You are on page 1of 150

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

POZA GALAKTYK
Timothy Zahn

Przekad ALEKSANDRA JAGIEOWICZ

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

1
Lekki frachtowiec owca Okazji pyn w przestrzeni, szarosrebrzysty na tle gbokiej czerni. Blask odlegych gwiazd odbija si od jego powoki. wiata statku byy przymione, nadajniki nawigacyjne milczay, a iluminatory byy w wikszoci rwnie ciemne jak otaczajcy je kosmos. Ale silniki pracoway pen par. - Trzymaj si! - warkn Dubrak Qennto, przekrzykujc ryk silnikw. - Znowu tu leci! Jorj Cardas zacisn zby, eby przestay szczka, i jedn rk chwyci si porczy fotela, drug koczc wklepywanie wsprzdnych do komputera nawigacyjnego. W sam por - owca Okazji odpad ostro na lewo, kiedy tu przed kopuk mostka migny dwa jaskrawozielone promienie lasera. - Cardas! - zawoa Qennto. - Wal, may! - Wal, wal - zawoa Cardas, z trudem powstrzymujc pokus zwrcenia uwagi, e przestarzae urzdzenia nawigacyjne naleay do Qennto, a nie do niego. Podobnie jak brak talentw dyplomatycznych i zdrowego rozsdku, ktrym w gwnej mierze zawdziczali te tarapaty. - Nie moemy z nimi po prostu porozmawia? - Znakomity pomys - sykn Qennto. - Nie zapomnij skomplementowa uczciwoci i gowy do interesw Proggi. Huttowie zawsze daj si na to nabra. Ostatnim sowom zawtrowaa kolejna salwa strzaw z miotacza, tym razem znacznie bliej. - Rak, te silniki nie wytrzymaj bez koca tej szybkoci - ostrzega Maris Ferasi z fotela drugiego pilota. Jej ciemne wosy lniy zielonymi refleksami za kadym razem, kiedy za szyb przemykaa kolejna salwa. - Koniec pewnie kiedy nastpi - burkn Qennto. - Jeszcze tylko par liczb. Cardas? Na pulpicie Cardsa zapona lampka. - Gotw - zawoa, wprowadzajc liczby na stanowisku pilota. - Ale to nie za dugi skok...

Michaelowi Stackpole owi za jego wkad w tworzenie wszechwiata Gwiezdnych Wojen: za powieci, za rady, a od czasu do czasu za sowa mniej powane. A w tej ostatniej kategorii, Michael, kiedy ci pobij w Star Wars Trivial Pursuit.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Przerwa mu gony zgrzyt, dochodzcy gdzie z tyu, i wiszczce promienie lasera ustpiy miejsca dugim liniom gwiezdnego wiata. owca Okazji wszed w nadprzestrze. Cardas odetchn gboko i bezdwicznie wypuci powietrze z puc. - Tego nie byo w kontrakcie - mrukn do siebie. W cigu zaledwie szeciu standardowych miesicy od jego zacignicia si do Qennto i Maris ju po raz drugi musieli ratowa si ucieczk. A tym razem zadarli z Huttem. Qennto mia wyrany talent do wywoywania awantur. - W porzdku, Jorj. Cardas podnis wzrok, mrugniciem strzsajc kropelk potu, ktra jakim cudem znalaza si na jego powiece. Maris odwrcia si w fotelu i spojrzaa na niego z trosk. - Nic mi nie jest - powiedzia i skrzywi si, syszc, jak dry mu gos. - Jasne, e nic - zapewni j Qennto, rwnie ogldajc si na najmodszego czonka zaogi. - Te strzay nawet nas nie musny. Cardas nabra tchu. - Qennto, wiesz, moe nie powinienem tego mwi... - Jak nie powiniene, to nie mw - warkn Qennto, odwracajc si znw do pulpitu. - Hutt Progga nie jest typkiem, ktrego chciaby mie przeciwko sobie - cign z uporem Cardas. - Chodzi mi o to, e najpierw by ten Rodianin... - Jedno swko na temat pokadowego savoirvivreu, may - wtrci Qennto, odwracajc si tylko na tyle, by spojrzeniem jednego oka zgromi Cardasa. - Nie k si z kapitanem. Nigdy. Chyba e chcesz, aby to by twj pierwszy i ostatni kurs z nami. - Wystarczy, jeli to nie bdzie ostatni kurs w moim yciu - mrukn Cardas. - Co mwie? - Nic takiego - skrzywi si. - Nie martw si Progg - uspokajaa go Maris. - Ma paskudny temperament, ale ochonie. - Przed czy po tym, jak nas dopadnie i zabierze wszystkie skry? - odparowa Cardas, niepewnie zezujc na odczyty z hipernapdu. Przeklta niestabilno zerowania zdecydowanie pogarszaa si z kad chwil. - Progga nic nam nie zrobi - agodnie oznajmi Qennto. - Zostawi to Drixo, kiedy bdziemy jej musieli powiedzie, e przej jej towar. Masz ju gotowy nastpny skok? - Pracuj nad tym - odpar Cardas, sprawdzajc komputer. - Ale hipernapd... - Uwaga - przerwa Qennto. - Wychodzimy. Smugi wiata skurczyy si na powrt w gwiezdne punkty i Cardas wprowadzi komend penego skanowania otoczenia. I a podskoczy, kiedy salwa strzaw laserowych z sykiem przemkna nad ko-

6 puk. Qennto zakl siarczycie. - Co dojasssss...? - Lecia za nami - odpara Maris, wyranie zdumiona. - I jest w zasigu - warkn Qennto, wprowadzajc owc Okazji w kolejn seri przyprawiajcych o mdoci unikw. - Cardas, zabieraj nas std! - Prbuj - odkrzykn Cardas, usiujc odczyta dane ze skaczcego mu przed oczami ekranu komputera. Nie byo szans, aby obliczy kolejny skok, zanim Qenntowi skoczy si dobra passa, a rozjuszony Hutt ich dogoni. Ale jeli Cardas nie moe znale miejsca, gdzie mogliby uciec, moe chocia zdoa znale wszystkie te miejsca, gdzie nie powinno ich by... Niebo przed nimi pene byo gwiazd, ale pomidzy nimi widniay spore obszary czerni. Wybra najwikszy z nich i wprowadzi wektor do komputera. - Sprbujcie tu - zawoa, przekazujc dane Qenntowi. - Co to znaczy: sprbujcie? - zapytaa Maris. Frachtowiec zakoysa si, kiedy kolejne strzay trafiy go w tylne tarcze. - Niewane - mrukn Qennto, zanim Cardas zdy odpowiedzie. Wprowadzi koordynaty i znw gwiezdne smugi najpierw wystrzeliy, a potem zniky w otaczajcej ich hiperprzestrzeni. Maris odetchna nerwowo. - O may wos. - No dobrze, moe i jest na nas wcieky - zgodzi si Qennto. - Na razie. A teraz wyjanij mi, may, co miae na myli, mwic: Sprbujcie tu? - Nie miaem czasu skalkulowa poprawnie skoku - wyjani Cardas. - Wic wycelowaem po prostu w puste miejsce bez gwiazd. Qennto obrci si wraz z fotelem w jego stron. - Chciae powiedzie, w puste miej sce bez widocznych gwiazd? - zapyta z grob w gosie. - Albo przedgwiezdnych ciemnych mas, albo czego ukrytego w chmurze pyowej? - Machn rk w kierunku kopuki. -I jeszcze do tego w stron Nieznanych Regionw? - I tak nie mamy do danych dla tego kierunku, eby mg waciwie skalkulowa skok. - Maris nieoczekiwanie stana w obronie Cardsa. - Nie o to chodzi - upiera si Qennto. - Jasne, chodzio o to, eby nas zabra sprzed nosa Proggi - sykna Maris. - Wypadaoby przynajmniej powiedzie dzikuj. Qennto wywrci oczami. - Dzikuj - rzek. - Oczywicie cofn podzikowanie, jeli wpadniemy na gwiazd, ktrej nie zauwaye. - Obawiam si, e prdzej eksploduje hipernapd - ostrzeg Cardas. - Pamitasz ten problem z zerowaniem, o ktrym ci mwiem? Zdaje si, e jest coraz... Przerwa mu przeraliwy dwik, dochodzcy z dou. owca Okazji skoczy do

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

przodu i stan dba jak giffa na tropie. - Przegrzewa si! - wrzasn Qennto, odwracajc si znowu ku pulpitowi. - Maris, wycz to! - Prbuj - odpara, przekrzykujc wycie, a jej palce zataczyy na klawiszach. - Sterowanie si zaptlio, nie mog przepchn adnego sygnau. Qennto zakl, zerwa z siebie uprz i dwign z fotela potne ciao. Pobieg wskim przejciem, po drodze omal nie zawadzajc okciem o gow Cardasa, ktry przez chwil jeszcze bezsilnie wciska kontrolki, a w kocu rozpi wasn uprz i pody za nim - Cardas, chod tutaj. - Maris popara swoje sowa gestem. - Ale on mnie moe potrzebowa - odpar, odwrci si i ruszy w jej stron. - Siadaj - polecia, wskazujc ruchem gowy na opuszczone przez Qennto stanowisko pilota. - Pom mi obserwowa stery. Jeli odpadniemy z tego wektora, zanim Rak wymyli, jak wyrwa wtyczk, musz o tym wiedzie. - Ale Qennto... - Co ci poradz, przyjacielu - przerwaa mu, nie odrywajc wzroku od ekranu. - To statek Raka. Jeli bd potrzebne jakie powaniejsze naprawy, to on je powinien przeprowadzi. - Nawet jeli przypadkiem to ja wiem wicej na temat danego systemu ni on? - Zwaszcza, jeli przypadkiem to ty wiesz wicej na temat danego systemu ni on - rzucia oschle. - Ale w tym przypadku tak nie jest. Zaufaj mi. - Doskonale - westchn Cardas. - Oczywicie cofam moj zgod, jeli eksplodujemy. - Szybko si uczysz - odpara z aprobat. - Teraz przeprowadzimy sprawdzenie systemu na skanerach i zobaczymy, czy niestabilno ich te dotkna. A potem zrobimy to samo z komputerem nawigacyjnym. Skoczymy dopiero wtedy, kiedy bd pewna, e wrcimy bezpiecznie do domu. Wyczenie zbuntowanego hipernapdu bez spalenia go przy okazji zajo Qenntowi ponad cztery godziny. Przez ten czas Cardas oferowa mu pomoc trzy razy, a Maris dwa. Wszystkie te propozycje zostay zdecydowanie odrzucane. Mniej wicej w pierwszej godzinie, na ile Cardas mg si zorientowa z odczytw przewijajcych si przez ekrany, opucili stosunkowo dobrze znane terytorium Zewntrznych Rubiey i przemiecili si w pytki odcinek znacznie mniej znanych obszarw, znanych jako Dzika Przestrze. Gdzie na pocztku czwartej godziny opucili rwnie te terytoria, przekraczajc mglist granic wiodc ku Nieznanym Rejonom. I od tej chwili mogli sobie tylko wry z flisw, dokd lec i gdzie si znajduj. Wycie jednak ucicho, a w kilka chwil pniej hiperprzestrzenne niebo przeciy gwiezdne smugi, ktre zmieniy si w gwiazdy. - Maris? - rozleg si z komunikatora niespokojny gos Qennto. - Wyszlimy - potwierdzia. - Sprawdzam lokalizacj. - Zaraz tam bd - uprzedzi Qennto. - Gdziekolwiek jestemy, znajdujemy si bardzo daleko od domu - mrukn

8 Cardas, spogldajc na niewielk, ale bardzo jaskraw, kulist gromad gwiazd, ktr wida byo z daleka. - Nigdy nie widziaem niczego podobnego w adnym ze wiatw Zewntrznych Rubiey, ktre odwiedziem. - Ja te nie - zgodzia si Maris. - Mam nadziej, e komputer si w tym rozezna. Komputer wci przerabia dane, kiedy na mostku pojawi si Qennto. Cardas zadba, eby siedzie w tym momencie przy wasnym stanowisku. - adna gromadka - skomentowa olbrzym i rozsiad si w fotelu. - Jakie systemy niedaleko nas? - Najbliszy mniej wicej wier roku wietlnego przed nami - odpara Maris, pokazujc palcem. Qennto stkn i zacz wdusza przyciski na swoim pulpicie. - Zobaczmy, czy damy rad - mrukn. - Zapasowy hipernapd powinien mie jeszcze w sobie do pary, eby nas tam docign. - Anie moemy naprawi statku tutaj? - zapyta Cardas. - Nie lubi przestrzeni midzygwiezdnej - odpar z roztargnieniem Qennto, wprowadzajc parametry skoku. - Ciemno, zimno i samotnie. Poza tym ten system moe zawiera jakie sympatyczne planetki. - A to by oznaczao moliwe rdo zapasw, gdybymy musieli pozosta tu duej, ni zamierzamy - wyjania Maris. - Albo moliwo pomieszkania chwil z dala od haasw i rwetesu Republiki doda Qennto. Cardas poczu ucisk w gardle. - Chyba nie chcesz...? - Nie, nie chce - zapewnia go Maris. - Rak zawsze opowiada o rzuceniu interesu, kiedy ma jakie problemy. - To chyba cay czas tak mwi - mrukn Cardas. - Co powiedziae? - zainteresowa si Qennto. - Nic, nic. - Naprawd? Prosz bardzo. - Rozleg si zgrzyt, nieco mniej przeraliwy ni z gwnego hipernapdu owcy Okazji, i gwiazdy znowu zmieniy si w smugi wiata. Cardas zacz w myli odlicza sekundy, cakowicie przekonany, e hipernapd za chwil padnie. Tak si jednak nie stao i po kilku penych napicia minutach smugi znw zmieniy si w gwiazdy, a przed nimi zabyso niewielkie, te soce. - No i prosz - z aprobat odezwa si Qennto. - Wszystko jak w domu. Wiesz ju moe, gdzie jestemy, Maris? - Komputer wci nad tym pracuje - odrzeka Maris. - Ale zdaje si, e wyszlimy jakie dwiecie pidziesit lat od skraju Nieznanych Rejonw. - Uniosa brwi. - Myl, e kiedy wreszcie dotrzemy do Comry, zrujnuj nas kary za opnienie dostaw. - Oj, za duo si martwisz - skarci j Qennto. - Naprawa hipernapdu zajmie dzie lub dwa. A jak si pospieszymy, opnienie nie powinno przekroczy tygodnia. Cardas z trudem powstrzyma drwicy grymas. O ile dobrze pamita, najlepszym

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

sposobem na zepsucie hipernapdu byo wanie jego przecienie. Komunikator wyda gony pisk. - Kto nas wywouje - zameldowa, wczajc kana i marszczc brwi. Spojrza na ekrany, wzrokiem szukajc nieznanego rozmwcy... ... i poczu, jak krew w jego yach zmienia si w ld. - Qennto! - wrzasn. - To... Przerwa mu basowy chichot dochodzcy z komunikatora. - Witaj, Dubraku Qennto - odezwa si po huttyjsku a za dobrze znany gos. - Sdzie, e tak atwo uciekniesz? - Ty to nazywasz atwo? - mrukn Qennto, wczajc nadajnik. - Cze, Progga - rzuci do komunikatora. - Suchaj, powiedziaem ci przecie, e nie moesz dosta tych futer. Ju zakontraktowaem je Drixo... - Zapomnij o futrach - przerwa Progga. - Poka mi swj tajny skarbiec. Qennto spojrza na Maris, marszczc brwi. - Co mam ci pokaza? - Nie rnij gupa - ostrzeg Progga, a jego gos sta si o oktaw niszy. - Znam takich jak ty. Nie uciekasz po prostu od czego, ale zdasz w konkretnym kierunku. To jedyny system gwiezdny na tym wektorze i patrzcie, kogo tu widzimy? Ciebie. Dokd by tak si spieszy, jeli nie do tajnej bazy i skarbca? Qennto wyczy nadajnik. - Cardas, gdzie on jest? - Jakie sto kilometrw po prawej od dziobu - odpar Cardas, drcymi rkami programujc skan odlegego huttyjskiego statku. - I szybko si zblia. - Maris? - Nie wiem, co zrobie, eby wyczy hipernapd, ale udao ci si to perfekcyjnie - warkna. - Jest cakiem zablokowany. Wci mamy zapasowy, ale jeli sprbujemy uciec, a on nas znowu namierzy, to... - Zrobi to - zapewni Qennto. Odetchn gboko i znw wczy nadajnik. - To wszystko nie tak, Progga - rzek uspokajajcym tonem. - Chcielimy tylko... - Do! - rykn Hutt. - Prowad do bazy. Natychmiast. - Nie ma adnej bazy - tumaczy Qennto. - To Nieznane Rejony. Po co mielibymy tu zakada baz? Na czujniku zblieniowym Cardasa zabyso wiateko. - Pocisk! - krzykn, rozgldajc si gorczkowo po ekranach w poszukiwaniu rda ataku. - Gdzie? - odkrzykn Qennto. Cardas wanie zobaczy winowajc: wyania si spod owcy Okazji - duga, ciemna rakieta kierujca si wprost na nich. - Tam - rzek, wskazujc palcem w d i nie odrywajc oczu od ekranu. Dopiero wtedy dotaro do niego, e takim torem nie mogaby lecie rakieta wystrzelona z nadlatujcego statku Huttw. Ju otwiera usta, eby to oznajmi, kiedy rakieta eksplodowaa, wyrzucajc kb jakiej substancji. Coraz wicej tej substancji

10 wydobywao si z resztek pojemnika, a stworzya cienk zason o rednicy okoo kilometra. - Wyczy silniki! - warkn Qennto, rzucajc si na swj pulpit, aby dotrze do przecznikw zasilania. - Szybko! - Co to jest? - zapyta Cardas, wyczajc zasilanie ze swojego pulpitu. - Sie Connora lub co w tym rodzaju - zgrzytn zbami Qennto. - Co, tej wielkoci? - z niedowierzaniem zawoa Cardas. - Rb swoje i sied cicho! - warkn Qennto. wiata statusu zmieniy kolor na czerwony i gasy jedno po drugim, a caa trjka ze wszystkich si prbowaa wyprzedzi sie. Sie jednak zwyciya. Cardas zdoa wyczy zaledwie dwie trzecie swoich wycznikw, kiedy falujcy skraj sieci otoczy pancerz i owin si wok niego... - Zamknijcie oczy - ostrzega Maris. Cardas zacisn powieki. Mimo to dostrzeg jaskrawy rozbysk, kiedy sie potraktowaa wysokim napiciem statek i jego zaog. Poczu na skrze askoczce wyadowania koronowe. A kiedy znw ostronie otworzy oczy, stwierdzi, e wszystkie wiata, jakie jeszcze paliy si na pulpicie, teraz zgasy. owca Okazji by martwy. Od strony huttyjskiego statku kolejny bysk rozwietli kokpit. - Chyba dostali te Progg - odezwa si Cardas. W nagej ciszy jego gos zabrzmia nienaturalnie gono. - Wtpi - sprzeciwi si Cjennto. - Jego statek jest do duy i na pewno ma izolatory i inne urzdzenia, ktre go ochroni przed takimi sztuczkami. - I dziesi do jednego, e bdzie si broni - mrukna Maris cicho. - To chyba jasne, e bdzie si broni - westchn Qennto. - Jest o wiele za gupi, eby do niego dotaro, e kto, kto potrafi wytworzy tak wielk sie Connora, moe mie w zanadrzu jeszcze ciekawsze sztuczki. Od strony statku Huttw polecia deszcz zielonych promieni laserowych. Odpowiedziay mu jaskrawoniebieskie byski nadlatujce z trzech rnych stron, wystrzelone ze statkw zbyt maych lub zbyt ciemnych, aby dao sieje wypatrzy w zasigu owcy Okazji. - Mylicie, e ten kto tak si zajmie Progg, e zapomni o nas? - zainteresowaa si Maris. - Nie sdz - odpar Cardas, wskazujc przez iluminator niewielki, szary stateczek, ktry zaj pozycj z dziobem skierowanym w lew burt frachtowca. By wielkoci wahadowca lub cikiego transportowca, lecz tak opywowej, fantazyjnej sylwetki j pilot jeszcze nigdy nie widzia. - Zostawili stranika. - Na to wyglda - mrukn Qennto, zerkajc przelotnie na statek obcych, po czym spojrza znw w kierunku niebieskich i zielonych fajerwerkw. - Pidziesit do jednego, e Progga wytrzyma co najmniej pitnacie minut i zabierze ze sobjednego z napastnikw. adne z nich nie podjo zakadu. Cardas obserwowa walk, aujc, e nie ma

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

12

czujnikw. Uczy si o taktyce bitew kosmicznych w szkole, ale metody napastnikw nie pasoway do niczego, co utrwali sobie w pamici. Wci jeszcze prbowa rozszyfrowa ich taktyk, kiedy ostatnia salwa bkitnych promieni pooya kres potyczce. - Sze minut - stwierdzi ponuro Qennto. - Kimkolwiek s ci gocie, walcz niele. - Ty te ich nie rozpoznajesz? - zapytaa Maris, spogldajc na milczcego stranika. - Nie rozpoznaj nawet konstrukcji - wyzna, rozpi uprz i wsta. - Sprawdmy uszkodzenia, eby si zorientowa, czy przynajmniej jestemy w stanie zmontowa komitet powitalny. Cardas, zostajesz tutaj i pilnujesz dobytku. - Ja? - zapyta Cardas, czujc ld w odku. - Ale co bdzie, jeli... no, wiecie... zaczn nas wywoywa? - A jak mylisz? - burkn Qennto, kierujc si wraz z Maris na ruf. - Odpowiesz im.

ROZDZIA

2
Zwycizcy niespiesznie wszyli, a moe po prostu rozkoszowali si zwycistwem, krc wok resztek huttyjskiego statku. Sdzc z liczby silnikw manewrowych, ktre Cardas mg dostrzec, domyli si, e w samej bitwie bray udzia tylko trzy statki, plus ten jeden, ktry obserwowa ich. Sieci Connora, podobnie jak promienie cigajce, zaprojektowane byy raczej na unieruchamianie ni na niszczenie. Zanim stranik si ruszy, Qennto z Maris zdyli ju postawi wikszo systemw on-line. - Qennto, on si przemieszcza - zawoa Cardas w komunikator, obserwujc szary statek, ktry leniwie przepyn przed ich dziobem i usadowi si w nowym punkcie na wprost i troch wyej owcy Okazji. - Chyba ustawia si tak, ebymy polecieli za nim. - Jeszcze chwil - odkrzykn Qennto. - Uruchom napd na wier mocy. Szary statek ruszy ju przed siebie, kiedy wraz z Maris wrcili na mostek. - Prosz, prosz - mrukn Qennto, siadajc na swoim miejscu i wczajc minimalny cig. - Wiecie moe, dokd zmierzamy? - Reszta grupy wci krci si wok statku Huttw - zameldowa Cardas, ostronie przeciskajc si obok Maris. Usiad przy swoim stanowisku. - Moe chc nas zabra wanie tam. - Tak, na to wyglda - zgodzi si Qennto, podajc wicej mocy na napd. - Na razie nie strzelaj. Myl, e to dobry znak. Istotnie, kiedy przybyli na miejsce, zastali trzy obce statki wiszce nad szcztkami statku Proggi. Dwa byy dokadnymi kopiami tego z ich eskorty, trzeci za znacznie wikszy. - Ale s znacznie mniejsze od krownikw Republiki - zauway Cardas. - Waciwie nawet cakiem mae, jeli si zastanowi, czego wanie dokonay. - Chyba otwieraj dla nas dok - zauwaya Maris. Cardas zmierzy wzrokiem uchylajcy si port. - Nie za duo miejsca.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Nasz dzib si zmieci - zapewni go Qennto. - Moemy uy tuby serwisowej, eby wyj. - Mamy wej na ich pokad? - upewnia si Maris lekko drcym gosem. - Chyba, e sami zechc skorzysta z tuby i przej do nas - odpar Qennto. - Decyzja naley do tych, ktrzy maj bro. - Unis palec ostrzegawczo. - A naszym zadaniem jest bez wzgldu na wszystko zachowa kontrol nad sytuacj. Zwrci si profilem do Cardasa. - A to oznacza, e ja bd prowadzi rozmowy. Jeli spytaj ci wprost, odpowiesz dokadnie na pytanie i ani sowa wicej. Ani sowa. Jasne? Cardas przekn lin. - Jasne. Eskorta podprowadzia ich do burty wikszego statku, a w dwie minuty pniej Qennto bezpiecznie umieci dzib owcy Okazji w konierzu dokujcym. W kierunku wazu serwisowego wysun si hermetyczny tunel. Qennto przeczy wszystkie systemy na czuwanie i zanim caa trjka zesza po drabince, czujniki wyjciowe pokazay, e tunel jest ju na miejscu i uszczelniony. - Idziemy - mrukn Qennto, prostujc si na ca wysoko. Wystuka kod otwarcia na klawiaturze. - Pamitajcie, ja prowadz rozmowy. Waz rozsun si, ukazujc dwch czonkw zaogi. Byli to niebieskoskrzy humanoidzi o wietlistych czerwonych oczach i granatowoczarnych wosach, ubrani w identyczne czarne mundury z zielonymi pagonami. Kady z nich nosi przy pasie may, ale paskudnie wygldajcy pistolet. - Cze - powita ich Qennto, wychodzc z tunelu. - Jestem Dubrak Qennto, kapitan owcy Okazji. Obcy nie odpowiedzieli. Ustawili si tylko po obu jego stronach i gestem wskazali w gb tunelu. - Tdy? - upewni si Qennto, pokazujc kierunek jedn rk. Drug trzyma Maris pod rami. - Jasne. Ruszyli tunelem przed siebie. ebrowane podoe za kadym krokiem podskakiwao jak most linowy. Cardas poda za nimi krok w krok, obserwujc mijanych obcych ktem oka. Poza niezwyk barw skry i jarzcymi si oczami wygldali zdumiewajco po ludzku. Czyby jacy dalecy potomkowie czowieka, zabkani w galaktyce? A moe jednak cakowicie odrbna rasa, podobiestwo za jest czysto przypadkowe? Przy wejciu na statek czekao jeszcze dwch obcych. Byli ubrani i uzbrojeni tak samo jak pierwsza para, tylko pagony mieli te i niebieskie, zamiast zielonych. Zrobili zwrot z wojskow precyzj i poprowadzili ca grupk w d agodnie zakrcajcego korytarza o cianach z opalizujcego materiau, lnicego matowym, stumionym, mikkim blaskiem. Cardas delikatnie przesun kocami palcw po cianie, zastanawiajc si, czy to metal, ceramika, czy jaki kompozyt. Pi metrw dalej ich przewodnicy zatrzymali si przed otwartymi drzwiami i ustawili si po obu ich stronach.

14 - Tutaj, tak? - zapyta Quennto. - Jasne, czemu nie. Wypry ramiona - Cardas czsto widywa u niego ten gest przed rozpoczciem negocjacji - uj Maris pod rami i ruszy przed siebie. Cardas spojrza raz jeszcze na ciany korytarza, po czym uda si w lad za nimi. Umeblowanie nieduego pokoju skadao si ze stou i szeciu krzese. Cardas uzna, e to salka konferencyjna albo mesa zaogi. U szczytu stou siedzia jeszcze jeden bkitnoskry obcy, wbijajc nieruchome, byszczce oczy w przybyszw. Mundur nosi czarny, podobnie jak reszta, lecz na ramieniu mia szerok, ciemnoczerwon naszywk, a przy konierzu dwie misternie wycyzelowane srebrne baretki. Oficer? - Witam - rzek wesoo Quennto, podchodzc do stou. - Jestem Dubrak Quennto, kapitan owcy Okazji. Czy mwi pan w basicu? Obcy nie odpowiedzia, ale Cardasowi wydawao si, e dostrzeg lekkie drgnienie brwi. - Moe powinnimy sprbowa jednego z jzykw handlowych Zewntrznych Rubiey? - podsun. - Dzikuj za byskotliw sugesti - odpar Quennto z lekk nut sarkazmu. - Witaj, szlachetny panie - cign, przechodzc na sybisti. - Jestemy podrnikami i kupcami z dalekiego wiata i nie zagraamy twojemu ludowi. I znw adnej odpowiedzi. - Sprbuj taarja - zaproponowaa Maris. - Nie znam taarja zbyt dobrze - odpar Quennto wci w sybisti. - A wy? - doda, ogldajc si na stranikw, ktrzy weszli za nimi do sali. - Czy ktrykolwiek z was rozumie sy bisti? A taarja? Meese Caulf? - Sy bisti moe by - odezwa si spokojnie w tym jzyku obcy za stoem. Quennto zamruga zaskoczony. - Czy pan powiedzia...? - Powiedziaem, e sy bisti moe by - powtrzy obcy. - Prosz, zajmijcie miejsca. - Eee... dzikuj - odpar Quennto, odsuwajc krzesa dla siebie i Maris. Skinieniem gowy zachci Cardasa, aby zrobi to samo. Siadajc, Cardas zauway, e oparcia krzese byy nietypowo uksztatowane jak dla ludzi, ale do wygodne. - Jestem komandor Mitthrawnuruodo z Dynastii Chissw - cign obcy. - A ta jednostka to Springhawk, statek dowodzenia Pikiety Drugiej Floty Defensywno-Ekspansywnej. Ekspansywna Flota, no, no! Cardas poczu zimny dreszcz na plecach. Czy to miao znaczy, e Dynastia Chissw zamierza zacz ekspansj na zewntrz? Mia nadziej, e nie. Zagroenie spoza granic byo ostatni rzecz, jakiej potrzebowaa Republika. Wielki kanclerz Palpatine robi co mg, ale napotyka silny opr w rzdzie Coruscant, reprezentujcym gwnie konserwatywne pogldy i czciowo skorumpowanym. Teraz, pi lat po nieprzyjemnej przygodzie na Naboo, pomimo wszelkich wysikw Palpatinea, Federacja Handlowa dotd nie zostaa ukarana za bezczeln agresj. W caej galaktyce tliy si urazy i frustracje, co tydzie rozniecane na nowo

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

kolejnymi wieciami o nowych reformach i ruchach secesyjnych. Quennto by tym oczywicie zachwycony. Biurokracja rzdowa, najrozmaitsze opaty, cennik za usugi i prohibicja stanowiy doskona poywk dla przemytu na niewielk skal, jaki uprawia. Nawet Cardas musia przyzna z perspektywy swojego pobytu na owcy Okazji, e ich dziaalno przynosia cakiem nieze zyski. Quennto jednak chyba nie rozumia, e o ile drobne kopoty rzdu mogy by uyteczne, o tyle generalny brak stabilizacji staby si szkodliwy zarwno dla przemytnikw, jak i dla caej reszty. A wojna o zasigu oglnogalaktycznym byaby czym najgorszym. Dla wszystkich. - A ty kim jeste? - Mitthrawnuruodo przenis gorejcy wzrok na Cardsa. Cardas otworzy usta, ale nie zdy odpowiedzie. - Jestem Dubrak Quennto - wtrci Quennto, zanim zapytany zdoa si odezwa. - Kapitan... - A ty kim jeste...? - powtrzy Mitthrawnuruodo z lekkim, cho zauwaalnym naciskiem na sowo ty, nie spuszczajc wzroku z Cardsa. Cardas zerkn z ukosa na Quennto i uzyska leciutkie skinienie gow. - Jestem Jorj Cardas - rzek. - Czonek zaogi frachtowca owca Okazji. - A ci tutaj? - zapyta Mitthrawnuruodo, wskazujc na pozostaych. Cardas znw spojrza na Quennto, ktry przybra kwan min, ale ponownie lekko skin gow. - To mj kapitan Dubrak Quennto - rzek Cardas - I jego... - Dziewczyna? drugi pilot? wsplniczka? - zastanowi si szybko. - Jego zastpca, Maris Ferasi. Mitthrawnuruodo skin gow kademu z nich po kolei i znw spojrza na Cardsa. - Co tu robicie? - Jestemy koreliaskimi handlarzami z jednego z systemw Republiki Galaktycznej - odpar Cardas. - KrelPnski - mrukn Mitthrawnuruodo, jakby prbujc wymwi to sowo. - Handlarze? Nie badacze ani zwiadowcy? - Nie, absolutnie - zapewni go Cardas. - Wynajmujemy nasz statek do przewozu towarw pomidzy systemami gwiezdnymi. - A ten drugi statek? - zapyta Mitthrawnuruodo. - To jacy piraci - wtrci Quennto, zanim Cardas zdy odpowiedzie. - Uciekalimy przed nimi, kiedy zaczy si problemy z hipernapdem, i tak si tu znalelimy. - Czy znacie tych piratw? - pado nastpne pytanie. - A skd mielibymy...? - zacz Quennto. - Tak, mielimy ju z nimi wczeniej pewne problemy - wszed mu w sowo Cardas. W gosie Mitthrawnuruodo, kiedy zadawa to pytanie, wychwyci dziwn nut. - Myl, e strzelali do nas. - Musicie mie bardzo cenny adunek.

16 - Nic specjalnego - zapewni Quennto, rzucajc Cardasowi ostrzegawcze spojrzenie. - Partia futer i luksusowej odziey. Jestemy niewymownie wdziczni za pomoc. Cardasa cisno w gardle. Ich adunek istotnie stanowia luksusowa odzie, ale w haftowanym konierzu jednego z futer zaszyto cay adunek ognistych kamieni. Jeli Mitthrawnuruodo zdecyduje si sprawdzi towar i je znajdzie, owca Okazji moe mie kopoty z bardzo nieszczliw Drixo the Hutt. - Prosz bardzo - odpar Mitthrawnuruodo. - Ciekaw jestem, co wasz lud uwaa za luksusow odzie. Moglibycie pokaza mi swj adunek przed odlotem? - Bd zachwycony - powiedzia Quennto. - Czy to znaczy, e pan nas puszcza wolno? - Wkrtce - zapewni go Mitthrawnuruodo - Najpierw musz zbada wasz statek i stwierdzi, czy istotnie jestecie tylko niewinnymi podrnikami, jak twierdzicie. - To oczywiste - niedbale odpar Quennto. - Moemy pana oprowadzi w kadej chwili. - Dzikuj - powiedzia Mitthrawnuruodo. - Ale to moe zaczeka do chwili, jak dotrzemy do naszej bazy. Do tej pory... myl, e przygotowano wam ju kwatery. Mam nadziej, e pozwolicie mi pniej okaza chissask gocinno. - Bdziemy zaszczyceni i wdziczni, komandorze - rzek Quennto, skaniajc lekko gow. - Chciabym tylko wspomnie, e nasz harmonogram jest do napity, a ten nieoczekiwany wypadek sprawi, e sta si napity jeszcze bardziej. Bylibymy wdziczni, gdyby zechcia nas pan moliwie najszybciej wypuci w dalsz drog. - Ale oczywicie - zgodzi si Mitthrawnuruodo. - Baza jest niedaleko. - Czy w tym systemie? - zapyta Quennto. Podnis rk, zanim Chiss zdy odpowiedzie. - Przepraszam... to nie moja sprawa. - Susznie - zgodzi si Mitthrawnuruodo. - Jednak nic si nie stanie, jeli si dowiesz, e to cakiem inny system. - Aha - mrukn Quennto. - A mog spyta, kiedy si tam wybierzemy? - Ju si wybralimy - agodnie odpar Mitthrawnuruodo. - Wykonalimy skok w nadprzestrze okoo czterech standardowych minut temu. Quennto zmarszczy brwi. - Naprawd? Nic nie poczuem. - Moe nasze systemy hipernapdu s lepsze od waszych - rzuci Mitthrawnuruodo i wsta. - A teraz, jeli pozwolicie, poka wam miejsce, gdzie bdziecie mogli odpocz. Poprowadzi ich jeszcze z pi metrw w gb korytarza, do kolejnych drzwi, ktre si uchyliy, kiedy dotkn pasiastego panelu w cianie. - Przyl kogo po was, jeli znw zechc z wami porozmawia - doda, kiedy drzwi rozsuny si przed nimi. - Chtnie si z panem spotkam - zapewni Quennto, ukoni si niedbale i przepuci Maris w przejciu. - Dzikuj, komandorze. Oboje weszli do rodka. Cardas skin gow komandorowi i pody za nimi. Pokj by funkcjonalnie urzdzony - jego umeblowanie skadao si z trzypitrowej pryczy pod jedn ze cian, a skadanego stou

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

i awek pod drug. Obok pryczy w cian wbudowano trzy due szuflady. Z drugiej strony znajdowao si przejcie do kompaktowego odwieacza. - Jak sdzisz, co on z nami zrobi? - mrukna Maris, rozgldajc si wok. - Wypuci nas - oceni Quennto, zagldajc do odwieacza. Usiad na najniszej pryczy, schylajc si, by nie uderzy gow w ram posania nad sob. - Pytanie tylko, czy pozwoli nam zabra ze sob ogniste kamienie. Cardas odchrzkn. - Czy na pewno powinnimy o tym rozmawia? - zapyta, znaczco rozgldajc si po pomieszczeniu. - Spokojnie - burkn Quennto. - Nie rozumiej ani sowa w basicu. Zmruy oczy. - A skoro ju mowa o gadaniu, to po choler powiedziae im, e znamy Progg? - W tamtej chwili w jego oczach i gosie byo co takiego... - zastanowi si Cardas. - Doszedem do wniosku, e on ju wie wszystko i lepiej si nie da zapa na kamstwie. Quennto prychn. - To idiotyzm. - Moe kto z zaogi Proggi przey? - podsuna Maris. - Nie mieli szans - odpar stanowczo Quennto. - Widziaa, jak wyglda statek. Rozdarty jak paczka racji ywnociowych. - Nie mam pojcia, skd ten Chiss wiedzia - upiera si Cardas. - Ale wiedzia. - A poza tym uczciwego czowieka nie powinno si okamywa - dodaa Maris. - Co? On uczciwy? - prychn Quennto. - Nie wierz w to. Wojskowi wszyscy s tacy sami, a ci ugrzecznieni... najgorsi ze wszystkich. - Sama znaam kilku bardzo uprzejmych onierzy - sztywno odezwaa si Maris. - Poza tym mam dobre wyczucie, jeli chodzi o ludzi. Myl, e ten Mitthraw... komandor jest godny zaufania. - Uniosa brwi. - Poza tym nie sdz, aby prba oszukania go bya dobrym pomysem. - Taki pomys jest zy tylko wtedy, kiedy ci przyapi - zauway Quennto. - Maris, w tym wszechwiecie dostajesz jedynie to, czego szukasz. Nic wicej. - Nie potrafisz uwierzy ludziom. - Wierz tyle, ile trzeba, malutka - spokojnie odpar Quennto. - Po prostu wiem o ludzkiej naturze nieco wicej ni ty. I o nieludzkiej te. - Nadal uwaam, e powinnimy by z nim cakowicie uczciwi - upieraa si Maris. - Uczciwa gra to ostatnia rzecz, jaka jest nam potrzebna. Ostatnia. Druga strona dostaje wtedy wszystkie atuty do garci. - Quennto skin gow w stron zamknitych drzwi. - A ten go wyglda mi na takiego, ktry bdzie nas wypytywa do opadego, jeli tylko mu na to pozwolimy. - Chyba nie zaszkodzi, jeli nas tutaj troch przetrzyma - zauway Cardas. - Kiedy Progga nie wrci, jego ludzie mog si zdenerwowa. Quennto pokrci gow.

18 - Nigdy nam tego nie wcisn. - Tak, ale... - Suchaj, mody, daj mi pomyle, co? - uci Quennto. Przerzuci nogi przez skraj pryczy i pooy si na plecach, podkadajc ramiona pod gow. - Oboje bdcie przez chwil cicho. Musz si dobrze zastanowi, jak to rozegra. Maris pochwycia wzrok Cardsa i lekko wzruszya ramionami. Wspia si na prycz nad Quennto, wycigna jak duga, skrzyowaa ramiona na piersi i w zadumie wbia wzrok w spd wyszej pryczy. Cardas przeszed na drug stron pokoju, rozoy st i jedn awk i usiad, klinujc si niezbyt wygodnie pomidzy stoem a cian. Opar okie na blacie, czoo na doni i przymkn oczy, prbujc si zrelaksowa. Nawet nie zauway, e si zdrzemn, dopki nie rozbudzi go gony dzwonek. Poderwa si na nogi. Drzwi si rozsuny - za nimi sta czarno ubrany Chiss. - Uszanowanie od komandora Mitthrawnuruodo - rzek przybysz, mocno akcentujc sowa w sy bisti. - Prosi o przybycie na Pierwszy Dziobowy Wizualny. - Cudownie - mrukn Quennto, spuci nogi na podog i wsta. Sdzc po gosie i wyrazie twarzy, by w znakomitym humorze - tak mask zwykle przybiera podczas negocjacji. - Wy nie - poinformowa Chiss. Wskaza gestem na Cardasa. - Tylko on. Quennto stan jak wryty. - Co takiego? - Przygotowujemy lekki posiek - rzek Chiss. - Pki nie skoczymy, pjdzie tylko on. - Hej, czekaj no chwil - burkn Quennto. - Trzymamy si razem, albo... - W porzdku - pospiesznie przerwa Cardas. Chiss stojcy w drzwiach nie poruszy si, ale Cardas zauway subtelny ruch wiate i cieni za jego plecami, wskazujcy, e jest ich tam wicej. - Nic mi nie bdzie. - Cardas... - Nic mi nie bdzie - powtrzy z naciskiem Cardas, przekraczajc prg. Chiss cofn si i przepuci go przed sob. Istotnie, za drzwiami czekao jeszcze czterech Chissw, po dwch z kadej strony. - Prosz za mn - rzek posaniec, kiedy drzwi si zamkny. Grupa ruszya korytarzem, mijajc trzy boczne odnogi i drzwi do kolejnych pomieszcze. Dwoje z nich byo otwarte; Cardas nie mg si powstrzyma i rzuci okiem do rodka. Zobaczy jednak tylko cakiem mu nieznane urzdzenia i kolejnych Chissw w czerni. Spodziewa si, e Dziobowy Wizualny bdzie ciasnym, penym elektroniki pomieszczeniem. Ku swojemu zdumieniu znalaz si w sali, ktra moga by pomniejszon wersj pokadu widokowego gwiezdnego liniowca. Duga, pkolista kanapa staa przed wypuk cian - iluminatorem, pokazujcym wspaniay widok rozjarzonego, hiperprzestrzennego nieba, otaczajcego statek. wiata w pomieszczeniu byy przymione, przez co widok by jeszcze bardziej oszaamiajcy. - Witaj, Jorju Cardas.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

20

Cardas spojrza w stron gosu. Mitthrawnuruodo siedzia samotnie na kocu kanapy. Jego sylwetka rysowaa si wyranie na tle hiperprzestrzennego nieba. - Witam, komandorze - skoni si Cardas, zerkajc pytajco na swojego przewodnika. Tamten skin gow i wycofa si, zamykajc drzwi za sob i reszt eskorty. Cardas, niepewny, co dalej robi, okry kanap i skierowa si ku miejscu, gdzie tworzya uk. - Pikny widok, prawda? - zauway Mitthrawnuruodo, kiedy Cardas podszed do niego. - Prosz usi. - Dzikuj - odpar Cardas, zajmujc miejsce w bezpiecznej odlegoci od gospodarza. - Czy mog zapyta, dlaczego posa pan wanie po mnie? - Aby podzieli si piknem tego widoku, oczywicie - oschle odpar Mitthrawnuruodo. - Oraz zada par pyta. Cardas poczu ucisk w odku. Wic to ma by przesuchanie. W gbi duszy spodziewa si tego, ale mimo wszystko mia nadziej, e idealistyczna ocena Maris si sprawdzi. - Rzeczywicie, bardzo to pikne - zgodzi si, nie bardzo wiedzc, co powiedzie. - Jestem zdumiony, e takie pomieszczenia istniej na statku wojennym. - Ta sala jest bardzo funkcjonalna - zapewni go Mitth-rawnuruodo. - Jej waciwa nazwa to Pierwszy Dziobowy Punkt Triangulacyjny. W czasie bitwy umieszczamy tu obserwatorw, ledzcych nieprzyjacielskie statki i inne moliwe zagroenia i koordynujcych niektre nasze linie obrony. - Nie macie czujnikw, eby je obsugiwa? - Mamy - odpar Mitthrawnuruodo. - I zazwyczaj w zupenoci wystarczaj. Ale z pewnoci zdaje pan sobie spraw, jakie istniej sposoby oszukania lub olepienia elektronicznych oczu. Czasem wzrok Chissw jest bardziej niezawodny. - Te tak sdz - mrukn Cardas, zagldajc w jarzce si oczy gospodarza. W pmroku byy jeszcze bardziej oniemielajce. - Ale czy tak informacj udaje si dostarczy na czas do artylerzystw? - S na to sposoby - powiedzia Mitthrawnuruodo. - A na czym waciwie polega wasza dziaalno, Jorju Cardas? - Kapitan Quennto chyba ju panu wyjani - odpar Cardas, czujc, e zimny pot wystpuje mu na czoo. - Jestemy kupcami i przewonikami. Mitthrawnuruodo pokrci gow. - Na nieszczcie dla waszego kapitana orientuj si troch w opacalnoci podry kosmicznych. Wasz statek jest za may na przewoenie standardowych towarw w takiej iloci, ktra pokryaby choby tylko normalne wydatki eksploatacyjne, a c dopiero naprawy awaryjne. Wnioskuj z tego, e robicie co jeszcze. Nie macie uzbrojenia piratw czy korsarzy, wic zapewne jestecie przemytnikami. Cardas zawaha si. Co mg na to powiedzie? - Chyba nie warto wspomina, e nasze i wasze pojcie opacalnoci mog si nieco rni, prawda? - zapyta, grajc na zwok. - A rzeczywicie tak wanie twierdzisz? Cardas zawaha si; Mitthrawnuruodo znw mia ten wszechmogcy wyraz twa-

rzy. - Nie - ustpi wreszcie. - Rzeczywicie jestemy gwnie kupcami, jak powiedzia kapitan Quennto, ale dorabiamy sobie troch szmuglem na boku... - Rozumiem - odpar Mitthrawnuruodo - Doceniam twoj uczciwo, Jorju Cardas. - Prosz mnie nazywa po prostu Cardas - rzek mody pilot. - W naszej kulturze uywanie imienia zarezerwowane jest dla przyjaci. - Nie uwaasz mnie za przyjaciela? - A pan mnie? - paln Cardas. Poaowa tych sw, zanim jeszcze zamkn usta. Sarkazm nie by odpowiedni lini obrony w tej konfrontacji. Mitthrawnuraodo tylko lekko unis brew. - Jeszcze nie - zgodzi si spokojnie. - Moe pewnego dnia. Intrygujesz mnie, Cardas. Siedzisz tu, schwytany przez nieznane istoty daleko od domu. A jednak, zamiast otoczy si tarcz lku lub gniewu, cay emanujesz zaciekawieniem. Cardas zmarszczy brwi. - Zaciekawieniem? - Kiedy was wprowadzano na pokad, obserwowae moich onierzy - wyjani Mitthrawnuruodo. - Widziaem w twoich oczach i wyrazie twarzy, e obserwowae, mylae, oceniae. Tak samo si zachowywae, kiedy zaprowadzili ci na kwater... i teraz te. - Po prostu si rozgldaem - zapewni go Cardas, czujc przyspieszone bicie serca. Czy na licie niepodanych osobnikw Mitthrawnuruodo szpiedzy znajdowali si powyej, czy poniej przemytnikw? - Nie miaem nic zego na myli. - W porzdku - uspokoi go Mitthrawnuruodo z lekkim rozbawieniem w gosie. - Nie oskaram ci o szpiegostwo. Sam posiadam dar ciekawoci, ceni go wic u innych. Powiedz mi, dla kogo byy przeznaczone ukryte klejnoty? - Cardas poderwa si. - Znalelicie...? To znaczy... dlaczego pan pyta o to wanie mnie? - Jak powiedziaem, ceni sobie uczciwo - powiedzia Mitthrawnuruodo. - A wic do kogo miay trafi? - Do grupy Huttw dziaajcych w systemie Comra - wyzna Cardas, kapitulujc. - To rywale tych, ktrych... tych, ktrzy nas atakowali. - Zawaha si. - Wiedzielicie, e oni nie byli zwykymi piratami, prawda? e polowali wanie na nas? - Monitorowalimy wasze transmisje, przygotowujc si do interwencji - wyjani Mitthrawnuruodo. - Oczywicie, caa rozmowa bya dla nas zupenie niezrozumiaa, ale przypominam sobie, e syszaem sowa Dubrak Quennto w mowie Huttw i rozpoznaem je, kiedy kapitan Quennto si przedstawia. Wnioski byy oczywiste. Cardasowi przeszy ciarki po grzbiecie. Rozmowa prowadzona bya w cakowicie obcym dla niego jzyku, a mimo to Mitthrawnuruodo zapamita z niej do, aby wyuska z bekotu nazwisko Quennto. C to za stworzenia z tych Chissw?

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Czy posiadanie tych klejnotw jest nielegalne? - chcia wiedzie Mitthrawnuruodo. - Nie, ale ca s idiotycznie wysokie - odpar Cardas, zmuszajc si do skupienia na rozmowie. - Czsto korzysta si z pomocy przemytnikw, aby ich nie paci. - Zawaha si, - Waciwie, jeli wzi pod uwag, od kogo je dostalimy, rwnie dobrze mogyby pochodzi z kradziey. Ale prosz o tym nie mwi Maris. - A to dlaczego? Cardas skrzywi si. Znowu to samo, miele jzykiem bez sensu. Jeli ten Mitthrawnuruodo nie zabije go, zanim to wszystko si skoczy, zapewne zrobi to Quennto. - Maris jest w pewnym sensie idealistk - wyjani niechtnie. - Uwaa, e ta caa historia z przemytem to tylko sposb, aby zademonstrowa swoje zdanie gupiej i zachannej Republice. - Kapitan Quennto nie uzna za stosowne j owieci? - Kapitan Quennto lubi jej towarzystwo - odpar Cardas. Wtpi, aby z nim zostaa, gdyby znaa ca prawd. - Twierdzi, e mu na niej zaley, a jednak j okamuje? - Nie wiem, co twierdzi - powiedzia Cardas. - Mona by te powiedzie, e tacy idealici jak Maris czsto okamuj sami siebie. Prawda ley przed jej nosem, gdyby tylko chciaa j dostrzec. Znw spojrza w wiecce, czerwone oczy. - Ale to nie usprawiedliwia naszego udziau w zabawie - doda. - Oczywicie, e nie - zgodzi si Mitthrawnuruodo. - Jakie bd konsekwencje, jeli nie dostarczycie klejnotw? Cardas poczu ucisk w gardle. To tyle, jeli chodzi o honorowego komandora Mitthrawnuruodo. Widocznie ogniste kamienie take tutaj maj swoj cen. - Zabij nas - rzek bez ogrdek. - Prawdopodobnie w jaki wyjtkowo rozrywkowy sposb, na przykad rzucajc nas na poarcie stadu duych i arocznych zwierzt. - Ajeli dostawa tylko si opni? Cardas zmarszczy brwi, usiujc odczyta wyraz twarzy tamtego w migotliwym blasku hiperprzestrzeni. - Czego waciwie pan po nas oczekuje, komandorze Mitth-rawnuruodo? - Nic szczeglnie uciliwego - zapewni Mitthrawnuruodo. - Chciabym jedynie dostpi zaszczytu waszego towarzystwa przez jaki czas. - Dlaczego? - Troch dlatego, aby dowiedzie si czego o waszej rasie - przyzna Mitthrawnuruodo. - Ale przede wszystkim, aby nauczy si waszego jzyka. Cardas zamruga nerwowo. - Naszego jzyka? To znaczy basica? - Przecie wanie on jest podstawowym jzykiem w Republice, prawda? - Tak, ale... - Cardas zawaha si, kombinujc, jakby tu delikatnie zada niedeli-

22 katne pytanie. Mitthrawnuruodo chyba czyta mu w mylach. A raczej z oczu i z twarzy. - Nie planuj inwazji, jeli tym si martwisz - wyjani z lekkim umiechem. - Chissowie nie najedaj cudzych terytoriw. Nie walczymy nawet z potencjalnymi wrogami, jeli nie zostaniemy zaatakowani pierwsi. - Wy take nie musicie si obawia adnych atakw z naszej strony - powiedzia Cardas. - Mamy zbyt wiele wasnych, wewntrznych problemw, aby zawraca sobie gow kim innym. - Wic nie musimy si ba siebie nawzajem - zakonkludowa Mitthrawnuruodo. - Bdzie to jedynie czysta ciekawo z mojej strony. - Rozumiem - ostronie odpar Cardas. Wiedzia, e Quennto w tym momencie byby ju gotw do negocjacji, e by naciska, bada i par naprzd, aby wycign z tego interesu, ile si tylko da. Moe dlatego wanie Mitthrawnuraodo postanowi uy do swoich celw mniej dowiadczonego Cardsa. Mimo wszystko jednak warto sprbowa. - A co my bdziemy z tego mieli? - zapyta. - Przede wszystkim bdziecie mogli zaspokoi wasn ciekawo. - Mitthrawnuruodo unis brwi. - Bo chyba chcecie dowiedzie si czego wicej o moim narodzie, prawda? - Ja chc, i to bardzo - przyzna Cardas. - Ale nie sdz, by to zadowolio kapitana Quennto. - A moe by pomogo wzbogacenie jego adunku o par cennych dodatkw? podsun Mitthrawnuruodo. - Mogoby to rwnie udobrucha nieco waszych klientw. - O, tak, zdecydowanie bd wymagali udobruchania - zgodzi si Cardas. - To i owo ponad naleny im up z pewnoci si przyda. - A wic ju wszystko uzgodnilimy - orzek Mitthrawnuruodo i wsta. - Jeszcze jedno - wtrci Cardas, gramolc si z mikkiej sofy. - Z przyjemnoci naucz pana basica, ale chciabym w zamian kilku lekcji waszego jzyka. Czy zechciaby mnie pan uczy jzyka Chissw... pan albo jeden z paskich ludzi? - Mog ci nauczy rozumie cheunh - odpar Mitthrawnuruodo, mruc oczy w zadumie. - Ale wtpi, aby potrafi kiedykolwiek nim si posugiwa. Widz, e nawet mojego nazwiska nie potrafisz prawidowo wymwi. Cardas poczu, e oblewa si rumiecem. - Przepraszam - bkn. - Nie trzeba - zapewni go Mitthrawnuruodo. - Wasz mechanizm mowy podobny jest do naszego, ale najwidoczniej s pewne rnice. Wydaje mi si jednak, e zdoasz nauczy si Minnisiata. To jzyk handlowy, powszechnie uywany na naszym terytorium. - To by byo wspaniale - ucieszy si Cardas. - Dzikuj, komandorze Mitth... eee... panie komandorze.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

24

- Jak mwiem, wymowa cheunh jest dla was trudna - zauway oschle Mitthrawnuruodo. - Moe atwiej ci bdzie nazywa mnie imieniem rdzeniowym, Thrawn. Cardas zmarszczy brwi. - Czy to uchodzi? Mitthrawnuruodo - Thrawn - wzruszy ramionami. - To sprawa dyskusyjna - zgodzi si. - Penych nazwisk uywa si na og przy formalnych okazjach, pomidzy obcymi i wobec osb niszych spoecznie. - Podejrzewam, e si kwalifikuj do wszystkich trzech grup. - Owszem - przytakn Thrawn. - Ale wydaje mi si, e pewne zasady mona nagi, jeli s po temu wane i istotne powody. A w tym przypadku s. - Z pewnoci to bardzo uatwi spraw - zgodzi si Cardas, skaniajc gow. - Dzikuj, komandorze Thrawn. - Prosz bardzo - odrzek Thrawn. - Teraz zapraszamy ciebie i pozostaych na lekki posiek. Potem moemy zacz nauk jzyka.

ROZDZIA

3
Recepcjonistka odoya komunikator i umiechna si do stojcej przed ni pary. - Wielki kanclerz przyjmie pana teraz, mistrzu Cbaoth. - Dzikuj - odpar mistrz Jedi Joruus Cbaoth zimnym, oschym gosem. Stojca obok niego Lorana Jinzler skrzywia si lekko. Jej mistrz by wcieky i w tych okolicznociach waciwie nie moga mu si dziwi. Jednak Cbaoth by w sporze z Palpatineem, a nie ze skromn recepcjonistk, ktra nie miaa ani wadzy, ani autorytetu, aby zmienia rozkazy wydane przez Urzd Wielkiego Kanclerza. Nie byo powodu, aby wyadowywa na niej irytacj. Dla Cbaotha nie byo to rwnie normalne zachowanie. Bez sowa odszed od biurka kobiety i skierowa si ku drzwiom gabinetu Palpatinea. Lorana ruszya o p kroku za nim; kiedy pochwycia wzrok recepcjonistki, umiechna si ciepo. Z gabinetu wyonia si para Brolfich, a ich zrogowaciaa skra w zielonote wzory draa z emocji pod skrzanymi tunikami. Cbaoth nie zwolni, ale ruszy prosto na obcych, zmuszajc ich do rozstpienia si na boki. Lorana znw si skrzywia i przyspieszya kroku, by dogoni mistrza. Prawie jednoczenie przekroczyli prg gabinetu. Wielki kanclerz Palpatine siedzia przy biurku na tle imponujcego pejzau przemysowego Corascant, ktry rozpociera si za wielkim panoramicznym oknem za jego plecami. Mody czowiek, ubrany w ozdobn tunik i kaftan, sta obok niego, pochylajc si nad blatem z notatnikiem w rku i szepczc co do kanclerza. Palpatine spojrza na Cbaotha i Loran, a jego twarz rozjania si synnym umiechem. - Jak mio, mistrz Cbaoth - rzek, gestem zapraszajc go do rodka. - I twoja moda padawanka, oczywicie. Lorana Jinzler, prawda? Witam was oboje. - Dajmy sobie spokj z grzecznociami, kanclerzu - sztywno odpar Cbaoth, wyjmujc z torby przy pasie notatnik. Podszed do biurka. - To nie wizyta towarzyska. Mody czowiek obok Palpatinea wyprostowa si gwatownie z byskiem w oku.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Prosz si nie zwraca w ten sposb do wielkiego kanclerza - owiadczy ostro. - Uwaaj na sowa, sugo - warkn Cbaoth. - Zabierz swoje biurokratyczne zabawki i wyno si std. Mody czowiek ani drgn. - Prosz si nie zwraca w ten sposb do wielkiego kanclerza - powtrzy. - W porzdku, Kinman - zaagodzi Palpatine i wsta, podniesion doni powstrzymujc modzieca. - Jestem pewien, e mistrz Cbaoth nie chcia by nieuprzejmy. Przez moment mistrz Jedi i Palpatine mierzyli si wzrokiem przez szeroki blat biurka. Powietrze midzy nimi pulsowao niemal widocznym napiciem. Wreszcie, ku wielkiej uldze Lorany, wargi Jedi zadray lekko. - Oczywicie, e nie - rzek odrobin grzeczniejszym tonem. - No wanie - rzek Palpatine, umiechajc si do modzieca z sympati. - Nie znasz jeszcze mojego nowego asystenta i doradcy, prawda, mistrzu Cbaoth? Oto Kinman Doriana. - Jestem zachwycony i zaszczycony - rzek Cbaoth ostentacyjnie nieszczerym tonem. - Ja rwnie, mistrzu Cbaoth - odpar Doriana. - To ogromny przywilej pozna jednego z tych, ktrzy powicali ycie obronie Republiki. - To prawda - zgodzi si Palpatine. - Co mog dla ciebie zrobi, mistrzu Cbaoth? - Wie pan doskonale, co moe pan dla mnie zrobi - warkn Cbaoth. Nie czekajc na zaproszenie, rozsiad si w jednym z foteli i pooy notatnik na biurku. - Pozwol sobie przypomnie: Lot Pozagalaktyczny. - Tak, oczywicie - znudzonym tonem odpar Palpatine, wskazujc Loranie miejsce obok Cbaotha, po czym sam usiad za biurkiem. - Co tym razem? - Prosz bardzo. - Cbaoth uy Mocy, aby pchn notatnik przez blat biurka, podsuwajc go wprost pod nos wielkiego kanclerza. - Komitet Uwaszczeniowy Senatu znw mi obci fundusze. Palpatine westchn. - Co wedug ciebie mam teraz powiedzie, mistrzu Cbaoth? Nie mog dyktowa senatowi, co ma robi. Z pewnoci za nie dam rady zmusi tych twardogowych z Uwaszcze, eby spojrzeli na to z naszego punktu widzenia. - Naszego? - powtrzy Cbaoth. - Teraz ju naszego? Wydaje si, e jeszcze cakiem niedawno wcale nie by pan zachwycony naszym projektem. - Moe powiniene lepiej poszuka w pamici - poradzi Palpatine ze ladem irytacji w gosie. - Przecie to rada Jedi, a nie jja, hamowaa projekt Lotu Pozagalaktycznego przez ostatnie kilka miesicy. Co wicej, odniosem wraenie, e mistrz Yoda zmieni zdanie i pozwoli najwyej jednemu... no, moe dwjce Jedi doczy do wy-

26 prawy. - Zajm si mistrzem Yod, kiedy przyjdzie na to czas - stanowczo odpar Cbaoth. - Tymczasem to w pana rkach spoczywa os naszego projektu. - Zrobiem wszystko, co w mojej mocy, aby wam pomc - przypomnia mu Palpatine. - Dostalicie statki... sze nowiutkich dreadnaughtw, wprost z linii montaowej Rendili StarDrive. Macie centralny rdze magazynowy, ktrego dalicie, szyby turbowind gotowe do poczenia wszystkiego w cao. Macie zaog i pasaerw szkolonych na Yaga Minor... - Nieprawda - przerwa Cbaoth, dziobic palcem w notatnik, ktrego Palpatine jeszcze nie dotkn. - W istocie nie mam wcale pasaerw. Jaki idiota urzdas zmieni profil uczestnikw, ktry teraz skada si z samej zaogi, bez rodzin i potencjalnych kolonistw. Palpatine podnis notatnik. Lorana zauwaya, e zrobi to bardzo niechtnie. - Moim zdaniem to wynika z oszczdnoci - mrukn, przewijajc dane. - Ci wszyscy dodatkowi ludzie na pokadzie oznaczaj wzrost kosztw zapasw i urzdze. - Ale to rwnie oznacza koniec caego projektu - odparowa Cbaoth. - Jaki jest sens wysyania ekspedycji do innej galaktyki, jeli nie bdzie szansy stworzenia kolonii, kiedy ju tam si znajdziemy? - Moe o to wanie chodzi komisji - spokojnie podsun Palpatine. - Sytuacja polityczna ulega znacznej zmianie od czasu, kiedy ty i rada po raz pierwszy przedstawilicie nam ten projekt. - A to sprawia, e kwestia Lotu Pozagalaktycznego staje si tym waniejsza - odpar Cbaoth. - Musimy si dowiedzie, jakie niebezpieczestwa i zagroenia mog si kry w Nieznanych Rejonach, kto czai si na nas i szykuje inwazj z ssiedniej galaktyki. - Niebezpieczestwa? - zdziwi si Palpatine, unoszc brwi. - Miaem wraenie, e celem Lotu Pozagalaktycznego byo szukanie nowych form ycia i potencjalnych istot wadajcych Moc poza naszymi granicami. Takie byo uzasadnienie pierwotnej wersji wniosku. - Nie ma powodu, aby nie zrobi i jednego, i drugiego - z uporem mrukn Cbaoth. - Jeli o tym mowa, wydawao mi si, e dooenie misji zada zwizanych z bezpieczestwem sprawi, e bdzie bardziej strawna dla senatu. Palpatine pokrci gow. Jego siwa czupryna zalnia w wietle padajcym od okna za jego plecami. Lorana pamitaa czasy, kiedy te wosy miay barw brzow, ze ladem siwizny jedynie na skroniach. Teraz, po piciu latach dwigania na barkach ciaru rzdzenia Republik, brz prawie znik. - Przykro mi, mistrzu Cbaoth - odezwa si kanclerz. - Jeli zdoasz przekona senat do zniesienia ci Uwaszczenia, z przyjemnoci ci popr. Na razie jednak nie mog zrobi nic wicej. - Chyba e - wtrci Doriana - mistrz Cbaoth potrafi co zaradzi na sytuacj u Bartokw.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Nie mog zrobi nic wicej - powtrzy Palpatine, rzucajc asystentowi ostrzegawcze spojrzenie. - W kadym razie rada raczej nie wyle mistrza do sektora Marcol, skoro tutaj jest tyle pilniejszych spraw do zaatwienia. - Zaraz, zaraz - zagrzmia Cbaoth. - Na czym polega problem? - Nawet nie ma o czym mwi - niechtnie odpowiedzia Palpatine. - Trwa drobny spr pomidzy Sojuszem Korporacyjnym a jednym z regionalnych rzdw Barloka, dotyczcy praw grniczych. Ci dwaj Brolfi, z ktrymi si mine, wanie przedstawili problem i poprosili o pomoc przy negocjacji ukadu. - A pan natychmiast pomyla o mnie? - oschle spyta Cbaoth. - Czy mam czu si zaszczycony? - Prosz, mistrzu Cbaoth - agodzi z umiechem Palpatine. - Mam ju na Coruscant zbyt wielu wrogw. Nie chc powiksza ich liczby. - Wic zawrzyjmy umow - zaproponowa Cbaoth. - Jeli rozwi za pana ten problem, czy nakae pan Uwaszczeniom zwrcenie Lotowi Pozagalaktycznemu penych funduszy? Lorana niepewnie poruszya si w fotelu. Odnosia wraenie, e jest wiadkiem powtrki z poktnych ukadw, ktre korodoway nieuchronnie cay wymiar sprawiedliwoci Republiki. Nie miaa jednak zwierzy si z tego Cbaothowi, a ju z pewnoci nie w obecnoci Palpatinea czyjego asystenta. - Nie mog nic obieca - ostronie odpar Palpatine. - Z pewnoci nie w przypadku senatu. Ale ja wierz w Lot Pozagalaktyczny, mistrzu Cbaoth. Zrobi wszystko, co w mojej mocy, aby pomc ci zrealizowa to marzenie. Cbaoth milcza przez dusz chwil i znw Lorana wyczua napicie pomidzy obu mczyznami. Wreszcie mistrz Jedi skin gow. - Doskonale, kanclerzu Palpatine - rzek, wstajc. - Jeszcze dzisiaj wyruszamy na Barlok. Wycelowa palec w Palpatinea. - Prosz tylko dopilnowa, ebym po powrocie mia ju swoje fundusze. I moich kolonistw. - Zrobi, co si tylko da - obieca Palpatine z lekkim umieszkiem. - ycz miego dnia, mistrzu Cbaoth... padawanko Jinzler. Lorana odczekaa, a opuszcz gabinet i wyj dana korytarz. Dopiero wtedy odwaya si przemwi. - Co rozumiesz przez obietnic, e dzisiaj ruszamy na Barlok? - zapytaa. - Czy rada nie musi zatwierdza takich decyzji? - Nie przejmuj si rad - ostro odpar Cbaoth. - Tam, w biurze Palpatinea, ustpia z drogi tym Brolfim. Lorana poczua ucisk w gardle. - Nie chciaam ich potrci. - Nie musiaaby - odparowa. - Dobrze oceniem odlego pomidzy nimi. aden z nich nie musiaby ustpowa nam miejsca.

28 - Ale ustpili - zauwaya Lorana. - Dlatego, e sami tego chcieli, po prostu z szacunku - powiedzia mistrz. - Zrozum, moja moda padawanko, pewnego dnia zostaniesz Jedi z ca potg i odpowiedzialnoci, jakie si z tym cz. Nie zapominaj nigdy, e to my utrzymujemy w caoci Republik... Nie Palpatine, nie senat, nie biurokracja, a ju na pewno nie te ograniczone istoty, ktre nie potrafi przey dnia, eby nie woa Coruscant na pomoc. Musz nauczy si nam ufa... a zanim nadejdzie zaufanie, musi pojawi si szacunek. Rozumiesz? - Rozumiem, e chcemy, aby nas szanowali - z wahaniem odpara Lorana. - Ale czy musz si te nas ba? - Szacunek i obawa s jak dwie strony tej samej monety - wyjani Cbaoth. - Przestrzegajcy prawa obywatele trzymaj monet jedn stron do gry, wszyscy inni za ukazuj drug jej powierzchni - unis palec. - Ale adnej z tych grup nie moesz okaza saboci i niezdecydowania. Nigdy. Opuci do i postuka o rkoje miecza wietlnego zatknit za pas. - S chwile, kiedy pragniesz, aby twoja tosamo pozostaa nieznana; ukrywasz wtedy miecz wietlny i wszelkie lady tego, kim jeste. Kiedy jednak podrujesz oficjalnie jako Jedi, musisz si zachowywa jak Jedi. Zawsze. Rozumiesz? - Tak, mistrzu Cbaoth - odpara Lorana, nieco mijajc si z prawd. Z pewnoci rozumiaa sowa, ale taka postawa mistrza bya dla niej do niepojta. Przez chwil Cbaoth przyglda si uwanie padawance, jakby wyczuwajc nieszczero. Ku jej wielkiej uldze odwrci si jednak, nie pytajc o nic wicej. - A wic wszystko jasne - rzek. - Pjd do wityni porozmawia z rad. Ty tymczasem skontaktujesz si z portem kosmicznym i zaatwisz dla nas transport do systemu Barlok. Kiedy skoczysz, spakuj si. - Na jak dugo? - A jak mylisz, ile moe trwa rozstrzygnicie zwykego sporu o prawo do kopalin? - zbeszta j Cbaoth. - Czas podry plus trzy dni standardowe. Zaatwi to w mgnieniu oka. - Tak, mistrzu - wymamrotaa Lorana. - A potem - cign Cbaoth pgosem - zajmiemy si mistrzem Yod i jego bezsensownymi lkami. Przyspieszy kroku i znikn w gbi korytarza. Lorana zatrzymaa si, obserwujc, jak posacy i urzdnicy krztajcy si za wasnymi sprawami ustpuj w przejciu wysokiemu, siwowosemu mistrzowi Jedi. Cbaoth nawet nie zwolni, jakby oczekiwa, e wszyscy bd schodzi mu z drogi. Kiedy podrujesz jako Jedi, musisz zachowywa si jak Jedi. Westchna. Wydawao jej si, e to wewntrzne przekonanie o wyszoci Jedi nad innymi istotami jest z gruntu niesprawiedliwe. A przecie Cbaoth przez wiele lat ciko pracowa na swoj potg, sigajc gboko w tajemnice i subtelnoci Mocy. Lorana z kolei bya mod padawank, ktra zaledwie postawia stop na wasnej ciece. Nie miaa prawa sprzeciwia mu si ani w tej sprawie, ani w adnej innej.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Tak czy owak, mistrz wyda jej rozkaz, a wic musiaa go wypeni. Stana pod cian korytarza i wyja komunikator. Ju miaa wezwa suby transportowe wityni Jedi, kiedy po drugiej stronie korytarza zauwaya znajom twarz. A za dobrze znajom. Znieruchomiaa i wstrzymaa oddech. Oczy, umys i zmysy Jedi skierowaa ku temu mczynie poprzez dzielcy ich tum. Widziaa go ju wiele razy. Przez kilka ostatnich lat spotykaa go w rnych miejscach, zwykle publicznie, w senacie, ale czasem i gdzie indziej. By mody, pewnie rok lub dwa modszy od niej, niewysoki, przecitnie zbudowany, o krtko ostrzyonych ciemnych wosach i dziwnym wyrazie goryczy wok zacinitych ust. Nigdy nie znalaz si do blisko niej, aby moga dostrzec, jakiego koloru ma oczy, ale wydawao jej si, e s rwnie ciemne jak wosy. I za kadym razem, kiedy si na niego natkna, miaa nieodparte wraenie, e j obserwuje. Teraz take przyglda jej si ktem oka, udajc, e co robi przy otwartym panelu okablowania. Czsto widywaa go przy naprawie paneli lub robotw, ale nigdy nie zdoaa si zorientowa, czy rzeczywicie pracuje, czy te traktuje to jedynie jako pretekst, aby krci si po okolicy. Z pocztku uznaa, e to zbieg okolicznoci. Nawet teraz nie miaa dowodu na co innego. Wiedziaa tylko, e w miar jak jej umiejtnoci Jedi rosy, potrafia sign ku niemu nawet przez zatoczony korytarz i wyczu jego umys. Wanie to zrobia - i wyczua niezmienn, cich, kipic uraz, t sam co zawsze. Uraz, frustracj i gniew. Skierowane na ni. Czyby to by kto, kogo skrzywdzia albo urazia w przeszoci tak odlegej, e sama nawet nie pamitaa? Ale przecie od wczesnego dziecistwa mieszkaa w wityni Jedi. Moe to jeden z cywilnych pracownikw wityni? Gdyby jednak jej instruktorzy wyczuli z jego strony jakie zagroenie, z pewnoci by interweniowali... Mczyzna spojrza w jej kierunku. A potem rozmylnie powoli odwrci si do niej plecami, ca uwag skupiajc na okablowaniu. Lorana obserwowaa jego prac, walczc z wirem sprzecznych uczu. Czy powinna podej i dowiedzie si, co ten mody czowiek ma jej za ze? A moe by najpierw uda si do archiww senatu i sprawdzi, czy uda si odkry jego tosamo? Moe lepiej powstrzyma si od konfrontacji, dopki nie pozna wicej faktw? A moe w ogle da sobie spokj i przyj, e te spotkania byy wycznie przypadkowe, a gniew mczyzny skierowany jest oglnie przeciwko Jedi? Prbowaa si zdecydowa, kiedy zamkn panel, zebra narzdzia i odszed wielkimi krokami. Skrcajc za rg obejrza si raz jeszcze i znik. Nie ma emocji, jest spokj. Sowa te wpajano Loranie od najwczeniejszych lat w wityni, a ona z caych si staraa si y zgodnie z nimi. Wiedziaa jednak, e dopki zagadka tego mczyzny pozostanie nierozwizana, nie zazna cakowitego spokoju. Wiedziaa te, e to nie pora na takie rozwaania. Odetchna gboko, uniosa komunikator do ust i wezwaa port kosmiczny.

30 Kiedy drzwi zamkny si za dwjk Jedi, Kinman Doriana sta ze wzrokiem wbitym w miejsce, gdzie byli jeszcze przed chwil, i czu w ustach gorzki smak. Wszystkich Jedi uwaa za pompatycznych gupcw, aroganckich i obrzydliwie pewnych siebie, ale nawet w tym towarzystwie Jorus Cbaoth zdecydowanie si wyrnia. In minus, rzecz jasna. - Naprawd go nie lubisz, co? - agodnie spyta Palpatine. Doriana ostronie zmieni wyraz twarzy na bardziej obojtny, po czym spojrza na kanclerza. - Przykro mi, sir - odrzek. I mwi szczerze. Niewane, co czu; pozwolenie sobie na okazanie jakichkolwiek emocji byo bdem politycznym. Zwaszcza w przypadku Jedi. - Wydaje mi si po prostu, e teraz, kiedy Republik nka tyle innych problemw, taki wielki projekt badawczo-kolonizacyjny powinien znale si na samym dole listy priorytetw. A mistrz Cbaoth nalega, aby pan zaj si tym osobicie... - Cierpliwoci, Kinmanie - uspokajajco przerwa mu Palpatine. - Musisz nauczy si pozwala ludziom na rne namitnoci. Lot Pozagalaktyczny naley do mistrza Cbaotha. Spojrza wymownie w kierunku drzwi. - Poza tym nawet jeli nie znajd tam nic naprawd wartociowego, sama wie o takiej wyprawie rozbudzi wyobrani ludzi w caej Republice. - Jeli kiedykolwiek podadz to do publicznej wiadomoci - zastrzeg Doriana. - Jeli dobrze syszaem, rada Jedi utrzymuje cay projekt w najgbszej tajemnicy. Palpatine wzruszy ramionami. - Jestem pewien, e maj swoje powody. - Moliwe. - Doriana zawaha si lekko. - W kadym razie chciabym przeprosi za moj gwatown reakcj. - Nie przejmuj si tym - zapewni go Palpatine. - Waciwie to by cakiem niezy pomys. Mistrz Cbaoth jest naprawd dobry w medytacjach, a to mu si przyda na Barloku. Powinienem by sam na to wpa. Rozemia si cicho. - Jeli mam by cakiem szczery, bd bardzo szczliwy, jeli mistrz wyniesie si z Coruscant na kilka tygodni. To da mi czas na przekonanie Komitetu Uwaszczeniowego, aby przywrci fundusze na Lot Pozagalaktyczny. - A czy znajdzie pan sposb, by przekona rad, eby przydzielia mistrzowi Cbaothowi tylu Jedi, ilu zechce? - No nie, z tym nic nie mog zrobi - mrukn Palpatine. - Jeli Cbaoth chce wicej Jedi, sam musi przekona Yod i Windu. - Takjest, sir - powiedzia subicie Doriana. - No c... moe poradzi sobie na Barloku tak dobrze, e nie bd mieli innego wyjcia, jak tylko ustpi. - Albo poddadz si, byle tylko si od nich odczepi - oschle skomentowa Palpatine. - Mczy ich tak samo jak mnie. W kadym razie ta cz sprawy jest teraz w rkach Cbaotha. A skoro ju o tym mowa, kiedy ty sam wybierasz si w podr? - Dzisiaj wieczorem - odpar Doriana. - Mam zarezerwowany statek, wszystkie niezbdne dokumenty i pliki s przygotowane i spakowane. Musz tylko po pracy wstpi do mieszkania spakowa troch

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

rzeczy osobistych... i ju mog jecha. - Doskonale - ucieszy si Palpatine. - Moesz waciwie ju i. Nie bd niczego od ciebie potrzebowa. - Dzikuj, sir - skoni si Doriana. - Poinformuj pana o wszystkim, co bdzie si dziao na spotkaniach. - Bardzo prosz. - Palpatine unis brwi. - I nie zapominaj, e masz te dane dostarczy osobicie gubernatorowi Caulfmarowi. - Tak, czytaem raporty - skin gow Doriana. - Jeli zd ze wszystkim, zostanie mi jeszcze jeden dzie, aby troch powszy i sprawdzi, czy nie zidentyfikuj zdrajcy w wewntrznych krgach. Oczywicie, jeli pan pozwoli. - Pozwalam - zgodzi si Palpatine. - Ale bd ostrony. Kr plotki, e w tym sektorze narasta niezadowolenie. - Wszdzie kr takie plotki - potwierdzi Doriana. - Nic mi nie bdzie. - Mam nadziej - odrzek Palpatine. - Ale i tak uwaaj... i wracaj szybko. Do mieszkania Doriany w Wieach Apartamentowych Trzeciego Krgu w kompleksie senackim byo zaledwie dwadziecia minut jazdy takswk powietrzn. Doriana podzieli ten czas pomidzy notatnik i komunikator, sprawdzajc plany podry i dogrywajc szczegy. Takswka wysadzia go na ldowisku przynalenym do dwiecie czterdziestego smego pitra, musia zatem zjecha wind dziesi piter w d. Otworzy mieszkanie, wszed, po czym zamkn drzwi i wczy tryb prywatnoci. Powiedzia Palpatineowi, e musi si spakowa. W istocie by spakowany ju dawno, a jego baga spoczywa rwniutko uoony w wejciu do salonu. Min go i podszed do biurka w kcie. Spod podwjnego dna dolnej szuflady po prawej stronie wyj holoprojektor i podczy go do komputera. Kod zabezpieczenia dostpu by prosty, skada si z dwunastu liter i osiemnastu cyfr. Wprowadzi go, wzi do rki notatnik, rozpar si w fotelu i czeka. Jak zwykle nie musia czeka dugo. Po zaledwie trzech minutach nad holoprojektorem pojawi si mcy obraz zakapturzonej twarzy Dartha Sidiousa. - Raport - zada chrapliwym gosem. - Mistrz Jedi Cbaoth jedzie na Barlok, mj panie - zameldowa Doriana. - Zalenie od tego, jaki transport uda mu si zaatwi, moe by tam za trzy do szeciu dni. - Doskonale - odpar Sidious. - Nie sprawi ci kopotu, eby go wyprzedzi? - adnego, mj panie - zapewni go Doriana. - Mj kurier jest szybszy od wszystkich pojazdw Jedi. Poza tym on bdzie musia jeszcze zatrzyma si w wityni i uzyska oficjalne zezwolenie, a ja mog jecha od razu. Wszystko mam przygotowane. - C, Jedi spotka si z naprawd gorcym powitaniem - rzek Sidious, unoszc kciki ust w penym satysfakcji umiechu. - A co z kanclerzem Palpatineem? Jeste pewien, e nie zauway tej maej wycieczki?

32 - Wprowadziem do mojego planu odpowiedni luz - zapewni go Doriana. - Mog spdzi na Barloku a trzy dni, wic si nie spni. Jeli si okae, e wszystko potrwa duej, mam w planie par wymwek, ktre mog zaatwi przez konferencj na Holo-Necie. Mog to zrobi z Barloka lub skdkolwiek po drodze, nie docierajc do tych systemw. - Doskonale, jak zwykle - pochwali Sidious. - Mam wiele sug, Doriana, ale mao jest tak sprytnych i subtelnych jak ty. - Dzikuj, mj panie - skoni si Doriana, czujc, jak ogarnia go przyjemne ciepo. Darth Sidious, Mroczny Wadca Sithw, nie by czowiekiem skorym do prawienia komplementw. - Usunicie z naszej drogi Jorusa Cbaotha bdzie prawdziw przyjemnoci - cign Sidious. - Istotnie wszystko odbywa si zgodnie z planem. - Tak, mj panie - skoni si Doriana. - Zgosz si, gdy tylko zwyciymy. - Dopilnuj tylko, abymy rzeczywicie zwyciyli - rzek Sidious z lekk nut ostrzeenia w gosie. Doriana poczu, e zimny dreszcz rozprasza resztki ciepa z niedawnej pochway. - Wracaj do pracy, przyjacielu. - Takjest, panie. Obraz znik. Doriana zgasi holoprojektor, odczy go od komputera i woy z powrotem do skrytki. Potem wsun notatnik do kieszeni i ruszy w kierunku bagau. Tak, gdyby zawid lorda Sithw, kara byaby zapewne dotkliwa. Prawie rwnie dotkliwa jak ta, ktra grozia mu, gdyby kanclerz Palpatine si dowiedzia, e ma zdrajc we wasnym otoczeniu. Tego by pewien. Ale jeli nawet cena poraki moga by wysoka, nagroda za sukces bdzie jeszcze wysza. Apartament Doriany, jego pozycja, dyskretna, ale daleko sigajca wadza byy tego dowodem. W jego przekonaniu gra warta bya wieczki. A poza tym bardzo lubi gra. Wyj komunikator i wezwa takswk do portu kosmicznego. Zebra bagae i ruszy w kierunku turbowindy. Drzwi sali rady Jedi rozsuny si. - Wej - zawoa mistrz Jedi Mace Windu. Obi-Wan wyprostowa si i przekroczy prg, zastanawiajc si, o co tu waciwie chodzi. I stan jak wryty, z zaskoczenia marszczc czoo. Kto, kto zosta wezwany przez rad Jedi do gwnej sali, spodziewa si, e zastanie tam ca rad. Pomieszczenie jednak byo puste, jeli nie liczy Windu, spogldajcego przez okno na miejski pejza. - Dobrze zrozumiae, wanie tu miae si stawi - rzek Windu. Odwrci si i powita Obi-Wana bladym umiechem. - Musz z tob pomwi. - Oczywicie, mistrzu Windu - odpar Obi-Wan, ze zmarszczonym wci czoem podchodzc do mistrza - Czy znw chodzi o Anakina?

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Dlaczego? - Windu pytajco unis brwi. - Co znowu przeskroba mody Skywalker? - Nic - pospiesznie zapewni go Obi-Wan. - A przynajmniej nic wielkiego. Ale wiesz, jacy s czternastoletni padawani. - Silni, zadziorni i zdumiewajco naiwni - podsumowa Windu z umiechem. - ycz ci szczcia z tym padawanem. Obi-Wan wzruszy ramionami. - Jeli taka rzecz jak szczcie w ogle istnieje. - Wiesz, co mam na myli - odpar Windu i znw odwrci si do okna. - Powiedz, syszae kiedy o projekcie zwanym Lot Pozagalaktyczny? Obi-Wan poszuka w pamici. - Raczej nie. - Zosta nam przedstawiony jako misja kolonizacyjna i badawcza - wyjani Windu. - Sze dreadnaughtw, poczonych wok centralnego magazynu sprztu i zapasw. Cao ma by wysana do Nieznanych Rejonw, a stamtd do innej galaktyki. Obi-Wan zamruga nerwowo. Do innej galaktyki? - Nie syszaem nic na ten temat. Kiedy miaoby to nastpi? - Waciwie projekt jest prawie gotowy - wyzna Windu. - Jeszcze tylko ostatni monta i drobne sprzeczki na temat listy pasaerw. - Kto si tym zajmuje? Senat? - Nominalnie by to plan rady - wyjani Windu. - Ale gwn si napdow jest mistrz Cbaoth. - Jorus Cbaoth, mistrz konferencji prasowych? - zdziwi si Obi-Wan. - Wic czemu projekt nie dotar do wiadomoci Holo-Netu? Nie do wiary. - Nie powiniene tak mwi o mistrzu Jedi - zgani go agodnie Windu. - A myl si? Windu ledwie dostrzegalnie wzruszy ramionami. - Fakty s takie, e wszyscy zwizani z Lotem Pozagalaktycznym maj swoje racje, aby ukrywa projekt przed opini publiczn - wyjani. - Kanclerz Palpatine obawia si, e taka strata czasu i pienidzy w obliczu innych problemw, jakie teraz przeywa Republika, moe okaza si nie do przyjcia. Tak samo myli senat, ktry dostarczy dreadnaughtw do projektu. - Wyd wargi. - A co do rady... c, mielimy wasne powody. - Niech zgadn - rzek Obi-Wan. - Cbaoth ma nadziej, e dziki Lotowi Pozagalaktycznemu zdoa dowiedzie si, co si stao z Vergere. Windu spojrza na niego z lekkim zaskoczeniem. - No, no... chyba naprawd zaczynasz rozwija w sobie instynkty Jedi. - Chciabym tak sdzi - odpar Obi-Wan. - Ale to si waciwie nie liczy. Anakin i ja nigdy nie poznalimy do koca historii zniknicia Vergere. Nie bylimy w stanie przeledzi jej dalszych losw, kiedy po raz ostatni wybieralimy si w tamtym kierunku. Niewane, czego chce Cbaoth. Ja pragn si dowiedzie, co si z ni stao.

34 - Ostronie, Obi-Wanie - ostrzeg Windu. - Nie moesz pozwoli, aby kieroway tob emocje. Obi-Wan skoni gow. - Prosz o wybaczenie. - Emocje to nasz wrg - cign Windu. - Wszelkie emocje. I twoje, i mistrza Cbaotha. Obi-Wan zmarszczy brwi. - Uwaasz, e mistrz Cbaoth za mocno angauje si w projekt? - Jeli mam by szczery, nie wiem, co si z nim dzieje - niechtnie przyzna Win-

du. - Nalega, bymy wysali w Nieznane Regiony silny oddzia, ktry by odnalaz Vergere i sprowadzi z powrotem... i to jest w porzdku. Ale jednoczenie rozpowiada, e Republika znalaza si na krawdzi i e wspaniale byoby przenie najlepszych Jedi poza jej granice, osadzajc ich w nowych koloniach ulokowanych w Nieznanych Rejonach, gdzie polityka Coruscant nie bdzie w stanie ich dotkn. - Chyba nie masz zamiaru go posucha? - zaniepokoi si Obi-Wan. - I tak jest nas za mao. - Wikszo rady zgodziaby si z tob - odrzek Windu. - Niestety, wikszo uwaa te, e lad po Vergere ju dawno zagin i prawdopodobnie nie ma szans na jego odnalezienie. Z kolei ci, ktrzy wci jeszcze maj nadziej, przewanie uwaaj, e wystarczy wysa niewielk sond: co wikszego ni proponujesz, lecz znacznie mniejszego ni skala, jakiej domaga si Cbaoth - skrzywi si. - W rezultacie Cbaothjest praktycznie jedyn osob, ktra wci nalega na pen realizacj projektu Lotu Pozagalaktycznego. - Chcesz powiedzie, e moe jawnie sprzeciwi si radzie, jeli sprbujesz go odwoa? - A czemu nie? - odparowa Windu. Obi-Wan odwrci si do okna i przez chwil w sali panowaa cisza. - Wic czego waciwie oczekuje ode mnie rada? - zapyta wreszcie. - W tej chwili mistrz Cbaoth i jego padawanka Lorana Jinzler jad do portu kosmicznego - poinformowa Windu. - Widocznie kanclerz Palpatine wspomnia o jakich nieudanych negocjacjach na Barloku i Cbaoth przekona rad, eby posaa go tam na mediacje. - Czy to co powanego? - Owszem, dosy - zgodzi si Windu. - Sojusz Korporacyjny przeciwko lokalnemu rzdowi. A sam wiesz, e wszystko, co dotyczy wielkich graczy korporacyjnych, trafia od razu na pierwsze strony. - Tak - mrukn Obi-Wan. Negocjacje w zaawansowanej fazie, nic dziwnego, e Cbaoth ruszy w tym kierunku. - No to powiedz, czego ode mnie oczekujesz. Na policzku Windu drgn jeden misie. - Chcemy, eby pojecha na Barlok i mia go na oku. Obi-Wan otworzy usta.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

36

- Ja? - Rozumiem twoje wtpliwoci - powanie oznajmi Windu. - Ale jeste tutaj i do tego wolny. Poza tym, jeli dobrze pamitam, Skywalker cakiem niele si z nim dogadywa, kiedy si spotkali. Moe uda ci si zrobi z tego bajeczk o lekcji negocjacji w stylu Jedi. - Mylisz, e Cbaoth naprawd da si na to nabra? - prychn Obi-Wan. - Prawdopodobnie nie - zgodzi si Windu. - Ale jeli odmwisz, bdzie musia pojecha Yoda... albo ja. Uwaasz, e lepiej zareaguje, kiedy zobaczy jednego z nas? - Tu masz racj - westchn Obi-Wan. - W porzdku, pojad. I tak w tej chwili nie mam nic innego. Ale masz racj: Anakin rzeczywicie by pod wraeniem wadczego uporu Cbaotha. Moe odbierajc modzieczy hod bohatera, mistrz bdzie spokojniejszy. - Moe - odpar Windu. - W kadym razie, kiedy dobijecie ze Skywalkerem do portu, bdzie ju na was czeka statek. - Czy mamy tylko go obserwowa, czy chodzi o co wicej? - Nie, waciwie nie - zastanowi si Windu. Wyd wargi i wbi wzrok w przestrze. - Ale dzieje si co jeszcze. Co z samym Cbaothem, czego nie umiem do koca zdefiniowa. Jakie dziwne myli, ukryte plany albo... sam nie wiem co. - Dobrze - skin gow Obi-Wan. - Bd go obserwowa pod tym ktem. Windu obrzuci go smutnym, powanym spojrzeniem, ktre tak bardzo pasowao do mistrzw Jedi. - Bd cay czas w kontakcie - poleci.

ROZDZIA

4
Thrawn powiedzia Cardasowi, e baza znajduje si niedaleko miejsca, gdzie jego siy zadaniowe natkny si na owc Okazji. Nie wspomnia jednak, e podr potrwa prawie trzy standardowe dni. - Czas najwyszy - mrukn Quennto pod nosem. Caa trjka staa w tylnej czci mostka Springhawka i obserwowaa, jak grupa statkw zmienia formacj, eby przelecie mae pole asteroidw. - Zaraz si wciekn z nudw. - Zawsze moesz doczy do Maris i do mnie na lekcje jzyka - zaproponowa Cardas. - Komandor Thrawn to naprawd niezy kompan. - Nie, dzikuj - burkn Quennto. - Jeli chcecie pomaga potencjalnemu przeciwnikowi, to wasza sprawa, ale ja nie mam zamiaru. - Ci ludzie wcale nie zamierzaj by naszymi przeciwnikami - stanowczo zaprotestowaa Maris. - Pewnie sam by si o tym przekona, gdyby zada sobie trud poznania ich. Sbardzo uprzejmi i wyjtkowo cywilizowani. - Tak, jasne, Huttowie te maj cywilizacj, przynajmniej sami tak twierdz - odparowa Quennto. - Przykro mi, ale eby przekona mnie, e Chissowie s nieszkodliwi, potrzeba czego wicej ni dobrych manier. Cardas obruszy si w duchu. Od pierwszego dnia spdzonego na pokadzie, kiedy to zosta wykluczony z negocjacji, Quennto obrazi si na Chissw w ogle, a na Thrawna w szczeglnoci. Cardas i Maris razem i oddzielnie usiowali mu przemwi do rozumu, ale Quennto wola si dsa, ni myle rozsdnie i po kilku prbach Cardas skapitulowa. Maris prawdopodobnie te. Thrawn sta po drugiej stronie mostka, pochylajc si nad jednym z podwadnych,

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

w ktrym Cardas domyla si nawigatora. Widzc ich, komandor cofn si i zawrci, kierujc si w stron oczekujcych ludzi. - Spjrzcie tam - rzek, wskazujc palcem szeroki iluminator. - Ta dua, wolno obracajca si asteroida, to nasza baza. Cardas zmarszczy brwi. Asteroida wcale si obracaa, tylko koysaa, nie wykonujc penego obrotu. I nie chodzio tu o pseudograwitacj - Springhawk by dowodem, e Chissowie znali sztuczn grawitacj. Po co wic wybrali tak asteroid? Maris najwidoczniej zastanawiaa si nad tym samym. - Przez to koysanie trudno si zadokowa - mrukna. - Rzeczywicie, wymaga to sporych umiejtnoci - przyzna Thrawn, unoszc brwi niczym nauczyciel, ktry prbuje wydoby odpowied od grupy studentw. Cardas znw spojrza na asteroid. Czy Thrawn mg wymyli tak niebezpieczn procedur dokowania jako wiczenie szkoleniowe dla nowych rekrutw? Przecie atwiej i bezpieczniej byoby to zrobi na oddzielnej stacji szkoleniowej. Chyba e ta asteroida bya poligonem, a nie jego gwn baz. Z ca pewnoci, gdziekolwiek sign wzrokiem, nie byo wida wiate ani ladw budowli. Czy wanie takiego wniosku oczekiwa od nich Thrawn? I nagle Cardas zrozumia. - Na jednym kocu masz pasywn matryc czujnikw - odgad. - Dziki koysaniu obejmuje ona cay widnokrg zamiast jednego punktu. - Ale po co obraca ca asteroid? - zapytaa Maris z wyranym zaskoczeniem. - Nie mona byo tego zrobi z sam matryc? - Jasne, e mona - burkn Quennto. - Ale wtedy ruch na powierzchni mgby cign uwag nieprzyjaciela. A tak wszystko jest licznie, cicho i spokojnie, a do momentu, kiedy odstrzelicie im statki spod tykw. - Zasadniczo masz racj - odpar Thrawn. - Cho nie spodziewamy si, aby nieprzyjaciele wpadli z wizyt. Pomimo to lepiej zachowa ostrono. - A nam nie odstrzelilicie statku spod tyka - zauwaya Maris, stukajc palcem w pier Quennto dla lepszego efektu. Quennto spojrza na ni morderczym wzrokiem. Cardas wtrci szybko: - A wic jestemy teraz w przestrzeni Chissw? - Tak i nie - odpowiedzia Thrawn. - W tej chwili mamy tu tylko kilka grup do nadzoru i obserwacji, wic nie jest to reprezentatywny przykad prawdziwego systemu Chissw. Jednak druga planeta nadaje si do zamieszkania i w cigu kilku lat zostanie zapewne skolonizowana. W tej chwili oficjalnie znajduje si pod ochron i kontrol Dziewiciu Rodw Rzdzcych. - Mam nadziej, e nie bdziemy musieli zosta na otwarciu sezonu - wymamrota Quennto. - Oczywicie, e nie - zapewni go Thrawn. - Mwi wam o tym tylko dlatego, e moe zechcecie wrci tu pewnego dnia i

38 zobaczy, co zrobilimy z systemu Crusti. - Ju go nazwalicie? - zapytaa Maris. - Pierwsza grupa poszukiwawcza zawsze ma ten zaszczyt - wyjani Thrawn. - Nazwa Crustai jest zreszt akronimem... - Crahsystor Mitthrawnuruodo - zawoa nagle jaki Chiss z drugiego koca mostka. - Ris ficar tli claristae su farimlsroca. - Sa cras mi sout shisfla - ostro odpowiedzia Thrawn. Od razu ruszy w kierunku swojego fotela porodku centrum dowodzenia i zaj w nim miejsce - Hos michfalliare. - Co on powiedzia? - zapyta Quennto, chwytajc si najbliszego fotela dla zapania rwnowagi, bo Springhawk nagle ostro skrci w lewo i zacz nabiera prdkoci. - Co si dzieje? - Nie jestem pewien - odrzek Cardas, powtarzajc sobie w mylach sowa w obcym jzyku i prbujc uporzdkowa sufiksy i prefiksy. Gramatyka Chissw bya prosta i logiczna, stosunkowo atwa do przyswojenia, ale po zaledwie trzech dniach nauki nie zdy pozna zbyt wielu sw. - Jedyne rdzenie sw, jakie wychwyciem, to obcy i ucieczka. - Obcy? Ucieczka? - sykn Quennto przez zby, kiedy gwiazdy w iluminatorze rozpyny si w smugi. - Goni kogo, czy jak? - Jeeli, to niezbyt daleko - mrukna Maris. - Czy stae nie jest rdzeniem sowa blisko? - Chyba masz racj - zgodzi si Cardas. - Nie wiem, czy nie powinnimy wrci do naszych kwater. - Zostaniemy tutaj - stanowczo zdecydowa Quennto. - Widziaem, jak potraktowali jeden statek, ktry podszed zbyt blisko. Chc zobaczy, co zrobi z drugim. - Zaatwili Progg tylko dlatego, e strzeli pierwszy - zauwaya Maris. - Jasne - mrukn Quennto. - Moe i tak. Przez kilka nastpnych minut zaoga mostka krztaa si wok swoich stanowisk, a panujce milczenie przeryway jedynie pojedyncze komentarze. Cardas stwierdzi, e gapi si na ty gowy Thrawna, siedzcego nieruchomo w fotelu, i zastanawia si, czy bdzie mia odwag podej i zapyta, co si waciwie dzieje. Kilka sekund pniej by szczliwy, e tego nie zrobi. W mniej ni minut po wejciu w nadprzestrze nagle wyskoczyli znowu. - Ju? - mrukn Quennto z lekkim zdumieniem. - On zrobi mikroskok! - zawoa Cardas, ledwie dowierzajc wasnym obserwacjom. - Niemoliwe - upiera si Quennto. - Nie da si trafi w cian budynku senatu z... Nagle pokad przechyli si pod ich stopami, omal ich nie przewracajc. Cardas instynktownie chwyci Maris za rami jedn rk, a wystajcy kana kablowy drug, dziki czemu oboje utrzymali si na nogach.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

W tej samej chwili dwa mae statki migny przed iluminatorem, zalewajc Springhawka ogniem laserw i rakietami. - Zdaje si, e zrobili co lepszego ni trafienie w cian budynku senatu - wymamrota Cardas, kiedy pokad znw zadygota. - Chyba s dokadnie tam, gdzie chcieli si znale. - Wspaniale - zgrzytn zbami Quennto. - Ciesz si, e chocia oni trafili tam, gdzie chcieli. Drenie pokadu ustpio, kiedy atakujcy zeszli z optymalnego zasigu strzau, wic Cardas skupi si na ekranach. Wskaniki sugeroway, e atakujcych byo tylko trzech. Dwa myliwce wanie zataczay krg do kolejnego nalotu; jeden wikszy statek oczekiwa nieco dalej. W przeciwiestwie do myliwcw, dua jednostka wydawaa si kierowa poza stref walki. - Nadlatuj - poinformowa Quennto. Cardas wyjrza przez iluminator. Springhawk odwrci si, aby stawi czoo atakujcym. W oddali pojawiy si rozbyski, gdy piloci myliwcw zwikszyli moc silnikw. - Zapcie si czego! - ostrzeg, zaciskajc znowu rk na kanale kablowym. Maris zrobia to samo. Myliwce rozdzieliy si nadlatujc i z dwch stron ruszyy na swj cel, znw otwierajc ostrza. Po czym oba eksplodoway. - Heje! - zawoa Quennto. - A to co...? - Wybuchy - szepna Maris. - Jeden strza, a one po prostu wybuchy. - Nie zaczynaj na razie wiwatowa - ostrzeg Cardas. Springhawk oddala si od rosncej chmury odamkw i nabiera prdkoci. - Zosta jeszcze ten duy. Oszaamiajce wirowanie gwiazd ustao, gdy zakoczyli zwrot; teraz w dali wida byo rozarzony napd obcego statku. - Chyba nie bdziemy mie takiego szczcia, eby ten okaza si bezbronny. - Chissowie nie zaatakowaliby nieuzbrojonego statku - wtrcia Maris. - Czemu nie? - burkn Quennto. - Ja bym atakowa. Te myliwce zaatakoway pierwsze. To walka midzy uczciwymi przeciwnikami. - Chyba e jeden byby martwy - mrukn Cardas. Maris zadraa, ale nie odezwaa si. Obcy statek musia widzie, jak si zbliaj. W czasie, gdy Springhawk wchodzi w zasig ognia, odwrci si i wystrzeli wizk rakiet. Lasery Chissw bysny w odpowiedzi i rakiety wyparoway w p drogi. Wrg odpowiedzia, skrcajc o wier obrotu i wypuci kolejn salw. Ta rwnie zostaa zlikwidowana w bezpiecznej odlegoci. Po nich nadleciay dwie nastpne, obie zniszczone w drodze. - Dlaczego nie skacz w nadprzestrze? - zastanowia si Maris. - Chyba nie mog - odpar Cardas, wskazujc na jeden z ekranw taktycznych. - Zdaje si, e kto im odstrzeli hipernapd. - Kiedy? - zapyta Quennto, marszczc brwi.

40 - Nie pamitam, eby kto strzela, zanim myliwce zaatakoway. - Kto tam ju musia by, eby przekaza informacj - przypomnia mu Cardas. - Moe to on mia szczcie. Niezalenie od przyczyny, statek nie mia zamiaru si oddali. Springhawk nieustannie zmniejsza dystans. Po chwili Cardas mg ju stwierdzi, e jego pancerz pokryty jest niewielkimi, jajowatymi bblami, mniej wicej dwa na trzy metry. - Quennto, co to takiego? - zapyta. - Nie mam pojcia - odpar Quennto, wycigajc szyj. - Wygldaj jak mae kopuki obserwacyjne. Moe to cz systemu nawigacji? - Albo iluminatory kabin? - podsuna Maris nagle zdawionym gosem. - Czy to moe by liniowiec pasaerski? - Co? Z czterema stanowiskami wyrzutni rakietowych? - zdziwi si Quennto. - Nie ma mowy. Sternik Chissw ustawi Springhawka wzdu obcego statku, prawie bez wysiku kompensujc jego limacze prby odsunicia si, i przywar do jego pancerza. Rozlega si szybka seria stukw, w miar jak magnetyczne chwytaki przywieray do ofiary, po czym Thrawn nacisn klawisz na pulpicie. - Ch tra - zawoa. - Naprzd - przetumaczy Cardas. - Zdaje si, e wchodzimy na pokad. Komandor wsta z fotela i odwrci si do swoich goci. - Przepraszam - rzek, przechodzc na sy bisti. - Nie miaem zamiaru naraa was na niebezpieczestwo. Ale okazja sama wpada nam w rce i musiaem z niej skorzysta. - Nie szkodzi, komandorze - zapewni go Cardas. - Zdaje si, e nic takiego nam nie grozio. - Tak wyszo - odpar Thrawn. Podszed do rzdu szafek pod cian, otworzy jednz nich i wyj opancerzony kombinezon przestrzenny. - Wasze kwatery znajduj si zbyt blisko obszaru abordau, wic prosz, ebycie pozostali tutaj, dla bezpieczestwa. - Ty te idziesz? - zagadna Maris. - Dowodz tymi onierzami - wyjani Thrawn, wkadajc wprawnie kombinezon. - Do moich obowizkw naley dzieli z nimi zagroenie. Maris spojrzaa na Chissa. - Uwaaj na siebie - powiedziaa, lekko zakopotana. Thrawn umiechn si lekko. - Nie obawiaj si - rzek. Zamkn ostatnie uszczelnienie, wyj z szafki hem i potny karabin. - Ten statek prawdopodobnie ma bardzo ma zaog, a wojownicy Chissw s najlepsi w okolicy. Wkrtce wracam. Cardas zastanawia si, dlaczego czonkowie zaogi nie doczyli do Thrawna w grupie abordaowej, ktra haaliwie dziaaa na korytarzach. Wkrtce jednak okazao si, e nikt nie siedzia bezczynnie, kady by zajty wasnymi zadaniami. Dopiero jednak w chwili, kiedy bijatyka dobiegaa koca, Cardas ze strzpkw

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

rozmw zdoa odgadn, o co chodzio. Uywajc czujnikw Springhawka zaoga wspomagaa czonkw grupy abordaowej w ledzeniu nieprzyjacielskich onierzy, zarwno tych, ktrzy si ukrywali, jak i tych, ktrzy prbowali zastawia puapki. Atakujc obcy statek niczym pirat, komandor Thrawn wykorzystywa wszystkie moliwoci. Zabezpieczenie nieprzyjacielskiego statku zajo Chissom mniej ni godzin. Miny jednak kolejne dwie godziny, zanim jeden z onierzy przyby na mostek z poleceniem, aby sprowadzi ludzi na pokad. Cardas nie podrowa wiele, zanim zacign si na statek z Quennto i Maris. Ostatnio jednak kry gwnie po mniej cywilizowanych obszarach Republiki, wic wchodzc do tunelu abordaowego by przekonany, e jest w stanie znie kady widok, jaki znajdzie na drugim jego kocu. Myli si. Sam statek by ju do odraajcy. Cuchncy, brudny, wszdzie nosi lady wielokrotnych, pospiesznych i niestarannych napraw, a odr unoszcy si w korytarzach a krci w nosie. Co gorsza, na cianach i sklepieniach wida byo lady strzaw z miotaczy niczym wspomnienie krtkiej, ale gwatownej walki, ktra wanie dobiega koca. Ale najgorsze byy ciaa. Cardas widywa wczeniej zwoki, ale wycznie w dostojnych i eleganckich pozach na uroczystych pogrzebach. Nigdy dotd nie oglda trupw bezadnie rozrzuconych tam, gdzie dosiga ich bro Chissw, skrconych w groteskowych konwulsjach bolesnej agonii. Skrzywi si, kiedy wojownik Chissw poprowadzi ich pomidzy stertami cia; nie chcia na nie patrze, ale mimowolnie spoglda w d, eby na ktre nie nadepn. Mg tylko ywi desperack nadziej, e nie zwymiotuje, co by go kompletnie skompromitowao. - Spokojnie, may - usysza cichy gos Quennto, gdy mijali kolejne ciaa. - To tylko zwoki. Nic ci nie zrobi. - Wiem, wiem - burkn Cardas, ktem oka podejrzliwie spogldajc na Maris. Nawet ona, wraliwa arystokratka, radzia sobie lepiej od niego. Przed nimi otwary si drzwi i na korytarz wyszed Thrawn. Wci mia na sobie kombinezon, ale hem zwisa mu na przywieszce przy lewym biodrze. - Chodcie - zawoa, kiwajc na nich rk. - Co wam poka. No, ju prawie u celu. Cardas gboko zaczerpn tchu, skupi wzrok na poncych purpur oczach Thrawna i jako zdoa przebrn reszt drogi. - Co o tym mylicie? - zapyta Thrawn, kiedy dotarli do niego. Gestem wskaza korytarz. - Myl, e to jacy biedacy - zauwaya Maris spokojnie, ale z nut dezaprobaty. - Spjrzcie, jak tu wszystko jest poatane, eby w ogle chciao dziaa. To nie jest wojskowy okrt, a ju z pewnoci nie taki, ktry mgby stanowi zagroenie dla Chissw. - Zgadzam si - skin gow Thrawn i zwrci na ni gorejce oczy.

42 - Mwisz, e to ubodzy wdrowcy, tak? Wczdzy? - Albo uchodcy - odpara, a ton dezaprobaty w jej gosie jeszcze si pogbi. - A rakiety? - Zdaje si, e pasaerom niewiele pomogy, prawda? - Owszem, ale nie dlatego, e nie prbowali - odpar Thrawn i zwrci si ku Quennto. - A ty, kapitanie? Co zrozumiae z tego, co widzisz? - Nie wiem - spokojnie odpar Cjuennto. - I waciwie nic mnie to nie obchodzi. Oni strzelali pierwsi, prawda? Thrawn ledwie dostrzegalnie wzruszy ramionami. - Nie wiem - wyzna. - Jeden z posterunkw, ktre tu rozstawiem, przypadkiem znalaz si do blisko, aby odstrzeli im hipernapd. Cardas, a co ty o tym sdzisz? Cardas powid wzrokiem po zniszczonych, pokrytych plamami cianach. Nie uczy si zbyt pilnie, zanim uciek w przestrze, ale wiedzia tyle, e nauczyciel musi szuka odpowiedzi, dopki jej nie uzyska. Jaka jednak bya ta odpowied? Maris miaa racj: statek istotnie wyglda tak, jakby mia si zaraz rozlecie. Thrawn jednak te mia racj, wspominajc o rakietach. Czy uchodcy mogli mie tak bro? I nagle dozna objawienia. Spojrza na najblisze ciao i szybko oszacowa jego wzrost i zasig koczyn. Przenis wzrok na ciany i na Thrawna. - To nie oni dokonywali tych napraw, prawda? - Ciepo, ciepo - pochwali Thrawn, umiechajc si blado. - Nie, nie oni. - Co masz na myli? - zmarszczy brwi Quennto. - Ci obcy s wysocy - wyjani Cardas, wskazujc na cian. - Zobacz tu... i tu. Sposb nakadania uszczelniacza wyranie si zmienia. Ktokolwiek to zrobi, musia wzi drabin lub rusztowanie repulsorowe, eby dokoczy prac. - A zatem ten robotnik by znacznie niszy od czonkw zaogi tego statku. - Thrawn spojrza znowu na Maris. - Jak susznie wywnioskowaa, statek istotnie by wielokrotnie naprawiany, ale nie przez swoich wacicieli. Usta Maris zacisny si w wsk lini, a wzrok stwardnia, kiedy spojrzaa na martwe ciaa. - Handlarze niewolnikw. - Istotnie - odpar Thrawn. - Wci jeste na mnie za, e ich zabiem? Maris oblaa si rumiecem. - Przepraszam. - Rozumiem ci. - Thrawn lekko unis brwi. - Wy z Republiki rwnie nie popieracie niewolnictwa, prawda? - Nie, oczywicie, e nie - pospiesznie zapewnia go Maris. - Cikie prace wykonuj za nas roboty - doda Cardas. - Co to s roboty? - To mechaniczni robotnicy, ktrzy potrafi samodzielnie myle i dziaa - wyja-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ni Cardas. - Sami te pewnie macie co podobnego. - Wanie e nie mamy - wyjani Thrawn, uwanie obserwujc Cardsa. - Nie ma ich te adna z obcych kultur, jakie poznalimy. Moesz mi pokaza, jak to wyglda? Quennto chrzkn ostrzegawczo za plecami Maris. - Nie zabralimy adnego w t podr - odpar Cardas, ignorujc mroczne spojrzenie kapitana. Quennto wielokrotnie ostrzega go przed dyskutowaniem z Chissami na temat poziomu technologicznego Republiki. Cardas uzna jednak, e nic zego nie robi. A poza tym Thrawn z pewnoci widzia ju zapisy z pokadu owcy Okazji, gdzie mg sobie obejrze kilka typw robotw w dziaaniu. - Szkoda - zmartwi si Thrawn. - Ale... skoro w Republice nie istnieje niewolnictwo, skd znacie to pojcie? Cardas skrzywi si lekko. - Poznalimy par kultur, gdzie ono istnieje - przyzna niechtnie. - A wy na to pozwalacie? - Republika nie ma wielkiego wpywu na systemy, ktre nie s jej czonkami - niecierpliwie wtrci Quennto. - Suchajcie, skoczylimy ju tutaj? - Nie cakiem - odpar Thrawn, wskazujc na drzwi, z ktrych wyszed. - Chodcie popatrze. Kolejne trupy? Postanowiwszy nie zemdle, nawet gdyby cae pomieszczenie po sufit byo wypenione zwokami, Cardas ruszy za komandorem. I stan jak wryty, otwierajc usta ze zdumienia. Sala bya nadspodziewanie wielka, a jej wysoko wskazywaa, e przechodzi co najmniej przez dwa pokady statku. Tyle e nie byo tu adnych zwok. Za to peno skarbw. Skarbw rnego rodzaju. Byy tu stosy sztabek drogich metali o rnych kolorach i fakturze, starannie poukadanych w siatkach przyspieszeniowych. Stay rzdy pojemnikw, niektre wypenione monetami lub wielobarwnymi klejnotami, inne pene prostoktnych paczuszek, ktre mogy zawiera ywno, przyprawy lub podzespoy. Kilka cikich szaf pod cian kryo zapewne przedmioty zbyt kuszce, aby pozostawia je w zasigu rki niewolnikw, a moe nawet i samej zaogi. A do tego dziea sztuki: paskorzeby, rzeby, obrazy w najrniejszych stylach, ktrych Cardas nie umia nawet zidentyfikowa. Wikszo zrzucono na jeden stos, ale dostrzeg te kilka sztuk walajcych si po pomieszczeniu, jakby ci, ktrzy je przynieli, nie wiedzieli, e to co cennego, albo nie obchodzio ich to. Za plecami usysza gone westchnienie Quennto i Maris na widok tego skarbca. - Co to takiego, do wszystkich...? - szepna Maris. - Statek skarbiec, wiozcy upy z wielu wiatw - wyjani Thrawn, wchodzc za nimi. - Waciciele byli nie tylko handlarzami niewolnikw, ale take piratami i rabusiami. Cardas z wysikiem oderwa oczy od skarbu i skupi wzrok na Thrawnie.

44 - Mwisz tak, jakby ich zna. - Tylko z reputacji - odpar Thrawn, a jego agodny gos kontrastowa z twardym wyrazem twarzy, kiedy obejmowa wzrokiem pomieszczenie. - Przynajmniej do teraz. - Polowae na nich? Na czole Thrawna pojawia si lekka zmarszczka. - Oczywicie, e nie - odpar. - Vagaari nie atakowali dotd Dynastii Chissw. Dlatego nie mamy powodw, eby ich ciga. - Ale wiesz, kim s - mrukn Quennto. - Jak powiedziaem, znam ich z reputacji - przypomnia Thrawn. - Krcili si w tym rejonie przestrzeni co najmniej przez ostatnie dziesi lat, napadajc przede wszystkim na sabe i prymitywne technologicznie rasy. - A ci niewolnicy? - zapytaa Maris. - Wiesz co na ich temat? Thrawn pokrci gow. - Nie znalelimy nikogo na pokadzie tego statku. Sdzc z tego i z zawartoci skarbca, wanie wracali do bazy. - A najpierw wyadowali niewolnikw, eby si nie dowiedzieli, gdzie jest ta baza? - podsun Cardas. - Wanie - potwierdzi Thrawn. - Liczebno zaogi jest mniejsza, ni mona by si byo spodziewa po statku tej wielkoci. Wskazuje to, e nie spodziewali si problemw i zamierzali wraca prosto do domu. - Wanie, wtedy na mostku wspomniae, e maj za ma zaog - powiedzia Cardas. - Skd wiedziae? - Wydedukowaem to z faktu, e ich obrona bya spniona i w wikszoci nieskuteczna - odpar Thrawn. - Ograniczyli si do wypuszczenia rakiet, chocia wszystkie spotka ten sam los. Widzielicie zreszt sami. W peni obsadzony statek, ze strzelcami na stanowiskach, zmieniaby sposb ostrzau. Widocznie spodziewali si, e ich eskorta zaatwi za nich ca walk, jeli bdzie trzeba. - No to si troch pomylili - mrukn Quennto. - Miae nad nimi przewag od samego pocztku. - Trudno to nazwa przewag - sprzeciwi si Thrawn. - Po prostu zauwayem, e w obu atakach salwa z laserw poprzedzaa rakiety w sposb wyrany i przewidywalny. Kiedy przypucili trzeci atak, miaem wic szans wystrzeli w tej samej chwili, gdy otworzyy si drzwiczki wyrzutni. Zdetonowaem ich rakiety, zanim wyleciay. Myliwce tej wielkoci nigdy nie miay na tyle mocnego pancerza, by wytrzyma tak siln wewntrzn eksplozj. - Widzisz, Quennto? - ostro zapyta Cardas. - Nic w tym niezwykego. Usta Quennto drgny lekko. - Tak - rzek. - Masz racj. - I co teraz? - zapytaa Maris.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

46

- Zabior statek do Crustai na dalsze badania. - Thrawn obrzuci sal ostatnim spojrzeniem, po czym ruszy w kierunku wyjcia. - Mam pytanie - wtrci Quennto. - Powiedziae Cardasowi, e dasz nam ekstra dodatek, jako zapat za uczenie ci basica, tak? - Niedokadnie tak si wyraziem - odpar Thrawn. - Ale zasadniczo o to chodzio. - I im duej zostaniemy, tym wikszy bdzie ten... dodatek, tak? Thrawn umiechn si blado. - To moliwe. Ale mylaem, e si spieszycie do domu. - Nie, nie, wcale nam si nie spieszy - zapewni go Quennto, akomym wzrokiem poerajc skarbiec. Cardas zauway, e jego poprzednia niecierpliwo znika bez ladu. - Wcale a wcale.

ROZDZIA

5
- Szybciej, padawanko - kwano rzuci Cbaoth, odwracajc si, by rzuci jej srogie spojrzenie. - Strasznie si wleczesz. - Tak, mistrzu Cbaoth - odpara Lorana, przyspieszajc kroku. Liczya na to, e zdoa przepchn si przez poranne tumy wypeniajce targ, nie potrcajc nikogo. Do tej pory wdrujcym po targowisku Brolfom udawao si schodzi Cbaothowi z drogi, ktry maszerowa przez sam rodek ciby; c, mistrza trudno byoby przegapi. Niestety, padawanka nie szczycia si rwnie imponujc prezencj i ju par razy omal kogo nie przewrcia. Najgorsze byo to, e wcale nie musieli si a tak spieszy - wci mieli mnstwo czasu do rozpoczcia negocjacji. Tyle e Cbaoth po prostu by wcieky: wcieky na upartych negocjatorw - Brolfw, wcieky na rwnie upartych przedstawicieli Sojuszu Korporacyjnego, a jeszcze bardziej na beztroskich prawnikw, ktrzy przygotowali kontrakt dotyczcy praw do mineraw, pozostawiajc cae mnstwo spraw do swobodnej interpretacji. A im bardziej wcieky by Cbaoth, tym szybciej szed. Na szczcie Moc bya z Loran, wic dotara do koca tej czci rynku, nie zabijajc nikogo, po czym skrcia w jedn z szerokich promenad, ktre dzieliy targowisko na czci. Jeszcze jeden segment i znajd si na szerokich schodach wiodcych do zachodniej bramy centrum administracyjnego miasta, gdzie wkrtce na nowo rozpoczn si negocjacje. Na nieszczcie Cbaoth zareagowa na otwart przestrze dalszym przyspieszeniem kroku. Lorana skrzywia si i zwikszya tempo, starajc si jednak nie biec; wiedziaa, e to by spowodowao natychmiastow nagan za to, e brak jej dystynkcji i e to nie przystoi Jedi. I nagle, bez ostrzeenia, Cbaoth stan jak wryty. - Co jest? - zapytaa Lorana, sigajc ku niemu Moc. Przystana obok. Nie wyczuwaa zagroenia ani niebezpieczestwa, a jedynie nagy wzrost poziomu irytacji

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Cbaotha. - Co si dzieje, mistrzu Cbaoth? - Jakie to typowe - warkn, a jego wosy i broda zaszeleciy na materiale szaty, kiedy odwraca gow. - Nerwowi i nieufni, jeden w drugiego. Chod, padawanko. Ruszy w kierunku prawej czci rynku. Lorana szybko podya za nim, rozgldajc si, by sprawdzi, o co chodzi mistrzowi. I wtedy ujrzaa dwch znajomo wygldajcych mczyzn. Jedi i jego padawan przemykali w ich stron pord kbicych si tumw niczym promienie wiata przez wir martwych lici. Zmarszczya brwi, bo zobaczya nagle ten obraz oczyma duszy. Wir martwych lici. Kiedy, do licha, przyzwyczaia si tak myle o wszystkich, ktrzy nie s Jedi? Z pewnoci nie tak nauczono j odnosi si do ludzi, ktrym miaa suy. Czy tak postaw przyswoia sobie wrd ludzi, z ktrymi podrowaa, zanim staa si padawank Cbaotha? Z pewnoci wielu z nich uwaao si za gorszych od tych, ktrzy nosz miecz wietlny. A moe przeja to od samego Cbaotha? Czy to on tak myla o innych istotach? Cbaoth zatrzyma si blisko skraju placu i czeka, a kiedy dwch Jedi wreszcie wynurzyo si z tumu kupujcych i skierowao ku nim, Lorana wreszcie dopasowaa twarze do nazwisk. - Mistrzu Cbaoth - odezwa si Obi-Wan Kenobi, skaniajc gow na powitanie. Jego padawan Anakin Skywalker poszed w lady mistrza. - Mistrzu Kenobi - powita ich Cbaoth. Maniery mia nienaganne, lecz w gosie cie skrpowania. - Co za niespodzianka. Przyjechalicie tu a z Coruscant, aby kupi owoce prisht? - Powiadaj, e metody hodowlane Barloka pozwalaj produkowa najlepsze okazy - odpar spokojnie Obi-Wan. - A ty? - Wiesz doskonale, po co tu jestem - sykn mistrz Cbaoth. - Powiedz, jak si miewa mistrz Windu? Usta Kenobiego drgny lekko. - Doskonale, dzikuj. - Mio to sysze. - Cbaoth przenis wzrok na nastolatka stojcego obok Kenobiego i kciki jego ust uniosy si wreszcie w lekkim umiechu. - Mody Skywalker, prawda? - zapyta znacznie bardziej przyjaznym tonem. - Tak, mistrzu Cbaoth - odpar Anakin i Lorana z trudem powstrzyma umiech, syszc pen aru powag w gosie chopca. - To zaszczyt znw ci widzie. - A dla mnie zaszczytem jest ponowne spotkanie tak obiecujcego padawana - odpar Cbaoth. - Powiedz, jak ci idzie szkolenie? Anakin spojrza na Kenobiego. - Zawsze jest czego si uczy, oczywicie - rzek. - Mam nadziej, e moje postpy s zadowalajce.

48 - Jego postpy s bardziej ni zadowalajce - wtrci Kenobi. - W tym tempie zostanie penym Jedi jeszcze przed dwudziestk. Lorana skrzywia si. Sama miaa dwadziecia dwa lata, a Cbaoth nawet nie wspomina o przedstawieniu jej do tytuu rycerza Jedi w najbliszym czasie. Czyby Anakin by o tyle lepszy w Mocy od niej? - A przecie rozpocz szkolenie o wiele pniej, ni kae zwyczaj - zauway Cbaoth, umiechajc si do chopca niemal z sympati. - To sprawia, e jego rozwj jest tym bardziej imponujcy. - Istotnie - zgodzi si Kenobi. - Patrzc wstecz, widz, e rada podja dobr decyzj, powierzajc jego szkolenie wanie mnie. Sowo mnie zaakcentowa odrobin mocniej i przez chwil wydawao si, e oblicze Cbaotha przesoni czarna chmura. Zaraz jednak ciemno znika i mistrz znw si umiechn. - To bardzo przyjemne spotkanie - oceni. - Ale negocjatorzy ju si zbieraj, a ja mam zadanie do wypenienia. Mam nadziej, e mi wybaczysz, jeli zajm si legalnymi interesami rady. - Z ca pewnoci - odrzek Kenobi, zaciskajc szczki na sugesti, e on i jego padawan mog robi co nielegalnego. - Ale zapominam o gocinnoci - cign Cbaoth. - To wielkie i bogate miasto, wic ty oraz mody Skywalker z pewnoci zechcecie zakosztowa jego rozrywek, skoro ju tu jestecie. - Wskaza na Loran. - Moja padawanka Lorana Jinzler bdzie zaszczycona, mogc towarzyszy wam w zwiedzaniu. - Dzikuj, ale to nie bdzie konieczne - odpar Kenobi, mierzc wzrokiem Loran. - Poradzimy sobie. - Nalegam - odpar Cbaoth, a w jego gosie bardzo wyranie zabrzmia rozkazujcy ton. - Nie chciabym, abycie przeszkadzali mi w rozmowach albo zniweczyli wynik negocjacji. - Spojrza na Anakina. - Mam nadziej, e mody Skywalker rwnie chtnie powita towarzystwo drugiego padawana. Anakin znw spojrza na nauczyciela. - No... - A ja uznabym to za osobist przysug - doda Cbaoth, zerkajc znowu na Kenobiego. - Lorana naprawd nie ma nic do roboty w tych negocjacjach, wic nie ma powodu, ebym j tu zatrzymywa. Jestem pewien, e wolaaby pochodzi po miecie, a ja czubym si pewniejszy, gdyby towarzyszy jej kto znajomy. Kenobi zacisn usta. Nie by szczeglnie uradowany t perspektyw - Lorana zauwaya to nawet bez uycia Mocy. Zosta jednak wmanewrowany i wiedzia o tym.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Jak sobie yczysz, mistrzu Cbaoth - odpar. - Bdziemy zaszczyceni towarzystwem twojej padawanki. - Zatrzymajcie j, jak dugo macie ochot - zezwoli Cbaoth. - A teraz musz ju i. Do widzenia. Odwrci si i odszed. Lorana popatrzya za nim z alem. Siedzenie za plecami mistrza Cbaotha w trakcie negocjacji bardzo jej pasowao, a on do tej poiy te wydawa si zadowolony z jej obecnoci. Czy zrobia co, co mu si nie spodobao? Zreszt niewane. Dostaa nowe zadanie, nawet jeli nie do koca zostao wyraone sowami. Odetchna gboko i obejrzaa si. I napotkaa wyczekujcy wzrok Obi-Wana Kenobiego. - No c... - rzeka i skrzywia si. Jak mona tak banalnie rozpoczyna rozmow! Padawanka Jorusa Cbaotha powinna okaza nieco wicej obycia i elokwencji. - Jestem w miecie dopiero jeden dzie, ale w porcie kosmicznym wziam przewodnik dla goci. - My te - odpar Kenobi, lekko unoszc brwi. Wida byo, e nie zamierza uatwia jej ycia. - Mistrzu Kenobi... - Wiesz moe, gdzie podaj dobre tarsh maxery? - zapyta Anakin z nadziej. - Jestem godny. Kenobi umiechn si do swojego padawana, a kiedy znw spojrza na Loran, wyczua, e pierwsze lody zostay przeamane. - Mnie ten pomys te si podoba - zgodzi si. - Chodcie, zapolujemy na jak kolacj. Siedzc na balkonie pokoju hotelowego, Doriana obserwowa ca trjk kierujc si w stron nieco przyzwoitszych dzielnic restauracyjnych miasta. Skrzywi si, ledzc ich niespieszn wdrwk przez makrolornetk. Rada Jedi wykrcia mu niezy dowcip, wysyajc Obi-Wana Kenobiego i jego padawana, by mieli Cbaotha na oku. Plan Sidiousa tego nie przewidywa. Zdaje si jednak, e ta dwjka wesza w rol ochroniarzy niemal zawodowo. Doskonale pamita wcieko Sidiousa po incydencie na Naboo i niespodziewanej klsce sojusznikw z Federacji Handlowej. Ich armia powinna bya utrzymywa planet przez miesice lub lata, wzniecajc zamt i paraliujc jego dziaalno w senacie. Sidious i Doriana mogliby wtedy wykorzysta zamieszanie i osign znakomite rezultaty. Wszystko to jednak ju stracone, dziki Skywalkerowi i jego idiotycznemu szczciu, dziki ktremu zniszczy statek kontrolujcy roboty Federacji Handlowej. mier Dartha Maula z rk Kenobiego i Qui-Gona Jinna zaamaa plany krlestwa terroru, ktre z pewnoci podzielioby Jedi, amic ich zwarte szeregi. Teraz z kolei pojawili si na Barloku i naleao si spodziewa, e sprbuj storpedowa plan Sidiousa wyeliminowania Jorasa Cbaotha. Zacisn wargi. Nie tym razem. Nie, dopki Kinman Doriana ma tu cokolwiek do powiedzenia. W kieszeni zapiszcza jego specjalny komunikator. Nie spuszczajc wzroku z Ke-

50 nobiego i jego towarzyszy, wyj przyrzdzik i wczy. - Sucham? - Obroca? - rozleg si chrapliwy gos Brolfa. - Tak, to ja, Patrioto - odpar Doriana. - Wrciem, jak obiecaem, aby pomc wam w potrzebie. - Spnie si - burkn tamten. - Negocjacje ju si zaczy. - Nic jeszcze nie zdecydowano - zaoponowa Doriana. - Wci jeszcze masz czas, by przesa wiadomo, e lud Brolfa nie da si oszuka. Czy wszystko przygotowano zgodnie z moimi instrukcjami? - Prawie - odpar Patriota. - Ostatnie elementy powinny by w drodze. Pytanie, czy i ty przywioze wkad, ktry obiecae. - Mam go przy sobie - zapewni Doriana. - Wic przynie go - rzek Patriota. - Trzecia przecznica na pnoc od ulic Chessile i Scriv. Dwie godziny. - Bd. Rozleg si brzczyk i poczenie przerwano. Doriana odoy komunikator i spojrza na chronometr. Doskonale. Miejsce znajdowao si w odlegoci niecaej godziny piechot, a to da mu czas, aby przej si spokojnie i dokadnie rozejrze, zanim dotrze tam. Najpierw jednak musi sprawdzi, co mona zrobi, aby utrzyma Kenobiego z dala od centrum wydarze - tam, gdzie jego miejsce. Na szczcie to nie by wielki problem. Niezalenie od celu, jaki przywieca mistrzowi Jedi, nie ma szans, aby w tej chwili wykona jaki powaniejszy ruch, nie pytajc wpierw o zdanie rady Jedi. Wystarczy troch pogrzeba w miejskim komputerowym systemie dostpu do HoloNetu i nic nie przyjdzie ani nie wyjdzie z Barloka przez kolejny dzie lub dwa. Mnstwo czasu, aby Doriana i jego sojusznicy Brolfi dokoczyli dzieo. Podszed do biurka, wczy komputer i zabra si do pracy. Kantyna, ktr wynaleli, nie wygldaa Obi-Wanowi na luksusowy lokal. Podobnie jednak jak w restauracji Dex Diner na Coruscant pozory mogy myli, zwaszcza jeli chodzi o jedzenie. Smakowity aromat pieczonego tarsha wypenia powietrze, maxery byy w rozdziale menu Szef kuchni poleca, a przewodnik Lorany dawa knajpce trzy gwiazdki. W sumie wydawao si, e niele trafili. Robot WA-2 przydrepta do nich, jak tylko znaleli sobie miejsce przy ulicy i usiedli. - Witamy u Pankyego - przemwi, a jego elektroniczny gos wyraa jednoczenie uprzejmo i irytacj z powodu przepracowania. - Co pastwu poda? - Poprosz maxer z tarsha i sok bribb - ochoczo zawoa Anakin. Obi-Wan powstrzyma umiech. Anakin odkry sok bribb w czasie swojej pierwszej wyprawy padawana i od tego czasu zamawia go za kadym razem, kiedy tylko mia okazj, niezalenie od tego, czy pasowa do reszty posiku, czy nie.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Dla mnie taki sam maxer, ale wypij koreliaskie noale - powiedzia robotowi. - A ja wezm sok bribb, ale z saatk z owocw prish - odezwaa si Lorana. Umiechna si niemiao do Obi-Wana. - W kocu Barlok naprawd hoduje najlepsze okazy. - Tak syszaem - przyzna Obi-Wan, obserwujc j. Bya niewysoka, o ciemnych wosach i zdumiewajco jasnych, szarych oczach. Inteligentn twarz zdobi miy umiech i ten szczeglny wyraz podwyszonej wiadomoci, ktry pochodzi z kontaktu z Moc. Wszelkie pozory wiadczyy o tym, e bya na najlepszej drodze, aby sta si typow Jedi. A jednak byo w niej co, co wydawao mu si niezwyke, jaki dysonans. Dystyngowana postawa i pewno siebie Lorany wydaway si nieco wymuszone, jakby maskowaa nimi najgbsze cechy swojej osobowoci. Jej umiech rwnie wydawa si odrobin niepewny, jakby si obawiaa, e j wpakuje w kopoty. Tak, na pozr wydawao si, e wszystko jest w najlepszym porzdku. Ale pod spodem wida byo, e mod padawank czeka jeszcze mnstwo pracy nad sob. - Chyba nie poznaem dotd nikogo szkolonego przez mistrza Cbaotha - zauway, kiedy robot popdzi w swoj stron. - Jakim jest nauczycielem? Kciki ust Lorany zacisny si ledwie dostrzegalnie. - To bardzo cenne dowiadczenie - rzeka dyplomatycznie. - Mistrz Cbaoth ma gbi i si w Mocy. Mog mie jedynie nadziej, e pewnego dnia dane mi bdzie zbliy si do jego klasy. - To dobrze - skin gow Obi-Wan, wracajc myl do swojej ostatniej rozmowy z mistrzem Windu. Ona moe mie racj, uzna, ale moliwe te, e Cbaoth wcale nie jest tak silny Moc, jak sdzia. Moe nawet nie tak silny, jak uwaa sam Cbaoth. Jednak dyskusja z padawanem na temat jego mistrza uwaana bya za co w bardzo zym tonie, zwaszcza w obecnoci drugiego, modszego padawana. - Jestem pewien, e sobie poradzisz - rzek Obi-Wan. - Z moich dowiadcze wynika, e Jedi moe osign tak si i gbi w Mocy, jakiej sam pragnie. - Tyle e w ramach swoich ogranicze - smutno odpara Lorana. - Nie wiem, gdzie ta granica ley we mnie. - Nikt nie wie, dopki jej nie dotknie i nie sprawdzi - powiedzia Obi-Wan. - Osobicie uwaam, e takie granice nie istniej. Pojawi si kolejny robot, ostronie balansujc na tacy ich drinkami. Obi-Wan odchyli si w ty, gotw sign Moc, aby uratowa szko, gdyby to si okazao konieczne, ale robot postawi je, nie ronic ani kropli i biegiem wrci do swoich zada. Obi-Wan podnis drinka do ust i powoli rozejrza si po sali. Wiedzia doskonale, e mae, bezpretensjonalne lokale, takie jak ten, czsto s omijane przez przypadkowych goci poszukujcych zewntrznego blichtru. I rzeczywicie, wikszo goci stanowia tu ludno lokalna: twardoskrzy Brolfowie w rnych odcieniach ci i zieleni, a take rzadko spotykani, subtelni Karfsowie z rozlegych puszczy tisvollt, ktre otaczay miasto z dwch stron.

52 Wrd goci znajdowali si jednak przedstawiciele rwnie innych ras, a nawet troje ludzi. Moe jednak mapa w przewodniku miaa wpyw na ruch goci. Obi-Wan popatrzy na autentyczny drewniany bar w gbi sali, gdzie chudy, toskry Brolf podawa drinki. Zmarszczy brwi. - Lorano... spjrz, ten mczyzna w czarnej kurtce i szarej koszuli, rozmawiajcy z barmanem... Widziaa go ju kiedy? Zerkna we wskazanym kierunku. - Tak, by wczoraj w grupie oczekujcej przed sal negocjacji, kiedy skoczylimy rozmowy. Nie znam jego nazwiska. - A ty go znasz, mistrzu? - zapyta Anakin. - Jeli si nie myl, to Jerv Riske - odpar Obi-Wan. - Dawny owca nagrd, obecnie gwny egzekutor biura samego magistrata Sojuszu Korporacyjnego. - A co robi taki egzekutor? - zainteresowa si Anakin. - Waciwie wszystko, co mu kae Passel Argente - odpar Obi-Wan. - To ochroniarz, detektyw, a prawdopodobnie i dodatkowe wsparcie w przypadku cigania opornych dunikw. Zastanawiam si, ktr z tych rl odgrywa tutaj. - Prawdopodobnie ochroniarza - ocenia Lorana. - Magistrat Argente prowadzi grup negocjacyjn Sojuszu. Obi-Wan poczu nieprzyjemny dreszcz na plecach. Szef potnej organizacji obejmujcej ca galaktyk, jak by Sojusz Korporacyjny, nie powinien traci czasu na osobiste zaatwianie takich drobnych spraw kontraktowych jak ta. Chyba e spr na Barloku nie by wcale tak drobny, jak si wszystkim zdawao. Spojrza znw na Riskego. Mczyzna wci rozmawia z barmanem; pochylali si ku sobie ponad kontuarem, gowa przy gowie. - Anakinie, widzisz t misk orzechw na barze obok egzekutora Riskego? - zapyta, odstawiajc drinka. - Przynie mi gar. - Jasne - odpar Anakin. Zsun si z miejsca i ruszy ku barowi pomidzy rzdami stolikw. - Po co to robisz? - zapytaa Lorana. - Szukam pretekstu, eby si tam znale - wyjani Obi-Wan, obserwujc Anakina i odliczajc czas. Jeszcze jeden stolik... teraz. - Zaczekaj! - zawoa, wsta i ruszy w lad za padawanem. Skupi uwag na rozmowie przy barze i uruchomi zmysy Jedi. Znalaz si w odpowiedniej odlegoci w tej samej chwili, kiedy Anakin dotar do baru, wcisn si pomidzy Aualisha a Rodianina i sam zacz si czstowa orzechami. - ...skupiony w dzielnicy Patameene - mwi barman znionym tonem. - Ale to tylko plotka, wiesz. - Dziki - rzek Riske. Jego do musna rk barmana i Obi-Wan pochwyci wzrokiem bysk metalu. Barman wyprostowa si, a zamknit pi niedbale opuci

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

poniej blatu. Oczy Brolfa zwrciy si na Obi-Wana; jego zrogowaciaa skra zafalowaa lekko, gdy zmarszczy czoo. Riske pochwyci zmian wyrazu twarzy barmana i odwrci si, niedbale opuszczajc do w okolice talii i wsuwajc j pod kurtk. - Wystarczy, Anakinie - rzek Obi-Wan lekkim, ale stanowczym tonem. Podszed do chopca od tyu i uj go za rami, starannie unikajc wzroku Riskego i barmana. - Jeszcze jednego? - zapyta Anakin, odwracajc si i podetkn mu pod nos duego tashru. - Chtnie, ale po lunchu - stanowczo odpar Obi-Wan. Ktem oka zauway, e do Riskego opada i wyczu, e atmosfera podejrzliwoci pomidzy barmanem a egzekutorem rozpywa si powoli. - Chyba nie chcemy straci apetytu. Chopak westchn teatralnie. - Niech bdzie - rzek. Zacisn orzech w doni i zacz si odwraca... ...i trci siedzcego obok Aualisha w plecy w tym samym momencie, kiedy potny obcy podnosi do ust drinka. Fontanna jaskrawoczerwonej cieczy chlusna ponad krawdzi kubka i pocieka po wielkiej apie. Obi-Wan skrzywi si. C, zdarzy si drobny wypadek, szkody te niewielkie. Ale umys i temperament typowego Aualisha nie chwytay takich subtelnoci. A ten by zdecydowanie bardzo typowym przedstawicielem swego gatunku. - Ty... nieznony ludzki bachorze - warkn w ojczystym jzyku, obracajc si tak szybko, e kolejna porcja napoju wyskoczya z kubka. - Co ty sobie mylisz? - To by wypadek - szybko powiedzia Obi-Wan, przycigajc Anakina tak, by znalaz si tu przed nim. - Przepraszam za jego niezrczno. - Nie jest niemowlakiem w liciu, eby musia po nim sprzta - prychn Aualish, gniewnie mierzc Obi-Wana ogromnymi lepiami. Spojrza znw na Anakina i jego rka powdrowaa do miotacza przy pasie. - Niech si nauczy manier i opanowania. Obi-Wan zacisn palce na ramieniu Anakina, czujc nagy wybuch gniewu chopca. Samodyscyplina bya zawsze jednym z najwikszych problemw modego Skywalkera, Obi-Wan musia przypomina mu o niej co najmniej dwa razy w tygodniu. Wykad na ten sam temat od gburowatego obcego by zapewne ostatni rzecz, jakiej chopiec teraz potrzebowa. - Spokojnie, Anakinie - rzek Obi-Wan, czujc, e wszystkie oczy w kantynie obserwuj t konfrontacj. Mae przedstawienie z orzechami rozwiao pierwsze podejrzenia Riskego, ale wszystko bdzie stracone, jeli Obi-Wan zostanie zmuszony do ujawnienia, e jest Jedi. - Pozwl, przyjacielu - rzek uspokajajco do Aqualisha. - Z pewnoci znasz ciekawsze sposoby dawania upustu swojej energii. Chod, postawi ci drugiego drinka, a potem sobie pjdziemy. Aualish przez chwil mierzy go wzrokiem, teraz ju cakiem otwarcie opierajc do na kolbie miotacza. Obi-Wan sta nieruchomo, powoli przygotowujc umys do

54 walki. Do gotowa bya jednym gestem wlizn si pod tunik i chwyci miecz wietlny, kiedy i jeli okae si to potrzebne. Po chwili jednak gniew Aualisha zagodnia. - Poprosz likstro - rzek, zdejmujc do z miotacza i wskazujc wypenion do poowy szklank. - Duy. - Oczywicie - odpar Obi-Wan. Szklanka tamtego z ca pewnoci nie miecia duej porcji, ale nie warto si spiera o drobiazgi. Wci spity w oczekiwaniu na atak, mistrz Jedi obejrza si i pochwyci wzrok barmana. - Duy likstri dla tego pana - rzek, wskazujc na Aqualisha. Barman skin gow i zaj si kranikiem. W chwil potem drink by ju w rkach obcego, zapata w doni barmana, a Obi-Wan i Anakin wracali do stolika. - To, co on pi, to nie by duy drink - zauway pgosem Anakin, kiedy manewrowali pomidzy stolikami. Obi-Wan skin gow. - Wiem. - To znaczy, e ci nacign - zauway chopak oskarycielskim tonem. - Prawdopodobnie od samego pocztku na to liczy. - Moliwe - zgodzi si Obi-Wan. - I co z tego? - Ale my jestemy Jedi - zaoponowa Anakin. - Nie powinnimy pozwala tak si terroryzowa. - Musisz jeszcze si nauczy widzie wszystko z szerszej perspektywy, mj mody padawanie - przypomnia mu Obi-Wan, rozgldajc si wokoo. - Przecie chcielimy tu tylko... Urwa. Riske znik. Lorana te.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

6
Widocznie taki ju mj los, mylaa Lorana, przeciskajc si przez tumy na chodniku, eby wiecznie za kim goni. Najpierw to by Cbaoth, teraz rwnie dzielnie prbowaa dotrzyma kroku Riskemu. Musiaa jednak przyzna, e byo to interesujce porwnanie. Technika Cbaotha polegaa na oniemielaniu przechodniw i zmuszaniu, by ustpili mu z drogi, Riske uzyskiwa ten sam wynik, korzystajc z kadej wolnej szczeliny lub moliwoci przelizgnicia si dalej; z rzadka tylko niepokojc kogokolwiek, mkn przez tum jak nocne zwierz przez ciemny las. Mistrz Kenobi mwi, e ten czowiek by niegdy owc nagrd. Pewnie bardzo dobrym. Nie pomylaa niestety wczeniej, aby spyta Kenobiego o czstotliwo jego komunikatora, zanim si rozdzielili. Cbaoth mg jzna, ale wiedziaa, e nie powinna mu przeszkadza w negocjacjach z przyczyn mniej wanych ni totalna katastrofa. Z pewnoci jednak witynia Jedi na Coruscant miaa potrzebne jej dane. Wymina czapicego wolno Ithorianina, wyja komunikator i wywoaa miejskie centrum komunikacyjne oraz przekanik HoloNetu. - Najmocniej przepraszamy, obywatelu - rozleg si z komunikatora mechaniczny gos. - Poczenia poza planet s niemoliwe do zrealizowania. Prosz sprbowa jeszcze raz nieco pniej. Trudno, nic z tego. Lorana wyczya aparacik i wsuna z powrotem za pas, ustpujc z drogi parze wielkich Brolfw. Wyminli j, a ona ruszya znowu przed siebie, wycigajc szyj. Po to, by stwierdzi, e Riske znik. Pobiega szybciej, rozgldajc si po ulicy i sigajc w Moc. Nigdzie ani ladu egzekutora. Spokj, padawanko - przypomniao jej si nieustannie powtarzane upomnienie Cbaotha. Riske nie mg odej daleko przez t krtk chwil, na ktr stracia go z oczu. Musia wej do jednego z maych sklepikw cigncych si wzdu ulicy, chyba

56 e skrci w ktr z wskich alejek, odchodzcych od ulicy w lewo i prawo. Przez chwil rozwaaa moliwoci. May sklepik uniemoliwia swobod ruchw. Czowiek pokroju Riskego z pewnoci skrciby w jedn z przecznic. Dotara do pierwszej i rozejrzaa si. Nikogo w zasigu wzroku. Kiedy po raz ostatni widziaa Riskego, szed lew stron, wic ten wybr wydawa si bardziej oczywisty. On jednak mg nie by czowiekiem, ktry korzystaby z oczywistych rozwiza. Wymina kolejn par pieszych i skrcia w alejk na prawo. Uliczka bya do wska, mniej wicej na ptora cigacza, z jednej strony ograniczona rzdkiem schludnych pojemnikw na mieci. W poowie drogi przecinaa j kolejna alejka, dzielc obszar na wiartki. Jeli Riske poszed tdy, to zanim dotrze do rodka, bdzie miaa do wyboru jeszcze dwie drogi. Wsuna do pod tunik, chwycia rkoje miecza wietlnego i ruszya przed siebie. Dotara do skrzyowania bez przeszkd i rozejrzaa si wokoo. Riskego nie byo nigdzie w zasigu wzroku. Przez chwil staa bez ruchu, rozgldajc si po przecznicy. W ustach czua gorycz klski. Nie ma teraz wyjcia - musi wrci po wasnych ladach i mie nadziej, e Kenobi nie bdzie wystarczajco wcieky, aby donie o tym Cbaothowi. Lekkie drgnienie w Mocy stanowio jedyne ostrzeenie, ale zareagowaa natychmiast. Uskoczya na bok, okrcia si na picie, wyrwaa miecz zza pasa i wczya go. Wirujca tarcza, unoszca si w alejce za ni, przechylia si lekko, odbia promie soneczny i skierowaa si ku jej nowej pozycji. Lorana chwycia miecz oburcz, stana w pozycji i czekaa, a pocisk nadleci. Ciekawe, kto sobie zawraca gow tak powoln broni, pomylaa. W p sekundy pniej znaa ju odpowied: dysk rozpad si na trzy rwniutkie czci. Rozdzieliy si, atakujc z trzech kierunkw. Teraz wic byo trzy na jednego. Te aden problem. Cofna si o krok, w myli ukadajc sekwencje ruchw, jakie przeciwko nim zastosuje. Kiedy z buczeniem weszy w jej zasig, Lorana uniosa miecz i strcia poncym ostrzem wszystkie trzy dyski. Kiedy odamki ostatniego z nich opady na bruk alejki, poczua silne rami obejmujce mocno jej szyj. Jkna z przeraenia. Wic dlatego ten atak by tak niewinny! Stanowi jedynie dywersj, ograniczajc jej widzenie i skupiajc uwag na walce; przez ten czas Riske, ukrywajcy si pomidzy pojemnikami na mieci, zakrad si od tyu. Lorana wzmocnia uchwyt rkojeci miecza, zastanawiajc si, czy da rad zada cios w ty, zanim przeciwnik uyje kolejnej broni. - Spokojnie, maa - odezwa si agodny gos i co twardego wbio si lekko w skr za jej prawym uchem. - Wycz to i od. Chc tylko porozmawia. - O czym? - zapytaa. - Od miecz, to ci powiem - poleci. - No, daj spokj, dziewczyno. To nie jest warte ryzyka odstrzelenia gowy. - Jestem Jedi - ostrzega. - Kiepsko reagujemy na groby.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Moe Jedi rzeczywicie kiepsko reaguj - zgodzi si Riske z lekkim rozbawieniem. - Ale ty nie jeste Jedi. Za atwo daa si w to wmanewrowa. - Rami zacisno si nieco mocniej wok jej szyi. - Daj spokj. Ocho troch i pogadajmy. Lorana spojrzaa niechtnie na cian pobliskiego domu. Pomijajc wszelkie uprzedzenia, gdyby rzeczywicie chcia j zabi, zrobiby to ju dawno. - W porzdku - odpowiedziaa, wyczya miecz wietlny i wsuna go znowu za pasek. - No prosz, wcale nie byo tak trudno, prawda? - ucieszy si Riske i uwolni jej szyj. - Ciesz si, e jeste zadowolony - odrzeka i odwrcia si, stajc z nim twarz w twarz. - O czym chcesz rozmawia? - Zacznijmy od ciebie - podsun Riske, wsuwajc may rczny miotacz pod tunik. - Czemu Cbaoth kaza ci mnie ledzi? - Mistrz Cbaoth nie ma z tym nic wsplnego - zapewnia, sigajc w Moc i prbujc go wyczu. By chodny, pozbawiony emocji, czujnie obojtny, jak czsto zdarzao jej si to zauwaa u zawodowych ochroniarzy. Pod tym chodem wyczuwaa jednak pewn przyzwoito, a przynajmniej ch dotrzymania sowa. Sam fakt, e odoy miotacz, dowodzi, e take po niej spodziewa si uczciwoci. Ju samo to sprawio, e postanowia go wysucha. - A wic to ten drugi Jedi? - pyta dalej Riske. - Ten, z ktrym bya w kantynie? S chwile, kiedy pragniesz, aby twoja tosamo pozostaa tajemnic, przypomnia jej Cbaoth na Coruscant. Jak wida, Riskeowi to nie przeszkadzao. - Owszem, zainteresowa si tob, ale ledzenie ciebie byo moim wasnym pomysem - odpara. - Po prostu zaskoczyo go, e osoba o pozycji magistrata Argentego osobicie prowadzi negocjacje. - Mgbym powiedzie to samo o mistrzu Jedi Cbaotcie - zauway Riske. - Magistrat Argente by raczej zaskoczony jego widokiem. - Gestem wskaza w stron kantyny. - A teraz mamy w grze jeszcze jednego Jedi, ktry prbowa podsucha prywatn rozmow. W co waciwie gra rada? - O ile wiem, rada nie prowadzi adnej gry - odpara Lorana. - Nie powinnimy zajmowa stanowiska w takich sprawach. Riske prychn. - Na Naboo te nie zajlicie stanowiska? - zapyta kliwie. - Zauwayem, e wasza rzekoma neutralno jako dziwnie pomoga krlowej Amidali i jej rzdowi. - Nie wiem nic na ten temat - zapewnia Lorana.

58 - Z pewnoci ju zgade, e jestem tylko padawank. Ale mog ci powiedzie jedno: to nie rada nas tu przysaa. Pomys nalea do mistrza Cbaotha, a rada udzielia mu zezwolenia bardzo niechtnie. Riske zmarszczy brwi. - Wic on wymyli to cakiem sam? - No c, waciwie podsun mu to wWielki kanclerz Palpatine - poprawia si Lorana. - Ale na pewno nie by to pomys rady. - Palpatine - mrukn Riske, w zadumie pocierajc policzek. - Interesujce. - Teraz moja kolej - zdecydowaa Lorana. - Co tu robisz, po co si wczysz po miecie? - Usiuj ochroni ycie magistrata Argente, oczywicie - odpar Riske nagle ponurym tonem. - Mio si z tob rozmawiao, padawanko. Postaraj si nie wchodzi mi w drog, dobrze? Odwrci si i pomaszerowa w gb alejki. Lorana odprowadzia go wzrokiem, a znik, zanurzajc si w strumie przechodniw. Z westchnieniem zawrcia tam, skd przysza. Wiedziaa, e mistrz Kenobi nie bdzie zachwycony. Kenobi nie mia pomysu, jak szybko zlokalizowa Loran. Ba si, e zaczn goni si w kko, gdyby tego sprbowa, wic postanowi zaczeka na ni na aweczce w maym parku po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko kantyny. Anakin wanie koczy swojego tarsh maxera, kiedy si pojawia. - Interesujce - zauway Obi-Wan, gdy skoczya swoj opowie. - Wic magistrat Argente jest w niebezpieczestwie? - Przynajmniej Riske tak uwaa - odpara. Wida byo, e nadal czeka na reprymend. Kiedy Obi-Wan spojrza jej w oczy, przyszo mu do gowy, e padawanka zbyt atwo wczuwa si w rol. Widocznie styl nauczania mistrza Cbaotha by rwnie dominujcy, jak caa reszta jego osobowoci. - Ale chyba nie sdzi, e to zagroenie pochodzi od mistrza Cbaotha? - dry mistrz Jedi. - Myl, e nie... ale zapyta, co waciwie kombinuje rada - odrzeka Lorana. - Wydawao mi si, e dla niego to naturalne uwaa, e rada bawi si w polityk. Ale chyba nie byby ze mn tak otwarty, gdyby rzeczywicie przypuszcza, e spiskujemy przeciwko Argente. - Ty to nazywasz otwartoci? - pogardliwie zapyta Anakin. - Te groby i insynuacje? - Samo ostrzeenie, aby trzymaa si od tego z daleka, niekoniecznie musi stanowi grob - przypomnia Obi-Wan. - Profesjonalni ochroniarze, tacy jak Riske, zawsze si boj, e osoby postronne, albo na przykad przepenieni dobrymi chciami pomocnicy amatorzy zaczn si im plta pod nogami.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- A wic on uwaa nas za amatorw? - Z jego punktu widzenia to oczywiste - bez ogrdek odpar Obi-Wan, odwracajc si znw do Lorany. - A ty jak sdzisz? Czy Argente naprawd jest w niebezpieczestwie? Na twarzy padawanki pojawi si wyraz zaskoczenia. Obi-Wan uzna, e Cbaoth chyba rzadko pyta j o zdanie. - Nie wiem - odpara. - Ale istniej podejrzenia, e Sojusz Korporacyjny rzeczywicie stara si przej pen wadz nad kopalniami. - Mog to sobie wyobrazi - owiadczy Obi-Wan. - Czy wiesz, w ktrym hotelu mieszka Argente? - W Starbright - odpara Lorana. - Okoo kilometra na wschd od centrum miasta. - Ale to nie jest kierunek, w ktrym zmierza Riske - zauway Obi-Wan. - Za to z ca pewnoci prowadzi do dzielnicy Patameene. - Co to za dzielnica? - zapyta Anakin. - Syszaem, jak barman wspomnia mu co o niej - odpar Obi-Wan. - To jedno z najwikszych centrw administracyjnych miasta, obejmuje tereny zarwno bardzo bogate, jak i bardzo ubogie. Jeli mamy gdzie zacz wszy, to dobre miejsce na pocztek. - Mamy mu pomaga? - wykrzykn Anakin. - Mylaem, e Sojusz Korporacyjny prbuje odebra Brolfim prawa do mineraw. - Wanie to miao by przedmiotem negocjacji - przypomnia mu Obi-Wan. - W kadym razie to nie nasz problem. Naszym zadaniem jako Jedi jest chroni ycie w caej Republice. - Nie wiem, co robi - z wahaniem powiedziaa Lorana. - Mistrz Cbaoth nie wydawa si zadowolony z waszej obecnoci tutaj. Moliwe, e nie spodoba mu si rwnie, jeli zaczniemy si wtrca. Riske i jego ludzie wydaj si profesjonalistami, wic moe nie powinnimy pozwoli im zaatwi ca spraw? - A kto tu si wtrca? - niewinnie mrukn Obi-Wan, wstajc z miejsca. - Idziemy na spacer po miecie, tak jak nam to zasugerowa mistrz Cbaoth. Jeli wpadniemy w tarapaty, to nie bdzie nasza wina. Do najbliszego skraju dzielnicy Patameene byo dziesi minut piechot. ObiWan przeczesywa wzrokiem tum w nadziei, e trafi na Riskego. Ochroniarz jednak, raz zapany, widocznie nabra ostronoci. - Tu si chyba zaczyna dzielnica - powiedzia, kiedy dotarli do niskiego, dekoracyjnego murku z kamienia i przeszli przez bram dla pieszych. - Anakinie, pamitaj, e jestemy tu tylko po to, aby zwiedza. - Jasne - odpar Anakin i natychmiast zacz obserwowa otoczenie. Zmysy mia wyczulone jak u polujcego darokila, gotowego zerwa si z uwizi. - Mog pj przodem? - Oczywicie, ale nie oddalaj si zanadto - ostrzeg Obi-Wan. - Nie chciabym, aby si zgubi. - Nie ma szans.

60 - Chopak przelizn si midzy par Karfw i znik w tumie. - Jeste pewien, e sobie poradzi? - zapytaa Lorana. - Nic mu nie bdzie - zapewni j Obi-Wan. - Jest troszeczk postrzelony, ale silny Moc i oglnie niele si zachowuje. - Musisz mu bardzo ufa - mrukna Lorana. Obi-Wan spojrza na ni z ukosa. W jej gosie zabrzmiaa dziwna tsknota. - Czy mam rozumie, e Cbaoth nie ma do ciebie a tyle zaufania? - Mistrz Cbaoth mia wielu padawanw w cigu swego ycia i suby dla zakonu Jedi - odpara ostronie moda Jedi. - Wie, co robi. - Tak, to jasne - zgodzi si Obi-Wan. - Ale ma do przytaczajc osobowo, prawda? - Dobrze sobie zasuy na swoj reputacj. - Lorana nadal bardzo starannie dobieraa sowa. - Jest wyksztacony, inteligentny, ma ogromne umiejtnoci. Bardzo wiele si od niego nauczyam. - A nie jest przypadkiem odrobin zbyt wymagajcy? - Nie scharakteryzowaabym go w ten sposb - odrzeka chodno. - Waciwie dlaczego? - umiechn si do niej Obi-Wan. - Czasami tak mylaem o moim mistrzu. I wiem, e Anakin myli to samo o mnie. Zawahaa si chwil, a potem, pokonujc jaki wewntrzny opr, dodaa: - Czasem si zastanawiam, czy w ogle kiedykolwiek bdzie ze mnie zadowolony. - Znam to uczucie - odrzek Obi-Wan. - Pamitaj tylko, e to te przejdzie. A kiedy ju zostaniesz rycerzem Jedi, twoje zadanie nie bdzie polegao na spenianiu wymaga jednego mistrza, ani nawet caego ich tumu. Bdziesz musiaa robi to, co jest waciwe. - Wanie to mi si wydaje najtrudniejsze - wyznaa. - Skd w ogle wiesz, e co jest waciwe? Obi-Wan wzruszy ramionami. - Wiem, bo wtedy czuj spokj - odpar. - Kiedy rzeczywicie dostrajam si do Mocy. - Nie wiem, czy mnie si to kiedykolwiek uda - westchna padawanka. Obi-Wan skrzywi si. Z jednej strony mia Anakina, prcego do przodu w takim tempie, e nieustannie przekracza jakie granice, cho trzeba byo przyzna, e czciej odnosi sukces, ni przegrywa. Z drugiej strony za Lorana, tak przytoczona obecnoci i reputacj Cbaotha, e baa si spojrze poza granice... nawet wasnej wiedzy. Gdzie przecie musi by zoty rodek. Jaki czas szli w milczeniu, mijajc i wyprzedzajc innych spacerowiczw i klientw sklepikw. Obi-Wan nie przestawa si dyskretnie rozglda, poszukujc oznak obecnoci Riskego lub kopotw, ktrych najwyraniej si spodziewa. Pilnowa te, aby nie traci z oczu podskakujcej w dali gowy Anakina. Po lewej stronie ulicy trafili na warsztat naprawczy cigaczy z wystaw pen lnicych czci i ledwie widocznymi postaciami pracownikw, krztajcych si w

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ciemniejszej czci roboczej. Wok wystawy kryo kilku Brolfw, przewanie dorosych, cho by tam rwnie jeden chopiec mniej wicej w wieku Anakina. Obi-Wan przyjrza mu si dyskretnie, zwracajc uwag na jego czerwonaw kurtk rzemielnika z licznymi kieszeniami. Wikszo Brolfw doskonale sobie radzia bez takiego wyposaenia. Pewnie ten chopak lubi nosi wszystkie swoje skarby przy sobie. Obi-Wan umiechn si do siebie. Jedi, przemierzajcy zwykle galaktyk z niemal caym swoim dobytkiem, nie powinni waciwie dziwi si temu zjawisku. Jeszcze raz obrzuci chopca wzrokiem i ju mia si odwrci, kiedy ku zaskoczeniu mistrza Jedi co na powrt przycigno jego wzrok. Moe jaki szczeg w postawie chopca albo w sposobie, w jaki si rozglda. A moe to bya subtelna podpowiedz Mocy? Obi-Wan nie odrywa teraz od niego wzroku. Oboje z Lorana zaczli przepycha si w tamt stron przez kbicy si tum. Na ich oczach mody Brolf podszed do pki z silniczkami impulsowymi, a w jego palcach jak za spraw czarw pojawiy si obcgi. Zerkn na robotnikw w gbi pomieszczenia i zrcznie odci linki mocujce przy dwch silnikach, chwytajc kady po kolei i umiejtnie ukrywajc pod kurtk. Zaraz po silnikach zniky i obcgi, a w chwil pniej sam chopiec rwnie opuci sklep. Odwrci si plecami do nadchodzcych Jedi i znik w tumie. Obi-Wan chwyci Loran za rami. - Nastolatek Brolf w rudej kurtce - rzek znionym gosem, wskazujc miejsce, gdzie znik modzik. - Bierz Anakina, znajdcie smarkacza i idcie za nim. - Co takiego? - Lorana spojrzaa na niego oszoomiona. - Znajdcie go i idcie jego ladem - powtrzy Obi-Wan, rozgldajc si wokoo. Po prawej mieli wsk uliczk rozdzielajc dwa dziesiciopitrowe budynki. - No, id ju. Wci zaskoczona Lorana skina gow i pobiega. Obi-Wan zauway jeszcze, e dogonia Anakina i zapaa go za rami, ale sam zaraz znalaz si w przejciu i przemykajc pomidzy pojemnikami na mieci, skierowa si ku rodkowi alejki. Do dachw otaczajcych budynkw, mia dobre trzydzieci metrw i nawet gdyby wzmocni swj skok zdolnociami Jedi, wci pozostaway poza jego zasigiem. Ale byy inne sposoby. Rozejrza si wok, upewni si, e nikt nie patrzy, sign w Moc i skoczy. Jego buty uderzyy w cian po prawej jakie cztery metry nad ziemi. Ugi kolana, eby zamortyzowa skok, odepchn si znw, zanim zacz spada i skoczy na przeciwleg cian. Teraz znalaz si wyej o kolejne dwa metry. Znw odbi si od ciany, skaczc w gr jak aba. Dotar na dach kosztem lekkiego pobolewania w kolanach i miniach ng. Opad na brzuch, wychyli si i spojrza w d. Z gry ulice wyglday na rwnie zatoczone, jak z dou. Obi-Wan wyj komunikator i wywoa Anakina. - Skywalker - rozleg si natychmiast gos chopaka. - Co z tym maym w brzowej kurtce? - Ukrad par impulsowych silniczkw manewrowych z tego sklepu, ktry mijali-

62 my - wyjani Obi-Wan, jedn rk osaniajc oczy przed socem. Wzrokiem szuka w tumie uciekajcego zodziejaszka. - Takich, jakich si uywa w cigaczach i swoopach? - Dokadnie - odpar Obi-Wan. - Stanowi rwnie system napdowy w domowej roboty rakietach. Z komunikatora rozlego si ciche syknicie. - Chwytam - mrukn Anakin do ponuro. - Widziae, dokd poszed? - Wyszed ze sklepu w kierunku na zachd - odpar Obi-Wan. - Ale atwo mg... zaczekaj chwil. Wychyli si jeszcze bardziej poza krawd dachu, bo jego uwag cign rady bysk w tumie, zanim znikn pod arkad. Zacz obserwowa drug stron i po chwili barwna plama pojawia si znowu. - Jest tam - poinformowa Anakina. - Idzie na pnoc. - Jaka to ulica? - Nie mam pojcia - wyzna Obi-Wan. - A wy gdzie jestecie? - Wanie mijamy budynek z wielkim niebiesko-zotym billboardem reklamujcym jakie leki - odrzek Anakin. - Po drugiej stronie ulicy widz zielony, zwisajcy transparent... - W porzdku. Mam was - przerwa Obi-Wan, kiedy ich zlokalizowa. - Pjdziecie nastpn uliczk w prawo i zobaczycie go przed sob o jakie sto metrw. Nie spuszcza z nich oka przez dusz chwil, aby si upewni, e przyspieszaj kroku, po czym znw zacz obserwowa zodzieja, aujc, e nie zabra makrolornetki. Anakin mia przy sobie to poyteczne urzdzenie, ale Obi-Wanowi nie na wiele si to zdao. - Obi-Wanie? Podnis do ust komunikator. - Tak? - Skrcilimy na pnoc - rzek chopak. - Chyba widz go przed sob. - Zostacie tam, gdzie jestecie - poleci Obi-Wan. Krpy Brolf wyszed wanie przed sklep i ruszy w kierunku zodzieja. - Zdaje si, e wanie zamierza przekaza swj up dalej. Daj mi Loran. - Tak? - rozleg si po chwili czysty gos dziewczyny. - Rusz si troch do przodu z miejsca, gdzie teraz stoicie - rozkaza Obi-Wan. - Zodziej spotyka si wanie z kim... to krpy Brolf w jasnoniebieskiej tunice z ciemniejsz szarf. - Widz go - potwierdzia Lorana. - Zblia si... zdaje si, e rozmawiaj. - Czy modziak przekazuje mu silniki? - chcia wiedzie Obi-Wan. - Ten wielki wszystko mi zasania.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

64

- Mnie te - z napiciem odpara Lorana. - Nie mog... o, ju id. - Szlag by to trafi - mrukn Obi-Wan pod nosem, kiedy dwch Brolfw si rozeszo. Smarkacz poszed dalej na pnoc, a dorosy ruszy na zachd. - Da mu te silniczki? - Nie zauwayam - odpara Lorana. - Przepraszam. Obi-Wan skrzywi si, obserwujc, jak Brolfowie si rozchodz kady w swoim kierunku. Dorosy z pewnoci mia i czas, i moliwo przejcia upu. W tym samym czasie mg te jednak tylko potwierdzi fakt kradziey, sprawdzi, czy nikt go nie ledzi lub da chopcu nowe instrukcje. Niezalenie od tego, co si stao podczas spotkania, cae to wydarzenie mogo by jedynie czci normalnej dziaalnoci przestpczej na Barloku i nie mie nic wsplnego z Passelem Argente ani z paranoj Riskego. Ale Riske wyranie spodziewa si problemw wanie z tej strony. Obi-Wan za co zauway. Zdecydowanie warto byo to sprawdzi. I teraz siedzia na dachu o przecznic od nich. - Zdaje si, e musimy ledzi obu - zdecydowa, rozgldajc si po innych dachach. Gdyby mg przeskoczy na drugi, a potem na nastpny i jeszcze nastpny, a potem znale schody lub turbo-wind, aby wrci na poziom ulicy... Nic z tego. W penym wietle dnia, porodku zatoczonego miasta istniaa dua szansa, e kto go zauway i rozpozna. A gdy tylko potencjalni napastnicy zorientuj si, e Jedi depcze im po pitach, zapadn si pod ziemi tak skutecznie, e nawet Riske bdzie mia problem z ich wykopaniem. - Susznie - powiedziaa Lorana. - Bior starszego. Obi-Wan zawaha si. Lorana bya starsza z dwjki padawanw, a zatem teoretycznie miaa wiksze umiejtnoci. Zna jednak moliwoci i dowiadczenie Anakina, wic wiedzia, e chopak poradzi sobie nawet, jeli wpadnie w tarapaty. Jednak... jeeli Loranie naprawd czego brakowao, to pewnoci siebie. Nie pomoe jej, posyajc j za tym dzieciakiem, zwaszcza w obecnoci Anakina. Poza tym ma tylko ledzi Brolfa, a nie walczy z nim czy prbowa konfrontacji. To powinno by do bezpieczne. - Dobrze - rzek. - We komunikator Anakina, jest poczony bezporednio z moim i daj mu swj. Jak masz czstotliwo? Podaa mu cyfry. - Rozdzielamy si teraz - dodaa. - Skontaktuj si z tob, kiedy dorosy si zatrzyma. - Zgoda - odpar Obi-Wan. - Powiedz Anakinowi, e go dogoni, gdy tylko bd mg. Wyczy komunikator i zerwa si na nogi. Wyjrza jeszcze raz ponad krawdzi dachu, odwrci si i ruszy w kierunku schodw. Wiedzia, e jego padawan poradzi

sobie z kadym problemem, ktry napotka na swojej drodze. Prawie na pewno. Prawie.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

7
Jakim cudem przez czas, jakiego potrzebowa Obi-Wan na zejcie ze schodw i dogonienie ucznia, Anakin nie wpakowa si w adne tarapaty. Mody Brolf maszerowa dalej, cakowicie niewiadom faktu, e jest ledzony. Obi-Wan zauway wczeniej, e dzielnica Patameene obejmowaa zarwno fragmenty bogatsze, jak i ubogie, robotnicze. Modzik zaprowadzi ich w takie wanie biedniejsze rejony, a wreszcie wszed do jednego z domw w nieco zaniedbanym piercieniu. Piercieniowaty ukad domw by normaln struktur miejsk Brolfw. Kamienice mieszkalne wznoszono krgami wok centralnego placu. Dziedziniec taki by przeznaczony na wsplny teren rekreacyjny dla caego piercienia, ale przez wyrw, jaka pozostaa po zawalonym domu, Obi-Wan dostrzeg, e ten akurat bardziej przypomina mietnisko. - Wyglda jak zaplecze u Watto - mrukn Anakin, schylajc si lekko, eby zajrze do rodka. - Maj tu co najmniej trzy zaczte konstrukcje. - Czy ktra z nich wyglda na tak, co mogaby wykorzystywa silniki manewrowe? - zapyta Obi-Wan. - Trudno powiedzie - zastanowi si Anakin. - Moe ta po lewej... - Zapamitaj to - przerwa mu nagle Obi-Wan, bo poczu drgnienie w Mocy... - Mona w czym pomc? - zapyta zza ich plecw podejrzliwy gos. Obi-Wan odwrci si powoli, starajc si trzyma rce cay czas na widoku. W ich stron sza trjka dorosych Brolfw w podniszczonych, ale czystych i porzdnych tunikach. - Nie, dzikujemy - rzek grzecznie. - Po prostu zauwaylimy te konstrukcje i zastanawialimy si, co to bdzie. - A co to was obchodzi? - zapyta ten, ktry odezwa si pierwszy. - Mj mody przyjaciel budowa kiedy cigacze wyjani Obi-Wan.

66 - Zawsze fascynoway go takie rzeczy. - Naprawd - wczy si drugi z Brolfw, mierzc Anakina wzrokiem od stp do gowy. - Wiesz co na temat wlotu powietrza p-X? - Sam ich nigdy nie uywaem - odpar Anakin. - Ale umiem je instalowa, a take naprawi, jeli pojawi si problem. - No, no! - Brolf nabra powietrza w puca. - Duefgrin! - zawoa. Po krtkiej chwili w wyrwie piercienia pojawi si ten sam modzik, ktrego ledzili. - Tak, wujku? - krzykn. - Mamy tu dwch ludzi, ktrzy twierdz, e znaj si na systemach p-X - rzek Brolf. - A ty wci masz ze swoim problemy? - Nie jestem pewien - odpar tamten, z powtpiewaniem ypic okiem na ObiWana i Anakina. - Wanie dostaem nowy monitor sprania, moe to co da. Obi-Wan skrzywi si lekko. Wic tym wanie zajmowa si modzik na rynku. Wymienia skradzione silniki manewrowe na monitor. Chyba e monitor te by kradziony. A w takim przypadku sil-niczki wci bdzie mia przy sobie. - Owszem, jeli p-X nie ma problemw ze stabilnoci zwrotn - poinformowa go Anakin. - Jakie masz sprzga? Binarne czy trjkowe? - Binarne - odrzek Duefgrin. - Nie sta mnie na trjkowe. - Pozwl mi spojrze - zaproponowa Anakin, ruszajc w jego stron. Przystan i pytajco spojrza na Obi-Wana. - Mog? Obi-Wan za zwrci wzrok na trzech dorosych Brolfw. - Jasne, id - rzek wuj Duefgrina, machajc rk. - Im szybciej doprowadzi t kup zomu do stanu uywalnoci i wywiezie z placu, tym szybciej ssiedzi przestan marudzi. - Dziki. - Obi-Wan w duchu skreli t trjk z listy podejrzanych. Jeli pozwalaj obcym wczy si swobodnie po swoim terenie, prawdopodobnie niczego nie ukrywaj. - Dobrze, Anakinie, ale pospiesz si. - Jasne - zawoa Anakin przez rami. Obi-Wan zauway, e obaj modzi ludzie od razu pogryli si w fachowej rozmowie. - Wrc, kiedy i ty skoczysz. - Kiedy ju to chyba syszaem - mrukn pod nosem Obi-Wan i poszed za nimi na dziedziniec. Mimo wszystko sam Duefgrin mg tkwi w grupie spiskowcw bez wiedzy wuja. Nic si nie stanie, jeli Obi-Wan przejdzie si spacerkiem wok piercie-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

nia mieszkalnego, podczas gdy chopcy bd pracowa, i poszuka poprzez Moc wszelkich ladw zych zamiarw. A potem odcignie Anakina od tej maszynerii, ktr buduje Duefgrin, cokolwiek to jest, i razem sprawdz, jak si poszczcio Loranie. Lorana zauwaya, e mody zodziejaszek opuci miejsce spotkanie spokojnym krokiem, nie okazujc najmniejszego niepokoju, nie podejrzewajc, e jest ledzony, a waciwie zachowujc si tak, jakby kompletnie mu na tym nie zaleao. Za to dorosy Brolf by cakiem innym dzbankiem giju. Zachowywa si tak nerwowo i podejrzliwie, e ju bardziej nie byo mona. Co kilkanacie krokw oglda si przez rami, zmienia stron ulicy co sto metrw. Rwnie czsto zmienia kierunek; zatrzymywa si przy jednym ze straganw wzdu ulicy, udajc, e oglda towar, podczas gdy w istocie obserwowa przechodniw za sob. Byo to tak groteskowe, e niemal mieszne. Lorana jednak nie miaa ochoty si mia. Riske by subtelnym zawodowcem i z du klas. Za to ten Brolf wydawa si cakowitym jego przeciwiestwem: amator konspirator, prymitywny i bez krztyny talentu. Ale wanie taki amator - bezmylny i nieprzewidywalny - mg by najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem. Na szczcie amatora atwiej byo oszuka. Lorana podczas wielu lat szkolenia Jedi nauczya si kilku sztuczek przydatnych przy ledzeniu istot rozumnych i przez najblisz godzin wykorzystaa chyba wszystkie po kolei. Zmieniaa odlego od Brolfa, chowaa si w alejkach i bocznych uliczkach, aby go wyprzedzi, a od czasu do czasu zmieniaa take wygld, wkadajc lub zdejmujc kaptur szaty albo na przemian wic i rozpuszczajc wosy. Wreszcie paranoja Brolfa jakby zelaa; szed teraz wzgldnie prosto na pnocny zachd. Lorana trzymaa si z tyu tak daleko, jak moga. Mijane domy i sklepy staway si coraz skromniejsze i brzydsze, w miar jak zagbiali si w ubosze rejony dzielnicy. W elegantszych okolicach posesje oddzielay wysokie murki, zaznaczajce granice wasnoci; tu wystarczay niskie, ciasno rosnce ywopoty lub rzdki jaskrawych kwiatw. Wielu przechodniw, ktrych Lorana mijaa po drodze, nosio tuniki z symbolami Gildii Grniczej; niektrzy przerywali wykonywane czynnoci, aby odprowadzi j wzrokiem, kiedy ich mijaa. Moda padawanka zastanawiaa si ju kilkakrotnie, czy nie skontaktowa si z Obi-Wanem, by poprosi o rad lub pomoc. Jeszcze czciej rozwaaa moliwo zawrcenia do bezpiecznie znajomego centrum miasta, pozostawiajc spiski i kontrspiski fachowcom mdrzejszym i bardziej dowiadczonym w takich kwestiach. Za kadym razem jednak oddychaa gboko, eby si uspokoi, sigaa w Moc i sza dalej. Jedi nie moe zawraca z drogi tylko dlatego, e wydaje si ona trudna lub niebezpieczna. Mijaa wanie jeden z niskich ywopotw, kiedy poczua ostrzegawcze drgnienie Mocy. Sza dalej, z trudem powstrzymujc si od zawrcenia. Lekkie uczucie zagroenia byo wci zbyt niejasne, a zatrzymujc si nagle moga ostrzec nieprzyjaci, e wie o

68 ich istnieniu. Jeszcze kilka krokw... moe tamci popeni jaki bd, co pozwoli jej zdoby przewag, kiedy wykonaj pierwszy ruch. Cierpliwo Lorany zostaa nagrodzona. Kilka metrw dalej wraenie zmaterializowao si nagle: dwaj Brolfowie zaszli j od tyu - szybko i bezszelestnie. Obaj emanowali podejrzliwoci. Pochwycia szelest metalu trcego o tkanin. Zatrzymaa si raptownie, rkawem szaty zahaczajc o krzaki, odwrcia si i stana przed nimi. - O co chodzi? - zapytaa uprzejmie. Brolfowie przystanli zaskoczeni kilka metrw od niej. Niszy z nich, jak zauwaya, mia w garci antyczny miotacz, ktry przyciska do uda, jakby sdzi, e zdoa go przed ni ukry. Wyszy mia bro mniej skomplikowan, ale rwnie niebezpieczn grniczy kilof. - Co tu robisz? - zapyta niszy. - To publiczna droga - wyjania Lorana. - Nie jeste std - burkn wyszy. Zrobi krok w jej kierunku, niecierpliwie przebierajc palcami po trzonku kilofa. - Czego tu szukasz? - A jest tu co, czego warto byoby szuka? - odparowaa, czujc, e serce bije jej coraz mocniej. Trafia. Jakim sposobem, cho nie bya pewna, jakim, wiedziaa ju na pewno, e znalaza zagroenie, ktre Riske prbowa zlokalizowa. Pytanie tylko, co zrobi z t wiedz. W kocu Brolfowie - zarwno ta dwjka, jak i ten, ktrego ledzia - to tylko pierwsze drzewa lasu. Jeli wycignie miecz wietlny, nie znajdzie si ani troch bliej rozwizania intrygi, a w dodatku nie pozna szczegw ani autorw spisku. Musi zrobi co, eby ci dwaj zaprowadzili j do prawdziwych przywdcw. Ale w tym celu musi udowodni, e jest nieszkodliwa. - Nic takiego - odpara i cofna si o krok, podchodzc jak najbliej ywopotu. - Jeli chcecie, ebym sobie posza, to pjd. - Nie tak szybko - odezwa si modszy Brolf, wyranie zachcony jej pozorn lkliwoci. - Spieszysz si gdzie? - Ale skd - zaprzeczya Lorana. Zrobia jeszcze jeden krok w ty, majc nadziej, e ywopot, wzdu ktrego si cofaa, nie skoczy si zbyt szybko. - Po prostu chtnie sobie std pjd, to wszystko. - Zerkna w bok, aujc, e nie zauwaya, z ktrego z walcych si domw wyszli Brolfowie. Wida jednak trafia w dziesitk. - Bierz j, Vissfil - warkn niszy Brolf, podrywajc miotacz i celujc nerwowo w Loran. - Ona wie. - Nic nie wiem - zaprotestowaa Lorana, cofajc si jeszcze o krok. Vissfil ruszy w jej stron, wysoko podnoszc kilof. - Prosz... nie rbcie mi krzywdy. - Uniosa donie, jakby chciaa si osoni przed spodziewanym ciosem. Skupiajc uwag Vissfila na swoich podniesionych rkach, a ciaem zasaniajc

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

widok jego towarzyszowi, signa poprzez Moc, wysuna miecz wietlny spod tuniki i wcisna go w gb ciasno zbitego krzaka. - Zabierz jej komunikator - rozkaza niszy Brolf, gdy Vissfil podnis kilof jedn rk, a drug odchyli rbek paszcza padawanki. - Tak, tak, wiem - burkn Vissfil. Cho wielki i ordynarny, czu si wyranie skrpowany, obmacujc Loran woln rk. Znalaz komunikator i woy sobie za pazuch, po czym, jakby po namyle, zabra jej rwnie pas, razem z przymocowanymi do niego torebkami najedzenie i sprzt. - adnej broni - oznajmi, cofajc si o krok. - Co z ni zrobimy? - Zabierzemy j chyba do Obrocy - doszed do wniosku drugi. Gestem wskaza na piercie mieszkalny, w kierunku ktrego Lorana spojrzaa wczeniej. - On bdzie wiedzia, co robi. Tdy, czowieku. Przechodzili przez ulic, kiedy za plecami Lorany rozleg si cichy dwik. Obejrzaa si. Niszy Brolf wanie wyciga komunikator zza tuniki. - Co jest? - zapyta. Nie syszaa gosu w komunikatorze, ale trudno byo nie zauway nagego zdenerwowania u obu Brolfw. - Jasne, jasne. - Niszy schowa przyrzdzik. - Zmiana planw - oznajmi, podchodzc do Lorany i wbijajc jej luf miotacza w plecy. - Idziemy do tamtego domu - wskaza niebieski budynek po lewej. Lorana poczua ucisk w gardle. Wskazany dom wyglda na dawno opuszczony. Mogli j tam prowadzi tylko z dwch powodw - na powane przesuchanie albo... eby na zawsze zamkn jej usta. Z drugiej strony raczej nie wiedzieli, kogo udao im si zatrzyma. Lorana moga wic udawa, gra na zwok i czeka na okazj, wypatrujc ostrzegawczych znakw, e gra dobiega koca... Intencje Brolfa zamaskowane byy oglnym niepokojem i niewyczuwalne w Mocy, wic strza oguszajcy, ktry trafi Loran w plecy i rozszed si blem po caym ciele, by cakowitym zaskoczeniem. Zanim zdya pomyle o metodach zapobiegawczych, jakich j uczono, paraliujca nerwy fala zalaa j i pocigna w mrok. - No i co teraz? - warkn Brolf, ktry sam siebie nazywa Patriot. Doriana nawet nie fatygowa si z odpowiedzi. Stojc przy oknie, przyglda si, jak Vissfil i jego brat mozolnie taszcz ciao nieprzytomnej Lorany Jinzler po nierwnej ciece wiodcej do zrujnowanego niebieskiego domu. Ci dwaj idioci omal jej tu za sob nie cignli. Gdyby Doriana nie pilnowa okna i nie zauway, e nadchodz... Odczeka, a grupa zniknie w budynku, a potem z namysem spojrza na Patriot. - Jeli to jest przykad twoich zabezpiecze - rzek, odmierzajc starannie kade sowo - to dziwi si, e jeszcze wszyscy nie trafilicie na szubienice. - A co to za problem? - zdziwi si Patriota. - To tylko pojedyncza osoba, nie miaa nawet czasu ostrzec swoich przyjaci, jeli

70 ich ma. - Miaa bro? - Nic - odpar Patriota. Doriana zmarszczy brwi. - adnej broni? - Nie jestemy dziemi, Obroco - burkn Patriota. - Wiemy, jak szuka broni. - Nie wtpi - odpar Doriana, czujc lekki dreszcz niepokoju. Jinzler musiaa zostawi swj miecz wietlny pod opiek Kenobiego i Skywalkera, wiedzc, e byby to niezbity dowd, kim jest naprawd. Czy to oznacza, e tamci Jedi rwnie s w pobliu, oczekujc na stosowny moment, eby wkroczy do akcji? Niewane, ju i tak za pno na takie wtpliwoci. - Masz te dwa ostatnie silniki impulsowe? - zapyta. - Jhompfi wanie je przynis - odpar Patriota. - Przekaza je Migress, ktra jest ju w drodze do miejsca przygotowywania rakiety. Zostan zainstalowane w cigu godziny. - Jhompfi to ten, ktrego ledzia kobieta, tak? Oczy Patrioty zwziy si lekko. - Ju mwiem, e ona nic nam nie moe zrobi. Opucimy ten piercie, jak tylko ty dotrzymasz swojej czci umowy. Wszystko idzie dobrze. - Naturalnie - parskn Doriana. - Wszystko idzie dobrze, poza tym, e Jinzler bdzie moga zidentyfikowa Jhompfiego z twarzy i e na pewno widziaa go z silnikami... Znw odetchn gboko, zachowujc swoje opinie dla siebie. Tak, Patriota i jego towarzysze konspiratorzy byli band idiotw. Ale przecie wiedzia, w co si pakuje. - Wci nie rozumiem, po co a tyle silnikw - zauway Patriota z podejrzliwoci w gosie. - Normalna rakieta wymaga tylko dwch. - Normalna rakieta przeleci wysokim ukiem nad rynkiem, gdzie siy bezpieczestwa Argente bd mogy j swobodnie zniszczy - wyjani Doriana. - Pocisk, ktry dla was zaprojektowaem, nosi nazw slinker. To rakieta, ktra leci na wysokoci metra. Wpadnie przez bram budynku administracyjnego i znajdzie drog przez korytarze do sali konferencyjnej, gdzie eksploduje, niszczc obecnych i przyszych zdrajcw. - To ty tak twierdzisz. - Patriota nadal by podejrzliwy. - Nigdy nie syszaem o broni, ktra byaby w stanie odnale drog przez budynek bez penego systemu sterowania. - Bo adna bro, o jakiej syszae, nie miaa mojego specjalnego systemu naprowadzania - odpar Doriana, wyjmujc z kieszeni kart danych. - Znajdzie wejcie i wyszuka swoje cele, gdziekolwiek si ukryj. - A emisja jej czujnikw nie zostanie wykryta? - zapyta Patriota, ostronie biorc kart w palce. - Ani wykryta, ani zablokowana - zapewni go Doriana. - Ma inne czstotliwoci ni czujniki monitorowane przez ochron. W istocie karta w ogle nie zawieraa czujnikw oprcz zaprogramowanego geo-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

graficznie czujnika kierunku. Mia on przenie rakiet w odpowiednie miejsce precyzyjnie wytyczon drog, ktr Doriana wasnorcznie i dokadnie obliczy podczas ostatniej wizyty na Barloku. I na pewno nie potrafi znale negocjatorw. Gdyby Cbaoth w ostatniej chwili zdecydowa si na zmian sali, rakieta poleciaaby cakiem gdzie indziej. A to byoby kopotliwe, nie mwic ju o katastrofalnych skutkach. Byo to jednak rwnie nieprawdopodobne, jak to, e Patriota i jego naiwni konspiratorzy zorientuj si, i s nabijani w butelk. Nic nie wywierao na ludziach wikszego wraenia ni przekonanie, e oto oferuje im si niezwyk technologi. - A wic nasze zwycistwo jest pewne - powiedzia Patriota, prawie z czci obracajc kart w palcach. - W stu procentach - zapewni Doriana. - Jeszcze tylko ostatnia sprawa. Czy po wyjciu std dzisiaj wieczorem planowalicie wrci do domu? - Oczywicie - odpar Patriota, marszczc brwi. - Potrzebujemy posiku i snu. - I bdziecie je mieli, ale jak najdalej od waszych domw - przerwa mu Doriana. - Od tej chwili musicie trzyma si z daleka od rodzin i przyjaci. Patriota zacz dygota. - Co ty mwisz? - pokrci nerwowo gow. - Mwi, e jutro w poudnie, kiedy magistrat Argente i mistrz gildii Gilfrome nie bd ju yli, wadze rzuc si na domy wszystkich czonkw waszej gildii - zimno rzek Doriana. - Ty i twoi przyjaciele musicie by wtedy gdzie indziej, nikt te nie moe wiedzie, dokd si udalicie. - Ale jak dugo to potrwa? - Jak dugo bdzie trzeba - odpar Doriana. - Nie wolno ci popeni bdu, Patrioto. Od tej chwili i ty, i pozostali jestecie uciekinierami i musicie ukrywa si przed tymi samymi ludmi, dla ktrych ryzykowalicie wasn gow. - Unis brwi. - Jeli nie czujesz si do silny, by temu podoa, jest jeszcze czas. Moesz si wycofa. Patriota wyprostowa si ze zdeterminowan min. - Zrobimy wszystko, co konieczne dla naszej gildii i ludu - rzek stanowczo. - I zapacimy kad cen. - A zatem jeste bardzo honorowym Brolfem - pochwali go Doriana. Niektrym osobom perspektywa ycia wygnaca wystarczyaby do zrewidowania wasnych pogldw i wycofania si w por. Ale dla Patrioty i jego przyjaci taka potencjalnie ponura moliwo jedynie przydawaa szlachetnoci i blasku ich bezsensownemu spiskowi. To dlatego Doriana wybra do tej misji wanie ich. Tpi, peni gniewu i ulegli wspaniae pionki w jego planach. Zanim ktrykolwiek z nich zorientuje si, o co tu naprawd chodzio, Doriana bdzie daleko. Jeli w ogle kiedykolwiek si zorientuj. - Od tej chwili wsplnie kroczymy ciek chway i przeznaczenia - cign.

72 - Jutro w poudnie te zdradzieckie ukady legn zmiadone przez walec historii, a drogocenne mineray Barloka na zawsze pozostan w rkach Brolfw. - A ci, ktrzy nas zdradz, poznaj koszt tej zdrady - powanie podj Patriota. - Lud Brolf jest ci gboko wdziczny, Obroco. Przysigam, e pewnego dnia ten dug zostanie spacony. - Aja obiecuj, e wrc tu, aby si o niego upomnie - rzek Doriana, cho nie mg sobie wyobrazi mniej prawdopodobnej opcji. - Musz jeszcze zrobi jedn ma poprawk w rakiecie, zanim zamontujemy silniki, a potem odejd, aby przygotowa swoj rol w odkupieniu ludu Brolf. Pamitajcie, aby umieci rakiet dokadnie w uzgodnionym miejscu. Tylko wtedy znajdzie si ona poza stref cienia czujnikw i nie zostanie przez nie dostrzeona. - I tylko stamtd, doda w duchu, zaprogramowana trasa zaprowadzi j tam, gdzie trzeba. - Tak si stanie - obieca Patriota. - Za nasze zwycistwo, Obroco. Doriana umiechn si. - Tak - rzek agodnie. - Za nasze zwycistwo. Podczas pierwszego podejcia do asteroidy Thrawna Cardas zauway, e baza jest doskonale ukryta. Dopiero za drugim podejciem zrozumia, jak komandor dokona tej zadziwiajcej sztuczki. Zamiast na asteroidzie, baz zbudowano pod jej powierzchni. A waciwie w dugim, krtym tunelu, ktrym sternik Springhawka przelecia z szybkoci i precyzj o wiele wiksz, ni to byo konieczne. - Zdumiewajce miejsce - odezwa si gono Cardas, usiujc ukry zdenerwowanie na widok migajcych w ty skalistych cian. - Czy to konstrukcja typowa dla Chissw? - Nie, ani troch - odrzek Thrawn. Wyglda przez iluminator, a jego gos brzmia dziwnie. - Wikszo baz znajduje si na powierzchni, ale chciaem, aby ta akurat bya nie do zdobycia przez nieprzyjaciela. - Nie jest to specjalnie oryginalny pomys - wtrci Quennto. Mwi niedbaym tonem, ale Cardas widzia napicie w jego oczach, gdy ledzi pilnie poczynania sternika. - Podejcie dlatego jest tak niebezpieczne, by atakujcy musia je pokonywa powoli. Wyprowadzenie waszych statkw staje si przez to rwnie trudne, ale to cena, ktr trzeba zapaci. - Istniej sposoby zredukowania tego problemu - poinformowa Thrawm. - W tej chwili Chissaska Flota Defensywna pracuje nad podobn koncepcj w innej bazie, w wikszej i bardziej skomplikowanej skali. Interesujce, prawda? - Co? - zapyta Cardas.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Ten wzr kolorowych wiate pomidzy znacznikami zblienia - wyjani Thrawn, wskazujc na cian przed nimi. - Wskazuje na obecno goci. - Czy to dobrze, czy le? - zapytaa Maris. Thrawn wzruszy ramionami. - To zaley, kim s ci gocie. W trzy minuty pniej pokonali ostatni zakrt i tunel otworzy si na obszern jaskini. W gbi powierzchnia skay pulsowaa migoczcymi wiatekami znacznikw zblienia i iluminatorw. W dokach stao osiem statkw: pi myliwcw Chissw, ktre Cardas widzia ju w akcji, dwa mae wahadowce transportowe, smy za by krownikiem mniej wicej wielkoci Springhawka. W przeciwiestwie jednak do pynnych krzywizn okrtu wojennego, ten skada si z samych paszczyzn, ostrych naronikw i mocno zaznaczonych ktw. - Oho - mrukn Thrawn. - Nasi gocie pochodz z Pitego Rodu Wadcw. - Skd wiesz? - zapytaa Maris. - Dziki konstrukcji i oznaczeniom statku - wyjani Thrawn. - Mog rwnie zgadn, e go jest z linii bezporedniej, lecz dalekiej. - Czy to dobrze, czy le? - chcia wiedzie Cardas. - Waciwie ani tak, ani tak - odpar Thrawn. - Pity Rd prowadzi interesy w tej okolicy, wic prawdopodobnie to rutynowa wizyta. Osoba wyszej rangi lub pochodzca z Pierwszego bd smego rodu oznaczaaby kar. Cardas spojrza koso na Maris. Kar? - Bdziecie wszyscy moimi gomi na ceremonii powitalnej - cign Thrawn, kiedy Springhawk kierowa si ku pustemu dokowi. - Moe si to dla was okaza interesujce. Interesujce byo w opinii Cardasa zbyt nijakim okreleniem. Przede wszystkim sama sala powitalna. To puste, pozbawione ozdb szare pomieszczenie tu za dokami za dotkniciem ukrytych przyciskw ulego cakowitej zmianie. Ze cian wysuny si kolorowe panele, odwrciy si i uoyy pasko. Z ukrytych pyt w suficie spyny draperie, a wraz z nimi faliste, podune formy, ktre przypominay Cardasowi zamroone ognie zorzy polarnej. Pytki podogowe zostay na swoim miejscu, ale pod przezroczyst powierzchni pojawiy si skomplikowane ukady kolorowych wiate. Jedne trway nieruchomo, inne pulsoway powoli lub poruszay si niespiesznie niczym pynca rzeka. Wrd wszystkich kolorw tczy zdecydowanie krlowa ty. Widowisko byo imponujce, a Chiss, ktry chwil pniej pojawi si w wejciu, wyglda rwnie wspaniale. Wszed w otoczeniu dwch modszych Chissw w ciemnotych mundurach, z pistoletami przy pasie. Sam by ubrany w szar szat, uoon w skomplikowane fady, ozdobion tym konierzem i mnstwem tych elementw. Nie by starszy od Thrawna, ale emanowa aur szlachetnoci i dumy jak kto, kto urodzi si, by panowa. Gesty jego eskorty byy sprawne i wywiczone, Cardas mia jednak wraenie, e ci dwaj i czterej ubrani na czarno wojownicy, ktrych przyprowadzi Thrawn, prowadzili midzy sob dyskretne wspzawodnictwo, ktra z grup wy-

74 glda bardziej profesjonalnie. Thrawn powita gocia w cheunh; odpowied oczywicie pada w tym samym jzyku. I tym razem rwnie Cardas zdoa wychwyci poszczeglne sowa, lecz ton i szybko wypowiedzi, wraz z oficjaln gestykulacj, sprawia wraenie staroytnego rytuau, ktry pilot uzna za fascynujcy. Jego towarzysze niestety nie podzielali tej opinii. Maris, z jej filozoficzn pogard dla skorumpowanych struktur Republiki, nigdy nie lubia oficjalnych obrzdw, wic obserwowaa ceremoni z grzecznym brakiem zainteresowania. Quennto za to ostentacyjnie nie ukrywa znudzenia. Ceremonia dobiega koca i dwch to ubranych Chissw cofno si, aby stan po obu stronach wejcia na statek. Thrawn gestem zaprosi gocia do miejsca, gdzie stali widzowie. - Pozwol sobie przedstawi arystokr Chaformbintrano z Pitego Rodu Wadcw - odezwa si, ju nie w cheunh, a w sy bisti. - A oto kupcy krellscy, gocie z odlegego wiata. Chaf ormbintrano powiedzia co do ostrym tonem. - Mw w sy bisti, arystokro, jeli mog prosi - rzek Thrawn. - Nie rozumiej cheunh. Chaf ormbintrano prychn co w cheunh i usta Thrawna zacisny si nieznacznie. - Arystokra Chaformbintrano nie jest w tej chwili zainteresowany porozumiewaniem si z wami - przetumaczy. - Jeden z moich wojownikw zaprowadzi was do kwater. - Zerkn na Cardsa. - Przepraszam. - Przeprosiny nie spotrzebne, komandorze - zapewni Cardas, czujc lekki ucisk w gardle, kiedy skada Chaf ormbintrano oszczdny ukon. - Absolutnie zbyteczne. Pokoje, ktre przeznaczy dla nich Thrawn, byy niewiele wiksze ni kajuty na Springhawku. Tym razem byy to dwie sypialnie, zamiast jednej, ze wspln kabin odwieacza pomidzy nimi. Quennto i Maris zostali zaprowadzeni do jednego pokoju, a Cardas do drugiego. Badajc nowe mieszkanie, Cardas przekona si z lekkim zaskoczeniem, e jego ubrania i rzeczy osobiste zostay przeniesione z kabiny na owcy Okazji i starannie uoone w szufladach. Widocznie Thrawn planowa dla nich duszy pobyt. Przez chwil kry po pokoju, usiujc nie myle o Chaformbintrano i jego nieukrywanym niezadowoleniu z ich obecnoci na terytorium Chissw. W godzin pniej pojawi si w drzwiach milczcy wojownik zjedzeniem na tacy. Cardas przez chwil zastanawia si, czy nie zajrze do Quennto i Maris, ale uzna, e gdyby pragnli jego towarzystwa, wiedz, gdzie go znale. Wobec tego zjad posiek sam. Pniej usiad przy stanowisku komputerowym i zacz sprawdza procedur, jakiej Thrawn nauczy ich na pokadzie Springhawka, aby dosta si do sownika cheunh. Procedura zadziaaa i na tym komputerze, wic zaj si nauk.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

W pi godzin pniej, kiedy drzema nad klawiatur, Chissowie wreszcie przyszli po niego. Zaprowadzono go do ciemnego pomieszczenia, ktre bardzo przypominao Pierwszy Dziobowy Punkt Triangulacyjny. Szerokie okno wychodzio na jaskini z dokami i Cardas widzia odlegy blask silnikw napdowych, kiedy statek kierowa si do korytarza wylotowego. - Dobry wieczr, Cardas - odezwa si Thrawn z fotela w drugim kocu pokoju. - Mam nadziej, e pracowicie spdzie dzie. - Do pracowicie, owszem - zgodzi si Cardas, podszed i usiad na fotelu obok. - Troch popracowaem nad znajomoci jzyka. - To dobrze - odpar Thrawn. - Chciaem ci przeprosi za nieuprzejme zachowanie arystokry Chaformbintrano. - Przykro mi, e nie wzbudzilimy jego sympatii - rzek Cardas, silc si na dyplomacj. - Podobaa mi si ceremonia powitalna, mam nadziej zobaczy wicej ciekawych obyczajw Chissw. - Nie byo to nic osobistego - zapewni go Thrawn. - Arystokra Chaf ormbintrano uwaa wasz obecno tutaj za zagroenie dla Dynastii. - Mog spyta, dlaczego? Thrawn leciutko wzruszy ramionami. - Dla niektrych ludzi nieznane zawsze stanowi zagroenie. - Czasem nawet maj racj - zgodzi si Cardas. - Z drugiej strony wydaje mi si, e wy, Chissowie, doskonale potraficie o siebie zadba w razie walki. - Moe masz racj - zgodzi si Thrawn. - Czasem sam si nad tym zastanawiam. Powiedz mi, czy rozumiesz koncepcj unieszkodliwienia potencjalnego wroga, zanim ten przypuci na ciebie atak? - Chodzi ci o uderzenie wyprzedzajce? - domyli si Cardas. - Oczywicie. - Czy jest to popularne wrd twojego ludu? - Popularne nie jest chyba odpowiednim sowem - zastrzeg si Cardas. - Wiem, e niektrzy uwaaj to za niemoralne. - A ty? Cardas skrzywi si. Mia dwadziecia trzy lata i pracowa dla przemytnika, ktry lubi dokucza Huttom. Co waciwie wiedzia o wszechwiecie? - Myl, e zanim zrobisz co takiego, musisz by naprawd przekonany, e to prawdziwe zagroenie - odpar powoli. - To znaczy, musisz zdoby dowd, e rzeczywicie planowali ci zaatakowa. - A jeli kto nie planuje zaatakowa osobicie ciebie, natomiast konsekwentnie atakuje innych? Byo cakiem oczywiste, do czego zmierza Thrawn. - Mwisz na przykad o Vagaari? - zapyta Cardas.

76 - Wanie - potwierdzi Thrawn. - Jak ju wspominaem, nie zaatakowali jeszcze terytorium Chissw, a nasza doktryna militarna mwi, e w takim przypadku naley ich ignorowa. Czy istoty, na ktre poluj Vagaari, maj prawo liczy na nasz si militarn, czy powinnimy po prostu sta z boku i przyglda si, jak ich zarzynaj i bior do niewoli? Cardas pokrci gow. - Zadajesz pytania, na ktre szukamy odpowiedzi od pocztku cywilizacji. - Ukradkiem zerkn na komandora. - Jeli dobrze rozumiem, arystokra Chaf ormbintrano nie zgadza si z tob w tym punkcie. - Caa rasa Chissw nie zgadza si ze mn w tym punkcie - sprostowa Thrawn z odrobin smutku w gosie. - Albo czsto tak mi si wydaje. Z ulg sysz, e to zagadnienie nie jest rwnie oczywiste dla innych jak dla naszych Rodw Panujcych. - Czy powiedziae arystokrze o statku Vagaarich? - zapyta Cardas. - Zdaje si, e ich upy pochodziy z najrniejszych kultur. - Powiedziaem, ale nie wywaro to na nim szczeglnego wraenia - odpar Thrawn. - Dla niego doktryna o reakcji wycznie obronnej nie pozwala na wyjtki. - A jeli wrd ofiar byy rasy, ktre znacie? - podsun Cardas. - Przyjaciele, a nawet tylko partnerzy handlowi? Czy to sprawioby jak rnic? - Wtpi - w zadumie odpar Thrawn. - Rzadko handlujemy poza granicami. Ale masz racj, warto chyba dokadniej przyjrze si skarbowi. - Przechyli gow na bok. - Masz ochot by przy tym? - Pewnie - ucieszy si Cardas. - Cho nie wiem, w czym mgbym pomc. - Moe uda ci si rozpozna cho niektre artefakty - wyjani Thrawn i wsta. - Jeli oni poluj rwnie na wiatach waszej Republiki, moesz zdoby przy tym dodatkowe dane, ktre si wam przydadz. - Chyba powiniene zaprosi rwnie Maris i Quennto - przypomnia Cardas, wstajc. - Podrowali o wiele wicej ni ja. - Dobry pomys - zgodzi si Thrawn i ruszy przodem w kierunku wyjcia. - Dziki temu kapitan Quennto bdzie mg wybra sobie przedmioty, ktre chciaby zatrzyma dla siebie - umiechn si lekko. - Pozwoli to take okreli w przyblieniu warto przedmiotw. - Nie jeste ani troch cyniczny, prawda, komandorze? - prychn Cardas. - Ja tylko staram si zrozumie reakcje innych - odpar Thrawn. - Moe dlatego nie mam problemw z filozofi czekania, zamiast dziaania. - Moe - zgodzi si Cardas. - Nie wiem, czy to wane, ale ludzie, ktrym pomagasz swoimi dziaaniami, zapewne nie bd mieli adnych moralnych dylematw. - Masz racj - odpar Thrawn - Cho ich wdziczno moe mie krtki ywot. - Czasami - przytakn Cardas.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

78

- Ale nie zawsze.

ROZDZIA

8
Obi-Wan z westchnieniem wyczy komunikator i wsun za pas. - Wci nic? - zapyta Anakin. - Nic - powiedzia Obi-Wan, spogldajc w ciemniejce niebo. Zaczy si pojawia pierwsze gwiazdy, a w okolicznych domach zapalay si wiata; to rodziny spotykay si na wieczornym posiku. Anakin mrukn co pod nosem. - Powinnimy prbowa skontaktowa si z ni wczeniej - doda. - Prbowalimy - przypomnia Obi-Wan. - Ale zbyt bye zajty zabaw swoopem Duefgrina, eby to zauway. - Wybacz, mistrzu, ale to nie bya zabawa - sztywno oznajmi Anakin. - Brolf, ktrego szukalimy, nazywa si Jhompfi i mieszka w piercieniu mieszkalnym Ukryty Gszcz. Podobno wykorzystuje te silniki w migaczu, ktrym przemyca paeczki rissle od Karfw. Obi-Wan wytrzeszczy oczy ze zdumienia. - Kiedy si tego wszystkiego dowiedziae? - Kiedy ty spacerowae po okolicy, szukajc ladw - wyjani Anakin. Trudno byo jednoczenie okaza pretensje i zadowolenie, ale jako mu si udao. - Tylko ze mn w ogle chcia rozmawia - zmarszczy nos. - Zdaje si, e nie bardzo ufa dorosym. - Powiniene by powiedzie o tym natychmiast, kiedy tylko uzyskae t informacj - kwano zauway Obi-Wan, wsuwajc kart z przewodnikiem do notatnika i wprowadzajc wyszukiwanie piercienia mieszkalnego. - Nie przyszo ci do gowy, e Lorana moe mie kopoty? - Nie, ale za to przyszo mi do gowy, e jeli odejdziemy zbyt szybko, Duefgrin moe skontaktowa si z Jhompim i ostrzec go - odpar Anakin. - Padawanie, powiniene zna swoje miejsce - ostrzeg chopca Obi-Wan. Ostatnio powtarza to ostrzeenie coraz czciej. - Przepraszam, mistrzu - westchn teatralnie Anakin.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Na ekranie notatnika pojawia si mapka, ukazujca drog do piercienia mieszkalnego Ukryty Gszcz. - Zobacz sobie - rzek Obi-Wan, przechylajc notatnik tak, aby i Anakin mg widzie. - Ale Jhompi poszed w innym kierunku, kiedy si rozstali z Duefgrinem - zauway niepewnie chopak. - Wiem - pospnie odpar Obi-Wan. - Ale na razie to wszystko, co mamy. Musimy si temu przyjrze. Ssiedztwo piercienia Ukryty Gszcz przypominao inne miejsca, jakie Obi-Wan widywa w czasie swoich podry po Republice. Ubogie, ale czyste domostwa, gdzie ludzie pracuj ciko, aby mie chocia to, co maj, starajc si jednoczenie zachowa dum i godno. Wiedzia, e niektrzy Jedi traktuj takie miejsca i ludzi z politowaniem. On sam jednak wola ich od mieszkacw najwyszych poziomw Coruscant, ktrzy wprawdzie byli znacznie zamoniejsi, ale ich moralno pozostawiaa wiele do yczenia. Wikszo istot zamieszkujcych miejsca takie jak to bya przyjazna i szczera, nie snua ukrytych planw politycznych, nie pragna stanowisk i wadzy. A jeli ju kto chcia kogo wykoczy, wbija mu n w plecy, zamiast umiecha si zdradziecko. - Od czego zaczynamy? - mrukn Anakin, kiedy znaleli si przy ywopocie po drugiej stronie ulicy. - Zacznijcie od tego, eby nie wchodzi mi w drog - rozleg si za jego plecami cichy gos. Obi-Wan obrci si picie, a jego rka powdrowaa pod tunik w kierunku miecza wietlnego. Wtedy zza ywopotu, ktry wanie mijali, wychyna znajoma twarz. Wystarczyo jedno spojrzenie. - Cze, Riske - rzek Obi-Wan, zwalniajc uchwyt na rkojeci miecza. - Tak mylaem, e ci tu spotkam. - Mgbym powiedzie to samo - skrzywi si Riske, ruchem gowy wskazujc koniec ywopotu. - Wpadniecie na chwil do mojego biura? Obi-Wan rozejrza si wokoo. W zapadajcym zmierzchu przechadzao si tylko kilku Brolfw, a aden nie patrzy w ich stron. Szturchn wic Anakina w rami i byskawicznie przeskoczy nad ywopotem. Wyldowa w kucki. Anakin znalaz si obok niego niemal w tej samej chwili. - Uparty jeste, to musz ci przyzna - rzek Riske, przeciskajc si w ich stron, ale jednoczenie starajc si pozosta w ukryciu. - Co tu robicie? - Szukamy Brolfa imieniem Jhompfi - wyjani Obi-Wan. - Kaza komu ukra dwa silniki impulsowe dzisiaj po poudniu. Mielimy nadziej dowiedzie si, po co. - Kiedy go ju dorwiecie, moecie spyta o materiay wybuchowe, ktre zniky z kopalni, gdzie pracowa albo on, albo jego bliscy przyjaciele - pospnie zaproponowa

80 Riske. - Albo o system stabilizacji, ktry inny jego przyjaciel wypoyczy sobie z ulubionego swoopa szefa, albo o cylindry z uszczelnieniem stopowym, ktre zniky z jeszcze innego warsztatu. Widzisz w tym jak prawidowo? Obi-Wan skrzywi si - Kto buduje sobie rakiet domowej roboty. - Albo dwie, albo trzy - doda Riske. - A przy tym trudno nam bdzie zapyta o to Jhompfiego albo ktrego z jego przyjaci, bo wszyscy jakby si zapadli pod ziemi. - Cudownie - mrukn Obi-Wan, wygldajc ponad ywopotem. - Te bym tak to uj - powiedzia Riske. - Czemu si nim interesujesz? - Nasza przyjacika, padawanka, na ktr natkne si wczeniej, ledzia go wyjani Obi-Wan. - Znika i nie mog jej zapa na komunikatorze. - Szkoda - bkn Riske. - Mia dziewczyna, ale nie nadaje si do walki. - Nie mamy zamiaru z niej rezygnowa - zaprotestowa Obi-Wan. - Masz jaki pomys, gdzie ukry si Jhompfi? - Gdybym wiedzia, pewnie nie krcibym si tutaj - odparowa Riske. - Kazaem ludziom przeszuka orodki Gildii Grniczej, ale jeli Jhompfi nie wrci do domu, to nie bdzie te na tyle gupi, aby si tam schroni. - Wic co robimy? - zapyta Anakin. - Ja osobicie zamierzam w tej chwili wrci do hotelu i sprawdzi stan przygotowa naszej ochrony - rzek Riske. - Pewnie wrc tu jeszcze dzisiaj... robaki durabetonowe pojawiaj si najczciej wtedy, kiedy budynek ju si wali na gow. - Mog prbowa jutro ataku na centrum administracji miasta - podsun ObiWan. - Nie sdz - odpar Riske. - Jhompfi raczej nie zechce atakowa miejsca, gdzie negocjuje mistrz jego wasnej gildii. Nie, to bdzie raczej hotel, a moe droga do centrum administracji... ale rano. Niestety wywody Riskego brzmiay sensownie. - Niech bdzie - rzek Obi-Wan. - Zajmij si t spraw, a my poszukamy Lorany. - ycz szczcia. - Riske pokrci gow. - Wiesz, niedawno omal nie przyczepiem jej ukadu naprowadzajcego, eby tylko trzymaa si ode mnie z daleka. Szkoda, e tego nie zrobiem. - Ja te zaczynam aowa - zgodzi si Obi-Wan. - Musimy po prostu sami sobie poradzi. - Jedi podobno s w tym dobrzy - rzek Riske, wyjmujc kart danych i podajc Obi-Wanowi.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- To da wam bezporednie poczenie z moim komunikatorem, pewne i szyfrowane. Jeli dowiecie si czego, dajcie zna, dobrze? - Oczywicie - obieca Obi-Wan, wsuwajc kart do pokrowca swojego komunikatora. Riske skin gow i odszed. Dotar do koca ywopotu, wyjrza, okry go i ruszy szybkim krokiem. - Co teraz? - zapyta Anakin. - Lepiej, eby mistrz Cbaoth wiedzia, co si stao - niechtnie wyjani Obi-Wan. - On i Lorana s ze sob do blisko, wic mgby rozpozna jej podpis w Mocy. - Moe i tak - z powtpiewaniem odpar Anakin, kiedy dotarli do koca ywopotu i wyszli na chodnik. - Wiesz, chyba wszyscy powinnimy nosi ukady naprowadzajce. Obi-Wan spojrza na niego z ukosa. - Znam przynajmniej jednego takiego, ktry powinien - mrukn pod nosem. - Co mwie? Mistrz Jedi pokrci gow. - Nic takiego. Kiedy Cbaoth wreszcie raczy odpowiedzie przez komunikator, nie wydawa si wcale zadowolony, e mu si przeszkadza. By jeszcze mniej zachwycony, kiedy usysza ca histori. - Litociwie pomin kwesti waszej ingerencji w sprawy Barloka wbrew moim wyranym rozkazom - zagrzmia mistrz Jedi. Obi-Wan mg sobie doskonale wyobrazi jego grone oczy byskajce spod krzaczastych brwi. - Najwaniejsze w tej chwili jest to, e narazilicie na niebezpieczestwo mojpadawank. - Rozumiem twj gniew, mistrzu Cbaoth... - zacz Obi-Wan. - Gniew? - przerwa mu Cbaoth. - Jedi nie odczuwaj gniewu, mistrzu Obi-Wanie. - Przepraszam - odpar Obi-Wan, usiujc zdusi wasn irytacj. Czy cytowanie kodeksu Jedi to jedyne, co Cbaoth umia zaproponowa w takiej sytuacji? - Nieodpowiednio dobraem sowa. - Ju lepiej - oznajmi Cbaoth. - A ty, padawanie Skywalker? Masz jakie pomysy? Obi-Wan podsun komunikator chopcu. - Raczej nie, mistrzu Cbaoth - odpar Anakin. - Obchodzi mnie gwnie bezpieczestwo Lorany. Obawiam si, e mogli j zabi. Przez monet Cbaoth nie odpowiada. - Ona z pewnoci yje - rzek wreszcie. - Poczubym takie zakcenie w Mocy. - A wic moesz j namierzy? - z nadziej zawoa Anakin. - Jedno z drugim niekoniecznie idzie w parze - rozczarowa go Cbaoth. - Niestety, nie potrafi w tej chwili wychwyci jej znacznikw w Mocy. Mistrzu Kenobi, powiedziae, e rozmawiae z chopcem, ktry ukrad silniki. On moe wie-

82 dzie, gdzie znajduj si ulubione kryjwki Jhompflego. - Nie sdz - odpar Anakin. - On raczej nie nalea do tej caej konspiracji. - Skoro jednak zna Jhompflego, moe wiedzie co o jego przeszoci, co nas naprowadzi na trop. - Wtpi, eby chcia o tym rozmawia - odpar Obi-Wan. - A przynajmniej nie z obcymi - Wcale nie sugerowaem, e on bdzie chcia. Obi-Wan poczu ucisk w gardle. - Sugerujesz, abym wpyn na jego umys? - Oczywicie, e nie - zapewni go Cbaoth. Ale zrobi to, o czym Obi-Wan dobrze wiedzia, wycznie na uytek Anakina. W istocie propozycja Cbaotha bya jednoznaczna. - Jestemy obrocami sabych, nie agresorami. Jednak popeniono zbrodni wobec Jedi. Takie czyny nie mog uj bezkarnie... nawet, jeli padawanka Jinzler sama nie prbowaa walczy we wasnej obronie - doda pospnie. Obi-Wan zmarszczy brwi. - Nie syszaem, eby kto w miecie walczy na miecze wietlne, mistrzu Kenobi cierpliwie tumaczy Cbaoth. - Nie dotary rwnie do moich uszu informacje na temat poobcinanych koczyn. Lorana Jinzler jest tylko padawanka, ale z pewnoci nauczyem j walczy. - Nie wtpi w to - odpar Obi-Wan i nagle przysza mu do gowy pewna myl. Jeli istotnie Lorana spokojnie zareagowaa na porwanie... - Dzikuj, e powicie mi czas, mistrzu Cbaoth. - Oczekuj, e moja padawanka znajdzie si u przy mnie, kiedy rano spotkam si z magistratem Argente i mistrzem gildii Gilfromeem jutro rano - ostrzeg Cbaoth. - Rozumiem - skin gow Obi-Wan. Przerwa poczenie i wsun komunikator z powrotem za pas. - Jak j znajdziemy? - zapyta Anakin. - Mistrz Cbaoth sam nam podpowiedzia - odrzek Obi-Wan. - Ma racj: gdyby Lorana si bronia, usyszelibymy o tym. Z tego wynika, e si poddaa. - Pewnie tak - zgodzi si chopak. - I co z tego? - Prawdopodobnie uznaa, e spokojne poddanie si da jej wicej ni walka - wyjani Obi-Wan. - Moga mie nadziej, e zabior ja do centrali konspiracji, gdzie spotka si z jej przywdcami. Ale... Pozwoli, aby to sowo zawiso w powietrzu, w nadziei, e Anakin podejmie tok rozumowania. - Ale musieliby chyba by niespena rozumu, aby zaprowadzi Jedi do swoich dowdcw - powoli stwierdzi chopak. - Nawet padawana. - Zgoda - potwierdzi Obi-Wan. - A jak najatwiej pozna, e kto taki jak Lorana jest Jedi?

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Jeli si przy niej znajdzie miecz wietlny - dokoczy Anakin, wyraajc gono ostron nadziej Obi-Wana. - Musiaa si go pozby! - Racja - potwierdzi Obi-Wan. - Prawdopodobnie zrobia to pod wpywem chwili, gdzie blisko miejsca, gdzie zostaa porwana. - I na tyle blisko, e bdziemy mogli wyczu jego kryszta Ium - z podnieceniem zawoa Anakin. - Ale musimy si znale jak najbliej, prawda? - Tu na ulicy mamy na to szans - zauway Obi-Wan. - Gdyby Lorana razem z mieczem wietlnym znalaza si w budynku, nie mielibymy szans zlokalizowa krysztau. A przynajmniej nie z zewntrz. - Wskaza na ulic, teraz ju pogron w mroku, jeli nie liczy bladego wiata latarni ulicznych. - Zaczniemy od okolic Ukrytego Gszczu. Jhompfl by wystarczajco przebiegy, aby trzyma si z dala od wasnego domu, ale moe jednak okaza si do gupi, aby krci si koo domu przyjaciela. Jeli nic nie znajdziemy, zaczniemy przeczesywa biedniejsze okolice dzielnicy Patameene. - Bo Jhompfi dobrze si czuje w takim otoczeniu? - Raczej dlatego, e tu wanie uywaj ywopotu zamiast murkw, aby oznacza granice dziaek - wyjani Obi-Wan. - Nie wbijesz miecza wietlnego w kamienny mur, tak eby nikt tego nie zauway. Jeli tam jej nie znajdziemy, przeniesiemy si do bogatszych dzielnic. Anakin odetchn gboko. - Doskonale. Jestem gotw, a ty? - Te - odpar Obi-Wan. - Wic oczy umys, mody padawa-nie. To moe by duga noc. Wdrowali ulicami ju od wielu godzin, kiedy nagle Obi-Wan poczu ukucie, ktrego oczekiwa. Miecz wietlny Lorany i jego kryszta Ilum byy gdzie blisko. Spojrza ktem oka na Anakina, czekajc, a chopiec rwnie to wyczuje. Nawet w tak powanej sytuacji szkolenie i wiczenia padawana musiay da rezultaty. Zrobili jeszcze trzy kroki, kiedy Anakin nagle zawaha si i przystan. - Tutaj - rzek. - Prosto przed nami i na lewo. - Doskonale - z aprobat powiedzia Obi-Wan, obserwujc okolic. Wci jeszcze dobre dwie godziny dzieliy ich od witu, domy wokoo byy ciemne i ciche, a ich mieszkacy pogreni w gbokim nie. A przynajmniej wikszo. Ci, ktrzy ich interesowali, z pewnoci nie spali. - Nie id po niego - powstrzyma Anakina, kiedy chopiec ruszy w kierunku krzaka, w ktrym ukryty by miecz Lorany. - Przejdmy na drug stron, szybko... teraz! Razem okryli ywopot i skryli si za nim.

84 - Czy kto nas obserwuje? - zapyta szeptem Anakin, kiedy podczogali si na odlego kilku metrw od miecza. - Za chwil si dowiemy - odrzek Obi-Wan. - Powiedz, co by zrobi, gdyby pilnowa winia w rodku nocy i nagle pod twoimi oknami zaczo si dzia co dziwnego? - Nie wiem. - Anakin zmarszczy brwi w zadumie. - To by chyba zaleao od tego, jak dziwne s to rzeczy. - No to sprawdmy. - Obi-Wan sign w Moc i na odlego wczy miecz wietlny Lorany. Zielone ostrze wytrysno ze stumionym sykiem, zaskakujco jaskrawe w mroku. Kilka drobnych listkw, odcitych od gazi, spado na ziemi, ale rkoje, solidnie wklinowana w krzak, nawet si nie poruszya si. - A teraz si okae, kto w okolicy nie pi - mrukn. Nie musieli dugo czeka. Ju minut pniej drzwi w jednym z domw po drugiej stronie ulicy otwary si i wyjrza z nich samotny Brolf, nerwowo strzelajc oczami na wszystkie strony. Widzc, e ulica jest pusta, poczapa w kierunku byszczcego miecza. Przez chwil gapi si na niego niepewnie, a potem odwanie sign w gszcz gazi i uwolni rkoje. Trzymajc j w wycignitej rce, obrci ostronie, widocznie zastanawiajc si, jak wyczy kling. - Pozwl, ja to zrobi - odezwa si Obi-Wan, wynurzajc si zza ywopotu. Sign poprzez Moc i wyczy miecz. Brolf by rzeczywicie szybki. Ostrze jeszcze nie zdyo znikn, kiedy zacz dziaa. Odskoczy na bok i cisn rkojeci wprost w twarz Obi-Wana, drug rk wyrywajc miotacz spod tuniki. Szybki, ale gupi. Obi-Wan by Jedi i mia refleks Jedi, wic wasny miecz wietlny trzyma w doni, zanim jeszcze Brolf zacz swj skok. Sign woln rk, zapa miecz Lorany, a swj zapali. Niedbale przej na ostrze strza Brolfa i odbi go w nocne niebo. Brolf jednak upar si strzela dalej, z brakiem wyobrani godnym robota bojowego. Obi-Wan wszed w tryb bojowy, skupi uwag na swoim wntrzu i pozwoli, aby Moc kierowaa jego domi, gdy odbijajc strzay szed ku napastnikowi. I nagle, korzystajc z tunelowego widzenia, jak przez mg wyczu, e co si dzieje po drugiej strome ulicy. Brolf rwnie to zobaczy lub usysza i przez moment jego koncentracja ulega osabieniu, a spojrzenie powdrowao w tamtym kierunku. Tego wanie potrzebowa Obi-Wan. Jednym susem skoczy do przodu i krtkim, kontrolowanym ciciem przepoowi miotacz Brolfa. Brolf by szybki w ataku, ale teraz rwnie szybko porzuci pozosta mu w garci cz miotacza i popdzi ulic w takim tempie, jak tylko mogy go unie krtkie nki. Obi-Wan przez chwil zastanawia si, czy go nie goni, ale zmieni zdanie i spojrza w kierunku domu, z ktrego tamten si wynurzy. Dopiero wtedy zorientowa si, e Anakin gdzie przepad. - Co za smarkacz! - sykn pod nosem i biegiem ruszy w tamtym kierunku. W

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

gbi domu ujrza przytumione, niebieskie byski wiata, a kiedy skierowa si ciek do otwartych drzwi, usysza znajomy pomruk miecza wietlnego padawana. Przyspieszy kroku i wpad do rodka. Znalaz Anakina w jednym z wewntrznych pomieszcze. Chopiec sta nad bezwadnym ciaem Lorany i trzyma miecz przed sob, terroryzujc nim dwjk Brolfw wcinitych w kt. Trzeci, martwy, lea na ziemi obok szcztkw miotacza. - Mistrzu - odezwa si chopak bez powodzenia, silc si na obj tny ton. - Znalazem j. - Widz - odpar Obi-Wan, wyczy swj miecz i uklk obok modej kobiety. Jej oddech i puls byy sabe, ale rwne. - Czego uylicie? - skierowa pytanie do Brolfw w kcie. aden z nich nie odpowiedzia. - Nic nie widziaem, kiedy tu wszedem - powiedzia Anakin. - Wic musz to mie przy sobie - mrukn Obi-Wan. Wymin Anakina, wczy miecz i spokojnie ruszy w ich kierunku. Podobnie jak Brolf na zewntrz, aden z nich nie by zainteresowany heroiczn mierci. - On to ma - rzek jeden pospiesznie, wbijajc paluch w bok partnera. - Prosz bardzo - zgodzi si tamten, wycign spod tuniki strzykawk i rzuci j pod nogi Obi-Wana. - Dzikuj - grzecznie odrzek Jedi. - Domy do tego wasze komunikatory, dobrze? I oczywicie bro. W chwil pniej obok strzykawki spoczy dwa komunikatory i dwa dugie noe. - Co z nimi zrobimy? - zapyta Anakin. - Wszystko zaley od tego, czym j nafaszerowali - zowrbnie odpar Obi-Wan, wyczajc miecz wietlny. Wzi do rki strzykawk - oczywicie bez etykiety. Uruchomi techniki podwyszajce czuo zmysw Jedi, wycisn na rkaw szaty kropelk cieczy i podnis do twarzy. Wystarczyo jedno pocignicie nosem. - W porzdku - zapewni Anakina, kiedy poziom wraliwoci zmysw wrci do normy. - To silny narkotyk, ale nie trucizna. Nic jej nie bdzie, kiedy si zbudzi. Gestem wskaza obu Brolfw. - To oznacza, e unikniecie oskarenia o morderstwo - poinformowa ich. - No, przynajmniej do momentu, dopki nie eksploduje wasza rakieta domowej roboty. Obaj winiowie wyranie podskoczyli na dwik sowa rakieta. - Nie mamy z tym nic wsplnego - zaprotestowa jeden. - To wszystko by pomys Fihdana. No i tego czowieka. Obi-Wan zmarszczy czoo. Wic w to wszystko zamieszany by czowiek? - Co to za czowiek? - zapyta. - Jak si nazywa? - Kaza si nazywa Obroc - rzek Brolf. - Tylko tyle wiem. - A jak wyglda? Brolf bezradnie spojrza na towarzysza.

86 - Jak czowiek - rzek drugi, wykonujc niejasny gest doni. - Moe potrzebuj wikszej perswazji, mistrzu? - zapyta Anakin, a w jego gosie zabrzmiaa twarda nuta. Obi-Wan z trudem powstrzyma umiech. Z dowiadczenia wiedzia, e groby ze strony czternastolatka rzadko s przekonujce. Opuci wzrok na lecego u jego stp martwego Brolfa. C, moe tym razem jednak byy. - Nie przejmuj si - powiedzia. - Oni prawdopodobnie po prostu nie umiej go opisa. - Chyba Riske mgby co z nich wydoby - podsun Anakin. Przez chwil ObiWan mia wielk ochot na takie rozwizanie. W kocu spisek skierowany by przeciwko magistratowi Argente, wic wypadaoby przekaza ich ludziom Argente na przesuchanie. Ale nie byo to zgodne z metodami dziaania Jedi. - Oddamy ich w rce miejskiej policji - poinstruowa Anakina, wyjmujc komunikator. - A potem chyba bdziemy musieli zaczeka, a Lorana si obudzi. Moe ona powie nam wicej. - Bdziemy czeka tutaj? - zmarszczy brwi Anakin. - Oczywicie - odpar Obi-Wan, umiechajc si pgbkiem. - W kocu moe zajrzy tu Jhompfi, Filvian albo Obroca. - Racja - ze zrozumieniem mrukn Anakin. - Jeli bdziemy mie troch szczcia. Statek Vagaarich by zakotwiczony na zewntrz bazy Crustai na asteroidzie, jakie wier obwodu od tunelu wejciowego. Thrawn z trjk ludzi uda si tam jednym z transporterw z doku, kierowanym przez wojownika Chissa. Przycumowali przy samym statku. Ku skrywanemu przeraeniu Cardasa ciaa obcych wci tam byy leay, gdzie upady. Quennto rwnie nie wydawa si z tego zadowolony. - Macie zamiar tutaj w kocu posprzta czy nie? - zapyta z niesmakiem, kiedy przemykali midzy trupami w kierunku skarbca. - W kocu tak - zapewni go Thrawn. - Najpierw jednak musimy si dowiedzie wszystkiego, co si da, na temat strategii i taktyki nieprzyjaciela. W tym celu trzeba si dowiedzie, kim by kady z walczcych i w jakiej pozycji si znajdowa, kiedy zgin. - Czy nie naleaoby umieci tego statku w mniej widocznym miejscu? - zapytaa Maris. Tym razem trzymaa si mocno ramienia Quennto i wida byo, e nie radzi sobie ju tak dobrze jak za pierwszym razem. Cardas poczu lekk satysfakcj. - Pniej przeniesiemy go do wntrza bazy - wyjani Thrawn. - Najpierw jednak musimy si przekona, czyjego silniki i uzbrojenie nie zawieraj niebezpiecznych skadnikw. Skarbiec, podobnie jak korytarze, wyglda dokadnie tak samo jak tu po zdobyciu statku, z jednym wyjtkiem: para Chissw krcia si wok stosw bogactw, naj-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

widoczniej rejestrujc je czujnikami. - Rozdzielcie si - poleci Thrawn ludziom. - Sprawdcie, czy nie traficie na co znajomego. - Na przykad na rne waluty? - upewni si Quennto, rozgldajc si po pomieszczeniu. - A moe mwisz o klejnotach? - dodaa Maris. - Mylaem raczej o dzieach sztuki - odpar Thrawn, wskazujc gestem zestaw kolumn. - Te tutaj prawdopodobnie zostay wykonane przez istoty z dodatkowym stawem pomidzy nadgarstkiem a okciem, ktrych widzenie jest znacznie przesunite w kierunku niebieskiej i ultrafioletowej czci widma. Quennto i Maris spojrzeli po sobie. - Mylisz, e to Frunchie? - podsuna Maris. - To moliwe - zgodzi si Quennto, spojrza podejrzliwie na Thrawna, uwolni si od ramienia Maris i podszed do kolumienek. - Kim s Frunchie? - zainteresowa si Cardas. - Frunchettan-sai - wyjania Maris. - Maj kilka skolonizowanych wiatw na Zewntrznych Rubieach. Rak nazywa ich Frunchie, bo... - Niech mnie pokrci - mrukn Quennto, przerywajc jej w p sowa. Pochyla si nisko nad kolumnami, przekrzywiajc gow na bok. - Co jest? - zapytaa Maris. - On ma racj - rzek Quennto ze zdumieniem. - Kolumna jest podpisana oficjalnym pismem Frunchw. - Obejrza si na Thrawna z dziwnym wyrazem twarzy. - Mylaem, e nigdy nie zapuszczae si w przestrze Republiki. - Wedug mojej najlepszej wiedzy rzeczywicie tak jest - odpar Thrawn. - Ale charakterystyk fizyczn artysty moesz odgadn, jak tylko spojrzysz na prac. - Moe dla ciebie to oczywiste - burkn Quennto, spogldajc na kolumny. - Dla mnie wcale. - Dla mnie te nie - zawtrowaa mu Maris. Thrawn unis brwi i spojrza na Cardasa. - Aty? Cardas spojrza na dziea sztuki, usiujc zobaczy subtelne znaki, ktre dostrzeg Thrawn. Bezskutecznie. - Przykro mi. - Moe to faktycznie szczcie - rzek Quennto, opuszczajc kolumny i podchodzc do skomplikowanej, biao-niebieskiej rzeby. - Popatrzmy... tak, dobrze. Tak sdziem. Spojrza przez rami na Thrawna. - A co powiesz o tym? Thrawn przez chwil przyglda si rzebie w milczeniu; potem przesun wzrokiem po innych przedmiotach, jakby szukajc inspiracji. - Artysta by humanoidem - rzek wreszcie. - Proporcje mia jednak odmienne ni ludzie i Chissowie... szerszy tors albo du-

88 sze ramiona. - Oczy zwziy mu si lekko. - By w dziwnym stanie emocjonalnym. Powiedziabym, e ci ludzie s jednoczenie odwani i tchrzliwi... boj si obiektw fizycznych, wrd ktrych yj. Quennto sykn ze zdumienia. - Nie wierz - rzek. - On dokadnie opisa Pashvi. - Nie sdz, abym ich znaa - zastanowia si Maris. - Maj system na skraju Dzikich Przestworzy - wyjani Quennto. - Byem tam kilka razy... maj na swoje dziea sztuki may, ale stabilny rynek odbiorcw, gwnie w Sektorze Korporacyjnym. - A co komandor Thrawn mwi na temat ich strachu przed obiektami fizycznymi? - dopytywa si Cardas. - Ich wiat usiany jest tysicami kamiennych supw - rzek Quennto. - Wikszo najwartociowszych rolin jadalnych ronie na ich szczytach. Na nieszczcie, yje tam rwnie pewien paskudny latajcy drapienik. W efekcie... no, jest wanie tak, jak powiedzia. - Wywnioskowae to z jednej rzeby? - zapytaa Maris, zerkajc na Thrawna z dziwnym wyrazem twarzy. - Waciwie nie z jednej - sprostowa Chiss. - Jest tu... niech spojrz... dwanacie takich rzeb. - Wskaza jeszcze dwa miejsca w skarbcu. - Jeste pewien? - zapyta Cardas, przygldajc si wskazanym rzebom i paskorzebom. - Nie wydaj mi si ani troch podobne. - Zostay stworzone przez rnych artystw - wyjani Thrawn - Ale rasa ta sama. - To naprawd dziwne - odpar Quennto, krcc gow. - Jak te dziwaczne sztuczki Jedi. - Kim s Jedi? - zapyta Thrawn. - To stranicy pokoju w Republice - wyjania Maris. - Prawdopodobnie tylko dziki nim utrzymujemy si tak dugo razem. To bardzo potne, bardzo szlachetne istoty. Quennto pochwyci wzrok Cardasa i lekko zmarszczy nos. Cardas wiedzia, e opinia Quennto na temat Jedi jest zdecydowanie mniej pochlebna ni jego partnerki. - To brzmi intrygujco. - Thrawn skin gow w kierunku rzeby. - Przypuszczam, e ci Pashvi nie opieraliby si zanadto atakom Vagaarich. - Raczej nie - pospnie przytakn Quennto. - To raczej spokojna rasa. Nie nadaje si do walki. - A wasza Republika i ci Jedi... nie moglicie ich obroni? - Jedi jest zbyt mao - wyjani Cardas. - A poza tym Dzikie Przestworza nie stanowi czci Republiki. - A nawet gdyby, rzd jest zbyt zajty wasnymi intrygami, eby zwraca uwag na takie drobiazgi jak sprawa ycia i mierci - mrukna Maris z gorycz w gosie.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

90

- Rozumiem - rzek Thrawn. - No c, kontynuujmy nasz przegld. Poinformujcie mnie, jeli natkniecie si na cokolwiek z waszej czci przestrzeni. Spojrza na Maris. - A przez ten czas opowiedz mi troch o tych Jedi.

ROZDZIA

9
- Mistrz gildii Gilfrome jest tutaj - odezwa si cichy gos Anakina z komunikatora Obi-Wana. - Wanie wchodzi po schodach do wschodniej bramy. - Magistrat Argente te tu jest - poinformowa Obi-Wan, obserwujc od zachodniej bramy budynku administracyjnego, jak dostojnik wchodzi po schodach, ciasno otoczony grup swoich ludzi. - Mistrz Cbaoth i Lorana przechodzju przez rynek. - I nic si nie wydarzyo? - zapyta Anakin. Obi-Wan w zadumie poskroba si po policzku. Wyczekiwany atak na magistrata Argente nie nastpi ani w nocy, ani po drodze do sali konferencyjnej. Teraz, kiedy na scenie pojawi si te przedstawiciel grnikw, ostatnia szansa konspiratorw przepada, przynajmniej dopki negocjacje nie zostan przerwane na lunch. - Przynajmniej na razie - rzek mistrz Jedi. - Ale pozosta czujny. Argente i jego ludzie dotarli do szczytu schodw i Obi-Wan skoni si na powitanie. Grupa wymina go bez jednego spojrzenia i znika w budynku. Ukrywajc irytacj, Obi-Wan spojrza na Cbaotha i Loran, ktrzy wanie wstpowali na schody. Zauway, e Lorana jest blada, a jej chd odrobin niepewny. Miaa jednak bardzo zdeterminowan min i kiedy dotara do szczytu schodw, umiechna si do niego niemiao. - Mistrz Kenobi - szepna, skaniajc gow. - Nie miaam jeszcze okazji podzikowa ci za to, co zrobilicie dla mnie wczoraj z Anakinem. - Teraz te nie jest na to odpowiednia chwila - wtrci Cbaoth, ale kiedy wymieniali ukony, w jego oczach pojawi si bysk aprobaty. - Wci istnieje zagroenie, zarwno dla negocjatorw, jak i dla samych negocjacji. Pozosta tu z mistrzem Kenobim i obserwuj, czy w tumie nie zobaczysz znajomych twarzy.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Tak jest, mistrzu Cbaoth - szepna Lorana. Cbaoth jeszcze raz skin gow Kenobiemu i wymin go, wchodzc do budynku. Lorana i Obi-Wan pozostali sami. - Jak si czujesz? - zapyta Kenobi. - O wiele lepiej, dzikuj - odpara. - Ale nie bardzo wiem, co mog tu zdziaa - dodaa, odwracajc si w kierunku rynku, roz1pocierajcego si pod nimi niemal od stp schodw. - Widziaam tylko trzech konspiratorw. - To o trzech wicej ni ktokolwiek z nas - zauway Obi-Wan. - Pomijajc tych, ktrzy ju siedz, naturalnie. - Moe ich aresztowanie wystraszyo pozostaych? - Mogo ich odwie od ataku rakietowego, ale na pewno nie poddadz si bez walki - tumaczy Obi-Wan. - Wydaj si ogarnici obsesj, e Sojusz Korporacyjny usiuje okra ich planet z bogactw naturalnych, a obsesja tym si charakteryzuje, e nie dopuszcza do siebie adnej logiki. Pjd dalej samym rozpdem. Lorana pokrcia gow. - Obawiam si, e ten sposb mylenia jest mi obcy. - Powinna si nauczy to rozumie - powiedzia Obi-Wan. - Obsesje ogarniaj czasem nawet najsilniejsze osoby, czsto z powodu najszlachetniejszych motyww. - Ogarn rk otoczenie. - Ale teraz, kiedy my pilnujemy tego wejcia, Anakin i Riske drugiego, a policja i Sojusz Korporacyjny obserwuj niebo, powinnimy mc si obroni przed wszystkim, co wykombinuj. - Mam nadziej, e to prawda - mrukna Lorana. - Jeli nie, mistrz Cbaoth nigdy nie pozwoli nam o tym zapomnie. Ulokowany na balkonie pokoju hotelowego Doriana umiechn si na widok sceny, ktra rozgrywaa si u jego stp. Gracze ju si zebrali, czas rozpocz przedstawienie. Podnis komunikator, wczy go i wprowadzi odpowiedni kod aktywacyjny. Potem odoy aparacik na bok i rozsiad si wygodnie, eby popatrze. Nawet dla zanurzonej w Mocy Lorany jedynym ostrzeeniem byo niewielkie zamieszanie na lewym skraju rynku - nagy ruch sprzedawcw, ktrzy rozpierzchli si na boki, oddalajc od jednego ze straganw. - Co si dzieje - ostrzega. Zaledwie dokoczya te sowa, stragan eksplodowa w bysku ognia i kbach dymu. - Uwaga! - warkn Obi-Wan, a za jej plecami rozleg si syk wczanego miecza. Lorana chwycia swj miecz i wczya go, usiujc przebi wzrokiem rozprzestrzeniajc si chmur dymu. Na ile moga stwierdzi, nic innego si nie dziao. - Po prawej! - ostrzeg Obi-Wan.

92 Lorana obejrzaa si i ku swojemu przeraeniu zobaczya srebrzysty cylinder wystrzeliwujcy z innego straganu. Lecia o metr nad ziemi i prosto na nich. - Mam go! - zawoaa, stajc cylindrowi na drodze i unoszc miecz wietlny w trzeciej pozycji ataku. Obrona przed nadlatujcymi pociskami bya umiejtnoci, ktr Cbaoth wpoi jej podczas nieskoczonych godzin wyczerpujcych wicze. Za sob wyczua Obi-Wana, ktry cofn si i zaj pozycj rezerwow. Uspokoia oddech i obserwowaa nadlatujcy pocisk, usiujc nie myle o tym, co si stanie, jeli swoim atakiem zdetonuje gowic... Pocisk by ju blisko; nagle, bez ostrzeenia, stokowaty dzib eksplodowa w gstym dymie, a na padawank spada struga czarnej cieczy. Zacisna mocno oczy, odruchowo uskakujc. Czua, e pocisk przelatuje obok i zamachna si mieczem tak mocno, jak tylko moga. Stracia jednak rwnowag i kiedy jej ostrze przecio powietrze, wiedziaa, e ju jest za pno. Za plecami usyszaa, e syk miecza Obi-Wana zmienia ton, kiedy Jedi zaatakowa pocisk. Ale ryk rakiety wzmg si; najwyraniej wczyy si nowe silniki. Owiona j gorca fala spalin i Lorana wiedziaa ju, e Obi-Wan take chybi. - Szybko! - zawoa. Jaka rka chwycia Loran za rami. Poczua, e biegn przez chmur gorcego powietrza i rozpraszajcego si dymu za rakiet. Zamrugaa, potem otworzya oczy, ignorujc pieczenie spowodowane przez czarn ciecz i ujrzaa, jak rakieta meandruje przez ca szeroko centralnego korytarza, niczym robot szukajcy celu. Po drugiej stronie budynku zauwaya Riskego i Anakina, biegncych od drugiej bramy. Anakin trzyma w rku zapalony miecz wietlny, miotacz Riskego plu ogniem bez adnego efektu. Obi-Wan puci rami Lorany, zablokowa miecz w pozycji wczonej i rzuci nim w rakiet. Zanim wirujce zielone ostrze dotaro do pocisku, dzib rakiety opad, a korpus wykona ostry zwrot w lewo. Padawanka wyczua, jak Obi-Wan siga w Moc, usiujc ponownie naprowadzi miecz na cel, ale wiedziaa, e zabraknie im czasu. A to oznaczao, e pozostaa jej jedyna droga. Zamkna oczy, signa w Moc i zwrcia swoje myli ku mistrzowi. Mistrzu Cbaoth - posaa niespokojn myl w kierunku sali konferencyjnej za arkad - zagroenie. Zagroenie. Zagroenie. Rakieta znika pod arkad, a Lorana doczya do wszystkich, cigajcych j przez korytarz. Dogonia Obi-Wana ju prawie przy wejciu i wraz z nim wybiega zza zakrtu. I ujrzaa niesamowity widok. Siedzcy po obu stronach stou przedstawiciele grnikw i Sojuszu Korporacyjnego odwrcili si w swoich fotelach i spogldali z mieszanin zaskoczenia, fascynacji i strachu na pocisk, ktry zakci ich powane obrady. Pomidzy nimi, na wp uniesiony z fotela, sta Cbaoth i z poncym wzrokiem wyciga ku rakiecie otwart do. A rakieta zamara w powietrzu, w p drogi pomidzy arkad a stoem. Jej silniki pluy bezradnie ogniem, prbujc pchn j do przodu, eby pokonaa tarcz Mocy Cbaotha. - Nie obawiajcie si ju - odezwa si mistrz Jedi spiowym gosem. - Jak widz, niektre osoby uwaaj, e wiedz lepiej, co jest sprawiedliwe i dobre

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

dla Barloka. Sdz te, e jeli nas zabij, speni si ich dania? I e terror zastpi rzdy sprawiedliwoci? Czy to moliwe? Silniki pluny ogniem jeszcze raz i zamilky, ale rakieta wci wisiaa w powietrzu. - Dzikuj, mistrzu Cbaoth - rzek Obi-Wan, ruszajc w kierunku rakiety. - Zosta tam, mistrzu Kenobi - rozkaza stanowczo Cbaoth. - Ju wiemy, w co wierz nasi napastnicy. Magistracie Argente, mistrzu gildii Gilfrome - doda, spogldajc twardo to na jednego, to na drugiego - czy wy te tak uwaacie? Argente pierwszy odzyska gos. - Ale nie - rzek amicym si gosem, nie odrywajc oczu od rakiety, ktra omal nie przyniosa im wszystkim nagej i gwatownej mierci. - Wic dlaczego uparcie podwaacie legalne prawa ludu Barloka? - zapyta Cbaoth. - A wy - doda, zerkajc w kierunku Gilfromea - dlaczego si upieracie, aby ignorowa czas i wydatki, jakie Sojusz Korporacyjny powici na uwolnienie zasobw, ktre w przeciwnym razie na zawsze pozostayby bezuytecznie pogrzebane pod ziemi waszego wiata? Gilfrome zjey si. - Prosz posucha, mistrzu Cbaoth... - Nie, to ty posuchaj - przerwa mu Cbaoth, znw patrzc na Argente. - Obaj suchajcie. Poznaem wasze argumenty i stanowiska, i samolubn maostkowo. I mwi: do tego! Powoli zamkn wycignit do. Z ostrym trzaskiem miadonego metalu korpus rakiety zapad si i pognit. - Lud Barloka domaga si decyzji sprawiedliwej i uczciwej - rzek nieco spokojniej mistrz, gestem zapraszajc Obi-Wana, aby podszed. - Powiem wam, jaka bdzie decyzja. W sali zapanowaa cisza, gdy Obi-Wan podszed do zmiadonej rakiety i przej jej ciar od Cbaotha. Wci trzymajc j przed sob w uchwycie Mocy, odwrci si i wyprowadzi pocisk na korytarz. Lorana spojrzaa pytajco na Cbaotha, zauwaya nieznaczne skinienie gow i podya za Obi-Wanem. Dopiero wtedy zwrcia uwag na stojcego u wejcia Anakina, ktry z dziecinnym zachwytem w oczach wpatrywa si w mistrza Cbaotha. - Ale im nawrzuca - jkn chopiec, kiedy Obi-Wan i Lorana zbliyli si do niego. - Chod ze mn - rzek Obi-Wan i marszczc lekko czoo przyjrza si chopcu. - Oddajmy ten zom policyjnej grupie saperskiej. - Raport - zada chropowaty gos Dartha Sidiousa. Jego zakapturzona twarz wisiaa nad holoprojektorem. - Operacja na Barloku okazaa si cakowitym sukcesem, mj panie - rzek Doriana. - Obie strony negocjacji byy tak wstrznite atakiem, e Cbaoth zdoa im narzuci ugod.

94 - I oczywicie wzi na siebie ca chwa? - Znajc Cbaotha, nie miabym co do tego najmniejszych wtpliwoci - odpar Doriana. - Na szczcie caa planeta wydaje si zachwycona tym stanem rzeczy. Jeszcze dzie lub dwa, a mistrz bdzie bohaterem caego sektora. Daj mu tydzie, a zorganizuje wasn parad zwycistwa na rodkowych poziomach Coruscant. - Dobrze sobie poradzie - pochwali Sidious. - A co z nieoczekiwan ingerencj Kenobiego i Skywalkera? - To nieistotne - odpar Doriana, zastanawiajc si po raz kolejny nad szybkoci i zasigiem informatorw lorda Sith. Nie wspomnia nawet o nieprzewidzianym zjawieniu si Obi-Wana na Barloku, a jednak Sidious najwidoczniej o wszystkim wiedzia. Musia mie doskonae rda informacji. - Musiaem tylko doda zbiornik cieczy chodzcej do dzioba rakiety - cign Doriana - eby si upewni, e nie zdoajjej zatrzyma, dopki nie dotrze do sali konferencyjnej, gdzie Cbaoth bdzie mg odegra swoj dramatyczn yciow rol. - I ani on, ani Kenobi nie podejrzewali, e manipulowae zdarzeniami? - Nie, mj panie - zapewni Doriana. - Moje rda potwierdzaj, e policyjny analityk pozna, i zbiornik zosta dodany w ostatniej chwili, ale wywnioskowa, e to z powodu pojawienia si na scenie Cbaotha, nie za Kenobiego. - Nie chc, eby Kenobi przypisa sobie jakie zasugi - ostrzeg Sidious. - Nie mona pozwoli, aby zmniejszy triumf Cbaotha. - Nie zrobi tego - uspokoi go Doriana. - Kenobi nie jest typem poszukujcym publicznej wdzicznoci, a Cbaoth z ca pewnoci nie podzieli si z nim chwa z wasnej woli. - A wic wszystko idzie zgodnie z moim planem - powiedzia Sidious z satysfakcj. - Opozycja w senacie i radzie Jedi przeciwko ukochanemu projektowi Cbaotha stopnieje teraz w socu jego wieo odzyskanej popularnoci. - W razie czego mam jeszcze kilka planw awaryjnych - rzek Doriana. - Wystarczy jedno sowo do ucha Palpatinea. - Wiem - zgodzi si Sidious. - A skoro mowa o Palpatinie, lepiej wynie si z Barloka i wr do normalnych zada. Chciabym tylko, aby si postara o stanowisko osobistego przedstawiciela wielkiego kanclerza przy kocowych przygotowaniach do Lotu Pozagalaktycznego. - Osign to bez trudu, mj panie - zapewni go Doriana. - Palpatine jest tak zajty innymi sprawami, e z przyjemnoci powita moliwo zrzucenia tego problemu na moje barki. - Ciesz si - rzuci Sidious. - Dobrze si spisae, mj przyjacielu. Skontaktuj si ze mn, kiedy wrcisz na Coruscant, a wtedy omwimy ostatnie szczegy. Obraz znik, a Dodana przerwa poczenie. Przyszo mu do gowy, e kto bardziej prymitywny, nawet taki mistrz Ciemnej Strony jak Lord Tyranus, mgby prbo-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

wa wyeliminowa Cbaotha bezporednio, poprzez zwyke morderstwo, przy okazji ataku bardziej kompetentnych konspiratorw. Lecz, jak wspomnia sam Sidious, Doriana by czowiekiem subtelnym. Dlaczego usuwa jednego potnego wroga, jakim niewtpliwie by Jorus Cbaoth, kiedy mona przy okazji pozby si tylu Jedi, ilu si zgodzi wzi udzia w Locie Pozagalaktycznym? Umiechajc si do siebie, Doriana zacz rozmontowywa swj hooprojektor. Jorus Cbaoth, mistrz Jedi i potencjalne zagroenie dla planw Dartha Sidiousa dotyczcych Republiki, by ju trupem. Tylko jeszcze o tym nie wiedzia. W Centrum Przygotowa dobiega koca dugi, frustrujcy dzie, kolejny z szeregu dni cigncych si chyba od pocztkw czasu. Chas Uliar otworzy drzwi do swojego apartamentu i jeszcze raz zastanowi si, czy dobrze robi. Skoczy dopiero co szko, kiedy skontaktowaa si z nim komisja rekrutacyjna Lotu Pozagalaktycznego, a on zacign si na fali modzieczego optymizmu i podniecenia. Teraz jednak, po dwch latach coraz wolniej postpujcych przygotowa i wyduajcych si opnie, emocje zaczy przygasa. Ostatnio kryy nawet plotki, e senacki Komitet Uwaszczeniowy postanowi wykreli z podry wszystkie rodziny, co waciwie zmienioby Lot Pozagalaktyczny w nieco rozszerzon misj militarn. A to z kolei pozbawioby go jedynej cechy, ktra czynia z niego tak wyjtkowy projekt. Czy jednak krtkowzroczni biurokraci z Coruscant troszczyli si kiedykolwiek o co tak banalnego, jak historia chway, a nawet wizja przyszoci Republiki? Pyty jarzeniowe we wsplnym pomieszczeniu byy wyczone, ale kiedy je wczy, zauway smugi wiata pod drzwiami obu sypialni. A zatem przynajmniej dwch z trzech wsptowarzyszy byo w domu. Projektanci specjalnie upchnli rekrutw w niewielkich, ciasnych kwaterach, aby odtworzy warunki ograniczonej przestrzeni, jakie bd panowa na szeciu dreadnaughtach, kiedy Lot Pozagalaktyczny wreszcie ruszy w swoj misj. Niektrzy uczestnicy, zwaszcza ci z rzadziej zaludnionych wiatw na rodkowych Rubieach, nie mogli sobie poradzi z brakiem prywatnoci i uciekli, ale sam Uliar nie mia z tym adnych problemw. Co prawda, jeeli wszystkie rodziny zostan wyczone z projektu, jak tego chce Senat, kwano pomyla Uliar, kady bdzie mg mieszka sam w takim apartamencie. Wanie rozglda si po spiarni, zastanawiajc si, co chce na kolacj, kiedy za jego plecami otworzyy si drzwi jednej z sypialni. - Cze, Chas - przywita si Brace Tarkosa. - Syszae wieci? Uliar pokrci gow. - Byem przez cay dzie na D-Pi, prbujc obej problem z dopywem paliwa rzek, odwracajc si. - Niech zgadn, Senat uci cay projekt? - Wrcz przeciwnie - odpar Tarkosa ze miechem. By potnym mczyzn, o dwa lata starszym od Uliara, podobno te nalea do grupy pierwszych piciuset ludzi, ktrzy zaangaowali si w projekt. - Nie tylko nas nie zamykaj, ale przywrcili pene

96 fundusze i dali zezwolenie na ostateczny monta wszystkich dreadnaughtw. A do tego sami zgodzili si na rodziny. Uliar wytrzeszczy oczy. - Chyba artujesz - prychn. - Czy kto na Coruscant najad si zepsutych may na kolacj i dozna objawienia? Tarkosa pokrci gow. - Chodz plotki, e to wszystko robota mistrza Jedi Cbaotha. Dwa dni temu z wielkim hukiem wrci z jakich negocjacji i swoim impetem przewali wszystkie decyzje komitetu. - Podnis palec. - Wyglda mi na to, e polec z nami jacy Jedi. - Ilu? - Nie wiem - odrzek Tarkosa. - Prawdopodobnie tylu, ilu sobie zayczy Cbaoth. - Czy to nie urocze? - mrukn Uliar, czujc pierwszy powiew nadziei. Plotki krce po bazie byy warte tyle co problemy sprztowe, a on z ca pewnoci nie zamierza wierzy we wszystko, co Usyszy, ale jeli Jedi rzeczywicie zabrali si do projektu, moe Wszystko wreszcie zacznie si krci. W kocu wiatr soneczny unosi ich agle, a wszyscy wiedzieli, e Jedi s dobrzy w tym, co robi. - I kiedy to wszystko ma nastpi? - Teraz to ju lada dzie - zapewni go Tarkosa i umiechn si krzywo. - Hej, uwierz mi. Chod, wemiemy Keelyego i przejdziemy si do kafejki na kolacj. - Idcie sami - zdecydowa Uliar, wracajc do przegldu spiarni. Wyj paczk racji ywnociowych. - Ja zaczekam ze witowaniem, a Jedi rzeczywicie si tu zjawi. - Szeciu? - z niedowierzaniem powtrzy Obi-Wan. - Oczywicie razem z Cbaothem - potwierdzi Windu. Siedzia sztywno w fotelu, wpatrujc si w wieczorny krajobraz Corascant widoczny przez okno Sali Rady. - Ado tego zacigno si jeszcze jedenastu rycerzy Jedi. Obi-Wan skrzywi si. Szeciu mistrzw, plus jedenastu rycerzy, w tych niespokojnych czasach byo niema grup. - Mylaem, e ty i mistrz Yoda dalicie mu do zrozumienia, e nie moe zabra wicej ni dwjk Jedi. - To byo przed Bartokiem - smtnie przypomnia Windu, odwracajc si do Kenobiego. - A po Barloku... no c, powiedzmy, e nawet rada nie jest cakowicie odporna na naciski. - Tak, syszaem co nieco na ten temat - skin gow Obi-Wan. - Cbaoth wciska swoje argumenty kademu, kto chcia i nie chcia sucha. - W dodatku kiedy chce, potrafi by bardzo przekonujcy - odrzek Windu. - Nie spodziewaem si jednak, e tak wielu da si porwa jego entuzjazmowi. Obi-Wan zmarszczy czoo. Mistrz Jedi Mace Windu, tak silny Moc jak aden Jedi w Republice... i nie przewidzia czego tak niezwykego?

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Nie moge odmwi im zezwolenia? - Oczywicie, mogem to zrobi - powiedzia Windu. - Ale obawiam si, e spowodowaoby to tylko dalsze rozdwiki. Nie moemy sobie na to pozwoli, nie w tych niespokojnych czasach. A jeli mam by szczery, obecno silnej grupy Jedi na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego naprawd moe si przyda. - Urwa i przyjrza si twarzy Obi-Wana. - Powiedz mi, czy ledczy na Barloku zlokalizowali albo chocia zidentyfikowali kiedykolwiek tego czowieka, ktry wedug Brolfw pomaga im w przygotowaniu ataku rakietowego? - Na pewno nie przed naszym wyjazdem - odpar Obi-Wan. - A potem te nie syszaem nic na ten temat. Dlaczego pytasz? - Jako mnie to niepokoi - przyzna Windu. - Jaki czowiek pomaga przygotowa atak rakietowy, ktry zaraz potem zostaje udaremniony przez innego czowieka. Przypadek? Obi-Wan unis wysoko brwi. - Sugerujesz, e Cbaoth mg sam zaaranowa ca t sytuacj? - Naturalnie, e nie - zapewni Windu, ale nie mwi tego z penym przekonaniem. - Tylko Jedi, ktry przeszed na Ciemn Stron, mgby by zdolny do takiej chodnej kalkulacji. Nie mog uwierzy, aby to byo jego dzieo, nawet dla sprawy, w ktr si tak mocno zaangaowa. - Z drugiej strony podejrzewamy, e gdzie tu moe si krci jaki Sith - zauway Obi-Wan. - Moe... Nie, sam w to nie wierz. - Ale nie moemy sobie pozwoli na ryzyko - przypomnia Windu. - Dlatego wezwaem ci tu dzisiaj wieczorem. Chc, eby wraz z Anakinem uda si do Cbaotha i poprosi, aby was ze sob zabra. Nie, nie do drugiej galaktyki - doda pospiesznie, kiedy Obi-Wanowi opada szczka. - Tylko na t cz wyprawy, ktra obejmie Nieznane Rejony. - To moe zaj kilka miesicy - zaprotestowa Obi-Wan. - Mam co do zaatwienia na Sulorine. - Czasem najwaniejszym zadaniem Jedi jest sta z boku i czeka - agodnie zwrci mu uwag Windu. - Mam nadziej, e od czasu do czasu przypominasz o tym Anakinowi. Obi-Wan skrzywi si. - Nie czciej ni dwa razy dziennie - przyzna. - Czy masz jaki pomys, jak przekona Cbaotha, eby zawrci na skraju galaktyki i odwiz nas z powrotem? - To byaby interesujca rozmowa, chtnie bym jej posucha - oschle stwierdzi Windu. - Mylaem raczej, e na pokadzie jednego z dreadnaughtw zostawi dla was skyspritea Delta-Dwanacie. To wiksza, dwuosobowa wersja aethersprite DeltaSiedem, na ktrych si szkolie, ale bez uzbrojenia. Kuat Systems ma nadziej wej z

98 nimi na rynek cywilny za kilka miesicy. - Mam rozumie, e bez hipernapdu na pokadzie? Windu pokrci gow - Uywa tego samego piercienia hiperprzestrzennego Trans-GalMeg co aethersprite. - Bo ja wiem? - z powtpiewaniem mrukn Obi-Wan, przeliczajc wszystko w myli. - Mwimy o ogromnej przestrzeni dla takiej zabawki. Zwaszcza z dwjk ludzi na pokadzie. - Rzeczywicie, moe by trudno, ale to jest wykonalne - zapewni go Windu. - Zwaszcza e obaj z Anakinem moecie zastosowa hibernacj Jedi, aby oszczdzi na powietrzu i racjach ywnociowych. Obi-Wan rozoy rce. - Jeli tego wanie yczy sobie rada, razem z Anakinem gotowi jestemy wykona polecenie. Oczywicie, o ile Cbaoth nas wemie ze sob. - Znajdcie tylko drog na pokad - poradzi Windu i oczy pociemniay mu nagle. - Jakkolwiek to osigniecie.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

10
- Jaki jest twj zawd? - zapyta Thrawn w cheunh. - Jestem kupcem - odpar Cardas ostronie w tym samym jzyku, zmuszajc oporne gardo do wydawania dziwacznych dwikw. Thrawn zdziwiony unis brwi. - Jeste kutrem rybackim? - zapyta, przechodzc na basie. Cardas spojrza niepewnie na Maris. - Wanie to powiedziae - potwierdzia z umieszkiem. Cardas podnis rk, ale zaraz z powrotem opuci j na kolano. - Jestem kupcem - rzek, poddajc si i przechodzc na jzyk handlowy minnisiat. - Ach, tak? - odpar Thrawn w tym samym jzyku. - Jeste kupcem? - Jestem - Cardas pokrci gow. - Naprawd powiedziaem, e jestem kutrem rybackim? - Pohskapforian, Pohskapforian - wymwi Thrawn. - Nie syszysz rnicy? Cardas skin gow. Sysza rnic pomidzy goskami p w drugiej sylabie, z przydechem i bez, doskonale j sysza. Po prostu sam nie umia zaznaczy tej rnicy. - I pomyle, e wiczyem przez cay wieczr - burkn. - Ostrzegaem, e cheunh prawdopodobnie bdzie przekracza twoje fizyczne moliwoci - przypomnia mu Thrawn. - Jednak w biernej znajomoci tego jzyka zrobie zdumiewajce postpy, zwaszcza jak na pi tygodni. A jeli chodzi o nauk w minnisiat w tym samym okresie... doprawdy, to niezwyke. Podziwiam ci. - Spojrza na Maris - Oboje was podziwiam. - Dzikuj, komandorze - odpar Cardas. - Wywrze na tobie wraenie i zasuy na pochwa to wielkie osignicie. - Teraz to ty mi pochlebiasz - ostrzeg Thrawn z umiechem. - Czy to waciwe sowo? Pochlebia?

100 - Sowo jest waciwe - potwierdzi Cardas. Jeli nawet rzeczywicie wraz z Maris poczynili postpy w swojej pracy, Thrawn zdecydowanie przewyszy ich pod kadym wzgldem w nauce basica. By to wyczyn tym bardziej niezwyky, e Chiss mia o wiele mniej wolnego czasu, ktry mgby powici na nauk jzyka. - Nie zgodzibym si jednak z jego wykorzystaniem - doda. - Pochlebstwo sugeruje przesad, a nawet fasz. Moje stwierdzenie byo prawdziwe. Thrawn skoni gow. - Wic przyjmuj pochwa tak, jak zostaa wyraona. - Spojrza na Maris. - A teraz, Ferasi, gotw jestem speni twoje specjalne yczenie. - Specjalne yczenie? - zmarszczy brwi Cardas. - Ferasi poprosia mnie o opisanie jednego z dzie sztuki w skarbcu na pokadzie statku Vagaarich - wyjani Thrawn. - Naprawd? - Cardas spojrza na ni ze zdziwieniem. - Chciaam powiczy terminologi abstrakcyjn i przymiotniki - wyjania, wytrzymujc jego spojrzenie. - Jasne, w porzdku - pospiesznie uspokoi j Cardas. - Po prostu byem ciekaw. Wytrzymaa jego wzrok jeszcze przez uamek sekundy, po czym zwrcia si znw do Thrawna. - Mog zapyta, co wybrae? - Mowy nie ma - odpar z umiechem. - Bdziesz musiaa to wydedukowa z mojego opisu. - Ooo... - jkna, wyranie zbita z tropu. Spojrzaa na Cardasa i mocno zacisna wargi. - W porzdku, jestem gotowa. Oczy Thrawna straciy nagle ostro spojrzenia. Zapatrzy si w przestrze. - Kolory zmieniaj si jak kawaek tczy wpleciony w zalany socem wodospad... Cardas wsuchiwa si w melodyjny strumie sw cheunh, usiujc nady za treci i jednoczenie obserwowa Maris ktem oka. Ona take miaa pewne trudnoci, widzia, e czasem poruszaa ustami, jakby powtarzaa bardziej skomplikowane okrelenia. Jednak, kiedy patrzya na Thrawna, w jej oczach tlio si co jeszcze poza koncentracj. Nie byo to spojrzenie, jakim uczennica powinna obdarza swojego nauczyciela jzyka. Z ca pewnoci nie byo to rwnie spojrzenie, jakim uwiziona powinna obdarza swojego stranika. Poczu nieprzyjemny ucisk w odku, Przecie Maris nie moga zadurzy si w Thrawnie! Z pewnoci nie pozwoliaby uwie si jego inteligencji, uprzejmoci i wytwornemu obejciu. Przecie bya partnerk i drugim pilotem Quennto. Cardas nigdy nie widzia Quennto w ataku zazdroci, ale raczej nie chciaby zmienia tego stanu rzeczy. - ...z gbokim wraeniem odosobnienia i walki pomidzy artyst a jego ludem. - Pikne - mrukna Maris, a jej oczy zalniy mocniej, gdy zerkna na Thrawna.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- To by ten obraz z rzebionymi krawdziami, prawda? Krajobraz z fal ciemnoci wznoszc si w gr od dolnego rogu? - Zgadza si - potwierdzi Thrawn i spojrza na Cardasa. - Czy ty rwnie go zidentyfikowae? - Eee... nie - przyzna si Cardas. - Koncentrowaem si gwnie na rozumieniu sw. - Koncentrujc si na sowach, cakowicie zatracasz znaczenie zdania - zauway Thrawn. - W yciu czsto si tak zdarza. Nie wolno nigdy traci szerszej perspektywy. Spojrza na rzdek wiateek na cianie nad drzwiami i wsta. - Dzisiejsza lekcja dobiega koca. Musz si spotka z moim gociem. - Masz gocia? - zapytaa Maris, kiedy oboje z Cardasem wstali z miejsc. - Admira Floty Obronnej Chissw przyjeda, aby przej statek Vagaarich - wyjani Thrawn, kiedy skierowali si do drzwi. - Nie musicie si tym przejmowa. - A moemy obejrze ceremoni powitaln? - zapyta Cardas. - Moe tym razem zrozumiem przemwienia. - Myl, e mog si na to zgodzi - rzek Thrawn. - Admira Aralani z pewnoci syszaa ju o waszej obecnoci od arystokry Chaf ormbintrano i zechce spotka si z wami sama. - Oboje s z tej samej rodziny? Thrawn pokrci gow. - Starsi oficerowie Floty Obronnej nie nale do adnej rodziny - wyjani. - Zostali pozbawieni nazwisk rodowych i przywilejw, stanowic cz Hierarchii Obrony, aby mogli suy Chissom bez rnic i przesdw. - A wic dowdztwo wojskowe otrzymuje si za zasugi, a nie za koneksje rodzinne? - zapytaa Maris. - Wanie - potwierdzi Thrawn. - Oficerowie s przyjmowani do Hierarchii, kiedy si sprawdz, dokadnie tak samo jak Rody Panujce same wybieraj zasuonych adoptowanych. - Co to s zasueni adoptowani? - zapyta Cardas. - Chissowie spoza linii krwi Rodu, potrzebni, aby j wzbogaci, zrnicowa lub wzmocni - wyjani Thrawn. - Wszyscy wojownicy zostaj mianowani zasuonymi adoptowanymi, kiedy wstpuj do Floty Obronnej lub Floty Ekspansywnej. - Poklepa ciemnowiniowpatk na ramieniu. - Dlatego wanie wojownicy nosz barwy jednego z Rodw. - A ktry Rd jest twoim? - zapytaa Maris. - smy - odpar Thrawn. - Moja pozycja jest waciwie rna od wikszoci wojownikw, poniewa zostaem mianowany Prbnym Urodzonym Rodu. Pozycja wojownika najczciej automatycznie wygasa, kiedy opuszcza on szeregi wojska, aleja zyskaem moliwo, e zostan uznany za godnego wcielenia na stae do Rodu. Moe nawet zdobd pozycje dalekiego krewnego, co powie moich spadkobiercw i lini z Rodem. - Troch to skomplikowane - zauway Cardas.

102 - Raczej logiczne - sprzeciwia si Maris. - Republice przydaoby si co takiego. Nie musiaaby uzalenia si od linii rodu ani wybiera tego, kto da najwicej. - Owszem - odpar niezobowizujco Cardas. Nie bya to dobra chwila na dyskusj o polityce Republiki. - Mwisz, e tych rodw panujcych jest dziewi? - Obecnie jest ich dziewi - poprawi go Thrawn. - Liczba zmienia si w miar wydarze i powstawania fortun politycznych. W rnych okresach na przestrzeni wiekw bywao ich od dwunastu do zaledwie trzech. Dotarli do sali powitalnej i stwierdzili, e zostaa ju przygotowana na przyjcie gocia. ciany i sufit zniky pod dekoracjami cakowicie odmiennymi od tych, ktre przygotowano na przybycie arystokry Chaf ormbintrano. Cardasowi wydawao si, e wystrj jest skromniejszy. By moe nawet starszy oficer nie znaczy tak wiele, jak daleki krewny jednego z Rodw Panujcych. - Ceremonia bdzie znacznie krtsza i mniej formalna ni ta ostatnia, ktrej bylicie wiadkami - uprzedzi Thrawn, wskazujc im miejsce po obu swoich bokach, ale o dwa kroki z tyu. Zastanawia si nad czym przez chwil, po czym obdarzy ich lekkim umiechem. - Wygld pani admira moe was te nieco zaskoczy - doda. - Mam nadziej, e pniej podzielicie si ze mn wraeniami. Odwrci si w stron drzwi i da znak jednemu z wojownikw. Z melodyjnym brzkiem, ktry Cardasowi przypomina dzwonki wodne, drzwi rozsuny si i stano w nich czterech czarno ubranych Chissw. Po wejciu zajli pozycje po obu ich stronach. Cardas wyprostowa si prawie na baczno, zastanawiajc si, o co Thrawnowi chodzio, kiedy wspomnia o wygldzie pani admira. W tej samej chwili w drzwiach pojawia si wysoka kobieta. Zamiast normalnego, czarnego munduru, od konierza po buty miaa na sobie olniewajc biel. Cardas zamruga z zaskoczenia, kiedy wymina eskort i wesza do sali powitalnej. Wszyscy wojownicy Chissw, ktrych widzia do tej pory, nosili si na czarno, jeli nie liczy najwyraniej rodowych strojw stranikw towarzyszcych Chaformbintrano. Czy to dlatego, e pani admira zwizana bya z Flot Defensywn, a nie Ekspansywn? Kobieta zatrzymaa si na rodku sali. - W imieniu wszystkich, ktrzy su Chissom, witam ci, admira Aralani - zaintonowa Thrawn, podchodzc o krok bliej. - Przyjmuj twoje powitanie i witam te ciebie, komandorze Mitthrawnuruodo odpowiedziaa admira. Jej sowa skierowane byy do Thrawna, ale wzrok spoczywa na parze stojcych za nim ludzi. - Czy gwarantujesz bezpieczestwo mnie i mojej zaodze? - Gwarantuj wam bezpieczestwo wasnym yciem i yciem tych, ktrzy znajduj si pod moim dowdztwem - odrzek Thrawn, skaniajc si nisko. - Wejd w pokoju i ufnoci. Aralani skonia si rwnie.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Kim s ci, ktrzy stoj za tob? - zapytaa innym tonem. Widocznie w tym momencie ceremonia dobiega koca. - To gocie z odlegego wiata - odpowiedzia Thrawn, odwracajc si lekko, by gestem zaprosi oboje do przodu. - Cardas i Ferasi, przedstawiam wam admira Aralani. - Jestemy zaszczyceni, pani admira - rzek Cardas w cheunh, usiujc naladowa ukon, ktry wanie zoy Thrawn. Aralani najwyraniej miaa ochot si cofn. - Arystokra Chaf ormbintrano nie powiedzia mi, e oni znaj cheunh - zauwaya z lekkim oburzeniem. - Arystokra Chaf ormbintrano nie mia o tym pojcia - uprzejmie odpar Thrawn. - Spdzi tutaj niewiele czasu i nie wykaza zainteresowania moimi gomi. Oczy Aralani spoczy najpierw na nim, po czym przeniosy si na Cardsa. - Raport mwi, e powinno ich by troje. - Trzeci jest zajty - wyjani Thrawn. - Mog go wezwa, jeli chcesz. Aralani uniosa brwi. - A wic moe swobodnie krci si po instalacjach Chissaskiej Floty Ekspansywnej? Thrawn pokrci przeczco gow. - Caa trjka jest pod staym nadzorem. - Obserwujecie ich zatem? - Oczywicie - odpar Thrawn, jakby to si rozumiao samo przez si. Cardas z trudem powstrzyma grymas niezadowolenia. Od pocztku wiedzia, e by to jeden z powodw, dla ktrych Thrawn zatrzyma ich w bazie. Mimo wszystko nie byo przyjemnie usysze to na wasne uszy. - I czego si dowiedziae? - zapytaa Aralami. - Wielu rzeczy - odrzek Thrawn. - Ale to nie miejsce i czas na omawianie tego. Oczy Aralami powdroway ku wojownikom Thrawna, wci stojcym na baczno pod cianami sali powitalnej. - Masz racj - rzeka. - Zechcesz pewnie odwiedzi przechwycony statek, zanim wemiesz go na hol cign Thrawn. - Wahadowiec czeka. - Bardzo chtnie - odpara Aralami, sigajc do pasa i dotykajc gadkiego, obego chissaskiego komunikatora. - Pozwl, e wezw mojego pasaera i moemy lecie. Oczy Thrawna zwziy si lekko i po raz pierwszy Cardas ujrza na jego twarzy cie zaskoczenia. - Nie wspomniano mi ani sowa o pasaerach. - Jego obecno nie jest oficjalnie sankcjonowana przez Flot Obronn - wyjania Aralami.

104 - Sprowadziam go tutaj, aby wywiadczy przysug smemu Rodowi Panujce-

mu. Zza jej plecw wynurzy si mody Chiss, ubrany w krtk szat i wysokie buty w patchworkowy wzr. Na ustach mia lekki umieszek. Thrawn zesztywnia. - Thrass! - szepn. Wyszed mu na spotkanie, po czym mocno ucisn jego do i rami. Tamten odpowiedzia tym samym gestem. - Witaj - rzek z umiechem Thrawn. - To prawdziwa niespodzianka. - Osignicie, ktre rzadko mi si udaje - odrzek Thrass, skaniajc gow. Wci si umiecha, ale wok jego oczu wida byo lady napicia, kiedy pody wzrokiem ponad ramieniem Thrawna. Ten zauway spojrzenie. - Oto moi gocie - rzek, uwalniajc rami Thrassa i gestem wskazujc na ludzi. - Cardas i Ferasi, kupcy krellescy z Republiki Galaktycznej. - Opis arystokry Chaf ormbintrano by niezbyt wierny - zauway Thrass, mierzc ich wzrokiem od stp do gw. - Zwaszcza jeli chodzi o ubranie. - Widocznie regularne dostawy najmodniejszych strojw z Csilli gdzie przepady - chodno zauway Thrawn. - Cardas i Ferasi, oto syndyk Mitthrassafis z smego Rodu Panujcego. Umiechn si jeszcze szerzej. - Mj brat. - Twj brat? - szepna Maris. - O, a wic mwi w cheunh? - zdziwi si Mitthrassafis nieco bardziej oficjalnym tonem. - Mniej wicej - odpar Thrawn. - Admira Aralani i ja zamierzalimy teraz zwiedzi przechwycony statek piratw. Doczysz do nas? - Gwnie po to tu jestem - wyjani Mitthrassafis. - Gwnie? - podchwyci Thrawn. Usta jego brata drgny lekko. - No, s inne powody. - Rozumiem - rzek Thrawn. - Ale o nich pomwimy pniej, Mona prosi tdy, admirale? Wiksza cz lotu na drug stron asteroidy upyna w milczeniu. Thrawn od czasu do czasu wspomina co na temat technicznych szczegw konstrukcji statku piratw, ale ani admira, ani Mitthrassafis nie wydawali si tym specjalnie zainteresowani. Odpowiadali niechtnie rzucanymi monosylabami lub zdawkowymi pytaniami. Eskorta admiraa, jak przystao onierzom, milczaa. Raz czy dwa podczas drogi Cardas zauway, e Mitthrassafis mierzy jego i Maris niechtnym wzrokiem, jakby zastanawiajc si, po co Thrawn zabra nie-Chissw na t wypraw. Ale nie poprosi o wyjanienie, a Thrawn nie mia zamiaru niczego tumaczy.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Ciaa obcych zostay ju dawno usunite ze statku, ale Thrawn, mijajc kolejne korytarze, mia im do przekazania wiele szczegw - od prawdopodobnej charakterystyki nie mniej ni trzech ras niewolnikw Vagaari a po urzdzenia, ktrych panowie prawdopodobnie pozwalali im uywa. Cardas nie sysza wczeniej tej analizy, wic teraz zafascynowany chon sowa monologu komandora. Aralami i Mitthrassafis take te informacje przyjmowali w milczeniu. A do momentu, kiedy dotarli do skarbca. - A, tu jestecie - zagrzmia z kta pomieszczenia gboki gos Quennto, ktry na widok wchodzcych podnis si i pomacha im staroytn tarcz bojow. - Co ten obcy tutaj robi? - zapytaa Aralami. - Pomaga mi skatalogowa to wszystko - odpar Thrawn. - Niektre z obrabowanych przez Vagaarich systemw naleay do terytorium Republiki, a on ma pewn wiedz na temat ich pochodzenia i wartoci. - Co on powiedzia? - zainteresowa si Quennto, zerkajc na Maris. Spojrzaa pytajco na Thrawna. - Mwcie w sybisti, jeli mona prosi - rzek komandor, rwnie przechodzc na ten jzyk. - Nie moemy pozwoli, aby pani admira i syndyk zostali wyczeni z rozmowy. - Tak, komandorze. - Obejrzaa si na Ojuennto i przetumaczya ostatni komentarz Thrawna. - Jasne, pomagam katalogowa... pewnie - rzek Quennto, obserwujc podejrzliwie nowo przybyych. - Wybieram rwnie przedmioty, ktre bd chcia zabra ze sob. - Jakie znw przedmioty? - zapytaa Aralami w cheunh, mruc jarzce si oczy. - Komandorze, o co tu chodzi? - Prosz uywa sy bisti, pani admira - przypomnia jej Thrawn. - To nie jest midzyrasowe kko konwersacyjne - odparowaa kwano Aralami, ignorujc danie. - Co waciwie obiecae tym obcym? - To kupcy i handlarze - przypomnia jej Thrawn. W jego gosie rwnie pojawia si pewna irytacja. - Zaoferowaem im pewn cz tych przedmiotw jako rekompensat za wielotygodniowe usugi. - Jakie usugi? - prychna Aralami, mierzc gronym wzrokiem to Maris, to Cardasa, to Quennto. - Dae im jedzenie i mieszkanie, nauczye ich cheunh... i za to jeszcze naley im si wynagrodzenie? - Uczymy te komandora naszego jzyka - zauwaya Maris. - Nie odzywa si bez pytania do admiraa Chissw - opryskliwie powiedziaa Aralami. Maris poczerwieniaa. - Przepraszam.

106 - Wystarczy tych skarbw zarwno dla goci, jak i dla Dynastii - rzek Thrawn. - Prosz tdy, poka wam pewne szczegy w maszynowni. - Skierowa si ku drzwiom. - Chwileczk - wtrcia Aralami, znw patrzc na tarcz, ktr Quennto ten wci zadziornie trzyma przed sob. - Kto zadecyduje, ktre z tych przedmiotw ludzie bd mogli zabra? - Miaem zamiar pozostawi t decyzj kapitanowi Quennto - rzek Thrawn. - Pracuje nad tym spisem ju od kilku tygodni i doskonale si orientuje w zawartoci skarbca. Mog da ci kopi spisu przed wyjazdem. - Czy to bdzie lista tego, co jest tu teraz? - zapytaa Aralami. - Czy tego, co byo, zanim on wynis wybrane przez siebie przedmioty? - Dostaniesz obie listy - zapewni Thrawn, znw ruszajc w kierunku drzwi. - Wszelkie kontrole wykazay, e listy i opisy s wystarczajco dokadne. W kadym razie bdziesz miaa czas na przestudiowanie ich w drodze do domu. - Mog te obejrze je teraz - rzeka Aralami, gestem wzywajc do siebie jednego z wojownikw. - Przynie mi t list. Myl, komandorze, e wol sama zrobi inwentaryzacj. - Jak sobie yczysz, admirale - odpar Thrawn. - Niestety, nie bd mg pomc ci przy tym. Mam niecierpice zwoki sprawy do zaatwienia. - Doskonale sobie poradz bez twojej pomocy - warkna pani admira. Cardas odgad, e po prostu wolaaby, aby jej nie patrzy na rce. - Dopilnuj tylko, eby czeka na mnie wahadowiec, ktrym bd moga wrci na statek, kiedy skocz. - Jej wzrok spocz na bracie Thrawna. - Myl, e syndyk Mitthrassafis powinien zosta ze mn. Oczywicie, jeli syndyk si zgodzi. - Nie mam nic przeciwko temu - zapewni j Mitthrassafis. Cardas odnis wraenie, e jest lekko zaniepokojony. - Z przyjemnoci wrc do tej rozmowy, kiedy bdzie wam to odpowiadao rzek Thrawn. Pochwyci wzrok Cardsa i lekkim skinieniem gowy pokaza mu drzwi. Uszli ju jakie dwadziecia metrw od drzwi skarbca, zanim Cardas odway si przemwi. - Nie masz tak naprawd adnych spraw do zaatwienia, prawda? - zagadn Thrawna ciszonym gosem. - Chciae po prostu oddali si na chwil od pani admira. - To ciki zarzut - agodnie odpar Thrawn. - Popsujesz dobr opini Ferasi na mj temat. Ferasi...? - Cardas obejrza si i stwierdzi, e Maris istotnie idzie za nimi. - O, cze - powiedzia speszony. - Chyba nie cakiem zrozumiae sens tego, co zobaczye, Jorj - wytkna mu Maris. - Komandor Thrawn nie uciek od pani admira. On zmusi j, aby z wasnej i nieprzymuszonej woli pozostaa w tyle.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Co doprowadzio ci do takiego wniosku? - zapyta Thrawn. - C, w tej chwili po raz pierwszy usyszaam, e Rak spdza cae tygodnie na inwentaryzacji skarbu - odpara. - A chyba wspomniaby mi o tym. - Ale nie zaprzeczy - zauway Thrawn. - Tylko dlatego, e ta cz rozmowy przebiegaa w cheunh - wtrci si Cardas, wreszcie chwytajc, o co chodzi. - A on nie rozumie tego jzyka. - Doskonale - pochwali Thrawn. - Dobrze odgadlicie. - Wic co waciwie si dzieje? - zapytaa Maris. Minli zakrt i Thrawn raptownie przyspieszy. - Miaem raport o kolejnym ataku Vagaari, ktry jeszcze trwa - wyjani. - Zamierzam si temu przyjrze. - Jak daleko std? - zapyta Cardas. - Chodzi o to, e skarbiec nie zaabsorbuje uwagi pani admira na bardzo dugo. - Okoo szeciu godzin standardowych std - wyjani Thrawn. - Jestem oczywicie przekonany, e kiedy wrc, admira Aralami ostro mnie skarci... jeli w ogle raczy opni swj wyjazd i zaczeka na mnie. Na razie jednak po prostu chc j zaj na tyle dugo, abymy mogli si wymkn. Cardas poczu ucisk w odku. - Nie lecisz tam tylko po to, eby popatrze? - Celem tej wyprawy jest ocena sytuacji - spokojnie wyjani Thrawn. - Ale jeli uznam, e istnieje rozsdna moliwo wyeliminowania kolejnego zagroenia dla Dynastii Chissw... - Nie dokoczy zdania, ale nikt nie mia wtpliwoci: zamierza atakowa. A skoro wycign Cardasa ze skarbca, naleao wnosi, e zamierza zabra na przejadk rwnie swojego nauczyciela jzyka. Cardas odetchn gboko. Uczestniczy ju w tylu bitwach, e nie mia ochoty o tym myle, a c dopiero wybra si na spotkanie z uzbrojon po zby band Vagaarich. Moe jednak pojawi si szansa wycofania si z wdzikiem... - Oczywicie, zrobisz, co uznasz za stosowne - rzek dyplomatycznie. - ycz ci szczcia, i... - Mog lecie z wami? - przerwaa mu Maris. Cardas rzuci jej zaskoczone spojrzenie. Wytrzymaa je bez sowa, ostrzegawczo zaciskajc usta. - Dobrze byoby mie wiadka - cigna. - Zwaszcza kogo, kto nie ma nic wsplnego z Rodami Panujcymi. - Zgadza si - rzek Thrawn. - Dlatego bior Cardasa. Cardas skrzywi si. To tyle, jeli chodzi o peen gracji unik. - Komandorze, doceniam twoj propozycj, ale... - Lepiej jest mie dwch wiadkw - przerwaa mu Maris. - Wiesz, Quennto byby chyba lepszym wiadkiem ni ja czy Maris - odway si

108 zaproponowa Cardas. - To on... - Teoretycznie tak - zgodzi si Thrawn, nie odrywajc oczu od Maris. - Ale chobymy nie wiem jak starannie wszystko zaplanowali, bitwa to zawsze ryzyko. - Ale on lubi ten rodzaj podniety... - To tak samo, jak lata z Rakiem - odparowaa Maris. - Chc sprbowa szczcia. - Mog go wycign ze skarbca... - Nie jestem pewien, czy ja tego chc - odpar Thrawn tym samym tonem. - Gdyby zgina lub zostaa ranna, nie chciabym by tym, ktry przekae t wie twojemu kapitanowi. - Bdziemy razem na mostku, wic nie bdziesz musia - zauwaya. - Jeli ja zgin, ty prawdopodobnie te, a zadanie przypadnie komu innemu. - Kciukiem wskazaa na Cardasa. - Zdaje si, e Jorj chtnie by zosta. Mona to zaatwi. - Zapomnij o tym - stanowczo odpar Cardas. C, decyzja zostaa ju podjta za niego. By swego czasu wiadkiem moliwoci bojowych Thrawna i wybuchw temperamentu Quennto i wiedzia, gdzie bdzie bezpieczniej. - Jeli Maris leci, lecimy oboje. - Jestem zaszczycony twoim zaufaniem - rzek Thrawn, kiedy dotarli do doku wahadowca. - Chodcie zatem i niech fortuna wojownikw umiechnie si do nas.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

11
- Minuta do wyjcia - ogosi pilot. - Przyjem - odpar Thrawn. - Wojownicy, bdcie gotowi. Stojcy za plecami komandora Cardas zerkn dyskretnie na Maris. Twarz miaa bardzo blad nad szerokim konierzem kombinezonu, ale jej spojrzenie byo czyste, a szczki mocno zacinite. Prawdopodobnie wierzy w to, e Thrawn zachowa si szlachetnie i honorowo, pomyla z gorycz Cardas. Czekaa widocznie, a jeszcze uronie w jej oczach, cho chyba ju i tak siga stratosfery. Wic co, u licha, on sam tutaj robi? - Jeli raporty byy dokadne, wyjdziemy w bezpiecznym obszarze niedaleko skraju strefy walki - oceni Thrawn, opuszczajc wzrok na trzymany w rku hem. - Chyba mdrzej bdzie jednak ubra si w hemy. - Moemy je woy byskawicznie, kiedy zajdzie taka potrzeba - zapewnia go Maris. Thrawn zawaha si, ale skin gow. - Doskonale. A zatem bdcie gotowi - zakoczy. Obrci fotel i spojrza przed siebie. Cardas obserwowa licznik, a w ustach mia coraz bardziej sucho. Licznik doszed do zera i linie gwiezdne pojawiy si na hiperprzestrzennym niebie, po czym skurczyy si w punkciki gwiazd. I wtedy po drugiej stronie iluminatora ujrza najbardziej przeraajcy widok, jaki mg sobie wyobrazi. Nie by to zwyky piracki atak, jakiego si spodziewa - trzech czy czterech maruderw Vagaari, napadajcych na frachtowiec lub liniowiec. Przed nimi, migajc na tle spowitego w rzadkie oboki bkitnego globu, uwijao si co najmniej dwiecie statkw rnych rozmiarw, zaangaowanych w zacit walk. Po dwa, po trzy lub grupowo wymieniay ogie laserowy i rakiety. W dali, po drugiej stronie planety, ujrza migoczce kropki kolejnej setki statkw, czekajcych spokojnie na swoj kolej. A w tym bitewnym wirze dryfoway ju szcztki, wypalone kaduby i martwe skorupy okoo dwudziestu statkw.

110 To nie by atak piratw, lecz prawdziwa wojna. - Interesujce - mrukn Thrawn. - Chyba si przeliczyem. - Nie artuj - mrukn Cardas, ale jego sowa zabrzmiay jak skrzek. Chcia odwrci oczy od tej jatki, ale nie by w stanie. - Wynomy si std, zanim kto nas zauway. - Chyba le mnie zrozumiae - odpar Thrawn. - Wiedziaem, e to bdzie bitwa na wielk skal. Nie miaem jedynie pojcia, jaka jest prawdziwa natura Vagaari. - Przez iluminator wskaza na odleg grup statkw. - Widzisz te jednostki? - Te, ktre czekaj na swoj kolej w bitwie? - Oni nie s tu po to, by walczy - poprawi go Thrawn. - To cywile. - Cywile? - Cardas spojrza na odlege wiateka. - Skd wiesz? - Ze sposobu, w jaki si zgrupowali w defensywn formacj, a prawdziwe okrty wojenne ustawiy si w tarcz wok nich - wyjani Thrawn. - Bd, o ktrym mwiem, polega na tym, e Vagaari nie s jedynie wietnie zorganizowan, siln band piratw. To po prostu nomadowie. - Czy to jaki problem? - zapytaa Maris. Spokojnie obserwowaa widok na zewntrz, co Cardas zauway z pewn uraz. Rwnie spokojnie patrzya na sterty cia na pokadzie statku Vagaari. - Bardzo duy - odpar Thrawn pospnym tonem. - Oznacza to, e wszystkie ich instalacje: budowlane, wsparcia i serwisowe, s ruchome. - I co z tego? - zapyta Cardas. - To, e nic nam nie da schwytanie jednego z atakujcych ani uycie systemu nawigacyjnego Vagaarich, aby zlokalizowa ich macierzyst planet - cierpliwie tumaczy Thrawn. - Oni nie maj macierzystej planety. - Wskaza na toczc si walk. - Jeli nie zniszczymy od razu wszystkich ich okrtw, niedobitki po prostu znikn w przestrzeni midzygwiezdnej i przegrupuj si. Cardas zerkn na Maris, czujc, e ogarnia go nowa fala napicia. Thrawn ma do dyspozycji garstk statkw, a mwi o zniszczeniu caej machiny wojennej wroga? - Hm, komandorze... - zacz. - Uspokj si, Cardas - krzepico powiedzia Thrawn. - Nie proponuj zniszczy ich tu i teraz. Widz tu co ciekawego. - Skierowa wzrok na kbice si statki. - Te dwa uszkodzone statki obronne, te, ktre prbuj ucieka. Widzisz je? - Nie. - Cardas rozejrza si, ale wedug niego, adna cz pola bitwy jako szczeglnie nie rnia si od pozostaych.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Popatrz tam - powiedziaa Maris. Podesza bliej i wycigna rk, eby mg pody za ni wzrokiem. - Te dwa statki kierujce si ku prawej burcie z trzema myliwcami z tyu. - W porzdku, widz - odrzek, kiedy je wreszcie zlokalizowa. - Co z nimi? - Dlaczego nie skacz w nadprzestrze? - zapyta Thrawn. - Ich silniki i hipernapd wydaj si nietknite. - Moe uwaaj za niehonorowe porzuca swoj flot - podsuna Maris. - Wic czemu w ogle uciekaj? - zapyta Cardas i zmarszczy brwi, analizujc scenariusz. Myliwce zbliay si bardzo szybko, a uciekinierzy byli ju do daleko od pola grawitacyjnego planety, aby skoczy w nadwietln. Nie rozumia, co mogliby zyska, zwlekajc. - Cardas ma racj - mrukn Thrawn. - Ciekawe... No, prosz! W nagym bysku pierwszy statek wykona skok w bezpieczn nadprzestrze. Sekund pniej drugi take bysn, zamigota i znik. - Nie rozumiem - mrukn Cardas, marszczc czoo. Pocig zawrci ku gwnej czci bitwy. - Na co one czekay? Chodzi o odlego? - W pewnym sensie tak - zgodzi si Thrawn. - Odlego od praw fizyki. - Ale przecie byli ju do daleko od pola grawitacyjnego planety. - Od pola planety, tak - zgodzi si Thrawn. - Ale dla Vagaarich to nie ma znaczenia. Spojrza na nich znowu z byskiem w rozjarzonych oczach. - Zdaje si, e Vagaari nauczyli si tworzy pole pseudograwitacji. Cardas otworzy usta ze zdziwienia. - Nie wiedziaem nawet, e to jest moliwe. - Ta teoria istniaa od wielu lat - odrzeka Maris gosem penym zadumy. - Mwilimy o niej w szkole. Ale dotd wymagaa zbyt duej iloci energii i za wielkiego generatora, by traktowa j serio. - Zdaje si, e Vagaari rozwizali oba te problemy - mrukn Thrawn. Cardas zerkn na niego z ukosa. W gosie i wyrazie twarzy komandora byo co, co wcale mu si nie spodobao. - A co to oznacza dla nas? - zapyta ostronie. Thrawn wskaza na scen za iluminatorem. - Vagaari widocznie wykorzystuj te statki do przytrzymania ofiary, aby nie ucieka, dopki nie zostanie zniszczona. Znalazbym chyba ciekawsze zastosowanie dla takiego urzdzenia. Cardas poczu ucisk w odku. - Nie. O, nie. Nie zrobiby tego. - Niby dlaczego? - odparowa Thrawn, metodycznie analizujc scen bitwy punkt po punkcie.

112 - Ich uwaga skierowana jest najwidoczniej gdzie indziej, a wszelkie systemy obronne, jakie rozstawili wok projektorw grawitacji, zostay zapewne umieszczone tak, aby uniemoliwi ucieczk ofiarom. - To twoje przypuszczenia. - Widziaem, jak bronili swojego statku skarbca - przypomnia mu Thrawn. - Mam wraenie, e dobrze rozpracowaem ich taktyk. A to w wolnym tumaczeniu oznaczao, e Cardas ma niewielk szans, eby go odwie od tego szalonego planu. - Maris? Co ty na to? - Nie patrz na mnie - zastrzega si. - Poza tym on ma racj. Jeli chcemy zwin im projektor, teraz jest najlepszy moment. W odku Cardasa zagniedzio si co zimnego i liskiego. My? Czy Maris naprawd ju zacza si identyfikowa z tymi obcymi? - Tam - wskaza rk Thrawn. - To ta wielka, sferyczna kratownica. - Widz - mrukn Cardas z rezygnacj. Urzdzenie znajdowao si blisko tej samej granicy strefy bitwy, co Chissowie. Aby si do niej dosta, nie musieli przedziera si przez walk. Kula bya strzeona przez trzy wielkie okrty wojenne, wiszce gronie pomidzy ni a gwnym polem bitwy; midzy ni a Chissami znajdowao si jedynie kilka myliwcw Vagaari. Kuszcy, praktycznie bezbronny cel. Oczywicie, e Thrawn na to pjdzie. - Chciaem jedynie przypomnie wszystkim, e mamy tylko Springhawka i sze cikich myliwcw. - I komandora Mitthrawnuruodo - uzupenia Maris. Thrawn skoni gow w podzikowaniu, po czym zwrci si ku lewej stronie mostka. - Analiza taktyczna? - Zlokalizowalimy jeszcze pi innych projektorw, komandorze - poinformowa Chiss przy stacji czujnikw. - Wszystkie znajduj si na skraju pola bitwy i wszystkie s mniej wicej tak samo chronione. - Analiza ukadu projektorw i skokw uciekajcych statkw wykazuje, e cie grawitacji jest mniej wicej stokowaty - doda drugi. - Czy trzy bronice go okrty wojenne znajduj si wewntrz stoka? - zapyta Thrawn. - Tak, sir. - Chiss dotkn klawisza i na paszczynie iluminatora ukaza si obraz. Bladoniebieski, szeroki stoek wysuwa si ze rodka kuli w kierunku strefy bitwy. - Jak widzicie, gwni obrocy znajduj si wewntrz stoka, co znacznie ogranicza ich moliwoci - wyjani Thrawn Cardasowi i Maris. - Wszystkie trzy okrty maj gwne silniki skierowane w stron projektora. Widocznie sukcesy tej techniki przewrciy im w gowach. - Ale myliwce bliskiego zasigu nieustannie wchodz i wychodz ze stoka - zauway Cardas.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- One nie bd stanowi problemu - zapewni Thrawn. - Czy sam projektor skada si z ruchomych czci? - Z tej odlegoci nie jestem w stanie pozna szczegw konstrukcyjnych bez uywania aktywatorw - odpowiedzia Chiss przy stacji czujnikw. - Wobec tego musimy si mu przyjrze dokadniej - zdecydowa Thrawn. - Daj zna myliwcom, eby przygotoway si do walki, kurs w hiperprzestrzeni zero-zero-cztery na zero-pi-siedem. - Kurs w hiperprzestrzeni? - powtrzy Cardas, marszczc brwi. W czasie ich pierwszej potyczki z Vagaari Thrawn z powodzeniem wykona mikroskok trwajcy uamek minuty. Ale sfera, do ktrej zmierzali, bya o wiele za blisko, aby tym razem mogo im si uda. A potem usysza za plecami radosny chichot Maris. - Genialne - mrukna. - Co jest takie genialne? - zapyta Cardas. - Kurs - powiedziaa, pokazujc palcem. - Wysya ich na sam krawd stoka grawitacji, tu przy projektorze. - Aha - mrukn Cardas i skrzywi si. Oczywicie, nie byo potrzeby, aby wykonywa tak niemoliwie krtki mikroskok. Myliwce mog wej w nadprzestrze tak, jakby chciay tam pozosta, liczy na pole, e wyrwie je znowu w realn przestrze dokadnie tam, gdzie chcia je umieci Thrawn. - Kiedy ju si tam znajd, musz oczyci pole z myliwcw nieprzyjaciela i utworzy piercie obronny pomidzy projektorem a okrtami wojennymi - tumaczy Thrawn. - Springhawk poleci za nimi i podejmie prb przechwycenia kuli. Cardas zacisn pici. Bardzo proste... chyba e min si z krawdzi stoka, w ktr celuj, i zostan wcignici w sam rodek walki. Albo zbyt krtki skok usmay im hipernapd, co da mniej wicej ten sam skutek. - Grupy desantowe Jeden i Dwa musz przygotowa si na operacj poza statkiem - ustali Thrawn. - Na pokadzie projektora zapewne bdzie obsuga. Trzeba j zlokalizowa i zneutralizowa, pilnujc, aby nie uszkodzi samego projektora. Doczy do nich gwny inynier Yalavikema i trzy osoby z jego zaogi. Albo znajd sposb, aby zoy projektor do takiej wielkoci, e bdzie go mona zabra na pokad, albo si go zamocuje w takiej postaci do naszego pancerza na czas transportu. Wszystkie grupy sygnalizuj swoj gotowo. Minuty mijay. Cardas obserwowa bitw, krzywic si za kadym razem, kiedy ktry z obrocw umiera w kuli ognia pod bezlitosnym atakiem i wci zastanawia si, jak dugo jeszcze szczcie bdzie dopisywa Thrawnowi. Statki Chissw udowodniy swoje niezwyke zdolnoci zwiadowcze, kiedy podeszy owc Okazji i statek Proggi. Ale i tak wczeniej czy pniej kto po stronie Vagaari zauway ich, jak spokojnie tu sobie siedz. Na szczcie zaoga Thrawna take uznaa, e trzeba si pospieszy. W trzy minuty pniej myliwce i grupy desantowe zgosiy swoj gotowo.

114 - Uwaga, myliwce - odezwa si Thrawn, nie odrywajc wzroku od pola bitwy. - Myliwce do ataku... Teraz! - W oddali zobaczyli bysk i sze chissaskich myliwcw pojawio si w lunym szyku przy prawej burcie projektora. - Sternik, przygotuj si do doczenia. Thrawn uwaa, e obrona nieprzyjaciela jest zbyt pewna siebie, ale ich reakcja na ten nieoczekiwany atak nie miaa w sobie nic bezadnego. Zaledwie myliwce Chissw znalazy si na pozycjach do ataku, statki Vagaarich zaczy dyslokacj, aby pozbawi wroga moliwoci atakowania skupisk celw. Jednoczenie odpowiaday na ogie strzaami z laserw i pociskami rakietowymi. Nieszczciem dla nich, dowdca przeciwnika przejrza taktyk myliwcw Vagaari w akcji. Nieprzyjacielskie statki zdoay odda najwyej dwa strzay, zanim Chissowie przygotowali wasny atak. Myliwce Vagaari zaczy eksplodowa. W minut po ich nagym przybyciu na polu walki zostali ju sami Chissowie. Sami, ale nie niezauwaeni. Oczekujce w pobliu due okrty wojenne ju zaczy reagowa. Ich baterie rufowe otworzyy ogie, a same kolosy mozolnie zabray si do wykonywania zwrotu. - Myliwce, zaj pozycje obronne - rozkaza Thrawn. - Stery caa naprzd. Cardas zacisn zby. Gwiazdy zaczy wydua si w linie, po czym z przeraajcym upniciem w okolicy rufy wrciy do poprzedniego stanu. - Desant Jeden na sterburt projektora, Desant Dwa na bakburt. Chied Yalavihema, masz pi minut. - Pytanie, czy my mamy te pi minut? - mrukn Cardas, obserwujc smugi strzaw, ktre ju zaczy wista wok Spring-hawka. - Mam nadziej - mrukn Thrawn. - Wrg musiaby by o wiele bliej, eby zaatakowa pen si. Poza tym ryzykuj, e chybi i zniszcz wasny projektor. - I co z tego? - odparowa Cardas. - Czy oni przypadkiem nie myl, e my wanie prbujemy to zrobi? - Odnosz wraenie, e w tej chwili s do niepewni co do naszych zamiarw odpar Thrawn. - Atakujcy, ktrego jedynym celem jest zniszczenie, raczej nie podchodziby a tak blisko. - Wskaza na toczc si bitw. - Cokolwiek jednak sdz o naszym planie, musz zrobi wszystko, aby ich projektor funkcjonowa tak dugo, jak to jest moliwe. Kiedy zniknie cie grawitacji, obrocy wewntrz stoka bd mieli moliwo ucieczki, a moe i przegrupowania si. Nie mog zaryzykowa, e nas nie trafi, wic musz podej bliej. Cardas si skrzywi. Oczywicie, to miao sens. Ale nie byo adnej gwarancji, e Vagaari zachowaj si wanie tak, e nie zrobi czego gupiego albo zwyczajnie nie spanikuj. Nieprzyjacielskie okrty zrobiy ju mniej wicej p zwrotu, co pozwolio im uruchomi burtowe baterie laserw. Wci jednak koncentroway ogie na atakujcych

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

je myliwcach Chissw. I nagle, kiedy wiato odlegego soca zataczyo na burtach statkw, CarMas spostrzeg co, czego wczeniej nie zauway. - Hej, popatrzcie - zawoa, wskazujc palcem. - Maj na pancerzach takie same bble, jak widzielimy na statku-skarbcu. - Zrbcie mi zblienie - rozkaza Thrawn, mruc oczy. Strumie danych znik z gwnego monitora, a w jego miejsce pojawi si niewyrany teleskopowy obraz pcherzy. Cardas poczu, e co ciska go za gardo. Za plecami usysza gone westchnienie Maris. - O nie - szepna. Pcherze nie byy punktami obserwacyjnymi, jak sdzi kiedy Quennto. Nie byy te czujnikami nawigacyjnymi. To byy cele wizienne. Kady bbel zawiera yw istot; wszystkie naleay do tej samej rasy, co okaleczone ciaa, ktre Cardas widzia unoszce si wok szcztkw bitewnych. Niektrzy z zakadnikw przywarli do cian swoich cel; inni kulili si, plecami na zewntrz; jeszcze inni obserwowali bitw z tp rezygnacj nieszcznikw, ktrzy ju stracili nadziej. Jaka zbkana rakieta eksplodowaa na skraju pola widzenia teleskopu. Kiedy bysk i szcztki rozwiay si, Cardas zauway, e trzy pcherze zostay strzaskane, a ich mieszkacy unosili si w przestrzeni, niektrzy w postaci nierozpoznawalnych strzpw. Metal pod strzaskanymi bblami, widocznie stanowicy cz gwnego pancerza, by miejscami wgnieciony, ale wydawa si nienaruszony. - ywe tarcze - mrukn Thrawn gosem tak zimnym i gronym, jakiego jeszcze Cardas u niego nie sysza. - Czy wasze myliwce nie mog zastosowa sieci Connora? - niecierpliwie zapyta CarMas. - Wiecie... tych, ktrych uylicie na nas? - Wci s za daleko - powiedzia Thrawn. - Ale i tak sieci wstrzsowe byyby nieuyteczne, biorc pod uwag jako elektroniki tak wielkich okrtw wojennych. - A nie mog trafia w miejsca pomidzy pcherzami? - jkna Maris, a jej gos ju zaczyna dre. - Mogliby strzela w pancerz, nie zabijajc winiw. - Nie przy tej odlegoci - odpar Thrawn. - Przykro mi. - Musisz ich odwoa - upieraa si Maris. - Jeli dalej bd strzela, zabij niewinne istoty. - Te istoty ju s martwe - warkn szorstko Thrawn. Maris skulia si pod wraeniem jego nieoczekiwanego wybuchu. - Ale... - Prosz, Maris... - Thrawn wycign rk. Jego gos by ju spokojniejszy, ale wci wyczuwao si w gbi wrzcy gniew. - Zrozum ca sytuacj. Vagaari pozabijaj ich wszystkich, jeli nie w tej bitwie, to w nastpnej. Nie moemy zrobi nic, aby im pomc. Jedyne, co naprawd moemy, to

116 skoncentrowa si na ostatecznym zniszczeniu Vagaarich, aby inni mogli dalej y. Cardas odetchn gboko. - On ma racj, Maris - odezwa si agodnie i uj kobiet pod rami. Wyrwaa mu si gniewnie i odwrcia do niego plecami. Cardas spojrza na Thrawna, ale uwaga komandora bya skierowana na nadlatujce okrty i sze myliwcw Chissw, stojcych im na drodze. - Desant Jeden melduje, e zaoga Vagaarich zostaa wyeliminowana - donis jeden z operatorw. - Szef Yalavikema donosi, e rozszyfrowali metod skadania projektora i ju go przygotowuj do transportu. Desant Dwa pomaga. - Powiedz, eby Desant Jeden te pomg - poleci Thrawn. - Mylaem, e tam sjakie szybko dziaajce mechanizmy - doda pod adresem Cardsa. - Vagaari przecie nie mog godzinami utrzymywa pozycji, eby rozstawia swoje projektory grawitacji na oczach przeciwnika i przyszej ofiary. - Spojrza znowu na okrty Vagaarich, ktre ju skoczyy zwrot, i zacisn usta. - Przygotowa si do ostrzau okrtw wojennych. Cardas spojrza na Maris, ale ona wci staa odwrcona do niego plecami, sztywno wyprostowanymi pod kombinezonem. - Dziaa gotowe. - Strzela penymi salwami rakiet na mj rozkaz - rzek Thrawn i te zerkn na Maris. - I ka myliwcom wystrzeli sieci wstrzsowe na mostki okrtw i sekcje dowodzenia w mornencie minimalnej widocznoci. - Przyjem. - Wystrzeli rakiety - rozkaza Thrawn. - Szef YaPavikenia masz dwie minuty. - Szef Yalavikema potwierdza i ocenia, e projektor zostanie zoony zgodnie z planem. - W dali, wok odlegych statkw wojennych, pojawiy si pierwsze rozbyski trafie chissaskich rakiet. - Hemy! - warkn kto. Cardas zareagowa momentalnie, chwyci hem i wcisn go na gow. Ktem oka zauway, e wszyscy na mostku robi to samo Zablokowa hem w konierzu i wanie szuka rda zagroenia kiedy lewoburtowa sekcja kabiny znika. Przez pokad wyczu guchy huk zamykajcych si drzwi hermetycznych, przez uamek sekundy sysza te wycie alarmw ostrzegawczych, dopki naga dekompresja nie pozbawia ich rodowiska do przenoszenia dwikw. Mruganiem usiowa wypdzi spod powiek ciemnopurpurowy powidok bysku, a wreszcie mg przebi wzrokiem chmur szcztkw i przyjrze si miejscu uderzenia. Potwierdziy si jego najgorsze obawy. Trzech Chissw, ktrzy znajdowali si najbliej miejsca trafienia, leao w dziwacznych pozach na pokadzie. Pozostaych wyrzucio z foteli, cho wydawali si ywi. Tu i tam czonkowie zaogi walczyli z roz-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

dartymi kombinezonami lub popkanymi hemami, naklejajc sobie, czsto przy pomocy kolegw, atki awaryjne. Tablice kontrolne w okolicach trafienia wyglday jak sterty rozdartego metalu i spltanych przewodw, caa reszta paneli za wydawaa si martwa. Cardas usiowa oceni rozmiar szkd, kiedy Maris nagle odepchna go na bok, omal nie przewracajc, i pada na kolana obok fotela dowdcy. Dopiero wtedy Cardas zobaczy Thrawna, ktry rwnie lea na pododze. Ponce oczy mia zamknite, a na piersi kombinezonu wida byo due, postrzpione rozdarcie. - Komandor! - jkn Cardas, klkajc na pododze obok Maris. Gorczkowo grzeba po kieszeniach w poszukiwaniu atki uszczelniajcej. - Gdzie jest lekarz? - Mam ju - powiedziaa Maris; w doni trzymaa atk. Zerwaa powok ochron i przyoya at do rozdarcia. ata wyda si na chwil pod wpywem resztek cinienia w kombinezonie, po czym, ku przeraeniu Cardsa, odkleia si z jednej strony. - Nie chce si trzyma tego materiau - warkna Maris. - Pom mi znale co, eby j umocowa. Cardas rozejrza si gorczkowo. Nic. Spojrza na ciany, wiedzc, e Chissowie maj w kadym pomieszczeniu statku pene apteczki, ale nie mg si skupi na tyle, eby rozpozna litery cheunh i odczyta oznaczenia. - Niewane - zgrzytna zbami Maris. Przycisna brzegi atki i po sekundzie wahania pooya si na torsie komandora, przyciskajc brzuchem ran. - Id po pomoc - polecia, mocno otaczajc ramionami plecy Thrawna, eby utrzyma si w tej pozycji. - Szybko... to na pewno nie pomaga jego ranom. Cardas wreszcie otrzsn si z paraliu i rzuci ku wyjciu. Byby si przewrci, potrcony przez dwch Chissw, ktrzy dopadli z dwch stron nieprzytomnego dowdcy i lecej na nim kobiety. - Przygotuj si, eby wsta! - krzykn ten, ktry nis du, kwadratow at. Teraz... ju! Maris stoczya si z komandora. Jak tylko odsonia ran, Chiss umieci at na miejscu, dokadnie zakrywajc zarwno rozdarcie, jak i pierwsz atk. Maris odsuna si dalej i Cardas ujrza cienkie smuki dymu unoszce si z brzegw nowej aty. - Uszczelnienie prawidowe - potwierdzi Chiss. Drugi czeka ju w pogotowiu i natychmiast wcisn w zbiornika powietrza w zawr wbudowany w konierz hemu. - Cinienie si stabilizuje - zameldowa, spogldajc na rzd wiateek obok zaworu. - Moemy jako pomc? - zapytaa Maris. - Ju to zrobilicie - rzuci pierwszy Chiss. - Teraz damy sobie rad. Podnieli Thrawna pod ramiona i za nogi, kierujc si ku hermetycznym drzwiom, i wtedy gwiazdy za iluminatorem nagle rozmazay si w smugi.

118 Przez pierwsze dwie godziny medycy pracowali za zamknitymi drzwiami. Na zewntrz nie wydostaway si adne wieci, do rodka za wpuszczano tylko kolejnych rannych. Cardas krci si po oddziale medycznym, starajc si nikomu nie plta pod nogami, czasem nawet wypenia drobne polecenia zaogi. Z pocztku nie wiedzia, co si dzieje z Maris, ale ze strzpkw podsuchanych rozmw zorientowa si, e zostaa na mostku, pomaga przy sprztaniu szcztkw. Znajdowali si jeszcze o cztery godziny od bazy, kiedy oboje zostali wezwani do przedziau medycznego. Thrawn na wp siedzia na wskiej kozetce, od kolan po szyj owinity bioczujnikami, ktre wyglday jak piercienie gigantycznej gsienicy. - Cardas, Ferasi - ucieszy si wyranie na ich widok. Policzki mia zapadnite, ale gos czysty i mocny. - Syszaem, e zawdziczam wam ycie. Dzikuj. - Waciwie to Maris ci uratowaa - wyjani Cardas. Nie zamierza przyjmowa pochwa, ktre mu si nie naleay. - W sytuacjach awaryjnych dziaa szybciej ode mnie. - Wszystkiego czowiek si nauczy, wdrujc z Rakiem na owcy Okazji - skomentowaa Maris, prbujc si umiechn, cho jej oczy pozostay powane. - Jak si czujesz? - Nie za dobrze, ale podobno nic mi nie bdzie - odpar Thrawn, przygldajc jej si uwanie. - Powiedziano mi te, e pomagaa przy sprztaniu mostka. Wzruszya ramionami. - Chciaam pomc. - Chocia wystrzeliem rakiety w ywe tarcze statkw Vagaarich? Spucia oczy. - Przepraszam, e si... e ci o to oskaryam - szepna. - Wiem, e nie miae wyboru. - Co nie znaczy, e atwiej ci to byo zaakceptowa - zauway Thrawn. - Niestety, jest to ten rodzaj decyzji, jakie musi podejmowa kady wojownik. - A przy okazji... udao nam si zdoby projektor grawitacyjny? - zapyta Cardas. - Nie dowiedziaem si niczego na ten temat. Thrawn skin gow. - Zosta zoony i przyspawany iskrowo do powierzchni pancerza tu przed skokiem. Wszystkie sze myliwcw te wrcio szczliwie. Cardas pokrci gow. - Mamy szczcie. - Mamy dobrego dowdc - poprawia Maris. - Vagaari naprawd si wciekn. - I bardzo dobrze - obojtnie powiedzia Thrawn. - Moe bd do wciekli, eby zacz otwarty atak przeciwko Dynastii Chissw. Cardas zmarszczy brwi. - Chcesz powiedzie, e usiujesz ich sprowokowa do ataku?

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Prbowaem tylko zdoby projektor grawitacji wyjani Thrawn. - Pozostaymi konsekwencjami zajm si, kiedy nastpi. Cardas spojrza ktem oka na medykw i ich asystentw, opatrujcych inne ofiary. - Oczywicie - mrukn. - Tymczasem musimy zrobi wszystko, aby moliwie jak najszybciej wrci na Crustai - cign Thrawn. - Potrzebujemy peniejszej pomocy medycznej dla naszych rannych, no i trzeba rozpocz naprawy statkw. - Ale na razie musisz odpocz - powiedziaa Maris, dotkna ramienia Cardasa i ruchem gowy wskazaa mu drzwi. - Zobaczymy si pniej, komandorze. - Tak - mrukn Thrawn, a jego oczy zmieniy si w rozjarzone czerwone szparki pod opadajcymi powiekami. - Jestem pewien, e masz racj, Cardas. Quennto bdzie aowa, e przegapi t zabaw. Kiedy przybyli do bazy, okazao si, e Quennto ma na gowie pilniejsze sprawy ni przegapiona przygoda. - Zabij t bab - obiecywa olbrzym, mierzc wciekym spojrzeniem Maris i Car dasa przez szczeliny w plastikowych drzwiach swojej celi. - Jeli dorw j kiedy sam na sam, zabij. - Uspokj si najpierw - agodzia Maris z mieszanin cierpliwoci i wyrozumiaoci. Wydawao si, e w relacjach z Quennto musiaa uywa tej kombinacji do czsto. - Opowiedz, co si stao. - Chciaa mnie okra, oto, co si stao zgrzytn zbami Quennto. - Oboje przy tym bylicie, nie? Thrawn wyranie - powiedzia, e moemy wybra sobie cz upu ze statku pirackiego jako wynagrodzenie za nauk jzyka. Tak byo? - Mniej wicej - zgodzia si Maris ostronie. - Niestety, admira Aralani przewysza go rang. - Nie obchodzi mnie to, nawet gdyby bya lokalnym bstwem warkn Quennto. - To, co wybraem, naleao do nas Nie miaa prawa niczego zabiera - I oczywicie powiedziae jej to - mrukn Cardas - Na twoim miejscu uwaabym, co mwi, smark ostrzeg Quennto, mierzc go gniewnym spojrzeniem. - Moe tutaj jeste pupilkiem nauczyciela, ale do cywilizacji stad do daleko. - Wic co si stao z twoj kolekcj? - zapytaa Maris - Chciaa j zabra ze sob - wyjani Quennto; jego miadce spojrzenie jeszcze przez chwil spoczywao na Cardasie, zanim przenis je na Maris. - Na szczcie dla mnie ten drugi Chiss ten syndyk Mitth... cotam... - Brat Thrawna - podpowiedziaa Maris. Quennto wytrzeszczy oczy. - Nie artuj! W kadym razie stwierdzi, e chce najpierw usysze wersj Thrawna, wic kaza jej zostawi wszystko. Ona jednak z kolei zadaa, eby przechowa to pod oficjaln pieczci, cokolwiek to, do wszystkich diabw, oznacza.

120 - A wic jaki jest wynik? - zapyta Cardas. - Wynik jest taki, e wszystko zostao gdzie zamknite - burkn Quennto. - A zgodnie ze sowami tego syndyka Mitthcotam, nawet Thrawn nie moe si do tego dobra. - Sprawdzimy to - obiecaa Maris. - A poza tym to nie syndyk Mitthcotam, tylko syndyk Mitthrassafis. - Niech bdzie - zgodzi si Quennto. - Id, pogadaj z Thrawnem, a przy okazji dowiedzcie si, czy moe mnie std wycign. - Jasne - zapewnia go Maris. - Chod, Jorj, Zobaczymy, czy komandor przyjmuje goci. Z pocztku stranik przed kwater Thrawna nie chcia zapyta, czy zostan przyjci. Ale Maris przekonaa go w o i w minut pniej znaleli si przy ku komandora. - Tak, widziaem raport Thrassa - odpar Thrawn, kiedy Maris nakrelia sytuacj. Wci wydawa si osabiony, ale zdecydowanie silniejszy ni na pokadzie Springhawka. - Kapitan Quennto powinien nauczy si kontrolowa swj temperament. - Kapitan Quennto musi si te nauczy kontrolowa wiele innych swoich wad smutno odpara Maris. - Ale zamknicie nigdy dotd nie wychodzio mu na dobre i chyba tym razem nie bdzie inaczej. Moesz nakaza, eby go wypucili? - Owszem, jeli go ostrzeecie, eby nie obraa wicej dowdcw Chissw - odpar Thrawn. - Moe po prostu zaczniemy go przymyka, kiedy tylko ktry z nich znajdzie si w naszej bazie. - Niegupi pomys - mrukna Maris. - Dzikuj. - A co z przedmiotami, ktre opiecztowa twj brat? - zapyta Cardas. - Quennto bdzie nie do zniesienia, dopki nie dostanie ich z powrotem. - Najwyszy czas, eby popracowa nad cierpliwoci - odpar Thrawn. - Syndyk smego Rodu Panujcego ogosi, e s zapiecztowane, sprzeciwiajc si roszczeniom wasnoci oficera dowodzenia. Nie mona bdzie ich odpiecztowa, dopki admira Aralani nie wrci, by przedstawi swoje argumenty. - A kiedy to nastpi? - zapyta Cardas. - Kiedy ona sama uzna za stosowne, ale prawdopodobnie nie wczeniej ni po dokadnym zbadaniu statku Vagaarich oraz przeanalizowaniu wszystkich jego systemw i urzdze. Bdzie wolaa by przy tym obecna. - Ale to moe zaj cae miesice - zaprotestowa Cardas. - Nie moemy tu zosta tak dugo. - No i nie moemy te wrci bez towarw. Musimy uagodzi naszych klientw dodaa Maris. - Rozumiem - rzek Thrawn.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Ale w tej chwili naprawd nie zaley to ode mnie. Za plecami Cardasa otworzyy si drzwi. Obejrza si, pewien, e to ktry z medykw. - A wic fortuna wojownika wreszcie ci opucia - zauway syndyk Mitthrassafis, wchodzc do sali. - Witaj - odpowiedzia Thrawn, zapraszajc go gestem. - Prosz, wejd. - Musimy pogada, Thrawn - rzek Mitthrassafis, mierzc wzrokiem Maris i Cardsa. Przystan po drugiej stronie ka brata. - Sami. - Nie musisz si obawia ich obecnoci - zapewni go Thrawn. - Nic, co powiesz, nie wyjdzie poza ciany tego pokoju. - Nie o to chodzi - odpar Mitthrassafis. - Mamy do przedyskutowania sprawy Chissw a to ich nie obchodzi. - Moe teraz nie obchodzi - zauway Thrawn. - Ale w przyszoci... kto wie? Mitthrassafls zmruy oczy. - Co to znaczy...? Thrawn pokrci gow. - Los obdarowa ci na wiele sposobw, bracie - rzek. - Ale musisz jeszcze popracowa nad dalekowzrocznoci, ktrej bdziesz potrzebowa, aby przetrwa intrygi i konflikty ycia politycznego. - Wskaza na Cardasa i Maris. - Dano nam rzadk moliwo: szans poznania i kontaktw z przedstawicielami potnej, cho do tej pory cakiem nam nieznanej jednostki politycznej, ludzi o mylach i instynktach innych ni nasze. - I dlatego cigniesz ich za sob nawet podczas oficjalnej wizyty admiraa? - zapyta Mitthrassafis, z powtpiewaniem zezujc na Cardasa. - Mylisz, e ich opinia moe mie jak warto? - Wszystkie opinie warte s wysuchania, niezalenie od tego, czy pniej uznamy je za wartociowe, czy nie - wyjani Thrawn. - Ale rwnie wane s wizi spoeczne i intelektualne, jakie midzy sob budujemy. Pewnego dnia nasza Dynastia i ich Republika spotkaj si, a wtedy przyjaciele i potencjalni sojusznicy, ktrych sobie teraz pozyskamy, mog stanowi o kierunku, jaki te kontakty przyjm. Spojrza najpierw na Cardasa, a potem na Maris. - Wydaje mi si, e oni oboje doszli do tego samego wniosku, cho oczywicie kade ze swojego punktu widzenia. Cardas zerkn na Maris. Jej lekko zacinite usta stanowiy ca odpowied. - Chyba masz racj - przyzna. - Widzisz? - rzek Thrawn. - Ju si rozumiemy, cho jeszcze I nie do koca. - Moe i tak - z powtpiewaniem powiedzia Mitthrassafis. - Podobno przyszede tutaj w jakiej konkretnej sprawie - przypomnia mu

122 Thrawn. - A wanie, czy moi gocie mog nazywa ci Thrass? - Wykluczone - sztywno zaprotestowa Mitthrassafis. Spojrza na Maris i wyraz jego twarzy zagodnia nieco. - Cho rozumiem, e uratowalicie ycie mojemu bratu - doda niechtnie. - Ciesz si, e mogam pomc, syndyku Mitthrassafis - powiedziaa Maris w cheunh. Mitthrassafis prychn i spojrza na Thrawna. Na jego ustach pojawi si wreszcie cie smutnego umiechu. - Naprawd nie s w tym jzyku a tak dobrzy, co? - Moesz sprbowa minnisiat - podsun Thrawn. - Mwi nim lepiej ni cheunh. Albo sybisti, zdaje si, e te go znasz. - Owszem - odpar Mitthrassafis, przechodzc na dziwacznie akcentowany sy bisti. - Jeli tak ma by atwiej... - Waciwie wolelibymy, aby pozosta pan przy cheunh, jeli panu nie przeszkadza - rzek Cardas w tym jzyku. - Przyda nam si praktyka. - O, z pewnoci - zgodzi si Mitthrassaris. Zawaha si, wreszcie skin gow. - C, skoro istotnie pomoglicie ocali ycie mojego brata... sdz, e nie ma w tym nic zego, jeli bdziecie nazywa mnie Thrass. Maris skonia si. - Dzikuj, jestemy zaszczyceni twoj zgod. - Po prostu nie mog ju sucha, jak przekrcacie moje nazwisko. - Thrass zwrci si znw do Thrawna. - A teraz kolej na ciebie - rzek, znw przybierajc surowy ton. - Co ty wyprawiasz? - Wykonuj prac, do ktrej zostaem zatrudniony - wyjani Thrawn. - Chroni Dynasti przed wrogami. - Wrogami - powtrzy Thrass z naciskiem. - Nie potencjalnymi wrogami. Nie rozumiesz rnicy? - Rozumiem - odpar Thrawn. - Ale niezupenie. Thrass unis do i z gonym klaniciem opuci na udo. - Bdmy powani, Thrawn - rzek. - smy Rd Panujcy jest z ciebie niezadowolony. - I posali ci a tutaj, eby mi to powiedzia? - To nie s arty - sykn Thrass. - Ten piracki skarbiec to ju i tak byo za wiele, ale ostatnia twoja eskapada zdecydowanie zamaa wszelkie moliwe zasady. I to jeszcze pod samym nosem admiraa. - Vagaari to nie piraci, Thrass - odpar Thrawn gosem cichym, ale dobitnie. - To rasa wdrowna... s ich setki tysicy, moe milionw. I wczeniej czy pniej dotr do granic Dynastii. - wietnie - odpar Thrass. - A wtedy ich zniszczymy.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Ale po co czeka do tej pory? - naciska Thrawn. - Dlaczego mamy si odwraca plecami, podczas kiedy miliony innych istot musz przez to cierpie? - Odpowied filozoficzna brzmi, e nikt nie cierpi przez nas - odparowa Thrass. - Odpowied praktyczna jest taka, e nie moemy broni caej galaktyki. - Nie prosz o obron caej galaktyki. - Doprawdy? A gdzie mamy si zatrzyma? - Thrass gestem wskaza cian. - Dziesi lat wietlnych poza naszymi granicami? Sto? Tysic? - Zgadzam si, nie moemy chroni caej galaktyki - przyzna Thrawn. - Ale to szalestwo pozwala, aby to nasi nieprzyjaciele zawsze wybierali por i miejsce bitwy. Thrass westchn. - Thrawn, nie moesz w dalszym cigu tak postpowa - zacz. - Chissowie uznaj tylko pokojow czujno i Dziewi Rodw Panujcych nie bdzie wiecznie tolerowa tego, e ignorujesz podstawow doktryn militarn. A co wicej, smy Rd da jasno do zrozumienia, e raczej ci usun, zanim dopuszcz, aby twoje dziaania zaszkodziy ich pozycji. - Obaj urodzilimy si jako pospolici obywatele - przypomnia mu Thrawn. - Mog znw tak y, jeli bd do tego zmuszony. - Zacisn na chwil wargi. - Ale zrobi, co bdzie w mojej mocy, aby smy Rd nie usun ci ani nie przenis z mojego powodu. - Nie obawiam si o wasn pozycj - sztywno odpar Thrass. - Chciabym tylko, aby mj brat bez powodu nie odrzuca wspaniaej i zaszczytnej kariery. Oczy Thrawna przybray dziwny, odlegy wyraz. - Jeli j odrzuc - szepn - to na pewno nie bez powodu. Przez dug chwil obaj bracia spogldali na siebie w milczeniu. Wreszcie Thrass westchn. - Nie rozumiem ci, Thrawn - rzek. - Chyba nigdy ci nie rozumiaem. - Wic zaufaj mi po prostu - zaproponowa Thrawn. Thrass pokrci gow. - Mog ci zaufa tylko na tyle, na ile ufa ci Dziewi Rodw Panujcych - rzek. - A w tej chwili zaufanie to jest nadwerone do granic moliwoci. Ten ostatni incydent... - Znw pokrci gow. - Musisz im o tym opowiada? - wtrcia Maris. - Przy czterech zabitych? - odparowa Thrass, zwracajc ku niej ponce oczy. - Jak mam to utajni? - Przedstaw to jako misj rozpoznawcz, ktra wymkna si spod kontroli - zaproponowaa Maris. - Komandor Thrawn polecia tam, nie planujc walki.

124 - Kada misja w tym regionie jest naciganiem zasad - wyjani Thrass. - No c, sprbuj tak to ukaza - zgodzi si i spojrza na Thrawna. - Ale moe si te okaza, e cokolwiek powiem, nie bdzie miao znaczenia. Licz si fakty, zginli ludzie. Moe si okaza, e tylko to bdzie interesowa Rody Panujce. - Wiem, e zrobisz, co bdziesz mg - rzek Thrawn. - Ale czy naprawd powinienem to robi? - zapyta Thrass. - Boj si, e chronic ci przed konsekwencjami samobjczych decyzji, dam ci jedynie swobod do podejmowania kolejnych. Czy naprawd to najlepszy sposb, aby suy mojemu bratu i rodzinie? - Wiem, jaka byaby moja odpowied - powiedzia z namysem Thrawn. - Ale ty sam musisz odnale swoj. - Moe pewnego dnia - mrukn Thrass. - Na razie mam do przygotowania raport. - Rzuci Thrawnowi pene rezygnacji spojrzenie. - I brata do obrony. - Musisz zrobi to, co uwaasz za suszne - rzek Thrawn. - Ale ty nie znasz Vagaarich, a ja tak. I pokonam ich, niewane, jakim kosztem. Thrass pokrci gow i skierowa si do wyjcia. Zatrzyma si nagle, a do zawisa mu nad kontrolk. - Czy kiedykolwiek przyszo ci do gowy - rzek, nie odwracajc si - e takie ataki jak twj mog rzeczywicie sprowokowa istoty takie jak Vagaari, aby nas zaatakoway? e gdybymy po prostu zostawili ich w spokoju, mogliby nigdy nie sta si zagroeniem dla Dynastii? - Nigdy nie mylaem o tym w ten sposb - przyzna Thrawn. - Tak te sdziem - westchn Thrass. - Dobranoc, Thrawn. Uderzy w kontrolk drzwi i wyszed.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

12
- To tam - odezwa si Cbaoth, wskazujc palcem przez iluminator, kiedy ich transporter okra krzywizn Yaga Minor. - Widzisz? - Tak - szepna Lorana, wpatrujc si w potny obiekt wiszcy na niskiej orbicie planety. Sze nowiutkich okrtw wojennych Dreadnaught ustawionych w szeciokt wok centralnego rdzenia magazynowego, a wszystko to poczone szeregami potnych pylonw z szybami wind. - Imponujce. - To wicej ni imponujce - grobowym gosem oceni Cbaoth. - To przyszo galaktyki. Lorana zerkna na niego przelotnie. Od trzech tygodni, od jej oficjalnej promocji z padawanki na rycerza Jedi, zachowanie Cbaotha wyranie si zmienio. Rozmawia z ni czciej i duej, wypytywa o opini i rne sprawy, otwiera si przed ni jak przed rwn sobie. Byo to mie, jednoczenie jednak budzio pewne niezbyt przyjemne uczucia. Tak jak przedtem wymaga od niej duo jako od padawanki, teraz oczekiwa od niej caej mdroci, dowiadczenia i potgi zaprawionego w bojach, dowiadczonego Jedi. Podr na Yaga Minor bya jeszcze jednym tego przykadem. Zupenie znienacka mistrz zaprosi j, aby wybraa si z nim popatrze na ostatnie stadium przygotowa. Wedug Lorany bardziej stosowne byoby zaproszenie mistrza Yody lub kogo innego z rady, by towarzyszy mu w tej historycznej wyprawie. On jednak wybra j. - Zaoga i rodziny s ju na pokadzie. aduj sprzt i przeprowadzaj ostatnie czynnoci przygotowawcze - cign Cbaoth. - Tak samo wikszo Jedi, ktrzy nam bd towarzyszy, cho dwoje lub troje wci jeszcze jest w drodze. Oczywicie, powinna pozna ich wszystkich, zanim wyruszymy. - Oczywicie - automatycznie odpara Lorana. Nagle zesztywniaa, bo przysza jej

126 do gowy okropna myl. - Kiedy mwisz my, mistrzu Cbaoth, kogo dokadnie... to znaczy... - Nie plcz si, Jedi Jinzler - agodnie upomnia j Cbaoth. - Sowa Jedi, podobnie jak myli, powinny by zawsze jasne i pewne. Jeli masz pytanie, zadaj je. - Tak jest, mistrzu Cbaoth. - Lorana zebraa si na odwag. - Kiedy mwisz my... czy oczekujesz, e pojad z tob Lotem Pozagalaktycznym? - Oczywicie - odpar, marszczc brwi. - A jak sdzisz, dlaczego zarekomendowaem ci do wczeniejszej promocji na rycerza Jedi? Lorana poczua w piersi znajomy ucisk. - A ja mylaam, e to dlatego, e jestem gotowa. - Oczywicie, e jeste - przyzna Cbaoth. - Ale musisz si jeszcze wiele nauczy. Tu, na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego, bd mia do czasu, aby z tob pracowa. - Ale ja nie mog lecie - zaprotestowaa Lorana, zastanawiajc si gorczkowo, co waciwie powinna powiedzie. Nie chciaa opuszcza Republiki i galaktyki. Z pewnoci nie teraz, kiedy tyle jest tutaj do zrobienia. - Nie jestem przygotowana. Nie poprosiam o pozwolenie rady Jedi. - Rada daa mi ju wszystkie zezwolenia, ktrych potrzebowaem - zgryliwie powiedzia Cbaoth. - A co do przygotowa... jakich to przygotowa potrzebuje rycerz Jedi? Lorana mocno zacisna zby. Jak mg podj tak decyzj, nawet si z nianie konsultujc? - Mistrzu Cbaoth, doceniam twoj ofert. Ale nie jestem pewna... - To nie jest oferta, Jedi Jinzler - przerwa jej Cbaoth. - Jeste teraz Jedi. Jedziesz tam, gdzie kae ci jecha rada. - W obrbie Republiki, tak - odpara Lorana. - Ale to co innego. - Rnica jest tylko w twoim umyle - stanowczo odpar Cbaoth. - Na szczcie jeste moda. Wyroniesz z tego. - Wskaza zbliajc si grup statkw. - A kiedy zobaczysz, czego dokonalimy, porozmawiasz z pozostaymi Jedi, nabierzesz wikszego entuzjazmu do losu, jaki nas czeka. - A co z tym? - zapyta Tarkosa, stukajc palcem w rega z ujemnymi sprzgami. - Powiesz mi, Chas? - Sekund, sekund - burkn Uliar, przygldajc si ustawionym ju regaom i klnc w duchu tum pomocnikw technicznych, ktrych Biuro Wielkiego Kanclerza przysao z Coruscant, aby pomogli przy zaadunku. W wikszoci okazali si kompletnie bezuyteczni: upuszczali delikatne elementy, inne umieszczali w niewaciwych miejscach i czsto wstawiali dwa jednakowe regay z czciami zamiennymi tam, gdzie waciwy zestaw tkwi jeszcze zagrzebany gdzie we wntrznociach magazynu pod ich stopami.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Ten ma stan tutaj - powiedzia do Tarkosy, wskazujc miejsce obok regau z czciami dla pomp chodzenia. - Co, do jasnych wszechwiatw, si tu dzieje? - rozleg si za jego plecami gboki gos. Ulias obejrza si. W drzwiach sta ysiejcy mczyzna w rednim wieku, ubrany w prost pow szat. - Kim jeste? - zapyta. - Mistrz Jedi Justyn MaNing - odpar tamten i zmarszczy czoo, objwszy wzrokiem chaos panujcy w pomieszczeniu. - Przecie ten sprzt mia by zaadowany dwa dni temu. - By - odpar Uliar. - Ale cakiem bez sensu. Prbujemy to poprawi. - Aha - westchn MaNing z rezygnacj, ale i zrozumieniem. Widocznie take mia do czynienia z pomocnikami technicznymi z Coruscant. - Lepiej si pospieszcie. Mistrz Cbaoth przybywa dzisiaj. Nie bdzie zadowolony, jeli zobaczy ten stan rzeczy. Skin gow, odwrci si i odszed korytarzem. - Jakby zadowolenie Jedi byo naszym problemem - mrukn Uliar pod nosem pod adresem pustych drzwi. Odwrci si z powrotem do regau i w tym momencie zapali si nagle ekran diagnostyczny powtarzacza. - Jest? - zawoa jaki gos i w otwartym panelu pojawia si gowa modego czowieka. - Czekaj. - Uliar podszed do wywietlacza i przewin list opcji. - Wyglda doskonale. Pomoc techniczna z Coruscant moe i bya bezwartociowa, ale na szczcie przywieli ze sob kilku prawdziwych technikw. Dziki. - Nie ma sprawy - odpar modzik, ustawiajc skrzynk z narzdziami na pododze obok panelu i podcigajc si na gr. - Wci masz problemy z powtarzaczem w tylnej czci reaktora? - Chyba e tamten te ju naprawie - powiedzia z nadziej Tarkosa. - Raczej nie - powiedzia mody czowiek i zasun za sob panel. - Te ukady s poczone rwnolegle, ale wtpi, eby tamten obwd siga a tak daleko. Sprbuj si nim zaj, kiedy wrc z D - Jeden. - A dlaczego nie teraz? - podsun Uliar. - D-Jeden jest po przeciwnej stronie szeciokta. Po co i a tam i potem wraca? - Dlatego, e D-Jeden to rwnie statek dowodzenia - przypomnia mu technik. - Kalamarianie mog sobie wyglda jak wypchane zabawki, ale kiedy kapitan Pakmillu mwi, e co trzeba naprawi, ma na myli teraz. - A co nam zrobi, przeniesie wszystkich do cywila? - prychn Tarkosa. - Nie wiem, co zrobiby tobie - oschle odpar technik. - Aleja chciabym dalej mie prac, kiedy wy sobie polecicie na kosmiczne safari. Obiecuj, e to nie potrwa dugo. - Trzymam ci za sowo - odrzek Uliar.

128 - Jeste pewien, e nie przekonamy ci, eby lecia z nami? Jeste o cae lata wietlne przed naszymi normalnymi technikami. Policzek tamtego zadrga lekko. - Wtpi, ale i tak dziki - mrukn. - Jeszcze nie jestem gotw, eby porzuca cywilizacj. - Powiniene mie nadziej, e cywilizacja nie porzuci ciebie - ostrzeg Tarkosa. - To, co si teraz dzieje na Corascant, nie wry najlepiej, wic nie dam za to gowy. - Moe - odpar tamten, biorc swoj skrzynk. - Do zobaczenia. - W porzdku - skin gow Uliar. - Jeszcze raz dzikuj. Mody czowiek umiechn si i wyszed. - Dobry jest - zauway Tarkosa. - Wiesz moe, jak si nazywa? Uliar pokrci gow. - Dean cotam, chyba. Niewane, i tak pewnie ju go nie zobaczymy. Dobra, ten rega z kondensatorami wstrzsowymi idzie obok sprzgie ujemnych. - Caym systemem mona sterowa std - poinformowa kapitan pakmillu, machajc petwiast doni wok obszernego Poczonego Centrum Operacyjnego. - Oznacza to, e jeli na jednym ze statkw wydarzy si awaria lub katastrofa, rodki zaradcze mog zosta podjte niezwocznie, bez potrzeby wysyania tam ludzi. - Imponujce - uzna Obi-Wan, rozgldajc si wokoo. Zlokalizowane w korytarzu za kompleksem pomieszczenia monitorw, Centrum ComOps rozcigao si na jakie trzydzieci metrw i wypeniao ca przestrze pomidzy dwoma gwnymi korytarzami dziobowymi. W tej chwili a kipiao aktywnoci. Wokoo krztay si dziesitki ludzi i nieludzi, a poowa paneli bya pootwierana do ostatnich kontroli i regulacji. - A to co takiego? - zapyta Anakin, wskazujc na nisk konsol, umieszczon o dwa rzdy stanowisk od miejsca, gdzie stali. - Wyglda jak system kontroli i monitoringu cigaczy. - Masz bystry wzrok, may - pochwali Pakmillu, zwracajc na niego ogromne, bulwiaste oczy. - Tak rzeczywicie jest. Kontrolujemy std nasz flot migaczy i swoopw. - artujesz - zdumia si Obi-Wan, ze zmarszczonymi brwiami przygldajc si konsoli. - Uywacie swoopw w tych korytarzach? - Lot Pozagalaktyczny to wielka instalacja, mistrzu Kenobi - zauway Pakmillu. - Wprawdzie kady dreadnaught jest poczony z innymi i z rdzeniem szybami turbowind, ale tam, gdzie turbowindy nie docieraj, te si trzeba sporo nachodzi. Smigacze s niezbdne, eby przenosi czonkw zaogi w rnych kierunkach w sytuacjach awaryjnych. - Tak, ale swoopy? - upiera si Obi-Wan. - Czy rozszerzony system turbowind nie byby skuteczniejszy i bardziej bezpieczny?

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Z pewnoci - zgodzi si Pakmillu. - Niestety, byby rwnie bardziej kosztowny. Oryginalne dreadnaughty nie posiaday takiego systemu, a senat nie chcia pokry kosztw modernizacji. - Te systemy sterowania naprawd s cakiem nieze - zapewni go Anakin. - Niektre cigacze na Tatooine wykorzystuj je przy prbowaniu nowej trasy. - Ale na trasie cigaczy nie ma pidziesiciu tysicy ludzi, ktrzy mogliby si nawin pod maszyn - zauway Obi-Wan. - Ale jest za to mnstwo zwierzt - przypomnia Anakin nieco zbyt szybko. - Na przykad dewbacki i banthy. - Anakinie... - ostrzegawczo zacz Obi-Wan. - Wyprbowalimy ju nasz system, mistrzu Kenobi - wtrci szybko Pakmillu. - Jak mwi padawan Skywalker, dziaa cakiem dobrze. - Wierz ci na sowo - mrukn Obi-Wan, zezujc na Anakina ponuro. Chopak ostatnimi czasy zacz mu okazywa wyrany brak szacunku, zwaszcza w miejscach publicznych, gdzie, jak sdzi, mistrz nie zgani go otwarcie. Obi-Wan rozumia, e wynika to czciowo z wieku chopca, ale i tak byo nie do przyjcia. Anakin wiedzia jednak wietnie, jak daleko moe si posun. W odpowiedzi na peen wyrzutu wzrok Obi-Wana spuci oczy, przynajmniej na pozr sprawiajc wraenie skruszonego. Tym razem wydawao si, e sytuacja si rozadowaa. Obi-Wan zanotowa w pamici, e musi pogada z Anakinem od serca, kiedy bd sami, po czym zwrci si do Pakmillu: - Jeli dobrze zrozumiaem, zanim wyruszycie w Nieznane Rejony, zrobicie jeszcze niewielki kurs po Republice. - Tak, co w rodzaju prbnego rejsu - odpar Pakmillu. - Musimy sprawdzi, czy nasze urzdzenia dziaaj prawidowo, zanim znajdziemy si poza zasigiem naszych warsztatw naprawczych. Przystan przy najbliszej konsoli nawigacyjnej i dotkn klawisza. Nad ich gowami pojawi si holograficzny obraz galaktyki. - Std polecimy do Lonnaw w sektorze Droma - rzek, pokazujc rk tras. - A potem przetniemy krawd sektora Glythe i udamy si do Argai w sektorze haldeskim. Jeszcze pniej polecimy przez sektory Kokash i Mondress, a jeli si to okae konieczne, zatrzymamy si w sektorze Albanin. - Duo przystankw - zauway Obi-Wan. - Wikszo po prostu miniemy - zapewni go Pakmillu. - Nie zamierzam si nigdzie zatrzymywa, chyba e pojawi si problemy. - I co wtedy? - zapyta Anakin. - Jeli wszystko pjdzie dobrze, za trzy tygodnie od dzi wejdziemy formalnie w Nieznane Rejony - odpar Pakmillu. - Jakie dwiecie trzydzieci lat wietlnych od skraju Dzikich Przestworzy zatrzymamy si na kocow kalibracj nawigacyjn... - wsiki kapitana poruszyy si, kiedy wycza hologram - ...i rozpoczniemy nasz podr na dobre. Przez Nieznane Rejony do nastpnej

130 galaktyki. Anakin gwizdn cicho. - A kiedy wrcicie? - Najwczeniej za kilka lat - wyjani Pakmillu. - Ale w rdzeniu mamy zapasy na dziesi lat. Spodziewamy si te, e uzupenimy ywno i wod po drodze. Oprcz tego naley si spodziewa, e cz uczestnikw zostanie, jeli napotkamy wiaty nadajce si do zaludnienia. - Przecie chyba nie wysadzicie ludzi tak po prostu w Nieznanych Rejonach? - zapyta Anakin, marszczc czoo. - Jeli to zrobimy, na pewno zostawimy im do ywnoci i sprztu, aby mogli si osiedli - zapewni go Pakmillu. - Pozostawimy rwnie jednego dreadnaughta do obrony i transportu. Jak zobaczycie na schemacie Lotu Pozagalaktycznego, odczenie pojedynczego statku od reszty kompleksu bdzie stosunkowo atwe. Anakin pokrci gow. - To i tak brzmi niebezpiecznie. - Jestemy dobrze przygotowani - przypomnia mu Pakmillu. - Mamy przecie na pokadzie osiemnastu Jedi. Bdzie bezpiecznie. - A przynajmniej na tyle bezpiecznie, na ile moe by gdziekolwiek w dzisiejszych czasach - mrukn Obi-Wan. - Przeyjemy wspania przygod - doda Pakmillu, zerkajc na Anakina. - Szkoda, e do nas nie doczysz. - Jest jeszcze mnstwo rzeczy, ktre chciabym zrobi tu, na miejscu - odpar Anakin, a drenie emocji zabarwio jego gos i obecno w Mocy. Spojrza z boku na Obi-Wana i emocja znika pod waciwym dla Jedi opanowaniem. - Poza tym nie mog zostawi mojego mistrza, dopki nie dokocz szkolenia. - Przy szeciu mistrzach Jedi na pokadzie miaby spory wybr nauczycieli - zauway Pakmillu. - To nie dziaa w ten sposb - powiedzia Obi-Wan. Czasem bawio go, kiedy ludzie udowadniali, e nie maj zielonego pojcia o tym, jak dziaaj metody nauczania Jedi, cho nie mieli adnych oporw przed ujawnianiem swojej ignorancji. - Powiedziae, e mistrz Cbaoth wkrtce tu bdzie? - Waciwie ju jest - zagrzmia gos Cbaotha z drugiego koca pomieszczenia. Obi-Wan obejrza si. W drzwiach stali mistrz Cbaoth i Lorana Jinzler. - Co za niespodzianka, mistrzu Kenobi - cign Cbaoth, przeciskajc si przez zatoczone pomieszczenie. Nikt nie musia usuwa mu si z drogi, ale Obi-Wan zauway, e kilka razy ledwie unikn zderzenia. Na szczcie wikszo technikw bya zbyt zajta, by w ogle zauway jego pojawienie si, Lorana przebijaa si przez tum ostroniej, wygldaa na skrpowan. - Mylaem, e jeste w tej chwili w drodze na Solorine. - Zostaem zwolniony z tego zadania - wyjani Obi-Wan. - Jest co, co chciabym z tob przedyskutowa, mistrzu Cbaoth. Cbaoth skin gow.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Oczywicie, mw. Obi-Wan zebra si w sobie. Tak pomidzy Cbaothem i Anakinem... to moe by krpujce. - Anakin i ja chcielibymy przyczy si do ekspedycji. Ktem oka zauway, e chopiec odwraca si ku niemu ze zdumion min. - Chcielibymy? - powtrzy pytajco Anakin. - Chcielibymy - stanowczo odpar Obi-Wan. - Przynajmniej do skraju galaktyki. Cbaothowi zadraa dolna warga. - Wic mistrz Yoda wreszcie przyznaje, e mog istotnie odnale Vergere? - Kto to jest Vergere? - zapytaa Lorana. - Zaginiona Jedi - wyjani Cbaoth, nie spuszczajc wzroku z twarzy Obi-Wana. - Mistrz Kenobi ju raz prbowa j odszuka i nie udao mu si. - W rozkazie wyjazdu nie byo nic na temat misji poszukiwawczo-ratowniczej przypomnia Pakmillu, a w jego gosie nagle zabrzmiaa czujno. - To s sprawy Jedi, kapitanie, wic ciebie nie dotycz - odpar Cbaoth. - Nie martw si, to nie wpynie na rozkad lotu. - Unis brwi i skin na Obi-Wana. - Mam nadziej, e twoja proba nie wynika z chci uspokojenia wyrzutw sumienia. - Ja nie prosz - powiedzia Obi-Wan. - Po prostu robi to, co kae mi rada. - Podobnie jak my wszyscy - zgodzi si Cbaoth z nut ironii w gosie i przenis wzrok na Anakina. - A co z tob, mody Skywalkerze? Wydajesz si niezbyt uszczliwiony t zmian planw? Obi-Wan wstrzyma oddech. Byo kilka powodw, dla ktrych nie powiedzia chopcu wczeniej o poleceniu Windu, a jednym z nich, i to nie najmniej wanym, byo to, e chopak wci darzy Cbaotha ogromnym szacunkiem. Gdyby powiedzia Anakinowi, e lec na Yaga Minor, aby mie mistrza na oku, chopiec domagaby si dalszych wyjanie. Trzeba byoby rozwia zudzenia Anakina, opowiadajc o podejrzeniach Windu, e Cbaoth istotnie mg by powizany z incydentem na Barloku. Na szczcie okazao si teraz, e decyzja trzymania chopaka w niewiadomoci bya waciwa. - Wcale nie jestem niezadowolony, mistrzu Cbaoth - odpar Anakin z penym przekonaniem. - Tylko zaskoczony. Mistrz Obi-Wan nic mi nie powiedzia. - A ty chcesz polecie i zobaczy wraz ze mn Nieznane Rejony? Anakin zawaha si. - Nie chciabym opuci Republiki na zawsze - rzek. - Ale byem pod wraeniem twojej interwencji na Barloku, zakoczeniem impasu i tak dalej. Myl, e naucz si wiele, po prostu przygldajc si twoim codziennym czynnociom. Cbaoth umiechn si przebiegle do Obi-Wana.

132 - Przynajmniej jednego nauczy si od ciebie ten chopak, mistrzu Kenobi: umiejtnoci wysawiania si. - Wolabym mie nadziej, e skorzysta troch wicej - sucho odpar Obi-Wan. - Ale ma racj; moe si od ciebie wiele nauczy. - Popatrzy na Loran. - Mam nadziej, e padawanka Jinzler zgodzi si ze mn. - Pewnie tak - odpar Cbaoth. - Ale teraz to Jedi Jinzler. Trzy tygodnie temu zostaa pasowana na rycerza Jedi. - Doprawdy? - bkn Obi-Wan, starannie ukrywajc zaskoczenie. Z tego, co Lorana mwia na Barloku, wynikao, e poczeka na to jeszcze kilka lat. - Prosz mi wybaczy, Jedi Jinzler... i przyj gratulacje. Czy mam rozumie, e ty polecisz na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego z mistrzem Cbaothem? - Oczywicie, e poleci - odpar Cbaoth, zanim Lorana zdya odpowiedzie. - Jest jedn z wybranych, jedn z tych niewielu pord Jedi, ktrym ufam bez zastrzee. - Nie ufasz nawet Jedi? - zapyta Anakin z zaskoczeniem w gosie. - Powiedziaem tylko, e jej ufam bez zastrzee - powanie odpar Cbaoth. - Oczywicie, s jeszcze inni, ktrym ufam. Ale tylko do pewnego stopnia. - Nie wiedziaem - szepn Anakin, wyranie zbity z tropu. - Na szczcie, ty i twj nauczyciel nale do tej grupy - odrzek Cbaoth z lekkim umieszkiem na ustach. - Dobrze, mistrzu Kenobi. Ty i twj padawan moecie doczy i towarzyszy nam do koca galaktyki, jeli tylko zaatwicie sobie jaki sposb, aby wrci do Republiki. - Dzikuj - powiedzia Obi-Wan. - Na powierzchni czeka skysprite Delta-12, ktrym zamierzamy wrci. Jest gotw do zaadowania na pokad. - Doskonale - podsumowa Cbaoth. - Zostaniecie tutaj, na pokadzie Dreadnaughta Jeden. Kapitanie, prosz przygotowa dla nich kwatery. - Tak jest, mistrzu Cbaoth - zagrzmia Pakmillu. - Wezw kwatermistrza... - Sam masz zaatwi im kwatery - powtrzy Cbaoth, kadc nacisk na pierwsze sowo. - To Jedi i naley ich odpowiednio traktowa. Wsiki wok ust Pakmillu drgny. - Tak, mistrzu Cbaoth - Podszed do jednej z konsoli i petwiast doni wprowadzi kilka znakw. - A Jedi Jinzler? - Zarezerwowaem jej ju kwater w pobliu mojej - wyjani Cbaoth. - Pokad trzeci, apartament A-cztery. - W porzdku - rzek Pakmillu, spogldajc na ekran. - Mistrzu Kenobi, pan i padawan Skywalker dostaniecie apartament A-osiem na pokadzie pitym. Mam nadziej, e si wam spodoba. - Z pewnoci - odezwa si Cbaoth, zanim Kenobi zdy otworzy usta.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Moesz teraz przydzieli im kogo, kto odprowadzi ich do kwatery. Zza ich plecw dobieg zgrzytliwy odgos rozdzieranego metalu. Obi-Wan obrci si na picie i zauway, e wielki arkusz siatki wtrnego obwodu przewodzenia oderwa si od ciany zawis niebezpiecznie nad bankiem konsoli sterujcych. Sign ku niemu poprzez Moc. Cbaoth go ubieg. Chwyci arkusz w uchwyt Mocy, zanim metal oderwa si do koca. - Jedi Jinzler, pom im - poleci. - Tak jest, mistrzu Cbaoth. - Lorana wybiega. - Kapitanie Pakmillu, znajdziesz moe eskort dla naszych nowych pasaerw - doda Cbaoth tonem swobodnej rozmowy, utrzymujc arkusz siatki w powietrzu. - To nie bdzie konieczne - odpar Obi-Wan. - Po drodze obejaem sobie dokadnie plany pokadw dreadnaughtw. Poradzimy sobie jako. Cbaoth lekko zmarszczy brwi i przez chwil Obi-Wan sdzi, e bdzie nalega na eskort, ktra naley si kademu Jedi. Po chwili zmarszczki na jego czole wygadziy si i skin gow. - Niech bdzie - rzek. - Kapitan Pakmillu wydaje dzisiaj przyjcie o sidmej w mesie oficerskiej. Moi mistrzowie Jedi tam bd, tnam nadziej, e wy rwnie. - Bdziemy zaszczyceni - odpar Obi-Wan. - Musicie jeszcze przej przez centrum medyczne na dreadnaughcie pierwszym doda Pakmillu. - Przedstawiciel wielkiego kanclerza zada, aby cay personel zosta poddany kompleksowym badaniom medycznym, midzy innymi analizie krwi i prbek tkanki, ktre zostan przesane na Coruscant. Widocznie obawiaj si wirusw szerzcych si w zamkniciu i potencjalnej epidemii. - Pjdziemy si zbada - obieca Obi-Wan. - A zatem do wieczora. Szturchn Anakina i razem ruszyli ku wyjciu. - Mistrz Cbaoth wie, co robi - zauway mistrz. - Masz absolutn racj - podkreli Anakin. - Gdyby mistrz Yoda lub mistrz Windu w ten sposb rozmawiali z kanclerzem i senatem, choby raz na jaki czas, na pewno udaoby im si zaatwi o wiele wicej. - Tak - mrukn Obi-Wan. - Prawdopodobnie masz racj. Siatka bya cika i gitka, trudno jbyo utrzyma. Na szczcie dla Jedi nie stanowio to problemu. Sigajc Moc, Lorana uniosa j na miejsce, a technicy pospiesznie poprawiali mocowania. - Dziki - odetchn wreszcie brygadzista, po zakoczeniu pracy. - To drastwo to prawdziwe... eee to znaczy kopot, kiedy si tak poluzuje. - Drobiazg - odpara Lorana. - Ciesz si, e mogam pomc. - Ja te si ciesz - wymamrota robotnik.

134 - Czy dobrze syszaem, jak kto mwi, e nazywa si pani Jinzler? - Tak - odpara. - Dlaczego? - Bo u nas w brygadzie te mamy Jinzlera - powiedzia, wyjmujc komunikator i wprowadzajc kod. - Chopak ma na imi Dean. Czy to krewny? - Nie wiem - przyznaa si Lorana. - Miaam dziesi miesicy, kiedy zabrano mnie do wityni Jedi. Nie wiem nic o mojej rodzinie. - Jak to, nie odwiedzali pani? - Rodzinom nie wolno odwiedza Jedi - wyjania Lorana. - Rozumiem - powiedzia brygadzista z lekkim zaskoczeniem, podnis komunikator do ust. - Jinzler? Tu Brooks. Gdzie jeste?... w porzdku, zatrzymaj si i wpadnij do mesy... No bo chc si z tob zobaczy, wiesz? Wyczy si i wsun komunikator za pas. - Tdy, Jedi Jinzler - rzek, wskazujc na prawe drzwi Kom-Opu. - Przecie ci mwiam, e go nie znam - zaprotestowaa Lorana, ale posza za nim. - Jasne, ale moe on pani zna - odpar Brooks. Wyszli na korytarz i brygadzista skierowa si do najbliszej turbowindy. - Moe jednak warto to sprawdzi, co? Lorana poczua ucisk w gardle. - Moe i tak. Zjechali turbowind o trzy poziomy poniej pokadu dowodzenia i dugim, wskim korytarzem dotarli do obszernego, zastawionego stoami pomieszczenia, gdzie pod jedn cian znajdowaa si duga lada dla obsugi. Kilkunastu ludzi i obcych siedziao grupkami przy stolikach, rozmawiajc ciszonymi gosami i pijc wielobarwne napoje, a trzy roboty krztay si za lad. - Tam jest - Brooks wskaza na stolik przy cianie w gbi. Siedzia tam samotny, ciemnowosy mczyzna, zwrcony plecami do sali. Trzyma w doniach dymicy kubek. - Prosz, przedstawi pani. Ruszy przez sal, wymieniajc z niektrymi gomi ukony i powitania. Lorana posza w lad za nim, a jej ciche obawy nagle zaczy przybiera na sile. Kiedy znaleli si o par metrw od stolika, mczyzna odwrci gow i wtedy po raz pierwszy ujrzaa jego profil. By to ten sam czowiek, ktrego tyle razy widziaa na Corascant. Stana jak wryta, minie spryy si jak do skoku. Brooks niczego nie zauway i podszed do stolika. - Hej, Jinzler - rzek, wskazujc na Loran. - Chc ci kogo przedstawi. Mody czowiek obrci si razem z krzesem. - Nie musisz - rzek tonem spokojnym, ale z pewnym napiciem i gorycz. - To Jedi Lorana Jinzler, prawda? Lorana z trudem odzyskaa gos.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Tak - powiedziaa. Zabrzmiao to spokojniej, ni si spodziewaa. - A ty jeste Dean Jinzler, prawda? - Znacie si? - zapyta Brookes i zmarszczy brwi, wodzc spojrzeniem od jednego do drugiego. - Prawie wcale - odpar Jinzler. - To tylko moja siostra. - Twoja...? - Brooks wytrzeszczy oczy najpierw na niego, potem na Loran. - A ja mylaem... - Dzikuj - powiedziaa Lorana, uchwycia jego wzrok i gow dyskretnie wskazaa na drzwi. - A... tak, tak - wci gapic si na nich, speszony Brooks wycofa si pomidzy stolikami, uwaajc, eby na nic nie wpa. Dotar do drzwi i uciek, jakby go gonili. - Mam nadziej, e zechcesz usi - odezwa si Jinzler z nut wyzwania w gosie. Lorana znw spojrzaa na niego. W jego wzroku bya ta sama gorycz, ktr zauwaya ju przy okazji wczeniejszych spotka. Oczy tego czowieka nie byy ciemne, jak przedtem sdzia, lecz miay ten sam dziwny odcie szaroci, co jej wasne. - Owszem - odpowiedziaa i okrya st, eby zaj miejsce na drugim jego kocu. Zebraa szat i usiada. - Chyba powinienem ci pogratulowa, e przesza prby - rzek Jinzler. - Jeste teraz prawdziwym Jedi. - Dzikuj - odpara Lorana, obserwujc go uwanie. Rzeczywicie, teraz dopiero dostrzega podobiestwo rodzinne. Dziwne, e nigdy dotd tego nie zauwaya. - Siedzisz moje sprawy? - Nie tyle ja, co moi rodzice... - Zacisn usta i poprawi si: - Nasi rodzice. - Aha - mrukna Lorana. - Obawiam si, e nie wiem o nich nic. O tobie te nie. - To oczywiste - powiedzia. - Za to ja wiem o tobie wszystko. Od dziecicego szkolenia poprzez nauki u Jorusa Cbaotha, a po pierwszy miecz wietlny i pasowanie na rycerza. - Jestem pod wraeniem. - Lorana umiechna si niemiao. - Nie powinna - odpar, nie odpowiadajc na jej umiech. - Wiem to tylko dlatego, e moi rodzice wci maj przyjaciela, ktry pracuje w wityni i przynosi wieci. Kade twoje osignicie ciskaj mi w twarz. Oni ci kochali, wiesz? - prychn. - Nie, oczywicie, e nie wiesz. Nigdy nie przyszo ci do gowy, eby si dowiedzie. Odwrci od niej oczy i pocign yk z kubka. Lorana wyczua gniew i gorycz wypywajce z tego czowieka jak para z napoju. Co mu zrobia, e jest na ni tak wcieky? - Jako padawanom nie wolno nam byo nic wiedzie o naszych rodzinach - powie-

136 dziaa w pustk. - Nawet teraz, kiedy jestem Jedi, niechtnie na to patrz. - Jasne - mrukn. - Pewnie. - S po temu istotne powody - cigna z uporem. - W Republice na og powizania i pozycja rodziny s najwaniejsz czci kultury. Jedi, ktry wie, z jakiej rodziny pochodzi, mgby mie problemy z bezstronnym rozstrzyganiem sporw wrd swojego ludu. - Alejako nie powstrzymao to mojej rodziny od odnalezienia ciebie, prawda? odparowa. - Nawet kiedy twoi drogocenni Jedi ich wyrzucili, wci mieli ci na oku... - Zaczekaj chwil - przerwaa mu Lorana. - Co to znaczy: wyrzucili? Kto ich wyrzuci? - Czy wy, Jedi, macie problemy ze suchem? - parskn. - Ju ci powiedziaem: jeden z twoich potnych i szlachetnych Jedi. Mama i tato pracowali jako cywilni robotnicy w wityni, zajmujc si serwisem elektroniki i naprawami w czci publicznej. I byli w rym dobrzy. Dopiero kiedy Jedi wzili ciebie, stracili prac. Twoi Jedi nie chcieli, eby przebywali z tob w tym samym budynku. Lorana poczua ucisk w odku. Nie wiedziaa o tej akurat historii, cho byy inne, o ktrych syszaa. Ale bya pewna, e brat nigdy nie zrozumie surowej polityki izolacji wityni. - Czy udao im si znale inn prac? - spytaa. - Nie, pomarlimy z godu - mrukn opryskliwie. - Jasne, e znaleli inn prac. Niej patn, naturalnie. Musieli oszczdza, wyrzeka si wszystkiego, ebymy mogli si przeprowadzi, bo 1naturalnie nikt si nie pofatygowa, eby im powiedzie, e nie mog zosta w wityni, skoro ty tam jeste. Ale nie to jest najwaniejsze. - Wic co? Przez dug minut przyglda jej si bez sowa, a wewntrzna burza szalaa w nim niczym fale oceanu podczas zimowego sztormu. - Wy, Jedi, mylicie, e jestecie doskonali - powiedzia w kocu. - Mylicie, e wiecie, co jest dobre dla kadego. Anie jestecie doskonali i nic nie wiecie. Lorana poczua ucisk w gardle. - Co si z tob stao, Dean? - zapytaa agodnie. - O, teraz ju Dean? - zawoa ze wzgard. - Teraz udajesz, e jeste moj kochajc, doros siostrzyczk? Mylisz, e moesz machn rk albo swoim drogocennym mieczem wietlnym i wszystko naprawi? - Co mam naprawi? - zdziwia si Lorana. - Prosz, powiedz mi. Chc wiedzie. - Mylaem, e wy, Jedi, wiecie wszystko. Lorana westchna ciko. - Przecie wiesz, e nie. - Z tego, co usyszaem od rodzicw, nigdy bym si nie domyli - sykn.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Bya tym ideaem, wedug ktrego mierzono ca reszt rodziny. Lorana zrobiaby to, Lorana zrobiaby tamto, Lorana powiedziaaby to, Lorana nigdy nie powiedziaaby tego. Byo to niczym ycie z miejscow bogini, w dodatku kompletnie absurdalne... nie mogli przecie mie najmniejszego pojcia, co rzeczywicie mogaby powiedzie lub zrobi w danej sytuacji. Nie umiaa jeszcze chodzi, kiedy ci odesali. Jego spojrzenie stwardniao jeszcze bardziej. - Ale chodzi o to, e ciebie nie byo, prawda? I dziki temu wszystko to dziaao. Nigdy nie byo ci w pobliu, aby popenia bdy, wcieka si, zrzuca kolacj na podog. Mogli stworzy dla ciebie may otarzyk i nie musieli nigdy przebija tego bbla doskonaoci, jakim ci otoczyli. Chwyci kubek, ale odstawi go zaraz. - Ale ja ju wiem - burkn, wbijajc w niego wzrok. - Widziaem ci. Nie jeste doskonaa. Nie jeste nawet bliska doskonaoci. Lorana pomylaa o wielu mczcych latach szkolenia i wiecznych krytykach Cbaotha. - Nie - zgodzia si. - Nie jestem - Nawet nie masz zmysu obserwacji - doda i wycign rk. - Poka mi t swoj wymyln bro. - Mj miecz wietlny? - Zmarszczya brwi, ale odpia go od pasa i pooya na stole. - A wic tak wyglda - rzek, nawet nie prbujc go dotkn. - To ametyst, tak? - Tak - odpara, patrzc na przycisk aktywacyjny. - To by prezent od pewnych ludzi, ktrym mistrz Cbaoth i ja pomoglimy na jednym ze rednich poziomw Coruscant. Jinzler pokrci gow. - Nieprawda, to dar od twoich rodzicw. Znali tych ludzi i poprosili, eby ci go przekazali. - Skrzywi si. - Tego te nie umiaa si domyli, co? - To chyba jasne, prawda? - odpara Lorana, a frustracja spowodowana zachowaniem tego czowieka zacza przeradza si w gniew. - Jak mogam wiedzie? - Przecie jeste Jedi - odparowa. - Powinna wiedzie wszystko. Zao si, e twj mistrz Cbaoth wie, skd pochodzi. Lorana ostronie nabraa powietrza w puca. - Czego waciwie chcesz ode mnie, Dean? - Hej, to ty przysza tutaj do mnie, a nie na odwrt - przypomnia. - Czego ty chcesz? Przez moment spogldaa mu w oczy. Czego waciwie chciaa od niego? - Chciaabym, aby zaakceptowa ten stan rzeczy - powiedziaa wreszcie. - Przeszo mina i adne z nas nie moe tego zmieni.

138 - A wic nie powiniene zmienia przeszoci? - zapyta ze wzgard. - C, chyba mog si na to zgodzi. - Chciaabym, eby zrozumia, i niezalenie od uczucia, jakie ywisz w stosunku do swoich... do naszych rodzicw, twoja warto nie zaley od ich opinii i osdw cigna, ignorujc jego sarkazm. - Przepraszam, ale mwia co chyba o niezmienianiu przeszoci - rzek. - Co jeszcze? Spojrzaa mu prosto w oczy. - Chc, aby przesta nienawidzi - szepna. - Nienawidzi siebie... i mnie. Minie na jego szyi zadrgay dziwnie. - Nie czuj nienawici - odpar spokojnie. - Nienawi to uczucie, a Jedi nie maj uczu, prawda? - Nie jeste Jedi. - I to jest ten prawdziwy problem, mam racj? - rzuci z gorycz. - Wanie tego chcieliby mama i tato. Ale ja nie jestem Jedi, prawda? Nie ma uczu, jest pokj, Jedi su innym, nie rzdz nimi, dla dobra galaktyki. Jedi szanuj wszelkie ycie w kadej formie. Tego ci uczono? Nagle Lorana uznaa, e ma do. - Przykro mi, Dean - rzeka, wstajc. - Przykro mi z powodu twojego cierpienia, ktrego nie potrafi zagodzi, przykro mi, e masz poczucie straty, ktrej nie umiem ci zrekompensowa. - Zmusia si, eby spojrze mu w oczy. - Przykro mi te, e tak sobie marnujesz ycie, ale to decyzja, ktr tylko sam moesz podj. - Jak mio - zakpi. - Jest co, w czym Jedi s naprawd dobrzy: przemowy. Zwaszcza poegnalne. - Unis brwi. - Bo to bya poegnalna przemowa, prawda? Lorana rozejrzaa si po sali, poniewczasie przypominajc sobie, gdzie si znajduje. Lot Pozagalaktyczny... - Jeszcze si nie zdecydowaam... Unis brwi. - A umiesz decydowa? - zapyta. - Naprawd masz wasny rozum? Mylaem, e rada Jedi podejmuje za ciebie wszelkie decyzje. - Mam nadziej, e znajdziesz swoj drog, Dean - szepna, biorc ze stou miecz wietlny i przypinajc go do pasa. - Mam nadziej, e znajdziesz co, co ci uzdrowi. - C, bdziesz miaa kilka lat na zastanawianie si nad tym - przypomnia. - Wracaj szybko. Mamy sobie wiele do powiedzenia, siostro. - Wzi do rki kubek i odwrci si do niej plecami. Lorana patrzya przez chwil na ty jego gowy, czujc w ustach gorycz poraki. - Porozmawiamy pniej - powiedziaa. - Mj... bracie.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

140

Nie odpowiedzia. Przeykajc zy, moda Jedi ucieka na korytarz. Dugo spacerowaa po labiryncie korytarzy, machinalnie wymijajc technikw i roboty. Usiowaa zdawi bl, ktry zaciemnia jej wzrok i umys. Dlatego zdziwia si, kiedy zauwaya, e znalaza si z powrotem w Centrum KomOp dreadnaughta. Cbaoth i Pakmillu siedzieli tam jeszcze, dyskutujc zawzicie nad jedn z konsoli nawigacyjnych. - O, Jedi Jinzler - zauway j Cbaoth i gestem zaprosi, by podesza bliej. - Mam nadziej, e kwatera ci odpowiada? - Waciwie jeszcze jej nawet nie ogldaam - przyznaa si Lorana. - Ale przyczysz si do nas, prawda? - wtrci Pakmillu chropowatym gosem. - Odniosem wraenie, e to nie jest do koca zdecydowane. - Nie ma adnych niejasnoci - powiedzia twardo Cbaoth. - Ona jedzie z nami. Wielkie oczy Pakmillu spoczy na niej nieruchomo. - Jedi Jinzler? - zagadn. Lorana odetchna gboko, wci majc przed oczami twarz brata. Twarz, ktra od tej chwili zawsze bdzie jej towarzyszy gdzie w tle. - Mistrz Cbaoth ma racj - odpara. - Bd zaszczycona, mogc podrowa z wami na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego. A przy tym, dodaa w duchu z wielkim rozgoryczeniem, im szybciej wylecimy, tym lepiej.

ROZDZIA

13
- Oto ostateczna lista zaogi i pasaerw - rzek kapitan Pakmillu, podajc ostatni kart danych. - Dzikuj - rzek Doriana, przyj kart i wsun do kieszeni. - Niczego wicej nie potrzebujesz? - Niczego, co mogoby przyj na myl mnie lub pidziesiciu tysicom ludzi odpar Pakmillu z typowym dla Kalamarianina kostycznym poczuciem humoru. - Myl, e Lot Pozagalaktyczny jest gotw do podry. - Doskonale - ucieszy si Doriana. - Wielki kanclerz Palpatine bdzie zadowolony z tej wiadomoci. - Nie udaoby si nam bez jego pomocy - powanie przypomnia Pakmillu. - Prosz raz jeszcze wyrazi mu nasz wdziczno za wszystko, co dla nas zrobi. - Z pewnoci to uczyni - obieca Doriana. Po raz ostatni. - No to c? Widzimy si za... ile? Pi lat? Dziesi? - Niewane, za ile - odpar Pakmillu, rozgldajc si po swoim mostku na dreadnaughcie pierwszym. - Wane, e wrcimy. - Ciesz si ju na wasz powrt - odpar Doriana z ca faszyw szczeroci, na jak mg si zdoby. - Tymczasem ycz wam bezpiecznej podry. I pamitajcie: jeli si okae, e jeszcze czego potrzebujecie, biuro wielkiego kanclerza gotowe jest pomc. Minie trzy tygodnie, zanim opucicie przestrze Republiki - mnstwo czasu, aby zebra i przetransportowa wam wszelkie dodatkowe zapasy i sprzt. - Bd pamita - rzek Pakmillu i si ukoni. - Czy mog pana odprowadzi do transportera? - Nie ma takiej potrzeby - zapewni go Doriana. - Wiem, e macie do zaatwienia dziesitki spraw, zanim opucicie Yaga Minor. Lecie bezpiecznie i niech Moc bdzie z wami. - Z dziewitnastoma Jedi na pokadzie to prawie oczywiste - umiechn si

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Pakmillu. Waciwie jest ich dziewitnastu i p. - Masz racj - zgodzi si Doriana, nie zdejmujc z twarzy umiechu, cho zaraz zmarszczy brwi w zadumie. Dziewitnastu Jedi? I p? - egnaj, kapitanie. Czeka chwil, a pilot wymanewruje transporter z przedniego hangaru dreadnaughta pierwszego i poegluj agodnie ponad atmosfer Yaga Minor. Dopiero wwczas wyj list pasaerw Pakmillu i woy do notatnika. Ostatnio liczba Jedi, o ktrej sysza, wynosia siedemnastu, a nie dziewitnastu. Czyby nastpia naga zmiana planw? A co, u licha, miao oznacza te p Jedi? Przypomnia sobie nagle niezbyt miy sposb, w jaki zgin Darth Maul... Wybra list Jedi i przebieg j wzrokiem. Nazwiska byy znajome, wikszo z nich naleaa do potencjalnych rozrabiakw, ktrych zaproszenie na pokad wielkiej ekspedycji sam delikatnie zasugerowa Cbaothowi. Pierwszy dodatek do listy, czyli Lorana Jinzler, nie bya wielkim zaskoczeniem: Doriana zawsze uwaa za wielce prawdopodobne, e dawna padawanka Cbaotha zechce mu towarzyszy jeszcze przez jaki czas. Pozostali dwaj to Obi-Wan Kenobi i jego padawan Anakin Skywalker. Doriana umiechn si do siebie. Wic to Skywalker by t powk Jedi, o ktrej wspomnia Pakmillu. Cudownie. Nieoczekiwany bonus za ca cik prac Doriany. Od chwili, kiedy Kenobi i jego dzieciak omal nie storpedowali operacji na Barloku, ywi nieprzyjemne uczucia w stosunku do tej pary. Ich mier na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego bdzie bardzo wygodna. Lot Pozagalaktyczny wyplta si ju z ostatnich uchwytw dokujcych i wspornikw, a teraz podj mozoln wdrwk poza studni grawitacyjn Yaga Minor w kierunku gbokiego kosmosu. W minut pniej na oczach Doriany, ktry nie spuszcza z niego wzroku przez iluminator transportera, statek zamigota i znik w nadprzestrzeni. Spojrza na notatnik. C, bonus czy nie, lepiej porozmawia z Sidiousem i donie mu, e Kenobi i Skywalker s na pokadzie... choby po to, aby si upewni, e jest to zgodne z planami Lorda Sithw. A lepiej to sprawdzi, zanim Lot Pozagalaktyczny wyniesie si poza obszar Republiki. Na zawsze. Wahadowiec zabra ich do portu kosmicznego Yawitiri, o kilka kilometrw od centrum przygotowa, gdzie miay miejsce wszystkie wstpne prace nad Lotem Pozagalaktycznym. Palpatine i senat starali si nie wychyla w trakcie realizacji projektu, moe obawiajc si krytyki za kwoty, ktre na niego przeznaczyli. Waciwie udao im si pozosta w cieniu. Podczas rozmaitych oficjalnych i nieoficjalnych podry, jakie odby przez ostatnie sze tygodni, Doriana nie spotka dosownie nikogo, kto by o nim sysza. Tutaj, w samym centrum projektu, trudno go byo zignorowa. A jednak, ku pewnemu zaskoczeniu Doriany, kiedy przechadza si po korytarzach portu, nie usysza ani sowa o podry Lotu Pozagalaktycznego. Fakt, e prace przeniosy si do dreadnaughtw jakie cztery tygodnie temu, cakowicie usuwajc projekt z widoku publicznego, ale mona by si chyba spodziewa, e kto ocknie si cho na tyle, eby zauway takie historyczne wydarzenie.

142 C, w obecnych czasach rosncych niepokojw politycznych i spoecznych pewnie nawet wydarzenia historyczne mijaj niepostrzeenie. W tym przypadku moe to nawet i lepiej. Doriana zostawi swj statek w odlegym kcie portu, w ograniczonej strefie zarezerwowanej dla dyplomatw i wysokich urzd1nikw rzdowych. Przeszed przez ochron i skierowa si przez labirynt korytarzy do swojego doku. Wprowadzi kod otwierania wazu i wszed na pokad, zamykajc za sob wejcie, po czym ruszy w kierunku kokpitu. Usadowi si w fotelu pilota i skontaktowa z wie. - Tu Kinman Doriana z Biura Wielkiego Kanclerza - zameldowa, kiedy zgosi si kontroler. - Prosz o korytarz wylotu za trzydzieci minut. - Przyjem, Doriana - odpowiedzia tamten. - Potwierdzam trzydziestominutowy korytarz wylotowy. - Dzikuj. - Doriana wyczy komunikator i przygotowa si do penego rozruchu statku, obserwujc kolejno wszystkie oywajce systemy. - Spnie si, komandorze Stratis. Doriana jeszcze raz powoli powid wzrokiem po ekranach. A potem rwnie powoli obrci si wraz z fotelem. Neimoidianin, wklinowany we wnk holoprojektora w tylnej cianie kokpitu, gniewnie ypa na niego spod paskiego, picioktnego kapelusza. - O, jak mio... wicelord Siv Kav - powita go Doriana. - Wyglda pan, jakby mu byo bardzo niewygodnie. - Bardzo zabawne - burkn Kav. Poruszajc energicznie ramionami, zdoa wreszcie wydoby siebie i swoje dekoracyjne szaty z wnki. - Powiniene tu by ju godzin temu. - Po co? - spokojnie zdziwi si Doriana. - Czy wasza flota nie jest gotowa? - Oczywicie, e jest. - A Lot Pozagalaktyczny dopiero co wyszed z portu - wyjani Doriana. - To mnstwo czasu na przygotowanie puapki. - Lekko przekrzywi gow. - Amoe jeste po prostu zy, e zmusiem ci do ukrywania si w tej dziurze o godzink duej? - Nie ukrywaem si - sztywno zaprotestowa Neimoidianin. - Po prostu nie chciaem zosta dostrzeony, gdyby niespodziewanie wszed tu kto z wadz portu. - Moge w tym celu pozosta w kabinie dla goci, jak ci kazaem - przypomnia Doriana. - Ale oczywicie wtedy nie mgby podsucha, jak zwracam si z daniem korytarza do wiey. No i jak, czy poznanie mojego prawdziwego nazwiska i portu przeznaczenia warte byo oczekiwania?

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Wielkie oczy Kava spoczy na jego twarzy. - Ju raz zostalimy zdradzeni przez twojego mistrza - powiedzia ponuro Neimoidianin. - Darth Sidious obieca, e Naboo bdzie naleao do nas, e dostaniemy tam baz, ktrej tak potrzebowalimy. Ale kiedy losy bitwy si odwrciy, on nas zapomnia. - Przegrana bitwa nie bya jego win - odparowa Doriana. - Chcesz koniecznie mie do kogo pretensje, zrzu win na Amidal. Wcale nie zostalicie zdradzeni. - A wic Naboo naley do nas? - sarkastycznie mrukn Kav. - Chyba co przeoczyem. - Naboo to drobiazg - odpar Doriana. - Istnienie i dalsze funkcjonowanie waszej Federacji Handlowej jest nieskoczenie bardziej cenne. A moe przeoczye rwnie fakt, e do tej pory nie zostaa ukarana za swoje przestpstwa? - To nie jest zasuga Sidiousa - powiedzia Kav. - Zawdziczamy to systemowi sdowemu i wielu kosztownym adwokatom. Doriana umiechn si blado. - Naprawd sdzisz, e sdy do tej pory nie ugiyby si pod naciskami senatu, gdyby kto nie dziaa za kulisami na wasz korzy? Na twarzy Kava pojawi si wyraz niepewnoci. - To bye ty? - zapyta. Doriana wzruszy ramionami. - Lord Sidious ma wiele sug. - Tyle e ten szczeglny suga jest pracownikiem biura wielkiego kanclerza - powiedzia Kav, wskazujc na niego palcem. - To musi by dla niego bardzo wygodne. Doriana przybra kamienny wyraz twarzy. - To prawda - odpar cicho. - A ty od tej chwili zapomnisz, e kiedykolwiek syszae to imi. Na zawsze. Czy to jasne? Kav ju mia parskn pogardliwie, ale jeszcze raz przyjrza si twarzy Doriany. - Jasne, mistrzu Stratis. - Doskonale. - Doriana wskaza drzwi kokpitu. - Czy mgby teraz wrci do kabiny? Kto musi polecie tym statkiem. Masz dla mnie wsprzdne floty? - Mam. - Dugie palce Kava pogmeray w fadach szaty i wyuskay z nich kart danych. - Dotarcie do nich zajmie nam nie wicej ni dwa dni. - Bardzo dobrze - pochwali Doriana. - To powinno nam pozwoli sfinalizowa nasz strategi walki. - To ja si znam na taktyce bitewnej - przypomnia sucho Kav. - Plan ataku opracuj ja. - Oczywicie - odpar Doriana, tumic westchnienie. - Chciaem tylko powiedzie, e zawsze bd mg ci pomc. A teraz, jeli wrcisz do kabiny, bd mg odlecie.

144 Neimoidianin wyprostowa si. Jego duma, cho na koniec, zostaa mile poechtana, wic mg spokojnie opuci pomieszczenie. Krcc gow, Doriana powdrowa do wnki z holoprojektorem. Ci Neimoidianie! Gdyby nie kontrolowali najlepszych zasobw sprztu militarnego w Republice, ju dawno zaproponowaby spuszczenie caej tej rasy w odwieaczu. Mia nadziej, e Sidious ju pracuje nad znalezieniem kogo bardziej kompetentnego na ich miejsce. Usiad wygodnie we wnce i wprowadzi kod przekanika HoloNetu. wiata zabysy, a on da sygna wywoujcy mistrza. Czeka duej ni zwykle; kilka razy mia ochot przej si na dzib, aby sprawdzi tablice statusu. Za kadym razem jednak opiera si pokusie. Gdyby Sidious pojawi si i musia czeka, byby wcieky. Wreszcie znajoma posta w kapturze pojawia si na holo. - Mw - odezwa si mistrz. - Lot Pozagalaktyczny jest w drodze, lordzie Sidious - poinformowa Doriana. - Na pokadzie mam wicelorda Kava, ktry za godzin skieruje si do punktu spotkania. - Ciesz si - powiedzia Sidious. - Czy wiesz dokadnie, gdzie Lot Pozagalaktyczny zatrzyma si w Nieznanych Rejonach? - Tak, mj panie - odpar Doriana. - Kapitan Pakmillu ma dwa oddzielne kontrolne punkty nawigacyjne, zaplanowane na pierwsze osiemset lat wietlnych poza przestrzeni Republiki. Mam wsprzdne obydwu. - Pamitaj, eby uwzgldni pierwszy - ostrzeg Sidious. - Moe si okaza, e Cbaoth z niecierpliwoci zechce omin drugi. - Taki istotnie by mj plan, panie - powiedzia Doriana. - Jeszcze jedna kwestia. Mam ostateczn list pasaerw Pakmillu, do ktrej dodano trzech Jedi. - Jednym z nich jest bez wtpienia Lorana Jinzler - domyli si Sidious. - Cbaoth wczeniej ju informowa senat, e ta moda Jedi bdzie mu towarzyszy. - Opadajce kciki ust mistrza niosy si na chwil w sardonicznym umiechu. - Cho nie wierz, eby jej samej take o tym wspomnia. - Tak, Jinzler jest jedn z nich - potwierdzi Doriana. - Pozostali dwaj to Obi-Wan Kenobi i Anakin Skywalker. Umiech Sidiousa znik. - Skywalker? - sykn. - Kto do tego dopuci? - Nie wiem, mj panie - odpar Doriana, czujc, e serce zaczyna mu mocniej bi. Kiedy ostatnio widzia Sidiousa w takim nastroju, kto zgin. Gwatown mierci. - Chyba by Cbaoth... - Skywalker nie moe polecie na tym statku - ostro przerwa mu Sidious. - Musi pozosta tutaj. Dopilnujesz tego. - Rozumiem, mj panie - skwapliwie powiedzia Doriana. - Nie obawiaj si, cign go tu.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

146

Sign do wycznika, ale w jego gowie kbiy si myli, ktrych w aden sposb nie mg uporzdkowa. Pierwszy planowany przystanek Lotu Pozagalaktycznego znajdowa si w systemie Lonnaw. Jeli wyruszy tam natychmiast... Ale nie moe... nie z wicelordem Kavem na pokadzie. Zbyt wielkie ryzyko, e kto zauway Neimoidianina i wycignie wnioski, na ktre nie mogli sobie pozwoli. Musi najpierw wysadzi Kava przy flocie, a potem goni Lot Pozagalaktyczny. A to oznacza, e ze spotkania na Lonnaw nic nie wyjdzie, czyli trzeba bdzie celowa w nastpny przystanek: Argai, w drugim kocu sektora haldereskiego. Jeli i tam ich zgubi... - Zaczekaj chwil - usysza. Doriana znieruchomia, jego rka zawisa nad przyciskiem. Sidious mia zacinite gniewnie usta i Doriana odnis wraenie, e lord Sith wykona t sam mylow prac, co on przed chwil. I widocznie doszed do tych samych wnioskw. - Lepiej dziaaj nadal zgodnie z planem - powiedzia mistrz ju cakiem spokojnie. - Ja si zajm usuniciem Skywalkera z pokadu Lotu Pozagalaktycznego. - Tak jest, mj panie - odpowiedzia Doriana. Poczu tak ulg, e minie mu si rozluniy. Nie mia zielonego pojcia, jak Sidious zamierza przeprowadzi ten plan, zwaszcza z Cbaothem i picioma innymi mistrzami Jedi na pokadzie przeciw sobie, ale to sprawa lorda Sithw. Doriana za to mia spokj i to byo najwaniejsze. - Skontaktuj si z tob znowu, kiedy misja zostanie zakoczona. - Zrb to, Doriana - warkn Sidious. Chocia oczy, jak zwykle, mia ukryte pod kapturem, jednak nim obraz zamigota i znik, Doriana odnis wraenie, e te oczy wypalaj w nim dziur poprzez dugie lata wietlne, jakie rozdzielay obu rozmwcw. Przez pewien czas pozosta na miejscu, oddychajc gboko, aby uwolni napicie wci tkwice w jego ciele. Gra z mistrzem znw omal nie okazaa si zabjcza, ale jeszcze raz zdoa wyj z niej bez szwanku. Pewnego dnia jednak los moe si odmieni. Ale to odlega przyszo. Na razie musia odnale flot i przygotowa puapk. I zabi osiemnastu Jedi. Wyczy holoprojektor i wrci na fotel pilota, wkadajc kart danych Kava do szczeliny czytnika. Czas wreszcie si dowiedzie, dokd zmierza.

ROZDZIA

14
Drzwiczki wagonika turbowindy w pylonie otworzyy si na kolejny przestronny hol. - Chyba tu - mrukn Anakin, wygldajc na zewntrz. - To jest - zerkn na oznaczenie z boku - dreadnaught cztery. - Zgadza si - odpar Cbaoth, kadc do na ramieniu chopca i wypychajc go z windy. - Jestemy teraz najbardziej oddaleni od statku dowodzenia, dreadnaught jeden. - Do tej definicji pasowaaby Tatooine - doda Obi-Wan. - Racja - zgodzi si Anakin. - Tyle e tu chodniej i mniej piasku. - Tatooine? - zdziwi si Cbaoth. - Ta niewielka planeta, gdzie wychowa si Anakin - wyjani Obi-Wan. - Miejscowi chtnie mwili, e to najdalszy punkt od centrum wszechwiata, tak jak dreadnaught cztery jest najbardziej oddalony od obszaru dowodzenia. - Rozumiem - skin gow Cbaoth. Rozkad i wyposaenie dreadnaughta cztery, jak zauway Obi-Wan, byy identyczne jak na innych statkach, ktre odwiedzili wczeniej z Cbaothem. Nie byo to zbyt zaskakujce, biorc pod uwag, w jaki sposb zorganizowano t ekspedycj. Podobnie jak w pozostaych dreadnaughtach, mijajcy ich w korytarzach ludzie zdawali si porusza sprystym krokiem osb zajtych pilnymi sprawami. Ich twarze wyraay rado, pewno siebie i determinacj. Nic dziwnego. Pomimo niesprzyjajcych warunkw ich wielka przygoda nareszcie si zacza i blask tego osignicia wci jeszcze ich ogrzewa. - Tym dreadnaughtem opiekuje si mistrz Jedi Justyn MaNing - wyjani Cbaoth, kiedy ruszyli w stron rufy. - Zdaje si, e rozmawialicie z nim na przyjciu pierwszego wieczoru. - Owszem, rozmawialimy przez kilka minut - odpar Obi-Wan. - Mylaem, e dowdc dreadnaughta cztery jest komandor Omano.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Chodzio mi o to, e mistrz MaNing nadzoruje dziaania i czynnoci Jedi - wyjani Cbaoth. - Powinien by w sali konferencyjnej numer 5 wraz z dwoma rycerzami Jedi i wybran grup rodzin. Zobaczmy, jak sobie radz. - Do czego zostay wybrane te rodziny? - zapyta Obi-Wan. - Do najwyszego moliwego zaszczytu - wyjani Cbaoth. - Za kilka dni jedno z dzieci kadej z tych rodzin rozpocznie szkolenie Jedi. Obi-Wan wytrzeszczy oczy. - Szkolenie Jedi? - Istotnie - potwierdzi Cbaoth. - Widzisz, obok sprawdzania podstawowych umiejtnoci technicznych, przyszli kolonici sprawdzani byli rwnie pod ktem posiadania dzieci wraliwych na Moc. Rodziny, ktre byy najbardziej obiecujce, otrzymay status preferencyjny, cho oczywicie byo to przed nimi do tej pory ukrywane. Mamy w sumie jedenacioro kandydatw, w tym troje tu, na dreadnaughcie cztery. - W jakim wieku s te dzieci? - zapyta Obi-Wan. - Od czterech do dziesiciu lat - odpar Cbaoth. Unis brew i spojrza na Anakina. - Wydaje mi si, e w tym samym wieku by mody Skywalker, kiedy go wzie na padawana. - Rzeczywicie - potwierdzi Obi-Wan, odruchowo zagryzajc wargi. - Przez setki lat Jedi brali na szkolenie dzieci w wieku niemowlcym i Cbaoth dobrze o tym wiedzia. Anakin by zdecydowanym wyjtkiem od tej reguy, wyjtkiem, ktry Cbaoth najwyraniej prbowa wykorzysta. - A co z ich rodzicami? - A co by miao by? - Czy zgodzili si ju na szkolenie? - Zgodz si - zapewni go Cbaoth. - Jak ju powiedziaem, oddanie dziecka Jedi to najwikszy z moliwych zaszczyt. - Wic jeszcze ich o to nie zapytae? - Oczywicie, e nie - odpar Cbaoth z lekkim zdumieniem w gosie. - Ktrzy rodzice nie byliby dumni, e maj syna lub crk Jedi? Obi-Wan nabra powietrza w puca. - A jeli z jakiego powodu oni widz to inaczej? - Pniej dokoczymy - przerwa Cbaoth, wskazujc drzwi po prawej. - Jestemy na miejscu. Sala konferencyjna bya jednym z wielu takich pomieszcze, rozsianych po caym typowym dreadnaughcie. W gbi, obok podium, sta mistrz Jedi MaNing; sucha uwanie pytania, zadawanego przez kobiet w pierwszym rzdzie. Obok niego stali dwaj Durosjanie w szatach Jedi. A w rzdach foteli przed nimi, zajmujc praktycznie wszystkie dostpne miejsca, siedziao okoo czterdzieciorga mczyzn, kobiet i dzieci. Byo ich o wiele wicej ni trzy rodziny, o ktrych wspomina Cbaoth. Wida byo, e Cbaoth rwnie jest zaskoczony.

148 - Co si... - zabucza pod nosem i z byskiem w oku rozejrza si dokoa. - Moe przyprowadzili przyjaci? - z wahaniem zasugerowa Anakin. - Przyjaci nie zapraszalimy - zagrzmia Cbaoth. Ruszy przed siebie, ale zmieni zamiar. Niecierpliwym krokiem skierowa si w prawo. Obi-Wan rwnie zwrci si w tym kierunku i zobaczy Loran Jinzler, ktra oderwaa si od ciany i ruszya w ich stron. Podesza i powitaa ich skinieniem gowy. - Mistrz Cbaoth - odezwaa si spokojnie. - Mistrz MaNing mwi, e moesz tu wstpi. - I cae szczcie, e to zrobiem - burkn Cbaoth. Mwi cicho, ale Obi-Wan zauway, e cz ludzi zajmujcych ostatnie rzdy zacza odwraca gowy, by sprawdzi, co si dzieje. - Mistrz MaNing zaprosi rwnie wszystkich drugorzdnych i ich rodziny - wyjania Lorana. - Drugorzdnych? - zdziwi si Obi-Wan. - To wszyscy z niewielk, upion wraliwoci na Moc, zbyt ma, aby kiedykolwiek sta si Jedi - wyjani Cbaoth, piorunujc wzrokiem MaNinga z drugiego koca sali. - A ty, Jedi Jinzler? Dlaczego nie wypeniasz swoich obowizkw na dreadnaughcie jeden? - Mistrz MaNing poprosi, ebym przysza - odpowiedziaa zdeprymowana. Cbaoth mrukn co pod nosem. - Rozumiem - doda gono. Czekali w milczeniu, a MaNing odpowie na pytanie, ktre mu zadano; dotyczyo chyba zmiany przydziau racji dla tych, ktrych dzieci bd przechodzi szkolenie i powinno waciwie pocign za sob kolejne pytania. Ale tak si nie stao i MaNing w kilku sowach podzikowa obecnym za przybycie, tym samym koczc spotkanie. Kiedy uczestnicy zaczli zbiera si w grupki i kierowa ku wyjciu, Cbaoth ruszy w kierunku mwnicy. Obi-Wan poszed za nim razem z Anakinem i Loran. Na ile Obi-Wan mg zrozumie ze strzpkw rozmw, wikszo obecnych istotnie wydawaa si zadowolona, a przynajmniej podekscytowana tym, e maj w rodzinie przyszych Jedi. Wikszo. Ale nie wszyscy. MaNing skin gow na powitanie zbliajcej si grupy. - Mistrz Cbaoth - rzek. - Mistrz Kenobi; mody Sky... - Co chciae osign, sprowadzajc na spotkanie drugorzdnych? - przerwa mu Cbaoth. - Uznaem, e lepiej, aby wszyscy od razu si dowiedzieli, dlaczego zostali wybrani do podry Lotu Pozagalaktycznego - odpar MaNing spokojnie, ale w kcikach jego oczu Obi-Wan zauway zmarszczki napicia. - Skoro drugorzdni s najbardziej prawdopodobnymi rodzicami przyszych Jedi, sdz, e powinni wiedzie, czego maj si spodziewa. - To mogo zaczeka, a co z tego wyniknie - burkn Cbaoth.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Nie tak miao by. - Nic nie jest tak, jak miao by - uwiadomi mu MaNing. - Dzieci w tym wieku... zabierane przemoc od rodzin... - Przemoc? - wtrci Obi-Wan. - Nie sdz, aby przemoc bya konieczna - upiera si Cbaoth, gromic wzrokiem na przemian Obi-Wana i MaNinga. - Te kilka rodzin, ktre maj wtpliwoci, z pewnoci dojd do rozsdnych wnioskw. A same dzieciaki bd zachwycone, rozpoczynajc szkolenie. - Pozostaje pytanie, po co my w ogle to robimy - mrukn MaNing. - Dlatego e wyruszamy w dug i niebezpieczn podr - tumaczy Cbaoth. - Potrzebujemy wszystkich Jedi, jakich moemy znale, o wiele wicej, ni mistrz Yoda pozwoliby mi zaprosi. Sami ich sobie wychowamy. I prosz, nie cytujcie mi tych uczonych przepisw, ile lat powinien mie kandydat na Jedi... choby dlatego, e to nonsens. - Mistrz Yoda nie zgodziby si z tob - powiedzia MaNing, - Wic mistrz Yoda by si omyli - odpar Cbaoth beznamitnie. - Nie szkolimy starszych dzieci i dorosych tylko dlatego, e nie chcemy. Taka jest caa prawda. - Wskaza na Anakina. - Padawan Skywalker jest dowodem, e takie dzieci mona szkoli. Usta MaNinga drgny. - Moliwe - rzek. - Ale s jeszcze inne powody, dla ktrych powinnimy przyjmowa jedynie bardzo mae dzieci. - Jakie inne powody? - zapyta Cbaoth. - Tradycja? Polityka? Z pewnoci w samym Kodeksie nie ma nic takiego, co by specjalnie traktowao o tej kwestii. - To nieprawda - wtrci Obi-Wan. - W tym wzgldzie pisma mistrza Simikarty s bardzo jednoznaczne. - Pisma mistrza Simikarty to jego interpretacja Kodeksu, a nie cz samego Kodeksu - sprostowa Cbaoth. - Kolejna tradycja, tylko pod inn nazw. - Nie szanujesz tradycji? - zapyta jeden z Duro. - Nie szanuj traktowania jej jak prawd absolutn - odrzek Cbaoth. - Nie moemy sobie na to pozwoli. Jedi jest w Republice coraz mniej. Jeli mamy kontynuowa nasz dziaalno stranikw pokoju i sprawiedliwoci, musimy znale sposb, aby zwikszy ich liczebno. - Przymusem zabierajc kandydatw od rodzin? - zapyta MaNing. - Nawet jeli adne z rodzicw nigdy nie chciao, aby ktre z jego dzieci stao si Jedi? - Dlaczego tak sdzisz? - zapyta Cbaoth. - Gdyby byo inaczej, wysaliby je na testy, kiedy jeszcze byy niemowltami - odparowa MaNing. - Moe byy inne powody - zagrzmia Cbaoth.

150 - Ale masz racj, to rodzice zawsze podejmowali decyzj, czy dzieci maj by szkolone, czy nie. Kolejna tradycja. A co z yczeniami dziecka? Czy nie byoby bardziej etycznie dopuci, aby to on czy ona podjli decyzj? - Ale przecie, jak mwi mistrz MaNing, istniej dobre powody, aby przyjmowa jedynie mae dzieci - powiedzia Obi-Wan. - Wikszo tych powodw ma tu zastosowanie - stanowczo odpar Cbaoth. - Nie mamy na statku gboko zakorzenionych hierarchii. Dzieci nie bd musiay pokonywa setek tysicy lat wietlnych do wityni na Corascant, gdzie ju nigdy nie zobaczyyby rodzin. - Stojca obok Cbaotha Lorana drgna, ale zachowaa milczenie. - Umiecimy je o kilka minut jazdy turbowind od rdzenia magazynowego - cign Cbaoth. - Po pocztkowym szkoleniu moemy nawet rozway okresowe widzenia z rodzinami. - Chcesz je umieci w magazynie? - zdziwi si MaNing, marszczc brwi. - Chc, aby centrum szkoleniowe byo moliwie jak najbardziej oddalone od haasu i zamieszania - wyjani Cbaoth. - Tam jest bardzo duo miejsca. MaNing pokrci gow. - I tak mi si to nie podoba, mistrzu Cbaoth. - Nowe pomysy zawsze szokuj, podobnie jak nowe sposoby dziaania - rzek Cbaoth, wodzc wzrokiem po zebranych. - Cay Lot Pozagalaktyczny jest w pewnym sensie wielkim eksperymentem. I pamitajcie, e jeli nam si uda, moemy przywie do Republiki metod cakowitej odnowy caego zakonu Jedi. - A jeli nam si nie uda? - zapyta Obi-Wan. - To poniesiemy klsk - odpar sztywno Cbaoth. - Ale to niemoliwe. Obi-Wan spojrza na MaNinga. Mistrz nadal wyglda na niezadowolonego, ale nie mia pod rk adnych nowych argumentw. Poza tym Cbaoth mia racj. Jeli zakon Jedi ma przetrwa, trzeba sprbowa czego nowego. A jeli wierzy opowieciom, od czasu do czasu Jedi rzeczywicie podejmowali takie ryzyko. - Dobrze - rzek wreszcie MaNing. - Sprbujemy tego wielkiego eksperymentu. Ale dziaaj ostronie, mistrzu Cbaoth, dziaaj bardzo ostronie. - Oczywicie - odpar Cbaoth, jakby co do tego nie byo adnych wtpliwoci. - A zatem pozostaje nam jedynie przygotowa centrum szkoleniowe. - Spojrza na Loran. - Skoro ju tu jeste, Jedi Jinzler, zajmiesz si tym. Lorana skonia gow. - Tak, mistrzu Cbaoth. - A w przyszoci - doda Cbaoth, spogldajc znw na MaNinga - skonsultujesz

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

si najpierw ze mn, zanim oderwiesz ktrego z moich Jedi od jego obowizkw. Usta MaNinga zacisny si lekko, ale on take skoni gow. - Jak sobie yczysz, mistrzu Cbaoth. Cbaoth jeszcze przez chwil patrzy mu w oczy, po czym podszed do Obi-Wana i Anakina. - A teraz kontynuujmy wycieczk - rzek, kierujc ich gestem w stron drzwi. Ruszy ku wyjciu, ignorujc niewielkie grupki czonkw zaogi, cicho rozmawiajcych midzy sob, i wyszed na korytarz. - Wspomniae o obowizkach Jedi - przypomnia mu Obi-Wan, kiedy skierowali si na ruf. - Co waciwie mielibymy robi? - Na razie to samo, co robilicie zawsze - odrzek Cbaoth. - Chodzi o monitorowanie Lotu Pozagalaktycznego i pomoc tam, gdzie bdziecie potrzebni. Pniej poprosz, abycie pomogli przy szkoleniu przyszych Jedi. I oczywicie trzeba bdzie utrzymywa porzdek na statku. - Nie zauwayem jakich wielkich zgrzytw - stwierdzi Obi-Wan. - Jeszcze bd - ponuro zapewni go Cbaoth. - Ludzie stoczeni na pokadzie nie mog y bez tar. Jeszcze zanim opucimy Nieznane Rejony, bdziemy prawdopodobnie bez przerwy wzywani do rozwizywania sporw midzy pasaerami, jak rwnie wdraania waciwych zasad postpowania. Zasady postpowania? To co nowego, pomyla Obi-Wan. - Czy to nie naley do zakresu odpowiedzialnoci kapitana Pakmillu? - spyta ostronie. - Kapitan Pakmillu bdzie mia pene rce roboty z kierowaniem takim statkiem jak Lot Pozagalaktyczny - uwiadomi mu Cbaoth. - Poza tym, my mamy lepsze kwalifikacje do takich zada. - Tak, dopki bdziemy pamita, e nasz rol jest doradzanie i mediacja - przypomnia Obi-Wan. - Jedi raczej su, ni rzdz... dla dobra galaktyki. - Nie wspomniaem ani sowem o rzdzeniu. - Ale jeli odbierzemy prac kapitanowi Pakmillu i sami zaczniemy pilnowa porzdku, czy to nie bdzie wanie rzdzenie? - zapyta Obi-Wan. - Mediacja z ukryt grob zastosowania przymusu to nie mediacja. - Czy zagroziem komukolwiek w mediacjach na Barloku? - kliwie zauway Cbaoth. Obi-Wan zawaha si. Pamita uczucie niepewnoci, kiedy sysza ton, jakim Cbaoth przemawia do obu stron po ataku rakiety. Czy istotnie nie przekroczy on swoich kompetencji, wymuszajc na nich przyjcie warunkw? A moe ta kompulsja wynika z samego ataku, poczonego z nagym i orzewiajcym uwiadomieniem sobie, e negocjacje nagle przestay by kwesti wykresw i abstrakcyjnych liczb? I moe wanie to stanowio zwizek Cbaotha z atakiem, o ile w ogle mona si byo tego zwizku dopatrywa. A na to pytanie wci jeszcze sam sobie nie potrafi odpowiedzie. - Oni rzeczywicie potrzebowali kogo, kto powiedziaby im, co maj robi - po-

152 wiedzia Anakin, wchodzc w bieg jego myli. - Amy podobno mamy mdro i umiejtno spojrzenia na wiat, jakiej nie posiada nikt poza Jedi. - Czasem mdro wymaga, aby stan z boku i nie robi nic - konkludowa Obi-Wan. W gowie wci jeszcze tuky mu si sowa wypowiedziane przez Mace Windu w wityni. Jeli jednak nawet rada zgania Cbaotha za jego czyny, Windu o tym nie wspomnia. - Inaczej obywatele nigdy nie naucz si sami rozwizywa swoich problemw. - A taka mdro przychodzi jedynie z gbokiego zrozumienia Mocy - doda Cbaoth tonem wskazujcym, e dyskusja dobiega koca. - Jak sam si zreszt o tym przekonasz, mody Skywalkerze. - Gestem nakaza im ruszy przed siebie. - Zobaczycie teraz centralny skad broni i tarcz. Cbaoth i pozostali zniknli za drzwiami sali konferencyjnej. Lorana patrzya w lad za nimi, wzdychajc ze zmczenia i irytacji. Waciwie po co MaNing j tutaj zaprosi? Dlatego, e znaa Cbaotha lepiej ni ktokolwiek inny? Jeli tak, to chyba nie bardzo mu si przydaa w trakcie dyskusji. Czy miaa zatem stan po stronie innych Jedi i sprzeciwi si jego metodom szkolenia? C, w takim razie i tu te zawioda. - Czy on zawsze jest taki wadczy? Lorana rozejrzaa si wok. Dwaj Durosjanie odeszli na bok i cicho rozmawiali midzy sob; MaNing sta przed ni, przygldajc jej si uwanie. - Chyba nie a tak bardzo - odpara, automatycznie stajc w obronie mistrza. - Moe to po prostu taka osobowo - zastanowi si MaNing i spojrza na ni porozumiewawczo. Moe widzia ju kiedy, jak inni Jedi bronili Cbaotha, z tych samych powodw, dla ktrych uczynia to teraz Lorana. Niewane, z jakich. - Powiedz, co sdzisz o tym jego planie? - Mwisz o szkoleniu starszych dzieci? - Wzruszya bezradnie ramionami. - Nie wiem, to dla mnie cakiem nowa sprawa. - Nie wspomina o tym wczeniej? - Nie - zapewnia. - A przynajmniej nie przy mnie. - Aha - mrukn MaNing, sznurujc usta. - Oczywicie, to bardzo interesujca koncepcja. I ma racj, w przeszoci byy ju wyjtki i wikszo z nich doskonale si sprawdzia. - Jak Anakin? - Moliwe - ostronie odpar MaNing. - Co prawda, dopki padawan nie osignie naprawd stopnia rycerskiego, zawsze istnieje szansa, e on lub ona zejdzie z waciwej cieki. Cho nie spodziewam si tego po Skywalkerze. - Ja te nie - zgodzia si Lorana. - A teraz przepraszam, mistrzu MaNing, musz znale kilku ludzi z zaogi, aby pomogli mi organizowa nowe centrum szkoleniowe.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Oczywicie - skin gow MaNing. - Porozmawiamy pniej. Podszed do obu Durosjan i przyczy si do ich rozmowy. Trzej Jedi, prowadzcy powan dyskusj wycznie midzy sob. Bez Lorany. Ale przecie wspomniaa, e wychodzi. Prawdopodobnie dlatego tak si stao. Odetchna gboko i wypchna z umysu nieprzyjemne myli, ruszajc w kierunku wyjcia. Bya ju prawie przy drzwiach, kiedy podszed do niej jaki mczyzna. - Przepraszam, Jedi - rzek ostronie. - Czy mona na sowo? - Oczywicie - odpara Lorana, po raz pierwszy skupiajc na nim wzrok. Zobaczya typowego czonka zaogi: mody, o byszczcych oczach i krtkich, ciemnych wosach, ze ladami tustych zabrudze na konierzu kombinezonu. Prawdopodobnie wprost ze zmiany zosta wezwany na spotkanie MaNinga. Obok niego staa moda kobieta ze picym w jej ramionach niemowlciem i drugim, picio - lub szecioletnim chopcem przytulonym do jej boku. Woln rk obejmowaa jego ramiona. - Co mog dla was zrobi? - Nazywam si Dillian Pressom, a to moja rodzina - rzek mczyzna, wskazujc na matk z dziemi. - Mj syn Jorad ma pytanie. - Chtnie posucham - odpara Lorana, podchodzc do chopca. Zauwaya, e do kobiety instynktownie zacisna si na ramieniu syna. - Cze, Jorad - odezwaa si wesoo, przyklkajc przed nim na jedno kolano. Przyglda si jej przez chwil z mieszanin niepewnoci i lkliwego podziwu. - Naprawd jeste Jedi? - zapyta. - Naprawd - zapewnia go. - Jestem Jedi Jinzler. Umiesz to wymwi? Niepewnie wyd usta. - Jedi Jisser? - Jinzler - poprawi go ojciec. - Jinzler. - Jedi Jissler - sprbowa znowu chopiec. - Moe atwiej bdzie Jedi Lorana - podsuna. - Miae do mnie jakie pytanie? Chopiec niepewnie spojrza w twarz matki. Po chwili jednak nabra odwagi i przenis wrok na Loran. - Mistrz MaNing mwi, e tylko ci ludzie, ktrych wezwa, zostan Jedi - rzek. - Chciabym wiedzie, czyja te mog nim by. Lorana spojrzaa na kobiet, zauwaajc jej napite rysy. - Obawiam si, e adne z nas nie ma na to wpywu - powiedziaa agodnie. - Jeli nie urodzie si wraliwy na Moc, nie bdziemy mogli wyszkoli ci na Jedi. Przykro mi. - A moe mi si poprawi? - upiera si Jorad. - Mistrz powiedzia, e reszta z nas jest blisko, a przecie testowali nas ju dawno.

154 Moe mi si poprawio? - Moliwe - odpara Lorana. Teoretycznie, naturalnie, byo to wykluczone. Wraliwo na Moc mona byo pielgnowa, ale nie tworzy. Z drugiej strony Cbaoth powiedzia, e te rodziny miay niskie, ale nie zerowe poziomy wraliwoci. Praktycznie byo zatem moliwe, e chopak nie zosta przetestowany dokadnie. - Wiesz co? - zaproponowaa. -PowiemmistrzowiMaNingowi, eby przetestowa ci jeszcze raz, dobrze? Jeli si podcigne, zobaczymy, moe uda nam si wczy ci do programu. Oczy Jorada zabysy. - Och, to dobrze - ucieszy si. - Kiedy mog zacz? - Porozmawiam z mistrzem MaNing - powtrzya, zastanawiajc si, czy nie obiecaa wicej, ni jest w stanie dotrzyma. - On to zaatwi z twoim ojcem. - Co teraz, Jorad? - niecierpliwie przypomniaa mu matka. - Dzikuj - posusznie odpar chopiec. - Prosz bardzo - odpara Lorana, wstajc i spojrzaa na niemowl w ramionach matki. - Czy to twoja siostra? - Tak, to Katarin - odpar Jorad. - Waciwie tylko pacze. - To niemowlta robi najlepiej - zgodzia si Lorana, spogldajc na matk, a potem na Dilliana. - Dzikuj, e przyszlicie. - Bardzo chcielimy przyj - odpar Dillian, wzi syna za rk i podszed do wyjcia. Kiedy drzwi si otworzyy, wyprowadzi chopca na korytarz. - Jeszcze raz dzikuj, Jedi Jinzler. - Jedi Lorana - poprawi go chopiec. Dillian umiechn si prawie mimowolnie. - Jedi Lorana - powtrzy. Wycign do do ony i poprowadzi j za Joradem. - A, tu jestecie - rozleg si w korytarzu poirytowany gos. Lorana wysza z sali za rodzin Jorada. W ich kierunku zmierza mody czowiek o wosach nieokrelonej barwy i ustach zacinitych w wsk lini. - Pressor, co ty tu robisz, do jasnej plamy? - warkn, gromic go wzrokiem. - To byo wane spotkanie - wyjani Dillian, wskazujc na Loran. - To Jedi Lorana Jinzler... - Od kiedy to wybywasz w rodku wachty na spotkania? - rzuci mczyzna. - Na wypadek, gdyby zapomnia, troch trudno wykona pene sprawdzenie komunikacji reaktora hipemapdu, jeli obsugi nie ma na miejscu. - Wiem, wiem - odpar Pressor, przekazujc matce do syna. - Przepraszam, mylaem, e pjdzie szybciej. - No, ale nie poszo. - Mczyzna przenis gniewny wzrok na Loran.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Czy to si bdzie tutaj cigle zdarza, Jedi Jinzler? - Co masz na myli... eee...? - Jestem Chas Uliar - krtko odpar tamten. - Chodzi mi o to, e wy, Jedi, przychodzicie tutaj i wywracacie nam harmonogram prac. - Nie jestem pewna, czy ci rozumiem - powiedziaa Lorana. - Dwa dni temu mistrz MaNing oderwa wszystkich od kontroli systemu na wiczenia z wyciekiem chodziwa - rzek Uliar. - Niewane, e robi te wiczenia ju z pi razy w zeszym miesicu. Teraz znowu organizuje jakie nieplanowane spotkania, ktre odrywaj ludzi od wanych i pilnych zada. Co nas czeka jutro? wiczenia z kapsuami ratunkowymi? - Czyby mia jakie problemy, Uliar? - rozleg si zza ich plecw gos MaNinga. Lorana obejrzaa si. Mistrz wyszed wanie na korytarz. - Chciabym po prostu wykona moje codzienne obowizki i spokojnie pooy si spa - odpar Ular z sarkazmem. - Czy musz zoy w tym celu osobne podanie? - Wcale nie - zapewni go MaNing. - Pressor, jeste wolny, moesz wrci na swoje stanowisko. - Dzikuj - odpar Pressor. - A w przyszoci postaramy si bardziej bra pod uwag harmonogramy pracy zaogi - doda MaNing pod adresem Uliara. - To bardzo dobrze - odpar Uliar, ju nie tak zoliwie. - Chod, Pressor. Zrbmy to, zanim przyjdzie nastpna zmiana. Szybkim krokiem ruszy w gb korytarza. - Zobaczymy si pniej - powiedzia Pressor, delikatnie dotykajc ramienia ony, i pospiesznie pody za Uliarem. - Do widzenia, Jedi Lorana - powanie odezwa si Jorad, podnoszc na ni wzrok. - Mam nadziej, e znw ci zobacz. - Jestem tego pewna, Jorad - powiedziaa Lorana, umiechajc si do dziecka. - Opiekuj si dobrze siostrzyczk. - No jasne. - Jorad mocno cisn do matki i ruszy za ni korytarzem w przeciwn stron. - Nerwowy ten majster - zauwaya Lorana, patrzc na VlaNinga. - Kto, Uliar? - mistrz Jedi wzruszy ramionami. - Ano, rzeczywicie. Ale ma racj, nie mona wszystkiego wywraca do gry nogami, nie powiadamiajc o tym nikogo. Nie chciaaby porozmawia o tym z mistrzem Cbaothem? - Mylaam, e to ty zorganizowae wiczenie z wyciekiem chodziwa - Owszem, ale z rozkazu mistrza Cbaotha - smutno umiechn si MaNing. - Uliar mia racj... na koniec tygodnia rzeczywicie mamy przewidziane wiczenia z kapsuami ratunkowymi. Lorana spucia gow.

156 - Porozmawiam z nim - obiecaa. Znajdowali si o sze dni standardowych od Yaga Minor. Zatrzymali si wanie na rutynowe sprawdzenie nawigacji w systemie Lonnaw, kiedy zaczy si kopoty. W tylnej czci pasaerskiej dreadnaughta dwa zebra si ju spory tumek, kiedy zjawi si Obi-Wan. - Prosz mnie przepuci - powiedzia, wchodzc w tum. - Patrzcie... jeszcze jeden - mrukn jaki Rodianin. - Jeszcze jeden co? - zapyta Obi-Wan, kierujc si w jego stron. - Jeszcze jeden Jedi - odpar tamten, patrzc mu prosto w twarz. - Spokojnie, Feeven - ostrzeg go stojcy w pobliu mczyzna. - Nie zaczynaj szuka winnych. - Moecie mi powiedzie, co si stao? - zapyta Obi-Wan. - A to, e w nocy byli zodzieje - wysycza Rodianin. - Zodzieje w szatach Jedi i z mieczami wietlnymi. - Feeven, zamknij si - warkn mczyzna. Spojrza na Obi-Wana i spuci oczy. - Przyszli po czyje dziecko i tyle. - Ale w rodku nocy - upiera si Feeven. - Jakiej nocy? - zadrwi mczyzna. - Tu jest kosmos. Tu zawsze jest noc. - Rodzina spaa - odparowa Feeven. - A to znaczy, e bya noc. - Dzikuj - odrzek Obi-Wan i ruszy dalej w tum. rodek nocy czy nie, chyba trzeba bdzie wezwa Cbaotha. Nie byo takiej potrzeby. Kiedy znalaz si na otwartej przestrzeni, stwierdzi, e Cbaoth ju tam jest. - Mistrzu Cbaoth - przywita si, jednym spojrzeniem obrzucajc ca scen. W drzwiach jednego z pomieszcze sta potny mczyzna, wczepiony obiema rkami we framug, jakby chcia pokaza, e nikogo nie przepuci. Za jego plecami kobieta o bdnych oczach klczaa na pododze, tulc do siebie maego chopca. Dziecko wydawao si nieco przestraszone, ale take zainteresowane. Cbaoth obejrza si i zmarszczy brwi. - A ty co tu robisz? - warkn. - Powiniene spa. - Usyszaem, e co si dzieje - wyjani Obi-Wan, podchodzc do drzwi. - Cze - rzuci do mczyzny. - Nie zabierzecie go - powiedzia tamten stanowczo. - Nie obchodzi mnie, ilu was jest, nie zabierzecie go. - Nie masz wyboru - rwnie stanowczo oznajmi Cbaoth. - Jak wyjani ci mistrz Jedi Evrios tydzie temu, twj syn jest potencjalnym Jedi i zgodzi si na rozpoczcie szkolenia. A to znaczy, e idzie z nami. - Kto tak powiedzia? - warkn mczyzna. - Prawo statku mwi, e decyzje na temat dziecka podejmuj jego rodzice. Sprawdziem to.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Prawo statku nie przewidziao takiej sytuacji - odpar Cbaoth. - Dlatego nie ma tutaj zastosowania. - Wic teraz odrzucacie prawa, kiedy wam przestaj pasowa? - Oczywicie, e nie odrzucamy - zapeni Cbaoth. - Po prostu je poprawiamy. - Kto poprawia? - zapyta mczyzna. - Wy, Jedi? - Kapitan Pakmillu jest ostateczn instancj prawn na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego - wtrci Obi-Wan. - Moemy go wezwa i zapyta... - Moe i jest ostateczn instancj - rzek Cbaoth, rzucajc mu ostrzegawcze spojrzenie. - Ale to si jeszcze okae. Obi-Wan poczu nieprzyjemny dreszcz. - Co chcesz przez to powiedzie? - Lot Pozagalaktyczny jest przede wszystkim projektem Jedi - przypomnia mu Cbaoth. - Dlatego potrzeby Jedi maj tu priorytet. Obi-Wan ostronie odetchn, bo uwiadomi sobie nagle, e ludzie w milczeniu tocz si wok nich. - Czy mog z tob przez chwil porozmawia prywatnie, mistrzu Cbaoth? - zapyta. - Pniej - odpar Cbaoth, wycigajc szyj ponad tumem. - Wanie pojawi si kapitan Pakmillu. Obi-Wan obejrza si i stwierdzi, e ludzie rozstpuj si, aby przepuci Pakmillu. Trzeba przyzna, e nawet wycignity z ka, jak to zapewne miao miejsce teraz, wyglda nieskazitelnie. - Mistrz Cbaoth - przywita si gosem jeszcze bardziej chropowatym ni zwykle. - Mistrz Kenobi. W czym problem? - Chc mi zabra syna! - wybuchn mczyzna w drzwiach. - Chopiec ma rozpocz szkolenie Jedi - spokojnie tumaczy Cbaoth. - Ojciec prbuje mu odmwi tego prawa. - Jakiego prawa? - warkn tamten. - Jego prawa? Naszego prawa? Waszego prawa? - Jedi s stranikami pokoju - przypomnia mu Cbaoth. - I jako tacy... - Moe jestecie nimi w Republice - uci mczyzna. - Ale wanie dlatego opuszczamy Republik, a moe nie? Aby uciec od arbitralnych zasad i kaprynej sprawiedliwoci, i... - Moe powinnimy przedyskutowa to rano - wtrci Obi-Wan. - Myl, e przez noc si uspokoimy i zaczniemy myle janiej. - Nie ma takiej potrzeby - upiera si Cbaoth. - Mistrz Kenobi mdrze mwi - skomentowa Pakmillu. - Spotkajmy si jutro rano po porannym posiku w dziobowej sali konferencyjnej

158 dowodzenia na dreadnaughcie dwa. - Jego wzrok spocz najpierw na mczynie, a potem na Cbaothu. - Wtedy obaj bdziecie mogli przedstawi swoje racje, jak rwnie odpowiednie artykuy prawa Republiki. Cbaoth westchn gono. - Doskonale, kapitanie - rzek. - Do jutra zatem. On te popatrzy na mczyzn i chopca, po czym odszed wielkimi krokami. Tum rozstpi si przed nim jeszcze szybciej ni poprzednio przed Pakmillu. Obi-Wan ruszy za nim, korzystajc z przejcia, zanim znw si zamkno. Przez pierwsze sto metrw szli w milczeniu. Obi-Wan zacz si ju zastanawia, czy Cbaoth wie, e nie jest sam, kiedy mistrz wreszcie si odezwa. - Nie powiniene by tego robi, mistrzu Kenobi - rzek. - Jedi nigdy nie powinni si sprzecza publicznie. - Nie miaem pojcia, e prba wyjanienia sytuacji kwalifikuje si jako ktnia zdziwi si Obi-Wan, sigajc w Moc, aby zachowa cierpliwo. - Jeli chodzi o ciso, Jedi nie powinien nigdy nastawia przeciwko sobie ludzi, ktrym powinien suy. - Zabieranie dziecka na szkolenie Jedi nie jest antagonizowaniem. - Ale jeli si to robi w rodku nocy, to wyglda inaczej - odparowa Obi-Wan. - Nie ma powodu, eby sprawa nie moga zaczeka do rana... - zawiesi gos ...chyba e istotnie prbowae narzuci kontrol. Mia nadziej, e mistrz zaprzeczy natychmiast i z wielkim wzburzeniem. Ale Cbaoth tylko spojrza na niego z ukosa. - A dlaczego miabym to zrobi? - Nie wiem - odpar szczerze Obi-Wan. - Zwaszcza e Kodeks Jedi wyranie zabrania im rzdzenia innymi istotami. - Naprawd? Rzeczywicie zabrania? Obi-Wan poczu dziwne mrowienie na plecach. - Ju kiedy o tym rozmawialimy - przypomnia. - C, moje stanowisko si nie zmienio - odpar Cbaoth. - Zakon Jedi w cigu wiekw zgromadzi wiele zasad, ktre okazay si bdne. Dlaczego ta nie mogaby do nich nalee? - Poniewa Jedi nie s przystosowani do rzdzenia - wyjani Obi-Wan. - Poniewa denie do wadzy to wejcie w Ciemn Stron. - Skd wiesz? - zapyta Cbaoth. - Kiedy po raz ostatni mielimy okazj to sprawdzi? - Wiem, poniewa tak mwi Kodeks - beznamitnie odpar Obi-Wan. - Jestemy po to, aby prowadzi, a nie stawa si dyktatorami. - Jaki wic jest cel zasad i przepisw, jeli nie nakanianie wszystkich, aby zachowywali si w sposb najlepiej sucy im i ich spoeczestwu? - odparowa Cbaoth. - Teraz ty si bawisz w gr sw. - Nie, mwi o intencjach - poprawi go Cbaoth.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Wadza jest oznak Ciemnej Strony, poniewa prowadzi do osobistych zyskw i satysfakcji z wasnych pragnie. Przewodnictwo w kadej innej formie oznacza dziaanie zgodnie z najlepszymi interesami danej osoby. - Czy naprawd tego tutaj szukasz? - Tego szukamy wszyscy - odpar Cbaoth. - Daj spokj, mistrzu Kenobi. Czy naprawd uwaasz, e mistrz Yoda i mistrz Windu nie potrafilibymy rzdzi Republik mdrzej i skuteczniej ni Palpatine i jego banda biurokratw? - Gdyby zdoali oprze si pokusie Ciemnej Strony, to na pewno - przyzna ObiWan. - Ale ta pokusa zawsze bdzie im grozi. - Jak zawsze, cokolwiek czynimy - westchn Cbaoth. - Dlatego szukamy wsparcia w Mocy zarwno dla siebie, jak i dla tych, ktrym suymy. Obi-Wan pokrci gow. - To niebezpieczna cieka, mistrzu Cbaoth - ostrzeg. - Ryzykujesz spowodowanie chaosu i zamieszania. - Zamieszanie bdzie minimalne i szybko si skoczy - obieca Cbaoth. - Nie wiem, na co nam pozwol, ale bd pewien, e wszystko bdzie si odbywa przy wsparciu innych. - Unis palec. - Nigdy nie zapominaj, z jakiego powodu znalaza si tutaj wikszo z nich. Syszae ju przecie: doczyli do Lotu Pozagalaktycznego, aby uciec od korupcji wiata, jaki pozostawilimy za plecami. Czemu nie mielibymy zaoferowa im czego lepszego? - Poniewa zaczynamy balansowa zbyt blisko krawdzi - odpar Obi-Wan. - Nie mog uwierzy, aby Kodeks myli si tak bardzo, jak zdajesz si wierzy. - Nie myli si, tylko jest bdnie interpretowany - odpar Cbaoth. - Moe powiniene skoncentrowa si i wczy ten problem do swoich medytacji. Ja oczywicie uczyni to samo - doda szybko. - Razem z pewnoci znajdziemy w sobie do intuicji, aby wybra waciw ciek. - Moe i tak - powiedzia Obi-Wan. - Chciabym w kadym razie uczestniczy w jutrzejszym spotkaniu. - Kiedy nie ma takiej potrzeby - zaprotestowa Cbaoth. - Mistrz Jedi Evrios i ja zajmiemy si wszystkim. Poza tym, o ile wiem, zgodnie z planem masz w tym czasie pomaga przy tarczach nowego pomieszczenia nawigacyjnego na dreadnaughcie jeden. - Uwaam, e to moe zaczeka. - A teraz z pewnoci zechcesz wrci do pozostaych - zwrci mu uwag Cbaoth, kiedy dotarli do windy w pylonie. - Masz jutro trudny dzie. - Jak wszyscy - odpar Obi-Wan.

160 - A ty? Jakie masz plany? Cbaoth w zadumie spojrza w gb korytarza. - Sdz, e zaczekam na kapitana Pakmillu - rzek. - pij dobrze, mistrzu Kenobi. Zobaczymy si jutro. Na spotkaniu nastpnego ranka, po przedstawieniu wszystkich argumentw i zamkniciu dyskusji, kapitan Pakmillu wzi stron Cbaotha. - Chopca zabrali w trzy godziny pniej - opowiada Uliar, krzywic si, swoim przyjacioom po drugiej stronie stou. - A czego oczekiwae? - rozsdnie spyta Tarkosa, siedzcy naprzeciwko. - Jedi s rzadkie jak pira u dewbacka. Mog zrozumie, e nie chc dopuci, aby ktokolwiek, kto ma cho cie wraliwoci, przelizn im si midzy palcami. - Ale przedtem to byy wycznie malutkie dzieci - przypomnia mu Jobe Keely ze sceptyczn min. - Dzieci, ktre jeszcze nie wiedz nawet, e yj, a co dopiero kim s mama i tata. - Te dzieciaki s o wiele starsze - owiadczy Tarkosa. - Choby chopiec dzisiaj rano. By przeraony, oczywicie, ale rwnie podekscytowany. Uwierz mi, Jobe: wikszo dzieciakw uwaa, e by Jedi to wspaniaa zabawa. - Pytanie, co z nimi wszystkimi zrobi? - wtrci Uliar. - Oprni jeden z dreadnaughtw i zbuduj sobie tam wasn wityni Jedi? - Jestem pewien, e Cbaoth ma wasne pomysy - stanowczo rzuci Tarkosa. - Zdaje mi si, e panuje nad sytuacj. - Jasne - burkn drwico Uliar. - Oczywicie. Przez kilka minut wszyscy milczeli. Uliar bdzi wzrokiem po mesie numer 3, tak sterylnej i wojskowej jak wszystkie inne pomieszczenia na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego. Czonkowie zaogi, pochyleni nad posikami w swoich kombinezonach, rwnie wydawali si sterylni i zmilitaryzowani. Temu miejscu przydaby si jaki charakter, uzna Uliar. Powinien chyba zebra paru ludzi i dowiedzie si, czy komandor Otnano pozwoli im zmieni wystrj mes. Moe jedna niech wyglda jak elegancki klub na Coruscant, inna - jak kafejka ze rodkowych Rubiey, jeszcze inn urzdzioby si nowoczenie... eby uczestnikom lotu chciao si ubiera odpowiednio do miejsca, gdzie wybieraj si na kolacj lub drinka. - Co my o tym wiemy? - Keely przerwa mu tok rozmyla, wskazujc na co rk. - Popatrzcie, jeszcze jedna. Uliar odwrci si. Oczywicie, to ta kobieta - Jinzler, ktra wycigna Dilliana Pressora na spotkanie, kiedy ten powinien pracowa. Staa w progu mesy, powoli wodzc wzrokiem, jakby obserwowaa obecnych. Kilku goci podnioso na ni oczy, ale wikszo wydawaa si nawet nie zauwaa jej obecnoci. - Wszy za kolejnymi Jedi? - mrukn Uliar. - Zdaje si, e nie ma tu dzieciakw - zauway Keely, rozgldajc si wok. - Mylisz, e teraz zaczn polowa na dorosych? - Moe Cbaoth da im plan do wykonania? - podsun Uliar.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Wiesz, co jak CorSec i nalepki uprawniajce do jazdy. - Patrole CorSec nie maj planw - pogardliwie wtrci Tarkosa. - To mit. - C, jeli nawet tak jest, nie zdoa dzisiaj nic zaatwi - zauway Keely, kiedy Jinzler odwrcia si i opucia pomieszczenie. - Cbaoth nie bdzie z niej zadowolony. - Jeli mam by szczery, Cbaoth chyba nie jest zadowolony z nikogo - odpar Uliar, sigajc po kubek. - Nie spotkaem dotd nikogo tak zarozumiaego. - Miaem w instytucie jednego instruktora, dokadnie takiego samego - przypomnia sobie Tarkosa. - Pewnej nocy jeden ze studentw zakrad si do jego biura, rozmontowa mu biurko i zoy z powrotem w odwieaczu na kocu korytarza. Mylaem, e pknie ze zoci, kiedy to zobaczy. - Zao si, e to niczego nie zaatwio - zauway Keely. - Tacy ludzie nigdy niczego si nie naucz. - Obejrza si na Uliara. - A skoro o tym mwimy, Chas, czy rozgryze ju ten problem z fluktuacjami na linii, ktre miae wczoraj? Musielimy wyczy cay system lewoburtowych turbolaserw. - Tak, tak, zaatwilimy to - odpar Uliar, odrywajc myli od Jedi i brzydkich jadalni. - Nie przejmuj si. Pamitasz bCrevnisa, tego wielkiego, wiecznie zadowolonego Pho Pheahianina, ktry mia si zajmowa serwisem przepywu cieczy? Zdaje si e udao mu si pomyli oznaczenia na jednym z jego wasnych wskanikw. Dopiero w czwartej mesie Lorana odnalaza nareszcie rodzin Pressorw. - Witam - powiedziaa, z umiechem podchodzc do ich stolika. - Jak si dzisiaj czujecie? - Doskonale - odpar Pressor, ale kiedy spojrza na ni, w jego oczach pojawi si wyraz czujnoci. - Czy co si stao? - To zaley, jak na to spojrze - powiedziaa Lorana, przyklkajc pomidzy Joradem a jego matk. - Chciaam ci powiedzie, Joradzie, e twoje powtrne testy wypady negatywnie. Przykro mi. Chopiec skrzywi smutno buzi. - Nie szkodzi - rzek, cho by wyranie rozczarowany. - Mama i tato mwi, e to si raczej nie zmieni. - Twoi rodzice s bardzo mdrzy - pochwalia Lorana. - Mam nadziej, e nie jeste bardzo zmartwiony. - Jestem pewna, e si z tym pogodzi - powiedziaa matka chopca z ulg w gosie. - Jest tyle innych rzeczy, ktre moe robi w yciu. - No wanie - mrukna Lorana, a przed oczami stana jej twarz brata.

162 - Wszyscy musimy zaakceptowa nasze mocne strony i talenty i korzysta z nich. - Czasem z lekk zacht - pospnie zwrci uwag Pressor. - Syszaem, e Jedi mieli wczoraj mae problemy na dwjce. - Co na ten temat syszaam - potwierdzia Lorana. - Nie byo mnie tam, wic nie mog powiedzie, czy rzeczywicie byy jakie kopoty. O ile wiem, sprawa zostaa rozwizana pokojowo. - Syszaem, e dzieciak zosta zabrany do szkki Jedi - zauway cierpko Pressor. - Skoro to jego prawo, bo ju si taki urodzi, jak mona mu go odmwi? - zapytaa Lorana. - ycie Jedi czasem potrafi by trudne... i wymaga powice, zarwno od rodzicw, jak i od dzieci. Ale wszystko, co jest warte zachodu, wymaga powice. - Pewnie tak - mrukn Pressor, najwyraniej nie do koca przekonany. - No c, wracajcie do posiku - powiedziaa Lorana, wstajc. - Dzikuj, e powicilicie mi czas. - Dzikuj, e wpada do nas - odpowiedzia Pressor. - egnaj, Jedi Lorana - doda Jorad. Na chwil jego wzrok spocz tsknie na rkojeci jej miecza wietlnego, ale zaraz opuci je na talerz. Lorana zawrcia ku wyjciu, usiujc wyczu nastroje mijanych osb. Prawie wszyscy z roztargnieniem podnosili wzrok, kiedy przechodzia obok, po czym wracali do posiku i rozmw, jakby nigdy nic. Ci, ktrzy siedzieli dalej, nawet jej nie zauwaali. Wszyscy wydawali si mniej lub bardziej zadowoleni, jeli nie liczy tych, ktrzy wanie rozwizywali problemy napotkane w pracy. Jeli nawet wok Jedi zacza pojawia si otoczka niechci, Lorana nie moga jej wyczu. A moe jej lki byy bezpodstawne? W kocu wszyscy musz pozosta na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego jeszcze przez dugi czas, i nawet ci, ktrzy byli oburzeni sposobem, w jaki odebrano im dzieci, w kocu si zorientuj, e im wicej Jedi, tym bezpieczniejsza i spokojniejsza bdzie podr. Na razie jednak czas wraca do pracy. Trzeba jeszcze przenie cz urzdze, ktre zostay w ostatniej chwili umieszczone w magazynie. Oczywicie, wrd zaogi byo do pracownikw fizycznych, aby zaatwi ten problem, ale zawsze istniaa szansa, e jaki stos nieoczekiwanie si przewrci, a wtedy lepiej, by Jedi by w pobliu i zapobieg katastrofie. W czasie podry zdarzy si na pewno niejeden wypadek, moe nawet miertelny, ale Lorana nie zamierzaa dopuci, aby takie incydenty zaczy si ju teraz. Oczywicie, jeli tylko bdzie w stanie im zapobiec. Wysza na korytarz i udaa si do turbowindy w pylonie rufowym. Obiecaa sobie, e kiedy dobierze si do tych swoopw, ktre kapitan Pakmillu podobno ma gdzie na pokadzie.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

15
- A to jest maszynownia - oznajmi Thrawn, odstpujc na bok, aby Thrass mg zajrze przez waz do maszynowni owcy Okazji. - Zauwa, e ma zupenie inny ukad ni statki Chissw porwnywalnej wielkoci. - Widz - odpar Thrass. Przyglda si przez chwil wntrzu, po czym zerkn na CarMasa. - Jaki jest zasig podwietlny tego statku? - Nie jestem pewien - bkn Cardas i zwrci si w stron 111 Qennto, ktry sta obok Maris tumaczcej mu rozmow na ywo. - Ty wiesz, Rak, prawda? - zachci go w basicu. - A bo co? - burkn Qennto. - Chce sobie zrobi jazd prbn, czy co? - Daj spokj, Rak - agodzi Cardas, starannie unikajc wzroku Thrawna. Qennto nie by zadowolony z wycieczki po statku, jak zafundowa bratu Thrawn i demonstrowa swoj irytacj od chwili, kiedy przekroczyli waz. Problem polega na tym, e Qennto albo zapomnia, e Thrawn rozumie ju basie, albo go to nie obchodzio. Do tej chwili komandor nie reagowa na opryskliwe komentarze Qennto, ale naleao si spodziewa, e jego rezerwa ma swoje granice. Jeli si zdenerwuje i wyrzuci Qennto z powrotem do celi, moe si okaza, e nawet Maris nie bdzie w stanie go ugaska. Quennto wznis oczy w gr. - Moemy zrobi szeset godzin podwietlnej bez nabierania paliwa - wyrecytowa niechtnie. - Szeset pidziesit, jeli bdziemy uwaa z przyspieszeniami. - Dzikuj. - Cardas przetumaczy wszystko Thrassowi, przechodzc na minnisiat. - Imponujce - oceni syndyk, obrzucajc maszynowni jeszcze jednym spojrzeniem. - Wydajno ich paliwa musi by nieco wysza ni naszego. - Tak, ale za to maj delikatniejsze napdy - odpar Thrawn.

164 - Uywajc sieci wstrzsowych, unieruchomilibymy hipernapd zarwno ich, jak i ich przeciwnikw bez najmniejszych problemw. - Uzbrojenie? - Proste, ale wystarczajce - wyjani Thrawn. - Sprzt trudny do demontau, ale moi eksperci przyjrzeli mu si dokadnie. Ich bro energetyczna i rakiety s mniej skomplikowane ni nasze, nie maj te sieci wstrzsowych i innych urzdze obezwadniajcych. z drugiej strony pamitaj, e to tylko may prywatny frachtowiec. - Rzeczywicie. - Thrass spojrza na Cardasa. - Ale wasi ludzie maj rwnie okrty wojenne, prawda? - Republika nie ma wasnej armii - powiedzia Cardas, starannie dobierajc sowa. Moe i Chissowie stosuj zasad pokojowej czujnoci, ale wci jako wola nie denerwowa tych ludzi. - Oczywicie, wikszo czonkw naszego systemu posiada wasne siy obronne. - Ktre mog suy rwnie do ataku? - To te si czasami zdarza - zgodzi si Cardas. - Ale wielki kanclerz moe wezwa czonkw Republiki, aby pomogli mu powstrzyma agresora, co oznacza zwykle do szybkie zakoczenie sprawy. Mediacja z pomoc Jedi rwnie moe oszczdzi nam kopotw, zanim sprawy zajd za daleko. - Jedi? - To typ istot cakiem nam nieznanych - wytumaczy Thrawn. - Ferasi prbowaa wyjani mi, kim s. Cardas spojrza na Maris z zaskoczeniem. Nie mia pojcia, e ona prowadzi prywatne rozmowy z dowdc. Spojrzaa mu w oczy, ale szybko odwrcia wzrok, jakby z poczuciem winy, i po raz pierwszy od pocztku spotkania zacia si przy tumaczeniu na ywo. Wszystko to nie uszo uwagi Quennto. Zmruy oczy, patrzc to na Maris, to na Cardasa, potem znw na Maris, wreszcie na obu Chissw. - Wydaje si, e te istoty potrafi przetwarza jakie nieznane pole energetyczne cign Thrawn, wyjaniajc natur Jedi swojemu bratu. Jeli nawet zauway t wymian spojrze, nie pokaza tego po sobie. - Moe by ono wykorzystane do podwyszenia wraliwoci zmysw, wgldu w motywacj i myli innych oraz jako bezporednia bro. - Ale tylko do obrony - dodaa Maris. - Jedi nigdy nie atakuj pierwsi. - Mwicie o Jedi? - wtrci si Quennto. - Cardas, czy ona powiedziaa Jedi? - Prbuje mu opisa, kim s Jedi - powiedzia Cardas. - Chissowie widocznie nie maj nikogo takiego. - No i bardzo dobrze - burkn Quennto. - Przynajmniej w tym ich przewyszamy. No i co mwi? - Opowiada o sile Jedi - odrzek Cardas, spogldajc na dwjk Chissw. Twarz

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Thrawna pozbawiona bya wyrazu, podczas kiedy Thrass by wyranie zdenerwowany tym fragmentem rozmowy, prowadzonej w jzyku, ktrego nie rozumia. - Jasne - skwitowa Quennto. - Dobrze robi. Dokoczyli zwiedzanie i wrcili do bazy. Cardas wci nie mg zgbi, co na ten temat myl Thrass, ale poczu wyran ulg, kiedy i on, i pozostali zostali odprawieni do swoich kwater. Prawie oczekiwa, e syndyk ich uwizi. Ulga jednak bya przedwczesna. Kiedy mija kwater swoich towarzyszy, zmierzajc w stron swojej, Quennto chwyci go za rami i dosownie wcign przez drzwi. - Co jest? - obruszy si Cardas. - Zamknij si - odpar Quennto, wcigajc go dalej i starannie zamykajc drzwi. Pchn go w kierunku Maris, opar si plecami o futryn i prowokacyjnie skrzyowa donie na piersi. - No dobrze - rzek. - A teraz posuchamy. - Czego posuchamy? - zapyta Cardas, czujc, jak serce znw zaczyna mu wali jak motem. - Historii o Maris i Thrawnie - zimno wyjani Quennto. - A w szczeglnoci o tych intymnych pogaduszkach, ktre sobie urzdzali. Cardas wstrzyma oddech i natychmiast sam siebie przekl za t reakcj. Gdyby Quennto zada od niego zeznania na pimie, nie mgby mu chyba przedstawi lepszego dowodu. - O co ci chodzi? - zapyta, prbujc gra na zwok. - Chciae chyba zapyta, skd to wiem - prychn Quennto. - A co, mylisz, e skoro nie chodz do waszej szkki jzykowej, to tylko siedz w kcie i gapi si na ciany? - Wskaza na komputer po drugiej stronie pokoju - Maris bya tak mia, e pozwolia mi obserwowa ustawianie programu do sownika. Cardas poczu ucisk w odku. - Wic rozumiesz cheunh? - W wystarczajcym stopniu. - Quennto spojrza na Maris. - Umiem te czyta w umysach kobiet. - Nic nie rozumiesz - odezwaa si Maris agodnym, cichym gosem. - Ach, tak? - warkn. - To moe mi wyjanisz? Gboko zaczerpna powietrza. - Podziwiam komandora Thrawna - rzeka. Gos miaa nadal spokojny, ale Cardas zauway, e zaczyna si zaamywa. Znaa temperament Quennto jeszcze lepiej ni on. - Jest inteligentny i szlachetny, ma artystyczn wraliwo, z jak si nie zetknam, odkd opuciam szko. - Chcesz powiedzie, e od czasu, kiedy opucia t band pytkich idiotw, z ktrymi si zadawaa? - prychn Quennto. - Owszem, byo wrd nich wielu idiotw - przyznaa Maris bez zakopotania. - To chyba przywilej modoci. - Ale Thrawn jest inny? - Thrawn to dorosa wersja - odpara. - Ma zmys artystyczny poczony z dojrzaoci i mdroci. Lubi z nim rozma-

166 wia. - Jej oczy zabysy. - Tylko rozmawia, jeli o to ci chodzi. - Waciwie nie - burkn Quennto, ale Cardas zauway, e napicie czciowo go opucio. - Jeli zatem te spotkania s tak niewinne, czemu je ukrywasz? Misie w policzku Maris drgn lekko. - Poniewa wiedziaam, e wanie tak zareagujesz. - Te sekrety to by wycznie twj pomys, co? Zawahaa si. - Zdaje si, e to Thrawn zasugerowa dyskrecj. Quennto westchn. - Tak wanie mylaem. - A to co znowu znaczy? - zapytaa Maris, zowieszczo mruc oczy. - A to, e robi z ciebie idiotk - odpar Quennto bez ogrdek. - Moe nie jestem kulturalnym artyst, ale troch si krciem po galaktyce i znam ten typ. Nie jest tym, za kogo si podaje. Tacy jak on zawsze oszukuj. - Moe on jest wyjtkiem. - Wierz w to, jeli ci si tak podoba - powiedzia Quennto. - Po prostu prbuj ci powiedzie, e gdzie po drodze ten pikny paac z kart, ktry budujesz, rozleci si. Moesz by pewna. - Zaczekam - warkna, ju nie ukrywajc wciekoci. - Gdybym przypadkiem nie zauwaya, dasz mi zna, prawda? - Odwrcia si do niego plecami, podesza do komputera i usiada w fotelu. Quennto spojrza na ni, a potem na Cardsa. - Chciae co powiedzie? - rzuci wyzywajco. - Nie, nie - szybko rzuci Cardas. - Nic. - Wic wyjd - rzek Quennto, odsuwajc si od drzwi. - I pamitaj, co mwiem. Nie ufaj mu. - Jasne. - Cardas ostronie przelizn si obok niego, wybieg na korytarz i wrci do swojej kwatery. Za szeregiem iluminatorw na mostku okrtu bojowego Darkvenge Federacji Handlowej smugi wietlne znw zmieniy si w gwiazdy. - Jestemy na miejscu - oznajmi wicelord Kav z wysokoci swojego przypominajcego tron fotela dowdcy. - Mm - mrukn niezobowizujco Doriana ze swojego miejsca na kanapie dla obserwatorw. Oglnie rzecz biorc, Neimoidianie mieli doskonae systemy nawigacyjne. Wszelkie systemy nawigacyjne s jednak tylko tak dobre jak ich operatorzy, a to w przypadku Darkvenge stao pod wielkim znakiem zapytania. Sidious nalega, aby zaogi wszystkich okrtw si zadaniowych zostay zredukowane do absolutnego minimum, i eby pozostawi tylko tych, ktrzy umiej trzyma jzyk za zbami. Luk miay wypeni roboty. Doriana nieraz si zastanawia, czy przypadkiem ostateczny plan Sidiousa nie obejmowa zlikwidowania wszystkich wiadkw, aby nic nigdy nie przedostao si na zewntrz. Jeli to prawda, ograniczona liczebno zaogi z pewnoci stanowia zalet planu.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Niepotrzebnie si martwisz - wyniole rzek Kav, bdnie interpretujc reakcj Doriany. - Wanie raz jeszcze sprawdzamy lokalizacj. - Dzikuj - powiedzia Doriana, uprzejmie skaniajc gow. Maa zaoga raczej nie zmniejszy ich zdolnoci do ataku. Tym zajm si roboty myliwce, a ten system by w znacznym stopniu zautomatyzowany. Rozejrza si po mostku, gdzie Neimoidianie i roboty krztali si pilnie wrd studzienek kontrolnych, po czym rzuci okiem na tablic taktyczn. Siy szturmowe ustawiay si wanie w typowo neimoidiask struktur: dwa wielkie okrty wojenne Federacji Handlowej o ksztacie niepenego piercienia porodku, gdzie bd najlepiej chronione, sze uzbrojonych transporterw Techno Union klasy Hardcell, tworzcych wok nich formacj obronn w formie stoka, oraz siedem eskortowcw Federacji Handlowej, rozstawionych w grup patrolow z tyu. Bya to imponujca kolekcja artylerii, by moe najwiksza, jak zebrano w jednym miejscu po klsce na Naboo. Zwycistwo mieli prawie zapewnione, nawet przeciwko caemu uzbrojeniu szeciu nowiutkich dreadnaughtw. Jeli oczywicie przyj, e nawigatorzy Kava istotnie zaprowadzili ich do waciwej czci waciwego systemu. Jeli min si tu z Lotem Pozagalaktycznym, bd musieli pospiesznie przeby kolejne szeset lat wietlnych, eby go wyprzedzi i przechwyci; na kolejnym przystanku nawigacyjnym. - Nasza pozycja zostaa potwierdzona - oznajmi Kav z satysfakcj. Mrugn membranami na Dorian. - Jeli naturalnie wsprzdne, ktre podae, s prawidowe. - Nie bj si, s - odpar Doriana. - Jeli Lot Pozagalaktyczny; leci zgodnie z planem, przybd tu za mniej wicej jedenacie dni. Do tego czasu bdziemy wiczy, aby si upewni, e zarwno sprzt, jak i ludzie s gotowi. - S bardziej ni gotowi - zaprotestowa Kav z oburzeniem. - Programy bojowe dla robomyliwcw s najlepsze, a na dwch: okrtach mamy ich razem prawie trzy tysice. Niewane, jakie silne uzbrojenie ma Lot Pozagalaktyczny, niewane, jak zrczni s ich artylerzyci... zniszczymy ich bez problemu. To samo mwie na Naboo, pomyla Doriana, ale zachowa ten komentarz dla siebie. - Jestem pewien, e masz racj - rzek gono. - Tak czy owak, jednak przez nastpne kilka dni powiczymy sobie. Kav odchrzkn gardowo. - Jak sobie yczysz - rzek z wyranym zniecierpliwieniem. - Ale dodatkowe iloci paliwa i energii obci ciebie. Kiedy chcesz zacz? Doriana spojrza w gwiazdy. - Najlepiej teraz - zdecydowa. - Za dziesi minut wypuszczamy myliwce. - A to - mwi Cbaoth, kierujc ich do niziutkiego pomieszczenia - to jest centrum sterowania dla blistera broni numer jeden. Zauwacie, e sufit jest zawieszony bardzo

168 nisko, aby zrobi miejsce dla urzdze do adowania turbolaserw. - Na szczcie nie mamy na pokadzie Gungan - zauway Obi-Wan, pochylajc lekko gow. Pomieszczenie byo wyposaone w pulpit sterujcy, zajmujcy duy krg porodku, a konsole pomocnicze zlokalizowano wzdu cian. Sdzc z liczby krzese przy rnych stacjach, mona byo wnosi, e normalnie pracowao tu okoo pitnastu osb, w tym trzech strzelcw. - W adnym wypadku nie wpucilibymy tutaj Gungan, nawet gdyby znajdowali si na pokadzie - stwierdzi Cbaoth beznamitnie. - Specjalici od uzbrojenia musz mie wicej inteligencji i polotu. - Z moich dowiadcze wynika, e jedno z drugim nie zawsze idzie w parze - zauway Obi-Wan. - A wic na kadym z dreadnaughtw znajduj si cztery takie blistery? - Zgadza si - odpar Cbaoth, podchodzc do gwnej konsoli strzelniczej i kadc do na zagwku fotela. - Podejd i sid tutaj, Anakinie. Anakin spojrza na Obi-Wana, po czym skwapliwie zaj miejsce w fotelu. - Wyglda to na skomplikowane urzdzenie - zauway. - Ale nie jest - odpar Cbaoth, zagldajc mu przez rami i wskazujc na rne czci tablicy. - Tu s waciwe kontrolki ognia. Zauwa, e moesz std celowa i strzela zarwno turbolaserami dziobowymi, jak i rufowymi, a oprcz tego wasnymi dziakami prawoburtowymi. Tu mamy monitor naprowadzania czujnikw. Ten przycisk to wtrna kontrola ognia, a to jest tablica statusu uzbrojenia, komunikator i system ekranw taktycznych. Wszystko bardzo proste. - Chyba jednak do skomplikowane - upiera si Anakin. - Ja bym chyba wymyli lepszy ukad. - Jestem tego cakowicie pewien - odpar Cbaoth, rzucajc Obi-Wanowi rozbawione spojrzenie. - Niestety, Rendili StarDrive nie pomyleli, aby w czasie produkcji skonsultowa si z Jedi. I tak nauczysz si szybko. Rozpoczniemy od oglnego wprowadzenia, a potem przejdziemy do prostej symulacji. Wchodzisz tutaj... - Zaraz, zaraz - przerwa Obi-Wan, marszczc brwi. - Co waciwie robisz? - Ucz modego Skywalkera, jak obsugiwa uzbrojenie dreadnaughta jeden, oczywicie - odpar Cbaoth. - Czyby kapitan Pakmillu nie mia czonkw zaogi wyszkolonych do tego zadania? - Dowiadczenie nie zawsze jest najwaniejsze w walce - zauway Cbaoth. - Kluczowy jest rwnie refleks i koordynacja, a adne szkolenie nie da zwykym artylerzystom przewagi, ktr maj Jedi. Powiedz, chopcze, czy mistrz Kenobi wspomina ci ju o wizi bitewnej Jedi? - Nie sdz - odpar Anakin. - A co ona daje? - Pozwala grupie Jedi poczy umysy tak, eby dziaali jako jedna istota - wyja-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ni Cbaoth. - Moe by rwnie bardzo niebezpieczna - ostrzeg Obi-Wan. - Wymaga od Jedi wielkiej siy i gbokiej wiedzy o Mocy, aby stworzy wi, nie niszczc umysw innych jej uczestnikw. - Moe to by mistrz Jedi taki jak ja - spokojnie powiedzia Cbaoth. - Cztery razy tworzyem tak wi przy rnych okazjach. Obi-Wan wytrzeszczy oczy. - Cztery razy? - Oczywicie byy to tylko wiczenia - sprostowa Cbaoth. - Ale czwarte przeprowadzalimy w powanych warunkach bojowych, w wizi za byo picioro innych Jedi. Jak widzisz, przeszlimy przez ni bez problemw. - Byo was szecioro - zauway Obi-Wan. - Na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego jest dziewitnacioro Jedi. - Dwadziecioro, liczc modego Skywalkera - poprawi Cbaoth, kadc do na ramieniu chopca. - Oczywicie, musimy dziaa ostronie. Bd rozmawia o tej procedurze z wszystkimi moimi Jedi, a przed opuszczeniem przestrzeni Republiki przeprowadzimy odpowiednie wiczenia. Jeli jednak wszyscy nauczymy si tej techniki, staniemy si doprawdy niezwycion si bojow. Kiedy Jedi zaczn obsugiwa wszystkie systemy uzbrojenia szeciu dreadnaughtw jak jeden czowiek, Lot Pozagalaktyczny bdzie niezwyciony. Obi-Wan spojrza na Anakina. Chopiec chon sowa mistrza z arem w oczach, bez cienia wahania. - Nie wiem, mistrzu Cbaoth - zastanawia si Obi-Wan. Kontrola broni, walka na du skal... to nie s metody dziaania Jedi. - Ale bd - pospnie odpar Cbaoth, a jego oczy utkwiy si patrze gdzie w dali. - Nadchodzi czas, kiedy Jedi bd zmuszeni chwyci za bro przeciwko wielkim zagroeniom dla Republiki. Przewidziaem to. Obi-Wan poczu na plecach lekki dreszcz. Cbaoth zawsze wydawa si przesadnie dumny i pewny siebie, a do granic arogancji. Ale teraz zauway w nim co mrocznego i niepewnego, co go lekko przerazio. - Czy mwie o tym mistrzowi Yodzie? - zapyta. Oczy Cbaotha odzyskay wyrazisto i Jedi prychn z lekk pogard. - Mistrz Yoda sucha tylko wasnych rad - odpar. - A jak ci si zdaje, dlaczego pracowaem tak ciko, aby urzeczywistni Lot Pozagalaktyczny? Dlaczego tak nalegaem, aby towarzyszyo nam jak najwicej Jedi? - Potrzsn gow. - Nadchodz mroczne czasy, mistrzu Kenobi. Moe tylko ci, ktrzy znajduj si na Locie Pozagalaktycznym, pozostan przy yciu, aby tchn je w popioy wszechwiata, jaki znalimy do tej pory. - Moliwe - zgodzi si Obi-Wan. - Ale przyszo nigdy nie jest pewna i kady z nas ma moc, aby na ni wpyn. Spojrza znw na Anakina.

170 - Czasem nawet niewiadomie. - Zgadza si - skin gow Cbaoth. - Lot Pozagalaktyczny to mj sposb wpywania na przyszo. A teraz, mody Skywalkerze... Urwa, bo komunikator przy jego pasie zapiszcza gono. - Chwilk - rzek, wyjmujc go i podnoszc do ust. - Mistrz Jedi Cbaoth - przedstawi si. Gos po drugiej stronie by zbyt saby, aby Obi-Wan mg rozrni sowa, ale w tonie sycha byo wyrane zdenerwowanie. Zauway te gniewny wyraz twarzy Cbaotha. - Zatrzymajcie ich obu - rzuci mistrz. - Ju id. Wyczy komunikator i wcisn na tablicy dwa przyciski. - Masz tu instrukta - powiedzia do Anakina. - Zacznij si uczy, jak to wszystko dziaa i gdzie co jest. - Spojrza twardo na Obi-Wana. - A ty zosta tutaj, mistrzu Kenobi. Zaraz wrc. Wybieg, powiewajc szat. - Mistrzu? - niemiao zagadn Anakin. - Ucz si, ucz - poleci Obi-Wan. Zacisn zby i ruszy za Cbaothem. Ten zdy ju odej do daleko; stawia wielkie kroki, cakowicie obojtny na wszystkich, ktrzy musieli pospiesznie schodzi mu z drogi. Obi-Wan porusza si znacznie ostroniej, starajc si nikogo nie staranowa. Niebawem znaleli si przy grupce ludzi zebranych porodku korytarza. - Na bok - rozkaza Cbaoth. Tum rozstpi si i Obi-Wan ujrza mczyzn na wp lecego pod cian korytarza; czowiek przytrzymywa doni prawe rami, a twarz mia wykrzywion blem. O kilka krokw dalej, obok jednoosobowego cigacza, jakich sporo byo na dreadnaughcie jeden, sta drugi mczyzna i nerwowo zaciska donie. - Co si stao? - zapyta Cbaoth. - Wpad na mnie - rzek ranny, krzywic si jeszcze bardziej. Uderzy mnie mocno w samo rami. - On wyskoczy tu przede mn - zaprotestowa ten przy cigaczu. - Nie mogem nic zrobi. - Gdyby nie jecha tak szybko... - Dosy - odpar Cbaoth, kadc agodnie rce na zranionym ramieniu pierwszego. - To tylko wybicie. - Lekko poruszy doni i sign w Moc. - Aaaa! - jkn mczyzna i jego cae ciao wypryo si z blu, zanim z powrotem opado na podog. - Teraz odetchn ju spokojniej. Cbaoth wyprostowa si i wzrokiem wskaza w zebranym tumie dwch ludzi. - Ty i ty, odprowadcie go do rodkowego centrum medycznego. - Tak jest, mistrzu Cbaoth - odezwa si jeden z nich. Przykucn obok rannego i

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

pomg mu wsta. - A co do ciebie... - doda Cbaoth i podszed do kierowcy cigacza. - Z pewnocijechae nierozsdnie. - Ale skd - zaprotestowa tamten. - To nie moja wina. Te pojazdy s ustawione na zbyt du prdko. - Doprawdy? - chodno zdziwi si Cbaoth. - Wic jak to wyjanisz, e w cigu dwunastu dni, pord prawie dwustu cigaczy i swoopw na pokadach szeciu dreadnaughtw to dopiero pierwszy wypadek? Sam jedziem nimi ze cztery razy i nic si nie dziao. - Jeste Jedi - kwano odpar mczyzna. - Nigdy nie miae takich problemw. - Moliwe, ale nieprawdopodobne - powiedzia Cbaoth. - W kadym razie za twoj rol w tym wypadku potrcam ci wypat za jeden dzie. Mczyzna wytrzeszczy oczy. - Co? Ale to... - Masz rwnie zakaz korzystania z systemu cigaczy Lotu Pozagalaktycznego przez cay tydzie - przerwa mu Cbaoth. - Zaczekaj chocia cholern minut - sykn mczyzna, u ktrego konsternacja zacza wreszcie bra gr nad oszoomieniem. - Nie moesz tego zrobi. - Ale wanie zrobiem - spokojnie odpar Cbaoth. Rozejrza si po tumie, jakby wyzywa kadego, kto chciaby si z nim sprzecza, po czym jego wzrok spocz na Rodianinie w kombinezonie serwisanta. - Zabierzesz ten cigacz z powrotem na parking - poleci mu. - A reszta wraca do pracy. Tum zacz si rozchodzi powoli i niechtnie, jak zauway Obi-Wan. Cbaoth zaczeka, a Rodianin odjedzie ze cigaczem, po czym odwrci si i skierowa z powrotem. Ujrza Obi-Wana i usta mu drgny. - Mwiem, eby zosta z padawanem Skywalkerem - odezwa si, podchodzc. - Wiem - odpar Obi-Wan i wskaza na rozchodzcy si tum. - Co to waciwie byo? - Sprawiedliwo - rzuci Cbaoth i wymin Obi-Wana, nawet si nie zatrzymujc. - Bez przesuchania? - zapyta Obi-Wan, przyspieszajc kroku, aby go dogoni. - Bez adnego ledztwa? - Oczywicie, e byo ledztwo - oburzy si Cbaoth. - Bye tam i sam widziae. - Kilku pyta zadanych uczestnikom nie mona nazwa ledztwem - zaprotestowa Obi-Wan. - A co z powoaniem wiadkw, ze zbadaniem samego cigacza? - A co z Moc? - odparowa Cbaoth. - Czy my, jako Jedi, nie mamy instynktu, ktry pozwala nam podejmowa pewne decyzje szybciej ni innym?

172 - Moe teoretycznie - zgodzi si Obi-Wan. - Ale to nie oznacza, e powinnimy ignorowa inne dostpne nam rodki. - A co by zrobi z tymi rodkami? - zapyta Cbaoth. - Zwoaby komisj i spdzi cae godziny na przesuchaniach i badaniach? Czy sdzisz, e pomimo caego tego zamieszania i wysiku wynik byby inny? - Prawdopodobnie nie - musia przyzna Obi-Wan. - Ale ty wydae wyrok, nawet nie konsultujc si z kapitanem ani nie zagldajc do kodeksu na statku. - I co z tego? - Cbaoth lekcewaco machn rk. - Drobna kara pienina plus tymczasowe i cakowicie rozsdne ograniczenie ruchu. Czy naprawd nie szkoda by byo marnowa czasu kapitana Pakmillu... i mojego, eby zaatwi tak bahostk? - Kapitana i tak trzeba bdzie poinformowa. - Zostanie poinformowany - obieca Cbaoth, obserwujc go z zadum. - Twoje zachowanie zdumiewa mnie, mistrzu Kenobi. Czy to nie takiej mediacji i rozwizywania konfliktw codziennie podejmuj si Jedi w caej Republice? Obi-Wan odwrci wzrok. - Zazwyczaj to jedna ze stron wyranie da obecnoci Jedi. Tu nie uczynia tego adna z nich. - Ale czy Jedi, ktry dostrzee taki problem, nie jest zobowizany, aby honorowo zaoferowa sw pomoc? - zauway Cbaoth. - Przejdmy jednak do waniejszych spraw. Twj padawan pewnie ju skoczy czyta instrukcj. Chod, zobaczymy, jak szybko nauczy si tej formy walki.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

16
Cardas ockn si raptownie i ujrza wiszc nad sob w ciemnoci par poncych oczu. - Kto to? - zapyta niespokojnie. - Thrawn - rozpozna gos komandora. - Ubieraj si. - Co si dzieje? - spyta Cardas, odrzuci koc i usiad na skraju pryczy. - Jeden z moich zwiadowcw donis o grupie niezidentyfikowanych statkw w okolicy - rzek Thrawn. - Szybko, za p godziny wylatujemy. Czterdzieci pi minut pniej Springhawk opuci tunel asteroidy i wykona skok w nadprzestrze. Nie tylko Springhawk. Zanim skoczyli, Cardas naliczy nie mniej nijedenacie innych okrtw, ustawiajcych si w formacji wok i za nimi, w tym dwa krowniki porwnywalne wielkoci do Springhawka. - Znowu Vagaari? - zapyta, kiedy linie gwiazd zmieniy si w hiperprzestrzenne niebo. - Zdaje si, e nie - odpar Thrawn. - Statki wygldaj zupenie inaczej. Chciaem, eby do nas doczy, bo moe potrafisz je zidentyfikowa. - Lepiej by zrobi, biorc ze sob Quennto - zauway Cardas. - On wie na ten temat o wiele wicej ni ja. - Wolaem zostawi go razem z Ferasi - odpar Thrawn. - Wyczuem tam jakie... problemy. Cardas skrzywi si. - Masz racj - przyzna. - Wic gdzie s ci agresorzy? - Dlaczego sdzisz, e to agresorzy? - No c... - Cardas zawaha si.

174 - Przyznaj, po prostu przyjem, e wtargnli w przestrze Chissw... na podstawie tego, o czym rozmawiae z bratem. - Zmarszczy brwi. - Bo oni znajduj si w przestrzeni Chissw, prawda? - Oddzia Ekspansywnej Floty Obronnej obserwuje i przeszukuje region wok obszarw Dynastii Chissw. I to wszystko, co zamierzamy dzisiaj zrobi. Waciwie dokadnie to samo powiedzia Thrawn niedawno, przed atakiem na Vagaari. Cudownie. - Kiedy tam dotrzemy? - Za jakie cztery godziny - odpar Thrawn. - Przygotowaem dla ciebie kombinezon bojowy, z lepszym pancerzem i funkcj samonaprawiania, ktrej nie ma twj kombinezon z owcy Okazji. Id na d i w go. Zbrojmistrz ci pomoe. Cardas i zbrojmistrz potrzebowali prawie trzech godzin, aby waciwie dopasowa kombinezon, czwart za spdzili na sprawdzaniu jego funkcji. Kiedy jednak skoczyli prac, Cardas stwierdzi, e ubir jest wygodniejszy, ni sdzi, cho znacznie ciszy od prostych kombinezonw prniowych, do ktrych przywyk. Wrci na mostek i stwierdzi, e w czasie jego nieobecnoci Thrawn i reszta zaogi na mostku rwnie woyli kombinezony bojowe. - Witaj z powrotem - powita go komandor, obrzucajc spojrzeniem jego kombinezon. - Jestemy prawie na miejscu. Cardas skin gow i stan na swoim zwykym miejscu za fotelem dowdcy. Suchajc zwizych rozmw zaogi mostka, bdzi wzrokiem po tablicach i wywietlaczach statusu i czeka. Wreszcie licznik zszed do zera i znaleli si znowu pord gwiazd. - Gdzie oni s? - zapyta, patrzc przez iluminatory na gwiazdy i bardzo odlege soce. - Tam. - Thrawn wskaza punkt nieco na prawo. - Prosz to powikszy. Gwny ekran zafalowa i ustabilizowa si... ...a Cardas jkn. Poczu nagy ucisk na sercu. Porodku ekranu zobaczy przeraajcy, straszliwy, niewyobraalny widok: dwa okrty bojowe Federacji Handlowej. - Poznajesz ich? Z pocztku Cardas nie usysza pytania. Wbija wzrok w obraz, wpatrujc si w piercieniowaty ksztat okrtw, w wiee antenowe, ktre odrniay jednostki wojenne Federacji Handlowej od zwykych frachtowcw. Wreszcie jego mzg znw podj prac; oderwa oczy od ekranu. I stwierdzi, e komandor patrzy na niego twardym, ale penym zrozumienia wzrokiem. Cardas zrozumia, e kamstwo byoby bdem. - Tak, rozpoznaj - rzek, sam zdumiony spokojem swojego gosu. - To okrty bojowe grupy zwanej Federacj Handlow. - Czy to czonkowie twojej Republiki? Cardas zawaha si.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

176

- Technicznie rzecz biorc, tak - rzek. - Ale ostatnio zdecydowanie ignoruj nasze prawa i dyrektywy. - Zmusi si, aby spojrze Thrawnowi w oczy. - Ale ty ju wiedziae, skd oni s, prawda? - Oznaczenia na pancerzach maj podobne do tych, ktre nosi owca Okazji wyjani Thrawn. - Uznaem wic, e mog nalee do waszej Republiki. - Ale oni nie reprezentuj samej Republiki - pospiesznie zastrzeg Cardas. - Republika nie ma wasnej armii. - Tak twierdzie - rzek Thrawn niespodziewanie chodnym tonem. - Powiedziae mi te, e Republika nie uznaje niewolnictwa. - To prawda - ostronie zgodzi si Cardas. - Wic dlaczego znalazem dowody istnienia niewolnikw na statku, ktry was ciga? Obrcze niepokoju, ktre spinay pier Cardasa, zacisny si jeszcze mocniej. Progga! Ju o nim zapomnia... - Wspomniaem ci take, e w naszym obszarze s kultury, ktre uywaj niewolnikw - przypomnia, starajc si zachowa spokj. - Huttowie wanie do nich nale. - A Federacja Handlowa? - Nie - odpar Cardas. - W kadym razie ja o tym nie syszaem. Maj tyle robotw, e prawdopodobnie nie wiedzieliby, co robi z niewolnikami. - Cardas skin gow w kierunku ekranu. - A to moe by dla nas powanym problemem. Kady z tych okrtw wiezie ponad tysic robomyliwcw, nie wspominajc o kilku tysicach robotw bojowych, czogw i transporterw, ktre je przewo. - Wic to jest armia inwazyjna? Cardas skrzywi si. - Nie wiem - rzek. - Chocia nie sdz, skoro s tylko dwa. - Ale mogliby tu czeka, aby nas zaatakowa. - Nie wiem, po co tu s - upiera si Cardas, czujc pot zbierajcy si za konierzem. Czym innym byy rozmowy o prewencyjnych atakach na niegodziwych bandytw, takich jak Vagaari. Ale sta tu i sucha, jak Thrawn wrzuca do jednego worka z nimi Federacj Handlow, a nawet sam Republik... a, to ju zupenie inna kwestia. - Dlaczego ich nie zapytasz? Na twarzy Thrawna pojawi si lekki umiech. - Wanie. Dlaczego nie? Obrci si wraz z fotelem. - czno, zidentyfikowa gwn czstotliwo dowodzenia tych statkw i otworzy kana - rozkaza. - Czy ci ludzie znaj basie? - Tak - odpar Cardas, marszczc czoo. Chyba komandor nie sprbuje prowadzi tej potencjalnie ryzykownej rozmowy w jzyku, ktrego zaledwie si nauczy? - Ale maj rwnie roboty protokolarne, ktre porozumiewaj si w jzyku sy bi-

sti. - Dzikuj, ale wol zobaczy ich reakcj, kiedy usysz wywoanie w jzyku Republiki - powiedzia Thrawn. - Gotw, komandorze - zawoa cznociowiec. Thrawn przycisn klawisz na tablicy. - Mwi komandor Mitthrawnuruodo z Chissaskiej Ekspansywnej Floty Obronnej - rzek. - Prosz si przedstawi i skonkretyzowa swoje zamiary. Doriana, zawizujc pas tuniki, wbieg przez otwart luz na mostek. - Co wy mwicie o jakim ataku? - zapyta, przepychajc si pomidzy konsolami do miejsca, gdzie obok swojego fotela dowdcy sta Kav. - Prosz si uspokoi, komandorze Stratis - poprosi Kav. - To nie jest tak powane, jak sdziem. - Mwi komandor Mitthrawnuruodo z Chissaskiej Ekspansyjnej Floty Obronnej - odezwa si gos z komunikatora obok fotela wicelorda. - Prosz si przedstawi i skonkretyzowa swoje zamiary. - Powtarza ten komunikat od dziesiciu minut - z pogard zauway Kav. - Ale co innego waciwie moe zrobi? - Wyjanij to - burkn Doriana. Zosta wycignity z ka i nie mia ochoty patrze na dobre samopoczucie Neimoidianina. - Zacznij od tego, e powiesz mi, kto to jest. - A skd ja mam wiedzie? - wzgardliwie prychn Kav. - Po prostu bezczelny typ. Jeszcze takiego nie widziaem. Rozsiad si w fotelu i dotkn kontrolki. Na gwnym ekranie pojawia si nakadka taktyczna. - Tylko popatrz - rzek, machajc dugim palcem. - mie nam grozi z tymi trzema maymi krownikami i dziewicioma myliwcami. Prawdopodobnie to jacy piraci, ktrzy dobrze umiej blefowa. Komunikat znw si powtrzy. - Nie ma adnej groby w tych sowach, wicelordzie - zauway Doriana, starajc si opanowa rosnc irytacj. I po to go wycigali z ka? - Sysz tylko jakiego tubylca, pytajcego, co robimy na jego terytorium. - Groba jest oczywista, komandorze Stratis - odparowa Kav. - W przypadku okrtw wojennych stanowi tak sam ich cz jak bro i tarcze. Doriana znw spojrza na ekran taktyczny, a potem na odpowiadajcy mu obraz z teleskopu. Nawet wiedzc, gdzie s te statki, ogromnie trudno byo je odnale wrd gwiazd. Maskoway si doskonale, a to by oznaczao, e Kav ma racj. Rzeczywicie, to okrty wojenne. - Moe ma wicej siy ognia w rezerwie - rzuci. - Nie ma - zapewni go Kav. - Przeprowadzilimy peny skan czuj - nikami caego obszaru. Te dwanacie statkw to wszystko, co maj. - Mwi komandor Mitthrawnuruodo... - A moe powinnimy to uzna za nieplanowane wiczenia? - zapyta Kav, a ko-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

munikat nieustannie powtarza si w tle. - Najpierw sprbujmy rozmw - zaproponowa Doriana, siadajc obok wicelorda. Sam fakt, e ten Mitthrawnuruodo zna basie, mg oznacza, e to jaki pirat, ktry trafi w nieco odleglejsze zaktki Republiki. Mogo to jednak rwnie dobrze znaczy, e jaka nieznana osoba usiuje wycign z nich prawd na temat misji Darkvengea. - Otwrz kana wywoawczy - poleci. - Otwarty. Doriana nachyli si do stanowiska Keva i wczy przesy. - Witam, komandorze Mitthrawnuruodo - rzek, zacinajc si nieco na niezwykych gardowych spgoskach dzielcych nazwisko na czci. - Tu Stratis, dowodzcy Specjalnym Pierwszym Oddziaem Zadaniowym. - Ja rwnie witam, komandorze Stratis - odezwa si Mitthrawnuruodo. - Prosz wyjani cel tego oddziau zadaniowego. - Nie chcemy atakowa was ani waszych ludzi - zapewni Doriana. - Obawiam si jednak, e szczegy naszej misji musz pozosta poufne. - Ja z kolei obawiam si, e wasze zapewnienia nam nie wystarcz - odrzek Mitthrawnuruodo. Stojcy obok Doriany Kav mrukn co niewyranie. - Przepraszam, komandorze - odpar Doriana, rzucajc Neimoidianinowi ostrzegawcze spojrzenie. - Niestety, musz si trzyma rozkazw. - Czemu tracimy czas? - zapyta gono Kav. Klnc pod nosem, Doriana wdusi przycisk wyciszania. - Z caym szacunkiem, wicelordzie, co ty wyprawiasz? - A ty? - odparowa Kav. - Tamci s jak mucha obijajca si o okno. Zniszczmy ich i po kopocie. - Jeli nie masz nic przeciwko temu, wolabym najpierw sprawdzi, kim s i skd pochodz - odpar Doriana, przywoujc ca cierpliwo, na jak go byo sta. - Dowiemy si tego z ich zwglonych szcztkw - warkn Kav, prostujc si na ca wysoko. - To nie ty dowodzisz t flot, Stratis. Nie ty, tylko ja. - Ale, oczywicie - potwierdzi Doriana znacznie agodniejszym tonem. Ale ju byo za pno. Wicelord postanowi si obrazi za potraktowanie go z wyszoci i zdecydowa, e nie zrezygnuje z tak atwego i szybkiego zwycistwa. U Neimoidianina to paskudna kombinacja. - Koniec gadania - oznajmi. Zdecydowanym dgniciem palca wyczy kana komunikacyjny. - Niech Stranik wypuci robomyliwce - zawoa przez cay mostek, wskazujc na drugi okrt Federacji Handlowej. - Trzy grupy maj zaatakowa intruzw, reszta utworzy tarcz obronn wok oddziau zadaniowego. Przejmuj dowdztwo nad wszystkimi myliwcami. - Tak jest, wicelordzie - odrzek jeden z Neimoidian. - Czy my take mamy wypuci myliwce?

178 - Bdziemy je trzyma w rezerwie. - Kav zerkn z ukosa na Dorian. - Na wypadek, gdyby ich posiki byy w drodze - doda prawie z uraz. Doriana westchn w duchu. Wolaby dowiedzie si czego wicej o tym Mitthrawnuruodo i jego Chissach, zanim zostan zaatwieni. Mia nadziej, e zostanie do szcztkw do zbadania. - Nadlatuj - zawiadomi Cardas, wskazujc ekran. - Robomyliwce... - widzisz je? - Tak, oczywicie - spokojnie odpar Thrawn. - Wszystkie jednostki, cofn si. Cardas, mwie, e roboty mog same dziaa i myle. Czy te robomyliwce te maj tak moliwo? - Nie sdz - odpar Cardas, usiujc wycisn jak najwicej informacji ze swojego mzgu. Springhawk wanie zacz si cofa. Widok tylu nadlatujcych myliwcw Federacji Handlowej wystarczyby, eby wstrzsn najodwaniejszym. - Nie. Jestem pewien, e nie. S kontrolowane zdalnie z jednego z ych duych okrtw bojowych. - czno! - zawoa Thrawn. - Namierzye ju ich czstotliwoci sterowania? - Tak, komandorze - odpar oficer. - Sterowanie jest zabezpieczone specjalnym systemem kodowania. Myl, e maksymalny zasig to dziesi tysicy visvia. - Cofnij nas na jedenacie tysicy - poleci Thrawn i zwrci si do Cardasa. - Dziesi tysicy visvia to okoo szesnastu tysicy waszych kilometrw. Czy to prawdopodobny zasig operacyjny? Cardas bezradnie rozoy rce. - Przepraszam, ale nie mam pojcia. - Nie musisz przeprasza - zapewni go Thrawn. - W kadym razie wkrtce si przekonamy. - Nieprzyjacielskie myliwce wci si zbliaj - ostrzeg jeden z obserwatorw. - Gwna grupa trzyma si z tyu. - Interesujce - zastanowi si Thrawn. - Zdaje si, e gwne siy tworz tarcz ochronn wok duych okrtw. Jeli bra pod uwag ich przewag liczebn, ten komandor Stratis wydaje si zanadto ostrony. Ale dlaczego? - To typowe dla Neimoidian, ktrzy zbudowali i prowadz te jednostki - wyjani Cardas, marszczc czoo w zadumie. Teraz, kiedy si nad tym zastanowi, gos Stratisa wydawa mu si ludzki, nie neimoidiaski. Czy to moliwe, aby Federacja Handlowa zacza sprzedawa lub wypoycza statki? - Atakujcy cofaj si - zawoa oficer czujnikowy. - Tworz jakby drug tarcz midzy nami a flot. - Zdaje si, e mielimy racj z tymi dziesicioma tysicami visvia zasigu - podsumowa Thrawn. - Wspaniale.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Wic co teraz robimy? - zapyta Cardas, lkliwie obserwujc rj myliwcw. Przez moment Thrawn siedzia w milczeniu, zwonymi renicami wpatrujc si w ekrany. - Sprbujemy eksperymentu - rzek wreszcie. - Tornado, przemie si na pozycj szturmow. Myliwiec Cztery, atak sondaowy, kurs jeden-jeden-pi na trzy-osiem-jeden. Pady dwa potwierdzenia i Cardas obserwowa teraz, jak dwa pozostae statki wielkoci Springhawka oderway si od grupy i ruszyy na prawo, podczas gdy jeden z dziewiciu myliwcw ruszy w przeciwn stron. - Majc do kontrolowania tyle myliwcw, projektant systemu chyba nie okaza si zbyt sprytny - rzek Thrawn. - Zobaczymy, na ile starczy im tego sprytu. - Nadlatuj! - zawoa gono jeden z Neimoidian w studzienkach sterujcych. - Jeden myliwiec, wektor zero-cztery-dwa na zero-osiem-osiem. - Szaleniec - pogardliwie prychn Kav. - Myli, e go nie zauwaymy? Zewntrzna grupa, przechwyci go i zniszczy. Doriana obserwowa, jak trzy grupy robomyliwcw zmieniy szyk i ruszyy na obcy myliwiec. Zaledwie jednak ustawiy si do ataku, intruz odpad, wchodzc w szybki skrt i wynoszc si na bezpieczn odlego. - Niech wrc do patrolu - poleci Kav. - Czy ten Mithrawdo nie widzi, e mamy przewag liczebn, i to ogromn? - Moe on tylko zamierza tkwi tak poza zasigiem i obserwowa nas - zauway Doriana. - Nie musz ci chyba przypomina, e nie moemy sobie pozwoli na wiadkw, kiedy nadleci tu Lot Pozagalaktyczny. - Sugerujesz, e to mog by szpiedzy senatu? - Albo Jedi, albo Palpatinea, albo kogokolwiek - dorzuci Doriana. - Wiemy tylko tyle, e nikt tak daleko od Republiki nie ma prawa mwi w basicu. - Znowu na nas leci, wicelordzie - zawoa Neimoidianin przy czujnikach. - Ten sam myliwiec, ten sam wektor. - I ta sama odpowied - odkrzykn Kev, pochylajc si do przodu, eby przyjrze si ekranom. - Moe prbuje sprawdzi, jak daleko sigaj nasze moliwoci sterowania. - Uwaaj - ostrzeg Doriana. - Jeli si zorientuj, jak zablokowa sygna, te myliwce bd martwe. - I ulegn samozniszczeniu w kilka minut pniej - uzupeni Kav z lekkim zniecierpliwieniem. - Dzikuj, komandorze Stratis, ale znam wasn bro. Patrz, znowu si wycofuje... i wcale nie jest mdrzejszy ni przedtem. - Chyba e wysali go na wabia - mrukn Doriana, obserwujc inne ekrany. - Nie zapominaj o tym krowniku, ktry odczy si od grupy w tym samym czasie co myliwiec. - Nie zapominam - zapewni go Kav.

180 - Ale ten tylko przelecia wzdu naszej flanki, nie prbujc atakowa ani si zbli-

a. Doriana pokrci gow. - On co kombinuje, wicelordzie. - Cokolwiek zrobi, nic mu nie pomoe - zapewni Kav. - Lot Pozagalaktyczny przyleci najwczeniej za dziewi dni. To wicej czasu ni potrzebujemy, eby si zastanowi, co zrobi z tym natrtem. - Myliwiec na ekranie nagle zrobi zwrot przez ogon i zawrci. - Wicelordzie... - zacz jaki Neimoidianin. - Ta sama odpowied - rzuci Kav, ale teraz w jego gosie bya nuta satysfakcji. - Rozumiem ju jego plan, komandorze Stratis. Ma nadziej, e naszym myliwcom zabraknie paliwa i wtedy wleci tu bez przeszkd. Nie wie jeszcze, e mam w rezerwie myliwce z Darkvenge, plus poow z Poszukiwacza. - Moe i tak - mrukn Doriana, ale w miar jak obserwowa trzecia powtrk tego samego scenariusza, narastao w nim niejasne uczucie niepokoju. Z pewnoci Mitthrawnuruodo umia wymyli co lepszego ni powtarzanie raz po raz takiego samego ataku. I zawsze na identycznym wektorze. Czy prbowa znale saby punkt w formacji ataku robomyliwcw? Teraz znw myliwce przegoniy intruza. A obcy statek znw odlecia, zrobi zwrot i ustawi si do nastpnego przelotu. Pokaz powtrzy si jeszcze dwa razy i Doriana wanie zacz oblicza, ile jeszcze zostao myliwcom z ich dwudziestopiciominutowego zapasu paliwa, kiedy Kav nagle waln pici w porcz fotela. - Dosy tej gry! - sykn. - Niech Stranik ruszy si w stron obcych. - Ostronie, wicelordzie - ostrzeg go Doriana, kiedy operator komunikatora odwrci si do swojego pulpitu. - Nie spieszmy si tak z dzieleniem floty. - Ju do dugo byem cierpliwy - odparowa Kav. - Czas z tym skoczy. Da Stranikowi sygna caa naprzd i niech wyle reszt myliwcw w konfiguracj osonow... - Zaczekaj - przerwa mu Doriana. Nagle scenariusz si zmieni. Myliwiec znw si wycofa, cigany przez roboty, ale tym razem caa reszta obcych statkw skoczya przed siebie, kierujc si konsekwentnie w stron szczeliny, ktra otworzya si pomidzy nimi a gwnymi siami. - No i wanie popenili swj ostatni bd - rzek Kav z satysfakcj. - Niech myliwce atakuj. Neimoidianim potwierdzi i wprowadzi rozkaz do konsoli. Jednak ku zdumieniu Doriany roboty nie wykonay rozkazu. Nadal cigay uciekajcego myliwca. - Niech atakuj! - warkn Kav jeszcze raz. - Co robisz? Do ataku! - Nie odpowiadaj - odkrzykn drugi Neimoidianin. - Niemoliwe - upiera si Kav.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Nie mog przecie blokowa naszego sygnau. - Nie blokuj - pospnie wyjani Doriana. - Gdyby myliwce nie dostaway sygnau, wyczyyby si i pozostay w upieniu. A one lec z pen moc. - Ale oddalaj si od nas. Jak to moliwe? - zapyta Kav, wyranie zdezorientowany. - Niewane jak - warkn Doriana. - Atakuj nas! - Nie wierz wasnym oczom - mrukn Cardas, obserwujc, jak robomyliwce kompletnie zignoroway nadlatujce statki Chissw i bezmylnie pognay w przestrze. - Jak je do tego zmusie? - Sygna sterowania wykorzystuje specjalny kod - wyjani Thrawn, kiedy Springhawk wystrzeli poza nieistniejcy ju zewntrzny szaniec obronny. - Ale przy tak wielkiej liczbie myliwcw wymagajcych tego sygnau, wiedziaem, e rotacja bdzie musiaa by ograniczona. Okazao si, e dla tej grupy s tylko trzy oddzielne wzorce szyfrowania. Zarejestrowaem zatem wersj, ktrej roboty oczekiway jako nastpnej i wysaem, stosujc tak moc, aby zaguszy wszelkie rozkazy, jakie mogli im przesya dowdcy z okrtu. - Ale jak si zorientowae... ojej, ju wiem - ucieszy si Cardas, kiedy wreszcie zrozumia. - Twj myliwiec zawsze lecia tym samym wektorem, a rozkaz dla robotw by zawsze taki sam - kod: wyjd-z-formacji-i-zaatakuj-wroga-na-tym-wektorze. Jedyn zmienn pozostawa sam wzorzec szyfrowania. - Ktry pozwoli nam wyizolowa potrzebny rozkaz i skopiowa go - potwierdzi Thrawn. - Sekretem pomylnej analizy, Cardas, jest zredukowanie sprawy do jednej zmiennej zawsze, kiedy to tylko jest moliwe. Przed nimi najblisze myliwce wewntrznej tarczy zaczy zmienia pozycje, przechodzc od obrony oglnej na wektory przechwy tuj ce. - Myl, e z reszt myliwcw to si raczej nie uda - ostrzeg Cardas. - Nadlatuj z trzech rnych formacji pocztkowych i prawdopodobnie maj wprowadzone cakiem inne kody. - To nie ma znaczenia - zapewni go Thrawn. - Musiaem tylko pozby si pierwszej grupy i wej na bliszy zasig. - Nacisn klawisz na swoim pulpicie. - Wszystkie jednostki: wzorzec ataku dmoporai. - Nadlatuj - mrukn Doriana, z napiciem wbijajc palce w poduszki fotela. Wygldao na to, e ndzna zbieranina statkw patrolowych Mitthrawnuruodo nie da rady wiele zdziaa przeciwko poczonej potdze si zadaniowych Federacji Handlowej. Nie maj szans. Ale obcy dowdca wanie przebi si przez trzy grupy robomyliwcw, nie oddajc ani jednego strzau, co rwnie nie powinno by moliwe. Mitthrawnuruodo szykowa im teraz jak sztuczk, a Doriana mia niejasne przeczucie, e nie bdzie to nic

182 miego. Jednak nawet mimo obaw, niewielka, zbuntowana cz jego umysu nie moga si doczeka, eby zobaczy, co to bdzie za sztuczka. I nie musiaa dugo czeka. Nadlatujcy obcy rozszerzyli formacj, powicajc ochron nakadajcych si tarcz, aby uzyska wiksze pole manewru. Roje myliwcw z najbliszych czci tarczy ochronnej take w odpowiedzi rozdzieliy formacj, rozstawiajc si w szerok, trjwymiarow fal gotow zala intruzw. Obie grupy byy ju prawie w zasigu strzau z lasera... I wtedy kady obcy myliwiec wystrzeli po jednym pocisku. Na Darkvenge zamigotay wskaniki komputerowego pulpitu dowodzenia, zbierajc, kompilujc i analizujc informacj przekazan przez robomyliwce, aby sformuowa prawidow odpowied. Odpowied zostaa sformuowana i przekazana w postaci setek zaktualizowanych polece, ktre zostay nastpnie posortowane, zaszyfrowane i przesane z powrotem do prymitywnych robocich mzgw, zamknitych w swoich zbrojnych obudowach. Uamek sekundy pniej myliwce odpowiedziay na ten rozkaz deszczem skoncentrowanego ognia laserw, ktry rozerwa wszystkie rakiety na strzpy. - Co za idiotyczne marnowanie pociskw - mrukn Kev. - Zasig by ledwie na granicy... - Czekaj - mrukn Doriana, obserwujc ekrany ze zmarszczonymi brwiami. Wci jeszcze co poruszao si wzdu linii lotu strzaskanych rakiet - jakie delikatne woale mgy, ledwie widocznej, ale rozprzestrzeniajcej si w miar zbliania do myliwcw. - Odwoaj je! - wrzasn do Keva. Ale byo ju za pno. Kiedy obca formacja rozpada si nagle i kady z jedenastu statkw wystrzeli w innym kierunku, zasona mgy dotara do myliwcw. Pojawiy si zwielokrotnione przebyski wiata... - Nie reaguj! - zawoa od pulpitu komputera jeden z Neimoidian. - Wszystkie grupy robotw zamilky! - Sieci Connora - warkn Doriana, mocniej wbijajc w siedzisko zdrtwiae palce. Dziewi grup myliwcw, czyciutko i skutecznie wyczonych z akcji. Z akcji, ale nie z walki... rozpd wci pcha je naprzd. Doriana w bezsilnej fascynacji obserwowa, jak jedne grupy zderzaj si z innymi, ktre ju zmieniy wektor w poszukiwaniu rozproszonych obcych. Pojawiy si kolejne serie rozbyskw, tym razem silniejszych. I nagle ogromnej dziury w tarczy obronnej si zadaniowych nie byo ju czym wypeni. - Przecie to niemoliwe - jkn Kav. Jego picioktny kapelusz podskakiwa razem z ruchami gowy Neimoidianina, ktry usiowa obj wzrokiem wszystkie ekrany mostka naraz. - Jak on mg to zrobi? - Wylij reszt myliwcw - zgrzytn zbami Doriana. - I to ju.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Kav nie da si prosi dwa razy. - Niech Stranik uruchomi wszystkie pozostae robomyliwce - poleci. - Maj wylecie, jak tylko bd gotowe. I przesu wszystkie te, ktre ju s w przestrzeni, na kurs przechwytujcy. - Zaczekaj chwil - sprzeciwi si Doriana. - Nie moesz pozostawi skrzyde bez obrony. - Przeciwko czemu? - odparowa Kav. - To jest front. Jeli go nie obronimy, nie bdzie ju nic do pilnowania. Wykona rozkaz! - Nadlatuj - mrukn Cardas, zastanawiajc si, czy Thrawn nie ugryz wicej, ni zdoa przekn. Chissowie zaatwili wprawdzie kilka pierwszych grup robomyliwcw bez szczeglnego wysiku, ale takie sztuczki mogy oszuka przeciwnika tylko raz. A teraz caa reszta, kilka setek myliwcw, zdaa ku nim fal, omywajc flanki floty Federacji Handlowej. Chyba e wanie na to czeka Thrawn. Cardas przebieg wzrokiem po ekranach, szukajc krownika, ktry wymkn si bokiem w chwili rozpoczcia walki. Jeli gwne siy Chissw miay by tylko dywersj... Ale Tornado nie atakowa z boku; nie wida byo adnego podstpu, adnej sztuczki. Wisia spokojnie w przestrzeni, najwyraniej trzymany w rezerwie. Cardas znw spojrza na nadlatujce myliwce. - Mam nadziej, e trzymasz jeszcze w zanadrzu jak olbrzymi sie wstrzsow - powiedzia. - Bdziemy chyba musieli co takiego wymyli, jeli przyjdzie nam regularnie walczy z takimi przeciwnikami - zgodzi si Thrawn. - Powiedz mi, co si stanie, jeli odetniemy tym robotom sygna sterujcy? - A co... mylisz o blokadzie? - A tobie si to nie podoba? - Przeciwnie - uspokoi go Cardas. - Ale uwaa si, e sygnay sterujce Federacji Handlowej s nie do zablokowania. Potrafi w jednej chwili zmieni czstotliwo i wzorce rozkazw... jak tylko zablokujesz jedn cz, przesuwaj si na drug. - A jeli zablokujesz cae pasmo naraz? Cardas wytrzeszczy oczy. Ten facet mwi powanie. - Nie moesz stumi caego pasma, komandorze - wycedzi przez zby. - Jest za szerokie. Jak tylko zaczniesz, zorientuj si, co robisz i wyl zestaw rozkazw awaryjnych do wszystkich, omijajc blokad. Te roboty nie s za mdre, ale z pewnoci potrafi zapamita tyle polece oglnych, e bd strzela, dopki nie rozwal nas w py. - Nie uda im si, jeli jakiekolwiek myliwce pozostan poza blokad - zauway Thrawn. - Zdaje si jednak, e nasz przeciwnik wyrczy nas w tyra.

184 - Pokaza punkt na niebie. - Zanim przelecimy ten odcinek, wszystkie roboty bd skupione w jednym punk-

cie. Cardas z otwartymi ustami wpatrywa si w ekrany. Thrawn mia racj - dowdca Federacji Handlowej opuci cay pilnowany obszar i skupi si na ataku, uywajc do tego wszystkich myliwcw. Czy nie zdawa sobie sprawy z tego, co robi? - A co z nasz wasn cznoci? - zapyta. - Jeli zablokujesz wszystkie pasma, nie bdziesz mg si porozumiewa z ludmi. - Na szczcie moi wojownicy potrafi co wicej ni tylko zapamitanie kilku oglnych polece - wyjani spokojnie Thrawn. - Sprawdmy, czyja strategia okae si bardziej uniwersalna. - Pochyli si do przodu i zaczerpn tchu. - Blokada penego pasma - zarzdzi. - Ju. Przez dug, przeraajc chwil mostek Darkvenge rozbrzmiewa wrzaskiem, jakby wszyscy oywieni potpiecy z legend Coruscant zaczli wy unisono. A potem Neimoidianin przy pulpicie cznoci uderzy w przycisk i wyczy skowyt, pozostawiajc jedynie odlege dzwonienie w uszach Doriany. - Co, do jasnej... - wybuchn Kav. - Wicelordzie... blokuj nas! - zawoa Neimoidianin, spogldajc na pulpit z wyranym niedowierzaniem. - Wszystkie myliwce przeszy w stan upienia! Doriana wyjrza przez iluminatory i poczu, e odek zamienia mu si w kamie. Myliwce rzeczywicie zostay zablokowane i latay teraz bezmylnie, podajc w kierunku, ktry im ostatnio nadano. A przez ten ruchomy tor przeszkd, odstrzeli wuj c po drodze bezradne roboty, bez trudu przebijay si obce statki Mitthrawnuruodo, kierujc si wprost na nich. Myliwce osaniay dwa krowniki. - Wcz wszystkie nasze myliwce - warkn Kav, wycelowujc palec w Neimoidian przy pulpicie dowodzenia. - Natychmiast je przywoaj. - Prbujemy - zapewni jeden z nich. - Otworzylimy czno laserow z wszystkimi, ktre byy w zasigu. Komunikacja laserowa dziaaa wycznie w zasigu widocznoci i Doriana z przeraajcym uczuciem pustki zrozumia, e to ograniczenie staje si z kad chwil bardziej uciliwe, bo chmury szcztkw i pyu z rozbitych statkw zaczy blokowa i t awaryjn metod cznoci. Kilka myliwcw oyo, ale natychmiast wzito je na cel i ostrzelano, zanim zdyy si zorganizowa w jakkolwiek formacj bojow. - Co z pozostaymi statkami? - zapyta. - Czemu nie atakuj? - Tam! - zawoa kto i Doriana zobaczy, e z jednej ze studzienek wskazuje w gr czyje rami. - Hardcells wystrzeliy rakiety. - Czas najwyszy - mrukn Doriana, a w jego sercu pojawi si przebysk nadziei

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

na widok piciu grup po trzy rakiety, kierujcych si w stron wroga. Atakujcy zareagowali natychmiast - pi myliwcw odbio na boki, porzucajc swj dotychczasowy kurs i kierujc si ku zewntrznej stronie formacji Federacji Handlowej. Rakiety zablokoway si na nich i podyy tym samym kursem. - Brawo - rzek Kav z satysfakcj. - Nastpna salwa odcignie reszt myliwcw i krowniki pozostan bezbronne. A wtedy nasze baterie laserowe wykocz ich bez trudu. - By moe - ostronie odpar Doriana, obserwujc uciekajce myliwce obcych. Maszyny przecinay chmary dryfujcych myliwcw, najwyraniej usiujc strzsn z ogonw cigajce je rakiety. Bez skutku. Sprzt TechnoUnion by jednym z najlepszych w Republice, a ich rakiety bez trudu manewroway w chmurze szcztkw i zmniejszay odlego. Obcy wylecieli poza zgrupowanie myliwcw i wykonali ostry skrt ze zwrotem, kierujc si w stron duych okrtw. I znw rakiety powtrzyy manewr. Myliwce wyrwnay lot i nagle, prawie rwnoczenie, kady z nich zrzuci niewielki przedmiot, zostawiajc go na drodze pocigu. Doriana zesztywnia, kiedy kady z tych przedmiotw zmieni si w a nadto znajom mglist chmurk, rozwijajc si na drodze nadlatujcych rakiet. - Sieci Connora, znowu! - zawoa. Ale widzowie niewiele ju mogli zrobi. Sieci oplatay grupy rakiet i potraktoway je morderczymi wstrzsami wysokiego napicia, niszczc zarwno elektronik naprowadzajc, jak i systemy napdowe i pozostawiajc skorupy rakiet rwnie martwe jak unoszce si wok myliwce. Ale take tym razem Mitthrawnuruodo nie zadowoli si jedynie obron wasnych statkw przed atakiem. Pici Doriany zacisny si bezradnie, gdy rakiety si inercji trafiy wprost w statki TechnoUnion. Niewielkie, ale jaskrawe eksplozje znaczyy miejsca, gdzie przebiy ich pancerze. A potem jeden ze statkw eksplodowa, jakby mae soce wybucho im pod nosem. - Co si dzieje? - jkn Kav. - Przecie to niemoliwe, nie od paru rakiet... Niemoliwe! - Mitthrawnuruodo robi wycznie rzeczy niemoliwe - z gorycz zauway Doriana. - Rakiety musiay trafi w czuy punkt. - Jaki? Gdzie go znalazy? Doriana prychn. - Popatrz tylko na statki. Celuj cay czas w to samo miejsce. Mia racj. W cigu kilku minut obce myliwce i krowniki wyprowadziy w pole grup rakiet, ktrymi statki TechnoUnion ostrzelay je w desperacji, i zniszczyy nieprzyjaciela szybko i skutecznie. Doriana stwierdzi z pospn fascynacj, e sabym punktem okazao si spojenie potnych zewntrznych komr paliwowych. - Musimy ucieka - zawoa Kav drcym gosem. - Sternik... przygotowa skok w nadprzestrze. - Chwileczk - zaprotestowa Doriana, chwytajc go za rami. Zawiso nad nim

186 widmo klski wraz z perspektyw losu, jaki spotyka wszystkich, ktrzy zawiedli Dartha Sidiousa. - Nie moesz po prostu porzuci floty. - Jakiej floty? - warkn Kav. - Rozejrzyj si wokoo, Stratis. Jakiej cholernej floty? Doriana poczu ucisk w gardle. Oczywicie, Kav mia racj. Wszystkie sze hardcellw TechnoUnion zniko, z tego poowa zniszczona przez wasne rakiety. Siedem eskortowcw, nieprzystosowanych do operacji bojowych bez wsparcia wikszych okrtw, byo systematycznie odawianych i niszczonych. Ostatnimi jednostkami zdolnymi jeszcze do walki i ucieczki byy dwa okrty bojowe Federacji Handlowej. Jednak przy nieustajcej blokadzie komunikacji nie mona byo zarzdzi penego odwrotu. Jeli Darkvenge odleci, musi odlecie sam. - Skok obliczony - zawoa sternik. - Wykona skok - poleci Kav, wpatrujc si w Dorian, jakby chcia go zmusi do sprzeciwu. - Syszysz? Teraz. - Hipernapd nie reaguje! - oznajmi sternik, krztuszc si w nagym przypywie paniki. - Twierdzi, e jestemy za blisko masy planetarnej. Doriana odwrci si, eby spojrze na rzd tablic statusu. Rzeczywicie, tak wyglda odczyt. Tyle tylko, e w pobliu nie byo adnej masy planetarnej. Nawet wikszych asteroid. - To awaria? - zapyta Doriana. - Niestety, nie awaria - odpar Kav zrezygnowanym gosem. - Tylko kolejne czary Chissw. Wzrok Doriany przycign kolejny bysk. Wyjrza na zewntrz. Na polu walki, a waciwie jatki, myliwce, zbyt dugo pozbawione komunikacji, zaczynay eksplodowa jeden po drugim, uruchamiajc mechanizm autodestrukcji. Przez bezadnie rozrzucone wykwity ognia Doriana ujrza nagle, jak Stranik zapada si, a grna powierzchnia jego prawoburtowego piercienia niknie pod seri drobnych eksplozji. - Wicelordzie! - krzykn kto. - Wiem - odpar Kav z westchnieniem. - Myliwce, ktre kazaem przygotowa, te eksploduj. Doriana skin gow, ukrywajc gorycz i przeczucie nieuchronnoci zdarze. Posiki widocznie byy ju w ruchu, kiedy zacza si blokada, i rwnie ulegy upieniu. Bezradnie obijajc si po hangarze, uderzay o ciany, regay i inne urzdzenia; niektre ju leay, zgniecione, poamane, czekajc, a ich wewntrzne zegary odlicz czas samozniszczenia. - Wic to koniec - szepn Kav. Ostronie zdj picioktny kapelusz i rwnie ostronie pooy go przed sob na pododze. - Ju jestemy martwi. - Zdaje si, e masz racj - mechanicznie zgodzi si Doriana, czujc, jak kurcz mu si minie pod wpywem nagego szoku, bo wanie dotaro do niego, e dzieje si

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

188

co bardzo dziwnego. Wrd otaczajcego ich pobojowiska, penego rnorakich szcztkw, Darkvenge nie zosta nawet dranity. Jeszcze raz powid wzrokiem po tablicach statusu, tym razem przygldajc im si uwanie. Z wyjtkiem nie wiadomo dlaczego unieruchomionego hipernapdu, wszystko inne wydawao si dziaa doskonale. - A moe nie masz racji - zmieni zdanie Doriana. - Zdaje si, e Mitthrawnuruodo ma wobec nas cakiem inne plany. Kav prychn wzgardliwie. - Tak? A dlaczego tak mylisz? Zaskoczony Doriana obejrza si... ...i stwierdzi, e jeden z krownikw obcych nagle pojawi si przed samymi iluminatorami. Wisia o kilka zaledwie metrw od transpastali, a uchwyty pene rakiet kierowa ku mostkowi w niemej grobie. Komunikat by jasny. - Ka wyczy rodkowe baterie laserw, wicelordzie - cicho odezwa si Doriana. - Uszczelni wszystkie gwne wyjcia do hangarw i wyczy wszystkie roboty bojowe - odetchn gboko i ostronie. - A teraz przygotujmy si na wizyt goci.

ROZDZIA

17
Drzwi ostatniej turbowindy rozsuny si i w odlegoci jakich dwudziestu metrw, w gbi korytarza, przez otwarte drzwi grodzi Cardas ujrza wreszcie mostek okrtu bojowego. Korytarza strzeg gsty szpaler uzbrojonych, najwyraniej dobrze przygotowanych robotw bojowych. Thrawn nawet si nie zawaha. Spokojnie ruszy przed siebie, a jego dwaj wojownicy rwnie spokojnie szli po obu jego bokach, cho nieco z tyu. Cardas przekn lin; nie mia ochoty pcha si w ten korytarz mierci, ale jednoczenie nie by przygotowany na samotne oczekiwanie w windzie. Zmusi si, aby pj za nimi. Na mostku dyuroway dziesitki robotw; w wikszoci byy to jednostki usugowe i monitorujce, stojce lub siedzce, podczone do rnych stanowisk w studzienkach. Porodku tego mechanicznego ruchu stay dwie ywe istoty, czekajc rami w rami obok pustego fotela sternika: wysoki Neimoidianin w bogato zdobionych szatach i zdecydowanie mniej krzykliwie ubrany mczyzna rasy ludzkiej. I znw Thrawn nie zawaha si ani na chwil, tylko ruszy chodnikiem w ich stron. Zatrzyma si w odlegoci trzech metrw i przyjrza im si uwanie. A potem bez ogrdek zwrci si do czowieka: - Komandorze Stratis - rzek skaniajc gow na powitanie. - Jestem komandor Mitthrawnuruodo. - Stratis nie dowodzi tym okrtem - wtrci Neimoidianin, zanim czowiek zdy odpowiedzie. - Jestem wicelord Kav z Federacji Handlowej. A ty, komandorze Mitthawdo, wanie dokonae aktu agresji. - Wicelordzie, dajmy temu spokj - odpar Stratis. Jego beznamitny gos brzmia jednak ostrzegawczo. - Oskarenia nie przynios nam adnych korzyci. - Nie sd, e cokolwiek zyskae swoj bezczelnoci - cign Kav, ignorujc partnera.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Nawet w tej chwili mog ci zniszczy tu, gdzie stoisz. Da znak rk i z tyu rozleg si potny mechaniczny oskot. Cardas obejrza si i serce zamaro mu w piersi, bo w pole widzenia wtoczyy si dwa roboty niszczyciele droideki, zatrzymujc si przy wyjciu z grodzi. Rozwiny si do pozycji trjnonej i Cardas stwierdzi, e patrzy w lufy czterech par wysokoenergetycznych miotaczy. - Wicelordzie, jeste durniem - sykn Stratis niecierpliwie. - Co ty sobie mylisz...? - Uspokj si, komandorze - agodnie odpar Thrawn. - Nie ma niebezpieczestwa. Ostronie, ledwie odwaajc si oddycha, Cardas obejrza si. Stratis wytrzeszczy oczy, a minie szyi mia napite jak postronki. Wbija palce w rami Neimoidianina. Za to Thrawn sta spokojnie, uwanie przygldajc si droidekom. Wojownicy Chissw nie zdejmowali rk z broni, ale naladujc dowdc nie wycignli miotaczy. - Interesujca konstrukcja - zauway Thrawn. - Czy ta drgajca sfera to mae pole siowe? - Eee... tak - ostronie przemwi Stratis. - Zapewniam pana, komandorze... - Dzikuj za demonstracj, wicelordzie - przerwa mu Thrawn, spogldajc wietlistymi czerwonymi oczami na Kava. - A teraz moesz je odesa. Przez dug, straszliw chwil Cardas ba si, e Neimoidianin nie posucha polecenia Thrawna, tak samo jak zignorowa nagan Stratisa. Chiss i Neimoidianin starli si spojrzeniami i przez p tuzina uderze serca na mostku panowaa kompletna cisza. I nagle ciao Kava jakby zwido, oczy odwrciy si od Thrawna, a do uniosa w kierunku droidek. Cardas obejrza si przez rami i stwierdzi, e roboty zwiny si i wytoczyy z mostka. - Dzikuj - rzek Thrawn. - A teraz prosz poinformowa mnie wreszcie o waszych zamiarach i planach waszych si zadaniowych. - Si zadaniowych, ktre ju nie istniej - wtrci Kav gosem penym gniewu i rozpaczy. - To wasza wina - odparowa Thrawn. - Ja chciaem tylko uzyska cywilizowan odpowied. - Spojrza na Cardasa. - Czy to waciwe sowo? Cywilizowana? - Mona po prostu powiedzie grzeczna - podsun Cardas, czujc, e na twarz wypywa mu rumieniec. Wola nie by wcigany w rozmow. - Albo uprzejma. - Grzeczna - powtrzy Thrawn, jakby prbujc, czy to sowo pasuje mu do jakiego nieznanego zestawu danych. - Tak, istotnie. Komandorze, chciaem tylko uzyska grzeczn odpowied. - Wiem - odpar Stratis, nie spuszczajc oczu z Cardsa. - Czy mog zapyta o nazwisko i pochodzenie paskiego towarzysza?

190 - Jestem tylko gociem - rzek Cardas. Naprawd nie chcia, aby ci ludzie poznali jego nazwisko. - To wszystko. - Nie cakiem - poprawi Thrawn. - Cardas istotnie by dotd tylko gociem. Teraz jest moim tumaczem - rysy jego twarzy stwardniay - i winiem. Cardas poczu, e szczka mu opada i po raz drugi w cigu dwch minut poczu, e jego serce przestaje bi. - Czym? - wykrztusi. - Przybye bez zaproszenia do przestrzeni Chissw - przypomnia mu powanie Thrawn. - A teraz, w niecae trzy miesice pniej, pojawia si tu flota inwazyjna. Chcesz powiedzie, e to przypadek? - Nie mam z tym nic wsplnego - zaprotestowa Cardas. - A my nie jestemy flot inwazyjn - doda Stratis. - Zrbcie co, ebym w to uwierzy - odpar Thrawn jeszcze bardziej serio. - Obaj. Cardas spojrza na Stratisa. Nagle caa ta historia wydawaa mu si wysoce niesmaczna. - Komandorze? - zagadn. Oczy Stratisa spoczy na nim na chwil, potem znw przeniosy si na Thrawna. Na jego twarzy pojawi si wyraz zamylenia. - Bardzo chtnie - rzek, wskazujc drzwi na bocznej cianie mostka. - Tam jest biuro, bdziemy mogli porozmawia spokojniej. Thrawn lekko skoni gow. - Prosz prowadzi. Doriana zaprowadzi ich do biura dowodzenia Kava, czujc dreszcz na myl o nowej i nieoczekiwanej szansie. Godzin temu wszystko wydawao si skoczone; misja poniosa klsk, a Doriana mg si rwnie dobrze uwaa za ywego trupa. Nawet gdyby napastnicy pozwolili mu wrci do Republiki, wiedzia, jakiej zapaty zada Darth Sidious za t klsk. A teraz wydawao si, e wszystko jeszcze moe ulec zmianie. - Prosz, usidcie wygodnie - zaprosi ich Doriana, gestem wskazujc fotele naprzeciw biurka, a sam okry masywn konstrukcj z rzebionego drewna i zaj ozdobny fotel Kava. Ktem oka zauway, e wicelord piorunuje go wzrokiem, ale nie mia teraz czasu na leczenie uraonej dumy jakiego Neimoidianina. - Czy poda co do picia? - Nie, dzikuj - rzek Mitthrawnuruodo, siadajc obok Cardasa. Dwaj chissascy wojownicy pozostali w drzwiach, tak jak si spodziewa Doriana, obserwujc wszystkich obecnych w gabinecie i jednoczenie majc na oku cay mostek. - Doskonale - rzek Doriana, koncentrujc si bez reszty na zadaniu, jakie go teraz czekao. Do roboty. - Pozwlcie, e wam opowiem o projekcie zwanym Lot Pozagalaktyczny.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Zacz od samego pocztku, opisujc pocztki projektu i jego misj, podkrelajc specjalnie wielko i uzbrojenie dreadnaughtw. - Interesujce - skomentowa Mitthrawnuruodo, kiedy opowie Doriany dobiega koca. - A co to ma wsplnego z nami? - Musisz wiedzie, e Lot Pozagalaktyczny zagraa zarwno Republice, jak i twoim ludziom - odpar Doriana. - Pamitasz grup na pokadzie, ktr nazwaem Jedi? To istoty o wielkiej mocy, ale rwnie wyjtkowo niebezpieczne. - Dlaczego? - Maj bardzo sztywne zasady. Chcieliby dyktowa, jak powinni zachowywa si ludzie i co maj myle - rzek Doriana, obserwujc Cardasa ktem oka. atwiej byoby opowiada takie rzeczy bez obecnoci kogo, kto rzeczywicie sporo wie na temat Jedi, ale Mitthrawnuruodo nabraby podejrze, gdyby Doriana zada wyczenia modego czowieka z dyskusji. A teraz musi stpa po cienkiej linii, starajc si przedstawi Mitthrawnuruodo Jedi jako istoty z gruntu grone, jednoczenie nie mwic rzeczy, ktre Cardas mgby uzna za kompletn bzdur. Cardas istotnie wydawa si zaskoczony rewelacjami Doriany. Jednoczenie jednak wida byo na jego twarzy rosnc niepewno. Arogancja Jedi, poczona z ich kompletn niezdolnoci do opanowania rozrastajcego si chaosu i stagnacji sprawiaa, e ludzie w caej Republice zastanawiali si, czy ci tak zwani stranicy pokoju nie robili jedynie wiele haasu, zamiast dziaa skutecznie. - Jedi uwaaj, e znaj odpowiedzi na wszystkie pytania - cign Doriana. - I e wszyscy powinni si podda ich koncepcji sprawiedliwoci. - Ale mwisz, e wyruszaj do innej galaktyki - przypomnia mu Mitthrawnuruodo. - Nie widz tu zwizku z Chissami. - Zanim wylec, maj zamiar zwiedzi najdalsze zaktki naszej galaktyki - wyjani Doriana, aujc, e Thrawna nie tak atwo przenikn jak Cardasa. Do tej pory nie wiedzia nawet, czy wywar na nim jakiekolwiek wraenie. - Jeli pojawi si w przestrzeni Chissw, z pewnoci bd prbowali narzuci swoj wol waszemu ludowi. - Prbowali to waciwe sowo - uwiadomi mu Mitthrawnuruodo. Rysy jego twarzy stwardniay. - Chissowie nie przyjmuj ot, tak sobie cudzych koncepcji, nie rozwaywszy ich najpierw bardzo starannie. Na pewno nie poddamy si dominacji. Niczyjej. - Nigdy tak nie mylaem - zapewni Doriana, a ostrona nadzieja rozjarzya si janiejszym pomieniem. A wic kwestie rasy i dumy zawodowej stanowiy klucz do serca Mitthrawnuruodo. Doskonale. - Ale ostrzegam, nie wolno wam ich nie docenia. Jedi s bezlitoni, ale i subtelni, miem twierdzi, e ich moc wykracza poza wszystko, co kiedykolwiek widzielicie. - Mgby by zaskoczony tym, co ju widzielimy - twardo powiedzia Mitthrawnuruodo. Nagle wsta.

192 - Pniej o tym porozmawiamy. Na razie inne sprawy wymagaj mojej uwagi. - Oczywicie - zgodzi si Doriana, rwnie podnoszc si z miejsca. - Co mamy robi podczas paskiej nieobecnoci? - Narazie obaj zostacie namostku poleci Mitthrawnuruodo. - Przyl po was, kiedy zechc znw z wami porozmawia. Na razie sprowadz na pokad ekip, ktra zajmie si zbadaniem waszego uzbrojenia i sprztu. - Mowy nie ma! - wrzasn Kav. - Ten statek jest wasnoci Federacji Handlowej... - Cicho bd - przerwa Doriana, gromic go wzrokiem. Czy ten gupiec nic nie rozumie? - Oczywicie, okaemy wszelk pomoc i wsparcie, jakie wam bdzie potrzebne. - Dzikuj - odrzek Mitthrawnuruodo. - Czonkowie ekipy przeka wam nowe rozkazy, kiedy skocz. A wy je wypenicie. Doriana skin gow. - Jak sobie yczysz. Mitthrawnuruodo spojrza na Kava i wyczu rosnce napicie pomidzy nim a Doriana. Jednak Neimoidianin zachowa milczenie i Mitthrawnuruodo wreszcie zwrci si do Cardasa. - Idziemy. Wyszli z biura. Chissascy wojownicy ruszyli tu za nimi. Doriana obserwowa ich do chwili, a zniknli za drzwiami luzy. Dopiero wtedy spojrza na Kava. - Z caym szacunkiem, wicelordzie, na imi twojej matki, co ty wyprawiasz? - Chciabym ci spyta o to samo - sykn Kav. - Zamierzasz si podda, oddajc nasze ycie i wasno temu prymitywnemu obcemu? - Rozejrzyj si wokoo, wicelordzie - pospnie poradzi Doriana. - Ten prymitywny obcy wanie obrci w perzyn cae nasze siy zadaniowe. A jeli czego nie przeoczyem, sam nie straci przy okazji ani jednego statku. - Wic chcesz, aby sta si jeszcze silniejszy, dajc mu dostp do tajnikw technologii Federacji Handlowej? Doriana odetchn gboko. - Posuchaj chwil - rzek, starannie wymawiajc kade sowo. Czu si jak na Barloku, kiedy usiowa wmanewrowa tych idiotw Brolfw w prosty plan zabjstwa. Ponielimy klsk w naszej misji. Nawet jeli Mitthrawnuruodo w tej chwili zadrze ogon i zostawi nas w spokoju, nasz pojedynczy okrt w aden sposb nie sprosta szeciu dreadnaughtom Lotu Pozagalaktycznego. Nie mamy innego wyjcia, jak tylko wrci do Republiki i stawi czoo gniewowi Dartha Sidiousa... a przy tej okazji na pewno poaujesz, e myliwce Chissw nie rozniosy ci dzisiaj na strzpy. - Unis palec. - Chyba, e... Pozwoli, aby po tym sowie zapada cisza. - Chyba, e co? - pokornie zapyta Kav. - Chyba - cign Doriana - e zdoamy przekona Mitth-rawnuruodo, aby zniszczy dla nas Lot Pozagalaktyczny.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Przez dusz chwil w pomieszczeniu panowaa gucha cisza. - Rozumiem - powiedzia w kocu Kav. - Mylisz, e ci si to uda? A jeli nawet si uda, czy on zdoa osign takie zwycistwo? - Nie wiem - przyzna Doriana. - Nie jest gupcem i na pewno zorientowa si, e moja wersja Lotu Pozagalaktycznego i Jedi na pewno jest stronnicza. Myl, e przerwa rozmow, aby wyj i spyta Cardasa o zdanie. - Ale dlaczego miaby sucha czowieka, ktrego uwaa za zdrajc? - zdziwi si Kav. - Wcale nie uwaa - odpar Doriana ze sprytnym umieszkiem. - Gdyby tak byo, z pewnoci nie powiedziaby mu tego w oczy. Prawdopodobnie chcia jedynie, abymy uwierzyli, e on nie zamierza sucha rad Cardasa. Kav pokrci gow. - Dla mnie to zbyt skomplikowane. - Tak, wiem - potwierdzi Doriana. - Dlatego musisz zostawi wszystko w moich rkach. Wszystko. Kav zamrucza co pod nosem. - Dobrze - burkn gono. - Na razie. Ale bd ci pilnowa. - Oczywicie - zgodzi si Doriana. - Pamitaj tylko, e twoje ycie warte jest wicej ni duma. - Pewnie tak - odpar Kav. - Ale sam powiedziae, e Mitthrawdo nie wierzy w twoje ostrzeenia przed Jedi. Jak go przekonasz, eby zniszczy Lot Pozagalaktyczny? - W moim arsenale perswazji mam co wicej ni tylko kamstwa na temat Jedi zapewni go Doriana. - Zaufaj mi. - Sprbuj - obieca Kav i skin gow. - Na razie. Cardas ju od trzech godzin siedzia samotnie przy komputerze w swojej kwaterze na Springhawku, wertujc strona po stronie skany i teksty techniczne w cheunh, kiedy Thrawn zjawi si wreszcie. - Przepraszam za dug nieobecno - rzek komandor, kiedy drzwi zasuny si za nim. - Mam nadziej, e si nie nudzie? - Czytaem raporty ekip technicznych, jak mi kazae - sztywno odpar Cardas, odwracajc si znw w stron komputera. Wiedzia, e zachowuje si nieuprzejmie, ale nie by w szczeglnie dobrym nastroju. - I co? - Jak to co? - Jakie jest twoje zdanie na temat moliwoci Federacji Handlowej? - cierpliwie zapyta Thrawn.

194 Cardas westchn, czujc si jak statek z zepsutym yroskopem. Tu przed bitw Thrawn oskary go o kamstwo w sprawie stosowania niewolnictwa w Republice, a tu po bitwie dooy do tego oskarenie o szpiegostwo na rzecz Federacji. A teraz domaga si od niego oceny ich moliwoci militarnych? - Te robomyliwce to wietna bro - mrukn. - Czytaem kilka miesicy temu raport, z ktrego wynikao, dlaczego nie udao im si cakowicie pokona przeciwnikw na Naboo. Ot jednoczesne sterowanie nimi i wszystkimi oddziaami naziemnymi przeciyo systemy komputerowe, przez co sterowanie myliwcami byo wolniejsze ni powinno. Tu nie byo adnych wojsk naziemnych. Moim skromnym zdaniem cywila, gdyby nie zniszczy im cznoci, pociliby nas na plasterki. - Prawdopodobnie - przyzna Thrawn. - Na szczcie statki Floty Ekspansywnej zostay wyposaone w nadajniki potniejsze ni w normalnej Flocie Obronnej, poniewa rzadko mamy dostp do wzmacniaczy, z ktrych moglibymy korzysta. A co sdzisz o wicelordzie Kavie i komandorze Stratisie? - Dlaczego mnie o to pytasz? - odparowa Cardas, poddajc si wreszcie i obracajc fotel, aby znale si z komandorem twarz w twarz. - Mylaem, e mi nie ufasz. Thrawn pokrci gow. - Nieprawda - rzek. - Gdybycie byli szpiegami, ty i twoi towarzysze, wykorzystalibycie dostp do komputera bazy, aby przyjrze si naszej technologii i pozna lokalizacj naszych wiatw. A wy tylko uczylicie si jzyka. Mog usi? - Jasne, oczywicie - rzek Cardas, gramolc si z fotela i wycigajc rk. By tak speszony wasn niepewnoci i zranion dum, e nawet nie zauway skrajnego zmczenia w twarzy i postawie komandora. - Dobrze si czujesz? - Nic mi nie jest - zapewni go Thrawn, machniciem rki oddalajc wycignit do, ale z ulg podszed do pryczy i usiad ciko. - To po prostu by bardzo dugi dzie. - Wygldasz na zmczonego... i zmartwionego - zauway Cardas, przygldajc mu si uwanie. - Czy co si stao? - Nic powanego - odpar Thrawn. - Po prostu dostaem wiadomo, e admira Aralani jest w drodze do naszej bazy. Cardas zmarszczy brwi. Od czasu, kiedy Aralani zabraa zdobyczny statek, mino zaledwie pi tygodni. - Ju skoczyli analiz statku Vagaarich? - Sdz, e admira maksymalnie skrcia wasny udzia w badaniach - wyjani Thrawn. - Dlatego tak gono oskaryem ci o szpiegostwo w obecnoci moich wojownikw. Po dzisiejszych wydarzeniach z pewnoci bdzie chciaa ich przesucha, chcia-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

em wic mie prawdopodobne wytumaczenie, dlaczego ty i twoi towarzysze znajdujecie si jeszcze w przestrzeni Chissw. Przepraszam za przykro, jak ci sprawiem. - Nie przejmuj si - zmarszczy brwi Cardas. - Mylisz, e Aralani ci podejrzewa? - Nie wtpi w to - odpar Thrawn. - Zwaszcza jeli wemie si pod uwag raporty, jakie otrzymuje z Crustai. - Ale kto w bazie mgby... - Cardas urwa, bo przysza mu nagle do gowy okropna myl. - Thrass? Twj brat? - Kto inny czuby si w obowizku informowa j o wszystkim? - Chcesz powiedzie, e twj wasny brat prbuje ci pogry? - dopytywa Cardas, wci nie wierzc wasnym uszom. - Mj brat bardzo kocha swoj rodzin krwi, mnie rwnie - wyjani Thrawn z gbokim smutkiem. - Ale jest zaniepokojony tym, co uwaa za moje samobjcze zachowanie... a obowizkiem syndyka smego Rodu Panujcego jest broni honoru i pozycji rodziny. - I dlatego napuszcza na ciebie admiraa? - Jeli admira Aralani przybdzie tu po to, aby zmieni moje rozkazy, nie bd mg spowodowa dalszych kopotw - zauway Thrawn. - A przynajmniej tak si wydaje mojemu bratu. Tym sposobem chroni zarwno mnie, jak i smy Rd. Cardas pomyla o ataku Vagaarich, ktrego byli wiadkami, o istotach bezradnie zamknitych w przejrzystych bblach. - A tymczasem istoty takie jak Vagaari bd hula na wolnoci. - To prawda. - Thrawn przycisn do do czoa. - Dopki jednak admira nie przybdzie, dowodzenie pozostaje w moich rkach. Jakie odniose wraenia ze spotkania z wicelordem Kavem i komandorem Stratisem? Cardas z wielkim wysikiem oderwa myli od wspomnienia ywych tarcz Vagaarich. - Nie wydaje mi si, aby Stratis rzeczywicie tam dowodzi. Nie wyobraam sobie, aby Neimoidianie ot, tak po prostu oddali swoje okrty ludziom. - Chyba e czowiekowi o naprawd duej wadzy - zauway Thrawn. - Albo komu, kto jest penomocnikiem czowieka o takiej wadzy. Nazwisko Stratis jest naturalnie faszywe. - Moliwe - zgodzi si Cardas. - Ale wydaje mi si, e mwi prawd i e nie s siami inwazyjnymi. Nawet jeli te ich piercienie s wypenione a po sieci antywstrzsowe robotami bojowymi, wci jest ich zbyt mao na okupacj planety. - Uwaasz wic, e ich misja jest po prostu puapk na ten Lot Pozagalaktyczny? - Tak bym sdzi, gdybym wiedzia dokadnie, czym jest ten Lot Pozagalaktyczny - odpar Cardas. - Ale nigdy o nim nie syszaem, a opiniom Stratisa rednio wierz. Thrawn skin gow.

196 - Moe Quennto i Ferasi bd mieli wicej informacji. - Moliwe - odpar Cardas. - Wracamy teraz na Crustai, prawda? - Musz tam by, aby powita admira Aralani - przypomnia mu Thrawn. - Moi ludzie mog zakoczy badania beze mnie. - A jeli Kav i Stratis zdecyduj, e trzeba ich pozabija i zwia? - Nie ma obawy - zapewni go Thrawn. - Nie mog tak po prostu skoczy w nadprzestrze, choby nie wiadomo jak chcia tego wicelord. Przynajmniej dopki Tornado przyszpila ich w miejscu. - Rozumiem - powiedzia Cardas, czujc, e si rumieni z zakopotania. Wszystko stao si tak szybko, e cakiem zapomnia o krowniku, ktry Thrawn pozostawi z boku przed rozpoczciem bitwy. Widocznie technicy Chissw znaleli sposb, aby zamkn projektor grawitacji Vagaari w powoce statku. - Nawet jednak gdyby mogli, to chybaby nie uciekli - cign Thrawn. - Stratis bardzo by chcia, ebym zniszczy Lot Pozagalaktyczny zamiast niego. Cardas wytrzeszczy oczy. - Wic w t stron to wszystko zmierza? - Ajak sdzisz, po co byy te opowieci o uzbrojeniu i o niebezpiecznych Jedi? odparowa Thrawn. - Ja tylko... chyba mylaem, e on po prostu prbuje ci zmusi, aby ich wypuci - plta si Cardas. - A ty tak nie mylae...? - Zrobi wszystko, aby chroni tych, ktrzy s ode mnie zaleni - powiedzia Thrawn powanie. - Nie wicej. Ale i nie mniej. Wsta. - Ale to ju nie twj problem - rzek. - Jeszcze raz dzikuj ci za pomoc. - Nie ma sprawy. - Cardas wsta rwnie. Czy to tylko wyobrania, czy komandor zachwia si lekko, kiedy stawa na nogi? - Lepiej chwil odpocznij. Kiepsko bdzie, jeli padniesz ze zmczenia, zanim Aralani zdy cho pomyle o tym, eby ci wsadzi za kratki. - Dzikuj za trosk - sucho odpar Thrawn. - Postaram si jej nie rozczarowa. - Jeszcze jedno pytanie, jeli mona - doda Cardas, kiedy komandor ruszy do wyjcia. - Skd wiedziae, e te droideki nas nie rozstrzelaj? - Droideki? A, te toczce si roboty - przypomnia sobie Thrawn. - Nic trudnego. Wszystko na mostku wiadczyo o tym, e zbudoway go osoby, ktre nigdy nie wystawi si na wiksze ryzyko, ni jest to absolutnie konieczne. - Rzeczywicie, ten opis pasuje do Neimoidian - zgodzi si Cardas. - A wic poznae to po budowie mostka? - Architektura to tylko jeszcze jedna forma sztuki - przypomnia mu Thrawn.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Ale nawet bez tych informacji, widzc potrjne drzwi grodziowe, przez jakie przechodzilimy, odgadbym, e Neimoidianie nie s wojownikami. - Dlatego maj roboty bojowe, eby za nich walczyy - doszed do wniosku Cardas. - Ale czy rozstrzelanie nas nie byoby wanie krokiem odpowiednim dla tchrzy? Thrawn pokrci gow. - Wicelord Kav sta zbyt blisko linii ognia. Nigdy nie rozkazaby droidekom zaatakowa. Cardas skrzywi si. - A wic to by blef. - Albo chcia nam co udowodni - doda Thrawn. - Te roboty bojowe to nowa koncepcja, ale warta zastanowienia. - Skrzywi si. - Mam nadziej, e Vagaari nie odwiedzili jeszcze wiata, gdzie mogliby zdoby tak bro. - Raczej nie - odpar Cardas. - Neimoidianie bardzo niechtnie si nimi dziel. - Zobaczymy. - Thrawn dotkn kontrolki i drzwi si otworzyy. - pij dobrze, Cardas. Cardas spoglda przez chwil na zamknite drzwi. A wic teraz Thrawn zapewni, e nie podejrzewa go o szpiegostwo. To pocieszajce... cho w obecnoci wiadkw powiedzia co odwrotnego i te na pozr bardzo szczerze. Gdzie wic ley prawda? Czy Quennto i Maris byli tylko pionkami w jakiej politycznej grze? A jeli tak, co to za gra? Cardas wiedzia, e Maris wierzy w honor Thrawna. Quennto za to nie mia cienia zaufania do jego pochodzenia i funkcji wojskowej. A Cardas w ogle nie wiedzia, co myle. Wiedzia tylko jedno. Zaczynao si robi gorco i mia niejasne wraenie, e zaoga owcy Okazji zdecydowanie ponad miar przeduya swj pobyt tutaj. Musz si jako wydosta. I to jak naj szybciej. Uliar dowiedzia si o problemie, kiedy skrci za rg i stwierdzi, e pozostali dwaj czonkowie jego zmiany wachty stercz w drzwiach pomieszczenia monitorowni. - Co si dzieje? - zapyta, podchodzc bliej. - Mamy wycieczk - wyjani Siw, starszy oficer. - MaNing i jakie pdraki. - Jakie znowu pdraki? - Paru jego modszych Jedi - z pogard odpar Algrann. - Wpadli tu dziesi minut przed zakoczeniem zmiany Grasslinga i wyrzucili wszystkich. - I co, nie moemy tam wej? - zapyta Uliar, nie dowierzajc wasnym uszom. Siw wzruszy ramionami.

198 - Powiedzia Grasslingowi, e da mu zna, kiedy bdzie mg znowu wej - odrzek. - Sam, przyznaj, nie pytaem. Uliar spojrza na drzwi ze zmarszczonymi brwiami. Jedi. Znowu. - A ja mog sprbowa? Siw machn rk. - A rb, co chcesz. Uliar podszed do drzwi, wcisn zamek. Drzwi otworzyy si i wszed do rodka. Mistrz Jedi MaNing sta obok gwnego pulpitu, pogrony w omawianiu dziaania monitorw i systemw sterowania. Zwrci pytajce spojrzenie na Uliara, ale ani na chwil nie przerwa wykadu. Przy panelu siedziaa czwrka dzieci, dwoje tak maych, e musiay klkn na siedzeniach, eby co zobaczy. Wygldao to jak scena z klasy drugiego poziomu. Tyle tylko, e dzieci siedziay nie przy pulpicie do pisania, ani nawet nie przy makiecie, lecz przy rzeczywistym, prawdziwym systemie sterowania jednego z reaktorw, ktry kontrolowa moc pync do dreadnaughta cztery. MaNing dokoczy zdanie i unis brwi. - O co chodzi, Uliar? - zapyta. - Prosz wybaczy, mistrzu MaNing - odezwa si Uliar, podchodzc bliej. - Ale co, u licha, tu robicie? Zmarszczki wok oczu MaNinga pogbiy si lekko. - Ucz modych padawanw podstaw dziaania reaktora. Uliar spojrza na dzieci raz jeszcze. Miay od piciu do omiu lat, a przynajmniej tak mu si zdawao. Wszystkie miay byszczce oczy i a kipiay ciekawoci, jak kade dziecko. Ale teraz dopiero zauway, e byo w nich co wicej. Jaka ukryta gbia i powaga, nietypowe dla dzieci w tym wieku. Czy to wizao si z tym, e byli Jedi? - To doskonale, e si ucz, ale to nie miejsce dla dzieci - rzek Uliar. - A jeli mog co powiedzie, to chyba nie jeste osob, ktra mogaby kogokolwiek wprowadza w tajniki pracy reaktora. - Daj im tylko bardzo oglny pogld - zapewni go MaNing. - Nie powiniene im nic o tym mwi - odparowa Uliar. - Jeli chodzi o sprzt pracujcy na wysokich poziomach energii, maa wiedza jest gorsza ni jej brak, a przy tym niebezpieczna. A tak w ogle, czyj by ten gupi pomys? MaNing zacisn usta. - Mistrz Cbaoth postanowi, e wszyscy Jedi i padawani musz wiedzie, jak kontrolowa najwaniejsze systemy Lotu Pozagalaktycznego. Uliar wytrzeszczy oczy. - artujesz chyba. - Wcale nie - zapewni go MaNing. - Nie obawiaj si, wyniesiemy si std za p godziny. - Wyniesiecie si std o wiele szybciej - warkn Uliar, wciskajc si pomidzy dwjk dzieci i pochylajc nad konsol cznoci. - Mostek, kontrola reaktora trzy. Z komandorem Omano prosz. - Chwil.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Uliar spojrza na MaNinga, ciekaw, czy Jedi bdzie prbowa mu przeszkodzi. Ale MaNing sta tylko ze spuszczonymi oczami, pogrony w czym na ksztat medytacji. - Komandor Omano. - Technik reaktora czwartego, Uliar, komandorze - przedstawi si Uliar. - W naszej nastawni znajduj si nieupowanione osoby, ktre odmawiaj jej opuszczenia. Omano westchn ciko, co gonik przenis jako saby syk. - Jedi? Uliar poczu, e podoga ucieka mu spod ng. - Jeden z nich jest Jedi, owszem - rzek ostronie. - Ale nie s upowanieni do... - Niestety, s - przerwa mu Omano. - Mistrz Cbaoth zada, aby jego ludzie dostali peny dostp do wszystkich obszarw i pomieszcze systemw na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego. Uliar czu, e usyszy wanie takie wyjanienie, a mimo to odczu je jak zimny prysznic. - Z caym szacunkiem, komandorze, to rwnie absurdalne, co niebezpieczne - powiedzia. - Dzieci w... - Masz rozkazy, techniku Uliar - przerwa mu w p sowa Omano. - Jeli ci si nie podobaj, moesz je przedyskutowa z mistrzem Cbaothem. Rozleg si cichy trzask i komunikator ucich. Uliar podnis wzrok i stwierdzi, e MaNing przyglda mu si uwanie. - Prosz bardzo - warkn, wytrzymujc dzielnie spojrzenie Jedi. Jeli MaNing myli, e Uliar si ugnie lub zacznie kaja tylko dlatego, e tamten mia na sobie te pretensjonalne szaty, a przy pasie miecz wietlny, to bdzie musia zrewidowa swoje pogldy. - Gdzie znajd mistrza Cbaotha? - Jest na dole, w centrum szkoleniowym - odpar MaNing. - Rdze magazynowy, sekcja jeden-dwadziecia cztery. Uliar wytrzeszczy oczy. - Wasza szkka mieci si w rdzeniu magazynowym? A co jest zego w dreadnaughtach? MaNing zacisn usta. - Mistrz Cbaoth uzna, e lepiej bdzie, jeli znajdziemy moliwie jak najdalej od wszystkiego, co mogoby nas odrywa od nauki. Czy odrywanie od nauki obejmowao rodzicw, rodziny i normalnych ludzi? Prawdopodobnie tak. Irytacja Uliara gdzie w gbi zacza przeradza si w prawdziwy, kipicy gniew. - Doskonale - rzek. - Wrc tu. - I co? - zapyta Algrann, kiedy Uliar znalaz si na korytarzu. - Omano te zosta w to wcignity - kwano odpar Uliar.

200 - Id pogada z samym Wielkim Bufonem i zobaczymy, czy zdoam mu wbi do mzgownicy troch rozumu. - Z kapitanem Pakmillu? - Pakmillu ju nie prowadzi tej budy - burkn Uliar. - Id do Cbaotha. Ktry chce i ze mn? Wymienili spojrzenia i Uliar prawie widzia, jak wycofuj si w gb siebie. - Lepiej zostaniemy tutaj - odpar w kocu Siw. - Kiedy MaNing skoczy, kto powinien by na dyurze. - Jasne - odpar Uliar, krzywic si z pogard. Dlaczego wszyscy natychmiast tracili krgosup, kiedy w gr wchodzili Jedi? - Do zobaczenia. Zjecha turbowind na najniszy poziom dreadnaughta cztery, po czym ruszy w kierunku jednego z masywnych pylonw, czcych dreadnaughty z rdzeniem magazynowym. Cztery z szeciu turbowind, ktre mieciy si w tym pylonie, znajdoway si gdzie wyej, ale dwie czekay. W kilka chwil pniej by ju w magazynach. Rdze skada si z serii duych sal, z ktrych kade wypenione byo prawie po sufit stosami skrzy, utrzymywanych w bezpiecznej stabilnoci za pomoc grubych sieci. Stosunkowo wski pas podogi w kadym z pomieszcze pozostawiony by wolny, tworzc wski chodnik i obszar roboczy do przesuwania skrzy. Na kadym kocu chodnika znajdowaa si para drzwi prowadzcych do przylegych pomieszcze: jedne dla osb, drugie - znacznie wiksze - dla wzkw transportowych. Turbowinda wysadzia Uliara w sekcji sto dwudziestej - odczyta ten numer na niewielkiej tabliczce przyczepionej do sieci. MaNing powiedzia, e szkoa Jedi znajdowaa si w sekcji sto dwudziestej czwartej, wic ruszy w kierunku rufy. adne z drzwi wiodcych do waciwej sekcji nie zostay jako oznakowane, aby podkreli jej status szkoy. Uliar wyprostowa si, starajc si nie myle o krcych legendach na temat mocy Jedi, podszed do mniejszych drzwi i dotkn kontrolki. Nic si nie stao. Sprbowa jeszcze raz - nadal nic. Podszed do wikszych drzwi towarowych i przekona si, e i one s zamknite na gucho. Zawrci do mniejszych drzwi, zwin do w pi i agodnie zastuka. Nie byo odpowiedzi. Zastuka jeszcze raz, tym razem mocniej. Czy oni wszyscy wyszli i rozleli si po caym statku? - Czego chcesz? Podskoczy i spojrza na ekran komunikatora, zamontowanego po lewej stronie, tu obok sieci. Spogldaa z niego gniewna twarz Cbaotha. - Musz z tob porozmawia na temat waszych uczniw i ich nauczycieli - zacz Uliar, czujc, e jego zdecydowanie zaczyna si rozpywa pod tym oniemielajcym spojrzeniem. - S teraz w nastawni i monitorowni reaktora, gdzie nie powinno ich... - Dzikuj za zainteresowanie - przerwa mu Cbaoth - ale nie musisz si martwi. - Wybacz, mistrzu Cbaoth, ale chyba jednak musz - upiera si Uliar. - Niektre z tych systemw s bardzo delikatne. Ja uczyem si cztery lata, eby je prawidowo obsugiwa. - Twoja nauka rnia si od nauki Jedi - zauway Cbaoth.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

202

- adny slogan - burkn Uliar. Jego gniew, ktry po drodze nieco zagodnia, teraz znw zacz dochodzi do punktu wrzenia. - Ale uczenie komunaw nie zastpi porzdnej szkoy technicznej. Mroczne spojrzenie Cbaotha pomroczniao jeszcze bardziej. - Twj brak wiary jest bezmylny i obraliwy - hukn. - Odejdziesz teraz i nigdy tu nie wrcisz. - Nie zrobi tego, dopki te dzieciaki s w mojej nastawni - z uporem sprzeciwi si Uliar. - Powiedziaem: id - powtrzy Cbaoth. I nagle jakby niewidzialna do pchna w pier Uliara, odrzucajc go od zamknitych drzwi do tyu, w kierunku wyjcia z sekcji. - Hej, zaczekaj! - zaprotestowa Uliar, miotajc si bezradnie, aby zrzuci ciar z piersi. Nie wiedzia, e Jedi mog co takiego zrobi poprzez ekran komunikatora, nie pojawiajc si nawet osobicie. - Co z tymi dziemi? Cbaoth nie odpowiedzia. Odprowadzi wzrokiem Uliara a do drzwi. Obraz w jego oczach i nacisk na pier technika zniky jednoczenie. Przez dug chwil Uliar sta w miejscu, czekajc, a uspokoi mu si serce, omoczce z napicia i nadmiaru adrenaliny. Zastanawia si, co teraz robi - moe powinien zawrci i sprbowa jeszcze raz? Wydawao si jednak, e to daremny wysiek. Odetchn gboko i zawrci w kierunku dreadnaughta cztery i nastawni. MaNinga i dzieci ju nie byo, kiedy si zjawi. Siw i Algrann stali przy swoich stanowiskach. - I co? - zapyta Siw, kiedy Uliar w milczeniu zaj swoje miejsce. - Kaza mi si wynosi i pilnowa swoich spraw - wyjani Uliar. - To s nasze sprawy. - Mnie tego nie musisz mwi - odpar Uliar kwano. - Powiedz lepiej jemu. - Moe powinnimy pogada z Pakmillu - z wahaniem podsun Algrann. - A po co? - burkn Uliar. - Zdaje si, e teraz to Jedi tutaj rzdz. Algrann zakl pod nosem. - wietnie. Zostawiamy za sob tyrani biurokratw i skorumpowanych politykw, a wpadamy w tyrani Jedi. - To nie tyrania - sprzeciwi si Siw. - Nie - zgodzi si Algrann. - Jeszcze nie.

ROZDZIA

18
- Lot Pozagalaktyczny - powtrzy Quennto, marszczc brwi. Powoli pokrci gow. - Nie. Nigdy o tym nie syszaem. - Ja te nie - dodaa Maris. - Wic mwisz, e ten Kav i Stratis chc go zniszczy? - Kav i ten drugi - sprostowa Cardas. - Thrawn uwaa, e Stratis to faszywe nazwisko. - Niech bdzie, Kav i Pan Nikt - niecierpliwie rzuci Quennto. - Dlaczego chc go zniszczy? Cardas wzruszy ramionami. - Stratis zacz nawija, jacy to niebezpieczni s Jedi, jak chc przej wadz i zmusi wszystkich, aby zachowywali si tak jak oni. Ale to chyba kamstwo. - Niekoniecznie - sprzeciwi si Quennto. - Sporo ludzi zaczyna si ju zastanawia nad Jedi. - Z pewnoci pomagaj utrzyma biurokracj na Coruscant - zauwaya Maris. - Kady, kto zechce zmieni rzd na normalny, bdzie musia przekona Jedi do przejcia na jego stron. - Albo ich pozabija - doda Quennto. Maris zadygotaa. - Nie sdziam, e kiedykolwiek do tego dojdzie. - C, Stratis zdecydowanie nie mwi o perswazji - powiedzia Cardas. - A co z dreadnaughtami? Syszelicie chocia o nich? - Owszem. To najnowszy prezent Rendili StarDrive dla ogarnitych obsesj wojowania - rzek Quennto. - Szeset metrw dugoci, cikie tarcze, caa masa unowoczenionych dzia turbolaserowych, wikszo z nich skupiona w czterech gniazdach na osi podunej, skd mog ostrzeliwa ogromne pole raenia. Normalna zaoga liczy okoo szesnastu tysicy ludzi, a jest jeszcze miejsce na dwa lub trzy tysice onierzy. Syszaem, e Sektor Korporacyjny kupuje je jak pamitki z Dnia Translandu, a niektre wiksze wiaty Jdra nie pozostaj daleko w tyle.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Czy Coruscant te kupowa? - zapytaa Maris. Quennto wzruszy ramionami. - Ostatnio bya mowa o prawdziwej armii i uczciwej flocie bojowej dla Republiki. Ale gadali tak od wielu lat i nigdy nic z tego nie wyniko. - A wic przy szeciu dreadnaughtach mona mwi o stu tysicach ludzi na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego? - zapyta Cardas. - Prawdopodobnie nie wicej ni o poowie tej liczby - sprostowa Quennto. - Wiele standardowych zada bdzie si powtarza na wszystkich statkach, a poza tym bdzie im potrzebna wolna przestrze, jeli to statek kolonistw. - Mnstwo ludzi zginie, chocia chodzi im tylko o paru Jedi - zauwaya Maris. - Nie martw si, jestem pewien, e twj szlachetny komandor iThrawn nie da si na to nabra - kwano odpar Quennto. - Nawet jeli Thrawn nie zechce wsppracowa, Stratis wci dysponuje nietknitym okrtem bojowym Federacji Handlowej - przypomnia im Cardas. - To spora sia ognia, a moe jeszcze wicej maj w drodze. - Wic co robimy? - zapytaa Maris. - Nic nie robimy - postanowi Quennto. - Szukanie Lotu Pozagalaktycznego to nie nasza sprawa. - Ale nie moemy tak po prostu siedzie tu i mie wszystko w nosie - zaprotestowaa Maris. - Moemy jeszcze ucieka jak poparzone jastrzbionietoperze - odci si Quennto - chyba najlepsza pora na to. - Ale... - Maris - przerwa jej Quennto unoszc do. - To nie nasz problem. Syszysz? Nie nasz problem. Jeli Jedi zamierzaj odlecie w Nieznane Rejony, to sami musz wymyli, jak si broni. A my musimy wymyli, jak si std wydosta. To znaczy, jeli uwaasz, e zdoasz si oderwa od szlachetnoci i kultury Thrawna. - To nie w porzdku - zaprotestowaa Maris. Spojrzaa na niego ze zoci, cho policzki zabarwi jej cie rumieca. - Niewane. - Quennto popatrzy na Cardasa. - Ostatnio jeste kutnplem komadora, may. Mylisz, e moesz go namwi, eby nam odda t cz upu Vagaarich, ktr jego braciszek zapieicztowa? - Kciukiem wskaza na Maris. - A moe powinienem poprosi o to j? - Rak... - zacza Maris. - Nie sdz, eby da si na to namwi - pospiesznie rzuci Cardas. Napicie midzy Quennto i Maris znw zaczo siga czerwonej strefy. - Nie moe nam nic odda, dopki jego brat i admira Aralani mu tego nie przeka. - Wic jak cign tutaj t Aralani? - zapytaa Maris. - Nie musimy - zapewni Cardas i spojrza na chronometr. - Chyba nawet w tej chwili Thrawn przyjmuje jw swojej bazie.

204 - wietnie - ucieszy si Quennto. - Zaatwimy sobie rozmow, zabierzemy up i ju nas nie ma. - Oj, chyba nie - przyhamowa go Cardas. - Ona jest tutaj po to, eby sprawdzi, czy Thrawna nie trzeba usun ze stanowi-

ska. Na chwil zapanowaa pena zdumienia cisza. - To absurdalne - wykrztusia wreszcie Maris. - Thrawn jest dobrym dowdc. Jest dobrym czowiekiem. - A odkd to jedno albo drugie ma jakiekolwiek znaczenie? - parskn Quennto. - Pamitaj, e ona bya absolutnie przeciwna przekazaniu nam tego upu po Vagaarich. Czarno to widz. - Czy cho przez minut moesz zapomnie o upie? - zapytaa Maris gniewnie. - Rozmawiamy o yciu i karierze Thrawna. - Nie, nie mog zapomnie o upie - warkn Quennto. - Na wypadek, gdyby zapomniaa, soneczko, ju dwa i p miesica jestemy spnieni z dostaw do Drixo futer i ognistych kamieni. Jeli ju si tam pokaemy, to musimy mie co, co mogoby j uspokoi. To jedyna szansa, abymy uratowali swoje skry. Maris skrzywia si. - Wiem - mrukna. - Wic co robimy? - zapyta Cardas. - Nie my, tylko ty. Musisz przekona ich, eby oddali nam up - odpar Quennto. - I nie pytaj mnie, jak to zrobi - doda, widzc e Cardas otwiera usta. - Bagaj, pro, przekupuj... cokolwiek. - Tylko ty moesz co zdziaa - dodaa Maris powanie. - Za kadym razem, kiedy Rak lub ja opuszczamy kwater, natychmiast mamy towarzystwo. Cardas westchn. - Zrobi, co w mojej mocy. - I nie zapominaj, e nie zostao wiele czasu - ostrzeg Quennto. - W tej chwili mamy przynajmniej czciowego sojusznika w Thrawnie. Jeli dostanie kopa, nie bdziemy mie nawet tego. Cardas rozwaa przez chwil, co by powiedzieli, gdyby si dowiedzieli, e Thrawn publicznie oskary ich o szpiegostwo. Ale nie byo sensu martwi ich bardziej ni trzeba. - Zrobi, co w mojej mocy - powtrzy i wsta. - Do zobaczenia. Wyszed z ich kwatery i ruszy korytarzem. Ceremonia powitalna Aralani prawdopodobnie dobiega ju koca, ale naleao przypuszcza, e ona i Thrawn wci s razem. I e prawdopodobnie rozmawiaj o oskareniach Thrawna. Aralani wywara na Cardasie wraenie osoby, ktra nie zamierza traci wicej czasu na ceremonialne powitania, ni to jest absolutnie potrzebne. Moe naleao przekaza oficerom Thrawna, e Cardas chce porozmawia z komandorem najszybciej, jak to bdzie moliwe.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Moesz sobie tak swobodnie chodzi po bazie? Cardas obejrza si i zobaczy Thrassa. Trudno byo odgadn, co kryje si za tymi gorejcymi oczami. - Syndyk Mitthrassafis - powita go, po raz kolejny tego dnia usiujc zmusi mzg do pracy. - Wybacz moje zaskoczenie, ale sdziem, e jeste z bratem i pani admira. Thrass skoni gow. - Chod ze mn, prosz - powiedzia, odwrci si i ruszy w gb korytarza. Cardas poszed za nim, czujc nieprzyjemne pulsowanie w skroniach. Thrass poprowadzi go na grne poziomy bazy, gdzie mieszkali Thrawn i wysi rang oficerowie. Po drodze minli kilku wojownikw, ale widok syndyka i towarzyszcego mu czowieka wywoa jedynie zaciekawione spojrzenia. Dotarli wreszcie do drzwi oznaczonych symbolami w cheunh, ktrych Cardas nie umia do koca rozszyfrowa. - To tutaj - rzek Thrass, otworzy drzwi i gestem zaprosi go do rodka. Cardas wyprostowa si i wszed do rodka. Znalaz si w niewielkiej salce konferencyjnej z szecioma wyposaonymi w indywidualne komputery fotelami, ustawionymi wok centralnego projektora holograficznego. U szczytu krgu, wspaniaa i dostojna w swoim biaym mundurze, siedziaa admira Aralani. - Usid, Cardas - rzeka w cheunh, gdy Thrass wszed za nim i zamkn drzwi. - Dzikuj, pani admira - odpar Cardas w tym samym jzyku i zaj miejsce dokadnie naprzeciwko niej. - Mio znw pani widzie. Skina gow, obserwujc go uwanie. Thrass zaj miejsce po jej prawej rce. - Twoja biego w cheunh znacznie wzrosa - zauwaya. - Moje gratulacje. - Dzikuj - powtrzy Cardas. - To pikny jzyk, kiedy si go sucha. auj jedynie, e nigdy nie bd nim mwi jak Chiss. - Nie, nie bdziesz - zgodzia si Aralani. - Rozumiem, e towarzyszye komandorowi Mitthrawnuruodo w jego ostatniej wyprawie. Opowiedz nam, co si tam zdarzyo. Cardas spojrza na Thrassa i znw na Aralani. - Prosz mi wybaczy impertynencj, ale czy nie powinnicie spyta o to raczej komandora Mitthrawnuruodo? - Zapytamy - zapewnia go Aralani - ale na razie pytamy ciebie. Opowiedz o tym ostatnim akcie agresji. Cardas odetchn gboko. - Nie uznabym tego za akt agresji - rzek, starannie dobierajc sowa. - Bya to ekspedycja majca na celu zbadanie nieznanych jednostek wojennych, o ktrych pojawieniu si w tym obszarze doniesiono. - Jednostek, ktre nie zostayby zgoszone, gdyby Mitth-rawnuruodo nie mia

206 znanych skonnoci do pochopnych dziaa militarnych - zauwaya Aralani. Za jej plecami Thrass lekko poruszy si w fotelu. - Statut Floty Ekspansywnej wymaga obserwacji i eksploracji obszarw wok Dynastii Chissw - przypomnia. - Obserwacja i eksploracja... - powtrzya Aralani. - Ale na pewno nie niesprowokowane dziaania wojenne. - Uniosa brew. - Moe zaprzeczysz, e zostay podjte dziaania militarne i e byy ofiary wrd Chissw? Cardas zmarszczy brwi. Thrawn nie wspomina o adnych ofiarach. - Nie wiedziaem, e jacy wojownicy Chissw ponieli mier. - Tornado nie wrci z bitwy - poinformowaa Aralani. - Ach, tak? - Cardas odetchn nieco lej. Oczywicie, zaginiony krownik pozosta na polu bitwy, eby utrzyma Darkvengea na miejscu za pomoc projektora grawitacyjnego Vagaarch. Ale oczywicie nie mg o tym powiedzie Aralani. - Wci utrzymuj, e komandor Mitthrawnuruodo walczy wycznie w obronie wasnej. - Czy nieprzyjaciel wystrzeli pierwszy? - Wystrzelenie salwy nie zawsze jest pierwszym aktem agresji - zastrzeg si Cardas, odnoszc dziwne wraenie, e kroczy po wskiej kadce nad jam pen gundarkw. - Statki Federacji Handlowej wypuciy potn eskadr robomyliwcw. Syszaem raporty z bitew, w ktrych wykorzystywano t bro, i gdyby komandor Mitthrawnuruodo nie zdoa ich unieszkodliwi, jego siy wkrtce zostayby pokonane. - Moliwe - zgodzia si Aralani. - Bdziemy wiedzie wicej, jeli oprowadzisz nas po strefie bitwy. Cardasowi nagle zascho w gardle. - Po strefie...? - Masz jakie obiekcje? - zapytaa Aralani. - No c, przede wszystkim nie wiem nawet, gdzie to jest - odpar Cardas, grajc na zwok i jednoczenie mylc gorczkowo. Jeli Aralani odnajdzie tam Darkvenge... - Lokalizacja nie jest adnym problemem - zapewnia go Aralani, unoszc w gr cienki cylinder o stokowatym zakoczeniu. - Mam tutaj dane nawigacyjne Springhawka z ostatnich dwch miesicy. Cardas z trudem powstrzyma si przed skrzywieniem ust. Wspaniale. - Dobrze - rzek. - Ale czy nie powinnimy powiadomi o tym komandora Mitthrawnuruodo? - Wylecimy teraz wanie dlatego, e nie chc, aby komandor Mitthrawnuruodo dowiedzia si o tym - wyjania Aralani. - Wysaam go na patrol po najbliszych systemach. Powinnimy przez ten czas spokojnie zbada stref walk i wrci. - Jej oczy zabysy mocniej.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- I dopiero wwczas zapytamy go o jego wersj bitwy. - Namierzy pierwszy cel - powiedzia Cbaoth. Jego gos brzmia gucho i pospnie, tumiony przez niskie sklepienie blistera z bateriami. - Ognia! Jego donie bez popiechu uniosy si nad kontrolkami, wiateka zamigotay i pierwsza z baterii turbolaserw dreadnaughta jeden oddaa potn, caoburtow salw. Stojcy w drzwiach blistera Obi-Wan sign w Moc. Po drugiej stronie dreadnaughta wyczuwa Loran Jinzler, ktra rwnie odpalia swoje turbolasery, a w tym samym czasie, po drugiej stronie Lotu Pozagalaktycznego, na dreadnaughcie cztery, to samo robili Maning i dwaj Durosjanie. - Rany - mrukn Anakin stojcy u jego boku. - To byo... mocne. - Tak - zgodzi si Obi-Wan, uwanie obserwujc Cbaotha. To ju trzecia wi bitewna mistrza Jedi dzisiaj, a napicie zwizane z ca procedur powinno zacz dawa mu si we znaki. Jeli jednak nawet tak byo, Obi-Wan nie mg zobaczy tego w twarzy mistrza... ani wyczu. Zawsze uwaa, e przynajmniej cz niewzruszonej pewnoci siebie Cbaotha to poza lub zdecydowane przecenianie wasnych moliwoci. Teraz jednak po raz pierwszy zacz dopuszcza do siebie myl, e by moe ten czowiek naprawd jest tak silny Moc, jak twierdzi. - Kontrola obserwatora: wszystkie salwy test-jeden w celu - odezwa si gos z komunikatora. - Cakiem niele - skomentowa Anakin. - Bardzo dobrze, chciae chyba powiedzie - poprawi go Obi-Wan. - Czy ty take wyczuwasz rozkazy mistrza Cbaotha, czy tylko obecno samej wizi? - Nie wiem - odpar szczerze Anakin i Obi-Wan wyczu, e chopak zwikszy poziom koncentracji.. - Przygotowanie do drugiego celu - oznajmi Cbaoth. - Kontrola obserwatora gotowa. - Ognia - rozkaza Cbaoth. I znw wskaniki zamigotay. - Cel drugi trafiony - donis obserwator. - Jedno pudo. - Co to jest pudo? - zapyta Anakin. - To znaczy, e jeden ze strzaw nie trafi w cel - wyjani Obi-Wan, marszczc brwi. Byo co dziwnego w tym ostatnim strzale. Co, czego nie potrafi do koca okreli. Sign znowu w Moc i tym razem koncentrujc si na obrzeach wizi, zamiast na jej jdrze, usiowa przeledzi anomali. - Przygotowa si do trzeciego celu - poleci Cbaoth. - Ognia! Teraz, kiedy wskaniki znw zamigotay, Obi-Wan zobaczy, o co chodzi. Cbaoth przygotowa w sumie do tego wiczenia sze celw. Obi-Wan zmusi si do wyczekania, a wszystkie sze ulego zniszczeniu, przy czym ostatnie cztery trafio-

208 no z t sam imponujc dokadnoci, co pierwsze dwa. Obserwator przedstawi kocowy raport i Cbaoth potrzniciem gowy przerwa wi. Przez kilka sekund po prostu siedzia, mrugajc szybko. Ostatnie nitki poczenia midzy nim a pozostaymi Jedi rozproszyy si. Wreszcie odetchn gboko i spojrza na Obi-Wana i Anakina. - Co o tym mylisz, mody Skywalkerze? - Bardzo intensywne odczucie - oceni Anakin. - Nigdy wczeniej czego takiego nie widziaem. Kiedy bd mg sprbowa? - Nie wczeniej, ni po zakoczeniu szkolenia - odpar Cbaoth. - Nie jest to co, czym powinien si zabawia padawan. - Poradz sobie, naprawd - nalega Anakin. - Jestem bardzo silny Moc... moesz spyta Obi-Wana. - Dopiero kiedy bdziesz Jedi - stanowczo odpar Cbaoth i lekko zmarszczy brwi, przenoszc wzrok na Obi-Wana. - Masz do mnie pytanie, mistrzu Kenobi? - Jeli masz chwil czasu, to tak - odpar Obi-Wan, usiujc zachowa swobodny ton. - Anakinie, wr do reaktora numer 2 i sprawd, czy s ju gotowi, aby pomc nam z t wizk prtw chodzcych. Docz do ciebie za kilka minut. - Dobrze - odpar Anakin i lekko marszczc brwi, wybieg z pomieszczenia. - Tak? - zapyta Cbaoth, nadajc temu jednemu sowu wymiar wyzwania. - Czy twoi padawani z dreadnaughta cztery s teraz w blisterach z dziakami pod opiek mistrza MaNinga? - zapyta Obi-Wan. - Owszem - spokojnie odpar Cbaoth. - Masz z tym jaki problem? - Wanie powiedziae Anakinowi, e wi nie jest na umiejtnoci padawana. Cbaoth umiechn si lekko. - Uspokj si, mistrzu Kenobi - rzek. - Oczywicie, e moi padawani nie uczestniczyli czynnie w wizi. - Wic po co w ogle tam byli? - Z tego samego powodu, dla ktrego twj padawan by tutaj - prychn Cbaoth ze zniecierpliwieniem. - eby mieli pojcie, co to znaczy wi Jedi. - Jak niby mieli si w tym zorientowa? - zdziwi si Obi-Wan. - Zaledwie rozpoczli szkolenie. Nie mog wiedzie duo wicej ni kady, kto nie jest Jedi. - I znw zapytam: czy to jaki problem? - warkn Cbaoth. Obi-Wan ostronie zaczerpn tchu. - Moe by, jeli te zaawansowane techniki stan si dla nich przynt do czynienia zbyt szybkich i zbyt powierzchownych postpw. Oczy Cbaotha zwziy si. - Bd ostrony, mistrzu Kenobi - ostrzeg. - Taka niecierpliwo to znak Ciemnej Strony. Nie pozwol si oskara o wejcie

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

na t ciek ani o wprowadzanie na ni innych. - Nie oskaram ci o nic - sztywno odpar Obi-Wan. - Z wyjtkiem, by moe, zbyt duych oczekiwa w stosunku do tych, ktrych uczysz. Cbaoth prychn. - Lepiej mie zbyt wysokie oczekiwania wobec padawanw, anieli zbyt niskie, bo wtedy nie czuj oni potrzeby przekroczenia granic tego, co jest ju znane i wiadome. - A jeszcze lepiej znale sobie realistyczne cele, ktre pozwalaj na satysfakcj i wiar w ich osignicie - odparowa Obi-Wan. Cbaoth zerwa si nagle. - Nie pozwol, aby moj filozofi nauczania kto kroi na kawaki, jakby to by interesujcy okaz biologiczny - warkn. - Zwaszcza za kto tak mody jak ty. - Wiek nie zawsze jest najlepszym wskanikiem wiedzy o Mocy - zauway ObiWan, z trudem zachowujc spokj. - Tak, ale dowiadczenie nim jest - odpali Cbaoth. - Kiedy wyszkolisz tylu Jedi co ja, przedyskutujemy to dokadniej. A na razie mam wraenie, e twj padawan oczekuje ci w reaktorze czwartym. Obi-Wan ostronie wypuci powietrze. - Doskonale, mistrzu Cbaoth - rzek. - Do zobaczenia pniej. Wyszed na korytarz i sign w Moc, aby zachowa spokj. Wcale nie chcia znale si na pokadzie Lotu Pozagalaktyczne-go, chocia obaj z Windu niepokoili si o Cbaotha. Nie chcia i ju - nawet za cen odnalezienia Vergere. Teraz jednak by zadowolony, e si tu zjawi. Kiedy dotr do systemu Rixuli, ich ostatniego przystanku w przestrzeni Republiki, mgby nawet sprbowa skontaktowa si z Windu i poprosi go o zgod na pozostanie - wraz z Anakinem, naturalnie - na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego a do koca misji. Jednym z najwaniejszych powodw, dla ktrych do nauki w wityni Jedi wybierano malutkie dzieci, byo uchronienie ich przed przyswojeniem sobie niewaciwego pojcia o yciu Jedi i o tym, jak szybko mog one osign swj cel w yciu. Gdyby wszyscy padawani Cbaotha byli rwnie ostroni jak Lorana Jinzler, nigdy zapewne nie musiaby si zastanawia nad tym tematem. Obi-Wan by moe niezbyt dowiadczony w szkoleniu przyszych Jedi, ale przynajmniej o tym problemie wiedzia wszystko. A jeli arliwo, jak wyczuwa w dzieciach obserwujcych wi bitewn, moga by jakimkolwiek miernikiem, Jedi z Lotu Pozagalaktycznego bd mieli pene rce roboty, aby powstrzyma swoich padawanw przed niecierpliwym przekraczaniem granic, moliwe nawet, e i poza granic Ciemnej Strony. Niewane, czy Cbaoth zechce go wysucha, czy nie - musi przekaza mu t informacj. Zanim bdzie za pno. Linie gwiezdne rozpyny si, a w iluminatorach mostka Darkvenge pojawio si mae i odlege czerwone soce.

210 - I co? - burkn Kav. - Cierpliwoci, wicelordzie - poradzi mu Doriana, obserwujc bkitnoskrego obcego, ktry sta przy sterze, spogldajc na niewielkie urzdzenie trzymane w rku. Mitthrawnuruodo zostawi im technika, ktry mia zaprowadzi ich do miejsca wskazanego przez komandora Chissw. W chwil pniej technik skin lekko gow i mrukn kilka sw do srebrzystego tumacza TC-18. - On mwi: jestemy na miejscu, wicelordzie Kav - zameldowa robot melodyjnym gosem. Kav pocign nosem. - Gdziekolwiek to miejsce jest. - Miejsce jest tam, gdzie komandor Mitthrawnuruodo yczy sobie, abymy si znaleli - powiedzia Doriana, nie starajc si nawet ukry obrzydzenia, jakie wzbudza w nim Neimoidianin. Kav mia mnstwo czasu, eby si pogodzi ze zniszczeniem swoich si zadaniowych, ale nadal by rwnie nerwowy i nieprzyjemny jak zawsze. H! A jeli nie zacznie uwaa na to, co mwi i robi, istnieje szansa, e sprowadzi zgub na nich wszystkich. - No wic gdzie to jest? - dry Kav. - Widz dwa nadlatujce statki - odezwa si Neimoidianin przy czujnikach. - Jeden krownik Chissw, drugi jaki mniejszy. Technik Chiss powiedzia co w jzyku kupcw sy bisti. - To Springhawk i wahadowiec dalekiego zasigu - poinformowa robot TC. - Komandor Mitthrawnuruodo zamierza niezwocznie wej na pokad. - Prosz powiedzie komandorowi, e przygotowano dla niego ten sam port co zwykle - poleci Doriana. W kilka minut pniej przez drzwi w grodzi wszed Mitthrawnuruodo w towarzystwie dwch wojownikw Chissw. - Witamy na pokadzie, komandorze - odezwa si Doriana, wstajc z miejsca. - Dzikuj - odpar Mitthrawnuruodo, obrzucajc szybkim spojrzeniem sztywn postaw i skrzywion twarz Kava. - Doceniam, e tak szybko zastosowalicie si do moich polece. - Jak ju wspomniaem, pragniemy w peni wsppracowa. - Doskonale - pochwali Mitthrawnuruodo. - W takim razie ycz sobie, abycie zaczli wyadowywa wasze robomyliwce. Kav podskoczy, jakby nagle dosta kopniaka. - Co takiego? - sykn, wybauszajc oczy bardziej ni zwykle. - Wasze robomyliwce zostan przetransportowane na t asteroid. - Mitthrawnuruodo wskaza poprzez iluminator na may, nieregularnego ksztatu pksiyc bladego wiata na tle gwiazd. - Bd rwnie potrzebowa usug tych, ktrzy programuj ich zachowania bojowe. Kav zagulgota gardowo i po raz pierwszy Doriana naprawd mu wspczu. Gwn si okrtu wojennego Federacji Handlowej byy jego myliwce; zmodernizo-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

wane baterie laserw wzdu caej linii rodkowej piercienia zostay dodane raczej w przypywie natchnienia, ni jako rzeczywiste uzbrojenie. Pozbawienie okrtu jego robomyliwcw sprawi, e Darkvenge stanie si bezbronny jak frachtowiec, ktrym niegdy by. - To jest skandal - zaprotestowa Neimoidianin. - Nie wyra zgody na... - Milcz - poradzi mu Doriana, nie spuszczajc wzroku z Mitthrawnuruodo. Ten Chiss albo chcia pozbawi Darkvenge wszelkiego uzbrojenia, albo... - Masz jaki plan zwizany z Lotem Pozagalaktycznym, prawda? - zwrci si do komandora. - Mam plan - zgodzi si Mitthrawnuruodo - ale wprowadzenie go w ycie zaley od tego, czy jestecie gotowi powiedzie mi prawd. Doriana poczua w gardle nieprzyjemny, dawicy kb. - Prosz to wyjani. - Przede wszystkim nie nazywasz si Stratis - owiadczy Mitthrawnuruodo. - Nie dziaasz samodzielnie, lecz podlegasz komu. A zagroenie spoeczne, jakie stanowi Jedi, nie jest prawdziwym powodem, dla ktrego chcecie zniszczy Lot Pozagalaktyczny. - Unis brwi. - Jeli, naturalnie, rzeczywicie zamierzacie go zniszczy. - A jaki inny powd mielibymy, eby si tu znale? - obruszy si Doriana. - Moe po prostu chcielicie spotka si z nim - podsun Mitthrawnuruodo. - Jeli Lot Pozagalaktyczny jest peen wojownikw, a nie kolonistw, wasze poczone siy miayby zarwno si ognia, jak i personel niezbdny do podjcia inwazji. - Ju raz mwiem, e nie jestemy tu po to, aby podbija. - Wiem, co mi powiedziae - odpar Mitthrawnuruodo z twarz pozbawion wyrazu. - Teraz musisz tylko mnie przekona, ebym ci uwierzy. - Postaram si - przyrzek Doriana. To bdzie ryzykowne zadanie, wiedzia o tym, ale od pocztku podejrzewa, e Mitthrawnuruodo w kocu sam dojdzie do tego wniosku. Najwyszy czas przekaza mu reszt prawdy. - Mog chyba odpowiedzie na wszystkie paskie pytania naraz. Jeli pjdzie pan ze mn, przedstawi pana mojemu zwierzchnikowi. - Z rozmysem zmierzy wzrokiem Kava. - Ty, wicelordzie, pozostaniesz tutaj. Nie czeka na nieuchronne protesty Kava, lecz ruszy przez mostek, prowadzc Mitthrawnuruodo z powrotem do biura, w ktrym po pra pierwszy rozmawiali dwa dni wczeniej. Wpuci Chissa do rodka i zamkn starannie drzwi; ze zdumieniem zauway, e Mitthrawnuruodo pozostawi na zewntrz swoj eskort. Komandor by widocznie niezmiernie pewny swoich moliwoci albo domyli si, e sam Doriana nie jest dla niego adnym zagroeniem. Przynajmniej na razie. Specjalny holoprojektor Doriany zosta ju podczony do systemu cznoci

212 Darkvenge. Wprowadzi kod aktywacyjny i wskaza Mitthrawnuruodo fotel przy biurku. - Paski pierwszy wniosek jest cakowicie poprawny - zacz, w duchu modlc si, aby przekanik zdoa przepchn sygna a do systemu HoloNet w Republice. - Naprawd nazywam si Kinman Doriana. Uznaem, e powinienem zachowa swoj tosamo w tajemnicy przed zaog i wsplnikami wicelorda Kava. - Odgrywasz zatem dwie sprzeczne wobec siebie role. Doriana wytrzeszczy oczy. - Skd pan wie? - Przecie to oczywiste - odpar Mitthrawnuruodo. - Kim s twoi dwaj zwierzchnicy? - Moim oficjalnym zwierzchnikiem jest wielki kanclerz Palpatine, stojcy na czele rzdu Republiki - rzek Doriana, dziwic si spokojnemu brzmieniu wasnego gosu. Rzadko zdarzao mu si nawet myle o tych sprawach. Mwi o nich gono do nieznanego sobie obcego wydawao si wrcz nie do pomylenia. - Moim prawdziwym panem jest lord Sithw imieniem Darth Sidious. - A lord Sithw to... - Osoba, ktra sprzeciwia si Jedi i ich kontroli nad Republik - wyjani Doriana. - Rozumiem - rzek Mitthrawnuruodo z bladym umiechem. - Walka o wadz. - W pewnym sensie - zgodzi si Doriana. - Ale na paszczynie cakiem odmiennej od tej, na jakiej dziaajosoby takie jak pan czyja. W tej chwili najwaniejsze jest, e lord Sidious ma dostp do rde informacji, ktrych nie posiadaj Jedi. - I co te rda mu mwi? Doriana wyprostowa si. - Nadchodzi wielka inwazja - oznajmi. - Potne siy szturmowe mrocznych okrtw, ciemnych postaci i broni o ogromnej mocy, oparte na technologiach organicznych, o jakich wczeniej nie syszano. Uwaamy, e ci Przybysze z Daleka, jak ich nazywamy, majju baz na odlegym kracu galaktyki, a ich zwiadowcy szukaj informacji o wiatach i ludach, ktre podbij. - Historie o tajemniczych najedcach s rwnie wygodne, co trudne do zignorowania - zauway Mitthrawnuruodo. - Dlaczego mwisz mi o tym dopiero teraz? Doriana ruchem gowy wskaza drzwi. - Dlatego, e wicelord Kav i jego wsplnicy nic nie wiedz - odpar. - Podobnie zresztjak caa Republika. Jeszcze nie. - A kiedy Darth Sidious im to powie? - Kiedy chaos panujcy w Republice uda mu si zmieni w porzdek - odpar Doriana. - Kiedy zbudujemy armi i flot zdoln do pokonania inwazji. Ogoszenie tej informacji wczeniej spowoduje panik, a to moe doprowadzi nas do katastrofy. - A gdzie w tym wszystkim mieci si Lot Pozagalaktyczny?

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Jak ju wspomniaem, Przybysze z Daleka prawdopodobnie wci zbieraj informacje - odpar Doriana. - Pki co nie mamy adnych powodw, aby sdzi, e wiedz o istnieniu Republiki. - Poczu ucisk w gardle. - To nie cakiem prawda - poprawi si niechtnie. - Jedna z Jedi, istota imieniem Vergere, znika w tych okolicach jaki czas temu. To jeden z powodw wyprawy Lotu Pozagalaktycznego: dowiedzie si, co si z ni stao. - Rozumiem. - Mitthrawnuruodo powoli pokiwa gow. - Jeeli pojedynczy wizie moe wyjawi najwyej oglne fakty dotyczce miejsca swojego pochodzenia, to cay okrt powinien dostarczy kompletu informacji potrzebnych do udanej inwazji. - Wanie - podchwyci Doriana. - Nie wspominajc ju o wszelkich danych dotyczcych technologii, ktr bd mogli zbada. Jeli Lot Pozagalaktyczny wpadnie w ich sida, moemy stan w obliczu ataku na dugo przedtem, nim bdziemy gotowi. - A Jedi tego nie rozumiej? - Jedi uwaaj si za wadcw galaktyki - z gorycz odpar Doriana. - Zwaszcza za ich przywdca na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego, niejaki Jorus Cbaoth. Nawet gdyby wiedzia o Przybyszach z Daleka, chybaby go to zbytnio nie obeszo. Nad holoprojektorem pojawia si znajoma, mca sylwetka postaci w kapturze. Doriana zauway, e hologram by nieco bardziej postrzpiony ni zwykle, ale poczenie wydawao si jakby stabilniejsze. Sidious musia by gdzie znacznie bliej ni w zwykych kryjwkach na Coruscant. - Raport - zada lord Sith. Jego niewidoczne oczy spoczy nagle na postaci Mitthrawnuruodo, a kciki ust lorda opady jeszcze niej. - Kto to jest? - zapyta. - To komandor Mitthrawnuruodo z Ekspansywnej Floty Obronnej Chissw - wyjani Doriana, stajc za Mitthrawnuruodo, ale tak, eby go byo wida. - Obawiam si, mj panie, e w swojej misji napotkalimy na pewn przeszkod. - Nie chc sysze o przeszkodach, mistrzu Doriana - powiedzia lord Sith, a jego chropawy gos przybra zowrbne tony. - Tak jest, panie - odrzek Doriana, usiujc zachowa spokj. Nawet w odlegoci setek lat wietlnych czu na gardle uchwyt Mocy Sidiousa. - Prosz pozwoli, e wyjani. Zda Sidiousowi relacj z jednostronnej bitwy z Chissami. Mniej wicej w poowie wyjanienia Sidious odwrci wzrok od niego i spojrza na Mitthrawnuruodo. - Imponujce - rzek, kiedy Doriana zakoczy opowie. - A wic ocala tylko jeden wasz statek? Doriana skin gow.

214 - I to tylko dlatego, e komandor Mitthrawnuruodo postanowi, i pozostanie on nietknity - doda. - Imponujce - powtrzy Sidious. - Powiedz mi, komandorze Mitthrawnuruodo, czy jeste typowym egzemplarzem swojej rasy? - Nie potrafi odpowiedzie na to pytanie, lordzie Sidious - spokojnie odpar Mitthrawnuruodo. - Mog powiedzie jedynie, e w historii mojego ludu jestem najmodszy spord tych, ktrzy kiedykolwiek piastowali stanowisko komandora si zbrojnych. - Mog zrozumie, dlaczego - powiedzia Sidious i lekki umiech rozjani wreszcie jego pospn twarz. - Z twojej obecnoci tutaj wnosz, e Doriana wyjani ju, dlaczego trzeba powstrzyma Lot Pozagalaktyczny, zanim minie wasze terytorium? - Istotnie - potwierdzi Mitthrawnuruodo. - Czy macie dowd na to zbliajce si zagroenie? - Mam raporty - wyjani Sidious. Jeli nawet by uraony, e Mitthrawnuruodo omieli si kwestionowa jego sowa, nie okaza tego. - Doriana przedstawi ci je, jeli chcesz. Przyjmujc, e uda mu si ciebie przekona... jaka bdzie twoja odpowied? Oczy Mitthrawnuruodo skieroway si na Dorian. - Przyjmujc, e uda mu si mnie przekona, zgodz si na yczenie Doriany i przechwyc oraz zatrzymam Lot Pozagalaktyczny. - Doskonale - pochwali Sidious. - Ale musz ci ostrzec. Jedi nieatwo godz si z porak, maj te moc pokonywania ogromnych odlegoci, aby dotyka i manipulowa umysami innych. Nie moesz dopuci, aby dowiedzieli si o twoim ataku, zanim si zacznie. - Rozumiem - rzek Mitthrawnuruodo. - Powiedz mi, czy zdolno dotykania umysw innych istot dziaa rwnie w odwrotnym kierunku? Jeli na przykad moje przekonanie o potrzebie powrotu Jedi do domu bdzie wystarczajco silne, to czy w ten sposb bd w stanie wpyn na ich myli i decyzje? - Owszem, Jedi wyczuj twoje przekonanie - zgodzi si Sidious, a kciki jego ust opady jeszcze niej. - Ale nie oczekuj, e zaczn dziaa zgodnie z nim. Mistrz Cbaoth w adnym wypadku nie wrci do Republiki. Natomiast zasugerowanie mu takiej moliwoci pozbawi ci jedynej szansy ataku z zaskoczenia. - Moliwe - skin gow Mitthrawnuruodo. - Cho dla kogo, kto potrafi dotkn umysw innych, koncepcja zaskoczenia jest w najlepszym razie mao realna. - Dlatego Doriana zaproponowa uycie robomyliwcw w gwnym ataku - zauway Sidious. - Jednak wraz z moc Jedi pojawiaj si rwnie saboci. W kbowisku tysicy umysw zgromadzonych na pokadzie Lotu Midzygalaktycznego nawet wraliwo

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Jedi zostanie stpiona. A kiedy te same tysice ludzi zaczn umiera w boju... - Sidious na chwil obnay zby w umiechu- ...to utrudnienie jeszcze si zwikszy. - Rozumiem - powtrzy Mitthrawnuruodo. - Dzikuj za powicony mi czas, lordzie Sidious. - Oczekuj zatem na relacj z twojego zwycistwa - powiedzia Sidious, skaniajc gow. Spojrza raz jeszcze na Dorian, a obraz zamigota i znik. Mitthrawnuruodo siedzia przez dusz chwil bez sowa, a jego jarzce si oczy miay zamylony wyraz. - Potrzebuj penych danych technicznych na temat Lotu Pozagalaktycznego i jego skadowych dreadnaughtw - rzek wreszcie. - Licz na to, e masz aktualne informacje. - Z list pasaerw wcznie, jeli to konieczne - zapewni go Doriana. - A teraz, skoro ju wiesz, o ile silniejsi s Jedi w dziaaniu na ywych strzelcw, czy mam odwoa rozadunek robomyliwcw? - Naturalnie, e nie - odpar Mitthrawnuruodo z pewnym zaskoczeniem. - I mam nadziej, e rozadunek zakoczy si przed wieczorem. Potrzebuj rwnie dwch waszych droidek oraz czterech robotw bojowych. Spakujcie je i zaadujcie na mj wahadowiec dalekiego zasigu, ktry przetransportuje je do bazy. Mam nadziej, e te sze robotw mona kontrolowa za pomoc czego bardziej... przenonego ni komputer pokadowy? - Owszem, istnieje lokalny system, ktry moe obsuy po dwiecie robotw jednoczenie - odpar Doriana, krzywic si lekko. Kav by ju wystarczajco wcieky na niego o przekazanie Chissom robomyliwcw do analizy. Nie bdzie wcale szczliwszy, kiedy si dowie, e straci rwnie roboty bojowe. - Zapakuj taki jeden razem z droidekami. - Dobrze - przysta Mitthrawnuruodo. - Rozumiem, e droideki maj pola siowe? - Zgadza si - odrzek Doriana. - Ale jeli masz nadziej na zaadaptowanie ich tarcz do uytkowania przez onierzy, raczej bym tego nie poleca. Chodzi gwnie o wysoki wspczynnik promieniowania oraz wysokiej czstotliwoci pola magnetyczne, ktre bywaj bardzo nieprzyjemne dla ywych istot. - Dziki za trosk - powiedzia Mitthrawnuruodo, lekko skaniajc gow. - Przypadkiem jestem do obeznany z takimi urzdzeniami, cho zwyke stosowalimy je przy odwrconej polaryzacji. - Odwrcona polaryzacja? - Doriana zmarszczy brwi. - Czy to oznacza pole odchylajce skierowane do wewntrz? - Owszem i stosujemy je jako puapki na intruzw - wyjani Mitthrawnuruodo. - Niejeden nieostrony rabu spon doszcztnie, usiujc zastrzeli stranika lub waciciela wewntrz domu. Doriana skrzywi si.

216 - Rozumiem. - Okazao si to jednak zbyt niebezpieczne dla przechodniw i niewinnych istot, ktre przypadkiem dostay si w zasig pola - cign komandor. - Stosowania tych urzdze zaprzestano wiele dziesicioleci temu. - Wsta. - Musz ju i. Wrc pniej sprawdzi, czy moje rozkazy zostay wykonane.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

19
- Czternacie statkw - zauwaya admira Aralani, wodzc poncymi oczami po rozcigajcym si przed ni polu szcztkw. - No, moe trzynacie, jeli te dwa kawaki po prawej nale do jednego okrtu, ktry rozpad si na dwie czci, zanim eksplodowa. - Tak, to mniej wicej tyle - zgodzi si Cardas, czujc ogromn ulg. Pitnasty statek, nienaruszony okrt bojowy Federacji Handlowej znik z pola widzenia. Mia nadziej, e to Thrawn go gdzie usun, a nie, e sam uciek. - Oczywicie, byem tylko obserwatorem - przypomnia im. - Nie miaem dostpu do informacji z czujnikw. - Znalelimy te ogromne iloci takich szcztkw - cigna Aralani, wskazujc na zwglone czci dwch robomyliwcw eglujcych wanie obok owiewki mostka. - S chyba za mae na zaogowe. - To mechaniczne urzdzenia zwane robotami - wyjani Cardas. - Te tutaj nazywamy robomyliwcami. Thrass stkn cicho. - Jeli to pole bitwy ma wiadczy o ich zdolnociach bojowych, to dzikuj bardzo. - Nie daj si zwie zdolnociom militarnym twojego brata, syndyku Mitthrassafis - ostrzega go Aralani. - Gdyby te roboty byy tak bezuyteczne, jak twierdzisz, nikt nie powicaby czasu i si, aby je zbudowa. - Widziaem raporty o ich dziaaniach w walce - potwierdzi Cardas. - Dla wikszoci przeciwnikw s naprawd niepokonane. - A jednak nie widz nigdzie dowodu, e ta bro lub jej waciciele zaatakowali pierwsi. - Mog tylko powtrzy to, co ju powiedziaem, pani admira - rzek Cardas. - Sam akt wysania myliwcw to otwarta agresja. Komandor Mitthrawnuruodo odpowiedzia w jedyny sposb, w jaki mg chroni swoje siy. - By moe - uznaa Aralani.

218 - Ale o tym zadecyduje trybuna wojskowy. Cardas poczu ucisk w odku. - Chcecie mu przedstawi zarzuty? - O tym take zadecyduje trybuna - odpar Thrass. - Musimy jednak najpierw zbada zapisy z bitwy i przesucha obecnych tam wojownikw. - Obecnych w tej bitwie, ale i podczas poprzedniej napaci na Vagaarich - dodaa Aralani. - Rozumiem - rzek Cardas, a serce przyspieszyo mu nieco. Wanie pojawia si okazja, na ktr czeka. - Skoro ju o Vagaari mowa... moi koledzy i ja mielimy nadziej, e uda si wkrtce rozwiza kwesti skarbu, ktry nam obiecano, abymy mogli wyjecha. Aralani uniosa brwi. - Teraz nagle zaczo wam si spieszy do domu? - Jestemy kupcami - przypomnia jej Cardas. - Odbylimy bardzo interesujc i poyteczn wycieczk, ale towar w naszych adowniach ju dawno powinien by zosta dostarczony. - Towar, ktry chtnie bycie uzupenili skradzionym przez piratw upem. - Istotnie, ale tylko dlatego, e nasi klienci bd si domaga kar umownych za spnion dostaw - wyjani Cardas. - Nie damy rady ich zapaci bez rzeczy, ktrych zada kapitan Quennto. - Powinnicie byli pomyle o tym, zanim zdecydowalicie si zosta - zwrci mu uwag Thrass. - W kadym razie kwestia skarbu musi poczeka, a trybuna podejmie decyzj. Jeli okae si, e mj brat naruszy militarn doktryn Chissw, nie bdzie mia prawa broni waszego stanowiska w tej sprawie. - Rozumiem - powanie odpar Cardas. - Jak dugo moe potrwa takie przesuchanie? - To zaley od tego, jak szybko zdoam zebra informacje na temat obu walk - odpara Aralani. - Dopiero kiedy to uczyni, zadam posiedzenia trybunau. Innymi sowy, tygodnie. Moe nawet miesice. - Ajaki bdzie do tego czasu status komandora Mitthrawnuruodo? - Bd nadzorowaa jego dziaania i sprawdzaa wszystkie jego rozkazy - wyjania admira. Leciutko skina gow w stron Thrassa. - Na danie syndyka Mitthrassafisa. Cardas spojrza na Thrassa, czujc nieprzyjemne mrowienie w karku. Po raz kolejny analiza Thrawna okazaa si celna a do blu. - Zrobisz to wasnemu bratu? Minie na policzkach Thrassa napiy si, ale to Aralani udzielia odpowiedzi: - Ani syndyk Mitthrassans, ani ja nie chcemy wyrzdzi komandorowi Mitthrawnuruodo adnej krzywdy - powiedziaa spokojnie. - Pragniemy jedynie chroni go przed wasn nadgorliwoci i nadmiarem zdolno-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ci. - Nadmiar zdolnoci? - prychn Cardas. - To co nowego. - Jest uzdolnionym taktykiem i dowdc - stwierdzia Aralani - ale bez odpowiednich ogranicze w kocu zabrnie za daleko i skoczy na wygnaniu. A wtedy co mu przyjdzie z tych zdolnoci? Pani admira odwrcia wzrok. - Trzeba pamita, e nie wolno nam wtrca si w ycie innych istot, na dobre czy na ze - dodaa. - Nie moemy polega na wspczuciu, jakie wzbudzaj w nas ofiary tyranii. - Wic zaufajcie Mitthrawnuruodo - powiedzia z naciskiem Cardas. - Oboje przyznajecie, e jest uzdolnionym taktykiem. Jest przy tym przekonany, e Vagaari stanowi zagroenie, ktremu i tak bdziecie musieli stawi czoo. Im duej bdziecie czeka... im wicej pozwolicie im zrabowa obcych technologii i broni... tym stan si silniejsi. - No c, a wic wtedy stawimy im czoo - stanowczo odpar Thrass. - Jako syndyk smego Rodu Panujcego nie mog ju tego duej sucha. - Wskaza palcem na szcztki widoczne przez iluminator. - A teraz opisz nam t bitw. Byo p godziny po zmianie wachty i mesa D-Cztery pena bya ludzi. Lorana wesza do rodka, stana przy drzwiach, aby nie przeszkadza krccym si tam i z powrotem klientom i rozejrzaa si za mistrzem Jedi MaNingiem. Nigdzie go jednak nie byo wida. Jeszcze raz powioda wzrokiem po sali i odwrcia si w stron wyjcia. - Hej! - na tle przyciszonego szmeru rozmw zabrzmia nagle dziecicy gos. - Hej! Jedi Lorana! Jorad Pressor wywija widelcem nad gow, by zwrci jej uwag. Jego rodzice jednak siedzieli nieruchomo, pilnie wpatrujc si w talerze i nie przerywajc posiku. Ignorowali jumylnie... i nietrudno byo si domyli, dlaczego. Dwa dni temu mistrz MaNing na chwil przej warsztat serwisu hipernapdu, aby pokaza go kilkorgu modym kandydatom Jedi i jeden z maluchw zdoa rozsypa kontener odwrotnych sprzgie po caej pododze. Pressor pokci si o to z MaNingiem, a musia interweniowa Cbaoth i obci Pressorowi dwudniow wypat. Chyba lepiej zostawi ich w spokoju, dopki nie zapomno sprawie, zdecydowaa Lorana. Pomachaa rk do Jorada i umiechna si, po czym zawrcia ku wyjciu. I omal nie wpada na Chasa Uliara, ktry wanie wchodzi do mesy. - Podgldamy maluczkich? - zapyta, nie prbujc nawet ukry chodu w gosie. - Szukam mistrza MaNinga - wyjania, zdecydowana nie reagowa na te otwarte oznaki wrogoci. Cbaoth chcia nawet umieci Uliara w areszcie D-Cztery za prb wtargnicia do szkoy kilka dni temu, i trzeba byo caego taktu i dyplomacji kapitana Pakmillu, eby odwie go od tego zamiaru. - Widziae go moe? - O, nie, on tu nigdy nie przychodzi - odpar Uliar.

220 - Oficerowie i inni wani ludzie jadaj w adniejszej mesie. Oczy Lorany powdroway z powrotem w kierunku wntrza, tym razem koncentrujc si na wystroju. Wydawa jej si cakiem normalny. - Jestem pewien, e wyglda dokadnie tak jak te, ktre macie na dreadnaughcie jeden - cign Uliar. - Ale mogaby by jeszcze bardziej interesujca, gdyby Jedi mieli wszyscy razem odrobin zdolnoci twrczego mylenia i stylu. - A co twrcze mylenie czy styl maj z tym wsplnego? - zapytaa. Przez chwil wpatrywa si w jej oczy, jakby w poszukiwaniu faszu. Zacisn wargi. - Chyba rzeczywicie tego nie wiesz - rzek z uraz. - Chcielimy przerobi t mes na cos w rodzaju knajpy z podziemi Coruscant... - wiesz, ni to dziura, ni to wielkie pretensje do elegancji. Ludzie stacjonujcy na dziobie ju przerobili swoje mesy na rne sposoby. - I co? - No i ten twj sztywny jak permabeton mistrz MaNing nie pozwala - kwano odpar Uliar. - Plecie gupstwa, e niby dekoracja w prymitywnym stylu moe wyzwala buntownicze postawy. Lorana skrzywia si. Teraz, kiedy o tym wspomnia, rzeczywicie przypomniaa sobie t debat. Ona take nie widziaa w niej wikszego sensu. - Mog z nim porozmawia - zaproponowaa. - Postaram si przekona go, eby zmieni zdanie. Masz jaki pomys, gdzie on moe by? - Moesz sprbowa w mesie dla starszych oficerw - podsun Uliar i Lorana uznaa, e wyczuwa w jego wrogoci niewielkie szczeliny. - Syszaem, e spdza tam mnstwo czasu, kiedy pomieszczenie nie jest potrzebne. Znalaza MaNinga siedzcego samotnie w sali konferencyjnej, zagbionego w kontemplacji przepywajcego przed iluminatorami nieba. - Mistrzu MaNing - zawoaa, gdy drzwi si za ni zasuny. - Jedi Jinzler - odpowiedzia, nie ogldajc si. - Co ci sprowadza na D-cztery? - Twj komunikator nie odpowiada - wyjania - a mistrz Cbaoth kaza mi ci odnale. - Medytowaem - wyjani MaNing. - W takich chwilach zawsze wyczam komunikator. - Rozumiem - odpara Lorana, przygldajc mu si uwanie. Podesza bliej. Zachowanie mistrza wydawao si dziwnie nerwowe. - Czy wszystko w porzdku? - zapytaa. - Nie jestem pewien - odpar. - Powiedz mi, co sdzisz o tym, co robi mistrz Cbaoth? Pytanie zaskoczyo j kompletnie.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- O czym ty mwisz? - Czy wiedziaa, e zawiesi prawa sdu komandorskiego do rozsdzania sporw? - Nie - odpowiedziaa. - A jakiego systemu zamierza teraz uywa? - Nas - wyjani MaNing. - Jeli dobrze zrozumiaem, dy do tego, abymy przejli nadzr nad wszelkimi aspektami ycia na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego. - Choby nad tym, jak ludzie chc udekorowa swoje jadalnie? MaNing skrzywi si. - Rozmawiaa z Chasem Uliarem albo z jego komitetem, tak? - Z Uliarem - potwierdzia Lorana, marszczc brwi. - Nie wiedziaam, e ma komitet. - Och, to tylko grupa ludzi, ktrzy nie lubi, kiedy im si rozkazuje - odpar MaNing, lekcewaco machajc rk. - Gwnie technicy z kompleksu reaktora i wsparcia technicznego. Ich skargi s zazwyczaj banalne, tak jak ta caa sprawa z mes. - Z caym szacunkiem, mistrzu MaNing, mieszanie si Jedi w takie bahostki jak wystrj poszczeglnych sal wydaje mi si nieco mieszne - zauwaya Lorana. - Dla mnie to te aden argument - przyzna MaNing. - Ale mistrz Cbaoth by niewzruszony. Powiedzia, e doprowadzenie do tego, eby mesa przypominaa gniazdo kryminalistw, zachci do postaw aspoecznych, na jakie nie moemy sobie pozwoli w tak zagszczonym spoeczestwie. Problem w tym, e wyczuwam narastajce w ludziach zniechcenie do nas jako do grupy. Obawiam si, e mistrz Cbaoth zbyt daleko si posuwa w tak zwanych reformach. - Ajednak trudno si nie zgodzi z jego podstawow przesank - zauwaya Lorana. Czua si bardzo niepewnie w tej rozmowie za plecami Cbaotha. - Wszyscy silni Moc powinni lepiej umie wydawa sprawiedliwe wyroki i zachowywa lojalno. Trudno mi jednak dostrzec zwizek pomidzy tym a sposobem, w jaki czonkowie zaogi mog dekorowa swoje mesy. - Wanie - zgodzi si MaNing. - Ale jako nie mog wytumaczy mu tej rnicy. Moe jeli ty mu to wytumaczysz, zrozumie lepiej? Lorana skrzywia si. Najpierw Uliar kaza jej pogada z MaNingiem, teraz MaNing prosi, aby porozmawiaa z Cbaothem. Czyby kto, korzystajc z chwili jej nieuwagi, wyznaczy j oficjalnym mediatorem w kwestiach zakonu Jedi? - Wtpi, czy wysucha mnie cho troch uwaniej ni ciebie - odpara. - Ale mog sprbowa. - Tylko o to prosz - rzek MaNing z wyran ulg. - I nie bd taka skromna. Midzy tob a mistrzem Cbaothem istnieje szczeglna wi, czca mistrza i padawana, wi, ktra moe siga gbiej ni jakiekolwiek inne wizi. Moesz by jedyn osob na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego, ktrej zechce sucha.

222 - Nie jestem wcale pewna - mrukna Lorana. - Ale zrobi co si da. - Dzikuj - rzek MaNing. - Mwia, e mistrz Cbaoth chce si ze mn skontaktowa? Lorana przytakna. - Chce, eby wszyscy mistrzowie Jedi spotkali si dzisiaj o smej w sali konferencyjnej na dreadnaughcie jeden. - Pewnie kolejne reformy - mrukn pod nosem MaNing i wsta. - Porozmawiasz z nim wkrtce? - Jeli uda mi si go zatrzyma na do dugo - obiecaa Lorana. - A tymczasem co mam powiedzie Uliarowi? MaNing westchn. - Powiedz, e si zastanowi. Moe mistrz Cbaoth tak si pogry w innych zajciach, e nawet nie zauway, jak zmieniaj si jadalnie Lotu Pozagalaktycznego. Lorana spojrzaa na hiperprzestrzenne niebo. - Jako nie chce mi si w to wierzy. MaNing smutno pokrci gow. - Mnie te nie. To by dugi i mczcy dzie, ale ostatnia grupa robomyliwcw zostaa wreszcie rozadowana i rozstawiona na nierwnej powierzchni asteroidy. Burczenie w odku przypomniao Dorianie, e jest pno, uzna wic, e czas skierowa si do jadalni najwyszych oficerw Darkvenge i poszuka czego do jedzenia. Kav ju tam by; siedzia samotnie przy jednym z naronych stow z wypisanym na twarzy ostrzeeniem, by nawet nie prbowano mu przeszkadza. Doriana poj aluzj i da znak robotowi z obsugi, aby poda mu posiek w przeciwlegym kcie sali. Wicelord przez cay dzie afiszowa si z morderczym humorem, co byo wrcz mieszne u rasy tak tchrzliwej jak Neimoidianie. Ale nikt na pokadzie nie odway si go wymiewa, wic Doriana take nie zamierza prbowa. Nawet tchrza mona sprowokowa do gwatownej reakcji, jeli si posunie za daleko. By ju w poowie posiku, kiedy Kav nagle wsta i podszed do jego stou. - Ten Mitthrawdo... - zagadn bez wstpw i usiad naprzeciwko Doriany. - Uwaasz go za geniusza, co? - Uwaam go za bardzo skutecznego dowdc i taktyka - sprostowa Doriana, mierzc go wzrokiem. A temu co si znw stao? - Za jego talenty w dziedzinie sztuki i filozofii nie mog rczy. - Zabawne - burkn Kav. - Ale on nawet nie jest dobrym taktykiem, tylko idiot. Wycign z fad szaty notatnik i rzuci na st przed nosem Doriany. - Zobacz, jak kaza przeprogramowa moje myliwce. Doriana spojrza na ekran notatnika, pokryty symbolami jzyka robotw. - Nie znam si na jzyku technicznym - przyzna. - Moe przetumaczysz mi to na basie? Kav prychn wzgardliwie. - Zaprogramowa myliwce na atak z bliskiej odlegoci. Doriana zmarszczy brwi i znw spojrza na notatnik.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Z jak bliskiej? - Wydaje mi si, e chodzi o lizg po pancerzu - rzek Kav, stukajc palcem w ekran. - Gwny programista poinformowa mnie, e atak ma by przeprowadzony z odlegoci nie wikszej ni pi metrw od pancerza. Doriana w zadumie potar policzek. Z taktycznego punktu widzenia tak bliskie podejcie do nieprzyjacielskiego statku byo dobrym posuniciem. Stawiao on atakujcego poza zasigiem dzia bliskiej obrony ofiary, a jednoczenie pozwalao na bardzo precyzyjne celowanie, umoliwiajce niszczenie delikatnej aparatury i rozszczelnianie pyt kaduba. Cay problem polega jednak na tym, aby dosta si poza zasig tych dzia. - Czyby nikt nie powiedzia komandorowi, e dreadnaughty zostay wyposaone w doskonay system bliskiej obrony? - zainteresowa si Doriana. - Programici uwaali, e to byoby niestosowne z ich strony. - Ty te go nie poinformowae? - Ja? - zdziwi si Kav z niewinn min. - Chyba ty najlepiej ze wszystkich powiniene wiedzie, co to znaczy kwestionowa decyzje geniusza militarnego. Doriana gboko zaczerpn tchu. - Wicelordzie, przypominam ci jeszcze raz o ostatecznym celu naszego pobytu w tym miejscu. Zostalimy wysani, aby zniszczy Lot Pozagalaktyczny. Bez pomocy Mitthrawnuruodo nie mamy na to szans. - Istota tak genialna powinna jednak rozumie odczyty techniczne - beznamitnie zauway Kav. - Moe ma taki plan, aby obrzuci Lot Pozagalaktyczny naszymi myliwcami, a potem, przy akompaniamencie zgrzytu rozrywanego metalu, zmusi kapitana Pakmillu do kapitulacji? Doriana spojrza na niego twardo, zdegustowany t aosn parodi dobrego dowdcy. - Rozumiem, e interesuje ci wycznie wasna pycha - rzek. - Nie obchodzi ci nawet, e Darth Sidious zabije nas obu, jeli znajdziesz cho jeden drobiazg, w ktrym uznasz si za lepszego od Mitthrawnuruodo. - Uspokj si - odpar Kav, wygodnie rozsiadajc si na stoku. - Nie widz powodu, dla ktrego pycha mogaby przeszkodzi; w zwycistwie. - Wyjanij mi to. - Nie powiedziaem Mitthrawdo o tej wadzie jego planu - powiedzia wicelord ze zoliw satysfakcj. - Poinstruowaem za to szefa programistw, aby stworzy dla myliwcw wtrny wzorzec i ataku, ktry zostanie naoony na pierwotny plan Mitthrawdo. Kiedy straci pierwsz fal myliwcw w tym bezsensownym bliskim ataku, przejm dowodzenie i przejd na skuteczniejsz lini obrony. Doriana przemyla to sobie. Chyba mogoby mu si uda. - Ale stracimy tak czy owak ca fal w tym ataku - przypomnia Kavowi. - Nie

224 wspominajc o elemencie zaskoczenia. - Jakiego zaskoczenia? - prychn Kav. - Jak tylko zobacz Darkvenge, bd wiedzieli, e musz si przygotowa na robomyliwce. Doriana zczy koniuszki palcw. Przecie nawet neimoidiaski wicelord nie moe by a tak tpy. - A nie przyszo ci do gowy, e Mitthrawnuruodo mg umylnie wyadowa myliwce, eby kapitan Pakmillu nie zobaczy Darkvenge? - podsun. - e moe w ogle nie zamierza dopuci Darkvenge do udziau w bitwie? Kavovi najwyraniej nie przyszo to do gowy. - Przecie to idiotyczne - rzek, wytrzeszczajc oczy. - aden dowdca wojskowy nie odmwi wprowadzenia na pole bitwy okrtu wojennego o takiej sile raenia. - Chyba e taki dowdca, ktry widzia ju, jak atwo mona go zniszczy - nie mg si powstrzyma Doriana. Kav zesztywnia. - Widz, e ten Mitthrawdo ci zaczarowa, komandorze - rzek sucho. - Ale nie daj si oszuka jego eleganckim manierom i kulturalnemu gosowi. Wci jest prymitywnym dzikusem... i niewane, jak to si skoczy, tak czy owak bdzie musia umrze. Doriana westchn. Niestety, sam rwnie ju doszed do tego wniosku. Mitthrawnuruodo ma jaki zwizek z Cardasem i jego towarzyszami, wic atwo mgby nawiza kontakt z Republik. Dopki nie znikn wszyscy wiadkowie, e Darth Sidious zdradzi Lot Pozagalaktyczny, misja nie bdzie skoczona. - Na razie jednak jest nam potrzebny ywy - odpar. - Jak zaatwie spraw przejcia na ten drugi poziom oprogramowania? - Bd mia nad tym kontrol przekanikow - wyjani Kav. - Kiedy klska Mitthrawdo bdzie ju oczywista, wezm myliwce z powrotem pod swoje dowdztwo. - Przekrzywi gow. - A moe znw ci co nie pasuje? Doriana zaprzeczy ruchem gowy. - Musimy tylko zapewni sobie miejsce na jego mostku, kiedy walka si zacznie. - A to ju zostawiam tobie - powiedzia Kav. - W innych sprawach ten Chiss te jest idiot. Czy wiesz, e wzi dwadziecia moich robomyliwcw i poczy po dwa, z dodatkowym zbiornikiem paliwa porodku? - Ciekawe, co mu to da? - zaduma si Doriana, marszczc brwi. - Te myliwce pracuj na paliwie staym. - Wyobraam sobie, e zainspirowaa go konstrukcja Lotu Pozagalaktycznego - z pogard rzek Kav. - Chyba auje, e te jego zbiorniki s zbyt mae, aby wok kadego zmiecio si po sze myliwcw.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Jeste pewien, e to zbiorniki paliwa? - A c by innego? - odparowa Kav, wstajewi stou. - Miego wieczoru, komandorze. Neimoidianin odszed, a Doriana wrci do przerwanego posiku. Jednak nie smakowa mu on tak samo jak jeszcze pi minut temu. - Popatrz tylko. - Kapitan Pakmillu wycign petwiast do w kierunku planety widocznej przez iluminatory mostka dread-naughta jeden. - Roxuli, nasz ostatni przystanek w znanej przestrzeni. Od tego miejsca wchodzimy na terytoria nieodwiedzane przez cay okres podry kosmicznych Republiki. - Istotnie, to historyczny moment - zgodzi si Obi-Wan. - Za pozwoleniem, kapitanie, chciabym wysa do Republiki sygna przez cze HoloNet na Roxuli. - Prosz bardzo - odpar Pakmillu. - Bezpieczne pomieszczenie cznoci bdzie do twojej dyspozycji, jak tylko nasz go skoczy. Obi-Wan zmarszczy brwi. Mniej ni w godzin po wejciu na orbit Lot Pozagalaktyczny ma ju gocia? - Jeden z lokalnych oficjeli? - Nie cakiem - oschle odpar Pakmillu, zwracajc wzrok w kierunku wyjcia. - O, prosz. Obi-Wan obejrza si i poczu, e usta same otwieraj mu si ze zdumienia. Ich gociem by nie kto inny, jak sam kanclerz Palpatine. - Mistrz Kenobi - zawoa Palpatine, kierujc si w ich stron. - Czowiek, ktrego wanie potrzebuj. - C za nieoczekiwany zaszczyt, panie kanclerzu - odpar Obi-Wan, z trudem odzyskujc zdolno mwienia. - Czy mog spyta, co sprowadza pana na te obrzea Republiki? - Ten sam impuls, ktry ostatnimi czasy pdzi nas od gwiazdy do gwiazdy - wyjani Palpatine z bladym umiechem. - Polityka, oczywicie. W tym przypadku problemy pomidzy centralnym rzdem Roxuli a jego koloniami grniczymi. - Musi to by co powanego, skoro pofatygowa si pan osobicie - zauway Obi-Wan. - Waciwie wcale mnie tu nie chc - sucho powiedzia Palpatine. - daj jedynie usug bohatera negocjacji z Barloka, mistrza Cbaotha. Obi-Wan spojrza na Pakmillu. - Nie jestem pewien, czy mistrz Cbaoth bdzie zainteresowany t prac - ostrzeg Palpatinea. - Waciwie ju wiem, e nie bdzie - potwierdzi wielki kanclerz. - Ju z nim rozmawiaem. Po prostu odmwi opuszczenia Lotu Pozagalaktycznego. - Moemy opni nasz wylot do czasu, a skoczy negocjacje - zaoferowa si

226 Pakmillu. - Nie ma powodu, dla ktrego nie moglibymy spdzi tu kilku dni. - Proponowaem mu ju t moliwo - odpar Palpatine, krcc gow. - Ale nie zmieni planu lotu. I nie zamierza opuci pokadu statku. - Spojrza na Obi-Wana. - Jest jednak inna alternatywa. Czy zechciaby podj si mediacji zamiast niego? Obi-Wan zamruga z zaskoczenia. - Z caym szacunkiem, panie kanclerzu, nie sdz, aby ta zamiana ich zadowolia. - Ale przeciwnie - oznajmi Palpatine. - Wanie z nimi rozmawiaem i bd bardzo wdziczni, jeli zechcesz im pomc. - Umiechn si znowu. - W kocu na Barloku byli inni bohaterowie, oprcz mistrza Cbaotha. Obi-Wan skrzywi si. W innych okolicznociach byby szczliwy, mogc pomc. Teraz jednak, w obliczu tego, co dziao si na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego, zamierza poprosi rad o zezwolenie na przeduenie pobytu. A teraz t decyzj uniewaniano, zanim jeszcze o niej oznajmi. Bo przecie, jeli Cbaoth nie zdecydowa si opni wyprawy dla swoich potrzeb, nie zrobi tego z ca pewnoci dla Obi-Wana. Jeli zatem wraz z Anakinem opuszcz teraz pokad, powrotu ju nie bdzie. - Czy ten problem jest bardzo powany? - zapyta. - Wystarczajco powany - zapewni Palpatine, a zmarszczki na jego twarzy pogbiy si, jakby go to rozbawio. - Jeli zaczn si zamieszki, dostawy rudy do poowy systemw w tym sektorze zostan odcite. Zalenie od tego, jak wielkie szkody ponios kopalnie, ten deficyt moe trwa latami. - Musz si porozumie z rad - zastrzeg Obi-Wan. - Biorc pod uwag, jak wany jest tu czynnik czasu, pozwoliem ju sobie to zaatwi - stwierdzi Palpatine. - Mistrz Yoda udzieli ci zezwolenia na opuszczenie pokadu Lotu Pozagalaktycznego. Obi-Wan umia rozpozna rozkaz, nawet jeli zosta on podany w masce przyzwolenia. - To doskonale - westchn. - Rozumiem, e mam te zabra ze sob padawana? - Nie pozwolisz mu przecie uciec do drugiej galaktyki bez ciebie? - zapyta Palpatine, a jego zmarszczki znw si wygadziy. Obi-Wan poczu ulg. - Zabieram was obu na mj statek. Obawiam si, e sam bd musia wraca na Coruscant, pozostawi jednak z wami mojego czowieka i eskortowiec, ktry przywiezie was z powrotem, gdy skoczycie. - Dzikuj - odrzek Obi-Wan, zastanawiajc si przez chwil, czy wraz z Anakinem nie powinien skorzysta ze swojego delta-12 skysprite, ktry Windu przygotowa dla niego w hangarze D-Trzy. Wymagaoby to jednak czasu, koniecznego do uruchomienia i przygotowania pojazdu, a czas wydawa si tutaj istotnym czynnikiem. Poza

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

tym eskortowiec Palpatinea bdzie na pewno wygodniejszy i bardziej przestronny, nawet gdyby oznaczao to znoszenie towarzystwa kolejnego drtwego faceta. Ostatnio Palpatine tylko takich przyjmowa do swojej stray. - Ka Anakinowi rozpocz pakowanie. Bdziemy gotowi za godzin. - Dzikuje, mistrzu Kenobi - odpar Palpatine cichym, ciepym gosem. - Moe nigdy nie zrozumiesz, jak wiele dla mnie to znaczy. - Caa przyjemno po mojej stronie, panie kanclerzu - odpar Obi-Wan, czujc jednak ukucie alu, kiedy wyjmowa komunikator. - My, Jedi, jestemy po to, by suy. - Polecieli - mrukn Anakin, kiedy wahadowiec Palpatinea opad w mglist atmosfer planety w dole. Obi-Wan podnis wzrok, ale tam, gdzie niedawno by Lot Pozagalaktyczny, teraz wida byo jedynie pust przestrze. - Musz si trzyma rozkadu - wyjani. - Tak myl - zgodzi si chopak i Obi-Wan usysza w jego gosie echo wasnego smutku. - Szkoda, e nie mogem lecie z nim dalej. - Z kim, z kapitanem Pakmillu? - zdziwi si Palpatine. - Nie, z mistrzem Cbaothem - odrzek chopiec. - To naprawd dobry przywdca... zawsze potrafi doprowadzi wszystko do koca. Idzie prosto przed siebie, nie zwaa na przeszkody, a zawsze znajdzie sposb, aby kady zrobi to, co dla niego najlepsze. - Rzeczywicie, posiada taki dar - przyzna Palpatine. - Niewielu jest takich jak on w tych niespokojnych czasach. Ale nasza strata to zysk Lotu Pozagalaktycznego. - Na pewno s zadowoleni, e maj go na pokadzie. - Ale on ma swoje zadania, a my mamy swoje - cign Palpatine, podajc ObiWanowi kart danych. - Tu jest wszystko, co mam na temat sporu na Roxuli. Lepiej zapoznaj si z tym, zanim wyldujemy. - Dzikuj - odpar Obi-Wan, biorc kart i wsuwajc do notatnika. - Bez wtpienia sami zainteresowani dostarcz mi wszelkich szczegw, ktre pan przeoczy. - Bez wtpienia - oschle rzek Palpatine. - Prosz si rozgoci, mistrzu Kenobi, to bdzie dugi i ciki dzie. Grupa ledcza Aralani wrcia na Crustai z miejsca bitwy z Federacj Handlow prawie dwie godziny wczeniej ni Thrawn ze swojego patrolu, na ktry wysaa go pani admira. Jego raport zosta przyjty szybko, co nie byo zaskakujce, a on sam w nieca godzin pniej zasiad z Cardasem i Maris do kolejnej lekcji jzyka. Jeli nawet w czasie swojej nieobecnoci zrobi co wanego, Cardas nie mg dostrzec tego w jego twarzy ani w gosie. Kolejne dwa dni wloky si bardzo powoli. Aralani spdzaa wikszo czasu w swojej kwaterze, studiujc dane, ktre zebraa z terenu bitwy. Wychodzia jedynie na posiki lub na wyprawy po bazie w poszukiwaniu wojownikw, ktrych mogaby prze-

228 sucha. Do tej pory nie dotara jeszcze do tych, ktrzy syszeli Thrawna wygaszajcego swoje podejrzenia co do zaogi owcy Okazji, ale Cardas wiedzia, e to tylko kwestia czasu. Thrawn przez te dwa dni pojawia si i znika, widocznie bardzo powanie traktujc inspekcj nakazan mu przez Aral ani. Cardas w tym okresie tylko raz mg spokojnie porozmawia z komandorem. Bya to duga, nocna rozmowa tu po wizycie Aralani na polu bitwy. Zmczenie i napicie Thrawna byy bardzo widoczne, a kiedy wyszed, Cardas zacz si powanie zastanawia, czy komandor jednak wreszcie si nie przeliczy z siami. W cigu tych dni Cardas prbowa rwnie spdza wicej czasu z Quennto i Maris, ale ich rozmowy byy jeszcze bardziej I przygnbiajce. Quennto zacz si zachowywa jak zwierz w klatce, a jego humory byy przeplatane szalonymi planami, obejmujcymi napad na zbrojowni i magazyn, a potem zuchwa ucieczk na pokadzie owcy Okazji. Maris ze swojej strony wci podtrzymywaa swoj wiar w honor Thrawna, ale i ona i zacza mie pewne wtpliwoci, czy komandor zdoa si obroni przed Aralani. Co trzeba byo robi. I musia to zrobi Cardas. Niewiele mg waciwie zdziaa. owca Okazji by dobrze] strzeony, a on nie mia najmniejszego zamiaru ucieka tym niezgrabnym frachtowcem przez tunel wlotowy, do tego z myliwcami Thrawna na ogonie. W gbi ldowiska sta jednak wahadowiec dalekiego zasigu, ktry Chissowie wydawali si cakiem ignorowa. Kilka godzin spdzonych nad podrcznikami w systemie komputerowym bazy, poczone z wczeniejsz nauk czytania symboli cheunh, pozwoliy Cardasowi pozna podstawy pilotau. Pniej zdoa wlizn si na pokad wahadowca i spdzi godzin w fotelu pilota, przebiegajc w mylach kolejne lekcje i listy kontrolne; upewnia si przy tym, e wie, gdzie co si znajduje. Nie chcia, aby kiedy przyjdzie czas, admira Aralani zastaa go przy pulpicie podczas gorczkowych poszukiwa odpowiedniej kontrolki. Dobranie si do kopii Aralani, dotyczcych zrzutu nawigacyjnego Springhawka, wydawao si znacznie bardziej kopotliwe. Tym razem jednak dopomg mu Thrawn, drugiego wieczoru zapraszajc Aralani i Thrassa na oficjaln kolacj. Cylinder, ktry Cardasowi pokazaa kiedy pani admira, znajdowa si wrd innych cylindrw z danymi, ktre zarejestrowaa na miejscu bitwy; znalezienie tego waciwego zabrao mu kilka cennych minut i sporo nerww. I na tym jego przygotowania zostay zakoczone. Tego wieczoru poszed do ka do wczenie, ale to niewiele pomogo. Wikszo nocy spdzi na zamartwianiu si i rozmylaniach, a sen przychodzi w krtkich, wypenionych koszmarami drzemkach. Wiedzia, e tak jak przed burz zapada upiorna cisza, te kilka spokojnych dni wanie dobiega kresu. Kres nadszed pnym porankiem trzeciego dnia. - Nie - stanowczo odpar Cardas, spogldajc w ponce oczy Aralani. - Nie jestemy szpiegami. Ani Republiki, ani nikogo innego. - Wic co waciwie mia na myli komandor Mitth raw nuruodo, wygaszajc to

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

oskarenie? - odparowaa pani admira. - Nie zaprzeczysz, e tak powiedzia. Mam zaprzysione zeznania dwch wojownikw, ktrzy byli przy tym obecni. - Wcale nie zaprzeczam - odpar Cardas, ktem oka zerkajc na Thrassa. Syndyk sta w milczeniu kilka krokw za Aralani, a wyraz jego twarzy by jeszcze surowszy ni mina pani admira. Moe wiedzia lepiej ni ona, co oskarenie o przechowywanie szpiegw znaczy dla jego brata. - Ale nie potrafi te tego wyjani. Moe prbowa zmyli dowdcw Federacji Handlowej. - Dowdcw, ktrzy zdaje si zniknli - kliwie zauwaya Aralani. - Wraz z podobno nietknitym statkiem obcych. - Na ten temat te nic nie wiem - upiera si Cardas. - Wiem tyle, ile wam powiedziaem: jestemy kupcami, mielimy wypadek z hipernapdem i zgubilimy si. Prosz zapyta reszt zaogi, jeli mi pani nie wierzy. - O, nie omieszkam - zapewnia go Aralani. - Na razie masz pozosta w swojej kwaterze. Skoczyam. Przez chwil Cardsa kusio, eby jej przypomnie, e wci pozostaje pod wadz Thrawna i e ona nie ma prawa wydawa mu rozkazw. Ale tylko przez chwil. Odwrci si i opuci pomieszczenie. Ale nie poszed do kwatery. Wojownicy Chissw przywykli ju do jego swobodnych spacerw po bazie, a nie sdzi, aby Aralani miaa zamiar oficjalnie ogasza jego uwizienie, dopki nie przesucha Quennto i Maris. Mia zatem dokadnie tyle czasu na ucieczk. Wahadowiec wci sta tam, gdzie poprzedniego dnia. W okolicy kryo paru Chissw, ale czas na wybiegi min. Idc pewnie, jakby by wacicielem doku, Cardas wszed na ramp, min waz, zamkn go i ruszy przed siebie. By to statek cywilny, z procedur startow prostsz i szybsz ni modele wojskowe. W cigu piciu minut postawi i uruchomi wszystkie systemy. Po piciu kolejnych odrzuci zaciski dokujce i ostronie ruszy w gb tunelu. Nikt go nie ciga. Po wyjciu w przestrze rozejrza si wokoo, prawie si spodziewajc, e ujrzy nietknity okrt bojowy Federacji Handlowej czajcy si w cieniu jednej z asteroid. Ale okrtu nie byo wida. Nie szkodzi. Wiedzia, gdzie leci i wiedzia, e nikt nie jest w stanie go powstrzyma. Ustawi wahadowiec na waciwy wektor, wcisn dwigni hipemapdu i skoczy w nadprzestrze. Jeli waciwie zaprogramowa dane nawigacyjne Springhawka, nastpny skok zaniesie go w obcy system, gdzie on, Thrawn i Maris byli wiadkami ataku Vagaarich pi tygodni temu. Jeli bdzie mia jeszcze wicej szczcia, Vagaari wci tam bd. Sze godzin pniej wyszed z nadprzestrzeni i stwierdzi, e bitwa bya skoczona. Widzia, e obrocy doskonale dali sobie rad. Powoli, ostronie manewrowa wahadowcem przez szcztki. Wszdzie peno byo w poczerniaych kadubw, unoszcych si wok kawakw czci, wazw i silnikw. I byy te ciaa. Mnstwo cia.

230 Ich powicenie nic im nie dao. Na orbicie planety dziesitki statkw Vagaari kryy niczym padlinoercy nad wieym trupem. Wikszo z nich stanowiy okrty bojowe z pcherzami na pancerzach, ktre widzia ju w walce., ale byo tu te kilka transporterw cywilnych, ktre czekay na zakoczenie walk. Z i do atmosfery przemieszcza si nieprzerwany sznur mniejszych statkw, najwidoczniej transportujcych upy i niewolnikw na orbitujce statki i wracajcych po wiey adunek. W umyle Cardaa na chwil pojawi si obraz strumieni insektw krcych pomidzy swoim kopcem a upuszczonym kawakiem saatki piknikowej z rowela. Od owiewki wahadowca odbio si agodnie unoszce si w przestrzeni ciao, przywoujc go do rzeczywistoci. Wiedzia, e gdyby mia cho odrobin rozumu, zawrciby teraz i pdem polecia na Crustai, aby sprbowa swoich szans z admira Aralani. Moe te powinien porzuci Quennto i Maris i uciec w kierunku przestrzeni Republiki. Klnc pod nosem, zwrci si ku najwikszemu z orbitujcych okrtw. Nawet zajci podziaem upw, Vagaari doskonale umieli pilnowa swoich plecw. Sze myliwcw przechwycio go natychmiast, zanim zdoa przeby bodaj wier odlegoci i nagle komunikator eksplodowa melodyjnym, ale cakowicie niezrozumiaym obcym jzykiem. - Nie rozumiem waszego jzyka - odpar Cardas w sy bisti. - Czy mwicie sy bisti? Jedyn odpowiedzi bya kolejna przemowa w obcym jzyku. - A moe minnisiat? - zapyta, przechodzc na swj najnowszy jzyk handlowy. - Czy kto tam u was rozumie minnisiat? Nastpia krtka chwila ciszy. - Podaj imi, ras i zamiary - rozleg si wreszcie gos obcego, z pewn trudnoci wymawiajc sowa. - Nazywam si Jorj Cardas - rzek. - Jestem czowiekiem ze wiata zwanego Koreli. - Zaczerpn gboko tchu w puca. - Przybyem zaproponowa wam ukad.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

20
Myliwce eskortoway go do jednego z mniejszych okrtw wojennych i skieroway do prawoburtowego doku. Grupa cikozbrojnych stranikw w grubych pancerzach czekaa ju na niego: byy to niskie, dwunone istoty o wielkich doniach i twarzach ukrytych pod wymylnie zdobionymi przybicami, przypominajcymi przeraajce maski. Zaprowadzili go do niewielkiego pokoju wypenionego urzdzeniami czujnikowymi, gdzie zosta rozebrany, przeszukany i przeskanowany wiele razy, a nastpnie zabrano mu ubranie - prawdopodobnie w celu dalszego dokadniejszego zbadania. Bez wtpienia rwnie wahadowiec przechodzi podobne operacje. Nastpnie przeniesiono go do kolejnego pomieszczenia, tym razem pustego, jeli nie liczy pryczy. Zosta sam. Kolejne dwie godziny spdzi na przemian to prbujc si zdrzemn, to poddajc si bezsennoci i krc po celi. Nie mg si pozby myli, e gdyby Vagaari byli cwani, zabiliby go bez pytania i zajli si swoimi upami. Wida wrbel w garci by bardzo uniwersaln maksym. Ale moe bd rwnie zachanni, co cwani. Zachanni i ciekawscy. Dwie godziny po tym jak wrzucono go do celi, stranicy wrcili z jego ubraniem. Obserwowali, jak je wkada, a nastpnie zaprowadzili go dugim korytarzem do wazu oznaczonego obcymi symbolami. Za tym wazem znalaz wahadowiec, a nie mier w zimnym kosmosie, jak si obawia. Wepchnli go do rodka, sami wcisnli si za nim i w minut potem wylecieli. Wahadowiec nie mia iluminatorw, wic nie wiedzia, dokd lec, ale kiedy waz znw si otworzy, sta przed nim podwjny szpaler onierzy Vagaari w zbrojach jeszcze wymylniej szych ni u jego stranikw. Widocznie kto z wyszych sfer chcia si z nim zobaczy. Oczekiwa, e zostanie zabrany do ciasnego, zatoczonego i anonimowego miejsca, jak wypada przy przesuchaniu. Dlatego kiedy ostatnia luza si otwara, z ogromnym zaskoczeniem stwierdzi, e stoi na progu ogromnej komnaty, ktra moga rywalizowa z najwspanialszymi salami tronowymi galaktyki. W gbi znajdowao si podwyszenie, a na nim stao bogato rzebione krzeso, w ktrym siedzia Vagaari ubrany w cik, wielobarwn szat ozdobion promienicie sterczcymi epoletami i ostroga-

232 mi; na wierzchu mia fadzisty paszcz z nie mniej ni czterema oddzielnymi pasami wok talii. Obok niego stao dwch Vagaarich w nieco tylko mniej pstrokatych paszczach - przypuszczalnie doradcy lub innego rodzaju urzdnicy. Wszyscy trzej mieli na sobie maski cakowicie zakrywajce twarze i sigajce jakie dwanacie centymetrw ponad czubek gowy. Ich wzr by powtrzeniem przeraajcego wzoru na przybicach onierzy. Przez gow Cardasa przemkna zoliwa myl, e wysoko masek prawdopodobnie zostaa dobrana tak, aby skompensowa naturalny niski wzrost rasy i sprawi, by wygldali groniej w oczach nieprzyjaciela. Pod cianami stali inni Vagaari, niektrzy w zbrojach, inni w czym w rodzaju odziey cywilnej, a twarze mieli tylko pomalowane. Wszyscy w milczeniu przygldali si winiowi sprowadzonemu przed tron. Cardas zaczeka, a stranicy ustawi go o trzy metry od podwyszenia, i ukoni si nisko. - Pozdrawiam wielkiego i potnego Vagaari... - zacz w minnisiat. I natychmiast zosta rzucony na kolana potnym uderzeniem. - Nie odzywaj si w obecnoci Miskary, dopki do ciebie nie przemwi - zgani go jeden ze stranikw. Cardas otworzy usta, aby przeprosi, ale poapa si w por i zachowa milczenie. Przez dug chwil caa sala rwnie pogrona bya w ciszy. Cardas zastanawia si, czy moe czekaj, a wstanie, ale czujc pulsowanie blu w opatce uzna, e mdrzej bdzie pozosta tam, gdzie jest, dopki nie ka mu inaczej. Widocznie bya to dobra decyzja. - Dobrze - rozleg si wreszcie z podwyszenia gboki gos. - Moesz wsta. Cardas podnis si ostronie, gotw na kolejny cios. Ku jego wielkiej uldze cios nie pad. - Jestem Miskara ludu Vagaari - owiadczy wadca siedzcy na tronie. - Bdziesz si do mnie zwraca Wasza Eminencjo. Powiedziano mi, e bye na tyle bezczelny, aby zada ode mnie, bym z tob prowadzi interesy. - Nie wysuwaem adnych da, Wasza Eminencjo - pospiesznie zapewni go Cardas. - Wpadem w wielkie kopoty i przybyem tu w nadziei, e potny i silny rd Vagaari zechce przyj mi z pomoc. W zamian za pomoc, jak mam nadziej, zdoam zaoferowa wam co, co uznacie za rwnie cenne. Miskara popatrzy na niego chodno. - Opowiedz mi o tych kopotach. - Moi towarzysze i ja jestemy kupcami z odlegego krlestwa - tumaczy Cardas. - Prawie trzy miesice temu zgubilimy si i zostalimy wzici do niewoli przez ras istot zwanych Chissami, Od tamtej pory jestemy ich winiami. Przez sal przesza fala ciszonych szeptw. - Winiami, powiadasz? - powtrzy Miskara. Widoczna cz jego rysw stwardniaa na wzmiank o Chissach, ale gos nie zdradza poruszenia. - Nie widz na twojej szyi acucha niewolnika.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Moja pozorna wolno to iluzja, Wasza Eminencjo - zapewni Cardas. - Moi towarzysze s wci w rkach Chissw, podobnie jak nasz statek. Co wicej, Chissowie odmawiaj w tej chwili oddania nam czci upw z jednej ze swoich wypraw, upw, ktre nam obiecano i ktrych potrzebujemy, aby opaci kary za opnienie w dostawie, jakich zadaj z pewnoci nasi klienci. Bez tego skarbu nasz powrt do domu rwna si pewnej mierci. - Gdzie s przetrzymywani twoi towarzysze? - W maej bazie zbudowanej we wntrzu asteroidy, Wasza Eminencjo - odpar Cardas. - Wszelkie dane nawigacyjne niezbdne do jej zlokalizowania znajduj si w komputerze wahadowca, ktrym przybyem. - A skd wiedziae, gdzie i jak nas znale? - Cardas wyprostowa si. Kiedy Thrawn powiedzia mu: Zrobi wszystko, co trzeba, eby chroni tych, ktrzy s ode mnie zaleni. - To dziki temu, Wasza Eminencjo, e byem obecny na pokadzie krownika Chissw w czasie ataku na wasze siy... tutaj, kiedy pi tygodni temu podbijalicie t planet. W sali zapanowaa miertelna cisza. Cardas czeka, bolenie wiadom obecnoci otaczajcych go uzbrojonych onierzy. - Skradlicie jedn z naszych sieci na statki - rzek w kocu Miskara. - Komandor si Chissw to uczyni, owszem - rzek Cardas. - Jak ju mwiem, byem winiem i nie braem udziau w ataku. - Gdzie jest teraz komandor? - Nie wiem dokadnie - odpar Cardas. - Ale baza, gdzie znajduje si mj statek i towarzysze, jest pod jego dowdztwem. Gdziekolwiek pojedzie, zawsze musi tam wrci. Miskara umiechn si lekko. - Proponujesz nam zatem wymian swoich towarzyszy i czci naszego wasnego skarbu za sam okazj do zemsty? Cardas pomyla niepewnie, e to nie jest najkorzystniejszy sposb przedstawienia sprawy. - Dostaniecie take swoj sie - dorzuci. - Nie - stanowczo rzek Miskara. - Ta oferta nie wystarczy. Cardas poczu ucisk w gardle. - Wasza Eminencjo, bagam... - Nie bagaj! - warkn Miskara. - Robactwo baga. ebracy bagaj. Nie istoty, ktre chc rozmawia i robi interesy z Vagaari. Jeli chcesz, abymy pomogli tobie i twoim towarzyszom, musisz znale dla mnie co wicej. - Ale ja nie mam ju nic wicej, Wasza Eminencjo - odpar Cardas drcym gosem. - To si nie mogo sta. Vagaari musieli si zgodzi na ukad. - Przysigam.

234 - Tego te nie masz? - zapyta Miskara, wskazujc na co ponad jego ramieniem. Cardas obejrza si. W ktrym momencie rozmowy kto wnis cztery wielkie skrzynie; dwie byy wysze od niego o gow, dwie sigay mu do pasa. - Nie rozumiem - zdziwi si Cardas. - Co to jest? - Znajdoway si na pokadzie twojego transportera - podejrzliwie powiedzia Miskara. - Twierdzisz, e nie wiesz o ich istnieniu? - Tak twierdz, Wasza Eminencjo - odpar Cardas, teraz ju cakiem zdezorientowany. Co, do wszystkich wiatw, Thrawn mg zapakowa na ten wahadowiec? - Ukradem ten statek tylko po to, aby prosi was o pomoc. Nawet nie wiedziaem, e cokolwiek jest na pokadzie. - Wic popatrz teraz - rozkaza Miskara. - Otwrz skrzynie i powiedz mi, co widzisz. Ostronie, prawie oczekujc strzau w plecy, Cardas podszed do skrzy. Vagaari otworzyli ju wszystkie, oczywicie, a przednie panele spoczyway luno. Podszed do jednej z mniejszych skrzy, chwyci panel i odsun go. I a jkn. Wewntrz, adnie zoone z ramionami wok kolan, siedziay dwa roboty bojowe Federacji Handlowej. - Rozpoznajesz je? - zapyta Miskara. - Tak, Wasza Eminencjo - potwierdzi Cardas. Nagle wszystko nabrao sensu. - To roboty bojowe, wykorzystywane przez jedn z ras w naszym rejonie przestrzeni. Komandor napad rwnie na oddziay tych istot, widocznie to cz upu. - A co to s roboty? - Mechaniczni sucy - wytumaczy z grubsza Cardas. Wic Thrawn mia racj; najwyraniej Vagaari nie maj pojcia, co to s roboty. A przynajmniej aden z tych Vagaarich, z ktrymi si spotka. - Niektre maj wasny napd, inne wymagaj centralnego komputera, aby im wysya instrukcje. - Poka mi, jak to dziaa. Cardas podszed znw do skrzyni i zajrza do rodka. Nie wida byo adnego sterownika ani konsoli programowania. - Nie widz urzdze potrzebnych, aby je uruchomi - rzek, podchodzc do drugiej skrzyni i odsuwajc panel. I tu take siedziay dwa zoone roboty i ani ladu sterownika. Kada z wikszych skrzy zawieraa za to jeszcze bardziej mordercz droidek. Ale adnych sterownikw. - Przykro mi, Wasza Eminencjo, ale bez odpowiednich urzdze nie mog ich uruchomi. - A moe to si przyda - podsun Miskara. Skin doni i jeden z nieuzbrojonych Vagaarich, ktrzy przygldali si scenie, wyj spod szaty notatnik. Podszed do Cardsa i poda mu go. Napicie Cardasa zelao nieco. Istotnie, by to sterownik robotw Federacji Handlowej, oznakowany po neimoidiasku i w basicu. - Tak, Wasza Eminencjo, to wystarczy - rzek do Miskary i spojrza na kontrolki. Aktywator... jest.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Mam sprbowa go wczy? - Sprbowa? Cardas skrzywi si. - Czy mam go teraz wczy, Wasza Eminencjo? - poprawi si. - Tak. Wyprostowa si i przycisn przycisk. Wynik by dokadnie taki, jakiego si spodziewa. Cztery roboty bojowe idealnie rwnoczenie rozoyy si do poowy, wyszy ze skrzy, wstay, signy przez rami i wycigny rusznice laserowe. Droideki byy jeszcze bardziej imponujce - wytoczyy si ze skrzy i rozwiny do trjnonej pozycji bojowej. Wok jednej z nich, niczym demonstracja penej skali moliwoci, pojawia si lekka mgieka tarczy. I nagle Cardas zorientowa si, e w podwyszenie, na ktrym siedzia Miskara, jest wycelowanych dwanacie miotaczy. Odwrci si powoli i ostronie. Ale Miskara nie skry si za plecami onierzy, sami onierze za nie podnieli broni, aby zmieni Cardasa w kupk popiou. - Imponujce - spokojnie rzek Miskara. - Kto nimi dowodzi? Cardas spojrza na notatnik. Gdzie tu powinien by modyfikator wzorca rozpoznawczego. - W tej chwili kady, kto trzyma notatnik, Wasza Eminencjo - oznajmi. - Ale myl, e s zaprogramowane, aby sucha konkretnej osoby. - Rozka, aby suchay mnie. - Tak jest, Wasza Eminencjo - rzek Cardas, szybko przesuwajc menu rozpoznania notatnika. Wydawao si cakiem proste. - Eee... musi Wasza Eminencja zej na d, eby roboty mogy sobie Wasz Eminencj obejrze. Miskara w milczeniu wsta i zszed ze stopni, gestem nakazujc doradcom, aby pozostali na miejscach. - Zrb to teraz - rozkaza. Cardas czu, jak pot cieka mu po szyi, ale posusznie przeprowadzi to, co wydawao mu si waciw procedur. Sze robotw odwrcio si, aby spojrze na Miskar, po czym, ku uldze Cardasa, roboty bojowe uniosy miotacze w kierunku sufitu, a droideki rwnie delikatnie przesuny swoj bro w inn stron. - To powinno wystarczy, Wasza Eminencjo - rzek. Oczywicie - doda szybko, bo nagle przyszo mu co do gowy - nie s zaprogramowane do rozumienia polece w minnisiat. - Nauczysz mnie waciwych polece w ich jzyku - zdecydowa Vagaari. - Pierwsze sowo, jakie chc zna, to cel. Drugie ognia. - Tak jest, Wasza Eminencjo. - Cardas poda mu oba sowa w basicu, starannie je wymawiajc. - Moe twoi ludzie bd w stanie zapisa je fonetycznie - zaproponowa. - Nie trzeba - odpar Miskara. Podniesionym placem wskaza naCardasa. - Cel. Cardas odskoczy w ty, kiedy wszystkie sze robotw odwrcio si, aby wycelowa w niego bro.

236 - Wasza Eminencjo... - szepn. - A teraz - cign Miskara sodkim gosem - ty powiesz to drugie sowo. Cardas przekn lin. Jeli zrobi co nie tak jak trzeba... - Ognia - rzek. Nic si nie stao. - Doskonale - powiedzia Miskara z aprobat. - Wic rzeczywicie jeste do mdry, aby nie prbowa zdrady. - Podnis do. - Sprowadcie mi trzech Geroonw - poleci. - Tak jest, Wasza Eminencjo - zasalutowa jeden z onierzy i wyszed. - Czy ten wasz komandor Mitthrawnuruodo ma wicej takich maszyn? - zapyta Miskara, zerkajc na Cardasa. - Co najmniej kilkaset - odpar Cardas. - Moe nawet kilka tysicy. Jego uwag zwrci ruch przy drzwiach. Obejrza si - do sali wprowadzono wanie trzech drobnych obcych. - Kto to? - Niewolnicy - niedbale odpar Miskara. - Ich ndzny may wiatek wanie toczy si u naszych stp. Maszyny: cel. Cardas zesztywnia, kiedy roboty odwrciy sj w kierunku trzech niewolnikw. - Nie! - Sprzeciwiasz si? - zapyta Miskara. Cardas na chwil przymkn oczy. Zrobi wszystko, co bdzie konieczne...sowa Thrawna rozlegy si echem w jego gowie. - Obawiaem si jedynie o bezpieczestwo onierzy - wyjani. - C, sprawdzimy, jak dobrze celuj te maszyny - rzek Miskara. - Ognia! Salwa z karabinw robotw bojowych odrzucia niewolnikw w ty; byli martwi, zanim jeszcze dotknli podogi. Ogie droidek dosownie przeci ich na p. - Doskonale - rzuci Miskara w cakowitej ciszy, spowodowanej nie szokiem na widok tego publicznego mordu, lecz pokazem siy ognia. - Gdzie Chissowie trzymaj reszt? - Komandor musi mie je w bazie - machinalnie mrukn Cardas, bez powodzenia starajc si nie patrze na zwglone zwoki. - Wic uwolnimy go od nich - postanowi Miskura i przywoa jednego z doradcw. - Niech natychmiast przygotuj siy szturmowe - rozkaza. - Tak jest, Wasza Eminencjo - rzek tamten. Zszed z podwyszenia i opuci sal. - A przez ten czas - doda Miskara, zwracajc si do Cardsa - nauczysz mnie pozostaych sw, niezbdnych do kontrolowania moich maszyn bojowych. Cardas przekn lin. Wszystko, co bdzie konieczne... - Jak pan sobie yczy, Wasza Eminencjo. Poza owiewk mostka Springhawka rzadko rozrzucone gwiazdy i maa, ale przepikna kulista gromada lniy jasno na tle czarnego nieba. Gwiazdy, gromada i nic wicej. Doriana dyskretnie spojrza na chronometr. Lot Pozagaaktyczny si spnia.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Chyba jednak spojrzenie nie byo do dyskretne. - Cierpliwoci, komandorze - rzuci Mitthrawnuruodo z fotela kapitana. - Przylec. - Spniaj si - zauway wicelord Kav i skrzywi si, patrzc na ty gowy Mitthrawnuruodo. - Ponad dwie godziny. - Dwie godziny w trzytygodniowej podry to tyle co nic - zauway rozsdnie Mitthrawnuruodo. - Nie dla kapitana Pakmillu - odparowa Kav. - Kalamarianie s nieprzyzwoicie punktualni. - Przylec - powiedzia Mitthrawnuruodo, odwracajc si czciowo, by spojrze na Neimoidianina. - Pozostaje pytanie, czy istotnie jestemy na prawidowej trasie pomidzy ostatnim przystankiem w Republice a systemem, gdzie przygotowalicie zasadzk. - Jak miesz... - zacz Kav. - Wektor zosta obliczony prawidowo - przerwa mu Doriana z ostrzegawczym spojrzeniem. - Za to nasze pytanie brzmi: skd wiesz, e rzeczywicie si tutaj zatrzymaj? - Zatrzymaj - zapewni go Mitthrawnuruodo. - Czy robomyliwce s gotowe? - Jeszcze jak - zapewni go z kolei Kav, a Doriana wyczu w jego gosie mciw rado. Robomyliwce rzeczywicie byy gotowe, wraz z drugim poziomem sterowania, ktry gwny programista wicelorda dooy do wzorca bliskiego podejcia Mitthrawnuruodo. Komandor skoni gow w kierunku Neimoidianina. - Wic pozostao nam tylko czeka. Obejrza si w kierunku owiewki... ...i nagle, z byskiem pseudorachu, zobaczy go niecae pi kilometrw przed nimi. Lot Pozagalaktyczny przyby. - To urzdzenie nazywa si projektorem grawitacji - wyjani Mitthrawnuruodo. - Symuluje ono mas planety, wymuszajc wyjcie kadego statku, ktrego wektor nadprzestrzenny przetnie jego cie. - Naprawd? - mrukn Doriana, usiujc zachowa spokj. Zgodnie z jego najlepsz wiedz nikt w Republice jeszcze nie wpad na pomys, aby ten fragment teorii nadprzestrzennej przerobi na rzeczywicie dziaajce urzdzenie. Fakt, e Chissowie rozwizali ten problem, obudzi w jego umyle nieprzyjemne skojarzenia i wnioski. Kav, oczywicie, kompletnie nie by tym zainteresowany. - A wic sju w naszych rkach - pisn radonie. - Wszystkie siy do ataku! - Stop - rzuci Mitthrawnuruodo. Jego gos by spokojny, ale zdecydowanie twardszy. - Wicelordzie Kav, ja wydaj rozkazy na tym statku. - To nasza misja, komandorze Mitthrawnuruodo - odparowa Kav. - A podczas tej ktni tracimy cenny element zaskoczenia.

238 - Sign midzy fady szaty i wyj aktywator. - Ty i twoje statki moecie robi co chcecie, ale moje myliwce bd atakowa. - Nie! - krzykn Doriana i rzuci si po aktywator. Jeli Kav storpeduje plan Mitthrawnuruodo - niewane, co to za plan - Lot Pozagalaktyczny moe wymkn im si z rk. Ale ramiona mia zbyt krtkie, a refleks zbyt wolny. Kav wyrwa si i unis w gr aktywator, wprowadzajc kod. Klnc na czym wiat stoi, Doriana spojrza na asteroid, na ktrej czekay szeregi robomyliwcw. Nic si nie stao. Kav jeszcze raz wcisn przecznik. I znowu nic. - Obawiam si, e to nie bdzie dziaa, wicelordzie - rzek Mitthrawnuruodo. - Pozwoliem sobie usun alternatywny poziom rozkazw, jaki twoi programici stworzyli w systemie robomyliwcw. Kav powoli opuci aktywator. - Jeste bardzo sprytny, komandorze - warkn. - Pewnego dnia ten spryt obrci si przeciwko tobie. - Moliwe - zgodzi si Mitthrawnuruodo. - Ale przedtem podzikuj ci za zademonstrowanie, jak si wprowadza podwjne oprogramowanie. To si jeszcze dzisiaj przyda. - Wic co teraz? - ostronie zapyta Doriana. - Porozmawiamy z nimi - rzek Mitthrawnuruodo, wprowadzajc kod na pulpicie. - czno, otworzy kana. Zanim Lorana dotara na miejsce na mostku D-Jeden zapanowao ciche pandemonium. Cbaoth sta sztywno obok fotela dowdcy kapitana Pakmillu, spogldajc przez owiewk. Sam Pakmillu pochyla si nad jednym ze stanowisk inynierskich, zamykajc i otwierajc boniaste pici na widok kolejnych ekranw. Poza owiewk, w pewnej odlegoci od nich, niczym stado polujcych wyjcobiegw, wisiaa gromada okrtw o takiej konfiguracji, jakiej Lorana jeszcze nie ogldaa. - Odczyty wskazuj, e znajdujemy si gdzie porodku cienia masy planety - odezwa si z napiciem oficer techniczny, patrzc na Pakmillu. - Ale sam pan widzi, e to nie moe by prawda. - Tu komandor Mitthrawnuruodo z Ekspansywnej Floty Obronnej Chissw - rozleg si z gonikw na mostku adnie modulowany gos. - Prosz o odpowied. - Kto to? - zapytaa Lorana. - Dowdca tamtej floty - mrukn Pakmillu, obserwujc odczyty. - Od p godziny wzywa nas co pi minut. - Jeszcze mu nie odpowiedzielimy? Czuki wargowe Pakmillu najeyy si. - Mistrz Cbaoth zabroni - burkn. - Chce si najpierw dowiedzie, co si stao z naszym hipernapdem. Lorana skrzywia si. - Pogadam z nim. Cbaotha cay czas przyglda si obcym statkom.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- O, Jedi Jinzler - powita j. - Mamy oto nasze pierwsze wyzwanie. - A dlaczego to musi by wyzwanie? - zapytaa Lorana. - Moe on tylko chce porozmawia? - Na pewno nie - odpar Cbaoth ponurym tonem. - Czuj tam gbokie zo, zo skierowane na moich ludzi i moje statki. - To obce umysy - przypomniaa mu Lorana, ale jej puls przyspieszy nagle. Widywaa ju Cbaotha w takim stanie. - Moe po prostu le ich odczytujesz. - Dobrze ich wyczuwam - zapewni. - Maj ze zamiary, a ja chc by w peni przygotowany, zanim zaczn z nimi rozmawia. - Dowdztwo, tu MaNing - rozleg si gos z gonika stanowiska dowodzenia. - Jestemy w gotowoci z systemami uzbrojenia dreadnaughta cztery. - Przyjem - Cbaoth umiechn si krzywo do Lorany. - Dreadnaught cztery by ostatni. Teraz jestemy gotowi do rozmw. Usadowi si w fotelu dowdcy Pakmillu i otworzy czno. - Do nieznanych si zbrojnych... mistrz Jedi Jorus Cbaoth, dowodzcy projektem Lot Pozagalaktyczny z Republiki Galaktycznej - oznajmi. Lorana obejrzaa si na Pakmillu, niezbyt zadowolona, e mistrz tak nonszalancko przej dowodzenie. Ale w wyrazie twarzy ani w postawie Kalmarianina nie byo zna urazy; odniosa wtaenie spokojnej rezygnacji. Widocznie ugi si przed nieuniknionym. - Mistrzu Cbaoth, tu komandor Mitthrawnuruodo - odpowiedzia natychmiast uprzejmy gos. - Chc zobaczy twoj twarz - zada Cbaoth. Po krtkiej przerwie ekran komunikatora oy nagle, ukazujc humanoidalnego osobnika o bkitnej skrze, czarnogranatowych wosach i jarzcych si czerwonych oczach. Ubrany by w czarn tunik ze srebrnymi baretkami. - S sprawy niezmiernej wagi, ktre musimy natychmiast przedyskutowa - odezwa si Mitthrawnuruodo. - Czy przybdziesz na mj okrt flagowy, czyja mam si uda do ciebie? Cbaoth prychn cicho. - Nie bd o niczym dyskutowa, dopki nie zejdziesz mi z drogi. - A ja nie ustpi, dopki nie porozmawiamy powiedzia Mitthrawnuruodo tonem rwnie stanowczym. - Czy Jedi boj si rozmawia? Cbaoth umiechn si blado. - Jedi nie boj si niczego, komandorze. Skoro nalegasz, wejd na pokad. Owietlimy waz dla twojego wahadowca. Mitthrawnuruodo skoni gow. - Wkrtce tam bd - rzek i da rk znak komu poza ekranem. Obraz znik. - Chcesz go wpuci na pokad? - zapyta Pakmillu. - Oczywicie - odpar Cbaoth z dziwnym byskiem w oku. - Czy ty nie widzisz niczego dziwnego w tym, e ten rezydent z Nieznanych Rejo-

240 nw przemwi do nas w basicu? Lorana a jkna. Ze wstydem musiaa przyzna, e nawet tego nie zauwaya. - Tu si dzieje co wicej, ni na to wyglda - cign Cbaoth. - A my musimy to sprawdzi. - Skoro nalegasz, wejd na pokad - zabrzmia gos Cbaotha z gonika w monitorowni reaktora D-Cztery. - Owietlimy waz dla twojego wahadowca. Rozlego si kliknicie. - D-cztery, robicie jakie postpy? - rozleg si inny gos. Uliar z wielkim wysikiem zmusi si do skupienia na tym, co robi. - Dowdztwo, tu wci nic nowego - zameldowa, znw przebiegajc wzrokiem ekrany. - Moc na hipernapdzie pena, ale kiedy dochodzi do celu, nic si nie dzieje. - Potwierdzam, dowdztwo - rozleg si gos Dilliana Pressora z monitorowni hipernapdu o sze metrw dalej. - Odczyty wci wskazuj, e znajdujemy si w polu grawitacyjnym. - Wszystkie to pokazuj - burkno dowdztwo. - Dobra, rbcie dalej diagnostyk i bdcie w gotowoci. Znw kliknicie i dowdztwo wyczyo si. - To szalestwo - mrukn Pressor. - Moe nawet wiksze ni mylisz - zgodzi si Uliar, mylc gorczkowo. To moe wreszcie by ich szansa. - Zauwaye, e ten cay komandor Mitthrawnuruodo mwi w jzyku basie? Nastpia chwila milczenia. - Chcesz powiedzie, e on jest z Republiki? - No c, z pewnoci nie z Nieznanych Rejonw - odpar Uliar. - Musimy znale sposb, eby z nim pogada. - Kto musi? - Oczywicie my - odparowa Uliar. - Ty, ja, cay komitet. Jeli go jest z Republiki, moe ma do wadzy, eby wykopa std Cbaotha i reszt Jedi. - Nie chodzi tylko o Jedi - sprostowa Pressor. - Zreszt co jaki zawadiaka z Republiki robiby tutaj? Ju prdzej to jaki pirat, ktry dowiedzia si o Locie Pozagalaktycznym i postanowi skorzysta z atwego upu. Oczami duszy Uliar ujrza wyniki trafie z testw wizi bitewnej Jedi Cbaotha. - Wierz mi, Pressor, nie jestemy atwym upem - odpar ponuro. - Ale kimkolwiek jest ten tutaj, musimy sprbowa. - Prosz bardzo - zgodzi si Pressor. - Ale jak? Jestemy na dyurze. - Co z tego? - warkn Uliar. - Mamy doskonale pracujcy reaktor i hipernapd, ktry w ogle nie chce dziaa. - Tak, ale... - Ale co? - uci Uliar. - Chod, moe to ostatnia szansa, aby Lot Pozagalaktyczny

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

sta si tym, czym mia by od pocztku. Nastpia krtka pauza. - W porzdku, jestem gotw - odpar wreszcie Pressor. - Ale jeli ten Mitth...cotam jest ju w drodze, nie mamy wiele czasu. Zwaszcza jeli chcemy zebra wszystkich i jeszcze dotrze do D-jeden. - Po prostu ich zbierz - poleci Uliar. - Ja dopilnuj, aby ten obcy trzyma si z daleka tak dugo, a tam dotrzesz. - Jak? - Nie wiem - wzruszy ramionami Uliar. - Zbierz po prostu wszystkich, dobrze? I nie zapomnij o dzieciach. Nie ma to jak dzieci, kiedy musisz zdoby czyje wspczucie. - Co o tym wiem... Uliar wyczy komunikator i przez chwil niewidzcym wzrokiem wpatrywa si w ekrany, usiujc zebra myli. D-Jeden istotnie by do daleko, a na ile zna Cbaotha, rozmowa bdzie zapewne krtka i nieprzyjemna. Gdyby Pressor przyspieszy, miaby szans min si z tym Mitth...cotam. Ale nieco dalej w kierunku rufy powinien by zaparkowany jeden ze swoopw DCztery. Ptorej minuty pniej Umiar lecia korytarzem. Pd rozwiewa mu wosy i wyciska zy z oczu. Na szczcie cay Lot Pozagalaktyczny by w stanie alertu i wszyscy albo znajdowali si na stanowiskach, albo pochowali si po kwaterach, wic korytarze byy puste. Dotar do przedniego pylonu, wbi kontrok przywoujc turbowind, ale zamiast pozostawi swoopa na stacji, tak jak powinien, wprowadzi go do wagonika. Niech si Cbaoth wcieka - niech nawet zamknie Uliara za kratkami na kilka dni, jeli chce. Niewane, ile go to bdzie kosztowa, musi zobaczy si z tym Mitth...cotam, zanim ten opuci Lot Pozagalaktyczny. Cardas czeka prawie trzy godziny, zanim Miskara znw wezwa go do sali tronowej. - Wszystko jest przygotowane - poinformowa go Vagaari. - Natychmiast wylatujemy, aby zemci si na Mitthrawnuraodo i na Chissach. - Tak jest, Wasza Eminencjo - odpar Cardas i spuci gow, usiujc nie patrze na p tuzina wieych zwok Geroonw rozrzuconych po sali tronowej. Widocznie Miskara bawi si swoimi nowymi zabawkami. - Jeszcze raz prosz, aby pamita, e moi towarzysze i statek take tam s, wic popro swoich onierzy o ostrono. - Bd pamita - obieca Miskara. - Zrobi nawet wicej. Postanowiem, e bdziesz mg oglda nadchodzc walk z najlepszego miejsca. Cardas poczu zimny dreszcz na plecach. - Czy to znaczy, e bd na mostku, Wasza Eminencjo? - Ale nie - spokojnie odpar Miskara. - Bdziesz w jednym z najbardziej wysunitych bbli mojego okrtu flagowego.

242 Cardas zerkn w bok i zobaczy zmierzajcych ku niemu dwch uzbrojonych Vagaari. - Nie rozumiem - zaprotestowa. - Daem wam szans zarwno na zemst, jak i na zysk. - Albo szans trafienia prosto w puapk - doda Miskara nagle lodowatym tonem. - Mylisz, e jestem gupcem, czowieku? Mylisz, e jestem tak zadufany w sobie, e po prostu zbior siy szturmowe i rzuc si na rzekomo ma i skpo obsadzon baz Chissw jedynie po to, aby zaspokoi moje pragnienie zemsty? - Wyda z garda melodyjny, wielotonowy gwizd. - Nie, czowieku, nie zamierzam wysa maego oddziau, ktry atwo bdzie zniszczy. Caa moja flota spadnie na t baz... a wtedy zobaczymy, jakie naprawd ma zby ta chissaska puapka. - Chissowie nie zastawili puapki - upiera si Cardas. - Przysigam. - Wic nie masz si czego obawia - uci Miskara. - Jeli zniszczymy wroga tak szybko, jak twierdzisz, zostaniesz uwolniony, podobnie jak twoi towarzysze. Jeli nie... - wzruszy ramionami. - Bdziesz pierwszy, ktry zginie. - Przekrzywi lekko gow. - Masz jeszcze co do powiedzenia, zanim ci zabior? Wyznanie winy? Przyznanie si do zdrady? - Nie, Wasza Eminencjo - odpar Cardas. - Mam jedynie nadziej, e twoi onierze bd walczy przeciwko Chissom rwnie skutecznie, jak robili to w starciu z innymi przeciwnikami. - Geroonowie mog opowiedzie ci o naszych moliwociach - ponuro powiedzia Miskara. - Ale sam wkrtce ich zobaczysz. - Machn rk. - Zabra go. W pi minut pniej Cardas zosta wepchnity przez wskie drzwi do plastykowej baki bez grawitacji, najwyej dwa razy wikszej od trumny. Po jednej stronie gowy mia co, co przypominao may zawr i system filtracji powietrza, z drugiej za siatkowy worek, zawierajcy kilka butelek wody i racje ywnociowe, a take romboidalny przedmiot nieznanego przeznaczenia. Gruba metalowa pokrywa zatrzasna si za jego plecami i wiedzia ju, e koci zostay rzucone. Od tej chwili nie ma wpywu na nic, co si zdarzy. Mia jedynie nadziej, e Miskara nie kamie i e wyle naprawd du flot.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

21
Pierwsz niespodziank dla Lorany by prawie ludzki wygld Mitthrawnuruodo. Jeszcze bardziej zaskoczyo j kulturalne i eleganckie zachowanie komandora i jego sposb wysawiania si, kiedy rozmawia z ni i Cbaothem po drugiej stronie stou konferencyj nego. Powd przechwycenia Lotu Pozagalaktycznego, jaki poda, by jednak najwiksz niespodziank. Oczywicie, Cbaoth nie by wcale zaskoczony. - Bzdury - rzek z pogard, kiedy Mitthrawnuruodo skoczy mwi. - Tajemnicza rasa zdobywcw wdrujca przez galaktyk w naszym kierunku? Prosz, nie opowiadaj takich gupstw. Takimi historiami niedobrzy rodzice strasz dzieci. - Czyby wiedzia o wszechwiecie wszystko, co tylko mona wiedzie? uprzejmie zapyta Mitthrawnuruodo. - Odniosem wraenie, e ta cz przestrzeni nie bya ci znana. - Istotnie - zgodzi si Cbaoth. - Ale plotki i gupie opowiastki nie daj si powstrzyma granicami politycznymi i geograficznymi. Jeli tak niebezpieczna rasa istniaaby rzeczywicie, z pewnoci usyszelibymy co na jej temat. - A co z Vergere? - zapytaa szeptem Lorana, siedzca tu obok. - Taka teoria mogaby wyjani jej zniknicie. - Albo i nie - zaoponowa Cbaoth. - Nie trzeba caej rasy najedcw, aby uciszy jednego Jedi. - Oczy mu zabysy. - Ale uciszy wiksz grup Jedi, to oczywicie cakiem inna sprawa. Natomiast co do tego Dartha Sidiousa, o ktrym mwisz, jego sowa znacz dla mnie jeszcze mniej ni plotki i pogoski. Darth to tytu lorda Sithw, a Sithowie od dawna zniknli z galaktyki. A to sprawia, e na starcie stajesz si niewiarygodny. - Moliwe - odpar Mitthrawnuruodo.

244 - Ale nie przybyem tutaj, eby debatowa. Faktem pozostaje jedno: nie mog pozwoli wam lecie dalej przez ten fragment przestrzeni. Musicie zawrci do Republiki i przysic, e nigdy tu nie wrcicie. - Bo co? - wyzywajco zawoa Cbaoth. Rozjarzone oczy Mitthrawnuruodo zmierzyy go spokojnie. - Bo inaczej bd zmuszony was zniszczy. Lorana sprya si, przygotowana psychicznie na nieunikniony wybuch. Ale Cbaoth tylko umiechn si wyniole. - Tak mwi piskl ptaka do smoka bilinusa. Czy naprawd sdzisz, e twoje dwanacie stateczkw przetrwa cho dziesi minut w starciu z si ognia, jak dysponuj? Mitthrawnuruodo uprzejmie unis brwi. - Ty sam dysponujesz? - Moi Jedi czekaj w pogotowiu w centrum KomOp nad nami, a take przy wszystkich stanowiskach broni na kadym z dreadnaughtw - wyjani Cbaoth. - Wkrtce do nich docz... a jeli nigdy nie zetkne si z refleksem i instynktem Jedi, przekonasz si, e to bardzo otrzewiajce dowiadczenie. Wyraz twarzy Mitthrawnuruodo nie uleg zmianie. - Zapewniam ci, e wiele im to nie pomoe - odrzek. - Macie tylko dwie moliwoci: albo zabra swoich ludzi i wraca do domu, albo zgin. Jak brzmi odpowied? - A moe obiecamy, e oblecimy ten rejon naokoo? - zaproponowaa Lorana. Cbaoth spojrza na ni i wyczua, e zaskoczenie jej miaoci zmienia si w gniew. - Jedi Jinzler... - warkn mistrz. - Myl o ominiciu caego tego terytorium - cigna Lorana, walczc z uczuciem niezadowolenia Cbaotha, ktre naciskao na jej umys. - Moglibymy przelecie w inn cz Rubiey i stamtd wykona skok do nastpnej galaktyki. - Nie - stanowczo powiedzia Cbaoth. - To zmusi nas do zboczenia z drogi o tysice lat wietlnych. - To byoby do przyjcia - zgodzi si Mitthrawnuruodo, spogldajc na Loran. - Jeli oczywicie ominiecie cay rejon wzdu waszego biecego wektora. - Wykluczone - zgrzytn zbami Cbaoth i oczy mu zabysy. - Lorano, zamilcz. Komandorze, nie bdziesz mi niczego dyktowa. Ani ty, ani nikt inny. Gwatownie pchn w ty swj fotel i wsta, prostujc si na ca wysoko. - Jestemy Jedi, najwysz moc wszechwiata - owiadczy, a jego sowa odbiy si echem po sali konferencyjnej. - Robimy to, co uwaamy za stosowne. I zniszczymy kadego, kto mie nam stan na drodze. Lorana wytrzeszczya na niego oczy, czujc, e serce podchodzi jej do garda. Co on mwi? Co robi? Nie ma emocji, jest spokj...

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- W takim razie nasza rozmowa dobiega koca - rzek Mitthrawnuruodo. Nadal mia spokojny wyraz twarzy, ale kiedy Lorana oderwaa oczy od Cbaotha i spojrzaa na komandora, wyczua w nim zdecydowanie, od ktrego dreszcz przebieg jej po plecach. - Daj wam godzin na rozwaenie mojej oferty. - Macie zrezygnowa z prb zatrzymania nas w tym systemie i zabra swoje statki z naszej drogi - powiedzia ostro Cbaoth. - Jedna godzina - powtrzy Mitthrawnuruodo, lekko odsuwajc krzeso, aby wsta. - Jedi Jinzler, czy moesz odprowadzi mnie do mojego transportera? - Prosz bardzo, komandorze - odpara Lorana, nie majc odwagi spojrze na Cbaotha. Pospiesznie zerwaa si z miejsca. - Prosz za mn. Kapitan Pakmillu zaoferowa kilka osb ze swojej ochrony, aby sprowadzi Mitthrawnuruodo na pokad. Oczywicie, Cbaoth zaprotestowa, twierdzc, e on i Lorana nie potrzebuj takiej demonstracji siy, aby utrzyma obcego komandora na dystans. Dziki temu Mitthrawnuruodo i Lorana szli teraz sami w kierunku hangaru. - Wasz mistrz Cbaoth jest arogancki i uparty - zauway Mitthrawnuruodo po drodze. - Niedobrakombinacja. - Ale nie tylko to - dodaa Lorana. - Jest rwnie mistrzem Jedi, a wic posiada wiedz i moc, o jakiej niewiele wiemy. Dla twego wasnego dobra, prosz, nie lekcewa go. - Jeli jednak ta wiedza jest ukryta, skd wiadomo, jak daleko siga? Lorana skrzywia si lekko. Niestety, to byo dobre pytanie. - C, ja tego nie wiem - odpara. - Z pewnoci nie jeste jedyna - zauway Mitthrawnuruodo. - Musi by wicej takich, ktrzy przeciwstawiaj si tyranii Cbaotha. Tyrania. Tego sowa Lorana nie miaa odwagi uy nawet w myli. Ale teraz nagle nie mona go ju byo unika. - Wiem, e s - odpara, marszczc brwi. Przed nimi, pod cian korytarza, ujrzaa drepczcego niespokojnie w ty i w przd Chasa Uliara z D-Cztery. Bez wtpienia czeka, eby jej przedstawi jaki nowy problem. On jednak nie odezwa si ani sowem, kiedy wraz z Mitthrawnuruodo minli go w przejciu. Odprowadzi ich tylko ponurym spojrzeniem. Obok pojazdu Chissw zaparkowany by drugi wahadowiec, jeden z transporterw Lotu Pozagalaktycznego. Ciekawe... nie byo go tutaj, kiedy przyby dowdca Chissw. - Nie chcemy skrzywdzi twojego ludu - zapewnia Lorana Mitthrawnuruodo, kiedy stanli na rampie wahadowca. - Wierz ci - odpowiedzia. - Ale sama intencja nie ma tu znaczenia. Wasz los zalee bdzie od waszych czynw. Lorana przekna lin.

246 - Rozumiem. - Macie godzin - przypomnia, skoni si jej lekko, odwrci si i ruszy do wntrza pojazdu. Lorana odsuna si, aby pozostawi pilotowi wiksze pole do manewru... i w tym momencie wyczula znajom obecno. Obejrzaa si - w jej stron zmierza Uliar. Za nim, z zimnym ogniem w oczach, poda Cbaoth. - Jedi Jinzler - odezwa si, kiedy wahadowiec Mitthrawnuruodo min tarcz atmosferyczn i znik w ciemnoci przestrzeni. - Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie. Rozmowy trway duej, ni Uliar si spodziewa, mia zatem czas pozby si swoopa i znale miejsce w korytarzu wiodcym do hangaru D-Jeden, gdzie mg poczeka. Czeka ju od dwudziestu minut. Przez ten czas napicie ustpio, a potem znw zaczo narasta. Gdzie, do licha, by Pressor i pozostali? Oczywicie, mg wezwa Pressora i zapyta. Ale rozmowy przez komunikator pomidzy poszczeglnymi dreadnaughtami przechodziy przez central. Jeli Cbaoth przej system cznoci tak samo, jak przej wszystko inne, wwczas zorientuje si natychmiast, e Uliar nie jest tam, gdzie powinien by, to znaczy na D-Cztery - i domyli si, e co si wici. A potem, kiedy prbowa wymyli inny sposb, aby znale Pressora, ujrza idcych korytarzem Loran Jinzler i niebieskoskrego humanoida o poncych czerwonych oczach, ktry musia by komandorem Mitthrawnuruodo. A wic rzeczywicie by czonkiem nieznanej rasy, a przynajmniej takiej, ktrej Uliar nigdy nie widzia. Co waniejsze, ani ze stroju, ani z innych oznak nie mona byo wywnioskowa, czy jest jakim wanym urzdnikiem z Coruscant. Uliar skrzywi si; cz jego nadziei umara bezpowrotnie. Ale tylko cz. Niewane, czy by rzeczywicie dowdc wojsk, czy tylko piratem z faszywym tytuem, Mitthrawnuruodo wydawa si zdecydowany nie wpuci Lotu Pozagalaktycznego na swoje terytorium. Jeli Uliar zdoa go przekona, eby zmusi ich do powrotu do Republiki... a nawet jeli on i jego banda zdoaj tak ogooci Lot Pozagalaktyczny z zapasw, eby Pakmillu musia wrci po nowe - wci jeszcze bd mogli dotrze do Palpatine a i skoni go, aby zrobi co z rosnc tyrani Cbaotha. W ostatecznoci Uliar i pozostali zdobd wwczas szans, eby uciec ze statku i jeszcze co zrobi ze swoim yciem. Jinzler i Mitthrawnuruodo zbliali si... a skoro reszta komitetu wci bya nieobecna, wszystko zaleao od niego. Zaczerpn tchu i otworzy usta, aby przemwi. Ale nic z tego nie wyszo. Ku jego przeraeniu gardo i jzyk odmwiy mu posuszestwa. Sprbowa drugi raz, i jeszcze raz, patrzc bezsilnie, jak Jinzler i Mitthrawnuruodo zbliaj si coraz bardziej; gardo rozbolao go z wysiku. Ale nic nie wskra.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Byli ju obok niego, mijali go. Prbowa zastpi im drog, zatrzyma ich przynajmniej do chwili, a znajdzie sposb, aby odzyska gos. Ale nogi te go nie suchay. W milczeniu obserwowa, jak odchodz, nie wiedzc nic o jego bezradnoci, cierpieniu i potrzebie. - Mylae o tym, eby mnie zdradzi, Uliar - rozleg si za jego plecami cichy gos. Kark Uliara dziaa jeszcze, ale nie musia si odwraca. Wiedzia, kto do niego mwi. - Naprawd sdzie, e zdoasz przejecha swoopem od dreadnaughta cztery a tutaj i nikt z moich ludzi w KomOps nie pospieszy mi o tym donie? - cign Cbaoth. - Zdrada zawsze sama siebie zdradzi. Uliar poczu nagle wstrzs, jakby zwolni si w nim jaki uchwyt; poczu, e jego gardo uwolnio si z wizw Cbaotha. - To nie zdrada - wychrypia. - Chcemy odzyska nasz misj. - Moj misj - ponuro sprostowa Cbaoth. - Moj misj, Uliar. Kto jeszcze jest w tej aosnej, ndznej konspiracji? Uliar nie odpowiedzia. - C, zobaczymy - rzek Cbaoth. - Zachowuj si dyskretnie, jeli mona prosi. Jak gdyby Uliar mia jaki wybr. Z rk Cbaotha swobodnie spoczywajc na jego ramieniu ruszy korytarzem za Jinzler i niebieskoskrym mczyzn. Dotarli do hangaru w tym samym czasie, kiedy tamci podeszli do statku Mitthrawnuruodo. O kilka krokw od niego sta jeden z wahadowcw Lotu Pozagalaktycznego. Uliarowi nagle zaparo dech w piersi, bo zrozumia, dlaczego reszta komitetu si nie zjawia. Pressor, zamiast wlec za sob wszystkich przez niezliczone turbowindy i korytarze, niczym zaimprowizowan parad, zaadowa ich na pokad jednego z wahadowcw D-Cztery i poprosi Mosha, eby ich przewiz. A to oznaczao, e wci istnieje jaka szansa. Pressor musia ju tylko otworzy waz i zanim Cbaoth si zorientuje, co si stao, znajd si przed Mitthrawnuruodo, gotowi do skadania wyjanie. Przecie nawet mistrz Jedi nie bdzie w stanie jednoczenie uniemoliwi wszystkim mwienia. Ale waz nie otworzy si. Uliar znw poczu, e jzyk odmawia mu posuszestwa i bezradnie patrzy, jak Mitthrawnuruodo zamienia kilka sw z Jinzler, po czym wsiada do wahadowca i zamyka waz. Ostatnia nadzieja przepada. Cbaoth lekko pchn Uliara naprzd. - A teraz - rzek z lodowat satysfakcj - musz si chwil zastanowi, co zrobi z wami wszystkimi. Jinzler na dwik krokw odwrcia si, wyranie zdziwiona ich obecnoci. - Jedi Jinzler - powita j Cbaoth. - Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie. Niedbale machn rk w stron wahadowca. Waz otworzy si nagle i wypadli z niego Pressor i Mosh. Sdzc z tego, jak bez-

248 wadnie stoczyli si na podog hangaru, musieli ju od kilku minut bezskutecznie napiera na waz caym ciarem ciaa, gdy Cbaoth wreszcie go uwolni. - A wic prbowali go otworzy - mrukn Uliar. - Oczywicie - z pogard odpar Cbaoth. - Jeli jeden swoop nie umkn mojej uwadze, jak moglicie sdzi, e przeocz cay wahadowiec? - Podnis gos. - Wy tam... Wszyscy wychodzi, chc zobaczy wasze twarze. - Co si dzieje? - zapytaa Jinzler, patrzc na grup ludzi, ktrzy w milczeniu schodzili na pokad. - To, Jedi Jinzler, jest konspiracja - oznajmi Cbaoth gosem tak ponurym, jakiego jeszcze u niego nie syszaa. - Ci ludzie najwidoczniej nie doceniaj caej pracy i wysiku, jaki woylimy w to, aby Lot Pozagaaktyczny okaza si idealnym miejscem do pracy i ycia. - Moe po prostu nie uznajemy twojej interpretacji pojcia idealny - odpar Uliar. - Moe nie chcemy by traktowani jak dzieci, ktre nie mog decydowa same za siebie, co chc robi ze swoim yciem. - Czy macie Moc? - odparowa Cbaoth. - Czy umiecie czerpa z tego, co wie kosmos i automatycznie definiuje, co jest najlepsze dla nas wszystkich? - Nie wierz, eby Moc moga kontrolowa kady aspekt naszego ycia - prychn Uliar. - I z pewnoci nie uwierz, e to ty jeste wybracem, ktry przemawia w jej imieniu. Twarz Cbaotha spochmurniaa. - A kime ty jeste, eby... - Mistrzu Cbaoth - rozleg si nagle gos. Uliar obejrza si. U wejcia do hangaru, z twarz jak wykut z kamienia, sta mistrz MaNing. - Prosz na dwa sowa - rzek. - Natychmiast. - Co tutaj robisz? - hukn Cbaoth i Lorana wyczua emanujce z mistrza zaskoczenie i podejrzliwo. - Powiniene by na swoim stanowisku. - Prosz ci na sowo, jeli mona - powtrzy MaNing. Prychajc z niechci, Cbaoth ruszy w jego stron. Lorana zawahaa si chwil, po czym podya za nim. - Lepiej, eby to byo co wanego - ostrzeg Cbaoth drugiego mistrza Jedi. - Mamy sporo roboty. - To jest wane - odpar MaNing, starannie kontrolujc ton gosu. - W cigu ostatnich kilku dni spdziem wiele czasu na rozwaaniach i medytacjach dotyczcych sytuacji na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego... i doszedem do wniosku, e przekroczylimy nasze kompetencje jako stranicy i doradcy tych ludzi. - Bd ostrony, mistrzu MaNing - ostrzeg Cbaoth z grob w gosie. - Mwisz do prawowitego i legalnie wybranego przywdcy tej wyprawy.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Jeste nim istotnie - zgodzi si MaNing. - Ale nawet najpotniejsi i najmdrzejsi Jedi czasem bdz. Moim zdaniem w swoim zapale mentora przekroczye granic dobrego rzdzenia. - Twoja opinia jest bdna - spokojnie powiedzia Cbaoth. - Robi tylko to, co jest niezbdne... i tylko tyle, aby misja toczya si gadko. - Inni nie zgodziliby si z tob - odpar MaNing, przenoszc wzrok nad ramieniem Cbaotha na czonkw zaogi i ich rodziny, skupione wok wypoyczonego wahadowca. - W kadym razie o tej sprawie bd teraz decydowa wszyscy Jedi na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego. Cbaoth cofn si lekko. - Chcesz powiedzie, e zwoano Krg Sdu? - W istocie, mistrzu Cbaoth. Przeprowadziem ju niezbdne przygotowania - odpar MaNing. - Krg zbierze si natychmiast, jak tylko zostanie rozwizana sprawa z Chissami. Przez dug chwil obaj mistrzowie spogldali na siebie w milczeniu i Lorana czua napicie iskrzce na linii midzy ich oczami. - Niech si wic zbiera - rzek Cbaoth w kocu. - A kiedy dobiegnie koca, zrozumiesz, e robi to, co najlepsze dla Lotu Pozagalaktycznego i jego ludzi. Spojrza na Loran. - Wszyscy to zrozumiecie. - Znw obejrza si na MaNinga. - Ale na razie wci jeszcze dowodz - cign. - Natychmiast wrcisz na dreadnaughta cztery i przygotujesz si do bitwy. Usta MaNinga drgny lekko. - Negocjacje z Chissem nie przyniosy skutku? - Nie byo nic do negocjowania - wyjani Cbaoth. - Wracaj na dreadnaughta cztery. Oczy MaNinga przelizny si po Loranie, jakby zastanawia si, czy nie powinien zapyta jej o zdanie. Jeli jednak nawet tak uwaa, pytanie pozostao niewypowiedziane. - Oczywicie - powiedzia, spojrza znw na Cbaotha, odwrci si i wyszed z hangaru. Cbaoth odetchn gboko i wypuci powietrze z puc w dugim, kontrolowanym westchnieniu. - Wiedziaa o Krgu? - zapyta spokojnie. Lorana pokrcia gow. - Nie. - Strata czasu - wzgardliwie oceni Cbaoth. - C, jeli miaoby to zakoczy ten niebezpieczny rozdwik, to niech sobie zwouje ten swj Krg. A teraz chod. Odwrci si i poprowadzi j w stron grupy Uliara. - Ciekawe, o czym gadaj - mrukn Pressor u boku Uliara.

250 - Nie mam pojcia - odpar Uliar, uwanie przygldajc si trjce Jedi. Nawet gdyby byli bliej, fatalna akustyka hangaru prawdopodobnie uniemoliwiaby podsuchanie ich rozmowy. Jednak ani odlego, ani za akustyka nie mogy ukry wyrazu ich twarzy. Dla Uliara byo a nadto jasne, e adne z nich nie jest szczeglnie uszczliwione. - Moe wreszcie sobie co wygarn - domyli si. - Wtpi - odpar Pressor. - Jedi trzymaj si razem jak pyty podogi zespawane na gorco. - Tak, zauwayem - kwano zgodzi si Uliar. - Prawdopodobnie chodzi teraz o rnic zda, jak przywali temu Mith...co-tam. - Przypuszczalnie - zgodzi si Pressor i odchrzkn. - Wiesz, Chas, przyszo mi do gowy, e wci mamy jedn kart przetargow doda, zniajc gos jeszcze bardziej. - W obszarze magazynowym tylnego reaktora stoi kilka Drozdek, zapakowanych na wypadek koniecznoci obrony przed intruzami. Gdybymy je wypakowali i wypucili, nawet Jedi musieliby si obudzi i zauway. - O, tak, zauwa z ca pewnoci - prychn Uliar. - Ciaa lece pod nogami zdradz nas na pewno. Te zabawki s zbyt niebezpieczne, aby mogli si nimi bawi amatorzy. - Moe i masz racj - przyzna Pressor. - Ale i tak... - Koniec przerwy - wpad mu w sowo Uliar, kiedy Jedi przestali rozmawia i zaczli si rozchodzi. MaNing odwrci si i opuci hangar, Cbaoth i Jinzler za rozmawiali jeszcze przez chwil, po czym zawrcili w stron wahadowca. Uliar oceni, e wygldajjeszcze bardziej nieszczliwie ni przedtem. Jedi dotarli do milczcej grupki i przez moment Cbaoth przyglda si kademu po kolei, jakby prbowa zapamita ich twarze. - Jedi Jinzler, odprowadzisz tych ludzi z powrotem na dreadnaughta cztery - poleci wreszcie. - Albo nie. Zabierz ich lepiej do rdzenia magazynowego i umie w centrum szkoleniowym Jedi. Jinzler wytrzeszczya oczy ze zdumienia. - Centrum szkoleniowe? - Nie obawiaj si, tam jest naprawd duo miejsca - powiedzia Cbaoth. - Kazaem wszystkim uczniom przej do centrum KomOp na dreadnaughcie jeden, aby mogli bezpiecznie obserwowa wi bitewn. - Ale oni bd tam zamknici! - Spojrzenie Jinzler powdrowao poza Uliara, w kierunku dzieci ciskajcych rce rodzicw. - Poza tym jest peny alarm bojowy - dodaa. - Wszyscy musz by na swoich stanowiskach. - Chcesz, eby mogli przekazywa swoje szalestwo innym? - oburzy si Cbaoth. - W centrum bd bezpieczni i z dala od kopotw, dopki nie wymyl jakiego bardziej trwaego rozwizania. Jinzler prbowaa zdoby si na odwag. - Mistrzu Cbaoth...

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Masz sucha moich rozkazw, Jedi Jinzler - warkn C baoth. Uliar wyczu w jego gosie ciar woli, wiedzy i lat. - Teraz, pomidzy Chissami a gr, jakprowadzi ten ajdak Sidious, Lot Pozagalaktyczny nie ma czasu na zaatwianie wewntrznych sporw. Umiar zauway, e przelotny bysk protestu w oczach Jinzler nagle znik. - Tak, mistrzu Cbaoth - wymamrotaa. Obrzucia ostatnim spojrzeniem ludzi zebranych na pokadzie. Cbaoth odwrci si i odszed. - Uliar, pjdziecie ze mn? - zapytaa agodnie, unikajc jego wzroku. Uliar spojrza na oddalajce si plecy Cbaotha. Kiedy, obieca sobie. Kiedy. - Syszelicie naszego ukochanego mistrza Jedi - warkn. - Wszyscy do wahadowca. Pulsujce hiperprzestrzenne niebo przepywao obok okrtu Va-gaarich, blisze i bardziej przeraajce, ni Cardas kiedykolwiek je oglda. Teraz, gdy od kosmicznych fal dzielia go tylko cienka warstwa plastiku, nie umia pozby si wraenia, e w kadej chwili mog przebi pcherz i wyrwa go z tej wtpliwej oazy bezpieczestwa, jak stanowi bbel na powoce, eby skoczy w niezrozumiaej przestrzeni wszechwiata. Prbowa zamkn oczy albo patrze wycznie na powok, ale z niewiadomych powodw czu si przez to jeszcze gorzej. A podr do Crustai ma trwa cae sze godzin - sze godzin niepewnoci i cierpie duszy, i napicia emocjonalnego, kiedy hiperprzestrzenne niebo choszcze jego przezroczyst trumn. Zastanawia si, czy dotrwa do koca podry przy zdrowych zmysach. Nie dane mu byo tego sprawdzi. W mniej ni dwie godziny po opuszczeniu planety Geroonw, hiperprzestrzenne niebo zestalio si w linie gwiazd, a potem w wietliste punkty. Za jego plecami rozlego si ciche kliknicie. - Czowieku! - warkn mu prosto w ucho gos Miskary. Cardas podskoczy, uderzajc gow o zimny plastik. Co, do wszystkich...? - Czowieku! - rozleg si znowu gos. Tym razem zrozumia, e pochodzi on z romboidalnego urzdzenia, nad ktrym zastanawia si wczeniej. Widocznie bya to wersja komunikatora Vagaari. Sign niezgrabnie przez rami i chwyci urzdzenie. - Tak, Wasza Eminencjo? - W jak puapk nas wcigne? - zapyta Vagaari, a ciao Cardsa przebieg zimny dreszcz. - Nie rozumiem - zaprotestowa Cardas. - Czy wasi ludzie wprowadzili niewaciwe wsprzdne do komputera pokadowego? - Zostalimy zbyt wczenie sprowadzeni do przestrzeni - sykn Miskara. - Uyto przeciwko nam skradzionej sieci na statki. Za plecami Cardasa rozleg si cichy trzask zamkw. Kto przygotowywa si do otwarcia jego wizienia. - Ale jak Chissowie mogli co takiego zaplanowa? - zapyta, szukajc rozpaczliwie sw, zanim waz si otworzy. Jeli teraz postawi go przed obliczem Miskary,

252 prawdopodobnie umrze szybk i bardzo nieprzyjemn mierci. - Widocznie uyli jej na kogo innego, a my przypadkiem si na ni natknlimy. - Majc do wyboru ca przestrze? - prychn Miskara. Mimo wszystko Cardas odnis wraenie, e gniew wadcy zaczyna mija. - To nie ma sensu. - Zdarzay si ju dziwniejsze rzeczy - upiera si Cardas, czujc, e pot zalewa mu czoo. Za jego plecami waz otworzy si z trzaskiem. Cardas spi si, ale Vagaari tylko wcisnli mu do rki makrolornetk z wahadowca Chissw. - Patrz przed siebie - rozkaza gos Miskary. - Opowiedz mi histori tego statku. Waz za jego plecami znw si zatrzasn. Cardas odetchn z ulg, wczy makrolornetk i spojrza na niebo przed okrtem. Obiekt zainteresowania Miskary nie by trudny do wykrycia. Wyglda jak zestaw szeciu statkw, ogromnych statkw, rozmieszczonych wok cylindrycznego rdzenia o stokowych zakoczeniach. Lot Pozagalaktyczny. Odetchn ostronie. - Nigdy w yciu nie widziaem niczego podobnego - powiedzia do Miskary. - Ale pasuje do opisu dalekosinego projektu badawczokolonizacyjnego o nazwie Lot Pozagalaktyczny. Na tych statkach jest pidziesit tysicy moich ziomkw, a w rdzeniu znajduj si zapasy, ktre mog ich wyywi przez wiele lat. - A ile maj maszyn bojowych? - Tego nie wiem - odpar Cardas. - Na pewno jest ich troch, szczeglnie tych wikszych, trjnogich droidek, ktre maj suy jako stranicy granic kolonii. Pewnie par setek. Wikszo ich robotw to typy usugowe i naprawcze. Tych mog mie nawet ze dwadziecia tysicy. - Czy ci mechaniczni niewolnicy maj takie same sztuczne mzgi i mechanizmy jak walczce maszyny? Cardas skrzywi si. A nadto wyranie widzia, do czego zmierza Miskara. - Prawdopodobnie mona by je zaadaptowa do jakiego rodzaju walki - zgodzi si. - Ale ci ludzie raczej nie oddadz ich wam tak po prostu. A dreadnaughty s wyadowane broni. - Wzrusza mnie twoja troska - zadrwi Miskara. - Ale my jestemy Vagaari. Bierzemy to, co chcemy. Rozlego si kliknicie i komunikator ucich. - Wanie - mrukn Cardas. - Te o tym syszaem. - Popatrz - rzek Mitthrawnuruodo, wskazujc palcem przez owiewk Springhawka. - Widzisz ich, komandorze? - Trudno nie zobaczy - wychrypia Doriana przez zacinite gardo, obejmujc spojrzeniem setki obcych statkw, ktre nagle pojawiy si na krawdzi puapki grawi-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

tacyjnej Mitthrawnuruodo. - Kim oni s, do wszystkich wiatw? - To nieosiada rasa niszczycieli i rabusiw zwanych Vagaari - wyjani Mitthrawnuruodo. - A co tu robi? - zapyta Kav drcym gosem. - Jak nas znaleli? - Podejrzewam, e moemy za to podzikowa Cardasowi - spokojnie wyjani Mitthrawnuruodo. - Przypadkiem ten system znajduje si na linii czcej ostatnie miejsce, gdzie widziano Vagaari, i moj baz Crustai. Doriana wytrzeszczy oczy. - Chcesz powiedzie, e Cardas ci zdradzi? - Cardas ma wasne problemy i priorytety. - Mitthrawnuruodo lekko unis brwi i znaczco spojrza na Dorian. - Jak my wszyscy. Trudno byo udzieli dobrej odpowiedzi na te sowa, zwaszcza takiej, ktr Doriana mgby wypowiedzie na gos. - Co z nimi zrobimy? - zapyta tylko. - Poczekajmy, niech nam zdradz swoje zamiary - rzek Mitth-rawnuruodo i zwrci wzrok na owiewk mostka. - Moe zechc wsppracowa. Doriana zmarszczy brwi. - Jak to wsppracowa? Mitthrawnuruodo umiechn si blado. - Cierpliwoci, komandorze. Zaczekamy, zobaczymy. - Przybyli cakiem nagle - rozleg si gos Cbaotha w komunikatorze Lorany, spokojny, ale z dziwn intonacj. - Podejrzewam, e to jaki wybieg Chissa. - Co oni robi? - zapytaa Lorana, nie podnoszc gosu. Patrzya na szereg mczyzn, kobiet i dzieci, wdrujcych wzdu stosw skrzy w kierunku centrum szkolenia Jedi. Nie byo sensu martwi tych ludzi bardziej. - Na razie tylko czekaj - wyjani Cbaoth. - Kapitan Pakmillu poinformowa mnie, e konstrukcja ich statku jest zdecydowanie odmienna od chissaskiej, ale to oczywicie nie musi nic znaczy. - Pytae ju o nich komandora? - zapytaa Lorana. Uliar, idcy na kocu szeregu winiw, obejrza si przez rami, zwolni i skierowa si w jej stron. - Moe oni nie maj z nim nic wsplnego. - Skoro maj do dyspozycji cay kosmos? - parskn Cbaoth. - Daj spokj. - Co si dzieje? - cicho spyta Uliar. Lorana zawahaa si. Ale... przecie dotyczyo to caego Lotu Pozagalaktycznego. - Przybya jaka niezidentyfikowana flota - wyjania. - Ponad dwiecie statkw, z czego ponad setka to okrty wojenne. - Z kim rozmawiasz - zapyta Cbaoth.

254 - Prbujemy si zorientowa, czy to statki Chissw, ich sojusznicy czy cakiem kto inny - cigna Lorana, ignorujc mistrza. - Jakie s emisje ich reaktorw? - zapyta Uliar. - Czy maj podobne widmo jak statki tego Mitth...cotam, czy inne? - Kto tam jest? - dopytywa si Cbaoth. - Jedi Jinzler! - Technik reaktora Uliar mwi - powiedziaa Lorana - e moe zdoa wywnioskowa ich tosamo lub przynaleno na podstawie widma emisji reaktora. - A co technik reaktora Uliar robi poza wizieniem, w ktrym zaleciem osadzi jego i jego wsplnikw w konspiracji? - jadowicie spyta Cbaoth. - Jestemy w drodze na miejsce - odpara Lorana, czujc, jak jej determinacja ulatnia si pod naciskiem osobowoci mistrza. - Pomylaam, e skoro Uliar jest ekspertem w tych sprawach... - Tu te mamy ekspertw - uci Cbaoth. - Lojalnych ekspertw. Skoncentruj si na wsadzeniu Uliara do miejsca, skd nie bdzie mg wicej szkodzi, i zostaw flot obcych... Urwa, bo w tle odezwa si nagle melodyjny gos, a moe nawet dwa. - Co si dzieje? - spytaa Lorana. - Chyba nas wywouj - rzek Cbaoth. Obce gosy przybray na sile, gdy mistrz Jedi zbliy si do gonikw na mostku. Lorana suchaa uwanie. By to obcy, dziwny jzyk, bardzo melodyjny, z wyranym zapiewem. - Uliar? - szepna. Pokrci gow, marszczc czoo w skupieniu. - Nigdy nie syszaem niczego podobnego - odpowiedzia rwnie szeptem. - Ale to nie brzmi jak jzyk istot podobnych do ludzi, jak na przykad Chissowie. Lorana skina gow na znak, e podziela jego zdanie. - Mistrzu Cbaoth? - zawoaa. - To nie brzmi jak... - Zaprowad wreszcie konspiratorw do miejsca odosobnienia, Jedi Jinzler - przerwa jej Cbaoth. - A potem id na dreadnaughta cztery i zgo si do mistrza Jedi MaNinga w blisterach artylerii. Rozlego si kliknicie i mistrz wyczy komunikator. Lorana westchna. - Tak jest, mistrzu Cbaoth - mrukna i wsuna swj komunikator za pasek. - Mamy problem, prawda? - cicho zapyta Uliar. - Wszystko bdzie dobrze - zapewnia go Lorana, usiujc przekaza mu pewno siebie, ktrej sama nie odczuwaa. Najpierw Mitthrawnuruodo, a teraz to nowe zagroenie... tymczasem caa obrona Lotu Pozagalaktycznego pozostaje wycznie na barkach garstki Jedi. I nagle ogarny j bardzo ze przeczucia. - Musz i na D-cztery i doczy do mistrza MaNinga - powiedziaa Uliarowi. Wprowad swoich ludzi do rodka, a kiedy wszystko troch si uspokoi, postaram si

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

256

zaatwi wasz problem. - To nie jest nasz problem - prychn Uliar. Skrzywia wargi z gorycz. - Wiem - przyznaa. - Nie martw si. Naprawimy to. - Nie odpowiadaj, bo prawdopodobnie was nie rozumiej - wyjania Cardas z ca cierpliwoci, na jak pozwalao mu omoczce w piersi serce. - Jak powiedziaem, s z tego samego rejonu przestrzeni co ja, a my nie znamy jzyka potnych i szlachetnych Vagaarich. - Wkrtce si go nauczycie - obieca mu Miskara. - Na razie posuysz nam za tumacza. Cardas skrzywi si. Tylko tego mu byo trzeba: eby ludzie na Locie Pozagalaktycznym pomyleli, e jest renegatem lub, co gorsza, zdrajc. Cokolwiek bdzie musia... - Oczywicie, Wasza Eminencjo - rzek. - Wyraam swoj gotowo, aby suy Miskarze i ludowi Vagaarich, jak tylko sobie ycz. - Jasne, jasne - odpar Miskara, jakby nawet cie wahania ze strony Cardasa by nie do pomylenia. - Powiedz mi najpierw, jak gboko w statkach mog by ukryte maszyny walczce. Czy s na powierzchni, czy gdzie gboko? - Raczej gboko - odpar Cardas; nie mia wprawdzie pojcia, czy mwi prawd, ale nie zamierza zastanawia si nad tym. - To dobrze - ucieszy si Miskara. - Moemy zatem zniszczy, co chcemy, nie naraajc naszego upu. Po skrze Cardasa przebieg nieprzyjemny dreszcz. Biorc pod uwag setk okrtw wojennych Vagaarich, przesaniajcych gwiazdy w okolicznej przestrzeni, sowa Miskary rwnay si waciwie wyrokowi mierci. I to on wanie pokaza Vagaarim ten kierunek, on ich naprowadzi na lad. - A teraz ty bdziesz mwi - zdecydowa Miskara. - Powiesz tak: wy na statku znanym jako Lot Pozagalaktyczny, jestemy Vagaari. Poddajcie si albo zostaniecie zniszczeni.

ROZDZIA

22
Lorana spojrzaa na MaNinga przez blister wieyczki dziaka, zobaczya jego mocno zacinite usta. Pierwszy gos z nieznanego statku z pewnoci nie nalea do czowieka. Za to ten z rwn pewnoci okreliaby jako ludzki. A czowiek ten mwi w jzyku basie. Niedobrze. - Jeniec z Republiki? - podsuna. - Albo zdrajca - ponuro odpar MaNing. - Tak czy owak, to znacznie utrudnia ca spraw. - Wcale nie - odezwa si z gonika komunikatora gos Cbaotha. - Nawet zdrajca nie mg im nic powiedzie na temat skoordynowanej obrony, jak umoliwia wi bitewna Jedi. - Majc ponad sto okrtw wojennych do dyspozycji chyba nie bd si specjalnie martwi o szczelno naszej obrony - odparowa MaNing. - Cierpliwoci, mistrzu MaNing - odpar Cbaoth lodowato spokojnym gosem. - Uwierz w Moc. - Ruszaj - wtrci si nagle kapitan Pakmillu. - Wszystkie stanowiska dzia gotowe. Lorana odetchna gboko i signa w Moc po si i spokj. Oto nadesza ta chwila: pierwszy prawdziwy test metod kontroli Jedi. Cbaoth spdzi mnstwo czasu, uczc j tego. - Co, do wszystkich... - MaNing pochyli si niej nad ekranami czujnikw. - Mistrzu Cbaoth...? - Widz - odpar Cbaoth. - A wic z takim wrogiem przyszo nam walczy! - Co to jest? - zapytaa Lorana, obracajc si z fotelem do wasnych ekranw. - Spjrz na okrty - poradzi MaNing. - Widzisz te przezroczyste bble na powoce? Lorana zgia si od blu w piersi. - Tam s ywe istoty!

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- ywe tarcze - potwierdzi Cbaoth gosem ociekajcym pogard. - Najbardziej tchrzliwy i ndzny pomys na obron, jaki kiedykolwiek stworzono. - I co robimy? - zapytaa Lorana z nagym dreniem w gosie. - Nie moemy ich tak po prostu pozabija. - Odwagi, Jedi Jinzler - odpar Cbaoth. - Bdziemy strzela pomidzy zakadnikami. - To niemoliwe - zaprotestowa MaNing. - Nawet dla strzelcw Jedi. Turbolasery po prostu nie s do dokadne. - Uwaasz mnie za gupca, mistrzu MaNing? - kliwie spyta Cbaoth. - Oczywicie, e nie bdziemy strzela, dopki nie znajdziemy si w odlegoci umoliwiajcej dokadne celowanie. - A przez ten czas bdziemy zbiera od nich cigi? - odparowa MaNing. - Raczej nie - zapewni Cbaoth ze zoliw satysfakcj. - Vagaarich czeka niespodzianka. Do wszystkich Jedi: przygotowa wi. Sign w Moc i... na Vagaarich. - Nie odpowiedzieli - oskarycielskim tonem odezwa si Miskara, jakby milczenie Lotu Pozagalaktycznego byo win Cardsa. - Moe wci si naradzaj midzy sob, Wasza Eminencjo - podsun Cardas. Bdzi wzrokiem po niebie. Statki Vagaarich zaczy zmniejsza dystans do Lotu Pozagalaktycznego, przegru-powujc si w ciasne formacjegrona, dziki ktrym mogli skorzysta z nakadajcych si tarcz przednich. Przygotowywali si do ataku. A Lot Pozagalaktyczny wci milcza. Thrawn te, jeli chodzi o ciso. Przecie jego statki musz gdzie tutaj by. Ale gdzie? - Przekaesz im now wiadomo - rozkaza Miskara. - Czas na rozmowy dobieg koca. Poddacie si zaraz albo... W poowie zdania jego gos nagle zmieni si w niezrozumiay bekot. Cardas zmarszczy brwi, przyciskajc komunikator do ucha. Cay mostek wydawa si pogrony w tym samym bezradnym bekocie, jakby caa zaoga dostaa nagle ataku zbiorowego obdu. Podejrzewa, e tak wanie si stao. Spojrza raz jeszcze na Lot Pozagalaktyczny i poczu nieprzyjemny dreszcz. Sysza wiele opowieci o tym, jak Jedi potrafi wykorzystywa sztuczki z kontrol umysw, by zdezorientowa atakujcych - stosuj wszystko, od faszywych dwikw w ich uszach po triki uniemoliwiajce prawidow koncentracj na sterach lub celowniku. Ale cho legendy wspominay, e dua grupa Jedi moe uywa tej siy na wielk skal, nigdy nie sysza oczym podobnym. A do tej chwili. Wiedzia, e wszystko skoczone. Reszta bya tak oczywista i nieunikniona jak orbita planety. Z komunikatorem wci przycinitym do ucha kucn i czeka na koniec. - A zatem wasze opowieci byy prawdziwe - mrukn Mitthrawnuruodo. - Wasi Jedi signli poprzez przestrze do Vagaarich i otumanili lub zniszczyli ich umysy. - Tak si wydaje - zgodzi si Doriana, rwnie dosy oszoomiony. Nawet jeli

258 dotknici obdem zostali jedynie dowdcy i artylerzyci Vagaarich, i wiedzc, e obcy nie mieli pojcia, co ich czeka, dokonanie Jedi wydawao si imponujce. A przecie grupa mistrzw i rycerzy Jedi nie bya wcale dua. Oczywicie to Kev przerwa pene szacunku milczenie. - A my co, mamy tylko siedzie i nic nie robi? - zapyta. - Mamy zrobi to, po co przylecielimy - odrzek Mitthrawnuruodo. Sign do pulpitu i przerzuci przecznik. - Czas zlikwidowa Vagaarich. - Vagaarich? - powtrzy Kav. - Nie! Dalimy ci moje myliwce, eby ich uy przeciwko Lotowi Pozagalaktycznemu! - Nikt mi nie dawa adnych myliwcw - chodno poprawi go Mitthrawnuruodo. Przed nimi robomyliwce wanie wznosiy si stadami ze stanowiska na asteroidzie i z pen prdkoci ruszay w kierunku okrtu Vagaarich. - I to ja wybieram, jak ich uy. Kav warkn co w swoim jzyku. - Nie ujdzie ci to na sucho - sykn w basicu. - Uwaaj na to co mwisz, wicelordzie - ostrzeg Mitth-rawnuruodo, byskajc ostrzegawczo czerwonymi oczami. - Nie zapominaj, e myliwce nie s jedyn neimoidiask technologi, ktr od was dostaem. Doriana poczu nagle askotanie na karku. Obejrza si, pewien, e dwie droideki, ktre Mitthrawnuruodo zabra z Darkvenge stoj za nimi w penej gotowoci bojowej. Ale nic nie zobaczy. - Nie, komandorze, robotw bojowych tutaj nie ma - uspokoi go Mitthrawnuruodo. - S tam, gdzie ich obecno moe si bardziej przyda. - To znaczy? - zapyta Doriana. - A gdzieby? - umiechn si lekko Mitthrawnuruodo. - Na mostku statku flagowego Vagaarich. Zwielokrotniony oskot miotaczy rzuci Cardasem w bok. Gwatownie odsun komunikator od ucha i uderzy okciem w ciank bbla. W gowie wci huczaa mu rytmiczna kanonada miotaczy droidek, do ktrej wkrtce doczyy bardziej przypadkowe serie z rusznic robotw bojowych. Widocznie Thrawn wprowadzi do nich wtrny wzorzec sterowania, ukryty pod programem skonfigurowanym pniej przez Cardsa dla Miskary. Odgosy strzelaniny przybray na sile, kiedy sze robotw zaczo przemieszcza si po mostku, koszc bezradnych artylerzystw i dowdcw. Podczas kiedy roboty systematycznie wybijay najwysz hierarchi Vagaarich, nadleciay robomyliwce. Pierwsza i druga fala migna Cardasowi nad gow, nie zwalniajc; przelizgny si nad powok niecae pi metrw od jego twarzy i skieroway si do pozostaych okrtw Vagaarich. Trzecia fala nadleciaa ju w peni przygotowana do boju, a ich

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

dziaa laserowe zaczy ci okrt flagowy potnymi cianami ognia. Cardas odskoczy w ty, ale zanim zdy si naprawd przerazi, ju ich nie byo. Pozostawiy za sob jedynie strzpy pancerza i biae smugi uciekajcej atmosfery. Mrugajc, aby odpdzi purpurowe powidoki, Cardas rozejrza si ostronie po ssiednich pcherzach. Obawia si, co moe zobaczy. Ale myliwce byy lepsze, ni sdzi. Wszystkie bble w jego zasigu wzroku byy nienaruszone, a zamknici w nich Geroonowie cigle yli - oczywicie byli przeraeni, niektrzy drapali bezsilnie plastik, jakby chcieli wykopa sobie drog na zewntrz, ale yli. Teraz, kiedy Jedi z Lotu Pozagalaktycznego uniemoliwili Vagaarim obron okrtu, przy udziale dokadnych elektronicznych systemw celowniczych robotw i dziki bardzo maemu dystansowi, myliwce pociy pancerz na kawaki pomidzy ywymi tarczami Vagaarich. I nie tylko na pokadzie okrtu flagowego. Cardas widzia wok siebie chmury szcztkw i uciekajcego powietrza, spowijajce pozostae okrty, rozwietlone i migoczce od uny napdw myliwcw, ktre wykaczay jeden cel i przemieszczay si do nastpnego. Cardas obliczy, e ju w pierwszym ataku myliwce Thrawna zniszczyy jedn czwart napastnikw. A pozostali nadal nie odpowiadali. Wiedzia, e teraz najwaniejsze jest, aby Jedi kontrolowali sytuacj na tyle dugo, by Thrawn mg dokoczy zadanie. Wczy makrolometk i jednym uchem wsuchujc si w odgosy rzezi na mostku, skoncentrowa si na Locie Pozagalaktycznym. Lorana nigdy wczeniej nie doznaa podobnego uczucia. Nie nia nawet o nim i nie miaa nadziei go pozna, wic bya zupenie nieprzygotowana. Pogrona w wizi bitewnej Jedi, podczas gdy Cbaoth sterowa ni i innymi i sia zamieszanie wrd dowdcw i strzelcw Vagaarich, czua, jak obce umysy, ktre opanowaa, nagle zaczynaj eksplodowa i umiera. Nie byy to pojedyncze mierci, drobne zmarszczki w Mocy, ktre dotykay bolenie, lecz w kontrolowany sposb w jej wiadomoci. Nie - te mierci zaleway j jak ulewny deszcz, fala za fal strachu, cierpienia i wciekoci walia w jej zmczony, wraliwy umys. Czua, e chwieje si na nogach, a donie lepo macaj w powietrzu, szukajc punktu oparcia, kiedy cae ciao ulegao dezorientacji. Jej gow i rami przeszy ostry bl - jak z wielkiego oddalenia dotara do niej wiadomo, e wypada z fotela i ley na pokadzie. Jej ciao ogarniay niekontrolowane dreszcze; czua reakcje innych przepywajce poprzez wi, karmice jej sabo tak, jak jej lk karmi ich bl. Tysice obcych gosw wyo w jej gowie, tysice kolejnych czekao na mier... Za plecami Doriany Mitthrawnuruodo odetchn gboko. - Chtra - rozkaza. Flota Chissw ruszya przed siebie jak jeden statek. - Czas przyczy si do imprezy? - zapyta Doriana, wci obserwujc w pospnym zdumieniu, jak fale robomyliwcw metodycznie wycinaj sobie drog poprzez okrty Vagaarich. - Nie - odpar Mitthrawnuruodo. - Czas zacz wasn. Dopiero wwczas Doriana zauway, e Springhawk i ca-

260 a reszta statkw Chissw kieruje si w stron Lotu Pozagalaktycznego. Zacisn pici i czeka w napiciu, kiedy strzelcy z dreadnaughtw zauwa nowe zagroenie i otworz ogie. Ale nic takiego si nie stao. Springhawk przelecia przez cae pasmo skutecznego zasigu bojowego turbolaserw, bez przeszkd min stref obrony bezporedniej i z niewielk tylko turbulencj przebi si przez tarcz w okolicy dzioba najbliszego z dreadnaughtw. Pozostae statki Chissw oderway si od bokw Springhawka, rozwijajc szyk w kierunku pozostaych dreadnaughtw, natomiast sam Springhawk skrci z wektora przechwytujcego i ruszy powoli wzdu pancerza wybranego dreadnaughta. I otworzy ogie. Najpierw ostrzela blistry z gniazdami dzia, a jaskrawobkitny pomie laserw Chissw poera pancerz, kondensatory i sprzt doadowujcy, gboko wgryzajc si w same pcherze. Nastpne byy generatory pola. Springhawk manewrowa zygzakiem wzdu caego pancerza, po kolei biorc na cel i niszczc jedne po drugich. Wszystko to byo przeprowadzone perfekcyjnie skutecznie, bez jednego niepotrzebnego ruchu. Widocznie Mitthrawnuruodo rzeczywicie dobrze wykorzysta informacje techniczne, ktre otrzyma. A potem ku ich zdumieniu Springhawk wykona ostry zwrot, odpad od pancerza i ruszy w kierunku pustej przestrzeni. Zza rozszerzajcej si chmury zniszczenia wida byo, e pozostae statki Chissw robi to samo. - Co si dzieje? - zapyta, przebiegajc wzrokiem niebo w poszukiwaniu nowego zagroenia, ktre mogo sprawi, e Mitthrawnuruodo postanowi przerwa atak. - Nic si nie dzieje - odpar Mitthrawnuruodo z lekkim zdziwieniem. - Dlaczego? - Wanie przerwae atak - zauway Kev, rwnie zdumiony jak Doriana. - A przecie masz ich teraz jak na tacy. - I wanie dlatego przestaem strzela - odpar Mitthrawnuruodo. - Mistrzu Jedi Cbaoth, przywdco Lotu Pozagalaktycznego - powiedzia do komunikatora. - Wasze okrty zostay pozbawione uzbrojenia, zniszczono ich moliwo obrony. Daj wam ostatni szans poddania si i powrotu do Republiki. - Co? - wrzasn Kav. - Przecie miae ich zniszczy! - Jeli znw obejmiesz dowdztwo, wicelordzie Kav, podjcie takiej decyzji bdzie naleao do ciebie - zimno stwierdzi Mitthrawnuruodo. - Na razie jednak... syszycie mnie, Lot Pozagalaktyczny? Oczekuj na wasz decyzj. Przez tumult rozbrzmiewajcy echami gincych umysw, przez dym, szcztki i odlege jki rannych, Lorana zrozumiaa, e umiera. Uznaa, e to z braku tlenu, bo stwierdzia, e jej puca pracuj ciko, ale nie dochodzi do nich powietrze. Prbowaa sign w Moc, ale agonia umierajcych Vagaarich w poczeniu z coraz liczniejszymi echami mierci jej wasnych towarzyszy nie

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

pozwalaa jej skupi myli. Poczua na nadgarstku zimny, metaliczny dotyk. Otworzya oczy i stwierdzia, e to robot serwisowy szarpie j za rk. - Co robisz? - jkna i ze zdumieniem stwierdzia, e ma do powietrza, eby mwi. Ostronie zaczerpna tchu. I poczua bogi chd wypeniajcy jej puca. Mruganiem rozpdzia mg przesaniajcjej oczy i rozejrzaa si po pomieszczeniu wypenionym taczcymi odamkami. Na suficie nad gow ujrzaa dug, postrzpion wyrw, bez wtpienia przyczyn nagej dekompresji blistera. Do rozdarcia przylgno kilka sporych arkuszy metalu, ktre prawdopodobnie oderway si od cian. Pezao po nich sze maych robotw spawalniczych; sypic iskrami szybko mocoway blach, by zaata otwr. Po drugiej stronie pomieszczenia, z ramionami wycignitymi do gry, by Moc podtrzymywa nieprzyspawane jeszcze aty, lea MaNing. Lorana widziaa tyko grn cz jego ciaa, bo reszt przesaniay spitrzone na pododze szcztki sprztu z nastawni, ale to, co zobaczya, wystarczyo, by ogarny j mdoci. Prawdopodobnie przyj na siebie pen energi jednej z eksplozji, a potem uderzenia szcztkw roztrzaskanego pancerza, ktre po niej nastpiy. - Mistrzu MaNing - jkna, usiujc wsta, ale nogi wci odmawiay jej posuszestwa. - Nie wstawaj - rzek MaNing. Gos mia saby, ale wci wadczy, jak przystao na mistrza Jedi. - Dla mnie ju za pno. - Jak to... - Lorana urwaa, czujc paraliujce przeraenie. Atak i brak tlenu sprawiy, e cakowicie stracia wi z pozostaymi Jedi, t wi, ktra do tej pory tak skutecznie powstrzymywaa atak Vagaarich. A teraz, kiedy sprbowaa znw si do niej przyczy, trafia na pustk. - To niemoliwe - szepna do siebie. Ale nie moga si myli. Kiedy napastnicy wycelowali w blistery z gniazdami dzia, wiadomie lub niewiadomie wzili rwnie na cel Jedi. Jeli nie liczy jednego lub dwch, oszoomionych i pprzytomnych, wszyscy byli martwi. Wszyscy. - Powinienem by prbowa... powstrzyma go... wczeniej... - jkn MaNing. Traci siy, jego gos by coraz sabszy. - Ale by mistrzem Jedi... mistrzem Jedi... Z wysikiem odepchna od siebie t koszmarn myl. - Nic nie mw - szepna, prbujc znowu si poruszy. - Zaraz ci pomog. - Nie trzeba - odpar MaNing. - Dla mnie... ju za pno... Ale nie... dla innych. Jedna z wycignitych rk drgna lekko i wygity fragment dwigara, przygniatajcy jej nogi do pokadu, unis si o kilka milimetrw, by ze szczkiem upa obok. - Moesz... im pomc - dokoczy MaNing. - Przecie nie mog ci tak po prostu zostawi - zaprotestowaa Lorana. Znw sprbowaa wsta i tym razem jej si udao.

262 - W moim stanie... nikt nie jest ju w stanie mi pomc - powiedzia MaNing z gbokim smutkiem. - Pom tym... ktrym wci jeszcze... mona pomc. - Ale... - Nie! - sykn MaNing, a twarz wykrzywia mu si nagym spazmem blu. - Jeste Jedi... zoya przysig... suy... Id... id... Przekna lin. - Tak, mistrzu. Ja... - Urwaa, szukajc odpowiednich sw. Ale nie znalaza, bo nie byo takich. Widocznie MaNing te nie umia ich znale. - egnaj... Jedi Jinzler - powiedzia cicho z bladym umiechem na ustach. - egnaj, mistrzu MaNing. Umiech MaNinga znik, a on sam znw wznis oczy ku robotom serwisowym i ich pracy. Lorana odwrcia si i powoli przedzierajc si przez ruiny, ruszya w stron wyjcia. Wiedziaa, e ju nigdy go nie zobaczy. Kiedy dotara do drzwi, okazao si, e s zablokowane. Signa w Moc najlepiej, jak umiaa, i zdoaa uchyli je tylko na tyle, by si przelizn. Korytarz na zewntrz wyglda prawie tak le, jak sam blister, z powyginanymi cianami i wielkimi kawaami sklepienia blokujcymi przejcie, ale tu przynajmniej atakujcy nie zdoali cakiem przebi si przez powok i spowodowa dekompresji. luzy po obu stronach korytarza zatrzasny si, kiedy blister uleg dekompresji, odcinajc t sekcj od reszty statku. Teraz jednak, kiedy otwr zosta zatkany, a awaryjne rda tlenu przywrciy cinienie, przednie drzwi luzy otworzyy si przed Loran bez problemw. W dali syszaa krzyki i jki, czua strach i panik. Na razie jednak tamci ludzie nie martwili jej specjalnie. Dreadnaughty byy doskonale wyposaone w kapsuy ratunkowe, gdzie ocaleni mogli si ukry, dopki roboty nie naprawi pancerza. Niektrzy jednak nie mieli tej szansy - pidziesicioro siedmioro tak zwanych konspiratorw, ktrych C baoth rozkaza zamkn w rdzeniu. Ludzi, ktrych ona sama tam zamkna. Nogi Lorany pulsoway blem w miejscu, gdzie spad na nie dwigar. Signa w Moc aby stumi bl i kulejc pobiega w stron najbliszego pylonu z turbowind. - Dobilimy targu! - warkn Kav. - Miae zniszczy dla nas Lot Pozagalaktyczny! - Nigdy nie zawieraem takiego ukadu - sprostowa Mitth-rawnuruodo. - Zgodziem si zrobi to, co uznam za stosowne, aby wyeliminowa zagroenie spowodowane przez ekspedycj. - Ale my nie tego chcielimy. - Wasza wczesna sytuacja nie pozwalaa na wysuwanie da - przypomnia mu Mitthrawnuruodo. - Obecna te nie. Z komunikatora rozleg si nagle gony syk.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- A wic, obcy - odezwa si prawie nierozpoznawalny gos - uwaasz, e wygrae? Ekran oy... a po plecach Doriany przebieg lodowaty dreszcz. Pojawi si Joras Cbaoth, blady, rozczochrany, w podartym i poplamionym krwi ubraniu. Poow twarzy mia paskudnie poparzon, ale oczy wci byszczay mu tym samym ogniem, ktry uderzy Dorian, kiedy ujrza go po raz pierwszy w biurze wielkiego kanclerza. Namaca rkaw Mitthrawnuruodo. - Kav ma racj... musisz ich zniszczy - sykn ze zniecierpliwieniem. - Jeli tego nie zrobisz, to ju jestemy martwi. Mitthrawnuruodo zerkn na niego, po czym z powrotem zwrci wzrok na konsol. - Istotnie, wygraem - odpowiedzia Cbaothowi. - Musiaem wyda tylko jeden rozkaz... - jego do przesuna si nad panel sterowania, a palce delikatnie spoczy na zakrytym przeczniku o czerwonych krawdziach - ... abycie zginli wszyscy, ty i twoi ludzie. Czy duma znaczy dla ciebie tak wiele? - Jedi nie ulega dumie - prychn Cbaoth. - Nie ulega te pustym grobom. Postpuje tak, jak dyktuje mu jego wasne przeznaczenie. - Wic wybierz swoje przeznaczenie - zaproponowa Mitth-rawnuruodo. - Powiedziano mi, e rol Jedi jest przede wszystkim suy i broni. - Wic powiedziano ci nieprawd - odpar Cbaoth. - Rol Jedi jest przewodzi i naucza, i niszczy wszelkie zagroenia. Zdrowy kcik jego ust zadrga w penym goryczy umiechu. I nagle, bez ostrzeenia, gowa Thrawna szarpna si w ty, a ciao jaka sia wcisna w fotel. Rka powdrowaa do garda, bezsilnie szarpic powietrze. - Komandorze! - wykrzykn Doriana, odruchowo sigajc do konierza Mitthrawnuruodo. Ale daremnie. Niewidzialna moc, ktra wyduszaa z niego ycie, nie bya czym fizycznym, co Doriana mgby odepchn na bok. Cbaoth uywa Mocy... i ani Doriana, ani nikt inny nie zdoaby mu w tym przeszkodzi. Za kilka chwil Mitthrawnuruodo bdzie martwy. Lorana bya w wagoniku turbowindy, kiedy wyczula atak Cbaotha; brzmia w jej umyle niczym odgos odlegego bicia motem. Przez chwil czua gniew i frustracj, i zranion dum mistrza. Zastanawiaa si, co te on robi. I nagle przeraajca prawda przecia jej mzg jak cios miecza wietlnego. - Nie! - krzykna w stron sklepienia turbowindy. - Mistrzu Cbaoth... Nie! Ale byo ju za pno. W szale i dzy zemsty Jorus Cbaoth, mistrz Jedi, przeszed na Ciemn Stron. Loran ogarna fala alu i blu, palca niczym sl w otwartej ranie. Nigdy wczeniej nie bya wiadkiem upadku Jedi. Wiedziaa, e to si moe zdarzy, e w dziejach

264 galaktyki zdarzyo si niejeden raz. Ale zawsze wydawao jej si to czym wygodnie odlegym, czym, co nie moe si zdarzy nikomu znajomemu. A teraz... Tu za fal blu ogarna j kolejna fala, tym razem poczucia winy. Przecie bya padawank Cbaotha, osob, wobec ktrej czsto si otwiera. I, jak to zasugerowa kiedy mistrz MaNing, jedyn osob, ktrej moe zechciaby posucha. Czy moga temu zapobiec? Czy moga sprzeciwi mu si ju wczeniej, z poparciem MaNinga i pozostaych lub bez niego, kiedy po raz pierwszy sign po wadz i potg? Gdyby co przeczua, prbowaaby porozmawia z nim prywatnie, i to niejeden raz. A on pewnie za kadym razem staraby si j uspokoi, zapewniajc, e wszystko jest w najlepszym porzdku. A moe powinna bya naciska mocniej? Jako... jako zmusi go do suchania? Ale nie uczynia tego. A teraz ju za pno. Czy na pewno? - Nie musimy nikogo zabija - szepna, koncentrujc umys. Signa ku D-Jeden, desperacko prbujc przesa mistrzowi t myl, a przynajmniej jej sens. Machinalnie zacza szuka komunikatora i stwierdzia, e prawdopodobnie zgubia go w czasie ataku na blister artylerii. - Nie musimy ich zabija - bagaa dalej. - Moemy po prostu wrci do domu. Oni tylko tego chc: ebymy wrcili do domu. Odpowiedzi nie byo. Cbaoth bez wtpienia odebra jej protest, ale wyczuwaa obojtno mistrza na jej cierpienia i zdecydowanie, aby poda dalej t ciek, na ktr wanie wstpi. Naprawd byo za pno. A moe, podszepn jej cichy gos, a moe zawsze byo za pno? Turbowinda si zatrzymaa i drzwi otworzyy si na rdze magazynowy. Przez dug chwil Lorana staa w progu, zastanawiajc si, czy nie powinna jednak pozostawi winiw tam, gdzie s i nie sprbowa dotrze do D-Jeden. Baa si jednak, e nie zdy na czas. A gdyby nawet, nie osignie wiele. Wyczuwaa niezomne postanowienie Cbaotha i z dowiadczenia wiedziaa, e nawet stojc przy jego boku, nie mogaby teraz nic zrobi ani powiedzie, aby go powstrzyma. Dalej bdzie atakowa, dopki nie zabije komandora Mitthrawnuruodo, a potem wszystkich pozostaych Chissw. Z ciarem w sercu wysza z turbowindy i pokutykaa w kierunku uwizionych czonkw zaogi i ich rodzin. Nawet Jedi robi tylko tyle, ile moe, pomylaa z gorycz.. Ale wiedziaa, e sama zrobi wszystko, co w jej mocy. Zaoga mostka byskawicznie znalaza si obok nich. Odsunli Dorian na bok, usiujc uwolni dowdc od niewidzialnego ataku, ktry go zabija. Ich wysiki byy jednak rwnie bezuyteczne jak Doriany. Wyrzucony poza centrum dramatu, Doriana wpatrywa si w ekran komunikatora i desperacko prbowa co wymyli. Gdyby atak Chissw naprawd osabi Cbaotha... ale w oczach mistrza, ciskajcych ognie z poranionej twarzy, nie byo ani ladu saboci. A moe przynajmniej wyczy ekran i pozbawi Jedi widoku ofiary? Ale Doriana nie mia pojcia, gdzie znajduje si wycznik, nie mwi te adnym z jzykw, ktrymi porozumiewaa si zaoga mostka. Poza tym nie by pewien, czy wyczenie obra-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

zu w ogle co pomoe. W pewnej chwili spojrzenie Doriany przesuno si z twarzy Cbaotha na pulpit sterowania Thrawna. I przycisk z czerwonym brzekiem. Moe to nic nie da, pomyla, ale sprbowa trzeba. Przepchn si przez czonkw zaogi, ktrzy zasaniali mu przejcie, podnis pokryw i wdusi przycisk. W tej samej chwili, nie przestajc bezlitonie ostrzeliwa okrtw wojennych Vagaarich, robomyliwce po prostu zrobiy zwrot w ty w miejscu i ucieky. Cardas zmarszczy brwi, przyciskajc mocniej makrolornetk do twarzy. Znaczna cz floty Vagaarich pozostawaa nadal nietknita, ocalae statki gorczkowo szukay sposobu, by uciec z zasigu projektora grawitacji Thrawna. A jednak myliwce zawracay. Czyby ju wyczerpay swj zapas staego paliwa? Wstrzyma oddech. Nie, one nie uciekay przed Vagaarimi. Wszystkie kieroway si ku Lotowi Pozagalaktycznemu. Wci jeszcze z niedowierzaniem wpatrywa si w t scen, kiedy uderzya pierwsza fala. Nie tyle nawet zaatakowaa, co wgryza si w pancerz dziaami laserowymi i torpedami energetycznymi. Dosownie uderzya w dreadnaughty, rozbijajc si na penej prdkoci o ich pancerze i wyparowujc w jaskrawych rozbyskach od samej siy uderzenia. Druga fala zrobia to samo, ale trafia w inne fragmenty pancerzy. Wrd dymu i odamkw nadleciaa trzecia i czwarta fala, zalewajc ogniem z dziaek laserowych i torpedami energetycznymi uszkodzone blistery dziaek i generatory tarcz. I nagle z zimnym dreszczem zgrozy Cardas zrozumia. Pierwsze dwie fale robomyliwcw nawet nie prboway przebi grubego pancerza dreadnaughtw. Ich celem byo jedynie osabienie okrelonych punktw powoki. Punktami tymi byy wewntrzne grodzie powietrzne. A teraz, kiedy ich drzwi zostay uszkodzone lub znieksztacone na tyle, aby uniemoliwi zachowanie penej szczelnoci, pozostae myliwce otwieray dreadnaughty na prni. Kolejne chmury odamkw odbijay si od pancerzy Lotu Pozagalaktycznego, myliwce przebijay si przez powoki, coraz to nowymi falami nagej mierci zalewajc zewntrzne fragmenty dreadnaughtw. Ale Cbaoth zdawa si nawet nie dostrzega ataku. Jego rysy wci miay twardo krzemienia, ponce oczy nieruchomo wpatryway si w mostek Springhawka. A Mitthrawnuruodo wci umiera. Doriana bezradnie zacisn pici. Wic to wreszcie koniec. Jeli drugi atak nie zdoa zabi Cbaotha, to pewnie dlatego, e mistrz starannie unika prni, ktra wyssaa ju cae ycie z zewntrznych sekcji dreadnaughtw. Nawet jeli bra pod uwag ciesze ciany i grodzie wewntrznych obszarw statku, nie byo szans, aby robomyliwce zdoay na czas oczyci labirynt pokadw i przedziaw. Nagle wzrok Doriany przykua dziwaczna formacja, ktra wanie znalaza si w jego polu widzenia - dwa poczone robomyliwce z grubym cylindrem pomidzy nimi. Nie bya to jedna para - Doriana naliczy takich dziesi. Wszystkie z pen prdkoci kieroway si ku Lotowi Pozagalaktycznemu.

266 Przypomnia sobie, jak Kav wspomina o tym projekcie Mitth-rawnuruodo. Pamita wzgardliwe komentarze, dotyczce bezuytecznych zbiornikw paliwa, ktre podobno miay znajdowa si w cylindrach. Teraz ze zmarszczonym czoem obserwowa, jak pojedynczo i dwjkami pary myliwcw wdzieray si poprzez wieo wyrwane otwory w powokach dreadnaughtw i znikay we wntrzu. Przez chwil nic si nie dziao. A potem nagle z otworw wystrzeliy piropusze badoniebieskich eksplozji, prawie niewidoczne wrd krcych wok szcztkw. Mitthrawnuruodo gwatownie zaczerpn powietrza i opad bezsilnie na pulpit. - Komandorze! - zawoa Doriana, usiujc przepchn si ku niemu przez gromad wojownikw. - Nic... mi nie jest - wydysza tamten, jedn rk rozcierajc szyj, a drug odsuwajc zatroskanych czonkw zaogi. - Chyba go dopade - poinformowa Doriana, spogldajc na ekran komunikatora. Cbaotha nie byo wida. - Myl, e Cbaoth nie yje. - To prawda - potwierdzi Mitthrawnuruodo guchym gosem. - Wszyscy... nie yj. Doriana poczu lodowaty dreszcz na plecach. - To przecie niemoliwe - rzek. - Kady dreadnaught zosta trafiony tylko jedn lub dwiema takimi bombami. - Jedna wystarczyaby w zupenoci - odpar Mitthrawnuruodo ze smutkiem. Doriana nigdy wczeniej nie widzia go w takim nastroju. - To specjalna bro. Straszliwa i miercionona. Kiedy znajdzie si poza barierami ochronnymi okrtu wojennego, eksploduje mordercz fal promieniowania. Fala przechodzi przez podogi, ciany i sklepienia, zabijajc wszystko, co yje. Doriana przekn lin. - A ty miae j pod rk, gotow do uycia - usysza wasne sowa. Spojrzenie Mitthrawnuruodo wbio si w jego twarz. - Nie byy przeznaczone dla Lotu Pozagalaktycznego - odpar, a na widok jego wyrazu twarzy Doriana mimowolnie cofn si o krok. - Miaem zamiar uy ich przeciwko najwikszemu z okrtw wojennych Vagaarich. Doriana skrzywi si. - Rozumiem. - Nic nie rozumiesz - zdenerwowa si Mitthrawnuruodo. - Teraz bdziemy musieli zniszczy niedobitki Vagaarich na pokadach obezwadnionych statkw w bezporedniej walce. - Wskaza palcem na zewntrz. - Co gorsza, cz okrtw wojennych i statkw cywilnych zdoaa ju uciec w nadprzestrze, gdzie bd mieli czas odbudowa siy. Pewnego dnia znw zaczn stanowi zagroenie dla tego obszaru przestrzeni. - Rozumiem - powtrzy Doriana. - Przykro mi.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

I ze zdumieniem skonstatowa, e mwi to cakiem szczerze. Mitthrawnuruodo dugo wpatrywa si w milczeniu w jego twarz. Powoli jednak gbokie zmarszczki napicia na jego czole wygadziy si. - aden wojownik nigdy nie zyska tak gbokiej i penej kontroli nad bitw, jakiej pragn - rzek ju spokojniej, ale jeszcze z pewnym wzburzeniem. - Wolabym jednak, aby tutaj byo inaczej. Doriana spojrza na Kava. Sta si chyba cud, Neimoidianin znalaz w sobie do rozumu, eby siedzie cicho. - I co teraz bdzie? - Jak powiedziaem, wejdziemy na pokad okrtw Vagaarich - wyjani Mitthrawnuruodo. - A kiedy ju je zabezpieczymy, uwolnimy Geroonw z ich wizienia. Doriana skin gow. Wic wszystko skoczone. Lot Pozagalaktyczny zosta zniszczony, przebywajcy na nim Jedi - zwaszcza Cbaoth - nie yj. Koniec. Wszystko w porzdku, poza jednym drobnym szczegem. Przypomnia sobie ostrzeenie Kava: Niewane, jaki bdzie wynik, ten Mitthrawnuruodo musi zgin. A w zamcie i chaosie szturmu na okrt wypadki si zdarzaj. - Czy pozwolono by mi towarzyszy siom szturmowym? - zapyta Doriana. - Chciabym zobaczy onierzy Chissw w dziaaniu. Mitthrawnuruodo lekko skoni gow. - Jak sobie yczysz, komandorze Stratis. Mam nadziej, e uznasz to za bardzo pouczajce. - Naturalnie - zgodzi si Doriana. - Jestem pewien, e tak bdzie. Wibracje otaczajcych rdze dreadnaughtw, przenoszone przez pylony wind, wreszcie ucichy. - Czy to koniec? - zapyta niemiao Jorad Pressor. Lorana ostronie opucia rk, ktr opieraa si o cian. Nagy, przeraajcy zalew mierci, ktry j tak przerazi, wanie dobieg koca, nie pozostawiajc po sobie nic. - Nic. - Na pewno - powiedziaa, usiujc umiechn si do chopca krzepico. - Wszystko si skoczyo. - Moemy ju wraca na gr? Lorana podniosa wzrok na ojca Jorada, ktry mocno zaciska usta. Dzieci mogy nic nie zrozumie, ale doroli pojli doskonale. - Jeszcze nie teraz - odpowiedziaa Joradowi. - Na pewno trzeba tam posprzta. Bdziemy tylko przeszkadza. - No i musielibymy wstrzymywa oddech - mrukn kto spod ciany. Kto inny uciszy go sykniciem. - W kadym razie nie ma sensu si tam teraz krci - odezwa si jeden ze starszych mczyzn, silc si na swobodny ton. - Rwnie dobrze mona wrci do szkoy Jedi, gdzie bdzie nam troch wygodniej. - I gdzie bdziemy dokadnie zamknici - kwano doda Uliar.

268 - Wcale nie - odpara Lorana, usiujc zmusi mzg do pracy. - W czci magazynowej jest skadowanych mnstwo materiaw budowlanych. Wytn kawaek dwigara i otworz drzwi. Wracamy. Tumek odwrci si i niemrawo ruszy w kierunku, z ktrego przyszli. Dzieci szeptay co niespokojnie do swoich rodzicw, rodzice na prno usiowali je uspokoi. Lorana chciaa pj za nimi, ale Uliar dotkn jej ramienia. - Wiesz, jaki jest prawdziwy rozmiar szkd? - zapyta. Westchna. - Nie czuj tam adnego ycia - odrzeka. - adnego. - A moesz si myli? - To moliwe - przyznaa. - Ale nie sdz. Przez chwil milcza. - Musimy si upewni - rzek wreszcie. - Jeli kto przey, a jest zbyt saby, eby go wyczua... - Wiem - przerwaa mu. - Ale na razie nie moemy si uda na gr. Wagoniki nie schodz na d, a to oznacza, e pylony gdzie s otwarte na przestrze. Musimy zaczeka, a roboty poataj z grubsza uszkodzenia. Uliar sykn przez zby. - To moe trwa cae godziny. - Nie unikniesz tego - uwiadomia mu Lorana. - Musimy po prostu czeka.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

23
Bitwa zakoczya si trzy godziny temu, a Cardas zacz si ju naprawd nudzi, kiedy nagle usysza za plecami rytmiczne stukanie. Odwrci si i wystuka ten sam rytm krawdzi makrolornetki. A potem zwrci twarz ku gwiazdom, rozprostowa skurczone minie i czeka. Ocalenie przyszo wraz z nag fal oywionego ruchu. Za plecami usysza otwieranie wazu i poczu ostre szarpnicie, kiedy cinienie powietrza w jego bblu eksplodowao na zewntrz, wypychajc go w ty, na korytarz. Przez moment ujrza otaczajce go postacie w kombinezonach, a potem owinito go w pas lepkiego materiau i, zanim zdy unie rce, eby go odepchn z twarzy, rozleg si ostry syk i tkanina sama zacza si odsuwa. W chwil pniej stwierdzi, e unosi si w przezroczystym balonie ratunkowym. - Fajnie - mrukn, krzywic si, bo zabolay go uszy od powracajcego cinienia. - Wszystko w porzdku? - zapyta znajomy gos. Dochodzi z komunikatora przyczepionego do zbiornika tlenowego kuli. - Tak, komandorze, dzikuj - zapewni. - Rozumiem, e wszystko poszo zgodnie z planem. - Owszem - odpar Thrawn, ale z dziwnym smutkiem w gosie. - Waciwie... prawie. Jeden z ratownikw pochyli si nad nim i Cardas ze zdumieniem rozpozna w nim czowieka, ktry na Darkvenge przedstawi si jako komandor Stratis. - Cardas? - zawoa Stratis. - A co ty tutaj robisz? - Zwabi Vagaarich w moj puapk - odpar Thrawn, jakby to byo cakiem oczywiste. - A moe ju zapomniae, e Chissowie nie angauj si w ataki wyprzedzajce? - Rozumiem - rzek Stratis, przygldajc si Cardasowi. - Wic te oskarenia o szpiegostwo, ktre rzucie na pokadzie Darkvenge, byy jedynie zason dymn? Miay ci chroni, gdyby wszystko si rozleciao? - Tak, to byo zabezpieczenie, ale nie dla mnie - powiedzia Thrawn. Skin rk i

270 reszta ratownikw zacza przesuwa balon zawierajcy Cardsa w gb korytarza. - Chciaem chroni admira Aralani, dowodzc transporterem, ktry godzin temu przyby tutaj, aby zabra uwolnionych niewolnikw Geroonw na ich planet. - A ona nie moga sobie pozwoli na to, aby si w t spraw zaangaowa bodaj nieoficjalnie - odgadn Stratis, kiwajc gow. - Za to na pewno potrafiaby w odpowiednim dla niej momencie odwrci gow i zwali ca win na ciebie i Cardsa, gdyby co si nie powiodo. - Nie mwcie teraz o winie - wtrci Cardas. - Co si stao z Lotem Pozagalaktycznym? Widziaem, e myliwce ruszyy na niego. Thrawn i Stratis wymienili spojrzenia. - Bylimy zmuszeni posun si dalej, ni planowaem - przyzna Thrawn. Cardas poczu, e serce zamiera mu w piersi. - O ile dalej? - Oni nie yj - cicho odpar Thrawn. - Wszyscy. Nastpio dugie milczenie. Cardas odwrci wzrok, ktem oka przelotnie rejestrujc trupy Vagaarich, ktre Chissowie cigle wynosili. Thrawn przerwa atak na mordercw i handlarzy niewolnikw, eby zniszczy tysice niewinnych istot? - Nie byo wyboru - wyjani Stratis, przedzierajc si przez ogarniajce Cardasa otpienie. - Cbaoth, wykorzystujc moc Jedi, usiowa zadusi komandora. Nie byo innego sposobu, aby go powstrzyma. - Czy dae im bodaj szans na powrt do domu? - chcia wiedzie Cardas. - Daem - odrzek Thrawn. - Niejedn szans - doda Stratis. - Waciwie zrobi dla nich znacznie wicej, ni ja bym zrobi. Ajeli to ma jakiekolwiek znaczenie, to ja przycisnem guzik, nie on. Cardas skrzywi si. Z pewnego punktu widzenia istotnie miao to znaczenie. Ale dla kogo? - Jeste pewien, e nikt nie przey? - Dreadnaughty zostay zniszczone bombami radiacyjnymi - wyjani Stratis. - Jeszcze nie wysalimy tam nikogo, aby sprawdzi, alejeli parametry broni, ktrej uy komandor, s poprawne, nie ma szans, aby ktokolwiek mg to przey. - Wic jednak dopie swego - mrukn Cardas, czujc nagle ogromne zmczenie. - Chyba jeste szczliwy. Stratis odwrci wzrok. - Jestem zadowolony - rzek. - Ale nie mog powiedzie, ebym czu si szczliwy. - I co? - zapyta Kav, kiedy Doriana zdejmowa kombinezon przestrzenny w zaciszu jednego z pomieszcze przygotowawczych na pokadzie Springhawka. - Jako nie sysz gorzkiego paczu nad trupem dowdcy. - Dlatego pewnie, e dowdca nie jest trupem - odpar Doriana. - Nie miaem okazji.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Nie miae? - zapyta Kav. - A moe nie chciae mie? - Nie miaem - zimno powtrzy Doriana. Nie by w nastroju na sowne gierki. - Chcesz zamordowa dowdc na oczach jego ludzi, to prosz, nie krpuj si. W milczeniu skoczy si rozbiera z kombinezonu. - Ale on musi zgin - nalega Kav, gdy Doriana zacz wkada wasne ubranie. - Za duo wie o naszym udziale w tym, co si stao. - Mitthrawnuruodo nie jest zwyczajnym obcym - zauway Doriana. - I wci pozostaje kwestia odpowiedniej okazji. - Albo stworzenia jej. - Kav podszed do Doriany i wcisn mu co do rki. - Masz. Zaskoczony Doriana spojrza w d. Wystarczy jeden rzut oka. - Skd to wytrzasne? - spyta, pospiesznie zamykajc do na maym rcznym miotaczu. - Zawsze go miaem - wyjani Kav. - Strza z niego jest cichy i prawie niewidoczny, ale bardzo skuteczny. Zabije szybko i cicho. I spowoduje byskawiczne skazanie Doriany na mier, jeli zostanie z nim przyapany. Czujc strumyczki potu na szyi szybko wsun bro do kieszeni. - Musisz pozwoli, ebym to zrobi po swojemu - ostrzeg Kava. - Nie ycz sobie, eby kry wok mnie jak mamuka drapienego ptaka. - Nie martw, si - burkn Kav. - Gdzie jest teraz komandor? - Polecia na transportowiec, porozmawia z pani admira - powiedzia Doriana, dopinajc tunik. Pochyli si, aby woy buty. - Cardas pojecha z nim. I to by drugi problem, przypomnia sobie. Podobnie jak Mitthrawnuruodo, Cardas rwnie wiedzia o wiele za duo o tym, co si tu stao. A w przeciwiestwie do Chissa, on na pewno wkrtce wrci do Republiki. Doriana musi zatem najpierw rozprawi si z Mitthrawnuruodo, a nastpnie dopilnowa, aby take Cardas nigdy nie opowiedzia swojej historii niewaciwym ludziom. Ocaleni Geroonowie zostali zapdzeni do adowni, jedynego miejsca na caym transporterze, ktre mogo ich wszystkich pomieci. Siedzieli ze skrzyowanymi nogami na pododze, poczeni w mae grupki, rozmawiajc cicho midzy sob. Ci, ktrzy wanie przybyli, interesowali si raczej racjami spoywczymi i gorcymi napojami, ktre dostarczyli im wojownicy admira Aralani. Wszyscy wydawali si odrobin oszoomieni, jakby nie potrafili do koca uwierzy, e s naprawd wolni. Cardas sta z boku, przy samym wejciu do adowni, starajc si nie wchodzi pod nogi zarwno Geroonom, jak i krztajcym si wok nich Chissom. Przyglda si bezmylnie caej scenie; chyba nigdy jeszcze nie by a tak zmczony. W przeszoci tysice razy zastanawia si, co waciwie tu robi i jak, do wszystkich galaktyk, Thrawn zdoa go namwi na udawanie przynty dla Vagaarich. Ale si udao. Wszystko si udao. Geroonowie zostali uratowani, nie tylko ci niewolnicy, ale prawdopodobnie cay ich wiat. Ju w chwili, kiedy transporter odwozi

272 niewolnikw na ich rodzinn planet, admira Aralani obiecaa, e sprowadzi grup Chissw i utworzy tu siy obronne, aby ich chroni. Vagaari, ktrzy jeszcze mogliby si krci w tych rejonach, nie bd si krci zbyt dugo. A co do Lotu Pozagalaktycznego... Przymkn oczy. Pidziesit tysicy zabitych, caa ludno na pokadzie szeciu dreadnaughtw. Czy to rzeczywicie byo konieczne? Stratis powiedzia, e tak, a Thrawn nie zaprzeczy. Ale czy to naprawd by jedyny sposb? Cardas pewnie nigdy si tego nie dowie. Zacz si zastanawia, co powie Maris, kiedy si dowie, co uczyni jej szlachetny bohater. - Nawet teraz nie mog w to uwierzy - odezwa si czyj gos nad jego lewym ramieniem. Otworzy oczy. Obok niego stal Thrass z dziwn min, omiatajc wzrokiem zatoczon naw. - Syndyk Thrass - powita go Cardas. - Nie wiedziaem, e jeste na pokadzie. - Admira Aralani zaproponowaa, abym przyjecha - wyjani Thrass, nie spuszczajc wzroku z Geroonw. - Chyba wydawao jej si, e razem z ni i z bratem zdoamy teraz rozwiza kwesti upu Vagaarich przechowywanego na Crustai i pozwolimy wreszcie tobie i twoim towarzyszom odjecha w swoj stron. Spojrza na Cardsa. - Teraz, skoro i ty, i ja spenilimy swoje zadanie... Cardas wytrzyma jego wzrok bez zmruenia oka. - Nie przeszkadza mi, e staem si czciplanw twojego brata - rzek spokojnie. - Ty te nie powiniene si tym przejmowa. - Byem manipulowany i kontrolowany - poinformowa Thrass i oczy bysny mu uraz. - Dla twojego wasnego dobra - odparowa Cardas. - Gdyby Thrawn i Aralani wcignli ci do planu, twoja przyszo byaby rwnie niepewna jak ich. - Nadal jest niepewna - ponuro zauway Thrass. - Dziewi Rodw Panujcych nie poprze nielegalnego i niemoralnego ataku. - Po pierwsze - rzek Cardas, unoszc palec - ten system znajduje si w rejonie patrolowanym przez Chissask Flot Ekspansywn. A to oznacza, e jest to terytorium Chissw. Po drugie, Vagaari przybyli tu pen si z wyranie wrogimi zamiarami. A to oznacza, e dziaania komandora Thrawna byy samoobron. Przynajmniej moim zdaniem. - Byli tutaj tylko dlatego, e ich zwabie. - Nie wi mnie wasze zasady - przypomnia mu Cardas. - Poza tym, jak zawiadczy admira Aralani, twj brat publicznie oskary mnie o szpiegostwo. Moe byem a tak zdesperowany, e pognaem do Vagaarich po pomoc w uwolnieniu moich towarzyszy. Nie moecie go o to wini. Thrass skrzywi si lekko.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Jasne, Thrawn zawsze by bardzo dobry w ukrywaniu swoich czynw, kiedy mu na tym zaleao. - Co chyba zaatwia spraw legalnoci caej tej akcji - podsumowa Cardas. - A co do innych twoich obiekcji... - Skin w kierunku Geroonw. - Prosz bardzo, spjrz na tych ludzi i powiedz, jak wyzwolenie ich spod tyranii moe by niemoralne? - Moralnoci dziaania nie okrela si poprzez ocen jego wynikw. - Sztywno odpar Thrass, ale jego twarz nieco zagodniaa. - W tym przypadku jednak naprawd trudno si sprzecza. - Widziaem, jak Vagaari traktuj swoich niewolnikw - powiedzia Cardas, wci jeszcze wzdrygjc si na wspomnienie Geroonw, ktrych Miskara zamordowa z zimn krwi. - Moim zdaniem to dobrze, e wszechwiat uwolni si od nich. - W sumie chyba masz racj - zgodzi si Thrass. - Ale arystokra Chaformbintrano moe widzie t kwesti nieco inaczej. Cardas zmarszczy brwi. - A co on ma z tym wsplnego? - On i okrty Pitego Rodu Panujcego wanie tu zdaj - wyjani Thrass. - Miaem z nim krtk rozmow tu przed wylotem z Crustai. Podejrzewam, e zamierza aresztowa Thrawna. Cardas poczu ucisk w gardle. - Czy Thrawn wie o tym? - Nie. - Musimy mu o tym powiedzie, i to szybko - stanowczo owiadczy Cardas. - Czy wiesz, gdzie on moe by? - Chyba razem z admira Aralani polecieli obejrze Lot Pozagalaktyczny. - Wic lemy tam i my - zawoa Cardas. - Chod... mj wahadowiec stoi w prawoburtowym doku. Drzwi turbowindy otworzyy si niechtnie przy akompaniamencie zgrzytw nie cakiem dopasowanych metalowych czci. - Chyba znowu mamy szczelny kadub - zauway Uliar, zagldajc do wagonika. Sklepienie byo waciwie nienaruszone, ale jeden ze szww puci i na jego krawdzi wida byo blade, tczowe odbarwienie spowodowane nagym wzrostem promieniowania. Czyby jeden lub kilka reaktorw eksplodowao? Mao prawdopodobne. Nawet tu, w dole, musieliby usysze tak eksplozj. - Ale ten szyb chyba jest zniszczony - mrukn Keely, niemiao podchodzc do Uliara. - A same dreadnaughty bd w jeszcze gorszym stanie. To moe troch potrwa. - Wic nie tramy ju czasu na rozmowy - rzuci Uliar i zrobi krok w stron wagonika. - Nie! - zawoaa Jinzler i wycigna rk, by go powstrzyma. Ona take podniosa wzrok na sufit z bardzo skupionym wyrazem twarzy. - Id sama.

274 - To nie jest najlepszy pomys w tej sytuacji - ostrzeg Keely. - Dla Jedi samotno jest czasem jedynym wyjciem - odpara. Spojrzaa na Uliara i odrobin si rozlunia. - Nie obawiaj si. Jak tylko znajd bezpieczne miejsce, zaraz do was wrc. - Jeste pewna, e nie potrzebujesz nikogo do pomocy? - zapyta Uliar, przygldajc jej si uwanie. Nie mia wielkiej ochoty jecha na gr i wszy wrd trupw i zniszczenia, ale nie podobaa mu si rwnie perspektywa spuszczenia z oka nawet tej pojedynczej Jedi. - Bardzo pewna - odrzeka Lorana. - Zaczekajcie, a po was wrc. - Jak sobie yczysz - odpar Keely, cignc Uliara za rami. - Chod, Chas. - W porzdku - niechtnie przysta Uliar i odstpi na bok, by Jinzler moga wsi. - Pospiesz si. - Sprbuj - umiechna si krzepico. Wci jeszcze si umiechaa, kiedy drzwi ze zgrzytem zamkny si za ni. Znaleli Thrawna i Aralani na mostku gwnego statku dowodzenia. Stali wrd krztaniny chissaskiej zaogi, metodycznie sprawdzajcej pozostae aktywne konsole sterowania. Na pokadzie leao mnstwo cia, ale Cardas, o dziwo, zaledwie je dostrzeg. - O, mj brat - zauway Thrawn, gdy Thrass z Cardasem zaczli przeciska si ku niemu przez labirynt konsol. - Czy Geroonowie zostali otoczeni waciw opiek? - Nie chodzi o Geroonw - wtrci Cardas, zanim Thrass zdy odpowiedzie. - Arystokra Chaf ormbintrano jest w drodze z flot statkw Pitego Rodu. - Z czyjego rozkazu? - zapytaa Aralani. - Podejrzewam, e samego arystokry - rzek Thrawn, mruc oczy w zadumie. - Kiedy tu dotr? - Mogby w kadej chwili - odpar Thrass. - Podejrzewam, e przybywa, aby postawi ci zarzuty. - W takim razie flota nie jest mu potrzebna - zauway Thrawn. - Sdz, e arystokra ma na myli co znacznie waniejszego. - Lot Pozagalaktyczny? - zapyta Cardas. - Jako mi si wydaje, e ma nadziej pooy rk na niedobitkach floty Vagaarich - odpar Thrawn. - Ale masz racj. Jeli zobaczy Lot Pozagalaktyczny, jego priorytety zdecydowanie ulegn zmianie. - Nie moe tego zrobi - zaprotestowa Thrass. Spojrza na Aralani. - A moe jednak...? - Legalnie nie - powiedziaa Aralani cicho. - Ale praktycznie... jeli sprowadzi wystarczajco duo statkw, nie bdziemy w stanie go powstrzyma.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Rada Rodw... - zacz Thrass. - ...z pewnoci si sprzeciwi - wcia si Aralani. - Ale procedura bdzie duga i skomplikowana. - A przez ten czas Pity Rd wycinie ze swojej zdobyczy wszystkie sekrety - dokoczy Thrawn. Thrass sykn w zaskakujco gadzi sposb. - Nie moemy na to pozwoli - rzek. - Posiadanie Lotu Pozagalaktycznego przez jeden z Rodw moe zniszczy rwnowag si na cae dekady. Cardas skin gow, czujc, e w odku ronie mu lodowa brya. Wystarczya nadzieja na przejcie technologii robotw, eby Vagaari poszli na rze jak w taniec. Jak przewag dayby rodowi Chaf ormbintrano nie tylko roboty, ale i caa technologia Lotu Pozagalaktycznego? - Musimy go powstrzyma - postanowia Aralani, ale nie mwia tego z penym przekonaniem. - Musimy utrzyma jego ludzi z dala od tego statku, dopki nie przybdzie Flota Obronna, ktr wezwaam. - Nie bdzie na to czasu - ostrzeg Thrawn. - Musimy natychmiast zabra Lot Pozagalaktyczny do bazy wojskowej i zadeklarowa, e to wasno Floty Obronnej. - Jak dugo potrwaby ten lot? - zapyta Cardas. - Ta balia jest solidnie uszkodzona. - Owszem, i jej systemy zostan wykorzystane do granic moliwoci - zgodzi si Thrawn. - Ale musimy sprbowa. Lepiej dla Lotu Pozagalaktycznego, aby zosta zniszczony, ni aby wpad w rce pojedynczego rodu. Cardas dostrzeg ktem oka jaki ruch i wyjrza za owiewk. W tej samej chwili z nadprzestrzeni wysza flota Chissw. - Za pno - poinformowa. - Ju tu jest. Aralani wymamrotaa sowo, ktre nigdy nie znalazo si w programie lekcji jzykowych Cardsa. - Musimy sobie poradzi z zaog, ktr mamy na pokadzie - powiedziaa. - Szybko, zanim... Urwaa, kiedy z komunikatora Thrawna rozleg si pisk. Komandor spojrza na statki i niechtnie wyj urzdzenie zza pasa. - Komandor Mitthrawnuruodo. - Komandorze, arystokra Chaformbintrano z Pitego Rodu Panujcego wzywa Springhawka - powiedzia gos. - da twojej natychmiastowej obecnoci na pokadzie Dostojnego Chafa. Wzrok Thrawna spocz na Aralani. - Nie potwierdzaj jego sygnau - rozkaza. - To nie bya proba, komandorze - ostrzeg gos. - Nie potwierdzaj - powtrzy i wyczy komunikator. - Thrawn, nie moesz tak po prostu odmwi wykonania bezporedniego rozkazu

276 arystokry - sprzeciwi si Thrass. - Jeszcze nie otrzymaem od arystokry adnego bezporedniego rozkazu - spokojnie odpar Thrawn. - Cardas, znajd mi stery. - Tak jest, sir - rzuci Cardas, rozgldajc si po konsolach. W tym momencie rozleg si sygna komunikatora Aralani. Wszystkie oczy zwrciy si ku niej. - Sprytne - powiedziaa, wyja aparacik zza pasa i wczya go. - Admira Aralani, sucham. - Tu arystokra Chaf ormbintrano - zagrzmia gos. - Nie jestem w stanie skontaktowa si z komandorem Mitthrawnuruodo. Podejrzewam, e odmawia rozmowy ze mn. Jako arystokra Pitego Rodu Panujcego rozkazuj ci odnale go i zatrzyma do czasu przesuchania w sprawie jego ostatnich dziaa militarnych. Aralani zawahaa si, a Cardas wstrzyma oddech. Wreszcie z wyran niechci skina gow. - Przyjam, arystokro. Wykonuj rozkaz. Wyczya komunikator. - Przykro mi, komandorze - zwrcia si do Thrawna. - Nie mam wyboru, musz ci aresztowa. - To zniszczy Chissw - spokojnie przypomnia Thrawn. - Tylko i wycznie Flota Obronna moe bezpiecznie obj w posiadanie ten statek. - Rozumiem i zrobi, co w mojej mocy, aby opni arystokr - odpara Aralani. - Tymczasem jednak jeste aresztowany. Rozka swoim ludziom zebra si w hangarze i wrci na nasze statki. Thrawn dusz chwil sta bez ruchu, po czym powoli skoni gow i wczy komunikator. - Tu komandor Mitthrawnuruodo - odezwa si. - Wszyscy wojownicy Chisw obecni na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego maj wraca do hangaru. - Dzikuj - rzeka Aralani. - A teraz, jeli mona prosi... - dodaa, wskazujc drzwi w grodzi. - Ty te, Cardas. Cardas zaczerpn tchu. - Nie podlegam pod rozkazy Chissw, pani admira - rzek. - Chc jeszcze przez chwil pozosta na pokadzie. Aralani zmruya oczy. - Co planujesz? - zapytaa. - Przecie sam nie poprowadzisz tego statku. - Nie podlegam rozkazom Chissw - powtrzy Cardas. - A arystokra w swoim rozkazie nie wspomnia o mnie. Aralani spojrzaa na Thrawna, potem na nadlatujce statki Pitego Rodu i wreszcie znw na Cardsa. - Zezwalam - rzeka i ruszya w kierunku wyjcia. - Ja te zostaj - rzek Thrass. Aralani zatrzymaa si w p kroku.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Co? - Ja rwnie nie podlegam rozkazom wojskowym - wyjani Thrass. - A arystokra Chaf ormbintrano nie wspomnia w swoim rozkazie take o mnie. Aralani spojrzaa twardo na Thrawna. - Urw nam za to gowy - ostrzega. - Rol wojownika jest obrona ludu Chissw - przypomnia jej Thrawn. - Przeycie samego wojownika to sprawa drugorzdna. Przez kilka sekund walczyli ze sob na spojrzenia. A potem Aralani westchna i odwrcia si w stron Thrassa. - Najblisz baz Floty Obronnej jest Pesfavri - powiedziaa. - Znasz wsprzdne? Thrass skin gow. - Tak. - A wic zostawiamy was - powiedziaa, kaniajc si lekko. - Niech fortuna wojownikw was wspiera! Ruszya do wyjcia. Thrawn zwleka jeszcze, uwanie wpatrujc si w twarz brata, wreszcie pody za ni. Cardas i Thrass zostali sami. - Naprawd wierzysz, e zdoamy dowlec tego trupa do bazy wojskowej? - zapyta Cardas. - Nie dostrzegasz gbszego sensu, przyjacielu Cardas - rzek Thrass pospnie. - Nie suchae, co mwi mj brat? Lepiej dla Lotu Pozagaaktycznego, aby zosta zniszczony, ni aby dosta si w rce pojedynczego rodu. Cardas poczu nagy ucisk w gardle. - Zaraz, zaraz - zaprotestowa. - Chciaem zablokowa Lot Pozagalaktyczny, eby ludzie arystokry nie mogli si dosta na pokad, nie rozwalajc pancerza. Nie miaem zamiaru organizowa samobjczej misji. - Odwagi, Cardas - powiedzia Thrass. - Ja te nie miaem. Przyjem, e moemy ustawi kurs tego statku na jakie lokalne soce, a sami uciec wahadowcem, ktrym si tu dostalimy? Cardas przemyla spraw i uzna, e to moliwe, jeli cho jeden z napdw dreadnaughtw ocala i prowadzce do niego kable sterujce te nie ucierpiay. - To si moe uda. - Wic zaatwmy to - rzek Thrass. - Twj lud zbudowa ten statek. Powiedz, co mam robi. Szyb turbowindy by waciwie czysty i wagonik dotar do D-Cztery zaliczajc jedynie kilka uderze i zadrapa. Sam dreadnaught nie wydawa si zbyt mocno uszkodzony. Jeli oczywicie nie liczy cia. Roboty medyczne zaczy ju wynoszenie zwok, prawdopodobnie zabierajc je do jednego z laboratoriw medycznych, gdzie zgodnie z przestarzaym programem miayby czeka ywe istoty i wydawa im polecenia, co robi dalej. Ale w laboratoriach nie byo nikogo, aby odebra ciaa. Lora-na signa w Moc i

278 zacza nadawa wezwania poprzez system komunikacji statku, pomimo wszelkich obaw majc nadziej, e kto cudem przey kataklizm, ktry pochon Lot Pozagalaktyczny. Nikt jednak nie odpowiedzia ani na jedno, ani na drugie woanie. Wydawao si, e D-Cztery jest martwy. Obrocy i atakujcy, wszyscy zginli. Lorana uznaa ten zbieg okolicznoci za zadziwiajcy, ale i zowrbny. Chissowie nie mogli przecie zdoby Lotu Pozagaaktycznego kosztem takich ofiar, a potem go po prostu porzuci. A jeli nie, to gdzie si ukryli? Na D-Cztery spdzia niewiele czasu - zaraz ruszya dalej. Turbowinda do D-Trzy nie dziaaa, co sugerowao uszkodzenia albo wagonikw, albo pylonw, albo jednego i drugiego. Ruszya zatem w kierunku D-Pi. Tu zastaa tak sam sceneri - ruin i martwe ciaa. Pomimo wszystko, brnc w rumowisku, prbowaa nawiza czno, lecz z tym samym negatywnym skutkiem. D-Sze, kolejny przystanek tej upiornej wycieczki, wyglda dokadnie tak samo. Zdawao si jednak, e wszystkie trzy statki s hermetyczne, z odpowiednim owietleniem, ogrzewaniem i grawitacj. Roboty usugowe doskonale wykorzystay ostatnich kilka godzin. Jeli Chissowie rzeczywicie opucili Lot Pozagalaktyczny, moe uda jej si przy pomocy ocalaych czonkw zaogi uruchomi go na nowo, przynajmniej w czci. Znajdowaa si wanie w turbowindzie, kierujc si ku D-Jeden, kiedy jej zmysy Jedi wyczuy cichy zew czyjego ycia. I to gdzie w pobliu. Przycisna policzek do ciany wagonika, sigajc w Moc tak daleko, jak pozwalay jej na to wasne obraenia i nieustajcy lk. Zdecydowanie znajdoway si tam ywe istoty. Obce istoty. I byo ich niewiele. Ale przynajmniej kto. A ona i jej wagonik zmierzali prosto ku nim. Odsuna si od ciany i chwycia miecz wietlny. Nie wiadomo, czy specjalnie, czy przez lepy przypadek, komandor Mitthrawnuruodo speni jednak swoj grob i zniszczy Lot Pozagalaktyczny. A co wicej, zniszczy go pomimo obecnoci Jorusa Cbaotha i wszystkich Jedi. Ciekawe, jak sobie poradz Chissowie w konfrontacji twarz w twarz. Wagonik turbowindy zatrzyma si na kocu pylonu wychodzcym na D-Jeden, zablokowanym przez labirynt dwigarw, ktre ulegy zniszczeniu w czasie walki. Lorana uya Mocy, aby wspomc si mini, rozsuna drzwi windy i przez poskrcany metal przedostaa si do wyjcia. Pylony turbowind czyy si u podstawy kadego z dreadnaugh-tw, obsugujc jedynie pokad pierwszy i drugi. Mostek znajdowa si o cztery pokady wyej, a w tych okolicznociach Lorana nie czua si na siach, aby zaufa wewntrznym systemom wind dreadnaughta. Skierowaa si zatem do najbliszych schodw i ruszya na gr. Drzwi otworzyy si przed nim i dwch na to ubranych Chissw niezbyt delikatnie wepchno Dorian do rodka. Znalaz si na mostku dowodzenia, niewiele rnicym si od mostka Sprin-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ghawka, tylko wikszym - i obsugiwanym wycznie przez Chissw w tych samych tych uniformach, co jego eskorta. Tym wyraniej wyrnia si czarny mundur Mitthrawnuruodo, ktry sta porodku mostka przed Chissem w szarotej szacie. Za plecami Mitthrawnuraodo staa na baczno kobieta tej samej rasy, ubrana w biel. Chiss w tej szacie spojrza na Dorian i eskorta znw pchna go naprzd. Chiss powiedzia co ostro w swoim jzyku, a Mitthrawnuruodo przetumaczy: - A wic to jest twj wsplnik. - Raczej nie - odpar Doriana, wkadajc w te sowa tyle godnoci i pogardy, na ile byo go sta, na wypadek, gdyby Chiss rozrnia intonacj gosu. Nie mia pojcia, o co chodzi, ale wyczuwa, e rozgrywa si tu jaka walka o wadz. A Kinman Doriana, asystent wielkiego kanclerza Palpatinea, doskonale zna si na walkach o wadz. - Jestem ambasadorem wielkiego zwizku gwiezdnego zwanego Republik Galaktyczn - oznajmi uroczycie. - Przybyem tu z misj dobrej woli i wypraw badawcz. Uwanie przyglda si Chissowi w tej szacie, podczas gdy Mitthrawnuruodo tumaczy jego sowa. Tamten jednak umiechn si cynicznie i przemwi: - Przybye, aby zaprowadzi chaos i wojn do tej czci przestrzeni - przetumaczy Mitthrawnuruodo. - Sprowadzie tu obc bro, ktrej zamierzae uy przeciwko Dynastii Chissw. Chiss wyprostowa si lekko, zaczeka, a Mitthrawnuruodo skoczy tumaczy i mwi dalej: - Ale przegrae. Bro ta stanowi teraz wasno Pitego Rodu Panujcego. Ja, arystokra Chaf ormbintrano, bior j niniejszym w posiadanie. Doriana skin goww zamyleniu. A wic chodzi o Lot Pozagalaktyczny i jego technologi. Wiedzc co nieco o wewntrznych konfliktach orientowa si, e przywaszczenie go sobie przez jedn z grup Chissw nieuchronnie spowoduje straszliwe konflikty z pozostaymi grupami, a do wojny domowej wcznie. A to, oczywicie, bya sytuacja, ktr Darth Sidious chtnie by sobie obejrza. Dynastia Chissw uwikana we wasne problemy wewntrzne nie mogaby ju stanowi zagroenia dla planw lorda Sithw wobec Republiki, ani dla Nowego Porzdku, jaki zamierza wprowadzi. Stojc teraz tutaj, pord ludzi Chaf ormbintrano, Doriana musia jedynie potwierdzi roszczenia Pitego Rodu i tym samym wprowadzi Chissw na t trudn i pen przemocy ciek. Ale kiedy ju otworzy usta, by przemwi, spojrza na Mitthrawnuruodo. Komandor przyglda mu si z nieruchom twarz, wbijajc w niego przenikliwe spojrzenie rozjarzonych oczu. Doriana ju przecie, cho niechtnie, przyzna, e Mitthrawnuruodo trzeba bdzie zabi. Jeli jednak ta mier nastpi w chwili sporu nad podziaem Lotu Pozagalaktycznego... - Przykro mi, arystokro Chaf ormbintrano, ale Lot Pozagalaktyczny nie naley do ciebie, wic nie moesz go wzi w posiadanie - powiedzia. - Jako prawomocny przedstawiciel Republiki, ktra wysaa projekt w podr,

280 roszcz sobie pene prawa do wraku. Chaf ormbintrano wydawa si zaskoczony, kiedy Mitthraw-nuruodo zakoczy tumaczenie. Wyrzuci z siebie kilka szybkich sw. - To mieszne - przekaza Mitthrawnuruodo. - Agresor nie ma adnych praw. - Zaprzeczam, e ja czy Lot Pozagalaktyczny zachowalimy si agresywnie wobec waszego ludu - odparowa Doriana. - Domagam si penego przesuchania i wyroku, zanim ktrykolwiek z Chissw postawi stop na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego. Mitthrawnuruodo przetumaczy. Chaf ormbintrano zmruy oczy i spojrza na biao ubran kobiet. Powiedzia co, ona odpowiedziaa i zacza si dyskusja. Doriana ktem oka spojrza na Mitthrawnuruodo. Jego twarz wci bya pozbawiona wyrazu, ale kiedy zatrzyma wzrok na twarzy Doriany, jego grna warga uniosa si w ledwie zauwaalnym umiechu aprobaty. Doriana nie wiedzia, co komandor zamierza zrobi z tym wieo rozptanym baaganem, ale ku wasnemu zdziwieniu odkry, e prawie z niecierpliwoci czeka, aby si o tym przekona. Przygotowanie Lotu Pozagalaktycznego do podry zajo nieco wicej czasu, ni Cardas si spodziewa. W kocu jednak byli gotowi. - W porzdku. Do sterw - poleci Thrassowi, spogldajc przez owiewk na statki Chisw, wci wiszce w niewielkiej odlegoci. Nie bardzo wiedzia, dlaczego do tej pory nie wysali jeszcze grupy abordaowej, ale widocznie Thrawn i Aralani zdoali ich jako powstrzyma. - Gotw - zawoa Thrass. Cardas podszed do konsoli nawigacyjnej i po raz ostatni sprawdzi wszystkie odczyty. Kurs ustawiony i zablokowany, gotw, aby zabra Lot Pozagalaktyczny w jego ostatni podr. Przeszed do konsoli technicznej i pooy palce na kontrolkach zasilania... - Uwaga! - warkn Thrass. Cardas odwrci si, spodziewajc si ujrze atakujcy go oddzia to ubranych Chissw. Zdziwi si jednak bardzo, kiedy si okazao, e stoi przed nim moda kobieta. Ktem oka ujrza, jak Thrass wyrywa spod szaty ukryt tam bro. W odpowiedzi kobieta wydobya krtki metalowy cylinder. I w jej doniach oy zielony miecz wietlny. - Nie! - krzykn Cardas do Thrassa, wymachujc rkami. Ale byo ju za pno. Pistolet sykn i splun bkitnym ogniem, ktry kobieta odbia i skierowaa w sufit. - Powiedziaem, przesta! - zawoa Cardas. - To Jedi! Ku jego uldze Thrass nie strzeli po raz drugi. - Czego chcesz? - zapyta Chiss w cheunh, nie spuszczajc z kobiety lufy miotacza. - On chce wiedzie, czego tu szukasz - rzek Cardas, tumaczc jej sowa Thrassa. Zerkna na niego z ukosa. - On nie mwi w basicu?

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Nie, nikt tu nie mwi w basicu, z wyjtkiem Thrawna - odpar Cardas. - Ale zna troch sy bisti, jeli to pomoe. - Pomoe. - Spojrzaa znw na Thrassa. - Kim jeste? - zapytaa, przechodzc na ten jzyk. - Jestem syndyk Mitthrassafis z smego Rodu Panujcego Dynastii Chissw przedstawi si Thrass. - A ja jestem Jorj Cardas - doda Cardas. - Gwnie niewinny wiadek caej tej awantury. - Gwnie? - Dostaem si tu dziki awarii hipernapdu - wyjani. - A ty kim jeste? - Lorana Jinzler - przedstawia si. Opucia miecz, ale nie zgasia go. Przesza przez prg i ruszya w obchd mostka, wyranie kulejc. Przesuna wzrokiem po martwych ciaach i na jej twarzy pojawi si bolesny skurcz. - Kto jeszcze jest na pokadzie? - Na razie tylko my - odpar Thrass. Zawaha si, ale wsun miotacz z powrotem za pas tuniki. - Ale czonek jednego z rodw panujcych prbuje zagarn Lot Pozagalaktyczny dla siebie. Staramy si temu zapobiec. Zmruya oczy. - Jak? - Bdziemy musieli go zniszczy - wyjani Cardas, uwanie obserwujc jej twarz. Nawet jeli ze statku nie pozostao nic, poza rozdartym i zmiadonym metalem, Jedi bya prawdopodobnie przywizana do tej martwej skorupy. I to tak mocno, e sprzeciwi si jej zniszczeniu. Ludzie czasem zachowuj si bardzo dziwnie. I rzeczywicie, wytrzeszczya oczy ze zgroz. - Nie! - zawoaa. - Nie moecie tego zrobi! - Suchaj, przykro mi - odpar Cardas tak agodnie, jak mg. - Ale nie ma tu ju nic poza martwym metalem i robotami. - Nie obchodzi mnie martwy metal - warkna. - Na pokadzie wci s ywi ludzie. Cardas poczu, e serce mu zamiera. Nie. To niemoliwe. Ta Jedi moga przey atak Thrawna, ale z pewnoci nikt wicej... - Kto? - zapyta. - Ilu ich jest? - Pidziesicioro siedmioro - odrzeka Jinzler. - W tym rwnie dzieci. Cardas spojrza na Thrassa, widzc w jego twarzy odbicie wasnej zgrozy. - Gdzie oni s? - zapyta. - Czy mona ich stamtd wywie? - Tym wahadowcem? - odparowa Thrass, zanim Jinzler zdya odpowiedzie. - Nie zabierzemy nawet dziesiciu, nie ma miejsca. - A sprowadzenie ich tutaj zajmie sporo czasu - dodaa Jinzler. - Wci s w rdzeniu magazynowym.

282 Cardas skrzywi si. No tak, rdze magazynowy. Jedyne miejsce, ktre Thrawn pomin w czasie ataku. - Wic co robimy? - Nie rozumiem, w czym problem - zdziwia si Jinzler, spogldajc to na jednego, to na drugiego. - Moemy przecie po prostu odlecie. - Przede wszystkim nie moemy poprowadzi Lotu Pozagalaktycznego zbyt daleko, a przynajmniej nie we dwch - tumaczy jej Cardas. - Nawet gdybymy mieli czas na sprowadzenie twoich ludzi do pomocy. Lorana rozejrzaa si po mostku. - Nie bd nam potrzebni - powiedziaa zdawionym, ale stanowczym gosem. - Potrafi sterowa Lotem Pozagalaktycznym. - Sama? - zapyta Thrass z widocznym niedowierzaniem. - Jedna osoba? - Jedna Jedi - przypomniaa mu Jinzler. - Mistrz Cbaoth nalega, abymy wszyscy si nauczyli, jak obsugiwa gwne systemy. Przynajmniej w normalnych warunkach. - Warunki nie sraczej normalne - zauway Cardas. - A wci pozostaje pytanie, gdzie si uda. Nie damy rady dolecie do Republiki, nie z takimi uszkodzeniami. - Musimy dotrze do bazy Floty Obronnej, jak to planowa mj brat - zauway Thrass. - A co wtedy stanie si z moimi ludmi? - zapytaa Jinzler. - Czy zostan jecami wojennymi? Niewolnikami, okazami do bada? - Chissowie nie s tacy - oburzy si Cardas. - Ale wynik kocowy moe by wanie taki - zgodzi si Thrass. - Jeli Pity Rd Panujcy uzna za stosowne wymusi swoje roszczenia do Lotu Pozagalaktycznego, nawet jeli udamy si do bazy wojskowej, istnieje powana obawa, e mog zarzdzi uwizienie wszystkich na pokadzie do czasu podjcia decyzji. - Jak zwa, tak zwa, ale bdzie to wizienie - ponuro podsumowaa Lorana. - Jak dugo potrwa proces decyzyjny? Thrass prychn. - Przy takiej zdobyczy jak Lot Pozagalaktyczny? Moe trwa lata. - Wic zapomnijmy, e moemy polecie dokdkolwiek w granicach przestrzeni Chissw - postanowi Cardas. - Macie jakie pomysy? Znacie gdzie tutaj jakie zamieszkane wiaty? - Nawet gdyby tak byo, przestrzegabym przed blisz okolic - odpar Thrass. - Ten region jest niebezpieczny, wszdzie peno piratw i korsarzy. - Nie wspominajc ju o niedobitkach Vagaarich - zgodzi si Cardas z lekkim dreszczem. - Myl, Thrass, myl. Musi by co, co moemy dla nich zrobi. Thrass popatrzy na statki Pitego Rodu.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Jest jeszcze jedna moliwo - rzek powoli. - O dwa dni drogi std jest gromada gwiezdna, ktr Flota Obronna zacza fortyfikowa jako awaryjne miejsce ucieczki. Widziaem dane, jest tam co najmniej dziesi wiatw zdatnych do zamieszkania, ktrych jeszcze nie zbadano. - Co w rodzaju domu z dala od drogi - mrukn Cardas z powtpiewaniem. - I do tego nadal w przestrzeni Chissw. - Ale to miejsce, gdzie statki Pitego Rodu nie odkryj was przez jaki fatalny przypadek - odpar Thrass. - Tam bywa jedynie personel Floty Obronnej i to tylko w tych systemach, gdzie przygotowuj fortyfikacje. - Wic w czym tkwi haczyk? - zapyta Cardas. Thrass skrzywi si. - Ano w tym, e nie znam bezpiecznej drogi do tej gromady - rzek. - Czy wasze systemy nawigacyjne potrafi same odnale takie trasy? - Prawdopodobnie nie - zastanowia si Jinzler. - Ale by moe ja potrafi. Istniej techniki nawigacyjne Jedi, ktre powinny wystarczy do przeprowadzenia nas przez gromad. - I co z tego, jeli nawet ona to potrafi? - zwrci si Cardas do Thrassa. - Zbuduj sobie baz i bd czeka, a wszystko przycichnie? - Albo ukryj si, a ja wrc i poprowadz tajne negocjacje z Rad Rodw, aby umoliwi im bezpieczny powrt do domu - wyjani Thrass. - Nawet gdyby takie negocjacje trway kilka, miesicy, rozbitkowie bd mieli przynajmniej zdatny do zamieszkania wiat. - Spojrza na Loran. - Czy na pokadzie jest jaki inny pojazd z hipernapdem, ktry mgbym wzi? - Jest dwuosobowy Skysprite Delta-12 - odpara moda Jinzler. - Ale on chyba nie ma wystarczajcego zasigu. - I to wszystko? - zapyta Cardas, nie dowierzajc, e tak szybko udao im si wymyli co sensownego. - Ukryjemy Lot Pozagalaktyczny w tej gromadzie, wynegocjujemy ukad z Chisami... wszystkimi Chissami... i kady dostanie to, co chce? - Waciwie tak - zawahaa si Lorana. - Ale to my nie obejmuje ciebie. Jest co, o co chciaabym ci poprosi. - Zacisna usta. - To sprawa osobista. - To znaczy? - ostronie zapyta Cardas. Wywiadczenie osobistej przysugi Jedi nie brzmiao zbyt kuszco. - Chciaabym, eby po powrocie do Republiki odnalaz mojego brata - powiedziaa. - To Dean Jinzler, prawdopodobnie pracuje w Usugach Wsparcia Technicznego Senatu na Coruscant. Powiedz mu... - zawahaa si. - Powiedz mu, e jego siostra o nim myli i e ma nadziej, i pewnego dnia uda mu si pozby gniewu. Gniewu na mnie, na rodzicw i na siebie samego. - W porzdku - zgodzi si Cardas i poczu, e woski na karku staj mu dba. Skoro wysya go z tak prob, to znaczy, e sama nie jest pewna, czy tam wrci. Biorc pod uwag, w jakim stanie jest Lot Pozagalaktyczny, on te nie liczyby na to spe-

284 cjalnie. - Zrobi, co bdzie w mojej mocy. Spogldaa mu w oczy przez dug chwil, zanim skina gow. - Lepiej ju le - powiedziaa. Spojrzaa na swj cigle jeszcze wczony miecz, jakby dopiero teraz zauwaya, e wci wieci, i szybko go wyczya. - Prosz, nie zapomnij. - Nie zapomn - obieca. - Powodzenia... - spojrza na Thrassa - ...dla was obojga. Dziesi minut pniej Cardas wyprowadza ju wahadowiec Chissw z hangaru dreadnaughta i szykowa si do drogi. Obrci nos statku w kierunku oczekujcych pojazdw Pitego Rodu i spojrza przez rami na imponujc ruin, jaka pozostaa z Lotu Pozagalaktycznego. Zastanawia si, czy ktokolwiek jeszcze go zobaczy. Doriana wyglda przez owiewk mostka, suchajc niezbyt uwanie sprzeczki, ktr wci toczyli Chaf ormbintrano, Mitthrawnuruodo i kobieta, kiedy Lot Pozagalaktyczny nagle wykona skok w nadwietln. Przez moment gapi si z niedowierzaniem w pust przestrze... a potem poczu, e usta same rozcigaj mu si w umiechu. Wic do tego dy Mitthrawnuruodo ze swoj konfrontacj. Stara si zyska na czasie, eby jego ludzie zdyli wisn dreadnaughty wprost sprzed nosa arystokry Chaf ormbintrano. I nawet prba zmcenia wody Chissom, jakpodj sam Doriana, wydawaa si teraz czci tego planu. Czyby Mitthrawnuruodo przewidzia jego dziaania? A moe po prostu wczy je do swojego wasnego planu, kiedy ju si wydarzyy? Tak czy owak, by to majstersztyk. - Przepraszam - odezwa si Doriana, unoszc palec. - Mam wraenie, e dyskusja dobiega koca. Odczeka, a zwrc na niego uwag, po czym skierowa ten sam palec w przestrze za owiewk. - Wasza zdobycz ucieka - doda wesoo.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

ROZDZIA

24
Mce hiperprzestrzenne niebo przepywao ponad owiewkami dreadnaughta, kiedy Lot Pozagalaktyczny pdzi w nieznane. Lorana wiedziaa, e niebo jest tam, gdzie by powinno, ale nie miaa czasu skupi si na jego wygldzie. Musiaa si koncentrowa na systemach D-Jeden. Uywaa Mocy, eby wyczuwa status urzdze, a take utrzymywa kontrolki we waciwych pozycjach. Cika to bya praca. Okropnie cika. Wyczua, e kto stoi obok. - Lorano... - odezwa si Thrass. Do nadmiernie napitej wiadomoci modej Jedi ten gos dochodzi jak z bardzo daleka. - Dotare do nich? - zapytaa. Ten moment rozproszenia trwa stanowczo za dugo - jeszcze nie skoczya mwi, a ju jeden z reaktorw zacz wykazywa niebezpieczne odchylenia. Przygryza mocno doln warg, signa przez Moc i ustawia przepyw na waciwym poziomie. - Przepraszam - rzek Thrass. - Nie umiem nawet wydosta si z tego statku. Wszystkie tunele turbowind w pylonach s praktycznie zablokowane. Gdyby wyprowadzia nas z nadprzestrzeni, mgbym znale jaki kombinezon, eby wyj po pancerzu. - Nie - odpara Lorana. Wiedziaa, e zabrzmiao to chodno i niegrzecznie, ale nie miaa czasu na uprzejmoci. - Hipernapd le dziaa. W istocie hipernapd dziaa nawet gorzej ni le. Przegrzewa si coraz bardziej i Lorana niewiele moga zrobi, eby cakiem nie wymkn si spod jej kontroli. Jeli teraz go wyczy, to moliwe, e ju nigdy nie ruszy. A jeli nawet nie wyczy, prawdopodobnie sam si rozleci. Z drugiej strony udao im si osign tak prdko, e granica gromady znajdowaa si ju tylko o kilka godzin drogi. Jeli Lorana nadal bdzie prowadzi statek, uywajc technik nawigacyjnych Jedi, co pozwoli im przelecie bezpiecznie pomidzy ciasno skupionymi gwiazdami, zyskaj szans, aby dotrze do jednego ze wiatw opi-

286 sanych przez Thrassa, zanim hipernapd cakiem wysidzie. - Rozumiem - rzek Thrass. - Postaram si znale jak lini cznoci, ktra pozwoli mi si z nimi skontaktowa. Odsun si i Loran ogarno poczucie winy. Rozbitkowie wci jeszcze czekali na dole, jak im kazaa, i zapewne zastanawiali si, co si z ni stao. Moe nawet uznali, e ucieka i zostawia ich na pastw losu. Po drugiej stronie mostka zapono czerwone wiateko, ostrzegajc, e tumiki przepywowe zaczynaj dryfowa. Zmarszczya czoo w skupieniu, starajc si utrzyma wpyw Mocy na cae miliony kontrolek, ktrymi onglowaa jednoczenie. Wycigna rk i ostronie ustawia tumiki z powrotem we waciwej pozycji. Kiedy dotr na miejsce i bdzie moga wreszcie wyczy wszystkie systemy, wraz z Thrassem dotr do grupy Uliara, a wtedy wszystko si wyjani. Zrozumiej. Na pewno zrozumiej. Po drugiej stronie mostka zabyso kolejne czerwone wiato. Odetchna gboko, zastanawiajc si, jak dugo jeszcze zdoa nad wszystkim panowa, i signa w Moc. - Zapacicie za to! - rykn Chaf ormbintrano, defilujc tam i z powrotem po sali konferencyjnej przed trjk stojcych w milczeniu winiw. Za wskim biurkiem sta wycieany fotel, ale arystokra by zbyt wcieky, aby usi. - Syszycie? Zapacicie za to wszyscy! - Spojrza gniewnie najpierw na Dorian, potem na Cardasa i wreszcie na Thrawna. - A zarzut bdzie brzmia: zdrada stanu. Admira Aralani, stojca obok biurka, w bezpiecznej odlegoci od arystokry, poruszya si niespokojnie. - Nie sdz, aby taki zarzut udao si utrzyma, arystokro - powiedziaa. Wysuchiwaa grb Chaformbintrano z neutralnym wyrazem twarzy. Mimo to Cardas pod wyniosoci pani admira dostrzeg lekk ulg. Nic dziwnego. Dostaa to, czego chciaa: Lot Pozagalaktyczny by bezpieczny przed zakusami Chaf ormbintrano, a to, co si stanie z winiami, prawdopodobnie kompletnie jej nie obchodzio. A przynajmniej, co si stanie z tymi dwoma, ktrzy nie s Chissami. - Uwaasz, e to si nie uda? - warkn Chaformbintrano, mierzc j gniewnym spojrzeniem. Aralani nie ugia si. - Wanie tak uwaam - odpara. - Cardas przecie powiedzia, e tego czynu dokonali syndyk Mitthrassafis i czowiek Lorana Jinzler. - Z jego pomoc i rad. - Samo doradzenie jeszcze nie jest zdrad - przypomniaa Aralani. - A kogo, kto nie jest Chisem, nie mona obciy takim zarzutem. Doriana za w ogle nie mia z tym nic wsplnego. - O co im teraz chodzi? - dyskretnie szepn Doriana prosto w ucho Cardsa. - Arystokra najchtniej upiekby nas na wolnym ogniu - wyjani rwnie cicho

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

Cardas. - Admira za sugeruje, e powinien wymyli lepsze zarzuty. - Aha. Ich krtka rozmowa przesza niezauwaona. - Czy winiowie chc jeszcze co doda? - kliwie zapyta Chaf ormbintrano. - Tylko tyle, e winiowie zaraz zostan uwolnieni - odpar Thrawn i byy tojego pierwsze sowa od chwili, kiedy razem z pozostaymi znalaz si w sali konferencyjnej, gdzie Chaf ormbintrano mg im grozi do woli. - Nie zrobili niczego, o co mona by ich oskary. Jeli chcesz kogo obwinia, obwiniaj mnie. - Zrobi to z ca pewnoci - sykn Chaf ormbintrano. - Ale najpierw zajm si twoimi wsplnikami. - Nie s moimi wsplnikami - spokojnie odpar Thrawn. - W gruncie rzeczy s moimi winiami, a zatem podlegaj legislacji Chissaskiej Floty Ekspansywnej. - Unis brwi. - Ja te. - Ju nie - sprostowa Chaf ormbintrano. - Za zbrodni niesprowokowanego ataku na istoty rozumne odwouj ci niniejszym ze stanowiska dowdcy. - Chwileczk, arystokro - wtrcia admira Aralani, wystpujc naprzd. - Nie moesz odwoa go za zbrodni, za ktr jeszcze nie zosta skazany. - Radz przeczyta jeszcze raz odpowiednie przepisy - kwano odpar Chaf ormbintrano. - Komandor Mitthrawnuruodo po raz ostatni przekroczy granice... i tym razem mamy na to dowd, rozrzucony przed naszymi oczami w przestrzeni. - Vagaari stanowili bezporednie zagroenie dla Dynastii - wtrci Thrawn. - A ten system naley do przestrzeni Chissw. - Ale tym razem zapomniae zmusi ofiar, by strzelia pierwsza - odparowa Chaf ormbintrano triumfalnie. - Nie zaprzeczysz... mamy zapisy z twojego wasnego statku. - Vagaari grozili zarwno nam, jak i Lotowi Pozagalaktycznemu - zaprotestowa Thrawn. - Twierdz, e takie groby, poparte wyran si ognia, powinny wystarczy jako prowokacja dla dziaa Chissw. - Moesz sobie twierdzi, co tylko zechcesz - odpar Chaf ormbintrano. - Ale to ty musisz to udowodni, nie ja. - Spojrza na Aralani. - A dopki proces si nie odbdzie, jestem uprawniony zarwno do odwoania go ze stanowiska dowdcy, jak i pozbawienia immunitetu, ktrym najwyraniej chciaa go chroni Aralani nie odpowiedziaa. Dusz chwil Chaf ormbintrano nie spuszcza z niej wzroku, po czym znw spojrza na Thrawna. - Ty i twoi towarzysze zostaniecie postawieni przed sdem - zdecydowa.

288 - Zarwno ci, jak i ta dwjka, ktra pozostaa na Crustai. - Przerwa. - Oczywicie pod warunkiem, e ich los obchodzi ci zbyt mao, by podj negocjacje. Thrawn spojrza na Cardasa i Dorian. - Na przykad? - Zrezygnujesz ze stanowiska na zawsze - zaproponowa Chaf ormbintrano. - Zrzekniesz si swojego statusu Prbnego Urodzonego w smym Rodzie i staniesz si czonkiem cywilnej ludnoci Chissw, aby nigdy ju nie wznie si na pozycj, gdzie mgby stanowi zagroenie dla prawa lub obyczaju. - dasz caego mojego ycia w zamian za kilku obcych winiw - spokojnie zauway Thrawn. - Czy jeste pewien, e zdoasz y z konsekwencjami swojego postpku? Chaf ormbintr ano prychn wzgardliwie. - Jakimi konsekwencjami? - Zacznijmy od tego e smy Rd nie pozwoli Prbnemu Urodzonemu tak po prostu zrzec si swojego statusu - wyjani Thrawn. - Bd nalega na przesuchanie... i nie wierz, aby mnie opucili. Nie wtedy, kiedy zobacz, jak zdobycz mi zawdziczaj. Chaf ormbintrano zesztywnia. - Nie odwaysz si - warkn gronie. - Jeli Lot Pozagalaktyczny pojawi si w twierdzy smego Rodu... - Lot Pozagalaktyczny przepad - uci Thrawn. - Mwi o cakiem innej technologii. - Machn rkaw kierunku nieba. - Chodzi mi o urzdzenie, dziki ktremu zdoaem wyrwa z nadprzestrzeni najpierw Lot Pozagalaktyczny, a potem flot Vagaarich. Chaf ormbintrano spojrza ze zdumieniem na Aralani. - Twierdzisz, e nie wyszli oni z nadprzestrzeni z wasnego wyboru? - Wybr nalea wycznie do mnie - zapewni go Thrawn. - Mog ci to zademonstrowa, jeli sobie yczysz. - To urzdzenie nie jest twoj wasnoci - zaprotestowaa Aralani. Ju nie miaa neutralnej miny. - Naley do Chissaskiej Floty Obronnej. - C, jeli pozostan czonkiem Floty Ekspansywnej, niewtpliwie ci je przeka - zapewni j Thrawn. - Jeli jednak odbior mi dowdztwo, nie bd mia adnych oficjalnych zobowiza lojalnoci wzgldem nikogo, poza moj adoptowan rodzin. W tej sytuacji... pozostawi zdanie bez zakoczenia. Chaf ormbintrano nie mia najmniejszego problemu z powizaniem faktw. - Admirale, nie moesz mu pozwoli na takie manipulacje - zawoa. - To szanta w najczystszej postaci. - To tylko rzeczywisto - poprawi go Thrawn. - A admira Aralani nie ma na ten temat nic do powiedzenia. To ty grozisz, e

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

odwoasz mnie ze stanowiska. Przez dug minut spojrzenia obu Chissw cieray si ze sob. Nagle Chaf ormbintrano po prostu odwrci si i opuci sal. - Niezbyt dobrze to wyszo - mrukn Doriana. - Nie dao si inaczej - odpar Cardas, patrzc na Thrawna. - A przynajmniej tak mi si zdaje. - Fakt - potwierdzi Thrawn i przez moment wydawao si, e straci ca energi. - Arystokra jest wcieky, ale nie bdzie mia teraz odwagi odebra mi dowdztwa. - Spojrza naAralani. - Akiedy Flota Obronna dostanie projektor pola grawitacyjnego, jestem pewien, e ochroni mnie przed dalszymi zakusami z jego strony. Usta Ar alani zadray lekko. - Zrobimy, co w naszej mocy - obiecaa. - Musisz jednak zrozumie, komandorze, e nie wolno ci naciga praw ustalonych przez Flot Obronn i Dziewi Rodw, bo moe nadej chwila, kiedy nie bd ju w stanie ci obroni. - Rozumiem - odrzek Thrawn. - Ale zapamitaj, e bd dalej chroni swoich ludzi za kad cen i w kady sposb, ktry uznam za stosowny. - Niczego innego od ciebie nie oczekiwaam - powiedziaa Aralani. Spojrzaa przelotnie na Dorian i Cardasa. - Zwalniam twoich winiw... i ciebie. Wracajcie na Crustai, ja za zajm si resztkami po Vagaarich. - Ciesz si. - Thrawn skoni si przed ni. - Projektor pola grawitacyjnego bdzie na ciebie czeka na Crustai, a zechcesz go zabra. Aralani odpowiedziaa podobnym ukonem i wysza z sali. - C, myl, e tym razem to naprawd koniec - odetchn z ulg Thrawn. - Wahadowiec zaraz zabierze nas na pokad Springhawka. - Skin na Dorian. - A nastpnie odwioz ciebie i wicelorda Kava na statek. - Dzikuj - odpar Doriana. - Nie moemy si doczeka powrotu do domu. Wychodzc z sali Cardas pomyla, e Doriana trzyma si zadziwiajco dobrze. Mijali wanie system w poowie drogi do gromady gwiezdnej, kiedy hipernapd wreszcie si podda. - Nie ma szansy, eby go naprawi? - zapyta Thrass. Lorana pokrcia gow. - Ja nie potrafi - odpara. - I pewnie nikt inny te nie, chyba e fachowcy w duej stoczni. Thrass spojrza przez owiewk na odlege soce. - Jest tu jeszcze pi dreadnaughtw, a kady ma wasny hipernapd - przypomnia jej. - Czy nie moemy przenie si do innego, eby wykorzysta jego systemy? Lorana potara czoo, krzywic si od pulsujcego blu w skroniach.

290 - Zgodnie z odczytem statusu w KomOpie aden inny hipernapd nie dziaa - wyjania. - A systemy sterowania na wszystkich pozostaych dreadnaughtach ulegy zniszczeniu. Nie wiem, czego uy twj brat, aby odeprze atak Cbaotha, ale poskutkowao to przepaleniem wikszoci delikatnych obwodw. Dotarcie do nich, nie wspominajc o naprawie, moe zaj miesice, a nawet lata. Thrass w zadumie postuka palcami w krawd najbliszej konsoli. - Wic zatrzymajmy si tutaj, w tym systemie - zaproponowa. - Wyczymy napd, wemiemy t delt dwanacie, o ktrej mwia, i sprbujemy zaatwi co dla twoich ludzi. - Chyba nie powinnimy wycza napdu - zaprotestowaa Lorana, prbujc zmusi si do mylenia. - W takim stanie, w jakim jest teraz, moe ju nigdy nie ruszy. - Ale jeli go nie wyczymy, Lot Pozagalaktyczny przeleci przez cay system zauway Thrass. - Moemy przez miesic negocjowa z Siami Obronnymi i z Dziewicioma Rodami, ale przez ten czas statek moe znale si ju w przestrzeni midzygwiezdnej, gdzie nigdy go nie znajdziemy. A jeli hipernapdy oka si nie do naprawienia, statek pozostanie w tej przestrzeni midzygwiezdnej na zawsze. - Wic moe lepiej poszukajmy miejsca, gdzie bdziemy mogli si na chwil zatrzyma - zaproponowaa. - Moe na przykad trafi si jaka adna, wysoka orbita wok jednej z planet. Odpalmy to, co zostao z naszych czujnikw i sprawdmy, co mamy do dyspozycji. Przegld zaj im prawie dwie godziny. Na koniec okazao si, e pozostaa tylko jedna realna moliwo. - Grawitacja jest mniejsza, ni sdziem - uzna Thrass, kiedy razem pochylali si nad konsol. - A to oznacza mniejsz stabilno na orbicie, spowodowan zakceniami wywoywanymi przez przelatujce obiekty. - Ale oznacza te mniej atmosfery, ktra mogaby spowodowa zejcie z orbity zauwaya Lorana. - I mamy j prawie dokadnie na naszym wektorze, co oznacza, e nie bdziemy musieli wykonywa dziwnych manewrw. Powinnimy sprbowa. - Zgoda - zdecydowa Thrass. - Miejmy nadziej, e napd wytrzyma. Dotarli do upatrzonej planetoidy i wanie podchodzili do orbity, kiedy napd po raz ostatni strzeli i zgas. - Mw, co si dzieje - sykna Lorana i signa w Moc, bez powodzenia prbujc zmusi system do dziaania. - Thrass? - Czerwona krzywa zagina si za bardzo do wewntrz - zameldowa Thrass nerwowo znad konsoli nawigacyjnej. - Pitnacie orbit od tej chwili przecina powierzchni. W sercu Lorany wezbraa fala rozpaczy. Z trudem zmusia si do rozproszenia jej. Po tym wszystkim, co przeszli, Lot Pozagalaktyczny nie moe ulec zniszczeniu. Nie teraz.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Id do stacji czujnikw - polecia. - Zobacz, czy znajdziesz miejsce... jakiekolwiek miejsce do ldowania. - Ten statek nie zosta zaprojektowany, aby ldowa - ostrzeg Thrass, ale pospieszy do odpowiedniej konsoli. - Czy moemy jeszcze prbowa wej na orbit? - Pracuj nad tym - mrukna Lorana, podchodzc do stanowiska monitorw technicznych i szukajc wrd czerwonych wiateek takiego, ktre rokowaoby jeszcze szans na zmian koloru. Stwierdzia, e dwa z przednich silnikw hamujcych i manewrowych jeszcze dziaaj. Gdyby zdoaa jako obrci Lot Pozagalaktyczny o sto osiemdziesit stopni, a potem uy tych silnikw, aby popchn ich kawaek po biecym wektorze... Wliznli si w pole grawitacyjne planetoidy i wykorzystali pierwsz z pitnastu orbit, zanim Lorana stwierdzia, e taki manewr nie bdzie moliwy. Stanowili po prostu zbyt du mas, a przy tym mieli za mao czasu. - Przykro mi - stwierdzia, podchodzc do Thrassa. - A co u ciebie? Masz co? - Moliwe - rzeki z wahaniem. - Znalazem dugi, zamknity wwz, ktry moe okaza si do gboki, aby nas pomieci. - Nie wiem, co nam to da - mrukna Lorana. - Zamknite wwozy maj strome ciany, a to z kolei oznacza, e moe trzeba bdzie zatrzyma si gdzie po drodze. - W tym przypadku zatrzymanie byoby niezbyt gwatowne - rzek Thrass wskazujc na ekran. - Ten wwz peen jest drobnych kamieni. Zmarszczya brwi i pochylia si, eby si lepiej przyjrze. Mia racj - wwz wypeniony by prawie po brzegi drobnymi kamykami, wygldajcymi jak wir. - Ciekawe, jak to si mogo sta - zauwaya. - To prawdopodobnie skutek wielokrotnych kolizji meteorytw i asteroid - rzek Thrass. - Niewane. To jedyne miejsce na planetoidzie, ktre daje jakie szans na przetrwanie. Lorana skrzywia si, ale Thrass mia racj. Bez napdu zejcie w jakimkolwiek innym miejscu oznaczaoby kolizj przy prdkoci zblionej do orbitalnej. Taki wir pozwoli im na stopniowe wytracanie prdkoci. - Dotrzemy do niego bez napdu? - zapytaa Lorana. - Wwz jest do blisko naszej obecnej drogi po orbicie - wyjani Thrass. - Mam wraenie, e systemy manewrowe wystarcz, aby przesun nas w odpowiednie miejsce i zapewni bodaj minimalne spowolnienie przed upadkiem. Na ekranie pojawia si analiza sytuacji. - Komputer zgadza si z tob - potwierdzia Lorana; wpatrywaa si w lecy pod nimi mroczny wiat, usiujc zachowa jasno myli. - W porzdku. Jestemy teraz w D-jeden, Delta-dwanacie jest w D-trzy, a caa

292 reszta ocalaych siedzi w rdzeniu. Jeli chcemy, aby D-trzy znalaz si na szczycie kupy wiru, musimy ob-rci Lot Pozagalaktyczny tak, aby D-sze by na dole. To on uderzy pierwszy, wemie na siebie cay pocztkowy impet i mam nadziej, e spowolni nas tak, aby uszkodzenia innych statkw byy minimalne. - Rwnie uszkodzenia tego? - zapyta Thrass. Skrzywia si. - C, nie mam wielkiego wyboru. Musimy zachowa hangar D-trzy nad powierzchni, jeli mamy wydoby Delt-dwanacie. Przemiecimy zatem D-sze na sam d, jak powiedziaam, a potem przeniesiemy ludzi z rdzenia do... - Halo! - rozleg si nagle gos z gonika mostka. - Jedi Jinzler! Jeste tam? Tu Chas Uliar. Znudzilimy si czekaniem i wszyscy przeszlimy do D-cztery. Jedi Jinzler? Przez nieskoczenie dug sekund Lorana i Thrass spogldali po sobie z przeraeniem. Lorana pierwsza otrzsna si z paraliu i rzucia do stacji cznoci. - Tu Lorana Jinzler - zawoaa zdenerwowana. - Uliar, zabierz wszystkich z powrotem do rdzenia! Natychmiast, syszysz mnie? Zabierz wszystkich z powrotem... - Jinzler, jeste tam? - rozleg si znowu gos Uliara. - Jedi, jeli nas odcia, wkurz si naprawd mocno! - Uliar? - zawoaa Lorana. - Uliar!!! Nie byo odpowiedzi. - On ci nie syszy - powiedzia Thrass. - Komunikator nie odbiera z tamtej strony. Lorana odwrcia gow, eby spojrze na planetoid. Ttno gwatownie pulsowao jej w skroniach. D-Cztery. Dlaczego musieli i akurat na D-Cztery? Dlatego, e znajdowa si najbliej szkki Jedi, gdzie ich zostawia. To chyba jasne. A teraz byo tam pidziesicioro siedmioro ludzi, cakowicie niewiadomych tego, co ich czeka. Thrass obserwowa j z napiciem. - Nie mamy wyboru - szepna bezradnie. - Musimy obrci si i ustawi D-cztery na grze. Thrass nawet nie mrugn. Widocznie doszed do tego samego wniosku. - A to znaczy, e D-jeden, czyli nasz, znajdzie si na samym dole - podsumowa. I wemie na siebie cay impet uderzenia. - Nie mamy wyjcia - odezwaa si znw Lorana. - Moemy tylko liczy na to, e dolny dreadnaught przejmie ca si zderzenia, a inne nie zostan naruszone. Wiemy, e waciwie wszystkie mog uderzy z jednakow si i ulec dekompresji. Musimy jednak utrzyma D-cztery jak najdalej od skay. - Rozumiem. - Thrass zawaha si. - Wiesz, wci jeszcze moesz uciec. Zdysz dotrze do rdzenia, zanim uderzymy... moe nawet do D-cztery. Lorana pokrcia gow. - Sam nie poradzisz sobie z ldowaniem - przypomniaa mu.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Za to ja sobie poradz, wic ty uciekaj. - A kto uchroniby pozostae systemy przed samozniszczeniem, kiedy ty oczyszczaaby dla mnie drog przez pylon? - odparowa Thrass. - Nie, Jedi Jinzler. Zdaje si, e oboje oddamy ycie za twoich ludzi. Lorana nic nie widziaa przez zy. Gdzie w gbi, w najtajniejszych zaktkach umysu, zastanawiaa si, dlaczego a tak zaleao jej na tym, by Cardas zawiz do domu jej wiadomo. Teraz wiedziaa, e byo to za subteln zacht Mocy. - Nie jest to taki tymczasowy dom, jaki sobie dla nich wyobraaem - cign Thrass ze spuszczon gow. - Zdaje si, e moe sta si znacznie mniej tymczasowy, ni sobie tego yczyem. - Ale twoi ludzie kiedy tutaj dotr - zapewnia Lorana, zastanawiajc si, po co waciwie to mwi. Pobone yczenia? Czy kolejne dotknicie Mocy? - A do tego czasu wystarczy ywnoci i zapasw, eby mogy przetrwa cae pokolenia. Przeyj, wiem, e tak si stanie. - Wic przygotujmy si na koniec. - Thrass zawaha si, ale wycign do niej rk. - Znaem ciebie i twoich wsptowarzyszy tylko przez krtk chwil, Jedi Lorano Jinzler. Ale przez ten czas nauczyem si was podziwia i szanowa. Mam nadziej, e pewnego dnia ludzie i Chissowie bd mogli y obok siebie w pokoju. - Ja te mam tak nadziej, syndyku Mitthrassafis z smego Rodu Panujcego rzeka Lorana, ujmujc jego do. Przez chwil stali w milczeniu, trzymajc si za rce i szykujc na mier. A potem Thrass odetchn gboko i uwolni jej do. - No to doprowadmy do koca ten rozdzia historii - powiedzia rzeczowo. - Niech fortuna wojownikw umiechnie si do nas. - Wanie - dodaa Lorana. - I niech Moc bdzie z nami. - Wskazaa rka na D-Cztery. - I z nimi. - Jak widzicie, pozostawilimy wasz statek i sprzt nietknite - powiedzia Mitthrawnuruodo, wskazujc drog, kiedy wraz z Dorian i Kavem zdali przez mostek Darkvenge do punktu dowodzenia Kava. - Wiem, e niektrzy z was obawiali si tego - doda, spogldajc przez rami na Kava. Neimoidianin nie odpowiedzia. - Tak czy owak, na pewno chtnie wrcicie ju do domu - cign Mitthrawnuruodo, kiedy weszli do gabinetu. - Jest jeszcze jedna lub dwie sprawy, ktre chciabym z wami zaatwi, zanim wyjedziecie. - Prosz bardzo - rzek Doriana, pospiesznie schodzc z drogi; Kav przepchn si obok niego, otar si o Mitthrawnuruodo i okry biurko, aby z wyzywajc min zasi na swoim ozdobnym fotelu. - Zrobimy wszystko, co potrzeba - doda Doriana, przysuwajc sobie krzeso do rogu biurka.

294 - Dzikuj - odrzek Mitthrawnuruodo, siadajc w fotelu stojcym na drugim naroniku i wpatrujc si w Dorian poprzez blat. - Chyba wszyscy chcemy dopilnowa, eby ten kontakt pomidzy naszymi rasami pozosta ostatnim. - Nie rozumiem - zdziwi si ostentacyjnie Doriana. - Do tej pory nasze wzajemne relacje okazay si korzystne. Czemu nie mielibymy kontynuowa? - Daj spokj, komandorze - agodnie zwrci mu uwag Mitthrawnuruodo. - Moja cz ukadu jest ju zabezpieczona, oczywicie. Nie macie pojcia, gdzie jest moja baza, ani gdzie znajduj si wiaty Dynastii Chissw. Moemy ukrywa si przed wami tak dugo, jak dugo zechcemy. - Zawiesi gos. - Dlatego tylko od was zaley, co zrobicie, abym nigdy nie dotar do Republiki z informacjami o waszej zdradzie Lotu Pozagalaktycznego. Doriana wytrzeszczy oczy, czujc, e wok serca zaciska mu si lodowata do. Czy Mitthrawnuruodo wiedzia o jego ukadzie z Kavem? Czy on, lub jakikolwiek inny Chiss, mg widzie moment przekazania mu miotacza? A moe komandor wydedukowa, e Doriana zamierza go zabi? Powoli, niemal bezwiednie, sign do miotacza. Mitthrawnuruodo nie mg tego widzie za blatem biurka. Oczywicie, wanie w ten sposb naley zatrze za sob lady, mwi sobie w duchu Doriana. Niezaatwione sprawy mog pniej okaza si fatalne dla kogo, kto prowadzi podwjne ycie, tak jak on. Sidious na pewno by na to nalega, zwaszcza e Mitthrawnuruodo widzia lorda Sithw i sysza jego imi. A po mierci pidziesiciu tysicy ludzi na pokadzie Lotu Pozagalaktycznego, jeden trup mniej lub wicej doprawdy nie mia znaczenia. Mitthrawnuruodo wci czeka, obserwujc go w milczeniu. Doriana zacisn palce wok rkojeci miotacza... I znieruchomia. Mitthrawnuruodo, doskonay taktyk. Rwnie doskonay strateg. Istota, ktra potrafi porwa si na okrty wojenne Republiki, wdrownych piratw, a nawet Jedi - i z wszystkimi zwyciy. A Dorianie przyszo do gowy zabicie kogo takiego? - Na co czekasz? - niecierpliwie wtrci si Kav, przerywajc mu tok mylenia. - Jest sam i bezbronny. Zastrzel go. Doriana umiechn si kwano. Ukryte napicie, ktre dryo go od chwili zniszczenia jego si zadaniowych, nagle uleciao. - Nie opowiadaj bzdur, wicelordzie - burkn. Wyj miotacz, pochyli si i pooy go na pustym krzele pomidzy nim a Mitthrawnuruodo. - Prdzej roztrzaskam tysicletni kryszta, ni zabij kogo takiego. Mitthrawnuruodo skoni gow z byskiem w oku. - A wic nie myliem si co do ciebie - rzek. - Waciwie nie - zgodzi si Doriana. - Ale ty chyba w ogle rzadko si mylisz. - Taak? Niech to bdzie twj ostatni bd! - sykn Kav, uderzajc w podokietnik fotela, w ktrym siedzia. Ukryty panel odskoczy z lekkim stukiem. Kav jednym pyn-

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

nym ruchem chwyci swj miotacz, wycelowa w Mitthrawnuruodo i strzeli. Strza nie dotar do celu. Odbi si od delikatnej mgieki, ktra nagle pojawia si midzy nimi, i rykoszetem trafi w pier Kava. Neimoidianim mia akurat tyle czasu, aby otworzy usta w zdumieniu, zanim opad na blat i znieruchomia. Dopiero wtedy Doriana przenis zaskoczone spojrzenie z ciaa Kava na mgiek otaczajc biurko. Rozpozna jej ksztat i barw. Spojrza na Mitthrawnuruodo nad brzegiem tarczy. - To byo pewne ryzyko, prawda? - zapyta, usiujc zachowa luny ton rozmowy. - Waciwie nie - zapewni go tamten. - Generator tarczy do atwo da si wyj z jednej z dostarczonych mi droidek, a jak ju kiedy powiedziaem, mamy pewne dowiadczenie z odwracaniem polaryzacji takich urzdze. - No i atwo byo te przewidzie, e Kav zechce zasi w swoim fotelu i za swoim biurkiem, tym samym wystawiajc si na pewn zgub. - Mylaem o ryzyku, jakie podje, kiedy zamierzaem ci zabi - rzek Doriana. - Tarcza nie zablokowaaby mojego strzau. - To prawda - zgodzi si Mitthrawnuruodo. - Ale musiaem si upewni, e jeste kim, komu mog zaufa. - Dlaczego? - zmarszczy brwi Doriana. Mitthrawnuruodo przez chwil nie odpowiada. Wreszcie, pochylajc si nad blatem, wzi do rki miotacz, ktry Doriana odoy. - Ty i twj mistrz Darth Sidious opowiedzielicie mi o istotach zwanych przez was Przybyszami z Daleka, ktrzy zbieraj si na skraju galaktyki - rzek, obracajc bro w palcach. - Czy kiedykolwiek widzielicie te istoty? - O ile wiem, nikt ich nie widzia - przyzna Doriana. - Tak sdziem - mrukn Mitthrawnuruodo, patrzc w dal. - Za to my ich widzielimy. Po plecach Doriany przebieg zimny dreszcz. - Gdzie? - Na odlegej granicy dziedzictwa Dynastii Chissw - odpar Mitthrawnuruodo pospnym tonem. - Bya to niewielka grupa zwiadowcza, ale walczyli z dzik zajadoci, zanim udao si ich wreszcie odeprze. - Ile mieli statkw? - zapyta Doriana, a jego umys zacz pracowa z oszaamiajc prdkoci. Darth Sidious da takich informacji. Jeli bdzie ich wystarczajco duo, moe nawet zdoa wybaczy Dorianie strat si zadaniowych Federacji Handlowej. - Jak mieli bro? Czy masz jakie dane bojowe? - Mam troch - odpar Mitthrawnuruodo. - Admira Aralani dowodzia wtedy siami, ktre ich ostatecznie pokonay. Dlatego teraz przybya, aby osobicie przesucha Cardasa i jego towarzyszy. Zastanawialimy si, czy Republika, o ktrej mwi, moga by z nimi sprzymierzona.

296 - Dlatego tak chtnie odwrcia wzrok, kiedy rozprawiae si zVagaari - domyli si Doriana. Wreszcie ostatnia kostka ukadanki trafia na swoje miejsce. - Wojna na dwch frontach - byaby szczeglnie nieprzyjemna. - Wanie - zgodzi si Mitthrawnuruodo i Doriana zauway, e komandor jest zadowolony z jego szybkiej dedukcji. - Moje dziaania byy sprzeczne z oficjaln polityk Chissw, ale admira wiedziaa rwnie dobrze jak ja, e Vagaarich trzeba zaatwi tak szybko i ostatecznie, jak to jest moliwe. Porozmawiam z ni, a jeli si zgodzi, dam ci kopi informacji, ktrych szukasz. - Dzikuj - odpar Doriana. - Jeszcze jedno... Niedawno wspomniae o zaufaniu midzy nami. Co waciwie miae na myli? - Na razie nic - odpar Mitthrawnuruodo. - Kady z nas ma wasny nard, ktrego musi broni, i wasn polityk. Ale w przyszoci, kto wie? Moe pewnego dnia nasze narody bd walczy rami w rami z tym zagroeniem. - Mam nadziej - powiedzia Doriana. - Sam zamierzam wsppracowa z naszymi przywdcami najlepiej, jak to bdzie moliwe, aby przygotowa si do tego dnia. - Ja rwnie - zapewni Mitthrawnuruodo. - Cho z mojej strony przeszkody mog by trudne do pokonania. Doriana pomyla o lordzie Sidiousie i jego nienawici do nieludzi. Z jego strony to take nie bdzie atwe. - Widziaem, jak dokonujesz militarnych cudw - rzek. - Uwaam, e jeste zdolny rwnie do cudw politycznych. - Moliwe - odpar Mitthrawnuruodo. - Mj brat moe ci pomc w tych sprawach, kiedy wrci. - Wsta i poda mu miotacz. - W kadym razie ty i twj statek moecie swobodnie odlecie. Doriana odsun podawan mu bro. - Zachowaj j, komandorze - rzek. - Niech to bdzie pamitka naszego pierwszego wsplnego zwycistwa. - Dzikuj - powanie odpar Mitthrawnuruodo, wsuwajc miotacz do kieszeni. - Oby nie byo ostatnie. - To prawda - zgodzi si Doriana. - A to mi przypomina o jeszcze jednej drobnej kwestii, ktr chciaem z tob przedyskutowa... - artujesz - odezwa si Cardas, marszczc brwi i zerkajc na Thrawna. - Daje mi prac? - Nie tyle prac, co wysokie stanowisko przywdcze - poprawi Thrawn. - Chcia, abym ci zaprosi na pokad Darkvenge, gdzie w drodze powrotnej do Republiki mgby przedyskutowa z tob t kwesti. - To nie ma sensu - zaprotestowa Cardas.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- Niedawno ukoczyem szko. Na jakie wysokie stanowisko mog si kwalifikowa? - Wiek niekoniecznie jest najlepszym miernikiem talentu i umiejtnoci - zauway Thrawn. - Jeli chodzi o ciebie, by pod ogromnym wraeniem roli, jak odegrae w zwabieniu Vagaarich na miejsce ataku. Okazae si inteligentny, pomysowy, potrafie zachowa zimn krew pod ostrzaem. On ceni te cechy rwnie wysoko, jak ja. Cardas w zadumie potar policzek. Jasne, to byo mieszne... ale jednoczenie ogromnie intrygujce, zbyt intrygujce, aby z miejsca odmwi. - Powiedzia moe, co to za zajcie? - Podejrzewam, e bdzie ono czciowo obejmowa te same przemytnicze zajcia, ktrym oddawae si u boku kapitana Quennto - rzek Thrawn. - Jednak twoim gwnym zadaniem bdzie stworzenie i prowadzenie pod przykrywk tych dziaa prywatnej siatki informacyjnej. Cardas wyd wargi. Kwestia przemytu bya dyskusyjna, za to ta druga cz wydawaa si ogromnie interesujca. - Chyba nie oczekuje, e zbuduj t siatk w pojedynk? Thrawn pokrci gow. - Zacznie od tego, e sam bdzie ci szkoli przez kilka miesicy i uczy na bieco. Potem przekae ci cz swoich kontaktw i zasobw w Republice, z ktrych bdziesz mg korzysta. - Domylam si, e snaprawd imponujce - mrukn Cardas, mylc gorczkowo. To znaczy, e koniec z koszmarnym traktowaniem klientw i konkurencji przez Quennto. Koniec statkw, ktre rozpadaj si pod stopami z powodu braku pienidzy lub zainteresowania. A co najwaniejsze, koniec z Huttami. - Oczywicie, decyzja naley do ciebie - przypomnia Thrawn. - Ale moim zdaniem masz wszystkie niezbdne cechy, aby spisa si doskonale w takiej pracy. - A w dodatku zwikszy to take moj uyteczno jako przyszego kontaktu na terenie Republiki - z umiechem odpar Cardas. Thrawn umiechn si take. - Jak powiedziaem, masz wszystkie niezbdne cechy. - No c, nie zaszkodzi sprawdzi. - Cardas przyjrza si uwanie twarzy Thrawna. - Czy jest co jeszcze? Ku jego zdumieniu Thrawn naprawd si zawaha. - Chciaem ci poprosi o uprzejmo - rzek wreszcie. - Nie wiem, na jakim statku zechcesz wrci, ale prosz, aby nigdy nie mwi Quennto i Ferasi, co si stao z Lotem Pozagalaktycznym. Cardas skrzywi si lekko. Sam te ju o tym myla. Bardzo duo myla. - Zwaszcza Ferasi? - Zwaszcza jej - odpar Thrawn z odcieniem smutku w gosie. - W tym wszechwiecie brakuje idealistw, Cardas. Mao kto stara si zawsze znale w innych co dobrego. Nie chciabym ponosi odpowiedzialnoci za zniszczenie zudze bodaj jednego z nich.

298 - No i lubie to bezwarunkowe uwielbienie, jakim Maris ci darzya, prawda? Thrawn umiechn si blado. - Kady by doceni taki podziw - rzek. - Widz, e masz doskonae wyczucie i umiesz czyta w sercach innych istot. Stratis dobrze wybra. - O tym to si dopiero przekonamy - odpar Cardas i wycign do. - C... egnaj, komandorze. Pozna ci byo dla mnie wielkim zaszczytem. - I wzajemnie - rzek Thrawn, ujmujc podan rk. - egnaj... Jorj. - No, nie wiem - mrukn Quennto, krcc gow. - Za moje pienidze... to wcale nie brzmi najlepiej. - Nic mi nie bdzie - zapewni go Cardas. - Thrawn twierdzi, e Stratis nie naley do tych ludzi, ktrzy chcieliby zwabi mnie na pokad tylko po to, by mi narobi problemw. To nie w jego stylu. - Moe i tak - mrukn Quennto. - A moe i nie. Go taki jak on na pewno wolaby, aby nie trbi o jego wyczynach na wszystkich ulicach i placach Coruscant. - A co z nami? - zapytaa Maris. - Wiemy, co Stratis planowa dla Lotu Pozagalaktycznego. - Ale nie znacie jego prawdziwego nazwiska - przypomnia jej Cardas. - Macie tylko pseudonim i plotki. Nic wam to nie da. - Nawet gdybymy okazali si do gupi, eby sprbowa? - zapyta Quennto, rzucajc Maris ostrzegawcze spojrzenie. - Nawet wtedy - zgodzi si Cardas. Mia nadziej, e adne z nich nie przypomni sobie, i znaj prawdziwe nazwisko Kava. Poza tym Kav to do popularne neimoidiaskie imi, a skoro sam wicelord nie yje, chyba nie bdzie z nim wielkiego problemu. Sam Stratis nie wydawa si tym specjalnie przejty. - W kadym razie Thrawn rczy za gocia. - A mnie to wystarczy - zgodzia si Maris. - Mam tylko nadziej, e Drixo Hutt bdzie rwnie rozsdna. - Nie martw si o Drixo - burkn Quennto. - Nie bdzie robia problemw, kiedy zobaczy ten dodatkowy adunek. Uspokoi si na pewno. Moe nawet namwi j na ma premi? Maris wzniosa oczy w gr. - Znowu to samo. - Hej, jestem biznesmenem - zaprotestowa Quennto. - Wanie tym si zajmuj. - Tylko dziaaj ostronie, dobrze? - poprosi Cardas. - Nie chc si cigle martwi o was dwoje. - Martw si tylko o siebie - zowrbnie wycedzi Quennto, celujc grubym palcem w pier Cardasa. - Cokolwiek powie Thrawn, mnie si ten Stratis wydaje liski jak naoliwiony Dug i dwa razy bardziej wredny.

Timothy Zahn

Poza Galaktyk

- A to, e Thrawn zmarnowa mu atak na Lot Pozagalaktyczny, te niewiele pomogo - dodaa Maris i lekko zmarszczya czoo. - Bo przecie Thrawn powstrzyma ich atak, prawda? Cardas poczu ucisk w odku. Maris bya jego towarzyszk przez cae p roku walczy z ni razem i pracowa. A co wicej, uwaa j za przyj aciela. Nigdy wczeniej nie okama przyjaciela. Czy naprawd chciaby zacz wanie teraz? I to jeszcze tak straszliwym kamstwem? I nagle w jego gowie rozlegy si znw sowa Thrawna: W tym wszechwiecie brakuje idealistw... Prawda nie pomoe zabitym z Lotu Pozagalaktycznego. Moe tylko sprawi przykro Maris. - Oczywicie, e powstrzyma atak Stratisa - rzek z ca szczeroci, na jak byo go sta. - Byem tam, kiedy Lot Pozagalaktyczny odlatywa. Zmarszczka na czole Maris wygadzia si i kobieta umiechna si lekko. - Wiedziaam, e to potrafi - powiedziaa i wycigna rk. - Wszystkiego dobrego, Jorj... uwaaj na siebie. Moe jeszcze si kiedy spotkamy. Cardas z trudem zmusi si do umiechu, ujmujc jej do. - Tak - rzek agodnie. - Na pewno. Potny wstrzs min, dygotanie uspokoio si i na pociemniaym pokadzie powoli zacz opada kurz. Uliar powoli i ostronie unis gow spomidzy sterty poduszek foteli, w ktrych si schowa. Skrzywi si, gdy ukucie blu przeszyo mu kark. - Hej! - zawoa, a jego gos odbi si upiornym echem w ciszy pomieszczenia. - Uliar, to ty? - rozleg si drugi gos. - Tu... - urwa i zanis si kaszlem. - Tu Pressor - powiedzia ju normalnie jego towarzysz. - W porzdku? - Tak, chyba tak - odpar Uliar, wstajc i niepewnym krokiem ruszajc w stron gosu. Wszystkie wiata pogasy, jeli nie liczy niezniszczalnych awaryjnych paneli wietlnych. D-Cztery w ich blasku niepokojco przypomina grobowiec. - A co z tob? - Myl, e dobrze - odpar Pressor. Spod biurka w drugiej czci pomieszczenia wypezy dwa cienie, przybierajc ksztaty Dilliana Pressora i jego syna Jorada. - Gdzie pozostali? - Nie wiem - rzek Uliar. - Kiedy dostalimy ostrzeenie o kolizji, wszyscy pobiegli gdzie si schowa. - Rozejrza si wokoo. - Ale baagan. - Owszem, niezy - ponuro zgodzi si Pressor, cierajc strumyczek krwi z policzka. - Ciekawe, co si stao. - To nie brzmiao jak strzay z lasera czy torpedy energetyczne - zastanowi si Uliar. - Poza tym nic wicej nie przychodzi mi do gowy.

300 - C, wszystko we waciwym czasie - uzna Pressor. - Musimy zebra wszystkich, poszuka wody, jedzenia i lekw. A potem moemy si rozejrze za zasilaniem i miejscem do mieszkania. I dopiero na kocu trzeba bdzie sprawdzi, czy dostaniemy si na mostek i dowiemy si, co si u licha stao. Zacz przedziera si przez gruzy. Jorad drepta u jego boku, mocno ciskajc go za rk. - Dobrze, e nas ostrzege, bardzo dobrze - powiedzia Uliar, kiedy dotarli do wyjcia. - Skd wiedziae, e co si dzieje? Pressor pokrci gow. - Nie wiem - rzek. - Tak mi si to pojawio w mzgu. - Chcesz powiedzie, e tak jak u Jedi, czy jak? - Chas, ja nie jestem Jedi - odpar stanowczo Pressor. - Prawdopodobnie usyszaem, jak co si rusza albo ociera o pancerz. Jaki kamyk z asteroidy albo tarcie atmosferyczne. Co w tym stylu. Ale czy Pressor by Jedi, czy nie, byo w nim co bardzo dziwnego. Po tym za, co Jedi zrobili z Lotem Pozagalaktycznym, Uliar postanowi uwanie obserwowa Pressora i jego rodzin. Bardzo, bardzo uwanie. Tymczasem jednak trzeba byo zaj si takim drobiazgiem jak przetrwanie. Uchylajc si pod skrconym i zwisajcym z sufitu panelem, pody za Pressorem w gb korytarza.

You might also like