You are on page 1of 298

Walter Moers - Miasto nicych ksiek

Walter Moers Miasto nicych ksiek Cz pierwsza Testament Dancelota W gbokich, zimnych jaskiniach, Gdzie cienie cz si z cieniami, Stare ksigi stoczone w marzeniach ni o czasach, gdy byy drzewami. Tam, gdzie wgiel rodzi diament, wiato ni lito nie s znane, Panuje na owej ziemi Duch zwany Krlem Cieni. Ostrzeenie Tu rozpoczyna si historia. Opowiada ona o tym, jak wszedem w posiadanie Krwawej ksigi i zdobyem Orma. Nie jest to opowie dla ludzi o delikatnej skrze i sabych nerwach, ktrym to chciabym poleci od razu odoenie tej ksiki z powrotem na pk i przejcie do dziau z literatur dziecic. A kysz, a kysz, spadajcie beksy i wielbiciele herbaty rumiankowej, tchrze i miczaki. Tu chodzi o opowie o miejscu, w ktrym czytanie jest nadal prawdziw przygod! A przygod zdefiniuj cakiem staromodnie wedug camoskiego sownika: miae przedsiwzicie wynikajce z pobudek odkrywczych bd lekkomylnoci, z aspektami zagroenia ycia, nieprzewidywalnymi niebezpieczestwami i czasami z tragicznym kocem". Tak, opowiem wam o miejscu, w ktrym czytanie moe doprowadzi do szalestwa. Gdzie ksiki mog zrani, otru, a nawet zabi. Tylko ci, ktrzy dla lektury tej ksiki naprawd gotowi s na tego rodzaju niebezpieczestwa; ci, ktrzy chc zaryzykowa wasne ycie, aby sta si czci mojej opowieci, powinni towarzyszy mi do nastpnego akapitu. Wszystkim pozostaym gratuluj tchrzliwej, ale w gruncie rzeczy rozsdnej decyzji wycofania si. Wszystkiego dobrego, baby! ycz wam dugiego i miertelnie nudnego ycia i macham wam tym zdaniem na poegnanie! No! Po tym, jak zaraz na pocztku ograniczyem grono moich czytelnikw do prawdopodobnie malekiej chorgwi miakw, chc serdecznie powita pozostaych - bdcie pozdrowieni, moi dzielni przyjaciele, jestecie z tego samego drewna, z ktrego rzebi si przygody! Nie chcemy wic chyba traci wicej czasu i niezwocznie rozpoczynajmy wdrwk. Udajemy si bowiem w podr, antykwaryczn podr do Ksigogrodu, Miasta nicych Ksiek. Zasznurujcie porzdnie buty, czeka was dugi kawa drogi poprzez skalisty, nierwny teren, potem poprzez monotonn Ziemi Traw, w ktrej dba rosn gsto na wysoko bioder, a ostre s niczym noe. I w kocu w d mroczn, krt i niebezpieczn ciek, w d w trzewia Ziemi. Nie potrafi przewidzie, ilu z nas powrci z tej wyprawy. Mog wam jedynie powiedzie: Cokolwiek miaoby si wydarzy - nie

tracie odwagi. I nie mwcie, e was nie ostrzegaem!! Do Ksigogrodu Gdy idzie si w kierunku wschodnim, poprzez paskowy Duli w zachodniej Camonii, a falujce morza traw ma si w kocu za sob, horyzont rozszerza si nagle dramatycznie. Mona patrze bez koca przez ten plaski krajobraz, ktry w oddali przeksztaca si w Sodk Pustyni. Na tym do skpo zazielenionym pustkowiu, przy dobrej pogodzie i przejrzystym powietrzu, wdrowiec ujrzy plam, ktra szybko bdzie si powikszaa, jeli on nie przestanie maszerowa w jej kierunku. Plama przybierze potem kanciaste ksztaty, wyoni si ostre dachy, i w kocu okae si ona owianym legendami miastem, noszcym nazw Ksigogrodu. Ju z daleka czu jego zapach. Pachnie starymi ksikami. Tak, jakby otwarto drzwi gigantycznego antykwariatu; tak, jakby podniosa si z niego burza czystego ksikowego kurzu i wraz ze zgnilizn miliona zbutwiaych foliaw wiona nam w twarz. S ludzie, ktrym nie odpowiada ten zapach, ktrzy ju przy tym akapicie zarzdz odwrt, gdy tylko dotrze on do ich nosa. Trzeba przyzna - to nie jest przyjemny zapach, jest beznadziejnie nienowoczesny, ma zwizek z rozkadem i rozpadem, z przemijalnoci i pleni, ale jest w nim i co innego. Lekka nuta kwasu, przypominajca wo drzewek cytrusowych. Podniecajcy zapach starej skry. Ostre, inteligentne perfumy czernidla drukarskiego. I w kocu, przede wszystkim, jest w nim uspokajajcy zapach drewna. Nie mwi tu o ywym drewnie, o ywicznych drzewach i wieych igach wierkw, mwi o martwym, obdartym z kory, wybielonym, przemielonym, wymoczonym, sklejonym, walcowanym i pocitym drewnie jednym sowem: o papierze. Och tak, moi dni wiedzy przyjaciele, czujecie go teraz, ten zapach przypominajcy wam o zapomnianej wiedzy i staroytnych rzemielniczych tradycjach. A teraz ledwie jestecie w stanie oprze si pragnieniu jak najszybszego otwarcia jednej z tych antykwarycz nych ksig, nieprawda? Przypieszmy zatem nasz marsz! Z kadym krokiem w kierunku Ksigogrodu czujemy, e zapach staje si intensywniejszy i bardziej nccy. Coraz wyraniej rozrniamy szpiczaste dachy domw, setki, tysice smukych kominw wystrzeliwujcych z dachw. Przyciemniaj niebo swym oleistym dymem i dodaj nowych aromatw wszechobecnemu zapachowi ksiek: wieo zaparzonej kawy, pieczonego chleba, misa przyprawionego zioami, skwierczcego nad wglem drzewnym. Nasze tempo znowu si podwaja; do palcej potrzeby otworzenia jednej z tych ksig docza pragnienie gorcej filianki cynamonowego kakao i kawaka piaskowej babki. Szybciej, szybciej!! W kocu docieramy do granicy miasta; zmczeni, godni, spragnieni, ciekawi i troch rozczarowani. Nie ma adnych zapierajcych dech w piersiach murw obronnych, adnej bramy ze stra - na przykad takiej w ksztacie ogromnej ksikowej okadki, otwierajcej si ze skrzypniciem na nasze pukanie. Nie, jest tylko par wskich uliczek, po ktrych piesz Camoczycy w rnorodnych formach swego jestestwa, wkraczajc do miasta albo opuszczajc je. A zazwyczaj robi to ze stosem ksiek pod pach, niektrzy cign za sob pene ich wzki. Miasto jak kade inne, gdy-

by nie byo tych wszystkich ksiek. A wic jestemy, moi odwani towarzysze drogi, na magicznej granicy Ksigogrodu - to tu wanie w tak mao spektakularny sposb zaczyna si miasto. Za chwil przejdziemy przez jego niewidzialn granic, przekroczymy j i zgbimy tajemnice miasta. Za chwil. Wczeniej jednak chciabym na moment przerwa i poinformowa, dlaczego w ogle udaem si w podr tutaj. Kada podr ma swj powd, a mj to nadmiar modzieczej lekkomylnoci i pragnienie wyrwania si ze starych mieci, ch poznania ycia i wiata. Poza tym chciaem dopeni przyrzeczenia, ktre zoyem umierajcemu, a przede wszystkim pragnem rozwika fascynujc tajemnic. Ale po kolei, moi przyjaciele!

W Twierdzy Smokw Gdy mody mieszkaniec Twierdzy Smokw* osiga dojrzao czytelnicz, rodzice przydzielaj mu tak zwanego ojca poetyckiego. Jest to zazwyczaj kto z krewnych albo z bliskiego krgu znajomych, kto od tego momentu odpowiada za pisarskie wychowanie modego dinozaura. Ojciec poetycki uczy swego wychowanka czytania i pisania, wprowadza go w camosk poezj, poleca lektury i uczy warsztatu pisarskiego. Przepytuje go z wierszy i wzbogaca jego sownictwo - i tak dalej, i tak dalej, czyli dba o same nieodzowne rzeczy potrzebne do artystycznego rozwoju swego wychowanka. Moim ojcem poetyckim by Dancelot Tokarz Sylab. Podejmujc si ojcostwa poetyckiego, mia ju ponad osiemset lat, prastary kamie w Twierdzy Smokw, a zarazem wujek ze strony mojej matki. Wujek Dancelot by solidnym kowalem rymw bez wikszych ambicji. Uprawia poezj na zamwienie, przede wszystkim elogia z okazji wit, poza tym znany by z mw na okazje toastw i pogrzebw. Waciwie by bardziej czytelnikiem ni pisarzem, bardziej koneserem literatury ni jej twrc. Zasiada w niezliczonych gremiach przyznajcych nagrody, organizowa konkursy poetyckie, by wolnym strzelcem jako lektor i autor widmo. Sam opublikowa tylko jedn ksik - O rozkoszach ogrodu - w ktrej to, w do dobitnych sowach, opisa tuste narol na kalafiorach i filozoficzne implikacje kompostowania. Dancelot kocha swj ogrd prawie tak bardzo jak literatur i nigdy nie mia do wyszukiwania paraleli midzy udomowion przyrod a poezj. Wasnorcznie zasadzony krzak truskawek mia dla niego tak sam warto jak samodzielnie uoony wiersz, liczenie rzdkw szparagw porwnywa ze struktur rymw, a kup kompostu uwaa za rwn filozoficznemu esejowi. Musicie mi pozwoli, moi cierpliwi przyjaciele, zacytowa krt-------------------------------------------------------------------------------* Przyp. od W.M.: Ten, kto cho niewiele zna si na camoskiej historii i literaturze, wie, e Twierdza Smokw to poprzecinana jaskiniami skata w Zachodniej Camonii, wznoszca si na paskowyu Duli niedaleko Loch Dziura. Skal zasiedlaj wyprostowane i mwice

smoki, wszystkie bez reszty powicone literaturze. Jak do tego doszo niewiedzcych prosz o poczytanie o tym w innych publikacjach. Patrz Od Twierdzy Smokw do Bloxbergu - polowa biografii Hildegunsta Rzebiarza Mitw w: Osiola i Kretosia, jak i fragmenty stron 41-69 w: Rumo i cuda w ciemnociach. Dla dalszej lektury tej ksiki jest to w kadym razie bez znaczenia. -------------------------------------------------------------------------------ki fragment z jego ju dawno rozchwytanego dziea - sposb, w jaki Dancelot przedstawi zwyky, niebieski kalafior odda o wiele bardziej ywy obraz jego osoby, ni ja bym to uczyni tysicem sw: Tresura kalafiora mocno zdumiewa. Poddaje si go zmianie kwiatostanu, a nie listowia. Ogrodnik wpaja baldachimowi kwiatowemu tymczasow otyo. Jego niezliczone pki kwiatowe stoczone w zwartym parasolu tuciej wraz z ich odygami w nieforemn mas niebieskawego tuszczu rolinnego. Kalafior jest wic kwiatem gincym we wasnym tuszczu jeszcze przed zakwitniciem bd mwic dokadniej: ginc wieloci kwiatw, zmarnowanym baldachem wiech. Jakim cudem ten utuczony twr wraz ze swymi opczniaymi od tuszczu jajnikami jest w stanie si rozmnaa? Take i on, zbaczajc w nienaturalno, powraca pniej do natury. Ogrodnik nie daje mu oczywicie na to czasu, zbiera kalafior u szczytu jego zabkania, mianowicie w najwyszym i najsmaczniejszym stadium otuszczenia, wtedy, gdy rolinny grubasek rwny jest w smaku zrazikowi. Za to hodowca nasion zostawia w spokoju t bkitn mas w kcie ogrodu, by powrcia do tego, co w niej najlepsze. Gdy po trzech tygodniach przychodzi j obejrze, odnajduje, miast ptora kilograma rolinnego tuszczu, przerzedzony krzak kwiatw otoczony brzczeniem pszcz, bdnych ognikw i chrupicych chrzszczy. Bladoniebieskie, wczeniej nienaturalnie utuczone odyki przeobraziy sw otyo w dugo, jako misiste szypuki unoszc teraz na swych kocach pewn ilo przerzedzonych, tych kwiatw. Tylko te nieliczne niespoyte pczki barwi si na niebiesko, nabrzmiewaj, rozkwitaj i pczniej nasionami. To niewielkie, dzielne stadko uczciwych i wiernych naturze ratuje przyszo cechu kalafiorw. Tak, oto Dancelot Tokarz Sylab we wasnej osobie. Zwizany z przyrod, zakochany w jzyku, zawsze precyzyjny w obserwacjach, optymistyczny, odrobin dziwaczny i nudny a do blu, jeli chodzi o temat jego dziaalnoci literackiej, czyli o kalafior. Mam o nim tylko dobre wspomnienia, poza trzema miesicami, w czasie ktrych, po tym jak to podczas jednego z licznych oble Twierdzy

Smokw dosta w gow kamiennym pociskiem z katapulty i by wicie przekonany, e jest szaf pen brudnych okularw. Obawiaem si wwczas, e nigdy ju nie powrci z tej krainy szalestwa, ale wydobrza jednak po kolejnym cikim ciosie w gow. W czasie jego ostatniej grypy nie nastpio, niestety, rwnie cudowne ozdrowienie. mier Dancelota Gdy Dancelot w wieku omiuset osiemdziesiciu lat dokonywa wanie swego dugiego dinozaurzego ywota, liczyem sobie ledwie siedemdziesit siedem wiosen i ani razu nie opuciem jeszcze Twierdzy Smokw. Umar na skutek waciwie niegronej grypowej infekcji, ktra nadwerya jego osabiony system odpornociowy (wydarzenie, ktre zasadniczo pogbio moje wtpliwoci co do niezawodnoci systemu odpornociowego). Tak wic siedziaem tego nieszczsnego dnia przy ou mierci i notowaem ponisz rozmow, poniewa mj ojciec poetycki poprosi mnie o protokoowanie jego ostatnich sw. Nie, eby by tak prny, chcc zachowa dla potomnych swoje ostatnie westchnienia, ale dlatego e wierzy, i jest to dla mnie jednorazowa okazja zdobycia autentycznego materiau w tej do specyficznej gazi literackiej. Dokona wic ycia, wypeniajc swe obowizki ojca poetyckiego. Dancelot: Umieram, mj synu. Ja {tumic zy, oniemiay): Yhy... Dancelot: Jestem daleki od aprobowania tego z fatalistycznych pobudek albo filozoficznego dobrodziejstwa staroci, ale musz si jako z tym pogodzi. Kady dostaje swoj beczk, a moja bya zazwyczaj do pena. (Zastanawiajc si nad tym pniej, ciesz si, e uy porwnania do penej beczki. Oznacza to, e uwaa swoje ycie za bogate i spenione. Wiele si osigno, jeli ycie przypomina nam pen beczk, a nie puste wiadro.) Dancelot: Suchaj, mj chopcze: Nie mam Ci zbyt wiele do zapisania, przynajmniej w znaczeniu materialnym. Sam to wiesz. Nie zostaem jednym z tych mierdzcych twierdzosmoczaskich pisarzy gromadzcych honoraria w workach w piwnicy. Zostawiam ci mj ogrd, ale wiem, e za nic masz warzywa. (To bya prawda. Jako miody smok niewiele mogem zrobi z peanami na cze kalafiorw i hymnami do rabarbaru zawartymi w ksice ogrodowej Danceota i nie czyniem z tego tajemnicy. Dopiero w pniejszych latach ziarno zasiane przez Danceota zaczo kiekowa i sam nawet zaoyem wasny ogrd, hodowaem niebieskie kalafiory, a niektre z mych inspiracji czerpaem wprost z udomowionej przyrody.) Dancelot: Jestem teraz cakiem goy... (Mimo powagi sytuacji nie byem w stanie stumi parsknicia, poniewa uycie sowa goy" w jego stanie miao w sobie co niezamierzenie miesznego, jak przypadkowe signicie do szuflady czarnego humoru, ktre zdecydowanie zostaoby podkrelone na czerwono przez Danceota w moim manuskrypcie. Ale moje parsknicie w chusteczk mogo te uj za dawione Izami wytarcie nosa.) Dancelot: ...i dlatego nie mog ci zostawi niczego wartociowego materialnie. (Kiwnem gow i pocignem nosem, tym razem ze wzruszenia. Umiera i martwi si rwnoczenie o moj przyszo. To byo poruszajce.)

Dancelot: Ale posiadam co, co jest zdecydowanie bardziej wartociowe ni wszystkie skarby Camonii. Przynajmniej dla pisarza. (Spojrzaem na niego oczami penymi ez.) Dancelot: Tak, mona powiedzie, e jest to prawdopodobnie najwartociowsza rzecz, jak prcz Orma moe w cigu ycia zdoby pisarz. (Budowa napicie. Ja na jego miejscu starabym si jak najszybciej pozby istotnych informacji w odpowiednim skrcie. Nachyliem si.) Dancelot: Jestem w posiadaniu najwspanialszego tekstu w caej camoskiej literaturze. (No tak, pomylaem. Albo zacz majaczy, albo chce mi zapisa swoj zakurzon bibliotek i gada o posiadanym przez siebie pierwszym wydaniu Rycerza Hempla, tego starocia w wiskiej skrze autorstwa Gryfiusa Strugacza Od, ktrego on uwaa za rwnie godnego naladowania, co ja za nieczytelnego.) Ja: Co masz na myli? Dancelot: Jaki czas temu pewien mody camoski pisarz spoza Twierdzy Smokw przysa mi swj rkopis. Z tradycyjnym wstydliwym blablabla, e to jedynie skromna prba, bojaliwy krok w nieznane i tak dalej, i czy nie mgbym mu powiedzie, co o tym sdz i e dzikuje z gry. Uznaem za swj obowizek czyta wszystkie te niechciane, lecz nadesane manuskrypty i mog susznie przypuszcza, e lektura ta kosztowaa mnie spor cz ycia i troch nerww. (Dancelot zakasa niezdrowo.) Dancelot: Opowiadanie nie byo dugie, liczyo ledwie par stron. Siedziaem wanie przy niadaniu, zrobiem sobie filiank kawy i przeczytaem ju do koca gazet. Wziem wic zaraz ten tekst - kadego dnia dobry uczynek, wiesz, od razu przy niadaniu, wtedy szybko masz to za sob. Poprzez dugoletnie dowiadczenie byem przygotowany na tradycyjny bekot modego pisarza zmagajcego si ze stylem, gramatyk, zawodami miosnymi i okrutnym wiatem. Westchnem wic i zabraem si do lektury. (Dancelot westchn rozdzierajco i nie wiedziaem, czy chodzio tu o naladowanie tamtego westchnicia, czy te miao to zwizek z jego rychym zejciem.) Dancelot: Gdy mniej wicej po trzech godzinach znowu signem po filiank, bya wci pena, a kawa zimna. Ale nie potrzebowaem trzech godin na przeczytanie tego opowiadania, nawet nie piciu minut. Reszt czasu musiaem spdzi bez ruchu z listem w rku, w czym w rodzaju szoku. Jego tre porazia mnie z takim impetem, ktremu dorwna mgby jedynie pocisk z katapulty. (Na krtko zabyso nieprzyjemnie wspomnienie czasw, kiedy to Dancelot uwaa si za szaf pen brudnych okularw. I wtedy, musz si do tego przyzna, pomylaem sobie co niesychanego. Poniewa to, co w nastpnym momencie przemkno mi przez gow, brzmiao dosownie w ten sposb: Mam nadziej, e nie wykituje teraz, zanim mi opowie, co byo w tym cholernym licie". Nie, nie pomylaem: Mam nadziej, e nie umrze" albo Musisz y ojcze poetycki!", albo co w tym stylu, tylko wanie to, co napisaem powyej. Wstydz si do dzisiejszego dnia, e pojawio si tam sowo wykitowa". Dancelot chwyci mj nadgarstek, podnis si na ku i spojrza na mnie szeroko otwartymi oczami.)

Dancelot: Ostatnie sowa umierajcego - a chce ci on powiedzie co sensacyjnego! Zapamitaj sobie ten chwyt artystyczny! Nikt nie bdzie w stanie oderwa si od czytania! Nikt! (Dancelot umiera i w tym momencie nie byo dla niego nic waniejszego, ni nauczenie mnie tego chwytu dla jarmarcznych pisarzyn - byo to zakoczenie ojcostwa poetyckiego w najbardziej poruszajcym wydaniu. Zaszlochaem wzruszony, a Danceot rozluni swj ucisk i opad z powrotem na poduszki.) Dancelot: Ta historia nie bya duga, liczya dziesi stron napisanych rcznie, ale nigdy, rozumiesz, nigdy w caym swoim yciu nie czytaem czego, cho w przyblieniu tak doskonaego. (Dancelot by przez cae ycie namitnym czytelnikiem, prawdopodobnie najpilniejszym ze wszystkich Twierdzosmoczan, z tego te powodu stwierdzenie to byo dla mnie ogromnie poruszajce. Moja ciekawo osigna nieludzkie rozmiary.) Ja: Co tam byo napisane, Dancelocie, co? Dancelot: Suchaj, mj chopcze, nie mam ju wicej czasu, eby opowiedzie ci t histori. Znajdziesz j w pierwszym wydaniu Rycerza Hempla, ktre pragn ci zapisa razem z ca moj bibliotek. (Wiedziaem! Moje oczy znowu napeniy si zami.) Dancelot: Wiem, e niespecjalnie lubisz t knig, ale mog sobie wyobrazi, e ktrego dnia Strugacz d przypadnie ci do serca. To kwestia wieku. Zajrzyj do niej raz jeszcze przy okazji. (Przyrzekem to, kiwajc dzielnie gow.) Dancelot: Chc ci powiedzie, co nastpuje: Ta historia bya napisana tak doskonale, tak bezbdnie, e zmienia radykalnie moje ycie. Postanowiem, e na zawsze porzuc pisanie, poniewa nigdy nie napisabym czego, nawet w przyblieniu, tak perfekcyjnego. Gdybym nie przeczyta tego opowiadania, nadal ybym we wasnym niejasnym wyobraeniu o literaturze piknej, mniej wicej w wydaniu Gryfiusa Strugacza d. Nigdy bym si nie dowiedzia, jak naprawd wyglda doskonaa poezja. Ale teraz miaem j w rkach. Rezygnowaem, ale rezygnowaem z radoci. Nie odchodziem w stan spoczynku z lenistwa albo strachu, czy te z innych przyziemnych przyczyn, tylko z pokory wobec prawdziwie artystycznego szlachectwa. Postanowiem powici swoje ycie w subie rzemielniczym aspektom pisarstwa. Chciaem trzyma si rzeczy, ktre mog przekaza. Wiesz przecie: kalafiory. (Dancelot zrobi dug pauz. Myaem ju, e umar, ale on po chwili kontynuowa.) Dancelot: I wtedy popeniem najwikszy bd w moim yciu. Napisaem list do tego modego geniusza, w ktrym poleciem mu udanie si z manuskryptem do Ksigogrodu, aby znalaz tam wydawc. (Dancelot westchn ciko raz jeszcze.) Dancelot: I to by koniec naszej korespondencji. Nigdy wicej ju o nim nie usyszaem. Prawdopodobnie uda si za moj rad w podr do Ksigogrodu i stao mu si co po drodze, by moe wpad w rce zbjcw na gocicu, albo zapay go demony zboowe. Powinienem by pieszy do niego, roztoczy opiek nad nim i nad jego dzieem, a co ja zrobiem? Wysaem go do Ksigogrodu, jaskini lwa, do miasta penego istot, ktre zbijaj majtek na literaturze, ciuaczy i padlinoercw. Miasto pene wydaw-

cw! Rwnie dobrze mogem go wysa, z dzwoneczkiem u szyi, do lasu penego wilkoakw. (Dancelot charcza, jakby puka gardo krwi.) Dancelot: Mam nadziej, e wszystkie bdy, ktre popeniem przy nim, zrekompensowaem przy tobie. Wiem, e masz zadatki na to, by sta si kiedy najwikszym pisarzem w Camonii. Wiem, e zdobdziesz kiedy Orma. A w osigniciu tego wszystkiego pomoe ci przeczytanie tego opowiadania. (Dancelot by wci oddany starej wierze w Orma, tajemnicz si przenikajc niektrych pisarzy w momentach najwyszego natchnienia. My, modzi i owieceni pisarze, wymiewalimy te antyczne hokus-pokus, ale z respektu przed naszymi ojcami poetyckimi powstrzymywalimy si od cynicznych uwag o Ormie. Oczywicie nie wtedy, gdy bylimy sami. Znam tysice dowcipw o Ormie.) Ja: Zrobi to, Dancelocie. Dancelot: Ale nie poddaj si strachowi! Szok, ktry przeyjesz, bdzie straszliwy! Stracisz wszelk nadziej, bdziesz walczy z pragnieniem porzucenia kariery pisarskiej. By moe bdziesz nawet myla o samobjstwie. (Czy on ju bredzi? aden tekst na wiecie nie mgby wpyn na mnie w taki sposb.) Dancelot: Musisz pokona ten kryzys. Udaj si w podr! Wdruj poprzez Camoni! Poszerzaj horyzonty! Poznaj wiat! Kiedy w kocu szok przeksztaci si w inspiracj. Bdziesz czu pragnienie zmierzenia si z t doskonaoci. I osigniesz to pewnego dnia, jeli si nie poddasz. Masz w sobie, chopcze, to co, czego nie ma nikt inny w Twierdzy lepokw. (Twierdza Slepokw? Dlaczego jego usta zaczy dre?) Dancelot: Jest jeszcze jedna rzecz, chopcze, ktr musisz sobie zapamita: Nie chodzi wcale o to, jak zaczyna si opowiadanie. Ani te o to, jak si koczy. Ja: Wic o co? Dancelot: O to, co dzieje si pomidzy. (Przez cale ycie nie gada takich banaw. Czyby egna si te z rozumem?) Ja: Zapamitam to sobie, Dancelocie. Dancelot: A waciwie, to dlaczego tu jest tak zimno? (Byo wcieke gorco, poniewa mimo ogromnych letnich upaw rozpalilimy Dancelotowi w kominku wielki ogie. Spojrza na mnie niewidzcym spojrzeniem, w ktrym odbijaa si ju triumfujca kostucha.) Dancelot: Tak cholernie zimno... Mgby kto przymkn drzwi od szafy? I co robi tam w kcie ten czarny pies? Dlaczego on tak na mnie patrzy? Dlaczego nosi okulary? Brudne okulary? (Spojrzaem do kta, w ktrym jedyn yw istot by may zielony pajk w sieci tu pod sufitem. Dancelot odetchn dugo i ciko, po czym na zawsze zamkn oczy.) List Przez kolejne dni byem za bardzo zajty sprawami, jakie pocigna za sob mier Dancelota, aby sprawdzi sens jego ostatnich sw. Po-

grzeb, porzdkowanie spadku, aoba. Jako jego wychowanek poetycki musiaem napisa od aobn, wiersz o co najmniej stu wersach sporzdzony w aleksandrynach, ktry zosta odczytany w czasie spalenia ciaa przed wszystkimi mieszkacami Twierdzy Smokw. Nastpnie otrzymaem przywilej rozsypania jego prochw ze szczytu Twierdzy na cztery wiatry. Szcztki Dancelota unosiy si przez chwil w powietrzu niczym cienka, szara zasona, po czym rozproszyy si w delikatnej mgle, ktra powoli opada i ostatecznie cakowicie si ulotnia. Odziedziczyem po nim niewielki dom z bibliotek i ogrodem, tote postanowiem opuci w kocu dom moich rodzicw i przeprowadzi si do niego. Przeprowadzka zaja mi par dni, po niej wreszcie zabraem si za segregowanie moich wasnych ksiek w bibliotece Dancelota. Tu i wdzie wysypyway si na mnie rkopisy, schowane przez Dancelota midzy ksikami; by moe, aby uchroni je przed ciekawskimi spojrzeniami. Byy to notatki, szybko nakrelone pomysy, czasami cae wiersze. Jeden z nich brzmia: Jestem czarna, drewniana i zawsze zamknita Odkd kamieniem zostaam przymknita Tysice soczewek we mnie spoczywa Od tego czasu gow m rozrywa Piguki nie zdziaaj tu czarw: Jestem szaf pen brudnych okularw. No piknie, nie miaem pojcia, e Dancelot tworzy w okresie obkania. Rozwaaem przez chwil moliwo zniszczenia rkopisu, eby usun z jego spucizny t skaz o rymach czstochowskich. Ale po namyle stwierdziem - jako pisarz jest si oddanym prawdzie - zarwno tej dobrej, jak i zej - rkopis nalea do czytajcej spoecznoci. Wzdychajc, zabraem si dalej do ustawiania ksiek, a dotarem do tych na S - Dancelot porzdkowa swoj bibliotek alfabetycznie wedug nazwisk autorw. Tu wpad mi w rce Rycerz Hempel Strugacza d i wspomniaem tajemnicze aluzje Dancelota na ou mierci. W Hemplu mia si skrywa w sensacyjny rkopis. Zaciekawiony otworzyem ksik. Midzy okadk a pierwsz stron rzeczywicie lea pomarszczony list - dziesi stron, lekko pokych i spleniaych - to tym rkopisem tak si ekscytowa? Wyjem go i przez chwil wayem w rce. Dancelot zaciekawi mnie tym manuskryptem, ale i rwnoczenie ostrzega przed nim. Przepowiada, e jego lektura moe zmieni moje ycie, tak jak zmienia jego. C, waciwie czemu nie? aknem zmiany! Byem przecie jeszcze mody, miaem dopiero siedemdziesit siedem lat. Na zewntrz wiecio soce, wewntrz domu przygnbiay mnie jeszcze resztki obecnoci mojego zmarego ojca poetyckiego. Zapach tytoniu z jego niezliczonych fajek, zmity papier na biurku, ledwie rozpoczte przemwienie bankietowe, oprniona do poowy filianka herbaty, a ze ciany gapi si na mnie jego prastary portret z czasw modoci. Nadal by wszechobecny i sama myl o spdzeniu nocy samemu w tym domu napawaa mnie niepokojem. Postanowiem wic wyj, usi na jednym z murw Twierdzy Smokw i przeczyta rkopis pod goym niebem. Wzdychajc, posmarowaem sobie chleb marmolad truskawkow, zrobion wasnorcznie przez Dancelota, i ruszyem w drog. Jestem pewny, e nie zapomn tego dnia do koca ycia. Soce daw-

no ju przekroczyo zenit, ale nadal byo jeszcze ciepo, a wikszo mieszkacw Twierdzy Smokw przebywaa na wieym powietrzu. Na ulicach porozstawiano stoy i krzesa, na murach porozkaday si spragnione soca jaszczury, gray w karty, czytay ksiki i recytoway sobie wzajemnie najnowsze dziea. Wszdzie byo sycha miech i piewy - typowy letni dzie w Twierdzy. Znalezienie jakiego spokojnego miejsca wcale nie byo atwe, wic przeciskaem si dalej przez uliczki, a w kocu jeszcze w marszu rozpoczem studiowanie rkopisu. Moja pierwsza myl bya nastpujca: kade sowo znajdowao si na waciwym miejscu. C, nie jest to nic szczeglnego, takie wraenie sprawia waciwie kada zapisana strona. Dopiero przy dokadnym cz ytaniu mona byo zauway, e tu i tam co nie pasowao: tu le postawiony znak przestankowy, tam wlizna si literwka, niezbyt zrcznie uyto metafory, tu sowa gromadziy si zbyt stadnie, oglnie wszystkie bdy, jakie mona byo jeszcze popeni przy pisaniu. Jednak ta strona bya inna - sprawiaa na mnie wraenie perfekcyjnego dziea sztuki, mimo e nie znaem jej treci. Byo to jak z obrazem lub rzeb, wobec ktrych na pierwszy rzut oka mona ju oceni, czy ma si do czynienia z kiczem, czy z arcydzieem. Takiego wraenia nie wywara jeszcze na mnie adna zapisana strona - zwaszcza e w ogle jej jeszcze nie przeczytaem. Ta tutaj wygldaa na wykaligrafowan przez krelarza. Kada litera uwaaa si za suwerenne dzieo sztuki, by to balet znakw mkncy poprzez stron w czarownym korowodzie. Upyna dusza chwila, nim uwolniem si od ujmujcego oglnego wraenia i zaczem w kocu czyta. Tu naprawd kade sowo jest na waciwym miejscu" - pomylaem po przeczytaniu pierwszej strony. Nie, nie tylko kade pojedyncze sowo, kady znak przestankowy, kady przecinek - nawet przerwy midzy sowami sprawiay wraenie niezmiernej istotnoci. A tre? Tekst, z tego, co mog zdradzi, traktowa o przemyleniach pisarza, znajdujcego si w stanie horror vacui, w strachu przed pustymi stronicami. Opanowanego absolutnym kryzysem pisarskim, rozmylajcego z rezygnacj, jakim zdaniem powinien rozpocz swoj histori. Nic szczeglnie oryginalnego, szczerze mwic! Ile tekstw napisano ju o tej klasycznej, niemal sztampowej sytuacji w zawodzie pisarza! Znaem ich pewnie dziesitki, a par napisaem nawet sam. Zazwyczaj nie wiadczyy one o wielkoci pisarza, tylko o jego nieudolnoci: Nic nie przychodzio mu do gowy, wic pisa o tym, jak to nic nie przychodzi mu do gowy - tak, jakby by flecist, ktry zapomnia nut, a bezsensownie dmucha w swj instrument, tylko dlatego, e taki jest jego zawd. Ale ten tekst obchodzi si z owym zuytym pomysem w sposb tak genialny, tak byskotliwy, tak dogbny i rwnoczenie tak dowcipny, e po paru akapitach wprawi mnie w stan gorczkowego pobudzenia. Jakbym taczy w rytm niebiaskiej muzyki z pikn dinozaurz dziewczyn, lekko odurzony paroma szklaneczkami wina. Mj mzg obraca si niemale wok wasnej osi. Myli, tryskajce iskrami jak spadajce gwiazdy, sypay si na mnie gradem i gasy z sykiem na mojej korze mzgowej. Stamtd rozbiegay si z chichotem po gowie, doprowadzajc mnie do miechu, prowokujc do potwierdzania albo zaprzeczania na cae gardo. Jeszcze nigdy lektura czegokolwiek nie zmusia

mnie do tak ywioowych reakcji. Zdecydowanie musiaem wywoywa u niektrych przechodniw wielkie zdumienie, paradujc wte i wewte po uliczce, deklamujc na cae gardo, wymachujc listem, wybuchajc od czasu do czasu histerycznym miechem albo tupic nogami w zachwycie. Ale w Twierdzy Smokw dziwaczne publiczne zachowanie naleao do dobrego tonu, std te nikt nie doprowadza mnie do porzdku. By moe wiczyem jak sztuk teatraln, ktrej bohater popad w obd. Czytaem dalej. W tym rodzaju pisarstwa wszystko byo prawidowe, do tego stopnia doskonae, e zy napyny mi do oczu, co przytrafia mi si zazwyczaj jedynie przy suchaniu wzruszajcej muzyki. To byo gigantyczne, tak nieziemskie, tak ostateczne! Nie mogc pohamowa szlochu, kontynuowaem lektur poprzez zy, a nagle nowa myl rozmieszya mnie do tego stopnia, e zy momentalnie wyschy i opanowa mnie napad miechu. Wyem ze miechu jak pijany idiota, tukc si piciami po udach - na Orma, to byo mieszne! Zziajany nabraem powietrza, uspokoiem si na chwil, zagryzem wargi i przycisnem ap do ust, ale nie mogc si opanowa, znowu zaczem wrzeszcze. Jak pod jakim przymusem musiaem wielokrotnie powtarza gono to sformuowanie, cay czas przerywane histerycznymi napadami miechu. Aaaach!!! To byo najmieszniejsze zdanie, jakie w yciu przeczytaem! Dowcip pierwszej klasy, superkawa! Teraz pakaem ju ze miechu. To nie byy jakie tam rutynowe puenty, co w takim stopniu byskotliwego i dowcipnego nigdy by mi si nawet nie przynio. Na wszystkie camoskie muzy: To byo oszaamiajco dobre. Trwao to chwil, nim przesza ostatnia fala miechu, a ja, dyszc i popiskujc, mogem kontynuowa czytanie, przerywane od czasu do czasu sporadycznym chichotem. kaem i zawodziem, a zy pyny mi cay czas po twarzy. Dwaj dalecy krewni nadchodzili z naprzeciwka i z wyranie smutnymi minami uchylili swych kapeluszy. Wydawao si im widocznie, e jestem jeszcze pogrony w smutku z powodu straty mego ojca poetyckiego. I akurat w tym momencie musiaem znowu wybuchn chichotem, a oni oddalili si szybko, syszc mj histeryczny miech. Po czym uspokoiem si w kocu na tyle, e mogem kontynuowa czytanie. Przez nastpn stron cign si sznur skojarze-pereek, ktre wydaway mi si tak wieutkie, tak bezlitonie oryginalne i rwnoczenie gbokie, e zawstydziem si banalnoci kadego zdania, ktre do tej pory samemu udao mi si napisa. Jak promienie soca przebiy i rozwietliy one mj umys. Pokrzykiwaem z radoci i klaskaem w donie, a najchtniej podkrelibym rwnoczenie kade zdanie podwjnie czerwonym mazakiem z adnotacj Tak! Tak! Dokadnie!" na marginesie listu. Pamitani jeszcze, e caowaem wszystkie pojedyncze sowa w zdaniach, ktre szczeglnie mi si podobay. Przechodnie mijali mnie, krcc gowami, podczas gdy ja wiwatowaem i taczyem z listem poprzez Twierdz, ale nie zwracaem na nich uwagi. To byy zwyke znaki na papierze, a wprawiy mnie niemal w ekstaz. Ten, ktry napisa te linijki, poprowadzi nasz zawd na obszary dla mnie dotd zamknite. Westchnem ciko z pokor. I wtedy pojawi si nowy akapit, ktry uderzy w cakiem nowy ton, tak jasny i czysty jak szklany dzwon. Sowa stay si nagle diamenta-

mi, a zdania diademami. To byy myli stone pod wpywem duchowego cinienia, obliczone z naukow precyzj, rozupane, po czym wyszlifowane i wypolerowane, zoone z precyzj krysztaowej doskonaoci, przypominajce dokadne i jedyne w swoim rodzaju patki niegu. Z tych zda bio zimno, od ktrego przejy mnie dreszcze, lecz nie byo to ziemskie zimno lodu, ale wzniose, wielkie i wieczne zimno przestrzeni kosmicznej. Byo to mylenie, pisanie i uprawianie poezji w najczystszej formie - nigdy wczeniej nie czytaem czego, cho w przyblieniu, tak nieskazitelnego. Chc zacytowa jedno, jedyne zdanie z tego tekstu, a mianowicie to, ktrym si koczy. Byo to rwnoczenie to wybawiajce zdanie, ktre wymyla w kocu poeta cierpicy na kryzys pisarski, aby rozpocz nim sw prac. Od tego czasu uywam tego zdania za kadym razem, gdy ogarnia mnie strach przed pustymi stronicami. Jest ono bezbdne, a jego dziaanie za kadym razem jest takie samo: wze znika, a na biay papier wylewa si rzeka sw. Funkcjonuje jak zaklcie i czasami myl, e naprawd nim jest. I jeli nie jest to dzieo czarodzieja, to przynajmniej jest to najgenialniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek wymyli poeta. To zdanie brzmi: Tu rozpoczyna si historia". Opuciem list, kolana mi zmiky i wyczerpany osunem si na bruk - no dobrze, bdmy ju cakowicie szczerzy, moi przyjaciele - rozoyem si na nim jak dugi. Ekstaza opada ze mnie, upojenie zamienio si w rozpacz. Niepokojcy zib przescza si przez moje yy. Opanowa mnie strach. Tak, Dancelot to przepowiedzia: Ten list mnie zdruzgocze. Chciaem umrze. Jak mogem kiedykolwiek przywaszczy sobie miano pisarza? Co wsplnego miay moje amatorskie prby skrobania po papierze z t magi, ktrej wanie byem wiadkiem? Jak mogem wzbi si kiedykolwiek na takie wyyny bez skrzyde najczystszego natchnienia, ktre posiada autor tego listu? Zaczem znowu paka i tym razem byy to gorzkie zy rozpaczy. Mieszkacy Twierdzy Smokw zmuszeni do przechodzenia przeze mnie, pytali z zatroskaniem o moje samopoczucie. Nie zwracaem na nich adnej uwagi. Godzinami leaem tam jak sparaliowany, podczas gdy nadesza ju noc i rozbysy nade mn pierwsze gwiazdy. Gdzie tam by Dancelot, mj ojciec poetycki i umiecha si do mnie z gry. - Dancelot! - krzyknem w rozgwiedone niebo. - Gdzie jeste? Zabierz mnie do swego krlestwa zmarych! - Zamknij si w kocu i id do domu, pijaku! - zawoa kto oburzony z okna. Dwaj wezwani stranicy, ktrzy wzili mnie prawdopodobnie za zalanego modego poet w kryzysie twrczym (w czym nie byli zbyt dalecy od prawdy) chwycili mnie pod ramiona i zaprowadzili do domu, raczc pocieszajcymi frazesami (To wrci!", Czas leczy wszystkie rany!"). W domu padem na ko jak przywalony kamienn lawin. Dopiero w rodku nocy zorientowaem si, e chleb z marmolad, w midzyczasie cakowicie rozmiky, nadal tkwi w mojej apie. Nastpnego ranka postanowiem opuci Twierdz Smokw. Po tym, jak ca noc odgrywaem w mylach warianty przezwycienia mojego kryzysu - rzucenie si z blankw twierdzy, ucieczka w alkohol, zakoczenie kariery artystycznej i rozpoczcie ycia pustelniczego, hodowla ka-

lafiorw w ogrodzie Dancelota - zdecydowaem si pody za rad mojego ojca poetyckiego i uda si w dusz podr. Napisaem pocieszajcy list poegnalny w formie sonetu do rodzicw i przyjaci, wziem moje oszczdnoci i spakowaem podrny toboek z dwoma soikami marmolady Dancelota, bochenkiem chleba i butelk wody. Opuciem Twierdz o wicie, przemykajc pustymi uliczkami jak zodziej i odetchnem dopiero wtedy, gdy znalazem si na zewntrz. Wdrowaem wiele dni, z nielicznymi przerwami, poniewa kierowa mn jeden cel. Chciaem dotrze do Ksigogrodu, by podj trop owego tajemniczego poety, ktrego sztuka wprowadzia mnie na takie wyyny. Powinien on by, wyobraaem to sobie z moj modziecz ufnoci, zaj miejsce mo jego ojca poetyckiego i sta si moim nauczycielem i mistrzem. Powinien by poprowadzi mnie w sfery, gdzie powstaje taka poezja. Nie miaem pojcia, jak wyglda, nie wiedziaem, jak si nazywa, nie wiedziaem nawet, czy w ogle jeszcze yje, ale byem przekonany, e go znajd - o bezgraniczny optymizmie modoci!!! Tak to dotarem do Ksigogrodu i stoj teraz tutaj razem z wami, moi nieustraszeni, czytajcy te sowa przyjaciele. I tutaj, na granicy Miasta nicych Ksiek, tutaj dopiero historia rozpoczyna si naprawd. Miasto nicych Ksiek Gdy przywyknie si ju do obezwadniajcego zapachu zbutwiaego papieru unoszcego si z trzewi Ksigogrodu, gdy przetrzyma si pierwsze alergiczne napady kichania spowodowane przez unoszcy si wszdzie kurz ksikowy, gdy oczy powoli przestan zawi od gryzcego dymu tysicy kominw, wtedy mona w kocu zacz podziwianie niezliczonych cudw Ksigogrodu. W Ksigogrodzie znajdowao si ponad pi tysicy urzdowo zarejestrowanych antykwariatw i, szacunkowo, ponad tysic plegalnych ksigarenek, gdzie prcz ksiek oferowano napoje alkoholowe, tyto, odurzajce zioa i substancje, ktrych uywanie wzmagao podobno rado czytania i koncentracj. Istniaa take niemal niezmierzona liczba latajcych" handlarzy, ktrzy na regaach na kkach, drewnianych wzkach, w torbach konduktorkach i na taczkach oferowali sowo drukowane w kadej moliwej formie. W Ksigogrodzie istniao ponad szeset wydawnictw, pidziesit pi drukarni, tuzin mynw papierniczych oraz stale rosnca liczba zakadw zajmujcych si wytwarzaniem oowianych liter drukarskich i czernida drukarskiego. Byy te sklepy oferujce tysice rnorodnych zakadek do ksiek i naklejek z nazwiskiem waciciela, kamieniarze specjalizujcy si w podprkach do ksiek, zakady stolarskie i meblarskie pene pulpitw i regaw ksikowych. Byli te optycy wytwarzajcy oku lary do czytania i lupy, a na kadym rogu kawiarenki, zwykle z kominkiem i odczytami poetyckimi przez ca dob. Widziaem niezliczone jednostki ksigogrodzkiej stray poarnej, wszystkie wypolerowane na wysoki poysk, z potnymi dzwonami alarmo wymi i napitymi w gotowoci koskimi zaprzgami, z miedzianymi zbiornikami na wod na przywieszkach. Ju pi razy katastrofalne poary zniszczyy ogromne obszary miasta i wiele ksiek - Ksigogrd uchodzi za najbardziej zagroone poarami miasto na caym kontynencie. Z powo-

du gwatownych wiatrw, szalejcych stale po ulicach, Ksigogrd, w zalenoci od pory roku, by chodny albo zimny, albo lodowaty, ale nigdy ciepy. Z tego powodu przesiadywano chtnie we wntrzach, sumiennie opalanych i oczywicie wiele czytano. Stale rozpalone piece, moliwo przeskoku iskry w bezporednie ssiedztwo prastarych, atwopalnych ksiek - stwarzao to dosownie zapaln sytuacj, w ktrej w kadej chwili moga rozszale si nowa orgia ognia. Musiaem oprze si pragnieniu zaatakowania pierwszej lepszej ksigarni i szperania w ksigach, poniewa nie wyszedbym z niej do wieczora, a najpierw musiaem przecie zatroszczy si o nocleg. Tymczasem z byszczcymi oczami przebiegaem wzrokiem po wystawach i staraem si zapamita sklepy dysponujce najbardziej obiecujcymi ekspozycjami. I oto byy one, nice Ksiki. Tak w tym miecie nazywano antykwaryczne zasoby, poniewa z handlowego punktu widzenia nie byy one ani ju naprawd ywe, ani jeszcze cakiem martwe, znajdoway si bowiem w stanie przypominajcym sen. Waciwy ywot miay ju za sob, a rozkad przed sob, tak wic drzemay sobie milionami milionw na wszystkich regaach i we wszystkich skrzyniach, w piwnicach i katakumbach Ksigogrodu. Jedynie ksika chwycona poszukujc rk i otwarta przez ni, ksika zakupiona i wyniesiona stamtd, moga oy nowym yciem. I to byo to, o czym niy wszystkie te ksiki. Tutaj: Tygrys w wenianej skarpecie Kalibana Sykoraksa - pierwsze wydanie! Tu: Ogolony jzyk Adrastei Sinopy - ze synnymi ilustracjami Elihu Wahacza! Tutaj z kolej: Mysie hotele w wieej wieprzowinie, legendarny humorystyczny przewodnik autorstwa Jodlera von Hinnena, w nienagannym stanie! Wie zwana Patkiem niegu autorstwa Honko Palisady, zachwalana przez wszystkich autobiografia, ksika zbrodniarza-poety, stworzona zreszt w lochach elaznego Miasta, z autografem napisanym krwi! Zycie jest straszniejsze ni mier - wiejce beznadziej aforyzmy i maksymy PHT Farcevola, w obiciu z nietoperzowego futerka! Mrwczany bbenek Zanzeminy Tunelstrachw w legendarnym wydaniu pismem lu strzanym!! Szklany go Zodiaka Dzwonowrzaska! Eksperymentalna powie Hampo Henksa, Pies, ktry szczeka tylko wczoraj - nic, tylko same ksiki, o ktrych przeczytaniu niem, od kiedy Dancelot z rozmarzeniem mi o nich opowiedzia. Do kadej witryny przyklejaem si chrapami i jak pijany przesuwaem si wzdu niej po omacku, w limaczym tempie posuwajc si naprzd. A w kocu wziem si w gar, postanowiem nie zwraca uwagi na adne tytuy i pozwoliem Ksigogrodowi oddziaywa na mnie w caej okazaoci. Nie widziaem lasu, tylko same drzewa, czy te nie widziaem miasta, tylko same ksiki. Po flegmatycznym, strawionym na marzeniach yciu pisarza w Twierdzy Smokw, potgowanym najwyej od czasu do czasu przejciowym obleniem, ycie na ulicach Ksigogrodu obdarowao mnie nagle gradem dozna. Obrazy, kolory, scenki, zgiek i zapachy wszystko byo nowe i pobudzajce. Camoczycy we wszystkich wystpujcych formach, a kady mia obc mi twarz. W Twierdzy wci paradoway przede mn znajome oblicza, krewni, przyjaciele, ssiedzi, znajomi - tutaj wszystko byo dziwne i nieznane. Oczywicie spotykaem te tego czy innego mieszkaca Twierdzy Smokw. Przystawalimy wtedy na chwil, pozdrawialimy si uprzejmie, wymienialimy par banalnych uprzejmoci, yczylimy sobie wzajemnie

przyjemnego pobytu i znowu si egnalimy. Tego rodzaju powcigliwe zachowania cechoway nas wszystkich w czasie podry, wie si to midzy innymi z faktem, e nie po to wyprawiamy si w nieznane, aby spotyka podobnych sobie. Ale teraz dalej, do dziea, odkrywa nieznane! Wszdzie dookoa stali wychudzeni poeci i deklamowali na gos fragmenty ze swoich dzie, w nadziei, e jaki wydawca lub obrzydliwie bogaty mecenas, spacerujc obok, zwrci na nich uwag. Obserwowaem, jak niektre wyranie dobrze odywione postaci kryy wok ulicznych poetw; grube Dzikuny, ktre suchay uwanie i od czasu do czasu robiy sobie notatki. Nie byli to bynajmniej szczodrzy mecenasi, tylko agenci literaccy zmuszajcy rokujcych nadzieje autorw do wyniszczajcych kontraktw, aby wyciska ich potem bezlitonie jako widmowych autorw, a wydoj z nich ostatni oryginalny pomys - opowiada mi o tym Dancelot. Natiftofscy urzdnicy w maych grupach patrolowali czujnie ulice, poszukujc nielegalnych sprzedawcw, ktrzy nie posiadali miejscowej licencji. Gdziekolwiek si pojawiali, popiesznie wpychano do workw ksiki i w ruch szy taczki. ywe Gazety - chyonogie karzeki w swoich tradycyjnych papierowych pelerynkach ze stron gazetowych, wykrzykiway najnowsze plotki i ploteczki ze wiata literatury. Za maym wynagrodzeniem pozwalay one przechodniom odczytywa szczegy ze swoich pelerynek: Ju syszelicie?: Muliat von Kokken opchn za bezcen na licytacji wydawnictwu Melisa swoje opowiadanie Kocio na cytryny. Trudno uwierzy: Zredagowanie powieci Odegna Ogdensa Pelikan w ciecie francuskim odwlecze si o kolejne p roku! Niesychane: Fantotas Pemm zgapi ostatni rozdzia Pijaka prawdy z Wciekoci drzazg Uggli Prudela! owcy ksiek pdzili od antykwariatu do antykwariatu, zamieniajc swe ofiary na ywy pienidz i szukajc nowych zlece. owcy ksiek! Poznawao si ich po lampach grniczych i latarenkach z meduzami, po odpornych na uderzenia i budzcych lk ubraniach ze skry, czciach uzbrojenia i kolczugach, po narzdziach i broni, jak nosili przy sobie: po toporach i szablach, kilofach i lupach, linach, sznurach i butelkach na wod. Jeden wyrs spod moich stp wprost z kanau - imponujcy egzemplarz w elaznym hemie i drucianej masce. Byy ty rodki chronice nie tylko przed kurzem czy niebezpiecznymi insektami tajemniczego wiata pod Ksigogrodem. Dancelot opowiada mi, e owcy ksiek nie tylko wzajemnie odbijali sobie ofiary, walczyli ze sob i nawet wzajemnie si zabijali. Nietrudno byo w to uwierzy, widzc t wyaniajc si z ziemi cakowicie opancerzon, sapic i chrzkajc kreatur. Wikszo przechodniw stanowili po prostu turyci, ktrych do Miasta nicych Ksiek zagnaa ciekawo. Wielu z nich byo poganianych w grupach uliczkami przez przewodnikw z blaszanymi megafonami, krzyczcych do swojej grupy na przykad, w ktrym to domu Urian Nussek sprzeda Dolin Latarni Morskich jakiemu wydawnictwu. Zwiedzajcy podali za swoim przewodnikiem, terkoczc i wyginajc szyje jak gsi, zdumiewajc si kadym banalnym drobiazgiem tego typu. Co chwila kolejny bezczelny tucioch zastpowa mi drog, wciskajc do rki jedn z karteczek z informacj, ktry poeta zaszczyci dzisiejszego

wieczora jak ksigarni z okazji Drewpory, czytajc fragmenty ze swoich dzie. Trwao to chwil, zanim nauczyem si ignorowa t form rozboju ulicznego. Wszdzie dookoa chwiay si mae istotki, poprzebierane za ksiki na nkach, suc na przykad za reklam dla Morskiej panny w filiance herbaty albo Pogrzebu chrzszcza. Od czasu do czasu potrcay si nawzajem, poniewa w atrapach ksiek miay do ograniczon widoczno. Potem zazwyczaj wywracay si haaliwie na siebie, usiujc pord oglnego miechu stan z powrotem na nogi. Zdumiony podziwiaem umiejtnoci ulicznego kuglarza, ktry onglowa dwunastoma opasymi tomami. Jeli ktry z was rzuci kiedykolwiek ksik w powietrze i usiowa j zapa - wie, jakie to trudne. Powinienem jednake doda, e ongler mia cztery rce. Inni artyci uliczni poprzebierani byli za popularne postaci z camoskiej literatury i za niewielk opat recytowali wyuczone na pami ustpy z odpowiednich dzie, dajc z siebie wszystko. Na jednym jedynym skrzyowaniu zobaczyem Hario Schunglischa z Pokrojonych w kostki, Oku Okra z Gdy pacz kamienie i mczon suchotami bohaterk Zanill Kaszlak z dziea Gofida Letterkerla Zanilla i Murch. - Jestem jedynie wochatk - woaa wanie z penym dramatyzmem odtwrczyni roli Zanilli - a ty mj ukochany jeste murchem. Nigdy nie bdzie nam dane by razem. Rzumy si w Przepa Demonw!! Tych par zda wystarczyo, aby znowu zy napyny mi do oczu. Gofid Letterkerl by geniuszem! Jedynie z trudem udao mi si oderwa od przedstawienia. Dalej! Dalej! Na plakatach wiszcych w witrynach, ktre uwanie studiowaem, reklamowano wieczorki poetyckie, salony literackie, premiery ksiek i konkursy poezji. Latajcy" handlarze zaczepiali mnie nieustannie i, prbujc wciska mi sfatygowane tomiszcza, podali za mn ulic, deklamujc gono fragmenty ze swych tandet. Uciekajc przed jednym z tych natrtnych goci, dotarem do pomalowanego na czarno domu, nad ktrym wisiaa drewniana tablica informujca, e jest to Gabinet Niebezpiecznych Ksiek. Psiarz w czerwonej aksamitnej pelerynie kry wte i wewte przed domem i szczerzc przeraajco ky, szepta zowieszczo do przechodniw: Wejcie do Gabinetu Niebezpiecznych Ksiek na wasn odpowiedzialno! Dzieciom i starcom wstp wzbroniony! Bdcie gotowi na najgorsze! S tu ksiki, ktre potrafi ugry! Ksiki, ktre czyhaj na wasze ycie! Trujce, duszce i latajce ksiki! Wszystkie s prawdziwe! To nie Tunel Strachw, to rzeczywisto, moi Pastwo! Sporzdcie testament i ucaujcie swoich najbliszych, zanim wkroczycie do Gabinetu Niebezpiecznych Ksiekl". Z bocznego wyjcia w regularnych odstpach wynoszono na noszach ciaa przykryte przecieradami, zza zabitych deskami okien co rusz dochodziy stumione wrzaski, a mimo wszystko turyci tumnie walili do gabinetu. - To tylko puapka na turystw - zagadn mnie pstrokato ubrany pkarze. - Nikt nie byby na tyle gupi, by publicznie pokazywa prawdziwe Niebezpieczne Ksiki. Nie miaby pan ochoty na co naprawd autentycznego? Zainteresowany maym odurzeniem Ormem?

- Co? - odpowiedziaem szybko zirytowany. Karze odsoni swoj szat i zaprezentowa mi z tuzin maych buteleczek tkwicych pod ni. Obejrza si nerwowo i ponownie zasoni je peleryn. - To krew prawdziwych pisarzy, w ktrych kry Orm - szepta konspiracyjnie. - Jedna kropla tego do szklanki wina i bdziesz mia halucynacje caych powieci! Tylko pi pyr za buteleczk! - Nie, dzikuj - wzbraniaem si. - Sam jestem pisarzem! - Wy snoby z Twierdzy Smokw uwaacie si wszyscy za jakie niewiadomo co! - wola za mn karze, podczas gdy ja oddalaem si spiesznie. - A piszecie tylko dziki atramentowi. A Orm? Moe tylko paru z was uda si go osign! No tak, najprawdopodobniej trafiem w najbardziej parszywe zauki Ksigogrodu. Dopiero teraz zauwayem, jak rzucaj si tu w oczy stojcy wszdzie owcy ksiek, zaatwiajcy swe ciemne interesy z jakimi mrocznymi postaciami. Ze skrzanych workw wyjmowano wysadzane klejnotami ksiki, po czym zmieniay one waciciela za grube mieszki pene pyr. Musia to by jaki czarny rynek, a ja wanie na nim wyldowaem. - Zainteresowany ksikami ze Zotej Listy? - zagadn mnie owca ksiek odziany od stp do gw w ciemn skr. Nosi mask z mozaik czaszki, pas z tuzinem przymocowanych do niego noy i dwa topory przy butach. - Chod ze mn w ciemn uliczk tam z tyu, a poka ci ksiki, o ktrych dotd nawet nie nie. - Dzikuj bardzo! - zawoaem, szukajc popiesznie ucieczki. - Nie jestem zainteresowany! -------------------------------------------------------------------------------* Przyp. od W.M.: Camoskie rodki patnicze i jednostki miary s tak skomplikowan spraw, e wymagayby osobnej ksiki. I tak nawet napisano w formie stutomowego Bunkela, w ktrym druidzki matematyk i narodowy ekonomista Arystoteus von Bunkel skrupulatnie wypisuje i wyjania wszystkie systemy miar odnoszce si do Camonii. To jasne jak na doni, e na kontynencie, ktrego mieszkacy bywaj malecy jak groszek, wysocy jak drzewa, a czasami i olbrzymi, istniej rnorodne miary i waluty. To, czym dla czowieczka Bonsai jest piksel, dla Liczyburaka bdzie vorracem, a jeli chciabym przetumaczy obie nazwy za pomoc metra, w obu przypadkach bybym w bdzie, mimo e zarwno Bonsaje, jak i Liczyburaki maj na myli jednostk miary, ktra proporcjonalnie do rozmiarw ich ciaa odpowiada jednemu metrowi. A nie wspominam ju nawet o fernhachyckim hachen albo o voltigorskim gork\ Mieszkacy Twierdzy Smokw, a wic i Rzebiarz Mitw, posiadaj nawet system miar silnie zorientowany w stron poezji i niezwykle skomplikowany. Posuguj si jednostkami typu heksametr, wysoko upadku czy natenie metafory.

Istniej rasy olbrzymw, u ktrych drobniaki osigaj rozmiary myskich k, podczas gdy takie formy istot, jak Eydeci, posuguj si telepatyczn wymian prac doktorskich. Ale mimo tego rnorodnego podejcia do zagadnienia pienidzy, pyra, srebrna moneta w ksztacie malekiej piramidy, bya oglnie uznanym rodkiem patniczym i regulowaa stosunki patnicze, szczeglnie w takich orodkach handlowych, jak Ksigogrd. Dla jasnoci pozwoliem sobie tumaczy jednostki camoskie na europejskie w momentach, gdy Rzebiarz Mitw opowiada o stosunkach wielkoci, odlegoci czy miar; ale jednak pyr, ktrej warto odpowiada mniej wicej jednej sestercji za czasw Wergiliusza, dla zachowania autentycznoci wolaem pozostawi nieprzetumaczon. -------------------------------------------------------------------------------owca ksiek zamia si demonicznie. - Nie mam nawet adnych ksiek! - rycza za mn. - Chciaem tylko skrci ci kark i uci rce, eby zamarynowa je w occie i sprzeda! Relikwie z Twierdzy Smokw s bardzo podane w Ksigogrodzie. Spieszyem si, eby opuci t obskurn dzielnic. Par uliczek dalej wszystko byo znw normalne, jedynie nieszkodliwi turyci i artyci uliczni inscenizujcy za pomoc marionetek popularne sztuki. Odetchnem. owca ksiek lubi prawdopodobnie ponure arty, ale przyprawiaa mnie o dreszcze sama myl o tym, e w Ksigogrodzie zmumifikowane czci ciaa twierdzosmoczan maj na rynku jak warto. Zanurzyem si ponownie w tum przechodniw. Caa szkolna wycieczka fernhachyckich karzekw dreptaa przede mn niemiao, trzymajc si za rczki. Ze wieccymi oczami wypatryway one swych ulubionych lirykw. - Tam, tam! Hosian Rapido! - piszczay nagle i pokazyway palcami na kogo z roztrzsieniem, albo - Tam, tam! Klinhard Wraliwy pije kaw! Po czym zazwyczaj ktry w ich grupie pada na ziemi zemdlony. Wdrowaem i wdrowaem, i musz przyzna, e moja pami nie jest w stanie sprosta wszystkim cudom, ktre tam ujrzaem. To tak jakby wybra si na spacer poprzez przesadnie bogato ilustrowan ksik, w ktrej jedna artystyczna myl przeciga drug. Przechadzajce si litery suce za reklamy dla nowoczesnych drukarni. ciany domw pomalowane w figury bohaterw ze znanych powieci. Pomniki poetw. Antykwariaty, z ktrych ksiki dosownie wypyway na ulic. Istoty w kadej postaci grzebice w skrzyniach z ksikami i wywracajce si o nie. Olbrzymie we z Midgardu cignce potne wozy pene antykwarycznej tandety z usadowionymi na nich niezgrabnymi Liczyburakami, ktrzy rzucali t miernot caymi furami w tum. W tym miecie trzeba byo si stale schyla, eby nie dosta w gow jak ksik. W caej tej wrzawie wyawiaem jedynie strzpki zda, ale kada rozmowa zdawaa si w jakim stopniu kry wok ksiek: ...ksikami Przeranic moesz mnie przepdzi do Lasu Wilkoakw. .." ...czyta dzi wieczr z okazji Drewpory w ksigarni Zoty Krj..." ...kupiem pierwsze wydanie drugiej powieci Aurory Janus, z podwj-

nym bdem drukarskim w przedmowie za jedyne dwie pyry..." .. .jeli ktrykolwiek osign kiedy Orma, to na pewno Derich Hirnfidler..." ...typograficznie to haba dla caej brany drukarskiej..." ...trzeba by napisa powie przypisow, nic tylko przypisy do przypisw, to by byo co..." W kocu stanem na skrzyowaniu, obrciem si wok wasnej osi i liczyem przy tym ksigarnie znajdujce si na przylegajcych do niego uliczkach - byo ich szedziesit jeden. Serce podskoczyo mi niemal do garda. Tutaj i ycie, i literatura zdaway si jednoci, wszystko kryo wok sowa drukowanego. To byo moje miasto. To by mj nowy dom. Obera Grozy Odkryem may pensjonat o wielce obiecujcej nazwie Pod Zotym Pirem, co brzmiao przyjemnie staromodnie i pozwalao myle zarwno o penym sukcesw rzemiole pisarskim, jak i o spokojnym nie na wypenionej puchem poduszce. Peen nadziei wkroczyem w mroczny hol i ruszyem po stchlym dywanie w stron drewnianego kontuaru, gdzie, gdy nikt si nie pojawi, zadzwoniem miedzianym dzwonkiem. Mia rys i dysonans jego brzmienia wypeni hol. Obrciem si i usiowaem rozpozna postaci pieszcego personelu w cieniu odchodzcych od sali korytarzy. Jednak nikt nie przyszed - wic odwrciem si z powrotem w stron kontuaru - a tam, ku mojemu przeraeniu, sta recepcjonista, ktry jakby wyrs wanie spod ziemi. By to mgawiec, rozpoznaem go dziki bladej skrze. Niezbdn wiedz na temat mgawcw wyczytaem kiedy we wzorcowej noweli Sebaga Serioza Wilgotni ludzie, a z t troch niesamowit camosk form ycia spotykaem si na ulicach ju wielokrotnie. - Tak, sucham? - spyta, a brzmiao to jakby wydawa ostatnie tchnienie. - Ja... Szukam pokoju... - odpowiedziaem drcym gosem, i nie wicej ni pi minut pniej aowaem ju gorzko, e z miejsca nie uciekem stamtd na eb na szyj. Pokj, za ktry na danie recepcjonisty zapaciem z gry, okaza si bowiem rupieciarni najgorszego gatunku. Snujc si marzycielsko, wybraem sobie najprawdopodobniej najpaskudniejsz nor w caym Ksigogrodzie. Ani ladu po mikkim puchu, jedynie szorstka narzuta na gnijcym materacu, w ktrym wawo co skrobao. Sdzc po odgosach, w pokoju obok banda yeti usiowaa muzykowa na meblach. Tapeta z mlaskiem odklejaa si od cian, co biegao pod drewnian podog, popiskujc. Nieosigalnie wysoko w rogu pokoju, gow w d, zwisa biay, jednooki nietoperz, czekajc widocznie na to, abym zasn, eby mg rozpocz swoje upiorne dzieo. Dopiero potem zorientowaem si, e okna nie maj adnych zason. Gwarantowane, e od pitej rano bdzie tu bezlitonie wiecio soce, a ja nie zmru ju oka, bo nie jestem w stanie zasn nawet przy najmniejszych promieniach wiata. Poza tym zrezygnowaem ju z klapek na oczy, odkd je raz wyprbowaem, a nastpnego ranka zapomniaem, e mam je nadal na sobie. Dugie minuty trwaem pogrony w panice, poniewa byem wicie przekonany, e przez noc olepem. Biegaem dookoa jak bezgowy kurczak i jeszcze tak niefortun-

nie przewrciem si o stoek, e wybiem sobie staw barkowy. I tak nie miaem zamiaru spdzi tej nocy w hotelu. Mogem odoy w kocu mj podrny toboek i oczyci si pobienie z podrnego kurzu sonaw zawiesin, ze stojcej w pokoju miednicy. To na razie wystarczyo. Antykwariaty w Ksigogrodzie byy otwarte ca dob, byem godny, spragniony i ogarnity nieposkromion chci spdzenia nocy na szperaniu midzy ksikami. yczyem nietoperzowi i bandzie yeti dobrej nocy, po czym rzuciem si znowu w ruch uliczny. Jedynie uamek Ksigogrodu, moe nawet nie dziesi procent miasta, znajduje si na powierzchni. O wiele wiksza cz mieci si pod ziemi. Jak monstrualny mrwczy kopiec dysponuje ono podziemnym systemem tuneli rozcigajcych si kilometrami w gb, w formie szybw, otchani, korytarzy i pieczar, ktre cz si ze sob w gigantyczny wze nie do roz wikania. Nikt nie potrafi dzi powiedzie, kiedy i w jaki sposb powsta ten system jaski. Niektrzy naukowcy przypuszczaj, e czciowo pochodzi on naprawd od jakiej prehistorycznej rasy mrwek, od pradawnych, olbrzymich insektw, ktre przed milionami lat stworzyy t konstrukcj, aby chowa w niej swe gigantyczne jaja. Antykwariusze w miecie zaklinaj si z kolei, e system tuneli powstawa przez tysice lat, wygrzebany rkami wielu generacji ksigarzy budujcych magazyny dla swych antykwarycznych ksiek. Z pewnoci dotyczy to czci labiryntw, szczeglnie tych znajdujcych si tu przy powierzchni. Istniej niezliczone teorie wzbogacajce te spekulacje kolejnymi. Ja osobicie skaniam si ku teorii mieszanej, wedug ktrej pierwotne tunele faktycznie wytworzya rasa prehistorycznych insektw, a potem poprzez stulecia i tysiclecia rozbudowywane byy przez wzrastajc liczb istot cywilizowanych. Pewne jest jedynie, e w wiat pod miastem istnieje i e a do dnia dzisiejszego nie udao si go w peni zdoby. Wiele obszarw wprost zapchanych jest ksikami, a im gbiej schodzi si w katakumby, tym starsze i cenniejsze si napotyka. Spacerujc uliczkami Ksigogrodu, nie przypuszcza si, e tu pod brukiem rozciga si ogromny labirynt. Zauwayem, ku mojemu zachwytowi, e prawdopodobnie nie bd musia tutaj godowa. Prcz kawiarni i gospd byo wiele stoisk ulicznych oferujcych po przystpnej cenie wyywienie we wszystkich postaciach. Pieczone kiebaski i nadziewane kurczaki, ksikowe robaki zapiekane w glinie, pieczone mysie pcherze, piwo parowe, latajce placki, gorce orzeszki ziemne i zimna lemoniada. Co krok staa wytapialnia serw, gdzie w eliwnym garnku na maym ogniu topiono ser, w ktrym za niewielk opat mona byo umoczy kawaek chleba. Kupiem sobie porzdny kawa chleba, obficie umoczyem w serze, i pochonem go maymi ksami, wypijajc do tego dwa kubki zimnej cytrynowej lemoniady. Po dniach niedostatku w czasie wdrwki ten potny zastrzyk poywienia i napojw dostarczy mi wprawdzie spodziewanego uczucia sytoci, ale i niezdrowego wraenia przejedzenia, ktre mnie na chwil zaniepokoio. Obawiaem si, e mg to by wybuch jakiej nieuleczalnej choroby, do czasu, gdy po okoo godzinnym poobiednim spacerze wszystko rozeszo si dziki paru do brutalnym gazom. Czeg nie widziaem na tym spacerze! Nadal zmuszaem si do nie-

wchodzenia do adnego z antykwariatw, eby nie zatacza si ze stkaniem przez okolic zaadowany stosem ksiek. Wszdzie dookoa leay niewyobraalne skarby po miesznych cenach: Tam, gdzie kry grobla Ektro Tywody, tylko pi pyr - rcznie sygnowany! Katakumby Ksigogrodu - zachwalany opis zasobw w labiryntach Ksigogrodu autorstwa Kolofonusa Deszczblaska, legendarnego owcy ksiek - za trzy pyry! Osty, bd co bd - wspomnienia melancholijnego arcypesymisty Humri Lossu, za mieszne sze pyr! Znajdowaem si w elizjum pisarzy, nie byo co do tego wtpliwoci. Nawet dysponujc skromn sum, jak pozostawi mi Dancelot, mogem kupi sobie tu w mig tak rnorodn biblioteczk, e zazdrociby mi jej kady mieszkaniec Twierdzy Smokw. Ale na razie pozwoliem si tylko ponie tej myli. Antykwariat Kibicera Po tym, jak moje zdumienie nad tokiem na ulicach troch ju opado, popychania szynkarzy i natarczywo latajcych handlarzy stopniowo zaczynay dziaa mi na nerwy. Wraz z zapadajc ciemnoci robio si zresz t coraz chodniej, dlatego postanowiem rozpocz w kocu szperanin w antykwariatach. Ale od ktrego zacz? Lepiej w wikszym z rnorodn ofert? Czy powinien to by raczej may, specjalistyczny antykwariat? Jeli tak, to z jak specjalizacj? Liryka? Kryminay? Rikszademoska literatura grozy? Gralsunderska filozofia? Floryntyski barok? Kusiy mnie wszystkie swoimi owietlonymi wiecami witrynami, pene literackich smakoykw. Ze wzgldu na prostot wyboru zdecydowaem si na sklep, przed ktrym wanie staem. Na drzwiach wejciowych wygrawerowano osobliwy znak: koo przedzielone we wntrzu trzema zakrzywionymi liniami. Sklep by raczej sabo owietlony, tak, e nie mona byo odszyfrowa tytuw lecych na wystawie ksiek. Ale wanie z tego powodu wyda mi si najbardziej tajemniczy i kuszcy ze wszystkich antykwariatw przy tej ulicy. Do rodka! Subtelny dwik dzwonka obwieci moje wejcie, znajoma stchlizna wysuszonych ksig wypenia nozdrza i przez moment wydawao mi si, e jestem w sklepie sam. Mj wzrok przyzwyczaja si powoli do mroku, a wtedy mogem ju rozpozna wyaniajc si z szarego cienia regaw garbat posta, ktrej ogromne wyupiaste oczy lniy w ciemnociach. Zarejestrowaem guche, rytmiczne trzeszczenie. - W czym mog panu pomc? - spyta gnom cienkim i amliwym gosem, jakby mwi jzykiem z pergaminu. - Interesuje si pan pismami profesora doktora Abdula Sowiczego? O mj Boe! Wyldowaem w sklepie specjalizujcym si w dzieach tego wariata z Mrocznych Gr. Akurat tutaj! W niewielkim stopniu byem zaznajomiony z jego dzieami, ale to ju wystarczyo, abym przekona si, e jego naukowy pogld na rzeczy daleki by od moich poetyckich pasji. - Jedynie powierzchownie - odparem chodno. Szybko std wyj, zanim z czystej uprzejmoci dam sobie wcisn jedno z tych nieczytelnych to miszczy. - Bez powierzchni nie byoby gbi - odpowiedzia gnom. - Moe zainteresuje pana literatura uzupeniajca dotyczca bada Sowiczego w ca-

moskich labiryntach? Jest to wysoce interesujca praca autorstwa doktora Oktafana Kolibryla, jednego z najzdolniejszych uczniw Sowiczego, i nie bd przesadza twierdzc, e mona z niej dowiedzie si paru rzeczy przydatnych do rozszyfrowania labiryntw. - Waciwie to niespecjalnie interesuj si labiryntami - odparem i rozpoczem odwrt. - Obawiam si, e jestem w niewaciwym sklepie. - Och, nie interesuje si pan naukami cisymi? Szuka pan beletrystyki? Eskapistycznej literatury dla uciekajcych przed rzeczywistoci? Szuka pan powieci? W takim razie rzeczywicie trafi pan pod zy adres. Tu jest jedynie literatura fachowa. - W jego gosie nie byo nic wrogiego ani aroganckiego. Brzmiao to jak uprzejma informacja. Zapaem za klamk. - Przepraszam pana bardzo - powiedziaem jak kretyn i nacisnem gak. - Jestem nowy w miecie. - Pochodzi pan z Twierdzy Smokw? - spyta antykwariusz. Zatrzymaem si na chwil. Jedn z niezmiennych rzeczy w yciu chodzcego w pozycji wyprostowanej dinozaura jest fakt, e kady na pierwszy rzut oka moe stwierdzi, w jakim miecie si on urodzi. Nie zdyem si jeszcze zorientowa, czy jest to wada czy zaleta. - Prawdopodobnie nie da si tego nie zauway - odpowiedziaem. - Prosz mi wybaczy t nieco pejoratywn i uoglniajc uwag o powieciach. Musz posugiwa si takimi frazesami, eby spawia turystw wpadajcych tu stale z pytaniami o pierwsze sygnowane wydanie Ksicia Zimnej Krwi. I mimo e jest to antykwariat z wycznie fachow literatur, wielokrotnie ju pochaniaem powieci pochodzce z Twierdzy Smokw. - Zasuszona posta pochylia si nad zawalonym ksikami stoem i zapalia wiec. - I prosz wybaczy mi kiepskie warunki owietleniowe. W ciemnociach lepiej mi si myli. Pomie zapalonego knota rzuci dramatyczne wiato na twarz gnoma, najpierw jasno j owietlajc i taczc nerwowo, potem coraz sabiej i spokojniej. Waciciel sklepu by Eydet, mogem si tego domyle, nie widzc nawet uprzednio adnego Eydety. Ksztat gowy, wiedziaem to z rozmaitych encyklopedii, by oryginalny i pozwala mi przypuszcza o zawartoci co najmniej trzech mzgw. Teraz wiedziaem ju te, e tajemnicze trzeszczenie pochodzio z jego czaszki. Syszao si po prostu, jak Eydeci myl. - Nazywam si Hachmed Ben Kibicer. - Eydeta poda mi pczek palcw, ktry ostronie ucisnem. - Hildegunst Rzebiarz Mitw. - Publikowa pan ju? - Tylko w obrbie Twierdzy Smokw. - W takim razie wybaczy mi pan, e nie czytaem nic paskiego autorstwa. Zamiaem si sztywno i czuem si jak skoczony idiota. Byem niezapisan kartk. - Ale, jak ju wspominaem, literatura twierdzosmoczan pochona spory kawaek mojego ycia. Napisaem prac doktorsk o dziaaniu zimnokrwiobiegu duych jaszczurw, uprawiajcych pisarstwo, na zgrabno stylistyczn. - Ach tak? - powiedziaem, jakbym mia pojcie, o czym on mwi. I do jakiego doszed pan wniosku?

- Do takiego, e zimnokrwiobieg moe wpyn korzystnie na harmoni i ksztatno poezji. Twierdzosmoczanie to urodzeni poeci, mog to udowodni naukowo. - Schlebia mi to ogromnie. Naprawd jestem zdania, e ten gatunek czysto organicznie stworzony jest wanie do pisarskiej dziaalnoci. Dugi okres ycia istotny jest dla osignicia dojrzaoci rzemiosa. Trjpalczasty pazur idealny jest do trzymania przyrzdu do pisania. Gruba jaszczurza skra to najlepszy rodek przeciw niesusznym krytykom. - Eydeta zachichota. - Twierdza Smokw wydaa jedne z lepszych powieci w historii camoskiej literatury. Nieszczsny pokj Sartoriusa Tokarza Jambw albo Wypenieni wiatem ksiyca Hartheima Odlewacza Rymw! Stanie flaminga Hyldii Garbarki Dramw! Nieskadna noc] piew ostryg] Suche przynty] Nie zapominajc oczywicie o Rycerzu Hemplu Gryfiusa Strugacza d. - Zna pan Rycerza Hempla? - Oczywicie! Przypomina pan sobie fragment, kiedy okulary wpadaj rycerzowi do rodka zbroi i. praktycznie na lepo musi przej przez pojedynek na lance? Albo ten, kiedy cios maczug zwichn mu uchw i przez cay rozdzia musi porozumiewa si na migi? Ile si z tego miaem! Arcydzieo komizmu! Nie dotarem tak daleko w tej powieci. Po okoo stu stronach skadajcych si gwnie z wprowadzenia do pielgnacji lancy, rzuciem w kt t nudn ksig, ktr narzuci mi Dancelot. - Oczywicie - skamaem. - uchwa. Wyborne! - Najpierw trzeba si przemczy setk stron wprowadzenia do pielgnacji lancy - powiedzia Kibicer. - Ale potem autor przechodzi do rzeczy. Rozdzia, w ktrym pisarz przez sto pidziesit stron nie uywa litery E - geniusz lipogramatyki! Eydeta odchrzkn i zacytowa: Kura, podchodzi do stou i mwi: Tu rado, gdy kura u stou tak punktualna!" Zamiaem si ze znawstwem. - Tak, tak... - powiedziaem. - Geniusz. - Nigdy nie czytaem tej bzdury! - Ale nie tylko powieci! - zawoa Kibicer, ktry wpad w cug. - W Twierdzy Smokw istnieje take wspaniaa literatura fachowa. O rozkoszach ogrodu na przykad. Kamie milowy w opisywaniu udomowionej natury. Byem zaskoczony. - Zna pan Dancelota Tokarza Sylab? - W kocu puciem klamk. - Zna? Pan chyba artuje. Mgbym go recytowa przez sen: Tak wic pozostaje nam dla uspokojenia tylko natura. Niemale instynktownie wychodzimy w plener, na zewntrz w ogrodzie wrd szumu drzew, pod gwiazdami, oddychamy swobodnie - tam bdzie nam lej na sercu. Od gwiazd pochodzimy i ku gwiazdom zmierzamy. Zycie jest jedynie podr w nieznane. Ten may Eydeta zna dzieo Dancelota lepiej ni ja. za stoczya si z mojego lewego oka.

- Ale pan najwidoczniej take go ceni! Skoro cytat z jego dziea wywouje u pana tak emocjonalne reakcje. To wyrwnuje rachunki za pask nieznajomo Rycerza Hempla. Drgnem. Psiakrew, ci Eydeci potrafi przecie czyta w mylach, zapomniaem o tym! Musz by tutaj ostroniejszy z tym, co myl. - Od mylenia nie da si tak atwo powstrzyma, jak od mwienia zamia si Kibicer. - Ale prosz si nie mczy. Wiem ju tak duo o panu, e mog sobie oszczdzi czytania w mylach. Zna pan Dancelota Tokarza Sylab osobicie, zgadza si? - By moim ojcem poetyckim. On niedawno zmar. - Och, naprawd? Prosz wybaczy mi zatem niedelikatne pytanie. Moje najszczersze kondolencje. Ten dinozaur by geniuszem. - Dzikuj. On sam nigdy by tak o sobie nie powiedzia. - To czyni go tym bardziej znaczcym. Kiedy dysponuje si takim potencjaem, jak pozwala przypuszcza lektura Rozkoszy ogrodu, i ogranicza si jeszcze do tej jednej jedynej ksiki - oto prawdziwa wielko. yczybym sobie, eby Dancelot usysza te sowa za ycia. zy znw napyny mi do oczu. - Ale niech pan siada! Skoro przeby pan taki szmat drogi z Twierdzy Smokw, musi by pan zmczony. Chce pan kawy muszkatoowej? Antykwariusz podszed chwiejnie do dzbanka z kaw, ktry sta na regale z ksikami. Zupenie niespodziewanie moje koczyny stay si cikie. Wdrowaem od witu, w hotelu waciwie nie wypoczem, a potem godzinami biegaem jeszcze po miecie. Jego sowa uwiadomiy mi, jak byem przemczony. Usiadem na krzele i otarem zy z oczu. - Prosz si nie ba, naprawd nie bd ju czyta w pana mylach powiedzia Kibicer, wrczajc mi pachnc kuszco filiank kawy. - Czy mog w takim razie w konwencjonalny sposb spyta, co sprowadza pana do Ksigogrodu? Nie czyni tego z ciekawoci. By moe mgbym panu pomc. - Spojrza na mnie, umiechajc si przyjanie. By moe, pomylaem, askawa opatrzno przywioda mnie do tego sklepu. Skoro znalazem tu wielbiciela twrczoci Dancelota, dlaczego by nie rozpocz poszukiwa u niego? - Szukam pisarza. - W takim razie Ksigogrd jest chyba lepszym do tego miejscem ni, powiedzmy, Cmentarne Bagna Dullsgardu. - miech Eydety z wasnego dowcipu brzmia jak napad astmy. Wyszperaem rkopis. - Moe niech pan to przeczyta. Szukam osoby, ktra to napisaa. Nie znam ani jej imienia, ani nie wiem te, jak wyglda. Nie wiem nawet, czy jeszcze w ogle yje. - Szuka pan fantomu? - Eydeta umiechn si zoliwie. - No dobrze, niech mi to pan pokae. Antykwariusz sprawdzi najpierw jako papieru, pocierajc nim midzy opuszkami palcw, typowy dla zawodu ruch rk. - Hm. Doskonay gralsunderski papier czerpany - zamrucza - zakady papiernicze Obholzer, dwiecie gram. - Obwcha rkopis. - Lekko skwaniay. Nuta brzoskwiniowa. Drzewo brzozowe, nieco igie wierkowych. rodek bielcy by niedostatecznie rozrobiony. Nieco sztywnieje na brzegach. - Bya to typo-

wa niezrozumiaa gadanina ksigogrodzkich antykwariuszy, ktr syszaem ju na ulicach wrd latajcych handlarzy. Kibicer przesun palcem wskazujcym po brzegu ksiki. - Niespokojny sznyt, co pi milimetrw nacicie. Maszyna bya ju przestarzaa. Prawdopodobnie 556-stka. Linie nadrukowane atramentem kaamarnic, std wnosz... - Moe powinien pan zacz czyta - odwayem si przerwa. - Hm? - Zdawa si wyrwany z transu i zacz dugo wpatrywa si w pismo na pierwszej stronie. Najwidoczniej, tak jak ja przedtem, zdumiewa si piknoci kaligraficznego zjawiska, jakim by rkopis. I wtedy w kocu zacz czyta. Po paru momentach mrucza, odczytujc zdania jak partytur i zachowywa si tak, jakby wcale mnie tam nie byo. Wiele razy mia si, ochryple krzyczc: Tak! Tak! Dokadnie!" i zdawa si bardzo poruszony. To, co potem nastpio, wygldao mi na naladowanie moich wasnych reakcji okazywanych w czasie czytania listu w Twierdzy Smokw. Niemal niezauwaalnie napady miechu przechodziy w wybuchy paczu, dysza, bezgo nie tukc si pask rk w czoo, wydawa z siebie co chwila okrzyki aprobaty i zachwytu: No tak! Tak! To jest dobre! Takie... doskonae!". Potem opuci list i dugo siedzia w milczeniu, wpatrujc si w ciemno. Odwayem si odchrzkn. Kibicer si przestraszy, popatrzy na mnie swymi wielkimi, lnicymi oczami, w ktrych dray renice o barwie bursztynu. - No i? Zna pan autora? - spytaem. - To jest potworne - wymamrota Kibicer. - Wiem, ktokolwiek to napisa, jest gigantem. Kibicer odda mi rkopis, a jego oczy zway do wskich szczelinek. W caym sklepie pociemniao. - Musi pan opuci Ksigogrd - wyszepta. - Jest pan w wielkim niebezpieczestwie! -Co? - Prosz, niech pan opuci mj sklep! Prosz natychmiast wraca do Twierdzy Smokw! Albo gdziekolwiek, ale w kadym razie niech pan zniknie z miasta! Prosz nie i w adnym wypadku do jakiego hotelu! Prosz nikomu nie pokazywa manuskryptu! NI-KO-MU, zrozumia pan? Niech go pan zniszczy! Niech pan ucieka z Ksigogrodu i to tak szybko, jak jest to moliwe! Bya to caa ta seria zalece, sugerujcych dokadn odwrotno tego, co zamierzaem. Po pierwsze, chtnie pozostabym jeszcze w tym sklepie, eby pogawdzi z miym Eydet. Po drugie, byem szczliwy, e w ko cu opuciem Twierdz Smokw i za diaby nie chciaem tam wrci. Po trzecie, oczywicie w kocu chciaem wrci do hotelu, poniewa tam znajdoway si moje rzeczy. Po czwarte, miaem zamiar pokazywa rkopis kademu, kto bdzie tego chcia. Po pite, nigdy nie zniszczybym najbardziej doskonaego kawaka literatury, jaki kiedykolwiek widziaem, i w kocu po szste, nie chciaem opuszcza tego wspaniaego miasta, ktre zdawao si ziszczeniem moich snw. Lecz zanim zdoaem wypowiedzie cho jedn z replik, gnom wypchn mnie ju ze sklepu. - Prosz kierowa si moimi zaleceniami - wyszepta, wypychajc mnie za drzwi. - Prosz jak najszybciej opuci miasto! Do widzenia. Nie: Do niewidzenia! Uciekaj pan! Uciekaj pan, dopki jeszcze moesz! I prosz unika trjkoa!

Potem trzasn drzwiami, zaryglowa je od rodka i wywiesi w oknie tabliczk Zamknite". W sklepie zrobio si ciemniej ni dotd. Kolofonus Deszczblask Roztrzsiony bdziem po ssiednich uliczkach. Taka zmiana nastrojw przy stanie wyczerpania i bezdomnoci, w jakim si znajdowaem, to byo ju za wiele, moi drodzy przyjaciele. Najpierw bolesne wspomnienia o Dancelocie, potem gocinne przyjcie przez Kibicera, i zaraz potem to brutalne wyrzucenie za drzwi... Co za niewydarzony, pomarszczony typek! Wiedziaem, e antykwariusze, szczeglnie ci z Ksigogrodu, skaniaj si ku ekscentrycznym zachowaniom. Byo to, powiedzmy, dyktowane honorem zawodowym. Ale co mia na myli Kibicer, mwic, e powinienem unika trjkoa? Mia na myli znak na jego wasnych drzwiach? Prawdopodobnie by to tylko jaki zakrcony dziwak z wyranymi zachwianiami umysu. W sumie nic dziwnego, po lekturze wypalajcych mzg pism profesora doktora Abdula Sowiczego! Prbowaem strzsn z siebie wspomnienia o tym incydencie, zastanawiajc si nad moim dalszym postpowaniem. Potrzebowaem najpierw wicej wiedzy o miecie i jego niepisanych zasadach. Potrzebowaem przewodnika, mapy miasta, a moe wydano nawet co w rodzaju zasad zachowania dla odwiedzajcych antykwariaty. By moe tylko niewiadomie zamaem ktr z obowizujcych wycznie tutaj regu. W czasie, gdy rozwaaem to wszystko, przypomniaa mi si leca na wystawie ksika Kolofonusa Deszczblaska Katakumby Ksigogrodu. Byo to dzieo, ktre podobno najbardziej zbliyo si do tajemnic Ksigogrodu. Chciaem je zdoby i uraczy si paroma filiankami kawy w jakiej dobrze ogrzanej gospodzie. W cigu jednej nocy mogem sta si ekspertem od Ksigogrodu, zarywajc j tym samym i nie spdzajc jej w wtpliwym towarzystwie biaego nietoperza i awanturujcej si bandy yeti w pensjonacie Pod Zotym Pirem. Nastpnego ranka zabior stamtd moje rzeczy i zmieni hotel - postanowiem. Cakiem szybko odnalazem antykwariat, ksika leaa jeszcze na wystawie. Zapaciem mieszn kwot, wziem jeszcze plan miasta i przewodnik po antykwariatach na dokadk, po czym zaniosem moje skarby do ssiedniej kawiarenki. W lokalu odbywa si wanie odczyt poezji, co oznaczao, e co p godziny kolejny biedny poeta bdzie stawa na stole i deklamowa swoje wierszyda, za ktre w Twierdzy Smokw wysmarowano by go smo i zrzucono z blankw. Zdumiony staem dugo przed tablic, na ktrej kred wypisano wszystkie moliwe do zamwienia pysznoci. Liczba potraw wraz z ich literackimi nazwami oszoomia mnie: Atramentowe Wino i Kawa Powiecido, sodki papier jadalny, ktry mona byo take zamwi, Kakao Pocaunek Muz i Woda Pomysw (to ostatnie, to w rzeczywistoci do brutalny, wysokoprocentowy absynt), Pralinki Grozy z nadzieniem-niespodziank (dla czytajcych horrory, niektre byy wypenione octem, rybim tranem albo wysuszonymi mrwkami), siedemnacie rodzajw wypiekw, nazwanych ku czci rnych ksit poezji, na przykad Simaczki Ojahnn Golgo van Fonthewega albo Keksy Dlerich Hirnfidlera. Potrawy z nazwami znanych bohaterw powieci albo ich autorw, takie jak Pasztet Ksicia Zim-

nej Krwi czy Zapchajmakaron Kainomaca, zaspokajay potrzeb porzdnego posiku. Bya te lekka Saatka Sylabiczna z makaronu w literki i grzybw trbuzoskich. Huczao mi w gowie. W kocu wziem si w gar i zamwiem. Usiadem w najdalszym kcie, tu obok trzaskajcego pieca, nad olbrzymim dzbankiem kawy waniliowej Inspiracja i sodk bueczk o nazwie Loczek Poety. Upiem kawy, wgryzem si w pyszny Loczek, wycignem Katakumby Ksigogrodu i zaczem czyta. Karze o nieprzyjemnie wysokim gosie wygasza wanie swj przechodzcy wszelkie pojcie esej o odrzuceniu przez niego gbek do mycia, co nie zakcao jednak mojej koncentracji - mog czyta w najgorszych warunkach, o ile lektura mnie fascynuje. A Katakumby Ksigogrodu utrafiy w moje oczekiwania pod kadym wzgldem. Ksika dostarczaa nie tylko informacji, ale bya take napisana w fascynujcy sposb, rzadki dla fachowych ksiek. Ju po pierwszych akapitach okropny odczyt sta si jedynie szumem w tle, przeszkadzajcym nie bardziej ni piew ptakw. A ja uczepiem si pit Kolofonusa Deszczblaska i wraz z nim podyem w niewyobraalnie pogmatwane labirynty miasta, aby wydrze mu wszystkie jego zdumiewajce tajemnice. Kolofonus Deszczblask, moi drodzy przyjaciele, nie zawsze by najwikszym owc ksiek w Ksigogrodzie. O nie, by taki czas, kiedy nie nazywa si nawet Kolofonus Deszczblask. Wymylenie sobie dwicznego pseudonimu naley do zawodu owcy ksiek, a to od razu odrnio Deszczblaska od jego kolegw, poniewa wybra sobie najmniej wojowniczo brzmice nazwisko. Naprawd nazywa si Taron Trekko. By wdrownym Psiarzem, ktrego w czasie jego wojay przypadkowo rzucio do Ksigogrodu. Tak, wtedy nie mia nawet najmniejszego pojcia o literaturze. Jak wikszo Psiarzy dysponowa jednak fenomenaln pamici i jak wielu z jego gatunku wykorzystywa ten dar, by zarabia po gospodach jako magik liczbowy. Mnoy w gowie stucyfrowe liczby, onglujc rwnoczenie surowymi jajami. Ale w tym czasie, gdy trafi do Ksigogrodu, rozgorza wanie spr midzy camosk pramatematyk a arytmetyk druidzk, ktry podzieli ca ludno Camonii na dwa nieprzejednane obozy. Dlatego te niemal kady wystp magika liczbowego koczy si zbiorow bijatyk. Gdziekolwiek wtedy jaki Psiarz wetkn tylko swj pysk przez drzwi gospody, gospodarz rzuca w niego od razu dzbanem. Taronowi Trekko grozia mier godowa, i to w miecie, w ktrym roio si od gospd i spragnionego rozrywki tumu. Ale szybko zorientowa si, na czym mona byo zarobi o wiele wicej pienidzy ni na gierkach liczbowych przed pijakami - na rzadkich ksikach. Dojcie do tego wniosku nie byo wielk sztuk - ksiki sprzedawa tu niemal kady. Ale istnia te rodzaj bardzo rzadkich egzemplarzy, na ktre zawsze byo ogromne zapotrzebowanie. Byy to ksiki ze Zotej Listy. Ksiki zgromadzone na tej licie byy nie do kupienia w adnym z ksigogrodzkich antykwariatw. Naprawd rzadko pojawiaa si ktra z nich, po czym natychmiast kupowa j na aukcji jaki bogaty kolekcjoner. Byy to legendy, ktre wszdzie budziy podanie, porwnywalne chociaby z tymi o Diamencie Olbrzymie z Twierdzy Smokw. Naleaa do nich Krwawa ksiga, Kltwy demonw Nokimo Norkena i Podrcznik niebez-

piecznych gestw - i jeszcze z par setek tytuw. Szczeglny rodzaj poszukiwaczy przygd - nazywano ich owcami ksiek - wyspecjalizowa si w ciganiu tych kosztowych dzie w trzewiach Ksigogrodu i wydobywaniu ich na powierzchni. Niektrzy owcy byli zatrudniani przez kolekcjonerw albo ksigarzy, inni prowadzili poszukiwania na wasn rk. Wynagrodzenie wyznaczone za dostarczenie ksig ze Zotej Listy byo tak astronomiczne, e ju jeden jedyny znaleziony egzemplarz mg uczyni z owcy bogacza. By to niebezpieczny zawd - najniebezpieczniejszy ze wszystkich w Ksigogrodzie. Poszukiwania zaginionej ksiki mog si wam wydawa, moi zuchwali towarzysze podry, nudnym zajciem jakiego skapcaniaego antykwariusza w wolny wieczr. Ale tu, w otchaniach tego tajemniczego miasta, byo to zwizane z wikszym ryzykiem ni polowanie na Krysztaowe Skorpiony w Szklanych Grotach Przepaci Demonw. W katakumbach pod Ksigogrodem roio si bowiem od niebezpieczestw swoistego rodzaju. Labiryntom przypisuje si poczenia z Zawiatem, owym tajemniczym krlestwem Zego, ktre podobno rozciga si pod Camoni. Lecz zagroenia czajce si w ciemnociach pod miastem byy, zdaniem Kolofonusa, konkretne i wystarczajco niebezpieczne, tak wic mwic o nich, nie trzeba byo opiera si na wymysach dla dzieci. Dzi nie mona ju dokadnie stwierdzi, kiedy pierwsi owcy ksiek zeszli w mroczne otchanie. Przypuszcza si, e musiao to nastpi mniej wicej wraz z powstaniem profesjonalnych antykwariatw w Ksigogrodzie. Przez wiele stuleci, a nawet tysicleci, miasto to byo centrum handlu ksikowego w Camonii: od dnia, gdy pojawiy si pierwsze rcznie napisane ksiki, a po dzisiejsze czasy masowej produkcji. Bardzo wczenie odkryto, e suche powietrze w labiryntach stwarzao idealne warunki do przechowywania papieru. Przenoszono tam cae biblioteki narodowe, ksita ukrywali swoje literackie skarby, piraci swe ksikowe upy, ksigarze pierwsze wydania ksiek, wydawnictwa za cae zasoby. Na pocztku Ksigogrd nie by prawdziwym miastem, a funkcjonowa jedynie pod ziemi, w formie zamieszkanych pieczar, cile powizanych ze sob sztucznymi tunelami, szybami i sztolniami, w ktrych yy plemiona i bandy najrniejszych istot. Na powierzchni byy jedynie wejcia do grot i par chaup, dopiero z czasem wyroso z tego naziemne miasto, a w kocu osigno dzisiejsz wielko. W historii Ksigogrodu byy anarchistyczne i dzikie czasy. Czasy bezprawia i nieporzdku, napadw i wypraw upieczych, mordw i zabjstw. Tak, nawet prawdziwe wojny o wartociowe biblioteki byy w labiryntach na porzdku dziennym. Ksita i bezwzgldni piraci ksikowi rzdzili katakumbami, walczc midzy sob do ostatniej kropli krwi, stale wydzierajc sobie nawzajem skarby. Ksiki wywoono i zakopywano, waciciele rozmylnie zasypywali cae zbiory, aby schowa je przed piratami. Bogaci handlarze ksikami kazali mumifikowa si po mierci i grzeba razem ze swoimi kosztownociami. Czasami dla pojedynczych wartociowych egzemplarzy cae obszary labiryntw zamieniano w miertelne puapki z ruchomymi cianami, naszpikowanymi wczniami i automatycznymi ostrzami, ktre przeszyway nieostro-

nych rabusiw albo ucinay im gowy. Tunele mogy w mgnieniu oka wypeni si wod lub kwasem, gdy tylko zahaczyo si o drut, albo delikwent miadony by spadajc belk stropow. Inne przejcia byy skaone niebezpiecznymi insektami albo innymi zwierztami, ktre ostatecznie rozmnoyy si w niekontrolowany sposb i uczyniy katakumby jeszcze bardziej niebezpiecznymi. Buchemicy, tajne stowarzyszenie antykwariuszy o alchemicznych upodobaniach, odbywali tam swe tajemne rytuay. Uwaa si, e powstanie Niebezpiecznych Ksiek przypada wanie na t epok bezprawia. Potem nastpiy zarazy i katastrofy naturalne, trzsienia ziemi i podziemne wybuchy wulkanw, ktre przepdziy z labiryntw wszystkie obdarzone rozsdkiem istoty. Pozostali jedynie ci najbardziej uparci i odporni. By to waciwie pocztek cywilizowanego ycia miasta i narodziny profesjonalnych antykwariatw w Ksigogr odzie. Niektre skarby ujrzay wiato dzienne, powstay ksigarnie i domy mieszkalne, zakadano cechy, uchwalano prawa, przestpcw cigano, podnoszono podatki. Zabudowywano wejcia do wiata podziemi, inne zamurowywano, a te, ktre pozostay, zamykano silnie strzeonymi drzwiami i pokrywami kanaw. Od tego czasu mona byo wchodzi jedynie na te obszary labiryntw, ktre zmierzono, udokumentowano oraz uznano za bezpieczne. A wolno byo to robi tylko antykwariuszom, ktrzy zdobyli licencje na te obszary. Do nich nalea przywilej eksploatacji tuneli i sprzeday ksiek. Wolno byo im take bada gbiej pooone tereny, ale wkrtce nikt nie chcia si na to odway, po tym jak pierwsi miakowie albo nie wracali w ogle, albo wracali bardziej martwi ni ywi. Z tego te powodu na scen wkraczaj pierwsi owcy ksiek. Byli to zuchwali awanturnicy zawierajcy umowy z antykwariuszami lub kolekcjonerami, szukajcy dla nich rzadkich ksiek. Nie byo wtedy jeszcze adnej Zotej Listy, ale ju zaczynay powstawa legendy o najrzadszych ksikach. owcy ksiek szukali najpierw na chybi trafi rzadkich i cennych dzie, czsto kierujc si prost spekulacj, e im gbiej w ziemi znajdowaa si ksika, tym bardziej bya stara i kosztowna. owcy byli zazwyczaj niezgrabnymi i pozbawionymi wraliwoci kreaturami, byymi odakami i przestpcami, czsto nieumiejcymi nawet czyta. Ich najwaniejsz kwalifikacj bya nieustraszono. Wtedy, tak jak i dzisiaj, zawd owcy ksiek regulowao par prostych zasad. Poniewa, kiedy ju weszo si w katakumby, nie istniaa adna gwarancja, kiedy, gdzie i czy w ogle si wyjdzie, obowizywaa pewna umowa: Antykwariat, poprzez ktry wychodzio si z powrotem na powierzchni, mia prawo sprzeda zdobyte ksiki i zachowa dla siebie dziesi procent. Kolejne dziesi procent szo do kasy Ksigogrodu, lwia cz za pozostawaa przy owcy ksiek. Jednak byo tajemnic poliszynela, e owcy znajdowali sobie take inne, nielegalne wyjcia przez kanalizacj, szyby wentylacyjne albo samodzielnie wygrzebane tunele, eby opchn zdobyte ksiki na czarnym rynku. owcy ksiek rozwinli z czasem ca gam metod pozwalajcych na znalezienie drogi powrotnej na powierzchni. Oznaczali regay ksikowe kred, rozcigali dugie sznurki albo rzucali skrawki papieru, ziarenka ryu, szklane paciorki lub kamyczki. Rysowali prymitywne mapy i zadbali o owietlenie w wielu obszarach labiryntw, przynoszc lata-

renki skadajce si z wegetujcych w substancjach odywczych, zakonserwowanych wieccych meduz. Wytyczali terytoria, wybijali w cianach rdeka wody pitnej i gromadzili zapasy ywnoci. Na swj skromny sposb przysuyli si katakumbom, powiedzmy, ucywilizowujc je. owiectwo ksiek byo jednak i pozostanie ryzykownym sposobem zarabiania na chleb, poniewa z pokolenia na pokolenie trzeba byo zdobywa coraz to nowe obszary labiryntw, a im gbiej si schodzio, tym wiksze pojawiay si niebezpieczestwa. Nieznane dotd formy ycia, olbrzymie insekty, wysysajce krew latajce stworzenia, lawowe robaki, gryzce chrzszcze i jadowite we nie czyniy ich pracy atwiejsz. Ale najbardziej niebezpiecznym zjawiskiem dla owcy ksiek by nadal inny owca. Im rzadsze staway si te naprawd kosztowne ksiki, tym bardziej rosa konkurencja midzy owcami. O ile na pocztku mona jeszcze byo przebiera w ogromnej ofercie kosztownoci, to teraz czsto wielu owcw gna za t sam zaginion bibliotek albo za t sam ksik ze Zotej Listy. Wtedy rozpoczyna si wycig, a nierzadko walka na noe, w ktrej trakcie moe wygra tylko jeden. Katakumby Ksigogrodu s przepenione szkieletami owcw ksiek, z toporami tkwicymi w nagich czaszkach. Im bardziej subtelniao ycie towarzyskie na grze, tym bardziej brutalne stawao si ycie w wiecie na dole, a w kocu panowaa tam stale wojna, kady walczy przeciwko kademu, bez regu i bez litoci. Taron Trekko nie mg wybra mniej korzystnego momentu, aby przybra imi Kolofonusa Deszczblaska i zosta owc ksiek. Koofonus Deszczblask by pierwszym Psiarzem midzy owcami ksiek, i jako taki idealnie si do tego nadawa. Psiarze s wytrzymali, maj dobr kondycj, znakomit pami, ponadprzecitny zmys orientacji i wiele wyobrani. Podczas gdy wikszo owcw odznaczaa si jedynie nieustraszonoci i brutalnoci, Deszczblask wprowadzi do gry now jako - swoj inteligencj. Zdecydowanie wicej si ni jego koledzy po fachu musia powici walce ze strachem, nie by tak silny i tak bezwzgldny jak oni i nie dysponowa te energi kryminalistw. Ale mia uoony plan i am bicj stania si najsynniejszym owc wszech czasw. Najwaniejsz broni, jak dysponowa, bya jego fenomenalna pami. W okresie, gdy y dziki jamunie (i jak sam przyznawa, maym kradzieom i rabunkom), spdza wiele czasu w miejskich bibliotekach i w wielu ksigarniach, aby przyswoi sobie wiedz, ktra zdawaa si niezbdna do osignicia jego celw. Nauczy si kilkudziesiciu starych jzykw, wyku na pami antyczne mapy Ksigogrodu i uoy sobie z nich w gowie wielki plan. Deszczblask studiowa histori wytwarzania ksiek i ich sztuk, od rcznych manuskryptw po nowoczesny druk, pracowa przez jaki czas w drukarni i mynie papierniczym. Nauczy si rozpoznawa rne rodzaje papieru i tuszu po samym zapachu, by mc identyfikowa je w absolutnej ciemnoci. Uczszcza na wykady na ksigogrodzkim uniwersytecie na kierunkach geologia, archeologia i grnictwo. Studiowa ksiki o podziemnej florze i faunie, zapamitujc, ktre roliny, grzyby, porosty, gady i insekty w labiryntach s jadalne, a ktre trujce, ktre niegrone, a ktre niebezpieczne. Nauczy si, jak odywia si, ujc okrelone korzenie, jak apie si robaki i ktre z nich s najbar-

dziej poywne, jak wykrywa yy wody pitnej dziki okrelonym geologicznym cechom terenu. Potem Deszczblask poszed na nauk do jednej z ksigogrodzkich perfumerii ksiek. Perfumiarz ksiek by to zawd, ktrego mona byo si wyuczy jedynie w tym miecie. Ju od stuleci zamoni ksigogrodzcy kolekcjonerzy mieli w zwyczaju perfumowa swe ksiki zapachami produkowanymi specjalnie dla nich. Nadawali tym samym swoim skarbom pachnc piecztk, atw do rozpoznania wizytwk, ktr czuo si nawet w ciemnociach - nieoceniona zaleta, kiedy ukrywa si swoje ksiki pod powierzchni ziemi. Kolofonus Deszczblask odznacza si dobrym wchem. Psiarze nie dysponowali wprawdzie tak subtelnym nosem jak Wolpertingerzy, nawet nie takim jak psy, poniewa ich zwierzce instynkty i zdolnoci przytpiy si przez pokolenia. Rejestroway jednak nadal zapachowe niuanse niedostpne dla innych camoskich istot. Deszczblask przestudiowa wchem ca bibliotek zapachw perfumerii Ofaktorio von Papyrosa, ktrego rodzinna firma ju od wielu pokole naznaczaa legendarne biblioteki i rzadkie ksiki swymi oryginalnymi zapachami. Wyuczy si zwizanych z nimi tytuw i wydawcw, dat - kiedy i gdzie zaginy, i wszystkich innych danych, ktrych mg si dowiedzie. Obwchiwa skr i papier, len i tektur, nauczy si, jak zapachy tych rnorodnych materiaw reagoway na wzbogacanie ich sokiem cytrynowym, wod ran i setk innych aromatw. Wdzone Ksiki Kucharskie z wydawnictwa Szafran; pachnce melis pisma leczcego medycyn naturaln doktora Bociana; Ksigi igie wierkowych z Zielonej Epoki, nacierana migdaami autobiografia Zaansa z Floryntu; Rikszademoska ksiga curry, biblioteka eteryczna szalonego grafa Eggnarocka - adna z ksikowych perfum nie bya Deszczblaskowi obca. Nauczy si, e ksiki mog pachnie ziemi, niegiem, pomidorami, morzem, rybami, cynamonem, miodem, mokr sierci, wysuszon traw albo spalonym drewnem. I dowiedzia si przy tym, jak zapachy te zmieniaj si przez stulecia, jak mieszaj si z aromatami wiata podziemi i jak czsto z tego powodu niemal cakowicie si przeksztacaj. Prcz tego wszystkiego Deszczblask studiowa te oczywicie camosk literatur. Czyta wszystko, co wpado mu w rce, czy bya to powie, wiersz czy esej, dramat, zbir listw albo biografia. Sta si chodzc encyklopedi, kady zakamarek jego pamici by cakowicie zapchany tekstami i faktami o camoskiej literaturze, o yciu i twrczoci najrniejszych artystw. Kolofonus Deszczblask trenowa nie tylko swego ducha, lecz take swoje ciao. Rozwin technik oddechu pozwalajc mu na przeycie w najbardziej dusznych warunkach, godzi si, by schudn do minimalnej wagi, ktra umoliwiaby mu przeciskanie si przez najwsze przejcia i otwory. W kocu uzna, e jest ju pod kadym wzgldem wykwalifikowany, by rozpocz karier jako owca ksiek. Chcia zrobi to z hukiem, ktry usyszaby cay Ksigogrd. Nie wybra dowolnego antykwariatu do swojej pierwszej ekspedycji i nie uda si te na bezmylne poszukiwania. Nie, zrobi z tego akcj, ktra w caym miecie zostaa wymiana jako urojenia Psiarza z mani wielkoci. Poprzez Latajce Gazety ogosi, kiedy i gdzie dokadnie wejdzie w labirynty, i gdzie znw pojawi si na powierzchni. Zapowiedzia jeszcze,

jakie trzy ksiki wyniesie stamtd na wiato dzienne: Ksiniczk Srebrnomleczn - jedyny zachowany i podpisany egzemplarz bajki o powstaniu Wolpertingerw, autorstwa Hermo von Pfirsinga, oprawiony w nurnowe licie. Ksig kanibali autorstwa Orloga Goo, opis obyczajw i tradycji Armii Wygodzonych Kanibali, po spisaniu ktrej autor zosta poarty przez obiekty swych bada. Oraz Dwanacie tysicy regu, bluniercz ksig praw buchemikw. Ta ksika bya prawdopodobnie najbardziej skandaliczn w historii Camonii. W rzeczy samej byo to do pyszakowate owiadczenie, poniewa te trzy ksiki od lat uwaano za zaginione i znajdoway si wysoko na Zotej Licie. Jedna jedyna z nich uczyniaby znalazc bogatym. Wreszcie Deszczblask poleci! dodatkowo ogosi, e, aby uczyni sw akcj jeszcze bardziej spektakularn, publicznie si zabije, jeli w cigu siedmiu dni nie uda mu si wynie wymienionych ksiek na powierzchni. W caym Ksigogrodzie zgodzono si co do tego, e Psiarz straci rozum. Byo absolutnie niemoliwe uczynienie czego, co nie udao si przez wszystkie te lata innym owcom ksiek, a mianowicie zdobycie paru ksiek ze Zotej Listy naraz. I to jeszcze w cigu tylko jednego tygodnia! O zapowiedzianym czasie miay Psiarz zszed do labiryntw Ksigogrodu odprowadzany szyderczym miechem licznie zebranych mieszkacw. Tydzie upywa i zaczto obstawia zakady za niepowodzenie Deszczblaska. Zapowiedzianego dnia przed antykwariatem, poprzez ktry chcia wyj na powierzchni miasta, zebra si ogromny tum. Okoo poudnia Deszczblask wyszed chwiejnie na ulic przez gwne drzwi antykwariatu. Od stp do gw zbroczony by krwi, w jego prawym ramieniu tkwia elazna strzaa, a pod pach trzyma trzy ksiki: Ksiniczk Srebrnomleczn, Ksig kanibali i Dwanacie tysicy regu. Umiechn si, pomacha zdumionemu tumowi i run zemdlony. W kolejnym rozdziale swojej ksiki Deszczblask opisuje we wszystkich szczegach, jak zaplanowa t ekspedycj, mwi o szeroko zakrojonych do niej przygotowaniach i o jej przeprowadzeniu. Najpierw zoy sobie w duchu plan labiryntw ze wszystkich szczegw, jakie zgromadzi. Potem kombinowa nad faktami o poszukiwanych ksikach, ktre zgromadzi. Wiedzia dokadnie co do dnia, kiedy zostay wydrukowane i w jakiej drukarni, zna adresy sklepw, do ktrych dostarczono pierwsze wydania. Nastpnie ledzi ich dalsz drog za pomoc dokumentw: dowiadywa si o tym, jakie czci nakadw zostay zniszczone w czasie wielkiego poaru Ksigo grodu, jak uratowany kontyngent sprzedano innemu antykwariatowi, jak to niesprzedane zasoby przemielono na papier, jak pojedyncze egzemplarze przetrway, i tak dalej i tak dalej. Z dziennikw, listw i rozlicze wydawniczych wiedzia, jak sprzedaway si ksiki, albo dlaczego skoczyy, bd nie skoczyy, jako tandeta. Z dokumentw dowiedzia si tak interesujcych szczegw, jak ten, e kiedy jeden egzemplarz pierwszego wydania Ksiniczki Srebrnomlecznej pojawi si na wystawie okrelonego sklepu, e ksika zostaa sprzedana na aukcji za niewyobraaln kwot, e jej nabywca w drodze do domu zosta napadnity, a ksika znikna. Deszczblask odkry, e synny pirat ksikowy zwany Czerwon Rk, ktrego pomawiano

o kradzie ksiki, zosta ywcem zamurowany przez innego kryminalist zwanego Goliotem Murarzem. W spucinie po Goliocie z kolei Deszczblask odkry map, na ktrej zaznaczone byy wszystkie miejsca, w ktrych przestpca trzyma swoje ofiary wraz z upami. Studia nad camosk literatur i sztuk druku przyday si Deszczblaskowi w labiryncie. By w stanie przyporzdkowa kadego pisarza do okrelonej epoki i prdu literackiego, wiedzia, ktre antykwariaty specjalizoway si w okrelonych pisarzach albo specjalnociach. Na podstawie stanu okadki i druku mg okreli, z ktrego wydania pochodzi ksika, kiedy j wydano i w jakim nakadzie. Deszczblask nie musia, tak jak inni owcy, grzeba systematycznie w kadym stosie ksiek, pdzi jedynie korytarzami ze swoj latarenk z meduz, rzucajc spieszne spojrzenia na prawo i lewo. Tak, nawet porzdek, z jakim magazynowane byy tam rnorodne zbiory, prowadzi go dalej do skarbw, ktrych poszukiwa. Teraz opacia si te jego nauka w ksikowej perfumerii. Jeden niuch wystarczy mu, by wiedzia, e cae pomieszczenie pene foliaw naleao kiedy do pewnego kolekcjonera, ktry nada swym zbiorom zapach wieo zaparzonej kawy. Deszczblask z ca pewnoci mg wykluczy, e poszukiwane ksiki si tam znajduj, poniewa egzemplarz Ksiniczki Srebrnomlecznej nalea do ekscentryka tak zwariowanego na punkcie kotw, e kaza on spryska swoje ksiki nieprzyjemnym zapachem kociego moczu. Mniej obeznany owca ksiek szukaby wszdzie wchem tego wanie zapachu, ale Deszczblask wiedzia, e resztki olfaktoriaskich perfum udajcych koci mocz, po najpniej stu latach, przeksztacaj si w jedyny w swoim rodzaju, ostry zapach gnijcych alg. Gdy ju gboko w labiryncie stan ostatecznie przed jednym ze zwietrzaych murw, czujc zapach morza, wiedzia, e znalaz sw pierwsz ksik. W przypadku Dwunastu tysicy regu Deszczblask, dziki swoim studiom nad histori literatury, wiedzia, w ktrym roku ksika zostaa spalona przez natiftofskie Wadze Obyczajowe. Jak zawsze przy takiej okazji jeden egzemplarz zachowano, uroczycie zaniesiono do katakumb i tam zamurowano. Sto lat pniej odnaleli go owcy ksiek, zmienia wielokrotnie waciciela i zagin w czasie poaru antykwariatu. Od tego czasu uznawano go oficjalnie za zaginiony. Deszczblask przeszuka uwanie ksigi miasta z tego roku i odkry wniosek o upado antykwariusza, do ktrego nalea spalony sklep. Przepatrzy ksigogrodzk bibliotek w poszukiwaniu pozostawionych rkopisw i odnalaz pamitnik ony antykwariusza, w ktrym napisaa, e jej m sam podoy ogie, a najcenniejsze ksiki ukry w labiryntach. Poniewa pomagaa mowi w ich ukryciu, bya w stanie dokadnie opisa drog. W podobnie detektywistyczny sposb odnalaz Deszczblask Ksig kanibali. Ale chc oszczdzi wam tego trzeciego opisu, moi drodzy przyjaciele, i zdradz tylko, e wielk rol odgryway tu wiedza na temat antycznego sposobu wytwarzania papieru, technika odlewania mikroskopijnych, oowianych czcionek do przypisw, upadek orniskiego izosylabizmu w czasie camoskich Wojen piewakw, a take konserwowanie olejem lnianym okadek z koziej skry. Krtko mwic: Kolofonus Deszczblask znalaz ksiki jeszcze przed upywem ustalonego czasu, albowiem w cigu trzech dni. Pozostae dni

musia wic spdzi w labiryntach, aby trzyma si dokadnie wyznaczonego terminu. Gdy w kocu chcia ju wychodzi na powierzchni, zosta napadnity przez innego owc ksiek. Jak ju wspomniano, kryminalna werwa jego kolegw bya jedyn cech, jakiej brakowao Deszczblaskowi. Nie rozwaa nawet moliwoci, e ktokolwiek odmwi mu prawa do jego zdobyczy. * By to Rongkong Przecinak, jeden z najsawniejszych i najgroniejszych owcw ksiek w Ksigogrodzie. Najpodlejszy ze wspczesnych, zawdziczajcy swe sukcesy gwnie temu, e nigdy sam nie szuka ksiek, tylko z zasady odbiera je innym. Dotaro do niego wyniose owiadczenie Deszczblaska i urzdzi na niego zasadzk tu pod antykwariatem, z ktrego mia wyj. To byo wszystko, co musia zrobi, poza oczywicie wpakowaniem mu elaznej strzay w plecy. Na szczcie dla Deszczblaska, strzaa Rongkonga Przecinaka nie trafia w serce i przebia tylko rami. Rozgorzaa gwatowna walka. Deszczblask by nieuzbrojony, ale zdoa zada Przecinakowi tyle ran zbami, e upieczy owca ksiek musia w kocu, ze wzgldu na znaczn utrat krwi, ratowa si ucieczk - nie zapominajc o przysidze wiecznej wrogoci wobec Deszczblaska. Psiarz zdoa dotrze jeszcze na powierzchni, run tam zemdlony i obudzi si dopiero po tygodniu. Dotrzyma swej zapowiedzi, a Latajce Gazety rozpowszechniy to z prdkoci wiatru: Kolofonus Deszczblask w cigu nocy sta si najsynniejszym z owcw ksiek. Mg sta si take najlepiej opacanym spord nich, poniewa kolekcjonerzy i antykwariusze bombardowali go zleceniami. Deszczblask jednak za kadym razem odmawia. Po tym jak ju odpocz, ruszy wprawdzie na owy - tym razem uzbrojony i zawsze z respektem przed Rongkongiem Przecinakiem - ale wikszo ksiek, ktre zdoby, zachowywa dla siebie. Wkrtce byo ju jasne, co zamierza Deszczblask: Chcia zebra wszystkie ksiki ze Zotej Listy. Udao mu si to z zapierajc dech w piersiach szybkoci, a przy okazji wynis na powierzchni take inne ksiki, ktre nie byy uwzgldnione wprawdzie na Licie, lecz te byy nadzwyczaj cenne. Da temu wyraz, kupujc sobie jeden z najpikniejszych starych domw w Ksigogrodzie, w ktrym zaoy Bibliotek Zotej Listy, gdzie pod nadzorem mona byo studiowa owe rzadkie ksigi dla celw naukowych. I tak Kolofonus Deszczblask sta si najwikszym bohaterem Ksigogrodu, poszukiwaczem przygd, wzorem i mecenasem zarazem. Cho bogaty i synny, nie by jednak w stanie oprze si pokusom labiryntw, mimo e jego wycieczki staway si coraz bardziej niebezpieczne. Tak jak kochano Deszczblaska na powierzchni, nienawidzono go w katakumbach. Najbardziej brutalni z owcw ksiek deptali mu po pitach i chcieli odebra zdobycz: Nassim Ghandari, zwany te Ptl, poniewa zakrada si bezgonie i dusi drutem. Polder Niewidzialny, zwany tak dlatego, i by tak chudy, e w ciemnociach brao si go za sztolniow belk - do czasu a dostawao si od niego zatrut strzak wydmuchan z rurki. Echo Echo wabicy swe ofiary w zabjcze puapki gosem i imitacjami odgosw oraz zjadajcy je potem, aby zatrze wszystkie lady. Chekani Pezacz, owca ksiek, ktry moral-

nie upad ju tak nisko, e porusza si jedynie pasko na brzuchu, skryty pod manuskryptami, cienki i gibki jak w. Tarik Tabari, Hoggno Kat, Hadwin Paxi, Eramun von Griswald, Bliniaki Toto, Isleif Chesmu, Guldenbart Dubacz, Laggsiff Jasnowosy - Kolofonus Deszczblask zawar z kadym z nich i jeszcze z paroma innymi niezamierzon znajomo. Ale adnemu z nich nie udao si odebra mu upw, wikszo owcw ksiek wyniosa ze spotka z Deszczblaskiem tylko paskudne rany. Niektrzy zrezygnowali z zawodu, wikszo omijaa go w przyszoci szerokim ukiem. Tylko jeden szuka zawsze konfrontacji - Rongkong Przecinak Straszny. Najbardziej przeraajcy ze wszystkich owcw ksiek czatowa zawsze na Deszczblaska z dnym zemsty uporem, zawsze i wszdzie. Niemal dwanacie razy odbyli wyczerpujce ich obu pojedynki, z ktrych waciwie aden nie wychodzi zwycizc, bo zazwyczaj przerywali je z przemczenia. Deszczblask relacjo nuje na przykad pojedynek na kusze, po ktrym naszpikowany trujcymi strzaami dociera jeszcze do antykwariatu Hachmeda Ben Kibicera, ktry nastpnie doprowadza go do zdrowia. Wyobraacie sobie zapewne moje zdumienie, drodzy przyjaciele, gdy nagle wyczytaem w ksice Deszczblaska nazwisko zdziwaczaego Eydety, ktry zabroni mi wstpu do swego sklepu! Ale owcy ksiek nie s jedynym zagroeniem czajcym si pod miastem. Nikt nie zszed tak gboko w labirynty jak Kolofonus Deszczblask i nikt nie widzia tylu ich cudw i okropiestw. Relacjonowa o przepastnych jaskiniach wypenionych milionami staroytnych ksig, ktre byy poerane przez wiecce robaki i mole. Opowiada o lepych i przezroczystych insektach, ktre poloway w sztolniach na wszystko, co znalazo si w zasigu ich metrowych macek. O przeraajcych latajcych kreaturach, ktre nazwa Harpirami i ktrych straszny wrzask o mao nie doprowadzi go raz do szalestwa. O Drodze Ksig Rdzawych Gnomw, monstrualnym i prastarym systemie szyn, ktry podobno zbudowany zosta przed tysicami lat przez uzdolnion rzemielniczo ras karzekw. Opowiada o Unhajmie, gigantycznym mietnisku w katakumbach, na ktrym butwiay miliony ksiek. Byl przekonany o istnieniu Straszliwych Buchlingw, owej rasy jednookich cyklopw, ktre yjc gboko w trzewiach Ksigogrodu poeraj podobno ywcem wszystko, co wejdzie w ich zasig. Deszczblask nie wtpi w ba ludow o rasie gigantw, ktrzy yli w najgbszych i najwikszych ze wszystkich jaski, ogrzewajc je wulkanami Camonii. W labiryntach widzia tak nieprawdopodobne rzeczy, e niczego, naprawd niczego nie uwaa ju za niemoliwe. Jeli w tej ksice przekroczono granic midzy prawd a fikcj, uczyniono to w tak subtelny sposb, e nie obchodzio mnie, po ktrej stronie wanie si znajdowaem. Deszczblask cakowicie zauroczy mnie swoj histori. Pochaniaem rozdzia za rozdziaem; w czasie gdy wok mnie ttni o nocne ycie Ksigogrodu, ja, zamawiajc od czasu do czasu nowy dzbanek kawy, czytaem podliwie dalej. Niestety nie jest to moliwe, moi czytajcy te sowa przyjaciele, by przytoczy wszystkie informacje o wiecie pod moimi stopami, ktre wyjawi Deszczblask - byo ich po prostu zbyt wiele. Lecz chc wymieni jeszcze jeden rozdzia, poniewa wanie w nim, w tym ostatnim rozdziale ksika Deszczblaska nabiera dopiero rozpdu:

by to rozdzia o Krlu Cieni. Historia o Krlu Cieni jest jedn z modszych legend o podziemiach Ksigogrodu, ma, by moe, ledwie kilkadziesit lat. Opowiada ona o narodzinach kreatury, ktra od tego czasu uprawia swj niecny proceder w katakumbach i rozszerza sw przeraajc wadz, kilkakrotnie przewyszajc okruciestwa owcw ksiek. A legenda jest nastpujca: W rozproszonych wiatach katakumb Ksigogrodu istnieje wiele cieni. Cienie yjcych kreatur, cienie martwych rzeczy, cienie paszczcego si, latajcego i pezajcego zwierza, cienie owcw ksiek i stalaktytw, ywe plemi sylwetek taczcych bez wytchnienia po cianach tuneli i regaach ksikowych, ktre ju niejednym napdziy strachu, a niektrych doprowadziy do szalestwa. Ktrego dnia, nie tak dawno temu, ta bezcielesna gromada, jak mwi legenda, majc ju do anarchii, wybraa sobie przywdc. Cienie rzucay si wwczas na cienie, jedne niuanse ciemnoci na inne, kontury na kontury - a powstaa z tego wszystkiego p ywa, p martwa, p trwaa, pl bezcielesna, p widzialna, p niewidzialna kreatura. Ich pan, ich duch, ich wykonawca - Krl Cieni. Bya to ludowa wersja legendy, istniej bowiem rne inne teorie na temat, kim lub czym naprawd jest Krl Cieni. owcy ksiek mwi, e jest on duchem nicych Ksiek, uosobieniem ich gniewu za zapomnienie o nich i pogrzebanie w katakumbach. Wierz oni, e ten duch powsta, aby mci si na wszystkich ywych istotach i e yje on w podziemnej budowli, ktr zwali Paacem Cieni. To bya wersja owcw ksiek. Ci nieliczni antykwariusze, ktrzy czasami zapuszczali si w gbsze obszary labiryntw, przypuszczaj, e Krl Cieni to nic innego jak tylko monstrualny szkodnik, istota czca cechy insekta i nietoperza, wydana na wiat przez chor przyrod wiata labiryntw w jednym celu - zniszczenia ich kosztowych zbiorw. To bya wersja handlarzy ksiek. Naukowcy z kolei staraj si udowodni, e Krl Cieni to prastara forma ycia, ktra w kocu znalaza drog na powierzchni z najniszych systemw pieczar. Wierz oni, e nie kieruje si adnym celem, tylko lepo poda za swymi zwierzcymi instynktami i napada na wszystko, co przez przypadek spotka, potrzebujc po prostu poywienia. To by wariant empiryczny. Przeranice przepowiaday, e Krl Cieni spowoduje koniec Ksigogrodu, wywoa wielk katastrof, ktra pochonie wszystko, wymazujc miasto z powierzchni Camonii. To bya wersja Przeranic. Dzieci ksigogrodzkie natomiast byy przekonane, e Krl Cieni jest zoliwym demonem, ktry noc wywouje przeraajce odgosy w ich szafach. To bya wersja dziecicych strachw. Wszyscy za to zgadzali si w jednym, e Krl Cieni naprawd istnieje. Czy to jako duch, zwierz, czy potwr - wielu o nim syszao, niektrzy byli przez niego cigani, a paru nawet zabi. Ci, ktrzy go syszeli, opisywali jego gos, jako podobny do szelestu stron ksiki poruszanych przez wiatr. Ci za, ktrzy go widzieli, s teraz martwi. Cay czas odnajdywano trupy owcw ksiek, zalane krwi i potwornie okaleczone, z setkami ran citych, w ktrych czsto tkwiy strzpki papieru - fenomen, ktry tumaczono faktem, e Krl Cieni zabija swoje ofiary broni z papieru, moe jedn z tak zwanych Niebezpiecznych Ksiek. A czasami, szczeglnie w ciche noce, w caym Ksigogrodzie syszy si nie-

wyobraalne wycie dochodzce z otchani. Take Kolofonus Deszczblask by wicie przekonany o istnieniu Krla Cieni, ale w przeciwiestwie do wikszoci nie wierzy w jego wrodzon zoliwo. Wierzy nawet, e ta tajemnicza kreatura uratowaa mu kiedy ycie, gdy wpad w zasadzk Rongkonga Przecinaka. Przecinak chcia przewrci na Deszczblaska ogromny rega z ksikami, ale na chwil przed niechybn mierci poprzez zgniecenie mas ksiek kto wyszarpn go na bok. Gdy stan znw na nogi, istota znikna, ale Kolofonus Deszczblask by od tego momentu przekonany, e spotka Krla Cieni. Od tego czasu by jak optany t yw legend. Sw teori, e nie chodzi tu o dzik i zoliw, ale inteligentn i dobr istot, chcia udowodni, polujc na ni i chwytajc j. Bynajmniej nie po to, by j zabi albo wystawi na pokaz: Deszczblask chcia zdoby przyja Krla Cieni i puci go potem znw wolno. Kaza okratowa cz swojego domu przypominajc labirynty. ciany pene starych ksiek, wszystko jedynie subtelnie owietlone wiatem meduz. Tam, jak wierzy Deszczblask, Krl Cieni mgby czu si dobrze i przyzwyczaja powoli do wiata na powierzchni, a ktrego dnia, gdy ju cakowicie by go wybada, zwrciby mu wolno. Na ostatnich stronach swej ksiki Deszczblask relacjonuje przygotowania do wyprawy i zapowiada napisanie pniej drugiej ksiki, w ktrej udokumentuje swe polowanie na Krla Cieni. Jego dochodzenie doprowadzio go do kolekcjonera i uczonego o nazwisku Fistomefel Szmejk, ktremu przypisywano rozleg wiedz na temat legend i sprawozda o Krlu Cieni. Szmejk, znany uczony, do tego stopnia zapali si do projektu, e w miar swoich moliwo wspiera Deszczblaska i zainwestowa wasne pienidze. To podobno przez znajdujcy si w sercu miasta prastary dom Fistomefela Szmejka Kolofonus Deszczblask wszed na wypraw do katakumb. Ostatnie sowa w Katakumbach Ksigogrodu nale jednak do ich wydawcy. Doczy on do ksiki smutny epilog, w ktrym informuje, e zejcie Kolofonusa Deszczblaska do labiryntw w domu Fistomefela Szmejka byo ostatni okazj zobaczenia najwikszego ze wszystkich owcw ksiek ywego. Poniewa ze swoich poszukiwa Krla Cieni, moi dzielni przyjaciele, nigdy ju nie powrci. Grzaniec kawowy i chleb pszczeli Zamknem ksik i zaczerpnem powietrza. Odkrywca, poszukiwacz przygd, naukowiec, kolekcjoner - i do tego jeszcze tajemniczy koniec, wszystko w subie literaturze. Kolofonus Deszczblask by bohaterem w moim gucie. Odczyt ju dawno si skoczy, publiczno rozproszya si i tylko przy paru stolikach siedziao jeszcze niewielu suchaczy, pijc kaw bd dysku tujc. Jeden z nich, siedzcy sam przy stoliku naprzeciwko mnie, bezczelnie si do mnie szczerzy. By Dzikunem, dobrze odywiony i szczeciniasty egzemplarz w czarnej pelerynie. Podnis dzban i wznoszc toast zawoa: Za Kolofonusa Deszczblaska! Najwikszego ze wszystkich owcw ksiek! Potem zamruga do mnie swoimi wiskimi oczkami. - Czy mog zaprosi pana na grzaca kawowego - zapyta przyjanie. - Moe z kawakiem pszczelego chleba?

Nie miaem nic przeciwko temu. Ksika bya przeczytana, mj dzbanek pusty i znw byem godny. Kady posiek, ktry nie obcia mojej mizernej podrnej sakiewki, witaem z radoci. Podzikowaem i przysiadem si do jego stolika. - Czemu zawdziczam ten zaszczyt? - zapytaem. - Kady, kto interesuje si Kolofonusem Deszczblaskiem, zasuguje na grzaniec kawowy. 1 chleb pszczeli. Skin na obsug. - Nie wiedziaem, e by tak interesujc osobistoci - powiedziaem. - Najbardziej byszczc na firmamencie Ksigogrodu, moe mi pan wierzy. Bawi pan ju duej w miecie? - Jestem tu od niedawna. -Jestem tu od niedawna - dobry tytu na ksik! - powiedzia Dzikun i nagryzmoli co owkiem w lecym przed nim notatniku. - Prosz wybaczy, to moja choroba zawodowa: Musz koniecznie wymyla dobrze sprzedajce si tytuy ksiek. Jest pan z Twierdzy Smokw? Stknem. - Jak pan na to wpad? Dzikun zamia si. - Przepraszam. To musi zacz w kocu dziaa na nerwy - mie, e tak powiem, adres wytatuowany na czole. - No c. S gorsze rzeczy. - W rzeczy samej. Zwaszcza, gdy adres jest tak szlachetny. Poeci s bardzo cenieni w tym miecie. - Chciabym najpierw nim zosta. - Chciabym najpierw nim zosta - te pikny tytu na ksik! Interesujce. Kwiat pana talentu jest tu przed rozkwitniciem. To musi by najpikniejszy moment w karierze artystycznej. Serce przepenione jest uczuciami i chci dziaania. Gowa ponie od pomysw. - Waciwie nie okrelibym tego w ten sposb. To truizmy o kreatywnym stanie ducha. W tym momencie na przykad nie mam ani jednego pomysu. - Niech pan wic moe o tym napisze! Strach przed pust kartk, panika przed wypaleniem ju za modu. Wspaniay temat! Przypomniaem sobie o rkopisie w mojej torbie i musiaem si umiechn. - To te jest schemat. - Ma pan racj - zamia si grubas. - Co ja tam wiem o pisaniu? Potrafi jedynie liczy. Pozwoli pan, e si przedstawi. Claudio Harfenstock - jestem agentem artystycznym. - Wydoby wizytwk i wrczy mi j. Claudio Harfenstock Impresario - Agent - Doradca prawny Usugi prawne i porednictwo wszelkiego rodzaju Wypenimy wasze owiadczenie podatkowe! Ksigogrd, Cynamonowa 7 - Doradza pan artystom? - To mj zawd. Potrzebuje pan porady? - Aktualnie nie. Nie napisaem jeszcze niczego, w czym mgbym potrzebowa porady. - To przyjdzie, to przyjdzie. A kiedy nastpi ten moment, przypomni pan sobie moe o mojej wizytwce. Podano napoje i chleb, potne, grube na kciuk kromki z szarego pieczywa, posmarowane suto masem i jasnym miodem, w ktrym pyway martwe pszczoy. Grzaniec kawowy pachnia muszkatem. Obserwowaem

pszczoy ze zdziwieniem. Harfenstock wyszczerzy si. To wymagajca odrobiny przyzwyczajenia specjalno ksigogrodzka, ale pniej nie bdzie pan w stanie si od niej uwolni, obiecuj! - powiedzia. - Szary chleb prosto z pieca posmarowany pieprzowym masem i miodem, w ktrym znajduj si praone pszczoy. Pszczoy przed praeniem pozbawiane s de i jadu, wic bez strachu. S chrupkie i przepyszne! Signem po chleb. - Ale mimo wszystko prosz uwaa - upomnia Harfenstock. - Bardzo rzadko zdarza si, e ktra z pszcz nie jest pozbawiona da i jadu. A kiedy jad dostanie si do krwiobiegu, mona przey par nieprzyjemnych tygodni z opuchnit paszcz i majakami w gorczce. To Demoniczne Pszczoy z Miodowej Doliny, bardzo agresywny gatunek. Ryzyko naley jednak te do przyjemnoci rozkoszowania si ksigogrodzkim chlebem pszczelim: czajce si niebezpieczestwo, niepewno. Pomaga, jeli bdzie pan u powoli i uwaa na da. Wtedy ma si z tego jeszcze wicej przyjemnoci. Ugryzem ostronie i uem w skupieniu. Pszczoy smakoway przepysznie, podobnie do praonych migdaw. Knolfnem z uznaniem zbami*. - Wymienite - pochwaliem. - Niech pan sprbuje grzaca kawowego - poleci Harfenstock. - Najlepszy w Ksigogrodzie. Upiem may yczek. By gorcy i mocny, wypenia odek bogim ciepem. Krew uderzya mi do gowy i ogarna mnie lekka euforia. -------------------------------------------------------------------------------* Przyp. od W.M.: Bardzo mi przykro, ale mog jedynie przypuszcza, co moe oznacza wyraz knolfn". Sam go wymyliem, eby przetumaczy zupenie nieznany mi czasownik z jzyka camoskiego, prawdopodobnie chodzi o jaki dialekt z Twierdzy Smokw. Ze spor doz prawdopodobiestwa mona stwierdzi, e oznacza on co, co potrafi zrobi ze swoimi zbami jedynie twierdzosmoczanie, prawdopodobnie chodzi o wydobycie dwiku oznaczajcego uznanie. Cae dni spdziem na prbach wykonania zbami dwiku uznania, ale mi si to nie udao. -------------------------------------------------------------------------------- Jest w nim porzdna dawka Uszana z okolic DeLucca. Pidziesit pi procent! Prosz wic delektowa si kaw rozwanie! - Harfenstock zamia si. Skinem gow. W caym moim yciu nie piem nigdy adnego alkoholu mocniejszego ni wino. Pidziesit pi procent! Ci z wielkich miast potrafi y! Poczuem si dziki i wyzwolony, tak upojony i oddalony od domu. - Pozna pan Deszczblaska osobicie? - zapytaem nagle bez zahamowa. - Jaki waciwie jest? - Bywaem na rnych przyjciach w jego domu. Podziwiaem jego bibliotek. Byem przy tym, jak wrci ze swej pierwszej wyprawy i zemdla

na naszych oczach. Byem te, gdy wybiera si na poszukiwanie Krla Cieni. - Myli pan, e jest ju martwy? - Mam tak nadziej. - Nie rozumiem tego. - Mam nadziej, ze wzgldu na niego, e jest martwy. Nikt nie wie dokadnie, co naprawd dzieje si pod tym miastem. - Harfenstock tupn dwa razy nog w podog. - Jedno jest za to pewne: nie jest to nic radosnego. Deszczblask znikn przed picioma laty. e tak powiem - pod ksikami. - Dobry tytu - wymskno mi si - Pod ksikami. Harfenstock spojrza na mnie zmieszany. - Racja - powiedzia i nagryzmoli co szybko w notesie. - Gdyby jeszcze y - wymrucza - byby tam na dole ju od piciu lat. Nikomu bym tego nie yczy. - Wierzy pan w legendy? W Krla Cieni i tak dalej? W Straszliwe Buchlingi? Paac Cieni? - umiechnem si. Harfenstock popatrzy na mnie powanie. - Nikt w Ksigogrodzie nie wtpi w to, e na dole istniej rzeczy, ktrych lepiej eby wcale nie byo - powiedzia. - Bezprawie. Chaos. Niech pan tylko nie uwaa, e rozpowszechniamy po wiecie takie plotki dla przycignicia turystw. Jak pan myli, co moglibymy zrobi z tych katakumb, gdyby byy cakowicie zdobyte! Osiemdziesit albo dziewidziesit procent miasta jest nieuytkiem, bo tkwi we wadzy niewiadomo jakich kreatur. Uwaa pan to za rozsdne z kupieckiego punktu widzenia? Bzdura! Harfenstock by poruszony. Na jego obliczu malowao si szczere oburzenie. - Ale nie moemy przymyka oczu na to, co cay czas si tu rozgrywa. Widziaem nielicznych, ktrzy odwayli si zej do katakumb i udao im si wrci na powierzchni. miakowie z oderwanymi koczynami, cali pogryzieni. Nie byli w stanie wydoby z siebie wicej ni krzyki i bezadny bekot, a potem umierali. Jeden wpakowa sobie n w serce na moich oczach. wiskie oczka Harfenstocka stay si nienaturalnie wielkie i jasne, zdaway si przenika mnie na wskro, gdy wraca do tych strasznych wspomnie. Siorbnem z zakopotaniem troch kawy i gapiem si na moje odbicie drce w filiance. Harfenstock otrzsn si szybko i take upi spory yk. Potem nachyli si lekko do przodu, trzasn mnie pici w rami i wyszczerzy zby. - Dajmy ju temu spokj! Ksigogrd ma te swoje pikne strony. Co waciwie sprowadza pana do naszego miasta? Nie miaem ochoty opowiada ponownie o mojej stracie i aobie. - Szukam kogo - powiedziaem. - Acha. Wydawcy? - Nie. Poety. - Nazwisko? - Nie znam. - Co napisa? - Nie mam pojcia. - Jak wyglda? - Nie wiem.

- Acha. Jak widz, depcze mu pan ju po pitach - Harfenstock zamia si jowialnie. Przez chwil pomylaem o ostrzeeniu Eydety. Potem wygrzebaem list. - Mam jego manuskrypt. - O, to dobrze. To niemal co jak wizytwka. Mog zobaczy? Zwlekaem tylko chwil i wrczyem mu rkopis. Harfenstock zacz czyta. Niezauwaalnie pochyliem si, by obserwowa jego reakcje. Czyta, nie okazujc emocji, cicho mruczc pod nosem, szybko, bez radoci, z opuszczonymi kcikami ust - tak, jak robi to ludzie zmuszeni do czstego czytania z powodw zawodowych. Szukaem na jego twarzy jakich ladw osupienia albo zachwytu, ale niczego tam nie byo. W rodku czytania przerwa i spojrza na mnie, nic nie rozumiejc. - No i? - spyta. - Dlaczego go pan szuka? - No tak, nie zauway pan niczego? Harfenstock popatrzy jeszcze raz na manuskrypt. - Nie. Co mi umkno? - Nie uwaa pan, e ten tekst jest nadzwyczajny? - W jakim sensie nadzwyczajny? - Nadzwyczajnie dobry. - To tutaj? Nie - wrczy mi z powrotem kartki. Oniemiaem. - Zdradz co panu - powiedzia Harfenstock i, rzucajc na boki ukradkowe spojrzenia, zniy gos, jakby powierza mi jak kompromitujc tajemnic. - By moe ten tekst jest naprawd nadzwyczajny. By moe jest to najwiksza tandeta, jak kiedykolwiek napisano. Jeli istnieje kto, kto w ogle nie jest w stanie tego oceni, to ja nim jestem. Nie potrafi odrni dobrego rkopisu od kawaka tortu. Nie chc nawet myle, ile dobrej literatury miaem ju w rku, w ogle tego nie spostrzegajc. Chce pan wiedzie, co naprawd mnie interesuje? - Tak - skamaem uprzejmie. - Cegy. - Cegy? - Cegy i zaprawa. Chtnie muruj. Kadego wieczoru id do mojego ogrodu i buduj sobie may murek z cegie. To mnie relaksuje. Nastpnego ranka znowu go rozbieram. Wieczorem odbudowuj. Lubi wilgotny zapach zaprawy. Bl mini wywoany przez prac. wiee powietrze, ruch. Wspaniale si przy tym mcz i atwo po tym zasypiam. Skinem gow. - W moim zawodzie nie chodzi o rozpoznanie dobrej czy te zej literatury. Prawdziwie dobra literatura rzadko doceniana jest przez wspczesnych. Najlepsi poeci umieraj w biedzie. Niedobrzy zarabiaj pienidze. Tak byo od zawsze. Co takiego mam jako agent z jakiego geniusza poezji, ktry zostanie odkryty dopiero w przyszym stuleciu? Wtedy ja te bd ju martwy. To, czego potrzebuj, to miernot odnoszcych sukcesy. - To brzmi szczerze. Harfenstock spojrza na mnie zmartwiony. - Czy nie byem teraz zbyt szczery? - westchn. - Serce mam jak na doni. To moja sabo. Niektrzy do ciko znosz prawd.

- Postanowiem sobie, e prawda nie odbierze mi radoci z pracy - powiedziaem. - Wiem, e pisanie to ciki kawaek chleba, ktry rzadko bywa sprawiedliwie wynagradzany. - To dobre nastawienie. Prosz pozosta sobie wiernym, uniknie pan potem gorzkich ez. Wie pan co, znam si na ludziach. To mj kapita. Potrafi tak samo dobrze obchodzi si z wraliwymi artystami, jak z bezwzgldnymi wydawcami. Jestem jak smar: Nie dostrzega si mnie, jestem praktycznie niewidzialny, ale jestem wszdzie i beze mnie nic by nie ruszyo. Nikt nie uwaa mnie za szczeglnie wanego, niektrzy nawet mn gardz nawet paru moich najlepszych klientw! - Ale beze mnie maszyny drukarskie nie ruszyyby naprawd. Jestem olejem w ich trybach. Harfenstock wypi spory yk kawy i wytar usta. - By moe to tutaj, to najlepsze opowiadanie w caej historii camoskiej literatury - powiedzia i poklepa rkopis. - Ale by moe s to tylko wypociny jakiego pisarzyny bez talentu - nie mam pojcia. Dla mnie wszystkie teksty s takie same. Blabla. Sowa cignite na sznurku, nic wicej. Czy jest to kartka z zakupami mojej ony, czy doskonay wiersz Fotoniana Kodiaka - dla mnie to wszystko jedno. A wie pan, co to oznacza w moim zawodzie? - To bogosawiestwo. By moe, gdybym by w stanie, zakochabym si w tym tekcie tak jak pan. I strawibym ycie, poszukujc tego pisarza. By moe bym go znalaz. I bezskutecznie prbowabym wypuci go na rynek. Zamiast podpisa jutro rano umow z Zokelem Transem na wyczno jego trzech nastpnych ksiek dla analfabetw. Znaem ksiki Transa. Nie zawieray adnego tekstu, tylko na kadej stronie wydrukowany by prosty obrazek jakiej rzeczy albo zwierzcia. Cieszyy si wielk popularnoci wrd analfabetw i sprzedawano je w ogromnych nakadach. - Ale by moe mgbym panu pomc - powiedzia Harfenstock. Moe. Mog da panu pewien adres. To antykwariat w rdmieciu. Waciciel zna si na rkopisach jak nikt inny w Ksigogrodzie. Prosz! Wrczy mi kolejn wizytwk. Byo na niej napisane: Fistomefel Szmejk Sprawdzony badacz pism i antykwariusz Specjalista od Zotej Listy Analizy rkopisw i objanianie znakw Schwarzmanna 333 - Fistomefel Szmejk? - spytaem zbity z tropu. - Przypadkiem nie ten, z ktrego domu... - .. .Deszczblask znikn w labiryntach, dokadnie. Wany obywatel tego miasta. Odwiedzajc go, wkroczy pan na historyczn ziemi. Jego dom jest naprawd wart obejrzenia. - Zamia si znowu jowialnie. - Nie odmwi sobie tej przyjemnoci. - Niech pan pjdzie tam jutro, otwiera dopiero w poudnie i wczesnym wieczorem zamyka. Antykwariaty w sercu miasta mog pozwoli sobie na takie fanaberie. I przy okazji: Niech pan rzuci okiem na asortyment. Jest naprawd jedyny w swoim rodzaju. - Dzikuj bardzo. Oczywicie za pyszny posiek take. - To bya inwestycja handlowa. Zapa dobrze zapowiadajcemu si artycie za posiek, a on ustawi ci by moe na cae ycie. To mdro im-

presariw. Niestety do tej pory u mnie si nie sprawdzia. Poknem szybko ostatni kawaek chleba i chciaem si wanie podnie, aby poegna si z Harfenstockiem, kiedy nagle poczuem kujcy bl w podniebieniu. - Akh! - wystkaem. - Co si stao? - spyta Harfenstock. Wskazaem na moje usta. - Akh! - wystkaem ponownie. Harfenstock przerazi si. - Pszczele do? Prosz si nie rusza! Prosz bardzo szeroko otworzy paszcz! Bez paniki! Pszczoa jest martwa, wic nie moe ju wstrzykn swojego jadu. Ale najmniejszy nacisk na paskie ciao wystarczy, eby dostaa si do paskiego krwiobiegu i zamienia pana w bekoczcy wrak. Niech mi pan pozwoli! Otwarem usta tak szeroko, jak byo to moliwe, eby Harfenstock mg si dosta do da. Pot spyn mi po twarzy. Manipulowa w moim gardle i postkiwa. Wstrzymaem oddech i nie poruszaem si. Potem poczuem znowu krtki bl w podniebieniu i impresario cofn si. Trzyma wysoko martw pszczo i ponownie si wyszczerzy. - Nie zapomni pan nigdy tego pszczelego chleba - powiedzia. - Ale ostrzegaem pana: Ta przyjemno jest zwizana z niebezpieczestwem. Otarem pot. - Dzikuj bardzo wysapaem. - Nie wiem nawet, jak mam... - Musi mi pan teraz wybaczy - powiedzia nagle Harfenstock i prztykn pszczo na podog. - Bya to duga noc pena koszmarnej poezji i chciabym zay troch snu. Moe zobaczymy si jeszcze. Ucisnem jego do. Harfenstock popatrzy w pustk i wymamrota: - Hm - Zay troch snu. Dobry tytu, co? - Waciwie to nie - odpowiedziaem. - Brzmi nudnie. - Racja! - zamia si agent. - Jestem ju naprawd przemczony. Zostaem jeszcze chwil, po tym jak opuci ju lokal. Nasuchiwaem nieregularnych uderze serca, na wypadek, gdyby troch pszczelego jadu znalazo drog do mojego krwiobiegu, serce bio jednak rytmicznie jak zegar. Z Domu Strachw do Domu Strachw Pospacerowaem z powrotem do hotelu. Trwaa gboka noc, ale wiele antykwariatw byo nadal otwartych, a na ulicach panowa swawolny nastrj. Wszdzie stay grupki ludzi czytajcych sobie wzajemnie na gos ksiki, miejcych si, plotkujcych, pijcych wino, piwo dymne albo kaw. Obejrzaem sobie par witryn i z trudem ju opieraem si pokusie wejcia w kocu do jakiego sklepu, eby w nim poszpera. Sporo wysiku woli kosztowao mnie opuszczenie tumu i odnalezienie mojego pokoju hotelowego. Yeti w ssiednim pokoju wyranie si ju uspokoiy, a teraz chrapay i popiskiway jak pozatykane kobzy. Pooyem si na ku, chciaem chwil odpocz i wycign nogi. Wlepiem wzrok w nietoperza, a on odpowiedzia mi tym samym. Potem zasnem. We nie bdziem dugim tunelem, wzdu ktrego cian stay regay pene prastarych foliaw. Dancelot unosi si niespokojnie przede mn, by

przezroczystym duchem, i cigle woa: - W d! W d! Na d! Wszystkie moliwe postaci z ksiek, ktre czytaem, wychodziy nam naprzeciw: Ksi Zimnej Krwi, bohater mej modoci, przegalopowa obok na swym koniu nieyca"; Prospopa Tonatas, suchotniczy sprzedawca dywanw z Makaronu Califa, Koriolan Koriolint, szmugler i filozof z Wyroczni pumeksu, dwunastu braci z Dwunastu braci i inne znane figury z powieci zastpoway nam drog. A wszystkie krzyczay do nas: Z powrotem! Z powrotem! Idcie z powrotem!". Ale Dancelot przepywa przez nie, a ja unosiem si z nim, poniewa sam te staem si duchem. Z gbi tunelu wylecia na mnie z piskiem olbrzymi, biay, jednooki nietoperz, towarzyszyy mu praone pszczoy, ktre zoliwie bzyczay. Nietoperz otworzy na ocie swj paskudny pysk i szykowa si, aby mnie pokn. Pamitam jeszcze, e pomylaem wanie: Ha! Nie moe mnie pore, jestem duchem!" - ale on ju mnie poar. Obudziem si. Nietoperz wisia nadal nieruchomo w swoim kcie i gapi si na mnie. Prawdopodobnie by ju od dawna martwy i umar z otwartym okiem. Yeti haasoway znowu w ssiednim pokoju, obudziy si wanie i od razu zaczy si gono kci. Potem doszo do bijatyki. Meble rozpaday si w strzpy, a w moim pokoju spad obraz ze ciany. Podniosem si ze stkniciem, nadal pijany snem spakowaem mj toboek i opuciem t ober grozy. Spacerowaem uliczkami, a chodne poranne powietrze oczycio mj umys i pobudzio do ycia. Nabraem ochoty na mae niadanie i zamwiem sobie w kawiarni filiank kawy z buchlingiem - sodkim ciastkiem w ksztacie ksiki, wypenionym musem z jabek, naszpikowanym pistacjami i migdaami. Dziwnym trafem w specja nosi t sam nazw, co owe osawione i straszne kreatury, ktre podobno uprawiay pod miastem swj niecny proceder. Handlarz, nim wrczy gorc pieczon ksik, zapakowa j w stron, ktr wyrwa z jakiego antykwarycznego dziea. Naku j dug ig, tak, e wypyno z niej pachnce cynamonem nadzienie, wygldajce jak pynna zakadka do ksiki. W gospodzie siedzia jeszcze jeden mieszkaniec Twierdzy Smokw, Faxilian Rybak Sztanc, mj byy kolega z klasy. Opowiedziaem mu o mierci Dancelota, a on zoy mi ze wspczuciem kondolencje. Da mi take, gdy tylko opowiedziaem mu o parszywych warunkach, w jakich przyszo mi nocowa, adres podobno zadbanej i taniej gospody. Potem yczylimy sobie nawzajem szczliwej podry i poegnalimy si. Troch pniej znalazem w wskiej uliczce may pensjonat, z ktrego wychodzio wanie paru dobrze wyspanych i sprawiajcych wraenie zadowolonych Natiftofw. Jeli oni, pedantyczni, miujcy porzdek i uchodzcy za skpych, faworyzowali ten zakad, naprawd musiao by tam czysto i tanio. Prawdopodobnie te i cicho, bo Natiftofowie nie obawiali si wzywania si porzdkowych, jeli uznali, e co zakca ich cisz nocn.

Kazaem pokaza sobie pokj. By cakowicie wolny od nietoperzy, woda w misce zachwycaa krystaliczn czystoci, rczniki i pociel byy wyprane, a z ssiedniego pokoju nie dochodziy adne zakcajce spokj haasy, a jedynie stumione gosy uprzejmych ssiadw. Wynajem ten pokj na tydzie i po raz pierwszy, odkd dotarem do tego miasta, porzdnie si umyem. Odwieony i zaciekawiony udaem si na nastpn wycieczk. Ksiki. Ksiki, ksiki, ksiki. Stare ksiki, nowe ksiki, drogie ksiki, tanie ksiki, ksiki w witrynach, regaach, wzkach, workach, nieposegregowane, lece na stertach lub pedantycznie uoone za szkem. Ustawione w ryzykowne wiee, rozoone na trotuarze, zasznurowane w paczki (Sprbujcie szczcia! - Kupcie nasz paczk niespodziank!), prezentowane na marmurowych kolumnach, zakratowane w ciemnych drewnianych szafach (Nie dotyka - sygnowane pierwsze wydania!). Ksiki w skrze i lnie, ozdobione futrem albo jedwabiem, z okuciami z miedzi i elaza, srebra i zota. Na niektrych wystawach leay takie cakowicie wysadzane diamentami. Byy opowieci przygodowe z doczonymi chusteczkami do ocierania potu. Opowieci grozy z wprasowanymi limi waleriany, ktre mona wcha dla uspokojenia, gdy napicie siga zenitu. Ksiki z cikimi zamkami, zapiecztowane przez natiftofsk cenzur (Kupno dozwolone, czytanie zabronione!). Jeden ze sklepw prowadzi wycznie poowiczne" dziea, same rkopisy koczce si w poowie, poniewa ich autorzy zmarli w trakcie pisania. Inny mia w ofercie jedynie rkopisy leworcznych, napisane pismem lustrzanym. Inny z kolei posiada tylko powieci, ktrych bohaterami byy owady. Widziaem jeden antykwariat, ktry odwiedzay jedynie kary z blond brodami noszce opaski na oczach. Antykwariat wolpertingerski, w ktrym byy wycznie ksiki o szachach. Wielkie ksigarnie nie miay jednak adnej specjalizacji i prezentoway swoj ofert zazwyczaj do nieuporzdkowan - wyranie ceniony przez klientel pomys, co byo wida, gdy radonie w nich szperano. W wyspecjalizowanych antykwariatach byo niemoliwe zdobycie, za rozsdn cen, pierwszego, sygnowanego wydania ksiki jakiego znanego pisarza, poniewa tam nie byo takich gratek. Za to w zasznurowanej paczce-niespodziance jakiego wielkiego antykwariatu mona byo znale ksik wielokrotnie przekraczajc cen caej paczki. A jeli odwayo si w jednym z takich ogromnych sklepw zej par piter niej w podziemne kondygnacje, szanse odkrycia czego naprawd wartociowego rosy niepomiernie. W Ksigogrodzie funkcjonowao niepisane prawo: Cena przypisana ksice jest obowizujca i basta! Przy takim zatrzsieniu ksiek nieustannie wnoszonych do miasta, musiao dochodzi do sytuacji, e handlarze i ich uczniowie nie byli w stanie sprosta prawidowej wycenie ksiek w trakcie ich segregowania. Czasami nie starczao nawet czasu na obejrzenie towaru - cae skrzynie i worki opatrywano jedn cen i sprzedawano za bezcen. I tak trafiay do handlu wartociowe ksiki, le je przyporzdkowywano, skazywano na banicj w lochach, przysypywano stosami taniej tandety. Spaday za regay, drzemay w skrzyniach pod pokymi katalogami wydawniczymi lub leay nieosigalne na wysokich regaach, podgryzane przez szczury i robaki. Te skarby byy gwn przyczyn atrakcyjno -

ci, jak emanowa Ksigogrd. Turyci byli, e tak powiem, amatorskimi owcami ksiek - kademu mogo si poszczci, pod warunkiem, e szuka wystarczajco dugo. Wikszo odwiedzajcych bya jednak przez swoich przewodnikw, od razu po przyjedzie, zacigana do olbrzymich sklepw, gdzie przewanie zgromadzono bezwartociowe rzeczy. Lecz personel umieszcza zawsze mae kosztownoci midzy tanim towarem, take i tutaj jaki szczliwy turysta mg dokona takiego czy innego znaleziska. Kiedy trzyma triumfujco nad gow ksik, cieszc si gono mieszn cen, bya to reklama najskuteczniejsza z moliwych. Lotem byskawicy rozchodzia si wiadomo, e kto naby za par pyr pierwsze wydanie Monkena Mixnudsa wiata nawigacyjne w pmroku, i sklep ca noc by peen klientw szperajcych w poszukiwaniu podobnych gratek. Te antykwariaty dla masowej klienteli zamuroway swoje zejcia do labiryntw, zasypujc je ksikami lub zastawiajc regaami do tego stopnia, e aden z klientw nie mg tam zbdzi. Wystarczyo jednak oddali si par ulic od wielkich ksigarni i tanich kawiarni, a byo ju bardziej interesujco. Sklepy staway si mniejsze i bardziej wyspecjalizowane, ich fasady kunsztowne i oryginalne, oferowane ksiki starsze i drosze. A std mona byo ju schodzi w okrelone obszary katakumb. Okrelone obszary, naleaoby zaznaczy, bo sklepy te pozwalay klientom na zejcie jedynie par piter w d do labiryntw, potem i te dalsze przejcia byy zastawione i zamurowane. Zabdzenie w podziemnych przejciach byo cakiem moliwe, ale prdzej czy pniej kady odnajdywa drog na zewntrz. Im dalej od centrum miasta, tym domy staj si starsze i bardziej zwietrzae, sklepiki coraz mniejsze, a turyci coraz rzadsi. W antykwariatach tam si znajdujcych trzeba byo czasem pocign za dzwonek bd zastuka koatk, eby zosta wpuszczonym. O ile klient nie by znanym owc ksiek, personel ostrzega go dokadnie, pouczajc o niebezpieczestwach i zwraca uwag na moliwo zakupu pochodni, lamp oliwnych, prowiantu, map i broni. Oferowano tu dugie na kilometry i odporne na zerwanie sznurki, ktre przywizywao si do haka w sklepie - metoda, dziki ktrej w miar bezpieczny sposb mona byo sprbowa przygody. In ne antykwariaty oddaway do dyspozycji klientw wyksztaconych uczniw, orientujcych si dobrze na okrelonych obszarach katakumb i oferujcych oprowadzanie na czas wdrwki. Wiedziaem to wszystko z ksiki Deszczblaska i wiadomy tej wiedzy wyobraziem sobie bramy do tajemniczego wiata w maym niepokanym sklepiku. Jednak w tym momencie nie interesowao mnie opuszczenie powierzchni miasta. Podaem wanie z bardzo szczegln misj: Byem w drodze na ulic Schwarzmanna 333, do antykwariatu Fistomefela Szmejka. Wszedem na wielki plac - po wszystkich tych wskich ulicach i ciasnych uliczkach by to niezwyky widok. Jeszcze bardziej niezwyke zdawao si mi to, e nie byl wybrukowany, a wszdzie ziay z ziemi wielkie dziury, midzy ktrymi biegali turyci. I dopiero gdy zobaczyem, e w kadej z dziur kto tkwi, dotaro wreszcie do mnie: By to osawiony Cmentarz Zapomnianych Poetw] Plac nazywany jest tak jedynie potocznie, oficjalnie nosi nazw Placu Dow. Bya to jedna z raczej mao przyjemnych osobliwoci tego

miasta, o ktrej ciszonym gosem opowiada mi jeszcze Dancelot. Nie chodzio o prawdziwy cmentarz - nikt nie by tu pogrzebany, przynajmniej nie w konwencjonalnym tego sowa znaczeniu. W doach gniedzili si ci pisarze, ktrych nie byo sta w Ksigogrodzie na aden dach nad gow. Uprawiali poezj na zawoanie turystw, w zamian za odrobin drobniakw. Dreszcze przeszy mi po plecach. Doy wyglday naprawd na wieo wykopane mogiy, a w kadym wegetowa skoczony pisarz. Nosili brudne, podarte ubrania albo okryway ich stare sukna, pisali na odwrocie zuytego papieru. Doy byy ich mieszkaniami, noc albo w czasie deszczu nacigali na nie naprdce par plandek. Byl to najniszy stopie w drabinie kariery, na ktry mona byo spa, bdc pisarzem w Camonii, koszmar kadego czonka piszcego cechu. - Mj brat jest kowalem! - zawoa turysta do rodka dou. - Napisz co o podkowach! - Moja ona nazywa si Grella - zawoa inny. - Wiersz dla Grelli prosz! - Te, poeta! - dar si pijak. - Napisz mi jaki wiersz! Pdziem przez plac przypieszonym krokiem. Wiedziaem, e ldowali tu take pisarze ze znakomit przeszoci i zadawaem sobie wiele trudu, eby nie patrze w doy. Ale to byo niemal niemoliwe, jak pod przymusem, zerkaem na prawo i na lewo. Dzieci rzucay z drwin piasek na gowy tych biednych goci. Pijany turysta wpad do dou, jego haaliwi przyjaciele pomagali mu si z niego wydosta, podczas gdy z drugiej strony sika do rodka pies. Poeta siedzcy w dole nie zwraca na to uwagi i pisa wiersz na kawaku kartonu. I wtedy stao si co strasznego: Rozpoznaem kogo z mojego gatunku! W jednym z dow siedzia Owidios Szlifierz Wersw, mj idol z czasw modoci. W trakcie popularnych odczytw w Twierdzy Smokw siedziaem zawsze u jego stp. Pniej uda si na obczyzn, by zosta synnym wielkomiejskim poet, i od tego czasu, no tak, od tego czasu nikt o nim nie sysza. Szlifierz Wersw napisa sonet dla paru turystw i odczytywa go wanie ochrypym gosem, za co obsypali go drobniakami, kretysko chichoczc. Podzikowa za to z przesadn wylewnoci, obnaajc przy okazji zaniedbane zby. Wtedy odkry moj obecno i rozpozna we mnie jednego z sobie podobnych. Jego oczy napeniy si zami. Odwrciem si i uciekem z tego okropnego miejsca. Straszne, e moe do tego doj. W naszym zawodzie byo si zawsze zagroonym niepewn przyszoci, sukces i klska le blisko siebie. Biegem, nie, gnaem, by jak najszybciej zostawi za sob Cmentarz Zapomnianych Poetw. Gdy si w kocu zatrzymaem, znalazem si w jakie ndznej uliczce. Najwidoczniej opuciem turystyczn cz miasta, poniewa nie byo tu ju adnego antykwariatu, tylko parszywe rudery, z ktrych wydobyway si najgorsze zapachy. Przy wejciach aziy opatulone postacie, jedna z nich wysyczaa, gdy przechodziem obok: - Te, moe maa krytyka? O rety - wyldowaem na Jadowitej Uliczcel To nie by ju nawet aden z zabytkw Ksigogrodu, tylko jedno z miejsc, ktrych z zasady nale-

ao unika, o ile miao si jeszcze odrobin rozsdku. Jadowita Uliczka synna ulica krytykw do wynajcia! Tu yy istne szumowiny Ksigogrodu; samozwaczy krytycy literaccy, piszcy za opat niszczce recenzje. Mona tu byo wynaj plujcych jadem krytykw i podjudzi ich przeciwko nielubianym kolegom po pirze - uwaajc tak metod za konieczn i nie majc adnych skrupuw. Przeladowali oni swoj ofiar, a jej sawa i dobre imi zostao cakowicie zniszczone. - Totalne zmieszanie z botem? - wyszepta paszkwilant. - Pracuj dla wszystkich wielkich gazet! - Nie, dzikuj! - odpowiedziaem i ledwo opanowaem impuls rzucenia mu si do garda. Ale nie mogem odmwi sobie jednej uwagi. Zatrzymaem si. - Dlaczego taka rynsztokowa kreatura jak ty pozwala sobie na wciganie uczciwych pisarzy w szlam, z ktrego sam si wywodzisz? Zamaskowany wyda z siebie obrzydliwie siorbicy dwik. - A kim ty jeste, e pozwalasz sobie obraa mnie w ten sposb? spyta cicho. - Ja? Nazywam si Hildegunst Rzebiarz Mitw! - odparem dumnie. - Rzebiarz Mitw, hm - wymrucza, wyj z peleryny notes i owek i co zapisa. - Jeszcze nic nie publikowae, hm, wiedziabym o tym, gdyby byo inaczej. Mam oko na camosk literatur wspczesn. Ale poniewa pochodzisz z Twierdzy Smokw, jeszcze co opublikujesz. Wy, cholerne jaszczury, nie potraficie przecie trzyma si z dala od atramentu. Oddaliem si. Po co wdawaem si w jakkolwiek rozmow z t hoot! - Laptantidel Latuda! - woa jeszcze za mn. - Nie musisz zapisywa sobie mojego nazwiska. Jeszcze o mnie usyszysz!* Jadowita Uliczka bya oczywicie lep uliczk. W mrocznym wejciu do domu stao dwch owcw ksiek i targowao si gono o czarnorynkowy towar. Musiaem wic jeszcze raz przej koo tych wszystkich ruder i tego brudasa, ktry psioczy za moimi plecami. Trzsem si jak przemoknity pies, gdy opuciem w kocu to gniazdo mij. Przeszedem przez dzielnic zecersk, w ktrej domy opatrzone byy klamkami ze zuytych oowianych liter i pospacerowaem w stron Alei Lektorw, gdzie z okien wydobyway si stale jki i przeklestwa pracujcych lektorw. Najwidoczniej wielu z nich rozpaczao, czytajc kwiatki stylistyczne i korygujc interpunkcj. Z okna na pierwszym pitrze spad na mnie papierowym deszczem stos rkopisw poprzedzony krzykiem wciekoci. Teraz obszary turystyczne miaem ju definitywnie za sob, podajc coraz gbiej w stare miasto, do serca Ksigogrodu. Nie byo tu adnych artystw ulicznych i deklamujcych poetw, adnych Latajcych Gazet i wytapialni sera, jedynie prastare domy z matowymi oknami smarowanymi od rodka sadz, by powstrzyma szkodliwe wiato soca. Nie byo te niemal adnych szyldw sklepowych, tak e trzeba byo zgadywa, ktre sklepy w ogle s antykwariatami. Tutaj uprawiano handel antykwaryczny na najwyszym poziomie, za tymi przyczernionymi szybami siedzieli by moe wanie bogaci kolekcjonerzy i znani handlarze, pertraktujcy w sprawach ksiek wartych tyle co nieruchomo. W tej okolicy mimowolnie chodzio si na palcach.

Poniewa nie byo jeszcze poudnia i sklep Fistomefela Szmejka z pewnoci by zamknity, stanem na rozwidleniu ulic, zastanawiajc si, czy --------------------------------------------------------------------------------------* Przyp. od W.M.: Dla tych, ktrzy nie s zaznajomieni z biografi Hildegunsta Rzebiarza Mitw, wyda si interesujcy fakt, e chodzi tu o historyczne spotkanie, ktre wywaro znaczcy wptyw na jego dalsze ycie. Laptantidel Latuda stal si jego arcywrogiem, przeladujc go uporczywie niszczcymi krytykami, gdy tylko Rzebiarz Mitw zaczai publikowa. Wicej na ten temat w rnorodnych dygresjach Rzebiarza Mitw zawartych w Osioasiu i Kretosi, oraz Od Twierdzy Smokw do Bloxbergu. -------------------------------------------------------------------------------nie powinienem zabi czasu, wstpujc do jakiego sklepu. Na drzwiach antykwariatu, nad ktrego przyczernionymi oknami wyrzebione byy przeraajce maszkary, odkryem ponownie koo podzielone na trzy czci, ktre widniao take na sklepie Kibicera. Odczytaem maleki szyld sklepowy poniej. INACEA ANACACI Literatura Przeranic i kltwy Oho! Antykwariat Przeranicy! Pewnie prowadzony przez prawdziw Przeranic! Od dziecistwa marzyem, eby spotka prawdziw Przeranic. Zapeniay one ksiki dla dzieci i stare banie czytane mi do snu przez Dancelota, i oczywicie moje koszmary. Teraz miaem okazj obejrzenia sobie jednej naprawd, przecie dorosem ju na tyle, eby nie uciec z krzykiem na jej widok. A wic do rodka! Nacisnem klamk przepeniony przyjemnym dreszczem. elazne krakanie nieoliwionych od wiekw zawiasw zaanonsowao moje wejcie. Wntrze antykwariatu wypeniaa powiata paru lampek oliwnych. Kurz ksikowy, wzniecony moim energicznym wejciem, ta czy wok mnie, wznoszc si do nosa. Musiaem kichn. Wysoka i chuda posta w czarnym ubraniu wystrzelia nagle zza stosu ksiek, jak diabe z pudeka i wykrzkna: - Czego pan sobie yczy? O mao nie stano mi serce. Przeranica bya naprawd nadzwyczaj paskudna. - Ja, eee, niczego sobie nie ycz - wyjkaem - chciaem si jedynie rozejrze. - Tylko rozejrze? - powtrzya Przeranica z niesabnc si gosu. - Eh, tak. Pozwoli pani? Chuda, tykowata posta sza chwiejnie w moim kierunku, wyginajc nerwowo cienkie palce. - To specjalistyczny antykwariat - zakrakaa wrogo. - Wtpi, eby znalaz pan tutaj to, czego szuka. - Ach tak? - odparowaem. - A w czym si pani specjalizuje? - W literaturze Przeranic! - wrzasna triumfalnie Przeranica, jakby ju samo to sowo miao wygoni mnie ze sklepu.

Udawaem niewzruszonego i zaczem bdzi wzrokiem po tytuach. Ksiki wrbiarskie, formuki zaklinania kurzajek, kltwy - nic ciekawego dla tak owieconego smoka jak ja. Nie miaem wprawdzie nic przeciwko nadprzyrodzonym strachom na lachy, ale nieprzyjemne zachowanie Przeranicy prowokowao mnie. Zamiast zaraz stamtd znikn, zostaem w sklepie i skakaem pord regaw. - Och, poezja Przeranic - szczebiotaem. - Jakie to podniecajce! Interesuj si niesamowicie wrbami z krecich wntrznoci. Poszperam zatem nieco wrd pani skarbw. Postanowiem sobie nauczy t star zmor paru zasad obycia towarzyskiego. Teraz chciaem przeprowadzi to z zapierajc dech w piersiach bezczelnoci. Wziem z regau jedn z ksiek. - Hm.. Przepowiadanie przyszoci poprzez objanianie koszmarw autorstwa Noppesa Pa. To byoby co dla mnie! - Prosz odoy t ksik z powrotem na rega. Jest zarezerwowana. - Dla kogo? - zapytaem ostro. - Dla, eh, dla... Nie znam nazwiska klienta. - Wic teoretycznie mogaby by zarezerwowana take dla mnie. Mojego nazwiska te pani nie zna. Przeranica wyginaa bezradnie swe cienkie jak owki palce. Rzuciem ksik w kierunku regau tak, e przefruna tu obok niego i wyldowaa na pododze. - Hopla! - powiedziaem. Przeranica pochylia si po ksik ze stkniciem. - A c to takiego? - zawoaem zachwycony i wskazaem wycignitym palcem na grub knig. - Ksika z orniskimi kltwami na Przeranice! Celowo niezgrabnie kartkowaem t kosztown ksik, zaginajc par stron i zaczem czyta z niej gonym i drcym gosem, machajc woln rk w kierunku Przeranicy, jakbym czarowa. Midzy smukymi bambusa pniami tu nad Upiorw Trawami pon martwe oczy i duch ze wiata kroczy... Przeranica trzymajc, jakby dla ochrony, rk przed twarz, zacza si chowa. - Prosz to zostawi! zapiszczaa. - To bardzo skuteczne kltwy! Zaraz padn - ona naprawd wierzya w te kretyskie hokus-pokus. Rzuciem ksik na bok. Zwalia si do starej, ciemnej drewnianej skrzyni, z ktrej wzbia si chmura najdelikatniejszego kurzu ksikowego. Wpad mi do gowy pewien pomys. Powoli odwrciem si w kierunku Przeranicy. Wskazaem na ni inkwizytorsko palcem i uniosem odrobin moje skrzaste skrzyda, sprawiajc, e peleryna wyda mi si na ramionach. - Miabym jeszcze jedno pytanie - powiedziaem. By to stary smoczy trik. Moje skrzyda nie nadaj si do latania, dziedziczne wspomnienie po jakim pterodaktylu, przodku moich prehistorycznych krewnych - ale do unoszenia nadaway si idealnie. Zabawnie byo zawsze obserwowa, jakie wraenie wywieray na nieprzygotowanych na ten widok. Wycignem rkopis zza pazuchy i trzymaem tu przed nosem Przeranicy - tak blisko, by moga rozrni pismo.

- Nie zna pani przypadkiem autora tych linijek? - spytaem ostro. Oblicze Przeranicy skamieniao. Jak zahipnotyzowana gapia si na pismo, wydajc z siebie piskliwe odgosy. Chwiejnie odesza do tyu, wpada na rega i, trzymajc si go mocno, postkiwaa, jakby przechodzia wanie zawa serca. Jej gwatowna reakcja zaskoczya mnie. - Zna pani autora, prawda? - zapytaem. Jej zachowania nie dao si inaczej wytumaczy. - Nie. Nie znam nikogo - zakrakaa Przeranica. - Prosz opuci mj sklep! - Musz koniecznie dowiedzie si, kto to napisa. Prosz mi pomc! Przeranica zrobia krok do przodu i przybraa gron postaw. Zmruya oczy do maych szparek i dramatycznie wyszeptaa: - Zejdzie on gboko w gbie! Przeklty bdzie wrd ywych Ksiek! Wdrowa bdzie z tym, ktrego znaj wszyscy, lecz nikt nie wie, kim jest! Wiedziaem, e Przeranice posuguj si takimi grobowymi sentencjami, eby zrobi wraenie na klientach. Mnie to nie ruszao. - To miaa by groba? Czy przepowiednia Przeranicy? - To wszystko nastpi, jeli ten rkopis nie zostanie natychmiast zniszczony. Nie mog nic wicej powiedzie. A teraz wynocha z mojego sklepu! -Ale najwyraniej wie pani, kto... - sprbowaem podnie ponownie kwesti. - Wynocha! - wrzeszczaa Przeranica. - Albo zaalarmuj Stra Ksikow! Wesza za lad i chwycia sznur zwisajcy z wielkiego dzwonu pod sufitem. - Wynocha! - powtrzya jadowicie. Nie mogem zrobi nic wicej. Odwrciem si do wyjcia. - Jeszcze jedno! - powiedziaem. - Prosz i - dyszaa Przeranica. - Prosz po prostu wyj! - Co oznacza to podzielone na trzy czci koo nad pani drzwiami? - Nie wiem odpowiedziaa Przeranica. - Do niewidzenia. I niech pan si nigdy nie omiela wchodzi do tego sklepu. - Mylaem, e Przeranice wiedz wszystko. Ale wiedz zaskakujco niewiele powiedziaem na poegnanie, otworzyem irytujco powoli drzwi, kac zawiasom piszcze, i wyszedem na zewntrz. Lekko zbaraniay staem w promieniach soca i nasuchiwaem odgosw z antykwariatu. Przeranica, klnc niezrozumiale pod nosem, manipulowaa co przy zamku od drzwi wejciowych. Po raz kolejny zaryglowano za mn drzwi od sklepu. wietnie! Robiem szybkie postpy. Nie byem nawet dwch dni w Ksigogrodzie, a ju do dwch antykwariatw miaem zakaz wstpu. Laboratorium Liter Fistomefela Szmejka Siedemdziesit siedem, siedemdziesit osiem... Na szczcie byem obeLJ znany z przestarzaymi cyframi buchemicznej mistyki liczb, inaczej nie potrafibym odczyta numerw domw. Uliczka Schwarzmanna to najstarsza ulica w Ksigogrodzie. Domy tutaj byy tak stare i walce si, e do poowy tony w gruncie, a ich dachy wyglday jak naoone krzywo na ruiny kapelusze alchemikw. Osty wyrastay z murw, a grube dywany traw, w ktrych gniazdoway ptaki, rozpocieray si na dachach. Dachy lecych

naprzeciwko siebie budynkw dotykay si niemal, tak mocno do przodu pochyliy si te walce domy. Tak, te zgrzybiae ruiny wydaway si coraz bardziej pochyla ku sobie, jakby oceniajc mnie, nieproszonego gocia. Mimo e byo poudnie i wiecio soce, poruszaem si w wskiej uliczce niemal wycznie w cieniu. Wyobraziem sobie, e wszystkie domy tworz jeden wielki budynek, do ktrego wlizgnem si niczym zodziej. Prcz owadw i kocich wrzaskw nie byo sycha adnego dwiku. Bruk popkany by w wielu miejscach, w ktrych wyrastay chwasty, a od czasu do czasu widziaem przemykajce przez ulic wychudzone szczury. Czy kto w ogle tu jeszcze mieszka? Nic dziwnego, e nie zapuszcza si tu aden normalny turysta. Czuem si, jakbym wkroczy niewidzialn bram w inny czas, jakbym cofn si o stulecia, moe tysiclecia, w przeszo do zapomnianej epoki, w ktrej krlowa rozkad. Sto dwadziecia siedem, sto dwadziecia osiem... Zmrozio mnie i wprost musiaem pomyle o pewnym rozdziale z ksiki Deszczblaska, w ktrym opowiada o tej okolicy i jej ponurej historii, i o legendzie o Czarnym Czowieku z Ksigogrodu. Mieszkali tu przed stuleciami buchemicy, wpywajcy znacznie na losy miasta. Buchemia bya ksigogrodzk odmian alchemii. Buchemicy byli po czci naukowcami, lekarzami, po czci szarlatanami i po czci antykwariuszami, ktrzy zaoyli tu swj cech. Sztuka druku, antykwariaty, chemia, biologia, fizyka i literatura czyy si tu zgubnie z magi zakl, przepowiadaniem przyszoci, objanianiem gwiazd i innymi hokus-pokus, a to, co z tego powstao, przyczynio si do wypenienia bibliotek literatur grozy. Dwiecie cztery, dwiecie pi... W tych starych domach podejmowano si dziwacznych prb przemieniania czernida drukarskiego w krew i krwi w czernido drukarskie - jakiekolwiek chore motywy by si za tym kryy. Musiay rozgrywa si tu sceny nie do opisania, gdy buchemicy zbierali si na uliczkach w czasie peni ksiyca, odbywajc swe rytuay zawarte w Ksidze dwunastu tysicy regu, przeprowadzajc przy okazji przeraajce eksperymenty na zwierztach i innych formach ycia. Dziao si to w epoce, gdy ksigogrodzianie przepdzeni zostali z labiryntw katastrofami naturalnymi i zarazami, w czasie, gdy cywilizacja dopiero zaczynaa pczkowa. Bya to pogmatwana faza przejciowa midzy barbarzystwem i praworzdnoci, midzy magicznymi kultami a prawdziw kultur. W jednej z uliczek odchodzcych z uliczki Schwarzmanna, na uliczce Cierpienia, powsta pierwszy Cierpicy Czowieczek. Tu hodowano latajce koty i podobno nawet ywe Ksigi. Opanowani mani wielkoci buchemicy, wierzcy, e wszystko, co fantazja stworzy na papierze, da si take stworzy w rzeczywistoci, przeprowadzali tu swe straszliwe eksperymenty. Dugi czas roio si w tej okolicy od nieopisywalnie przeraliwych kreatur. Dwiecie czterdzieci osiem, dwiecie czterdzieci dziewi... Ktrego dnia, jak pisa Deszczblask, buchemicy chcieli stworzy olbrzyma, gigantyczn kreatur z papieru, majc chroni Ksigogrd przed wszystkimi wrogami. Ugotowano ksiki, czernido drukarskie wymieszano z zioami, odprawiono rytuay, a w kocu ze zmiadonego papieru, zmiadonych zwierzt i zmiadonego dullsgardzkiego torfu cmentarnego uformowano posta trzykrotnie wiksz ni dom. Nasycili go czernidem drukarskim, by wyglda jeszcze bardziej przeraajco i nazwali Czarnym Czowiekiem.

Nastpnie paru buchemikw zabio si, ofiarowujc mu swoj krew, aby si jej napi. Na koniec wsadzili mu w gow elazny prt i podczas burzy postawili go z nogami w dwch wannach penych wody. Potna byskawica uderzya podobno w ten prt z elaza i obudzia Czarnego Czowieka do ycia. Wyda z siebie przeraajcy wrzask i, otoczony wyadowaniami elektrycznymi, wsta z wody. Buchemicy wiwatowali i rzucali w powietrze swe szpiczaste kapelusze, lecz wtedy Czarny Czowiek pochyli si, chwyci jednego z nich i poar z dusz i komi. Nastpnie maszerowa przez miasto, apic na chybi trafi wrzeszczcych mieszkacw i poyka ich. Zrywa dachy z domw, siga do rodka i poera wszystko, co si ruszao. Pewien dzielny mieszkaniec Ksigogrodu podpali w kocu Czarnego Czowieka pochodni. Lecz teraz olbrzym zatacza si, ryczc i ponc, poprzez miasto, zapalajc swymi pomieniami dom po domu, ulic za ulic a w kocu rozpad si w stos szarego popiou. Tak wybuch podobno pierwszy wielki poar Ksigogrodu. Trzysta, trzysta jeden... Tak naprawd, to chyba jaki roztrzepany antykwariusz wywrci lamp oliwn, a przez stulecia stworzono t jec wosy na gowie opowie. Trzysta jedenacie, trzysta dwanacie... Kiedy przemyka si przez czarne jak kruki ruiny, ta stara bajka zdaje si niemal przekonujca. Jeli kiedykolwiek gdzie w Camonii przemieniano czernido drukarskie w krew, a papier w ywe istoty - dziao si to tutaj, w sercu tego szalonego miasta. Trzysta dwadziecia dwa, trzysta dwadziecia trzy... Ksigogrodzkie Stare Miasto byo wiatem midzy szalestwem a rzeczywistoci, alchemi zastyg w architekturze. Trzysta trzydzieci dwa... trzysta trzydzieci trzyl Zatrzymaem si, bo w kocu staem przed poszukiwanym przeze mnie domem: Schwarzmanna 333. By to antykwariat nalecy do Fistomefela Szmejka. Ale c za rozczarowanie! Dom by prawdopodobnie najmniejszym, jaki do tej pory widziaem w Ksigogrodzie - raczej domek czarownicy albo altanka ogrodowa ni powany antykwariat, wcinity midzy dwie czarne ruiny, zamieszkane pewnie tylko przez nietoperze. Jedyn zdumiewajc rzecz by fakt, e po wszystkich tych stuleciach nadal sta. Dom przy Schwarzmanna 333 musia mie bowiem ju par stuleci na karku. Drewno, z ktrego zbudowano go, wygldao jak wronite, nie wyrwnano go przed zastosowaniem - jedno ze znamion wczesnego ksigogrodzkiego budownictwa. Konary wiy si krzywo i ukonie poprzez mury, drewno byo czarne jak smoa i skamieniae. Midzy drewnem uoono warstwami kamienie, widocznie bez zastosowania zaprawy - sztuka, ktr nikt ju dzisiaj nie wada. Granit i marmur, malekie krzemienie i zastyga lawa, rudy elaza, nawet kamienie pszlachetne, topazy i opale, krysztay i skalenie. A wszystko tak mdrze wybrane, zrcznie ociosane, kunsztownie oszlifowane i tak wyrafinowanie poczone ze sob, e aden z kamieni nie znajdowa si na zym miejscu i wspieray si one wzajemnie. Zaprawa skruszaaby przez te lata, budynek dawno by si zawali, ale ta wczesna sztuka budownictwa triumfowaa nad swoim wiekiem. Zawstydziem si mego poprzedniego osdu i jeszcze raz dokadnie przyjrzaem. Ten dom by naprawd dzieem sztuki, trjwymiarow mozaik, przemylan w naj-

bardziej mikroskopijnych szczegach. Stwierdziem, e midzy maymi kamieniami znajduj si jeszcze mniejsze, a midzy nimi z kolei cakiem malekie, a do wielkoci ziarenek ryu - wszystkie zczone ze sob na tysiclecia. Pochyliem mj gupi eb w gbokim szacunku. Tak tworzy si ponadczasow sztuk, pomylaem. Tak musiano kiedy i pisa. - Tak, ten dom jest klejnotem, wida to dopiero na drugi rzut oka - powiedzia jaki gboki gos. Przestraszony wyrwaem si z zamylenia. O drzwi domu, ktre otworzyy si bezszelestnie, opiera si Robakin. Widziaem ju w Ksiegogrodzie paru przedstawicieli tego gatunku, ale ten by szczeglnie wyjtkowym egzemplarzem. Tuw robaka wyglda do groteskowo przy jego czternastu chudych ramionkach i pozbawionej szyi gowie ze szczk rekina. Osobliwoci tego zjawiska nie umniejsza fakt, e nosi kapelusz pszczelarza. - Moje nazwisko Szmejk. Fistomefel Szmejk. Interesuje si pan wczesn literatur ksigogrodzk? - Waciwie, to nie - odparem troch zmieszany, szperajc w poszukiwaniu wizytwki. - Paski adres dostaem od Claudio Harfenstocka... - Ach, kochany Claudio! Przyszed pan w sprawie antykwariatu? -Waciwie, to te nie. Posiadam pewien rkopis, ktry... - yczy pan sobie ekspertyzy? - Dokadnie. - Wspaniale! To mile widziane urozmaicenie. Miaem wanie zamiar wyczyci mj ul - z czystej nudy. Niech pan wejdzie. Fistomefel Szmejk ustpi mi drogi, wycofujc si w gb domu, a ja wszedem, kaniajc si uprzejmie. - Hildegunst Rzebiarz Mitw. - Bardzo mi mio. Pochodzi pan z Twierdzy Smokw, nieprawda? Jestem wielkim wielbicielem poezji smokw! Prosz za mn do laboratorium! Robakin chlupotal przede mn, a ja podaem za nim krtkim, ciemnym korytarzem. - Niech nie zmyli pana ten kapelusz - kontynuowa gadatliwie. - Nie jestem prawdziwym pszczelarzem. To tylko hobby. Gdy pszczoy nie nadaj si ju do produkcji miodu, s praone i marynowane w miodzie. Uwaa pan to za bezduszne? - Nie - odpowiedziaem i przesunem jzykiem po podniebieniu. Nadal by tam lekko zaogniony punkcik. - Cay ten wysiek dla jednego soika miodu na wiosn jest waciwie mieszny. Kapelusz nosz tylko dlatego, e uwaam go za szykowny - Szmejk zamia si gardowo. Korytarz koczy si zason, skadajc si z oowianych czcionek drukarskich poczonych ze sob cienkimi sznurkami. Szmejk rozdzieli j swym potnym ciaem, a ja podaem za nim. Ju trzeci raz tego dnia wkroczyem w inny wiat. Za pierwszym razem w zatchy i zakurzony antykwariat Przeranicy, za drugim w niesamowite, historyczne serce Ksigogrodu, a teraz wpuszczono mnie w wiat liter - do pomieszczenia powiconego cakowicie pismu i badaniom nad nim. By to szecioktny pokj ze szpiczasto zbiegajcym si sufitem. Wielkie okno zostao przyciemnione czerwon, aksamitn zason. Przy piciu po-

zostaych cianach stay regay, na ktrych pitrzyy si papiery w rnorodnych formatach i kolorach. Probwki, butelki, naczynia wszelkiego rodzaju wypenione pynem lub proszkami. Setki gsich pir powtykanych starannie w mae drewniane stojaczki. Metalowe pira posortowane w skrzyneczkach z masy perowej. Atrament w kadym moliwym do pomylenia kolorze, czarny, niebieski, czerwony, zielony, fioletowy, ty, brzowy, nawet srebrny i zoty. Piecztki, poduszki na piecztki, lak do pieczci, lupy rnorodnej wielkoci, mikroskopy, aparatury chemiczne, ktrych jeszcze nigdy nie widziaem. Wszytko to tono w niespokojnym, ciepym blasku wiec, migoczcych tu i wdzie na regaach. - Nazywam to moim Laboratorium Liter - powiedzia z nieukrywan dum Szmejk. - Badam sowa. Zaskoczya mnie przede wszystkim wielko pokoju. Ten dom sprawia z zewntrz wraenie tak maego i mizernego, e a nie chciao mi si wierzy, e zmiecio si w nim tak ogromne laboratorium. Mj szacunek do antycznej, ksigogrodzkiej sztuki budowania wzrs jeszcze bardziej, gdy usiowaem zapamita jak najwicej szczegw tego godnego uwagi miejsca. Wszdzie krlowao pismo. Aksamitna zasona na oknie zadrukowana bya camoskim alfabetem, midzy regaami wisiay tablice okulistyczne z rnorodnym pismem, oprawione w ramki dyplomy, obazgrane tabliczki upkowe, malutkie karteczki z notatkami przypite igami do ciany. W pomieszczeniu sta do dyspozycji potny pulpit przeadowany rkopisami, kaamarzami i lupami. Czcionki kadej wielkoci, frezowane z drewna albo odlane z oowiu, leay dookoa na maych stolikach. Czernido drukarskie w butelkach, wszystkie opisane wedug skadu i rocznika, jak kosztowne wina. Z sufitu zwisay sznury z rnym pismem supekowym, na ktrych bujay si gipsowe tabliczki z wyrytymi na nich hieroglifami. Tu i tam stay osobliwe mechaniczne urzdzenia, ktrych przeznaczenie i pochodzenie byo dla mnie cakowicie zagadkowe. Podoga wykafelkowana bya pytami z marmuru, na ktrych kunsztownie wygrawerowano rne alfabety, runy druidzkie, przeranicowy gotyk, pranatiftofski, starocamoski i tak dalej. Na rodku podogi znajdoway si wielkie zamknite drzwi - czy byo to wejcie do labiryntu? A w kcie staa skrzynia pena foliaw - byy to jedyne ksiki, ktre dotychczas zauwayem w domu. Niezbyt wiele jak na antykwariat. Jest tu jaka przylega biblioteka? - Jest jeszcze maa kuchnia i sypialnia, ale zazwyczaj przebywam tutaj - powiedzia Szmejk, jakby czytajc w moich mylach. Nie ma biblioteki? Wic gdzie byy jego ksiki? Dopiero teraz zauwayem rega z Cierpicymi Czowieczkami. Byo to sze sztuk maych, sztucznych stworze, awanturujcych si w swoich flaszeczkach i stukajcych w szko*. - Wyprbowuj na Cierpicych Czowieczkach dwikow jako literatury - objania! Szmejk. - Czytam im wiersze i proz. Nie rozumiej oczywicie ani sowa, ale reaguj na melodi jzyka. Przy zej liryce wij si jak w blach. Przy dobrej zaczynaj piewa. Rozpoznaj smutne teksty po dwikach i zaczynaj paka. Zatrzymalimy si przed dziwaczn maszyn, drewnian kul przypominajc globus, jednak bez mapy, za to z wyrytymi na niej literami alfabetu camoskiego. Najwidoczniej wprawiao si j w ruch za pomoc pedau.

Maszyna do pisania powieci - zamia si Szmejk. - Antyczne urzdzenie, o ktrym naprawd mniemano, e jest w stanie produkowa literatur w mechaniczny sposb. Typowy idiotyzm buchemikw. Kula wypeniona jest oowianymi sylabami, ktre wysypuj si na dole i ukadaj, gdy pocignie si za t dwigni. Oczywicie wynikaj z tego tylko zdania typu Pilgedon zadowolarz fonca nat tuta haluma", albo co tym stylu. Gorsze ni poezja dwikowa camoskiego gagaizmu! Mam sabo do takich nieuytecznych gratw. A oto Lodwka Pomysw. Szmejk wskaza na kolejne dwa groteskowe urzdzenia. - To musiay by niewinne czasy, gdy uwaano co takiego za techniczny postp. Wszystkie legendy o mrocznych rytuaach i ofiarach to cakowita bzdura. To byy dzieci bawice si literami i czernidem. Ale jak przyjrz si za to naszemu nowoczesnemu przemysowi literackiemu... - Szmejk wywrci oczami. Skinem twierdzco. -------------------------------------------------------------------------------------* Przyp. od W.M.: Cierpicy Czowieczek to popularny wrd camoskich naukowcw rodek sucy do wyprbowywania dziaa rodkw chemicznych i lekw, bez sigania po ywe istoty. Cierpicy Czowieczek skada si gwnie z torfu z Cmentarnych Bagien Duli oraz mieszanki unbiskantyjskiego piasku, tuszczu, gliceryny i pynnej ywicy. Te skadniki formowano w Czowieczka i oywiano za pomoc alchemicznej baterii. Przy dobrej opiece i skadowaniu w butelce z substancjami odywczymi wytrzymuje on okoo miesica. Ma wszelkie znamiona ywej istoty, reaguje na zimno, upa i wszelkie moliwe chemiczne substancje. -------------------------------------------------------------------------------- Jeli chce pan zna moje zdanie - powiedzia - to uwaam, e lepiej y dzi ni w tamtych mrocznych czasach. - Wwczas nie byo w kadym razie krytykw do wynajcia - odpowiedziaem. - Dokadnie - zawoa Szmejk. - Widz, e mwimy tym samym jzykiem. Wskazaem na opuszczane drzwi. - Czy to... - zapytaem. - Tak, oto ono! - odpowiedzia Szmejk. - Moje cakowicie prywatne wejcie do Camoskiego Labiryntu. Schody do wiata zmarych. Uhuuu! zamacha wszystkimi czternastoma rczkami. - Czy to wejcie, przez ktre Deszczblask... - Tak, dokadnie - Szmejk ponownie przerwa moje niemiae pytanie. - Tdy wszed Kolofonus Deszczblask, aby szuka Krla Cieni. - Jego twarz spowaniaa. - Nawet po piciu latach yj wci nadziej, e ktrego dnia powrci. - Westchn. - Przeczytaem jego ksik - powiedziaem. - Od tego czasu zadaj sobie pytanie, co jest w niej prawd, a co fikcj.

Ciao Szmejka ulego robicej wraenie przemianie. Jego robacze ciao, sprawiajce do tej pory wraenie mikkiego i podatnego na zranienia, cigno si i wystrzelio w gr. Wzrok Szmejka sta si twardy i przeszywajcy, a jego wszystkie pici zacisny si. - Wiarygodno Kolofonusa Deszczblaska nie ulega adnej wtpliwoci! - zagrzmia nade mn, a na regaach dookoa zabrzczay probwki. - By bohaterem! Prawdziwym bohaterem i poszukiwaczem przygd. Nie musia kama o swych przygodach. Przey to wszystko naprawd. I drogo za to zapaci. Cierpicy Czowieczkowie zadreli na dwik gosu Szmejka i paru z nich zaczo paka. Poruszyo mnie to straszne zjawisko. Zauway to i niezwocznie zmieni swoje zachowanie. Znw zapad si w sobie i przemwi ciszonym gosem. - Prosz mi wybaczy - powiedzia uczony - to dla mnie wci bardzo draliwy temat. Kolofonus Deszczblask by moim przyjacielem. Szukaem waciwych sw, ktrymi mgbym ostronie oddali si od tematu. - Wierzy pan w istnienie Krla Cieni? - zapytaem. Szmejk zastanowi si przez chwil. - To nie jest waciwie sformuowane pytanie - przemwi potem cicho. - Nikt, kto mieszka duej w Ksigogrodzie, nie wtpi w jego istnienie. Czsto syszaem jego wycie podczas cichych nocy. O wiele bardziej interesujce wydaje mi si pytanie: Czy jest on dobry, czy zy? Deszczblask wierzy z zasady w jego agodno. Inni natomiast uwaaj, e Krl Cieni osobicie go zabi. - A jakiego zdania jest pan? - Na dole istnieje milion niebezpieczestw, ktre mogyby by odpowiedzialne za jego zniknicie. Istniej tam Pajxxxxy, dochodzce do rozmiarw konia. Harpiry. Straszliwe Buchlingi. Mciwi owcy ksiek. I kto wie, jakie jeszcze inne bezlitosne kreatury. Dlaczego akurat Krl Cieni miaby by odpowiedzialny za zniknicie Deszczblaska? O Boe, zreszt mona by o tym spekulowa w nieskoczono. - Wie pan, dlaczego waciwie Straszliwe Buchlingi nazywaj si tak, a nie inaczej? - zapytaem. - Naprawd s takie straszliwe? - owcy ksiek ochrzcili je w ten sposb. Z takiego powodu, e buchlingi nie wzdrygaj si nawet przed poeraniem kosztownych ksiek. Podobno ywi si ksikami, jeli w pobliu nie ma nic ywego do zjedzenia. - Szmejk zamia si. - owcy ksiek uwaaj, e poarcie kosztowej ksiki jest straszniejsze ni zjedzenie istoty ywej. - Zdaje si, e maj wasne zasady. - owcy ksiek s niebezpieczni. Niech pan po prostu na nich uwaa! Z przyczyn zawodowych mam od czasu do czasu z nimi do czynienia, ale usiuj ogranicza te kontakty, na ile jest to moliwe. Po spotkaniu z owc ksiek czowiek czuje si za kadym razem jak nowo narodzony. O ile uda mu si przey. - Moemy przej do najwaniejszej kwestii? - zapytaem. Szmejk wyszczerzy zby. - Ma pan dla mnie prac? Nie zechciaby pan najpierw herbaty? Albo pszczelego chleba? - Nie, dzikuj! - odmwiem gwatownie. - Nie chc nadwera paskiej gocinnoci. Szukam autora pewnego rkopisu. Musi gdzie tu... - Szperaem w mojej pelerynie w poszukiwaniu listu, ale nie mogem go od

razu znale. Po moim dramatycznym wystpie w domu Przeranicy, wepchnem go na chybi trafi do ktrej kieszeni. - No, niech pan mi to pokae - mrukn Szmejk i chwyci manuskrupt, ktry w kocu wydobyem. W prawe oko wcisn sobie monokl z grubego szka i rozoy papier. - Hm... - zamrucza. - Papier pochodzi z zakadw papierniczych Obholz, dwiecie gram, ciki gralsunderski papier czerpany. Niespokojne przycicie, prawdopodobnie przestarzaa 556-tka albo 557-ka. Wysoka kwano. Wiem - powiedziaem niecierpliwie. - Chodzi o tre. Byem ciekawy, w jaki sposb zareaguje na tekst. Jeli zna si troch na literaturze, musia okaza poruszenie. Fistomefel Szmejk podnis list przed monokl. Ju w trakcie czytania pierwszego zdania niewidoczna byskawica przeszya jego gbczaste ciao. Wypry si i zadra, mae fale podniecenia przepyny przez masy jego tuszczu. Wyda z siebie dwik, jaki s w stanie wytworzy tylko Robakiny, ostry gwizd z towarzyszcym mu niskim buczeniem. Potem wcign gboko powietrze i czyta chwil w milczeniu. Nagle zarycza - tym razem ze miechu. By to dugotrway napad miechu, ktry sprawi, e jego tors przelewa si w gr i d niczym skrzany wr peen wody. Uspokoi si, popiskujc i ciko dyszc, chichota gupio i mrucza sowa aprobaty, przerywane momentami cichego wzruszenia. Musiaem si umiechn. Tak, pokaza ca gam wzrusze, ktr wywoa ten list take u mnie i Kibicera. Grubasek zna si troch na literaturze i mia te poczucie humoru. W kocu uczony popad w tpe zamylenie. Zdawao si, e ju mnie dla niego nie ma. Jego spojrzenie stao si szkliste, dugie minuty nie porusza si w ogle. Potem wreszcie opuci list. Wyglda, jakby przebudzi si z gbokiego snu. - O mj Boe - powiedzia i spojrza na mnie oczami mokrymi od ez. - To jest przecie sensacyjne. To dzieo geniusza. - No i? - zapytaem niecierpliwie. - Zna pan autora? Albo moe mi pan da jakie wskazwki? - To nie tak - umiechn si Szmejk, obserwujc kartki dokadnie, tym razem za pomoc ogromnej lupy. - Musz najpierw zrobi analiz sylab. Potem grafologiczny rwnolegobok. Konieczne byoby zmierzenie stylu, poza tym musz przeliczy natenie metafory na liczb liter. Wzorcowanie kaligraficzne pod mikroskopem alfabetycznym. Prb akustyczn na Cierpicych Czowieczkach. Analiz resztek naskrka na rkopisie - no tak, to w sumie wszystko. To bdzie... to bdzie trwao co najmniej ca noc. Zrbmy tak: Jeli zostawi mi pan zaraz rkopis, jutro w poudnie bd mg powiedzie panu troch wicej. Nazwiska autora prawdopodobnie nie, ale par cech na pewno. Czy jest lewo-, czy praworczny. Ile mia lat w czasie, gdy to spisywa. Z jakiej czci Camonii pochodzi. Wag ciaa. Charakter, temperament. Jacy autorzy na niego wpynli. Jakim atramentem pisa. Skd pochodzi atrament. I tak dalej. Jeli po spisaniu tego rkopisu zosta synnym pisarzem, mona wykry, jak si nazywa. Ale to trwa ju duej. Musiabym przeprowadzi badania w bibliotece rkopisw. Zostaje pan jeszcze chwilk w Ksigogrodzie? - Zaley to od tego, ile bdzie kosztowaa ta ekspertyza. Szmejk wyszczerzy si. - Niech si pan o to nie martwi! To na koszt

domu. - Nie mog tego przyj. - Ach, wie pan, ja pracuj z zasady za darmo. Pienidze zarabiam w antykwariacie. Cakiem o tym zapomniaem. }aki antykwariat ma na myli, t skrzynk w rogu? - Ale jedn rzecz, jak mog powiedzie panu ju teraz, jest to - kontynuowa Szmejk - e mamy tu do czynienia z cennym rkopisem. Jak jest on cenny, to si jeszcze okae. Musi si pan wystrzega opowiadania o nim komukolwiek. W Ksigogrodzie jest masa podejrzanych elementw. Zasztyletowano tu ju skrycie niejednego za niesygnowane drugie wydania. - Czy chce pan zatrzyma te papiery? - Jeli chce pan szybkich wynikw - tak. Ale jeli wolaby pan zleci ekspertyz komu innemu... - wrczy mi rkopis - mgbym da panu adresy paru moich znakomitych kolegw. - Nie, nie - broniem si. - Niech pan go zatrzyma tylko na t noc. Spieszy mi si do mocno. - Dam panu pokwitowanie - powiedzia. - Nie jest konieczne - odrzekem zawstydzony. - Ufam panu. - Nie, nalegam na to. Nale do ksigogrodzkiej Gildii Objaniajcych Pisma. Tu wszystko przebiega wedug przepisw. - Wypisa pokwitowanie i wrczy mi je. - No - powiedzia - tyle, jeli chodzi o prac - teraz przyjemno. Chciaby pan rzuci okiem na mj asortyment? - Chtnie - odparem. Jaki asortyment mia na myli? Asortyment Cierpicych Czowieczkw? Szmejk wskaza na skrzynk z ksikami. - Prosz niech pan bierze! Niech pan szpera, ile dusza zapragnie! Moe znajdzie pan co dla siebie. Prawdopodobnie chcia mi w ten zawoalowany sposb powiedzie, e w zamian za jego darmowe usugi powinienem zakupi u niego jak ksik. By moe znajd jak, przy ktrej bd mg poudawa zachwyconego. Podszedem do skrzyni, uklkem i podniosem pierwszy tom z brzegu. O mao nie upuciem go z powrotem - to bya Krwawa Ksiga] Szmejk zachowywa si tak, jakby w ogle nie zwraca na mnie uwagi. Wygadza strony rkopisu cikim przyciskiem do papieru, mruczc co sobie pod nosem. Gapiem si na Krwaw Ksig. Niesamowite! Naprawd byo to oprawione w skr ze skrzyde szczuroperzy wydanie tego dziea, spisanego podobno krwi demonw! Jedna z najbardziej poszukiwanych ksig ze Zotej Listy\ Unikat. Eksponat muzealny. Ta ksika nie bya ju nawet warta tyle co dom, ale co caa dzielnica! - Niech pan zajrzy do rodka - poleci Szmejk, umiechajc si. Drcymi rkami otworzyem to cikie dzieo. Mj wzrok pad na nastpujcy fragment. Czarownice stoj zawsze midzy brzozami - napisano tam. Nie potrafi wyjani dlaczego, ale tych par sw wzbudzio we mnie strach, jakiego jeszcze nigdy nie czuem. Zimny pot zrosi mi czoo. Zatrzasnem ksik i odoyem j na bok. - Interesujce - powiedziaem drcym gosem.

- Demonistyka nie jest dla kadego - powiedzia Szmejk. - Dla mnie jest te za mroczna. Ale nie czytam jej - ja tylko j posiadam. Niech pan spokojnie szpera dalej! Moe znajdzie pan co odpowiedniego. Podniosem nastpn ksik ze skrzyni. I znw wzdrygnem si, czytajc tytu: To byo Milczenie syren autorstwa Grafa Klanthu Kainomaca, i to sygnowane pierwsze wydanie. To trywialna literatura, trzeba przyzna, ale za to jaka! Bya to jedyna ksika Kainomaca, ktra nie odniosa sukcesu, cae pierwsze wydanie, prcz tego jednego egzemplarza, przemielono na papier. Potem nadszed sukces Kainomaca - i warto Syren wzrosa niezmiernie. Oczywicie dodrukowano pniej ksik, ale ten egzemplarz pierwszego wydania z ilustracjami Wermy Tosler by wart majtek. Odwayem si uchyli okadk i poszuka ceny. Bya faktycznie w rodku, malekie cyferki naskrobane owkiem w rogu, a mnie zrobio si sabo z powodu ich astronomicznej wielkoci. Ostronie odoyem ksik na bok. - Nie ma pan ochoty na powieci trywialne? - spyta Szmejk. - No tak, to raczej co dla mokosw. Prosz obejrze sobie kolejn! Podniosem ze skrzyni nastpn cik ksig. - To Soneczne kroniki] - wysapaem. - Jedna z najdroszych ksiek na wiecie! - Tak - wyszczerzy zby Szmejk - tylko dlatego, e czernido drukarskie wymieszano z proszkiem ze zmielonych diamentw zamienia ksiyca. Literacko jest bezwartociowa. Ale litery skrz si tak piknie w wietle wiec. - Obawiam si, e nie ma tu niczego na mj portfel - stwierdziem, podnoszc si. Nigdy w yciu nie widziaem jeszcze takich skarbw. - I tu ma pan racj - powiedzia Szmejk. - Pozwoliem sobie tylko na may art. Chciaem si troch pochwali. To mali przyjaciele w moim samotnym zawodzie. Gdyby grzeba pan dalej, znalazby pan jeszcze z siedem tytuw figurujcych na Zotej Licie. I to do wysoko usytuowanych. - Polecono mi pana zbir jako wart obejrzenia. Nie okamano mnie. - No tak - powiedzia Szmejk. - Niektrzy zapychaj olbrzymie hale tysicami ksiek i zatrudniaj armi sprzedawcw. Ja wol pracowa sam. Jestem nastawiony bardziej na specjalizacj. A dokadnie ujmujc, jest to najbardziej wyspecjalizowany antykwariat w miecie. Teraz zapewne rozumie pan, dlaczego mog rezygnowa z honorariw. - Mwic to, odprowadza mnie na zewntrz. - Mog zarekomendowa panu co jeszcze na odchodnym? - spyta Fistomefel Szmejk, gdy staem ju ponownie na ulicy. - Prawdziwie poufn wskazwk? - Chtnie. - Wic niech pan spdzi dzisiejszy wieczr, ogldajc sobie wanie to - wrczy mi ulotk. - Co to? - spytaem. - Jakie przedstawienie muzyczne? Zaproszenie Od pradwiku do muzyki mumaskich okulistw" Historyczny trbuzonowy koncert w Ksigogrodzkim amfiteatrze Muzykuje Mgawcowa Orkiestra Trbuzonistw Sponsorowana przez Fistomefela Szmejka Po zachodzie soca w parku miejskim Wstp wolny!

Prosz wzi ze sob ciepy szal! L_A - Nie mona tego tak okreli. Wykracza to poza tradycyjny muzyczny wystp. Niech pan mi wierzy - spodoba si panu. To naprawd wielka atrakcja. Nic dla turystw. - Szczerze mwic, miaem dzi wieczr zamiar posucha sobie jakiego literackiego przedstawienia. Drewpora - wie pan... - Eeee, Drewpora! - Szmejk machn rk. - Drewpor ma pan w Ksigogrodzie kadego wieczoru! A wystpu Mgawcowej Orkiestry Trbuzonistw nie mona obejrze codziennie! To wydarzenie! Ale nie chc wcale pana namawia - moe ma pan alergi na muzyk trbuzonow. - Nie mam pojcia. Nie syszaem jeszcze adnej. - Koniecznie wic musi pan tam pj. To przygoda akustyczna. yczybym sobie sam si tam uda - westchn Szmejk. - Ale praca... - klepn z jkiem w rkopis. - Do widzenia - poegnaem si. - Jutro w poudnie przyjd ponownie. - Tak, do jutra! - Szmejk zamacha raz jeszcze i zamkn cicho drzwi. Dopiero gdy spacerem wydostaem si z serca miasta do oywionych ruchem dzielnic (tym razem zrobiem spore koo, eby omin Jadowit Uliczk i Cmentarz Zapomnianych Poetw), zauwayem jedn rzecz: uliczka Schwarzmanna miaa ksztat spirali, ktra wia si wielokrotnie wok geograficznego centrum miasta, w ktrego rodku sta dom Fistomefela Szmejka. Musia by to wic pierwszy z naziemnych domw w miecie. Drewpora Drewpora - tak nazywano w Ksigogrodzie spokojne godziny wieczorne, bogie zakoczenie ksigarskiego i literackiego zamtu w cigu dnia. Gdy do kominkw wkadano grube belki drewna i zapalano fajki, gdy cikie wina roztaczay swe aromaty w brzuchatych kielichach, a lektorzy rozpoczynali odczyty: wwczas zaczynaa si Drewpora. Polana trzaskay i trzeszczay wtedy w ogniu, a zotawy blask wypenia sale odczytw. Otwierano stare foliay i pierwsze wydania prosto z drukarni, a suchacze przybliali si, by sucha deklamacji, wyprbowanych lub ryzykownych dzie, esejw lub nowel, fragmentw powieci albo korespondencji, liryki lub prozy. Drewpora bya czasem, kiedy ciao udawao si na spoczynek, a duch budzi si prawdziwie do ycia, czasem, w ktrym fantomy poezji powstaway z papieru, by taczy wok gw suchaczy i czytajcych. Drewpora bya poza tym - spjrzmy prawdzie w oczy - czasem na reklam. Smutne to, lecz prawdziwe: Take i camoska literatura musiaa ulec prawom rynku. A akurat w Ksigogrodzie, miecie niezliczonych ksiek, skupienie uwagi wszystkich na konkretnym nowym dziele byo rzecz bardzo trudn. I przede wszystkim do tego suya wanie Drewpora ze swymi odczytami. Wszyscy mistrzowscy lektorzy w Ksigogrodzie naleeli do jednego cechu, ktry istnia od stuleci, kierujcego si rygorystycznymi prawami i reguami. Wstpienie do niego wizao si z cikimi egzaminami wstpnymi. Kady, kto prowadzi w Ksigogrodzie profesjonalne odczyty, musia przej cik szko i opanowa swe rzemioso. Czsto pro-

wadzcymi byli dawni aktorzy albo piewacy, dysponujcy mocnymi strunami gosowymi i nadzwyczajn mimik. Lecz w caej Camonii wiedziano jedno: Lektorzy z Ksigogrodu byli najlepsi. Ich gosy bez wysiku wznosiy si na najwysze partie sopranw i opaday w najgbsze basy, gdy wymaga tego tekst. Gdy trzeba byo, piewali jak sowiki bd wyli jak wilkoaki, prychali jak biki i syczeli jak klabauterskie upiory, potrafili przerazi miertelnie sw publiczno albo doprowadzi j do histerycznego miechu. Kady pisarz w Camonii marzy, by ksigogrodzki mistrz lektorski deklamowa fragmenty z jego ksiki, ale nie kademu byo to dane. Mistrzowie bowiem byli kapryni i wybredni, a ci ktrymi wzgardzili, funkcjonowali jako drugi gatunek, niezalenie od tego, ile zdobyli nagrd, czy ile sprzedali ksiek. Stanem przed czarn tabliczk upkow, na ktrej anonsowano przedstawienia tego wieczoru. Miaem do wyboru midzy odczytami z odzi penej groszku Herleba Horcha, Powietrznym obliczem Behemota Orkana, Moje sekundy s dusze ni wasze wosy Kokonusa Nusgoko i Chore dzikuje Goliata Wczoraj. Poza tym odbyway si odczyty Domu o stu stopach, Tchnienia i cienia, Tam, gdzie ronie wiatr, Jeli ju, to wczoraj i Niemieszne ciastko wszystko w jednej malekiej uliczce, obok dwudziestu innych nie tak pierwszorzdnych przedstawie - wszystko za darmo, czasami nawet z piwem gratis! Przemykaem od wystawy do wystawy, widziaem ludzi zbierajcych si wok trzaskajcych kominkw, z filiankami herbaty albo kieliszkami wina w rku, miejcych si i rozmawiajcych, penych radoci oczekiwania. Naprawd miaem to sobie odpuci - dla jakiego trbuzoskiego koncertu? Eeee - Drewpora! - glos Szmejka odbija si echem w mojej gowie Drewpor ma pan w Ksigogrodzie kadego wieczoru! A wystpu Mgawcowej Orkiestry Trbuzonistw nie mona obejrze codziennie! Zgadza si: Drewpora bya w Ksigogrodzie faktycznie kadego wieczoru, a ja oczywicie miaem zamiar zosta tu jeszcze troszk. Aluzje Fistomefela Szmejka rozbudziy moj ciekawo. Wydarzenie, powiedzia. 1 nic dla turystw, co szczeglnie mnie ncio, wanie dlatego, e sam byem turyst. Drewpora bya dla posplstwa ja zostaem powoany do wyszych rzeczy. Zaproszony osobicie przez najznakomitszego obywatela miasta. Uwolniem si od witryn, a moje stopy niemal same z siebie poprowadziy mnie w kierunku parku miejskiego. Soce dawno ju zaszo, powietrze byo wiee i chodne, zrobio mi si zimno, poniewa zapomniaem, wbrew uwadze w zaproszeniu, zabra ze sob ciepy szal. I faktycznie, kady z goci mia szal, a ja poczuem si jeszcze bardziej nie na miejscu. Byem jedynym twierdzosmoczaninem na widowni. Siedziano na wieym powietrzu w parku, tu przed muszl dla orkiestry, na poustawianych w dugich rzdach krzesekach ogrodowych. Mogem siedzie w ciepym antykwariacie przy trzaskajcym kominku z przepysznym grzacem w rce, suchajc mistrzowskiego odczytu z Jeli ju, to wczoraj - powieci w ktrej temat przepuszczone okazje" potraktowano w szczeglnie wyrafinowany sposb. Przepuszczone okazje, ha! Wanie przepuszczaem teraz midzy innymi odczyt na trzy gosy z Niemiesznego ciastka, fantastycznie mieszn

opowie o yciu wielkiego humorysty, Anegdotyna Pekko. Albo wieczr liryki z poezj Xeppa Upo - mojego idola, jeli chodzi o poezj. Zamiast tego czekaem, drc z zimna na caym ciele, na najprawdopodobniej mczcy wystp orkiestry dtej. Jeli koncert zaraz si nie zacznie, wstan po prostu i - ach, muzycy w kocu wchodz na scen! I mj entuzjazm opad jeszcze bardziej - to byli przecie mglawcy! Cakiem o tym zapomniaem! e te akurat mgawcowi muzycy! Nie ebym przycza si do oglnych uprzedze krcych na temat mieszkacw tego miasta. Ale byo powszechnie znanym faktem, e z powodu klimatu ich ojczyzny skaniali si oni w ponadprzecitnym stopniu ku melancholii. Zbiorowisko depresyjnych istot z gboko zakorzenion tsknot za mierci. Przypisywano im nawet kryminalne machinacje, piractwo i tym podobne sprawy. Trudno byo oczekiwa po nich skocznych serenad. Sam rzut oka na mgawcw take nie przyczyni si za bardzo do poprawy mojego samopoczucia. Wygldali jak chmury deszczowe wepchnite w czarne garnitury, z gbczastymi, nabrzmiaymi obliczami, bezbarwn skr i melancholijnym spojrzeniem. Gapili si na publik tak cierpicym wzrokiem, jak gdyby zaraz mieli wybuchn paczem albo popeni zbiorowe samobjstwo. Wzbierao we mnie nieprzyjemne wraenie uczestniczenia w stypie, wic pozwoliem spojrzeniu kry niecierpliwie po publicznoci. I wtedy w pierwszym rzdzie odkryem Hachmeda Ben Kibicera. Gapi si na mnie swymi tymi oczami penymi wyrzutu - a obok niego siedziaa Inacea Anazaci, Przeranica z antykwariatu horrorw! Mwia co do Kibicera, wskazujc na mnie oskarycielsko palcem. Zapadem si jeszcze gbiej na moim niewygodnym krzeseku. A mogo by tak piknie. Koncert rozpocz si przykr uwertur: Muzycy nadymali policzki, upodabniajc swe rysy jeszcze bardziej do abich, po czym pierwsze miadce tony wydobyy si krzywo z ich instrumentw - dysonans piskw bez jakiejkolwiek harmonii*. Grali tak nierwno, najwidoczniej nawet z preme* Przyp. od W.M.: Moliwe, e pomoe komu, jeli w tym miejscu opisz krtko trbuzon, gdy Rzebiarz Mitw wiedz na jego temat wrd czytelnikw camoskich susznie uwaa za oczywist. Trbuzony s jedynymi instrumentami muzycznymi, ktre mona hodowa. Muszle trbuzonw yj na rafach koralowych zachodniocamoskiego wybrzea, szczeglnie czsto wstpuj w okolicach miasta Mgawiec, zawdziczajc swoj nazw dalekiemu podobiestwu do obu instrumentw dtych - trbki i puzonu. Chodzi tu o ekstremalnie dug, przypominajc ksztatem rur, muszl, z ciaem w ksztacie poknitego knota, wypeniajc podwodny wiat, oczywicie tak dugo, jak w nim yje, swoj upiorn muzyk przypominajc piew wielorybw. Mgawcowi rybacy szlamu byli pierwszymi, ktrzy wpadli na pomys uywania obumarych trbuzoskich muszel wyrzucanych regularnie na brzeg jako instrumentw. Opatrzyli je ustnikami i wentylami, osigajc z czasem tak wirtuozeri, e

wydobywali z nich najsubtelniejsze tony. Pniej zaczli hodowa sztucznie trbuzony, by ostatecznie przerabia je na instrumenty i handlowa nimi w caej Camonii. dytacj, a niektrzy z tych gupkw wydawali z siebie jedynie rzce dwiki - nie wierzyem wasnym uszom. To nie byo ju nawet ze, to bya bezczelno, drczenie publicznoci z premedytacj i jak dla mnie ostateczny sygna do odejcia. Zwinem peleryn i chciaem wanie poprosi ssiada z boku, aby mnie przepuci, gdy pierwsze harmonijne dwiki zaczy si perli w lodowatym powietrzu, tu i wdzie muzycy odnajdywali si w duecie. Dopiero teraz zrozumiaem, e artyci widocznie musieli si dopiero rozgrza. Postanowiem da im jeszcze jedn szans. Trbuzonista zacz gra swobodny i wdziczny temat, do ktrego kolejno doczali inni. Wszystko zabrzmiao nagle spjnie. Obejrzaem si, eby -sprawdzi reakcj publicznoci i stwierdziem, ze wszyscy mieli zamknite oczy, a ich ciaa koysay si lekko w takt muzyki. By moe naley to tutaj do dobrego tonu, przynajmniej oszczdza si sobie rozpaczliwego widoku abich facjat mgawcw, wic take zamknem oczy i skoncentrowaem si cakowicie na muzyce. Oczyma duszy widziaem swawoln gromad elfosw taczc w powietrzu nad oblanym wiatem, pagrkowatym, wiosennym krajobrazem. Temat trbuzonisty, ktry nasun mi w wyobrani obraz trzepoczcych el fw, brzmia niemal jak grany na harfie, tak lekko i perlicie pyny te ' dwiki do mych uszu. Osy uformoway si w korowd, a obraz zmienia si z kad ma wariacj: Cytrynowe motyle wzlatyway rojami w niebo, stadko kolibrw doczyo do elfosw, znajdujc miejsce w ich korowodzie, dmuchawce kryy w powietrzu. Ogarny mnie wiosenne uczucia, mj zy nastrj zdmuchnito i to w dosownym tego sowa znaczeniu. Z trbuzonu zabrzmia nowy, jasny jak dzwon dwik, a nad otoczeniem rozpostara si wanie wielobarwna tcza. Otworzyem oczy, byem przykro dotknity kiczowatymi motywami, ktre ukazay si w mojej gowie. Lekko zakopotany obejrzaem si, eby sprawdzi, czy ktokolwiek zauway moj krtk ekstaz. Byem zaskoczony tym, co zobaczyem: Caa rzesza suchaczy znajdowaa si w stanie zbiorowego zachwytu. Z zamknitymi oczami mruczeli wszystkie melodie, pozwalajc swym ciaom koysa si w takt muzyki, wygldali jak ywe metronomy. I wtedy - zupenie nagle - trbuzonici odoyli swoje instrumenty, a suchacze obudzili si z transu. Zaczy si pokasywania i szuranie krzesami dookoa, a muzycy czycili ustniki dugimi szczoteczkami i przewracali nuty. I to nie by nawet jeszcze pocztek. Waciwy koncert mia si dopiero zacz. Koncert trbuzonowy Wyjtkowo gruby mgawiec podnis si, nabra powietrza i zagra czysty ton, i trzyma go. Dugo. Bardzo dugo. Wrcz sensacyjnie dugo - technicznie waciwie niewykonalnie. Bez

zaczerpnicia oddechu, bez osabienia dwiku lub wprawienia go w drenie, utrzymywa go minutami. Nie by to szczeglnie pikny ton, nie by gboki, nie by wysoki, by przecitny. Znw zamknem oczy i zobaczyem czarny promie cigncy si prosto jak po sznurku i nieskoczenie po pustym biaym pomieszczeniu. I rwnoczenie wiedziaem - nie pytajcie mnie skd, moi przyjaciele - e by to legendarny Buchtingowy Pradwik, pierwszy oficjalnie uznany ton w camoskiej historii muzyki. Ciepo hucza on w mych uszach, a z podwiadomoci wynurzya si pewna historia. Czy byo to wspomnienie z czasw szkolnych? Albo wyblaka wiedza z jakiej lektury? Bya to stara buchtingowa legenda o pradwiku, ktrego znalezienie zleci swoim muzykom wczesny wadca tego miasta, ksi Orian von Buchting. w pradwik, wedle jego yczenia, mia stworzy podstawy caej camoskiej muzyki, stanowi wzorzec, wedug ktrego naleao w przyszoci komponowa i muzykowa. Nie mia by to szczeglnie afektowany dwik, ale te nie powcigliwy, nic radykalnego albo ekstremalnego, tylko dwik, ktry mg by doceniony przez wsz ystkich - bez popadania w kotustwo. Orian rozkaza wynale ten dwik bezzwocznie. Buchtingowi muzycy rozjechali si po wiecie, by mierzy wszystkie moliwe dwiki, od oguszajcego huku kowalskich motw na kowadach, po niemy okrzyk strachu ostryg, ktrym brutalnie otwierano muszle. Ale wszystkie te dwiki byy albo za gone, albo za ciche, za ostre lub za guche, za cienkie lub zbyt obszerne, za czyste bd za ciemne. Muzycy byli ju zrozpaczeni, poniewa ksi znany by ze swej bezwzgldnoci. Tym poddanym, ktrzy nie wypeniali sprawnie jego rozkazw, rozkazywa je floryntyskie szklane ostrza. Jeden z tych muzykw, cakowicie zrozpaczony, przechodzi koo pewnego domu, z jego okna rozleg si dokadnie ten dwik, ktrego wszyscy poszukiwali: nie za wysoki, nie za gboki, czysty, cigy i solidny. Doskonale niewinny, prosty ton, na ktrym mona byo tworzy cae symfonie. Muzyk - mody natiftofski kawaler susznego wzrostu - wszed do domu i znalaz tam przeliczn natiftofsk dziewczyn - rwnie nieskazitelnej budowy - ktra graa wanie na fletni. Muzyk zakocha si na zabj w dziewczynie, a dziewczyna w nim. Zabra ukochan do ksicia, przed ktrym zagraa na swej fletni w dwik, i pradwik uznano oficjalnie za wynaleziony i zalecany. Mona ju si domyli, e to nie mg by koniec; legenda musi mie nieszczliwe zakoczenie, jak wszystkie camoskie historie. Tak wic i ksi zakocha si w dziewczynie i rozkaza zje swojemu rywalowi talerz peen szklanych sztyletw, na skutek czego skona on wrd rzenia. Take dziewczyna z rozpaczy po ukochanym pokna par ostro zakoczonych przedmiotw i rozstaa si z yciem w straszliwy sposb. Wreszcie i ksi Orian von Buchting, nie mogc znie poczucia winy, spoy wasne klejnoty koronacyjne i zmar w mczarniach, doznajc gwatownych krwotokw wewntrznych. Lecz pradwik stanowi od tego czasu podstaw caej camoskiej muzyki. Ta krtka i pena dramatyzmu historia stana przed moimi oczami tak plastycznie jak przedstawienie teatralne - wywoana tym jedynym cigym dwikiem z trbuzonu, ktry wanie powoli wybrzmiewa.

Otworzyem oczy. Gruby trbuzonista oderwa usta od swego instrumentu i usiad. Opadem na krzeso. To byo niewiarygodne: Muzyka, opowiadajca historie i nieposugujca si przy tym piewem. To byo lepsze ni suchanie odczytu. To byo lepsze ni jakakolwiek konwencjonalna muzyka. Tak, to bya nowa dyscyplina artystyczna: muzyka literacka! Teraz podnioso si piciu innych trbuzonistw. Zaczerpnli nieco powietrza i zagrali pi dwikw, kady z nich by inny, krcych wci na nowo w tej samej kolejnoci: pentatoska gama, prosto utkana wczesna muzyka, pocztek wszelkiego porzdku dwikw, prymitywna, ale poruszajca i czysta jak pikna, dziecica piosenka, jak piew prachmur. Znw zamknem oczy i ujrzaem natychmiast krajobraz z zamierzchych czasw. Ponce czerwieni zachodzce soce oblewao wiatem wulkaniczny krajobraz, sprawiajc, e kamienie wyglday jak stopiona lawa. I poza kamieniami nie byo tam niczego, adnej ywej istoty, czystej geologii nie obraaa sw obecnoci adna rolina. Ogarn mnie gboki spokj. Soce szybko zaszo, a nad kamieniami wysklepione byo jedynie ciemnoniebieskie niebo. Stopniowo nowe dwiki wlizgiway si w gr trbuzonistw, a z kadym kolejnym rozbyskiwaa na niebie nowa gwiazda, biaa i lnica. Muzycy zaczli jeszcze subtelniej manipulowa przy zaworach, i teraz meteory z sykiem przecinay czer nieba. Zagrzmia gboki basowy dwik, a wraz z nim poprzez mj obraz nieba przeleciaa z grzmotem kometa, cignc za sob jasnozielony ogon. Trbuzon za trbuzonem przyczay si do gry, a im bardziej wzmagaa si muzyka, tym wicej widziaem skupie ogromnych poncych soc, wreszcie tworzyy si z tego cae galaktyki - i nagle wiedziaem, jaki rodzaj muzyki wanie grano. Bya to Muzyka Kosmicznego Porzdku - dziwaczny zakrt w historii camoskiej muzyki, stworzony na rozkaz wczesnohistorycznego imperatora zwanego Slendro Peloggiem Posprztanym. Ten chorobliwie biurokratyczny despota czu si zagroony nieskrpowanie kreatywn wolnoci zawart w sztuce muzyki, dlatego chcia zmusi j do moliwie cisego porzdku, a porzdek kosmiczny wydawa mu si najlepszy do tego celu. Pelogg zarzdzi, e caa camoska muzyka musi dostroi si do harmonii wszechwiata, co pocigno za sob wieloletnie dostrajanie instrumentw, w czasie ktrego muzycy musieli zorientowa si w mapach nieba, gwiazdozbiorach, torach komet i fazach ksiyca. Byo to bdna droga zarwno z muzycznego, jak i astronomicznego punktu widzenia, ktra nie doprowadzia oczywicie do muzyki kosmicznej harmonii, tylko, wskutek niemonoci pogodzenia sztuki i astronomii, do nieznonego haasu. Aby skrci ju t przykr histori: Czoowi muzycy owego czasu zdobyli szturmem paac despoty i zasztyletowali go wsplnie kamertonami. Widziaem to wszystko w wyranych obrazach przed oczyma mojej duszy: Pelogg zataczajcy si, krwawicy z dziesitkw ran po kamertonach, idzie przez ogrody swojego paacu i wpada w kocu do stawu ze zotymi rybkami, w ktrym woda zabarwia si na rowo. Muzyka trbuzonowa wzmoga si ju do trudnej do zniesienia kakofonii, a mj wzrok wznis si od trupa despoty w kierunku kosmosu, gdzie rozszala si chaos, planety i gwiazdy poruszay si w dzikim tacu przeraliwej muzyki, a cay wszechwiat zapad si w kocu w jednym gwiezdno-planetarnym wirze, ktry krc znikn w czarnej nicoci - wtedy muzyka trbuzonowa nagle zamilka.

Wytrzeszczyem oczy. Dyszc ciko, usiadem na krawdzi mojego krzeseka, zlany potem, mimo panujcego zimna. Wszyscy suchacze rozmawiali midzy sob poruszeni. Zobaczyem Kibicera, ktry kaza Przeranicy otrze sobie pot z czoa. - To takie wspaniae - sapa siedzcy obok mnie karze. - Syszaem to ju dziesitki razy, a wci na mnie dziaa. Co ja mwi -jest coraz lepsze. - Uczucie porwania w ten gwiezdny wir jest silniejsze za kadym razem - powiedzia kto za mn. - Przez jeden cudowny moment wydawao mi si, e sam jestem gwiazd. To byo niesamowite! Wszyscy mielimy t sam wizj. Publiczno tu zgromadzona bya najwidoczniej sta grup, ktra wielokrotnie suchaa tej muzyki. Widziaa do tego te same obrazy, nia o tych samych historiach. Gdybym nie by wiadkiem tego, nigdy nie uwierzybym, e moliwa jest taka forma przekazu artystycznych treci. Dopiero teraz przestaem aowa, e tu przyszedem. Musz jutro osobicie podzikowa za to Fistomefelowi Szmejkowi. Trbacze znw rozpoczli gra, dwiki brzmiay teraz jak flety, nosowo, lub jak lutnie, wic zamknem ochoczo oczy. Zobaczyem kamienne zamki na tle szarego, chmurnego nieba. Chorgwie trzepoczce nad grami trupw polegych wojownikw, w zbrojach pokrytych zakrzep krwi. Ktliwe wrony siedzce na szubienicach, z ktrych zwisali powieszeni. Ponce stosy z przywizanymi do nich spalonymi szkieletami - znajdowaem si najwidoczniej w camoskim redniowieczu. Byo dla mnie zagadk, jak muzycy wydobywali ze swoich trbuzonw dwiki przywodzce na myl prymitywne instrumenty dte i strunowe z tamtego czasu; beczce trbienie i monotonne dwiki katarynki, zmikczajcy kamienie lament kobz i le nastrojone gle. Za jednym zamachem ogarnem wzrokiem najukochaszy krajobraz, niekoczce si rzdy winnic pod promiennym letnim niebem. A pord nich ujrzaem wzgrze, wygldajce jak otwarta czaszka olbrzyma, wypeniona czarn wod. To musiay by Winay, najwiksze tereny z winnicami na obszarze Camonii, rozcigajce si wok gorgyleskiej Czaszki Bolloga. Ponownie wiedziaem co, nie majc pojcia, skd to wiem: e bya to opowie o Gizzardzie von Ulfo i jego legendarnym Winie Komety. Znaem j dotychczas jedynie w skrconej wersji wierszowanej, z utworu Alego Aria Ekkminera Wino Komety. Lecz mj umys wypeni si nagle wszystkimi szczegami tego straszliwego redniowiecznego dramatu. Co tysic lat kometa Lindenhoopa, przechodzc przez nasz System Soneczny, zblia si tak bardzo do naszej planety, e przemienia swym blaskiem cae lato w jeden, niekoczcy si soneczny dzie. Gizzard von Ulfo, monowadca z czasw camoskiego redniowiecza, waciciel licznych wzgrz z winnicami i alchemik z zamiowania, przekonany by, e winorole posadzone krtko przed owym latem bez nocy, wydadz winogrona, ktrych smak przecignie wszystko, co kiedykolwiek trafio w butelki - chcia stworzy Wino Komety. Kometa zbliaa si, nadszed najduszy ze wszystkich dni, a ar soca i blask ciaa niebieskiego sprawiy, e winorole Gizzarda von Ulfo zyskay jako przechodzc dalece wszelkie oczekiwania. Roliny rosy niewiarygodnie szybko, winogrona byy ogromne jak arbuzy, tak, e mu-

siano je zbiera pojedynczo i ze stkaniem zanosi do prasy. Ich sok by gsty i ciki, peen aromatu i wymienity, a stworzone z niego wino byo najlepsze w dziejach wiata. A Gizzard von Ulfo posiada tysice beczek tego wina. Pewnego dnia Gizzard zwoa wszystkich swych zarzdcw winnic, budowniczych beczek, wyciskajcych sok, ogrodnikw i zbierajcych winogrona na swoim dworze, po czym zamknito bramy. Bez sowa stan z siekier przed swymi ludmi i zacz wyrbywa w beczkach dziury. Mylano ju, e straci rozum i chciano go powstrzyma, lecz on nie da sobie przeszkodzi i nie spocz, pki nie rozbi ostatniej beczki, pki ostatnia kropla nie spyna do ziemi, a caa posiado nie bya przesycona Winem Komety. Na koniec Gizzard von Ulfo, trzymajc wysoko butelk, owiadczy triumfalnie: - A wic, suchajcie... Oto ostatnia i jedyna ju butelka Wina Komety. Najsmaczniejszego, najlepszego, najrzadszego i najdroszego wina w Camonii. Nie musz skadowa ju adnych beczek ani butelek, nie musz paci ju podatkw i wynagrodze, i nie bd musia pozwala camoskim urzdom alkoholowym na terroryzowanie mnie. Potrzebuj wycznie tej jedynej butelki, ktrej wartoci nie da si nawet oceni, musz jedynie obserwowa, jak z dnia na dzie staje si jeszcze cenniejsza. Odchodz na emerytur. - A my? - zapyta jeden z pracownikw. - Co bdzie z nami? Gizzard von Ulfo popatrzy na niego ze wspczuciem. - Z wami? - odpar. - A co ma niby z wami by? Bdziecie oczywicie bezrobotni. Niniejszym jestecie wszyscy bezterminowo zwolnieni. Dopiero w tym momencie, gdy sta tam wrd setek zwolnionych pracownikw, z butelk najdroszego wina wszech czasw w rce, zawitao Gizzardowi von Ulfo w gowie, e by moe lepiej byoby przekaza wiadomo o zwolnieniach na pimie. W oczach jego pracownikw byszczaa dza mordu - i posiadania owej niewyobraalnie drogiej butelki wina. Krg wok Ulfo zacienia si powoli, coraz bardziej i bardziej. - No piknie - pomyla sobie Gizzard von Ulfo, ktry by moe kiepskim pracodawc, ale nie by tchrzem. - Jeli mam ju umrze, to przynajmniej pijany! Nikt prcz mnie nie bdzie posiada Wina Komety. Odbi gwk butelki i wypi jej zawarto jednym haustem, po czym zosta pokonany przez swoich pracownikw. Ale nie doceni chciwoci, ktr rozbudzia jego przemowa. Pracownicy zanieli Gizzarda von Ulfo do najwikszej prasy winogron w posiadoci i wrzucili go do niej, po czym wycisnli. Miadyli go, a ostatnia kropla Wina Komety, wymieszana z krwi Gizzarda von Ulfo, nie zostaa wycinita, i wlali t przeraajc mieszank do butelki. Byo to teraz naprawd najrzadsze i najdrosze wino w caej Camonii. Lecz prawdziwie straszna historia Wina Komety miaa si waciwie rozpocz dopiero teraz, poniewa swym stale zmieniajcym si wacicielom przynosio ono zawsze najgorsze nieszczcia. Pracownicy zostali straceni za zamordowanie Gizzarda von Ulfo, nastpny waciciel butelki zosta zabity przez spadajcy meteoryt, kolejny zosta poarty w czasie snu przez mrwki. Wszdzie, gdzie pojawiaa si ta butelka, szerzyy si wkrtce mordy i zabjstwa, szalestwo i wojna. Przypisywano temu winu wszelkie moliwe waciwoci. Niektrzy wierzyli, e

potrafi budzi martwych do ycia i byo ono szczeglnie wysoko cenione w krgach alchemikw. Wino Komety przechodzio z rk do rk, znaczc Camoni krwawym szlakiem, ktry nagle si urywa, a butelka z krwi i winem Gizzarda von Ulfo jakby znika z powierzchni ziemi. W epilogu zarejestrowaem jeszcze dudnice tremolo, w ktrym brzmiaa caa groza tej opowieci. Potem nastaa absolutna cisza. Obudziem si jak z hipnozy. Wok mnie panowao podniecone zamieszanie, a trbuzonici czycili z zadowolonymi minami ustniki od instrumentw. - To byo nowe - zdumia si karze obok mnie. - Historii o Winie Komety nie byo jeszcze w zeszym tygodniu w programie. Acha! Wic nie graj cigle tego samego. Czuem si zaszczycony, mogc uczestniczy w swego rodzaju premierze, i poczuem si bliszy tej grupie wielbicieli muzyki mgawcowych trbuzonistw. Nawet dziesi robali Midgardu nie zrzucioby mnie teraz z mojego miejsca. Chciaem wicej. Chciaem muzyki trbuzonowej. Suchacze uspokoili si, a muzycy siedli znw do instrumentw. - Myl, e nastpna bdzie Makabryczna Muzyka - powiedzia karze z wyran radoci w gosie. - Bdzie pasowaa do krwawej opowieci o Winie Komety. - Makabryczna Muzyka? - spytaem. - Prosz da si zaskoczy - powiedzia tajemniczo karze. - Teraz bdzie niesamowicie, haha! Ale zaraz, nie wzi pan adnego szala? Doprowadzi si pan jeszcze do mierci. W tym momencie byo mi to cakowicie obojtne. Byem gotowy ponie kad ofiar dla muzyki trbuzonowej. Cz mgawcowych muzykw zagraa ostre tony, ktre wspiy si w nocne niebo, pozostali za grali dyskretne basy. Zamknem znw oczy, ale tym razem nie ujrzaem adnej oszaamiajcej panoramy. Moja gowa wypenia si za to wiedz o Makabrycznej Muzyce derwiszw w czasie przebrzmiewajcego ju camoskiego redniowiecza - o ktrej naprawd nie miaem do tej pory pojcia. Wiedziaem niespodziewanie, e u podstaw muzyki derwiszw ley siedmiostopniowa gama, ktrej odstpy mierzy si interwaem o nazwie szruti - dwa szruti to p dwiku, cztery szruti to cay dwik, a dwadziecia cztery szruti to caa oktawa. Fakt, e interwa nazwano imieniem muzyka, to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie w historii camoskiej muzyki. Hulasebdender Szruti, legendarny derwisz, kompozytor pnego redniowiecza, wynalaz muzyk haasw, ktr mona byo wmiesza w kad dowoln kompozycj. Bazowaa ona na dwikach wywoujcych strach: wycie psw pord nocy, skrzypienie drzwi, kocie wrzaski, glosy szepczce z nicoci, odgosy tortur dochodzce z piwnicy, wredny chichot z poddasza, zawodzenie kobiet na bagnach, wrzaski z zakadu dla obkanych, paznokcie drapice po upkowych tabliczkach - kady dwik potraficy przerazi i dajcy si przedstawi za pomoc instrumentw. Ta Makabryczna Muzyka zostaa wymieszana z popularnymi wczenie utworami, odnoszc niesamowity sukces. Chadzano wwczas na koncerty, eby si przeraa. Owacje miay form krzykw przeraenia, przypadki omdlenia byy rwnoznaczne z probami o bisy, a gdy publiczno z krzykiem szturmowaa do wyjcia, uznawano, e koncert odnis peen sukces. Mod-

n fryzur byy wosy stojce ze strachu, poobgryzane paznokcie uchodziy za szykowne, a spotykajc si niespodziewanie na ulicy, pozdrawiano si efektownym Buuuuuu!", wyrzucajc gwatownie rce w gr. Z tej epoki pochodzi caa masa instrumentw: szubieniczna harfa, dudy grozy, pietra, podwjny wyjcy flet, pia mierci, dwunastoramienny haas z piwnicy, duszca torba. Nie od parady czasy Hulasebdendera Szruti nazywano Przeraajc Epok. Muzyka znw si skoczya i otworzyem oczy. Karze siedzcy obok wyszczerzy si do mnie. - Teraz wie pan ju, o co chodzi. Makabryczna Muzyka. Teraz to dopiero si zacznie! Bd pan gotowy na wszystko! - Opar si o krzeso, zamkn oczy i westchn z bogoci. Czterech muzykw zaczo wydobywa ze swoich trbuzonw taki skowyt, e automatycznie nasuwaa si myl o ogarach toncych wanie w przyzamkowym stawie. Dwch innych muzykw wydobyo z instrumentw meczcy miech, ktrym grskie demony wywouj lawiny. Gruby trbuzonista w rodku orkiestry zagra na swoim instrumencie tak beznadziejny dwik, e brzmia on jak ostatnie tchnienie kogo wieszanego wanie na szubienicy. Wydawao mi si take, e syszaem zawodzenia pochowanych ywcem i wrzaski palonych Przeranic. Lekko zaniepokojony zamknem oczy. Jakie przeraajce obrazy wywoa te we mnie ta muzyka? Jak makabryczn histori opowie? Lecz wpierw zobaczyem jedynie ksiki. Spogldaem po prostu w niekoczcy si korytarz zastawiony regaami i starymi ksigami - by to antykwariat? Co niesamowitego mogo si wydarzy w antykwariacie? Dokadnie obejrzaem sobie grzbiety ksiek. Mj Boe, byy to nie tylko stare ksiki, byy to prastare ksiki, tak antyczne, e nie potrafiem odszyfrowa pisma w ich tytuach. Samotne lampy pod sufitem rzucay upiorne, pulsujce wiato, w ktrym co si poruszao. Czy byy to opisywane przez Deszczblaska lampy z meduzami? I nagle pojem - to byy katakumby Ksigogrodu! Oczywicie, labirynty pod miastem, a ja wanie si w nich znajdowaem! To byo fantastyczne: podr pod ziemi, w ten tajemniczy i niebezpieczny wiat, bez ryzykowania czymkolwiek! Musiaem nasuchiwa jedynie muzyki i oddawa si obrazom. Otworzyem na chwil oczy i zaraz je zamknem, powtarzaem to wielokrotnie, raz za razem, i faktycznie bez trudu mogem przeskakiwa midzy parkiem a katakumbami. Oczy otwarte - park, oczy zamknite - katakumby. Park. Katakumby. Park. Katakumby. Park. Katakumby. W kocu zostaem z zamknitymi oczami. Mimo, e siedziaem waciwie na niewygodnym krzeseku ogrodowym w ksigogrodzkim parku, przemykaem powoli gboko pod ziemi, poprzez sabo owietlony korytarz peen ksiek. Frapujce, ile potrafi dokona ta trbuzoska muzyka. A wszystko wygldao tak prawdziwie! Przytaczajcy zapach starego pa-

pieru - niepojte, t histori mona byo nawet wcha! Nie wszystkie lampy z meduzami pod sufitem funkcjonoway, uwizione w rodku zwierzta rzucay swe niespokojne wiato, w innych brakowao szka, a meduzy ucieky ze swego wizienia. Widziaem nawet niektre z tych wieccych kreatur, przylepione w trakcie ucieczki do regaw, i inne, ktre leay ju wyschnite na pododze. Co za niesamowity wiat! Wszdzie szelecio, prawdopodobnie byy to robaki ksikowe przegryzajce si przez papier. Syszaem piszczce szczury i pezajce chrzszcze. A nad wszystkimi dwikami unosia si cieniutka mgieka. Nagle zdaem sobie spraw, e nie sysz ju muzyki trbuzonowej. Chciaem otworzy jeszcze raz oczy, eby uspokoi si widokiem parku, ale nie udao mi si. Moje oczy byy jak zaszyte. Widziaem za to wyranie przygnbiajcy obraz katakumb - co za przedziwny stan: widzie z zamknitymi oczami. I nie by to ju aden przyjemny dreszczyk, adne bogie przeraenie, to, co odczuwaem teraz, byo nagim strachem. Usiowaem si uspokoi, wmawiajc sobie, e to po prostu kolejny wariant, kolejny trik dla spotgowania efektu koncertu. Tym razem sam tkwiem w rodku historii. By moe nawet jako gwny jej bohater. Jaka bya to historia? I kim ja byem? Przemykaem korytarzem, rzucajc nerwowe spojrzenia na prawo, lewo, na gr i d. I wtedy przeszyo mnie bardzo osobliwe wraenie: Mogem rozpozna wchem, jakie ksiki znajdoway si na regaach. Nie musiaem traci czasu na ich ogldanie, wietrzyem cytrynowy zapach zaginionego zbioru ksicia ksiek Agu Gaaz Oczytanego, ktrego biblioteka bya w tym momencie dla mnie bez znaczenia, poniewa teraz wiedziaem w czyjej historii i skrze tkwiem: Byem Kolofonusem Deszczblaskiem, owc ksiek. To byo niewiarygodne! Nie, wrcz przeciwnie, to byo o wiele za bardzo wiarygodne, byo przygnbiajco prawdziwe. Nie potrafiem ju odrni snu od rzeczywistoci. Staem si cakowicie inn postaci, mylaem jej mylami, czuem jej strach. Wiedziaem teraz take, dlaczego te kosztowne ksiki dookoa nie miay w tej chwili dla mnie adnego znaczenia: Ja, Deszczblask, uciekaem. Ja, Deszczblask, nie byem w labiryntach sam. Ja, Deszczblask, nie byem ju owc, tylko ofiar. Byem cigany przez Krla Cieni. Mogem go ju niemal usysze, szelesty i oddechy za ksikami, i czasami miaem wraenie, e czuj jego gorcy oddech na moim karku, jego ostre pazury szukajce mnie po omacku. Zrezygnowany sprbowaem ponownie otworzy oczy, lecz to mi si nie udao. Byem zamknity w ciele owcy ksiek, uwiziony w katakumbach Ksigogrodu. Czy mona byo umrze w urojonej historii? We nie? Co bdzie, jeli Deszczblask zostanie zabity? Czy w ogle bya to jeszcze historia? Czy te bya to rzeczywisto? Nie byem w stanie ju tego oceni. Jedyne, co wiedziaem, to fakt, e czuem wyczerpanie Deszczblaska kadym wknem mojego ciaa, jego obolae minie, ponce puca, szaleczo bijce serce. Niespodziewanie korytarz si skoczy, a ja staem przed cian z papieru. Uoone bez adu i skadu rkopisy zagrodziy mi drog, pitrzc si a pod sufit. lepa uliczka. Zastanawiaem si gorczkowo, co mog zrobi. Zawrci? I wbiec

w apy Krlowi Cieni? A moe sprbowa zburzy mur z papieru? Zdecydowaem si na to ostatnie i chciaem wanie rozpocz prac, gdy papiery nagle zaczy si porusza. Nie zostay poruszone, ale same si poruszay, przesuway si po sobie jak we, szeleszczc zwijay si i znowu wyprostowyway. Ostatecznie przybray form czego, posta tak, tak straszn, e... - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaah! Kto krzycza z caej siy. -Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaah! Czy by to Deszczblask krzyczcy ze strachu? - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaah! Nie, to byem ja, Hildegunst Rzebiarz Mitw, zniewieciay jaszczur, ktry rzuci si na ziemi i ebra o darowanie ycia. - Prosz! - bagaem kajc. - Prosz, nie! Nie chc umiera! - Moe pan znowu otworzy oczy - powiedzia jaki gos. - Muzyka ju si skoczya. Otworzyem oczy. Leaem na wznak na trawie, przy moim krzeseku ogrodowym, a karze i inni suchacze pochylali si nade mn. - Czy to turysta? - zapyta kto. - Wyglda, jakby pochodzi z Twierdzy Smokw - powiedzia kto inny. To byo dopiero krpujce! Podniosem si ze stkniciem, strzepaem dba z mojej peleryny i znw usiadem. Caa publiczno gapia si na mnie, czuem widrujce spojrzenia Kibicera i Przeranicy, nawet orkiestra patrzya w moim kierunku. - Nie musi si pan czu niezrcznie - zaszepta ze zrozumieniem siedzcy obok mnie karze. - Przytrafio si to ju wielu innym. To do intensywne dowiadczenie, przeywa we wasnym ciele ostatnie chwile Kolofonusa Deszczblaska. - Mona tak powiedzie - zasyczaem w jego kierunku, prbujc jak najgbiej zatopi si w moim krzeseku. Naturalnie, e byo mi mimo wszystko nieprzyjemnie, gdy wyobraaem sobie, jak - waciwie to jak dugo? - krzyczc i skowyczc, tarzaem si przed wszystkimi na ziemi. Z tego te powodu byem szczliwy, e mglawcy chwycili za instrumenty i skierowali na siebie ca uwag. Brzmiao to niemal tak, jakby ponownie sprawdzali zawory w swoich instrumentach. Pozornie na chybi trafi, ten czy inny gra jaki pojedynczy dwik, poza tym nie robili niczego. Czy koncert ju si koczy? By to jaki rytua? Na prb przymknem oczy, tym razem jeszcze bardziej bojaliwie i niemiao ni przedtem. Obraz, ktry teraz ujrzaem, by do abstrakcyjny. adnego krajobrazu, adnej osoby, adnych pomieszcze, widziaem tylko punkty, mae wiecce plamki w rnych kolorach - te, czerwone, niebieskie - zapalajce si po sobie po kolei w ukadzie przypominajcym koo, z pocztku wolno, potem w coraz mniejszych odstpach czasu. Dwiki nie czyy si ze sob, nie tworzyy adnej harmonijnej muzyki. ty, czerwony, niebieski, nastpoway nieprzerwanie po sobie - ty, czerwony, niebieski, cay czas dookoa. Po raz pierwszy nie odczuwaem niczego przy muzyce trbuzonowej, adnej euforii, adnego strachu, nie pojawiaa si adna opowie.

- Rondo Optometryczne! - wysapa karze obok mnie. - Graj mumask muzyk okulistw. W zdumiewajcy sposb wiedziaem te i to, mimo e wczeniej nic nie syszaem o muzyce mumaskich okulistw. Tak, nagle staem si ekspertem od tego marginalnego kierunku muzycznego, wiedziaem o nim wszystko. Na przykad to, e okulici mumascy rozwinli metod diagnozowania polegajc na obserwacji wntrza oka przez kryszta kalejdoskopowy, ktry mona znale w Grach Hutze. Aby mc zajrze poprzez renic do kadego zakamarka oka, lekarz wydaje pacjentowi polecenia, w ktrym kierunku ma spoglda: w gr, w gr na prawo, w prawy rodek, w lewo na d, cakiem na d, w d na lewo i tak dalej, a jego spojrzenie zatoczy kompletny okrg. Mumascy okulici byli oczywicie Mumami, a Mumy, jak wiadomo, maj szecioro uszu, rejestruj wysokie frekwencje, ktre poza nimi sysz jedynie pajki. Ich umys przerabia wszystko, co usysz, w muzyk, dlatego te bezustannie mrucz sobie pod nosem - naturalnie robi to take mumascy okulici w trakcie pracy. Zdarzyo si pewnego razu, e jeden z nich, niejaki doktor Doremius Fasolati, zda sobie spraw, e krenie renicy poczone z melodyjnym mruczeniem dziaa uspokajajco na pacjentw, mao tego, wprawia ich nawet w lekk ekstaz, tak e opuszczaj jego gabinet w pogodnym nastroju, niemale w euforii - niezalenie od tego, jak druzgocca bya diagnoza. To doprowadzio Fasolatiego do wynalezienia muzyki optometrycznej, uporzdkowania nut w ksztacie koa, ktre wiodo motyw muzyczny cay czas do miejsca, w ktrym si rozpocz, kac mu zaczyna od pocztku. Tyle, jeli chodzi o moj wieo zdobyt wiedz na temat muzyki mumaskich okulistw. - Optometryczne Rondo! - woali suchacze. - Zagrajcie Optometryczne Rondo! Otworzyem oczy i zobaczyem, e mgawcowi trbuzonici podnosz si. Ze wszystkich stron dobiegay ostre krzyki zachwytu. Ponownie zamknem oczy. Teraz kadorazowo po trzech trbuzonistw grao jeden dwik, dziki czemu brzmia on o wiele goniej, mocniej i przenikliwiej. wiata, ktre wywoa, byy janiejsze ni przedtem, a fale dwiku doprowadziy moje ciao do drenia. Potrjny dwik rozbrzmiewa po kolejnym potrjnym dwiku, a wiata zaczy kry. Mj wzrok, such i myli te zaczy kry, wszystko coraz szybciej i szybciej. ty ty ty, czerwony czerwony czerwony, niebieski niebieski niebieski, wirujca trjca kolorw, ponca tcza, ktra zamkna si w okrgu i toczya si przez ciemno wszechwiata. Opady ze mnie wszelkie wtpliwoci, oddaem si cakowicie zachwytowi, jaki wywoyway we mnie te abstrakcyjne dwiki. Dotarlimy na obszary wykraczajce poza kad z literackich muzyk, obszary, gdzie historie, obrazy, postaci czy losy nie maj ju adnego znaczenia. Wszystko, co syszaem do tej pory, zdawao si mi banaln utarczk, poniewa to, co przeywaem teraz, byo tak intensywne, e jestem w stanie wyrazi to tyl ko jednym zdaniem: Saem si muzyk. Zaczo si to tak, e si rozpuciem. Tak musi czu si para wodna opuszczajca gotujc si ciecz, unoszc si w chodniejsze masy powietrza. Po raz pierwszy w yciu czuem si prawdziwie wolny od wszystkich ziemskich obowizkw, wolny od mojego ciaa, uciekajcy przed wasnymi mylami.

Potem staem si dwikiem, a kto jest dwikiem, stanie si fal. Omiel si stwierdzi: Ten, kto wie, co to znaczy by fal dwikw, jest ju cakiem blisko tajemnic wszechwiata. A teraz to zrozumiaem, zrozumiaem tajemnic muzyki, zrozumiaem, dlaczego przewysza ona o niebo wszystkie inne sztuki: Chodzi o jej bezcielesno. Gdy uwalnia si ona od swojego instrumentu, naley ponownie tylko do siebie - samodzielny, wolny twr skadajcy si z dwiku, niewaka, bezcielesna, doskonale czysta i cakowicie harmonijna ze wszechwiatem. Tak wanie si czuem, byem muzyk i taczyem w poncym krgu, wysoko nad wszystkim. Gdzie tam na dole by wiat, byo moje ciao, byy moje troski, ale wszystko zdawao mi si teraz drugorzdne. Tu byo koo z ognia, liczya si tylko jego obecno, wirowao i wirowao, a wielobarwne wiato zdawao si wpywa take do jego wntrza, po trzech zakrzywionych torach czcych si w jego rodku. I wtedy je zobaczyem. Trjkoo. Trjkoo, tajemniczy znak widniejcy nad antykwariatami Kibicera i Inacei Anacaci. Rozbyso ono przed moimi wewntrznymi oczami, wywoane moc muzyki trbuzonowej, ktra huczaa teraz z coraz wiksz gonoci. Ten poncy okrg by najpikniejsz, najdoskonalsz, najwspanialsz rzecz, jak widziaem w yciu. Chciaem mu suy i by mu posuszny, byo to moim jedynym pragnieniem. I wtedy wszystko nagle ustao. Muzyka przestaa gra, znak znikn, a ja spadaem. Spadaem gboko, gboko w d. Na wiat, na Camoni, na moje ciao i - cyk! - mj dopiero co uwolniony duch tkwi ponownie nieubaganie w mym ciele, cinity midzy moimi wasnymi atomami. Otworzyem oczy. Mgawcy odoyli instrumenty i zaczli si pakowa. Publiczno podniosa si z miejsc. adnego aplauzu. Zmieszany obejrzaem si. Co za przedziwny koniec dla tak sensacyjnego koncertu! Chciaem zada karowi obok par pyta, ale on ju znikn. Zobaczyem Kibicera i Przeranic oddalajcych si spiesznie wraz z tumem. Publiczno dookoa potykaa si o rzdy krzese, a ja jedyny tkwiem nadal jak zaczarowany na moim ogrodowym krzeseku w parku miejskim Ksigo grodu. Wtedy wszystko stao si dla mnie jasne: Ja te nie miaem ani chwili do stracenia! Jak mogem o tym zapomnie: Moim jedynym celem w yciu byo zdobycie takiej liczby ksiek, jak byem w stanie zgarn i udwign. Szybko, szybko, zanim inni mnie uprzedz! Ksiki, ksiki! I musiay by to oczywicie nice Ksiki z antykwariatw noszcych znak trjkoa. Rzuciem si za innymi. W ksikowym amoku Bieglimy naprzd, rozpychajc si i poszturchujc wzajemnie, aby jak najszybciej opuci park. Wkrtce byem w grupie znajdujcej si w czowce, w ktrej byli te Hachmed Ben Kibicer i Przeranica, ale nie zwracalimy na siebie zupenie uwagi. Miaem misj, musiaem kupi ksiki, duo ksiek, nic innego mnie nie interesowao. Tak, jakby muzyka trbuzonowa wypukaa z mojego umysu wszystko prcz tej jednej myli, maszerowaem naprzd wypr-

ony jak onierz, klepic w kko jedno polecenie: Musz - kupi- ksiki. - Kupi ksiki! Kupi ksiki! Kupi ksiki, ksiki, ksiki] W kocu pojawia si pierwsza ulica - ale nie byo przy niej adnego antykwariatu. Prawdopodobnie bya to jedyna ulica w caym Ksigogrodzie, przy ktrej nie byo antykwariatu, i akurat tam musielimy si zapdzi! Co za marnotrawstwo czasu! Dyszaem z niecierpliwoci, inni przeklinali. Dalej! Dalej! Nastpna ulica: cztery antykwariaty, ale aden nie mia znaku trjkoa. Cholera, s do niczego! Dalej! Nastpna ulica: dwanacie ksigarni, z tego dwie ze znakiem trjkoa - wrd triumfalnego wrzasku zaatakowalimy sklepy, wpadlimy tam jak horda zalanych barbarzycw, tak gwatownie i gono, e klienci w sklepie od razu uciekli, a waciciele obwarowali si za kontuarami, rzucajc w naszym kierunku przeraone spojrzenia. Rozgldaem si gorczkowo. Ksiki, nareszcie! Ktre wzi? Obojtnie! Najwaniejsze s ksiki! Kupowa! Kupowa! Chwyciem wielki kosz na zakupy i wrzucaem do niego ksiki jak leci, zmiataem je z regaw, nie zwracajc uwagi ani na tytu, ani na autora, ani na cen, ani na ich stan. Byo mi wszystko jedno, czy jest to drogie pierwsze wydanie czy tania tandeta, czy ksiki utrafiay w ktre z moich zainteresowa, czy te kupowanie ich nie miao adnego sensu. Dopad mnie nienasycony gd ksiek, ktry mona byo ukoi tylko w jeden sposb: kupowa, kupowa, kupowa. Zdarzya si pewna niemia sytuacja z Przeranic, gdy przypadkowo oboje rzucilimy si na t sam ksik. Szarpalimy j chwil w obie strony, szczerzylimy zby i prychalimy na siebie, a w kocu Przeranic stracia zainteresowanie i rzucia si na jaki stos ksiek, niczym wygod niay sp na martw owc. Bylimy w amoku ksikowym! Publiczno trbuzonowa grzebaa dookoa mnie w ksikach, kupujcy poszturchiwali si i popychali, zgarniali ksiki, jakby jutro miao nie by ju ani jednej. Tu i tam niektrzy si tukli, ale wikszo energii powicano na pozbieranie towarw. Ciko obadowany sunem chwiejnym krokiem przez sklep, spitrzajc stos w moim koszu o kolejne ksiki. Pierwsi udawali si teraz do kas, poniewa nie byli w stanie udwign ju niczego wicej. I tu wydarzay si dramatyczne sceny, poniewa cena zgromadzonych dzie przekraczaa aktualny stan portfela kupujcego. Niektrzy pakali i darli na sobie ubrania, gdy antykwariusz zatrzymywa pojedyncze ksiki, a ja uwaaem te gesty za cakowicie odpowiednie. Jak ten handlarz mg by tak bezlitosny? W kocu zataczajc si pod ciarem kosza, sam dotarem do kasy. Antykwariusz chcia zatrzyma znaczn cz ksiek, gwnie kosztowne pierwsze wydania, tylko dlatego, e nie mogem za nie zapaci! To byo pode i drobnomieszczaskie, zaczem paka i lamentowa, ale nie da si zmikczy. Dziko go objechaem i wyniosem si stamtd, jak tylko zapakowaem do olbrzymiego worka ogromn ilo ksiek, na ktre pozwoliy mi fundusze. Byem spukany z pienidzy, ale szczliwy. Gdy dotarem do gospody, oprniem cay adunek na rodku pokoju. Gapiem si chwil na gr ksiek, szczerzc z zadowolenia zby, po czym padem na wznak na ko i natychmiast zasnem dugim, pozba-

wionych marze snem. Czterysta przepisw z ab Kiedy si obudziem, pomylaem najpierw, e jestem w niewaciwym pokoju, albo e jaki wariat wrzuci tu przez noc gr ksiek. Potem wszystko mi si przypomniao: Koncert. Muzyka mgawcowych trbuzonistw. Pradwik. Wino Komety Gizzarda von Ulfo. Krl Cieni. Muzyka mumaskich okulistw. Ponce trjkoo. Amok ksikowy. Pijany snem podszedem do moich ofiar. Podniosem jedn z ksiek i popatrzyem na tytu. Przeczytaem - Czyszczenie kominkw dla zaawansowanych Biserko Gobbela. Wziem inn. Dwa tuziny na blankach - podrcznik technik biczowania autorstwa Dottfrieda Egga. Wyrzuciem j i wziem kolejn. Sto zabawnych natiftofskich anegdot. Co to za tandeta? Podnosiem jedn za drug i krcc gow oceniaem ich tytuy. Mae kompendium wiedzy o wzach dla leworcznych. Wydmuchiwanie szkl miechami. Wszystko o chronicznych wzdciach. Prehistoryczne mumifikowanie owadw w subtropikalnych bagnach wglowych (w dwudziestu czterech tomach). Kanibalizm stosowany. Jak czesa kur. Tabele korozyjne dla znawcw rdzy. Mycie brody gbk naturaln. Wielka encyklopedia hebli. Czterysta przepisw z ab - no tak, kto kupi te wszystkie idiotyzmy? Ja to zrobiem? Przekopywaem si przez gr ksiek, z tytuu na tytu coraz bardziej trzewy i zrezygnowany. Nie kupiem adnej interesujcej ani kosztownej ksiki, tylko mieci i tandet, wydaem cae moje oszczdnoci na ksiki, ktrymi w najlepszym razie mona byo rozpali w piecu. Zrezygnowany podszedem chwiejnie z powrotem do ka i pooyem si. Dopiero teraz poczuem pulsujcy bl w gowie. Nie bya to chyba, mam nadziej, nieuleczalna choroba mzgu? By moe muzyka wyzwolia drzemic we mnie psychoz, za spraw ktrej znajd si niebawem w izolatce ksigogrodzkiego zakadu dla obkanych, ubrany w kaftan bezpieczestwa. Doprowadzia mnie ju? do finansowej ruiny, dlaczego nie miaaby doprowadzi mnie te do szalestwa? Cicho! Czybym sysza jakie gosy? Tak, bez wtpliwoci byy to gosy w gowie, demencja trzymaa mnie ju w swych lodowatych pazurach, szepczc mi do ucha swe chore rozkazy. Jednak nie, to tylko sprztaczki porzdkujce ssiedni pokj. Sprbowaem si uspokoi. Jak mogo do tego doj? Czy muzyka trbuzoska dysponowaa tak moc? Skoro potrafia doprowadzi mnie do lamentowania i tarzania si po ziemi, wmawiajc mi, e jestem Kolofonusem Deszczblaskiem, mona

byo spodziewa si po niej wszystkiego. Nie pozostao mi nic innego, jak wrci do Twierdzy Smokw ze spuszczon gow, zrujnowany i zaamany. Nie miaem ju nawet pienidzy, eby zapaci za hotel czy za niadanie. Czy ksigarz przyjmie z powrotem ksiki? Nie mogem sobie nawet przypomnie, gdzie w ogle znajdowa si ten antykwariat. I wtedy pomylaem o Fistomefelu Szmejku. Powiedzia, e mj rkopis jest cenny. Moe mgbym mu go sprzeda! Obrciem si z jkiem. Tak nisko ju upadem! Byem gotowy sprzeda za bezcen spadek po Dancelocie, eby tylko dosta niadanie. Mogem od razu pj na Cmentarz Zapomnianych Poetw i wykopa sobie wasn dziur. Zamknem oczy i ponownie ujrzaem ponce trjkoo. Nie tak jasne i promieniste jak wczoraj, ale ze wszystkimi swoimi kolorami, pikne i fascynujce. Znisbym jeszcze troch muzyki trbuzonowej, pomylaem. Wtedy otworzyem oczy i zerwaem si z ka. Co ta muzyka ze mn zrobia? Zrezygnowany patrzyem na gr bezwartociowych ksiek. Musz koniecznie wyj na wiee powietrze. Umyem si i przyszykowaem do drogi. Gdy tylko przekradem si pod widrujcym wzrokiem hotelarza w recepcji - widzia jak wracaem w rodku nocy z ogromnym worem ksiek, wydajc triumfalne wrzaski - wyszedem na zewntrz. Byem zaskoczony, e na ulicach Ksigogrodu tyle si ju dzieje. Musiaem spa nadzwyczaj dugo. Oceniajc po pooeniu soca - zbliao si poudnie. Byo mi to na rk, mogem od razu uda si do Laboratorium Ksiek Fistomefela Szmejka. Dziedzictwo Szmejkw Fistomefel Szmejk oczekiwa mnie z wystawnym niadaniem: chleb pszczeli (bez pszcz), jajka, biaa kawa, sok jabkowy i ciepe Loczki Poety - jak gdyby si domyla, e wpadn do niego wygodniay. Siedzielimy w jego maej, przytulnej kuchni, a uczony szczerzy si, patrzc, jak rzucam si na niadanie. Wypiem litry kawy, spaaszowaem trzy chleby pszczele, cztery jajka i dwa Loczki Poety, opowiadajc w midzyczasie o wczorajszych wydarzeniach. Szmejk zamia si. - Powinienem by pana uprzedzi - to w kocu mgawcowi muzycy. Przy nich trzeba by przygotowanym na wszystko. Przeyem raz koncert, po ktrym wszyscy suchacze - nie wyczajc mnie - zbezczecili cmentarz Przeranic. Na jedn noc wtrcono nas nawet do wizienia. To humor mgawcw - wszystko ma swoj cen. Ale niech pan sam powie - nie byo to tego warte? - Waciwie, to tak - odpowiedziaem, przeuwajc. - W jakim stopniu na pewno. Ale teraz jestem bankrutem. - Wcale tak nie uwaam. - Co ma pan na myli? - Paski manuskrypt. Zbadaem go szczegowo. I uwaam, e jest znacznie kosztowniejszy, ni to wczoraj zakadaem. - Naprawd? Humor poprawi mi si momentalnie. Nalaem sobie jeszcze wicej

kawy. - W rzeczy samej, mj drogi! - powiedzia Szmejk. - Jego warto jest kolosalna, szczeglnie tu w Ksigogrodzie. Sprzedanie go za znaczn sum nie bdzie adnym problemem. Jeli pan chce, mog panu przy tym pomc - nie wymagajc procentw, oczywicie. Jeli za wolaby go pan zatrzyma - w caym miecie otrzyma pan na niego kredyt. - To wspaniale. Czy zdoa pan zidentyfikowa autora? - W istocie, zdoaem. - Ach tak? Kto to jest? Szmejk znw si wyszczerzy i podnis si. - Mog uczyni to nieco bardziej pasjonujcym? Pokazujc panu przy okazji jedn z najpilniej strzeonych tajemnic Ksigogrodu? Prosz za mn! Opuci kuchni, wepchnem sobie do paszczy jeszcze jeden Loczek Poety i podyem za nim. Uczony zaprowadzi mnie do swojego Laboratorium Liter i wskaza na rega z Cierpicymi Czowieczkami. Spojrzaem w kierunku butelek, zawahaem si i przyjrzaem si dokadniej raz jeszcze. Wszyscy Cierpicy Czowieczkowie unosili si bez ruchu w swych substancjach odywczych. - S martwi - powiedzia Szmejk. - Paski tajemniczy poeta ma ich na sumieniu. - Co pan ma na myli? - Wczoraj w nocy czytaem Cierpicym Czowieczkom ustpy z paskiego manuskryptu, aby sprawdzi jako i melodi jzyka. Najpierw zaczli piewa, potem paka. W kocu po kolei zaczli opada i umiera. Jako tekstu ich zabia. To byo zbyt wiele dla tak maych istotek. - Niewiarygodne - powiedziaem. - Przydarzyo si panu ju co takiego? - Nie - odpar Szmejk. - Jeszcze nie. Zaprowadzi mnie do szeroko otwartej klapy w pododze. - Prosz za mn. W d prowadzia rozpadajca si ze staroci drewniana pochylnia; zastkaa udrczona, gdy przetoczy si po niej Robakin, a ja ostronie schodziem za nim. Na dole byo wilgotno i chodno - i zupenie nieciekawie. Typowa stara piwnica z paroma zakurzonymi regaami, na ktrych leay owoce, stay soiki z miodem i wina domowej roboty. Pajczyny, drewno do kominka, tu i tam poamane sprzty z laboratorium, poza tym nic. - To ma by ta najpilniej strzeona tajemnica Ksigogrodu? - zapytaem. - Boi si pan, e kto si dowie, e nie lubi pan sprzta? Szmejk umiechn si, nacisn lekko rega, a on odskoczy wraz z lecym za nim murem. Spojrzaem w dugi podziemny korytarz wypeniony pulsujcym wiatem. - Jest pan gotowy na wejcie do katakumb Ksigogrodu? - zapyta Szmejk, wskazujc lew poow ramion wejcie do tunelu. - Prosz si nie ba, to bdzie wycieczka z przewodnikiem. Powrt gwarantowany. Wkroczylimy w korytarz owietlony dyskretnie lampkami z meduzami - panowaa tu atmosfera podobna do tej z mojej wizji trbuzonowej, lecz nie byo adnych ksiek ani regaw. Na cianach wisiay obrazy olejne, przedstawiajce wycznie Robakiny w rnych kostiumach. - Wszyscy to Szmejkowie - powiedzia Szmejk bez dumy w gosie, gdy przechodzilimy obok obrazw.

- Moi przodkowie. Tam! To Prosperius Szmejk, by kiedy gwnym katem we Floryncie. Ta z przebiegym wzrokiem, Behula Szmejk, osawiona kobieta-szpieg, nie yje od trzystu lat. Ten paskudny typ z tyu to Halirrhotius Szmejk, nikczemny pirat, ktry w czasie przeduajcej si ciszy morskiej zjad wasne dzieci. No c, krewnych nie mona sobie wybra, nieprawda? Rodzina Szmejkw jest rozrzucona po caej Camonii. Jeden z portretw wzbudzi moje zainteresowanie. Posta na obrazie charakteryzowaa si niezwyk chudoci, nie miaa w sobie nic z otyoci typowej dla Robakinw i dysponowaa przeszywajcym wzrokiem, w ktrym zdawao si byszcze szalestwo. - Hagob Saldaldian Szmejk - wyjani Fistomefel. - Mj bezporedni przodek. Od niego mam... ale o tym pniej. By artyst. Tworzy rzeby. Mj cay dom jest ich peny. - Ale ja nie widziaem w domu ani jednej rzeby - wtrciem. - Nic dziwnego - odpowiedzia Szmejk. - Bo i nie da si ich zobaczy goym okiem. Hagob tworzy mikrorzeby. - Mikrorzeby? - Tak, najpierw z pestek czereni i ziarenek ryu. Potem materiay, ktrych uywa, staway si coraz mniejsze. Pod koniec struga rzeby z kocwek wosw. - Czy to moliwe? Waciwie to nie, ale Hagobowi si to udawao. Poka panu par prac pod mikroskopem, jak wrcimy. Wystruga na rzsie kompletn bitw pod Lasem Nurneskim. - Pochodzi pan z niezwykej rodziny - zdumiaem si. - Tak - westchn Szmejk. - Niestety. Im dalej schodzilimy pochyym korytarzem, tym starsze widzielimy obrazy. Pozna to mona byo po rysach na farbie olejnej i warstwach lazuru, po wyranie prymitywniejszym sposobie malowania i kostiumach, jakie mieli na sobie portretowani. - My, Szmejkowie, jestemy w stanie przeledzi korzenie naszego drzewa rodowego a do brzegw oceanw Camonii - moemy sign pod jego powierzchni i zej jeszcze gbiej. Gboko, gboko w d, a do dna morza. Lecz nie bdzie to kokieteri z mojej strony, jeli powiem, e moje pochodzenie jest mi waciwie obojtne. Szmejkowie zawsze zachowywali wobec siebie dystans. Zycie samotnicze to take cz naszego dziedzictwa. Korytarz odbi w innym kierunku, ale oszczdny wystrj nie uleg zmianie: od czasu do czasu lampa z meduz pod sufitem i obraz olejny na cianie, to wszystko. - Tullafahd Szmejk - wyjani Fistomefel - zwany take Pustynnym Skorpionem. Kaza topi swych wrogw w piasku. To jest wykonalne, jeli s to lotne piaski. Wskaza na inny obraz. - Okusaisai Szmejk. Kontrolowa wiat przestpczy w elaznym Miecie. Kaza wyku sobie szczk ze stali i poera swoich rywali ywcem - jedyny Szmejk, ktry upad do poziomu diabelskich cyklopw. A to Cettrosilia Szmejk. Wszystkich swoich mw rozarzonym pogrzebaczem...

ach, to zbyt nieapetyczne, aby o tym opowiada. Oszczdz nam dalszych wyjanie. Jestemy ju prawie na miejscu. Skoro korytarz schodzi nieustannie stromo w d, musielimy by ju do gboko pod ziemi, ale do tej pory nie widziaem ani jednej ksiki. Nagle skoczy si, a my stalimy przed ciemnymi drewnianymi drzwiami z elaznymi okuciami. - No, to jestemy na miejscu - powiedzia Szmejk. Pochyli si i zasaniajc si rk, wymrucza co niezrozumiale w prastary zardzewiay zamek. - Buchemiczny zamek na zaklcie - wyjani niemal przepraszajco, gdy podnis si ponownie. Drzwi otworzyy si z piskiem, bez nacinicia na klamk. - Alchemiczne czary-mary z poprzedniego stulecia. W rzeczywistoci to adna magia. Mechanika cikoci wyzwalana falami dwiku. Ale musz to by waciwe fale dwiku. Oszczdzam sobie cikiego klucza. Pan pierwszy! Przeszedem przez drzwi i stanem nagle w najwikszym pomieszczeniu, jakie widziaem w yciu. Nie miao adnego ksztatu, ktry daoby si opisa za pomoc geometrycznych poj, rozcigao si we wszystkich kierunkach, w gr, na d, wszerz. Ziejce przepaci, kamienne sklepienia wypitrzone na ogromn wysoko. Tarasy pitrzyy si na sobie, jaskinie rozgaziay si, a od nich z kolei odchodziy kolejne jaskinie. Ogromne stalaktyty zwisay z gry, a z ziemi wystrzeliway stalagmity. W tych ostatnich byy wykute schody. Kamienne mosty rozcigay si nad wwozami a wszdzie pulsowao wiato lamp z meduzami, wiecznikw zwisajcych na acuchach z gry ub umocowanych na cianach. Byo to pomieszczenie zoone z wielu, w ktrym wzrok mg bdzi w nieskoczono, a gubi si w ciemnociach. W adnym miejscu nie czuem si nigdy tak zdezorientowany. Lecz naprawd zaskakujcy w tym wszystkim nie by wcale ksztat pomieszczenia, wielko ani owietlenie. Zaskakujcy by fakt, e znajdowao si tam peno ksiek. - To mj magazyn - wyjani Szmejk mimochodem, jakby otworzy tylko drzwi od szopy. Musiay tu by setki tysicy, jeli nie miliony ksiek! Wicej, ni widziaem w caym Ksigogrodzie! Kade miejsce tej monstrualnej jaskini stalaktytowej byo wykorzystane do skadowania ksiek. Regay wykute bezporednio w skale, inne z drewna wznosiy si na zawrotn wysoko, z opartymi o nie dugimi drabinami. Wszdzie leay foliay, w stosach, spitrzone w istne gry, uoone obok siebie w niekoczcych si rzdach. Byy tam proste regay w surowym stanie, kosztowne oszklone szafy antykwaryczne, kosze, beczki, wzki i skrzynie pene ksiek. - Sam nie mam pojcia - powiedzia Szmejk, jakby czytajc w moich mylach. Naprawd nie wiem, ile tego jest. Nie wiem, kto zgromadzi te wszystkie ksiki. Wiem tylko, e wedug konstytucji ksigogrodzkiej wszystko to naley do mnie. - Czy to sztucznie stworzone pomieszczenie? - spytaem. - Czy prawdziwa jaskinia stalaktytowa? - Wydaje mi si, e w duej czci powstao to w naturalny sposb. Wszystko stao tu kiedy pod wod, wskazuj na to skamieliny na skalach, za ktre kady ksigogrodzki biolog daby sobie uci praw rk - zamia si Szmejk. - Ale caa powierzchnia kamieni wyglda jak wypolerowana,

std wraenie sztucznego pochodzenia. Zakadam, e jakie pracowite donie pomogy tu naturze - wicej te nie jestem w stanie powiedzie. - I to wszystko naley naprawd do pana? - zapytaem jak idiota. Myl, e taka ilo ksiek moe nalee do jednej osoby, wydawaa mi si absurdalna. - Tak. Odziedziczyem to. - Czyli to jest to dziedzictwo Szmejkw? Dziedzictwo paskiej - prosz mi wybaczy, lecz s to paskie wasne sowa - zdegenerowanej rodziny? Musiaa by jednak zdumiewajco kulturalna. - Och, prosz nie sdzi, e kultura i degeneracja wykluczaj si nawzajem - westchn Szmejk. Wzi z regau jedn z ksiek i popatrzy na ni w zadumie. - Musi pan wiedzie, e to wszystko nie naleao do mnie od urodzenia - kontynuowa. - Dorastaem daleko od Ksigogrodu, w Gralsundzie. Interesy, ktre tam prowadziem, nie miay naprawd nic wsplnego z ksikami. I nie szy, no c, nie szy mi zbyt dobrze. Ktrego dnia zostaem wic cakowicie bez rodkw. Prosz si nie ba, nie bd teraz pana zadrcza histori mojej modzieczej biedy, przejd od razu do radosnej czci. Szmejk odoy ksik z powrotem. Pozwoliem, aby mj wzrok bdzi po niesamowitej scenerii ksikowej groty. Wysoko midzy stalaktytami fruway biae nietoperze. - Ktrego dnia dotaro do mnie pismo ksigogrodzkiego notariusza kontynuowa Szmejk. - Szczerze mwic, nie miaem najmniejszej ochoty na udanie si do tego zakurzonego miasta ksiek, ale w licie byo napisane, e mam tam obj spadek, ktry, jeli nie pojawi si osobicie, przypadnie w udziale ogowi. Nie byo tam wprawdzie napisane, na czym polega spadek, albo ile by wart, ale w tym czasie przyjbym w spadku nawet szalet publiczny. Wybraem si wic w podr do Ksigogrodu. Okazao si, e spadek - spucizna po moim wujecznym dziadku Hagobie Saldaldianie Szmejku - skada si z maego domku, znajdujcego si teraz z p kilometra nad naszymi gowami. P kilometra ziemi i skal ley midzy nami a powierzchni ziemi? Ta myl nie bya dla mnie zbyt przyjemna. - Objem spadek, oczywicie do rozczarowany, poniewa w czasie mojej podry do Ksigogrodu fantazjowaem sobie o do spektakularnej spucinie. Ale bd co bd - wasny dom, chroniony jako zabytek, nie musiaem ju paci czynszu - w mojej sytuacji by to krok naprzd. Jako mieszkaniec Ksigogrodu mogem studiowa bezpatnie na Uniwersytecie Ksigogrodzkim. Zapisaem si wic na wykady z literatury camoskiej, antykwariatw i na nauk o pimie, bo byo widoczne jak na doni, na czym mona zrobi w tym miecie pienidze. W midzyczasie wykonywaem rne pode zawody, od wdrujcej ksiki po zmywacza noyc. Kto z czternastoma domi zawsze znajdzie prac. Szmejk popatrzy na swe wszystkie donie i westchn. - Ktrego wieczoru grzebaem w piwnicy, szukajc czego, co mgbym sprzeda, ale znalazem w niej tylko puste regay. C, regay w Ksigogrodzie s zawsze potrzebne, wic pomylaem sobie, e zanios jeden na gr, troch odnowi i sprzedam. Gdy chciaem odsun go od ciany, stao si to, co sam pan widzia: otworzyy si tajemne drzwi i wskazay mi

drog do waciwego spadku Hagoba Saldaldiana. - Czy paski wuj zgromadzi tutaj to wszystko? - Hagob? Niemoliwe. Z tego, co o nim wiem, mia nierwno pod sufitem. Struga pod mikroskopem mikrorzeby za pomoc samodzielnie wynalezionych narzdzi. W Ksigogrodzie uchodzi za pomylonego, za dziwaka. By znany z tego, e ebra o jedzenie w piekarniach i gospodach - moe pan sobie to wyobrazi? Siedzia na nieprzebranych skarbach, duba sobie sceny z camoskiej historii na koskim wosiu, a ar suche bueczki i odpadki z kuchni. Nie znaleziono nawet jego ciaa. Jedynie testament. Co za historia, moi przyjaciele! Testament szaleca. Najcenniejsza biblioteka w Camonii, gboko pod ziemi. Ten materia baga, eby przerobi go na literatur. W cigu paru sekund w gowie uoya mi si caa struktura powieci. Mj pierwszy od wiekw pomys nadajcy si do czegokolwiek! Szmejk przeczoga si do elaznej balustrady, skd mg zerka w gbok otcha, ktrej ciany zastawione byy regaami. - Waciciel domu - opowiada dalej - w ktrym istnieje wejcie do podziemnej jaskini z ksikami, staje si automatycznie wacicielem tej jaskini wraz z jej zawartoci. Tak jest od setek lat. A to tutaj, to najwiksza jaskinia z najwikszymi zbiorami antykwarycznych ksiek w caym Ksigogrodzie. Naley od wiekw do rodziny Szmejkw. Wci gapi si w gbi. - C, byoby satysfakcjonujce, gdyby te ksiki byy przecitnej jakoci. Ale to same kosztownoci. Pierwsze wydania. Zaginione biblioteki. Tysicletnie rzeczy, w ktrych istnienie nikt ju nie wierzy. Niektrzy antykwariusze byliby szczliwi, posiadajc cho jedn, jedyn ksik ze zgromadzonych tu dbr. To nie tylko najwiksza jaskinia w Ksigogrodzie, to najwikszy skarb miasta. Znajduj si tu niektre ksiki ze Zotej Listy. - Nie boi si pan, e kto si tu wamie? Na grze jest tylko ten may domek, i ten mieszny zamek na zaklcie... - Nie. Nikt si nie wamie. To niemoliwe. - Ach - zaoy pan puapki! - Nie, nie ma tu adnych puapek. Jaskinia nie jest w ogle chroniona. - Czy nie jest to odrobin... ryzykowne? - Nie. A teraz zdradz co panu: Nikt nie wamie si do tej jaskini, poniewa nikt nie ma pojcia o jej istnieniu. - Nie rozumiem. Powiedzia pan, e naley ona od wiekw do rodziny Szmejkw. - Dokadnie. A oni przez stulecia wymazywali wspomnienie o tej jaskini. Przekupywali ksigogrodzkich urzdnikw. Znikay zapisy z ksig wieczystych. Faszowano ksiki do historii i mapy. Podobno znikay te nawet jakie osoby. - O mj Boe! Skd pan to wie? - Tu, w grocie, istnieje niezmierzona ilo dokumentw mojej rodziny. Dzienniki, listy, papiery wszelkiego rodzaju. Otchanie same si otwieraj, nigdy by pan w to nie uwierzy. Szmejkowie to rodzina zepsuta do szpiku koci. Mwiem ju panu, e nie jestem szczeglnie dumny z mojego pochodzenia. - Szmejk popatrzy na mnie powanie. - Ta jaskinia waciwie nie istnieje. Wiem o niej jedynie ja i paru moich najbliszych wsppracownikw, do ktrych mam absolutne zaufanie.

Kolofonus Deszczblask oczywicie te. I teraz take pan. Zaniemwiem na moment. - I dlaczego wtajemniczy pan akurat mnie? Zupenie obcego? - To te jeszcze panu wytumacz. Ma to zwizek z paskim rkopisem. Lecz niech pan pozwoli przej do naprawd interesujcej czci mojej opowieci. - Jest jeszcze bardziej interesujca cz? - musiaem si zamia. Szmejk oderwa si od balustrady i wyszczerzy do mnie. - Wie pan, ludzie w tym miecie uwaaj mnie za antykwariusza z bardzo wyspecjalizowanym asortymentem. Za szczliwego spadkobierc, dorobkiewicza z dobr rk do wartociowych ksiek i wietnymi relacjami z kolekcjonerami i owcami ksiek, za kogo, kto nie posiada w domu niczego prcz skrzynki ksiek. Przybra nagle wyraz twarzy, ktrego nie byem w stanie rozszyfrowa. - Ale tu, na dole, jestem inny. Widzi pan tam ten rega? Z pierwszymi wydaniami z czwartego stulecia? Dziki jednej z tych ksiek mgbym ku pi ca dzielnic w Ksigogrodzie. Albo przekupi na cae ycie jakiego polityka. Albo wynie na urzd jakiego burmistrza, finansujc mu kampani wyborcz. Oczywicie nie robi tego. - Oczywicie, e nie - powiedziaem. Nie miaem pojcia, do czego zmierza Szmejk. Mam nadziej, e niedugo wspomni o moim rkopisie. - Nie, oczywicie nie robi tego sam. Ka zaatwia to moim figurantom. O czym on mwi? Zrobio mi si nieprzyjemnie. Szmejk patrzy si na mnie nieprzerwanie. - Nie kupuj ksiek. Kupuj cae antykwariaty. Sprzedaj cae kontyngenty ksiek. Zalewam rynek tanimi ksikami, rujnujc okoliczn konkurencj, a gdy plajtuj, kupuj ich sklepy za bezcen. Ustalam wysoko czynszu w caym Ksigogrodzie. Naley do mnie wikszo wydawnictw w miecie. Prawie wszystkie myny papiernicze i drukarnie. Wszyscy lektorzy w Ksigogrodzie s na mojej licie pac, tak samo jak wszyscy mieszkacy Jadowitej Uliczki. Ja ustalam ceny papieru. Nakady. Ja decyduj, jaka ksika odniesie sukces, a jaka nie. Ja tworz wzitych pisarzy i ja ich niszcz, kiedy tylko mi si to spodoba. Jestem wadc Ksigogrodu. Jestem camosk literatur. Czy to jaki art? Czy uczony poddawa mnie jakiemu sprawdzianowi? Raczy mnie prbk swojego dziwnego humoru? - A to dopiero pocztek. Zaczynajc od Ksigogrodu, ca Camoni pokryj sieci moich antykwariatw. Mamy ju filie w Gralsundzie, Floryncie i Atlancie, i mog pana zapewni, e interesy id wymienicie. Ktrego, nie tak odlegego, dnia bd kontrolowa cay handel ksikami i nieruchomociami w Camonii, a std tylko may kroczek do politycznego jedynowadztwa. Jak pan widzi, myl ju w szerokich perspektywach. - Pan artuje - odparem bezradnie. - Nie. Nie artuj. I prosz traktowa mnie powanie, bo w jedno moe pan mi naprawd wierzy: Szczeglnie dla typw paskiego pokroju bdzie to mao zabawne. - Jego gos nabra ostrej barwy, ktra mnie zmrozia. - Typw jakiego pokroju? - zapytaem. - Artystw! - krzykn Szmejk i wypowiedzia to sowo tak, jakby m-

wi szczury". - Obawiam si, e artyci bd najbardziej cierpie pod moj wadz. Bo mam zamiar zlikwidowa literatur. Muzyk. Malarstwo. Teatr. Taniec. Wszystkie gazie sztuki. Cay ten dekadencki balast. Ka spali wszystkie ksiki w Camonii. Wszystkie obrazy olejne ka wymy kwasem. Ka rozbi wszystkie rzeby, porozrywa wszystkie partytury. Z instrumentw muzycznych ka zrobi stosy. Ze strun skrzypcowych bd wizane powrozy. I wtedy zapanuje cisza - kosmiczna cisza i porzdek. Wtedy bdziemy mogli w kocu odetchn. I zacz od pocztku. Wolni od plagi, jak jest sztuka. wiat, w ktrym bdzie istniaa jedynie rzeczywisto. - Szmejk jkn z rozkosz. Jeli nie by to art, pomylaem, moga to by tylko prba jakiej sztuki teatralnej. Albo pocztek powanej choroby umysowej. Widocznie byo to rodzinne. W oczach Hagoba Sadaldiana Szmejka te pono szalestwo. - Potrafi pan sobie wyobrazi, jak czyste bd nasze myli, gdy uwolnimy je od sztuki? - zapyta Szmejk. - Gdy wymieciemy nasze zamiecone umysy z bezsensownego brudu wyobrani? Ile czasu zyskamy, by troszczy si o prawdziwe aspekty ycia? Nie, oczywicie, e nie potrafi pan sobie tego wyobrazi. Jest pan przecie poet. Splun mi tym sowem prosto w twarz. - Usunicie wszystkich gazi sztuki nie odbdzie si pewnie bez usunicia wszystkich artystw. auj, poniewa wielu artystw znam osobicie, niektrzy z nich s naprawd miymi ludmi - a nawet przyjacimi. Trzeba ustali jednak jakie priorytety. Rysy Szmejka stwardniay. - Tak, przyjaciele bd musieli umrze. Pewnie bdzie pan chcia spyta: Czy jestem gotw wzi na siebie win za to wszystko - czy nie bd czu adnych wyrzutw sumienia? Odpowied jest cakiem prosta: nie. Na moim stanowisku nie mona sobie po prostu pozwoli na wyrzuty sumienia. Na szczcie kurcz si wraz z narastajc wadz, to cakiem naturalny proces. Miaem ju naprawd do. - Chciabym ju i - powiedziaem. - Czy mgby mi pan odda rkopis? Szmejk zachowywa si, jakby nie sysza mojego pytania. - Jedyn form sztuki, ktr dopuszcz, bd koncerty trbuzonowe - poniewa w rzeczywistoci nie jest to adna sztuka, tylko nauka. Myli pan pewnie, e to, co pan wczoraj usysza, byo muzyk. Musz wyprowadzi pana z bdu - to bya alchemia akustyczna. Hipnoza poprzez wibracje. Muzyka jest najpotniejsz ze wszystkich sztuk - musiaem to po prostu wykorzysta. Niech pan sprbuje zmusi publiczno wierszem do taca! Albo do maszerowania. Niemoliwe! Tylko muzyka to potrafi. Odkryem tu na dole partytury Doremiusa Fasolatiego, Ronda Optometryczne i od razu rozpoznaem ich potencja. Uporzdkowanie nut w okrgu trafio do mnie, zanim przeczytaem jakkolwiek nut. Wszystko kry, mj drogi! Za pomoc Mawcowej Orkiestry Trbuzonowej udao mi si przeksztaci muzyk we wadz. Nuty w onierzy. Instrumenty w bro. Suchaczy w niewolnikw! Mylelicie, e suchacie muzyki, ale to wszystko byy jedynie rozkazy w hipnozie. Wczoraj kazalimy wam kupi ksiki, a jutro moe spalicie miasto. Moglibymy rozkaza wam nawet pore si

wzajemnie i uczynilibycie to z radoci. Jakkolwiek nieprzyjemna byaby ta sytuacja, nie czuem si zagroony. Cakowicie dorwnywaem grubemu robakowi mas ciaa i znaem drog powrotn. - Czy wrczy mi pan teraz mj manuskrypt? - spytaem raz jeszcze, tak uprzejmie i stanowczo, jak tylko byo to moliwe. Jeli nie zareaguje teraz, po prostu sobie pjd i wasnorcznie postawi na gowie cay dom, a go znajd. - Och, przepraszam pana bardzo - powiedzia Szmejk i ponownie sta si uprzejmym gospodarzem. - Rkopis! Troch si zapdziem z t pogawdk. Pochyli si, a jego gos nabra konspiracyjnej barwy. - Zachowa pan dyskrecj wobec moich intymnych wyzna, nieprawda? Byoby mi nieprzyjemnie, gdyby co z tego doszo do publicznej wiadomoci. Na bank zwariowa. Kiwnem gow z ostronoci. - Rkopis, tak - powiedzia i z chlupotem podszed do regau. - Przecie dlatego tu jestemy. Musz panu co jednak najpierw pokaza. Tu, w tej ksice. Wycign z regau czarn ksik, na ktrej okadce wytoczone w zocie widniao te podejrzane trjkoo. - To niesamowicie stara ksika, ktr kazaem ponownie oprawi. Co sdzi pan waciwie o moim trjkole? Sam je zaprojektowaem. Nie odpowiedziaem. - Symbolizuje trzy skadniki wadzy: wadz, wadz i wadz. Zamia si i wrczy mi ksik. - I co mam z tym zrobi? - spytaem. - Ma pan do mnie trzy pytania. Po pierwsze, chcia pan wiedzie, dlaczego wtajemniczyem w to wszystko akurat pana, zgadza si? Po drugie, chcia pan wiedzie, co to wszystko ma wsplnego z paskim rkopisem. I po trzecie, chcia pan wiedzie, ile z tego, co panu opowiedziaem, jest prawd. Do trzech razy sztuka, nieprawda? Jedyna odpowied na te wszystkie trzy pytania jest zawarta w ksice z trjkoem. Oczywicie na stronie 333. Zwlekaem z otwarciem ksiki. - Jak odpowied na wszystkie dzisiejsze pytania moe by zawarta w tak starej ksice? - Odpowiedzi na niemal wszystkie dzisiejsze pytania zawarte s w starych ksigach - odpar Szmejk. - Jeli chce si pan dowiedzie - prosz sprawdzi. Jeli nie - niech pan po prostu tak to zostawi. Czy bya to kolejna manifestacja jego choroby umysowej? Czy on wierzy co w tych przypadkach byo normaln rzecz - w znaki i rozkazy ukryte w tekstach, w mistyk liczb albo w gosy dochodzce z ksig? To by pasowao. Ale dlaczego, do kata, nie miabym po prostu tego sprawdzi? Przynajmniej mogem si w ten sposb przekona, czy naprawd mam do czynienia z wariatem: Jeli tekst na stronie 333 nie mia absolutnie adnego odniesienia do naszej sytuacji, moja diagnoza bya suszna. W takim wypadku mogem tylko ucieka std jak najszybciej i mie nadziej, e nie jest to zaraliwe. Otworzyem ksik w przypadkowym miejscu. Strona 123. A po numer w dole strony bya ona pusta. Spojrzaem na Szmejka, ktry si umie-

cha. Kartkowaem dalej. Strona 245. adnego tekstu, adnej ilustracji. Take ssiednia strona bya pusta. 299. adnego tekstu. - Przecie niczego tu nie ma. - powiedziaem. - Patrzy pan przecie w nieodpowiednie miejsca - odpowiedzia Szmejk i unis trzy palce. - Strona 333. Kartkowaem. Strona 312. adnego tekstu. Strona 330. adnego tekstu. Strona 333. Teraz dopiero j otworzyem. Rzeczywicie co tam byo, zapisane bardzo maym drukiem. Pooyem do na kartce, wytyem wzrok i przyjrzaem si jej bliej. Dziwny chd ogarn czubki moich palcw. Na tej i na ssiadujcej stronie widniao cay czas jedno i to samo zdanie: Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty.

Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty.

Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty.

Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty.

Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty.

Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty.

Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty.

Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty.

Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty.

Zimno wznioso si w gr od palcw, poprzez rami i ogarno cae ciao. Zakrcio mi si w gowie, mj wzrok zmtnia i usyszaem jeszcze Szmejka mwicego: Naley pan naprawd do tych marzycieli wierzcych, e odpowiedzi na wszelkie pytania tkwi w ksikach, nieprawda? Lecz ksiki nie s z natury pomocne i dobre. Potrafi by nad wyraz zoliwe. Sysza pan kiedykolwiek o Niebezpiecznych Ksikach"? Niektre z nich potrafi zabi nawet przez najlejszy dotyk". Cz druga Katakumby Ksigogrodu Z ksigi na ksidze spitrzony Przeklty i opuszczony Obleczony martwymi oknami Zamieszkany tylko duchami Rzdzi tam robactwo ponure Oprawione w papier i skr Dom z obdu i dwikw ciany Paacem Cieni zwany ywy trup Zostaem otruty, och moi drodzy przyjaciele, trucizn, ktr nasczone byy strony tej prastarej ksiki teraz pewnie rozumiecie, co miaem na myli mwic, e ksiki mog zrani, a nawet zabi. Staem si ofiar jednej z Niebezpiecznych Ksiek. Trucizna dziaaa szybko, bardzo szybko: Ledwie dotknem palcami stron, a ju lodowata fala przeszya moje ciao, strumie zimna, ktry zamrozi wszystkie naczynia krwionone, kady nerw i pojedyncz komrk, a straciem czucie i w kocu nawet oczy odmwiy mi posuszestwa. Zostae wanie otruty. To zdanie byo jedynym, co pozostao. W cakowitej ciemnoci pozostaa jedna, jedyna myl, ktra powtarzaa si bez koca: Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Znacie te przeraajce sny, w ktrych jest si zapanym w wieczn ptl, w ktrej musicie ni cigle to samo? To dziao si wanie ze mn, wraz z tym strasznym zdaniem: Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Czy to jest mier? Gdy ostatnia rzecz, ktr si widziao, syszao albo pomylao, powtarza si w nieskoczono, a ciao rozpadnie si na swe pierwotne skadniki? Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Zostae wanie otruty. Niespodziewanie znw ujrzaem wiato, tak nagle i zaskakujco, e pewnie bym krzykn, gdybym by w stanie to zrobi. Co si ze mn dziao? Wtedy rozpoznaem Fistomefela Szmejka. Zobaczyem najpierw jego nieostr sylwetk, potem obraz stawa si coraz bardziej wyrany i wyra-

ny. Pochyla si nade mn, a obok niego znajdowa si... - Faktycznie, to by Claudio Harfenstock, przyjazny Dzikun i agent literacki! Patrzyli na mnie z zaciekawieniem. - Znw dochodzi do siebie - powiedzia Harfenstock. - To faza aktywna - stwierdzi Szmejk. - Zdumiewajce, jak precyzyjnie dziaa nadal ta trucizna, po wszystkich tych latach. Chciaem co odpowiedzie, ale moje usta byy jak zapiecztowane. Za to wzrok mi si polepsza coraz bardziej, no tak, miaem wraenie, e w caym moim yciu nie widziaem tak dobrze. Ci dwaj promieniowali nienaturalnym blaskiem, widziaem tak wyranie kady wos i por na skrze, jakbym obserwowa ich przez lup. - Zapewne chciaby pan teraz wyrazi swoj opini - powiedzia Szmejk - ale trucizna rwnie mocno paraliuje jzyk, jak stymuluje postrzeganie akustyczne i optyczne. Ma pan chwilowo wzrok ora z Mrocznych Gr i such nietoperza - prosz si tym nie irytowa! Cae paskie ciao pozostanie sparaliowane i wkrtce zapadnie pan w gbokie omdlenie. To wszystko, co zrobi z panem trucizna - nie umrze pan wic od niej. Zanie pan, a potem obudzi si znowu. Zrozumia pan? Chciaem skin gow, nie mogem jednak poruszy adnym miniem. - Ojej, jaki jestem niewraliwy! - zawoa Szmejk, a Harfenstock zamia si gupkowato. - Jake moe mi pan odpowiedzie? C, mog wprawdzie nie mie manier, ale nie jestem te morderc. To pozostawiam innym. Tu na dole jest wystarczajca liczba bezlitosnych kreatur, ktre chtnie wyrcz mnie w tej brudnej robocie. - Dokadnie - powiedzia Harfenstock niecierpliwie, ogldajc si nerwowo dookoa. - Znikajmy std wreszcie. Fistomefel Szmejk nie zwraca na niego uwagi. To niewiarygodne, jak wyranie widziaem ich obu przed sob. Wydawao si, e wiec od wewntrz zimnym, nierzeczywistym wiatem. Moje renice musiay si rozszerzy w nadzwyczajnym stopniu, a serce pompowao krew trzy razy szybciej, ale cae moje ciao byo sztywne jak deska. Byem ywym trupem. - C, mj drogi, troch za mocno grzeba pan na powierzchni Ksigogrodu - powiedzia Szmejk, a jego gos by znieksztacony i brzmia bolenie gono - Przynielimy pana bardzo gboko w katakumby pod Ksigogrodem, tak gboko, e na drog powrotn musielimy sobie wyoy dugi, bardzo dugi sznur. Niech pan to potraktuje jak zesanie. Mogem pana zabi, ale tak jest o wiele bardziej romantycznie. Niech pan pocieszy si myl, e spotka pana ten sam koniec, co Kolofonusa Deszczblaska. Popeni ten sam bd, co pan. Zwrci si ze swoimi sprawami do niewaciwej osoby. Czyli do mnie. Harfenstock zamia si nerwowo. - Musimy ju zwiewa - powiedzia. Szmejk umiechn si do mnie przyjanie. - I prosz potraktowa jako cz kary fakt, e nie wyjani ju panu, co takiego ma w sobie ten rkopis. To do duga historia. A na to nie ma ju naprawd czasu. - Chod wreszcie - ponagla Harfenstock. - Popatrz - powiedzia Fistomefel Szmejk. - Zaczyna si faza pasyw-

na. Poznaje si to po zmniejszajcych si renicach. Opanowao mnie wielkie zmczenie. - renice. renice. renice. renice... - przebrzmiewa gos Szmejka w coraz bardziej sabncym echu. Mj duch zgas jak pomie wiecy na wietrze. Zrobio si znw ciemno. - ycz ci dobrej nocy, mj drogi! - powiedzia Szmejk. -1 prosz pozdrowi ode mnie Krla Cieni, gdy go pan zobaczy. Usyszaem jeszcze miejcego si bez entuzjazmu Harfenstocka i zemdlaem. Niebezpieczne Ksiki Gdy si obudziem, pomylaem najpierw, e znw jestem na koncercie trbuzonowym i mam halucynacje, e znajduj si w katakumbach Ksigogrodu. Spogldaem w niekoczcy si korytarz, zastawiony regaami po lewej i prawej stronie, owietlony lampkami z meduzami. Lecz w czasie, gdy moje znieczulone ciao uwalniao si powoli od sztywnoci, zawitao mi, e naprawd znajduj si w labiryncie pod miastem. Po czci leaem, po czci siedziaem, moje ciao zostao oparte o rega. Czuem, jak ciepo wraca najpierw w stopy, potem w nogi, w mj tuw, a wreszcie do gowy. W kocu podniosem si z jkiem i strzepaem kurz z peleryny. Dziwnym trafem nie opanowaa mnie panika. By moe byo to nastpstwo trucizny, by moe moje nerwy byy jeszcze zbyt przytpione. Czcigodne towarzystwo starych ksig te przyczyniao si do mego uspokojenia. Tak, moi wierni, czytajcy przyjaciele, mimo tego przykrego i zaskakujcego obrotu spraw, byem peen optymizmu. Bo c takiego strasznego si stao? yem. Zgubiem si w podziemnym antykwariacie Ksigogrodu, to wszystko. Byy tu korytarze, wiato, regay, ksiki - nie by to aden dziki, mroczny podziemny wiat. Ksiki byy dobitnym dowodem na to, e kto chcia, znajdowa drog w t stron i z powrotem, gdzie tam nade mn byy setki wyj. Musz szuka ich tylko wystarczajco dugo i znajd ktre z nich - nawet, jeli miaoby to trwa caymi dniami. Szmejk i Harfenstock nie mogli z pewnoci zawlec mnie zbyt daleko, ci dwaj brzuchacze nie wygldali na sportowcw. Maszerowaem wic przed siebie i usiowaem zanalizowa swoj sytuacj. Tak, co do tego nie byo wtpliwoci: Fistomefel Szmejk i Claudio Harfenstock, rzekomi przyjaciele, byli w rzeczywistoci moimi najgroniejszymi wrogami w Ksigogrodzie. Lata izolacji w Twierdzy Smokw nie przyczyniy si najwyraniej do mojego obycia w wiecie. Byem zbyt atwowierny. Pozostawao jednak zagadk, co ci dwaj mieli przeciwko mnie. A moe staem si ich ofiar przez przypadek? Moe byli kim w rodzaju piratw ksikowych, zgranym zespoem ograbiajcym prostodusznych turystw? Harfenstock z pen premedytacj zwabi mnie w sie pajka przy Schwarzmanna 333, to byo pewne. Prawdopodobnie sprzedaj wanie mj cenny rkopis jakiemu bogatemu kolekcjonerowi. By ju pewnie na zawsze stracony - a moje poszukiwania tajemniczego autora dobiegy koca. Przy tej smutnej myli obmacaem si mimowolnie, poszukujc zaginionego rkopisu - i znalazem go od razu w jednej z kieszeni mojej peleryny! Stanem, wycignem go i gapiem si na niego z niedowierzaniem.

Szmejk musia woy mi ten list z powrotem, by skaza go razem ze mn na zesanie w katakumbach. Ale to nie miao sensu! I czynio wszystko jeszcze bardziej tajemniczym. Ba si tego listu, taki musia by motyw! A take tego, e mg sta si znany ogowi. Z jakiego powodu rkopis wydawa si mu niebezpieczny. Tak niebezpieczny, e nie wystarczyo schowa go w podziemnym magazynie, chcia si go pozby od razu razem ze mn. Co go tak niepokoio? I co takiego wprowadzio w roztrzsienie Kibicera i Przeranic? Czy ci dwoje byli w zmowie ze Szmejkiem i Harfenstockiem? Czy co mi umkno, jakie zaszyfrowane przesanie zawarte midzy wierszami, ktre mogli odczyta tylko dowiadczeni antykwariusze i eksperci od pisma? Cho maksymalnie wytrzeszczaem oczy, wpatrujc si w list, nie chcia ujawni mi swej tajemnicy. Schowaem go ponownie i poszedem dalej. Ksiki, nic, tylko ksiki. Wystrzegaem si dotykania ktrej z nich. Im bardziej sabo dziaanie trucizny w moim organizmie, tym nieufniej na nie patrzyem. Nigdy ju nie otworz ksiki bez uprzedze. Oprawiony papier straci dla mnie sw niewinno. Niebezpieczne Ksiki! Jake dobitnie ostrzegaa przed nimi ksika ze wspomnieniami Deszczblaska. Powici im cay akapit, teraz wszystko mi si znowu przypomniao. Teraz, kiedy byo ju za pno. Historia Niebezpiecznych Ksiek rozpocza si prawdopodobnie tym, e jeden z ksikowych piratw rozbi drugiemu czaszk za pomoc cikiego tomu. W tym historycznym momencie zauwaono, e ksiki mog zabija i od tego czasu metody napytania innym biedy za pomoc ksiek przez stulecia powielay si i subtelniay. Ksiki-puapki owcw ksiek byy tylko jednym z wariantw. Te fabrykowane - gwnie, by zdziesitkowa konkurencj - imitacje szczeglnie poszukiwanych i kosztownych dziel, perfekcyjnie przypominajce pierwowzory, byy jednak wyposaone w miercionone mechanizmy. W wydronym tomie znajdoway si zatrute strzay i urzdzenia do ich wystrzeliwania, malekie odamki szka wyrzucane przez niewielkie katapulty, sikawki ze rcymi kwasami albo hermetycznie zamknite trujce gazy. Wystarczyo otworzy jedn z takich ksiek, by zosta olepionym, ciko rannym albo zabitym. owcy ksiek zabezpieczali si przed tym maskami i hemami, kolczugami, elaznymi rkawicami i innymi urzdzeniami Ksiki-puapki byy gwnym powodem ich fantazyjnego i wojowniczego ubioru. Ksiki Toksyczne impregnowane trucizn dziaajc przez dotyk byy stosowane szczeglnie w czasach camoskiego redniowiecza. Za ich pomoc likwidowano politycznych przeciwnikw i obalano krlw, ale te pozbywano si konkurencyjnych pisarzy i natrtnych krytykw. Pomysowo, z jak buchemicy tego czasu rozwinli mnogo trucizn, bya imponujca. Poprzez dotknicie jednej, jedynej strony mona byo oniemie, oguchn, zosta sparaliowanym albo zwariowa, nabawi si nieuleczalnej choroby czy te zasn snem wiecznym. Niektre toksyny wywoyway miertelne napady miechu albo zaniki pamici, delirium albo chorobliwe dreszcze. Innym wypaday wszystkie wosy i zby albo usycha jzyk. Ist niaa trucizna, ktra, gdy weszo si z ni w kontakt, powodowaa syszenie cienkich gosw, tak dugo piewajcych w uszach, a delikwenci dobrowolnie rzucali si z okien. Wariant, ktry mnie spotka, by jeszcze

w miar nieszkodliwy. Kolofonus Deszczblask opisywa, e pewne wydawnictwo z tego czasu zawsze jeden egzemplarz w kadym nakadzie infekowao miercionon toksyn - i robio sobie tym samym reklam. Mona by przypuszcza, e te ksiki zalegay na regaach jak ow, ale dziao si wrcz przeciwnie. Sprzedaway si jak wiee bueczki. Obiecyway dreszczyk, ktrego nie moga zaoferowa normalna ksika: dreszcz prawdziwego niebezpieczestwa. Czytano je ze spoconym czoem i kartkowano drcymi domi, niezalenie od tego, jak nudna bya ich tre. Podobno ksiki te byy szczeglnie popularne wrd starszych wojownikw i poszukiwaczy przygd, ktrzy ze wzgldw zdrowotnych nie mogli ju naraa si na wiksze cielesne mordgi. Gdy camoskie redniowiecze ju przebrzmiao, Toksyczne Ksiki wyszy z mody, take z tego powodu, e nie byy ju do pogodzenia z nowoczesnym prawodawstwem. Za to strach i groz budziy teraz Analfabetyczne Ksiki Terrorystyczne. Byy to imitacje i rozwinicia Ksiek-puapek, przemycane do ksigarni przez radykaln sekt nastawion wrogo do literatury. Gdy otwierao si jedn z Analfabetycznych Ksiek Terrorystycznych, cay sklep wylatywa w powietrze. Sekta produkujca owe Ksiki-pulapki nie nosia adnej nazwy, gdy jej czonkowie zasadniczo odrzucali sowa. Generalnie odrzucali poza tym zdania, akapity, rozdziay, powieci, kad form prozy, wszelk liryk i w ogle ksiki. Sklepy, w ktrych sprzedawano ksiki, byy dla nich obraz ich fanatycznego analfabetyzmu i uchodziy za siedlisko za, ktre trzeba byo wymaza z oblicza Camonii. Szmuglowali oni swoje zdradzieckie Ksiki-bomby do ksigarni, bibliotek i antykwariatw, chowali je midzy dobrze sprzedajcymi si i chtnie czytanymi dzieami i zwiewali. Analfabetyci spekulowali, e wkrtce nikt wicej nie odway si na otworzenie jakiejkolwiek ksiki. Nie docenili jednak pasji czytelniczej wrd camoskiej ludnoci, ktra pogodzia si z ryzykiem rozerwania ciaa za lektur ksiki. Eksplozje stay si z czasem coraz rzadsze, a w kocu kiedy sekta si rozwizaa, poniewa przedwczesna detonacja przy budowie Ksiki-bomby oderwaa ich przywdcy gow. Ale otwieranie ksiek pozostao ryzykown rzecz. Nawet po stuleciach wszdzie mog si jeszcze skrywa Analfabetyczne Ksiki Terrorystyczne, poniewa do obiegu wprowadzono niesamowite ich iloci. I tak szczeglnie antykwariaty spotykao od czasu do czasu to, e ktry z nich wylatywa w powietrze, pozostawiajc po sobie jedynie gboki krater. W Ksigogrodzie wyleciao ju w powietrze pitnacie antykwariatw. W Camonii istniao tyle rodzajw Niebezpiecznych Ksiek, ile byo powodw yczenia komu le. dza zemsty, chciwo, zazdro i zawi byy motywami, dla ktrych je budowano, czasem take i mio, gdy w gr wchodzia zazdro lub nieodwzajemnione uczucie. Zatrute, ostre jak brzytwa brzegi ksiki, winiety, ktrych dotknicie wywoywao bezdech, etykietki z trujcymi zapachami - wyprbowywano wszystko. Ten, kto mia zwyczaj zwilania lin koniuszkw palcw w czasie kartkowania, y szczeglnie niebezpiecznie, poniewa wystarczya maleka ilo trucizny przetransportowana z kartek do jego ust, by z krwaw pian na ustach pad na ziemi rzc. Mae ranki, powstae przez zacicie na zainfekowanym bakteriami zotym brzegu ksiki, mogy doprowadzi do zakaenia krwi. Zakodowane w ksigach buchemikw posthipnotyczne rozkazy byy w sta-

nie doprowadzi czytelnikw, nawet par dni pniej, do rzucenia si ze ska do morza albo do wypicia litra rtci. Z czasem historie o Niebezpiecznych Ksikach rozmnoyy si do tego stopnia, e trudno byo ju odrni prawd od legendy. Podobno w katakumbach Ksigogrodu istniay ksiki poruszajce si o wasnych siach, pezajce, a nawet latajce. Byy one bardziej podstpne i przeraajce ni niektre szkodniki i owady i trzeba byo unieszkodliwia je za pomoc broni, jeli chciao si od nich opdzi. Przebkiwano o ksikach, ktre szeptay i jczay w ciemnociach, i o takich, ktre dusiy swych czytelnikw zakadkami, gdy ci zasypiali w trakcie lektury. Podobno zdarzyo si te kiedy, e jeden z czytelnikw znikn cakowicie w jednej z Niebezpiecznych Ksiek i ju nigdy wicej go nie widziano. Znaleziono tylko jego fotel, z lec na nim otwart ksik, w ktrej pojawi si nowy bohater noszcy nazwisko zaginionego. Byy to myli i historie, ktre przelatyway mi przez gow, gdy bdziem po labiryntach, moi drodzy przyjaciele. Nie wierzyem ani w duchy, ani w czarownice, ani w przeklestwa Przeranic, ani w adne inne hokus-pokus tego rodzaju, ale fakt, e Niebezpieczne Ksiki istniej, stwierdziem na wasnej skrze. Postanowiem sobie, e tu na dole w adnym wypadku nie otworz adnej ksiki. Wic po prostu szedem dalej, nie zwracajc na nie wikszej uwagi. Mj optymizm w midzyczasie ju ulecia. Nie widziaem niczego prcz cian penych ksiek, ktrych nie odwayem si dotkn, od czasu do czasu zauwaaem jak zdech meduz - rwnie dobrze mgbym i przez zdziczay labirynt peen trujcych pokrzyw. Prcz moich wasnych krokw rejestrowaem kady niesamowity dwik, ktry wszed do camoskiej literatury: szelesty i pukania, skowyty i wycie, szepty i chichoty - jak gdybym wpad w partytur z Makabryczn Muzyk Hulasebdendera Szruti. Te dwiki dochodziy pewnie z kanalizacji pod miastem, echa nadziemnego pochodzenia. Ale skoro przeszy przez wszystkie warstwy ziemi i zbdziy tu przez rury i korytarze, powinny byy zmieni si w zupenie inne dwiki. Bya to upiorna muzyka katakumb. W kocu opadem na ziemi. Jak dugo byem ju w drodze? P dnia? Cay dzie? Dwa dni? Straciem wszelk orientacj - czasow, przestrzenn, moraln. Nogi mnie bolay, gowa huczaa jak dzwon. Leaem tam po prostu. Nasuchiwaem przez chwil zastraszajcych dwikw z labiryntw, a potem zasnem z wyczerpania. Morze i latarnie morskie Obudziem si niewyspany, godny, spragniony - i w kiepskim towarzystwie. Po moich nogach, ramionach, brzuchu, twarzy pezay i aziy dziesitki owadw i innego paskudztwa: przezroczyste czerwie, robaki, we, wicce chrzszcze, dugonogie ksikowe straszyda, uzbrojone w zby szczypacze, lepe, biae pajki - skoczyem z krzykiem obrzydzenia, uderzajc dziko po sobie. Robactwo uciekao we wszystkich kierunkach, podczas gdy ja odstawiaem groteskowy taniec i w panice otrzepywaem swoj peleryn. Padalec ksikowy zasycza raz jeszcze niebezpiecznie i brzkn swoj grzechotk, nim znikn ostatecznie za stosem ksiek. Dopiero, gdy przekonaem si, e przepdziem ostatnie szkodniki, uspo-

koiem si w pewnym stopniu. Potem znw pomaszerowaem przed siebie. Co innego mi pozostao? W midzyczasie straciem wszelk nadziej. Nie byo powodw, bym wierzy, e zbliyem si do wyj z labiryntu - by moe wpadem jeszcze gbiej. A owady udowodniy mi, jak szybko mona sta si czci bezlitosnego, podziemnego acucha pokarmowego. Pmartwe wiecce meduzy w trakcie ich bezsensownej ucieczki, ktre od czasu do czasu widziaem, nie przyczyniay si bynajmniej do poprawy mojego samopoczucia - zbyt wyranie przypominay mi o mojej wasnej sytuacji. Sam te tak wkrtce skocz, wycieczony i wysuszony, zjedzony przez insekty na ziemi ktrego z tuneli. A wszystko to z powodu jednego listu. Myl o rkopisie kazaa mi si na chwil zatrzyma i wyj go ponownie. Moe jednak odszyfruj owo tajemne przesanie, ktre doprowadzio mnie do tej paskudnej sytuacji? Ktre by moe bdzie pomocne w wydostaniu si z niej? Bya to idiotyczna, przeniknita rezygnacj nadzieja, ale jedyna, ktra moga mnie w tym momencie zmobilizowa. Zaczem wic ponownie studiowa list. Czytaem go z takim samym zachwytem, ze wszystkimi emocjami, ktrych doznaem w czasie pierwszej lektury i to zapewnio mi chwilow ulg - a dotarem do kocowego zdania: Tu rozpoczyna si historia". Byo to tak pene nadziei, tak bezgranicznie optymistyczne, e zy radoci napyny mi do oczu: najbardziej ufne zdanie kocowe, jakie mona umieci w opowiadaniu. Schowaem rkopis, poszedem dalej, rozmylajc przy tym o zdaniu, ktre znw rozruszao mi umys. Nagle przeszya mnie myl, e tajemniczy autor chcia mi co poprzez nie powiedzie. Tu rozpoczyna si historia". Lecz co chcia powiedzie? To, e moja wasna historia rozpoczyna si dopiero tutaj? To byaby ju jaka pocieszajca myl. A moe powinienem bra to zdanie jeszcze bardziej dosownie? Nie pytajcie mnie, moi drodzy przyjaciele, skd wzio si u mnie to przekonanie, ale byem pewny, e zdanie jest zagadk, a jej rozwizanie przybliy mnie do oswobodzenia. Dobrze wic, potraktujmy je dosownie. Tu rozpoczyna si historia". Gdzie byo tu? Tu w katakumbach? Tu gdzie wanie szedem? Zgoda! Lecz czyj histori mia na myli, jeli nie moj? Co byo tutaj prcz mojej skromnej osoby? Owady, jasne. Ksiki, naturalnie. Genialna myl uderzya we mnie z tak si, e mao mnie nie przewrcia. Ksiki, o ja gupi! Naturalnie, ignorowanie ksiek byo cakowicie idiotyczne - jeli miaem ju oczekiwa jakiejkolwiek pomocy, to tylko od nich. Byem otoczony tysicami mdrych pomocnikw, a nie korzystaem z nich, bo jedno przykre dowiadczenie i par legend o Niebezpiecznych Ksikach powstrzymyway mnie od tego. Musz pomyle o metodzie Kolofonusa Deszczblaska, ktry orientowa si przecie wedug ksiek. Przede wszystkim chodzio o kolejno, w jakiej umieszczano w labiryncie rne biblioteki i zbiory, co doprowadzi o go do jego znalezisk - czy nie byo logiczne, e komu innemu ksiki mog pomc w wydostaniu si z powrotem na powierzchni? Nie dysponowaem wprawdzie gruntown wiedz Deszczblaska, ale

miaem jakie pojcie o literaturze camoskiej. A ustalenie wieku ksiki na podstawie aktualnego stanu, autora, treci i metryki nie byo wielk sztuk. Waciwie byo to cakiem proste: Im starsze byy otaczajce mnie ksiki, tym gbiej musiaem znajdowa si w katakumbach. Im modsze si staway, tym bliej byem wyj. Nie musi zawsze tak by, ale na pewno wystarczajco czsto. Wikszo bibliotek bya odbiciem czasw waciciela. Bd orientowa si wedug tego prostego kompasu i dotr na wolno jeli tylko zbior si na odwag, by studiowa ksiki. A co takiego mam do stracenia? Jeli jedna z Niebezpiecznych Ksiek urwie mi gow albo wpakuje trujc strza midzy oczy, spotka mnie przynajmniej szybki i miosierny koniec, zamiast mierci godowej w mczarniach albo stania si pokarmem dla robactwa. Lepiej umrze wyprostowanym, ni pezajc jak meduza! Teraz trzeba tylko pokona strach i otworzy ksik. Zatrzymaem si. Podszedem do regau. Wziem przypadkow ksik. Wayem j w rce. Czy jest nadzwyczaj cika, klekocze co w jej rodku? Nie. A moe jest zbyt lekka, poniewa znajduje si w niej wydrenie, wypenione mierciononym gazem? Nie, nie jest te za lekka. Zamknem oczy i odwrciem twarz. I otworzyem j. Nic si nie stao. adnej eksplozji. adnej zatrutej strzay. adnej chmury z odamkw szka. Potem dotknem niemiao stron. adnego uczucia lepkoci na palcach. Czy zauwaam objawy nadchodzcego szalestwa? Trudno powiedzie. Knolfnem zbami. Nie, zby te mi nie wypadaj, wszystko byo stabilne. Zawroty gowy? Mdoci? Podwyszona temperatura? Nic z tych rzeczy. Otworzyem znw oczy. Uff! To bya cakiem normalna, niewinna ksika bez mechanizmu detonacyjnego, bez mierciononych gazw czy sikawek z kwasem. Bya to ksika jak wikszo innych. Papier z literami, oprawiony w skr z bagiennych wi. Ha! Czego innego oczekiwae paranoiczny tpaku? Prawdopodobnie szansa natrafienia na Niebezpieczn Ksik midzy wszystkimi tymi dzieami bya jak jeden na miliard. Przeczytaem tytu. He, znaem nawet t ksik, chocia tylko powierzchownie! Chodzio o Mc wanego Orkosa von Dannena, gwne dzieo gralsunderskiego egalizmu. By to kierunek filozoficzny postulujcy radykaln obojtno. fest naprawd obojtne, czy przeczytacie Pastwo t ksik, czy nie, brzmiao pierwsze zdanie, ktre za kadym razem powstrzymywao mnie od kontynuowania lektury. Tak byo i teraz. Odstawiem nieprzeczytan

ksik na rega - reakcja, ktra zachwyciaby kadego egalist, poniewa dokadnie odpowiadaa celom ich filozofii: Nie wywoywa adnej reakcji. Lecz ta ksika dostarczya mi wanych informacji. Moga pochodzi tylko z camoskiego wczesnego redniowiecza - poniewa egalici dziaali w tym czasie, poza tym byo to oryginalne wydanie i do tego pierwszy nakad. Poszedem dalej, mijajc wiele regaw i ksiek, nie zwracajc na nie adnej uwagi, pozostawiajc za sob korytarz za korytarzem. Potem zatrzymaem si, wziem na chybi trafi jak ksik, otworzyem j i przeczytaem: - Zycie jest niestety krtkie - zauway ksi Sommewogel z gbokim westchnieniem. - C - odpar jego przyjaciel Rocco Niapel, umiechajc si, podczas gdy nalewa sobie szklank wina - nie bd oponowa, jeli tym samym chcesz wyrazi pogld, e egzystencja jest druzgocco ograniczona. Wchodzi Madame Fonsecca. - Och - woa rozbawiona - widz, e panowie rozmawiaj znw o tej poaowania godnej okolicznoci, e bytowanie nasze na tym padole podlega zatrwaajcemu ograniczeniu w czasie. Bya to powie abundowa, bez wtpienia, groteskowa pomyka camoskiej literatury, w ktrej jedna gwna myl powtarzana bya w niekoczcych si wariacjach. A kiedy tworzyli abundonici? W pnym rednio wieczu, jasne! Byem wic na waciwej drodze, poruszaem si od wczesnego do pnego redniowiecza. Dalej! Szybko! Biegem dugo wzdu regaw, nie zwracajc uwagi na ich zawarto. Widziaem dwie meduzy w rnych kolorach, ktre przywary do siebie w miertelnej walce, ale ten widok nie mg mnie ju skonsternowa. Znw byem peen nadziei. Potem zatrzymaem si. Woda nie przetnie chleba - brzmiaa pierwsza linijka tomiku wierszy, ktry wanie otworzyem. Jake si to nazywao? Dokadnie, to bya adynacja, nieprawdopodobiestwo w naturze. A jaka szkoa poetycka rozpoczynaa swe wiersze tradycyjnie z nieprawdopodobiestwem naturalnym? Adynacjalici oczywicie! A kiedy tworzyli adynacjalici? Przed abudonistami czy po nich? Po nich, po nich! redniowiecze miaem ju za sob, a teraz dotarem do camoskiego baroku. Od teraz sprawdzaem w coraz mniejszych odstpach, dawaem sobie wicej czasu, na niektrych regaach sprawdzaem wicej ksiek i wytaem ca literack wiedz, jak wbi mi do gowy Dancelot: Czy Horazio von Senneker tworzy przed Pistolariusem Genkiem czy po? Kiedy Platoto de Nedici wprowadzi do camoskiej literatury adapcjonizm? Czy Glorian Kurbisser nalea do Gralsunderskiego Cyrkla czy do Grupy Tralamander? Czy oksymoronistyczna poezja Freddy'ego Wochatego pochodzia z Niebieskiego czy tego Okresu? Dzikowaem poniewczasie mojemu ojcu poetyckiemu za bezlitosno, z jak kaza mi wkuwa te wszystkie fakty. Przeklinaem go wtedy za to, a teraz uratuj mi moe ycie! Tak, jakbym eglowa przez ciemne morze, na ktrym na maych wyspach stay niezliczone latarnie. Latarniami byli poeci, ktrzy poprzez stulecia przekazywali sobie nawzajem samotne przesania, a ja eglowaem za wiatem nawigacyjnym poezji, od wyspy do wyspy - to bya moja ni w labiryncie. Zapomniaem o godzie i pragnieniu,

porywaem ksiki z regaw, czytaem, kombinowaem, pieszyem dalej. Zatrzymaem si ponownie i wziem now ksik: Kosmos implodowa - brzmiao pierwsze zdanie. Bez wtpienia powie antyklimaksowa, gatunek, ktrego przedstawiciele rozpoczynali swoje dziea w najbardziej emocjonujcym i spektakularnym momencie - czynic fabu stopniowo coraz bardziej bah, a w kocu urywaa si ona na jakiej marginesowej uwadze. Antyklimaksici naleeli do camoskiego romantyzmu - znw dotarem jedn epok dalej. Uwolni cmok swe usta od jej ust i usiad chrzst na rozklekotanym krzele. Podnis szelest papier i obserwowa go mrug. - Czy to jego testament? - spyta och. Westchna stek. - Nie odziedziczymy wic posiadoci Dunkelstein, tylko stary taboret do dojenia ? - Rzuci prast papier do kominka, gdzie trzask spon. Zamia si heh i splun smark na podog. Zapakaa szloch. O rany - onomatopoetycki utwr! Autorzy z tamtego czasu stracili przypuszczalnie wiar w si wyobrani swoich czytelnikw i wierzyli, e musz wykorzystywa w swej poezji tego typu sztuczki - co wedug naszych wspczesnych upodoba rujnowao nawet najbardziej dramatyczny tekst. Ludzie typu Roili Fantono i Montanios Truller pisali tak przekonani, e s szalenie nowoczeni. Dzi na podstawie takich gupot mona byo tylko stwierdzi anachroniczno tekstu. Jednak: byy to pocztki nowoczesnej camoskiej powieci, pierwsze eksperymentalne prby raczkowania nowej literatury - poruszaem si nieprzerwanie w stron nowoytnoci. - Graf von Elfensenf? Czy mog przedstawi panu profesora Felmegora La Fitti, wynalazc powietrza bez tlenu? Moe zagralibymy w trjeczk partyjk rumo. O tak, zdecydowanie dotarem do czasw nowoytnych, ten kawaek dialogu wystarczy, aby mi to udowodni. Bya to powie o Grafie von Elfensenf autorstwa Mineoli Hicka, prekursor wszystkich camoskich kryminaw, ktrych Hick napisa dziesitki, dokadnie przed dwustu laty. Literatura niezbyt wysokich lotw, lecz szczeglnie lubiana bya wrd modziey, popularnoci dorwnywaa niemal powieciom o Ksiciu Zimnej Krwi. Ta tutaj to Graf von Elfensenf i Bezdechowy profesor, ktr jako modzian czytaem z sze razy. Inne czci Grafa von Elfensenfa te stay na regale, od Grafa von Elfensenfa i elaznych kartofli po Grafa von Elfensenfa i Niemartwego pirata. Miaem ogromn ochot przeczyta je wszystkie raz jeszcze, ale nie by to naprawd odpowiedni moment. Zamiast tego wziem z regau ksik, ktra staa obok. Bya maa, oprawiona w czarn skr i bez tytuu. Otworzyem j i przeczytaem: Droga owcy Ksiek Rongkong Przecinak Strza w sedno! To bya ju naprawd nowoytna ksika. Rongkong Przecinak - czy to przypadkiem nie ten, ktry najbardziej bezlitonie ciga Deszczblaska? Mona by powiedzie - wspczesny! Idc dalej, czytaem urywkami. I. Katakumbum owca ksiek jest samotny jak Pajxxxx w labiryncie.

Jego domem jest ciemno. Jego nadziej jest mier. Uhu, mroczny materia. Lecz napisa to w kocu owca ksiek, a przecie nie wszyscy z nich byli tak byskotliwi jak Kolofonus Deszczblask. II. Katakumbum Wszyscy owcy ksiek s rwni. Rwnie bezwartociowi. Hm, bardzo sympatyczny go z tego Rongkonga Przecinaka. Jeden z tych, ktrych nie chciaoby si spotka tu na dole w ciemnociach. III. Katakumbum To, co yje, mona zabi. To, co jest martwe, mona zje. Widocznie chodzio tu o ograniczon filozofi zawodowego mordercy. Niekoniecznie byo to co, co chciabym przeczyta. Ale najistotniejszy by fakt, e chodzio o wspczesne dzieo. Wyrzuciem t miernot za siebie, podszedem do regau i wziem do rki now ksik. By to szczeglnie rzucajcy si w oczy egzemplarz, kosztownie ozdobiony, ze srebrnymi, zotymi i miedzianymi okuciami, okadka wykonana z poyskujcej stali. Wyobracie sobie moje zaskoczenie, och drodzy przyjaciele, gdy j otworzyem i zamiast stron i liter ujrzaem skomplikowan mechanik. Rwnoczenie kamie spad mi z serca. Gdyby bya to jedna z Niebezpiecznych Ksiek, bybym ju bez gowy albo stabym tam ze strza midzy oczami. Ale w takim razie, co to takiego byo? Widziaem krcce si kka zbate, napinajce si sprynki, malekie poruszajce si korbowody. I wtedy w grnej czci ksiki, wygldajcej jak skrzyneczka albo teatr dla lalek, otworzya si miedziana kurtyna i na malekiej scenie pojawiy si mae figury z metalu. Byy paskie jak lalki z teatru cieni, ale imponujco ywe. Przedstawiay najwyraniej owcw ksiek, oddanych kunsztownie i dokadnie w ich wojennych uzbrojeniach. Pojedynkowali si na topory i ostrzeliwali strzaami, a wszyscy padli. Mimo krwawej fabuy byo to wykonane milutko i wysoce wyrafinowane. Potem miedziana kurtyna znw si opucia i zamkna may teatr, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu. To by wietny wynalazek, inteligentna zabawka dla dorosych! Po raz pierwszy zapragnem, mimo mojej niepewnej sytuacji, posi jak ksik z katakumb. Musiaem j tylko wzi ze sob. Biorc pod uwag stan rzeczy, z pewnoci znajd zaraz wyjcie, a na grze w Ksigogrodzie tak rzadka rzecz bya pewnie warta majtek. O, teraz w dolnej czci mechanicznej ksiki co si poruszyo! Byo tam kilkadziesit malekich okienek, wszystkie w jednym rzdzie, w ktrych wiroway litery camoskiego alfabetu. Potem zrobiy klapklapklapklapklap-klapklapklap! Litery zatrzymay si i uoyy zdanie, ktre brzmiao: SZEROKIEJ DROGI YCZY GULDENBART DUBACZ - Co prosz? - spytaem idiotycznie, jakby to ksika do mnie przemwia, a jako odpowied rozbrzmiaa z jego mechanicznego wntrza melodia zegara z kurantem. By to tradycyjny camoski marsz pogrzebowy, ktry gralimy take w czasie kremacji Dancelota. Popatrzyem raz jeszcze: SZEROKIEJ DROGI YCZY GULDENBART DUBACZ Po misternym teatrzyku lalek bya to jednak rozczarowujca i nic nie-

mwica wiadomo. A moe bya to zagadka? Zaraz, zaraz: Guldenbart Dubacz - czy to przypadkiem nie ten owca ksiek, o ktrym Deszczblask opowiada, e zwyk wybija swoich konkurentw szczeglnie wyrafinowanymi Ksikami-pulapkamil Dokadnie, Guldenbart by byym zegarmistrzem wykorzystujcym swoj wiedz o mechanice precyzyjnej, aby... Dopiero teraz zauwayem, e od grzbietu ksiki w stron regau biegnie cienki, srebrny drut, ktry gwatownie wibruje. Rzuciem ksik, upada z brzkiem i dalej graa marsz aobny - lecz byo ju o wiele za pno. Zarejestrowaem dwiczenie drutw, usyszaem, jak napinay si z jkiem w caym korytarzu, jakby strojono ogromn harf - a potem usyszaem za sob gruchot, jak jaki daleki grzmot. Rzuciem do tyu strwoone spojrzenie. W wyej pooonym kocu korytarza przewracay si ogromne regay, jeden za drugim - wycigajc t wyrafinowan Ksik-pulapk, uruchomiem ukryty mechanizm. Jak klocki domina jeden rega powala na ziemi nastpny, ksiki spaday setkami i tysicami na spadziste podoe, regay z hukiem obalay si jeden za drugim. Drewno, papier i skra spitrzyy si w potn fal, ktra suna szybko w moim kierunku, podobna do lawiny botnej gnajcej przez wysuszone koryto rzeki. Uciekaem na d, w gb korytarza, ale nie dotarem daleko. Lawina ju mnie dopada i porwaa ze sob, wrd kbicych si ksiek wpadajcych na moj gow i ciao straciem wszelk widoczno. Przewrcio mnie, wrzeszczaem ze wszystkich si, i potem nagle wszystko poleciao w d. Razem z powodzi ksiek spadaem w przepa, wszystko stao si jedynie potnym szelestem. Potem nagle poczuem straszne szarpnicie, zderzenie i grad ksiek run na moje plecy - musiay spada na mnie tysicami. Nagle zapada zupena cisza i ciemno. Nie mogem si rusza. Ledwie byem w stanie oddycha. Zostaem pochowany ywcem pod ksikami. Unhajm Jeli mielicie jakie wtpliwoci co do faktu, e ksiki naprawd potrafi by niebezpieczne, moi drodzy przyjaciele, teraz z pewnoci si one rozwiay. Rzuciy si na mnie tysicami i wsplnie usioway mnie zmiady i udusi. Nie mogem nic zobaczy, nie mogem porusza ani rkami, ani nogami, powietrze nabieraem z trudem. Ksika wpakowaa mnie w t sytuacj. Niebezpieczna Ksika. SZEROKIEJ DROGI YCZY GULDENBART DUBACZ Teraz zrozumiaem. Byl to widocznie wyraz poczucia humoru owcw ksiek. Wpadem w puapk, ktra nie bya przeznaczona nawet dla mnie, tylko dla ktrego z konkurentw Guldenbarta, a ja wraz ze wieo odzyskanym zaufaniem do sowa drukowanego wlazem w ni na olep. Deszczblask opisywa, e owcy ksiek zamieniali cae korytarze i obszary labiryntw w miertelne puapki. Najwaniejsze rzeczy przypominaj mi si najwidoczniej dopiero wtedy, gdy jest ju za pno. Jak jesienny li woony do ksiki, aby zasech, leaem pod gr papieru. Prbowaem rusza rkami, nogami, obrci gow, ale ledwie uda-

o mi si skrzywi pazur. Oddychanie stawao si z kadym oddechem coraz bardziej mczce, poniewa wcigaem przy tym wicej kurzu ksikowego ni powietrza. Byo tylko kwesti czasu, e si udusz. Uduszony pod ksikami Dancelot z pewnoci nie wypiewa mi nad koysk, e odejd kiedy w taki sposb. Jeli los potrafi by ironiczny, to miaem do hojn tego prbk. Nie wiedziaem nawet, czy byem tylko cinity, czy moe sparaliowany. Moe w czasie tego brutalnego upadku poamaem sobie wszystkie koci - ble w kadym razie za tym przemawiay. Lecz to wszystko byo mi teraz obojtne. Zabieraem si wanie do poegnania z tym okrutnym wiatem i, moecie mi wierzy, moi kochani przyjaciele, e w tych okolicznociach uwaaem to za ask. Wszystko byo lepsze ni ta mka i ble, nawet mier. Oby tylko nadesza jak najszybciej. Ale moje ycie ulatywao mczco powoli. Co si pode mn poruszyo. Czuem, jak jestem unoszony, raz, dwa razy, trzy razy, wraz z ca gr papieru, ktra leaa na mnie. Pomnaao to moje mki, poniewa przez to byem jeszcze boleniej miadony. Czymkolwiek byo to, co poruszao si pode mn, musiao by ogromne jak wieloryb. Bez trudu unosio mnie i ciar nade mn, ebra w mojej klatce piersiowej trzeszczay, i syszaem, jak masa ksiek nade mn rusza z miejsca. Zagruchotao i nagle nacisk z gry odczuwalnie zmala. Ogromna cz papierw musiaa si osun i mogem si w kocu porusza. Nie, jednak widocznie nie miaem zmiadonych wszystkich koci. Ble byy straszliwe, ale mogem porusza rkami i nogami, odgarnia ksiki na bok i spycha je do tyu. Jak dziki uderzaem o nie i spychaem. Rumowisko polunio si, w kocu nabraem wicej powietrza. I wtedy zobaczyem wiato! Rozproszone, barwne wiato wpadajce przez mae szparki, nie tak daleko ode mnie. Wycignem rk w jego kierunku i wysuna si na zewntrz! Wierzgaem i kopaem jak szalony - i wynurzyem si, wynurzyem si z morza ksiek, w ktrym niemal utonem. Sapic i kaszlc, dyszc i kichajc, charczc i plujc, wygrzebaem si na zewntrz, i w kocu zwymiotowaem ca flegm i kurz. Chciwie chwytaem powietrze, wiele razy. Potem sprbowaem si obejrze, ale mj wzrok by nadal przymiony przez kurz, widziaem tylko rozproszone plamki wiata. Wymagao to znacznego wysiku, a cay uwolniem si z rumowiska, z lunej masy mczki papierniczej, skrawkw papieru, podartych i caych ksiek, okadek i lunych stron. Podpezem naprzd i podniosem si. Trudno nazwa staniem to, co robiem na tej niestabilnej rupieciarni. Cay czas zapadaem si jedn albo drug nog. Ale wkrtce wywiczyem si na tyle, e mogem ociera sobie z oczu mieci i oglda si bez padania przy tym jak dugi. Wysoko nade mn wysklepia si kamienny strop. Znajdowaem si w jaskini majcej ksztat pkuli o rednicy co najmniej kilometra. Strop by porowaty, poprzecinany wieloma maymi lub duymi dziurami - przez jedn z nich musiaem spa ze wszystkimi ksikami. Midzy otworami poprzylepiane byy cae kolonie wieccych meduz, we wszystkich moliwych kolorach i rozmiarach, one byy rdem tego pulsujcego wiata. Musiaa by to jaka odmiana pochodni-meduz, ktra bya w stanie funkcjonowa take poza substancjami odywczymi. Byy zdecydowanie wiksze i wieciy intensywniej. Prawdopodobnie zwierzta te rozwiny si z egzem-

plarzy, ktre ucieky z lampek. Pomylaem o dwch meduzach, zwartych ze sob w miertelnej walce - moe nie bya to nawet adna walka, tylko akt miosny. Gromady nienobiaych nietoperzy latay gsto pod stropem w niekoczcych si ptlach, wypeniajc powietrze swym ostrym piskiem. Potem nagle zagruchotao i zagrzmiao; z jednej dziury wyla si potok rupieci z kurzu i papieru, wpadajc do morza ksiek, na szczcie w bezpiecznej odlegoci ode mnie. Wszystkie te zbutwiae, zniszczone i poarte przez owady ksiki, skrawki papierw, wiee z drewna i wszystkie inne mieci w tym wielobarwnym wietle wyglday rzeczywicie jak powierzchnia morza. Zwaszcza e wszystko to nieustannie si poruszao, podnosio i opadao. Wolaem nie myle, jakie to stwory wywoyway taki niepokj - prawdopodobnie bya to armia czerwi i szczurw, robakw i chrzszczy, zajtych skrztnym i ostatecz nym zniszczeniem literatury. Czy nie ma przypadkiem takiego wiersza Pera la Gadeona, ktry nosi tytu Robak Zwycizca? Tak, moi drodzy przyjaciele, widocznie spadem o jedno pitro niej w tym systemie jaski, zsunem si gbiej do jego trzewi. I nawet wiedziaem, jak nazywao si to miejsce. Nie mogo to by nic innego jak Unhajm - zwaowisko mieci w katakumbach. Kolofonus Deszczblask by tutaj i powici tej osawionej jaskini i jej okolicy cay rozdzia swej ksiki. Twierdzi, e jest to najbrudniejszy i najbardziej zapuszczony obszar labiryntw. Mieszkacy wyrzucali tu przez stulecia nie tylko ksikowe mieci. Wiele zamieszkanych jaski w wyszych obszarach dysponowao szybami, prowadzcymi a do dziur w stropie Unhajmu, i wrzucano w nie wszystko, co stracio w katakumbach jakkolwiek warto. Ksikowi piraci pozbywali si w ten sposb cia swych ofiar; dekadenccy ksita ksikowi wrzucali swe codzienne odpadki i ekskrementy; buchemicy swoje trujce mieci i pozostaoci po nieudanych eksperymentach. Deszczblask utrzymywa, e istniej szyby prowadzce a na powierzchni miasta, do prastarych domw przy uliczce Schwarzmanna. Tu na dole zebray si odpady stuleci, humus dla straszliwych rolin i form ycia wszelkiego rodzaju. Byy tu owady i szkodniki, roliny i zwierzta, ktrych poza tym nie dao si spotka w adnej z czci labiryntw. Nawet owcy ksiek omijali to miejsce szerokim ukiem, poniewa nie dao si std nic wynie prcz straszliwych chorb. Unhajm - chore wntrznoci Ksigogrodu, przegnie trzewia katakumb, ich bezlitosny ukad trawienny. Nie panowa tu nikt, ani owcy ksiek, ani Krl Cieni - tylko rozkad. To, co odbyo drog przez labirynty do Unhajmu, rozkadao si najpniej w tej jaskini, przerobione na skadniki morza ksiek, na ktrym staem wanie z drcymi nogami. Bdziem wzrokiem po jaskini. Znajdowaem si mniej wicej w jej rodku, do brzegu miaem okoo p kilometra. Nie za daleko, ale z pewnoci nie bdzie to bezpieczny marsz po tym papierowym rumowisku. Dookoa widziaem liczne wyjcia - prawdopodobnie bramy, przez ktre mieszkacy katakumb w dawnych czasach take wwozili mieci. Byo mi cakowicie obojtne, ktre wyjcie mam wybra, poniewa to, co leao za nimi, byo rwnie niepewne. Pomaszerowaem po prostu w kierunku jakiegokolwiek wyjcia. Cay czas zapadaem si, czasem po kostki, czasem po kolana, czasem

po biodra, ale nie na tyle gboko, abym nie mg wygrzeba si o wasnych siach. Gdzie tylko stanem, roio si co i szelecio i zadawaem sobie trud, eby nie patrze, co takiego tam sposzyem. Od stp po gow byem biay jak duch od kurzu ksikowego, kady misie w moim ciele by obolay od upadku i miadenia, i zy leciay mi z oczu ze zrezygnowania. Lecz, moi jedyni przyjaciele, mimo e ta droga cierpienia bya z pewnoci najgorszym momentem mojego dotychczasowego ycia, brnem hardo naprzd. Przeyem spotkanie z Ksik-pulapk i gboki upadek, byem pochowany ywcem i powstaem - nigdy wczeniej bym nie pomyla, e jestem a tak wytrzymay. Nie byo mi przeznaczone skoczy tutaj na dole, o nie! Przyrzekem Dancelotowi na ou mierci, e zostan najwikszym poet w Camonii i chciaem dotrzyma tego przyrzeczenia, wbrew wszystkim Szmejkom i owcom ksiek, wbrew caemu robactwu w katakumbach. Wydobd si z tego Hadesu, nawet, jeli miabym wygrzebywa si na powierzchni wasnymi pazurami i zbami. Setki pomysw przelatyway mi przez gow, pomysy na powieci, wiersze, eseje, opowiadania, sztuki teatralne - wydobyte przez moj wcieko i upr. By to fundament pod caoksztat twrczoci, na cay rega peen ksiek Rzebiarza Mitw, ktry formowa si wanie teraz, w momencie, kiedy nie miaem nawet moliwoci zanotowania czegokolwiek. Usiowaem zatrzyma te pomysy, przyszpili je do cian mego umysu, lecz one wymykay mi si jak liskie ryby. By to najbardziej kreatywny stan, w jakim si kiedykolwiek znajdowaem, i nie miaem przy sobie nic do pisania! Byo to tragiczne i mieszne zarazem, na przemian miaem si i przeklinaem i nawet przeklestwa, ktre z siebie wyrzucaem, zapieray dech w piersiach - tak byy oryginalne. Mniej wicej poow uciliwej drogi miaem ju za sob, gdy nagle co zaczo haasowa w morzu ksiek. Nie, to bya jedynie normalna aktywno maych zwierztek, i wtedy stao si co dramatycznego - poruszyo si co wikszego. Jedynie par rzutw kamieniem ode mnie rumowisko podnosio si i opadao o kilka metrw, i przypomniaem sobie o ruchach, jakie odczuwaem, kiedy byem pogrzebany pod ksikami. Tak, co byo tam pod powierzchni. Po falach, jakie wywoywao, mogem obserwowa, e kry wok mnie - a jego krgi staway si coraz mniejsze. Z gbin morza ksiek wydobyo si grzmienie, tak rozdranione i grone, e caa wcieko i upr momentalnie ze mnie uleciay. A wraz z nimi kady pomys, ktry bdzi jeszcze po mojej gowie. Za to serce i umys wypeniy si zimnym strachem. Tak musi czu si kto osaczony na rodku oceanu przez rekina albo przez wilkoaka w nocnym lesie. Gdzie by teraz ten potwr? Moe dokadnie pode mn, z szeroko otwart paszcz? I wtedy si wynurzy. Ksiki setkami wylatyway w powietrze, py ksikowy kbi si ku grze, strony fruway, robactwo unosio si - a pomidzy tym wszystkim poruszaa si najwiksza kreatura, jak kiedykolwiek widziaem. Robak Zwycizca}. Tak, moe by to robak, najwikszy z robakw ksikowych w Unhajmie, albo moe jaki w, albo cakiem nowa forma ycia - drzewo genealogiczne tego monstrum byo mi teraz cakowicie obojtne. Widoczna jego cz, wystajca z morza ksiek, bya tak gruba i duga jak dzwonnica,

jego bladota skra przesycona bya brzowymi brodawkami. Z jego biaawego podbrzusza trzepotay setki czuek lub nek czy rczek, nie byem w stanie stwierdzi tego dokadnie. Wok paszczy, ktra ziaa na jego grnym kocu, sterczay zakrzywione dugie zby, ostre, szpiczaste i niebezpieczne jak maczety. Olbrzym zamar tylko na moment, syszao si strumie powietrza, ktry najwyraniej w siebie wessa. Wyprostowa si jeszcze w gr, zarycza oguszajco i rzuci si w morze ksiek, e a hukno, jak gdyby upad naraz cay las. Kurz zawirowa w szarych chmurach i cakowicie otuli robaka. Potem znw opad, a ja zobaczyem, jak monstrum ze swym ogromnym cielskiem toczy si dokadnie na mnie. Ten, kto nie porusza si nigdy po zbutwiaych ksikach, nie ma pojcia, jakie jest to trudne. Nie wiem ju, ile razy potykaem si i upadaem, przewracaem si i toczyem po zboczach pokego papieru, jak czsto wstawaem albo pezaem na czworakach. Cay czas stawaem na ksikach, ktre rozpaday si w py albo kolonie mczniakw, na papier, ktry pka jak cienki ld. Robak wypeni jaskini swym podliwym rykiem, wprawi nietoperze w piskliw panik, i dopiero teraz morze ksiek naprawd zaczo si porusza. Moecie mi wierzy, moi najdrosi przyjaciele, e chtnie poprzestabym na niewiedzy o tym, co azio i czaio si pod powierzchni Unhajmu, lecz ta aska nie bya mi dana. Szalestwo olbrzymiego robaka zaalarmowao wszystkich mieszkacw tej hady mieci i wyszli na gr, by sprawdzi, jaki bezczelny intruz zakci ich trawienny sen. Wygldao to tak, jakby otwarto wrota piekie, piekie wyrzucajcych nieustannie nowe kreatury, ktre chciay przeciga si wzajemnie w obrzydliwoci i mrocznoci. Chrzszcze wielkie jak bochenki chleba, opalizujce czerni, z chrzszczcymi kleszczami, wygrzebay si z rumowiska. Okadka ogromnego foliau otworzya si. Wyszed z niej pajk z powiewajcymi biaymi wosami i omioma szafirowymi oczami, jego nogi byy dusze ni moje. Gapi si na mnie. Rzuciem si dalej, ogarnity koszmarnym strachem, e zaraz poczuj na karku jego wochate koczyny. Zamiast tego zaszelecio i zatrzeszczao wok mnie, i zobaczyem dug czarn mack wynurzajc si z gbin i macajc na olep wok siebie. Tusta, misista kula nabrzmiaa midzy pokymi papierami, jak pcherz z botem, po czym z obrzydliwym dwikiem wypucia ze swego wntrza chmur ksikowego kurzu. Bezbarwne skorupiaki, wiecce skorpiony i mrwki, olbrzymie gsienice we wszystkich barwach i przezroczyste we wygrzebay si na powierzchni. Mieszace z uskami i skrzydami, rogami i kleszczami, na ktre nie znaem nawet okrelenia, wygrzebyway si na zewntrz i rozbiegay na wszystkie strony. By to karnawa potworw, rezultat trwajcej przez stulecia degeneracji i braku higieny. To wszystko dziaao jednak na moj korzy, moi przyjaciele, poniewa rozwcieczony robak by lepy i orientowa si tylko za porednictwem suchu, a wrd tego caego haasu dookoa straci mj trop. Rzuca si to tu, to tam, przekopywa zakurzone masy i dzieli papierowe morze wraz z jego mieszkacami swymi ostrymi jak brzytwy zbami. Lecz ja dawno ju uciekem z jego pola raenia. Teraz pomidzy mieszkacami Unhajmu rozgorzaa walka, wojna, w ktrej kady walczy przeciwko kademu. Nawet w najgorszych kosz-

marach nie widziaem tak przeraajcych scen: biaowosy pajk zosta rozerwany przez czarne macki. Ogromny lepy szczur zosta otoczony przez dziesitki chrzszczy i rozszarpany ich kleszczami. Dwa lnice czerwono skorpiony taczyy wok siebie z uniesionymi dami, gdy nagle otworzya si pod nimi ryczca paszcza, w ktrej znikny. Trzy olbrzymie sko rupiaki rozgniatay swymi ogromnymi kleszczami istot, ktra kpia sobie z wszelkiego opisu - a w rodku tej piekielnej scenerii byem ja, sapic, rozkopywaem za sob rumowisko. Oczekiwaem, e w kadej chwili grunt ucieknie mi spod ng i poknie mnie jaka olbrzymia paszcza lub, e zowi i udusi mnie jaka macka. Lecz te potwory byy tak zajte wzajemnym wykaczaniem si, e aden z nich nie wykazywa zainteresowania mn. Pyskoway i wrzeszczay, strzykay swoim jadem, dusiy si, kuy i gryzy bezlitonie i dziko - a ja maszerowaem przez to wszystko, jakbym mia na sobie czapk-niewidk. By moe by to oczyszczajcy rytua, kt ry regularnie odbyway, wita bitwa, z ktrej przyjezdni byli z zasady wyczeni. By moe wydzielaem zapach, ktry czyni mnie nieinteresujcym jako przeciwnika bd ofiar - kt zrozumie chor natur tego przekltego miejsca? Najwaniejsze byo jedynie to, e dotarem w kocu do brzegu jaskini, ywy i bez szwanku. Cakowicie wyczerpany wkroczyem na kamienny grunt. Odpoczem par chwil, posapujc i rzuciem ostatnie spojrzenie na had. Niedaleko mnie mocoway si w pyle ksikowym dwa ogromne jak drzewa wije, rozbryzgujc swe rce kwasy. Ale bitwa ju niemal wszdzie bya na ukoczeniu. W gr niosy si dwiki rnorodnego mlaskania, rozdzierania i poykania, rozpocza si uczta zwycizcw. Dziwne uczucie, mieszanina obrzydzenia i ulgi, dopado mnie w tym straszliwym momencie, ktrego nie chc ju wylewniej opisywa, moi dzielni przyjaciele. Gdybym mia mniej szczcia, mg by to i mj los: zostabym poarty i przetrawiony w Unhajmie, olbrzymim brzuchu katakumb. Odwrciem si ze zgroz. Krlestwo zmarych Teraz, gdy yciu nie zagraao ju niebezpieczestwo, odezway si ponownie moje lki z ca ich kreatywnoci: Co bdzie, jeli zapaem na hadzie jak straszn chorob? Nawdychaem si i dotykaem pewnie z miliard bakterii i wirusw - niektre ze zwierzt same wyglday jak straszliwe choroby. Otrzsnem i strzepaem z peleryny obrzydliwy kurz. Od jaskini odchodziy liczne wiksze i mniejsze wyjcia. Niektre byy cakowicie zapchane ksikowym gruzem, z innych nadchodziy marszem cae armie owadw zwabione odgosami trupiej uczty. Wybraem tunel, w ktrym widziaem tylko pojedyncze ksiki, pokryte grubym kurzem, i adnych innych zwierzt prcz wieccych meduz, ktre w limaczym tempie pezy dug procesj po wysokim stropie, nie wiadomo dokd. Euforia, ktra pojawia si wraz z wejciem na stay ld, nagle uleciaa. Jeszcze nie opuciem Unhajmu, wiedziaem z ksiki Kolofonusa Deszczblaska, e obszary wok mietniska dorwnyway mu ponuroci i niebezpieczestwem. Mieszkacy katakumb przez stulecia uywali tych tuneli i jaski jako grobowcw, pogrzebano tam tysice trupw. Podobno byy tu te ukryte mauzolea zabezpieczone najbardziej wyrafinowanymi

puapkami. W tych grobowcach kazali si chowa bogaci ksita ksikowi wraz ze swymi najcenniejszymi skarbami. Zdumiewajce, ale nawet naj bardziej chciwi owcy ksiek trzymaj si z daleka od tego miejsca, tak samo jak z zasady unikaj tych obszarw. Wielu z nich jest przekonanych, e strasz tu upiory i mumie, wdruj szkielety i dne zemsty duchy zamordowanych. Powiada si, e midzy grobowcami Unhajmu narodzi si Krl Cieni. Byo to ponure krlestwo zmarych, do ktrego od dugiego czasu odwaay si wkracza jedynie owady i szkodniki wiata podziemi. Nie musz zapewne zaznacza, moi drodzy przyjaciele, e nie wierzyem w takie bzdury, lecz sama myl o wdrowaniu poprzez tysice anonimowych grobw jest nieprzyjemna nawet dla najbardziej owieconego umysu. Cmentarzy unikam nawet przy wietle dziennym, przy kremacjach i pogrzebach za jestem obecny jedynie wtedy, kiedy nie da si naprawd ju tego unikn, jak w przypadku mojego ojca poetyckiego. Nie mam adnych chorych cigot i chc spojrze mierci w oczy naprawd dopiero wte dy, gdy nadejdzie mj czas - z tego te powodu okolica ta miaa druzgoczcy wpyw na mj nastrj. Nawiedziy mnie wspomnienia przeczytanych w modoci horrorw. Nie mogem nie myle o rkach szkieletw wydobywajcych si z ziemi, chwytajcych wdrowcw za kostki i wcigajcych w otchanie. O jczcych duchach wychodzcych ze cian i biorcych w lodowate objcia, o szaleczo miejcych si czaszkach poncych w ciemnociach. Im bardziej oddalaem si od hady, tym ciszej robio si wok mnie, a w kocu nie syszaem niczego prcz wasnych krokw. A z kadym krokiem wkraczaem coraz gbiej i gbiej w krlestwo zmarych - nawet ani jeden chrzszcz nie pojawi si na mojej drodze. Wrzaski nietoperzy, ktre dziaay mi tak na nerwy, cakowicie ucichy. Jedynymi ywymi istotami, prcz mnie, wydaway si zmutowane meduzy, ktre najwidoczniej wykorzystay szans zdobycia i zaludnienia tej opuszczonej czci katakumb. Byy wszdzie, w najrniejszych rozmiarach i kolorach, pojedynczo bd w koloniach przylepiay si do cian i stropu, obejmoway gazy i stalaktyty. Powoli zaczynaem brzydzi si tymi kreaturami. Ich zdolno do przystosowania si i cicha obecno miay w sobie co niesamowitego i odraajcego. Coraz czciej natykaem si na rzeczy odpowiadajce opisom Deszczblaska. Trafiem do tunelu penego pootwieranych pustych grobw, tu i tam leay dookoa pojedyncze koci lub czaszki. Za to ksiek widziaem coraz mniej. Jeli znajdoway si kiedy na tym obszarze, dawno ju zamieniy si w py, poprzez ktry brodziem. Odpoczem nieco w jednej z pieczar z kamiennymi piramidami wielkoci czowieka, ktre prawdopodobnie byy grobowcami. Ale niepokj, jaki wzbudzao to miejsce i cisza w nim panujca, pognay mnie wkrtce dalej. W cigu lecych obok siebie pieczar zobaczyem ogromne zway spitrzonych koci i czaszek, koci udowych, koci ramion - wszystkie posortowane na osobnych stosach. Deszczblask relacjonowa, e niektrzy pramieszkacy katakumb nie zadawali sobie nawet trudu, by chowa swych zmarych. Pozwalali po prostu, by trupy pitrzyy si w stosach i rozkaday, nie zwracajc uwagi na ryzyko zachorowania, jakie niosa ze sob taka metoda grzebania zmarych. Cae poacie labiryntw zostay wyludnione przez straszliw zaraz, przenoszon przez pewien gatunek szczurw, a buchemicy wynaleli w kocu skuteczn trucizn na te szkodniki. Przecho-

dziem obok dziesitek stert zwok i musiaem cay czas wmawia sobie, e po setkach lat z pewnoci nie mog mnie ju niczym zarazi. Od teraz wszdzie widziaem tylko koci. Mieszkacy pieczar obdarzeni artystycznymi zdolnociami uywali koci do celw dekoracyjnych, ukadali z nich na cianach ornamenty albo brukowali czaszkami cae tunele - tutaj sformuowanie kostka brukowa nabiera nagle cakiem nowego znaczenia. Wymagania i zdolnoci artystyczne musiay si z czasem rozwin, poniewa wkrtce napotykaem na swej drodze zrekonstruowane szkielety, zastyge w codziennych pozach: stojce, siedzce, opierajce si o cian, siedzce na ziemi, spotykaem nawet grupy taczce w keczkach. Z ciarkami na plecach przechodziem przez pieczar pen szkieletw, ktre kunsztownie uoono w typowo jarmarcznych scenkach: targujcych si, spacerujcych, zachwalajcych towar lub kupujcych - tyle e zamiast kapust handlowali czaszkami. Nie wiadomo, kiedy przyzwyczaiem si do widoku niezliczonych szkieletw, tak samo obojtnieje si na wszystko, co spotyka si w ogromnej iloci. I nie wzdrygaem si ju nawet, widzc nagle za zakrtem tunelu szkielet pozdrawiajcy mnie uniesion rk. W tym martwym wiecie byo nawet co pocieszajcego, poniewa nieobecno ycia oznaczaa take nieobecno niebezpieczestwa. Cae zo pochodzi od ywych. Martwi s nastawieni pokojowo. Mimo to, nie miabym nic przeciw wymianie ich towarzystwa na towarzystwo antykwarycznych ksig. Trupy i grobowce nie daway mi adnych wskazwek co do kierunku, mogem jedynie potyka si dalej przez ten najwyraniej niekoczcy si podziemny cmentarz. Jedna z grot bya tak wypeniona urnami, e przechodzc przez ni, przewracaem niektre nogami. Jedna z nich wywoaa prawdziw reakcj acuchow, powodujc upadek setki innych i uwalniajc ich pyow zawarto. Wiatr cigncy przez pieczar wzbi wysoko wirujce chmury kurzu, wion mi w twarz i przenikn do moich drg oddechowych, osadzi si na jzyku i zalepi mi oczy. W ustach i na oczach miaem prochy zmarych! I kto wie, na jakie przeraajce choroby umarli! Jeszcze wiele godzin pniej musiaem spluwa, kiedy wydawao mi si, e znalazem odrobiny pyu pomidzy zbami. W czasie marszu przez ten smutny wiat widziaem groby i poznaem rne sposoby grzebania zmarych, kamienne mauzolea i szklane sarkofagi, trupy w bursztynie i olbrzymie grobowce, ktre mogy zawiera w zasadzie tylko szcztki doczesne gigantw. Trafiem na opisywan przez Kolofonusa Deszczblaska Hal Glinianych Wojownikw, pieczar stalaktytow, w ktrej wojownicza rasa olbrzymw chowaa swych zmarych w pozycji stojcej, pakujc ich w glin, pokrywajc cakowicie polanami drewna i ostatecznie podpalajc. Pozostawaa po tym wypalona gliniana figura wraz z upieczonym w rodku trupem. Od Hali Glinianych Wojownikw odchodzio pi rnych tuneli, a ja wszedem po prostu w pierwszy z brzegu. Jak zdoaem zauway w nastpnym momencie, popeniem dramatyczny bd. Nie widziaem jeszcze nigdy Pajxxxxa, lecz dziki starannemu opisowi Deszczblaska wiedziaem natychmiast, e znajduj si pod jednym z nich. Trzy, cztery, pi, sze albo i wicej szarych, owadzich ng opucio si wanie, otaczajc mnie. Byem uwiziony, och moi dzielni przyjaciele, byem

uwiziony w ywej klatce! Podwjny pajk Jeli kto chciaby si zorientowa, jak wyglda Pajxxxx*, najlepiej bI dzie, jeli wyobrazi sobie podwjnego pajka. Podwjny pajk tylko z jednym tuowiem, za to z szesnastoma nogami, a zamiast oczu z szesnastoma metrowymi czukami. Kreatura, ktra potrafi biega nie tylko po ziemi, ale take po suficie i po cianach - i to w tym samym czasie. Deszczblask wiedzia ze swych obserwacji, e Pajxxxxy s lepe i guche i e nie dysponuj adnym zmysem powonienia - na ich ca percepcj, jak to zwykle bywa u podziemnych kreatur, skada si wycznie dotyk. Pajxxxx nie wie, co to Gra i D, Przd i Ty, zna tylko niekoczce si Naokoo, ktre bada bez wytchnienia szukajc poywienia - a poywieniem dla Pajxxxxa jest w zasadzie wszystko, co si rusza. Obmacuje systematycznie tunel i poera wszystko, co wpadnie pod jego czuki, czy to robaka ksikowego, czy chrzszcza, wa, nietoperza, szczura, czy owc ksiek. Pajxxxx jest odporny na wszystkie trucizny, ktrymi dysponuj niektre formy ycia w katakumbach, i waciwie nie da si go zrani. Jego mae uski skadaj si z wytrzymaego granitu, od ktrego odbija si kada, nawet najostrzejsza bro. Deszczblask przypuszcza, e skrywaj si * Przyp. od W.M.: W alfabecie camoskim istnieje litera, ktra symbolizuje wiele odny i wystpuje w nazwie kadej formy ycia, ktra ma wicej ni osiem ng. Takiej litery nie ma jednak w naszym alfabecie, z tego te powodu dopomogem sobie, uywajc czterokrotnie litery x, co wedug mnie wystarczajco ju symbolizuje szesnacie odny. Nie oznacza to jednak, e trzeba wymawia wszystkie cztery x. Prosz wymawia nazw Pajxxxx tak, jakby posiadaa tylko jedno x. pod nimi muskuy z drewna, koci ze spiu, organy z wgla i serce z diamentu, ktre przenika pynca zamiast krwi ywica - prawdziwe stworzenie z gbi ziemi, istota czca w sobie rolin, zwierz i minera. Take i jego aparat gbowy jest nie do pokonania: pysk peen kamiennych zbw do przeuwania, spiowe kleszcze do rozrywania i dugi ryjek do wysysania ofiary. Deszczblask uwaa Pajxxxxy za uyteczne stworzenia, oczysz czajce labirynty ze szkodnikw - trzeba byo tylko schodzi im z drogi szerokim ukiem. Tego ostatniego niestety zaniedbaem. Ale, moi drodzy przyjaciele, s te dobre wiadomoci! Po pierwsze: Ta szkarada w ogle mnie jeszcze nie zauwaya. Jeli Deszczblask mia racj w swoich obserwacjach i Pajxxxx naprawd by lepy, guchy i pozbawiony zmysu wchu, wtedy nie mia prawa zarejestrowa mojej obecnoci. Dotkn mnie jeszcze nie dotkn, ani czukami, ani odnami. Prawdopodobnie tylko przypadkiem opuci odna wanie w tym momencie, gdy chciaem pod nim przej i tkwiem w jego wizieniu, podczas gdy on nie mia nawet o tym pojcia. Druga dobra wiadomo: Uwag Pajxxxxa zajmowao co innego. By mianowicie zajty wysysaniem wieccej meduzy, ktr wymaca na stro-

pie tunelu. Wsadzi swj trbopodobny ryjek w poaowania godn meduz, wydajc przy tym obrzydliwy dwik siorbania, podczas gdy sia wiata jego ofiary coraz bardziej saba. Trzecia dobra wiadomo: Odstpy midzy odnami byy na tyle szerokie, e z odrobin zrcznoci mogem si stamtd wylizgn. Najwiksze ryzyko stwarzay bez wtpienia wijce si dookoa czuki, ale byy one w tym momencie zajte gwnie obmacywaniem meduzy. Poza tym musiaem uwaa na niemal niewidoczn pajcz sie rozpinajc si midzy odnami Pajxxxxa - tym sposobem polowa na latajce zwierzta typu mole i nietoperze, bya to niemal perfekcyjna maszyna do polowa. Zwinem moj peleryn, nabraem gboko powietrza, wcignem brzuch i gow, by sta si jak najchudszym i najmniejszym i przelizgn si bokiem przez powstay rozstp. Pajxxxx nade mn zdawa si naprawd nie zauwaa tego wszystkiego. Jego podliwe siorbanie stumio teraz zadowolone mruczenie, ktre pozwalao wnioskowa, e posiek zaabsorbowa go cakowicie. A wic dalej, centymetr po centymetrze przesuwaem si, wstrzymujc oddech. W pulsujcym, bladorowym wietle umierajcej meduzy widziaem kad pojedyncz granitow usk na odnach Pajxxxxa - jeszcze aden smok nie podszed tak blisko tych bestii. Jeszcze kawaeczek i byem na zewntrz. Jeszcze... kawaeczek... iii... wycignem nog - i byem wolny! Niestety tylko na krtk chwil, poniewa Pajxxxx wanie zmieni pozycj. Wycign ryjek z meduzy i wbi go w inne miejsce w galaretowatej masie. Przemieci przy tym okoo tuzina swoich odny, machajc i siekajc mi nad gow, postawi je z powrotem na ziemi, opuszczajc przy tym jeszcze par czukw, ktre plasny o ziemi jak mokre liny. Take i tym razem mnie nie dotkn, ale tkwiem teraz w jeszcze wszym wizieniu. Serce mi walio i usiowaem si uspokoi. Przestrze midzy dwoma odnami bya wystarczajco szeroka, aby si przez ni wydosta, lecz w jej rodku rozcigaa si delikatna sie pajczego jedwabiu, tak wielka, e musiabym pod ni przepezn na kolanach. Usiowaem stumi myl, e Pajxxxx moe jednak mnie zauway i prowadzi ze mn tylko okrutn gr. Ostronie opadem na kolana. W pajczej sieci wisiay malekie mole i tunelowe komary, take wyssane do koca, a podliwe dwiki siorbania nade mn potwierdzay jedynie przypuszczenia Deszczblaska, e Pajxxxx nie wzgardzi nawet najmniejszym ywym pokarmem. Pezem midzy odnami, zawijajc wok siebie peleryn tak ciasno, jak byo to moliwe, poruszaem si powoli, skoncentrowany na tyle, na ile pozwalay mi na to nerwy. Dwoje czukw w wowych ruchach smagao przede mn powietrze nad podoem tunelu. Ciecz wypywajca z meduzy kapaa mi na kark, ale nie pozwoliem, by zmusio mnie to do zbyt gwatownych ruchw. Popatrzyem jeszcze raz w gr, aby si upewni, czy Pajxxxx nadal by zajty swoj ofiar. Tak, by. Mruczc z zadowoleniem, wsysa si w meduz. Spojrzaem ponownie w ciemno tunelu, do ktrego chciaem uciec. I wtedy go zobaczyem. Biaego jednookiego nietoperza! Jak gdyby ledzi mnie z Obery Grozy, z pokoju strachw w hotelu Pod Zotym Pirem, poprzez moje koszmary a tutaj - tak zdecydowanie zmierza do czarnej nicoci tunelu, silnie poruszajc skrzydami, prosto na mnie i na Pajxxxxa.

Naturalnie nie bya to martwa kreatura z mojego pokoju, ale jestem przekonany o tym, e by to przynajmniej jego bliski krewny, brat albo kuzyn, ktry otrzyma rozkazy z zawiatw, by wpdzi mnie w jeszcze wiksze tarapaty. To gupie zwierz miao najwyraniej zamiar przelecie midzy odnami Pajxxxxa. I oczywicie nie zauwaao cienkiej pajczej sieci, ktra bya midzy nimi rozpita. Wstawa i ucieka - to wszystko, co mogem teraz zrobi. Ale nietoperz by szybszy. Jedno uderzenie skrzyde wystarczyo, aby zaszeleci! w niewidzialnej puapce, zaplta si dokumentnie wrd lepicych nici, piszcza i trzepota - i zaalarmowa Pajxxxxa, nim zdyem podnie si ledwie do poowy. Jego nogi zacieniy si dookoa, jego czuki biczoway powietrze jak zerwana lina. Dostaem cios w klatk piersiow, przewrciem si do tyu, zahaczajc o owadzie odne i oto leaem ju na ziemi. Pajxxxx wyszarpn ryjek z meduzy, rozbryzgujc dugie pasma wieccej cieczy i zniy na mnie swe szare cielsko. Jego liczne czuki wdroway po moim caym ciele, twarzy, a rwnoczenie obmacywa te miotajcego si nietoperza. Musia by to wielki dzie w yciu kulinarnym Pajxxxxa, ktry bdzie wspomina jeszcze dugo z rozrzewnieniem. Najpierw tusta meduza jako przystawka, potem delikatna przekska w postaci wochatego biaego nietoperza, i ostatecznie jako danie gwne ten dotychczas nieznany smakoyk ze skrzast skr i podniecajcym apetyt potem. Syszaem jak w jego wntrzu bulgocz soki trawienne. Jego kleszcze klapay z podnieceniem. Balansowa swym masywnym cielskiem na omiu dolnych odnach, podczas gdy pozostaymi odstawia na stropie jaki taniec. Widocznie zastanawia si nad tym, ktr z ofiar ma spoy jako pierwsz. Du czy ma? Ma czy du? Nie mg si zdecydowa i kapa dalej kleszczami, a wsunito mu pomidzy nie ksik. Ksika? Czy miaem halucynacje wanie ze strachu? Skd wzia si ta ksika? Odwrciem gow do tyu i zobaczyem nad sob cakowicie opancerzon posta. To by owca ksiek! Tkwi w zbroi skadajcej si z wielu rnorodnych metalowych czci, ktra nie pozostawiaa adnego wolnego miejsca na jego ciele. Gow i twarz zakrywa hem i elazna maska. Jedno z ramion mia wycignite i wpycha Pajxxxowi ksik midzy kleszcze. Dokadnie: ksik. - Zryj to! - powiedzia gbokim gosem. Zobaczyem jeszcze, jak Pajxxxx, wykazujc si szybkim refleksem, wgryza si w ksik, podczas gdy opancerzony rzuci si na mnie z caym impetem i wszystko pociemniao. Syszaem rozgryzanie i chrupanie - Pajxxxx wiartowa ksik - a potem oguszajc detonacj! Uzbrojenie lecego na mnie owcy ksiek wibrowao i pobrzkiwao, i zalaa mnie fala gorca. Potem znw zrobio si cicho. Chwil nie dziao si nic, a owca ksiek, stkajc, podnis si i odsoni mi widoczno. Wstaem, a w moich uszach rozlega si przeraliwie wysoki gwizd. Ciao Pajxxxxa rozrzucone byo po caym tunelu. Jego odna tkwiy jak lance w cianach i podou, wszdzie leay jego kamienne uski. Ze stropu kapaa ywiczna ciecz. 190 - Nie pomylabym, e jedna z tych Analfabetycznych Ksiek Terrory-

stycznych moe si na co przyda - powiedzia owca ksiek, pomagajc mi wsta. - Z powodu tych cholernych ksiek musimy gania w takich irytujcych zbrojach. - Dzikuj - powiedziaem. - Uratowae mi ycie. - Unieszkodliwiem tylko Niebezpieczn Ksik - powiedzia owca ksiek i star z siebie troch luzu Pajxxxxa. Przeszed par krokw w d tunelu, wygrzeba co z rumowiska granitu i wgla. By to poyskujcy diament wielkoci pici. - Rzeczywicie - mrukn - naprawd maj diamentowe serce. Potem odwrci si do mnie. Mog si przedstawi? Nazywam si Kolofonus Deszczblask. Czy pozwolisz zaprosi si po tych strasznych przeyciach na may posiek? Do mojego skromnego domu? Czaszka tytana Czy by to koniec moich nieszcz, wiateko na kocu tunelu? Kolofonus Deszczblask we wasnej osobie uratowa mi ycie, och moi przyjaciele, a teraz prowadzi mnie do swego podziemnego domu, by mnie ugoci - czy w tych okolicznociach mogo mi si przytrafi co lepszego? Jeli istnia kto, kto by mi w stanie tu pomc, to na pewno by nim najwikszy ze wszystkich owcw ksiek. Najpierw by to regularny marsz milczenia. Kolofonus Deszczblask nie by widocznie mem sowa. Brn po prostu z przodu i mwi co najwyej Tdy!" albo Ostronie, przepa!" albo Zniy gow!". Dotarlimy wkrtce do tej czci katakumb, w ktrej nie byo nawet wieccych meduz, a jedynie szare kamienie, owietlane tylko wdrujcym wiatem pochodni z meduz Deszczblaska. Przez dugi czas widziaem jedynie to: milczcego owc ksiek, ktry maszerowa przede mn wskimi granitowymi korytarzami, wchodzc po naturalnych stopniach, niczym jaki niesamowity kamerdyner z kiepskiej powieci grozy. Im bardziej wsko si stawao, tym wikszy by mj niepokj, skay przypominay mi zbyt dobitnie o tym, e ciyy nad nami warstwy grube na kilometr. Nagle zastpia nam drog pokryta czarnym futrem istota o czerwonej twarzy, wygldajca jak straszliwie znieksztacona mapa, zaprezentowaa nam swj imponujcy zgryz i wydaa z siebie nie mniej imponujcy wrzask. Deszczblask zaatwi j szybko, nie wypuszczajc z rk pochodni. Wzi srebrny topr i par sekund pniej byo ju po wszystkim. Kiedy zmusiem si do przejcia przez miejsce bitwy, ze cian kapaa zielona krew. - Nie dotykaj krwi - ostrzeg mnie Deszczblask. - Jest trujca. W kocu pomieszczenia powikszyy si. Kroczylimy przez wysokie hale pene ech pochodzcych od naszych krokw i kapicej wody. Rozarzone robaki lawowe lepiy si do cian, umoliwiajc memu maomwnemu przewodnikowi schowanie na jaki czas pochodni. Nic tu nie przypominao o kulcie ksiki w katakumbach, byy to jaskinie nietknite od tysicleci, z rnych zapewne powodw. Ostatecznie dotarlimy do czarnej groty penej powrastanych w siebie stalaktytw. Deszczblask maszerowa dalej bez sowa, zmierzajc ku sobie tylko wiadomemu celowi poprzez kamienne gromady, a nagle si zatrzyma. Podnis pochodni i spoglda w panujc na grze ciemno, jakby

co tam usysza. I ja nasuchiwaem bez oddechu. Czy z gry grozio jakie niebezpieczestwo? Zanim zdyem o to zapyta, Deszczblask wyj ze swej zbroi wielki elazny klucz. Woy go do dziury w stalagmicie, kt ry pi si wysoko. Usyszaem kliknicie, a potem z ciemnoci nad nami gony szczk acuchw. Zbliaa si do nas z gry monstrualna biaa czaszka. Wisiaa na grubych acuchach i bya tak ogromna, e zmieciby si w niej dom Fistomefela Szmejka. Bya to czaszka olbrzyma, prawdopodobnie cyklopa, poniewa miaa tylko jeden oczod. Z brzkiem osadzia si na podou i odgosy acucha ucichy. - Co to jest? - zapytaem zaskoczony. - To mj dom, gdy przebywam w katakumbach - odpowiedzia Deszczblask. - Znalazem j i jest moja. Wieszam j tam na grze, gdy jestem w drodze, bo jest pena kosztownoci. Zaczekaj! Zapal wiato. Deszczblask wspi si przez oczod do rodka gowy. Przypomniaem sobie, e nie napisa nigdy w swojej ksice, gdzie pi, gdy wyprawia si na dugie owy do katakumb. To w ogle mnie nie zaskoczyo! Byo naturalne, e kady owca ksiek trzyma w tajemnicy swoje miejsca postojw. Po paru chwilach we wntrzu czaszki zamigotao ciepe wiato wiecy. - Wejd! - zawoa owca ksiek. Niemiao wspiem si przez nietypowe wejcie do domostwa Deszczblaska. Wsadza wanie swoj pochodni z meduzami do glinianego garnka wypenionego substancjami odywczymi, eby znw mogy si napi do syta. Wntrze czaszki urzdzono jak mieszkanie. By tu gruby drewniany st, krzeso, posanie z futer, dwa regay ze szklanymi pojemnikami i ksikami. Na cianach wisiay rnorodne bronie i czci uzbrojenia, pomidzy nimi rzeczy, ktrych nie mogem dokadnie rozpozna w tym rozproszonym wietle, tak samo jak zawartoci szklanych pojemnikw. Musz przyzna, e mieszkanie Deszczblaska wyobraaem sobie jako bardziej kulturalne. Bd co bd byo w nim te par ksiek. Pewnie niesamowicie kosztowne, pomylaem. Diament, ktry by wczeniej sercem Pajxxxxa, lea na stole, migoczc. - Czy tu na dole s olbrzymy? - zapytaem. - Dlaczego nie? - odpowiedzia, siadajc na krzele. - Nie widziaem adnego ywego, ale s tu olbrzymie jaskinie, olbrzymie robaki, olbrzymie Pajxxxxy - dlaczego nie miaoby by te olbrzymich olbrzymw? Te chtnie bym sobie usiad, ale nie byo tam drugiego krzesa. - Teraz mog to powiedzie - chrzkn owca ksiek. - Wcale nie nazywam si Kolofonus Deszczblask. - Co? - spytaem zbaraniay. - Pomylaem sobie, e chtniej ze mn pjdziesz, jeli przedstawi si jako Kolofonus Deszczblask. Wszyscy lubi Kolofonusa Deszczblaska. Mnie nie lubi nikt. Moje prawdziwe nazwisko to Hoggno Kat. Hoggno Kat? To nazwisko zupenie mi si nie podobao. Czybym znowu wpakowa si w puapk owcy ksiek? Serce podskoczyo mi do garda, ale staraem si nie okazywa strachu. Zapali kolejne wiece na stole i mogem teraz rozrni prawie wszystkie detale pomieszczenia. Ksiki na regaach byy ogromnie wartociowe, ze srebrnymi i zotymi okuciami, widzia to nawet taki laik jak ja.

By tam take egzemplarz ksiki Kolofonusa Deszczblaska. Rzeczy, ktre wisiay na cianie midzy rnymi rodzajami broni, byy zmumifikowanymi gowami. W koszu leay oskrobane do czysta czaszki i koci. Widziaem piy i chirurgiczne skalpele. Szklane pojemniki na regaach byy wypenione ciek krwi i marynowanymi organami, inne ywymi robakami i czerwiami. Widziaem serca i mzgi zakonserwowane w wielobarwnych cieczach. Ucite donie. Przypomniaem sobie o spotkaniu z owc ksiek na czarnym rynku. Relikwie z Twierdzy Smokw s podane w Ksigogrodzie, powiedzia. Przeszy mnie ciarki. Trafiem do jaskini profesjonalnego mordercy, a moe nawet wariata. - To pseudonim - powiedzia Hoggno. - A ty jak si nazywasz? - Hild... gunst Rze... biarz Mitw - wykrztusiem z trudem. Mj jzyk przyklei si do podniebienia, poniewa nie miaem ju prawie liny w ustach. - Czy to pseudonim? - Nie, to moje prawdziwe nazwisko. - Ale brzmi jak pseudonim - upiera si owca ksiek. Pilnowaem si, eby jeszcze raz nie zaprzeczy. Powstaa nieprzyjemna pauza w rozmowie. - Miaby ochot na nieco konwersacji? - spyta nagle Hoggno, tak gono, e si wzdrygnem. -Co? - Konwersacja - powiedzia owca. - Moglibymy chwilk porozmawia? Nie rozmawiaem z nikim od roku - zniy glos do szeptu. Widocznie naprawd wyszed z wprawy w sprawach komunikowania si z innymi. - Och powiedziaem. Naturalnie! - Byem gotowy na wszystko, co mogo przeama te lody. - Dobrze. Eee... Jaka jest twoja ulubiona bro? - spyta Hoggno. - Co prosz? - Twoja ulubiona bro. No c... troch przyrdzewiaem, jeli chodzi o konwersacj. Moe ty wolaby zadawa pytania? - Nie, nie - odpowiedziaem szybko. - Robisz to bardzo dobrze. Moj ulubion broni jest, eee, topr. - Oczywicie skamaem. Waciwie nie lubi adnej broni. - Acha - powiedzia Hoggno. - Czy to moliwe, e mwisz to, co chciabym usysze? Wolaem nie odpowiada. Kade sowo musiao by tu wywaone. - Przepraszam - powiedzia Hoggno. - To byo nieuprzejme. Chciae by pewnie tylko miy. Od roku ju... ale o tym dopiero co wspominaem. Znowu drczca pauza. - Eee... - powiedzia Hoggno. Pochyliem si. - Eee... -Tak...? - Zapomniaem, o co chciaem teraz spyta. - Moe chcesz dowiedzie si czego o mnie. Pochodzenie, zawd i takie tam. - Chciaem skierowa rozmow na inne tory i wspomnie, e jestem pisarzem. To musi zabrzmie dla niego uprzejmie. W kocu y z ludzi takich jak ja.

- Dobrze. Kim jeste z zawodu? spyta Hoggno. - Jestem pisarzem! - pochwaliem si. - Z Twierdzy Smokw! Moim ojcem poetyckim by Dancelot Tokarz Sylab. owca chrzkn. - Nie interesuj si yjcymi pisarzami. Ich ksiki nie przynosz pienidzy. Przynajmniej nie mnie. Tylko martwy pisarz to dobry pisarz. - Nie wydaem jeszcze adnej ksiki - powiedziaem niemiao. - Wic tym bardziej jeste niewiele wart. Co robisz tu na dole, pisarzu bez ksiki? - Przywleczono mnie tutaj. - To najdurniejsza wymwka jak syszaem, odkd odrbaem nogi Guldenbartowi Dubaczowi. On z kolei powiedzia, kiedy zapaem go na moim terytorium, e popsu mu si kompas. Ale to przynajmniej nie byo kamstwo. Jego kompas by naprawd popsuty. Hoggno wskaza na kompas z rozbitym szkem, przytroczony do jego pasa z trofeami. - Zabie Guldenbarta Dubacza? - Tego nie powiedziaem. Powiedziaem, e odrbaem mu nogi. - Hoggno wskaza na dwa pojemniki na regale, w kadym unosia si noga. - Nie kami - powiedziaem. Przywleczono mnie do katakumb. Mgbym dosta troch wody? - W rogu jaskini widziaem dzbanek peen wody. - Nie. Kiepsko tu na dole z wod. Kto ci przywlk? - Niejaki Szmejk. - Fistomefel Szmejk? - Znasz go? - Jasne. Kady owca ksiek zna Szmejka. Dobry klient. Wszyscy lubi Szmejka. Zamiaem si udrczony. - Czytae ksik Kolofonusa Deszczblaska? - spytaem, eby zmieni temat. - Jasne - powiedzia Hoggno. - Kady owca ksiek j czyta. W kadym razie ci, ktrzy potrafi czyta. Nie lubi go, ale mona si od niego wiele nauczy. - Wskaza na diament na stole. - Trzeba naprawd na to wpa, e w Pajxxxxach s diamenty. - Co wy, owcy ksiek, macie waciwie przeciw Deszczblaskowi? - spytaem, eby podtrzyma rozmow. Hoggno zachowywa si, jakby nie usysza pytania. - Czym ty waciwie jeste? Jaszczurem? - spyta. - Ja, eee, smokiem - odpowiedziaem. Czuem, jak Hoggno ocenia mnie zza swojej maski. - I? Jak w ogle smakuj smoki? Przestraszyem si. - Jak co? - Jak smakuj smoki. - Skd mam to wiedzie? Nie jestem przecie kanibalem. - A ja tak. -Co? - Jem wszystko - powiedzia Hoggno. - Od wiekw nie jadem niczego wieego. Tylko marynaty i robaki. Wskaza z pogard na pojemniki

z krwi, wntrznociami i pezajcymi robakami. - I meduzy. Ale w ostatnim czasie zjadem tyle tych przekltych meduz, e sam ju wiec w ciemnociach. Oceniem swoj szans ucieczki. Nie wygldaa dobrze. - W ostatnim czasie nie jadem zbyt wiele odpowiedziaem. Liczyem, e moe wzbudz tym jego wspczucie. - Ale wcale tak le nie wygldasz. Jeste do tusty. - Nie moesz mnie zere! Zostaem otruty. Mj cay krwiobieg jest peen trucizny. - To dlaczego nie jeste martwy? - No c... poniewa ta trucizna tylko usypia, tak mi si wydaje. - To dobrze. Od wiekw nie braem ju adnych narkotykw. - W jego gosie nie byo ani cienia ironii. Naprawd powanie traktowa to wszystko, co powiedzia. Powoli koczyy mi si argumenty. - Mam kosztowny rkopis - powiedziaem. - Dam ci go, jeli zaprowadzisz mnie na gr. - Wezm go sobie po prostu, gdy ci ju zjem - powiedzia Hoggno. - Tak bdzie prociej. Teraz nie miaem ju naprawd adnych argumentw. - Do konwersacji - powiedzia Hoggno. - Wiem teraz, dlaczego mi ich nigdy nie brakowao. Rozmwcy usiuj ci tylko zdenerwowa. Wsta i wzi ze ciany topr. Potem przesun powoli swym opancerzonym kciukiem po klindze, ktra wydaa cienki odgos. - Zrobi to krtko i bezbolenie - obieca. - No c, czy naprawd bdzie to bezbolesne, nie wiem, ale krtkie - to mog zagwarantowa. Nie jestem takim chorym bkartem jak Rongkong Przecinak. Zabijam, eby przey. A nie, eby mie z tego frajd. Przerobi ci cakowicie. Zjem twoje miso i zamarynuj organy. Rce zakonserwuj i opchn jakiemu gupiemu turycie. Twoj gow zmumifikuj i sprzedam jakiemu antykwariatowi Przeranic. Zdejmij ubranie, eby si nie zakrwawio! Pociem si. W jaki sposb musiaem zyska na czasie. Walka bya w kadym razie bezcelowa, by uzbrojony i opancerzony, poza tym by do wiadczonym wojownikiem. - Czy mgbym przynajmniej dosta yk wody, zanim mnie zabijesz? bagaem. Hoggno zastanowi si. - Nie - powiedzia nastpnie - poniewa i tak zaraz bdziesz martwy, byoby to marnotrawstwo. Nagle przez czaszk przelecia powiew wiatru, wprawi wiece w migotanie i na cianach zaczy taczy cienie. Hoggno odwrci si do wejcia i wyda z siebie dwik zaskoczenia. - To jest... - powiedzia i zamilk w poowie zdania. Podnis topr. Pomienie wiec zgasy, zrobio si cakowicie ciemno, widziaem jedynie kilka malekich biaych punktw, kocwki tlcych si knotw. W ciemnociach usyszaem szelest, jakby ogromna ksiga bya kartkowana przez burz. Potem dzikie prychania, Hoggno przeklina, jego topr ci ze wistem powietrze. Pochyliem si i kucnem. Brzk, haas, jak gdyby co rozrywano, znowu papierowy szelest - i potem cisza. Siedziaem chwil w ciemnociach, drc ze strachu, z dziko walcym sercem. W kocu wymacaem sobie drog do stou, znalazem za-

paki i drcymi rkami zapaliem wiec. Z ledwoci odwayem si rozejrze. Hoggno Kat lea na ziemi - w dwch czciach. Jego gowa bya oddzielona i wraz z hemem postawiona obok korpusu. W lewej rce trzyma par skrawkw papieru, przesyconych krwi. Zabrako mi zimnej krwi, by zdj hem i zobaczy, do jakiego gatunku nalea Hoggno. Usiadem na krzele i dyszaem przeraony. Min duszy czas, nim w jakim stopniu si uspokoiem. Potem, jak przebudzony z jakiego transu, chwyciem dzbanek z wod i wypiem a do dna. Wziem ze ciany jeden z noy, wsadziem go w kiesze mojej peleryny i wycignem pochodni z glinianego garnka. Nastpnie opuciem to upiorne miejsce. Krwawy lad Na zewntrz stanem niezdecydowany przed czaszk tytana. W jej wntrzu migotao niestrudzenie wiato wiecy, przewiecao przez otwory po zbach i nadawao jej niepokojce zudzenie ywotnoci. W ktr stron powinienem si zwrci? Poprzez wski kamienny labirynt z powrotem do Pajxxxxw i innych kreatur Unhajmu? Nie, dzikuj, kolejny raz ju nie! A wic w innym kierunku? W ciemno, w niewiadom? W wiat peen jeszcze bardziej potwornych niebezpieczestw? Byy to kuszce moliwoci, nie mogem zdecydowa si midzy powieszeniem a wypatroszeniem. Trzymaem pochodni naprzeciw ciemnoci i spogldaem w nico. Zaraz - a co to takiego? U moich stp lea skrawek papieru. Podniosem go. By podobny do tego, ktry trzyma w rce martwy Hoggno, poplamiony troch krwi. Przy bliszej obserwacji dao si rozrni przyblake pismo, ktrym by pokryty. Byo to nieznane mi pismo, moe jakie runy buchemikw, albo co w tym stylu. A tam, kawaek od czaszki olbrzyma lea kolejny skrawek. Podszedem do niego, podniosem go - i zobaczyem jeszcze jeden, w odlegoci paru metrw! Co to byo, lad? lady, ktre pozostawi morderca Hoggno? A jeli tak, zostawi je celowo, czy nie? Naprawd mam za nimi poda? No c, zawsze bya to trzecia moliwo. Teraz mogem wybiera midzy powieszeniem, patroszeniem a ciciem. Lecz moe istniaa jeszcze jaka iskra nadziei. Mogo by i tak, e nie zostawi tych ladw celowo, wtedy zaprowadziby mnie w cywilizowane obszary, nie majc o tym pojcia. A jeli rozoy je wiadomie, niekoniecznie musia kierowa si zymi zamiarami. Gdyby chcia mnie zabi, mgby zrobi to bez trudnoci w pieczarze Hoggno. Pozostawiem wic w ciemnociach dom wraz z jego przeraajc zawartoci i podyem ladem krwawych skrawkw. Poprowadzi mnie wpierw lasem stalaktytw, w ktrym yy jedynie mae i tchrzliwe zwierztka, uciekajce z piskiem i szelestem przed wiatem mojej pochodni. Nkaa mnie kapica stale ze stropu woda, dziaajca niczym jaka wyrafinowana tortura, a dotarem w kocu do suchego i wskiego tunelu z granitu, ktry poprowadzi mnie zygzakami w gr. Przypomniaem sobie o odraajcej mapie, ktra w podobnym korytarzu zabiega drog mi i Hoggno, i pytaem si, co bym zrobi, gdybym spotka tak kreatur sam.

Prawdopodobnie nie zdybym nawet znale na czas noa w pelerynie. W kocu dostaem si na szerokie pole pokryte lunym gruzem, pochodzcym pewnie z zapadnitego stropu jaskini - widziaem nad sob jedynie gbok ciemno, w ktrej awanturoway si nietoperze. Dookoa piewa cienkim gosem wiatr, chodny niewidzialny prd pyncy od duszego czasu naprzeciw mnie. Poprzez jakie kanay odnalaz sw drog od powierzchni, a do mnie tutaj. Zazdrociem wiatrowi jego tajemnej wiedzy, dziki ktrej znalazbym moe drog do gry. Pniej robio si coraz cieplej i dostaem si do sztolni czystego wgla. Podnosiem skrawek za skrawkiem, gowiem si nad runami i bezradnie chowaem je w moich licznych kieszeniach. Po jakim czasie miaem do zbieractwa. Poniewa i tak nie potrafiem odszyfrowa tego pisma, pozostawiaem cinki tak, jak leay. Dugi czas patrzyem gwnie na ziemi, eby nie przeoczy adnego z nich, nie zwaajc zupenie na stan tuneli - std tym wiksza bya moja rado i zaskoczenie, gdy stwierdziem, e s murowane z grubych kamieni. Nie byo to ju adne z naturalnie powstaych przej, tylko sztuczny tunel! Wrciem znw do cywilizacji, nawet, jeli miaa tak prymitywn form. I nadal znajdywaem skrawki papieru. Byy teraz coraz rzadsze, odstpy midzy nimi coraz wiksze - i w kocu natrafiem na pierwsz ksik! Leaa na ziemi, na rodku cakowicie pustej drogi. Znajdowaa si w zaawansowanym stanie rozkadu i wiedziaem, e obrci si w py, gdy tylko jej dotkn. Pozostawiem j wic nienaruszon. Na ksice lea jeden z krwawych skrawkw i co mwio mi, e jest to ostatni i e odtd sam musz ju znale drog. Usiadem, oparem si o cian, szczliwy i nieszczliwy, zmczony i rozbudzony zarazem. Udao mi si - ale dokd trafiem? Uciekem z dzikiej czci katakumb, z hady Unhajmu. Ale gdzie byem teraz? Zamknem oczy. Odpocz, cho na chwilk. Nie zasypia! Byo to ehh... niemoliwe, poniewa przed oczyma mej duszy zaraz zaczy taczy obrazy: straszliwe owady z morza ksiek, robak olbrzym, Pajxxxx, pozbawiony gowy Hoggno... Otworzyem znowu oczy i musiaem stwierdzi z przeraeniem, e pochodnia z meduzami zgasa. Siedziaem w cakowitych ciemnociach. Panicznie macaem, szukajc pochodni, ale nie mogem jej znale. Moe kto mi j zabra? Moe mj tajemniczy przewodnik? Jak mg tego dokona, e nawet nie zauwayem, przez tak krtk chwil? Macaem dalej i natrafiem przy tym na ksik - rozpada si w py w moich rkach i poczuem biae, grube robaki pezajce po mojej rce. I wtedy usyszaem tchnienie. - Hhhhhhhhhhhhhh... Nie byem sam. Co byo tam w ciemnociach. - Hhhhhhhhhhhhhh... I zbliao si. - Hhhhhhhhhhhhhh... Jeszcze bliej. Przycisnem si plecami do ciany. - Hhhhhhhhhhhhhh... Obcy by ju cakiem blisko mojej twarzy, czuem jego oddech, czuem jego zapach - a by taki, jakby otwarto drzwi gigantycznego antykwariatu; tak jakby podniosa si z niego burza czystego kurzu ksikowego i wraz ze zgnilizn miliona zbutwiaych foliaw wiona mi w twarz - to by od-

dech Krla Cieni! Kto co powiedzia i obudziem si. Tak, obudziem si, otworzyem oczy i znw j zobaczyem, pochodni, ani nie zgasa, ani nikt jej nie ukrad, dzielnie owietlaa prastar ksig i lecy na niej krwawy skrawek. Zdrzemnem si tylko na chwil. Zdrzemnem, by ni o Krlu Cieni. Trzej poeci Ale tak, moi drodzy przyjaciele, syszaem gosy! Na pewno. A moe byy to tylko resztki snu? Zbkane echa, szelesty w labiryncie? Wziem pochodni, podniosem si, stkajc, i tak! - znowu co usyszaem. Dochodzio z nastpnego tunelu. Podyem za szmerem, jedynie niezrozumiaym szeptem, a potem, gdy wszedem w tunel, znowu odgosy zaniky. Za to ksiki! Cay korytarz peen ksiek, rozoone na pododze, zearte przez robaki, ale bd co bd: ksiki. Brodziem uszczliwiony przez papierowe miecie, ktre zdaway mi si cenniejsze ni skarbiec peen diamentw - i znw co tam byo, ten szept z bocznego korytarza. I czy nie byo tam te wiata? Zakryem pochodni i wszedem w kolejn sztolni. Meduzy przyklejone byy do stropu i roztaczay swj niesamowity blask, lecz tym razem widzc je, czuem si, jakbym zobaczy ponownie wiato soca. Tutaj stay te regay, stare ruiny z drewna, przearte przez robaki, pokryte pajczynami i kurzem, ale z wieloma ksikami - powoli powracaem do wiata porzdku! Ha, porzdek! Naprawd, moje wymagania stay si bardzo skromne, jeli za porzdek uwaaem ju par robaczywych regaw ze zbutwiaymi tomami. Podszedem do jednego i chciaem wyszuka sobie ksik. - I? - spyta kto tak gono, e a si wzdrygnem. - I? Na moje oko to kicz! - odpowiedzia kto. - Tandeta najgorszego rodzaju. - Na twoje oko wszystko, co nie jest spisane w pracamoskich runach, to kicz. Jeste beznadziejnie anachroniczny. Gosy dochodziy z nastpnego korytarza. Wycignem sztylet z peleryny. - Hoho, posuchajcie no tego! - powiedzia trzeci gos. Przywarem do regau. Trzech owcw ksiek? Byem zgubiony! - Tobie tylko, kochajce serce - kontynuowa ostatni gos - i wam, zy me zaufane, Samotny nuc smutnie najrzewniejsz z pieni. Tylko oko moje bdzi za ni jak w ogniu tsknoty, I, do skarg nawyke, syszy j ucho me cichsze! Przeja mnie ciekawo i zapomniaem przez to prawie o strachu. Wci mogem uciec po kryjomu, ale musiaem po prostu wiedzie, kto to by. Wetknem pochodni, podniosem n i wlizgnem si do odnogi tajemniczego korytarza. Odetchnem tam gboko i spojrzaem ostronie do rodka. By take peen regaw z ksikami, a w jego centrum, po kolana w papierze, stay trzy przedziwne postacie, o ktrych z miejsca mogem jedynie powiedzie, e zdecydowanie nie byy owcami ksiek. W pewien sposb wyglday podobnie, chocia byy rnorodnej po-

stury: jeden gruby i przysadzisty, drugi szczupy, a trzeci wrcz mizerny. Ich wspln cech byo to, e byy do mae - najwikszy siga mi do pasa - i to, e kady z nich mia tylko jedno oko. Szczupy czyta dwm pozostaym z ksiki: Czeg to, o naturo, dlaczego, matko ma nieczua, Daa mi na uczucia serce nazbyt gitkie? A do serca gitkiego mio nie do pokonania, Cige podanie, lecz kochanki adnej? Gnom rzuci ksik na podog. - A wic na moje oko to te kicz powiedzia. - Golgo ma racj. - Nie uwaam tego za a taaaaaaak nudne - stwierdzi najmniejszy gnom - Tylko oko moje bdzi za ni jak w ogniu tsknoty - przemawia to do mnie. - A co? - spyta podstpnie gruby. - Co takiego ci to mwi? - No c - odpowiedzia may - oko jest w liczbie pojedynczej, z tym mog si ju utosami. Malcy nie wygldali na takich, ktrzy mogli stanowi dla mnie jakie niebezpieczestwo. Byy to gnomy jaskiniowe albo co w tym rodzaju, jaki nieszkodliwy ludek karzekw. Byy te najwyraniej zainteresowane li teratur - co wielkiego mogo mi si sta? Wyszedem z ukrycia, podniosem rk w pozdrowieniu - i dopiero wtedy przypomniao mi si, e trzymam w niej n. Gdy wynurzyem si tak nagle z ciemnoci, z moj powiewajc peleryn i podniesionym sztyletem, musiaem wyglda jak jaki skrytobjca. Gnomy przestraszyy si bardzo i, wpadajc najpierw na siebie, rozbiegy si w trzech rnych kierunkach. Schoway si za regalami, stosami ksiek i papieru. - owca ksiek! - zawoa jeden. - Ma n! - krzykn drugi. - Chce nas zabi! - wyszepta trzeci. Stanem i rzuciem n na ziemi. - Nie jestem owc ksiek - zawoaem gono. - Nie chc nikogo zabi. Potrzebuj waszej pomocy. - Pewnie. I std ten n. - Rzuciem go - powiedziaem. - Ja tylko zabdziem. - Wyglda niebezpiecznie - zawoa jeden z gnomw. - Jest jaszczurem. Prawdopodobnie pod peleryn ukrywa swoje inne bronie. Ci owcy ksiek stosuj njpodlejsze sztuczki. - Jestem smokiem - powiedziaem - pochodz z Twierdzy Smokw. Ju po raz drugi musiaem to komu wyjania. Ci mieszkacy katakumb byli wszyscy do mocno oderwani od rzeczywistoci. Zza stosu ksiek podnioso si teraz powoli jedno oko i gapio si na mnie z zaciekawieniem. - Pochodzisz z Twierdzy Smokw? - To mj dom. Kolejne oko zerkao przez szpar midzy dwiema grubymi ksikami na regale. - Spytaj go o co z literatury twierdzosmoczaskiej! - powiedzia nalecy do niego gnom. - Jak nazywa si gwne dzieo Gryfiusa Strugacza d? - spyta ten

za stosem. - Rycerz Hempel - westchnem. Gnomy knolfny zbami*. - A jakie s w nim najmieszniejsze momenty? - Pff... nie mog si zdecydowa - odparem - albo ten moment, kiedy okulary wpadaj rycerzowi do zbroi - albo rozdzia lipogramatyczny, w ktrym Strugacz d obchodzi si cakowicie bez uywania litery E. Dzikowaem losowi za spotkanie z Kibicerem. A mojej bezwstydnoci dzikowaem za to, e to kamstwo tak gadko przeszo przez moje usta. Trzeci z gnomw unis swe oko jak kwiat zza sterty papierw i zadeklamowa: Kura, podchodzi do stou i mwi:... Wpadem mu w sowo i dokoczyem szybko: Tu rado, gdy kura u stou tak punktualna! - To musi by smok - powiedzia jeden z gnomw. -------------------------------------------------------------------------------* Przyp. od W.M.: Najwidoczniej poza twierdzosmoczanami take gnomy potrafi knolfn zbami. Wychodz z zaoenia, e Rzebiarz Mitw chcia przez to powiedzie, i wyday z siebie odgosy uznania. Nie wiadomo mi jednak, w jaki sposb mg oceni, e zrobiy to zbami, skoro byy schowane. Ale pumy to mimo uszu jako fantazj pisarsk. -------------------------------------------------------------------------------- Zgadza si. Nikt inny nie przeczytaby dobrowolnie tego nudnego tomiszcza Strugacza d. Poza nami oczywicie - zawoa drugi. - Hempel wcale nie jest taki zy. Jeli przebije si przez rozdzia o pielgnacji lancy, tomisko nabiera naprawd rozpdu - odpowiedzia trzeci. - Nazywam si Hildegunst Rzebiarz Mitw - powiedziaem. - Nic mi to nie mwi. - Mnie te nie. - W yciu nie syszaem tego nazwiska. - Nic dziwnego - powiedziaem zawstydzony. - Niczego jeszcze nie opublikowaem. - I co robisz tu na dole, w katakumbach, jeli nie polujesz na ksiki? - Sprowadzono mnie tu wbrew mojej woli. Zgubiem si. Jedyne, na co poluj, to wyjcie. - To dzieje si od tysicy lat - powiedzia gnom za regaem. - Katakumby s pene szkieletw. Ci z gry uwielbiaj wyrzuca swoje mieci do naszego rodowiska. Sowa o mieciach askawie zignorowaem. - To pierwszy mieszkaniec Twierdzy Smokw stojcy przede mn we wasnej osobie - powiedzia ten za stert ksiek. - Czytaem wszystko, co tam napisano, ale nigdy nie widziaem jeszcze adnego smoka. Usiowaem sprosta tej historycznej chwili, wygadzajc moj pe-

leryn. - Jestemy wielkimi wielbicielami literatury z Twierdzy Smokw - powiedzia ten za stosem papierw. - Czuj si zaszczycony. Wiecie wic ju nieco o mnie. Mog teraz spyta, kim wy jestecie? Gruby wyszed kawaeczek ze swego ukrycia i zadeklamowa: Bahym pytanie si widzi Na ustach tego, co tak gardzi sowy, Co pozorami wszelkimi si brzydzi, Chce zawsze dotrze do sw osnowy. Usiowaem wyjani sobie przemow gnoma. Dlaczego miabym gardzi sowem? Z drugiej strony - rzeczywicie brzydziem si wszelkimi pozorami. Nie rozumiaem z kolei znowu ostatniego wersu. - Co masz na myli? - spytaem. - Powiedz po prostu, kim jeste! Odway si wyj jeszcze kawaek ze swego ukrycia. fam czci czci, ktra ongi wszystkich bya fam czci tej ciemnoci, co wiato zrodzia Dlaczego wydaje mi si to znajome? Zaraz! To by cytat! Cytat z... z... - To by cytat z Ojahnn Golgo van Fonthewega! - zawoaem. Jasne, e by to Fontheweg, ten trudny do zniesienia odyniec camoskiej klasyki. Ulubieniec wszystkich krytykw i koszmar wszystkich uczniw. To by fragment z Kamienia filozoficznego, jego najsynniejszej ksiki. Przez dziesiciolecia Dancelot wbija mi do gowy te wersy. Gruby wyszed ju cakowicie ze swej kryjwki. Jego skra miaa kolor dojrzaej oliwki. - To jest to. Tak wanie si nazywam. - Ty si tak nazywasz? Ty jeste Ojahnn Golgo van Fontheweg? - Tak jest. Moesz mi mwi Golgo. Tak robi wszyscy. Gnom za regaem opuci swoj kryjwk. By bladoniebieskiego ubarwienia. - A ja jestem Gofid Letterkerl - powiedzia. - Dla przyjaci po prostu Gofid. Gofid Letterkerl by moim ulubionym pisarzem. Napisa Zanill i Murcha, i samo to czynio go ju w moich oczach niemiertelnym. Letterkerl wcale nie by martwy, by za to dwumetrowym Dzikunem i, o ile wiedziaem, mieszka w Buchting. - No prosz, prosz - powiedziaem - wic jeste Gofid Letterkerl, tak? - W rzeczy samej! - zawoa szczupy karze i zadeklamowa dramatycznie: Przykryj pledem mnie zielonym, Nucie mi do snu piosenki, A w czas mj bogosawiony Zbud mnie blaskiem twej jutrzenki! To rzeczywicie by Gofid Letterkerl. Serenada do przyrody, o ile sobie dobrze przypominam. Tak na marginesie, niekoniecznie najlepszy z jego wierszy. Kim byy te dziwne pdraki? - A jak ty si nazywasz? - spytaem trzeciego. - Te nosisz nazwisko wielkiego poety? - Moje nazwisko nie jest a tak wielkie - powiedzia niemiao najmniejszy z gnomw o barwie bladego ru, gdy wyszed zza stosu papierw. - Nazywam si Dancelot Tokarz Sylab.

Wzdrygnem si jak pod uderzeniem bata. Nazwisko mojego ojca poetyckiego odbijao si echem po korytarzu jak gos ducha. Wszyscy jestemy bezporednimi wytworami ziemi - zacytowa may - byy popi i przysza zgnilizna. Defilujemy w cigym rytmie bez ustanku, radosny pochd ycia, orszak aobny przemijania. - Dancelot...? - spytaem zbaraniay, jakby sta przede mn osobicie. By to bezbdnie wyrecytowany fragment z jego ksiki. - ...Tokarz Sylab - uzupeni may - Pisarz z Twierdzy Smokw. Powiniene go waciwie zna, skoro jeste z... - Oczywicie, e go znam - przerwaem mu. Ale dlaczego nosisz jego nazwisko? - Wszyscy nosimy nazwiska wielkich pisarzy! - wykrzykn dumnie Golgo. - Nie rozumiem dokadnie... - powiedziaem. Trjka spojrzaa na siebie. - Moemy? - spyta Golgo. Dwaj pozostali skinli gowami. Potem spojrzeli znw na mnie i powiedzieli chrem: Schowaj swj topr i miecz na nic twe strzay i klinga bro moesz rzuci precz na ziemi Straszliwego Buchlinga Mimowolnie zrobiem krok do tyu. Straszliwe Buchlingi! To byy te wszystkoerne cyklopy z labiryntw! Obok Krla Cieni wzbudzajca najwiksze przeraenie forma ycia z katakumb pod Ksigogrodem. Oczywicie! Mieli tylko po jednym oku! Cyklopy! Trzej jednoocy szli powoli w moim kierunku. - Nie obawiaj si! - zawoa Golgo. - Nic ci nie zrobimy. atwo byo powiedzie! Racja, byli do mali jak na wszystkoerne cyklopy. Ale skorpiony te s mae. - To tylko nasza gadka dla owcw ksiek powiedzia Gofid. Tu na dole trzeba wyrobi sobie paskudn opini, inaczej od razu ci zaatwi. - Dobrze - powiedziaem, cofajc si powoli. - Jestecie wic Straszliwymi Buchlingami. Co ma to wsplnego z nazwiskami poetw? - Chopaki, myl, e musimy mu troch pomc - powiedzia Golgo. - On do ciko kapuje. - Pozostali skinli gowami, a nastpnie zatrzymali si. - Chodzi o to... - zacz Gofid - kady buchling uczy si na pami caego dorobku wielkiego pisarza. Taki jest cel naszego ycia. Ja jestem w trakcie zapamitywania dzie zebranych Gofida Letterkerla. On nadal pisze, wic jestem, e tak powiem, niedokoczony. - W przeciwiestwie do mnie - powiedzia Golgo. - Ja jestem kompletny. Ojahnn Golgo van Fontheweg umar dziewiset lat temu. A napisa siedemdziesit dwie powieci, ponad trzy tysice wierszy, czterysta pidziesit sztuk teatralnych, a i w wielu innych dyscyplinach literackich pozostawi wartociowe rzeczy. Musz stale odwiea swoj pami. - Jkn, domagajc si wspczucia. - A ja znam na pami dorobek Dancelota Tokarza Sylab - wyzna speszony Dancelot. - Wielka mi rzecz - powiedzia lekcewaco Gofid. - Jedna jedyna ksika.

- Moe jeszcze jakie napisze - broni si Dancelot. Teraz i ja si zatrzymaem. - Nie, nie zrobi tego - powiedziaem smutno. - Skd to wiesz? - Zmar niedawno. By moim ojcem poetyckim. Trzy buchlingi popatrzyy na siebie zdumione. Dancelot rozpaka si, a pozostali zaczli go pociesza. - No, no - mrukn Golgo. - A co ja mam powiedzie? Mj pisarz nie yje od dziewiciuset lat. - Wszyscy ktrego dnia dostpimy wielkiego misterium - mrucza Gofid. - Przed Ormem wszyscy jestemy rwni. Dancelot szlocha niepohamowanie. - Jedyna ksika! - jcza. - Tylko jedna! Golgo i Gofid spojrzeli na mnie, podczas gdy delikatnie gaskali Dancelota. Ich wielkie oczy zwilgotniay, a i ja nie byem ju w stanie powstrzymywa ez. Po chwili wszyscy przecigalimy si w kaniu. Bardzo krtki rozdzia, w ktrym bardzo mao si dzieje Gdy tylko wszyscy znw si uspokoilimy, trzy buchlingi stany na boku, by naradzi si szeptem. Potem wrciy do mnie. - Postanowilimy zabra ci do innych z naszego gatunku - powiedzia Golgo. - Naturalnie tylko wtedy, jeli si na to zgodzisz. A niby dlaczego nie miabym si zgodzi? Czy zostan poarty przez ich trzech, czy przez setk - co za rnica? Abstrahujc ju od tego, e w midzyczasie nabraem wtpliwoci co do straszliwoci Straszliwych Buchlingw. - Zgadzam si. Czy to duga droga? - spytaem. Zamiast odpowiedzie trzy buchlingi otworzyy swoje oczy tak szeroko, jak si dao. Gapiy si na mnie przeszywajco, a te wiato w ich renicach zaczo lekko pulsowa - a potem zaczy mrucze. Tak, moi drodzy i ukochani przyjaciele, to wszystko, co chciaem opowiedzie w tym rozdziale. Mog tylko powiedzie, e - siuuuuuup - w nastpnej chwili znalelimy si w cakowicie innym miejscu! Nie mam pojcia, jak te karzeki tego dokonay, ale w mgnieniu oka stanlimy przed ogromnym kamiennym portalem jakiej groty. Skrzana Grota Co si stao? - spytaem. Czuem si senny i staem niepewnie na nogach. - Gdzie jestemy? - To bya prbka naszych zdolnoci do, ee teleportacji - powiedzia Golgo. - Teleportacja, hohohoho - zachichota Gofid. Dokadnie. - Od gwiazd pochodzimy i ku gwiazdom zmierzamy. Zycie jest jedynie podr w nieznane zacytowa Dancelot. - Moecie przemieszcza siebie i mnie z miejsca na miejsce si myli? - Mona by to tak okreli, nie kamic - odpowiedzia Golgo, szcze-

rzc si, na co pozostali znw zachichotali jak gupki. - Chod z nami! Wkroczymy teraz do krlestwa Straszliwych Buchlingw. Golgo, Gofid i Dancelot poszli przodem przez ogromny portal oflankowany po lewej i prawej stronie dwiema ogromnymi kamiennymi rzebami. Przedstawiay one buchlingi, jednak w mocno przesadzonych rozmiarach, przeraajce i odstraszajce, z niebezpiecznie rozwartymi paszczami, ogromnymi cyklopimi oczami i uniesionymi ostrymi pazurami widok stworzony waciwie do tego, by z miejsca zmusi kogo do ucieczki. - To wystarcza, by trzyma z dala nieproszonych goci - wyjani Golgo. - O ile ktokolwiek znajdzie tutaj drog. Jednak dotd nikt, kto nie jest buchlingiem, nie wkroczy do naszego krlestwa. Jeste wyjtkiem. I jeste drugi. Byem nadal zbyt zajty rozpamitywaniem sprawy z teleportacj, poza tym czuem si, jakby wyrwano mnie wanie z gbokiego snu, wic ani ta uwaga, ani widok rzeb nie zrobiy na mnie wikszego wraenia. W milczeniu toczyem si z tyu za ich trjk. Wkroczylimy do groty i byskawicznie opada ze mnie caa senno. Przed nami lea paskowy, od ktrego w d do ogromnej stalaktytowej jaskini prowadziy szerokie kamienne schody. Golgo zatrzyma si, rozchyli ramiona, odchrzkn i zawoa: Oto w sfery snw i czarw Weszlimy ju, jako zda si! My take si zatrzymalimy. Widok by mwic powcigliwie - godny uwagi. A godny uwagi nie by fakt, e ciany, strop, podoe, a nawet stalaktyty pokryte bye aciatym dywanem w niezliczonych odcieniach brzu, ktry wieci jak wypolerowana skra. Godny uwagi nie by te fakt, e na rodku staa ogromna dziwaczna maszyna. Nie, najbardziej fascynujcy w tej grocie byli jej mieszkacy: setki maych jednookich kreatur, przypominajcych Golgo, Gofida i Dancelota, ale rwnoczenie rnicych si od nich jakimi szczegami. Byy i grube, i szczupe, i wiksze, i mniejsze, niektre miay dugie cienkie koczyny, inne za to krtkie i krzepkie, i kady z nich zdawa si mie inny kolor skry. Wszdzie si od nich roio, siedziay, czytajc przy dugich stoach, nosiy wte i wewte wysokie sterty ksiek, pchay zaadowane taczki albo uwijay si wok gigantycznej maszyny. - To Maszyna Ksikowa Rdzawych Gnomw - powiedzia Golgo, jakby to wszystko wyjaniao. Maszyna przypominaa kostk zoon z pordzewiaych regaw, wysok, szerok i gbok na pidziesit albo moe szedziesit metrw. Regay byy, na ile mogem oceni z tej odlegoci, pene ksiek i znajdoway si w cigym ruchu, jedziy w gr i w d, z prawej strony na lew, z lewej na praw. Maszyn okalao sze poziomw kadek, ktre byy poczone ze sob licznymi schodami - na nich take roio si od pobratymcw Golgo. Te osobniki ukaday albo wyjmoway ksiki, lub manipuloway przy niezliczonych koach i dwigniach. Nie tylko regay, ale take cae to monstrualne urzdzenie wraz ze schodami i przejciami skadao si z pordzewiaego elaza. Pozostawao zagadk, do czego miao suy. U stp maszyny stay dugie stoy obadowane foliaami, dalej taczki,

skrzynie i dalsze regay pene ksiek. W tej pieczarze nie widziaem wieccych meduz, wszystko byo owietlone wiecami tkwicymi w zwisajcych ze stropu ogromnych yrandolach albo stojcymi w okazaych wieloramiennych wiecznikach. W wielu umieszczonych w cianach kominkach pony wgle. - To Skrzana Grota - powiedzia Golgo. Nasza biblioteka, akademia i miejsce spotka. A to nasz lud. Straszliwe Buchlingi. Chciaem zada pytanie, ale Dancelot mnie uprzedzi. - Dziwi ci pewnie caa ta skra. To okadki ksiek. Grota jest nimi cakowicie wyoona. Chcielibymy twierdzi, e to nasza zasuga, ale nie dokonalimy niestety tej sztuki. Zrobiy to Rdzawe Gnomy, ktre wybudoway te t maszyn. Znalelimy jaskini w takim stanie i teraz o ni dbamy. Regularnie polerujemy skr, eby piknie byszczaa w wietle wiec. To idealna atmosfera do czytania. I adnie te tu pachnie. Przynajmniej to si zgadzao. Po raz pierwszy, odkd byem w katakumbach, pachniao znonie. Powietrze byo troch duszne, by moe z powodu tych wszystkich wiec, ale pene przyjemnych zapachw. Mimo swych rozmiarw jaskinia sprawiaa wraenie przytulnej i eleganckiej - byem zaskoczony, e podziemna pieczara moe wywrze takie przyjemne wraenie. Najchtniej zaraz bym usiad i zacz czyta. - Zwr, prosz, uwag na kunsztowne uoenie skrzanej tapety powiedzia dumnie Golgo. - Najbardziej zdumiewajce jest to, e nie przycito adnej okadki, eby j dopasowa. Zadano sobie niewiarygodnie wiele trudu, eby znale okadki pasujce do kadej luki. Wyoenie tej groty musiao trwa setki lat. Rdzawe Gnomy musiay lubi ksiki. Niestety wymary. - Chod - powiedzia Gofid - pokaemy ci grot. Zeszlimy w d szerokimi schodami. Nadal krcio mi si troch w gowie po teleportacji, ale dopiero teraz zaczy mi si naprawd trz nogi. Niechtnie schodz w d po szerokich schodach, szczeglnie, gdy jestem przy tym obserwowany. Gnbia mnie natrtna myl, e potkn si przy tym i sturlam na d, kompromitujc si na zawsze. Lecz dotarlimy do stp schodw bez adnego incydentu. Inne buchlingi zachowyway si, jakby w ogle nie zwracay na mnie uwagi, gdy prowadzono mnie przez grot. Ci osobnicy, ktrzy siedzieli przy stoach i czytali, mruczeli sobie przy tym pod nosem, inni chodzili wte i wewte, i gestykulujc rozmawiali sami ze sob, niektrzy stali w grupach i dyskutowali. Jaskinia bya wypeniona glosami i zwielokrotnionymi echami. Mae buchlingi kontynuoway po prostu swoje zajcia, ale ktem oka widziaem, e z zaciekawieniem za mn spogldaj. Gdy si obracaem, patrzyy szybko w innym kierunku. Mimo e byy ich setki, nie potrafiem po prostu si ich ba. - Dlaczego waciwie nazywacie si Straszliwymi Buchlingami? - spytaem Golgo. - Nie wydajecie mi si w ogle tacy straszliwi. Inaczej wyobraaem sobie cyklopy. - owcy ksiek tak nas nazywaj - odpowiedzia gruby. - Nie mam pojcia dlaczego. - Hehe, nie mam pojcia dlaczego! zamia si ironicznie Gofid, z jakiego nieznanego mi powodu. - Ale nie robimy te nic, eby pozby si tej zej opinii - kontynuowa

Golgo. - Tak jest mdrzej. - Dlaczego? - Posuchaj. W Camonii i okolicach istnieje okoo trzystu rodzajw cyklopw. S przyjazne i wojownicze, misoerne i wegetariaskie. Diabelskie cyklopy poeraj tylko to, co si rusza i wrzeszczy, a inne cyklopy odywiaj si wycznie malanymi kwiatami. S cyklopy, ktrych inteligen cja rwna si inteligencji muchy domowej i inne o ponadprzecitnej pojtnoci - wrodzona skromno zabrania mi powiedzenia, jak nazywa si ten gatunek. Jedyne, co czy te wszystkie gatunki cyklopw, to fakt posiadania jednego oka. Ale w wyobraeniu ogu cyklop funkcjonuje z zasady jako ograniczona i niebezpieczna kreatura. Zdecydowalimy si skorzysta z tego przesdu. - W jaki sposb? - Jak mylisz, ilu z nas by jeszcze istniao, gdyby nazywano nas Uprzejmymi Buchlingami? - Golgo odpowiedzia pytaniem na pytanie. - Albo Sympatycznymi Jednookimi? Tu na dole yjemy w brutalnym i bezlitosnym wiecie. Tutaj ten, ktry uchodzi za najbardziej bezwzgldnego i niebezpiecznego, cieszy si najwikszym szacunkiem. Dobra opinia w katakumbach moe by wikszym zagroeniem ni Niebezpieczna Ksika. Dancelot wyszczerzy si. - Na szczcie wikszo owcw ksiek jest zabobonna - powiedzia. Zatrwaajco niewyksztacone typy z barbarzyskim wyobraeniem o wiecie. Wierz w bogw i diaba. Uwielbiaj opowieci grozy o duchach i opowiadaj je sobie przy spotkaniach z innymi owcami ksiek. Przecigaj si przy tym wzajemnie swoimi historiami o Straszliwych Buchlingach. Niektrzy z nich nawet wierz, e potrafimy czarowa. - No c - powiedziaem - kiedy pomyl o teleportacji, to jestecie jednak cakiem tego bliscy. Cala trjka szturchaa si wzajemnie i chichotaa. - Teleportacja! - parskn ponownie Gofid. Nie miaem pojcia, dlaczego te gupie gnomy cay czas si miay. Moe to by wyraz ich bardzo osobliwego poczucia humoru. - A wic rozpowszechniamy legendy o Straszliwych Buchlingach, gdzie tylko si da - kontynuowa Dancelot. - Jeli miaby nas kiedy opuci, byoby mie z twojej strony, gdyby opowiada wszdzie, e obserwowae nas, jak poeralimy ywcem osobniki z wasnego gatunku, albo co w tym stylu. Albo, e mamy po pi metrw i zby dugie jak kosy. Przypomniay mi si opowieci Deszczblaska o buchlingach. Napisa co takiego w swojej ksice i puci w obieg mit o Straszliwych Buchlingach. Gdy chciaem wanie spyta maego, czy mwi mu co nazwisko Deszczblask, stanlimy ju przed wielk maszyn. Gdy do Skrzanej Groty przybyy pierwsze buchlingi - opowiada Gofid - wszystko byo pene kurzu i robactwa, a maszyna si nie poruszaa. Rdzawe Gnomy wymary pewnie przed wieloma laty. Lecz wtedy znalelimy dwignie i kola, przy ktrych manipulowalimy i nagle maszyna znw ruszya. Od tego czasu dbamy o ni, oliwimy regularnie i trzymamy na chodzie. Jak peni funkcj? - spytaem. Trzy buchlingi spojrzay na siebie jak spiskowcy. Wytumaczymy ci to, gdy nadejdzie czas - powiedzia

tajemniczo Golgo. - Na razie uywamy tej maszyny jako biblioteki. Troch to mczce, e regay stale si poruszaj, ale to trzyma nas w formie. Widziaem, jak buchlingi popieszay za regaami po wskich kadkach, pakujc rwnoczenie i wypakowujc ksiki. Zardzewiae regay przesuway si cay czas na siebie albo odjeday i znikay we wntrzu maszyny. Od ogldania tych wdrujcych ksiek krcio si w gowie. - Czasami regay znikaj w rodku na cae dnie, ale po jakim czasie znw si pojawiaj - powiedzia Dancelot. - Maszyna nie zgubia adnej ksiki, jak jej powierzono. Chod, pokaemy ci nasz bibliotek. Zardzewiaymi schodami weszlimy na pierwsz z kadek biegncych wok maszyny. - Zwr, prosz, uwag na kunsztowne metalowe wykoczenie balustrad! - powiedzia Golgo. Spojrzaem dokadniej. To, co pocztkowo wziem za monotonny ornament, okazao si w rzeczywistoci malekimi paskorzebami. - Jeli przyjrzysz si dokadnie balustradom maszyny - powiedzia Golgo - moesz pozna ca histori katakumb. To tutaj, to bitwa midzy Czerwonym Piratem Ksikowym a ksiciem Elradodo. A tutaj - zawalenie si Szklanej Kopalni - zgino wtedy czterystu krasnali pracujcych w kopalni, przedstawiono kadego z osobna, kadego z odamkiem szka w gowie. Tu, wojna midzy dwoma rasami mrwek monstrualnych rozmiarw - nie mam pojcia, czy ma to podstawy historyczne. A tutaj: Pierwsi owcy ksiek wkraczaj do labiryntu. Dancelot wskaza na inn cz balustrady. - To tutaj, to budowa Drogi Ksig kierowana przez Rdzawe Gnomy. Trwaa podobno sto lat. A tam uwieczniono podziemny kongres buchemikw. Precyzyjna obrbka rdzy bya naprawd wyszukana. Nie wiedziaem, e mona tak dokadnie obrobi skorodowany metal. - Rdzawe Gnomy znay sposb na konserwacj rdzy. Wci zgadujemy, jak tego dokonay - powiedzia Gofid. - Jest to waciwie sprzeczno sama w sobie. - Czy jest tu te gdzie wizerunek Krla Cieni? wyrwao mi si. Chciaem zada pytanie, ktre podkrelaoby moj wiedz na temat katakumb. Buchlingi zatrzymay si i popatrzyy na mnie powanie. - Nie - powiedzia Golgo po dugiej pauzie. - Nikt nie wie, jak wyglda Krl Cieni, wic nie moe istnie aden jego wizerunek. - Jestecie przekonani o jego istnieniu? - Oczywicie - powiedzia Golgo. Syszymy, jak wyje. Tu na dole jego wycie jest tak gone, e niejednego pozbawia snu. Wdziera si w nasze najpikniejsze sny i przeksztaca je w koszmary. - Moe to jakie zwierz. - Tak moe mwi tylko kto, kto nigdy nie sysza Krla Cieni - powiedzia wspczujco Dancelot. - adne zwierz nie ma takiego gosu. - Jak mylicie, jaka to moe by forma ycia? - Zmiana tematu! - rozkaza Golgo. - Jestemy tutaj, eby pokaza ci pikno Skrzanej Groty, a nie po to, eby spekulowa na temat Krla Cieni. Obejrzyj sobie lepiej nasze ksiki!

Widocznie nie by to ulubiony temat buchlingw. Posusznie zwrciem uwag na ksiki w wdrujcych regaach. Trudno byo powiedzie, ile ich dokadnie jest, poniewa zbliay si i oddalay, przejeday obok nas albo nad nami, znikay we wntrznociach maszyny albo wynurzay si z nich. Dopiero teraz dostrzegem, jak kosztowna i zbytkowna bya wikszo z nich: okadki z czystego zota i srebra, okucia wysadzane diamentami, szafirami, perami i rubinami, ksiki z krysztau, nefrytu, z koci soniowej. - Czy to ksiki ze Zotej Listy? - spytaem. - Eee, gupia Zota Lista - prychn Golgo. - Mamy tutaj nasz wasn list, ktr nazywamy Diamentow List. W Skrzanej Grocie posiadamy ksiki, ktre degraduj ca t Zot List do drugiej ligi. - W pewnym sensie jestemy take owcami ksiek - powiedzia Gofid. - Mimo e nie posugujemy si oczywicie barbarzyskimi metodami tych profesjonalnych mordercw. Szukamy z mioci, nie z chciwoci. Szukamy sercem i rozumem, a nie toporem i mieczem. Szukamy, aby si uczy, a nie by si wzbogaci. I szukamy lepiej! Znajdujemy najcenniejsze ksiki. - A najlepsze jest to - wyszczerzy si Dancelot - e owcy ksiek myl, e poeramy ksiki! Hehe! Ci idioci! Nie maj najmniejszego pojcia, e syszymy ich tu na dole. S przekonani, e w okresach biedowania odywiamy si ksikami. - No c... - powiedzia Golgo, patrzc swoim okiem na ziemi. Dwa pozostae buchlingi odchrzkny i przez par chwil panowaa krpujca cisza, ktrej nie potrafiem wyjani. Zwrciem uwag na to, jak cicho dziaaa maszyna, syszao si jedynie delikatne klikanie i tykanie, jak w mechanizmie zegarka. - Jakie ksiki mog by jeszcze cenniejsze ni te ze Zotej Listy? spytaem. Zamiast mi odpowiedzie, Golgo poszed za jednym z wdrujcych regaw. Wycign obiema rkami ksik i taszczy j z wykrzywion twarz i ogromnym stkaniem, jakby bya potwornie cika. Widocznie robi sobie ze mnie arty, bo ksika bya do maa i cienka. - We... j... - wysapa. Wziem ksik i o mao nie przewrciem si na ziemi pod jej ciarem. Bya to najcisza ksika, jak kiedykolwiek trzymaem w rkach. Golgo i Dancelot wyszczerzyli si. - Lepiej j po - powiedzia Golgo - zanim sobie co naderwiesz. To jest Cika Ksiga. Pooyem ciar na pordzewiaym metalu. - Nadal usiujemy zgadn, jak oni to zrobili, e jest to takie cikie powiedzia Gofid. - Kada pojedyncza strona way tyle, ile dziea zebrane, powiedzmy, Ojahnn Golgo van Fonthewega. Od samego kartkowania mona nabawi si zakwasw. Widocznie nasczyli papier jakim alchemicznym pierwiastkiem majcym potworny ciar atomowy. Nigdy nie wyprodukowano ksiki, ktra w taki sposb broniaby si przed jakimkolwiek uytkowaniem. Nie tylko ciko j unie, ale te niesamowicie ciko si j czyta. Z mozoem otworzy pierwsz stron, a ja pochyliem si i przeczytaem: Wyobraajc sobie niewidzialny wiat, znajdujcy si w obrbie wiata widzialnego, ktry jest jednak widzialny, gdy widzialny staje si niewidzialny, wic zawsze, kiedy widok niewidzialnego, ewentualnie widzialnego, kieruje si

na niego, wtedy niewidzialne bdzie widzialne, a widzialne niewidzialne - zakadajc, e to wszystko obserwowane bdzie przez Niewidzialnego znajdujcego si wewntrz widzialnego wiata, ktry wyobraa sobie inny Niewidzialny, ktrego nie moe zobaczy Widzialny - poniewa wiato jest wyczone. - Ach, ach, ach - powiedziaem. - To jest naprawd cikie! Nic z tego nie rozumiem. - Nikt tego nie rozumie - powiedzia Golgo. - W tym celu napisano t ksik. - Uwaam to za aroganckie powiedziaem. - Powinno si pisa, aby zosta przeczytanym. - C - powiedzia Gofid. - Zbieramy tu naprawd rzadkie ksiki. Gofid i Dancelot, stkajc, podnieli Cik Ksig i woyli do jednego z wdrujcych regaw. - Ale nie woylicie jej przecie do tego regau, z ktrego j wycignlicie - zauwayem. - Nie szkodzi - powiedzia Golgo. - Kiedy znowu si tam znajdzie. Sortowaniem zajmuje si Maszyna. - Wedug jakich zasad? - spytaem. - To usiujemy na razie zgbi - powiedzia tajemniczo Golgo. - Popatrz na ksiki w tym regale! - zawoa Gofid. Musielimy si popieszy, eby dotrzyma kroku wspomnianemu regaowi. Na pierwszy rzut oka zobaczyem jedynie par setek ksiek, o rnych oprawach z materiaw, ktre byy mi nieznane. - To prywatna biblioteka ksicia ksikowego Yogura Yazella Modszego. Kaza oprawia swoje ulubione ksiki wycznie w skry zwierzt, ktre istniay tylko jako ostatnie egzemplarze swego gatunku. Oczywicie po oprawie nie istnia ju aden. Ta, to skra usonia. Tutaj: okadka z gogo. To tam, to futro muflona czerwonowlosego. To s skrzyda bkitnego zotodzioba. To jest skra z kotoperza. - To przecie barbarzyskie! zawoaem oburzony. - Barbarzyskie i dekadenckie rwnoczenie - powiedzia Golgo. - Szczeglnie, kiedy wemie si pod uwag, e Yogur Yazella nie potrafi nawet czyta. Ale jak sdzisz, ile mgby dosta za te ksiki w jakim ksigogrodzkim antykwariacie - biorc pod uwag, e ich strony zrobione s ze sprasowanej koci nefrytowej? Trudno to sobie wyobrazi! Przy tym naprawd blady wszystkie ksiki ze Zotej Listy. Zdumiony kroczyem wzdu wdrujcych regaw. - Ale to jeszcze nic - powiedzia Golgo. - Tutaj, popatrz sobie na to. Chwyci ma, niepozorn ksik i wrczy mi j. - Musisz trzyma j w poprzek, tak bdzie lepiej. Gofid i Dancelot parsknli gupio, a ja otworzyem ksik w sposb, w jaki mnie proszono. Przeraony upuciem j. Ta ksika gapia si na mnie! Golgo podnis j znowu, podczas gdy Gofid i Dancelot dziecinnie chichotali. - Wybacz mi, prosz, may art - wyszczerzy si w umiechu Golgo. - To ywa Ksiga. Wszystkie ksiki na tym regale s na swj sposb ywe. Przyjrzyj si dokadnie! Tym razem wspomniany rega zatrzyma si dokadnie przed nami, jakby maszyna wiedziaa, e chcemy zaj si jego zawartoci. Zrobiem

krok bliej. Zaraz - czy ja aby dobrze widziaem? Te ksiki zdaway si naprawd porusza! Mrugnem, przetarem oczy i ponownie spojrzaem. Tak, do pioruna, to nie byo zudzenie - ksiki si ruszay! Nie szczeglnie mocno, ale widziaem dokadnie, e ich grzbiety podnosiy si i opaday lekko, jak gdyby oddychay. Co we mnie wzdrygao si przed dotkniciem ich, jakby chodzio o nieznane zwierzta, o ktrych nie wiadomo, czy gryz, czy nie. - Moesz je spokojnie pogaska - powiedzia Golgo. - Nic nie zrobi. Ostronie pogaskaem grzbiety ksiek. Byy ciepe i misiste, i lekko zadray pod moim dotykiem. Wystarczyo mi to jako kontakt cielesny i odszedem od regau. - Cay czas znajdujemy jakie w katakumbach - powiedzia Dancelot. - Musz mie setki lat. Podejrzewamy, e s nieudanymi eksperymentami buchemikw, wczesnymi prbami pobudzania ksiek do ycia. Golgo westchn.- Nie rozumiemy, dlaczego wrzucono je do labiryntu, prawdopodobnie nawet od razu na wysypisko Unhajmu. Ale moe buchemicy wyobraali sobie inaczej efekty przeprowadzanych eksperymentw. ywe Ksigil Niesamowite, buchlingi miay racj, Zota Lista bya niczym w porwnaniu z ich skarbami. - Musz z nich by zawzite maluchy - powiedziaem - skoro udao im si wydosta z Unhajmu. - Tak jest - zawoa Gofid. - Kr plotki, e rozwiny si w katakumbach. Podobno istniej wrd nich nawet niebezpieczne egzemplarze. Takie potrafice lata i gry. Takie, ktre podobno krzyoway si z Niebezpiecznymi Ksikami. - Paac Cieni jest podobno nimi zaludniony - powiedzia Dancelot. - Przebkuje si... - Koniec ju z tym bajdurzeniem! - zagrzmia Golgo. - Chcielimy pokaza naszemu gociowi bibliotek, a nie opowiada historie grozy. - Z czego yj? spytaem. - Czym si odywiaj? - Karmi je w wolnym czasie - powiedzia Dancelot. - Najbardziej lubi robaki ksikowe. Maszyna, jak gdyby decydujc, e ju wystarczajco dugo zajmowalimy si ywymi Ksigami, podniosa wpierw rega do gry, a potem wycofaa do swojego wntrza. Inny rega wysun si do przodu, a ywe Ksigi znikny. - No - powiedzia Golgo. - Nie chcemy ci przemcza. Moesz spokojnie zosta u nas przez jaki czas. Bdziemy mieli wic duo czasu, eby pokaza ci nasz bibliotek. Poprzestamy dzisiaj na tym. Podszed do balustrady i spojrza w d na Skrzan Grot. - Wiesz ju teraz wiele na nasz temat - kontynuowa, a jego gos sta si uroczysty. - Teraz nadszed czas, aby pozna naszych pobratymcw. Po raz drugi w historii buchlingw zaszczyt ten spotyka kogo, kto nie jest buchlingiem. Gofid, Dancelot, powiadomcie innych, e maj zebra si na Ormowanie] Ormowanie Na Ormowanie? Brzmiao to jak okrelenie staromodnego zwyczaju.

Czy miao co wsplnego z przejtymi wierzeniami w Orma? A moe oznaczao to w jzyku buchlingw jedzenie" i zbior si teraz, eby mnie grupowo skonsumowa? Fistomefel Szmejk, Claudio Harfenstock, Hoggno Kat - w ostatnim czasie przeyem zbyt wiele niespodzianek, eby mc jeszcze komukolwiek zaufa. Dancelot i Gofid biegali dookoa i przekazywali wiadomo od buchlinga do buchlinga. Ich pobratymcy podawali j dalej, jak byskawica przesza ona przez Skrzan Grot i w cigu paru minut pltanina gosw i ech zjednoczya si w jednogonym nawoywaniu: Ormowanie! Ormowanie!". Zebraem ca moj odwag i spytaem Golgo: - Co to jest, to cae - eh... to Ormowanie? - Stary barbarzyski rytua, w trakcie ktrego zedr z ciebie ywcem skr, zanim ci poremy powiedzia Golgo. - No przecie wiesz, jestemy cyklopami. Cofnem si, a nogi mi zadray. - Tylko artowaem, jeste dobry z camoskiej literatury? wyszczerzy si Golgo. Usiowaem si uspokoi. Buchlingowe poczucie humoru stargao mi nerwy. - Ujdzie - powiedziaem. - Miaem dobrego ojca poetyckiego. - W takim razie bdziesz si dobrze przy tym bawi. Uwaaj, o co chodzi: Moglibymy przedstawi ci kadego buchlinga z osobna i to by byo tyle, jasne? - Jasne - powiedziaem. Nie miaem zielonego pojcia, do czego zmierza - Ale to byoby mao zabawne, a jutro zapomniaby wszystkie imiona. Albo myliby je midzy sob. Jasne? - Jasne. - Dlatego zaprezentujemy ci teraz kadego buchlinga osobicie, a ty bdziesz musia zgadn jego imi. -Co? - W ten sposb o wiele atwiej zapamitasz imiona, uwierz mi! Dziaa to tak: Kady buchling wyszuka charakterystyczny fragment z dzie zebranych swojego poety. Taki fragment, w ktrym jego zdaniem Orm najsilniej przenika pisarza w trakcie pisania. I te wersy ci zaprezentuje. Jeli jeste dobry z camoskiej literatury, odgadniesz wikszo z nich. Ale jeli jeste kiepski, bdziesz skompromitowany do koca ycia. To nazywamy Ormowaniem Musiaem przekn lin. Kurcz, tak waciwie to jak dobry byem z camoskiej literatury? Jakie kryteria bd tu wzite pod uwag? - Musz ci ostrzec. Niektre buchlingi kieruj si do dziwnymi kryteriami, wyszukujc swoje fragmenty. Wobec niektrych mam pewne podejrzenia, e celowo wybieraj co nietypowego, eby szczeglnie trudno byo odgadn ich imi. Znw musiaem przekn lin. - Nie moglibymy po prostu powiedzie sobie nawzajem naszych imion i tyle? - zaproponowaem. - Jestem do dobry w zapamitywaniu imion. Ale Golgo odwrci si wanie ode mnie i zawoa grzmicym gosem: Ormowanie! Ormowanie! Zbierzcie si wszyscy na Ormowanie!

Potem poprowadzi mnie z Maszyny na d, gdzie buchlingi uformoway wok mnie wielkie koo. Nie dao si uciec, a teraz mogy ju gapi si na mnie bez skrpowania, co te niepohamowanie czyniy, tym swoim wieccym i przenikliwym wzrokiem. Czuem si rwnoczenie i nagi, i wsadzony pod mikroskop. Okrzyki ucichay powoli, zapanowao pene napicia milczenie. - Oto, moje drogie buchlingi - krzykn wrd ciszy Golgo - Hildegunst Rzebiarz Mitw. Jest mieszkacem Twierdzy Smokw i przyszym pisarzem. Wrd zgromadzonych da si sysze szept. - Ksigogrodzianie zawlekli go wbrew jego woli do katakumb i zgubi si tu. Aby uchroni go od mierci, Gofid, Dancelot i moja skromna osoba" - Golgo zrobi! ma przerw, pewnie eby dopuci gosy sprzeciwu co do tej skromnej osoby", ale nic si takiego nie wydarzyo - ech, czyli ja, postanowilimy przyj go na jaki czas do naszej spoecznoci. Uprzejmy aplauz. - Bdziemy w kolejnych dniach mieli wic przyjemno przebywania z prawdziwym pisarzem, mimo e niczego jeszcze nie opublikowa. Ale wiemy wszyscy, e to tylko kwestia czasu, poniewa pochodzi on z Twierdzy Smokw. Jego przeznaczeniem jest zosta pisarzem. Tak, by moe moglibymy nawet przyczyni si nieco do rozwoju jego kariery. - Dasz rad! - zawoa jeden z buchlingw. - Tak, stary - zawoa inny - Po prostu pisz, reszta przyjdzie sama! - Apetyt ronie w miar jedzenia! zawoa kto cakiem z tyu. Sytuacja stawaa si dla mnie powoli do krpujca. Nie moglibymy przynajmniej rozpocz w kocu tego cholernego Ormowania? - Dobrze - zawoa Golgo. - Znamy teraz jego imi - Hildegunst Rzebiarz Mitw! Niech jego imi zabynie kiedy na grzbietach wielu ksiek! - Niech zabynie! - skandoway buchlingi. - Lecz... - zawoa dramatycznie Golgo - czy zna on nasze imiona? - Nie! - zawoay buchlingi. - I c moemy na to zaradzi? - Ormowanie! Ormowanie! Ormowanie! - daro si cae zgromadzenie. Golgo uczyni proszcy gest, aby stumi okrzyki. - Niech pierwszy wystpi! - rozkaza Golgo. Poprawiem nerwowo moj peleryn. May tawy buchling wystpi i stan przede mn. Odchrzkn i zadeklamowa drcym gosem: Syszysz ten na poar dzwon Z brzu dzwon ?! Jak ponur gra opowie rozedrgany dzwonw ton! Jaki w noc popyn jk, Jakie wycie zrodzi k! Zdawi mow! Tylko bi, Tyko mog dzwony wy! Chwileczk, chwileczk, znaem to! Ta rytmika bya atwa do rozpoznania, jedyne w swoim rodzaju dzieo camoskiej Mrocznej Liryki, to byo, to byo...

- Jeste Perl La Gadeon! - zawoaem. - To Poar Ksigogrodu! Arcydzieo! - Cholera! - zakl buchling. - Mogem wybra mniej popularny wiersz! -Ale promienia te z dumy, e tak szybko go odgadnito. Inne buchlingi dyskretnie zaklaskay. - To byo atwe - powiedziaem. - Nastpny! - zawoa Golgo. Zielonoskry buchling z grubym woreczkiem zowym wystpi naprzd i spojrza na mnie melancholijnie. Potem przemwi cienkim i amliwym gosem: Ka si napeni ostatnim owocom; niech je dwa jeszcze cieple dni opyn znaglaj je do spenienia i wpd z moc ostatni sodycz w cikie wino. Hmm. Wino. Wiersz o winie. Nie jaki tam wiersz o winie. Szczeglny wiersz o winie. Dosownie ten wiersz o winie: Wino Komety, opowiadajcy straszn histori o Gizzardzie von Ulfo. I nie napisa tego nikt inny jak... - Ali Aria Ekmirrner! - zawoaem. - To druga strofa z Wina Kometyl Ekmirrner ukoni si i milczco wycofa. Huczny aplauz. - Nastpny uprzedziem Golgo. Moja pewno siebie rosa. Ormowanie zaczynao mi si podoba. Buchling o purpurowej skrze wystpi z tumu uroczystym krokiem. Nabra powietrza, rozpostar ramiona i powiedzia: O! Zanim wypowiedzia jakkolwiek kolejn sylab, wskazaem na niego oskarycielsko palcem i zawoaem: Dlerich Hirnfidler! No c, Dlerich Hirnfidler by wprawdzie znany z tego, e notorycz nie rozpoczyna co drugi swj wiersz od O!", ale by to tylko beztroski strza z mojej strony, bo wielu poetw tak robio. Ku mojemu zdziwieniu buchling skin zawstydzony gow i opuci swoje miejsce. Strza w dziesitk! To naprawd by Dlerich Hirnfidler, zgadem prawidowo na podstawie jednej tylko goski! Szept przeszed przez zgromadzone buchlingi i niektre knolfny zbami. - Nastpny! - zawoa Golgo. Buchling albinos z wodnistym czerwonym okiem wystpi naprzd. Powiedzia: Wnet zobaczyem przez lipy wielkie i gste listowie Pord konarw skrycie migocce wiateko matowe Co jak ogromny witojaski robak do drzewa przylgno, I - niczym senna wizja - dusz m wstrzsno. Lecz ja wiedziaem, wietlik bdny oto si zakrada, Wybia ostatnia ma godzinka, egna si wypada. O mj Boe - Sanotthe von Rhiiffel-Ostend! Mj ojciec poetycki Dancelot przyprawi mnie o par bezsennych nocy wierszami grozy tej p obkanej florynckiej poetki. To tutaj, Bdny ognik na Cmentarnym Bagnie znalem nadal w caoci na pami. Tym razem jednak chciaem wprowadzi nieco napicia. Nie mona wystrzela si ze wszystkiego od razu. Udawaem, jak gdyby by to szczeglnie twardy orzech do zgryzienia. - Ech - westchnem. - Uchu. To jest trudne... mogoby to by...

nie... albo tego... nie, on nie napisa przecie adnego wiersza, ktry by si rymowa... albo jest to... hmm... chwileczk... widz nazwisko... nie, dwa nazwiska... niewyranie... ledwie rozpoznawalne... Buchlingi zajczay z napicia. - Tak! Tak! Teraz co mi wita... czy to mlecz? Skrzyp? Nie, osty! Ostend! Jeste Sanotthe von Rhiiffel-Ostend! Stuknita Sanotthe! To ostatnie wymkno mi si przypadkiem, odgadnity buchling parskn uraony, obrci si na picie i znikn w tumie. Publiczno bia brawo z ulg. Starem nieistniejcy pot z czoa. - Nastpny! - zawoa Golgo. Krpy buchling o delikatnie niebieskiej cerze wygrzeba si z tumu. Niektre buchlingi zachichotay, gdy ustawia si przede mn. Powiedzia: Rybi szkie, rybi, ryryryryrybi szkielet Lea na na, lea na rafie. Jak trafi, trafi, jak trafi, jak trafi Tam, tam, tam? O mj Boe, wiersz dla jka! By taki nurt w camoskiej literaturze, tak zwany gagaizm, w ktrym nie tylko akceptowano bdy jzykowe jako rodki stylistyczne, ale je take jeszcze wprost pielgnowano. To naprawd nie bya moja specjalizacja. To morze go morze, morze, to go Tam, tam, tam wypukao, Tu ey on, ley, tu llllley, Uley on Bardzo dobrze, nawet bardzo dobrze! Uff! Unkl von Hotto si jka. Borian Dorsch te. Blinita Wasserlack jkay si w duecie. Istniay nawet jkane wiersze autorstwa niejkajcych si, ktrzy chcieli poda za t mod bdw jzykowych. / zjawi si ryb, rybrybrybrybryba, rybrybrybrybrybryb - rybrybrybrybrybryb -rybrybrybak Ktry wiey, owi wiee ryby, I on go zabra, zabra, on zabra, zabra go Ze sob, on zabra go ze sob. Najwicej jkajcych wierszy napisa T.T. Kreischwurst - jego pseudonim by tak samo gupi jak jego poezja. Ale to mogo by naturalnie co Oskarda owcy Murchw albo Hogo Dorna! Nie pozostawao mi nic innego prcz zgadywania. A teraz ona llllley, ley, teraz Uley rafa Zupenie be be be bez szkieletu ryby W dalekim, daleko, w oooceanie Cakiem naga, tak stra stra strasznie naga. Buchling ukoni si. Przynajmniej ten cholerny wiersz ju si skoczy. Kurcz, nie miaem naprawd pojcia, kto popeni ten mczcy bekot. Strzeliem po prostu najpopularniejszym jka. - Jeste T.T. Kreischwurst! - zaryzykowaem pewnym gosem. - Dododoooklaaadddnieeee - odpowiedzia buchling. - Mmmaay wwwiersz ddddlaa duuduuuyyych jjjkkkkaa. Aplauz, miechy. Uff! Tym razem znowu si udao. Teraz szo ju raz za razem. Ydro Blorn, Gfel Ramsella, Fatoma Hennf i caa reszta, zgadywaem ich jeden po drugim. Po raz kolejny od przybycia do katakumb dzikowaem mojemu ojcu poetyckiemu za szcze-

gow wiedz na temat camoskiej literatury, ktr wbija mi do gowy za czasw modoci. Buchling o ciemnobrzowej barwie skrzanej okadki stan przede mn i zawoa: Dalej! Twierdz Smokw zostawiam tym Samym daleko za sob i wzlatuj Wolny ponad ziemi, a wszelki mj czyn Sawie suy jeno, ktr ju czuj Oho, poezja z Twierdzy Smokw, nie dao si jeszcze atwiej? Nie od razu to odgadem, ale oczywicie znalem wszystko, co kiedykolwiek zostao napisane w Twierdzy. Sawny, takim chc zosta Poet dla mas Znanym. Ja, wybitna posta Poeta wszelkich klas! Momencik! Tego poet znaem nawet osobicie, te linijki sam mi ju kiedy deklamowa. Oczywicie! To bya pie poegnalna Owidiosa Szlifierza Wersw, gdy opuszcza on Twierdz Smokw. Czyta j caemu zgromadzeniu twierdzosmoczan wicie przekonany, e w Ksigogrodzie stanie si czczonym autorem. Nigdy by mi si nawet nie nio, e zobacz go kiedy w jednej z dziur na Cmentarzu Zapomnianych Poetw. Ksigogrd, nicych Ksiek Miasto Bogatych poetw ty raju! Z tob ycie me zwie los ciasno Historia mnie wiecem umai. Po tej zwrotce miao nastpi jeszcze 77 dalszych, ktre opieway radoci wolnego ycia poety i owoce sawy, ktre bez wtpienia bd czekay modego poet w Ksigogrodzie, ale chciaem oszczdzi tego sobie, buchlingowi i jego pobratymcom. Powiedziaem wic: - Jeste Owidios Szlifierz Wersw. - Tak, to byo proste - wyszczerzy si buchling. - Wiedziaem, e go znasz. Wiesz pewnie wicej o Szlifierzu Wersw ni ja sam. Moe mgby mi powiedzie, dlaczego od tak dawna niczego nie opublikowa? Pracuje nad jakim wikszym dzieem? Ten biedak powici swoje ycie Owidiosowi Szlifierzowi Wersw. Miaem powiedzie mu w twarz, e nie moe oczekiwa po nim niczego wicej ni improwizacje pod turystw? Nie miaem do tego serca. - Dokadnie - powiedziaem. On, eh, zagrzeba si i pracuje nad jak du rzecz. - Tak te mylaem - powiedzia buchling. - On bdzie jeszcze kiedy wielki. - I oddali si. - Nastpny! - nalega Golgo. Szczupy buchling z kamiennosin skr wystpi naprzd i powiedzia: W gbokich, zimnych jaskiniach, Gdzie cienie cz si z cieniami, Stare ksigi stoczone w marzeniach ni o czasach, gdy byy drzewami. Tam, gdzie wgiel rodzi diament, wiato ni lito nie s znane, Panuje na owej Ziemi

Duch zwany Krlem Cieni. Tym razem mnie mieli. By to wiersz, ktrego nie znaem. Chodzio oczywicie o Krla Cieni, a ja nie znaem adnego pisarza, ktry zajmowa si t postaci, poza Kolofonusem Deszczblaskiem, ale ten nie pisat adnych wierszy. Zgadywanie te nie miao sensu. Mogy istnie setki modych pisarzy, ktrych dzie nie znaem. Zoyem bro. - Nie mam pojcia - powiedziaem. - Nie znam twojego imienia. Jak si nazywasz? - Nazywam si Kolofonus Deszczblask - odpowiedzia buchling. - To niemoliwe. Kolofonus Deszczblask napisa tylko jedn ksik. Katakumby Ksigogrodu. I czytaem j nawet niedawno. Nie ma w niej ani jednego wiersza. - Kolofonus Deszczblask napisa jeszcze jedn ksik - powiedzia buchling. - Nazywa si Krl Cieni i zaczyna tym wierszem. Tum sta si niespokojny. - Jakim cudem? - spytaem. - Kolofonus Deszczblask zagin. Buchling tylko si wyszczerzy. - To nie fair! - zawoa kto z tumu. - Tak, przepro, Kolo! - zawoa inny. - On nie mg o tym wiedzie. - Spadaj! Byem zmieszany. Tumult wzmaga si, poruszenie przeszo przez zgromadzone buchlingi, ten, ktry twierdzi, e jest Kolofonusem Deszczblaskiem, znikn w tumie. Golgo zabra gos. - Koniec Ormowania! - zawoa. - Koniec Ormowania na dzisiaj! Nasz go bi si dzielnie, powinnimy pozwoli mu na odrobin odpoczynku. Buchlingi zamruczay z aprobat. - Jutro bdziemy Ormowali dalej. Kady bdzie mia swoj kolej. Udajcie si teraz na spoczynek! Podszedem do Golgo. - O co chodzio przed chwil? - spytaem. Czy Deszczblask naprawd napisa jeszcze jedn ksik? - Chod! - powiedzia spiesznie Golgo, nie reagujc na pytanie. - Poka ci nasze kwatery. I twoje ko. Pewnie jeste zmczony. Muzyka Cyklopw Golgo poprowadzi mnie jednym z korytarzy odchodzcych od Skrzanej Groty. Buchlingi, ktre nas otaczay, wydaway si nie zwraca na mnie adnej uwagi, widocznie przeszedem ju rytua przyjcia, zanim si ostatecznie zakoczy. Jednak czuem si jak osa w mrowisku. Przewyszaem ich dwa razy wzrostem i musiaem schyla gow, eby nie uderzy o sufit tunelu. Tak samo jak Skrzana Grota by on przybrany okadkami ksiek, a ja usiowaem odczyta niektre z tytuw. Jednak wszystkie byy spisane pismem, ktrego nie potrafiem odszyfrowa. - Tak - powiedzia Golgo, ktry mnie obserwowa - w sumie szkoda wszystkich tych ksiek, do ktrych musiay nalee te okadki. W owym czasie byy prawdopodobnie tandet, odpadkami. Ale dla nas byyby wiadkami nieznanej kultury. Ksiki przemijaj.

- A czy my wszyscy nie przemijamy? - odpowiedziaem niezbyt byskotliwie. - My nie - powiedzia Golgo. - Co masz na myli? - No c, nie chc utrzymywa, e buchlingi s niemiertelne, ale przynajmniej jeszcze nigdy aden z nas nie umar mierci naturaln. Zdarzyo si par wypadkw, przy ktrych zginy jakie buchlingi, ale nie znamy adnych chorb. adnego rozkadu. - Naprawd? A skd pochodzicie? To znaczy, jak... Golgo mrugn nerwowo swoim okiem. - O tym nie mog rozmawia - powiedzia. - W kadym razie jeszcze nie teraz. Widziaem, e od korytarza odchodzio wiele pieczar mieszkalnych i w kadej mieszka buchling. Take pieczary byy wyoone okadkami ksiek, w kadej by co najmniej jeden rega z ksikami i legowisko z grubych futer. Wszystko byo owietlone ciepym wiatem wiec. - wiato meduz nie nadaje si do czytania - powiedzia Golgo, jak gdyby zgadujc moje myli. Stwarza nieprzyjemn atmosfer, w ktrej moe dobrze si poluje albo morduje. Odrzucamy wiecce meduzy. Rozprzestrzeniaj si jak robactwo i jeszcze ktrego dnia przejm wadz w katakumbach. Wyrzucamy kad, ktra odway si podpezn do Skrzanej Groty. wiato wiec jest kojce. Mamy wasny warsztat produkujcy wiece. Wiedziae, e z papierowych robakw mona ugotowa wietny tuszcz do wiec? - Nie - powiedziaem. Nie byo mi o tym wiadomo. Fakt uspokajajcego dziaania wiec mogem przynajmniej potwierdzi. Odkd wkroczyem do krlestwa buchlingw, cigy niepokj, w jaki wprawiay mnie katakumby, nagle ze mnie opad. - Kada pieczara buchlinga jest indywidualnie wyposaona, oczywicie przede wszystkim w dziea pisarza, ktrego uczy si tam na pami. Zatrzymalimy si i zajrzelimy do jednej z pieczar. May gruby buchling lea wygodnie na swoim ou z futer i czyta ksik. Na cianach poprzyczepiane byy rkopisy i obrazy. Od razu rozpoznaem sportretowanego na nich poet. - Cze Ugr powiedzia Golgo. Wydaje mi si, e nie musisz bra ju udziau w Ormowaniu. Domylam si, e Hildegunst si ju zorientowa. - Nazywasz si Ugr Vochti - powiedziaem. - Napisae Sag Midgardu. - Dobrze by byo - powiedzia Ugr. - Ja tylko ucz si jej na pami. Jednak szkoda. Wybraem fragment, ktry naprawd ciko byoby zgadn. Poszlimy dalej. Korytarze byy teraz prawie puste, wszyscy zaszyli si w swoich pieczarach i rozpoczli nauk. - Dlaczego waciwie to robicie? wyrwao mi si. -Co? - To uczenie na pami. Golgo spojrza na mnie bez zrozumienia. - To nie jest waciwe pytanie. Pytanie brzmi, dlaczego inni waciwie tego nie robi? Musiaem nad tym pomyle. Nie przychodzia mi do gowy adna byskotliwa odpowied. - To twoja pieczara mieszkalna powiedzia Golgo i pokaza mi mo-

je mae krlestwo. W tej pieczarze nie byo ksiek, jedynie oe do spania, przygotowane dla gocia mojego wzrostu. - Moesz wypoyczy sobie ze Skrzanej Groty wszystkie ksiki, jakich potrzebujesz. Chciaby par odtuszczonych robakw papierowych na kolacj? - Nie, dzikuj - powiedziaem. - Chce mi si tylko pi. - Przynios ci troch rdlanej wody powiedzia Golgo i oddali si. Gdy znikn, usyszaem po raz pierwszy mruczenie unoszce si w powietrzu. Przyjemny jednostajny ton, ktry brzmia jak zbiorowe bogie pomrukiwanie zadowolonych kotw. Przygotowaem sobie ko na noc. Noc? Skd mogem wiedzie, czy by to dzie czy noc? Niewane! W kadym razie byem porzdnie zmczony. Golgo wrci z dzbankiem wody. - Co to za dwik? - zapytaem. - To mruczenie? Golgo wyszczerzy si w umiechu. - To buchlingi w trakcie uczenia si na pami. Krtko przed snem zamykamy oczy i powtarzamy nasze ulubione teksty. Z jakiego powodu zaczynamy przy tym mrucze i w kocu zasypiamy. Przyzwyczaisz si do tego. Golgo yczy mi dobrej nocy, ja napiem si nieco wody, zgasiem wiece i pooyem si. Moje oczy i czonki byy ociae, a mruczenie wcale mi nie przeszkadzao - wrcz przeciwnie, uspokoio mnie. Jak delikatne fale koysao mnie w gr i w d, w gr i w d. Bya to muzyka buchlingw, dwik nionej bogo literatury, ktra czule piewaa mi do snu. Komnata Cudw Musiaem si troch zmusza do zjedzenia niadania, jakie zaserwowa mi nastpnego ranka Golgo, praonych w kominku robakw ksikowych, ale mj gd sta si w midzyczasie tak potny, e mgbym pore Pajxxxxa na surowo. Chrupice robaki smakoway w gruncie rzeczy cakiem niele. - Dzisiaj poka ci dalsze czci naszego krlestwa - zapowiedzia Golgo, gdy opucilimy moj sypialn pieczar. - Nie ogranicza si ono bynajmniej tylko do Skrzanej Groty, mj drogi. Buchlingi wypeniay ju korytarze swoj aktywnoci. Transportowano ksiki, wymieniano wiece, deklamowano, plotkowano i piewano. Wydawao si, e panuje tu jaka zbiorowa niech do ciszy, co potraktowaem jako urozmaicenie po grobowym spokoju labiryntw. Widziaem, jak trzy przeklinajce buchlingi wynosiy wiecc meduz, ktra odnalaza drog do ich krlestwa. Nikt nie zwraca na mnie szczeglnej uwagi, tak jakbym przez noc stal si jednym z nich. - Ormowanie bdziemy kontynuowali pniej - powiedzia Golgo. - Poka ci najpierw nasze archiwum. Zbieramy bowiem nie tylko ksiki, lecz wszystko, co w jaki sposb zwizane jest z literatur i dostao si tutaj na d. Poezja nie skada si tylko z papieru, wiesz? Porusza wszystkie aspekty ycia. - Co ty nie powiesz. - Literatura przenika ycie o wiele bardziej, ni si zauwaa. W przypadku nas, buchlingw, nawet jeszcze silniej. - Pod jakim wzgldem?

- Pod kadym. Jest tak: Kady buchling nabiera wkocu cech charakteru poety, ktrego uczy si na pami, to nieuniknione. To nasze przeznaczenie. Z natury jestemy niczym niezapisane kartki, ktre chc by zapisane, bez wasnej osobowoci. A potem nabieramy coraz wicej cech aszego poety, a stajemy si zoonymi osobnikami. Zreszt nie zawsze przyjemnymi osobnikami! Kady buchling jest inny. Mamy cholerykw i tchrzy, samochway i melancholikw, flegmatykw i zapalczywych, komikw i beksy. Ja sam skaniam si na przykad, niestety, za bardzo ku napuszonoci, ale co mam zrobi? Ojahnn Golgo van Fontheweg by niezym bufonem, to pewne. Obserwuj tego, ktry idzie w naszym kierunku. To jest Ejstod. W oku buchlinga, o ktrym mwi Golgo, pon zimny pomie zwtpienia, a jego dolna warga draa, jak gdyby mia za chwil wybuchn niepohamowanym paczem. Przebrn bez sowa koo nas i znikn, milczc, w ciemnoci, mimo e Golgo uprzejmie go pozdrowi. Woski Ejstod? - zapytaem - Ten, ktry pisa te przygnbiajce ksiki? Och, s wietne - powiedzia Golgo. - Ale trzeba umie je znie. Buchling, ktry wybra sobie Ejstoda, niewtpliwie przeliczy si co do moliwoci swojego duchowego obcienia. A teraz w regularnych odstpach musimy powstrzymywa go przed przeczytaniem Zatrutej Ksiki. Widzisz tego, ktry idzie tam przed nami jak kaczka? To Tscharwani. Ten may gruby? To Wonog A. Tscharwani? Dokadnie ten. Popatrz, jak si niemrawo porusza. Musiaem si zamia. Tscharwani napisa wietn powie o ociaoci. Gruby buchling przed nami porusza si naprawd wzorcowo ociale. Weszlimy do wikszej pieczary, w ktrej pony tysice wiec. Na jej rodku sta potny elazny garnek, pod ktrym tliy si wgle. Buchlingi wspinay si na krawd garnka po drabinach i wiadrami wrzucay do niego robaki, inne zbieray ogromnymi chochlami biaawy tuszcz, jeszcze inne za byy zajte formowaniem wiec z owadziego tuszczu w wielkich, drewnianych maszynach. - To nasza fabryka wiec - powiedzia Golgo. - Kto chce czyta, potrzebuje wiata, szczeglnie jeli mieszka pod ziemi. Wiesz, e nie znosimy wiata meduz - westchn. Jak bardzo chciabym raz przeczyta ksik w blasku soca, tak jak czsto opisywa to Fontheweg. Na zielonej ce wiosn. - Dlaczego po prostu nie wejdziesz na gr i nie zrobisz tego? -* To niemoliwe. Nasze mae puca zaamayby si na wieym powietrzu. Musimy y w moliwie jak najbardziej dusznych warunkach. - Naprawd? Prbowalicie ju tego? - Oczywicie. Im wyej wchodzilimy, tym trudniej byo nam oddycha. Zbyt duo tlenu nas zabija. Za fabryk wiec trafilimy do wskiego korytarza, ktrym szed z naprzeciwka samotny buchling. Nis pod pach ksik, o ktrej z miejsca mogem powiedzie, e byo to pierwsze wydanie Niemoralnych opowieci z Floryntu, dziea, ktre byo tak czsto zakazywane i palone, e jego rzadkie oryginalne wydania figuroway do wysoko na Zotej Licie.

- A c my znowu takiego zego czytamy? - spyta Golgo, mijajc go i pogrozi mu podniesionym palcem w udawanej przyganie. - Nie ma moralnych lub niemoralnych ksiek - odpowiedzia buchling - s ksiki napisane dobrze lub le. To wszystko. Z tymi sowami znikn za rogiem. Golgo wyszczerzy si. - Nie wolno byoby mi tego powiedzie, bo jeszcze go nie Ormowae, ale jestemy przecie sami - obejrza si konspiracyjnie - By to mianowicie... - Orca De Wils! - uprzedziem go. - Zgadza si? - Prawidowo - odpowiedzia zaskoczony Golgo - Tylko Orca De Wils jest tak bezlitonie byskotliwy. Jeste naprawd niezy w zapamitywaniu, mj drogi! Bez trudu mgby zosta buchlingiem, gdyby nie mia tylko jednego oka za duo. Korytarze staway si wiksze i wiksze, i wkrtce nie byy ju obite okadkami ksiek, tylko wyoone samym kamieniem. Odchodziy od nich mae, sztucznie stworzone pomieszczenia, w ktrych skrztnie pracoway buchlingi; manipuloway przy maszynach drukarskich, sklejay i oprawiay rcznie ksiki albo mieszay mas papierow w ogromnych wiadrach. Widziaem take niektre odlewajce w oowiu czcionki drukarskie. To Szpital Ksiek wyjani Golgo tu restaurujemy nadjedzone albo czciowo zniszczone ksiki. Rekonstruujemy teksty i drukujemy je na nowo albo naprawiamy okadki. Istniej rozmaite sposoby zadawania ksikom cierpienia. Mamy tu spalone, przearte i rozerwane ksiki. Niektre z ranami postrzaowymi i kutymi. Operowalimy tutaj nawet ywe Ksigi. - Gdzie jest rekonstrukcja ostatniego rozdziau Guzy w abdziej szyi? - krzycza may buchling w korytarzu. - Klej zastygnie, jeli zaraz nie woy si stron. - Idzie, idzie! - krzycza inny buchling, pdzc z naprzeciwka korytarzem z paczk wieo wydrukowanych stron w rku. Minlimy grubego bladego buchlinga, ktry zakrywajc rk oko, bbni nazwiska i tytuy ksiek: Fito von Eisenbarth - Dzbanek bez uszka. Carom Rotto - Ko kowadeka. Cytronia Niecaowana - Ksiniczka o trojgu ust... Byli to bohaterowie powieci wraz z odpowiednimi tytuami ksiek, pochodzcy spod pira tego samego autora. Jake on si nazywa? Miaem to nazwisko na kocu jzyka. - Balono de Zacher Golgo tym razem mnie uprzedzi. Zniy swj gos do szeptu. - Napisa zdecydowanie zbyt duo. Ten biedak, ktry musi zapamita wszystkie jego powieci, stale myli imiona bohaterw - nic dziwnego, przy siedmiuset powieciach z liczb bohaterw idc w tysice. Dlatego nieustannie wkuwa nazwiska i tytuy. - Februsiar Augustus - Drewniana zupa. Kapitan Ciastojeleni - Pirat w Krysztaowym Ogrodzie. Erich Gangwolff - Zagubiony lektorat... Buchling bbni nieprzerwanie nazwiska i tytuy, podczas gdy my oddalilimy si na palcach. - Balono de Zacher by nieprzerwanie pod wpywem Orma, tak e praktycznie musia pisa bez przerwy - powiedzia Golgo. - Podobno pi niesamowite iloci kawy. - Naprawd wierzycie w Orma? - spytaem, umiechajc si agodnie. - W to prastare hokus-pokus? Golgo zatrzyma si i dugo na mnie patrzy. - Ile masz waciwie lat?

- spyta. - Siedemdziesit siedem - odpowiedziaem. - Siedemdziesit siedem! zamia si. O pikna modoci! Dobra, artuj sobie z Orma, dopki jeszcze moesz! To prawo todziobw. Ale ktrego dnia Orm spynie i na ciebie, a wtedy pojmiesz jego si i pikno. Jak ja ci tego zazdroszcz! Nie jestem poet, jestem buchlingiem. Nie napisaem dzie Ojahnna Golgo van Fonthewega, tylko nauczyem si ich na pami. I daleki jestem od chwalenia wszystkiego, co wyszo spod jego pira. Co za fuszerki popenia czasem ten Fontheweg! Poowa Kamienia filozoficznego to pusta gadanina! Prawie caa jego proza jest do niczego! Ale istniej fragmenty w jego dzieach... fragmenty... Spojrzenie Golgo rozpromienio si i zacytowa: Cisza w wyynie Ze szczytw drzew aden nie pynie Ku tobie wiew Wrd sennej mgy Ptactwo w gstwinie przycicho Zaczekaj rycho Spoczniesz i ty By to Las Nurneski Fonthewega, naprawd mocny wiersz. Golgo zapa moj peleryn, zacz j dziko szarpa i wykrzycza mi: - Orm, rozumiesz? Co takiego mona napisa tylko wtedy, gdy pynie przez ciebie Orm! Na to nie wpada si tak po prostu! Co takiego zostaje ci ofiarowane! Puci mnie, a ja wygadziem swj strj. - A ty jak mylisz, czym jest Orm? - spytaem zbaraniay troch tym wybuchem emocji. Golgo spojrza w sklepienie tunelu, jakby zobaczy tam gwiazdy. - Istnieje takie miejsce w kosmosie, gdzie skupiaj si wszystkie artystyczne idee, cieraj si ze sob i tworz nowe - powiedzia teraz cichym gosem. - Natenie kreatywnoci w tym miejscu musi by ogromnie wielkie, niewidzialna planeta z morzami z muzyki, rzekami czystej inspiracji i z wulkanami wypluwajcymi myli, przeszywana byskawicami duchowoci. To jest Orm. Pole siowe wyrzucajce z siebie hojnie energi. Ale nie dla kadego. wieci ona tylko dla wybranych. Tak, tak, dlaczego wszystkie rzeczy, ktre da si podobno poj tylko za pomoc wiary, zawsze musz by niewidzialne? Moe dlatego, e w ogle nie istniej? Wikszo starszych pisarzy wierzya w Orma. Postanowiem z czystej uprzejmoci powstrzyma si od dalszych krytycznych uwag. Wkroczylimy do pieczary, ktra swymi rozmiarami dorwnywaa prawie Skrzanej Grocie, z t rnic, e jej sklepienie byo o wiele gbsze i nie posiadao stalaktytw. W cianach dookoa zrobione byy mae nisze, w ktrych znajdoway si rzeczy wszelkiego rodzaju: ksiki, listy, przyrzdy do pisania, kartony, koci - wikszoci rzeczy nie byem w stanie zidentyfikowa z tej odlegoci. - Nasze archiwum - powiedzia Golgo. - Nazywamy je take Komnat Cudw. Nie dlatego, e mona tu podziwia jakie cuda, tylko e nie moemy przesta si zdumiewa nad wszystkimi zgromadzonymi tutaj rzeczami zamia si krtko. Zbieramy tutaj wszystkie rzeczy

naszych szacownych poetw, ktre zdobylimy. Listy, dokumenty im wspczesnych, dewocjonalia. Manuskrypty, umowy podpisane przez artystw, prywatne ekslibrisy. Obcite wosy albo paznokcie u stp, szklane oczy i drewniane nogi - nie uwierzysz, co gromadz kolekcjonerzy. Mamy czaszki albo koci niektrych, cale szkielety, mamy nawet jednego w caoci zmumifikowanego poet. Dalej znoszone czci ubra albo uywane przyrzdy do pisania. Okulary. Lupy. Bibuy. Puste butelki po winie, kad ich ilo. Rysunki, szkice, pamitniki, notatniki, teczki ze zgromadzonymi krytykami. Listy od wielbicieli. No c, praktycznie wszystko, co, jak udowodniono, byo wasnoci autorw, ktrych utworw uczymy si na pami. - Jak te rzeczy dostaj si tutaj na d? - Och, mamy swoje kontakty sigajce a do powierzchni Ksigogrodu. Zaprzyjanione rasy krasnali w labiryntach. A przedtem wiele z tych rzeczy skadowano pod ziemi, tak samo jak stare kosztowne ksiki. Potem naturalnie owcy ksiek, ktrych hip... Golgo wyda nagle dwik, jakby przestraszy si samego siebie i zamkn doni usta. Spojrzaem na niego. - Co robicie z owcami ksiek? Golgo szed spiesznie dalej. - Zupenie nic. Hip! Moja czkawka. Chciaem powiedzie: Zb mdroci Ojahnna Golgo van Fonthewega jest co najmniej tak samo cenny jak jego sygnowane pierwsze wydanie. Yhy. Nie chciaem dry dalej tego tematu. Szlimy teraz dookoa wzdu nisz, ktre byy uporzdkowane alfabetycznie wedug nazwisk autorw. Widziaem pira do pisania i kaamarze. Poduszeczki pod piecztki. Monety. Kieszonkowe zegarki. Karteczki z notatkami. Wagi do listw. Przyciski do papieru. Rkawiczk. - Pacicie za rzeczy waszymi dochodami z Diamentowej Listy? - Nie, nie. Nie handlujemy ksikami. Mamy inne rda dochodw. Prosz, prosz, inne rda dochodw. Te buchlingi to do tajemniczy ludek. I po co im ten cay kram tutaj? Wypchany puchacz ze szklanym okiem. Paczuszka listw z plamami pleni, zwizana niebiesk wstk. Cynowa urna. Zasuszone kwiaty. Zelwka. Zuyta bibuka. Naprawd, cuda to to nie byy. - Interesuje ci jaki konkretny pisarz? - spyta Golgo. Szczerze mwic, to waciwie nie. Kult jednostki by mi obojtny. Czy naprawd chciaem oglda obcite paznokcie Vallni Meerhelm? Piro, ktrym napisano Pod wulkanem kreta ? Wosy z nosa Ojahnna Golgo van Fonthewega? Skarpetk Gofida Letterkerla? Nie, dzikuj. Liczy si tylko dzieo, to wszystko. Ale z uprzejmoci wymieniem jedno nazwisko. - Dancelot Tokarz Sylab - powiedziaem. - Ach, Tokarz Sylab, rozumiem - powiedzia Golgo. - W takim razie musimy zobaczy pod T. Czy naprawd znajdowao si tu co z osobistych rzeczy Dancelota, co znalazo drog a tak gboko w te labirynty? Nieprawdopodobne. Ale nie chciaem odbiera Golgo radoci prowadzenia mnie przez jego pozbawicn cudownoci Komnat Cudw. Do T bya jeszcze daleka droga, a rzeczy w niszach szybko zaczy si powtarza: pira, kaamarze, pisaki, papier, jeszcze wicej pir, list, dwa listy, kaamarz - i jeszcze wicej pir. Musia-

em ziewn. Czy jest co mniej interesujcego ni ycie pisarza? Natiftofscy urzdnicy finansowi otaczaj si bardziej emocjonujcymi rzeczami. Tutaj grzebie! Tam gbka! Mam nadziej, e zaraz skoczymy. - Clas Reischdenk... Damoc Risth... Abradauch Seslerie...- Golgo bbni nazwiska zarchiwizowanych poetw. O tutaj, Tokarz Sylab! Widziaem przecie, e co tu jest. - Wzi may karton z regau. Zmieszaem si. - Naprawd co jest? Golgo wrczy mi karton. - Zobacz sam! - powiedzia. Wziem mae pudeko, otwarem wieczko i zobaczyem lecy w rodku list, jedn zapisan kartk papieru. Wycignem go i wstawiem karton z powrotem do niszy. - Przypominam sobie teraz, jak ten list si do nas dosta - powiedzia Golgo. - Wzbudzi do due poruszenie. Ktrego dnia lea dokadnie przed jednym z wej do Skrzanej Groty. To byo naprawd niesamowite. Kto tu na dole, kto nie by buchlingiem, zna najwidoczniej nasz najwiksz tajemnic i pooy tam ten list. Caa zbiorowo bya duszy czas zaniepokojona. Przyjrzaem si bliej listowi. Przeszyo mnie uczucie podniecenia - to naprawd byo pismo mojego ojca poetyckiego! Bez wtpienia by to list od Dancelota! Przeczytaem: Mj drogi, mody Przyjacielu, Dzikuj Ci za przesanie Twojego manuskryptu. Bez jakiejkolwiek przesady mog powiedzie, e uwaam t prac za najbardziej nieskazitelny kawaek prozy, jaki kiedykolwiek wpad w moje rce. Poruszy mnie a do szpiku koci i mam nadziej, e wybaczysz mi teraz kolejny frazes, lecz nie znam innego sposobu by to wyrazi: ten tekst zmieni moje ycie. Po jego lekturze zadecydowaem, e porzucam pisarstwo i w przyszoci bd ogranicza si jedynie do przekazywania jego warsztatowych podstaw poprzez nauczanie, szczeglnie Hildegunsta Rzebiarza Mitw, mojego modego wychowanka. Znw przeszy mnie dreszcz, przy wymienieniu mojego nazwiska. C za osobliwa ni czya ten list, ni midzy mn a Dancelotem, poprzez czas, przestrze i mier? zy napyny mi do oczu. Tobie mog jednak powiedzie jedno: Nie mgbym Ci niczego wicej nauczy. Wiesz ju wszystko, a prawdopodobnie o wiele wicej. W swym modym wieku jeste ju pisarzem doskonaym, genialniejszym ni wszyscy klasycy, ktrych kiedykolwiek czytaem. Ta odrobina, ktr mogem przeczyta, kurczy ca camosk sztuk poetyck do jednego wypracowania na poziomie pierwszej klasy. W twoim maym palcu tkwi wicej talentu ni w caej Twierdzy Smokw. Jedyne, co mog Ci poleci, brzmi nastpujco: Id do Ksigogrodu! Nie, spiesz, le tam! Wszystko, co do tej pory stworzye, musisz pokaza jedynie jakiemu porzdnemu wydawcy i twoja przyszo jest zapewniona. Jeste geniuszem. Jeste najwikszym pisarzem wszech czasw.

Twoja historia dopiero si tu rozpoczyna. Z najwyszym szacunkiem: Dancelot Tokarz Sylab Trafio mnie to jak cios maczug, moi drodzy przyjaciele. Ostatnie dwa zdania nie pozostawiay wtpliwoci; to by list, ktry Dancelot wysa pisarzowi, na ktrego tropie byem, kierujc go do Ksigogrodu. To pismo byo w rkach Dancelota, potem w rkach tego tajemniczego pisarza, a teraz znajdowao si w moich. Nowa ni zostaa zawizana, tym razem midzy Dancelotem, pisarzem i mn. Szedem jego ladem, straciem go, i podjem ponownie tutaj, gboko w labiryntach. Zakrcio mi si w gowi, a moje nogi stay si mikkie. - Och - zajczaem, szukajc oparcia. Golgo podtrzyma mnie. - le si czujesz? - spyta. - Nie - stknem. - Ju mi lepiej. - Wygldasz, jakby zobaczy ducha. - Bo i tak si te stao - odpowiedziaem. - W naszym archiwum mieszka wiele upiorw przeszoci. Chcesz zobaczy ich wicej? - spyta Golgo. - Nie, dzikuj - odpowiedziaem. - Na pierwszy raz mi wystarczy. Niewidzialna Brama Przed Komnat Cudw natknlimy si na Gofida i Dancelota, ktrzy przyszli wesprze Golgo przy oprowadzaniu mnie po osobliwociach krainy buchlingw. - Pokaemy ci teraz obszary katakumb, ktre nie bd ju owietlone wiecami - powiedzia Golgo. - I nie ma tam te adnych meduz. Ale Gofid i Dancelot nale do najlepszych miotaczy ognia wrd buchlingw. Dancelot i Gofid trzymali w grze swoje niezapalone jeszcze smolne pochodnie i umiechali si obuzersko. - Pokaemy ci nasze lasy i ogrody - powiedzia Gofid. - I nasze ki i kwiaty - uzupeni Dancelot. - Nasz ca nieposkromion przyrod. Czy Golgo nie uskara si wanie przed chwil, e nigdy nie zobaczy ki? Gdzie miayby by tutaj na dole lasy i ki? I co, do kata, mieli na myli z tymi miotaczami ognia? - Nadszed czas - powiedzia Golgo aby kto zapozna ci z przyjemnymi stronami katakumb. Widziae do tej pory tylko rzeczy niesamowite, pomylone i szpetne. Pokaemy ci, dla jakich rzeczy opaca si tu y. Do tej czci naszego ciemnego wiata nie dotar jeszcze ani rozkad, ani owcy ksiek. - Istnieje taka? - spytaem. - I jak tam dotrzemy? Golgo, Gofid i Dancelot otoczyli mnie, otworzyli szeroko oczy i gapili si na mnie przeszywajco. Zaczli mrucze. Nastpn rzecz, ktr sobie przypominam, byo to, e staem w jaskini stalaktytowej, na brzegu przejrzystego jak szko jeziora, ktrego woda byszczaa bladym bkitem. Gofid i Dancelot zapalili swoje pochodnie, a Golgo patrzy zatopiony w mylach na jezioro. Czuem si zamroczony. - Och chopcy - powiedziaem. - Czy to znowu bya teleportacja? - Moja gowa huczaa jak dzwon ksigogrodzki.

- Dokadnie! powiedzia Gofid. - Teleportacja, hoho! - Jest przecie o wiele przyjemniejsza od chodzenia - wyszczerzy si Dancelot. Dlaczego wic miaem uczucie, jakbym mia za sob p dnia marszu? Moje nogi byy cikie jak ow. - Teleportowalimy ci, eby nie mg nikomu zdradzi, jak dosta si do naszych skarbw - powiedzia Golgo. - Zrobilimy to w twoim wasnym interesie. - Gdzie jestemy? - spytaem. - To jest Niewidzialna Brama. Za ni zaczyna si Las Krysztaw. Tak, to niezbyt szczeglnie oryginalna nazwa dla takiego miejsca, ale nie jestemy przecie poetami. Moe przyjdzie ci do gowy co lepszego. Na poczekaniu nic nie przychodzio mi do gowy, mj umys by pust gbk. Las Krysztaw, prosz, prosz. Nie widziaem ani lasu, ani jakichkolwiek krysztaw. Niewidzianej Bramy te nie widziaem, no, ale ona bya w kocu niewidzialna. - Id po prostu za nami! - powiedzia Golgo i trzy mae cyklopy wkroczyy w niebiesk wod. Podyem za nimi z wahaniem. Woda bya zimna, ale sigaa mi tylko do kolan. Srebrne wgorze pyway zaciekawione dookoa nas, a ja martwiem si, e nabawi si przezibienia i e wgorze pora mnie prdem. Brodzilimy w stron czarnej skay i zaczynaem si ju ba, e buchlingi id prosto na ni, ale zauwayem wwczas, e w jej wntrzu zieje czarna dziura, jeszcze czarniejsza ni sama skaa. Niewidzialna Brama bya zudzeniem optycznym. Z daleka wygldaa jak masywna skaa, ale dopiero teraz rozpoznaem, e by to tunel. - Sprytne, co? - powiedzia Dancelot. Przyroda stworzya t bram. Dziura, ktra maskuje si jako skaa. Skaa, ktra w rzeczywistoci jest bram. Tutaj na dole mona by uwierzy, e kamienie potrafi myle. Do pno na to wpadlimy. Uszlimy moe ze sto krokw wskim i czarnym jak smoa tunelem, potem widok si rozszerzy i wkroczylimy do wielkiej groty. - Tu zaczyna si Las Krysztaw - powiedzia uroczycie Golgo, a Gofid i Dancelot jak na komend rzucili swoje pochodnie wysoko w powietrze. Dotarszy do zenitu, obrciy si, ponc, parokrotnie wok wasnej osi i owietliy sklepienie z promienicie niebieskiego lapis lazuli. Za pytk wod, w ktrej stalimy, rozcigao si co, co wygldao jak zielona ka pokryta zamarznit ros, w ktrej odbijao si wiato soca. Potem pochodnie spady z powrotem na d, a Gofid i Dancelot zapali je zrcznie, nim zdyy zgasn w wodzie. Przez jeden cudowny moment miaem uczucie, e znw stoj pod goym niebem. - Nie polecibym nikomu, kto chce zachowa swoje stopy, wchodzenia na t cudown k - powiedzia Golgo. - Jej ostre jak brzytwy dba s z zielonego krysztau. Po drce z kamieni okrylimy zdradzieck k z krysztaw, na ktrej w paru miejscach ogniste opale pony jak polne maki, tak, jak gdyby przyroda naladowaa swe powierzchniowe pikno innymi rodkami tutaj na dole. - Wiem, co sobie teraz mylisz - powiedzia Golgo - ale nasze lasy

urzekaj swoim wasnym piknem. Nie musz imitowa tych na grze. Moe przewyszaj je nawet swym przepychem. Buchling nie przesadza. Szlimy skalnym polem, z ktrego wyrastay setki ostro zakoczonych, tych krysztaw wielkoci czowieka. Czciowo pokryte byy rdz pomaraczowego koloru i wieciy w ciemnociach tak jasno, e pochodnie Gofida i Dancelota wcale nie byyby konieczne. Drzewa ze wiata, czego tak poruszajcego nie widziaem, w rzeczy samej, w adnym ziemskim lesie. - Nawiasem mwic, jest to waciwie tylko skondensowany gaz siarkowy, nic wicej - wyjani Golgo. - Nie chwal si tak - powiedzia Gofid. Tylko dlatego, e przeczytae par geologicznych ksiek, nie musisz zgrywa tu nauczyciela. - Wy, mokosy, moglibycie powici spokojnie troch wicej czasu na nauki przyrodnicze - odpar Golgo. - Prawdziwa poezja opiera si take na solidnym wyksztaceniu. W mojej Nauce o barwach mineraw jest napisane... - Nie, nie! - zawoali przeraeni Gofid i Dancelot. - Tylko nie Nauka o barwach mineraowi Nie znowu! Golgo umilkn i brn naprzd. - Jego powieci s ju cikie do zniesienia zaszepta mi Gofid - ale jego Nauka o barwach mineraw moe naprawd rozpuci kor mzgow. Tylko go nigdy o to nie pytaj! Potem nie skoczy opowiada. Dookoa rosy mineray we wszystkich formach, kolorach i wielkociach: fioletowe ametysty, bladorowe kwarce, cienkie niczym igy mlecznobiae krysztay, ktre stroszyy si jak jeowce, ctkowany czerwieni zielony hematyt - Krwawy Kamie, ktry rzeczywicie wyglda jak spryskany krwi. Jedynie niektre z nich mogem okreli z pomoc mojej skromnej wiedzy geologicznej. - One rosn - powiedzia Dancelot. - Tam, te zarola, ktre wygldaj jakby byy z zardzewiaego metalu, w czasie moich ostatnich odwiedzin byy o poow mniejsze. Wiele z krysztaw rzeczywicie wygldao jak roliny, formoway si w wijce pdy, pierzaste licie i zmierzwione dba. Wyrastay z szarego kamienia i skalnych rozpadlin niczym kwitnce kwiaty, rozronite chwasty albo dzikie warzywa. Zobaczyem kawa kwarcu, ktry do zudzenia przypomina ulubiony niebieski kalafior Dancelota, cho by dziesi razy wikszy. - Kalafior jest wic kwiatem gincym jeszcze przed rozkwitniciem w swym wasnym tuszczu - zacytowa Dancelot - albo, mwic dokadnie, ginc wieloci kwiatw, zmarnowanym baldachem wiech. - Tylko te nieliczne niespoyte pczki barwi si na niebiesko, nabrzmiewaj, rozkwitaj i pczniej nasionami - dodaem, a potem deklamowalimy ju razem. - To niewielkie, dzielne stadko uczciwych i wiernych naturze ratuje przyszo cechu kalafiorw. - Westchnlimy. Ten podziemny ogrd spodobaby si pewnie ogromnie mojemu ojcu poetyckiemu. Gofid i Dancelot byli naprawd doskonaymi miotaczami ognia. Cay czas rzucali w gr swe pochodnie i to, co wirujce pomienie tworzyy potem z ciemnoci, byo za kadym razem nacechowane zapierajcym dech

w piersiach przepychem. Stropy z przejrzystych jak szko krysztaw, z pobyskujcych czerwieni manganw albo z metalicznie migoczcych pirytw poronitych wielobarwnymi szklanymi kwiatami. Pod naszymi stopami rs mleczny kwarc o okrgych gadkich formach, z ktrego sterczay dugie czarne krysztay, jakbymy wdrowali w zimowej scenerii penej spalonych drzew. ' - Wszystkie mineray Camonii spotkay si w Lesie Krysztaw, by zaprezentowa cae spektrum swego pikna w tym jednym miejscu - powiedzia Golgo. - Mona by niemal uwierzy, e miay te artystyczne zamiary. Weszlimy w wski korytarz wypeniony niespokojnym czerwonym wiatem. Byo tak ciepo, jakbymy stali przy ogromnym piecu, rejestrowaem grone wrzenie i bulgotanie. - Wchodzimy wanie do Kuchni Diaba - oznajmi Golgo. - Uwaaj na to gdzie stajesz, bo jeli si potkniesz i wpadniesz do gotujcej si zupy, wtedy nikt ci ju nie pomoe. Kuchnia Diaba bya niezbyt du pieczar, jej zawarto za to robia wiksze wraenie. W rodku znajdowaa si dziura wulkaniczna wielkoci nieduej sadzawki, wypluwajca nieustannie a pod sklepienie ponce czerwone nitki lawy. Zatrzymalimy si na skraju tego maego podziemnego wulkanu. Na dole, wok dziury, siedziay dziesitki buchlingw. Pociy si potnie w pobliu pynnego ognia, sapay i stkay od upau i podziwiay ten spektakl przyrody. - Dlaczego oni to robi? spytaem rozbawiony. - Dlaczego podchodz tak blisko do lawy? - Przychodzimy tutaj, kiedy chcemy si zrelaksowa - powiedzia Golgo. - Upa oczyszcza ciao. Jeli gapisz si chwil w law, twj umys przeksztaca si w papkowat mas. I nie mylisz ju o niczym. Traktujemy to jako odpoczynek od naszej umysowej aktywnoci. - Za to ty nie musisz si gapi w law - mrukn Gofid tak cicho pod rk, eby Golgo nie mg go usysze. - Twj mzg zawsze by papkowat... - Co powiedziae? - spyta Golgo. - Nic - odrzek szybko Gofid. Opucilimy Kuchni Diabla inn drog, ktra poprowadzia nas nad jezioro zastygego bursztynu. Zamknite byy w nim tysice prastarych owadw, wiele z nich wikszych ni ja sam i tak potwornego wygldu, e uciekby przed nimi nawet Pajxxxx. Po raz pierwszy zrobio mi si tu nieco nieprzyjemnie. - Tak stwierdzi Golgo - ta cz lasu jest do niesamowita. Musiaa wpyn tu kiedy caa rzeka gotujcej si ywicy, moe wskutek jakiej wulkanicznej katastrofy. Widzisz te kamienne drzewa tam dalej? Za jeziorem z bursztynu sta las szarych kamiennych pni, ktre wyglday jak wronite w czarne niebo. Wyglday gronie, jak kamienne olbrzymy czekajce jedynie na tajemne haso, ktre uwolni je z odrtwienia. - Do tej czci lasu nie wchodzimy ju od dawna - powiedzia Gofid. - Nie jest pewny. Giny w nim buchlingi. Czasami syszy si dochodzce stamtd odgosy... jak piew. Ale to nie jest pikny piew. Rosn tam olbrzymie paskudne grzyby ze szpiczastymi kapeluszami, ktre nieprzyjemnie pachn. Unikamy tego miejsca. Przekradem si na palcach dalej. Podziwiaem ten podziemny prze-

pych z mieszanymi uczuciami. Pode mn zamknite pradawne insekty, za mn grony ciemny, kamienny las... na par bogich chwil zapomniaem, e nadal znajduj si w penych niebezpieczestwa katakumbach Ksigogrodu, lecz teraz ponownie byem zaniepokojony. Tutaj wszdzie mogo czai si miertelne niebezpieczestwo. Buchlingi dostosoway si do tego stanu, nie pozostawao im nic innego. Ale ja nigdy bym si do tego nie przyzwyczai. Prowadziy mnie cigncym si dugo kamiennym jarem do kolejnej jaskini. Gofid i Dancelot podrzucili swoje pochodnie i mogem zaobserwowa, e bya ona czarna, wysoka, ostro sklepiona i niespecjalnie wielka. - Oto, co chcielimy ci pokaza w tej czci lasu powiedzia Golgo. - Nie zauwayem tu nic szczeglnego - odpowiedziaem. - Bd po prostu cicho! zaszepta Gofid. - Bd cicho i czekaj - szepn Dancelot. - Psst - sykn Golgo. Tak wic czekaem w milczeniu. Przez dugi czas nic si nie dziao, stalimy tylko w chwiejnym wietle pochodni i zaczynaem ju przypuszcza, e znowu staem si ofiar ich dziwnego buchlingowego humoru, gdy usyszaem gos. - Halo! - zawoa kto. - Halo! - odkrzyknem mechanicznie. Dopiero pniej zadaem sobie pytanie, kto tam krzycza. - Nikt - zaszepta Golgo, ktry zdawa si czyta w moich mylach jak w otwartej ksidze. - To Komnata Uwizionych Ech. - Halo! - zawoa znowu kto, a echo odpowiedziao: - Halo... halo... halo..., sabnc coraz bardziej. - Ach! - westchn nowy gos. - Ach... ach... ach...! - Ratunku! - krzykn kto tak gono, e si wzdrygnem. - Ratunku... Ratunku... Ratunku... - Te nie potrafimy ci tego dokadnie wyjani - powiedzia stumionym gosem Golgo ale w jaki sposb echa dostay si do tej pieczary i nie znajduj z niej wyjcia. - S uwizione - powiedzia Gofid. - Na wieki wiekw - uzupeni Dancelot. - Czy to nie smutne? - Jest tak, odkd odkrylimy to pomieszczenie - powiedzia Golgo. - Zawsze te same gosy, te same zdania, te same westchnienia, ale od czasu do czasu dochodz nowe. Sdzimy, e pochodz od istot, ktre zagubiy si w labiryntach. Dostaj si tutaj przez jakie szczeliny w skaach i nie znajduj wyjcia. - Jest tu kto? - zawoa gos. - Jest tu kto?... Jest tu kto?... jest tu kto?... - Gdzie jestem? - Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Gdzie jestem? - Nie chc umiera! - Nie chc umiera!... Nie chc Umiera!... Nie chc umiera!... - Dlaczego nikt mi nie pomoe? - Dlaczego nikt mi nie pomoe?... Dlaczego nikt mi nie pomoe?... Dlaczego nikt mi nic pomoe?... - Umieram! - Umieram!... Umieram!... Umieram!... Robio mi si coraz bardziej nieswojo. Rozpacz w tych gosach bya tak ogromna, e przypomniaa mi si moja wasna, w czasie, gdy bdziem przez labirynty. Byy to gosy zagubionych, umierajcych, istot, ktre mo-

e ju od dawna byy martwe. Jest tU ktO?... fest tu kto?... Fest tu kto?... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Nie chc umiera... Nie chc umiera... Nie chc umiera... Doczao coraz wicej gosw, skargi staway si coraz bardziej natarczywe. Echa mieszay si, staway krzykami, a potem szeptami, niewidzialnymi duchami, ktre mnie otaczay, wtaczay si w moje uszy i mzg. Dlaczego nikt mi nie pomoe? - Dlaczego nikt mi nie pomoe?... Gdzie jestem?... cdzie jestem?... Nie chc umiera!... Nie chc umiera!... Ach!... Ach! Ach! Ach! Dlaczego nikt mi nie pomoe? Ratunku! Ratunku! Ratunku! Gdzie jestem? Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Jest tu kto?... Jest tu kto?... Jest tu kto?... Ach!... Ach!... Ach!... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... DlaCZegO nikt mi nie pomoe?... Dlaczego nikt mi nie pomoe?... Ach!... Ach!... Ach!... I nagle do chru ech zgosi si nowy gos. By to wrzask, okrzyk strachu jeszcze bardziej rozpaczliwy ni pozostae i skada si tylko z dwch sw: Krl Cieni!... Krl Cieni!... Krl Cieni!... Krl Cieni! W echu tym byo tak wiele strachu, e sam o mao nie krzyknem. Wci na nowo rozbrzmiewao ono w pieczarze i wmieszao si ostatecznie w inne, uformowao si w przeraajcy taniec gosw, ktre kbiy si wok mnie. Krl Cieni!... Krl Cieni!... Krl Cieni!... Krl Cieni!... Dlaczego nikt mi nie pomoe?... Dlaczego nikt mi nie pomoe?... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Krl Cieni!... Ach! Nie chc umiera!... Nie chc umiera!... Dlaczego nikt mi nie pomoe?... Pomoe... Pomoe... Krl Cieni!... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Gdzie jestem?... Jest tu kto?... Jest tu kto?... Krl Cieni!... Echa wdzieray si w mj mzg jak ukucia lodowatych igie, a w kocu zasoniem rkami gow w obronnym gecie i w panice uciekem z pieczary. Golgo, Gofid i Dancelot popieszyli za mn. Gdy tylko przekroczyem wyjcie z pieczary, gosy znikny momentalnie, ale mimo to biegem dalej i odganiaem si od nich jak od niewidzialnego roju pszcz. Trzy buchlingi zatrzymay mnie, zapay, otoczyy i usioway uspokoi. - Te echa nie nale do naszego wiata, zapltay si tylko w nim - powiedzia przepraszajco Golgo. - Suchamy ich tylko od czasu do czasu, by utwierdzi si w tym, jak dobrze si nam waciwie yje. - Chcielimy ci tylko uwiadomi, co czeka ci poza granicami naszego krlestwa - powiedzia Gofid. - Ktrego dnia ogarnie ci pragnienie, by nas opuci - powiedzia cicho Dancelot. - I wtedy przypomnisz sobie moe o rozpaczy gosw z Komnaty Uwizionych Ech. - Dzikuj bardzo - powiedziaem, oddychajc nadal gwatownie. - Tego nie zapomn z pewnoci zbyt szybko. - Moesz si teraz uspokoi - powiedzia Golgo. Wracamy ponownie do przyjemnej czci zwiedzania.

- Chcesz zobaczy skarb? - spyta Gofid. - Najwikszy skarb katakumb? Gwiazda Katakumb To, co rozpoczo si jak wycieczka do wiata naziemnego, zdawao si prowadzi teraz w coraz mroczniejsze podziemia. Zeszlimy w d, w taki obszar Lasu Krysztaw, w ktrym nie byo ju niemal adnych krysztaowych cudw, tylko czarny wgiel. Zakrt za zakrtem szo si w d pask pytk sztolni owietlon wiecznikami zwisajcymi ze sklepienia. Kilku pokrytych sadz buchlingw, ktrych ubarwienie trudno byo ju okreli, nadchodzio drog z naprzeciwka. Nieli ze sob kilofy i inne narzdzia grnicze i pchali taczki pene kawakw wgla. Kopalnia wgla? Naturalnie buchlingi musiay uwaa wgiel za co niezwykle cennego, by dla nich rdem ciepa i wiata. Wtedy nadszed te buchling z taczk, w ktrej prcz wgla lea jeszcze surowy diament wielki jak dynia. Golgo, Gofid i Dancelot nie zwrcili na niego adnej uwagi, tylko ja gapiem si na buchlinga z jego kolosalnym skarbem, a znikn za nastpnym zakrtem. By moe si pomyliem. Moe nie by to aden diament, tylko kawaek bezwartociowego krysztau, brya kwarcu, przecie tak dobrze si na tym nie znaem. Lecz wanie nadchodzi z naprzeciwka kolejny buchling z taczk, w ktrej na pewno lea diament. Ten by perfekcyjnie oszlifowany, a potrafi odrni oszlifowany diament od kawaka krysztau grskiego. By tak samo duy jak pierwszy, o ile nie wikszy. - Widzielicie to? - spytaem. - Ten diament? - Hmm... - mrukn Gofid. - Jasne. - Chciaem powiedzie... on by wielkoci dyni. - Tak - powiedzia Golgo - ten by do mizerny. Byem tak zbaraniay, e nie stawiaem ju adnych pyta. Nadchodzio tymczasem jeszcze wicej buchlingw, dwigali kosze wypenione po brzegi diamentami wielkoci pici, ale Golgo, Gofid i Dancelot nie zwracali adnej uwagi i na nie. Za nastpnym zakrtem zrobio si janiej. Zdawao si, e ponie tam kilka wiec, a ja syszaem wielogosowe nucenie i szmery, odgosy stukania i szlifowania. Gdy wyszlimy zza rogu, widok, ktry nam si ukaza, odebra mi na chwil oddech. Bya to duga, niezbyt wysoka pieczara z czarnego wgla, w ktrej skrzyy si tysice, a moe nawet miliony diamentw. Dobra setka buchlingw uwijaa si w niej zajta najrniejszymi czynnociami. Wszyscy nucili razem skoczn melodi. - To nasz Diamentowy Ogrd - powiedzia Golgo. - Nie jest tak wieloraki i urozmaicony jak Las Krysztaw, ale roliny, ktre mona tu uprawia, s za to znacznie cenniejsze. Brakowao mi sw. Zawsze wierzyem, e ziemskie bogactwa s mi raczej obojtne, ale widok skarbca buchlingw odebra mi mow. - Odkrylimy t pieczar dawno temu - powiedzia Golgo. - Wtedy bya jeszcze mniejsza. Rdzawe Gnomy musiay j stworzy. Od tego czasu

rozszerzamy j stale i znajdujemy coraz wiksze zoa diamentw. Zejdmy na d! Zeszlimy na d do pieczary schodami wykutymi w wglu. Wci oniemiay rozgldaem si ze zdumieniem dookoa. Byy tam diamenty we wszystkich rozmiarach i w rnorakim stanie: surowe, oszlifowane tylko do poowy bd ju cakowicie, mae jak groszek, wielkoci jabek lub dy, to byy te, ktre Golgo okreli jako mizerne. Inne byy naprawd potne: wielkoci czowieka i grube jak beczki, lniy i skrzyy si w taczcym wietle niezliczonych wiec, rzucajc tczowe reflek sy na ciany jaskini. Cakiem z tyu migota egzemplarz, ktry z pewnoci by wielkoci domu. Midzy wszystkimi tymi szlachetnymi kamieniami uwijay si buchlingi. Dziobay kilofami, wygrzebyway diamenty albo wynosiy koszami wgiel. Niektre siedziay przy stoach warsztatowych, na ktrych rozbijay kamienie malekimi moteczkami lub pracoway szlifierkami, niektre sprawdzay wielkimi lupami ich czysto. Inne ukaday surowe diamenty albo obwoziy je w taczkach dookoa. - Waciwie wgiel ma dla nas o wiele wiksz warto ni diamenty - powiedzia Golgo, gdy przechadzalimy si wrd skrztnego ruchu. - Nim moemy przynajmniej ogrzewa. Te bryki dodaj nam jedynie pracy. - Moemy je tylko gromadzi - powiedzia Dancelot, trzymajc pod wiatem wiecy oszlifowany kamie wielkoci grejpfruta. - Ale zakochalimy si w diamentach. Maj w sobie co... nieodpartego. Obrabianie ich sprawia nam frajd. Wnosz wiato w nasz ciemny wiat. Jest to zimne, bezuyteczne wiato i potrzeba wiec, by je z nich wydoby, ale jest pikne. Buchling obrci powoli kamie przed wiec i momentalnie obsypay go malekie kolorowe plamki wiata. - Szlifujemy je do perfekcji, a potem chowamy w labiryntach powiedzia Gofid, ktry z rozkosz grzeba w koszu z malekimi klejnotami. - Stworzylimy setki tajnych skarbcw. Kady pojedynczo wzbudziby zazdro nawet w najpotniejszym krlu. - Zachowujemy si jak kokoszki, ktre usiuj wysiadywa kamienie - zamia si Golgo - cho nie mamy adnej praktycznej korzyci z diamentw. Jestemy najbogatszymi istotami w katakumbach i nic z tego nie mamy. W midzyczasie odzyskaem opanowanie i zdolno- mowy, ale mimo wszystko nie przychodziy mi do gowy adne pytania. Z trudnoci opieraem si pokusie rzucenia si na gry diamentw i tarzania si w nich jak jaki gupi pirat. - Musz przyzna, e obchodzimy si z tym materiaem nieco rozrzutnie - powiedzia Gofid. - Poniewa mamy go tak duo, moemy pozwoli sobie na tak obrbk. Jestemy w stanie wydoby z kamieni wszystkie moliwe ksztaty. Buchlingi zdaway si uprawia obrbk diamentw bez adnej kupieckiej chciwoci, traktoway to jedynie jak zabaw. Niektre z olbrzymich klejnotw byy odkopane i oszlifowane tylko do poowy, inny leay sobie luzem, rozupane na poowy albo pogruchotane na male kawaki. Wszdzie pitrzyy si stosy delikatnego diamentowego py-

u. To nie bya kopalnia diamentw, tylko raczej atelier rzebiarza. Wszdzie dookoa stay rzeby sporzdzone z kamieni szlachetnych. Niektre wyrzebiono z wielkich kawakw, inne zoono z wielu mniejszych. Czasami buchlingi naladoway obiekty ze swego wiata podziemi, na przykad robicego wraenie, realistycznego Krysztaowego Skorpiona albo roliny, ktre widziaem tam na zewntrz w lesie z mineraw. Inne rzeby byy raczej abstrakcyjne albo mocno geometryczne. Najwidoczniej doszy do wprawy w sztuce obrbki diamentw. Musiaem si umiechn, gdy odkryem rzeb buchlinga naturalnej wielkoci. - To Diamentowy Buchling - powiedzia Golgo. - Nie skaniamy si poza tym do portretowania siebie, chyba e ma to suy odstraszaniu. Ale w tym przypadku nie moglimy si po prostu oprze. Chod! Pokaemy ci Gwiazd Katakumb. Udalimy si w stron diamentu olbrzyma, ktrego widziaem ju z drugiego koca pieczary. Im bardziej si zblialimy, tym bardziej nierzeczywisty i baniowy zdawa mi si jego widok. Buchling sta przed tym diamentem o wielkoci niemale domu i wywija dookoa pochodni, widziaem go, i krcy pomie na wszystkich oszlifowanych powierzchniach, pomnoonego setki razy. Klejnot promienia niewiarygodn gam barw we wszystkich niuansach i obrzuca swe otoczenie kolorowymi plamami wiata. W kocu musiaem odwrci wzrok olepiony byskami. - Ten jest najwikszy - powiedzia Golgo. - To Gwiazda Katakumb. Wyrosem z legend o diamencie z Twierdzy Smokw, o ktrym mwiono, e skrywa si w sercu Twierdzy i e podobno jest wielki jak dom. Ten przeklty mit doprowadzi do tego, e w regularnych odstpach urzdzano oblenia Twierdzy Smokw, poniewa nie dao si wyperswadowa rnym bezmzgowym barbarzycom, e ten olbrzymi kamie nie istnieje. Nie wierzy w niego aden smok, ale mimo wszystko jako dziecko cay czas usiowaem wyobrazi sobie, jak drzemie w skale, a w moich dziecicych fantazjach wyglda tak samo jak Gwiazda Katakumb. Czuem si, jakbym trafi do miejsca z mego dziecistwa. No powiedzia Golgo. Teraz widziae wszystko. Las Krysztaw. Kuchni Diaba. Komnat Uwizionych Ech. Diamentowy Ogrd. Gwiazd Katakumb. Teraz pjdziemy z powrotem do Skrzanej Groty. Przetarem oczy, jakbym obudzi si ze snu. - Czy znowu bdzie to teleportacja? - spytaem. - Niestety musimy na to nalega - powiedzia Golgo. - Nikt, kto nie jest buchlingiem, nie moe zna drogi do tego miejsca. A w twoim przypadku jest to jeszcze waniejsze: jeste pisarzem. Ktrego dnia napiszesz o Lesie Krysztaw i Diamentowym Ogrodzie. W porzdku, to twj obowizek. Cieszylibymy si nawet, gdyby nasze skarby stay si w kocu czci camoskiej literatury. O ile nie bdzie tam opisu drogi. - Nie zrobibym nigdy czego takiego. - Naturalnie, e nie - zamia si Golgo. - Ale pewnoci nigdy za wiele. On, Gofid i Dancelot otoczyli mnie i zaczli mrucze. iadanie i dwa wyznania Po tym jak znw oprzytomniaem po teleportacji do Skrzane) Groty, spdzilimy reszt dnia na Ormowaniu. Wyormowalem midzy innymi

Akud dreimera (Dumnie noc zesza, ju ziemi okrywa), Eseila Wimpershlaak (By za zakl wszelkie duchy, wlejcie jeszcze mapiej juchy) i Reta Del Bratfist (Dzieci tak kochaj nieg, chtnie bawi si nim - no c, sami przecie wiecie moi oczytani przyjaciele: Del Bratfist i jego optanie niegiem!)*. Nastpnego ranka Golgo, Gofid i Dancelot przynieli mi razem niadanie (pieczone robaki ksikowe z herbat z korzonkw). Obserwowali mnie uwanie, gdy jadem, tak, niemale czaili si, co w kocu zmusio mnie do zadania pytania: - Powiedzcie no, kiedy wy waciwie jecie? Odkd tu jestem, nie widziaem jeszcze adnego buchlinga w trakcie spoywania posiku. Trjka zakaszlaa z zakopotaniem. - Co si tutaj dzieje, chopaki? Co to za wieczna tajemniczo? Co ma znaczy to cige pokaslywanie i chichoty? Jednak co przede mn ukrywacie! Czy w tych historiach o was jest jednak co z prawdy i tuczycie mnie tylko po to, eby kiedy pore? Powiedziaem to sobie tylko tak dla artu, ale pytanie to zawiso gronie w powietrzu, zaraz po tym jak je wypowiedziaem. Gofid, Golgo i Dancelot patrzyli intensywnie w trzech rnych kierunkach. - No dawajcie, czym si ywicie tutaj na dole? - Odywianie - oczytanie, oczytanie - odywianie, c to za rnica? - odpowiedzia tajemniczo Golgo. W zasadzie rnica trzech maych literek, prawda? -------------------------------------------------------------------------------* Przyp. od W.M.: Reta Del Bratfist i jego optanie niegiem - Hildegunst Rzebiarz Mitw zakada tutaj znajomo midgardzkiej poezji wysokogrskiej i jej najwybitniejszego przedstawiciela. Wiele pokole camoskich dzieci, take sam Rzebiarz Mitw, byo mczonych mron poezj Bratfista, w ktrej dominujc rol odgryway patki niegu, sople lodowe, mrozowe kwiaty i zimne stopy. Byo to spowodowane tym, e poeta nigdy nie opuci gr i nie potrafi nawet wyobrazi sobie krajobrazu, ktry nie jest pokryty wiecznym niegiem i lodem. Jak udowodniono, Reta Del Bratfist zna dwiecie pidziesit osiem rnych okrele na nieg. -------------------------------------------------------------------------------- Co chcesz przez to powiedzie? Dancelot szturchn Golgo: - No powiedz mu w kocu! Golgo opuci zawstydzony wzrok: - To troch niezrczne - powiedzia cicho - ale w plotkach owcw ksiek na temat naszych zwyczajw ywieniowych rzeczywicie co jest. - e jecie wszystko, co wejdzie wam w drog? - odstawiem misk z robakami.

- Nie - powiedzia Golgo. - Ta druga plotka. Musiaem si chwil zastanowi. - e odywiacie si ksikami? - Dokadnie. -Wy... jecie ksiki? - Nie. Tak. W jakim stopniu tak. Ale nie naprawd. Jak mam to powiedzie... - Golgo szuka sw. - Tak naprawd nie jemy ksiek - wybawi go Gofid. - Nie w tym sensie, e poeramy papier jak ksikowe robaki. Jest po prostu tak, e od czytania jestemy syci. - Co prosz? - To dla nas do krpujce - powiedzia Golgo - e tak duchowe przeycie jak czytanie idzie w naszym wypadku w parze z czym tak przyziemnym jak trawienie. Ale tak po prostu jest! Odywiamy si czytaniem! - Nie mog w to uwierzy - zamiaem si. - To kolejny z waszych artw, tak? - Nie artujemy sobie z czytania - powiedzia z niezwykle powan min Gofid. - To najbardziej szalona rzecz, jak kiedykolwiek syszaem! A szalone historie doprawdy rozpieszczaj mnie w ostatnim czasie. Jak to niby funkcjonuje? - Tego te nie jestemy ci w stanie powiedzie - rzek Golgo. - Jestemy buchlingami, nie naukowcami. Ale e to funkcjonuje, mog ci potwierdzi. W moim przypadku nawet troch za dobrze. - Obejrza ze strapion min swoje fady tuszczu. - fa mog czyta, co chc, po prostu nie tyj - powiedzia Dancelot. Golgo ypn na Dancelota. - Jak ja nie cierpi tych szczupych typkw, ktre wpychaj w siebie wszystko, co chc i nie przybieraj przy tym ani grama! Wczoraj przeczyta trzy grube barokowe powieci - trzy! i popatrz na niego! Chudy jak wgorz! Gdybym ja zrobi co takiego, musiabym potem tygodniami czyta diet. - Ksiki s w rnym stopniu poywne? - Oczywicie, trzeba mocno uwaa na to, co si czyta. Powieci tak maj, z nimi trzeba uwaa. Obecnie jestem na ostrej diecie z liryki. Trzy wiersze dziennie, nic wicej nie wolno - zajcza Golgo. - Obecnie jestem na ostrej diecie z liryki! - szydzi Gofid. - Zacze j dzisiaj. - Potrzebujemy jedynie wody i kiepskiego powietrza - powiedzia Dancelot. - Poza tym wystarcza nam lektura. Prbujemy nadal odkry, ktre z ksiek zawieraj najcenniejsze substancje odywcze. - Klasycy! - zawoa ostro Golgo. - To wcale nie jest pewne! - zaprzeczy Gofid. - Kiedy latami odywiaem si awangardow liryk wochatek i byem wtedy w yciowej formie. - To waciwie zbyt pikne, by byo prawdziwe - powiedzia Dancelot. - Jestemy jedynymi w katakumbach, ktrzy nie musz docza do tego bezlitosnego cyklu arcia i bycia poartym, owienia i bycia zwierzyn. Zawsze jest wystarczajco duo do czytania. - Raczej za duo jkn Golgo. - Raczej za duo. - Czasami myl sobie, e jestemy jedynymi, ktrzy naprawd maj poytek z literatury umiechn si Gofid. - Wszyscy inni maj z ksi-

kami tylko mas roboty. Redagowanie. Wydawanie. Drukowanie. Sprzedawanie. Opychanie za bezcen. Studiowanie. Recenzowanie. Praca, praca, praca my za to musimy tylko czyta. Zaczytywa si. Rozkoszowa si. Pochania ksiki - robimy to naprawd. I jeszcze si tym najadamy. Nie chciabym si zamieni z adnym pisarzem. Oko Golgo zalnio. - Zaczyna si przykadowo od paru lekkich aforyzmw, moe Orca de Wils, a potem spoywa si sonet, powiedzmy moe jaki Wimpershlaaka, te s wszystkie pyszne. A do tego jak chud nowelk albo par krtkich form. W kocu przechodzi si do dania gwnego: powie, na przykad Balono de Zacher, wiesz, taka naprawd tusta ksiga maym druczkiem o trzystu stronach, z wszystkimi tymi delikatnymi przypisami! A potem na deser... - Opanuj si natychmiast! wrzasn Dancelot. - Dzisiaj rano dopiero zacze diet, a ju ci skrca. Golgo umilk. Z kcika ust pocieka mu strka liny. Przychodziy mi do gowy wszystkie moliwe pytania: - Czy ksik mona dwa razy...? - Jeli strawio si j cakowicie, tak. Ksiki mona je cay czas na nowo. - Co smakuje lepiej? Liryka czy proza? - Kwestia smaku. - Czy istniej cikostrawne lektury? - Po horrorach ma si koszmary. Literatura trywialna nie syci na dugo. Powieci przygodowe szkodz podobno na nerwy. - Czy pisarze z bogatszym sownictwem syc bardziej ni inni? - Bez wtpienia. - A co z ksikami popularnonaukowymi? - Raczej na przekski. - A ksiki kucharskie? - Robisz z nas wariatw? - A co z krytykami? - Pozostawiaj nieprzyjemny posmak. Mgbym pyta tak godzinami, ale buchlingi przynaglay do wymarszu. Dzisiaj Ormowanie miao odby si ju rankiem, co byo mi cakowicie na rk, poniewa powoli mnie to ju nudzio i chciaem to mie szybko za sob. W drodze do Skrzanej Groty przypomniao mi si co, na co wpadem wczoraj krtko przed zaniciem. Wahaem si chwil, czy zagadn o to Golgo. Potem zebraem si na odwag. -Wiesz co, Golgo, zastanawiaem si nad czym... - Hm? - mrukn Golgo. - Dotyczy to waszej zdolnoci do teleportacji. C, czy byoby to ewentualnie moliwe, ebycie przeteleportowali mnie na powierzchni Ksigogrodu? - Eee... nie! - odpowiedzia Golgo. - To niemoliwe. - Dlaczego nie? Czy ma to co wsplnego z faktem, e nie bdziecie mieli na grze powietrza? - Tak - powiedzia troch niepewnie Golgo. - Midzy innymi. - A jeli wysadzicie mnie kawaek pod powierzchni? Gdzie, gdzie bdziecie mogli jeszcze oddycha?

- Eeeeee - stka bezradnie Golgo. - Powinnimy mu powiedzie wmiesza si Dancelot. - Jeli ju przy tym jestemy, moemy wygada i to. - Tak - stwierdzi Gofid. - No co jest? Powiedz mu wreszcie. - No dobrze - powiedzia Golgo. - A wic sprawa jest nastpujca: Zrobilimy ci troch w konia. W ogle nie umiemy teleportowa. -Nie? - Nie. Niestety. - A jak dotarem do Skrzanej Groty? Jak dostaem si do Lasu Krysztaw i z powrotem? - Jak kady inny, na nogach. To tumaczyoby przynajmniej moje zakwasy. Po kadej teleportacji nogi bolay mnie jak po dugim marszu. - To dlaczego niczego nie pamitam? - Bo ci zahipnotyzowalimy - to wszystko, co potrafimy. Ale w tym jestemy naprawd dobrzy. - Potraficie hipnotyzowa? - I to jak. Jestemy mistrzami hipnozy. - Najlepszymi - powiedzia Dancelot. Gofid gapi si natarczywie na mnie szeroko otwartym okiem. - Spjrz mi w oko... spjrz mi w oko...! - szepta. Golgo odepchn go. - Skocz z tymi bzdurami! - powiedzia. - Tak, jestemy prawdziwymi koryfeuszami w dziedzinie duchowej manipulacji. Jest to te rzeczywisty powd tego, e aden owca ksiek nie way si tu przyj. - Nie widz zwizku. - Od czasu do czasu czaimy si na ktrego z nich w labiryncie - wyszczerzy si Gofid. - A potem hipnotyzujemy go, jak naley. Mwi ci, potem naprawd wierzy, e zdoa uciec trzymetrowym buchlingom z zbami jak brzytwy. I bardzo wiarygodnie rozprzestrzenia t bajk wrd swoich kolegw. Tak powstaa wikszo mitw o buchlingach. Sami pucilimy je w wiat. - Kady z was to potrafi? - Pojedynczy buchling nie moe nikogo zahipnotyzowa - powiedzia Dancelot. - To wyczyn zbiorowy. Musi nas by co najmniej trzech. Im jest nas wicej, tym lepiej. Wszystkie buchlingi naraz mogyby zahipnotyzowa ca armi. - Moecie robi to z kadym? - Jeli co potrafi ni, moemy to te zahipnotyzowa - powiedzia Golgo. - Zahipnotyzowalimy raz robaka lawowego. Nie mam pojcia, o czym ni robaki lawowe, ale udowodnilimy tym samym, e to robi. - Nie mwimy tutaj bynajmniej o jakiej jarmarcznej hipnozie - powiedzia Gofid. - Tylko o duchowej manipulacji na najwyszym poziomie. Moglibymy zmieni ci w dowoln istot. A przynajmniej wierzyby, e ni jeste. Albo rolin. Albo krysztaem. Gdybymy chcieli, moglibymy przeksztaci ci w Gwiazd Katakumb. - Naprawd? - Chcesz sprbowa? - zapyta miejc si Golgo. - Hm?

Murch i Robak Troch pniej bylimy znw w Skrzanej Grocie. Golgo poinformowa zebrane w komplecie buchlingi, e Ormowanie zostanie przesunite, a najpierw zajmiemy si prezentacj kolektywnej hipnozy. Byo mi teraz troch nieprzyjemnie, gdy przygldaem si penemu oczekiwania zgromadzeniu buchlingw, ale nie byo ju odwrotu. Zapowied wprawia je w radosne podniecenie i wszystkie paplay midzy sob. Najwidoczniej porozumiewano si, w jak form ycia mnie przeobrazi, poniewa po pomieszczeniu kryy same nazwy zwierzt. - Co sobie wyobra? - spytaem trwoliwie Golgo. - Nie mog ci tego powiedzie - powiedzia Golgo. Inaczej to nie zadziaa. Skrpowaby si i zablokowa hipnoz. I tak jest ju ciko przez to, e wiesz, e ci teraz zahipnotyzujemy. Daj si po prostu zaskoczy! No wietnie! Przeklinaem si za moj nieprzemylan zgod i byo mi coraz bardziej nieswojo. O ile bardziej wolabym teraz Ormowa! - Na moj komend! - zawoa Golgo. Buchlingi umilky, wszystkie oczy skieroway si na mnie i zaczy mrucze. Czekaem. Mruczay dalej. Czekaem jeszcze duej. Mruczay. Nic si nie stao. To ju muzyka trbuzonowa bya o wiele bardziej skuteczna! Nic nie czuem. Zupenie nic. Nawet nie byem zmczony. Moe byo ich zbyt wiele na raz. A moe nie mogy mnie zahipnotyzowa, bo byem tym razem na tym skoncentrowany. O to chodzio - nie mogy mnie zahipnotyzowa, bo tego nie chciaem! Byem nie do zahipnotyzowania. Byem niezdatnym do hipnozy murchem* o silnej woli. Tak, byem dumnym murchem, murchem w czasie tokowania. Niezwocznie zaczem nadyma policzki i kwachota penym gosem, eby ogosi moje roszczenia terytorialne i zwrci na siebie uwag eskich murchw. Kiwajc si jak kaczka chodziem dookoa i demonstrowaem buchingom majestatycznie wydte policzki, eby przywoa je do porzdku - to terytorium murcha! Puszyem moje upierzenie i kwachotaem z arliwoci, byem cakowicie przepojony moj murchowoci. Staraem si ignorowa histeryczny miech buchlingw, nie byem zainteresowany buchlingami. Ale gdzie podziewaly si murchowe samiczki? Kwachotaem tak przejmujco i nie miecio mi si w gowie, e niedosyszay moich uwodzicielskich nawoywa. Buchlingi zmieniy tonacj mruczenia, staa si ona wyranie gbsza, a mnie przypomniao si, e waciwie to byem robakiem. Robakiem ksikowym oczywicie! Po co ja tu kwachocz? Niezwocznie pooyem si na brzuchu i popezem przed buchlingami w kurzu. Byo mi obojtne, e niektre z nich miay si i chichotay. Miaem misj, dlatego nie mogem pozwoli, aby irracjonalne zachowanie innej formy ycia zbio mnie z tropu. Ruszyem w poszukiwaniu ksiki. Peza, peza to byo moje przeznaczenie, peza, a znajd ksik. Te gupie buchlingi mogy klepa si po udach, nie zwracaem po prostu na

nie uwagi. Peza, cigle adnym zygzaczkiem poprzez kurz, a... tam - ksika! Odnalazem ksik, naturalnego wroga ksikowych robakw -------------------------------------------------------------------------------Przyp. od W.M.: Czym jest murch, wie to w Camonii kady od czasw powieci Gofida Letterkerla Zanilla i Murch, std Rzebiarz Mitw oszczdzi sobie opisu tego pociesznego zwierzcia. Murch jest bardzo rzadkim, yjcym gwnie na bagnach stworzeniem, ktre najatwiej opisa jako skrzyowanie kaczki z ab. Z kaczki ma dzib i puszyste upierzenie, a z aby silne skoczne koczyny i wydymajce si policzki. Imponujcy dwik, ktry wydaje z siebie murch, moe by i jest nazywany kwachotaniem", i jest mieszanin kaczego kwakania i abiego rechotania. --------------------------------------------------------------------------i rwnoczenie ich gwne rdo poywienia! Musi zosta natychmiast zniszczona, to byo moje zadanie! Rzuciem si wygodniay na do leciw ksig. Bya troch stcha w smaku, ale porwaem j na strzpy moim bezlitosnym robaczym pyskiem i pogryzem kady z nich, a caa ksika zostaa strawiona. Byem syty i wielce zadowolony. Moja misja zostaa wypeniona. A teraz? Co mogem zrobi nastpnie? Nie zastanawiaem si dugo: zoybym par jaj. Tak, tak zrobi. Szczupak w awicy pstrgw Od teraz, moi drodzy przyjaciele, zaczo si dla mnie nowe ycie. Buchlingi przyjy mnie do swojej spoecznoci i zdaway postawi sobie za zadanie, abym zapomnia o mojej dotychczasowej egzystencji. I rozwia mj sen o dostaniu si jeszcze na powierzchni Ksigogrodu, wcigajc mnie w wielorakie czynnoci. Z powodu rnic w rozmiarach czuem si wprawdzie nadal jak szczupak w awicy pstrgw, ale z upywem dni i tygodni uczucie obcoci zanikao. Najbardziej cieszyem si z tego, e moje lki pozostay daleko - byem bezpieczny. Tu w rodku byem chroniony, otoczony murem przyjaci. W przytulnym wiecie penym ksiek i cudw natury, ktre czekay tylko na to, by je gruntownie zbada. Naturalnie, nie stumiem cakowicie mojego pragnienia powrotu na powierzchni, ale zwizane z tym plany odoyem na razie na bok. Chciaem wykorzysta czas na zebranie nowych si. Pobyt wrd buchlingw traktowaem jak wypraw do dzikiego obcego plemienia, jak przeduajce si badania nad ksik, ktr ktrego dnia planowaem napisa. Byem otoczony yw bibliotek i nie mam tu na myli tych dziwacznych buchemicznych ksig z uszami i oczami z Maszyny w Skrzanej Grocie, tylko same buchlingi, ktre stale byy wok mnie i nieustannie recytoway fragmenty wyuczonych na pami dzie. Gdzie tylko si udaem i stanem, otaczaa mnie poezja, szturmowa na mnie jeden lub wiele buchlingw, zasypyway mnie wersami i pro-

z, deklamoway eseje albo nowele, aforyzmy albo sonety. To, co zabrzmi moe jak akustyczne i nerwowe obcienie, byo dla mnie piknym snem, poniewa sposb, w jaki buchlingi recytoway swoje teksty, by najwyszej jakoci. Prawdopodobnie nawet lepszy ni odczyty mistrzowskich lektorw w Ksigogrodzie, poniewa buchlingi byy nie tylko zawodowymi recytatorami, one yy swoj poezj. Zdolnoci mimiczne i gestykulacyjne maych buchlingw byy ogromne mimo ich fizycznych ogranicze, a ich gosy brzmiay jak u dowiadczonych aktorw teatralnych. Nie wiem, czy kto, kto tego nigdy nie przey, zrozumie, jak dogbnie mona studiowa literatur, gdy obcuje si z ni tak ywo i nieustannie. Poza Golgo, Gofidem i Dancelotem poznaem te bliej inne buchlingi, a szczeglnie szukaem bliskoci tych, ktrych dziea stale mnie interesoway. Pera la Gadeon na przykad okaza si miym w obejciu osobnikiem, mimo e cierpia od czasu do czasu na napady melancholii, ktry nauczy mnie rozmaitych rzeczy na temat rzemiosa lirycznego, a jeszcze wicej na temat konstrukcji krtkich, niesamowitych opowieci grozy. Balono de Zacher mia ten dugi epicki oddech, ktrego potrzeba, by pisa grube powieci i wielkie serce, bez ktrego nie znisby niezbdnej przy tym iloci kawy. Zdradzi mi technik, dziki ktrej mona zachowa w gowie cay zbir bohaterw i wszystkie wtki akcji, nie popadajc przy tym w szalestwo. Orca de Wils by byskotliwym gawdziarzem, ktrego obecno gwarantowaa zawsze rozrywk na najwyszym poziomie. Nie by on wcale w stanie powiedzie czego przypadkowego czy banalnego, kade z jego zda byo oszlifowanym aforyzmem bd byskotliwym apercu. Prawie nie miaem odwagi otwiera przy nim ust, gdy z nim rozmawiaem, poniewa wszystko, co miaem do powiedzenia, w jego obecnoci zdawao mi si gupie i nudne. Jednak szczegln wi nawizaem z Dancelotem, ktrego okazjonalne deklamacje z dziea mojego ojca poetyckiego poruszay mnie i sprawiay, e czuem si jak w domu. On z kolei szuka mojej bliskoci, eby wycign ze mnie wiadomoci o Twierdzy Smokw i szczegach z ycia mojego ojca poetyckiego. Aby rozrnia ich obu, przeszedem w kocu do nazywania ich w duchu Dancelot Jeden (mj ojciec poetycki) i Dancelot Dwa (buchling). Poniewa Dancelot Dwa mia teraz smutn wiadomo tego, e nie moe oczekiwa ju dalszych publikacji Dancelota Jeden, chcia przynajmniej dowiedzie si o nim jak najwicej, nawet o okresie, gdy mj ojciec poetycki wierzy, e jest szaf pen brudnych okularw. Zadeklamowaem Danceotowi Dwa may wierszyk, ktry wpad mi w rce. Wrcz go w siebie wessa i deklamowa go, gdzie tylko mg: Jestem czarna, drewniana i zawsze zamknita Odkd kamieniem zostaam przymknita Tysice soczewek we mnie spoczywa Od tego czasu gow m rozrywa Piguki nie zdziaaj tu czarw: Jestem szaf pen brudnych okularw Ktrego dnia opowiedziaem Danceotowi Dwa o rkopisie, ktry na-

dal nosiem przy sobie - przez burzliwo ostatnich dni niemal o nim zapomniaem. Poprosiem go, aby przeczyta list. - Mj ojciec poetycki by pod takim wraeniem tego listu, e porzuci z tego powodu pisanie. Myl, e powiniene go pozna. Wrczyem list Danceotowi Dwa. - Moe lepiej, ebym go nie czyta. Jeli to prawda, wtedy on ponosi win za to, e musz uczy si tylko jednej jedynej ksiki. Waciwie moe mi si wcale nie spodoba. - Przynajmniej do niego zajrzyj. Dancelot Dwa westchn i niechtnie zacz czyta list. Obserwowaem wszystkie jego ruchy. Ju po paru sekundach zdawaem si dla niego nie istnie. Jego oko przelatywao przez tekst, oddycha ciko, a jego usta poruszay si, wpierw niemo, potem czyta ju gono. W pewnym momencie zacz si mia, najpierw cicho, dawic miech, potem coraz rubaszniej, a w kocu piszcza histerycznie, bijc si pici w kolano. Po tym, gdy ju w pewnym stopniu si uspokoi, jego oko wypenio si zami, szlocha cicho, i wreszcie, gdy dotar do koca rkopisu, jego spojrzenie zastygo. Minutami siedzia tak w milczeniu, a przerwaem cisz. - I co o tym sdzisz? - spytaem. - To jest potworne. Teraz rozumiem, dlaczego twj ojciec poetycki porzuci pisanie. To najlepsza rzecz, jak kiedykolwiek czytaem. - Masz pojcie, kto mg to napisa? - Nie. Gdybym przeczyta kiedy tekst kogo, kto potrafi tak pisa, pamitabym o tym. - Dancelot wysa tego autora do Ksigogrodu. - A wic nigdy nie dotar do Ksigogrodu. Gdyby przyby do miasta, byby teraz sawny. Byby najwikszym pisarzem w Camonii. - Te tak uwaam. Ale mimo wszystko list, z ktrym mj ojciec poetycki go tu wysa, trafi do waszej Komnaty Cudw. - Wiem. Znam ten list na pami. W rzeczy samej jest to zagadka. - Ktrej prawdopodobnie nigdy nie rozwi - westchnem. - Mog dosta ten list z powrotem? Dancelot Dwa przycisn do siebie rkopis. - Mog najpierw nauczy si go na pami? - baga. - Oczywicie. - Daj mi wic jeden dzie czasu. Nie mgbym adn miar przeczyta go natychmiast raz jeszcze. - Dlaczego? - Boj si, e bym od tego pk - zamia si Dancelot Dwa. - Jeszcze nigdy nie czuem si tak najedzony po przeczytaniu tekstu. Ucze buchlingw Pokazywaem potem rkopis jeszcze paru innym buchlingom, z bardzo zblionymi wynikami. Wszystkie byy nim zafascynowane, ale aden nie mia pojcia, kim mg by autor. Wiele z nich chciao nauczy si tekstu na pami, poniewa wikszo nie bya tak straszliwie przytoczona swoim poet, jak na przykad Golgo. Byy zainteresowane przyswajaniem

sobie take innej literatury. Zaczem kocha buchlingi, tak jak kochaem moich pobratymcw w Twierdzy Smokw. By moe lubiem je nawet troszk bardziej, poniewa w tak poruszajcy sposb uczyniy ze mnie centrum swojego ycia. Buchlingi szukay mojej bliskoci, poniewa w ich oczach byem prawdziwym poet lub nawet kim bardziej interesujcym, poniewa dopiero chciaem sta si poet gotowych poetw miay ju a nadto. Pojy swoj szans przyczynienia si do uformowania artystycznego ducha, wywarcia na to bezporedniego wpywu. Nagle miaem setki maych, jednookich ojcw poetyckich, ktrzy z powiceniem troszczyli si o mnie. I tak jak mj mistrz Dancelot Jeden, niezmordowanie daway mi rady dotyczce mojego przyszego rzemiosa. Rady, ktre byy tak zrnicowane jak same buchlingi. Nigdy nie pisz powieci z perspektywy klamki do drzwi!" Wyrazy obce nazywaj si tak dlatego, e s obce wikszoci czytelnikom!" Wjednym zdaniu umieszczaj tylko tyle sw, ile do niego naley". Jeli kropka jest murem, to dwukropek jest drzwiami". Przymiotnik jest naturalnym wrogiem rzeczownika". Jeli piszesz co pijany, to przeczytaj tekst jeszcze raz na trzewo, zanim oddasz go do druku". Pisz tylko rtci, to gwarantuje pynno narracji". Przypisy s jak ksiki na najniszym regale. Nikt chtnie tam nie zajrzy, bo musi si schyla". W jednym, jedynym zdaniu nie powinno wystpowa wicej ni milion mrwek, chyba, e chodzi o naukowe dzieo o mrwkach". Na papierze czerpanym najlepiej pisze si sonety, nowele natomiast na pergaminie". Po kadych trzech zdaniach nabierz gboko powietrza". Opowieci grozy pisze si najlepiej z zimnym okadem na karku". Jeli jedno z twoich zda przypomina ci trb sonia, ktry prbuje podnie fistaszka, to powiniene je jeszcze przemyle". Kradnc od jednego poety, popeniasz kradzie, kradnc od wielu poetw, robisz kwerend". Grube ksiki s dlatego grube, bo ich autorzy nie mieli czasu, eby je skrci". Jeli nie staem si naprawd buchlingiem, to przynajmniej uczniem buchlingw. Pada na mnie nieustanny deszcz dawanych w dobrych intencjach porad, rad technicznych i dowiadcze, ktre wszyscy starali mi si wtoczy, z ktrych pozostay mi jednak w pamici tylko te najbardziej przekonujce. Czsto rady te zaprzeczay sobie nawzajem i niejednokrotnie wybuchay wok mnie ktnie dwch albo i wicej buchlingw, obrzucajcych si wzajemnie swoimi cytatami niczym strzaami. Staem si now treci ycia dla gnomw, ywym uzasadnieniem wszystkich ich dziaa, szczeglnie ich kultu wobec uczenia si na pami. Mogy zrzuci na mnie wszystko, co byo w nich nagromadzone. W moim wypadku, jak uwaay, ich teksty pady w kocu na yzny grunt, ktry wyda kiedy bogaty plon. I to w formie powieci, wierszy i wszystkich innych rzeczy, ktre mogem przenie na papier. Nadaem sens anonimowej egzystencji buchlingw, sens, za ktrym moe od zawsze rozpaczliwie tsk-

niy. Typowy dzie w krlestwie buchlingw wyglda mniej wicej tak: Gdy nad ranem wychodziem, ziewajc, z koi, zaraz jaki buchling czepia si moich pit, by paroma dziarskimi linijkami rozrusza me procesy mylowe: Jutrzenko, czyby mierci mojej rychej przywiecaa? Wkrtce zabrzmi trbuzony, Wtedym mierci przeznaczony. Przy niadaniu, ktre w midzyczasie zaczem przygotowywa sobie sam, wiele cyklopw dotrzymywao mi towarzystwa, cytujc na zmian fragmenty ze swych listw: Mj drogi Gofidzie Letterker, dzikuj za dedykacj i egzemparz Zanilli i Murcha! C za miao uczyni murcha bohaterem tragicznej powieci! Fragment, gdy kwachocze dniami przez kopoty sercowe, nim rzuci si w Przepa Demonw, uj mnie szczeglnie. Paskim miaym krokiem zapocztkuje Pan prawdopodobnie camosk poezj murchow, w ktrej bdzie si roio od murchw. Take i ja nosz si teraz z pomysem na powie o murchu. Z najepszymi pozdrowieniami: Paski Drumli Stero! Nastpnie udawaem si zazwyczaj do Skrzanej Groty, gdzie chtnie wspinaem si na Maszyn Ksikow, wyszukujc sobie tak czy inn ksik, by co nieco poczyta. Towarzystwa dotrzymywa mi przy tym zazwyczaj Golgo, ktry postawi sobie za cel zbadanie jej tajemnic. Uwaa, e odkry prawidowoci w jej ruchach. A teraz kombinowa przy wysoce skomplikowanej tabeli, dziki ktrej chcia odkry ostatnie tajemnice katakumb. Gdy tylko opuszczaem Skrzan Grot, napadao na mnie znw kilka buchlingw, aby obsypywa mnie w czasie spaceru poprzez sztolnie na zmian mdrymi esejami bd aforyzmami. Paradoway, deklamujc wanym gosem, za mn bd obok mnie, tak e musielimy sprawia wraenie osobliwej kaczej rodziny, ktra zamiast kwakania porozumiewaa si poprzez wypowiadane na gos maksymy i refleksje: Czytanie jest inteligentn metod oszczdzenia sobie samodzielnego mylenia". wiato na kocu tunelu jest czsto jedynie umierajc meduz!" Pisanie jest desperack prb wydarcia z samotnoci odrobiny godnoci i troch pienidzy!" Czsto obserwowaem te chtnie buchlingi przy pracy w sanatorium dla ksiek, uczc si przy tym co nieco o produkcji i restaurowaniu ksiek oraz o sztuce druku i chemicznym przygotowaniu rnorodnych gatunkw papieru. Ksika, ktra miaa to szczcie, e dostarczono j do sanatorium, opuszczaa je zazwyczaj jak nowo narodzona. Gnomy znay wszystkie moliwe sztuczki i triki, by zrekonstruowa uszkodzony papier albo skr, a kiedy koczyy si moliwoci ich sztuki, pacjent by od razu na nowo drukowany i oblekany, pikniejszy i cenniejszy ni kiedykolwiek. Popoudnia byy czasem na powieci. Balono de Zacher, Clas Reischdenk i inne buchlingi, dysponujce bogatym repertuarem prozy, recytoway mi swoje powieci. Byo to jak monumentalna sztuka teatralna, ktr odgryway dookoa mnie, tragikomedia bez pocztku, bez rodka, bez koca pod tytuem: Powie camoska i jej nieskoczone moliwoci. Byem niemal nieprzerwanie otoczony yw poezj. Robiem wdech

i wdychaem jaki pomys. Robiem krok i przechodziem z camoskiego baroku w czasy nowoytne. Wzdychaem, a ju kilkanacie zaniepokojonych buchlingw przywierao do mojej peleryny i pytao o me samopoczucie. Nigdy nie powicano mi tyle uwagi. Wieczorami spotykano si w Skrzanej Grocie, by wymienia myli. Siedziano tam przy kominkach, gawdzono o literaturze i kcono si, deklamowano i miano si, buchlingi odpray si tu po swoim pracowitym dniu. Pokazywano mi rzadkie ksiki, mapy katakumb albo znaleziska z Komnaty Cudw i opowiadano o zapomnianych pisarzach, ktrzy byli mi cakowicie nieznani. Buchlingi opowiaday przeraajce historie o owcach ksiek, tak samo jak owcy ksiek opowiadaj przeraajce historie o buchlingach. Pniej padaem wykoczony na moje posanie, zasypiaem natychmiast i niem. Oczywicie o ksikach. Zak hitti zopp Tak waciwie to naprawd zjadem t ksik? - spytaem ktrego dnia Golgo, gdy stalimy znw razem przed Maszyn Ksikow i obserwowalimy wdrujce regay. - Wtedy, pod hipnoz? - Wzgardzie okadk - wyszczerzy si Golgo. - Ale tak robi te przecie prawdziwe robaki ksikowe. Bya to poprawna biologicznie prezentacja. Tym samym wyjaniona zostaa kwestia, ktra mczya mnie ju od dawna. Przypomniao mi si jeszcze jedno. - Skd waciwie pochodz buchlingi? Golgo zawaha si. - A wic, tak cakiem dokadnie te tego nie wiemy. Przypuszczamy, e roniemy w ksikach, tak jak pisklta w jajach. W prastarych, kruchych ksigach z nieodszyfrowanymi runami, ktre drzemi gboko w katakumbach. Ktrego dnia taka ksika pka jak skorupka jajka i wykluwa si z niej buchling maleki jak salamandra. Szuka on nastpnie drogi do Skrzanej Groty. To instynkt, prawdopodobnie. - Czy to prawda? - Kadego roku do Skrzanej Groty przybywa par nowych buchlingw. Albo znajdujemy je gdzie w okolicy. S wtedy jeszcze malekie, ledwie wielkoci kciuka, nieme, bez pamici. Wtedy dajemy im par ksiek do zjedzenia, wiesz ju, e czytamy automatycznie, mamy to od urodzenia. I w mgnieniu oka potrafi mwi. I w taki sposb zbiorowo buchlingw stale ronie. Bardzo powoli, ale ronie. He, uwaaj: Ten rega zjedzie zaraz do tyu i zniknie w rodku maszyny. Zakad? Chwil po tym co zabrzczao i zatelepao we wntrznociach rdzawej maszyny i rega zrobi dokadnie to, co przepowiedzia Golgo. Wyszczerzy si zadowolony i postawi w swojej tabeli jaki tajemniczy znak. - Ale rwnie dobrze moglibycie pochodzi skd indziej, czy nie? spytaem. - Nie wiecie tego na pewno. - Zgadza si, moglibymy pochodzi ze mierdzcych had Unhajmu albo z retort szalonych zoliwych buchemikw. Ale histori z pkajcymi starymi ksigami uwaamy za pikniejsz. Nauczyem si ju, e nie naley kwestionowa ani pseudonaukowych teorii Golgo, dziki ktrym by w stanie wyjani praktycznie wszystko, ani jego przejcia w kwestii wiary w Orma. Doprowadzao to tylko do debat,

w czasie ktrych bez koca poucza mnie ustpami ze swojej Nauki o barwach mineraw. Take i ja uwaaem wizj buchlingw wykluwajcych si z ksiek za adn i poprzestaem na tym. Przestaem liczy dni spdzone na dole z buchlingami, liczby nigdy nie byy moj mocn stron, a i dni nie byo tu w zasadzie adnych, nie wspominajc ju w ogle o zegarach. Myl, o moi drodzy przyjaciele, e nie bdzie przechwak, jeli stwierdz, e w tym czasie czego si nauczyem. Dziki samemu ju uwanemu i niestrudzonemu przysuchiwaniu si karzekom ogromnie powikszyem moje sownictwo i znaem teraz niezliczon ilo powieci i krtkich opowiada, sztuk teatralnych i wierszy. Mogem recytowa aforyzmy, a wszyscy dookoa zasypiali, i znanych mi byo tyle opisw krajobrazw, e mgbym ozdobi nimi cay kontynent. Zarysy akcji, napicie, charaktery, zaskakujce zwroty, rozwleke opisy, dramatyczne zakoczenia - buchlingi przekazay mi tak wiele materiau literackiego i technik, e nie bybym w stanie pozna ich przez cae ycie. Wszystko to zgromadzone byo w mojej gowie, jak wyposaenie w dobrze zaopatrzonym teatrze. Wiedziaem teraz, jak musz brzmie dobre dialogi, w jaki sposb stworzy wir na pocztku ksiki wcigajcy czytelnika natychmiast, jak z epickim zaciciem doprowadzi do katastrofy powie z tysicem postaci. Usyszaem tyle wierszy, e czasami niewiadomie mwiem ju wierszem i znalem przynajmniej tyle samo okrele na nieg, co Reta Del Bratfist. Buchlingi nie byy na szczcie literackimi snobami, zapamityway nie tylko klasykw, ale i dziea z tak zwanej literatury trywialnej. By jeden, ktry zna wszystkie powieci o Ksiciu Zimnej Krwi, a inny, z ktrym regularnie utrzymywaem kontakt, mg na zawoanie zadeklamowa wszystkie ukochane przeze mnie powieci o Grafie von Elfensenf Mineoli Hick. adne efekciarstwo, aden tandetny schemat, adna eskapistyczna potrzeba nie bya mi ju obca - kwalifikacje niezbdne, moim zdaniem, w bagau kadego pisarza. Buchlingi zaopatrzyy mnie we wszystko, czego potrzeba, by sta si przyzwoitym pisarzem. Jedynym problemem byo to, e nie napisaem do tej pory ani jednego, jedynego zdania. Mona odnie wraenie, e yem tam na dole midzy buchlingami jak w raju, ale nie byo niestety tak harmonijnie. Cho bardzo lubiem buchlingi, niektre z nich potrafiy potnie dziaa mi na nerwy. Byo niestety faktem, e nie podzielaem literackiego smaku z kadym z osobna, a niektrych pisarzy wyuczonych przez buchlingi na pami wrcz nie znosiem. Usiowaem schodzi z drogi tym buchlingom, gdzie tylko byo to moliwe. Najwraliwsze wrd nich zaakceptoway ten fakt i nie naprz ykrzay mi si ju wicej, ale istniao paru nieczuych osobnikw, ktrzy bezlitonie wmuszali mi swoje dziea. I wanie te uparte chopaczki utrudniay czasami ycie do mocno. A przede wszystkim Dlerich Hirnfidler. Nie mg znie, e zdemaskowaem go dziki jednej gosce (O!"). Od tego czasu by celem artw swoich pobratymcw, a po Skrzanej Grocie krya masa kawaw o O!". Przeladowa mnie za to z uporem, ktry mona by byo porwna tylko do tego, z jakim owca ksiek Rongkong Przecinak przeladowa Kolofonusa Deszczblaska. Id wic tunelem, nie podejrzewajc niczego zego, a tu za zakrtem stoi Dlerich Hirnfidler, z paajcym szalestwem wzrokiem zagradza mi drog i krzyczy do mnie:

Ach dzisiaj! Pozdrwe ojca, jeli takie chci twoje! Znam ja go dobrze: a i jemu przecie znane imi moje; Przyjaciele jego s mymi przyjacimi. Ale nie wiedziaem, Ze to on by tym, co z moimi drogami drogi swoje Skrzyowa. Jake dugo w mej niewiadomoci trwaem. Serce o mao mi nie stano, nie tylko przy tej, ale take przy innych okazjach. Na przykad wtedy, gdy siedziaem sobie senny w fotelu, czytajc spokojnie ksik w Skrzanej Grocie, on zakrad si cicho od tyu i wrzasn mi z caej siy prosto do ucha: Biada, ju jawnym to, czegom poda, O soce, niechbym ju ci nie ogda! Zycie mam, skd nie przystoi, i yem, Z kim nie przystao - a swych zabiem. Ani odrobin mciwy, a jedynie nieco stuknity by buchling, ktry powici si dzieom Hulgo Bla. Hulgo Bla by gwnym przedstawicielem camoskiego gagaizmu, a ten gnom, jak na mj gust, by za bardzo pod wpywem wykalkulowanego szalestwa tej literackiej zabawy. Camoski gagaizm wydawa mi si zawsze podejrzany, sdziem bowiem, e jego gwnym celem nie bya skoncentrowana poetycka dziaalno, a raczej konsumpcja odurzajcych pustynnych grzybw i wysokoprocentowych napojw alkoholowych. Gagaici w czasie swych przedstawie i odczytw przebierali si chtnie za kiebasy albo instrumenty dte, muzykowali na abach woowych i opluwali publik. Zawsze wydawao mi si to podejrzane, gdy pisarze zbierali si w grupy. Bardziej prawdopodobne byo, e dziao si to z powodw towarzyskich, a nie dla powanej pracy. Gagaici na czele z Hulgo Bla chtnie uprawiali poezj w wymylonych jzykach (moim zdaniem szli w ten sposb, jako poeci, na atwizn), i tak zdarzao si cay czas, e ten ekscentryczny buchling wyskakiwa znienacka zza zaomu skalnego i obsypywa mnie cakowicie bezsensownymi wersami. tressli bessli nebogen leila flusch kata ballubasch zack hitti zopp zack hitti zopp hitti betzli betzli prusch kata ballubasch fasch kitti bimm* Pokrzykiwa na mnie, podskakujc wok i gestykulujc idiotycznie. Pomysowo chowania si w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach szczeglnie stargaa moje nerwy. Mog was zapewni, moi drodzy przyjaciele, e jest jeszcze par rzeczy godnych uwagi o sekretnym yciu buchlingw, ktrych dowiedziaem si w czasie mojego u nich pobytu. Jednak wyszczeglnienie wszystkich drobiazgw wykroczyoby znacznie poza ramy tej opowieci. Postanowiem zrobi to w jednej z moich przyszych ksiek**. Gdy opanowyway mnie napady melancholii i wiadomo mego tuatwa, co od pewnego czasu mi si przydarzao, pozwalaem buchlingom na zahipnotyzowanie mnie i zaprowadzenie do Lasu Krysztaw. Tam wdro-

waem godzinami z Dancelotem Dwa, a dziki piknu wiata podziemnego zapominaem o wszystkim. Pniej przesiadywalimy chtnie w Kuchni Diabla przy bulgoczcej lawie, i, pocc si, rozmawialimy o tym i owym. To Dancelot Dwa poruszy ktrego dnia ten temat. - Tsknisz za wiatem tam na grze, prawda? Sam z siebie nigdy nie zaczbym tej kwestii. Buchlingi troszczyy si o mnie w tak poruszajcy sposb, e byo dla mnie niemoliwe opowiadanie o mojej tsknocie. Byo nie do pomylenia. Ulyo mi, e Dancelot Dwa sam zacz o tym mwi. - Oczywicie, e tak. Ju od dawna udawao mi si o nim nie myle, ale w ostatnim czasie przychodzi mi to coraz ciej. * Przyp. od K.B.: Wiersz, ktrego tumaczenie i tak niewiele zmieni. Dzieo to nosi tytu Konik morski i latajce ryby. Przyp. od W.M.: W pniejszych latach Hildegunst Rzebiarz Mitw dotrzyma tego przyrzeczenia w swym dziele o sekretnym yciu buchlingw. - Nie moemy zabra ci na gr, wiesz o tym. - Tak. Ale Golgo powiedzia kiedy, e macie kontakty z innymi mieszkacami labiryntw. - Mamy. Z pkarami i sztolniowymi trollami. Ale im nie mona zaufa. S wystarczajco dobre do tego, eby zaatwia dla nas pewne rzeczy z powierzchni. Za opat. Jednak jeli bym ci im powierzy, nie mgbym za nic rczy. Zaprowadziliby ci od razu do owcw ksiek albo zrobili z tob nie wiadomo co. - A co z mapami? W Skrzanej Grocie widziaem par, ktre pokazyway drog przez labirynty. - Moglibymy wyposay ci w mapy, naturalnie. Ale labirynty stale si zmieniaj. Jedna zawalona sztolnia i ju wszystkie mapy na nic. A nie ma w ogle map, ktre pokazuj, gdzie czyhaj niebezpieczestwa. Nie ma adnej, cho poowicznie bezpiecznej drogi na powierzchni, moesz mi wierzy. - Oznacza to, e jeli chc przey, musz na zawsze pozosta u was? Dancelot Dwa westchn i popatrzy smutno w law. V5 - Wiedziaem, e ta chwila kiedy nadejdzie. Z samolubnych pobudek powiedziabym ci najchtniej, e tak wanie jest, e nie ma adnej nadziei. Ale... - Ale co? - Widziabym jeszcze jedn moliwo. - Istnieje jaka? - nagle otrzewiaem. - Tak, w rzeczy samej istnieje jeszcze par tajemnic, ktrych ci nie zdradzilimy. - Co masz na myli? - Mgbym przedstawi ci kogo, kto zna si na labiryntach lepiej ni my. - Chcesz mnie chyba nabra. - Chciaby pozna Kolofonusa Deszczblaska? - spyta Dancelot Dwa. - Najwikszego bohatera Ksigogrodu?

Najwikszy bohater Ksigogrodu Dancelot Dwa poprowadzi mnie w obszary, w ktre do tej pory prawie nie zagldaem. Byo tu tylko wiele maych pieczar mieszkalnych i adnych uytkowanych wsplnie pomieszcze. A on maszerowa coraz dalej, nawet gdy mijalimy ju niezamieszkane pieczary - puste mieszkania dla przyszych buchlingw. Nikt poza nami tu nie przebywa. - Zaprowadzisz mnie naprawd do Kolofonusa Deszczblaska? - spytaem. - Czy masz tylko na myli buchlinga, ktry zna jego dzieo na pami. Znalelimy go przed paroma laty - powiedzia Dancelot Dwa, maszerujc zamaszycie przede mn. - Gboko w labiryncie. Kolofonus by ciko ranny, niemal martwy, po pojedynku z Rongkongiem Przecinakiem. Przynielimy go tutaj i podkarmilimy. Wrci znw do si, no c, w kadym razie w pewnym stopniu. Napisa u nas swoj drug ksik. Wiele si od niego nauczylimy, a i on niektrych rzeczy od nas. Dawa nam rady, gdzie moemy znale rzadkie ksiki do Skrzanej Groty, a my opowiedzielimy mu wszystko, co wiedzielimy o katakumbach. W ostatnim czasie czu si coraz gorzej i dugo naradzalimy si, czy zaprowadzi ci do niego, czy te nie. Z jednej strony nie chcemy naraa go na niebezpieczestwo - dla jego wasnego bezpieczestwa lepiej jest, e wszyscy uwaaj go za martwego, z drugiej strony jest jedynym, ktry naprawd moe ci pomc. A potem jego zdrowie pogorszyo si tak gwatownie, e w kocu za jego zgod postanowilimy... ha, ju jestemy na miejscu. Dancelot zatrzyma si przed wejciem do pieczary, nad ktrym wisiaa zasona z cikich acuchw. - Musz wraca do Skrzanej Groty wyszepta. - Nakarmi ywe Ksigi. Golgo jest u Kolofonusa, zapozna was ze sob. Dancelot Dwa popieszy z powrotem, a ja rozchyliem pobrzkujc zason. Pomieszczenie byo z dziesi razy wiksze ni tradycyjne nisze mieszkalne i owietlono je wieloma wiecami. ciany pokryway regay ksikowe, w ktrych znajdoway si szlachetnie oprawione ksigi, ze zotymi i srebrnymi okuciami, ozdobione diamentami, rubinami i szafirami. Na wielkim ou ze spitrzonych futer lea owca ksiek przykryty cik ciemn narzut odkrywajc tylko jego gow i ramiona. Obok na stoku siedzia Golgo i sprawia wraenie zmartwionego. Gdy podszedem bliej i byem ju w stanie rozpozna twarz Kolofonusa w migoccym wietle wiec, przestraszyem si wielce, prbowaem jednak nie da tego po sobie pozna. Psiarz by naznaczony mierci. Nie potrzeba byo wyjanie, by mi uwiadomi, e byo to ostatnie miejsce spoczynku umierajcego, i e wszyscy obecni byli wiadomi tego faktu. - Inaczej sobie mnie wyobraae - powiedzia amicym si gosem czy nie? Bardziej jako jakiego tryskajcego zdrowiem zawadiak, zgadza si? No c, w mojej ksice pracowaem mocno nad tym wizerunkiem. Najwikszy bohater Ksigogrodu. Kosztowao mnie to sporo wysiku przy sformuowaniach. Zamia si cicho. - Nazywam si... - zaczem. - Hildegunst Rzebiarz Mitw, wiem. Buchlingi opowiedziay mi o to-

bie wszystko. Pochodzisz z Twierdzy Smokw. Fistomefel Szmejk rozoy ci toksyczn ksik - tak samo jak mnie. Musimy oszczdza czas, by przej do najistotniejszych rzeczy. Poniewa czas jest tym, czego najmniej posiadam. - Co si stao? - spytaem. - Jak Szmejk mg wtrci ci do katakumb, skoro jeste tym, ktry najlepiej si na nich zna? Deszczblask podnis si odrobin. - Upi mnie tylko Toksyczn Ksik, eby zanie mnie do katakumb. Reszt mieli zaatwi owcy ksiek. Co te zrobili. Ale nie udao im si wykona cakowicie zadania. Uciekaem coraz gbiej w katakumby, tak gboko, e tylko Rongkong Przecinak odway si za mn pody. Stawiem mu potem czoa - niestety za wczenie, nadal pod wpywem trucizny. Stoczylimy najduszy pojedynek w naszej dugoletniej wtpliwej historii. Naprawd nie wygra nikt, ale stanu, w jakim Rongkong si z tego wyczogiwa, te nie okrelibym jako najzdrowszy. Deszczblask umiechn si. - Gdyby moi mali przyjaciele mnie nie znaleli, bez wtpienia bym umar. Umoliwili mi tutaj napisanie mojej drugiej ksiki. Wszedem do katakumb, by odnale Krla Cieni i sam si nim poniekd staem. yw legend. Duchem. - Dlaczego Szmejk ci to zrobi? - Nie musisz zadawa sobie tego samego pytania? - spyta Deszczblask. - Nie mam pojcia! Waciwie to miaem nadziej, e to ty dasz mi na to odpowied. - Nie mog tak suy. - To nie ma adnego sensu - powiedzia Deszczblask. - Gdyby nie opowiedzia mi o swoich maniakalnych planach, nigdy bym si o tym nie dowiedzia. A do tego momentu nie wiedziaem nic o Szmejku, o tym e mogem mu zaszkodzi. - Tak samo i ja. Mog ci co pokaza? - spytaem. - Jest to rkopis, sdz, e jest on powodem mojego zesania do katakumb. Wycignem list z peleryny i wrczyem go Deszczblaskowi. Trzyma go przed oczami i studiowa, mrugajc. - O tak mrucza. Papier pochodzi z zakadw papierniczych Obholzer. Doskonay gralsunderski papier czerpany. Cicie jest nieczyste, maszyna bya prawdopodobnie przestarzaa... - Nie sdz, eby Szmejk przepdzi mnie do katakumb z powodu nieczystego cicia - odwayem si przerwa. - Chodzi o tekst. Deszczblask zacz czyta. Zrobio si cicho, a ja studiowaem uwanie kad jego reakcj. Byo dla mnie jasne, e w jego stanie nie bdzie mg okaza zachowa, do ktrych byem zdolny ja i inni. Lektura jednak najwidoczniej go porwaa. mia si od czasu do czasu, potem bardzo dugo dysza i zobaczyem nawet ma z spywajc z jego oka. Wyprostowa si tak mocno, jak byo to moliwe, a rka, w ktrej trzyma list, gwatownie draa. Golgo spojrza na mnie zaniepokojony, a mnie przyszo take na myl, e Deszczblask nie sprosta tej lekturze. Wtedy Psiarz opuci w kocu list i siedzia, chwil ciko oddychajc. - Dzikuj ci - powiedzia w kocu. - To najpikniejsza rzecz, jak kiedykolwiek przeczytaem. - Masz pojcie, od kogo moe to pochodzi?

- Nie. Ale rozumiem, dlaczego Szmejk skaza to z tob na wygnanie tu na dole. To jest zbyt dobre dla wiata tam na grze. Deszczblask wrczy mi rkopis, a ja ponownie go schowaem. - Mog ci o co zapyta? - spytaem. owca ksiek skin gow. - Wybacz, prosz, ale moja ciekawo jest po prostu zbyt wielka. Twoje poszukiwania Krla Cieni czy w jakim stopniu odniosy sukces? Widziae go? Wzrok Deszczblaska zastyg. - Widziaem? Nie. Syszaem - czsto. Czuem - raz. - Czue go, ale nie widziae? - Tak, to byo w ciemnociach, gdy uratowa mnie przed mierci pod regaem, ktry chcia na mnie zwali Rongkong Przecinak. Chwyciem go na chwil i przy tym... Golgo, podaj mi prosz t ma szkatuk koo ka. Golgo wrczy Deszczblaskowi ma czarn skrzyneczk. Ten otworzy j i pokaza mi. - To oderwaem z jego ubrania. Spojrzaem do szkatuki. W rodku leay mae skrawki papieru, zapisane nieczytelnymi znakami. - Chwileczk - powiedziaem. Pogrzebaem w kieszeniach mojej peleryny i wycignem jeden z tych strzpkw, ktre doprowadziy mnie do krlestwa buchlingw. Trzymaem je obok tych w szkatule. Byy identyczne. - Te skrawki doprowadziy mnie do buchlingw powiedziaem. - Byy rozoone w labiryncie jako trop. Deszczblask by roztrzsiony. - A wic ty te spotkae Krla Cieni! powiedzia. - Tak - odparem wic to pewnie on uratowa mnie przed Hoggno Katem. - Wpade w apska Hoggno Kata i jeszcze yjesz? - spyta zdumiony Deszczblask. - Kto uci mu w ciemnociach gow. - Cakiem w stylu Krla Cieni. Wyglda na to, e uratowa nam obu ycie. - Ciesz si waszym szczciem - wtrci Golgo - ale uwaam to za niepokojce, e Krl Cieni wie, gdzie si ukrywamy. - Nie sdz, eby dziaao to na wasz niekorzy - powiedzia Deszczblask. - Masz jakie podejrzenia, co jest jego najwiksz tajemnic? - spytaem. - Moe jego przeraajcy wygld? - odpowiedzia cicho Deszczblask. - A moe chce ukry to, e wcale nie wyglda tak straszliwie, jak sdzimy. - Tak jak my - powiedzia Golgo korzystamy na naszej zej opinii. Deszczblask podnis si troch. - Ale nie jestemy tu po to, by gawdzi o Krlu Cieni. Chcesz wiedzie, jak si std wydosta, Rzebiarzu Mitw? - C - powiedziaem ostronie byoby to cakiem pomocne. - Dobrze. Moe mgbym ci pomc. Pozwl mi tylko powiedzie jedn rzecz i prosz ci, aby wysucha mnie uwanie.

Pochyliem si i wytyem such. - Bezpieczny, mam na myli naprawd bezpieczny, bdziesz tylko wtedy, gdy zostaniesz tu na dole midzy buchlingami. adna droga przez katakumby nie jest bezpieczna. A nawet, jeli udaoby ci si dosta na gr, moment, gdy pokaesz si na powierzchni, bdzie momentem twej mierci. Czy to jasne? - Uwaasz, e z powodu Szmejka? - Nie uszedby nawet dwch ulic. Wedug tego, co powiedzia mi Szmejk, zanim zawlk mnie do katakumb, wyglda to tak: Siedzisz tu teraz ze mn w najlepiej strzeonym wizieniu Camonii, a Szmejk docisn od gry pokrywk. I biada, jeli mu si ulotnisz. Cay Ksigogrd jest peen szpiegw, ktrzy pracuj tylko dla niego. - Moe bd mia szczcie. - Tak, moe. Moe poszczci ci si i na wszystkich pomagierw Szmejka padnie lepota w momencie, gdy bdziesz wyczogiwa si z dziury kanalizacyjnej. - Mgbym si przebra. Przelizgn si potajemnie. - Spjrz na to z tej strony: Jeste szczciarzem. yjesz! Moge zosta zabity przez owcw ksiek. Poarty przez Pajxxxxa. Istnieje tysic moliwoci, by zgin w labiryncie w najstraszliwszy sposb. Zamiast tego wyldowae w tym zdrowym wiecie. Wrd stworze, ktre uwielbiaj literatur. Jeste poet pisa mona wszdzie. Masz dostp do najbardziej nadzwyczajnej biblioteki w Camonii. Przyzwyczaisz si do poywienia i kiepskiego powietrza. Zapomnisz o wietle soca i czystym niebie. No c, moe nie cakiem, ale bdziesz coraz rzadziej o tym myla. - Istnieje wic jaka droga czy nie? - spytaem niecierpliwie. W kocu sam Deszczblask mwi, jak mao ma czasu. - No piknie. Widocznie jeste naprawd zdecydowany. Dobrze. Ale powtrz raz jeszcze: take i ta droga nie jest bezpieczna. Nie ma nic bezpiecznego w katakumbach Ksigogrodu. Lecz tej drogi nie zna aden owca ksiek. Jest za wska, by zmieciy si w niej wiksze niebezpieczne zwierzta. Nie ma odgazie, w ktrych mona by zabdzi i prowadzi prosto na gr. - Dokd dokadnie prowadzi? - Nie cakiem na powierzchni. Ale wystarczajco blisko. Mona usysze ju stamtd miasto. - To brzmi jak prawdziwa szansa. - Bdziesz musia si dugo wspina. Ale jeli wytrzymasz, dotrzesz w kocu na gr. - Dlaczego nie skorzystae z tej drogi? - A wygldam na kogo, kto jest w stanie dugo si wspina? Nie odpowiedziaem. - Naprawd ciko bdzie, gdy sprbujesz opuci miasto. owcy ksiek bd ci poszukiwa. Za twoj gow wyznaczono na pewno nagrod, tak jak i za moj. Bdziesz tskni, tskni mocno za katakumbami. Bdziesz aowa, e nie pozostae wrd buchlingw. Deszczblask stkn. - Tak. Oto co chciaem ci najpierw powiedzie. Teraz masz czas, by zastanowi si nad swoj decyzj. Osobicie nie postawibym zamanego grosza za twoj skr, jak tylko opucisz krlestwo buchlingw.

Popatrzyem w nabiege krwi oczy Deszczblaska. - A czy ty odwayby si sprbowa, gdyby by w stanie si wspina? spytaem. owca ksiek podnis si, zapa moje rami, a jego oczy zaiskrzyy. - A zaoysz si o swoje jaszczurze gardo, smoku? dysza ciko. Zrobibym to. Resztk si! Poczu jeszcze raz soce na sierci, by jednym oddechem napi si jeszcze wieego powietrza - byoby tego warte. - Powiedz mi wic, prosz, jak znajd t drog. - Golgo - krzykn Deszczblask. - Musicie zaprowadzi go do wejcia do szybu. Znajduje si poza granicami waszego krlestwa. Zrobicie to? - Oczywicie powiedzia Golgo - o ile nie jest to za daleko na grze. Wprawdzie niechtnie, ale jeli jest to yczeniem was obu... - A wic suchaj uwanie powiedzia Deszczblask. - To naturalnie powstay szyb wulkanicznego pochodzenia. Nie jest zbyt mocno std oddalony. Dzie marszu. Nachyliem si do przodu. Ostatnie sowa umierajcego przesza mi przez gow przestroga mojego ojca poetyckiego - a chce ci on powiedzie co sensacyjnego] Zapamitaj sobie ten chwyt artystyczny! Nikt nie bdzie w stanie oderwa si od czytania! Nikt! Kolofonus chcia wanie rozpocz, gdy nagle zabrzczao przy wejciu i do pieczary wpad jeden z buchlingw. Wszyscy spojrzelimy na niego. By to Hulgo Bla, zwariowany gagaista, ktry przeladowa mnie swoimi ekscentrycznymi wierszami. - Skrzana Grota ponie! - woa zdyszany. - Zjawili si owcy ksiek. Nie przepuszcz niczemu, co stanie im na drodze. - Spadaj Hulgo - powiedzia opryskliwie Golgo. To nie jest odpowiedni moment na twoje arty. Zamiast znika, Hulgo podszed, stpajc ciko, do ka. Otworzy szeroko oko, wznis ramiona i ju baem si, e zarzuci mnie zaraz swoj szalon poezj, a on run dokadnie przed nami. Z jego plecw wystawaa elazna strzaa. Golgo popieszy do niego i pochyli si nad nim. Potem spojrza na nas okiem wypenionym zami. - Nie yje powiedzia. Deszczblask podnis si. - Uciekajcie! - zawoa. - Zwiewajcie natychmiast! Ukryjcie si w bezpiecznym miejscu! Przyszli z mojego powodu. Kiedy mnie dostan, znw sobie pjd. Nasuchiwaem, ale nie syszaem odgosw walki. Skrzana Grota bya daleko std. - Nie zostawimy ci samego - powiedzia Golgo. - Ale ja i tak jestem ju prawie martwy! - wychrypia Deszczblask. Zwiewajcie w kocu! - To nie wchodzi nawet w rachub powiedzia Golgo. Jeszcze przeyjesz nas wszystkich. - Jeste upartym osem, Golgo - zamrucza Deszczblask. Wygadzi swoj kodr i zdawa zastanawia si przez chwil. Potem przemwi zadziwiajco mocnym gosem: No dobrze: Nie dajecie mi wyboru. W takim razie sam teraz umr. Kolofonus Deszczblask opad na poduszki i westchn. - Co ty robisz? - spyta Golgo wyranie zaniepokojony.

- Umieram powiedzia Deszczblask. Przecie wanie to powiedziaem. - Nie zrobisz tego! zawoa Golgo. Nie moesz umrze po prostu z wasnej woli! Nikt nie potrafi tego zrobi! - Ja potrafi - powiedzia hardo owca ksiek. Jestem Kolofonus Deszczblask. Najwikszy bohater Ksigogrodu. Robiem ju inne rzeczy, ktrych si po mnie nie spodziewano. Deszczblask zamkn oczy, stkn raz jeszcze i przesta oddycha. - Kolofonus - wrzeszcza Golgo. - Przesta z tymi bzdurami! Przez chwil panowaa idealna cisza. Pooyem niemiao rk na sercu owcy ksiek. - Przestao bi - powiedziaem po chwili. - Kolofonus Deszczblask umar dla nas. Maszyna Ksikowa Kolofonus Deszczblask zabra ze sob do grobu wiedz na temat drogi ucieczki z katakumb. Ale nie miaem na razie nawet okazji, eby nad tym rozpacza. Krlestwo buchlingw byo w najwikszym niebezpieczestwie, napadli na nie owcy ksiek! Ruszylimy w drog do Skrzanej Groty. - Macie w ogle jak bro? - spytaem Golgo, gdy pdzilimy korytarzami. -Nie. - Zupenie adnej? - Nie - powiedzia Golgo. - Chyba e noe do papieru to bro. Mamy co najwyej kilofy i opaty. Czuj... - zahucza mroczny gos z nastpnego odgazienia korytarza. Zatrzymalimy si i zamilklimy. Czuj... - gos hucza dalej - Czuj... miso... Psiarza! Golgo zawlk mnie bez sowa do najbliszej niezamieszkanej pieczary. Przykucnlimy w jej najciemniejszym kcie i obserwowalimy wejcie owietlone tylko jedn wiec. Cikie kroki zbliay si, do rodka wpad nieforemny cie, a my ujrzelimy w taczcym wietle wiecy zakradajc si przeraajc posta. Bya ogromnego wzrostu i miaa czarn twarz, na ktrej ku mojemu przeraeniu, znajdowao si troje oczu. Dziwaczne ozdoby skadajce si z dziesitkw zmumifikowanych czaszek tkwiy w jej rozczochranych wosach i wisiay wok szyi. Zatrzymaa si i zacza wszy. Po czym odwrcia powoli gow w naszym kierunku i byem przekonany, e wywchaa nas w ciemnociach. Ale zamiast nas zaatakowa, kolos wyszczerzy si tylko i kontynuowa pochd. - Czuj... miso... Psiarza! - wychrypiaa raz jeszcze posta. - To ty Kolofonus? Przyszedem, eby co dokoczy. Cie znikn, a wraz z nim oddaliy si kroki, ale pozostalimy jeszcze przez chwil w pieczarze, a byo cakiem pewne, e niesamowity intruz znikn w jednym z odgaziajcych si korytarzy. - Czy to by owca ksiek? - spytaem cicho. - O wiele gorzej - zaszepta Golgo. - To by Rongkong Przecinak. - Dlaczego nie nosi maski? - spytaem. - Rongkong Przecinak jest jedynym owc ksiek, ktry nie potrze-

buje maski. Jego prawdziwa twarz jest straszniejsza ni jakakolwiek maska. Buchling wylizn si z pieczary, nie czekajc na moj reakcj. Westchnem, podniosem si i pobiegem za nim. Niemal nie rozpoznaem Skrzanej Groty. Tona w dziko migoczcym wietle i wypeniona bya obokami dymu. Wszdzie pojawiay si pomienie, ponce wgle z kominkw leay rozrzucone po caej pieczarze, stoy i regay stay w pomieniach. Maszyna Ksikowa otoczona bya gstym dymem, meble i wieczniki byy poprzewracane, wszdzie panowa tumult i wrzaski, rozbrzmieway wojskowe rozkazy i oglny miech. Strzay wiszczay w powietrzu, szczkay klingi i acuchy, a duszny smrd palonych ksiek stumi zapach woskowanej skry. W Skrzanej Grocie panowaa wojna. Golgo i ja schowalimy si w jednej ze skalnych nisz, by przyjrze si rozmiarom zaj. Widziaem dziesitki ciko opancerzonych postaci, maszerujcych na buchlingi z toporami, mieczami, maczugami i kuszami. Niektre z maych stworze leay ju powalone na ziemi, inne broniy si jeszcze i zwalay na intruzw regay ksikowe. Pozostae biegay bezradnie dookoa, wpadajc na siebie, ale wikszo uciekaa przez najrniejsze wyjcia. Szukaem Dancelota Dwa, ale nie mogem go nigdzie znale. - Co moemy zrobi? - spytaem. Golgo by oniemiay. Szlocha, dra i trzyma si mocno mojego ramienia. Na grnych kadkach Maszyny Ksikowej paradowali opancerzeni owcy ksiek i strzelali ze swoich kusz w stron uciekajcych buchlingw. Bitwa o Skrzan Grot dobiegaa waciwie koca, buchlingi zostay zwycione i rozpdzone, a owcy ksiek przejli wadz. Rwnie dobrze sam mogem odpowiedzie sobie na pytanie: nic nie moglimy zrobi. - Jest ich tak wielu - zaszepta Golgo. Tak, ja take nie widziaem nigdy tylu owcw ksiek naraz. W samej grocie byo ich kilkudziesiciu, a nie wiadomo byo, ilu jeszcze rozproszyo si po korytarzach. Kady z nich nosi indywidualne uzbrojenie i ukrywa swoje oblicze za przeraajc mask, majc czasami form czaszki, czasami jakiej fantastycznej istoty albo niebezpiecznego zwierzcia. owcy byli cakowicie opancerzeni, niektrzy w metal, niektrzy w skr albo inne materiay, a kady ich ruch wywoywa przeraajcy grzechot i brzk. Niektrzy przymocowali trzepoczce proporce do swojego uzbrojenia i hemw, inny poobwieszani byli zmumifikowanymi czaszkami i komi. Nie wygldali jak ywe istoty, tylko jak maszyny wojskowe wprawione w ruch przez jaki przeraajcy czar. Jeden z nich trzaska dugim biczem z ostrych brzeszczotw i czci acuchw, ktry z sykiem i gwizdem przecina powietrze, inny zamiast rk mia srebrne kleszcze. Widziaem owc ksiek, ktry zapali wgiel w naczyniu znajdujcym si na jego hemie i cign za sob smug dymu. Nigdy nie widziaem czego rwnie przeraajcego. - Musimy dosta si do Maszyny Ksikowej - powiedzia nagle mocniejszym gosem Golgo. Pochyliem si do niego. Co? syknem. - Na maszynie s owcy! Co niby mamy zrobi z t przerdzewia skrzynk? - Nie ma czasu na wyjanienia. Wiem, co robi - powiedzia Golgo.

- Zaufaj mi! - Jak si tam dostaniemy? Wszdzie s te typy! - Tam z przodu, gdzie pon regay, tam wszystko jest pene dymu. Przez ciemny dym dostaniemy si niepostrzeenie do maszyny. Id po pro stu za mn! - A co zrobimy, kiedy tam bdziemy? - Zobaczysz pniej. Golgo mia najwidoczniej plan, cho nie wiedziaem jaki. Byo mi to na rk, wszystko byo lepsze od zostania zaszlachtowanym przez owcw ksiek. Golgo wylizn si jako pierwszy ze skalnej niszy, a ja podaem za nim pochylony. Przebieglimy par krokw, po czym zanurkowalimy w gryzcy dym. Teraz nie byem w stanie zobaczy niczego. Musiaem zamkn oczy i poda na lepo za gosem Golgo, potykajc si cay czas o jakie gruzy. - Chod - szepta Golgo. - Chod! Zaraz bdziemy na miejscu. Rzeczywicie chwil po tym wpadem na elazne rusztowanie Maszyny Ksikowej. Otworzyem oczy, mrugajc ostronie. Maszyna otoczona bya cienkim szarym oparem, jak gst mg. Syszaem klekot i terkot w jej wntrzu, zapaem si mocno rdzawej balustrady. - Musimy dosta si na drugie pitro - powiedzia Golgo - chod! Szlimy dalej, tym razem elaznym rusztowaniem, jednymi schodami, potem drugimi. Nagle opary si rozrzedziy, przetarem zawice oczy i obejrzaem ca sytuacj. Stalimy na drugim pitrze Maszyny Ksikowej znajdujcej si w ruchu. Regay przejeday obok nas i szyboway w gr. Zdawao si, e poza Golgo nie pozosta w Skrzanej Grocie aden ywy buchling, wszystkie ucieky. owcy ksiek czuli si ju jak zwycizcy, ktrzy nie musz obawia si adnego oporu. I tak te si zachowywali. Awanturowali si, zrzucali regay i grzebali w kosztownych ksikach. Paru z nich kcio si gono o zdobycze. Dwa pitra nad nami paradowali wte i wewte czterej ciko opancerzeni owcy, ich kroki po kratach dudniy gono. Dlaczego Golgo wpakowa nas w t niebezpieczn sytuacj? Byo kwesti paru chwil, kiedy ktry z owcw odkryje nasz obecno. Moe buchling straci ju rozum ze strachu i zwtpienia? - Golgo! - wysyczaem do niego. - Co my tutaj robimy? Jaki masz plan? - Wyliczyem co - odpowiedzia. -Co? - Tu! Za pomoc mojej tabeli! - Golgo trzyma mi przed nosem swoj tajemnicz list, ktr ukry tutaj na grze. To ten rega! wskaza na jeden z wdrujcych regaw, ktre wolno przejeday koo nas. Gdy by ju na naszej wysokoci, zatrzyma si. owcy ksiek na dole wrzeszczeli i wiwatowali: z jednego z wyj nadchodzi do Skrzanej Groty Rongkong Przecinak. Zauwayem z odraz, e niesie ze sob gow Kolofonusa Deszczblaska. - Kolofonus Deszczblask nie yje! - zawoa i wrzuci gow do pieczary. Potoczya si, mijajc par martwych buchlingw, i zatrzymaa si przy stosie poncych ksiek. Golgo odwrci si. owcy ksiek miali si i wykrzykiwali. - Skrzana Grota naley do nas! zawoa Rongkong Przecinak. - Zabijcie wszystko, co jeszcze znajdziecie. I zniszczcie t cholern maszyn. Pokaza dokadnie w naszym kierunku. Nagle zawaha si, podszed szyb-

ko w kierunku Maszyny Ksikowej, wcigajc przy tym silnie powietrze. Potem si wyszczerzy. Odkry nas. - Czuj... - powiedzia - czuj... miso... jaszczura! Teraz wzrok wszystkich pozostaych owcw ksiek skierowa si na nas. Topory i miecze wzniesiono do gry. - Gotowe - powiedzia Golgo - stawaj na regale! -Co? - Masz stan na regale! Wszystko obliczyem. - I tak i tak nas zabij! - Musisz mi zaufa. Nie mog ci teraz tego wytumaczy. - Ten gruby jaszczur, o tam! wrzeszcza Rongkong Przecinak. - Fistomefel Szmejk wyznaczy za niego sute wynagrodzenie! Przyprowadcie go do mnie! Czterej owcy ksiek nad nami ju od dawna byli w ruchu i zbiegali schodami na d. Wanie wchodzili na nasze pitro. Wszedem na rega. Golgo wspina si obok mnie. - Trzymaj si mocno! - rozkaza Golgo. - Trzymaj si naprawd mocno! Czterej owcy biegli rusztowaniem prosto na nas. Jeden z nich podnis dug lanc i celowa we mnie. Zamknem oczy i egnaem si z yciem. Za mn zaterkotao co i zastukao, i nagle poczuem, e jad. Otworzyem znw oczy i zobaczyem pode mn zbaraniaych owcw patrzcych na nas w gr. Rega pojecha do gry. - Wszystko obliczyem powiedzia Golgo. owcy ksiek pognali schodami na gr. Rega zatrzyma si na pitym pitrze. - I co teraz? - spytaem. - Zosta na regale! - rozkaza Golgo. - Rb wszystko, co ci powiem. A przede wszystkim trzymaj si mocno. - apcie ich! - krzycza Rongkong Przecinak. - No dalej! owcy ksiek dotarli ju na nasze pitro. - Cholera - zamrucza Golgo s za szybcy. -Co? - Musz ich zatrzyma. Chtniej poszedbym z tob. Golgo zeskoczy z regau i zastpi drog owcom ksiek. - Golgo! - zawoaem. - Co robisz?! owcy ksiek byli tak zmieszani, e naprawd si zatrzymali. Golgo podnis rk i przemwi tak dudnicym gosem, e cofnli si o jeden krok. Wiara w czarodziejskie moce buchlingw tkwia w nich widocznie gboko. Znw przychodzicie, rozwiewne postaci, Ktre ogarnia ongi mglisty wzrok. Czy mi tym razem zatrzyma si dacie? Czy serce jeszcze zud tych ujmie tok? Garniecie si! Wic dobrze! Wada maciel owcy ksiek patrzyli na siebie, wymieniajc pochrzkiwania. Golgo jednak odwrci si raz jeszcze w moj stron, popatrzy na mnie i zawoa: Hej! W wiat uciekaj z tej udrki! A w rkopis tajemniczy, Spod Nieznanego wasnej rki, Czy do wskazwek nie uycz y?

Kiedy rozpoznasz gwiazd koleje I gdy naturze dasz posuchy, To sia Orma ci rozdnieje, Jak rozmawiaj z duchem duchy Zarejestrowaem za mn gony metaliczny trzask, acuchy zabrzczay, zazgrzytay pokryte rdz kka zbate. W nastpnej chwili rega pojecha do tyu, w ciemne wntrznoci Maszyny Ksikowej. Przede mn dwie ciany maszyny najechay na siebie jak kurtyna i zasoniy mi widok na Golgo, owcw ksiek i Skrzan Grot. Potem rega wywrci si do tyu. Wbiem si w niego mocno pazurami, krzyczc jeszcze raz nieprzytomnie imi Golgo. Nastpnie co zahaasowao gono, jakby kto odsun elazny rygiel i nagle rega sun z szelestem w gbiny. Droga Rdzawych Gnomw Wyobracie sobie, moi drodzy przyjaciele, e leycie na wznak na sankach, a kto spycha was torem saneczkowym gow w d, prosto w ciemn noc - to da do dobre wyobraenie sytuacji, w ktrej si znajdowaem. Nigdy bym nie pomyla, e mona porusza si regaem ksikowym z tak szalecz prdkoci. Jecha po szynach, jak domylaem si dziki metalicznym zgrzytom i snopom iskier po lewej i prawej stronie, ale w wietle arzcych si odpryskw nie dao si rozpozna kierownicy, o hamulcach ju nie wspominajc. Przywarem wic mocno pazurami i zamknem oczy. Jednak fizyczne uczucie spadania wcale przez to nie znikno, wykrcao mi mzg i odek, czuem gwatowne mdoci, a stwierdziem, e musz zwymiotowa. Usiowaem wzi si w gar, otworzyem znowu oczy i wykrzywiem gow, eby zobaczy, dokd prowadzi mnie ta dzika jazda. W tej nienaturalnej pozie, sunc w d, zobaczyem po raz pierwszy: drog Rdzawych Gnomw. Jej filary podporowe, jej szyny i podkady, kada elazna belka, kada ruba i nakrtka tej frapujcej konstrukcji byy pokryte rdz, ktra poyskiwaa w ciemnociach fosforyczn zieleni. Z mojej perspektywy droga wygldaa jak ogromny wieccy wij przelizgujcy si niekoczcym si mrocznym pomieszczeniem. Kolofonus Deszczblask opisa w swojej ksice szczegowo ten cud katakumb i jego legendarnych budowniczych, Rdzawe Gnomy. By to lud krasnoludw, ktry zwano tak z powodu ich brd zabarwionych rdz i z powodu ich namitnoci wobec wszystkiego, co miao co wsplnego z metalem i korozj. Rdzawe Gnomy byy pierwszymi istotami w katakumbach, ktre pomylay o transporcie wikszej liczby ksiek. W dawnych czasach przetrans portowanie wikszej liczby cikich foliaw z jednej czci labiryntu do drugiej byo przedsiwziciem uciliwym i do tego niebezpiecznym. Wszdzie czaiy si dzikie zwierzta, olbrzymie insekty i piraci ksikowi, wszdzie ziay otworem przepaci, istniay zawalone sztolnie i obszary zalane wod. Transport ksiek, szczeglnie gdy byy one cenne, wiza si z olbrzymim ryzykiem. Rdzawe Gnomy, jak informowa Deszczblask, miay nienobia skr i rdzawoczerwone wosy i brody, a renice ich oczu byy szkaratne. Na labiryntach znay si jak adna inna rasa przed nimi,

natchnione duchem naukowych poszukiwa nieustraszenie zbaday je a do ostatnich zakamarkw i stworzyy kompleksowy system map. Poza tym dysponoway nadzwyczajnymi zdolnociami rzemielniczymi i wielk po mysowoci w wynajdywaniu mechanicznych urzdze. Wydobyway rud i produkoway metal, skanalizoway podziemne rzeki, strumienie magmy skieroway do sztucznych koryt, wykorzystujc je w systemach ogrzewania. Olbrzymie groty poczyy szybami, wszdzie w katakumbach montoway elazne schody i drabiny, a dziki wyrafinowanemu i pomysowemu systemowi belek podporowych wyranie poprawiy stabilno caego labiryntu. Rdzawe Gnomy hodoway szczeglny rodzaj rdzy i krzyoway j ze wieccymi algami oraz z pleni, w wyniku czego powstao co, czego nie dao si jednoznacznie zaliczy ani do krlestwa mineraw, ani rolin. Dziki tej subtelnie poyskujcej substancji, ktra cay czas si rozmnaaa, owietlay one dalekie czci swego krlestwa, a w kocu pokryy ni take swoj Drog Ksig. Inni mieszkacy katakumb zwali t zmutowan rdz migoczc pleni. Ponadto pozostawiy one ogromne biblioteki skadajce si gwnie z ksiek zajmujcych si wycznie mechanicznymi, chemicznymi i fizycz nymi zagadnieniami, co mona byo stwierdzi na podstawie zawartych w nich rysunkw tajemniczych aparatur, maszyn i narzdzi. Do dzi nie mona przeczyta tych ksiek, poniewa pismo Rdzawych Gnomw nie zostao do tej pory odszyfrowane. Podobno porozumieway si one z innymi rasami tylko dziki gestykulacji, aby zachowa w tajemnicy swj prawdziwy jzyk, a co za tym idzie, swoje wynalazki. Istnieje wiele trudnych do wykorzenienia legend o tych krasnoludach, na przykad taka, e w rodku ziemi zainstaloway one koo zamachowe utrzymujce nasz planet w ruchu obrotowym albo e dysponoway zbami z diamentw, dziki ktrym mogy u elazo. Jedna rzecz zostaa jednak jednoznacznie dowiedziona: Wybudoway Drog Ksig, ktrej antyczne pozostaoci znajdoway si jeszcze w wielu miejscach w katakumbach, Deszczblask sam widzia niektre z nich. Droga bya najwikszym dzieem Rdzawych Gnomw, wedug zaoe pierwotnego planu miaa ona poczy kiedy cay labirynt. To monstrualne techniczne przedsiwzicie nie zostao jednak doprowadzone do koca, poniewa Rdzawe Gnomy zabraa zagadkowa zaraza, ktra podobno miaa wanie zwizek z brakami elaza. Ich migoczca ple przetrwaa jednak stulecia. Maszyna Ksikowa w Skrzanej Grocie bya wic niczym innym jak stacj rozrzdow dla Rdzawych Gnomw. Ale szczerze mwic, moi drodzy, czytajcy te sowa przyjaciele, w mojej aktualnej sytuacji byo mi to teraz wszystko serdecznie obojtne. O wiele bardziej interesowao mnie, dokd waciwie zaprowadzi mnie ta szalecza gonitwa i czy zdoam przetrwa j ywy. Przez chwil mylaem, e ta pena przygd jazda zaraz si skoczy, poniewa droga bya coraz mniej spadzista, a przesza w poziom, prowadzc potem nawet odrobin w gr. Wykorzystaem spowolnion jazd, by przekrci si na brzuch. Bya to w kocu wygodniejsza pozycja, teraz przynajmniej widziaem, dokd prowadzi droga. A biega ona najpierw ku grze, coraz bardziej stromo, a osigna puap - a potem po silnej pochyoci w zawrotnym tempie znw na d.

Moja peleryna furkotaa jak chorgiew na wietrze. Pode mn zielono wiecce podkady znikay jeden za drugim, podczas gdy koa zgrzytay na szynach, sypic dugimi snopami biaych iskier. Znw za zakrtem sza w d, a potem wysoko, wysoko do gry. Przygotowaem si na kolejny dziki upadek, ale jechaem dalej w spokojniejszym tempie, wprawdzie w d, ale nie po tak silnej pochyoci jak poprzednio, a potem znw wpadem w dugi ostry wira. Nie pozwalaem sobie na zastanawianie si, jakie otchanie ziay pod tymi dwoma cienkimi pasmami ze wieccego metalu, po ktrych si toczyem. Pomost kolejki by widoczny tylko czciowo, moe na dziesi, dwadziecia metrw, potem jego zielony blask poykaa ciemno, nie wiedziaem wic, czy w d prowadzi dziesi czy parset metrw. W kocu pojazd trafi na dugi prosty odcinek, a jazda staa si spokojniejsza i bardziej rwnomierna, czuem, e mog poluni teraz nieco uchwyt i troch odpocz. Jedno byo pewne: Nie poda za mn aden owca ksiek. Znajdowaem si w prastarym systemie transportowym, ktrego cieki i cel znali jedynie czonkowie wymarej rasy krasnoludw, a powierzy mu mnie jeden buchling. W akompaniamencie tych uspokajajcych myli trafiem w kocu do jeszcze wikszych pieczar, w ktrych znajdoway si take inne szyny Ksikowej Kolei sterczce w ciemnociach tu i tam, jak przyczki i przystanie we mgle. Byy one take pokryte migoczc pleni, lecz nie wiecia ona tutaj wycznie na zielono, ale te na rowo, niebiesko i pomaraczowo. Widziaem cignce si dugo wirae, odcinki grzyste i dolinne, niektre znajdoway si obok moich torw, inne nad, a niektre pode mn. Widok tych zoonych konstrukcji, unoszcych si w ciemnociach jak upiorne budowle, napenia zadziwieniem i przytacza rwnoczenie. Mj pojazd porusza si ju teraz w limaczym tempie, toczc si powoli przez t dziwaczn sceneri. Jechaem wzdu odcinka pokrytego arzc si bkitnie rdz i podziwiaem idealnie proste szyny na ich cienkich podporach, poczonych ze sob podobn do pajczej sieci plecionk z drutw, a do miejsca, gdzie szyny nagle si uryway, sie bya zerwana, a supy obalone. Niecae dwadziecia metrw dalej szyny kontynuoway swj bieg, ale pomidzy nimi ziaa czarna dziura. Kolejka Rdzawych Gnomw bya ruin, ale tumiem w sobie myl o tym. Konstrukcja, po ktrej suny moje sanki, miaa setki lat i wieczno ca nie bya ju konserwowana. Musiaem liczy si z tym, e i na moim odcinku znajdowaa si gdzie jaka dziura i ukae si nagle, ziejc otchani. Mj jedcy rega ksikowy zdawa mi si teraz latajcym dywanem, ktry w kadej chwili moe straci sw czarodziejsk moc. Zastanawiaem si, czy nie powinienem zej i i dalej pieszo. Byo to zupenie moliwe, biorc pod uwag, jak wolno porusza si teraz pojazd. Ale odstpy midzy podkadami wynosiy ponad metr, wystarczyby jeden faszywy krok nie, lepiej nawet o tym nie myle. Nie pozostawao mi nic innego, jak zachowa ufno i mie nadziej, e poruszam si po szczeglnie dobrze zachowanym odcinku Ksikowej Kolei i e dotr wkrtce do celu. Niestety to, co widziaem, przyczyniao si w niewielkim stopniu do

zachowania mojego optymizmu. Cay czas przejedaem koo zaamanych czci kolei, zerwanych szyn i poamanych filarw. Czas, a by moe i ywa rdza nadgryzy szkielet Ksikowej Kolei. Za par setek lat nie bdzie tu istniao prawdopodobnie nic, prcz gigantycznych kolonii migoczcej pleni, wieccego morza wszystkich moliwych kolorw na dnie groty. Jechaem wic dalej, rzucajc cay czas do przodu strwoone spojrzenia. W oddali nie widziaem niczego w ciemnym wietle, waciwie cay czas miaem wraenie, jakby w pewnej odlegoci tory zaamyway si, ale potem kolejka biega mimo wszystko dalej. I wtedy nagle pojawia si gra. Nie, gra to przesada. Gaz skalny, monolit, szary i stokowaty, wysoki na dwa, trzy metry, wprost na rodku szyn. I oddalony tylko o par rzutw kamieniem. Skd si tam znalaz? Moe to uamany stalaktyt. Ale dlaczego nie zniszczy tych cienkich szyn sw potn mas? Szacowaem szybko. Rega toczy si teraz powoli, tak, e wpadnie pewnie tylko lekko na ten gaz i zatrzyma si. Nie istniaa wic potrzeba wczeniejszego zeskakiwania. O problemach, jakie sprawi zrzucenie tego monolitu z torw, nie odwayem si na razie myle. Dla pewnoci trzymaem si mocno, eby nie zlecie jednak w czasie zderzenia. Od przeszkody dzielio mnie jeszcze tylko par metrw. Nagle si poruszya. I zmarszczya. Rozcigna si, przecigna i przeksztacia. Wydaa z siebie dziwaczny odgos. A w kocu, tylko par centymetrw przed zderzeniem, rzucia si z szyn w gbiny. Rega potoczy si dalej, a ja gapiem si, zbaranialy, w lad za ni. Nic nie widziaem, nic nie syszaem. Przetarem oczy, patrzyem z wyteniem na d, oddalajc si coraz dalej od miejsca tego dziwnego incydentu. Nagle usyszaem znw ten miadcy ton. Nieprzyjemny dwik z gbin! Nioscy za sob trzepot i szum, jakby leccego stada gobi. I wtedy rzecz" wzniosa si w ciemnociach, wyaniajc si z czarnego morza. Przeksztacia si w podobn do ptaka kreatur i, rozkadajc dwa olbrzymie skrzyda mocnymi ich uderzeniami, wzleciaa w gr. Jej gowa bya duga, wrzecionowata, z przypominajcym szczypce dziobem i z szar skr. Uszy miaa nieprzecitnie wielkie i odstajce, ale najbardziej rzucao si w oczy to, e nie miaa oczu, a jedynie dwie, ciemne gbokie dziury, nadajce jej gowie wygld czaszki. Do tego ostre pazury u stp i na kocu skrzyde. To nie by aden ptak ani nietoperz, byo to bardzo szczeglne stworzenie istniejce wycznie w katakumbach Ksigogrodu. I znaem nawet jego imi. To by Harpir! piew Harpira Kolofonus Deszczblask napisa, e istnieje tylko jeden gatunek istot, ktre mog wyrzdzi wiksz krzywd ni zabicie. S nimi Harpiry zdolne do doprowadzenia ofiary swym wrzaskiem do szalestwa. Ta istniejca jedynie w katakumbach Ksigogrodu istota czca w sobie harpi i wampira potrafi wyda z siebie dwik o takiej czstotliwoci,

e kady wystawiony przez jaki czas na jej przeraajcy piew traci rozum. piew rozstraja rytm fal mzgowych. Dopiero gdy ofiara znajdowaa si w stanie absolutnej bezradnoci, Harpiry napaday na ni i wypijay jej krew. To, co rzucio si z torw, byo jedn z tych legendarnych kreatur. Obudziem j ze snu, a teraz najwidoczniej chciaa mi za to podzikowa. Jak wikszo pozbawionych oczu istot, Harpir orientuje si zazwyczaj za pomoc suchu. Wzbijajc si w gr szumicymi uderzeniami skrzyde, zwierz gwatownie wykrcao gow w rnych kierunkach, poruszajc przy tym uszami - tak dugo, a nagle z trzaskiem zaskoczyo i skierowao prosto na mnie czubek swego dzioba. Harpir usysza delikatne stukotanie regau, a moe nawet bicie mojego serca. Nastpnie wyda z siebie jeden z przytaczajcych dwikw. Dabym wszystko za to, by mj pojazd nabra znowu rozpdu, ale on toczy si tak dobrodusznie jak przedtem. Czekaem, a Harpir spadnie na mnie, ale z niewiadomych powodw pozosta w miejscu, bijc skrzydami i wydajc z siebie dalsze miadce odgosy. Dwiki te byy wprawdzie przenikliwe i dalekie od przyjemnych, ale nie miaem wraenia, ze mog doprowadzi mnie do szalestwa. Najwidoczniej suyy Harpirowi do orientacji. Ze wszystkich stron jaskini powracay echa i wypeniy pomieszczenie falami dwikw, ktrych potrzebowa do nawigacji. Zdumiewajce byo jednak to, e echa powracajce od cian pieczary nie staway si coraz sabsze, tylko goniejsze. Czy nie byo to cakowicie niemoliwe? Nie miaem zbyt wiele czasu, by nad tym rozmyla, poniewa chwil pniej zagadka rozwizaa si sama. Nie byy to bowiem adne echa, tylko glosy innych Harpirw wyaniajcych si z trzepotem z ciemnoci: jeden, dwa, cztery, siedem - w kocu cay tuzin nadlatujcy ze wszystkich stron. Harpir woa piskiem swoich pobratymcw. Nie polowa sam, tylko w stadzie. Dlaczego nie byo tego w ksice Deszczblaska? Potwory zebray si nad kolej, fruway midzy sob i popiskiway na siebie wzajemnie, podczas gdy ja w limaczym tempie toczyem si pod nimi na mojej taczce. Potem dwanacie Harpirw z trzaskiem wykrcao gowami wte i wewte, a w kocu wszystkie skieroway na mnie dzioby. Zgodziy si w kwestii wsplnego kierunku lotu. Postawiy uszy i wyday z siebie zbiorowy pisk. owy zostay rozpoczte. Teraz wszystkie, uderzajc mocno skrzydami, leciay w moim kierunku. W tym momencie mj pojazd wypad z szyn. W kadym razie bya to moja pierwsza myl, poniewa ruch rozpocz si tak zaskakujco i szybko, i pomylaem, e tory naprawd nagle si skoczyy. Lecz kolej prowadzia teraz stromo w d, aby nada pojazdowi nowego rozpdu Rdzawe Gnomy obliczyy fizyczn dynamik najwidoczniej perfekcyjnie. Mogem mwi o szczciu, e nie spadem z regau, poniewa w tym momencie w ogle niczego si nie trzymaem, byem cakowicie zahipnotyzowany widokiem nadlatujcych Harpirw. Std te toczyem si, lec na wznak, zdoaem jednak jeszcze mocno si zapa, zanim kolej zacza sun pod gr. Nareszcie znw sypay si iskry! Harpiry zarejestroway dwiki turkoczcych k i rzuciy si za mn z wrzaskiem. Sypicy iskrami rega na upiornie wieccej zielonej kolejce, spadajcy w d jak meteor w gbok czarn noc, na nim zrezygnowany mieszkaniec Twierdzy Smokw w opoczcej purpurowej pelerynie, prze-

ladowany przez tuzin lepych i piszczcych z dzy mordu Harpirw waciwie to szkoda, e nie byo tu adnych widzw, ktrzy mogliby podziwia jak naley to jedyne w swoim rodzaju widowisko. Wrzask Harpirw przybiera coraz to nowe barwy. Miadce tony ulegy mieszance zgrzytania i krakania, ale take teraz nie miaem wraenia, e zaszkodzi to mojemu rozumowi. Jazda staa si jeszcze dziksza i szybsza ni wczeniej. Jak strzaa pdziem ostrymi zakrtami to w lewo, to w prawo, w d i w gr, zelizgiwaem si i przetaczaem po regale w t i w tamt stron, ale zaciekle mocno trzymaem si pazurami. I tak znalelimy si w prawdziwie gigantycznej pieczarze. Mg by to dworzec centralny Rdzawych Gnomw, poniewa w pomieszczeniu tym rozcigay si niesamowite iloci torw. Wiele z nich byo zniszczonych, ze strzaskanymi szynami, podkadami i poprzewracanymi na siebie filarami. Tu i tam wyrastay z ciemnoci olbrzymie stalaktyty, ale zbliajc si do nich rozpoznaem, e tak naprawd s to spitrzone wysoko regay, wszystkie wypenione ksikami i pokryte grubym kurzem ruiny pradawnego porzdku, dobra spitrzone na stosach. Monstrualne koa zbate pokryte pomaraczow rdz sterczay w ciemnociach i zobaczyem naraz trzy Maszyny Ksikowe stojce na elaznych stelaach, podobne do tej w Skrzanej Grocie. Byy poczone szynami i adna z nich nie dziaaa, obwieszone pajczymi sieciami i pokryte kurzem. Byo to nieczynne mechaniczne centrum, z ktrego wysyano niegdy skrztnie dobra intelektualne: martwy mzg kolei Rdzawych Gnomw. Ale tym, co poruszyo mnie najbardziej, by wiat zwierzt zamieszkujcych ten dworzec centralny. Czytaem ju o nim w ksice Deszczblaska, ale byem wwczas przekonany, e jego opisy byy wytworami fantazji, ekstrawaganckim artem, na ktry pozwoli sobie kosztem czytelnikw. Zbyt dziwaczne bowiem, zbyt nieprawdopodobne nawet na rzeczywisto wiata katakumb, byo to, o czym pisa. Lecz teraz zostaem wanie wyprowadzony z bdu; wszystko, nawet najbardziej niewiarygodne szczegy, odpowiaday rzeczywistoci. Jazda przez dworzec Rdzawych Gnomw bya jak nurkowanie w oceanie skadajcym si z powietrza, w ktrym panoway morskie prawa przyrody, z t rnic, e nie byo tu wody. Wszyscy mieszkacy tej olbrzymiej groty wygldali jak morskie stworzenia. Widziaem latajce ryby ze skrzydami waek wieccymi w ciemnociach. Stadami leciay one w niekoczcych si ptlach poprzez zniszczone rusztowania Kolei Ksikowej, by moe polujc na krce tam insekty, a przy kadej zmianie kierunku zmieniay swoje ubarwienie. Byy tam biae meduzy wielkie jak balony, ktre unosiy si i opaday, a ich przezroczyste ciaa drgay pene wdziku. W niektrych migotay barwne wiata, taczce niczym kolorowe patki niegu. Czarne omiornice ze wieccymi na fioletowo przyssawkami przywieray do stelau kolei i Maszyn Ksikowych, wypuszczajc ciemne chmury gazu, unoszce si w powietrzu jak atrament w wodzie. Przezroczyste paszczki o rozpitoci skrzyde takiej jak u Harpirw i dugich ogonach, w ktrych gorczkowo pulsowao wiato, z elegancj szyboway dookoa. Bezbarwne morskie pajki balansoway na ruinach Ksikowej Kolei, przdc wok niej swe nici. Deszczblask przypuszcza, e ta gigantyczna jaskinia bya w zamierz-

chych czasach wypeniona cakowicie wod i poczona z Oceanem Camoskim, co by wyjaniao powstanie tej jedynej w swym rodzaju fauny. Byem przekonany, e po dnie groty maszeroway te olbrzymie kraby, a dookoa leay muszle z perami wielkimi jak domy. Ktrego dnia ocean powrci tutaj i odzyska to miejsce, odnajdzie tu wszystkie twory gotowe do przeksztacenia si z powrotem w morskie stworzenia, ktrymi byli kiedy ich przodkowie. Lecz, moi najdrosi przyjaciele, z powodu tych niesychanych osobliwoci niemal bym zapomnia, w jakim niebezpieczestwie si znajdowaem! Harpiry leciay z gracj pomidzy wieccymi ruinami i wszystkimi unoszcymi si tu stworzeniami, piszczc dalej nieustannie. Jednak za kadym razem, gdy podlatyway do mnie niemal na wycignicie ramienia i ju chciwie siekay powietrze swymi ostrymi dziobami, kolej wykonywaa miay szus lub braa ryzykowny zakrt, tak jakby Rdzawe Gnomy skonstruoway j przed setkami lat tylko na to polowanie. Ogarno mnie upojenie szybkoci. Wypenio mnie wzniose uczucie wadzy, czuem si niezwyciony i nieosigalny dla Harpirw. Moe byo to rozpoczynajce si szalestwo? Nie, pisk tych bestii nadal nie mg mi zaszkodzi. W obliczu potwornego niebezpieczestwa opanowaa mnie zupena niefrasobliwo, rodek bezpieczestwa rozumu, ktry nie chce podda si paraliujcemu strachowi. Nie mylaem w ogle o ryzyku, o moliwych dziurach na szynach i o cakowicie niepewnym kocu tego polowania. Liczya si tylko ta chwila, mae zwycistwa nad moimi przeladowcami, raptowne zakrty i upadki, ktre wybijay je z konceptu i pobudzay coraz bardziej ich wcieko. Byem zajcem kluczcym w czasie ucieczki przed psami, jerzykiem uciekajcym orom. I wtedy Harpiry naprawd zaczy krzycze. By to nowy, trzeci rodzaj dwikw, ktre z siebie wyday, i dopiero teraz pojem, e nie usyszaem jeszcze ich prawdziwego piewu. Wczeniejsze popiskiwania i wrzaski byy tylko uwertur, zwyk prb gosu dla szaleczego chorau, ktry mia nastpi pniej. W momencie, gdy w ogle si ju tego nie spodziewaem, Harpiry rozpoczy swj piew. By to i trel i szept, opadajcy i unoszcy si wysoko do przeraliwego dyszkantu, by opa znw gboko do gronego prychania, dokadnie idealna oprawa muzyczna do szaleczego pdu, jakiego nabraa teraz Kolej Ksikowa. Wzniesienia i urwiska, gry i doliny, zakrty w lewo i w prawo nastpoway po sobie niemal co sekund, lecz Harpiry siedziay mi niemal na karku, uparte jak ogary podajce za kadym ruchem swej ofiary. Te dwiki doprowadzay moje oczy do wrzenia, prayy mi jzyk. Czuem, jak zwoje mojego mzgu wykrcaj si i kurcz, jak jego soki kipi, by go zatru. Ogarniao mnie coraz trudniejsze do odparcia pragnienie, eby zakoczy to jednym ruchem, rzucajc si w gbie, nim Harpiry ostatecznie zatriumfuj. Tylko jeden skok i byoby po wszystkim. Jeden skok. A potem nieskoczony spokj. - Juhu! - powiedzia we mnie jaki gos. Naturalnie, tak zazwyczaj zaczyna si szalestwo. Czy nie, moi drodzy przyjaciele? Syszy si jeden albo wicej gosw, ale eby mwiy na powitanie co tak banalnego jak juhu!"? Uwaaem to jednak za obraliwe.

- Juhu! - powiedzia jeszcze raz gos. Wydawa mi si skd znajomy. Halo? - odpowiedziaem w mylach. Halo mj chopcze! Jak leci? - Kim jeste? - Jestem szaf pen brudnych okularw - odpowiedzia gos. Dancelot? - A znasz jeszcze jak inn szaf pen brudnych okularw? Czy syszenie gosw ukochanych zmarych nie jest rozpowszechnione wrd wariatw? - Chciaem ci tylko powiedzie, e stan obkania, w jaki wanie popadasz, nie jest mi obcy. Kiedy w czasie oblenia Twierdzy Smokw dostaem wielkim kamieniem w eb i od tamtego czasu... Wiem, Dancelocie. Wszystko jasne, zwariowaem. Moje ycie byo w niebezpieczestwie, a ja zaczem gawdzi sobie z gosem. - Tak, przez jaki czas byem obkany, mj chopcze. Patentowany wariat. Byem wtedy naprawd przekonany, e jestem... Szaf pen brudnych okularw, wiem Dancelocie. Suchaj, znajduj si w rozpdzonej kolejce strachw, przeladuje mnie stado wygodniaych Harpirw, ktre chc wyssa ze mnie krew, i wanie trac rozum. Mgby mi krtko i precyzyjnie powiedzie, czego akurat w tym momencie ode mnie chcesz? Mylaem, e si ucieszysz, gdy mnie usyszysz - gos Dancelota by smutny i obraony rwnoczenie. - Ciesz si, c, na tyle, na ile pozwalaj mi okolicznoci. Jestem tylko wanie troch... spity, Dancelocie. - Rozumiem. Chc da ci tylko ma rad i znikam. - Rad? Wiesz przecie, e wrciem wtedy do zdrowia. Zadawae sobie kiedy pytanie, dlaczego tak si stao? Szczerze mwic, nigdy o tym nie mylaem. Byo to tak: Ktrego dnia usyszaem gos mojego dziadka, Hilarusa Tokarza Sylab, ktry take by znany ze swoich uroje. Choroby umysowe maj bowiem baaaaardzo dug tradycj w naszej rodzinie. - Dancelot! Czy mgby przej do rzeczy! No c, Hilarus poleci mi, ebym uda si na najwyszy szczyt Twierdzy Smokw. I abym zacz tam krzycze tak gono, jak potrafi. Krzycze? - Dokadnie. Zrobiem to. Wspiem si na gr i krzyczaem. I razem z tym krzykiem uleciao ze mnie szalestwo i znikno w przestworzach jak wypdzony demon. Szczerze! Ten krzyk zmieni moje ycie co najmniej w takim stopniu, jak ten rkopis, ktry tobie... - Co chcesz przez to powiedzie Dancelocie? Mam krzycze? Teraz? adnej odpowiedzi. - Dancelot? Gos znikn. C, istniay dokadnie trzy moliwoci wyjanienia tego incydentu, moi drodzy przyjaciele. Pierwsza i najbardziej nieprawdopodobna brzmiaa: Ten gos nalea naprawd do mojego zmarego ojca poetyckiego. Druga i nieco bardziej prawdopodobna: Bya to manifestacja sza-

lestwa, wywoanego we mnie trelem Harpirw. Trzecia: Ujawni si po prostu strach, ktry chciaem z siebie wyrzuci, a mj wasny rozum poyczy sobie gos Dancelota, eby mnie o tym przekona. By moe chodzio o mieszank wszystkich tych moliwoci, nigdy si pewnie tego nie dowiem. Wiedziaem jedno - pod za rad Dancelota, niewane, czy by to gos z zawiatw, gos szalestwa czy rozsdku. Zaczem wic krzycze. Krzyk i westchnienie Gdyby istniao co takiego jak Zota Lista osigni akustycznych, to krzyk, ktry wydaem z siebie na kolei Rdzawych Gnomw musiaby otwiera t list. Wyobracie sobie po prostu, moi drodzy przyjaciele, wszystkie dwiki tego wiata, ktre czycie z najwikszym zagroeniem. Grzmienie wulkanu tu przed wybuchem. Warczenie wilkoaka krtko przed atakiem. Gruchotanie ziemi przed wielkim trzsieniem. Toczenie si nadcigajcej olbrzymiej fali. Trzask poncego stepu. Ryk nadcigajcego huraganu. Grzmoty burzy na Mrocznej Grze. Bdziecie wtedy mieli przynajmniej podstawowe skadniki mojego krzyku krzykw. Dodajcie do tego aob po stracie mego ojca poetyckiego, zwtpienie wobec mojego stale pogarszajcego si losu i zoliwe moce rozwijajcego si we mnie szalestwa! Wymieszajcie to z pierwotnymi siami drzemicymi nadal w mojej dzikiej, dinozaurzej krwi. I teraz wyobracie sobie ryk, jaki wydoby si z mego garda! Ale ostronie! Koniecznie zasocie sobie wczeniej uszy, bo nawet przez zwyke wyobraenie tego dwiku mog wam pkn gaki oczne i bbenki w uszach! Wyrzuciem go z siebie, krzyk, ktry bez trudu przebi trele Harpirw i wypeni ca t olbrzymi jaskini oguszajcym haasem. Latajce ryby uciekay stadami, zmieniajc gorczkowo kolory. Potna meduza, pompujc w panice, wzbia si i schowaa w Maszynie Ksikowej, morskie pajki pospaday z ruin Kolei Ksikowej. Wiedziaem, e twierdzosmoczanie dysponuj solidnymi strunami gosowymi, ale nie wyobraaem sobie, e mam tyle si w pucach. Jestem przekonany, e wszyscy w katakumbach syszeli ten krzyk, e dotar on do najdalszych zakamarkw labiryntu, wpad w ucho kadego owcy ksiek, a na powierzchni Ksigogrodu, i e moe na zawsze bdzi bdzie w Komnacie Uwizionych Ech. Bl i strach opady ze mnie i przez jedn przepiknie dug chwil nie obawiaem si niczego, ani Harpirw, ani szalestwa. W czasie, gdy nadal jeszcze ryczaem, rzuciem okiem do przodu i zobaczyem, e w niewielkiej odlegoci kolej dobiegaa koca. Szyny koczyy si po prostu w powietrzu. I tak oto pojawi si on, koniec torw. I prawdopodobnie take i mj. Lecz, moi najdrosi przyjaciele, w tej chwili nie obawiaem si niczego, nawet mierci. Pozwoliem zamrze mojemu krzykowi i przygotowaem si na zderzenie, na upadek w ciemno i roztrzaskanie na dnie pieczary. Dworzec Rdzawych Gnomw by imponujcym miejscem na mier, monumentalny pomnik niedorzecznoci wszystkich wysikw w sercu katakumb. Tu, pomidzy wszystkimi tymi szkieletami, bdzie biela take i mj. mier nie

moga wybra lepszego momentu, by mnie zabra, i lepszego miejsca, by mnie pochowa. I wtedy nastpia niespodzianka. Nie, zbyt skromnie powiedziane - byo to par niespodzianek naraz. Dokadnie mwic, w sumie sze. Niespodzianka numer jeden: Gdy dotarem do koca torw, dostrzegem, e prowadziy one jeszcze dalej. Nie poleciaem w nico, tylko jechaem w d. adnego runicia, adnego upadku, pod koami nadal byy szyny i tryskajce za mn iskry. Niespodzianka numer dwa: Usyszaem wiele chlupoczcych odgosw, mniej wicej tuzin, i brzmiay one jak odgos uderzenia duej masy misa o kamie. Niespodzianka numer trzy: piew Harpirw nagle ucich. Niespodzianka numer cztery: Mj mzg si rozsupa. Niespodzianka numer pi: Dwik wok mnie w jednym momencie nabra zupenie nowej jakoci. Wszystko brzmiao gucho i tpo, bez gbi, bez echa. Niespodzianka numer sze: Cay dworzec, zwierzta, ruiny i Harpiry nagle znikny. Trwao to par przeraajcych chwil, nim zrozumiaem, co si stao. Kolej Ksikowa prowadzia po prostu dalej wskim tunelem. Mj piekielny wrzask zakci system nawigacyjny Harpirw do tego stopnia, e zerwa akustyczn sie ich koordynat, przez co nie mogy zauway masywnej ciany i tukc mocno skrzydami, wleciay na ni z pen szybkoci. Mogem susznie przypuszcza, e aden z nich tego nie przey. Gdyby droga nie biega tak szaleczo w d, mgbym si moe troch rozluni. Bd co bd uciekem Harpirom i szalestwu i nie spadem z torw - potrjne zwycistwo. Ciasno wzmagaa ogromnie odczuwanie szybkoci, tu w tunelu koa turkotay i zgrzytay goniej, a iskry tuky o ciany jak meteory. I wtedy przeszy mnie lodowaty strach, poniewa co zacisno si nagle na mojej kostce mocno jak imado. Po raz pierwszy, odkd wjechaem do tunelu, obejrzaem si do tyu. Za mn, w wietle sypicych si iskier, siedzia na regale pochylony Harpir. Nie mgbym przysic, czy by to ten, ktrego wyrwaem ze snu, ale dziwnym trafem w tym momencie wanie ta myl przeleciaa mi przez gow. Przy czym byo to cakowicie obojtne, ktry z tych dwunastu potworw zdoa w odpowiednim momencie zapa si regau i da si porwa w gb tunelu. Bestia otworzya dzib i fukaa na mnie. Odfuknem mu, zdumiewajco nieporuszony nowym zagroeniem. Jeli Harpir chcia walki, akurat tu i teraz, no c, to bdzie j mia. Harpir puci moj stop, najwidoczniej nie by przyzwyczajony do oporu. Mg moe mie mzg wielkoci groszku, ale instynkt podpowiada mu, e by to wysoce niestosowny moment na walk. Obaj bylimy wystarczajco pochonici trosk o to, eby nie spa z regau. Przestrze rozszerzya si niespodziewanie. Opucilimy tunel i wjechalimy w wyduon jaskini, ktrej dno w sporej czci byo pokryte kauami. wiecca na zielono woda skapywaa ze sklepienia i czu byo gnijc rolinno. Take lepy Harpir zauway zmiany w przestrzeni. Wykrca gwa-

townie gow to tu, to tam i strzyg uszami we wszystkich kierunkach. W kocu wyda z siebie jeden z piszczcych dwikw. Woa inne Harpiry? Ale nie, tym razem byo to na szczcie tylko echo powracajce od cian jaskini, poniewa coraz bardziej sabo, a przebrzmiao. Droga biega dalej prosto jak po sznurku z ledwo odczuwalnymi spadkami, tempo stawao si coraz wolniejsze. Harpir unis swe ciao na ca wysoko, wydajc z siebie dalsze piszczce okrzyki, rozwin jedno ze swych skrzastych skrzyde i szuka mnie po omacku pazurami. Cofnem si na tyle, na ile byo to moliwe na regale, i spojrzaem na d, by oszacowa, jak jest gboko. Wystarczajco! Zobaczyem poza tym, e szkielet kolejki znajdowa si tu w o wiele ndzniejszym stanie. Wiele filarw i czcych je belek byo odamanych bd skrzywionych, szyny wspieray si, mona by powiedzie, o kulach. Byem zmuszony obserwowa, jak niektre z podkadw odpaday i toczyy si na d, gdy tylko po nich przejechalimy. Wszdzie rozbrzmiewao stkanie i zgrzytanie metalu, ruby i sworznie odpaday od szyn, a migoczca rdza osuwaa si delikatnymi welonami na d. Nagle Harpir przeszed do ataku, a uczyni to w sposb, ktry nigdy by mi si nawet nie przyni. Oczekiwaem, e zaatakuje mnie dziobem lub pazurami, e bdzie prbowa wydzioba mi dziur w gowie, albo zmiecie mnie skrzydami z regau. Lecz nie, zaatakowa mnie jzykiem! Wysun go z garda i ledwie byem w stanie uwierzy, e moe by taki dugi. Wytrysn z gardzieli na dwa, trzy metry, otoczy moje ciao w eliptycznych krgach i zawin si wok mego garda. Nastpnie Harpir podcign go kawaek jednym siorbniciem i zablokowa mi dopyw powietrza. W tym momencie nasze cztery kka ponownie si przechyliy i potoczyy w d. Harpir zapa si mocno, trzymajc mnie przy tym za gardo. Kocwki jego jzyka pojawiy si w moim polu widzenia i zobaczyem, e byy zakoczone dwoma delikatnymi i cienkimi zbami. Nasza droga prowadzia po chwili znowu w gr. Nie mogem ju oddycha, trzepotaem powiekami, a zby Harpira zbliay si do mojego garda. Nagle zrobio si cicho, nie byo sycha adnego turkotu k, adnych snopw iskier, adnego metalicznego zgrzytu i pisku, pozosta jedynie delikatny szelest pdu powietrza. Wiedziaem, e stao si co wanego, a Harpir zdawa si rwnie to odczuwa, poniewa jego ucisk osab. Potem byskawicznie wcign z powrotem jzyk. Zapaem si za gardo i dyszaem, apic powietrze, i nagle pojem przyczyny tej ciszy. Za Harpirem zobaczyem bowiem oddalajc si od nas Kolej Ksikow. Byo to naturalnie zudzeniem optycznym, bo to nie kolej oddalaa si od nas, tylko my od niej. Szyny byy zerwane w poowie odcinka biegncego pod gr, a my wystrzelilimy razem z regaem w pustk. Szybko osignlimy zenit naszego lotu. Harpir, rega i ja unosilimy si chwil w absolutnej niewakoci. A potem wydarzyo si wiele rzeczy naraz. Najpierw oddzieli si od nas rega. Polecia wasn drog, a ta prowadzia go dugo w d do dna groty, by roztrzaska go o skay.

Harpir rozwin swoje mocarne skrzyda i zacz nimi uderza. A ja? Co ja zrobiem? C, wprawdzie te miaem skrzyda, ale ta marna pozostao po moich przodkach bya moe wystarczajca do tego, by zrobi wraenie na Przeranicy, ale do latania si nie nadawaa. Musiaem wic zapa si Harpira i dokadnie tak zrobiem. Zapaem go obiema rkami za kostki i mocno trzymaem. Harpir, zaskoczony, wyda z siebie pisk i tuk mocno skrzydami, by utrzyma si w powietrzu. Na cae szczcie prawa anatomii nie pozwoliy mu na posiekanie mnie dziobem. Usyszaem huk, z jakim rega rozupa si gboko na dole na skaach. Harpir zdawa si rozumie, e najszybciej pozbdzie si swojego uciliwego pasaera, jeli go gdzie wysadzi, poniewa zacz lecie w d. Im bardziej zblialimy si do podoa, tym bardziej rosa we mnie nadzieja, e mimo wszystko zakocz ywy t przymusow podr prawdopodobnie najdziwniejszymi rodkami lokomocji, jakich kiedykolwiek uywa jakikolwiek podrny. Monstrum opado jednak, eby zmiady mnie o sterczce na dole stalagmity. Gdy dolatywa do wierzchoka wysokiej jak dzwonnica skay naciekowej, zdoaem unikn jeszcze zderzenia, podcigajc nogi. Ale ju par chwil pniej moje ciao hukno o nastpn ska. Zderzenie byo tak silne, e jej wierzchoek odama si i zlecia na d. Lecz ja nie czuem adnego blu, trzymajc si nadal elaznym chwytem. W kocu Harpir zacz okazywa oznaki zmczenia. Ta walka nadwerya jego siy rwnie mocno jak moje i moe zaczyna powoli rozumie, e trzymaem si ycia z uporem nieustpujcym jego zaciekoci. Uderzenia jego skrzyde staway si coraz wolniejsze i sabsze, a kiedy od podoa dzielio mnie tylko par metrw, zebraem si na odwag i puciem si. Zderzenia z ziemi te prawie nie poczuem, mimo e byo potne i par razy przekoziokowaem, bl mia nadej dopiero pniej. Pozbieraem si szybko i spojrzaem w gr. Harpir zawis w powietrzu jedynie par metrw ode mnie. Trzepota skrzydami i piszcza, by okreli, gdzie staem. Najwyraniej rozwaa w swym groszkowym rozumku kwesti, czy powinien po prostu odlecie, czy zaatakowa mnie na nowo. Zdecydowa si na to ostatnie, opuci si i wyldowa na kamiennym podou niedaleko mnie. Rozwar przeraliwy pysk i znw wycign swj dugi uzbiony jzyk. Schyliem si i chwyciem kamie, ktry chciaem rzuci mu w czaszk, ale dopiero teraz zauwayem, jak bardzo osabem po tych wszystkich wysikach. Udao mi si wprawdzie uchwyci kamie, ale podniesienie go i rzucenie przekraczao ju moje siy. Wylizgn mi si z rki i pacn o ziemi. Jzyk Harpira biczowa powietrze, podczas gdy on okra mnie z rozstawionymi skrzydami i mocno wysunitymi pazurami. Pooyem obie donie na gardle, to byo wszystko, na co wpadem, by si broni. Wszystkie swoje siy zuyem na walk w przestworzach. Wtedy przez pieczar przeszed dwik, jak nieziemskie westchnienie wydobywajce si z kominka w burzliw noc. Harpir wzdrygn si na ten dwik jak uderzony biczem. Wcign z powrotem jzyk, schowa pazury, dzib i skrzyda, jakby chcia ukry swe miercionone bronie przed kim, z kim mia ju przykre dowiadczenia. Zastyg na par chwil w tej poddaczej pozycji, potem fukn na mnie

ordynarnie ostatni raz, wydar si przeszywajco, rozpostar skrzyda, podnis si w przestworza i znik w ciemnociach z wrzaskiem, w ktrym usyszaem chyba strach i wcieko, ale i ulg. Lecz ja te wiedziaem, kto by sprawc tego przeraajcego szmeru, poniewa ju raz go syszaem, w domostwie Hoggno Kata. Byo to westchnienie Krla Cieni. Lud Ciemnoci Udaem si w kierunku, z ktrego - jak mi si wydawao - zarejestrowaem westchnienie, tak naprawd nie uwaajc tego za dobry pomys. Do tej pory wikszo moich decyzji tutaj na dole pakowaa mnie w jeszcze wiksze problemy, przypuszczenie, e i tym razem id na pewn zgub, nasuwao si samo. Potykaem si o nierwne skay, idc poprzez ciemne pieczary skalne, gdzie stojca wszdzie w sadzawkach, wiecca bkitnie woda tworzya mae, suce mi do orientacji skupiska wiata. Tu i tam szelecio i potrzaskiwao co w ciemnoci, ale byem tymczasowo zobojtniay na takie rzeczy. Jeszcze jaki czas temu przerazibym si tym na mier. Na pewno byo to jakie nieszkodliwe zwierz z katakumb uciekajce przede mn i przed haasem, jaki wywoywaem. Lecz mimo wszystko nie mogem opdzi si od przytaczajcego wraenia, e jestem obserwowany. Znacie to uczucie, moi drodzy przyjaciele, gdy leycie pn noc w ku, wanie zgasilicie wiece i chcecie spa, a nagle wydaje wam si, e co czai si w ciemnociach? e nie jestecie, nawet gdyby przeczyo to wszelkiemu prawdopodobiestwu, sami w pokoju? Drzwi nie otworzyy si, okno jest szczelnie zamknite, nic nie widzicie, nic nie syszycie, ale odczuwacie t gron obecno? Zapalacie wiato i oczywicie nikogo nie ma. Przytaczajce uczucie znika, wstydzicie si swego dziecinnego strachu, gasicie wiato - i znowu si to pojawia, ta niesamowita wiadomo, e co czyha w ciemnociach. Teraz syszycie nawet jego oddech. Syszycie, jak si zblia, krc wok ka... i wtedy czujecie lodowaty oddech na karku. Z ostrym krzykiem zrywacie si i w panice zapalacie wiato - i znw nikogo nie ma. Pozostaje oszaamiajce podejrzenie, e wraz z ciemnoci wywoujecie co, co w zasadzie nie powinno istnie. e poprzez zgaszenie wiata stwarzacie magiczny wiat, w ktrym baraszkuje niewidzialny lud, bojcy si wiata i potrzebujcy ciemnoci tak, jak my potrzebujemy powietrza, by oddycha. I reszt nocy spdzacie potem przy poncej wiecy, w niezdrowym pnie, prawda? Takie uczucia i podejrzenia kryy mi po gowie cay czas, mimo mego zobojtnienia. Ciemno wok mnie bya zbyt potna, aby nie maskowaa niczego, niczego gronego. Widziaem dugie cienie, ciemne wysokie postaci, stajce wrd stalagmitw, rozpuszczajce si w powietrzu, gdy si do nich zbliaem. Widziaem skay chwiejce si jak topole na wietrze. Syszaem szelest papieru i czyj ciki oddech. Echa krokw, mamrotanie niezrozumiaych sw. Chichot. Czy byy to moje wasne kroki? Rozmawiaem sam ze sob, chichotaem na p oszalay, nie zauwaajc tego? Czy te naprawd co mnie okrao? Jeli tak, czy by to Krl Cieni? Dlacze-

go ledzi mnie tak uciliwie, dlaczego nie pokae si po prostu i nie skoczy ze mn szybko? Stworzenie, ktrego obawiay si Harpiry i owcy ksiek, nie musiao si chyba ba piszcego wiersze smoka. Zrobiem odpoczynek przy jednej z sadzawek. Pilnowaem si, by nie ulec pokusie i nie napi si wieccej wody, ale byem zadowolony, e mogem przynajmniej rozpozna wasne donie. Przy czym zauwayem ku mojemu zaskoczeniu, e ciskam w nich rkopis. Wycignem go niewiadomie, obiema domi przyciskaem do piersi, jakby by w stanie mnie ochroni. Najpierw przestraszyem si mojego dziecinnego zachowania, ale potem odetchnem z ulg. Naturalnie, to wszystko, to byem ja sam: szelest papieru, oddech, kroki, chichot. Sam to wywoaem i sam napdziem sobie strachu. Nie byo tu nikogo poza mn. Poszedem dalej. Robio si coraz janiej, bkitne algi okryway teraz i skay w pieczarze. Czuem si, jakbym wdrowa w ksiycow noc, w tej przedziwnej mieszance zimnego wiata i ciemnoci. I wtedy zobaczyem pierwszy skrawek, unosi si na malej bkitnej kauy. Pochyliem si i podniosem go z powierzchni wody. Dugo mu si przygldaem. Zakrcio mi si w gowie, oparem si o jak ska, eby nie straci rwnowagi. By to jeden ze skrawkw, ktre znalazem w pobliu straszliwego domu Hoggno Kata. By to trop, ktry zaprowadzi mnie do buchlingw, take i ten kawaek papieru mia krwaw krawd, nosi na sobie nieczytelne pismo. Wpatrywaem si z wyteniem w ciemno i w bezporedniej okolicy zobaczyem kolejny skrawek lecy w innej kauy. Podszedem tam chwiejnym krokiem i te go podniosem. Dalej z tyu zobaczyem jeszcze jedn kau, na ktrej unosi si cinek. lad Krla Cieni. Ale jak mg poda za mn caym tym obkanym odcinkiem Kolei Ksikowej? Byo to niemoliwe, nawet dla fantomu. Starem zimny pot z czoa, zapakowaem manuskrypt i podkasaem peleryn. Raz jeszcze gboko odetchnem i podyem znw krwawym tropem. Znaki Gdy wdrowaem przez kolejne pieczary, podajc posusznie za skrawkami papieru lecymi niezawodnie co par krokw, owieway mnie opary siarki i fosforu. Nieprzyjemne zapachy pochodziy ze rde wulkanicznych, wszdzie dookoa kipiaa tu lawa i gorca woda. Byo to co innego ni skromne pojedyncze rdo lawy, zwane przez buchlingi Kuchni Diaba. Gotowao si tu, syczao i bulgotao ze wszystkich stron, a ja musiaem uwaa, gdzie stpam, poniewa woda nawet nieszkodliwie wygldajcej kauy moga by nieznonie gorca. Temperatura i wilgotno powietrza znacznie wzrosy, tego typu ar panowa poza tym tylko w pobliu piecw metalurgicznych. Zrobio si znacznie janiej, zototy blask gotujcej si lawy owietla puste pieczary a po ukowe sklepienia. Widzc te zjawiska wulkaniczne, zakadaem, e dostaem si jeszcze gbiej w katakumby, ale nie byem tego tak naprawd pewny, moja wiedza geologiczna bya bowiem skromna. Im dalej zagbiaem si w te jaskinie, otoczenie zdawao mi si tym bardziej nienaturalne. ciany i podoe byy sztucznie wygadzone, a wkrtce co

rusz zauwaaem na nich ornamentalne znaki i struktury, ktre mogy by jedynie rcznej roboty. Kto wyku, wyskroba, wyfrezowa narzdziami ten wzr na kamieniach, ale nie widziaem w tym adnego podobiestwa do znanej mi kultury lub sztuki. Nie mogem odkry nigdzie ani jednej znanej formy, same abstrakcyjne znaki. I nawet one byy mi obce, poniewa nie zawieray adnych typowych ksztatw geometrycznych, obchodziy si cakowicie bez kwadratw, k, trjktw i tym podobnych. Wdrowaem teraz przez pieczary, w ktrych ani jeden centymetr kwadratowy nie by wolny od tych znakw. Pokryway podoe, ciany, sklepienia, stalaktyty i odamki skalne. Niektre z nich byy starannie pomalowane czerwonymi, tymi i niebieskimi farbami i obserwujc je z daleka, dostrzegao si obce pikno. Gdy wpatrywaem si duej w te barwne wzory, zdaway si porusza, okrca, taczy ze sob, podnosi si wraz ze cianami, na ktre byy naniesione i opada, niczym klatka piersiowa olbrzymiego picego zwierzcia. Moe byy to ciany mojej wasnej gowy, midzy ktrymi spacerowa mj obkany umys, i znaki byy pismem moich chorych pomysw, kt rych sam nie chciaem odszyfrowa? Co chwil musiaem przeciera oczy. Tak musiaby czu si kto odkrywajcy na jakiej dalekiej planecie pozostaoci obcej cywilizacji. Byych mieszkacw tych pieczar wyobraaem sobie jako ras olbrzymich inteligentnych mrwek mogcych biega po cianach i waciwymi sobie narzdziami i kwasami wytrawiajcych owe znaki w kamieniu. Nie dao si waciwie inaczej wytumaczy, w jaki sposb obrobiono wszystkie te niedostpne miejsca na sklepieniu. Pieczary staway si coraz szersze i wysze, a ja z kadym krokiem wydawaem si sobie coraz mniejszy i bez znaczenia. Sama przyroda nie wywara na mnie nigdy takiego wraenia, ani wysokie gry, ani szerokie pustynie nie wzbudziy we mnie takiego respektu. Fakt, e rzecz takich rozmiarw obrobiono artystycznie w tak wspaniay sposb, napawa mnie pokor. Bya to moe manifestacja wczesnej literatury? Poezja, ktrej nie pozna aden papier ani ksika? Moe nie byy to wcale ornamenty, lecz pismo? Spacerowabym wtedy moe przez bardzo prymitywn form ksiki poezja, po ktrej mona byo spacerowa, ogromna jaskinia, w ktrej kada pieczara przedstawiaa jeden z rozdziaw. Szedem do gry po sztucznie wykutych schodach pokrytych niekoczcymi si znakami i prowadzcych do bogato ozdobionego portalu. Nagle dopada mnie myl, e wszystkie te znaki suyy jedynie do tego, by przygotowa mnie na jeszcze wiksze dzieo sztuki. I bya to potna, wykuta w kamieniu przemowa, a moe nawet ostrzeenie, by przygotowa mnie na to, co czekao za tym portalem. Draem z napicia, ktre mnie niemal rozrywao. Czy byo naprawd rozsdne i dalej? Kolana mi zmiky, pot spywa ze mnie strumieniami. Znaki taczyy wok mnie jak nieyca, by moe krzyczay do mnie, bym z miejsca zawraca. Ale ja nie rozumiaem ich jzyka. I wtedy, gdy zrobiem nastpne trzy, cztery kroki, znaki znikny z mojego pola widzenia, poniewa przekroczyem wanie bram i staem w ssiedniej pieczarze, w cakiem innym wiecie. Nie bya to z pewnoci najwiksza pieczara, jak dotychczas widziaem, dworzec Rdzawych Gnomw

by znacznie potniejszy. Lecz znajdowaa si w niej najbardziej zdumiewajca budowla katakumb. Gdy szukaem sw, ktrymi mgbym to opisa, przypomnia mi si wiersz Kolofonusa Deszczblaska: Z ksigi na ksidze spitrzony Przekly i opuszczony Obleczony martwymi oknami Zamieszkany jeno duchami Rzdzi tam robactwo ponure Oprawione w papier i skr Dom z obdu i dwikw ciany Paacem Cieni zwany Dugie wijce si schody prowadziy tu kawaek w d groty, by wi si potem w wielu zakrtach w gr, w gr ku tej budowli, ktra zdawaa si wypywa z lecej naprzeciwko ciany jak dzib gigantycznego statku. Statku pochodzcego albo z pradawnych czasw, albo z przyszoci, wybudowanego przez tytanw, ktrzy przemierzyli nim morza i utonli na dnie Oceanu Camoskiego. Obleczony martwymi oknami: Paac Cieni skada si z niezliczonych portali lub okien rnej wielkoci, wszystkie je zamurowano, prcz jednej, potnej bramy otwartej w jego centrum, do ktrej prowadziy schody. U stp zamku, po lewej i po prawej stronie schodw, w maych lejach kipiaa lawa, powlekajc budowl zotym blaskiem. Gryzce gazy unosiy si tu w gorcym powietrzu, odbierajc mi niemal oddech. Od czasu do czasu co gono bulgotao, potem nastpowa guchy huk i smuky strumie pynnej skay wytryskiwal w gr przed Paacem Cieni jak fajerwerk, by opa na koniec deszczem arzcych si kropli. I bya tu jeszcze jedna rzecz godna uwagi, dla mnie by moe najwaniejsza: co kade cztery, pi stopni lea na schodach skrawek papieru. Trop, ktry rozoono, mia zwabi mnie prosto do Paacu Cieni. Nie miaem, moi najukochasi i najdrosi przyjaciele, ktrzy czytacie te sowa, nie miaem oczywicie najmniejszego pojcia, czy ta rzecz na grze bya naprawd Paacem Cieni, ani co mnie tam oczekiwao. Wiedziaem tylko jedno: Jeli bya to puapka, to najwiksza i najbardziej imponujca, jak mogy zaoferowa katakumby Ksigogrodu. Z tego rodzaju pochlebstwem w mylach zabraem si do wejcia na paacowe schody. Paac Cieni Gdy zbliyem si do Paacu Cieni, zauwayem, ku mojemu najwyszemu osupieniu, e jest zbudowany z literatury. To, co wziem z daleka za cegy, okazao si w rzeczywistoci niczym innym, jak uoonymi na sobie warstwami i zbitymi razem ksikami. Docierajc do koca schodw, a co za tym idzie do wejcia do paacu, mogem w kocu obejrze je sobie z bliska. Z ksigi na ksidze spitrzony - teraz zrozumiaem i t linijk z poematu Deszczblaska. Tak, ksiki byy skamieniae i widocznie poczone ze sob bez uycia zaprawy. Trudno powiedzie, czy byy ju takie, gdy uyto ich jako cegie, czy te najpierw uyto ich do budowy, a potem dopiero zmieniy si w kamie. Pomylaem o domu Fistomefela Szmejka i jego wyrafinowanej konstrukcji bez uycia zaprawy. I znowu przyszy mi na myl

olbrzymie mrwki, ktre byem sobie w stanie wyobrazi, jak znosz ksiki z przylegajcych czci labiryntu i wasn wydzielin sklejaj je w t budowl z koszmaru, na rozkaz monstrualnej krlowej mrwek, ktra przyleciaa z odlegej planety i czekaa teraz tam w rodku na mnie, by spodzi ze mn superras ze skrzyowania dinozaurw i mrwek, ras olbrzymw, ktra... Wyobrania mnie ponosia, oznaka najwyszego napicia. Osignem prg paacu, teraz musiaem si zdecydowa. Wej czy ucieka? Mogem jeszcze zawrci. Jeszcze raz pozwoliem, by mj wzrok bdzi po fasadzie. Czy naprawd by to cay paac wbudowany w ska? Czy moe tylko atrapa, gigantyczna paskorzeba? Nie mogem si zdecydowa, czy bya odstraszajca, czy zapraszaa do wntrza. W kadym razie bya fascynujca. Obleczony martwymi oknami, zamieszkany jeno duchami - byy to linijki poematu, ktrych w kadym razie nie uwaaem za zachcajce. Tak samo jak: Rzdzi tam robactwo ponure / Oprawione w papier i skr. Cokolwiek mia tu na myli, nie zapowiadao to miego pobytu w zacnej obery. W camoskiej literaturze grozy istnieje niejedno takie dzieo, w ktrym bohater lduje w podobnej sytuacji. W sytuacji, w ktrej bdc czytelnikiem, chciaoby si najchtniej krzykn w ksik: Nie wchod! Tylko tam nie wchod, idioto! To puapka!". Ale potem opuszcza si ksik, opiera si o fotel i myli: He, waciwie to dlaczego nie? Niech wchodzi! W rodku czai si pewnie stunony pajk olbrzym, ktry chce omota go w kokon, albo co w tym stylu - bdzie na pewno zabawnie. Jest w kocu bohaterem literatury camoskiej, musi to wytrzyma". A on naturalnie wchodzi, ten bohater literatury camoskiej, wbrew wszelkiemu rozsdkowi, i szybciutko stunony pajk olbrzym chce owin go w kokon albo co w tym stylu. Ale nie ze mn! Ja bym nie wszed. Sparzyem si ju i bolenie dowiadczyem, stykajc si z wieloma puapkami, nie byem adnym gupim bohaterem, ktry ryzykowa ycie dla zaspokojenia niskich potrzeb rozrywki! Nie, naprawd bym nie wszed wszedbym tylko troszk. Bo co mogo si takiego sta? Tylko par krokw, eby si rozejrze, majc przy tym na oku drzwi. Chciaem tylko rzuci na to okiem, a jeli co byoby niesamowite, zawrcibym od razu. Bo znikn sobie ot tak, moi kochani przyjaciele, bez rzucenia okiem na Paac Cieni, tego bym sobie nie wybaczy. Ciekawo jest najpotniejsz si napdow w kosmosie, poniewa jest w stanie pokona dwie najwiksze siy hamujce: rozsdek i strach. Ciekawo jest powodem tego, e dzieci wkadaj rce do ognia, onierze cign na wojn, a badacze udaj si na Mylce Lotne Piaski w Ubiskancie. Ciekawo jest powodem tego, e ostatecznie wszyscy bohaterowie w camoskiej literaturze grozy gdzie wchodz". Wszedem wic do rodka, ale tylko troszk. By to may, ale istotny szczeg odrniajcy mnie od bohaterw camoskiej literatury grozy. Wszedem do rodka i od razu si zatrzymaem. Rozejrzaem si. Ulyo mi, ale byem te rwnoczenie rozczarowany. adnych stunonych pajkw. adnego Krla Cieni. adnych du-

chw. adnych stworze ze skry bd papieru. Tylko skromny, biorc pod uwag okolicznoci, hol, okrga sala z nisk kopu, dyskretnie owietlona blaskiem lawy wpadajcym tu przez portal. ciany, tak jak mury zewntrzne, skaday si ze skamieniaych ksiek. Odchodzio std dwanacie korytarzy. To wszystko. adnego wyposaenia, nic w tym stylu. Po to te cae nerwy? eby obejrze sobie prawdopodobnie najmniej spektakularne pomieszczenie w prawdopodobnie najbardziej spektakularnej budowli katakumb? To nie mogo by przecie to co. Dlaczego by nie wej jeszcze odrobin gbiej? W jeden z odbijajcych w bok korytarzy? Nie wizao si to z adnym ryzykiem, dopki nadal byem w stanie dostrzec blask lawy. Nawet jej najsabszy blask byby dla mnie drogowskazem do wyjcia. Wej wic tak daleko, na ile widziaem jeszcze wiato. Wszedem do jednego z dwunastu korytarzy. By dugi i ciemny, rwnie nieumeblowany. Nastpne odgazienie znajdowao si okoo dwudziestu metrw ode mnie, na tyle daleko widziaem jeszcze w coraz bardziej sabncym wietle. Dlaczego nie zajrze te i tam? I potem z powrotem. Moe ten budynek nie mia w swoim wntrzu niczego spektakularnego do zaoferowania. Gdy wszedem w nastpne odgazienie, zobaczyem, e kolejny korytarz jest bardzo sabo owietlony za pomoc jednej tylko wiecy. Tkwia ona w elaznym wieczniku, ktry stal w ksice. Poza tym w korytarzu niczego nie byo. Poza tym nic? Bd co bd: wieca! Ksika! Triumf nauki i sztuki, lad cywilizacji! W dodatku ponca wieca, ktr musia kto przed chwil zapali! Serce mi skakao. Tak, kto musia tu by, mieszkao tu co ywego, ale wci nie wiedziaem, czy byo to dobre, czy ze. Byem na najlepszej drodze, by da si zwabi jeszcze gbiej do Paacu Cieni, prowadzony jak po sznurze przez moj wasn ciekawo. Lecz nadal najsilniejsze siy hamujce tego uniwersum, rozsdek i strach, byy na tyle potne, by kaza mi przemyle moje dalsze postpowanie. Kto tu mieszka, to na razie wystarczyo. Chciaem uda si znw na zewntrz i rozwin jak strategi dziaania. Moe powinienem zostawi jaki lad, wycign nitk z mojej peleryny, ktr przyczepibym przy wejciu albo zrobibym co w tym rodzaju. Najpierw pomyle! Tylko nie robi niczego pochopnie! Poszedem wic z powrotem. Ale gdy doszedem do miejsca, w ktrym korytarz czy si z hal wejciow, nie zastaem tam ju adnych drzwi! Tylko mur. Staem jak raony piorunem. Czy byo to w ogle to samo miejsce? Jeli nie, jak mogem si zgubi na tak krtkim odcinku? Pobiegem z powrotem do wiecy, eby szuka z jej za pomoc wyjcia. Chciaem te rzuci okiem na ksik, moe zawieraa jak wskazwk. Ale tego odgazienia te ju nie byo, cay korytarz ze wiec znikn! To byo przecie cakowicie niemoliwe. Wtedy przysza mi do gowy desperacka myl: moe kto stawia tu byskawicznie mury, cho nie wiedziaem, jak mg tego dokona. Pobiegem wic jeszcze raz z powrotem do miejsca, gdzie znajdoway si wczeniej drzwi do hali wejciowej - jeli by to wiey mur, moe mogem go jeszcze przebi. Lecz tym razem w zaskakujcy sposb drzwi byy znw na miejscu, blask lawy te! Z uczuciem potnej ulgi wszedem do holu, by stwierdzi

zaraz, ku swojemu przeraeniu, e nie by to hol wejciowy, tylko co o wiele wikszego z podwjn liczb drzwi. I nie owietla go ju blask lawy. Pony w nim pochodnie w pordzewiaych wiecznikach sterczcych ze cian niczym skate gazie. Przez chwil zataczaem si po pustej sali, zmieszany i bezradny. W jaki sposb caa sala moga znikn i zosta zastpiona przez inn? Czy poszedem w zym kierunku? Ale przecie istnia tylko jeden kierunek, z powrotem. Opanowa mnie nieokrelony lk przed wejciem do ktrego z korytarzy. A jeli zabdz jeszcze bardziej? Jednak w kocu zebraem si na odwag i wszedem w dug sie. Bya owietlona wiecami stojcymi tu i tam na pododze. Szedem na d korytarzem, gdy nagle ktem oka zauwayem co niepokojcego. Czy ciany poruszay si w moim kierunku? Stanem przeraony. Nie, to byo tylko zudzenie. Mimo wszystko odnosiem wraenie, e korytarz sta si wszy. Maszerowaem szybko dalej i znw wydao mi si, e ciany przysuway si do mnie. Stanem, odczucie znikno. Poszedem dalej, mury zdaway si przyblia, Jedno byo jednak pewne: korytarz stawa si coraz wszy, odstp midzy murami by na pocztku znacznie wikszy. Mj niepokj wzrasta z kadym krokiem. I w kocu pojawio si rozwizanie zagadki: mianowicie ujrzaem koniec korytarza, gdzie jego obie ciany zbiegay si pod ostrym ktem. Korytarz by zbudowany w ten sposb, e jego mury zbliay si coraz bardziej do siebie, by w kocu si spotka. Przy szybkim ruchu tworzyo to zudzenie przysuwajcych si do siebie cian. Bya to najbardziej perfidna lepa uliczka, w jak kiedykolwiek si zapdziem. Paac Cieni by zatem labiryntem. Labiryntem w labiryncie. Mimo e zachowywaem tak ostrono, moja sytuacja staa si znw odrobin bardziej beznadziejna. Nawet mury sprzysigy si teraz przeciwko mnie. Waciwie brakowao tylko, eby sufit zawali mi si na gow. Ale do tego nie doszo. Zacza si natomiast zapada podoga. Pomylaem najpierw, e to sufit si podnosi, ale i to byo tylko optycznym zudzeniem. Dziki lekkiemu dreniu pod stopami czuem, e podoga porusza si w d, i to na caym korytarzu, tak daleko jak mogem sign wzrokiem. Potem drenie ustao, a sufit znajdowa si teraz okoo dziesiciu metrw nade mn. Po prawej i lewej stronie murw ziay dziesitki mrocznych drzwi. Zrobio mi si sabo i usiadem na pododze. Paac Cieni by nie tylko labiryntem. By labiryntem, ktry si porusza, labiryntem ze cianami pojawiajcymi si z nicoci i z opadajcymi podogami. Jego budowniczowie mogli dawno ju nie y, ale mury byy bardziej ni ywe. Jeca Wos Biblioteka Gdy odpoczem ju po ostatnich okropnociach, podniosem si znw ociale, postkujc jak wojownik trafiony wieloma uderzeniami maczugi. Na drcych nogach poszedem chwiejnie dalej, wzdu korytarza, ktry zdawa si nie mie koca. Prowadzi przez wiele zaomw, odchodziy od niego niezliczone ciemne drzwi, tu i tam pony pojedyncze wiece. Do niepokojcych dekoracji architektonicznych doczyy si teraz

i dwiki: syszaem dalekie skrzypienia zawiasw i bezcielesne piewy, ktre zdaway si pochodzi z powietrza, W porwnaniu z niemal tropikalnym upaem w lawowej pieczarze, w Paacu panowa przyjemny chd, przynajmniej tyle dobrego mona byo o nim powiedzie. Wydawao mi si, e sysz od czasu do czasu kapanie wody, czym karmiem moj nadziej, e jest tu gdzie co do picia. Osobliwe, e powodowany instynktownym strachem nie odwayem si przekroczy ktrego z mrocznych wej. Ciemno w nich panujca miaa w sobie co niebezpiecznego, czyhajcego, tak jakby jeden krok do rodka mg prowadzi w otcha, dlatego te wolaem ju pozosta na mojej sabo owietlonej ciece. Nagle zobaczyem na ziemi znw jeden ze strzpkw papieru. Musiao to wyglda komicznie, jak wielki krzepki smok boi si nagle malekiego skrawka papieru, tak jak so biaej myszki, lecz zdarzyo si to po prostu zbyt niespodziewanie. Nie musiaem ju podnosi karteczki, by si przekona, e bya jedn z tych, ktre zaprowadziy mnie do Paacu. Cay ich szereg rozoony by na korytarzu, a lad koczy si ostatecznie przy jednej parze drzwi. Gapiem si dugo w panujcy w nich mrok, tak dugo, a zaczo mi ju hucze w uszach, mrok wydawa si gsty i ywy. W kocu jednak przezwyciyem strach i wszedem w mroczny otwr. Nie wkroczyem w pustk, nie wpadem w otcha, znajdowaem si teraz w ciemnym pomieszczeniu. I wtedy wydarzyo si co, co ju przeyem, jednak w odwrotnej kolejnoci. Mwi o tym momencie, kiedy co weszo do domu Hoggno Kata i zgasio wiece. Tym razem wygldao to tak, jakby co opucio pokj i zapalio wiec, zamiast j zgasi. Zapaka i knot zapony tak nagle, e ich wiato olepio mnie na chwil, mrugnem i usyszaem szelest papieru. I wydaje mi si, e przez chwil widziaem cie - kolosalny cie! - ktry byskawicznie pomkn przez drzwi na zewntrz. Strach nadal mnie nie opuszcza, lecz to, co teraz zobaczyem, zadziaao na mnie uspokajajco. To byy ksiki. Wszdzie dookoa na regaach stojcych przy omiu cianach. adne skamieniae, zmarnowane na cegy ksiki, nie, prawdziwa biblioteka. Nie bya to te jedna z tych olbrzymich bibliotek, do ktrych niemal si przyzwyczaiem tu w midzyczasie, tylko maa skromna prywatna biblioteczka, wyposaona w co najwyej par setek tytuw. Na rodku pokoju sta fotel z drewna i skry, obok may elazny st. Na nim sta dzbanek peen wody. I szklanka. I miska suszonych ksikowych robakw. Woda i poywienie! Opadem na fotel, nalaem sobie szklank wody, wypiem j jednym haustem i wrzuciem sobie do pyska gar robakw. Pyszne, byy nawet posolone! ujc, rozgldaem si dookoa peen dobrych myli. yk wody i gar przydymionych insektw wystarczyy, by z pozbawionego nadziei wraku zrobi radosnego optymist. To nie rozum okrela nasz wiadomo. To odek. Wstaem i podszedem do ksiek. Wziem jedn z regau i otworzyem j. Bya napisana starocamoskim, nosia tytu Trumienna harfa i bya autorstwa Bamuela Gurkendampfa. Zaszlochaem. Sam fakt, e byem w stanie odczyta pismo, wystarczy, by wywoa we mnie to gwatowne uczucie. Zerwana ni czca mnie z cywi-

lizacj zawizaa si na nowo. Nie tylko potrafiem odczyta pismo, znaem nawet tre tej ksiki! Czytaem j w modoci i przyprawia mnie ona o najstraszniejsze koszmary. Bya to tak zwana Jeca Wos Ksiga, podgrupa camoskiej literatury grozy. Wziem z regau kolejne dzieo. Nazywao si Zimny go i napisa je Nekton Nemu Okrutny. To te bya Jeca Wos Ksiga. Nemu by jednym z czoowych pisarzy literatury grozy. Skrzywiem gow i przebiegem wzrokiem po tytuach. Szkielety w trzcinach Halucenii Hallfrid. Dwunastu wisielcw na drzewie Pnocy Goriama Groggo. Zmarznita zjawa Friggnara z Mgawiec. miech w piwnicy Agu Frossta. W lochach Poncych Oczu sistr Grottenklamm. Tam, gdzie piewa mumia Omira Bem Shokkera. I tak dalej, i tak dalej. Ju same pseudonimy nie pozostawiay wtpliwoci, e wszystkie dziea bez wyjtku byy Jecymi Wos Ksigami. Biegaem od regau do regau, czytaem jeden tytu za drugim i w kocu nabraem pewnoci - bya to modelowa Biblioteka Jeca Wos. Prawdopodobnie najobszerniejsza i najkosztowniejsza, jak widziaem w yciu. Zamiaem si nagle. By moe istnieje paru wrd was, moi drodzy przyjaciele, niewiedzcych dokadnie, jak przedstawia si sprawa Jecych Wos Ksig camoskiej literatury grozy, dlatego te wybaczcie mi ten krtki wywd. Nie bdzie on trwa dugo i pomoe wam zrozumie powody mojej wesooci. Istnia czas, gdy wierzono, e camoska literatura grozy osigna swe granice. Wykorzystano ju wszystkie wywoujce gsi skrk i koszmary postaci i tematy, od bezgowych duchw przez topielcw bkajcych si po Cmentarnych Bagnach, po poerajce stopy demony, kryjce si pod piwnicznymi schodami. Pisarze powtarzali si przy tym, kac bka si po swych ksikach cigle tym samym pmumiom, duchom w okowach i krwiopijcom, a w kocu nie mona byo tym przestraszy nawet dziecka. Nakady i dochody spaday dramatycznie. Wydawcy camoskiej literatury grozy byli zrozpaczeni, dlatego zwoali na wsplny kongres wszystkich autorw tej dyscypliny, a take paru znanych buchemikw, by omwi i przedsiwzi rodki mogce przezwyciy ten kryzys. Kongres przebiega za grubymi na metr murami Zamku Bdnych Ognikw w Przepaci Demonw bez udziau publicznoci. Std przez dugi czas byo tajemnic, jakie rodki tam omawiano i w kocu wcielono w ycie. Jest jednak faktem, e niecae p roku pniej na rynku pojawiy si pierwsze tak zwane Jece Wos Ksigi i kryzys camoskiej literatury grozy momentalnie min. Ksiki te robiy takie wraenie, wywoyway tak groz i strach, e ich czytelnicy czsto w rodku lektury wyrzucali je z krzykiem do kta i chowali si za meblami, bo nie mogli ju wytrzyma. Niektrzy zwolennicy literatury Jecej Wos w wyniku nadmiernej jej konsumpcji wariowali ze strachu, ldujc w zakadach zamknitych i wpadali w ataki histerii, gdy tylko z daleka pokazywano im jak ksik, nawet gdy bya to ksika kucharska. Nawet znani krytycy i badacze literatury wierzyli, e frapujce od-

dziaywanie Jecych Wos Ksig bazowao na zastosowaniu wyrafinowanej techniki pisarskiej. Tumaczono sobie tym samym, e najwiksi mistrzowie camoskiej literatury grozy w czasie kongresu na Zamku Bdnych Ognikw wyjawili sobie nawzajem swe najtajniejsze sztuczki. Potem w wyrafinowany sposb wymieszano te pisarskie triki, by stworzy dziki temu spotgowan i znacznie mocniej oddziaujc literatur grozy. Literatur, ktra bya w stanie wywoywa nadnaturalne zjawiska przeladujce czytelnikw w trakcie czytania, i przeksztacajc nawet najbardziej odpornych w jczcy kbek nerww. By to, tak na marginesie, take pocztek Przeraajcej Epoki, w ktrej najwiksze triumfy wiciy nie tylko Jece Wos Ksigi, ale take Makabryczna Muzyka Hulasebdendera Szruti. Mona podobno usysze, jak Jece Wos Ksigi szeptay i szlochay w ciemnociach. Otwieray si ze skrzypieniem jak zardzewiae drzwi do podziemnych, dawno zapomnianych lochw, w ktrych czaio si Nienazwane. Gdy je otwierano, nierzadko wyrywa si z nich upiorny krzyk lub potworny miech. Czasami wydobywao si z nich zimne tchnienie, wiatr wypeniony szeptami, poruszajcy pokymi zasonami w pokojach umierajcych w prastarych, przekltych zamkach, wypenionych niespokojn obecnoci przekltych dusz. Ksiki te potrafiy rozpyn si w powietrzu w trakcie czytania i z chichotem zmaterializowa w zupenie innym miejscu w pokoju. Z ich stron wyskakiwaa czasem odrbana wochata rka z dziesicioma palcami, by przespacerowa si po rce czytelnika jak pajk, po czym rzucaa si w ogie kominka i wyjc pona. Teksty zawarte w Jecych Wos Ksigach skaday si prawie wycznie ze sw budzcych najbardziej nieprzyjemne odczucia. Byy to sowa i zwroty takie, jak: zdrtwiay, kocisty, pospny, wielonony, dreszczowy, niesamowity, grobowy gos, godzina upiorw albo poarty przez robaki. Literatura Jeca Wos wprowadzia do uytku take par nowych tworw, w ktrych sowa te poczono ze sob dla spotgowania ich oddziaywania, jak na przykad zdrtwiaokocisty, pospnodreszczowy albo wielceniesamowity. Przeczytanie ju jednego z nich mogo zjey wos na gowie. I tej umiejtnoci zawdziczaa sw nazw owa nowa dyscyplina literacka. Czytanie Jecej Wos Ksigi rwnao si spacerowi podziemnymi piwnicami, ktre odkryo si o pnocy za ukrytymi drzwiami - w opuszczonym zakadzie dla umysowo chorych, w ktrym straszyy niespokojne upiory masowych mordercw. Jakby byo si w zatchej piwnicy penej pajczych sieci, ktr bada si wiec migoczc w drcej doni, podczas gdy prychaj na nas czerwonookie szczury, a lodowate macki chwytaj za nasze kostki. Za kad stron Jecej Wos Ksigi, w kadym rozdziale, w kadym zdaniu moga czai si groza w formie przeraajcego sformuowania, ktre cinao krew w yach. Nerwy napite jak postronki raz za razem odryway od czytania. Tam! Czy nie bya to rka na szybie? Moe to rka bezwzgldnego rabusia grobw, ktremu skoczyy si ju zapasy cia na po oonym w pobliu cmentarzu wyrzutkw, ktrymi zaopatrywa szalon Przeranic, alchemiczk z laboratorium po ssiedzku? Owego laboratorium, z ktrego noc wydobywaj si zawsze te przeraajce wrzaski? Nie,

to tylko li w ksztacie rki przycinity do szyby przez wiatr, li w przeraajcy jednak sposb przypominajcy ap obkanego idioty wioskowego, ktry w czasie peni ksiyca wypatrywa po owietlonych domostwach nowych eksponatw do swej kolekcji ucitych gw. Ha! Czy to nie jego apa zaciskaa si, duszc, wok naszego garda? Nie, to tylko szal, ktry zwizalimy sobie wok szyi z powodu jesiennych grobowych chodw, zakradajcych si do biblioteczki. Zwiza? Kto kogo zwiza? Zestresowany czytelnik opuszcza ksik i zaczyna obgryza paznokcie. Nie powinien jej raczej odoy? Zakopa? Spali? Zamurowa? Ale przecie to takie pasjonujce! Tam! Uderzenie dzwonu, gdzie z oddali jak gdyby wydobyte z dzwonka na umarych, poruszonego przez otulonego czerni kosiarza, ktry nadszed by... Nie, to tylko pusty kieliszek po winie trcony okciem. Pot spywa w lodowatych strugach, wszystkie wosy na ciele staj dba, serce bije ju niemal w gardle - i wtedy w spoczywajcej na kolanach Jecej Wos Ksidze przewraca si samoistnie z szelestem strona, tak nieoczekiwanie, tak zaskakujco, tak szokujco, e o mao nie przyprawia o zawal serca. Sam chciabym w to wierzy, moi kochani przyjaciele, e sam tylko sztuk pisarsk osigao si tego typu efekty, ale naturalnie tak si nie dziao. Zdumiewajca prawda wysza na jaw dopiero po paru dziesicioleciach, gdy jeden z pisarzy biorcych udzia w kongresie na Zamku Bdnych Ognikw da ulg swemu sumieniu na ou mierci. Bo to wcale nie pisarze przekazali Jecym Wos Ksigom ich moc, tylko buchemicy. Oni to mianowicie wyjawili sobie wwczas wzajemnie swoje tajemnice, szczeglnie w kwestii wytwarzania hipnotyzujcych pachnide. Stworzyli eliksir, ktry, gdy perfumowano nim strony ksiek, wywoywa wszystkie opisane symptomy strachu, od gsiej skrki po zatrzymanie akcji serca. Historie grozy zawarte w ksikach nie stay si ani odrobin lepsze albo mocniej oddziaujce ni te, ktre autorzy tworzyli wczeniej. Wrcz przeciwnie, mogy by nawet gorsze, poeci musieli uwaa tylko na to, eby pojawiay si w nich jak najczciej sowa i zwroty takie, jak: zdrtwiay, kocisty, pospny, wielonony, przeszywajcy dreszczem, niesamowity, poarty przez robaki i zdrtwiaokocisty, pospnodreszczowy albo wieloniesamowity. Wystarczyo to, by przekona krytykw, e chodzi tu o magi sw. Lecz bya to tylko ordynarna i do tego nielegalna alchemia i Jece Wos Ksigi zostay w kocu zakazane. Jednak wrd kolekcjonerw cieszyy si one popularnoci i szczeglnie modzie czytaa je nadal pod ko drami. Ja sam przeczytaem wwczas pewnie z dwadziecia razy Trumienn harf Bamuela Gurkendampfa, wdychajc za kadym razem z luboci przejmujce dreszczem i wzniecajce strach zapachy. C, ale to wszystko nadal nie byo powodem do miechu, czy nie, moi drodzy przyjaciele? Nie by te powodem do wesooci fakt, e tajemniczy gospodarz zwabi mnie akurat do pomieszczenia penego ksiek, zaliczonych przez camoski Urzd Zdrowia do Niebezpiecznych Ksiek, ktre pewnie nadal rozpylay swe hipnotyczne perfumy. A przede wszystkim nie byo to mieszne dlatego, e niebezpieczny zapach Jecych Wos Ksig ju wywiera na mnie swj wpyw. Syszaem skrzypienie otwierajcych si powoli trumien, obkaczy miech mumii z torfowisk, szlochy zamurowanych ywcem. Widziaem ucite donie pe-

zajce po suficie biblioteki i rogate cienie taczce po grzbietach ksiek. Nie, to nie byo mieszne. mieszne byo, e to wszystko gboko mnie uspokoio. mieszne byo, e nie moga mnie ju przerazi caa biblioteka Jecych Wos Ksig. mieszne byo, e w rodku koszmaru, ktry sta si rzeczywistoci, w podziemnym zamku bez wyjcia, sam widok pisma, ktre byem w stanie odczyta, dawa mi poczucie bezpieczestwa. I dlatego zaczem si mia, moi przyjaciele, gono i dugo. Potem wziem si znowu w gar, bo samotnie miejca si osoba ma w sobie co desperackiego. Wziem sobie par Jecych Wos Ksig, usiadem na fotelu, wypiem reszt wody, schrupaem robaki i zaczytaem si. I tak, jak koysao mnie kiedy do snu mruczenie buchlingw, tak teraz lamentowanie umarych, chichot czarownic i wrzaski syrenich zjaw utuliy mnie mikko do snu. Wochate donie przebiegay po pododze i niewidzialne nietoperze latay wok mojej gowy, ale byo mi to serdecznie obojtne. W rodku tego urojonego szalestwa zapadem w gboki sen. A ostatnim, co przeszo mi przez gow, byy dwie linijki z poematu Deszczblaska, ktre rozumiaem teraz nieco lepiej: Dom z obdu i dwikw ciany Paacem Cieni zwany Smutny Duch Niewiele robiem sobie ju z tego, e ciany si poruszaj i e podoga opada i podnosi si, gdziekolwiek pjd czy stan. Cay Paac Cieni zdawa si gigantycznym mechanizmem znajdujcym si w cigym ruchu, a ja nie potrafiem znale w tym jakiegokolwiek sensu. Jednak w maszynie ksikowej Rdzawych Gnomw w Skrzanej Grocie te nie znalazem go od razu. Moe i paac by jedn z konstrukcji wiadczcych o ich manii wielkoci. Gdy obudziem si w bibliotece Jecych Wos Ksig, czuem si rzeki i uspokojony. Niewane, jak potworne koszmary mnie mczyy, musiaem przespa wiele godzin. Gdy znowu ruszyem poprzez niekoczce si korytarze, wok mojej gowy latay jeszcze wprawdzie przezroczyste zjawy nietoperzy, poucinane biae donie pezay po pelerynie, ciche gosy szeptay, e powinienem utopi si w paacowym stawie i inne tego typu rzeczy, lecz z czasem uleciao halucynogenne dziaanie buchemicznych perfum i mj rozum by znw jasny. Byem gociem w Paacu Cieni, to byo pewne. Udzielono mi kwatery i zadbano o wyywienie. Wprawdzie skpe to byo wyywienie i dziwna kwatera, ale zawsze co; kto tolerowa, ba, moe nawet ceni sobie moj obecno. Fakt, e jako lektur na dobranoc wyznaczy mi akurat Jece Wos Ksigi, pozwala domyla si ekscentrycznej osobowoci, moe szczeglnego poczucia humoru, jednak niekoniecznie zych zamiarw. Ale kim byem tak naprawd: gociem czy winiem? Jak dugo potrwa mj pobyt? W jakim celu goci mnie mj tajemniczy gospodarz? Zdecydowaem si oceni najnowsze wydarzenia jako wyraz oglnej poprawy mojej sytuacji. Lepiej by goszczonym przez fantom ni ciganym przez Harpiry, Pajxxxxy i owcw ksiek.

Poprzez korytarze pyna eolska muzyka. Im duej i dokadniej si przysuchiwaem, tym mniej chciao mi si wierzy, e jej rdem s przypadkowe przecigi. Tak jak i w znakach pokrywajcych pieczary przed Paacem Cieni odkryem w niej pewne wzory i regularnoci, ktre byy jednak zbyt dziwne, by okreli je jako muzyk lub harmoni, najtrafniejsze wydao mi si tylko wewntrznie sprzeczne pojcie melodyjnego dysonansu. Czasami miaem wraenie, e sysz w niej gosy lub znajome instrumenty, ale adna ze znanych mi form ycia nie bya w stanie wydoby z siebie tak upiornego piewu. adne skrzypce nie byy zbudowane w ten sposb, by wytworzy tak cienki szklany ton, aden ziemski instrument dty nie osiga tak gbokich basw. Jeli Paac Cieni by olbrzymi maszyn, dlaczego nie mg by i gigantycznym instrumentem? A te stale przesuwajce si ciany, unoszce i opadajce podogi suyy moe do skanalizowania prdw powietrza, jak chociaby w skomplikowanym pneumatycznym mechanizmie trbuzona. Tak jak znaki na zewntrz wydaway mi si pismem pozaziemskiej rasy, tak i muzyka Paacu Cieni zdawaa si skomponowana na obcej planecie. Lecz moe byo to wszystko tylko gigantycznym fletem jakiego zbzikowanego Rdzawego Gnoma. W skpo owietlonych, wypenionych cieniami obszarach paacu syszaem sporadycznie jakie szelesty. Czasami dochodziy z podogi, czasami z sufitu, od czasu do czasu wydawao mi si nawet, e widz umykajcy cie, mniej wicej wielkoci kota. Zdumiewajce byo, e jego kontury nie miay w sobie nic zwierzcego, nawet nic owadziego. Wydawao si, o ile oczy nie myliy mnie w tym sabym wietle, e byo to prostoktne. Czasami odnosiem wraenie, e w moim pobliu znajduje si wicej egzemplarzy. Szelecio co wtedy w rnych ciemnych ktach rwnoczenie, przyprawiajc mnie o to nieprzyjemne uczucie osaczenia. Gdy przechodziem znowu do jasnych obszarw paacu, syszaem dreptanie wielu nek i widziaem prostoktne cienie znikajce w szparach murw. Raz, w szczeglnie gbokich ciemnociach, usyszaem i nawet poczuem, jak co przelatuje mi nad gow, szeleszczc tak gono jak nietoperz z setk skrzyde. Odkrywaem wielkie hale z monstrualnymi kominkami, sale z dugimi stoami i kamiennymi awami. Byy tam awki, mae stoliki i olbrzymie krzesa tronowe, lecz wszystkie meble skaday si wycznie ze skamieniaych ksiek i byy przymocowane mocno do podogi. Sprawiao to wraenie, jakby gwn architektoniczn myl przywiecajc budowie Paacu Cieni byo to, e wszystko musi pozosta na swym miejscu, nawet gdyby przez budynek przesza ogromna fala powodziowa. Wszedem do maego kwadratowego pomieszczenia i nagle jakby moje wejcie uruchomio jaki mechanizm, ciany po lewej i prawej stronie zatopiy si w pododze. Odsoniy widok na dalsze ciany, ktre take si opuciy i pokazay kolejne opuszczajce si ciany, i tak dalej, a mae kwadratowe pomieszczenie przeksztacio si w dugi korytarz, ktrego oba koce giny w mroku. Innym razem byo na odwrt; wszedem w dugi korytarz, w ktrym nagle zaczy wyrasta ciany, a w kocu byem uwiziony w maym pomieszczeniu, ktrego podoga nagle si opucia i przetransportowaa mnie na dolne pitra Paacu Cieni. Wydao mi si, e ten budynek jest wprost kapryny i stale niezadowolony z mojego miejsca pobytu, dlatego niestrudzenie przenosi mnie z miejsca na miejsce. Czasami jednak i godzinami nic

si nie poruszao, a ja nienagabywany wczyem si po szarych salach. Musiaem chodzi ju tak cay dzie, gdy nagle znw natknem si na lad papierowych strzpkw. Leay na pododze korytarza i zaprowadziy mnie do wielkiej sali jadalnej z dugimi, kamiennymi stoami i awami. Na jednym ze stow, na ktrego szczycie znajdowa si tron z murowanych ksig, czeka na mnie dzban wody i miska pena korzonkw. Pora posiku! Przyjem zaproszenie mojego tajemniczego gospodarza, kaniajc si z galanteri w pust przestrze i siadajc na kamiennym tronie. Woda bya wiea i lodowata, a korzonki smakoway, c, jak korzonki, ale z grubsza zaspokoiy mj gd. Podczas jedzenia usiowaem sobie wyobrazi, jak jedzono tu i biesiadowano w pradawnych czasach. Ale porwaa mnie znowu fantazja o mrwkach olbrzymach i oczyma duszy widziaem si otoczony przez ssiadw o owadzich oczach, z rozkosz rozgryzajcych i wysysajcych wije swymi podobnymi do noyc aparatami gbowymi, rozmawiajcych ze sob potrzaskujcym owadzim jzykiem. Przybio mnie to nieprzyjemne wyobraenie i zakoczyem swj skromny posiek. Byem odwieony i wzmocniony. Teraz nadal si ciesz, e to, co wydarzyo si chwil pniej, nie dosigo mnie, gdy byem osabiony i przygnbiony. Moje wraliwe poetyckie serce prawdopodobnie by tego nie znioso. Usyszaem, e kto nadchodzi. Tak, cakiem wyranie syszaem, e kto zblia si do jadalni. Nie syszaem wprawdzie krokw, ale cikie dyszenie, regularny oddech kreatury zbliajcej si do drzwi. Czy by to w kocu mj gospodarz, fantom? Czy nadchodzi tu wanie Krl Cieni? Staem jak wbity w ziemi, z napicia nie mogc ruszy ani jednym miniem, podczas gdy astmatyczne dyszenie zbliao si coraz bardziej. Co wkroczyo do sali. Mwi co", poniewa nie znam sw, ktre mogyby okreli to niezdefiniowane zjawisko. Zjawisko, ktre, moi drodzy przyjaciele, napdzio mi wicej strachu ni wszystkie przeraajce kreatury, ktre spotkaem dotychczas w czasie, zaprawd, obfitujcej w nie podry. By to jedynie cie, przezroczysta sylwetka, bez twarzy, bez gbi, bez wyranego ksztatu, jedynie szary kontur. Jeli co odpowiadao mojemu osobistemu wyobraeniu o duchu, by nim ten dyszcy cie suncy wolno przez sal w moim kierunku. Widziaem tylko zmieniajc stale ksztaty szar mg, jak chmur dymu, ktra pdzona przez wiatr toczya si w moim kierunku. Szeptaa w niej setka gosw i rwnoczenie ten ciki urywany oddech, ktry tak przedziwnie mnie poruszy i miertelnie zasmuci. I wtedy cie otuli ju mnie caego, od stp do gw, i poczuem, jak przechodzi przeze mnie. Przez krtk i szalon chwil nasze wntrza wymieszay si, fala obcych myli, obrazw, pejzay i kreatur wybucha nagle w moim umyle - a potem wszystko mino. Cie min mnie, przepyn przeze mnie jak przez sito, a ja obrciem si i spogldaem za nim przeszywany dreszczami. Sun po prostu dalej przez sal, jak gdyby niczego nie zauway. Teraz zobaczyem, e pozostawi po sobie lad. By to cienki, wilgotny lad, jaki pozostawiaj po sobie limaki, a ja pochyliem si, by go sprbowa, nim znw si ulotni. Wszystko, co zrobiem w tym momencie, dziao si niewiadomie, instynktownie, bez udziau mojego umysu, bo w normalnych warunkach nigdy bym tak nie postpi. Nigdy! Dotknem wilgotnego ladu, pod-

niosem palec do ust i polizaem. To byy zy. Dopiero teraz zrozumiaem, e cie nie dysza, lecz paka. Doszed do drugiego koca sali i stopi si z ciemnoci odchodzcego od niej korytarza. ywe Ksigi Nadal staem w tym samym miejscu, tam, gdzie przeszed przeze mnie cie. Prbowaem uporzdkowa moje myli i uczucia, jak po gwatownym koszmarze, z ktrego wanie si przebudziem. Czy by to naprawd Krl Cieni? Nie istniao adne podobiestwo do tego, co o nim rozpowszechniano. Nie sprawia te wraenia, e mgby komu wyrzdzi krzywd, nie wspominajc ju o uciciu gowy Hoggno Katowi albo napdzeniu strachu Harpirowi. A moe bya to tylko jedna z wielu postaci, ktre mg przyj? Czym byy te dziwne obrazy i myli w obcym jzyku, ktrymi przepuka moj wiadomo, zabierajc je nastpnie z powrotem? Nie mogem ju sobie ich przypomnie. Popieszyem za nim, majc w gbi ducha nadziej, e nie znikn jeszcze w labiryntach Paacu Cieni. Ale na szczcie by tu jeszcze lad ez, ktry pozostawi za sob. Cign si ssiednim korytarzem, prowadzc potem w poprzek wielkiej ciemnej i pustej sali, nastpnie znw wskim, owietlonym pochodniami korytarzem i w kocu po schodach na gr. Byy to pierwsze schody, jakie zobaczyem w Paacu Cieni. W tej czci w kadym razie jeszcze nie byem. Schody koczyy si w wysokim korytarzu owietlonym wiecami, tkwicymi w ciennych wiecznikach po jednej stronie korytarza. Po drugiej stronie znajdoway si wysokie, wskie okna, poprzez ktre mona byo spoglda tylko w czarn pustk. A do tego szemraa wieczna niesamowita muzyka Paacu Cieni. Pdziem dalej, cigle tym wilgotnym tropem, ktry prowadzi teraz poprzez wielki kamienny uk, wypeniony taczcym wiatem. Znw syszaem stumiony oddech, szlochanie i szepczce gosy, ale tym razem brzmiao to tak, jakby pochodzio z wielu rde. Przeszedem pod ukiem i spojrzaem w olbrzymi owietlon pochodniami hal, dotychczas najwiksz z tych w Paacu Cieni. Bya zaaranowana jak amfiteatr. Staem na najwyszym stopniu i spogldaem w d na kolejne poziomy w ksztacie stopni i na wielk scen porodku. A tam, moi ukochani przyjaciele, wystawiano sztuk, ktra naprawd poruszya mnie do ez. Byy tam setki tych cienistych istot przenikajcych bez wytchnienia poprzez siebie, szepczcych i szlochajcych. Widziaem, jak si roztapiay, wsuway w siebie i znw uwalniay si, inne nadchodziy przez wiele wej znajdujcych si dookoa i schodziy schodami w d, by wmiesza si w tum na wielkiej scenie. Tutaj w sali muzyka Paacu Cieni rozbrzmiewaa z wiksz si, jak peen dysonansw marsz aobny, wymieszany z chrem westchnie i szlochw. Odnosio si wraenie, jakby cienie paczc taczyy w rytm tej muzyki. zy napyny mi do oczu i zaczem paka, dziwnie poruszony tym niewypowiedzianie smutnym, nierealnym przestawieniem - a nagle znw

przepyna przeze mnie fala obrazw i myli, tak samo zaskakujco i zdumiewajco, jak wydarzyo si to w jadalni. Jedna z cienistych istot wkroczya za mn do sali i po prostu przesza przeze mnie. Teraz suna schodami w d do swych pobratymcw. Tego byo ju za wiele. Odwrciem si i uciekem z powrotem na korytarz. Tam pakaem nadal, nie wiem jak dugo ani dlaczego. Lecz zy miay wybawiajce i uspokajajce dziaanie. Gdy w kocu wyschy, pomylaem, e nabraem si wystarczajco, by wrci do sali, moe nawet uda si midzy taczce cienie i zgbi do koca t now tajemnic Paacu Cieni. Lecz gdy si obrciem, ukowa brama bya ju zamknita, zagrodzona murem skamieniaych ksiek, ktre bezgonie zgromadziy si za moimi plecami. Muzyka take znikna, jak gdyby zostaa zamurowana. Nasuchiwaem, lecz nie syszaem ju nic wicej. adnego dwiku. Mona by niemal uwierzy, e nic si nie wydarzyo. A szczerze mwic, moi kochani przyjaciele, wolabym eby tak byo, poniewa teraz w moim umczonym umyle pitrzyy si same znaki zapytania. Nagle zaszelecio co za mn w korytarzu i odwrciem si. Tym razem zobaczyem to naprawd: ciemny prostoktny obiekt, uciekajcy do jednego z ssiadujcych korytarzy. Byem teraz we waciwym nastroju na wyrwanie ostatnich tajemnic temu przekltemu Paacowi, rzuciem si wic odwanie za nim. Korytarz by sabo owietlony jedn samotn wiec, dlatego te nie mogem rozpozna dokadnie tej maej istoty migajcej przede mn zygzakami z ciemnoci w ciemno. Polowanie prowadzio przez wiele zaomw, w lewo, w prawo, schodami w d i znw na gr, ale deptaem niezmordowanie po pitach temu maemu stworzeniu. Pobieglimy w gr spiralnymi schodami, ktre nagle skoczyy si na elaznej kracie, przez ktr may cie przelizgn si bez trudu. Ja jednak, przeklinajc, musiaem si zatrzyma. Chciaem wanie zawrci, gdy krata podniosa si z chrzstem i zaczem wspina si dalej, minem jeszcze tylko par zakrtw i wszedem nagle do duego pomieszczenia. Przypomniao mi bibliotek Jecych Wos Ksig, to samo omioktne uoenie, regay ksikowe przy cianach, porodku fotel i st ze wiecznikiem, i przez chwil mylaem, e znw si tam zapdziem. Ale jednak byo tu inaczej. Moe brakowao mi halucynogennych perfum, moe ksiki byy inaczej uoone, ale z pewnoci nie bya to ta sama biblioteka. A maego stworzenia nigdzie nie mogem zauway. Bd co bd byy to prawdziwe ksiki, ktrych zawarto moe moga mi jako pomc. Podszedem do regau, wyjem z niego prastare, skrzane tomisko i otworzyem. Ksika gapia si na mnie. W jej rodku znajdowao si ywe, mrugajce oko, wpatrujce si we mnie z przeraeniem, tak samo, jak dziao si to przy Maszynie Ksikowej w Skrzanej Grocie, gdy Golgo pokazywa mi rega z ywymi Ksigami. I zareagowaem z takim samym przeraeniem jak wwczas - upuciem ksik. Gruchna o ziemi, gono zaszelecia, z okadki wysuno si cztery, sze, osiem maych nek i ucieka ode mnie prociutko w stron przeciw-

legej ciany z ksikami. Tam wpeza wysoko na rega i znikna w szparze midzy dwoma grubymi, brzowymi skrzanymi tomami. Obrciem si wok wasnej osi. Dookoa zaczo co szeleci, pojedyncze grzbiety ksiek poruszay si ledwo zauwaalnie. Nie, to nie byy Jece Wos Ksigi, ktrych zachowanie potrafio porzdnie przerazi. To bya caa biblioteka pena ywych Ksigl Prostoktne mae cienie, naturalnie, to byy po prostu ksiki, ywe Ksigil Rzdzi tam robactwo ponure Oprawione w papier i skr Czy ywe Ksigi byy czym w rodzaju szczurw, robactwem Paacu Cieni? Znalazy drog z buchemicznych laboratoriw, poprzez had mieci Unhajmu a tutaj? I moe si nawet rozmnoyy? To byo fascynujce: ksiki, ktre mogy si rozmnaa i samodzielnie stworzy bibliotek. Zadawaem sobie pytanie, czym ywi si te zwierztka w tych skromnych murach. Lecz prawdopodobnie odkryem dopiero uamek Paacu Cieni. Rozejrzaem si raz jeszcze. Jeli naprawd byy to same prawdziwe ywe Ksigi, to zgromadzono tu majtek. Wziem z regau kolejny egzemplarz i otworzyem go. Wntrze wygldao jak gardo pene ostrych zbw. Zaskoczony patrzyem do rodka, a ksika prychnla i ugryza mnie w rk. Wrzasnem: Au! To bolao! Ale ta cholerna bestia nie popuszczaa, prychaa dalej i wgryzaa si jeszcze mocniej w moje krwawice palce. Wrzasnem raz jeszcze, tym razem ze wciekoci i tukem pici w okadk. W kocu odpucia, rozlunia zgryz i spada na ziemi. Take z niej wysuno si osiem maych nek, na ktrych ucieka do kta, skd krzywo na mnie patrzya. Przez regay dookoa przeszo poruszenie. Szelecio i trzeszczao, skra z piskiem ocieraa si o skr, popiskiwao co i dreptao - ksiki si przebudziy, obudzone pyskwk swej koleanki albo zapachem mojej krwi. Bo po tym brutalnym ugryzieniu, moi kochani przyjaciele, byem ju pewny, e s to nie tylko ywe, lecz take Niebezpieczne Ksigi - dzika i spragniona krwi odmiana udomowionych pobratymcw ze Skrzanej Groty. I teraz domylaem si ju, czym si odywiaj. Nic, tylko ucieka std! Zrobiem jeden, dwa szybkie susy w stron wyjcia, ktrym wszedem do biblioteki, ale nie byo tam ju adnego wyjcia, tylko mur. Obejrzaem si, by oszacowa moje szanse. Ile ksiek mogo tu by? Par setek? No adnie. Nie byy to Pajxxxxy ani Harpiry. To byy szczury, nic wicej. Szczury s tchrzliwe. Jeli tylko zaatwi szybko par z nich, reszta skuli ogony i bdzie szukaa ucieczki. Bd co bd byem dinozaurem. Miaem zby i pazury. Przeyem na hadzie mieci w Unhajmie. Na kolei Rdzawych Gnomw. To poradz sobie pewnie i z paroma regaami penymi zmutowanych ksiek. Zagruchotao co za mn i podoga zacza wibrowa. Obniya si i pocigna mnie za sob w gbie. C, to mi akurat pasowao. Moe ta nieoczekiwana jazda wywiezie mnie daleko od tych ywych Ksig. Ale jedynym efektem byo to, e ciany urosy. Im bardziej obniaa si podoga, tym wicej pojawiao si ksiek, ktre wanie si budziy, a gdy w kocu si zatrzymaa, regay byy co najmniej cztery razy wysze ni wczeniej. Teraz nie byy to setki, ale tysice szczurw, z ktrymi musia-

em walczy. I pierwsze ju rzuciy si na mnie z gry. Zdumiaem si, e byy to akurat te z najwyszych regaw, ale gdy spadajc rozoyy swe okadki i rozpostary strony, zaczynajc nimi macha, wtedy zrozumiaem. To byy latajce ywe Ksigi, wariant nietoperzowy. Cay rj spad na mnie i okra z piskiem moj gow. Tam, gdzie u normalnych ksiek koczy si grzbiet, miay one mae pyski z malekimi zbami, ktrymi chciwie za mn kapay. Inne zachowyway si jak we. Nadchodziy bardzo wolno od strony regaw, ich skrzane cielska poruszay si elastycznie w rytmicznych, pezajcych ruchach, zsuway si i znw rozprostowyway, syczc jak jadowi te kobry Midgardu. Najbardziej nieprzyjemne biegay na omiu nkach jak pajki. Byy bardziej zwinne i agresywne ni te wowate, i im przypisywaem najwiksze podoci. Nie wiadomo byo, gdzie miay gr, a gdzie d, mogy si byskawicznie obrci, pokazujc mi to swe skrzane plecy, to szeleszczce strony i krciy si stale wok wasnej osi. Nie miaem pojcia, czym chciay mnie ugry albo dziabn, ale to, przypuszczaem, pewnie bardzo szybko si wyjani. I tak ywe Ksigi otaczay mnie ze wszystkich stron. Coraz bardziej podpezajc, przelizgujc si lub zlatujc z regaw, coraz mocniej zaciskay okrg. Jeli w tej chwili nie przezwyci tego paraliu, pomylaem, ktry mnie zapa, na pewno pogrzebi mnie ywcem i rozerw na malekie kawaki. To troch niezrczne, moi kochani przyjaciele, ale ku mojemu zawstydzeniu przysza mi nagle do gowy akurat maksyma z Drogi owcy ksiek, z tej przeraajcej miernoty Rongkonga Przecinaka. A mianowicie trzecie katakumbum: To, co yje, mona zabi. Jeli ksika yje i si porusza, to mon te j zabi, brzmi logicznie, nieprawda? Wyuczyem si moich lekcji w tym bezlitosnym wiecie podziemi i teraz w kocu nadszed czas, by wprowadzi je w czyn. Potnym chwytem apy zapaem w powietrzu jedn z Latajcych Ksiek. Kartki poleciay od razu w pczkach przez okolic, zanim jej resztki zdyy plasn o podog, gdzie zmiadyem je siln stop. Zatrzeszczao w jej wntrzu i krew czarna jak czernido drukarskie wytrysna na wszystkie strony. Wykorzystaem oglne zdumienie, eby stratowa jeszcze dwa wowate egzemplarze w mojej najbliszej okolicy. Oba wyday z siebie peen zaskoczenia syk i przestay si rusza. Dwa kolejne machnicia ap w powietrzu i trafione Latajce Ksiki rozpuciy si w chmurach latajcych kartek. Reszta stada poleciaa szybko na gr, eby si tam przede mn schroni. Odwrciem si wtedy w stron oddziaw ldowych, rozdeptujc jeszcze kolejne we ksikowe, przemaszerowaem po nich w stron jednego z regaw i wywrciem go. Ciki mebel obali si do przodu i pogrzeba

pod sob dziesitki pajkopodobnych egzemplarzy. Roztrzaska si przy tym na niezliczone czci i odamki drewna, z ktrych we wzburzonym ku rzu wybraem sobie najduszy i najostrzejszy. Z nim poszedem na polowanie na ywe Ksigi, ktre we wszystkich kierunkach szukay teraz ucieczki. Wdrapyway si wysoko na regay i na ciany, a latajce egzemplarze latay tak blisko sufitu, jak byo to moliwe. Pezajce ksiki miay pecha - byy za wolne. Jedn po drugiej przeszywaem moj wczni, a gdy trzymaem j triumfalnie w grze, miaem na ni nadziany z tuzin ksiek. Odrzuciem gow do tyu i zawyem bestialsko, tak jak zrobiem to na dworcu Rdzawych Gnomw. Wszystkie regay wraz ze znajdujcymi si na nich ywymi Ksigami zadray. Potem wszystko ucicho. Pozostae, oszczdzone ywe Ksigi ucieky w grne czci biblioteki i siedziay cicho jak mysz pod miot. Rzuciem w kurz wczni z wci trzepoczcymi ksikami i sapic obserwowaem pole bitwy. Pojedyncze kartki unosiy si w powietrzu i wszystko kleio si od lepkiej, czarnej krwi. Dostosowaem si do barbarzyskich zachowa w katakumbach. Staem si owc ksiek. Homunkolos ywe Ksigi pozostay jeszcze przez chwil w grnych partiach biblioteki i zdaway naradza si szeptem. Potem zauwayem, e jest ich coraz mniej. Za regaami syszaem szelest i dreptanie, wic w kocu zaczem odrzuca jedn za drug, a odkryem w murze dziur wielkoci beczki, tajemne wyjcie i wejcie do biblioteki. Przecisnem si przez nie i pobiegem w d korytarza, jednak adna z ywych Ksig nie stana mi na drodze. Godzinami bdziem po nieznanych mi jeszcze obszarach Paacu, a w kocu pooyem si po prostu na ziemi i wyczerpany zasnem gbokim snem. niem przepikny sen o tym, e potrafi ata. Moje ciao podnioso si bez mego udziau z zimnej podogi Paacu i fruno jego niekoczcymi si korytarzami, lekkie jak pirko niesione przez wiatr. Unosiem si nad dugimi schodami w d i w gr, przez puste hale, w ktrych pony wielkie ogniska, poprzez sale owietlone setkami wiec. W kocu obudziem si i rzeczywicie znajdowaem si w innej czci Paacu. Chodziem we nie? Przetransportowaa mnie tam tajemnicza mechanika Paacu Cieni? Czy moe przynis mnie kto tutaj w trakcie mego sennego omdlenia? Poczuem dym. Ogie? Poar? Zaalarmowany wstaem i poszedem w kierunku, z ktrego zdawa si dochodzi swd spalenizny. Wkrtce usyszaem buzujce pomienie i trzask poncego drewna. Zobaczyem wskie drzwi, przez ktre wydobywa si niespokojny blask wiata.

Ostronie podkradem si bliej. Zwlekaem przez chwil. I zajrzaem potem do rodka. I by tam on, Krl Cieni! Uwierzcie mi, moi najdrosi ze wszystkich przyjaciele: Nigdy nie widziaem czego tak piknego, tak dzikiego, zatrwaajcego i smutnego zarazem jak ten Krl Cieni taczcy wrd pomieni. Poniewa taczy, by nie czu samotnoci. Wysokie pomienie paajce dookoa zwielokrotniay jego cie, rzucay go to tu, to tam, tak e wygldao to, jakby Krl Cieni znajdowa si w najlepszym towarzystwie. I rwnoczenie przestraszyem si. By olbrzymi, prawie dwa razy wikszy ni ja. By dziki i silny, skaka prnymi susami ponad pomieniami. Nie widziaem nadal nic, prcz jego czarnych konturw na tle ognia, ale poznaem jego pikno, pikno dzikiego zwierzcia. Musiaa by to najbardziej zdumiewajca kreatura w katakumbach Ksigo grodu. A potem zamia si. Stan zwrcony do mnie plecami, opuci ramiona i zamia si pen piersi. Teraz dopiero przestraszyem si naprawd, poniewa jego miech brzmia jak szelest i charkot rwnoczenie, jak gdyby pochodzi z innego, mrocznego wiata umarych. - Chod ze mn! - powiedzia. Wzdrygnem si na jego sowa jak pod uderzeniem bata, tak jak Harpir, ktry drgn, syszc jego westchnienie. Zauway mnie ju dawno. Dopiero teraz zobaczyem, e jego sylwetka bya dziwnie kanciasta, jak gdyby nosi na sobie dziwaczn zbroj i na gowie mia koron z wieloma zbami. Przeszed midzy pomieniami i znikn w jednym z ciemnych wyj. Podyem za nim posusznie. Nastpna hala bya sal tronow. Sal tronow najsamotniejszego krla na wiecie. Sta w niej tylko jeden mebel, olbrzymi tron murowany ze skamieniaych ksig, na ktrym siedzia ju, gdy wszedem. Nadal nie mogem dokadnie si mu przyjrze, sala bya skpo owietlona pojedynczymi wiecami, a Krl Cieni wtopi si gboko w swj tron. Wszdzie na pododze leay ksiki, a gdy niemiao si zbliaem, niektre z nich podniosy si na swych cienkich nkach i uciekay przede mn lub odpezay mi z drogi. Opinia o mnie pewnie ju si rozniosa. - Jeste owc ksiek? - zapyta Krl Cieni. Jego charczcy gos z zawiatw przeszy mnie do szpiku koci, a mimowolnie si zatrzymaem. - Nie - powiedziaem. - Broniem si tylko. Moje zainteresowanie ksikami jest nieco inne. Jestem pisarzem. - Ach tak? - zapyta Krl Cieni. - A jakie to ksiki napisae? Pot wystpi mi na czoo. - Jeszcze adnej - odpowiedziaem. - To znaczy, jeszcze adnej, ktr by opublikowano. - Nie potrafisz jeszcze tworzy ksiek - powiedzia Krl Cieni - ale zabija je ju potrafisz. Jeste pewien, e nie wolaby zosta krytykiem? Nie przychodzia mi do gowy adna byskotliwa odpowied, wic milczaem. - Jak si nazywasz? - Hildegunst Rzebiarz Mitw. Powstaa duga pauza. - Pochodzisz z Twierdzy Smokw? - Tak, niestety nie da si tego ukry.

- Co takiego zgubie w labiryntach Ksigogrodu? - Przyprowadzono mnie tu wbrew mej woli - odpowiedziaem - uczony i antykwariusz nazwiskiem Fistomefel Szmejk upi mnie zatrut ksig i zatarga w katakumby. Od tego czasu bdz tu w kko. Powstaa jeszcze dusza pauza. - A kim ty jeste? - odwayem si spyta, eby przynajmniej cho troch rozluni napicie. - O ile to pytanie jest dozwolone. Powstaa jeszcze bardziej dusza i mczca pauza. - Mam wiele imion - wymrucza w kocu. - Meffias. Soter. Ubel. Existien. Erohares. Tetragrammaton. Krasnoludy z grnych pieczar zw mnie Keron Kenken. Wrd Ciemnych Ludw w piwnicznych labiryntach nosz imi Ngyan Spar Ty Dung Mgo Gyu'i Thor Tshugs Can. Sam prawie nie jestem w stanie tego zapamita. - Czy jeste... Krlem Cieni? - spytaem. - To najbardziej idiotyczne imi ze wszystkich - powiedzia. - Tak mwi na mnie na powierzchni, zgadza si? Tak, jeli chcesz, jestem te Krlem Cieni. Najbardziej jednak podoba mi si imi, ktre nada mi kiedy mj stary przyjaciel. Nazwa mnie Homunkolos. To jest w zasadzie najtrafniejsze. - Czy to ty bye tym, ktry zabi Hoggno Kata? - Nie. Hoggno sam si zabi. Swoim wasnym toporem. Ja tylko pokierowaem mu przy tym rk. Skinem. - Potem rozoye te lady? - Zrobiem to. - A dlaczego? Dlaczego mnie nie zabijesz? Dlaczego mi pomagasz? Homunkolos westchn i zatopi si jeszcze gbiej w cieniu tronu. - Chc ci opowiedzie histori - rzek. - Chciaby posucha? - Kocham historie odparem. - Ta jest jednak do niesamowit histori. Usiadem i przeposzyem tym samym par ywych Ksig, ktre znw odwayy si nieco przybliy. 336 - Takie s najlepsze - powiedziaem. Historia Krla Cieni Miaem nadziej, e Krl Cieni pokae mi teraz w kocu swoj twarz, swe prawdziwe oblicze, ale on wola pozosta w ciemnociach swego tronu. - fest to po czci historia o kim, kogo kiedy znaem - rozpocz - o starym przyjacielu, ktrego chtnie czasami wspominam. A czasami niechtnie, poniewa to wspomnienie tak mnie zasmuca. Czy to nie absurdalne, e wspomnienia o dobrych czasach o wiele czciej doprowadzaj do ez ni wspomnienia o tych zych? Zdawa si nie oczekiwa odpowiedzi na to pytanie, bo cign zaraz dalej. - Ten przyjaciel by czowiekiem, jednym z niewielu, ktrzy nadal odwaali si y w Camonii i nie wywdrowali na inne kontynenty. Mieszka! ze swoimi rodzicami w maej ludzkiej kolonii w dolinach gr Midgardu, gdzie nawet do dzisiaj ukrywaj si podobno niektrzy z nich.

Ten przyjaciel by ju pisarzem w momencie przyjcia na wiat. Nie mam tym samym na myli, e od razu potrafi pisa, nie, tego nauczy si jak wszyscy inni dopiero pniej. Ale gow mia ju pen pomysw i historii, w momencie, gdy ujrza wiato tego wiata. Jego maa czaszka bya cakowicie nimi wypeniona i napdzay mu one strachu, szczeglnie noc, gdy byo ciemno. Nie pragn niczego innego, jak pozby si tych historii, ale nie wiedzia jak, poniewa mowa nie bya jego dobr stron, a pisa te jeszcze nie potrafi. Coraz to nowsze pomysy przepyway przez jego umys ze wszystkich stron, a jego maa czaszka staa si cakiem cika i cae dziecistwo musia chodzi z opuszczon gow. Obok mnie zgasa wieca, tchnienie wiatru przeleciao mi po twarzy i jak na rozkaz dziwna muzyka Paacu Cieni znw si rozpocza. - Potem nauczy si w kocu pisa - kontynuowa Krl Cieni - i mg zrzuci z siebie cay ten balast, spyn on z atramentem na papier, pokrywajc cae jego kilometry. Nie mg ju nawet przesta i wcale te tego nie chcia, poniewa by to najpikniejszy stan, jaki zna: stan, gdy spisywa na papierze swe historie. Krl Cieni umilk na chwil. - Czy jest to historia, ktra mogaby ci zainteresowa? - spyta. - Czy moe ci nudz? Bdzie to wic historia o poecie. Nie gniewajcie si, moi ukochani przyjaciele, ale spodziewaem si czego bardziej pasjonujcego. Obieca mi niesamowit histori. Wyobraaem sobie zatem opowie o Pajxxxxach i Harpirach, owcach ksiek i wiele, wiele krwi. W adnym wypadku nic o poetach. Wikszo opowieci o poetach jest tak podniecajca jak zerknicie w zakurzone regay Komnaty Cudw u buchlingw. Mimo wszystko potrzsnem przeczco gow. - Musz chyba jeszcze bardziej si wysili, eby ci zanudzi - zamia si Krl Cieni. - Pierwsze historie, ktre stworzy mj przyjaciel, byy zagmatwanymi podami, poniewa nie dysponowa przecie adnym yciowym dowiadczeniem. Ale za to przedziwn i mroczn prawiedz. Wiedzia o rzeczach, jakie mogy si wydarzy tylko w miejscach, ktre znajdoway si w obcych dalekich wiatach albo w innych wymiarach. Opisywa kreatury i ich egzystencje w pustych midzygwiezdnych przestrzeniach, zna ich dziwaczne myli, sny i pragnienia. Opisywa miejsce na dnie oceanu skadajcego si z gazu, zamieszkane przez trujce istoty, zwalczajce si wzajemnie, kochajce i zabijajce. Nikt nie wiedzia, skd czerpie tak absurdaln wiedz, a niektrzy uwaali, e ma pomieszane w gowie. Krl Cieni odetchn z szelestem, dwik przypomina odgos, jaki wydaj torebki z papieru, nadmuchiwane powoli i oprniane. - Nie mg patrze na adn gnajc po niebie chmur, nie widzc w niej epickiej historii jakiego ludu chmur. Ani na pdzc wod, nie widzc w niej przezroczystych bajecznych postaci. Ani na k, nie wymylajc zaraz sagi o rasie dbe trawy. Owady unosiy si wok niego i opowiaday mu o swym maym losie. Ludy mrwek prowadziy wojny, by mg sta si kronikarzem ich krwawych bitew. Poniewa jego rodzice i towarzysze zabaw wymiewali tak pisanin, czu si niezrozumiany i zwraca si ze swymi pismami do publicznoci zoonej z duchw. Dla tych duchw wycina, ksztatowa, budowa, ma-

lowa i ni wiat, w ktrym kade sowo, kade uczucie, kade stworzenie, kade wydarzenie, kada litera i kady przypadek byy na swoim miejscu. A gdyby kiedy dokoczy to budowa, ten wiat, dokoczy pisa i oczyci go ze wszystkich bdw pisowni i kwiatkw stylistycznych, wtedy nadeszaby jego publiczno i zamieszkaaby tam razem z nim. Byby to wiat duchw, stworzony przez jego ducha i zamieszkany przez wiele innych. Tworzy go wic, sowo po sowie, rozdzia po rozdziale. Starannie ukada sylaby, czy sowa, pitrzy zdanie na zdaniu. Kuriozalne byy budynki, ktre tworzy, niektre utkane w caoci z sennych splotw, inne zbudowane z przeczu i lkw. Zbudowa paac dla zamarznitych, cay ze niegu i lodu, i zaludni go krysztakami niegu, unoszcymi si jego zamarznitymi korytarzami i wypeniajcymi go swym dwicznym piewem. Zaoy bagno dla topielcw, na ktrym dzieci, ktre zatony, spokojnie mogy pywa na patkach lilii wodnych, przyjanic si z abami i grelami. Wznieci ogie dla spalonych, wielki i huczcy jak poar lasu, falujcy jak smagane sztormem morze, w ktrym mogy taczy duchy, jako pomienie rozedrgane w wiecznej ekstazie, by mogy zapomnie o swych strasznych blach. Zbudowa dom dla tych, ktrzy sami podnieli na siebie rk, Gospod ez z murami z wiecznego deszczu. W kocu wybudowa azyl dla tych, ktrzy umarli w obdzie. By to najwikszy i najokazalszy budynek ze wszystkich, pokryty mienicymi si barwami tczy nieistniejcymi w adnej rzeczywistoci, rzdzcy si wasnymi prawami: Mona byo w nim spacerowa po sufitach, a czas pyn do tyu. Ktrego dnia mj przyjaciel spoglda na swe odbicie w lustrze. Widzia, jak to odbicie doskonale naladowao jego grymasy i amace, jak doskonale imitowao rzeczywisto. I pomyla: Chc by taki, jak ta istota w lustrze. Chc tak samo dobrze imitowa ycie. Chc by te taki samotny. Krl Cieni umilk na chwil. - Brzmi to tak, jak gdyby twj przyjaciel by bliski utraty zmysw - wymskno mi si. - Tak, jakby musia si skonsultowa z doktorem od gowy. Krl Cieni zamia si straszliwie. - Tak, on te tak czasem myla. Ale choroba nie osigna nigdy tych askawych rozmiarw, by doprowadzi go do pobytu w zakadzie zamknitym i oszczdzi mu pracy. Nie bya wystarczajca na wariata. Tylko na pi sarza. I ja musiaem si teraz zamia. Krl Cieni dysponowa widocznie czym w rodzaju poczucia humoru, nawet jeli by on raczej z kategorii tych mrocznych. - Mj przyjaciel rzeczywicie zda sobie spraw, e nie moe by tak dalej, jeli nie chce skoczy w kaftanie. Przejrza, e musi zwrci si bardziej w stron ziemskich spraw. Opuci wic budowle swego szalestwa, pozwoli, by obrciy si w przepikne ruiny, do ktrych sam nawet rzadko zaglda. I skoncentrowa si na tym, co go otaczao. Krl Cieni ponownie zrobi krtk pauz i oddycha ciko, jak gdy-

by dusza wypowied stanowia dla niego niejaki wysiek. Wykorzystaem okazj, by si szybko rozejrze i rozpozna rzeczywisto, ktra akurat mnie otaczaa. Z pewnoci nie bardzo rnia si od warunkw, jakie zapewne panoway w budowlach szalestwa owego tajemniczego poety! Upiorna muzyka taczya delikatnie i cicho poprzez sal, a ywe Ksigi utworzyy okrg w penej respektu odlegoci wok Krla Cieni, skd zdaway si uwanie go sucha. Moe suchay tylko przedziwnych modulacji jego gosu. - Mj przyjaciel poeta opisywa teraz jedynie najprostsze rzeczy, jakie mg znale - kontynuowa - i stwierdzi, e byo to zadanie najtrudniejsze z moliwych. atwo byo opisywa paac ze niegu i lodu, lecz niewymownie trudno byo zrobi to samo z pojedynczym wosem. Albo yk. Ig. Zbem. Ziarenkiem soli. Drzazg drewna. Pomieniem wiecy. Kropl wody. Stal si kronikarzem najbardziej banalnych codziennych wydarze, notowa prowadzone mimochodem rozmowy ze swego otoczenia, tak regularnie i zdyscyplinowanie, e sta si chodzcym notatnikiem przeksztacajcym wszystko automatycznie w literatur. Take tym razem zauway dostatecznie w por, e prowadzi go to w lep uliczk. - Inaczej skoczyby pewnie jako pisarz sdowy albo stenograf w jakim natiftofskim urzdzie katastralnym - omieliem si zauway. - Dokadnie - powiedzia Krl Cieni. - Mj przyjaciel by bliski zwtpienia. Im wicej pisa, tym mniej zdaway si mwi jego sowa. I w kocu nie mg ju pisa w ogle. Dniami, tygodniami i miesicami siedzia nad pust kartk, nie tworzc ani jednego zdania. Zacz ju nawet myle o udaniu si do Zajazdu ez i powieszeniu si tam na powrozie z sennych splotw. I wtedy, jak grom z jasnego nieba, dopado go jedno z najbardziej radykalnych i szczliwych zdarze w jego yciu. - Znalaz wydawc? - wtrciem. Krl Cieni milcza wystarczajco dugo, abym mg powstydzi si mojej gupiej uwagi. - Przenikn go Orm - kontynuowa wreszcie. - Tak nagle i intensywnie, e myla z pocztku, e umrze. Krl Cieni wierzy w Orma? Najwidoczniej na tym kontynencie nie da si zej dostatecznie gboko, by dotrze do miejsca, w ktrym nikt nie wierzy ju w ten stary mit. Pilnowaem si jednak, eby nie wyrwa si z kolejn gupi odzywk. - Przenikn go cakiem niespodziewanie. Orm uwolni jego ducha i poprowadzi go daleko w gr, do takiego miejsca w kosmosie, gdzie krzyuj si i jednocz wszystkie artystyczne idee. Byo to miejsce bez substancji, bez ycia, bez jednego atomu materii, ale o tak skupionej sile wyobrani, e doprowadzaa ona do taca ssiadujce z ni gwiazdy. Mona byo tam nurkowa w czystej fantazji i czerpa si, ktra dla wikszoci ukryta jest przez cae ycie. Jedna jedyna sekunda w tym polu siowym starczyaby, aby spodzi powie. Byo to szalone miejsce, gdzie zniesiono wszystkie prawa przyrody, gdzie spitrzone na sobie wymiary leay jak nieuporzdkowane rkopisy, gdzie mier bya tylko gupim artem, a wieczno mgnieniem oka. Gdy wrci z tego miejsca, by wypeniony po brzegi sowami, zdaniami, ideami, wszystkie do dyspozycji, wypolerowane i oszlifowane, musia je jedynie spisa. I by szczliwy i oszoomiony zara -

zem tym, jak dobre byo to, co spywao spod jego pira, i jak mao waciwie si do powstania tego przyczyni. Nic dziwnego, pomylaem, e tak wielu Chciabym-By-Artystw fantazjowao o Ormie. By to sen leniwych poetw: wzi po prostu piro do rki, a wszystko napisze si samo. Piknie by byo. - Dopiero teraz, gdy mj przyjaciel napisa t histori pod wpywem Orma, czytajc j wci i wci na nowo, dopiero teraz poczu si naprawd poet. I zebra si w kocu na odwag, wysyajc to opowiadanie wraz z listem do Twierdzy Smokw. - Co? - spytaem nagle zbaranialy. Naga wzmianka o moim domu trafia mnie jak cios maczug. - No, jest to przecie to, co robi modzi camoscy poeci, kiedy uwaaj, e stworzyli co nadajcego si do pokazania. Wysyaj to do jednego ze swych idoli z Twierdzy Smokw. To prawda. Twierdza Smokw bya niemal zawalona manuskryptami modych pisarzy. - W wypadku mojego przyjaciela idol ten nazywa si Dancelot Tokarz Sylab - powiedzia Krl Cieni. Bang! Drugi cios maczug. Mogem mwi o szczciu, e ju siedziaem, inaczej osunbym si pewnie na kolana. - Dancelot Tokarz Sylab? - spytaem jak oguszony. - Tak. Znasz go? - On jest... on by moim ojcem poetyckim. - Co ty powiesz. Jakie to przypadki si zdarzaj. - Krl Cieni odchrzkn. - Zaraz! Twj przyjaciel napisa list do Dancelota? Wysa mu rkopis? Proszc go o rad i o ocen? - Tak byo. Ale jeli chcesz, to ty moesz opowiedzie t histori do koca. W kocu to ty jeste poet. - Przepraszam! - powiedziaem. - Dobrze. eby nie przeciga: Dancelot by zachwycony histori mojego przyjaciela i da mu dobr rad, by niezwocznie uda si do Ksigogrodu i szuka tam wydawcy. On poszed za jego rad, wybra si w podr do Ksigogrodu i bdzi tam najpierw par dni. A ktrego dnia zagadn go na ulicy jeden z agentw literackich, ktrzy szukaj tam nowych talentw. Pokaza mu par swoich prac. Agent nazywa si Claudio Harfenstock. - Harfenstock? - niemal wykrzyczaem to nazwisko. - Tego te znasz? - Tak - powiedziaem bezbarwnie. - Znowu przypadek, co? - powiedzia Krl Cieni. - Zycie jest pene niespodzianek, nieprawda? C, Harfenstock w kadym razie niewiele mg pocz z pismami mojego przyjaciela, ale zafundowa mu chleb pszczeli i da adres uczonego o nazwisku... - Fistomefel Szmejk! - Fistomefel Szmejk, dokadnie. Twj przyjaciel i dobroczyca, ktry wpakowa ci w katakumby. Mj przyjaciel odszuka Szmejka i pokaza mu par swoich prac. Wiersze, krtkie opowiadania, kopi historii, ktr wysa do Twierdzy Smokw, i tak dalej. Szmejk poprosi o jeden dzie na analiz, a nastpnego dnia mj przyjaciel powrci do niego. Szmejk nie

posiada si z radoci, by peen entuzjazmu dla pracy mojego przyjaciela. Przepowiada mu wietlan przyszo i okrela go jako najwikszy talent, jaki kiedykolwiek odkry. Szmejk wykombinowa ju wyrafinowan strategi rozwoju kariery pisarskiej mojego przyjaciela, uoy skomplikowane umowy i wyszuka nawet rodzaj typografii pasujcej podobno najlepiej do jego dziea. Ale zanim wprowadzi to wszystko w ycie, Fistomefel Szmejk chcia jeszcze pokaza co mojemu przyjacielowi. Fragment w pewnej ksice. - Nie! - zawoaem, jak gdybym mg tym zatrzyma dawno ju rozegrane wydarzenia. - Nie? - spyta oburzony Krl Cieni. - Mam przesta? Zaprzeczyem gow. - Przepraszam - powiedziaem. - Szmejk wycign ksik ozdobion znakiem trjkoa. Mj przyjaciel przekartkowa j na jego polecenie, a dotar do strony 333. Potem zemdla, poniewa bya to zatruta ksika, Niebezpieczna Ksiga, ktrej dziaajca przez dotyk trucizna go upia. Krl Cieni zrobi ponownie dug przerw. -1 tu - powiedzia nastpnie - tu rozpoczyna si dopiero moja historia. Tego byo ju za wiele. Wyrzuciem apy w gr, by mu przerwa. Musiaem pozby si tego podejrzenia, zanim rozerwaoby mnie od rodka. - Prosz - zawoaem. - Odpowiedz na pytanie: Czy... to ty jeste tym poet, ktry wysa w rkopis do Dancelota? Czy sam jeste tym przyjacielem, o ktrym cay czas opowiadasz? Musisz mi to powiedzie! Krl Cieni zamia si, tym razem brzmiao to jeszcze bardziej przeraajco i gorzko ni poprzednio. - A czy tak wygldam? - spyta potem. - Czy wygldam jak czowiek? Nie, w zasadzie nie, to musiaem przyzna. Przynajmniej to, co byo mi do tej pory dane zobaczy, tak nie wygldao. Z tego, co wiedziaem o tych istotach, by on prawie dwa razy wikszy ni przecitny czowiek. Nie wiedziaem, jak odpowied wybra, eby go nie zrani. - Powiedz mi: Czy wygldam jak czowiek? - jego gos by teraz zimny i wadczy. - Nie - odpowiedziaem cicho. - Dobrze - powiedzia Krl Cieni. - Mog wic chyba wreszcie opowiedzie moj histori do koca. I uczyni to bez adnych dalszych przerw, chyba, e sam uznam za stosowne uycie jakiej dramatycznej pauzy. Zrozumielimy si? - Tak jest - powiedziaem cicho. Krl Cieni sapn par razy, by si uspokoi. - Gdy mj przyjaciel si obudzi - cign dalej cakiem spokojnie - pomyla, e znajduje si pod wod. Ale ciecz, ktra go otaczaa, miaa dziwne waciwoci, ktrych woda zwykle nie posiada. Bya ciepa i luzowata. Mg te obserwowa Szmejka przez szyby akwarium, w ktrym si znajdowa, manipulowa on przy jakich alchemicznych urzdzeniach, i mg oddycha t ciecz! Nie bya jedynie wok niego, bya wszdzie, wypeniaa jego gardo, drogi oddechowe, uszy, puca. Nadal by jeszcze otpiay i nie mg ruszy adnym palcem, a jego ciao unosio si w wyprostowanej pozycji. Ani nie opadao, ani nie podnosio si. Szmejk podszed do akwarium, wyszczerzy si, zapuka swymi wielo-

ma rczkami w szyb i przemwi do mojego przyjaciela. Ten sysza gos Szmejka, jak kto pogrzebany ywcem, syszcy, poprzez trumn i warstw ziemi, aobnikw rozmawiajcych nad jego grobem. - Obudzie si - przemwi Szmejk. - Tak grzecznie sobie spae. Tak gboko. Tak dugo. Wystarczajco dugo, bym mg przygotowa wszystko do wielkiej transsubstancjacji. Tak, przeistocz ci, mj ludzki przyjacielu i nie bdziesz ju po tym czowiekiem, o nie! Tylko wysz istot. Rozumiesz mnie? - zapuka znw w szko. - Pomog ci, stwarzajc ci nowe ciao. Ciao, ktre o wiele lepiej bdzie pasowao do twego poetyckiego umysu. I nie tylko. Pomog ci, tworzc now egzystencj. Nie musisz mi za to dzikowa, robi to z przyjemnoci. Mj przyjaciel wpad w panik. Ciecz stawaa si coraz cieplejsza, potem gorca, nieznonie gorca. Wielkie baki powietrza unosiy si przed nim powoli, lecz uparcie w gr i w kocu poj, e ciecz zacza si gotowa. By gotowany ywcem. Szmejk zastuka raz jeszcze w szyb. - Teraz wiesz, jak czuje si homar, gdy si go przyrzdza - zawoa. Kucharze twierdz, e homary nic nie czuj, ale uwaam to za kamstwo. Musz powiedzie, e nie zazdroszcz ci tego jedynego w swym rodzaju przeycia. askawe omdlenie ogarno mego przyjaciela. ni o wielkim ogniu niszczcym Ksigogrd. Potem zauway, e sam jest przyczyn ognia, e stojc w pomieniach brnie przez miasto, podpalajc dom za domem. By bowiem w swym nie Czarnym Czowiekiem z Ksigogrodu, ktry wedug legendy spowodowa mia pierwszy poar tego miasta. Potem znw si przebudzi. Jedynym, co mg zobaczy, bya twarz Szmejka, znajdujca si w bardzo bliskiej odlegoci. Zdawao si, e Szmejk stoi tu przed nim. Ale i tym razem nie mg ruszy ani jednym miniem. Peen zdumienia zauway, e Szmejk trzyma swoje dwie mae rczki na jego policzkach - tak, jakby go gaska. Ulg za odczu mj przyjaciel z tego powodu, i ciecz znikna, a on znw by otoczony powietrzem. - Och, budzimy si niestety w cakiem niekorzystnym momencie - powiedzia Szmejk ze szczerym ubolewaniem. - Nie sd, e zrobiem ci to specjalnie, to naprawd gupi przypadek. Ale rodek otpiajcy w twoim mzgu chadza wasnymi drogami. No c, skoro tak ju si stao, pomog ci obejrze ten niecodzienny widok. Co takiego nie jest zazwyczaj nikomu dane. Fistomefel Szmejk obrci gow mojego przyjaciela w innym kierunku, tak by mg on patrze teraz na st laboratoryjny, na ktrym w srebrnej wannie, w mlecznej substancji pywaa ludzka rka. - Tak, dokadnie - powiedzia Szmejk. - To twoja rka. Rka, ktr piszesz! Potem obrci gow w innym kierunku. W wysokim smukym szkle stojcym na stoku, zanurzon w jasnej cieczy, zobaczy mj przyjaciel unoszc si, czysto oddzielon nog. - A to jedna z twoich ng - powiedzia Szmejk. - Lewa, tak mi si zdaje - zamia si. Znw obrci gow w innym kierunku. Na stole sekcyjnym lea korpus, z ktrego usunito rce, nogi i gow. Rany przykryto litociwie gaz. - To twj tuw. Czyciem wanie nacicia roztworem alchemicz-

nym. Tak, mj drogi, obudzie si w naprawd niekorzystnym momencie. Znajdujemy si wanie w fazie wiartowania. To konieczne, by starannie wyestymowa pojedyncze czci ciaa. Nie bj si, zszyj ci pniej w odpowiedniej kolejnoci. Jestem do dobry we wadaniu ig. Jaka posta nadesza z boku, stajc za tuowiem. To by Claudio Harfenstock, agent. Mia na sobie biay fartuch, z gry do dou obryzgany krwi. Zamia si przyjacielsko i pomacha pi, ktra take bya splamiona krwi. I wtedy mj przyjaciel w kocu poj. To nie by koszmar. Naprawd znajdowa si w laboratorium Szmejka. Ale nie stal, tak jak mu si zdawao, na wprost Robakina, poniewa jego ciao rozsypane byo w czciach po caym laboratorium. To Szmejk trzyma w grze jego ucit gow i obraca ni we wszystkie strony. I wtedy Szmejk rzuci gow wysoko jak pik. Przez jedn przeraajc chwil mj przyjaciel mg obejrze cae laboratorium, ze wszystkimi jego chemicznymi przyrzdami, tajemniczymi aparatami, szklanymi pojemnikami i olbrzymimi bateriami alchemicznymi. Zobaczy raz jeszcze swe powiartowane czci ciaa i zobaczy te Robakina z Harfenstockiem, ktrzy z rozbawieniem spogldali na niego w gr. Potem znw spad na d i zapay go rce Szmejka. - Gdy obudzisz si ponownie - powiedzia - bdziesz kim zupenie innym. Mj przyjaciel popad ponownie w gbokie omdlenie. Gdy ockn si znowu, sta rzeczywicie w pozie wyprostowanej, poniewa czu pod sob swe ciao, czu je zbyt wyranie przez wszystkie szalejce w nim boleci. Spojrza w d i stwierdzi, e by przymocowany do drewnianej pyty. Zobaczy, e cae jego ciao owinite byo starym papierem, pokrytym dziwnymi znakami. Usiowa si uwolni, ale elazne kajdany u jego rk i ng, wok garda i ud trzymay go twardo na miejscu. Nadal znajdowa si w laboratorium. I wtedy Fistomefel Szmejk i Claudio Harfenstock wkroczyli w pole jego widzenia. - Och, znowu si obudzi - powiedzia uradowany Szmejk. - Popatrz Claudio! - Dobrze przymocowae kajdany? - spyta trwoliwie Harfenstock. - Popatrz, jaki jest teraz wielki - powiedzia Szmejk. - Kolos! Podeszli do niego blisko, a mj przyjaciel zadawa sobie pytanie, dlaczego musi patrze na nich z gry. Wydawao si, e urs przez noc. - Dziwisz si pewnie tym caym papierem - powiedzia Szmejk - i bdziesz przypuszcza, e to jakie buchemiczne czary mary, ktre zaraz usuniemy. Ale tak nie bdzie. Nie, nie. Co w gosie Krla Cieni postawio mnie w stan gotowoci, moi drodzy przyjaciele. Cay czas byem oczarowany jego yw opowieci i zajmujc histori grozy, ale teraz nurt jego opowiadania zacz si zacina. Co zdawao si mocno go porusza, a ten przeraajcy ton w jego gosie zyska na przewadze. - Nie, tak nie bdzie - zawoa Krl Cieni, wcielajc si w rol Szmejka. - To, co ci pokrywa, to co wicej ni odrobina buchemicznego papieru. To twoja nowa skra! Obiecaem ci to i dotrzymaem mej obietnicy. Przeksztaciem ci w cakiem now istot. Zerwaem si wraz z tym zdaniem na nogi, poniewa Krl Cieni pod-

nis si niespodziewanie ze swego tronu! Wspar si na porczach, podnoszc powoli swe ciao. Jego gos sta si tak grzmicy i przeraajcy jak ryk rannego lwa. - I Fistomefel Szmejk powiedzia do mojego przyjaciela: Bye kiedy czowiekiem, a jeste teraz potworem! Bye kiedy may, a teraz jeste kolosem. Jestem twoim stwrc, ty jeste moim tworem. Zw ci - Homunkolos! Wypowiadajc to imi, Krl Cieni wkroczy w wiato wiec, moi drodzy przyjaciele, i po raz pierwszy zobaczyem jego posta. Mimowolnie krzyknem ostro i cofnem si sporo krokw, tak jak i ywe Ksigi bdce w sali, ktre wycofay si na ten potworny widok. Stao tam stworzenie od stp do gw skadajce si z papieru. Jedyn rzecz przypominajc w nim czowieka by ksztat jego ciaa. Rce, nogi, korpus, gowa, nawet twarz - wszystko byo na swoim miejscu, jednak skadao si z niezliczonych warstw prastarego, pokego papieru. Z tysicy skrawkw pokrytych tymi samymi dziwacznymi runami co strzpki, ktrych ladem podaem w labiryncie. A to, co w pmroku wziem za zby korony, byo obdartymi kocwkami papierowych skrawkw, z ktrych uformowano t istot. Gdyby nawet rzeba z kamienia lub brzu oya niespodziewanie, nie przeraziaby mnie tak, jak ten olbrzymi twr z papieru, ktry powoli zmierza w moj stron. - Nie - powiedzia Krl Cieni, a jego gos z kadym zdaniem i krokiem stawa si coraz groniejszy. - Nie jestem ju czowiekiem. Nie jestem ju poet, ktrego cay czas szukae. Byem nim kiedy, dawno temu. Teraz jestem czym nowym, czym innym. Czym o wiele wikszym. Jestem potworem. Morderc. owc. Jestem Krlem Paacu Cieni. Jestem - Homunkolosem. Mroczne wygnanie Staem nieruchomo i szykowaem si na mier. Ucieczka przed takim potworem nie miaa adnego sensu, jedynie niepotrzebnie wyduyaby moje mki. Homunkolos zwabi mnie do swego pospnego krlestwa, by si na mnie zemci. Miaem umrze zamiast tych wszystkich, ktrzy wyrzdzili mu krzywd. Z opanowaniem wielkiego drapienika, ktry wie dokadnie, jak bezsensowna jest ucieczka przed nim, zblia si powoli do mnie. Jego twarz bya pena dziwnej piknoci, nawet jeli bya mask potwora. Jego nos, usta, uszy skaday si z naoonych na siebie warstw kunsztownie sporzdzonego papieru - byem w stanie ywo sobie wyobrazi, jak Fistomefel Szmejk swymi wieloma maymi rczkami dugo i z powiceniem je modelowa. Nawet zby Homunkolosa skaday si z postrzpionego pergaminu, zahartowanego by moe dodatkowo ywic, byy zote i migoczce w wietle wiec. Najstraszliwsze jednak byy jego oczy: tam, gdzie z reguy znajduj si gaki oczne, ziay czarne dziury. Zobaczyem teraz, e nie skada si wycznie z papieru: jego barki i okcie, kolana, biodra i gardo obcignite byy elastyczn brzow substancj, ktra wygldaa jak skra. Naturalnie to skra trzyma razem strony ksiki, zrozumiae wic, e z tym stworzeniem byo podobnie. Z pewnoci znajcy si na jakoci Szmejk przerobi jedynie wysokowartociow antykwaryczn skr. Gdy byl ju na wycignicie rki, Homunkolos pochyli si, wion mi w twarz swym oddechem, pachncym dziwnie przyjemnie starymi ksika-

mi, i spyta: - No? Co jest? Chcesz nadal usysze reszt opowieci? Skinem gow, mimo e potraktowaem to pytanie jak ostatni mroczny art, na ktry pozwoli sobie, zanim rozerwie mi gardo papierowymi pazurami. Ale Homunkolos powiedzia tylko: - Dobrze. Z pewnoci zadajesz sobie pytanie, co takiego ma w sobie ten papier. I dlaczego tkwi uwiziony tutaj, mimo e jestem tak olbrzymim i silnym stworzeniem, ktre nie musi si obawia nikogo. Dlaczego nie pjd po prostu na gr i nie wyrw Szmejkowi serca z jego tustego cielska? I dlaczego w ogle Szmejk wygna mnie do katakumb, skoro mia tak dobre mniemanie o moich literackich umiejtnociach? Na kade z jego pyta odpowiadaem skinieniem. Najwidoczniej trwale odebrao mi mow. Gdybym sprbowa powiedzie co w tym momencie, wydobybym z siebie tylko chrypienie. Krl Cieni usiad ponownie na swym tronie, a ywe Ksigi zbliyy si nieco, gdy zauwayy, e ich pan i wadca znw si uspokoi. - Fistomefel Szmejk wytumaczy mi wszystko, gdy byem jeszcze przywizany w laboratorium - powiedzia Homunkolos. - Po pierwsze kwestia z papierem. Szmejk podszed do mnie bardzo blisko i przesun swymi wieloma rkami po pokych skrawkach, ktre mnie okryway. - Wiesz, jaki to gatunek papieru? spyta mnie Szmejk. To prastary, buchemiczny, tajemny papier. Buchemicy, ktrzy przed wieloma stuleciami yli i pracowali pod Ksigogrodem, trwali w cigej panice, e ich tajemna wiedza, ich cenne notatki i rysunki zostan ukradzione i uyte przez uczonych z powierzchni. Z tego te powodu rozwinli wyrafinowane tajemne pismo, ktre byo tak skomplikowane, e do dnia dzisiejszego nie zostao rozszyfrowane, ja sam amaem sobie ju na tym zby. Ale to nie wystarczyo strachliwym buchemikom, o nie! Stworzyli rodzaj papieru, ktry by tak wraliwy na wiato, e zapala! si momentalnie, gdy pada na niego cho jeden promie soca, ba, nawet promie tego ciaa niebieskiego odbity przez ksiyc. Papier, ktry mg istnie tylko w ciemnociach katakumb - Szmejk zabra ze mnie swe rce i wyszczerzy si do mnie. - Ten tajemny papier, wraz ze znajdujcym si na nim tajemnym pismem, jest twoj now skr. Nasczylimy go rozmaitymi animistycznymi i buchemicznymi olejami i esencjami, a potem przykleilimy do twego misa za pomoc jedynego w swym rodzaju kleju ksikowego, ktrego nie da si niczym rozpuci. Jeli bdziesz prbowa oderwa swoj now skr od ciaa, sam rozerwiesz si na strzpy. - Wcale nie byo atwo zaatwi ten najrzadszy z papierw - kontynuowa - ale dziki moim rnorodnym kontaktom udao mi si to wreszcie, nie masz pojcia, jak kosztownym ci to czyni. Zuylimy na ciebie niesamowite iloci tych papirusw, porwalimy na skrawki setki buchemicznych notatnikw, a potem starannie przykleilimy je do twoich czonkw, zanim zoylimy ci na nowo. Warstwa po warstwie. Dlatego jeste taki duy, skadasz si teraz w jednej trzeciej z papieru. Ten materia jest, abstrahujc ju od jego atwopalnoci, ekstremalnie wytrzymay i niezniszczalny. Buchemicy stworzyli go, by ich notatki przetrway tysiclecia. Ale jak ju wspominaem, wystarczy jeden promie soca lub ksiyca, by od stp do gw zaj si pomieniami. Gboko na dole, na mrocznym wygnaniu

w katakumbach moesz prowadzi dugie, dugie ycie. Ale na powierzchni Ksigogrodu sponiesz w cigu sekundy. - Zosta wic grzecznie na dole, koleko - wtrci z tyu Harfenstock. - Pozwoliem te sobie - cign dalej Szmejk wstawi ci par nowych organw. Syszae pewnie o eksperymentach, jakie buchemicy przeprowadzali na ywych Ksigach. Dokonano ogromnych postpw w dziedzinie wytwarzania sztucznych organw - zabiegi, ktre wedug prawa camoskiego s niestety nielegalne. Wszczepiem ci nowe serce zasilane alchemiczn bateri. Stworzylimy ci wtrob skadajc si z piciu woo wych wtrb, wytrzyma stulecia. W twoim mzgu jest teraz gruczo nalecy kiedy do dzikiego goryla grskiego. Bdzie regulowa twoj wcieko. Udao nam si namwi szczeglnie krzepkiego owc ksiek do ofiarowania ci paru muskuw - zaraz po tym jak dalimy mu do przeczytania jedn z moich Niebezpiecznych Ksiek. Naley wspomnie o jeszcze jednym organie, o ktrym wikszo nie wie nawet, e jest organem o twojej krwi. Szmejk skierowa si w stron szafy i przynis wielk pust butelk. Pozwolilimy sobie odwiey odrobin twoj krew. Szlachetnym winkiem. Najszlachetniejszym winem, jakie istnieje. Mianowicie ca butelk Wina Komety. Najdroszego wina w Camonii. Jak widzisz, nie oszczdzalimy na kosztach. Szmejk rzuci pust butelk niedbale za siebie, rozbia si z hukiem. Mwi si, e domieszka krwi w Winie Komety jest nieprzemijalna i daje wieczn si. Rodzaj rda modoci, ktry pynie teraz w tobie. Najbardziej interesujce w Winie Komety jest to, e zostao ono przeklte. Na wieki bdziesz teraz nosi w sobie t kltw. To czyni z ciebie, e tak powiem, posta wiecznie tragiczn. Romantyczne, czy nie? Szmejk spojrza na mnie z udawanym ubolewaniem. - No c, wymienilimy jeszcze w tobie to i owo, par organicznych, par mechanicznych rzeczy, nie chc ci teraz zanudza szczegami. Poznasz to po energii i twoich nowych zdolnociach, kiedy ju troch wypoczniesz. Prowadzc zdrowy tryb ycia, moesz przetrwa w katakumbach cae stulecia. Szmejk uda si w stron stou laboratoryjnego, gdzie zacz nabija strzykawk jak t ciecz. - I bdziesz pewnie zadawa sobie jeszcze jedno pytanie! - powiedzia. - Dlaczego, do kata, zadajemy sobie tyle trudu i nie zabijemy ci po prostu? Ale i na to mamy cakiem prost i wak odpowied. Chodzi o to: Na powierzchni Ksigogrodu mam wszystko pod kontrol, ale co si za tyczy katakumb, to cakiem inna historia. Brakuje mi moliwoci zainterweniowania i uregulowania pewnych spraw na dole. W ostatnim czasie owcy ksiek za duo sobie pozwalaj w labiryntach. Jest ich teraz zbyt wielu. S zbyt chciwi. Zbyt gupi. A niektrzy z nich, szczeglnie ten chory umysowo rzenik Rongkong Przecinak, s, jak dla mnie, zbyt potni i aroganccy. Krtko mwic, chc eby zadba tam na dole troch o porzdek. Dlatego uczyniem ci tak silnym. Tak wielkim. Tak niebezpiecznym. Chciabym, eby sprztn troch owcw ksiek. eby ich nieco, powiedzmy, zdziesitkowa. Zrobiby to dla mnie? Szmejk wyszczerzy si.

- Wiem, co sobie teraz mylisz! Mylisz: Niech mnie diabli porw, a nie bd pomagierem Fistomefela Szmejka! Lecz i o to zadbaem. Wyznaczyem mianowicie spore wynagrodzenie za twoj gow wrd owcw ksiek. A Rongkongowi Przecinakowi obiecaem najwiksze. Jeli nie pjdziesz do owcw ksiek, sami po ciebie przyjd. aden z nich nie ma pojcia, jaki jeste silny. Zanim si to rozejdzie, przeniesiesz poow z nich w stan spoczynku. Nie moesz nic na to poradzi. W momencie, gdy pojawisz si tam na dole, bd ju depta ci po pitach. I uwierz mi: Ju ja si o to zatroszcz, eby twoje pojawienie si byo huczne. Szmejk obserwowa ciecz w strzykawce. - Jeste wic teraz chodzc ksik. Najrzadsz, najkosztowniejsz, najbardziej niebezpieczn i co za tym idzie - najbardziej poszukiwan ksig katakumb. Jeste materiaem, z ktrego powstan legendy. A to prowadzi nas do ostatniego, prawdopodobnie najbardziej palcego pytania: Dlaczego obdarzyem ci takim wsparciem? Nic przecie dla mnie nie zrobie! Pokazae mi tylko zwitek manuskryptw, to wszystko. Co czyni ci wic takim niebezpiecznym dla mnie? Szmejk, budujc napicie, pozwoli, by pytanie zawiso na chwil w powietrzu. Take Krl Cieni pozostawi to pytanie na mczco dug chwil i milcza. Z trudem zmuszaem si, by nie wtrci jakiego pytania. Nawet ywe Ksigi szeleciy i popiskiway z niecierpliwoci. Wreszcie Homunkolos podj opowie: - Powiem ci, co jest prawdziwym powodem wszystkich przedsiwzitych tu rodkw - powiedzia Szmejk. - Piszesz zbyt dobrze. Szmejk zamia si i zbliy ze strzykawk. - W przeciwiestwie do obecnego tutaj naszego niewraliwego przyjaciela Claudio Harfenstocka - powiedzia - jestem w stanie odrni kawaek dobrej literatury od dziury w ziemi. Czytaem wszystko, co napisae, cznie z histori o twoim zahamowaniu pisarskim. I musz ci powiedzie, jeszcze nigdy co tak dobrego nie wpado mi w rce. Dotychczas nigdy! Doprowadzio mnie to do miechu, do paczu, do zwtpienia i do zapomnienia o wszystkich moich troskach - krtko mwic, to, co piszesz, posiada wszystko, co powinna mie naprawd dobra literatura. I jeszcze troch wicej. No dobra, o wiele wicej. O wiele, wiele wicej! W jednym, jedynym twoim zdaniu tkwi wicej ni czasami w caej ksice. A twoje pisarstwo jest przesycone Ormem. O takiej intensywnoci, jakiej nie zmierzyem jeszcze w adnej innej literaturze. Podczyem twoje wiersze do mojego buchemicznego Ormometru, i spaliy si w nim wszystkie alchemiczne baterie! Jeste dobry, mj przyjacielu, o wiele za dobry! Szmejk wycisn ze strzykawki ostatnie bbelki powietrza. - Pozwl mi wyrazi to najprociej: Jeli opublikujesz tu w Ksigogrodzie cho jedn ksik, to cay camoski rynek ksikowy diabli wezm. A camoski rynek ksikowy to ja. Twj styl pisania jest tak doskonay, tak czysty i peny, e nikt nie bdzie chcia czyta niczego innego, kiedy raz ju go pozna. Udowadnia w zawstydzajcy sposb, jak miernot s rzeczy, ktre zazwyczaj czytamy. Po co zaczytywa si w tych gniotach, jeli mo na czyta twoje ksiki, cay czas od nowa? Wiesz, ile wysiku i czasu kosztowao mnie doprowadzenie literatury camoskiej na ten dokadnie wyregulowany mierny poziom, na ktrym si teraz znajduje? A co jeszcze gor-

sze: Mgby zakada szkoy. Inspirowa innych pisarzy, by tworzyli lepsze ksiki. By sigali po Orma. Pisali mniej, ale lepiej. Szmejk spojrza na mnie, domagajc si zrozumienia. - Problem polega na tym: Aby zarobi pienidze, duo pienidzy, nie potrzebujemy wcale wspaniaej, nieskazitelnej literatury. To, czego potrzebujemy, to miernota. Tandeta, szmelc, towar masowy. Wicej i coraz wicej. Potrzebujemy coraz grubszych, nic nieprzekazujcych ksiek. Liczy si tylko sprzedany papier. A nie sowa, ktre si na nim znajduj. Szmejk wyszuka miejsce na moim udzie, wsun ig pomidzy skrawki papieru i wbi j w moje ciao. - Dla podsumowania - powiedzia ju w momencie urodzenia bye zagroonym gatunkiem. Jeste pierwszym i zarazem ostatnim ze swego rodzaju. Jeste najwikszym poet w Camonii. A zarazem swoim wasnym najgorszym wrogiem. ycz ci w nowym yciu w katakumbach wicej szczcia, ni miae w poprzednim. W yciu, ktre niniejszym wanie si koczy. Po czym wstrzykn ciecz do mojego krwiobiegu, a ja zemdlaem. Gdy znw si obudziem, znajdowaem si gboko w katakumbach. Obok mnie leao zawinitko z wszystkimi moimi pismami i dobytkiem, jaki przyniosem ze sob do Ksigogrodu - zostaem zesany na wygnanie razem z moim dotychczasowym yciem. A z ssiadujcych korytarzy, wype nionych prastarymi foliaami, sycha byo ju wrzaski owcw ksiek. owca owcw Homunkolos zamia si smutno. - Uwierz mi - powiedzia - nie trwao to dugo, a polowanie na owcw ksiek zaczo mi sprawia rado. Zaatwienie pierwszego byo czyst samoobron. Byem jeszcze cakiem otpiay trucizn Szmejka, nie miaem pojcia, kim i gdzie jestem, gdy on zjawi si w tym swoim szalonym uzbrojeniu z caym arsenaem broni. Myla pewnie, e bdzie mia atwo dziki wszystkim swoim dzidom i obusiecznemu mieczowi, gdy zobaczy mnie na wp oszoomionego i zataczajcego si. Homunkolos podnis sw praw do, ktrej kontury w wietle wiec wyglday jak zestaw noy kuchennych, i obserwowa j w zamyleniu. - Nie wolno nie docenia papieru - powiedzia pospnie. Czy rozcie sobie kiedy rk o zwyk stron? - Tak, rozciem i to wielokrotnie, podczas szybkiego porzdkowania rkopisw albo otwierajc listy. Zawsze bolao i silnie krwawio. - To moesz sobie chyba wyobrazi, co moe zrobi ostry, starannie uoony warstwami i czysto sklejony pergamin. Przede wszystkim, jeli zostanie uyty przez takiego kolosa jak ja, z miniami i refleksem goryla. Uwierz mi, byem jeszcze bardziej zaskoczony ni owca ksiek, gdy zalany krwi pad przede mn na kolana. I tak zarazem skoczyo si polowanie owcw ksiek na mnie. Od tej pory to ja byem tym, ktry polowa. Homunkolos opuci do. - Od pierwszej chwili w labiryncie czuem si jak w domu. To znaczy byem naturalnie skoowaciay i wcieky, bezradny i peen zwtpienia, ale nowe otoczenie ani przez moment nie wydao mi si grone czy obce. Lubiem zapach nicych Ksiek, ciemno i chd. Cisz i samotno. Byem nowo

narodzony w wiecie, do ktrego Szmejk dopasowa mnie na miar. Nie potrzebowaem ju tworzy sobie innych wiatw, by doj do adu z tym prawdziwym. Katakumby Ksigogrodu spodobay mi si od razu, a labirynt by jak ogromny paac, ktrego kady pokj nalea do mnie. Na pocztku nie byem nawet zy na Szmejka. Po tym jak otpienie ustpio, poczuem, e narasta we mnie potworna sia, przenikaa mnie energia, jak gdybym zanurza si w czystym Ormie. Cay strach, wszystkie troski znikny - byem tak dziki, wolny i nieskrpowany jak drapienik w puszczy. Kadego dnia moje nowe ciao zaskakiwao mnie coraz to inn nowoci: wiksz si albo szybkoci, prawie nieskoczon wytrzymaoci i zadziwiajcym refleksem, odpornoci mojej nowej skry albo ogromn zdolnoci widzenia w ciemnociach. Mogem usysze bezgone krzyki nietoperzy i wyczuwa owady w absolutnej ciemnoci. Lubiem cienie labiryntw, a cienie lubiy mnie. Day mi schronienie przed owcami ksiek, cienie pozwoliy mi sta si jednym z nich, bym mg wyrasta z nich niespodziewanie i napada mych wrogw jak duch. Osaniay mnie i chroniy mj sen. Nic dziwnego, e w niektrych regionach zw mnie Krlem Cieni, ale adne imi nie mogoby by bardziej bdne. Nikt nie panuje nad cieniami labiryntw. Homunkolos zamia si krtko i zamilk. - Mwisz o cieniach, ktre ukazuj si take w tym paacu? - spytaem. Podnis gow. - Widziae je ju? Tak, te mam na myli. Ale po kolei! Jedno po drugim. Nie dotarem jeszcze z moj opowieci do Paacu Cieni. Jeszcze dugo nie dotr. Miaem nadziej, e nie zruga mnie znowu zbyt ostro. Ale on po prostu kontynuowa. - Kady owca ksiek ma swj wasny styl. Swj znak rozpoznawczy, indywidualne uzbrojenie, sw specjaln bro, metody polowania i zabijania i tak dalej, wymaga tego ich prno i kodeks honorowy. Mog jednoczy si we wsplnych dziaaniach wojennych, ale potem za kadym razem si rozchodz - wikszo z nich to zatwardziali samotnicy. Od pocztku byo to dla mnie korzystne, a oni do dzisiejszego dnia nie pojli, e tylko wsplnie mog si ze mn rozprawi. Ale po tym trzeba by byo podzieli si nagrod za moj gow, a na to z kolei nie pozwala im chciwo. Zaatwiaem wic ich pojedynczo, jednego po drugim, a to sprawiao mi szczegln przyjemno, bo kadego zwalczaem w jego indywidualnym stylu. Bogusa Bogusa na przykad, ktry przeladowa swych przeciwnikw tak dugo, a popadli w szalestwo, sam doprowadziem do szalestwa, szepczc do niego z ciemnoci przez cay rok, nie dajc si przy tym zauway. Aggo i Jedda, braci Oddfrid, dwch z nielicznych owcw, ktrzy pracowali razem, atakujc zawsze swe ofiary z obu stron, doprowadziem do tego, e nawzajem podernli sobie garda. Yussefa Ysberina, ktry zwa siebie Grabarzem, bo chtnie grzeba swych przeciwnikw pod ksikami, sam pogrzebaem pod nimi. Ale najwicej radoci sprawiao mi, gdy mogem uywa swego ciaa jako broni, w bezporedniej walce jeden na jednego. Miaem wraenie, e z dnia na dzie staj si coraz silniejszy. Jeli wystarczajco mocno uoy si na sobie papier, stanie si drewnem. Moje ramiona s masywne jak gazie, moje palce ostre jak wcznie, moje zby tn jak brzytwy.

Niektrych owcw szczuem na mier moj niewyczerpaln wytrzymaoci, a w kocu serce albo i cay organizm odmawiay im posuszestwa i po prostu si zaamywali. Wabiem ich na manowce i w przepaci albo w ich wasne puapki. Czatowaem na nich w nieoczekiwanych miejscach i przeladowaem nawet w ich ukrytych domostwach - co napdzao im najwicej strachu, poniewa wiedzieli, e nigdzie nie bd bezpieczni. Innych oguszaem i zacigaem w oddalone obszary katakumb, ktrych nigdy wczeniej nie odwayli si przekroczy. Gdzie bdz moe nadal, o ile nie poary ich Pajxxxxy w kadym razie na zawsze bdzie mona sucha ich gosw w Komnacie Uwizionych Ech. Homunkolos podnis si ze swego tronu i zacz kry, kontynuujc opowiadanie. - To prawda: Staem si tajemnym wadc katakumb, ale nikt nie zna mojej prawdziwej postaci, poniewa ten, ktry j poznawa, od razu gin. Tak zaczy si legendy i wkrtce istniay ju setki rnych opracowa i opisw tego, kim lub czym jestem. Dla niektrych byem zwierzciem, dla innych duchem, demonem, owadem albo poczeniem tego wszystkiego. Napawao mnie to dum i dao nieznane wczeniej poczucie wadzy, ktrym upijaem si coraz bardziej i bardziej. Jedno westchnienie, jeden krzyk wystarczay, by wyludni cae obszary katakumb i na wieczno przepdzi ich mieszkacw. Wystarczao zabi jednego z owcw ksiek, eby w legendzie zrobi si z niego tuzin, a dwa tuziny owcw ksiek porzucay swj zawd. Niektrzy wierzyli, e jestem caym wojskiem cieni, armi ciemnoci, legionem niezwycionych upiornych onierzy cigncych przez labirynty i poerajcych swe ofiary ywcem. Homunkolos zatrzyma si i zwrci w moj stron swe martwe, czarne oczy. - I jak mylisz, jakie to uczucie? Z ca t krwi na rkach? Gdy wszystko, co spotkam, kurczy si przede mn ze strachu, nawet najgorsze i najgroniejsze kreatury katakumb? Czy ma si poczucie winy? Czuje si skruch? Jak uwaasz? Homunkolos zamia si. - Nie! Wrcz przeciwnie! Czuem si wspaniale! Byo to uczucie absolutnej wolnoci. W kocu byem wolny od wszelkich moralnych kajdan, poczucia winy, odpowiedzialnoci, wspczucia i innego rwnie bezsensownego balastu. Mogem czyni zo. W kadej formie. I moesz mi wierzy: To najwiksza wolno ze wszystkich. Swoboda twrcza przy tym to art. Homunkolos wrci znw na tron. Jego gos sta si pod koniec gony i grony, jakby upaja si jego brzmieniem. Teraz znw ucich, niemal szepta. - Ca swoj duchow energi, ktr wkadaem wczeniej w pisarsk prac, powiciem sztuce zabijania. Nieprzerwanie rozmylaem o tym, jakimi jeszcze bardziej pomysowymi sposobami wyprawi owcw ksiek na tamten wiat. I moesz mi wierzy, e na par wpadem. Nie zauwayem prawie, e odwrciy si ode mnie cienie labiryntw. Kadem si spa, ale one ju mnie nie okryway. Zarejestrowaem ich nieobecno, ale nie tskniem za nimi. I nie potrzebowaem ich te ju wicej. Jak ochron mogy zapewni komu takiemu jak ja? Mnie, Homunkolosowi, do ktrego

nikt nie odwaa si zbliy? Ktrego kady ba si bardziej ni mierci? Homunkolos zatrzyma si i zamar na chwil. wiato wiec taczyo niespokojnie ponad jego przesyconym runami ciaem, a ja usiowaem wyobrazi sobie przeraenie owcw ksiek, ktrzy bez przygotowania wystawieni zostali na ten widok. - Ktrego dnia w czasie mych niespokojnych podziemnych wdrwek dotarem do pieczary w grnych obszarach labiryntu, ktr jaki optany mani wielkoci ksikowy ksi z zapomnianej epoki rozbudowa na swj tajemny paac. Wkroczyem do sali luster, ktra musiaa by ju opuszczona przez setki lat, wisiay tam pajcze sieci gste jak przecierada, lustra byy mlecznobiale od kurzu. Cae pomieszczenie zaczo si powoli krci, gdy do niego wszedem, wyzwalajc przy tym zapewne jaki ukryty mechanizm. Kurz i pajcze sieci zaczy taczy w rytm cichej melodii, brzmicej jak smutna dziecica piosenka, grana na rozstrojonym mechanicznym fortepianie. Na cianie okalajcej sal znajdowaa si moe setka luster, kade z nich, umieszczone w zotych ramach, byo wystarczajco wielkie, by odbi obraz nawet tak olbrzymiej postaci jak moja. Niektre byy popkane, inne zbyt zmatowiae od kurzu, by si w nich przejrze. Ale par byo wystarczajco czystych, bym mg si w nich rozpozna. Od wiekw nie widziaem swego odbicia w lustrze. Swoj now posta i grymas Homunkolosa widziaem tylko od czasu do czasu, gdy odbijaa si w tarczy mojego przeciwnika bd w kauy, a wtedy zawsze szybko si odwracaem. Lecz tym razem obejrzaem si dokadnie, z dziwn mieszanin zadowolenia i wstrtu. Po raz pierwszy zobaczyem si i godno promieniujc z mego mocarnego ciaa, a take po raz pierwszy zrozumiaem cay lk, jaki rozsiewao. Dreszcz szczcia i przeraenia przeszy mnie w tym samym momencie. I przypomniaem sobie o moim lustrzanym odbiciu, ktre podziwiaem jako dziecko, i o yczeniu stania si kiedy takim samym jak posta w lustrze. Tak samo samotnym. Zaczem paka. Nie przelewaem ez, bo ich ju po prostu nie miaem, odkd Szmejk zrobi z mymi oczami to, co zrobi. Ale uczucia byy takie same, jak uczucia paczcego dziecka, ktre czuje si opuszczone przez wszystkich. Poniewa zrozumiaem, czym si staem: pomagierem Fistomefela Szmejka, katem upijajcym si krwi, ktr przelewa, byleby tylko nie myle o tym, kim kiedy by. Zobaczyem potwora, jakim si staem. Nie tego, ktrego uformowa Szmejk. Tylko prawdziwego potwora tkwicego gboko pod powok z papieru, za ktrego istnienie sam ponosiem odpowiedzialno. Roztrzaskaem lustro. Roztrzaskaem wszystkie lustra w szalonej wciekoci. Homunkolos ukry twarz w doniach, a niektre ywe Ksigi podeszy teraz cakiem blisko do niego, wydajc z siebie popiskujce dwiki, jakby chciay go pocieszy. On wyprostowa si ponownie. - Jeden z owcw ksiek od duszego czasu depta mi uparcie po pitach - kontynuowa mocnym gosem. - Odwaa si zapuszcza w obszary, gdzie nie zachodzi aden normalny owca ksiek i zaskakiwa mnie stale swoimi trikami, wytrzymaoci i sw inteligencj. Nigdy oczywicie mnie nie zobaczy, lecz do tego stopnia rozpali m ciekawo, e zaczem go obserwowa. - Kolofonus Deszczblask - przerwaem cicho Homunkolosowi. - Dokadnie. Dowiedziaem si jego imienia od umierajcego owcy

ksiek, ktry powiedzia mi take, e Deszczblask nie by zwyczajnym owc. Polowa inaczej. Szuka innych ksiek. Nie zaczaja si na innych, a jedynie usiowa schodzi im z drogi. A najwiksze wraenie robio na mnie to, e wszyscy chcieli go zabi, ale jemu za kadym razem udawao si im uciec albo ich wyeliminowa. Ktrego razu nawet mu pomogem, kiedy Rongkong Przecinak chcia pogrzeba go ywcem pod jednym z regaw. - Szuka ci, by zosta twoim przyjacielem - odwayem si powiedzie cicho. - Naprawd? - spyta Homunkolos. Zastanawiaem si, czy powinienem opowiedzie mu o mierci Deszczblaska. Nie uwaaem tego momentu za odpowiedni, z tego te powodu przesunem to na pniej. - Zaczem wtedy zastanawia si nad sob - powiedzia Homunkolos. - Ten owca ksiek pokaza mi, e w katakumbach moe istnie co innego ni ciganie i bycie ciganym, ni zabijanie, poeranie i umieranie. Usiowa unika konfrontacji, zamiast ich szuka, tak jak czyniem to ja. Tu na dole istniao olbrzymie krlestwo pene nieoszacowanej wiedzy i byo ono w rkach mordercw i bandytw, dzikich zwierzt, szczurw i owadw, ktrzy rzdzili si tu bez opamitania, czynic je niezdatnym do zamieszkania, i by moe doprowadzajc je ktrego dnia do cakowitego zniszczenia. Deszczblask zdawa si dy do czego innego. ledziem go, gdy pisa swoje notatki i czytaem je potajemnie, gdy spa. Nie chcia gromadzi najwikszych skarbw katakumb po to, by je posiada, ale by je chroni i udostpnia ogowi. Wzbudzio to we mnie respekt i obserwowaem go jeszcze dokadniej, deptaem mu po pitach. Trafiaem przy tym, gdy opuszcza on katakumby, coraz wyej w grne obszary, w poblie miasta, ktrego dotychczas unikaem. W poblie wiata, o ktrym staraem si zapomnie. Stao si dokadnie to, czego si obawiaem: Ogarna mnie tsknota za prawdziwym yciem i wolnoci i zaczem podglda mieszkacw Ksigogrodu przez szpary i dziury w podogach. Znw byem tak blisko nich! Lecz bya to magiczna granica, ktrej nie wolno mi byo przekroczy. Nade mn, jedynie na wycignicie rki, znajdowa si potny teatr, olbrzymia scena dokadnie nad moj gow, na ktrej rozgryway si niekoczce si tragikomedie, sztuki, ktre podziwiaem peen tsknoty i zazdroci. Byo to ycie, ktre odebra mi Szmejk, prawdziwe ycie w wietle obu cia niebieskich owietlajcych nasz planet, dokadne przeciwiestwo mojej szczurzej egzystencji w ciemnociach. Odwiedzaem odczyty poetyckie z okazji Drewpory, siedziaem tam na dole, jak stary upir pod schodami i nasuchiwaem kiepskich wierszy zalanych poetw z przypadku, jak gdyby bya to muzyka sfer niebieskich. Obserwowaem poetw w trakcie pisania, w ich parszywych piwnicznych norach. Uwierz mi, nie ma nic nudniejszego ni obserwowanie pisarza w trakcie tworzenia, ale nie byem w stanie nasyci oczu widokiem jakiego bladego strapionego debiutanta gryzmolcego pirem po tanim papierze. Tak wygldaem kiedy w momentach najwyszego szczcia, w najpikniejszych godzinach mego ycia. A moja nienawi do Szmejka stawaa si coraz potworniej sza, coraz bardziej zajmowaa moje myli. Powziem plan wtargnicia do biblioteki Szmejka i zaczajenia si na niego. Wiedziaem, e kiedy w kocu musi

tam przyj i mgbym go wtedy zabi. Ale za kadym razem, gdy usiowaem przedosta si do biblioteki Szmejka, trafiaem na wyrafinowane bdne cieki, ktre uniemoliwiay osignicie mego celu. Szmejkowie musieli przez stulecia rozbudowywa i udoskonala system zabezpiecze chronicych ich bibliotek, poniewa naprawd jest on nie do przeniknicia, jest najbardziej wyrafinowanym labiryntem katakumb. Znalezienie drogi powrotnej kosztowao mnie dni, czasami tygodnie, a raz o mao co naprawd nie zginem tam z pragnienia. Musiaem w kocu przyzna, e Szmejk by dla mnie nieosigalny. Homunkolos opar si gbiej na tronie i jkn. - By to moment, kiedy zadecydowaem, e zejd w labirynty tak gboko, jak bdzie to moliwe i nigdy nie powrc. Wyrzekem si mojego ycia jako owcy owcw ksiek i schodziem coraz gbiej w katakumby Ksigogrodu. Nawet hada mieci Unhajmu i graniczce z ni cmentarzyska, nawet dworzec Rdzawych Gnomw, nie byy dla mnie wystarczajco odludne i opuszczone, schodziem w d coraz gbiej i gbiej. I tak doszo do tego, e odkryem Paac Cieni. Przypomina mi gmachy szalestwa z dziecistwa, jakbym to ja sam ju dawno stworzy go w wyobrani. Uczyniem Paac Cieni mym domem. Tu zapragnem y i ktrego dnia umrze. Tu znalazem take moje ukochane cienie, ktre ucieky przede mn i przed moim szalestwem. W Paacu Cieni zawarlimy wieczny pokj. Odwayem si zada Homunkolosowi palce mnie pytanie: Wiesz kim lub czym s te paczce cienie? - Musz przyzna, e nie potrafi na to waciwie odpowiedzie - powiedzia Homunkolos. - Sam dugo si nad tym zastanawiaem i doszedem do wniosku, e s to niespokojne dusze prastarych ksig, ktre zostay tu pogrzebane i zapomniane. A teraz przez wieczno al si na swj smutny los. Jedyne, co z pewnoci mog powiedzie o paczcych cieniach to to, e nie maj zych zamiarw. Jeli stanie si kiedy twym udziaem aska bycia okrytym przez jednego z nich, gdy bdziesz kad si do snu, nie obawiaj si i pozwl mu to zrobi. Sny, ktrymi zostaniesz wynagrodzony, bd wyjtkowej piknoci. Homunkolos podnis si z tronu. - Dugo opowiadaem powiedzia. - Tak dugo nie opowiadaem ju dawno. - I zbiera si, by opuci sal tronow. - Dzikuj ci - zawoaem za nim. - Dzikuj ci za zaufanie i gocinno. Odpowiedz mi, prosz, na jeszcze jedno, jedyne pytanie. Homunkolos zatrzyma si. - Jestem twoim gociem czy winiem? - spytaem. - W kadej chwili wolno ci opuci Paac Cieni - powiedzia Homunkolos. - O ile uda ci si to zrobi o wasnych siach. 360 Potem wyszed, a ywe Ksigi podyy za nim stadkiem. Plan Przez nastpne trzy dni Homunkolos nie pojawia si. W nieregularnych

odstpach znajdowaem jedzenie i wod, ktre byy oczywicie przygotowane dla mnie, a w czasie moich bezcelowych wdrwek przez koszmarn architektur Paacu Cieni syszaem od czasu do czasu szelesty w ciemnociach - to tyle, jeli chodzi o dowody na jego obecno. Zawarem ciche porozumienie z ywymi Ksigami: Zostawilimy si wzajemnie w spokoju. Gdy wchodziem do pomieszczenia, nie uciekay ju przede mn w panice, lecz pene respektu ustpoway mi z drogi. W trakcie jedzenia rzucaem im czasem par ksikowych robakw, ktrymi, mimo pocztkowego wahania, nie pogardzay. Co si za tyczy Plczcych Cieni, nie byo dla mnie do koca jasne, czy w ogle zarejestroway moj obecno. Albo czy istniao co takiego, jak ich obecno i czy nie zamieszkiway waciwie jakiego innego wymiaru, ktry tylko przypadkiem krzyowa si z miejscem, gdzie znajdowa si Paac Cieni. Od czasu do czasu widziaem, jak ktry z nich sun szlochajc w pmroku, robio mi si wtedy ciko na sercu i cieszyem si, gdy znika. Ktrego razu leaem w ciemnociach, usiujc zasn, gdy nagle jeden z nich wszed do pomieszczenia i wzdychajc okry mnie swym cieniem. Na pocztku byem jak sparaliowany ze strachu, potem prdko nadeszo zmczenie i zasnem. niem o miecie o osobliwych budowlach, skadajcych si z najbardziej niezwykych materiaw, z chmur bd ognia, z lodu lub deszczu - a przyszo mi na myl, e s to fantastyczne budowle Krla Cieni wynione przez niego w dziecistwie. Potem si przebudziem, a cie znikn. Niewane czy byem gociem, czy winiem, nie interesowao mnie zupenie opuszczenie Paacu Cieni o wasnych siach". Poza tym, niby gdzie mgbym si tam na zewntrz skierowa? Ponownie do krlestwa Harpirw i owcw ksiek? Albo moe jeszcze gbiej w d katakumb, o ile byo to w ogle moliwe? Jeli ktokolwiek mgby mi pokaza drog do Ksigogrodu, tym kim by Homunkolos. W czasie niekoczcych si samotnych spacerw po Paacu amaem wic sobie gow nad tym, w jaki sposb spowodowa, by pomg mi w powrocie do ycia, prowadzc mnie na gr. Przyznaj, znajdowaem si w wyjtkowo kiepskiej pozycji do pertraktacji, nie miaem do zaoferowania nic prcz wdzicznoci. Co by mu to dao, poza rozdrapaniem starych ran i ponownym wznieceniem nienawici do Szmejka. Musiaby patrze, jak wydostaj si na wolno, podczas gdy on byby zmuszony do powrotu w ciemno. Kiepski interes dla Krla Cieni. Cay czas zadawaem sobie pytanie - czego waciwie ode mnie chcia? Dlaczego w Paacu Paczcych Cieni i ywych Ksig tolerowa akurat mnie jako jedyn mwic istot? I dlaczego opowiedzia mi swoj histori? Byo dla mnie cakowicie jasne, e bez jego pomocy nigdy nie uda mi si wydosta z Paacu Cieni, z tego pozbawionego okien schronienia wygnaca. Schronienie pozbawione okien. Co mi to przypominao? Oczywicie - fragment z ksiki Kolofonusa Deszczblaska. I nagle ujrzaem cakiem realn moliwo pomocy Krlowi Cieni w egzystowaniu na powierzchni Ksigogrodu. Kolofonus Deszczblask wymyli to rozwizanie ju dawno temu. Tak, to mogoby by ncce dla Homunkolosa. Jednak musiaby si najpierw pokaza, abym mg

przedstawi mu mj plan. Rozmowa z umarym Pod koniec czwartego dnia (o ile w katakumbach mona w ogle mwi o dniach: liczyem po prostu jako dni czas, kiedy nie spaem, a czas, w ktrym spaem, jako noce) w sali jadalnej, w ktrej zazwyczaj serwowano mi mj skromny posiek, odnalazem Homunkolosa. Przestronna hala owietlona bya paroma wiecami, tak jak lubi wadca. Siedzia za jednym ze stow, majc przed sob mis, dzban i kielich. U jego stp krcio si par ywych Ksig. Dobry wieczr powiedziaem. Homunkolos spoglda na mnie, dugo milczc. - Przepraszam - powiedzia po chwili. - Dobry wieczr! Takiego pozdrowienia nie syszaem ju od wiekw. Nigdy waciwie nie wiem, kiedy jest ranek, poudnie, wieczr czy noc. Czas nie gra tu specjalnej roli. Waciwie to adnej. Masz, oto jedzenie dla ciebie. Siadaj! Podsun mi mis z korzonkami, dzban i kielich. - Ile dni - spyta, gdy ju usiadem - mino, twoim zdaniem, od czasu naszego ostatniego spotkania? - Mniej wicej cztery - powiedziaem. - Cztery? - zawoa zaskoczony. - Naprawd? Mylaem, e dopiero jeden! Naprawd straciem poczucie czasu. Homunkolos sign pod st i wycign butelk. - Chciaby kieliszek wina do jedzenia? - spyta. - Wino? - spytaem i poczuem si skrpowany faktem, e gos zmieni mi si przy tym wskutek radosnego podniecenia. - Tak, chtnie napibym si nieco wina - sprbowaem powiedzie moliwie spokojnym i stonowanym gosem. Nala mi kieliszek czerwonego wina, a ja musiaem si powstrzymywa, aby nie wychyli go jednym haustem. Skosztowaem troch, a wino smakowao mi tak wymienicie jak adne inne wczeniej. - Doskonae! - cmoknem. Upiem jeszcze jeden gbszy yk. - Wybacz prosz, e nie pij razem z tob - powiedzia Homunkolos - ale pij tylko czasami. Od czasu, gdy w moich yach pynie ta butelka Wina Komety, w zasadzie zawsze jestem troch upojony. Ju dwie, trzy szklanki wina wystarczaj, by doprowadzi mnie do stanu, w ktrym przypominam owc ksiek. - Szal na widok krwi? - dowcipkowaem gupkowato upojony ju t odrobin wina. - Mona by tak to okreli. Na zdrowie! - Dzikuj! - Wypiem kolejny yk i jeszcze bardziej si rozluniem. - Gdzie mona trafi tu na dole na wino? - spytaem. - W katakumbach mona dosta wszystko, o ile wie si jak. To jest wino z prywatnych zbiorw Rongkonga Przecinaka. Omal si nie udawiem. - owcy ksiek? Znasz jego kryjwk? - Naturalnie. Od czasu do czasu odwiedzam jego pieczar, eby wywrci j do gry nogami. Ukra mu par ksiek i wino. Powygina mu strzay, powylewa jego wod pitn i tak dalej. To doprowadza go do szau.

- Dlaczego oszczdzie Rongkonga Przecinaka? - Nie wiem. Moe dlatego, e Szmejk tak nalega, by go zabi. Pomylaem, e jeli Szmejk si go boi, to moe kiedy si jeszcze przyda. Ktrego dnia. - Rongkong Przecinak uci gow Kolofonusowi Deszczblaskowi - powiedziaem. Homunkolos wsta gwatownie, a ja wzdrygnem si na ten niespodziewany ruch. - Przecinak zabi Deszczblaska? - jego gos zagrzmia tak gono w caej sali, e ywe Ksigi wpezy pod inne stoy. - Nie. Obci mu tylko gow, gdy Kolofonus ju nie y. Zabi si sam. Po prostu przesta y. - Tak zrobi? - spyta Homunkolos, siadajc ponownie. - Tak. Bya to najbardziej zdumiewajca rzecz, jak kiedykolwiek widziaem. Homunkolos gowi si przez chwil. - Co si stao? Jak Rongkong Przecinak dotar do Skrzanej Groty? - Nie mam pojcia. Napad na grot razem z wieloma innymi owcami ksiek. Zabili niektre buchiingi, a reszt przepdzili. Obawiam si, e Skrzana Grota jest teraz cakowicie w ich rkach. Homunkolos sta si niespokojny. - To niedobrze - powiedzia. - Skrzana Grota bya jednym z ostatnich bastionw rozumu w katakumbach. Buchiingi wzorowo j pielgnoway. - Wiem. To ty mnie do nich zaprowadzie. Waciwie to dlaczego? - Obserwuj buchiingi ju od dawna. S jedyn ras w katakumbach, ktra nie para si ksikowym interesem. Mylaem, e bdziesz u nich chwilowo bezpieczny. Dziwi mnie fakt, e owcy ksiek znaleli Skrzan Grot. Ale ktrego dnia musiao do tego doj. - Jak w ogle zwrcie na mnie uwag?- spytaem. Homunkolos zamia si. - Naprawd zadajesz sobie to pytanie? Odkd jeste w katakumbach, zachowujesz si jak so w skadzie porcelany. Byem na jednej z moich wypraw, kiedy wpade w t prostack puapk Guldenbarta, burzc przy tym z p pitra w labiryncie. Musieli sysze to nawet na grze w Ksigogrodzie. Spuciem gow. - Potem rune z hukiem na wysypisko Unhajmu, budzc przy tym wszystkich jego mieszkacw, cznie z robakiem gigantem. Obserwowaem ci, odkd wypeze ze mietniska. Kiedy zapa ci Pajxxxx, mylaem, e ju po tobie. Ale Hoggno ci wtedy uratowa. - Ty by tego nie zrobi? - Prawdopodobnie nie. Nie bye dla mnie jeszcze wystarczajco interesujcy. - A dlaczego zrobie to, gdy Hoggno chcia mnie zabi? - Podsuchaem wasz rozmow. I nagle twoja warto dla mnie wzrosa. - Dlaczego? - Co to ma by? Przesuchanie? - Przepraszam. - Usyszaem ci znw, gdy byem na wypadzie w okolicach Paacu

Cieni. Twj piekielny wrzask na kolei Rdzawych Gnomw. Sysza go chyba kady w katakumbach. Wiedziaem wtedy, e znowu masz kopoty. Zawstydziem si ogromnie. Patrzc z jego perspektywy, od momentu, gdy wkroczyem w katakumby Ksigogrodu, naprawd zachowywaem si jak skoczony idiota. - Mog ci o co spyta? - powiedzia Homunkolos. Skinem gow. - Co waciwie przynioso si do Ksigogrodu? Pogrzebaem w mych kieszeniach w poszukiwaniu rkopisu i pooyem go na stole. Tak naprawd, to planowaem zachowa go na bardziej dramatyczn chwil. - Wanie to - powiedziaem. - Tak te mylaem - powiedzia Homunkolos. - Wiedziae, e nosz go przy sobie? - Przeszukaem ci, kiedy spae. Wtedy, na krtko przed tym, jak trafie na buchlingi. - Przypominam sobie ten sen. niem o tobie. - Nic dziwnego - wyszczerzy si Homunkolos. - Nigdy wczeniej tak si do ciebie nie zbliyem. Na pewno mnie czue. - Naprawd to napisae? - spytaem - Jeli tak, to jeste najwikszym pisarzem wszech czasw. - Nie - powiedzia Homunkolos. - Napisa to kto, kim ju dawno nie jestem. - Opuciem Twierdz Smokw, by odnale tego, ktry potrafi tak pisa. - To naprawd smutne, mj przyjacielu - powiedzia Homunkolos. - Podje si tak dugiej i niebezpiecznej podry po to, by dowiedzie si jedynie, e ten, ktrego szukasz, ju dawno nie yje. Z tymi sowami podnis si od stou i opuci sal. ywe Ksigi zebray si u moich stp, popiskujc wyczekujco. Z westchnieniem rzuciem im reszt korzonkw z mojej misy i zabraem si za dopicie wymienitego wina. Przepuciem okazj opowiedzenia Homunkolosowi o moim wspaniaym planie. Nie starczyo mi po prostu na to odwagi. Pijana mapa Nastpnego dnia obudziem si z imponujcym kacem, a eolska muzyka, ciany jedce w gr i w d, i krcce si w koo ywe Ksigi zaczy mi powoli dziaa na nerwy. Chciaem wydosta si z tych przekltych murw, uciec od tego szalonego fantomu, ktry, porzucajc swe dawne ycie, zostawi wraz z nim prawdopodobnie i swj rozum. Ale ja, wchodzc do Paacu Cieni, te chyba zostawiem gow w szatni! Zaczem odczuwa sympati do potwora z papieru, wielokrotnego mordercy i przekltego przez wszystkich upiora. Zaczem przyzwyczaja si do wdrujcych cian, paczcych cieni i ywych Ksigl Najwyszy czas, eby std znika. Tym razem nie wdrowaem po prostu bez celu przez hale i sale, celowo szukaem wyjcia. Usiowaem zapamita sobie okrelone cechy pomieszcze, liczb stow i krzese, pooenie kominkw, ksztaty sufitu, wysoko drzwi. I cay dzie bdziem tak dookoa bez sukcesu, by wie-

czorem, wyczerpany, dowlec si znowu do jadalni, gdzie czeka na mnie z kolacj Homunkolos. Poza naczyniami, jak zazwyczaj, na stole spitrzone byy tym razem dodatkowo stare ksiki, na ktrych staa wieca, owietlajca jego papierow mask janiej ni zwykle. Tym razem nie byo wina gospodarz domu ju je wypi, jak zorientowaem si po dwch pustych butelkach u jego stp. - Pno przychodzisz - wybekota. By pijany i w ponurym, a moe i niebezpiecznym nastroju. - Szukaem czego - odpowiedziaem. - Wiem. Ale tego nie znalaze. - Zamia si ordynarnie. - Tak, to bardzo mieszne - powiedziaem i rzuciem si na nudne jarzyny. Powstaa duga pauza, w ktrej sycha byo tylko tupot i szelest ywych Ksig pod naszymi nogami, a Homunkolos zapyta: - Wierzysz w istnienie poezji, ktra jest wieczna? Nie musiaem si dugo zastanawia. - Tak, naturalnie - odpowiedziaem, przeuwajc. - Tak, naturalnie! - przedrzenia Homunkolos. Spojrza na mnie ponuro. - Ja w to nie wierz - powiedzia i sign na st po ksik. - Czy to tutaj wyglda jak wieczno? - Rzuci ksik w powietrze. Jeszcze zanim osigna zenit swego lotu, jej kartki si rozleciay, spadajc, poamay na kawaki i ostatecznie rozpady si w drobny py, ktry delikatnie opad na ziemi. Z jej szcztkw wytoczyo si par robakw, na ktre natychmiast rzuciy si ywe Ksigi. - A to by akurat klasyk - zamia si Krl Cieni. - Kamie filozoficzny Fonthewega. Tak dziwnie si jeszcze nie zachowywa. Jego ruchy, jego niespokojne hutanie si na krzele, przypominay jakie zwierz. Nie wiedziaem tylko jakie. - Nie, poezja nie trwa wieki - zawoa Homunkolos. - Istnieje przez chwil. I nawet gdyby ksiki sporzdzano ze stali, z literami z diamentw, kiedy i tak uderzyyby razem z t planet w soce i stopiyby si - nie istnieje nic wiecznego. A ju na pewno nie w sztuce. Nie chodzi o to, jak dugo pobyskuje jeszcze dzieo pisarza po jego mierci, chodzi o to, jak jasno ponie za jego ycia. - Mogoby to by motto jakiego popularnego pisarza - wtrciem. Poety, ktremu chodzi jedynie o to, ile pienidzy zarobi za swego ycia. - Nie miaem tu na myli sukcesu - powiedzia Homunkolos - nie chodzi o to, jak dobrze czy le sprzedaje si ksika, jak wielu albo niewielu ludzi dostrzee danego poet. To bez znaczenia, zaley bowiem od zbyt wielu przypadkw i niesprawiedliwoci. Chodzi o to, jak jasno plonie w tobie Orm, gdy tworzysz. - Wierzysz w Orma? - spytaem ostronie. - W nic nie wierz - powiedzia ponuro. - Ja wiem, e Orm istnieje, to wszystko. Poszperaem w mojej pelerynie. - Musia pon w tobie cholernie jasno, gdy to pisae - powiedziaem, trzymajc w grze rkopis. - To najdoskonalsza rzecz, jak w yciu widziaem. To jest wieczne. Krl Cieni nachyli si w moj stron tak, e poczuem jego stchy

ksikowy oddech. Spojrza na mnie straszliwie smutno, trzymajc sw rk niebezpiecznie blisko wiecy. Czubek jego palca wskazujcego zacz potrzaskiwa i si arzy. - Nie masz nawet pojcia, jak szybko moe co przemin - wyszepta. Malekie pomyczki zaczy taczy na czubku jego palca, wzbijajc cieniutk struk dymu. Wziem swj kielich i wylaem na jego rk wod, ktra syczc ugasia pomienie. Krl Cieni wypry si, jak gdyby chcia na mnie skoczy. Lecz spojrza tylko gronie z gry i zacz si mia, tak gono i straszliwie jak jeszcze nigdy. Na koniec, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, opad na cztery apy i opuci pomieszczenie w sposb, w jaki zrobiaby to mapa. Uczyni to z prdkoci, od ktrej kadej mapie zjeyoby si futro. Pragnienie To byo pewne: Znajdowaem si w szponach najniebezpieczniejszego szaleca z katakumb Ksigogrodu. Homunkolos, Krl Cieni, Egzysten, Keron Kenken, czy jak tam go jeszcze zwali, zwariowa albo jeszcze w czasie swojej przemiany, albo podczas swego wygnania. Byem ju teraz przekonany, e mia zamiar wizi mnie tu przez wieczno, bym z nim cierpia w zastpstwie wszystkich jego prawdziwych drczycieli. Zrezygnowany bdziem korytarzami. Nie pokazywa si ju od paru dni, a w kocu przestaem je dalej liczy. Pamitajc, jak wygldao nasze ostatnie spotkanie, mogem rwnie dobrze zrezygnowa z towarzystwa Krla Cieni, ale najbardziej zatrwaajcy w tej sytuacji by fakt, e przesta dawa mi jedzenie i wod. Pozbawienie poywienia daoby si przez jaki czas znie, ale umr tu z pragnienia, jeli wkrtce nie dostan czego do picia. Czy by to jaki sprawdzian? Kara? A moe wybra si na jedn ze swoich wypraw przez katakumby i wpad przy tym w puapk owcw ksiek? Istniao wiele moliwoci. A moe po prostu, kierowany obkanym kaprysem, chcia, bym tu zdech. Przeklinaem si za to, e nie zebraem si w odpowiednim momencie na odwag i nie opowiedziaem mu o moim planie. Tymczasem ledwie odwayem si opuci jadalni, aby nie przeoczy momentu jego powrotu, jeli kiedykolwiek powrci. Mylenie sprawiao mi coraz wiksz trudno. Jeli zabierze si na duszy czas komu wod i jedzenie, aktywno jego mzgu ograniczy si szybko do wymylania przepisw kucharskich i wizji dzbanw penych wody. Doszo ju nawet do tego, e zaczem rozwaa zamanie zawieszenia broni midzy mn a ywymi Ksigami. Te mae stworzenia cigle krciy mi si pod nogami. Staway si coraz ufniejsze i sprawiay tak ywe i zdrowe wraenie, jak gdyby, w przeciwiestwie do mnie, cay czas zaopatrzone byy jak najlepiej w poywienie i wod albo umiay same zdoby gdzie jedzenie. Na pocztku budziy tylko moj zazdro, potem byem coraz bardziej wcieky, a w kocu moje uczucie przemienio si w czyst nienawi. Bezuyteczne i naarte do syta krciy si wszdzie po caym Paacu, wypeniajc prawie kade po-

mieszczenie swoim szelestem i popiskiwaniem. Rzdzi tam robactwo ponure Oprawione w papier i skr Znw przypomniay mi si linijki wiersza Kolofonusa Deszczblaska. Czy naprawd wdar si do Paacu Cieni? Skd inaczej mg wiedzie o ywych Ksigach? Jeli tak byo, to musia te znale drog do wyjcia z tego labiryntu. Moe byo to jednak moliwe. Musiaem dziaa, o ile nie zamierzaem uschn z pragnienia, czekajc bezmylnie na Krla Cieni. Ale w midzyczasie byem ju zbyt saby, by opuci jadalni i szuka wyjcia. Dlatego te postanowiem upolowa jedn z ywych Ksig, zabi j, pore i wypi jej czarn krew. Wyszukaem sobie wyjtkowo grub skrzan ksig, ktra peza w moim kierunku wrcz podniecajco powoli. W niej to musiao roi si dopiero od organw, ktre pewnie tryskay czarn krwi. Na sam myl o rozerwaniu tego maego, niespodziewajcego si niczego stworzenia, lina napyna mi do ust. Ocknem si z letargu, opadem na cztery apy i zaczem skrada si w stron mojej ofiary. Wrd innych ksiek powstao zaniepokojenie, tak jakby przeczuway instynktownie, na co si zanosi. Popiskujc i szeleszczc, rozbiegy si na wszystkie strony. Taksowaem ksig spojrzeniem i szykowaem si wanie do potnego susa z przysiadu. - Miaby moe ochot na kieliszeczek Chasselas z Gr Trolli do twojej ywej Ksigi? - spyta nagle znajomy gos Krla Cieni. - A moe przy twoim odwodnieniu wolaby zimn rdlan wod? Spojrzaem w gr. Krl Cieni siedzia na swym staym miejscu i umiecha si. Na stole przed nim staa odkorkowana butelka wina, dzban z wod, kieliszki - i talerz z wielk wdzon szynk. Przez dusz chwil gapiem si tylko na niego bezmylnie. - Gdzie bye? - spytaem potem, podnoszc si. - Byem w Skrzanej Grocie - powiedzia - eby obejrze to na wasne oczy i zorientowa si w sytuacji. Nala mi kieliszek wina. Podszedem do niego chwiejnie i wypiem apczywie. - Straszny to widok zobaczy spldrowan bibliotek w grocie - powiedzia smutno Homunkolos. - owcy ksiek zdzieraj nawet skrzan tapet ze cian. Usiadem i patrzyem chciwie na szynk, w ktrej tkwi ogromny n. - Czstuj si! - powiedzia Homunkolos.- T szynk ukradem owcom ksiek. Odkroiem sobie gruby plaster i zaczem je. - Przedsiwzie co w ich sprawie? - spytaem, przeuwajc. - Nie, byo ich zbyt wielu naraz. Ale odniosem wraenie, e wikszo z nich opuci wkrtce grot, bo nie ma tam ju prawie nic do spldrowania. - Widziae buchlingi? - Ani jednego. Zeszy pewnie gboko w katakumby. Nie zdziwibym si, gdyby nigdy nie day si ju zobaczy. To wraliwe stworzonka. I potrafi dobrze si schowa. Powoli dochodziem do siebie. Homunkolos sprawia wraenie spokoj-

nego i zrwnowaonego. Tym razem nie miaem zamiaru przepuci nadarzajcej si okazji i zdecydowaem si opowiedzie mu w kocu mj plan. - Suchaj - powiedziaem - mam pomys, jak obaj moemy opuci katakumby. - Pragnienie wysuszyo ci chyba mzg - powiedzia Homunkolos. - Z myleniem powiniene poczeka do chwili, gdy wyrwnasz braki wody w organizmie. - Jeszcze nigdy nie miaem tak jasnego umysu jak teraz. A pomys nie jest nawet mj. - Tylko? - Kolofonusa Deszczblaska. - Deszczblask nie yje, mj drogi. Naprawd majaczysz. - Kady, kto napisa dobr ksik, nie jest do koca martwy. Pomys pochodzi z Katakumb Ksigogrodu. - Deszczblask napisa ksik o katakumbach? - I to nawet dobr. Opisywa w niej midzy innymi, e tam na grze, w swojej wielkiej posiadoci w Ksigogrodzie zaoy co w rodzaju... eee... ogrodzenia. - Jakiego ogrodzenia? - Ogrodzenia dla Krla Cieni. - Co prosz? Dla mnie? - Tak. Mia to by nowy dom na powierzchni dla ciebie, na wypadek gdyby ci zapa. adne prawdziwe wizienie, nie zrozum tego le! Odpowiada warunkom panujcym w katakumbach. Jest wiele starych ksiek. Nie ma okien. Mgby przey tam rwnie dobrze, jak tutaj na dole. Homunkolos dugo na mnie patrzy. - Naprawd to wybudowa? - Tak napisa w swojej ksice. Powstaa dusza pauza. Odkroiem sobie jeszcze troch szynki. Homunkolos odchrzkn. - A przychodziby wtedy karmi mnie raz dziennie - tak, jak ja robi to teraz z tob. - No c, wyobraaem sobie co w tym rodzaju. - Wyobraaem, no, no. Ile pomieszcze ma to twoje ogrodzenie? - To nie jest moje ogrodzenie. Nie mam pojcia, ile jest tam pomieszcze. Pewnie sporo. - Och od razu sporo! I bd tam te udostpniony publicznoci? Z opat za wstp? Moglibymy dzieli si p na p. - To nie o to chodzi. Ty... - Och tak, to fantastyczny pomys! Musz przecie zarobi na czynsz! Na zawoanie mgbym ukada wiersze dla publicznoci, jak ci biedacy z Cmentarza Zapomnianych Poetw. Albo mgbym robi przeraajce miny, dla dzieci. Powiesimy na zewntrz tablic: Obejrzyjcie straszliwego Krla Cieni w porze karmienia! Potwr z papieru! Mgbym si troch podpali, a ty od razu by mnie gasi. I cz pienidzy naturalnie musielibymy oddawa Fistomefelowi Szmejkowi, w kocu to on mnie stworzy. Rozmowa przybraa obrt, ktry nie przypad mi do gustu. Homunkolos przytkn do swych papierowych ust butelk wina i wychyli j za jednym pocigniciem. Podnis si ze swego siedzenia, a ywe Ksigi migny we wszystkich kierunkach, jak gdyby instynkt ostrzega je przed tym,

co si zaraz stanie. - Ogrodzenie! - zagrzmia Homunkolos i trzasn tak mocno pici w st, e w kamieniu powstaa rysa. Cisn butelk po winie w ciemnoci sali, gdzie si rozbia. Jestem panem w Paacu Cieni! rycza. Wadam caym labiryntem! Katakumbami Ksigogrodu! W mym olbrzymim krlestwie chadzam tam, gdzie chc! Jestem wolny! Wolny, by y i zabija! Jestem najbardziej wolnym ze wszystkich stworze! Homunkolos rzuci si na st i jednym mocnym susem skoczy w moim kierunku. Przestraszyem si na mier, chciaem wsta i ucieka, ale on ju by tu przy mnie. Chwyci mnie za peleryn i podcign do siebie do gry. Znw poczuem jego dziki ksikowy oddech, a tym razem zobaczylem te iskry w jego czarnych oczodoach. Nigdy wczeniej nie widziaem go tak rozzoszczonego. - Jestem Krlem! - prychn na mnie. - Z wasnym paacem! A ty chcesz mnie wsadzi do zool\ - To bya tylko propozycja - wymamrotaem. - Chciaem ci przecie pomc. Homunkolos oddycha ciko. - Suchaj, jest co, co musimy sobie wyjani raz na zawsze. - Jego gos sta si teraz cichszy, ale wcale nie mniej grony. - Musimy co uporzdkowa. Zaatwi pewne sprawy. Ty to wiesz i ja to wiem. Co niby miaem wiedzie? O jakich sprawach mwi? Co dziao si w tej jego obkanej i pijanej czaszce? Nie miaem pojcia, o czym mwi. Wiedziaem, co najwyej, e przeklinam swoj niewyparzon gb. Wystarczao jedno faszywe sowo, by przeksztaci go w nieobliczaln besti. Homunkolos sign do mojej peleryny, a ja byem przekonany, e robi to, by wyrwa mi serce. Ale on wycign tylko rkopis i trzyma mi go przed nosem. - Chcesz wiedzie, jak pisze si takie rzeczy - wysapa ze zoci - zgadza si? Skinem gow. - Chcesz wiedzie, jak osign Orma? Nadal nie wierzyem wprawdzie jeszcze w Orma, ale kiwnem ponownie gow. - A przede wszystkim chcesz si dowiedzie, jak zosta najwikszym pisarzem w Camonii? Pokiwaem bardzo energicznie. - Wic to powiedz! Powiedz magiczne sowo! Szukaem odpowiednich sw. - Powiedz to natychmiast! - grzmia Homunkolos. - Albo rozerw ci na strzpy mniejsze ni te, z ktrych sam si skadam. - Naucz mnie tego! - wyszeptaem. - Co? Goniej! Nie sysz ci! - Na - ucz - mnie - tego! - darem si ze wszystkich si. - Prosz! Bagam ci! Naucz mnie pisa tak, jak ty to potrafisz. Homunkolos puci mnie. - No wreszcie - powiedzia i umiechn si po raz pierwszy. - Mylaem, e ju nigdy mnie o to nie poprosisz.

Alfabet Gwiazd To bya ta caa tajemnica, moi drodzy przyjaciele - potworna duma Homunkolosa. To by powd, dla ktrego zwabi mnie do swego paacu: chcia przekaza mi tajemnice swej sztuki. By to jego plan od momentu, gdy podsucha rozmow midzy mn i Hoggno Katem, rozpoznajc we mnie chrzeniaka Dancelota. Jedynie jego groteskowa prno wzbraniaa mu, by mi to tak po prostu zaoferowa. Musiaem przej prb. Musiaem cierpie. Musiaem baga i ebra, by uczyni mnie swym uczniem. - Poka mi swoje donie - rozkaza Homunkolos. Zaprowadzi mnie do biblioteki ywych Ksig, posadzi na krzele i stan przede mn. ywe Ksigi zaludniay regay jak publiczno w do dziwacznym teatrze, w ktrym wystawiano wanie sztuk: Pierwsza lekcja dla Hildegunsta Rzebiarza Mitw, jak zosta poet, udzielona przez Homunkolosa z Paacu Cieni. Najwidoczniej aden z mieszkacw Paacu nie chcia tego przepuci. Ksigi, podniecone, zamieniay si cay czas miejscami, wspinay na siebie, popiskujc i piszczc. Par latao dookoa w powietrzu. Posusznie pokazaem Homunkolosowi pazury. Chwyci je i wpatrywa si w powierzchni mych rk, jakby potrafi z nich odczyta przyszo. - Ktr rk piszesz? - zapyta. - Praw. - I nie wyszo spod niej jeszcze nic, co, twoim zdaniem, nadawaoby si do publikacji? - Nie bardzo. - Wic piszesz niewaciw rk. -Co? - Strumie poetycki z mzgu jest niewaciwie skierowany. Twoja prawa rka nie jest twoj rk do pisania. Musisz pisa lew. - Ale ja nie potrafi. Nauczyem si pisa praw rk. - To musisz si nauczy od nowa. - Naprawd musz? - Jeli nie tworzysz waciw rk do pisania, to nigdy nic z tego nie bdzie. To tak, jakby pisa stopami. Stknlem. Niele si zaczyna. Najpierw musz nauczy si pisa, eby nauczy si, jak pisa. Homunkolos puci moje donie i zacz spacerowa wok stou. - Kady potrafi pisa - powiedzia. - Istniej tacy, ktrzy potrafi pisa odrobin lepiej ni inni i ich nazywa si pisarzami. Prcz tego s jeszcze tacy, ktrzy pisz lepiej ni pisarze. Tych nazywa si poetami. I istniej jeszcze poeci, ktrzy pisz lepiej ni inni poeci. Dla tych nie wymylono jeszcze nazwy. To ci, ktrzy maj dostp do Orma. O nie, prosz, tylko nie znowu Orm! Za kar, e go jeszcze nie osignem, cholernie uparcie depta mi po pitach. Wyszukiwa mnie w najbardziej odludnych zaktkach, nawet kilometry pod ziemi w bibliotece ywych Ksig. - Natenie kreatywnoci Orma jest niemierzalne. Jest rdem inspiracji, ktre nigdy nie wyschnie, gdy si ju wie, jak do niego dotrze. - Krl

Cieni mwi o Ormie, jakby byo to jakie miejsce, w ktrym z ca naturalnoci czsto przebywa. - Ale nawet, jeli ktrego dnia bdzie ci dane osign Orma - powiedzia - bdziesz tam jak obcy, jeli nie opanowae Alfabetu Gwiazd. - Alfabet Gwiazd? To jakie pismo? - Tak i nie. To alfabet, ale rwnoczenie i rytm. Muzyka. Uczucia. - Nie da si jeszcze bardziej tego nie okreli? - stknem. - Moe to jakie ciasto albo miech? Homunkolos zignorowa moj uwag. - Istnieje paru poetw, ktrzy osignli Orma. Jest to ju wielki przywilej. Ale niewielu z nich opanowao Alfabet Gwiazd. To s ci wybrani. Jeli go opanujesz, bdziesz mg, gdy ju dotrzesz do Orma, komunikowa si tam ze wszystkimi artystycznymi mocami uniwersum. Nauczysz si rzeczy, w ktrych istnienie nie uwierzyby nawet we nie. - A ty naturalnie go opanowae, ten Alfabet Gwiazd? - Naturalnie. Homunkolos popatrzy na mnie jak na niedorozwinitego. Jak mogem cho przez chwil w to wtpi! - Nauczysz mnie tego? - spytaem bezczelnie. -Nie. - Dlaczego nie? - Bo nie da si tego nauczy. Nie mog ci te nauczy, jak osign Orma. Albo uda ci si to ktrego dnia, albo nigdy. Niektrym udaje si to raz, a potem nigdy wicej. Niektrym udaje si cay czas, ale nie opanowali Alfabetu Gwiazd. Inni bez wysiku w kadej chwili osigali Orma i komunikowali si dziki Alfabetowi. To ci naprawd nieliczni. - Mgby wymieni jakie nazwisko? Homunkolos zastanowi si. - Hm... Ojahnn Golgo van Fontheweg osiga Orma. I to nawet do czsto, ale nie opanowa Alfabetu Gwiazd. Zreszt, gdyby tak byo, nigdy nie zostaby przecie na staro urzdnikiem. - Homunkolos zamia si. Te musiaem si wyszczerzy. W rzeczy samej by to do dziwny punkt w biografii Fonthewega. - Ali Aria Ekmirrner. On regularnie odwiedza Orma. A taki wiersz jak Wino Komety da si napisa tylko wtedy, gdy przenika ci Alfabet Gwiazd. Homunkolos przytkn rk do czoa. - Pera la Gadeon naturalnie! On to kpa si w Ormie codziennie, a Alfabet mia we krwi, ju w chwili narodzin. By tak utalentowany, e a od tego umar. - A jak ty nauczye si Alfabetu Gwiazd? - spytaem. - Byem bardzo maym dzieckiem i nie opanowaem jeszcze nawet camoskiego abecada - powiedzia cicho. - Nie umiaem ani czyta, ani pisa, ani mwi. Ktrej nocy leaem w koysce i peen zdumienia podziwiaem czyste niebo. I nagle pomidzy gwiazdami zobaczyem cienkie nici wiata, ktre poczyy je w przepikny znak. Ukazyway si jeden po drugim, a w kocu byo zapisane nimi cae niebo. miaem si i gaworzyem, bo byem tylko maym dzieckiem, i dlatego, e znaki migotay tak piknie, tworzc cudown muzyk. By to pierwszy i ostatni raz, gdy zobaczyem Alfabet Gwiazd, ale nie zapomniaem go

nigdy. Homunkolos byl tego widocznie pewien, tak pewien, e mj sceptycyzm pocz si troch chwia. Moe udaoby mi si zachwia t pewno paroma pytaniami. - Wierzysz wic, e na innych planetach istniej te - jak na to mwisz? - artystyczne moce? Mwisz o pozaziemskich poetach? - Nie wierz w to - ja to wiem. - Tak, naturalnie, ty zawsze wiesz wszystko. - Na miliardach planet s poeci. Nie masz pojcia o tym, jak wygldaj. Znam takiego jednego na jednej z planet, ktra zreszt nie jest a tak bardzo oddalona od naszego Systemu Sonecznego, i jest on mikroskopijnie ma ryb. yje w ciemnym morzu, przy kraterze podmorskiego wulkanu, wyrzucajcego nieprzerwanie law do wody. Ta ryba tworzy poematy o lawie, o zapierajcej dech w piersiach piknoci. - A jak je zapisuje? Homunkolos spojrza na mnie ze wspczuciem. - Nie uwierzysz, ale istnieje na tym wiecie jeszcze par metod utrwalania myli, poza skrobaniem gsim pirem po papierze. - Co ty powiesz! - Znam jedn yw burz piaskow na Marsie, ktra rzebi swe myli w kamieniu, pdzc po powierzchni planety. Cay Mars jest pokryty dzieami burzy piaskowej. Wyszczerzyem si, a Homunkolos odpowiedzia mi tym samym. - Wiem, e nie wierzysz w ani jedno moje sowo. I mog mie tylko nadziej, e Orm wyprowadzi ci ktrego dnia z bdu. Inaczej na zawsze pozostaniesz winiem swej ograniczonej wyobrani i skoczysz prawdopodobnie jako twrca pozdrowie pocztwkowych w jednej z ksigogrodzkich drukarni. ywe Ksigi zaszeleciy swoimi stronami i brzmiao to jak brawa. Wmawiaem to sobie tylko czy naprawd rejestrowaem jaki szyderczy ton w ich popiskiwaniach? Byo to, mam nadziej, niemoliwe. - Ale koniec z teori - powiedzia Homunkolos. - Przejdmy do praktyki. Przenocujesz w tym pomieszczeniu. - Tu? Z ywymi Ksigami? Dlaczego? - Za kar. Chciae zje jedn z nich. - Ale ja przecie o mao nie umarem z godu i pragnienia! Bo zostawie mnie samego. - To aden powd, eby poera moich poddanych. Nawet w mylach! Nauczysz si y z nimi w zgodzie. Zostaniesz tutaj, przynios ci papier i co do pisania, i zaczniesz wiczy pisanie lew rk. Stknem. 379 - I co takiego mam pisa? - Wszystko jedno - powiedzia Homunkolos. - To i tak bdzie nieczytelne. Lekcja taca Nie musz zapewne szczeglnie podkrela, moi drodzy przyjaciele, e tej nocy nie zmruyem oka. Najpierw godzinami wiczyem si w pi-

saniu lew rk, co wydaje si wrcz nieprawdopodobne, kiedy jest si od ponad siedemdziesiciu lat przyzwyczajonym do robienia tego praw rk. Potem przez duszy czas przewracaem si na pododze na jeden i drugi bok, eby zasn. Ale nie mogem przesta myle o zakoczonej wczeniej lekcji. W co ja si wpakowaem? Musiaem uczy si na nowo pisania jak pierwszak, suchajc do tego gadaniny o Ormie, o Alfabecie Gwiazd i o uprawiajcych poezj rybach i burzach piaskowych na dalekich planetach. Tak niby miaem zosta najlepszym pisarzem wszech czasw? Na oddziale zamknitym camoskiego zakadu dla obkanych otrzymabym pewnie powaniejsze wyksztacenie. I jeszcze ywe Ksigi. W midzyczasie byem ju przekonany o tym, e odczytay me ze zamiary w sali jadalnej, i e bd si teraz za to mciy, za specjalnym pozwoleniem Krla Cieni. Godzinami, po tym jak zgasy ju wiece, szeptay jeszcze i naradzay si midzy sob. Za kadym razem, gdy zapadaem ju w askawy sen, co szarpao mnie za peleryn, ktr si przykryem, albo budzi mnie szelest Latajcych Ksig. Albo jeszcze gorzej: pajcza ksika przebiegaa mi po twarzy. Cakowicie poamany zataczaem si nastpnego dnia przez Paac i zadawaem sobie pytanie, w jakim dziwnym miejscu si odbdzie i jak form przybierze dzisiejsza lekcja, gdy nagle zarejestrowaem szlochanie Paczcych Cieni. Byo ich wicej, z p tuzina, i nadchodziy w moj stron ciemnym korytarzem. Z miejsca odwrciem si, bo chciaem oszczdzi sobie ich przygnbiajcej obecnoci. Ale z drugiego koca korytarza nadcigay jeszcze inne. Dlatego ustpiem z drogi, skrcajc w boczny korytarz, ktry take by wypeniony szlochajcymi cieniami. Znw zrobiem zwrot i wpadem z powrotem do wikszego korytarza, ktry teraz w obu kierunkach wypeniony by tak iloci cieni, e nie byo ju midzy nimi wolnego miejsca. Musiabym przej przez nie, a to napawao mnie groz. Wtedy podoga obniya si i wraz z cieniami pojechaem na d. Opadalimy gbiej i gbiej, a przestrze po prawej i lewej stronie rozszerzyla si. Zjedalimy do wielkiej sali balowej, do amfiteatru, w ktrym zobaczyem Paczce Cienie w czasie taca. Zatrzymalimy si, gdy znalelimy si na ogromnym parkiecie. By on wypeniony kolejnymi cieniami, ich setkami, ktre teraz ze szlochem zbliyy si do mnie. Rozbrzmiaa smutna muzyka Paacu Cieni i szare sylwetki zaczy wolno mnie okra. Na grze, na stopniach, zobaczyem Homunkolosa, ktry bez ruchu obserwowa to dziwne wydarzenie, i wtedy zrozumiaem, e nie jest ono przypadkowe, a stanowi jedynie kolejn lekcj. Miaem taczy z cieniami, z jakiego niewiadomego powodu. I zaczty przeze mnie przenika, jeden za drugim. Obrazy, sowa, gosy, krajobrazy i wraenia wtargny do mego umysu. Przejy mnie dreszcze i usiowaem poj to, co czuj, ale to ju przeze mnie przepyno. Cienie przenikay mnie bez koca, na sekundy wypeniay mnie falami obrazw i chrem gosw i natychmiast znikay. Czuem si, jakbym raz za razem nurkowa w lodowatej wodzie, wypenionej obrazami i gosami. Taniec sta si coraz bardziej dziki, krciem si dookoa, a coraz wik-

sza ilo cieni przepywaa przeze mnie w tym samym czasie. Byo mi coraz zimniej, natok niezliczonych obcych myli pozbawia mnie niemal rozumu. Wtedy wszystko nagle si skoczyo, cienie znikny. Kolana zaamay si pode mn i dziwiem si, e ldujc na pododze, nie rozpadem si na mae kawaki lodu. Chwil leaem, ciko dyszc i drc, i wtedy zobaczyem, e Homunkolos pochyla si nade mn. - Co to byo? - spytaem, wci wycieczony. - Wolisz mnie teraz jednak zabi? - Przeczytae wanie ca bibliotek Paczcych Cieni - powiedzia. Lekcja taca do szczeglnego rodzaju. - Co to miao by? - spytaem, podnoszc si ze stkniciem. - O mao przy tym nie zwariowaem, nic z tego wszystkiego nie zrozumiaem, a w tej chwili i tak ju niczego nie pamitam. - Tak jest zawsze z ambitnymi ksikami - powiedzia Homunkolos, pomagajc mi stan na nogach. Skarbnica sw Moja pami funkcjonowaa jak pajcza sie. Nieistotne rzeczy, jak powiedzmy wiatr, przepuszczaa, ale zapane w niej muchy wisiay nadal i byy trzymane dopty, dopki pajczy rozum ich nie potrzebowa i nie paaszowa. Przeczytaem w yciu ju wiele ksiek i dawno je zapomniaem, ale najwaniejsze rzeczy z nich pozostay, wiszc w sieci, by ktrego dnia, moe nawet dziesitki lat pniej, zosta ponownie odkryte. Z bezcielesnymi cieniami Paczcych Ksiek byo troch inaczej: Przeszy przeze mnie jak przez grube sito i ju par chwil pniej wydawao mi si, e wszystko zapomniaem. Ale nastpnego dnia zauwayem, e jednak par rzeczy pozostao w sieci. Nagle znaem sowa, ktrych nigdy wczeniej nie syszaem ani nie przeczytaem. Wiedziaem na przykad, ni z tego, ni z owego, e plumowy jest przestarzaym okreleniem na opierzony. Ta wiedza wydaje si na pierwszy rzut oka bezuyteczna, ale kiedy wyobra sobie na przykad mode piskl, to plumowy wydaje mi si jako bardziej trafnym okreleniem ni nic niemwicy opierzony. Dla uatwienia zapamitania cae stadka uroczych i nad wyraz plumowych pisklt znienacka brodziy, popiskujc, w mej wiadomoci. Co si stao? Skd wiedziaem nagle, co oznacza mierdwi? Kady zna ten ostry zapach z ust, ktry wydobywa si z nas po zjedzeniu czosnku, ale nikt prawie ju nie wie, e to poczenie mierdzenia i mwienia dao kiedy pocztek sowu mierdwi. Och, te kotlety z jagnicia byy wymienite" - mierdwil - i ju od razu wiemy, e ten bohater przez p powieci cign bdzie za sob smug zapachu, przy czym sowo czosnek w ogle nawet nie pada. Bolegacki, absatrakcyjny czy konfrontygodny - znajomo tych sw napenia mnie uczuciem superiowoci - niestety przestarzae sowo, opisujce stan poczenia uczucia wyszoci, powagi i wymaga. Znaem te teraz znaczenie sw mezomorficzny, pokurczogamiczny, ektogilowy, yogudramowy, sferolityczny i indygowy - samych przymiotnikw, ktrymi mo-

na byo obraa kogo a do spowodowania dania satysfakcji (sowo, ktre te niestety wyszo ju z mody). Powoli witao mi, e Paczce Cienie dysponoway wiedz o dawno zapomnianej epoce, o czasach zdecydowanie bardziej zrnicowanych jzykowo ni dzisiejsze. Kiedy chcemy kogo opisa, zadowalamy si zazwyczaj tak niejasnymi okreleniami, jak adny albo brzydki. Ale odkd zataczyem z cieniami, wiedziaem na przykad, e nosogamiczny to kto z dziurkami od nosa o wyranie rnej wielkoci, hektolit to kto przypominajcy ksztatem beczk, a plusuamperfekt - kto o ponadprzecitnie dobrym wygldzie. To byo przecie znacznie subtelniejsze. Wola rnicowania u Plczcych Cieni obejmowaa kad dziedzin. Dwiki nie zostay przez nie wrzucone do jednej szuflady dla analfabetw i ze sowami takimi, jak: trzask, szelest czy brzk, tylko otrzymyway imi utrafiajce i zgodne z ich natur. Na przykad delikatny dwik, jaki wydaje z siebie puszyste pirko, dotykajc podogi, nazwany by bft. Dwik, ktry powstaje, gdy pijc co, nagle zaczynamy si mia, wydmuchujc pyn przez nos, to pryrsknicie. Apetyczny dwik, powstajcy gdy wgryzamy si w tabliczk czekolady, to hmmser. Straszliwy dwik, jaki moe wytworzy kreda na tablicy, by zwany skrzypisk. I przeraajcy odgos, jaki wydaje z siebie wybuchajcy wulkan, nazywa si kiedy susznie krakatau. Zamiast bdzi po Paacu Cieni, przemierzaem tego dnia labirynty mojego wasnego umysu, by pozbiera wszystkie sowa, ktre tak hojnie pozostawiy w nim Plczce Cienie. Labila by to stan totalnego niezdecydowania. Hyk to moment, kiedy chcc co podnie, zauwaamy, e ta rzecz jest jednak za cika. Uczucie, ktre przeywa si w chwili polizgnicia na mydle zwano hoa. Przyjemno, ktr odczuwa si, ciskajc nieobran mandarynk, a staje si mikka i niejadalna, nazywano fruktodyzj. Kto, kto neurotycznie porzdkowa wszystko w alfabetycznym porzdku, by abecerulantem, ale jeli neurotycznie porzdkowa wszystko w odwrotnej alfabetycznej kolejnoci, by zetigrekixem. Humodont, askofill, moptobulizm, kryptokokih, kulorowy, interjodalny, maluchowaty, niezdrobny, zaskogrzeczny, hopibawny, kontreresy, bibbilugiczny, omnigormy - byy to setki, tysice zapomnianych sw, zbieraem kade z nich i zanosiem do komnaty w mym mzgu, w ktrej ukrywaem bogactwo jzykowe. Gdy dzie dobieg koca, niemale je podwoiem. Siedziaem jeszcze dugo w mej skarbnicy sw, podnosiem kade z nich i ogldaem je z wdzicznoci, dum i czuoci, jak pirat oceniajcy kady diament i sztabk zota ze zdobytego skarbu. Teoryjka i praktyka Jeli chodzi o pisanie lew rk, robiem szalone postpy. Chyba naprawd by to mj naturalny, tumiony przez dziesiciolecia sposb pisania. Teraz sowa pyny z mojej gowy bezporednio na papier bez zacinania si, jak zdarzao si to czsto kiedy. Pojem, e rka, ktr pisze poeta, to jak rka, ktr walczy szermierz i boksuje bokser. Waciw rk pisa-

nie szo mi naprawd lepiej, rytm myli wspgra z ruchami ciaa, co byo konieczne przy przelewaniu ich na papier. W trakcie pisania zdarzaj si momenty, kiedy sowa zaczynaj pyn, a utrzymanie tego stanu udaje si tylko wtedy, gdy uywa si waciwej rki. Lekcje u Krla Cieni miay niewiele wsplnego z tradycyjnymi kwestiami, ktrych uczy si w trakcie normalnego, artystycznego wyksztacenia, jakie otrzymaem take od Dancelota. Materia nauczania, ktry chyba tylko on sam opanowa i by w stanie przekaza, by wyjtkowo niekonwencjonalny, chciaoby si nawet powiedzie, niepowany. - Chciabym ci dzisiaj opowiedzie co o gazowej poezji - mwi na przykad Homunkolos i godzinami opowiada mi o poetach z dalekiej planety, skadajcych si z gazu wietlnego i o ich skomplikowanych chemicz nie metodach pisania wysoce ulotnych gazowych wierszy. Jak sam twierdzi, poprzez Orma by w staym kontakcie ze wszystkimi poetami ze wszystkich zaktkw wszechwiata, take z wszystkimi tymi, ktrzy kiedykolwiek yli i wymienia si z nimi metodami i tematami. Naturalnie plt tylko gupstwa, ale przedstawia je tak byskotliwie i przekonujco, e mogem jedynie podziwia jego niewyczerpaln wyobrani. Bya to osobliwa mieszanka skromnoci i manii wielkoci, jego nieortodoksyjna metoda dydaktyczna przekazywania mi swej monstrualnej wiedzy i zdolnoci, o ktrych twierdzi, e podpatrzy je jedynie u innych. Przy czym tak naprawd wszystko to wymyla sam i nie mczyo go dzie po dniu, z lekcji na lekcj, wymylanie coraz to nowych niedorzecznoci, ktrymi rozpala moj wyobrani. Ta nauka, bez rozpoznawalnego systemu czy powanych podstaw, w niezwyky sposb przyczynia si do uruchomienia moich procesw mylowych i pisarstwa. W sposb, ktry przypomnia mi o literaturze trywialnej z czasw mojej modoci, myli nieustajce tak po prostu po zamkniciu ksiki. Paczce Cienie miay zreszt odpowiednie sowo na t form beztroskiej i zwariowanej teorii literackiej, sowo, ktre brzmiao o wiele weselej i nienaukowo, prawie jak toast: Teoryjka. Ale mimo mojej coraz sprawniejszej rki piszcej, mimo rozszerzonego sownictwa i niecodziennych metod, ktrymi Homunkolos trenowa moj kreatywno, jak dotd nie napisaem niczego znaczcego. Przy czym pisaem nieprzerwanie, nienagannie, jeli chodzi o ortografi i styl, ale treciowo tak banalnie, e wszystko po napisaniu wrzucaem zazwyczaj do kominka. Czy to wszystko nie byo daremnym trudem? Moe naleaem raczej do tych mniej utalentowanych pisarzy, ktrzy nigdy nie wznios si ponad przecitno? Ktrego dnia byem tak zmczony i wyzuty z nadziei, e podzieliem si moimi ponurymi mylami z Homunkolosem. Zastanawia si przez chwil i widziaem po nim, e decyzja, ktrej wszystkie za i przeciw najwyraniej roztrzsa, nie przysza mu atwo. - Nadszed czas, abymy skierowali si w stron praktycznej czci twojego wyksztacenia - powiedzia potem zdecydowanie. - Orma nie mona wymusi, ale jeli kto chce pisa, powinien take co przey. Paac Cieni oferuje par moliwoci, ktrymi nie dysponuje aden inny budynek w caej Camonii. - Nie umkno to mojej uwadze - powiedziaem. - Nic nie wiesz. Zupenie nic nie wiesz!

- Mylaem, e waciwie poznaem ju reszt pomieszcze Paacu. - Ha! - zamia si Homunkolos. - A zastanawiae si kiedykolwiek, czym naprawd jest Paac Cieni? - Naturalnie. Cay czas to robi. - I do jakich wnioskw doszede? Wzruszyem ramionami. - Czy to budynek? - spyta Homunkolos. - Puapka? Maszyna? ywa istota? Masz ochot odkry to ze mn? - Naturalnie. - To nie jest bezpieczne. Ale wydaje mi si, i mog ci zagwarantowa, e bdziesz mia po tym pierwsz wielk histori, ktr bdziesz mg przela na papier twoj now rk i nowym sownictwem. - No to ruszajmy! - Powiem to jeszcze raz: Moe by niebezpiecznie. Bardzo niebezpiecznie. - Co niby ma si wydarzy? Krl Cieni bdzie moj stra przyboczn. - W katakumbach istniej stworzenia bardziej niebezpieczne ni Krl Cieni. - Take w Paacu Cieni? - W tej czci, do ktrej idziemy, tak. - Uuu - teraz naprawd rozbudzie moj ciekawo. To dokd waciwie idziemy? - Do piwnicy. - Paac Cieni ma piwnic? - Naturalnie - powiedzia Homunkolos. - Kady niesamowity paac ma piwnic. W piwnicy Trudno powiedzie, ile czasu potrzebowalimy, eby zej po schodach do piwnicy Paacu Cieni, ale na pewno byo to par godzin. Uywajc pojcia schody, uprocibym to zbyt mocno. Wrd zapomnianego sownictwa Paczcych Cieni istniao okrelenie na ten rodzaj odcinka, ktry przemierzalimy - ciemnootchanioweschody. Co oznaczao tyle, co wszystko, co prowadzi gboko w d". Kroczylimy wpierw w d po sztucznie wykutych schodach, potem schodzilimy po powykrcanych elaznych drabinach pokrytych wiecc rdz (i pochodzcych prawdopodobnie od Rdzawych Gnomw). Czasami musielimy si nawet spuszcza po linie albo zelizgiwa skalnymi rynnami, a w kocu dotarlimy do jaskini stalaktytowej takiej wielkoci, e nie byem w stanie uwierzy, i naprawd bya jeszcze czci Paacu Cieni. - Te jaskinie znajduj si pod Paacem, wic s jego piwnicami przekonywa przekornie Homunkolos. Nis ze sob pochodni z meduz, ktra w niewystarczajcym stopniu owietlaa przestronn grot. Byo w niej zimno i wilgotno, mierdziao zgnilizn i martwymi rybami, i zaczynaem ju tskni za szalonymi, ale dobrze ogrzanymi salami Paacu Cieni. Homunkolos szed przodem, niosc w grze pochodni. Dookoa wy-

rastay z ziemi krysztay o barwie bursztynu, odbijajc wiato pochodni. Nie rozpoznawaem ju adnych ladw cywilizacji, adnych obrobionych mineraw, adnych skamieniaych ksiek, adnych wyrysowanych znakw. Znw znajdowaem si w takiej czci katakumb, do ktrej rzadko bdziy mylce istoty. - Syszae pewnie o znaleziskach olbrzymich ksiek - powiedzia Homunkolos, idc zamaszycie przodem. - O ksikach wielkich jak drzwi od stodoy, tak cikich, e nie potrafio ich unie dziesiciu owcw ksiek. - Tak. W dziele Deszczblaska byo co o tym. Bajeczki owcw ksiek, ktrymi koloryzowali swj zawd. I napdzali strachu ludziom, eby nie podali za nimi do katakumb, tak to widz. Poniewa gdyby istniay tak olbrzymie ksiki, musiayby istnie i olbrzymy. - Legendy o olbrzymach w katakumbach istniay ju wtedy, gdy nie byo jeszcze adnych owcw ksiek. Nazywano je Przewielkimi, Ludmi Olbrzymimi albo Szogotami. Przypuszcza si, e byli pierwszymi mieszkacami tego podziemnego wiata. Ras, ktra dawno wymara. Zbyt wielk na ten may wiat. - Ogromna czaszka, w ktrej mieszka Hoggno Kat, moga nalee do jednego z tych olbrzymw. - To bya zwierzca czaszka. Czaszka bardzo wielkiego zwierzcia, ale nie olbrzyma. Homunkolos zszed w d szybu, a ja chcc nie chcc podaem za nim. Wszed do wielkiej ciemnej pieczary, w ktrej wiato pochodni owietlao zaledwie cz jej dna. Dno byo gadko oszlifowane i wygldao waciwie jak sztucznie obrobione. Czuem zapach antykwarycznych ksiek, ktry by tak przenikliwy, e graniczy ju niemal ze smrodem. - Gdzie jestemy? - spytaem. - S tu jakie ksiki? - Uwaaj! - powiedzia Homunkolos. - Tego, co teraz zrobi, nauczyem si od buchlingw, gdy podgldaem je potajemnie. - Buchlingi te potajemnie podgldae? Robisz to z kadym, co? Syszae co kiedy o prywatnoci? Homunkolos wyszczerzy si. - Na przykad list od Dancelota pooyem im przed wejciem do Skrzanej Groty. Tak zaprowadziy mnie do swojej Komnaty Cudw. Znam cieki wrd ska, ktrych nie zna nikt poza mn. Wiem te, gdzie buchlingi ukrywaj Gwiazd Katakumb. - Ty przyniose buchlingom list Dancelota? - No a kto inny? - spyta Homunkolos z niema racj. - A ty najwidoczniej go czytae? Skinem gow. - I robisz tak pewnie z kadym cudzym listem, ktry wpadnie ci w rce. Syszae co kiedy o prywatnoci? Zawstydzony opuciem gow, ale podniosem j zaraz z powrotem, bo Homunkolos wyrzuci sw pochodni w powietrze. - Buchlingi nazywaj to miotaniem ognia - powiedzia. - Wiem. W niebieskim wietle wirujcej pochodni zobaczyem, e jaskinia bya ogromnie wysoka, co najmniej na trzydzieci metrw. I e a pod sufit sigay regay ksikowe. Samo to nie byo niczym szczeglnym, bo w katakumbach widziaem ju wiksze regay. Zdumiewajce byo to, e stojce

w nich ksiki byy wielkie jak drzwi od stodoy. Homunkolos zapa z gracj pochodni, wyszczerzy si do mnie i podrzuci j jeszcze raz w gr. W obliczu tych gigantycznych ksiek, stojcych tam w dugich rzdach, grzbiet przy grzbiecie, opanowao mnie dziwne uczucie. Okrelenie go respektem nie byoby wystarczajce. Paczce Cienie miay na to odpowiednie sowo pokorostrach, respekt blisko graniczcy z nagim strachem. Jest to stan, w ktrym z ledwoci udaje si opanowa impuls rzucenia si na ziemi i bagania o lito. Homunkolos znw zapa pochodni. - S tu ksiki wielkie jak domy - powiedzia. - Ci, do ktrych to wszystko kiedy naleao, s ju od wiekw martwi, prawda? - wychrypiaem. - Tak, wszyscy s ju od dawna martwi - powiedzia Homunkolos. Odetchnem. Byy to tylko artefakty po wymarej rasie olbrzymw. - Oprcz jednego. Przeraziem si. - Tu na dole istnieje co ywego? - Tak. Niestety. - Co to jest? - Ciko powiedzie. Co bardzo wielkiego. Potwr. - W tej piwnicy mieszka potwr? - W kadej piwnicy mieszka potwr. - Jest to wic olbrzym i potwr? - powoli robio mi si nieprzyjemnie. - Tak. Nie wiem, jak mam to inaczej zdefiniowa - powiedzia Homunkolos. - Jest potworny nie tylko ze wzgldu na swoje rozmiary. Jest jeszcze gorzej: Podejrzewam, e ta kreatura jest kanibalem. Potwr, olbrzym i kanibal. Robio si coraz lepiej. Mogem mie tylko nadziej, e Homunkolos chce rozbudzi moj poetyck fantazj kolejnymi urojeniami. - A teraz co, w co na pewno mi nie uwierzysz - powiedzia Homunkolos, jakby czyta w moich mylach. - Olbrzym jest naukowcem. Albo kim w rodzaju alchemika. Czyta. Czyta te wszystkie olbrzymie ksiki, ktre tutaj widzisz. Eksperymentuje w gigantycznych laboratoriach niedaleko std. Zacign zwoki swoich przodkw do olbrzymiej lodowej jaskini. Wydaje mi si, e przey tak dugo jedynie dziki temu, e poera ich jednego po drugim. Ich martwa krew utrzymuje go przy yciu. Tak, tak, bya to opowie z gatunku tych, ktre opowiadao si w dziecistwie swoim przyjacioom, schodzc z nimi do piwnicy. Moe Krl Cieni chcia wyksztaci mnie na pisarza opowieci grozy. - I wiesz, co jeszcze sdz? - spyta Homunkolos. - Ledwie mog si doczeka, a si tego dowiem. Homunkolos pochyli si konspiracyjnie w moj stron i zniy gos do ochrypnitego szeptu. - Sdz, e ten olbrzym zwariowa! Ma nie po kolei w gowie - uczyni odpowiedni gest. - Chocia nie posiada adnej gowy. - Nie ma gowy? - Nie. W kadym razie niczego, co w naszym rozumieniu uchodzioby za gow. Waciwie nie ma te adnych ust, ale mimo wszystko widziaem raz, jak poera jakie zwoki. I uwierz mi, byo to najmniej

apetyczne, co w... - Przesta wreszcie! - krzyknem. - Nie nastraszysz mnie. Powiedz mi w kocu, czego tu szukamy. - Ju ci przecie powiedziaem. Szukamy tajemnicy Paacu Cieni. Ostatniego misterium katakumb. - Nie ma tu adnego potwora. Chcesz wystawi mnie na prb. - To id przodem, skoro jeste taki nieustraszony. - Zrobi to. - Wic zrb to. Minem Krla Cieni i przeszedem z wahaniem par krokw w ciemno. - Dlaczego miaby by tak szalony i bez przyczyny wkracza do krlestwa niebezpiecznego potwora? - powiedziaem. - Nie robi tego - odpowiedzia Homunkolos. - Ty to robisz. - Co masz na myli? - spytaem i odwrciem si w jego kierunku. Ale jego ju nie byo. Jedynie na ziemi leaa jego pochodnia z meduzami. Pot dinozaura Przypomniaem sobie o zabawach z dziecistwa. W Twierdzy Smokw prowadzilimy czsto modszych towarzyszy zabaw w mroczne, niesamowite jaskinie i ulatnialimy si. Uwaalimy to za straszliwie zabawne, kiedy zmuszalimy ich do bezradnego bdzenia i paczu, podczas gdy my, ukryci, zamiewalimy si do rozpuku. Ale miaem wtedy trzydzieci, czterdzieci lat, byem dzieckiem! Na podobnie infantylnym poziomie znajdoway si take arty Krla Cieni. - Homunkolos!! - woaem. - Co to za wygupy!? adnej odpowiedzi. Podszedem do pochodni i podniosem j. - Homunkolos! - zawoaem raz jeszcze. - Koloss... loss... loss... oss... oss... - odpowiedziao echo. Naturalnie gapi si gdzie tam na mnie z ciemnoci, dowcipni. Ale nie chciaem da mu satysfakcji i postanowiem nie okaza jakichkolwiek oznak strachu czy saboci. Dlatego, trzymajc wysoko w grze pochodni, pomaszerowaem po prostu do wntrza tej ogromnej biblioteki. Niech skrada si za mn w ukryciu, skoro sprawia mu to tyle przyjemnoci - powiedziaem sobie. Widok tych monstrualnych ksiek w bkitnym wietle pochodni by teatralny jak kulisy bajkowego przedstawienia o zym olbrzymie. Sdzc po zapachu, musiay mie tysice lat, zdumiewajce, e jeszcze si nie rozpady. Moe rasa olbrzymw, ktra je stworzya, znaa jaki szczeglny sposb na konserwacj papieru. O ile strony tych ksiek w ogle byy z papieru, moe z metalu, albo ze skr jakich bestii. Spogldaem wic tylko na ich potne, uskowate grzbiety pokryte guzkami, moe by to jaki rodzaj pisma. Jeli tak, to o czym mogy traktowa zawarte w nich historie? A moe byy to dziea naukowe, pene szalonej alchemii olbrzymw? Potrzebowabym pomocy dwunastu silnych mczyzn, eby strci ktr z nich z regau i samemu to sprawdzi. Na pce jednego z regaw leao metalowe narzdzie przypominajce cyrkiel, tylko e ten tutaj mia trzy ostre kocwki i by dwa razy wik-

szy ode mnie. Zrobiony ze srebra, ktre prawie ju cakowicie sczerniao, natomiast przegub, ruby i kocwki wykonano z mosidzu. W metalu wygrawerowane byy nieznane mi znaki. Moe jednostki miary? Wedug jakich miar liczy olbrzym? Dziki takiemu archeologicznemu znalezisku wywoabym sensacj w Ksigogrodzie, ale potrzebowabym koskiego zaprzgu, eby w ogle ruszy go z miejsca. Tak wic naprawd byo to kiedy krlestwo olbrzymw, biblioteka rasy gigantw. Powoli przeczuwaem, co zaplanowa dla mnie Homunkolos. Przyprowadzi mnie tutaj i zostawi samego, aby rozpali moj wyobrani tymi fascynujcymi wraeniami. Moe miaem napisa histori o olbrzymach, gdy ju dotrzemy z powrotem do Paacu Cieni. Jeli chce si pisa o wielkich rzeczach, potrzeba na to wielkich wrae. A to tutaj, to by dopiero materia! adna legenda, bajka czy urojenia, tylko prawdziwa historia o upadku cywilizacji tytanw, ktr mogem zbada na podstawie tych artefaktw. Moe jednak uda mi si zwali ktr z tych ksig z regau i troch przekartkowa. Faktycznie, nie odczuwaem ju teraz adnego strachu, a jedynie palc ciekawo. Szedem wzdu regaw tak blisko, jak byo to moliwe, by odkry jeszcze wicej szczegw. Tam leaa iga ze zota, duga jak wcznia. Stos zasuszonych skr, ktre, sdzc po rozmiarach, mogy pochodzi jedynie ze soni, pokryte nieczytelnymi znakami, z ktrych kady by wielki jak drzwi. Kryszta wielki jak gaz moe by przyciskiem do papieru. Jak wyglda wiat z perspektywy olbrzyma? Gdyby jeden z tych gigan tw mnie spotka, czy zdeptaby mnie jak robaka, moe nawet mnie nie zauwaajc? Przyprowadzenie mnie tutaj byo doskonaym pomysem. Byem wdziczny Homunkolosowi za to dowiadczenie. Niech chichocze sobie tam w ciemnociach jak uczniak, jeli przynosi to nieco odmiany jego mrocznemu yciu. W kocu ogarna mnie lekkomylno i pragnienie udowodnienia Homunkolosowi mojej nieustraszonoci. Chciaem wspi si na jeden z regaw i sprbowa wysun ktr z ksiek. Z maym egzemplarzem mogo si to uda. Wspiem si wic na pierwsz pk. Maszerowaem wzdu rzdu ksiek, jak genera wrd swoich oficerw, aby wyszuka wyjtkowo niewielki egzemplarz. Znalazem niezbyt grub ksik, ledwo przewyszajc mj wzrost. W porwnaniu ze swoimi koleankami bya chudziutk drobin. Z t mogem sobie poradzi. Odoyem pochodni, wspiem si poprzez ksiki na ty regau i zaczem pcha. Nagle zrobio mi si troch nieprzyjemnie, bo z tyu byo ciemno i mierdziao stchlizn. Jak atwo mg schowa si tu tusty pajk albo jaki skorek. Wyobraenie tego podwoio moje wysiki i niemal bez trudu wypchnem ksik na zewntrz. Potem wysunem j poza krawd regau i zrzuciem na d. Z gonym trzaskiem uderzya o ziemi, a echo rozbrzmiewao jeszcze dugo w ciemnej bibliotece. Udao si! Strzepnem kurz z peleryny i rozejrzaem si dookoa. Ale Homunkolos, ten uparty osio, dalej si ukrywa. Przycupn gdzie tam w ciemnociach i prawdopodobnie podziwia moj odwag. Zszedem na d po regale, by zbada ksik. Zaciekawiony uniosem okadk, ktra otworzya si ze skrzypieniem

niczym stary sarkofag. Strony byy grube na kciuk, zrobione z szarego, skrzanego materiau, ktry nie mia prawdopodobnie nic wsplnego z papierem. Strony byy pokryte takimi samymi piramidalnymi guzkami, ktrymi ozdobione zostay grzbiety wikszoci ksiek w tej bibliotece. Prawdopodobnie by to alfabet olbrzymw. Ale nie dawa adnych informacji 0 tym, co mogaby zawiera ta ksika. Mimo wszystko byem z siebie dumny. Byem na pewno jednym z niewielu, ktrzy przekartkowali ksik olbrzymw. Pionier w badaniach nad tytanami. Nadstawiem uszu, bo wydawao mi si, e co usyszaem. Czy to ja draem tak z ciekawoci, czy zatrzsa si ziemia? Faktycznie, ziemia wibrowaa, a ksika razem z ni. Mocniej. I jeszcze mocniej. Teraz jednak byem ju troch zaniepokojony i rozejrzaem si trwoliwie za Homunkolosem. Moe byo to tylko trzsienie ziemi. Albo wybuch podziemnego wulkanu. Moe przez katakumby gnaa teraz prosto na mnie olbrzymia fala bota. Gruchot stawa si coraz straszniejszy, na regaach zaczy si unosi gste kaczki kurzu. Syszaem pneumatyczne odgosy piskw i fletni, jak gdyby wydobyway si z dziesitkw kobz i piszczaek organowych, zbliajcych si coraz bardziej z ciemnoci tunelu. I gbokie, cige mruczenie. 1 wysoki wibrujcy gwizd. Wtedy w bkitne wiato mojej pochodni, z ciemnoci wynurzy si on olbrzym. Na pierwszy rzut oka wyglda naprawd jak potna fala wody, szara, zwajca si ku grze, co najmniej dwadziecia, trzydzieci razy wiksza ode mnie. Ale potem zrozumiaem, e ta fala skadaa si z misa przelewajcego si w moim kierunku, piekielnie mierdzcego. Jego stokowata posta w dziwaczny sposb przypomniaa mi o moim domu, o Twierdzy Smokw. Pokryway go cakowicie podobne do trb narol, niektre z nich zwisay luno na d, inne smagay nerwowo powietrze. Midzy trbami znajdoway si bony wielkoci okien, byy ich chyba dziesitki, podziurawione filtry z galaretowatego szarego misa, rozcigajce i cigajce si z powrotem, tak jakby by to jego ukad oddechowy. Nie mogem znale jego oczu, brakowao te zreszt rk i ng. Ta gigantyczna ywa gruda zdawaa si porusza pezajc. Zatrzyma si. Jego trbki wszyy we wszystkich kierunkach, a bony pompoway spokojnie i rwnomiernie. Zadawaem sobie pytanie, dlaczego nie idzie prosto na mnie, na mnie i pochodni, jedyne rdo wiata w pomieszczeniu. Przecie musia mnie zobaczy! I wtedy zrozumiaem: naturalnie, olbrzym by lepy! Tak jak wiele innych kreatur w katakumbach nie mia oczu i orientowa si tylko wedug dotyku, suchu i wchu. Po to te wszystkie trby i membrany! Mia setki nozdrzy, ale ani jednego oka. Zaalarmowa go dwik spadajcej ksiki, ale momentalnie nawet dla niego nie istniaem, bo nie wydawaem z siebie adnego dwiku. Po co wic te wszystkie ksiki? - zadawaem sobie pytanie. Na co lepemu ksiki? Moe jednak w jaki sposb widzia, poprzez te bony albo okiem schowanym w ktrej z trb? Moe powinienem po prostu uciec w przeciwnym kierunku? Ale jeli naprawd by lepy, to nie by to dobry

pomys, poniewa olbrzym mgby mnie jeszcze usysze, moje kroki, moj powiewajc peleryn, mj zdyszany oddech. Wic lepiej po prostu zosta na miejscu? Nie wyda z siebie ani jednego dwiku, wstrzyma oddech i czeka, a sobie pjdzie? Wydao mi si to nagle najrozsdniejszym wyjciem. Moe zatrzyma si tylko, eby zaraz zawrci. Tak, sta w miejscu i nie rusza si, to byo najlepsze rozwizanie. Czy nie robi si tak w obliczu wszystkich wielkich i niebezpiecznych stworze? I nagle zaczem si poci. Wydawao mi si to zawsze dziwne, e w chwilach najwyszego fizycznego napicia w ogle si nie pocimy, a pniej, gdy wszystko ju mija, pot spywa nagle strumieniami. Tak stao si i teraz: W cigu paru sekund skpany byem w dinozaurzym pocie. I uwierzcie mi, moi przyjaciele, ten pot to do szczeglne perfumy. Jego zapach jest wyranie intensywniejszy ni u innych istot, bo pierwotnie mia on sygnalizowa obecno. Ta waciwo dinozaurzego potu pochodzi jeszcze z prastarych czasw, kiedy bylimy najniebezpieczniejszymi i najbardziej przeraajcymi kreaturami na wiecie, a zapach naszego potu mia wywoywa u naszych ofiar paraliujcy strach. Podczas gdy inne istoty w momentach napicia przybieraj maskujce barwy albo odpychajcy wygld, my, twierdzosmoczanie, zaczynamy si poci i mierdzimy jak kupa kompostu w sierpniowy gorcy dzie. Rwnie dobrze mgbym uruchomi syren poarow albo wali w gong, eby zwrci na siebie uwag olbrzyma. Olbrzym wyda z siebie zadowolony pisk i skierowa na mnie wszystkie znajdujce si w ruchu trbki. Odkry mnie! Jego membrany zaczy gwatownie pompowa, wydajc z siebie przeraajce siorbanie. Potem gra misa poruszya si, precyzyjnie w moim kierunku. Zrobiem dokadnie to, co bym uczyni, gdyby toczya si na mnie fala przypywu, czyli zupenie nic. Ucieczka przed tak si natury nie miaa sensu, abstrahujc ju od tego, e i tak nie bybym w stanie poruszy nogami. Monstrum przelewao si w moim kierunku trzema potnymi, bulgoczcymi ruchami, trbic niezliczonymi trbkami, a zbliywszy si do mnie, zatrzymao si. Chwycio mnie rwnoczenie wiele metrowych trbek i podnioso do gry, trbka trbce przekazywaa mnie coraz wyej, a dostaem si niemal na szczyt kolosa. Znajdowaa si tam jedna z pompujcych membran. Nadal byem jak sparaliowany, trzymaem kurczowo pochodni, zanurzajc tym samym grny koniec olbrzyma w upiornym bkitnym wietle. Dwie trbki trzymay mnie blisko membrany, ktra zacza si teraz wydyma. Z wielu znajdujcych si w niej dziur wion na mnie strumie ciepego powietrza, ktrego zapach by tak potwornie obrzydliwy, moi drodzy przyjaciele, e nie pozostao mi nic innego, jak zemdle. W zoo olbrzyma Gdy znw doszedem do siebie, znajdowaem si na dnie szklanej butelki. Bya ogromna jak dom z kominem. Niemoliwe byo, abym po gadkich cianach sign do otworu nade mn. Poprzez szko ujrzaem, e butelka stoi do wysoko na regale, znajdujcym si w czworoktnym pomieszczeniu, ktrego ciany pokryte byy dalszymi regaami. Stay w nich

gigantyczne ksiki i co najmniej setka innych szklanych butelek. Widziaem te par dziwacznych metalowych instrumentw, ktrych przeznaczenia nie potrafiem sobie wytumaczy. Moja pochodnia z meduzami leaa na przeciwlegym regale zanurzajc pomieszczenie w przytumionym wietle. Olbrzym odebra mi j najwidoczniej, by j zbada. Przeraajce w mojej sytuacji byo nie tylko uwizienie, ale te i to, co znajdowao si innych butelkach. Byy to bowiem istoty najbardziej ohydnego rodzaju, same stwory z katakumb, niektre znaem z opisw, inne widziaem ju na wasne oczy. W jednej z butelek siedzia Pajxxxx, w innej zotawy i olbrzymi wij z ogromnymi szczypcami. W butelce dokadnie obok mnie rzuca si biaowosy pajk, wielki jak ko. Na regale naprzeciwko siedzia uwiziony Harpir, drapic pazurami po szkle. Widziaem Pytona Tunelowego o zielonej usce, niesamowitej wielkoci, upierzon Szaracz Katakumbow i szczura o czerwonym futrze i czarnych oczach, z zbami dugoci szabli. Wilkoperza, ktrego skrzyda miay rozpito co najmniej dwch metrw. Krysztaowego Skorpiona. Reasumujc: W tym pomieszczeniu znajdoway si prawdopodobnie egzemplarze wszystkich niebezpiecznych kreatur w katakumbach, a jedyn uspokajajc rzecz by fakt, e byy uwizione tak samo jak ja. Co chwila co stukao i tykao, gdy ktry ze stworw usiowa uciec ze swego szklanego pojemnika, rozbijajc si przy tym o gadkie ciany. Niektre butelki byy otwarte, inne zakryte siatkami, poniewa ich winiowie mieli skrzyda lub przyssawki, za pomoc ktrych byliby w stanie uciec. Byo to zoo szczeglnego rodzaju. Teraz zrozumiaem, co Homunkolos mia na myli, mwic, e olbrzym jest naukowcem. Z daleka usyszaem znw trbienie i gwizdy. Dwiki te wprowadziy taki niepokj wrd uwizionych, e obawiaem si tylko najgorszego. Naukowiec spieszy, by przeprowadza na nas eksperymenty. Pneumatyczne odgosy szybko si przybliay, a po chwili sta ju w drzwiach o piramidalnym ksztacie, dopasowanych do ksztatu jego ciaa. Przytaczajcy smrd sign nawet do wntrza mej butelki i zrobio mi si niedobrze. Olbrzym wszed do rodka i wyda z siebie tubalny, basowy dwik brzmicy jak pozdrowienie. Przetoczy si na rodek pomieszczenia i obrci si parokrotnie wok wasnej osi, trzymajc w grze wszystkie swoje trbki i najwyraniej wchajc dookoa sposb lepego stworzenia na rozejrzenie si. W kocu zatrbi! raz jeszcze z zadowolenia i uda si w stron regau, skd wyj butelk z ogromnym owadem. Nie znam si szczeglnie na entomologii, bo wikszo z tych zwierzt wzbudza we mnie obrzydzenie, ktre wzrasta proporcjonalnie do iloci posiadanych przez nie odny. Std nie jestem w stanie poda dokadnej naukowej nazwy tego stworzenia, ochrzcz je mianem Latajcego Krawca. Miao ono ciao skorpiona, ale wielkoci cielaka, a przy tym sze dugich odny i sze ramion, koczcych si poyskujcymi metalicznie noycami. Poza tym posiadao take dugi, cienki i rwnie metalicznie poyskujcy ogon, ktry wyglda jak ogromna iga do szycia. A krawiec ten potrafi nie tylko ci i szy, lecz take lata, poniewa dysponowa ogromnymi, furczcymi skrzydami waki. Olbrzym wetkn jedn ze swoich trbek do butelki przez krat

i dmuchn do rodka, przez co Latajcy Krawiec run i zemdla. Olbrzym otworzy butelk, wyj oguszonego owada, odoy j z powrotem na rega, zatrbi radonie i, przelewajc si, ruszy dokadnie w moim kierunku. Cofnem si i przycisnem plecami do przeciwlegej szklanej cianki, ale on w ogle nie zwraca uwagi na mnie, tylko na biaowosego pajka obok. Odkorkowa butelk i wrzuci do rodka picego owada. Biay pajk niezwocznie zareagowa na odwiedziny i zacz owija go w dug lepk sie. Wskutek tego Latajcy Krawiec si przebudzi. Wolabym oszczdzi wam zbyt dokadnego opisu tego, co wydarzyo si potem w ssiedniej butelce, moi przyjaciele, i skupi si na najistotniejszych rzeczach: Latajcy Krawiec growa nad biaym pajkiem, przewierci go ostatecznie swoj ig i zacz systematycznie dzieli trucho na czci swoimi ostrymi jak noe noycami. Jeszcze bardziej odraajce byo zachowanie olbrzymiego naukowca. Monstrum nasuchiwao zachwycone straszliwych odgosw dochodzcych z butelki, komponujc do tego istny koncert rnych dziwacznych dwikw. Robi to z tak rozkosz i kunsztem, jakby improwizowa sobie, akompaniujc walce insektw. Gdy biaowosy pajk zosta ju cakowicie pokrojony, a pojedyncze jego czci nadziane na ig Latajcego Krawca, okropny olbrzym straci zainteresowanie i odwrci si od miejsca zdarzenia. Przesun si swym kamiennoszarym cielskiem do innego regau, z ktrego wyj jedn z olbrzymich ksiek. Przekartkowa j i ostatecznie zacz obmacywa systematycznie swoimi trbkami, pogwizdujc przy tym. Trwao to chwil, ja nadal byem roztrzsiony tym, co si wanie wydarzyo, nim zaczem obserwowa olbrzyma w trakcie czytania. Mogem ju wczeniej na to wpa: piramidalne guzki na stronach byy pismem dla niewidomych, ktre mg odszyfrowa jedynie przez dotyk. Najwidoczniej sprawdza w jakim dziwacznym podrczniku dla olbrzymich naukowcw, ktre z niebezpiecznych insektw ma poszczu na siebie jako nastpne. Potem wydoby z siebie znw dudnicy, basowy dwik, ktry wprawi w drenie wszystkie butelki, odoy ksik z powrotem na miejsce i skierowa si w stron zagadkowej aparatury, znajdujcej si przy cianie midzy regaami. By to pogmatwany system przenikajcych si nawzajem zotych rur. Uywajc wielu trbek naraz, manipulowa przy zotych kurkach i kkach, a w rurach potnie zabulgotao i zaburczalo, i ku mojemu najwyszemu zdumieniu rozbrzmiaa nagle upiorna muzyka Paacu Cieni. Dopiero teraz zauwayem niewidoczne trjktne otwory w cianach, znajdujce si dokadnie nad regaami. Pyna z nich nie tylko muzyka, ale take wyranie syszalny prd powietrza, ktry rozpdzi smrd olbrzyma i w kocu uczyni atmosfer troch przyjemniejsz. wiee powietrze - to bya ta tajemnica Paacu Cienil Cay budynek by systemem wentylacyjnym prastarej rasy olbrzymich naukowcw, skierowujcym powietrze z katakumb w ich nisze kondygnacje. Upiorna muzyka bya prawdopodobnie tylko efektem ubocznym uregulowanych prdw powietrza, ale wydawao si, e podoba si temu olbrzymowi, bo doczy do niej wieloma wysokimi flecikowymi dwikami, poruszajc do

taktu swym monstrualnym cielskiem. Skierowa si teraz do jednego z regaw i wycign z niego butelk z dziko miotajcym si insektem. Potem przetoczy si w moim kierunku i postawi butelk dokadnie zaraz obok mojej. Woy swe trbki do naszych szklanych wizie, by nas obwcha - najpierw w t z insektem, potem w moj. Fanfary, ktre wydobywa z siebie teraz, brzmiay tak, jakby wo mojego dinozaurzego potu wyranie go zachwycaa. Nietrudno zgadn, co zamierza: do udziau w nastpnym pojedynku wytypowa mnie i kreatur z butelki obok. Ta istota, och, moi kochani przyjaciele, ta szkarada wypluta prawdopodobnie przez najgorszy z podziemnych wiatw, bya z pewnoci najbardziej odraajc i obrzydliw rzecz, jak kiedykolwiek ujrzaem na oczy. Wyobracie sobie wyronit wini, z ktrej zdarto wanie skr, tak e wida cae jej surowe miso ze wszystkimi cignami. To ciao wspierao si na piciu mlecznobiaych, pozbawionych przegubw wach zakoczonych przyssawkami. Na caym ciele porozrzucane byy dziesitki czarnych owadzich oczu i tyle samo narzdw gbowych w ksztacie dziobw. Ale najbardziej nierealny w tym wszystkim by fakt, e za pomoc przyssawek moga spacerowa po szklanych cianach butelki jak mucha. Co zrobi ze mn to monstrum? W porwnaniu z tym przeraajcy los biaego pajka wydawa si nawet askawy. I nagle dwik, od ktrego wzdrygn si nawet olbrzym! Dochodzi z zewntrz, jakby z daleka, i byem pewnie jedynym w pomieszczeniu, ktrego nie przerazi, a jedynie napeni nadziej. Olbrzym odwrci si od nas, wyprostowa na ca wysoko i zatrbi oburzony. Potem zdawa si chwil zastanawia, zacz w kocu wesoo sobie pogwizdywa, zakrci zawory systemu wentylacyjnego i wyczy prd powietrza razem z muzyk. Zadecydowa najwidoczniej, e przed kontynuowaniem walk gladiatorskich zdobdzie jeszcze do swych zbiorw Krla Cieni. Dziwne dwiki wydobyy si z butelek, najpewniej same okrzyki ulgi. Zy olbrzym ju odszed, a to gwarantowao mi przynajmniej chwil zwoki i czas na przemylenie moliwoci ucieczki. To jednak zaatwiem szybko. Nie widziaem po prostu adnej moliwoci ucieczki o wasnych siach z tego gadkiego szklanego pojemnika, moi drodzy przyjaciele. Obrzydliwy stwr w ssiedniej butelce gapi si na mnie swoimi wieloma oczami i paradowa po szklanej cianie za pomoc swoich przyssawek, wydajc mlaszczce odgosy. Mogem mwi o szczciu, e jego butelka bya okratowana, inaczej przeszedby ju tutaj do mnie i rozpocz swe straszliwe dzieo. - Hej - zawoa gos nade mn. - Na grze. Popatrzyem w gr. Z regau na grze do mojej butelki zsuwa si na linie Homunkolos. Opar si nogami o jej wlot i spoglda do rodka. - Tutaj jeste - powiedzia z wyrzutem. - Znowu masz problemy, hm? Zanim zdyem odpowiedzie mu podobnymi wyrzutami, opuszcza mi ju do rodka lin. - Zawi to wok siebie - sykn. - A mnie zostaw ju reszt! Zrobiem, co kaza. Homunkolos podcign mnie silnie do gry bez jakichkolwiek oznak wysiku, tak jakbym nie by ciszy ni worek pierza. Potem spuci mnie po linie, po zewntrznej cianie butelki. Sam zelizgn

si za mn, skoczy i wyldowa pewnie na obu nogach. - No - powiedzia. - Teraz posprztamy w piwnicy. Podszed do butelki ze straszliwym insektem, opar si o ni caym ciaem i z zadziwiajc lekkoci zepchn j poza krawd regau. Spada na d i rozbia si z gonym trzaskiem na pododze. Pognaem do krawdzi regau i spojrzaem w d. Przeraajcy zwierz na dole wygrzebywa si ze skorup bez adnego szwanku. - Zwariowae? - zawoaem. - Nie wiesz, jak niebezpieczne s te bestie? - Naturalnie, e wiem - powiedzia Homunkolos i zacz spycha z regau kolejn butelk. Pka z takim brzkiem, jakby z nieba spada caa fabryka szka, a gruby i czarny, olbrzymi w wydoby si z jej szcztkw. - Zaalarmujesz olbrzyma! - krzyczaem. - Mam tak nadziej - powiedzia Homunkolos i zrzuci trzeci butelk. Ponowny brzk i do reszty doczy teraz jeszcze Krysztaowy Skorpion. Z daleka syszaem ju zbulwersowane odgosy olbrzymiego naukowca. Homunkolos chwyci teraz zot ig i uy jej jako dwigni, by przewrci kolejn butelk. Jak krgiel spada ona na nastpn i przewrcia take i j. Razem stoczyy si z regau i roztrzaskay na pododze. Nie popatrzyem ju nawet, jakie nieszczsne kreatury wydostay si dziki temu na wolno. - Co robisz? - fuknem na Homunkolosa. - Jakim cudem mamy si teraz std wydosta? Homunkolos nie zwraca na mnie adnej uwagi i spoglda na stojcy naprzeciw rega. To, co tam si rozgrywao, byo najwyraniej po jego myli. Pobudzone jego wandalizmem zwierzta zaczy skaka i szale w klat kach, trzepotay dookoa, biegay i wlatyway na szklane ciany, eby, wzo rujc si na Homunkolosie, poprzewraca swoje wizienia. Tu i tam udawao si to, i trzy, cztery kolejne butelki roztrzaskay si na ziemi. Pomieszczenie wypenione byo teraz jadowitym syczeniem, gronym kapaniem i wiszczcym biciem skrzyde. Olbrzymi, czerwony owad przypominajcy konika polnego lata dookoa, wydajc z siebie wojownicze bzyczenie. Rozgniewany olbrzym ukaza si w drzwiach, wchajc gorczkowo wszystkimi trbkami. Potem wszystkie jego bony zaczy gwatownie pompowa i rozpyli wok siebie mierdzcy i oszaamiajcy zapach. - Teraz jestemy zaatwieni! - zawoaem. - Wszyscy zemdlejemy! - Czekaj - powiedzia Homunkolos - zaraz si o tym przekonamy. Olbrzym przesun si z chlupotem na rodek pomieszczenia, wydajc z siebie histeryczne odgosy przypominajce flet i puzon, a wszystkie uwolnione zwierzta, jak na jaki tajemny rozkaz, zaatakoway go. Przeraajcy owad wspi si wysoko na niego swymi przyssawkami, wbijajc w ciao swj dzib. Latajcy konik polny zaatakowa go swym dugim dem. Krysztaowy Skorpion wgryz si szczypcami w jego szare miso. Olbrzym broni si ze wszystkich si, wydajc z siebie nieustannie oguszajcy basowy dwik, jego membrany, pompujc gwatownie, rozprzestrzeniay otumaniajcy gaz. Ale oswobodzone zwierzta, nie zwaajc na to, atakoway go dalej, ze wszystkich stron i wszystkimi rodkami. Czarny w dusi jedn z jego trbek, a monstrualny szczur roz-

szarpywa swymi ostrymi zbami kolejn. Olbrzym zachwia si i cofn w stron regau, usiujc si go zapa, ale zrzuci jedynie na ziemi jeszcze wicej butelek. Ze szcztkw uniosy si kolejne latajce owady o przeraajcym wygldzie, z mienicymi si barwnie skrzydami i dami zielonymi od jadu. Olbrzym wydoby z siebie bezradny, niemal wywoujcy wspczucie trel, opadajcy coraz niej i niej. Jego odurzajce opary dotary teraz i do nas, a ja walczyem ju z omdleniem. - Znikajmy std - powiedzia Homunkolos, zapa mnie za peleryn i poprowadzi w stron szczeliny w cianie o wysokoci czowieka, znajdujcej si bezporednio za regaem. Wepchn mnie do rodka. - To korytarz, ktry wyprowadzi nas z piwnicy - powiedzia - widzielimy ju dosy. Wyjtkowo bylimy w kocu tego samego zdania. Dobra opowie No - powiedzia Homunkolos - teraz co ju przeye. Opisz to. Znw znajdowalimy si w jadalni Paacu Cieni, mczc powrotn wspinaczk z piwnicy mielimy ju za sob. - Co prosz? - spytaem. - Nie teraz - powiedzia Homunkolos. - Jutro. Usid sobie jutro i opisz to. Jeli to nie jest dobra historia, to...! - Zrobi to obiecaem. - Wiedziae tak w ogle, e Paac Cieni jest systemem wentylacyjnym? Homunkolos dugo na mnie spoglda. - Wiele si ju nauczye - powiedzia potem. - Nie, nie wymyliem tego sam. Paac Cieni to prastary system wentylacyjny olbrzymw. Skierowyway nim powietrze na nisze obszary. Oto caa tajemnica. - Oczywicie - zamia si Homunkolos. - Chciabym mie twoj wyobrani. Wkomponuj to jutro koniecznie w swoj opowie. To jest naprawd dobre. Gdy wypoczem nastpnego ranka i przebudziem si z ogromnymi zakwasami na caym ciele, od razu zabraem si za opisanie tego, co przeyem. Usiadem przy stole z pirem, atramentem i papierem, i zastanawiaem si, jak powinienem zacz. Taak, gdzie zacz? W momencie, gdy znikn Krl Cieni? Ale tak musiabym najpierw opisa jego osob. A ta bya do zoona, wic mogoby to trwa zbyt dugo. Nie byoby lepiej, ebym najpierw wyjani, jak znalazem si w tej sytuacji? Ale przy tym musiabym siga zbyt daleko wstecz, waciwie a do momentu mierci Dancelota. To nie byoby ju opowiadanie, to byaby caa ksika. Hm. Moe wic lepiej napisa lekk impresj, mae, genialne studium horroru? Od momentu, gdy obudziem si w butelce? Obudziem si na dnie butelki". To byo genialne zdanie rozpoczynajce, kady bdzie chcia czyta dalej! Dobrze. Potem skrupulatny opis olbrzymiego owada, to by horror

w najczystszej formie. A wic do dziea! Nim jeszcze chwyciem za owek, dosigo mnie gwatowne bicie serca, a moja rka zacza dre. Jak niewiele brakowao mi do mierci! Jak bliskie byo to przeraajce przeycie, jak ywe te obrazy! Smrd olbrzyma przenika jeszcze moje ubrania, jego dziwna muzyka wci dwiczaa mi w uszach. Nawet wskutek samego mylenia o nim zaczynaem si poci. adne sowo nie wydawao si odpowiednie dla grozy, jak przeyem. Jak mam opisa cae przeraenie, jakie wzbudzaa ta olbrzymia istota? Jak ubra w sowa tak potny obraz jak ten, gdy gigant zaama si pod atakiem olbrzymich owadw? Czy w ogle chciaem przeywa to jeszcze raz? Nie! Owek poama mi si w palcach. - Nie idzie, zgadza si? - spyta Homunkolos. Obejrzaem si. Sta dokadnie za mn. - Jak dugo ju tu stoisz? - spytaem. - Niedugo. Troch zbyt wiele ycia na tak ma kartk papieru, co? - Teraz, kiedy mam opisa t histori, boj si bardziej ni wczoraj w butelce. Nie rozumiem tego. Miaem przecie co przey, eby mc o tym napisa. A teraz... - Pisarze s po to, by pisa, a nie, eby co przeywa. Jei chcesz co przeywa, powiniene zosta piratem albo owc ksiek. Jeli chcesz pisa, to powiniene pisa. Albo potrafisz czerpa to ze swojego wntrza, albo znikd. - Ach tak? I mwisz mi to teraz? Dlaczego nie powiedziae mi tego wczoraj? Moglimy sobie oszczdzi wypraw y do piwnicy! - Bo potrzebowaem twojej pomocy. Ju od dawna chciaem posprzta w piwnicy katakumb. Bez twojego wsparcia nie dabym temu rady. - Wsparcia? Przecie uye mnie tylko jako przynty. Moge mi przynajmniej co powiedzie. - Zrobiem to przecie. Powiedziaem ci, e jest tam potwr. Olbrzym. Kanibal. Naukowiec. Ale ty mi przecie nie uwierzye. - Od dzisiaj bd wierzy we wszystko. - W to z kolei ja nie uwierz. Jeli powiedziabym ci na przykad: Poka ci teraz Orma - uwierzyby mi? -Nie. - No widzisz. A ja wanie to teraz zrobi. Chod ze mn! - Kiedy ostatni raz powiedziae Chod ze mn", krtko po tym siedziaem w szklanej butelce olbrzymiego naukowca o setce nosw. Nie jestem pewny, czy chc tym razem pj z tob. Homunkolos wyszczerzy si. - To nie bdzie lekcja tego rodzaju. Wczoraj mielimy praktyk. Dzi mamy znowu teori. - Teoryjki? - Teoryjki! Biblioteka Orma Byo zdumiewajce, jak przyjemny i przytulny wydawa mi si po poby-

cie w piwnicy Paac Cieni. Paczce Cienie nie byy ju niesamowite, ywych Ksig nie traktowaem ju jak robactwa, przecie wszyscy bylimy tu dobrymi przyjacimi! Take i upiorna muzyka nie wydawaa mi si ju taka upiorna, po tym jak rozwizaem jej tajemnic. W dobrym nastroju spacerowaem za Homunkolosem i pozwoliem mu zaprowadzi si do biblioteki, w ktrej dotd jeszcze nie byem. Bya troch wiksza ni dwie pozostae, ktre poznaem do tej pory w Paacu Cieni, ale tak jak i one raczej skromnych rozmiarw. - Wic - powiedziaem radonie - co to za biblioteka? Czy ksiki rozwiewaj si tu w powietrzu, gdy si ich dotknie, czy uprowadzaj ci w inny wymiar? Hm? Potrafi piewa lub taczy, albo co w tym stylu? Daj mleko albo mid? Nic nie moe mnie ju zaskoczy. - Nie bybym tego taki pewien - powiedzia zowieszczo Krl Cieni. - Przeyem bibliotek powistujcego olbrzyma powiedziaem. - Nic nie moe mnie ju zaszokowa. Wydu to wic z siebie: Co to za zbiory? - To moja prywatna biblioteka - powiedzia Homunkolos. - Och. Naprawd? Interesujce. Wedug jakich kryteriw j zgromadzie? Wedug Zotej Listy? Czy to wartociowe ksiki? Czy raczej niebezpieczne? - Raczej niebezpieczne - wyszczerzy si Homunkolos. -Ale nie w taki sposb niebezpieczne, jak mylisz. Wartociowe? Tak, to te, ale nie w taki sposb, jak mylisz. - Uuuu - powiedziaem - tajemniczo, tajemniczo! Krl Cieni rzuca znowu wieloznaczne aluzyjki! Jest niezgbion tajemnic! - Chc przez to powiedzie, e nie s to ksiki dla kolekcjonerw. Tylko ksiki dla poetw. I e naprawd potrafi by niebezpieczne, nawet jeli nie chc ci zabi ani zrani. - Robi si coraz bardziej tajemniczo! - powiedziaem. - Ale nie zdoasz mnie ju zaszokowa, Homunkolosie. Ksiki nie mog mi zaszkodzi. - Te tutaj, tak. To Biblioteka Orma. Uwaga! Orm! By to delikatny temat. Wic bez adnych lekcewacych uwag i artw. - Biblioteka Ormal Co to ma znaczy? - To znaczy, e zebraem i posegregowaem te ksiki wedug takiego kryterium, jak mocno przenika ich twrcw Orm, gdy je spisywali. - Acha. - Chciabym, eby przeczyta kilka z nich. Masz wolny wybr, nie chc narzuca ci adnych ocen. Dla orientacji dam ci jedn wskazwk: W tych na grnych regaach Orm pynie najsilniej. Im niej schodzisz w d... - Tym mniej Orma! - umiechnem si. - Ju rozumiem. - Moesz by tu tak dugo, jak chcesz. Przynios ci tutaj jedzenie. - Wspaniale. To wszystko? Nie musz najpierw powalczy z jakim smokiem albo co w tym rodzaju? - Powiedziaem ju, e to cz teoretyczna. - Dobrze. - Nie bd ci wic ju duej przeszkadza. Miej zabawy! Na razie!

- powiedzia Krl Cieni. Potem oddali si bezszelestnie. Spacerowaem wzdu regaw z przekrzywion gow. Hebel chmur Barono Marelly, przeczytaem. Wspomnienia o pojutrze Aru Alabria. Dzicio w beczce z ogrkami Uriana Dzicioa. Nigdy nie syszaem ani o tytuach, ani o autorach. To miay by pery? A to byy ksiki z grnych rzdw! Nie znaem ani jednej z nich. By to taki rodzaj ksiek, na ktre w ksigarni rzucaem z regu y jedynie okiem i zapominaem na zawsze. Czy byo to moliwe, e Krl Cieni mia dziwny, przecitny albo i nawet zy gust? Nie by przecie nieomylny, tyl ko dlatego, e potrafi dobrze pisa. Biae zby Lafkadio Skromnego, O rozkoszach ogrodu, no prosz! Przystanem po raz pierwszy, automatycznie signem po ksik. To by majstersztyk Dancelota, grzbiet w grzbiet ze wszystkimi tymi bezwartociowymi chaami. Chwil wayem ksik w rce - a potem nagle krew uderzya mi do gowy! Tak, wstydziem si, moi ukochani przyjaciele, bo zachowaem si tak samo ignorancko, jak caa ta gupia hoota, ktra pogardzaa ksik Dancelota. Skd miaem niby wiedzie, e Hebel chmur Barono Marelly nie by wart zainteresowania? Albo Plaster na tsknot za domem? Czy kiedykolwiek daem tym wszystkim ksikom cho najmniejsz szans? Moe ignorowaem je wanie po raz setny, z powodw, ktrych sam nawet nie znaem. Wstyd si! Musiaem odby pokut. Wziem z regau Plaster na tsknot za domem, usiadem i zaczem czyta. Uzaleniony Nie! - krzyczaem. - Nie chc! Nie chc wychodzi z Biblioteki Ormal Chc tu zosta! Prosz! Krl Cieni trzyma mnie w swym elaznym ucisku i cign poprzez sale Paacu Cieni, mimo e broniem si rkami i nogami. - Ostrzegaem ci, e te ksiki s niebezpieczne - powiedzia. - Przeczytae ju wystarczajco duo z nich. - Nie - wrzeszczaem. - Przeczytaem dopiero uamek. Nie miaem najmniejszego pojcia, e takie ksiki istniej. Musz je wszystkie przeczyta! Wszystkie! - Wiesz, jak dugo siedziae w bibliotece? - spyta Homunkolos, cignc mnie dalej. - Masz pojcie? Usiowaem sobie przypomnie. Tydzie? Pi tygodni? Siedem? Nie miaem pojcia. - Ja te nie wiem tego dokadnie - powiedzia Homunkolos. - Ale to musiay by ze dwa miesice. - No i? Dwa miesice. Dwa lata. Wszystko mi jedno! Musz przeczyta te ksiki! - Musiaem zmusza ci do jedzenia! - powiedzia Homunkolos. - Nie pisz ju. Nie myjesz si. mierdzisz jak winia. - Wszystko mi jedno - powiedziaem hardo. - Nie mam czasu. Musz czyta. - Zaczytasz si na mier - rykn Homunkolos. - Musiaem ci stam-

td wycign. - Ale ja nie przeczytaem jeszcze Szalestwa i fali zaprotestowaem. - Snu tego paszcza). Drewnianego pajka! Te ksiki z dolnych regaw tylko przekartkowaem. Musz przeczyta je wszystkie! Musz! Moje oczy pony jak ogie, kade mrugnicie sprawiao mi bl, opuszki palcw miaem otarte do krwi od kartkowania stron. Gowa pkaa mi prawie od byskotliwych pomysw, wspaniaych dialogw i fascynujcych postaci. - Jeste pewien, e ksiki z grnych regaw s naprawd lepsze ni pozostae? - bredziem. - Uwaam, e wszystkie s rwnie genialne. - Istniej subtelne rnice - mrukn Homunkolos. - Pu mnie! - biadoliem. - Prosz! Nie potrafi ju wyobrazi sobie ycia bez tych ksiek! Homunkolos zatrzyma si. - Jestemy teraz wystarczajco daleko - powiedzia. - Std nie znajdziesz ju drogi powrotnej do biblioteki. Padem na kolana i zaczem paka. - Dlaczego mi to robisz? - szlochaem. - Dlaczego pokazae mi raj i cigniesz mnie teraz z powrotem do pieka? - Chciae wiedzie, co moe wywoa Orm. Teraz wiesz. Wicej tego by ci zabio. - Przeklty Orm! - krzyczaem. - Co to jest! Nie rozumiem tego! Homunkolos pomg mi stan na nogi i trzyma mnie mocno. - Zrozumiesz to w momencie, gdy go poczujesz. Tak, mona go poczu. S to momenty, kiedy w przecigu sekund spadaj na ciebie pomysy na cae powieci. Mona go poczu, piszc dialog, ktry jest tak byskotliwy, e jeszcze za tysic lat aktorzy na scenie odmawia go bd sowo w sowo jak pacierz. Och tak, mona go poczu, mona poczu Orma! Moe kopn ci w zad, spa na ciebie jak byskawica albo skrci odek. Moe wyrwa mzg z twojej gowy i wsadzi go z powrotem na odwrt! Moe siedzie ci w rodku nocy na piersiach, zapewniajc najgorszy koszmar, ktry stanie si twoj najlepsz powieci. Czuem kiedy Orma. Och tak! I yczybym sobie, abym mg dozna go kiedy jeszcze jeden, jedyny raz. Potem cisn mnie na bok jak mokr szmat i znikn w ciemnociach. - Ale ja chc przeczyta jeszcze tego wicej! - woaem za nim. - To musisz napisa to sobie sam - odpowiedzia z bardzo daleka. Umowa Przez kolejne dni bdziem znowu bezradnie przez paac, tym razem nie w poszukiwaniu wyjcia, tylko Biblioteki Orma. Stada ywych Ksig towarzyszyy mi przy tym na kadym kroku, poniewa przyzwyczaiem si do dzielenia pomidzy nie caego mojego jedzenia, poywienie nie interesowao mnie ju wicej. Stale roiy si wok moich stp, majc nadziej na przeksk. Tym, co interesowao mnie najbardziej, bya wycznie biblioteka. Odkd wziem do rki Plaster na tsknot za domem, ulegem jej i zrozumiaem teraz, co mia na myli Homunkolos, mwic o szczeglnym rodzaju niebezpieczestwa, jakie stanowia. Ksiki z prywatnej biblioteki Homunkolosa byy literatur takiej klasy, e wyprzedzaa ona o lata wietlne kla-

syczny szmelc zalecany w planach nauczania. Najpierw lektura mnie bawia, potem coraz bardziej zachwycaa i w kocu przykua. Czuem si, ktrej brakowao zwyczajnym ksikom, energi, ktra przenikaa mnie w trakcie czytania. Gdy przeczytaem ksik do koca, czuem si rwnoczenie i wypeniony, i pusty. Musiaem koniecznie poczu jeszcze troch tej energii, i to jak najszybciej. Braem wic do rki kolejn ksik. I tak si to zaczo. Nie wiem, jak duo przeczytaem za jednym zamachem, a po raz pierwszy zapadem w krtki sen z wyczerpania, ale musiao to by okoo dziesiciu ksiek. Przypominam sobie mglicie, e od czasu do czasu pojawia si Krl Cieni i wmusza we mnie troch poywienia, ktre niechtnie poykaem, czytajc dalej. W czasie tych lektur yem intensywniej ni kiedykolwiek przedtem. Pakaem i miaem si, kochaem i nienawidziem. Wytrzymywaem nieznone napicia i jece wos horrory, zawody miosne, bl rozsta i strach przed mierci. Ale byy te momenty absolutnego szczcia i triumfalnej radoci, romantyczne uniesienia i histeryczne zachwyty. Tak zareagowaem dotychczas tylko raz, w trakcie lektury rkopisu Homunkolosa. A tu miaem bibliotek pen takich rzeczy, napisanych Alfabetem Gwiazd. Nadal byo to dalekie od grujcej nad wszystkim genialnoci Homunkolosa, ale o par dugoci lepsze od wszystkiego, co dotychczas przeczytaem. Jeli to naprawd Orm czyni te ksiki tak szczeglnymi, to byem od niego uzaleniony, uzaleniony od kadej przesyconej nim linijki. Jedzenie? Sprawa drugorzdna. Mycie? Marnotrawstwo czasu. Tylko czytanie, czytanie, czytanie byo istotne. Czytaem na stojco, czytaem na siedzco, czytaem na leco. Bralem z regau ksik za ksik, pochaniaem je i rzucaem niedbale za siebie, by sign po kolejn. Ledwie zauwaaem, jak Krl Cieni sprzta za mn i ustawia ksiki z powrotem porzdnie na regaach. I nie wprawi mnie ani odrobin w zakopotanie fakt, e zdegradowaem mojego gospodarza do funkcji kamerdynera, poniewa ani przez sekund si nad tym nie zastanawiaem. Przez moje rce i gow przeszy wszystkie moliwe rodzaje ksiek, powieci i tomiki wierszy, ksiki dla dzieci i dziea naukowe, ksiki przygodowe i biografie, krtkie opowiadania i zbiory listw, banie i bajki - przypominam sobie, e bya tam nawet ksika kucharska. czya je wszystkie ta tajemnicza sil przez nie przepywajca, od ktrej, w miar jak wicej jej otrzymywaem, uzaleniaem si coraz bardziej. Gdy Krl Cieni wywlek mnie w kocu z biblioteki, czuem si jak przebudzony z cudownego odurzenia. Przez cae dni chodziem chwiejnie po okolicy, szukajc drogi powrotnej do tego cudownego snu, ale nie odnalazem Biblioteki Orma, tak samo jak nie odnalazem kiedy wyjcia. Gdy w czasie tych penych rezygnacji poszukiwa podnosiem jakkolwiek ze zwyczajnych ksiek, lecych tu i tam w Paacu, i czytaem troch, by znale nieco rozrywki, jej lektura wydawaa mi si do tego stopnia pytka i trywialna, e ju po paru zdaniach rzucaem j z wciekoci o cian. Byem zgubiony dla jakiejkolwiek innej formy poezji, a mki duchowe, ktre przeywaem, byy porwnywalne z nieuleczalnymi zawodami miosnymi, idcymi w parze z objawami towarzyszcymi wyjtkowo

cikiemu uzalenieniu. Ktrego dnia, bdzc, spotkaem Krla Cieni. Stal w pmroku korytarza. Swym nagym pojawieniem si przerazi mnie niemal na mier. - Suchaj - powiedzia. - Nie moe by tak dalej. - To zabierz mnie z powrotem do biblioteki! - bagaem. - To nie jest wyjcie - powiedzia. - Zaprowadz ci gdzie indziej. - A gdzie? - spytaem trwoliwie. - Na gr. Zaprowadz ci z powrotem do Ksigogrodu. Miaem mtlik w gowie. - Co chcesz zrobi? - Wiele mylaem przez ostatnie dni. Take o twojej propozycji. Musiaem si zastanowi. Jakiej propozycji? Potem przypomniao mi si. - Masz na myli to, e wrcisz ze mn, by y w posiadoci Kolofonusa Deszczblaska? - Nie nale ju do ywych tam na grze, ale nie nale te do martwych tu na dole. Moe istnieje jakie krlestwo pomidzy, w ktrym mgbym y. Byoby to warte sprbowania. - Byoby wspaniale! - zawoaem. Przebudzona nagle tsknota za wiatem tam na grze, za wieym powietrzem i wiatem soca, zacza tumi tsknot za Bibliotek Orma. - Istnieje jednak jeden problem - powiedzia Homunkolos. - A ten problem nosi pewne nazwisko. - Fistomefel Szmejk - powiedziaem ponuro. - Nie mamy na grze adnych szans, jeli wczeniej go nie zlikwidujemy. To mj warunek: musisz mi pomc zaatwi Szmejka. Jeli to obiecasz, zaprowadz ci na gr. Tym razem nie musiaem si dugo zastanawia. Dziki entuzjazmowi mj umys stawa si coraz janiejszy. - Zgadzam si. Ale jak chcesz to zrobi? -Zwyciylimy razem najgroniejsz kreatur podziemi Ksigogrodu. Poradzimy wic sobie z najgroniejsz kreatur na jego powierzchni. - I to jest waciwe nastawienie - zawoaem. - Chodmy! - Przedtem musimy zaatwi jeszcze jedn spraw. - Jak? - By jaki haczyk, wiadomo. - Musz uwolni Skrzan Grot od szkodnikw, ktre j opanoway. Skoro opuszczam moje krlestwo, musz zostawi tu porzdek. Przy tym te moesz mi pomc. Musz przyzna, moi kochani przyjaciele, e perspektywa wystpienia samotnie z Homunkolosem w Skrzanej Grocie przeciwko najbardziej niebezpiecznym i najbezwzgldniejszym owcom ksiek stumia moj rado z wyruszania w drog. Znw zaczynaem tskni za lektur w Bibliotece Orma. Ale teraz nie byo ju odwrotu. Poegnanie z Paacem Cieni Gdy szykowaem si z Homunkolosem do drogi, by opuci Paac Cieni, podao za nami z pocztku tylko par ywych Ksig. Krl Cieni szed pewien celu przodem i przy adnym z rozgazie nie zwleka ani przez sekund. Jak udaje ci si za kadym razem odnale wyjcie z Paacu? - spy-

taem. - Czy jest na to jaki sposb? - Nie wiem, co Fistomefel Szmejk zrobi z moimi oczami - powiedzia Homunkolos - ale od tego czasu widz rzeczy, ktrych wczeniej nie zauwaaem. A do mikroskopijnych rozmiarw. Dla mnie te ciany nie wygldaj tak, jak dla ciebie. Widz wszystkie ich malekie rnice. Wyobra sobie po prostu, e ciany maj rnorodne tapety, to uatwia orientacj. Nawet jeli niekiedy si porusz, co zirytuje mnie od czasu do czasu, to w kocu wracaj na swoje miejsce. Czasami trwa to troch duej, ale za kadym razem znajduj wyjcie. Zauwayem, e liczba ywych Ksig, ktre za nami poday, w cigu krtkiego czasu co najmniej si podwoia. A teraz podeszo do nich take i par Plczcych Cieni, ktre szlochajc doczyy do nas. Nadchodzio ich coraz wicej, a nasza wyprowadzka z Paacu Cieni zacza przypomina procesj. Z kadego korytarza napyway kolejne cienie, z kadego ciemnego kta nadbiegaa, pezaa albo podlatywaa ywa Ksiga, a nasza grupa liczya ju w kocu tysice. A nie tylko cienie wydaway z siebie odgosy alu, ksiki take skamlay i pocigay nosami, jak gdyby wiedziay, e ich Krl Cieni opuszcza je na zawsze. Take mj nastrj si pogorszy. Jak bardzo przywizaem si do Paacu Cieni i jego dziwnych mieszkacw! Przez chwil sta si dla mnie domem, takim jak Twierdza Smokw. Tyle przeyem i nauczyem si w tym miejscu, e bd stale wspomina je z rozrzewnieniem. Poniewa jakkolwiek miaa skoczy si nasza przygoda, byo nieprawdopodobne, abym kiedykolwiek tu powrci. Zauwayem, e Krl Cieni take poruszony by tym wszystkim. Jego krok stawa si coraz szybszy i od czasu do czasu wydawa z siebie odgosy zdradzajce jego wewntrzne wzburzenie. Dlatego moment, gdy w kocu wyszlimy na zewntrz, w rwnym stopniu ciska za serce, co oswobadza. Nigdy bym nie uwierzy, e uczyni ten od dawna wytskniony krok z tak mieszanymi uczuciami. wiat na zewntrz powita nas wilgotnym upaem i czerwonym blaskiem ognia, a ywe Ksigi, ktre wypyny za nami z Paacu, wbiegy na jego mury, by dugo jeszcze stamtd za nami patrze. Paczce Cienie pozostay w wejciu, szlochajc tak niepohamowanie, e syszelimy je jeszcze, gdy mielimy ju za sob wielkie schody i poprzez portal wkroczylimy do nastpnej jaskini. Powrt do Skrzanej Groty Gdy wkroczyem do Skrzanej Groty, byem sam. Widok by przeraajcy. Z regaw sprztnito prawie wszystkie ksiki, z mebli zostay kupki popiow. Skrzana tapeta zwisaa w strzpach ze cian. Maszyna Ksikowa bya wyczona, wrak, ktry najwidoczniej suy owcom ksiek za rdo zdobywania metalu. Rozmontowano cae schod y i drabiny, rozebrano balustrady i regay. W powietrzu wisia swd spalonego papieru. Naliczyem czternastu owcw ksiek, wszyscy jak zwykle byli uzbrojeni po zby. Siedzieli w maych grupach na pododze, pijc wino z krcych dookoa butelek. Jeden sta na grze, na Maszynie Ksikowej i usiowa wyama balustrad. Rongkonga Przecinaka z nimi nie byo. - Musz was prosi o niezwoczne opuszczenie Skrzanej Groty! - za-

woaem lekko drcym gosem. Byy to sowa, ktre kaza mi powiedzie Homunkolos. 'Lntw byem w roli przynty. owcy ksiek zauwayli mnie dopiero teraz, znajdowali si najwidoczniej w rnych stanach upojenia. Podnieli si z trudem, wydajc z siebie odgosy zdziwienia. Wtedy paru z nich zaczo si mia. - To przecie ten gruby smok, ktry znikn w maszynie - powiedzia jeden. - Ale wcale nie jest ju gruby. Schud. - Gdzie bye tak dugo? - spyta inny owca ksiek, ktry uszy sobie przeraajc mask ze strzpw skrzanej tapety. - Tsknilimy za tob. - wietna sztuczka magiczna - zawoa kolejny. - Znikasz w maszynie, a po paru miesicach wchodzisz znowu przez drzwi. Powiniene z tym wystpowa. Tylko przedstawienie trwa troch za dugo. Podchodzili teraz do mnie ze wszystkich stron. Jedynie ten, ktry znajdowa si na grze Maszyny Ksikowej, nie rusza si z miejsca. - Musz poprosi was jeszcze raz o niezwoczne opuszczenie Skrzanej Groty - zawoaem. - To rozkaz Krla Cieni. - Tym razem mj gos brzmia jeszcze bardziej niepewnie. Gdzie si podziewa Homunkolos? Mg mi przynajmniej zdradzi, jak zamierza oswobodzi mnie z tej sytuacji. - Krl Cieni, co? - zawoa jeden z owcw. - Dlaczego sam nie przyjdzie, eby nam to powiedzie? Podniesiono wynagrodzenie za twoj gow, smoku. Dobrze dla nas, e znikne na tak dugo. Znacznie zwikszye swoj warto. Mj repertuar prb zosta wyczerpany. - Musz was prosi o niezwoczne opuszczenie Skrzanej Groty\ - powiedziaem raz jeszcze, bo nie wpado mi do gowy nic lepszego. - Powtarzasz si odpar bekotliwie owca ksiek. - Jako mieszkaniec Twierdzy Smokw powiniene lepiej sobie radzi ze sowami. Inni zamiali si spronie. Zauwayem, e ten, ktry pozosta w grze, na ruinie Maszyny Ksikowej, napina ogromn kusz. Najwidoczniej chcia zarobi na nagrod bezpiecznym strzaem z daleka. - Musz was prosi o niezwoczne opuszczenie Skrzanej Grotyl - wychrypiaem raz jeszcze. Gdzie, do kata, podziewa si Krl Cieni? Za par chwil bd martwy! owca ksiek napi kusz i wycelowa we mnie. Wtedy z ciemnoci Maszyny Ksikowej wyoni si Krl Cieni. Wspi si bezgonie w jej wntrzu, stan za owc ksiek i chwyci jego oba ramiona w mocnym ucisku. Nim zdy cokolwiek powiedzie, Homunkolos skierowa jego bro w stron innego owcy ksiek i wystrzeli. Strzaa trafia owc w cz plecw, na ktrej nie mia pancerza, a on upad midzy swoimi zaskoczonymi kolegami. Homunkolos puci kusz i momentalnie znikn we wntrzu maszyny. owca ksiek podnis bezradnie pust kusz. - Suchajcie chopaki, ja... tyle zdy z siebie wydoby, zanim trafio go sze strza. Pi z nich odbio si, jedna znalaza drog przez szpar i zatrzymaa si midzy czciami uzbrojenia. owca ksiek spad przez balustrad, wyldowa z hukiem na pododze groty i nie poruszy si ju wicej. Reszta, cakowicie zbaraniaa, nie wiedziaa ju, na kogo zwraca wicej uwagi: na mnie czy na zwoki owcy, ktrego wanie z refleksem zastrzelili. Wtedy przez Skrzan Grot przebieg dobrze znany mi dwik. Spra-

wi on, e owcy ksiek obejrzeli si i mocniej schwycili za swoje uzbrojenie. A mnie skoni do obrcenia si na picie i opuszczenia tego nawiedzonego miejsca. 414 Byo to westchnienie Krla Cieni. Pomnik By to umwiony sygna. Homunkolos zarzdzi, e w momencie, kiedy zabrzmi jego westchnienie, mam znikn i schowa si gdzie poza grot. Niczego innego nie pragnem! Wybiegem i przykucnem za gazem. Skoro otrzymaem ju polecenie od Krla Cieni, bym zachowywa si jak tchrz, nie chciaem przepuci takiej okazji. Nasuchiwaem w napiciu. Najpierw cisza. Potem nagle krtkie okrzyki zdumienia. Kto krzykn: Alarm!". Syszaem szczk broni, chaotyczne rozkazy, potworne wrzaski blu. A potem tumult: odgosy walki, krzyki najrniejszego rodzaju, przeklestwa, szelest Krla Cieni. Ryki dzikiej mapy szalejcej z wciekoci. Potny szczk cikiego uzbrojenia, jak gdyby rzucono je razem z zawartoci o cian. Okropne rzenie. wiszczce strzay. Krzyk umierajcego. Jeszcze jeden. Kto paka, ale niezbyt dugo. Znowu mapie wrzaski. Potem cisza. Znw pobrzkiwania - to byy dwiki zbroi. I wtedy chwiejnym krokiem z groty wyszed owca ksiek. By zbroczony krwi, a Homunkolos szed za nim. Wyszedem z ukrycia, gdy ci dwaj zatrzymali si. - Dlaczego mnie nie zabijesz? - spyta owca ksiek. - Powiniene waciwie wiedzie - odpowiedzia Homunkolos - e zawsze musi pozosta jeden, ktry przeyje, aby mg opowiedzie ca histori dalej. Inaczej nie byoby ju wkrtce adnych opowieci, by wypeni nimi ksiki, a ty zostaby bezrobotny, bo przecie yjesz z ksiek. Id wic i opowiadaj histori o bitwie o Skrzan Grot. I opowiedz przede wszystkim, e od teraz mieszka w tej grocie Krl Cieni, i jeli ktokolwiek odway si kiedy zakci mj spokj, zrobi z nim to, co zrobiem z twoimi kompanami. A teraz znikaj! owca ksiek poszed chwiejnie dalej. Pozostawi za sob czerwony lad. Homunkolos obrci si i skierowa si z powrotem do groty. - Zostaniesz tutaj - powiedzia. - Co robisz? - spytaem. - Musz postawi pomnik - powiedzia. Staem wic i czekaem na to, co si wydarzy. Wrci wkrtce, niosc dwie gowy pod pachami. Byem bardzo zadowolony, e nadal miay na sobie wojenne hemy, oszczdzio mi to bowiem widoku ich wykrzywionych mierci twarzy. Homunkolos pooy czaszki i wrci z powrotem do groty. Czyni to raz za razem, tak dugo, a w kocu postawi swj pomnik - koszmarn rzeb z trzynastu gw owcw ksiek, w ich straszliwych hemach. - Szkoda, e byo ich tak mao - powiedzia. - To pomnik dla buchlin-

gw, ktre zginy. Ale naprawd jest on dla tych, ktre przeyy. Nikt poza nimi nie odway si wicej wej do Skrzanej Groty. A mam nadziej, e ktrego dnia tu wrc i na nowo j zaludni. Wstydziem si teraz, e mj udzia w bitwie o Skrzan Grot by tak niewielki i tchrzliwy. - Chod - powiedzia potem. - Idziemy na gr. Musimy zabi jeszcze jednego olbrzyma. Najwiksze ze wszystkich niebezpieczestw Na gr. Tak proste, lekkie i niewinne okrelenie tak cikiego zadania. Przestaem ju nawet wierzy, e ten kierunek w ogle jeszcze istnieje! Jake czsto chciaem w ostatnim czasie uda si na gr, a schodziem coraz to gbiej w d. Homunkolos prowadzi mnie przez, zdawao si, niekoczce si skalne korytarze, ktre wydaway mi si nieskoczone przede wszystkim z tego powodu, e aden z nich nie prowadzi w gr, tylko cay czas prosto, a czasami nawet gboko w d. Ale po okoo dniu marszu dotarlimy do sztolni, ktra naprawd prowadzia w gr. By to wski komin, do ktrego jeszcze akurat si miecilimy, z wieloma wyomami i krawdziami, co stanowio wystarczajce oparcie, by mc wspina si w gr. - I jeste pewien, e w ktrym momencie nie bdzie nagle zbyt wsko? Albo po prostu si skoczy? - spytaem. - Tak - odpar Homunkolos. - Czsto go uywaem. - Kolofonus Deszczblask opowiada o takiej sztolni - stwierdziem. Wystarczajco wskiej, by nie natrafi na wiksze niebezpieczestwa. - Deszczblask zna t sztolni? - spyta Homunkolos. - No c, musia, bo innej takiej nie ma. Zaskakuje mnie cay czas, nawet po mierci. Ale w jednej sprawie si myli. - Jakiej? - e nie mona natrafi na wiksze niebezpieczestwa. W tej sztolni mona natrafi nawet na najwiksze z nich. - Co masz na myli? - Zobaczysz, o ile do tego dojdzie. Krl Cieni i jego tajemnicze aluzje! Nie potrafiem ju wyobrazi sobie bez nich ycia! Zaczlimy si wic wspina. Nie byo to trudniejsze od wchodzenia po schodach, wszdzie istniay moliwoci zapania si i postawienia nogi. Homunkolos wspina si sprawnie przodem, przywizawszy do siebie pochodni z meduzami, a ja, ku mojemu zaskoczeniu, cakiem niele dotrzymywaem mu kroku. Po paru godzinach jednak moje czonki zaczo ogarnia pewne zmczenie i ociao. Zadawaem sobie pytanie, jak dugo potrwa jeszcze ta wspinaczka, nie moga trwa zbyt dugo, biorc pod uwag odcinek, ktry ju pokonalimy. Nie pytaem dotychczas, eby nie uzna mnie za sabeusza. Ale teraz zapytanie o to wydao mi si stosowne. - Trzy dni - odpowiedzia Homunkolos. Przestaem si wspina, nogi miaem jak z waty i po raz pierwszy zdaem sobie spraw, jaka gbia ziaa pode mn. W d byo pewnie z kilo-

metr. - Trzy dni? - spytaem oszoomiony. - Niby jak ma mi si to uda? - Nie mam pojcia - powiedzia Homunkolos. - Dopiero teraz zdaem sobie spraw, e moe to by dla ciebie niemoliwe. Nie myl ju nawet o tym, e kto ewentualnie mgby nie dysponowa takimi siami, ktre sam posiadam. Co mona powiedzie? - Co mona powiedzie? - wychrypiaem. - Mwi si, e zwariowae! - Krzyki te nic teraz nie pomog - powiedzia Homunkolos. - Oszczdzaj lepiej siy! Bdziesz ich jeszcze potrzebowa. - Schodz z powrotem na d - powiedziaem hardo. - Nie polecabym ci tego. Ja sam uywam innej drogi do schodzenia. Wiesz, dlaczego wspinanie si w gr jest o wiele atwiejsze ni schodzenie w d? Bo nasze oczy s z przodu. Schodzc, nie widzisz, gdzie stajesz. Nie byem w stanie si poruszy. Niewane, w ktrym kierunku. - Ju jest, co? - spyta Homunkolos. - Kto ju jest? - Najwiksze ze wszystkich niebezpieczestw. - Najwiksze ze wszystkich niebezpieczestw? Tutaj? Gdzie? Gdzie jest? rozgldaem si panicznie dookoa, szukajc tustego wa albo jadowitego pajka tunelowego, ale nic nie byo. - To tkwi w tobie - powiedzia Homunkolos. - Strach. Tak, baem si potwornie. Nie mogem ruszy si ani do przodu, ani z powrotem. Byem jak sparaliowany. - Musisz teraz sobie z nim poradzi - powiedzia Homunkolos. - Inaczej on zaatwi ciebie. - A przepraszam bardzo, niby jak mam to zrobi? - Wspinaj si po prostu dalej. To tak, jak z pisaniem powieci: Na pocztku wszystko jest atwe, pierwsze rozdziay pisze si z najwikszym roz machem. Ale potem w ktrym momencie stajesz si zmczony, patrzysz wstecz i widzisz, e masz za sob dopiero poow. Patrzysz do przodu i widzisz, e druga poowa jest dopiero przed tob. Jeli stracisz wtedy odwag, jeste zgubiony. atwo jest co zacz. Trudno jest doprowadzi do koca. Doprawdy wietnie, moi kochani przyjaciele! Nie wystarczyo, e Krl Cieni narazi moje ycie na niebezpieczestwo, nie, teraz musia jeszcze zacz dzieli si ze mn mdrociami z kalendarzy. - Skoro Deszczblask zna t sztolni, to musia j kiedy pokona - powiedzia Homunkolos. - Jak wida, da si to zrobi. Dotarlimy ju daleko. A jak na razie trzymasz si cakiem niele. Po raz pierwszy zdaem sobie spraw, e nie jestem ju tak gruby, jak wtedy, gdy zacignito mnie do katakumb. W ostatnim czasie duo si poruszaem, a do jedzenia i tak nie byo zbyt wiele. Walczyem z Harpirami. Czy nawet owcy ksiek nie zauwayli, e straciem na wadze? Do tej chwili w kadym razie wytrzymywaem tempo wspinaczki Krla Cieni. Byem w yciowej formie. - No dobrze - powiedziaem - wspinamy si dalej. Godzinami wspinalimy si pod gr, a ja nie prosiem o kolejny odpoczynek, a Homunkolos w kocu sam si zatrzyma i owiadczy, e pokonalimy ju jedn trzeci drogi. Zrobilimy dusz pauz, w czasie ktrej po

prostu siedzielimy w milczeniu, a potem kontynuowalimy wspinaczk. Czuem si coraz bardziej zmczony. Odnosiem wraenie, e zrobienie odpoczynku byo bdem, bo teraz moje czonki zdaway si cisze i bardziej skostniae ni wczeniej. Odczuwaem te wszystkie otarcia i rozcicia na rkach, ktrych nabawiem si, zaczepiajc o krawdzie ska. Wkrtce czuem si tak, jakbym mia na sobie zbroj z oowiu. Moje stopy byy tak zdrtwiae, e nie wiedziaem ju, gdzie je stawiam. To uczucie rozlewao si powoli na cae moje ciao, a w kocu dotaro do gowy i zadawaem sobie pytanie, czy nie powinienem poprosi o przerw. I z t myl zasnem w trakcie wspinaczki. Gdy spadaem w otcha, znajdowaem si ju w krainie snw. Ognisty Diabe z Drobnozboewa Usiowaem si poruszy. Ale byo to niemoliwe. Kada ko, kady musku bola mnie tak, jakby co zmiadyo albo porozrywao mi ciao. Potem sobie przypomniaem. Spadem, a teraz leaem na dnie komina i, rzc, dokonywaem ycia. Usiowaem podnie gow. Przynajmniej to mi si udao. Homunkolos siedzia obok mnie i kartkowa ksik. Z tyu za nim zobaczyem cian tunelu pen regaw ksikowych. - Powiniene pisa raczej wiersze ni powieci - powiedzia. - Bardziej odpowiada to twojej kondycji fizycznej. - Co si stao? - spytaem. - Zasne. W czasie wspinaczki. Ledwo udao mi si ciebie zapa. Spojrzaem po sobie. Moje ciao nie byo zmiadone. Byy to tylko najpotniejsze zakwasy, jakich kiedykolwiek si nabawiem. - I niose mnie przez cay pozostay odcinek? Przez dwa dni? Homunkolos rzuci ksik na bok. - Syszysz? - spyta. - Co takiego? - nasuchiwaem. Rzeczywicie, to byy odgosy. Wiele odgosw. Bulgotanie i tupnicie. Turkoty i szelesty. Stukanie i piowanie. - To miasto - powiedzia Homunkolos. - To s odgosy z Ksigogrodu. Momentalnie otrzewiaem. Wyprostowaem si. - Jestemy na miejscu? - Niezupenie. Ale blisko powierzchni. Std bez problemu ju wyszlibymy na gr przez jaki antykwariat - spojrza na mnie z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy. - Ale moja droga prowadzi przez bibliotek Szmejka. - Moja te. - Nie musisz robi tego ze mn. Nie bd rozczarowany, jeli zechcesz pj atwiejsz drog. Mog ci tak pokaza. - Dopki yje Szmejk, nie uszedbym tam na grze dalej ni ty. Za moj gow te wyznaczono nagrod. - Wic chodmy. Homunkolos zostawi pochodni. W tej czci katakumb byo wiato meduz. Wszdzie wisiay lampy, ktrych nie widziaem tak dugo, i wszdzie byy ksiki. adne prastare, mierdzce tomiska z nieczytelnymi runami, tylko normalne antykwaryczne ksiki. Wziem jedn z nich z regau i kartkowaem j, podczas gdy maszerowalimy dalej. By to Ognisty Diabe z Drobnozboewa, powie podrnicza rozgry-

wajca si w rodowisku Ognistych Diabw z Drobnozboewa, ktra w kadym rozdziale oferowaa co najmniej jeden wielki poar, jak chepliwie informowa tekst na okadce. C, nic nie mogo zainteresowa mnie mniej ni literackie gloryfikowanie zwyrodniaych upodoba tej zoliwej rasy krasnoludw. O wiele bardziej interesowao mnie, jak stara bya ta ksika. Bya to Piromaska Powie Pobudzajca, szczeglnie nieprzyjemny odam literatury trywialnej, nastawiony na klientel odczuwajc swego rodzaju zaspokojenie w trakcie czytania opisw ogromnych, niszczcych wszystko poarw. Ten gatunek literacki istnia przed stu laty. Odoyem ksik, wziem sobie kolejn, otworzyem na pierwszej stronie i przeczytaem: Zycie jest zardzewia torb o ostrych brzegach pen kwanych paznokci u ng, jeli chcecie zna moje zdanie. Ale nikt mnie przecie o nie nie spyta. - Czy to twoja filozofia? - spyta Homunkolos. - Nie, to Humri Lossu, arcypesymisty - odpowiedziaem. - T ksik mona znale w kadej nowoczesnej ksigarni w Camonii. Naprawd musimy znajdowa si ju w pobliu antykwariatw. - Przecie mwiem - odpar Krl Cieni. - Masz plan, jak dostaniemy si do biblioteki Szmejka? - spytaem. - Niezupenie. Wiem tylko, gdzie zaczyna si otaczajcy bibliotek labirynt. - Po czym go poznasz? - Och, nie da si go przeoczy. Jest zaznaczony. Siedzi tam trup. - Trup? - Zmumifikowane ciao. Wyglda troch jak... ale sam to przecie pniej zobaczysz. - Czy tajemnicze aluzje s waciwie oficjalnym rodkiem artystycznym? - Nie - powiedzia Homunkolos. - Tylko drugorzdni autorzy posuguj si tajemniczymi aluzjami, eby podtrzyma uwag czytelnikw. A dlaczego pytasz? Biaa owca Szmejkw Spacerowanie tu pod powierzchni Ksigogrodu byo jeszcze bardziej przytaczajce ni gdzie gboko w labiryncie. Rozumiaem teraz, dlaczego Homunkolos zagrzeba si w kocu tak daleko, jak byo to moliwe. Nie tylko syszao si tu miasto wraz z caym jego yciem, ale take czuo. Co chwila co gruchotao albo stukao, a ksiki na regaach wpaday w drenie. Raz wydawao mi si nawet, e sysz gosy dzieci. Suchanie tego wszystkiego, przy rwnoczesnym uwizieniu tu na dole, byo jeszcze gorsze do zniesienia ni wygnanie w dalekim Paacu Cieni. Mimo bliskoci miasta nie odnalazbym prawdopodobnie o wasnych siach drogi na zewntrz. Katakumby byy tu tak samo pogmatwane, tak, praktycznie o wiele bardziej pogmatwane ni te daleko na dole, szczeglnie z powodu swej przytaczajcej ciasnoty. Korytarze byy wskie i niskie, z niezliczonymi rozgazieniami, skrzyowaniami, maymi pieczarami i schodami, a wszdzie dookoa spitrzone byy ksiki. Ksiki! Nic nie mogo mnie w tym momencie mniej zainteresowa. Na wasnej skrze poznaem wszystkie formy ksiek, od nicych po Niebezpieczne, na ywych

Ksikach koczc, a jeli naprawd si kiedykolwiek std wydostan, to udam si prosto na jakie niecywilizowane pustkowie, na ktrym nikt nie potrafi ani czyta, ani pisa. - Nie przera si! - powiedzia nagle Homunkolos, ktry cay czas maszerowa przodem wiadomy swego celu. - Trup siedzi za nastpnym rogiem. Na pierwszy rzut oka wyglda na do ywego. Co tumaczyoby moe szkielety znajdujce si w jego okolicy, nalece prawdopodobnie do ludzi o sabych nerwach, ktrzy na jego widok doznali ataku serca. Ostrzeony w ten sposb, wyjrzaem ostronie zza rogu - a jednak cofnem si z przeraenia. Siedzia tam kto, kogo znaem. - Szmejk! - wysapaem. - Tak, wyglda troch jak Szmejk, prawda? - wyszepta Homunkolos za moimi plecami, gdzie stan, by ustpi mi miejsca w maej pieczarze. - Nie, nie jak Fistomefel Szmejk - powiedziaem. - Tylko jak Hagob Saldaldian Szmejk. Weszlimy razem do jaskini i obserwowalimy mumi. Rzeczywicie, to by Hagob Saldaldian Szmejk, wujek Fistomefela, wyglda dokadnie tak, jak na obrazie olejnym, ktry ogldaem. No c: Wyglda prawie dokadnie tak samo, poniewa jego zwoki byy cakowicie wysuszone. Ale poniewa ju za ycia wyglda jak ywy trup, nie robio to prawie adnej rnicy. Siedzia na ziemi w jaskini, oparty plecami o wypakowany ksikami rega, z martwymi oczami skierowanymi w pustk. Poza ksikami, w pomieszczeniu znajdoway si jeszcze dwa szkielety, ktrych koci rozrzucone byy dookoa. A z sufitu zwisaa lampa z na wp martw meduz, ktra wydobywaa z siebie jedynie matowe, pomaraczowawe wiato, pulsujce w nieregularnych odstpach. Najdziwniejszy w tej caej scenerii by fakt, e mumia wznosia dwa, najwyej pooone ramionka, ze swoich wszystkich czternastu i e jedn rk wskazywaa na drug. Byo dla mnie zagadk, jak Hagobowi udao si umrze w takiej pozycji. - Znasz go? - spyta Homunkolos. - Nie osobicie. Ale wiem, kim jest. To kto z rodziny Szmejkw. - Wyglda na zbyt chudego, eby by jednym z nich. - Tak, to troch wyrodny egzemplarz. To wujek Fistomefela Szmejka. Zapisa mu wszystko, a potem znikn. Mwiono, e zwariowa. - Tak przynajmniej wyglda. Co robi tutaj na dole? - Prawdopodobnie tu zabdzi. Umar z godu. Z pragnienia. Usech. Zmumifikowa si. - Co jest z jego rkami? Dlaczego tak miesznie je trzyma? - Wskazuje na co - powiedziaem. - Tak, wskazuje na swoje wasne palce. - Chyba naprawd byl wariatem. - Nie, chwileczk - stwierdzi Homunkolos. Nie wskazuje na wasne palce. Wskazuje na co, co w nich trzyma. - Trzyma co midzy palcami? Ale ja nic nie widz. - Tak. To jest wos. Przyjrzaem si. - Rzeczywicie. To rzsa.

W tym momencie przypomniaa mi si znw rozmowa z Fistomefelem Szmejkiem, ktr prowadzilimy na temat jego wujka, stojc przed jego olejnym portretem. Hagob Saldaldian Szmejk - powiedzia wtedy Fistomefel. - By artyst. Tworzy rzeby. Mj cay dom jest ich peny. Ale ja nie widziaem w domu ani jednej rzeby - wtrciem wwczas. Mc dziwnego - odpowiedzia Szmejk - Bo i nie da si ich zobaczy goym okiem. Hagob tworzy mikrorzeby. Mikrorzebyl Tak, najpierw z pestek czereni i ziarenek ryu. Potem materiay, ktrych uywa, staway si coraz mniejsze. Pod koniec struga rzeby z kocwek wosw. Poka panu par pod mikroskopem, jak wrcimy. Wystruga na rzsie kompletn bitw pod Lasem Nurneskim. - To mikrorzeba - powiedziaem. - Uwaasz, e ten wos jest jako obrobiony? - Moe tak by. Podobno by w stanie rzebi na najmniejszych rzeczach. Ale to i tak nam teraz nie pomoe. Potrzebowalibymy mikroskopu, eby to zobaczy. - Ja nie - powiedzia Homunkolos. - Poradz sobie i tak. - Moesz to zrobi? - Opowiadaem ci ju kiedy: Nie mam pojcia, co Szmejk wsadzi mi w miejsce moich oczu, ale dziaa to tak dobrze, jakby orze z Mrocznych Gr mg patrze przez teleskop. Albo przez mikroskop. Zalenie od okolicznoci. - Naprawd? To sprawd to! Moe na tej rzsie jest jaka wskazwka. Homunkolos wyuska rzs ostrymi palcami z ucisku Hagoba Saldaldiana. Potem dugo trzyma j bardzo blisko swych ciemnych oczodow. Wydawao mi si, e sysz ciche klikanie i brzk. - Nie uwierzysz w to! - powiedzia Homunkolos. - W co nie uwierz? - zawoaem niecierpliwie. - Uwierz ci we wszystko! Homunkolos popatrzy na mnie. - Och, tak nagle? - Powiedz mi, co widzisz! - Nie uwierzysz w to. - Prosz! Homunkolos znw skoncentrowa si na rzsie. - To jest testament! - powiedzia. - Wygrawerowany na tym wosie. -Nie! - Widzisz, nie wierzysz mi! - Nie doprowadzaj mnie do szalestwa! Przeczytaj to! Prze-czy-taj to! - TTttaiimniltt - powiedzia Homunkolos. - Tak, wiem! - chrypiaem - To jest testament. Ju to mwie. - Nie, tak jest tu napisane: TSfelIlIlimt To tytu. Mam czyta dalej, czy nie? - Prosz! - Jeli jakie sowo brzmiao kiedykolwiek tak, jakby klczao na kolanach, to byo to wanie owo prosz". Homunkolos odchrzkn. - Testament - przeczyta,

Mog mie jedynie nadziej, e pierwszy, ktry przeczyta ten list, nie bdzie mia akurat na imi FistomefelSzmejk. Gdyby jednak si tak stao, to chc ci powiedzie, Fistomefel ty przeklty padalcu, e ci Przeklinam! Przeklinam cie do koca wiata, a mj duch bdzie szcza na twj grb, dopki ta planeta nie zderzy si ze socem! Jeli jednak, mj drogi czytelniku nie nazywasz si Fistometel Szmejk, wysuchaj tej smutnej historii: Gdy Fistometel Szmejk, ktry jest niestety moim niewydarzonym bratankiem po rwnie zdegenerowanej rodzinie, zapuka ktrego dnia do moich drzwi - prawdopodobnie uciekajc przed jakimi wierzycielami albo siami porzdkowymi - nie miaem najmniejszego pojcia o odchaniach, ktre si w nim czaiy. Ulegem, jak i zreszt wielu innych, jego wrodzonemu wdzikowi. Otworzyem mu drzwi, okazaem moj gocinno, i nie trwao dugo, a zaczem go traktowa jak wasnego syna. Dzieliem z nim wszystko, dom, jedzenie, prcz jednej rzeczy: tajemnicy o bibliotece Szmejkw. Poprzez stulecia przekazywan j z pokolenia na pokolenie, a ja byem pierwszy w tym acuchu, ktry zdecydowa, by nie zaprzepaszcza tego monumentalnego dziedzictwa na pomnaanie wiedzy, a jedynie po prostu cakowicie je zignorowa. Poniewa ja, co zauwaysz moe po mojej posturze, nie wdaem si w t tust rodzin. We wszystkich Szmejkach tkwi dobro i zo, ale niestety, biorc pod uwag histori naszej rodziny, trzeba stwierdzi, e nieprzyjemne cechy charakteru byy w naszym rodzie domminujce. W przeciwiestwie do wikszoci Szmejkw skaniam si ku ascezie, mam zdolnoci artystyczne i nienawidz wadzy w kadej formie. I trzeba przyzna, e w moim przypadku dziecistwo Szmejkow nie dostao si we waciwe rce. Przynajmniej na czas mojego ycia, jak zadecydowaem obejmujc spadek, biblioteka nie bdzie suya adnym grzesznym, waciwie w ogle kadym celom. Kiedy zastanawiaem si nawet przez chwil, czy jej nie podpali, ale nie miaem do tego serca. Okazyjnie tylko skadaem jej wizyt, by poczyta sobie w niej jak ksik. Rezygnacja z takiej wadzy, a powicenie ycia na tworzenie dzie sztuki, ktrych nikt nie jest w stanie zobaczy, moe wyda si niektrym szalestwem. Jednak, wedug zasad mojej moralnosci, za szalestwo uchodzi podporzdkowanie losu innych

wasnej woli. Oby inna instancja zadecydowaa, ktre podejcie jest waciwsze. Ktrego dnia Fistomefel musia mnie rozszyfrowa. Dzi jestem pewien, e obserwowa mnie stale na kadym kroku i rozwika w kocu tajemnic biblioteki. By to wyrok mierci na mnie. Zostaem odurzony przez Fistomefela zatrut ksik i zacignity w katakumby. Obawiam si, e jestem jedynie pierwszym z caej serii nieszczliwcw, nie pasujcych do jego demonicznych roje o wadzy. Jestem u kresu si. Cay czas ponosz klsk, zmierzajC SI Z PODSTPNYM MECHANIZMEME LABIRYNTU, chronicym bibliotek od tej strony, a innego wyjscia nie odnalazem. Wszystko, co mog jeszcze uczyni, to niniejszym pozbawi Fistomefela Szmejka jego dziecistwa i zdemaskowa go jako mojego morderc. Biblioteka Szmejkw ma natomiast przypa temu, ktry znajdzie ten testament i ujawni go ogowi. Pozostaje mi me jedynie nadziej, e jest czystego serca. Hagob Saldaldian, biaa owca Szmejkw - To przecie fantastyczne! - zawoaem, gdy Homunkoos zakoczy czyta. - Moemy zniszczy tym Szmejka! I to cakiem legalnie! Jeli damy to do publicznej wiadomoci, jest zaatwiony! Morderca. Kamca. ajdak, ktry zagarn spadek. To dokument, w ktry nikt nie bdzie wtpi. Nikt nie mgby tego sfaszowa, Hagob by jedynym, ktry opanowa t sztuk. Homunkoos wpatrywa si nadal w rzs. - Moesz przej spadek, bo jeste pierwszym, ktry to przeczyta! woaem. - Jestem wiadkiem! Pozbawimy Szmejka wszystkich urzdw i godnoci. Wszyscy zwrc si przeciwko niemu. Bdzie mia szczcie, jeli nie zel go do kopalni krysztaw w Przepaci Demonw albo do wiziennej fabryki w elaznym Miecie. - Uwaasz to za wystarczajc kar za to, co robi? spyta Homunkoos. - I za to, co planuje jeszcze zrobi? - Nie istniej sprawiedliwe kary powiedziaem. - Ale na pocztek by mi to wystarczyo. - A komu w Ksigogrodzie chciaby pokaza ten testament? Komu moesz zaufa? Znasz kogo, kto nie widnieje na licie pac Szmejka? Ten argument sprawi, e mj entuzjazm run. Patrzylimy na siebie dugo. - Moe prosz sprbowa z nami? - spyta nagle cienki, drcy gos. - Nawet biorc pod uwag fakt, e nasze wsplne dowiadczenia nie naleay do najlepszych. Obrcilimy si gwatownie i spojrzelimy w stron wejcia do jaskini. Stali tam Eydeta Hachmed Ben Kibicer i Przeranica Inacea Anacaci. Dwoje antykwariuszy z Ksigogrodu, do ktrych sklepw miaem zakaz wstpu. Stali tam jak zastyge na chwil sarny, z drcymi czonkami i w penej respektu odlegoci. Naprawd dao si wyczu przeraenie, jakie wzbudza w nich widok Homunkolosa.

- Przegrae Kibicer - powiedziaa Przeranica amicym si gosem. - To prawda - odpowiedzia Kibicer, a jego gos brzmia jeszcze sabiej ni gos Przeranicy. - Nigdy nie powiedziabym, e przepowiednie Przeranic mog by tak precyzyjne. Potem przywarli do siebie i padli oboje zemdleni. Zdrajcy Nakazaem Homunkolosowi, aby pozosta w jaskini przy mumii Hagoba Saldaldiana Szmejka, eby tych dwoje nie zemdlao od razu, jak tylko si przebudz. Doszli wkrtce znw do siebie, po tym jak oparem ich o ciany i troch powachlowaem. - O mj Boe - wycharcza Kibicer. - Co takiego jeszcze mi si nigdy nie przydarzyo. Wyobraaem go sobie cakiem inaczej. - Ja te - wychrypiaa Inacea. - Czego tak przeraajcego jeszcze w yciu nie widziaam. Zadawaem sobie w duchu pytanie, kiedy Przeranica ostatni raz popatrzya w lustro. - Waciwie to nie wyglda a tak strasznie, gdy przyzwyczai si ju do tego niecodziennego widoku - wyszeptaem, mimo e doskonale wiedziaem, i Homunkolos podsuchuje nas, dziki swemu fenomenalnemu suchowi rozumiejc kady szept. - Dysponuje nawet do swoistym piknem, jeli jest si w stanie je dostrzec. - Nie chcielimy go obrazi - powiedzia Kibicer. - Nie - uzupenia Przeranica. - Zupenie nie. Jestemy tu waciwie z cakiem przeciwnego powodu. - Czego tu chcecie? - zapytaem. - Aby na to odpowiedzie, cofnbym si chtnie troch w przeszo - odpowiedzia Kibicer. - O ile mona. - Jestemy przekonani - powiedziaa Przeranica - e moglibymy rzuci troch wiata na pewne rzeczy, ktre z pewnoci s dla ciebie nadal niewytumaczalne. - To na pewno by mnie zainteresowao - odpowiedziaem. - Aby wyjani nieco nasz zagmatwan sytuacj - powiedzia Kibicer - musz cofn si do czasw, kiedy nie byo ci jeszcze w Ksigogrodzie... - Dugo to bdzie trwao? - spyta ponuro z tyu Krl Cieni. - Obawiam si, e tak - odkrzyknem, a Homunkolos jkn udrczony. - Streszcz si, na ile bdzie to moliwe - powiedzia Eydeta. - Waciwie wszystko zaczo si wtedy, gdy Fistomefelowi Szmejkowi udao si osign pewn popularno w Ksigogrodzie. Wczeniej miasto rzdzone byo, e si tak wyra, przez co w rodzaju kreatywnego chaosu. Nic nie funkcjonowao waciwie, ale mimo wszystko jako funkcjonowao i nikt nie by szczeglnie niezadowolony z tego stanu rzeczy. Gatunek istot, ktre cign do Ksigogrodu, nie aknie przywdztwa, mona by tak to wyrazi. Odrobina anarchii zawsze bya im milsza ni zamiecione do czysta chodniki. W ostatnim czasie ulego to przeraajcej zmianie. Gdy Szmejk pojawi si w Ksigogrodzie, wywar na nas wszystkich

najprzyjemniejsze z moliwych wraenie. Mwic nas wszystkich" mam na myli literack zbiorowo, wewntrzny krg, najwaniejszych antykwariuszy, wydawcw, ksigarzy i artystw, ktrzy trzymali to miasto do kupy. I na tej scenie, mimo swej olbrzymiej otyoci, Fistomefel Szmejk od pocztku robi dobre wraenie. Mg pojawi si w pomieszczeniu, na przykad w jakim salonie literackim, i dziesi minut pniej wszyscy obecni tworzyli krg, w ktrego rodku si znajdowa. By byskotliwy, dowcipny, by utalentowanym pisarzem i antykwariuszem z wysoce wyspecjalizowan i ekskluzywn ofert. Mimo to by skromny, y w malekim, otoczonym ochron konserwatora zabytkw domu, ktry z czuoci pielgnowa, i wszystkim wanym ludziom w miecie dawa w prezencie mid z wasnej hodowli. Wydawao si, e nie mia innych ambicji. Sowem, niezaleny obywatel, ktrego kady, kto uwaa si za kogo wanego w Ksigogrodzie, zalicza do krgu swoich przyjaci. Kady! wychrypiaa Przeranica - nawet Przeranice antykwariuszki, ktre nie maj adnego krgu przyjaci. - I by mecenasem - powiedzia Kibicer. - Pod kadym wzgldem. Czsto przeznacza jak wartociow ksik ze swoich zbiorw dla dobra ogu, powiedzmy na wyremontowanie Biblioteki Miejskiej albo renowacj najstarszych domw przy uliczce Schwarzmanna. Jedna jedyna z tych ksiek wystarczaa, by uratowa przed rozpadem ca dzielnic miasta. Szczeglnie jednak wspiera sztuk. Przeranica zamiaa si jadowicie. Ktrego dnia - kontynuowa Kibicer - zaoy Koo Przyjaci Trbuzoskiej Muzyki Mgawcw i wydaje mi si, e by to moment, w ktrym relacje w Ksigogrodzie zaczy powoli si zmienia, z pocztku jednak nikt niczego nie zauway. Koncerty trbuzoskie stay si wydarzeniami dla duchowej i kulturalnej elity Ksigogrodu, kady chcia bra w nich udzia, jednak tylko najwaniejsi obywatele miasta byli zapraszani. - Przeye przecie jeden z tych koncertw - przypomniaa mi Przeranica. - Wiesz, co moe wyrzdzi ta muzyka. Pomyl o tym, zanim nas osdzisz, kiedy usyszysz, co dziao si dalej. Skinem gow. Wci dobrze pamitaem muzyk trbuzonow. - Nie zauwaylimy w ogle, co si z nami dziao - powiedzia Kibicer. - W moim wypadku trwao to troch duej, bo mam trzy mzgi, ale ktrego dnia i one zmiky od tej muzyki. Z koncertu na koncert popadalimy coraz bardziej w duchowe uzalenienie od Szmejka. Hipnotyczna sia muzyki ustpowaa po jakim czasie, ale przez par dni biegalimy jeszcze jak sterowani przez Szmejka i wypenialimy jego posthipnotyczne rozkazy, ktre zakodowa w muzyce. Robilimy najidiotyczniejsze rzeczy, bez zadawania potem jakichkolwiek pyta! Byem przy tym, jak zbezczecilimy cmentarz Przeranic. Nawet ja przy tym byam - powiedziaa Przeranica i opucia zawstydzona gow. -1 urzdujcy burmistrz! - powiedzia Kibicer. -Ale dla Szmejka byy to tylko wprawki. Wkrtce rozkaza nam robi naprawd istotne dla niego rzeczy. Cieszce si powodzeniem antykwariaty sprzedaway mu zbiory za bezcen. Niektrzy przepisywali mu swj asortyment i popeniali potem samobjstwo. Inni, jak my dwoje, stali si czonkami Stowarzyszenia Ksigarzy Trjkoa, oddajcego Szmejkowi poow swoich dochodw. Politycy wydawali

bezsensowne zarzdzenia, ktre dziaay wycznie na korzy Szmejka. - Coraz bardziej skraca odstpy midzy koncertami - przeja opowie Przeranica. - A nikt ju nie wraca do zdrowych zmysw. Kierowa losami Ksigogrodu, jak dyrygent swoj orkiestr. I wtedy w miecie pojawi si nasz... przyjaciel. Wzrok Inacei skierowa si w stron jaskini, w ktrej siedzia Homunkolos. Z jej wntrza wydoby si udrczony jk, ktry sprawi, e Przeranica i Eydeta schowali gowy. - Dowiedzielimy si o nim dopiero wtedy, gdy wpad ju w apy Fistomefela Szmejka - kontynuowaa Inacea. - Pokaza nam i jeszcze paru innym teksty, ktre napisa ten mody geniusz. I wtajemniczy nas w swj bezwstydny plan uczynienia z niego potwora i wygnania go w katakumby, by zrobi porzdek z owcami ksiek. - Wiedzielicie o tym? - spytaem przeraony. - Nie tylko wiedzielimy - odpowiedzia cicho Kibicer - mielimy w tym powany dzia. Suchaj mnie uwanie, poniewa teraz przechodzimy do naprawd enujcej czci naszej opowieci. Szmejk bowiem nie mgby nigdy zrealizowa swoich zamiarw bez konkretnej pomocy z naszej strony. - Powiniene jeszcze doda, e pomagalimy mu z radoci! uzupenia Przeranica. - Z fanatycznym entuzjazmem. Nasze mzgi byy do tego stopnia zmanipulowane i oszalae, e uwaalimy jego paranoiczne pomysy za niepodwaalne. Dalimy mu wszelkie wsparcie, jakiego wymaga. Na przykad papier, z ktrego skada si twj biedny przyjaciel, wiesz, kto si o niego postara? - Nie - powiedziaem - skd mam to niby wiedzie? - Ja to zrobiam! - wysapaa Przeranica. Pochodzi z prastarych buchemicznych ksiek Przeranic, ktre posiada w ofercie wycznie mj antykwariat. Z jaskini Krla Cieni wydoby si cichy szelest, a powieki Przeranicy zadray. Nie odwaya si opowiada dalej, kontynuowa wic Eydeta. - Ja skonstruowaem mechanik oczu - powiedzia. - Wedug ksiki profesora doktora Abdula Sowiczego o optyce sowiczoskopw. Maj diamentowe soczewki, ktre sam oszlifowaem. Przyczyniem si te do paru innych innowacji w jego ciele. Jego wtroba wytrzyma tysice lat. - Pomoglicie go zesztukowa? - spytaem z obrzydzeniem. - Nie bezporednio - powiedziaa Przeranica - dostarczylimy tylko pojedyncze czci. Nigdy nie bylimy w tajnym laboratorium Szmejka. I nigdy te nie widzielimy gotowego Krla Cieni. Do dzisiaj. Z jaskini dobieg zowieszczy ryk, oboje wymienili strwoone spojrzenia. - Zaraz koczymy - tumaczy si Kibicer. - Popiesz si. C, potem wszyscy o tym zapomnieli. Krl Cieni sta si legend. A Szmejk stawa si coraz potniejszy. - I wtedy w miecie pojawie si ty. I obudzie nas oboje z transu powiedziaa Przeranica, wymawiajc to jak przeklestwo. - Oboje poznalimy charakter pisma tego, ktrego przemienilimy w potwora. Tak, jakbymy obudzili si z jakiego koszmaru. Na pocztku bylimy w szoku i trwao to chwil, a naprawd zdobylimy si na to, by ci pomc. Ale byo ju za pno. - Znikne ju wtedy - powiedziaa Przeranica. - Szmejk nie robi adnego sekretu z tego, co ci wyrzdzi. W naszym kole opowiada chtnie

o smoku, ktrego zesa do katakumb. Twierdzy Smokw nienawidzi szczeglnie. Znajdzie si ona wysoko na jego licie, kiedy jego wadza rozcignie si poza granice Ksigogrodu. - Potem zaczlimy zatyka sobie uszy woskiem, wybierajc si na trbuzonowe koncerty powiedzia Kibicer. - Nadal naleymy do Stowarzyszenia Trjkoa. Ale dzisiaj Szmejk nie ma ju nad nami wadzy. Stalimy si zdrajcami. Szpiegami. - Najpierw bylimy pomagierami Szmejka. Teraz jestemy zdrajcami - powiedziaa Inacea - tak w oglnych zarysach wyglda nasza historia. Musiaem to najpierw przetrawi. Jednej rzeczy nadal jednak nie rozumiaem. - Skd wiedzielicie, e pojawimy si tutaj dokadnie w tym momencie? Przeranica chrzkna ze straszliwym dwikiem. - Przewidziaam twoj przyszo ju w momencie, gdy spotkalimy si po raz pierwszy - powiedziaa - przypominasz sobie? - Przypominam sobie tylko niejasno par pogmatwanych uwag, ktre mogy oznacza cokolwiek - powiedziaem zgodnie z prawd. Zejdzie on gboko w gbie! - jazgotaa Przeranica. - Przeklty bdzie wrd ywych Ksiek! Wdrowa bdzie z tym, ktrego znaj wszyscy, lecz nikt nie wie, kim jest! Tak, pomylaem, jeli naprawd byy to sowa, ktre wtedy wypowiedziaa, to bya to do frapujca przepowiednia. Ale wci nie stanowia odpowiedzi na moje pytanie. - To nie jest dar - powiedziaa Inacea. To przeklestwo. Ta przepowiednia bya tylko typow reakcj Przeranicy, nic szczeglnego, cakowicie nieprecyzyjna. Sama wic przeprowadziam na sobie analiz koszmarw. To jedna z najdokadniejszych metod prognozowania, niestety te szczeglnie mczca i bolesna, przy ktrej pacze si krwi i ktra moe doprowadzi do szalestwa. Kibicer musia mnie do tego zahipnotyzowa, przywiza do oa fakira i opryskiwa woow ci. - To byo okropne - przypomina sobie ze zgroz Kibicer. -Ale ta mieszanka koszmaru i zezna pod torturami to najdokadniejsza i najwierniejsza prognoza przyszoci, jak moe da Przeranica. Przewidziaam twoje przeznaczenie w najdrobniejszych szczegach, a do tego momentu. Kibicer te mi na pocztku nie wierzy, a chciaam powiedzie tylko tyle: Jestemy we waciwym miejscu o waciwym czasie. I teraz przegra ze mn pierwsze sygnowane wydanie ksiki Sowiczego o budowie odzi podwodnych z Nautilusowych limakw. - Jest warta majtek! - westchn Kibicer. - Czy wy kiedykolwiek skoczycie? - zarycza Homunkolos ze swojej jaskini. Brzmiao to tak, jakby jego cierpliwo dobiegaa koca. - A wic - zaszepta Kibicer. - Oto jestemy. Przyznalimy si do naszych win. Odpowiedni kar byoby, gdyby Krl Cieni zabi nas za te haniebne czyny. Ale moe moglibymy wymaza nasze winy, robic co dla niego. - Hm - powiedziaem. - Wydaje si potnie rozzoszczony. A co takiego macie do zaoferowania? - Co powiecie na drog do biblioteki Szmejka? - spyta Kibicer. - Znasz drog przez labirynt? - Wprawdzie nie wybudowaem tego labiryntu sam - powiedzia Kibicer - ale przed trzema laty cakowicie go wyremontowaem.

Sowiczy Klucz Nieprawdopodobiestwa Jeste pewny, e moemy im zaufa? - spyta Homunkolos tak gono, eby idcy z przodu Kibicer z Przeranica mogli nas wyranie usysze. - A komu mona tu na dole zaufa? - odpowiedziaem pytaniem na pytanie. - Mnie mona zaufa - powiedzia Homunkolos. - Na przykad, kiedy obiecuj, e wyrw mzg kademu, kto sprbuje mnie oszuka. Nawet, jeli ma ich trzy. Kibicer wyda z siebie udrczony jk. - Wiem, e wiele zawinilimy powiedzia. - Ale chcemy zrobi naprawd wszystko, eby to wynagrodzi. Dajcie nam przynajmniej do tego okazj. - A co innego mielibymy zrobi - spytaem. - Masz lepszy pomys? Krl Cieni nie odpowiedzia. - To tutaj - powiedzia Kibicer i zatrzyma si. Rozejrzelimy si. W tym wskim korytarzu penym ksiek nie byo nic szczeglnego. Kibicer wycign z regau do poowy jak niepozorn ksik i cofn si o krok. Grzbiet ksiki rozoy si na dwie strony, ujawniajc ukryty w niej szklany mechanizm. - To zamek do labiryntu - powiedzia Eydeta - a ja mam do niego klucz. - Istnieje klucz do labiryntu? - spyta Homunkolos. - Kady labirynt potrzebuje klucza - odpowiedzia Kibicer. - Czasami istnieje on tylko w gowie jego wynalazcy. W tym wypadku jest to Sowiczy Klucz Nieprawdopodobiestwa. Sign do kieszeni i wyj z niej maleki przedmiot. Musielimy nachyli si bliej, aby go obejrze. Cho dokadnie usiowaem si mu przyjrze, rzecz ta, ktra zdawaa si skada ze szka albo z krysztau, w szalony sposb umykaa wszelkiej obserwacji. Nie jestem w stanie wyrazi tego inaczej: Ten klucz by naprawd cakowicie nieprawdopodobny. - Fascynujce, nieprawda? - spyta Kibicer rozmarzonym gosem. - Wyszlifowaem go osobicie z jednego diamentu wedug wskazwek zawartych w ksikach Sowiczego. Eydeta wsadzi maleki klucz do szklanego zamka w ksice. - Po moim remoncie aktywowaem nim mechaniczny labirynt, i mog go za jego pomoc znw dezaktywowa. Uwaajcie! Przekrci klucz, we wntrzu szklanej mechaniki zaklinao co i tykao, i wtedy korytarz zacz si porusza. Regay ksikowe przesuny si do przodu i rozjechay na obie strony, obrciy si o sto osiemdziesit stopni i zamieniy miejscami. W cigu paru sekund tunel wyglda zupenie inaczej. Gdyby kto usiowa zapamita sobie par szczegw, nie znalazby ju adnego na swoim miejscu. - Oto caa sztuczka - powiedzia Kibicer. - Kady korytarz przeksztaca si automatycznie, gdy tylko kto przez niego przejdzie. Ta mechanika zostaa wanie wyczona. - To jest bardziej zmylne ni Palc Cieni - powiedzia z uznaniem

Homunkolos. - Paac Cieni? - spyta zelektryzowany Kibicer. - Istnieje naprawd? - To system wentylacyjny - powiedziaem. Kibicer i Przeranica popatrzyli na mnie. - Eee, tak, to system wentylacyjny olbrzyma o stu nosach - usiowaem wytumaczy. - Zamieszkuj go Paczce Cienie i ywe Ksigi, ktre, eee, ech - no dobra, zapomnijcie o tym! Kibicer i Przeranica skinli z ulg gowami. - A wic - powiedzia Eydeta - labirynt zosta odlabiryntowany. Idcie prosto przed siebie, to w kocu wyjdziecie w bibliotece Szmejka. Nasze zadanie zostao tym samym wykonane. - Dobrze - powiedzia Homunkolos. Wycign z zamka Sowiczy Klucz Nieprawdopodobiestwa, rzuci go na ziemi i zdepta. - Tak tylko dla pewnoci - powiedzia. - No to jestemy kwita. Bdcie zdrowi! Odwrci si, by odej. - Jeszcze chwileczk! - zawoaa Inacea Anacaci. - Jestecie naprawd pewni, e chcecie i t drog? - A jest jaka alternatywa? - spytaem. - Nie - odpowiedziaa Przeranica. - Nie mwi tak dlatego, e chc was zatrzyma. Przeznaczenia nie da si zatrzyma. Ale widziaam wasz przyszo. I uwierzcie mi, nie by to pikny widok. - Sam wiem, jak wyglda moja przyszo - zadecydowa bez ocigania Homunkolos. - Idziemy. Skinem gow. - Jak chcecie - powiedziaa Przeranica i westchna gboko. - Wic musimy si popieszy, Kibicer. Musimy wraca i opuci jak najszybciej Ksigogrd. - Dlaczego? - spyta Kibicer. - Bo takie jest nasze przeznaczenie - powiedziaa Przeranica, zapaa go za rami i powloka za sob. Pocztek i koniec Spacerowanie przez odlabiryntowany labirynt byo nad wyraz przyjemne, moi najdrosi przyjaciele, po caym tym czasie w labiryntach, ktre funkcjonoway nawet nazbyt dobrze. adnych zbijajcych z tropu odgazie, adnych lepych uliczek, adnego amania sobie gowy nad tym, w ktrym kierunku powinno si pj, jedynie krty korytarz, ktry w kocu doprowadzi nas do celu. - Dobrze schowae testament? - spytaem Homunkolosa. - Tak, dobrze - odpar. Nie odwayem si zapyta, jakim cudem kto, kto nie ma adnego ubrania ani kieszeni, mg dobrze" schowa co tak malekiego jak rzsa. - Co zrobisz ze Szmejkiem, kiedy go spotkamy?- pytaem dalej. - Zabij go - powiedzia Krl Cieni. - Nie wiem - odparem - czy jest to na pewno waciwy sposb, eby go ukara. Uwaasz to za odpowiedni kar? Drczy ci o wiele bardziej wyszukanie, wsadzi do wizienia, wyrzucajc klucz. Mgby odpaci mu

t sam monet. - Wiem, do czego zmierzasz - powiedzia Homunkolos - ale moesz oszczdzi sobie sw. Moja decyzja jest nieodwoalna - podnis gow. Czujesz to? Zatrzymalimy si, a ja zaczem wszy. - Stare ksiki - powiedziaem. No i? - Bardzo duo starych ksiek - potwierdzi Homunkolos. Powchaem jeszcze raz. - Ekstremalnie duo starych, bardzo starych ksiek - powiedziaem pniej. Szlimy szybciej. Gdy minlimy nastpny zakrt, ujrzelimy potn, poronit stalagmitami grot. Bya pena ksiek i szczodrze owietlona wieloma wiecami. Bya to niewtpliwie jedna z odng Biblioteki Szmejkw. - Musimy dotrze do gwnej pieczary - powiedzia Homunkolos. Przeszlimy przez wiele jaski, ktre staway si coraz wiksze i janiejsze. wiato wiec budzio uspokajajce uczucie, e jest to ju pierwszy z przyczkw cywilizacji. Ale wiedziaem wystarczajco dobrze, e jest to dyspozytornia wadzy Fistomefela Szmejka. Wtedy wkroczylimy w kocu do gwnej groty, na ten widok zy niemal napyny mi do oczu. Biblioteka Szmejkw! Tu zaczo si moje nieszczcie. I tutaj si skoczy. C, mam nadziej, e nie wszystko, moi ukochani przyjaciele, ale moe przynajmniej rzdy terroru Fistomefela Szmejka. Wszystko wygldao tu dokadnie tak, jak wtedy, gdy zemdlaem od trucizny zawartej w Toksycznej Ksidze: niezliczone regay wykute w cianach, pozostae z drewna i elaza, spitrzone wysoko jak dzwonnice. Dookoa niewiarygodnie dugie drabiny. I ksiki, w beczkach, skrzyniach i na ogromnych stosach. A tam, rzeczywicie, leaa nadal Toksyczna Ksika] Rozoona na pododze, w miejscu gdzie j wwczas upuciem. Szmejk nie zada sobie nawet trudu, by j sprztn. - Co za marnotrawstwo - powiedzia z pogard Homunkolos. - Cae to duchowe dziedzictwo w rkach kryminalisty. - Mogoby nalee do ciebie - wyszeptaem. - Jeli wybierzesz legaln drog. Bdzilimy wzrokiem po tych podziemnych wzgrzach z ksiek, nadal jeszcze przytoczeni ich niewyobraalnymi rozmiarami. Nagle zaniepokoiem si, bo wydawao mi si, e zauwayem poruszenie w jednej z tych niechlujnie spitrzonych ksikowych gr. Pomylaem sobie, e to ywe Ksigi, ktre dostay si tu w jaki sposb, a nasza obecno obudzia je ze snu, ale byo to tylko par normalnych ksiek, ktre zsuny si i upady z oskotem na podog. Niepokojcy by fakt, e gra nie przestawaa si porusza. - Homunkolos! - syknem. On zauway to ju wczeniej i nie spuszcza wzroku ze stosu ksiek. Na ziemi spadaa ksika za ksik i wtedy z wierzchoka stosu wydoby si opancerzony owca ksiek. Ubrany by cakowicie w czarn skr, mia na sobie srebrn mask z trupi czaszk i uzbrojony by w cik kusz, ktr celowa prosto w nas. Znaem go. By to ten, ktry na czarnym rynku w Ksigogrodzie grozi, e odrbie mi rce. Niedaleko od niego, z innego stosu ksiek, wydosta si kolejny ow-

ca. Jego zbroja bya caa z mosidzu, uzbrojony by w olbrzymi uk, na kt ry nakada wanie strza. I dalej ukazywali si ju jeden za drugim: Beczka pena ksiek ludzkiego wzrostu zacza si nagle chwia, przewrcia i wytoczy si z niej kolejny owca ksiek, take uzbrojony w kusz. Z jednego z wybitych w skale regaw wyleciay wszystkie ksiki, z gry do dou, pka za pk. Na kadej lea owca ksiek. Przy jednej ze cian przewrcio si nagle siedem regaw ludzkiego wzrostu, a nad kadym stao dwch zbrojnych. Ze stosu sypicych si tomw, lecych niechlujnie na wielkim, drewnianym stole, niby zwoki z trumny, podnis si opancerzony wojownik. Byo ich o wiele wicej ni w Skrzanej Grocie, dziesitki, z pewnoci ponad setka, prawdopodobnie wszyscy owcy ksiek z katakumb, ktrzy pozostali przy yciu. Na koniec run stos pokego pergaminu, ktry by uoony wok jednego ze stalagmitw. Wzbia si potna chmura kurzu, a gdy opada, odsonia Rongkonga Przecinaka, owc ksiek, ktrego najbardziej si obawiano. Zaoy na siebie wyjtkowo odwitne uzbrojenie z polakierowanych na czerwono czci zbroi, naoy jak zawsze may hem i mia si triumfujco sw przeraajc gb. - Bd pozdrowiony - zawoa do mnie. - Wieki si nie widzielimy! Dobrze wygldasz! Schude! Rongkong Przecinak pooy donie na rkojeci swej broni, monstrualnego poczenia topora i miecza, tkwicego za jego szerokim pasem. Wszed na drewnian balustrad, z ktrej mia dobry widok na bibliotek. Rongkong Przecinak wskaza na Homunkolosa. - A ten facet tam koo ciebie, ten szpetny potwr - to pewnie nikt inny jak Krl Cieni. Dobrze zobaczy ci w kocu twarz w twarz. Do tej pory spotykalimy si tylko w ciemnociach. Co za maszkara! - Lepiej by byo, gdybym ci zabi, gdy bya ku temu okazja - mrukn Homunkolos. - Moi ludzie nie byli przygotowani na tchrzliwy atak na Skrzan Grot - krzycza Rongkong Przecinak - ale za to teraz jestemy przygotowani o wiele bardziej. I jest nas dziesi razy wicej. Zobaczyem, e niektrzy owcy ksiek trzymali ostrza swych strza w pomieniach wiec. Byskawicznie zaczy pon, najwidoczniej byy nasczone oliw. Rongkong Przecinak wskazywa nadal na Krla Cieni. - Mylae pewnie, e swoim podstpnym napadem napdzisz nam takiego strachu, e wszyscy damy sobie spokj z zawodem. Musz przyzna, e morale wrd owcw ksiek byo do tego stopnia zachwiane, e kosztowao mnie to wiele trudu, by zmotywowa ich ponownie. A ostatecznie osigne rzecz wprost przeciwn. Bo w kocu owcy ksiek z katakumb si poczyli - pod moim przywdztwem! - by zgotowa ci koniec, Krlu Cieni! Nigdy wczeniej nie bylimy tak silni. Nigdy nie bylimy tak potni! owcy ksiek pokrzykiwali z aprobat i haasowali swoj broni. - Mogem zabi ich wszystkich, gdy miaem okazj - wyszepta Homunkolos. - Po twoim wystpie w Skrzanej Grocie byo tylko kwesti czasu, e si tu pojawisz - kontynuowa Rongkong Przecinak. - Fistomefel Szmejk domy-

li si od razu, gdy mu o tym opowiedzielimy. I powiniene wiedzie te jedno, zanim umrzesz, Krlu Cieni: Uczynisz nas wszystkich, kadego owc ksiek, niewyobraalnie bogatymi. Poniewa kady z nas moe, po tym, jak ci zabijemy, wynie z tej biblioteki tyle ksiek, ile jest w stanie udwign. owcy ksiek pokrzykiwali dalej. - A jaka cz dostanie si Kibicerowi i Przeranicy? - spyta Homunkolos. Rongkong Przecinak zdumia si. - Czynisz tym wielk krzywd swoim jedynym przyjacioom w Ksigogrodzie - powiedzia. - Nie. Oni naprawd chcieli wam pomc. Szmejk ju od dawna kaza obserwowa Eydet i Przeranic, po tym jak wyszo na jaw ich podejrzane zachowanie. Nie przeszkadzalimy im obojgu. Kto musia przecie otworzy wam drzwi do biblioteki. - Nie wierz w to - zawoaem. - Przeranica moga wszystko przewidzie. Dlaczego pozwolia nam wpa w t puapk, skoro jest niby po naszej stronie? Rongkong Przecinak zastanawia si dugo. - Heh, to naprawd dobre pytanie! Uwaasz, ze Przeranica przewidziaa, e jednak uda si wam wyj cao z tej sytuacji? e istnieje dla was jeszcze jaka nadzieja? owcy Ksiek zamiali si. Przecinak unis uspokajajco rce. - Inn moliwoci byby fakt, e jednak to, co wszyscy mwi o Przeranicach, jest prawd: Maj nierwno pod sufitem. Rongkong Przecinak pawi si wprost w okrzykach aprobaty swoich ludzi. - Czy istnieje jeszcze jakie wyjcie? - spytaem szeptem Krla Cieni. - Dysponujesz jeszcze moe jakimi tajemnymi mocami, ktre przede mn zataie? - Nie - powiedzia Krl Cieni. - Nie mog ci, niestety, tym suy. Jestem silny, ale nie niezwyciony. Wystarczy jedna ponca strzaa i stan w pomieniach. - Wic naprawd jestemy zaatwieni? - Jestemy zaatwieni. - Zabijcie Krla Cieni - rozkaza nagle Rongkong Przecinak, ucinajc tym cay tumult. - Spalcie go! Spalcie go setk strza i rozsypcie jego popioy po labiryncie! Ale jaszczura zachowajcie przy yciu. Zrbcie z niego tylko kalek. Roszcz sobie prawa do ekstrawynagrodzenia, jakie Szmejk za niego wyznaczy! - Jeste szczciarzem - powiedziaem do Homunkolosa. - Ty zostaniesz jedynie spalony, podczas gdy ze mnie zrobi kalek, a potem dopiero zabij. - Nie sdz, e zostaniesz zabity - powiedzia Homunkolos. - Tylko? - Szmejk przygotowa dla ciebie co wikszego. Bdziesz nowym Krlem Cieni. Myl ta napenia mnie wikszym przeraeniem ni myl o mierci. - Czas, eby si poegna - powiedzia Homunkolos. - By to dla mnie zaszczyt i przyjemno, e mogem ci pozna. - I dla mnie by to zaszczyt, e mogem si od ciebie uczy. Nawet jeli nie ma to ju teraz znaczenia.

owcy ksiek wycelowali swoj bro, zapalono jeszcze wicej strza, czarny dym unosi si w cienkich pasmach i wznis si dwik, jakby wszyscy zaczli sobie nuci. - Kto tu piewa? - spyta Homunkolos. - Czy to owcy ksiek? - Nie - powiedziaem. - To kto inny. Jak zjawy, midzy ksikami biblioteki ukazay si dziwne wiata. Wznosiy si zza stosw papieru i skrzy, zza regaw i stalagmitw. Byy ich chyba setki, poruszay si powoli jak mae, te ksiyce. Byy to oczy cyklopw, a wiato w nich zawarte pulsowao w rytm mruczenia, z ktrym si pojawiy. - To piew buchlingw - powiedziaem. Bez tchu Rozpoznaem Golgo, Gofida i Dancelota Dwa. By tam Dlerich Hirnfidler i Woski Ejstod. Wonog A. Tscharwani i Ugr Vochti. Balono de Zacher. Perl La Gadeon, Ali Aria Ekmirrner i wielu, wielu innych. Przy yciu pozostao zdecydowanie wicej buchlingw, ni odwaaem si pomyle. owcy ksiek byli zbici z tropu. Opucili bro i rozgldali si zmieszani. Rongkong Przecinak unis rce, przywoujc ich do porzdku. - Spokojnie chopcy! - zawoa. - To tylko te nieszkodliwe kary ze Skrzanej Groty. Nie s nawet uzbrojone. - Mwi si, e potrafi czarowa - zawoa kto cakiem z tyu. Buchlingi jednak pozostay tam, gdzie wynurzyy si ze swoich kryjwek, i mruczay teraz coraz goniej i natarczywiej. Zrobio mi si bardzo ciepo i sennie, i zauwayem, e nawet stojcemu obok mnie Krlowi Cieni klej si powoli oczy. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi. Jeden z owcw ksiek podnis kusz z ponc w niej strza. Skierowa j na Golgo, ktry sta w jego pobliu. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi. owca ksiek wystrzeli. Strzaa wisna tylko o szeroko doni nad Golgo i trafia innego owc ksiek, poprzez jego hem, dokadnie midzy oczy. Run z oskotem do tyu na stos ksiek i lea tam. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi. Jeden owca ksiek z olbrzymim mieczem katowskim unis bro, zamierzy si potnie i stojcemu przed nim owcy ksiek - by to ten ze srebrn czaszk na masce - uci od tyu gow. Rongkong Przecinak sta na swojej balustradzie jak raony piorunem. Nie wyda z siebie adnego dwiku. - Co tu si dzieje? - spyta sennie Homunkolos. - To specjalno buchlingw - powiedziaem. - Odpr si po prostu. - Ja jestem odprony - powiedzia Homunkolos. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi. Dwch owcw ksiek rzucio si na siebie z toporami. Dwch innych z mieczami. Kolejni dwaj skierowali na siebie nawzajem z bliska kusze i z powodu krtkiego dystansu ich strzay przenikny przez pancerze, tak e padli sobie nawzajem martwi w ramiona. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi.

Toczya si teraz bitwa, jakiej jeszcze w katakumbach nie byo. owca ksiek przeciwko owcy ksiek, kady przeciwko kademu, bez litoci, bez oszczdzania wasnej osoby. Rzucali si na siebie ze wzgard mierci, jakby w ogle nie wiedzieli, czym waciwie jest mier. Latay strzay, szczkay miecze, ucinano czonki, topory rozszczepiay hemy wraz z tkwicymi w nich gowami. A wszdzie dookoa trway spokojnie i nieruchomo mruczce buchlingi. - To najbardziej szalona rzecz, jak kiedykolwiek widziaem - powiedzia Homunkolos. - To piew cyklopw - odpowiedziaem bekotliwie. - Ciesz si, e nie wmwie sobie, e jeste murchem. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi. Rifkin Olbrzym mci sw czarn maczug pen gwodzi w czaszk Igorioka Dima. Raggnald z Krwawego Jeziora wbi Bulbie Poeraczowi Serc wczni w gardo. Hem Zakariego Tibora sta w pomieniach, bo jego wosy zaczy pon. Urchgard Ordynarny zgin z rk Blinit Siggleif zabity szpikulcami do lodu. Nie miaem pojcia, czy ci owcy ksiek naprawd si tak nazywali, czy te wymyliem sobie tylko ich imiona, przygldajc si im, jak otpieni wyrzynali si nawzajem. O ich prawdziwych imionach i tak niedugo nikt nie bdzie pamita. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi. I tak odgosy walki ju ucichay, wypary je jki i wrzaski umierajcych. Na nogach nie sta ju prawie aden owca ksiek, a nawet i ostatni, jeden po drugim, opadali na kolana lub upadali jak powalone drzewa. Jedynie Rongkong Przecinak sta nadal wyprostowany na swojej balustradzie. Przez cay ten czas nie ruszy si nawet z miejsca. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi, a ich mruczenie stao si jeszcze goniejsze. Rongkong Przecinak wycign z pochwy swj gigantyczny mieczotopr. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi. Rzuci go w powietrze, gdzie obraca si, skrzc w wietle wiec. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi. Rongkong Przecinak pochyli si do przodu i opuci gow. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi. Klinga opada na d i z impetem gilotyny gadko odcia od korpusu gow Rongkonga Przecinaka. Czaszka spada z balustrady i wpada prosto do kosza z ksikami, jego ciao jednak przeszo jeszcze par krokw do tyu, z trzaskiem opado na cikie drewniane krzeso i zastygo, siedzc bez ruchu. Bitwa bya zakoczona. - Mmmmmmmmm... - mruczay buchlingi, a potem pozwoliy, by ich mruczenie powoli ucicho. Obudziem si z transu, a Homunkolos obok mnie potrzsa zamroczony gow. Otoczyy nas buchlingi. Sprawiay jednak wraenie udrczonych i wyczerpanych. Golgo, Gofid i Dancelot Dwa przepchali si do mnie. - Hyyyy... - powiedzia Golgo. Jego oddech brzmia ciko i astmatycznie. - Jednak ci si... hyyy... udao. - Dlaczego tu jestecie? - spytaem. - Tak daleko na grze? - Jeszcze

dobrze pamitaem, jak Golgo opowiada mi, e nie suy im bogatsze w tlen powietrze z grnych obszarw katakumb. - Podalimy za... owcami ksiek po napadzie na Grot - wysapa Golgo. - Kada grupa... buchlingw deptaa jakiemu owcy... po pitach podchwyci Gofid, rwnie oddychajc z trudem. - Chcielimy... zaczeka, a zgromadz si gdzie do kupy, eby wtedy... zaatwi ich wszystkich za jednym uderzeniem. - I stao si to tu... w bibliotece - kontynuowa Dancelot Dwa. - Potrafi dobrze... si schowa. Ale my jestemy... lepsi. - Nie mamy ju prawie... powietrza - powiedzia Golgo. - Musimy wraca szybko na d. Grupa zebranych dookoa buchlingw brzmiaa jak pacjenci z sanatorium przeciwgruliczego. wiata w ich oczach byy zatrwaajco sabe. - Skrzana Grota jest wyczyszczona - powiedziaem. - Moecie znw tam wrci. On to zaatwi. - Wskazaem na Krla Cieni. - Wiemy to - powiedzia Golgo. - Z rozmw owcw ksiek. Chcielimy za to... podzikowa. - I porzdnie to zrobilicie - odpar Homunkolos. Ukoni si karzekom. - Co... macie zamiar teraz zrobi? spyta Dancelot Dwa. - Idziemy na gr - odpowiedzia Homunkolos. - Musimy zabi jeszcze jednego olbrzyma - uzupeniem. - Uwaajcie - upomnia Golgo. - Po wszystkim, co syszaem... ten, z ktrym chcecie si zmierzy... jest prawdziwym gigantem za. - Bdzie lepiej, jeli ju znikniecie - powiedziaem. - Zanim wszyscy si tu podusicie. - Chcielimy ci jeszcze... kogo przedstawi - powiedzia Dancelot Dwa i skin w kierunku stojcych z tyu buchlingw. Midzy buchlingami zrobio si poruszenie i wypchnito do przodu malekiego osobnika. By bladozielonej barwy i przestpowa z zakopotaniem z nogi na nog. - Kto to jest? - spytaem. - To jest... Hildegunst Rzebiarz Mitw - wysapa Golgo. - Nasz najmodszy. To byo ju zbyt wiele. zy trysny mi z oczu. - Ale ja przecie jeszcze niczego nie napisaem - wyszlochaem. - Zdajemy si... na ciebie - powiedzia Golgo. - W najwikszym napiciu oczekiwa bdziemy na twoj pierwsz ksik. - Wzi maego za rk. Odwrciem si i odszedem bez sowa z Krlem Cieni. Nie bybym w stanie znie teraz adnej sceny poegnalnej. - I pamitaj zawsze o tym - zawoa jeszcze za mn Dancelot Dwa: Od gwiazd pochodzimy i ku gwiazdom zmierzamy. Zycie jest jedynie podr w nieznane. miech Krla Cieni Sowa Dancelota Jeden z ust Dancelota Dwa dopeniy miary. Szlochaem niepohamowanie, a Homunkolos musia podtrzymywa mnie

przez jaki czas, gdy opuszczalimy bibliotek i zmierzalimy do domu Fistomefela. Pewni zwycistwa owcy ksiek zostawili drzwi z zamkiem na zaklcie otwarte. Przeszlimy przez galeri przodkw rodziny Szmejkw, a Hagob Saldaldian rzuci za nami szalone spojrzenie ze swego portretu, jak gdyby zagrzewa nas do walki i przeklina rwnoczenie. Gdy weszlimy do wilgotnej, maej piwnicy, moglimy ju usysze gos Szmejka, mimo e zniy go do szeptu. Bylimy ju tak blisko niego! - Rongkong Przecinak jest nastpny - szepta. - Kiedy zaatwi ju co trzeba na dole, zrobi z niego atrament. A potem osobicie napisz kontynuacj Krwawe] Ksigi. To bdzie przebj na Zotej Licie. Kto zamia si idiotycznie. - Dobry pomys! - powiedzia. - A ja dostan pidziesit procent! - To by gos Claudio Harfenstocka, Dzikuna. Klapa od Laboratorium Liter bya otwarta, musielimy si tylko zakra na gr po rampie. Gdy schodziem ni pierwszy raz, stkaa jeszcze pod moim ciarem. Teraz nie wydaa z siebie adnego dwiku. Take i tu wszystko jeszcze byo tak jak wtedy: szecioktne wielkie pomieszczenie ze zbiegajcym si ostro sufitem. Wielkie okna przyciemnione czerwon, aksamitn zason z nadrukowanym na niej alfabetem camoskim. Nie mgbym powiedzie, czy na zewntrz bya noc, czy dzie. Regay pene probwek, butelek, papierw, pir do pisania, atramentu we wszystkich kolorach, poduszek na piecztki, laku do pieczci. Dookoa ponce wiece. Pismo supekowe zwisajce z sufitu. Runy druidzkie na marmurowej pododze. Absurdalne buchemiczne urzdzenia. Maszyna do pisania powieci. Fistomefel Szmejk i Claudio Harfenstock stali przed antykwaryczn pras drukarsk i w archaiczny sposb drukowali ulotki, a mgbym si zaoy, e byy to zaproszenia na koncert trbuzonowy. Byli tak zajci sob, e Szmejk odwrci si gwatownie dopiero wtedy, gdy stalimy ju na rodku laboratorium. Harfenstock wyda z siebie ostry krzyk, ktry zabrzmia jak gos zarzynanego wanie prosicia, ale Fistomefel Szmejk ani na sekund nie straci panowania nad sob. Rozoy szeroko wszystkie czternacie ramionek i zawoa: Mj synu! W kocu przyszede! Ca wielko Homunkolosa byo wida w peni dopiero w tym maym pomieszczeniu, nawet mi o mao nie napdzi znowu strachu. Zauwayem, e ustawi si w taki sposb, by mc bez trudu odci im obu drog, jeli ktry z nich usiowaby zerwa zason. - Tak, w kocu przyszedem - powiedzia cicho Homunkolos. To imponujce, jakie przeszkody trzeba pokona, by si do ciebie dosta, ojcze. Szmejk zrobi zakopotan min i zoy wszystkie donie: - Mam nadziej, e nie spotkalicie adnych owcw ksiek? - spyta. - Te kryminalne indywidua nie wstrzymuj si ostatnio od niczego, wtargny nawet do mojej biblioteki! Mam nadziej, e nic si wam nie stao? - Och, ten problem jest zaatwiony - powiedzia. - Wszyscy nie yj. Szmejk by teraz naprawd pod wraeniem. - Wszyscy? - spyta - Naprawd? Czy wy to...? - Nie - powiedzia Homunkolos. - Sami zaatwili to bardzo dokadnie. - Uff - westchn Szmejk - to kamie spad mi z serca! To bya praw-

dziwa plaga powszechna. Teraz moemy w kocu odetchn. Syszae Claudio, owcy ksiek nie yj! - Co za rado - wychrypia z trudem Harfenstock. Zobaczyem, e bardzo wolno porusza si w kierunku wiecznika, na ktrym pono sze wiec. - Suchaj... ojcze! - grzmia Homunkolos, a zadray probwki. - Nie przyszedem tu po to, eby gra z tob w t fars. Przyniosem ci co. Pamitk z katakumb. Homunkolos unis swoj praw do, przyciskajc do siebie palec wskazujcy i kciuk. Przez chwil panowao zdumienie, nawet ja byem zmieszany. Potem znw mi si przypomniao: rzsa. - Ja, ee, nic nie widz - powiedzia umiechajc si Szmejk. Jego powieki dray. - To jest najmniejszy testament wiata - powiedzia Homunkolos. - Mgby go odczyta jedynie pod mikroskopem. - To art, prawda? - zapyta Szmejk. - Musisz mi tylko powiedzie kiedy, to zamiej si w odpowiednim momencie. Harfenstock cofn si znw o kroczek w kierunku wiec. - Nie, to nie jest art - powiedzia Homunkolos. - Chyba e uwaasz testament, ktry pozostawi Hagob Saldaldian Szmejk, za mieszny. Szmejk drgn ledwo zauwaalnie. - Testament Hagoba - powiedzia - prosz, prosz. - Tak - powiedziaem. - Masz w piwnicy wicej trupw, ni przypuszczasz. Homunkolos trzyma rzs przed oczami Szmejka. - Znasz przecie zdolnoci artystyczne twojego wujka. Zapisa mi w tym testamencie cay swj majtek. A wic waciwie twj. Jest to wygrawerowane na wosie. - Jestem wiadkiem - pyszniem si. - Przysign, e Homunkolos by pierwszym, ktry przeczyta ten testament. To czyni z niego prawowitego dziedzica caego majtku Szmejkw. Fistomefel drgn teraz zauwaalnie. - I nie tylko to - uzupeni Homunkolos. - Na tym wosie, a to jedynie rzsa, Szmejku, wyobra sobie! - jest take napisane, e zabie swojego wuja. - To absurd - powiedzia Szmejk. Jego czoo sperlio si potem. - Musisz pofatygowa si jedynie do mikroskopu - poleciem. Szmejk zacz si poci. - Moe eby uatwi spraw, powiedzcie, czego waciwie chcecie, co? - Sztuczna uprzejmo zacza z niego opada. - Dobrze - powiedzia Homunkolos. - Na szczcie yjemy w cywilizowanym wiecie penym moliwoci, wylicz wic warianty. Harfenstock by oddalony od wiecznika ju tylko o metr. - Najatwiej byoby naturalnie, gdyby po prostu znikn - kontynuowa Krl Cieni. - Z tym twoim kompanem, tust wini. Opuszczasz po prostu miasto. Jak zy duch, ktry nigdy nie powrci. Byaby to najwygodniejsza wersja. Bezbolesna, czysta, prosta. - Byaby to jedna z moliwoci - powiedzia umiechajc si Szmejk. -Ale tylko jedna! Moliwo numer dwa: Przekazujemy to tutaj - Homunkolos unis do z niewidzialnym testamentem - opinii publicznej. Wtedy zostaby prawdopodobnie przepdzony z miasta i wsadzony do jakie kopalni oowiu, razem ze swoim kompanem. Twj majtek take

i w tym przypadku dostaby si mnie. Byaby to wersja odpowiadajca najbardziej camoskiemu prawodawstwu. - Przypuszczalnie - powiedzia Szmejk. Jego twarz w midzyczasie staa. - Ostatni moliwoci byoby - powiedzia Homunkolos - pozwoli, aby ten testament znikn. - Och, to podobaoby mi si najbardziej - Szmejk zamia si sztywno. - Wiem to, ojcze. I dlatego te wywiadcz ci teraz t przysug. Poniewa jestem twoim oddanym synem. Krl Cieni dmuchn na sw do i rozoy palce. Wzdrygnem si, mimo e cay czas nie byem pewien, czy naprawd trzyma w rce t rzs. Ale naturalnie pogrywa tylko ze Szmejkiem. - To byo bardzo mieszne - powiedzia Fistomefel Szmejk. - Ale chcielimy skoczy przecie z t fars, nieprawda? Nie mogem wprawdzie nic zobaczy, ale jestem pewien, e nie byo tam adnej rzsy, o ile istnieje w ogle co takiego jak testament na wosie. Chcesz mnie troch podrczy, zgadza si? Za wszystko, co ci zrobiem. I mam ci powiedzie, co o tym sdz? Powiem ci: Zasuyem sobie na to. - Och - powiedzia Homunkolos - ycie jest zawsze troch bardziej skomplikowane, ni bymy sobie tego yczyli. Po pierwsze: Ten testament istnieje, czy w to wierzysz, czy nie. I nie ma absolutnie znaczenia, czy go zdmuchnem, czy te nie. Poniewa dziki moim nowym oczom, ktre ofiarowae mi, ojcze, w swej nieprzebranej dobroci, byoby mi atwo odnale ten wos spord milionw nitek i paprochw lecych na tej pododze. - Mgby moe przej w kocu do rzeczy? - powiedzia teraz niespodziewanie szorstko Szmejk. Jego cierpliwo bya widocznie nadwyrona. By zlany potem. - Prawd jest - powiedzia Homunkolos - e rzeczywicie posiadaem wczeniej ten testament. Ale wyrzuciem go ju o wiele wczeniej, gdzie na dole w katakumbach. I nawet ja sam nigdy bym go ju nie odnalaz. Nawet gdybym tego chcia. - To nieprawda! - krzyknem. - Ale tak - powiedzia Homunkolos. - To prawda! - Naprawd to zrobie? - spyta Szmejk. Umiecha si ponownie. Dlaczego? - Bo podzielam zdanie twojego wuja Hagoba Saldaldiana - odpowiedzia Homunkolos. - Bo uwaam, e ta biblioteka nie powinna nalee do nikogo. Bo uwaam, e powinna zosta starta z oblicza Camonii, razem z tob. Bo ci zabij, ojcze. Fistomefel Szmejk da znak Claudio Harfenstockowi. Nie mam pojcia, dlaczego to zauwayem, poniewa byo to tylko lekkie drgnicie jednego z jego wielu palcw. Mimo to byem w najwyszym pogotowiu. Chciaem ostrzec Krla Cieni, ale on uprzedzi mnie, poniewa i on to zauway. Claudio Harfenstock chwyci ze znaczn, jak na mas swego ciaa, szybkoci wiecznik i zamierzy si nim. Ale zanim zdoa go rzuci na Homunkolosa, ten by ju nad nim, warczc jak bestia. Wszystko dziao si bardzo szybko, tak zaskakujco, jak nieoczekiwane zatrzanicie drzwi przez wiatr. Homunkolos stan za Dzikunem, uczyni ruch rk jak cyrulik przy goleniu i jednym czystym ciciem papieru rozerwa mu gardo. Harfenstock sta tak jeszcze par sekund, charczc i bulgoczc krwi, a po-

tem run. wiecznik potoczy si z jego doni, a wiece zgasy. Krl Cieni by jednak znw z powrotem na dawnym miejscu i obserwowa w zamyleniu swoje palce, z ktrych skapywaa krew Harfenstocka. - Dobra robota, mj synu! - zawoa Szmejk, klaszczc swymi wieloma rczkami. - Widzielicie to? Chcia ci podpali! Musia straci rozum! Jak niewyobraalnym refleksem dysponujesz! Jak silnym ci uczyniem. Homunkolos nie zwraca na niego uwagi i spojrza na mnie. - Jeli chodzi o nas obu, mj przyjacielu - powiedzia do mnie - zawsze byem wobec ciebie szczery. Nigdy nie okamaem ci, jeli chodzi 0 moje zamiary. Daem ci jedynie faszyw nadziej, rozwaajc moliwo przeniesienia si z jednego wizienia do nastpnego. Stao si tak, eby ruszy ci z Paacu Cieni. Potrzsn ledwie zauwaalnie gow. - Ale ja nigdy nie powrc w ciemnoci - powiedzia. - Nigdy wicej, niewane pod jakim warunkiem. Homunkolos obrci si i wpatrywa w czerwon zason. - Jest jeszcze jedna rzecz, jak powiniene wiedzie o Ormie. Musisz widzie niebo, jeli chcesz zazna jego mocy, soce i ksiyc. Tam na dole byem martwy, bo ta moc nie moga ju we mnie pyn. A kto kiedykolwiek j poczu, nie bdzie ju w stanie bez niej y. - O czym on mwi - spyta Szmejk. - Orm? Co ma wsplnego Orm z naszymi sprawami? - Nie rb tego - bagaem, a moje oczy wypeniy si zami. - Czego ma nie robi? - pyta bezradnie Szmejk. - Musimy rozmawia, ludzie! Mona rozmawia o wszystkim. Cokolwiek zamierzacie, pozwlcie mi by trzecim w przymierzu! Wyobracie sobie tylko! Homunko los ze swoim wyjtkowym geniuszem. Hildegunst ze sw modziecz si. 1 ja z moimi kontaktami. Moglibymy napisa na nowo histori camoskiej literatury! - Powiedziaem ci kiedy - powiedzia do mnie Homunkolos - e chodzi o to, jak jasno poniesz, przypominasz sobie? Do tej pory, ja, Homunkolos, byem tylko bezmylnie chodzcym papierem, ale teraz zapisz ten papier przesaniem, ktrego miasto Ksigogrd tak szybko nie zapomni. Mj duch bdzie pon tak jasno, jak jeszcze nigdy dotd. I wywrze wraenie, jakiego nie wywar jeszcze aden duch, aden poeta i adna ksika. - Podszed w kierunku okna. Wiedziaem, e nie istnieje sposb, by go od tego powstrzyma. Mogem tam tylko sta i spoglda na niego przez zy. - Co on zamierza? - woa Szmejk. - Co chcesz uczyni, mj synu? - Chc poczu jeszcze raz soce - powiedzia cicho Homunkolos. - Jeszcze tylko jeden raz. Sta teraz przed zason. - Nie rb tego! - powiedziaem. Szmejk w kocu zrozumia. Jego twarz przybraa zy grymas. - Tak zasycza. - Zrb to! Zrb to! Krl Cieni rozerwa zasony, a do rodka wpado mienice si wiato soca. Spado na niego jak fala, oblao cae pomieszczenie i bolenie trafio w me oczy, a wrzasnem. - Nie! - ryczaem. Krl Cieni jednak przyj wiato poudniowego soca z podniesion

gow i rozoonymi ramionami. - Tak! - powiedzia. - Tak! - zaszepta Szmejk, wykrcajc z satysfakcji p tuzina swoich rk. - Nigdy bym nie pomyla, e tego dokonasz. Oto prawdziwa sia! Oto prawdziwa wielko! Moje olepione i wypenione zami oczy rejestroway Homunkolosa jako ciemny zarys cienia na tle racej ciany wiata, tak, jak zobaczyem go kiedy po raz pierwszy, gdy samotnie taczy przed pomieniami w Paacu Cieni. Cienkie, szare smugi dymu unosiy si z niego. Syszaem, jak potrzaskuj i sycz, a w powietrzu zawis nagle gryzcy swd. Homunkolos obrci si. Wszdzie na jego twarzy, na jego piersiach i ramionach arzyo si i tlio, iskry wylatyway ze szpar starego papieru, a czarny dym wypywa z niego w gr, jak struga atramentu zmierzajca ku grze wbrew wszelkim prawom natury. Potem zacz powoli zmierza w kierunku Fistomefela Szmejka. Wykrzywiona triumfem twarz Szmejka zamara. W swej wyobrani widzia pewnie Krla Cieni poncego szaleczym ogniem i zwglonego przed oknem, a teraz by przeraony, e mia on jeszcze siy, by si porusza. W pomieniach stawa skrawek za skrawkiem alchemicznego papieru, wiy si setki pomieni, kady w innym kolorze. Iskry wylatyway z sykiem z wielobarwnego ognia, przylepiajc si dookoa do drewna i papieru, by ogarn wszystko poarem. Malekie ogniste diaby migay nad regay i ciany, by zapali tapety. Krl Cieni kroczy jednak do przodu, cay czas w kierunku Fistomefela Szmejka, ktry znalaz w kocu siy, by si cofn. - Czego ode mnie chcesz? - krzycza cienkim, wysokim gosem. Homunkolos jednak rs i rs, coraz bardziej promienisty, stworzenie z rozrastajcego si wiata, z ktrego kapa pynny ogie. I teraz zacz si mia. mia si penym szelestw miechem Krla Cieni, ktrego nie syszaem ju od dawna. I nagle moje zy wyschy. Poniewa poczuem, e po raz pierwszy od wiekw by szczliwy, szczliwy i wolny. Zatrzyma si jeszcze, przechodzc obok mnie. Unis rk na poegnanie, buzujc pochodni, z ktrej tryskay biae iskry. Teraz cay sta si pomieniem, widok o niezapomnianej piknoci. Przez jedn krtk chwil, zaledwie mgnienie oka, ktra moga by i zudzeniem, wydawao mi si, e po raz pierwszy i ostatni widz jego oczy. Skrzya si w nich nieposkromiona rado dziecka. Take i ja podniosem rk w gecie poegnania, a Homunkolos zwrci si znowu w stron Szmejka, ktry w ogromnej panice ucieka drewnian ramp do piwnicy. - Czego chcesz? - krzycza Szmejk przeraliwym gosem. - Czego ode mnie chcesz? Krl Cieni poda na nim, chodzcy wir prychajcego wiata, zapalajcy dookoa wszystko, czego dotkn. I mia si, schodzc w d, mia si z caego serca. Przysuchiwaem si mu jeszcze, gdy dawno znikn ju pod ziemi. Eksplodowaa butelka z gazem. Rozejrzaem si jak przebudzony ze snu. Dopiero teraz pojem niebezpieczestwo: Cae laboratorium stao w pomieniach. Pony krzesa i stoy, drewniana rampa i belki w cianach,

regay i ksiki, dywany i tapety, nawet pismo supekowe pod sufitem. W probwkach wrzay chemiczne substancje, wytryskiway kwasy, unosiy si rce gazy i gsty, gryzcy dym. ar uruchomi niektre z absurdalnych buchemicznych maszyn. Krciy si koa zbate, wiroway kka, klapki otwieray si i zamykay - jak gdyby oyy, jak gdyby chciay uciec z tego pieka. 453 Na chwil, zanim moja peleryna zdya stan w pomieniach, wzrok mj pad jeszcze raz na skrzyni z niewyobraalnie cennymi ksikami. Nie byo to dziaanie kierowane rozsdkiem, raczej refleks, by wyrwa zniszczeniu cho jedn z ksiek. Chwyciem pierwsz z gry i uciekem na zewntrz. Orm Uliczka bya pusta i spokojna, powietrze wiee i chodne - cakiem normalny, soneczny dzie w Ksigogrodzie. Tak dugo marzyem o tym widoku, a teraz by mi cakowicie obojtny. Zatrzymaem si przed domem Fistomefela Szmejka i czekaem, a przez gonty dachu zaczy wznosi si pierwsze smugi dymu. Wtedy odwrciem si i odszedem stamtd, i szedem powoli, bo nie byo ju adnego powodu, by si pieszy. Niepokojce odgosy bicia w dzwony, zdenerwowane gosy i terkot k furmanek dopiero stopniowo narastay, ale wkrtce swd dymu poda za mn tak uparcie, jakby to poncy Czarny Czowiek z Ksigogrodu depta mi po pitach. Syszysz ten na poar dzwon Z brzu dzwon ?! Jak ponur gra opowie rozedrgany dzwonw ton! Jaki w noc popyn jk, Jakie wycie zrodzi k! Zdawi mow! Tylko bid, Tylko mog dzwony wy Linijki z poematu Perl La Gadeona rozbrzmieway bez ustanku w mojej gowie, podczas gdy maszerowaem dalej, dom za domem, ulica za ulic, dzielnica za dzielnic, pozostawiajc za sob Miasto nicych Ksiek. W kocu dotarem do jego granicy, tam, gdzie w tak mao spektakularny sposb zaczo si miasto. Ale i tam si nie zatrzymaem, szedem po prostu dalej, patrzc niewzruszenie do przodu, wychodzc coraz dalej na niezamieszkan rwnin. 1 w kocu, moi drodzy przyjaciele, znalazem odwag, by si zatrzyma i obejrze za siebie. Soce zdyo ju zaj, jasne gwiadziste niebo z ksiycem bliskim peni sklepiao si nad poncym miastem. nice Ksiki przebudziy si. Czarne kolumny dymu wzbijay si par kilometrw w gr, papier, ktry sign niewakoci, i spalone myli. Sypay si z nich miliony iskier, a kada pojedyncza bya paajcym sowem, wznosiy si coraz wyej, by taczy z gwiazdami. I tam w grze ujrzaem go wreszcie, Alfabet Gwiazd, skrzy si jasno i wyranie na niebie, srebrne pajcze sieci pomidzy socami. Na dole bito daremnie w dzwony. Buzowanie niezliczonych przebudzo-

nych ksiek przypomniao mi bolenie o szeleszczcym miechu Krla Cieni, o moim przyjacielu, najwikszym poecie wszech czasw. I dopiero teraz przypomniao mi si, e nigdy nie spytaem go o jego prawdziwe imi. On take wzlecia, iskrzc si w gr w najwikszym i najstraszliwszym poarze, jaki kiedykolwiek nawiedzi Ksigogrd. On, podpalacz i iskra zapalna, wznis si w gr, by take sta si gwiazd, i by po wszystkie czasy wieci z gry na wiat, ktry by za may dla tak wielkiego ducha. Bya to chwila, w ktrej po raz pierwszy poczuem Orma. Nadlecia na mnie jak gorcy wiatr, ktry nie pochodzi jednak z poaru Ksigogrodu, tylko z otchani kosmosu. Przelecia przez moj gow i wypeni j huraganem sw, ktre w przecigu paru podnieconych uderze serca uporzdkoway si w zdania, strony, rozdziay a w kocu w ca histori, ktr wanie przeczytalicie, moi drodzy przyjaciele! I doczyem do miechu Krla Cieni, ktry zdawa si teraz rozbrzmiewa ze wszystkich stron, zarwno z pomieni trawicych Ksigogrd, jak i z gwiazd wszechwiata. miaem si i pakaem, a z tego szaleczego uczucia szczcia nie pozostao ju we mnie nic. Przypomniay mi si ostatnie wersy Golgo w Skrzanej Grocie, ktre w kocu ujawniy swj sens. Tak, jakby poeta, yjcy nadal w tym buchlingu, przepowiedzia wwczas moj przyszo, a do tego momentu, w ktrym spyn na mnie Orm: Hej! W wiat uciekaj z tej udrki! A w rkopis tajemniczy, Spod Nieznanego wasnej rki, Czy do wskazwek nie uyczy? Kiedy rozpoznasz gwiazd koleje I gdy naturze dasz posuchy To sia Orma ci rozdnieje Jak rozmawiaj z duchem duchy Dopiero teraz spojrzaem na ksik, ktr wyrwaem z pieka pomieni w laboratorium Fistomefela Szmejka i przeszed mnie dreszcz, gdy poznaem, e bya to wanie Krwawa Ksiga. Odwrciem si od widoku poncego miasta, pomaszerowaem przed siebie i nigdy wicej si nie obejrzaem. A teraz, moi drodzy, czytajcy te sowa siostry i bracia, wy najdzielniejsi ze wszystkich przyjaci, ktrzy tak nieustraszenie towarzyszylicie mi a do tego miejsca, teraz wiecie, jak wszedem w posiadanie Krwawej Ksigi i w aski Orma. I nie ma ju nic wicej do opowiedzenia. Poniewa tu koczy si historia. Moje podzikowania za wszystko, co moliwe, zechc przyj: Erchl Gangwolff, Daniel Rawiner, Tito Milchyers i Danilie von Derwesch Dzikuj Tito Milchvers za rozszyfrowanie cyfr buchemicznej mistyki liczb.

Posowie tumacza Odkd przetumaczyem Osioasia i Kretosi, przekadajc tym samym po raz pierwszy na jzyk niemiecki ksik camoskiego pisarza Hildegunsta Rzebiarza Mitw, pytany jestem cay czas, ktre z jego dzie przetumacz jako kolejne. Dugo zwlekaem, nic dziwnego, zwaywszy na monstrualny dorobek pisarski Rzebiarza Mitw. W kocu zdecydowaem si na zachowanie chronologii. Wspomnienia z podry sentymentalnego dinozaura byy pierwsz ksik Rzebiarza Mitw, ktra ukazaa si w Camonii drukiem. W pierwszym wydaniu liczy ona ponad dziesi tysicy stron, podzielonych na dwadziecia pi tomw, wic przetumaczenie i wydanie jej pochonoby cae moje ycie. Dlatego te postanowiem wzi z niej dwa pierwsze rozdziay i streci je jako Miasto nicych Ksiek. Mam nadziej, e ta swoboda edytorska zostanie mi wybaczona, lecz wierz mocno, e fragment ten spenia wszelkie wymogi stawiane samodzielnej ksice. Ale co, teraz, pytam si sam siebie, jakie dzieo Rzebiarza Mitw powinienem przeoy jako kolejne? Zachowujc chronologi, konsekwentnie naleaoby przetumaczy kolejny rozdzia ze Wspomnie z podry, w ktrym Rzebiarz Mitw opisuje swe przygody w Cmentarnym Miecie Dullsgard. Inn moliwoci byoby nawizanie do Miasta nicych Ksiek, poniewa naprawd istnieje tu cig dalszy. W pniejszym okresie swego ycia Rzebiarz Mitw, jako ju najsynniejszy pisarz w Camonii, wraca jeszcze raz do Ksigogrodu, by ponownie zej w katakumby Miasta Ksiek. Wynikiem tego byo dzieo o sekretnym yciu buchlingw. Tym samym dotrzyma on swojej obietnicy, e w pniejszym czasie opisze wszystkie historie i wiadomoci o tych jednookich poeraczach ksiek, jakie musia pomin w Miecie nicych Ksiek. Uczyni to, czc stare obserwacje i mity ze swoimi najnowszymi przeyciami w taki sposb, e stworzy kontrowersyjn mieszank ksiki popularnonaukowej i powieci przygodowej, ktra jest jedyna w swoim rodzaju nie tylko dla literatury camoskiej. A wic: Dullsgard czy Ksigogrd? Oto jest pytanie. By moe niektrzy z czytelnikw zechc mi pomc w tej cikiej sprawie, oddajc swj gos poprzez e-mail na mythenmetz(5)piper.de. [eli istnieje co, czego nienawidz, to jest to podejmowanie decyzji. Walter Moers

Sowo od tumaczki tumaczcej tumaczenie Moersa Szanowny Czytelnik zorientowa si zapewne, e nazwiska wymienionych w ksice mistrzw literatury camoskiej brzmi czasami dziwnie znajomo (cho dziwacznie), to samo odnosi si rwnie do prezentowanych w trakcie Ormowania fragmentw poezji. Czy to zudzenie? Ale skd! Moers przewrotnie ukry w anagramach znane i mniej znane nazwiska rzeczywistych pisarzy i poetw. Poniszy sowniczek pomoe w odszyfrowaniu tych mniej znanych, bd wyjtkowo zmylnie ukrytych. Jeli za, drogi Czytelniku, nie domylie si tego jeszcze, przejrzyj szybko dopiero co przeczytane dzieo literatury camoskiej i sprbuj od-

gadn sam, ktre nazwiska poprzekrca Moers. Aby nie psu sobie fraj -' dy, zajrzyj do sownika tylko wtedy, kiedy bdziesz na to zdecydowany! Skoro czytasz dalej, a ciekawo zera Ci do tego stopnia, e nie jeste ju w stanie si jej oprze, prosz bardzo! Oto lekarstwo na drczce Ci podejrzenia. Podrczny sowniczek pisarzy camoskich. Nie przyjmuj zaale, e popsuam Ci zabaw. Przecie ostrzegaam! Bla, Hulgo - Hugo Bali Blorn, Ydro - Lord Byron Bratfist, Reta Del - Adalbert Stifter Ejstod, Woski - Dostojewski Ekmirrner, Ali Aria - Rainer Maria Rilke Farcevol, P.H.T. - H.P. Lovecraft Fontheweg, Ojahnn Golgo van - Jhann Wolfgang von Goethe Hennf, Fatoma E.T.A. Hoffmann Hirnfidler, Dlerich - Friedrich Holderlin Kreischwurst, T.T. - Kurt Schwitters La Gadeon, Pera - Edgar Allan Poe Letterkerl, Gofid - Gottfried Keller Meerhelm, Vallni - Herman Melville Ramsella, Gfel - Selma Lagerlff Reischdenk, Clas - Charles Dickens Rhiiffel-Ostend, Sanotthe von - Anette von Droste Htilshoff Scllerie, Abradauch - Charles BaudelaireStero, Brumli - Robert Musil Treb-Eis, Saittham - Matthias Siebert Vochti, Ugr - Victor Hugo Wils, Orca de - Oscar Wilde Wimpershlaak, Eseila - William Shakespeare Zacher, Balono de - Honore de Balzac Odreimer, Akud - Eduard Mrike Banalnie proste, prawda? Powinnam jeszcze doda, e Moers w swym geniuszu translatorskim stworzy nie tylko anagramy, ale wydoby z nich take cakiem sensowne (dla jzyka niemieckiego) wyrazy, jak na przykad Wurst, Letter i inne. Tumaczenie anagramw na jzyk polski nie miaoby jednak sensu, bo nie byyby to ju anagramy, prawda? Przekad niemieckiej literatury fantasy to przedsiwzicie do karkoomne. W tym wypadku trudno pozwoli sobie na pozostawienie gierek sownych i komicznych zoe w oryginale. Ksika straciaby zbyt wiele. Jzyk niemiecki za nie jest jeszcze tak powszechnie znany, by zdawa si na domylno i wiedz Szanownego Czytelnika. Z drugiej strony uparte spolszczanie" wszystkich nazw pozbawioby t ksik uroku. Czy Frankenstein byby rwnie przeraajcy, nazywajc si Frankoski Kamie? Albo, nie daj Boe, doktor Zbkowicki? Poeci z Twierdzy Smokw posiadajcy urocze nazwiska, bdce zlepkiem poj z dziedziny literatury i okrele zwykych zawodw, otrzymali polskie odpowiedniki. Hildegunst von Mythenmetz powsta od Steinmetz, Drogi Czytelniku, a wic od kamieniarza". Kamieniarz za to mao poetyckie nazwisko, std Hildegunst Rzebiarz Mitw. Ufam, e kady pamita jeszcze z lekcji niemieckiego, co oznacza das Buch", wic buchlingi i buchemicy nie

zamienili si w moim przekadzie w ksigniki, ksigemikw i tym podobne potworki. I tu koczy si moja historia. Wszelkie skargi, zaalenia, pochway i rnorodne oferty prosz kierowa pod adresem: katarzynabena@gmail.com Ja za czekam z niecierpliwoci na obiecan przez Hildegunsta ksig o tajemniczym yciu buchlingw i macham Wam tym zdaniem na poegnanie. Katarzyna Bena Projekt okadki Walter Moers i Oliver Schmitt Layout Oliver Schmitt, Mainz Tytu oryginau D/e Stacfr t/er Trliumenden Biicher Copyright by Piper Verlag GmbH Miinchen, 2004 Copyright for the Polish editon by Wydawnictwo Dolnolskie, 2006 Przekady wierszy Katarzyna Bena - str. 7, 22, 48, 89, 157, 207, 229-230 Edward Biaek - str. 201, 202, 206, 227, 228, 268, 272 Gabriel Karski - str. 205, 206, 211, 259, 289, 455 Roman Klewin - str. 226, 454 Kazimierz Morawski - str. 272 Redakcja fan Grecki Korekta Dorota Lis-Olszewska Redakcja techniczna Jolanta Krawczyk Pena oferta Wydawnictwa Dolnolskiego jest dostpna w ksigarni internetowej: www.najlepszyprezent.pl Dzia Handlowy: tel. (071) 7859054, Promocja: (071) 7859050 www.wd.wroc.pl Wrocaw 2006 Wydawnictwo Dolnolskie Sp. z o.o. ul. Podwale 62 50-010 Wrocaw ISBN 83-7384-559-3 978-83-7384-559-6

You might also like