Professional Documents
Culture Documents
na Tyłku
Autobiografia Szymona Niemca
Ilustracje: Lujeran
życia była już prawie ślepa i nie mogła chodzić. Ale kiedy tylko
wyczuwała gdzieś mój zapach, natychmiast udawała, że nic jej nie
jest i że jest gotowa do zabawy. To najwierniejsza opiekunka, jaką
kiedykolwiek miałem.
Po Nui pojawił się Rambo, młody owczarek niemiecki, który
był jej całkowitym przeciwieństwem. Młode, rozpieszczane przez
wszystkich szczenię ganiało za wszystkim, co się ruszało, nie
gardziło żadnym człowiekiem, któremu można było wylizać twarz,
i uwielbiało kolana mojej matki. Pamiętam, kiedy był już całkiem
sporym psem, nadal uwielbiał włazić jej na kolana. Zazwyczaj
wyglądało to tak, że mieściły mu się trzy łapy, a jedna zwisała z
kolan mamy, sukcesywnie rujnując jej każdą nową parę rajstop.
Przypomnę jedynie, że w tamtym okresie rajstopy były towarem
wybitnie deficytowym. Posiadanie szalonego psa zmotywowało
mojego dziadka do przeprowadzenia reorganizacji ogrodu, w
związku z czym pojawiły się furtki, płotki i siatki. Myliłby się jednak
ten, kto sądziłby, że ogrodzenie było w stanie powstrzymać Rambo
przed witaniem każdego pacjenta babci. Z czasem psiak dorobił się
klatki z murowaną budą, gdzie spędził resztę naszego wspólnego
życia. Wypuszczało się go tylko po zamknięciu gabinetu, aby mógł
się do woli wyszaleć w ogrodzie.
Ogród dziadków to zresztą oddzielna historia. Dziadek był z niego
bardzo dumny, bo wiele rosnących tam roślin było ewenementem
w Warszawie: jako jedyni, poza ogrodem botanicznym, mieliśmy
dwa przepiękne okazy kasztana jadalnego. Dziadek hodował również
własne gruszki, jabłka, maliny, porzeczki, a nawet brzoskwinie i
morele. W osamotnionym kącie ogrodu panowało wiecznie ocienione
królestwo wina. Winorośle, posadzone w zamierzchłych czasach,
opanowały całe ogrodzenie. Co roku, kiedy winogrona dojrzewały,
cała rodzina była zapędzana do winobrania. Soki, galaretki i dżemy
z winogron pamiętać będę do końca życia.
Z tego pierwszego okresu życia nie pamiętam zbyt wiele,
ale z opowiadań mamy i przebłysków pamięci wiem, że w całym
Tęczowy Koliber na Tyłku - Autobiografia Szymona Niemca 15
Wiecie dlaczego?
Bo arbuz zakopany w piasku plaży po godzinie zamienia się
w zupę. Autentycznie!!!
Ta podróż była ostatnią, jaką odbyliśmy jako rodzina w
komplecie. Jakiś czas później mój ojciec wyjechał na staż do
Anglii, z której przysyłał mi listy, a raz nawet mój pierwszy w
życiu komputer. Młodszych czytelników, którzy nie pamiętają
już nawet, że istniały komputery innej klasy niż PC, zapewniam,
że w tamtych czasach Atari 65XE było szczytem marzeń dziecka.
Do dzisiaj pamiętam nabożne czterdziestopięciominutowe
czekanie, aż z magnetofonu kasetowego wgra się do komputera
gra, w której kółka były kwadratowe, a dźwięki nie dorównywały
jakością nawet dzisiejszym melodyjkom do zegarków. Mało
kto pewnie uwierzy, że potrafiłem spędzić sześć godzin przed
komputerem, pracowicie wklepując linijka po linijce kod
programu w Basicu, którego jedynym zadaniem było wyświetlenie
na ekranie powiewającej flagi USA. Powiedzmy, że powiewającej.
Dodajmy do tego jeszcze czarno-biały monitor i wiecznie psujący
się joystick. Uwierzycie, że był to wtedy szczyt techniki?
Po powrocie ojca między moimi rodzicami psuło się coraz
bardziej. W końcu zdecydowali się na rozwód. To były najtrudniejsze
i najbardziej traumatyczne przeżycia mojego dzieciństwa.
Pamiętam, jak będąc na obozie harcerskim, wiedziałem już, że
rodzice się rozwodzą i planowałem wielką akcję zapobiegawczą.
Chciałem wracać do Warszawy, pójść do sądu i powiedzieć, że się
nie zgadzam. Przeryczałem wtedy większość wakacji. Najbardziej
jednak przeżyłem fakt, kiedy dowiedziałem się ostatecznie o
ich rozstaniu. Było to podczas obiadu, jednego z pierwszych po
wakacjach. Pamiętam, że powiedziałem wtedy coś o tym, że się nigdy
nie zgodzę na ich rozwód i że pójdę do sądu, żeby to powiedzieć.
Mama popatrzyła na mnie i powiedziała: „Ale my rozwiedliśmy się
trzy miesiące temu”. To był cios, z którego długo nie mogłem się
podnieść. Ucierpiała na tym moja nauka, psychika i życie. Przez
32 Tęczowy Koliber na Tyłku - Autobiografia Szymona Niemca
I po co ta ostentacja?
Nagle polubił pan czerninę?
Tęczowy Koliber na Tyłku - Autobiografia Szymona Niemca 51
PIERWSZE POWOŁANIE...
POCZĄTKI TECHNITESA.
PRZEJŚCIE Z SZAFY
DO KLUBU KUREW POLSKICH.
ZA TĘCZOWYM BAREM...
ANTYKLERYKALNY CHRZEŚCIJANIN...
I CO JESZCZE?
nie warto było się wtrącać, ale z drugiej strony nie wiem, czy
umiałbym sobie wybaczyć, gdybym nie zareagował i pozwolił,
by doszło do tragedii. W każdym razie więcej na żaden z marszy
organizowanych przez KPH czy Zielonych nie zostałem zaproszony.
Ludzie ci uznali, że sami wiedzą lepiej, jak organizować marsze.
Jak pokazały wydarzenia kolejnych lat, brawura nie popłacała.
Kiedy okazało się, że nie udało się jej zebrać wymaganej liczby
podpisów, okrzyknęła mnie i Roberta zdrajcami. Bardzo mnie to
zabolało, bo, w odróżnieniu od innych, nigdy nie traktowałem
jej przedmiotowo i zawsze starałem się pomagać we wszystkim.
Niestety, dobrany przez nią, związany z Racją, zespół ludzi, który
miał ją promować, okazał się nie tylko całkowicie nieskuteczny,
ale wręcz zaszkodził jej na tyle, że straciła wszelkie szanse na
powrót do wielkiej polityki. Jej start do Sejmu również okazał się
niewypałem. Podobnie jak nasza koalicja z SLD.
Bardzo szybko okazało się, że nie mamy szans na dobre miejsca.
Bartłomiej Morzycki – pełniący obowiązki przewodniczącego partii
– nie radził sobie w negocjacjach, a Izabella Jaruga-Nowacka była
wyłącznie zainteresowana swoim pierwszym miejscem na liście
wyborczej. Mnie początkowo proponowano miejsce w Warszawie,
ale wiedząc, że do Sejmu kandydować będzie również Robert
Biedroń, odmówiłem, godząc się jednocześnie na ostatnie miejsce
na liście we Wrocławiu. Niestety, jednocześnie coś złego zaczęło
się dziać z moim zdrowiem. Ilość stresu, nieprzespane noce i litry
kawy obudziły najpierw moje wrzody, a później także inną groźną
chorobę. Zanim jednak straciłem resztki zdrowia, wybuchła afera
z udziałem Roberta Biedronia i portalu Gaylife, która ostatecznie
wykończyła mnie fizycznie i psychicznie.
Jacek Adler nigdy nie lubił Biedronia. Dawał temu
wielokrotnie wyraz poprzez kąśliwe artykuły. W 2005 roku dostał
jednak do ręki argument nie do przebicia. Chodziło o zakończoną
niedawno Paradę Równości i sposób jej finansowania. Okazało
się bowiem, że Fundacja Równości praktycznie całość funduszy
pozyskanych na Paradę przeznaczyła na konferencję i bankiet.
Tysiące euro zostały zużyte, tymczasem na samej Paradzie,
która miała być najważniejszym elementem całego święta, nie
było nawet dobrego nagłośnienia. Zresztą Fundacja próbowała
ten fakt skrzętnie ukryć, do dzisiaj nie publikując oficjalnego
rozliczenia ze swych działań. Wybuchł straszny skandal. Robert
Tęczowy Koliber na Tyłku - Autobiografia Szymona Niemca 191
EPILOG