krca w niej poywna obca krew, ktra j uspokajaa... James bardzo dyskretnie pokrci gow. Twarz mia bez wyrazu. Czemu? - spyta kategorycznie Phil.

Bo tak - odpowiedzia. - Pniej zrozumiesz. Na razie po prostu mi zaufaj. Poppy No to, chopaki, jutro musicie si pogodzi. Przy mamie i Cliffie. Inaczej bdzie Tak czy siak bdzie podejrzane - mrukn Phil pod nosem. - Dobra. Przyjd po poudniu i si pogodzimy. A ja ich namwi, eby zostawili nas z Poppy. - Pjd ju. -Wsta. Phil si odsun, eby zrobi mu przejcie, ale James zatrzyma si przy Poppy. - Nic ci nie bdzie? - zapyta szeptem. Poppy skwapliwie skina gow. James skin gow. podejrzane, e trzymacie si razem. postanowia nie dry tematu.

No to do jutra. - Dotkn z czuoci jej policzka opuszkami palcw.

Przelotny kontakt sprawi, e serce Poppy zaczo bi mocniej. Tak, na pewno nic mi nie spogldajc na zamykajce si za nim drzwi. Jutro jest dzie mojej mierci. mierci. Wic tylko nieliczni mog poegna si tak, jak ona zamierza.

bdzie. Patrzyli na siebie przez chwil, pniej James si odwrci. Jutro, pomylaa Poppy, Poppy dostrzega jedn zalet tego wszystkiego - niewiele osb zna dokadn dat swojej To bez znaczenia, e w rzeczywistoci nie umiera. Kiedy gsienica zamienia si w motyla,

koczy si dla niej ycie gsienicy. Koczy si wygrzewanie na gaziach i jedzenie lici. Koczy si El Camino. Nie bdzie ju spania w tym ku.

zupenie nowa przyszo i nie miaa pojcia jaka. Moga tylko zaufa Jamesowi i swojej zdolnoci przystosowania.

Trzeba zostawi to wszystko za sob. Rodzin, miasto. Cae ludzkie ycie. Czekaa j

bya w stanie dostrzec, dokd prowadzi, bo znikaa w ciemnoci.

I Czua si tak, jakby spogldaa na rozcigajc si przed ni niewyran, krt drog i nie

stopami po betonie przy szkole publicznej Tamashaw. Koniec z zakupami w Yillage. Spojrzaa na kady kt swojego pokoju. Zegnaj, pomalowana na biao szafo. egnaj, biurko. Napisaa przy nim setki listw - na blacie zostay plamy po laku. egnaj, ko; egnajcie, zwiewne biae zasony przy ku, dziki ktrym czua si; jak arabska ksiniczka z bajki. egnaj, stereo. C, nie ma wyjcia. przygotowaa si na to, eby zacz si oswaja ze strat ludzi. Cze, mamo - odezwaa si niepewnie, stajc w kuchni Poppy! Nie wiedziaam, e wstaa. Mocno przytulia matk, w jednej chwili wiadoma wielu drobnych dozna. Chd Moe i dobrze, e musiaa upora si ze strat sprztu, zanim wysza z pokoju. Dziki temu O rany. Moje stereo. I pyty. Nie mog ich zostawi, nie mog...

Koniec z jedeniem na rolkach po deptaku przy Yenice Heach. Z plaskaniem mokrymi

kuchennych pytek pod goymi stopami, mdy zapach kokosa, ktry po szamponie pozosta na wosach matki. Ciepo matczynego ciaa. Jeste godna, kochanie? Wygldasz o wiele lepiej. Poppy nie bya w stanie znie widoku penej niespokojnej nadziei twarzy matki, a myl o jedzeniu przyprawia j o mdoci. Z powrotem ukrya si w objciach. Przytul mnie - poprosia.

w stanie w jedno popoudnie zwiza wszystkich lunych kocw swojego ycia. To prawda, ma nieprzygotowana. -

Wtedy dotaro do niej, e mimo wszystko nie bdzie moga si ze wszystkimi poegna. Nie jest

ten przywilej, wie, e to jej ostatni dzie ycia tu taj, ale odchodzi jak wszyscy inni Pamitaj, e ci kocham - wyszeptaa, mrugajc, eby si nie rozpaka.

Elaine, tskni za tob - powiedziaa do suchawki, wpatrujc si w promienie soca

Staraa si szybko doceni wszystko, zanim bdzie musiaa to zostawi.

Pniej pozwolia matce odprowadzi si do ka. Reszt dnia spdzia przy telefonie.

wpadajce przez okno. No, Brady, jak leci? Lauro, dziki za kwiaty. Poppy, jak si czujesz? - pytali wszyscy. - Kiedy znw si zobaczymy? Nie moga odpowiedzie. Chciaa zadzwoni do ojca, ale nikt nie wiedzia, gdzie on jest.

aowaa te, e w zeszym roku nie przeczytaa dramatu Nasze miasto, tylko skorzystaa z notatek Phila i z wasnego refleksu. Pamitaa jedynie, e to byo o zmarej dziewczynce, Mora dostaa szans, eby jeszcze raz spojrze na jeden zwyky dzie swojego ycia i naprawd go doceni. Moe taka lektura pomogaby jej uporzdkowa swoje uczucia, ale ju za pno. Zmarnowaam duo czasu w liceum, uwiadomia sobie. Przechytrzaam nauczycieli, ale to wcale nie byo takie sprytne. Odkrya w sobie nowy wymiar szacunku dla Phila, ktry zaprzga swj umys do pracy. Moe jednak mj brat nie jest aosnym purytaskim kujonem. Moe to on zawsze mia racj... Bardzo si zmieniam, pomylaa i zadraa. Nie wiedziaa, czy to z powodu obcej krwi w organizmie, raka czy dorastania. Ale si zmieniaa. Zadzwoni dzwonek u drzwi. Poppy bez wychodzenia z pokoju wiedziaa, kto to. Wyczua Jamesa. czwarta. sobie l znw wzia telefon. Kilka minut pniej do sypialni zapukaa matka. Miaa wraenie, e czas dosownie ucieka. Nie panikuj. Masz jeszcze kilka godzin, powiedziaa Skarbie, Phil mwi, e powinnimy wyj. Przyszed James, ale chyba nie chcesz go widzie... Powinnicie si rozerwa. I ciesz si, e wpad James. Na prawd. Hm... To dobrze, e si z nim pogodzia. Mimo wszystko nie wiem... troch ycia i nie ma co przejmowa si akurat tym pitkiem. Matka nie od razu daa si przekona, e Poppy czuje si o wiele lepiej, e jeszcze przed ni W kocu data si namwi i pocaowaa crk na do widzenia. Poppy zostao jeszcze poegna Prawd mwic, wolaabym ci nie zostawia... - Matka bya dziwnie zmieszana. Przyszed, eby zacz przedstawienie. Spojrzaa na zegarek. Nie do wiary. Ju prawie

si z Cliffem. Przytuli j a ona wreszcie mu wybaczya, e nie jest jej ojcem. Starae si, jak na prostoktn szczk. I to ty zaopiekujesz si mam... pniej. Wic ci wybaczam. Jeste w

moge, pomylaa. Odsuna si od jego wieo wyprasowanego ciemnego garnituru i spojrzaa porzdku, naprawd. Cliff i mama ruszyli do drzwi i to by ju zupenie ostatni moment, eby ich poegna. Poppy zawoaa za nimi, oboje si, odwrcili umiechnli do niej. Kiedy zniknli, do pokoju weszli James i Phil. Popatrzy na Jamesa. Jego szare oczy byy mtne i nie wyraay adnych uczu. Teraz. Teraz? - spytaa lekko drcym gosem.

ROZDZIA 10

Wszystko musi by jak naley - stwierdzia Poppy. - Na tak okazj wszystko musi by jak wiec? - Phil mia ziemist cer i wyglda mizernie. Przynie, ile tylko znajdziesz. I poduszki. Potrzebuj mnstwo poduszek. - Uklkna przy sprzcie, eby si rozejrze w chaotycznym stosie pyt. Phil spojrza na ni przelotnie i wyszed. naley. Phil, wyjmij kilka wiec.

Structures from Silence... nie. Zbyt powtarzalne - ocenia, przeszukujc stos. - Deep Forest... Moe to? - James wyj pyt. Poppy zerkna na tytu. Muzyka, w ktrej si znika. Oczywicie. Idealna. Poppy wzia pyt i spojrzaa Jamesowi w oczy. Na nieziemskie agodne dwiki ambient musie mwi zwykle: Szmira New Ag". nie. Za bardzo przejmujce. Potrzebuj czego przyjaznego.

Rozumiesz - powiedziaa cicho.

Tak. Ale ty nie umierasz, Poppy. Nie szykujesz si do sceny mierci. Ale odchodz. Zmieniam si. - Nie potrafia dokadnie tego wytumaczy, jednak w gbi duszy czua, e postpuje waciwie. Umiera dla dawnego wiata. To wyjtkowa chwila. Przejcie. naprawd. James by w tej kwestii szczery: niektrym ludziom transformacja si nie udaje. Poza tym - chocia adne z nich o tym nie wspominao - oboje wiedzieli, e moe umrze Phil wrci ze wiecami - witecznymi, zwykymi, zapachowymi i wotywnymi. Poppy polecia, eby porozstawia je po pokoju i zapali. Sama posza do azienki, eby woy najlepsz koszul nocn - flanelow, w mae truskawki. drzwi azienki. Tylko sobie wyobra, pomylaa. Ostatni raz idziesz tym korytarzem, po raz ostatni otwierasz

nieziemska sodka muzyka. Poppy poczua, e mogaby si w niej zanurzy na zawsze, tak samo jak zapada si w sen. Otworzya szafk i wieszakiem strcia z grnej pki powego wypchanego poduszek. Moe to gupie, dziecinne, ale chciaa je mie ze sob. Spojrzaa na Jamesa i Phillipa. lwa i pluszowego Kapouchego. Zabraa zwierzaki ze sob do ka i pooya obok stosu Obaj na ni patrzyli. Phil by wyranie zdenerwowany, dotyka palcami warg, eby

azienka bya pikna. agodny blask wiecznika tworzy aur witoci i tajemnicy. Pyna

powstrzyma ich drenie. James te si denerwowa chocia tylko kto, kto zna go tak dobrze jak Poppy, potrafiby to zauway. eby z wami byo co nie tak. Wszystko w porzdku - powiedziaa. - Nie widzicie? Nic mi nie jest, wic nie ma powodu,

si bardzo proste. Widziaa przed sob drog. Wystarczyo tylko, eby ni sza, krok poi kroku. Phil cisn j za rk.

Dziwne, ale to prawda. Nic jej nie byo. Czua si spokojna i opanowana, jakby wszystko stao

Jak to dziaa? - spyta szorstko Jamesa.

Najpierw wymienimy si krwi. - James mwi do Poppy i tylko na ni patrzy. - Wystarczy nieduo, jeste ju na granicy przemiany. Pniej dwa rodzaje krwi zaczn ze sob walczy i rozegra si co w rodzaju ostatniej bitwy. Rozumiesz, co mam na myli? - Umiechn si sabo zaniesz. Zmiana dokona si we nie. i bolenie, a Poppy skina gow. - Bdziesz stawaa si coraz sabsza. A potem po prostu... A kiedy si obudz?

Dam ci sygna, hipnotyczn wskazwk. Powiem, eby si obudzia, kiedy po ciebie przyjd. przeczesywa palcami wosy, jakby zastanawia si, co z Jamesem bd musieli zrobi. wygldaa jak... spojrzeniem.

Nie martw si, wszystko dokadnie zaplanowaem. Ty musisz tylko odpoczywa. Phil nerwowo

Chwileczk - odezwa si, niemal skrzeczc. - Kiedy mwisz, e zanie", ona bdzie Nieywa - podsuna Poppy, kiedy zaama mu si gos. James obrzuci Phila chodnym Tak. Ju to omawialimy. A wtedy... Co si z ni stanie? James spojrza gniewnie. Nie denerwuj si - poprosia agodnie Poppy. - Powiedz mu, James. Wiesz, co si stanie - wycedzi przez zacinite zby. Nie moe po prostu znikn. cigaaby nas policja i ludzie nocy szukaliby Poppy. Wszystko musi wyglda tak, jakby rzeczywicie umara na raka. Przestraszona mina Phila wskazywaa, e nie jest do koca przekonany. Na pewno nie ma innego sposobu? Nie - odpar krtko James. O Boe. - Phil obliza wargi. Poppy te nie chciaa si nad tym rozwodzi. Poradzisz sobie, Phil - powiedziaa stanowczo. - Musisz. Pamitaj, jeeli nie stanie si to

teraz, to umr za kilka tygodni naprawd. - wzi si w gar. Prawie.

Phil tak mocno ciska mosiny prt ramy ka, e a pobielay mu palce. Ale osign cel Masz racj - przyzna niepewnie. - W porzdku, poradz sobie.

No to zaczynajmy - polecia Poppy spokojnym i opanowanym gosem, jakby bez trudu Lepiej, eby nie widzia tej czci - zwrci si James do Phillipa. - Id pooglda telewizj. Phil waha si przez chwil, potem skin gow i wyszed. , radzia sobie ze wszystkim.

Zaraz, jeszcze jedno - odezwaa si Poppy do Jamesa, odskakujc na rodek ka. Cay czas obudz si... no, wiesz. W mojej malej adnej trumnie. - Uniosa wzrok i spojrzaa na niego. Mam lekk klaustrofobie.

rozpaczliwie silia si, eby jej sowa brzmiay beztrosko. - Po pogrzebie... bd spaa, tak? Nie

Nie obudzisz si tam - zapewni James. - Nigdy bym do tego nie dopuci. Uwierz mi, pomylaem o wszystkim. Skina gow. Wierz ci, pomylaa. Wycigna do niego rce. Kiedy dotkn jej szyi,

odchylia gow. Wraz z upywem krwi czua, e jej umys jest przycigany do jego umysu. Nie jednak jest si czego ba i e co moe pj nie tak. Poppy czua si jednak spokojna. Mio Jamesa j uspokajaa i zalewaa wiatem.

martw si, Poppy. Nie bj si. Z jego myli bia gboka troska, ktra waciwie potwierdzaa, e

odkrya nowy wymiar. Jakby nie byo ogranicze ani przeszkd w tym, co wsplnie z Jamesem s w stanie zrobi. Czua si... wolna. Zacza odpywa. Saba w ramionach Jamesa. Opadaa jak zwidnity kwiat. od jej szyi. Jednak tym razem nie naci sobie nadgarstka. Zdj koszulk i energicznie przecign Teraz twoja kolej.

Nagle poczua bezmiar przestrzeni. Jakby horyzonty rozcigna si w nieskoczono. Jakby

Wypiem ju dosy, powiedzia James do jej umysu. Ciepe i zwierzce wargi odsuny si

paznokciem u dou szyi. podtrzymyway jej gow z tyu. I Obja go ramionami, czujc jego nag skr pod swoj flanelow koszul. Nieopisane doznanie. Ale jeeli James mwi prawd, to by ostatni raz w jej yciu. Ju Jejku, pomylaa Poppy. Pochylia si powoli, niemal z namaszczeniem. Donie Jamesa

nigdy wicej nie wymieni si krwi. dugo skupi. Tym razem dzika i trujca krew wampira zamiast rozjani umys przyprawiaa j o jeszcze wiksz dezorientacj. James? Czua si ociaa... pica... Byo jej ciepo. Zapadaa si w sone fale oceanu. Niemal Spokojnie. To pocztek przemiany. Nie mog si z tym pogodzi, przemkno jej przez myl, ale na niczym nie moga si zbyt

wyobraaa sobie, jak krew wampira przedostaje si do jej y, pokonuje wszystko, na co natrafia dziejw. Co prymitywnego. Kada molekua w jej ciele si zmienia...

po drodze. Pradawna krew, pierwotna. Zmieniaa j w co odwiecznego, co istnieje od zarania Poppy, syszysz mnie? - James delikatnie ni potrzsn. Poppy bya tak zanurzona w doznaniach, e nawet nie zorientowaa si, e ju nie pije. James j tuli. Poppy. Z trudem otworzya oczy. Mocniej zacisn wok niej ramiona, pniej ostronie pooy j na spitrzonych Teraz odpoczywaj. Zawoam Phila. Zanim wyszed, pocaowa j w czoo. Nic mi nie jest... chce mi si tylko spa.

poduszkach. -

Mj pierwszy pocaunek, pomylaa sennie. A ja jestem w piczce. Super.

Poczua, jak ko ugina si pod czyim ciarem. Spojrzaa w gr. Phil. Wyglda na

bardzo zdenerwowanego, siedzia na samym brzegu i si przyglda. Co si teraz dzieje? - spyta. - Zalewa j krew wampira - wyjani James.

- Jestem bardzo pica - wymamrotaa Poppy. spowia je gsta, delikatna mga. dobrym bratem. przecie wiesz. Nic j nie bolao. Miaa tylko ochot odpyn. Jej ciao byo ciepe i bezwadne, jakby

Phil? Zapomniaam ci powiedzie... dzikuj. e nam pomoge. I za wszystko. Jeste Nie musisz mi tego mwi teraz - odpar zwile. - Podzikujesz mi pniej. Ja tu bd,

zgodzia, gdybym imaa filie wyjcie. Mogam tylko podda si bez walki. Ale walczyam, prawda? Przynajmniej tyle. Tak, walczya - przytakn Phil. Poppy nie zdawaa sobie prawy, e mwi na gos.

Ale mnie moe nie by, pomylaa Poppy. To jedna wielka niewiadoma. Nigdy bym si na to nie

-Zawsze bya waleczna. Wiele si od Ciebie nauczyem. dwudziestu czterech godzin. Silnia sztywny, cale ciao sabe i omdlae. -

Zabawne, bo to ona si od niego duo nauczya - co prawda najwicej w cigu ostatnich Chciaa mu to powiedzie, ale czul si taka zmczona... Jzyk Tylko... trzymaj mnie za rk. - Jej sowa byy zaledwie foch goniejsze od oddechu.

Phillip chwyci jedn jej do, James drug. Jamesem trzymajcymi j za lic. Dziki nim czul si bezpieczna. Jedna ze wiec miaa zapach wanilii, ciepy i miy. Przypomina Poppy dziecistwo. Waniliowe wafle i popoudniowa drzemka. Z tym wanie jej si kojarzy. Z drzemk w przedszkolu pani Spurgeon; promienie soca paday na podog, a leaku obok spa James. Tak bezpieczna, spokojna... Och, Poppy - wyszepta Phil. Dobrze sobie radzisz, dzieciaku - odezwa si James. -Wszystko idzie, jak trzeba. wpadajca do oceanu... gotowy. To wanie chciaa usysze. Zanurzya si w muzyce, jakby zapadaa w sen, bez strachu. Kropla Nie jestem gotowa, pomylaa w ostatniej chwili. Ale ju znaa odpowied. Nikt nigdy nie jest Tak byo dobrze. Tak naleao to zrobi, z Kapouchym i lwem na poduszkach, z Philem i

wtedy, kiedy on wyzna jej mio. Staraa si nabra powietrza w puca, zebra siy... Za pno. Teraz moga tylko usn. -

Ale ona gupia, zapomniaa o najwaniejszym. Nie powiedziaa Jamesowi, e go kocha. Nawet

wiat zewntrzny znikn, a ona nie czua ju swojego ciaa. Unosia si w ciemnoci i muzyce. pij. - James pochyli si nad Poppy. - Nie bud si, do pki ci nie powiem. Po prostu pij.

Phil mia napite wszystkie minie. Poppy wygldaa tak spokojnie - bya blada, loki koloru miedzi rozsypay si po poduszce, czarne rzsy rzucay cie na policzki, a wargi rozchyliy si,

kiedy lekko oddychaa. Przypominaa porcelanow lalk. Ale im spokojniej leaa, tym wiksze przeraenie ogarniao Phila. Poradz sobie z tym, powtarza sobie. Musz. na doni Phila, a oczy otworzyy si, a jednak jakby nic nie widziaa. Wygldaa na zaskoczon. Poppy! Cikie sapanie ustao. Poppy na chwil zawisa w prni, a potem powieki si zamkny, ciao opado na poduszki. Phil trzyma jej bezwadn do. Straci resztki panowania nad sob. Poppy. - Sysza niebezpieczny, niezrwnowaony toni wasnego gosu. - Poppy, przesta. Obud inne donie. Poppy! - Phil chwyci j za flanelow koszul. Bya w niej taka maa i krucha. Poppy agodnie wypucia powietrze i nagle jej mostek unis si raz, drugi. Do zacisna si

si! - krzycza coraz goniej. Potwornie rozedrgane rce drapay ramiona siostry. Odsuny je

Do cholery, co ty wyczyniasz? - odezwa si cicho James.

Poppy? Poppy? - Phil nie przestawa si w ni wpatrywa. Jej mostek si nie rusza. Na twarzy miaa wyraz... niewinnej ulgi. Takiej wieoci, jak widuje si tylko u niemowlt. Jednak i twarz si zmieniaa. Stawaa si biaa, przezroczysta, niesamowita i upiorna. I chocia Phil nigdy wczeniej nie widzia trupa, instynktownie wiedzia, e to miertelna blado. doni Phila tkwia bezwadnie inaczej ni do picego. Skra stracia blask, jakby kto delikatnie na ni nachucha. Zabie j! - Zerwa si z ka i doskoczy do Jamesa Powiedziae, e tylko zanie, ale j zabie! Ona nie yje! James nie uchyli si przed atakiem. Chwyci Phila i wycign na korytarz. Zmys suchu zanika ostatni - warkn mu do ucha. - ona moe ci sysze. Phil wyrwa si i pobieg do salonu. Nie wiedzia, co robi. Po prostu musia co zniszczy. Poppy nie yje. Nie ma jej. kominek. Przewrci fotel, potem aw. Podnis lamp, wyrwa kabel z gniazdka i rzuci ni w Przesta! - James usiowa przekrzycze haas. Phil odrzuci gow do tyu i wyda z siebie zwierzcy ryk. Nieludzki. Wy. ' Dusza opucia Poppy. Jej ciao byo bez ycia, bez ducha, pozbawione si witalnych. Do w

na podog. -

Phil podbiegi do niego. Sama sia jego ucisku powalia Jamnu do tyu, na cian. Obaj runli Zabie j! - sapn Phil, prbujc dosign garda Jamesa.

bolenie. -

Srebro. Oczy Jamesa pony jak roztopiony metal. Zapa Phila za nadgarstki i cisn Przesta natychmiast, Phillip - sykn. Zabij ci, jeeli bd musia, eby nie zagraa Poppy - ostrzeg James nadal dzikim i

Phil si uspokoi. Niemal szlochajc, walczy o oddech.

zowieszczym gosem. - A nic si jej nie stanie, jak si uspokoisz i bdziesz robi dokadnie to, co ci

powiem. Jasne? - Mocno potrzsn Philem, niemal walc jego gow o cian. Dziwne, ale zacz wierzy, e James mwi prawd. Dobra, rozumiem - wychrypia. Przywyk do tego, e to on rozkazuje zarwno sobie, jak i innym. Nie podobao mu sio. e James wydaje mu polecenia. Teraz nie mia jednak wyjcia. Ale... ona nie yje, tak? Rozpalona do czerwonoci wcieko wyparowaa z gowy Phila. Wzi gboki oddech.

podziaao. Powiedzia, e zaley mu na Poppy. I chocia wydawao si to nieprawdopodobne, Phii

To zaley od definicji. - James puci Phila i powoli wsta z podogi. Z ponur min rozejrza si po pokoju. - Wszystko poszo zgodnie z planem. Oprcz tego. - Wskaza gow baagan w salonie. - Chciaem, eby to twoi rodzice j znaleli, kiedy wrc, ale ta wersja odpada. Ten To znaczy? baagan wytumaczy tylko prawda.

e wszede tam, znalaze Poppy martw i dostae szau. A wtedy ja zadzwoniem do twoich W Valentino's. Mama mwia, e maj szczcie, bo zarezerwowali ostatni wolny stolik. Dobra. Uda si. Tylko najpierw musimy posprzta w sypialni. Wynie wszystkie wieczki i reszt rzeczy. To musi i wglda tak, jakby po prostu zasna. ostatnio Poppy duo spaa. Phii zerkn na rozsuwane szklane drzwi. Dopiero zaczynao si ciemnia. Ale przecie Powiemy, e si zmczya i kazaa nam i oglda te wizj - podsun, starajc si przezwyciy wzburzone emocje i myle trzewo. - A po jakim czasie ja do niej Dobra - zgodzi si James z nikym umiechem, ktry nie rozjani oczu. na Poppy. A za kadym razem, kiedy na ni spoglda, co ciskao go za serce. Wydawaa si, jak delikatna kruszynka... boonarodzeniowy anioek w czerwcu. le si czu, zabierajc pluszowe zwierzaki. Obudzi si, prawda? - spyta. Sprztanie sypialni nie trwao dugo. Najtrudniejsze Phila byo to, e cay czas musia patrze wszedem. rodzicw. Chyba wie: w jakiej s restauracji?

modlitwa ni yczenie. Jeli nie, to nie bdziesz mnie musia ciga z osikowym kokiem. Sam si tym zajm. Nie gadaj gupot - warkn Phii, wstrznity i zy. - Jeeli Poppy na czym zaleao... zaley,

Boe, mam tak nadziej - odpar James bardzo zmczonym gosem. Zabrzmiao to bardziej jak

to wanie na yciu. Gdyby popenia samobjstwo, to tak jakby da jej w twarz. Poza tym, gdyby wpatrywa si w niego zaskoczony, oniemiay. W kocu powoli skin gow. Dziki. poczu, e czy ich dziwna na zegarek.

nawet si nie udao, to przecie zrobie, co moge. Nie obwiniaj si, bo to idiotyczne. James To by siedmiomilowy krok - po raz pierwszy znaleli si po miej stronie barykady. Phillip Trzeba chyba zadzwoni do restauracji - powiedzia tylko, odwracajc wzrok, James spojrza

Za kilka minut.

To zd wyj, zanim zadzwonimy.

Trudno. Wane tylko, eby lekarze nie starali si jej reanimowa albo nie zabrali do szpitala. Musi by zimna, zanim ktokolwiek si tu zjawi. Philla ogarno przeraenie. Wyrachowany padalec. Jestem po prostu praktyczny - mrukn James ze znueniem, jakby tumaczy co dziecku.

Dotkn marmurowo biaej doni Poppy. - Dobra. Dzwoni. Ty moesz znw wpa w sza, prosz bardzo.

zgubio albo zostao skrzywdzone.

Phill pokrci gow. Nie mia ju si. Chciao mu si tylko paka, jak dziecku, ktre si

poczucie czasu do chwili, kiedy rozleg si warkot samochodu na podjedzie. Opar czoo o zawsze.

Uklkn przy ku Poppy i czeka. Muzyka si skoczya; sysza telewizor z salonu. Straci

materac. Nie zmusza si do ez. Paka naprawd. W tej chwili by przekonany, e straci j na - We si w gar - powiedzia James, stajc za nim. - Przyjechali.

ROZDZIA 11

Jak tylko wesza, chcia j pocieszy. Rzecz jasna, adne pocieszenie nie istniao. Mg si tylko do niej przytuli. To zbyt okrutne, pomyla zamroczony. Musi by jaki l sposb, eby jej powiedzie. Ale ona

Nastpnych kilka godzin byo najgorszych w yciu Phila. Przede wszystkim z powodu matki.

nigdy w to nie uwierzy, a nawet gdyby, wtedy sama znajdzie si w niebezpieczestwie... W kocu przyjechaa karetka, ale wczeniej zjawi si doktor Franklin. rkaw. Zadzwoniem po niego - powiedzia Philowi James, kiedy matka wypakiwaa si Cliffowi w Po co?

eby uproci spraw. Lekarz moe wystawi wiadectwo zgonu, jeeli widzia chorego w cigu ostatnich dwudziestu dni i zna przyczyn mierci. Nie chcemy adnych szpitali ani lekarzy sdowych.

Czemu? - Phil pokrci gow.

Temu... - odezwa si James zmienionym gosem - e w szpitalach robi sekcje zwok. Phil zamar. Otworzy usta, ale nie wydoby si z nich aden dwik. zwoki. Wpyn na ich umys, eby jej nie zabalsamowali, nie zaszyli warg ani... A w zakadach pogrzebowych balsamuj ciao. Dlatego musz tu by, kiedy przyjad zabra

Nikt nie zawiz Poppy do szpitala, a doktor Franklin nawet nie wspomnia o sekcji. Trzyma pani Hilgard za rk i mwi cicho, e takie rzeczy mog zdarzy si nagle i e przynajmniej Poppy nie cierpiaa. Ale przecie czua si dzisiaj znacznie lepiej - wyszeptaa matka przez zy. - Och, moje Czasami tak si dzieje - tumaczy agodnie doktor Franiklin. - Jakby umierajcy chcieli Ale mnie przy niej nie byo - powiedziaa, ju bez ez, ale z potwornym poczuciem winy w gosie. - Umieraa sama. Zasna - wtrci si Phil. - I po prostu ju si nie obudzi. Popatrz na ni, to zobaczysz, jak spokojnie odesza. Cigle to powtarza, Cliff te, lekarz te, a karetka w kocu odjechaa. Potem, kiedy matka Dajcie mi tylko kilka minut - odezwaa si z suchymi oczami, blada. - Chc przez chwil zaczerpn ostatni haust ycia. malestwo, moje malestwo. Pogarszao jej si, ale dzisiaj czua si cakiem dobrze.

Phill wpad do azienki, bo zrobio mu si niedobrze. Znw nienawidzi Jamesa.

siedziaa na ku i gaskaa Poppy po gowie, zjawili si ludzie z zakadu pogrzebowego. poby z ni sama. -

wiedzia czemu. James wpaja im w umysy, e nie bdzie adnego balsamowania. O czym pan mwi? - Cliff przyglda mu si z uniesionymi brwiami. Rozumiem. Nie ma sprawy. Mczyzna skin gow. Phil te rozumia. Tego, co usysza mczyzna, nie powiedzia Cliff.

Grabarze zakopotani siedzieli w salonie, a James wpatrywa si w nich uporczywie. Phil Powody religijne? - spyta Cliffa jeden z mczyzn, przerywajc dugie milczenie.

W takim razie pozostaje tylko jedna kwestia. Wystawiamy zwoki? - odezwa si drugi To bya naga mier - powiedzia Cliff ze spokojem na twarzy. - Po bardzo krtkiej chorobie. Wic on z kolei nie sysza, co mwi mczyni. Phill spojrza na Jamesa i dostrzeg pot mczyzna. - Czy trumna ma by zamknita?

ciekncy mu po twarzy. Jednoczesne panowanie nad trzema umysami kosztowao go mnstwo wysiku. bdzie si dziao dalej. W kocu Cliff wyprowadzi on do maeskiej sypialni, eby nie musiaa patrze na to, co Dwaj mczyni weszli do pokoju Poppy z pokrowcem na ciao i noszami na kkach. Kiedy Phil znw zacz traci panowanie nad sob. Chcia wszystko kopa, przebiec maraton, eby

wychodzili, pokrowiec mia ksztat maego, agodnego wzgrka. std uciec.

Ale nagle ugiy si pod nim kolana i pociemniao mu w czach. - Wytrzymaj - szepn James. - Jeszcze tylko kilka minut. Ju prawie koniec. Podtrzymay go silne ramiona i zaprowadziy do krzesa.

Wszyscy pooyli si bardzo pno, ale nikt nie zasn. Phill zrozpaczony lea przy zapalonym wietle do wschodu soca. Dom pogrzebowy przypomina wiktoriask posiado, a kaplica, gdzie staa biaa trumna ze

W tej chwili Phil by niemal w stanie mu wybaczy, e jest krwioerczym potworem.

zotymi wykoczeniami, wypeniona bya kwiatami i ludmi. Z daleka Poppy wygldaa jakby spaa.

zapeniay dziesitki drewnianych awek. Nigdy nie zdawa sobie sprawy z tego, ilu ludzi kochao Poppy. Nie mog uwierzy, e umara - stwierdzi chopak z druyny pikarskiej Philla. Bya taka pena ycia - powiedzia nauczyciel angielskiego.

Phil nie chcia na ni patrze. Przyglda si za to osobom ktre wchodziy do sali poegna i

Nigdy jej nie zapomn - wyjkaa jedna z jej przyjaciek.

ycze lubnych. Matka powtarzaa: Dzikuj za przybycie" i obejmowaa goci. Krewni, znajomi, przyjaciele podchodzili, delikatnie dotykali trumny, pakali. Przy odbieraniu kondolencji od tylu aobnikw wydarzyo si co dziwnego. Phil si nabra. mier Poppy bya na tyle realna, e wszystko zwizane z wampirami wydao mu si snem. Stopniowo zaczyna wierzy w to, w czym bra udzia. Przecie nikt nie mia najmniejszych wtpliwoci. Poppy chorowaa na raka, a teraz nie yje.

Phil w ciemnym garniturze sta razem z matk i Cliffem. Scena kojarzya mu si ze skadaniem

Wampiry to zwyky zabobon. James nie przyszed do kaplicy. Poppy miaa sen. zapiaszczone. Woya nowy kostium kpielowy, taki, ktry zmienia kolor, kiedy si zmoczy. Miaa nadziej, e James zwrci na to uwag, ale nic nie powiedzia na ten temat. Nagle zorientowaa si, e James ma na sobie mask. Dziwne - krzywo si opali, skoro ma zasonit cz twarzy. Moe powiniene to zdj? - odezwaa si przekonana, e trzeba mu pomc. Poppy wstrznita zdarta mask. Spacerowaa nad oceanem z Jamesem. Byo ciepo i czua zapach soli; stopy miaa mokre i

Nosz j ze wzgldw zdrowotnych - powiedzia, ale to nie by gos Jamesa. To nie James. Chopak mia blond wosy, jeszcze janiejsze od. Phila. Dlaczego nie

zauwaya tego wczeniej? Jego zielone oczy nagle stay si niebieskie. Kim jeste? - spytaa wystraszona. Duga historia. - Umiechn si. Jego oczy zrobiy si fioletowe. Unis do. Trzyma w niej kwiatem. - Tylko pamitaj... - Cigle umiecha si zagadkowo. - S i ze czary. Co? S i ze czary - powtrzy, odwrci si i odszed. Nie zostay po nim adne lady na piasku. Poppy staa sama nad ryczcym oceanem. Teraz ona trzymaa mak. Nad jej gow zaczy si zbiera chmury. Chciaa si obudzi, ale nie moga. Bya sama i przestraszona. Ogarnita panik mak. W kadym razie co, co wygldao jak mak, ale byo czarne. Dotkn jej policzka

upucia kwiat. James! to Phil usiad na ku z omoczcym sercem. Boe, co byo? Co jakby krzyk, glos Poppy. Mam

halucynacje.

cztery godziny trzeba by w kociele. Pewnie mu si przynio. Ale sysza, e jest przeraona... Na pogrzebie przey jednak szok. Zobaczy ojca ubranego w co, co nawet przypominao Przyjechaem, kiedy tylko si dowiedziaem... czynienia z pierwszym mem. garnitur, chocia marynarka nie pasowaa do spodni, a krawat by przekrzywiony. Odgoni t myl. Przekona siebie, e Poppy nie yje, a zmarli nie krzycz.

Nic dziwnego. Jest poniedziaek, dzie pogrzebu Poppy - spojrza na zegar - mniej wicej

Gdzie bye? - Wok oczu matki pojawiy si agodne zmarszczki, jak zawsze, kiedy miaa do Na wyprawie w Blue Ridge Mountains. Przysigam, e nastpnym razem zostawi adres. Bd sprawdza wiadomoci... - Rozpaka si. Matka nie mwia nic wicej. Wycigna do niego rk, a Philowi cisno si serce, kiedy przywarli do siebie. Wiedzia, e ojciec jest nieodpowiedzialny i beznadziejny, jeeli chodzi o wychowanie dzieci, postrzelony i saby. Ale kocha Poppy bardziej ni ktokolwiek. W tej chwili Phil nie potrafi myle odwrci si do Phila przed naboestwem. Wiesz, przysza do mnie zeszej nocy - wyszepta. - To znaczy jej dusza. Ukazaa mi si. Phil spojrza na niego. Midzy innymi takie stwierdzenia doprowadziy do rozwodu. Ojciec zawsze opowiada o dziwnych snach i niestworzonych rzeczach. Nie wspominajc o tym, e zbiera Nie widziaem jej, ale syszaem, jak woa. Martwi mnie to e bya przestraszona. Nie mw tego matce, ale mam menie, e Poppy nie spoczywa w spokoju. - Zakry twarz domi. Philowi przebiegy ciarki po krgosupie. Ale uczucie przyprawiajce o dreszcz znikno niemal natychmiast w zalewie pogrzebowego artykuy o astrologii, numerologii czy UFO. o nim le, mimo e obok sta Cliff, ktremu ojciec nie dorasta do pit. Szok nastpi, kiedy tata

smutku, w sowach: Poppy bdzie na zawsze ya w naszych sercach i w pamici". Srebrny karawan przejecha na cmentarz Forest Park, wszyscy stanli w czerwcowym socu, eby wysucha ostatnich sw duchownego nad trumn Poppy. Phil, zanim doczeka chwili, kiedy mia pooy na trumnie r, cay si trzs. Straszny moment. Dwie przyjaciki Poppy histerycznie zanosiy si od paczu. Matka zgia si

wp i zostaa niemal si zabrana od trumny. Nic byo czasu na mylenie, ani wtedy, ani potem na stypie.

wiedzia, co zrobi. James nie pasowa do tego, co si tu odbywao. Phil by ju prawie zdecydowany, eby go wyprosi, bo jego chory art si skoczy. Ale zanim zdy to zrobi, James podszed do niego.

W domu zderzyy si dwa wiaty. Phil, w samym rodku zamieszania, dostrzeg Jamesa. Nie

Bd gotowy o jedenastej w nocy - rzuci pod nosem. Phil podskoczy. Do czego? Po prostu bd gotowy. I we ze sob par ubra Poppy Wszystko si przyda. - Rzuci Philowi ukradkowe, rozpaczliwi spojrzenie. - Musimy j wyj, gupku. Chcesz j tam zosta wi? Bum! To byt odgos zderzenia dwch wiatw. Phil przez chwil wirowa w przestrzeni, nie

nalec do adnego z nich.

Nie mog - wydusi w kocu, widzc wok siebie realny wiat. - Jeste stuknity.

To ty jeste stuknity. Zachowujesz si, jakby to si ci gdy nie wydarzyo. Musisz mi pomc, bo sam nie dam rady. Z pocztku bdzie zdezorientowana, jak lunatyk. Poppy ci potrzebuje. Syszae j zeszej nocy? To pobudzio Phila do dziaania. Wyprostowa si energicznie.

Nie obudzia si. - James odwrci wzrok. - To jej sen. Jakim cudem gos dotar z takiej odlegoci? Nawet mj tata to usysza. - Chwyci Jamesa za Minut temu bye pewny, e nie yje. Teraz mam ci zapewnia, e nic jej nie jest. C, nie mog da adnej gwarancji. - Spoglda na Phila oczami zimnymi jak szary ld. - Nigdy wczeniej czego takiego nie robiem. Kieruj si ksikami. Zawsze co moe pj nie tak. Poppy w trumnie, to czeka j bardzo nieprzyjemna niespodzianka. Rozumiesz? Donie Phila rozluniy si powoli. Tak. Przepraszam. Po prostu ciko mi w to wszystko uwierzy. - Spojrza na Jamesa i zauway, e twarz lekko mu zagodniaa. - Ale skoro wczoraj w nocy krzyczaa, to znaczy, e yje, I jest silna - doda James. - Nigdy nie zetknem si z silniejszym telepat. Naprawd co z niej bdzie. Phil stara si nie wyobraa sobie co. James, oczywicie jest wampirem i na og wyglda prawda? Ale... - powiedzia stanowczo, kiedy Phil otworzy usta - ...wiem na pewno, e jeeli zostawimy klapy marynarki. - Na pewno nic jej nie jest?

cakiem normalnie. Ale w gowie Phila kryy obrazy Poppy przypominajcej potwora z Hollywood. Czerwone oczy, kredowa cera, ociekajce krwi zby. bdzie chcia sign po osikowy koek. Cmentarz Forest Park w nocy by zupenie inny. Ciemno wydawaa si bardzo gsta. Na elaznej bramie wisiaa tabliczka Nie wchodzi po zmierzchu", ale brama bya otwarta. Nie chc tu by, pomyla Phil. James przejecha jednopasmow jezdni, ktra wia si Wok cmentarza, i zaparkowa pod Jeeli rzeczywicie taka si stanie... c, sprbuje j pokocha. Ale nie mia pewnoci, czy nie

olbrzymim starym miorzbem.

A jak kto nas zobaczy? Moe maj stranika? Jest nocny str. pi. Zajem si tym, zanim po ciebie przyjechaem. - James wysiad i

Dwie polowe latarki. om. Kilka starych desek. Brezentow| foli. I dwa zupenie nowe szpadle. Pom mi to przenie.

zacz wypakowywa z integry zadziwiajc ilo sprztu.

Jamesem jedn z wskich krtych drek. Krainie Zabawek.

Po co ci to wszystko? - spyta Phil. wir chrzci mu pod stopami, kiedy poda za

Wspili si po zniszczonych drewnianych schodach, przelali na drug stron i znaleli si w

Tak nazw rzuci kto na pogrzebie. Phil usysza, jak rozmawiali o tym dwaj koledzy Cliffa z

pracy. Chodzio o cz cmentarza, gdzie pochowano gwnie dzieci. Mona si byo znajdowa si na samym skraju Krainy Zabawek. Rzecz jasna, jeszcze bez nagrobka.

zorientowa, nie patrzc nawet na nagrobki, bo wszdzie stay na nich inne zabawki. Grb Poppy James rzuci rzeczy na traw i uklkn, eby zbada ziemi, owietlajc j latark.

Phil sta w milczeniu i rozglda si po cmentarzu. Cigle przestraszony; czciowo ba si wierszczy i ruchu ulicznego w oddali. Gazie drzew i krzeww poruszay si agodnie na wietrze. Dobra - powiedzia James. - Najpierw musimy zedrze muraw. Co? - Phil nawet si nie zastanawia nad tym, skd na wieym grobie wzia si trawa. Ale faktycznie bya. James znalaz krawd jednego pasa i zwin go w rulon jak dywan. Phil znalaz drugi brzeg. Pasy miay okoo dwch metrw dugoci i p metra szerokoci. Byy cikie, ale Potem pooymy z powrotem - mrukn James. - Nie moemy zostawi ladw. W Po to ci te worki i caa reszta? gowic Phila zapalia si lampka. bez trudu odsunli je z grobu. tego, e kto ich przyapie, a czciowo tego, e im si nie uda. Cisz mciy jedynie odgosy

Troch baaganu nie wzbudzi podejrze. Ale jeli kto zobaczy porozrzucany wszdzie piach, zacznie si zastanawia. James pooy deski dookoa grobu, pniej Phil pomg mu nacign odoy latark i wzi szpadel. Nie wierz, e to robi. A jednak. Prbowa brezent z kadej strony. W miejscu, gdzie leaa sztuczna trawa, zostaa gliniasta ziemia. Phil myle tylko o fizycznym wysiku o wykopywaniu dziury w ziemi. Skupi si na tym i

nacisn opat stop. Wbia si w ziemi bez oporu. Nabra ziemi, odrzuci j na brezent. Szo atwo. Ale za trzydziestym razem poczu si zmczony. Odpocznij, jak chcesz. To szalestwo. Potrzebujemy koparki - wysapa, ocierajc czoo. Phil zrozumia. Funkcj koparki peni James. By silniejszy ni ktokolwiek, kogo Phil widzia.

Wybiera ziemi opata za opat, nawet si nie prostujc. Wygldao to tak, jakby si bawi. trzonku.

Dlaczego nie jeste w adnej druynie szkolnej? - spyta Phill opierajc si ciko na Wol sporty indywidualne. Na przykad zapasy. - James umiechn si szeroko. Phil od razu

wyapa podtekst tej niedwuznacznej uwagi. Chodzio o zapasy, na przykad, z Jacklyn i Michael. Mimowolnie odwzajemni umiech. Nie potrafi zdoby si na wite oburzenie. Mimo siy

Jamesa kopanie zabrao duo czasu. Philowi wydawao si, e dziura jest szersza ni To osona - wyjani James. Jaka osona? potrzeba. W kocu jego opata dotkna czego twardego.

Grobowa. eby trumna si nic roztrzaskaa, jeeli ziemia zapadnie. Wyjd i podaj mi om. Phil podwaa wieko omem. by taka szeroka - eby pomieci pokryw z jednej strony i Jamesa z drugiej. Teraz, spogldajc

wydosta si z dou. Osona bya z surowego betonu. Wygldaa jak prostoktna skrzynia. James Jest. - Sapn, stopniowo przesuwajc wieko za betonowi skrzyni. To dlatego dziura musiaa

prosto w d, Phil widzia trumn. Leaa na niej ogromna wizanka lekko pogniecionych tych r. James ciko dysza, ale Phil przypuszcza, e to nie z wysiku. On sam odnosi wraenie, e puca ma cinite, a serce omotao mu tak mocno, e wprawiao w drenie cae ciao. O Boe - powiedzia cicho.

Kiedy ju byy rozpite, zatrzyma si na chwil, trzymajc donie pasko na gadkiej powierzchni trumny. W kocu unis wieko.

James spojrza w gr. Potem przesun re w nogi trumny i wolno zacz otwiera zasuwy.

ROZDZIA 12

Ale czy martwa? -

Poppy leaa na biaym aksamitnym obiciu. Miaa zamknite oczy, bya bardzo blada i... pikna. Obud si - powiedzia James. Pooy do na jej doniach.

Phillip mia wraenie, e James przywouje j zarwno gosem, jak i umysem. Przez miertelnie dug minut nic si nie dziao. James wsun drug do pod kark Poppy i Ju pora. Obud si, obud. Powieki Poppy drgny .

lekko j unis. -

Co gwatownie wstrzsno Phillipem. Chcia wyda okrzyk zwycistwa i podskakiwa na

trawie. Ale te ucieka W kocu bezwadnie opad przy krawdzi grobu. wybudza kogo z narkozy.

- Dalej, Poppy. Wstawaj. Musimy i. - James mwi agodnym, sugestywnym gosem, jakby Tak wanie wygldaa Poppy. Phil przyglda si zafascynowany wstrznity i przeraony,

jak siostra mruga, lekko odwraca gow i otwiera oczy. Niemal od razu znw je zamkna, ale j delikatnie. Usiada.

James nie przestawa mwi i nastpnym razem, ju na dobre uniosa powieki. James przytrzyma Poppy - odezwa si Phil odruchowo. Rozsadzao go w piersiach i pieko. Podniosa wzrok, rozzoszczon. Dalej. - James pomg jej wyj przez otwart poow wieka trumny. podcign w gr za drug. Przytuli Poppy konwulsyjnie. Wydostaa si bez problemu, bo bya bardzo drobna. James przytrzyma j za jedn rk. Phil Kiedy si odsun, zamrugaa, patrzc na niego. Jej czoo przecia agodna zmarszczka. Jeste brudny - zauwaya.

skrzywia si natychmiast odwrcia oczy od strumienia wiata latarki. Wygldaa na

Oblizaa palec wskazujcy przesuna nim po policzku Phila. -

O Boe, Poppy, nic ci nie jest. - Waciwie nie zauway, e nie odwzajemnia jego ucisku, James wyskoczy z dou. Jak si czujesz, Poppy? - spyta bardzo rzeczowo, nie z czystej grzecznoci. Czuj si... dobrze. trzystukilogramowym schizofrenicznym gorylem. - wietnie - odpowiedzia James, cigle jej si przygldajc jakby bya Spojrzaa na niego, potem na Phillipa.

Mwi. Nie ma czerwonych oczu ani biaej twarzy. Naprawd yje. Z ulg znw j przytuli.

Jestem... godna - oznajmia swoim dawnym piewnym gosem. Phil zacz si czu nieswojo. Poppy... Czy to moliwe, e go obwchuje? Nie gonymi, Chod tutaj. - James pokaza, eby Phil stan za nim.

wilgotnymi pocigniciami nosa, ale delikatnie jak kotka. Przesuwaa nosem koo jego ramienia. Phil, chod! - poleci James bardziej stanowczo. Ale wszystko wydarzyo si tak szybko, e

Phil nawet nie zdy si ruszy. Delikatne donie zacisny si wok jego bicepsw jak stalowe garda jak kobra.

imada. Poppy umiechna si do niego, ukazujc bardzo ostre zby, a pniej doskoczya mu do Umr - pomyla Phil ze spokojn ciekawoci. Nie by w stanie walczy z Poppy. Pierwsza Nie zrobisz tego. - James obj Poppy w pasie i oderwa j od Phila.

prba si nie udaa, zby przejechay mu po szyi jak dwa rozpalone pogrzebacze. Poppy wydaa peen rozczarowania jk. Phil z trudem trzyma si na nogach, a ona

przygldaa mu si tak, jak kot obserwuje interesujcego owada. Nie spuszczaa z niego wzroku, nawet wtedy, kiedy mwi do niej James.

Poppy wlepia w Phila ogromnie powikszone renice. Wygldaa na zdezorientowan i

To Phil. Twj brat bliniak, pamitasz?

wygodnia. Mj brat? Jest z tych co ty? - Jej nozdrza dray, a wargi si rozchyliy. - Nie pachnie tak. naje. - Odwrci si do Phillipa. - Szybko zakopmy d. Nie, nie jest z tych co my, ale nie mona go gry. Musisz jeszcze troch poczeka, eby si Z pocztku Phillip nie mg si ruszy. Poppy cigle patrzya na niego zaknionym, intensywnym wzrokiem. Staa tak w ciemnoci w swojej najlepszej biaej sukience, delikatna

jak lilia, z wosami agodnie okalajcymi twarz. Obserwowaa go wzrokiem jaguara.

Nie bya ju czowiekiem. Zmienia si w co innego. Teraz naleaa do wiata nocy. O Boe, moe powinnimy po prostu pozwoli jej umrze, pomyla Phil, chwytajc opat olep rzuca ziemi. drcymi domi. James ju zdy pooy z powrotem pokryw grobowca. Phil niemal na Nie bd idiot - odezwa si gos, a na nadgarstku Phila zacisny si na chwil silne palce. Jak Nie bdzie lepiej, jak umrze. Na razie jest po prostu skoowana. To przejciowe, rozumiesz? Ale te sowa, cho dobitne, przyniosy Philowi niewielk pociech. Moe jednak James ma racj. ycie jest dobre bez. wzgldu na to, w jakiej formie. Poppy dokonaa wyboru. W kadym razie zmienia si, i tylko czas pokae, jak bardzo. Jamesie na tyle swobodnie, e prawie zapomnia, co ich rni. Drugi raz tego bdu nie popeni. Poppy czua si wspaniale - niemal pod kadym wzgldem. Tajemnicza i silna. Poetycka, pena moliwoci. Jakby zrzucia swoje stare ciao - jak w zrzuca skr - eby ukazaa si zupenie nowa posta. I wiedziaa - chocia nie miaa pojcia skd - e jest chora na raka. Znikna ta okropna rzecz, ktra szalaa w jej organizmie. Nowe ciao zabio tego potwora, wchono. Moe dlatego, e zmienia si kada komrka dawnej Poppy North. Bez wzgldu na powd czua si zdrowa i pena energii. I nie tylko lepiej ni przed chorob, ale te lepiej ni kiedykolwiek w yciu. Bya dziwnie wiadoma swojego ciaa, a minie i stawy wydawao si, e pracuj w niemal magiczny sposb. Jedyny problem w tym, e jest godna. Musiaa zaangaowa ca si woli, eby nie skoczy na blondyna w dole, Phila. Wiedziaa, e jest jej bratem, ale... te Jedna rzecz - Phil popeni bd, mylc, e wampiry s podobne do ludzi. Poczu si przy przez mg Phillip dostrzeg Jamesa.

czowiekiem. Wyczuwaa poywn, yciodajn substancj pync w jego yach. Elektryzujcy pyn, ktrego potrzebowaa, eby przetrwa. Skocz na niego, szeptaa jej cz umysu. Poppy odruchowo dotkna tego kciukiem. Zb. Lekko zakrzywiony. Oba jej ky byy dugie, ostro zakoczone i wraliwe. Niesamowite. Delikatnie potara nowe zby, a potem ostronie badaa je jzykiem. Docisna je do wargi. Skurczyy si do normalnych rozmiarw. Jeeli pomylaaby o czowieku penym krwi jak zmarszczya czoo i usiowaa odpdzi t myl. Poczua, e co w buzi drani jej doln warg, i

winie soku, wyrosyby znowu. Hej, patrzcie, co potrafi!

Ale nie zawracaa gowy dwm ponurym chopakom zakopujcym d. Spojrzaa dookoa,

starajc si czym zainteresowa. Dziwne, ale miaa wraenie, e nie jest to ani dzie, ani noc.

Moe nastpio zamienie Soca. Byo za ponuro jak na dzie, ale o wiele za jasno jak na noc. Widziaa licie na klonach i szary hiszpaski mech zwisajcy z dbw. Wok mchu latay malekie my, dostrzega ich blade skrzydeka. Kiedy popatrzya w gr, przerazia si. Na niebie co si unosio - gigantyczna okrga rzecz, poraajca srebrzystym blaskiem. Poppy pomylaa o ksiyc w peni. A wyglda na tak wielki i powalajcy blaskiem dlatego, e ona ma zdolno

statku kosmicznym, obcych wiatach, a w kocu dotarta do niej prawda. To ksiyc. Zwyczajny ostrego widzenia w nocy. Dlatego te zauwaya my. Wszystkie jej zmysy byy wyostrzone.

Wok niej unosiy si smakowite zapachy: maych gryzoni i drobnych ptakw. Powiew wiatru przynis apetyczny aromat krlika. Bardzo wyranie te syszaa. Raz odwrcia gow, gdy zaszczeka pies tu obok. Dopiero po chwili zorientowaa si. e odgos dobiega z daleka, zza cmentarza. Tylko wydawa si bliski. Zakad, e potrafi te szybko biega, pomylaa. Czua mrowienie w nogach. Chciaa wybiec w

cudown, przesycenie rozkosznymi zapachami noc. Pragna si z ni zjednoczy. Teraz bya jej czci. James - odezwaa si, nie wypowiadajc sowa na gos. Umiaa to robi odruchowo. Unis Poczekaj - odpowiedzia w ten sam sposb. - Zaraz koczymy, maa. A pniej nauczysz mnie polowa? Skin lekko gow. Wosy opaday mu na czoo i wyglda uroczo niechlujnie. Poppy miaa wzrok znad dou.

wraenie, jakby wczeniej Jamesa nie znaa, bo teraz odbieraa go nowymi zmysami. Dostrzegaa nie tylko jedwabiste brzowe wosy, zagadkowe szare oczy i zgrabne uminione ciao. Wyczuwaa te zapach zimowego deszczu, bicie serca drapiecy i srebrzyst powiat mocy. Umys prosty i bystry, ale jednoczenie agodny i niemal melancholijny. Teraz jestemy partnerami w polowaniu, powiedziaa mu ochoczo. Umiechn si na potwierdzenie, cho... w gbi duszy si martwi. By albo smutny, albo zy o co, co przed ni ukrywa. Odpdzia t myl.

Gd ustpi. Czua si dziwnie. Jakby miaa trudnoci z oddychaniem. James i Phillip strzepnli brezent i rozwinli pasy sztucznej trawy, eby przykry grb. Jej grb. Zabawne, nie pomylaa o tym wczeniej. Leaa w grobie - powinna czu odraz albo przeraenie. kiedy si obudzia, syszc woanie Jamesa. Poza snem... Nie czua. W ogle nic nie pamitaa od momentu, kiedy zasna w swojej sypialni, do chwili,

Dobra. - James zoy brezent. - Moemy i. Jak si czujesz? Hm... Troch dziwnie. Nie mog wzi gbszego oddechu. robota, James przyjrza si Poppy. Ja te nie. - Phil dysza ciko i ociera czoo. - Nie wiedziaam, e kopanie grobu to taka cika Wytrzymasz drog do mojego mieszkania? jest w jego mieszkaniu?

Hm... Chyba tak. - Poppy nie wiedziaa, o czym on mwi. Jak to czy wytrzyma? I co takiego Mam tam kilku bezpiecznych dawcw - powiedzia James - Wol, eby nie chodzia po

ulicach. Tam ci bdzie dobrze. Poppy nie drya tematu. Z trudem mylaa trzewo. James kaza jej si schowa na tylnym siedzeniu integry. Sprzeciwia si. Musiaa siedzie z przodu i Dobrze - zgodzi si w kocu. - Ale przynajmniej zaso twarz rk. Pojad bocznymi drogami. Nikt ci nie moe zobaczy Poppy. A kto miaby j zobaczy? Ulice wieciy pustkami. Powietrze, ktre owiewao jej policzki, byo Serce mocno walio Poppy, wargi i jzyk miaa suche jak pergamin. I cigle brakowao jej tlenu. czu na twarzy nocne powietrze.

chodne i przyjemne, ale nie uatwiao oddychania. Za nic nie moga wzi penego oddechu.

Co si ze mn dzieje? Nagle pojawi si bl. Upiorne drtwienie mini, podobne do skurczy,

ktra chwytay j w czasie biegw w podstawwce. Jak przez mg pamitaa, co mwia nauczycielka wuefu. Skurcze chwytaj, kiedy minie dostaj za mao krwi. To woanie mini zagodzonych na mier". Au, boli. Boli. Nie daa rady nawet zawoa Jamesa na pomoc. Chwycia si drzwi i staraa

oddycha. Kaszlaa, charczaa, ale nic nie pomagao. Wszdzie apay j skurcze, a teraz dostaa jeszcze takich zawrotw gowy, e widziaa wiat za zason migoczcych wiateek. Umiera. tlenu. Na prno. I wtedy zobaczya ratunek. A waciwie wyczua. Samochd zatrzyma si na czerwonym wietle. Poppy trzymaa gow za oknem i nagle poczua powiew ycia. ycie. Tego potrzebowaa. Nie zastanawiaa si, po prostu dziaaa. Byskawicznie wyskoczya z samochodu. Usyszaa za sob krzyk Phila i Jamesa. Zignorowaa obu. Liczyo si tylko to, eby powstrzyma bl. Chwycia mczyzn na chodniku tak, jak toncy apie ratownika. Instynktownie. By wysoki i silny jak na czowieku Ciemny dres, kurtka, na twarzy zarost. Nie by zupenie czysty, ale to bez znaczenia. Nie interesowao jej opakowanie, tylko sodka, lepka zawarto. Tym razem trafia idealnie. Jej cudowne zby wyduyy si jak pazury i wbiy w szyj przechodnia. Szarpa si troch, ale potem osab. gr, kiedy oprniaa jego yy. Usta miaa pene dzikiego, surowego, pierwotnego pynu,. Kady kolejny jego yk przynosi jej ycie. Pia i pia. Bl znika. Pojawia si euforyczna lekko. W przerwie na oddech poczua, jak jej puca nabrzmiewaj od chodnego, zbawiennego powietrza. gorcy strumie, a ona chciaa osuszy go do reszty. Wtedy James odchyli jej gow. Odezwa si jednoczenie na gos i w jej umyle opanowanym, ale stanowczym tonem. Pochylia si, eby ssa dalej, chepta, delektowa si. Mczyzna mia w sobie czysty Zacza pi po jej gardle ciekaa miedziana sodycz. Czysty zwierzcy gd wzi nad ni Jednak co poszo nie tak. Czua si, jakby tu tona. Rozpaczliwie usiowaa znale dostp do

Poppy, przepraszam. Strasznie ci przepraszam. To moja wina. Nie powinienem dopuci, eby tak dugo czekaa. Ale ju ci wystarczy. Moesz przesta. Och... Dezorientacja. Poppy ledwie zdawaa sobie spraw z obecnoci Phillipa patrzcego z przeraeniem. Owszem, moe przesta, ale wcale nie musi. Nie chciaa. Mczyzna ju nie stawia oporu. Chyba by nieprzytomny. Znw si pochylia. James brutalnie pocign j do gry. Suchaj - odezwa si surowo. - Naprawd chcesz go zabi? Twj wybr. Te sowa j przeraziy i przywoay do rzeczywistoci. Zabi... Wiedziaa, e dziki temu mona

zdoby moc. Krew jest yciem, energi, poywieniem. Gdyby wzia z tego mczyzny wszystko, wtedy zdolna?

jak sok z wycinitej pomaraczy, posiadaaby moc caej jego istoty. Kto wie, do czego byaby Ale to czowiek, nie pomaracza. Ona te kiedy taka bya. Powoli, niechtnie oderwaa si od

swojej ofiary, a James odetchn gboko. Poklepa j po ramieniu i klapn na chodnik, jakby ju nie mg usta ze zmczenia. Phil siedzia pod cian pobliskiego budynku. By totalnie przeraony i Poppy to czua. Wychwytywaa jego myli: to upiorne", niemoralne". Potem: czy Phila. Poppy wyczuwaa srebrzyst fal jego zoci. -

warto ratowa jej ycie, skoro stracia dusz?" James gwatownie odwrci gow i spojrza na Nic nie rozumiesz? - powiedzia gwatownie. - Moga ci zaatakowa w kadej chwili, ale

nie zrobia tego, chocia umieraa. Nie wiesz, co to znaczy dza krwi. To co innego ni go dostarczy. To najgorszy bl, jaki istnieje, a jednak ci nic wykorzystaa, eby min. Phillip by wstrznity. Wpatrywa si w Poppy, potem unis niepewnie do. Przepraszam.

pragnienie. Dusisz si. Komrki zaczynaj umiera z braku tlenu, bo twoja wasna krew nie moe

W porzdku - odpar zwile James. Stan tyem do Phlila i przyglda si mczynie. Mwi mu, eby zapomnia - wyjani Poppy. - Potrzebuje tylko odpoczynku, spokojnie moe tu zosta. Rany ju si goj. Tak, Poppy to widziaa, ale nie potrafia czu si szczliwa. Wiedziaa, e Phil cigle j Ingerowa w jego umys.

potpia. Nie tylko za to, co zrobia, ale te za to, kim jest. Co si ze mn stao? - Pada Jamesowi w ramiona. - Zmieniam si w potwora? Przytuli j z caych si. Po prostu jeste inna. Phil to dupek. To j rozmieszyo. Ale wyczuwaa smutek w jego troskliwej mioci. Taki jak wczeniej. James

nie lubi by drapiec, a uczyni nim te Poppy. Ich plan powid si znakomicie. Dawna Poppy North przestaa istnie. Chocia syszaa jego myli, nie przypominao to cakowicie tego zjednoczenia jak wtedy, kiedy

Nie byo innego wyjcia - przyznaa dzielnie. - Zrobilimy to, co musielimy. Teraz trzeba jak najlepiej sobie radzi. Zuch dziewczyna. Czy kiedy ci to mwiem? Nie. A nawet gdyby, nie zaszkodzi usysze to jeszcze raz. Do mieszkania Jamesa jechali w milczeniu. Phil siedzia z tyu pogrony w depresji.

wymieniali si krwi. Moe ju nigdy nie poczy ich taka blisko.

- Suchaj, moesz wzi samochd, eby wrci do domu - zaproponowa James, wycigajc bagae w swojej wiacie. - Nie chc jedzi z Poppy, a samej jej nie zostawi. Phil wytrzeszczy oczy na ciemny pitrowy budynek. Odkaszln. Mieszkanie Jamesa byo

zakazanym miejscem. Poppy nigdy nie moga tu przychodzi wieczorami. C, nadal odczuwa bratersk trosk o swoj siostr wampirzyc.

Uhm, a nie lepiej, eby zawiz j do swoich rodzicw?

Ile razy mam ci to tumaczy? Przecie oni nie wiedz, e Poppy jest wampirem. W dodatku chwilowo nielegalnym; odszczepiecem, a to znaczy, e musz j ukrywa, a jako uda mi si rozwiza problem. Jak... - Phil przerwa i pokrci gow. - Dobra. Nie dzisiaj. Porozmawiamy o tym pniej. Nie, nie porozmawiamy - uci James. - Ciebie to ju nie dotyczy. To sprawa moja i Poppy. Ty masz wrci, normalnie y i trzyma gb na kdk. Phil chcia powiedzie co jeszcze, ale si powstrzyma. Wzi kluczyki od Jamesa. Spojrza na

- Ciesz si, e yjesz. Kocham ci - powiedzia. - Cze, Phil. Poppy wiedziaa, e chce j przytuli, ale co ich powstrzymao. Czua pustk w piersiach. Wsiad do auta i odjecha.

Poppy.

ROZDZIA 13

On nie rozumie - powiedziaa agodnie Poppy, kiedy James otwiera drzwi. Do niego po prostu nie dociera, e ty te naraasz swoje ycie. Mieszkanie byo urzdzone do ascetycznie, ale i funkcjonalnie. Wysokie sufity i przestronne

wntrza - na pewno sporo kosztowao. W salonie sta niski naronik i stolik z komputerem, a na cianie wisiao kilka orientalnych obrazw. I ksiki w kartonowych pudach poutykanych po ktach. - Jamie... Ja rozumiem. - Poppy spojrzaa mu prosto w oczy. tego caego trudu i powicenia. Umiechn si. By spocony, brudny i zmczony. Ale jego mina mwia, e Poppy jest warta Nie obwiniaj Phila. - Machn lekcewaco doni. Prawd mwic, cakiem dobrze to

wszystko znosi. Nigdy wczeniej nie odsoniem si przed czowiekiem, ale podejrzewam, e poradzi.

wikszo uciekaby z krzykiem i wicej nie wrcia. A on przynajmniej prbuje sobie z tym Skina gow i nie cigna tematu. Powinni ju pooy si spa. Wzia worek ze swoimi

rzeczami i posza do azienki.

wyglda wampirzyca Poppy...

Ale nie przebraa si od razu. Zafascynowao j wasne lustrzane odbicie. Wic to tak

Jestem adniejsza, zauwaya z satysfakcj. Cztery piegi na nosie znikny. Skr miaa

kremowoblad, jak w reklamie kremu do twarzy. Oczy - zielone niczym klejnoty. Wosy napuszy wiatr w burzliwe loki koloru lnicej miedzi. modelka. Jak gwiazda rocka. Jak James. Ju nie przypominam elfa, pomylaa. Wygldam dziko, nie bezpiecznie i egzotycznie. Jak

Pochylia si do lustra i potara ky, eby urosy. Nagle od skoczya, z trudem apic oddech. staway si srebrno-zielone, niesamowite. Jak u polujcego kota. Ogarno j przeraenie. Musiaa przytrzyma si umywalki, eby nie upa. Nie chc tego, nie chc... Opanuj si, dziewczyno. Przesta jcze. A mylaa, e jak bdziesz wyglda? Jak Shirley Tempie? Teraz jeste myliwym. I Twoje oczy robi si srebrne, a krew ma smak winiowej konfitury. I to wszystko, inaczej spoczywaaby w pokoju. Wic si opanuj. Oczy. O Boe, nic dziwnego, e Phil by przestraszony. Kiedy wyduay jej si zby, oczy

Stopniowo jej oddech si uspokaja. Po kilku minutach ju cakiem ochona. Znalaza... akceptacj. Miaa wraenie, e co uwolnio jej gardo i odek. Nie bya otumaniona ani senna tuk jak po przebudzeniu na cmentarzu. Moga trzewo myle o swoim pooeniu. I je zaakceptowa. Zrobiam to sama i nie pobiegam do Jamesa, pomylaa nagle przestraszona. Ju nie potrzebuje jego sw pociechy i zapewnie, e wszystko si uoy. Sama mog sprawi, eby byo dobrze. rodzin i swoje dawne ycie, ale odnalaza siebie. I to musi jej wystarczy. cigna przez gow bia sukienk i przebraa si w bawenian koszulk i spodnie od dresu. Wysza do Jamesa z podniesion gow. ciuchy i jedn rk zakrywa sobie oczy. Wyprostowa si, kiedy podesza. Przepi si na kanapie - mrukn. Nie - powiedziaa stanowczo. Wskoczya na ko. - Jeste miertelnie zmczony. A ja przy tobie czuj si bezpieczna. Umiechn si szeroko, nie podnoszc rki. Lea w sypialni, na wielkim ou w jasnobrzowej pocieli. Nadal mia na sobie brudne Moe tak wanie si dzieje, kiedy czowiek staje przed najgorsz rzecz na wiecie. Stracia

Bo jestem miertelnie zmczony? swoj krwi.

Bo zawsze byam przy tobie bezpieczna. - Wiedziaa to wtedy kiedy jako czowiek kusia go Patrzya na niego, kiedy tak lea rozczochrany, z rozsznurowanymi adidasami, uwalany

-Zapomniaam ci o czym powiedzie - wyznaa. - Zorientowaam si dopiero, kiedy... zasypiaam. Zapomniaam ci powiedzie, e ci kocham. -Zapomniaa tylko wyrazi to sowami. z ni stao. Porozumieli si z Jamesem. Ich wi si zmienia, ale nadal posiadaa wszystko, co Poppy umiechna si mimo woli. Zadziwiajca rzecz, jedyna cakowicie dobra w tym, co si Usiad.

ziemi.

Poppy cenia w ich dawnej przyjani. Zrozumienie, kumpelstwo. Teraz dosza do tego ekscytacja odkrywaniem siebie nawzajem jako kogo wicej ni najlepszego przyjaciela. I dotara do tej jego czci, do ktrej wczeniej nie moga si nawet zbliy. Znaa jego tajemnice. Ludzie nigdy tak nie poznaj drugiego czowieka. Nie s w stanie wej do czyjego umysu. Wszystkie sowa wiata to za mao, eby si przekona, e ty i kto inny zobaczylicie ten sam odcie czerwieni. I dotkn jego umysu. nawet jeeli ju nigdy nie stopi si z Jamesem jak dwie krople wody, zawsze bdzie w stanie Troch niemiao pooya mu gow na ramieniu. Nie pocaowali si, ale na razie tyle jej

wystarczao - czua oddech Jamesa, syszaa bicie serca i chona jego ciepo. A kiedy j obj, dowiadczya jakby zbyt wspaniaych, intensywnych dozna, ale jednoczenie spywaa na ni fala bezpieczestwu i spokoju. To byo jak sodka, przejmujca pie, od ktrej przechodni dreszcze. Chcesz rzuci si na

podog i paka. Albo oprze si wygodnie i cakowicie podda si muzyce. James uj jej do i pocaowa. A nie mwiem? Nie kocha si kogo z powodu wygldu, ciuchw czy samochodu. Kocha si go dlatego, e piewa pie, ktrej nikt poza tob nie potrafi zrozumie. Serce Poppy uroso a do blu. Zawsze rozumielimy t sam pie, nawet w dziecistwie - powiedziaa na gos. W wiecie nocy istnieje pojcie pokrewnej duszy. Kady ma gdzie pokrewn dusz, tylko nie znajduje bratniej duszy. Dlatego wikszo ludzi yje z poczuciem, e czego im brakuje. To chyba prawda. Ty dla mnie zawsze bye ideaem. Nie zawsze. Owszem. Odkd miaam pi lat... Ja wiedziabym, e jeste idealna, gdyby mnie nie nauczono, e to niemoliwe. - Odkaszln Dlatego umawiaem si z Michael i innymi dziewczynami. Nie zaleao mi na nich. Wiem. To znaczy... W gbi duszy chyba zawsze wiedziaam, e o to wanie chodzi. James? Czym ja teraz jestem? - spytaa po chwili. Niektre rzeczy wyczuwaa instynktownie, ycie. Musiaa nauczy si zasad. podskrnie. Ale chciaa dowiedzie si wicej i na pewno rozumia, dlaczego. To byo teraz jej Mogem si do nich zbliy, nie amic zasad. jedn. Ta osoba jest dla ci idealna, to twoje przeznaczenie. Problem w tym, e prawie nikt nigdy

C... - Opar si o zagwek. - jeste prawie taka jak ja. Wampiry si nie starzej i nie maj syszysz lepiej ni ludzie. I jeste specem w czytaniu myli. Nie kadego.

rodziny, poza tym waciwie s jak lamie. - Zmieni pozycj. - Ju si przekonaa, e widzisz i

aden wampir nie potrafi czyta w mylach kadej osoby Nieraz wyapuj tylko oglny zarys myli. Jedynym pewnym sposobem na poczenie jest... - James zgrzytn zbami. Poppy zachichotaa, kiedy dwik ponis si wewntrz jej czaszki.

A jak czsto musz...? - Tym razem ona zazgrzytaa zbami. James

rednio raz dziennie. Inaczej ogarnie ci dza krwi. Jak chcesz, moesz je ludzkie jedzenie, ale nie ma adnych wartoci odywczej. Dla nas liczy si krew. Im wicej krwi, tym wicej mocy. W zasadzie tak. Opowiedz mi o mocy. Czy jestemy w stanie... dobra, co moemy zrobi?

spowania.

Mamy wiksz kontrol nad naszymi ciaami ni ludzie. Rany szybko si na nas goj, oprcz tych zadanych drewnem - prychn - To jedyna prawdziwa rzecz w filmach: osikowy koek wbity w serce zabije wampira. I spalenie.

Moemy zamienia si w zwierzta? wilkoaki robi to cay czas.

Nie poznaem wampira, ktry miaby a tak moc. Ale teoretycznie, tak; a zmiennoksztatni i Potrafi zmieni si w mg?

Nigdy czego takiego nie widziaem. I oczywicie nie musimy spa w trumnach. - Poppy walna pit w ko. piachu... Hm... Moemy przechodzi przez pync wod? Jasne. I wpada do domw ludzi nieproszeni, i wpieprza czosnek, jeeli nie boimy si, e Tak. Opowiedz mi o wiecie nocy. Teraz to jej dom. Mwiem ci o klubach? W kadym wikszym miecie mamy kluby. W wielu maych te. Jakie kluby? Przypominaj knajpy, kawiarnie, kluby nocne albo motele, ale te s gwnie dla dorosych. pojedzi na desce. Co tydzie w Czarnym Irysie organizuje si wieczory poetyckie. Czarny Irys. Zabawna nazwa - powiedziaa. To jej co przypomniao. Co niemiego. Znam jeden dla dzieciakw duy stary magazyn z rampami skatingowymi. Mona posiedzie i stracimy przyjaci. Co jeszcze? Poppy szturchna go okciem. Nie, ani na ziemi. Osobicie wol materac Sealy Posture pedic, ale jeeli chciaaby troch

Wszystkie kluby maj w nazwie kwiat. Czarne kwiaty symbolem ludzi nocy. - Odwrci nadgarstek, eby pokaza zegarek. Mechaniczny, z czarnym irysem na tarczy. Widzisz? Tak. Ju to wczeniej zauwayam, ale nigdy dobrze si nie przygldaam. Chyba doszam do wniosku, e to Myszki Miki. Delikatnie wytarga Poppy za nos, artobliwie j ganic.

To powane sprawy, dzieciaku. Dziki temu jeste identyfikowana przez innych ludzi nocy, nawet tak gupich jak wilkoaki. Nie lubisz wilkoakw? S wspaniali, pod warunkiem e ci odpowiada dwucyfrowe IQ. Ale wpuszczaj ich do klubw?

si midzy sob: lamie, wampiry stworzone, wilkoaki, oba rodzaje czarownic... Jakie dwa rodzaje czarownic?

Do niektrych. Ludzie nocy mog si pobiera tylko w obrbie swojego gatunku, ale mieszaj Poppy, ktra bawia si wykrcaniem palcw na rne strony, poruszya si zaciekawiona.

Nooo... s takie, ktre wiedz o swoim dziedzictwie i zostay przeszkolone, i takie zupenie tego niewiadome. Czyli osoby ze zdolnociami paranormalnymi. Czasami maj po prostu ukryte talenty. Ale nie potrafi odnale wiata nocy, wic si do niego nie dostaj. wszed czowiek? Nikt by go nie wpuci. Kluby nie rzucaj si w oczy i zawsze s chronione. Ale gdyby... James wzruszy ramionami.

Dobra. - Poppy skina gow. - Rozumiem. A co by si stao gdyby do waszego klubu

Zostaby zabity. - Odpar ze smutkiem. - Chyba e kto wziby go sobie jako zabawk albo ale o tym nie wie, bo jego umys jest kontrolowany. Kiedy miaem niani... - gos go zawid.

zakadnika. To znaczy staby si czowiekiem, ktry ma wyprany mzg, mieszka z wampirami,

Opowiesz mi o tym pniej. - Poppy nie chciaa, eby cierpia.

Uhm - mrukn sennie. Poppy oparta si o niego wygodniej. Zadziwiajce, biorc pod uwag jej ostatnie dowiadczenie z zasypianiem, e bya w stanie zamkn oczy. A jednak. Jest ze swoj bratni dusz, wic czego si ba? Tutaj nic jej nie grozi. Phil nie mg zasn. Poppy wpatrujca si w niego oczami wygodniaej kocicy. Poppy unoszca gow znad szyj przechodnia, z poplamionymi wargami, jakby jada winie. Nie bya ju czowiekiem. pogodzi. rozdzieraniem im garde w ramach kolacji. I co z tego, e ofiary byy hipnotyzowane? Cay ten system miertelnie go przeraa. Moe James ma racj? Ludzie nie radz sobie ze wiadomoci, e kto stoi wyej od nich w acuchu pokarmowym Utracili kontakt z przodkami jaskiniowcami, pierwotnej natury. Phillip mgby im co nieco na ten temat ktrzy wiedzieli, co znaczy by obiektem polowania. Wydawao im si, e pozbyli si caej powiedzie. Niestety on sam nie mg si z tym wszystkim pogodzi, a Poppy ju si nie Po prostu nie potrafi przej do porzdku dziennego nad napadaniem na ludzi i Oczywicie od pocztku wiedzia, e tak si stanie, ale to wcale nic pomagao mu si z tym Za kadym razem, kiedy przymyka powieki, widzia swoj siostr. Poppy pica w trumnie.

zmieni. By w stanie to znie tylko z jednego wzgldu - nadal j kocha. Poppy obudzia si nastpnego dnia w ciemnej sypialni z zasonitymi kotarami i zorientowaa

si, e druga poowa ka jest pusta. Ale nie wpada w panik. Instynktownie powdrowaa doczeka, eby spuszczono go ze smyczy. Ale gdy tylko wesza do salonu, uwiadomia sobie, e

mylami i... ju. James by w kuchni. Czua si pena energii. Jak szczeniak, ktry nie moe si, jej moc jest sabsza. I bol j oczy. Zmruya je, spogldajc w przyprawiajc o bl jasno w

To przez soce - wyjani James. - Odbiera wampirowi ca moc, pamitasz? - Zasoni kotary, ktre cakowicie zaciemniy pomieszczenie, jak te w sypialni. - To powinno troch pomc. Ale dzi lepiej zosta w domu, dopki si nie ciemni. Nowe wampiry s bardziej wraliwe. A ty wychodzisz?

oknie.

Musz. - Skrzywi si. - Zapomniaem o czym. W tym tygodniu przyjeda mj kuzyn Ash. Musz porozmawia z rodzicami, eby go odprawili. - Nie wiedziaam, e masz kuzyna.

Prawd mwic, mam wielu. - Znw grymas na twarzy. - Mieszkaj na wschodzie, w bezpiecznym miecie, cakowicie kontrolowanym przez wiat nocy. Wikszo z nich jest w porzdku, ale akurat nie Ash. Dlaczego? Jest stuknity. Do tego bezwzgldny, bezlitosny... Jakbym syszaa Phila, ktry mwi o tobie... Nie, z Ashem nie ma artw. To nieprzejednany wampir, nie przejmuje si nikim poza sob i uwielbia sprawia kopoty. Poppy bya przygotowana na to, eby kocha wszystkich kuzynw Jamesa, ale musiaa przyzna, e opis Asha brzmi niebezpiecznie. Nie ufabym nikomu na tyle, eby mu o tobie teraz powiedzie - cign James. - Ash w ogle nie wchodzi w rachub. Przeka rodzicom, e nie moe tu przyjecha i koniec. A co potem? - pomylaa Poppy. Przecie nie moe pozostawa w ukryciu na zawsze. Naley do wiata nocy, ale wiat nocy nie chce jej zaakceptowa. Musi istnie jakie rozwizanie i trzeba mie tylko nadziej e James je znajdzie. to, e stanie si zwyczajem. Wracaj szybko - poprosia, a on pocaowa j w czoo. To byo bardzo mie i wygldao na

ulubione dinsy. Zacza si rozglda po mieszkaniu, eby nie siedzie bezczynnie i nie myle. Zwaszcza o swoim pogrzebie. suchawk, e bolaa j rka. Obok naronika stal telefon i kusi. Tyle razy musiaa opiera si, eby nie chwyci za Ale do kogo mogaby zadzwoni? Do nikogo. Nawet do Phila, bo gdyby kto go usysza... A

Kiedy wyszed, wzia prysznic i woya czyste ubranie. Dobry poczciwy Phil spakowa jej

jeli odebraaby matka? Nie, nie myl o mamie, idiotko.

zwyke halo". Sama by si w ogle nie odezwaa. Potrzebowaa tylko potwierdzenia, e mama istnieje. Wybraa numer telefonu, nie namylajc si duej. Liczyli! sygnay. Jeden, dwa, trzy... Halo?

Za pno. Nagle ogarno j nieodparte, rozpaczliwe pragnienie, eby usysze gos matki,

bezszelestnie. zy spyway jej po policzkach. ciskaa kabel telefonu i suchaa cichego bzyczenia po drugiej stronie. Jak wizie w sdzie przed odczytaniem wyroku.

Gos matki. I ju po wszystkim, ale to Poppy nie wystarczyo Siedziaa, starajc si oddycha

- Halo? Halo? - Gos matki by monotonny i zmczony, ale nie zniecierpliwiony. Kto, kto wanie straci crk, nie przejmuje si guchymi telefonami. Po chwili kliknicie zasygnalizowao rozczenie. powrotem na wideki.

Poppy przycisna suchawk do piersi i pakaa, koyszc si lekko. W kocu odoya j z Ju wicej tego nie zrobi. To gorsze ni gdyby w ogle nie moga usysze matki. I wcale nie

pomogo jej poradzi sobie z rzeczywistoci.

jest w domu, wszyscy s w do mu, a jej tam nie ma. ycie toczy si nadal, ale ona ju w nim nie zadrcza, co? Moe tak zaja by si czym innym? Przeszukiwaa szafk Jamesa, kiedy drzwi mieszkania si otworzyy. Usyszaa metaliczny brzk kluczy, wic wywnioskowaa, e to James. Ale nagle wyczua, e Odwrcia si. Zobaczya chopaka z popielatymi wosami do ramion.

Miaa wraenie, e znajduje si w dziwnym stanie zawieszenia, kiedy pomylaa, e jej mama

bierze udziau. Nie moe sobie tak po prostu do nich wej. Ty naprawd uwielbiasz si

to nie on. To nie umys Jamesa.

Bardzo przystojny, prawie takiej samej budowy jak James, ale nieco wyszy i moe rok starszy. Mia adny ksztat twarzy, czyste rysy i zoliwe, lekko skone oczy. Posa jej krtki umiech. Ale to nie dlatego si na niego gapia. Jestem Ash. Cze. Nadal si nie mi si - wymamrotaa. - Powiedziae: S i ze czary". Wic jeste telepatk? Co? Twoje sny si sprawdzaj? Raczej nie. - Natychmiast wzia si w gar. - Suchaj, nie wiem, jak tu wszede, ale... wywali. Ciocia Maddy mi to daa. - Zabrzcza pkiem kluczy. - zakadam si, e James kaza mnie C, najlepsz obron jest dobry atak. gapia.

- A czemu miaby co takiego powiedzie? - Splota rce na piersiach. prawie na zote.

Rzuci jej szelmowskie, drwice spojrzenie. W tym wietle jego orzechowe oczy wyglday

- Bo jestem zy - odpowiedzia po prostu. dobrze.

Poppy usiowaa przywoa na twarz wyraz susznego oburzenia, jak Phil. Nie wyszo jej za

James wie, e tu przyszede? Gdzie on jest? komu wntrze. Co to by za sen?

Nie mam pojcia. Ciotka Maddy daa mi klucze podczas Obiadu, a potem pobiega urzdza Poppy tylko pokrcia gow. Usiowaa zebra myli. James teraz prawdopodobnie chodzi i

szuka matki. Kiedy ju j znajdzie, dowie si, e Ash tu jest, i natychmiast wrci. Czyli... powinna

zaj Asha do powrotu Jamesa. Ale jak? Nigdy nie prbowaa by czarujca i ujmujca dla

chopakw. I martwia si, eby nie powiedzie za duo, eby zdradzi. Hm... W razie wtpliwoci, zamykaj oczy i skacz na gbok wod. jednak nie byy orzechowe, tylko szare, jak Jamesa. Znasz jakie dobre kaway o wilkoakach? - spytaa. Rozemia si. Mia miy miech, a oczy Jeszcze mi nie powiedziaa, jak masz na imi, mata jasnowidzko. Poppy - rzucia odruchowo i od razu poaowaa. A jeeli pani Rasmussen wspomniaa, e posza zamkn drzwi. wanie zmara przyjacika Jamesa o imieniu Poppy? eby opanowa zdenerwowanie wstaa i

Dobre imi dla lamii - stwierdzi. - Nie rozumiem tej dziwnej mody na ludzkie imiona, a ty? krew by zalaa, gdyby ktrej nagle zachciao si zosta Susan".

Mam trzy siostry i wszystkie nosz normalne, dawne imiona. Rowan, Kestrel i Jade. Mojego tat

A Maddy"? - spytaa Poppy zaintrygowana. Co? To skrt od Madder.

Oczywicie nie twierdz, e mam co przeciwko Jamesowi - powiedzia Ash, ale z tonu jego gosu wyranie wynika to, e owszem, ma co przeciwko Jamesowi. - Wy, tutaj, w Kalifornii yjecie inaczej. Musicie wtapia si w tum, bardziej uwaa. A jeeli imi, ktre nosi robactwo, Oj, tak, to robactwo - przyznaa od niechcenia Poppy. On si ze mnie nabija, mylaa. Miaa nieodparte wraenie, e Ash wie wszystko. Ogarnita niepokojem musiaa si ruszy. Podesza do sprztu stereo Jamesa. winylow pyt. - To powane jump-up jungle. A to wspaniay industrialny omot. I naprawd dobry acid house, z odrobin madcore'u...-Teraz zepchna go do obrony. Nikt nie mg jej powstrzyma, kiedy wpadaa w taki trans Otworzya szeroko oczy i patrzc na niego, trajkotaa jak szalona. popularne. No, a z drugiej strony, i eurodance... lekko szkliste. Zamruga. Lubisz jak robaczyw muzyk? Techno? Acid jazz, Trip-hop? Jungle? - Pomachaa Chyba. jako w tym pomaga... - Wzruszy ramionami.

Poppy nie wiedziaa, co to jest madder". Jaka rolina?

Powiedziaabym, e wraca freestyle. Na razie zupenie undergroundowe, ale robi si Ash siedzia na naroniku z wycignitymi dugimi nogami. Oczy zrobiy mu si granatowe i Skarbie - wtrci si w kocu. - Bardzo mi przykro, e ci przerywam, ale

musimy porozmawia.

-Musiaa wzi oddech. Ash wykorzysta t chwil. -

- Ten rodzaj klawiszy jak zza grobu i dwiki niczym jki troli sprawiaj, e czowiek... Naprawd musimy pogada - owiadczy. - Zanim wrci James.

Poppy bya na tyle bystra, e nie zapytaa, o czym.

Teraz nie miaa jak mu si wywin. Zascho jej w gardle Ash pochyli si, a jego oczy stay

To nie twoja wina - zacz. Co?

si blkitnozielone, jak tropikalne wody. One naprawd zmieniaj kolor, pomylaa Poppy.

e nie moesz ukry swoich myli. Nauczysz si, dotary do niej sowa, ktrych nie wypowiedzia na gos. O jasna... Powinna o tym pamita. Skupi si i ukry myli. Staraa si to zrobi teraz. Daruj sobie. Wiem, e nie jeste lami. Zostaa stworzona nielegalnie. Niegrzeczny James. Nie zaley. Od czego.

byo sensu zaprzecza, wic zadara brod i zmruya oczy. No i co z tego? To Umiechn si.

Od ciebie.

ROZDZIA 14
Lubi Jamesa - oznajmi Ash. - Chocia, moim zdaniem jest troch zbyt agodny dla Poppy poczua si tak jak wczoraj wieczorem, kiedy jej ciau brakowao powietrza.

robactwa, ale mimo wszystko nie chc, eby mia kopoty. A ju na pewno nie tego, eby zgin. - A ty chcesz, eby zgin? - spyta, jakby to byo najbardziej rozsdne pytanie na wiecie. Pokrcia gow. No c... - mrukn. Poppy w kocu wzia oddech. Nie rozumiem. Zabij go, jeeli si o mnie dowiedz? Nie czekaa na odpowied. - Ale nie musz si dowiedzie. O ile im nie powiesz. jak dla niej. Przejdmy do faktw - powiedzia. - W zasadzie jeste dawnym czowiekiem. Zgadza si, byam robalem. Nie bierz tego a tak do siebie. - Spojrza na ni z rozbawieniem. - Liczy si to, kim jeste teraz. Ale co prawda, to prawda. James ci zmieni, nie uzgadniajc tego z nikim. Tak, a poza tym Skd wiesz? Moe mnie zmieni, nic nie mwic? Pogrozi jej palcem. zdradzi ci tajemnic o wiecie nocy, zanim zostaa przemieniona. Prawda? Ash pilnie oglda swoje paznokcie. Wydawao si, e sytuacja jest dla niego rwnie trudna,

Nie, James by czego takiego nie zrobi. Te jego tolerancyjne pogldy o wolnej woli ludzi... chodzi ci o to, eby...

Skoro znasz odpowied, to po co mnie pytasz? - wypalia Poppy spitym gosem. - A jeeli Chodzi o to, e popeni co najmniej dwa powane wykroczenia. A podejrzewam, e trzy. -Znw bysn dzikim uwodzicielskim umiechem. - Musia si w tobie zakocha, e zrobi ca reszt. Co zaczo rozsadza Poppy, jakby w piersiach miaa uwizionego ptaka, ktry usiuje si

wydosta.

Jak moecie wymyla prawa, ktre zakazuj zakochiwaniu si - wyrzucia z siebie. - To chore! Nie rozumiesz dlaczego? Jeste tego najlepszym przykadem. Pod wpywem mioci James wyjawi ci sekret, a pniej przemieni. Gdyby mia do rozsdku i stumi uczucia, caa sprawa zostaaby zduszona w zarodku.

A jeeli nie mona ich stumi? Narzuci ludziom, co maj czu?

Oczywicie, e nie - powiedzia Ash, a Poppy zamara wpatrzona w niego. Teraz ja ci zdradz tajemnic. - Kciki jego warg uniosy si lekko. - Starsi wiedz, e nie s w okazywa swoich uczu, a najlepiej, eby nawet nie przyznawa do nich sam przed sob. Poppy bezradny gest. - No i co teraz? Nie zmieni przeszoci. stanie ci nakaza, co masz czu. Ale potrafi terroryzowa tak, eby nikt nie odway si poddaa si. Rzadko czua si tak skoowana. Ju niczego nie bya pewna, zrobia rozpaczliwy i Nie, ale masz wpyw na teraniejszo. - Zwinnie poderwa si na nogi i zacz kry po pokoju. - Trzeba dziaa. Prawdopodobnie wszyscy tutaj myl, e nie yjesz. Tak, ale... W takim razie rozwizanie jest proste. Musisz trzyma si z daleka od tego miejsca. Najlepiej wyjed gdzie, gdzie ci nikt nie rozpozna, gdzie nikogo nie bdzie obchodzio, czy jeste nowa, czy nielegalna. Czarownice. To jest to! Mam w Las Vegas kuzynki, ktre si tob zajm. Zbieramy si, natychmiast Poppy ju nie krcio si w gowie, tylko dosownie wirowao. Czua si jak zamroczona i byo

jej niedobrze, jakby wanie wysiada z diabelskiego myna w wesoym miasteczku. Co? W ogle nie rozumiem, o czym ty mwisz - wymamrotaa anemicznie. Wytumacz ci po drodze. No, szybko. Chcesz wzi ze sob jakie rzeczy? Poppy Suchaj, w tej chwili nigdzie si nie wybieram. Musz poczeka na Jamesa. Czy ty nic nie rozumiesz? - Ash przesta spacerowa w kko i podszed do Poppy. Jego oczy byy dokd jedziesz. Co? wspczuciem. - Naraasz Jamesa na niebezpieczestwo. Jeste ywym dowodem na to, e popeni przestpstwo. To akurat Poppy rozumiaa. Ale mog poczeka i James wyjedzie ze mn. On by tego chcia. To nie wypali - tumaczy agodnie Ash. - W twoim towarzystwie wszdzie bdzie mu grozi niebezpieczestwo. Porzdnemu wampirowi wystarczy jedno spojrzenie, eby domyli si prawdy. Poppy zmiky kolana. Nie rozumiesz? - spyta znw Ash, Rozoy rce i zacz przemawia niemal ze zielone i hipnotycznie lnice. - Tego wanie nie wolno ci zrobi. James nie moe wiedzie, postawia nogi na pododze. Pokrcia gow, eby si otrzsn.

Nie twierdz, e ty bdziesz bezpieczniejsza, jeeli wyjedziesz - cign rzeczowo. - Jeste, kim

jeste. Ale przynajmniej nikt nie skojarzy z tob Jamesa. Tylko w ten sposb moesz jego ochroni. Kapujesz? Tak. Teraz tak. - Poppy odnosia wraenie, e traci grunt pod nogami. Zapada si, nie w muzyk, ale w lodowat i ciemn prni. Nie miaa si czego chwyci. powicenia... Wiem, e oczekuj wiele, proszc, eby go zostawia. Moe nie jeste zdolna do takiego Poppy dumnie zadara brod. Cho zrozpaczona i oszoomion, odezwaa si z najwysz Po tym wszystkim, co on powici dla mnie? Za kogo ty mnie uwaasz? Ash

pogard, cedzc sowa: pochyli gow.

Jeste odwan ma jasnowidzk. Nie do wiary, e kiedy bya czowiekiem. - Podnis wzrok. - Wic jak, pakujesz si - spyta ywo. Za bardzo nie mam co pakowa - odpara Poppy powoli, bo poruszanie si i mwienie ale musz zostawi Jamesowi list. Nie, nie - zawoa Ash. - Nie moesz. No bo przecie... - doda , kiedy spojrzaa na niego ...James jest taki szlachetny, zakochany.. Jeli mu napiszesz, dokd jedziesz, to zaraz ruszy za Tob. I co wtedy? Poppy pokrcia gow. Ja... dobra. - Nie przestajc krci gow, poczapaa do sypialni.

sprawiao jej bl. Posza do sypialni tak, jakby stpaa po rozbitym szkle. - Waciwie prawie nic,

ze wszystkich si staraa si osoni swoje myli. Wyobrazia sobie wok nich kamienny mur. Na wcinicie do worka spodni od dresu, koszulki i biaej sukienki wystarczyo jej trzydzieci sekund. Pniej wzia ksik z nocnej szafki i pisak z szuflady. Wydara tytuow stron i Kochany Jamesie! Bardzo ci przepraszam, ale gdybym zostala, eby ci to wytumaczy, na pewno prbowaby mnie powstrzyma. Dziki Ashowi zrozumiaam prawd - dopki bd przy tobie, naraam twoje ycie na niebezpieczestwo. A nie mog tego robi. Umarabym, gdyby przeze mnie co ci si stao. Naprawd. Teraz wyjedam. Ash zabiera mnie gdzie daleko std, gdzie mnie nie znajdziesz. Gdzie nikt si nie zorientuje, kim jestem. Bd tam bezpieczna. A ty bdziesz bezpieczny tutaj. I chocia nie bdziemy razem, tak naprawd nigdy si nie rozstaniemy. Kocham Poppy. zacza szybko bazgra:

Nie miaa siy duej si z nim kci, ale te nie zamierzaa sucha jego rad. Zamkna drzwi i

ci. Na zawsze. Ale musz to zrobi. Prosz, poegnaj ode mnie Phila. Twoja bratnia dusza, Podpisujc si, skropia kartk zami. Pooya j na poduszce i wysza do Asha. No ju, ju. Nie pacz. Robisz, co trzeba. - Otoczy j ramieniem. Poppy, zbyt mocno Jedno pytanie. - Spojrzaa na niego. - A ciebie nie bd naraa na niebezpieczestwo? Przecie kto moe pomylaam e to ty zrobie ze mnie nielegalnego wampira. Spojrza na ni duymi, powanymi oczami. Teraz niebieskofioletowymi. pogrona w rozpaczy, nie uwolnia si z objcia.

Podejm to ryzyko. Mam dla ciebie wielki szacunek.

James przeskakiwa po dwa stopnie, wysyajc przed siebie myli. Nie chcia wierzy w to, co

mwiy mu zmysy. Na pewno tam jest. Na pewno... Zacz wali do drzwi, jednoczenie wsuwajc klucz w zamek. Poppy! Poppy, odpowiedz mi! Poppy! - krzycza w duchu zaglda do kadego pomieszczenia, a serce bio mu w piersiach coraz mocniej i mocniej. Nie byo jej worka, ubra. Nie byo Poppy. W kocu opar si o szyb w salonie. Widzia ulic - ani ladu Poppy. Ani Asha. to, eby si dowiedzia, kiedy w kocu j zapa - e Ash jest ju w El Camino i kilka godzin temu pojecha do jego mieszkania. Z kluczem. Znalaz si sam na sam z Poppy. przepisy drogowe. Ale nie zdy. I James od razu zadzwoni do domu. Nikt nie odebra. W drodze powrotnej ama wszelkie Ash, ty padalcu. Jeeli jej co zrobisz, choby dotkniesz... Jeszcze raz obszed mieszkanie, List. Chwyci go i zacz czyta. Z kad linijk robio mu si coraz zimniej. Kiedy dotar do koca, by zimny jak ld i gotowy zabi. Mae okrge plamki rozmazay pisak. zy. Za kad jedn porachuje Ashowi koci. Starannie zoy list i schowa do kieszeni. Wyj kilka rzeczy z szafki i schodzc klatk Wszystko przeze mnie, pomyla rozpaczliwie. Cale popoudnie ugania si za matk. Tylko po Kiedy ju przekroczy prg, otoczya go pustka, ale nadal nie wierzy. Biega po mieszkaniu,

prbujc zrozumie, co si stao. W sypialni zauway bia kartk na jasnobrzowej poduszce.

schodow, zadzwoni z komrki. Mamo, to ja - odezwa si, kiedy usysza sygna automatycznej sekretarki. - Wyjedam na kilka dni. Co mi wypado. Gdyby widziaa Asha, daj mi zna. Chc z nim porozmawia. Nie powiedzia prosz". Wiedzia, e jego gos jest ostry, szorstki. I dobrze. Mia nadziej, e jego ton przerazi matk. Poczu, e byby w stanie zaatwi rodzicw i wszystkich Starszych wiata nocy. Posaby ich na stos. Przez ostatni tydzie przechodzi cik prb. Zmierzy si ze mierci i odnalaz mio. Sta si dorosy. A jego gucha wcieko zmiotaby kad przeszkod stojc na drodze do Poppy. Wykona jeszcze kilka telefonw, zrcznie i wprawnie czy przypadkiem Ash tam si nie pojawi. I do kilku innych klubw czarnych kwiatw, chocia dokd? Niech ci diabli, Ash. Dokd?

prowadzc integr po ulicach El Camino. Zadzwoni do Czarnego Irysa, eby si dowiedzie, podejrzewa, e niczego si nie dowie. Poppy napisaa, e Ash zabra j bardzo daleko. Ale

myla tylko o siostrze, ktra by moe oglda te same programy... albo gryzie ludzi. Usysza pisk opon hamujcego samochodu. Zerwa si na rwne nogi. Dziwne, ale nie mia adnych Co jest? - Otworzy drzwi, kiedy James znalaz si na ganku. wtpliwoci, kto to, widocznie zacz rozpoznawa warkot silnika integry.

Phil gapi si w telewizor, waciwie nic nie widzc. Jak mogo go cokolwiek interesowa, kiedy

Chod. - James ju szed z powrotem do samochodu. Kierowaa nim jaka miertelna energia,

sia, nad ktr nie panowa i ktrej Phil nigdy wczeniej nie widzia. Czysta furia, cudem powcigana. Co si stao?

Poppy zagina! James wrzeszcza, jakby go nie obchodzio, e kto moe usysze. Po chwili do Phila dotaro znaczenie sw Jamesa. Jak to zagina... - Doskoczy do drzwi i je zatrzasn. Znw podbieg do integry. Jak to: zagina? - spyta Phil, wskakuj na siedzenie pasaera. James Zabra j gdzie mj kuzyn Ash. Jaki Ash? Nieywy - warkn James. Phillip wiedzia, e wcale nie chodzi o to, e Ash jest zombie. Dokd j zabra? Nie wiem - wycedzi James. - Nie mam pojcia. Dobra. Dobra. - Phil gapi si przez chwil. Nie rozumia, o co chodzi, ale wiedzia jedno. James jest za bardzo rozwcieczony i dny zemsty, eby myle logicznie. Jak inaczej wytumaczy to, e pdzi setk po osiedlowych uliczkach, nie mia pojcia, dokd jecha. Dziwne, Phil czu si w miar spokojnie. Przez ostatni tydzie to on zachowywa si jak wariat, a James hamowa Dobra, suchaj - odezwa si. - Po kolei. Najpierw zwolnij, okay? Cakiem moliwe, e jedziemy dokadnie w przeciwnym kierunku, ni powinnimy. W porzdku, a teraz opowiedz mi o Ashu. Dlaczego zabra Poppy? Porwa j? James zdj nog z gazu. Nie. Nakoni do wyjazdu. Wmwi jej, e siedzc tu, naraa mnie na niebezpieczestwo. Tylko tak mg j przekona, eby z nim pojechaa. - Trzymajc kierownic jedn rk, wycign z kieszeni zoon kartk i poda Philowi. Phil przeczyta list i przekn lin. Zerkn na Jamesa tpo wpatrujcego si w drog. Czu emocje. Ale Phil zawsze w obliczu czyje histerii zdawa si na wasny rozsdek. To miao znaczy, e Ash bdzie nieywy, zupenie nieywy i to cakiem niedugo. odpali silnik. Phil rozejrza si gorczkowo. Na ulicy nie byo nikogo, ale drzwi do domu stay otwarte. A

si zakopotany, e wkroczy na prywatny teren, zawstydzony pieczeniem w oczach. Twoja bratnia dusza, Poppy". No, no.

Ona ci strasznie kocha - wydusi z siebie niezdarnie. - Dobrze, e si ze mn poegnaa. -Starannie zoy list i wsun go pod dwigni rcznego hamulca. James wzi kartk i schowa z powrotem do kieszeni. dlaczego?

Ash wykorzysta uczucia Poppy, eby j zabra. Jak mao kto potrafi manipulowa innymi. Ale Po pierwsze, uwielbia dziewczyny. On rzeczywicie moe uchodzi za Don Juana. - James

spojrza na Phila zadziornie - I jest z ni sam. A po drugie, lubi si zabawia. Jak kot mysz.

Komu? - Phillip zamar. I co??

Przez chwil si ni pobawi, potem j odda.

Starszym. Komu z wadz, kto bdzie wiedzia, e Poppy bezprawnie jest wampirem. Wtedy j zabij.

Chwileczk. Twj kuzyn zamierza odda Poppy, eby j zabili? Takie prawo. Kady porzdny wampir postpiby tak samo. Moja wasna matka zrobiaby to bez chwili wahania - doda z gorycz. spojrza na niego. gazu. A on jest wampirem. Ten Ash - odezwa si gupio Phil. James Wszyscy moi kuzyni s wampirami. - Zamia si krtko. Jego twarz si zmienia. Nagle doda Do cholery, tam by znak stopu! - wrzasn Phil. James wcisn hamulec i zawrci na rodku ulicy. Przejecha po czyim trawniku. Co jest? - spyta nerwowo Phil, cay czas przytrzymuj si deski rozdzielczej. James Wanie mnie olnio, wiem, dokd pojechali. Powiedzia e zabierze j w bezpieczne Wic s z ludmi? miejsce, gdzie ludzie si nie zorientuj, kim ona jest. Ale wampiry tak. mia nieobecny wyraz twarzy.

Phil chwyci si deski rozdzielczej.

Nie. Ash nienawidzi ludzi. Wemie j do takiego miejsca w wiecie nocy, gdzie jest kim wanym. A najblisze miasto kontrolowane przez wiat nocy to Las Vegas. Philowi opada szczka. Las Vegas? Omal nie parskn miechem. Nieze bujdy. Mylaem, e tam rzdzi mafia - powiedzia. Zgadza si - odpar James powanym tonem, gwatowni skrcajc na zjazd na autostrad. Ale przecie to due miasto. Waciwie wcale nie. Zreszt niewane. Wiem, gdzie s. Nie wszyscy moi kuzyni to wampiry. Mam te kuzynki... czarownice. Phil zmarszczy czoo. -Tylko e inna.

Co ty nie powiesz. Jak to zaatwie?

Nic nie zaatwiaem. Moi pradziadkowie si tym zajli, kiedy czterysta lat temu. Zorganizowali ceremoni wizw krwi z rodzin czarownikw. Nie jestemy z nimi spokrewnieni. To jak przyszywana rodzina. Pewnie nawet nie przyjdzie im do gowy, e Poppy zostaa wampirem nielegalnie. Do nich pojedzie Ash. To przyszywani krewni - powiedzia Ash. Prowadzi zotego mercedesa Rasmussenw, ktrego podobno wcisna mu ciotka. - Nie bd wobec ciebie podejrzliwi. Czarownicy nie rozpoznaj cech nowego wampira.

Dookoa roztacza si zupenie ulicy krajobraz - pustynia nie bya taka brzowa, jak wyobraaa sobie Poppy. Raczej szaro-zielona, z zielono-szarymi kpami. Drzewa Jozuego wyglday przepiknie. Do tej pory nie widziaa roliny z takimi czukami. Prawie wszystko, co tu roso, miao ciernie. Okolica wietnie nadawaa si na miejsce wygnania. Poppy poczua si tak, jakby zostawiaa za sob nie tylko dawne ycie, ale te wszystko, co wydawao jej si znajome. - Zajm si tob - obieca agodnie Ash. Poppy nawet nie drgna powieka.

Poppy wpatrywaa si w horyzont. Zapada zmierzch, czerwone soce zachodzio za nimi.

Phillip najpierw zobaczy Nevad - lini wiate w ciemnoci. W miar jak zbliali si do

granicy stanowej, wiata zamieniay si w szyldy z mrugajcymi, zlewajcymi si neonami. Whiskey Pete's. Buffalo Bill's. Prima Donna. I w takie miejsce zabra Poppy jaki facet z reputacj Don Juana? Jed szybciej - nakaza Jamesowi, kiedy znaleli si ju w ciemnej i bezksztatnej pustyni. -Dalej, to auto wyciga sto osiemdziesit. Jestemy. Las Vegas - poinformowa Ash takim tonem, jakby dawa jej w prezencie cale miasto.

si po chwili, kiedy autostrada skrcia. Oczarowana patrzya na mienic si kaue w paskiej niecce midzy grami. Mimowolnie ogarno j podniecenie. Zawsze chciaa zwiedza wiat. Odlege miejsca. Egzotyczne ldy. Byaby zachwycona, gdyby tylko obok niej siedzia James. Jednak z bliska miasto nie wygldao tak cudownie jak z oddali. Kiedy Ash zjecha z autostrady, Poppy znalaza si w wiecie jaskrawego koloru, wiata, ruchu i marnej tandety. Nie wtpi - mrukna Poppy, przygldajc si ulicy. przed wejciem. Oczy sfinksa miotay laserowymi strumieniami. Po drugiej sta obskurny zajazd z Wic to jest wiat nocy - odezwaa si z cynicznym rozbawieniem w gosie, dziki ktremu Ee, to dla turystw - odpar Ash. - Mona tu zrobi dobry interes i zaliczy kilka niezych imprezek. Ja ci poka prawdziwy wiat nocy, ale najpierw zamelduj si kuzynkom. Poppy zastanawiaa si, czy mu powiedzie, e wcale nic chce, eby pokazywa jej wiat nocy. poczua si bardzo dorosa. szyldem: Pokoje 18". Po jednej stronie miaa masywny czarny hotel w ksztacie piramidy, z ogromnym sfinksem To Strip - oznajmi Ash. - Tu s wszystkie kasyna. Nie mu drugiego takiego miejsca.

Poppy nie widziaa miasta, jedynie wiato w chmurach. To una nad Las Vegas, zorientowaa

Co zaczynao j niepokoi w Ashu. Zachowywa si tak, jakby zabra j na randk, a nie wywozi na zesanie.

nawet gupich osiemnastu dolarw na ten lichy motel.

Ale to jedyna osoba, jak tu znam, uwiadomia sobie z alem. A przecie nie mam pienidzy,

brakowa tchu. Ale nie bya ogupiaym, bezmylnym zwierzciem jak wczoraj w nocy. Nie chciaa napada na ludzi z ulicy. To tutaj - powiedzia Ash.

Martwio j jednak co gorszego. Od jakiego czasu odczuwaa gd, a teraz zaczynao jej

Wjechali w boczn uliczk, ciemn i nie tak zatoczon jak ulice Strip.

Otaczay ich wysokie budynki ze cianami z pustakw. Niebo przesaniay rzdy linii

Dobra, sprawdz najpierw, czy s.

energetycznych. Ash zapuka do jaki drzwi bez klamki. Nie byo na nich te adnego oznaczenia, tylko niezdarne graffiti. Czarna dalia. Poppy wpatrywaa si w kontener na mieci, usiujc zapanowa nad oddechem. Wdech,

wydech. Powoli i gboko. Nic si nie dzieje, powietrza nie brakuje. Tylko ci si wydaje, e nie ma tlenu. Drzwi si otworzyy i Ash skin na ni gow.

To jest Poppy. - Obj j ramieniem, kiedy wczapaa do rodka. Miejsce przypominao sklep z zioami, wiecami i krysztaami. I mnstwem innych dziwnych rzeczy, ktrych nie rozpoznawaa. Rekwizyty czarownic. Blaise - zjawiskowa dziewczyna z gstymi ciemnymi lokami i atrakcyjnymi krgociami. Thea

A to moje kuzynki, Blaise i Thea.

- szczuplejsza, z blond wosami. Obie znikay Poppy z pola widzenia, bo zamazywa jej si obraz przed oczami. Cze. - Byo to najdusze powitanie, na jakie moga si zdoby. wspczuciem w brzowych oczach. Ja? Nic. - Sprawia wraenie zaskoczonego, jakby dopiero teraz zauway powany stan swojej towarzyszki. Najwyraniej nie przejmowa si samopoczuciem innych. Chyba jest godna. Lecimy, eby si napia... O, nie. Nie tutaj. Poza tym ona nie da rady - stwierdzia Thea. - Chod, Poppy. Zrobi dla ciebie wyjtek. Poppy nie protestowaa. Nie bya w stanie myle, poza tym bolaa j caa grna szczka. Ju na samo sowo pi" wyduay jej si zby. Potrzebuj... Musz... Ale nie wiedziaa jak. W lustrze pochwycia swoje odbicie srebrne oczy i Wzia Poppy pod rk i wprowadzia do drugiego pomieszczenia za zason z paciorkw.

Ash, co z tob? Przecie ona jest chora. Co jej zrobie? - Thea spogldaa na Poppy ze

dzikie ky. Nie chciaa znw zachowa si jak zwierz, naskoczy na The i dopa jej do garda. Ale nie moga spyta, jak ma si poywi, bo wydaoby si, e jest nowym wampirem. Staa, drc.

ROZDZIA 15

agodnoci i rozsdku dodawaa jej powagi. - Usid. Tutaj. - Posadzia Poppy na podniszczonej

- Nie krpuj si - powiedziaa Thea. Wygldaa na rwieniczk Poppy, ale bijca od niej aura

kanapie i wycigna nadgarstek.

Poppy przez chwil wpatrywaa si w niego, a w kocu sobie przypomniaa. Jamesa dajcego

jej krew ze swojej rki. Wic to tak trzeba zrobi. W przyjazny i cywilizowany sposb. Widziaa

blade niebieskie yy pod skr. Ten widok pozbawi j resztek wahania. Odezwa si instynkt. Chwycia rk Thei. Zanim si zorientowaa, ju pia krew. Ciep sono-sodk substancj. Dajc ycie i wybawienie od blu. Z rozkoszy a chciao jej si paka. Nic dziwnego, e cudownego pynu. wampiry nienawidz ludzi, pomylaa ponuro. Ludzie nie musz polowa, s peni tego Ale przecie Thea nie jest czowiekiem, zauwaya inna cz jej umysu. Tylko czarownic. A

jej krew smakuje dokadnie tak samo jak ludzka. Kady zmys Poppy to potwierdza. Wic kontrolowa, eby wiedzie, kiedy przesta Daa rad. Uwolnia nadgarstek Thei, opara si i z Wanie wtedy uwiadomia sobie, e cay czas odgradzaa swoje myli. Nie nastpio psychiczne umiejtno wampira. Szybciej ni przypuszcza James czy Ash. odzyskaa pewno siebie - na tyle, eby umiechn si do Thei. - Dzikuj - powiedziaa. podejrzewaa. - Nie ma sprawy. - Wyprostowaa rk, krzywic si lekko. sklepu. Poza kanap znajdowao si w nim niewiele rzeczy: telewizor i kilka krzese, a po drugiej stronie duy st z poncymi wiecami i kadzidem. uczniom. Poppy wreszcie rozejrzaa si po pokoju. Pomieszczenie bardziej przypominao salon ni cz Thea odwzajemnia umiech, jakby uznaa Poppy za dziwn, ale mi posta. Chyba nic nie

czarownicy s ludmi, ale z niezwyk moc, pomylaa Poppy. Ciekawe. Musiaa si lekkim zakopotaniem oblizaa wargi. Nie miaa odwagi spojrze w brzowe oczy dziewczyny. zespolenie jak wtedy kiedy wymieniaa si krwi z Jamesem. To znaczy, e ju posiadaa jedn

Poczua, e ma w sobie tyle energii, e mogaby odtaczy skoczny taniec niderlandzki. I

To sala wykadowa - wyjania Thea. - Babcia odprawia tu czary i pozwala przyglda si A w drugiej czci jest sklep - zagadna Poppy ostronie, jakby nie bya pewna, co powinna Tak. Pewnie ci si wydaje, e nie ma tu tyle czarownic, eby taki interes mg si krci, ale wiedzie. Thea nie wygldaa na zaskoczon.

zjedaj si do nas z caego kraju. Babcia cieszy si saw. A jej uczniowie duo kupuj. Poppy

skina gow, okazujc naleyte zainteresowanie. Nie miaa odwagi zadawa kolejnych pyta, ale jej lodowate serce odrobin si rozgrzao. Jak wida, nie wszyscy ludzie nocy s niemili i li. odnajdzie w tym wiecie nocy. Czua, e zaprzyjaniaby si z t dziewczyn, gdyby miaa moliwo. Moe jednak jako si Jeszcze raz dziki - wymruczaa agodnie.

Na zdrowie. - Znw si umiechna. - Ale nie pozwalaj eby Ash doprowadza ci do takiego stanu. Jest strasznie nieodpowiedzialny.

Ranisz mnie, Theo. I to potwornie. - W progu sta Ash. jedn rk przytrzymujc zason z paciorkw. - Ale skoro ju o tym mowa, ja te si czuj lekko osabiony... - Unis wysoko brwi. Id si utop - odparta Thea sodkim gosem. Ash zrobi niewinn i tskn min. Tylko troszk. Troszeczk. yczek... Taka adna biaa szyja... Czyja? - Blaise wkroczya do sali wykadowej przez drug poow zasony z paciorkw. Stana na rodku i zarzucia dugimi czarnymi wosami, najwyraniej przyzwyczajona do tego, e to na niej skupia si caa uwaga. jasnowidzka caa jest adna i biaa.

Wasza - wybrn sprytnie Ash. Nagle przypomnia sobie o Poppy. - Oczywicie ta maa Blaise spochmurniaa. Wpatrywaa si w Poppy uporczywie i dugo. Z niechci i...

podejrzliwoci. Rodzc si podejrzliwoci. szko.

Poppy to wyczuwaa. Myli Blaise byy przejrzyste, ostro i niebezpieczne jak potuczone

Nagle Blaise znw si umiechna.

Domylam si, e przyjechae na imprez? - Spojrzaa na Asha. Nie. Na jak imprez? witojask, a niby jak. - Blaise odetchna ca piersi, eby podkreli gboki dekolt bluzki. - U Thierryego. Wszyscy tam bd. ciemny blask. Nie dam rady. Sorry. Chc pokaza Poppy miasto. To poka, a pniej przyjd na imprez. I tak rozkrci si dopiero po pnocy. - Blaise wpatrywaa si w Asha z dziwnym uporem. Zagryz warg i z umiechem pokrci gow. Pod tymi sowami kryo si co wicej. Poppy miaa wraenie, e Ash i Blaise przesyaj W takim razie miej zabawy. - Thea posaa Poppy przelotny umiech, kiedy Ash Zobacz - powiedzia. - Zaley, czy si wyrobi. Propozycja najwyraniej wydala si Ashowi kuszca. W pmroku sali jego oczy rzucay

sobie ukryt wiadomo. Ale nie telepatycznie, wic Poppy nie potrafia jej odczyta. wyprowadza j na zewntrz. -

Ash patrzy przed siebie na Strip. Jak si pospieszymy, to zdymy obejrze wybuch wulkanu, powiedzia. Co to za impreza witojaska? - spytaa po chwili. Z okazji letniego przesilenia. Najduszego dnia w roku. To w wiecie nocy wasze wito. Jak Dzie wistaka dla ludzi. Czemu? To magiczna pora. Zabrabym ci, ale to by byo niebezpieczne. Thierry jest Starszym wrd ze rodka byskao i czerwone wiato. Ash zaparkowa na dwch miejscach wzdu ulicy. wampirw. A oto wulkan. Pokaza miejsce przed hotelem. Po zboczach wulkanu spywaa lawa. a Poppy zerkna na niego, ale nie podja tematu.

Zobacz, std mamy wietny widok - ucieszy si. - A wygod jak w domu.

Wulkan wydawa haaliwe odgosy. Poppy z niedowierzaniem przygldaa si supowi ognia,

ktry wystrzeli wysoko. Ogie by prawdziwy, a od niego zapalia si lawa. Po czarnej skale staczay si czerwone i zote pomienie, a cae jezioro u podna stano w ogniu. Intrygujce, no nie? - wyszepta jej Ash do ucha. Hm... to... Emocjonujce? - dry. - Niesamowite? Podniecajce? Mwi sodkim i hipnotycznym gosem, gaszczc j po plecach. Usid tutaj... wymrucza - ...o wiele lepiej bdziesz widziaa. Mnie cisk nie przeszkadza. Delikatnie, ale stanowczo przysun Poppy bliej siebie. Jego oddech mierzwi jej wosy. Poppy wbia mu okie w odek. Ej! - jkn. Poppy si nie odezwaa.

Chyba naprawd go zabolao. I dobrze, pomylaa Poppy. Opuci rk i patrzy na ni

Czemu to zrobia?

rozalonymi brzowymi oczami.

Bo czuam tak potrzeb - odpara butnie Poppy. Ttnia w niej wiea krew i miaa si walczy. - Suchaj, Ash nie wiem, skd ci przyszo do gowy, e jestem tu z tob na randce. W kadym razie teraz ci informuj, e nie jestem. Przechyli gow i umiechn si bolenie. W yciu! Nie interesuj mnie inni faceci. Skoro nie mog mie Jamesa... - Przerwaa, eby No, moe akurat nie w tej chwili, ale... uspokoi gos. - Nie chc nikogo innego - dokoczya stanowczo. - Nikogo. Nigdy. - Nie wiedziaa, jak mu to wyjani. Nagle j olnio. - Syszae o pokrewiestwie dusz? O, nie. Tylko nie te brednie. Ash otworzy usta, zamkn i znw otworzy. Po prostu za mao mnie znasz - wyjani. - Kiedy si lepiej poznamy...

Tak. James jest moj bratni dusz. Przykro mi, jeeli brzmi gupio, ale taka prawda. Ash Mwisz serio. Tak. I to twoje ostatnie sowo? Tak. - Dobra. Powinienem wiedzie. - Zachichota, jakby wymiewa sam siebie. zachowywa si czarujco, chocia nadal bi od niego chd, jakby pod skr pyna mu lodowata rzeka. Najwyraniej jednak nie straci wietnego nastroju. Poppy poczua ulg. Baa si, e bdzie wkurzony i zacznie si na niej wyywa. A jednak Znw si rozemia, westchn i spojrza w gr. , pooy sobie rk na czole i wybuchn miechem.

Dobra - powtrzy. - Skoro romans odpada, chodmy na imprez. Mwie, e jest niebezpieczna? -Przepraszam. May wybieg. - Machn rk. - eby poby z tob sam na sam. - Spojrza na ni z ukosa. Poppy si zawahaa. Nie chciaa i na adn imprez. Ale nie miaa te ochoty by z Ashem

sam na sam.

Moe lepiej zabraby mnie z powrotem do swoich kuzynek?

Na pewno ju poszy si bawi. Nie wydziwiaj, bdzie fajnie. No, zgd si. Przez Poppy przetaczay si fale niepokoju. Ale Ash sprawia wraenie pokornego i przekonujcego... a poza tym - czy jest inne wyjcie? W porzdku. Ale tylko na chwilk.

Na bardzo krtk chwilk. - Posa jej olniewajcy umiech. Czyli mog by w kadym miejscu Strip - powiedzia James. Przykro mi - westchna Thea. - Mogam si domyli, e Ash co knuje. Ale eby tak powiedzie, e nie bya nim zainteresowana. Jeeli myli, e j poderwie, to si zdziwi. Tak, odpar w duchu James. Ona te si zdziwi. Ash zatrzyma Poppy tylko do czasu, kiedy ma nadziej, e si z ni zabawi. A jak si zorientuje, e nic nie wskra... Serce walio mu jak motem i dzwonio mu w uszach. Asha, ale powiedzia, e chce pokaza Poppy miasto. - Thea uniosa palec. - Czekaj, moesz sprawdzi na imprezie. Ash wspomnia, e wpadnie pniej. A kto urzdza t imprez? - spyta w kocu. Thierry Descouedres. Zawsze organizuje wystawne przyjcia. I jest starszym. Co? Nic, niewane. - James wyszed ze sklepu. - Dziki za pomoc. Bd w kontakcie. James... - Spojrzaa na niego ze wspczuciem. - Moe wejdziesz i usidziesz? Nie Nic mi nie jest - rzuci przez rami. Popdzi do samochodu. Wstawaj - powiedzia. Phil podnis si z podogi midzy przednim a tylnym siedzeniem. I co? Dugo ci nie byo. Chyba? Zamknij si, Phil. - Nie mia siy obrzuca si obelgami Cakowicie skupia si na Poppy. Chyba wiem, gdzie jest Poppy. wygldasz za dobrze... Jamesa a zatkao. Blaise pojechaa z nimi? - spyta. Nie, posza na noc witojask. Prbowaa namwi te Wola nie myle, co wtedy. Podejrzewa szybk wizyt u pierwszego lepszego Starszego.

bezczelnie porwa twoj dziewczyn... - Bezradnie uniosa donie. - Na pocieszenie mog ci

No dobra, to gdzie Poppy?

Jest albo pniej bdzie na imprezie - wyjani szczegowo. - Bardzo duej i penej wampirw. Organizowanej przez Starszego. Idealne miejsce, eby j wystawi. Phil przekn lin. I mylisz, e wanie to chce zrobi Ash? Ja wiem, e to chce zrobi. Moemy nie zdy. No to musimy go powstrzyma. Przyjcie byo nietypowe. Poppy nie moga si nadziwi, e wikszo goci jest w tak To stworzone wampiry - wyjani usunie Ash. Poppy pamitaa, co powiedzia James -

modym wieku. Zaledwie kilku dorosych i mnstwo nastolatkw. -

stworzone wampiry pozostaj w takim wieku, w jakim zmarli jako ludzie, albo sami decyduj, kiedy przesta si starze. Czyli James moe dorasta, a ona zawsze bdzie szesnastolatk. W zasadzie dla niej to bez znaczenia. Ale co na to James? Dziwny widok - dziewitnastolatek powanie gawdzi z maym, na oko czteroletnim,

dzieckiem. Dzieciak byt milutki z lnicymi czarnymi wosami i skonymi oczami, ale w twarzy mia co niewinnego i okrutnego zarazem. wkurza - wyjani wesoo Ash. najbardziej luksusowa prywatna rezydencja, jak Poppy widziaa. A bya przecie i w Bel Ali', i Rozumiem. - Spojrzaa we wskazanym kierunku. Dostrzega dwie wysokie, adne A to Thierry, gospodarz. Starszy. Starszy? Chopak wyglda najwyej na dziewitnacie lat. Jak kady wampir, by pikny Ile ma lat? -wysoki blondyn o melancholijnym spojrzeniu. Sprawia wraenie smutnego. dziewczyny, ale nie miaa pojcia, ktra jest ktr. Beverly Hills. Stali na maej antresoli, poziom wyej ni gwna sala domu, a raczej posiadoci. To bya Zobaczmy. To jest Circe. Znana czarownica. A to Sekhmet, zmiennoksztatna. Lepiej jej nie

Oj, nie pamitam. Dawno temu zosta ugryziony przez ktrego z moich przodkw. W czasach, kiedy ludzie yli w jaskiniach. Czym waciwie zajmuj si Starsi? Poppy mylaa, e Ash artuje. Ale moe jednak nie.

Ustalaj zasady. I pilnuj, eby byy przestrzegane. - Ash umiechn si podejrzanie i spojrza

na Poppy. Czarnymi oczami wa. Wszystko zrozumiaa. Ucieka szybko, ale Ash natychmiast ruszy za ni. Dostrzega drzwi w drugim kocu antresoli; pobiega tam. Niestety, prowadziy na balkon. Wzrokiem zmierzya odlego do ziemi. Nie zdya zrobi kolejnego ruchu, bo Ash chwyci Nie walcz jeszcze, rozpaczliwie doradza jej umys. On jest silny. Zaczekaj na odpowiedni

j za rk.

moment. Zmusia si, eby si rozluni i spojrzaa w ciemne oczy Asha. To puapka... Chcesz mnie wyda. Ale czemu? - wymamrotaa. Umiechn si.

Odrzuci gow do tyu i si rozemia - cudownie, melodyjnie. Poppy zrobio si niedobrze. Jeste czowiekiem - powiedzia. - A w kadym razie powinna by. James le zrobi. Serce Poppy koatao, ale umys miaa zadziwiajco trzewy. Moe cay czas wiedziaa, co zamierza Ash? Moe nawet jest waciwe rozwizanie? Bez Jamesa, bez rodziny nic nie ma znaczenia. Wic James ci te nie obchodzi - zauwaya. - eby si mnie pozby, jeste gotw narazi go na niebezpieczestwo. Ash zastanawia si przez chwil. James sobie poradzi. Najwyraniej to yciowa dewiza Asha - niech kady sobie radzi sam, nikt nikomu nie bdzie Czy rzeczywicie chce y w wiecie nocy, peny takich istot jak Ash czy Blaise?

Blaise te wiedziaa, co knujesz - stwierdzia Poppy w ogle si tym nie przeja. Jej nic nie umknie - przyzna Ash. Chcia jeszcze co doda, ale Poppy dostrzega swoj szans. Sied tu - przykaza Philowi James, zanim zatrzyma samochd. Zajechali przed ogromn bia posiado obsadzon Palmami. James z rozmachem otworzy drzwi. - Sied tu -powtrzy. Bez wzgldu na to, co si bdzie dziao, nie wchod tam. - Wskaza okaza rezydencj. - A jeeli kto zbliy si do samochodu, natychmiast odjedaj. Ale... adnego ale", Phil! Chyba e dzi wieczorem chcesz si pozna ze mierci. otwierajcych si za nim drzwi samochodu. James ruszy szalonym pdem w stron domu. By tak skupiony na zadaniu, e nie usysza - A wygldaa na tak mi dziewczynk - sapn Ash. Wykrca Poppy obie rce za plecami, starajc si znale poza zasigiem jej stp. - Przesta natychmiast, antresol. Byt za silny. Poppy nie moga nic zrobi. Wciga j centymetr po centymetrze z powrotem na Nie ma sensu, lepiej si poddaj, mwi umys Poppy. To na nic. Przegraa. Oczyma duszy Kopna go z caej siy i zacza przechodzi przez porcz balkonu.

pomaga.

ju widziaa ca sytuacj. Siebie postawion przed tumem, wydan na pastw tych wszystkich zgrabnych, przystojnych ludzi nocy. Wyobraaa sobie ich bezlitosne spojrzenia. Melancholijnego faceta, ktremu na pewno zmieni si wyraz twarzy. Stanie si dziki. Wydu mu si zby. Oczy stan si srebrne. A pniej warknie i rzuci si na ni. owak, nie czeka j nic miego. I taki bdzie jej koniec. A moe przestpcw w wiecie nocy skazuje si inaczej. Tak czy

zo, al i poczucie zdrady. Instynktownie. Wrzeszczaa jak dziecko w napadzie histerii.

Ale ja ci tego nie uatwi! - pomylaa. Posaa t myl wprost do Asha, wyrzucajc z siebie

wos nie wypuci jej rk z ucisku. To byo tylko chwilowe osabienie, ale mimo wszystko Poppy szeroko otworzya oczy ze zdziwienia. Zraniam go. Zraniam! psychicznym. Bombardowaniu mylami. W tej samej chwili przestaa zmaga si fizycznie. Ca swoja uwag i energi skupia na ataku

Z t rnic, e osigna efekt, jaki trudno osign krzykiem - Ash si skrzywi. O may

bya woda gniewnie tryskajca z wa straackiego. Zooostaaaaaaaaw mnieeeeeeee!!!! raz. -

Zostaw mnie, ty parszywy wampirzy lizusie! Ash si potkn. Poppy napara mylami, jakby to

Ash cofn rce. Kiedy Poppy wyczerpaa si energia, niepewnie sprbowa chwyci j jeszcze Lepiej nie - odezwa si gos chodny jak stal. Poppy spojrzaa na antresol. James. Serce mao nie wyskoczyo jej z piersi. Rzucia mu si w

Och, James, jak mnie znalaze? Nic ci nie jest? - powtarza tylko. Nic - wyszeptaa w kocu Poppy. Jak cudownie byo znw znale si w jego objciach. Czua Na pewno? Tak, tak. To dobrze. Poczekaj, zabij tego palanta i zwiewamy. Mwi zupenie powanie. Poppy wyczuwaa to w jego mylach, w kadym miniu i cignie ciaa. Chcia zamordowa kuzyna. Uniosa gow, syszc miech Asha. Nie, pomylaa Poppy. Ash tryska energi, wyglda niebezpiecznie i by bardzo rozzoszczony. Szykuje si nieza walka - stwierdzi. si, jakby obudzona z koszmaru zobaczya umiech matki. Ukrya twarz w jego szyi.

ramiona.

Nawet gdyby James zdoa go pokona, na pewno zostaby ranny. I nawet gdyby udao im si wygra wsplnymi siami, ponieliby jakie straty.

Chodmy. - Pocigna Jamesa za rkaw. - Szybko. On gra na zwok. Czeka, a zjawi si tu Nie, nie - powiedzia Ash ze zoliw satysfakcj w gosie - Zaatwmy to jak na wampiry Nie - odezwa si zdyszany znajomy gos. przystao. kto z imprezy - dodaa po cichu.

Czy zawsze musisz postawi na swoim? - skarci go James.

Poppy gwatownie odwrcia gow. Po porczy balkonu zwycisko wspina si brudny Phil.

No, no - odezwa si Ash. - Czowiek w domu Starszego. Co my z tym zrobimy?

Suchaj, kole - zacz Phil, dyszc i otrzepujc rce - Nie wiem, kim jeste, ani co kombinujesz. Ale wcigne moj siostr w jakie bagno, wic chyba mam prawo pierwszy rozwali ci eb. niestosowna ochota, eby si rozemia. Zorientowaa si, e James te rozpaczliwie powstrzymuje miech. Ash zmierzy Phila od stp do gw, pniej z ukosa spojrza na Jamesa. Zapada cisza. Poppy, James i Ash patrzyli na niego. Poppy ogarna naga, zupenie

Czy ten chopak ma pojcie o wampirach? - spyta. O, tak - zapewni James. I zamierza si ze mn bi? A co? - Phil zaciska pici. - To co niezwykego? Znowu wszyscy zamilkli. Poppy wyczuwaa, e Jamesem wstrzsaj dreszcze. Z trudem powstrzymywa si od miechu. podziwu spokojnym tonem. Phil jest naprawd silny, kiedy chodzi o jego siostr, - powiedzia w kocu godnym Ash jeszcze raz spojrza na Phila, potem na Jamesa, w kocu na Poppy.

Hm... was jest troje - stwierdzi.

Zgadza si - potwierdzi James, tym razem gronym tonem. C... macie nade mn przewag. Dobra, poddaj si. Podnis rce i po chwili je opuci. -Dalej, zmiatajcie. Nie bd walczy. I nas nie wydasz - dokoczy James. To nie bya proba. l tak nie miaem zamiaru - oznajmi Ash z zupenie niewinn i szczer min. - Mylicie, e przywiozem tu Poppy, eby j wyda, ale naprawd nie chciaem naraa jej na niebezpieczestwo. Po prostu si zabawiaem. To tylko art. Jasne - prychn Phil. Daruj sobie kamstwa - rzuci James. Ale Poppy nie wiedziaa, co o tym sdzi. Patrzya w szeroko otwarte fioletowe oczy Asha, czujc przypywy i odpywy niepewnoci. Trudno byo go nigdy nie mwi. co myli. Jedno jest pewne: to najbardziej irytujca i nieznona osoba, z jak miaa w yciu do czynienia. may pokoik, korytarzem. I nie bdziemy si zatrzymywa. Phillip, chyba e wolisz zej tak jak wszede - doda. Phil pokrci gow. James znw wzi Poppy za rk, ale przystan i odwrci si do Asha. Dobra, znikamy - oznajmi James. - Wyjdziemy teraz bardzo cicho i ostronie przez ten rozgry. Moe dlatego, e mwi to, co faktycznie myli w danej chwili, a moe dlatego, e

si przekonasz, co to bl. Oj przekonasz si.

Zawsze wszystkich miae gdzie. Ale ktrego dnia zacznie ci na kim zalee i wtedy

Ndzny z ciebie prorok - prychn Ash, kiedy James znw si odwrci. - Ale z twojej dziewczyny niezy. Od czasu do czasu moesz spyta, co jej si nio. Co? - James przystan, marszczc czoo.

Ash spojrza na niego, ale Poppy nie moga nic wyczyta z jego cigle zmieniajcych si oczu.

A ty, maa jasnowidzko, lepiej sprawd swoje drzewo genealogiczne. Wysyasz bardzo silne sygnay. - Umiechn si do Poppy ujmujco. - To na razie. Przez nastpn minut James wpatrywa si w kuzyna. Ash skromnie odwrci wzrok.

Poppy liczya uderzenia serca, kiedy obaj stali bez ruchu.

W kocu James si otrzsn i pocign j w stron antresoli. Phil ruszy tu za nimi. Jednak Poppy poczua si bezpiecznie dopiero, kiedy znaleli si na drodze. Spokojnie opucili dom. Nikt nie prbowa ich zatrzyma.

O co mu chodzio z tym drzewem genealogicznym? - spyta Phil z tylnego siedzenia. James rzuci mu dziwne spojrzenie i odpowiedzia pytaniem. Phil, skd wiedziae, gdzie znale Poppy? Widziae j na balkonie? Nie, szedem za krzykiem. Poppy odwrcia si i wlepia w niego wzrok. Za jakim krzykiem? - spyta James. No... Poppy. Zostaw mnie, ty parszywy wampirzy lizusie'". syszeli to wszyscy na imprezie? Nie. No to... O jakim nie mwi Ash? - uci James.

Jakim cudem on to usysza? - Poppy odwrcia si do Jamesa. - Krzyczaam do Asha. Mylisz, e

ni mi si, zanim go poznaam - wyjania zdziwiona. Naprawd? - James mia tak min, jakby nie wierzy wasnym uszom. Tak. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego kaza mi sprawdzi drzewo genealogiczne? czarownik. Hm... podejrzewa, e ty i Phil waciwie nie jestecie ludmi. Wrd waszych przodkw by

ROZDZIA 16

Chyba artujesz - skwitowaa Poppy. Phil Nie, mwi cakiem powanie. Wyglda na to, e jestecie czarownikami drugiej kategorii. e s czarownicy, ktrzy wiedz o swoim dziedzictwie i szkoleni oraz tacy, ktrzy po prostu ...nadprzyrodzone - dokoczy James. - S telepatami, jasnowidzami - cign. W jego gosie Poppy, ty jeste jedn z nich. Dlatego tak szybko przyswoia telepati. I masz prorocze sny. I dlatego Phil mnie usysza - dopowiedziaa. O, nie. Mnie w to nie mieszaj, bez przesady. brzmiay i miech i pacz posiadaj moc. Ludzie mwi o nich, e maj zdolnoci... Pamitasz, co ci kiedy powiedziaem? siedzia z otwartymi ustami.

Jestecie bliniakami - zauway James. - Jeste czarownikiem. Pogd si z tym, Phil. Teraz rozumiesz, dlaczego nie byem w stanie zapanowa nad twoim umysem. O, nie - zaprotestowa Phil. - Nie. - Opad na oparcie fotela. - Nie - powtrzy ciszej.

Ale po kim my to mamy? - zastanawiaa si Poppy. Hm, niby racja, ale...

Jak to po kim"? Po tacie. - Dobieg z tyu saby gos. To prawda. Nie pamitasz? Tata czsto twierdzi, e widzi dziwne rzeczy. e nio mu si co, zanim to si wydarzyo Poppy, on usysza, jak przez sen wolaa Jamesa. Ja te. W takim razie wszystko jasne. To wiele wyjania. Te nasze przeczucia... Ty te je masz, Phil? Tak, przeczuwaem, e James jest odraajcy, i si sprawdzio. Phil... I moe jeszcze kilka innych rzeczy... - doda zrezygnowany. - Wiedziaem, e to James przyjecha dzisiaj po poudniu. Mylaem, e po prostu potrafi rozrnia odgosy silnikw. Poppy draa z zachwytu i zadziwienia, ale James po prostu promienia. Euforia bia od niego jak wystrzelone w powietrze fajerwerki i serpentyny. Co si stao, James? Nie rozumiesz, Poppy? - Z radoci wali w kierownic. - To znaczy, e jeszcze zanim staa si wampirem, bya czowiekiem nocy. Niewiadom czarownic. Masz pene prawo wiedzie o istnieniu wiata nocy. Zawsze do niego naleaa. O rany - wyszeptaa w kocu. A my naleymy do siebie. Nikt nas nie rozdzieli. Nie musimy si ukrywa. Och, James, zjed na pobocze. Chc ci pocaowa. Ale dokd teraz pojedziecie? - spyta Phil, kiedy znowu ruszyli. - Poppy nie moe wrci do Wiem - odpara agodnie. Ju si z tym pogodzia. Dawne ycie si skoczyo. Trzeba budowa nowe. Nie bdziecie przecie si tua z miejsca na miejsce - uparcie dry Phil. Jasne - przyznaa spokojnie Poppy. - Pojedziemy do taty. Idealne rozwizanie. Poppy czua, e domu. Poppy a zabrako tchu.

James w peni si z ni zgadza. Pojad do jej ojca - wiecznie spnionego, niepraktycznego, ale zawsze kochajcego. Do ojca czarownika, ktry nie zdaje sobie sprawy ze swojego dziedzictwa. jakiego miejsca do ycia. I siebie nawzajem. Cay wiat nocy bdzie dla nich otwarty, o ile tylko Prawdopodobnie myli, e jest stuknity, kiedy jego moc si uaktywnia. Potrzebowali tylko zechc go poznawa. Moe kiedy odwiedz The. Zatacz na przyjciu u Thierry'ego.

Pod warunkiem e znajdziemy tat - zauwaya Poppy lekko przestraszona. yciu.

Znajdziecie - uspokoi j Phil. - Wylecia wczoraj wieczorem, ale zostawi adres. Pierwszy raz w Moe co przeczuwa? - zastanawia si James. Jechali przez chwil w milczeniu, a w Tak sobie o czym pomylaem - oznajmi. - Ja nie potrzebuj niczego od wiata nocy. Mnie nie obchodz adne zdolnoci. Chc po prostu y jak czowiek i eby nikt nie mia co do tego kocu Phil odkaszln.

Nie mamy wtpliwoci. Phil - przerwa mu James. - Uwierz mi. Nikt ze wiata nocy nie bdzie ci do niego wciga na si. Rb, co ci si ywnie podoba, byleby unika ludzi nocy i trzyma gb na kdk. Dobra. Jasne. - Chwila ciszy. - C... Wcale nie pochwalam wampirw, ale przyszo mi do gowy, e moe nie s tak zupenie ze. To znaczy... nie traktuj swojego poywienia gorzej ni zagrodach. czasach... ludzie. Jak si zastanowi, co robimy krowom... Wampiry przynajmniej nie hoduj ludzi w No, z tym bywao rnie. - James nagle spochmurnia - Syszaem, e w dawnych Ty si zawsze musisz sprzecza? Ale poza tym pomylaem sobie... e stanowicie cz natury, a Moe to nie ma wikszego sensu. uznaniem.

adnych wtpliwoci.

ona jest, jaka jest. Nie zawsze pikna, ale,.. no, to po prostu natura, i tyle - zakoczy ponuro. -

Dla mnie ma - powiedzia cakiem powanie James. I... dziki. - Przerwa i spojrza na Phila z Poppy zapieky oczy. Jeeli Phil twierdzi, e jestemy czci natury, to nie uwaa nas ju za

Wiecie, a mnie przyszo do gowy, e moe s inne sposoby odywiania, e niekoniecznie trzeba Jest inna ni ludzka - stwierdzi James. - Ale zawsze to jakie rozwizanie. Ja ywiem si A poza tym na pewno s ludzie, ktrym nie przeszkadza... Thea daa mi swoj krew. Moemy poprosi inne czarownice. James nagle umiechn si promiennie. zwierztami. Jelenie si nadaj. Mog by krliki. Oposy mierdz. znienacka napada im ludzi. Czy krew zwierzt nie wystarczy?

nienormalnych. A to wiele znaczy.

Kiedy znaem czarownic, ktra bya bardzo chtna. Miaa na imi Gisele. Ale nie mona ich o No to moe na zmian. Jednego dnia zwierzta, drugiego czarownice. A w weekendy wilkoaki. To ju wolabym oposa! - zaartowa James. Poppy szturchna go w rami. przyzwoitym krwiopijcami. Zastanawiam si tylko, czy musimy by potwornymi krwiopijcami. Moe udaoby si by Moe - powiedzia James cicho, niemal tsknym gosem. to prosi codziennie. Trzeba im da czas, eby doszy do siebie.

Suchaj Poppy. Dobrze mwi - odezwa si powanie Phil z tylnego siedzenia. Sprbujemy razem. Co, James? - zagadna Poppy. Umiechn si do niej. W jego Razem - powiedzia na gos. - Nie mog si doczeka, doda w myli. Chyba zdajesz sobie spraw, co moemy zdziaa dziki twojej telepatii? Poppy patrzya na niego, a poczua buzujcy przypyw ekscytacji. spojrzeniu nie byo nic tsknego, ani nic chodnego, tajemniczego czy skrytego.

Och, James, tak mylisz?

Jestem pewien. Wymiana krwi jest niezwyka z jednego powodu - wyostrza telepatyczne zdolnoci. Ale ty tego nie potrzebujesz maa jasnowidzko. Poppy opara si, eby uspokoi serce, znw bd w stanie poczy si mylami. Kiedy tylko

zechc. Ju sobie wyobraaa, jak przedostaje si do umysu Jamesa. Zlej si w jedno jak dwie krople wody. Stan si jednoci w takim wymiarze, jakiego aden czowiek nie potrafi Ja te nie mog si doczeka. Chyba spodoba mi si bycie czarownic. Phil Jeeli potrzebujecie troch prywatnoci... Niestety to najwyraniej niemoliwe - mrukn James - Skoro ty tu jeste. Nic na to nie poradz - wycedzi Phil przez zby. - To wy krzyczycie. Nie krzyczymy. Podsuchujesz. odkaszln. zrozumie.

Uspokjcie si obaj - przerwaa im Poppy. Czua w sobie ciepo i jasno. - Skoro chcesz nam da troch prywatnoci, to znaczy, e ufasz Jamesowi na tyle, eby zostawi z nim siostr zwrcia si do Phila.

Tego nie powiedziaem. Nie musiae - skwitowaa. Bya szczliwa. wczeniej mylaa, e ju nigdy wicej nie zobaczy tego miejsca. Dochodzia pnoc nastpnego dnia. Godzina duchw. Poppy staa w sypialni matki, chocia

wielka waliza pyt ukradzionych z domu przez Phila. Za kilka minut wyrusz na Wschodnie Wybrzee, do ojca Poppy. Ale najpierw Poppy musi co zrobi. Zakrada si po cichu do wielkiego loa, jak cie, nie budzc picych. Przystana przy nieruchomej postaci matki. Popatrzya na ni, potem przemwia mylami. Na pewno mylisz, e to sen, mamo. Nie wierzysz w duchy! Ale musz ci powiedzie, e u mnie wszystko w porzdku. Jest mi dobrze, czuj si szczliwa i chocia nie rozumiesz, prosz postaraj si uwierzy. Tylko ten jeden raz uwierz w to, czego nie moesz zobaczy. Przerwaa. Kocham ci, mamo. I zawsze bd kochaa. Kiedy wychodzia z sypialni, matka nadal spaa. Umiechaa si przez sen. Do widzenia - wyszeptaa. Wsiada do samochodu. James przez okno poda rk Philowi, ktry ucisn j bez wahania. Dzikuj - powiedzia James. - Za wszystko. To ja dzikuj. - Phil mia drcy gos i umiech. Uwaaj na ni... i na siebie. - Cofn si, mrugajc. Poppy posaa mu causa i odjechali z Jamesem w ciemn noc. Phil sta na dworze przy integrze. Poppy go przytulia, a on odwzajemni ucisk. Z caej siy.

James czeka na zewntrz, w samochodzie wyadowanym rzeczami. Bya tam midzy innymi

CRKI NOCY
ROZDZIA 1

Rowan, Kestrel i Jade - powiedziaa Mary-Lynnette, kiedy mijaa z Markiem stary wiktoriaski dom na farmie. Co? Rowan. Kestrel. Jade. To imiona dziewczyn, ktre si wprowadzaj. - Wskazaa gow dom. W rkach trzymaa skadane krzeso. - Siostrzenice pani Burdock. Pamitasz? Mwiam ci, e maj u niej zamieszka. Nie bardzo. - Mark poprawi ciki teleskop, ktry nis przez wzgrze poronite mcznic. Odpowiada krtko, co znaczyo, e by oniemielony. Mary-Lynnette to wiedziaa. adne imiona - stwierdzia. - Dziewczyny na pewno s urocze, tak mwia pani Burdock. Pani Burdock jest stuknita. No, po prostu ekscentryczna. Wczoraj mi powiedziaa, e jej siostrzenice s pikne. Pewnie, e nie do koca jest obiektywna, ale mwia do konkretnie. Wszystkie pikne, cho kada w zupenie innym typie. Mogy jecha do Kalifornii - wymamrota Mark pod nosem - Powinny pozowa do Vogue'a". Gdzie ci to postawi ? - doda, kiedy znaleli si na szczycie. Tutaj. - Odoya krzeseko. Odgarna stop troch ziemi eby teleskop mia stabilne podoe. Wiesz - rzucia od niechcenia - pomylaam, e moe jutro bymy do nich wpadli eby si przedstawi, przywita... Przesta wreszcie - uci krtko Mark. - Sam potrafi zorganizowa sobie ycie. Jak bd chcia pozna dziewczyn, to poznam. Nie potrzebuj pomocy. Dobrze, ju dobrze. Nie potrzebujesz pomocy. Uwaaj na t tub z obiektywem... I co niby im powiemy? - spyta triumfalnie Mark. - Witamy ci w Briar Creek, gdzie nigdy nic si nie dzieje. Gdzie jest wicej kojotw ni ludzi? Jeeli chcecie si rozerwa, to w soboty wieczorem moecie pojecha do miasta i popatrze, jak w Gold Creek Bar harcuj myszy.. Och, daj spokj - westchna Mary-Lynnette. Spogldaa na swojego modszego brata, oniemielonego promieniami zachodzcego soca. Nikt by si nie domyli, e kiedy Mark chorowa. Wosy mia tak ciemne i lnice jak Mary-Lynnette, a oczy rwnie bkitne, jasne i ywe. Zdrowa opalenizna, rumieniec na policzkach. A jednak jako dziecko by chudy, wrcz kocisty, a kady oddech stanowi dla niego wyzwanie. Chorowa na astm na tyle powanie, e prawie cay

drugi rok ycia spdzi w namiocie tlenowym, walczc o przeycie. Mary-Lynnette, ptora roku starsza siostra, codziennie zastanawiaa si, czy jej brat kiedy wrci do domu. To go zmienio samotne leenie w namiocie; nawet mama nie moga go dotkn. Kiedy ju wyszed, cay czas trzyma si spdnicy matki. Przez wiele lat nie mg uprawia sportw juk inne dzieciaki. Dawne czasy. W tym roku Mark szed do pierwszej klasy liceum, ale nadal by niemiay. A kiedy przyjmowa postaw obronn, wszystkich doprowadza do szalu. Mary-Lynnette miaa nadziej, e ktra z nowych dziewczyn okae si dla niego odpowiednia, troch go rozrusza, i dziki niej nabierze pewnoci siebie. Trzeba to tylko jako zorganizowa... O czym tak mylisz? - spyta podejrzliwie Mark, przypatrujc si Mary-Lynnette. O tym, e dzi bdzie wyjtkowo dobrze wida - odpara sodko - Sierpie to najlepsza pora na ogldanie gwiazd, jest ciepo i nie ma wiatru. O, pierwsza gwiazda, pomyl sobie marzenie. Wskazaa jasny punkcik nad poudniow stron horyzontu. Poskutkowao. Odwrcia uwag Marka. Spojrza w gr. Mary-Lynnette wpatrywaa si w ty jego ciemnej gowy. Jeeli to pomoe, chciaabym, eby si zakocha, pomylaa. Sama te bym chciaa, ale niby jak? Nie ma w pobliu nikogo fajnego. aden z chopakw w szkole - no, moe z wyjtkiem Jeremy'ego Lovetta - nie rozumia jej zainteresowania astronomi. Na og si tym nie przejmowaa, ale czasami czua nieokrelony bl w piersiach. Tsknot za... zrozumieniem. Tak, prosiaby wanie o to - o kogo, z kim mogaby dzieli noc. No c. Mylenie o tym nic nie da. Poza tym troch oszukaa Marka, yczenie wypowiedzieli, patrzc na Jupitera, nie na pierwsz gwiazd. Mark krci gow, maszerujc drog wijc si wrd kruszyny i cykuty. Powinien przeprosi Mary-Lynnette przed odejciem. Nie lubi by dla niej niemiy. Waciwie tylko wobec niej stara si zachowywa przyzwoicie. Ale dlaczego bez przerwy usiuje znale mu dziewczyn? Karze wypowiada yczenia do gwiazd? I tak o niczym nie pomyla. Gdybym jednak mia o co prosi gwiazdy - oczywicie tego nie zrobi, bo to bzdura i gupota - to chciabym, eby si co zaczo dzia. Co dzikiego, pomyla i poczu wewntrzny dreszcz, kiedy schodzi ze wzgrza w gstniejc ciemno. Jade wpatrywaa si w nieruchomy, wieccy punkt nad poudniow stron horyzontu. Wiedziaa, e to planeta. Przez ostatnie dwie noce widziaa, jak lnica kropla przemieszcza si po niebie wraz ze wit malekich iskierek, ktre na pewno s jej ksiycami. Tam, skd Jad przyjechaa, nie byo zwyczaju, eby na widok gwiazdy wypowiada yczenie, ale ta planeta wygldaa jak przyjaciel - podrnik, jak ona. Przygldajc si jej dzisiaj, poczua rodzc si nadziej. Niemal marzenie. Musiaa przyzna, e pocztek okaza si nie najlepszy. Panowaa gucha cisza, z oddali nie dobiega nawet najmniejszy odgos nadjedajcego samochodu. Bya zmczona, zmartwiona i zaczynaa si robi bardzo, bardzo godna. Odwrcia si do sistr. No i gdzie ona jest? Nic wiem - odpowiedziaa Rowan najagodniej, jak moga. - Bd cierpliwa. Moe powinnymy si za ni rozejrze. Nie. - Rowan gwatownie pokrcia gow. -Wykluczone, Pamitaj, co postanowiymy. Pewnie zapomniaa, e przyjedamy - stwierdzia Kestrel. - Mwiam, e dostaje sklerozy. Przesta, to niegrzeczne - upomniaa j Rowan, nadal agodnie, ale przez zby. Rowan zachowywaa si agodnie, kiedy tylko moga. Bya wysok, szczup dziewitnastolatk. Miaa cynamonowo brzowe oczy i wosy w kolorze ciepego brzu, ktre falami opaday jej na plecy. Kestrel skoczya siedemnacie lat; wosy koloru starego zota zdobiy jej gow niczym aureola. Oczy

miaa bursztynowe jak u jastrzbia. Nigdy nie bya agodna. Jad - najmodsza, szesnastolatka- nie przypominaa adnej z sistr. Platynowe wosy wykorzystywaa jak woalk, za kti'm| si chowaa. Miaa zielone oczy i podobno wygldaa pogodnie ale prawie nigdy tak si nie czua. Zwykle bya albo skrajnie podniecona, albo bezgranicznie niespokojna i zdezorientowana. W tej chwili ogarnia j niepokj. Martwia si swoj zniszczon pwieczn marokask walizk ze skry. Ze rodka nic dochodziy adne odgosy. Moe bycie si kawaek przeszy zobaczy, czy im jedzie? Siostry spojrzay na ni jednoczenie. Rowan i Kestrel w niewielu kwestiach si zgadzay, ale jeeli chodzi o Jad, byy jednomylne. Widziaa, e zaraz obie stan przeciwko niej. Sucham? - spytaa Kestrel, lekko odsaniajc zby. Co kombinujesz - stwierdzia Rowan. Jade uspokoia myli i spojrzaa na nie beztrosko. Przynajmniej tak miaa nadziej. Przypatryway si siostrze przez kilka minut, potem zostawiy j w spokoju. Niestety bdziemy musiay i - odezwaa si Kestrel do Rowan. S gorsze rzeczy ni chodzenie - stwierdzia Rowan. Odgarna sobie z czoa niesforny kosmyk orzechowych wosw, rozejrzaa si wok przystanku autobusowego, ktry skada si z trjstronnej oszklonej wiaty i rozpadajcej si drewnianej awki. Szkoda, e nie ma telefonu. No nie ma. A do Briar Creek jest trzydzieci kilometrw. - Ze zocistych oczu Kestrel bia zoliwa satysfakcja. - chyba bdziemy musiay zostawi tu bagae. Nie, nie. - Jad ogarna panika. - Ja mam tu wszystkie... ciuchy chodmy, trzydzieci kilometrw to nie tak duo. Jedn rk chwycia klatk z kotem - wasnej roboty, sklejona z desek i drutw, a w drug wzia walizk. Dopiero kiedy usza spory kawaek, usyszaa chrzst wiru z tyu. Szy za ni Rowan, wzdychajc z rezygnacj, a Kestrel, ktrej wosy lniy w blasku gwiazd jak stare zoto, chichoczc cicho. Jednopasmowa droga bya ciemna i pusta. Harmonijn nocn cisz tworzyy dziesitki agodnych odgosw nocy. Spacer byby cakiem miy, gdyby nie to, e walizka z kadym krokiem stawaa si cisza, a do tego Jad bya godna jak wilk. Doskonale wiedziaa, e nie moe o tym wspomnie Rowan, ale czua si zdezorientowana i saba. Kiedy ju mylaa, e bdzie musiaa postawi walizk i odpocz, usyszaa nowy dwik. To odgos nadjedajcego z tyu samochodu. Warkot silnika sycha byo bardzo wyranie -dlaczego wic tak dugo nie wida auta? W kocu szybko przemkno obok. Po chwili rozleg si chrzst wiru i samochd stan. Kiedy si cofn, Jane zauwaya spogldajcego na ni przez okno chopaka. Na miejscu kierowcy siedzia drugi chopak. Jade przyjrzaa im si badawczo. Byli pewnie w wieku Rowan, obaj mocno opaleni. Ten za kierownic, blondyn, wyglda, jakby od jakiego czasu si nie my. Drugi, szatyn, mia kamizelk woon na goe ciao a w zbach trzyma wykaaczk. Przygldali si jej, najwyraniej tak samo zaciekawieni, jak ona. Kierowca opuci szyb. Podwie ci? - spyta z dziwnie promiennym umiechem. Biae zby kontrastoway z ciemn twarz. Jad spojrzaa na Rowan i Kestrel, ktre wanie j do dogoniy. Kestrel w milczeniu mierzya auto zmruonymi bursztynowymi oczami, okolonymi gstymi rzsami. Oczy Rowan byy bardzo ciepe. Przydaoby si - powiedziaa z umiechem. - Ale jedziemy na farm Burdockw - dodaa niepewnie. - To wam chyba nie po drodze...

Oj, te co, znam to miejsce. To niedaleko - odezwa si ten w kamizelce, nie wyjmujc z ust wykaaczki. - A zreszt czego si nie robi dla kobiety - doda, najwyraniej silc si na rycersko. Wysiad z samochodu. - Jedna moe usi z przodu, a ja usid z tyu z dwiema. Mam farta, co? - zwrci si do kolegi. Masz. - Kierowca znw umiechn si promiennie Klatk z kotem postaw z przodu, a walizki wsadzimy do baganika - zdecydowa. Rowan znaczco umiechna si do Jad. Ciekawe, wszyscy tutaj s tacy mili? Uoyy bagae, potem wsiady do samochodu . Jade zaja miejsce obok kierowcy, a Rowan i Kestrel z tyu, po obu stronach chopaka w kamizelce. Minut pniej mkny drog z rozkoszn, zdaniem Jad, prdkoci. Pod koami chrzci wir. Jestem Vic- powiedzia kierowca. A ja Todd - przedstawi si chopak w kamizelce. Ja mam na imi Rowan, a to Kestrel. A tam siedzi Jade. Jestecie przyjacikami? Siostrami - wyjania Jade. Nie wygldacie na siostry. Wszyscy tak mwi. - Jad miaa na myli wszystkich, ktrych poznay od czasu ucieczki. W rodzinnych stronach kady wiedzia, e s siostrami, wic nikt si nie dziwi. Co tu robicie tak pno? - spyta Vic. - To nie miejsce ani dal grzecznych ani dla sympatycznych dziewczyn. Nie jestemy sympatycznymi dziewczynami - rzucia nieopatrznie Kestrel.

Staramy si - wycedzia przez zby Rowan, z nagan w glosie. - Czekaymy na ciotk Opal zwrcia si do Vica. - Miaa nas odebra z przystanku, ale nie przyjechaa. Wprowadzamy si na
farm Burdockw. Pani Burdock jest wasz ciotk? - Todd wyj wykaaczk - Ta stara wariatka? Vic odwrci si do Todda i obaj wybuchnli miechem, krcc gowami. Jade spojrzaa w d, na klatk z kotem i nasuchiwaa odgosw popiskiwania, ktre oznaczao, e Tiggy yje. Czua si troch... niespokojnie. Chopcy co prawda wydalili si mili, ale miaa wraenie, e za tym co si kryje. Bya za |bardzo pica i godna, eby stwierdzi co. Dugo jechali w milczeniu, a w kocu Vic znw si odezwa. Pierwszy raz w Oregonie? Jade zamrugaa i potwierdzia mrukniciem. Jest tu par adnych miejsc na odludziu - oznajmi Vic. - na przykad to. Briar Creek byo miasteczkiem poszukiwaczy zota a w kocu wybrano wszystko, linia kolejowa je omina i po prostu wymaro. Teraz dzicz zabiera sobie Briar Creek z powrotem. Vic mwi wymownym tonem, ale Jad nie rozumiaa, co prbuje wyrazi. Faktycznie wyglda na spokojne - odezwaa si grzecznie Rowan z tylnego siedzenia. No, nie do koca chodzio mi o spokj. - Vic prychn krtko. - Na przykad ta droga. Domy s od siebie oddalone o par kilometrw. Gdybycie krzyczay, nikt by was nie usysza. Jad zamrugaa. Dziwne rzeczy mwi ten chopak. Usyszelibycie ty i Todd - odezwaa si Rowan, podtrzymujc rozmow w grzecznym tonie. Chciaem powiedzie, e nikt poza nami - wyjani Vic, a Jad wyczua jego niecierpliwo. Prowadzi coraz wolniej. I wolniej. W kocu zjecha na pobocze, stan.

Tutaj nikt nie usyszy - wyjani, ogldajc si na tylne siedzenie. Jad te si odwrcia - Todd umiecha si promiennie zaciskajc zby na wykaaczce. Zgadza si - powiedzia. - Jestecie tu same z nami, wic chyba lepiej bdzie, jak nas posuchacie. Jad dostrzega, e chopak jedn rk ciska za nadgarstek Rowan, a drug - Kestrel. Rowan nadal miaa grzeczn, cho zmieszan min. Kestler w skupieniu przygldaa si drzwiom po swojej stronie. Szukaa klamki. Nie byo. drzwi od rodka. Niedobrze - stwierdzi Vic. - Ten samochd to kupa zomu, nie da si nawet otworzy tylnych

Tak mocno chwyci Jad za rami, e a zabolaa j ko Dziewczyny, bdcie mie, to nikomu nic si nie stanie.

Rozdzia 2
Widzicie jestemy samotni - odezwa si Todd z tylnego siedzenia. - Nie ma tu dziewczyn... Wic kiedy spotykamy takie trzy fajne laski jak wy... hm, nic dziwnego, e chcemy si lepiej pozna. Rozumiecie? Tylko si nie opierajcie, wszystkim bdzie mio wtrci. Mio...? O, nie - wymamrotaa przeraona Rowan. Jade wiedziaa, e siostra wyczytaa co z myli Vica i ze wszystkich si stara si zaagodzi sytuacj. Kestrel i Jade s o wiele za mode na... co takiego - cigna spokojnie Rowan. - Przykro mi, ale musimy odmwi. Nie zrobiabym tego nawet, gdybym bya starsza - oznajmia Jade - Ale im i tak nie o to chodzi. Tylko o to. -Posaa do umysu Rowan kilka obrazw wyczytanych z myli Vica. O. rany - oburzya si Rowan. - Jade, przecie ustaliymy, e nie bdziemy szpiegowa ludzi. Tak, ale zobacz, co im chodzi po gowie, powiedziaa bezgonie Jade. Dosza do wniosku, e skoro zamaa jedn zasad, rwnie dobrze moe zama wszystkie. Suchajcie - odezwa si troch zdezorientowany Vic. Widziaa, e traci kontrol nad sytuacj. Chwyci Jad za rami, zmuszajc j, eby spojrzaa mu w oczy. - Nie jestemy tu od gadania. Jasne? - Potrzsn ni lekko. Jade przez chwil przygldaa si jego twarzy, potem odwrcia gow i spojrzaa pytajco na tyle siedzenie. Twarz Rowan wydawaa si biaa jak kreda przy jej brzowych wosach. Jade wyczuwaa, e siostra jest smutna i rozczarowana. Kestrel siedziaa ze zmarszczonym czoem. No i? - zwrcia si w milczeniu do Rowan. No i? - spytaa Jade w ten sam sposb. Szarpaa si, kiedy Vic usiowa przycign j do siebie. Rowan, on mnie szczypie. Chyba nie mamy wyjcia, stwierdzia Rowan. Jade natychmiast odwrcia si do Vica. Nadal usiowa j przycign najwyraniej zaskoczony, e dziewczyna si nie poddaje. W kocu przestaa si opiera. Delikatnie wyswobodzia rk z jego ucisku i grzbietem doni trafia go dokadnie w podbrdek. Szczkn zbami, a gowa odskoczya mu do tylu

odsaniajc szyj. Jade byskawicznie zatopia w niej zby. Czua si winna i podekscytowana. Na og robia to inaczej - nie napadaa ofiary, ktra jest wiadoma i si opiera, najpierw hipnotyzowaa czowieka. Ale miaa instynkt owcy i na wszystko patrzya w kategoriach: czy to poywienie, czy mog je zdoby, jakie s jego sabe punkty. Jedyny problem, e nie powinna odczuwa przy tym przyjemnoci, bo to sprzeczne z zasadami, ktre z Rowan i Kestler ustaliy przed przyjazdem do Briar Creek. Ktem oka widziaa, co dzieje si na tylnym siedzeniu, Rowan uniosa rk, ktr Todd wczeniej

j przytrzymywa, Kestrel, z drugiej strony, zrobia to samo. Todd si szarpa i protestowa gromkim gosem. Ej, ej, co wy... Rowan go ugryza. Co robicie? Kestrel go ugryza. Cholera, co wyprawiacie? Kim jestecie, do diaba? Mniej wicej minut rzuca si jak optany, a w kocu si podda, kiedy Rowan i Kestrel wprawiy go w trans. Do - odezwaa si Rowan po kolejnej minucie. Oj, Rowan... - obruszya si Jade. Koniec. Ka mu o wszystkim zapomnie. I zobacz czy wie, gdzie jest farma Burdockw. Jade, cigle pijc, delikatnie dotkna swoj myl jego umysu. Po chwili si odsuna, zamykajc usta jak po skoczonym pocaunku. Vic cay czas by bezwadny jak wielka szmaciana lalka. Opad na kierownic i drzwi samochodu. Farma jest za nami, musimy wrci do rozwidlenia drg - oznajmia. - Dziwne - dodaa zmieszana. - By przekonam e nic mu nie grozi za to, e nas zaatakuje, z powodu.... Z powodu ciotki Opal. Ale nie wyczuam dlaczego. Pewnie dlatego, e jest wariatk - powiedziaa chodno Kestrel. - Todd myla, e nie narobi sobie kopotw, bo jego ojciec jest Starszym. Oni nie maj Starszych - poprawia j Jade, zadowolona z siebie. - Chodzi ci chyba o gubernatora, komendanta policji albo o kogo takiego. Kestler zmarszczya brwi, nie patrzc na siostry. Dobra. To bya wyjtkowa sytuacja. Musiaymy tak zrobi, ale od tej chwili trzymamy si tego, co postanowiymy A do nastpnej wyjtkowej sytuacji. - Kestrel umiechna si patrzc w ciemno przez okno samochodu. Mylicie, e moemy ich tak zostawi? - spytaa Jade. A czemu nie? - skwitowaa beztrosko Kestrel. - Za kilka minut si obudz. Jade spojrzaa na szyj Vica. Dwie ranki w miejscu, gdzie przebia skr zbami, ju si prawie zasklepiy. Do jutra zostanie po nich ledwie widoczne czerwone lady jak po ukszeniu owada. Pi minut pniej znw szy drog, niosc walizki. Jednak teraz Jade promieniaa. Wreszcie si posilia. Bya pena krwi jak kleszcz, naadowana energi, czua, e mogaby skaka po grach. Wymachiwaa klatk z kotem i walizk. Tiggy mrucza. Wspaniale byo tak sobie i samotnie w ciep noc, kiedy nikt nie krzywi si z nagan. Sysze jak jelenie, zajce i myszy poluj po okolicznych kach. Buzowao w niej szczcie. Nigdy dotd nie czua si tak wolna. Mio, co? - Rowan rozejrzaa si, kiedy dotary do rozwidlenia drg. - Prawdziwy wiat. Mamy do niego takie samo prawo jak kady inny. To chyba krew - stwierdzia Kestrel. - Wolni ludzie smakuj lepiej ni ci z niewoli. Dlaczego

nasz ukochany brat nam o tym nie wspomnia? Ash, pomylaa Jade i poczua zimny podmuch. Spojrzaa za siebie, nie szukajc wzrokiem samochodu, ale czego cichego i gronego. Nagle dotarto do niej, jak ulotne s bbelki szczcia. Zapi nas? - zwrcia si do Rowan, jak za dawnych czasw, kiedy jako szeciolatka szukaa pomocy u starszej siostry. Nie - odpowiedziaa natychmiast Rowan, najlepsza starsza siostra na wiecie. Ale jeeli Ash si zorientuje, a tylko on si moe zorientowa... Nikt nas nie zapie - zapewnia Rowan. - Nikt si nie domyli, e tu jestemy. Jade od razu poczua si lepiej. Postawia walizk i wycigna rk do Rowan. Na zawsze razem - powiedziaa. Kestrel, ktra sza kilka krokw przed nimi, obejrzaa i przez rami. Cofna si i pooya donie na ich rkach. Na zawsze razem. Rowan wypowiedziaa to uroczycie. Kestrel - mruc bursztynowe oczy. A Jade z najwiksz determinacj. Szy dalej i Jad znw czu si podniebnie i radonie, rozkoszujc si aksamitn, ciemn noc. Droga bya piaszczysta. Mijay ki i lasy jedlicy. Po lewej, za dugim podjazdem znajdowa si wielki dom. Wreszcie, niedaleko kolejny. To tam - powiedziaa Rowan. Jade te rozpoznaa dom ze zdj, ktre wysaa im ciotka Opal. By pitrowy, na caej szerokoci mia werand i dach z mnstwem stromych spadw. Ze szczytu dachu wyrastaa kopua, a na stodole sta wiatrowskaz. Prawdziwy, pomylaa Jad, przystajc, eby si przyjrze. Szczcie zalao j z ca moc. Cudowny - oznajmia uroczycie. Rowan i Kestrel te przystany, ale ich miny nie wyraay zachwytu. Rowan wygldaa niemal na przeraon. To ruina - westchna. - Popatrzcie na stodo. Farba zupenie wyblaka. Na zdjciach nie byo tego wida. A weranda? - odezwaa si zrezygnowana Kestrel. - Rozlatuje si. W kadej chwili moe si zawali. Ile trzeba bdzie pracy, eby doprowadzi ten dom do adu... -wyszeptaa Rowan. I pienidzy - dodaa trzewo Kestrel, A po co go remontowa? - Jad spojrzaa na siostry. -Mnie si podoba taki jak teraz. Jest inny. Wyprostowana, z poczuciem wyszoci wzia swoje walizki i przesza drog do koca. Dziaka bya ogrodzona zdezelowanym, w wikszoci zawalonym potem, w ktrym tkwia przegnia furtka. Za ni, na zachwaszczonej ciece, lea stos biaych sztachet, jakby kto zamierza naprawi pot, ale nigdy si do tego nie zabra. Jade postawia bagae i pchna furtk, a ta ruszya si bez trudu. Widzicie? Nie wyglda najlepiej, ale dziaa... - Nie do koca, bo furtka wypada na ni z zawiasw. No c, moe nie dziaa, ale jest nasza. Nie, ciotki Opal - sprostowaa Kestrel. Chodcie. - Rowan poprawia sobie wosy Na schodkach brakowao jednej deski, a na ganku kilku. Jade kutykajc z godnoci, omina dziury. Furtka niele walna j w piszczel. Porzdnie zabolao. Wszystko tutaj zrobione jest z drewna, co przyprawiao Jade o przyjemny dreszcz niepokoju. W domu z drewnem obchodzono si ostronie.

Trzeba bardzo uwaa, yjc w takim wiecie, pomylaa Jade. Bo inaczej stanie si nieszczcie. Rowan i Kestrel zapukay do drzwi. Rowan grzecznie, kostkami palcw, a Kestrel gono, pici. Nikt si nie odzywa. Chyba jej nie ma - stwierdzia Rowan.- Dosza do wniosku, e nas tu nie chce -zasugerowaa z byskiem w zotych oczach. Moe wybraa si nie na ten przystanek autobusowy? - zastawiaa si Jad. No wanie. Na pewno - przytakna Rowan. - Biedna ciotka czeka gdzie na nas i myli, e nie przyjechaymy. Czasem miewasz przebysk inteligencji - poinformowaa Kestrel Jade. W jej ustach to by wielki komplement. No to wejdmy do rodka - odezwaa si Jade, eby ukry, jak bardzo jest zadowolona. -Kiedy musi wrci. W ludzkich domach s zamki - zauwaya Rowan. Jad przekrcia klamk. - A jednak otwarte. W rodku byo jeszcze ciemniej ni na dworze w bezksiycow noc, ale oczy Jade oswoiy si z ciemnoci w kilka sekund. Nie jest le - powiedziaa. Stay w ndznym, ale adnym salonie, penym wielkich, masywnych mebli. Drewnianych, oczywicie, ciemnych i wypolerowanych na wysoki poysk. Blaty stow byy z marmuru. Rowan znalaza wcznik wiata i nagle w pokoju zrobio si za jasno. Jad zamrugaa. Zobaczya ciany w kolorze bladej jabkowej zieleni, z fantazyjnymi drewnianymi zdobieniami i gzymsami w ciemniejszym odcieniu tej samej zieleni. Ogarn j dziwny spokj. Czua si jak u siebie. Moe przez te masywne meble? Rowan rozgldaa si po pokoju, powoli si rozluniajc. Z umiechem spojrzaa w oczy Jade. Skina gow. Tak. Jade przez chwil upajaa si satysfakcj z tego, e dwa razy w cigu piciu minut siostry przyznay jej racj. A nagle przypomniaa sobie o walizce. Zobaczmy reszt domu - zaproponowaa pospiesznie. Ja wejd na gr, a wy si rozejrzyjcie tutaj. Przyznaj si, e chcesz najlepszy pokj - powiedziaa Kestrel. Jade pucia t uwag mimo uszy i pomkna na gr szerokimi schodami wyoonymi dywanem. Pokoi byo sporo, a w kadym duo miejsca. Nie zaleao jej na najlepszym, ale na najbardziej oddalonym. Na samym kocu korytarza znajdowaa si sypialnia w morskim kolorze. Jade zatrzasna za sob drzwi i pooya walizk na ku. Otworzya j, wstrzymujc oddech. O, nie. O, nie... Trzy minuty pniej usyszaa skrzypnicie otwieranych drzwi, ale si nie odwrcia. Co ty robisz? - rozleg si gos Kestrel. Oderwaa wzrok od dwch kociakw, ktre rozpaczliwie prbowaa reanimowa. Nie yj! - zawodzia. A czego si spodziewaa? Musz oddycha, idiotko. Mylaa, e wytrzymaj w zamkniciu dwa dni podry? Jade pocigna nosem. Rowan ci powiedziaa, e moesz zabra tylko jednego. Jade chlipna goniej i spojrzaa gniewnie.

Wiem. I wanie dlatego te dwa schowaam do walizki -Czkna. - Dobrze chocia, e Tiggy'emu nic si nie stao. - uklkna i zajrzaa do klatki, eby sprawdzi, czy kotu rzeczywicie nic nie jest. W gstwinie czarnego futra byszczay zote oczy. Sykn, a Jad odetchna z ulg. Za pi dolarw zajm si tymi zdechymi - oznajmia Kestler.

Nie! -Jade podskoczya i osonia martwe kotki.

Nie tak jak mylisz - mrukna Kestrel, najwyraniej uraona - Nie jem padliny. Suchaj, musisz si ich jako pozby, inaczej Rowan si dowie. Na mio bosk, dziewczyno, jeste wampirem dodaa, kiedy Jade przygarna nieruchome kotki do piersi. - Zachowuj si jak wampir. Chc je zakopa. Powinny mie pogrzeb. Kestrel przewrcia oczami i wysza. Jade owina koty w kurtk i na palcach wysza za siostr. opata, pomylaa. Gdzie moe by? Nasuchujc, czy nie ma gdzie Rowan, rozejrzaa si po parterze. Wszystkie pokoje wyglday jak salon - lekko zniszczone, ale Imponujce. Kuchnia bya olbrzymia. Miaa otwarty kominek, oraz dwoje drzwi; jedne do pralni, drugie w d do piwnicy. Jade ostronie schodzia po schodach. Nie moga wczy wiato, bo trzymaa kociaki. Nie widziaa te, co ma pod nogami. Musiaa bada stop, gdzie postawi nastpny krok. Na kocu schodw natrafia na co mikkiego, lekko sprystego, co zawadzao jej w drodze. Powoli wychylia gow za zawinitko w kurtce i spojrzaa w d. Byo ciemno. W dodatku zasaniaa sob wiato wpadajce z kuchni. Mimo to dostrzega stert starych ciuchw. Zbit stert. Zaczo j ogarnia bardzo ze przeczucie. Trcia stert czubkiem buta. Stos lekko si poruszy. Jade wzia gboki oddech i trcia mocniej. Kupa ciuchw przewrcia si. Przez chwil nie moga zapa tchu, w kocu krzykna. Krzyk by donony i przeszywajcy. Dodaa do niego myli telepatyczny odpowiednik syreny. Rowan! Kestrel! Zejdcie tu! Dwadziecia sekund pniej w piwnicy zapalio si wiatu i siostry zbiegy po schodach. Tobie mona gada i gada - wycedzia Rowan przez zby. - Nie wykorzystujemy naszych... Przerwaa. To chyba ciotka Opal - wyjkaa Jade.

Rozdzia 3

Nie wyglda za dobrze - stwierdzia Kestrel, spogldajc Rowan przez rami. - O Boe - westchna Rowan i usiada. Ciotka Opal przypominaa mumi. Ciao miaa jak z wypra wionej skry - tobrzowej. twardej i gadkiej. Niemal lnicej. Waciwie miaa tylko skr - skrzany pokrowiec, ktrym byy obcignite koci. Wosy znikny. Oczodoy ziony czarn pustk. Nos si zapad. - Biedna ciocia - szepna Rowan z zami w brzowych oczach. - Tak bdziemy wyglda po mierci - stwierdzia Kestrel z zadum. Jade tupna nog. - Dziewczyny! Nic nie rozumiecie! Spjrzcie na to! - Wskazaa stop mostek mumii. Z fartucha w kwiaty wystawa gigantyczny drewniany koek. By prawie tak dugi jak strzaa, gruby u podstawy, zwa si, znikajc w piersi ciotki Opal. Z jednej strony nadal przywieray do niego paty biaej farby.

Na pododze leao kilka innych podobnych szczap. - Biedaczka - odezwaa si Rowan. - Widocznie si przewrcia, kiedy je niosa. Jade i Kestrel spojrzay na siebie znaczco. W niewielu kwestiach si zgadzay, ale co do Rowan byy jednomylne. Rowan - odezwaa si dobitnie Kestrel. - Ona zostaa zabita. O, nie. O, tak - powiedziaa Jade. - Kto j zamordowa. A na dodatek wiedzia, e ciotka jest wampirem. Rowan krcia gow z niedowierzaniem. Ale kto mg o tym wiedzie? Hm... - zastanawiaa si Jade. - Inny wampir. Albo owca wampirw - podsuna Kestrel. Oni nic istniej. - Rowan uniosa wzrok przeraona. - S tylko w bajkach, eby postraszy dzieci. Kestrel wzruszya ramionami, ale jej zociste oczy pociemniay. Jade poruszya si nerwowo. Po drodze czua tak wolno, w salonie spokj, i masz. Nagle ogarny j pustka i rozpacz. Rowan siedziaa na schodach najwyraniej zbyt zmartwiona, eby chocia odgarn sobie kosmyk wosw z czoa. Moe nie powinnam was tu cign - odezwaa si agodnie. - Moe tutaj jest jeszcze gorzej. Moe powinnymy wraca. O nie. nie ma nic gorszego - zapewnia arliwie Jade. - Wol umrze ni wraca. - Mwia z penym przekonaniem. Wraca, eby czai si na kadego czowieka w zasigu wzro ku? Wraca do wiata aranowanych maestw i niekoczcych si zakazw? Do tych penych oburzenia twarzy, istot tak skorych do potpiania wszystkiego, co inne. co odbiega od schematu sprzed czterystu lat? - Nie moemy wrci oznajmia Zgadza si - przytakna sucho Kestrel. - Chyba e chcemy skoczy jak ciotka Opal albo... zawiesia wymownie gos. - ...jak wuj Hodge. Nawet o tym nic mw! - Rowan spojrzaa w gr. Nie zrobiliby tego. - odek Jade skurczy si jak zacinita pi. Odpdzia wspomnienie, ktre usiowao wypyn z podwiadomoci. - Nie swoim wnukom. Nie nam. Skoro nic wracamy, musimy i naprzd - zdecydowaa Kestrel. - Trzeba pomyle, co tu bdziemy robi bez pomocy ciotki Opal, zwaszcza, jeeli w okolicy grasuje owca wampirw. Ale najpierw si zastanwmy, co z tym. - Skina w stron ciaa. Rowan bezradnie pokrcia gow. Rozgldaa si po piwnicy, jakby szukaa po ktach odpowiedzi. Jej wzrok pad na Jade i si na niej zatrzyma. Jade zauwaya, e uruchomi si siostrzany system alarmowy. - Jade. Co masz w kurtce? Bya za bardzo zaamana, eby kama. Pokazaa Rowan kociaki. - Nie wiedziaam, e w walizce zdechn. Rowan nawet nie miaa siy si wkurza. Uniosa oczy i westchna. Ale po co je tu znosia? - spytaa ostro. Nie znosiam. Szukaam opaty. Chciaam je zakopa w ogrdku. Zapada cisza. Wszystkie trzy spojrzay na siebie, potem na kociaki. I na ciotk Opal. Mary-Lynnette pakaa. Pikna noc. idealna. Dziki inwersji w atmosferze powietrze byo nieruchome i ciepe, a widoczno wspaniaa. Znikd nie dochodzio bezporednie wiato. Wiktoriaski dom u stp wzgrza ton w ciemnoci. U gry Droga Mleczna ukosem przecinaa niebo jak rzeka. Na poudniu, gdzie Mary-Lynnette wanie skierowaa teleskop, janiaa konstelacja Strzelca, ktra bardziej przypominaa czajnik. A tu nad pokrywk czajnika widoczna bya bladorowa plamka czego, co wygldao na par. Ale to nie para, tylko chmury gwiazd, Mgawica Laguna. Py i gaz zgasych gwiazd przetwarzanych w gorce mode gwiazdy. Oddalona o cztery i p tysica lat wietlnych siedemnastolatka patrzya na nie wanie w tej

minucie przez uywany newtonowski teleskop. Obserwowaa wiato rodzcych si gwiazd. Czasem bya pod tak wielkim wraeniem i przepeniaa j tak ogromna tsknota, e wydawao jej si. i rozsypie si w drobny mak. W pobliu nie byo nikogo, pozwolia wic spokojnie pyn zom. Nie musiaa udawa, e to alergia. Siada, eby wytrze nos i oczy w bawenian koszulk. No ju, uspokj si, powiedziaa sobie. Chyba jeste stuknita. aowaa, e wczeniej nie pomylaa o Jeremym. Bo teraz, nie wiedzie czemu, cay czas przypominaa sobie, jak wyglda tamtej nocy, kiedy przyszed oglda z ni zamienie. W jego skupionych brzowych oczach iskrzyo podniecenie, jakby naprawd interesowao go to, co widzi. Jakby, przynajmniej w tej chwili, rozumia. Stanowi jedno z noc, nuci w niej romantyczny, rzewny gos, znw doprowadzajc j do paczu. Tak, jasne, pomylaa cynicznie. Wzia torebk chipsw spod polowego krzeseka. Kiedy si je chipsy, wszelki romantyzm i gbia majestatu znikaj. Teraz Saturn. Wytara lepice pomaraczowe okruszki z palcw. To dobra noc na obserwacj Saturna, bo jego piercienie akurat znajdoway si pod ktem. Musi si spieszy, bo szesnacie po jedenastej pokae si Ksiyc. Zanim skierowaa teleskop na Saturna, po raz ostatni spojrzaa na Lagun. Waciwie na wschd Laguny, usiujc do strzec otwarte skupisko sabiej wieccych gwiazd. Nie moga go wypatrzy. Gdyby teleskop by wikszy, gdyby mieszkaa w Chile, gdzie powietrze jest suche, gdyby moga si przedosta poza ziemsk atmosfer... moe by si udao. Ale na razie ograniczay j moliwoci ludzkiego oku Powieki, ktre rozchylaj si najszerzej na dziewi milimetrw. I nic si na to nie poradzi. Kiedy skierowaa obiektyw na Saturna, w domu na dole zapalio si wiato. Nie na ganku, tylko ogrodowa lampa sodowa, ktra owietlaa ty dziaki za domem jak reflektor. Mary-Lynnette usiada rozzoszczona. Waciwie nie miao to znaczenia i tak widziaa piercienie Saturna - delikatne srebrne linie przecinajce planet. Ale dziwne, pani Burdock nigdy nie wczaa tylnego wiata w nocy. To dziewczyny, pomylaa. Siostrzenice. Widocznie ciotka oprowadza je po posesji. W roztargnieniu signa po lornetk. Bya ciekawa. Celestron ultima, zgrabna i lekka, suya jej do ogldania wszystkiego: od obiektw gbokiego nieba po kratery na Ksiycu. Teraz dziesiciokrotnie przybliaa ty domu pani Burdock. Ale jej samej Mary-Lynnette nie zobaczya. Widziaa ogrd. Komrk i ogrodzony teren, gdzie pani Burdock trzymaa kozy. I dostrzega trzy dziewczyny dobrze owietlone lamp sodow. Jedna miaa brzowe wosy, druga zote, a trzecia w kolorze piercieni Jupitera. Srebrne. Jak blask gwiazd. Dziewczyny, niosy co zawinitego w foli. Czarn. Mocny worek na mieci o ile jej wzrok nie myli. Co one z tym robi? Zakopuj. Maa ze srebrnymi wosami wzia opat. Szo jej cakiem niele. Po kilku minutach wykopaa prawie wszystkie irysy pani Burdock. Pniej przysza kolej na redni ze zotymi wosami, a w kocu na wysok brunetk. Podniosy przedmiot w worku na mieci - chocia na oko mia ponad ptora metra, wziy go bez trudu - i woyy go do wieo wykopanego dou. Zaczy zasypywa dziur. Nie. powiedziaa sobie Mary-Lynnette. Nie bd mieszna. Nie wariuj. To na pewno co zupenie prozaicznego. Problem w tym, e adne zwyke wyjanienie nie przychodzio jej do gowy. Nie, to nie jaki horror. One po prostu zakopuj... Co oprcz zwok moe mie ptora metra dugoci, by sztywne i przed zakopaniem musi by owinite w worek na mieci? A..., pomylaa Mary-Lynnette, czujc przypyw adrenaliny. Serce walio jej jak motem. A... A... Gdzie pani Burdock? A zdrtwiaa ze zdenerwowania. Miaa wraenie, e przestaa nad sob panowa, a tego uczucia nienawidzia. Tak jej dray rce, e musiaa opuci lornetk.

Z pani B. wszystko w porzdku. Nic jej nie jest. Takie rzeczy w prawdziwym yciu si nie zdarzaj. Co by zrobia Nancy Drew? Ogarnita nag panik Mary-Lynnette zachichotaa sabo. Nancy Drew oczywicie zbiegaby tam bez namysu i podgldaa. Podsuchiwaaby zza krzakw, a pniej przekopaa ogrdek, kiedy dziewczyny wrciyby do domu. Ale takie rzeczy si nie zdarzaj. Mary-Lynnette nawet nie potrafia sobie wyobrazi, e ryje w ogrodzie ssiadki w samym rodku nocy. Zostaaby przyapana i sytuacja zmieniaby si w poniajc fars. Pani Burdock wyszaby z domu ywa i przeraona, a ona umaraby ze wstydu, usiujc si wytumaczy. W ksice mogoby to wyglda zabawnie. W prawdziwym yciu - wolaa o tym nie myle. Paranoja. W gbi duszy Mary-Lynnette wiedziaa, e Wszystko jest w porzdku. Inaczej by tu nie siedziaa. Wezwaaby policje, jak kada rozsdna osoba. Nagle poczua si zmczona. Nie miaa ju ochoty oglda gwiazd. Spojrzaa na zegarek przez rubinowe wiato latarki z czerwonym filtrem. Zaraz jedenasta, za szesnacie minut i tak cale niebo zaleje blask ksiyca. Zanim zoya teleskop przed drog powrotn, ostatni raz spojrzaa na dom przez lornetk. Ogrd by pusty. W miejscu, gdzie zostaa naruszona ziemia, widnia ciemny prostokt. Nagle lampa sodowa zgasa Nie zaszkodzi podej tam jutro, pomylaa. Waciwie i tak si wybieraam. Powinnam przywita si z dziewczynami. I odda noyce ogrodnicze, ktre poyczy tata, i n, ktry pani B mi daa, eby podway nakrtk na wlewie paliwa. Wtedy si upewni, e pani B. jest caa i zdrowa. Ash dotar na szczyt krtej drogi i zatrzyma si, eby podziwia jasny punkt wiata na poudniu. Z tych wiosek na odludziu zawsze lepiej wida. Jupiter, krl planet, wyglda std jak UFO. Gdzie bye? - spyta gos. - Czekam na ciebie od paru godzin. Gdzie byem? - odpowiedzia Ash. nie odwracajc si. - Raczej gdzie ty bye? Mielimy si spotka na tamtym wzgrzu. Quinn. - Wskaza okciem, bo rce trzyma w kieszeniach. Mylisz si. Na tym wzgrzu. Cay czas tu siedz i na ciebie czekam. Ale niewane. S czy ich nie ma? Ash podszed niespiesznie do otwartego kabrioletu, zaparkowanego tu przy drodze, z wyczonymi wiatami. Opar si o drzwi i spojrza w d. S. Mwiem ci. e bd. Tylko tu mogy przyjecha. Wszystkie trzy? Jasne. Zawsze trzymaj si razem. Lamie s ujmujco prorodzinne. - Kciki warg Quinna uniosy si. A stworzone wampiry s ujmujco niskie - rzuci spokojnie Ash, znw spogldajc w niebo. Quinn posa mu lodowate spojrzenie. Maa. korpulentna posta siedziaa w samochodzie bez ruchu. - Nie udao mi si dorosn - powiedzia bardzo cicho Quinn. - jeden z twoich przodkw si o to postara. Ash rozsiad si na masce i zacz wymachiwa dugimi nogami Sam si zastanawiam, czy w tym roku nie przesta si starze - powiedzia uprzejmie, nadal spogldajc na zbocze. - Osiemnastka to cakiem niezy wiek. Moe i tak. jeeli ma si wybr. - Gos Quinna nadal by cichy jak szmer spadajcych lici. Sprbuj by osiemnastolatkiem przez cztery wieki, i ju tak na zawsze. Ash odwrci gow i znw si do niego umiechn. Przykro mi z powodu mojej rodziny. Mnie te przykro z powodu twojej rodziny. Redfernowie od jakiego czasu maj chyba kopoty, co? Nie wiem, czy dobrze zrozumiaem. Najpierw twj wuj Hodge amie zasady wiata nocy i zostaje naleycie ukarany... Nie byt z Redfernw. tylko z Burdockw - przerwa mu Ash grzecznym tonem, unoszc palec wskazujcy. - To m mojej ciotecznej babki. Poza tym to si stao ponad dziesi lat temu. A potem twoja ciotka Opal... Moja cioteczna babka Opal... Znika jak kamfora. Cakowicie zrywa kontakt ze wiatem nocy. Najwyraniej woli mieszka na

kocu wiata, z ludmi. Ash wzruszy! ramionami, skupiajc wzrok na poudniowej stronie horyzontu. Widocznie na kocu wiata, wrd ludzi, dobrze si polu je. Zero konkurencji. I nie obowizuj zasady wiata nocy. nikt ci nie dyktuje, ile moesz upolowa. I nie ma nadzoru - zauway cierpko Quinn. - Waciwie nie chodzi a tak bardzo o to. e ona tu mieszka, tylko e zachcaa twoje siostry do przyjazdu. Powiniene na nie donie, kiedy si dowiedziae, e pisz do ciotki w tajemnicy. Ash poczu si nieswojo. Nie amay zasad. Nie wiedziaem, co im chodzi po gowie. Nie tylko im. - Gos Quinna by niepokojco agodny. - Wiesz, e kr plotki o tym twoim kuzynie, Jamesie Rasmussenie. Podobno zakocha si w dziewczynie. Umieraa, wic postanowi j odmieni, nie pytajc o zgod... Ash zeskoczy z maski i si wyprostowa. Nie sucham plotek - uci energicznie, kamic. - Poza tym w tej chwili nie to jest problemem, zgadza si? Tak. Problemem s twoje siostry i zamieszanie wok nich. I to, czy jeste w stanie zrobi z tym porzdek. Nie martw si, Quinn. Poradz sobie. A jednak si martwi, Ash. Nie wiem, dlaczego daem ci si w to wcign. Przegrae w pokera. Bo oszukiwae. - Quinn spoglda przed siebie, mruc ciemne oczy. Jego wargi tworzyy prost lini. - Nadal uwaam, e powinnimy powiedzie Starszym - oznajmi nagle. - Tylko wtedy zyskamy pewno, e dochodzenie bdzie skrupulatne. Bez przesady, s tu dopiero kilka godzin. Twoje siostry tak. A ciotka? Ile? Dziesi lat? Co masz do mojej ciotki, Quinn? Jej m by zdrajc. Ona te nas zdradzia, skoro zachcaa dziewczyny do ucieczki. Poza tym kto wie. co tu robia przez dziesi lat? Ilu ludziom opowiedziaa o wiecie nocy? Moe nikomu. - Ash wzruszy ramionami, przygldajc si swoim paznokciom. A moe caemu miasteczku. Quinn - odezwa si Ash spokojnie, jakby przemawia do maego dziecka. - Jeeli moja ciotka zamaa zasady wiata nocy, musi umrze. Kada plama na honorze rodziny jest ujm rwnie dla mnie. O, to na pewno - wymrucza pod nosem Quinn. - Jeste wyjtkowym egoist. Zawsze chcesz by najwaniejszy. Chyba jak kady? Nie kady ma na tym punkcie obsesj. - Zalega cisza. -A co z twoimi siostrami? - spyta Quinn po chwili. Jak to co? Zabiby je, gdyby to byo konieczne? Ashowi nawet nie drgna powieka. Oczywicie. W imi honoru rodziny. Jeeli co im si wymkno na temat wiata nocy... Nie s gupie. Ale naiwne. Moe day si podej. yy na wyspie, w cakowitej izolacji od ludzi. Nie miay okazji si przekona, jak plugawe jest robactwo. C, my wiemy, co to za jedni. I jak z nimi postpowa - powiedzia Ash z umiechem. Tak, znam twoje pogldy w tej kwestii. - Po raz pierwszy Quinn si umiechn, czarujco, niemal marzycielsko. - Dobra. Zostawi ci tu, eby si tym zaj. Chyba nie musz mwi, eby sprawdzi kadego czowieka, z ktrym si kontaktoway. Jak si dobrze spiszesz, to moe uratujesz honor rodziny. Nawet nie chc myle o kompromitacji, gdyby doszo do publicznego procesu. Wrc za tydzie. Jeeli nie zrobisz porzdku, id do Starszych. I nie mam na myli starszych z rodziny Redfernw. Pjd z tym od razu do Rady. No dobra - mrukn Ash. - O rany, Quinn, naprawd powiniene sobie znale jakie hobby.

Wybierz si na polowanie. Jeste za bardzo sfrustrowany. Quinn nie zareagowa na t uwag. Wiesz, gdzie zacz? - spyta krtko. Jasne. Dziewczyny s teraz... tam... na dole. - Ash odwrci si na wschd. Przymykajc jedno oko, wycelowa palcem w plamk wiata w dolinie. - Na farmie Burdockw. Zbadam sprawy w miasteczku, a potem sprawdz najblisze robactwo.

Rozdzia 4

Jednak w dziennym wietle wszystko wyglda inaczej. W gorcym, mglistym sonecznym blasku sierpniowego soca, o poranku Mary-Lynnette jako nie potrafia powanie myle o tym, eby sprawdzi, czy pani Burdock yje. To po prostu mieszne. Poza tym miaa duo roboty - za niecae dwa tygodnie zaczyna si szkoa. Pod koniec czerwca Mary-Lynnette wydawao si, e lato bdzie trwa wiecznie i nigdy nie powie: Ojej, jak te wakacje zleciay". A tymczasem, w poowie sierpnia, mylaa: Ojej, jak te wakacje zleciay". Potrzebne mi ubrania, pomylaa. Nowy plecak, zeszyty i kilka niebieskich dugopisw. I musz dopilnowa, eby Mark te wszystko mia, bo sam si tym nie zajmie, a Claudine nigdy go do tego nie zmusi. Claudine, ich macocha - bardzo adna Belgijka, z brzowy mi krconymi wosami i ciemnymi byszczcymi oczami - bya starsza od Mary-Lynnette tylko o dziesi lat, a wygldaa jeszcze modziej. Zatrudnili j jako pomoc domow pi lat temu, kiedy mama si rozchorowaa. Mary-Lynnette lubia Claudine. ale ta w roli matki zupenie si nie sprawdzaa. Markiem zajmowaa si wic Mary-Lynnette. Wic nie mam czasu, eby i do pani B. Cay dzie spdzia na zakupach. O pani Burdock pomylaa znw dopiero wieczorem. Pomagaa wynosi naczynia z jadalni, gdzie zwykle jedli kolacj, ogldajc telewizj. Syszaem dzi co na temat Todda Akersa i Vica Kible'a -zagadn ojciec. azgi - wymamrota Mark. Co? - spytaa Mary-Lynnette. Mieli jaki wypadek na Chilouin Road, w grach midzy Hazel Green Creek a Beavercreek. Samochodowy? - dociekaa Mary-Lynnette. Wanie w tym caa zagadka. Podobno samochd nie jest uszkodzony, ale im si wydaje, e mieli wypadek. Wrcili do domu po pnocy i twierdzili, e co im si stao. Nie wiedzieli tylko co. Nie byo ich kilka godzin. - Spojrza na Marka i Mary--Lynnette. - I co wy na to? UFO! - krzykn natychmiast Mark, przyjmujc poz miotacza dyskiem i wymachujc talerzem. UFO to brednie - skwitowaa Mary-Lynnette. - Wiesz, jak odlego musiayby przeby mae zielone ludziki? A nie ma czego takiego jak prdko warp. Dlaczego ludzie musz wymyla niestworzone historie, skoro wszechwiat wprost kipi od niewiarygodnych rzeczy, ktre s prawdziwe... - Przerwaa spiorunowana dziwnymi spojrzeniami rodziny. - Przywalili w co, i tyle dodaa i woya swoje naczynia do zlewu. Ojciec lekko si skrzywi. Claudine cigna usta. Mark umiechn si promiennie. - Mam nadziej, e porzdnie - powiedzia.

Kiedy wchodzia z powrotem do jadalni, dopada j pewna myl. Chilouin Road odchodzi od Kahneta, drogi, przy ktrej stoi jej dom. I dom pani B. Z Chilouin na farm Burdockw s tylko trzy kilometry. Na pewno nie ma to adnego zwizku. Chyba e wtedy w ogrodzie dziewczyny zakopyway maego zielonego ludzika, ktry uprowadzi Vica i Todda, zakpia w duchu. Jednak nie dawao jej to spokoju. Tej samej nocy, w tej samej okolicy wydarzyy si dwie naprawd dziwne rzeczy. W malekiej, spokojnej miejscowoci, ktra nigdy nie bya wiadkiem niczego ekscytujcego. O, zadzwoni do pani B. Upewni si, e nic jej nie jest, a potem bd si z siebie miaa. Telefon u Burdockw dzwoni i dzwoni. Nikt nie podnosi suchawki, a automatyczna sekretarka si nie wczya. Mary-Lynnette zacza si czu nieswojo, ale zachowywaa spokj. Wiedziaa, co zrobi. Zaczepia Marka wchodzcego na gr. Chc z tob pogada. Jeeli chodzi o twojego walkmana... Co? Nie, nie o to. - Spojrzaa na niego. - A co z moim walkmanem? - Ekhm, nic. Zupenie nic. Jkna, ale odpucia. Suchaj, musisz mi pomc. Wczoraj w nocy na wzgrzu widziaam co dziwnego... - Wyjania mu najkrcej, jak umiaa. - A teraz syszae o Toddzie i Vicu. Mary, Mary. - Pokrci gow z politowaniem. - IV naprawd jeste stuknita. Wiem. Niewane. I tak tam dzi pjd. Po co? eby sprawdzi. Chc tylko zobaczy pani B. Wyluzuj, jak z ni porozmawiam. A jak sprawdz, co jest zakopane w ogrodzie, bd zupenie spokojna. Moe zakopay Wielk Stop. Rzd prowadzi badania u Klamatw, ale go nie znaleli. Mark, jeste mi co winien za walkmana. Cokolwiek si z nim stao. Uh... - mrukn zrezygnowany i westchn. - Zgoda. Ale od razu uprzedzam, e nie zamierzam gawdzi z tymi dziewczynami. Dobra. Nie musisz nawet si z nimi widzie. Jeste mi potrzebny do czego innego. Soce chowao si za horyzont. Chodzili t drog setki razy, eby dosta si na wzgrze. Tyle e dzisiaj Mark zamiast teleskopu nis sekator, a Mary-Lynnette zdja z latarki czerwony filtr. Chyba tak naprawd nie mylisz, e zaatwiy staruszk Nie - powiedziaa otwarcie. - Chc tylko postawi wiat z powrotem na swoim miejscu. Co? Kady ma jakie wyobraenie wiata, ale czasem si zastanawia: O Boe, a moe on jest jednak inny?" Albo: A moe tak naprawd jestem adoptowana i ludzie, ktrych uwaam za swoich rodzicw, wcale nie s moimi rodzicami?" Gdyby tak si okazao, wszystko by si zmienio. Ale najpierw przez minut czowiek nie ma pojcia, co jest prawd. Tak wanie si teraz czuj i chc si z tego otrzsn, wrci do swojego starego wiata. - Wiesz, co mnie przeraa? - odezwa si Mark. - e chyba ci rozumiem. Zanim dotarli na farm Burdockw, zapada ju ciemno. Przed nimi, na zachodzie, nad domem wisiaa gwiazda Arktur, ktra delikatnie migotaa na czerwono. Mary-Lynnette nie zamierzaa si bawi z rozklekotan furtk. Stana za krzewami czarnych

porzeczek, gdzie parkan lea na ziemi. Dom by podobny do jej domu, ale mia mnstwo drobiazgw w wiktoriaskim stylu. Mary-Lynnette uwaaa, e wyszukane obramowania i ornamenty nadaj mu dziwaczny charakter - ekscentryczny, jak pani Burdock. Spojrzaa w okno na pitrze, za rolet dostrzega cie poruszajcej si postaci. Dobrze, przynajmniej wiem, e kto tu jest. Mark zacz si ociga, kiedy schodzili poronit chwa stami ciek. Mwia, e mog si schowa. Zgoda. We sekator, podejd na ty... - I obejrzyj grb Wielkiej Stopy. Przy okazji moesz troch pokopa. Nie ma mowy. - O rany - mrukna Mary-Lynnette. - No to schowaj si gdzie tutaj i mdl si, eby ci nie zobaczyy, kiedy podejd do drzwi. Z sekatorem przynajmniej bdziesz mia wytumaczenie, jeli ci znajd w ogrodzie. Kiedy Mark zrobi naburmuszon min, wiedziaa, e wygraa. - Uwaaj - ostrzega go niespodziewanie, kiedy zacz si oddala. Machn lekcewaco rk, nie odwracajc si. Kiedy znikn z pola widzenia, zapukaa do drzwi. Pniej kilka razy uderzya koatk. Syszaa, jak po domu niesie si odgos stukania, ale drzwi nikt nie otwiera. Zacza wali mocniej. Miaa nadziej, e zaraz zobaczy pani B.. drobn, z chropowatym gosem i niebieskawymi wosami, ubran w star bawenian sukienk. Ale tak si nie stao. Nikt nie wyszed. Przestaa si sili na grzeczno - teraz omotaa w drzwi i pici, i koatk. W tym szale uwiadomia sobie, e jest przeraona. I to cakiem mocno. Miaa wraenie, e traci grunt pod sto pami. Pani Burdock zawsze otwieraa drzwi. A Mary-Lynnette na wasne oczy widziaa, e kto jest w domu. Wic dlaczego nie otwiera? Serce bio jej jak oszalae. Czua nieprzyjemny ucisk w odku. Powinnam std zwiewa i zadzwoni do szeryfa Akersa. On chyba wie, co robi w takich sytuacjach. Ale jako trudno jej byo znale w sobie choby okruch wiary w zdolnoci ojca Todda. Strach i frustracj wyadowaa na drzwiach. Ktre si otworzyy. Nagle. Pi zawisa w powietrzu, a Mary-Lynnette przez chwil czua czyst panik, strach przed nieznanym. - W czym mog pomc? agodny, piknie modulowany gos. Dziewczyna - przeliczna. Ze szczytu wzgrza Mary-Lynnette nie widziaa, e brzowi' wosy rozwietlone s lnicymi orzechowymi pasemkami, rysy twarzy klasyczne, a wysoka posta zgrabna i szczupa. Ty jeste Rowan - odezwaa si. Skd wiesz? A kim innym moesz by. pomylaa Mary-Lynnette. Przecie rowan" to jarzbina, a nigdy nie widziaam nikogo, kto bardziej by j przypomina. - Twoja ciotka mi o tobie mwia. Nazywam si Mary-Lynnette Carter, mieszkam tam wyej, przy Kahneta Road. Pewnie mijaycie mj dom po drodze. Rowan najwyraniej nie zamierzaa si spoufala. Ma tak sodk, dostojn twarz i cer. ktra przypomina patki biaej orchidei, pomylaa Mary-Lynnette.

- Chciaam si tylko z wami przywita, przedstawi si i spyta, czy czego nie potrzebujecie. Rowan wygldaa ju mniej wyniole, niemal si umiechaa, a jej brzowe oczy nabray ciepego wyrazu. - Mio z twojej strony. Dzikujemy, ale niczego nam nic brakuje... Naprawd wszystko mamy. Mary-Lynnette zorientowaa si, e Rowan bardzo grzecznie wanie zakoczya rozmow. Szybko rzucia kolejny temat. Jestecie trzy. prawda? Bdziecie tu chodzi do szkoy? Moje siostry bd. Super. Mog im wszystko pokaza. W tym roku id do ostatniej klasy. - Nastpny temat, szybko, pomylaa Mary-Lynnette. - Jak ci si podoba Briar Creek? Chyba nie jestecie przy zwyczajone do tak spokojnej okolicy? Nasze rodzinne strony s do spokojne. Ale bardzo nam si tu podoba, cudowne miejsce. Drzewa, mae zwierzaki -przerwaa. Tak, liczne stworzonka - przytakna Mary-Lynnette. Do rzeczy, ponagla j wewntrzny gos. Czua, jakby zamiast jzyka miaa rzep. - A jak tam wasza ciotka? - wydusia w kocu. Ciotka... dobrze. Mary-Lynnette wystarczya ta chwila zawahania. Jej wczeniejsze podejrzenia i panika natychmiast znw doszy do gosu. Poczua nage olnienie i chd, jakby kto dgn j ostrzem z lodu. - Mogabym z ni chwil porozmawia? - spytaa pewnym, niemal radosnym gosem. - Poprosisz j? Mam co do wanego do powiedzenia... - Zrobia ruch, jakby zamierzaa przekroczy prg. Rowan blokowaa wejcie. - Oj. niestety. W tej chwili to niemoliwe. Znw ma atak migreny? Ju widziaam j w ku. - Mary-Lynnette zamiaa si lekko i dwicznie. Nie, to nie migrena - wyjania Rowan agodnie, rozwanie. - C... wyjechaa na kilka dni. Wyjechaa? Wiem. - Rowan zrobia lekki grymas, przyznajc, e to dziwne. - Postanowia zrobi sobie krtkie wakacje. Ale przecie wy dopiero co przyjechaycie... - Mary-Lynnette ama si gos. No... wiedziaa, e przypilnujemy jej domu. Dlatego na nas czekaa. Ale przecie... - zacza znw Mary-Lynnette. Spazm chwyci j za gardo. - Dokd pojechaa? Na pnoc, gdzie na wybrzee. Nie pamitam dokadnie Ale... - Mary-Lynnette zawiody struny gosowe. Wewntrzny gos zacz j ostrzega. Teraz bd grzeczna i ostrona. Nie naciskaj, bo si domyli, e co podejrzewasz. Ta dziewczyna moe by niebezpieczna... Ciko byo w to wierzy, kiedy patrzyo si na sodk, po wan twarz kuzynki pani Burdock. Nie wygldaa gronie. Ale Mary-Lynnette zauwaya co jeszcze. Rowan bya boso. Stopy miaa kredowobiae, jak reszt ciaa, i mocno zbudowane. Jakby stworzone do biegania. Z dzik prdkoci. Kiedy podniosa wzrok, za Rowan stana inna dziewczyna: z ciemnozotymi wosami, mleczn skr i tymi oczami. To Kestrel. Aha - wymamrotaa Mary-Lynnette, gapic si na siostr Rowan. Z przeraeniem. Dziewczyna sza tak, jakby fruna.

O co chodzi? - spytaa. To Mary-Lynnette - wyjania Rowan nadal przyjemnym gosem. - Mieszka niej przy drodze. Przysza do cioci Opal Waciwie chciaam sprawdzi, czy niczego nie potrzebujecie - wtrcia szybko Mary-Lynnette. Jestemy jedynymi ssiadami. - Zmiana strategii, pomylaa szybko. W ty zwrot Patrzc na Kestrel. uwierzya w niebezpieczestwo. Oby tylko te dziewczyny nic domyliy si, co wie. - Jeste przyjacik ciotki Opal? - spytaa Kestrel. ty mi oczami zmierzya Mary-Lynnette. najpierw z dou do gry. a potem z gry na d. - Tak, wpadam czasami pomc jej... - O Boe, tylko nie palnij w ogrdku" - ...przy kozach. Hm, chyba wspomniaa wam. e trzeba je doi co dwanacie godzin? Mina Rowan zmieniaa si powoli. Serce Mary-Lynnette za bio z caej siy. Pani B. przenigdy nie wyjechaaby, nie zostawiajc polece dotyczcych kz. - Oczywicie, e nam powiedziaa - zapewnia gadko Rowan, chwil za pno. Mary-Lynnette zaczy si poci donie. Kestrel ani na mo ment nie spuszczaa z niej przeszywajcego, beznamitnego, uporczywego wzroku. Jak sp wpatrujcy si w ofiar. - C, ju pno, a na pewno macie co robi. Nie powinnam wam przeszkadza. Rowan i Kestrel spojrzay na siebie, potem na Mary-Lynnette, wlepiajc w jej twarz cynamonowo brzowe i zote oczy. . Mary-Lynnette znw poczua ucisk w odku. - Nie, nie id jeszcze. Moe wejdziesz? - wymamrotaa Kestrel.

Rozdzia 5
Mark, cigle mruczc pod nosem, kry wok zaktka . z tyu domu. Co on tu w ogle robi? Nieatwo byo si dosta do ogrodu. Musia przedziera si przez przeronite krzewy rododendronu i czarnych jagd, ktre tworzyy gsty ywopot. Kiedy w kocu wyoni si z tunelu misistych zielonych lici, nie od razu zrozumia to, co zobaczy. Z rozpdu zrobi jeszcze kilka krokw. Ej, stj. Tam jest dziewczyna. adna dziewczyna. Niewiarygodnie pikna dziewczyna Widzia j wyranie w blasku lampy owietlajcej ganek. Miaa platynowe wosy a do bioder, delikatne jak u dziecka. Przy kadym kroku owieway j niczym mikki jedwab. Bya maleka. Drobnokocista. Ubrana w jak staromodn koszul nocn taczya do... reklamy leasingu. Na schodach ganku stal zdezelowany radioodbiornik. By te czarny kociak - zerkn na Marka i pomkn si ukry w ciemnoci. - Zyyyyy kredyt. beeeeez kredytu, nieeee martw si, zabierzeeeemy ci... - wiergotao radio. Taczya, unoszc rce nad gow. Lekko jak puszek, pomyla Mark. przygldajc si ze zdumieniem. I to wiato... Co z tego, e wszystko wyglda kiczowato? Reklama si skoczya i zacza si piosenka country Dziewczyna zrobia obrt i zobaczya Marka. Przystana z rkami nad gow, skrzyowanymi w nadgarstkach. Jej oczy zrobiy si wielkie, a usta si

otworzyy. Boi si. pomyla Mark. Mnie. Nie wygldaa ju wdzicznie. Miotaa si. eby chwyci radio, obmacywaa je. potrzsaa nim. Najwyraniej usiowaa znale wycznik, jej nerwowo bya zaraliwa. Mark odruchowo upuci sekator i doskoczy do niej, eby wzi radio. Przekrci tarcz na grze, szybko ucinajc piosenk. Przyglda si dziewczynie, a ona patrzya na niego srebrno zielonymi oczami. Oboje oddychali szybko, jakby wanie rozbroili bomb. - Ja te nic cierpi country - odezwa si po minucie Mark, wzruszajc ramionami. Nigdy wczeniej tak nie zagadywa do dziewczyny. Ale te nigdy wczeniej adna dziewczyna si go nie przestraszya. I to w dodatku tak mocno - wydawao mu si, e widzi krew pul sujc w bladoniebieskich yach pod przezroczyst skr jej szyi. I nage przestaa wyglda na przeraon. Zagryza warg i zachichotaa. Cigle si umiechajc, zamrugaa i kichna. Zapomniaam - powiedziaa, trc kcik oka. - Was nie obowizuj te same zasady co nas. Dotyczce muzyki country? - omieli si spyta Mark. Spodoba mu si jej gos. By zwyky, nie niebiaski. Dziki temu wydawaa si bardziej ludzka. Zasady dotyczce kadej muzyki spoza - wyjania. -I telewizji rwnie. Spoza czego? - pomyla Mark. Hm, cze. Jestem Mark Carter. A ja Jadc Redfern. Siostrzenica pani Burdock. Tak. Przyjechaymy wczoraj wieczorem. Bdziemy tu mieszka. Moje kondolencje - prychn. Kondolencje? Czemu? - Jade rozejrzaa si szybko po ogrodzie. Bo ycie w Briar Creek jest niewiele bardziej ekscytujce ni ycie na cmentarzu. Obrzucia go dugim, penym podziwu spojrzeniem. Mieszkae na cmentarzu? Hm. waciwie chciaem powiedzie, e tu nudno. Och... - Zawiesia na chwil gos, a potem si umiecha. - To dla nas interesujce. Co innego ni miejsce, z ktrego przyjechaymy. A skd przyjechaycie? Z wyspy. Tak jakby... - Zastanowia si. - W Maine. W Maine - powtrzy. Tak. A ma jak nazw? Przygldaa mu si szeroko otwartymi zielonymi oczami. No, tego nie mog ci powiedzie. Uhm, dobra. Czy ona si z niego nabija? W jej twarzy nie byo szyderstwa czy kpiny. Wygldaa tajemniczo... I niewinnie. Moe jest psychiczna? Dzieciaki ze szkoy Dewitt miayby niezy ubaw. Nie grzeszyy tolerancj. Suchaj - powiedzia szorstko. - Jeeli bd mg co dla ciebie zrobi... wiesz, gdyby kiedykolwiek wpakowaa si w kopoty, to daj mi zna, dobra?

Przechylia gow. Jej rzsy rzucay cie w wietle ganku Bez odrobiny niemiaoci uwanie mu si przygldaa, jakby musiaa si z nim oswoi. Nie spieszya si. W kocu si umiechna, a w policzkach zrobiy jej si mae doki. Serce Marka drgno niespodziewanie. Dobra - odpara agodnie. - Porzdny z ciebie chopak co, Mark? Hm... - Nikt nigdy nie nazwa go porzdnym. Nie bardzo wic wiedzia, jak si zachowa. - Hm. ja, hm, mam nadziej. Wiesz, ju postanowiam. - Jade spogldaa na niego spokojnie. - Spodoba mi si tutaj. - Znw si umiechna, a Markowi zabrako tchu. Nage wyraz jej twarzy si zmieni. Mark te to usysza - przeraliwy huk w gszczu rododendronw i krzeww czarnych jagd z tyu ogrodu. Odgos by dziwny, szalony, ale Jade zareagowaa nieprawdopodobnie. Zamara, jej ciao stao i zaczo dre, oczy skierowaa w stron zaroli. Wygldaa na przeraon. Hej - odezwa si agodnie Mark i dotkn jej ramienia. - Nic si nie stao. Pewnie jaka koza Krcia gow. Albo jele. Kiedy si nie boj, chodz swobodnie jak ludzie. To nie jele - sykna. W nocy wya z lasu i objadaj ogrdki. Tam, skd przyjechaa, pewnie nie ma wasajcych si jeleni... Nic nie czuj - wyszeptaa. - To przez t gupi zagrod Wszystko pachnie kozami. Nie czuje? Mark zrobi jedyn rzecz, jaka w tej sytuacji przysza mu do gowy: obj dziewczyn. Nic si nie bj - uspokoi j agodnie. Nie mg nie zauway, e jest jednoczenie zimna i gorca, mikka i cudownie prna pod nocn koszul. - Zaprowadz ci do domu. co? Tam bdziesz bezpieczna. - Pu - zawoaa opryskliwie Jade, krzywic si. - Moe bd musiaa walczy. - Wywina mu si z obj i znw stana twarz do krzakw. - Stj za mn. No trudno, jest stuknita. To nic. Chyba si w niej zakochaem. Stan za ni. Suchaj, ja te bd walczy. Jak mylisz, co to? Niedwied? Kojot? Mj brat. Twj... - Marka ogarno przeraenie. Chyba przekroczya granic szalestwa, ktre mona zaakceptowa. - Och. Kolejny trzask z krzakw. Nie ulegao wtpliwoci, e to co znacznie wikszego od kozy. Mark zastanawia si gorczkowo, czy to moliwe, eby wapiti przeszed sto pidziesit kilometrw od jeziora Waldo. kiedy cisz przeszy krzyk. Ludzki, a waciwie, co gorsza, prawie ludzki. Potem roz leg si plcz - na pewno nie ludzki najpierw ledwie syszalny, po chwili przeszywajcy i bliski. Mark oniemia. Kiedy zawodzenie w kocu ustao, dao si sysze kanie i jk. pniej zapada cisza. Mark odetchn i zakl. Co do... co to byo? . Nie ruszaj si. - Jade przykucna i utkwia wzrok w krzakach. Posuchaj. Musimy wej do domu. - Zdecydowanym ruchem obj Jade w talii, usiujc j podnie. Bya lekka, ale nie daa mu si zapa, jak wiatr. Jak kot. ktry nie chce by gaskany. - Cokolwiek to jest. potrzebujemy broni. ucieka; one potrafi przeskoczy kady pot...

Nie. Mwia dziwnie, jakby przez zacinite zby. Staa do niego tyem, wic nie widzia jej twarzy, ale donie miaa rozczapierzone. - Jade - ponagli j Mark. Niele przestraszony chcia ucieka, ale nie mg jej zostawi. aden porzdny facet by si tak nie zachowa. Za pno. Krzewy czarnej porzeczki od poudniowej strony si zatrzsy, rozdzieliy i... co z nich wyszo. Mark mia wraenie, e serce przestao mu bi. ale o dziwo, mg si rusza. Brutalnie odsun Jade na bok. Stan przed ni, eby zmierzy si z tym, co czai si w ciemnoci. Mary-Lynnette przedzieraa si przez gszcz czarnych porzeczek. Rce i nogi miaa podrapane; czua, jak o jej ciao ocieraj si dojrzae czarne owoce. Chyba wybraa ze miejsce na pokonanie ywopotu, ale nie zastanowia si nad tym wczeniej. Mylaa o Marku, o tym, eby go jak najszybciej znale i uciec. Boe, niech tu bdzie, modlia si w duchu. Cay i zdrowy, a nigdy o nic wicej nie poprosz. Przedara si przez ostatni rzd krzeww do ogrdka. Pniej wszystko potoczyo si byskawicznie. Najpierw dostrzega Marka i poczua ulg. Potem chwilowe zaskoczenie. Mark zasania dziewczyn, wycigajc rce jak obroca koszykwki. Nagle, tak szybko, e Mary-Lynnette ledwie nadya wzrokiem, dziewczyna rzucia si biegiem w jej stron. Mark zaczai krzycze. - Nie. to moja siostra! Dziewczyna zatrzymaa si krok przed Mary-Lynnette. To bya ta najmodsza, srebrnowosa. Z bliska Mary-Lynnette widziaa jej zielone oczy i skr tak przezroczyst, e przypominaa kryszta kwarcu. - Jade, to moja siostra - zawoa znw Mark. - Ma na imi Mary-Lynnette. Nic ci nie zrobi. Mary. powiedz, e nie zamierzasz jej skrzywdzi. Skrzywdzi? Mary-Lynnette nie wiedziaa, o czym on mwi, i nie chciaa wiedzie. Dziewczyna miaa urod tak niezwyk jak siostry, a w oczach - niemal srebrnych - co, co przyprawiao Mary-Lynnette o dreszcze. Cze - powiedziaa Jade. Cze. Mark, idziemy. W tej chwili. Spodziewaa si. e brat posucha natychmiast. Przecie nie chcia tu przychodzi, a teraz znajdowa si w szponach dziewczyny! Syszaa to wycie? - spyta. - Nie wiesz, skd dochodzio? Jakie wycie? Byam w domu. Dalej. - Mary-Lynnette chwycia Marka za rami, ale nic nie wskraa. - Moe i co syszaam. Nie zwracaam uwagi. - Rozgldaa si wtedy rozpaczliwie po wiktoriaskim salonie, bekoczc kamstwa, e obiecaa szybko wrci do domu. O tym. e jej ojciec i macocha s przyjacimi pani Burdock i czekaj na wieci o jej siostrzenicach. Nadal nie bya pewna, czy to dlatego j wypuciy. Tak czy inaczej. Rowan w kocu wstaa, posaa Mary-Lynnette serdeczny, sodki umiech i otworzya drzwi. Wiesz co. to chyba wilczyca - powiedzia z przejciem Mark do Jade. - Przysza z lasu Willamette. Wilczyca? - Jade zmarszczya brwi. - Tak. to moliwe. Nigdy wczeniej nie syszaam wilczycy. Spojrzaa na Mary-Lynnette. - Ty te tak uwaasz? Jasne - przytakna Mary-Lynnette bez zastanowienia. -Na pewno wilczyca. - Powinnam spyta, gdzie jej ciotka, pomylaa nagle. To doskonaa okazja, eby przyapa j na kamstwie Zakad, e nie odpowie, e pani Burdock wyjechaa na pnoc na krtkie wakacje.

Ale nie zapytaa. Zwyczajnie zabrako jej odwagi. Chciaa tylko jak najprdzej si std ulotni. - Mark. prosz... Spojrza na ni i dopiero w tej chwili zauway, jak bardzo jest roztrzsiona. - Uhm... no. dobra. - Odwrci si do Jade. - Suchaj, wracaj ju do domu. Tam nic ci nie grozi. Czy... kiedy bd mg jeszcze wpa? Mary-Lynnette nie przestawaa go cign. Poczua ulg. Kiedy wreszcie si ruszy. Skierowaa si w stron krzeww pczkowych. przez ktre przedara si do ogrodu. - Lepiej przejdcie tamtdy. Tam jest cieka - wskazaa Jade. Mark natychmiast skrci gwatownie. Mary-Lynnette omal si nie przewrcia. Kiedy odzyskaa rwnowag, dostrzega spor przerw midzy krzewami rododendronu na tyach ogrodu. Sama na pewno by jej nie wypatrzya. Kiedy znaleli si przed ywopotem, Mark obejrza si za siebie. Mary-Lynnette te si odwrcia. Std Jade bya tylko ciemn postaci. Podwietlone od tyu wosy, ktre wyglday jak srebrna aureola, roztaczay wok niej blask. Mary-Lynnette usyszaa, e Mark wstrzymuje oddech. - Oboje kiedy wpadnijcie - zaprosia ich serdecznie. - Pomoecie nam doi kozy. Ciotka Opal zostawia dokadne wskazwki przed wyjazdem. Mary-Lynnette bya jak oguszona. Przedara si przez dziur, krcc gow. - Mark, co si stao tam, w ogrodzie? - spytaa, kiedy znaleli si na drodze. Mark wyglda na zmartwionego. Jak to co? Nic. Patrzye na to wykopane miejsce? Nie. W ogrodzie zastaem Jade. Nie miaem jak si rozejrze. Mark, czy ona tam bya cay czas? Nie wchodzia do domu? A moe wysza ktra z dziewczyn? Mark prychn. - Nawet nie wiem, jak one wygldaj. Widziaem tylko Jade i bya tam cay czas. - Spojrza na siostr ponuro. - Chyba nie chodzi ci cige po gowie jaki horror? Mary-Lynnette nie odpowiedziaa. Usiowaa zebra rozbiegane myli. Nie wierz. A jednak Jade to powiedziaa. O kozach i ciotce Opal. Rowan na pewno wczeniej nic wiedziaa o kozach. I myla am, e te wakacje ciotki wymylia sobie na poczekaniu... Dobra, moe si myliam. Ale to wcale nie znaczy, e powiedziaa prawd. Uoyy sobie ca t historyjk, a Rowan po prostu jest kiepsk aktork. A moe... - Mark, to zabrzmi dziwacznie... ale czy Jade nie miaa przy sobie telefonu komrkowego? Przystan i zmierzy siostr dugim powolnym spojrzeniem, ktre wyraniej ni sowa mwio, co o tym myli. Mary-Lynnette, co si z tob dzieje? Rowan i Kestrel oznajmiy, e pani B. jest na wakacjach. e niespodziewanie postanowia wyjecha. I co z tego? Jade powiedziaa to samo. Mark, pani B. mieszka tu od dziesiciu lat i nigdy nie wybieraa si na wakacje. Nigdy. Mylisz, e wyruszya sobie w wiat akurat w tym samym dniu, kiedy przyjechay jej siostrzenice? Moe dlatego, e przypilnuj jej domu - zauway Mark z rozbrajajc logik. Dokadnie to samo powiedziaa Rowan. Mary-Lynnette nagle poczua si, jakby miaa paranoj; odnosia

wraenie, e wszyscy dookoa s w zmowie. Chciaa mu powiedzie o kolegach, ale ju zrezygnowaa. No, we si w gar, dziewczyno. Nawet Mark myli logicznie. Moesz przynajmniej to racjonalnie przeanalizowa, zanim biegniesz do szeryfa Akersa. Prawda jest taka, e spanikowaa, stwierdzia Mary-Lynnette z brutaln szczeroci. Kierujesz si przeczuciem i zupenie zapomniaa o logice. Nie masz adnych dowodw. Ucieka. Powiesz szeryfowi, e co podejrzewasz, bo zauwaya Rowan mocne nogi? Nie masz adnych dowodw, powtrzya w duchu. Poza... Jkna mimowolnie. - Wszystko sprowadza si do tego, co jest w ogrodzie - powiedziaa na gos. Co? - Mark, ktry szed przy niej w penym napicia milczeniu, nagle przystan. Wszystko sprowadza si do tego... - zacza od nowa z zamknitymi oczami. - Powinnam chocia spojrze na to wykopane miejsce; niewane, e Jade patrzya. To jedyny prawdziwy dowd... wic trzeba sprawdzi, co tam jest. Suchaj... - Mark krci gow. Wrc do ogrodu. Nie dzisiaj. Jestem miertelnie zmczona. Ale jutro. Mark, musz si upewni, zanim pjd do szeryfa Akersa. Mark wybuchn. - Zanim co? - krzykn, a sowa poniosy si echem. - Co ty wygadujesz? Do jakiego szeryfa? Mary-Lynnette patrzya na niego. Nie zdawaa sobie sprawy, e brat podchodzi do caej tej sytuacji zupenie inaczej ni ona. Dlaczego, pomylaa, dlaczego on jest... - Chciaa, ebymy sprawdzili, gdzie jest pani B., no i sprawdzilimy - stwierdzi dobitnie. Powiedziay nam. I widziaa Jade. Wiem, e jest troch inna, jak pani B., ekscentryczna. Ale czy wyglda na osob, ktra mogaby komukolwiek zrobi krzywd? No, wyglda? Jasne, zakocha si w niej, pomylaa Mary-Lynnette. Albo przynajmniej bardzo polubi. Teraz bya ju cakiem zdezorientowana. Niby dobrze, e Mark zainteresowa si dziewczyn - tylko szkoda, e jest stuknita. A nawet gdyby miaa lekkiego wira, trudno. Ale tu chodzi o mordercze szalestwo. Tak czy siak. nie mona donie na now dziewczyn Marka, zwaszcza bez dowodw. Ciekawe, czy ona te go lubi? - zastanawiaa si Mary-Lynnette. Nic ulega wtpliwoci, e jedno byo gotowe broni drugiego, kiedy si pojawiam. - Nie, masz racj - powiedziaa na gos zadowolona, e powiczya dzi kamanie. - Nie wyglda na osob, ktra mogaby komu zrobi krzywd. Dam sobie spokj. Z tob. A jutro w nocy, kiedy bdziesz myla, e obserwuj gwiazdy, zakradn si tam. Zabior ze sob opat. I moe kij do obrony przed wilkami. Naprawd sdzisz, e to bya wilczyca? - zmienia temat. Hm, moe. - Z twarzy Marka powoli znikaa grona mina. - W kadym razie co dziwnego. Nigdy wczeniej czego takiego nie syszaem. Odpucisz sobie te wszystkie wariactwa na temat pani B.? Tak. - Tym razem nie spanikuj i dopilnuj, eby mnie nie zobaczyy, pomylaa. Poza tym, gdyby miay mnie zabi, zrobiyby to dzisiaj, prawda? A moe to byo wycie Wielkiej Stopy? - odezwa si Mark.

Rozdzia 6

Dlaczego jej po prostu nie zabiymy? - spytaa Kestrel. Rowan i Jade spojrzay na siebie. W niewielu rzeczach si zgadzay, ale w kwestii Kestrel bez wtpienia byy jednomylne. Po pierwsze, uzgodniymy, e nie wykorzystujemy naszej mocy... ...nie ywimy si ludmi ani nie zabijamy - dokoczya wyliczank Kestrel. - Ale przecie posuya si dzi swoj moc. Skontaktowaa si z Jade. Musiaam jej przekaza historyjk, ktr opowiedziaam o ciotce Opal. Waciwie powinnam przemyle to wczeniej, przewidzie, e ludzie mog przychodzi i pyta, gdzie ciotka. Pytaa tylko ona. Gdybymy j zabiy... Nie moemy ot, tak sobie mordowa ludzi w naszym nowym domu - oznajmia stanowczo Rowan. Poza tym mwia, e czeka na ni rodzina. I co, zaatwimy ich wszystkich? Kestrel wzruszya ramionami. Nie bdziemy urzdza rzezi - przypomniaa Rowan jeszcze bardziej zdecydowanie. A moe bymy na ni wpyny? - zaproponowaa Jade Siedziaa, trzymajc Tiggy'ego na rkach i caujc aksamitny czarny epek kociaka. - Sprawimy, eby zapomniaa o podejrzeniach albo pomylaa, e widziaa ciotk Opal. To zdaoby egzamin, gdyby chodzio tylko o ni - tuma czya cierpliwie Rowan. - Ale co, bdziemy zmienia myli kadego, kto przyjdzie do domu? Albo zadzwoni? A nauczyciele' Za dwa tygodnie idziecie do szkoy. - No to sobie odpucimy - stwierdzia Kestrel bez alu Rowan pokrcia gow. Potrzebne nam rozwizanie na dusz met. Jakie sensowne wytumaczenie zniknicia ciotki Opal. Musimy j przenie - stwierdzia Kestrel. - Pozby si zwok. Nie, nie. A moe... odtworzymy ciao - zaproponowaa Rowan. Z takiego stanu? Zaczy si sprzecza. Jade opara brod o epek Tiggy'ego i patrzya przez okno kuchenne. Mylaa o Marku Carterze ktry ma rycerskie serce. Na sam myl o nim ogarniao j przyjemne, zakazane uczucie. U nich nie byo zbyt wielu wolnych ludzi. Nigdy jej nie kusio, eby zama zasady wiata nocy i zakocha si w czowieku. Ale tutaj... owszem, bardzo j cigno do Marka Cartera. Zupenie jak zwyk dziewczyn. Zadraa z rozkoszy. Kiedy prbowaa wyobrazi sobie, e si zakochuje, Tiggy nagle zeskoczy na podog i puci si biegiem przez kuchni. Mia najeone futro. Jade znw spojrzaa za okno. Nic nie widziaa. Ale. czua... Tam w ogrodzie co dzi byo - powiedziaa do sistr. Rowan i Kestrel dalej si kciy. W ogle jej Mary-Lynnette otworzya oczy i kichna. Zaspaa. Promienie soca dosigay ju krawdzi jej nie usyszay.

granatowych zason. Wstawaj i bierz si do roboty, nakazaa sobie. Ale nadal le aa, cierajc z oczu sen i starajc si obudzi. Lubia siedzie po nocach. Pokj by duy, pomalowany na zgaszony niebieski kolor. Mary-Lynnette sama przyczepia do sufitu wiecce w ciemnoci gwiazdy i planety. Do lustra na szafie przykleia naklejk samochodow z napisem: Goni asteroidy". Na cianach powiesia gigantyczn wypuk map Ksiyca, plakat ze .,Sky-Gazers Almanach" i fotografie Plejady. Mgawicy Koskiego ba i cakowitego zamienia z 1995 roku. To byo schronienie Mary-Lynnette, miejsce, do ktrego uciekaa, kiedy czua si nierozumiana. Noc dawaa jej poczucie bezpieczestwa. Ziewna i poczapaa do azienki, chwytajc po drodze dinsy i koszulk. Kiedy schodzia po schodach, czeszc wosy, usyszaa dobiegajce z salonu odgosy. Claudine... i drugi, mski. Nie, nie Marka - w weekendy brat zwykle chodzi do swojego przyjaciela Bena. Gos nalea do kogo obcego. Zerkna przez kuchni. Na kanapie w salonie siedzia chopak. Widziaa tylko ty jego gowy z popielatymi wosami. Wzruszya ramionami i wanie miaa otworzy lodwk, kiedy usyszaa wasne imi. - Mary-Lynnette jest jej dobr przyjacik - mwia Claudine z lekkim akcentem. - Kilka lat temu pomagaa postawi zagrod dla kz. Rozmawiaj o pani B.! Po co jej kozy? Chyba mwia Mary-Lynnette, e si przydadz, bo ju nie moe tyle wychodzi. Dziwne - skwitowa chopak. Mia leniwy, beztroski gos. - Ciekawe, co miaa na myli. Mary-Lynnette intensywnie wpatrywaa si poza kuchni, stojc zupenie nieruchomo. Widziaa, jak Claudine lekko i ujmujco wzrusza ramionami. - Chyba chodzio o mleko. Teraz codziennie ma wiee. Nie musi fatygowa si do sklepu. Ale nie wiem. Sam zapytaj. - Rozemiaa si. Nie bdzie atwo, pomylaa Mary-Lynnette. Czemu zjawi si tu jaki obcy chopak i wypytuje o pani B.? Jasne. To na pewno policjant. Albo agent FBI. Chocia mia za mody gos jak na gliniarza; chyba e zosta przysany do szkoy Dewitt jako wtyczka. Mary-Lynnette przesza w gb kuchni: std widziaa go w lustrze. Poczua rozczarowanie. Wyglda zdecydowanie za modo na agenta FBI. Bardzo chciaa, eby by bystrym, spostrzegawczym, ostrym detektywem, ale niestety. Okaza si po prostu najprzystojniejszym chopakiem, jakiego w yciu widziaa. Szczupy i elegancki, przypomina wielkiego oswojonego kocura. Wycignite dugie nogi trzyma skrzyowane w kostkach pod aw. Mia wyraziste rysy twarzy, lekko skone szelmowskie oczy i rozbrajajcy leniwy umiech. Nie tylko leniwy, dosza do wniosku. Bezmylny. Pusty Wrcz gupi. Staraa si nie zwraca uwagi na wygld. Cudowni chopcy, ktrzy wygldali jak wielkie popielate kocury, nie mie li adnej motywacji, eby rozwija umys. Byli egocentryczni i prni. A poziom ich IQ wystarcza ledwie do tego. eby ugania si za dziewczynami. Ten chopak sprawia wraenie lekko nieprzytomnego, jakby nie wiedzia, co si wok niego dzieje.

Nie obchodzi mnie. po co tu przylaz. Id na gr. Akurat wtedy podnis do i pomacha palcami. Odwrci si lekko. Nie spojrza na Mary-Lynnette. ale da jasno do zrozumienia, e mwi do kogo z tyu. Teraz w lustrze widziaa jego profil. Cze. Mary-Lynnette, to ty? - spytaa Claudine. - Tak. - Otworzya lodwk i zacza haasowa. - Zeszam tylko po sok i wracam na gr. Serce walio jej jak oszalae - z zawstydzenia i ze zoci. Widocznie zobaczy j w lustrze. Pewnie sobie pomyla, e ona gapi si na niego z powodu wygldu. Bo ludzie zawsze wlepiali w niego wzrok. Wielkie mi halo, id std. - Poczekaj - zawoaa Claudine. - Chod tu i porozmawiaj chwil. Nie. Mary-Lynnette wiedziaa, e to dziecinna i gupia reakcja, ale nic nie moga na to poradzi. Brzkna butelk soku brzoskwiniowego o butelk wody mineralnej Calistoga. Poznaj siostrzeca pani Burdock - krzykna Claudine. Mary-Lynnette zamara. Staa w chodnym powietrzu bijcym z lodwki i bezmylnie wpatrywaa si w regulator temperatury na tylnej ciance. Odstawia butelk z sokiem. Nie patrzc, wyja col z szeciopaku. Jakiego siostrzeca? Nie przypominam sobie, eby staruszka wspominaa o siostrzecu. To prawda, nie rozmawiaa z pani Burdock za wiele o jej rodzinie, dopki nie okazao si, e przyjedaj dziewczyny. Wic to siostrzeniec pani B. Dlatego o ni pyta. Ale czy on wie? Czy jest w zmowie z siostrami? A moe przeciwko nim? Cakowicie zdezorientowana wesza do salonu. - Mary-Lynnette. to Ash. Przyjecha w odwiedziny do ciotki i do sistr - oznajmia Claudine. - Ash. oto Mary-Lynnette. Przyjacika twojej ciotki. Ash wsta. Rusza si wolno i zmysowo. Jak kot; nawet lekko si przecign. - Cze. Poda jej rk. Mary-Lynnette chwycia j palcami mokrymi i zimnymi od puszki z col i spojrzaa mu w oczy. - Cze. A waciwie wygldao to tak: Mary-Lynnette wesza, wlepiajc oczy w dywan. Widziaa buty Nike i dziurawe na kolanach dinsy Asha. Kiedy si podnis, spojrzaa na koszulk z ciemnym wzorem - czarnym kwiatem na biaym tle, pewnie symbolem jakiej grupy rockowej. A gdy jego rka znalaza si w polu widzenia Mary-Lynnette. automatycznie wycigna swoj, mamroczc pod nosem co na powitanie. Spojrzaa mu w twarz, dotykajc doni. I... T wanie chwil ciko opisa. Kontakt. Co si wydarzyo. Ej, czy ja ci przypadkiem nie znam? Nie znaa. W tym rzecz. A czua, e powinna. Miaa te wraenie, jakby kto sign do jej wntrza i dotkn krgosupa przewodem elektrycznym pod napiciem. Okropnie nieprzyjemne. Ale jakim cudem wszystko to razem wywoywao drce oszoomienie jak... Jak wtedy, kiedy patrzya na Mgawic Laguna. Albo wyobraaa sobie galaktyki zgromadzone w skupiska, coraz wiksze i wiksze, a czua, e si zapada. Teraz te si zapadaa. Nie widziaa nic poza jego oczami Byy dziwne, zmieniay kolor jak gwiazda

ogldana przez gst atmosfer. Raz niebieskie, raz zote, raz fioletowe. Och, niech to zniknie. Nie chc tego. - Mio widzie tu now twarz, prawda? Nudno nam tu tak samym - powiedziaa Claudine, lekko podnieconym tonem. Wyrwana z transu Mary-Lynnette zareagowaa, jakby Ash wanie poda jej mangust, nie rk. Odskoczya, patrzc wszdzie, byle nie na niego. Cudem uratowaa si przed wpadniciem do szybu grniczego - tak wanie teraz si czua. - No tak... - odezwaa si Claudine z wdzicznym akcentem. - Hm... - Owijaa wok palca kosmyk krconych czarnych wosw, a robia to tylko wtedy, kiedy bya skrajnie zdenerwowana. - Wy si znacie? Zapada cisza. Powinnam co powiedzie, pomylaa oszoomiona Mary-Lynnette. wpatrujc si w kamienny kominek. Zachowuj si jak wariatka i przynosz wstyd Claudine. Ale co tu si waciwie dzieje? Niewane. Pniej bd si martwi. Z trudem przekna lin i wysilia si na umiech. - Na jak dugo przyjechae? Popenia bd; spojrzaa na Asha. I wszystko si powtrzy-, ale nie tak intensywnie jak wczeniej, moe dlatego, e go nie dotykaa. Ale znowu przeszy j prd. A on wyglda jak poraony kocur. Najeony. Nieszczliwy. Zaskoczony. No, przynajmniej otrzewia, pomylaa Mary-Lynnette. Przygldali si sobie, a pokj wirowa i zrobi si rowy. Kim jeste? - spytaa, odrzucajc ju pozory grzecznoci. Kim ty jeste? - powtrzy niemal dokadnie tym samym tonem. Spiorunowa j spojrzeniem. Claudine po cichu klskaa, sprztajc sok pomidorowy. Mary-Lynnette zrobio si al macochy, ale nie moga powici jej uwagi. Caa skupiaa si na stojcym przed ni chopaku, na walce z nim, na odpychaniu go od siebie. Na otrzniciu si z dziwnego odczucia, e jest jednym z dwch pasujcych do siebie puzzli, ktre wanie si poczyy. - Suchaj... - powiedziaa stanowczo. - Suchaj... - odezwa si opryskliwie w tej samej chwili. Oboje zamilkli i znw spojrzeli na siebie gronie. W kocu Mary-Lynnette udao si odwrci wzrok. Co tuko jej si po gowic... Ash... - Chwycia go za rami. - Pani Burdock rzeczywicie o tobie wspominaa... o maym chopcu, ktry ma na imi Ash. Nie wiedziaam, e mwi o swoim siostrzecu. Wnuku siostry - poprawi Ash, niezupenie panujc nad gosem. - Co mwia? - Ze jeste zym chopcem i e jak doroniesz, bdziesz nie jeszcze gorszy. - No to si nie pomylia - przyzna z nieco agodniejszym razem twarzy, jakby znalaz si na znajomym gruncie. Serce Mary-Lynnette zaczto bi wolniej. Zorientowaa si, e jeeli si skupi, jest w stanie zapanowa nad dziwnymi uczuciami. atwiej byo, kiedy nie patrzya na Asha. Oddychaj gboko, przykazaa sobie. Jeszcze. Dobra, wyjanijmy sobie par rzeczy. Na razie zapomnij o tym, co si stao Ustal wane fakty. Po pierwsze, ten chopak jest bratem dziewczyn. Po drugie, moe bra udzia w spisku przeciwko pani

B. Po trzecie, jeeli nie, moe posiada jak pomocn informacj. Na przykad, czy ciotka zostawia testament, a jeeli tak, kto dostanie rodzinne klejnoty. Spojrzaa na Asha ktem oka. Troch si uspokoi. Oddycha o wiele wolniej. Oboje wyluzowali. Wic Rowan, Kestrel i Jad to twoje siostry? - spytaa z najwiksz uprzejm nonszalancj, na jak zdoaa si wysili. - Wydaj si... mie. Nie wiedziaam, e je poznaa - wtrcia si Claudinc Przystana w drzwiach, oparta drobnym ramieniem o futryn, ze splecionymi na piersiach rkami i cierk w doni. - Powiedziaam mu, e ich nie znasz. Poszlimy tam wczoraj z Markiem - wyjania Mary-Lynnette i zauwaya, e na twarzy Asha odmalowao si co. co znikno bardzo szybko, wic nie zdya stwierdzi CO. Ale poczua si tak. jakby staa nad urwiskiem w zimnym wietrze. Czemu? Co w tym zego, e znam dziewczyny? Ty i Mark... Mark to twj.... brat? Zgadza si - potwierdzia Claudine. Masz jeszcze inne rodzestwo? Mary-Lynnette zamrugaa. Robisz spis ludnoci? Ash sprbowa si umiechn, ale wysza mu marna kopia poprzedniego leniwego umiechu. Po prostu lubi wiedzie, z kim si zadaj moje siostry. Czemu? Musisz ich pilnowa? - Waciwie tak. - Znw si umiechn, tym razem wyszo mu lepiej. - Jestemy starowieck rodzin. Bardzo starowieck. Mary-Lynnette zaniemwia. Potem nagle poczua si szczliwa. Nie musiaa ju myle o morderstwach ani o tym, co ten chopak wie. Zastanawiaa si tylko nad tym. co mu zrobi. - Wic jestecie starowiecka rodzin - powtrzya, robic krok do przodu. Skin gow. I ty rzdzisz - cigna. No. tutaj. W domu rzdzi mj ojciec. I po prostu mwisz siostrom, z kim mog si zadawa. Moe jeszcze dyktujesz ciotce, z kim ma si przyjani? Prawd mwic, o tym wanie rozmawiaem... - Skin rk w stron Claudine. Jasne. Mary-Lynnette zrobia kolejny krok w stron Asha. ktry cay czas si umiecha. O, nie. - Claudine strzepna cierk do naczy. - Nie umiechaj si. Lubi dziewczyny z charakterem. - Ash zastanawia si nad najbardziej obraliw rzecz, jak mgby powiedzie. W kocu, z zamierzon zuchwaoci, skrzywi si i pogaska Mary-Lynnette pod brod. Fzzzz! Iskry. Mary-Lynnette odskoczya. Ash te, spogldajc na swoj do, jakby go zdradzia. Mary-Lynnette ogarna niewytumaczalna ochota, eby powali Asha na podog i przydusi go sob. Nigdy wczeniej aden chopak nie wywoywa w niej takich emocji. Pod wpywem nagego impulsu kopna Asha w piszczel. Jkn i zrobi kilka podskokw do tyu. Znikn mu z twarzy wyraz leniwego zadowolenia. Wyglda na przeraonego. - Lepiej ju sobie id - powiedziaa uprzejmie Mary-Lynnette. Zaskoczyo j wasne zachowanie.

Nigdy nie bya brutalna. Widocznie gdzie gboko tkwio w niej co, o co sama siebie nie podejrzewaa. Claudine oddychaa ciko i krcia gow. Ash cay czas podskakiwa, ale nigdzie si nie wybiera. Mary-Lynnette znw do niego podbiega. Mimo e by od niej o p gowy wyszy, cofn si z lkiem i zdziwieniem. - Hej. suchaj, ty chyba sobie nie zdajesz sprawy, co robisz - wycedzi. - Gdyby wiedziaa... Mary-Lynnette znw dostrzega w jego oczach lnienie, przypominajce bysk noa w wietle. Nagle przesta wyglda gupawo i znajomo. Sta si grony. - Id nka kogo innego - warkna Mary-Lynnette. Zamierzya si nog. eby znw go kopn. Otworzy usta. ale zaraz je zamkn. Cay czas trzymajc si za piszczel, spojrza na Claudinc i zdoby si na zbolay, budzcy lito umiech. - Dzikuj bardzo za ca pani... Wynocha! - wrzasna Mary-Lynnette. Umiech znikn. Ju si robi! - Pokutyka do drzwi. Ona za nim. A tak waciwie, jak ci na imi? - spyta, stojc przed domem, jakby w kocu znalaz punkt zaczepienia, ktrego szuka. - Mary? Maryli? M'lin? M.L.? Mary-Lynnette - oznajmia oschle. - To imi oddaje mj charakter - dodaa pod nosem. W zeszym roku czytaa na angielskim Poskromienie zonicy. Naprawd? A co powiesz na: M'lin? Przeklta? - Cay czas si cofa. Mary-Lynnette bya przeraona. Moe jego klasa te omawiaa t lektur. Ale nie wyglda na takiego, co rzuca cytatami z Szekspira. - Baw si dobrze z siostrami - rzucia, zatrzaskujc drzwi Opara si o nie i prbowaa zapa oddech. W caym ciele czua mrowienie, jakby zaraz miaa zemdle. Nie byabym zaskoczona, gdyby go zamordoway. Caa ta rodzina jest dziwna. Przeraajco dziwna, pomylaa Mary-Lynnette. Gdyby wierzya w zabobony, naprawd wpadaby w panik. Miaa ze przeczucie, e co si stanie... Claudine przygldaa si jej z salonu. Cudownie - podsumowaa. - Wykopaa gocia z domu. Co to wszystko ma znaczy? Nic chcia wyj. Wiesz, o co mi chodzi. Znacie si? Mary-Lynnette leniwie wzruszya ramionami. Oszoomienie ustpowao, ale po gowie krya niezliczona ilo pyta. Claudine patrzya na ni badawczo, w kocu pokrcia gow - Pamitam, jak mj modszy brat. kiedy mia cztery lata. w piaskownicy popchn dziewczynk na twarz. W ten sposb chcia pokaza, e j lubi. Mary-Lynnette pucia t uwag mimo uszu. Claude... po co Ash tu przyszed? O czym rozmawialicie? O niczym - odpowiedziaa rozdraniona. - Zwyka pogawdka. Co za rnica, skoro go tak nienawidzisz? - Westchna, kiedy Mary-Lynnette nie spuszczaa z niej wzroku. - By bardzo zainteresowany wszelkimi historiami z ycia na wsi. Miejscowymi opowieciami. Mary-Lynnette prychna. Powiedziaa mu o Wielkiej Stopie? Nie. o Vicu i Toddzie. Mary-Lynnette zamara.

artujesz. Dlaczego? Bo o takie rzeczy pyta! Ludzie zagubieni w czasie... Marnujcy czas. - Niewane. Po prostu pogadalimy sobie mio. To sympatyczny chopak. I tyle. Serce Mary-Lynnette bio szybko. Nie mylia si. Teraz bya tego pewna. Sprawa Todda i Vica miaa zwizek z przyjazdem sistr i tym, co si stao z pani B. (Ale jaki? Dowiem si, pomylaa.

Rozdzia 7

Okazao si, e wcale nie tak atwo odnale Todda i Vicu. Pnym popoudniem Mary-Lynnette wesza do sklepu wielobranowego w Briar Creek. gdzie sprzedawano wszystko od gwodzi i poczoch po groszek konserwowy. - Cze, Bunny. Nie widziae przypadkiem Todda albo Vica? Bunny Marten uniosa wzrok znad lady. Bya adna, miaa blond wosy, okrg twarz z dokami w policzkach i niemiae spojrzenie. Chodzia z Mary-Lynnette do jednej klasy. - Sprawdzaa w Gold Creek Bar? Mary-Lynnette skina gow. A u nich w domu? W drugim sklepie? W biurze szeryfa/ W biurze szeryfa mieciy si rwnie Jeeli nie graj w snookera, to na og strzelaj. wiczyli strzelanie do puszek. Tak. ale gdzie? - dopytywaa Mary-Lynnette. Bunny pokrcia gow, pobrzkujc kolczykami. - Wiem tyle co i ty. - Zawahaa si, spogldajc na swoje skrki przy paznokciach, ktre odpychaa maym, tpo zakoczonym drewnianym patyczkiem. - Syszaam, e czasem chodz do Mad Dog Creek. Wymownie spojrzaa na koleanki,' wielkimi bkitnymi oczami. Mad Dog Creek... No, super, Mary-Lynnette si skrzywia No wanie. - Bunny wyprostowaa si i wzruszya ramionami. - Ja bym tam nie posza. Cay czas mylaabym o tym ciele. Ja te. No to dziki. Bun. Na razie. Bunny krytycznie spojrzaa na swoje paznokcie. Owocnych oww - rzucia w roztargnieniu. Mary-Lynnette wysza ze sklepu, mruc oczy w gorcym, mglistym sierpniowym socu. Main Street nie bya duga. Stao przy niej kilka ceglanych i kamiennych budynkw z czasw gorczki zota w Briar Creek i kilka nowoczesnych budynkw, z odpadajcym tynkiem. Todda i Vica w adnym z nich nie byo. No i co teraz? Mary-Lynnette westchna. Do Mad Dog Creek prowadzi szlak zawsze zaronity chwastami i obstawiony puapkami. Kady doskonale wiedzia, e tam si strzela. siedziba wadz miejskich i biblioteka publiczna.

Jeeli s w Mad Dog Creek, to pewnie poluj, pomylaa. Nie wspominajc o piciu, a moe i o narkotykach. Bro i piwo. No i jeszcze to ciao. Zwoki znaleziono rok temu, mniej wicej o tej porze. Mczyzna z plecakiem - prawdopodobnie turysta. Nikt nie wiedzia, kim jest ani jak zgin - ciao byo za bardzo wysuszone i nadjedzone przez zwierzta. Ale ludzie mwili, e nad strumykiem zeszej zimy latay duchy. Mary-Lynnette znw westchna i wsiada do swojego kombi. Stary, zardzewiay samochd wydawa straszne dwiki, kiedy si przyspieszao, ale by jej. Robia wszystko, eby utrzyma go na chodzie. Kochaa ten wz, bo z tyu mia mnstwo miejsca, gdzie moga pooy teleskop. Na jedynej stacji benzynowej w Briar Creek spod siedzenia wyja skadany n do owocw i zacza majstrowa przy zardzewiaej zakrtce wlewu benzyny. Troszk do gry... prawie, prawie... teraz przekrci... Zatyczka si otworzya. - Mylaa kiedy, czy nie zaj si wamywaniem do sejfw? - odezwa si gos za ni. - Masz rk. Cze, Jeremy. - Mary-Lynnette si odwrcia. Umiechn si oczami - jasnobrzowymi, z Gdybym miaa si zakocha - ale na razie nie zamie rzam - to na pewno w takim chopaku jak on. Nie w adnym blondynie, ktremu si zdaje, e moe dobiera znajomych Siostrom. Tak czy siak, to prne rozwaania, bo Jeremy nie umawia! si z dziewczynami. By samotnikiem. Chcesz, ebym zajrza pod mask? - Wytar donie w szmat. Nie, dziki. Sprawdzaam wszystko w zeszym tygodniu. - Mary-Lynnette zacza nalewa benzyn. Wzi butelk z pynem i zacz my przedni szyb. Wprawnie, delikatnie, ze skupieniem. Mary-Lynnette musiaa tumi miech, ale doceniaa, e Jeremy nie wymiewa porysowanej szyby i przeartych rdz wycieraczek. Zawsze miaa dziwne poczucie wizi z tym chopakiem. Jako jedyny z Briar Creek wydawa si chocia troch zainteresowany astronomi - pomg jej zbudowa model Ukadu Sonecznego w smej klasie i oczywicie oglda z ni zamienie Ksiyca w zeszym roku. Rodzice Jeremy'ego zmarli w Bedford, kiedy by niemow lakiem, a do Briar Creek przywiz go wuj dziwny czowiek. Czsto wyprawia si na poszukiwania zota w dziczy Klamath. Ktrego dnia po prostu nie wrci. Od tamtej pory Jeremy mieszka sam w przyczepie w lesie. Ima si rnych zaj; pracowa te na stacji benzynowej, eby zarobi na ycie. Nie mia tak adnych ciuchw jak inne dzie ciaki, ale nie zaleao mu na tym, a w kadym razie nie dawa tego po sobie pozna. Kocwka wa paliwa klikna. Mary-Lynnette zorientowaa si, e ni na jawie. Co jeszcze? - spyta Jeremy. Przednia szyba lnia czystoci. Nie... A waciwie tak. Nie widziae dzisiaj Todda Akersa albo Vica Kimble'a? Rka Jeremy'ego, ktr wyciga, eby wzi od niej dwudziestodolarowy banknot, zatrzymaa si w p drogi. A co? Chciaam z nimi porozmawia. - Natychmiast poczua wypieki na policzkach. O Boe, on myli, e si zadaj z Tod-dem i Yikiem i e chyba zgupiaam, skoro wanie jego dopytuj o tych dwch. Bunny powiedziaa, e mog by w Mad Dog Creek - popieszya z wyjanieniem. - Pomylaam, e skoro tu mieszkasz, moe ich rano widziae. - Wyszedem w poudnie. - Pokrci gow. - Ale nie sy szaem rano adnych strzaw znad strumyka. niewiarygodnie dugimi rzsami.

Zreszt chyba nie byo ich tam cae lato. Cigle im powtarzam, eby si trzymali z daleka. Mwi cicho, spokojnie, bez emocji, ale Mary-Lynnette podejrzewaa, e Todd i Vic mog si go ba. Nigdy nie syszaa, eby Jeremy wda si w bjk. Ale czasami w jego powanych brzowych oczach pojawia si przeraajcy bysk. Jak-by w tym spokojnym chopaku tkwia jaka prymitywna i miertelna sia, zdolna wyrzdzi wiele szkody, gdyby zostaa uwolniona. - Mary-Lynnette, wiem, e to nie moja sprawa, ale... c, myl, e nie powinna si spotyka z tymi chopakami. Jeeli naprawd chcesz ich znale, pjd z tob. Och. Poczuta ciepy przypyw wdzicznoci. Nie zamierzaa prosi ]eremy'ego o pomoc, ale mio, e to zaproponowa. - Dziki. Dam sobie rad. Patrzya, jak Jeremy idzie do budki po reszt dla niej. Jak to jest by zdanym na siebie od dwunastego roku ycia? Moe potrzebuje wsparcia? Moe powinna poprosi tat, eby da mu jak robot przy domu? Jeremy pracowa dla wielu ludzi w okolicy. Trzeba tylko uwaa - wiedziaa, e chopak niena widzi litoci. Mary-Lynnette - odezwa si po powrocie. Uniosa wzrok. Jeeli znajdziesz Todda i Vica, to uwaaj. Jasne. Mwi powanie. - Wiem. - Wycigna rk po pienidze, ale on ich nie wypuci. Zrobi za to co dziwnego: rozchyli jej palce jedn doni, a drug wsun banknoty i monety. Pniej zacisn jej palce. Trzyma j za rk. Moment fizycznego kontaktu zaskoczy Mary-Lynnette i wzruszy. Patrzya na szczupe, niade donie Jeremy'ego, na zoty sygnet z czarnym wzorem, ktry mia na palcu. Jeszcze bardziej si zdziwia, kiedy spojrzaa mu w oczy. Dostrzega w nich szczery niepokj i... szacunek. Przez chwil odczuwaa dziki i zupenie niewytumaczalny impuls, eby o wszystkim powiedzie Jeremy'emu. Ale ju sobie wyobraaa, co on pomyli. Zawsze kierowa si zdrowym rozsdkiem. Dziki - powtrzya, silc si na saby umiech. - Uwaaj na siebie. To ty uwaaj. Niektrym by ciebie brakowao, gdyby co ci si stao. - Umiechn si, ale odjedajc, Mary-Lynnette czua na sobie jego zaniepokojony wzrok. No dobra, i co teraz? Wikszo dnia zmarnowaa na szukanie Todda i Vica. A te raz, majc w gowie wspomnienie powanych brzowych oczu Jeremy'ego, zastanawiaa si, czy od pocztku nie by to gupi pomys. Brzowe oczy... A jakiego koloru oczy mia ten wielki blond kocur? Dziwne, ale nie moga sobie przypomnie. W pewnym momencie wyglday na brzowe - wtedy akurat opowiada o starowieckiej rodzinie. Ale kiedy mwi, e lubi dziewczyny z charakterem, widziaa mdy bkit. A gdy pojawi si w nich ten dziwny bysk noa, stay si lodowato szare. Kogo to obchodzi? Niech sobie bd i pomaraczowe. Jed do domu. Przygotuj si na wieczr. Jakim cudem Nancy Drew zawsze odnajdywaa udzi, ktrych chciaa przesucha? Dlaczego? Dlaczego ja? Ash gapi si na ty cedr pochylony nad strumykiem. Jemu z kolei przypatrywaa si wiewirka za gupia, eby usun si ze soca. Na kamieniu obok jaszczurka podniosa najpierw jedn nog, a potem

drug. To nie w porzdku. Przecie nigdy w to nie wierzy. Zawsze mia szczcie. A w kadym razie udawao mu si uciec, choby o wos, od katastrofy. Ale tym razem katastrofa ju nastpia, powodujc cakowit zagad. Wszystko, czym jest... w co wierzy na swj temat... mgby to straci w cigu piciu minut? Przez dziewczyn, prawdopodobnie stuknit i na pewno bardziej niebezpieczn ni wszystkie trzy jego siostry razem wzite? Doszed do ponurego wniosku. Nie. Nie trzeba byo piciu minut. Wystarczyo zaledwie pi sekund. Zna mnstwo cakiem miych dziewczyn. Czarownic o tajemniczym umiechu, pontnych wampirek, zmienno-ksztatnych z fajnymi futrzanymi ogonami. Nawet ludzkie dziewczyny w szpanerskich sportowych samochodach, ktre pozwalay gry si w szyj. Dlaczego nie moga to by ktra z nich? No trudno, nie bya. Nie ma sensu si zastanawia, gdzie tu sprawiedliwo. Pytanie tylko, co z tym zrobi. Siedzie i czeka, a przeznaczenie zmiady go jak ciarwka? Przykro mi z powodu twojej rodziny'', powiedzia Quinn. Moe w tym cay szkopu? Widocznie jest ofiar genw Redfer-nw Bez przerwy cigali na siebie kopoty i na kadym kroku zadawali si z ludmi. Wic co, bdzie czeka na powrt Quinna i przedstawi mu to usprawiedliwienie? Przykro mi, ale nie jestem w stanie sobie poradzi z sytuacj, nie mog nawet dokoczy dochodzenia". Gdyby tak zrobi, Quinn wezwaby Starszych. Ash czu, e twarz mu teje. Zmruonymi oczami popa trzy na wiewirk, ktra nagle jednym susem skoczya na drzewo, zostawiajc po sobie bysk rudego futerka. Jaszczurka przestaa si rusza. Nie, nie zamierza czeka, a przeznaczenie go wykoczy. Zrobi wszystko, co si da, eby uratowa sytuacj i honor rodziny. I to dzi wieczorem. - Zrobimy to dzi wieczorem - oznajmia Rowan. - Kiedy bdzie zupenie ciemno, zanim pojawi si ksiyc. Przeniesiemy j do lasu. Kestrel umiechna si wielkodusznie. Wygraa sprzeczk. Musimy uwaa - ostrzega Jade. - Ten odgos, ktry usyszaam wczoraj na dworze, to nie zwierz. To chyba kto z nas. Oprcz nas nie ma w pobliu adnych ludzi nocy - powiedziaa agodnie Rowan. - Gwnie dlatego tu przyjechaymy. Moe to owca wampirw? - zastanawiaa si Kestrel. -Ten, ktry zabi ciotk Opal? O ile ciotk zabi owca wampirw - zauwaya Rowan. -Tego nie wiemy. Jutro rozejrzymy si po miecie. Moe przynajmniej przyjdzie nam do gowy pomys, kto mg to zrobi. A potem si nim zajmiemy - stwierdzia zapalczywie Jade. Tymi odgosami, ktre syszaa w ogrodzie, te si zajmiemy - dodaa Kestrel i umiechna si akomie. Zapad zmierzch. Mary-Lynnette spojrzaa na zegarek. Reszta rodziny spokojnie spdza wieczr ojciec czyta ksik 3 II wojnie wiatowej, Claudine robi na drutach, Mark prbuje nastroi swoj star gitar, ktra przez lata leaa w piwnicy.

4 na pewno usiuje wymyli rymy do Jade". Idziesz oglda gwiazdy? - Ojciec unis wzrok znad ksiki. Tak. Zapowiada si adna noc, do pnocy nie bdzie Ksiyca. To ostatnia szansa, eby zobaczy niektre perseidy. - Nie do koca kamaa. Bdzie zerka na zabkane obiekty roju meteorw perseidy po drodze na farm Burdockw. Dobrze, tylko uwaaj - powiedzia ojciec. Dziwne, od lat nie mwi czego takiego. Claudine wymachiwaa drutami, zagryzajc wargi. - Moe powinien pj z tob Mark - zasugerowaa, nie podnoszc wzroku. O Boe, myli, e jestem szurnita, jkna w duchu Mary-Lynnette. Waciwie nie mam do niej alu. Nie, nie. nie ma potrzeby - zapewnia zbyt popiesznie. A nie pomc ci ze sprztem? - Mark zmruy oczy. Wezm samochd. Poradz sobie. Naprawd. - Pognaa do garau, eby nikt nie zdy wyskoczy z nowym pomysem. Nie spakowaa teleskopu. Na tylne siedzenie wrzucia szpa del. Zawiesia sobie na szyj aparat fotograficzny, a do kieszeni wsuna latark. Zaparkowaa u stp wzgrza. Zanim wyja szpadel, stana na chwil, eby uwanie spojrze na pnocny wschd, na konstelacj Perseusza. Akurat teraz nie byo adnych meteorytw. Dobrze. Z kluczykami w doni odwrcia si, eby otworzy tyln klap kombi, i gwatownie podskoczya. - O Boe! Mao nie wpada na Asha. - Cze. Puls jej szala, a kolana miaa mikkie. Ze strachu, wytumaczya sobie. To wszystko. - Przez ciebie omal nie dostaam zawau! - sapna. - Zawsze tak si zakradasz? Spodziewaa si cwanej odpowiedzi, artobliwej pogrki albo flirciarskiej zaczepki. Tymczasem Ash zmarszczy brwi i spojrza na ni markotnie. - Nie. Co ty tu robisz? Serce Mary-Lynnette pomino kilka uderze. Jednak usyszaa, jak wasnym gosem odpowiada stanowczo: - Ogldam gwiazdy. Jak co noc. Moe chcesz sobie to zanotowa dla policji? Spojrza najpierw na ni, potem na samochd. - Obserwujesz gwiazdy? - Oczywicie. Z tego wzgrza. - Wskazaa rk. Przyglda si aparatowi fotograficznemu. - Nie masz teleskopu - zauway sceptycznie. - Aha, pewnie jest w samochodzie? Uwiadomia sobie, e cay czas ciska kluczyki z zamiarem otwarcia baganika. Dzi nie przywiozam teleskopu. - Otworzya drzwi od strony pasaera i wyja ze rodka lornetk. - Mnstwo gwiazd mona zobaczy dziki temu. Naprawd? Tak. naprawd. - Popenie bd, pomylaa z ponurym rozbawieniem. Zachowujesz si, jakby mi nie wierzy... No to poczekaj. - Chcesz zobaczy wiato sprzed czterech milionw lat? - spytaa. Nie czekaa na odpowied. - Dobra. Popatrz na wschd. - Wskazaa palcem. - We lornetk. Spjrz na lini jode na horyzoncie. A teraz przesuwaj wzrok w gr... - Rzucaa polecenia jak sierant

prowadzcy musztr. - Widzisz jasn tarcz otoczon smug? Uhm. To Andromeda. Inna galaktyka. Przez teleskop nie zobaczyby caej naraz. Miaby wraenie, e ogldasz niebo prze/ somk. Bardzo zawa pole widzenia. Jasne. Punkt dla ciebie. - Opuci lornetk. - Suchaj, zostawmy na minut ogldanie gwiazd, dobra? Musz z tob porozmawia... Chcesz zobaczy rodek naszej galaktyki? - przerwaa mu. - Spjrz na poudnie. Robia wszystko, eby si odwrci. Nie miaa tylko odwagi go dotkn. Bya ju tak nabuzowana adrenalin, e fizyczny kontakt pewnie by j wykoczy. - Odwr si - polecia. Zamkn na chwil oczy, a potem wykona polecenie, znw unoszc lornetk. Spjrz na konstelacj Strzelca. - Wskazaa kierunek. -Widzisz? Tam jest rodek Drogi Mlecznej. Gdzie ten cay gwiezdny py. adne. No pewnie. Dobra, teraz do gry i na wschd. Powiniene znale co, co przypomina przytumiony blask... To rowe? Zerkna na niego przelotnie. - Tak. Wikszo ludzi tego nie dostrzega. To mgawica Trjlistna Koniczyna. - A co to za ciemne linie? Mary-Lynnette zamara. Zapomniaa o wojskowym tonie. Cofna si o krok. Przygldaa mu si ze zdumieniem i z przyspieszonym biciem serca. Opuci lornetk i spojrza na Mary-Lynnette. Co nie tak? To ciemne mgawice. Linie pyu przed gorcym gazem. Ale... ich si nie da zobaczy. A jednak widziaem. Nic. Ich nie wida. Przez lornetk. Nawet gdyby mia dziewiciomilimetrowe obiektywy... - Wyja z kieszeni latark i owietlia mu twarz. Ej! - Odskoczy, mruc i zasaniajc oczy rk. - To boli! Ale Mary-Lynnette ju zobaczya, co chciaa. Nie potrafia stwierdzi, jakiego koloru s teraz jego oczy, bo tczwki byy ledwie widzialnymi piercieniami wok wielkiej jak u kota renicy. O, mj Boe... ile on musi widzie. Gwiazdy wielkoci smego rzdu, moe dziewitego. Niesamowite, goym okiem dostrzega gwiazd dziewitego rzdu; kolory gwiezdnych obokw - lnicy r gorcego wodoru, tlen poyskujcy zielono-niebieskimi odcieniami; tysice innych gwiazd... Szybko - powiedziaa gorczkowo. - Ile gwiazd widzisz w tej chwili na niebie? Nic nie widz - mrukn stumionym gosem, cigle zasaniajc oczy. - Olepia mnie. Mwi powanie. - Chwycia go za rami. To byo gupie. Nie mylaa, co robi. Ale kiedy dotkna jego skry, poczua si tak. jakby zamkna obwd elektryczny. Przeszy j prd. Ash zabra swoj rk i popatrzy na Mary--Lynnette. Przez sekund stali twarz w twarz jak zahipnotyzowani. Potem jakby przesza midzy nim byskawica. Mary-Lynnette si odsuna. Wicej tego nie znios. O Boe, dlaczego w ogle tu stoj i z nim rozmawiam? Do mnie jeszcze czeka. Musz znale ciao.

- To nie lekcja astronomii. - Signa po lornetk. Gos lekko jej dra. - Id na wzgrze. Nie spytaa, dokd on si wybiera. Niewane, byle trzyma si od niej z daleka. Zawaha si na chwil, potem oddal lornetk, ostronie, eby nie dotkn przy tym Mary-Lynnette. Dobrze, pomylaa. Oboje czujemy to samo. Do widzenia. Cze - wymamrota cicho. Zacz si oddala. Przystan z opuszczon gow. - Chciaem ci powiedzie... Tak? Nie zbliaj si do moich sistr, dobra? - dokoczy stanowczym, opanowanym gosem, nie odwracajc si. Mary-Lynnette staa jak wryta. Z wciekoci i niedowierzania a zabrako jej sw. A moe Ash wie, e to one zabiy ciotk, i chce mnie chroni? - pomylaa po chwili. Jak Jeremy. - Czemu? - zdoaa spyta mimo cinitego garda. Pokrci opuszczon gow. - Po prostu uwaam, e znajomo z tob mogaby im zaszkodzi. S do podatne na wpywy. Nie chc, eby uczyy si nieodpowiednich rzeczy. Mary-Lynnette wypucia powietrze. A wic to tak. - Ash? Niech ci diabli wezm - rzucia sodkim gosem.

Rozdzia 8
Mijaa godzina, odkd ruszy na wschd. Nie miaa pojcia po co. W tamtym rejonie nie byo nic poza dwoma strumieniami, mnstwem drzew i... jej domem. Miaa nadziej, e prbuje dosta si do miasta, ale nie ma pojcia, jak to daleko. Dobra, poszed, teraz o nim zapomnij. Przed tob niebezpieczne zadanie. On nie ma z tym zwizku. Wtpliwe, eby wiedzia, co si stao z pani B. Wzia opat i pomaszerowaa na zachd. Mylaa tylko o tym, co j czeka. Nie boj si tego zrobi, nie boj si, nie boj... Oczywicie, e si boj. Moe i dobrze, dziki temu bdzie ostrona. Zaatwi spraw szybko i po cichu. Wejdzie do rodka przez dziur w ywopocie, zrobi troch szybkich wymachw opat i zniknie, zanim kto j zobaczy. Staraa si nie wyobraa sobie tego, co odkryje, o ile si nie myli. Ostronie podesza do farmy Burdockw, kierujc si na pnoc, a pniej zawrcia na poudniowy wschd, eby wej od tyu posiadoci. Okoliczne tereny byy zdziczae, poronite sumakiem jadowitym, niedwiedzi traw i kaniank, nie liczc wszechobecnych krzakw czarnych porzeczek i janowca. Zaczynay si pojawia dby i buki. Zanosio si na to, e pastwiska niedugo zamieni si w las. Nie wierz, e to robi, pomylaa Mary-Lynnette, kiedy znalaza si przed ywopotem okalajcym ogrd. Ze te si na to odwaya. Zamierzaa wtargn na teren ssiadki i oglda zwoki, a mimo to nie panikowaa. Cho, owszem, miaa lekkiego stracha. Moe nic jestem taka, za jak zawsze si uwaaam?

Ogrd by ciemny i pachncy. Nie z powodu irysw i onkili zasadzonych przez pani B. ani rosncej dziko wierzbwki, ani krwawicych serc. Z powodu kz. Mary-Lynnette przywara do ywopotu, kierujc spojrzenie na wysok, strzelist sylwetk domu. "tylko w dwch oknach palio si wiato. Prosz, eby mnie nie zobaczyy i ebym nie narobia haasu. Nie spuszczajc wzroku z domu, ostronie sza drobnymi krokami do miejsca, gdzie ziemia bya naruszona. Kilka pierwszych uderze opat ledwie wzruszyo powierzchni. Dobra. Przy si bardziej. I nie patrz na dom. Nie ma sensu. Jak wyjrz przez okno, to ci zobacz i nic nie poradzisz. Kiedy opieraa stop na szpadlu, co zaszelecio w rododendronach z tyu. Zamara, pochylona nad szpadlem. Spokojnie, przykazaa sobie. To nie siostry. Ani Ash. Pewnie jakie zwierz. Nasuchiwaa. Z zagrody kz dobiego aosne beczenie. To nic takiego. Chyba zajc. Kop. Wycigna opat z ziemi i znowu usyszaa dziwny odgos Szszszsz. Sapanie. Potem szelest. Okropnie gony ten zajc. Co ci obchodz jakie szurania? - uspokajaa si Ma ry-Lynnette. Nie ma tu adnych niebezpiecznych zwierzt A ciemnoci si przecie nie boj. To moje naturalne otoczenie Kocham noc. Jednak dzi wieczorem, nie wiedzie czemu, czua si inaczej. Moe z powodu zajcia z Ashem, ktre wytrcio j z rwnowagi? Przez niego bya zdezorientowana i niezadowolona Ale teraz coraz bardziej si przekonywaa, e mrok nie sprzyja ludziom. Czowiek, ze swoim sabym wzrokiem, przytpionym suchem i ograniczonym wchem, nie jest stworzony do mrocznego ycia. Szszszsz. Moe i mam przytpiony such, ale to akurat sysz dobrze. W krzakach wszy co duego. Jakie zwierz moe tam by? Na pewno nie jele, one troch prychaj. Brzmiao to jak odgos czego wikszego od kojota. Niedwied? Nagle usyszaa inny dwik - energiczne szeleszczenie suchych, misistych lici rododendronu. W sabym wietle domu widziaa, e gazie si poruszaj, co usiuje si spomidzy nich wydosta... Wychodzi. Chwycia szpadel i zacza biec. Nie w stron dziury w ywopocie ani domu - oba miejsca byy zbyt niebezpieczne. Pognaa do koziej zagrody. Tutaj mog si broni, przegoni to, uderzy szpadlem... Problem w tym, e std nic nie byo wida. Zagroda miaa wprawdzie dwa okna, ale brudne, a na dworze panowaa ciemno. Mary-Lynnette nie widziaa nawet kz, chocia je syszaa. Nie wczaj latarki. Od razu si wydasz. Staa zupenie bez ruchu i nasuchiwaa odgosw z zewntrz. Nic. Osacza j zapach zwierzt. Warstwy somy owsa i rozkadajcych si bobkw mierdziay i podwyszay temperatur w zagrodzie. Spoconymi domi chwycia szpadel. Nigdy nikogo nie uderzyam... odkd jako dziecko biam si z Markiem... ale, kurcz, dzisiaj rano kopnam nieznajomego. Miaa nadziej, e drzemica w niej brutalno ujawni si w odpowiednim momencie. Koza zacza obwchiwa jej rami. Mary-Lynnette strcia szorstki eb. Druga nagle zacza becze. Mary-Lynnette zagryza wargi. O Boe, usyszaam co. Koza te.

Czua smak przygryzionej wargi. Uwiadomia sobie nagle, e krew ma smak miedzi i strachu. Co otworzyo drzwi zagrody. Wpada w panik. ciga j co potwornego. Co, co wszy jak zwierz, ale potrafi otworzy drzwi jak czowiek. Widziaa jednak tylko ciemny cie. Nie wyczya latarki - czua tylko impuls, eby zamachn si opat i zaatwi potwora, zanim ten j zaatwi. Czua dreszcz pierwotnej agresji. Kto to? Kto tu jest? - sykna. Wiedziaem. Wszdzie ci szukaem. - Usyszaa znajomy gos. O Boe, Mark. - Osuna si po cianie, wypuszczajc z rk szpadel. Obie kozy beczay. Mary-Lynnette dzwonio w uszach. Mark wsun si gbiej. Jezu, jak mierdzi. Co tu robisz? Ty dupku - burkna Mary-Lynnette. - Mao nie rozwaliam ci ba! Powiedziaa, e dasz sobie spokj z tymi wszystkimi bzdurami. Okamaa mnie. Mark, ty nie... Pniej pogadamy. Syszae co? - Staraa si zebra myli. Na przykad co? - By cakiem spokojny, przez co Mary-Lynnette poczua si troch jak idiotka. Wycie? - spyta ostrzej. Nie, wszenie. - Jej oddech si uspokaja. Nic nie syszaem. Lepiej std spadajmy. Co powiemy, jak wyjdzie Jade? Mary-Lynnette nie wiedziaa, jak zareagowa. Brat najwyraniej znajdowa si w innym wiecie szczliwym, jasnym - gdzie najgorsz rzecz, jaka moe si przydarzy dzi wieczo rem, jest zawstydzenie. - Posuchaj - powiedziaa w kocu. - Jestem twoj siostr. Nie mam adnego powodu, eby robi ci w konia ani oczernia kogo, kogo lubisz. Nie wycigam te pochopnych wnioskw, nie mam wybujaej wyobrani. Mwi cakiem powanie: z tymi dziewczynami jest co nie tak. Mark otworzy usta, ale nie daa mu doj do sowa. - Wic teraz moesz wierzy tylko w dwie rzeczy. Albo w to, e zupenie zbzikowaam, albo e to wszystko prawda Mylisz, e jestem wariatk? Pomylaa o przeszoci, o nocach, kiedy lgnli do siebie, kiedy matka chorowaa; o ksikach, ktre czytaa mu na gos. o tym. e zaklejaa mu skaleczenia plastrem i dawaa dodatkowe ciastka na deser. I wyczuwaa, e Mark te to wspomina. Tyle ich czy. Zawsze bd ze sob mocno zwizani. Nie jeste wariatk - odpar w kocu cicho. Dziki. Ale nie wiem, co myle. Jade nie zrobiaby nikomu krzywdy. Na pewno. Odkd j poznaem... Przerwa. - Mary, po prostu teraz czuj, e yj. Ona jest inna ni dziewczyny, ktre do tej pory znaem. Jest... taka odwana, zabawna i... naturalna. A ja sdziam, e wszystko przez te blond wosy, prychna w duchu Mary-Lynnette. Ale ze mnie idiotka. Bya przejta i zaskoczona zmian, jaka zasza w Marku, ale przede wszystkim przeraona. miertelnie przeraona. Jej chorowity, cyniczny brat w kocu znalaz kogo, na kim mu zaley, a jego wybranka prawdopodobnie pochodzi od Lukrecji Borgii. Nie widziaa twarzy Marka, ale syszaa szczer prob w jego gosie. Mary, po prostu wrmy do domu. Poczua si jeszcze gorzej Mark...

Przerwaa. Oboje gwatownie zwrcili gowy w stron okna zagrody. Na zewntrz zapalio si wiato. - Zamknij drzwi - sykna takim tonem, e Mark natychmiast wykona polecenie. - I sied cicho dodaa, przycigajc go do ciany. Ostronie wyjrzaa przez okno. Przez tylne drzwi domu najpierw wysza Rowan, za ni Jade, a na kocu Kestrel. Ta ostatnia niosa szpadel. O mj Boe. - Co si dzieje? - Mark usiowa wyjrze przez okno. Mary-Lynnette zakrya mu usta doni. Dziewczyny znowu kopay w ogrodzie. Tym razem nie widziaa adnego pakunku w worku na mie ci. W takim razie, co one robi? Zacieraj lady? Chc zabra 'to do domu i spali albo powiartowa? Serce walio jej jak oszalae. Mark wdrapa si wyej i wyglda przez okno. Mary-Lynnette syszaa, jak brat nabiera powietrza i si krztusi. Moe usiuje wymyli jakie niewinne wytumaczenie. cisna go za rami. Oboje obserwowali dziewczyny, ktre na zmian bray szpadel. Mary-Lynnette bya coraz bardziej zadziwiona ich si. Jade wygldaa przecie na tak kruch. Za kadym razem, kiedy jedna z sistr rozgldaa si po ogrodzie, Mary-Lynnette zamierao serce. Nie widz nas, nie sysz, nie zapi, uspokajaa si. Hada ziemi nabraa pokanych rozmiarw, wtedy Rowan i Kestrel signy do dziury. Wyjy dugi pakunek w worku Wydawa si sztywny i zaskakujco lekki. Po raz pierwszy Mary-Lynnette zastanawiaa si, czy nie jest zbyt lekki jak na ciao. Albo za sztywny... Jak dugo trwa stenie pomiertne? Mark niemal sapa. Dziewczyny niosy pakunek do dziury w ywopocie. Mark zakl. Umys Mary-Lynnette pracowa na przyspieszonych obrotach. Zosta tu - sykna. - Ja za nimi pjd... Id z tob! Nie. musisz powiedzie tacie, gdyby co mi si stao.. Id z tob. Nie czas na ktnie. W gbi duszy Mary-Lynnette cieszya si, e bdzie miaa wsparcie. No dobra - westchna. - Tylko ani mru-mru.

Zmartwia si, gdy siostry znikny im w gstej ciemnoci Ale kiedy przecisna si z Markiem przez dziur w ywopocie, dostrzega przed sob bysk. Malekie, drce biae wiato Miay latark. Bd cicho, poruszaj si ostronie. Mary-Lynnette nie odwaya si powiedzie tego na gos. ale w mylach powtarzaa bez przerwy, jak mantr. Ca wiadomo skupiaa na maej i wiata, ktra bya dla nich drogowskazem, jak ogon komety w ciemnoci. wiato zaprowadzio ich na poudnie, do szkki jedlicy. Po chwili wchodzili ju do lasu. Dokd one to nios? - zastanawiaa si Mary-Lynnette. Z wysiku dray jej minie - prbowaa i najszybciej, jak si da, a przy tym bezszelestnie. Mieli szczcie - na ziemi zalegaa gruba cika z igliwia. Byo pachnce, lekko wilgotne i tumio odgosy krokw. Mary-Lynnette prawie nie syszaa podajcego za ni Marka; raz tylko sykn, kiedy si skaleczy. Wydawao si im, e droga cignie si w nieskoczono. Byo ciemno jak w grobie i Mary-Lynnette

szybko przestaa si orientowa, gdzie s. Nie wiedziaa te, jak wrc. O Boe, chyba zwariowaam, e si na to zdecydowaam, a w dodatku cign ze sob Marka. Jestemy w rodku lasu ze stuknitymi dziewczynami... wiato znieruchomiao. Mary-Lynnette si zatrzymaa, wycigajc rk, na ktr zaraz wpad Mark. Wpatrywaa si w jasny promie, czy si nie oddala. Nie. Nie zmieniao miejsca. Byo skierowane na ziemi. - Podejdmy bliej - wyszepta Mark prosto do ucha siostry. Skina gow i zacza si skrada tak wolno i cicho, jak tylko moga. Co kilka krokw przystawaa, eby sprawdzi, czy zaraz nie owietl jej latark. Nie. Pooya si na ziemi i przeczogaa ostatnie trzy metry do skraju polany, na ktrej stay dziewczyny. Std miaa dobry widok. Kestrel odgarna opat igliwie i wykopywaa d. Mary-Lynnette poczua, e Mark przyczoga si za ni, zgniatajc paprocie. Wiedziaa, e brat widzi to samo, co ona. Tak mi przykro, Mark. Tak mi przykro. Duej nie dao si zaprzecza faktom. Mary-Lynnette miaa pewno. Nie musiaa nawet zaglda do worka. Jak pniej odnajd to miejsce? Jak zapamita, eby przyprowadzi szeryfa? Czua si jak w labiryncie z gry komputerowej - dookoa jednostajny las iglasty. Zagryza doln warg. Podoe z wilgotnych igie byo mik kie, spryste i nawet wygodne. Mog czeka tak dugo, a siostry pjd, a pniej jako oznaczy drzewa. Zrobi zdjcia Przywiza skarpetki do gazi. Na polanie w wietle latarki ukazaa si do odkadajca szpadel. Pniej Rowan i Kestrel wziy pakunek w worku - widocznie latark trzyma Jade. pomylaa Mary-Lynnette - i opuciy go do dziury. Dobrze. Teraz zakopi i zabior si std. Strumie wiata ukaza Rowan - schylaa si po szpa del. Szybko zacza zakopywa d ziemi. Mary-Lynnette bya szczliwa. Ju niedugo, pomylaa i po cichu odetchna z ulg. I nagle na polanie wszystko si zmienio. wiato latarki gwatownie zaczo si koysa. Mary-Lynnette przylgna do ziemi. W jasnej smudze widziaa posta -zote wosy okalajce twarz. Kestrel. Staa przodem do Marka i Mary-Lynnette. napita i nieruchoma. Nasuchiwaa. I nasuchiwaa. Mary-Lynnette leaa bez ruchu, z otwartymi ustami, starajc si oddycha bezgonie. Co si pod ni poruszao w mikkim, sprystym podou. Gsienice i stonogi. Ale nawet nie drgna, kiedy co zaczo j askota w plecy pod koszulk. Tak wytaa such, a dzwonio jej w uszach. W lesie panowaa absolutna cisza. Mary-Lynnette syszaa tylko oszalae bicie wasnego serca, pulsujce a w gardle. W gowie jej dudnio. Baa si. I to nie by zwyky strach. Czego takiego nie przeywaa, odkd skoczya dziewi czy dziesi lat. To upiorny strach przed czym, czego istnienia nie jest si nawet pewnym. Nie wiadomo czemu, patrzc na Kestrel w ciemnym lesie, z przeraeniem pomylaa o potworach. Miaa okropne przeczucie. Och, Boe, nie powinnam cign tu Marka.

Mark oddycha gono. Nie przypominao to wistu, raczej prychanie kota. Takie odgosy wydawa, kiedy by may i mia problemy z pucami. Kestrel zesztywniaa. Odwrcia gow, jakby chciaa zlokalizowa rdo haasu. Och, Mark, nie. Wstrzymaj oddech... Wszystko wydarzyo si bardzo szybko. Kestrel rzucia si do przodu. Biega z niewiarygodn prdkoci. Nikt nie porusza si tak szybko... aden czowiek... Kim s te dziewczyny? Widziaa urywki okolicy, jak w stroboskopowym wietle. Kestrel skacze. Ciemne drzewa dookoa. ma w strumieniu wiata. Kestrel dopada czego. Chro Marka... Jele. Kestrel zapaa jelenia. Umys Mary-Lynnette by peen chaotycznych, rozkoysanych migawek. Obrazw bez sensu. Przemkna jej przez gow dzika myl, e to wcale nie Ke strel, ale krwioerczy dinozaur z filmu. Bo Kestrel poruszaa si tak jak on. A moe to nie jele? Mary-Lynnette widziaa pod szyj biay kolor, tak czysty jak koronkowy abot. I ruchome, czarne oczy. Jele zarycza. Nie wierz. Chyba mnie wzrok myli... Zwierz leao na ziemi, wymachujc smukymi nogami. Kestrel si z nim szarpaa. Twarz miaa zanurzon w jego biaej szyi. Obejmowaa j rkami. Znw ryk. Gwatowne, konwulsyjne szarpnicie. wiato latarki bdzio po caej polanie. Nagle si zatrzymao. Na samej krawdzi jasnego strumienia Mary-Lynnette dostrzega dwie postaci, zbliajce si do Kestrel. Te chwyci y jelenia. Po ostatnim spazmie przesta walczy. Wszystko zamaro. Mary-Lynnette dostrzega wosy Jade, tak delikatne, e w ciemnoci wiato podkrelao pojedyncze kosmyki. Na cichej polanie nad jeleniem klczay trzy osoby. Rytmicznie poruszay ramionami. Mary-Lynnette nie rozpoznawaa, co robi, ale scena wydawaa si jej znajoma. Ogldaa j w filmach dokumentalnych. O dzikich psach, lwach czy wilkach, ktre poywiaj si upolowan zdobycz. Zawsze si staraam by bacznym obserwatorem. A teraz trudno mi uwierzy wasnym oczom. Mark szlocha. O Boe, chc go std zabra. Pom nam odej. Poczua si tak, jakby nagle ustpi parali. Warga znw krwawia - widocznie tak mocno j zagryzaa, obserwujc jelenia. Usta wypeni miedzianokrwisty smak. - Chod - wyszeptaa niemal bezgonie, przesuwajc si do tyu. Gazie i igy drapay j w brzuch, bo podcigna jej si koszulka. Chwycia Marka za rami. - Chod! Poderwa si na rwne nogi. - Mark! - Podniosa si na kolana i usiowaa cign go na ziemi. Odepchn j brutalnie. Zrobi krok do przodu. Nie... - Jade! Szed na polan. Mary-Lynnette ruszya za bratem. I tak si wydali, wic nie ma znaczenia, co zrobi Mark. Chciaa by z nim. - Jade! - krzykn i chwyci latark. Skierowa strumie wiata wprost na ma had na skraju

polany. Odwrciy si do niego trzy twarze. Umys odmawia Mary-Lynnette posuszestwa. Domyla si, co robi dziewczyny - to jedno, a zobaczy z bliska - drugie. Trzy pikne buzie, biae w wietle latarki... z czym, co wygldao na roztart szmink na ustach i brodach. W kolorze krwistej czerwieni, w malinowym odcieniu. Ale to nie szminka ani sok z malin. To krew, ktr splamiona bya te biaa szyja jelenia. Pij krew jelenia... O Boe, naprawd... Waciwie, przypominajc sobie sceny z horrorw, spodziewaa si, e dziewczyny sykn, odwrc si od wiata, zasoni si zakrwawionymi domi i zrobi dzikie miny. Tak si jednak nie stao. Nie byo zwierzcych odgosw, przeraajcego zawodzenia ani demonicznych grymasw. Mary-Lynnette staa sparaliowana strachem, a Mark usiowa uspokoi oddech. Jade si wyprostowaa. - Co wy tu robicie? - spytaa zmieszana, lekko rozdranionym gosem. Tak, jak si mwi do chopaka, ktry wszdzie za tob azi i nka ci, ebycie poszli na randk. Myli Mary-Lynnette zaczy wirowa. Zapada duga cisza. W kocu Rowan i Kestrel wstay. Mark dysza ciko, przesuwajc strumie wiata z jednej dziewczyny na drug. - To raczej co wy tu robicie?! - krzykn rozwcieczony. wiato latarki powdrowao w stron dou, a potem znw na dziewczyny. - No, co? - Ja spytaam pierwsza. - Jade zmarszczya czoo. Gdyby chodzio tylko o ni, Mary-Lynnette zaczaby si zastanawia, czy sytuacja rzeczywicie jest tak okropna i czy faktycznie grozi im niebezpieczestwo. Rowan i Kestrel spojrzay na siebie, pniej na Marka i Mary-Lynnette. Na widok ich min MaryLynnette cisno w gardle. le, e za nami przyszlicie - powiedziaa Rowan. Miaa powany i smutny wyraz twarzy. Ze te ich nie zauwayymy - wtrcia Kestrel. Wygldaa ponuro. To dlatego, e pachn jak kozy - stwierdzia Jade. Co wy tu robicie?! - krzykn znw Mark, prawie szlochajc. Mary-Lynnette chciaa go chwyci, ale nie moga si ruszy. Jade otara usta grzbietem doni. - Chyba wida? - Odwrcia si do sistr. - I co teraz? Zapada cisza. - Nie mamy wyjcia. Musimy ich zabi - oznajmia Kestrel.

Rozdzia 9
Sowa Kestrel zabrzmiay w uszach Mary-Lynnette, jakby wypowiadaa je posta z horroru. Zabi ich, zabi ich, zabi ich". Mark zamia si bardzo dziwnie. To bdzie dla niego potwornie druzgoczce, pomylaa Mary-Lynnette z niespodziewan obojtnoci. Znaczy, byoby, gdybymy mieli wyj z tego cao. Ale nie wyjdziemy. Ju przed tem ba si

dziewczyn i w ogle mia pesymistyczne podejcie do ycia. - Moe usidziemy? - zaproponowaa Rowan, tumic westchnienie. - Musimy si nad tym zastanowi. Mark odrzuci gow do tyu i znowu wybuchn histerycznym miechem. - Czczczemu nie? - powiedzia. - Usidmy sobie, jasne. S szybkie jak charty wycigowe, pomylaa Mary-Lynnette. Jeeli teraz sprbujemy ucieka, na pewno nas zapi. Ale jeeli usidziemy, poczuj si swobodniej, wtedy ja odwrc ich uwag albo je czym uderz... - Siadaj! - nakazaa szorstko Markowi. Rowan i Kestrel odeszy od jelenia i usiady. Jade przez chwil staa z rkami na biodrach, a potem zaja miejsce obok sistr. Mark dalej zachowywa si jak pijany. Wymachiwa latark. Ale z was dziwada... Tak naprawd... Jestemy wampirami - przerwaa mu ostro Jade. Tak. - Mark rozemia si po cichu do siebie. - Oczywicie. Mary-Lynnette zabraa mu latark - bya z cikiego plastiku i metalu, moga posuy za bro. Cz umysu podpowiadaa jej: zawie im w oczy w odpowiedniej chwili, a pniej jedn z nich uderz. Inna mwia: to na pewno ludzie, tylko im si wydaje, e s wampirami, bo maj dziwn dolegliwo, ktra powoduje anemi. A jeszcze inna: lepiej przyjmij to do wiadomoci, taka jest prawda. Dotychczasowa wizja wiata Mary-Lynnette legia w gruzach. - Mona oszale - mwi Mark. - Poznajesz dziewczyn, wydaje si cakiem mia, mwisz o niej wszystkim swoim znajomym, a tu si okazuje, e jest wampirem. I jak tu si nie wciec? O Boe, wpad w histeri, pomylaa Mary-Lynnette. Natychmiast we si w gar - sykna mu do ucha, chwytajc go za rami. Nie rozumiem, po co miaybymy z nimi rozmawia, Rowan - odezwaa si Kestrel. - Przecie wiesz, co musimy zrobi. Pomylaam, e wpynlibymy na ich umys... - zasugerowaa cicho Rowan i podrapaa si w czoo. Nic z tego. - Gos Kestrel by delikatny, ale stanowczy. Dlaczego? - spytaa ostro Jade. Przyszli za nami celowo - powiedziaa Rowan znuonym gosem. Skina gow w stron dziury. Wic od jakiego czasu nas podejrzewaj. Od kiedy? - Spojrzaa na Mary-Lynnette. Zobaczyam, jak wykopujecie d we wtorek wieczorem. To wasza ciotka tam ley? Zapada krtka cisza. Rowan wygldaa na zakopotan. W kocu lekko skina gow. Wdzicznie. O cholera - wymamrota Mark. Oczy mia zamknite, a gowa mu si koysaa. - O cholera. Maj w worku pani B. Dwa dni - zwrcia si Rowan do Jade. - Podejrzewaj nas od penych dwch dni. Nie jestemy w stanie wymaza wspomnie z tak dugiego okresu. Nigdy nie bdziemy mie pewnoci, czy usunymy co trzeba. Przecie moemy zlikwidowa wszystko z ostatnich dwch dni - stwierdzia Jade. Kestrel prychna. eby w okolicy kolejne dwie osoby cierpiay na zanik pamici? Mary-Lynnette olnio. Todd Akers i Vic Kimble - zawoaa. - Zrobiycie co, eby dostali amnezji. Wiedziaam.

Nie mamy wyjcia - szepna Kestrel do Rowan. - Wiesz dobrze... Ona nie jest zoliwa, uwiadomia sobie Mary-Lynnette. Tylko praktyczna. Lwica, jastrzb albo wilk powiedziayby to samo, gdyby przemawiay ludzkim gosem. Sytuacja jest prosta: albo zabijemy, albo zginiemy. Mary-Lynnette mimowolnie poczua co w Mark mia ju otwarte oczy. Rowan wygldaa na bardzo smutn. To potworne, mwia jej mina, ale komu z nas musi sta si krzywda. Schylia gow, potem j uniosa i spojrzaa w oczy Mary-Lynnette. Ich wzrok spotka si i zatrzyma. Po chwili twarz Rowan lekko si zmienia. Dziewczyna skina gow. Mary-Lynnette wiedziaa, e w tej chwili porozumiewaj si bez sw. Kada uznaa drug za godn rywalk, skonn walczy i umrze za rodzin. Obie byy starszymi siostrami. Tak, komu stanie si krzywda, pomylaa Mary-Lynnette. Zagraasz mojej rodzinie, bd walczy. Rowan na pewno zrozumiaa. Ale nienawidzia myli, e musi zabi... - Nie - odezwa si kto stanowczo. To Jade. Sekund pniej ju staa z zacinitymi domi, wyrzucajc z siebie sowa jak eksplodujcy piec parowy. Nie, nie moecie zabi Marka. Nie pozwol. Wiem, e to trudne... - zacza Rowan. Nie bd miczakiem - wtrcia Kestrel. Jade si trzsa, ciao miaa spite jak kot gotowy do walki. Jej gos brzmia dononiej ni obu sistr. - Nie moecie i ju! Chyba... Chyba... Jad... On chyba jest moj bratni dusz! Martwa cisza. O, rany... - jkna w kocu Rowan. Akurat - skwitowaa Kestrel. Obie wpatryway si w Jade. Mary-Lynnette pomylaa: teraz! Energicznie zamachna si latark, chcc najpierw zaatwi Kestrel. Zakadaa, e Rowan zajmie si rann siostr. Ale niespodziewanie Mark wyskoczy przed ni i chwyci j za nadgarstek. - Nie rb nic. Jade! Nagle wszystko zamienio si w szalecz gmatwanin. Rce, nogi, ciskajce palce, kopice stopy. Jade i Mark krzyczeli, eby przesta. Mary-Lynnette poczua, e kto wyrywa jej la tark z doni. Natrafia na dugie wosy, zapaa je i szarpna. Dostaa kopniaka. Bl przeszy ebra. Kto zacz odciga j z miejsca bjki. To Mark. Jade leaa na Kestrel, jednoczenie trzymajc Rowan. Wszyscy dyszeli. Mark by bliski paczu. Nie moemy tego zrobi - wysapa. - To okropne. Wszystko jest nie tak. To moja bratnia dusza, jasne? - warkna w tym samym czasie Jade. - Jasne? Chc, eby y! On nie jest adn twoj bratni dusz, idiotko - wybekotaa Kestrel stumionym gosem. Leaa z twarz w iglastej cice. - Kiedy spotykasz bratni dusz, czujesz si, jakby tra fi ci piorun, i wiesz, e to ta jedyna osoba na wiecie, z ktr powinna by. Przy bratniej duszy nie ma miejsca na chyba". Mona tego nie chcie, ale ma si pewno; to przeznaczenie i koniec. Gdzie w gbi umysu Mary-Lynnette zapalia si ostrzegawcza lampka. Ale teraz miaa powaniejsze rodzaju fascynacji i szacunku.

zmartwienia na gowie. - Mark, uciekajmy std - rzucia bez tchu. - Biegnij! Nawet nie poluni ucisku. Dlaczego musimy by wrogami? Mark, one zabijaj. Tego si nie da usprawiedliwi. Zamordoway wasn ciotk. Trzy twarze odwrciy si do niej wyranie zaskoczone. Nad drzewami jania pksiyc, wic MaryLynnette dobrze je widziaa. - Nie zabiymy jej! - powiedziaa uraona Jade. Skd wam to przyszo do gowy? - spytaa Rowan. Mary-Lynnette opada szczka. Bo j zakopaycie, na mio bosk! Tak, ale znalazymy ju martw. Kto j zabi kokiem - wyjania Kestrel, wybierajc sosnowe igy ze zotych wosw. - Chyba owca Mark przekn lin. Kokiem? No, sztachet z potu - ucilia Kestrel. Bya ju nieywa? - dopytywaa Mary-Lynnette. - To po jakie licho zakopaycie j w ogrodzie? Przecie nie mogymy zostawi w piwnicy. Ale dlaczego nie zabraycie jej na cmentarz? Rowan wygldaa na zakopotan. Hm, nie widziaycie ciotki Opal - powiedziaa Jade. Nie wyglda za dobrze - dodaa Kestrel. - Jest jak mumia. Tak si z nami dzieje - powiedziaa Rowan, niemal przepraszajco. Mary-Lynnette osuna si na ziemi obok Marka, prbujc przyswoi now wizj wiata. Wirowao jej w gowie. To znaczy... e tylko staraycie si ukry ciotk. Ale... Toddowi Akersowi i Vicowi Kimbleowi co zrobiycie... Zaatakowali nas - przerwaa Jade. - Mieli ze zamiary, wykrcili nam rce. Chcieli... - Mary-Lynnette nagle si wyprostowaa. Natychmiast zrozumiaa. - O, mj Boe. Bydlaki! Dlaczego wczeniej nie przyszo jej to do gowy? Todd i Vic... W zeszym roku kryy plotki, e napadli dziewczyn z Westgrove. Wic teraz znowu... Westchna i prychna. tumic miech. -O, nie. Mam nadziej, e daycie im porzdn... Tylko troch ich ugryzymy - powiedziaa Rowan. Szkoda, e tego nie widziaam. miaa si w gos, Rowan si umiechaa, a Kestrel barbarzysko szczerzya zby. I nagle MaryLynnette zrozumiaa, e nie bd ju ze sob walczy. Wszyscy odetchnli gboko, siedzieli i przygldali si sobie. One rzeczywicie wygldaj inaczej ni normalni ludzie, pomylaa Mary-Lynnette, wpatrujc si w dziewczyny w blasku ksiyca. Teraz wydawao jej si to oczywiste. Byy nieziemsko pikne. Rowan z orzechowymi wosami i sodk twarz. Kestrel z dzik elegancj i blaskiem zotych oczu. Jade o delikatnych rysach twarzy, z wosami jak wiato gwiazd. Jak Trzy Gracje, tylko bardziej srogie. Dobra - odezwaa si agodnie Rowan. - Mamy problem. I trzeba go rozwiza. wampirw. Pewnie nic o tym nie wiecie?

- Nie wydamy was - zapewni Mark. Spogldali na siebie z Jade. O. mamy tu Romea i Juli - zwrcia si Rowan do Mary-Lynnette. Niewane, co obiecuj. Skd pewno, e mona im wierzy? - odezwaa si Kestrel. Rowan zastanawiaa si, bdzc wzrokiem po polanie. Wzia gboki wdech i skina gow. Jest tylko jeden sposb - stwierdzia. - Zwizek krwi. Chyba artujesz? - Kestrel uniosa brwi. Co to jest? - spytaa Mary-Lynnette. Zwizek krwi? - Rowan sprawiaa wraenie bezradniej. - To ceremonia... Dziki temu nasze rodziny si spokrewni. Jeden z naszych przodkw zrobi tak z rodzin czarownic. No, niele, pomylaa Mary-Lynnette. Wic czarownice te istniej. Ciekawe, o ilu rzeczach jeszcze nie wiem. Wampiry na og nie trzymaj z czarownicami - tumaczya Rowan. - Hunter Redfern, nasz przodek, wszed z nimi w powany konflikt w XVI wieku. Ale nie mg mie dzieci - dodaa rozbawiona Kestrel. -Potrzebowa pomocy czarownic, bo inaczej na nim skoczyby si cay rd Redfernw. Wic musia je przeprosi i zorganizowa ceremoni spokrewnienia. Urodziy mu si same crki Ha, ha. Mary-Lynnette zamrugaa. Ha, ha? Widzicie, po czci jestemy czarownicami. Jak wszyscy Redfernowie - cigna Rowan agodnym, nauczycielskim tonem. Nasz ojciec twierdzi, e dlatego sprawiamy tyle kopotw - wtrcia Jade. - Podobno nieposuszestwo mamy w genach. Bo w rodzinach czarownic rzdz kobiety. Mary-Lynnette zaczynaa lubi czarownice. - Ha, ha - powiedziaa. Mark rzuci jej z ukosa szelmowskie spojrzenie. Moglibymy zrobi podobn ceremoni - wrcia do tematu Rowan. - Dziki temu na zawsze stalibymy si rodzin Nie moglibymy si zdradzi. Nie ma sprawy - rzuci natychmiast Mark. nie spuszczajc wzroku z Jade Ja te jestem za. - Jade posaa mu krtki, promienny umiech. Mary-Lynnette musiaa si zastanowi. Rowan mwia o powanej sprawie. Takiej decyzji nie mona podj ot, tak sobie. To co wicej ni wzicie szczeniaka. To jak maestwo Odpowiedzialno na cae ycie. Co prawda dziewczyny nie zabijaj ludzi, ale... zagryzaj zwierzta. Ale ludzie robi przecie to samo. Nie zawsze po to, eby mie co je. Czym si rni picie krwi jelenia od przerabiania cielakw na buty? Poza tym, chocia wydawao jej si to dziwne, ju czua si zwizana z siostrami. W cigu kilku ostatnich minut midzy ni a Rowan zrodzia si wi silniejsza ni dotychczas z jakkolwiek koleank ze szkoy. Fascynacja i szacunek zmieniy si w instynktowne zaufanie. Poza tym jaki ma wybr? Spojrzaa na Marka, potem na Rowan. Powoli skina gow. - Dobrze. Rowan odwrcia si do Kestrel. Wic decyzja zaley ode mnie? - spytaa Kestrel. Bez ciebie tego nie zrobimy - odpara Rowan. - Wiesz o tym. Kestrel odwrcia wzrok, mruc zociste oczy. W blasku ksiyca na tle ciemnych drzew rysowa si idealny profil jej twarzy.

To oznacza, e ju nigdy nie bdziemy mogy wrci do domu. Nie darowaliby nam tego, e spokrewniymy si z robactwem. Jakim znowu robactwem? - spyta Mark wyrwany z cznoci duchowej z Jade. Nikt si nie kwapi, eby mu odpowiedzie. - Ja i tak nie mog jecha do domu - oznajmia wyniole Jade. - Jestem zakochana w obcym. I zamierzam mu powiedzie o wiecie nocy. Wic nie yj, tak czy siak. Mark otwiera i zamyka usta. Mary-Lynnette przypuszcza a, e brat chce zaprotestowa, eby Jade tak dla niego nie ryzykowaa. - Oczywicie on te ju jest martwy - dodaa z roztargnieniem Jade. Mark znieruchomia. - Kestrel, za daleko zabrnymy, eby wraca. Kestrel wpatrywaa si w las przez kolejn minut. Nagle ze miechem odwrcia si do pozostaych. W oczach miaa dziki bysk. - Dobra, w takim razie caa naprzd - zawoaa. - Powiedzmy im wszystko. Zammy zasady. To ju bez znaczenia. Mary-Lynnette poczua wyrzuty sumienia. Miaa nadziej, e nie bdzie aowa swojej decyzji. A jak bdzie wygldaa ta... ceremonia? - spytaa tylko. Wymienimy si krwi. Nigdy wczeniej tego nie robiam, ale to proste. Moe wam si wyda troch dziwne - dodaa Jade. - Pniej bdziecie troch jak wampiry. Troch jak co? - Mary-Lynnette mimowolnie podniosa gos. Ale tylko troch. - Jade odmierzaa maleki odcinek powietrza midzy kciukiem a palcem wskazujcym. - Kapk. Kestrel uniosa oczy do nieba. Za kilka dni wam minie - wydusia to, co Mary-Lynnette chciaa wiedzie. O ile w tym czasie znw nie zostaniecie ugryzieni przez wampira - sprecyzowaa Rowan. - Inaczej to zupenie niegrone. Z rk na sercu. Mary-Lynnette i Mark spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Nie po to, eby si skonsultowa wszystko byo ju postanowione. Po prostu, eby doda sobie otuchy. W kocu Mary-Lynnette wzia gboki wdech i strzepna z kolana kawaki paproci. Dobrze - powiedziaa oszoomiona, ale zdecydowana. -Zaczynajmy.

Rozdzia 10
Przypominao to poparzenie przez meduz. Mary-Lynnette z zamknitymi oczami odwrcia twarz, kiedy Rowan j ugryza. Miaa w pamici ryk jelenia. Okazao si. e bl nie jest taki straszny. Prawie natychmiast ustpi. Czua ciepo na szyi, z ktrej wypywaa krew, a po minucie zrobio jej si troch sabo i zakrcio si w gowie. Najciekawsze, e w jednej chwili posiada nowy zmys. Moga zajrze do umysu Rowan. Ale nie potrzebowaa do tego oczu. bo korzy staa z innych fal ni wietlne. Od Rowan bia

ciepa czerwie; przypominaa arzce si w ognisku polana. Bya te niewyrana i miaa otoczk jak kula gorcego gazu unoszca si w powietrzu. Czy tak wanie wyglda aura? Kiedy Rowan si odsuna, wszystko prysno. Nowy zmys znikn. Palce Mary-Lynnette automatycznie powdroway do szyi. Wyczua wilgo. Miejsce byo troch obolae. - Nie przejmuj si. - Rowan otara wargi kciukiem. - Zaraz minie. Mary-Lynnette zamrugaa. Czua si ociale. Spojrzaa na Marka, ktrego uwolnia Kestrel. Nic mu nie byo. sprawia wraenie tylko lekko zamroczonego. Umiechna si do niego, a on unis brwi i pokrci gow. Ciekawe, jak wyglda jego umys, pomylaa Mary-Lynnette. - Co robisz? - spytaa przestraszona. Rowan podniosa ga i sprawdzaa, czy ma ostry koniec. Kademu gatunkowi co szkodzi - powiedziaa. - Wilkoakom srebro, czarownicom elazo, a wampirom drewno. Tylko tym przetn sobie skr - dodaa. Nie o to mi chodzio. Chciaam wiedzie, po co - wyjania Mary-Lynnette, ale ju znaa odpowied. Przygldaa si czerwonemu zagbieniu, ktre zostawiaa po sobie ga, kiedy Rowan przesuwaa ni po nadgarstku. Wymiana krwi. Mary-Lynnette z trudem przekna lin. Nie patrzya na Marka i Kestrel. Zrobi to pierwsza, a wtedy zobaczy, e to nie takie straszne, pomylaa. Dam rad. dam rad... Po to, ebymy yli. Rowan podsuna jej nadgarstek. Miedziano krwisty strach. Mary-Lynnette poczua mdoci. Zamkna oczy i dotkna wargami rki Rowan. Ciepo. Mie wraenie. I smak... nie miedzi, ale intensywny i dziwny. Pniej bdzie si zastanawiaa, jak to opisa... poczenie zapachu wanilii z dotykiem jedwabiu i wygldem wodospadu. Ciecz bya mdlco sodka. Ju po wszystkim Mary-Lynnette czua, e mogaby gry przenosi. O rany - odezwa si Mark najwyraniej oszoomiony. - Gdybycie mogy sprzedawa to w butelkach, zbiybycie fortun. Nie ty pierwszy na to wpade - skomentowaa chodno Kestrel. - Ludzie poluj na nas. eby zdoby krew. Porozmawiamy pniej - przerwaa im stanowczo Rowan. - Teraz trwa ceremonia. Umys Kestrel by zoty. Mia lnice krawdzie i wysya blask we wszystkie strony. Dobra, Jade - powiedziaa Rowan. - Mark. Wystarczy. Pucie si. Niemal si rozdzielia Marka i Jade. Mark umiecha si gupawo i Mary-Lynnette poczua malekie ukucie zazdroci Jak to jest zajrze w gb ukochanej osoby? Srebrny i koronkowy umys Jade wyglda jak misterna filigranowa sfera, ozdoba boonarodzeniowa. Po wypiciu krwi Jade Mary-Lynnette usiada oszoomiona i nabuzowana. Miaa wraenie, e w jej yach pdzi rwcy grski potok. Dobrze - odezwaa si Rowan. - Teraz pynie w nas ta sama krew. Wycigna rk. Jade i Kestrel zrobiy to samo. Mary-Lynnette zerkna na Marka, potem oboje

zczyli rce tak. e wyglday jak szprychy w kole. Obiecujemy by dla was krewnymi, zawsze was ochrania i broni - wyrecytowaa Rowan i skina gow Mary-Lynnette. Obiecujemy by dla was krewnymi - powtrzya powoli Mary-Lynnette. - Zawsze was ochrania i broni. I ju - stwierdzia po prostu Rowan. - Jestemy rodzin. Wracajmy do domu - powiedziaa Jade. Najpierw musiay dokoczy zakopywanie ciotki Opal. Mary-Lynnette przygldaa si, jak Rowan rozrzuca na grobie igliwie. - Przejlicie te nasze porachunki - oznajmia pogodnie Kestrel, zwracajc si do Mary-Lynnette. To znaczy, e powinnicie nam pomc znale zabjc. - Cay czas do tego d. Zostawili jelenia tam, gdzie lea. - Jest tu mnstwo padlinoercw. Nie zmarnuje si - wyjania Rowan. Takie ycie, pomylaa Mary-Lynnette, kiedy opuszczali polan. Obejrzaa si za siebie... i przez sekund widziaa cie i bysk zielonkawo-pomaraczowych oczu na wysokoci swoich. To nie mg by kojot... o wiele za duy. Otworzya usta, eby powiedzie reszcie, ale cie znikn. Czyby to tylko moja wyobrania? Chyba wzrok mi wariuje. Wszystko jest dziwnie jasne. Miaa wraenie, e jej zmysy si zmieniy - wyostrzyy. Droga powrotna z polany wydawaa si atwiejsza. Mark i Jade nie szli za rk - byoby im niewygodnie - ale Jade czsto si na niego ogldaa. A kiedy natrafiali na jak przeszkod, pomagali sobie. - Jeste szczliwy, co? - zagadna go Mary-Lynnette, kiedy znaleli si obok siebie. Posa jej przestraszony, pokorny umiech, biay w blasku ksiyca. Chyba tak. Nie wiem, jak to opisa - doda po minucie. -Ale czuj, jakbymy byli sobie przeznaczeni. Ona naprawd widzi moje wntrze. I bardzo mnie lubi. Od nikogo innego wczeniej poza tob tego nic zaznaem. Ciesz si, Mark. Suchaj. Chyba powinnimy rozejrze si za kim dla ciebie. Jest tu mnstwo chopakw... Mary-Lynnette prychna. - Jak bd miaa ochot si spotka z chopakiem, to si spotkam. Nie potrzebuj pomocy. - Przepraszam. - Znw posia jej pokorny umiech. Ale Mary-Lynnette cay czas zastanawiaa si nad tym, co powiedzia. Pewnie, e chciaa pozna kogo, kto akceptowaby j w peni, dzieli z ni wszystko. Chyba kady o tym marzy Ale ilu osobom si spenia to marzenie? Poza tym. gdzie Mark widzi to mnstwo chopakw Uwiadomia sobie, e znw myli o Jeremym Lovetcie. O jego jasnobrzowych oczach... Nie moga zatrzyma obrazu. Cay czas si rozmazywa i ku jej przeraeniu zamienia w same oczy lniy na niebiesko, zoto i szaro, w zalenoci od tego. jak padao wiato. O Boe, nie. Ash by ostatni osob, ktra potrafiaby j zrozumie. Nie chciaaby z nim dzieli siedzenia w autobusie, a co dopiero ycia. Kto zrobi z was wampiry? - spyta Mark. Siedzieli na olbrzymiej, tapicerowanej wiktoriaskiej kanapie w salonie na farmie Burdockw. Rowan rozpalia ogie w kominku. - Staruszka? Ta wasza ciotka?

Nikt - obruszya si Jade. - Jestemy lamiami. - Wymwia to la-mij-ami". Uhm. - Mark spojrza na ni z ukosa. - A co to takiego? To my. Moemy mie dzieci, je, pi i starze si, jeli tylko chcemy. Najlepszy gatunek wampirw. W zasadzie to rasa wampira - wtrcia si Kestrel. - Wytumacz wam. S dwa rodzaje wampirw. Jedni zaczynaj jako ludzie i zmieniaj si. kiedy ugryzie ich wampir, a drudzy rodz si jako wampiry. My jestemy wanie takimi. Nasz rd pochodzi z dawien dawna. Jest najstarszy - przerwaa Jade. - Redfernowie yli ju w czasach prehistorycznych. Mary-Lynnette zamrugaa. Ale chyba nie wy trzy, co? - spytaa nerwowo. Ja mam dziewitnacie lat. - Rowan si rozemiaa. - Kestrel siedemnacie, a Jade szesnacie. Jeszcze nie zatrzymaymy procesu starzenia. Na ile lat wygldaa, wedug ciebie, nasza ciotka? - Kestrel spojrzaa na Mary-Lynnette. Hm. na jakie siedemdziesit, siedemdziesit pi. A kiedy my j widziaymy ostatnio, wygldaa moe na czterdzieci - cigna Kestrel. - To byo dziesi lat temu. kiedy wyjechaa z naszej wyspy. Ale rzeczywicie do tego czasu przeya siedemdziesit cztery lata - powiedziaa Rowan. - Tak si wanie z nami dzieje. Kiedy przestajemy powstrzymywa proces starzenia, wszystko w jednej chwili si wyrwnuje. - Co moe si okaza interesujce, jeeli si yo piset czy szeset lat - zauwaya sucho Kestrel. - Wyspa, z ktrej pochodzicie, to ten wiat nocy? - spytaa Mary-Lynnette. Rowan wygldaa na zaskoczon. To po prostu bezpieczne miejsce. Mieszkamy tam sami. bez ludzi. W XVI wieku przepdzi! ich Hunter Redfern, ebymy mogli spokojnie y. Problem tylko w tym - zacza Kestrel z byskiem w zotych oczach - e tam si cigle yje jak w XVI wieku. Wymylili zasady, e nikomu nie wolno wyjeda, poza paroma mczyznami i chopakami, ktrym ufaj bezgranicznie. Takimi jak Ash. pomylaa Mary-Lynnette. Ju miaa to powiedzie, ale Rowan znw si odezwaa. Dlatego uciekymy. Nie chciaymy wychodzi za m. kiedy kae nam ojciec. Pragnymy zobaczy wiat ludzi. Je niezdrowe jedzenie - dokoczya radonie Jade. -Czyta czasopisma, nosi poczochy i oglda telewizj. Ciotka Opal opucia wysp - wyznaa Rowan. - Tylko mi powiedziaa, e jedzie do maego miasteczka o nazwie Briar Creek, gdzie rodzina jej ma sto pidziesit lat temu wybudowaa dom. Mary-Lynnette przesuna palcami po jedwabistych frdzlach ciemnozielonej poduszki. - No dobra, ale w takim razie, gdzie jest ten wiat nocy? Och... To nie miejsce... - Rowan miaa niepewn min. - To troch trudno wam wytumaczy. Waciwie nie powinnicie nawet wiedzie, e istnieje. Dwie najwaniejsze zasady wiata nocy mwi, e nie mona dopuci, aby czowiek si o nim dowiedzia, i nie mona si zakocha w czowieku. Nasza najmodsza siostra wanie zamaa obie - wymruczaa Kestrel. Jade wygldaa na zadowolon. - Kar za zamanie zasad jest mier wszystkich zamieszanych - dokoczya Rowan. - Ale wy

naleycie do rodziny. I ju. - Odetchna gboko. - wiat nocy to rodzaj tajnego stowarzyszenia. Nie tylko wampirw. Rwnie czarownic, wilkoakw i zmienno ksztatnych. Wszelkich istot nocy. Jestemy wszdzie. Wszdzie? - zastanawiaa si Mary-Lynnette. To niepokojca, ale jednoczenie interesujca myl. Wic istnieje cay wiat, 0 ktrym nie wiedziaa, miejsce nieznane, tak odlege jak galaktyka Andromedy. Na Marku informacja, e wampiry s wszechobecne, naj wyraniej nie zrobia wikszego wraenia. Umiecha si promiennie do Jade, opierajc si okciem o porcz ciemnozielonej kanapy. Wic umiesz czyta w moich mylach? Oczywicie, pokrewne dusze mog to robi spontanicznie - odpara Jade pewnym gosem. Pokrewne dusze... Mary-Lynnette przeszed dreszcz; miaa ochot zmieni temat. - Przesta Jade. Masz co lepszego ni pokrewn dusz -powiedziaa Rowan. - Na pokrewiestwo dusz nikt nie ma wpywu, nie musisz nawet polubi tej osoby, kiedy j poznasz. Moe si okaza, e jest dla ciebie zupenie nieodpowiednia z powodu rnicy gatunku, temperamentu, wieku. Ale wiesz, e bez niej ju nigdy nie bdziesz w peni szczliwa. Mary-Lynnette ogarniao coraz wiksze rozdranienie. - A jeeli tak si stanie... jeeli si okae, e kto jest twoj pokrewn dusz, a ty tego nie chcesz? spytaa dziwnie niskim gosem. - Istnieje jaki sposb, eby si tego pozby? Zapada cisza. - O niczym takim nie syszaam - odpara powoli Rowan. Jej brzowe oczy wpatryway si w oczy Mary-Lynnette. - Ale chyba mogaby si poradzi czarownicy, gdyby miaa taki problem. Mary-Lynnette z trudem przekna lin. Rowan patrzya na ni agodnym i przyjaznym wzrokiem, przez co Mary-Lynnette poczua jeszcze wiksz potrzeb porozmawiania z kim, kto by j zrozumia. - Rowan... Przerwaa. Rowan, Kestrel i Jade nagle spojrzay w stron drzwi - jak koty, ktre usyszay co, czego nie usyszy czowiek. Chwil pniej do Mary-Lynnette te dotar ten odgos - kroki na ganku. Tup, tup, tup... i nagy huk. - Ej, kto tam jest - zawoaa Jade i zanim Mark j powstrzyma, ruszya do drzwi.

Rozdzia 11

Jade! Poczekaj! - powiedzia Mark. U Oczywicie nie czekaa ani sekundy. Otwieranie zamkw zajo jej troch czasu i Mary-Lynnette usyszaa szybkie tup, tup, tup uciekajcych stp. Jade z rozmachem otworzya drzwi, wyskoczya na ganek i krzykna. Mary-Lynnette wybiega i zobaczya, e noga Jade wpada do jednej z dziur, gdzie brakowao deski. Zdarzao si to kademu, kto nie zna tego miejsca. Ale nie dlatego krzykna.

Chodzio o koz. O Boe - wymamrota Mark. - Kto to mg zrobi? Mary-Lynnette poczua pieczenie w piersiach - bolesne. nieprzyjemne. cisno j w mostku tak. e z trudem apaa oddech. Obraz jej si zamaza. Wracajmy do rodka - rozkazaa Rowan. - Jade, nic ci nie jest? Jade apczywie, z wciekoci nabieraa powietrza. Mark pomg jej wycign nog z dziury. Rowan i Kestrel podniosy koz za nogi. Mary-Lynnette wesza do domu, zaciskajc zby na i tak ju pogryzionej wardze Znw czua smak miedzi. Pooyy koz na staromodnym dywaniku we wzory przy wejciu do salonu. Spazmatyczny oddech Jade zamieni si w wiszczcy szloch. To Ethyl - wyszeptaa Mary-Lynnette. Jej te si chciao paka. Uklkna przy Ethyl. Koza bya nienobiaa, miaa sodki pyszczek i szerokie czoo. Mary-Lynnette delikatnie dotkna jednego kopyta. Pomagaa pani B. przycina je sekatorem. Nie yje - odezwaa si Kestrel. - Nie zrobisz jej krzywdy. Mary-Lynnette szybko uniosa gow. Twarz Kestrel bya opanowana i wyniosa. Pod skr MaryLynnette przetoczya si fala przeraenia. Powyjmujmy je - powiedziaa Rowan. I tak ju po skrze - stwierdzia Kestrel. Kestrel. prosz ci... Mary-Lynnette wstaa. Zamknij si, Kestrel! Zalega cisza. Ku zaskoczeniu Mary-Lynnette Kestrel milczaa. Mary-Lynnette i Rowan zaczy wyciga mae drewniane koki z ciaa kozy. Niektre byy mae jak wykaaczka. Inne dusze ni palec i grubsze ni szpikulec z rona na kebab, z tpym zakoczeniem z jednej strony. Zrobi to kto silny, pomylaa Mary-Lynnette. Poprzebija skr. Tyle razy. W setkach miejsc. Ethyl wygldaa jak jeozwierz. - Nie krwawia za mocno - stwierdzia agodnie Rowan. - To znaczy, e zdecha ju wczeniej. Popatrzcie tutaj. - Delikatnie dotkna purpurowej szyi kozy. Mary-Lynnette przypomnia si jele. Kto naci jej gardo albo ugryz - cigna Rowan. -Wic pewnie szybko si wykrwawia. Nie jak... Co? - spytaa Mary-Lynnette. Rowan si zawahaa. Spojrzaa na Jade. ta pocigna nosem, potem wytara go w rami Marka. - Nie jak wuj Hodge. - Rowan zerkna na Mary-Lynnette, pniej ostronie wyja kolejny koek i odoya na rosnc kupk. - Widzisz, tak zabili wuja Hodge'a, Starsi. Tylko e on by przy tym ywy. Mary-Lynnette zaniemwia. - Dlaczego? - wymamrotaa w kocu. Rowan wyja jeszcze dwa koki ze skupieniem na twarzy. Za to, e powiedzia ludziom o wiecie nocy. Mary-Lynnette przysiada na pitach i popatrzya na brata. Mark osun si na podog, pocigajc za sob Jade. To dlatego ciotka Opal wyjechaa z wyspy - mwia dalej Rowan. A teraz kto zabi kokiem ciotk Opal - powiedziaa Kestrel. - I koz. Tak samo jak wuja Hodge'a. Ale kto? - spytaa Mary-Lynnette. Kto, kto zna si na wampirach. - Rowan pokrcia gow.

Niebieskie oczy Marka byy ciemniejsze ni zwykle i nieco zamglone. Wspominaycie o owcy wampirw... Ja tak uwaam - powiedziaa Kestrel. Dobra, kto tutaj moe by owc wampirw? A w ogle kto to jest owca wampirw? W tym problem - westchna Rowan. - Nie wiem, po czym takiego pozna. Zreszt niezbyt wierz w owcw wampirw. Podobno to ludzie, ktrzy usyszeli o wiecie nocy. - Jade otara zy. - Nie potrafi nikogo przekona, e wampiry istniej, a moe nie chc, eby inni ludzie wiedzieli. Wic na nas polu j. Usiuj wybi jednego po drugim. Podobno znaj wiat nocy tak samo jak istoty nocy. I doskonale si orientuj, jak zosta zabity wasz wuj -wtrcia Mary-Lynnette. Tak, ale to nie jest wielka tajemnica - powiedziaa Rowan. - Nie trzeba zna historii wuja Hodge'a, eby o tym wiedzie. To wrd lamii tradycyjna egzekucja. Niewiele rzeczy poza kokiem czy spaleniem jest w stanie zabi wampira. Mary-Lynnette zastanowia si nad tym. Tak czy inaczej, kto mg chcie zabi star kobiet i koz? Rowan? Po co twoja ciotka trzymaa kozy? Zawsze mylaam, e chodzi o mleko, ale... Na pewno dla krwi - wyjania spokojnie Rowan. - Jeeli wygldaa na tak star, jak mwisz, raczej nie moga wychodzi do lasu na polowanie. Mary-Lynnette znw spojrzaa na koz, usiujc znale jak podpowiedz. Staraa si prowadzi chodn, metodyczn obserwacj. Kiedy jej wzrok powdrowa do gowy Ethyl, zamrugaa i pochylia si. - Ona ma co w pysku. - Powiedz, e artujesz - wysapa Mark. Mary-Lynnette uciszya go rk. - Nie, potrzebne mi co, eby... poczekaj chwil. - Popdzia do kuchni i wyja z szuflady misternie zdobiony srebrny n. Biegiem wrcia do salonu. - Dobra - mrukna, rozchylajc szczki Ethyl. Co tam jest, jakby kwiat. - Wyja go palcami. Milczenie owiec - skomentowa ponuro Mark. Mary-Lynnette zignorowaa go, przekadajc w doniach psujc si rzecz. - Wyglda jak irys, tylko e czarny. Jade i Rowan wymieniy spojrzenia. Wic to ma co wsplnego ze wiatem nocy - stwierdzia Rowan. - Czarne kwiaty s jego symbolem. Symbolem? - Mary-Lynnette odoya wilgotn rolin. Nosimy je jako znak rozpoznawczy. Na piercionkach, spinkach, ubraniach... Kady gatunek ma wasny kwiat. Poza tym niektre oznaczaj, e przynaleysz do danego klubu albo rodziny. Czarownice uywaj czarnych dalii, wilkoaki naparstnicy, wampiry stworzone ry... Jest te sie klubw Czarny Irys - dodaa Kestrel, stajc przy pozostaych. - Wiem, bo do jednego z nich naley Ash. Ash... - Jade wpatrywaa si w Kestrel dzikimi zielonymi oczami. Mary-Lynnette siedziaa bez ruchu. Po gowie tuko jej si mgliste wspomnienie, zwizane z czarnym znakiem. O Boe - jkna. - Znam kogo, kto nosi sygnet z czarnym kwiatem. Wszyscy na ni spojrzeli. Kogo? - spytali jednoczenie Mark i Rowan. Mary-Lynnette nie wiedziaa, ktre z nich wygldao na

bardziej zaskoczone. Walczya ze sob przez minut. - To Jeremy Lovett - odpara w kocu niezbyt pewnie. Ten dziwak. - Mark si skrzywi. - Mieszka sam w przyczepie w lesie, a zeszego lata... - Gos go zawid. Szczka mu opada, a kiedy znw si odezwa, mwi o wiele wolniej. - A... w pobliu jego przyczepy znaleziono ciao. Umiecie rozpozna, czy kto jest istot nocy? - spytaa po cichu Mary-Lynnette. Hm - mrukna Rowan skonsternowana. - No, nie na pewno. Jeeli kto potrafi osania umys... Gdybymy zdoay go zaskoczy, moe by co wyjawi, ale inaczej raczej nie. No, super. - Mark opar si o cian. - Moim zdaniem Jeremy idealnie pasuje do opisu istoty nocy. Waciwie Vic Kim-ble i Todd Akers te. Todd - powtrzya Jade. - Chwileczk. - Wzia jedn z wykaaczek i dokadnie j obejrzaa. Nie ulega wtpliwoci, e powinnimy si spotka z twoim przyjacielem Jeremym. - Rowan patrzya na Mary-Lynnette - Pewnie si okae zupenie niewinny. Czasami do rk ludzi trafia nasz piercionek albo spinka i wtedy robi si nieze zamieszanie. Zwaszcza jeeli taka osoba zabka si do ktrego z klubw... Ale Mary-Lynnette ogarno potwornie ze przeczucie. Jeremy by skryty, zawsze trzyma si na uboczu, mia nawel niepospolit urod i niezwykle zwinne ruchy. Wszystko wyranie prowadzio do jednego wniosku. W kocu rozwizaa zagadk Jeremyego Lovetta i nie byo to szczliwe zakoczenie. Dobra, w porzdku - powiedziaa Kestrel. - Moemy sprawdzi tego Jeremy'ego. Ale co z Ashem? Jak to co z Ashem? - spytaa Rowan. Wyja ostatni koek. Delikatnie zarzucia jedn stron dywanu na ciao kozy, jak caun. No nie kapujesz? To jego klubowy kwiat. Wic moe zrobi to kto z jego znajomych? Zaraz, zaraz. Przepraszam, ale ja znw nie wiem, o czym mwicie - wtrci si Mark. - Kto to jest Ash? Trzy siostry spojrzay na niego. Mary-Lynnette odwrcia wzrok. Miaa tyle okazji, ktrych nie wykorzystaa, wic teraz bardzo dziwnie by zabrzmiao, gdyby od niechcenia wspomniaa: och. tak, widziaam Asha, dwa razy. Ale nie byo wyjcia Musiaa si przyzna. To nasz brat - wyjania Kestrel. Jest stuknity - dodaa Jade. Tylko on z naszej rodziny mg wiedzie, e jedziemy do Briar Creek - stwierdzia Rowan. - Nakry mnie, jak prosiam Crane Lindcn, eby przemycia list z wyspy. Ale nie sdz, e zauway adres ciotki Opal. Nie jest za bardzo spostrzegawczy, jeeli chodzi o co, co nie dotyczy jego. Mw wprost - wtrcia si Jade. - Ash myli wycznie o sobie. To skoczony egoista. Jego interesuj tylko dziewczyny i imprezy. - Kestrel okrasia t opini takim umiechem, e MaryLynnette si zastanawiaa, czy dziewczyna rzeczywicie tego nie pochwala. -I polowanie. Nie lubi ludzi. - Jade pokrcia gow. - Gdyby nie to, e ugania si za dziewczynami i si nimi bawi. pewnie zaplanowaby zagad caej ludzkoci i przejcie wiata. Nie ma co, fajny kole - skwitowa Mark. Dosy konserwatywny - ucilia Rowan. - Pod wzgldem politycznym. Bo w sensie osobistym jest... Wolny - zasugerowaa Kestrel, unoszc brwi. Delikatnie rzecz ujmujc - mrukna Jade. - W dziewczynach, za ktrymi lata. widzi tylko jedno. Poza ich samochodami, oczywicie. Mary-Lynnette omotao serce. Z kad mijajc sekund miaa wiksze opory, eby si odezwa. A

kiedy ju nabieraa powietrza, odzywa si kto inny. Chwileczk - powiedzia Mark. - Mylicie, e to jego sprawka? Nie wykluczaabym Asha - stwierdzia Kestrel. Jade skwapliwie przytakna. Ale to bya te jego ciotka - zdziwi si Mark. Zrobiby wszystko, gdyby uzna, e chodzi o honor rodziny - powiedziaa Kestrel. Tak, ale szkopu w tym... - zacza z namysem Rowan -...e Ash jest w Kalifornii. Nie, nie jest - rzuci od niechcenia Ash.

Rozdzia 12
To, co stao si pniej, byo bardzo interesujce. Mary-Lynnette zobaczya siostry w akcji, ktrej nie widziaa na polanie. Syczenie i rozczapierzone palce. Jak w filmach. W dodatku syk wampira brzmia prawdziwie. Jak kota, nie jak osoby udajcej kota. Dziewczyny podskoczyy i stany gotowe do walki. Jade i Kestrel pokazyway zby - dugie i piknie wygite, zakoczone delikatnymi ostrymi punkcikami, ktre wcinay si w doln warg. I jeszcze co. Zmieniy im si tczwki. Srebrno zielone oczy Jade stay si jeszcze bardziej srebrne. Zote Kestrel przypominay te klejnoty, jak u jastrzbia. Z oczu Rowan bi ciemny blask. O rany - wyszepta Mark. Spoglda to na Jade, to na Asha. Cze - odezwa si Ash. Nie patrz na niego, powiedziaa sobie Mary-Lynnette. Serce walio jej jak oszalae i dray kolana. Przyciganie czsteczki do antyczsteczki, pomylaa, przypominajc sobie lekcj fizyki z zeszego roku. Ale istniaa inna. krtsza nazwa tego zjawiska I Mary-Lynnette za nic nie moga odpdzi tej myli. Bratnia dusza. O Boe. Prosz, bagam, nie. Pragn odkry Supernow i bada minikwazary w Obserwatorium Promieniowania Gamma. Rozwiza tajemnic, gdzie we wszechwiecie znajduje si caa czarna materia... Nie chc tego. To si powinno przydarzy Bunny Marten - ona cae ycie marzy o romansie. Ja potrzebuj tylko kogo, kto by mnie rozumia... ...rozumia z tob noc, wyszeptaa odlega cz jej umysu. A tymczasem trafia na chopaka, ktrego si boj jego wasne siostry. To prawda. Dlatego stay gotowe do walki i wydaway grone odgosy. Nawet Kestrel oblecia strach. W chwili, gdy Mary-Lynnette uwiadomia to sobie, zo przegonia z jej wntrza rozedrgane przeraenie. Czy ty nigdy nie pukasz? - spytaa, niemal podbiegajc do niego. Musiaa pomc swojej nowej rodzinie. Jade i Kestrel usioway j chwyci i powstrzyma, eby nie zbliaa si do ich brata. Chroniy j. Ale Mary-Lynnette si wyrwaa.

Ash ostronie zmierzy j wzrokiem. O, to ty - powiedzia bez entuzjazmu. Co tu robisz? To dom mojego wuja. Twojej ciotki - poprawia go. - I nikt ci nie zaprasza. Ash spojrza na siostry. Mary-Lynnette widziaa, jak w jego gowie poruszaj si trybiki. Zdyy ju powiedzie o wiecie nocy czy jeszcze nie? Oczywicie, ich zachowanie daje duo do mylenia. Wikszo dziewczyn nie syczy. - Dobra. - Ash unis palec. - Suchajcie. Mary-Lynnette kopna go w piszczel. Wiedziaa, e to niewaciwe, e nie wypada, ale nie moga si powstrzyma. Musiaa to zrobi. No, na mio bosk. - Ash odskoczy. - Czy ty jeste rbnita? Tak, jest! - Mark zostawi Jade i wybieg do przodu, eby wzi Mary-Lynnette za rk. - Wszyscy to wiedz. Nic na to nie poradzi. - Zacz si cofa, cignc siostr. Spoglda na Mary-Lynnette tak, jakby zrzucia z siebie ciuchy i zacza taczy mambo. Oczy Kestrel i Jade zrobiy si zwyke, a zby skrciy. Ni gdy wczeniej nie widziay, eby kto tak odnosi si do ich brata. W dodatku czowiek... Dziewczyny miay ponadludzk moc, ale Ash by od nich jeszcze silniejszy. Prawdopodobnie powaliby Mary-Lynnette jednym uderzeniem. Mimo to nadal nie moga si powstrzyma. Nie baa si jego, tylko siebie. I tego, e czua gupie mrowienie w odku i e uginay si pod ni nogi. Czy kto moe jej powiedzie, eby przestaa? - spyta Ash. Kestrel i Jade spojrzay z ukosa na Mary-Lynnette. Wzru szya ramionami i zacza coraz szybciej oddycha. Widziaa, e Rowan na ni patrzy, ale nie ze zdziwieniem. Wygldaa na zmartwion i smutn. Znacie si - stwierdzia. Miaam wam powiedzie - odezwaa si Mary-Lynnette. - Przyszed do nas. Pyta moj macoch o was i waszych znajomych. Mwi, e musi ich zaakceptowa, bo jest gow rodziny. Trzy dziewczyny spojrzay na Asha, mruc oczy. - Wic si tu krcie - prychna Kestrel. - Jak dugo? Co tu tak naprawd robisz? - wyszeptaa Rowan. Ash potar obola nog. Moemy usi i rozsdnie porozmawia? Wszyscy spojrzeli na Mary-Lynnette. Odetchna gboko, eby si uspokoi. Cigle miaa wraenie, e caa jej skra jest naelektryzowana, ale serce zaczynao bi wolniej. Tak. - Staraa si wyglda normalnie, eby wiedzieli, e min jej napad. Wiesz co? - wyszepta Mark, prowadzc siostr do kana py. - Nigdy nie widziaem, eby zachowywaa si tak... niedojrzale. Jestem z ciebie dumny. Nawet starsza siostra czasem musi sobie odpuci, pomylaa Mary-Lynnette. Poklepaa go lekko. Czua si zmczona. Ash usiad na obitym pluszem krzele. Rowan i Kestrel zajy miejsca obok Mary-Lynnette. Mark i Jade usadowili si razem na otomanie. Dobra - zacz Ash. - Moe najpierw si poznamy? Domylam si, e to twj brat. Mark - przedstawia go Mary-Lynnette. - A to Ash.

Mark skin gow. Trzymali si z Jade za rce. Mary-Lyn nette widziaa, e wzrok Asha powdrowa w kierunku ich splecionych palcw. Z jego miny nie potrafia jednak nic wyczyta. Ash spojrza na Rowan. Przyjechaem tu, eby was zabra do domu, bo wszyscy za wami strasznie tskni. Przesta - wyszeptaa Jade. A jeeli nie damy si zabra? - spytaa Kestrel i lekko odsonia zby. Dziwne, Ash nie odwzajemni umiechu. Nie mia rozleniwionej ani zoliwej miny, nie wydawa si te zadowolony z siebie. Wyglda jak kto, kto chce mie robot z gowy. Nie moemy jecha do domu, Ash. - Rowan mwia troch drcym gosem, ale dumnie zadzieraa brod. Trudno, nie macie wyjcia. Jeli zostaniecie, skutki bd tragiczne. Wiedziaymy o tym, kiedy wyjedaymy - powiedziaa Jade z przejciem, ale te z podniesion gow. Chyba nie przemylaycie tego do koca - rzuci ostro Ash. min. Zupenie nie przypomina jasnego kocura, pomylaa Mary-Lynnette. Wyglda jak zwinny, dostojny tygrys. Suchajcie - zacz po chwili. - Jest par drobnych szcze gw, ktrych nie rozumiecie, a ja nie Mary-Lynnette zacisna donie w pici. Mark przywar mocno do Jade. Delikatnie odepchna go okciem. Miaa zmarszczone czoo. - Moe tak bdzie lepiej - powiedziaa. Mark... Nic ma mowy. Nie prbujcie mnie chroni. On nie jest gupi, wczeniej czy pniej si zorientuje, e wiemy o wiecie nocy. Rowan wstrzymaa oddech. Mina Kestrel si nie zmienia, ale minie jej twarzy stay jak przed walk. Oczy Jade zrobiy si srebrne. Mary-Lynnette siedziaa nieruchomo. Wszyscy patrzyli na Asha. Ash gapi si w sufit. - Ju si domyliem - oznajmi ze miertelnym spokojem. - Staram si was wyrzuci, wy biedne durnie, zanim si dowiem, ile usyszelicie. Siostry wlepiy w niego wzrok. Mary-Lynnette otworzya usta, ale zaraz je zamkna. Mylaem, e nie lubisz ludzi - powiedzia Mark. Bo nie lubi. Wrcz nienawidz - przyzna Ash z lekkim rozbawieniem. To dlaczego chcesz zostawi mnie w spokoju? Bo gdybym ci zabi, musiabym to samo zrobi z twoj siostr - poinformowa Ash z umiechem, ktry idealnie pasowaby do Kapelusznika z Alicji w Krainie Czarw. I co z tego? Przecie ci kopna. Asha przestao bawi odpowiadanie na pytania. W kadej chwili mog zmieni zdanie. Nie zostawi ci. Rowan zagryza wargi. mam czasu na zabawy. Wic moe odelijcie swoich przyjaci do domu i pogadamy w rodzinnym gronie. Prdzej umrzemy, ni wrcimy - oznajmia Jade. Kestrel zerkna na ni szybko, unoszc jedn brew. No, dobra, nie ma sprawy - skwitowa oschle Ash. - Zapamitam to sobie. - Zrobi ponur i zacit

Nie, czekaj - zaprotestowaa Jade. Siedziaa z podkulonymi nogami i intensywnie wpatrywaa si w brata. - To wszystko jest zakrcone. Czemu nagle ci obchodzi, co si stanie jakiemu czowiekowi? Ash w milczeniu spoglda z gorycz na kominek. Bo s bratnimi duszami - wyjania Rowan. Po chwili ciszy wszyscy zaczli mwi naraz. Czym s? Chcesz powiedzie, e... tak jak Jade i ja? No, Ash, niele. Szkoda, e nasz ojciec tego nie widzi. To nie moja wina - wyjkaa Mary-Lynnette ze zami w oczach. Rowan pochylia si nad Kestrel i pooya rk na ramieniu Mary-Lynnette. Czyli to prawda? - Mark przenosi wzrok z siostry na Asha. Tak. Chyba. Nie wiem - wymamrotaa, skupiajc si na tym. eby opanowa zy. To prawda - potwierdzi Ash melancholijnym tonem. - Ale to wcale nie znaczy, e musi z tego co wynikn. Dobrze, e to rozumiesz - rzucia Mary-Lynnette. Cieszya si, e znw jest za. Wic niech kady zabiera swoje zabawki i wraca do do mu - powiedzia Ash, gwnie do swoich sistr. - Zapomnimy o wszystkim. Umwimy si, e nic si nie zdarzyo. Rowan patrzya na brata, lekko krcc gow. Oczy miaa szkliste od ez. ale si umiechaa. Nigdy nie przypuszczaam, e usysz od ciebie co takiego. Strasznie si zmienie. Po prostu nie wierz... Ja te - przyzna Ash z rezygnacj. - Moe to tylko sen. Ale teraz musisz przyzna, e ludzie to nie robactwo. Nikt z robactwa nie mgby by twoj bratni dusz. Tak. Dobra. Ludzie s wspaniali. Wszyscy si zgadzamy, moemy wraca do domu. Pamitam ci takiego z dziecistwa - zagadna Rowan. - A potem zacze si zachowywa, jakby by ponad wszystkimi. Zawsze miaam wraenie, e tylko udajesz. eby ukry, jak bardzo si boisz. I wiedziaam, e tak naprawd nie wierzysz w te wszystkie potworne rzeczy, ktre wygadujesz. W gbi duszy cigle jeste miym chopcem. Ash wykrzesa z siebie pierwszy tego wieczoru promienny umiech. - Nie bd taka pewna. Mary-Lynnette suchaa tego coraz bardziej roztrzsiona. Wasza ciotka chyba jednak by si ze mn nie zgodzia -powiedziaa do Rowan, eby si otrzsn. Ej. wanie, gdzie stara? - Ash si wyprostowa. - Musz z ni zamieni kilka sw, zanim std znikniemy. Tym razem wydawao si, e cisza trwa nieskoczenie dugo. Ash, nie wiesz? - spytaa Rowan. Oczywicie, e wie. Zakad, e on to zrobi - parskna Kestrel. Ze niby co? - Ash najwyraniej powoli traci cierpliwo. Twoja ciotka nie yje - wyjani Mark. Kto zabi j kokiem - dodaa Jade. Ash rozejrza si po pokoju. Z jego miny mona byo si do myla, e uwaa to za niezy art. O Boe, pomylaa oszoomiona Mary-Lynnette. Kiedy jest zaskoczony i zdziwiony jak teraz, wyglda bardzo modo. Bezbronnie^ Prawie jak czowiek. Kto... zamordowa... ciotk Opal. Tak? Chcesz nam wmwi, e o tym nie wiesz? - zadrwia Kestrel. - Co robie przez ca noc?

Waliem gow w cian. A pniej was szukaem. Kiedy wszedem, rozmawiaycie o mnie. A nie wpade przypadkiem na jakie zwierz? Powiedzmy... na koz? Ash obrzuci ja przecigym, penym niedowierzania spojrzeniem. - Owszem, piem krew. Ale nie kozy. A co to ma wsplnego z ciotk Opal? obszed kanap, eby zobaczy, co robi siostra. Mary-Lynnette odwrcia si, eby widzie jego twarz. Skrzywi si. Ale szybko nad sob zapanowa. Patrz, co ma w pysku - szepna Rowan. Irys. I co z tego? - Ash ostronie wzi kwiat. Bye ostatnio w klubie? - spytaa Kestrel. Gdybym ja to zrobi, po co miabym zostawia irys? eby nam wskaza sprawc. - Nie musz zabija kz, eby co zakomunikowa. Umiem mwi. Kestrel pozostawaa niewzruszona. Ale taka wiadomo ma bardziej dosadny przekaz. Czy ja wygldam na kogo, kto marnuje czas na robienie z kozy jeozwierza? Nie. Nie, ja nie twierdz, e to ty... - wtrcia si cicho Rowan. - Ale kto musia to zrobi. Pewnie ta sama osoba, ktra zabia ciotk Opal. Staramy si dociec kto. No a jakich mamy podejrzanych? Wszyscy spojrzeli na Mary-Lynnette. Odwrcia wzrok. Jednego. Prawie pewniak - powiedzia Mark. - Nazywa si Jeremy Lovett. Jest naprawd... Spokojnym chopakiem - dokoczya Mary-Lynnette. Jeeli kto ma opisa Jeremyego, niech to bdzie ona. - Znam go od podstawwki i nigdy w yciu nie uwierzyabym, e mgby zrobi komu co zego, tym bardziej staruszce i zwierzakowi. Ale mia szurnitego wuja - wtrci si Mark. - I syszaem dziwne rzeczy o jego rodzinie... O jego rodzinie nikt nic nie wie. - Mary-Lynnette czua si tak. jakby zmagaa si. eby utrzyma gow nad powierzchni wody, majc kamienie przywizane do rk i ng. Jednak na dno nie cigao jej podejrzenie Marka, ale wasne. Cichy gos w gowie powtarza: A wydawa si takim miym chopakiem". Jak wyglda ten Jeremy? - Ash przyglda si jej w skupieniu z ponur min. Jego ton mocno zirytowa Mary-Lynnette. - A co ci to obchodzi? Ash zamruga i przenis wzrok gdzie indziej. Lekko wzruszy ramionami. Tak pytam, z ciekawoci - odpar z wymuszon swobod. Jest bardzo przystojny. - Mary-Lynnette uznaa, e to wietny sposb, eby da upust swojej zoci i frustracji. - Inteligentna twarz. Nie jak u pustego przystojniaka. Wosy koloru sosnowych szyszek i najcudowniejsze brzowe oczy... Szczupy, opalony i troch ode mnie wyszy, bo oczy mam zwykle na wysokoci jego ust... Ash by wyranie niezadowolony. Widziaem kogo takiego na stacji benzynowej w miecie. - Odwrci si do Rowan. - Mylisz, e to zbuntowany wampir? Na pewno nie zosta zamieniony w wampira, skoro Mary--Lynnette widziaa, jak dorasta. Prdzej Lepiej mu pokamy - odezwaa si Rowan. Podniosa dywan, ktrym bya przykryta koza. Ash

podejrzewaabym, e to zbuntowany lamia. Nie ma co siedzie i gdyba. Jutro moemy pojecha go zobaczy, wtedy dowiemy si wicej. Zgoda? Mark skin gow. Zaraz potem Jade. I Mary-Lynnette. Dobra - powiedzia Ash. - Rozumiem, e nie moecie wrci do domu, zanim nie rozwiecie tej Siostry spojrzay po sobie. Nie odpowiedziay. Wracajc z Markiem, Mary-Lynnette zauwaya, e na wschodzie nad horyzontem pojawi si Syriusz. Wisia jak klejnot, janiejszy ni kiedykolwiek dotd. Wyglda niemal jak miniatura Soca; wieci niebieskimi, zotymi i fioletowymi promieniami. Pomylaa, e ma przywidzenia, a przypomniaa sobie, e wymienia si krwi z trzema wampirzycami. sprawy. Wic znajdziemy zabjc ciotki Opal, zrobimy, co trzeba, i do domu Jasne?

Rozdzia 13

Jade siedziaa na bujanym fotelu, na kolanach trzymaa Tiggy'ego, ktry lea na grzbiecie. Gaskaa go po brzuchu, a mimo to mrucza z wciekoci. Wpatrywaa si w jego wzburzone, lnice zielone oczy. - Drugiej kozie nic nie jest - oznajmia Kestrel od progu, wymawiajc sowo kozie" tak. jakby nie wypadao go uywa w towarzystwie. - Moesz wypuci kota. Jade nie byta co do tego przekonana. W Briar Creek grasuje szaleniec, wic wolaa trzyma Tiggyego przy sobie, eby mie pewno, e jest bezpieczny. Chyba nie przyjdzie nam pi krwi kozy? - spytaa surowo Kestrel. Oczywicie, e nie - obruszya si Rowan. - Ciotka Opal pia, bo bya za stara, eby polowa. Wygldaa na zmartwion. Lubi polowa - wtrcia si Jade. - To fajniejsze ni przypuszczaam. - Spojrzaa na siostr, ktra jej nie suchaa, zagryzaa doln warg i patrzya w prni przed siebie. - Rowan, o co chodzi? Zastanawiam si nad naszym pooeniem. Nad tob i Markiem, na przykad. Chyba musimy o tym porozmawia. Jade wpada w popoch. Rowan ogarn organizacyjny sza - a to znaczy, e zanim si czowiek obejrzy, ona zdy mu przemeblowa sypialni albo zarzdzi przeprowadzk do Oregonu. O czym? - spytaa ostronie. O tym, co zamierzacie zrobi. Czy on zostanie czowiekiem? Nie moemy go zmieni w wampira, to nielegalne - zauwaya trzewo Kestrel. Wszystko, co zrobiymy w tym tygodniu, jest nielegalne - skontrowaa Rowan. - A jeeli znowu wymieni si krwi... wystarczy kilka razy. Zaley ci, eby si sta wampirem? Jade o tym w ogle nie mylaa. Lubia Marka takiego, jaki jest. Ale moe on chciaby zosta wampirem. A ty co zrobisz ze swoj? - spytaa Asha. To znaczy? - warkn rozdraniony.

Chodzi mi o twoj bratni dusz. Mary-Lynnette zostanie czowiekiem? To kolejna rzecz, ktra mnie martwi. - Rowan westchna. - Zastanawiae si nad tym, Ash? Tak wczenie mzg mi jeszcze nie pracuje. Ju prawie poudnie - zauwaya z pogard Kestrel. Nie obchodzi mnie, ktra godzina. Jestem picy. - Po czapa do kuchni. - A ty, Rowan, si nie martw - doda trzewiejszym gosem, ogldajc si za siebie. - Nic z t dziewczyn nie zrobi, ani Jade z jej bratem. Bo wracamy do domu. -Znikn. Serce bio Jade jak oszalae. Ash moe i zachowywa si beztrosko, ale wiedziaa, e jest bezwzgldny. Spojrzaa na Rowan. Czy Mary-Lynnette to rzeczywicie jego bratnia dusza? Rowan opada na oparcie kanapy, a jej Obawiam si, e tak. To czemu chce wyjeda? Hm. - Rowan si zawahaa. - Bratnie dusze nie zawsze zostaj razem. Czasami jest midzy nimi za duo ognia, iskier Niektrzy nie s w stanie tego znie. Moe Mark i ja wcale nie jestemy pokrewnymi duszami, pomylaa Jade. I moe to dobrze. To chyba bolesne. - Biedna Mary-Lynnette - powiedziaa. W gowie pobrzmiewa jej wyrany gos: dlaczego nikt nie powie biedny Ash"? Biedna Mary-Lynnette - powtrzya. Suchajcie - odezwa si Ash. ktry znw si pojawi i usiad na jednym z rzebionych mahoniowych krzese. - Musimy sobie wyjani kilka spraw. Nie chodzi tylko o to, e ja chc, ebycie wrciy do domu. Kto jeszcze wie o waszym pobycie tutaj. Jade zesztywniaa. Wygadae si? - spytaa Kestrel niemal miym gosem. Byem z kim. kiedy rodzice zadzwonili i powiedzieli, e zniknycie. Pomylaem, e pewnie wyjechaycie. Tak si skada, e on jest wyjtkowo silnym telepat. Na szczcie zdo aem go przekona, eby mi pozwoli sprbowa namwi was do powrotu. Jade wpatrywaa si w niego. Rzeczywicie, co za szczcie! Poza tym dziwne, e Ash zada sobie tyle trudu dla niej. Rowan i Kestrel. Moe jednak nie znaa brata tak dobrze, jak jej si wydawao? O kim mwisz? - spytaa trzewo Rowan. O nikim takim. - Ash opar si i wpatrywa melancholijnie w sufit. - O Quinnie. Skrzywia si. Quinn, ten padalec. Mia serce jak brya lodu i gardzi ludmi. Rwa si do tego, eby bra prawo wiata nocy w swoje rce, kiedy uwaa, e nie jest naleycie egzekwowane. Wraca w poniedziaek, eby sprawdzi, czy sobie poradziem - cign Ash. - A jeli si przekona, e nie zapanowaem nad sytuacj, to wszyscy jestemy martwi: wy, ja i wasi nowi kumple. No to do poniedziaku musimy co wymyli - stwierdzia Rowan. Jeeli co wywinie, to poauje. Jade cisna Tiggy'ego, eby zamrucza. Mary-Lynnette spaa jak kamie - ale taki z niezwykle y wymi snami. niy jej si gwiazdy janiejsze ni te, ktre w yciu widziaa, i gwiezdny py mienicy si kolorami zorzy polarnej. Wysyaa astronomiczny telegram do Cambridge w Massachusetts, eby zarejestrowa prawa zwizane z odkryciem brzowe wosy spyny jak wodospad na zielone obicie.

supernowej. Informowaa, e jako pierwsza dostrzega j swoimi nowymi, cudownymi oczami, ktre - jak zobaczya w lustrze - skaday si niemal z samej tczwki, jak u sowy albo kota... Pniej zmienia si w sow. Sfruna z zawrotn prdkoci z dziupli w sonie. Chwycia pazurami wiewirk i poczua nagy przypyw czystej radoci. Zabijanie wydawao jej si zupenie naturalne. Musiaa tylko apa ofiar stopami, jak najlepsza sowa. Nagle gdzie z gry pad cie. We nie pojawia si potwornie przeraajca wiadomo - e nawet na drapiecw mog polowa inni drapiecy. I e co poluje na ni... Obudzia si zdezorientowana. Nie miaa wtpliwoci, gdzie si znajduje, ale nie bya pewna, czy jest Mary-Lynnette czy drapiec ciganym przez co z biaymi zbami, poyskujcymi w blasku ksiyca. Jeszcze schodzc ze schodw, nie moga si otrzsn z nieprzyjemnego wraenia. Cze - zawoa Mark. - To niadanie czy obiad? Dwa w jednym. - Mary-Lynnette usiada na kanapie w salonie z batonikami zboowymi. I co? Ty te nad tym mylaa? - zagadn Mark. Nad czym? - Rozdara zbami opakowanie batonika. No wiesz. Wiedziaa. Rozejrzaa si, czy w pobliu nie ma Claudine. Nawet o tym nie wspominaj. Czemu? Nie mw, e si nie zastanawiaa, jak by to byo. Widzie lepiej, sysze lepiej, by telepat i y wiecznie. Wyobraasz sobie, e zobaczylibymy rok trzytysiczny? No wiesz, wojny robotw, kolonizacja innych planet... No nie udawaj, e nie jeste ani troch ciekawa. Mary-Lynnette tuk si po gowie wers z wiersza Roberta Service'a: A nieba nocy yy wiatem, pulsujcym, rozedrganym pomieniem"... - Jestem ciekawa - przyznaa. - Ale nie ma co, pewnych rzeczy nie bdziemy w stanie robi. Oni zabijaj. Odstawia szklank z mlekiem, jakby stracia apetyt. A jednak chciao jej si je, i wanie tym si martwia. Na sam myl o zabijaniu i piciu krwi z ciepego ciaa powinna poczu mdoci. Bya tylko przeraona. Tym, co jest na wiecie, i sob sam. - To niebezpieczne - cigna wywd. - Nie rozumiesz? Wpakowalimy si w ten wiat nocy, a to miejsce zych rzeczy. Gorszych ni wagary. Okropnych jak... ...biae zby w blasku ksiyca... - ...zabijanie - dokoczya. - Naprawd, Mark. To nic film. Przyglda jej si uwanie. - Jasne, ale przecie to nie nowina - powiedzia takim tonem, jakby mwi: Wielka mi rzecz". Mary-Lynnette nie potrafia wyjani, co ma na myli. Wstaa gwatownie. Lepiej si zbierajmy. Ju dochodzi pierwsza. Siostry i Ash czekali na farmie Burdockw. Ty i Mark moecie usi ze mn z przodu. - Mary-Lyn nette zwrcia si do Jade, nie patrzc na Asha. - Chyba nie powinna bra kota. Kot jedzie z nami - oznajmia stanowczo Jade. - Inaczej zostaj. Mary-Lynnette wrzucia bieg i wyjechaa. Oto centrum Briar Creek w caej krasie - poinformowa Mark, kiedy mijali may zlepek budynkw Dziwne, w jego gosie nie byo goryczy. Zwraca si do Jade, a ona rozgldaa si z prawdziwym zainteresowaniem, mimo e u szyi wisia jej kot uczepiony pazurami. przy Main Street. -Typowe pitkowe popoudnie, zupenie puste ulice.

Nie s tak puste - stwierdzia radonie. - Jest Via I ten drugi, Todd. I jacy doroli. Mary-Lynnette zwolnia obok biura szeryfa, ale zatrzymaa si dopiero przed stacj benzynow na

przeciwlegym rogu. Wysiada i zerkna od niechcenia na drug stron ulicy. Stali tam Todd Akers i Vic Kimble ze swoimi ojcami. Pan Kimble by wacicielem farmy na wschd od miasta. Wszyscy, wyranie podnieceni, wsiadali do samochodu szeryfa. Bunny Marten przygldaa si, jak odjedaj. Mary-Lynnette poczua ukucie strachu. Tak to jest, kiedy si ukrywa potworn tajemnic, pomylaa. Wszystkiego zaczynasz si ba i martwisz si, czy przypadkiem nie zostaniesz zapana. Ej, Bunny! - krzykna. - Co si dzieje? Dziewczyna si odwrcia. O, cze, Mary. - Przesza wolno przez ulic. Nigdy si nie spieszya. - Jak leci? Pojechali sprawdzi, co z tym koniem. Jakim koniem? O... nie syszaa? - Bunny zerkaa na Marka i czworo nieznajomych wysypujcych si z kombi. Nagle jej niebieskie oczy zrobiy si wiksze. Odruchowo poprawia sobie mikkie jasne wosy. No, ciekawe, na kogo patrzy, pomylaa ironicznie Mary-Lynnette. Bardzo ciekawe. Cze - powiedzia Ash. Nie syszelimy o adnym koniu. - Mary-Lynnette delikatnie drya temat. Och... uhm... jeden z koni pana Kimble'a wczoraj w nocy przeci sobie gardo drutem kolczastym. Tak wszyscy mwili rano. Ale teraz pan Kimble przyjecha do miasta i powiedzia, e jego zdaniem to chyba jednak nie by drut. Tylko kto to zrobi celowo. Podci koniowi gardo i zostawi, eby si wykrwawi. Skulia ramiona i wzruszya nimi lekko. Teatralnie, pomylaa Mary-Lynnette. - Widzisz? - Jade zmarszczya czoo. - To dlatego pilnuj Tiggy'ego. Mary-Lynnette zauwaya, e koleanka mierzy wzrokiem Jade. Dziki, Bun. Musz wraca do sklepu - powiedziaa dziewczyna, ale ani drgna. Spogldaa na Kestrel i Rowan. Odprowadz ci - zaoferowa si rycersko Ash. Widocznie taki ma sposb podrywania, pomylaa Mary-Lynnette. Nie wiemy przecie, co tu si moe czai - doda. Jest biay dzie - wycedzia zdegustowana Kestrel. Ale Ash ju szed z Bunny. I dobrze, pomylaa Mary-Lynnette. Przynajmniej mam go z gowy. - Co to za dziewczyna? - spytaa Rowan z dziwn nut w gosie. Mary-Lynnette spojrzaa na ni zaskoczona. Bunny Marten. Koleanka ze szkoy. A co? Gapia si na nas. Przede wszystkim na Asha. Ale na was pewnie te. Jestecie nowe i adne, moecie zabra jej chopakw. Rozumiem. - Rowan cay czas wygldaa na zmartwion. Co si stao? Nic. Tylko e... imi ma jak lamia. Bunny? Tak. - Rowan si umiechna. - Imiona lamii s zwizane z natur: kamieniami, zwierztami, kwiatami i drzewami. Bunny" to chyba rodzaj dzikiego krlika?

Na obrzeach umysu Mary-Lynnette pojawia si niepokojca myl. Bunny... las. Niestety, szybko si rozproszya. Wyczuwasz w niej co podejrzanego? To znaczy, czy ona wyglda na jedn z was? Bo ja jako nie wyobraam sobie, e jest wampirem. Nie, nic nie wyczuwam. - Rowan si umiechna. - Pewnie takie imiona nie s zarezerwowane tylko dla nas. Ludzie te czasem je nosz i zdarzaj si przez to nieporozumienia. Nie wiedzie czemu Mary-Lynnette cigle mylaa o lesie. Nie rozumiem, dlaczego wybieracie sobie na imiona nazwy drzew. Drzewo jest przecie dla was niebezpieczne. Tak, to nadaje mu moc. Imiona pochodzce od drzew maj najwiksz si. Ash wyszed ze sklepu. Mary-Lynnette natychmiast si odwrcia, szukajc wzrokiem Teremy'ego. Na stacji benzynowej go nie byo, ale dobiega stamtd jaki odgos. Po chwili dotaro do niej, e sycha go od dobrych kilku minut. omotanie. Chodcie, rozejrzymy si. - Ruszya, nie czekajc, a doczy do nich Ash. Kestrel i Rowan poszy z Mary-Lynnette. Jeremy'ego znaleli na tyach. Mocowa dug desk w rozbitym oknie. Wszdzie dookoa leay grube odamki zielonkawego szka. Jasnobrzowe wosy wpady mu do oczu, kiedy chcia podnie desk. Co si stao? - spytaa Mary-Lynnette. Odruchowo przytrzymaa mu prawy koniec deski. Unis twarz i odetchn z ulg. Dziki. Poczekaj sekund. - Sign do kieszeni po gwodzie i zacz wbija je szybkimi, pewnymi uderzeniami motka. - Nie wiem. co si stao - powiedzia w kocu. - Wczoraj w nocy kto je wybi. Narobi niezego baaganu. No to si napracowa - zadrwia Kestrel. Jeremy spojrza tam. skd dochodzi gos. Nagle... zamar z motkiem i gwodziem w rku. Dugo patrzy na Kestrel i Rowan. W kocu odwrci si do Mary-Lynnette. Ju ci si skoczya benzyna? O. nie. Nie. - Mogam troch spuci, pomylaa. Nancy Drew na pewno by na to wpada. - Tylko... bardzo stuka... silnik... wic moe... by zerkn pod mask... dawno nie zagldae. Ale nacigana wymwka, stwierdzia w ciszy, ktra zapada. Jeremy nic spuszcza z niej jasnobrzowych oczu. - Jasne, Mary-Lynnette - powiedzia nie sarkastycznie, agodnie. - Tylko skocz. Nie, on nie moe by wampirem. Co ja tu robi? Okamuj go, podejrzewam, a przecie on zawsze by dla mnie taki dobry... Tacy pomagaj staruszkom, a nie zabijaj. Sssssss. Cisz rozdaro dzikie syczenie. Rozejrzaa si. Dobiegao zza jej plecw. Przez jedn potworn chwil mylaa, e to Kestrel. Pniej zobaczya, e za rogiem stoj Jade i Mark. Tig-gy w ramionach Jade szarpaa si jak may leopard. Kociak sycza i wystawia pazury, a jego czarne futerko byo nastroszone Nagle wspi si Jade po ramieniu, zeskoczy na ziemi i puci si pdem. - Tiggy! Jade ruszya za nim z rozwianymi srebrnymi wosami, szybka jak kot. Za nimi bieg Mark. odpychajc z drogi Asha, ktry wanie wyania si zza rogu. Ash wpad na cian stacji benzynowej. - Zabawne - stwierdzia Kestrel. Mary-Lynnette nie suchaa. Jeremy gapi si na Asha, a jego mina przyprawia Mary-Lynnette o zimne

dreszcze. Ash odwzajemnia spojrzenie zielonkawymi oczami podobnymi do lodowca. Przez chwil wpatrywali si w siebie z instynktown nienawici. Mary-Lynnette poczua przypyw strachu o Jeremyego, ale on najwyraniej si nie bal. Minie mia napite; wyglda tak, jakby szykowa si do obrony. Odwrci si celowo. Stan tyem do Asha. Kiedy zacz poprawia desk, Mary-Lynnette dopiero teraz spojrzaa na jego do. Na palcu wskazujcym lni zoty sygnet z czarnym znakiem. Wysoka kpka kwiatw z dzwonkami. Nie irysy, nie dalie, nie re. Z kwiatw, ktre wymienia Rowan. to mg by tylko jeden gatunek - rosncy dziko w okolicy, miertelnie trujcy Naparstnica. A wic jednak. Mary-Lynnette zrobio si gorco i niedobrze. Zacza dre. Nie chciaa si rusza, ale nie moga zosta tu. gdzie staa. - Przepraszam, musz co wzi... - wymamrotaa na bolesnym wydechu. Wiedziaa, e wszyscy si na ni gapi. Trudno. Pucia desk i ucieka. Przystana dopiero, kiedy znalaza si z daleka od zasonitych drewnianymi okiennicami okien hotelu Golden Creek. Opara si o cian i wpatrywaa w miejsce, gdzie koczy si miasto, a zaczyna dzicz. W sonecznym wietle, na ciemnym tle sosen taczyy jasne tumany kurzu. Ale jestem gupia. Przecie od dawna miaam wszystko czarno na biaym. Czemu nie wpadam na to wczeniej? Chyba nie chciaam. - Mary-Lynnette... Odwrcia si w stron agodnego gosu. Ogarna j ch. eby rzuci si w ramiona Rowan i rozpaka, ale nie zrobia tego. Zaraz mi przejdzie. Naprawd. To dla mnie szok... Mary-Lynnette... Bo znam go tak dugo. On... Sama si przekonasz. Ludzie nigdy nie s tacy. na jakich wygldaj. Mary-Lynnette... - Rowan pokrcia gow. - O czym ty mwisz? O nim. O Jeremym, a o kim? - Wzia gboki wdech Powietrze byo gorce i duszce od pyu. - On to zrobi. Naprawd. Dlaczego tak mylisz? Dlaczego? Bo jest wilkoakiem. Zapada cisza. Mary-Lynnette nagle poczua si zakopotana. Rozejrzaa si, czy nikt nie usyszy. - Nie sdzisz? - dodaa ciszej. Rowan spogldaa na ni zaintrygowana. Skd wiesz? No... mwia, e naparstnica jest symbolem wilkoakw. A on nosi sygnet z naparstnic. A ty skd wiesz? Po prostu wyczuam. Co prawda w sonecznym wietle wampiry maj sabsz moc, ale Jeremy nic nie ukrywa. Jest sob. . Jasne - powiedziaa z gorycz Mary-Lynnette. - Powinnam si domyli. Tylko on z caego miasteczka interesowa si zamieniem Ksiyca. Poza tym, jego ruchy i oczy... I mieszka w Mad Dog Crack, na mio bosk. Ta ziemia naley do jego rodziny od pokole. I... - Nagle pocigna nosem. - Podobno widziano tam Wielk Stop. Owosionego potwora, pczowieka, pbesti. No i co ty na to?

Rowan staa w milczeniu, z trudem utrzymujc powan min. Kciki ust miaa uniesione. Oczy Mary-Lynnette zaszy mg, a po chwili po policzkach zaczy pyn zy. Przykro mi. - Rowan pooya jej do na ramieniu. - Nie miej si. Miaam go za miego chopaka - wyszlochaa Mary-Lynnette, odwracajc si. Bo jest miy. I waciwie... on chyba tego nie zrobi. Dlatego, e jest miym chopakiem? Dlatego, e jest wilkoakiem. Co? Widzisz - zacza Rowan - wilkoaki s inne ni wampiry. Nie potrafi wypi maej iloci krwi i przesta, nie robic wikszej krzywdy. Kiedy poluj, zabijaj. Mary-Lynnette pocigna nosem. Czasami pochaniaj cae zwierz - cigna agodnie Rowan. - Zawsze wyjadaj organy wewntrzne, serce i wtrob. A to znaczy... e on nie zabi ciotki Opal. Ani kozy. Oba ciaa byy nienaruszone. - Rowan westchna. - Suchaj. Wilkoaki i wampiry z zasady si nienawidz. Rywalizuj ze sob, a lamie uwaa j wilkoaki za... co gorszego. Ale tak naprawd nie wszystkie wilkoaki s grone. Niektre poluj tylko, eby je. - Och. - Mary-Lynnette chyba powinna poczu si lepiej. Wic chopak, ktrego uwaaam za miego, od czasu do czasu musi pore czyj wtrob. wilki. To wilki, ktre czasami wygldaj jak ludzie. 1 zabijaj - dodaa zrezygnowana Mary-Lynnette. Tak. ale tylko zwierzta. Prawo jest w tym wzgldzie bardzo stanowcze. Inaczej ludzie od razu by si poapali. lady po wampirach, drobne ranki na szyi. mona zamaskowa, ale ro boty wilkoaka nie da si pomyli z niczym innym. Dobra, super. - A gdzie entuzjazm, zadrwia w duchu Mary-Lynnette. Jak mona zaufa komu, kto jest podszyty wilkiem? Mona go podziwia jak zwinnego i adnego drapienika, ale zaufa? Nie. Zanim wrcimy. Jest pewien problem... - uprzedzia Rowan. - Jeeli Jeremy si zorientuje, e rozpoznaa symbol na piercieniu, domyli si, e powiedziaymy ci o... no, wiesz. Rozejrzaa si i ciszya gos. - O wiecie nocy. O Boe. Tak. To znaczy, e miaby obowizek wyda nas wszystkich. Albo zabi. O Boe - wymamrotaa znw Mary-Lynnette. - Prawd mwic, nie sdz, eby to zrobi. On ci lubi. Bardzo. Chyba nie byby w stanie ci wyda. Mary-Lynnette si zarumienia. No ale wtedy on te wpakowaby si w kopoty? Pewnie tak, gdyby kto si dowiedzia. Lepiej wracajmy sprawdzi, jak wyglda sytuacja. I miejmy nadziej, e si nie zorientuje, e wiesz. Moe Kestrel i Ashowi uda si go zbajerowa. Nie moesz go wini. Jak ci to wyjani? Wilkoaki to nie ludzie, ktrzy czasem zamieniaj si w

Rozdzia 14
Wracay na stacj szybkim krokiem, niemal dotykajc si ramionami. Mary-Lynnette znajdowaa pociech w bliskoci Rowan. w jej opanowaniu. Nigdy wczeniej nie miaa przyjaciki tak podobnej do siebie. Kiedy dotary na miejsce, zobaczyy, e wszyscy tocz si wok samochodu Mary-Lynnette. Jeremy zaglda pod mask Mark i Jade stali tu za nim. trzymajc si za rce. Nigdzie nie byo ladu Tiggyego. Kestrel opieraa si o zbiornik z benzyn, a Ash rozmawia z Jeremym. - Wic przychodzi wilkoak do lekarza i mwi: Doktorze, chyba mam wcieklizn. A lekarz na to... Faktycznie, niezy bajer, pomylaa z gorycz Mary-Lynnette Ash, to nie jest mieszne - wycedzia Rowan z zamknity mi oczami, napita jak struna. Otworzya oczy. - Przepraszam - zwrcia si do Jeremy'ego. - Nie mwi tego zoliwie. Mwi, ale niewane. Syszaem gorsze kaway. - Jeremy znw si pochyli nad silnikiem. Ostronie, ale pewnie zakrci korek. W kocu spojrza na Mary-Lynnette. Nie wiedziaa, jak si zachowa. Bo co trzeba zrobi, kiedy si dowiesz, e kto jest wilkoakiem? Ktry, by moe, bdzie musia ciebie zje? Jej oczy wypeniy si zami. Dzi zupenie nad sob nic panowaa. Jeremy odwrci wzrok. Lekko pokrci gow. Wargi mia zacinite. Tak przypuszczaem. Wiedziaem, e zareagujesz w ten sposb. Inaczej sam bym ci powiedzia dawno temu. Powiedziaby? - Mary-Lynnette rozjanio si przed oczami. - Ale przecie miaby kopoty. C, tu niezbyt gorliwie przestrzegamy zasad wiata nocy - stwierdzi jakby nigdy nic i umiechn si blado. Ash i jego siostry rozejrzeli si czujnie dookoa. My? - spytaa Mary-Lynnette. Moja rodzina. Oni pierwsi si osiedlili w tym miasteczku, bo byo na uboczu. Tu nikomu nie przeszkadzali i nikt nie wchodzi im w parad. Wszyscy ju nie yj. Zostaem tylko ja. Powiedzia to bez ualania si nad sob, a jednak Mary-Lynnette ogarna fala wspczucia. - Przykro mi. Jeremy. Jade stana z drugiej strony, szeroko otwierajc srebrno--zielone oczy. - Wanie po to tu przyjechaymy! eby nikt nie wtrca si w nasze ycie. My te nie lubimy wiata nocy. Na twarzy Jeremy'ego znw pojawi si lekki umiech, ktry wida byo te w oczach. Wiem - zwrci si do Jade. - Jestecie krewnymi pani Burdock, prawda? Bya nasz ciotk-wyjania Kestrel, wpatrujc si w niego nieruchomymi zotymi oczami. Wyraz twarzy Jeremy'ego nieznacznie si zmieni. Bya? Tak. miaa may wypadek... z kokiem w roli gwnej -wtrci si Ash. - Zabawne, jakie rzeczy si zdarzaj na tym wiecie. Twarz Jeremyego znw przybraa inny wyraz. Wyglda tak, jakby musia opiera si o samochd, eby utrzyma si na nogach.

Kto to zrobi? - Spojrza na Asha i Mary-Lynnette dostrzega bysk biaych zbw. - Zaraz. Mylicie, e to ja? Zawitaa nam taka myl - przyzna Ash. - I chyba cay czas kry nam po gowie. W t i z powrotem. Waciwie szkoda, e na prno pokonuje tyle kilometrw. Ash, przesta - zgania go Mary-Lynnette. Wic twierdzisz, e ty tego nie zrobie - zwrci si Mark do Jeremy'ego. Kestrel uwaa, e to robota owcy wampirw - powiedziaa Rowan agodnie, ale wszyscy znw si rozejrzeli. Ulica nadal bya pusta. W okolicy nie ma owcy wampirw - stwierdzi stanowczo Jeremy. Wic jest wampir - stwierdzia Jade podnieconym szeptem. - Bo inaczej ciotka Opal nie zostaaby tak zabita. Ani koza. Koza? Nie, nawet mi nie mw. Wol nie wiedzie. - Jeremy zatrzasn klap baganika. Spojrza na Mary-Lynnette. -Wszystko w porzdku - poinformowa szybko. - Od czasu do czasu powinna zmienia olej. - Odwrci si do Rowan. - Przy kro mi z powodu ciotki. Ale jeeli rzeczywicie jest tu gdzie wampir, to si dobrze kryje. Naprawd niele. owca wampirw te. Ju do tego doszlimy. - Kestrel wzruszya ramionami. Mary-Lynnette spodziewaa si, e zaraz wtrci si Ash, ale on gapi si zamylony na ulic. Najwyraniej na chwil wyczy si z rozmowy. Nie zauwaye nic, co mogoby by jak wskazwk? -spytaa Mary-Lynnette. - Zamierzamy Popatrzy jej prosto w oczy. Gdybym wiedzia, to bym powiedzia. Tobie na pewno - doda z lekkim naciskiem. - I pomgbym. No to przejed si z nami. Pozwol ci wystawi gow przez okno. - Ash wrci do rzeczywistoci. Tego byo za wiele. Mary-Lynnette zrobia krok naprzd i chwycia go za rk. - Przepraszam. Szarpic go, zacigna na tyy stacji benzynowej. Ty dupku! Oj, suchaj... Zamknij si! - Wbia mu palec w szyj. Nie miao znaczenia, e dotyk wyzwala seri elektryzujcych wyadowa. Przez to jeszcze bardziej chciaa zabi Asha. Zorientowaa si, e row mglist aur, podobnie jak zo, trudno przekrzycze. - Musisz by bohaterem kadego przedstawienia, co? Musisz by w centrum uwagi, brylowa i si wtrca! Oj... Nawet jeeli w ten sposb krzywdzisz innych? Kogo, kto przez cae ycie mia pod grk? Nie tym razem. Oj... Podobno uwaacie wilkoaki za gorszy gatunek. A wiesz, jak to si nazywa w moim wiecie? Uprzedzeniami. To nic fajnego, a wrcz jedna z najgorszych rzeczy. Byo mi za ciebie wstyd. - MaryLynnette zorientowaa si, e pacze i e zza rogu stacji Mark i )ade ich podgldaj. Ash opiera si o zabite desk okno, unoszc rce na znak, e si poddaje. Brakowao mu sw i chyba by zawstydzony. Boe, pomylaa Mary-Lynnette. Musisz go tak sztorcowa? - spyta niepewnie Mark. Mary-Lynnette widziaa za nim Rowan, Kestrel i Jade. Wszyscy wygldali na przestraszonych. rozejrze si po miecie.

Nie mog si przyjani z fanatykiem - zwrcia si do nich i szturchna Asha dla wikszego efektu. Nie jestemy fanatykami - zaprotestowaa stanowczo Jade. - Nie wierzymy w te bzdury. Naprawd - zapewnia Rowan. - Nasz ojciec zawsze wrzeszcza na Asha, e zadaje si z nieodpowiednimi ludmi z zewntrz. Ze naley do klubu, ktry przyjmuje wilkoaki, i e wrd przyjaci ma wilkoakw. Wszyscy Starsi uwaaj, e w tej kwestii jest za bardzo liberalny. Och. W takim razie okazuje to w dziwny sposb - skwitowaa Mary-Lynnette, tracc nieco pewnoci Wydawao mi si, e ci o tym wspominaam - powiedziaa Rowan. - Zostawimy was samych. Odgonia pozostaych na przd stacji. Mog si ju ruszy? - spyta Ash, kiedy zniknli. Najwyraniej by w bardzo zym nastroju. Mary-Lynnette si poddaa. Nagle poczua si wypompowana. Za duo si wydarzyo przez ostatnich kilka dni. I cigle co si dziao. Po prostu jest zmczona, to wszystko. Najlepiej, gdyby std szybko wyjecha. - Odsuna si od Asha. Czua lekkie dudnienie w gowie. Mary-Lynnette... - W jego gosie pojawio si co, czego wczeniej nie syszaa. - Suchaj, to niezupenie zaley ode mnie. W poniedziaek przyjeda jeszcze kto ze wiata nocy. Nazywa si Quinn. I jeeli moje siostry i ja nie wrcimy z nim. cae miasto bdzie miao kopot. Jeeli stwierdzi, e co tu jest nie tak... Nie wiesz, do czego s zdolne istoty nocy. Mary-Lynnette syszaa bicie wasnego serca. Nie odwrcia si, eby spojrze na Asha. Mog zmie Briar Creek z powierzchni ziemi. Mwi powanie. Nie cofn si przed niczym, byle tylko tajemnica nie wysza na jaw. Tylko tak mog si przed wami chroni. Twoje siostry nie wyjad - powiedziaa Mary-Lynnette bez przekory, ale ze zwyk pewnoci. Wic szykuj si powane kopoty. Mamy tu dzikiego wilkoaka, trzy zbuntowane lamie i tajemniczego zabjc wampirw, ktry grasuje po okolicy. Nie wspominajc o dwch osobach z zewntrz, ktre wiedz o wiecie nocy. To obszar dotknity paranormaln katastrof. Zapado dugie milczenie. Mary-Lynnette z caych si staraa si nie patrze na rzeczywisto z punktu widzenia Asha. Wic twoim zdaniem co powinnimy zrobi? - spytaa w kocu. Moemy urzdzi sobie wielk imprez z pizz i ogldaniem telewizji - rzuci Ash szyderczym tonem. - Nie mam pojcia, co robi - doda ju bez przeksu. - A wierz mi, sporo nad tym mylaem. Nie przyszo mi do gowy nic innego poza tym. e dziewczyny musz wrci ze mn i e wszyscy musimy kama Quinnowi w ywe oczy. Mary-Lynnette usiowaa si skupi, ale myli wiroway jej jak szalone. Jest jeszcze jedna moliwo - powiedzia Ash ledwie syszalnym szeptem, jakby nie mia nic Mary-Lynnette rozlunia zesztywniae minie, zamkna oczy i obserwowaa niebiesko-te plamy soca na powiekach. Jaka? Wiem. e poczylicie si z dziewczynami wizami krwi. Nielegalnie, ale mniejsza z tym. Po czci to z waszego powodu nie chc std wyjecha. Mary-Lynnette otworzya usta, eby wyjani, e dla nich ycie w wiecie nocy jest po prostu nie do zniesienia, ale Ash nie da jej doj do sowa. przeciwko temu, eby ona udawaa, e go nie syszy. siebie.

Moe gdybycie stali si tacy, jak my... Zabrabym dziewczyny na wysp, a pniej, za kilka

miesicy, znw bym je stamtd wywiz. W miejsce, gdzie nikt nas nie zna i nie dopatrzyby si w was niczego dziwnego. Moje siostry byyby wolne i szczliwe. Mark te by pojecha. Mary-Lynnette odwrcia si powoli. Zmierzya Asha wzrokiem. Promienie soca doday jego wosom blasku i podkreliy ich ciepy kolor. Oczy mia pochmurne, ciemne. By przystojny i elegancki jak zwykle, jedn rk trzyma w kieszeni. Sta ze zbola min. Nie marszcz czoa, bo ci si zrobi zmarszczki - powiedziaa. Jasne. Podejrzewam - zacza takim tonem, eby da Ashowi do zrozumienia, e to ona ma powody do Ashowi drgny kciki warg. Wsadzi drug rk do kieszeni i odwrci wzrok. Taki jest oglny zamys, zgadza si. eby twoje siostry byy szczliwe... eby nie zabi was jaki nadgorliwiec pokroju Quinna A jak stan si wampirem, istoty nocy zostawi mnie w spokoju? Tylko wtedy, jeeli ci nie znajd - odpar Ash bez ogrdek. - Dlatego musimy std znikn. Poza tym jako wampir moe zdoaaby ich pokona. Mam si zmieni w wampira i zostawi wszystko, co kocham, eby twoje siostry byy szczliwe? Ash wpatrywa si ze zoci w dach budynku po drugiej stronie ulicy. Zapomnij o tym. Wierz mi, w ogle o tym nawet nie mylaem. Dobra. - Nie przestawa gapi si na dach. Nagle Mary-Lynnette z przeraeniem dostrzega, e jego oczy s wilgotne. Nie wiem, ile razy pakaam w cigu ostatnich dwch dni. a przecie pacz tylko, kiedy gwiazdy s tak pikne, e a boli Co jest ze mn nie tak. Z Ashem najwyraniej te. - Ash. Nie spojrza na ni. Mia zacinite zby. Problem w tym, e nie istnieje adne rozsdne rozwizanie, pomylaa Mary-Lynnette. Przepraszam - wychrypiaa, usiujc otrzsn si z dziwnych uczu, ktre j dopady. - Wszystko stao si takie zwariowane. Nigdy nie prosiam o nic takiego. - Przekna lin. - Ani ty, jak sdz. Najpierw uciekaj ci siostry, potem ja To jaki art, co? Tak. - Nie patrzy ju w dal. - Suchaj... Nie prosiem o to, a gdyby kto tydzie temu mi powiedzia, e zadam si z dziewczyn, ukrcibym mu eb. Najpierw bym si niele umia. A jednak. Przerwa. Najwyraniej tym zakoczy swoj spowied: a jednak. Waciwie nie musia mwi nic wicej. By zakochany. To oczywiste. Mary-Lynnette, z rkami skrzyowanymi na piersiach, wpatrywaa si w zaokrglony kawaek szka na ziemi. Chciaa go kopn, ale si powstrzymaa. Mam zy wpyw na twoje siostry. Powiedziaem to, eby ci ochroni. Umiem sobie radzi sama. Zauwayem - stwierdzi sucho. - Lepiej ci? Nie, bo wcale w to nie wierzysz. Tak naprawd mylisz, e jestem od ciebie sabsza, bardziej mikka. zdenerwowania - e chcesz zmieni mnie w wampira. Na mio bosk, przesta mnie poucza! - wrzasn. Mary-Lynnette si wystraszya. Dobra.

Ash zrobi nagle chytr min. Jego intensywnie zielone oczy przypominay kolorem kwiaty ciemiernika. Jako wampir, nie byaby sabsza. I znaaby moje myli. -Wycign rk. - Chcesz si przekona? Lepiej wracajmy - rzucia ostro. - Pomyl, e si pozabijalimy. No i co z tego? - Ash nadal wyciga rk, ale Mary-Lynnette tylko pokrcia gow i odesza. Bya przeraona. Nie miaa pojcia, dokd zmierza znajo mo z Ashem. ale czua, e jest stanowczo za bliska. Zastanawiaa si te, ile z tej rozmowy usyszeli inni. Kiedy skrcili za rg, natychmiast spojrzaa na Jeremy'ego. Rozmawia z Kestrel przy dystrybutorze. Stali blisko siebie i przez uamek sekundy Mary-Lynnette poczua lekkie rozczarowanie. Zwariowaa? - spyta j wewntrzny gos. Nie moesz by o niego zazdrosna, skoro martwisz si tym. e on moe by zazdrosny o ciebie, i jednoczenie tym, co zrobi ze swoj bratni dusz. Dobrze by byo. gdyby polubili si z Kestrel. Mam to gdzie, nie zamierzam duej czeka - mwia Jade do Rowan na chodniku. - Musz go znale. Myli, e Tiggy wrci do domu - wyjania Rowan na widok Mary-Lynnette. Ash podszed do Rowan. Kestrel te. Mary-Lynnette zostaa sama z Jeremym. Znowu nie wiedziaa, jak si zachowa. Popatrzya na niego i przestaa czu si niezrcznie. Przyglda si jej spokojnie. Nagle jednak j przerazi. Mary-Lynnette, uwaaj. Co? Uwaaj. - Tym samym tonem ostrzega j wczeniej przed Toddem i Vikiem. Spojrzaa tam, gdzie on - na Asha. - Dobrze - powiedziaa. Nie umiaa wyjani, czemu nie czua niepokoju. Nawet siostry Asha nie wierzyy, e nie zrobi jej krzywdy. Znam takich jak on. - Jeremy mia ponur min. - Cza sami przyprowadzaj do klubu dziewczyny. Jego sowa byy jak zimny prysznic. Rowan, Kestrel i Jade mwiy to samo, ale w ustach Jeremy'ego ostrzeenie brzmiao bardzo przekonujco. Ash na pewno robi takie rzeczy, e gdyby si o nich dowiedziaa, miaaby ochot go zabi. Bd uwaa - obiecaa. Uwiadomia sobie, e zaciska pici. - Poradz sobie z nim - dodaa z Jeremy nadal wyglda smtnie. Brzowe oczy mu pociem niay, a zby zaciska jak Ash. W jego milczeniu Mary-Lynnette wyczuwaa opanowan si. Zimn wcieko. Instynkt obronny. I to, e nie znosi Asha. Zaczli do nich wraca pozostali. Nie martw si o mnie - wyszeptaa szybko Mary-Lynnette. Bd myla o ludziach z miasta - powiedzia na gos Jeremy. - Dam ci zna, jak co mi przyjdzie do gowy. Dziki. Jeremy. - Mary-Lynnette skina gow. Prbowaa posa mu pocieszajce spojrzenie, kiedy wszyscy wsiadali do samochodu. Patrzy, jak Mary-Lynnette wyjeda ze stacji. Nie pomacha. odrobin humoru. Wolaaby nie wiedzie po co. Wic... po prostu uwaaj na siebie.

Dobra, wracamy do domu - odezwa si Mark. - I co dalej? Milczenie. Dopiero Mary-Lynnette powiedziaa po chwili: Trzeba si zastanowi, czy mamy jakich innych podejrzanych. Najpierw musimy zrobi co innego - oznajmia Rowan. -To znaczy, my, wampiry. Mary-Lynnette od razu si domylia, o co chodzi. Co? - spyta Mark. Napi si krwi - wyjania Kestrel z najbardziej promiennym umiechem. Znaleli si z powrotem na farmie Burdockw. Nie byo ani ladu kota. Czwrka wampirw

skierowaa si w stron lasu. Jade przywoywaa Tiggyego. Mary-Lynnette podesza do biurka z sekretarzykiem. Wzia papeteri z nadrukiem, lekko wilgotn na brzegach, i srebrne piro z wygrawerowanym fantazyjnym wiktoriaskim zdobieniem. A teraz - zwrcia si do Marka, siadajc przy kuchennym stole - zabawimy si w detektyww. W tym domu nie ma nic do jedzenia - jkn. Zdy ju zajrze do wszystkich szafek. - Tylko jaka kawa rozpuszczalna i zielone elki. Te, ktrych nikt nie lubi. Co poradz, e twoja dziewczyna jest wampirem? Chod. Siadaj i si skup. Mark westchn. Kogo mamy? - zacza. Powinnimy pojecha i si dowiedzie, o co chodzi z tym koniem. Mary-Lynnette znieruchomiaa, trzymajc piro nad kartk. Fakt. Zupenie wyleciao mi to z gowy. To tylko dowodzi, e pracy detektywa nie naley miesza z myleniem o niebieskich migdaach. Dobra, zamy, e ten, kto zabi konia, zabi te ciotk Opal i koz. I moe jeszcze wybi okno na stacji benzynowej. To te si stao zeszej nocy. I co z tego wynika? Moim zdaniem to robota Todda albo Vica - oznajmi Mark. Daj spokj. - Mwi powanie. Wiesz, e Todd zawsze uje wykaaczk. A w kozie znalelimy ich mnstwo... Wykaaczki... Z czym jej si to kojarzy... Nie, to nie by y wykaaczki, tylko wiksze patyki. Dlaczego nie moe sobie przypomnie? Potara czoo i si poddaa W porzdku. Wpisz Todda i Vica, owcw wampirw, ze znakiem zapytania. Chyba e wedug ciebie oni te s wampirami. Nie. - Mark nie przej si sarkazmem siostry. - Jad na pewno by wyczua, pijc ich krew. Zmierzy siostr badawczym wzrokiem. - To ty jeste ta bystra. Wic kto to zrobi? Wzruszya ramionami i zacza rysowa na kartce patyk Rysunek przybra posta koka przypominajcego dugopis ktry trzyma kobieca rka. Nigdy nie umiaa rysowa doni... O, mj Boe, Bunny. Mylisz, e to ona? - Mark podejrzewa, e Mary-Lynnette artuje. Tak - powiedziaa jednak. - To znaczy, nie. Nie wiem. Ale te koki w koziej skrze... widziaam, jak uywaa takich patykw. Odsuwaa nimi skrki przy paznokciach. Hm... - mrukn Mark skonsternowany. - Ale przecie Bunny... Przesta, nie zabiaby nawet muchy. Mary-Lynnette energicznie pokrcia gow. Ma imi jak lamia i powiedziaa co dziwnego, kiedy szukaam Todda i Vica. - Nagle wszystko jej si przypomniao nadcigna fala wspomnie, niezupenie podanych. - Powiedziaa owocnych

oww". Mary, to z Ksigi dungli. Wiem. Mimo wszystko... Dziwne, bo jest taka sodka i przestraszona. Ale moe to tylko gra? Mark nie odpowiedzia. - To chyba tak samo prawdopodobne jak to, e Todd i Wic s owcami wampirw - dodaa. Wic j te zapisz. Mary-Lynnette tak zrobia. Wiesz, cay czas chc zapyta Rowan o jedno - odezwaa si po chwili. - Jak napisay do pani B. z wyspy... - Przerwaa i zesztywniaa, kiedy trzasny tylne drzwi. Jestem pierwsza? Do domu wpada rozpromieniona i lekko zdyszana Rowan. Wosy tworzyy wok niej orzechowy obok. Gdzie reszta? - spytaa Mary-Lynnette. Rozdzielilimy si. Nie ma innej rady, jeeli jest nas czworo na takim maym terenie. Maym! - powtrzy Mark uraony. - Czego jak czego, ale w Briar Creek przestrzeni akurat nie brakuje. Z punktu widzenia polowania, owszem. - Rowan si umiechna. - Bez urazy. Nam wystarczy. Na wyspie nie musiaymy polowa. Przynosili nam jedzenie, oguszone i bierne. Mary-Lynnette odpdzia z umysu obraz, jaki si w nim zrodzi. Hm, chcesz si zabawi w detektywa? A jest jeszcze kto. kogo pominlimy? Mary-Lynnette przypomniaa sobie, o czym mylaa, Rowan usiada na kuchennym krzele, odgarniajc sobie z czoa kosmyk brzowych wosw. kiedy trzasny drzwi. Rowan. cay czas chc ci o co zapyta. Mwia, e tylko Ash mg si zorientowa, dokd uciekycie. A ten. kto pomg wam przekaza list z wyspy? On chyba wie, gdzie miesz kaa ciotka? Widzia adres na kopercie. Crane Linden. - Rowan posaa jej blady, smutny umiech. - Nie, on nie wie. Jest... - Lekko dotkna skroni. - Jak na to mwicie? Umysowo nie rozwin si do koca. Nie umie czyta. Ale to bardzo miy chopak. Wrd wampirw s analfabeci? C, czemu nie? - Aha. No, to chyba moemy wyeliminowa kolejn osob - stwierdzia Mary-Lynnette. - Zrbmy burz mzgw - zaproponowa Mark. - To pew nie gupie, ale moe wuj Jeremyego wcale nie umar? A moe... Od strony drzwi dobieg trzask. Bardzo cichy. O Boe, Tiggy...

Rozdzia 15

Tiggy biega. Otworzya drzwi z hukiem. Z wizj kociaka naszpikowanego maymi kokami.

Ale to nie Tiggy'ego zobaczya na ganku. Ash. Lea na wznak w fioletowym blasku. Wok niego latay mae my. Mary-Lynnette poczua nage ukucie w mostku. wiat si na chwil zatrzyma. Wszystko si zmienio. Jeeli Ash nic yje... jeeli zosta zabity... Ju nic nie bdzie jak dawniej. Nigdy si nie pozbiera. Bdzie tak. jakby noc - z gwiazdami i Ksiycem - znikna na zawsze. Nikt nie zdoa zapeni tego miejsca. Nie wiedziaa dlaczego. To zupenie bez sensu, ale taka prawda, uwiadomia sobie nagle. Nie moga oddycha, nogi i rce zrobiy si bezwadne. Stracia nad nimi panowanie. Ash si poruszy. Unis gow, podpar si na okciach i rozejrza. Mary-Lynnette znw zacza oddycha, ale cigle czua si zamroczona. - Stao ci si co? - spytaa gupio. Nie miaa odwagi go dotkn. Teraz nawet lekkie spicie elektryczne spalioby j na dobre. Stopiaby si jak Za Czarownica z Zachodu. - Wpadem w dziur - jkn. - A co mylaa? Rzeczywicie, co trzasno. Nie hukno. Jak zeszej nocy. A to co znaczy... gdyby tylko potrafia rozwin t myl do koca... Jakie problemy. Ash? - spytaa Kestrel sodkim gosem. Po chwili wyonia si z ciemnoci. Wygldaa jak anio ze zotymi wosami i cudownie agodnymi rysami twarzy. Za ni staa Jade z Tiggym na rkach. Siedzia na drzewie. - Pocaowaa kociaka w epek. - Musiaam zwabi go na d. - W wietle ganku jej oczy byy szmaragdowe i wydawao si. e nie idzie, tylko pynie. Ash podnis si i otrzepa. Tak jak siostry, po posiku wy glda niewiarygodnie piknie. Mia w oczach ksiycowy blask. Mary-Lynnette zamylia si na duej. - Chodcie - powiedziaa zrezygnowana. - Pomoecie zgadywa, kto zabi wasz ciotk. Teraz, kiedy miaa pewno, e Ashowi nic nie jest, chciaa zapomnie o tym, co czua jeszcze minut temu. W kadym razie nie zastanawia si. co to znaczy. To znaczy, e masz duy problem, dziewczyno, podpowiada sodko cichy gos w jej gowic. Ha. ha. O co chodzi? - spytaa obcesowo Kestrel. kiedy usiedli przy kuchennym stole. O to, e nie wiadomo, o co chodzi - zaartowaa ponuro Mary-Lynnette. Sfrustrowana wpatrywaa si w kartk. - Moe zaczniemy od pocztku, co? Zgoda. - Rowan zachcajco skina gow. Po pierwsze, koza. Ten, kto j zabi, musi by silny, bo nie atwo przebi skr kokami. Poza tym wie. jak skoczy wasz wuj Hodge, bo koza zostaa zabita w ten sam sposb. I musia mie powd, eby woy kozie do pyska czarnego irysa. Albo doskonale si orientuje, e Ash naley do klubu Czarnego Irysa. Albo sam jest jego czonkiem. A moe myla, e czarny irys jest znakiem wszystkich lamii lub w ogle istot nocy - doda Ash stumionym gosem. Pochyla si i rozciera kostk. - Niewtajemniczeni czsto popeniaj ten bd. wietnie, pomylaa mimowolnie Mary-Lynnette. Dobrze - powiedziaa. - I mia do dyspozycji dwa rodzaje maych patykw, ale to niewiele nam mwi, bo oba s do kupienia w miecie. No i nienawidzi pani B. albo w ogle wampirw - wczy si Mark. - Inaczej, po co by j zabija? Mary-Lynnette spiorunowaa go wzrokiem. Do pani B. jeszcze nie doszam. Ale niech ci bdzie. Omwimy j teraz. Po pierwsze, zabjca musia wiedzie, e pani B. jest wampirem, bo uy koka. A po drugie, hm, po drugie... - Zawiesia gos. Nic nie przychodzio jej do gowy.

Po drugie, prawdopodobnie zabi j pod wpywem impulsu - dokoczy Ash zdumiewajco spokojnym, analitycznym tonem. - Powiedziaa, e posuy si sztachet z potu. Gdyby zaplanowa zabjstwo, pewnie przynisby ze sob koek. wietnie. - Tym razem Mary-Lynnette gono go pochwalia. Nie moga si powstrzyma. Spojrzaa Ashowi w oczy. Niesamowite, wyglda tak, jakby mu zaleao na tym, eby uznaa go za bystrego. No, no, pomylaa. Chyba pierwszy raz ze sob normalnie rozmawiamy. Nie kcimy si, nie drwimy. To mie. Zaskakujco mie. I dziwna rzecz - wiedziaa, e Ash te tak uwaa. Rozumieli si. Posa jej nad stoem ledwie zauwaalne skinienie. Mary-Lynnette stracia poczucie czasu, kiedy tak siedzieli i analizowali sytuacj. W kocu spojrzaa na zegarek i z przeraeniem zorientowaa si, e ju prawie pnoc. Musimy jeszcze myle? - spyta apatycznie Mark. - Jestem zmczony. - Prawie lea na stole. Mnie te mzg si prawie wyczy, pomylaa Mary-Lynnette. Czuj si wyjtkowo gupio. Oj, dzi chyba nie rozwiemy zagadki zabjstwa - stwierdzia Kestrel z zamknitymi oczami. Racja. Problem w tym, e Mary-Lynnette nie miaa ochoty ka si spa. Drczy j niepokj. Chc... czego waciwie chc? - pomylaa. Chc... Gdyby nie to, e w okolicy grasuje zwyrodniay zabjca kz, poszabym popatrze na gwiazdy powiedziaa. Pjd z tob - oznajmi Ash, jakby to bya najbardziej naturalna rzecz. Kestrel i Jade spojrzay na brata z niedowierzaniem. Rowan pochylia gow, ale nie do koca zdoaa ukry umiech. Uhm - mrukna Mary-Lynnette. Suchaj - zacz Ash. - Nie sdz, e zabjca kozy czai si tu cay czas, polujc na ludzi ze szpikulcem. A w razie czego, dam sobie rad. - Przystan z min winowajcy. - To znaczy, damy sobie rad. Tak lepiej, ale nic z tego, kole, pomylaa Mary-Lynnette. Jednak czua, e jest bardzo silny i szybki i nie cofnie si przed niczym. Ale nigdy go nie widziaa w takiej akcji. Za kadym razem, kiedy si na nim wyywaa, wiecc mu w oczy, kopic w piszczele, nie prbowa jej odda. Podejrzewaa, e nie przyszo mu to nawet do gowy. Dobrze - zgodzia si w kocu. Ale - zacz Mark. - Suchaj... Nic nam si nie stanie - przerwaa mu Mary-Lynnette. -Pojedziemy niedaleko. Mary-Lynnette prowadzia. Nie wiedziaa dokadnie, dokd jecha, ale na pewno nie na swoje wzgrze. Wizao si z nim zbyt wiele wspomnie. Chocia obiecaa Markowi co innego, mkna przez noc coraz dalej i dalej. Tam, gdzie strumienie Hazel Green i Beavercreek niemal si zbiegaj, a teren midzy nimi przypomina las rwnikowy. To najlepsze miejsce do ogldania gwiazd? - spyta z powtpiewaniem Ash. kiedy wysiedli z samochodu. Jeeli mocno zadrzesz gow. - Mary-Lynnette staa zwrcona na wschd. - Widzisz tam najjaniejsz gwiazd? To Vega, krlowa gwiazd lata. Tak. Tego lata z kadym dniem jest na niebie coraz wyej - powiedzia Ash bez przejcia. Mary-Lynnette spojrzaa na niego. Wzruszy! ramionami. - Kiedy spdza si noc na dworze, zaczyna si rozrnia gwiazdy - wyjani. - Nie znajc ich nazw. Mary-Lynnette znw patrzya na Veg. Przekna lin. Podobnie jak Jade.

- Widzisz pod ni co maego i jasnego? W ksztacie piercienia? To co, co wyglda jak mglisty pczek? Mary-Lynnette lekko si umiechna. To mgawica Piercie. Ja j widz przez teleskop. Czua na sobie jego wzrok. Syszaa, e Ash bierze wdech, jakby chcia co powiedzie. Wypuci jednak powietrze i znw spojrza w gwiazdy. To by idealny moment, eby wspomnie o tym, e wampiry widz lepiej. A gdyby to zrobi, MaryLynnette wybuchaby suszn zoci. Ale nie zrobi tego. wic poczua, e zbiera si w niej in na zo. Buntownicza, jak u zonicy z wierszyka dla dzieci Co, stwierdzie, e nie jestem na tyle dobra, eby by wampirem? A waciwie, po co ja ci tu w ogle przywiozam? Do najbardziej odosobnionego miejsca, jakie znam. Tylko po to, eby patrze na gwiazdy? Chyba nie. Ja ju nawet nie wiem, kim waciwie jestem, przypomniaa sobie z przygnbieniem. Mam wraenie, e zaraz zaskocz sam siebie. - Nie drtwieje ci szyja? - spyta Ash. Mary-Lynnette lekko pokrcia gow w obie strony, eby rozluni minie. Troch. Moe ci rozmasowa? - zaproponowa z odlegoci kilku krokw. Prychna i zgasia go spojrzeniem. Nad cedrami na wschodzie wyania si sierp ksiyca. Chcesz si przej? Co? Jasne. Szli, a Mary-Lynnette rozmylaa. Jakby to byo widzie mgawic Piercie wasnymi oczami albo Ptl abdzia bez filtru. Tsknota za gwiazdami prawie cigna do gry jak sznur. Oczywicie, znaa ju to uczucie. Dowiadczya go wczeniej wiele razy i zwykle koczyo si tym, e kupowaa kolejn ksik na temat astronomii, kolejny obiektyw do teleskopu. Co. co zbliao j do tego. czego pragna. Ale teraz drczy mnie cakiem nowa pokusa. O czym tak wielkim i przeraajcym nigdy dotd nie mylaam. A jeeli mogabym by czym wicej ni teraz? T sam osob, ale z wyostrzonymi zmysami? MaryLynnette, ktra naprawd naley do nocy? Zdya si ju zorientowa, e waciwie nie jest taka, za jak si zawsze uwaaa. Jest bardziej brutalna - kopna Asha. I to kilka razy. I podziwiaa czyst dziko Kestrel. Dostrzegaa logik w filozofii zabi albo zosta zabitym". Marzya o radoci polowania. Czego jeszcze trzeba, eby si sta istot nocy? Chciaem ci co powiedzie - wyzna Ash. Hm. - Zachci go czy nie? Moemy przesta ze sob walczy? - spyta. Mary-Lynnette zastanowia si. Nie wiem - odpowiedziaa powanie. Cay czas szli. Cedry otaczay ich jak kolumny w ruinach gigantycznej, ciemnej wityni. Dookoa panowaa taka cisza, jakby spacerowali po Ksiycu. Schylia si i zerwaa dziki kwiat, ktry wyrasta z mchu. Zygaden trujcy. Ash podnis odaman ga cisu, lec u stp skrconego drzewa. Nie patrzyli na siebie. Zachowywali midzy sob odlego kilku krokw.

Wiesz, kto mi przepowiedzia, e to si wydarzy - ode zwa si Ash, jakby kontynuowa zupenie inn rozmow. e przyjedziesz do dziury zabitej dechami i bdziesz ciga zabjc kozy? e ktrego dnia zacznie mi na kim zalee i e to bdzie bole. Mary-Lynnette nie zwolnia ani nie przyspieszya kroku. Tylko serce nagle zaczo jej wali z caych si, pod wpywem niepokoju poczonego z eufori. O Boe, dzieje si to, co si miao sta. Jeste inna ni osoby, ktre do tej pory poznaem. Nawzajem. Ash oderwa cienk jak papier purpurow kor z cisowej gazi. Widzisz, to jest trudne. Bo zawsze uwaaem, e ludzie... ...to robactwo - dokoczya ostro Mary-Lynnette. Ale - cign wytrwale Ash - to zabrzmi dziwnie... chyba ci kocham. Dosy rozpaczliwie. - Dalej zdziera kor z patyka. Nie patrzya na niego. Zupenie odebrao jej mow. Zrobiem wszystko, eby stumi to uczucie, ale nie chce znikn i koniec. Najpierw sdziem, e jeeli wyjad z Briar Creek, to zapomn. Ale teraz wiem, e nie. Dokdkolwiek pojad, to uczucie bdzie ze mn. Nie mog go stumi. Wic musz wymyli co innego. W Mary-Lynnette wezbra bezgraniczny bunt. Przepraszam - odezwaa si chodno. - Ale nie bardzo jest si z czego cieszy, kiedy kto ci wyznaje, e ci kocha wbrew swojej woli, wbrew swojemu rozsdkowi, a nawet... Wbrew swojemu charakterowi - doda Ash sabym gosem. - Tak, wiem. Przystana. Nie czytae Dumy i uprzedzenia - stwierdzia. Czemu? Bo Jane Austen bya czowiekiem. Skd wiesz? - Spojrza na ni pytajco. Celna uwaga. Przeraajca. Skd waciwie ma wiedzie, kto w historii ludzkoci by czowiekiem? A Galileusz? Newton? Tycho Brahe? C, przynajmniej na pewno kobiet. - Przeniosa si na bezpieczniejszy grunt. - A ty jeste - Tak. c. nie przecz, e... Mary-Lynnette znw ruszya. On za ni. - Wic czy teraz mog ci wyzna, jak. hm, gorco ci kocham i podziwiam? Kolejny cytat. - Twoje siostry mwiy, e tylko imprezujesz. Zrozumia aluzj. - Tak, ale rano po imprezie kadziesz si do ka. A skoro ju leysz, to czasami sobie czytasz... Szli. - Tak czy inaczej jestemy bratnimi duszami - stwierdzi Ash. - Nie mog by skoczonym idiot albo zupenie do ciebie nie pasowa. Ash mwi prawie z pokor. Co na pewno nie zdarzao mu si wczeniej. No nie wiem - wymamrotaa. - To znaczy, owszem, jestemy dla siebie nieodpowiedni. Po prostu zupenie rni. I nawet gdybym bya wampirem, nie czyoby nas zbyt wiele. Hm. - Potrci co gazi, ktr nis. Odezwa si tak. jakby si spodziewa, e zostanie szowinist.

zignorowany. - Hm... moe by mi si udao zmieni twoje pogldy. Na temat? Bycia rnym. Wydaje mi si, e cakiem dobrze bymy do siebie pasowali, gdyby... Gdybym? - Mary-Lynnette przerwaa przecigajc si cisz. No. gdyby mnie pocaowaa. Pocaowaa? Wiem, e to do radykalny pomys. Wiedziaem, e raczej si nie zgodzisz. - Waln w kolejne drzewo. - Oczywicie ludzie robi to od tysicy lat. Mary-Lynnette przyjrzaa mu si z ukosa. Pocaowaby dwustukilogramowego goryla? Zamruga dwa razy. No, wielkie dziki. Nie chodzi o twj wygld. Nic nie mw, niech zgadn. Pachn jak goryl? Mary-Lynnette zagryza doln warg, umiechajc Chc powiedzie, e jeste o wiele silniejszy ni ja. Pocaowaby samic goryla, ktra zgniotaby ci Teraz z kolei on przyglda si jej z ukosa. Ale ty przecie nie jeste w takim pooeniu. Nie? Mnie si wydaje, e powinnam si sta wampirem po to, eby rozmawia z tob jak rwny z rwnym. Masz. - Poda jej ga cisu. Mary-Lynnette osupiaa. Chcesz mi da t ga? To nie ga. Dziki temu bdziesz moga rozmawia ze mn jak rwny z rwnym. - Ostry koniec Mary-Lynnette chwycia drugi koniec patyka: zaskakujco twardego i cikiego. Ash patrzy jej w oczy. Byo za ciemno, eby stwierdzi, jakiego koloru s w tej chwili, ale wyraz twarzy mia zaskakujco trzewy. Jedno porzdne pchnicie zaatwi wszystko - powiedzia. - Najpierw tu, potem w serce. I problem z Mary-Lynnette pchna lekko. Zrobi krok do tyu. Pniej kolejny. Wycofaa go do drzewa, trzymajc ga przy jego szyi niczym miecz. Jeeli naprawd jeste tego pewna... - Wpad na nagi cedrowy pie. Nie wymin go, eby si Mary-Lynnette spojrzaa na niego zmruonymi oczami, przesuwajc cisow gazi po jego ciele jak szermierz mierzcy odlego. Odrzucia patyk na ziemi. Naprawd si zmienie - stwierdzia. Owszem, bardzo. A sam nie poznaj siebie w lustrze. I nie zabie swojej ciotki. Dopiero teraz do tego dosza? Nie. Ale zawsze pozostawa cie niepewnoci. Dobrze, pocauj ci. Ustawianie si w odpowiedniej pozycji byo dosy dziwne. Nigdy wczeniej nie caowaa chopaka. Ale kiedy ju zacza, stwierdzia, e to proste. broni. - Tak naprawd wcale nie trzeba duego kija. Wystarczyby owek. gowy. patyka przyoy sobie do garda. si ponuro. jednym uciskiem? A ty nie mgby si broni?

Czua to samo co kilka dni temu, kiedy dotykaa jego doni, tylko o wiele intensywniej. Teraz wydawao si jej to mie. Nieprzyjemne jest tylko wtedy, jak si tego boisz, pomylaa. W kocu Ash si odsun. No i widzisz - wyszepta drcym gosem. Mary-Lynnette wzia kilka gbokich wdechw. Podejrzewam, e tak si czowiek czuje, wpadajc do czarnej dziury. Och, przepraszam. Nie ma za co, to byo interesujce. - Specyficzne, inne ni wszystko, pomylaa. I ju wiedziaa, e nic nie bdzie takie jak do tej pory. Wic kim teraz jestem? Chyba kim dzikim. Komu sprawia rado bieganie w ciemnoci, pod gwiazdami jasnymi jak miniaturowe soca, a nawet polowanie na jelenia. Kto moe arto wa ze mierci jak jego siostry. Odkryj supernow i zaczn sycze, kiedy si znajd w nie bezpieczestwie. Stan si pikn, przeraajc i niebezpieczn Mary-Lynnette. I oczywicie w kko bd caowa Asha. Euforia niemal j rozsadzaa. Zawsze uwielbiaam noc, pomylaa. I w kocu nale do niej cakowicie. Mary-Lynnette? - odezwa si z wahaniem Ash. - Podobao ci si? Zamrugaa i spojrzaa na niego ze skupieniem. - Pragn, eby zamieni mnie w wampira. Tym razem nie przypominao to oparzenia przez meduz. Byo szybkie i niemal przyjemne. Dotyk warg Asha wywoa w niej rozkoszny dreszcz. Z jego ust bio ciepo. Mary-Lynnette odruchowo gaskaa go po karku, po mikkich wosach, miych pod palcami jak futerko kota. A jego umys mia cae spektrum barw. Purpurowy i zoty, zielonkawy, szmaragdowy i gboki fioletowo niebieski. Spltany gszcz opalizujcych kolorw, ktre zmieniay si z sekundy na sekund. Mary-Lynnette bya oszoomiona. I troch przestraszona. Wrd tych mienicych si kolorw czaia si te ciemno. Rzeczy, ktre Ash zrobi w przeszoci... Teraz si ich wstydzi, Ale wstyd nie odmieni samych czynw. Wiem, e nie, ale jako je wynagrodz. Zobaczysz, znajd sposb. Wic to jest telepatia, pomylaa Mary-Lynnette. Czua Asha, kiedy wypowiada te sowa. Mwi z rozpaczliw arliwoci. Wiedziaa, e wyrzdzi wiele za. Niewanie. Ja te si stan istot ciemnoci. Bez skrupuw bd robi to, co w mojej naturze. Kiedy Ash zacz unosi gow, zacienia ucisk, starajc si go zatrzyma przy sobie. - Prosz, nie ku mnie - odezwa si ochrypym gosem, zostawiajc na jej szyi ciepy oddech. - Jeeli wypij za duo, za bardzo ci osabi. Mwi powanie, skarbie. Pucia go. Podnis cisowy patyk i zrobi nim mae nacicie u podstawy szyi, przechylajc gow na bok jak facet, ktry si goli. - Aua. Zorientowaa si, e nigdy wczeniej tego nie robi. Mj szacunek, Ash. Przyoya wargi do jego szyi. Pij krew. Ju jestem drapienikiem. Nie czuj smaku stra chu i miedzi, tylko co dziwnego, magicznego jak gwiazdy. Kiedy Ash delikatnie j odsun, zachwiaa si. Wracajmy do domu - wyszepta.

Czemu? Nic mi nie jest. Za chwil osabniesz. A jeeli bdziemy koczy zmienianie ci w wampira... Jeeli? - Dobra. Kiedy. Ale najpierw trzeba dopracowa szczegy. I musisz odpocz. Wiedziaa, e Ash ma racj. Chciaa tu zosta, sama z nim w ciemnej wityni lasu, ale rzeczywicie stawaa si coraz sabsza. Apatyczna. Widocznie przeistaczanie si wymaga wysiku. Ruszyli z powrotem. Mary-Lynnette czua, e zasza w niej zmiana - wiksza ni wtedy, kiedy wymienia si krwi z dziewczynami. Zrobia si senna i nadwraliwa. Blask ksiyca wydawa jej si o wiele janiejszy. Wyranie widziaa kolory - jasn ziele zwieszonych gazi cedrowych, niesamowity fiolet dzikich kwiatw papuziego dziobu, wyrastajcych z mchu. Las nie by ju niemy. Syszaa tajemnicze odgosy - cichy szelest igie na wietrze, swoje kroki na wilgotnych, pokrytych grzybem uamanych gaziach. Nawet wch mam lepszy, pomylaa. Pachnie tu cedrowym kadzidem i rozkadajcymi si rolinami, i czym naprawd dzikim, jak w zoo. I gorcym... palonym... Mechanicznym. Zapach uderzy j w nozdrza. Przystana i spojrzaa na Asha przestraszona. Co to? Pachnie jak guma i olej. - On te przystan. O Boe, samochd. Patrzyli na siebie przez chwil, potem oboje zaczli biec. Spod zamknitej maski unosi si biay dym. Mary-Lynnette zacza podchodzi bliej, ale Ash odcign j na bok. Chc tylko otworzy mask... Nie, patrz tam. Westchna. Spod dymu wysuway si malekie jzyki ognia. Claudine zawsze powtarzaa, e tak to si skoczy - po wiedziaa ponuro. - Tylko chyba mylaa, e ja wtedy bd w rodku. Musimy wraca pieszo - stwierdzi Ash. - Chyba e kto zobaczy ogie. Nie ma szans. - Tak to jest, gdy zabiera si chopaka do najbardziej osamotnionego miejsca w Oregonie, powiedzia triumfalnie jej wewntrzny gos. - Nie sdz, e potrafisz zamieni si w nietoperza, eby dolecie do domu - rzucia. Przykro mi, przeobraania si nie zaliczyem. Zreszt, nie zostawibym ci tutaj. Mary-Lynnette nadal wydawao si, e jest grona, i czua si beztrosko. - Umiem sobie radzi sama - oznajmia, zadzierajc brod. I wtedy z gry spad kij. Ash polecia na twarz, nieprzytomny.

Rozdzia 16

Potem wszystko potoczyo si szybko, a jednoczenie jak w zwolnionym tempie. Kto wykrci rce Mary-Lynnette do tyu. I cisn mocno. Po chwili poczua wrzynajcy si w nadgarstki sznur i zrozumiaa, co si dzieje. Musz szybko co zrobi. Szarpaa si, starajc si wyrwa, usiujc kopa. Za pno - rce miaa zwizane. Nic dziwnego, e ludzie w filmach wrzeszcz, kiedy s zakuwani w kajdanki, pomylaa niespo dziewanie. To boli. Po ramionach rozla si bl, kiedy kto cign j do tyu, do drzewa. Przesta si rzuca - warkn niski gos, ktrego nie rozpoznawaa. Usiowaa zobaczy, kto to jest, ale zasaniao jej drzewo. Jak si rozlunisz, nie bdzie bole. Cay czas si szarpaa, ale to nic nie dawao. Przy rkach i plecach czua gbokie bruzdy kory. O Boe, nie mog uciec. Ani nawet si ruszy. Przesta panikowa i myl, upomina j surowo wewntrz ny gos. Uyj mzgu, zamiast histeryzowa. Staa, dyszc, i usiowaa opanowa strach. - Mwiem. Boli tylko, kiedy si szarpiesz. Z wieloma rzeczami tak jest - powiedzia gos. Odwrcia gow i zobaczya kto to. Serce podskoczyo jej do garda. Nie powinna by zaskoczo na, a jednak bya - zaskoczona i bezgranicznie rozczarowana. - Och, Jeremy - wyszeptaa. Tyle e takiego Jeremy'ego nie znaa. Twarz identyczna, wosy, ubranie te - ale byo w nim co dziwnego, potnego, przeraajcego i nieobliczalnego. Oczy mia nieludzkie i paskie jak u rekina. - Nie chc ci zrobi krzywdy. - Znieksztacony obcy gos. - Zwizaem ci tylko dlatego, eby si nie wtrcaa. Umys Mary-Lynnette rejestrowa rne rzeczy na rnych paszczyznach. Jedna cz mwia: mj Boe, stara si by miy. Inna: do czego mam si nie wtrca? A jeszcze inna powtarzaa tylko: Ash. Spojrzaa na Asha. Lea nieruchomo. Cudowne nowe oczy Mary-Lynnette, ktre widziay kolory ksiyca, dostrzegy, e jego jasne wosy powoli nasikaj krwi. Na ziemi obok niego lea twardy biay kij z cisu. Nic dziwnego, e Ash straci przytomno. Ale skoro krwawi, to znaczy, e yje. O Boe, nie moe by martwy. Wampira zabije tylko koek albo ogie. - Musz si nim zaj - oznajmi Jeremy. - Potem ci wypuszcz, obiecuj. Zrozumiesz, kiedy ci wszystko wytumacz. Mary-Lynnette przeniosa wzrok z Asha na nieznajomego z twarz Jeremy'ego. Z przeraeniem zrozumiaa, co mia na myli, mwic zaj si". Zabijanie to dla drapienika - dla wilkoaka - po prostu cz ycia. Wic jednak si znam na wilkoakach. S zabjcami. Cay czas miaam racj. Rowan si mylia. - To zajmie tylko minut. - Jeremy odsoni zby. Serce dudnio Mary-Lynnette jak szalone. Rozchyli wargi tak, jak nie byby w stanie aden czowiek. Widziaa rowo biae dzisa. I zrozumiaa, dlaczego Jeremy mia zmieniony gos. Z powodu zbw. Biae zby w blasku ksiyca. Obraz z jej snu. Ky wampira w porwnaniu z tymi byy niczym. Siekacze, stworzone do rozrywania ciaa ofiary, miay po pi centymetrw dugoci.

Mary-Lynnette nagle przypomniaa sobie, co trzy lata temu powiedzia ojciec Vica Kimble'a. e wilk potrafi odgry ogon krowy rwniutko, jakby odci go sekator. Skary si, e kto wypuci na wolno wilkowatego mieszaca, ktry nka jego stado. Oczywicie to nie by aden mieszaniec, tylko Jeremy. Codziennie widziaam go w szkole. W domu musia si zmienia w kogo takiego. eby polowa. Teraz, kiedy sta nad Ashem, szczerzc zby i ciko dyszc, wyglda jak obkany. - Ale dlaczego? - wybuchna. - Dlaczego chcesz go skrzywdzi? Unis wzrok i przeya kolejny wstrzs. Jego oczy si zmieniy. Wczeniej ich biel lnia w ciemnoci. Teraz byy cae brzowe, z wielkimi pynnymi renicami. Oczy zwierzcia. Wic wcale nie potrzebuje peni ksiyca, pomylaa. Moe si zmienia zawsze. - Nie wiesz? Czy nikt tego nie rozumie? To moje terytorium. O rany. Wic to takie proste. A oni amali sobie gowy, sprzeczali si i zabawiali w detektyww. Tymczasem wszystko sprowadzao si do tak pierwotnej kwestii: zwierz broni swojego terytorium. Jak na teren owiecki, to may obszar, powiedziaa niedawno Rowan. Zabieray moj wasno - cign Jeremy. - Mojego jelenia, moje wiewirki. Nie miay do tego Przesta mwi, ale nagle wyda inny odgos. Z pocztku ledwie syszalny dla Mary-Lynnette, ale ciche burczenie poruszyo jak czu strun strachu. Byo tak upiorne i nieziemskie, jak niebezpieczne bzyczenie roju atakujcych pszcz. Warcza. On warcza. Naprawd. Jak pies, ktry chce zmusi czowieka do ucieczki. Albo rzuci mu si do garda. Jeremy! - krzykna. Szarpna si do przodu, nie zwracajc uwagi na biay pomie blu, ktry Sznur trzyma mocno. Jeremy doskoczy do Asha, z gow wysunit do przodu jak jadowity w, rozwcieczony pies, jak kade zwierz, ktre zabija zbami. Mary-Lynnette usyszaa czyj krzyk. Nie! Dopiero po chwili dotaro do niej, e to jej wasny wrzask. Zmagaa si ze sznurem, czujc pieczenie i wilgo w nadgarstkach. Ale nic bya w stanie si uwolni. Doskonale wiedziaa, co si dzieje. I jeszcze to nieustajce zowieszcze warczenie, ktre nioso si echem w jej gowie i piersiach. Wtedy spojrzaa na wszystko spokojnie. Zawadna ni cz natury silniejsza ni przeraenie. Chodnym okiem przyjrzaa si scenie przy drodze - samochodowi, ktry nadal pon, wyrzucajc chmury duszcego, biaego dymu przy kadym podmuchu wiatru; bezwadnej postaci Asha na igliwiu; niewyranej warczcej plamie, ktr by Jeremy. Jeremy! - Mimo blu garda mwia spokojnym i wadczym gosem. - Zanim to zrobisz, niczego mi Przez dug chwil z rozczarowaniem mylaa, e to nie poskutkuje. e on jej nawet nie syszy. A jednak podnis gow. Dostrzega jego twarz, krew na brodzie. Nie krzycz, nie krzycz, powtarzaa sobie gorczkowo. Nie okazuj przeraenia. Musisz go zagada, utrzyma z daleka od Asha. Nie przestawaa mechanicznie pociera domi za plecami, jakby od zawsze wiedziaa, co trzeba robi, eby uwolni si z wizw. liska wilgo w zasadzie uatwiaa zadanie. Sznur si lekko przesuwa. - Prosz, pom mi zrozumie - powtrzya zdyszana, sta rajc si uchwyci wzrok Jeremy'ego. nie wytumaczysz? Przecie chciae, ebym zrozumiaa. Jeremy, pom mi zrozumie. obj jej ramiona. adnego prawa. Usiowaem je zmusi do wyjazdu, ale nie chciay. Zostay i zabijay dalej.

Jestem twoj przyjacik. Znamy si od dawna. Biaawe dzisa Jeremy'ego ociekay czerwieni. Jego twarz nadal miaa ludzkie rysy, mimo to nie byo w niej nic ludzkiego. Wargi powoli zaczy przykrywa dzisa. Coraz bardziej przypomina czowieka, a coraz mniej zwierz. Kiedy si odezwa, ju rozpoznawaa jego gos. - To prawda, od dawna - powiedzia. - Obserwowaem ci od dziecka, a ty mnie. Skina gow. Nie moga wydoby z siebie ani sowa. Zawsze wyobraaem sobie, e pewnego dnia, kiedy doroniemy, opowiem ci o sobie. O wszystkim. Wydawao mi si, e jeste jedyn osob, ktra moe si nie ba... Nie boj si - przytakna Mary-Lynnette, starajc si opanowa drenie. Mwia do postaci w koszuli zbryzganej krwi, pochylajcej si nad rozszarpanym ciaem jak bestia cay czas gotowa zaatakowa. Nie miaa odwagi spojrze na Asha. Nie spuszczaa wzroku z Jeremy'ego. -I chyba rozumiem. Zabie pani Burdock, prawda? Bo ya na twoim terytorium. Nie chodzio o ni - odezwa si Jeremy gosem ostrym ze zniecierpliwienia. - Bya spokojn staruszk, nie polowaa. W ogle mi nie przeszkadzaa. Nawet troch jej pomagaem, kiedy za darmo naprawiaem pot i ganek... Wtedy mi powiedziaa, e przyjedaj. Te dziewczyny. Tak jak i mnie, pomylaa Mary-Lynnette oszoomiona. Rzeczywicie wtedy naprawia pot. Nic dziwnego, wielu ludziom pomaga przy domu. - Mwiem jej, e to nie wypali. Mary-Lynnette znw to usyszaa - warczenie. Jeremy by spity i dra. Ona te zacza si trz. Jeszcze trzy osoby do polowania na tej maej przestrzeni... Nie chciaa sucha. Nic nie rozumiaa. W Nie patrz na Asha, nie kieruj uwagi w jego stron, mylaa rozpaczliwie. Wargi Jeremy'ego znw odsoniy zby, jakby na nowo szykowa si do ataku. Wic dlatego posuy si sztachet. Ash mia racj, to by impuls. C, kademu si zdarza straci cierpliwo - przyznaa. I chocia gos jej si ama i miaa zy w oczach, Jeremy najwyraniej troch si uspokoi. Pniej stwierdziem, e moe tak lepiej - cign zmczonym gosem. - Dziewczyny znajd martw ciotk i zrozumiej, e musz wyjecha. Czekaem... czekaem. Wpatrywa si poza ni, w las. Mary-Lynnette z omoczcym sercem zebraa si na odwag i zerkna na Asha. O Boe, nie rusza si wcale. A wok niego tyle krwi... Nigdy nie widziaam takiej iloci krwi. Wykrcaa nadgarstki w t i z powrotem, nadal usiujc rozerwa sznur. Obserwowaem je, ale nie wyjechay - podj po chwili Jeremy. Natychmiast na niego spojrzaa. Za to pojawia si ty. Syszaem, jak Mark rozmawia w ogrodzie z Jade. Oznajmia, e bdzie jej si Twarz mu si zmieniaa. Ciao przeksztacao si na oczach Mary-Lynnette. Koci policzkowe si rozszerzay, nos i wargi robiy si coraz dusze. Midzy brwiami wyrastay wosy, tworzc jedn prost lini. Widziaa, jak blad skr przebijaj pojedyncze ciemne grube wosy. Zaraz zwymiotuj. Co ci jest, Mary-Lynnette? - Wsta i wtedy dostrzega, e jego ciao te si zmienia. Nadal byo ludzkie, ale dziwnie chude, wycignite. Jakby skadao si z dugich koci i cigien. tu podoba. I wtedy si wciekem. Narobiem haasu i mnie usyszeli. kocu mnie ponioso.

- W porzdku - wyszeptaa. Gwatownie wykrcia nadgar stek. Do wylizna si z jednej ptli sznura. Dobra. Teraz go zajmuj, eby odsuwa si od Asha. Mw dalej - wysapaa. - Co potem? Wiedziaem, e musz im przekaza wiadomo. Nastpnej nocy wrciem po koz, ale znowu bya tam ty. Ucieka przede mn do zagrody. - Przysun si jeszcze bliej i wtedy wiato ksiyca odbio si w jego oczach. renice rzucay zielonkawo-pomaraczowy blask. MaryLynnette patrzya jak zahipnotyzowana. Cie na polanie - te oczy widziaam. To nie by kojot, tylko Jeremy. Cay czas nas ledzi. Dostaa gsiej skrki. Ale pojawia si jeszcze jedna, gorsza myl - obraz Jeremy'ego zabijajcego koz. Z rozmysem, celowo, eby przekaza wiadomo. Dlatego nie zjad jej serca ani wtroby, uwiadomia sobie. Nie zabi jej dla poywienia, nie pada ofiar wilkoaka. Bo on nie jest zwyczajnym wilkoakiem. To nie szlachetne zwierz, ktre poluje, eby je, jak mwia Rowan Tylko Ash mia racj. On i jego kaway o wcieklinie... - Jeste taka pikna - wyzna nagle. - Zawsze tak uwaaem. Uwielbiam twoje wosy. Sta tu przed ni. Widziaa pory na jego twarzy, z ktrych wyrastaa szczecina. I czua jego zapach dziki, jak w zoo. Dotkn jej wosw. Mia ciemne, grube paznokcie. Oczy Mary-Lynnette robiy si coraz wiksze. Powiedz co, powiedz co, nie daj po sobie pozna, e si boisz. Wiedziae, jak zosta zabity m pani Burdock - wydusia z siebie. Powiedziaa mi dawno temu - odpar prawic nieobecnym gosem, nadal przeczesujc palcami jej wosy. Gos zmieni mu si tak bardzo, e Mary-Lynnette ledwo go zrozumiaa. - Uyem patyczkw ze swoich modeli. I czarnego irysa dla niego. Dla Asha. - Wypowiedzia to imi z czyst nienawici. - Zobaczyem ten kwiat na jego gupiej podkoszulce. Klub Czarne go Irysa... mj wuj kiedy do niego nalea. Traktowali go jak osobnika gorszej kategorii. Jego oczy od oczu Mary-Lynnette dzielio teraz zaledwie kilka centymetrw. Czua dotyk jego paznokci na uchu. Zebraa w sobie do siy eby gwatownie szarpn rk za plecami -i jedn do wyswobodzia. Zamara, bojc si, e Jeremy co zauway. - Rzuciem koz na ganek i uciekem - powiedzia, niemal zawodzc. Gaska Mary-Lynnette. Wiedziaem, e wszyscy tam jestecie. Byem tak wcieky, e po drodze zabiem jeszcze konia. I rozwaliem okno na stacji benzynowej. Zamierzaem j spali, ale stwierdziem, e jeszcze troch poczekam. Tak, tak, tak, mylaa Mary-Lynnette, ostronie manipulujc drugim nadgarstkiem. Wpatrywaa si w szalone oczy Jeremy'ego, czua jego zwierzcy oddech. Oczywicie, to ciebie syszaymy, jak uciekae. Nie wpade w dziur na ganku, bo wiedziae, e tam jest. Sam go naprawiae. I fakt, to ty roz bie okno kto inny tak bardzo nienawidziby stacji benzynowej? Rozwizaa sznur na drugim nadgarstku. Zwycistwo. Ale panowaa nad swoj min i zaciskaa donie, usiujc wymyli, co robi. By taki silny i szybki... Przy nim nie ma adnych szans. A dzisiaj wszyscy razem przyjechalicie do miasta - spokojnie koczy opowie, tak cedzc sowa przez wilcze wargi, e trudno byo uwierzy, i mwi ludzkim gosem. - Syszaem, jak on z tob rozmawia. Zrozumiaem, e ci pragnie i chce zamieni w jedn z nich. Musiaem ci przed tym uchroni.

Wiem, Jeremy - wyznaa niemal opanowanym gosem. - Jak go zaatakowa, skoro nie ma adnej broni, nawet patyka. A nawet gdyby, drewno si na nic nie zda. On nie jest wampirem. Jeremy si cofn. Mary-Lynnette na chwil odetchna z ulg. Nagle z przeraeniem zobaczya, e Jeremy zdziera z siebie koszul. A pod ni nie mia skry Tylko sier. Futro, ktre falowao i drgao na wietrze. Poszedem za wami tutaj i zaatwiem twj samochd tak. eby nie moga odjecha. Syszaem, jak mwia, e chcesz zosta wampirem. Jeremy, to puste sowa... Cign, zupenie nie zwracajc uwagi na to, co powiedziaa. - Ale to bd. Wilkoaki s o wiele lepsze. Zrozumiesz, kiedy ci poka. Ksiyc wyglda tak piknie, kiedy jest si wilkiem. O Boe - wic to mia na myli, mwic, e chce wszystko wyjani i j chroni. Zamierza zmieni j w co podobnego do niego. Potrzebna mi bro. Rowan wspominaa, e na wilkoaki dziaa srebro. Wic legenda o srebrnej kuli musi by prawdziwa. Ale nie miaa srebrnej kuli. Ani nawet srebrnego sztyletu... Srebrny sztylet... Srebrny n... Samochd za Jeremim spowijay kby dymu. Gdzieniegdzie przedziera si czerwony blask buzujcego ognia. To zbyt niebezpieczne, pomylaa Mary-Lynnette. Zaraz wybuchnie. Nie ma mowy, eby udao mi si wej i wyj. - wiat nocy jest beznadziejny - cign Jeremy. - Z tymi wszystkimi gupimi ograniczeniami: nie zabija ludzi, nie polowa za czsto... Nikt mi nie bdzie mwi, jak mam polowa. Mj wuj prbowa, ale si nim zajem. Nagle stwr - bo ju nie czowiek - przerwa i odwrci si gwatownie. Znw odsoni dzisa i rozchyli zby. szykujc si do ataku. Mary-Lynnette zrozumiaa dlaczego - Ash si poruszy. Usiad, chocia mia ran na gardle. Rozejrza si nieprzy tomnie. Dostrzeg Mary-Lynnette. Spojrza na to. w co zmieni si Jeremy. - Odsu si od niej! - krzykn ze mierteln furi. Jednym zwinnym ruchem przygotowa si do skoku. Ale wilkoak zareagowa pierwszy. Da susa jak zwierz z rkami. Jedn chwyci cisowy kij. Waln nim Asha i powali na ziemi. Pniej wyrzuci kij na dywan z igliwia. Ju go nie potrzebowa. Odsania zby. Zamierza rozedrze Ashowi gardo, tak jak koniowi i turycie... Mary-Lynnette pucia si pdem. Nie w stron Asha. Goymi rkami nie bya w stanie mu pomc. Biega do samochodu, w stron kbw gryzcego dymu. 0 Boe, jak gorco. Pom mi si tam dosta. Czua ar na policzkach, na rkach. Upada na kolana i zacza si czoga tam, gdzie byo chodniej. 1 wtedy za plecami usyszaa najdziwniejszy odgos, jaki istnieje - wycie wilka. Wie. co robi. Widzia ten n za kadym razem, kiedy podwaaam zatyczk wlewu paliwa. Na pewno bdzie chcia mnie powstrzyma. Rzucia si na lepo w kby dymu i ar. Z silnika jak sza lone strzelay pomaraczowe pomienie. Szarpaa za parzc klamk.

Otwrz si. otwrz... Drzwi si otworzyy. Buchno w ni gorce powietrze. Ja ko zwyky czowiek nie zniosaby tego. Ale w cigu dwch dni wymienia si krwi z czterema wampirami, wic nie bya ju zwykym czowiekiem. Nie bya Mary-Lynnette. Ale czy zdoa zabi? Spod deski rozdzielczej wydostaway si jzyki ognia. Pomacaa skwierczcy plastik i wsuna do pod siedzenie kierowcy. No, gdzie jeste! Palce natrafiy na metal, srebrny n do owocw z wiktoriaskim ornamentem, ktry poyczya kiedy od pani Burdock. By strasznie gorcy. Zacisna na nim do. wycigna spod siedzenia... i wtedy co dopado j od tyu. Odwrcia si instynktownie. Musiaa spojrze napastnikowi w twarz. Pniej zawsze bdzie towarzyszya jej wiadomo, e moga wycelowa n w ziemi albo w siebie. I pewnie dawna MaryLynnette tak by zrobia. Ale teraz wysuna n do przodu. Napastnik na ni skoczy. W gowie pojawia si odlega myl: ostrze weszo dokadnie midzy ebra. I nagle zrobio si wielkie zamieszanie. Poczua we wosach zby, ktre szukay garda. Drapice pazury zostawiay szramy na jej rkach. Atakowao j co wochatego, cikiego - nie czowiek ani nawet pczowiek. Wielki, warczcy wilk. Z trudem utrzymywaa n w doni. Wilk szarpa si na wszystkie strony, wykrca jej nadgarstek w nieprawdopodobnych kierunkach. Przez chwil, kiedy napastnik si odsun, moga mu si dobrze przyjrze. Pikne zwierz. Zgrabne i adne, ale z szalestwem w oczach. Wydajc ostatnie tchnienie, usiowao j zabi. Musisz mnie nienawidzi. Wybraam Asha zamiast ciebie, zraniam ci srebrem. A teraz umierasz. Zostae potwornie zdradzony. Dostaa gwatownych dreszczy. Nie moga tego duej znie. Pucia n i zacza odpycha wilka rkami i nogami Gramolc si i odsuwajc na plecach, zdoaa odej kilka me trw. Wilk stal na tle ognia. Zbiera siy, eby skoczy na ni po raz ostatni... Nastpi bardzo cichy, zwarty wybuch. Cay samochd przechyli si i nagle kula ognia obja wszystko. Mary-Lynnette przywara do ziemi, w poowie olepiona, ale musiaa obserwowa. Wic tak to wyglda. Samochd w pomieniach. Nie ma adnej wielkiej eksplozji jak w filmach. Tylko zwyke: puf! A pniej ogie unoszcy si coraz wyej. ar odpdza j coraz dalej, wic cigle si czogaa, ale nie moga przesta si przyglda. Pomaraczowe pomienie we wszystkie strony strzelay z metalowego szkieletu na koach. Wilk nie wydosta si z poaru. Mary-Lynnette usiada. Dusi j dym. Chciaa krzykn: Jeremy!. ale tylko zaskrzeczaa ochryple. Wilka cay czas nie byo wida. Nic dziwnego - w piersi mia srebrny n, a dookoa szalay pomienie. Siedziaa, obejmujc si ramionami, i wpatrywaa w poncy wrak. On by mnie zabi. Jak kady porzdny drapienik. Musia am si broni, ratowa Asha. I dziewczyny... zamordowaby je wszystkie. Innych ludzi te. tak jak turyst. By stuknity i zy. zrobiby wszystko, eby zdoby to. co chcia. Wyczuwaa to od samego pocztku. Co rusz widziaa to pod mask tego ..miego chopaka", ale za

kadym razem wmawiaa sobie, e nic dziwnego w nim nie ma. Powinna od razu zaufa intuicji, kiedy dotaro do niej, e rozwizaa ponur zagadk Jeremy'ego Lovetta. Trzsa si. ale nie uronia nawet jednej zy. Ogie szala, strzelajc w gr maymi iskierkami. Nie obchodzi mnie. czy to usprawiedliwione. Nie przypominao zabijania z mojego snu. Nie byo atwe, nie przyszo mi naturalnie i nigdy nie zapomn tego, jak na mnie patrzy. Nagle pomylaa: Ash. Oszoomiona prawie o nim zapomniaa. Odwrcia si tak bardzo przeraona, e ledwie moga na niego patrze. Podczogaa si do miejsca, gdzie lea. Tyle krwi... Niemoliwe, eby nic mu si nie stao. Ale jeeli nie yje... Jednak oddycha. A kiedy dotkna jego zakrwawionej twarzy, poruszy si. Sprbowa usi. Le. - Podniosa z ziemi koszul Jeremyego i przyoya do szyi Asha. - Spokojnie... Nie martw si, obroni ci. - Znowu prbowa si podnie. Po si - poprosia. Nic posucha jej, wic delikatnie go pchna. - Nie trzeba nic robi. Nie yje. Opad, zamykajc oczy. - Zabiem go? Mary-Lynnette wydaa zdawiony odgos, ktry tylko troch przypomina miech. Draa pod wpywem ulgi. Ash oddycha i mwi, nawet tak gupio jak zwykle. Nie miaa pojcia, jak mio to moe brzmie. Widziaa, e szyja pod koszul ju mu si goi. Cita rana zamieniaa si w rowe, paskie blizny. Ciao wampira jest niewiarygodne. Nie odpowiedziaa. - Przekn lin. Nie, nie zabie go. )a to zrobiam. Otworzy oczy. Przez chwil patrzyli na siebie. Mary-Lynnette zrozumiaa, e do obojga dociera teraz wiele spraw. - Przykro mi - odezwa si w kocu Ash najpowaniejszym tonem, jaki u niego syszaa. Zerwa koszul z szyi i usiad -Przykro mi. Nie wiedziaa, kto do kogo si przytuli, ale znaleli si w swoich objciach. Mary-Lynnette mylaa o drapiecach, niebezpieczestwie i kpinach ze mierci. O tym wszystkim, co wie si z przynalenoci do wiata nocy. I o tym, e ju nigdy, patrzc w lustro, nie zobaczy tej samej osoby, ktr do tej pory widziaa. - Przynajmniej to ju koniec - powiedzia Ash. Czua ucisk jego ramion, ciepo, moc i wsparcie. - Nie bdzie wicej zabijania. Skoczyo si. Tak jak i wiele innych rzeczy. Pierwszy szloch przyszed jej z wielkim trudem. Mylaa, e kolejny wydobdzie si po dugiej przerwie. A jednak midzy pierwszym a nastpnym i kolejnym nie byo adnej przerwy. Pakaa dugo. Ogie si dopala, iskry strzelay w gr, a Ash cay czas j tuli.

Rozdzia 17

Nie powiedziaa nic ludziom, ale sprzeciwia si wadzom wiata nocy - powiedzia Ash leniwym, zupenie beztroskim tonem. - Jak? - spyta zwile Quinn. Byio pne poniedziakowe popoudnie i do domu na far mie Burdockw soce wpadao przez zachodnie okna. Ash mia na sobie now bluz, kupion w Briar Creek, z golfem i dugimi rkawami, ktra zakrywaa prawie wyleczone blizny na szyi i rkach. W wybielonych dinsach, wosach zaczesa nych tak, eby przykryway strup z tyu gowy, odgrywa scen swojego ycia. Wiedziaa o dzikim wilkoaku i nie pisna o tym ani sowa. Wic zdradzia. I co zrobie? Ash wzruszy ramionami. Zabiem j kokiem. Quinn rozemia si na gos. Serio - zapewni skwapliwie Ash, wpatrujc si w Quinna szeroko otwartymi, szczerymi oczami, pewnie niebieskimi. - Zobacz. Nie odrywajc wzroku od rozmwcy, zerwa rowo-zielon narzut ze wzgrka na kanapie. Quinn gwatownie unis brwi. Gapi si chwil na ciotk Opal, ktra wczeniej zostaa przygotowana tak, eby nikt si nie domyli, e leaa w ziemi. Poza tym starannie z powrotem wsadzono jej pal w piersi. Quinn przekn lin. Ash po raz pierwszy widzia, e kole spuci z tonu. Naprawd to zrobie - wymamrota z nut niepewnego szacunku i wyranym zaskoczeniem. Wiesz, pomyla Ash, chyba wcale nie jeste tak twardy, na jakiego si zgrywasz. Choby nie wiem jak si stara udawa Starszego, masz tylko osiemnacie lat. I zawsze pozostaniesz osiemnastolatkiem, a ja za rok od ciebie bd starszy. No, no... - Quinn zamruga kilka razy. - Jestem pod wraeniem. Po prostu stwierdziem, e najlepiej oczyci teren. Starzaa si, wiesz... Ciemne oczy Quinna otworzyy si jeszcze szerzej. - Nie wiedziaem, e jeste a tak bezwzgldny. Jak trzeba, to trzeba. Oczywicie, ze wzgldu na honor rodziny. A co z wilkoakiem? - Quinn odkaszln. No, nim te si zajem. - Ash podszed do drugiego eksponatu i zdar z niego brzowo-bia narzut. Ciao wilka byo zwglone i powykrzywiane. Mary-Lynnette wpada w histeri, kiedy Ash upar si, eby je wycign z pogorzeliska, a Quinnowi dray nozdrza, kiedy na nie patrzy. Niestety, mierdzi jak spalone wosy, co? Sam si troch okopciem, kiedy trzymaem drania w ogniu... Spalie go ywcem? To jedna z tradycyjnych metod. Przykryj to, dobra? Ash nacign na ciao koc. Wic widzisz, wszystko gra. Nikt z ludzi nie jest w to wmieszany, nie trzeba adnej zagady. No... tak, dobra. - Quinn nie spuszcza oczu z narzuty. Ash uzna, e to odpowiedni moment. A przy okazji, okazao si, e przyjazd dziewczyn by zupenie usprawiedliwiony. Po prostu chciay si nauczy polowa. To chyba legalne? Co? No, tak. - Quinn zerkn na ciotk Opal, potem na Asha. - Wic ju wracaj... Niezupenie. Jeszcze si nie nauczyy. Zostaj? Suchaj. Ja jestem gow rodziny na Zachodnim Wybrzeu, zgadza si? I ja mwi, e zostaj.

Ash. Najwysza pora, eby w tym regionie stworzy przyczki wiata nocy, nie sdzisz? Widzisz, co si dziao, jak nie byo adnego. Po okolicy zaczy si szwenda rodziny zbuntowa nych wilkoakw. Kto musi zosta w Briar Creek i pilnowa porzdku. Ash, nie przycigniesz tu istot nocy za adne skarby. Do jedzenia tylko zwierzta, zadawa si mona wycznie z ludmi... Tak, ale c... trzeba odwali brudn robot. Poza tym sam mwie, e niedobrze cae ycie siedzie w izolacji na wyspie. Moim zdaniem tu jest niewiele lepiej. - Quinn wpatrywa si w niego. Wic dobrze zrobi moim siostrom. Za kilka lat bardziej doceni rodzinne strony. Pniej przeka zadanie komu innemu. Ash, nikt inny tu nie przyjedzie. Hm. - Majc na koncie wygran bitw, a obok zupenie sposzonego Quinna, ktry wyranie marzy, eby jak najszybciej wrci do Los Angeles, Ash pozwoli sobie na ma dawk prawdy. - Wpadn je odwiedzi ktrego dnia. Spisa si na medal - obwiecia Rowan. - Syszaymy wszystko z kuchni. Byaby zachwycona. Mary-Lynnette si umiechna. Quinn ju bierze nogi za pas. - Jade splota do z doni Marka. Chciaabym by przy tym, jak bdziesz tumaczy wszystko tacie - zwrcia si Kestrel do Asha. Tak? A ja wolabym tam nie by. Wszyscy si rozemieli, z wyjtkiem Mary-Lynnette. Wielka kuchnia wiejskiego domu bya ciepa i jasna, ale za oknami robio si ciemno. W gstniejcym mroku nic nie widziaa - w cigu ostatnich dwch dni skutki wymiany krwi ustpiy. Znw odbieraa wiat ludzkimi zmysami. Na pewno nie bdziesz mia kopotw? - spytaa Asha. Nie. Powiem tacie ca prawd. Prawie ca. e zbuntowany wilkoak zabi ciotk Opal, a ja zaatwiem wilkoaka. I e dziewczyny bd tu spokojnie polowa i obserwowa, czy po okolicy nie krc si jakie dranie. Na pewno s gdzie zapiski na temat rodziny Lovetta. Tata moe sobie sprawdza t histori, ile tylko chce. Rodzina zbuntowanych wilkoakw - parskna z rozbawieniem Kestrel. Stuknitych wilkoakw - poprawi j Ash. - Tak niebezpiecznych dla wiata nocy jak owcy wampirw. Bg jeden wie. jak dugo tu yli. Ludzie brali ich za Wielk Stop - zauway Mark. To wszystko przeze mnie - zwrcia si Rowan do Mary-Lynnette. - To ja ci powiedziaam, e on na pewno nic jest zabjc. Przepraszam. Mary-Lynnette pochwycia jej zatroskane spojrzenie. Daj spokj. Skd moga wiedzie? Nie zachowywa si jak normalny wilkoak. Zabija nie dla jedzenia, tylko eby broni swojego terytorium i nas odstraszy. I pewnie by mu si udao - wtrci si Mark. - Tylko e nie miaycie dokd pojecha. Ash spojrza na Marka, potem na siostry. Jedno pytanie. Czy ta okolica bdzie dla was wystarczajco dua? Oczywicie - zapewnia Rowan lekko zaskoczona. Przecie nie zawsze musimy zabija zwierzta - wyjania Jade. - Ju si w tym obeznaymy. Napijemy si troch krwi tu, troch tam. Kurcz, moemy nawet sprbowa kozy.

Wolaabym sprbowa Tiggy'ego - oznajmia Kestrel i na chwil w jej zocistych oczach pojawi si blask. Mary-Lynnette suchaa tego w milczeniu. Czy pewnego dnia Kestrel nie zapragnie dla siebie wikszego terytorium? Pod wieloma wzgldami bardzo przypominaa Jeremy'ego. Bya pikna, bezwzgldna i mylaa o jednym. Prawdziwa istota nocy. A co z tob? - Ash spojrza na Marka. Ze mn? Jak si nad tym zastanowi, wol hamburgery. Wczoraj w nocy chciaam go zabra na polowanie - wytumaczya Jade. - eby mu pokaza. Ale zwymiotowa. No niezupenie. - Owszem, zupenie - odpara Jade z rozbawieniem. Mark odwrci wzrok. Mary-Lynnette zauwaya, e brat i Jade cay czas trzymaj si za rce. - Wic rozumiem, e nie planujesz przemiany w wampira - stwierdzi Ash. No... moe nie tak szybko. A co z zakoczeniem historii dla ludzi? - Ash odwrci! si do Mary-Lynnette. - Wymylilimy co? Nie musimy. Zorientowaam si, co sycha w miecie. Rano rozmawiaam z Bunny Marten. Tak si ciesz, e nie jest wampirem. Ja wiedziaem od pocztku - powiedzia Mark. W skrcie wyglda to tak. - Mary-Lynnette wycigna palec. - Po pierwsze, wszyscy wiedz, e Jeremy znikn. Szef stacji benzynowej zaniepokoi si, e Jeremy wczoraj nie zjawi si w pracy, i poszed sprawdzi do przyczepy. Znaleli tam duo dziwnych rzeczy. Ale niczego si nie domylaj. - Dobrze. - Rowan kiwna gow. Mary-Lynnette wystawia drugi palec. dobre. Uczcijmy minut ciszy ich rych nieobecno - zaproponowa z powag Mark i wypi tyek. Po czwarte - cigna Mary-Lynnette - dziewczyny, bdziecie musiay w kocu wspomnie, e wasza ciotka nie wrcia z wakacji. Ale to za jaki czas. Nikt tak prdko si nie zo rientuje, e jej nie ma. Chyba moemy spokojnie pochowa j i Jeremy'ego. Nawet jeeli kto ich znajdzie, niczego nie skojarzy. Zobaczy po prostu wiekow mumi i wilka. Biedna stara ciotka Opal - zaszczebiotaa Jade promiennie. - Mimo wszystko nam pomoga. Mary-Lynnette spojrzaa na ni z ukosa. Tak, w niej te to jest, pomylaa. Srebrny blask w oczach, kiedy drwi ze mierci. Druga prawdziwa istota nocy. - Bdzie mi jej brakowa - powiedziaa na gos. Wic sprawa zaatwiona - podsumowaa Kestrel. Na to wyglda. - Ash si zawaha. - Quinn czeka na drodze. Powiedziaem mu, e potrzebuj kilku godzin, eby wszystko dopi i si poegna. Zapada cisza. - Odprowadz ci - odezwaa si w kocu Mary-Lynnette. Podeszli razem do drzwi. Kiedy znaleli si na zewntrz, w mroku, Ash zatrzasn je za nimi. Tacie jest przykro, e kombi si spalio, ale nie jest za skoczony. Claudine przepowiadaa to od roku. Po trzecie, pan Kimble nie ma pojcia, co zabio jego konia, ale myli, e to zwierz, nie czowiek. Kolejny palec. Vic Kimble twierdzi, e Wielka Stopa. On i Todd s niele przestraszeni i chc wyjecha z Briar Creek na

Moesz jeszcze jecha ze mn. Z tob i z Quinnem? Odprawi go. Albo wrc jutro i ci zabior, albo w ogle zostan. Musisz porozmawia z ojcem i wszystko z nim zaatwi, eby twoje siostry byy bezpieczne. Przecie wiesz. No to wpadn pniej - oznajmi Ash z nut desperacji w gosie. Mary-Lynnette odwrcia wzrok. Niebo na wschodzie miao kolor najciemniejszego fioletu, niemal czarnego. Patrzc w tamt stron, dostrzega gwiazd. A waciwie Jupitera. Jeszcze nie jestem gotowa. Chocia chc. Nie chcesz - stwierdzi Ash i oczywicie mia racj. Wiedziaa o tym od chwili, kiedy siedziaa i pakaa, wpatrujc si w poncy samochd. I chocia od tamtej pory bez przerwy o tym mylaa, nijak nie moga si przekona, eby zmieni zdanie. Nigdy nie zostanie wampirem. Po prostu si do tego nie nadaje. Nie potrafiaby zachowywa si jak wampir i nie zwariowa. Nie bya podobna do Jade ani do Kestrel, ani nawet do Rowan z jej bladymi, misistymi stopami i instynktownym uwielbieniem dla polowania. Zajrzaa w serce wiata nocy... i nie moga do niego doczy. Po prostu bd sob - powiedzia Ash. Przesta. - Nie patrzya na niego. - Nie moemy tak jak Jade i Mark trzyma si za rce i chichota, nie mylc o przyszoci. Ale czy nas pokrewiestwo dusz. Jestemy sobie przeznaczeni na wieki. Skoro mamy przed sob wieczno, chyba moesz da mi troch czasu do namysu. Wracaj i rozejrzyj si troch. Upewnij si, czy chcesz porzuci wiat nocy na zawsze. Ja to ju wiem. I czy na pewno zdoasz si zwiza z czowiekiem - cigna. I moe zastanowi si nad tym, co zrobiem ludziom? Tak. - Mary-Lynnette spojrzaa mu w oczy. Odwrci wzrok. Dobrze. Przyznaj. Wiele rzeczy powinienem im wynagrodzi. C, ludzie byli dla niego robactwem i poywieniem. W jego umyle Mary-Lynnette zobaczya takie rzeczy, e wolaa wicej nie widzie. Wic postaraj si wynagrodzi to, co moesz - szepna, chocia nie miaa odwagi uwierzy, e Ash to zrobi. - Nie spiesz si. I daj mi czas. Musz dorosn. Jestem jeszcze w liceum. Za rok skoczysz. Wtedy wrc. Moe si okae, e to za szybko. Mimo wszystko wrc. - Umiechn si ironicznie. -A do tego czasu bd walczy ze smokami, jak rycerz dla damy. Sprawdz si. Bdziesz ze mnie dumna. Mary-Lynnette cisno w gardle. Umiech Asha znikn. Powinni si pocaowa. Ale po prostu stali jak skrzywdzone dzieci, a w kocu przytulili si do siebie. Mary-Lynnette ci skaa go coraz mocniej, chowajc twarz w jego ramieniu. Ash, ktry najwyraniej zupenie straci gow, zasypywa pocaunkami jej kark. auj, e nie jestem czowiekiem. auj - powtarza. Wcale nie - zaprzeczya Mary-Lynnette. auj. auj. Ale to nic nie zmieniao. Problemem nie byo tylko to, kim jest, ale to, co do tej pory zrobi - i co jeszcze

zrobi. Zbyt dugo przebywa po ciemnej stronie ycia, eby by normaln osob. Natur ju mia uksztatowan i Mary-Lynnette wtpia, czy zdoa z ni wygra. - Wierz we mnie - poprosi, jakby usysza jej myli. Nie odpowiedziaa. Uniosa gow i jej usta poczyy si z jego wargami. Elektryzujce iskry ju nie sprawiay blu, a rowa mga wydawaa si cakiem fajna. Przez chwil wszystko byo ciepe, sodkie i dziwnie spokojne. I nagle, za nimi, kto zapuka do drzwi. Mary-Lynnette i Ash odskoczyli od siebie. Spojrzeli przestraszeni, kipic pod wpywem silnych uczu. Mary-Lynnette dopiero po chwili uwiadomia sobie, gdzie jest. Rozemiaa si. Ash te. - Wychodcie - zawoali jednoczenie. Z domu wyszli Mark i Jade. Za nimi, Rowan i Kestrel. Wszyscy stali na ganku, uwaajc, eby nie wpa w dziur. Umiechali si tak, e Mary-Lynnette si zaczerwienia. - Do widzenia - poegnaa Asha pewnym gosem. Przyglda jej si dug chwil, potem spojrza na drog. Odwrci si, eby odej. Mary-Lynnette zamrugaa, eby odegna zy. Cigle nie bya w stanie w niego uwierzy. Ale zawsze moe mie nadziej. Marzy. Chocia marzenia prawie nigdy si nie speniaj... Patrzcie! - westchna Jade. Mary-Lynnette serce gwatownie podskoczyo do piersi. Od pnocnego wschodu ciemne niebo przeszywaa kua wiata. To nie bya saba spadajca gwiazda, ale wieccy zielony meteoryt, ktry pokona poow nieba, sypic iskrami. Znajdowa si dokadnie nad ciek, ktr szed Ash, jakby owietla mu drog. Dawna perseida. Ostatni meteoryt lata. Jak bogosawiestwo. Szybko, szybko, marzenie - Mark gorczkowo ponagla Jade. - Pod tak gwiazd na pewno si Mary-Lynnette spojrzaa na przejt twarz brata, na jego byszczce z podniecenia oczy. Jade klaskaa z zachwytu. Tak si ciesz, e jeste szczliwy, pomylaa Mary-Lynnette. Spenio si to, czego ci yczyam. Wic teraz chyba mog pomyle wasne yczenie. Chciaabym... Do zobaczenia za rok. - Ash si odwrci i umiechn zawadiacko. - Wrc, jak zabij smoka! Zacz i poronit chwastami ciek. Przez chwil, w ciemnofioletowym zmierzchu, rzeczywicie wyglda jak ksi, ktry wyrusza na poszukiwanie smoka. Jak bdny rycerz z lnicymi blond wosami, bez broni, wybierajcy si w bardzo ciemn i niebezpieczn, dzik okolic. Odwrci si i przez moment szed tyem, machajc rk. Zepsu cay efekt. Caa gromada krzyczaa na poegnanie. Mary-Lynnette czua, e od wszystkich wok niej - brata i trzech sistr krwi - bije ciepo i ch pomocy. Od beztroskiej Jade. Zapalczywej Kestrel. Mdrej i agodnej Rowan. I od Marka, ktry przesta ju by mrukiem i samotnikiem. Tiggy wi si jej wok kostek, mruczc przyjacielsko. Z daleka od siebie, bdziemy spoglda w to samo niebo! - wrzasn Ash. Co za cytat! - odkrzykna Mary-Lynnette. Ale mia racj. Obserwujc niebo zawsze bdzie pamitaa, e on gdzie tam jest i patrzy na nie z zachwytem. Wiedzc, e to wane. speni.

I w kocu nie miaa wtpliwoci, kim jest. Mary-Lynnette. I ktrego dnia odkryje supernow albo czarn dziur - jako czowiek. Ash wrci za rok. A ona zawsze bdzie kocha noc.

ZAKLINACZKA
ROZDZIA 1
Jeste wyrzucona. To jedne z najgorszych sw, jakie moe usysze uczennica liceum. Thei Harman cay czas brzczay w uszach, gdy samochd babci zblia si do budynku szkoy. - To wasza ostatnia szansa - oznajmia babcia Harman z fotela pasaera z przodu. - Zdajecie sobie z tego spraw, prawda? Szofer podjecha do krawnika. - Nie wiem - cigna - dlaczego was wyrzucono z poprzedniej szkoy i nie chc wiedzie. Ale niech si pojawi cho cie kopotw, to si poddaj i wysyam was do ciotki Urszuli, a tego nie chcecie, prawda? Dom ciotki Urszuli, zwany klasztorem, by ponur szar fortec na samotnym wzgrzu. Kamienne mury, wszechobecny smutek i ciotka Urszula obserwujca kady ruch z zacinitymi ustami. Thea wolaaby umrze, ni tam trafi. Blaise, kuzynka siedzca obok, te krcia gow, ale Thea dobrze wiedziaa, e nie sucha babki. Sama z trudem si koncentrowaa. Czua si nieswojo, bya zdezorientowana i rozbita, jakby jaka jej czstka nadal znajdowaa si w gabinecie dyrektora poprzedniej szkoy w New Hampshire. Cigle miaa przed oczami jego min, ktra oznaczaa jedno - e zostay dyscyplinarnie usunite ze szkoy. Znowu. Tym razem byo najgorzej. Nigdy nie zapomni biao-niebiesko-czerwonych policyjnych wiate, dymu unoszcego si nad zgliszczami sali muzycznej i krzykw Randy'ego Marika, gdy zabierali go policjanci. Ani umiechu Blaise. Tryumfalnego, jakby to wszystko byo zabaw. Thea zerkna na ni z ukosa. Blaise bya pikna i miertelnie niebezpieczna. C, nie jej wina. Zawsze tak wygldaa; czciowo to przez oczy jak rozarzone wgle i wosy, ktre przypominaj zastygy dym. Rnia si od mikkiej jasnoci Thei. To uroda Blaise sprowadzaa na nie kopoty, ale Thea i tak j kochaa. W kocu dorastay jak siostry. A wi siostrzana jest najsilniejsza midzy czarownicami. Ale nie mog nas znowu wyrzuci. Nie. Wiem, co w tej chwili mylisz - e cigle moesz to robi, a dobra stara Thea zawsze ci poprze - ale tym razem si mylisz. Tym razem ci powstrzymam. - I tyle - powiedziaa nagle babcia, koczc wykad. - Musicie by idealne do koca padziernika, inaczej poaujecie. No, idcie ju. - Walna lask w zagwek szofera. - Do domu, Tobias. Szofer, chopak z krconymi wosami, mia osupiay wyraz twarzy, typowy dla uczniw babci. - Tak, prosz pani - mrukn i wrzuci bieg. Thea wysiada. Blaise za ni. Wiekowy lincoln Continental odjecha. Thea zostaa sama z Blaise pod gorcym socem Nevady, przed dwupitrowym budynkiem z palonej cegy, liceum Lake Mead.

Zamrugaa szybko, usiujc pobudzi mzg do mylenia. Spojrzaa na kuzynk. - Obiecaj mi, e tutaj nie zrobisz tego samego numeru - zacza ponuro. Blaise si rozemiaa. Nigdy nie robi tego samego numeru. Wiesz, co mam na myli. Blaise wyda usta, pochylia si i poprawia sobie but. Moim zdaniem babcia przesadzia z kazaniem, nie uwaasz? Czego nam nie mwi. Dlaczego wspominaa o kocu miesica? - Wyprostowaa si, odrzucia do tyu burz ciem nych wosw i umiechna si sodko. - Nie powinnymy przypadkiem i do sekretariatu po plan zaj? Nie odpowiesz na moje pytanie? - A pytaa o co? Thea zamkna oczy. - Blaise, kocz si nam krewni. Jeli to si powtrzy... Suchaj, chcesz jecha do klasztoru? Po raz pierwszy Blaise spochmurniaa. Po chwili energicznie wzruszya ramionami, a zafalowaa luna rubinowa koszulka. Pospiesz si, bo si spnimy. Id pierwsza - mrukna Thea znuona. Odprowadzaa kuzynk wzrokiem. Blaise sza, charakterystycznie koyszc biodrami. Thea zaczerpna gboko tchu i spojrzaa na budynki z rowej cegy, z ukowatymi podcieniami. Znaa zasady. Kolejny rok ycia wrd nich; bdzie chodzia z nimi na zajcia, wiadoma, e jest inna, jednoczenie udajc, e niczym si nie wyrnia. To nie takie trudne. Ludzie nie s zbyt bystrzy, ale zadanie wymagao koncentracji. Sza wanie w stron sekretariatu, kiedy usyszaa podniesione gosy. Grupka uczniw staa na skraju parkingu. Odsu si. Zabij go! Thea podesza bliej. Zobaczya, co ley na ziemi, i trzema krokami znalaza si przy krawniku. Jaki pikny. Dugie, silne ciao, szeroki eb... I grzechoczce zrogowaciae krgi na ogonie. Brzmiao to jak grzechot pestek. Oliwkowa skra, szerokie romby na grzbiecie. uski na pysku lni, jakby mokre. Czarny jzyk porusza si szybko. Kamie mign obok niej, upad na ziemi za wem, wzbi obok kurzu. Thea podniosa gow. Chopak w szortach cofa si, przeraony i dumny. Nie rb tego - powiedzia kto. Idcie po kij. - Inny gos. Trzymajcie si z daleka. Zabijcie go. Nastpny kamie. Na twarzach zebranych nie byo nienawici; widziaa ciekawo, strach, fascynacj i obrzydzenie. Ale koniec dla wa zapowiada si taki sam. Nadbieg rudowosy chopak z gazi rozwidlon na kocu. Inni sigali po kamienie. O nie, nie pozwol, pomylaa Thea. Grzechotniki s deli katne, maj kruchy krgosup. Dzieciaki mog zabi tego wa nawet niechccy. Nie wspominajc o tym, e rozdraniony grzechotnik moe przed mierci uksi kilka osb.

A nie ma przy sobie nic: ani jaspisu na jad, ani korzenia witego Jana, eby uciszy umys gada. Nie szkodzi. Musi co zrobi. Rudzielec kry, jakby pod czas bjki szuka odpowiedniej chwili do ataku. Uczniowie dookoa na zmian go ostrzegali i zachcali. W zbiera si w sobie, jzyk porusza si tak szybko, e Thea nie zdoaa ledzi wzrokiem jego ruchw. Gad by wcieky. Rzucia plecak na ziemi i wysuna si przed rudowosego. Widziaa jego zaskoczenie i syszaa krzyki, ale nie zwracaa na to uwagi. Musi si skoncentrowa. Oby mi si udao. Uklka p metra od grzechotnika. W si spry, do poowy unis ciao - gowa i grna cz tuowia przybray ksztat litery S. By jak oszczep gotw do rzutu. Nic nie wyglda tak gronie, jak w w tej pozycji. Spokojnie, spokojnie, zaklinaa w mylach, wpatrzona w wskie, kocie renice tych oczu. Podniosa rce, wntrzem doni do wa. Usyszaa jki przeraenia za plecami. W sycza gono. Thea staraa si emanowa spokojem. Kto moe pomc? Oczywicie jej opiekunka, bogini najblisza sercu. Eileithyia ze staroytnej Krety, matka wszystkich zwierzt. Eileithyio, matko stworze, ka temu wowi si uspokoi. Spraw, ebym wejrzaa w jego serce i wiedziaa, co robi. I wtedy to si stao - cudowna transformacja, ktrej sama Thea do koca nie rozumiaa. Jaka jej czstka przemienia si w wa. Tosamo zacza si rozmywa - Thea bya sob, ale jednoczenie leaa skulona na cieplej ziemi, gniewna, rozdraniona, spragniona powrotu w bezpieczne zarola. Niedawno urodzia mode, jedenacie, i do dzisiaj nie odzyskaa w peni si. A teraz otaczaj j potne, gorce, szybkie stworzenia. Due, ywe podchodz za blisko. Nie boj si ostrzeenia. Lepiej je uksi. W kierowa si dwiema zasadami w kontakcie z istotami, ktre nie nadaj si do jedzenia: grzechota, a odejd; jeli tego nie zrobi, atakowa. Thea w ludzkim ksztacie trwaa w bezruchu i staraa si zaszczepi w maym gadzim mzgu kolejn myl. Powchaj mnie. Posmakuj. Nie jestem czowiekiem. Jestem cr Hellewise. Jzyk wa musn jej do leciutko i niezwykle delikatnie. Ale wyczua, e grzechotnik si uspokaja, szykuje do odwrotu. Za chwil posucha, gdy kae mu si oddali. Za jej plecami co si zmienio w tumie. Jest Erie! Ej, Erie! Grzechotnik! Nie myl o tym, zaklinaa Thea. Nowy gos, pocztkowo z oddali, potem coraz bliej. - Zostawcie go, chopaki. To pewnie niegrony w. Podekscytowany szmer niezadowolenia. Thea czua, jak wi pka. Skoncentruj si. Ale kto by si skupi wobec tego, co nastpio potem. Szybkie kroki. Poczua padajcy na ni cie. Usyszaa sapnicie. - Grzechotnik! Co j uderzyo, pchno na bok. Dziao si to tak szybko, e nie zdya uskoczy. Upada bolenie na rk. Stracia wi z wem.

I moga tylko patrze, gdy oliwkowy eb byskawicznie wystrzeli do przodu. Otwarta paszcza, zadziwiajco szeroka i ky. Wbiy si w dinsy i nog chopaka, ktry odepchn The.

ROZDZIA 2
W tumie wybucha panika. Wszystko dziao si jednoczenie, Thea nie rozrniaa poszczeglnych elementw. Poowa uczniw rzucia si do ucieczki. Druga poowa krzyczaa: Wezwijcie pogotowie. Uksi Erica. Mwiem, eby go zabi! Rudzielec zblia si z kijem. Inni rozgldali si w poszukiwaniu kamieni. Zanosio si na lincz. W grzechota szaleczo, wytrwale. By rozwcieczony, gotw ponownie zaatakowa - Thea nie moga nic zrobi. - Ej! - Ten okrzyk j zaskoczy. Odezwa si Eric, ukszony chopak. - Uspokjcie si. Josh, daj mi to. Mwi do rudzielca z kijem. - Nie uksi mnie, tylko straszy. Thea gapia si z niedowierzaniem. Czy on oszala? Ale inni go posuchali. Dziewczyna w szortach i obcisej bluzce opucia rk z kamieniem. - Zapi go i wynios dalej w krzaki, gdzie nikomu nie zrobi krzywdy. Zwariowa, na pewno. Mwi spokojnie, ale zaraz sprbuje zatuc grzechotnika kijem. Kto musi dziaa. I to szybko. Katem oka dostrzega bysk rubinu. Blaise staa w tumie z wydtymi ustami. Thea podja decyzj. Rzucia si na wa. Obserwowa kij. Thea dopada umysu grzechotnika. zanim dosiga ciaa. Unieruchomia go na uamek sekundy potrzebny, by zacisn donie poniej ba. Trzymaa z caej siy, gdy otwo rzy paszcz i si napry. - ap za ogon i zabieramy go std - sapna do wariata Erica. Erica gapi si na ni oszoomiony. Na mio bosk, nie puszczaj. - Odwrci si byskawicznie. Wiem. ap! Posucha. Tum si rozbieg, gdy Thea si odwrcia, trzy majc wa na odlego ramienia. Blaise nie ucieka, ale patrzya na grzechotnika z obrzydzeniem. - Potrzebuj tego - szepna Thea, mijajc kuzynk, i szarp na jej naszyjnik. Delikatny zoty acuszek pk. Thea zacisna do na kamieniu. Skierowaa si w stron zaroli, czujc ogromny ciar wa. Sza szybko, bo Eric ma mao czasu. Za szko teren si wznosi i opada, stawa si coraz dzikszy. Ledwie budynek znikn im z oczu, zatrzymaa si. - Tutaj - powiedzia Eric z wysikiem. Thea spojrzaa na niego - by bardzo blady. Dzielny i gupi, pomylaa.

- Dobra, na trzy rzucamy. - Machna gow. - W tamt stron. Potem szybko si cofamy. Przytakn i odlicza razem z ni: - Raz... dwa... trzy. Zamachnli si lekko i rzucili. W lecia zgrabnym ukiem, upad koo krzaka szawi. Znikn w zarolach, nie okazujc nawet odrobiny wdzicznoci. Thea czua, jak zimny gadzi umys si oddala, wyapaa jeszcze jego myli: ten zapach, ten cie, bezpieczestwo. Odetchna gono. Nawet nie zdawaa sobie sprawy, e wstrzymaa oddech. Za jej plecami Eric usiad gwatownie. - No, to by byo na tyle. - Oddycha szybko, nierwno. Mog ci o co prosi? Siedzia z wyprostowanymi nogami, coraz bledszy. Na grnej wardze mia kropelki potu. - Bo widzisz... nie jestem pewien, czy jednak mnie nie uksi. Thea wiedziaa - i Eric te - e owszem, uksi. Rzeczywicie, grzechotniki czasami atakuj i nie ksaj, a czasami nawet nie wstrzykuj jadu, ale nie tym razem. Nie miecio jej si tylko w gowie, e czowiekowi tak zaleao na bezpieczestwie wa, e sam ryzykowa ycie. Poka nog - zarzdzia. Wolabym, eby po prostu wezwaa pogotowie. Poka - mwia spokojnie. Uklka przed nim i wycigna rce, jakby zbliaa si do przeraonego zwierzcia. Siedzia nieruchomo, nie protestowa, kiedy podwijaa nogawk dinsw. I jest, malutka podwjna ranka na opalonej skrze. Nieduo krwi, ale ju pojawia si opuchlizna. Nawet jeli teraz pobiegn do szkoy, nawet jeli karetka przypdzi na sygnale, nic zd, mylaa. Och, oczywicie, uratuj mu ycie, ale noga spuchnie jak balon i czeka go niewyobraalny bl. A ona ma w rku kamie Izydy, krwistoczerwony chalcedon z wygrawerowanym skarabeuszem, symbolem egipskiej bogini Staroytni Egipcjanie skadali te kamienie u stp mumii; Blaise za jego pomoc potgowaa namitno. Ale to take najsilniejszy znany rodek oczyszczajcy krew. Eric jkn. Zakry oczy rk. Thea wiedziaa, e chopako wi jest niedobrze, sabo, traci orientacj. Zawoaa go, ale jego oszoomienie dziaao na jej korzy. Przycisna donie do rany, ciskajc chalcedon midzy palcami. Nucia pod nosem, wizualizowaa to, czego chciaa. Bo kamie sam dziaa, to tylko przewodnik siy, koncentruje j i ukierunkowuje. Znajd trucizn, osacz, rozpd. Oczy krew. Wspom naturalne siy obronne organizmu. Zlikwiduj zaczerwienienie i opuchlizn. Klczc tam, ze socem palcym w plecy, nagle zdaa sobie spraw, e jeszcze nigdy tego nie robia. Leczya zwierzta - zatrute szczeniaki, koty poksane przez pajki - ale nie czowieka. Dziwne, instynktownie wiedziaa, co robi. Jakby musiaa to zrobi. Opada na pity i wsuna kamie do kieszeni. I jak? Co? - Odsun rk z oczu. - Przepraszam, chyba na chwil odpynem. To dobrze, pomylaa. - Ale jak si teraz czujesz? Patrzy na ni, prbujc si opanowa i zachowa spokj. Zaraz jej wyjani, e ludziom ukszonym przez grzechotnika jest niedobrze. I nagle wyraz jego twarzy si zmieni. - Czuj si... Niesamowite... Moe noga mi zdrtwiaa. -Spojrza nieufnie na ydk. - Nie, po prostu miae szczcie. Nie uksi ci. Podcign nogawk wyej. I patrzy. Ciao byo

gadkie, nienaruszone, z ledwie widocznym zaczerwienieniem. - Byem pewien... Spojrza na ni. Dopiero teraz mu si dobrze przyjrzaa. Przystojny, szczupy, o sodkiej twarzy i jasnych wosach. I jego oczy. Ciemnozielone, z plamkami szaroci. W tej chwili czujne i zagubione zarazem, jak oczy zaskoczonego dziecka. - Jak to zrobia? - zapyta. The zamurowao. Nie tak mia zareagowa. Co jest? Nic nie zrobiam - odpara w kocu. Ale owszem. - Upiera si, a jego oczy pojaniay, gdy nabra pewnoci siebie. - Ty masz w sobie co dziwnego. Pochyli si powoli jak zaczarowany. Nagle Thea dowiadczya rozdwojenia. Przywyka ju do tego, e postrzega sam siebie oczami zwierzt: wielkie stworzenie w bezwosej skrze. Ale teraz patrzya na siebie oczami Erica. Klczca dziewczyna o zotych wosach, opadajcych luno na ramiona, z ciepymi piwnymi oczami. Twarz bardzo agodna, zmartwiona. - Jeste pikna - powiedzia Eric cigle zdumiony. - Nigdy nie widziaem nikogo tak... Ale otacza ci jaka mga... bardzo tajemnicza... Nad pustyni zapada cisza. Serce Thei walio tak mocno, e drao cae ciao. Co si dzieje? Jakby bya czci wszystkiego, co nas otacza - mwi mdrym, cho dziecinnym gosem. Naleysz do tego wiata. Jest w tobie tyle spokoju. - Na jego twarzy malowa si rozpaczliwy wyraz skarconego szczeniaka. Nie - powiedziaa. Ani troch nie bya spokojna. Ogarniao j przeraenie. Nie wiedziaa, co si dzieje, ale na pewno musi std uciec. Nie id - poprosi, kiedy si poruszya I wtedy dotkn jej. Nie mocno. Nawet nie zamkn jej nad garstkw w swoich doniach, tylko zaledwie musn i cofn rce, gdy si szarpna. Niewane. Nawet lekki dotyk sprawi, e wszystkie woski stany jej dba. A kiedy znw spojrzaa w szaro-zielone oczy, wiedziaa, e on te to poczu. Bolesna sodycz, zawrt gowy. I poczucie wizi. Jakby ko munikowali si na gbszym poziomie, poza sowami. Znam ci. Wiem, czym jeste. Niemal bezwiednie uniosa rk, lekko rozstawiajc palce, jakby chciaa dotkn swojego odbicia w lustrze. On zrobi to samo. Patrzyli na siebie. I nagle, zanim ich donie si zetkny, The zalaa fala paniki. Jak kube zimnej wody. Co ona wyprawia? Oszalaa? Wszystko stao si jasne. A za bardzo. Zobaczya przed sob przyszo - wyranie, ostro. mier za zamanie zasad wiata nocy. Ona w wewntrznym krgu; tumaczy, e wcale nie chciaa zdradza ich sekretw, e nie chciaa wiza si z czowiekiem. To wszystko pomyka, chwila gupoty, tylko go ratowaa. A potem i tak przynios jej puchar mierci. Wyrana wizja, niemal proroctwo. Thea zerwaa si na rwne nogi, jakby ziemia j parzya, i zrobia jedyne, co przyszo jej do gowy. - Oszalae? - rzucia pogardliwie. - Dostae udaru czy

co? Znowu ta nieszczliwa mina. To czowiek. Jeden z nich, upomniaa si w duchu. W jej gosie pojawio si wicej jadu: - Jestem czci wszechwiata i co zrobiam z twoj nog, jasne. Pewnie w witego Mikoaja te wierzysz. Jego twarz wyraaa szok - i niepewno. Thea zadaa mu ostateczny cios. A moe chciae mnie poderwa? Co? Nie. - Rozejrza si. Pustynia wygldaa jak zawsze, szaro-zielona, sucha, paska. Spojrza na swoj nog, zamruga, wzi si w gar. - Przepraszam, jeli ci zdenerwowaem. Nie wiem, co si ze mn dzieje. - Nagle umiechn si speszony. - Moe rzeczywicie dziwnie si zachowuj. Ze strachu. Chyba nie jestem tak dzielny, jak mi si wydawao. Thei kamie spad z serca. Eric kupi jej wersj. Dziki Izy-do, e ludzie s gupsi od kur. I nie zamierzaem ci poderwa. Nawet nie wiem, jak si nazywasz. Thea Harman. Erie Ross. Jeste nowa, prawda? Tak. - Przesta gada i zabieraj si std, nakazaa sobie surowo. Jakbym mg pokaza ci okolice i w ogle. Bo wiesz, fajnie byoby si jeszcze z tob spotka. Nie - ucia krtko. I na tym chtnie by poprzestaa, ale uznaa, e musi cakowicie zmiady jego nowy pomys. - Nie chc ci wicej widzie - rzucia zbyt poruszona, by szuka a godniejszych sw. Odwrcia si i odesza. Co innego moga zrobi? Z pew noci ju z nim nie porozmawia. Choby miaa do koca ycia si zastanawia, dlaczego tak bardzo si przej losem grzechotnika, nie zapyta o to. Od tej chwili bdzie si trzymaa od niego z daleka. Wrcia do szkoy. No tak, ju si spnia. Na parkingu pusto, nikt nie spacerowa w podcieniach. I to pierwszego dnia, pomylaa. Jej plecak lea tam, gdzie go zostawia, a obok czyj zeszyt. Podniosa jedno i drugie i pobiega do sekretariatu. Dopiero na fizyce, gdy na oczach pozostaych uczniw posza do pustej awki z tyu sali, zdaa sobie spraw, e to nie jej zeszyt Otworzy si na stronie zatytuowanej: Ddownice - wprowadzenie. Poniej widniay rysunki podpisane: pazice i motylica wtrobowa". Bardzo adne, starannie wykonane, ale autor doda im te szerokie umieszki i wielkie oczy. Gupie, ale zabawne. Przewrcia kartk. Tasiemiec - cykl rozrodczy. Bomba. Wrcia na pierwsz stron. Eric Ross. Zoologia dla zaawansowanych. Zamkna zeszyt. I niby jak mu to odda? Po czci mylaa o tym przez ca fizyk i nastpne zajcia -informatyk. Po czci robia to, co zawsze w nowej szkole czy w kadym duym skupisku ludzkim: analizowaa, szufladkowa a, szacowaa zagroenie, kalkulowaa, jak si wpasowa. A wewntrzny gos jeszcze od czasu do czasu szepta: o, maj tu zajcia z zoologii. Jedyne pytanie, ktrego nie chciaa sobie zada, brzmiao: Co si waciwie wydarzyo tam, na pustyni? Odpychaa je, ilekro si pojawio. Pewnie nastpio zbytnie otwarcie zmysw po kontakcie z wem, uznaa w kocu. Niewane, to i tak bez znaczenia. Dziwaczny wybryk natury. Jednorazowy.

Na przerwie Blaise dopada j w korytarzu, szybka jak lwica mimo wysokich obcasw. - Jak leci? - zapytaa Thea. Blaise zacigna j do pustej sali i bez sowa wycigna rk. Thea signa do kieszeni po chalcedon. Zepsua mi acuszek - burkna Blaise. Potrzsna czarnymi wosami i uwanie obejrzaa kamie. - Sama go zaprojektowaam. Przepraszam. Spieszyo mi si. O wanie: dlaczego? Po co ci by? - Nie czekaa na odpowied. - Uzdrowia tego chopaka, prawda? Wiedziaam, e oberwa. To czowiek. Szacunek dla ycia, zapomniaa? - zapytaa Thea. - Nie krzywd - dodaa, cho bez przekonania. To nie dotyczy ludzi. Co sobie pomyla? Nic. Nie mia pojcia, e go uzdrowiam; nie zorientowa si nawet, e zosta ukszony. - To nie do koca kamstwo. Blaise przygldaa si jej ciemnymi, dymnymi, podejrzliwymi oczami, a potem podniosa je ku niebu i pokrcia gow. Zrozumiaabym, gdyby skorzystaa z kamienia, eby rozpali jego krew. Ale moe i to zrobia. Nie! - oburzya si Thea. Mimo rumieca na policzkach mwia zimnym i ostrym tonem. Cay czas miaa przed oczami koszmarn wizj pucharu mierci. - Nie chc go wicej widzie - cigna twardo. - Tak mu powiedziaam. Ale akurat znalazam jego zeszyt i teraz nie wiem, co z tym zrobi. Pomachaa nim przed nosem Blaise. Och. - Blaise lekko przechylia gow. - W takim razie ja mu oddam. Znajd go jako. Naprawd? - Thea si zdziwia. - To bardzo mio z twojej strony. Owszem - mrukna Blaise. Wzia zeszyt ostronie, jakby dopiero co pomalowaa sobie paznokcie. - Dobra. Biegn na lekcj. Algebra. - Skrzywia si. - Na razie. Thea obserwowaa j podejrzliwie. Blaise zazwyczaj nie bya chtna do pomocy. I to poegnanie za sodkie. Co knuje. Thea posza w lad za rubinow koszul kuzynki do gwnego holu i bez wahania skrcia w korytarz peen szafek. A tam, przy jednej z nich, sta wysoki szczupy chopak z dugimi nogami i jasnymi wosami. Szybko go znalaza, pomylaa kwano. Obserwowaa ich ukradkiem zza granatowych drzwi zepsutej szafki. Blaise sza w stron Erica powoli, koyszc biodrami. Pooya mu do na plecach. Drgn i si odwrci. Blaise tylko staa. To wystarczyo. Przycigaa mczyzn sam obecnoci. Cudowne czarne wosy, ar w szarych oczach, figura, ktra powodowaa korki na ulicach. Ksztatna, podkrelona szkaratnym ubraniem. Inna dziewczyna pewnie wygldaaby tandetnie. Ale nie Blaise - ona zapieraa dech w piersiach. Faceci, ktrzy twierdzili, e lubi zupenie inny typ, szaleli na jej widok. Podobnie jak wielbiciele blondynek. Eric zamruga zmieszany. Najwyraniej go zamurowao. Nic dziwnego. W towarzystwie Blaise wielu zapominao jzyka. - Blaise Harman. - Niski, zmysowy gos. - A ty jeste Eric? Skin gow. Cigle tylko mruga. No tak, oszoomiony, pomylaa Thea. Co za dupek. Zdziwia j wasna reakcja. Dobrze, bo baam si, e oddam to niewaciwej osobie. -Blaise wyja zeszyt zza plecw jak magik

krlika. O! Gdzie znalaza? - Eric by wdziczny, ulyo mu. -Wszdzie szukaem. Daa mi kuzynka - rzucia Blaise od niechcenia. Gdy wycign po zeszyt rk, ich palce si zetkny. - Chwileczk. A znalene? ' Mruczaa zmysowo. Thea wiedziaa, co bdzie dalej. Ju po Ericu.

ROZDZIA 3

Usidlony, stracony na wieki. Blaise go wybraa; teraz zaley od jej kaprysu, jak to rozegra. W gowie Thei pojawia si lista nazwisk. Randy Marik. Jake Batista. Kristoffer Milton. Troy Sullivan. Daniel Xiong. I Eric Ross. Ale Eric spyta wyranie oywiony: Twoja kuzynka? Ta druga nowa uczennica? Thea? Tak. A zatem... Wiesz, gdzie ona si podziewa? Chciabym z ni porozmawia. - Znowu pojawio si rozmarzenie. Eric zapatrzy si w dal. - Jest taka... Nigdy nie znaem nikogo takiego... Blaise pucia zeszyt i spogldaa na niego z niedowierzaniem. Thea zza drzwi te. Co takiego jeszcze si nie zdarzyo. On jakby nie dostrzega Blaise. Ju to byo wystarczajco dziwne, ale The jeszcze bardziej intrygowao, dlaczego, na bogini ciekawskich, tak bardzo jej ulyo, gdy to usyszaa. Zadzwoni dzwonek. Blaise cigle staa jak wryta. Eric schowa zeszyt do plecaka. Przekaesz Thei, e o ni pytaem? Nic jej to nie obchodzi - warkna Blaise ju niezbyt sodkim gosem. - Powiedziaa jasno i wyranie, e nie chce ci wicej widzie. Na twoim miejscu pilnowaabym si. Ma niezy charakterek. Ostatnie sowo rzucia podniesionym gosem. Eric wydawa si zaniepokojony i zaamany. Thea widziaa, e z trudem przeyka lin. A potem, bez sowa, odwrci si i odszed. No c, na krukogow bogini gromu! Blaise zmierzaa w stron Thei, ktra nawet nie prbowaa si ukry. - Wic wszystko widziaa. I pewnie jeste bardzo szczliwa - rzucia zoliwie Blaise. Nieprawda. Thea czua si przede wszystkim zagubiona. I jeszcze dziwnie poruszona, i przeraona, bo cigle miaa przed oczami puchar mierci. Po prostu obie dajmy mu spokj - mrukna. artujesz. Bdzie mj - sykna Blaise. - Ju jest. Chyba e... - W jej oczach pojawi si bysk. Bierzesz go dla siebie.

Thea nie moga si otrzsn z szoku. Ja... no c... nie... W takim razie naley do mnie. Lubi wyzwania. - Blaise przeczesaa palcami czarne wosy, wzburzya ciemne fale. - Dobrze, e babcia ma w sklepie tyle amuletw miosnych - mrukna. Blaise... - Thea z trudem ogarniaa chaos myli. - Nie pamitasz, co mwia? Jeszcze raz wpadniemy w kopoty, a... Ty w nic nie wpadniesz - oznajmia Blaise stanowczo i spokojnie. - Tylko on. Idc na lekcj, Thea nie widziaa zbyt wielu przedstawicieli wiata nocy. Dzieciak, pewnie pierwszoklasista, wyglda na morfa. Jeden z nauczycieli mia w oczach owiecki bysk lamii, urodzonych wampirw. adnych stworzonych wampirw, wilkoakw. Zero czarownic. Oczywicie nie ma co do tego pewnoci. Istoty wiata nocy to mistrzowie kamuflau. Musieli si nauczy wtapia w to, bo to pozwalao im przetrwa w wiecie ludzi, ktrzy z rozkosz zabijaj wszystko, co si od nich rni. Jednak na literaturze powszechnej Thea zwrcia uwag na dziewczyn w ssiedniej awce. Bya drobna i adna, miaa gste rzsy i wosy, mikkie i ciemne jak sadza. W twarzy o konturach serca zaznaczay si doeczki. Ale co najciekawsze - dziewczyna machinalnie bawia si czym wpitym w klap kamizelki w biao-niebieskie paski. Broszk w ksztacie kwiatu. Czarnej dalii. Thea natychmiast otworzya zeszyt na czystej kartce. Nauczyciel czyta fragment Rashomona, a ona rysowaa czarn dali, coraz wiksz - ssiadka musiaa to zauway. Thea pod niosa gow. Dziewczyna patrzya na ni uwanie. Spojrzaa na rysunek, potem znw na The. Umiechna si i lekko skina gow. Thea odpowiedziaa tym samym. Po zajciach posza za nieznajom. Dziewczyna rozejrzaa si, czy nikt nie podsuchuje. - Krg Pnocy? - zapytaa z rezygnacj i smutkiem na twarzy. Thea zaprzeczya. - Krg Zmierzchu. Ty nie? Dziewczyna si rozpromienia. Miaa ciemne, aksamitne oczy. - Tak! - zawoaa. - Bo s jeszcze tylko dwie, to znaczy, w naszym roczniku, i obie z Krgu Pnocy. A si baam zapyta. - Wycigna rk i umiechna si, a doeczki stay si bardziej widoczne. - Dani Abforth. Thei kamie spad z serca. miech dziewczyny przynis ulg. Thea Harman. Jedno. - Byo to odwieczne pozdrowienie czarownic, symbol ich wsplnoty. Jedno - mrukna Dani. Nagle jej oczy si rozszerzy y. - Harman? Z rodu Ogniska Domowego? Crka Hellewise? Naprawd? Thea si rozemiaa. Wszystkie jestemy crkami Hellewise. Tak, ale wiesz, o co mi chodzi. Jeste jej potomkini w prostej linii. To dla mnie zaszczyt. Dla mnie te. Abforth to All-bringing-forth, wszystko-tworzcy? Rwnie imponujca rodzina. Dani nie wysza z szoku, wic Thea dodaa szybko: - Chodz tu z kuzynk, Bla ise Harman. Jestemy nowe. Ty pewnie te. Nigdy dotd nie widziaam ci w okolicy Vegas. Przeprowadzilimy si w zeszym miesicu, tu przed pocztkiem roku szkolnego - wyjania Dani. cigna brwi. - Jak to nie widziaa mnie w okolicy? Przecie te jeste nowa.

Thea westchna. - To troch skomplikowane... Zadzwoni dzwonek. Obie niechtnie spojrzay na budynek, potem na siebie. - Spotkamy si na duej przewie? - zapytaa Dani. Thea skina gow, zapytaa, jak trafi do sali od francuskiego, i pobiega na zajcia. Przez kolejne dwie lekcje staraa si nawet sucha, co mwi nauczyciele. Nie wiedziaa, czym innym si zaj, a za wszelk cen chciaa si pozby z wyobrani widoku zielonych oczu z szarymi plamkami. Na duej przerwie Dani ju czekaa na schodach. Thea usiada koo niej i otworzya butelk wody Evian i jogurt czekoladowy, ktre kupia w bufecie. - Miaa wyjani, jakim cudem znasz te okolice. - Dani mwia cicho, bo dookoa byo peno uczniw, siedzieli na schodach i wylegiwali si na trawniku, wyjmujc jedzenie z papierowych torebek. Thea wbia wzrok w rzd palm sago i westchna ciko. Blaise i ja... Nasze matki umary przy porodzie. Byy bliniaczkami. Potem umarli nasi ojcowie, wic dorastaymy w domach krewnych. Wakacje spdzamy zazwyczaj u babci Harman, a w czasie roku szkolnego mieszkamy to tu, to tam. Bo pi razy zmieniaymy szko, zanim dotarymy do trzeciej klasy. Pi razy? Pi. Chyba. Moe sze. Dlaczego? Cigle nas wyrzucaj - odpara zwile Thea. Ale... To wina Blaise - wyjania. Bya na ni wcieka. - Ona robi rne rzeczy z chopcami. Z ludmi. I zawsze przez to wylatujemy ze szkoy. Obie, bo jestem gupia i trzymam stron Blaise. Nie gupia, tylko lojalna - zapewnia Dani ciepo i pooya Thei rk na ramieniu. Thea ucisna delikatn do. Wspczucie koleanki dodao jej otuchy. W kadym razie w tym roku mieszkaymy w New Hampshire, u wuja Galena, i Blaise znw to zrobia. Tym razem upatrzya sobie kapitana druyny futbolowej. Nazywa si Randy Marik... Co si z nim stao? - spytaa zaintrygowana Dani. Spali dla niej szko. Danny wydaa dziwny odgos, co pomidzy chichotem a prychniciem. Szybko jednak przybraa powan min. - Przepraszam, to nie byo mieszne. Dla niej? Thea opara si o ogrodzenie z kutego elaza. - To wanie lubi Blaise - powiedziaa cicho. - Mie wa dz nad chopcami. Igra z ich umysami. Doprowadza ich do takiego stanu, e robi rzeczy, o ktrych normalnie nawet by nie pomyleli. Wiesz, eby dowie swojej mioci. Najgorsze, e nie odpuci, pki nie zniszczy ich cakowicie - Pokrcia gow. - Szkoda, e nie widziaa Randy'ego po tym wszystkim. Oszala. Wtpi, eby kiedykolwiek doszed do siebie. Dani ju si nie umiechaa. - Taka moc jak u Afrodyty - wymamrotaa cicho. Wanie, pomylaa Thea. Afrodyta, grecka bogini mioci, ktra uczynia z namitnoci bro i cay wiat pad na kolana. - Kiedy ci opowiem, co spotkao innych. W pewnym sensie Randy mia szczcie... Thea zaczerpna tchu.

W kadym razie zostaymy odesane do babci Harman, bo ju nikt nas nie chcia. Uznali, e jeli kto moe sobie z nami poradzi, to tylko ona. To cudowne - szepna Dani. - Znaczy mieszka z Koron. My przeprowadzilimy si tu midzy innymi dlatego, e moja mama chciaa si uczy u waszej babci. Thea skina gow. - Tak, ludzie cigaj ze wszystkich stron, eby si u niej uczy albo kupi amulety i inne takie. Ale nieatwo si z ni mieszka - dodaa ponuro. - Co roku kilku uczniw odchodzi. Mylisz, e poradzi sobie z Blaise? Nie wierz, eby komukolwiek si udao. Taka ju jest, to jej natura, jak kot bawi si mysz. Ale jeli znowu nabroimy, babcia zagrozia, e odele nas do ciotki Urszuli, do Connecticut. Do klasztoru? Tak. No to lepiej bdcie grzeczne. Wiem. Dani, jaka jest ta szkoa? Czy Blaise zdoa trzyma si tu z dala od kopotw? No c... - Dani si zamylia. - Jak ju mwiam, w na szym roczniku s tylko dwie inne czarownice, obie z Krgu Pnocy. Moe je znasz, Vivienne Morrigan i Selene Lucna? Thea stracia wszelk nadziej. Vivienne i Selene - widywaa je podczas letnich zlotw. Nosiy najciemniejsze szaty ze wszystkich dziewczyn z Krgu Pnocy. One i Blaise to mieszanka wybuchowa. Moe jeli im wyjanisz, jakie to wane, pomog ci kontrolowa Blaise - mrukna Dani. - Chcesz z nimi pogada? Pewnie siedz na patio niedaleko kafejki. Zazwyczaj razem tam jadamy. Hm. - Thea si zawahaa. Rozmowa z tymi dwiema. Wt pia, czy to co da. Z drugiej strony, nie miaa lepszego pomysu. - Czemu nie? Gdy szy do kafejki, nagle zastyga w p kroku. Na cia nie wisia ogromny plakat z pomaraczowoczarnymi brzegami. Jego centraln cz zajmowaa groteskowa posta; starucha w czarnej sukni, z rozczochranymi wosami i mnstwem brodawek na twarzy. Siedziaa na miotle. Na gowie miaa szpi czasty kapelusz. I napis: 31 padziernika"... Impreza z okazji Halloween. Thea wzia si pod boki. - Czy oni si nigdy nie naucz, e czarownice nie nosz takich kapeluszy? Dani si achna. Niespodziewanie wydaa si bardzo niebezpieczna. - Moe twoja kuzynka wcale nie popenia bdu. Thea spojrzaa na ni zaskoczona. - No, to w kocu gorszy gatunek. Sama przyznasz. Wiem, e to co mwi, wiadczy o uprzedzeniach, ale oni s w tym mistrzami. - Zmruya oczy. - Wiesz, maj uprzedzenia nawet co do koloru skry. Wycigna rk. - Uwaaj, e jestemy przedstawicielkami dwch rnych ras. - Dani przycisna do do jasnej skry Thei. - I e jedna jest lepsza od drugiej. - Za milka i zaprowadzia The na patio. Zobaczysz, na pewno tu s... Ojej. Ojej, zgodzia si Thea w mylach. Vivienne i Selene siedziay przy stoliku w cieniu, z dala od reszty. Towarzyszya im Blaise. - Mogam si domyli, e od razu je znajdzie - wycedzia Thea. Sdzc po tym, jak szeptay pochylone nad stolikiem, kopoty ju nadcigay. Blaise podniosa gow. - Gdzie bya? - Pogrozia kuzynce palcem. - Chciaam ci przedstawi. Dziewczyny si przywitay. Thea usiada i przygldaa si nowym koleankom.

Vivienne miaa lisio rude wosy i nawet na siedzco wydawaa si bardzo wysoka. Emanowaa energi, jej oczy byszczay. Selene bya platynow blondynk o sennych niebieskich oczach. Drobniejsza od przyjaciki, poruszaa si z powolnym wdzikiem. No dobra. I niby co mam powiedzie? Pomcie mi poskromi kuzynk? - zastanawiaa si Thea. Tak czy inaczej nie na wiele si to zda. Viv i Selene byy ju pod urokiem Blaise - spo glday na ni co chwila, szukay jej aprobaty. Nawet Dani obserwowaa j zafascynowana. Blaise na wszystkich tak dziaaa. - Wanie rozmawiaymy o chopakach - oznajmia Selene, od niechcenia bawic si somk w butelce mroonej herbaty. Thei zrobio si sabo. - O chopakach do zabawy - ucilia Vivienne piknym, melodyjnym gosem. Thea poczua, e nadciga migrena. Nic dziwnego, e Blaise si umiecha, stwierdzia. Te dziewczyny s takie same jak ona. Widziaa to ju w innych szkoach; mode czarownice, ktre balansoway na krawdzi zasad wiata nocy, narzucajc swoj wadz zwyczajnym chopcom. - A naszych tu nie ma? - Chwycia si ostatniej deski ratunku. Vivienne przewrcia oczami. - Jest jeden. Rok niej. Alaric Breedlove, Krg Zmierzchu. To wszystko. Istna pustynia. Dosownie i w przenoni. Thea si nie zdziwia. Zawsze rodzio si wicej dziewczynek ni chopcw, cho nikt nie wiedzia dlaczego. Wicej te doywao dorosoci. W niektrych miejscach rwnowaga bya zaburzona bardziej ni gdzie indziej. Wic musimy radzi sobie inaczej - zaszczebiotaa Selene. - Ale czasami tak jest fajniej. W sobot impreza. Ju sobie wybraam partnera. Ja te. - Blaise spojrzaa znaczco na The. I znowu. Thea poczua, jak co ciska j za gardo. Eric Ross. - Blaise rozkoszowaa si dwikiem swojego gosu. - Viv i Selene duo o nim opowiaday. Eric? - zainteresowaa si Dani. - Gwiazda koszykwki? I siatkwki - dorzucia Vivienne. I tenisa. A do tego bystrzak. Wybiera zajcia na najwyszym poziomie zaawansowania i jeszcze pracuje w klinice weterynaryjnej. Chce si dosta na uniwersytet Davis. Na weterynari. Wic dlatego tak bardzo przej si losem wa, pomylaa Thea. I std te rysunki robakw w zeszycie. Jest przesodki - mrukna Selene. - Bardzo niemia y wobec dziewczyn. Prawie si przy nich nie odzywa. adnej z nas si nie udao go poderwa. Bo stosowaycie niewaciwe metody. - Oczy Blaise zaszy dymem. odek Thei fikn salto, skronie ciskaa obrcz blu. Zrobia jedyn rzecz, ktra przysza jej do gowy. - Blaise - zacza. Patrzya kuzynce prosto w oczy, jawnie j bagaa. - Posuchaj, rzadko ci o co prosz, prawda? Teraz wanie to robi. Zostaw Erica w spokoju. Zrobisz to? Dla mnie? W imi jednoci? Blaise mrugaa powoli. Upia yk mroonej herbaty. Moja droga, bardzo si tym przejmujesz. Nieprawda.

Nie wiedziaam, e ci na nim zaley. Nie zaley mi, to znaczy... Nie, oczywicie, e mi na nim nie zaley. Ale martwi si o ciebie, o nas wszystkie. Wydaje mi si - wcale nie chciaa tego powiedzie, ale sowa same pyny z jej ust - e on co podejrzewa. Rano stwierdzi, e jestem zupenie inna... - Ugryza si w jzyk, zanim wypaplaa, e odgad, e go uzdrowia. To byoby bardzo niebezpieczne. Nie wiadomo, komu jeszcze Selene i Vivienne przeka t informacj. Blaise szerzej otworzya oczy. To znaczy, e ma zdolnoci telepatyczne? Nie, nie. - Wiedziaa na pewno, e tak nie jest. Zajrzaa do jego umysu; nie pochodzi z zaginionej rodziny wiata nocy. Nie posiada adnych si nadprzyrodzonych. By tylko czowiekiem, tak jak tamten w by tylko wem. W takim razie... - Blaise zachichotaa nisko, gardowo. -Uwaa po prostu, e jeste inna, a to nie powd do zmartwie. Chcemy, eby tak myleli. Blaise niczego nie rozumie, a Thea nie moe tego wyjani, bo wtedy dopiero narobioby si bigosu. Tak wic pozwl, e potraktuj go jako swoj zdobycz -cigna Blaise uprzejmie. - A teraz zastanwmy si, co zrobimy z chopakami na imprezie. Po pierwsze, musimy przela ich krew. Co? - Dani wyprostowaa si gwatownie. Tylko odrobin - rzucia Blaise od niechcenia. - To niezbdny skadnik przy zaklciach, ktrymi pniej si zajmiemy. No to powodzenia - mrukna Dani. - Ludzie nie lubi krwi, bd zwiewa gdzie pieprz ronie. Blaise spojrzaa na ni z lekkim umiechem. - Nie sdz. Jeli robi si to waciwie, nie uciekaj. S przeraeni, zaszokowani i gotowi wraca po wicej. Dani te bya zaszokowana i zafascynowana. Ale sprawisz im bl. C, taka natura - mrukna Blaise. Nic mnie to nie obchodzi, mylaa Thea. To nie moja sprawa. I usyszaa swj gos: - Nie. Wbia wzrok w kb pogniecionych chusteczek w doni. Ktem oka widziaa zaskoczenie na twarzy Blaise. Niewykluczone, e pozostae nie wiedz, do czego odnosi si sprzeciw Thei, ale kuzynka zawsze j rozumiaa. - Pytaam przecie, czy go chcesz - zauwaya Blaise. -Stwierdzia, e nie jeste zainteresowana. Czyby zmienia zdanie? Pobawisz si nim? Co powiedzie? - mylaa gorczkowo Thea. Nie, bo si bo j? Nie, bo dzisiaj rano co midzy nami zaszo? Nie, bo si obawiam, e jeli jeszcze si z nim spotkam, zami prawo, ktre mwi, e nigdy nie wolno si nam zakocha w... Daj spokj. To w ogle nie wchodzi w gr, tumaczya sobie. Nie chcesz po prostu, eby skoczy jak Randy Marik. I uratujesz go, nie angaujc si emocjonalnie. Tak - powiedziaa na gos. Naprawd? Pobawisz si nim? Uhm.

No prosz. - Zamiast si rozgniewa Blaise parskna miechem. - Gratulacje. Moda kuzyneczka wreszcie dorasta. Prosz ci. - Thea ypna na ni spod oka. Przyszy na wiat w dwa rne dni, ale rnica bya nieza uwaalna. Blaise urodzia si minut przed pnoc, Thea minut po pnocy. To kolejna przyczyna silnej wizi midzy nimi. Thea nie znosia, gdy Blaise odgrywaa starsz. Szare oczy Blaise rozbysy. - Popatrz, idzie tam - rzucia, udajc zaskoczenie. Podyy za jej wzrokiem i zobaczyy szczup posta o jasnych wosach po drugiej stronie patio. - Ale fart. No, podejd i zapro na potacwk.

ROZDZIA 4

Wtedy Thea niemal znienawidzia kuzynk. Nie miaa wyjcia. Czua na sobie cztery pary oczu: szare Blaise, szmaragdowe Vivienne, jasnoniebieskie Selene i czekoladowe Dani. Czekay. Wstaa i ruszya przez patio. Odnosia wraenie, e wszyscy na ni patrz. Usiowaa i spokojnym, miarowym krokiem, przybra agodny wyraz twarzy. Nie byo atwo. Im bliej znajdowaa si jasnej czupryny, tym bardziej chciaa odwrci si i uciec. Jej pole widzenia nagle si ograniczyo: wszystko po bokach stracio ostro, wyranie widziaa jedynie profil Erica. Chopak podnis gow i j zobaczy. Wydawa si zaskoczony. Ich oczy spotkay si na chwil; mia ciemnozielone, ciemniejsze ni Vivienne, bardziej intensywne i niewinne. A potem bez sowa odwrci si na picie i odszed alejk midzy dwoma chodnikami. Znikn, zanim Thea zdaa sobie spraw z tego, co si dzieje. Staa jak wryta. Czua w sobie ogromn pustk, ktr serce prbowao wypeni szybkim biciem. No dobra: nienawidzi mnie. Wcale mu si nie dziwi. Moe to i lepiej; Blaise uzna, e nie jest wart zachodu i da sobie z nim spokj. Ale kiedy wrcia do ocienionego stolika, kuzynka w zadumie marszczya brwi. Nie masz techniki - stwierdzia. - Nie przejmuj si. Naucz ci. Viv i ja te pomoemy - wtrcia Selene. - Szybko zaapiesz. Nie, dziki - burkna Thea. Pony jej policzki, duma znacznie ucierpiaa. - Sama sobie poradz. Jutro. Ju mam plan. Dani ucisna jej rk pod stoem. Na pewno dasz rad. Oby to byo jutro - wycedzia Blaise. - Bo inaczej pomyl, e tak naprawd wcale go nie chcesz. I wtedy, ku wielkiej uldze Thei, zadzwoni dzwonek.

- Gg, krwawnik, arcydzigiel... - Thea usiowaa dojrze zawarto wielkiego soja z niebieskiego szka. - Obrzydliwy proszek. Staa w sklepie babci - pustym, bo ju zamknitym na noc. Samo przebywanie wrd zi, kamieni i amuletw dawao poczucie bezpieczestwa. I siy. Kocham to, pomylaa, rozgldajc si po ciasnym wntrzu. Pki od podogi do sufitu uginay si pod ciarem sojw, butelek, pude i zakurzonych fiolek. Jedn cian zajmoway kamienie; oszlifowane i nie, rzadkie i pszlachetne, niektre pokryte grawerunkami - wyryto na nich sowa i symbole mocy. Na innych widnia jeszcze brud, bo dopiero co wydobyto je z ziemi Thea lubia bra je w donie i szepta nazwy: turmalin, ametyst, miodowy topaz, biay jadeit. Dalej, piknie pachnce zioa: wszystko co potrzebne, by uleczy niestrawno czy przyzwa kochanka, zagodzi ble artretyczne i przekl zwierzchnika. Niektre, co prostsze, dziaay bez wzgldu na to, kto ich uywa. Byy to naturalne rodki i babka sprzedawaa je nawet ludziom. Ale prawdziwe zaklcia wymagaj zarwno wiedzy tajemnej, jak i mocy nadprzyrodzonej i aden czowiek nie zdoa ich wypowiedzie. Thea pracowaa wanie nad tak magiczn formu. Po pierwsze, fioek. Nadaje si do kadego miosnego zaklcia. Otworzya pojemnik, delikatnie wybieraa suszone kwiatki, fioletowo-te. Wsypaa gar do woreczka. Co jeszcze? Oczywicie patki ry. Odkorkowaa wielki ceramiczny dzban i poczua sodki zapach, wrzucajc je do woreczka. Rumianek, tak. Rozmaryn. Lawenda... odetkaa fiolk z esencj lawendow. Odrobina tego te si przyda, i to zaraz. Skropia do olejkiem z jojoby i wtara pachncy pyn w skronie i nasad karku. Py, krwi! Zniknij, blu! Napicie w karku ustpio niemal natychmiast. Odetchna gboko i si rozejrzaa. Koci ziemi te si przydadz. Rany kwarc w ksztacie serca - dla przycignicia uwagi. Bursztyn dla uroku. I jeszcze magnetyt dla czaru i kilka drobnych granatw dla ognia. Zaatwione. Jutro rano przygotuje sobie kpiel, wrzuci do wody woreczek jak gigantyczn herbat, zapali krg czerwonych wiec. Posiedzi w naparze, poczeka, a jego zapach i sia wnikn w skr. A kiedy wyjdzie, nikt nie zdoa si jej oprze. Ju miaa opuci sklep, gdy jej uwag zwrcia skrzana sakiewka. O nie, to nie, tumaczya sobie. Twj napar wzbudzi zainteresowanie i sympati. Wystarczy, eby chopak ci wysucha. Nie chcesz nic silniejszego. Otworzya sakiewk i zajrzaa do rodka. Zobaczya czerwono-brzowe kawaki drewna, wielkoci poowy paznokcia, o silnym drewnianym zapachu. A jednak signa po mikk sakiewk. Korze jemonji. Gwarantowany sukces, jeli chodzi o wzniecanie uczu. rodek zakazany dla dziewic. W przypywie miaoci, bez namysu, chwycia kilka kawakw i wrzucia do swojego woreczka. - Wiesz ju? - Odezwa si gos za jej plecami. Thea odwrcia si gwatownie. Babcia staa u stp wskich schodw prowadzcych do mieszkania nad sklepem. Ale co? - Ukrya woreczek za plecami.

W czym si bdziesz specjalizowa. Zioa? Kamienie? Amulety? Oby nie zostaa zaklinaczk. Nie znosz ich zawodzenia. Thea je uwielbiaa. Szczerze mwic, kochaa wszystko, co wymieniaa babcia - ale najbardziej zwierzta. Tyle e w yciu czarownicy niewiele jest na nie miejsca, odkd w Czasach Ognia zakazano trzymania zwierzt domowych. Oczywicie mona si posugiwa czciami ciaa zwierzt. Nogi jaszczurki, jzyk sowika. Blaise cigle usiowaa wykorzysta ulubiecw Thei, ale ta skutecznie jej to udaremniaa. Nie wiem, babciu - powiedziaa. - Cigle si zastanawiam. Masz jeszcze czas. Cho nie za duo - mrukna staruszka, idc w jej stron. Edgith Harman bya pomarszczona jak suszona liwka, zgarbiona i poruszaa si o dwch laskach ale to i tak niele jak na ponad stulatk, ktra prowadzi wasn firm i jest postra chem wszystkich czarownic w kraju. Pamitaj, kiedy skoczysz osiemnacie lat, bdziesz musiaa podj wane decyzje. Ty i Blaise jestecie ostatnimi czarownicami, ktre w prostej linii pochodz do Hellewise. Ciy na was wielka odpowiedzialno. Macie wieci przykadem. Wiem. - Jako osiemnastolatka musi zdecydowa nie tylko o tym, w czym si wyspecjalizuje, ale take do ktrego krgu doczy na cae ycie: Zmierzchu czy Pnocy. - Pomyl o tym, babciu obiecaa, obejmujc starowin woln rk. -Zostao mi jeszcze p roku. Babcia gaskaa j po gowie lekk doni z wyranie zazna czonymi yami i resztki migreny rozpyny si bez ladu. Thea cigle trzymaa woreczek za plecami. Babciu, naprawd jeste za, e zamieszkamy u ciebie w roku szkolnym? No c, duo jecie i zostawiacie wosy w wannie, ale jako wytrzymam. - Umiechna si, ale zaraz spowaniaa. -Pod warunkiem e nie wywiniecie adnego numeru do koca miesica. Znowu to samo. Ale dlaczego akurat do koca miesica? Babcia spojrzaa na ni z ukosa. Wtedy jest Samhain! Wigilia Wszystkich witych. To akurat wiem. - Thea si achna. Nawet ludzie wituj Halloween. Przez chwil obawiaa si, e babka traci kontakt z rzeczywistoci. Samhain... Wewntrzny Krg postanowi, e w tym roku uroczysto odbdzie si na pustyni oznajmia staruszka. Na pustyni, czyli tutaj? Wewntrzny Krg przyjedzie tutaj? Matka Kybele, Aradia i wszyscy inni? Owszem - przytakna babcia. Nagle jej twarz wydawaa si grona. - I na ogie i powietrze zaklinam si, nie pozwol, ebycie mi zepsuy reputacj, kiedy tu bd. Thea skina gow oszoomiona. Teraz rozumiem, czemu si martwia. Nie przyniesiemy ci wstydu, obiecuj. Dobrze. Thea dyskretnie wsuna woreczek pod pach i sza do schodw, gdy babcia dodaa: - Na twoim miejscu wziabym jeszcze lici babki, eby adnie to wszystko poczyy. Thea zarumienia si po korzonki wosw. - Dziki, babciu. Nad sklepem mieciy si dwie malutkie sypialnie i kuchnia. Babcia zajmowaa jeden pokj, Blaise i

Thea drugi. Tobias, ucze, koczowa w pracowni. Blaise leaa na ku i czytaa grub ksig w czerwonej okadce. Poezje. Mimo trzpiotowatoci nie bya gupia. - Zgadnij, co syszaam - zacza Thea i nie czekajc, a kuzynka otworzy usta, poinformowaa o przybyciu Wewntrznego Krgu. Bya ciekawa, czy ta rewelacja przestraszy Blaise, a przynajmniej skoni do podjcia pewnych postanowie. Ale ona tylko ziewna i przecigna si jak najedzona kotka. - To dobrze. Moe znowu uda si nam podejrze, jak przyzywaj przodkw. - Znaczco uniosa brwi. Dwa lata temu ukryy si w Vermont wrd klonw i gdy ludzie straszyli si wzajemnie, one podglday, jak starszyzna posuguje si magi Hekate, pierwszej czarownicy, bogini ksiyca, nocy i czarw, i przywouje duchy. Dla Thei to byo ekscytujce i przeraajce. Dla Blaise tylko ekscytujce. Thea daa sobie spokj z prbami przestraszenia kuzynki. Thea wpatrywaa si w bkitne kwiatki w ksztacie gwiazdy, lece na jej doni, i zjada je po kolei. - Teraz powiedz: Ego borago guadia semper ago - polecia Selene. - To znaczy: Ja, ogrecznik, zawsze nios odwag. Thea wymamrotaa stare rzymskie zaklcie. Drugi dzie z rzdu siedziaa na patio i wypatrywaa jasnej czupryny. - Dalej, siostro - szepna Blaise. Vivienne i Dani skiny gowami. Thea wyprostowaa si i wstaa. Ledwie j zobaczy, uciek w boczn alejk. Idioto, pomylaa. Sam nie wiesz, co dla ciebie dobre. Moe powinnam zostawi ci na pastw Blaise. Ale posza za nim. Sta za budynkiem wpatrzony w dal. Widziaa jego profil - adny, regularny. Przekna lin, cigle miaa w ustach sodki smak kwiatw. Jak zacz? Nie przywyka do rozmw z ludmi, a zwaszcza z chopakami. Rzuc cze", bd swobodna, postanowia. Ale ledwie otworzya usta, powiedziaa: - Przykro mi. Odwrci si byskawicznie. Wydawa si zbity z tropu. Przykro ci? Tak. Ze byam taka niemia. Jak mylisz, niby po co za tob szam? Eric zamruga i Thei si wydawao, e poczerwienia pod opalenizn. Mylaem, e jeste na mnie wcieka, bo si na ciebie gapi. Nie chciaem, eby si jeszcze bardziej wkurzya. Gapie si na mnie? - Teraz i ona si zarumienia. Zioa z kpieli zaczy parowa przez skr. Przepraszam. Udao mi si to jako opanowa. Jedno spojrzenie na trzydzieci sekund - oznajmi ze mierteln powag. Thea omal nie parskna miechem. - W porzdku. Nie mam nic przeciwko temu - powiedziaa. Tak, teraz wyranie czua zapach naparu. Upojny kwiatowy aromat r i fiokw, korzenny zapach jemonji. Eric potraktowa jej deklaracj bardzo dosownie. I gapi si bez przerwy. - Wybacz, e okazaem si takim dupkiem. Wtedy z wem. Naprawd nie zamierzaem ci poderwa. Thea poruszya si niepewnie. Wolaa nie myle o tamtych chwilach na pustyni.

- Jasne, wiem - mrukna speszona badawczym wzrokiem Erica. Jego oczy mieniy si zieleni. Widzisz, chciaam z tob pogada, bo... no, w sobot jest impreza. I pomylaam, e moglibymy wybra si razem. W ostatniej chwili przypomniaa sobie, e w wiecie ludzi to chopak zaprasza dziewczyn. Chyba bya zbyt bezporednia. Ale on wydawa si bardzo zadowolony. - artujesz! Nie? Pjdziesz ze mn? Skina gow. Cudownie. To znaczy... dziki. - By podekscytowany jak dzieciak. I nagle spochmurnia. - O rany, zapomniaem. Obiecaem doktorowi Salingerowi, to mj szef w klinice weteryna ryjnej, e wezm nocny dyur, od pnocy do smej rano. Kto musi opiekowa si zwierzakami, a doktor Salinger wyjeda na konferencj. Nie ma sprawy. Wyjdziemy z imprezy przed pnoc. -Thei ulyo. Mniej czasu na oczach Blaise. A wic jestemy umwieni. - Promienia. - I wiesz co, Thea? - Wypowiedzia jej imi niemiao, jakby si ba. Moe zrobilibymy co jeszcze. To znaczy, no spotkali si, poszli gdzie, albo wpadaby do mnie. Ja... - Korze jemonji naprawd przyprawia o zawroty gowy. - Ja... w tym tygodniu... Chciaabym... lepiej pozna szko i w ogle. Ale kiedy indziej... Jasne. Pniej. - Umiechn si. Sodka niemiao przesza w euforyczn rado. - Gdyby potrzebowaa pomocy, to ja chtnie... Przystojny, pomylaa Thea. Poczua ucisk w sercu. Do tej pory nie zdawaa sobie sprawy, e jest taki uroczy, nie zauwaya, jak soce odbija si w szarych plamkach jego oczu. Przesta, upomniaa si nagle. To zwyky robak. Zawstydzia si, e uya tego sowa, choby w mylach. Nie wiadomo kiedy podesza bliej, patrzya mu w oczy. Dzieliy ich zaledwie centymetry. Zakrcio jej si w gowie. - Musz ju i. Do zobaczenia. - Cofna si o krok. - Pniej - powtrzy, cigle rozpromieniony. Thea ucieka. Usiowaa go ignorowa w rod, czwartek i pitek. Unikaa go na przerwach, staraa si sprawia wraenie bardzo zajtej. Chyba to rozumia i wcale si nie narzuca. Denerwowao j tylko, e cay czas wydawa si rozmarzony i szczliwy. Do tego - Blaise. Ju zdobya kilku pikarzy, ktrzy towarzyszyli jej na kadym kroku, Buck i Duane, ale adnego nie zaprosia na imprez. Miaa specyficzne metody. Kazaa wszystkim da jej spokj. - Nie chcesz mnie - poinformowaa zabjczo przystojnego chopca o azjatyckich korzeniach, z kolczykiem w uchu. Bya dua przerwa w czwartek. Czarownice zajy cay stolik. Vivienne, Selene i Blaise usiady po jednej stronie, Thea i Dani po drugiej. Przystojniak opiera si kolanem o wolne krzeso. Mia bardzo powan min. - Kevin, nie sta ci na mnie. Zrujnuj ci. Uciekaj - mwia Blaise, mierzc go oczami, w ktrych pon senny ogie. Kevin drgn. Ale jestem bogaty - oznajmi tak zwyczajnie, bez przesady. Nie mwi o pienidzach. - Blaise umiechna si pogardliwie. - Zreszt nie sdz, eby ci naprawd na mnie zaleao. Chyba artujesz. Oszalaem na twoim punkcie. Ilekro ci widz. Sam nie wiem, trac rozum.

Zerkn na pozostae dziewczyny. Zrobio mu si gupio, e kto tego sucha. Ale nie na tyle, by umilk. Dla ciebie wszystko. Nie sdz. - Blaise bawia si piercionkiem na palcu lewej doni. Co to? - zainteresowaa si nonszalancko Vivienne. Och, taki kamyczek. - Blaise wycigna rk z brylantem. - Stuart McReady da mi dzi rano. Kevin znowu drgn niespokojnie. - Kupi ci kilka takich. Thei byo go al. Wydawa si w porzdku. Syszaa, jak mwi, e chciaby zosta muzykiem. Ale wiedziaa, e niczego nie osignie, kac mu ucieka. Tylko go utwierdzi w postanowieniu. - Od ciebie nie chc piercionka - mwia Blaise cichym, drwicym gosem. - Stuart podarowa mi go, bo to jedyna pamitka po matce. By dla niego bezcenny. Zrobibym to samo - zapewni Kevin. Blaise pokrcia gow. Nie sdz. Owszem. - Nie. Dla ciebie najwaniejszy jest samochd, a z niego nigdy nie zrezygnujesz. Thea widziaa ten wz. Szaro srebrzyste porsche. Kevin czule czyci je kadego ranka. Zmiesza si. - Ale., tak naprawd nie jest mj. Tylko rodzicw. Poyczaj mi go czasami. Blaise skina gow ze zrozumieniem. - Widzisz? Mwiam, e tego nie zrobisz. A teraz odejd, bd grzeczny. Kevin wyglda, jakby co w nim pko. Patrzy na Blai se bagalnie, nie rusza si. W kocu Blaise spojrzaa na pikarzy. - Chod, stary - mrukn jeden z nich, zdaniem Thei, Duane. Zapali Kevina pod ramiona. Ten cigle si odwraca. Blaise energicznie otrzepaa donie. Selene odgarna jasne wosy. Mylisz, e si zdobdzie? - wycedzia. C... - Blaise si umiechna. - Powiem tak: na pewno bd miaa czym dojecha na imprez. Oczywicie nadal nie wiem, z kim... Thea wstaa. Dani milczaa przez ca przerw, wpatrzona w Blaise z przeraeniem i podziwem jednoczenie. Id std - oznajmia Thea znaczco. Odetchna z ulg, gdy Dani oderwaa wzrok od Blaise i te wstaa. A przy okazji. - Blaise signa po plecak. - Zapomnia am ci to da. - Wrczya Thei malutk fiolk, tak jak prbka perfum. Na co to? Na imprez. I na krew.

ROZDZIA 5

Co? - sykna Thea. O tym przynajmniej moga mwi. Oszalaa. Chyba nie chcesz powiedzie, e nie wolno nam czarowa - wycedzia kuzynka gronie. - To cz zabawy. Chc powiedzie, e adnym sposobem nie zdoamy za peni probwki krwi niepostrzeenie. Jak to zrobimy? Zapytamy, czy dadz nam troszeczk na pamitk? Wymyl co - poradzia melodyjnie Vivienne, krcc w palcach rudozoty kosmyk. W najgorszym wypadku posuymy si pucharem zapomnienia - dodaa spokojnie Blaise. - Wtedy puf i niczego nie bd pamita. Thei zakrcio si w gowie. To tak, jakby uy bomby atomowej, eby zabi komara, pomylaa. Zwariowaa - stwierdzia spokojnie. - Wiesz, e dziewicom nie wolno stosowa takich czarw. I pewnie nie pozwol nam na to nawet, gdy zostaniemy matkami. Czy Koronami. To magia dla starszyzny. Nie uznaj dzielenia czarw na dozwolone i zakazane -rzucia wyniole Blaise, ale nie patrzya na The i nie drya tematu. Zanim weszy do szkoy, Thea zauwaya, e Dani wzia probwk. Idziesz na imprez? Chyba tak. - Wzruszya ramionami. - John Finkelstein z literatury powszechnej zaprosi mnie kilka tygodni temu. Nigdy nie byam na ich potacwce. Moe czas to zmieni. Co to niby ma znaczy? - zastanawiaa si Thea niespokojnie. I rzucisz na niego zaklcie? Chodzi ci o to? - Obracaa probwk w palcach. - Nie wiem. To tak na wszelki wypadek. - Spojrzaa na The. - IV te wzia. Thea si zawahaa. Nie rozmawiaa jeszcze z koleank o Ericu. Z jednej strony tego chciaa, z drugiej si baa. Co waciwie sdzi Dani o istotach z zewntrz? - C, to tylko ludzie - podsumowaa Dani ze spokojem na twarzy. W sobotni wieczr Thea wyja sukni z szafy. Zielonkaw, tak jasn, e niemal bia; fasonem przypominaa greckie szaty. Strj czarownicy musi by pikny, ale i wygodny. Lekka, mikka suknia krcia si cudownie podczas obrotu. Blaise woya frak. Z czerwon jedwabn much i lampasami. Wygldaa w nim zabjczo. Thei przemkno przez myl, e prawdopodobnie po raz pierwszy w historii najbardziej rozchwytywana dziewczyna nosi spinki do mankietw. Eric zjawi si punktualnie. Zapuka do drzwi sklepu, tych, ktrych uywali jedynie zwyczajni ludzie. Istoty nocy wchodziy tylnym wejciem, niemal niewidocznym, jeli nie liczy rysunku - graffiti przedstawiajce czarn dali. No dobra. Thea gboko zaczerpna tchu, zanim wpucia chopaka. To tylko formalno. Ale pierwsze chwile wcale nie byy tak niezrczne, jak si tego obawiaa. Umiechn si i poda jej bukiecik - biae orchidee. Wzia je, odwzajemniajc umiech. - Bardzo adnie wygldasz - powiedziaa. Mia na sobie jasnobrzowy garnitur, luny i wygodny. Ja? Ty to dopiero wygldasz! To znaczy cudownie. Przy tym kolorze sukienki twoje wosy wydaj si

zote. - Speszony opuci wzrok. - Niestety, rzadko chodz na takie przyjcia. Naprawd? - Syszaa, jak dziewczyny w szkole o nim plotkuj. Miaa wraenie, e wszystkie chtnie by go poderway. Tak. Zazwyczaj jestem bardzo zajty. Pracuj, ucz si, uprawiam sport. I nie bardzo wiem, co powiedzie w towarzystwie dziewczyny - doda ciszej. Dziwne, przy mnie jako sobie radzisz, pomylaa Thea. Eric rozglda si po pomieszczeniu. To sklep mojej babci. Sprzedaje tu rne cuda z caego wiata. - Obserwowaa go uwanie. Jeli on, jako czowiek, wierzy w magi, to albo jest wyznawc New Age, albo niebezpiecznie zblia si do prawdy. Super - powiedzia i z radoci zauwaya, e kamie. -To znaczy... - wyranie szuka odpowiednich sw, eby pochwali kolekcj laleczek wudu i krysztaw. - Naprawd uwaam, e mona zmieni stan ciaa za spraw ducha. I nawet sobie nie wyobraasz, jak bardzo, pomylaa. Cisz zakci stukot obcasw na drewnianej posadzce. Po schodach sza Blaise. Najpierw pojawiy si jej buty, potem nogi w obcisych spodniach i bujne ksztaty tuowia podkrelone czerwonym jedwabiem. Na kocu ramiona i ciemne wosy okalajce twarz burz lokw. Thea z ukosa zerkna na Erica. Umiecha si do Blaise, ale nie tpo i gupkowato jak owca. Po prostu si umiecha. - Cze, Blaise - zagai. - Wybierasz si na imprez? Mog ci podrzuci. Zastyga w p kroku i zmierzya go pogardliwym spojrzeniem. Dzikuj bardzo, mam wasnego partnera. Wanie po niego jad. - W drodze do drzwi zerkna na The. Wzia wszystko, co trzeba, prawda? Fiolka leaa w jasnozielonej torebce. Thea co prawda nadal nie miaa pojcia, jakim cudem zdoa j wypeni, ale posusznie skina gow. - To dobrze. - Blaise odwrcia si i wsiada do srebrzystego porsche, ktre czekao na parkingu. Samochd Kevina, domylia si Thea. Ale wiedziaa, e kuzynka nie jedzie po niego. Chyba j wkurzyem - mrukn Eric. Nie przejmuj si, lubi by wkurzona. Idziemy? Formalno, to tylko formalno, powtarzaa sobie Thea. Weszli do szkolnej stowki. Wygldaa zupenie inaczej ni za dnia. wiata i muzyka przyprawiay o dreszcze, wirujce barwne plamy na pododze kusiy do taca. Nie jestem tu, eby si bawi, tumaczya sobie po raz kolejny, ale jej krew musowaa jak szampan. Erie zerkn na ni porozumiewawczo. Tak, czua to samo co on; s jak dwoje dzieci u wrt wesoego miasteczka. - Waciwie powinienem ci uprzedzi - zacz Eric. - Nie umiem taczy. Poza wolnymi. wietnie. Ale zaraz, przecie wanie po to tu przysza: udawa przed Blaise, e romansuje z Erikiem. Akurat zaczynaa si wolna piosenka. Thea zamkna oczy i poddaa si losowi - co nie byo wcale takie straszne, kiedy wyszli na parkiet. Terpsychoro, muzo taca, spraw, ebym nie zrobia z siebie idiotki. Jeszcze nigdy nie braa udziau w ludzkim balu, nie taczya do ich muzyki. Ale Eric chyba nie zauway jej nieudolnoci. Wiesz, nie mog w to uwierzy - szepn. Obejmowa j lekko, niemal z czci, jakby si obawia, e

przy mocniejszym ucisku Thea rozpadnie si na kawaki. W co? No w to, e tu jestem. Z tob. I e wszystko wydaje si takie proste. I zawsze tak piknie pachniesz. Thea rozemiaa si wbrew sobie. - A dzisiaj nawet nie uyam fiokw - zacza i natychmiast adrenalina obmya j fal bolesnych dreszczy. Oszalaa. Wypowiada skadniki czarw. Za atwo, za lekko si z nim rozmawia, w tym rzecz. Co jaki czas zapominaa, e nie jest z jej wiata. - Wszystko w porzdku? - zapyta, gdy cisza si przeduaa. Wydawa si przejty. Nie, nie w porzdku. Z jednej strony Blaise, z drugiej - zasady wiata nocy. Tyle przeszkd. Nie wiem nawet, czy jeste wart, eby... Chciaam ci o co zapyta - odezwaa si nagle. - Dla czego mnie odepchne, wtedy, z dala od wa? Co? Szykowa si do ataku. Mg ci ukosi. Ciebie te. - I to zrobi. Zmarszczy brwi, jakby usiowa rozwiza jedn z odwiecznych zagadek tego wiata. - No tak, ale wydawao mi si to mao wane. To pewnie gupio brzmi. Thea nie wiedziaa, co odpowiedzie. Ani co robi. Z jednej strony pragna wtuli si w niego, oprze mu gow na ramieniu, ale jej umys protestowa na sam myl. W tym momencie usyszaa donone gosy na skraju parkietu. Zejd mi z drogi - mwi chopak w niebieskiej marynarce. - Umiechna si do mnie i zaraz tam pjd. Umiechna si do mnie, kretynie - warkn chopak w szarej marynarce. - Odwal si i mnie przepu. Seria przeklestw. Wanie e do mnie. Zmiataj. Jeszcze wicej przeklestw. Do mnie. Puszczaj. Zacza si walka na pici. Opiekunowie podbiegli do walczcych. No, to wiadomo, kto przyszed, pomylaa Thea. Bez trudu wypatrzya Blaise. Frak z czerwonymi lampasami i wianuszek chopcw, a dookoa nich grupa porzuconych, rozgoryczonych dziewczt. Moe si przywitamy - zaproponowaa Thea. Chciaa dyskretnie ostrzec kuzynk. Dobra. Ma powodzenie, co? Udao im si przebi przez tumek fanw. Blaise bya w swoim ywiole, rozkoszowaa si uwielbieniem i zamieszaniem. Czekaem ptorej godziny, a ty nie przysza - skary si bardzo blady Kevin z podkronymi oczami, w nieskazitelnie biaej koszuli i wietnie skrojonych czarnych spodniach. Podae mi zy adres - stwierdzia Blaise. - Nie mogam znale twojego domu. - Trzymaa pod rami wysokiego dugowosego blondyna, ktry wyglda, jakby codziennie wiczy po pi godzin. Niewane, zataczymy? Kevin zerkn na blondyna. Ten odpowiedzia spojrzeniem bez wyrazu. - Nie zwracaj uwagi na Sergia - mrukna Blaise. - Tylko dotrzymywa mi towarzystwa. A moe nie chcesz taczy? Kevin opuci wzrok.

- Nie, skde, bardzo chc.... Blaise uwolnia si od Sergia. Thea szepna jej do ucha: - Bagam, nie szalej. Ju doszo do bjki. Blaise umiechna si tylko i wzia Kevina pod rk. Po zostali chopcy ruszyli za pikn uwodzicielk. Tum si rozpierzch. Thea zobaczya swoj koleank przy maym stoliku. Bez partnera. Dani miaa na sobie byszczc kreacj. - Usidmy - zaproponowa Eric, zanim Thea zdya cokolwiek powiedzie. Spojrzaa na niego z wdzicznoci. - Gdzie John? - zapytaa, gdy dostawili sobie krzesa do stolika Dani. Dziewczyna wskazaa grup wielbicieli Blaise. - Ale nic nie szkodzi - zapewnia. - Troch mnie nudzi. Nie znam si na tych tacach. Rzeczywicie, tace w Krgu s inne, przyznaa w duchu Thea. Nikt nie dobiera si w pary; taczysz z ywioami i pozostaymi uczestnikami, wszyscy tworz jedn wielk cao. Eric zaoferowa si, e przyniesie wicej ponczu. A jak z nim? - zapytaa Dani cicho, ledwie odszed. Aksamitne oczy ciekawie wpatryway si w The. Jak na razie, dobrze - odpara wykrtnie i przeniosa wzrok na parkiet. - Widz, e Viv i Selene ju s. Tak. Vivienne nawet zdobya krew. Ukua Tyrone'a broszk. Bardzo sprytnie - mrukna Thea. Vivienne wystpowaa w czarnej sukni, przy ktrej jej wosy wyglday jak ogie. Ciemnofioletowy strj Selene podkrela jej jasn karnacj i wosy. Obie najwyraniej wietnie si bawiy. Dani ziewna. - Chyba niedugo pjd - zacza, ale nie dokoczya. Przy gwnym wejciu, po drugiej stronie sali, co si dziao. Ludzie si usuwali z drogi. Pocztkowo Thea mylaa, e to kolejne drobne zamieszanie wywoane przez Blaise. Ale potem w wiatach nad parkietem zjawia si posta. - Chc wiedzie. - Jkliwy gos zagusza muzyk. - Chc wiedzie! Muzycy przestali gra. Wszyscy odwracali si ciekawie. Gos brzmia niesamowicie. Jaki szaleniec? Thea wstaa. - Chc wiedzie - powtrzya posta, zagubiona, gniewna, i si odwrcia. Thei krew zamarza w yach. Zamiast twarzy zobaczya mask - zwyczajn, dziecinn zamocowan na gumce. Pasowaa do Halloween, ale nie do imprezy dla licealistw. Och, Eileithyio. - Powiesz mi? - zwrcia si posta do niskiej dziewczyny w czarnych koronkach. Ta si wycofaa, zapaa towarzysza za rami. Pan Adkins, fizyk, bieg tak szybko, a fruwa mu krawat. Pozostaych nauczycieli nie byo nigdzie wida - pewnie usiuj zaegna konflikty o Blaise, domylaa si Thea. - Spokojnie - zacz pan Adkins, jakby przemawia do niesfornego ucznia. - Powoli. Chopak w masce wyj co z kieszeni. Zalnio w barwnych wiatach, odbio je jak lustro. - Brzytwa - szepna Dani. - Na Izyd, skd on to wzi? Nie wiadomo, dlaczego ta bro zdawaa si groniejsza ni n. Moe dlatego, e bya taka starowiecka, nietypowa? Thea wyobrazia sobie, jak gboko moe

skaleczy nawet zwyka yletka. Pan Adkins si wycofywa. Rozkada rce, zasaniajc uczniw. W oczach mia strach. Musz to skoczy, zdecydowaa Thea. Tylko jak? W tym cay problem. Gdyby chodzio o zwierz, sprbowaaby zawadn jego umysem. Ale czowiek... I tak ruszya, wolno, eby nie zwraca na siebie uwagi. Przemkna si przez skraj parkietu, a staa rwnolegle do chopaka w masce. - Widzielicie j? - jcza chopak, kroczc przed siebie. Ludzie si rozstpowali. Vivienne i Selene z partnerami odeszy na bok. Brzytwa zalnia. Thea spojrzaa na przeciwleg stron parkietu. Blaise staa tam z Kevinem Imamur. Bez Bucka i Duane'a u boku. Ale nie wydawaa si przera ona. To trzeba jej przyzna - cechowaa j imponujca odwaga. Doskonale wiedziaa, kto si do niej zblia. Eric, z trzema filiankami ponczu, szed rwnolegle do chopaka w masce. Usiowaa pochwyci jego wzrok, ale midzy nimi toczyo zbyt wiele osb. - Widzielicie j? - zapyta zamaskowany szaleniec par tu przed Blaise. - Musz wiedzie... Dziewczyna i chopak odskoczyli od siebie jak oparzeni. Blaise staa si wietnie widoczna, wysoka i elegancka w czarnym fraku, z iskierkami wiate w ciemnych wosach. - Tu jestem, Randy - powiedziaa. - Co chcesz wiedzie? Randy Marik zatrzyma si, sapic pod plastikow mask. Zapada dziwna cisza. Thea bezszelestnie zakrada si bliej. Eric nadchodzi z drugiej strony. Dopiero teraz j zobaczy. Pokrci gow i bezgonie powiedzia: Trzymaj si z daleka. Akurat. A ty go pooysz na opatki, uzbrojony w filianki ponczu. ypna gronie. Sam si trzymaj z daleka. Do z brzytw draa. Randy dysza ciko. - Co jest, Randy? - Zniecierpliwiona Blaise tupaa lekko. - le mi - wyjcza. Nagle wydawao si, e gowa zaraz spadnie mu z karku. - Tskni. The przeszy dreszcz, gdy usyszaa jego gos. Oto ciao osiemnastolatka i umys przedszkolaka. - Cigle pacz - mwi. Lew rk cign mask. Kevin si wzdrygn. Thei zrobio si niedobrze. Po jego policzkach spyway krwawe smugi, zleway si ze zwykymi zami. Jakie zaklcie? - zastanawiaa si Thea. Nie, sam si poci. Pod jego oczami widniay nacicia w ksztacie pksiycw. Wyglda strasznie, by blady jak trup, mia zarost na twarzy. Toczy po sali dzikim wzrokiem. Wosy, dawniej jedwabiste i jasne, sterczay na wszystkie strony jak siano. - Przyjechae taki kawa z New Hampshire, eby mi to powiedzie? - Blaise przewrcia oczami. Randy zaszlocha. Kevin zebra si na odwag. - Suchaj, stary, daj jej spokj. Wracaj do domu i wytrzewiej, co? I to by bd. Szalone oczy nad zakrwawionymi policzkami odnalazy go w tumie. Kim jeste? - wybekota Randy. Zbliy si o krok. - Kim jeste? Kevin, uciekaj - zawoaa Thea. Za pno. Do z brzytw wystrzelia, szybka jak byskawica. Z twarzy Kevina trysna krew.

ROZDZIA 6

Kevin zawy, zapa si za policzek. - Poci mnie! On mnie poci! - Spomidzy jego palcw pyna krew. Randy znw unis brzytw. Thea zaatakowaa go mentalnie. Dziaaa instynktownie; bya miertelnie przeraona. Zaraz Randy zabije Kevina. I moe te Blaise. Wyczua bl, rozpacz i wcieko, ktra miotaa si jak szympans w klatce. Utrzymaa wi tylko przez moment, ale to wystarczyo. Eric chlusn Randy'emu w twarz ponczem. Randy krzykn i odwrci si w stron napastnika. Thea przeya chwil grozy. Randy chlasta powietrze brzytw, ale Eric stosowa byskawiczne uniki, usiowa zaj Randy'ego od tyu. Kryli jak w upiornym tacu. Z kadym ich obrotem w Thei narasta strach. Ale Ericowi udawao si unika mierciononego ostrza. Nagy ruch na skraju parkietu. To pan Adkins i dwch innych nauczycie li. Otoczyli szalonego intruza, zrobio si zamieszanie. Potem Randy lea na pododze. Na zewntrz wyy syreny, coraz bliej. Eric odsun si od kbowiska na pododze. Dyszc ciko, spojrza na The. Skina gow, e nic jej nie jest, i zamkna oczy. Bya osabiona, wyczerpana i smutna. Zaraz zabior Randy'ego. Pewnie nie mona mu ju pomc. Za daleko zabrn. W tej chwili si wstydzia, e jest czarownic. - No dobrze, moi drodzy - odezwa si pan Adkins. -Chodmy std. Usumy si. - Spojrza na Blaise, ktra pochylaa si nad Kevinem i przyciskaa mu chusteczk do policzka. - Wy moecie zosta. - Pooy jej rk na ramieniu. - Trzymasz si? Blaise podniosa na niego wielkie, smutne szare oczy. - Dam rad - odpara dzielnie. Pan Adkins przekn lin. Zacisn do na ramieniu Blaise. - Biedactwo - mrukn. Litoci, pomylaa Thea. ale z czystego egoizmu odetchna te z ulg. Blaise nie wpadnie kopoty; nie wyrzuc ich ze szkoy. Nie przynios babci wstydu przed Wewntrznym Krgiem. Zreszt kuzynka wygldaa, jakby naprawd martwia si o Kevina. Znowu troskliwie si nad nim pochylia. Czyby jej na tym chopaku zaleao? Thea przelizna si pod ramieniem nauczyciela. - Naprawd w porzdku? - spytaa szeptem. Blaise spojrzaa na ni tajemniczo. I dopiero wtedy Thea zobaczya, e kuzynka ukrywa w chusteczce malutk fiolk Pen krwi. - Ty... - Zabrako jej sw.

Blaise umiechna si lekko: wiem, wiem, ale nie mogam si oprze takiej okazji. Thea si cofna i wpada na Erica. Podtrzyma j ramieniem. Co z ni? Nic jej nie jest. Ale ja musz std wyj. Eric spojrza jej w oczy i spochmurnia. Idziemy - rzuci krtko. W drodze do drzwi minli Selene i Vivienne. Byy nieszczliwe, przeraone. Tylko na jak dugo? Dani staa na parkingu z Johnem Finkelsteinem. - Jad do domu - powiedziaa znaczco do Thei i cisna co w zarola. Pust fiolk. Thea odetchna z ulg. Lekko dotkna ramienia koleanki. - Dziki. Dani wrcia wzrokiem do budynku. - Ciekawe, co on tak bardzo chcia wiedzie? - szepna. Dokadnie w tej chwili z owietlonego korytarza dobiego przecige wycie, jakby w odpowiedzi na jej pytanie. Odgos przypomina skowyt udrczonego zwierzcia. Thea odwrcia si na picie i niemal na olep pobiega do dipa Erica. Mknli ciemnymi ulicami. - Domylam si, e to byy chopak - odezwa si cicho Eric po chwili milczenia. Z zeszego miesica. Spojrza na ni z ukosa. Niele go trafio. Biedak. Doskonale to podsumowa, pomylaa Thea. Niele go trafio. Na zawsze. Biedak. To wina Blaise. - Wcale nie zamierzaa z nim o tym rozmawia, ale sowa dawiy j w gardle. Cigle to robi, a ja nie mog jej powstrzyma. Podrywa chopcw, oni trac gowy z mioci, a ona ich zostawia. Z mioci? Hm... Spojrzaa na niego zdumiona. Patrzy prosto przed siebie, mocno zaciska palce na kierownicy. No prosz. A ja mylaam, e jeste naiwny. Moe widzisz wicej, ni mi si zdaje. To specyficzna mio - powiedziaa. - W staroytnej Grecji oddawano cze Afrodycie. Bya bogini mioci. I syna z okruciestwa. - Thea pokrcia gow. - Widziaam kiedy sztuk o krlowej Fedrze. Afrodyta kazaa jej zakocha si we wasnym pasierbie. Pod koniec wszyscy nie yli. A Afrodyta tylko si umiechaa. Siaa spustoszenie jak tornado... - Urwaa. Czua bl w piersi, zabrako jej tchu. Ale jednoczenie miaa wraenie, e zdjto z niej wielki ciar. I uwaasz, e Blaise te niszczy? Owszem. Tak ma nieposkromion natur. Chocia to chyba brzmi gupio. Nie. - Umiechn si gorzko. - Natura jest brutalna. Sok poluje na krlika. Lew zabija mode. Prawo dungli. Co nie znaczy, e to suszne. Moe ujdzie, jeli chodzi o boginie i zwierzta, ale nie na poziomie ludzi. - Dopiero teraz zdaa sobie spraw, e rwnaa ludzi z przedstawicielami swojego wiata. No c, nie rnimy si a tak bardzo od zwierzt -stwierdzi agodnie. Thea opada na siedzenie. Cigle bya zmieszana i smutna, ale przeraao j co innego - e bardzo chciaa rozmawia o tym z Erikiem. Wydawao si, e on rozumie... lepiej ni ktokolwiek do tej pory. Nie tylko rozumie. Take wspczuje. - Wiem, czego ci trzeba. - Nagle si rozpromieni. - Miaem zaproponowa, ebymy wpadli do

Harrah na pn kolacj, ale przyszo mi do gowy co fajniejszego. Thea zerkna na zegarek - dochodzia jedenasta. Co? Szczeniakoterapia. Co takiego? Po prostu si umiechn i zawrci na poudnie. Zatrzymali si przed maym szarym budynkiem z szyldem: Szpital zwierzcy Sun City". Tu pracujesz. Tak. Odelemy Pilar do domu. - Wysiad i otworzy drzwi do kliniki. - Chod. adna dziewczyna o ciemnych wosach do ramion podniosa gow znad kontuaru. Thea j rozpoznaa - Pilar Osorio ze szkoy. Spokojna, pewnie dobra uczennica. - Jak byo na imprezie? - zapytaa, tsknie patrzc na Erica. Wzruszy ramionami. Szczerze? Okropnie. Doszo do bjki i wyszlimy. - Nie wspomnia o swoim udziale w opanowaniu zamieszania. To straszne - stwierdzia Pilar, cho wyranie nie bardzo si przeja nieudan imprez. No, jak maluch? W porzdku. Nakrcony. Moe pniej wemiesz go na spacer? - Pilar signa po kurtk. Skina Thei gow. - Do zobaczenia w poniedziaek. Eric jej si podoba. Zamkna za sob drzwi. Thea si rozejrzaa. Czyli klinika jest zamknita. Tak, ale kiedy mamy pacjentw przez ca dob, kto musi tu by. - Znowu si umiechn. Chodmy. Przeszli przez pokj zabiegowy, dugim korytarzem do pomieszcze na tyach. Thea patrzya dookoa ciekawie. Jeszcze nigdy nie bya na zapleczu kliniki weterynaryjnej. Kilka wybiegw dla psw. Z ostatniego dochodziy radosne piski. Eric spojrza na ni z byskiem w oku. - Uwaga! Trzy... dwa... jeden... Otworzy klatk i ze rodka wybieg szczeniak labradora, szaleczo wymachujc ogonem. Mia pikne umaszczenie, od ciemnozotego na grzbiecie po delikatnie kremowe na brzuchu i apach. - Cze, Bud - zawoa Eric. - Grzeczny piesek! - Spojrza na The powanie. - Oto pies przytulanka. Ukucna na winylowej posadzce i ruszya na czworakach w stron zwierzaka. - Uwaaj na sukienk - ostrzeg Eric, ale psiak ju skoczy jej na kolana. Opar apy na ramionach, dysza do ucha. - Chyba si zakochaam - sapna Thea z rkami penymi psiej sodyczy. Otaczao j szczcie. Nie musiaa stara si nawiza wizi z umysem labradora; maluch od razu przej kontrol. Po maym ebku chodziy tylko przyjemne myli: jak cudownie wszystko pachnie, jak przyjemnie, e drapi mnie za uchem akurat tam, gdzie ugryza pcha. Dobrze, tak dobrze, fajny ten duy, ysy pies... ciekawe, ktry z nas jest gr? Szczeniak j ugryz. Thea artobliwie odpowiedziaa tym samym. - Mylisz si, kolego. To ja tu rzdz. - Zapaa go za pyszczek. Dziwne, widziaa wiat oczami szczeniaka, ale po prawej stronie nie byo nic. Ciemno.

Ma problem z oczami? Zauwaya katarakt. Mao kto zwraca na to uwag. Tak, jest lepy na jedno oko. Kiedy bdzie starszy, mona sprbowa to usun. - Eric opar si o cian umiechnity od ucha do ucha. wietnie sobie radzisz ze zwierztami - zauway. -I nie masz wasnych? Spyta ot tak, po prostu, wic Thea odruchowo odpowiedziaa: Czasami si nimi opiekuj. Przygarniam, lecz i wypuszczam na wolno. Albo znajduj im dobry dom, jeli chc zamieszka z ludmi. Leczysz? I znowu, delikatne pytanie, ale tym razem Thea si zaniepokoia. Dlaczego nie moe utrzyma jzyka za zbami w jego towarzystwie? Podniosa wzrok. Eric patrzy na ni badawczo, wyczekujco, czujnie. Gboko zaczerpna tchu. - Karmi je i w razie potrzeby zabieram do weterynarza. Czekam, a wyzdrowiej. Skin gow, ale z jego oczu nie znikno pytanie. - Czy kiedykolwiek zastanawiaa si nad prac weterynarza? Thea opucia gow. Ucieka w mikk psi sier. Waciwie nie - mrukna z ustami wtulonymi w jasne futro. Masz dar. Posuchaj, na uniwersytecie Davis jest wietny wydzia weterynarii, studia pierwszego i drugiego stopnia, jedne z lepszych w kraju. Nieatwo si dosta, ale dasz rad, wiem 0tym. - Nie byabym taka pewna - mrukna Thea. Jej szkolne dokonania miay pewne luki i wady. Ale przede wszystkim problem w tym, e czarownice nie studiuj weterynarii. Koniec, kropka. Moe si zaj zioami, kamieniami, rytualnymi strojami, zaklciami, runami, amuletami... Ma mnstwo rzeczy do wyboru, ale adnej z tych dziedzin nie wykadaj na uniwersytecie. - Trudno to wytumaczy - dodaa. Bya w szoku, e w ogle chce cokolwiek tumaczy czowiekowi. Chodzi o to, e moja rodzina by si nie zgodzia. Maj wobec mnie inne plany. Eric otworzy usta i znowu je zamkn. Szczeniak kichn. - No c, w takim razie pomoesz mi wypenia formularze zgoszeniowe? - spyta w kocu. - Za nic nie mog sobie poradzi z listem motywacyjnym. O, ty cwaniaku, pomylaa Thea. - Zobaczymy - odpowiedziaa tylko. Nagle rozleg si nowy dwik. Dochodzi z daleka, ale nie ustawa. Bud warkn. - Co to, dzwonek? - zdziwi si Eric. - O tej porze? - Wsta 1poszed do frontowej czci. Thea ruszya za nim, muskajc opuszkami Buda, eby nie straci nad nim kontroli. Eric otworzy drzwi i cofn si zaskoczony. - Rosamund... Co ty tu robisz? Czy mama wie, e wysza? Do poczekalni wpada miniaturowa trba powietrzna. Dziewczynka z burz jasnych wosw wymykajcych si spod czapeczki baseballowej. Pod pach miaa niebieski koc. Na jej twarzy malowaa si wcieko. Mama powiedziaa, e pani Curie wcale nie jest chora, ale to nieprawda. Dzwo do doktor Joan. - Z tymi sowami maa wmaszerowaa do gabinetu i pooya niebieskie zawinitko na ladzie, rozrzucajc przy tym stert dokumentw. Ej, powoli. - Eric spojrza na The. - To moja siostra, Rosamund. Nie wiem, jak si tu dostaa.

Przyjechaam na rowerze i chc, eby natychmiast wyleczy pani Curie! Bud wspina si na tylne apy i obwchiwa niebieski koc. Thea odepchna szczeniaka. Pani Curie? Kto to? winka morska - wyjani Eric. - Roz, doktor Joan wyjechaa na konferencj. Nie ma jej w miecie. Rosamund nadal toczya dokoa gniewnym wzrokiem, ale jej podbrdek zadra niebezpiecznie. No dobrze, posuchaj. Zbadam pani Curie, zobaczymy, co si da zrobi. Ale najpierw damy mamie zna, e nic ci nie jest. - Sign po telefon. Odnios Buda - zaproponowaa Thea. - eby nie zrobi sobie z pani Curie przekski. - Na tyach budynku namwia maego labradora, eby wszed do klatki, obiecujc pniej mnstwo pieszczot. Wrcia do gabinetu. Eric pochyla si nad biao-brzow wink morsk. By zaniepokojony. Rzeczywicie co jej dolega. Chyba. Jest osabiona, apatyczna... - Nagle cofn rk z krzykiem. - Ale nie bardzo -mrukn, patrzc na krew na palcu. Wytar j chusteczk i znw pochyli si nad zwierzakiem. Jest w zym humorze - oznajmia Rosamund. - I nie chce je. Ju wczoraj ci mwiam, e choruje. Nieprawda - zauway spokojnie Eric. - Mwia, e ma do ycia w patriarchacie. Bo tak. A do tego le si czuje. Zrb co. Maa, poczekaj, niech si zastanowi. - Obserwowa wink, mruczc pod nosem: - Nie kaszle, wic to nie zapalenie puc. Wzy chonne niepowikszone... Ale opuchnite stawy. Dziwne. Rosamund obserwowaa brata z wiar w zielonych oczach. Takich samych jak jego, zauwaya Thea. Ostronie wycigna rk i dotkna mikkiego futerka. Jednoczenie zrobia to samo umysem. Rozbiegane przeraone myli maego ssaka. wince tu si nie podoba, chciaa wrci do klatki, trocin, do bezpiecznego schronienia. Draniy j zapachy, przeraay wielkie obce palce, ktre pojawiy si znikd. Do domu, do domu, mylaa. I nagle co dziwnego, bardziej zapach i smak ni wizja. Pani Curie mylaa o jedzeniu, marzyo jej si co chrupicego, troch kwanego. Je, je, je. - Czy jest co, co szczeglnie lubi? - zapytaa niepewnie Thea. - Na przykad kapust? Eric zamruga, wyprostowa si nagle, jakby poraony prdem. Zielone oczy odnalazy jej wzrok. Tak! Jeste genialna! Jak to? Ona ma szkorbut! - Wybieg i po chwili wrci z grub ksig z drobnym drukiem. - O prosz. Brak apetytu, apatia, opuchnite stawy... U pani Curie wystpuj wszystkie objawy. - Szybko przekada kartki i oznajmi tryumfalnie: - Wystarczy, e podamy jej warzywa albo kwas askorbinowy w wodzie. Szkorbut? Czy to nie choroba dawnych eglarzy? Kiedy podczas dugich wypraw nie mieli dostpu do owocw i warzyw? A kwas askorbinowy to... Witamina C! No wanie! Ostatnio byo bardzo gorco, a w domu ma my tward wod, std u niej niedobr witaminy C. Ale szybko temu zaradzimy. - Spojrza na The i pokrci gow. - Ucz si od wielu lat, pracuj tutaj, a ty na ni spojrzaa i wiedziaa. Jak to robisz? - Zapytaa pani Curie - wyjania spokojnie Rosamund. Thea zerkna na ni uwanie. Czy wszyscy w tej rodzinie s tak spostrzegawczy? - Ha, ha, ha - powiedziaa od niechcenia.

Lubi ci - oznajmia Rosamund rzeczowo. - Gdzie kapusta? Zobacz w lodwce na zapleczu - poradzi Erie. - Jeli nie ma, damy jej krople witaminowe. Rosamund wybiega. Eric odprowadza siostr wzrokiem penym mioci. Fajny dzieciak - stwierdzia Thea. To may geniusz. I najmniejsza na wiecie wojujca femi nistka. Pozwaa do sdu druyn skautw. Nie pozwolili jej si zapisa, a skautki nie chodz w gry. Robi makramy. Thea spojrzaa na niego. Co ty na to? Ja? Wo j do prawnika, kiedy mama nie moe. Dziki temu na mnie nie narzeka. Zreszt ma racj. Thea patrzya na Erica skadajcego niebieski kocyk i suchaa gosu w swojej gowie, ktry hucza jak gospodarz telewizyjnego teleturnieju. Spjrz na tego modzieca. Czuy, ale silny. Odwany. Inteligentny. Niemiay. Dowcipny. Bystry, szczery, lubi zwierzta. I jest czowiekiem. Nic mnie to nie obchodzi. Czua si niesamowicie. Jakby nawdychaa si za duo jemonji. Powietrze zdawao si sodkie i cikie, drce jak w tropikach przed burz, przesycone elektrycznoci. - Eric... Niespodziewanie dotkna jego rki. Od razu puci kocyk, zamkn jej do w swojej. Ale cigle na ni nie patrzy, wbi wzrok w biurko. Oddycha ciko. Eric! Czasami sobie myl, e jeli zamrugam, to wszystko zniknie. Och, Afrodyto, mamy problem! - pomylaa Thea. Kbiy si w niej skrajne uczucia: fascynacja, przeraenie, strach i spokj. A to, czego pragnie, jest tak proste. Jeli Eric czuje to samo, wszystko bdzie dobrze. - Nie wyobraam sobie ycia bez ciebie, ale boj si, e odejdziesz - mwi wpatrzony w komputer na biurku. W kocu na ni spojrza. - Jeste za? Pokrcia gow. Serce omotao jej jak szalone. Kiedy na siebie spojrzeli, zamkn si obieg. Co ich czyo, pchao ku sobie, jakby znaleli si w objciach samej Afrodyty. A potem wszystko byo ciepe i cudowne. Jeszcze przyjemniejsze ni szczeniak w ramionach, bo Eric odwzajemnia pieszczot. A dreszcz strachu przerodzi si w fajerwerki i eksplodowa uniesieniem. Przywara do Erica policzkiem Nigdy nie czua si tak bogo. Tu jest bezpieczna. Mogaby tak trwa do koca wiata. Wok wszystko falowao jak chodna woda. Byli niczym dwa ptaki splecione skrzydami. abdzie cz si w pary na cae ycie i kiedy zobacz part nera, wiedz, e to ten jedyny, przemkno jej przez myl. Wanie to si stao na pustyni. Rozpoznali si duchowo. A kiedy dusze si dojrz, powstaje wieczny zwizek. A wiat nocy ma na to nawet specjalne okrelenie, podszeptywa wewntrzny gos, mcc spokj. Zasada bratniej duszy. Chcesz powiedzie, e twoj powk jest czowiek? Ale Thea nie bdzie si baa, nie teraz. Oba wiaty, nocy i ludzki, pozostay daleko. Tworzyli z Erikiem wasn rzeczywisto. Wystarczy, e tu stoi i oddycha, by to poczua. Nie musi si martwi o przyszo. Skrzypny drzwi. Do rodka wtargn zimny podmuch. Thea gwatownie uniosa powieki. A potem jej serce zabio szybko, bolenie, ze strachem.

To nie te drzwi, za ktrymi znikna Rosamund, tylko frontowe. Erie zapewne zapomnia zamkn. W poczekalni staa Blaise.

ROZDZIA 7

Wszdzie ci szukaam - wycedzia. - Musiaam zadzwoni do pani Ross, eby si dowiedzie, gdzie jestecie. Czarne wosy, rozwiane przez wiatr, opaday na ramiona niesforn fal. Zdja czerwon much, rozpia grny guzik koszuli. Miaa rumiece na policzkach i iskry w szarych oczach. Bya pikna i bardzo magiczna. Thea i Eric odsunli si od siebie. Oboje poczerwienieli. My tylko... - zacz Eric. - No... tak... - Uwanie obserwowany przez Blaise podnis niebieski kocyk i zoy go starannie. - Oprowadzi ci? Zwierzta interesuj mnie wycznie na grillu. - Blaise rozgldaa si po pomieszczeniu. Opara rk na biodrze. O rany, jest w fatalnym humorze. Thei zwilgotniay rce. Nie wiedziaa, jak kuzynka zinterpretuje to, co zobaczya. Ale przecie miaa uwodzi Erica, prawda? Zatrzymaa wzrok na chusteczce higienicznej z krwi Erica. Dyskretnie j wzia i ukrya w doni. A wic zerwaa si z imprezy - zwrcia si do Blaise. -Gdzie... - Z kim waciwie ona tam przysza? Z Sergiem? Z Kevinem? Czy jeszcze z kim innym? Ju po imprezie - oznajmia Blaise. - Nauczyciele j skoczyli. Cay Randy. Zawsze wszystko psu. Nagle wyraz jej twarzy si zmieni, zamrugaa i umiechna si sodko. - A kogo my tu mamy? W drzwiach do dalszej czci kliniki staa Rosamund z pa ni Curie pod pach. Milczaa, ale cay czas czujnie przygldaa si Blaise. Och, przepraszam - odezwa si Eric. - Moja siostra. Troch niemiaa. Wic to u was rodzinne - mrukna Blaise. - Jakie urocze. - Chyba czas do domu - wczya si Thea. Musi porozmawia z Erikiem, ale na osobnoci, nie na oczach naburmuszonego krasnala i podejrzliwej czarownicy. Zerkna na niego oniemielona. Te mia niewyran min. No, to do zobaczenia w szkole - rzucia. Tak. - Nagle si umiechn. - Aha, jakby powanie mylaa o studiach na weterynarii, powinna si przenie na zoologi dla zawansowanych. To fajne zajcia. Zobaczymy. - Czua na sobie wzrok Blaise. Ale kiedy znalazy si na zewntrz, kuzynka powiedziaa tylko: - Przepraszam, jeli byam niegrzeczna, ale naprawd wszdzie ci szukaam. Fatalnie si bawiam. No i - z czarujcym umiechem poprawia czarne wosy - to frajda by wredn, kiedy si tego chce.

Thea westchna i nagle zatrzymaa si w p kroku. - O rany, samochd! Srebrzyste porsche Kevina wygldao jak po jakiej kata strofie: wgnieciony zderzak, porysowane drzwi od strony pasaera, popkana szyba. Miaam kopoty - oznajmia chodno Blaise. - Ale nie przejmuj si, poznaam nowego chopaka, nazywa si Luk Price i jedzi maserati. - Spojrzaa na The. - Chyba nie masz nic przeciwko temu? No, e tak traktuj ludzi? Nie, skde. Po prostu nie chc, eby znowu nas wyrzucili. Wypadek to nie zbrodnia. Dobra, musisz wsi przez okno od strony kierowcy. Ruszyy. Thea siedziaa bez sowa, a kuzynka co chwila zerkaa na ni badawczo. No dobra - odezwaa si w kocu Blaise swoim najbardziej jedwabistym gosem. - Masz? Co? Nie wygupiaj si. Thea wycigna rk z zakrwawion chusteczk. Nie skorzystaam z fiolki, to byo idiotyczne, ale jestem sprytna i mam wystarczajco duo krwi. Hm. - Wskie palce Blaise z krwistoczerwonymi paznokciami zamkny si na chusteczce. Zaskoczona Thea cofaa rk. Papier si rozdar. Zosta jej marny skrawek. Ej... O co chodzi? Przechowam w bezpiecznym miejscu - odpara gadko Blaise. - Jak poszo, tak w ogle? Fajnie - mrukna Thea. Donie miaa spocone, ale w jej gosie brzmiaa tylko beztroska: - Chyba go wzio - dodaa, naladujc zmysowy ton Blaise. Serio? - Suny gwn ulic w rzece samochodw. W wietle neonw wida byo tajemniczy umieszek Blaise. -A o co chodzio z uniwersytetem Davis? O nic. Wybiera si tam na studia, wic oczywicie chce, ebym z nim pojechaa. Robi plany na przyszo. Piknie, szybka akcja. Moje gratulacje. Thei nie odpowiada ton kuzynki. Teraz szczeglnie chciaa chroni Erica przed Blaise, ale nie wiedziaa jak. Wszystko zaley od tego, ile Blaise wie. - Najfajniejszy jest moment, kiedy pkaj - cigna Blaise z rozmarzeniem. - Rni si od siebie, ale ostatecznie wszyscy s tacy sami. I kiedy chopak ulega ci cakowicie, niemal to syszysz. Takie pknicie. Trzask, jak po przekuciu balonu. Thea przekna lin wpatrzona w zotego lwa przed hotelem MGM Grand. Zielone oczy zwierzcia przywodziy na myl spojrzenie Erica. Naprawd? Brzmi ciekawie. Uhm. A potem wszystko, czym byli, caa ich osobowo ulatnia si, wypywa w wewntrznym krwotoku. S ju do niczego. Jak ogier, za stary, by prowadzi go do klaczy. I koniec. Piknie. Eric chyba dojrza. Zakocha si w tobie, to wida. Ju czas. Thea milczaa. Wampirzyca, dziewczyna w sukience w czarne re, przebiegaa midzy samochodami. W kocu Thea przerwaa cisz: Blaise... No, co jest? Masz z tym problem? Moe te co do niego czujesz? Odrobin za duo? Blaise... Zakochaa si w nim?

Thea draa; ostatnie pytanie zawiso powietrzu. Daj spokj - wyszeptaa w kocu. Nie oszukuj. Nie zapominaj, z kim rozmawiasz. Znam ten gupkowaty wyraz twarzy, gdy zachwycasz si zwierzakiem. Widziaam, jak si do niego tulia. Thea bya zrozpaczona. Ju nie tylko Blaise si baa. W wiecie nocy grozi najsurowsza kara za mio do czowieka. mier. Dla niej i dla Erica. Moga zrobi tylko jedno. Spojrzaa kuzynce prosto w oczy. No dobrze. Blaise, znamy si od dziecka. Zawsze byymy sobie bliskie jak siostry i wiem, e mimo wszystko bardzo mnie kochasz. Oczywicie. - Blaise si achna zniecierpliwiona. Thea zdaa sobie spraw, e to cz problemu. W potoku kolorowych wiate z hotelu Bally widziaa zy w oczach kuzynki. Bla ise si martwia - i dlatego bya wcieka. Thea zapaa j za rk. - Wysuchaj mnie - zacza bagalnie. - Kiedy poznaam Erica, co si wydarzyo. Nie umiem tego opisa, ale poczya nas wi. - Musiaa zaczerpn tchu. - Wyobra sobie, e spotkaa bratni dusz, drug powk, a jest to kto, ktrego zgodnie z zasadami nie wolno ci kocha. Urwaa znowu, tym razem dlatego, e Blaise znieruchomiaa. Przez chwil obie siedziay w milczeniu. W kocu Blaise bardzo powoli cofna rk. - Bratni dusz? - powtrzya. Oczy Thei rozbysy. Jeszcze nigdy nie czua si rwnie samotna. - Tak mi si wydaje - szepna. Blaise spojrzaa przed siebie. W jej wosach odbijay si fioletowe wiata reklam. Sprawa jest powaniejsza, ni sdziam. Popyny zy. Ale pomoesz mi? Blaise bbnia szczupymi palcami o kierownic. - Oczywicie - odezwaa si w kocu. - Musz. Jestemy jak siostry i nie wyobraam sobie, e mogabym ci porzuci w kopocie. Thei ulyo tak bardzo, e a zakrcio jej si w gowie. I, co dziwne, rozpakaa si jeszcze bardziej. - Tak si baam. Od pierwszej chwili usiowaam to zrozumie. - Czkna. Blaise przygldaa si jej z dziwnym blaskiem w szarych oczach. - Pomog ci - zapewnia z dziwnym umiechem. - Zdobd go, a potem zabij za to, e stanowi zagroenie dla mojej siostry. Na uamek sekundy wszystko w Thei zamaro, by potem wybuchn z jeszcze wiksz si. - Nigdy - zawoaa. - Syszysz, siostro? Nigdy. Blaise zachowaa spokj. Wiem, e nie uwaasz tego za najlepsze rozwizanie. Na razie. Ale pewnego dnia mi podzikujesz. Posuchaj mnie, jeli mu co zrobisz, jeli go zranisz, skrzywdzisz i mnie. Przejdzie ci, maa. - W morzu tczowych neonw Blaise wygldaa jak staroytna bogini losu. Lepiej teraz troch pocierpie ni pniej straci ycie. Thea dygotaa ze zoci. Bya wcieka, e popenia bd. Gdyby w kko powtarzaa swoje argumenty, kuzynka w kocu zaczaby sucha, stwierdzia pniej. Teraz jednak, pena gniewu i przeraenia, warkna: - Nie sdz, eby ci si to udao. Nie odbierzesz mi Erica. Blaise patrzya w przestrze, jakby po raz pierwszy w yciu zabrako jej sw. Potem odrzucia gow

do tyu i si rozemiaa. - Thea, Thea. Odbior kadego kadej. Zawsze i wszdzie, kiedy tylko zapragn. Taka ju jestem. Nie tym razem. Eric mnie kocha i tego nie zmienisz. Blaise umiechaa si tajemniczo. Jeszcze zobaczysz - rzucia, zjedajc z gwnej ulicy. Thea le spaa. Cay czas miaa przed oczami twarz Randy'ego Marika, tyle e w jej nie zmienia si w Erica, ktry te tpo patrzy przed siebie i paka krwawymi zami. Obudzia si w pokoju zalanym socem. Ich sypialnia wygldaa jak pomieszczenie osoby cierpicej na rozdwojenie jani. Poowa bya schludna, utrzymana w odcieniach bkitu i zieleni. W drugiej krlowa chaos i jeden, podstawowy, pierwotny kolor, ktry budzi emocje, symbolizuje namitno i nienawi zarazem. Czerwie. Zazwyczaj o tej porze Blaise leaa jeszcze pod czerwon aksamitn narzut Ralpha Laurena, ale dzisiaj jej ko byo puste. Zy znak. Wstawaa wczenie, tylko jeli miaa ku temu wany powd. Thea ubraa si i zesza po schodach. W sklepie zastaa tylko Tobiasa. Ze smtn min siedzia jak zwykle za lad. Burkn co w odpowiedzi, gdy Thea si przywitaa, i uparcie wpatrywa si w cian, bawic si brzowymi lokami. Pewnie aowa, e nie moe by teraz na dworze, jak jego rwienicy. Thea przesza do pracowni. Blaise siedziaa za dugim stoem. Miaa suchawki w uszach i nucia pod nosem. Nad czym pracowaa. Thea si zbliya. Od razu widziaa, e powstaje co piknego. Blaise genialnie projektowaa biuteri - zazwyczaj wzorowaa si na staroytnych motywach. W jej naszyjnikach znajdoway si pszczoy, motyle, pnce kwiaty, skaczce delfiny, we, a wszystko pene ycia, radoci i magii. I w tym tkwi jej geniusz. Blaise umieszczaa kady element w konkretnym celu. Dobieraa kamienie tak, by si wzajemnie dopeniay: rubin dawa podanie, czarny opal namitno, topaz tsknot, granat ogie. A szary jak dym rodzaj szafiru to kamie Blaise, w kolorze jej oczu. Wszystkie te kamienie leay na stole. Ale magia krya si nie tylko w klejnotach. W kadym swoim dziele Blaise umieszczaa miniaturowe schowki, ktre mona wypeni zioami, proszkami, miksturami. Jej biuteria dosownie ociekaa magi. Nawet sam wzr mia magiczn moc. Wszystkie linie, uki, koa miay znaczenie, zmuszay wzrok, by ledzi wzr rwnie potny jak znaki krelone kred na pododze. Wystarczyo popatrze, by poczu magi. A teraz tworzya zabjczy naszyjnik. Thea widziaa jego zarys. Blaise stosowaa zapomnian metod woskowania w wyrobie biuterii najpierw formowaa podany ksztat z bkitnego wosku, dopiero potem rzebia w zocie, srebrze czy miedzi. To, co teraz robia, zapierao dech w piersiach. Odbierao rozum. Skomplikowane arcydzieo, ktre podziaa jak pas Afrodyty - aden mczyzna nie przejdzie obok obojtnie. A Blaise miaa do tego jeszcze bezcenny skadnik - krew Erica. Dlatego czar zadziaa na niego szczeglnie. Jedyne pocieszenie, e wykonanie tego troch potrwa. Ale kiedy Blaise ju skoczy... Eric nie ma najmniejszych szans. Thea wysza. Nie wiedziaa - i nic jej to nie obchodzio -czy Blaise j zauwaya. Po omacku dotara do azienki.

Eric to jej bratnia dusza. Ale Blaise jest niemal ucielenieniem Afrodyty. Kto si jej oprze? Co robi? - mylaa gorczkowo Thea. Miaa odrobin krwi Erica na kawaku chusteczki, ale w yciu nie pobije kuzynki w zaklciach miosnych. Nikt nie dorwna dowiadczeniom i wrodzonemu darowi Blaise. Trzeba wymyli co innego, eby w ogle do niego nie dotara. Musz go chroni... Thea wyprostowaa si gwatownie. Nie. To zbyt niebezpieczne. Czary przyzywajce nie s dla dziewic. Nawet Wewntrzny Krg musi przy nich uwaa. Ale babcia ma wszystkie niezbdne skadniki. Wiem to na pewno. Widziaam szkatuk. Mog zgin podczas tych zakl. Ogarn j dziwny spokj. Kiedy koncentrowaa si na ryzyku, czua si o wiele lepiej, ni mylc, co powie babcia, jeli si dowie. Dla Erica Thea bya gotowa zmierzy si z niebezpieczestwem. Schodzia po schodach spokojna i zamylona. - Toby, gdzie babcia? Minimalnie unis gow. - Pojechaa do Thierry'ego Descouedresa, w sprawie jego gruntw. Mam po ni pojecha wieczorem. Thierry to wampir, lord nocy. Nalea do niego szmat ziemi na pnocny wschd od Las Vegas - ale po co to babci? Niewane. Liczy si tylko to, e jej nie bdzie przez cay dzie. - Moe chcesz sobie gdzie wyskoczy i si zabawi? Dopilnuj sklepu. Spojrza na ni zamglonymi niebieskimi oczami i nagle si rozpromieni. - Powanie? Zrobiaby to? Chtnie bym ci za to ucaowa. Hm, odwiedz Kishi... nie, lepiej Zoe... albo Sheen... Jak wszyscy chopcy wrd czarownikw, mia ogromne powodzenie u dziewczt. Cigle mruczc pod nosem, wzi kluczyki, portfel i szybko ruszy do drzwi, na wypadek gdyby Thea zmienia zdanie. - Wrc na tyle wczenie, eby po ni pojecha, obiecuj -zapewni i znikn. Thea natychmiast wywiesia tabliczk: Zamknite" i podesza do lady. Z dolnej szafki wyja metalow szkatuk, ktra wygldaa, jakby miaa co najmniej piset lat. Thea dwigna j z wysikiem - bardzo cika. Zacisna zby i wpatrzona w zason paciorkw oddzielajc sklep od pracowni posza na gr. Jeszcze dwa razy wracaa do sklepu po materiay. Zasona nie drgna ani razu. W kocu Thea zakrada si do sypialni babci. Na gwodziu przy wezgowiu ka wisia pk kluczy. Zabraa je, zamkna si w swoim pokoju i podoya pod drzwi rcznik, eby Blaise nie poczua dymu. Dobra, teraz trzeba to otworzy. Usiada po turecku na pododze i postawia przed sob skrzyni. Bez problemu znalaza odpowiedni kluczyk - najstarszy, najbardziej zniszczony. Pasowa. Uniosa wieko. W rodku znajdowaa si szkatuka z brzu, a w niej - ze srebra. Tam znalaza wiekow ksig z pokymi, kruchymi stronicami, malutk zielon buteleczk zapiecztowan woskiem. I kilkadziesit amuletw. Podniosa jeden. Pukiel jasnych wosw spleciony w supe, wcinity w kawaek ciemnoczerwonej gliny, zabarwionej krwi czarownicy. Thea dotkna amuletu z szacunkiem. Zapewne cay Krg pracowa nad nim tygodniami; zaklinano krew, piewano zaklcia, mieszano tajemne skadniki, rozpalano rytualny ogie. Dotykam czarownicy, pomylaa. Czstki kogo, kto y przed wieloma setkami lat.

Kabalistyczny symbol na amulecie mia identyfikowa czarownic, ale na mocno wytartej glinie Thea nie moga go dostrzec. Nie przejmuj si, znajdziesz opis w ksice i dobierzesz do niego amulet. Ostronie przekadaa wiekowe stronice, odczytywaa wypowiae, pajcze litery. Ix U Sihnal, Annie Butter, Markus Klingelsmith... Nie, zbyt niebezpieczni. Lucio Cagliostro... moe, ale niepotrzebny mi alchemik. Dew Rath, Omiya Inoshishi... Zaraz, zaraz... Phoebe Garner. Z ciekawoci czytaa histori Phoebe. Spokojna dziewczyna z Anglii, ya jeszcze przed Czasem Ognia. Miaa zwierzta, umara modo na grulic, ale wszyscy uwaali j za istny skarb - nawet ludzie; doceniali jej umiejtno oddalania zych czarw od wioski. Oni te j opakiwali. Idealnie, stwierdzia Thea. Przekadaa amulety, szukajc symbolu, jaki widnia w ksidze przy imieniu Phoebe. Jest! Zamkna go w doni. Wosy Phoebe byy rude i cienkie. No dobrze. Teraz trzeba rozpali ogie. Z dbu i jesionu, tych samych gatunkw drewna, ktrymi si posuono, robic amulet, Thea uoya gazki w najwikszej brzowej misie babci i zapalia. Do tego troch patkw gorzkni, witego ostu, korze mandragory... te drewna potguj moc. Prawdziwa magia krya si w buteleczce wyrzebionej z jednego kawaka malachitu. By to eliksir przywoujcy zmarych. Thea nie miaa pojcia, jakie skadniki zawiera ta mikstura. Zdrapywaa woskow piecz paznokciami, a zdoaa wyj korek. Zawahaa si, jej donie dray w rytm uderze serca. Do tej pory ogldaa przedmioty, ktrych nie powinna doty ka - niedobrze, ale to mona wybaczy. Ale zaraz rozpali zakazany ogie, a tego nikt jej nie daruje. Jeli Starsi si dowiedz, co zrobia... Odkorkowaa buteleczk.

ROZDZIA 8

Ostry, gorzki zapach uderzy j w nozdrza. Zamrugaa szybko i delikatnie przechylia buteleczk. Jedna kropla, dwie, trzy. Ogie buchn niebieskim pomieniem. Wszystko gotowe. To jedyny sposb, by sprowadzi ducha zza zasony - chyba e przekroczy j sama. Wzia amulet Phoebe w obie donie i zamaa piecz. Wy cigna rce nad ogniem i wyszeptaa sowa mocy, ktre usyszaa z ust Starszych podczas ostatniego wita Samhain. - Niechaj bdzie mi dana moc sw Hekate. Od razu poczua, jak sowa nadchodz, pyn z jej ust. Suchaa, jakby mwi kto inny: Zza zasony... przyzywam ci! Zza mgy lat... przyzywam ci!

Z wietrznej pustki... przyzywam ci! Z wskich bezdroy... przyzywam ci! Z serca pomienia... przyzywam ci! Przybd szybko, lekko, niezwocznie! Podoga zadraa jak przy trzsieniu ziemi. Nad ogniem pojawiy si nowe pomienie. Zimne, upiorne, jasnoniebieskie i fioletowe - lizay jej donie. Ju je otwieraa, ju miaa upuci amulet w magiczny ogie... I wtedy rozleg si huk. Drzwi sypialni stany otworem i po raz drugi w cigu dwunastu godzin z przeraeniem patrzya na Blaise. Cay dom si trzsie! Co ty wyprawiasz? Cofnij si! - zawoaa Thea. Blaise otworzya usta ze zdumienia. Rzucia si do przodu. Co ty wyrabiasz? Prawie skoczyam. Oszalaa! - Blaise chciaa jej wyrwa amulet, ale Thea zabraa rce. Kuzynka zapaa srebrn szkatuk. Zostaw to! - Thea chwycia drugi koniec skrzyneczki. Zaczy si mocowa. Ogie parzy The w rce. Puszczaj! - Blaise cigna szkatuk z caej siy. - Uprzedzam... Donie Thei zwilgotniay od potu. Szkatuka si wylizna. I wtedy to si stao. Srebrna skrzyneczka otworzya si w doniach Blaise i amulety si posypay. Pukle wosw - czarnych, siwych, rudych. Wikszo wyldowaa na pododze - ale jeden wpad w pomie. Piecz pka z gonym trzaskiem. Thea znieruchomiaa na uamek sekundy, potem natychmiast wsuna rk w pomienie. Ale glina ju pona: nie na czerwono, na biao. Thea nie zdoaa wydoby amuletu. Przez chwil wydawao jej si, e dostrzega niebieski symbol. Z ognia wystrzelia biaa byskawica. Thea runa na ko kuzynki, Blaise wpada na cian. Byskawica przybraa ksztat kolumny. Thea nie tyle to widziaa, ile czua. Ksztat, ktry omit pokj powiewem lodowatym jak arktyczny wiatr, rozrzuca ksiki i ubrania. Dotar do okna, przystan, jakby zbiera si w so bie, pniej przenikn przez szyb. I po wszystkim. - Wielka Matko ycia - sapna Blaise spod ciany. Wpatrywaa si w okno wielkimi, rozwietlonymi oczami. Penymi strachu. Baa si. Dopiero wtedy Thea zrozumiaa ca groz sytuacji. Co mymy narobiy? - szepna. My? Co ty narobia? - Blaise si otrzsna, znw staa si zoliwa. - Co to byo? Thea wskazaa rozsypane amulety. A jak mylisz? Czarownica. Ale ktra? A niby skd mam wiedzie? - Thea niemal krzyczaa, strach przerodzi si w gniew. - Chciaam przywoa Phoebe. -Podniosa rudowosy amulet. - Ale wywoaymy t, ktrej amulet wpad do

ognia, kiedy wyrywaa mi szkatuk. Nie zwalaj winy na mnie. To ty odprawiaa zakazane czary. Przywoywaa zmarych. I cokolwiek si stanie - Blaise wskazaa okno - bdzie przez ciebie. - Wstaa, potrzsna wosami, wyprostowaa si. Dostaa za swoje! Chciaa mnie poszczu duchami! - Odwrcia si na picie i wysza. - Wcale nie! - zawoaa Thea, ale Blaise ju trzasna drzwiami. Thea opanowaa zo. W odrtwieniu spojrzaa na srebrn szkatuk na ziemi, do ktrej na chwil odoya skrawek chusteczki z krwi Erica. Chciaam tylko, by kto go chroni. Kto, kto mu pomoe zwalcza twoje czary, dostrzee w nim wartociow istot, cho jest tylko czowiekiem. Z rozpacz rozejrzaa si po pokoju. Nagle poczua si starsza ni babcia. Z trudem wstaa i jak automat zacza sprzta. Wysypujc popi z brzowej misy, zobaczya na dnie lepki osad. Nie zdoaa go zmy ani zeskroba noem. Wsuna mis pod swoje ko. W jej gowie wiroway niespokojne myli. Kto przyby? Nie wiadomo. Eliminacja nic nie da, zbyt wiele amuletw jest nieoznaczonych. Co robi? Na to pytanie te nie znaa odpowiedzi. Jeli komu co powiem, nawet babci, zapyta, czemu przywoywaam zmarych. A jeli wyznam prawd, Eric i ja jestemy skazani na mier. O zachodzie soca w zauku na tyach sklepu pojawia si limuzyna. Thea dostrzega j z okna i przeraona wybiega na dwr. Dwa wampiry o twarzach bez wyrazu pomagay staruszce wysi. Sudzy Thierry'ego. Co si stao? Nic. Zrobio mi si troch sabo i tyle. - Babcia zdzielia wampira lask. - Sama sobie poradz, modziecze! Tak jest, szanowna pani - odpar wampir, moe trzy, cztery razy starszy od sdziwej czarownicy. Spojrza na The: - Pani babcia zemdlaa. A mj ucze, nicpo jeden, nie przyjecha. - Ju sza do drzwi. Thea poegnaa wampira skinieniem gowy. Babciu... Jeli chodzi o Tobiasa, to moja wina. Daam mu wolne. - odek, ju i tak bolenie cinity, jeszcze bardziej si skurczy. - Jeste chora? Jeszcze dobrych kilka lat pocign. - Zacza mozoln wspinaczk na schody. - Wampiry nie wiedz, co to staro. - Po co tam pojechaa? Staruszka zaniosa si kaszlem. - Nie twoja sprawa; musiaam ustali z Thierrym pewne sprawy. Zezwoli, by w Samhain Wewntrzny Krg witowa na jego ziemi. Na piterku Thea zaparzya zioow herbat w maej kuchni i zebraa si na odwag. Babciu, kiedy podczas Samhain Starsi wywouj duchy, jak je potem odsyaj? A co ci to obchodzi? - burkna starowina, ale Thea tyl ko na ni spojrzaa. - Mamy zaklcia, by je przywoa. A eby odwoa, wypowiada si sowa wspak. Musi to zrobi ta sama czarownica, ktra wezwaa ducha. Czyli tylko ja. To wszystko? Skde. To mudny proces. Naley rozpali ogie i rozsypa zioa. Ale jeli zrobi si to waciwie,

mona przywoa ducha spomidzy kamieni i odesa tam, skd przyby - mruczaa babcia. Spomidzy kamieni? - spojrzaa zdziwiona Thea. Tych, ktre otaczaj duchy. No pomyl tylko! Jeli nie ma kamiennego krgu, duch od razu... fru! Odleci. - Babcia zatoczya uk rk. - I jak go potem znajdziesz? Wanie po to pojechaam dzisiaj do Thierry'ego - dodaa, pijc herbatk. - Potrzebny nam krg z piaskowca, a oczywicie wszystko na mojej gowie - narzekaa cicho. Thei zrobio si sabo. Trzeba by blisko ducha, eby go odesa? Jasne. Na odlego splunicia. I nie myl, e nie wiem, czemu pytasz. Thei zaparo dech w piersiach. - Planujecie co na Samhain. I to pewnie pomys Blaise. Jestecie jak Maya i Hellewise. Ale na razie o tych zaklciach zapomnijcie. Nie s dla panienek. - Zaniosa si kaszlem. - Nie rozumiem, czemu si pchacie do roli Korony. Cieszcie si modoci, pki j macie. Thea wysza, nie suchajc gniewnych pomrukw babci. Nie stworzya krgu, wzywajc ducha; nie wiedziaa, e to konieczne. A teraz niby jak ma si zbliy do niego na tyle, by go odesa? No c, musi pozosta wrd nas, stwierdzia dzielnie. Pech, ale przecie po wiecie wczy si mnstwo duchw. Moe sam wrci, jeli mu si nie spodoba. Ale wyrzuty sumienia nie daway jej spokoju. Do tego martwia si troch stanem zdrowia babci. Blaise nie przysza do sypialni. Do pna w noc pracowaa nad naszyjnikiem. W poniedziaek rano caa szkoa a huczaa od plotek 1 Randym Mariku na imprezie. Dziewczyny byy rozczarowane 2wcieke na Blaise, chopcy - wkurzeni na Randy'ego. - Wszystko w porzdku? - zapytaa Dani po literaturze. -Jeste bardzo blada. Thea umiechna si lekko. Miaam ciki weekend. Naprawd? Co z Erikiem? To pytanie zaniepokoio The. Twarz koleanki bya sodka i zatroskana jak zwykle, ale nie mona ufa nikomu. Dani pochodzi ze wiata nocy, jest czarownic, nienawidzi ludzi. - Co? Czyli co? - burkna zdenerwowana Thea. - Rozwaliam jego samochd? Zmieniam go w ab? Dani, zaszokowana, szeroko otworzya aksamitne oczy. Thea odwrcia si na picie i odesza. Ale ze mnie idiotka. To byo gupie. Przed Blaise nie musz ju udawa, ale przed innymi czarownicami - owszem. Jak lunatyk sza do szafki Erica. Nie zwracaa uwagi na mijanych ludzi. Jestem tu zaledwie od tygodnia. Jakim cudem cae moje ycie si zawalio? Kc si z Blaise, wypowiadam zakazane zaklcie, boj si rozmowy z babci i ami zasady wiata nocy. - Thea! Szukaem ci. Gos Erica - ciepy, radosny. Odwrcia si i napotkaa pogodne spojrzenie zielono-szarych oczu. Jego umiech odmienia wiat. Moe jednak wszystko si uoy. - Wczoraj do ciebie dzwoniem, ale cigle odzywaa si sekretarka. Thea nawet nie spojrzaa na telefon.

- Przepraszam, sporo si dziao. - Jest taki miy; rozpaczliwie prbowaa podtrzyma rozmow. - Moja babka jest chora. Spowania od razu. To okropne. Tak. - Szukaa w torebce lnianego woreczka, ktry rano zabraa z domu. Zawahaa si. - Eric, moemy pogada na osobnoci? Przez chwil? Chciaabym co ci da. Zamruga, komicznie poruszy brwiami. - Cudownie. I nawet wiem, dokd pjdziemy. Chod. Przeszli przez kampus do oddalonego budynku, odrapanego i zapuszczonego. Wielki transparent zaprasza na imprez z okazji Halloween. - Gdzie jestemy? Eric, z doni na klamce, pooy palec na ustach. Zajrza do rodka i skin na The. - To stara sala gimnastyczna. Maj j wyremontowa i urzdzi tu wietlic, ale brakuje funduszy. achn si. - Pewnie dlatego, e wszystko idzie na remont centrum miasta. No dobra, w czym rzecz? Thea zaniemwia, gdy zobaczya wntrze. Zupenie zapomniaa o woreczku z zioami. - Eric - rozgldaa si, czujc mdoci. - To na Halloween? - Tak. W cigu semestru organizuj tu przyjcia dobroczynne. To nietypowa impreza, ale w zeszym oku zebrali spor sumk. Nietypowa, pomylaa Thea tpo. To mao powiedziane. Pomieszczenie byo czciowo puste: poamany kosz do koszykwki, rury pod sufitem. Ale w gbi wygldao jak skrzyowanie redniowiecznego lochu i kasyna. Powoli sza w tamt stron. Jej kroki niosy si echem. Drewniane budki udekorowane czarno-pomaraczow krepin. Sztuczne pajki. Thea czytaa transparenty: Przepowiadanie przyszoci... Utop wiedm... Pawienie ludzkich gw? Wyjmowanie jabek ustami - wyjani Eric chyba zawstydzony. - Tak dla zabawy. Gra si plastikowymi etonami i wymienia je na nagrody rzeczowe. Thea wytrzeszczya oczy. Koo tortury - ruletka z kuk czarownicy porodku. Krwawy black jack. Czarcie rzutki..................................................................................... I wszdzie postaci czarownic. Szmaciane lalki zwisajce z rur. Kartonowe figury wygldajce zza stow. Papierowe wycinanki na cianach. Grube i chude, siwe, zezowate, pryszczate, mieszne, straszne... brzydkie. To jedno je czyo. Wic tak o nas myl ludzie. Wszyscy. - Thea? Wszystko w porzdku? Odwrcia si gwatownie. - Nie. Popatrz tylko! Mylisz, e to fajne? Ze przy czym takim mona si bawi? - Pprzytomna odwrcia go przodem do elaznej Dziewicy, a raczej drewnianej repliki z gumowymi kolcami. - Po co to ludziom? Zapac, eby na tym usi? Nie rozumiej, e to si dziao naprawd? e wsadzano tu ywe osoby, a po zamkniciu kolce wbijay si w ramiona, brzuchy, oczy... - Nie moga mwi dalej. Eric by zaszokowany. Nigdy nie widzia Thei w takim stanie. Thea, posuchaj, przykro mi, ja nie pomylaem... Albo to. - Thea wskazaa kolejne narzdzie tortur. -Wiesz, e czarownice naprawd amano koem? Gruchotano im wszystkie koci, przekadano rce i nogi midzy szprychami, a potem nabijano koo na pal i zostawiano na mier.

Thea, ja... - wyjka przeraony Eric. A te rysunki! Torturowane czarownice nie miay zielonej skry i zych oczu. To nie byy potwory, diaby, tylko ywe kobiety! Eric wycign do niej rce, ale si odsuna wpatrzona w wyjtkowo paskudn wiedm. - I tu mamy si wietnie bawi? Mylisz, e czarownice tak wygldaj? - Ogarniaa j histeria. - No, przyznaj! Oczyma wyobrani zobaczya wiat: Dani, Blaise i inne czarownice po lewej; Eric, uczniowie i caa ludzko po prawej; midzy rasami morze nienawici, a ona porodku. Eric zapa j za ramiona. - Nie, nie uwaam, e to w porzdku. Posuchaj, prosz! -Niemal ni potrzsa, ale w oczach byszczay mu zy. - Strasznie mi gupio - zacz. - Nigdy nie traktowaem tego powanie. To moja wina. Nie pomylaem. Dopiero teraz widz, jakie to okropne, i bardzo przepraszam. Niepotrzebnie tu przyszedem, akurat z tob... Thea znw si spia. - Co to znaczy: akurat ze mn? - sykna. Zawaha si, spojrza jej w oczy i odpar spokojnie: - Ze wzgldu na sklep twojej babki. Oczywicie, to tylko zioa i pozytywne mylenie, ale w przeszoci ludzie wytykaliby j palcami i nazywali czarownic. Thea odetchna z ulg. Nie szkodzi, e ludzie uwaaj babci za czarownic, jeli przez to rozumiej gadanie do rolin i sporzdzanie toniku na porost wosw. I nie moga nie wierzy Ericowi, patrzc w jego zielone oczy. Ale wykorzystaa okazj. Tak, a mnie pewnie spaliliby za to na stosie. - Otworzya zacinit do. - A ty umieraby ze strachu, gdybym ci prosia, eby nigdy si z tym nie rozstawa; uznaby, e rzuciam zaklcie i... Nic podobnego - zapewni i wzi ma zielon poduszeczk. Pachniaa sosn z New Hampshire, bo w rodku byy jej igy i inne zioa zapewniajce ochron, i jeszcze kryszta Isztar, zocisty beryl z imieniem babiloskiej bogini. Thea nie wymylia nic lepszego, co chronioby przed magi Blaise. - Ucaowabym, schowa i zawsze nosi przy sobie - powiedzia i tak zrobi. - Piknie pachnie - doda. Thea musiaa si umiechn. Postawia wszystko na jedn kart. - eby ci o mnie przypomina. - Nigdy nie wyjm go z kieszeni - zapewni. No, to niele wyszo. - Posuchaj, pewnie co si da z tym zrobi. - Eric si rozej rza. - Rada szkoy ma dosy zej prasy. Moe skocz po kamer, pstrykniemy kilka zdj na zajcia z dziennikarstwa, zrobimy reporta i wyjanimy, dlaczego nam si to nie podoba? Thea zerkna na zegarek. Czemu nie? I tak ju przepad mi francuski. Umiechn si. Zaraz wracam. Thea przechadzaa si midzy stanowiskami pogrona w mylach. Mao brakowao, a wykrzyczaabym ca prawd. A potem... moe sam si domyli. Czy to takie straszne? I tak ciy na nim wyrok mierci, bo go kocham; niewane, czy wie, czy nie. A jeli wie, co powie? Moe nie ma nic przeciwko czarownicom w ogle, ale u swojego boku? Jest jeden sposb, by si przekona. Opara si o drabin i wbia niewidzcy wzrok w szmat wiszc nieopodal. Oczywicie, to tylko

teoretyczne rozwaania, bo przecie... Nagle uwiadomia sobie, na co patrzy. Spod zasony wystawa but. Na nodze. Odruchowo zaoya, e to kolejna kuka czarownicy, ale teraz spojrzaa uwaniej. Wosy stany jej dba. Bo niby dlaczego ubrali wiedm w czarne buty Nike?

ROZDZIA 9

By to widok tak nieoczekiwany, e w pierwszej chwili Thea mylaa, e wzrok pata jej figle. Moe to sprawa otoczenia - ciemne pomieszczenie, w ktrym kroki nios si echem, i te makabryczne ekspozycje. Jeli tylko zerknie w inn stron, a potem znw spojrzy... Nadal tam wisia. Powinnam zadzwoni po kogo. Moe to co strasznego. Lepiej przynajmniej zaczeka na Erica. Poruszaa si powoli, jak we nie. Uja skraj szmaty w dwa palce i uniosa odrobin. But tkwi na nodze. W dinsach. To nie manekin. Zobaczya drugi but. Ogarno j przeraenie. I, o dziwo, pomogo. Najpierw pomylaa: to czowiek. Moe jest ranny. Dziaaa instynktownie, zdusia strach. Trzymaj si, zaraz zobaczymy... cigna szmat. Zobaczya nogi, palce zacinite na rkawie szaty plastikowej czarownicy. I wtedy ujrzaa gow. Odskoczya, zakrya usta domi. Patrzya tylko chwil, ale obraz na zawsze zapad jej w pami. Szaroniebieska twarz, przeraliwie opuchnita. Groteskowo wybauszone oczy. Jzyk wystajcy jak parwka spomidzy czarnych warg. Ugiy si pod ni nogi. Ju widziaa zmarych. Uczestniczya w ceremoniach poegnania, gdy szcztki czarownicy wracay do ziemi. Ale tamte osoby zmary mierci naturaln i na ich twarzach malowa si spokj, a tutaj... To chyba chopak. Krtkie wosy, paska klatka piersiowa. Nie potrafia go jednak zidentyfikowa; rysy twarzy mia tak znieksztacone, e w ogle nie przypomina czowieka. Umar gwatown mierci. Oby jego duch by wolny i nie szuka zemsty. Och, na Lwiogow Sekhmet, bogini Egiptu, Kochank mierci, Straniczk Wrt, Sekhmet, ktra niesie cisz... Promie wiata przerwa potok myli. - Ju jestem! - zawoa Eric od drzwi. Ledwie trzymaa si na nogach. Otworzya usta, ale z jej garda wydoby si jedynie szept: - Eric. Szed w jej stron. Co si stao? Thea! Tu jest trup. Widziaa, jak jego oczy rozszerzaj si z niedowierzaniem. Podszed do ciaa na pododze, zatrzyma

si, pochyli, przyglda. Odwrci si gwatownie i obj The, jakby chcia j chroni przed tym, co zobaczy. Nie patrz - sapn. - O Boe. Jest le. Wiem. Bardzo le... Tulili si do siebie, szukali pociechy w koszmarze. On nie yje. Nie yje - powtarza Eric. - Nic nie moemy zrobi. O Boe. To chyba Kevin Imamura. Kevin? - Thei zawiroway czarne plamy przed oczami. -Nie, niemoliwe. Chodzi w takiej koszuli. Te wosy. I jest w grupie dekorujcej sal. Pewnie ustawia manekin. Rana na policzku - jak lad po brzytwie. I mikkie ciemne wosy, tak, moliwe, e to Kevin. A to znaczy... Blaise. Chod. Musimy zawiadomi policj - wydusi Eric. Thea pozwolia si wyprowadzi. Mylami bya Blaise. Czy ona wie, czy ona... Nie chciaa nawet o tym myle. Czyby Blaise posuna si a do tego? Odebraa ycie? To zakazane. Ale w yach Harmanw pynie te krew lamii, a wampiry czasami zabijaj, aby zyska moc. Czyby mrok a tak pochon Blaise? Poszli do sekretariatu. Thea niewiele pamitaa, co tam si dziao. Wszystko migao jej przed oczami. Sekretarki. Dyrektorka. Policjanci. Bya wdziczna losowi za Erica, ktry odpowiada na pytania, a ona moga milcze. Musz odnale Blaise. Wrcili do sali gimnastycznej. Policjanci otoczyli budynek t tam. Dookoa gromadzili si uczniowie i nauczyciele. Thea przeczesywaa tum wzrokiem, ale nigdzie nie widziaa kuzynki. Powoli docieray do niej gosy. Podobno to Kevin Imamura. Mwi, e ten kole z imprezy wrci i go zaatwi. Eric! Eric, widziae trupa? Jeden gos wybi si ponad pozostae. Pani Cheng, a co z zabaw na Halloween? Otworz sal? Dyrektorka, ktra rozmawiaa z policjantem, odwrcia si energicznie, ciemne wosy rozwiewa wiatr. Nie wiem - zwrcia si do zebranych. - Wydarzya si tragedia, bdzie ledztwo. Trzeba czeka. A teraz wracajcie na lekcje. Koledzy, zabieramy uczniw do sal. Nie mog - szepna Thea. Staa z Erikiem troch dalej. Zabior ci do domu - zaproponowa. Nie. Musz znale Blaise. Zapyta j o co. - Usiowaa zmusi otpiay umys do pracy. Posuchaj, powinnam powiedzie ci wczeniej. Uwaaj na siebie. Dlaczego? - Ze wzgldu na Blaise. Spojrza na ni z niedowierzaniem. Thea... - Zerkn na star sal gimnastyczn. - Nie sdzisz chyba, e miaa cokolwiek wsplnego z tym, co spotkao Kevina? Nie wiem. Moe kto zrobi to za ni albo zmusia bieda ka, by popeni samobjstwo - mwia ciszonym gosem. Patrzya Ericowi prosto w oczy, zaklinaa, by uwierzy. - Wiem, e tego nie rozumiesz, ale ona jest jak Afrodyta. Jak Medea. mie je si i niszczy. Zwaszcza kiedy jest za. A jest. gdzie indziej.

Na ciebie. Na mnie? Bo wybrae mnie, a nie j, bo... Z wielu powodw. Niewane. Wane, e moe ci zaatakowa. Prbowa uwie. I... - Thea spojrzaa na t tam - ...skrzywdzi. Wic bd ostrony, dobrze? Obiecujesz? Eric, zaskoczony i zdezorientowany, powoli skin gow. Obiecuj. W takim razie zobaczymy si pniej. Cigle musimy porozmawia, ale najpierw poszukam Blaise. Sza w stron grupki uczniw, zostawia Erica samego na wietrze. Wiedziaa, e odprowadza j wzrokiem. Kto machn doni. To Dani, pena troski i wspczucia. Wszystko w porzdku? Mniej wicej. - Thea rozemiaa si dziwnie. - Widziaa Blaise? Koleanka wzia j za rk. - Pojechay z Vivienne do domu. Do was. Odwioz ci, jeli chcesz. Nie powinna by sama. Thea ucisna jej do. Dziki. - Bya wdziczna i zadowolona, e Dani nie ma do niej pretensji. - I przepraszam za swoje zachowanie. Niewane. Nie wiem, co takiego powiedziaam, ale na pewno nie zamierzaam ci zdenerwowa. Naprawd w porzdku? Bo nie chc ci jeszcze bardziej wkurzy. Czym, Dani? No, czym? Twoja babcia zachorowaa. Wanie dlatego Blaise i Vivienne pojechay do domu. Mama Vivienne napisaa im SMS-a Jest uzdrowicielk i chyba zabiera babci do siebie. Thea si przeja. Babcia nie wybraa Las Vegas z tych po wodw co inni. Wampiry osiedlay si tutaj, bo ludzie zjawia j si na krtko i nikt nie zauway ich zniknicia. Czarownice przycigaa liczba punktw mocy na pustyni. Babci jednak zaleao na suchym, ciepym klimacie. Od dziecka chorowaa na puca. Oby to nie byo nic powanego, szeptaa bezgonie w drodze do domu. Czua, jak napina jej si skra na caym ciele. Gdy dotary do sklepu, babci ju nie byo. Na dole zastali Tobiasa i Vivienne. Jak ona si czuje? - dopytywaa Thea. - Jest bardzo le? Nie bardzo - zapewni Tobias. - Ale dzisiaj od rana krcio jej si w gowie, a potem miaa atak kaszlu. W kocu uznaa, e kto powinien go zakl, wic zadzwonia do pani Morrigan. wietnie. Zaklcia piewane. Akurat to, czego babcia nienawidzi. Musiaa si naprawd kiepsko poczu, skoro zdecydowaa si na tak terapi. Mog do niej zadzwoni? Lepiej nie - wtrcia si Vivienne. W zielonych oczach malowaa si troska, w gosie brzmiaa otucha. - Mama pewnie ju si ni zaja, a kiedy zaklina, trwa to ca noc. Wic im nie przeszkadzaj i si nie martw. Moja mama jest naprawd dobra. Tak... nie tym si martwi. - Thea rozejrzaa si, za nim wrcia wzrokiem do Vivienne. - Syszaa, co si stao w szkole? Nie. - Vivienne nie wykazaa specjalnej ciekawoci. -A co si stao? Thea nie odpowiedziaa. Zapytaa tylko:

Gdzie Blaise? Na grze, pakuje si. Przenocuje u nas. Ty te moesz, Thea! Thea ju biega na piterko. Wpada do ich pokoju. Blaise rozoya walizk na ku. Thea nie owijaa w bawen. - Zabia Kevina Imamur? Blaise upucia czarn jedwabn koszulk. Sucham? Co ty gadasz? Nie yje. I mylisz, e ja to zrobiam? Dziki, ale nie jego mam ochot zamordowa. - Zmruya oczy, Thei zrobio si zimno. Blaise przechylia gow. - Jak zgin? - Zosta uduszony. Blaise uniosa brwi. Hm. Ciekawe, gdzie Randy? - mrukna. - Wyja z szaty koszulk, przyjrzaa si jej badawczo i dodaa: - Chcesz przenocowa u Viv? Lepsze to ni zosta tu sama. Nie wiem. Czy musz ci pilnowa, eby Eric nie skoczy jak Kevin? Blaise zmierzya j wzrokiem. - Kiedy chc jakiego chopaka, to go zdobywam. I nie dusz, pki nie dopn swego. Zatrzasna walizk i wysza. Thea przysiada na ku. Wiedziaa, e kuzynka nie zamordowaa Kevina mimo jej ostrych sw. Blaise bya naprawd zaskoczona. A Randy? Moe to on, jeli udao mu si wymkn ze szpitala. Mia motyw, nienawidzi Kevina. Ale... Inne wytumaczenie nasuwao si samo, tak logiczne, e chyba od pocztku czaio si w podwiadomoci. Duch. Siedziaa jeszcze dugo, analizujc sytuacj. Czua si, jakby szukaa drogi w gstej mgle. Babci nie ma. Zreszt, jest chora, wic nie mona jej teraz martwi... Blaise mi oczywicie nie pomoe, ale komu musz zaufa. Dani delikatnie otworzya drzwi. Mog? - Gdy Thea skina gow, wesza i usiada na ku Blaise. Wszyscy pojechali. Wysaam te Tobiasa. Umwi si z dziewczyn. Jeli sobie yczysz, zostan na noc. Thea gboko zaczerpna tchu. Dziki. Nie chc by wcibska, ale... Czy naprawd wszystko w porzdku? Jeste blada jak trup. - Zagryza wargi. - Przepraszam, gupio zabrzmiao. Posuchaj, przyjanimy si, pragn ci pomc. Kolejny oddech. Thea podja decyzj. - Wypowiedziaam zakazane zaklcie. Dani opada szczka. Jakie? Przywoaam ducha. Na szczcie Dani nie wrzasna z przeraenia, wic Thea wszystko jej powiedziaa. O wzywaniu, nie o przyczynach. I teraz si boj, e wypuciam co, co zamordowao Kevina - zakoczya. - To nie bya Blaise. Uwaa, e Randy, ale... - Thea pokrcia gow. Zaraz, pomyl logicznie. Niby dlaczego miaby to zrobi duch? - Racjonalny gos nis ukojenie. -

Wypucia kogo, nie co. Starsi cigle wzywaj przodkw i nic zego si nie dzieje. Masz wyrzuty sumienia, bo tobie nie wolno wypowiada zakl przyzywajcych. Nie, Dani. Nie potrafi tego wytumaczy, ale to, co wypuciam... To nie by przyjazny duch. Powali mnie i Blaise na ziemi. Duchy, ktre przywouj Starsi, nie s takie, widziaam to. No c. - Dani nie bya przekonaa. - Ale dlaczego miaby mordowa ludzi? Nie wiem. - Thei powoli rozjaniao si w gowie. - Ale moe ksiga nam powie - dodaa z namysem. Dziesi minut pniej siedziay obie na ku. Midzy nimi leay elazna szkatuka i ksiga. Zacznijmy od tego: co wiesz o amulecie, ktry wpad do ognia - zacza Dani fachowo. - Czy wosy byy siwe, co znaczyoby, e... ...to stara czarownica. - Thea od razu zrozumiaa. - Nie, nie siwe, ciemne. Mahoniowe. - Zamkna oczy, eby lepiej sobie przypomnie. - To dziao si tak szybko, ale chyba byy dugie... A wic kobieta. Tak. - Thea zagbia si w lekturze. - Popatrz tutaj. Suzanne Blanchet - odczytaa Dani. - Urodzona w tysic szeset trzydziestym czwartym w Esgavans w dniu zawarcia pokoju przez Francj i Hiszpani. Sdzona w tysic szeset pidziesitym trzecim w Ronchain, uwiziona na dworze Rieux. Posuchaj zarzutw - dodaa Thea ponuro. - Rzucanie urokw na zboe, zabijanie byda, sprowadzenie klski godu na kraj i duszenie dzieci dugimi wosami. Duszenie - sapna Dani. Zaprzeczaa wszystkiemu, ale zostaa poddana torturom. Rozcigana na kole, zaklinaa si, e nie jest czarownic, ale kiedy zaczli j ama, przyznaa si". A potem torturowali jej rodzin. - Dani przebiega tekst wzrokiem. - Na Izyd, posuchaj tego. Miaa dziesicioletniego brata Clementa i szecioletni siostr Lucienne. Ich take torturowali. I spalili. - Thea zadraa. W pokoju nie byo zimno, a jednak poczua w sobie ld. - Obiecali, e dzieciom oka ask i udusz przed spaleniem, ale nie zapacili katu, wic spony ywcem na stosie... - Nie dokoczya. Na oczach siostry - szepna Dani. Ona take dygotaa. Przywara do Thei. - Jak mogli? Nie wiem. Nic dziwnego, e zasady wiata nocy s surowe. Ze musimy zachowa nasze istnienie w tajemnicy, skoro takie rzeczy nam robi. Thea przekna lin - wolaa nie myle o zasadach wiata nocy. A potem spalili Suzanne - powiedziaa cicho, wpatrzona w ksig. - Ju w pomieniach wypowiedziaa kltw i daa zemsty. Te bym tak zrobia. - W mikkim gosie Dani pojawiy si metaliczne nuty. - Wrciabym i ich pozabijaa. Urwaa. Wymieniy z The spojrzeniami. I moe wanie si mci - zacza Thea powoli. - Tylko e nie dopada oprawcw. Ale znalaza co podobnego, izb tortur. I Kevina, ktry wiesza kuk czarownicy albo robi co, co przywodzio jej na myl... - Spojrzaa na ksik. - Stracia panowanie nad sob. I go zabia. Tak, jak jej to zarzucano. - Dani si skrzywia. - Kiedy widziaa Kevina, mia co na szyi? Thea wbia wzrok w okno i usiowaa sobie przypomnie. Nabrzmiaa twarz... wywalony jzyk... ciemne sice na szyi.

Nie - odpara cicho. A wic zabraa narzdzie zbrodni. - Dani si wzdrygna i zamkna ksig. - Chocia na razie to tylko spekulacje. Thea wpatrywaa si w poke stronice. - Nie sdz - odpara cicho. - Widzisz symbol przy jej imie niu? Poznaj go. By na amulecie, w ogniu. - Thea odwrcia gow. - Tak, Dani, to Suzanne. Wypuciam j, a teraz ona mor duje. Przeze mnie kto straci ycie. - Dopiero wtedy w peni dotara do niej okrutna prawda. Jakby, wypowiadajc te sowa, sprawiaa, e stay si faktem. Kevin nie yje. Ju nie przyjdzie do szkoy, nie naprawi porsche. Nie umiechnie si do adnej dziewczyny. - A ja czuj si okropnie - wyznaa. Bl narasta, podchodzi fal do garda. Popyny zy. Dani obja j czule. Thea troch si uspokoia. Nie chciaa tego. Tylko eksperymentowaa. Nie wiedziaa, co si stanie. Niewane. - Thea wytara twarz rkawem. Bl w piersiach stpia i nagle poczua gorc potrzeb dziaania. - Niewane - powtrzya. - To i tak moja wina. Ale jedno ci powiem: nie pozwol, eby znw kogo skrzywdzia. Powstrzymam Suzanne. Odel w zawiaty. Pomog ci. - Dani zacisna usta. - Tylko jak? Thea przez chwil wpatrywaa si w przestrze. Mam pomys - odezwaa si w kocu.

ROZDZIA 10

Babcia mwia, e ducha moe odesa tylko ten, kto go wezwa - wyjania. - Najgorzej, e trzeba go mie w zasigu wzroku, kiedy wypowiada si zaklcie. No dobrze. - Dani skina gow. - Ale... Poczekaj, zaraz do tego dojd. - Thea przechadzaa si midzy kami. Najpierw mwia powoli, potem coraz szybciej. - Przecie niemoliwe, e co takiego zdarzyo si po raz pierwszy. Kto gdzie kiedy na pewno wywoa ducha i pozwoli mu uciec. A pniej usiowa go przycign. I co z tego? To, e moe jest gdzie wskazwka, jak tego dokona. I bdziemy wiedziay, co robi. Dani podchwycia pomys. Tak i to nawet nie musi by przywoany duch. Bo przecie niektre w ogle nie chc odej po mierci, prawda? Moe znajdziemy opis, jak je odesa na drug stron. Albo opowie, wiersz. Cokolwiek, co nam powie, jak utrzyma je w pobliu na czas wypowiadania zaklcia. - Thea si umiechna. - A jeli babcia ma czego w brd, to wanie starych ksig. Dani poderwaa si z byskiem w oku. - Zadzwoni do domu i powiem, e u ciebie nocuj. Dani zatelefonowaa do mamy, Thea daa zna

Ericowi, e u niej wszystko w porzdku. Teraz jeszcze bardziej si o niego martwia, wiedzc, e po wiecie grasuje szalony duch. - Na pewno dasz sobie rad? - dopytywa. - Nadal mam wyrzuty sumienia, e ci tam zabraem. Chciabym si z tob spotka w mniej dramatycznych okolicznociach. The co cisno za serce. Ja te. Moe jutro? wietnie. - Wolaa z nim duej nie rozmawia przy Dani. Koleanka zbyt atwo zorientowaaby si w jej uczuciach. W pracowni Thea od razu zauwaya, e Blaise zabraa nowy naszyjnik ze sob. A wic niedugo go skoczy. - Zaczn od tej strony. - Dani staa przed regaem penym ksig. - Niektre wydaj si bardzo stare. Thea zaczta od drugiego koca. W pracowni babci byy najrniejsze ksiki: oprawione w skr, papier, ptno, zamsz, nieoprawione w ogle. Drukowane i rkopisy, po angielsku i w jzykach, o ktrych Thea w yciu nie syszaa. Na pierwszej pce nie znalaza niczego ciekawego, nie liczc przepisu na Eliksir nienawici, ktry dziaa rwnie dobrze, a moe nawet lepiej ni stosowane czciej eliksiry niechci i pogardy, a zarazem jest mniej kosztowny ni eliksir odium, preferowany przez rodziny krlewskie i arystokracj. Co wicej, bardzo dugo nie traci magicznych waciwoci..." Thea odoya t ksig na bok. Przejrzaa kolejn pk. - O, znalazam wasze drzewo genealogiczne - oznajmia Dani. Thea podesza do koleanki. Tak, poznaj. Ale babcia nie doprowadzia go do samej Hellewise. - Rozemiaa si. A to kto? - Dani wskazaa nazwisko. - Hunter Redfern. - Wydawao mi si, e Redfernowie to arystokracja wrd wampirw. Wrd lamii. No wiesz, jest rnica. Wampir stworzony nie moe mie dzieci, lamia tak. Ale co lamia robi w waszym drzewie genealogicznym? To wanie Hunter Redfern zawar przymierze z Maeve Harman, jeszcze w siedemnastym wieku. Staa wwczas na czele rodu. Widzisz? A my pochodzimy z tego zwizku, w prostej linii od jej crki Roseclear. - Zrobia to z wampirem? Straszne. Thea si umiechna. Chciaa, eby te wiecznie zwanione rody wreszcie przestay walczy. I do dzisiaj wszyscy Hermanowie maj w yach odrobin wampirzej krwi. Pomyl o tym, kiedy ci przyapi, jak akomie patrzysz na moje gardo. - Dani pochylia si nad drzewem genealogicznym. - Wyglda na to, e ty i Blaise jestecie ostatnie z Harmanw. Owszem. Ostatnie kobiety ogniska. - To dua odpowiedzialno. To samo powiedziaa babcia. Thea nagle poczua si nieswojo, patrzc na drzewo genealogiczne. - No tak. Czytamy dalej? Mino wiele godzin, zanim Dani odezwaa si ponownie. Mam. Co?

Thea siedziaa obok. Dani przegldaa ksig z ksiycem w nowiu i trzema gwiazdami na okadce. Symbol wiata nocy oznaczajcy czarownice. To ksiga anegdot, ale podobno s prawdziwe. Niejaki Walston Harman w XVII wieku umar, ale nie przeszed na drug stron. Pata figle mieszkacom swojego miasteczka; pojawia si im w nocy z gow pod pach i tak dalej. Ale nigdy nie zostawa w jednym miejscu na tyle dugo, by mogli go zapa. Wic jak go wytropili? Dani umiechna si tryumfalnie. Wcale go nie tropili. Zwabili. The olnio. Jasne, ale ze mnie idiotka. Ale jak? Smuky palec Dani przesuwa si w d strony. Po pierwsze, poczekali do wita Samhain, kiedy zasona midzy wiatami jest najciesza. Wtedy Nicholas Harman przygotowa obfit uczt. Zastawi st ulubionymi przysmakami Walstona: plackami z dyni i niedwiedziego misa. - Dani si skrzywia. - Przepis te podaj. Fuj. Niewane. Zadziaao? Najwyraniej. Ustawili st w pustym pomieszczeniu i zamknli krg. Staruszek Walston zjawi si zwabiony jedzeniem. Pewnie chcia popatrze, bo przecie nie je. I wtedy otworzyli drzwi i go dopadli. I odesali szybko, lekko, bezzwocznie" - przeczytaa Thea nad ramieniem Dani. Historia wydawaa si prawdziwa. Tylko kto, kto widzia ceremoni przyzywania lub odsyania ducha, uyby takich sw. Wic wreszcie wiemy, jak to zrobi - cieszya si Dani. -Poczekamy do Samhain i zwabimy Suzanne. Musimy si tylko dowiedzie, co lubi. Albo czego nienawidzi - wpada jej w sowo Thea. W gowie zawita jej pomys. Dziewczyny wymieniy spojrzenia. Na przykad to, co widziaa w starej sali gimnastycznej -wymamrotaa Dani. - Co, co przypomniao jej wasny los. No wanie, tylko... - Thea urwaa. Jej myli galopoway, ale nie dzielia si nimi z koleank. Problem w tym, e ludzie te mog w Halloween zrobi co, co zaintryguje Suzanne. Jeli policja udostpni star sal gimnastyczn, impreza bdzie nie lada pokus. A zatem, jeli chc odwrci jej uwag, musz wymyli co jeszcze gorszego, co poruszy najbardziej bolesne wspomnienia. Potrzebna mi przynta, czowiek, ktrego zapragnie zabi. Kto, kto bdzie ze mn wsppracowa, kto si zgodzi. Nie Eric. Ta myl pojawia si nagle. Thea poczua, jak serce jej zwalnia, a rce lodowaciej. Nie. Nie Eric, po prostu nie. Nawet za cen ycia. Na pewno jest inne wyjcie, trzeba je tylko znale. Maj czas... Thea? Jeste tu? - Dani przygldaa si jej uwanie. Musiaam sobie to wszystko przemyle. - Zmusia si, by mwi spokojnie i patrze na koleank. - Posuchaj, wanie co przyszo mi do gowy. Jeli Suzanne cay czas obserwuje star sal gimnastyczn, to dobra nasza. Pki budynek jest zamknity, nikt tam nie wejdzie, a ona nikogo nie zabije. Oby - mrukna Dani. - To znaczy rozumiem, dlaczego jest mciwa, ale nikt nie zasuy na tak

mier. Nawet zwyky czowiek. Pno w noc, gdy Dani spaa smacznie na ku Blaise, Thea wpatrywaa si w mdy blask ksiyca za oknem. Nie tylko wspomnienie Kevina nie dawao jej spa, take to, co babcia i Dani powiedziay o cicej na niej odpowiedzialnoci. Nawet jeli uda mi si odesa Suzanne, babcia wyzdrowieje, a Blaise nie zabije Erica, co dalej? Zamaam zasad. Jestem wyklta. Jeli chodzi o Erica, nie ma dla nas wsplnej przyszoci. Chyba e uciekniemy. Ale to znaczy, e musiaabym na zawsze zostawi rodzin. I e yliby my w wiecznym strachu, dokdkolwiek pjdziemy. A ja zdradziabym kobiety ogniska i cay wiat nocy. Zanim zapada w sen, pomylaa jeszcze: niemoliwe, eby to wszystko si dobrze skoczyo. Nastpnego ranka spnia si do szkoy. I dugo nie moga znale Blaise - dopiero na duej przerwie spotkay z Dani czarownice z Krgu Pnocy na szkolnym podwrzu. Poka, prosz - mwia Selene, gdy podeszy. - Tylko odrobink. Bagam! Prba generalna. - Blaise bya bardzo z siebie zadowolona. Upia yk mroonej herbaty i nie zwracaa najmniejszej uwagi na The i Dani. - Jak babcia?- zapytaa Thea bez wstpw. Blaise si odwrcia. Lepiej, ale nie dziki tobie. Dlaczego rano nie zadzwonia? Zaspaam. - I miaam koszmary o uduszonych ludziach. Siedziaymy wczoraj dugo, to nie wina Thei - wtrcia si Dani. Babcia naprawd czuje si lepiej - zapewnia agodnie Vivienne. - Musi tylko troch odpocz i mama zatrzyma j u nas jeszcze kilka dni. Sen to zdrowie. Thea odczua ulg, jak rzek bryz. Jeden problem z gowy. - Dziki, Viv. Pozdrw mam. Blaise uniosa brwi i mrukna co pod nosem. Dotkna podbrdka wskim paznokciem. - Prba generalna - powtrzya wpatrzona w dal. Miaa na sobie nietypowy strj: kurtk z wysokim konierzem, zapit pod szyj. The ogarno ze przeczucie. Nawet jeli uda mi si odesa Suzanne, babcia wyzdrowieje, a Blaise nie zabije Erica, co dalej? Zamaam zasad. Jestem wyklta. Jeli chodzi o Erica, nie ma dla nas wsplnej przyszoci. Chyba e uciekniemy. Ale to znaczy, e musiaabym na zawsze zostawi rodzin. I e yliby my w wiecznym strachu, dokdkolwiek pjdziemy. A ja zdradziabym kobiety ogniska i cay wiat nocy. Zanim zapada w sen, pomylaa jeszcze: niemoliwe, eby to wszystko si dobrze skoczyo. Nastpnego ranka spnia si do szkoy. I dugo nie moga znale Blaise - dopiero na duej przerwie spotkay z Dani czarownice z Krgu Pnocy na szkolnym podwrzu. Poka, prosz - mwia Selene, gdy podeszy. - Tylko odrobink. Bagam! Prba generalna. - Blaise bya bardzo z siebie zadowolona. Upia yk mroonej herbaty i nie zwracaa najmniejszej uwagi na The i Dani. - Jak babcia?- zapytaa Thea bez wstpw. Blaise si odwrcia. Lepiej, ale nie dziki tobie. Dlaczego rano nie zadzwonia? Zaspaam. - I miaam koszmary o uduszonych ludziach. Siedziaymy wczoraj dugo, to nie wina Thei - wtrcia si Dani.

Babcia naprawd czuje si lepiej - zapewnia agodnie Vivienne. - Musi tylko troch odpocz i mama zatrzyma j u nas jeszcze kilka dni. Sen to zdrowie. Thea odczua ulg, jak rzek bryz. Jeden problem z gowy. - Dziki, Viv. Pozdrw mam. Blaise uniosa brwi i mrukna co pod nosem. Dotkna podbrdka wskim paznokciem. - Prba generalna - powtrzya wpatrzona w dal. Miaa na sobie nietypowy strj: kurtk z wysokim konierzem, zapit pod szyj. The ogarno ze przeczucie. - Mam ci pokaza? Na pewno tego chcesz? Thea podniosa oczy ku niebu. Zatkaa kciukiem butelk. Luk zmarszczy brwi i wypuci chmur dymu. Zmruy oczy. - Przesta si nabija. Blaise uja suwak w dwa palce i pocigna. Naszyjnik oplata jej szyj jak obroa, odcina si od jasnej skry i czarnej bluzki. By dokadnie taki, jak Thea si obawiaa. Delikatny, elegancki, niesamowity. Gwiazdy i pksiyce w magicznych ukadach. Najrniejsze klejnoty w tajemniczych zakolach; granaty, topazy, szafir, szmaragd. Linie czyy si i rozdzielay, wcigay w labirynt, otaczay jak wosy rozwiane wiatrem, przykuway. Thea z trudem oderwaa wzrok. Musiaa zamkn oczy. A skoro ja tak reaguj... Luk si gapi. Thea widziaa zmiany w jego twarzy pod wpywem dziaania naszyjnika. Jak oscarowy zwycizca, ktry na ekranie przechodzi transformacj i z obuza staje si wraliwcem. Rysy mu zagodniay, usta si rozchyliy. Nie mruy oczu. Wydawa si zaskoczony i bezradny. Szok w niebieskich oczach, poszerzone renice. Odetchn gboko, jakby brakowao mu powietrza. By jak poraony, zahipnotyzowany, zakochany. Zaczarowany. Zmieni si. Cae ciao zmiko. W wielkich oczach odbijao si wiato. Wyglda, jakby zaraz mia pa na kolana i wielbi Blaise. A ona siedziaa niczym krlowa. Czarne wosy spyway na ramiona, oczy byszczay jak klejnoty. Oddychaa powoli. - Zga papierosa, to obrzydliwe - powtrzya. Luk wyrzuci i zdepta niedopaek. Wrci wzrokiem do Blaise. - Jeste pikna. - Wycign do niej rk. Chwileczk. - Zrobia smutn min. - Najpierw co ci powiem. Smutn histori. Miaam kiedy Thea zerkna na ni z ukosa. W yciu nie syszaa takich bzdur. I po co Blaise opowiada o psie? - Ale wpad pod ciarwk - wspominaa Blaise. - Od tego czasu czuj si samotna. Bardzo za nim tskni. - Wbia wzrok w chopaka. - Luk, zostaniesz moim pieskiem? Chopak cakiem zgupia. - Widzisz. - Blaise wsuna rk do kieszeni. - Chciaabym mie kogo, kto bdzie mi go przypomina, wic gdyby mg to zaoy... pieska, ktrego bardzo kochaam. Cocker spaniela. Chodzilimy sobie na dugie spacery...

Trzymaa w rku niebiesk obro. Luk - zupenie zbity z tropu, zaczerwieniony - mia zy w oczach. - Dla mnie? - kusia Blaise. Pomachaa obro, zdecydo wanie za du dla spaniela. - Bd ci bardzo wdziczna. Luk toczy wewntrzn walk. Oddycha ciko. Przekn lin. Na policzku zadrga mu misie. A potem, powoli, wycign rk. Blaise opucia do. Luk ledzi jej ruch. Niezdarnie, jakby wbrew sobie, uklk i z kamienn twarz czeka, a Blaise zaoy mu obro. Gdy skoczya, rozemiaa si, spojrzaa na pozostae dziewczyny i zadwiczaa metalow przywieszk przy obroy. Dobry piesek. - Pogaskaa Luke'a po gowie. Rozpromieni si, by na granicy ekstazy. Patrzy jej w oczy. Kocham ci - wyszepta, cigle na klczkach. Blaise zmarszczya nos, parskna miechem i zapia kurtk. Tym razem transformacja na twarzy Luke'a dokonaa si 0 wiele szybciej. W pierwszej chwili w jego oczach widniaa pustka, potem rozejrza si zdumiony, jakby dopiero co si obudzi. Podnis rk do szyi, poczu obro. Skrzywi si, zy 1 przeraony, wsta. - Co si dzieje? Co ja robi? Blaise posaa mu niewinne spojrzenie. Luk zerwa i odrzuci obro. Cho by wcieky na Blaise, nie pamita nic z ostatnich kilku minut. - Powiesz mi w kocu, o co chodzi czy nie? - warkn. -Nie zamierzam czeka do wieczora. A kiedy wszystkie milczay, odszed naburmuszony. Jego kumple po drugiej stronie podwrza zwijali si ze miechu. Ojej - mrukna Blaise. - Zapomniaam o kluczykach do samochodu. - Spojrzaa na przyjaciki. Ale, moim zdaniem, dziaa. A moim zdaniem to straszne - wymamrotaa Dani. Niewiarygodne - dodaa Selene. Fantastyczne - szepna Vivienne. Koniec wiata, pomylaa Thea. Swoj drog, przemiana Selene i Vivienne nie trwaa dugo. Byy przeraone tym, co spotkao Randy'ego i Kevina, ale najwyraniej ju o tym zapomniay. Wywoasz rewolucj, chodzc w tym po szkole - burkna Thea. Ale nie mam zamiaru tego pokazywa na prawo i lewo - odpara kuzynka. - W tej chwili interesuje mnie tylko jeden chopak. A to - dotkna naszyjnika - zawiera jego krew. Skoro tak dziaa na innych, ciekawe, jak on zareaguje? Thea oddychaa gboko, eby si uspokoi. Jeszcze nigdy nie mierzyy si z Blaise na magiczne siy. I nikt nie konkurowa z Blaise o tego samego chopaka. C, nie ma wyboru, a odwlekanie nic nie da. - Pewnie chcesz go zaskoczy samego, z dala ode mnie - powiedziaa. Zadziaao. Blaise wstaa, wysoka i wadcza w jedwabnej kurtce, z rkami w kieszeniach i wosami jak ciemny wodospad. Umiechna si powoli. - Nie musz nikogo zaskakiwa - oznajmia z przeraajc pewnoci siebie. - Waciwie umwmy si po szkole. Ty, ja i Eric. Pojedynek. Niech zwyciy lepsza czarownica.

ROZDZIA 11

Nie rozumiem - ali si Eric, gdy Thea prowadzia go w stron trybun. To najrozsdniejsze wyjcie. Blaise chce ze mn porozmawia w cztery oczy i ty uwaasz, e to dobry pomys? Tak jest. - Do tej pory Thea nie wiedziaa, e mona mwi jednoczenie radosnym i ponurym tonem. - Wspominaam ci, e bdzie si za tob uganiaa. I ostrzegaa, ebym na ni uwaa. Bardzo jasno to powiedziaa. Wiem, tylko e - szukaa odpowiednich sw, argumen tw, w ktrych nie za bardzo minie si z prawd. W doni ciskaa butelk po wodzie Evian. Nie musiaa pyta, czy Eric ma przy sobie ochronny amulet. Otacza go zapach sosnowych igie. -Pomylaam po prostu, e najlepiej wszystko sobie wyjani -stwierdzia w kocu. - Zaatwi spraw. Moe, jeli porozmawiasz z ni twarz w twarz. Sam zdecydujesz, czego chcesz, i po problemie. Thea. - Zatrzyma si, wic i ona stana. Wydawa si cakowicie zagubiony. - Nie wiem, co ci chodzi po gowie, ale nie musz rozmawia z Blaise, eby wiedzie, czego chc. - Pooy jej rce na ramionach. - Nic nie zmieni sytuacji. Spojrzaa na Erica, na jego uczciw twarz, wyraziste oczy. Wydaje mu si, e wszystko jest takie proste. - Wic jej to powiesz - oznajmia, starajc si nada gosowi optymistyczne brzmienie. - I zaatwione. Eric pokrci gow, ale pozwoli, by poprowadzia go dalej. Blaise czekaa niedaleko boiska do baseballa. Thea zatrzymaa si i kazaa Ericowi i dalej samemu. Podszed do Blaise - wyprostowaa si powoli, z gracj wa szykujcego si do ataku. Thea wsadzia palec do butelki po wodzie i potrzsna lekko. Podobno chciaa ze mn porozmawia. - Eric mwi grzecznie, ale bez emocji. Owszem - rzucia Blaise zmysowym, uwodzicielskim gosem. Jednak, ku zdumieniu Thei, wzrok miaa wbity w ziemi, jakby byo jej gupio. - Tylko e... To niezrczna sytua cja. Wiem, co sobie o mnie mylisz, zwaszcza e jest tu twoja dziewczyna. No c. - Eric spojrza na The. - Nie szkodzi - doda ciszej, bardziej mikko. - Lepiej, e to powiesz, cokolwiek ley ci na sercu, patrzc jej w oczy, a nie za plecami. No wanie. - Blaise gboko zaczerpna tchu jak przed trudn rozmow. Podniosa wzrok i spojrzaa Ericowi w oczy. Co ona wyprawia? Thea wpatrywaa si w kuzynk. Dlaczego ta scena wydaje si znajoma? Eric, sama nie wiem, jak ci to powiedzie, ale zaley mi na tobie. Pewnie mylisz, e mam wielu chopakw, e le ich traktuj. I nie bd miaa pretensji, jeli odejdziesz i nawet mnie nie wysuchasz. - Bawia si suwakiem przy bluzie. Spokojnie, nie odejd - zapewni jeszcze agodniejszym gosem.

Dzikuj. Jeste dla mnie taki dobry. Nie zasuguj na to. -W roztargnieniu, jakby niewiadomie, rozsuna zamek. Nie patrz na naszyjnik, upomniaa si Thea. Wbia wzrok w jasne wosy Erica. Nagle znieruchomia. - I wiem, e to zabrzmi dziwnie, ale wikszoci tych chopakw wcale nie obchodz - cigna Blaise niskim, zmysowym tonem. - Oni po prostu mnie pragn. Widz tylko opakowanie, nigdy nie usiuj dojrze, co jest gbiej. I przez to czasami czuj si bardzo samotna. Ktem oka Thea widziaa, jak gwiazdy i kwiaty tacz, zmie niaj ksztaty. Korze jemonji i inne roliny przesycay powietrze sodkim aromatem. I jeszcze co, na co wczeniej w ogle nie zwrcia uwagi, pochonita widokiem wzoru. W uszach rozbrzmiewa delikatny dwik, jakby dwie-trzy nutki wibroway na granicy suchu. Krysztay. Oczywicie. Blaise o niczym nie zapomniaa, atakowaa wszystkie zmysy, a celem by Eric. Jego krew znajdowaa si przecie w naszyjniku. - Zaley mi na chopaku, ktry zobaczy co wicej ni ciao. - W jej gosie pojawia si nowa, tskna nuta. - I widzisz, zanim si dowiedziaam, e podobasz si Thei, pomylaam, e to moe wanie ty. Prosz, powiedz, czy naprawd jestem bez szans? Czy mam straci resztki nadziei? Wystarczy jedno twoje sowo... Sta w dziwnej pozycji, jakby straci wadz w nogach. Oddycha coraz szybciej. Thea cieszya si, e nie widzi jego twarzy. Wiedziaa, co zobaczyaby. Pustk, jak u Luke'a. Zagubienie przeradzajce si w uwielbienie. Powiedz tylko... - Blaise dramatycznie uniosa rk. -A znikn na zawsze. Ale jeli mylisz, e istnieje dla nas nadzieja, choby cie... - Wpatrywaa si w niego roziskrzonym wzrokiem. Ja... - zacz powoli, z wahaniem. - Blaise... - Nie by w stanie skleci zdania. Nic dziwnego. Ju po nim. Thea nagle nabraa pewnoci. Przestaa potrzsa butelk. Jej aosny eliksir nienawici niczego nie zdziaa w porwnaniu z magi Blaise. Eric ju uleg. I to nie jego wina. Nie mona przecie oczekiwa, e oprze si potnym czarom, tak misternie splecionym z psychologi, e nawet Thea omal nie uwierzya w bajeczk Blaise. No nic, musi sprbowa. Nie odda Erica bez walki. Jednym szarpniciem wyja palec z butelki. Bezbarwny pyn rozprys si na wszystkie strony i skropi Erica. Deszcz nienawici. I tylko jedno si nie udao. Kiedy krople spady, Eric si od wrci, ciekaw, skd si wziy. I zamiast na Blaise, spojrza na The. Z przeraeniem patrzya w zielone oczy. wietnie. Dziaa na niego podwjny czar; ma kocha i jednoczenie nienawidzi Blaise. Och, Eileithyio, ju po wszystkim... Pod wpywem emocji Thea zareagowaa automatycznie. Wycigna do Erica rk, chcc ocali i jego, i siebie. Zarazem wybiega ku niemu myl, tak, jakby podawaa do czowiekowi wiszcemu nad przepaci. Eric. Wi. Zamknity obieg. To wystarczyo. Poczua fal czego gorcego i sodkiego, bardziej czarodziejskiego ni zaklcia kuzynki. Powietrze midzy ni a Erikiem niemal iskrzyo, jakby zna laza si na skrzyowaniu kosmicznych linii mocy.

I dobrze. Eric wyglda jak zawsze. Na jego twarzy maloway si rne uczucia - do niej. Nie tpe uwielbienie dla Blaise. Thea. Niemoliwe, eby to byo a tak proste. A jednak. Wpatrywali si w siebie w drcym powietrzu, a krysztaowy dwik wypenia cay wszechwiat. Jestemy razem. I tak ma by. Nieme zespolenie zakci wrzask. Thea odwrcia gow. Po wraliwej Blaise nie zosta nawet lad. - Jestem caa mokra - wrzasna. - Oszalaa? Wiesz, co woda robi z jedwabiem? Thea otworzya usta i znw je zamkna. Ulga sprawia, e zakrcio jej si w gowie. Nie wiedziaa, czy kuzynka naprawd sdzi, e to tylko woda, a nie jaki eliksir, ale to bez znaczenia. Jedno byo jasne. Magia Blaise - niewane, jak silna - ju nie zadziaa. I Blaise te o tym wiedziaa. Zacigna suwak pod szyj i odesza. To wariatka - stwierdzi Eric. C... - Thei cigle krcio si w gowie. - Mwiam ci, e lubi si zoci. - Wzia go pod rk, take dlatego, e potrzebowaa wsparcia. - Chodmy. Tak. Nawet jeli eliksir nie zda egzaminu, przerwa koncentracj Erica, odwrci uwag Blaise. Trzeba potem pomyle, co pokonao czary Blaise. O rany, sytuacja robia si bardzo niezrczna - cign Eric. - Nie wiedziaem, jak jej grzecznie powiedzie, e nie ma szans. I akurat kiedy doszedem do wniosku, e niestety musz sprawi dziewczynie przykro, ty nas ochlapaa. Thea zatrzymaa si w p kroku. Przez chwil mu si przygldaa. Mwi powanie. - To znaczy... Zdaj sobie spraw, e i tak j zraniem, bo przecie nie wkurzyaby si bez powodu. Ojej, Thea, teraz ty jeste wcieka? Ruszya z miejsca. - A co? Nie chciae z ni by? Ani odrobin? Tym razem on si zatrzyma. - Przecie chc by z tob. Mwiem ci, zanim spotkaem si z Blaise. Albo jestemy bratnimi duszami, albo to przez jego upr. W kadym razie nie powiem tego Blaise. Bdzie miaa kolejny powd, eby zabi Erica, gdy si dowie, e jej zaklcia spywaj po nim jak woda po kaczce. No, to wszystko ju jasne - mrukna; naprawd tak uwaaa i bya szczliwa. Czyli moemy wreszcie i na randk? Powiedzia to tak tsknie, e si rozemiaa. Poczua si lekka, wolna, pena energii. - Jasne. I to nawet teraz. Na przykad do ciebie. Chtnie zobacz Rosamund i pani Curie. Eric si skrzywi. No c, pani Curie pewnie si to spodoba. Ale Roz jest w zym humorze. Przegraa spraw, sdzia orzek, e skauci to organizacja prywatna i dziaa wedug wasnego regulaminu. Tym bardziej powinnimy si zaj twoj siostr. Biedactwo. Eric spojrza na ni ciekawie. Powanie? Moesz wybra kade miejsce w Las Vegas i chcesz i do mnie? Czemu nie? - Nie dodaa, e ludzkie domostwo jest dla niej bardziej egzotyczne ni cae Vegas. Eric mieszka w nieduym domu ocienionym adnymi drzewami, nie palmami. Zawstydzona Thea wesza do rodka. Mama jest w pracy. A Roz... - Eric zerkn na zegarek. - Ma siedzie w swoim pokoju do pitej.

Dostaa szlaban. Rano wsadzia do mikrofalwki wszystkie lalki Barbie. Chyba nie nadaj si do pieczenia. Na drzwiach pokoju Rosamund wisiay odrcznie wykonane tabliczki: Nie wchodzi", Ty te, Eric". Kobiety to take ludzie". Ledwie Erie uchyli drzwi, w jego stron poszybowaa winka-skarbonka. Uchyli si. Skarbonka uderzya w cian, ale o dziwo, nie pka. Roz... Nienawidz caego wiata! A wiat nienawidzi mnie! -Z pokoju nadleciaa ksika w twardej okadce. Eric szybko zamkn drzwi. Nieprawda! - odkrzykn. Odejd! up. up. Bum. - Chyba na razie odpucimy. - Pokrci gow. - Czasami miewa humorki. Chcesz zobaczy mj pokj? adny, stwierdzia. Mnstwo ksiek, niektre lekko trc pleni, bo kupuje je w antykwariatach. Anatomia krgowcw. Rozwj podu u wini. May kucyk. Wikszo traktowaa 0 zwierztach. I trofea sportowe. Puchary baseballowe, koszykarskie, tenisowe. - Przez rok graem w baseball, przez drugi w tenisa, na zmian. - Wszdzie poniewiera si sprzt sportowy, lea wrd ksiek i, gdzieniegdzie, brudnych skarpetek. Zwyky pokj. Jak u nastolatka ze wiata nocy. Na biurku staa fotografia mczyzny z jasnymi wosami 1 promiennym umiechem Erica. Kto to? Mj ojciec. Zgin, kiedy Roz bya malutka. W katastrofie lotniczej. By pilotem. - Eric powiedzia to zwyczajnie, ale oczy mu pociemniay. - Ja od dziecistwa nie mam rodzicw - wyznaa Thea. - Wiesz, co jest najgorsze? e w ogle ich nie pamitam. Eric znw spojrza na fotografi. - Nigdy o tym nie mylaem, ale ciesz si, e go pamitam. Przynajmniej tyle mi zostao. Umiechnli si. Koo ka stao wielkie akwarium, z ktrego dolatywao przyjemne bulgotanie. Thea usiada, zgasia lampk i wpatrywaa si w bkit. Podoba ci si? Wszystko. - Spojrzaa na niego. - Wszyciutko. Zamruga. Zerkn na ko, na ktrym siedziaa, i na swoje biurko. Opar si o nie i niby niechccy strci stert papierw. - Ojej. Thea si rozemiaa. Czy to formularz zgoszeniowy do Davis? Z nadziej podnis gow. Owszem, chcesz zobaczy? Mao brakowao, a powiedziaaby: jasne. Byo jej tak przy jemnie, e zgodziaby si na wszystko. Ale po chwili zmienia zdanie; czasami sprawy ukadaj si a za dobrze.

Nie teraz, dziki. No c... - Odoy dokumenty. - Pomyl przynajmniej 0 zoologii dla zaawansowanych. Pan Gasparo to wietny nauczyciel. Zajcia na pewno ci si spodobaj. Moe, pomylaa. Co mi szkodzi? - Poza tym doktor Salinger zawsze szuka chtnych do pracy w klinice. Pienidze s marne, ale dowiadczenie bezcenne. No wanie... Co mi szkodzi? Przecie nie zami zasad. 1 nie bd czarowa, tylko przebywa blisko zwierzt. Zastanowi si - obiecaa. Syszaa podniecenie w swoim gosie. Spojrzaa na Erica. Opar okcie na kolanach, pochyli si, obserwowa j bacznie. - Dziki - powiedziaa. Za co? e chcesz dla mnie jak najlepiej. e ci zaley. wiato z akwarium rzucao niebieskie cienie na cian i sufit, zmieniao pokj w podwodn grot, taczyo na skrze Thei. Eric przyglda si jej przez dusz chwil. Przekn lin i zamkn oczy. - Nawet nie wiesz, jak bardzo - powiedzia stumionym gosem i ponownie na ni spojrza. Znowu ta wi. Przycigaa ich do siebie niemal fizycznie. Ekscytujce, ale straszne. Eric powoli wsta, przeszed cay pokj. Usiad koo Thei. adne z nich nie odwrcio wzroku. I nagle wszystko dziao si samoistnie. Spletli palce. Thea patrzya w gr, on w d. Byli tak blisko, e ich oddechy si czyy. Thea zadraa. Bum. Co walno w cian. Nie przejmuj si, to zoliwy duszek - mrukn Eric. Ich usta dzieliy zaledwie centymetry. To Rosamund - odpara. - Jest przygnbiona. Musimy poprawi jej humor. - Bya tak szczliwa, e najchtniej obdzieliaby radoci cay wiat. Thea... - Zobacz, czy uda mi si j rozweseli. Zaraz wrc. Eric zamkn oczy, otworzy, zapali lampk. Umiechn si z trudem. - Dobra. Musz podla kwiatki, nakarmi krliki i takie tam. Daj zna, kiedy uznasz, e jest wystarczajco pocieszona. Czekam niecierpliwie. Thea zapukaa i wesza do pokoju Rosamund, schylajc si przezornie. Roz? Moemy chwil pogada? Nie mw tak do mnie. Od dzisiaj jestem Fred. Dlaczego akurat Fred? - Thea ostronie przycupna na ku. Waciwie nie na ku, na ramie. Materac lea po drugiej stronie pokoju, ktry wyglda, jakby jednoczenie przeszo tornado i szalao trzsienie ziemi. W powietrzu unosi si intensywny zapach winki morskiej. Powoli zza materacowej barykady ukaza si czubek jasnej czupryny. Zielone oko ypno na The. Dlatego, e ju nie jestem dziewczynk - oznajmia Ro samund z przeraajc dojrzaoci. Dziewczynkom zawsze byo i bdzie gorzej. Nic si nie zmieni. I nie wciskaj mi kitw, e kobiety wietnie sobie radz na odziach podwodnych i s zwinniejsze, bo wcale mnie to nie obchodzi. Od dzisiaj jestem chopcem. Mdrala - stwierdzia Thea. Zaskakiwaa j bystro Roz i to, e tak bardzo chce j pocieszy. - Ale

masz luki w edukacji. Poucz si historii. Kiedy kobiety i mczyni byli sobie rwni. Ciekawe kiedy? Na przykad w staroytnoci, na Krecie. Wszyscy byli dziemi Elki, wielkiej bogini, i zarwno chopcy, jak i dziewczynki robili niebezpieczne rzeczy; zajmowali si akrobatyk i jedzili na byku. Co prawda pniej przyszli Grecy i ich podbili. Ha. No tak, ale... - Thea gorczkowo szukaa w gowie przy kadw. - U staroytnych Celtw te panowaa rwno, pki nie podbili ich Rzymianie. I ... Ludzka historia to problem. - No wanie - burkna Rosamund z gorycz. - Zawsze koczy si tak samo. A teraz sobie id. To wszystko przez emocje. Przez upajajce poczucie, e cay wiat mona naprawi. Thea nabraa zbytniej pewnoci siebie, poczua nagle, e zasady wiata nocy to nieistotny drobiazg. Nie rb tego, podpowiada gos w gowie. Bo poaujesz. Ale Rosamund jest taka nieszczliwa. A The nadal otaczaa cudowna mgieka. Czua si niezwyciona. Bezpieczna. - Posuchaj, moe to niewiele pomoe, ale opowiem ci histori, ktra mi zawsze poprawiaa humor, kiedy byam maa. Ale musisz obieca, e nikomu jej nie powtrzysz. W zielonych oczach bysna iskra zainteresowania. - Prawdziw? - Nie mog powiedzie, czy jest prawdziwa. - Rzeczywicie, nie mog. - Ale to fajna opowie o czasach, gdy kobiety stay na czele. O dziewczynie imieniem Hellewise.

ROZDZIA 12

Thea usiada na niewygodnym posaniu. - Wszystko to dziao si dawno, dawno temu, gdy jeszcze istniaa magia, jasne? Hellewise, crka Hekate znaa rne zaklcia, podobnie jak wikszo ludzi z jej plemienia. Bya czarownic? - podchwycia Roz zaintrygowana. No c... Wtedy tak tego nie nazywano. Mwili o niej Kobieta Ogniska. I wcale nie wygadaa jak wiedma z rysunkw na Halloween. Bya pikna: wysoka, jasnowosa. Jak ty. Co? Och! - Thea si umiechna. - Dziki, ale niestety nie. Hellewise wyrniaa si niezwyk urod, a do tego si i mdroci. Po mierci Hekate stana na czele plemienia. Ra zem z siostr Maya. Rosamund wystawia zza materaca ca gwk. Suchaa uwanie, cho sceptycznie. A Maya... - Thea zagryza usta. - C, Maya te wyglda a cudownie. Wysoka, z dugimi ciemnymi wosami. Jak ta dziewczyna, ktra przysza po ciebie do weterynarza.

Thea zamrugaa zaskoczona. Zapomniaa ju, e Rosamund widziaa Blaise. No, moe troch. W kadym razie Maya take bya silna i mdra, ale nie podobao jej si, e musi dzieli si wadz z Hellewise. Chciaa panowa sama. I pragna czego jeszcze... y wiecznie. Fajnie - sapna Rosamund. No c, w niemiertelnoci nie ma nic zego, fakt. Chodzi tylko o to, jak wysok cen jeste gotowa za ni zapaci, rozumiesz? Nie. Powiedzmy. - Thea urwaa. Kady w wiecie nocy od ra zu by wiedzia, co ma na myli, nawet jeli jakim cudem nie zna starej legendy. Ale ludzie to co innego. - Widzisz, chodzi o to, co musiaa zrobi. Zwyke zaklcie nie wystarczy, by zyska niemiertelno. Eksperymentowaa, a Hellewise nawet jej pomagaa. I w kocu wymyliy, co zadziaa. Ale wtedy Hellewise odmwia dalszej pomocy. Dlaczego? Bo to przeraajce. Nie, nawet nie pytaj - zastrzega Thea, widzc, e zainteresowanie Rosamund gwatownie wzroso. Ale co to byo? No, co? Jeli mi nie powiesz, wyobra sobie znacznie gorsze rzeczy. Thea westchna. Chodzio o dzieci. I krew, ale nie o tym chciaam mwi... Zabijay dzieci? Hellewise nie, Maya tak. Hellewise usiowaa j powstrzyma, ale... Zao si, e pia ich krew. Thea urwaa, spojrzaa na Rosamund. Moe i ludzkie dzieci niewiele wiedz, ale nie s gupie. - No tak, pia ich krew. Zadowolona? Roz rozpromienia si, skina gow i usiada wygodniej zasuchana. I tak Maya staa si niemiertelna. Ale dopiero kiedy to si stao, zrozumiaa, jak cen przyjdzie jej zapaci. Bdzie ya wiecznie, ale pod warunkiem e codziennie napije si krwi ywego stworzenia. Inaczej umrze. Jak wampir - stwierdzia Rosamund z rozkosz. The zatkao, ale zaraz skarcia si mylach. Oczywicie, e ludzie wiedz o istnieniu wampirw, tak samo jak o czarownicach. Maj gupie legendy, pene kamstw i pprawd. Moe wic opowiada spokojnie i si nie martwi, e Rosamund jej uwierzy. - Zupenie jak wampir - powtrzya, patrzc dziewczynce w oczy. - Bo Maya bya pierwszym wampirem na wiecie. I na wszystkich jej dzieciach ciy ta kltwa. Roz si achna. Wampiry nie mog mie dzieci. - Nagle zwtpia. - A moe mog? Potomkowie Mayi... tak - zapewnia Thea. Nie uyje przecie sowa lamia" w rozmowie z czowiekiem. - Nie mog ci, ktrzy stali si wampirami wskutek ukszenia. Maya miaa syna Red Ferna i ksaa ludzi. Bo widzisz, pragna, eby kady by taki jak ona. Zacza wic ksa czonkw plemienia. I wtedy Hellewise zdecydowaa, e musi j powstrzyma. Jak? W tym problem. Plemi chciao walczy z Maya i jej wampirami, ale Hellewise wiedziaa, e jeli dojdzie do starcia, prawdopodobnie wszyscy zgin. Po obu stronach. A wic wyzwaa siostr na pojedynek. Twarz w twarz.

Rosamund z caej siy uderzya w materac. A ja wyzw na pojedynek pana Hendriesa. To opiekun skautw. - Podskoczya, zaatakowaa poduszk, rkami, nogami i zbami. - Wygram, jest bez formy. Hellewise nie chciaa walczy, ale musiaa. Baa si, bo Maya miaa od niej wiksz moc, odkd staa si niemiertelna. Thea si zamylia i wyobrazia sobie star opowie tak samo, jak w dziecistwie. Hellewise w biaej szacie czeka na May na skraju ciemnego lasu. Wie, e nawet jeli zwyciy, za pewne umrze, ale jest odwana, gotowa powici si za swj lud, w imi pokoju. Czy ja zdobyabym si na co takiego? Moe, ale obawiam si, e stchrzyabym. I nagle staa si dziwna rzecz. Usyszaa gos, i to nie ten cichutki co zwykle, podpowiada jej w mylach, ale donony, oskarycielski. Zadawa pytanie, cho Thea przecie przed chwil na nie odpowiedziaa: Powiciaby wszystko? Poruszya si niespokojnie. Pewnie tak mylaa Hellewise, usiowaa sobie wytumaczy. I co, i co? Ej! Thea! Co dalej? - Rosamund wykonywaa na materacu taniec wojenny. Och. Wic walczyy i... Hellewise zwyciya. Wygnaa May. Jej plemi yo w pokoju i szczciu, ale Hellewise zmara na skutek odniesionych ran. Rosamund przestaa taczy. Wpatrywaa si w ni z niedowierzaniem. - I to miao poprawi mi humor? W yciu nie syszaam takiej kiepskiej bajki. - Zadra jej podbrdek. Thea zapomniaa, e ma do czynienia z ludzkim dzieckiem. Wycigna rce, jak do szczeniaka Buda, jak do kadej cierpicej istoty i Rosamund rzucia si jej na szyj. - Nie, to nie tak. - Thea gaskaa j po plecach. - Widzisz, lud Hellewise przetrwa. I by wolny. Rs w si. To z tego plemienia pochodz czarownice i wszystkie czcz pami Hellewise. A t opowie matki opowiadaj crkom. Rosamund przez chwil dyszaa ciko. - A synom? - Synom te. Po prostu ujam to krcej. Spod pltaniny lokw wyjrzao zielone oko. Thea wzruszya ramionami. Chodzi o to, e odwaga Hellewise pozwolia nam, im, zachowa wolno. No dobra. - Rosamund si wyprostowaa i zerkna zza zasony wosw. - Wrabiasz mnie czy to prawdziwa historia? Bo szczerze mwic, wygldasz mi na czarownic. Dokadnie to chciaam powiedzie - odezwa si pogodny gos za plecami Thei. Odwrcia si gwatownie. W uchylonych drzwiach staa kobieta, wysoka, szczupa, o jedwabistych ciemnych wosach, w maych okrgych okularach. Wyraz jej twarzy przywodzi na myl Erica; malowao si na niej sodkie zdumienie, jakby kobiet zaskakiway tajemnice tego wiata. Ale niewane. To obca. Czowiek. Thea opowiadaa histori czarownic, zdradzia sekret wiata nocy, a dorosa osoba spokojnie tego suchaa. Nagle stracia czucie w rkach i nogach. Znikna magiczna powiata, zostaa szara, zimna rzeczywisto. - Przepraszam - odezwaa si nieznajoma. - Nie chciaam was przestraszy, artowaam tylko. Bardzo mi si podobaa ta opowie. Taka wspczesna bajka. Thea dostrzega jeszcze jedn posta za plecami kobiety. Eric. On te sysza.

- Mama lubi artowa - zapewni nerwowo. Patrzy przepraszajco i ze skupieniem. Jakby szuka wizi z The. Ale nie chciaa tego. Nie moga, nie z nim, nie z nimi. Otaczali j ludzie, zamknli w swoim domu. Poczua si jak grzechotnik w krgu olbrzymw z kijami. Wpada panik. - Powinna zosta pisark - stwierdzia kobieta. - Taka wyobrania... -Wesza do pokoju. Thea wyrwaa si z obj Rosamund. Zaraz si na mnie rzuc. To obcy, okrutny, zy gatunek. To inkwizycja, wiedz, kim jestem. Bd mnie wytyka palcami na ulicy i woa: wiedma! Thea rzucia si do ucieczki. Przelizna si midzy Erikiem a jego matk jak przeraona kotka. Wybiega na korytarz, przez salonik, do drzwi. Na dworze powita j pochmurny zmierzch. Zatrzymaa si tylko na chwil, rozejrzaa i szybko skierowaa na zachd. Serce walio jej jak oszalae, kazao przyspieszy kroku. Uciekaj, uciekaj, uciekaj. Do domu. Kluczya i sza zygzakiem niczym lis, ktry usiuje zgubi psy gocze. Bya jakie dziesi minut od domu babki, gdy usyszaa za sob warkot silnika. Odwrcia si. Dip Erica. Siedzia za kierownic. Towarzyszyy mu matka i Rosamund. - Thea, poczekaj, prosz. - Zahamowa i wyskoczy z samochodu. Sta na chodniku przed ni. Zastyga w bezruchu. - Posuchaj. - Mwi cicho, odwrcony plecami do dipa. -Przepraszam, e one te przyjechay, ale nie zdoaem ich powstrzyma. Mama czuje si okropnie. Pacze. Roz te... Prosz ci, wr. On take wydawa si bliski paczu. Thea bya jak otpiaa. Nic mi nie jest. Wszystko w porzdku - wyrecytowaa automatycznie. - Nie chciaam nikomu sprawi przykroci. Prosz, pozwl mi odej. Przepraszam, e podsuchiwalimy - cign. - Ale... wietnie sobie radzisz z Rosamund. Nikogo tak nie lubi jak ciebie. I... i.. Wiem, e babcia to dla ciebie draliwy temat. Dlate go si tak zdenerwowaa, prawda? To jedna z legend, ktre od niej syszaa? Gdzie w zakamarkach jej umysu pojawio si nike wiateko. Przynajmniej Eric uwaa, e to bujda. - My te mamy rodzinne historie. - W jego gosie pojawia si desperacja. - Dziadek twierdzi, e jest Marsjaninem, przysigam. Powiedziaem o tym dzieciakom w przedszkolu i kiedy przyszed po mnie, wszyscy si z niego miali. Byo mi strasznie gupio, bo dziadek si zawstydzi. Plt co bez sensu. Thea odtajaa na tyle, e zrobio jej si al Erica. Ale wtedy nadcigna jego matka z wiatrem w jedwabistych wosach i Thea znw si spia. Posuchaj, znamy twoj babci - zacza powoli. Miaa smutn, przejt min. - Jest bardzo stara i dziwna. Ale jeli si jej boisz, jeli opowiada ci co przeraajcego... Mamo! - wycedzi Eric przez zby. Zbya go machniciem rki. Mae okulary zasnuwaa para. Nie musisz tego znosi, rozumiesz? adne dziecko nie powinno si tak mczy. Jeli nie masz gdzie mieszka, potrzebujesz pomocy albo chcesz, ebym wezwaa opiek spoeczn... Mamo, bagam ci. Dosy. Opiek spoeczn, pomylaa Thea. Na Izyd, byoby dochodzenie. Harmanowie w sdzie. Babka posdzona o demencj albo przynaleno do sekty. A potem wiat nocy wykona wyrok, zgodnie ze swoimi zasadami...

Strach sprawi, e ta wizja staa si przeraliwie wyrazista. - Wszystko w porzdku - zapewnia, zerkajc na Erica. -Twoja mama chce pomc. Ale naprawd nie trzeba. - Przeniosa wzrok na kobiet. - Prosz si nie martwi. Babcia nie jest dziwaczk. Owszem, opowiada nam legendy, ale nikt si jej nie boi. Czy to wystarczy? Czy ju dacie mi spokj? Najwyraniej. Nie chciaabym te, ebycie przeze mnie... ty i Eric... -Kobieta odetchna gono, nerwowo. Zerwali ze sob? - rzucia nonszalancko, niemal ze miechem. - Nawet o tym nie pomylaam. Umiechna si do Erica, ale cigle unikaa jego wzroku. - Przepraszam, jeli zareagowaam zbyt gwatownie. Zrobio mi si gupio. Jak tobie, kiedy opowiadae o dziadku. Wrcisz do nas? A moe zawie ci do domu? - spyta Eric mikko. Chcia zabra j do siebie. Do domu. Mam mnstwo lekcji do odrobienia. - Podniosa wzrok, zmusia si do umiechu. Eric skin gow niezbyt zadowolony, ale ju nie tak zdenerwowany jak kilka minut wczeniej. Na tylnym siedzeniu Rosamund przytulia si do Thei i obja j mocno. Nie zo si - wyszczebiotaa energicznie jak zawsze. - Jeste za? Przepraszam. Jeli chcesz, to kogo dla ciebie zabij! Nie jestem za - szepna Thea z gow wspart na czuprynie Rosamund. - Nie przejmuj si. Znw zastosowaa strategi zwierzcia w puapce: obserwuj i czekaj na okazj. Nie walcz, pki nie wyczujesz, e masz realn szans ucieczki. - Do jutra - powiedzia Eric, gdy wysiadaa. W tych sowach byo baganie. - Do jutra. - Jeszcze nie czas na ucieczk. Machaa, a dip znik jej z oczu. Teraz. Wbiega do domu, po schodach na gr, do Blaise. Chwileczk - mrukna Blaise. - Od pocztku. Nie uwierzyli? No, nie. W najgorszym wypadku matka Erica uwaa, e babci odbio. Ale niewiele brakowao. Przez chwil baam si, e zacznie oskara j o niepoczytalno. Siedziay razem na pododze przy ku Blaise, tam, gdzie Thea pada po wejciu do pokoju. Kuzynka zajadaa cukierki, notowaa co w tym zeszycie i jednoczenie suchaa uwanie. Bo powiedzmy sobie szczerze: Blaise jest prna i egoistyczna, ktliwa, wybuchowa, leniwa i niedobra dla ludzi, i oglnie nieatwa we wspyciu, ale za rodzin stanie murem. Jak prawdziwa czarownica. Przepraszam, e przyznaam, i przypominasz May, pomylaa Thea. To przeze mnie - stwierdzia. Owszem. - Blaise nie przerwaa pisania. Powinnam na samym pocztku da mu do zrozumienia, e nie jestem zainteresowana. Ale oczywicie nie zrobia tego z powodu Blaise. Mylaa, e ochroni Erica. e jakim cudem... ...wszystko si uoy. Tak, gdzie w gbi serca ywia na dziej, e czeka ich wsplna przyszo. e bdzie dobrze. Ale teraz musiaa zmierzy si z rzeczywistoci. Jedyne, co moe mu ofiarowa, to mier. Sama te umrze. Zdaa sobie z tego spraw w jednej straszliwej chwili prawdy, gdy zobaczya jego matk w drzwiach. Nie mog by razem potajemnie, kto si o nich dowie. Nawet jeli uciekn, wiat nocy ich znajdzie. I stan przed trybunaem, przed zgromadzeniem starszyzny czarownic i wampirw. A potem stanie si to, co musi si sta. Jeszcze nigdy nie widziaa egzekucji na wasne oczy, ale o nich syszaa. A jeli rd Harmanw nie dopuci

do jej mierci, wybuchnie wojna. Czarownice kontra wampiry. Moe nawet czarownice kontra czarownice. Jej wiat legnie w gruzach. Czyli matki nie trzeba zabija - stwierdzia Blaise wpatrzona w zapiski. - Z drugiej strony, jeli zabijemy dzieci, matka bdzie nieszczliwa i moe zacz si czego domyla, wic na wszelki wypadek. Nikogo nie zabijemy - oznajmia Thea cicho, ale bardzo stanowczo. Nie same. Poprosz jednego z kuzynw wampirw. Ash jest gdzie na Zachodnim Wybrzeu, dobrze pamitam? Albo Quinn, on lubi takie rzeczy. Jedno ukszenie i ofiara wykrwa wia si na mier. Blaise, aden wampir nie zbliy si do Erica. Do nikogo - dodaa, zanim kuzynka otworzya usta. Nikt nie musi umiera. Masz lepszy pomys? Thea spojrzaa na biurko, na figurk Izydy, krlowej egipskich bogi. Sama nie wiem. Mylaam o pucharze zapomnienia. Ale moe si to wyda podejrzane, e caa rodzina ma luki w pamici. I w szkole si zdziwi, e Eric nie pamita nawet, jak si nazywa. Fakt. Thea wbia wzrok w ksiyc midzy rogami bogini. Jej umys, zazwyczaj tak sprawny i logiczny, teraz ledwie pracowa. Musi by jaki sposb, by ocali rodzin Erica. Inaczej po co miaaby y? I wtedy zrozumiaa. - Najlepiej, gdyby Ericowi przestao na mnie zalee - mwia powoli, bo kade sowo sprawiao fizyczny bl. - Niech si zakocha w kim innym. Blaise opara si wygodniej. Dugimi palcami przebieraa w misce z cukierkami. Wsadzia sobie jednego do ust. - Podziwiam ci - powiedziaa. - Bardzo rozsdna decyzja. Nie, nie w tobie - wycedzia Thea. - Rozumiesz? W czo wieku. Jeli zakocha si w zwyczajnej dziewczynie, zapomni o mnie i bez pucharu. Nikt nie zniknie, nie bdzie mia luk w pamici, nie nabierze podejrze. No dobra. Chocia chtnie zostawiabym go dla siebie. Lubi wyzwania. Thea pucia to mimo uszu. - Mam jeszcze odrobin jego krwi. Pytanie tylko, czy jest zaklcie, ktre sprawi, e Eric straci gow. Blaise uniosa kolejnego cukierka do ust. Pewnie. - Zmruya szare oczy. - I oczywicie to zakazane zaklcie. Domylam si. Blaise, jestem mistrzem zakazanych zakl. Jedno wicej nie zrobi mi rnicy. Wypowiem je, bo nie chc, eby miaa kopoty. Ale ci si nie spodoba. Jednym ze skadnikw jest bezoar z brzucha kozioroca alpejskiego. Podwdziam go, gdy mieszkaymy u ciotki Gerdeth. To zagroony gatunek, ale ten kozioroec i tak ju nie y. Ja odprawi czary - powtrzya Thea z uporem. Naprawd ci na nim zaley, co? Tak - szepna. - Myl, e jest moj bratni dusz. Ale... - Powiciaby wszystko? - Nie chc, eby przeze mnie zgin. Albo eby wybucha wojna: rd Harmanw kontra wiat nocy. I jeli musz z niego zrezygnowa, zrobi to sama. Chc mie pewno, e bdzie dobrze.

Teraz jednak trzeba zmierzy si z rzeczywistoci. Z kobiet, ktra go pokocha. Wybraa ju kogo? Tak, Pilar. - Thea spojrzaa na kuzynk. - Blaise? Kiedy Luk zapyta, czego pragniesz, powiedziaa, e nie jest to nic, co mogaby mie... O co chodzio? Blaise odrzucia gow do tyu, nagle zainteresowana sufitem. Po chwili opucia wzrok. - A czy ktokolwiek kiedykolwiek dostaje to, czego naprawd chce? - Sama nie wiem. Blaise opara podbrdek na kolanie. - Kiedy co mamy, nie chcemy tego. A wic zawsze istnieje co, czego pragniemy i nie moemy posi, i moe to dobrze. Thei si to nie podobao. Przypominao te straszne rady w szkole, ktre niby sprawi, e ycie staje si atwiejsze. - Zaklcie - powiedziaa.

ROZDZIA 13

Wiesz, pewnie ci pokocha tylko z powodu korzenia jemonji - stwierdzia Blaise. Thea podniosa gow znad stolika w pustej pracowni chemicznej. Bya dua przerwa i tylko tu znalazy zaciszny zaktek. - Dziki, Blaise. Akurat tego byo mi trzeba. Ale moe kuzynka ma racj. Ju prawie zapomniaa, e na pocztku posuya si czarami, by zdoby Erica. A to wszystko zmienia, powtarzaa sobie. Gdyby to bya tylko kwestia magii, nie odczuwaabym nawet jego braku. Cay czas odnosia wraenie, e utkna w bryle lodu. Masz? Pewnie. - Blaise rzucia piercionek na st. - Zapytaam, czy mog obejrze, a potem niby mi upad w krzaki. Cigle go szuka. Thea wyja z plecaka dwie laleczki ze wszystkimi szczegami anatomicznymi. Blaise ulepia je z niebieskiego wosku, takiego jakiego uywaa przy robieniu biuterii. Byy liczne - bo wiadomo, Blaise to prawdziwa artystka. Mska figurka ukrywaa w sobie kawaek chusteczki z krwi Erica i jasny wos, ktry Thea znalaza na swoim ramieniu. Thea wsuna turkusowy piercionek Pilar na stopy laleczki o kobiecych ksztatach i przywizaa go czerwon nitk. Wycigna rk. Blaise wyja z plecaka ma szecioktn buteleczk. Pyn w niej powsta z mnstwa obrzydliwych skadnikw, zawiera nawet starty bezoar. Thea wstrzymaa oddech i polaa obie figurki. Zaczy si dymi. A teraz je zwi - polecia Blaise, krztuszc si i kaszlc. Machaa rk, eby cokolwiek widzie.

Wiem. - Thea metodycznie owijaa figurki trzymetrow szkaratn wstk. Po chwili przypominay mumie. Oto oni - zaintonowaa Blaise. - Poczeni a do mierci. Moje gratulacje. Dobra, jest kwadrans po dziesitej... Zapomni o tobie... powiedzmy... za minut. - Przeczesaa wosy palcami. Spyway jak ciemna woda. Thea usiowaa si umiechn. Bardzo bolao. Jakby tracia cz ciaa. Cierpiaa, krwawia, nie moga si skupi na trygonometrii czy francuskim. W yciu musi by co jeszcze. Pojad gdzie daleko, bd pracowaa charytatywnie w krajach Trzeciego wiata albo walczya o ocalenie zagroonych gatunkw. Ale plany na przyszo nie koiy dotkliwego blu. Ani wraenia, e ju na zawsze pozostanie odrtwienie i pustka. I to wszystko z powodu czowieka. Nie udao si. Nie zdoaa wrci do dawnego sposobu mylenia. Tak, ludzie s tacy sami jak czarownice. Tylko troch inni. Zdoaa przetrwa dzie, nie spotykajc Erica. Przemykaa si ukradkiem korytarzami i spniaa na zajcia. Skradaa si wanie pod sal od historii, gdy mao brakowao, a wpadaby na Pilar. - Thea! - rozleg si zaskoczony gos. Podniosa gow. Ciemno bursztynowe oczy otoczone czarnymi rzsami. Pilar patrzya na ni dziwnie. Zastanawiasz si, skd takie szczcie? - pomylaa Thea. Czy Eric ju ci si owiadczy? - Co? - zapytaa. Pilar zawahaa si, pokrcia tylko gow i odesza. Thea wesza do pustej pracowni historycznej. Wszyscy cigle mwi to samo. - Gdzie ty bya? Eric wszdzie ci szuka. No pewnie. Mogam si domyli. Blaise si myli - on nie zapomni o mnie i nie odejdzie bez sowa. Jest dentelmenem -powie mi, e zrywa. Mog pojecha z tob do domu? - zapytaa przyjacik. -Musz odpocz. Thea... - Dani zacigna j w kt i zajrzaa w oczy. - Ericowi bardzo zaley, eby z tob porozmawia. Co si stao? -zapytaa. - Chodzi o Suzanne? Stara sala gimnastyczna jest cigle zamknita, prawda? Nie, to nie to. - Ju miaa powiedzie, eby si szybciej zbieray, gdy do klasy wszed wysoki chopak. Eric. Szed prosto do Thei. Uczniowie zebrani przy biurku nauczyciela patrzyli ciekawie. Nauczyciel te. Thea poczua si jak na wystawie. - Musimy porozmawia - stwierdzi rzeczowo Eric. Jeszcze nigdy go takiego nie widziaa. By blady, mia szklisty wzrok i zapadnite policzki. Wyglda, jakby nie spa od tygodnia. To przeze mnie. - Na osobnoci - poprosia Thea. Zostawili Dani. Szli przez kampus, minli star sal gigantyczn otoczon t policyjn tam, potem boisko pikarskie... Thea nie miaa pojcia, dokd id, i podejrzewaa, e Eric te nie wie - szli przed siebie, pki w zasigu wzroku byli ludzie. Zadbany trawnik ustpi ciom i brzom pustyni. Thea obja si ramionami. Dziwne, jak bardzo si

ochodzio w cigu zalewie dziesiciu dni. Znikny ostatnie lady lata. I teraz mi to powie, pomylaa, gdy Eric si zatrzyma. Zmusia si, by na niego spojrze. Poczua na sobie umczony wzrok. - Masz przesta - zada. Dziwne sowa. Zerwa, rozsta si, zakoczy mk. To wszystko nie przeszoby jej przez gardo, wic spytaa tylko: Co? Nie wiem, co robisz - odpar. - Ale masz przesta. Natychmiast. Spokj w zielonych oczach. Nie prosi, raczej si domaga. Mwi cicho, spokojnie. Thei wosy stany dba. wiat zawirowa. - O co ci chodzi? - Wiesz dobrze. - Patrzy jej w oczy. Pokrcia gow. Wzruszy ramionami. Jakby zamierza powiedzie: sama tego chciaa. - Przesta swata mnie z Pilar - oznajmi dobitnie. - To wobec niej nie w porzdku. Nie wie, co si dzieje, bo zachowuj si jak wariat. Ale ja nie chc z ni by. To ciebie kocham. I jeli zdecydowaa si zerwa, to mi powiedz, ale nie prbuj mnie poczy z inn. Thea suchaa tej przemowy i miaa wraenie, e unosi si kilka metrw nad ziemi. Niebo i pustynia emanoway blaskiem, nie ciepem, tylko jasnoci. Jej umys biega w kko, jak pani Curie w nowej klatce. - Niby co robi,., eby by z Pilar? - wydusia. Eric si rozejrza, znalaz gaz, przycupn. Przez minut wpatrywa si w swoje donie. Kiedy podnis wzrok, dostrzega w nim bezradno. - Zlituj si - mrukn. - Masz mnie za idiot? Och. Och. - I nagle pomylaa: nie stj tak. Ju raz go oszukaa. Wmwia mu, e wcale nie zosta ukszony. Wybij mu z gowy wszelkie domysy! Eric, ostatnio wszyscy yjemy w wielkim napiciu i... Prosz, daruj sobie - jkn. Wpatrywa si w ostre kolce zaroli. - Bagam, tylko nie to. - Gboko zaczerpn tchu i mwi dalej: - Zaklinasz we i czytasz w gowach winek morskich. Dotykiem zabliniasz rany po ukszeniu grzechotnika. Wdzierasz si w ludzkie umysy. Robisz magiczne amulety, a twoja walnita kuzynka to sama bogini Afrodyta. - Spojrza na The. - Pominem co? Thea po omacku opada na gaz. Z trudem apaa oddech. Wydaje mi si, e pochodzisz od Hekate, krlowej czarownic. Mam racj? - Zielone oczy przypatryway si jej bacznie. I co, mylisz, e wygrae? - Oszoomiona ledwo skadaa sowa. Umilk, umiechn si krzywo, bolenie, ale to by jego pierwszy umiech tego dnia. Zaraz zreszt znikn. - To prawda, zgadza si? Thea zapatrzya si na pustyni, wbia wzrok w samotne skay w oddali. Jej spojrzenie tracio ostro, chono brzowo--zielon przestrze. Przyoya palec do czoa. Za chwil zrobi co, za co potpiliby j przodkowie, czego nie zrozumie nikt z tych, z ktrymi dorastaa. - Tak - szepna. Gono wypuci powietrze z puc; samotny czowiek wobec bezkresu pustyni. Od jak dawna wiesz? - zapytaa.

Nie wiem, chocia przeczuwaem od pocztku. Ale to przecie niemoliwe. I nie chciaa, ebym wiedzia. Wic milczaem. - W tej paplaninie pojawiy si nuty ekscytacji. A wic naprawd umiesz czarowa. Powiedz to, zaklinaa si Thea. I tak ju po tobie. Jestem czarownic. Kobiet ogniska, jak sama mwia. Tak mi powiedziaa Roz. Te sowa cigny The na ziemi. - Eric, nie wolno ci o tym rozmawia z Roz. Nie rozumiesz. Oni j zabij. Nie by przeraony, jak si tego spodziewaa. - Wiedziaem, e si czego boisz. Mylaem, e chodzi o to, e kto moe ci skrzywdzi albo twoj babci. Owszem, zabij mnie. I ciebie, i Roz, i twoj mam, i kadego czowieka, ktry mg si o nich dowiedzie... Kto? Spojrzaa na niego, zawahaa si i zdradzia cae swoje dziedzictwo. wiat nocy. No dobra - zacz powoli p godziny pniej. Siedzieli obok siebie na wielkim gazie. Nie dotykali si, cho Thea ca sob czua jego blisko. - Reasumujc, potomkowie Mayi to lamie, nastpcy Hellewise to czarownice. A razem tworz ten cay wiat nocy. Tak. - Thea zwalczya odruch, by mwi szeptem. - Ale wiat nocy to nie tylko lamie i czarownice. To take morfy, wampiry, wilkoaki i inne istoty. Wszystkie rasy, z ktrymi ludzie nie mogli si upora. Wampiry - mrukn Eric do krzakw. Jego oczy znowu zalniy szklicie. - To na mnie dziaa. Sam nie wiem dlaczego, to logiczne, e....- Nagle wzrok mu si wyostrzy. Spojrza na The. - Skoro macie tak moc, czemu nie przejmiecie kontroli nad wiatem? Za mao nas - odpara. - A was za duo. Moc nie ma tu nic do rzeczy. Ale... Rozmnaacie si szybciej, macie wicej dzieci i zabijacie nas przy kadej nadarzajcej si okazji. Czarownice byy o krok od wyginicia, zanim poczyy siy z innymi rasami. Dlatego zasady wiata nocy s tak surowe. Za wszelk cen musimy ukrywa swoje istnienie przed ludmi. - I dlatego usiowaa poczy mnie z Pilar - doda. Thea czua na sobie jego wzrok. Wpatrywaa si w kamyki pod nogami. Nie chc twojej mierci. Swojej te nie. A zabij nas, jeli si dowiedz, e si kochamy. Bez namysu. Dotkn jej barku. Ciepo jego doni rozlao si po ciele Thei. Staraa si opanowa drenie. Wic zachowamy to w tajemnicy - stwierdzi. Nie rozumiesz. Nigdzie si nie schowamy. wiat nocy jest wszdzie. A jego przedstawiciele wyznaj te same zasady. Tak. Dziki temu yj. Zastanawia si przez chwil. Musi by jakie wyjcie - wychrypia.

- Te tak mylaam. Do czasu. - Syszaa drenie w swoim gosie. - Bdmy realistami. Mamy tylko jedn szans, by wyj z tego cao. Kade z nas pjdzie swoj drog. A ty musisz zapomnie o wszystkim, co ci powiedziaam. Caa si trzsa i miaa zy w oczach. Zaciskaa pici i uparcie unikaa jego wzroku. Thea... zy popyny. Nie przyczyni si do twojej mierci! A ja ci nie zapomn! Zawsze bd ci kocha! - Skd wiesz? Moe to te przez zaklcie. - Pocigna nosem. zy kapay na kamienie. Eric rozejrza si w poszukiwaniu chusteczki, w kocu otar je kciukiem. Odepchna jego do. - Posuchaj, kiedy wyliczae, co potrafi, zapomniae 3jednej rzeczy. Rzucam te czary miosne. Zaczarowaam ci 4dlatego si we mnie zakochae. Nie zrobio to na nim wielkiego wraenia. - Kiedy? Kiedy rzuciam czar? Kiedy zapraszaam ci na imprez. Rozemia si. Ty... - Thea. - Pokrci gow. - Zakochaem si w tobie ju przedtem. Na pustyni... Spojrzelimy na siebie i... zobaczyem ci w mglistej powiacie, bya najpikniejsz istot na ziemi. -Znowu pokrci gow. Moe to i magia, ale nie sdz, eby ty rzucia czar. Thea wytara oczy ramieniem. No dobra, czyli korze jemonji nie mia z tym nic wsplnego. Zreszt czary miosne spywaj po nim jak woda po kaczce. Nawet laleczki nie podziaay. Pochylia si nagle, podniosa plecak. - I nawet wiem dlaczego - mrukna. Wyja kosmetyczk, rozpia j i znalaza woskowe figurki. Cigle zwizane. Na pierwszy rzut oka wydawao si, e wszystko jest w porzdku. Dopiero potem to dostrzega. Mska laleczka si odwrcia; ju nie bya twarz do kobiecej, tylko tyem. Szkaratna wstka nadal oplataa je ciasno. Niemoliwe, by to si stao przypadkiem. Laleczki byy w kosmetyczce, a kosmetyczka w plecaku. Eric nie odrywa od niej wzroku. To piercionek Pilar. Taki czar na nas rzucia? Mog zobaczy? Czemu nie - szepna. Znowu zakrcio jej si w gowie. A wic to nie przypadek, nie dzieo czowieka. Ani czarownicy. Moe... ...rzeczywicie istnieje inna, potniejsza magia. Zasada bratniej duszy; jeli dwie istoty s sobie pisane, nic nie zdoa ich rozdzieli. Eric ostronie rozpltywa wstk. - Oddam piercionek Pilar - powiedzia. Rozoy magiczn par na czynniki pierwsze i starannie spakowa do kosmetyczki. - Spojrza na The. - Zawsze ci kochaem. Nie wiem tylko... - urwa i nagle znowu sta przed ni dawny, niemiay Eric - ...czy ty te mnie kochasz - dokoczy cicho, ale patrzy jej prosto w oczy. Moe pewnych rzeczy nie zwalczysz. Zmusia si, by na niego spojrze. Obraz si zachwia, rozpad. - Kocham ci - szepna. - Nie wiem, co z tego bdzie, ale ci kocham.

Jak w zwolnionym tempie padli sobie w objcia. Jest jeden problem - zacza Thea jaki czas pniej. -Oczywicie poza wszystkimi innymi. W przyszym tygodniu musz co zaatwi; a ty zostawisz mnie na ten czas w spokoju, dobrze? Co znowu knujesz? Nie mog powiedzie. O, nie - stwierdzi spokojnie, z ustami w jej wosach. -Masz mi mwi wszystko. Tu chodzi o magi. To niebezpieczne i... - Dopiero wtedy zdaa sobie spraw, e popenia bd. Jak to: niebezpieczne? - Wyprostowa si. Chwila spokoju mina. - Jeli mylisz, e pozwol, eby si pakowaa w niebezpieczestwo... Zama j. By w tym dobry, lepszy nawet ni jego siostra, a Thea nie umiaa mu odmwi. Koniec kocw opowiedziaa mu o Suzanne Blanchet. Martwa czarownica. - Pokiwa gow. Duch. Bardzo rozgniewany. Mylisz, e wrci? Myl, e cay czas tu jest. Moe czyha w okolicach starej sali gimnastycznej, co na razie niewiele jej da, bo nikt nie atakuje manekinw. Ale kiedy wejd tam ludzie na imprez z okazji Halloween... Wszyscy bd jej przypominali to, czego tak bardzo nienawidzi. Mniej wicej. Moe by ciko. Tak wic musz dyskretnie zwabi j w ustronne miejsce i odesa tam, skd przysza. A jak zamierzasz to zrobi? Nie wiem. - Thea potara czoo. Soce chylio si ku zachodowi, na pustyni cieliy si dugie popoudniowe cienie. Masz ju plan - stwierdzi Eric. Nie ty, pomylaa. Przyrzekam sobie, e nie posu si tob, nawet po to, eby ratowa ycie innych ludzi. Masz plan, ktry twoim zdaniem stanowi dla mnie zagroenie, bo to ja ci pomog - cign, jakby czyta w jej mylach. Ciebie w to nie zaangauj. - Uatwmy sobie spraw. Wiesz, e nie pozwol, by robia to sama. Pomimy wic ktnie i zacznijmy od tego momentu. Oto wariat, ktry nie przejmuje si ukszeniami wa i atakuje szalecw uzbrojony w poncz. Naprawd liczya, e ci posucha? Ale jeli co mu si stanie... I znowu odezwa si tamten gos. Thea tego nie rozumiaa i wcale jej si to nie podobao. Powiciaby wszystko?

ROZDZIA 14

Kolejny tydzie upyn w miar spokojnie. Babcia Harman wrcia do domu. Nie kaszlaa ju tak przeraliwie. Nie zauwaya w Thei adnej zmiany. Zmierzch zapada coraz szybciej, w szkole wszyscy rozmawiali tylko o imprezach i przebraniach. Robio si coraz zimniej. Pojawia si informacja o otwarciu starej sali gimnastycznej na imprez z okazji Halloween. Thea si dowiedziaa, e Randy Marik jest w szpitalu psychiatrycznym i poddaj go intensywnej terapii. Robi postpy. Thea i Eric codziennie dopracowywali szczegy planu. Ktrego dnia Thea wesza do pokoiku na piterku, usiada na ku kuzynki i oznajmia: Nawet kule go nie powstrzymaj. Co? - Blaise przestaa naciera sobie okcie kremem. To znaczy, nawet zaklcia. Mwi o Ericu. Zupenie na niego nie dziaaj. Sama zauwaysz, e nie jest z Pilar. Blaise gono zamkna tubk z kremem. Wpatrywaa si w The przez pen minut, zanim wycedzia przez zby: - Co chcesz przez to powiedzie? Thea si speszya. Wbia wzrok w podog. e to moja bratnia dusza - odparta cicho. -1 nic na to nie poradz. Naprawd. Nie mieci mi si w gowie, po tym, ile... No wanie. Po tym, ile pracy w to woya. I jak bardzo staraam si z nim zerwa. Ale z naszymi uczuciami nie da si walczy, Blaise. Musz jako nauczy si z tym y. - Spojrzaa na kuzynk. Dobrze? Sama wiesz, e nie moe by dobrze. To bardzo le. Pytaam, czy nas nie zabijesz i nie zdradzisz. Bo nie wytrzymam kolejnej walki z tob. A zasady bd dalej ama. Blaise cisna tubk z kremem na toaletk. Thea, dobrze si czujesz? - zapytaa powanie. - Bo ostatnio zachowujesz si bardzo... Dziwnie? I strasznie. Nie wiem, co si wydarzy, ale w sumie jestem spokojna. Zrobi, co w mojej mocy. Eric te. Poza tym niczego nie chcemy. Blaise przygldaa si jej jeszcze przez chwil, szare oczy szukay czego w twarzy Thei. Pokrcia gow. Nie, nie zdradz ci. Nigdy tego nie zrobi. Jestemy jak siostry. A jeli chodzi o zabicie Erica... Wzruszya ramionami z ponur min. - Pewnie i tak poniosabym klsk. Nieznony kole. Dziki, Blaise. - Thea delikatnie dotkna jej rki. Na uamek sekundy Blaise nakrya jej do swoj, z jaskrawo czerwonymi paznokciami. Potem wyprostowaa si, poprawia sobie poduszki. - Tylko mi niczego nie mw. Umywam rce, nie chc wiedzie, co si dzieje. Zreszt mam wasne zmartwienia. Musz zdecydowa: maserati czy karmann ghi?

Halloween. Thea wyjrzaa przez okno na wiat spowity mrokiem. W ich zauku byo niewiele dzieciakw, ale wiedziaa, e buszuj po caym miecie. Gobliny, duchy, czarownice, wampiry - na niby. Prawdziwe wampiry siedz w domowym zaciszu przy kominku albo na prywatnych imprezach i miej si z ludzi. A prawdziwe czarownice stroj si na Samhain. Thea wybraa bia szat bez rkaww, uszyt z jednego kawaka materiau. Owina si w talii mikkim pasem, z jednego koca uformowaa ptl, potem trzykrotnie przecigna przez ni drugi koniec. Wze thet. Czarownice stosuj go od czterech tysicy lat. Odetchna gboko i znw wyjrzaa na zewntrz. Rozkoszuj si spokojem, pki trwa, pomylaa. Czeka ci gorca noc. Eric wjecha w uliczk dipem. Zatrbi. Thea wzia plecak ukryty pod kiem. Zawiera niezbdne rzeczy: drewno z dbu i jesionu, kawaki gorzkni, oset, korze mandragory. Zastygy osad z dna misy, ktry mozolnie zeskrobaa dutkiem Blaise. Drewniana piecz z kabalistycznym symbolem, take wykonana narzdziami kuzynki. I malutka fiolka z trzema kroplami eliksiru do wywoywania przodkw. Ruszya do schodw. - Ju wychodzisz? - Blaise wysza z azienki. - Mamy jeszcze ptorej godziny. Blaise wygldaa zabjczo. Tego dnia bya sob bardziej ni kiedykolwiek indziej. Woya czarn szat, rwnie bez rkaww, uszyt z jednego kawaka. Wosy z wplecionymi dzwoneczkami spyway swobodnie do bioder. Nagie ramiona kontrastoway z ciemn kreacj i wosami. Bya boso, miaa tylko bransoletk na kostce. - Musz co jeszcze przedtem zaatwi - wyjania Thea. -Nawet nie pytaj co. Blaise oczywicie nie miaa pojcia, co Thea i Eric zamierzaj zrobi. Dani te nic nie powiedzieli. Uznali, e tak bdzie lepiej. - Thea - Blaise zatrzymaa si u szczytu schodw. - Uwaaj na siebie. Thea jej pomachaa. Na tylnym siedzeniu dipa leaa wielka wizka drewna. - Pomylaem, e na wszelki wypadek wezm wicej - wyjani Eric i schowa jej plecak do baganika. Zupenie innym tonem doda: - wietnie wygldasz w tym stroju. Umiechna si. - To tradycyjna szata. Ty te fajnie wygldasz. Przebra si za XVII-wiecznego francuskiego onierza z Ronchain - w kadym razie upodobni si do niego na tyle, na ile to moliwe na podstawie starych rycin. Pojechali na pustyni, minli samotne skay i skrcili z gwnej drogi. Dopiero za potnymi drzewami trafili na odpowiedni teren - niewielkie zagbienie otoczone czerwonymi piaskowcami. Nie przypominay monolitw ze Stonehenge. Gazy byy nierwne i poprzewracane, jakby bawio si nimi dziecko olbrzymw, ale tworzyy krg. Sami znaleli to miejsce, co napawao The wielk dum. - Ogie nie zgas - zauwaya. - To dobrze. Rozpalili go trzy dni temu w rodku krgu w nadziei, e zainteresuje Suzanne i odwrci jej uwag od ludzi krccych si przy starej sali gimnastycznej. Chyba podziaao. Oczywicie nie tylko ogie. Zaintrygowa j miay take trzy kuky przywizane do supw. Na razie

leay na ziemi. - Chyba wszystko w porzdku. - Erie podnis najmniejsz kuk i otrzepa z kurzu. Wbi sup w ziemi. Na pustyni wyrs strach na wrble, w czarnej szacie zawizanej magicznym wzem. Z kartk na szyi, na ktrej napisano: Lucienne. Na drugiej kukle widniao imi: Clement. Najwiksza symbolizowaa Suzanne. - Dobra - sapna Thea, kiedy wyadowali drewno. Jej plecak zosta w dipie. - Pamitaj, do mojego powrotu nic nie robisz, rozumiemy si? Nic. Jeli si chwil spni, poczekasz. Do tej pory kiwa gow, ale nagle przesta. - Impreza halloweenowa zaczyna si o dziewitej. Jeli si spnisz, mgbym... Nie. Niczego nie ruszaj, nic nie rb. Thea, ona moe nam uciec. A jeli uzna. e tu jest nudno, wrci tam, gdzie... Nie spni si - zapewnia stanowczo. Tylko tak moga z nim wygra. - Ale nie podpalisz kukie, pki nie zakrel krgu, w porzdku? Powodzenia - powiedzia. W starowieckim stroju wydawa si egzotyczny, inny. Pocaowali si w wietle ksiyca. Uwaaj na siebie. - Thea oderwaa si od niego. Wracaj do mnie. Kocham ci. Wrcia dipem do miasta, na spotkanie dziewic z Krgu Zmierzchu. W tym roku odbywao si w klubie wiata nocy na pou dniowym skraju miasta. Na drzwiach nie byo adnego szyldu, ale na wycieraczce, oprcz dwch wydronych dy, widniaa czarna dalia. Thea zapukaa. Drzwi si otworzyy. Dani! Super wygldasz! Ty te. - Dani bya ubrana na biao. Zwiewna lniana szata o egipskim kroju sigaa jej do kostek. Czarne warkocze wypyway spod srebrnego diademu. Staa si pikn Izyd. Nie przebraa si - ni to stwierdzia, ni zapytaa. Postanowiymy z Blaise wystpi jako Maya i Hellewise -odpara. W rzeczywistoci byo jej najwygodniej w tradycyjnej szacie Krgu, a Blaise wiedziaa, e w takim stroju wyglda najpikniej. Wchod. Jeste ostatnia. - Dani wzia j za rk. Zeszy schodami do podziemnej sali. Wida byo, e dekorowano j pospiesznie: jako miejsca do siedzenia suyy puste skrzynki, midzy betonowymi kolumnami rozcignito sznury kolorowych lampek. Pod cianami upchnito metalowe krzesa. - Cze, Thea! - powitali j zebrani. Thea odwracaa si, kaniaa, odpowiadaa umiechami. - Szczliwego Samhain - powtarzaa. - Jedno. I na kilka minut zapomniaa, co si dzisiaj wydarzy. Tak dobrze byo ich wszystkich znowu zobaczy, starych znajomych z letnich Krgw. Kishi Hiata jako Amaterasu, japoska bogini soca, w zotych i pomaraczowych barwach. Alaric Breedlove - kolega ze szkoy - jako pasterz Tammuz, syn matki bogini Isztar. Claire Blessingway jako bogini Indian Nawaho, w sukni udekorowanej turkusowymi i czerwonymi kwiatami. Nathaniel Long jako Hern, celtycki bg oww w lenych zieleniach, z jelenim poroem. Tej nocy ludzie si przebieraj. Chc si ukry. Czarownice wkadaj stroje, ktre odzwierciedlaj ich dusze; pokazuj, jakie s i jakie chciayby by.

- Prosz, sprbuj. - Claire podaa Thei papierowy kubeczek z czerwonym napojem. Pachnia cynamonem i godzikami. - Hibiskus. Przepis mojego ojca. Kto inny rozdawa pierniczki w ksztacie pksiycw. Thea si poczstowaa. Wszystko tu takie jasne i ciepe. Byaby szczliwa, gdyby moga si tym dzisiaj rozkoszowa, witowa jak zawsze. Ale Eric czeka na zimnej, ciemnej pustyni. Thea odliczaa minuty do wyjcia. - Dobrze, moi drodzy, czas zaczyna. Lawai'a Ikua - adna, pulchna dziewczyna z wosami jak czarny nylon - stana porodku. Czerwona szata i lei na szyi -Thea rozpoznaa w niej Pele, hawajsk bogini ognia. - Uformujmy krg. Tak, dobrze. Chang Xi, jeste najmodsza. Dziewczynka o wielkich migdaowych oczach niemiao wysza na rodek. Thea widziaa j po raz pierwszy - pewnie koczya siedem lat po ostatnim letnim Krgu. Wystpia w malachitowej zieleni jako Kuan Yin, chiska bogini wspczucia. Niemiao wzia wizank lici i zamiota wntrze krgu. - Theo, sl. Thea bya przyjemnie zaskoczona. Wzia mis z rk Lawai*a i obesza krg, powoli rozsypujc sl morsk. - Alaricu, woda... Lawai'a urwaa, wpatrzona w szczyt schodw. Thea zobaczya, e wzrok innych biegnie w t sam stron. Odwrcia si. Dwie dorose osoby, dwie matki, byy coraz bliej. The przeszy dreszcz, gdy twarz pierwszej znalaza si w krgu wiata. Ciotka Urszula. W szarym stroju, ponura jak zwykle. Zapada cisza. Zebrani stali nieruchomo jak skay, a obie kobiety zeszy ze schodw. Nikt jeszcze nigdy nie sysza, by przerwano obrzdek zamykania krgu. Szczliwego Samhain - zacza Lawai'a sabym gosem. Szczliwego Samhain - odpowiedziaa ciotka Urszula grzecznie, ale powanie. Jak niezadowolona nauczycielka. -Przepraszamy za kopot, ale zajmiemy tylko chwil. Thea czua w gowie kade powolne uderzenie serca. To tylko wyrzuty sumienia, tumaczya sobie. Wcale nie musi chodzi o mnie. Ale chodzio. I wyczua to, zanim ciotka Urszula przebiega wzrokiem twarze zebranych i powiedziaa: - Thea Sophia Harman. Jakby nie wiedziaa, jak wygldam, pomylaa Thea pprzytomna ze zdenerwowania. Zdawia szaleczy odruch, by min ciotk Urszul i bie giem ruszy na gr. Teraz ju wiedziaa, czemu krlik jest na tyle gupi, e na widok psa opuszcza bezpieczn kryjwk i na olep rzuca si do ucieczki. Panika. Wystpia z krgu, z dala od zdumionej Kishi po jej prawej i zaskoczonej Nat po lewej stronie. Kady gapi si na ni bezlitonie. - O co chodzi? - staraa si nada gosowi niewinne brzmienie. Ciotka Urszula spojrzaa jej w oczy, jakby chciaa powiedzie: przecie wiesz. I milczaa dalej, co byo rwnie straszne. - Dani Naete Mella Abforth. Och, nie. Nie Dani... Dziewczyna wystpia z krgu. Dumnie unosia gow, ale w oczach miaa strach. Podesza do Thei. Dani,

tak mi przykro. - To wszystko - oznajmia ciotka Urszula. - Moecie kontynuowa obrzdy. Szczliwego Samhain. Spojrzaa na The i Dani. - A wy, na gr. Usuchay w milczeniu. Nie miay innego wyjcia. Poczuy chodne nocne powietrze. - Co si stao? - zapytaa Dani. Wodzia wzrokiem od ciotki Urszuli do drugiej kobiety, niskiej, ale emanujcej si. Thea skd j znaa... Tak, ju wiedziaa. Nana Buruku. Z Wewntrznego Krgu. A wic to nie rodzinna sprawa Harmanw. Wezwa nas sam Wewntrzny Krg. - Musimy porozmawia o pewnych spawach. Zaatwmy to jak najszybciej. - Nana Buruku pooya na ramieniu Thei do w kolorze cynamonu. Przy krawniku czeka wiekowy lincoln Continental babci. Nana Buruku osobicie usiada za kierownic. Dani i Thea trzymay si za rce. Do Dani bya lodowata. Samochd kluczy uliczkami penymi dzieci w przebraniach i zatrzyma si przed wielkim domem w stylu ranczerskim, z wysokim ogrodzeniem. Dom Selene, odgada Thea, widzc nazwisko: Lucna na skrzynce pocztowej. Pewnie tutaj spotyka si krg dziewic Krgu Pnocy. Ciotka Urszula wysiada, Thea i Dani zostay w samochodzie z Nan Buruku. Ciotka wrcia wkrtce z Blaise. Selene w srebrze i Vivienne w czerni odprowadziy j a do podjazdu. Przeraone, zagubione, w niczym nie przypominay gronych czarownic. Za to Blaise - owszem. Bya boso, ale chyba nie odczuwaa chodu. Przy akompaniamencie dzwoneczkw gwatownie otworzya drzwi, dumna, za i gniewna. Usiada obok Thei. - O co chodzi? - zapytaa. - Omin mnie ciasteczka. Wszystko mnie ominie. Co to za Samhain? Thea nigdy nie podziwiaa jej tak bardzo, jak w tej chwili. - Zdymy na czas - zapewnia twardo Dani, cho palce nadal miaa zimne jak ld. Obie s dzielne, pomylaa Thea. A ja? Ale cho bardzo tego chciaa, nie zdoaa wydusi ani sowa ze cinitego garda. Podwiadomie oczekiwaa, e Nana Buruku skrci z autostrady na pustyni, w stron ziemi Thierry'ego. Ale nie, lincoln jecha znajom tras i zatrzyma si za sklepikiem babci Harman. Thea czua na sobie pytajcy wzrok Dani. Nie miaa jednak pojcia, co si dzieje, a baa si spojrze jej w oczy. - Chodcie. - Ciotka Urszula wprowadzia je tylnymi drzwiami, za koralikow zason, do pracowni. Krzesa, na co dzie przeznaczone dla uczniw babci, usta wiono w nieforemny krg. Byy zajte; inni stali i rozmawiali pgosem, ale kiedy weszy, wszystkie rozmowy ucichy. Thea wodzia wzrokiem po twarzach, widzc je jak przez sen. Babcia Harman, zmczona i ponura. Kybele, matka Wewntrznego Krgu, tak jak babcia jest jego Koron. Zaniepokojona. Aradia - dziewica, smutna i powana. Rozpoznawaa take pozostaych, ktrych widziaa dwa lata temu. Byli tak synni, e znaa ich imiona: Rhys, Belfana, Kreon, Stary Bob. Ciotka Urszula i Nana Buruku dopeniay dziewitki. Wygldali jak zwyczajni ludzie, pracujcy i emerytowani, codziennie mijani na ulicy. Nic bardziej bdnego. W pracowni zebraa si najwiksza potga wiata magii: wizjonerzy i wieszcze, nauczyciele i

sdziowie. Wewntrzny Krg. I wszyscy patrzyli na The. Przybyy dziewczta - powiedziaa Matka Kybele do Ara-dii. - Stoj porodku. Dobrze, zaczynajmy - odezwaa si babcia Harman. -Niech wszyscy usid. - Nie prosia, wydaa polecenie jako najstarszy czonek zgromadzenia. Nie patrzya na The. I to wydawao si najgorsze. Zachowywaa si, jakby Thea i Blaise byy jej obce. Zebrani ustawiali krzesa w bardziej foremny krg i siadali. Mieli na sobie codzienne ubrania: garnitury, kitle, spodnie, koszulki. Aradia bya w dinsach, Stary Bob - w brudnych ogrodniczkach. Czyli jeszcze nawet nie zaczli Samhain. Sprawa jest na tyle powana, e zrezygnowali z obchodw. To proces. Rudowosa Belfana ustawia wzek inwalidzki Kreona w odpowiednim miejscu i usiada jako ostatnia. Jestem otoczona, pomylaa Thea tpo. Tego baa si najbardziej i dlatego odepchna Erica wtedy, na pustyni, gdy po raz pierwszy poczuli wi. Teraz urzeczywistniy si jej najgorsze obawy. Syszaa nierwny oddech Dani i dwik dzwoneczkw, gdy Blaise przestpowaa z nogi na nog. - Zaczynamy - zakomunikowaa babcia Harman zmczonym, ale uroczystym tonem. - Na ziemi, powietrze, wod i ogie, wzywam ten Krg do jednoci. - Wypowiadaa pradawne formuy otwierajce obrady. Thea nie syszaa sw, zleway si z dudnieniem kwi w uszach. Dziwne uczucie, znale si w rodku krgu. Gdziekolwiek spojrzaa - nieprzenikniona twarz. Bya w puapce, jakby otaczali j ludzie. - Theo Sophio Harman - powiedziaa babka nagle i Thea znowu syszaa wszystko wyranie. - Jeste oskarona o... Wydawao si, e czas cignie si w nieskoczono, cho pewnie nie byo nawet krtkiej przerwy. - O uprawianie zakazanych czarw, czym zamaa prawo Hellewise i prawo tego Krgu... Sowa zawisy w powietrzu, niosy si echem. Thea czekaa, a usyszy co jeszcze, inne, gorsze zarzuty - e zdradzia tajemnice wiata nocy i zakochaa si czowieku. Nie pady. - ...przywoanie ducha zza zasony... czenie ludzi zakazanym czarem miosnym... Potem pado imi Blaise. Zarzucano jej, e posuya si tajemnymi substancjami, robic naszyjnik, i rzucia na czowieka zakazany czar. Dani oskarono, e pomagaa Thei przywoa ducha, co oczywicie jest nieprawd, pomylaa Thea smtnie. Draa od stp po czubek gowy. Ze strachu i ulgi. Nie wiedz, e to jeszcze nic, bo przecie powiedzieliby, prawda? I jeli bd trzymaa jzyk za zbami, moe caa prawda nigdy nie wyjdzie na jaw. Skoncentrowaa si na babci. Staruszka odczytaa zarzuty i mwia dalej ju normalnym gosem: - Rozczarowaycie mnie, wszystkie trzy. Zwaszcza ty, Theo. Po niej si tego spodziewaam. Wskazaa czonkom Krgu Blaise. - Po tej mojej wnuczce ubranej jak za crka Hekate. Ale mylaam, e Thea ma wicej oleju w gowie. Naprawd bya rozczarowana. I zraniona. Zawsze uwaaa The za dobr, grzeczn, zot dziewczyn, najbardziej obiecujc latorol Ogniska. Wodzia wzrokiem po twarzach zebranych i wszdzie widziaa rozczarowanie. Zawiodam ich, cignam hab na swj rd. Wstyd mi. Najchtniej zapadaby si pod ziemi.

I nagle - srebrzysty dwik dzwoneczkw. Blaise odrzucia ciemn burz wosw. Bya gniewna, dumna i odrobin znudzona. - Ciekawe, kto nas zdradzi - szepna gronie. - Ktokolwiek to zrobi, poauje. I nagle, nie wiadomo dlaczego, Thea nie baa si ju tak bardzo. Rozczarowanie - trudno, ale mona zaskoczy Wewntrzny Krg i przey. Blaise jest tego najlepszym dowodem. W tej chwili uwiadomia sobie ironi sytuacji. Przez cae ycie wpadaa przez kuzynk, ale najwikszego piwa nawarzya sobie sama. I pocigna za sob Dani. W aksamitnych oczach lniy zy. Ten widok sprawi, e gula w gardle znikna i Thea znowu moga mwi. - Przepraszam, musz co powiedzie. To bardzo wane. Potem bdziesz moga to zrobi - zauwaya Matka Kybele, mikko i stanowczo; caa ona. Nie, teraz. - Thea przez chwil zwracaa si do babci, nie do Korony Wewntrznego Krgu. - Dani nie powinno tu by. Naprawd. Nie miaa pojcia o tym, co robi. To wszystko moja wina. Staruszka zagodniaa odrobin, by po chwili znowu przybra nieprzenikniony wyraz twarzy. - Dobrze, dobrze, pniej zobaczymy. Najwaniejsze to ustali, co dokadnie zrobia. Sowo pniej" sprawio, e Thea odzyskaa przytomno umysu. I wszystko si zmienio. Pniej... czas... ktra godzina? W panice rozejrzaa si w poszukiwaniu zegara. O jest, za siw gow Starego Boba. Za dziesi dziesita. Eric. Zdenerwowana pojawieniem si ciotki Urszuli na mier zapomniaa, e Eric czeka na pustyni. Ale teraz go widziaa oczami wyobrani i to tak wyranie, jakby staa obok niego. Wpatrzony w zegarek. Czas mija, a jej nie ma. Patrzy na trzy stosy i trzy kuky. Impreza w szkole z okazji Halloween. Otwieraj si wielkie drzwi, potok ludzi wpywa do rodka. Kroki na drewnianej pododze; dzieciaki w przebraniach pod sztucznymi czarownicami. Rozemiane ciekawie zagldaj do sali tortur. A pod sufitem co si czai. Nie wiedziaa, niewidzialne czy podobne do figury woskowej albo lodowate jak powiew arktycznego wiatru. A moe tylko kobieta o dugich ciemnych wosach. Czeka... potem spywa w d... Zabije ich. S zupenie bezbronni. Strach by jak ostry n. To si dzieje ju, teraz, a ona nie robi nic, by temu zapobiec.

ROZDZIA 15

Thea! - Dani szarpna j za rami. - Mwi do ciebie. Wizje znikny. Thea staa w pracowni babci, ale

widziaa wszystko jak w krzywym zwierciadle; twarze dookoa rozcigay si nienaturalnie, gosy odksztacay. - Pytaam, skd znaa inwokacj do przyzywania duchw? - zapytaa babcia powoli. Eric. Nie poczeka, zacznie beze mnie. A moe nie. Mwiam, eby tego nie robi. Ale bdzie si martwi o uczestnikw imprezy. Tyle ludzi... Nawet mae dzieci. Kurczaki pod okiem jastrzbia. Ilu spotka ten sam los co Kevina? Inwokacja od przyzywania duchw! - Babka krzyczaa, jakby Thea ogucha. Ja... my... Syszaam j podczas Samhain, dwa lata temu. W Vermont. Widziaam, jak Wewntrzny Krg przyzywa zmarych. - Nawet wasny gos wydawa si inny, obcy. Widziaymy was. Obie. Ukryymy si wrd drzew i nikt nas nie zauway - powiedziaa Blaise. W gowie Thei znowu rozleg si dzwonek. Thea jak przez mg poczua wdziczno. Teraz bya skupiona wycznie na przeraajcych mylach, ktre kbiy si w jej gowie. Eric... Ale jeli sprbuj go uratowa, jeli Wewntrzny Krg dowie si, e jest w to zamieszany czowiek, ktry wie o istnieniu wiata nocy? Natychmiastowy wyrok mierci. Suzanne. Jeli Erie podpali manekiny, Suzanne go zabije. A wic tak czy inaczej, Eric zginie. Chyba e.... - Kogo przywoaa? - Babka krzyczaa i cedzia sowa, jakby Thea bya nie tylko gucha, ale i opniona w rozwoju. Chyba e... - Wanie to chc powiedzie. Teraz wszystko stao si jasne. Ona jest stracona, ale moe uda si ocali Erica. Jeli pozwol jej dziaa, jeli Eric jeszcze nie zacz zgrywa bohatera... Chc wam to powiedzie - powtrzya. I nagle sowa popyny same, coraz szybciej i szybciej, jakby pka tama. Wyznam wszystko, ale teraz prosz, babciu, pozwl mi wyj. Na krtko. Musz co zaatwi. A kiedy wrc, zrobicie ze mn, co chcecie. Chwileczk - zacza Matka Kybele, ale Thea nie moga przesta. Bagam, babciu, bagam. Zrobiam straszn rzecz i tylko ja mog j naprawi. Jeli wrc... Zaraz. Spokojnie - odezwaa si babka, cho sama wygldaa na poruszon. - Skd ten popiech? Po kolei. Co takiego musisz zrobi? Odesa j. - Thea zrozumiaa, e bez wyjanie si nie obejdzie. Staraa si mwi powoli, wyranie, eby zrozumieli. - Ducha, ktrego przywoaam. Nazywa si Suzanne Blan-chet, spalono j na stosie na pocztku XVII wieku. Jest na wolnoci i ju zdya zabi czowieka. Wszyscy suchali; jedni ciekawie nachylali si do przodu, inni marszczyli brwi. Thea rozejrzaa si po krgu twarzy. Bya przeraona, ale czy to wane? Liczy si tylko Eric. W zeszym tygodniu udusia ucznia w mojej szkole. A dzisiaj zabije wicej osb, na imprezie z okazji Halloween. Nie mog teraz tumaczy, skd to wiem, bo nie ma czasu. Ale jestem tego pewna. Tylko ja zdoam j powstrzyma. Ja wezwaam Suzanne, wic tylko ja mog j odesa. Tak, ale to nie takie atwe - odezwa si cichy gos. Thea spojrzaa w tamt stron. Rhys, uminiony mczyzna w biaym kitlu. - Jeli duch wydostanie si... Wiem i wymyliam, jak j zwabi. Wszystko jest przygotowane i... - Zawahaa si. - Kto mi pomaga - przyznaa cicho. - Teraz grozi mu niebezpieczestwo. Dlatego musz wyj. Bagam.

- Chcesz i od szkoy, na zabaw - domylia si ciotka Ur szula. I cho jak zawsze zaciskaa wargi, jej sowa zabrzmiay nie gniewnie, lecz mdrze. Thea ju otwieraa usta, eby zaprzeczy, ale je zamkna. Znowu nie wiedziaa, co myle. Na zabaw czy na pustyni? Jeli Suzanne ju dopada rozbawionych goci, powinnam jecha od szkoy. Ale tylko pod warunkiem, e Eric nie zrobi nic, by zwabi ducha na pustyni. W kocu to on jest dla mnie najwaniejszy. Ale jeli nic nie zrobi, Suzanne zacznie zabija, zanim zd cign j na pustyni. Oszalej. Czua si, jakby zaraz miaa zemdle. Zbyt wiele pyta Wszystko zaley, gdzie jest teraz Suzanne, a tego nie sposb ustali. Zadraa. Przed oczami latay jej czarne plamy. Co robi? - Przepraszam. Czy moecie mnie przez chwil posucha? Widz co. Gos Aradii, spokojny i opanowany. Dojrzay, cho przecie jest taka moda. Thea usiowaa dojrze co zza czarnych patw. - To wane i ma zwizek z tym, o czym rozmawiamy - mwia Aradia. - Zwrcia ku Thei pikn twarz w kolorze kawy z mlekiem. Wielkie brzowe oczy patrzyy prosto przed siebie, jak zawsze. Aradia bya niewidoma. Ale widziaa oczami umysu - rzeczy, ktrych nie dostrzegaj inni. - Mody mczyzna, w starowieckim stroju. Stoi koo ogniska, w kamiennym krgu. Eric... - Ma w rku kij, pochodni. Rozglda si. Podchodzi do stracha na wrble? Nie widz dokadnie. Pod strachem jest stos drewna. Chopak si pochyla. Podpala stos. O nie! - Musz i. - Thea ju nie prosia o pozwolenie. Aradia mwia dalej: Drewno staje w pomieniach... Teraz widz lepiej. To nie strach na wrble, to kuka. Czarownica. Urwaa, pikne lepe oczy si rozszerzyy. - Porusza si... nie, co tym porusza. Duch. Duch porusza kuk. Zblia si do chopaka... Id - rzucia Thea i przepchna si midzy Rhysem a Starym Bobem, wyrwaa si z krgu. Koraliki z zasony uderzyy j w twarz i opady z gonym stukiem. Thea, poczekaj! Wracaj! Urszulo, natychmiast... Dip. Plecak jest w dipie. Musz go zabra. Kluczyki do lincolna wisiay na gwodziu przy drzwiach. Porwaa je w biegu. Wypada na zewntrz, tymczasem pierwsze trzy osoby mi ny koralikow zasonk. Zatrzasna im drzwi przed nosem. Do samochodu. Szybko. Wycofaa si z zauka z piskiem opon. Widziaa fal wiata, gdy otworzyy si drzwi, ale wtedy ju skrcaa w ulic Barren. Eric... Gnaa jak nigdy, przemykaa si w ostatniej chwili na pomaraczowym wietle, szukaa skrtw. Zaledwie po kilku minutach bya przy klubie nocnego wiata z wydron dyni na ganku. Nie miaa gdzie zaparkowa. Zostawia samochd na rod ku ulicy, z kluczykami w stacyjce. Wskoczya do dipa. Szybko. Szybko. Ruszya, palc gum. Szybko. Na autostrad. Eric...

Pozwlcie mi do niego dotrze. I niech nie bdzie za pno. Tylko o to prosz, tylko to si dla mnie liczy, pniej niech si dzieje, co chce. Powiciaby wszystko? Tym razem gos nie by ani obcy, ani wrogi, raczej ciekawy. A Thea znaa odpowied. Tak. Jeli dotr na czas, odel go, zmusz, eby odszed. eby si ukry. Powiem Starszym, e go oszukaam, rzuciam zaklcie, aby mi pomg; nie zdradz jego imienia. Niewane, co mi zrobi, on bdzie bezpieczny. Tylko to si dla mnie liczy. Tylko o to prosz. Ale wiedziaa, e to i tak bardzo duo, wic z caej siy dociskaa peda gazu. Zjazd z autostrady. Boczna droga. Jechaa z zabjcz szybkoci. Dudnienie w gowie kazao jeszcze przyspieszy, cho na zakrtach z trudem trzymaa si drogi. Pustynia. Nawierzchnia bya coraz gorsza. Thea niewiele widziaa; ksiyc ju si schowa. Samochd podskakiwa na wybojach. Eric, rb co. Rozmawiaj z ni, uciekaj. Jeste mdry, bagam, odcigaj uwag Suzanne i nie pozwl, by jej wosy znalazy si blisko twojej szyi. Ile siy ma duch? Teraz widz wszystko wyranie. Mylaam tylko o sobie, o tym, co mnie cieszy. Byam jak zamknita w lodzie, a powinnam taczy z radoci. Pki Eric yje, niech sobie mieszka na Marsie, niewane, czy si jeszcze zobaczymy, czy nie. Jeli nic mu si nie stanie, bd szczliwa jak nikt. Podskoczya na wyboju. Jechaa bezdroem, na orientacj. Las martwych juk... Dugo, za dugo. Szybciej, szybciej! I nagle zobaczya w wietle reflektorw czerwone kolumny z piaskowca. Nareszcie! Samochd miady krzewy. Dostrzega blask pomieni w zagbieniu midzy gazami. Ogie... ruch... posta... - Eric! Z krzykiem nacisna hamulec, samochd si zatrzyma zaledwie kilkanacie centymetrw od kamiennej konstrukcji. - Eric! - Porwaa plecak, otworzya drzwi, wyskoczya z dipa. - Thea! Nie zbliaj si! Blask ognia nadawa dziwne kolory kamieniom. Wszystko zdawao si czerwone, jakby skpane we krwi. Warkot silnika i trzask ognia zleway si w jeden piekielny pomruk. Ale Eric yje, walczy. Z duchem. Thea zaatakowaa. Jej umys dopiero rejestrowa doznania. Ksztat - raz kobieta, raz obok. Jego cz otaczaa Erica. Zapa si za gardo. Resztki amuletu z sosnowych igie, ktry dla niego zrobia, poniewieray si dookoa ogniska. Na nic si nie zday. Zostaw go! To moja sprawa! - wrzasna. Dobiega do Erica. Po omacku szukaa ducha. Znalaza jego skrawek. Chwycia, ale poczua tylko donie Erica i zimne powietrze. Nie, Thea, uwaaj! Duch puci Erica, ten zachwia si na nogach. Suzanne znw przybraa ludzk posta i zaatakowaa, tym razem The. - Thea! - Eric j odepchn. Upadli. Odejd - szepna, zanim wstaa. Szturchna go i jednoczenie rozgldaa si za zjaw. - Id, i to ju! Kluczyki s w stacyjce. Jed przed siebie. Pniej zadzwoni.

Sta do mnie plecami - odpar bez tchu. - Jest bardzo szybka. Wiesz, e nie odejd - wycedzi przez zby. To sprawa dla czarownicy, idioto - warkna, opierajc si o niego plecami. - Wyno si! Bdziesz mi tylko przeszkadza! Daremne wysiki, cho zdoaa nawet nada gosowi nienawistne brzmienie. Eric zapa j za ramiona i wrzasn: - Wiesz, e nigdzie nie pjd, wic nie marnuj czasu! I znowu popchn j w bok. Poczua lodowaty powiew. - Przepraszam - doda ju normalnym gosem. - Wszystko w porzdku? Thea odwrcia si na picie, spojrzaa za siebie. Widmo czekao. Przybrao ksztat kobiety niewyrany, rozmyty. Dugi warkocz ze wistem przecina powietrze. - Mam wszystko, co trzeba - szepna. Ju wiedziaa, e nie zostawi jej samej. - Ale odprawianie zakl chwil potrwa. Musimy trzyma j z dala od... Nie spuszczaa oczu z morderczego warkocza, ale nie bya wystarczajco szybka. Rozleg si dziwny odgos, co midzy trzaskiem bicza a iskrzeniem prdu. Warkocz otoczy jej szyj. W pierwszej chwili poczua jedynie zimno, jakby kto zarzuci na ni chust z polarnego wiatru. Ale potem zjawa szarpna, warkocz si zacieni, nagle przesta by widmowym two rem. Sta si jak elazna obrcz, rurka pena zamarznitego pynu, jak macka potwora z lodem w yach. I dusi j nieubaganie. Nie moga oddycha, wsun palcw pod lodowat obrcz. Oczy wychodziy jej na wierzch. - Tutaj! - wrzasn Eric. Wymachiwa pochodni i taczy przy ognisku jak wariat. - Suzanne, spjrz na mnie! Zaatwi twoj siostrzyczk! - Dga pochodni manekina symbolizu jcego Lucienne; nie podoy ognia pod drewno, ale podpali kuk. - No, zobacz! Fajne, co? - Szturcha manekina. Na ciemnych ubraniach wykwit krg ognia. - Przyznaj, e jeste czarownic! Thea poczua, jak co si odsuwa, i nagle moga oddycha. Chciaa ostrzec Erica, ale z jej garda wydobywao si jedynie ochrype skrzeczenie. Zreszt Eric ju uskoczy. Cay czas stosowa uniki. Tak trzymaj! Jasne, ale si pospiesz! - Rzuci si w drug stron. Zmusia si, by na niego nie patrze. Plecak lea na skraju kamiennego krgu, tam, gdzie go upucia. Wysypaa zawarto na ziemi. Musi to zrobi dobrze. I szybciej ni kiedykolwiek uprawiaa czary. Db i jesion. Wrzucia je do ognia, podesza bliej, przysuna sobie pozostae skadniki. Otworzya plastikowy woreczek z kawakami gorzkni. Byy lekkie i musiaa niemal wsadzi do w ognisko, eby si upewni, e wpady w pomienie. Potem wrzucia sproszkowa ny oset. I korze mandragory. Sigaa wanie po buteleczk, gdy Eric zawoa: - Pochyl si! Nie podnosia gowy, eby zobaczy dlaczego. Od razu pada plackiem na ziemi. Lodowaty powiew rozwia jej wosy, zbliy je do ognia. - Suzanne! Zobacz! Mam twojego braciszka! - wrzeszcza Eric. Pony wszystkie trzy stosy. Erie uwija si midzy nimi, co chwila dgajc kuky. Thea zbami odkorkowaa buteleczk. Trzymaa rk nad ogniem. Jedna kropla, dwie, trzy. Pomienie buchny - potne, wysokie, niebieskie. Thea si odsuna.

- Suzanne! Tutaj! - Z trudem syszaa gos Erica przez trzask ogniska. Z oczu pyny jej zy, ostry zapach drani nozdrza. Po omacku szukaa ostatniego przedmiotu, niezbdnego, by odesa ducha w zawiaty... torebki z resztkami z brzowej misy. Rzucia je na skraj paleniska. Wstaa i zobaczya, e Eric jest w opaach. Zgubi pochodni. Duch zapa go za gardo i otacza, zmienia ksztaty. Otworzy usta, ale Thea nic nie syszaa. - Niechaj bdzie mi dana moc sw Hekate. - Wrzasna na cae gardo, w buchajce pomienie, do ducha. I sowa przyszy, same pyny z jej ust: - W serce pomieni odsyam ci! Na wskie bezdroa odsyam ci! - Wkadaa w nie ca swoj si i czua pewno siebie, ktrej nigdy nie zaznaa. Bo widmo walczyo. Nie chciao odej. - W wietrzn pustk odsyam ci. Za mg lat odsyam ci. Eric si zatoczy, wydawao si, e zjawa odrywa go od ziemi. - Za zason odsyam ci. Odejd szybko, lekko i bezzwocznie! Eric wierzga. Wanie tak umar Kevin - Thea bya teraz o tym przekonana. I nagle wykrzykiwaa sowa, ktrych nigdy nie syszaa: - Na potg ziemi, powietrza i wody! Na potg ognia w dzisiejsz noc Hekate! Na moj moc, cry Hellewise! Zaklinam ci, odejd, suko! Nie miaa najmniejszego pojcia, skd jej si to wzio. Ale Eric run na ziemi. Duch go puci. Rzuci si do Thei - ale znieruchomia, jakby uderzy w niewidzialny mur. Zawis nad ogniem. W puapce. Bkitne pomienie pluy dymem na boki. Thea wyranie widziaa widmo. I po raz pierwszy to nie by cie, ale kobieta. Waciwie dziewczyna, nastolatka. O dugich ciemnych wosach, jasnej karnacji i wielkich smutnych oczach. Rozchylia usta, jakby chciaa co powiedzie. Thea nie moga oderwa od niej wzroku. - Suzanne... - szepna. Dziewczyna wysuna blad do, ale w tym momencie pomienie wystrzeliy w gr. Zdawao si, e gowa dziewczyny stana w ogniu. Otaczay j ciemne jzyki ognia. Na twarzy malowa si smutek. Thea instynktownie wycigna rk. Ogie strzeli. Powietrze przecia byskawica. Suzanne bya w samym rodku pomieni. Byskawica przybraa ksztat stoka; wskiej drki. Wszystko wirowao dookoa ogniska, jakby unoszone trb powietrzn. Suzanne i smuga biaego wiata stopiy si w jedno. Znikny. W wietrzn pustk. Za mg lat. Ogie buchn na wysoko czowieka, potem przygas. Bkitne jzyki zmieniy si w te, zwyczajne pomienie. Jakby spada zasona. A po jej drugiej stronie bya Suzanne. Na skraju paleniska, tam gdzie zostay wrzucone resztki z brzowej misy, lea kawaek mikkiej gliny. Thea uklka, podniosa go, spojrzaa w ogie i zobaczya w pomieniach pukiel dugich, ciemnych wosw. Zaczynay si pali. Wyrwaa je z pomieni, okleia glin. Amulet wyszed niezgrabny, Blaise zrobiaby to o wiele lepiej, ale

wosy byy bezpieczne. Znalaza na ziemi drewnian piecz, wycisna na glinie kabalistyczny symbol Suzanne. Stao si. Odtworzya amulet. Suzanne znowu jest uwiziona. I tak bdzie, dopki kto nie okae si na tyle gupi, by j uwolni. Thea schowaa amulet, nawet na niego nie patrzc. Podesza do Erica. Lea na ziemi. Pociemniao jej przed oczami. Po tym wszystkim nie, niemoliwe, eby co mu si stao. Bagam, niech si okae, e jest cay i zdrowy... Poruszy si, gdy przy nim stana. Udao si! Odesza. Udao si! Umiechn si blado. Nie pacz - powiedzia ochryple. Nie wiedziaa nawet, e pacze. Eric usiad. By brudny, rozczochrany, zmczony. W jej oczach wyglda piknie. - Udao si nam - powtrzya szeptem. Wycigna rk, by przygadzi mu wosy, i ju jej nie cofna. Wodzi wzrokiem od Thei do ognia i z powrotem. Nie chciaem jej tego wszystkiego mwi. Bez wzgldu na to, jaka bya... - Czule pogadzi policzek Thei. - Dobrze si. czujesz? Chyba masz siniaka. Ja? Ty najbardziej oberwae. - Pooya mu do na gardle. - Wiem, o co ci chodzi - odpara. - Mnie te zrobio si jej al. Nie pacz ju, prosz, nienawidz tego. - Otoczy j ramieniem. Zaczli si caowa. Szaleczo. miali si i caowali jednoczenie. Czua na ustach smak swoich ez, draa w jego ramionach jak ptak. Po chwili cisz przerwa nowy odgos. Nie chcieli si rusza, ale Eric spojrza. I znieruchomia. - Mamy towarzystwo. Thea podniosa wzrok. Dookoa kamiennych kolumn stay samochody. Pewnie zjawiy si podczas walki z Suzanne, a huk ognia zaguszy warkot silnikw, zreszt wtedy nie zwracali uwagi na takie drobiazgi. Pasaerowie zdyli ju wysi. Babcia Harman pod rk z ciotk Urszul. Rhys w kitlu. Ksztatna Matka Kybele z doni na ramieniu Aradii. Stary Bob. Nana Buruku. Niemal cay Wewntrzny Krg.

ROZDZIA 16

Thea pucia Erica. Nadal moe sprbowa go ocali. Ale on trzyma j w objciach. Wstali razem i zmierzyli si z Wewntrznym Krgiem jak jeden m. C... - Matka Kybele mrugaa szybko. - Aradia sprowadzia nas, twierdzc, e potrzebujesz pomocy. Ale sami sobie poradzilicie. Widzielimy kocwk. Imponujce.

Ja te to widziaam - zapewnia Aradia. Skierowaa twarz w stron Thei, na jej ustach bka si umiech. - wietnie si spisaa, Theo Harman. Jeste prawdziw kobiet Ogniska. Tak, a skd wzia ostatnie zaklcie? - Babka opara si na lasce, ktr poda jej Rhys. - W yciu nie syszaam, eby kto si powoywa na swoj moc jako cry Hellewise - burkna, ale wydawaa si zadowolona. Thea patrzya na nie: na Dziewic, Matk i Koron Wewntrznego Krgu. Cay czas obejmowaa Erica. - Nie wiem - odpara, na szczcie ju nie tak bardzo drcym gosem. - Po prostu samo przyszo. A ty? Jak si nazywasz, mody czowieku? - zapytaa babcia. Eric Ross - powiedzia cicho, z szacunkiem, ale bez strachu. Thea bya z niego dumna. Staruszka wodzia wzrokiem od niego do Thei i z powrotem. Pomagae w tym mojej wnuczce? On o niczym nie wie... - zacza Thea, ale to oczywicie nie miao sensu. Byo aosne. Kocham j - oznajmi Eric. - A ona mnie. I jeli jakie za sady nie pozwalaj nam by razem, s gupie. By bardzo dzielny i bardzo naiwny. Thei zakrcio si w gowie, zaciskaa palce na jego doni tak mocno, a ich rce zaczy dre. Dopiero teraz poczua, e ma poparzon praw do. Pozwl mu odej - wyszeptaa. Babcia milczaa, wic Thea cigna: - Bagam. Nigdy wicej si z nim nie spotkam, a on nikomu nie powie. Co takiego zrobi? Pomaga mi ratowa ycie. Prosz, nie ka go za moje przewinienia. - Z jej oczu popyny zy. Stara si przestrzega zasad - zauwaya Aradia. - Przynajmniej moim zdaniem. Thea nie bya pewna, czy dobrze syszaa. Babcia chyba te nie. Jak to? Hellewise powiedziaa, e czarownicom nie wolno zabija ludzi, tak? - mwia spokojnie Aradia. - A ta czarownica, ten duch, ju zabia jednego czowieka i chciaa mordowa da lej. Eric pomg Thei odwrci zakazane zaklcie, zapobieg dalszemu amaniu zasad. Piknie powiedziane - mrukn Rhys, ale Thea nie wyczua, czy on zgadza si z Aradi, czy nie. Babka podesza bliej. Patrzya na Erica. A co takiego zrobie, by pomc, modziecze? Nie wiem, czy pomogem - odpar szczerze. - Przede wszystkim staraem si ocali ycie. - Kiedy rozpalie ogniska? - zapytaa Thea cicho, nie puszczajc jego doni. Spojrza na ni i umiechn si lekko. O dziewitej. Chocia mnie tu nie byo - mwia odrobin goniej. - I cho wiedziae, e Suzanne bdzie usiowaa ci zabi, a nie umiesz posugiwa si magi. Dlaczego to zrobie? Spojrza na ni, na babk, znowu na The. - Wiesz dlaczego. Bo inaczej poleciaaby na zabaw. Zamordowaaby wicej osb. - Thea spojrzaa na babci. Starsza pani wpatrywaa si ciekawie w Erica. A zatem ratowae ycie. Nie wiem - odpar irytujco szczery. - Nie chciaem ryzykowa.

Mnie te ocali - wtrcia Thea. - Suzanne prbowaa mnie udusi. Gdyby nie on, nie udaoby mi si do koca wypowiedzie zaklcia. Wszystko bardzo piknie, ale to za mao. - Stary Bob podrapa si w zaronity podbrdek. Z pomarszczonej twarzy niewiele si dao wyczyta. - Nigdzie nie jest powiedziane, e przestrzeganie jednej zasady znosi kar za zamanie innej. Takie akrobacje mog cign na nas kopoty. Babcia i Matka Kybele spojrzay po sobie. Babcia odnalaza wzrok Starego Boba. - Przewijaam ci, wic nie pouczaj mnie o zasadach wiata nocy - warkna. - aden krwiopijca nie bdzie mi mwi, co robi. - Spojrzaa na pozostaych. - Musimy o tym porozmawia w ustronnym miejscu. Wracamy do mnie. W ustronnym miejscu. Nadzieja przyprawiaa The o zawroty gowy, gdy dip podskakiwa na wybojach w drodze do domu. Eric prowadzi, ona siedziaa z tyu, wic nie mogli rozmawia. Z przodu zaja miejsce ciotka Urszula. Babcia o mnie walczy. I Aradia, i moe nawet Matka Kybele. Nie chc, ebym umara. A chyba nawet, eby zgin Eric. Ale rzeczywisto co chwila gasia nadziej. Co mog zrobi? Nie zaakceptuj zwizku czowieka i czarownicy. Nie zaryzykuj wojny z reszt wiata nocy, nie dla mnie. Nie ma wyjcia. Kawalkada samochodw zatrzymaa si pod sklepem babci. I oto Thea znowu staa w pracowni, a starszyzna zasiada na krzesach. Kreon i Belfana czekali, podobnie jak Blaise i Dani. Wszystko w porzdku? - zapytaa Dani i umilka wpatrzona w Erica. Czowiek w Krgu. Odesalimy Suzanne - odpara Thea. Znw wzia go za rk. Stali porodku, czarownica i czowiek. - Mamy problem - zacza babcia. I wyjania, w czym rzecz, cho wikszo wiedziaa. Mwia dugo, szczegowo, po kolei patrzc czonkom Krgu w oczy. Aradia i Matka Kybele siedziay po jej obu stronach i co jaki czas dorzucay kilka sw. Thea zakadaa, e za kilka minut bdzie po wszystkim. Babcia zwracaa si do kadego, apelowaa i dawaa do zrozumienia, e Aradia i Matka Kybele podzielaj jej zdanie. Po kolei przecigaa wszystkich na swoj stron. - W rezultacie mamy t dwjk i musimy zdecydowa, co z nimi zrobi - zakoczya. - To decyzja Wewntrznego Krgu, cr i synw Hellewise, nie rady wiata nocy - dorzucia i ypna na Starego Boba. Przeczesa doni zmierzwione siwe wosy. Nie wiem, czy rada si z tym zgodzi - mrukn, ale si umiechn. Byy kiedy czasy, gdy ludzie i czarownice dogadywali si lepiej ni teraz - cigna babcia. Zapewne wie o tym kady, ktrego drzewo genealogiczne siga wystarczajco daleko. Eric spojrza na The. Pokrcia gow i pobiega wzrokiem do Blaise. Chodzi o to, e dawno, dawno temu braymy sobie ludzkich mw - wyjania Matka Kybele. - Bo mczyzn u nas jest zawsze mniej. Byo to w czasach, gdy istnia trzeci Krg, Krg witu. Chcia uczy ludzi magii. A ludzie zaczli nas pali - dodaa Belfana z powan min pod szop rudych wosw. No c, ten raczej nikogo nie spali - achna si ciotka Urszula.

W tej chwili Thea kochaa j nad ycie. Nikt nie nalega, eby zmieni zasady. - Matka Kybele splota pulchne donie. - Nie wrcimy do tamtych okrutnych dni, znamy zagroenie ze strony ludzi. Pytanie tylko, czy istnieje jaki wyjtek, ktry da si zastosowa wobec tej dwjki? Nie sdz - odpar Rhys powoli. - Jeli to zrobimy, wszystkich nas oskar o zdrad. I rozpta si nowa wojna wiata nocy - dodaa Nana Buruku. - Kady przeciwko kademu. ycz im jak najlepiej - odezwa si Kreon z wzka inwalidzkiego. Mwi ledwie syszalnym szeptem. - Ale nie mog y ani wrd nas, ani wrd ludzi. Idealne podsumowanie sytuacji, pomylaa Thea. Nie ma dla nas miejsca, pki jedno z nas jest czowiekiem, a drugie czarownic... Pomys zjawi si nagle jak byskawica w spokojn noc. Tak prosty. I tak przeraajcy. Moe si uda. Ale czy si na to zdobd? Powiciaby wszystko? A zatem take babci i Blaise. Dani, Lawai', kuzynk Celestyn. Wuja Galena, ciotk Gerdetch, ciotk Urszul, Selene i Vivenne, cay Krg Zmierzchu. Zapach zi, lawendy zmieszanej z patkami ry. Dotyk chodnych kamieni w doni. Zaklcia i inwokacje. To uczucie, gdy magia spywa z doni. Nawet wspomnienie Hellewise. Hellewise w biaej szacie w ciemnym lesie. Czy powiciaby wszystko dla pokoju? Dla Erica? Tym razem to by jej gos. Wsuchaa si w niego i nagle znaa odpowied. Jest dobry. Czuy i namitny. Mdry, odwany, bystry, ukochany. Kocha mnie. By gotw odda za mnie ycie. Powiciby wszystko. Obserwowa j, dostrzega trosk w zielono-szarych oczach. Widzia, e co si dzieje. Umiechna si. Bya z niego dumna, gdy nawet tu, wrd postaci jak z zapomnianych legend, odpowiedzia umiechem. - Mam pomys - zwrcia si do babci i pozostaych. - Puchar Lethe. Cisza. Wymiana spojrze. Babcia bya zdumiona. - Nie tylko dla niego. Dla mnie te - dodaa Thea. Gone oddechy w nagej ciszy. Babcia zamkna oczy. Jeli wypij do duo, zapomn o wszystkim. - Thea brna dalej, mwia do nieruchomych twarzy. - O caym wiecie nocy. Nie bd czarownic, bo strac pami swojej dotychczasowej tosamoci. Bdziesz zagubion czarownic - sprostowaa Aradia. Na jej licznej twarzy malowa si pokj, nie wstrt. - Jak jasnowidze, ktrzy nie wiedz, skd pochodz. A zagubiona cza rownica moe y w wiecie ludzi. I prawu stanie si zado -orzeka. Eric zacisn do. - Ale... Thea spojrzaa na niego. - Tylko w ten sposb moemy by razem. Zamkn usta. Cisza cigna si w nieskoczono. W kocu Blaise, ktra do tej pory staa w milczeniu ze

skrzyowanymi ramionami, oznajmia: - Powiedziaa mi, e to jej bratnia dusza. W pierwszej chwili Thea mylaa, e kuzynka mwi zoliwie, dolewa oliwy do ognia. Ale babcia zdumiona podniosa gow. Bratnia dusza? Dawno o tym nie syszaam. Stary mit. - Rhys poprawi na sobie kitel. Moe nie - zaprotestowaa mikko Matka Kybele. - Moe stare siy budz si do ycia, chc nam co zakomunikowa. Babcia patrzya w podog. Gdy podniosa oczy, byy w nich zy, i po raz pierwszy wygldaa staro. Jeli ci na to pozwolimy, jeli dopucimy, by wyrzeka si swego dziedzictwa i odesza, dokd pjdziesz? Ze mn - odpowiedzia Eric. - Moja rodzina ju j kocha. Mama wie, e Thea jest sierot. Jeli powiem, e nie moe tu duej mieszka, przyjmie j pod swj dach bez pytania. Rozumiem - mrukna babcia. Eric oczywicie nie wspomnia, e jego mama uwaa, i Thea mieszka ze zwariowan staruch - ale babcia chyba o tym wiedziaa. I znowu chwila ciszy, gdy babcia wodzia wzrokiem po twarzach zebranych. W kocu skina gow. Odetchna gono. - Dziewczyna pokazaa nam drog - stwierdzia. - Czy kto jest przeciwko? Nikt si nie odezwa. Na wikszoci twarzy malowao si wspczucie. Ich zdaniem to gorsze ni mier, przemkno Thei przez gow. - Przynios puchar - zaproponowaa nagle Blaise. Znikna za zason. Dobrze. Miejmy to ju za sob. Serce walio Thei jak szalo ne. Trzymali si z Erikiem za rce tak mocno, e oparzone palce bolay. To nic strasznego - szepna do niego. - Najpierw bdziemy zamroczeni, ale potem wszystko sobie przypomnimy. Wszystko oprcz magii. Przeniesiesz si na zoologi - zauway. - I pjdziesz na Davis. - Umiecha si, cho mia zy w oczach. Dani wystpia przed szereg. - Czy mog... Chciaabym si poegna. - Tyle powiedziaa spokojnie, potem gos jej si zaama i rzucia si koleance na szyj. Thea uciskaa j serdecznie. Przepraszam, e wpakowaam ci w kopoty. Nieprawda. Mwia im, e to nie moja wina. Nic mi nie zrobi. Bdzie mi ci brakowao w szkole. Dani si odsuna. Staraa si nie paka. - Bd bogosawiona. Wrcia Blaise przy akompaniamencie dzwoneczkw. W jednej rce miaa cynowy puchar, w drugiej - butelk. Sam widok naczynia przyprawi The o dreszcz. Szko po ciemniao ze staroci do tego stopnia, e nie wiedziaa nawet, jakiego koloru jest pyn w rodku, a butelka bya tak zdeformo wana, e nikt by nie odgad pierwotnego ksztatu. Korek zabezpieczaa woskowa piecz z licznymi wstkami. Babcia zamaa piecz, zdara wstki. Usiowaa wyj korek, ale nie poradziaby sobie bez pomocy Blaise. Pochylia butl nad pucharem.

Popyn brzowy pyn. Staruszka napenia naczynie do poowy. - Kiedy to wypijesz - zwrcia si do Thei - zapomnisz mnie. Nas wszystkich. Ale my nie zapomnimy ciebie. - Ostatnie zdanie wypowiedziaa do Krgu. - Theo Sophio Harman, wiedz, e jeste prawdziw cr Hellewise. Pocaowaa wnuczk w policzek. Thea po raz ostatni obja kruche ciao. - egnaj, babciu. Kocham ci. Podesza Blaise z pucharem w doniach. Wygldaa dziko i piknie, wosy spyway czarn fal na plecy. - egnaj - powiedziaa Thea, biorc puchar z biaych doni kuzynki. Blaise si umiechna. Teraz, pomylaa Thea. Nie wahaj si. Nie myl. Uniosa puchar do ust i upia pierwszy yk. I mao brakowao, a zakrztusiaby si ze zdumienia. Przecie to ten smak. Napotkaa spojrzenie Blaise. Wielkie, wietliste szare oczy. Wpatrzone w ni bacznie. Tak, jakby chciay jej co powiedzie. Thea pia. Herbata. Rozwodniona mroona herbata. Tak smakowa puchar zapomnienia. Butla bya zabezpieczona pieczci, nie miaa czasu, na korku by przecie wosk. Jej myli wiroway, ale bya do rozsdna, by pi duo, eby na dnie nie zostaa ani kropla, ktr Krg bdzie mg zbada, gdy Eric skoczy. Staraa si zachowa obojtny wyraz twarzy, gdy Blaise przekazaa puchar Ericowi. Zacz pi, lekko zdziwiony. - Do dna - zachcia Blaise. Nie odrywaa oczu od Thei. I wtedy Thea nabraa pewnoci. Robia to ju przedtem. Po imprezie miaymy poda chopakom puchar zapomnienia, gdy przelejemy ich krew Podwdzia eliksir, a butl napenia herbat. Odtworzya pieczcie, jeste przecie zdolna. A teraz... teraz... Blaise zabieraa puchar z rk Erica. Thea bya na krawdzi histerii. To si nie uda. Nie uwierz. Zapaa Erica za rk. wbia mu paznokcie w skr. Nie miaa si odezwa, nawet na niego spojrze. Ale w mylach zaklinaa go, by milcza i zda si na ni. Jej twarz bya pusta i bez wyrazu, jak u lalki. Eric sta bez ruchu. Nie wiedzia, co si dzieje, ale poczu jej paznokcie. I udowodni, jaki jest mdry nie odezwa si ani sowem. Koniec zebrania - oznajmia Babka. - Blaise, wyprowad ich, dopki s zamroczeni. Powinni sami trafi do domu. - Odwrcia si, nie patrzc na The. Nie ma sprawy. Pjd z wami - zaproponowaa Aradia.

ROZDZIA 17

Szli do samochodu Erica. Bezksiycowa noc bya bardzo zimna. Thea pooya mu rk na plecach, eby

nacisn znaczco, gdyby si waha. Nie musiaa. Przy dipie spojrzaa na Blaise. Baa si cokolwiek po so bie okaza. Czy Aradia ich widzi? Rozpaczliwie chciaa po raz ostatni uciska kuzynk. - Czy z pracowni jest okno na t uliczk? - spytaa Aradia. Blaise odpowiedziaa przeczco. - No to moecie si poegna. Pniej musicie udawa, e si nie znacie. Thea spojrzaa na Aradi; w gardle zacz j dawi szaleczy miech. Teraz wiem, czemu jeste Dziewic - szepna. - Ale czy inni te... Raczej nie. Niektrzy pewnie co podejrzewaj, ale bd milcze. Szybko. Thea uciskaa kuzynk; nie moga si od niej oderwa. Dziki. Och, Eileithyio... Bd za tob tsknia. Teraz ja jestem ostatnia w rodzie Harmanw! - Blaise nieudolnie naladowaa czarny charakter z kiepskich filmw. -I mam dla siebie cay pokj - dodaa ju bardziej wiarygodnym gosem. - I zaatwi Sheen. Kogo? Tak jest, bardzo dobrze, nic nie syszaa. To ona nas zdradzia. Jedna z dziewczyn Tobiasa. Krg Pnocy. Skojarzya, e odprawiamy zakazane czary, i doniosa babci. To ju niewane. artujesz chyba. Wysyaj mnie do klasztoru. Zabij map. - Mocniej obja The. - Nie wiem, dlaczego chcesz by z czowiekiem - szepna. - Ale mam nadziej, e teraz, kiedy ju go masz, nadal tego pragniesz. - Blaise, kiedy wrcisz, nie krzywd ludzi. S tacy sami jak my. Blaise mrukna co niezobowizujco i dodaa ledwo syszalnym szeptem: - Bdzie mi ciebie brakowao, siostro. Dopiero wtedy Thea poczua, e moe wypuci j z obj. Siedziaa ju w samochodzie, gdy Aradia wysza na prg. - Dwie sprawy - mwia szybko. - Jedyna pomoc, jakiej mog wam udzieli. Matka Kybele wspomniaa dzisiaj Krg witu. Kr plotki, e s gdzie czarownice, ktre usiuj go odtworzy i zapomnie Czas Ognia. Nie przestrzegaj te zasad wiata nocy. Nie wiem, czy to prawda, ale jeli tak, sprbujcie ich poszuka. Thei zaparo dech w piersiach. Ta myl bya jak nieoczekiwany prezent. - I jeszcze jedno. - Aradia umiechna si ciepo. - Mwi si, e niektrzy modzi Redfernowie dziwnie si zachowuj. Syszaam nawet, e szukaj bratniej duszy wrd ludzi, jak ty. Moe warto byoby si z nimi skontaktowa i dowiedzie czego wicej. Thea odzyskaa oddech; z jej oczu popyny zy. - Dziki, Aradio. Wielkie dziki. Powodzenia, Theo. I tobie, Ericu. Dokdkolwiek pjdziecie. Eric, ktry do tej pory milcza za - Wzajemnie. Thea syszaa jego zdumienie, cho staraa si to ukry. Odjechali. Thea odwrcia si i patrzya, jak Blaise znika w oddali - mroczna, tajemnicza Afrodyta, nieprzewidywalna bogini. Eric jecha szybko, dopiero kiedy byli daleko od domu babci, zwolni i zatrzyma si w dzielnicy kierownic, wycign rk i dotkn jej doni.

mieszkalnej. Spojrza na The. - Czy ja jestem na to odporny? - zacz ostronie. - Bo ni czego nie zapomniaem. A moe dopiero zadziaa? Thea go pocaowaa. I miaa si histerycznie. Nie, nie, nie. Czyli nic nam nie grozi? A ty zachowasz moc? Tak! Musiaa powtrzy mu to kilka razy, ale w kocu zrozumia. Rozpromieni si. Obj j, wysiada, skaka i krzycza na cae gardo: Super! Brawo, Blaise! Tak jest! Eric! Radonie poklepa samochd. - Wracaj do rodka, idioto! Istoty nocy s wszdzie! - miaa si, pena mioci, wdzicznoci i ulgi. Otworzya ramiona. -Chod do mnie. Pasowali do siebie; obejmowa The, muska oddechem jej wosy. Tak bardzo si ciesz - szepta. - Kocham ci, wiedmo. Thea miaa si i pakaa. Ja ciebie te. Pocaowa jej skro. Musna jego policzek. Znalaz jej usta i zatrzyma si tam na duej, a Thea zapomniaa o caym wiecie. Potem siedzieli w ciemnoci, wtuleni w siebie. Bezpieczni. Zjednoczeni. Bya z czowiekiem, ktry j kocha - ze swoj bratni du sz. Wreszcie wolni, mogli by ze sob bez strachu. Wypeniay j spokj i rado. I smutek. Przecie to nie tak, e nowe ycie przyszo z atwoci. Zostaa wyrzutkiem odcitym od rodziny. Stracia babci. Z Blaise musi spotyka si w tajemnicy. Powicia bardzo duo. Prawie wszystko. Ale nie aowaa. Nie teraz, majc przy sobie ciepe, silne ciao Erica. Nie teraz, gdy ocalia pokj w wiecie nocy i opanowaa zagroenie czyhajce na ludzi. Co dalej? - zastanawiaa si. Dziwne, nie znaa odpowiedzi na to pytanie, ale si nie baa. Widziaa przed sob wiele drg; wszystkie wydaway si rwnie prawdopodobne. Zaraz pojad do Erica. Jego mama bdzie zaskoczona, ale serdeczna, a Roz gniewna i zachwycona. W przyszym tygodniu, po powrocie do szkoy, przenios si na zoologi dla zaawansowanych. Zo dokumenty na uniwersytet Davis, zostan weterynarzem i bd uywa mocy, by leczy chore zwierzta. Albo odkryj w sobie mio do soni czy wilkw i powic si pracy naukowej, gdzie daleko, wrd zwierzt. Albo wezm z Erikiem szczeniaka takiego jak Bud i napisz ksik o psach. Albo znajd Krg witu i poznam czarownice, ktre chc zapomnie Czas Ognia. Jako pierwsze przekae ludziom magi, Rosamund bdzie dumna i silna, pozna wszystkie legendy o Hellewise. Albo poszukam wampirzych kuzynw i przekonam si, czy zasada bratniej duszy rzeczywicie powraca. Bdziemy jak magnes, przycigniemy modych buntownikw wiata nocy 1 zaczniemy rewolucj. Moe mode pokolenie Harmanw i Redfernw zawiera przymierze z ludmi. Moe czas pogrzeba nienawi. Moe stare siy budz si do ycia i nadchodz nowe czasy. Moe wiat si zmieni.

Jedno byo pewne. Miaa przed sob nieskoczenie wiele moliwoci. Obja Erica i poczua, jak ogarnia ich spokj nocy.

You might also like