You are on page 1of 332

Sparks Kerrelyn Mio na koku 09 Jedz, poluj, kochaj

Poszukiwana: ona Warunek: musi kocha dzieci. I jeszcze co: miertelniczkom dzikujemy.

Carlos szuka swojej bratniej duszy, kobiety, ktra pokocha sieroty, ktrymi niedawno si zaopiekowa. Pikna Caitlyn jest jak promie soca w ciemnoci. Nareszcie znalaz idealn kobiet, tylko e Caitlyn jest miertelniczk. Co gorsza, jej ojciec jest szefem agencji zwalczajcej nieumarych. Ale Caitlyn te czuje, e Carlos jest dla niej stworzony cho trzeba przyzna, e bywa nieco zmienny. Nie wiedz jednak o sobie wszystkiego. I nie przeczuwaj, e poczy ich co wicej ni dzikie niebezpieczestwo i zwierzcy magnetyzm

Rozdzia 1 Caitlyn ostrzegano, eby nigdy nie zbliaa si do tego budynku. Nie wiedziaa, czy jest odwana, czy tylko gupia, ale teraz byo ju za pno, eby si nad tym zastanawia. Bya na miejscu. Reflektory wypoyczonego samochodu owietlay gadki asfaltowy podjazd. Drog osania tunel z wysokich drzew; ich nagie gazie czepiay si rozgwiedonego nieba niczym powykrcane, kociste palce. Caitlyn opanowaa dreszcz i zamiast patrze na gazie skupia wzrok na kpach jaskrawotych onkili, ktrymi usiany by trawnik. Ona nazywaa to dostrzeganiem pozytywnych stron. Niektrzy pewnie nazwaliby to lekkomylnoci. Ale przez dwadziecia sze lat ycia nauczya si, e w obliczu nieznanego zachowanie pozytywnego nastawienia jest najwaniejsze. To, e ogrd wyglda na zadbany, byo dobrym znakiem. A ochroniarz przy bramie wydawa si przyja zny sprawdzi jej dokumenty i przywita j z umiechem. Traktuj to jak przygod. Uwielbiasz przygody, pomylaa. Mimo to cisna mocniej kierownic, widzc we wstecz nym lusterku, jak brama z kutego elaza zatrzaskuje si za ni. Metaliczny szczk rozleg si echem wrd nagich drzew i przenikn j do koci. Bya zamknita.

Tato musia si myli. To miejsce nie mogo by niebezpieczne. Przed przyjazdem sprawdzia je w Internecie. Firma Romatech Industries wytwarzaa syntetyczn krew i rozsyaa j do szpitali i przychodni na caym wiecie. Dyrektor naczelny i wynalazca krwi, Roman Draganesti, ratowa tysice ludzkich istnie kadego roku. Kto mgby mie co przeciwko temu? Jechaa dugim podjazdem, wijcym si po rozlegych ogrodach. Moe tacie chodzio o zamach bombowy, o ktrym czytaa. Ale to miao miejsce trzy lata temu i od tamtej pory nie wydarzyo si nic gronego. Jestem zupenie bezpieczna, powiedziaa sobie, kiedy jej oczom ukaza si sabo owietlony, rozoysty budynek. Schludnie przystrzyone ywopoty okalay skrzyda, rozchodzce si od centralnej czci. Latarnie owietlay okoo tuzina samochodw na parkingu; w kulistych plamach wiata kbiy si owady. Caitlyn zaparkowaa swoj wypoyczon toyot camry i nieufnie spojrzaa na wejcie. Tato przesadza, i tyle. Ale dlaczego nie chcia, eby spotkaa si z siostr? Moe martwi si, e spotkanie po latach za bardzo j poruszy? Caitlyn musiaa przyzna, e nie wiedziaa, czego spodziewa si po siostrze, z ktr nie miaa kontaktu od szeciu lat. Bya w szoku, kiedy dwa dni wczeniej dostaa kartk od starszej siostry. Shanna miaa nowe nazwisko: Draganesti. Czyby wysza za dyrektora Romatechu? I kiedy to si stao? Shanna doczya do listu zdjcie syna i crki, i zaprosia Caitlyn na przyjcie urodzinowe Constantine'a, ktry pod koniec marca koczy cztery lata. Caitlyn gapia si osupiaa na zdjcie przez dobre pi minut. Nie wiedziaa, e ma siostrzeca i siostrzenic. Rodzice nigdy jej o tym nie wspomnieli. Jak to moliwe, e nie pochwalili si wnukami? Zaproszenie przyszo do pensjonatu, w ktrym Caitlyn znalaza pokj po powrocie

do Stanw przed tygodniem. Skd Shanna wiedziaa, gdzie jej szuka? Ostatni raz odezwaa si do Caitlyn w lipcu 2004; przysaa jej kartk na urodziny. Niedugo potem lad po niej zagin. Prawie rok pniej tato oznajmi, e j namierzy. Dostaa now tosamo dziki programowi ochrony wiadkw. Tato nie wdawa si w szczegy, stwierdzi tylko, e Shanna jest dla nich stracona na zawsze. e musz trzyma si z daleka od miejsca zwanego Romatech Industries. e Shanna si zmienia. Nie mona jej ufa. Naley jej unika za wszelk cen. Mimo wszystko to moja siostra, pomylaa. Caitlyn musiaa pozna prawd. Wysiada z samochodu z torebk i prezentem dla Constantine'a. Tato wpadby w sza, gdyby si dowiedzia, e tu przyjechaa. Ju i tak by wkurzony jej ostatni porak. To, e popenia bd ze susznych powodw, nie miao znaczenia. Miaa przechlapane. Zamaa sobie karier. Bya na czarnej licie Departamentu Stanu. Nie miaa pracy, nie miaa domu; miaa tylko konto oszczdnociowe, ktrego zawarto kurczya si szybko. Przyjazd tutaj, eby spotka si z Shann, mg by kolejnym bdem, ale, do diaba, chciaa odzyska siostr. I nigdy nie uciekaa przed wyzwaniami. Trzasna drzwiczkami, eby podkreli swoj buntownicz determinacj i pomaszerowaa do wejcia. Bya spniona jakie dwadziecia minut, bo troch pobdzia. Umiaa si porusza po Misku, Sankt Petersburgu, Bangkoku i Dakarcie, ale White Plains w stanie Nowy Jork byo dla niej obc ziemi. Syszaa w oddali krzyki i miech, wygldao wic na to, e przyjcie trwa w najlepsze. Zwolnia kroku, kiedy w jej mylach znw pojawio si pytanie, ktre nie dawao jej spokoju od chwili otwarcia zaproszenia. Kto urzdza przyjcie urodzinowe

dla czterolatka o dziewitej wieczorem? To prawda, nie miaa adnego dowiadczenia, jeli chodzi o wychowanie dzieci, ale czy maluchy nie powinny ju o tej porze lee w kach? Zatrzymaa si w p kroku, kiedy drzwi wejciowe si otworzyy. Buchna z nich kolumna blasku, podwietlajca od tyu sylwetk potnego mczyzny. - Panna Whelan? - Gos mia niski i ochrypy. Przesun si na skraj snopu wiata i sta si bardziej widoczny. - Tak. - Kolejny ochroniarz, zaoya Caitlyn, jako e mia prawie dwa metry wzrostu i wyglda na niezniszczalnego jak czog. Ubrany by w takie same spodnie khaki i granatow koszulk polo jak czowiek przy bramie wjazdowej. - Witam pani. Jestem Howard Barr. - Wskaza jej otwarte drzwi. Zapraszam. - Mam nadziej, e nie spniam si za bardzo. - Caitlyn wesza do obszernego holu i si rozejrzaa. Roliny w donicach, adne obrazy na cianach, byszczca, marmurowa posadzka... i ani ladu Shanny. W ogle nikogo. Przekna lin, kiedy potny ochroniarz zamkn za ni drzwi na zamek. - Ale Shanna tu jest, prawda? - Jasne. Przyjcie jest w stowce. Zaraz tam pani zaprowadz. - Howard spojrza na ni przepraszajco, stajc za stoem. - Ale najpierw musz przeszuka pani torebk. Standardowa procedura, prosz nie bra tego do siebie. - Rozumiem. - Caitlyn pooya rzeczy na stole. - Cigle macie problemy z tymi ludmi, ktrzy dokonali zamachu bombowego na Romatech? Howard pokrci gow, grzebic w czerwonej, jedwabnej torebce, ktr kupia w Singapurze. - Ostatnio byo spokojnie. - To do dziwne miejsce na dziecice przyjcie urodzinowe. Wzruszy ramionami. - Shanna urzdzia pokj dziecicy koo swojego gabinetu, wic maluchy spdzaj tutaj duo czasu.

- Ach tak. - Shanna miaa gabinet w placwce badawczej? - Sdziam, e moja siostra jest dentystk. - Bo jest. Ma tu gabinet dentystyczny. - Howard podsun jej torebk ze zdziwion min. - Nie wiedziaa pani? - Nie. Byam za granic i... nie byymy w kontakcie. Nie wiedziaam, e ma dzieci, ani nawet e wysza za m, dopki nie dostaam zaproszenia na t imprez. Jej m to Roman Draganesti? - Tak. - Howard zmarszczy brwi, zanurzajc wielkie, misiste apska w torbie z prezentami. - Nie do wiary, e pani nie wiedziaa. Caitlyn si skrzywia. Donie Howarda rujnoway niebiesk i czerwon krepin, ktr ukadaa tak starannie. - Z jakiego powodu ojciec mi o tym nie powiedzia. Howard zacisn pici, mnc krepin jeszcze bardziej. - To... przepraszam. Chyba mog pani powiedzie. Pani ojciec nie jest tu szczeglnie lubiany. - On chyba te za wami nie przepada. Howard burkn i wyj samochd straacki, ktry kupia dla Constantine'a. - Fajny. Miaem taki, jak byem may. Zmienia temat. Myla, e ona tego nie zauway? - Sdzi pan, e spodoba si Constantine'owi? Nie wiedziaam, co mu kupi. - Kupia najrniejsze rzeczy: ksik, DVD, dinozaura i wz straacki, w nadziei, e jeli obstawi wszystkie bazy, ktra bdzie punktowana. - Tak, bdzie zachwycony. - Howard wpakowa samochd z powrotem do torby i ze zmarszczonymi brwiami spojrza na zmidlon krepin. Sprbowa j rozprostowa, ale tylko j podar. - Do diaba. Tylko pogarszam spraw.

Mama zawsze mi powtarzaa, e jestem jak niedwied w skadzie porcelany. - Mylaam, e to by so. Burkn i podsun jej prezent. - Przepraszam. liczna, starannie spakowana torba wygldaa, jakby przeu j grizzly. Howard wyglda na szczerze zawstydzonego, wic Caitlyn umiechna si do niego przyjanie. - Prosz si nie przejmowa. Wtpi, eby czterolatek dba o estetyk. Liczy si to, co w rodku. Skin gow z wyran ulg. - Ciesz si, e pani tak uwaa. Moe... bdzie pani musiaa przypomnie to sobie, zanim skoczy si ten wieczr. Czy to byo jakie ostrzeenie? Caitlyn przeoya dugi pasek torebki przez gow, wzia torb z prezentami i ruszya za ochroniarzem na koniec rozlegego holu. Przeszli przez dwuskrzydowe drzwi i znaleli si w dugim korytarzu ze cian z okien. Przez szyby wida byo dziedziniec i ogrd. Po drugiej stronie dziedzica, przez kolejn szklan cian, wida byo stowk. Bya jasno owietlona, ale pki kolorowych balonikw w oknach zasaniay ludzi w rodku. Howard poprowadzi j na prawo, po czym skrci w lewo, w prostopady korytarz, czcy pierwsze skrzydo z drugim. Ten korytarz obie ciany mia ze szka. Nie by dwikoszczelny, bo Caitlyn syszaa krzyki i miechy dobiegajce z zewntrz. Zwolnia, spogldajc przez okna po lewej. Do daleko, za stowk, ujrzaa boisko do koszykwki. Byo jasno owietlone i pene graczy. - Niezy mecz. - Howard zatrzyma si obok niej, eby popatrze. Roman kaza urzdzi to boisko zeszego lata, ale zwykle graj tylko on, Tino i Phineas. Tino bardzo si cieszy, e na przyjciu bdzie wystarczajco duo chopakw na dwie kompletne druyny. - Chce pan powiedzie, e Constantine gra z nimi? -Caitlyn podesza bliej do szyby. O ile moga stwierdzi, wszyscy gracze byli dorosymi mczyznami i nastolatkami.

- To Phineas, tam, wanie robi wsad. - Howard wskaza lewy koniec boiska. Caitlyn umiechna si, kiedy mody mczyzna zacz witowa zdobyty punkt, z zapaem udajc taczcego kurczaka. Wszyscy najwyraniej wietnie si bawili, ale byli tak potni i atletycznie zbudowani, e martwia si, czy nie zadepcz jej maego siostrzeca. Zacza przepa-trywa boisko, szukajc chopca, gdy nagle jej wzrok pad na najwspanialszy okaz mskoci, jaki widziaa w yciu. Sprysty i przebiegy, pomylaa, kiedy pdzi przez boisko. Sun zupenie bez wysiku, z tak gracj, jakby sta w miejscu i tylko ziemia poruszaa si pod nim. Jego czarne wosy do ramion powieway z tyu, odsaniajc klasyczny profil - prosty nos, ostre koci policzkowe, mocn uchw. Miaa wraenie, e czas zwolni, a wzrok jej si wyostrzy, kiedy tak chona kady szczeg. Dostrzega jaki tatua na jego karku. Ciemny lad zarostu na szczce. Bysk zota w uchu. Mia kolczyk. By egzotyczny. Niebezpieczny. I taki mski. Wielki rudzielec zastpi mu drog, eby go zablokowa, ale czarnowosy mczyzna z atwoci omin przeciwnika i bieg dalej. Peen gracji, a zarazem siy. Dotar do linii rzutw wolnych i wybi si w powietrze, obracajc si, by chwyci pik rzucon w jego kierunku; wykrci si w powietrzu i zrcznie umieci pik w koszu. Howard prychn. - Pozer. Mczyzna lekko wyldowa na nogach przy akompaniamencie radosnych okrzykw swojej druyny. Wyszczerzy zby w umiechu. A Caitlyn przepada.

Powoli dotarto do niej, e Howard trca j okciem. - Tam jest Tino. Widzi go pani? Co? Kto? Przycisna do do szka, zaskoczona, e krci jej si w gowie. Gwatownie wcigna powietrze. 0 rany. Facet si umiechn, a ona zapomniaa, jak si oddycha. Zapomniaa, jak si myli. Wpada w jaki trans. Chwilowa niepoczytalno. To musiao by to, bo go absolutnie nie by w jej typie. Zawsze chodzia z ogolonymi, gadko uczesanymi krawaciarzami w typie menedera. Rozsdnymi i przewidywalnymi. Z takimi atwo byo sobie poradzi, i atwo zapomnie, kiedy wzywaa przygoda. A zawsze wzywaa. Caitlyn nigdy nie potrafia si oprze egzotyce. Egzo tycznym jzykom, zagranicznym placwkom. To dlatego podja prac w Departamencie Stanu. Pracowaa w najrniejszych miejscach wiata i kwita wrd ekscytujcych zada. Ale cho chtnie naraaa ciao i umys na stresu jce sytuacje, nigdy nie robia tego ze swoim sercem. Jeli chodzio o zwizki, zawsze graa ostronie. Ten mczyzna by niebezpieczny. Czua to w kociach. Potrafi wlizgn si kobiecie pod skr i wzi w posiadanie jej serce. Gdyby miaa cho odrobin rozsdku, trzymaaby si od niego z daleka. Niestety, jej rozsdek sta pod znakiem zapytania. Ostrzegano j, eby trzymaa si z daleka od Romatechu, a jednak tu przyjechaa. Jeszcze raz odetchna gboko i rozlunia palce zacinite na torbie z prezentami. ciskaa j tak mocno, e uszy werny jej si w do. - Tam jest Tino. Przy drugim koszu. - Howard wskaza palcem. Teraz wreszcie dostrzega siostrzeca i umiechna si. By jeszcze bardziej uroczy ni na zdjciu. Jasne loki i anielska, sodka buzia. Znw dopad j niepokj sprzed chwili.

- Jest za may, eby gra z dorosymi. Stratuj go. Howard si rozemia. - Tino potrafi sobie poradzi. Ma... wyjtkowe zdolnoci. Zdolnoci? Jakie zdolnoci mogy pomc maemu chopcu rywalizowa z facetami ponad dwa razy wikszymi od niego? I kim by ten tajemniczy mczyzna, przez ktrego zapomniaa o wszystkim dookoa? - Chodmy. Zaprowadz pani do Shanny. - Howard ruszy korytarzem w stron dwuskrzydowych drzwi. Caitlyn posza za nim powoli, spogldajc przez okna, by si upewni, e jej siostrzeniec nie zostanie stratowany. Boski, tajemniczy mczyzna gra teraz w obronie; obstawia wielkiego rudzielca, ktry przej pik. Constantine wci zajmowa pozycj pod koszem. Rudy poda do niego pik, i malec j zapa. Pozostali gracze ruszyli biegiem w jego stron i Caitlyn zwolnia kroku, znw bojc si o jego bezpieczestwo. Chopiec podskoczy. Howard chwyci j za rami. - Chodmy ju. Szczka jej opada, kiedy Constantine zacz unosi si coraz wyej i wyej. - Co si...? - Idziemy. - Howard pocign j, a potkna si i przeleciaa par krokw. - Shanna chce pani widzie. Serce Caitlyn zabio jak szalone. Jej siostrzeniec by ju na wysokoci kosza i z atwoci przeoy pik przez obrcz. Jego druyna zacza wiwatowa, kiedy spokojnie wyldowa na boisku. Caitlyn osupiaa spojrzaa na Howarda. - Widzia pan to? On skoczy trzy metry w gr! - Hm, no tak. Mwiem pani, e ma wyjtkowe zdolnoci.

- Czyli co, umie lata? - Jeszcze raz wyjrzaa za okno. Zawodnicy grali zupenie normalnie, jakby nie wydarzyo si nic niezwykego. Poczua zimny dreszcz na karku. To byo naprawd dziwne. - Czy to ma jaki zwizek z ostrzeeniem mojego ojca, ebym tu nie przyjedaa? Howard si skrzywi. - Prosz nie mwi ojcu, co pani widziaa. Mgby wyrzec si Tina, a to by zamao malcowi serce. Tino to wietny dzieciak... - Ktry umie lata?! Howard otworzy jej drzwi, marszczc czoo. - Nie ja powinienem pani o tym mwi. Shanna wszystko wyjani. Caitlyn zajrzaa do stowki penej wesoych balonikw i radosnych ludzi. Uczucie chodu na karku zbiego dreszczem po jej plecach. To tylko przyjcie urodzinowe maego chopca. Nic strasznego. Wic dlaczego czua si, jakby za moment miaa wpa do krliczej nory? To jest przygoda. A ty kochasz przygody, tumaczya sobie. Wyprostowaa plecy i wesza do stowki. Bya to wielka sala z dwiema przeszklonymi cianami, przez ktre wida byo dziedziniec, boisko do koszykwki, a dalej zadbany ogrd. Howard wskaza jej pierwszy stolik, na ktrym pitrzyy si prezenty. Pooya na nim swoj zmit torb z podarunkami. Na kolejnym stole stay misa ponczu i tace z przekskami. Na przeciwlegym za widnia wielki, prostoktny tort czekoladowy z napisem Wszystkiego najlep szego, Constantine", wykonanym z jasnoczerwonego lukru. Jeszcze jeden st peen by wiaderek z lodem, w ktrym tkwiy butelki. Pewnie piwo dla dorosych.

Wreszcie dotara do stow, przy ktrych siedzieli lu dzie. Same kobiety, stwierdzia, szukajc wzrokiem siostry. Otworzya szeroko oczy na widok kobiety ze sterczcymi, rowymi wosami. Naliczya mniej wicej dziesi pa w swoim wieku, gawdzcych radonie. Midzy nimi siedziay dziewczynki w rnym wieku. Ale nie byo Shanny. - Ty na pewno jeste siostr Shanny! - Pikna brunetka wstaa od stou i podesza do niej. - Tak, jestem Caitlyn. - Umiechna si przelotnie, kiedy wszystkie kobiety ucichy i spojrzay na ni. - Gdzie jest Shanna? - burkn Howard. - Zaraz wrci - cigna brunetka z czystym, brytyjskim akcentem. - Jest w azience, pomaga Heather. Obojgu bliniakom trzeba byo zmieni pieluchy. - Bysna zbami w umiechu i wycigna rk. - Bardzo si ciesz, e mog ci pozna. Jestem Emma MacKay, matka chrzestna Tina. A wiedziaa, e on umie lata? Caitlyn ugryza si w jzyk, eby nie zada tego pytania na gos, i ucisna do kobiety. - To ja wracam do biura ochrony - burkn Howard. - Dziki - powiedziaa do niego Emma. - Ale przyjd pniej na tort. - Na pewno. - Howard umiechn si i poegna Caitlyn, po czym cikim krokiem wyszed z sali. - Przedstawi ci wszystkich. - Emma zacza wymienia imiona, ale byo ich zbyt wiele, eby Caitlyn zapamitaa wszystkie od razu. Umiechaa si i machaa do kobiet, ktre witay j po kolei. - A to jest twoja siostrzenica. - Emma stana za krzesem, na ktrym siedziaa maa dziewczynka. - Sofio, to twoja ciocia Caitlyn. - Strasznie si ciesz, e mog ci pozna, Sofio. - Serce cisno si w piesi Caitlyn, kiedy dziewczynka spojrzaa

na ni wielkimi, niebieskimi oczami. Bya liczna. Oczy miaa po Shannie, ale czarne, lekko falujce wosy musiaa odziedziczy po ojcu. - Cze - powiedziaa cicho Sofia i spojrzaa przez rami na Emm. Mylaam, e ty jeste moj cioci. Emma umiechna si i domi zaczesaa Sofii wosy za ramiona. - Ja jestem przyszywan cioci. Caitlyn jest prawdziw. - A ja nie mam adnych cio - wymamrotaa jedna z pozostaych dziewczynek. - Wszystkie zostay zabite. Oddech utkn Caitlyn w gardle. Prbowaa przypomnie sobie imi dziewczynki, szkolnej koleanki Tina. Emma podesza do maej i dotkna jej ramienia. - Coco, ja z przyjemnoci bd twoj cioci. - Ja te. - Kobieta siedzca obok Coco uciskaa j. Wszystkie obecne zawtroway dwm pierwszym, wyraajc ch zostania ciociami Coco. - Ja te! - krzykna Sofia. - Ja te chc by cioci. Caitlyn si umiechna. Shanna bya szczciar, skoro miaa takie przyjaciki. Odnosiy si do siebie tak ciepo. Byo jasne, e to zyta grupka. Do Caitlyn dotaro nagle, e ci ludzie s teraz rodzin Shanny. Znali j lepiej ni ona. Ta myl zirytowaa j nieco. Miaa zaledwie dziewi lat, kiedy Shanna skoczya pitnacie i wyjechaa do szkoy z internatem na drugim kocu wiata. Caitlyn bardzo bolenie tsknia za swoj jedyn siostr. Pisaa do niej listy, ale nigdy nie dostaa odpowiedzi. Shanna po prostu opucia rodzin. I znalaza sobie now. Caitlyn wiedziaa, e powinna cieszy si jej szczciem, ale, do licha dlaczego ona nie bya do dobra dla Shanny? Niemal przez cay okres dorastania czua si samotna i opuszczona. Teraz byo jasne, e ojciec nie akceptuje Shanny ani jej nowej rodziny. A przecie nawet

nie wiedzia wszystkiego; nie wiedzia, e jej syn umie lata. - O, jest Shanna. - Emma wskazaa dwuskrzydowe drzwi. Caitlyn odwrcia si gwatownie; serce zabio jej szyb ciej. Na widok siostry zy stany jej w oczach. Shannie towarzyszya druga kobieta, kada z nich niosa w ramionach dziecko. Shanna prawie nic si nie zmienia, wci miaa te same jasne, rudawe wosy i niebieskie oczy. Oczywicie dojrzaa od czasu, kiedy Caitlyn widziaa j ostatni raz, ale te lata doday jej tylko ciepa, urody i blasku. Twarz Shanny pojaniaa na widok siostry. - Caitlyn! - Podesza do niej szybkim krokiem i przekazaa dziecko Emmie. Caitlyn nie bardzo wiedziaa, jak wita si z siostr, ktrej nie widziaa od lat, ale zaenowanie i wahanie szybko mino, kiedy Shanna obja j i uciskaa mocno. Kilka ez popyno z oczu Caitlyn, kiedy tulia si do siostry. Mino tyle czasu, ale w kocu j odzyskaa. - Poka si. - Shanna odchylia si do tyu; na jej policzkach te byszczay zy. - Jeste cakiem dorosa. I jaka pikna. Caitlyn otara twarz. - Zawsze uwaaam, e to ty jeste t pikniejsz siostr. Tskniam za tob. Shanna znw j uciskaa. - Poznaa wszystkich? - Emma mnie przedstawia. Twoja creczka jest urocza. - Zgadzam si z tob cakowicie. - Shanna umiechna si szeroko. Musisz te pozna naszego solenizanta. Jest na dworze, gra w kosza. I lata z pik. Caitlyn musiaa dopa siostr w cztery oczy, eby mc zada jej kilka istotnych pyta.

- Och, nie poznaa jeszcze Heather. - Shanna wskazaa adn, rudowos kobiet, ktra trzymaa w ramionach wierccego si malucha. - Wanie pomagaam jej z blinitami, Jean-Pierre'em i Jillian. - To jest Jillian. - Emma zapia dziewczynk w wysokim krzeseku i podaa jej krakersa. - S urocze - stwierdzia Caitlyn, podziwiajc dwjk ciemnowosych dzieci. - W jakim s wieku? - Osiem miesicy. - Heather opucia na podog chopczyka, ktry natychmiast ruszy przed siebie, raczkujc szybko. Westchna. - Zanim skoczy si impreza, bdzie ju w poowie drogi do Teksasu. Kobiety si rozemiay. - Ja go popilnuj. - Rudowosa dziewczynka zerwaa si z krzesa i pobiega za malcem. - Dzikuj, skarbie. - Heather umiechna si do Caitlyn. - To moja crka, Bethany, znana rwnie jako Asystentka Mamusi i Wybawczyni w Cikich Chwilach. - Fajnie jest mie starsz siostr. - Caitlyn spojrzaa na Shann. I bardzo boli, kiedy si j traci, dodaa w duchu. Shanna zamrugaa i spojrzaa na ni badawczo. - Ju nigdy nie bdziemy musiay si rozstawa. Caitlyn przekna lin. Czyby Shanna czytaa w jej mylach? W dziecistwie byy sobie tak bliskie, tak wyczulone na swoje myli i uczucia, e zastanawiaa si, czy nie jest to jaki niesamowity rodzaj komunikacji. Dopiero kilka lat po wyjedzie Shanny, Caitlyn w peni zdaa sobie spraw ze swoich wyjtkowych zdolnoci. Pisaa o nich Shannie, wiedzc, e siostra j zrozumie, ale nigdy nie dostaa odpowiedzi. - Kiedy byymy w azience, Shanna opowiadaa mi o waszej rodzinie powiedziaa Heather. - Mieszkalicie w wielu krajach. Caitlyn skina gow.

- Tak. W Polsce, na Biaorusi, na Litwie, waciwie wszdzie w tamtym rejonie. - A mama uczya nas w domu - dodaa Shanna. -I przysigam, za kadym razem, kiedy Caitlyn wychodzia si pobawi, przychodzi do niej jaki bezdomny pies albo kot. Mam doprowadzao to do szau, bo byo ich za duo, ebymy mogli je zatrzyma, i musiaa szuka dla nich domw. Caitlyn umiechna si na wspomnienie swojego ulubionego zwierzaka, wielkiego, czarnego kocura o imieniu Pan Foofikins. Teraz rozumiaa, dlaczego zwierzaki do niej przychodziy, ale w tamtych czasach, w swojej dziecicej ignorancji zakadaa, e kady rozumie dwiki wydawane przez zwierzta. - I za kadym razem, kiedy przeprowadzalimy si w nowe miejsce, Caitlyn pierwsza apaa nowy jzyk. Bya niesamowita. Przysigam, potrafia nauczy si jzyka w miesic. Caitlyn zaczerwienia si, suchajc wyrazw podziwu i zdumienia kobiet. Emma przygldaa jej si uwanie. - To prawda, e znasz ponad tuzin jzykw? Caitlyn skina gow. Miaa przeczucie, e zainteresowanie Emmy to co wicej ni tylko uprzejma ciekawo. - A teraz ile czasu potrzebujesz, eby si nauczy nowego jzyka? wypytywaa Emma. Caitlyn zawahaa si, nim odpowiedziaa. - Kilka godzin. - Twarz zapona jej jeszcze gortszym rumiecem, kiedy kobiety krzykny z podziwem. To nie byo tak, e opanowaa jak fantastyczn umiejtno. By to po prostu dziwny dar, z ktrym si urodzia. Kiedy ju zorientowaa si, e jest parapsychiczn lingwistk, zacza szlifowa swj talent, a osigna obecny poziom mistrzostwa. Zwykle si tym nie chwalia, bo wikszo ludzi nie

wierzya, e rozumie kady zasyszany jzyk. Myleli, e jest kamczuch albo zwyczajn wariatk. - To na pewno byo bardzo przydatne w pracy dla Departamentu Stanu stwierdzia Emma. - Chyba zgupieli, skoro ci zwolnili. Caityn zesztywniaa i spojrzaa na siostr, ktra podesza bliej i zniya gos. - Powiedziaam Emmie, e szukasz pracy. - Skd to wiesz? - Departament Stanu skutecznie wyciszy jej wielki bd". - Zadzwoniam do mamy, eby zaprosi j na urodziny Tina - cigna po cichu Shanna. - Kiedy ju wykrcia si od przyjcia, powiedziaa mi, co ci spotkao, e jeste w Nowym Jorku i e szukasz pracy. Powiedziaa, e tato chce ci przyj do swojego zespou. Ja chciaam ci da alternatyw, wic poprosiam Emm, eby ci odszukaa. Emma si umiechna. - Jestem wspwacicielk firmy MacKay, Usugi Ochroniarskie i Detektywistyczne. Wic to w ten sposb namierzyli j w motelu. Mimo to Caityn bya zdumiona, e jej matka nie chciaa przyj na urodziny wasnego wnuka. - Nie rozumiem, dlaczego rodzice nie przyszli. Ani dlaczego tato ostrzega mnie, ebym tu nie przyjedaa. Shanna si skrzywia. - Obawiaam si tego. - Pochylia si jeszcze bliej. -Chc tylko, eby wiedziaa, e nie jeste sama. I nie musisz mieszka w motelu. Mamy dom na Manhattanie, ktry stoi prawe cakiem pusty, i moesz tam mieszka tak dugo, jak zechcesz. Caityn z trudem przekna lin. - To by mi bardzo pomogo. - No i pomylaymy z Emm, e moe chciaaby si zatrudni w MacKay UOD - cigna Shanna.

Propozycja pracy? To bya ostatnia rzecz, jakiej spodziewaa si na przyjciu urodzinowym siostrzeca. Zwrcia si do Emmy. - To bardzo mio z twojej strony, ale nie mam adnego dowiadczenia w tej brany. Emma machna rk. - Prowadzimy dochodzenia na caym wiecie. Dziki swoim zdolnociom lingwistycznym idealnie si nadajesz do tego rodzaju pracy. - Dzikuj. Chtnie to przemyl. - Caityn rozejrzaa si po twarzach przyjaciek Shanny i zdaa sobie spraw, e siostra prbuje wcign j do swojej rodziny. Rodziny, ktrej nie akceptowa ojciec. - Zanim zaczniesz o czymkolwiek myle - powiedziaa Shanna z zatroskanym wyrazem twarzy - musisz pozna wszystkie fakty. O nas. Caityn znw poczua dreszcz na karku. Intuicja ostrzegaa j. Wejcie do krliczej nory znw zamajaczyo jej przed oczami, coraz szersze, zapraszajce, by w ni wpa. Ale cho uwielbiaa przygody, nie bya pewna, czy chce si znale w tym miejscu. Ojciec wyranie j ostrzega, eby nie zadawaa si z tymi ludmi. Ale jej siostra tu bya. Caityn nie chciaa znw straci Shanny. Nie chciaa straci siostrzenicy i siostrzeca. Widziaam, jak Constantine lata, pomylaa. Jak Shanna zdoa to wyjani? Shanna si skrzywia. - Zrobi, co w mojej mocy. Caityn zesztywniaa. - Czytasz mi w mylach.

Rozdzia 2 Caitlyn wzia gboki oddech, eby uspokoi omoczce serce. Moe nie powinna by tak zszokowana. Ona sama bya parapsychiczn lingwistk, wic moliwe, e jej siostra te ma zdolnoci parapsychiczne. Shanna kiwna na ni i poprowadzia j do stou z przekskami. - Nie staram si wiadomie czyta ci w mylach. Chc szanowa twoj prywatno, ale niektre twoje myli s tak intensywne, e je wychwytuj. Caitlyn obejrzaa si na reszt kobiet po drugiej stronie stowki. Byy zajte rozmow, wic na szczcie moga wreszcie porozmawia z siostr w cztery oczy. - Masz zdolnoci telepatyczne. - Zwykle lepiej mi idzie blokowanie przekazw ni ich wysyanie czy odbieranie - wyznaa Shanna. - Ale z tob zawsze czya mnie silna wi. Pamitasz, e kiedy byymy mae, zawsze... - .. .koczyymy nawzajem swoje zdania - powiedziaa Caitlyn z umiechem. Ale skoro czya je tak silna wi, dlaczego siostra j opucia? - Ty te jeste telepatk? - spytaa Shanna. - Nie wydaje mi si. Moje parapsychiczne zdolnoci koncentruj si gwnie na jzyku. - Posiadasz rzadki dar. - Shanna nalaa ponczu do dwch czerwonych, plastikowych kubkw. - Kiedy byam w szkole, czsto o tobie mylaam i niam w nocy. Otacza ci nieg i nosia jasnoczerwon, wenian kurtk i rkawiczki z jednym palcem. Caitlyn wstrzymaa oddech. Od dziesitego do dwunastego roku ycia nosia jasnoczerwon kurtk. Shanna podaa jej kubek z ponczem.

- Pniej widywaam ci w Waszyngtonie, a potem znw w tych niegach. Kilka lat pniej sny si zmieniy. Widziaam plae z biaym piaskiem i palmy. Sonie i tygrysy. Caitlyn wypia troch ponczu. - Zanim zatrudniam si w Departamencie Stanu, skoczyam studia na Uniwersytecie Georgetown. Dostaam placwk w Misku, a potem w Bangkoku i Dakarcie. W oczach Shanny zabysy zy. - Zawsze miaam nadziej, e widuj obrazy z twojego prawdziwego ycia. Strasznie za tob tskniam. To dlaczego mnie zostawia? Caitlyn zamrugaa, eby rozgoni zy i wzia plastikowy talerzyk z samochodzikiem z kreskwki. - Ja nie wiem nic o twoim yciu. Nie wiedziaam nawet, e masz ma i dzieci. - Tato ci nie powiedzia? - Nie. - Caitlyn naoya na talerzyk par krakersw i plasterkw sera. Ostrzeg mnie tylko, e mam tu nie przyjeda. Shanna westchna. - No c, ciesz si, e jednak przyjechaa. I dzikuj ci za to. Caitlyn wypia jeszcze jeden yk ponczu. - Dlaczego rodzice si nie zjawili? - Mama robi to, co kae jej ojciec. A on... on nie akceptuje mojego ycia. - Shanna wskazaa krzesa przy stole ze stert prezentw. - Wiesz, e tato pracuje w CIA? - Tak. - Caitlyn postawia kubek i talerzyk na stole i usiada. - Kiedy mylaam, e pracuje w Departamencie Stanu, ale kiedy pomg mi dosta u nich posad, przyzna si, e to tylko kamufla i e zawsze by agentem CIA. Shanna skina gow. - Od jakich szeciu lat prowadzi tajny zesp o nazwie Trumna. Emma MacKay pracowaa kiedy dla niego.

- Naprawd? - Caitlyn spojrzaa na Emm, ktra karmia wanie ma Jilian. - Podwadnym taty by jeszcze jeden pracownik MacKay UOD, Austin Erickson. - Mog spyta, dlaczego odeszli? - Caitlyn domylaa si, e miao to zwizek z apodyktycznym charakterem ojca. Myl, e miaby by jej szefem, kazaa jej si mocno zastanawia, zanim przyja jego propozycj pracy. Naoya sobie ser na krakersa i ugryza kawaek. - Nie mogli si pogodzi z misj komrki Trumna -wyjania Shanna. Tato rozpracowuje pewn grup... ludzi, a jego ostatecznym celem jest wytropienie ich co do jednego i cakowita eliminacja. Caitlyn przekna z trudem, bo krakers utkn jej w gardle. - Terroryci? - Niektrzy z nich s terrorystami. Dobrze znam temat, bo mnie tato te prbowa zwerbowa. Czy wiesz, e zdolnoci parapsychiczne mamy po nim? Tylko nasz brat chyba ich nie odziedziczy. - Wiem, ale co to ma... - Wszyscy czonkowie komrki Trumna musz mie wystarczajce moce parapsychiczne, by mc oprze si kontroli umysu - cigna Shanna. Wrogowie taty maj zdolno kontrolowania umysw i wymazywania wspomnie. Uwaa, e s zagroeniem dla rodzaju ludzkiego. - Z tego, co mwisz, chyba s niebezpieczni. Shanna westchna. - Niektrzy, owszem, ale nie wszyscy. Ci, ktrych znam, s dobrymi ludmi. Dobrzy wadcy umysw? Caitlyn nie moga nie zada sobie pytania, czy mzg Shanny te nie jest pod ich kontrol, skoro uwaaa ich za dobrych ludzi. Z pewnoci wanie to byo rdem tar midzy ojcem i jej siostr. - O kim my waciwie mwimy? Shanna zawahaa si, ale w kocu szepna: - O wampirach. Caitlyn zamrugaa. - e co prosz? - Tato poluje na wampiry. Caitlyn odchylia si na krzele. Musiaa le usysze. - Chcesz powiedzie, e zwariowa?

- Nie, jest cakowicie zdrowy na umyle. Dlatego jego zesp nazywa si Trumna. No wiesz, taki arcik w stylu taty. Caitlyn dostaa gsiej skrki na rkach. Jej ojciec i siostra byli obkani. Wstaa z krzesa. - To ma by jaki dowcip? Jaka... gierka salonowa? Bo mnie to nie bawi. - To nie jest dowcip. - Shanna patrzya na ni z powag. - Wampiry istniej. - Wampiry to wymys. - Istniej naprawd. - Shanna uniosa rk, by uciszy kolejne protesty. Wiem, e to dla ciebie szok. Jeli nie wierzysz mnie, zapytaj kogokolwiek z obecnych. Albo tat. Chce ci zwerbowa, wic zapewne planowa ci powiedzie. Dreszcz przebieg Caitlyn po plecach. To nie moga by prawda. Jak Shanna moga j okamywa w taki sposb? Chocia, z drugiej strony, co miaaby zyska przez zmylenie tej historyjki? Caitlyn bya w kropce. Czy moga ufa siostrze? Przecie nie widziaa si z ni od lat. Postanowia, e porozmawia na ten temat z ojcem. Ale jeli on potwierdzi to wszystko i powie, e naprawd poluje na wampiry? Jej myli miotay si ze skrajnoci w skrajno, od wiary do niewiary, coraz szybciej i szybciej, a zrobio jej si sabo. Klapna na krzeso. - Ty naprawd chcesz mi powiedzie, e wampiry istniej?

- Tak. - Shanna kiwna gow. - A wiem co o tym. Niepokj zelektryzowa ciao Caitlyn; zerwaa si na rwne nogi. To dlatego ojciec ostrzega j przed przyjazdem tutaj. Shanna si zmienia. Nie mona jej ju ufa. Trzymaj si od ni ej daleko za wszelk cen". - Jeste wampirzyc? Shanna otworzya szeroko oczy. - Nie. Jestem taka sama, jak przedtem. - Och, Bogu dziki. - Caitlyn przycisna do do piersi i znw klapna na krzeso. - miertelnie mnie wystraszya. Shanna si umiechna. - Spokojnie, skarbie. Ja nie jestem wampirzyc. - Poklepaa j po rce. Jestem tylko on wampira. - Aaa! - Caitlyn zerwaa si na nowo. - Jeste... jeste on trupa? - Nie jest trupem. Jest na dworze, gra w kosza. - Ale... - Caitlyn zmarszczya brwi, prbujc to wszystko zrozumie. Czy nie jest poniekd... martwy? - Jest nieumarym. Mdoci wrciy, Caitlyn znw usiada. - Chyba nie widz rnicy. - Martwy czowiek jest martwy przez cay czas. Roman jest martwy tylko za dnia. Caitlyn roztarta czoo. Wci leciaa na eb, na szyj do krliczej nory i nie wiedziaa gdzie gra, gdzie d. - Wic jest martwy w pidziesiciu procentach? Shanna si rozemiaa. - C, chyba mona tak powiedzie. Ale, dziewczyno, kiedy jest ywy... Westchna z rozmarzon min. - Jest ywy w stu procentach. Przez ca noc. Caitlyn chwycia kubek drcymi palcami i jednym haustem dopia poncz. Wygldao na to, e wampiry s dobre w ku. Kto by si spodziewa? Wrcia mylami do tajemniczego mczyzny z boiska. Czy on te by nieumarym? Czy by wolny? Czy potrafiby sprawi, by na jej twarzy pojawi si taki sam rozmarzony wyraz zaspo kojenia, jak u Shanny?

Caitlyn skarcia si w duchu. O czym ona myli? Ledwie dziesi sekund temu dowiedziaa si o istnieniu wampirw i ju wyobraa sobie, jak by to byo uprawia z kim takim seks? To byo wanie jej cholerne zamiowanie do egzotyki. Zawsze kusia j egzotyka. - Gryzie ci? Usta Shanny drgny. - Nie dla poywienia. Roman i wszystkie dobre wampiry pij syntetyczn krew. - I jeste szczliwa jako ona wampira? - Och, tak. I nie ja jedna. - Shanna z szerokim umiechem wskazaa pozostae kobiety. - Wiele moich przyjaciek ma wampirzych mw. Caitlyn musiaa przyzna, e wszystkie wyglday na szczliwe. I wszystkie byy bardzo adne. Najwyraniej wampirom podobay si pikne kobiety. Czy ten tajemniczy mczyzna uznaby j za atrakcyjn? Czy w ogle by j zauway? Jkna w duchu. Musiaa przesta o nim myle. Ale o ile atwiej byo myle o boskim facecie ni radzi sobie z t dziwn, now rzeczywistoci, ktra dopada j bez ostrzeenia? Wampiry. Jej szwagier jest wampirem. Wic kim s jej siostrzeniec i siostrzenica? - Widziaam, jak Constantine podfruwa do kosza. Jest wampirem w wersji mini? Shanna si rozemiaa. - Jest cakiem normalnych chopcem. Je, pi i chodzi do szkoy. - I lata? - Nie lata. Lewituje. Oczywicie. W takim razie wszystko w porzdku.

- Shanna, to nie jest normalne. Shanna machna rk. - A co jest normalne? My z naszymi zdolnociami parapsychicznymi nigdy nie byymy normalne. Tino naby swoje zdolnoci w zupenie normalny sposb. Odziedziczy! je po rodzicach. - Nie wiedziaam, e wampiry mog mie dzieci. -Caitlyn zagryza zby. Ale te nigdy nie zagbiaam si w temat, bo nie sdziam, e istniej. Shanna posaa jej cierpkie spojrzenie. - Przyzwyczaisz si. Mj m jest genialnym naukowcem, wic wynalaz sposb, by wampiryczni mczyni mogli by ojcami. - Wspaniale. - Hybrydowe dzieci? Caitlyn bya ciekawa, jak gboka jest ta krlicza nora. Shanna spojrzaa ze smutkiem na drug stron stowki. - Niestety wampirzyce nie mog urodzi dziecka. Caitlyn spojrzaa nieufnie na kobiety. - Chcesz powiedzie, e w tej sali s wampirzyce? Shanna skina gow. - Widzisz te dwie, ktre bior sobie butelki z wiaderka z lodem? To Marta i Vanda, obie s wampirzycami. Wic kobieta z rowymi wosami jest wampirzyc. Caitlyn podejrzliwie przyjrzaa si butelkom. - To nie jest piwo, prawda? - To moe by bleer. Piwo poczone z syntetyczn krwi. Albo chocolood, krew z czekolad. Roman produkuje ca gam produktw wampirycznej kuchni fusion. Caitlyn gboko zaczerpna powietrza. Wampiryczna kuchnia fusion? Wampiry podzce dzieci i grajce w kosza ze swoimi lewitujcymi synami? Troch tego byo za wiele. - No i poznaa Emm - cigna Shanna. - Ona te jest wampirzyc.

Caitlyn wzia kolejny wdech. Zaczynao jej si robi sabo. - ciskaam rk wampirzycy? Shanna zmarszczya brwi. - Emma wspaniale opiekuje si dziemi. Serce mi pka na myl, e nie moe mie wasnych. Caitlyn spojrzaa na Emm, ktra wci si zajmowaa ma Jillian. - Nie rozumiem. Przecie mwia, e pracowaa z tat. - Wtedy bya miertelniczk i pogromczyni wampirw, ale schwytali j Malkontenci i omal jej nie zabili. Angus mg uratowa jej ycie, tylko przemieniajc j. By zrozpaczony, e musia to zrobi, ale teraz s szczliwym maestwem. - Super. - Caitlyn rozmasowaa czoo. - A kto to s Malkontenci? - li ludzie, ktrzy stali si zymi wampirami. Nie chc pi syntetycznej krwi. ywi si krwi miertelnikw, a terroryzowanie i mordowanie ich sprawia im przyjemno. Caitlyn si skrzywia. - Wic po wiecie grasuje banda wysysajcych krew mordercw? Shanna skina gow. - Prowadzimy z nimi wojn. - To oni przeprowadzili atak bombowy na Romatech? - Tak. Chcieliby nas zniszczy. Nas, i syntetyczn krew, ktra jest tu produkowana. Tato potrzebowa paru lat, by przyzna, e wampiryczny wiat jest podzielony na dwie frakcje: dobre wampiry, jak te, ktre tu widzisz, ktre ryzykuj ycie, by chroni miertelnikw, i Malkontentw. - A jak ma si do tego wszystkiego jego zesp? - W tej chwili jestemy z nimi w sojuszu, pomagamy sobie nawzajem zwalcza Malkontentw. - Shanna westchna. - Ale kiedy ju nam si uda, obawiam si, e tato

skupi si na wyplenieniu wszystkich wampirw. - W jej oczach zabysy zy. - A kiedy ju zacznie polowanie na czarownice, do czego si posunie? Moje dzieci s na wp wampirami. Caitlyn z trudem przekna lin. - Nie. - Dotkna rki siostry. - Nie wierz, eby tato by w stanie zrobi krzywd wasnym wnukom. Shanna chwycia do Caitlyn i cisna mocno. - On myli, e Tino jest miertelnikiem w stu procentach. Bagam, nie mw mu... - No co ty - zapewnia j Caitlyn. - Nigdy nie pozwoliabym, eby cierpieli niewinni. - Wanie takie podejcie zamao jej karier w Departamencie Stanu. - Dzikuj. - Shanna uciskaa j. - Wic teraz musisz si dowiedzie, jaki rodzaj pracy ci proponujemy. MacKay UOD zapewnia ochron dobrym wampirom, takim jak Roman. ledzi i ciga Malkontentw. Podrowaaby po caym wiecie i wykorzystywaa swoje zdolnoci jzykowe, eby pomaga im w ledztwach. I pomagaaby uczyni wiat bezpieczniejszym dla miertelnikw. Chcesz wicej informacji od Emmy? - Raczej nie. Szczerze mwic, potrzebuj troch czasu eby to wszystko przetrawi. Jaka cz mnie cigle myli, e to dziwny sen i zaraz si obudz. - Rozumiem, ale musz ci powiedzie jeszcze o paru sprawach. Caitlyn uniosa rk, eby j powstrzyma. - Nie teraz, prosz ci. Troch... krci mi si w gowie od nadmiaru informacji. - No dobrze. Na razie dam ci spokj. Przepraszam, e zafundowaam ci taki szok, ale kiedy usyszaam, e tato prbuje ci zwerbowa, chciaam ci pokaza drug stron medalu, zanim podejmiesz decyzj. Teraz przynajmniej masz wybr.

- Zastanowi si nad tym. - Caitlyn wstaa. Musiaa koniecznie porozmawia z ojcem i sprawdzi, czy ich wersje si pokrywaj. - Moe powinnam ju i. - Och, nie! - Shanna zerwaa si z krzesa. - Dopiero przysza. I nie poznaa jeszcze Romana i Tina. Prosz, zosta jeszcze chwil. Caitlyn spojrzaa w bagajce, bkitne oczy Shanny i poczua, e nie moe tak odej. Wreszcie odnalaza swoj jedyn siostr. Jak mogaby pozwoli, by taki drobiazg jak istnienie wampirw stan midzy nimi? Skrzywia si. Okej, istnienie wampirw to nie by drobiazg. To by kolosalny problem. Przeraajcy i niesamowity. Ale mimo to nie bya w stanie odwrci si od siostry. Ani od jej niewinnych dzieci. - Zostan, ale chciaabym przez chwil poby sama. -By mc si uszczypn i upewni, e nie ni. - Mam tu gabinet. Moesz z niego skorzysta. - Oczy Shanny byszczay z radoci. - Albo moesz si przej po ogrodzie. Jest pikny o tej porze roku. Kwitn onkile i tulipany. - Brzmi niele. - wietnie. Chod. - Shanna przeprowadzia j koo grupy przyjaciek, ktre pomachay do nich. Caitlyn odmachaa, zmuszajc si do umiechu. Nic dziwnego, e te kobiety byy ze sob tak zyte. Byy straniczkami Wielkiej Tajemnicy, ukrytego wiata wampirw. Shanna wysza przez szklane drzwi na dziedziniec. Caitlyn wzia si w gar i doczya do siostry. Cudownie. Teraz bya na dworze z band krwiopijcw grajcych w kosza. Dreszcz, ktry przebieg jej po plecach, nie by spowodowany wycznie przez wieczorny chd. Signa pod pasek torebki, by zapi guzik tego kardigana. Spojrzaa w stron boiska, szukajc wzrokiem tajemniczego boskiego faceta. Nie chciaa o tym myle, ale istniaa dua szansa, e by wampirem.

Nagle w jej gowie rozbysa przeraajca myl. Creczka Shanny miaa czarne wosy. - Jak wyglda twj m? - Jest boski. - Shanna podprowadzia j bliej do jasno owietlonego boiska. - Zotobrzowe oczy, czarne wosy do ramion. Caitlyn przekna lin. Boe, bagam, niech si nie okae, e wpad mi w oko m mojej siostry. - Cze, Teddy - Shanna przywitaa modego czowieka z biaym, utlenionym paskiem przez rodek czarnych wosw i z gwizdkiem sdziowskim na szyi. - To moja siostra, Caitlyn. Teddy unis wzrok znad stopera i podkadki do pisania. - Mio ci pozna - rzuci i znw zaj si obserwowaniem gry. Caitlyn pochylia si do siostry. - Czy on jest...? - To miertelnik, jak my - uspokoia j Shanna. - Jak tam mecz, Teddy? Teddy spojrza na stoper. - Dwie minuty do koca ostatniej wiartki. Pazury prowadz dwoma punktami. O, Phineas znowu zrobi wsad. - Zaznaczy punkt na kartce. Ky wyrwnay. - Naprzd, Ky! - Shanna machna pici w powietrzu i wyszczerzya si do Caitlyn w umiechu. - Tino gra w druynie Kw. Caitlyn wybauszya oczy, kiedy Tino unis si w powietrze, eby przybi pitk z Phineasem. - On znowu lata. - Lewituje! - zawoaa Shanna, przekrzykujc haasujcych zawodnikw. - Widzisz tego gocia koo Tina? To mj m. Caitlyn odetchna z ulg. Roman by niezy, i owszem, ale nie by jej tajemniczym przystojniakiem. Rozejrzaa si

po boisku, szukajc go wzrokiem. Teraz, kiedy widziaa wszystkich dziesiciu graczy z bliska, uderzyo j, jacy s pikni. Czy wszystkie wampiry tak wygldaj? Nagle on wyrwa si z grupy i Caitlyn zapomniaa o caej reszcie. Boe wity, by wspaniay. Zrczny, peen gracji i dziki. Egzotyczny. Zakrya usta, kiedy wyrwa si z nich zduszony jk. A on odwrci gow. Zwolni, zatrzyma si. Caitlyn opucia rk i przycisna j do piersi. Boe, patrzy wprost na ni. Serce jej zaomotao, krew zagrzmiaa w uszach. Jego rozpuszczone, czarne wosy powieway wok ramion. Czarna koszulka opinaa si na muskularnej piersi. Zotobrzowe oczy wbiy si w ni, spojrzenie zdawao si j przepala, wrzce i elektryzujce. - Carlos! - krzykn zawodnik z jego druyny, rzucajc pik. Bum! Pika grzmotna Carlosa w gow, a zatoczy si na bok. - Carlos! - krzykn z konsternacj podajcy. Carlos roztar gow i znw spojrza na Caitlyn. Nawet nie sprbowa zatrzyma rudowosego przeciwnika, ktry przej pik. Wydawao si, e w ogle nie zwraca uwagi na gr. Widzia tylko j. - Wujku Angusie! - krzykn Tino spod kosza. Rudzielec poda do niego. Constantine unis si wysoko, eby przerzuci j przez obrcz. Teddy dmuchn w gwizdek. - Koniec meczu. Ky wygrywaj! Druyna Constantine'a zacza wiwatowa, zawodnicy po kolei podrzucali solenizanta w powietrze. Ich przeciwnicy po chwili przyczyli si do zabawy. Caitlyn zauwaya, e Carlos rozmawia z rudowosym mczyzn, ktrego Constantine nazwa wujkiem Angusem. Obydwaj ruszyli do szklanych drzwi pierwszego skrzyda

i zniknli w korytarzu. Poczua ukucie rozczarowania. Nie podszed nawet, eby si przywita. - Mamusia! - Constantine podbieg do Shanny i obj j. - Widziaa mnie? Wygraem mecz! - Bye fantastyczny! - Shanna uniosa go. - Jestem z ciebie bardzo dumna. - Zdoby wicej punktw ni ja. - Roman obj Shann ramieniem i pocaowa j w policzek. - To dlatego, e wujek Angus cigle do mnie podawa -wyjani dumnie Constantine. Spojrza z ciekawoci na Caitlyn. - Cze. - To moja siostra, Caitlyn - powiedziaa Shanna. -Twoja ciocia. - To znaczy, e znasz dziadka? - spyta Constantine z nadziej w oczach. Przyszed z tob? - Niestety, nie da rady. - Caitlyn zrobio si al chopca. - Ale ja jestem zachwycona, e wreszcie mogam ci pozna. - Ja te. - Umiechn si szeroko i wycign do niej rce. Caitlyn cisno si serce, kiedy wzia go od Shanny i poczua jego rczki na szyi. W tej chwili zrozumiaa, e nie moe pozwoli, by kto skrzywdzi tego licznego chopczyka, niewane, jaka krew pyna w jego yach. - Dzikuj, e przysza. - Roman poda jej rk. Z trudem przekna lin. Tino odsun si, eby spojrze jej w twarz. - Boisz si? - Nie, skde. - Szybko ucisna do Romana. - Caitlyn wanie dowiedziaa si o wampirach - wyjania Shanna - i cigle jest w lekkim szoku. Roman skin gow. - Caitlyn, masz moje sowo, e nie spotka ci tu adna krzywda.

- Chodmy na tort i lody! - Constantine wykrci si z obj Caitlyn. Ciociu, chod. - Docz do was za chwilk. - Caitlyn poczochraa jasne loki chopca. Zostaw mi kawaek tortu. - Okej. - Wbieg do rodka, kiedy ojciec otworzy przed nim drzwi. - To do zobaczenia. - Shanna umiechna si i wesza z mem do stowki. Caitlyn przecia boisko, mijajc zawodnikw i widzw podajcych do sali. W oddali dostrzega altank i ruszya w jej stron. Kiedy jej uszu dobiegy nuty Sto lat, obejrzaa si na okna stowki. Piosenka skoczya si oklaskami i miechem. Wampiry najwyraniej uwielbiay imprezy. Otulia si szczelniej kardiganem, by osoni si przed chodnym nocnym powietrzem, i ruszya w kierunku altany. Im dalej sza, tym ciemniej byo dookoa. Jedwabna, haftowana torebka obijaa jej si mikko o biodro. Kamienny chodnik prowadzi w gr agodnego stoku. Z trawy wyrastay kpki tych onkili. Fioletowe, rowe i biae hiacynty przesycay powietrze sodkim aromatem. Kiedy zbliya si do altany, z wntrza dobiegy j do jednoznaczne odgosy. Zatrzymaa si, syszc przecigy, mikki jk kobiety. - Och, Robby, musimy przesta. Przegapimy imprez. - Nie mog czeka ani minuty duej - odpowiedzia jej basowy, mski pomruk. - Musz ci mie teraz, 01ivio. Kobieta wydaa z siebie kolejny przecigy jk, ktry Caitlyn zinterpretowaa jako kapitulacj. Ruszya po trawie na paluszkach w innym kierunku. Z altany dobieg j kobiecy pisk, a po nim mski pomruk. Rany. Caitlyn oddalia si jak najszybciej. Wygldao na to, e wampiry s bardzo uwodzicielskie. Przez gow

przemkn jej obraz Carlosa, ale odepchna go. Nie by ni zainteresowany. Obejrza j, a potem sobie poszed. Zauwaya cementow awk pod dbem i ruszya w jej stron. Nie moga duej odpycha od siebie rzeczywistoci. Musiaa stawi jej czoo. Wampiry. Przecigna palcami po szorstkiej korze dbu. Jeli miaa wierzy siostrze, wampiry byy rwnie rzeczywiste jak to drzewo. Teraz rozumiaa tajemnicze ostrzeenie Howarda, e tak naprawd liczy si tylko wntrze. Wygldao na to, e te wampiry s szczodre i dobre. I chciay chroni miertelnikw przed swoimi zymi pobratymcami. Caitlyn usiada na awce. Co powinna zrobi? Przede wszystkim musiaa porozmawia z ojcem i upewni si, e to wszystko prawda. Ale miaa straszne przeczucie, e tak jest. Przecie m Shanny produkowa syntetyczn krew -idealna praca dla wampira, ktry nie chce gry ludzi. No i ojciec ostrzega j, eby tu nie przyjedaa. To by wyjaniao, dlaczego nie pozwala mamie odwiedza wnukw. Uwaa to miejsce za terytorium wroga. Caitlyn stwierdzia, e ma trzy moliwoci. Pierwsza: udawa, e to wszystko nigdy si nie wydarzyo. Moga znale prac, ktra nie miaaby nic wsplnego z wampirami. Moga prowadzi normalne ycie. Nuda. Nigdy nie lubia nudy. Uwielbiaa przygody. I nie naleaa do osb, ktre chowaj gow w piasek, by nie widzie rzeczywistoci. Druga opcja: zaakceptowa wiat i rodzin siostry i przyj prac w firmie Emmy MacKay. Wtedy mogaby jedzi po caym wiecie i poznawa mnstwo interesujcych... ludzi, ywych i nieumarych. Wielki minus - zagroenie ze strony zych wampirw. Opcja trzecia: zaakceptowa istnienie wampirw i przyj prac u ojca. Jako czonek komrki Trumna prowadziaby ekscytujce ycie, walczyaby ze zymi wampirami. Niestety, fizyczne konfrontacj e nie leay w jej charakterze. A poza tym, co by byo, gdyby tato uzna, e Roman jest zy? Albo, co gorsza, Constantine? Westchna. Teraz rozumiaa przynajmniej, skd wzia si ta wrogo pomidzy jej ojcem i siostr. - Do diaba - szepna. Zrozumiaa, e bdzie musiaa wybra, po ktrej stronie skconej rodziny si opowiedzie.

Rozdzia 3 Chciabym jecha jak najszybciej - powiedzia Carlos do swojego pracodawcy, idc z nim korytarzem do biura ochrony MacKaya. Angus MacKay zmarszczy brwi. - Bybym bardziej przekonany, gdyby mia mocniejsze dowody. Carlos rozumia wahanie szefa. Angus sfinansowa jego dwie ostatnie ekspedycje, do Belize i Nikaragui. Obie podre byy bezowocne. - Prawd mwic, to najlepszy trop, jaki mam od lat. Wedug Pata informator widzia, jak dziki kot w dungli przemienia si w czowieka po tym, jak go zabito. Angus zatrzyma si w p kroku. - To obiecujce. Ale jeli informator zmyla? - Pat mu wierzy. - A kto to jest Pat? - Angus ruszy dalej. - Profesor Supat Satapatpattana z uniwersytetu Chu-lalongkorn w Bangkoku. Nazywam go Pat, dla skrtu. - Ciekawe dlaczego - mrukn Angus, przyciskajc do do panelu przy drzwiach biura.

- Chula to szanowana uczelnia, a Pat jest znanym antropologiem. Nie przekazaby mi tej informacji, gdyby nie wierzy w jej prawdziwo. Angus skin gow. - W takim razie musisz to sprawdzi. Daj ci zielone wiato. - Otworzy drzwi. - Howard, jak leci? Carlos odetchn z ulg. Moe tym razem mu si uda. Mino ju pi lat od Lata mierci - pi lat od dnia, kiedy na jego oczach wyrnito jego rodzin i przyjaci. O ile wiedzia, zostali tylko on i pitka sierot, ktrymi si opiekowa. Musia znale wicej przedstawicieli swojego gatunku. Musia znale sobie on. Rozmowa Howarda i Angusa wsika w to, kiedy Car-losa zaczy bombardowa wspomnienia. Wszdzie mier. Smrd palonych cia. Duszcy dym poncych wiosek. Rodzice. Brat. Wszyscy zamordowani. Wszystko zniszczone. Z pocztku te wspomnienia przeladoway go nieustannie, wcigajc w koszmarn otcha rozpaczy. Teraz dopaday go tylko raz dziennie. Czas nie zagodzi blu. Uatwi tylko udawanie, e wszystko jest w porzdku. Sta si mistrzem kamuflau i iluzji. Ju jako dziecko nauczy si, jak ukrywa si w amazoskiej dungli, jak si maskowa, by nikt go nie dostrzeg. Teraz umia si ukrywa na oczach wszystkich. Nikt nie zna jego prawdziwego ja. Nikt... tylko Fernando. Od Lata mierci Carlos odby w sumie pi ekspedycji. I wszystko na prno. Wzi gboki wdech, by podsyci w sobie determinacj. Niewane, e ten najnowszy przebysk nadziei opiera si na zwykej pogosce. Bdzie szuka a do skutku. Podszed do ciany monitorw ochrony. Codzienna powd blu opada, na razie. Angus chwali si, jak wietnie jego chrzeniak, Tino, gra w koszykwk.

Carlos cieszy si, e druyna solenizanta wygraa, ale druyna zmiennoksztatnych bya bardzo bliska zwycistwa. Gdyby zapa to ostatnie podanie, wygrayby Pazury. Wola nie myle o przyczynie swojego gupiego bdu. O niej. Nigdy wczeniej nie czu tak natychmiastowej fascynacji. Potna mieszanka podania i zachwytu oguszya go niczym szarujcy byk, pozbawiajc go przytomnoci i tchu. Najlepszy dowd, e za dugo y bez kobiety. I przez kilka cudownych sekund myla, e znalaz kobiet idealn. Ale jeden niuch zniweczy jego nadzieje. Rzeczywisto zwalia si na niego z takim impetem, e ledwie poczu uderzenie pik w gow. Nie bya zmiennoksztatn. Nie bya dla niego. A im szybciej znajdzie sobie odpowiedni partnerk, tym lepiej. Spojrza na monitory. Na parkingu i w holu nie byo nikogo. Korytarze byy puste. Wygldao na to, e wszyscy siedz w stowce i wietnie si bawi. Powinien te tam by ze swoimi adoptowanymi dziemi, ale musia porozmawia z Angusem o nowej ekspedycji. I musia unika jej. Poczu ciskanie w piersi, kiedy dostrzeg j na monitorze. Zbliaa si do skraju ogrodu, w miejscu, gdzie park przechodzi w las. W tym jasnotym swetrze i z blond wosami wygldaa jak promie soca w ciemnoci. Co tam robia? Jeli przysza na przyjcie Tina, to dlaczego nie siedziaa z reszt goci? - Kto to jest? - Wskaza monitor, prbujc udawa nonszalancj. Howard spojrza. - Caitlyn Whelan, siostra Shanny. Carlos zacisn do w pi. Merda. Sean Whelan jest jej ojcem? Bigoteryjny gupiec. Ale by ostatni osob, ktr wampiry chciayby rozgniewa. Potrzeboway jego

pomocy w walce z Malkontentami i w zapewnieniu sobie bezpieczestwa. A to oznaczao, e Carlos musia si trzyma z dala od jego crki. Flirt z ni nie podobaby si ani Seanowi, ani wampirom. Ale i bez tego Carlos wiedzia, e jest zakazana. Bya katastrof przebran za raj - kobiet, ktrej mczyzna nie potrafiby zapomnie ani zostawi. Nie mg sobie pozwoli na co takiego. Jego przeznaczenie byo wyryte w kamieniu. By zapewni przetrwanie gatunku musia znale sobie on tak jak on. Angus podszed do ciany monitorw. - Jest bardzo podobna do siostry. Ani troch, pomyla Carlos. Jej oczy byy bardziej turkusowe. Twarz bardziej owalna. Na nosie kilka piegw. Jej wosy byy dusze i miay bardziej zoty odcie ni rudawe wosy Shanny. Z alem pokrci gow. Czy byo w niej co, czego nie zdyby zauway i zapisa w pamici? Howard, siedzcy za biurkiem, odchyli si na krzele. - Wiedziae, e Sean nie powiedzia jej, e Shanna wysza za m i ma dzieci? - Och, co za dupek - mrukn Angus. Jeli chodzio o Seana Whelana, Carlos by skonny uywa barwniejszych okrele. - Przegapi cae przyjcie. - Pewnie jest w szoku. - Howard opar nogi na biurku. - Shanna miaa powiedzie jej o wampirach. Angus skin gow. - To by pomys Emmy. Pomylaa, e bdzie lepiej, jeli Caitlyn dowie si o wszystkim od siostry. - Spojrza na ni na ekranie. - Wydaje si, e przyja to cakiem niele. Howard prychn. - Bo nie pdzi do samochodu, wrzeszczc na cae gardo?

Carlos spojrza z ciekawoci na Angusa. - Dlaczego Emma chciaa, eby Caitlyn znaa prawd? - Bo mamy nadziej j zatrudni. - Co? - Carlos cofn si o krok. - Wolimy, eby pracowaa dla nas, a nie dla ojca i jego cholernej Trumny. Carlos przekn lin. Nie mgby pracowa z t kobiet. Gdyby stacjonowaa tutaj, w Romatechu, musiaby poprosi o przeniesienie. Ale najlepiej by byo, gdyby jak najszybciej wyjecha do Bangkoku. - Musz wyjecha natychmiast na moj ekspedycj. - Jak ekspedycj? - spyta Howard. Carlos wyjani szybko. - Polec pierwszym dostpnym samolotem. Angus zmarszczy czoo. - Skd ten popiech? - A na co tu czeka? - odparowa Carlos. - Casimir i Malkontenci siedz w ukryciu, nic si w tej chwili nie dzieje. Waciwie nie jestem tu potrzebny. A wiesz, e musz znale sobie on. Szukam od piciu lat. I nie robi si modszy. - Rozumiem, chopcze. - Angus pooy mu do na ramieniu. - Martwi si tylko o twoje dzieci. Syszaem, e maj problem z przyzwyczajeniem si do nowej szkoy i nowego kraju. Nie wiem, czy powiniene je teraz zostawia. Carlos jkn w duchu. Wiedzia, e jego sierotom jest ciko. By to jeszcze jeden powd, eby jak najszybciej znale on. Coco miaa dopiero sze lat. Raquel dziewi, a Teresa dwanacie. Potrzeboway matki. Potrzeboway kobiety, ktra przeprowadziaby je przez pierwsze przeobraenie, kiedy wejd w okres dojrzewania. W przypadku Teresy ta zmiana moga nadej lada moment. Carlos czu, e czas ucieka. Zadzwonia komrka Angusa; wyj j z kieszeni.

- Tak, zaraz tam bd. Zwykle szorstki glos wielkiego Szkota zagodnia, co byo oczywistym znakiem, e rozmawia z on, Emm. Otworzy szerzej oczy. - Zaginy? Nie martw si, skarbie. Znajdziemy je. -Rozczy si. - Kto zagin? - Coco i Raquel. - Angus zacz wpatrywa si w monitory. - Emma posza po tort i lody dla dzieci, a kiedy wrcia, dziewuszek ju nie byo. Howard z guchym tpniciem opuci nogi na podog i wsta. - Nie mogy doj daleko. Carlos poczu ciar w piersi, jak zawsze, kiedy pojawia si jaki problem z dziemi. Cierpiay, a on nie mia pojcia, jak im pomc. To udawanie, e wszystko jest w porzdku, nie dziaao. Umia je ocali fizycznie - ale emocjonalnie? Ilekro patrzyy na niego tymi swoimi oczami penymi blu, kuli si w sobie. Dostrzeg jaki ruch na monitorze ukazujcym ogrd. Kto chowa si za wielkim rododendronem. Serce mu si cisno. Biedne dziewczynki nie chciay zosta znalezione. Wskaza ruszajcy si krzak. - Tam si schoway. Pjd po nie. - Mg je odprowadzi na przyjcie, ale, na Boga, nie mia pojcia, co im powiedzie. Przez ostatnie lata zabawia je artami, amatorskimi sztuczkami magicznymi i wycieczkami do lodziarni, eby odpdzi zy. To nie wystarczao, ale jak mia otworzy przed nimi serce, skoro mia do zaoferowania tylko bl i rozpacz? Wyszed z biura ochrony i powlk si korytarzem do bocznego wyjcia. Ciar w piersi przygniata go, utrudnia oddychanie. Sieroty uwaay go za swojego bohatera, za najdzielniejszego czowieka na wiecie, za zbawc, ktry ocali je od strasznej mierci.

Nie mg wyzna im prawdy. Mia do odwagi, eby stawi czoo fizycznemu blowi mierci, ale jeli chodzio o bl emocjonalny, by tylko gupcem i oszustem. Gorzej, pomyla z pogardliwym prychniciem. By przekltym tchrzem. Caitlyn, zamylona, siedziaa na awce pod dbem. Jeli istniay wampiry, to jakie jeszcze dziwne istoty mogy chodzi po wiecie? Elfy? Zbowa wrka? Wielka Stopa? Podskoczya, syszc jaki dwik w pobliu. Odwrcia si i zauwaya kogo za pniem drzewa. Z ca pewnoci nie by to Wielka Stopa. O wiele za may. Podniosa si. - Halo? Zza drzewa wyjrzaa dziewczynka. W jej wielkich, brzowych oczach byszczay zy, dolna warga draa. - Coco, nie - szepna druga dziewczynka zza pobliskiego krzewu. Mwia z lekkim akcentem, gos miaa spity i peen blu. - Daj spokj tej pani. - Nic nie szkodzi - zapewnia je Caitlyn. Czy to byy hybrydowe dzieci, jak Constantine? Kimkolwiek byy, co je bardzo smucio. Coco wysza zza drzewa i w milczeniu zbliya si do Caitlyn. Miaa znkane, wystraszone spojrzenie, jakie Caitlyn widziaa wiele razy; za kadym razem kiedy bezdomny kociak czy szczeniak szuka u niej pomocy. Usiada z powrotem i poklepaa miejsce koo siebie. - Powiedz mi, co si dzieje, Coco. Dziewczynka wdrapaa si na awk i przysuna bliziutko. Ta druga, par lat starsza, te odwaya si podej. - Zapomniaam, jak pani ma na imi. - Jestem Caitlyn. A ty? - Raquel. Raquel Gatina. - Dumnie uniosa gow. -Jestemy z Brazylii.

Chude ramiona Coco zatrzsy si, kiedy maa wybuch-na paczem. - Ja chc do domu. Mam... mam do tego angielskiego. Jest trudny. - Skarbie. - Caitlyn pogaskaa j po plecach. - Moesz do mnie mwi jak chcesz. Zrozumiem ci. - Wiedziaa, e zrozumienie przyjdzie natychmiast, ale potrzebowaa chwili, by zacz odpowiada dziewczynkom w ich rodzimym jzyku. Raquel podesza bliej. - Serio? - Sprbuj. Coco uniosa na ni wzrok. - Jestem wstrtna - powiedziaa po portugalsku. - Dlaczego jeste wstrtna? - spytaa Caitlyn po angielsku. Dziewczynki wymieniy zaskoczone spojrzenia. - Coco jest za na Constantine'a - wyjania Raquel po portugalsku. Mwi, e go nienawidzi. - Nie chc go nienawidzi - zawya Coco. - Lubi Tina. Ale to nie fair! Raquel pocigna nosem. - Tino ma rodzin i przyjaci. A my nie. Caitlyn cisno si serce. - Macie siebie nawzajem. A z tego, co widziaam, wszystkie panie na przyjciu kochaj was i chc by waszymi ciociami. Raquel zmarszczya brwi i kopna ziemi. - One nas tylko auj, bo jestemy sierotami. - Tino ma mamusi, tatusia i siostr - szepna Coco. -Moja mamusia i tatu, i siostra nie yj. Caitlyn przekna lin. - Jak to si... Przepraszam. Na pewno nie chcecie o tym mwi.

Raquel przysiada na awce koo Coco. - li ludzie przyszli do naszej wioski i zabili nasze rodziny. Nienawidz nas, bo jestemy inni. Caitlyn gwatownie wcigna powietrze. wity Boe. Czyby krewni tych dziewczynek zostali zabici, bo byli wampirami? To byo niewyobraalne. Przypominao jej rasowe czystki. I nie mona byo pozwoli, by trwao. Nagle wszystko stao si dla niej jasne jak kryszta. Jeli przyjmie prac proponowan przez Emm MacKay, bdzie moga chroni niewinne dzieci, takie jak Coco i Raquel. Takie jak jej siostrzenica i siostrzeniec. Coco pocigna j za rkaw swetra. - Jestem wstrtna, bo si zoszcz na Tina? - Nie, skarbie. To normalne, zazdroci komu, kto ma co, co samemu chciaoby si mie. - Ja go naprawd lubi. - Coco chlipna. - Chc si cieszy, e ma rodzin, ale to niesprawiedliwe. - Wiem. - Caitlyn pogaskaa dugie czarne wosy dziewczynki. - Ale z drugiej strony, mona si cieszy, e wiat jest niesprawiedliwy. Raquel zesztywniaa. - Ale powinien by sprawiedliwy. - Zastanw si nad tym - odpara agodnie Caitlyn. -Gdyby wiat by absolutnie sprawiedliwy, wszystko dziaoby si dlatego, e w jaki sposb sobie na to zasuya. Raquel otworzya usta. - Ale... ale mymy sobie na to nie zasuyy. Coco si wyprostowaa i szeroko otworzya przeraone oczy. - Ci li ludzie przyszli dlatego, e jestem niedobra? - Nie! - Caitlyn chwycia dziewczynk za ramiona. -Jeste dobra. Jeste kochanym, niewinnym dzieckiem, i w aden sposb nie moga sobie zasuy na to, co si stao. Raquel zerwaa si z awki.

- To dlaczego si stao? Oczy Caitlyn napeniy si zami. - Och, kotku. Nie wiem, dlaczego na wiecie istnieje zo. Zdaje si, e to ma co wsplnego z woln wol. Z tym, e ludzie mog decydowa, czy chc by dobrzy, czy li. - Ja chc by dobra - szepna Coco. Caitlyn zamrugaa, by odpdzi zy. - Skarbie, jeste dobra. - Jeli jestemy dobre, to dlaczego spotkaa nas ta straszna rzecz? krzykna Raquel. Caitlyn si skrzywia. Te pytania byy dla niej stanowczo za trudne. - Nie wiem. To nie powinno byo was spotka. I przykro mi, e spotkao. Coco wybuchna paczem i zarzucia Caitlyn rce na szyj. Raquel przysuna si bliej, niepewna, czy wypada jej szuka pocieszenia. - Chod tutaj. - Caitlyn wcigna starsz na prawe kolano. Jej samej popyny zy, kiedy tak suchaa cichego paczu dziewczynek i czua drenie ich drobnych cia. wietna robota, skarcia si w duchu. Zamiast poprawi im humor, doprowadzia je do ez. Wrcia myl do czasu, kiedy bdc na placwce w Taj landii, odwiedzia wityni Tygrysw. Zadaa buddyjskiemu mnichowi to samo pytanie, ktre Raquel zadaa jej. Mnich tylko si umiechn i powiedzia, e lepiej myle o tym wszystkim, co jest dobre na wiecie, co sprowadza mio i rado. Wytkna mu, e unikn odpowiedzi. - Czasami nie da si odpowiedzie sowami - odpar. -A mio zawsze jest najlepsz odpowiedzi. Siedziaa wic w milczeniu, przytulajc dziewczynki i majc nadziej, e to wystarczy, by da im cho troch pociechy.

Poczua, jak powoli przenika j poczucie sensu ycia i spenienia. Zostaa zwolniona przez Departament Stanu, bo wtrcia si w lokalne obyczaje, eby pomc niewinnej kobiecie. Nie aowaa tego, co zrobia. Zrobiaby to znw bez zastanowienia. Moe to bya jej prawdziwa yciowa misja. Chroni niewinnych. Znalaza si tutaj w tej chwili, bo te dziewczynki jej potrzeboway. Jej cae ycie byo labiryntem zwrotw i decyzji, i wszystkie one prowadziy do tego momentu. - Moecie na mnie liczy. Bd przy was - szepna do nich po portugalsku. Wiedziaa, e nikomu nie pozwoli ich skrzywdzi tylko dlatego, e s inne. - Znasz nasz jzyk? - spyta po portugalsku gboki, mski gos. Krzykna cicho i odwrcia gow. Boe wity, to by on. Tajemniczy przystojniak. Wampir. Carlos.

Rozdzia 4 Caitlyn zadraa i wzia gboki oddech. Co takiego byo w tym mczynie, e czua si przy nim tak bezbronna i roztrzsiona? Jakby kady jej nerw by odsonity i przewraliwiony. Ale zamiast j przeraa, podniecao j to. Wyszed z cienia tak niepostrzeenie i cicho, e zastanawiaa si, jak dugo tu ju by. Ile usysza z ich rozmowy? Mwi po portugalsku, wic z pewnoci rozumia dziewczynki. - Wujek! - Coco zsuna si z awki, podbiega do niego i obja go w pasie.

Wujek? Caitlyn patrzya, jak gaska ma po plecach. Czy ten wujek to by tylko honorowy tytu? Coco powiedziaa przecie, e wszyscy jej krewni zginli. Raquel podesza do niego powoli, jakby baa si, e jej potrzeba czuoci zostanie odrzucona. Caitlyn odetchna z ulg, kiedy przycign dziewczynk do siebie. O dziwo, w jego ruchach nie byo tej samej gracji co podczas gry w koszykwk; wydaway si niepewne i niezrczne. - Wszystko dobrze? - spyta cicho po angielsku. - Tak. - Raquel wskazaa Caitlyn. - Poznaymy now przyjacik. Przesun spojrzenie na Caitlyn i zmruy oczy. - Tak, wiem. Odniosa dziwne wraenie, e jest na ni zirytowany, ale to nie miao sensu. - Witam. Jestem Caitlyn Whelan. - Tak, wiem. Czekaa, eby si przedstawi, ale on tylko obserwowa j; jego bursztynowe oczy byy byszczce i przenikliwe, jakby ocenia zwierzyn. Moe dla wampira bya zwierzyn. Opanowaa dreszcz. - Jeste wujkiem Coco? Zacisn usta. - Jestem jej opiekunem. Musimy wraca na przyjcie. Dzikuj za pomoc. Naprawd by na ni zy. Dlaczego nie odpowiadao mu, e pomoga dziewczynkom? Spojrzaa na Coco i Raquel. - Gdybycie jeszcze kiedy chciay porozmawia, chtnie was wysucham. Coco umiechna si szeroko i podbiega do niej. Raquel podesza za ni; Caitlyn obja je i mocno uciskaa. Kiedy zauwaya, e Carlos marszczy brwi, nie moga si oprze, eby si z nim nie podroczy.

Umiechna si sodko, zapraszajco. - Grupowy ucisk? Jego wzrok zsun si do jej stp, a potem powoli powdrowa do gry. - Grupowe zabawy to nie dla mnie. Skra zacza j mrowi z podniecenia, ale nie chciaa mu pokaza, jak bardzo wytrca j z rwnowagi. - A ja si nie bawi z obcymi. Kcik jego szerokich ust unis si w krzywym umiechu. - Nie uwaam ci za obc. Znam twoje imi. - Ty si nie przedstawie. W jego oczach bysn ar. - Tak, wiem. Czua, e bawi si z ni w kotka i myszk. Wysuna podbrdek. Nie naleaa do kobiet, ktre godz si na rol myszki. Coco pocigna j za sweter. - Pjdziesz z nami na przyjcie? - Idcie ze swoim... wujkiem - odpara Caitlyn. - Zobaczymy si za chwil. - Pa! - Pobiegy z powrotem do Carlosa. Kiwn Caitlyn gow. - Dobranoc. - Odwrci si, eby odprowadzi dziewczynki do stowki. - Na razie. - Caitlyn nie moga si oprze; by nie wbi mu kolejnej szpilki. - Carlos. Zatrzyma si i spojrza na ni. ar bysn w jego bursztynowych oczach, a Caitlyn znw poczua igieki podniecenia na skrze. - Catalina - szepn. Po czym odwrci si i odszed. Catalina. To sowo przeszyo j arem. Moe po prostu przeoy jej imi na portugalski, ale przysigaby, e w jego ustach zabrzmiao to pieszczotliwie. Z drcymi kolanami usiada na awce. Wygrzebaa z torebki chusteczk i otara mokre policzki. Te dwie

dziewczynki chwyciy j za serce. A Carlos - co on z ni robi? Gdyby wrci i poprosi o szklank krwi, kusioby j, eby odsoni szyj. Czy wszystkie wampiry obdarzone byy tym seksownym, uwodzicielskim czarem? Ale widziaa przecie inne wampiry na boisku do koszykwki. I tylko Carlos dziaa na ni w taki sposb. Spojrzaa za nim, ale i on, i dziewczynki zniknli jej ju z oczu za wielkim rododendronem. - Carlos! - zawoa nagle eski gos. - Musimy porozmawia. Caitlyn po cichu przesza na drug stron pnia dbu. Std, ukryta w cieniu, miaa dobry widok. Do Cariosa, Coco i Raquel podesza jaka moda para. Carlos cichym gosem poprosi dziewczynki, eby poszy do stowki. - Ja te zaraz przyjd. - Poszed za nimi par krokw i obserwowa, jak mijaj altan. - To prawda? - spytaa moda kobieta. - Wyjedasz na kolejn ekspedycj? Carlos odwrci si przodem do kobiety i mczyzny. - Tak. Angus si zgodzi. - Howard wspomnia o tym na przyjciu - cigna niecierpliwie kobieta. -1 powiedzia, e chcesz jecha od razu? - To prawda. - Carlos spojrza w stron dbu i zmruy oczy. Czyby j widzia? Caitlyn cofna si gbiej w cie i schowaa bia chusteczk do torebki. Moe wampiry doskonale widz w nocy. - Jak dugo ci nie bdzie? - wypytywaa gniewnie. Carlos westchn. - Tak dugo, jak bdzie trzeba. Miesic, moe duej. - Nie moesz wyjecha na miesic - upieraa si. -Twoje dzieci ci potrzebuj. Jeste ich bohaterem, Carlos. Wiedz, e zginyby, gdyby ich nie uratowa.

- Nic im nie bdzie, Toni - wycedzi Carlos przez zacinite zby. - Bd w szkole, z tob. - Tak, i wanie w szkole maj problemy - powiedzia mody mczyzna ze szkockim akcentem. - Emiliano wszczyna bjki z chopakami Phila. - Porozmawiam z nim przed wyjazdem - burkn Carlos. - A co z dziewczynkami? - spytaa Toni. - One ci potrzebuj, Carlos. - Potrzebuj matki! - krzykn Carlos. - A ja potrzebuj partnerki. Caitlyn zachysna si ze zdumienia. Szuka partnerki? Jakiego rodzaju partnerki? Jego spojrzenie pobiego ku niej; oczy bysny mu twardo, gniewnie. - e... co? - Toni odsuna si o krok, osupiaa. - Syszaa mnie - warkn Carlos. - Chcesz si eni? - spyta Szkot. - Nie rb takiej zszokowanej miny, an. Ty nie chciae si eni? - No tak, ale... - Nie moesz si oeni - stwierdzia Toni. - Jeste gejem. Caitlyn parskna. Czy oni oszaleli? Carlos spojrza na ni ze zoci, po czym przesun wzrok na Toni. - Nigdy nie mwiem, e jestem gejem. - Oczywicie, e jeste - upieraa si. - Widziaam, jak taczye samb w rowych stringach z cekinami. Carlos wzruszy ramionami. - No i co? Powiedziaa, e jestem bardzo sexy. Dosownie si linia. an zesztywnia. - Kiedy to byo? - Zanim ci poznaam - mrukna Toni i zwrcia si z powrotem do Carlosa. - A co z Fernandem? Za kadym

razem, kiedy przychodzi z wizyt, ciskalicie si i caowalicie. - Caujemy si w policzki. - Carlos machn lekcewaco rk. - To nic dziwnego w naszej kulturze. A e ty postanowia to tak zinterpretowa... - Ale Fernando jest gejem - przerwaa mu Toni. - Sam powiedzia. - Tak, Fernando jest gejem - odpar niecierpliwie Carlos. - Ale ja nie jestem. - Jasna cholera. - an oddali si o par krokw. -Wiedziaem. Toni zacza dziko wymachiwa rkami. - Pozwalae mi myle, e jeste gejem! - Miaem swoje powody - burkn Carlos. - eby celowo wprowadza mnie w bd? - Toni wzia si pod boki. Patrzye, jak si ubieram. Jak moge? Carlos wzruszy ramionami. - Nigdy nie powiedziaa, e mam wyj. - Bo mylaam, e jeste gejem! - krzykna Toni. -Ty... ty zboku! Carlos zmarszczy brwi. - Nie ma nic zboczonego w podziwianiu ciaa piknej kobiety. - Och, doprawdy? To podziwiaj sobie to! - Toni daa mu w twarz tak mocno, e echo rozlego si po ogrodzie. Carlos zatoczy si do tyu. Toni si skrzywia. Potar policzek. - Menina... - Nie mw do mnie meninal Ufaam ci! - Toni zamachna si, eby znw go uderzy. - Przesta! - an odcign on. - Nie tak si to zaatwia. - Dziki za zrozumienie - mrukn Carlos.

- Och, rozumiem ci doskonale - powiedzia an. -Gapie si na moj on, udajc kogo, kim nie jeste, ty cholerny draniu. - Grzmotn Carlosa pici w twarz, rozcigajc go na ziemi. - Tak si to zaatwia. Caitlyn opada szczka. Carlos najwyraniej dostawa, co mu si naleao, ale, doprawdy, jak ci ludzie mogli myle, e jest gejem? Zapiera jej dech w piersi jednym spojrzeniem. - Chod, Toni. - an zapa on za rk i pocign j do stowki. Carlos usiad z jkiem. Caitlyn skrzywia si znw, widzc krew sczc mu si z nosa i z wargi. Wyja z torebki paczk chusteczek i podbiega do niego. - Wszystko w porzdku? - Przeyj. - Przycisn grzbiet doni do nosa. Czy robi si godny, czujc zapach krwi? - Prosz. - Podaa mu chusteczk. Odchyli gow do tyu i przytkn chusteczk do nosa. - No i co, menina? Podobao ci si przedstawienie? Kucna obok niego na kamiennej ciece. - Byo... interesujce. - Co za ulga. Nie chciabym by nudny. - Popatrzy ze zmarszczonymi brwiami na zakrwawion chusteczk. - Wtpi, eby potrafi by nudny. - Podaa mu kolejn. - Naprawd taczysz samb w rowych stringach z cekinami? Przycisn wie chusteczk do nosa, wci odchylajc gow do tyu. - Nie na pierwszej randce. Umiechna si. - Wyglda na to, e za kadym razem, kiedy ci widz, dostajesz po gowie. - Widocznie to twj szczliwy wieczr.

Wyja kolejn chusteczk i zacza ociera krew, ktra cieka mu z kcika ust. Jego dolna warga bya spuchnita. Dotkna jej lekko koniuszkiem palca, aujc, e nie moe jej pocaowa. Spojrzaa mu w oczy. Byy zamknite, wic skorzystaa z okazji, eby obejrze go sobie z bliska. Rzsy mia gste i czarne. Wosy do ramion, gadkie jak jedwab. Skr zaskakujco opalon, jak na wampira. Krtkie rkawki koszulki opinay si na bicepsach. Ramiona mia szerokie, muskularn pier. Czarno-czerwony tatua okala mu szyj, schodzc a na obojczyk, ale za dua jego cz bya schowana pod koszulk, by Caitlyn moga si zorientowa, co przedstawia. Sprbowaa wytrze mu krew z podbrdka, ale chusteczka podara si o czarny zarost. - Nie wiem, jak ta kobieta moga ci uwaa za geja. Unis powieki. - Pozwoliem jej w to wierzy. - Ja bym nigdy nie uwierzya. - Spojrzaa mu w oczy. -Widziaam, jak na mnie patrzye. Zotawe plamki w jego brzowych tczwkach bysny jak bursztyn. - Na ni nigdy tak nie patrzyem. Caitlyn poczua, e policzki jej pon. Stara mu z podbrdka skrawki podartej chusteczki. - Dlaczego chciae, eby ludzie mieli ci za geja? Wzruszy ramionami. - Tak byo atwiej. Nie musiaem si martwi, e kobiety bd si za mn ugania. Caitlyn odchylia si do tyu. - Bo przeladuj ci tumy linicych si kobiet? - W Brazylii tak. Przystawiao si do mnie wiele piknych kobiet. To byo bardzo mczce. Parskna. - Biedactwo.

Unis brew. - Iluzja dziaaa w Rio, wic sprbowaem jej w Stanach. Pomaga mi trzyma kobiety na dystans... - Bo same z natury rzucaj si na ciebie? Co za... -Caitlyn szybko podniosa si z ziemi. Carlos te wsta. - Jeste za? - Raczej rozczarowana. I zirytowana. Przy twoim ego Amazonka wyglda jak... jak przydrony rw. - To nie jest kwestia ego, menina. To po prostu fakt. Mj gatunek przyciga kobiety, a ja nie chciaem tego wykorzystywa. Zawahaa si. Mg mie racj. By moe wampiry rzeczywicie pocigay kobiety. Ona sama poczua to natychmiast. Naleao mu zapisa na plus, jeli stara si nie korzysta z tego faktu. Carlos upchn zakrwawione chusteczki do kieszeni dinsw. - Wic udawaem, e wol mczyzn, eby nie naraa si na pokusy. - I to si udawao? - Tak. - Spojrza na ni arliwie. - Do teraz. Przekna lin. Czy mia ochot j ugry? Straci troch krwi. - Jeli jeste godny, w stowce s butelki. Przekrzywi gow. - Lubi prawdziwe jedzenie. Czy to znaczyo, e woli wie krew? - Mylaam, e opierasz si pokusom. Zrobi krok w jej stron. - Ty mi to bardzo utrudniasz. Odsuna si odrobin. - Suchaj, wiem, e jeste boski, i tak dalej, ale nie pozwol ci si ugry.

Zatrzyma si gwatownie. W jego oczach bysn gniew. - Nigdy bym ci nie ugryz. Nic na tym wiecie nie zmusioby mnie do ugryzienia ciebie. - Co? - Nagle poczua si uraona. - Chcesz powiedzie, e moja krew nie jest dla ciebie do dobra? Zamruga. - H? Do diaba, znw wracao do niej dziecistwo. Zawsze drczy j lk, e siostra j porzucia, bo ona, Caitlyn, nie bya dla niej do dobra. Teraz zostaa uznana za niegodn" przez godnego wampira. Rzucia w niego zakrwawion chusteczk. - Possij sobie wasn krew, Carlos! - Mina go wciekym krokiem. - Czekaj. - Chwyci j za rami, ale mu si wyrwaa. -Co ci tak rozzocio? - spyta. zy zamazay jej wzrok. Jak moga mu powiedzie o nadziei i podaniu, ktre przepeniay jej serce? - Uwaasz, e nie jestem do dobra dla ciebie. Ujrzaa bl w jego oczach. - Nie powiedziaem czego takiego. Wysuna podbrdek. - Nie musiae. Wiem, kiedy kto mnie odrzuca. - Odwrcia si na picie, eby odej. - Merda - warkn za jej plecami. Nagle zostaa gwatownie odwrcona i z impetem uderzya o jego ciao. - Uff. - Pooya donie na jego twardej piersi. - Co ty... - Urwaa, kiedy chwyci doni jej szczk. Pochyli si ku niej, przepalajc j spojrzeniem. - Nawet nie masz pojcia, jak bardzo ci pragn. Uchylia wargi, eby cicho krzykn, i jego usta natychmiast znalazy si na nich. Zesztywniaa, zaskoczona smakiem krwi i szybkoci jego ataku.

Nagle poczua, e jego palce delikatnie pieszcz jej szyj. Jego wargi poruszay si mikko na jej wargach. Zamierza uwie j czuoci. I to dziaao. Jego spuchnita dolna warga delikatnie przycisna si do niej. Caitlyn podejrzewaa, e czu wicej blu ni przyjemnoci, ale to go nie powstrzymywao. Opara si o niego, a on z cichym pomrukiem pogbi pocaunek. Ten dwik, niski i egzotyczny, rozszed si po caym jej ciele, sprawiajc, e zapragna rozpyn si u jego stp. Serce walio jej jak motem. Rozpaszczya donie na jego plecach, powdrowaa nimi w gr, oplota szyj. Jedwabiste kosmyki jego wosw musny jej ramiona, powodujc elektryzujce iskrzenia na skrze. - Menina, Catalina - szepn, obsypujc jej twarz pocaunkami. Jkna i przycisna si do niego mocniej. Nie sposb byo nie zauway twardej wypukoci w jego spodniach. Caitlyn przeszy ar, ogarno j desperackie podanie. - Carlos. W jego gardle znw rozleg si basowy pomruk; przycisn usta do jej ust. Delikatno znikna, zastpia j drapieno, od ktrej Caitlyn zacza si wi. Jkna cicho w jego usta, kiedy chwyci jej pier i cisn. Przerwa pocaunek i odchyli si do tyu. Na jego twarzy odmalowao si osupienie, kiedy spojrza w d, na swoj wasn do na jej piersi. Zabra rk i cofn si o krok. - Co ja wyprawiam? - Nie wiem - wydyszaa Caitlyn - ale robisz to cholernie dobrze. - Ja... nie miaem prawa ci pocaowa. - Nie sprzeciwiaam si. Wrcz przeciwnie, braam w tym udzia. Mylaam, e zauwaye. - Ale my nie moemy... nie wolno nam... - Przeczesa wosy doni. Przepraszam.

Za co on przeprasza? Owszem, to by najbardziej seksowny pocaunek, jakiego dowiadczya, no i waciwie si nie znali, ale to nie bya adna katastrofa. - Nie przejmuj si tym. Takie rzeczy si zdarzaj. - Raz na milion lat, dodaa w duchu. Pokrci gow z chmurn min. - Nie powinienem by tego robi. Wybacz mi. Przeszy j dreszcz niepokoju. Czy naprawd aowa tego pocaunku? Czy nie zamierza jej ju nigdy wicej caowa? To nie miao sensu. Byo oczywiste, e Carlos jej pragnie. Sam powiedzia. Twarda bulwa w jego spodniach to powiedziaa. Odwrci si, wbijajc chmurne spojrzenie w ziemi. - Chyba powinna wrci na przyjcie. Pjd za tob za par minut. Chciaa si z nim kci, ale uznaa, e w tej chwili nic by to nie dao. By zbyt wcieky na siebie, zbyt zdeterminowany, eby j odepchn. Postanowia, e to jeszcze nie koniec. Przecie bdzie regularnie przyjeda do Romatechu, z wizyt do Shanny i dzieci. I sprbuje zobaczy si jeszcze z Coco i Raquel. Carlos nie bdzie w stanie jej Unika. Jeli to przyciganie midzy nimi byo czym prawdziwym, nabierze mocy. Nie bdzie mg tego powstrzyma. - W takim razie do zobaczenia. - Ruszya do stowki. Haas w rodku by oguszajcy. Dzieci ganiay si wok stow. Pkay baloniki. Doroli rozmawiali, skupieni w grupki. Za kadym razem, kiedy Constantine otwiera kolejny prezent, wybuchay radosne okrzyki. Caitlyn torowaa sobie drog midzy gomi, a dotara do siostry. Shanna wyszczerzya si do niej, ale umiech natychmiast znikn, uwanie przyjrzaa si Caitlyn. - Dobrze si czujesz? - Musimy porozmawia.

Shanna wzia j za okie i poprowadzia do kuchni. Nalaa jej szklank wody. - Jeste zaczerwieniona, wygldasz na zgrzan, co jest dziwne, skoro na dworze jest chodno. Caitlyn napia si wody i odstawia szklank na stalowy blat. - Powanie rozwaam przyjcie posady w firmie ochroniarskiej Emmy. Shanna si oywia. - Byoby wspaniale! Widywaybymy si codziennie. - Tak. Shanna przyjrzaa si uwaniej twarzy siostry. - Wygldasz, jakby si z kim caowaa. - Moe dlatego... e si z kim caowaam. Shanna krzykna cicho i cofna si o krok. - Boe, Caitlyn. Dopiero co przyjechaa. I ju... czy to nie za szybko? Caitlyn spojrzaa na ni z irytacj. - Uwierz mi, zwykle nie rzucam si na facetw za pierwszym razem, kiedy ich widz. Ale te wampiry... no c, s naprawd atrakcyjne. - Kto to by? - Carlos. Shannie opada szczka. Caitlyn signa po szklank, eby napi si jeszcze wody. - Daj mi to. - Shanna chwycia szklank i wypia kilka ykw. - Caowaa si z Carlosem? - Tak. Shanna wypia jeszcze troch wody. - Jeste pewna? Caitlyn parskna. - Tak. Zdyam si dowiedzie, jak ma na imi, zanim na niego wskoczyam. Wiesz, mam pewne zasady.

Shanna odstawia pust szklank na blat. - Chc, eby trzymaa si od niego z daleka. - Co? Siostra spojrzaa na ni surowo. - Nie zadawaj si z nim. - Jak moesz tak mwi? - Caitlyn wybuchna gniewem. - Mylisz, e nie jestem do dobra dla wampira? Ty masz wampira. Dlaczego ja te nie mog mie? - Cait! - Shanna wycigna do niej rce. - Skarbie, on nie jest wampirem. - Co? - Carlos nie jest wampirem. Caitlyn opara si bezwadnie o szafki. Ten pocig do niego nie by spowodowany nadnaturalnym urokiem? Mogaby przysic, e jest... w jaki sposb wyjtkowy. - To normalny facet? - Niezupenie. - Shanna si skrzywia. - Niektrzy pracownicy firmy MacKay, obsadzajcy dzienne zmiany, s... inni. To zmiennoksztatni. Caitlyn wybauszya oczy. Krlicza nora wanie otwara si na nowo. Klapna na taboret. - Carlos jest...? - Zmiennoksztatnym. Oni potrafi si przeobraa w zwierzta. Caitlyn gono przekna lin. - Jak wilkoaki? - Phil i paru innych chopakw to wilkoaki - wyjania Shanna. - A Howard Barr oczywicie jest niedwiedziem. - Niedwiedziem? - Caitlyn wskazaa jadalni. - Tam jest niedwied? Gdzie? - Tam. - Shanna pokazaa jej Howarda. - Niedwie-dzioak. Caitlyn dotkna czoa. - Trac zmysy.

- Powinnam bya ci ostrzec. - Shanna pokrcia gow. - Ale zwyczajnie nie przyszo mi do gowy, e ty... - e zaczn si oblinia z pierwszym facetem, jaki wejdzie mi w drog? spytaa cierpko Caitlyn. - Zrozum, prosz. Nie moemy zoci taty bardziej, ni to konieczne. Bdzie wkurzony, e przyja prac u Emmy. Ju i tak jest wcieky, e ja wyszam za wampira. Jeli si dowie, e ty si zwizaa ze zmiennoksztatnym... - Wiem - mrukna Caitlyn. - Okoci si. Shanna parskna. - Nie, Cait. To ty si okocisz. Carlos jest panteroakiem.

Rozdzia 5 Prosz. - Shanna postawia talerzyk z urodzinowym tor tem i kubek ponczu na blacie w kuchni, po czym usiada na taborecie koo Caitlyn. Naturalne remedium na stres: czekolada. Caitlyn wsuna do ust may kawaek tortu. - Lepiej? - zapytaa Shanna ze spitym umiechem. Caitlyn kiwna gow. Nie miaa wtpliwoci, e siostra si o ni ma rtwi. Po rewelacji Shanny przez pi minut siedziaa jak skamieniaa, nie wydajc z siebie adnego dwiku. Zjada jeszcze jeden ks tortu. Gsta, lepka czekolada rozpucia si w jej ustach, likwidujc posmak krwi, ktry nie chcia znikn. Posmak jego krwi. Po pocaunku z nim. Panteroak. Caowaa si z panteroakiem. Z brazylijskim panteroakiem. Wypia yczek ponczu. Ostatni rzecz, jakiej potrzebowaa, by cukrowy haj. Serce i tak ju omotao jej jak szalone.

- Zakochuj si w gigantycznym Panu Foofikinsie -szepna. - Sucham? - Shanna spojrzaa na ni podejrzliwie. Ona sdzi, e zwariowaam, pomylaa Caitlyn. - Kiedy byam maa a ty wyjechaa z domu, byam... bardzo samotna. Dylan wiecznie gdzie biega, eby gra w pik, i nie mia czasu dla modszej siostry. Mama zawsze bya mia, ae wycofana, jakby bujaa mylami gdzie indziej. Shanna skina gow. - Wiem. Przykro mi. To dlaczego mnie opucia? - spytaa Caitlyn w duchu. Chciaa pozna odpowied na to pytanie od kiedy miaa dziewi lat, ale nie zadaa go teraz. Baa si, e usyszy to, co zawsze podejrzewaa. Nie jeste do dobra. - Jaki miesic po twoim wyjedzie - cigna - pod naszymi kuchennymi drzwiami zjawi si czarny kociak. Pokochaam go od pierwszej chwili, ale tato jak zwykle upiera si, ebymy go odwieli do schroniska. Okazao si, e malec ma koci biaaczk i w schronisku chcieli go upi. - Okropne - mrukna Shanna. Wzrok Caitlyn zamaza si od ez. - Bagaam tat, eby pozwoli mi go zatrzyma. Powiedziaam, e nie mam kogo kocha. I w kocu ustpi. Uwielbiaam Pana Foofikinsa. Daam mu tyle mioci, ile zdoaam, ale umar jaki rok pniej. Shanna dotkna ramienia siostry. - Strasznie mi przykro. Caitlyn otara par ez z policzkw. - Dlaczego o nim nie wiesz? Nie czytaa moich listw? Pisaam ci o nim przez dugie miesice. Wysyaam nawet zdjcia. Shanna wyprostowaa si na taborecie. - Pisaa do mnie?

- Tak, co tydzie przez wiele miesicy. Przestaam, bo... bo nigdy nie odpisaa. - O Boe. - Shanna przycisna do do piersi. W jej oczach zabysy zy. Nigdy nie dostaam adnych listw z domu. Caitlyn zamrugaa. - Nie dostawaa moich listw? - Nie. - Shanna pokrcia gow, blada jak ciana. -Mylaam... mylaam, e wszyscy mnie opucilicie. - Ja mylaam, e to ty opucia mnie. Shanna na moment zacisna powieki; na jej twarzy malowa si bl. - Jak on mg... - Co? Kto? Shanna chwycia Caitlyn za rk. - Najwaniejsze jest to, e znw jestemy razem. Nikt nie moe nas rozdzieli. Caitlyn ucisna do siostry. - Masz racj. - No dobrze. - Shanna napia si ponczu. - Myl, e przeya ju wystarczajco duo jak na jeden wieczr, wic jeli chcesz wicej informacji na temat pracy, moe wrcisz jutro wieczorem i porozmawiasz z Emm? - Jasne. - Dam ci klucz do nowojorskiego domu, eby moga si wprowadzi. - Byoby wietnie. Dzikuj. - Caitlyn zjada jeszcze jeden kawaek tortu. - Mieszka tam kilkoro naszych przyjaci, ktrzy akurat s w miecie. Jack i Lara, i Robby z 01ivi. Pracuj dla MacKay UOD. - Shanna spojrzaa na ni z zaciekawieniem. - Chyba wiesz, e Carlos te pracuje w tej firmie. - Domyliam si. - Mam nadziej, e nie on jest powodem, dla ktrego chcesz przyj t posad.

Caitlyn pokrcia gow. - Nie. - To dobrze. - Shannie wyranie ulyo. - Wiem, e kochaa swojego czarnego kotka, ale Carlos to nie jest gigantyczny Pan Foofikins. Mj m walczy w kilku bitwach z Malkontentami i widzia zmiennoksztatnych w akcji. To nie s urocze, przytulane zwierztka. S miertelnie niebezpieczni i dzicy. I seksowni jak diabli. Caitlyn westchna. Kto by pomyla, e kot z dungli potrafi tak caowa? - Mylisz, e mona im ufa? - Ja ufam im cakowicie - przyznaa Shanna. - Ale tylko gdy s w ludzkiej postaci. Kiedy si przeobra, nigdy nie wiem, ile tak naprawd maj kontroli nad besti. Caitlyn zadraa. Wiedziaa, e siostra prbuje j odstraszy od Carlosa. Ale egzotyka zawsze nieodparcie j kusia. Bg wiadkiem - kiedy poznaa prawd o Carlosie, wyda jej si jeszcze bardziej podniecajcy. - Toni, odbierz. Wiem, e tam jeste. - Carlos ju trzeci raz prbowa si dodzwoni do Toni McPhie. Po zakoczeniu wczorajszego przyjcia wrcia do Akademii Dragon Nest. Grupa wampirw teleportowaa miertelnikw i zmiennoksztatnych mieszkajcych w szkole do internatu. Jego adoptowane dzieci te wrciy do akademii. Carlos zosta w Romatechu i spdzi noc w jednej z sypial w piwnicach. Nie spa dobrze. Przez ni. W jednej chwili beszta siebie za to, e j caowa, a w nastpnej przeywa w duchu ten pocaunek na nowo i pragn wicej. Kiedy wreszcie zasn, ni o niej. I o sobie. Jak tarzaj si nago w dungli. Obudzi si z erekcj i wszystko zaczo si od nowa, poczwszy od pretensji do siebie. W cigu dnia mia sub w Romatechu: ochrania wampiry pogrone w miertelnym nie w piwnicach. Ho-

ward, drugi dzienny stranik, zwykle spdza dnie w domu Draganestich w White Plains, eby pilnowa Romana i jego ochroniarza, wampira Connora. Tym sposobem Carlos siedzia sam przez cay dzie, nudzc si i ziewajc z niewyspania. Przez ni. Nie mg sobie pozwoli na zwizek z ni. Musia wyjecha. Ostatnie kilka godzin spdzi na planowaniu podry, by mc wyjecha ju jutro. Ale najpierw musia zapewni opiek dzieciom. I musia ugaska swoj przyjacik, Toni. - Menina - mwi dalej do jej automatycznej sekretarki. - Jak dugo jeszcze bdziesz si gniewa? Chcesz jeszcze raz da mi w twarz? Usysza kliknicie: kto podnis suchawk. - Powinnam da ci w zby - powiedziaa Toni. - Zasuye sobie. - Oj, no przesta, zawsze wiedziaa, e nieze ziko ze mnie. - Zniy gos. - Wolaaby da mi klapsa na go pup? Toni parskna. - Niedobry kiciu. Jeszcze ci nie wybaczyam. - A gdybym ci powiedzia, e ze wszystkich dziewczyn, ktrym pomagaem si ubiera, ty jeste najadniejsza? - Rany, dziki - burkna. - A co z tymi, ktrym pomagae si rozbiera? - One dla mnie mruczay. Prychna drwico. - Zdajesz sobie spraw, jaka wkurzona bdzie Sabrina, kiedy jej powiem? - Sabrina zawsze jest wkurzona. Toni si rozemiaa. - Tak, ale teraz przynajmniej bdzie wkurzona na ciebie, a nie na mnie. Carlos wzruszy ramionami. Bya wsplokatorka Toni wci nie do koca pogodzia si z faktem, e jej najlepsza

przyjacika wysza za wampira i zostaa dyrektork szkoy dla maych zmiennoksztatnych i pwampirw. - A jak tam jej dom dziecka? - wietnie sobie radzi - odpara Toni - ale cigle jest wcieka, e pracuj tutaj, a nie z ni. Wic dlaczego wprowadzie nas w bd, Carlos? - Martwiem si, e mieszkacie same, tym bardziej e Sabrina jest bogat dziedziczk. Baem si, e kto bdzie prbowa to wykorzysta, i chciaem mie ci na oku. A z drugiej strony nie chciaem, eby zinterpretowaa moj trosk jako romantyczne zainteresowanie. Nie mog si wiza, dopki nie znajd sobie partnerki swojego gatunku. Toni milczaa przez chwil, przetrawiajc jego wyjanienie. - Bardzo skutecznie przekonae nas, e jeste gejem. - Potrafi doskonale udawa. - Przez pi lat udawa, e wszystko jest w porzdku i e ycie to jeden wielki karnawa. Codzienna fala blu wezbraa w nim, groc powodzi. Merda. Czy nie mg przey cho jednego dnia bez rozpamitywania Lata mierci? - Mj... brat bliniak by gejem. Toni zachysna si ze zdumienia. - Masz brata bliniaka? Nigdy mi nie powiedziae. - Miaem. - Carlos potar czoo. - To u nas normalne, e rodzimy si w miotach, jako bliniaki albo trojaczki. - I... stracie? - spytaa agodnie Toni. Bl przela si i pochon go. Jego brat. Rodzice. Jego wioska. Wszyscy zginli. Wszyscy umarli. - Carlos? Odepchn od siebie rozpacz, ale wysiek sprawi, e gowa zacza pulsowa mu bolenie. - Tak? - Przykro mi. Tak naprawd nie wiem, co przeszede ty i twoje dzieciaki, ale to musiao by straszne. Te dzieci cierpi.

- Wiem. Gdybym znalaz wicej przedstawicieli naszego gatunku, nie czuyby si takie samotne. A gdybym znalaz sobie on, miayby matk. Kogo, kto umiaby je... pocieszy. - Moim zdaniem one potrzebuj ciebie, Carlos. Zmarszczy brwi. Bl w skroniach nasili si. Jak mg im pomc zapomnie o czym, o czym sam nie potrafi zapomnie? - Zadzwoniem do Fernanda. On radzi sobie z nimi duo lepiej ni ja. Zgodzi si poby z nimi w szkole, kiedy ja wyjad. Miaem nadziej, e pozwolisz mu zamieszka w internacie. - To on zajmowa si dziemi, kiedy studiowae w Nowym Jorku? - Tak. Mieszka z nimi w Rio. - Hm. Ciekawe, czy umiaby czego uczy, ebymy mogli go zatrudni. Te jest panteroakiem? - Nie. Ale to technologiczny wir. Zna si na komputerach i nowoczesnych technologiach. Nauczy mnie wszystkiego, co wiem. - Brzmi obiecujco - powiedziaa Toni. - Przydaby nam si spec od komputerw. A jeli do tego potrafi pomc dzieciom, to jestem jak najbardziej za. - wietnie. Dzikuj ci. - Carlos odetchn, e ma z gowy jeden z gwnych punktw na swojej licie spraw do zaatwienia. Dzieci miay zapewnion opiek, wic mg spokojnie jecha na ekspedycj. - Kiedy wyjedasz? - spytaa Toni. - Jutro, mam nadziej. - Musia tylko uzyska zgod Angusa. - Zadzwoni jeszcze raz do Fernanda, przyleci najbliszym samolotem. - No dobrze. Powodzenia, Carlos. Mam nadziej, e znajdziesz sob ie partnerk. - Ja te. - Carlos si rozczy. Rozmasowa skronie, prbujc zagodzi bl. Myl pozytywnie, powiedzia sobie.

Ju niedugo bdzie wdrowa po grach pnocnej Tajlandii, szukajc panterolakw. I tym razem je znajdzie. Znajdzie sobie partnerk, i bdzie taka, jak sobie wymarzy. Taka, jak sobie wyobraa. Jego myli wypenia wizja Caitlyn Whelan. - Nie! - Zerwa si z krzesa i zacz chodzi po biurze. Nie, nie, nie. To nie moga by ona. Na jego biurku zapika budzik. Zawsze nastawia go na godzin zachodu soca. Wiedzia, e Angus i Emma wanie si budz w piwnicach Romatechu. I Phineas. Pozostae wampiry, Jack i Robby, wolay zatrzyma si w rezydencji na Upper East Side. Byy z nimi ich miertelne ony, ktre strzegy ich w cigu dnia. Carlos podszed do biurka i wyczy budzik. Poukada kartki z planem swojej podry. Wrci do ciany ekranw monitoringu. Za chwil zobaczy wampiry wychodzce ze swoich pokoi. Jego uwag cign monitor ukazujcy gwn bram i podjazd. Zblia si jaki samochd. Dziwne. Byo za wczenie na wampirzych pracownikw nocnej zmiany w Romatechu. Dzwonek telefonu przeszy jego obola gow. Szybko podszed do biurka, eby odebra. - Brama wjazdowa - zidentyfikowa si stranik. -Przyjechaa Caitlyn Whelan. Serce podskoczyo w piersi Carlosa. - W porzdku. Dziki. - Odoy suchawk. Wrci do monitorw i zobaczy, jak Caitlyn wjeda na parking. Frontowe drzwi budynku byy zamknite na klucz. Ostatni ze miertelnych pracownikw wyszed godzin temu. Do Carlosa dotaro, e bdzie musia wpuci Caitlyn. Bdzie musia si z ni spotka. Na innym ekranie zauway Angusa i Emm. Wanie wchodzili do windy. Phineas podbieg, by do nich doczy.

Tymczasem Caitlyn zaparkowaa samochd. Przednie drzwiczki otworzyy si i wyonia si z nich para dugich, nagich ng. Carlos gwatownie wcign powietrze. wita Mario, Matko Boa. Gdzie koczya si jej spdnica? Pochyli si bliej, a monitor zaparowa od jego oddechu. - Cholera. - Podcign na wysoko piersi brzeg swojej koszulki polo, eby przetrze szko. Na kolejnym ekranie Angus, Emma i Phineas wyszli z windy. Carlos pogna do telefonu na biurku i zadzwoni na komrk Phineasa. - Jo, Kocurze, co tam? - spyta Phineas. - Caitlyn Whelan wanie idzie do gwnych drzwi -powiedzia Carlos. - Siostra Shanny? Kurde, aowaem, e nie poznaem jej wczoraj wieczorem. - Nastpia chwila ciszy, po czym Phineas doda: - Emma mwi, e j wpuci. - wietnie. - Carlos odetchn z ulg i si rozczy. Dzisiaj uniknie spotkania z ni, a jutro wyjedzie do Tajlandii. Bl w jego skroniach zela. Otworzy drzwi, eby wpuci Angusa i Phineasa do biura. - Co si dziao w cigu dnia? - spyta Angus. - Nie. - Carlos podnis z biurka swj raport. - Udao mi si skompletowa plan podry. Jak widzisz, jutro wieczorem mam samolot. Angus pokrci gow, marszczc brwi. - Przykro mi, chopcze, ale nie moemy ci jeszcze puci. Carlos z trudem przekn lin. - Mylaem, e ustalilimy, e wyjad tak szybko, jak to moliwe. - Tak, to prawda. Ale wczeniej musimy zaatwi par spraw. Trzeba znale zastpstwo za ciebie i...

- Rany, ta laska jest nieza! - Phineas sta przed monitorami i obserwowa Emm i Caitlyn w holu. Carlos zacisn pici na swoich papierach. Angus spojrza na modego wampira z Bronxu. - Mam nadziej, e nie mwisz o mojej onie. Phineas parskn. - Mam ochot jeszcze poy. Nie, mwi o tej blondynce. Palce liza. Dupencja pierwszej klasy. Carlos poczu dziwn ochot, eby rozszarpa Phine-asowi gardo. Co byo dziwne, bo bardzo lubi Phineasa. Angus si rozemia. - Shanna na pewno si bardzo ucieszy, kiedy usyszy, jak okrelie jej siostr. - Zwrci si do Carlosa. - Wrmy do rzeczy. Carlos spojrza na swoje kartki. Merda! Byy poszat-kowane, jakby przeszy przez niszczark. Zdawao mu si, e tylko zacisn donie, ale jakim cudem wysuny mu si pazury. Zwykle dziao si tak tylko kiedy by w niebezpieczestwie. Albo kiedy w niebezpieczestwie by kto, kogo kocha. Do diaba, nie. Nie chcia o tym myle. Si woli cofn pazury i schowa zmasakrowane papiery do teczki. - By moe bdziemy mieli dla ciebie zadanie do wykonania, zanim wyjedziesz - cign Angus, przygldajc mu si z ciekawoci. - Trzeba bdzie przeszkoli now pracownic w samoobronie. Ty jeste naszym najlepszym specem od sztuk walki, wic chcielibymy, eby j uczy. J? Bl gowy powrci ze zdwojon moc. Spojrza na monitor, na ktrym wida byo Emm i Caitlyn idce w stron biura ochrony. - Chcecie, ebym j uczy? - Tak. - Angus kiwn gow. - Jeli przekonamy Caitlyn Whelan, eby dla nas pracowaa, bdziesz jej trenerem.

Rozdzia 6 Na parkingu Romatech Industries Caitlyn wysiada z wypoyczonego samochodu i skrzywia si, widzc, jak wysoko podjechaa jej spdnica w czasie jazdy z Manhattanu. Obcigna brzeg na waciw dugo tu nad kolanami i zapia akiet. Jeszcze raz zajrzaa do skrzanej teczki, by upewni si, e jej CV i referencje s w rodku. Par godzin temu zdecydowaa, e przyjmie posad w MacKay UOD. Rozmowa z ojcem ostatecznie przesdzia spraw. Sean poprosi j o spotkanie w siedzibie CIA i tam, w swoim gabinecie, zdradzi jej szokujce rewelacje. Wampiry istniej naprawd i jeli przyjmie prac w komrce Trumna, pomoe mu zmie tych ohydnych krwiopijcw z powierzchni ziemi. Z pocztku udawaa wstrznit, ale szybko okazao si, e nie musi udawa. Ojciec jakby zapomnia o jej obecnoci. Chodzi po gabinecie, dziko wymachujc rkami, krzyczc i przeklinajc. Naprawd ni wstrzsn. By tak przearty nienawici do wampirw, i zacza si obawia, e nie myli racjonalnie. Byo jasne, e chce je unicestwi. Wszystkie. Serce cisn jej potworny strach, e prdzej czy pniej ojciec wmwi sobie, e liczne dzieci Shanny s diabelskim pomiotem i musz zgin. Po dziesiciu minutach wysuchiwania tej penej jadu perory wstaa i oznajmia, e auje, ale nie moe przyj jego propozycji. - Co? - krzykn. - Nie moesz odmwi. Masz moralny obowizek pomc mi walczy z tymi potworami. - Ja... nie mog. Przykro mi. Wymamrota kolejne przeklestwo, nie przestajc chodzi po gabinecie. - Nie mam ci za ze, jeli si boisz. Te cholerne pasoyty s przeraajce.

Tak jak i ty, pomylaa. - Przepraszam, tato. - Wysza pospiesznie i pojechaa takswk do Central Parku. Dugo chodzia alejkami, ledwie zauwaajc jasne poletka onkili, i usiowaa przetrawi jako te najnowsze zawirowania i zwroty akcji w swoim yciu. Wyrosa, ufajc ojcu i wierzc, e Shanna j opucia. Teraz wszystko stano na gowie. Wampiry. Zmienno-ksztatni. Malkontenci. I ojciec obsesyjnie pragncy zabi ich wszystkich. Ale w rodku caego tego chaosu niewinne buzie Con -stantine'a i Sofii stany jej przed oczami i wypeniy serce ciepem. Przypomniaa sobie zy radoci, kiedy odnalaza siostr. Przypomniaa sobie ramiona Cariosa, obejmujce j, dotyk jego ust na swoich ustach. I Coco, i Raquel, ktre tak bardzo jej potrzeboway. Ogarno j tak silne poczucie celu i spenienia, jakby przydzielono jej wit misj chronienia ich. Ojciec obiecywa jej ycie motywowane nienawici, gdy tymczasem wiat siostry oferowa ycie przepenione mioci. Ostatecznie decyzja okazaa si atwa. Caitlyn pojechaa do Romatechu, gotowa przyj prac w MacKay, Usugi Ochroniarskie i Detektywistyczne. Zaoya najdroszy kostium i szpilki. Zwina dugie wosy w schludny kok na karku. Zamiast czerwonej, haftowanej torebki z Singapuru wzia czarn, skrzan. Cho bardzo chciaa tej pracy, wci troch baa si wchodzi w wiat wampirw. Na wypadek, gdyby odsanianie szyi w ich obecnoci byo niebezpieczne, zawizaa na niej jedwabn apaszk. W miar jak zbliaa si do drzwi, jej serce bio coraz mocniej. Czy Carlos by w budynku? Czy w ogle o niej myla? Drzwi si otworzyy i przywitaa j Emma MacKay. - Wejd.

- Dzikuj. - Caitlyn wesza do holu, stukajc szpilkami na marmurowej posadzce. Moe przesadzia z elegancj. Jej nowa szefowa bya ubrana zwyczajnie, w dinsy i zielony sweter. Trudno byo uwierzy, e to wampirzyca. Emma wygldaa i zachowywaa si zupenie normalnie. Emma zamkna gwne drzwi na klucz i wcisna par guzikw na elektronicznym panelu. - W nocy musimy by ostroni, bo to czas, kiedy mog zaatakowa Malkontenci. - Shanna troch mi o nich opowiadaa - powiedziaa Caitlyn. - Nie cierpi syntetycznej krwi, ktra jest tu wytwarzana. - Tak. Obstaj przy archaicznym przekonaniu, e wampiry to wyszy gatunek i maj prawo uywa i wykorzystywa ludzi jak im si ywnie podoba. Prawda jest taka, e byli band zbirw za ycia, a przemiana w nie-umarych jeszcze pogorszya ich charaktery. To okrutni mordercy, a my robimy, co w naszej mocy, eby ich pokona. Caitlyn powstrzymaa dreszcz. Shanna opisaa jej t prac jako ekscytujc przygod - podre po wiecie, dbanie, by planeta bya bezpieczniejsza dla miertelnikw -ale teraz zastanawiaa si, do jakiego stopnia moe to by niebezpieczne. - Jakimi mocami dysponuj Malkontenci? - Lewitacj, teleportacj, kontrol umysw, nadludzk szybkoci i wyostrzonymi zmysami - wyjania Emma, prowadzc Caitlyn korytarzem po lewej. - Ale nie martw si. Mamy po naszej stronie wietnych wojownikw z tymi samymi mocami. I pracownikw obdarzonych najrniejszymi talentami i zdolnociami. Zmiennoksztatni, miertelnicy... niedawno nawet zatrudnilimy miertelniczk, ktra potrafi rozpozna kamstwa. To ona Robby'ego, Olivia MacKay. Moe j poznaa.

- Tak. Poznaam 01ivi i Lar dzisiaj rano, kiedy wprowadziam si do nowojorskiego domu. Emma si umiechna. - S urocze, prawda? - Rzeczywicie. - Caitlyn natychmiast polubia je obie. Domylia si te, e Olivia bya kobiet z altany zeszego wieczoru. Ale oczywicie nie poznaa mczyzny, ktry sprawi, e Olivia krzyczaa z rozkoszy. W cigu dnia by martwy. - Troch si martwi, e nie mam odpowiednich kwalifikacji do tej pracy - przyznaa. - Lara powiedziaa mi, e bya policjantk. A Olivia pracowaa w FBI. Emma zatrzymaa j, dotykajc jej ramienia. - Dziewczyny maj swoje talenty, ale twj jest naprawd wyjtkowy. Potrafisz nauczy si jzyka w par godzin, zgadza si? Caitlyn skina gow. - I rozumiem kady jzyk, ktry usysz. Emma szeroko otworzya oczy. - To niesamowite. Boe drogi, przydaaby nam si miesic temu. Polowalimy na Casimira w Bugarii i nikt z nas nie zna miejscowego jzyka. - Kto to jest Casimir? - Przywdca Malkontentw. - Emma wskazaa na prawo. - To jest pokj dzieci Shanny, a obok jest jej gabinet dentystyczny. Pewnie niedugo si zjawi. Grna poowa drzwi pokoju dziecicego bya otwarta. Caitlyn zajrzaa do rodka i zobaczya pki pene zabawek, ksiek i pluszakw. W kcie sta fotel na biegunach. Nadruk na wykadzinie imitowa miast o z ulicami i budynkami. Umiechna si do siebie. Jej siostra urodzia pwam-piryczne dzieci, ale zdoaa im zapewni cakiem zwyczajne dziecistwo. Emma westchna.

- Musz by z tob szczera. Nie planujemy naraa ci na niebezpieczne sytuacje, ale walczymy z niebezpiecznym wrogiem, wic to si moe zdarzy. Kady pracownik MacKaya przechodzi szkolenie w samoobronie, na wszelki wypadek. Godzisz si na to? Caitlyn przekna lin. Nie dao si unikn potencjalnego zagroenia. Nawet gdyby wstpia do ekipy swojego ojca, musiaaby by przygotowana na ewentualn konfrontacj z Malkontentem. Ale przynajmniej pracujc w MacKay UOD, bdzie otoczona wampirami, ktre posiadaj te same moce co Malkontenci. I bdzie moga widywa si z siostr i jej dziemi. - Rozumiem, jakie to niebezpieczne. Emma skina gow. - Zrobimy, co w naszej mocy, eby nic ci nie grozio. -Prychna drwico. - Shanna pewnie zadgaaby mnie kokiem we nie, gdyby cokolwiek ci si stao. Kawaek dalej w korytarzu otworzyy si drzwi i wyszed z nich potny mczyzna w kilcie. Caitlyn rozpoznaa w nim rudzielca, ktry gra wczoraj wieczorem w koszykwk. - Angus. - Emma podesza do niego z umiechem. - To jest Caitlyn Whelan. Wycign rk. - Mio mi ci pozna. Caitlyn ucisna mu do. - I nawzajem. Angus obj Emm ramieniem. - Przekonaa ju pann Whelan, eby si u nas zatrudnia? Kiedy Emma si zawahaa, Caitlyn odpowiedziaa za ni. - Tak, przekonaa. Z przyjemnoci bd dla was pracowa. Twarz Emmy rozjani szeroki umiech. - Super! - Uciskaa Caitlyn. - Dziki, kochana.

Angus si rozemia. - Doskonale. - Helo, licznotko. - W drzwiach stan wysoki mczyzna z radosnym wyszczerzeni na twarzy. By ubrany w spodnie khaki i granatow koszulk polo. - Witaj na pokadzie. Jestem Phineas McKinney, ksywa Doktor Kie. Jego te Caitlyn pamitaa z meczu koszykwki. - Jeste wampirzym lekarzem? - Jestem doktorem od mioci. - Puci do niej oczko. -Dostpnym kadej nocy, jeli potrzebujesz konsultacji w romantycznych sprawach. - Dzikuj. Bd pamita. - Na pewno zauwaya te wszystkie szczliwe parki maeskie, ktre tutaj mamy. - Phineas postawi konierzyk koszulki. - Czy to przypadek, e cae to maeskie szczcie kwitnie jak szalone, kiedy Doktor Kie jest na dyurze? Chyba nie. Angus prychn. - Niech ci nie zmyl te jego gupie arciki. Phineas to zajady wojownik na polu walki i nasi wrogowie nauczyli si go lka. - O tak, I'm bad. - Phineas zacz imitowa moonwalk Michaela Jacksona. - Jestem zy do szpiku koci. - Zrobi piruet, unis si na palce. - Au! - A jeli nauczy si zachowywa profesjonalnie - Angus posa mu znaczce spojrzenie - to awansuj go na szefa ochrony w Romatechu. Phineas zatrzyma si w poowie swojego ukadu tanecznego i wybauszy oczy. - Seryjnie? Znaczy, naprawd, szefie? Usta Angusa drgny. - Naprawd. Bdziesz tu dowodzi. Connor cigle bdzie na miejscu, ale jego gwnym zadaniem jest chronienie Romana i jego rodziny.

- Tak jest, kapitanie. - Phineas zasalutowa. Angus zwrci si do Caitlyn. - Bdziesz musiaa przej szkolenie z samoobrony. Jako trenera przydzielilimy ci Carlosa. Poduczy ci, zanim wyjedzie na swoj ekspedycj. Caitlyn wcigna gboko powietrze. Dokd wyjeda Carlos? Czy chodzio o ekspedycj, o ktrej mwi wczoraj, zanim dosta w twarz? Wspomina co, e szuka partnerki, ale Caitlyn nie chciaa si nad tym zastanawia. Teraz najwaniejsze byo, e bdzie j szkoli. To oznaczao, e bd spdza razem czas sam na sam. - Pjd po formularze, ktre musisz wypeni. - Emma znikna w biurze; Angus poszed za ni. Caitlyn wesza do rodka i spojrzaa zaintrygowana na cian pen monitorw. Zauwaya gwny hol i korytarze w budynku, rozpoznaa stowk. Zobaczya te parking od frontu i boisko do koszykwki. Altan i ogrody. Przekna lin, kiedy nagle co jej przyszo do gowy. Jeli w tym biurze by kto wczoraj wieczorem, to widzia, jak caowaa si z Carlosem. Sprbowaa sobie przypomnie. Kiedy wrcia do budynku, Howard by w stowce i jad tort. Moe ten pocaunek wci by tajemnic. Najgortszy, najcudowniejszy pocaunek jej ycia. Odwrcia si od monitorw i zauwaya, e tylna cz biura oddzielona jest krat. C za olbrzymi arsena pistoletw, karabinw i biaej broni! Skra zacza j mrowi z niepokoju. Jej najbardziej agresywnym zachowaniem przez dwa dziecia sze lat ycia byo zgniatanie karaluchw kaloszami. A i to byo traumatycznym przeyciem, biorc pod uwag rozmiary karaluchw w poudniowo-wschodniej Azji. Moga si okaza kompletnym miczakiem w konfrontacji z wielkimi, zymi wampirami.

Myl o tym jako o przygodzie, powiedziaa sobie. Od zawsze nienawidzia przemocy, ale kochaa przygody. I nie bya osob, ktra atwo si poddaje. Bya do dzielna, by mieszka w dziwnych, egzotycznych miejscach. Do silna, eby przetrwa, cho zawsze bya osamotniona. Teraz nie bya sama. Teraz miaa Shann i tych nowych przyjaci. Kiedy tak uspokajaa si w duchu, poczua nagle mrowienie na karku, jakby kto j obserwowa. Odwrcia si powoli. Phineas siedzia wycignity na krzele przy biurku. Umiechn si do niej przyjanie. Odpowiedziaa umiechem. To nie by on. To spojrzenie byo palce i... niebezpieczne, jakby kto upatrzy sobie j jako zdobycz. Angus i Emma stali przy drugim biurku, plecami do niej, i grzebali w jakich papierach. Zesztywniaa. Za biurkiem, ledwie widoczny w szparze midzy Angusem i Emm, siedzia Carlos. Patrzy na ni tymi przenikliwymi oczami, ktre byszczay jak bursztyn. Wszystkie zakoczenia nerwowe w jej ciele zaskwier-czay. Uniosa brwi. Zamierza tak siedzie, nie odzywajc si do niej? - Dzie dobry. Na jego uchwie drgn misie. Angus odwrci si do niej. - Caitlyn, zdaje si, e poznaa Carlosa wczoraj wieczorem. Otworzya usta, eby potwierdzi, ale speszya si, widzc bysk rozbawienia w oczach Angusa. Czyby wiedzia o pocaunku? - Spotkalimy si. - Carlos wsta powoli. - Przelotnie. - Widziaam, jak gra w kosza - mrukna Caitlyn. - O, jeszcze jak. - Phineas rozsiad si jeszcze wygodniej na krzele. Carlos by gwiazd druyny Pazurw. Przymi te wszystkie mode wilczki.

- Rzeczywicie. - Angus spojrza znaczco na Carlosa. - Zdaje si, e nabi sobie wczoraj sporo punktw. -Zerkn na Caitlyn, po czym znw na Carlosa. - Ale to nie przeszkodzi ci w wypenianiu obowizkw, co? Opalona twarz Carlosa przybraa czerwonawy odcie. - Nie, szefie. Caitlyn poczua, e jej wasne policzki pon. Angus wie, pomylaa. - Wzmacniamy ochron w nowojorskim domu - cign Angus. - Phineas i Carlos, chc, ebycie si tam z powrotem przenieli. Nie potrzebujemy stranika tutaj, skoro wszystkie wampiry sypiaj w rezydencji. A skoro panna Whelan te tam mieszka, bdzie ci wygodniej, Carlos. Bdziesz mg j szkoli w cigu dnia, w czasie swojej zmiany. Carlos kiwn gow. - Spakuj si. - Wyszed zza biurka i znikn za drzwiami. Emma zebraa plik dokumentw. - Chod ze mn, Caitlyn. Moesz to powypenia w sali konferencyjnej. Caitlyn wysza za ni z biura. Kiedy Emma wesza do sali po drugiej stronie korytarza, Caitlyn zatrzymaa si, by mc obserwowa Carlosa. Dotar ju niemal do holu. Tak jak Phineas, ubrany by w granatow koszulk polo i spodnie khaki, ale zwyczajne ubranie nie mogo ukry jego cudownego sposobu poruszania si. Niemal jakby si skrada, panujc nad kadym ruchem. Mski, a zarazem peen gracji. Bez trudu potrafia go sobie wyobrazi jako kota polujcego w dungli. Skrci do holu, obejrza si i zatrzyma. Ich oczy spotkay si na jedn, elektryzujc chwil. W nastpnej sekundzie jego arliwe spojrzenie powdrowao w d jej ciaa i spoczo na goych ydkach, po czym wrcio ku twarzy. Caitlyn zmiky kolana. Ile zwierzcia czaio si pod t

przystojn, ludzk powok? Czy zaczby mrucze, gdyby podrapaa go za uszami? - Caitlyn? - zawoaa j Emma. - Tak. - Z ociganiem odwrcia si od gorcych, bursztynowych oczu Carlosa. Wesza do sali konferencyjnej i zaja krzeso, ktre wskazaa jej Emma. Z niemaym wysikiem odepchna od siebie wszelkie myli o Carlosie, eby mc si skupi na interesach. - Musisz wypeni par formularzy. - Emma pooya papiery na stole przed ni. -1 moesz sobie wybra wariant ubezpieczenia. - Dzikuj. - Caitlyn wyja ze swojej teczki dugopis, CV i referencje. - Pisz, a ja w tym czasie wezm dla ciebie subow bro z magazynu. Zaraz wracam. - Emma wysza szybko z sali. Bro? Caitlyn przekna lin. Ojciec zawsze mia w domu pistolety i nauczy j i jej brata zasad bezpiecznego obchodzenia si z broni. Przez lata czsto zabiera Dylana na strzelnic. J zabra tylko raz. Najwidoczniej nie by w stanie znie takiego wstydu. Jkna w duchu. Miaa si przyzna Emmie, jak bardzo boi si broni? I e nie trafiaby nawet w stodo? Odsuna od siebie te wtpliwoci. Jej katastrofalna wycieczka na strzelnic miaa miejsce dziesi lat temu. Caitlyn bya pewna, e teraz poradzi sobie lepiej. Bdzie musiaa. Od tego mogo zalee jej ycie. Skadzik broni ojca by dla niej bardziej zrozumiay teraz, kiedy wiedziaa ju, e zawsze pracowa w CIA. Wyrastaa w przekonaniu, e by pracownikiem Departamentu Stanu, e spokojnie siedzia za biurkiem. Kama w sprawie swojej pracy. Bya ciekawa, w jakich sprawach jeszcze. Dlaczego Shanna nie dostaa adnego z jej listw?

Odsuna na bok te podejrzenia i zaja si wypenianiem formularzy. Kilka minut pniej do sali wrcia Emma i postawia na stole niewielkie pudeko. - To plastikowa amunicja treningowa krtkiego zasigu. - Otworzya pudeko, by pokaza Caitlyn zawarto. -Wziam dla ciebie automatyczny pistolet kaliber 9. Carlos jest zajty pakowaniem, wic poprosiam Phineasa, eby zabra ci na nasz strzelnic w piwnicach. - Okej. - Caitlyn nieufnie spojrzaa na amunicj. Cho plastikowe, pociski i tak byy spiczaste i wyglday gronie. Emma przysiada na brzegu stou. - Carlos pieszy si, eby jecha na t swoj ekspedycj, wic jeli nie masz nic przeciwko, zacznie twoje szkolenie ju jutro. Serce Caitlyn zaomotao. Nie moga si ju doczeka. - Okej. Ema przyjrzaa jej si uwanie. - Pamitasz, jak ci mwiam, e wampiry maj wyostrzone zmysy? Sysz bicie twojego serca. Wanie przyspieszyo. Caitlyn zaczerwienia si. - Jestem... podekscytowana now prac. - Angus powiedzia mi, co widzia wczoraj wieczorem na monitorze. Caitlyn si skrzywia. - To nie byo nic wielkiego. Naprawd. - Tylko najbardziej seksowny pocaunek, jakiego dowiadczya w yciu. - No c, moe Angus przesadzi. - Emma umiechna si. - Czasem bywa beznadziejnym romantykiem. Powiedzia, e wasz pocaunek by tak gorcy, e o mao nie podpalilicie ogrodu. To byo a tak wida? Policzki Caitlyn zapony. - To... to si po prostu stao. Zwykle nie cauj nieznajomych.

- Ja ci nie osdzam. - Emma dotkna jej ramienia. -Ja si tylko o ciebie martwi. Caitlyn westchna gboko, przygarbia si. - Shanna powiedziaa mi, e nie powinnam si z nim wdawa w romans. Spojrzenie Emmy byo pene wspczucia. - Tak chyba byoby najlepiej. On niedugo wyjeda na ekspedycj, eby szuka przedstawicieli swojego ga tunku. - Panteroakw? - Tak. S zagroeni wymarciem - wyjania Emma. -O ile wiemy, on i jego pitka adoptowanych dzieci to ostatnie panteroaki, jakie zostay. Caitlyn cisno si serce. Teraz rozumiaa, dlaczego Carlos jej nie chcia. Potrzebowa ony panteroaczki. Emma przyjrzaa jej si z ciekawoci. - Ale to troch dziwne, e caowa si z tob, chocia planuje wyjazd . Caitlyn wzruszya ramionami. - To byo... chwilowe zamienie. Spokojnie mog z nim pracowa. - Nie masz ochoty pocaowa go jeszcze raz? Caitlyn otworzya usta, eby zaprzeczy, ale gardo jej si cisno i nie zdoaa wydusi ani sowa. Boe wity, potwornie chciaa go jeszcze pocaowa. - O rety. - Emma wyprostowaa si na krzele. - Moe powinnimy przydzieli ci do treningu Lar albo 01ivi. - Chc Carlosa - wypalia Caitlyn i skrzywia si. -Oczywicie wycznie w profesjonalnym sensie. Czysto zawodowym. Emma parskna. - Potrafi rozpozna freudowsk pomyk. - Zabbnia palcami po stole. To interesujcy... - Tak, jest interesujcy.

- Chciaam powiedzie obrt spraw". - Emma posaa jej zatroskane spojrzenie. - Musisz to przemyle. Caitlyn westchna. Wiedziaa, e musi to przemyle, ale ilekro Carlos by w pobliu, jej procesy mylowe szy w rozsypk. Emma wstaa i zebraa papiery. - Skoczyymy. Phineas zabierze ci na strzelnic. Rozdzia 7 Carlos szed korytarzem w stron biura ochrony z podrn torb w rce, z piekielnym blem gowy, przepeniony gniewn frustracj, ktr ledwie trzyma na wodzy. Caitlyn Whelan krzyowaa mu wszystkie plany. Chcia wsi jutro do samolotu do Tajlandii, ale nie. Musia zosta w Nowym Jorku, eby j szkoli. Nie mg odmwi, skoro to Angus sponsorowa mu t podr. Chcia ju zacz szuka sobie towarzyszki ycia, odkry idealn kobiet swojego gatunku, ale nie. Caitlyn Whelan wci wdzieraa si w jego myli i sny. Mia straszne przeczucie, e adna kobieta adnego gatunku nie bdzie go podnieca tak jak ona. Jak los mg by taki okrutny? Prychn drwico. Jak w ogle mg o to pyta? Przecie straci ju ca rodzin i wikszo przedstawicieli swojego plemienia. Nikt nie wiedzia lepiej ni on, jak okrutne potrafi by ycie. Przez dwadziecia minut chodzi gniewnie po swojej sypialni w piwnicach, po czym spakowa swj skromny dobytek i ruszy z powrotem do biura. Mia nadziej, e Caitlyn skoczya wypenia papierki i jest ju w drodze do nowojorskiego domu.

Ale i tak bdzie musia tam z ni mieszka. I szkoli j. Merda. Moe bdzie tak sprawna jak Toni i byskawicznie nauczy si sztuk walki. A moe bdzie jak Lara i Olivia, i okae si, e potrafi obchodzi si z broni. To by byo jeszcze lepsze. Par dni nauki, i mgby jecha. Ale czy bdzie mg o niej zapomnie? Z pokoju dziecicego usysza pisk - brzmia jak gos Constantine'a. Widocznie Draganesti przyjechali, kiedy by na dole. Podbieg do dzielonych drzwi i zajrza do rodka. Tinowi nic nie byo. Wanie rozpakowywa urodzinowy prezent od dziadka. - Super, dziadku! - Tino oglda z podziwem pudeko ze zdalnie sterowanym radiowozem. - Dzikuj! - Nie ma za co. - Zwykle tak surowy wyraz twarzy Seana Whelana rozpyn si w peen mioci umiech. Starszy pan poczochra jasne loki chopca. - Przepraszam, e nie mogem by na przyjciu. - Nic nie szkodzi. - Tino uciska go i zabra si do rozrywania pudeka. Sean spojrza na Carlosa i zmarszczy brwi. - Widywaem ci tu ju wczeniej. Co ty za jeden? - To Carlos Panterra, jeden z naszych dziennych stranikw - wyjania Shanna, zanim Carlos zdy odpowiedzie. Siedziaa na bujanym fotelu z Sofi na kolanach. Sean wci podejrzliwe przyglda si Carlosowi. - Wic jeste miertelnikiem? Carlos patrzy na niego obojtnie. - Chwilowo. Sean zmruy bkitne oczy. - To znaczy? Carlos wzruszy ramionami. - Nie musz si panu tumaczy.

Sean podszed do niego. - Mgbym ci zamkn i przesucha. Co to za akcent? Skd jeste? Carlos zacisn zby. Oto kolejny powd, dla ktrego nie powinien zadawa si z Caitlyn. Jej ojciec by dupkiem. Umiechn si powoli, wyobraajc sobie reakcj Seana, gdyby dowiedzia si o ich pocaunku. Naga fala aru uderzya go w czoo i stara umiech z jego twarzy. Natychmiast zablokowa Seana, ktry prbowa wedrze si w jego umys, ale wymagao to od niego maksymalnej koncentracji. Jak na miertelnika, Sean mia niesamowicie potne moce parapsychiczne. - Nie wejdziesz tam, Whelan - wycedzi. - Tato, zostaw go w spokoju - mrukna Shanna. Sean wycofa swoj umysow sond, ale nie przesta wpatrywa si w Carlosa ze zoci. - Nie jeste zwykym miertelnikiem. - Jest zmiennoksztatnym - wyjania Shanna. - Mwiam ci, e Angus zatrudnia paru. Sean spojrza przeraony na crk. - To jeden z tych przekltych wilkoakw? I ty go dopuszczasz do dzieci? - Carlos jest miy - wymamrota Tino. - Lubi go. - Ja te - powiedziaa Sofia. Sean popatrzy na wnuki, marszczc brwi. - Lepiej trzymajcie si od niego z daleka w czasie peni ksiyca. - Dzieci s cakowicie bezpieczne - obstawaa Shanna. - To prawda. - Carlos opar si o futryn i zaoy rce na piersi. - Wieki miny, od kiedy schrupaem jakiego malca na niadanie. Tino zachichota. Carlos puci do niego oczko. - Mgby by cakiem smaczny z keczupem.

- To nie jest zabawne - warkn Sean. - Wilkoaki s zbyt niebezpieczne, eby krciy si koo dzieci. - Nie zgadzam si, bo sam znam kilkoro dzieci, ktre s wilkoakami powiedzia Carlos. - Poza tym ja nie jestem wilkiem. Sofia z szerokim umiechem rozoya rczki. - On jest wielkim kiciusiem! - Czym? - spyta Sean. - Jestem panteroakiem - wyjani Carlos. Sean si skrzywi. - Cholera, to jeszcze gorsze. Wielkie koty s znane z poerania ludzi. Carlos posa mu ze spojrzenie. - Wikszo ycia spdzam w ludzkiej postaci. A nawet jako pantera zachowuj ludzkie myli i uczucia, wic nie ycz sobie by nazywany kanibalem. Sean burkn, piorunujc go wzrokiem. Carlos si umiechn. - Mio byo pana pozna. - Znw puci oczko do Tina. - Ciesz si prezentami. - Ruszy dalej korytarzem do biura ochrony. Potrzebowa aspiryny i wielkiego steku na kolacj. Potem bdzie mg si urzdzi w swojej starej sypialni w miejskiej rezydencji i stara si nie myle o niej. Przeciga wanie kart przez czytnik, kiedy Emma otworzya drzwi, by go wpuci. Zauway Angusa siedzcego za biurkiem. Rzuci torb na podog. - Jestem gotw do przeprowadzki. Czy ktre z was mogoby mnie teleportowa do domu? Emma przysiada na rogu biurka. - A mgby zosta troch duej? Za jakie dziesi minut spodziewamy si tu paru pracownikw i urzdzimy odpraw.

- No dobra. - Wic stek na kolacj poczeka troch duej. Nie mia nic przeciwko temu, byle tylko nie mie do czynienia z ni. - Moesz zej na strzelnic? - poprosia go Emma. -Jest tam Caitlyn z Phineasem i trzeba j uprzedzi, e jej ojciec jest w budynku. Pewnie wolaaby nie spotyka si z nim w tej chwili. Cholera. - A nie moemy po prostu zadzwoni do Phineasa? -Sign do kieszeni spodni po komrk. - Prbowalimy - wyjani Angus. - Ale nie odebra. Pewnie jest... bardzo zajty z Caitlyn. Do Carlosa, trzymajca komrk, drgna. Merda. Reagowa jak zazdrosny kochanek. Wzi gboki oddech, eby uspokoi rozszala besti, i - zanim wyj do z kieszeni - sprawdzi, czy pazury nie wysuny mu si z palcw. Zauway, e Angus i Emma przygldaj mu si z ciekawoci. Wiedz o pocaunku, dotaro do niego. Szpila blu przeszya mu skro. - Zaraz wracam. Kilka minut pniej Carlos przecign swoj kart identyfikacyjn przez panel w drzwiach krytej strzelnicy i wlizgn si do rodka. Phineas i Caitlyn mieli ochraniacze na uszach i nie usyszeli, jak wchodzi. Opar si o cian, zaoy rce na piersi i zacz bdzi wzrokiem po jej ciele. Stopy miaa szeroko rozstawione, by utrzyma rwnowag. Jej dugie nogi byy opalone i ksztatne. Szeroki rozkrok napi jej szar spdnic na udach. Gdyby Carlos by wilkoakiem, w tej chwili ju by si lini. Caitlyn bya bez akietu, jedwabna bluzka bez rkaww oblepiaa jej tuw, wyranie ukazujc eleganck lini plecw i zwenie w talii. By ciekaw, czy rowy jedwab ma ten sam kolor, co jej sutki.

Bam! Zatoczya si do tyu od odrzutu, ale utrzymaa na nogach. Dua, papierowa sylwetka czowieka na drugim kocu toru nawet nie drgna. Carlos westchn. Wanie rozwiay si jego nadzieje, e Caitlyn umie strzela. Bya aonie niedowiadczona. Stojcy obok niej Phineas zsun ochraniacze na szyj. - Do diaba! Znowu spudowaa. Caitlyn zerwaa ochraniacze i rzucia je na stolik przed sob. - To takie frustrujce. Robi wszystko, co mi kaesz. - Ja wiem, co jest nie tak - powiedzia Carlos. Krzykna cicho i odwrcia si w jego stron. Skrzywi si i unis rce. - Prr! - Phineas pchn jej rk w d. - Pamitasz pierwsz zasad, jakiej ci nauczyem? Nigdy w nikogo nie celuj, chyba e chcesz go zabi. - A kto to wie, czego chce kobieta? - mrukn Carlos. Posaa mu spojrzenie, ktre mogoby go umierci. - W tej chwili chc trafi w t przeklt tarcz. Wystrzelaam ju p pudeka naboi i nie trafiam ani razu. - Jeste zbyt spita. - Carlos odepchn si od ciany i ruszy w jej stron. - Zdejmij buty. - Co maj do rzeczy moje buty? - Chwiejesz si na tych wysokich obcasach - wyjani Carlos. - To ci rozprasza. - To prawda. - Phineas kiwn gow. - Cigle si potyka. - Dobra. - Zdja buty. - Co teraz? Umiechn si powoli. - Masz za wsk spdnic. Ogranicza ci ruchy. Caitlyn zmruya oczy. - Nie zdejm spdnicy. - A niech ci. - Phineas plasn si doni w udo. -Nieza prba, Carlos.

Caitlyn parskna. - Masz jakie poyteczne sugestie? - Tak. - Spojrzenie Carlosa zawiso na chwil na jej sodkich ustach. Przychodzio mu do gowy cae mnstwo sugestii. - A zrobisz, o co prosz? Oblizaa wargi. - Moe. Wskaza jej tor. - Odwr si. Przodem do celu. Odwrcia si plecami do niego i opara donie o blat, w jednej wci trzymajc pistolet. Carlos machn na Phineasa, eby sobie poszed, ale ten tylko wyszczerzy si w umiechu. Podszed do krzesa i klapn na nie, najwyraniej zamierzajc obserwowa przedstawienie. Carlos stan za Caitlyn i pooy palce na jej barkach. Drgna. - , menina. - Przycisn jej ramiona. - Jeste tak spita, e masz barki powyej uszu. Musisz si rozluni. - Jak mam si rozluni, kiedy trzymam cholerny pistolet? Nie jestem agresywn osob. - Kady moe by agresywny. - Pochyli si ku niej i wcign sodki zapach jej wosw i skry. - Zamknij oczy. - Po co? - Lekko obrcia gow i jej skro otara si o jego usta. Ucieka spojrzeniem, jej minie stay pod domi Carlosa. - Luno. - Zacz delikatnie masowa jej barki. - Zamknij oczy, menina. - A ty co zrobisz? - spytaa lekko zdyszanym gosem. - Opowiem ci bajk. - Pogaska palcami wraliw skr na jej karku; przerwa, kiedy zadraa. Merda. Bya tak podatna na jego dotyk. I pachniaa tak wspaniale, e musia uy caej siy woli, by nie chwyci jej w ramiona i nie zacz caowa do utraty zmysw. - Zamknij oczy.

- Nie ufam ci. - Catalina - szepn. - To ty masz pistolet. Ty masz wadz. Zamknij oczy. Opucia gow i przymkna powieki. Pochyli si, zbliy usta do jej ucha. - Masz kochanka. - Nie wydaje mi si. - Jej barki si uniosy, znowu staa. - Zabaw si ze mn. - Chciaby. Wbi palce w jej ramiona, znw naciskajc je w d. Jkna. - Bya w nim szaleczo zakochana. Oddaa mu cae serce, ca dusz. Ale on ci skrzywdzi. - Pocaowa mnie, a potem zachowywa si, jakby to by bd? mrukna. Carlos si skrzywi. - Tak, wanie to zrobi ten dra. Teraz otwrz oczy i strzel prosto w jego czarne serce. Uniosa gow, chwycia pistolet w obie rce i wycelowaa. Bam! Zachwiaa si od odrzutu i wpada plecami na Carlosa. Przytrzyma j, przyciskajc do siebie. Papierowy czowiek zadra od trafienia. - Udao ci si! - Phineas podbieg do stolika i wcisn guzik wczajcy bloczek, by przysun tarcz do ich stanowiska. - Do diaba, kobieto. - Phineas spojrza z przeraeniem na Caitlyn. Woabym ci nigdy nie wkurza. Caitlyn a si zachysna, kiedy papierowy cel zbliy si na tyle, e zdoaa ujrze dziur po kuli swoim wzrokiem miertelnika. - O rany. Carlos si skrzywi. Trafia faceta prosto w jaja. - C, chyba powinnimy si z tego cieszy.

Spojrzaa na niego przez rami z umiechem wdzicznoci. - Zawsze to powtarzam. Trzeba we wszystkim szuka dobrych stron. Carlos odwzajemni jej umiech. Lekko zdziwiony stwierdzi, e jego bl gowy znacznie zela. Zapach i dotyk Caitlyn byy tak obdnie sodkie. - To nie ma dobrych stron - zaprotestowa Phineas. -Facet straci gonady. - Ale trafia w tarcz - powiedzia Carlos. - Facet straci gonady - powtrzy z naciskiem Phineas. - To by przypadek. - Caitlyn odoya pistolet na stolik. - Celowaam mu w pier. - Odstrzelia mu ptaszka - mrukn Phineas. Caitlyn wyszczerzya zby. - Zdaje mi si, e masz jak fiksacj na tym punkcie, Phineas. To by tylko papierowy ptaszek. - Takie s najgorsze - doda Carlos. Rozemiaa si, a jemu stano serce. Jej miech brzmia jak muzyka i wietrzne dzwonki, i ptasi tryl jednoczenie. Poczu, e moe przenosi gry. - Chcesz jeszcze powiczy? - spyta. - Chyba powinnam przerwa, pki mam jakie sukcesy. - Caitlyn wysuna magazynek z pistoletu. - W uszach mi ju dzwoni. Carlos wyj komrk z kieszeni spodni. Moe mino ju do czasu i jej ojciec sobie poszed. - Sprawdz, czy moesz i na gr. - A dlaczego miaabym nie mc? - spytaa. Zawaha si. - Twoja siostra i dzieci s w pokoju dziecicym. - Och, z przyjemnoci si z nimi spotkam. - Caitlyn zaoya z powrotem buty i signa po akiet. - Jest tam te twj ojciec - doda Carlos.

Znieruchomiaa z jedn rk w rkawie. - Och. - Przynis prezent dla Tina - cign Carlos. - Angus i Emma posali mnie tu, ebym ci uprzedzi. Pomyleli, e w tej chwili moe nie bdziesz chciaa go spotka. - O rany. - Phineas pokrci gow. - Twj tatko bdzie wkurzony, kiedy si dowie, e pracujesz dla MacKaya. - Prdzej czy pniej bdzie musia si dowiedzie. -Caitlyn woya akiet do koca. - Moe lepiej mie to od razu z gowy. - Jeste pewna? - spyta Carlos. Wzia gboki oddech. - Tak. Podjam decyzj i bd jej broni. - W jej oczach bysn gniew. A poza tym mam do ojca par pyta. Rozdzia 8 Caitlyn wysiada z windy i ruszya przez hol. Kiedy wchodzia do korytarza, zauwaya ojca, ktry opuszcza wanie pokj dzieci. Odwrci gow, syszc stukot jej obcasw na marmurowej posadzce. Wybauszy oczy ze zdumienia. Przygotowaa si na jego reakcj. - Caitlyn - rzuci gniewnie. - Co ty tu robisz? Podesza do niego spokojnym krokiem. - Pracuj tutaj. Drgn, i nagle twarz mu poczerwieniaa. - Jeszcze czego. To ma by jaki chory art? Shanna wyjrzaa przez grn, otwart poow drzwi pokoju dziecicego i posaa Caitlyn stroskane spojrzenie. - Nie ma powodu si unosi. Na pewno moemy to przedyskutowa w racjonalny sposb.

- Waciwie nie ma o czym dyskutowa - dodaa Caitlyn. - Przyjam posad w MacKay U.O.D. - Nie! - Twarz Seana przybraa jeszcze ciemniejszy odcie czerwieni, pici si zacisny. - To ohydne miejsce odebrao mi ju jedn crk. Nie ycz sobie straci drugiej! - To miejsce nie ma w sobie nic ohydnego. - Caitlyn zatrzymaa si naprzeciwko drzwi pokoju. - Jest opanowane przez robactwo - wysycza Sean. -Obrzydliwe kreatury z... - Do! - Shanna wysza na korytarz, zamykajc za sob d drzwi. ciszya gos. - Nie mw tak przy moich dzieciach. Sean zagryz zby, z trudem zachowujc panowanie nad sob. - To jest jaki koszmar. - Obejrza si nagle w bok i w jego oczach zapon gniew. - Zjedaj. To prywatna rozmowa. Caitlyn odwrcia si i zobaczya Carlosa idcego w ich stron. Do diaba. Facet nie potrafi sucha. Powiedziaa jemu i Phineasowi, e chce to zaatwi sama. - Nie przeszkadzajcie sobie - mrukn Carlos, mijajc ich. - Ja tylko tdy przechodz. Mam odpraw. Sean odczeka, a Carlos przecignie kart przez czytnik koo drzwi biura ochrony, po czym zbliy si do Caitlyn. - Nie mog uwierzy, e mi to zrobia. Wiesz, jak trudno byo przekona CIA, eby ci przyjli? Nie byli zachwyceni fiaskiem na twoim ostatnim stanowisku. Caitlyn zerkna na Carlosa. Sta pod drzwiami; gow mia lekko przechylon i byo oczywiste, e sucha. Niech go szlag. Chocia pewnie zasuya sobie na to, podsuchujc go wczoraj w nocy. - Ja bym tego nie nazwaa fiaskiem. - Wylali ci przez to - upiera si Sean.

- Uratowaam ycie tej kobiecie. - Zauwaya, e Carlos przesta udawa, e nie podsuchuje. Sta oparty o drzwi i przyglda jej si tymi swoimi bursztynowymi oczami. - Wywoaa skandal - powiedzia Sean. - Musiaem uderzy do paru grubych ryb, eby zaatwi ci prac u mnie. - Doceniam twoje wysiki, ale postanowiam pracowa tutaj. - To idiotyzm. - Sean spojrza gniewnie na Shann. -To twoja wina, tak? Shanna zmarszczya brwi. - Zaprosiam j na przyjcie Tina i wyjaniam jej sytuacj. - Chcesz powiedzie, e zrobia jej pranie mzgu -warkn Sean. Zawsze to ty powodowaa kopoty. - Nie zrobia niczego zego - Caitlyn stana w obronie siostry. Miaa straszne przeczucie, e nie poznaa jeszcze wszystkich tajemnic. Zobaczyam na wasne oczy, e wampiry, miertelnicy i zmiennoksztatni yj tutaj jak jedna wielka, wspierajca si rodzina. I jestem szczliwa, e mog by jej czci. - Nie pozwol na to - warkn Sean. - Nie bdziesz ya z tymi potworami! - Nie jestem potworem! - krzykn Tino. Caitlyn przerazia si, widzc, e chopiec unis si z podogi, by mc wyjrze znad zamknitej dolnej poowy drzwi. - Tato! - krzykna, cigajc uwag Seana, zanim zdy si odwrci. Ju podjam decyzj. - Zobaczya z ulg, e Shanna pdzi do pokoju, by zapa Tina. - Cait, nie mylisz trzewo - powiedzia Sean, stajc z ni twarz w twarz. - Komu ufasz bardziej: wampirom czy rzdowi? Przekrzywia gow. - Hm. Rzeczywicie, trudne pytanie.

Carlos si rozemia. Sean odwrci si do niego na picie. - A ty tu czego, do diaba? Podsuchujesz nas? Carlos si umiechn. - Dobranoc panu. - Spojrza na Caitlyn i przeszed na portugalski. -Brava, menina. Jeste dzieln, nieustraszon wojowniczk. Serce wezbrao jej radoci na ten komplement. - Dzikuj. - Co on powiedzia? - spyta ze zoci Sean, kiedy Carlos znikn za drzwiami biura. - Nic - mrukna. Ulyo jej, gdy zobaczya, e Shanna trzyma Constantine'a na rkach. Sekret malca by bezpieczny. - Ja tak tego nie zostawi - ostrzeg j Sean. - Sam porozmawiam z MacKayem i ka mu ci zwolni. - Zostawisz mnie w spokoju. - Caitlyn uniosa gow. -Albo zapytam mam, dlaczego Shanna nigdy nie dostaa adnego z listw, ktre do niej napisaam. Sean zblad. - Nie... nie wiem, o czym mwisz. - Kiedy Shanna wyjechaa, pisaam do niej listy. Cae mnstwo listw, a mama dawaa je tobie, eby wysya je z biura. Sean wzruszy ramionami. - Widocznie si zagubiy. Albo mielimy zy adres. - A moe nigdy ich nie wysae - powiedziaa cicho Caitlyn. Shanna pokrcia ze smutkiem gow. - Cait, daj spokj. - No wanie - zawtrowa jej Sean. - To byo dawno. Byo, mino. - Moe dla ciebie - wypalia Caitlyn. - Potrzebowaam siostry. Czuam si samotna i opuszczona. I Shanna te si tak czua.

Sean zaoy rce na piersi i popatrzy na ni chmurnie. - Nie macie powodw do narzeka. Dbalimy o was. Miaycie wszystko, co wam byo potrzebne. - Z wyjtkiem siebie nawzajem - mrukna Caitlyn. Sean zacisn usta. - Uwaaem, e tak bdzie najlepiej. Caitlyn wzia si pod boki. - A ja robi to, co ja uwaam za najlepsze. Pracuj dla MacKaya. To moja decyzja i spodziewam si, e j uszanujesz. Sean jkn i pokrci gow. - To wielki bd, ale c, pewnie musisz to poczu na wasnej skrze. Cokolwiek zrobisz, prosz ci, nie wi si z wampirem. Wiem, e s w jaki sposb atrakcyjni dla kobiet, ale... - Spokojnie, tato. Nie zakocham si w wampirze. Obiecuj. - Bo czy tego chciaa, czy nie, zakochiwaa si w zmiennoksztatnym. Kiedy Carlos wszed do biura ochrony, przekona si, e odprawa ju si zacza. Angus siedzia za biurkiem i mwi. Emma przysiada na rogu blatu. Dwa krzesa na wprost biurka zajmoway Lara i Olivia. Ich wampiryczni mowie, Jack i Robby, stali za nimi. Dzienny stranik Draganestich, Howard Barr, wszed za biurko, eby wzi sobie pczka z pudeka stojcego na maym stoliku . Jako niedwiedzioak Howard jad bez przerwy, jakby przygotowywa si do zimowego snu. Nocny ochroniarz Romana, Connor Buchanan, sta oparty o cian z zaoonymi rkami. Obok niego sta J.L. Wang, mody wampir, ktry do niedawna pracowa z 01ivi w FBI. an McPhie teleportowa si z Akademii Dragon Nest i zabra ze sob Phila Jonesa, wilkoaka. Brakowao Phineasa. Jako e Caitlyn poprosia Carlosa i Phineasa, eby nie mieszali si w jej rozmow z ojcem,

ciemnoskry wampir poszed zrobi obchd. Carlos zauway go na jednym z monitorw, jak miga po ogrodach z wampiryczn prdkoci. Carlos by zbyt ciekawy, eby nie podsucha rozmowy Caitlyn z ojcem. Wola myle, e to ciekawo. Nie opiekuczo. Cho by gotw da Seanowi w zby, gdyby to byo konieczne. Caitlyn poradzia sobie zadziwiajco dobrze. Carlos wtpi, by bya szczeglnie silna fizycznie, ale mentalnie i emocjonalnie bya twardzielk. Poprzedniego wieczoru sysza, jak rozmawiaa z Raquel i Coco. W par minut pomoga im bardziej ni on przez ostatnie pi lat. W pierwszej chwili potwornie go to zirytowao, ale teraz by jej wdziczny, e okazaa dziewczynkom tyle wspczucia i e potrafia je pocieszy. Miaa w sobie ten rodzaj odwagi, ktrego jemu brakowao. I, do diaba, zawaszczya jego myli. Zepchn j w gboki zakamarek umysu i skupi si na rozmowie w pokoju. Robby MacKay wanie wyraa swoj frustracj z powodu niemonoci odnalezienia przez wampiry Casimira. - Tak - przyzna Angus. - Ten cholerny tchrz za dobrze potrafi si ukrywa. - Mogoby by gorzej - zauway J.L. - Kiedy si ukrywa, przynajmniej nie morduje ludzi. - Fakt - mrukn Connor. - Gdy przestaje zostawia za sob szlak trupw, nie sposb go namierzy. Moe by wszdzie. A jeli si zbli ymy, wystarczy, e teleportuje si gdzie indziej. - Musimy dalej obserwowa jego punkty przerzutowe w Stanach ostrzeg Jack. Ze wzgldw bezpieczestwa kady wampir albo korzysta z naprowadzania gosem na dane miejsce, albo z lokalizacji, do ktrej teleportowa si ju wczeniej. Te miejsca byy ju na zawsze zapisane w jego ponadzmysowej pamici.

- Znamy kilka miejsc, do ktrych si teleportowa -powiedzia Robby. Orodek Apolla w Maine, dom klanu w Nowym Orleanie, camping na poudnie od gry Rushmore i wizienie federalne w Leavenworth. - I te farmy w Nebrasce - dodaa Olivia. - Mj dawny szef z FBI da nam zna, gdyby co si dziao w Nebrasce albo Leavenworth. - Poprosiem wilkoaki z Maine, eby miay oko na orodek - powiedzia Phil. -1 skontaktowaem si z grup Indian Lakota, ktrzy potrafi przeobraa si w wilki. Obiecali obserwowa teren wok gry Rushmore. Gry Czarne s dla nich wite. Nie chc, by polao si tam jeszcze wicej krwi. - Doskonale. - Angus skin gow. - W takim razie przejdmy do nowych zada. Zoltan Czakvar poluje na Casimira w Europie Wschodniej i przydaaby mu si pomoc. - My moemy lecie - zaproponowa Robby. Spojrza na swoj wieo polubion on. - Jeli nie przeszkadza ci, e przez jaki czas bdziemy stacjonowa w Budapeszcie. - Bardzo chtnie. - Olivia opara si o ma. - Bdziemy blisko mojej babci na Patmos. - Fakt. - Robby skin gow. - Mog ci tam teleportowa w weekendy. Angus zacz grzeba w papierach na biurku. - Rafferty McCall, mistrz ldanu z Zachodniego Wybrzea, zwrci si do nas z prob. Dwch czonkw jego klanu zagino w San Francisco i chciaby, ebymy mu pomogli zbada t spraw. J.L. Wang podnis rk. - Ja polec. - Cho by wampirem od niedawna, suy wczeniej jako agent FBI, wic szkolenie w MacKay UOD skoczy w rekordowym czasie. - wietnie. - Angus poda mu kartk. - Tu masz wszystkie informacje potrzebne na pocztek. Moesz si tam teleportowa ju dzi wieczorem.

Olivia dotkna jego ramienia. - Bdziemy za tob tskni. Uwaaj na siebie. - Mamy tu te prob od Jean-Luca - cign Angus. -Jego klan w Paryu donosi o wzrocie liczby Malkontentw. - Pewnie uznali, e mog si bezpiecznie wychyli, skoro Jean-Luc wci ukrywa si w Teksasie - powiedzia Robby. - My moemy lecie do Parya - zaoferowa Jack i spojrza na on. - Nie masz nic przeciwko? Lara parskna. - artujesz? Chodmy si pakowa. Jack rozemia si i cmokn j w policzek. Carlos stumi jk. Wampiry z tak atwoci znajdoway sobie ony. Nadawaa si kada kobieta, miertelna czy nie. Od ich wyboru nie zaleao przetrwanie caego gatunku. Do biura wszed Phineas. - Hej, ziomale. Co tam ciekawego? - Wanie chcielimy ci pogratulowa awansu na szefa ochrony Romatechu - oznajmi Angus. Wszyscy w pokoju zaczli klaska, a Phineas przybija pitki i wiki. - O yes, baby, jestem najlepszy. - Na pewno wietnie sobie poradzisz. - Angus wsta, eby ucisn mu do. - I dalej monitoruj naszego szpiega, Stanislava. - Jasne - zapewni go Phineas. - Stan to mj man. - Mamy te nowego pracownika, ktry mieszka w no wojorskiej rezydencji - cign Angus. - To modsza siostra Shanny, Caitlyn Whelan. - Nieza laseczka. - Phineas wyszczerzy si do Carlosa, ktry odpowiedzia mu chmurnym spojrzeniem. - Mamy nadziej przeszkoli j jak najszybciej - dodaa Emma. - Jej wyjtkowa zdolno rozumienia dowolnego jzyka moe si okaza nieoceniona przy zdobywaniu informacji o Casimirze.

W pokoju rozlegy si pomruki; obecni zdumiewali si niespotykanym talentem Caitlyn. - Carlos, jak szybko zdoasz j wyszkoli? - spyta Angus. Wszystkie oczy w pokoju spoczy na nim. Carlosowi drgn misie na uchwie. - W par dni. Najwyej tydzie. Phineas parskn. - artujesz? Jest kompletnie zielona. I nie chcecie wiedzie, chopaki, w co trafia z pistoletu. - Trafia w cel - zacz jej broni Carlos. - Jedno trafienie na dwadziecia prb - mrukn Phineas. Carlos jkn w duchu. Mia przechlapane. - Moja podr nie moe czeka par tygodni czy miesicy. Moe Phineas albo Toni mogliby j szkoli. - Daj jej tydzie, Carlos, a potem na nowo ocenimy sytuacj - powiedzia Angus. - Emma i ja za par dni lecimy do Moskwy, eby pomc Michaiowi w poszukiwaniach Casimira. Wszyscy macie przydzielone zadania, wic do roboty. Po chwili poegna i uciskw obecni zaczli si teleportowa. an podszed do Carlosa z gupi min. - Przepraszam, e daem ci wczoraj w gb. Carlos wzruszy ramionami. - Naleao mi si. - Fakt. - an wyszczerzy si w umiechu. - Zasuye. Toni mwia mi o twojej ekspedycji. Chciaem ci yczy szczcia w poszukiwaniu ony. - Dzikuj. Fernando powinien za dwa dni by w Nowym Jorku. Pomoe wam zaj si dziemi. an skin gow.

- Spodziewam si, e wpadniesz je odwiedzi przed wyjazdem. - Odsun si, chwyci Phila za rami i teleportowa si do szkoy, zabierajc wilkoaka ze sob. Carlos podnis torb podrn. Pokj szybko pustosza. - Niech mnie kto podrzuci do nowojorskiego domu. Emma podesza do niego. - Caitlyn zaraz tam jedzie, a nie chciaabym, eby bya sama po tej konfrontacji z ojcem. Mgby dotrzyma jej towarzystwa? Carlos zagryz zby. Jak mia powiedzie, e wolaby jej unika, skoro jego zadaniem byo wyszkolenie jej? Ale musia jej unika. Za kadym razem, kiedy si do niej zblia, koczyo si na tym, e jej dotyka. I o wiele za bardzo mu si to podobao. Emma przyjrzaa mu si z ciekawoci. - Wszystko w porzdku? Jeste jaki spity. - Nic mi nie jest - burkn Carlos. - Pojad z ni.

Rozdzia 9 Nie jestem potworem - mamrota Constantine z buzi wtulon w sweter matki. - Oczywicie e nie. - Shanna uciskaa go mocno, gaszczc policzkiem jego jasn, krcon czupryn. - Jeste moim wspaniaym synkiem. zy napyny do oczu Caitlyn, kiedy wesza do pokoju dziecicego. Jak tato mg mwi tak krzywdzce rzeczy przy swoich wnukach? Ale to bya te jej wina, bo to ona doprowadzia do konfrontacji w ich obecnoci. Sofia pocigaa nosem, sama w fotelu na biegunach. - Dlaczego dziadek nas nie lubi?

- Bo nie wie, jacy jestecie. - Caitlyn podesza szybko do dziewczynki, eby wzi j na rce. - Zna mnie od urodzenia - burkn Constantine. - Obawiam si, e w pewnych sprawach jest lepy -powiedziaa mu Shanna. - Ale to problem dziadka. Nie twj. Sofia obja szyj Caitlyn swoimi maymi rczkami i spojrzaa jej w oczy. - Ty nie jeste taka jak dziadek. - Nie. - Caitlyn umiechna si; w jej sercu wezbraa mio. - Jedziam po caym wiecie i widziaam tysice dzieci, wic potrafi rozpozna maego anioka, kiedy go widz. - Czyli mnie? - spytaa Sofia, szeroko otwierajc oczy. - Tak, ciebie. - Caitlyn pocaowaa siostrzenic w czoo i mocno j uciskaa. Shanna posaa jej umiech nad gow syna i powiedziaa bezgonie dzikuj". Caitlyn kiwna gow. - Cigle mam pytania. - Na pewno. - Shanna spojrzaa na zegarek i zdja chopca z kolan. Tino, masz dziesi minut na zabaw nowymi zabawkami, a potem pora do szkoy. - Oj. - Constantine wzi z pki nowy wz straacki. -Sofio, chcesz zobaczy, jak dziaaj drabiny? - Okej. - Maa zacza si wierci, wic Caitlyn postawia j na pododze. Shanna otworzya boczne drzwi. - Tu jest mj gabinet. Bdziemy mie oko na dzieci, dopki nie zjawi si Radinka. - Radinka? - Caitlyn posza za ni do poczekalni. - Moja asystentka. Bya wczoraj na przyjciu. Pewnie j poznaa. Caitlyn wzruszya ramionami.

- Poznaam ostatnio ca mas nowych osb. Jeszcze nie wszyst kich zapamitaam. - Nie liczc Carlosa. On z ca pewnoci si wyrnia. - Radinka ratuje mi ycie. Opiekuje si dziemi, kiedy mam pacjenta. Shanna zostawia otwarte drzwi i wskazaa krzesa w poczekalni. - Siadaj. Caitlyn zaja miejsce, z ktrego widziaa wntrze pokoju dziecicego. - Przepraszam, e rozmawiaam z tat przy dzieciach -szepna. Powinnam bya pomyle... - Nie obwiniaj si. - Shanna usiada koo niej. - Tato zawsze jest o wos od wybuchu, ilekro tutaj przychodzi. Szczerze mwic, odetchnam z ulg, e nie zjawi si na przyjciu. Przynajmniej Tino mg by sob. - Martwi mnie, jak bardzo ojciec nienawidzi twoich przyjaci i ma. Shanna ucisna jej do. - Ciesz si, e ty potrafia ich zaakceptowa. Caitlyn wzia gboki oddech, eby si uspokoi i mc zada pytanie, ktre drczyo j od dziewitego roku ycia. - Dlaczego waciwie wyjechaa? Shanna zwrcia niewidzce spojrzenie na pokj dziecicy. - Nie chciaam wyjeda. Tato twierdzi, e potrzebuj porzdnej szkoy, eby dosta si na studia, ale potem dowiedziaam si, e to nie do koca bya prawda. - Mnie powiedzia, e to by twj pomys. e to ty chciaa wyjecha. Shanna przekrcia si na krzele, eby spojrze sio strze w twarz. - Wcale nie chciaam. Byam bez ciebie nieszczliwa i nie rozumiaam, dlaczego nie odpisujesz na moje listy. Caitlyn cisno si gardo. - Pisaa do mnie?

- Tak. Nigdy nie dostaa moich listw, prawda? - Nie. - Caitlyn pokrcia gow. - A ty nie dostaa moich. - Czua, e zaraz si rozpacze. Tyle lat blu i samotnoci, i wreszcie dowiedziaa si, kto by im winien: jej wasny ojciec. - Dlaczego zmusi ci do wyjazdu? - Zastanawiaam si nad tym wiele lat. - W oczach Shanny byszczay zy. - Mylaam, e zrobiam co zego. Czuam si wyrzucona z rodziny. - Tak mi przykro. - Po policzku Caitlyn stoczya si za. Poczua ukucie wyrzutw sumienia, e wtpia w siostr. Ona te bya egoistk; mylaa tylko o wasnym cierpieniu i nigdy nie prbowaa sobie wyobrazi, co czua Shanna. - Kilka lat temu, kiedy tato mnie znalaz, przyzna si, jak byo naprawd. - Shanna prychna. - Zdaje si, e jednak zrobiam co zego, kiedy byam nastolatk. Po latach blokowania parapsychicznej mocy taty wyrobiam w sobie spor si. Ilekro prbowa przej nade mn kon trol, stawiaam psychiczn barier, ktrej nie mg przebi. - Tato prbowa ci kontrolowa? Shanna zawahaa si, ze zmarszczonym czoem spojrzaa na wykadzin. - Zastanawiaa si kiedy, dlaczego mama zawsze jest taka spokojna? Nawet kiedy Dylan zama nog na nartach, bya jak skaa. adnych emocji, adnych obaw. Caitlyn wzruszya ramionami. - Po prostu taka jest. - Jakby bya owinita w kokon z kocw? Cait, moe bya za maa, eby to pamita, ale nie zawsze taka bya. Kiedy byam maa, bya rozemiana i zawsze miaa ucisk dla kadego. - Mama? - Tak. Ale te bardzo si wszystkim przejmowaa. Nie cierpiaa mieszka za granic i cigle bagaa tat, eby zabra nas z powrotem do Stanw.

Caitlyn zmarszczya brwi. - Nie pamitam tego. - Bya malutka. A kiedy, nagle, si zmienia. Staa si opanowana i spokojna. - Shanna si skrzywia. - Kontrola taty. Caitlyn cisno si serce. - Co ty chcesz powiedzie? - Tato wykorzystywa swoje parapsychiczne moce, eby kontrolowa mam. Czy te, jak sam to nazywa, pomaga jej, dla jej dobra. - Nie - szepna Caitlyn. - Niestety tak. A kiedy odkry, e nie moe kontrolowa mnie, wiecznie si ba, e pokrzyuj mu plany. - I dlatego ci odesa? Shanna skina gow. - Wiem, e to brzmi strasznie. C, to jest straszne, ale taka jest prawda. Sam mi si przyzna. Caitlyn zadraa. - Biedna mama. Shanna westchna. - Myl, e moe w tym by co wicej. Pytaam o to mam, i w ogle nie pamita wakacji przed moim wyjazdem. - Mylisz, e tato wymaza jej wspomnienia? - Tak. I nie wiem, dlaczego. Caitlyn potara czoo. To byo gorsze, ni sobie wyobraaa. Ale kiedy wrcia myl do tych wszystkich chwil, kiedy mama reagowaa, czy raczej nie reagowaa na zwyczajne stresujce sytuacje codziennego ycia, zrozumiaa, e to prawda. Zawrza w niej gniew. Byo ju wystarczajco ohydne, e ojciec odseparowa j od siostry, ale jak mia zamieni matk w robota?! Zerwaa si z krzesa i zacza chodzi po poczekalni. W jej oczach wzbieray coraz to nowe zy. Nie co dzie

czowiek dowiaduje si, e jego ojciec jest kompletnym gnojkiem. Co w niej nie chciao w to wierzy, ale zawsze wiedziaa, e by maniakiem kontroli. I w gbi duszy wiedziaa te, e z mam jest co nie tak. Nie sposb byo zapa z ni adnej emocjonalnej cznoci. To dlatego wyjazd Shanny tak zdruzgota Caitlyn. Tylko siostra dawaa jej mio i zrozumienie. A tato z rozmysem odesa j z domu. zy popyny po twarzy Caitlyn, wic otara je gniewnym gestem. - Nie wierz, e w ogle jeszcze z nim rozmawiasz. e w ogle go tu wpuszczasz. - Rozumiem twj gniew. Ja te go czuam. Ale miaam par lat, eby to przetrawi. Teraz wiem, e musz dopuszcza tat do naszego ycia, by zrozumia, e wampiry s dobre. - eby nie postanowi ich... wytpi. - Caitlyn przestaa chodzi i spojrzaa na siostrzeca i siostrzenic. Byli tacy liczni, tacy niewinni. - I musisz chroni tych dwoje. - Tak. Lepiej, eby tato czu si z nimi zwizany. Caitlyn odwrcia si do siostry. - A wiesz, czy kontrolowa Dylana i mnie? - Nie wydaje mi si. Dylan zawsze by zajty swoimi sportami, wic prawie nie byo go w domu. Ty bya maa i zawsze chciaa wszystkich zadowoli. Nie sdz, eby tato musia kiedykolwiek kontrolowa twj umys. To ja mu sprawiaam kopoty. Caitlyn si skrzywia. - Tak mi przykro. Shanna machna rk i wstaa. - To nie bya twoja wina. Zapomnijmy ju o tym, okej? - Jak mog zapomnie? Cierpiaam dugie lata, czuam si osamotniona, porzucona. I ty te cierpiaa! Tato nie mia prawa nas rozdziela.

- Nie mia nade mn kontroli. Pewnie uwaa, e bd miaa na ciebie zy wpyw. - Shanna parskna. - Cigle uwaa, e mam na ciebie zy wpyw. Ale ju jest po wszystkim. Teraz jestemy razem. I tylko to si naprawd liczy. Caitlyn podbiega do siostry i uciskaa j. - Tak si ciesz, e jeste szczliwa, e znalaza sobie nowych przyjaci i e masz takie pikne dzieci. Shanna umiechna si i wytara policzki siostry. - Do tych ez, okej? Wszystko bdzie dobrze. Caitlyn skina gow, cho wci bya roztrzsiona. Ostatnie dwa wieczory wywrciy jej wiat do gry nogami. Istoty, ktre powinny by potworami, byy teraz jej przyjacimi. A jej ojciec wyszed na prawdziwego potwora. Musiaa na chwil si od tego oderwa. - Chyba pojad ju do domu. - Potrzebowaa wzi dug, gorc kpiel i porzdnie si wyspa. - Okej - powiedziaa Shanna. - Moe jutro ci odwiedzimy. Pnym popoudniem? - Cze, moje skarby - odezwaa si z europejskim akcentem kobieta, ktra wesza do pokoju dziecicego. - Radinka! - krzykn Tino. - Zobacz, jaki mam wz straacki. Shanna wesza do pokoju, prowadzc za sob Caitlyn. - Cze, Radinko. Pamitasz moj siostr? - Tak, oczywicie. - Radinka wycigna rk. - Bardzo si cieszymy, e do nas doczya. - Dzikuj. - Caitlyn ucisna do starszej pani i nagle poczua, e tamta nie puszcza. - Ach. - Radinka ciskaa jej do, uwanie studiujc jej twarz. - Tak, widz mio w twojej przyszoci. Bardzo namitn mio. Caitlyn zapony policzki. - Okej. - Sprbowaa zabra do, ale starsza kobieta trzymaa j mocno.

- Hm. To zakazana mio - mrukna Radinka. Shanna pochylia si bliej do Caitlyn i szepna: - Ona jest troch jasnowidzk. - Troch? - Radinka wypucia do Caitlyn i spojrzaa z niedowierzaniem na Shann. - A nie miaam racji co do ciebie i Romana? I Emmy i Angusa? I Darcy i... - No dobrze - rozemiaa si Shanna. - Jeste wyjtkowo skuteczn jasnowidzk. - Dzikuj. - Radinka pooya torebk na stole i zacza rozpina paszcz. - ebym jeszcze umiaa znale dziewczyn swojemu synowi. - Gregori to wiceprezes do spraw marketingu w Ro-matechu - wyjania Shanna. - Lubi Gregoriego! - Sofia zakrcia si w kko. Radinka prychna. - Jeszcze nie spotkaam istoty pci eskiej, ktra by go nie lubia. Nie mam pojcia, jak go zmusi, eby si ustatkowa. - Zdja paszcz. - A tak przy okazji, Shan-no, to dzisiaj twj pierwszy pacjent. Powinien tu by za pitnacie minut. - Dobry wieczr - rozleg si mski gos z korytarza. Caitlyn zesztywniaa. Rozpoznaaby ten gos wszdzie. - Cze, Carlos! - Tino w podskokach podbieg do drzwi. Caitlyn odwrcia si i ujrzaa jego zotobrzowe oczy utkwione w niej. Serce jej zabio. Gardo cisno si, brako jej tchu. Boe, nie miaa siy na spotkanie z nim teraz. Miaa ju do emocji jak na jeden wieczr. - Ach, interesujce - szepna Radinka. Shanna pokrcia gow, syszc sowa Radinki, i spojrzaa pytajco na zmiennoksztatnego. - Moemy ci w czym pomc, Carlos? - Emma mnie przysaa. Mog zamieni z tob swko, Caitlyn?

Caitlyn z trudem przekna lin. - Moje szkolenie zaczyna si dopiero jutro, wic jad teraz do domu. Jego oczy bysny bursztynowo. - Pomylelimy, e nie powinna jecha sama. Emma sdzia, e moesz by zdenerwowana po konfrontacji z ojcem. - Nic mi nie jest, naprawd. - Caitlyn odwrcia si do pozostaych obecnych w pokoju dziecicym. - Mio byo ci pozna, Radinko. Shanna, dzieciaki, do zobaczenia jutro. Pa. Tino i Sofia uciskali j. Caitlyn otworzya doln cz drzwi, by wyj. Carlos cofn si, eby j przepuci. - Pakaa - szepn. Dreszcz przebieg jej po plecach. - To nic wanego. - Ruszya do sali konferencyjnej po swoj torebk i teczk. Carlos stan w drzwiach z torb podrn w rce. - Sporo dzisiaj przeya. Moe ja wsid za kierownic? Wanie tego jej byo trzeba: kolejnego faceta, ktry by j kontrolowa. - Nie, dziki. Wszystko jest w porzdku. - Zarzucia torebk na rami i wysza za drzwi. Carlos ruszy obok niej korytarzem. - Moe ujm to inaczej. Ja... Spojrzaa na niego. Najwyraniej prbowa co z siebie wydusi. - Co si stao? Kot odgryz ci jzyk? Spojrza na ni z irytacj. - Z kotem wszystko w porzdku. Ja... potrzebuj podwzki do domu. Parskna. - A nie umiesz powiedzie prosz"?

Zatrzyma si i spojrza na ni ze zoci. - Nie, nie umiem. Mog si zabra z ktrym z wam pirw. - wietnie. - Wzrok zamaza jej si od ez, gos si zaama. - Bo ja w tej chwili bardzo chc by sama. - Shanna moga sobie myle, e wszystko ju zaatwione, ale Caitlyn wci krcio si w gowie od tego, czego si dowiedziaa. Ojciec z rozmysem rozdzieli j z siostr i zmieni ich matk w pozbawion emocji kuk. Spojrzenie Carlosa zmiko. - Catalina, nie powinna prowadzi, kiedy jeste tak wytrcona z rwnowagi. Ledwie moga znie jego trosk. Wiedziaa, e wspczucie rozbije j szybciej ni cokolwiek innego. - Nie mw mi, co mam robi. Nie cierpi mczyzn z mani kontroli. Nie cierpi... - zy niemal popyny jej z oczu, wic odwrcia si gwatownie, zanim on zdy je zobaczy. Szybkim krokiem ruszya do holu. Do diaba! Otara z z policzka. Naprawd bya wytr cona z rwnowagi. Przez te wszystkie lata, kiedy obawiaa si, e nie jest do dobra, cierpiaa niepotrzebnie. To nie bya jej wina. Ani wina Shanny. Los pokara je ojcem palantem. Wypada za drzwi, na parking. Zimne powietrze zaszczypao j w mokre policzki. Pospiesznie ruszya do samochodu, pooya teczk na baganiku i zacza szuka w torebce kluczykw. - To wypoyczone auto, zgadza si? - spyta Carlos. -Moe jednak pozwolisz mi prowadzi? Odwrcia si twarz do niego. - Jeszcze tu jeste? - Cay czas. Jeste tak zdenerwowana, e nie wiesz nawet, e kto idzie dwa kroki za tob. Nie powinna prowadzi.

- Nie mw mi, co mam robi! - Jestem przyjacielem, Catalina - warkn Carlos. - Nie jestem twoim ojcem. Z krzykiem frustracji sprbowaa go odepchn. Chwyci j za ramiona i przycign do siebie, a wpada z impetem na jego pier. W jego oczach byszcza gniew... i co jeszcze. Podanie. Oddech ugrzz jej w gardle. Torebka i kluczyki wypady z rk i wyldoway na asfalcie. - Zrb to - szepna, obejmujc go za szyj. - Pocauj mnie. Minie na jego karku stay. Donie na jej ramionach zacisny si mocniej. - Nie. Odepchna go, wic j puci. Stali o krok od siebie, patrzc sobie w oczy, oddychajc ciko. - Kamery s wczone - powiedzia mikko. - Nie chc dawa kolejnego przedstawienia przed Emm i Angusem. Caitlyn uniosa brwi. - Wic pocaujesz mnie, kiedy bdziemy sami? Wbija bursztynowe spojrzenie w jej oczy. - Nie. - Schyli si, podnis kluczyki z ziemi i otworzy drzwiczki od strony pasaera, posyajc Caitlyn arliwe spojrzenie. - Wsiadaj. Zapaa torebk z ziemi, wzia teczk z klapy baganika. Znw odrzucona. Moe i dobrze. Kolejny dominujcy samiec by ostatni rzecz, jakiej potrzebowaa w tej chwili do szczcia. Rzucia rzeczy na podog auta, wsiada do samochodu i usadowia si wygodnie. Ciasna spdnica podjechaa troch do gry, ale Caitlyn nie obcigna jej. Spojrzaa na Carosa, by sprawdzi, czy zauway. Szczka mu drgna, z impetem zatrzasn drzwiczki. Caitlyn prychna i zapia pas. To bdzie wesoa jazda.

Rozdzia 10 To bdzie piekielna jazda, duma Carlos, przejedajc przez White Plains. Diabelnie ciko byo si skupi, kiedy ta ciasna spdniczka podjechaa jej do poowy ud. Zerkn w t stron. Dalej ni do poowy. Ta lisica robia to specjalnie, eby go torturowa. Jako zmiennoksztatny mia bardziej wyostrzone zmysy ni zwyky czowiek. Cakiem niele widzia w ciemnoci -wystarczajco dobrze, by dostrzec may, czarny pieprzyk po zewntrznej stronie jej lewego uda. Czu te zapach jej wosw i skry. Sysza, e oddycha szybciej ni zwykle. Cigle bya zdenerwowana. Albo podniecona. Podanie buchao z jej niebieskich oczu, kiedy oplota jego szyj rkami i przycisna do niego to sodkie ciao. Merda. Wiedzia, e tydzie z t kobiet doprowadzi go do szalestwa. Do czasu wyjazdu na ekspedycj do dungli bdzie mia kompletnego wira... i sine jaja. Ju w tej chwili spodnie byy nieprzyjemnie ciasne. Skrci w prawo, w ruchliw alej. - Jeste godna? Bo ja umieram z godu. Posaa mu nonszalanckie spojrzenie. - A co jadasz? Polne myszy? Spojrza na ni z irytacj. - Nie. Jestem duym kotem. Potrafi powali konia. Skrzywia si. - Jesz surowe miso? Podcignij t spdnic jeszcze wyej, to si przekonasz, pomyla. Zacisn donie na kierownicy. - Mylaem raczej o restauracji. Masz ochot si przyczy?

Przekrcia si na fotelu przodem do niego, zmuszajc go do kolejnego spojrzenia na jej nogi. - Zapraszasz mnie na randk? - Nie. - A zamruczysz, jak podrapi ci za uszami? - Nie. - Zataczysz dla mnie samb w swoich rowych stringach? - Nie. - Zawsze mwisz nie"? Jego usta drgny. - Nie. Caitlyn westchna i obcigna spdnic par centymetrw w d. - Obawiam si, e byam troch niemia. Wzruszy ramionami. - Nie bardziej ni zwykle. Pacna go w rami. - Nie jestem niemia! W kadym razie zwykle nie bywam. - Poprawia konierzyk jego koszulki polo. Matko wita, czy ona przestanie go dotyka? - To jeste godna? Bo ja cigle tak. - Mylisz tylko o jedzeniu. - Niekoniecznie. - Zerkn na jej nogi. - Ja chyba mam ochot tylko wzi gorc kpiel i pooy si do ka. Sporo na mnie spado w cigu ostatnich dwch dni. Jestem wykoczona psychicznie i emocjonalnie. - Mgbym zamwi jedzenie, eby dowieli nam je po przyjedzie do domu. - Hm, to brzmi niele. Naprawd niele. Zjecha na parking. - To jedna z najwaniejszych zasad bycia dziennym stranikiem. Nie mog zostawia picych wampirw bez ochrony, wic nauczyem si zamawia rne rzeczy.

- Rozumiem. Wyj komrk, eby zadzwoni do swojej ulubionej restauracji. - Ja bior stek z poldwicy. Krwisty. Skrzywia si. - Czy ta urocza mina oznacza, e ty wolisz co innego? Caitlyn si umiechna. - Maj tam owoce morza? - Sprawdz. - Zoy swoje zamwienie i zacz wypytywa o menu. - oso w panierce z pekanw? - spyta Caitlyn. Otworzya szeroko te swoje bkitne oczy. - Bosko. Zamwi dla niej, odoy telefon na pk i wyjecha z powrotem na ulic. - Wspomniae wczoraj, e wyjedasz - mrukna Caitlyn. Wzruszy ramionami. - Emma powiedziaa mi, e wybierasz si na ekspedycj w poszukiwaniu przedstawicieli swojego gatunku. Wyjania, e ty i twoje dzieci jestecie zagroonym gatunkiem. - Wolabym o tym nie rozmawia. - Skrci w Bronx River Parkway. - Mwie wczoraj swoim przyjacioom, e bdziesz szuka partnerki dla siebie. - Nie chc o tym rozmawia. - Gdyby jej si zwierzy, stworzyoby to midzy nimi poczucie bliskoci, co byoby dla niego jeszcze wiksz tortur. Z westchnieniem zsuna si niej na swoim fotelu. Na nieszczcie jej spdnica podjechaa przez to jeszcze wyej na udach. Dokadnie rzecz biorc jakie dwa i p centymetra.

- Pakaa wczeniej. - Kiedy tylko te sowa wyszy z jego ust, zacz plu sobie w brod. Nie mg sobie pozwoli na zwierzenia ani w jedn, ani w drug stron. - Byam zdenerwowana. A raczej wcieka. Na ojca. Nie na ciebie. Spojrza na ni. Gapia si przez boczne okno. Linia jej podbrdka i smukej szyi bya pikna. Merda. Musia przesta myle w ten sposb. - Chcesz o tym porozmawia? - Nie. - Twj ojciec wspomnia o jakim fiasku, przez ktre ci zwolniono. Spojrzaa na niego znaczco. - Nie chc o tym rozmawia. Zagryz zby. - C, w takim razie sobie pomilczymy. - Dobra. - Zaoya rce na piersi. - Prawd mwic, jestem troch za na ciebie. Cigle wysyasz mi sprzeczne sygnay. Drgn mu misie na uchwie. - Jak to? - Pocaowae mnie tak desperacko namitnie, a potem zachowywae si, jakby to by bd. - Bo to by bd. - Jeli ta desperacka namitno bya prawdziwa, a z pewnoci takie sprawiaa wraenie, to jakim cudem mg to by bd? No to go miaa. Mgby twierdzi, e ta namitno nie bya prawdziwa, ale ona wiedziaaby, e to kamstwo. - Musz znale sobie partnerk swojego gatunku. Zaley od tego przetrwanie mojego ludu. Caitlyn milczaa przez dwie bogosawione minuty, ale w kocu si odezwaa. - Nie masz w tej kwestii adnego wyboru? - Nie.

- A co bdzie, jeli nie znajdziesz adnych pantero-akw? Przekn lin. - Znajd. Musz. - I jeli znajdziesz partnerk, oenisz si z ni? Gardo mu si cisno. - Nawet jeli nie bdziesz jej kocha? - Nie mam wyjcia. - Merda, w jej ustach brzmiao to jak wyrok. - Jak dugo ju szukasz? - spytaa. - Pi lat. - Pi lat od Lata mierci. - Byem na piciu ekspedycjach. - Gdzie? Westchn. - Zadajesz duo pyta. - Jestem... ciekawa. - Jest takie przysowie: ciekawo zabia kota. Umiechna si. - W takim razie ja powinnam by bezpieczna. Dokd jedziesz tym razem? - Do Tajlandii. Do maego grskiego miasteczka na pnocy. - ChiangMai? Spojrza na ni, zaskoczony. - Syszaa o nim? Rozemiaa si. - Byam tam. Przez rok siedziaam na placwce w Bangkoku i na par tygodni wysali mnie do Chiang Mai. - Znasz Uniwersytet Chulalongkorn? - Chula? Jasne. - Przekrcia si przodem do niego. -Mylisz, e w Tajlandii s panteroaki? - Chodz pogoski, e jacy kusownicy zabili w grach na pnocy dzikiego kota, ktry po mierci przeobrazi si w czowieka.

- To si dzieje, kiedy panteroaki umiera? - To normalne u wikszoci zmiennoksztatnych. Skina gow. - Znasz tajski? Czy ktrykolwiek z dialektw, jakie napotkasz w grach? Carlos mocniej cisn kierownic. Ju wiedzia, do czego zmierza Caitlyn. - Mj znajomy, profesor z Chula, znajdzie mi przewodnika i tumacza. - Kompletnie obcego czowieka? Jak moesz zaufa komu takiemu? Miaa sporo racji. Kiedy jego przewodnik w Nikaragui zorientowa si, e Carlos jest panteroakiem, prbowa go schwyta i sprzeda miliarderowi kolekcjonujcemu rzadkie zwierzta. - Poradz sobie. - Zdaje si, e mnie potrzebujesz. - Nie! - Serce zabio mu gwatownie. - Wynajm sobie tumacza. - I skd bdziesz wiedzia, e mwi ci prawd? Mam kontakty w Bangkoku i Chiang Mai. Znam jzyk, zwyczaje i okolic. Serce omotao mu w piersi. - Nie jedziesz. - Znam rynki, lokalne jedzenie. - To nie jest wycieczka na zakupy! To jest ekspedycja. Caitlyn wysuna podbrdek. - Dam rad. Jedziam na soniach. Gaskaam tygrysy. - Co? - W wityni Tygrysw. Wychowuj je mnisi buddyjscy. S urocze. Sodkie i puchate. - Menina, ja id do dungli. Tam tygrysy nie bd sodkie.

- Tym bardziej powinnam jecha z tob. Psy i koty cign do mnie, bo je rozumiem, wic jeli s tam jakie panteroaki, przyjd... - Urwaa nagle. O rany, to dlatego Coco i Raquel do mnie przyszy. To mae panteroaki, zgadza si? Carlos jkn. - Nie jedziesz. - Potrafi poda sto powodw, dla ktrych powinnam jecha. - A ja potrafi poda sto, dla ktrych nie powinna! Dungla, Caitlyn. Tam nie bdzie uroczych kociakw. Bd skorpiony, miertelnie grone pajki, plujce kobry, grzechotniki, jadowite skolopendry dugoci twojej rki. Caitlyn drgna. - One te bd do ciebie cign? - mwi dalej. - Rozumiesz syk kobry, zanim zaatakuje? - Nie. Rozumiem tylko ssaki. - Zadraa. - Gady i owady s... inne. One nie chc si z nami komunikowa. W nich wyczuwam tylko obojtno i... pogard. - Nie moesz i do dungli, Catalina. Nie potrafisz strzela. Nie zdoasz si obroni. Spojrzaa na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Naucz si. - Bdziesz ciarem. - Bd nieoceniona jako tumacz. Chc ci pomc. - Dlaczego? Ja bd sobie szuka kobiety, Caitlyn. - Sam to powiedziae. Raquel i Coco potrzebuj matki. Mog pomc ci j dla nich znale. Spojrza na ni, osupiay. - Zaryzykowaaby ycie, eby im pomc? - A ty nie ryzykowae? Spojrza przed siebie. Tak, ryzykowa ycie, eby ratowa te dzieci. I umar. Dwa razy. Teraz wykorzystywa ju trzecie ycie z dziewiciu przydzielonych jego gatunkowi.

Ale Caitlyn miaa tylko jedno. Nie mg pozwoli, eby je naraaa. - Moja decyzja jest ostateczna. Nie jedziesz. Czu gniewne spojrzenie wbite w jego twarz. - Uhm. - Usiada z powrotem prosto w fotelu i skulia si, przez co spdnica podsuna si o kolejne dwa centymetry. Carlos jkn w duchu. To by gwny powd, dla ktrego nie powinna jecha. Jej obecno, jej zapach, jej pikne ciao, jej bohaterski duch i empatyczna natura - to wszystko byoby nieustann, nieznon tortur. cisn mu si odek, bo zrozumia w tej chwili, e Caitlyn jest idealn kobiet dla niego pod kadym wzgldem, z wyjtkiem tego jednego, najwaniejszego. Byaby idealna nawet dla jego adoptowanych dzieci. Nie mg jej tego zrobi. Nie mg, jeli naprawd co do niej czu. A czu. Spojrza na ni i zauway, e stuka palcem o grzbiet drugiej doni. Oczy miaa zmruone. Przygryzaa doln warg. Merda. Co knua. Nie zamierzaa si podda. Rozdzia n C-aitlyn jkna, syszc uparte pukanie do drzwi sypialni. Otworzya jedno oko, eby spojrze w okno. Przez pprzej -rzyste zasony sczyy si przymione wiata miasta, ale wci byo ciemno. - Id sobie - wymamrotaa i nacigna poduszk na gow. - Caitlyn, pobudka!

Rozpoznaa gos Carlosa. Teraz chcia rozmawia? Wczoraj wieczorem, kiedy jedli w kuchni dowiezione z restauracji dania, ledwie wydusi z siebie par sw. A dokadnie dwa. Dobranoc, Caitlyn". I poszed do swojego pokoju. Pukanie nie ustawao. - Wstawaj, Caitlyn. Ju. prawie wita. - Gaka drzwi zaklekotaa. Prbowa wej? Co za tupet. - Ju wstaam! - Zacza maca na olep po nocnej szafce. Nie byo lampki. Cudownie. Wstaa z ka i zmruya oczy, usiujc dostrzec cokolwiek. Ledwie widziaa zarys drzwi po drugiej stronie pokoju. Szurajc nogami, przesuna si wzdu ka i nagle hukna palcami stopy o jakie pudo. - Au! - Odskoczya i uderzya si w gole o supek ka. - Au! Do diaba! - Bdzie siniak. Nie skoczya si jeszcze rozpakowywa i pokj by labiryntem pude i walizek, ktre ledwie widziaa. - Co si stao? - spyta Caros z korytarza. - Ty-mrukna. - Syszaem to. Mam nadludzki such i wzrok. - O, to naprawd super. - Przecigna domi po desce w nogach ka. Czy nie zostawia tu gdzie szlafroka? -A masz rentgenowski wzrok, jak Superman? Widzisz na wylot przez drzwi? - Nie. Droczenie si z nim sprawio jej przyjemno. Zasuy sobie. - Jaka szkoda. Bo stoj tu goluteka. - Krzykna, kiedy drzwi otworzyy si z trzaskiem. Z korytarza wpad snop wiata, od ktrego odcinaa si jego wysoka sylwetka. - Ty zboczecu! Prychn drwico.

- Kamaa. - Wyamae mi drzwi! - Tylko zamek. Drzwi dziaaj. - Pstrykn wcznikiem wiata przy futrynie. - Aaa! - Caitlyn zakrya oczy przed nagym blaskiem. -Co ty tu robisz? - To si nazywa praca, menina. Zdaje si, e kiedy ju jak wykonywaa? - Bardzo zabawne. - Opucia rce i stwierdzia, e Carlos wpatruje si w jej koszulk nocn. Bardziej ni wpatruje. Jego oczy byy dosownie przylepione do opitej, jedwabnej szmatki w lamparcie ctki. Jako e Caitlyn bya raczej wysoka, seksowny fataaszek ledwie siga ud. Z pewnoci wyglday spod niego ctkowane majteczki. A sdzc z gorcego bysku w jego oczach, zauway to. Zamiast si rozzoci, poczua si nakrcona i uwodzicielska. Jeli zamierza wybra jak nieznajom pantero-aczk zamiast niej, to niech przynajmniej wie, co straci. Przerzucia wosy przez rami. Jego laserowe spojrzenie nawet nie drgno. - Halo? Moja twarz jest tutaj. Jego oczy uniosy si powoli, ale zaciy si na wysokoci biustu. Spojrzaa w d, by sprawdzi, czy nic jej nie wypado z dekoltu. Zdarzao si to czasami, kiedy spaa na boku. Nie. A to pech. Westchna. Co si z ni dziao? Zachowywaa si jak kotka w rui, a nigdy tego nie robia. W zwykych okolicznociach byaby przeraona, e obcy mczyzna widzi j w takim stroju. Rozejrzaa si po pododze, szukajc szlafroka. - Mylaam, e moje szkolenie zaczniemy rano. - I tak bdzie. - Wic dlaczego mnie obudzie? Jeszcze jest noc. -A ona prawie nie spaa.

W kko przegryzaa si w gowie przez ostatnie rewelacje na temat ojca. Jedynym sposobem na zapomnienie o tym, jaka jest na niego wcieka, byo mylenie o planach wyjazdu z Carlosem. A, jest i szlafrok. Spad po drugiej stronie ka. - Soce wschodzi za pitnacie minut - wyjani Carlos. - Phineas, Emma i Angus teleportu... - Urwa i wyda zduszony odgos. Caitlyn znieruchomiaa, nie wiedzc, co si dzieje. Schylia si, eby podnie szlafrok z podogi. Kiedy si obejrzaa, stwierdzia, e oczy Carlosa s szeroko otwarte, bucha z nich ar i wpatruj si prosto w jej... Uups. Wyprostowaa si gwatownie. Zapomniaa, jak wiele odsaniaj jej skpe figi. Kiedy si schylia, wciy si midzy poladki. A Carlos mia na co popatrze. Zarzucia na siebie jedwabny szlafrok w stylu kimona, ktry kupia sobie w Hong Kongu. By jaskrawoczerwony, ledwie o odcie ciemniejszy ni jej policzki, bez wtpienia. - Co mwie? W jego oczach paay bursztynowe ctki. - Bd tu lada minuta i z pewnoci doceni, z jak ochot bierzesz si do nowej pracy. - Okej. W takim razie si ubior. Skin gow. - Spotkamy si w kuchni. W jaki strj treningowy. Strj treningowy? Dopiero teraz zauwaya, e Carlos nie jest ubrany jak zwykle w spodnie khaki i koszulk polo. Mia na sobie biay podkoszulek i spodnie do judo, a wosy cign w kitk. - Mylaam, e bdziemy wiczy strzelanie. - Bdziemy wiczy mnstwo rnych rzeczy. Szermierk, karate, kickboxing, zapasy. Co zwykle robisz w ramach treningu kardio? - Ehm... zakupy?

Popatrzy na ni z niedowierzaniem. - Wprowadziam si tu wczoraj. Musiaam wnie wszystkie te puda na gr. To by cakiem niezy trening. -Nie wspomniaa, e Lara i Olivia jej pomogy. Rozejrza si po pudach i walizach. - Te wszystkie rzeczy s twoje? - To moje skarby. Zawsze zwiedzam miejscowe targowiska, ilekro trafiam do nowego kraju. Czy miasta. Czy... wsi. To duo chodzenia, zauwa. Bardzo zdrowa aktywno. Unis brew. - W jaki strj sportowy. Do zobaczenia na dole za pi minut. Odwrci si na picie i wyszed. Spojrzaa za nim ze zoci i zatrzasna drzwi. Faceci nigdy nie rozumieli, jak wane s dla niej jej skarby. Nie byy to drogie rzeczy. Niektre kupia wrcz niewiarygodnie tanio. Ale kady z nich co dla niej znaczy i wozia je ze sob wszdzie. Otworzya najblisze pudo i umiechna si. - Cze, kochane. - Rosyjskie matrioszki siedziay opatulone w gruby, weniany sweter, ktry kupia w Polsce. Zacza je kolekcjonowa jeszcze w dziecistwie, wic teraz miaa ich ponad tuzin. Zapaa dwie drewniane laleczki i postawia na pustym regale. Ze wszystkich pokoi na pierwszym pitrze wybraa wanie ten, bo mia dwa regay, ktre mogy pomieci jej wszystkie skarby. Pi minut? Skrzywia si na wspomnienie dania Carlosa. Niewykonalne. Popdzia do azienki. Nie byo czasu na prysznic. Ale przynajmniej wieczorem wzia kpiel. Cztery minuty pniej staa w koronkowym biustonoszu i figach przed otwart szaf i przygryzaa warg. Strj treningowy? Odsuna na bok dwie wieczorowe i trzy koktajlowe sukienki. Ju na samym pocztku suby w Departamencie Stanu przekonaa si, e bdzie musiaa bra udzia w eleganckich bankietach w ambasadach.

Biznesowe kostiumy - nie. Je te odsuna na bok. Dinsy i koszulki? Woya turkusowy T-shirt i przesza do komody. W szufladzie z piamami znalaza par szarych bokserek. Troch przypominay spodenki gimnastyczne, wic woya je i cigna sznurek na biodrach. Carlos by boso, wic i ona zostaa na bosaka. Pobiega do azienki, eby jeszcze raz uczesa wosy i naoy byszczyk na usta. Truskawkowy, o czym Carlos si przekona, jeli uda jej si znw skoni go do pocaunku. - Hm. - Napuszya wosy. Nawet gdyby znalaz jak panteroaczk, kocica moga si okaza parszywym, starym prchnem ze zamanym ogonem i krzywymi zbami. Nie dziwia mu si, e chcia odnale wicej przedstawicieli swojego gatunku, ale eby si zaraz eni? To byo szalestwo. Fakt, e kobieta jest panteroakiem, nie oznacza jeszcze automatycznie, e okae si dla niego odpowiednia. Ale jego prby ratowania gatunku nie byy szalestwem. Westchna. Wiedziaa, e nie powinna z nim flirtowa, ale cholernie trudno byo udawa, e jej do niego nie cignie, szczeglnie kiedy byo oczywiste, e i jego cignie do niej. W gbi duszy rozumiaa, e powinna szanowa jego pragnienie znalezienia partnerki wasnego gatunku, ale i tak miaa ochot wrzeszcze na niego, e nigdy nie znajdzie nikogo, kto byby do niego tak dopasowany jak ona. Ich pocaunek obudzi co wicej ni tylko fizyczn reakcj. Przepeni jej serce uczuciem spenienia, zupenie jak wi, ktr poczua z Coco i Raquel. Czy jej uczucia mogy by bdem, skoro wydaway si tak naturalne? Miaa nieprzyzwoit ochot sprawdzi, jak daleko moe si z nim posun. Nie bya z tego dumna, ale to byo silniejsze od niej. Dzikie, romantyczne marzenie, e Carlos zapragnie jej tak bardzo, e odrzuci cae to swoje poczucie obowizku, byle by z ni.

Nie bd egoistk, skarcia si w duchu. To nie bya bajka, w ktrej on zakocha si w niej do szalestwa i wszystko si uoy jak za spraw czarw. Ogarniaa j coraz wiksza frustracja, a wraz z ni nasilaa si ta nieszczsna chtka, eby go drczy i droczy si z nim. To nie jego wina; musia ci odepchn, powiedziaa sobie. Postanowia, e postara si, by spdzony wsplnie czas by miy. adnych zych emocji. Moe odrobina przyjaznego flirtu nie wyrzdzi nikomu krzywdy. Boso zesza po obitych wykadzin schodach do kuchni na parterze. Carlos siedzia sam przy stole i wcina patki z mlekiem. - Spnia si - burkn. - Wampiry poszy ju do swoich sypialni. Spojrzaa w kuchenne okno. - Ale jeszcze jest ciemno. - W momencie, kiedy soce wschodzi, padaj jak kody, wic musz si przygotowa z wyprzedzeniem. - Carlos wypi yk kawy. - Phineas zszed na d, do pokoju stranikw. Angus i Emma s w swojej sypialni na czwartym pitrze. Caitlyn nalaa sobie kubek kawy. - Czsto tu pomieszkuj? - Albo tutaj, albo w piwnicach Romatechu, zalenie od aktualnego nasilenia atakw. W tej chwili jest spokojnie, wic moemy bezpiecznie mieszka tutaj. - Carlos wskaza pust misk na stole, naprzeciwko niego. - Zjedz co. Podesza do stou i zmarszczya nos, czujc jego patki. - Co to jest? Kocie chrupki? Spojrza na ni, zirytowany. - To jedyne patki w domu. Bdziemy musieli zrobi dzisiaj zakupy. Wskaza notes lecy obok niego na stole. - Robi list. Jeli co chcesz, to mi powiedz. Caitlyn odstawia kubek z kaw i nasypaa sobie patkw do miski.

- Jeli chcesz, pojad do sklepu. Zakupy to moja specjalno. Burkn tylko i napi si kawy. Wredny kocur, pomylaa. Stumia miech. Unis brew. - Co ci bawi? - Nie. - Szybko podesza do lodwki, eby wzi sobie mleka. - Chyba artujesz. - Wyja karton. - Penotuste? - I co z tego? - Wetkn do ust yk patkw. - Jestem przyzwyczajona do chudego. - Wlaa sobie odrobin do miski. To bdzie smakowa jak mietana. - Znw zachciao jej si mia. Oczywicie kiciu lubi mietan. Spojrza na ni ze zmarszczonymi brwiami. - Powiesz, co jest takie zabawne? - Nic. - Umiechna si promiennie. - Jestem z natury weso, szczliw osob. - Wstawia mleko z powrotem do lodwki. Odwrcia si przodem do stou, a Carlos byskawicznie wbi oczy w misk i dokoczy patki kilkoma szybkimi ruchami. Usta jej drgny. Przyapaa go, jak gapi si na jej siedzenie. - A gdzie Lara i Olivia? S za bardzo zajte ze swoimi wampirycznymi musiami, eby zje z nami niadanie? Carlos wypi kaw, unikajc jej wzroku. - Nie ma ich. Byy w miecie tylko na urodziny Tina, a teraz dostay nowe zadania. - Aha. - Podesza do stou i siada naprzeciwko Cariosa. - Wic jestemy dzisiaj jedynymi ywymi duszami w domu? - Tak. - Zerwa si z krzesa i zanis pust misk do zlewu. - Do zobaczenia w suterenie za pi minut. - Prawie wybieg za drzwi.

Caitlyn umiechna si, obejmujc domi ciepy kubek. Zapowiadaa si nieza zabawa. To byo istne pieko. Caitlyn miaa nadziej, e troch si zabawi i poflirtuje, ale Carlos by oficjalny do blu. Kiedy zesza do sutereny, znalaza go w duej sali gier, obok stou bilardowego. Podesza do niego z umiechem, koyszcym krokiem. - Chcesz pogra w bilard? - Nie. - Wskaza st, na ktrym poukada ca kolekcj noy, drewnianych kokw i biaej broni. Na stole lea te manekin z workowego ptna wypchany som. - To jest nasz udawany wampir, zy Malkontent, ktry chce ci zabi. Caitlyn zrobia min do somianej kuky. - Igor. - Sucham? - Nazwaam go Igor. - wietnie. - Carlos wrczy jej koek. - Znalaza Igora pogronego w miertelnym nie. We ten koek i wbij mu go w serce. Przecigna palcami po zaostrzonym drewienku. - A jeli to nie Malkontent? Jeli to podwjny agent, udajcy Malkontenta? Bd musiaa najpierw przeprowadzi staranne ledztwo. - ledztwo jest zakoczone. Ten wampir nie jest podwjnym agentem. Musi umrze. - Czy nie jest ju martwy z definicji? Carlos poruszy uchw, zgrzytajc zbami. - Obudzi si ze snu i urwie ci gow. Przeyjesz, tylko jeli zabijesz go od razu. - Okej, okej. - Wycelowaa szpic koka w miejsce, gdzie powinno by serce manekina, i kolna go lekko. - No. To go nauczy.

Carlos przyjrza jej si z niedowierzaniem. - Nawet nie przebia skry. Widziaem moskity, ktre wyrzdzay wiksze szkody. - Nie lubi przemocy, okej? Z moimi umiejtnociami jzykowymi polegaam zawsze na komunikacji... - Dgnij go! - Dobra! - Skrzywia si i uniosa koek nad piersi manekina. Ale si zawahaa. Pomys, eby naprawd wbi ostry obiekt w czyje ciao, by groteskowy. - On uwaa, e w tych szortach wygldasz grubo. - Aaaa! - Dgna kuk, zachysna si ze strachu i byskawicznie zabraa rk. - Boe wity. - Cofna si, nie odrywajc oczu od wbitego koka. - Nie lubisz przemocy, hm? - Carlos posa jej sarkastyczny umieszek. Spojrzaa na niego ze zoci. - Nie przecigaj struny. Ze miechem wyszarpn koek z manekina. - Teraz nauczysz si, jak walczy z Malkontentem, ktry nie pi. Caitlyn zaoya rce i zmarszczya brwi. - Emma powiedziaa, e bd pomaga w dochodzeniach. Nie oczekuj ode mnie, e bd si rzuca do walki z Malkontentami. Od tego maj wojownikw. Carlos achn si. - Jeli grupa Malkontentw zaatakuje, mylisz, e zostawi ci w spokoju, bo jeste miertelniczk i nie pisaa si na walk? Bdziesz naszym najsabszym ogniwem. Ciebie zaatakuj najpierw. Przekna lin. - Ale bd tam wampiry, ktre mnie ochroni, zgadza si? - Bd si stara, ale jeli bd walczy o wasne przetrwanie, by moe bdziesz musiaa radzi sobie sama. -

Zaoy szubieniczn ptl na szyj manekina i wszed na krzeso, by przeoy lin przez bloczek pod sufitem. Zeskoczy na podog, odstawi krzeso pod cian. - Teraz Igor nie pi i si rusza. - Pocign za lin i kuka uniosa si ze stou. - We koek i zabij go. Podniosa drewniany koek i powoli zbliya si do Igora. - Lepiej si pospiesz - rzuci ostrzegawczo Carlos, szarpic za lin i wprawiajc Igora w wariacki taniec. - Jeli dobierze si do twojej szyi, urwie ci gow. A ten znowu z tym urywaniem gowy. Caitlyn skrzywia si i uniosa koek. Ugia kolana, balansujc razem z podskakujcym Igorem. To byo troch jak skakanie przez dwie skakanki naraz. Bya w tym dobra jako dziecko. Sztuka polegaa na odpowiednim zgraniu ruchw. Odczekaa, a manekin znalaz si w najniszym punkcie, rzucia si naprzd i wbia koek w jego somiane ciao. - Mam go! - Odskoczya do tyu, szczerzc si radonie. Igor znieruchomia. Carlos si skrzywi. Umiech spyn z twarzy Caitlyn. - Ch... chyba podcigne go troch szybciej, ni przewidziaam. Biedny Igor. Wielki koek stercza z jego podbrzusza. - Prosz, powiedz mi, e celowaa w klatk piersiow. - Oczywicie e tak. - Wzruszya ramionami. - Teraz przynajmniej nie bdzie mg napodzi zych, malkontenckich dzieci. - Nigdy nie mg. Wampiry s bezpodne. Ty tylko wkurzya Igora. Zaraz ci zapie i... - Urwie mi gow, wiem. Carlos spojrza na ni z uniesion brwi, po czym przynis krzeso i odczepi Igora z bloczka. - Najlepszy sposb na to, eby przey atak wampirw, to nie da im podej zbyt blisko. - Bo urw mi gow - mrukna Caitlyn.

- Ot wanie. - Carlos powiesi Igora pod najdalsz cian. - Jeli uda ci si rzuci noem i trafi go w serce, zdoasz unikn walki wrcz. Poka ci, jak to si robi. Odsuna si, kiedy Carlos wybra sobie gronie wygldajcy n ze stou bilardowego. Wycelowa i rzuci. N polecia, wirujc, i up! Wbi si prosto w somiane serce Igora. - To przemieni go w py. - Carlos podbieg truchtem do manekina i wyszarpn n. - Czy przebicie serca to jedyny sposb, eby ich zatrzyma? To takie brutalne. - Umiechna si do niego psotnie. - Prbowalicie sankcji ekonomicznych? Carlos parskn i podszed do niej. - Mona ich podpali, spali socem albo odci im gowy. - Nieza zabawa - mrukna. Poda jej n. - Twoja kolej. Chwycia rkoje i cofna rk. To nie mogo si wiele rni od rzucania pik do softbolu. Niestety, nigdy nie bya w tym dobra. - Czekaj. - Carlos chwyci j za nadgarstek. - Za mocno ciskasz. Spokojnie. - Rozluni jej palce. Z palcw po caej rce Caityn rozeszy si dreszcze. Chwycia gwatowny wdech, serce zaczo jej omota. Carlos przelotnie spojrza jej w oczy, puci jej do i cofn si. - Rzucaj. Mocno. Obr Igora w py. - Okej. - Zamachna si i mocno cisna noem. Polecia ukiem w powietrzu i z klekotem spad na podog w poowie drogi do Igora. Caityn si skrzywia. - Hm... chybiam. Carlos milcza przez chwil. - Mocniej nie dasz rady?

- Nie wiem. Przestaam rzuca przedmiotami w ludzi, kiedy miaam dwa lata. Wzi ze stou inny n. - Sprbuj jeszcze raz. Woya w rzut wszystkie siy, ale n spad na podog kilkanacie centymetrw za pierwszym. - W ogle nie masz siy w rkach - mrukn Carlos. -Zdarza ci si robi pompki? Posaa mu zalotny umiech. - Oczywicie. Jeli akurat jestem na grze. Wzrok mu si zamgli na moment, drgna mu szczka. - Chod. - Kiwn na ni i ruszy w stron lecych na pododze noy. Podnis je i poda jej jeden. - Sprbuj jeszcze raz. - Odsun si. Rzucia. N polecia adnym mynkiem w stron Igora, ale trafi go w pier rkojeci i spad na podog. - Niele. - Carlos wrczy jej drugi n. - W w to wicej pary. - Aaach! - Cisna noem, wkadajc w to ca si, jak moga z siebie wykrzesa. Polecia w stron Igora i up! - Udao mi si! - Caityn odwrcia si do Carlosa z szerokim umiechem. Jego osupiaa mina kazaa jej obejrze si na kuk. Skrzywia si. Carlos spojrza na ni nieufnie. - Zaczynam tu dostrzega pewn prawidowo. - Podszed do Igora i wycign n z jego podbrzusza. - Naprawd celowaam w jego pier. Carlos parskn i podnis drugi n z podogi. - Chciaem teraz sprbowa szermierki, ale domylam si, jak to si skoczy. Zmarszczya brwi. - Przecie nic si nie stao. Igor nie potrzebuje swojego sprztu.

- Szermierk wiczyaby ze mn. - Carlos podszed do niej z byszczcymi oczami. - A ja z ca pewnoci potrzebuj swojego sprztu. Serce zabio jej szybciej, kiedy zacz si zblia. Zatrzyma si ledwie par centymetrw od niej. - Na podog - szepn. Rozdzia 12 Igra z ogniem, ale nie mg si oprze. Wygldaa tak cholernie seksownie z wosami rozpuszczonymi na ramiona, z dugimi, goymi nogami i w ciasnej koszulce, ktra poruszaa si przy kadym jej oddechu. Twarz miaa zarumienion od wysiku. I jeszcze czego podania. Zawiso gst chmur w wskiej przestrzeni midzy nimi, prbujc przycign ich do siebie jak magnes. Ju raz popeni bd i pocaowa j. Potrzebowa caej swojej siy, by cofn si i nie wzi wicej. A teraz ona powoli opuszczaa si przed nim na kolana. Czonek mu stwardnia, kiedy jej twarz znalaza si na wysokoci jego biaych spodni karate. Merda, dlaczego tak si torturowa? Pragn jej. Ona pragna jego. Wczoraj wieczorem niemal bagaa go, eby j pocaowa. Gdyby te cholerne kamery nie byy wczone, moe by si ugi. Od pierwszej chwili, kiedy jego spojrzenie pado na Caitlyn, ogarno go rozpaczliwe podanie, i z kadym dniem byo gorzej. We j. Na pododze. Teraz, nagli go wewntrzny gos. Zacisn pici. To by byo nie fair. Nie mg czerpa z niej przyjemnoci, skoro nie mia zamiaru z ni zosta.

Jego przyszo zostaa napisana dawno temu, podczas Lata mierci. Zagryz zby. - Dwadziecia razy. Otworzya szeroko oczy. - Dwadziecia? - Spojrzaa nieufnie na jego spodnie. -Musisz by piekielnie wytrzymay. Wrzca krew napyna mu do genitaliw, a nabrzmia. Cofn si o krok. - Dwadziecia pompek. - Ach. - Skrzywia si. - W yciu nie dam rady zrobi dwudziestu pompek. - W takim razie musisz je robi codziennie, a dasz rad. - Kiwn rk. No ju. Zaczynaj. - Okej. - Opara si na rkach i palcach stp, z wyprostowanymi okciami. Zgia je i zacza si opuszcza. W poowie drogi rce jej zadray i kapna na podog. - Okej, jedna z gowy. - Chyba p - mrukn. - Sprbuj na kolanach. Parskna. - Pewnie mwisz to wszystkim dziewczynom. - Z jkiem odepchna si od podogi. - Twoje ciao powinno tworzy lini prost. Wystawiasz tyek w gr. Schyli si i lekko klepn j w siedzenie. - Hej! - Spojrzaa na niego gniewnie przez rami. Zanim si odwrcia, w jej oczach dostrzeg psotny bysk. Znw klapna na podog. - Druga. - Ptorej. I powinna kontrolowa opadanie. Uniosa si znw, jeszcze bardziej wystawiajc siedzenie. Zerkna na niego wyczekujco. Wredna lisica, pomyla. - Chcesz dosta klapsa? Jej usta drgny.

- A ty? Jkn. - Moesz dokoczy pniej, sama. - Historia mojego ycia - mrukna, wstajc z podogi. Carlos zacisn pici, by si powstrzyma przed porwaniem jej w ramiona. Przesta igra z ogniem, powiedzia sobie. Musia si skupi na obowizkach. - Pjd zajrze do wampirw. - Ruszy w stron dormi-torium w suterenie, gdzie spa Phineas. - Musz sprawdza co par godzin, czy nic im nie jest. - A co mogoby im by? - Caitlyn wesza za nim do ciemnej sypialni. Przecie s martwi w cigu dnia, prawda? - Tak. - Zapali wiato. - To tak na wszelki wypadek. - Jaki wypadek? Mog umrze jeszcze bardziej? - Na wypadek, gdyby kto zakrad si niepostrzeenie do domu, eby zrobi im krzywd. - Rozejrza si po duym pokoju. Teraz by prawie pusty, byo w nim tylko kilka dwuosobowych ek. - Kiedy zaczem prac, w domu mieszkao paru szkockich stranikw i sypiali tu w trum nach. - artujesz. - Nie. - Podszed do ka Phineasa. - Angus kaza usun trumny. Gdyby jacy stre prawa wpadli do nas z nakazem przeszukania, trudno byoby to wytumaczy. - Podobnie jak trupy. - Przyjrzaa si z ciekawoci Phineasowi. Wyglda, jakby spa. Mody wampir lea rozcignity na brzuchu, z rk zwisajc, poza krawd ka. Caitlyn podesza bliej i zachichotaa. - Popatrz na jego bokserki. Idealne dla Doktora Ka, specjalisty od mioci. Carlos popatrzy ze zmarszczonymi brwiami na biae, satynowe bokserki w czerwone serduszka. Zmarszczka na jego czole pogbia si, kiedy zauway, e Caitlyn bez

enady oglda pnagiego wampira. Zapa przecierado lece w nogach ka i przykry Phineasa. Caitlyn drgny usta. - No tak. Jeszcze przezibi si na mier. Ma dziewczyn? Serce Carlosa cisno si bolenie. - Dlaczego pytasz? Umiechna si. - Po prostu jestem ciekawa, czy Doktor Kie ma ukochan. - Ma - odpar szybko Carlos, ale poprawi si: -A w kadym razie ma nadziej, e ma. Zaleca si do pewnej miertelniczki, niejakiej LaToyi, ale zdaje si, e kazaa mu spada. - Och, to smutne. - Caitlyn podniosa zdjcie w ramce z nocnej szafki Phineasa. - To jego rodzina? - Tak. Jego ciocia, modszy brat i siostra. Phineas utrzymuje ca trjk. - Jest ich bohaterem. - Odstawia zdjcie. - Skoro oni yj, to znaczy, e jest wampirem od niedawna? - Tak, zaledwie od paru lat. - Carlos przestpi z nogi na nog. - Dlaczego tak ci to interesuje? Wzruszya ramionami. - Wpadam gow naprzd w cakiem nowy wi at i musz go pozna. To wszystko jest fascynujce. - Uwaasz, e wampiry s fascynujce? - Tak. - Umiechna si sodko, spogldajc na niego zalotnie. Podobnie jak zmiennoksztatni. Klatka piersiowa znw mu si cisna. A potem stwardniao mu przyrodzenie. - Nie odrzucaj ci pazury i ky, i... - I kulki z kakw? - Wyszczerzya zby. - Jak dla mnie, im bardziej egzotycznie, tym ciekawiej.

Niski pomruk zawibrowa w jego gardle i umiech znikn z twarzy Caitlyn. Jej turkusowe oczy otworzyy si szeroko, bagajc we mnie". Merda. Nie chcia warkn. Traci panowanie nad sob. Otrzsn si i ruszy do drzwi. - Musz zajrze do Angusa i Emmy. Posza za nim tylnymi schodami do holu. - A ja chyba zrobi sobie przerw i napij si czego w kuchni. - Powinna i ze mn. Spojrzaa na niego z powtpiewaniem. - Na czwarte pitro? - To bdzie dla ciebie niezy trening kardio. - Carlos ruszy truchtem po schodach. - Chod. Caitlyn jkna i pobiega za nim po schodach. Na podecie trzeciego pitra zatrzymaa si, eby zapa oddech. - No ju. - Carlos wspina si dalej. - Po co ten popiech? - Powloka si po schodach. -Przecie sobie nie pjd. - Ruszaj si. To ci pomoe zapa form. - Pokona biegiem kilka ostatnich schodw na czwarte pitro. - To pokj, ktry zajmuj Angus i Emma. - Otworzy drzwi i zapali wiato. Caitlyn skrzywia si, wchodzc za nim. - Byabym wcieka, gdyby kto mi zapali wiato, kiedy pi. - Oni nie pi. - Spojrza na ko i przeszed przez pokj, by si upewni, e aluminiowe rolety na oknach s szczelnie zamknite. - O rany, popatrz. - Caitlyn powoli podesza do ka. Carlos zerkn przez rami i stwierdzi, e wampirza parka jest naga. Dolna poowa ich cia bya przykryta kodr, a szeroki bark i potne rami Angusa zakryway piersi Emmy.

Caitlyn szybko podcigna im kodr do ramion. - Zdaje si, e si kochali - szepna. - Nie nasza sprawa. - Carlos ruszy z powrotem do drzwi. - Patrzyli sobie w oczy. - Caitlyn splota donie, a jej wasne oczy zalniy od wilgoci. - Umarli w swoich objciach. To takie pikne. Carlos zatrzyma si przy drzwiach z doni na wczniku wiata. - mier nigdy nie jest pikna, menina. Odwrcia si i spojrzaa na niego zamglonymi oczami. - Widziae, jak gin prawie wszyscy czonkowie twojego gatunku, prawda? Odwrci si, by nie zobaczya na jego twarzy grymasu blu. - Stracie rodzin? - spytaa mikko. Odepchn od siebie wspomnienie martwych rodzicw i brata. Nie mg sobie pozwoli na zwierzenia. Caitlyn, tak pena wspczucia, na pewno prbowaaby go pociesza, a to by bya katastrofa. Cierpia od tak dawna, e nie byby w stanie si jej oprze. Zgasi wiato. - Wracajmy do pracy. Ruszy w d po schodach, po raz kolejny powtarzajc sobie, e nie wolno mu jej dotyka. By na granicy wytrzymaoci. Czy ten dzie tortur nigdy si nie skoczy? Czy ten dzie nigdy si nie skoczy? - jczaa w duchu Caitlyn po godzinie podnoszenia ciarw i skakania przez skakank. Ten facet prbowa j zabi. Bya spocona i brudna, a on wci wyglda bosko, jakby to by tylko spacerek po parku.

Przeszli do worka bokserskiego. Kiedy pierwszy raz walna w to cholerstwo, oddao jej i uderzyo j w twarz. Po trzydziestu minutach nauki prostych, sierpowych i hakw, rce miaa poobijane i obolae. Zatoczya si, kiedy Carlos kaza jej wykona kombinacj ciosw. - Nie tra rwnowagi - ostrzeg. - Kolana ugite. Lekko na nogach. Przeno ciar ciaa. Posaa mu ze spojrzenie. Wywarkiwa rozkazy jak sierant od musztry. - Rce mi odpadaj. Spojrza na ni chmurnie. - Dobra. - Podszed do wiczebnej maty. - Pouczymy si taekwondo. Poka ci kilka podstawowych kopniakw. Caitlyn przyznawaa to z niechci, jako e j torturowa, ale uwielbiaa patrze, jak si rusza. By taki silny, a jednoczenie tak peen gracji. Zszed z maty. - Teraz ty sprbuj. Ukonia mu si, powtrzya wszystkie kopnicia, ktre jej pokaza, i ukonia si jeszcze raz. Spojrza na ni szeroko otwartymi oczami. - Uczya si sztuk walki. Wzruszya ramionami z zadowolonym umiechem. - Troch. Chciaam mc si broni przed napadami w czasie zakupw. Podchodz do moich zakupw bardzo powanie. Parskn. - No to zobaczmy, jak dobrze potrafisz si obroni. -Wszed na mat i si ukoni. Odpowiedziaa ukonem i przyja poz defensywn. Kiedy zaatakowa j powoln seri podstawowych ciosw, zablokowaa je wszystkie. - Traktujesz mnie jak dziecko.

- Chc tylko sprawdzi, na co ci sta. - Wyszczerzy si w umiechu. - To wietna wiadomo. Bd mg ci wyszkoli o wiele szybciej, ni mylaem. eby mc prdzej wyjecha na poszukiwania idealnej partnerki, pomylaa Caitlyn. Poczua ukucie gniewu. Nie bya do dobra dla niego. Nie miaa sierci. Odsun si. - Poka, co potrafisz. Zaatakuj mnie. Och, w tej chwili miaa wielk ochot go zaatakowa. Natara na niego seri szybkich ciosw i kopniakw. Umiechn si, blokujc j z atwoci. - Niele. Odskoczya, piorunujc go wzrokiem. - Nie traktuj mnie protekcjonalnie. - Menina, ja si naprawd ciesz, e ju co umiesz. Ale musimy popracowa nad kopniciami. Musisz celowa w pier przeciwnika, eby straci rwnowag. Zaatakuj jeszcze raz i kop tak wysoko, jak potrafisz. - Jak sobie yczysz. - Machna praw nog. Chwyci jej stop dwa centymetry od swojego krocza. - To nie byo zabawne, Caitlyn. Nie jestem somian kuk. - Nie celowaam... - Czy ty masz co przeciwko mskim klejnotom? - Nie! Po prostu nie jestem szczeglnie zwinna - odpara, podskakujc na jednej nodze. - Moesz mnie puci? Zaraz si przewrc. Puci jej stop. - Sprbuj jeszcze raz. I tym razem celuj w pier. Skrzywia si. Ju za pierwszym razem celowaa w pier. Odchylia si do tyu, eby kopn tak wysoko, jak si dao, ale woya tyle siy w zamach, e obie jej stopy oderway si od ziemi i upada, ldujc na plecach. - Au! - jkna lekko oguszona.

- Przepraszam. - Carlos pochyli si i poda jej rk, by pomc jej wsta. Nic ci nie jest? Wcieka si, widzc jego rozbawion min. Znca si nad ni od paru godzin. I nie mg si doczeka wyjazdu w poszukiwaniu parszywej panteroaczki. Chwycia go za rk, podcigna si troch, po czym szarpna, przewracajc go na siebie. Jego ciar na sekund pozbawi j tchu, ale zwycistwo byo tego warte. - Przepraszam - rzucia sodkim gosem. - Nic ci nie jest? Podpar si na okciach i spojrza na ni ze zmarszczo nymi brwiami. - To nie jest dobra strategia, menina. Nie chcesz mie przeciwnika na sobie. - Naprawd? - Potara bos stop jego nog i zarzucia mu rce na szyj. Nawet mi si to podoba. Zote ctki w jego oczach zapony bursztynowo. Poruszy uchw, jakby zaciska zby. Caitlyn wsuna palec pod cigacz pod szyj jego koszulki i pocigna w d. - Od dawna chciaam zobaczy twj tatua. - Bya to czarna pantera skaczca przez pomienie. Chwyci j za nadgarstek. - Przesta. Nie moemy... Pchna go. Podpiera si tylko na jednym okciu, wic straci rwnowag i wyldowa na plecach. Caitlyn uklka nad nim okrakiem. - Nie mw mi, co mog, a czego nie. Sprbowa usi, ale pchna go z powrotem i przycisna jego barki do podogi. Oczy mu zapony. - Mgbym wsta, gdybym chcia. - Wic widocznie nie chcesz. - Zacza opuszcza biodra, a usiada na jego pachwinach.

Carlos z sykiem wcign powietrze. - Przepraszam - mrukna. - Celowaam w twoj pier. Usta mu drgny. - Zawsze to mwisz. - Jego umiech zmieni si w grymas. - Ty lisico. Zncasz si nade mn. - Mam nadziej. Bo ty zncasz si nade mn. - Poruszya biodrami, ocierajc si o niego. By ju nabrzmiay. I twardy. - Catalina. - Pooy donie na jej twarzy. Oddech mia pytki, urywany. Musisz mnie powstrzyma. - Nie. Z guchym warkotem przewrci j na plecy i wpi si w jej usta. Rozdzia 13 D o diaba z tym wszystkim. Pragn jej. Chcia posmakowa kady centymetr jej ciaa. Chcia sprawi, eby wia si w jego ramionach, krzyczaa jego imi i bagaa o wicej. Basowy pomruk wezbra w jego gardle, kiedy j caowa. Cay ten gd, ktry trzyma na uwizi, wyrwa si na wolno. Masakrowa jej usta. W gowie mia gorczkowy wir namitnoci, a mimo to jakim cudem zdoa poczyni wane spostrzeenie: Caitlyn nie baa si go. Bya rwnie napalona i zdeterminowana jak on. Ju samo to przepeniao go zachwytem. - Catalina - szepn, muskajc twarz jej szyj. Jej zapach wypenia mu nozdrza, wywoujc fal przyjemnoci, ktra rozchodzia si po ciele i pdzia do podbrzusza. - Tak. - Przecigna domi po jego plecach i uniosa kolano, by otrze si udem o jego biodro.

Pooy do na jej udzie i cisn. Skubic jej wargi, przesun do dalej, pod lun nogawk szarych spodenek. Jest. Pikny, krgy tyeczek, ktry widzia rano, kiedy ta zonica wypia si przed nim. Mia ochot ciska go godzinami. Wsun palce pod figi, by mc chwyci nagi poladek. Jkna sodko wprost w jego usta. Wdar si jzykiem midzy jej wargi, a ona odwzajemnia mu si z tak sam pasj. Podcigna mu koszulk a do pach, by mc ora palcami jego nagie plecy. Przerwa na moment pocaunek, eby zdj z siebie koszulk. Pad na plecy i wcign j na siebie. Caitlyn obwioda palcami jego tatua, a potem schylia si, eby poaskota go jzykiem. Z jkiem wsun donie pod jej T-shirt. - Podnie si. - Hm? - Uniosa gow i spojrzaa na niego pytajco. Rozpi jej biustonosz, po czym zerwa go z niej razem z koszulk przez gow. Krzykna cicho, zaskoczona, i jeszcze raz, kiedy pchn j na plecy. - Catalina. - W yciu nie widzia tak cudownych piersi. Penych, z pulchnymi, rowymi sutkami, ktre stwardniay pod jego spojrzeniem. Jej klatka piersiowa falowaa od szybkiego oddechu. Caitlyn signa do niego, oplota rkami jego szyj. - Pocauj mnie. Dotkn wargami jej warg, rozkoszujc si ich mikkoci i sodkim, truskawkowym smakiem. Pocaowa nasad jej szyi, podrapa zarostem pier. Jkna, wyginajc ciao ku niemu. Stwardniay koniuszek jej piersi musn jego usta i Carlos nie mg si oprze. Chwyci sutek wargami i zacz mocno ssa. - Carlos - krzykna, wczepiajc donie w jego wosy.

Wypuci sutek i dmuchn na. Zadraa. Carlosa zalaa rado. Zwycistwo. Posiadanie. Z szerokim umiechem spojrza w jej twarz. I zamar. Patrzya na niego z tak czuoci, z takim zaufaniem. A jemu nie mona byo ufa. Jeli znajdzie sobie pan-teroaczk, oeni si z ni. Prawda uderzya w niego jak mot pneumatyczny; skuli si z blu. Caitlyn zasugiwaa na co wicej ni szybki seks na pododze. Zasugiwaa na lojalno i... mio. Wzrok zamgli jej si z niepokoju. - Carlos? Pozbiera si z podogi. - Wybacz mi. Nie miaem prawa. Usiada z trudem. - Chciae tego. Ja te. - Nie moemy! - Odsun si. - Przepraszam. W jej oczach zalniy zy. - Nie przepraszaj za to, co czujesz. Midzy nami co jest. Przecie wiesz. - Lepiej ju pjd. - Poszed do drzwi i zatrzyma si. -Nie mog. Mam sub. - Spojrza na ni i skrzywi si, widzc jej mokre oczy. - Chyba... zrobimy sobie przerw. Jak troch odpoczniesz, moe pjdziesz na zakupy. Sam bym poszed, ale nie mog zostawi wampirw bez ochrony. - Ja zostawiam moje serce bez ochrony - mrukna. Te sowa ugodziy go jak n. - Przepraszam. Do zobaczenia pniej. - Wbieg po schodach, jakby mg uciec od blu, ktry jej zada. Pikna Catalina. Jak mg jej to zrobi? Popdzi po schodach do biura na pitym pitrze i zacz chodzi po duym pomieszczeniu, oddychajc ciko. Tchrz, beszta si w duchu. Uciek z miejsca zbrodni.

Powinien by zosta w suterenie i pozwoli, eby Caitlyn daa mu w twarz. Co ona z nim wyprawiaa? Nie mg dopuci, eby przywaszczya sobie jego serce. Musia trzyma si od niej z daleka. Dla jej wasnego dobra. Jeli wci bdzie ulega tej namitnoci, moe si to skoczy czym niewyobraalnym. Po prostu j ugry, namawia go wewntrzny gos. Wtedy bdziesz mg j mie na zawsze. - Nie! - krzykn, zatrzymujc si i zaciskajc pici. Nie mg jej ugry. To byo zbyt niebezpieczne. Widzia, jak miertelniczki umieray, wijc si z blu, bo ich ciaa nie byy w stanie znie potnej genetycznej przebudowy, ktra nastpowaa przy przemianie w inny gatunek. Caitlyn bya silna psychicznie i emocjonalnie, ale fizycznie bya mikka. Taka mikka. Jej nogi, jej piersi. Jkn. Erekcja zacza napiera na spodnie do karate. Nie mg jej duej szkoli. To byo oczywiste. A przecie musia j wyszkoli, eby mc jecha na swoj ekspedycj. - Merda - warkn. - Merda byo odpowiednim sowem. Wdepn po uszy w gwno. - Niespodzianka! - Tino wpad w podskokach do holu; jego modsza siostra deptaa mu po pitach. - O rany! - Caitlyn udaa zaskoczenie, cho wcale zaskoczona nie bya. Shanna zadzwonia wczeniej, by j zawiadomi, e zjawi si okoo wp do sidmej. Shanna postawia dwie cikie torby na pododze, eby mc uciska Caitlyn. - Co u ciebie? - Mamusiu! - Sofia zatkaa uszy. - Straszny haas! - Jaki haas? - Shanna zrobia zdezorientowan min, po czym zerkna na panel monitoringu przy drzwiach. -Ach. Alarm si uruchomi.

- Naprawd? - Caitlyn zamkna drzwi wejciowe i przekrcia klucz. Nic nie syszaa. - Musisz go wyczy, zanim otworzysz drzwi. - Shanna wstukaa kilka cyfr na klawiaturze. - Jest ustawiony na wysok czstotliwo, ktr sysz tylko wampiry i zmiennoksztatni. - Spojrzaa na crk. - Sofio, syszaa to? Dziewczynka skina gow. Caitlyn dostaa gsiej skrki. Nie bya to tylko reakcja na zdolnoci Sofii. To by... on. Dosownie czua jego obecno. Spojrzaa na schody i rzeczywicie, Carlos sta na pierwszym podecie. Widocznie alarm wywabi go z kryjwki. Reszt dnia spdzi zabarykadowany w biurze na pitym pitrze. Caitlyn koo poudnia posza na zakupy, a kiedy wrcia, zauwaya pusty talerz w zlewie. Carlos zszed na d, eby zje lunch, kiedy jej nie byo. Przez elektryzujc chwil patrzy jej w oczy, ale w kocu odwrci spojrzenie. A ona odwrcia si do niego plecami, by nie zobaczy jej cierpienia. Shanna dotkna ramienia syna. - Ty te syszae alarm? - Nie - burkn Tino i wysun podbrdek. - Ale ja umiem si teleportowa, a Sofia nie. - Tino. - Shanna posaa mu ostrzegawcze spojrzenie. - To nie jest rywalizacja. Sofia moe mie zupenie inne zdolnoci ni ty. Sofia kiwna gow i spojrzaa na brata z min dumnej ksiniczki. - Jestem inna. - To prawda. - Shanna schylia si, by uciska crk. Zadzwoni telefon na stoliku w holu. - O, to pewnie Howard. - Shanna podesza do telefonu. - Pewnie chce wiedzie, dlaczego alarm si wczy. - On to wie? - spytaa Caitlyn.

- Jasne. Wie o wszystkim, co si tutaj dzieje. - Shanna podniosa suchawk. Caitlyn si skrzywia. Spojrzaa na schody; Carlosa ju nie byo. Shanna przez chwil suchaa rozmwcy. - Okej. - Zwrcia si do Caitlyn. - Howard pyta, czy nauczya si obsugiwa system alarmowy. Caitlyn pokrcia gow. - Nie. - Dopki Caros jej unika, bdzie miaa problem z nauczeniem si czegokolwiek. - Poka jej, jak to dziaa - powiedziaa Shanna do Howarda i pomachaa do kamery. - Nie martw si o nas. Jak widzisz, jestemy cakowicie bezpieczni. - Rozczya si. Osupiaa Caitlyn spojrzaa na kamer ochrony. - Howard nas widzi? - Jasne - odpara Shanna. - Moe obserwowa wszystko, co si tutaj dzieje. To dodatkowe zabezpieczenie. Caitlyn przekna lin. - Ile tu jest kamer? Shanna wzruszya ramionami. - Kilka. Oczywicie nie w sypialniach. - A w suterenie? - Nie wiem. Moe. - Shanna spojrzaa na ni z ciekawoci. - Wszystko w porzdku? Jeste strasznie blada. Byo ju wystarczajco fatalne, e Angus MacKay widzia jej pocaunek z Carlosem w ogrodach Romatechu, ale teraz nie moga si nie zastanawia: czyby zagraa w filmie dla dorosych specjalnie dla Howarda? Spojrzaa nieufnie na kamer. - To czerwone wiateko oznacza, e jest wczona? - Tak. - Shanna przekrzywia gow i zmruya oczy. -Co si stao? - Jestem godny! - oznajmi Tino, usiujc dwign jedn z toreb.

Shanna podesza szybko, by wzi torby. - Chodmy do kuchni. - Umiechna si do Caitlyn. -Mam nadziej, e lubisz kurczaka. W kuchni Caitlyn pomoga siostrze nakry st i podzieli jedzenie. Przez cay czas zastanawiaa si, czy w suterenie jest kamera, a jeli tak, to czy wczona. Usiada i zagapia si w grillowane udko z kurczaka i saatk coleslaw na talerzu. Musiaa wiedzie. Teraz. - Przepraszam. - Wstaa i ruszya do drzwi. - Zaraz wracam. Dzieci nie zwrciy na ni uwagi, ale Shanna spojrzaa na ni, zaniepokojona. Caitlyn pognaa na d, do sali wicze. Zatrzymaa si jak wryta, z omoczcym sercem. Tak, bya tu kamera. A mata wiczebna, po ktrej tarzaa si z Carlosem, bya w jej polu widzenia. Podesza bliej i przyjrzaa si urzdzeniu. adnej czerwonej lampki. Kamera nie bya wczona. W tej chwili. Ale rano? Przekna lin i wrcia po schodach do kuchni. - Dobrze si czujesz? - spytaa Shanna. - Jasne. - Caitlyn usiada przy stole i zagapia si w jedzenie. Moe Carlos bdzie wiedzia. Zerwaa si na rwne nogi. - Chyba zanios co do jedzenia Carlosowi. - Naoya na talerz kurczaka i gr pure ziemniaczanego. - Siedzi na pitym pitrze. Zdaje si, e jest tam jakie biuro. Shanna si umiechna. - To dawny pokj mj i Romana. Duga droga po schodach. Moe po prostu zadzwonimy, eby do nas zszed? Sofia kiwna gow z buzi pen ziemniakw. - Lubi Carlosa. - Jest... zajty. - Caitlyn dorzucia na talerz biszkopta. -Zaraz wracam. Musiaa z nim rozmawia sam na sam.

Popdzia po schodach tak szybko, jak moga, i zatrzymaa si pod drzwiami bura na pitym pitrze, z trudem chwytajc oddech. Carlos otworzy drzwi i obejrza j od stp do gw. - Umierasz na zawa? Spojrzaa na niego ze zoci. Owszem, serce jej pkao, dziki niemu. Wparowaa do biura i z hukiem postawia talerz na biurku. - Przyniosam ci kolacj. - Dzikuj. - Zamkn drzwi i podszed do niej powoli. - Jak si czujesz? Przycisna do do piersi. - Zaraz zapi oddech. - Mnie chodzio... o to, co byo wczeniej. - Tak? - Uniosa brwi. - Czyby przypadkiem mwi o najbardziej upokarzajcym odrzuceniu mojego ycia? Skrzywi si. - Tak, mniej wicej. - Naprawd ci to obchodzi? - Tak, obchodzi. Czuj si fatalnie, e ci zraniem. - Okazujesz to w bardzo dziwny sposb. Unikasz mnie przez cay dzie. Carlos przeczesa palcami rozpuszczone, czarne wosy. - Mam powody. Ale nie musisz si martwi, e to si jeszcze kiedykolwiek powtrzy. Poprosiem Toni, eby przeja twoje szkolenie. Au. Caitlyn spojrzaa mu w oczy. - Cykor. Unis brew. - Chcesz powiedzie, e jestem... - A jak inaczej mam to rozumie? - To prawda, boj si. - Podszed do niej. W jego oczach pon gniew. Boj si narazi twoje ycie. Ja ci prbuj chroni, Caitlyn.

Trzasna doni o st. - Niby przed czym? Zagryz zby. - S sprawy, o ktrych nie wiesz... - Wic mi powiedz! - Wanie ci mwi! Jestem dla ciebie niebezpieczny. W Caitlyn zagotowaa si frustracja. - Jak mog ci wierzy, kiedy czuj, e tak do siebie pasujemy? I nie mw mi, e ty tego nie czujesz! - To, co czujemy, si nie liczy... - Tylko to si liczy! Carlos zamkn na moment oczy, zmarszczy czoo. - Catalina, nie mog przysparza ci wicej blu. Nie znios tego. Prosz, id ju. zy zapieky j w oczach. Odepchnita dwa razy w ci gu jednego dnia. To chyba by jaki nowy rekord. Ruszya do drzwi. Bya ju jedn nog na korytarzu, kiedy przypomniaa sobie, po co tu w ogle przysza. - Czy kamera w suterenie bya rano wczona? Urzdzilimy przedstawienie Howardowi? Spojrza na ni oczami penymi blu. - Nie, menina. Nikt nie wie, co robilimy. To bya pewna ulga, ale i tak nie ukoia jej obolaego serca. Caitlyn zesza na d, z trudem powstrzymujc zy. Do diaba. Dlaczego pozwolia, eby tak zalaz jej za skr? Znaa go raptem od trzech dni. Ale te trzy dni byy jak p ycia. Jej wiat wywrci si do gry dnem i wysypay si z niego mityczne stwory, wampiry i zmiennoksztatni. Odnalaza siostr, zyskaa siostrzeca i siostrzenic, i odkrya, e jej ojciec jest potworem kontrolujcym umysy. Z pewnoci bya zbyt skoowana i zdezorientowana, by oceni, czy jej uczucia s autentyczne. Zatrzymaa si na ppitrze. Jej zauroczenie Carlosem byo natychmiastowe, dopado j w chwili, gdy tylko go

zobaczya, i zdarzyo si to, zanim usyszaa o wampirach i zmiennoksztatnych. Wszystko, czego dowiedziaa si od tamtej chwili e uratowa i adoptowa mae panteroaki, e prbowa ocali swj gatunek, e pomaga wampirom walczy z Malkontentami - wzmocnio tylko wizerunek mczyzny silnego i honorowego. Spjrz prawdzie w oczy, pomylaa. Zakochaa si w nim. za spyna jej po twarzy. Ona te mu si podobaa. Wiedziaa to. Caowa j i dotyka z takim zachwytem, z tak rewerencj. To nie byo przywidzenie. Otara policzki i ruszya na d. Nie podda si. Mio bya zbyt rzadka i cenna. Caitlyn nie zrezygnowaa z siostry. Nie zamierzaa te zrezygnowa z Carlosa. Rozdzia 14 Co si dzieje? - szepna Shanna do Caitlyn, kiedy skoczya adowa zmywark. - Nic. Shanna schowaa resztki kolacji do lodwki. - Nic nie zjada i jeste nerwowa jak zajc. - Nie jestem w tej chwili godna. Zjem pniej. - Caitlyn wytara rce i umiechna si do dzieci. - Chcecie zobaczy moje skarby? Tinowi zawieciy si oczy. - Masz piracki skarb? - Jasne. Chodcie. - Kiwna na dzieciaki i Shann, eby poszli za ni na pitro, do jej sypialni. Wikszo popoudnia spdzia na rozpakowywaniu, wic regay byy ju pene. - Och, jakie liczne! - Shanna przecigna palcami po kilku metrach haftowanego jedwabiu, ktry Caitlyn

udrapowaa na ramie baldachimu nad wielkim kiem. -Przywioza ten materia ze sob? - Tak. - Caitlyn przemienia swj zwyky, prosty baldachim w egzotyczn tcz dziki pasom rnokolorowego jedwabiu spywajcym na cztery rogi ka, przywizanym do supkw jedwabnymi apaszkami. Tino spojrza na ko bez wraenia. - Gdzie jest piracki skarb? - Tutaj. - Caitlyn zdja z pki rzebion szkatuk z drzewa ranego. W rodku znajdziesz monety z caego wiata. - Super. - Tino postawi szkatuk na komodzie i otworzy j. Caitlyn rozoya jedn z matrioszek, eby pokaza Sofii laleczk w rodku. - Trzeba je otwiera, a znajdziesz dzidziusia w samym rodku. Sofia szeroko otworzya oczy. - Mog ja? - Tak. - Caitlyn podaa jej matrioszk i nagle co jej przyszo do gowy. Od lat zbieraa swoje skarby i traktowaa je jak rodzin. Teraz miaa prawdziw rodzin, wic nie potrzebowaa ju martwych substytutw. Przegapiam twoje ostatnie urodziny, Sofio. Chcesz zatrzyma t laleczk? Szeroki umiech rozwietli buzi Sofii. - Tak! Dzikuj! - Uciskaa Cait i podbiega do Tina, stojcego przy komodzie. - Zobacz! - Ustawia pierwsze dwie lalki jedn obok drugiej. To jest tatu, a to mamusia. -Otworzya drug lalk. - To jest starszy braciszek, Tino. Constantine popatrzy na trzeci laleczk ze zmarszczonym czoem. - To nie jestem ja. To jest dziewczyna. Sofia zignorowaa go i dalej otwieraa lalki. - A to jestem ja, a to jest mj dzidziu!

- Dzikuj - szepna Shanna. Rozsiada si na ku i kiwna na Caitlyn, by si do niej przyczya. - To jak, powiesz mi, co jest grane? Caitlyn pooya si na ku i skrzywia si. - Jestem caa obolaa. Carlos o mao mnie nie zamordowa dzi rano. -1 to na rne sposoby. Siostra umiechna si do niej ze wspczuciem. - Wiem, jak to jest. Roman upar si, ebym ja te nauczya si paru technik samoobrony. - Zniya gos do szeptu. - Czy Carlos si zachowuje? - Unika mnie. - Caitlyn wzruszya ramionami. - Pewnie przyjmujesz to z ulg. - Chc, eby bya szczliwa. I bezpieczna. Caitlyn bya ciekawa, dlaczego Carlos uwaa si za zagroenie dla niej. Czy chodzio mu o emocjonalny bl, ktry jej zada, jeli si ze sob zwi, a potem on rzuci j dla panteroaczki? A moe chodzio o co wicej? O co, czego jej nie powiedzia? Z westchnieniem usiada i skrzyowaa nogi. - Do o mnie. Chc wiedzie wszystko o tobie i Romanie. Na lito bosk, jakim cudem poznaa wampira i zakochaa si w nim? Shanna umiechna si. - To duga historia. - Ja lubi t histori. - Sofia gramolia si na ko ze swoimi matrioszkami. - Opowiedz jeszcze raz, mamusiu. - Okej. - Shanna wcigna Sofi na kolana. - Dawno, dawno temu mamusia miaa nocny dyur w dwudziestoczterogodzinnej przychodni dentystycznej SoHo SoBright. - Lubi t cz. - Tino wdrapa si na ko. - cigali ci li ludzie. - Tak - przyznaa Shanna. - Byam objta programem ochrony wiadkw po tym, jak zeznawaam przeciwko rosyjskiej mafii w Bostonie.

- To dlatego znikna? - spytaa Caitlyn. Shanna skina gow. - Dostaam nowe nazwisko i tosamo, ale li ludzie dowiedzieli si, gdzie jestem. I cigali mnie, gdy w przychodni pojawi si tajemniczy, bardzo przystojny mczyzna... - Nasz tatu! - Sofia podskoczya na ku. - Tak. Roman straci zb. A konkretnie kie. W pierwszej chwili mylaam, e to kie psa albo wilka, wic odmwiam mu pomocy. Caitlyn powtrzya rozbawiona: - Straci kie? Shanna z umiechem pokiwaa gow. - Mia jedn noc na wstawienie go z powrotem, bo inaczej byby szczerbaty przez ca wieczno. Caitlyn si rozemiaa. - Jakim cudem wampir moe straci kie? Shanna przewrcia oczami. - Ot... ugryz co, czego nie powinien. - To bya Vanna - oznajmi Tino. Shanna odwrcia si i spojrzaa na niego, zszokowana. - Skd to wiesz? - Gregori mi powiedzia - odpar Tino. - Trzyma j w szafie w swoim biurze. Caitlyn osupiaa. - Trzyma kobiet w szafie? - To nie jest prawdziwa kobieta - mrukna Shanna. - To dua gumowa pani - powiedzia Tino. - Gregori ma Vann bia, a Phineasowi pozwoli zatrzyma Vann czarn. - Co? - Caitlyn wci nic nie rozumiaa. - Vanna to skrt od Vampire Artificial Nutritional Needs Appliance1 wyjania Shanna. - To naturalnej

1Vanna (ang.) - wampiryczne urzdzenie do sztucznego odywiania (przyp. tum.) .

wielkoci lalki z krwiobiegiem wypenionym syntetyczn krwi. Genialny pomys Grigoriego, eby wampiry mogy sobie poudawa, e gryz kobiety. Poprosi Romana, eby przetestowa lalk, a on zama sobie kie. Caitlyn parskna miechem. - Mwisz serio? - Niestety tak. - Shanna spojrzaa na syna z dezaprobat. - Gregori nie powinien by ci o niej mwi. - Ubra j w bielizn, zanim mi j pokaza - odpar Tino. Shanna jkna. - Musz sobie powanie porozmawia z Gregorim. Stanowczo przesadzi. - Tak samo powiedzia Connor. - Tino zmarszczy nos, prbujc sobie przypomnie. - Powiedzia Gregoriemu, eby si zamkn, do cholery. A Gregori odpowiedzia, e Connor jest starym zrzd, bo dawno nic nie zaliczy, i powinien sobie poyczy Vann na noc. Potem Connor powiedzia, e jeli bdzie kiedykolwiek tak zdesperowany, eby ciupcia gumow babk, to... - Do! - krzykna przeraona Shanna. Caitlyn zakrya usta, eby nie parskn miechem. Shanna pokrcia gow. - Z Connorem te bd musiaa sobie porozmawia. Musz przesta ci traktowa jak jednego z chopakw. Tino wysun podbrdek. - Ja jestem jednym z chopakw. - Przekrzywi gow. -Co to znaczy ciupcia? Shanna si skrzywia. - Kto to jest Connor? - wtrcia si Caitlyn, eby zmieni temat. - Ochroniarz Romana - burkna Shanna. - Pilnuje nas w nocy. To redniowieczny szkocki wojownik. - Czyli wampir. - Caitlyn poszukaa w pamici. Przez ostatnie par dni poznaa tyle osb. - A Gregori to syn

Radinki? Jak to moliwe, e jest wampirem i ma mierteln matk? - Jest modym wampirem - wyjania Shanna. - Zosta zaatakowany na parkingu Romatechu przez Malkontentw i Roman musia go przemieni, eby go uratowa. - Przygryza warg. - A skoro ju mowa o Gregorim, to poprosiam Radink, eby kazaa mu oprowadzi ci po klubach i pokaza wampiryczny wiat. - Co? - Bdzie fajnie - upieraa si Shanna. - Gregori to zabawny go. - Lubi Gregoriego - powiedziaa Sofia. - Wszyscy go lubi - przyznaa Shanna. - Co? - powtrzya Caitlyn. - Ja go nawet nie znam. Shanna spojrzaa na zegarek. - Roman obudzi si lada chwila, wic powinnimy wraca do domu. A ty si szykuj. Gregori bdzie tu za jakie p godziny. Caitlyn fukna z irytacj. - Czy umwia mnie na randk w ciemno z wampirem? - To nie jest randka. - Shanna zsuna si z ka. -Uwierz mi, nie chciaaby chodzi z Gregorim. To straszny playboy. Radinka si boi, e on si nigdy nie ustatkuje i nie da jej wnukw. Caitlyn te zesza z ka. - Wic umwia mnie z wampirem playboyem? O tak, teraz czuj si bezpieczna. - Spokojnie. On tylko pokae ci nowy, ekscytujcy wiat wampirw. Uwaaj go za przewodnika wycieczki. Caitlyn podesza bliej do siostry. - Robisz to, eby utrzyma mnie z daleka od Carlosa, zgadza si? Shanna skrzywia usta.

- Okej, przyznaj. Martwi si, e bdziecie tu sami przez ca noc. - Potrafi o siebie zadba, Shanno. Nie do wiary, e mi to robisz. - Od tego s siostry. - Shanna wygonia dzieci za drzwi. - Ubierz si adnie. Jak znam Gregoriego, pewnie pjdziecie potaczy. - Kolejny facet, ktry lubi taczy samb? - mrukna Caitlyn. Shanna si rozemiaa. - Nie. Gregori taczy tylko disco. P godziny pniej Caitlyn zesza na d w zalotnej, czarnej sukience i wciekle czerwonych szpilkach. Z przyjemnoci stroia si na wyjcie do miasta, wic wybaczya swojej zdradzieckiej siostrze to mieszanie si w jej ycie. Ju od paru miesicy nie bya na oficjalnej randce, wic nie zamierzaa narzeka, e jej partner nie jest oficjalnie ywy. Jak si nie ma, co si lubi, to si lubi, co si ma, powiedziaa sobie, wchodzc do holu. Waciwie rzucia si na Carlosa, i nie skoczyo si to najlepiej. Wci ukrywa si na swoim pitym pitrze. Okrya ramiona kaszmirowym szalem i jeszcze raz zajrzaa do czerwonej wieczorowej torebki obszytej paciorkami. Komrka, dokumenty, czerwona szminka, troch gotwki na wszelki wypadek. Moe powinna wcisn jeszcze butelk syntetycznej krwi, w razie, gdyby jej chopak zgodnia. Usyszaa dzwonek do drzwi i ogarna j trema. Spokojnie, to tylko randka, pomylaa. Z wampirem. Podesza do drzwi, stukajc szpilkami po marmurowej pododze. Wyjrzaa przez judasza i zobaczya wysokiego mczyzn stojcego na ganku w plamie wiata. Wyglda bardzo

elegancko w smokingu i musiaa niechtnie przyzna, e jest przystojny. Ale daleko mu byo do Carlosa. Wcisna guzik domofonu na panelu przy drzwiach. - Chwileczk. Musz wyczy alarm. - Spokojnie, laleczko - odpowiedzia jej niski gos. -Mamy ca noc. Laleczko? To moga by najkrtsza randka wiata. Kiedy Carlos nazywa j menina i Catalina, serce zaczynao jej stuka jak szalone, a ciao topniao jak ciepa czekolada. Laleczka bya zwyczajnie irytujca. Wcisna kombinacj, ktr pokazaa jej siostra, i otworzya drzwi. Gregori umiechn si, wchodzc do holu. - Rany! Mama mwia, e jeste adna, ale to byo gru be niedopowiedzenie. Dziewczyno, jeste ostra jak yleta! Playboy ca gb. - Dobry wieczr. Jestem Caitlyn Whelan. - Gregori Holstein. - Ucisn jej rk. Caitlyn przygryza warg, eby nie zachichota, kiedy zauwaya jego dug, czarn peleryn z czerwon, jedwabn podszewk. - Wampirza peleryna? Czy to nie jest troch banalne? - We mnie nie ma nic banalnego, laleczko. - Poprawi onyksowe spinki do mankietw. - Ja po prostu mam klas. - Jego zielone oczy zabysy, kiedy obejrza j sobie od stp do gw. - Podobnie jak ty. Nieza sukienka. Nieze nogi. Nieze butki. - I niezy sierpowy. - Zacisna praw pi. Wybuchn miechem. - Nie cieszysz si, e zmuszono ci do wyjcia ze mn? - Zdaje si, e ciebie te trzeba byo namawia. Spojrza na ni z udawanym przeraeniem. - I rzeczywicie, to czysta tortura. Jak my przetrwamy t noc? Caitlyn pokrcia z umiechem gow.

- Obawiam si, e moja siostra wykorzystaa ci tylko po to, eby odcign mnie od kogo innego. - Odcign? Dziwne. Instrukcje mojej matki byy wrcz odwrotne. Gregori przechyli gow w stron schodw i szepn: - Sysz go. Idzie tutaj. Caitlyn spojrzaa na schody ale nie dostrzega Carlosa. Ani nie usyszaa. Zachysna si, kiedy Gregori nagle chwyci j w ramiona. - Co ty wyprawiasz? - Wypeniam instrukcje - szepn jej do ucha. - Carlos jest ju na ppitrze. Mam w nim wzbudzi potworn zazdro. - Co? - Caitlyn odwrcia gow i niechccy musna czoem uchw Gregoriego. Radinka chciaa, eby Carlos by zazdrosny? - To dziaa - mrukn Gregori z ustami przy jej skroni. -On zaraz rozwali porcz. - Chwyci jej podbrdek. - Nie patrz. Gapi si na nas z wciekoci laserowymi oczami. Od tej temperatury zeszaby ci skra. Caitlyn rozemiaa si i pchna Gregoriego. Odsun si i spojrza na schody. - O, Carlos. Co za niespodzianka. Jak leci, stary? Caitlyn przerzucia wosy przez rami i posaa Carlosowi nonszalanckie spojrzenie. Serce jej stano, kiedy dostrzega ar w jego oczach i ledwie powstrzymywane napicie ciaa. Boe wity, gdyby kiwn na ni palcem, popdziaby do niego. Gregori by zabawny, ale Carlos by wcieleniem ognia i namitnoci. Dzikim kotem, mrocznym i gronym. Oddech uwiz jej w gardle, kiedy dostrzega jego do na porczy. Z jego palcw sterczay ostre, miertelnie grone pazury, wbite w drewno. Dreszcz przebieg jej po rkach, skr oblazy mrwki.

Nie baa si go. Boe, powinna si go ba, ale tak nie byo. Chciaa, eby te pazury zerway z niej ubranie. Chciaa znw poczu jego usta na nagiej skrze. Spojrzaa mu w twarz; drgay mu minie. - No dobrze. - Gregori obserwowa ich, a w jego oczach byskay iskry rozbawienia. - Fajnie byo z tob pogada. Na razie, Carlos. Carlos odrobin pochyli gow; jego oczy wieciy bursztynowo. Gregori otworzy drzwi i wyprowadzi Caitlyn na zewntrz. - Rany, ale was wzio. - Zamkn drzwi. - To a tak wida? Gregori sprowadzi j po schodach na chodnik. - Spojrzaa na niego raz, i serce o mao nie wyskoczyo ci z piersi. Wampiry to sysz, wiesz. - Kto mi wspomina. - A Carlos wyglda, jakby chcia wykona mi operacj na otwartym sercu tymi swoimi pazurami. Caitlyn wyszczerzya si radonie. - Mama kazaa ci wzbudzi w nim zazdro? - Uwaa, e jestecie sobie przeznaczeni. - Gregori przycisn do do piersi. - Oczywicie jestem zdruzgotany, e nie mog ci mie dla siebie. - Jasne. - Jako nie wyglda na cierpicego. - Nie masz nikogo, Gregori? - Nie. I tak mi si podoba. - Dostojnym krokiem ruszy do czarnego lexusa. - I'm too sexy for my fangs, too sexy for my cape2. - Otworzy drzwiczki przed Caitlyn. - Jedziemy taczy, laleczko!

2(ang.) - Jestem za seksowny dla moich kw, za seksowny dla mojej peleryny - parafraza popularnej piosenki zespou Right Said Fred (przyp. tum.).

Rozdzia 15 Pora wstawa, Caitlyn. - Carlos zapuka w jej drzwi wczesnym rankiem nastpnego dnia. Usysza cichy jk. Caitlyn najwyraniej nie zdawaa sobie sprawy, e jego such by rwnie dobry, jak such wampirw. Gregori widocznie te o tym nie wiedzia. Carlos sysza ich rozmow zeszego wieczoru, kiedy schodzi po schodach, wiedzia wic, e randka bya zaaranowana. Wiedzia te, e rzekoma namitno Gregoriego do Caitlyn bya udawana. Co nie zmieniao faktu, e ciko byo mu na to patrze. Zazdro rozszalaa si w nim jak uwiziony dziki kot, prychajcy i tukcy apami prty klatki. Mia do. Nie chcia bawi si w adne gierki z Gregorim ani nikim innym, komu jego problem wydawa si zabawny. I nie chcia duej mczy si przez Caitlyn. Ju sama jej obecno bya bolesna. Jej turkusowe oczy, jej cudowne ciao, jej oszaamiajcy zapach, jej odwaga i tupet - to wszystko byo istn tortur. Nigdy wczeniej nie pragn kobiety tak mocno. Jedynym sposobem na znalezienie spokoju i zapewnienie jej bezpieczestwa by wyjazd. Jak najszybszy. - Caitlyn, obud si. - Zapuka jeszcze raz. Tym razem usysza stumion odpowied. - Toni zaraz tu bdzie. - Okej! - wrzasna Caitlyn. Ruszy na d, ale zatrzyma si na podecie schodw, eby obejrze porcz. Wczoraj w nocy, kiedy Caitlyn bya na randce, poszed do najbliszego sklepu budowlanego. Potem zaklei dziury w porczy kitem do drewna. Kit wysech przez noc, ale teraz trzeba go byo wyszlifowa. Przy odrobinie szczcia nikt si nie zorientuje, jakich szkd narobi.

- Co si stao? - spyta Angus, stojcy u stp schodw. Caros wyprostowa si gwatownie. - Nie. Wrcie wczeniej. - Zauway w doniach Angusa butelk Bubbly Blood i dwa kieliszki do szampana. - Jaka specjalna okazja? - Tak. Rocznica pierwszej nocy Emmy jako wampirzycy. - O! Gratulacje. Angus prychn. - Nie byem z ni tamtej nocy. Miaem za due wyrzuty sumienia, e jej to zrobiem. Carlos z trudem przekn lin. Emma przynajmniej przeya transformacj. Obawia si, e Caitlyn by nie przeya. A gdyby tak si stao, nie znisby poczucia winy. Angus zacz wspina si po schodach z oczami byszczcymi ze wzruszenia. - Teraz ju zawsze bd przy niej. Caros ciszy gos. - Musz z tob porozmawia o Caitlyn. Poprosiem Toni, eby przeja szkolenie. Angus zatrzyma si na podecie i zmarszczy brwi. - Prosilimy tylko o tydzie, i nie dae rady? - To... skomplikowane. - Tylko jeli sam to skomplikujesz. - Angus spojrza w gr klatki schodowej. - Walczyem z uczuciem do Emmy, ale w kocu musiaem si nauczy ufa sile naszej mioci. - Najlepsze, co mog zrobi dla Caitlyn, to trzyma si od niej z daleka. Angus nie wyglda na przekonanego. - Emma na mnie czeka. Moemy o tym porozmawia wieczorem? - Dobrze. Ale najpierw bd musia lecie do Akademii Dragon Nest. Fernando przyjeda wieczorem i musz go tam zabra. Zostanie z dziemi. Angus kiwn gow.

- W porzdku. Emma i ja te musimy tam lecie, eby sprawdzi zabezpieczenia, zanim wybierzemy si do Rosji. Porozmawiamy wieczorem. Na razie. - Ruszy biegiem po schodach, a niebiesko-zielony kilt furkota mu wok kolan. Carlos westchn. Gdyby tylko znalaz panteroaczk, ktra wywoaaby w nim takie uczucia, jakie Angus ywi do ony. A jeli nigdy nie znajdzie kobiety, ktrej bdzie pragn tak bard zo jak Caitlyn? Zszed na d i zasta Phineasa siedzcego przy stole w kuchni. - Hej, Kocurze. - Phineas zasalutowa mu szklank syntetycznej krwi. Jak leci? - Jak zwykle. - Carlos wyj z szafki now paczk patkw. - Jak mina noc w Romatechu? - Spokojnie. Emma i Angus zastpili mnie na par godzin, ebym mg odwiedzi rodzin. - To mio. - Carlos postawi na stole misk, ale nagle zauway, e Phineas wpatruje si z pochmurn min w swoj szklank z krwi. - Co si stao? Phineas wypi yk. - Mj modszy braciak na wiosn koczy liceum. - To wietnie. - Carlos przynis mleko z lodwki. -Pewnie jeste z niego bardzo dumny. - Fakt. Jest naprawd bystry. Bystrzejszy ni ja kiedykolwiek byem. Chc, eby poszed na studia, ale on mwi, e ju za dugo ich utrzymywaem, i e chce mi w tym pomc. Carlos nasypa sobie patkw do miski. - Moe mgby pracowa na p etatu i chodzi na zajcia. - To samo mu powiedziaem. Palnem mu mwk, jakie wane jest dobre wyksztacenie, ale on mwi, e ja zarabiam cakiem niele bez dyplomu, wic po co on by si mia mczy? - Phineas westchn. - Nie wiem, co robi, stary.

Carlos nala sobie mleka do patkw. - Ja skoczyem studia, pracujc tutaj. Brzowe oczy Phineasa zabysy. - Moe zaatwibym bratu prac tutaj, i mgby chodzi do wieczorwki, jak ty. A na dodatek nie musiabym ju trzyma przed nim w tajemnicy, e jestem wampirem. - Twoja rodzina nie wie, e jeste wampirem? - Nie. I miaem im o tym nie mwi. Ciotka ma cukrzyc i wzrok tak jej si ju pogorszy, e nie zauwaya, e si nie starzej. Ale brat i siostra prdzej czy pniej zauwa. Carlos skin gow. - W kocu zaczn wyglda na starszych od ciebie. - Tak, wiem. - Phineas dopi swoj krew i hukn pust szklank o st. Do diaba, moe ja powinienem pj do wieczorwki. No wiesz, eby da dobry przykad. Carlos si umiechn. - Twoja rodzina ma szczcie, e ci ma. Phineas prychn. - Tylko LaToyi cigle jeszcze nie przekonaem, e jestem przyzwoitym facetem. - Odnis szklank do zlewu. - Musz wzi prysznic i ka si do ka. Carlos zjad troch patkw. - Mgby zakada piam, skoro w suterenie trenuje kobieta. - Ha! - Phineas odwrci si na picie. Z szerokim umiechem wycelowa palec w Carlosa. - Wpade, bracie. Wanie oblae test Doktora Ka. - Jaki test? - Specjalnie zakadam te bokserki, eby sprawdzi, czy nie bdziesz mia nic przeciwko temu, e liczna Caitlyn Whelan oglda moje nieznonie seksowne ciao. Jeste zazdronikiem, ziom. Carlos mrukn drwico:

- Nie obchodzi mnie, w czym sypiasz. Jeli chcesz uraa poczucie przyzwoitoci Caitlyn, to prosz bardzo. Phineas si umiechn. - W takim razie nie bdziesz mia nic przeciwko temu, e poo si na plecach cakiem goy. - W takim razie ty nie bdziesz mia nic przeciwko temu, eby Caitlyn wykorzystaa twoje ciao jako manekina wiczebnego. A wiesz, gdzie zawsze lduj jej kule i noe. Phineas si skrzywi. - Nie dopuszczaj tej dzikuski w poblie mojej osoby. - To w co na siebie - warkn Carlos. - Okej, wo. Ale i tak wpade, ziom. Wiem, e si na ni napalasz. Doktor Kie jest szczeglnie wyczulony na miosne sprawy. Carlos westchn. Chyba wszyscy ju wiedzieli, e cignie go do Caitlyn. Phineas zszed do sutereny. Kilka minut pniej zjawili si Toni i jej m. an wzi butelk syntetycznej krwi z lodwki i poszed na gr, do swojej sypialni na pitym pitrze, eby zapa w miertelny sen. Toni przygotowaa sobie misk patkw i usiada przy kuchennym stole naprzeciwko Carlosa. - No wic, co si dzieje? Dlaczego nie moesz szkoli Caitlyn? - Musz jecha na ekspedycj. A ty wietnie walczysz, wic bdziesz wietn nauczycielk. - Nie mog zajmowa si tym codziennie. - Toni zjada par yek patkw. - Musz by w szkole. To praca na peny etat. - Porozmawiam dzisiaj z Angusem. Co wymylimy. -Carlos rozmasowa czoo. Ta caa sytuacja bya cholernie frustrujca. Czu pocig do kobiety, ktrej nie mg mie. Musia przeczesywa dungle caego wiata w poszuki-

waniu panteroaczki, by zadba o przetrwanie gatunku. Musia wci odpycha od siebie Caitlyn, co byo istnym przeklestwem. Jak mgby narazi j na mier? Ju i tak y z duchami brata bliniaka i rodzicw. Ju i tak walczy ze wspomnieniami rzezi dwch plemion panteroakw. Te mierci go przeladoway, ale gdyby Caitlyn zgina, byoby jeszcze gorzej. To byoby nie do zniesienia, bo on byby temu winny od pocztku do koca. Odwrci gow, kiedy Caitlyn przyczapaa do kuchni, boso, w dinsach i koszulce. Bya zmczona, zaspana i seksowna nie do wytrzymania. Frustracja zacza go szarpa jak fizyczny bl. - Spnia si. Znowu. Wszystkie wampiry ju poszy do ek. Natychmiast poaowa, e tak na ni napad, ale szkoda ju si staa. W jej oczach bysn gniew, spojrzaa na niego ze zoci. - Mnie te mio ci widzie. Dzie dobry. Toni rozemiaa si i wycigna rk. - Mio ci pozna, Caitlyn. Caitlyn ucisna jej do. - Ty pewnie jeste Toni. Przepraszam, e Carlos zmusi ci do bycia moj trenerk tylko dlatego, e sam stchrzy. Carlos zesztywnia. - Nie stchrzyem. Toni wybauszya oczy. Caitlyn westchna ze znueniem. - Obawiam si, e dzisiaj nie na wiele si zdam. Po Carlosie jestem caa obolaa. - Spojrzaa na niego znaczco. - Nawet wargi mnie bol. - Do - warkn. Spojrzenie Toni przeskakiwao z jednego na drugie. - Co tu jest grane?

- Nic - powiedzia Carlos. Kiedy Caitlyn prychna, doda: - Jest po prostu niewyspana i zrzdzi. Wczoraj w nocy za dugo balowaa. - Byam w domu przed pnoc - zaprotestowaa Caitlyn. - O dwunastej dwadziecia trzy - mrukn. Spojrzaa na niego spod uniesionych brwi. - Patrzye na zegarek? Moe jeste zazdrosny. - O co? - wypali. - O sfingowan randk, zaaranowan tylko po to, eby mnie drczy? - Boe wity - szepna Toni. - Czuj si, jakbym wesza w stref dziaa wojennych. - To nie jest adna wojna - burkn Carlos. Caitlyn uniosa gow. - On tylko wypiera si uczu. - Niczego si nie wypieram. - Wsta, ze zgrzytem odsuwajc krzeso. - P wampirycznego wiata ju wie, e mamy si ku sobie. Toni wcigna ze wistem powietrze. - O rany. Carlos zgrzytn zbami. - Ale do niczego midzy nami nie dojdzie. Ja jad w podr szuka partnerki, a ty nie jedziesz ze mn. Caitlyn zmruya oczy. - A to si jeszcze okae. - Okej, rozejm. - Toni zaniosa misk do zlewu. - Carlos, wyjd. Zajmij si czym poytecznym. A my chyba zaczniemy od boksowania worka, okej, Caitlyn? - Niezy pomys. - Caitlyn wzia penoziarnisty baton, butelk wody i wysza z kuchni. Toni ruszya do drzwi, ale obejrzaa si na Carlosa z przebiegym umiechem. - To byo nieze darcie kotw. Zdaje si, e trafie na rwn sobie.

- Nie. - Spojrza ponuro na Toni. Za nic na wiecie nie naraziby Caitlyn na mier. - Do diaba - mrukna Caitlyn. Trzy razy prbowaa rzuci noem w Igora i za kadym razem rezultat by taki sam. - No c, przynajmniej jeste konsekwentna. - Toni wyszarpna n z podbrzusza Igora. - Ja naprawd celowaam w pier. Toni podesza do niej z rozbawion min. - Jeste pewna, e nie dusisz w sobie zoci na Carlosa? - Nie. Okej, tak. Ale nie ywi potajemnego pragnienia wykastrowania go. To by byo sprzeczne z podaniem go, nie sdzisz? Toni ze miechem pooya n na stole bilardowym. - Cigle jeszcze jestem w szoku. Nie mog uwierzy, e wy dwoje... macie romans. Jeszcze dwa dni temu mylaam, e Carlos jest gejem. Spojrzenie Caitlyn zabdzio na mat, na ktrej ona i Carlos tarzali si, ogarnici podaniem. - Z ca pewnoci nie jest gejem. - No, widz. Oboje a sypiecie iskrami. Caitlyn wzruszya ramionami i opara si z rezygnacj o st bilardowy. - Syszaa, co mwi. Upar si, e mnie nie chce. - an te z pocztku uwaa, e nie jestem dla niego odpowiednia, ale zmusiam go do zmiany zdania. - Jak? - Walczyam o niego i nie poddawaam si. - Toni ziewna. - Ci faceci czasem wolno myl, ale w kocu kady si opamita. - To mnie pocieszya. - Caitlyn zaoya rce na piersi. - Jak dugo znasz Carlosa?

- Jakie pi lat. By moim ssiadem, kiedy studiowalimy na nowojorskim uniwerku. Nie wyobraam sobie lepszego przyjaciela. Pomg mi uratowa moj wsplokatork, kiedy miaa kopoty. A raz uratowa mi ycie. Prawdziwy bohater, pomylaa Caitlyn. Oskaraa go o tchrzostwo, ale wiedziaa, e nie jest tchrzem. Wiedziaa, e jest odwany i silny, i ma wszystko, czego kiedykolwiek pragna w mczynie. - Uratowa te te mae panteroaki. - Tak. Ale niewiele wiem na ten temat. Tylko tyle, e on i Fernando zostali opiekunami dzieci. - Wic Fernando jest panteroakiem? - spytaa Caitlyn. - Nie, to miertelnik. Nie bardzo wiem, skd si wzi w tej caej historii. Carlos zawsze by bardzo skryty, jeli chodzi o to, co si wydarzyo w Brazylii. Ale pewnie poznasz Fernanda dzi wieczorem. Przylatuje z Rio i zostanie z dziemi, kiedy Cariosa nie bdzie. Caitlyn kiwna gow. - Chtnie go poznam. I chciaabym jeszcze raz zobaczy si z Coco i Raquel. - Opowiaday mi o tobie. Bardzo ci lubi. - Toni znw ziewna. Postaram si, eby moga wpa dzisiaj wieczorem do szkoy. - Dziki. A gdzie to jest? - Lokalizacja jest tajemnic. Ktry wampir ci tam teleportuje. Teleportacja? Caitlyn umiechna si. To bdzie przygoda sama w sobie. - wietnie. Nie mog si doczeka. Toni ruszya do drzwi. - Zrbmy sobie przerw. Przyzwyczaiam si do drzemki w rodku dnia, eby mc siedzie duej w nocy z anem. Caitlyn posza za ni po schodach.

- Drzemka to wietny pomys. Niewiele spaam w nocy. Przeszy przez hol do gwnej klatki schodowej i zastay Carlosa na ppitrze. Szlifowa papierem ciernym miejsce na porczy schodw. - Co si stao? - spytaa Toni. Wyprostowa si gwatownie. - Nic. Caitlyn ogarna fala czuoci. Czy mg by jeszcze bardziej uroczy? ata dziury, ktre zrobi pazurami. Chciaa wbiec po schodach i obsypa go pocaunkami. Chciaa... Zelektryzowao j nage olnienie. Chciaa go kocha. Chciaa zabra go do ka i nigdy nie puszcza. To byo co wicej ni zauroczenie. Co wicej ni podanie. Co wicej ni ciekawo. Zakochiwaa si. Powoli zszed po schodach. - Wanie zajrzaem do Angusa i Emmy. Wszystko u nich w porzdku. - Robimy sobie par godzin przerwy - wyjania Toni, ruszajc po schodach. - Bd na pitym pitrze. - Okej. - Carlos dotar na d. - Id do ka - szepna Caitlyn. Spojrza jej w oczy i mogaby przysic, e bursztynowe ctki arz si jak gorce wgle. Moe si do mnie przyczysz? aowaa, e nie ma odwagi powiedzie tego na gos. Jeli ten ar w jego oczach by jak wskazwk, sam o tym pomyla. - pij dobrze, Catalina - szepn i poszed do kuchni. Serce jej si cisno, kiedy drzwi kuchni zamkny si za jego plecami. - Hej - powiedziaa mikko Toni w poowie drogi na pitro. - Nie poddawaj si. Caitlyn skina gow i ruszya na gr. Wiedziaa, e Carlos jej pragnie. Sam si do tego przyzna. Wic dlaczego tak zawzicie si przed tym broni? Przed czym j chroni?

Po dugiej drzemce wzia gorcy prysznic i przygotowaa si do odwiedzin w szkole, w ktrej mieszkay Coco i Raquel. Zadzwonia do Shanny, eby dowiedzie si czego wicej o Akademii Dragon Nest. Jej siostra zaoya t szko, eby hybrydowe, zmiennoksztatne i te nieliczne miertelne dzieci, ktre wiedziay zbyt wiele, mogy uczy si w rodowisku, w ktrym mogy by sob. Aktualnie na licie uczniw by Constantine, grupa dziesiciu chopcw wilkoakw, wygnanych z watahy, pitka panteroakw i dwie miertelniczki, Bethany i Lucy. Kiedy soce zniyo si nad horyzontem, Caitlyn wysza ze swojego pokoju, eby zej do kuchni. Gdy ruszaa na d, rozleg si dzwonek przy drzwiach. Przyspieszya kroku, eby otworzy, ale zatrzymaa si na ppitrze. Carlos sta ju przy panelu i wbija kod, eby wyczy alarm. Otworzy drzwi, w ktrych ukaza si wysoki, przystojny mczyzna z ciemnymi wosami i szerokim umiechem. - Carlos! - Mczyzna wszed do holu, cignc za sob waliz na kkach. - Fernando. - Carlos chwyci go za ramiona i szybko cmokn w oba policzki. - Dzikuj, e przyjechae, przyjacielu. Caitlyn rozpoznaa jzyk - portugalski. Pena wahania staa na ppitrze, nie chcc przeszkadza w powitaniu, ale nie chciaa te podsuchiwa. Fernando zsun z ramienia du torb, ktra wyldowaa na pododze. - Wiesz, e dla ciebie zrobibym wszystko. - Obj Cariosa i mocno uciska. Carlos odwzajemni ucisk z zamknitymi oczami. Kiedy mczyni stali tak, obejmujc si, telepatyczny zmys Caitlyn obudzi si do ycia. Nie pady adne sowa

w adnym zrozumiaym dla niej jzyku, ale czua, e midzy tymi dwoma zachodzi jaka komunikacja. Dostaa gsiej skrki na rkach. To byo co gbszego ni komunikacja. czya ich jaka wi, co zarazem potnego i czuego, co wprawio j w totaln dezorientacj. Jej mzg pracowa jak szalony, szukajc wyjanienia. Obydwaj byli opiekunami dzieci. Czy uratowali je razem? Czy obydwaj byli wiadkami mordu, razem stawili czoo mierci, eby ocali mae panteroaki? Cokolwiek si wydarzyo, czua, e byo to dla nich obu traumatyczne przeycie. Fernando odchyli si do tyu i pooy do na policzku Carlosa. - Tskniem za twoj twarz. Oddech utkn Caitlyn w gardle. Mioci w oczach Fernanda nie dao si pomyli z niczym innym. A w oczach Carlosa byszczay zy. Przycisna do do piersi. Czy to dlatego Carlos j odpycha? Ale przecie mwi, e nie jest gejem. To si nie trzymao kupy. Cofna si. Nie miaa prawa si temu przyglda. Carlos pooy do na doni Fernanda i zdj j ze swojego policzka. - Tsknisz za jego twarz. Jego twarz? Caitlyn bya coraz bardziej skoowana. Fernando odsun si i odwrci oczy od Carlosa; na jego twarzy malowa si bl. Caitlyn cofna si jeszcze, ale jej ruch przycign jego wzrok. - Mamy towarzystwo - mrukn Fernando, wci po portugalsku. Carlos spojrza na ni i drgn mu misie na uchwie. - Strasznie was przepraszam - powiedziaa Caitlyn po angielsku, pospiesznie ruszajc na d. - Nie chciaam wam przeszkadza. Po prostu szam do kuchni na kolacj. - Zamwiem pizz - burkn Carlos. - Zaraz przywioz. - Wskaza przyjaciela. - To jest Fernando Castelo.

- Bardzo mi mito. Caitlyn Whelan. - Zbiega na dl, eby ucisn mu do. - A, to ty jeste Caitlyn - odpar z lekkim akcentem, umiechajc si. Coco i Raquel opowiaday mi o tobie przez telefon. Bardzo ci lubi. - I z wzajemnoci - zapewnia go Caitlyn. - Mam je dzi odwiedzi i nie mog si ju doczeka. - Co? - Carlos spojrza na ni, marszczc brwi. - Wybieram si z wami do szkoy - wyjania Caitlyn. Carlos pokrci gow. - Nic z tego. - Wanie e tak. - Caitlyn wysuna podbrdek. - Toni mnie zaprosia. Mars na czole Cariosa pogbi si; Caitlyn odpowiedziaa mu gniewnym spojrzeniem. - Interesujce - mrukn Fernando. - Carlos, mog wam przerwa te zapasy na spojrzenia? Od wczoraj siedziaem w samolocie i chciabym si troch odwiey, zanim polecimy do dzieci. - Oczywicie. - Twarz Cariosa przybraa kolor cegy. - Moesz skorzysta z mojego pokoju. Zaprowadz ci. - Chwyci rczk wielkiej walizki i zacz j wciga po schodach. Fernando podnis torb z podogi. Pochyli si do Caitlyn i szepn: - Nie martw si. On nie jest gejem. - Syszaem to - warkn Carlos ze schodw. Fernando si rozemia. Puci oczko do Caitlyn i ruszy za Carlosem po schodach. Patrzya, jak dwaj mczyni znikaj za zakrtem. Jakim cudem miertelnik Fernando zosta wspopiekunem maych panteroakw? Tylu rzeczy jeszcze nie wiedziaa. A wiedziaa, e jeli pozwoli Carlosowi jecha na t ekspedycj bez niej, by moe nigdy nie pozna go lepiej.

Moe on znajdzie sobie on panteroaczk i zapomni o niej. Jeli chciaa mie jakkolwiek szans, musiaa jecha z nim. Postanowia, e jeszcze tego wieczoru przedstawi swoje argumenty Emmie. Rozdzia 16 Och , jak adnie - powiedziaa Caitlyn, wchodzc do pokoju Coco i Raquel w internacie Akademii Dragon Nest. -. Jak kolorowo. - To moje ko. - Coco wskoczya na ko przykryte amarantow kodr w jaskraworowe serca. - Pani McPhie pozwolia, ebymy same wybray sobie rzeczy powiedziaa Raquel po portugalsku. Usiada na swoim ku, przykrytym jaskraworow kodr w arna-rantowe ksice tiary. Caitlyn przysiada przy Coco i si rozejrzaa. ciany byy pomalowane na rowo, a na pododze midzy kami lea fioletowy, puchaty dywanik. Toni bardzo si staraa, eby dziewczynki czuy si tu mile widziane. A mimo to komoda i nocna szafka wyglday smutno bez adnych zabawek i dziewczcych drobiazgw. Caitlyn zajrzaa do swojej jedwabnej torebki i wyja dwie rosyjskie matrioszki. - Mam ich za duo, wic miaam nadziej, e zaopiekujecie si tymi dwiema. - O, jakie adne. - Coco podesza na czworakach. Dziewczynki zachysny si z zachwytu, kiedy Caitlyn rozmontowaa jedn z laleczek. - W rodku jest druga - szepna Raquel.

Caitlyn wrczya matrioszki dziewczynkom. - Dzikujemy! - Natychmiast zaczy rozkada lalki, miejc si i szczebioczc po portugalsku. Caitlyn umiechna si. Jej skarby przynosiy jeszcze wicej radoci teraz, kiedy si nimi dzielia. Bya w szkole ju od ponad godziny. Wampiry musiay obrci kilka razy, eby teleportowa j, Toni, Cariosa, Fernanda i jego baga. Mae panteroaki niecierpliwie czekay na ich przybycie i hol wypeniy radosne piski i miech, kiedy wszyscy ciskali Fernanda. Caitlyn nie moga nie zauway, e witajc si i rozmawiajc z dziemi, by o wiele bardziej wyluzowany ni Carlos. Nie wtpia, e Carlos je kocha. Widziaa to w jego oczach. I wiedziaa, e by wobec nich bardzo opiekuczy. Ale z jakiego powodu broni si przed zbyt blisk wizi emocjonaln. Najstarszym z modych panteroakw by szesnastoletni Emiliano. By chudy i troch niezgrabny, ale Caitlyn nie wtpia, e z czasem stanie si rwnie przystojny i peen gracji jak Carlos. Nastpne wedug starszestwa byy dwunastoletnie bliniaki, Teresa i Tiago. Teresa miaa na twarzy grub tapet makijau, jakby koniecznie chciaa wyglda na dwudziestolatk. Caitlyn postanowia, e musi pozna j bliej i przekona, e jest pikna sama z siebie i nie musi si tak bardzo stara. Kiedy Raquel i Coco podbiegy, eby uciska Caitlyn, serce j zabolao. Dziewiciolatka i szeciolatka wci wydaway jej si tak mode i bezbronne. Podejrzewaa, e wzruszaj j tak bardzo, bo ona sama miaa dziewi lat, kiedy odesza Shanna. Czua si porzucona i samotna, cho przecie miaa rodzicw i brata. Raquel i Coco byy jeszcze bardziej osamotnione.

Przez cae ycie zagubione kociaki i psiaki przychodzi y do Caitlyn, szukajc pomocy. Instynktownie wiedziay, e ona je zrozumie i otworzy przed nimi serce. W przypadku Raquel i Coco to zjawisko nabrao zupenie nowego wydwiku, i jej serce zareagowao na to. Szy obok niej, trzymajc j za rce, kiedy Toni oprowadzaa wszystkich po szkole. Akademia Dragon Nest miecia si w dwupitrowej rezydencji zbudowanej na planie litery H. Centraln cz zajmoway biura administracji i szkolne klasy. Na pierwszym i drugim pitrze zachodniego skrzyda byy sypialnie nieonatych mczyzn i chopcw. Kilka par maeskich, takich jak an z Toni i Phil z Vand, miao pokoje na parterze. We wschodnim skrzydle mieszkay niezamne kobiety i dziewczynki. Coco i Raquel miay wsplny pokj na pierwszym pitrze i nie mogy si doczeka, eby pokaza go Caitlyn. Posza z nimi, kiedy Carlos pomaga Fernandowi wprowadzi si do pokoju w zachodnim skrzydle. Fernando oznajmi, e chciaby si wreszcie przespa po dugiej podry samolotem. Caitlyn pooya si na ku Coco. - A gdzie jest pokj Teresy? - Obok - odpara Coco, ustawiajc pi coraz mniejszych laleczek na poduszce. - Na noc zamykaj wschodnie skrzydo na klucz - powiedziaa Raquel. Caitlyn usiada. - Ale chyba moecie wyj, prawda? Na wypadek poaru, na przykad? - O tak, my moemy wyj - odpara Raquel. - Ale nikt nie moe wej. Coco si rozemiaa. - Wujek Carlos si boi, e spodobamy si ktremu z wilkoakw. Powiedzia, e koty i psy nie mog si miesza.

Caitlyn parskna. - To mam dla was nowin. Wszyscy mczyni troch przypominaj psy. - Kiedy dziewczynki ju si namiay, dodaa: - Ale wy jestecie jeszcze za mode, eby przejmowa si chopakami. Raquel poskadaa z powrotem swoje lalki. - Wujek Carlos mwi, e jestemy najcenniejszymi dziewczynkami na planecie. Zaley od nas przyszo gatunku. Caitlyn si skrzywia. Carlos nie powinien obarcza tych dzieci tak wielkim brzemieniem. Bdzie musiaa sobie z nim porozmawia. - Teresa ma wyj za Emiliana - powiedziaa Coco. - Teresa ma dopiero dwanacie lat - zaprotestowaa Caitlyn. - Oj, to si stanie dopiero za wiele, wiele lat - zapewnia j Raquel. - Tak z pi. Caitlyn si skrzywia. - I Teresa nie ma nic przeciwko temu? Raquel wzruszya ramionami. - Emiliano to jedyny chopak, za jakiego moe wyj. - I ona mu si podoba - dodaa Coco. - Emiliano patrzy na ni, kiedy jemy lunch. - Wyszczerzya zby do Raquel. -Widziaam, jak Tiago patrzy na ciebie. Raquel prychna. - Ma wielkie uszy. Moesz go sobie wzi. Coco przygryza doln warg. - Moe mogybymy si nim podzieli. - Nie mona mie wsplnego ma! - Raquel zaoya rce i prychna z obrzydzeniem. - Zaraz, zaraz! - Caitlyn wstaa. - Jestecie o wiele za mode, eby myle o maestwie. Raquel spojrzaa ponuro na wasne stopy.

- Musimy ratowa gatunek. Wujek Carlos tak powiedzia. Caitlyn jkna. - Wujek Carlos powinien dosta po gowie. Raquel i Coco zachichotay. - Chciaabym to zobaczy - powiedziaa Coco. - Jeli ktokolwiek mgby mu da po gowie, to tylko Caitlyn - stwierdzia Raquel. Dziewczynki spojrzay na Caitlyn z podziwem i nadziej w oczach. Serce wezbrao w jej piersi, a w mylach zrodzio si mocne postanowienie. Te dziewczynki zasugiway na dziecistwo wolne od brzemienia koniecznoci ratowania swojej rasy. Do ju wycierpiay. Powinny mie w yciu moliwo wyboru. Gdyby pomoga Carlosowi znale wicej panteroakw, brzemi staoby si lejsze, a lista potencjalnych partnerw w przyszoci by si wyduya. - Musz porozmawia z Emm. - Caitlyn ruszya do drzwi. - Wrc niedugo. Po dziesiciu minutach znalaza Emm i Angusa w biurze ochrony na parterze. Dyskutowali o czym z anem McPhie. - Jeste gotowa wraca do domu? - spytaa Emma. - Chciaabym zamieni z tob sowo, jeli mona. -Caitlyn poczekaa, a an wyjdzie z pokoju, i bez ogrdek przesza do swojej propozycji. Angus i Emma zrobili zdziwione miny. Kiedy nie odpowiedzieli od razu, Caitlyn para dalej. - Mam kontakty w ambasadach w Bangkoku i w Chiang Mai. Znam tajski. Znam te wszystkie dialekty uywane przez grskie plemiona w okolicach, gdzie udaje si Carlos. Angus unis rk, eby j uciszy. - Zdaje si, e Carlos ju zaatwi sobie tumacza. - Ale czy moe zaufa obcemu? - spytaa Caitlyn.

- Ona ma racj - mrukna Emma. - Czy Carlos nie mia problemw z tumaczem w Nikaragui? - Bdzie niezastpiona jako tumacz, to ci mog zagwarantowa. - Angus spojrza z trosk na Caitlyn. - Ale czy da rad wdrowa po dungli? - By moe nie bdziemy musieli wchodzi do dungli - powiedziaa Caitlyn. - Zawsze przycigaam koty i psy. Szukaj mojego towarzystwa, tak jak Raquel i Coco w ogrodach Romatechu. Wierz, e jeli bd z Carlosem, panteroaki przyjd do nas. - Interesujce. - Emma przysiada na brzegu biurka. - Kiedy pracowaam dla Departamentu Stanu, odwiedziam tamtejsze grskie plemi - wyjania Caitlyn. - Myl, e bdziemy mogli po prostu zatrzyma si w wiosce, a panteroaki same nas znajd. Dziki temu Carlos nie bdzie musia bez celu bka si po dungli. Angus potar podbrdek, zastanawiajc si. - Przedstawiasz nieze argumenty. Co Carlos myli o twoim pomyle? Caitlyn przestpia z nogi na nog. - No c, Carlos... - Z ca pewnoci jest przeciwny - powiedziaa Emma. - Na pewno uwaa, e to dla ciebie zbyt niebezpieczne. Caitlyn si skrzywia. - Co o tym wspomnia. - Bo to jest dla ciebie zbyt niebezpieczne - burkn Angus. Emma przewrcia oczami. - Mczyni zawsze tak mwi. Ale jeli uwaasz, e sobie poradzisz, Caitlyn, nie widz powodu, dla ktrego miaaby nie jecha. - Dzikuj. - Caitlyn wyszczerzya si w radosnym umiechu.

- Chc tylko wiedzie, dlaczego - cigna Emma. -Dlaczego chcesz to zrobi? Zdaj sobie spraw, e Carlos ci si podoba, ale on tam jedzie znale sobie partnerk. - Wiem. - Caitlyn westchna. - Wiem, e mog go straci. Ale i tak chc mu pomc. Jemu i dzieciom. Emma skina gow. - No dobrze. Moim zdaniem powinnimy j puci. -Spojrzaa pytajco na ma. Angus waha si. - Jeste pewna, e chcesz to zrobi, dziewczyno? To moe by niebezpieczne. A w najlepszym razie bdzie to bardzo niezrczna sytuacja. - Z pewnoci. Angus kiwn gow. - Wic masz moje bogosawiestwo. Powiem Carlosowi o naszej decyzji. Kiedy Carlos pomg ju Fernandowi wprowadzi si do jednego z pokoi w zachodnim skrzydle, ruszy do biura ochrony, eby porozmawia z Angusem. - Carlos? - Teresa podesza do niego w gwnym korytarzu. Bya dziwnie nerwowa, na zbach miaa czerwone plamy od przygryzania dolnej wargi, pokrytej grub warstw szminki. - Mog z tob porozmawia? W cztery oczy? - Tak. - Natychmiast zaniepokoi si, e ktry z modych wilkoakw zacz si w niej podkochiwa. W szkolnym kampusie mieszkao dziesiciu chopcw wilkoakw, szkolcych si, by zosta alfami, a Teresa bya jedyn dziewczyn w zblionym do nich wieku. Sytuacji nie poprawia fakt, e staraa si wyglda na starsz. Carlos zastanawia si, jak namwi j do rezygnacji z tego makijau bez ranienia jej uczu. Wszed za ni do sali ze stolikami, krzesami i telewi zorem.

Teresa zacza chodzi niespokojnie. - To jest pokj nauczycielski, ale teraz jest pusty. - Widz. - Przez chwil obserwowa jej nerwowy marsz. Cokolwiek j gryzo, ciko byo jej o tym mwi. - Czy ktry z chopcw ci si naprzykrza? - Nie. - Kurczowo splota palce. Carlosowi przysza do gowy jeszcze jedna moliwo. By moe zacza miesiczkowa, co oznaczaoby, e przy najbliszej peni ksiyca po raz pierwszy przeobrazi si w panter. - Czyby zblia si czas twojej pierwszej przemiany? - N... nie wiem. Chyba nie. - Wzia gboki oddech. -Nie chc, eby jecha na t ekspedycj. - Fernando bdzie tutaj... - Nie o to chodzi - przerwaa mu. - Nie chc, eby znowu ryzykowa ycie tylko po to, eby znale sobie on. Carlos westchn. - Wiesz, e potrzebuj partnerki. A ty i reszta dziewczynek potrzebujecie panteroaczki, ktra bdzie wasz przewodniczk, kiedy przyjdzie czas przemiany. Teresa dumnie uniosa gow. - Nie potrzebuj niczyjej pomocy. Potrafi sama o siebie zadba. I o ciebie te. Ja chc by twoj on. Carlos odsun si, zszokowany. Ten pomys by tak niedorzeczny, e o mao nie wybuchn miechem. Opanowa si jednak; odwrci si od dziewczyny i odchrzkn. Merda! Jak mia jej powiedzie, e to mieszne, i nie urazi jej przy tym? Odwrci si z powrotem, starannie panujc nad twarz. - To bardzo mio z twojej strony, e skadasz mi tak propozycj, ale obawiam si, e Emilio byby zrozpaczony. - Przejdzie mu. Moe sobie wzi Raquel, a Tiago moe si oeni z Coco. Widzisz? Wszystko doskonale pasuje. Carlos podszed do drzwi i otworzy je szeroko.

- Emiliano jest dla ciebie idealny. Ma szesnacie lat... - To tylko chopiec. Nie moe si z tob rwna. Nie ma dodatkowych mocy, tak jak ty. - Nikomu nie yczybym moich dodatkowych mocy. Zbyt wiele mnie kosztoway. Teresa podesza do niego. - Wiem, ile ci kosztoway. I wycierpiae to wszystko po to, eby nas uratowa. Przynajmniej tyle mog zrobi, eby ci si odwdziczy. - Niczego nie jeste mi winna, Tereso. - Ale ja ci kocham - upieraa si. Skrzywi si. - Uwielbienie dla bohatera to nie mio. Nic jeszcze nie wiesz o mioci. Jeste za moda... - Nie mw mi, e jestem za moda! - krzykna. - Widziaam, jak ludzie zarzynaj moich rodzicw i wrzucaj ich do ognia. Przeyam pieko. Przeyam wicej ni ludzie dwa razy starsi ode mnie. Serce cisno si w piersi Carlosa. On sam ledwie radzi sobie ze wspomnieniami, ktre nawiedzay go kadego dnia. Jakim cudem radziy sobie te dzieci? - Menina, masz dwanacie lat. Ja dwadziecia osiem. Nic z tego nie bdzie. zy popyny jej po twarzy. - Chciaam tylko pomc. Nie znienawid mnie. Merda. Spieprzy to na caej linii. A teraz ba si nawet przytuli t zapakan ma. - Nie mgbym ci znienawidzi. Zrb co dla mnie, okej? Usid i nie ruszaj si std. Usiaa przy jednym ze stolikw. - Dla ciebie wszystko, Carlos. Jkn w duchu i pobieg do biura administracji. Na szczcie byli tam Toni i an. Szybko wyjani, w czym rzecz, i Toni pobiega pociesza Teres.

Carlos zacz chodzi po biurze. Jego ekspedycja nie moga czeka ani dnia duej. Musia si znale jak najdalej od Teresy. I od Caitlyn. Spojrza na lana. - Wiesz, gdzie jest Angus? - W biurze ochrony, ze swoj on i Caitlyn Whelan. Carlos zesztywnia. Co Caitlyn z nimi robia? Podejrzenie zjeyo mu woski na karku. Lepiej, eby nie robia tego, co myla. Wybieg na korytarz w chwili, kiedy Angus wychodzi wanie z biura ochrony. - Musz z tob porozmawia. - wietnie. Ja z tob te. - Angus otworzy jakie drzwi. - Ta sala konferencyjna jest pusta. Chod. Rozdzia 17 Nie! Ona nie jedzie. - Carlos chodzi niespokojnie wok stou. Strach i wcieko szalay w nim, coraz bardziej gwatowne, a skra zacza go mrowi z pragnienia przemiany. Ale to nie by namacalny wrg, ktrego mg pokona. To by potworny bl i k na myl, e przez niego Caitlyn moe zgin. Angus siedzia na kocu stou i spokojnie obserwowa Carlosa krcego po pokoju. - Ona ma kontakty. Zna jzyki. Do diaba, rozumie kady jzyk na wiecie. Nie mona wymarzy sobie lepszego tumacza... - Znam te wszystkie argumenty - przerwa mu Carlos. - Ju je syszaem. I mimo wszystko ona nie jedzie. - Wolisz plta si po dungli, nie majc pojcia, gdzie s wielkie koty? Ona moe przycign koty do ciebie, chopcze.

Mnie te moe przycign do siebie, pomyla Carlos. - To dla niej zbyt niebezpieczne. - Twierdzi, e sobie poradzi. - Nie poradzi sobie! Owszem, jest silna psychicznie i emocjonalnie, ale fizycznie jest saba jak kurczak. - Ona jedzie - powiedzia cicho Angus. - Ja pac za ekspedycj, wic ja decyduj. Wulkan gniewu wyrwa si spod kontroli Carlosa. Jego rce migotay przez sekund, po czym jego donie przemieniy si w wielkie, czarne apy ze mierciononymi pazurami. Wcign gboko powietrze i mocno si skoncentrowa. Na czoo wystpiy mu kropelki potu, ale udao mu si przemieni apy z powrotem w donie. Angus pochyli si do przodu i opar na okciach. - Potrafisz przeobrazi si czciowo? Syszaem, e niepotrzebna ci te do tego penia ksiyca. Znaczy, jeste alf? Carlos ze znueniem pokrci gow. - To terminologia wilkoakw. U kotw jest zupenie inaczej. - Jak? Carlos jkn. - To nie ma nic wsplnego z moj podr. - Niewane. Chc wiedzie, jak to dziaa u twojego gatunku. Carlos klapn na krzeso. Naprawd nie chcia o tym mwi, ale c, jego szef chyba mia prawo wiedzie. - Panteroaki zaczynaj od poziomu pierwszego. Przeobraaj si raz na miesic, w noc peni ksiyca. I tylko wtedy. Angus skin gow. - Jak Emiliano. - Tak. - Carlos potar czoo. - Ja jestem na poziomie trzecim, wic mam wiksz moc. Mog si przemienia,

kiedy chc. Jestem szybszy i silniejszy. I mog komunikowa si telepatycznie, kiedy jestem w zwierzcej postaci. - Interesujce. Co zrobie, eby osign taki poziom? Carlos wykrzywi usta w gorzkim umiechu. - To nie wymaga mnstwa szkolenia, jak u wilkw. Waciwie to cakiem proste. Wystarczy umrze. Angus odchyli si do tyu. - Umrze? Carlos skin gow. - Umarem dwa razy, ratujc sieroty. To jest moje trzecie ycie. Legenda o tym, e koty maj dziewi ywotw, jest prawd w przypadku panteroakw. Angus gapi si na niego, osupiay. - Umare? Dwa razy? - Naprawd nie lubi tego wspomina. - Ale twoi wspplemiecy zostali wymordowani. Jeli ty moesz wrci do ycia, dlaczego oni nie... - Ich ciaa zostay porbane na kawaki i wrzucone do ognia. - Carlos zamkn na moment oczy, prbujc przegna wspomnienia. - Po czym takim nie ma ju powrotu. - Rozumiem. Przykro mi. Carlos zaczerpn powietrza. - Byem wiadkiem zbyt wielu mierci. Nie mog naraa Caitlyn. - Chopcze, jeli zostaniecie w wiosce grskiego plemienia i pozwolicie, eby koty same do was przyszy, powinna by stosunkowo bezpieczna. - Dungla to jedna sprawa, ale ja te stanowi zagroenie. Nie widzisz, co ona kombinuje? Wykorzysta t podr, eby... mnie uwie. Usta Angusa drgny. - Los gorszy od mierci. - Moe masz racj. - Dlaczego? Nie potrafisz si powstrzyma?

Carlos zacisn pici, eby nie wyskoczyy mu pazury. - Nie rozumiesz, jak bardzo jej pragn. W oczach Angusa bysn gniew. - Owszem, rozumiem. Bardzo dobrze rozumiem, do jakiego stopnia mczyzna moe pragn i usycha z tsknoty za wyjtkow kobiet. Ale jeli tak bardzo pragniesz Caitlyn, dlaczego szukasz sobie innej? - Ona nie jest panteroaczk. - I co z tego? Nie moesz jej ugry i zmieni w jedn z was? Tak to robi wilkoaki. Carlos zerwa si z krzesa i znw zacz chodzi wok stou. - To nie takie proste. Przemiana z jednego gatunku w inny wymaga ogromnej przebudowy genetycznej. Widziaem miertelnikw, mczyzn i kobiety, ktrzy umierali w mczarniach, niezdolni przetrzyma transformacji. Angus skrzywi si. - To brzmi strasznie, ale z pewnoci jacy miertelnicy to przetrwali. Wygldasz bardziej na Europejczyka ni na rdzennego Amerykanina. Twoje plemi musiao krzyowa si ze miertelnikami i zmienia ich w panteroaki. - To prawda - przyzna Carlos - ale to si dziao stopniowo, na przestrzeni ponad piciuset lat. Kiedy pojawili si pierwsi portugalscy podrnicy, brali sobie nasze kobiety. Dzieci z tych zwizkw byy miertelnikami, ale uwaamy, e zachoway cz DNA po panteroakach. Po tylu wiekach i tylu krzywkach prawdopodobnie tysice Brazylijczykw nosi w sobie nasze geny. - Czy to zostao udokumentowane? - spyta Angus. - Nie. To tylko teoria, ale uwaamy, e miertelnicy wyposaeni w cz naszego DNA to wanie ci, ktrzy s w stanie przey transformacj. Waciwie nie moemy tego potwierdzi, bo przecie nie chcemy ujawnia naszego istnienia i by badani w laboratoriach.

Angus skin gow. - To zrozumiae. Moe Roman mgby przeprowadzi badania w swoim laboratorium. - Nawet jeli ta teoria jest suszna, w niczym nam nie pomoe. Nie wyobraam sobie, jakim cudem Caitlyn mogaby nosi w sobie geny panteroakw. Jeli j ugryz, najprawdopodobniej j to zabije. Nie mog podj takiego ryzyka. Za bardzo mi na niej zaley. Angus zabbni palcami w st. - Rozumiem twoje obawy. Sam czuem si odpowiedzialny za mier Emmy. To byy dla mnie straszne chwile. Carlos usiad z powrotem. - Nie mog z ni jecha. Wci bd musia j odpycha, a to rani jej uczucia. - Wic powiedz jej prawd. Zasuguje na to, eby zna powd. Carlos zesztywnia. - Nie. Mogaby postanowi, e zaryzykuje. - To jest jej ycie. To ona powinna decydowa. - Nie! - Carlos znw zerwa si na rwne nogi. - Nie dam jej tego wyboru. Jeli ona umrze, ja nie bd w stanie z tym y. - A jeli przeyje, bdziesz bardzo szczliwy. - Nie bd igra z jej yciem. - Carlos przeczesa wosy palcami. - Wanie to doprowadzio do masakry. Mj kuzyn oeni si z kobiet z Sao Paulo, i chciaa sta si panteroakiem, jak on. Umara tydzie po lubie. Jej ojciec by wpywowym przedsibiorc. Wpad w sza, kiedy si dowiedzia, co si stao. To on nasa zbirw, ktrzy nas wymordowali. Angus zblad. - Wyobra sobie, jak zareagowaby Sean Whelan, gdybym zabi jego crk. - Carlos klapn na krzeso. - Znalazby sposb, eby zniszczy nas wszystkich.

- Wic musisz uwaa, eby jej nie ugry. Jeli j kochasz, bdziesz j chroni. - Angus wsta od stou. -Ale chc, eby pojechaa z tob na t ekspedycj. Moe ci pomc bardziej ni ktokolwiek inny. Pewnie uda wam si ruszy w cigu tygodnia. - Tak jest. - Bdzie trzyma apy z daleka od Caitlyn. Nie mia wyjcia. Angus ruszy do drzwi, ale zatrzyma si jeszcze. - Zanim wyjedziecie, oddajcie prbki krwi Romanowi. - Po co? Angus umiechn si smutno. - Waciwie nie wiem, ale jeli ktokolwiek potrafi znale sposb, eby wam pomc, to tylko Roman. Caitlyn nie posiadaa si z radoci. Zblia si dzie wyjazdu. Miaa nadziej, e jej entuzjazm bdzie zaraliwy, ale Carlos wci by zy i powcigliwy. Nalega, eby dalej trenowaa strzelanie, rzucanie noem i sztuki walki, i uczy j osobicie. Ostro dawa jej w ko, wci przypominajc, e jeli nie bdzie twardsza, dungla j zabije. Caitlyn podejrzewaa, e po prostu si mci, uprzykrzajc jej ycie. Tak czy inaczej, bya zbyt obolaa i wykoczona, eby z nim flirtowa. Skontaktowaa si ze znajomymi w ambasadach w Bangkoku i Chiang Mai i zaatwia sobie i Carlosowi wizy, na wypadek gdyby ich pobyt w Tajlandii przekroczy trzydzieci dni. Zarezerwowaa samoloty i hotele. Zrobia wszystko, co w jej mocy, eby udowodni Carlosowi swoj uyteczno, i nawet par razy zdoby si na burkliwe dzikuj". Shanna odwioza ich na lotnisko. Mocno uciskaa Caitlyn, kiedy Carlos wyjmowa bagae z auta. - Dopiero co ci odzyskaam. Nie mog uwierzy, e wyjedasz. - No to jest nas dwoje - mrukn Carlos.

Shanna przyszpilia go surowym spojrzeniem. - Nie wa si dopuci, eby cokolwiek stao si mojej siostrze. Zesztywnia i zrobi oburzon min. - Bd jej chroni z naraeniem wasnego ycia. Caitlyn zatrzepotaa rzsami. - To takie romantyczne. Posa jej ponure spojrzenie. Shanna spojrzaa na dwa plecaki, ktre trzyma w r kach. - To wszytko? Caitlyn si skrzywia. - Upar si, ebymy nie zabierali za duo. - Metrow waliz na kkach ciko si ciga po dungli - burkn Carlos. Shanna umiechna si i poprawia fedor koloru khaki na gowie siostry. - Wygldasz jak Indiana Jones w eskim wydaniu. Caitlyn spojrzaa na swoje spodnie khaki i traperki. - Brakuje mi tylko bata. - Bro kupimy po przyjedzie - oznajmi Carlos. - Ju wszystko zaatwiem. Shanna spojrzaa z trosk na Caitlyn. - To brzmi niebezpiecznie. Jeste pewna, e powinna jecha? - Nie, nie powinna - warkn Carlos. - Wanie e powinnam - rzucia uparcie Caitlyn. - Nie zwracaj na niego uwagi. To stary, zoliwy kocur. Prychn. Shanna uciskaa j jeszcze raz. - Jad, zanim si rozpacz. -1 odjechaa. Trzy kwadranse pniej Caitlyn usadowia si obok Carlos na fotelu przy oknie boeinga 747, ktry mia ich zawie do Bangkoku.

Zapia pas. - Czy to nie mio ze strony Angusa i Emmy, e zafundowali nam bilety pierwszej klasy? - Tak. - To strasznie dugi lot. - Tak. - Pewnie poka nam film czy dwa. - Tak. Z umiechem pochylia si bliej niego. - Uwielbiam z tob podrowa. Jeste taki zgodny. Spojrza na ni z irytacj. - Bdziesz gada przez cay czas? Umiechna si sodko. - Tak. Jkn i zamkn oczy. Po starcie podano pierwszy posiek, a potem przygaszono wiata. Wielu pasaerw rozoyo oparcia foteli i prbowao spa. Caitlyn odwrcia gow, eby spojrze na Carlosa. Oczy mia zamknite, czoo gadkie i rozlunione. Podziwiaa jego gste, czarne rzsy i ostry nos. W jego uchu byszcza zoty kolczyk. uchw ocienia czarny zarost. By najpikniejszym mczyzn, jakiego kiedykolwiek znaa. Wspomnia kiedy, e jego gatunek przyciga kobiety. Widziaa dowd na lotnisku. Kobiece gowy obracay si w jego stron, kiedy przechodzi. Pewnie miao to zwizek z jego koci natur. Jedna moda kobieta dosownie wesza w cian, gapic si na niego, a inna potkna si o walizk i upada. - Rosn ci wsy? - szepna. Burkn, nie otwierajc oczu: - Nie ogoliem si dzi rano. - Nie, chodzi mi o prawdziwe wsy. No wiesz, kiedy...

Otworzy oczy i spojrza na ni ze zmarszczonymi brwiami. - Tutaj nie bd o tym rozmawia. Za duo ludzi dookoa. - Ale ja chc wiedzie, jak to jest. Chciaabym ci zobaczy, kiedy... - Nie, nie chciaaby. Bo to by znaczyo, e jestemy w niebezpieczestwie. - Przekrci si na fotelu, by siedzie przodem do niej. - Duo si nad tym zastanawiaem i chciabym, eby podczas podry udawaa moj on. W ten sposb bd mg ci najskuteczniej chroni. Szczka jej opada. - Owiadczasz mi si? - Udawaa, powiedziaem. Wycznie dla bezpieczestwa. - Ach tak. Ale czy bd bezpieczna przed tob? Drgna mu uchwa. - Tak. - Ju zabukowaam nam oddzielne pokoje w Bangkoku i Chiang Mai. - Zmienimy rezerwacj na wsplne. Bd spa na pododze. - To nie bdzie zbyt wygodne. - Za par dni bdziemy sypia w dungli. To bdzie wygodne? Skrzywia si. - Miaam nadziej, e nie bdziemy musieli opuszcza grskiej wioski. Maj tam takie mae domki na palach. - Chciabym, eby przyja do wiadomoci jeszcze jedn rzecz. Ja dowodz to wypraw. Uniosa brew. - Naprawd? Nie gosowaam na ciebie.

- Mam wiksze dowiadczenie. Jeli zrobi si niebezpiecznie, bdziesz musiaa robi dokadnie to, co ci ka. W ten sposb najlepiej zapewni ci bezpieczestwo. - Dobra. - Zaoya rce na piersi. - Ale skoro ju stawiamy dyktatorskie dania, to i ja mam jedno. Nie zdradzaj przed tym twoim zaprzyjanionym profesorem i przed przewodnikiem, e rozumiem kade sowo. - Dlaczego chcesz ich zwodzi? - eby si przekona, czy s godni zaufania. - Umiechna si ponuro i powtrzya jego sowa: - W ten sposb najlepiej zapewni nam bezpieczestwo. - No dobrze. - Rozsiad si wygodniej na fotelu. - Wyglda na to, e dbasz o mj tyek. - Chtnie zadbam o kad cz ciaa, jak mi udostpnisz. Parskn miechem. - Chc te wiedzie wszystko o tobie. Wzruszy ramionami. - Niepotrzebne ci to. - Nie zgadzam si. Jeli mam ci pomaga, musz wiedzie jak najwicej, tym bardziej e mam uchodzi za twoj on. Szczerze mwic, bdziesz musia zachowywa si o wiele bardziej przyjanie i okazywa wicej uczucia, bo inaczej nikt nie uwierzy, e jestemy maestwem. Umiechn si zoliwie. - Nie powiedziaem, e to ma by szczliwe maestwo. Pacna go w rami. - No widzisz, rujnujesz nasze maestwo zanim si w ogle zaczo. Tym razem rozemia si na gos. Caitlyn si umiechna. - No, od razu lepiej. Musz przecie zakada, e mnie lubisz, skoro chciae si ze mn oeni.

- Nie za bardzo si wczuwasz? I owszem, cholernie ci lubi. Dlatego tak si martwi o twoje bezpiecze stwo. W jej sercu wezbraa rado na te mie sowa. - To dlatego przez ostatni tydzie bawie si w poganiacza niewolnikw? - Tak. Poza tym byem wcieky, e podstpem wkrcia si w moje plany. - Chciaam tylko pomc tobie i dzieciom. A teraz powiedz mi wszystko, co moesz. - Tu jest za duo ludzi. - To mw po portugalsku. Zrozumiem. - Poklepaa go po doni. - Prosz ci. Carlos westchn ciko. - No dobrze. Ale najpierw ty musisz mi powiedzie, dlaczego stracia prac w Departamencie Stanu. Spojrzaa na niego z irytacj. - To stare dzieje. - Jako twj udawany m powinienem to wiedzie. Czyby niechccy dgna ambasadora w klejnoty? Rozemiaa si. - Nie. Pomogam pewnej kobiecie wyjecha z kraju. Teraz jest z przyjacimi w Stanach, i jest bezpieczna. - A bya w niebezpieczestwie? - Jej ojciec chcia dokona na niej honorowego zabjstwa. Nie by zadowolony z pewnych zachodnich obyczajw, ktrym hodowaa. Carlos si skrzywi. - I to by powd, eby j zabi? - Tak. Narobi strasznego smrodu, kiedy pomogam jej uciec. Mieszanie si w miejscowe zwyczaje wpdzio mnie w kopoty, ale zrobiabym to jeszcze raz. Carlos skin gow. Jego oczy byszczay w przymionym wietle.

- Jeste odwan kobiet, Catalina. Serce uroso jej w piersi. Posaa mu przebiegy umiech. - Pewnie jeste dumny, e jeste moim mem. - Udawanym mem. Dotkna jego doni. - Twoja kolej. Mw. Usadowi si wygodniej. - Co chciaaby wiedzie? Rozdzia 18 Carlos spojrza na drug stron przejcia. Siedzca w tym samym rzdzie starsza pani wzia piguk nasenn i drzemaa. Wszyscy pozacigali rolety na oknach, w przedziale pierwszej klasy byo ciemno i cicho. Jedynym dwikiem by pomruk silnikw. Cho samolot by peny, Carlos, o dziwo, czu si, jakby by sam na sam z Caitlyn. A co jeszcze dziwniejsze, by spokojny. Po raz pierwszy od piciu lat kto chcia towarzyszy mu w ekspedycji, kto z wasnej woli zdecydowa si stawi czoo niewygodom i niebezpieczestwom. Od tak dawna sam szamota si ze swoj cik sytuacj. Czu autentyczn wdziczno, e Caitlyn bya tu z nim, cho nie zamierza jej tego mwi. Po latach walki z przeladujcymi go strasznymi wspomnieniami cieszy si, e codziennie bdzie widzia jej pogodn, szczliw twarz. Jej optymizm i odwaga koiy jego bl i daway nadziej. Domyla si, e zapyta go o Lato mierci. By to temat, ktrego zawsze stara si unika, ale tym razem uzna, e lepiej bdzie, jeli Caitlyn dowie si, do jakiego stopnia zosta wyniszczony jego lud. Jeli bdzie rozumiaa, jakie

to wane, eby znalaz sobie odpowiedni partnerk, moe atwiej jej bdzie z niego zrezygnowa. - Jak wygldao twoje ycie, kiedy dorastae? - szepna po angielsku. Przeszed na portugalski, na wypadek, gdyby kto z ssiadw nie spa jeszcze i sucha. - To zawsze byo podwjne ycie. Letnie miesice spdzalimy w plemiennej wiosce. To byy fajne czasy, kiedy moglimy ugania si po dungli i by sob. Zim mieszkalimy w miecie, ale wracalimy do wsi na noc peni ksiyca. - I wtedy... - Tak, przeobraalimy si. Ale to dzieje si dopiero po osigniciu przez dziecko dojrzaoci. - Wic Raquel i Coco jeszcze tego nie robiy. - Nie. - Zauway, e Caitlyn stara si nie mwi nic zbyt kontrowersyjnego po angielsku. - Teresa i Tiago te nie. Tylko Emiliano. Skina lekko gow. - Gdzie mieszkalicie zim? - W Rio. Mj ojciec by wydawc gazety. - artujesz. - Nie. Uwielbia t prac, a na dodatek mg dziki temu zadba, eby prasa nie publikowaa adnych plotek o naszym ludzie. - Aha. Sprytnie. Fala smutku zalaa mu serce. - Tak. By mdrym czowiekiem. Wspaniaym ojcem i wodzem plemienia. Pooya do na jego doni. - Stracie go. - Zosta zamordowany, kiedy nasze plemi zostao zaatakowane pi lat temu. Nazywam to Latem mierci.

- Tak mi przykro. Coco i Raquel co o tym wspominay. To dla nich strasznie bolesne. Carlos skin gow. Nie mia ochoty si przyznawa, jak marnie szo mu pocieszanie dzieci. Nie wiedzia, jak zapewni im spokj ducha, kiedy sam go w sobie nie mia. - Nazywasz to latem - szepna Caitlyn. - To trwao duej ni jeden dzie? - Tak. - Jej do wci spoczywaa na jego rce. Byo to tak przyjemne, e splt z ni palce. - W dungli mieszkay dwa plemiona, w odlegoci jakich trzydziestu kilometrw od siebie. Mj brat i ja jechalimy akurat dipem do tego drugiego plemienia. - Ty masz brata? - Miaem. Gwatownie chwycia powietrze. - O nie. - Erico i ja jechalimy odwiedzi kuzyna. Przegapilimy jego wesele tydzie wczeniej, bo zdawalimy akurat egzaminy kocowe w college'u. Z daleka usyszelimy krzyki. Straszne krzyki. A w powietrze bucha dym, potworny, cuchncy dym. Zatrzymalimy jeepa, wzilimy noe i podeszlimy do wsi od tyu. - Atak ju si zacz - szepna Caitlyn. Carlos zamkn na moment oczy, kiedy w jego mzgu rozbysy wspomnienia. - Oni mieli karabiny maszynowe. Ci, ktrzy prbowali uciec do dungli, padali jak skoszeni. Inni kryli si w chatach, ale te ajdaki chodziy od domu do domu. Byo sycha strzay i wrzaski. Caitlyn cisna jego do. - Co zrobilicie? - Zakradlimy si na tyy najbliszej chaty. Znalelimy Teres i Tiaga i zaprowadzilimy do dipa. Wrcilimy... -

Wtedy zobaczy, jak jeden ze zbirw wyciga maego chopca z kryjwki za kanoe. Cisn n i zabi oprawc, ale kiedy prbowa uratowa malca, zostali zasypani gradem kul. Chopiec zgin. Carlos jakim cudem zdoa uciec do dungli, zanim pad. To bya jego pierwsza mier. Erico zanis go do jeepa i zawiz razem z dziemi do domu. Kilka godzin pniej Carlos obudzi si do drugiego ycia. - Wrcilicie, i...? - spytaa Caitlyn. - Co byo dalej? Zawaha si. Czy naprawd chcia jej powiedzie, e zgin? Dwa razy? Te mierci day mu dodatkow moc, ale nigdy nie uwaa tego za wielkie osignicie. To bya raczej kolosalna poraka. Czy ona w ogle zdecyduje si wej z nim do dungli, jeli bdzie mylaa, e nie zdoa jej obroni? Do diaba, nie zdoa obroni sam siebie. Dwa razy. Odchrzkn. - Wrcilimy. Wszyscy byli ju martwi. Ich ciaa wrzu cono do ognia, a caa wie bya spalona do goej ziemi. - Dlaczego oni zrobili co tak strasznego? Carlos wzruszy ramionami. - Ze zoci. Nienawici. Chciwoci. Czowiek, ktry za tym sta, chcia zemsty. Potem prbowa wykupi ziemi. - Zosta aresztowany? Carlos pokrci gow. - Mj brat i ja wnielimy zarzuty. I chyba uzna, e najlepszym sposobem, by unikn wizienia, bdzie zabicie wiadkw. - Wic zaatakowa plemi twojego ojca? Carlos odchyli gow do tyu i zamkn oczy. On i Erico bali si, e dojdzie do odwetu, ale ojciec upar si, eby poszli na policj. Uzbroi te mczyzn we wsi i przygotowa ich na moliwy atak. Mimo to Carlosa gryzy wyrzuty sumienia. - Mj lud moe wci by y, gdybym nie wnis zarzutw.

Caitlyn pochylia si bliej niego i po raz pierwszy odezwaa si po portugalsku: - Nie wa si obwinia o to siebie. Postpie jak naley. Jestem pewna, e twj ojciec by si z tym zgodzi. - Zgadza si. - Carlos otworzy oczy i poczu si bogosawiony, e ma Caitlyn tak blisko siebie, e w jej licznych, turkusowych oczach widzi tyle wspczucia. - Jestem przekonana, e ten potwr, ktry wymordowa pierwsz wie, i tak zaatakowaby twoje plemi - cigna. - Postanowi unicestwi wasz lud. Carlos skin gow. - Fernando mwi to samo. - Skd on si wzi w tej historii? - Erico pozna go na studiach i stali si sobie bardzo bliscy. Po pierwszej masakrze zabralimy Tiaga i Teres do Rio i zaopiekowali si nimi rodzice Fernanda. Fernando chcia pomc naszemu ludowi, wic pojecha z nami, kiedy wracalimy do wsi. - I wtedy doszo do drugiego ataku? - Tak. - Carlos westchn. - Mordercy napadli nas w nocy. Zabili dwch mczyzn stojcych na stray, zanim ci zdyli podnie alarm. I zacza si rze. Caitlyn zadraa. - Erico przekona Fernanda, eby pojecha jeepem ciek do miejsca, gdzie mg ukry samochd w dungli. Moi wspplemiecy prbowali walczy, ale zdyli wystrzeli ledwie raz czy dwa, zanim padli pod gradem kul z karabinw maszynowych. Widziaem, jak gin moi rodzice. Caitlyn si skrzywia. - Tak mi przykro. - Ci dranie rozpalili wielkie ognisko, eby spali ciaa. Kiedy byli tym zajci, Erico i ja przekradalimy si od chaty do chaty, szukajc dzieci, ktre byy jeszcze ywe. Znalelimy Coco, Raquel i Emiliana i ponielimy ich biegiem

do dipa. Potem wrcilimy szuka kolejnych ocalaych. I obaj dostalimy po kulce. - O nie. - Rana Erica bya powaniejsza ni moja. Udao mi si zanie go kawaek w las, zanim straciem przytomno. Nie bardzo pamitam, co byo potem. W jakim momencie znalaz nas Fernando. Zanis mnie do dipa i wrci po Erica. - Carlos cisn do Caitlyn, zy przesoniy mu wzrok. - Erica nie byo. Znaleli go i wrzucili do ognia. Caitlyn przycisna do do jego policzka. - To straszne. - za spyna jej po twarzy. - Fernando zawiz mnie i dzieci do domu swoich rodzicw w Rio. Carlos nie chcia mwi, e umar drugi raz. - Kiedy wyzdrowiaem, prbowaem sobie jako radzi. Wydzierawiem ziemi plemienia firmie naftowej, ktra chciaa tam prowadzi odwierty, i wykorzystaem te pienidze na kupno domu w Rio, eby dzieci miay gdzie mieszka. Kiedy Fernando zaofiarowa si, e bdzie wsplnie ze mn opiekowa si nimi, z wdzicznoci przyjem jego pomoc. - To by bardzo szlachetny gest z jego strony. - Czu, e to najlepszy sposb, eby uhonorowa mier Erica. Bardzo go kocha. - Carlos zamruga, eby rozgoni zy. - Mieszkalimy z dziemi. Ludzie zakadali, e jestemy w zwizku. I chyba bylimy, tyle e nie w seksualnym sensie. Nie wiem, jak poradzibym sobie bez niego przez te pierwsze miesice. By podpor dla mnie i dzieciakw. - Miae szczcie, e by z tob. - Tak. Ale musia min jaki rok, zanim zdaem sobie spraw, jak wiele go to kosztuje. Erico by moim bliniakiem. Caitlyn gwatownie wcigna powietrze. - Identycznym? - Tak. A Fernando codziennie oglda moj t warz. Moja obecno bya dla niego tortur. Przyapywaem go, jak

patrzy na mnie z tak mioci i blem... i zrozumiaem, e musz wyjecha. - To takie smutne. - Po policzku Caitlyn spyna kolejna za. Carlos otar j. Sam z trudem panowa nad zami. - Zawsze potwornie si baem, e Fernando nie mg nas rozrni, kiedy mnie ratowa. I dopiero kiedy odzyskaem przytomno zrozumia, e uratowa nie tego bliniaka. - Och, Carlos. - Caitlyn uja jego twarz w donie. Kiedy spod jego powieki wymkna si za, stara j kciukiem. - Nigdy o tym nikomu nie mwiem - wyszepta. - Od piciu lat czuj lk, e Fernando auje, e mnie uratowa. I teraz jest skazany na brata, ktry nie potrafi go kocha. - Nie mw tak. Wrci po twojego brata, prawda? Przez cay czas zamierza ratowa was obu. On nigdy midzy wami nie wybiera. Tego wyboru dokonano za niego. Carlos zacisn powieki. - Tak strasznie tskni za bratem. I wiem, e dzieci cierpi, ale nie wiem, jak z nimi rozmawia. Opucia rce. - wietnie sobie radzisz. Otworzy oczy. - Rozumiesz, dlaczego musz znale im matk? - Tak. Dotkn jej policzka. - Przykro mi, e to nie moesz by ty. - Mnie te. Z westchnieniem opuci rk. - Czasami trzeba cierpie, eby zrobi to, co trzeba. Skina gow. - Na pewno cierpiae, mwic mi to wszystko, ale ciesz si, e to zrobie. Dzikuj. Carlos usadowi si z powrotem na swoim miejscu. Bdnie zinterpretowaa jego sowa. Najbardziej cierpia

przez to, e musia j odrzuci. Gdyby tylko... Ale unikanie prawdy na nic si nie zdao. Nie mg jej mie. - Odpocznijmy troch. - Zamkn oczy i nasuchiwa szelestw, kiedy Caitlyn okrywaa si flanelowym kocem. W kocu usysza, e jej oddech staje si powolny i rwny. Otworzy oczy, by mc patrze na ni, kiedy spaa. Na jej mikkich policzkach byszczay zy wylane nad nim i jego rodzin. Serce mu si cisno. Podziwia jej determinacj, eby pomc jemu i dzieciom. Podziwia, jak szybko i bez reszty potrafia otworzy przed kim serce. Bya pikna, mdra, lojalna i odwana. Delikatnie przechyli jej gow, a opara si na jego ramieniu. Jej zapach przynosi pociech, przepenia go spokojem. Kiedy ju i on zasypia, zrozumia, e jego uczucia do Caitlyn to co wicej ni tylko podanie i namitno. Kocha j. Caitlyn znw ziewna, kiedy szli przez kampus Uniwersytetu Chulalongkorn. Cho zdoaa si troch przespa podczas dugiego lotu, i tak bya wykoczona. - Nie musisz tego robi - powiedzia Carlos. - Profesor mwi po angielsku, wic nie potrzebuj tumaczki. Moesz wrci do hotelu i i spa. - Nic mi nie jest. Z przyjemnoci si przejd. - Mio byo rozprostowa nogi . Wypia yczek wody z butelki. Byo do ciepo, ale cieszya si, e przyjechali tu na pocztku kwietnia. Kilka miesicy pniej trafiliby na por deszczow. Po przylocie na lotnisko Suvarnabhumi w Bangkoku i wymianie czci dolarw na bahty pojechali takswk do hotelu niedaleko ambasady. Takswkarz bez przerwy trajkota aman angielszczyzn, pdzc ruchliwymi ulicami, o wos mijajc inne pojazdy i twierdzc, e pasy ruchu i znaki drogowe to tylko sugestie. Caitlyn domylaa si, e pi butelek po napojach energetyzujcych na przednim

siedzeniu wyjania jego hiperaktywne zachowanie. Carlos mrucza co, e w dungli jest bezpieczniej. Zameldowali si w bardzo eleganckim hotelu, w ktrym Caitlyn umieszczaa przybywajcych z wizyt dygnitarzy, kiedy pracowaa w ambasadzie. Odwieyli si i zjedli pad thai w pobliskiej restauracji. Kolejna takswka wysadzia ich pod uniwersytetem na ulicy Phayathai, niedaleko wydziau badawczego, gdzie znajomy Carlosa mia swj gabinet. - Spodziewa si nas? - spytaa Caitlyn, kiedy wchodzili do budynku wydziau. - Tak. Zadzwoniem do niego, kiedy braa prysznic. -Carlos wcisn guzik windy. - Jedziemy na drugie pitro. Par minut pniej Carlos zapuka do drzwi gabinetu. Otworzy im niski mczyzna z pyzat, umiechnit twarz. Mia grube, okrge okulary, w ktrych jego oczy wydaway si ogromne. Kilka kosmykw czarnych wosw zaczesywa na ysin na czubku gowy. - A, zapewne Carlos! - Zoy donie przy piersi i ukoni si lekko. Spojrza z ciekawoci na Caitlyn. - Przywiz pan ze sob pikn dam. - To moja ona. Caitlyn... Panterra. Caitlyn umiechna si mimo lekkiej irytacji, ktr poczua. Carlos o mao nie udawi si przy jej nazwisku. - Paska ona? - Profesor zamruga wielkimi, sowimi oczami. - Nie wiedziaem, e pan jest onaty. - Nawet o mnie nie wspomnia? - Caitlyn westchna teatralnie. Niestety, czasem tak pochania go praca, e cakiem o mnie zapomina. Carlos posa jej zirytowane spojrzenie. - Nie zdoabym o tobie zapomnie. - Zagryz zby. -Kochanie. - Och, jeste taki sodki. - cisna go za biceps, niechccy przyciskajc do niego piersi.

Spojrza na ni spod uniesionych brwi. - Pozwl, e ci przedstawi profesora Supata Sata-patpattan. - Bardzo mio mi pana pozna, profesorze Satapatamtam. - Zoya donie i skonia gow. - Satapatpattana - mrukn Carlos. Caitlyn spojrzaa na niego szeroko otwartymi oczami. - A nie tak powiedziaam? - Uprzedzia go wczeniej, e moe si zachowywa troch jak sodka idiotka, eby nikt nie podejrzewa j o znajomo obcych jzykw. Profesor si rozemia. - Prosz mi mwi Pat. Chodmy usi. - Wszed za biurko i zaj krzeso. Caitlyn i Carlos siedli na dwch krzesach od frontu biurka. Caitlyn pooya torebk i butelk z wod na pododze u swoich stp. - Musz powiedzie, e jestem bardzo podekscytowany pask misj zacz Pat. - Jeli dowiedziemy, e istniej ludzie zdolni przemienia si w koty... - oczy mu si zawieciy - to bdzie najwiksze naukowe odkrycie naszych czasw! - W rzeczy samej - mrukn Carlos. - A choby drobny udzia w tym wiekopomnym odkryciu - cign Pat z rozpromienion twarz - byby wielkim zaszczytem dla mnie i dla uniwersytetu. Caitlyn nieomal poaowaa Pata. Jeli Carlos rzeczywicie znajdzie jakie panteroaki, nigdy si do tego nie przyzna. Nadzieje profesora byy z gry skazane na porak. Pat podsun im po biurku map. - To dla pana. Zakreliem na czerwono obszar, gdzie zabito tego zmiennoksztatnego. - Rzekomego zmiennoksztatnego - ucili Carlos, biorc map.

- Pan z pewnoci wierzy, e to prawda - zaprotestowa Pat. - Przejecha pan taki kawa drogi. Musi pan wierzy, e zmiennoksztatni istniej. Z oczu profesora wyzieraa desperacja, ktra zaniepokoia Caitlyn. Czyby mia jak inn motywacj ni swoje pi minut sawy? Carlos odchrzkn. - No c, Pat. Po caym wiecie kr pogoski o dziwnych stworzeniach. Wielka Stopa, potwr z Loch Ness... Niezwykle trudno o jednoznaczny dowd. - My mamy dowd, relacj naocznego wiadka. - Pat zacisn donie w pici. - Jestem pewien, e pan znajdzie tych zmiennoksztatnych. Musi pan. Z ca pewnoci dziao si tu co podejrzanego. Caitlyn zachowywaa obojtn min, udajc, e jest zajta map, ktr trzyma Carlos. Czerwone kko zakrelao grzysty obszar na pnocny zachd od Chiang Mai. Pat wzi gboki oddech i rozluni donie. - Umwiem przewodnika, ktry spotka si z panem w Chiang Mai. Ma na imi Tanit i przyzwoicie mwi po angielsku. - wietnie. Dzikuj. - Carlos starannie zoy map. -Nasz samolot lduje tam o czwartej pitnacie po poudniu. - Nie mog si doczeka. - Caitlyn wyszczerzya si w umiechu; wzbieraa w niej radosna ekscytacja. - Czytaam o tym miecie w Internecie, kiedy bukowaam hotel. -Nie chciaa si przyznawa, e bya ju kiedy w Chiang Mai. - Jest tam stare miasto otoczone fos. I caonocny bazar, wic bd moga pj na zakupy. Carlos zesztywnia. - Nie, adnych zakupw. - Musimy kupi prezenty dla dzieci. - Bdziemy musieli ciga ze sob twoje zakupy przez ca wypraw. Nie mamy miejsca w plecakach.

- Kupi same drobiazgi. Profesor pokrci gow i mrukn po tajsku: - Z ca pewnoci s po lubie. - Przeszed na angielski. - Zaraz zadzwoni do Tanita i zawiadomi go, kiedy ma przyj po was na lotnisko. - Dzikuj. - Carlos wsta z krzesa. - Bardzo doceniam pask pomoc. - Prosz. - Pat wrczy mu wizytwk. - Tu jest mj numer do pracy i na komrk. Moe pan dzwoni o dowolnej porze, w dzie czy w nocy. - Dzikuj. - Carlos wsun wizytwk do kieszeni spodni. - A jeli dowie si pan czego o kotoakach, prosz koniecznie zadzwoni natychmiast - nalega Pat. Instynkt ostrzega Caitlyn, e co tu mierdzi. Schylia si po torebk i w ostatniej chwili postanowia zostawi butelk z wod. Wstaa, zakadajc pasek torebki na rami. - Mio byo pana pozna, Pat. Ukoni si z umiechem. - Jestem bardzo podekscytowany i mam nadziej, e odniesiecie sukces. Kiedy Carlos prowadzi j do drzwi, powiedziaa do gono, eby Pat j usysza: - Tak si ciesz, e bdziemy mie tumacza. Ich jzyk jest strasznie pokrcony. Sowa na kilometr. Carlos skin gow. - Wiem. Wysza za nim na korytarz. Kiedy Carlos zamkn za sob drzwi, pooya palec na ustach i pochylia si do drzwi, eby posucha. Unis brwi w niemym pytaniu. Usyszaa w rodku gos Pata, odczekaa chwil i uchylia drzwi.

Sposzony Pat spojrza na ni z komrk przy uchu. - Bardzo przepraszam - szepna, wchodzc na paluszkach do gabinetu. Prosz sobie nie przeszkadza. Zostawiam butelk. Pat skin gow z ponurym umiechem. - W porzdku, Tanit - mrukn po tajsku do telefonu. -To tylko jego ona. Nastpia pauza, po czym Pat mwi dalej: - Nie wiem, po co tu przyjechaa, ale raczej nie bdzie ci sprawia kopotw. Pamitaj tylko, co jest najwaniejsze. Rb wszystko, co trzeba, eby pomc im znale kotoaki. Caitlyn udaa, e szuka wok krzesa, na ktrym siedzia Carlos. - Pani Panterra? - rzuci niecierpliwie Pat. - Nie siedziaa pani na tym krzele. Pani butelka ley tam. - Wskaza drugie krzeso. - Och. - Caitlyn zrobia zaskoczon min. - Rzeczywicie. - Zawstydzona pokrcia gow. - To przez t zmian czasu. Wszystko mi si miesza. Schylia si. Kiedy Pat wskaza jej butelk, zauwaya dziwny tatua na jego nadgarstku, od wewntrznej strony. - Zadzwo natychmiast, jak znajdziecie kotoaka -powiedzia Pat po tajsku do telefonu. - Musimy znale przynajmniej jednego dla Mistrza. Dla Mistrza? Caitlyn ruszya do drzwi i umiechna si do Pata, wychodzc. Kiwna na Carlosa, eby szed za ni do windy. Chwaa Bogu, e wybraa si z nim na t ekspedycj. Miaa straszne podejrzenie, e Carlos pakuje si w puapk.

Rozdzia 19 Piknie, prawda? - powiedziaa Caitlyn, wygldajc przez okno restauracji. - Tak. - Carlos ugryz kolejny kawaek kurczaka kaprao gai. Zielone chili wywoao poar w jego ustach, wic sign po szklank z wod. Spotkali si ze swoim przewodnikiem Tanitem na lotnisku w Chiang Mai. Zawiz ich do hotelu, a potem do restauracji z widokiem na rzek Mae Ping. W oddali Carlos widzia gry poronite jaskrawozielon rolinnoci pod ognistym niebem, poncym od zachodzcego soca. Caitlyn zaja miejsce przy oknie; usiad obok niej. Powietrze wypeniay egzotyczne, smakowite zapachy: curry, chili, czosnku i bazylii. Tanit siedzia po drugiej stronie stou i bawi si nerwowo paeczkami. - Chiang Mai to bardzo pikne miasto. - By modym, szczupym mczyzn i sprawia wraenie czowieka, ktry chce si przysuy, ale Carlos wyczuwa w nim nerwowo. - Mamy duo parkw narodowych. Bardzo popularne jest tu kolarstwo grskie, i ogldanie soni. Mamy te wiele piknych wity. Wat Chiang Man zostaa zbudowana w 1296 roku i znajduje si w niej krysztaowy Budda. - Brzmi interesujco, ale to jest ekspedycja naukowa -powiedzia Carlos. Pat chyba powiedzia ci, czego szukamy. Tanit pokiwa gow, bawic si smaonym ryem w miseczce. - To... bardzo niezwyke. - Moim zdaniem ekscytujce - powiedziaa Caitlyn z szerokim umiechem. - Ale zostamy tu do jutra. Chc wieczorem i na bazar.

Carlos ukry umiech. Doskonale szo jej udawanie gupiej trzpiotki. - Tylko nie kupuj za duo. Bdziemy musieli nosi to ze sob. - To w ogle nie bdzie nic way - zapewnia go. -Chc kupi kilka jedwabnych szali. Tutejszy jedwab jest taki byszczcy i mikki . I nie mog si ju doczeka tych synnych wyrobw ze srebra. - Wyprostowaa si. - A skoro mowa o srebrze, jedziemy jutro do plemienia Akha, tak? - Tak - odpar Tanit, marszczc brwi. - Ale nie bardzo wiem, jak oni maj wam pomc znale... te koty, ktrych szukacie. - Zerkn nerwowo przez rami. - Och, o to si nie martw. - Machna lekcewaco rk. - Po prostu nie mog si doczeka, kiedy zobacz te cudeka, ktre wytwarzaj. Syszaam, e kobiety nosz przepikne stroiki na gowach, zrobione ze srebrnych monet i paciorkw. Chciaabym taki mie. - To chyba cikie - mrukn Carlos. - Zjad kolejny ks, eby powstrzyma si od miechu. Caitlyn bya przebieg diablic. Chciaa jecha do plemienia Akha, bo ju wczeniej u nich bya. Nie chciaa, eby Tanit o tym wiedzia, wic udawaa, e to sza zakupw. - Powinienem si upewni, czy wszystko jest gotowe do podry powiedzia Tanit. - Odbior was rano z hotelu. Moe by dziewita? - wietnie. Dzikuj - odpar Carlos. - Na pewno nie chcesz deseru? - spytaa Caitlyn. - Ja mam ochot na lody. - Nie, dzikuj. Powinienem ju i. - Tanit wsta i zoy donie. Dzikuj za kolacj. - W popiechu wyszed z restauracji. Caitlyn obserwowaa go, pki nie znikn. - Nie wyda ci si jaki nerwowy?

- Tak. - Carlos spojrza na talerz Tanita, peen khao pad gai. - Prawie nic nie zjad. Caityn pochylia si bliej. - Zauwaye jego tatua? - Nie. Masz bzika na punkcie tatuay, co? - Tylko twojego, bo go ukrywasz, i przez to mam ochot zerwa z ciebie ciuchy. - W takim razie powinienem ci powiedzie, e mam te jeden na tyku. Otworzya szeroko oczy. - Naprawd? Usta mu drgny. - Nigdy si nie dowiesz. Pacna go w rami. - Nie bd okrutny. Parskn miechem. Okrutne byo spanie na pododze i wiadomo, e ona pi tu obok, w ku, a on nie moe nic z tym zrobi. Wiedzia ju, e j kocha, a i tak nie mg jej mie. Caityn wyja z torebki may notes i dugopis. - Tanit ma may tatua na spodzie prawego nadgarstka, dokadnie taki sam jak profesor. - Jeste pewna? - Tak, jestem pewna. - Spojrzaa na niego kwano. -Po tylu latach zakupw mam wietne oko do szczegw. Przyjrzaam si tatuaowi Tanita, kiedy nie patrzy. - Narysowaa go w notesie. - Wyglda na jaki chiski symbol - powiedzia Carlos. Do stolika podszed kelner, wic Carlos zapyta go, czy maj lody. - Mamy bardzo dobre lody waniliowe, podawane z dak -frutami i grillowanym bananem. - Kelner pozbiera brudne naczynia.

- Wic poprosimy dwie porcje. - Caityn pokazaa kelnerowi swj rysunek. - Wie pan, co to znaczy? Kelner zmarszczy brwi. - Wyglda na chiski. Jeden z naszych kucharzy jest Chiczykiem. Moe on bdzie wiedzia. - A mgby go pan zapyta? - Caityn wyrwaa kartk z notesu i podaa j kelnerowi. - Bardzo dzikuj. - Nie rozumiesz pisanych jzykw? - spyta Carlos. - Nie. - Wzruszya ramionami. - Wiem, e to dziwne. Gdybym namwia kogo, eby wypowiedzia to sowami, zrozumiaabym. Carlos odchyli si na krzele. - Musz ci powiedzie, Catalina, e zatrudnienie ci byo jedn z lepszych decyzji, jakie podjli kiedykolwiek Angus i Emma. Caityn si rozpromienia. - Och, dzikuj. Mylaam, e uwaasz mnie za beznadziejn i bezradn. Umiechn si. - Nie jeste najlepsz wojowniczk wiata. - Nie lubi przemocy. - Wiem. - To bya jedna z wielu jej cech, ktre uwielbia. Bya taka mikka i sodka. Gdyby kiedykolwiek j zaatakowa, to tylko po to, eby si z ni kocha. Odepchn od siebie t myl, starajc si pamita, co waciwie chcia powiedzie. - Ale jeli chodzi o prac ledcz, jeste urodzonym detektywem. - Dzikuj. - Umiechna si szeroko. - Jestem wcibska z natury. - Jej umiech szybko znikn. - Cigle niepokoi mnie ten Mistrz", o ktrym Pat mwi przez telefon. Sprawia wraenie zdesperowanego, a Tanit jest o wiele za nerwowy. Dzieje si tu co, o czym nie wiemy. Carlos skin gow.

- Zastanawiaem si nad tym. Moe Pat jest zaangaowany w przemyt egzotycznych zwierzt. To by wyjaniao, dlaczego informator rozmawia wanie z nim. Pooya do na jego doni. - O cokolwiek tu chodzi, musimy by ostroni. Splt palce z jej palcami. - A ja cigle si martwi o twoje bezpieczestwo, ale ciesz si, e ze mn przyjechaa. Nie przywykem do tego, e kto mnie strzee. A ty... ty robisz to naprawd doskonale. Umiechna si do niego z oczami penymi mioci i natychmiast zapragn j pocaowa. Do diaba, chcia zabra j do pokoju hotelowego i kocha si z ni. Wrci kelner z ich lodami. Odda Caitlyn skrawek papieru. - Nasz kucharz mwi, e to oznacza robotnika, ale takiego, ktry pracuje dla pana. Bez zapaty. - Ma pan na myli niewolnika? - spytaa. Kelner skin gow. - Wanie tak. - Oddali si pospiesznie. Carlos wymieni z Caitlyn zaniepokojone spojrzenie. Profesor Pat i Tanit byli inteligentnymi, nowoczesnymi ludmi, pracujcymi na normalnych posadach. Jak mogli by niewolnikami? A co waniejsze, kto by ich panem? Po godzinie jazdy na tylnym siedzeniu samochodu Tanita Caitlyn z trudem utrzymywaa otwarte oczy. Grska droga wznosia si i opadaa, wprowadzajc j w senny trans. Na szczcie za kadym razem, kiedy przysypiaa, trafiali na kolejny wybj albo skrcali gwatownie, eby wymin motocyklist. Temu potwornemu zmczeniu by winny Carlos. By uparty jak osio. Ca noc leaa w ku, suchajc, jak przewraca si z boku na bok na pododze. Zaproponowaa

wsplne spanie na ku i obiecaa, e nie bdzie go molestowa. Odmwi. Po kolejnej godzinie nasuchiwania, jak rzuca si na posaniu, zaproponowaa, e zamieni si z nim miejscami. Znw odmwi. P godziny pniej, wci nie mogc zasn, wzia sprawy w swoje rce. Zapaa poduszk i koc i przyczya si do niego na pododze. Burkn, eby daa mu spokj. Tym razem ona odmwia. Stwierdzia, e jest jej wygodnie i Carlos moe sobie spa na ku. Podnis j z podogi, podszed do ka, trzymajc j na rkach i rzuci na materac. Wrci na podog, a ona znw leaa na ku, zachwycajc si jego si. I seksownym ciaem. Przez kolejne p godziny rozwaaa, czy nie rozebra si i nie dosi go na pododze. Nigdy wczeniej nie zrobia czego tak miaego. I tak aosnego. Gdyby jej pragn, sam zaczby si przystawia. Nie moga narzuca mu si si. I nie zniosaby kolejnego odrzucenia. On wci chcia partnerki swojego gatunku. Jej potajemna fantazja, e porzuci te plany i zwie si z ni, nigdy nie miaa si speni. Zostaa wic na ku, niespokojna i sfrustrowana, a on w kocu usn na pododze. Samochd zwolni i zatrzyma si, kiedy droga zwzia si i zmienia w piesz ciek w dungli. Plemi Akha, ktre mieli odwiedzi, mieszkao w odludnej okolicy niedaleko granicy z Birm. Jako e Caitlyn udawaa, e nie bya tu nigdy wczeniej, to Carlos nalega, eby wybrali si do tego wanie plemienia. Miaa nadziej, e przebiegy, stary wdz Ajay wci mieszka w wiosce. - Czeka nas jakie p godziny marszu - oznajmi Tanit, kiedy wysiedli z samochodu. Spojrza nieufnie na dungl. - S inne plemiona, ktre nie mieszkaj na takim odludziu, bliej Chiang Mai, i te maj pikne rkodziea.

- Idziemy do Akha. - Carlos dwign plecak na ramiona. - Jeli kotoaki istniej, to z pewnoci mieszkaj na takim pustkowiu. - Pewnie tak - mrukn Tanit. Carlos wsun kilka noy za pas i da jeden Caitlyn. Kupi je wczoraj wieczorem na bazarze, kiedy Caitlyn wybieraa trzy przepikne szale dla maych panteroaczek. Zatkna n za pasek, po czym obficie posmarowaa goe rce i szyj rodkiem na komary. - Chcesz troch? - Podaa tubk Tanitowi. - Dzikuj. - Posmarowa si. - Chyba wiecie, e w dungli s gorsze rzeczy ni komary. - Dlatego kupiem to. - Carlos wsun pautomatyczny pistolet do kabury przy pasku. Caitlyn zadraa. Miaa nadziej, e nie bdzie musia tego uy. Zacigna pod brod troczek kapelusza, eby nie spad. Tak jak Tanita, niepokoia j perspektywa marszu przez dungl. Drczyy j wizje wielkich, jadowitych pajkw, spadajcych z drzew i ldujcych na jej kapeluszu. Przynajmniej grube traperki zapewniay pewn ochron przed ukszeniami skorpionw i wy. Upchna butelki z wod do kadej kieszeni plecaka i zarzucia go na ramiona. - Gotowi? Na szczcie wycieczka po dungli upyna prawie bez przygd . Carlos zauway na drzewie grzechotnika, ale w zignorowa ich, kiedy spokojnie go mijali. Caitlyn przygryza warg, eby nie piszcze ze strachu. Soce byo ju wysoko na niebie, kiedy weszli na polan, na ktrej mieszkao plemi Akha. Caitlyn naliczya z grubsza dwadziecia drewnianych domostw krytych strzech. Kady dom zbudowany by na palach, na poziom mieszkalny prowadziy drabiny. Trzy chaty znajdoway si na poziomie ziemi i pamitaa ze swojego poprzedniego

pobytu, e jedna z nich bya magazynem sprztu rolniczego, a pozostae dwie mieciy warsztaty, w ktrych wytwarzano mistern srebrn biuteri. Domy otaczay pola, na ktrych Akha uprawiali warzywa i ry, hodowali winie i kury. W centrum wsi znajdowao si wielkie palenisko. Troch z boku wznosia si drewniana wiea, znacznie przewyszajca domy. Mczyni przerwali prac na polach, by przyglda im si, kiedy si zbliali. Z wioski wybiegy dzieci, eby si na nich pogapi. Przyszy te kobiety ubrane w tuniki koloru indygo, zdobione srebrnymi paciorkami, monetami i muszelkami. Soce byszczao w srebrnych stroikach na ich gowach. Tanit zacz rozmawia z nimi po tajsku i Caitlyn wiedziaa, e wikszo z nich go rozumie, cho ich wasny jzyk by bardziej zbliony do birmaskiego. Umiechali si do Carlosa i Caitlyn, ucieszeni wizyt turystw, ktrzy mogliby kupi ich hafty czy srebrn biuteri. Caitlyn odpowiadaa umiechem, krzywic si w duchu na widok zbw niektrych kobiet. Akha lubili u licie betelu, ktre barwiy ich zby na niezbyt twarzowy, ciemnoczerwony kolor. Uwanie suchaa rozmw kobiet, by przypomnie sobie ich jzyk. Swego czasu mwia nim pynnie. Umiechna si, kiedy dwie kobiety zaczy dyskutowa, jak paskudny jest jej kapelusz. Dzieci komentoway dziwny kolor jej wosw i oczu, a kilku mczyzn zastanawiao si, czy nie bya tu ju wczeniej. Kiedy tumek odprowadzi ich do centrum wsi, Caitlyn zauwaya Ajaya. Postarza si i straci wikszo zbw, ale jego oczy wci byy bystre. Podszed do niej z umiechem. - liczna Amerykanka - powiedzia, posugujc si birmaskim dialektem. - Wrcia do nas. Zoya donie i odpowiedziaa po angielsku:

- Dzie dobry panu. Jestem Caitlyn. - Ukonia si, a kiedy jej usta znalazy si blisko jego ucha, szepna w jego jzyku: - Moemy porozmawia na osobnoci? Otworzy szerzej oczy. - Tak, oczywicie. - Wskaza jej warsztat jubilerski. - Carlos - zawoaa - id obejrze ich wyroby. Carlos, stojcy obok Tanita, kiwn gow, wic ruszya do warsztatu z Ajayem. - Wic mnie pamitasz? - spytaa szybko w jego jzyku. - Tak. - Oczy mu byszczay, kiedy otwiera przed ni drzwi. - Bya tu ju i siedziaa w naszej wiey z radiem, eby szpiegowa Birmaczykw. Skrzywia si. - Szpiegowa to takie mocne sowo. Prowadziam rozpoznanie na temat moliwego naruszenia granicy. Rozemia si. - Mj lud sto at temu musia ucieka z Birmy. Cieszyem si, e mog pomc ci ich szpiegowa. Wzruszya ramionami z zaenowaniem. - W porzdku, szpiegowaam. Jak si miewasz, Ajay? - Mj lud jest szczliwy. Ale bardzo biedny. - Wskaza st peen srebrnej biuterii. Zrozumiaa aluzj. Obejrzaa pikne przedmioty. - Ostatnim razem kompletnie mnie zrujnowae. - Znowu przyjechaa szpiegowa? - Nie. Ju nie pracuj dla rzdu. Pomagam czowiekowi, ktry przyjecha ze mn. Nazywa si Carlos Panterra. Szuka... czego. Ajay skin gow z mdr min. - Kady czego szuka. - To co jest dosy... niezwyke, i nie wiem, czy moemy ufa naszemu przewodnikowi. Wic udaj, e nie znam adnego jzyka oprcz angielskiego. Ajay zmarszczy brwi.

- Oszukujesz go? - No c, tak. Martwi si, e moe mie ze zamiary wobec Carlosa. - Ach tak. - Ajay kiwn gow. - Wic teraz szpiegujesz jego. A ten znowu z tym szpiegowaniem. - Kiedy wrcimy do tamtych, bd udawaa, e nic nie rozumiem. Nasz przewodnik nie wie, e ju tu byam, wic bd te udawa, e ci nie znam. - Hm. - Ajay skrzyowa rce z ponur min. - Robi to, tylko eby chroni Carlosa. - Przygryza doln warg. Powinnam ci powiedzie jeszcze jedn rzecz. Carlos i ja udajemy maestwo. Brwi Ajaya podjechay do gry. - Udajecie? Poczua, e twarz jej ponie. - To... skomplikowane. - Oczywicie. Kiedy raz si zacznie oszukiwa ludzi, wszystko robi si skomplikowane. - Pogrozi jej placem. -Zawsze powtarzam to dzieciom. Kiedy raz zaczniesz kama, kamstwo zawsze wrci i ugryzie ci w tyek. Umiechna si szeroko. - Nie martw si. Nic nam nie bdzie. - To si jeszcze zobaczy. Spojrzaa na niego znad biuterii, zastanawiajc si, czy powinien j niepokoi ten psotny bysk w jego oczach. Ajay by przebiegym wodzem. Nikt we wsi nie mg przed nim niczego ukry. Wrd biuterii i stroikw zauwaya dwa grawero wane w srebrze koty dugoci jakich dwudziestu kilku centymetrw. Byyby wietnym prezentem dla przybranych synw Carlosa. - To s tygrysy czy pantery? - Kiedy za nie zapacisz, bd tym, czym zechcesz.

Wyja gar bahtw z zasuwanej kieszeni bojwek i pooya na st ole. - Tyle wystarczy? - Zdaje si, e kosztuj wicej, kiedy kupiec ma tajemnic. Spojrzaa na niego, mruc oczy. - Czyby grozi, e mnie wydasz? Plasn doni w udo. - Nie, pikna szpiegwko. Tylko si wygupiam. Wyszczerzya si w umiechu. - Ale z ciebie dowcipni, Ajay. Oczy mu zabysy. - Nawet nie masz pojcia. Podniosa jedn ze srebrnych panter, ktre wanie kupia. - Widziae tu jakie pantery? - Kiedy wskaza drugi grawerunek lecy na stole, jkna. - Pytam o te prawdziwe. W dungli. Wzruszy ramionami. - Od lat ich nie widuj. Chyba nie polujecie na nie, co? - Szukamy... to zabrzmi dziwnie. Rozemia si. - Ty mwisz same dziwne rzeczy, licznotko. - Syszae kiedykolwiek o ludziach, ktrzy potrafi si przemienia w zwierzta? Wybauszy oczy. - Szukacie takich ludzi? - Tak. - Postawia plecak na klepisku i schowaa dwie srebrne pantery. Co o tym mylisz? - Myl... e ciesz si, e wrcia. Z tob nie mona si nudzi. - I co jeszcze? Umiechn si.

- A to, e musimy wyda uczt z okazji twojego powrotu. Bdziecie dzi wieczorem naszymi gomi. - Dzikuj. - Caitlyn wysza za nim z warsztatu, zastanawiajc si, co kombinuje ten cwaniak Ajay. Z upywem dnia Carlos by coraz bardziej sfrustrowany i niecierpliwy. Poprosi Tanita, eby zapyta wieniakw o obecno panter w okolicy, ale nie dosta adnych konkretnych odpowiedzi. Niektrzy mwili, e kilka dolin na pnoc s tygrysy. Paru mczyzn twierdzio, e widziao noc w dungli zote, ponce oczy. Jeden upiera si, e wielki kot dwa lata temu porwa mu ulubion wini. Kilka kobiet prbowao sprzeda mu jedwab haftowany w zote tygrysy i czarne pantery. Nawet Caitlyn podsycia jego irytacj, pokazujc mu dwie srebrne pantery, ktre kupia dla Emiliana i Tiaga. Tymczasem wdz wioski, Ajay, upar si, eby zostali na noc i wzili udzia w uczcie po zachodzie soca. Wszyscy zebrali si wok ognia w rodku wioski. Carlos i Caitlyn usiedli po turecku na bambusowych matach koo Ajaya, ktry po krlewsku rozsiad si na jedynym krzele. Ogie trzaska, dym unosi si w bezchmurne niebo pene jasnych gwiazd. Moskity bzykay w najlepsze. Caitlyn nasmarowaa szyj i rce kolejn warstw rodka przeciw owadom i podaa mu tubk. Uczta bya przepyszna, ale cigna si w nieskoczono. Niektre dania byy tak ostre, e Carlos i Caitlyn wypili chyba po p litra herbaty. Pod koniec posiku puszczono w obieg pmisek egzotycznych owocw. Kiedy wszyscy jedli deser, Ajay zacz skandowa monotonnym gosem. Jakie pi minut po rozpoczciu przemowy wodza Carlos pochyli si do Caitlyn i szepn:

- Musz i na stron. - Ja te - mrukna pod nosem. - Ale musimy poczeka, a on skoczy. Po kolejnych piciu minutach Ajay skoczy wreszcie i wieniacy zaczli wiwatowa i wychwala go krzykliwie. Caitlyn wstaa, zoya donie i powiedziaa cicho: - Toaleta? Kiedy Tanit przetumaczy jej pytanie na tajski, Ajay wskaza wygdk na drugim kocu wioski, koo pola ryowego. - Odprowadz ci. - Carlos zerwa si na rwne nogi i poprowadzi j przez wie. - Wyprbowaam ju ten przybytek po poudniu - wymamrotaa. Przeraa mnie bardziej ni dungla. - Wic poszukajmy jakich krzakw. - Skrci w stron linii drzew w oddali. - O czym bya ta przemowa Ajaya? - Recytowa z pamici list przodkw. Akha znaj swoj genealogi na wiele pokole wstecz. - Interesujce - burkn Carlos - ale nie dowiedzielimy si niczego na temat panter w okolicy. - Musisz si uzbroi w cierpliwo. To dumni i niezaleni ludzie. Nie powiedz ci wszystkiego tak z miejsca. Poza tym to dobrze, e chc, ebymy tu zostali jaki czas. Jeli w pobliu s jakie wielkie koty, zaczn do mnie cign. -Zerkna nieufnie na dungl. - Mam tylko nadziej, e nie poka si, kiedy bd korzysta z toalet y. Carlos min kilka drzew i w kocu znalaz odpowiednie, otoczone kp krzakw. - To chyba dobre miejsce. Ty pierwsza. Spojrzaa w gr, na drzewo. - A jeli tam co siedzi i spadnie na mnie? Carlos popatrzy w koron. - Niczego nie widz. - Tam moe by w albo pajk.

- To pewnie zsiusiasz si w majtki. - To nie jest zabawne - sykna. - Nie dam rady, dopki nie bd pewna, e jest bezpiecznie. Jkn. - Okej. Sprawdz to drzewo. - Jak? - Tylko si nie wystrasz i nie zacznij krzycze, okej? Nie chc ciga na nas uwagi. - Skupi si i jego donie ogarna migotliwa powiata, rozchodzca si coraz wyej po ramionach. Z jego palcw wysuny si pazury, czarne futro zaczo wyrasta na skrze. Donie zmieniy si w apy, a w kocu cae rce przeobraziy si w przednie nogi pantery. Caitlyn zachysna si ze zdumienia. - - sykn ostrzegawczo i skoczy na drzewo. Wbi pazury w kor, wspi si na wysoko pierwszych gazi. Kilka ptakw ucieko z furkotem skrzyde. Przeszuka koron, a Caitlyn staa na dole i gapia si na niego. W kocu zeskoczy na ziemi, ldujc mikko na nogach, a jego rce powrciy do normalnej postaci. - Nic tam nie ma. Nie odpowiedziaa. Patrzya gdzie w bok z zaniepokojon min. - Co znowu? - spyta. - Zdawao mi si, e co syszaam. - Wskazaa kp krzakw koo wielkiego gazu. - Tam. - Sprawdz. A ty zaatw swoje sprawy. - Pobieg w stron krzeww, wycigajc n zza pasa. Niczego nie znalaz. Gboko wcign powietrze, ale nie wyczu zapachu zwierzcia. Pachniao raczej pieczon kur i bananami, co oznaczao, e osoba, ktra si tu chowaa, te braa udzia w uczcie. Merda. Kto oprcz Caitlyn mg widzie jego czciowe przeobraenie. Poszed kawaek dalej i uly sobie, po czym wrci do Caitlyn.

Wanie zapinaa spodnie. - Po wszystkim. - Wsuna n z powrotem za pasek. - U mnie te. - Znalaze co za tymi krzakami? - Nie. - Odprowadzi j z powrotem do ogniska. Rozejrza si po obecnych, ale nie by w stanie stwierdzi, czy kogo brakuje. Kilka dorosych osb chwycio jego i Caitlyn za rce i delikatnie poprowadzio na jedwabne poduszki przed Ajayem. - Co si dzieje? - spyta szeptem Carlos. - Nie wiem. - Caitlyn przechylia gow, by posucha, co mwi Ajay. Nagle wytrzeszczya oczy i zblada. Carlos rozejrza si, ale nie dostrzeg adnego zagroenia. Ajay szczerzy si radonie, oczy byszczay mu wesoo. Tymczasem Caitlyn siedziaa sztywno, z kurczowo splecionymi domi. Kostki palcw zbielay jej z napicia, cho pieczoowicie zachowywaa obojtn min. Nagle grupka kobiet porwaa j do jednego z domw. Carlos wsta, eby pj za ni, ale paru mczyzn zatrzymao go i uparo si, eby on i Tanit napili si z nimi. By to jaki alkohol, tak mocny, e mgby suy za odrdzewiacz. Carlosowi zaszumiao w gowie. Potykajc si, ruszy z mczyznami, ktrzy odprowadzili go do domu na palach. Tanit zacz si wspina po drabinie za nimi i spad dwa razy, zanim udao mu si wle do rodka. Tymczasem mczyni zmusili Carlosa do przebrania si w workowate, niebieskie spodnie. Nie umia z nimi dyskutowa, wic usucha. Nie dali mu koszuli do kompletu; dosta tylko par sandaw. - Interesujcy tatua. - Tanit wskaza czarn panter na jego karku i czkn. - Wiesz, co si tu dzieje? - spyta go Carlos.

- Uczta na cze twoj i... - Tanit pad nieprzytomny na podog. - wietnie. - Carlos zapa swoje noe i pistolet; wieniacy wyprowadzili go na zewntrz. Odeskortowali go do innego domu i kazali wspi si na drabin. Wszed do niewielkiej izby, sabo owietlonej latarni w najdalszym kcie. Podoga bya zasana pachncymi kwiatami . wiato byszczao w stroiku na gowie kobiety siedzcej na posaniu. Zesztywnia. Czyby wieniacy podarowali mu ktr ze swoich kobiet na noc? Cofn si o krok. - Bardzo przepraszam, ale... - Carlos, to ja. - Caitlyn zdja stroik i pooya go obok posania. - Och, Bogu dziki. - Uoy bro na pododze. - Nic ci nie jest? - Nie. Kobiety zanurzyy mnie w kadzi zimnej wody, a potem wcisny w t sukni. - Mnie te kazali si przebra. - Rozejrza si po malekim domku. Posanie byo wskie. Zbyt wskie. - Moe powinienem si dzisiaj przekima u ktrego z mczyzn. - Oczekuj, e zostaniesz tutaj. - Troch tu ciasno. - To jest... - Przycisna kolana do piersi. - Obawiam si, e to ich wersja apartamentu dla nowoecw. Carlos zamruga. - Aaa. Pewnie powiedziaa Ajayowi, e udajemy maestwo. - Tak. - Westchna. - Wredny, przebiegy staruch. Powiedzia, e moje kamstwa wrc i ugryz mnie w tyek. Carlos poczu zimny dreszcz na goych plecach. - Co ty chcesz powiedzie? Spojrzaa na niego z niepokojem. - Nie wiem, jak ci to powiedzie, ale... Ajay da nam lub.

Rozdzia 20 Caitlyn skrzywia si, widzc przeraon min Ca rlosa. - Nie martw si o... - Co zrobi? - przerwa jej Carlos. - No... pobogosawi nasze maestwo, ale... - Nie powiedziaa mu, e tylko udajemy? - Cicho, nie tak gono. - Podbiega do wejcia i zacigna zason, ktra zastpowaa drzwi. - Mamy by szczliwym maestwem. - W ogle nie mielimy by maestwem. Dlaczego go nie powstrzymaa? - Bo szlag by trafi nasz kamufla. Przecie rzekomo nie znam ich jzyka. - Westchna. - Ten dra Ajay wiedzia, e nie bd moga go powstrzyma. Zawsze by podstpnym... - Czekaj. - Carlos unis rk. - Caitlyn, s chwile, kiedy rezygnuje si z kamuflau. No wiesz, nage okolicznoci? To wanie byo co takiego. Nie powinna bya do tego dopuci. Au. - Maestwo ze mn jest takie straszne? - Wiesz, e nie mog si z tob oeni naprawd. Opara donie na biodrach. - No c, to chyba twj szczliwy dzie, bo nie sdz, eby to byo wice w wietle prawa. - Co za ulga. - O tak. - Spojrzaa na niego ze zoci. - Jestem ekstatycznie szczliwa. Zaoy rce na piersi i odpowiedzia jej rwnie zym spojrzeniem. Caitlyn staraa si nie widzie, jak potne byy jego bicepsy, jak szeroka i mocna bya jego klata. Ani jak ciepa

i seksowna zdawaa si jego naga, opalona skra. Wieniacy ubrali ich w pasujce do siebie stroje. Jego niebieskie, workowate spodnie miay ten sam kolor co jej jedwabna suknia. Jej uwag cign tatua na jego karku. Czarno-czerwona pantera zdawaa si j obserwowa. Skrada ku niej. Carlos wskaza cian za plecami Caitlyn. - Tam wisi srebrny krzyyk. - Niektre plemiona Akha nawrciy si na chrzecijastwo. - Spojrzaa na krucyfiks. - Pikna robota, nie uwaasz? - Prosz, nie mw mi, e Ajay jest duchownym. - N... nie wydaje mi si. - Nie chciaa przyzna, e plemi moe go uznawa za duchowego przywdc. Carlos przyglda jej si uwanie. - Co on dokadnie powiedzia? - Nie chcesz wiedzie. - Caitlyn pocigna za linki, przytrzymujce moskitier nad posaniem. Siatka opada na d, otaczajc biae, baweniane ko" pprzejrzyst zason. - Chc - powiedzia cicho. Caitlyn wlizgna si pod moskitier i usiada na pocieli. - Powiedzia, e jestemy bratnimi duszami, ktrym tu, na ziemi, przeznaczone jest kocha si i chroni nawzajem. - Spojrzaa na Carlosa. Wci sta przy wejciu, sztywny i spity. - I bd ci chroni. Z naraeniem ycia. To byo mie, ale pomin milczeniem kwesti mioci. Przycisna kolana do tuowia. - Poprosi Boga, eby pobogosawi nasz zwizek i pomodli si, ebymy mieli duo dzieci. Carlos milcza, wic dodaa pospiesznie: - To nie ma adnego znaczenia. Nie byo aktu lubu. Takie maestwo nie bdzie uznane w Stanach. Oczy Carlosa lniy bursztynowo w ciemnoci.

- Ajay jest wodzem swojego ludu, a jego sowa byy wypowiedziane na gos, z wezwaniem Boga na wiadka. Tam, skd pochodz, to by wystarczyo. Serce jej si cisno. Czyby Carlos naprawd uwaa ich za polubionych? Kilka sekund radoci szybko przemienio si w poczucie uraonej dumy, bo byo jasne, e nie chce by jej mem. Jej najgorszy lk zakrad si znw i zmiady poczucie wasnej wartoci. Nie bya do dobra. Na dworze kto zacz bi w bben. Przyczy si drugi, i kolejne. Wieniacy zaczli piewa. Caitlyn jkna i opara czoo na kolanach. Carlos usiad na pododze. - Co oni mwi? - Hm... ycz ci sprawnoci w ku. Chrzkn. Bbny gray coraz goniej, coraz szybciej. Caitlyn westchna. Cudownie byoby kocha si przy tym naglcym, pulsujcym rytmie. Carlos poruszy si niespokojnie. - Jak dugo bd to robi? - Obawiam si, e nie przestan, dopki nie... - Och, a co jej tam. W tej chwili odrobina wstydu wicej nie miaa ju znaczenia. - Wiem, co robi. - Co? - Pora na przedstawienie. - Wycigna si na posaniu i wzia gboki oddech, eby przygotowa si psychicznie. - Co ty robisz? - Carlos przysun si troch bliej. - Nie ma tu nic do ogldania. Prosz si rozej - rzucia, udajc policjanta na miejscu zbrodni. Carlos parskn, ale przysun si jeszcze odrobin bliej do moskitiery. Caitlyn przecigna domi po niebieskiej sukni, ktr miaa na sobie, i jkna. Zacza muska palcami krzywizn bioder, wdrujc w gr po ebrach, a do piersi.

- Aach - westchna, pieszczc je domi. Pomasowaa je delikatnie i jkna jeszcze goniej. Przekrcia si na brzuch, a potem znw na plecy. - Tak, tak! - Uderzya piciami w posanie. - Och, Carlos! Usyszaa syk, kiedy gwatownie wcign powietrze. Wpara donie w legowisko i cisna kolana. - O mj Boe! - Zacza dysze gono i szybko. - Tak, tak! - Krzykna przecigle. W oddali usyszaa wiwaty wieniakw. Uniosa rce w powietrze. - I gol! Dziesi punktw. - Z kwanym umiechem odwrcia si do Carlosa. - Okej, twoja kolej. Zesztywnia. - Chyba artujesz. - To twj miesic miodowy. Ciesz si nim. - Dobra. - Wyda z siebie krzyk. Wieniacy milczeli. Tylko ptaki wierkay w oddali. Caitlyn zachichotaa. - Tobie wiwatowali - wymamrota. - Bo to by strasznie mizerny krzyk - wyjania. -Widywaam mczyzn, ktrzy bardziej si podniecali na widok pizzy. Zagryz zby. - Wtpi w moj sprawno seksualn? Znw zachichotaa. - Zdaje si, e nie maj adnych wtpliwoci. - Do diaba z tym. - Odchyli gow do tyu i wyda z siebie przecigy, gardowy krzyk, po ktrym nastpio kilka zwyciskich pohukiwa. Wieniacy zaczli wiwatowa. - Rany. Robi wraenie. - Zerowe, dodaa w duchu. Zaczynaa by wcieka, e znw ni wzgardzi. Nie tak wyobraaa sobie swoj noc polubn.

- Nie umiem udawa orgazmu. Nigdy wczeniej nie musiaem. - Spojrza na ni znaczco. - W odrnieniu od niektrych. - Och, kotek ma pazurki. Moe po prostu nigdy nie zaleao mi na tyle... Ugryza si w jzyk. Ta rozmowa robia si zbyt osobista. I stanowczo za bardzo wkurzajca. - Jak dugo musiaa udawa? - spyta cicho. - Kto powiedzia, e udawaam? Ot dowiedz si, e mam bardzo wysoki wskanik udanych orgazmw. Szczeglnie kiedy robi to sama ze sob. Chcesz popatrze? Zignorowa jej pytanie. - Bya z innymi mczyznami? - Oczywicie. Z caymi legionami. Trzy lata z rzdu ustanawiaam rekord wiata. Umiechn si drwico. - Nie wierz ci. Wzruszya ramionami. - C, zdarzao mi si kama. - A bya kiedykolwiek zakochana? Teraz jestem zakochana, ty gupku. Zagryza zby. - A co ci to obchodzi? Przysun si tu do moskitiery. - No wic, bya zakochana? Jkna. - Uwielbiam dowiadcza nowych rzeczy. Uwielbiam podrowa, uczy si nowych jzykw i nowych kultur, prbowa nowych potraw i nowych tacw. Ale jeli chodzi o sprawy sercowe, koczy si moje zamiowanie do przygd. - Dlaczego? Boisz si zranienia? - Chyba tak. Kiedy byam maa, ponad wszystko kochaam siostr, a potem j straciam. Potem kochaam Pana Foofikinsa, i jego te straciam. Moe dlatego przechowuj tyle skarbw. Nie musz si martwi, e mnie opuszcz. Carlos skin gow.

- Rozumiem ci. Ja straciem wszystkich, ktrych kochaem. Mnie by nie straci, pomylaa. Chciaa mu powiedzie, e go kocha, ale jak moga? Znw by j odrzuci. - Kto to jest Pan Foofikins? - spyta. - Mj kot. By pikny. Cay czarny, ze zotymi oczami. Mia koci biaaczk, wic od pocztku by skazany na mier. - zy napyny jej do oczu. - Co jak nasz zwizek. - Przykro mi. Milczeli przez chwil. Caitlyn mrugaa, za wszelk cen chcc powstrzyma zy. - Miaa jakich kochankw? - spyta cicho Carlos. Westchna. - Nie wiem, czy mona by go nazwa kochankiem. Twierdzi, e mnie kocha, ale... ja nigdy tak naprawd... nie kochaam jego. Myl, e po prostu byam samotna. - To wtedy nauczya si udawa orgazmy? Parskna. - Masz jak obsesj na tym punkcie. - Twoje przedstawienie byo... niesamowite. - Rany, dziki. Ka to sobie wyry na nagrobku. - Nie mog nie zastanawia si, czy jest porwnywalne z oryginaem. Spojrzaa na niego. Moskitiera zamazywaa jego rysy, ale widziaa jego paajce, bursztynowe oczy skupione na niej. Ogarna j fala tsknoty. Z Carlosem nigdy nie musiaaby udawa. Jej serce byoby w to cakowicie zaangaowane, od pocztku a do chwili, w ktrej by je zama. - Szczerze mwic, jestem potwornie ciekaw, jak reagujesz na prawdziwy orgazm. - Jest takie powiedzonko, ciekawo zabia kota -szepna. - Zaryzykuj. - Unis brzeg moskitiery i wsun si pod ni, by doczy do Caitlyn na posaniu.

Jej skra zacza mrowi z niecierpliwoci, ale serce zabio ze strachu. - Carlos... - . - Pooy do na jej policzku. - Nigdy nie pragnem kobiety tak bardzo jak ciebie. - Pocaowa j w czoo, w nos. zy napeniy jej oczy, kiedy chwycia jego twarz w donie. Prbowaa go uwie od samego pocztku, ale nie zamierzaa gra roli aosnej, spragnionej cizi. Jeli czegokolwiek nauczya si z tej caej historii, to tego, e musi by silna. - Carlos, jeli nie zamierzasz ze mn zosta, to nie rb tego. Spojrza jej w oczy. To dziwne, ale nigdy nie czua mu si blisza ni teraz, kiedy mu odmawiaa. Odgarn wosy z jej czoa. - Chc ci da rozkosz. - Dlaczego? Bo w przeszoci musiaam udawa? Nie zrobi tego z tob tylko dlatego, e si nade mn litujesz. Wyprostowa si. - Catalina, mam dla ciebie wiele rnych uczu, ale na pewno nie lito. Czekaa, czy powie co wicej na temat tych innych uczu, ale on milcza. za spyna jej po policzku. Schyli gow. - Czuj lito, ale dla siebie, bo znalazem najpikniejsz kobiet na wiecie i nie mog jej mie. - Och, Carlos. - Wycigna do niego rce. Pooy si przy niej i wzi j w ramiona. Caityn uoya twarz na jego ramieniu, a on otar z z jej policzka. By ciepy i sodki, i wiedziaa, e kocha go z caego serca. Z westchnieniem zamkna oczy i pozwolia, eby ogarn j sen.

Carlosa wyrwao ze snu soce, ktre wdaro si nagle do ich izby. Kobieta z wioski odsuna zasony, by wpuci blask poranka. Zobaczya jego i Caityn wci na posaniu i szybko odwrcia oczy. Druga kobieta postawia na pododze tac z jedzeniem i obie umkny w popiechu. Podszed do wejcia, eby wyjrze na zewntrz. Gsta mga wisiaa nisko nad niedalekimi grami. Zauway ich plecaki u stp drabiny i zszed po nie. Ajay zbliy si do niego w towarzystwie jakiego drugiego wieniaka. Obydwaj umiechali si do niego szeroko. - Jestem Arnush - przedstawi si wieniak. - Mwi troch angielski. Ajay chce ci yczy wiele szczcie w maestwo. Carlos spojrza kwano na wodza. Korcio go, eby zbeszta Ajaya za jego bezczelno, e oeni go bez jego zgody, ale nie mg. Przez ca noc trzyma Caityn w ramionach i czu si wspaniale. Jakby tam byo jej miejsce. - Powiedz wodzowi, e jestem bardzo wdziczny. Arnush przekaza wiadomo i powiedzia: - Ajay chce ciebie rozmawia w warsztacie, jak ju zjesz. - W porzdku. - Carlos wspi si z powrotem do chaty. Przebra si we wasne ubranie i obudzi Caityn. Swoj on. Swoj pikn on. Kiedy ju otrzsn si z pierwszego szoku, przesta by na ni zy. By zy na siebie, bo nie wiedzia, co robi. W gbi duszy - i z caej duszy chcia tego maestwa. Kocha j. Pragn jej do blu. Ale cay czas jaki wewntrzny gos, napdzany poczuciem winy, przypomina mu, e powinien speni swj obowizek, Powinien chroni gatunek. Kiedy Caityn si ubieraa, on poszed do toalety. Kobiety przyniosy im na niadanie gujawy, banany, ry i gorc herbat. Po jedzeniu we dwjk poszli do warsztatu. Ajay i Arnush byli ju na miejscu i popijali herbat. Ajay umiechn si i powiedzia co do Caitlyn.

Odpowiedziaa mu, skadajc rce i kaniajc si. Carlos zrobi to samo, cho nie mia pojcia, o czym bya mowa. - Arnush, mgby poszuka naszego przewodnika, Tanita? - poprosi. - Tak, poszuka go. - Arnush wyszed z warsztatu. Ajay zaprosi ich gestem, by siedli na bambusowych matach koo niego. Znw przemwi, i Caitlyn zacza tumaczy. - Mwi, e mogam mie racj, e nasz przewodnik nie jest godny zaufania. - Zmarszczya brwi z niepokojem. -Kiedy wczoraj wieczorem poszlimy na stron, Tanit te odszed od ogniska. Ajay mwi, e poszed w tym samym kierunku co my. Carlos si wzdrygn. - Wic to Tanit mg widzie, jak si przeobraam. Caitlyn kiwna gow. - Obawiam si, e tak. Przypomnia sobie, z jak min Tanit przyglda si jego tatuaowi. Caitlyn zrelacjonowaa mu te telefoniczn rozmow Pata. Gdyby Tanit dowiedzia si czegokolwiek o kotoakach, mia zadzwoni do Pata, eby mogli zawiadomi o tym tego swojego tajemniczego Mistrza. - Znaleziony - oznajmi Arnush, wchodzc do warsztatu z Tanitem. Przewodnik umiechn si do nich z zaenowaniem. - Bardzo przepraszam. Zaspaem. Ten wczorajszy napitek zwali mnie z ng. - Nic nie szkodzi. - Carlos kiwn na Tanita, by si do nich przyczy. Chc zapyta Ajaya, czy kto z jego plemienia widzia w tej okolicy pantery. - Oczywicie. - Tanit usiad na bambusowej macie i po tajsku przekaza pytanie Ajayowi. Ajay skin gow i odpowiedzia w tym samym jzyku.

Tanit sucha, coraz bardziej blady. Carlos zerkn na Caitlyn, wiedzc, e ona te rozumie, co powiedzia Ajay. Jej twarz bya obojtna, ale palce kurczowo splecione. - Ajay nie widzia panter od wielu miesicy - powiedzia Tanit. - Ale mwi, e na pnoc std jest jaki stwr, ktry poera ludzi. - Skd wie, e poera ludzi? - spyta Carlos. - Bo nie wracaj - wyjani Tanit drcym gosem. -W wiosce by pewien mczyzna, ktry poszed na pnoc polowa na dzik wini i nigdy nie wrci. Tydzie pniej jego kuzyn poszed go szuka i te znikn. Teraz nikt ze wsi nie chodzi na pnoc. Ajay wypowiedzia jeszcze kilka zda, i Tanit przetumaczy. - Chodz plotki, e ten ludoerczy stwr to ogromny kot. Inni mwi, e to ze stworzenie, ktre yje w nocy. - Powinnimy to sprawdzi - stwierdzi Carlos. Oczy wyszy Tanitowi na wierzch. - Nie moemy i do dungli i szuka kotw, ktre poeraj ludzi. Carlos spojrza na niego ponuro. - Chyba wiedziae, na czym polega ta wyprawa. - Tak, ale... - Tanit otar z czoa kropelki potu. - Ale jeli to nie s kotoaki? Jeli to w ogle nie s ludzie, i tylko lubi je ludzi? - Moe powinnimy tu spdzi par dni - zasugerowaa Caitlyn. - Moe koty przyjd do nas. Ajay powiedzia co jeszcze. Tanit zerwa si z maty. - To zbyt niebezpieczne. Ja... ja nie mog tego zrobi. -Wybieg z warsztatu. Ajay prychn i rzuci kilka sw w jzyku Akha. - Mwi, e nasz przewodnik jest zbyt lkliwy - przetumaczya Caitlyn. -1 e co ukrywa.

Ajay znw zacz mwi, a ona suchaa, otwierajc szeroko oczy i przeykajc lin. - Co on powiedzia? - spyta Carlos. - e w tych grach kry legenda - zacza. - Wszystkie plemiona szepcz j sobie w ciemnociach, ale nikt nie odway si donie o tym wadzom. Ludzie znikaj od czterdziestu lat. Niektrzy mwi, e to wina tygrysw albo panter, ale wszyscy zgadzaj si, e mieszka tu jakie zo. Yao mwi, e to nadprzyrodzona istota, ktra kradnie czowiekowi oddech i zmienia go w ciao bez duszy, ktre kry po nocy. Uywaj jej chiskiej nazwy, chiang-shih. - A co to jest? - spyta Carlos. Spojrzaa na niego z niepokojem. - To chiski odpowiednik sowa wampir. Wyprostowa si. - Mwisz serio? - Plemiona nie zgosiy tego, bo sdz, e wadze by im nie uwierzyy. I pewnie tak by byo. Nikt nie wierzy, e wampiry istniej naprawd. Carlos przytakn skinieniem. - Ale my to wiemy. Powinnimy to sprawdzi. Caitlyn skrzywia si. - Baam si, e to powiesz. To oznacza wdrwk po dungli, zgadza si? - Nie musisz i. Moesz zosta tutaj, a ja pjd z Tanitem. - Nie ufam mu. Id z tob. Carlos wsta i wycign rk, eby pomc jej wsta. - Jeste najodwaniejsz kobiet, jak znam. Prychna. - Albo najgupsz. - Wzia gboki oddech. - Po prostu bd o tym myle jak o przygodzie. A uwielbiam przygody. Tak brzmi moja wersja i bd si jej trzyma.

Ajay wsta i znw przemwi. Unis rce w powietrze, po czym pooy donie na ich ramionach. - Prosi Boga, eby nas chroni - szepna. Carlos skin gow. - Przyda nam si jego ochrona. Rozdzia 21 Carlos spojrza na soce. Jeli pogoski byy prawd i wrd tych wzgrz grasowa wampir, to musia go znale przed zachodem soca. Spojrza na zegarek. Bya ju prawie trzecia po poudniu. Szli t ciek, kierujc si na pnoc, ju cztery godziny. Nie narzuca zbyt ostrego tempa ze wzgldu na Caitlyn, ale i tak wygldaa na wykoczon. Cho w zasadzie ju byo lepiej. Przez pierwsze dwie godziny bya przeraona. Kiedy pierwszy raz zatrzyma si, by pozwoli kobrze przelizn si na drug stron cieki, skulia si za jego plecami, kurczowo ciskajc jego koszulk. Wyszli z wioski okoo jedenastej rano - ich start opni si, gdy Tanit nagle oznajmi, e idzie z nimi. Nie mia plecaka ani sprztu, wic potrwao chwil, zanim wieniacy wyposayli go na drog. Ajay zaopatrzy ich w jedzenie i zwijane bambusowe maty do spania. Arnush odcign Carlosa na bok, by ostrzec go, e przewodnik zmieni zdanie co do udziau w wycieczce po tym, jak zadzwoni gdzie z komrki. Ale byo jasne, e Tanit wcale nie chce by z nimi. Za kadym razem, kiedy spotykali wa czy skorpiona, baga, eby wrcili do wsi. Carlos zastanawia si, czy to Pat rozkaza Tankowi i z nimi. Caitlyn miaa racj, podejrzewajc ich obu.

Trzask gazki w oddali zaalarmowa czuy such Car-losa. W dungli, gdzie mieszkao mnstwo zwierzt, najrniejsze odgosy nie byy niczym dziwnym, ale te trzaski si powtarzay. Od p godziny kto za nimi szed. W cigu ostatnich dziesiciu minut sysza je czciej. Cokolwiek ich ledzio, teraz byo tego wicej. Wcign gboko powietrze, prbujc uchwyci zapach tego czego, ale trzymao si po zawietrznej. cieka zacza prowadzi w d, wic przyspieszy kroku. W dolinie natrafili na strumyk przecinajcy zielon k. Carlos schyli si, by nabra wody w gar i ochlapa twarz. Wyprostowa si i rozejrza. Wysoka trawa przetykana bya kpami paproci. Po drugiej stronie doliny szlak wcina si poszarpan lini w zbocze, prowadzc prosto pod gr. - O Boe - jkna Caitlyn. - Potrzebuj przerwy, zanim tam pjdziemy. Zrzucia plecak na ziemi i wyja z zewntrznej kieszeni butelk z wod. Carlos obraca si wok wasnej osi, przepatrujc lini drzew. Tanit te rzuci plecak na ziemi. - Lepiej wracajmy do wsi, bo inaczej utkniemy tu na noc. Caitlyn westchna. - Nie wydaje mi si, eby w okolicy byy jakie koty. Ju by do mnie przyszy. - I zdaje si, e przyszy. - Carlos wskaza drzewa, spomidzy ktrych wyoniy si dwa tygrysy. - Mamy towarzystwo. - Ludojady! - pisn Tanit i wycign n zza pasa. Carlos zasoni Caitlyn wasnym ciaem i wyj pistolet. - Nie! - Wysza zza jego plecw. - Nie strzelaj. Carlos opuci bro. - Jeli ktry zaatakuje, strzelam.

- Nie rb im krzywdy. - Stana przodem do tygrysw i skoncentrowaa si, marszczc czoo. Carlos nigdy nie widzia tak ogromnych tygrysw. Wygldao na to, e wol zachowa dystans; przysiady na tylnych apach i obserwoway ich zotymi oczami. Wci byy z wiatrem, wic nie mg poczu ich zapachu. - Ostrzegaj nas przed niebezpieczestwem - szepna Caitlyn. - Oczywicie e jestemy w niebezpieczestwie - wypali Tanit. - Zaraz nas por! - Jeste w stanie si z nimi komunikowa? - spyta Carlos. - Poniekd. - Wci bya skupiona na tygrysach. - To trudno wyjani. Nie odbieram konkretnych sw, ale w mojej gowie formuj si myli. One najwyraniej uwaaj, e co nam grozi. I chc, bymy wiedzieli, e nie s ludo-j adami. Tanit prychn. - Jeste wariatk. Nie mona rozmawia z tygrysem. - Moesz je zapyta, czy wiedz o jakich panterach w okolicy? - spyta Carlos. Caitlyn milczaa przez chwil, po czym odpowiedziaa: - Mwi, e to ich terytorium. Pantery mieszkaj na poudnie od wioski Akha. Carlos poczu przypyw nadziei. By moe by bliski znalezienia przedstawicieli swojego gatunku. Gdyby odkry, e gatunek jednak nie jest zagroony, mgby by z Caitlyn. Mogliby wzi zwyczajny lub i mie zwyczajne dzieci. Byaby bezpieczna, jeli tylko nie ugryzby jej, bdc w postaci pantery. Ale zanim uda si na poszukiwanie panteroakw, musi uwolni grskie plemiona od przeklestwa miejscowego wampira. - Czy te tygrysy wiedz co o wampirze?

Tanit drgn, po czym pacn komara, eby ukry swoj reakcj. Caitlyn znw zamilka i skomunikowaa si z wielkimi kotami. Tanit nerwowo przestpowa z nogi na nog. - Musimy wraca. Nie powinnimy tu zostawa na noc. Carlos odwrci si do niego. - Ty co wiesz. Co przed nami ukrywasz? - Nic. - Szybko pokrci gow. - Kady wam powie, e nie powinno si spdza nocy w dungli. - Tygrysy mwi, e na pnoc std jest za jaskinia, ale powinnimy si trzyma od niej z daleka. - Caitlyn zadraa. - Ludzie tam wchodz i nigdy nie wychodz. - Nie moemy tego zrobi - sykn Tanit. - Nie moemy tam i! Carlos spojrza na soce. - Nic nam nie bdzie, jeli tylko dotrzemy tam przed zmierzchem. - Ja odmawiam! - wrzasn Tanit. Carlos spojrza na niego ponuro. - To wracaj do wsi. Tygrysy na pewno chtnie ci odprowadz. Tanit zblad. - Jeli w tych grach od czterdziestu lat mieszka wampir, terroryzuje ludzi i zabija ich, to zamierzam si go pozby -oznajmi Carlos. -1 bdzie to do atwe, jeli znajdziemy go za dnia. - Jeli - szepna Caitlyn. Wzia gboki oddech i zarzucia plecak na ramiona. - W takim razie lepiej ruszajmy. Serce uroso w piersi Carlosa. Bya najdzielniejsz kobiet, jak spotka. Kulia si ze strachu na widok kadego pajka czy wa, a mimo to para dalej. Uniosa rk, by poegna si z tygrysami.

- Mwi, e dalej nie pjd. Bdziemy wiedzieli, e zbliamy si do jaskini, kiedy zobaczymy modlitwy. - Modlitwy? - zdziwi si Carlos, patrzc, jak dwa tygrysy nikn w dungli. Caitlyn wzruszya ramionami. - Nie bardzo wiem, co miay na myli. Carlos przeskoczy wski strumie i pomg przej Caitlyn. - Id pierwszy - powiedzia do Tanita. Wola nie mie przewodnika za plecami. Tanit z ponur min zaoy plecak i mozolnie ruszy grsk ciek. Caitlyn jkna, kiedy znw zaczli pi si pod gr. Miny prawie dwie godziny od telepatycznej rozmowy z tygrysami. Wyczua od wielkich kotw szczer trosk i yczliwo, ktre zaprzeczay ich rzekomej dzikoci. Miaa ochot przedyskutowa to z Carlosem, ale nie moga przecie rozmawia o kotoakach przy Tanicie. W kocu przekonali si, co miay na myli tygrysy, mwic o modlitwach. Na szczycie gry dostrzegli wielki gaz z namalowanym symbolem. Roztrzsiony Tanit wyjani im, e to modlitwa o bezpieczestwo. Schodzc po zboczu, minli kilka innych gazw z tym samym symbolem. Teraz, kiedy znw pili si pod gr, Caitlyn krzywia si z kadym krokiem. Jej nogi byy sabe jak mokre kluchy. Obolae mokre kluchy. W kocu zbliyli si do wierzchoka i natknli si na pionow ska, wysok na jakie cztery metry. Po lewej cieka koczya si na urwisku. Po prawej, jak daleko sigali wzrokiem, sterczaa pionowa ciana. - Koniec drogi - mrukna. - I to dosownie. - Tanit wskaza symbol namalowany na cianie. - To oznacza mier.

- Moe si odnosi do wampira, jako e za dnia jest martwy - odpar niecierpliwie Carlos. - Jaskinia powinna by blisko. Pospieszmy si, zanim zajdzie soce. Tanit ruszy noga za nog w prawo, wsk ciek pod skaln cian. - Szybciej - rozkaza mu Carlos. Caitlyn spojrzaa na soce. Zbliao si ju do horyzontu. cieka poszerzya si nagle; w pionowej skale zia czarny wylot jaskini. Po obu stronach wejcia wymalowane byy czerwone znaki. - Nie moemy tam wej - szepn Tanit. - Pooy plecak na ziemi. - Te symbole to ostrzeenie. Kto tam wejdzie, zginie. - Nic nam nie bdzie, pki soce jest na niebie. -Carlos rzuci plecak i wyj latark. - Wic kto chce wej pierwszy do strasznej, ciemnej jaskini? Caitlyn mkna i zdja plecak, eby mc wyj swoj latark. Nagle kto chwyci j od tyu i brutalnie zaoy jej nelsona. Krzykna cicho, kiedy Tanit przycisn jej n do szyi. Carlos w mgnieniu oka rzuci latark i wycign pistolet. Tanit zesztywnia, zaciskajc mocniej rk wok jej karku. - Jakim cudem ruszasz si tak szybko? - Jestem doskonaym strzelcem - warkn Carlos. -Mog ci zabi, a Caitlyn nie spadnie wos z gowy. Pu j. - Nie. - Tanit zacz si cofa, cignc j za sob. - Nie moecie wej do rodka. To zakazane. Caitlyn kombinowaa gorczkowo, prbujc sobie przypomnie szkolenie ze sztuk walki. Czy moga si zgi i przerzuci Tanita przez plecy? Nie, nie moga si pochyli, bo sama podernaby sobie gardo. Wic moe do tyu?

Rzucia si wstecz, uderzajc caym ciarem ciaa w Tanita. Zatoczy si, i w tej chwili Carlos skoczy do przodu i wyrwa mu n z rki. Caitlyn umkna im z drogi. Zanim stana mocno na wasnych nogach, Carlos zdy ju przygwodzi Tanita do ziemi z noem przy gardle. - Nic ci nie jest? - Carlos zerkn na ni. Kiedy skina gow, powiedzia: - We mj pistolet Upuciem go. Pobiega po bro. - Bagam - sapn Tanit. - Nie chc umiera. - Gadaj - warkn Carlos. - Czyje rozkazy wypeniasz? Tanit gono przekn lin. - Jeli nie usucham, zabij mnie. - Kogo nie usuchasz? - Caitlyn podesza bliej. -Mistrza? Tanit wybauszy oczy. - Skd o nim wiesz? Nie wolno o nim mwi, chyba e ze Stranikami. - Czy profesor jest Stranikiem? - spyta Carlos. Tanit skin gow. - Mistrz si rozgniewa, jeli zbezczecimy wityni. - Jak wityni? - dopytywa si Carlos. Tanit spojrza w stron jaskini. - To jest witynia mierci. Tylko Mistrz moe wchodzi do rodka. Zadra ze strachu. - Mistrz Han to wielki i potny chiang-shih. Zabi tysice ludzi. Jeli wejdziemy do rodka, zginiemy. Prosz. Musimy... - Spjrz na mnie - przerwa mu Carlos. - Twj mistrz nie moe nam zrobi krzywdy za dnia. Przebijemy go kokiem i bdziesz wolny. Oczy Tanita napeniy si zami. - Za pno. Widziaem, jak przemieniae si w kota i powiedziaem profesorowi. Rozkaza mi zosta z tob, dopki nie przyjd po ciebie Stranicy.

Caitlyn wymienia z Carlosem niespokojne spojrzenie. Po co wampirowi panteroak? Carlos wsta i podcign Tanita na nogi. - To nie ma znaczenia. Zanim ci Stranicy mnie znajd, twj mistrz bdzie ju martwy. Bdzie po sprawie. Tanit zaskomla. - Nie mona zabi Mistrza Hana. On yje wiecznie. - Zobaczymy. - Carlos pchn go w stron wylotu jaskini. Przewodnik zatrzyma si z polizgiem na drobnych kamykach. Carlos wsun sobie jego n za pas. Gdy Caitlyn podaa mu pistolet, schowa go do kabury. Podnis latark i zarzuci plecak na ramiona. Zrobia to samo. Serce bio jej jak szalone. Nie chciaa si do tego przyznawa, ale bya rwnie przeraona jak Tanit. - Gotowa? - spyta Carlos. Spojrzaa na soce. Byo ju tak nisko, e malowao niebo na zotorowo. - Lepiej si pospieszmy. -1 miejmy to z gowy, dodaa w duchu. Carlos chwyci Tanita za rami i poprowadzi go do jaskini. Caitlyn ruszya za nimi. Zachodzce soce owietlao niewielki kawaek wntrza. Bya to wielka pieczara, szeroka i gboka. W najdalszym kocu jej latarka wyowia wskie przejcie. Ta sala moga by pierwsz z wielu. - Co to jest? - Carlos wieci latark do gry. Puap nad ich gowami przecinay krzyujce si liny, z ktrych dynday te paski papieru. - Modlitwy - szepn Tanit. - Buddyjskie modlitwy, ktre maj zatrzyma zo w tej jaskini, eby nie ucieko. Caitlyn rozejrzaa si po pustej pieczarze.

- Kto je zostawi? - On. - Promie latarki Carlosa zatrzyma si na ludzkim szkielecie. Zmurszaa pomaraczowa szata wskazywaa na buddyjskiego mnicha. Caitlyn gwatownie wcigna powietrze. Spomidzy eber micha sterczaa wcznia. - Kto go zamordowa. - Mwiem wam! - krzykn Tanit. - Kady, kto wejdzie do tej jaskini, zginie! - Spokojnie. Wyglda na to, e to si stao wiele lat temu. - Carlos powieci na szczelin w oddali. - Musimy przej tamtdy. - Ruszy przodem. Caitlyn trzymaa si tu za nim. Tanit ociga si z tyu. Twarz mia bia jak ciana. Carlos zrobi krok i zamar, kiedy w jaskini rozlego si echem metaliczne szczknicie. - Puapki. - Co? - Caitlyn nie miaa czasu na mylenie czy reakcj. Ziemia zadraa pod jej stopami. Carlos chwyci j i skoczy naprzd, o wiele dalej ni zdoaby skoczy czowiek. Wyldowali i padli na ziemi. Caitlyn obejrzaa si i zobaczya, e ziemia si zapada, zabierajc ze sob Tanita. Przewodnik wrzasn i znikn. Chmura kurzu uniosa si z rowu, ktry dzieli teraz jaskini na dwie poowy. - Tanit! - Podczogaa si do brzegu rowu i zachysna si z przeraenia. Z dna zapadliska sterczay elazne szpikulce, a Tanit by nadziany na jeden z nich. Krzykna i odwrcia wzrok. Carlos zapa j i przycisn do piersi. - Ju dobrze. - On nie yje! Chwyci j za ramiona.

- Caitlyn, musimy zachowa spokj. W jaskini s puapki. Sdz, e minlimy pierwsz, bo uruchomi j ten mnich. Wcigna drcy oddech. - Nie minlibymy drugiej, gdyby nie umia skaka jak kot. - Moe by trzecia. Musimy uwaa. Caitlyn zacza si trz. Nie mogli si cofn do wyjcia. Odgradza je rw najeony szpikulcami. I nie mogli ruszy naprzd, nie uruchamiajc kolejnej puapki. - Jak mamy si std ruszy? - Nie martw si, skarbie. - cisn jej ramiona. - Przeprowadz ci przez to. - Zdj plecak i rzuci go kilka krokw przed siebie, troch w prawo. Nic si nie stao. - Okej, ten kawaek jest bezpieczny. - Carlos podszed do plecaka i podnis go. Wycign rk do Caitlyn. Chwycia jego do i podesza do niego. Jeszcze tylko par metrw i przelizgn si przez szczelin. - Mylisz, e nastpne pomieszczenie jest bezpieczne? - Prawdopodobnie. Ten rw zaprojektowano tak, by zatrzyma ca grup. Wstrzsn ni dreszcz i promie jej latarki zadra. Biedny Tanit. Nie powinni byli go zmusza, eby wchodzi do jaskini. Carlos znw rzuci plecakiem, ktry wyldowa na prawo od przejcia. Kiedy nic si nie stao, skoczy przed siebie i podnis go. Wycign rk do Caitlyn. Dla niej byo to dugi skok. Daa susa, ale przesadzia i z impetem wpada na Carlosa. Kiedy odbia si od niego i poleciaa do tyu, upuci plecak, by j chwyci. Klik. Wcznia wystrzelia z ukrytej szczeliny w cianie jaskini i migna prosto w nich.

- Padnij! - Carlos pchn Caitlyn w d i skoczy przed ni. Klapna na siedzenie, a gdy uniosa wzrok, zobaczya, e drgn. Grot wczni przeszy mu brzuch i zatrzyma si centymetry przed jej twarz. Wrzasna. Carlos zadra, blady, z oczami szeroko otwartymi od szoku. Pad na kolana. Zerwaa si na nogi. Wcznia trafia w niego od tyu. - Boe, nie. Osun si na bok. - Carlos. - Uklka przy nim. Widziaa go przed sob, ale nie moga uwierzy wasnym oczom. Nie mg umrze. Nie Carlos. Drcymi domi chwyci wczni, sterczc z jego brzucha. - Mao czasu - wychrypia. Zagryz zby i sprbowa zama trzonek. Krzykn z blu. - Carlos, co ty robisz? - Musz odama grot. Pom mi. Gapia si na krew, byskawicznie pokrywajc jego donie. Zacz po omacku szuka noa przy pasku. - Pom. Wycigna n i zacza nacina drzewce wczni. - Czekaj, sprbuj jeszcze raz. - Zacisn zby i tym razem zama drzewce. - Wycignij to ze mnie. Od tyu. - Bdziesz bardziej krwawi. - Wycigaj! zy pyny jej po policzkach, kiedy chwycia wczni i szarpna. Carlos krzykn. - Nie umieraj! - Wyszarpna z plecaka dwie garcie podkoszulkw i bielizny i przycisna do ran na jego plecach i brzuchu. - Nie wa si umiera. - Nie bj si - szepn. - Bd przy tobie.

Jej zy spyway na jego koszulk. - Carlos, nie zostawiaj mnie. Powieki mu zatrzepotay i si zamkny. Jego ciao zadrao i znieruchomiao. - Carlos? Lea przed ni, nieruchomy i blady. Caitlyn pucia ciuchy, ktre do niego przyciskaa. Usiada prosto i spojrzaa na swoje drce donie, czerwone od krwi. Jego krwi. Odszed. - Nie! - Rzucia si na niego. - Nie, Carlos, nie. - To nie moga by prawda. Nie moga go straci. ciskaa go kurczowo, zaklinajc, eby wrci. W jaskini zrobio si nagle duo ciemniej i zimniej. Caitlyn spojrzaa na wejcie. Na dworze zapada zmrok. A ona bya sama w dungli, w wityni mierci. Zadraa, kiedy dotaro do niej, e soce zaszo. By moe nie bya tu sama. Rozdzia 22 Caitlyn macaa gorczkowo po ziemi, a znalaza latark, ktr wczeniej upucia. Snop wiata trzs si w jej drcych doniach, kiedy skierowaa go na wlot korytarza. We si w gar, nakazaa sobie w duchu. Ale jak moga, kiedy Carlos nie y? Szloch wstrzsn jej ciaem. Nie rozklejaj si teraz. Myl, myl. Musiaa si broni. Carlos byby zy, gdyby okazao si, e niczego si nie nauczya. Byby jeszcze bardziej wkurzony, gdyby zgin na darmo, chronic j od mierci. On ju niczego nie czuje. Nie yje, pomylaa.

Otara zy pynce jej po twarzy i dotaro do niej, e rce wci ma umazane krwi Carlosa. Wytara donie o spodnie. Musiaa si broni. Musiaa si postara, eby by z niej dumny. Wyja pistolet z jego kabury. Jeli cokolwiek wyjdzie z tej szczeliny, bdzie strzela a do skutku. Pistolet dra jej w doni, wic pomodlia si o si. Nie opuszczajc latarki owietlajcej wejcie, czekaa. I czekaa. Przysuna si do Carlosa, bo jako czua si bezpieczniej, kiedy siedziaa blisko niego. Jego ciao wci byo ciepe. I takie solidne. zy pyny jej po twarzy, ale nie omielia si opuci latarki, eby je wytrze. Wiedziaa, e czeka j duga noc. W ciemnociach. Jak dugo wytrzymaj baterie w latarce? Latarka Carlosa wci bya wczona. Caitlyn szybko odoya swoj, eby zapa t drug i zgasi j. Moga potrzebowa zapasu. W wskim przejciu wci nic si nie pojawiao. Moe wampira nie byo. Moe bya bezpieczna. Stosunkowo bezpieczna. Od wyjcia z jaskini wci odgradza j rw peen ostrych pali. Skoro nie moga wrci, to moe warto pj dalej? Przyjrzaa si szczelinie. Moe po drugiej stronie gry jest wyjcie? A moe jest wicej puapek. Albo co jeszcze gorszego. Nie, nie ma mowy, eby tam wesza. To byoby posunicie w stylu gupich dziewczyn z horrorw, ktre same zapuszczaj si na strych. Albo do piwnicy. W bielinie. Pogrzebaa w plecaku i wyja komrk. Warto byo sprbowa. Oczywicie, zero sygnau. Nic dziwnego, skoro siedziaa w cholernej jaskini w rodku cholernej dungli. - Co mam robi, Carlos? - szepna. Wrzucajc telefon do plecaka, zauwaya jedwabne szale, ktre kupia dla trzech maych panteroaczek. Umiechna si na wspomnienie, jak Carlos zoci si przez jej zakupy. Kolejna fala ez spyna jej po twarzy.

Pogadzia jedwab palcami. Taki mikki i byszczcy. I zaskakujco mocny. Chwycia materia w dwie garcie i szarpna. Gdyby zwizaa razem trzy szale, miaaby niezy kawa liny. Omiota jaskini wiatem latarki i przyjrzaa si pltaninie lin, na ktrych mnich porozwiesza te papierowe wstki z modlitwami. Moe modlitwy zadziaay. Wygldao na to, e wampir nie korzysta ju z tej jaskini. Zwizaa szale, po czym przywizaa jeden koniec do drzewca wczni. Miaa nadziej, e wszystkie wiczenia z Carlosem wzmocniy jej ramiona i poprawiy celno. Opara latark na plecaku, tak, by owietlaa sufit, i cisna wczni jak oszczepem, prbujc wstrzeli go midzy pajczyn lin. Kilka pierwszych prb zakoczyo si niepowodzeniem. Za kadym razem cigaa wczni z powrotem za szale. Uznaa, e drzewce jest za lekkie. Odwizaa je i na jego miejsce uwizaa jedn ze srebrnych panter. Tym razem si udao. Mocno pocigna za szale, by sprawdzi, czy si trzymaj. Zamierzaa przelecie na linie nad rowem i wolaaby do nie wpa. Za pomoc plecaka Carlosa zakotwiczya koniec szala po swojej stronie. Postanowia poczeka do rana, zanim sprbuje przeskoczy rw. Nie miaa najmniejszego zamiaru zapuszcza si w dungl po ciemku. Usiada obok Carlosa z latark i pistoletem w zasigu rki. Ogarna j nowa fala rozpaczy, znw popyny zy. Siedzc tak godzinami, ktre cigny si jak wieczno, miaa wraenie, e wpada w koszmar senny, ktry nigdy si nie skoczy. Carlos drgn, kiedy przypyw energii niczym wstrzs elektryczny pobudzi jego ciao do ycia. Otworzy oczy i ujrza ciemno.

Co obok niego szarpno si, usysza gwatowny wdech i szamotanin. wiato latarki pado mu na twarz. Odwrci gow. Caitlyn wrzasna i odsuna si na czworakach. - Cait... - Gardo mia cinite, wic odchrzkn. Chrzknicie zahuczao mu gboko w piersi, jak pomruk pantery. - Co... Kto? Co? - W jej gosie brzmiaa panika. - Caitlyn. - Usiad. Jego oczy szybko przystosoway si do ciemnoci. Do diaba, kobieto. Nie celuj we mnie z pistoletu. - Ty... ty nie yjesz. Widziaam, jak umierasz. - Od pistolet. Wszystko ci wyjani. - A moe i nie. Nie mia wiele czasu. Ju w tej chwili czu, jak Przypyw narasta w nim. - Bye martwy - szepna. - Wiem. - cign koszulk przez gow. - Nie cierpi, kiedy mi si to przydarza. - Zdj traperki i skarpety. - Ty yjesz? - Odoya pistolet. -1 rozbierasz si? Rozpi pasek, szarpn suwak rozporka i cign bojwki razem z majtkami. - Nie mam wiele czasu. Nadchodzi Przypyw. To si zawsze dzieje zaraz po... - Drgn, kiedy pierwsza fala nowej mocy zalaa jego organizm. - Carlos? - Caitlyn zbliya si do niego. - Trzymaj si z daleka. - Zgryz zby i zacisn pici. Tyle nieokieznanej mocy. Nie by pewien, czy zdoa nad ni zapanowa. - Postaram si nie zrobi ci krzywdy. - Co? Krzykn, kiedy Przypyw nim zawadn. Fala za fal, uderza w jego ciao z coraz wiksz si, bombardowa go; Carlos wi si i skrca, a moc narastaa i narastaa. Pad na czworakach, wypry plecy. Jego ciao zamigotao i przeobrazio si. Ale to nie by jeszcze koniec. Nie,

teraz by panteroakiem czwartego poziomu, wikszym ni przedtem. Koci mu trzeszczay, wyduajc si, grubiejc. Mia wraenie, e czaszka mu eksploduje. Rykn z blu, i ten ryk odbi si echem po jaskini. Przeprostowa masywne barki i spojrza na wielkie apy, podpierajce jego czarne, potne ciao. Pazury wysuny si, ostrzejsze i bardziej miercionone ni kiedykolwiek przedtem. Wzrok mia bystrzejszy. Nawet w ciemnociach widzia najmniejsze pajki na c ianach jaskini. Z basowym, przecigym pomrukiem odwrci gow w stron Caitlyn. Swojej kobiety. Swojej ony. Cofna si, blada jak ptno. Latarka draa jej w doni. - Ca-Carlos? Jeste tam w rodku? Unis ap i zrobi krok w jej stron. Znw si cofna. - D-dobry kiciu? Czerwona mga wypenia jaskini. Co dziwnego dziao si z jego oczami. Jego kobieta zdawaa si skpana w czerwonej powiacie. Krew mu od tego wrzaa, serce omotao. Musia j wzi. Powoli ruszy w jej kierunku. renice jej si rozszerzyy, rozejrzaa si nerwowo. Nagle natrafia na pas jedwabiu i wyszarpna jego koniec spod plecaka. Zatkna latark za pasek, rozpdzia si i przeskoczya nad rowem. Rykn ze strachu, e spadnie i zginie, ale jedwabna lina bezpiecznie przeniosa j na drug stron. Caitlyn pozbieraa si z ziemi i spojrzaa na niego. Z jego garda wydoby si pomruk. Czy mylaa, e zdoa przed nim uciec? Przeskoczy. Caitlyn krzykna, a on przewrci j na plecy. Stan okrakiem nad jej drcym ciaem. Wystarczyoby jedno ugryzienie i byaby jego na zawsze. - Caros, bagam - zaskomlaa. Obnay ky i zasycza.

zy wypeniy jej oczy. - Nie zabijaj mnie. Zabi j? Nie chcia jej zabi. Chcia j posi, parzy si z ni, zatrzyma j na zawsze. Wystarczyoby, eby j ugryz. A to mogo j zabi. Zadra, prbujc odzyska kontrol nad sob. Nie mg jej ugry. Nigdy by tego nie zrobi. Za bardzo j kocha. Waczy z besti, dyszc nad Caitlyn, ktra draa pod nim. Jego ciao zamigotao i z cichym okrzykiem powrci do ludzkiej postaci. Pad obok Caitlyn, oddychajc ciko. Odsuna si szybko, jadc na siedzeniu. zy pyny jej po policzkach. - Carlos? Ju jest w porzdku? Nie, nie byo. Przypyw nie skoczy si jeszcze; musia go rozadowa. Ogarna go fala dzy, stan na czworakach. Krew gwatownie napyna mu do podbrzusza i stwardnia natychmiast. Wbi oczy w zdobycz i zawarcza gardowo. Caitlyn wci paaa czerwon powiat. Chwyci j za kostk i pocign do siebie. - Carlos, co ty robisz? Przesun si nad ni i przycisn jej barki do ziemi. - Potrzebuj seksu. - Oczy ci si wiec. - Jej spojrzenie powdrowao w d jego ciaa i nagle wytrzeszczya oczy. - Boe drogi. - Zacza si szamota, by mu si wyrwa, ale pchn j z powrotem na ziemi. - Carlos, prosz ci. J... jestem zbyt przeraona. Mylaam, e nie yjesz. A potem mylaam, e mnie zabijesz. Dopiero teraz zauway, jakie czerwone i opuchnite s jej oczy. Pakaa. Duo pakaa. Zacisn zby, jeszcze raz walczc ze sob. Zwierz w jego wntrzu zawy; chcia j posi i wziby j si, gdyby

to byo konieczne, ale ludzka cz jego duszy kochaa j. Czerwona mga znikna. Zszed z niej. Wci potrzebowa rozadowania, by Przypyw mg si skoczy. Powoli wsta i odwrci si plecami do Caitlyn. Z alem spojrza na swoj erekcj i przeskoczy przez rw. Caitlyn krzykna cicho za jego plecami, ale niepotrzebnie si baa. Ze swoj now moc i si z atwoci mg skoczy choby na pi metrw. Ruszy w stron przejcia. - Carlos? Dokd ty idziesz? - Jej latarka wyowia z mroku jego nagie ciao w szczelinie skalnej ciany. - Nigdzie nie odchod. Zaraz wracam. - Obejrza si przez rami i posa jej cierpki umiech. - To nie potrwa dugo. Caitlyn siedziaa na ziemi, dyszc ciko i zastanawiajc si, co si waciwie przed chwil stao. Czy to wszystko jej si nio? Czy tak desperacko pragna, by Carlos by ywy, e wynia jego zmartwychwstanie? Uszczypna si. Au. Powinna bya wiedzie. Jej sny rzadko byway tak dziwaczne. Carlos yje. Serce uroso jej w piersi, nareszcie zdolne zaakceptowa ten fakt. Nie wiedziaa, jak to moliwe, ale taka bya prawda. Carlos yje. I wygldao na to, e ma-sturbuje si w ssiedniej pieczarze. Podskoczya, kiedy rykn. Nie byo to tak gone jak jego ryk w postaci pantery, ale i tak robio wraenie. Mia racj. Nie trwao to dugo. Owietlia latark przejcie w skale i wstaa z ziemi. - Carlos? Wyoni si ze szczeliny ze zmarszczonymi brwiami. Przekna lin. Wci by nagi. Nie mia ju wzwodu, ale i tak byl wspaniay. Spojrza na ni.

- Chc ci co pokaza. Prychna. - Ju to widziaam. Umiechn si kwano. Podnis z ziemi majtki i spodnie i ubra si. - Kawaek dalej w jaskini jest co bardzo dziwnego. - Tutaj jest co bardzo dziwnego. Wanie zmartwychwstae. - Tak. - Zapi guziki bojwek. - Mam nadziej, e nie jeste rozczarowana. - To nie jest zabawne, Carlos. Mylaam, e zgine. O mao sama przez to nie umaram. To byo straszne. - Mnie te si niezbyt podobao. - Potar doni brzuch. - Rana znikna - szepna Caitlyn. - Jak to zrobie? Usiad, eby woy skarpety i traperki. - Ta plotka o kotach to prawda. Panteroaki maj dziewi y. Opada jej szczka. - Masz dziewi y? - Waciwie teraz ju tylko pi. - Zawiza sznurwki. - Co? Umierae ju przedtem? - Tak. Niestety zaczynam nabiera sporej wprawy w kopaniu w kalendarz. - Podnis koszulk i skrzywi si, widzc krew. - Ale i tak boli jak diabli. Caitlyn mocniej chwycia latark. - Powiniene byl mi powiedzie. Potwornie mnie wystraszye. - Przepraszam. Nie spodziewaem si, e umr. - Podszed do plecaka i wyj czyst koszulk. - Nigdy tego nie planuj. I nie lubi o tym mwi. W moim pojciu to gigantyczna poraka. Jej gniew si rozpyn. - To nie bya poraka. Uratowae mi ycie. Spojrza na ni i si umiechn.

- To prawda. Ale zawsze uwaaem, e prawdziwy boha ter powinien umie ocali ksiniczk bez padania trupem. Umiechna si do niego. - Przecie cigle tu jeste. Tylko to si liczy. Woy koszulk i wskaza jej lin z szali. - Ty to zrobia? - Tak. Zamierzaam rano przeskoczy przez rw i wrci do wioski. Pomylaam sobie, e moe tygrysy mnie ochroni. Carlos przyjrza jej si z podziwem. - Nie potrzebowaa mnie. Przetrwaaby beze mnie. - I tylko tyle. Przetrwaabym. - Wzrok zamaza jej si od ez. - Mylaam, e moje serce umaro razem z tob. - Catalina. - Przeskoczy przez rw i wzi j w ramiona. Obja go mocno i nie chciaa puci. Jej latarka owietlia sufit. - Nie pacz. - Pocaowa j w czoo i wytar jej policzki. - yjemy i mamy siebie nawzajem. Opara gow o jego pier i suchaa miarowego bicia jego serca. Carlos y. - Chod. Chc obejrze reszt jaskini. Wzi j na rce. - Co ty ro... - Pisna, kiedy przeskoczy przez rw i zgrabnie wyldowa po drugiej stronie. Wyrwaa si z jego ramion. - Przestaniesz mnie wreszcie straszy? Wyszczerzy si w umiechu. - Mam teraz supersi i superzrczno. Jestem na czwartym poziomie. - wietnie. Bardzo si ciesz, e do zgonu dorzucili ci jaki bonus. Ze miechem podnis latark z ziemi i zapali j. - Chodmy. Trzymaa si tu za nim, kiedy zanurzy si w wskie przejcie. By to dugi, ciasny korytarz peen formacji skalnych.

- Uwaaj, gdzie stawiasz nogi. - Skierowa j na lewo. Powiecia latark w d, by sprawdzi, co chcia omin. Bya to biaawa kaua. - Co to jest? Deszczwka z osadami wapienia albo kredy? - Skierowaa wiato na sklepienie, szukajc kropel. Carlos parskn. - To moje. Twarz jej zapona. - Ach. Poprowadzi j dalej. - Tu jest jeszcze jedna. Uwaaj. Jej latarka wyowia drug kau na rodku cieki. Policzki zaczy j pali jak ogniem. - Okej. - Przesza nad kau. - A tu trzecia. - Wycelowa promie latarki w jeszcze wiksze jeziorko. Caitlyn zachysna si, zszokowana. - Mj boe, jeste zwierzciem. Rozemia si. - Moe i jestem, menina, ale ta to akurat naprawd woda. - Ach. Niewane. - Omina kau i wesza za Car-losem w kolejn szczelin. - Zajrzaem tu wczeniej. I uznaem, e to... dziwne. Chciaem si lepiej przyjrze. - Przeprowadzi j przez skalne gardo. wiato ich latarek powdrowao dookoa. Bya to wielka jaskinia, niemale rozmiarw boiska pikarskiego. - To, co zobaczyem, byo na dole. - Powieci na dno jaskini, znajdujce si ponad metr niej ni pka, na ktrej stali. Caitlyn krzykna cicho. Na dnie byy tuziny glinianych figur ludzkich naturalnej wielkoci. Wszystkie leay na wznak.

- Na oko mniej wicej po dziesi w kadym rzdzie. - Carlos omiata rzdy strumieniem wiata. - Jakie dwadziecia rzdw. - Czyli dwiecie? - szepna Caitlyn. - Przypominaj terakotowych onierzy, ktrych odkryto w Chinach. - Ale to nie s onierze. Wszyscy le z rkami skrzyowanymi na piersiach. - To wyglda jak gigantyczny pogrzeb. - Zadraa. -Moe dlatego to miejsce jest nazywane wityni mierci. Carlos spojrza na najblisz cian. - To chyba pochodnia. - Odpi kiesze spodni, wyj zapalniczk i podpali pochodni. - Tu jest jeszcze jedna. - Caitlyn owietlia j latark. Ju po chwili w jaskini pono sze pochodni i Caitlyn widziaa wszystko lepiej. Pka, na ktrej stali, okalaa wielk komnat; na cianach mniej wicej co dwa metry byy pochodnie. Zapalili ich wicej i zeszli po paru stopniach do zagbienia, w ktrym spoczyway gliniane figury. - Nie s tak szczegowe jak te z Chin - zauwaya Caitlyn. - S bardzo proste, i wszystkie podobne. - Ciekawe, od jak dawna tu le. - Carlos uklk przy jednej i postuka w glin. - Dziwne. - Co? - Nie brzmi, jakby bya cakiem pusta. - Uderzy figur w pier kocem latarki. - Rozbie j! - Oburzenie Caitlyn szybko przemienio si w zgroz, kiedy Carlos zacz zdejmowa odamki. W rodku glinianej skorupy znajdowa si ludzki szkielet. - Boe wity. - Obrcia si wok wasnej osi, ogarniajc wzrokiem wszystkie gliniane figury. Dwiecie trupw? Carlos wci wyciga odamki gliny ze szkieletu. - Trudno stwierdzi, jaka bya przyczyna mierci, ale jeli to jest jaskinia wampira, to wszyscy ci ludzie prawdopodobnie zostali zamordowani.

Caitlyn przekna lin. - Tygrysy mwiy, e ludzie wchodz tu i nigdy nie wychodz. - Wtpi, eby wszyscy ci ludzie zapucili si do jaskini. Myl, e byli ju martwi i oblepieni glin, kiedy ich tu sprowadzono. Kiwna gow. - A wejcie byo zabezpieczone puapkami, eby nikt ich nie znalaz. Carlos wyprostowa si i rozejrza po wielkiej pieczarze. - Sposb, w jaki ciaa zostay tak starannie poukadane w rzdy przywodzi na myl jaki rytua. - Wygldaj jak armia. - Zadraa. - Martwa armia. -Dostrzega kolejne przejcie w najdalszej cianie. - Popatrz. Carlos wzi j za rk i ruszyli, mijajc szereg za szeregiem cia w glinianych sarkofagach. Wspili si po kilku kamiennych stopniach i weszli do kolejnej sali. Bya maa, ciemna i zimna. Caitlyn zadraa, ogldajc pomieszczenie w wietle latarki. Byy tu trzy kamienne pyty, jakby otarze, i na kadej z nich leaa gliniana posta. Carlos podszed do pierwszej. Glina bya potrzaskana, jakby kto uderzy w jej pier w przypywie wciekoci. W rodku wida byo poamane ebra szkieletu. - Kto tu si rozzoci - mrukna Caitlyn. Carlos wyj kilka skorup. - Dlaczego trup miaby rozzoci wampira? Pochylia si bliej, wiecc latark do rodka. - Tu jest jaki materia. - Gwatownie wcigna powietrze. Bya to zielona panterka, podobna do tkanin uywanych w armii. - To onierz. Carlos odama wicej gliny wok szyi szkieletu. Wycign niemiertelniki i unis je, wiecc latark. - Korpus Piechoty Morskiej Stanw Zjednoczonych.

Caitlyn przekna lin. - Niektrych onierzy z wojny wietnamskiej nigdy nie odnaleziono, ale jestemy kawa drogi od Wietnamu. - Nie tak znw daleko, jeli teleportuje ci wampir. -Carlos podszed do drugiego otarza. - Ta te jest zniszczona. - Nie rozumiem. - Caitlyn sza za nim. - Kiedy wampir ju wyssa tych ludzi na mier, do czego mogli mu by potrzebni? Po co robi sobie tyle kopotu z trupami? - Moe prbowa ich zakonserwowa. - Zakonserwowa po co? eby obudzili si na nowo? -Caitlyn spojrzaa na potrzaskan glin. - Z ca pewnoci si wciek, kiedy to konserwowanie mu nie wyszo. Carlos skin gow. - Czuj, e te wszystkie ciaa byy czci jakiego eksperymentu. Ktry si nie uda. Podesza do trzeciego otarza. - Na tym glina jest nienaruszona. - Ju nie. - Postuka latark w glin, a si pokruszya, i wyj kawaek. Caitlyn krzykna cicho. W rodku byo ciao. Kompletne i cakiem wiee. - Czy on yje? - Nie wyobraam sobie, jakim cudem. - Carlos zacz zrywa wiksze kaway gliny. Pomoga mu i ju po chwili odsonili ca posta mczyzny. By ubrany w polowy mundur, od czapki po czarne podeszwy wojskowych butw. Wysoki i potnie zbudowany. - Major. - Carlos rozpi mu bluz, by odsoni niemiertelniki. - Russel Ryan Hankelburg. Dotkna jego ramienia. Byo cakiem solidne. - Jak to moliwe, e lea tu tyle lat i nie uleg rozkadowi? Carlos przyjrza si onierzowi.

- Widziaem to ju przedtem. Kiedy wampir przemienia czowieka w wampira, wysysa z ofiary ca krew i wprowadza j w piczk. - To jest piczka? Carlos pokiwa gow. - Ale wampir zwykle przemienia ofiar krtko po tym pierwszym etapie. A ten go czeka tu od wojny wietnamskiej. Caitlyn dostaa gsiej skrki na rkach. - Czterdzieci lat? Dlaczego wampir miaby wprowadza czowieka w piczk, a potem go porzuca? - Nie wiem - odpar Carlos. - Musimy zadzwoni do Angusa. Bdziemy musieli wrci do wsi, eby mc skorzysta z komrki. Pokrcia gow. onierz pozostajcy w piczce przez czterdzieci lat. Jeli si obudzi, wiat wok niego bdzie zupenie inny. - Mylisz, e moemy go uratowa? - Jedyny ratunek dla niego to przemiana w wampira. Rozdzia 23 Carlos zatrzyma si, syszc w oddali trzask gazki. - Nie jestemy sami. Caitlyn obrcia si wok wasnej osi i rozejrzaa. - Niczego nie widz. Czyby tygrysy wrciy? - Zdaje si, e tak. Jestemy na ich terytorium. Wyruszyli w drog powrotn do wioski Akha zaraz po wschodzie soca. Carlos zostawi elektroniczne urzdzenie naprowadzajce we wntrzu jaskini, tu za progiem. Mia nadziej, e wampiry bd mogy si teleportowa wprost

na miejsce. Zaoszczdzioby to mnstwo czasu, a poza tym nie umiechaa mu si myl o maszerowaniu z nimi przez dungl po nocy. On i Caitlyn dziesi minut temu przekroczyli strumie na granicy terytorium tygrysw i spodziewa si, e koty si pojawi. W tej chwili znajdowali si na zboczu gry, na niewielkiej polanie, szerokiej na jakiej dziesi metrw. Owietlao ich poranne soce, ale dalej, midzy gstymi drzewami i krzakami panowa mrok. atwo byo skry si w nim tygrysowi. - Miaam wraenie, e one szczerze si o nas martwi. -Caitlyn odkrcia butelk z wod i napia si. - Pomylaam, e to mog by zmiennoksztatni. - Zastanawiaem si nad tym samym. - Poyczy od niej butelk i wypi yk. - Zwykle potrafi rozpozna zmiennoksztatnego po zapachu, ale te tygrysy zawsze trzymay si z wiatrem. Krzew w oddali zadra. Carlos odda Caitlyn butelk i pooy do na pistolecie. - One chyba nie chc nam zrobi krzywdy - szepna. Zarola rozstpiy si i wyoni si z nich wielki tygrys w zociste pasy. Prychn gono i mign ogonem. - C, przepraszam bardzo - mrukna Caitlyn. - On mwi, e cuchniemy mierci i zasmradzamy im terytorium. - wietnie. - Carlos obejrza si przez rami, kiedy drugi tygrys wychyn z dungli za ich plecami. - Przynajmniej nie pachniemy im jak smakowity ksek. Caitlyn milczaa przez chwil z przechylon na bok gow. - Troch znaj angielski. Mwi, e nie s ludojadami i lepiej by byo, gdyby przesta je obraa. - Nigdy nie k si z tygrysem - zgodzi si Carlos, obracajc gow na prawo i lewo, by mie na oku obydwa koty.

- Ten przed nami to Raghu, co oznacza szybki" -wyjania Caitlyn. Carlos obserwowa go spod zmruonych powiek. - Nie wtpi, e jest szybki. - Za nami jest Rajiv. Jego imi oznacz pasiasty". Woleliby, eby zdj rk z pistoletu. Carlos opuci rk. - A ja bym wola nie by otoczony przez liczniejszego przeciwnika. - Jest dwch na dwoje - mrukna. - Ty nie jeste kotem, Catalina. Parskna. - Owszem, ale to ja umiem si z nimi komunikowa. Raghu chce, ebymy poszli za nim. - Nie ma mowy. Rajiv zawarcza za ich plecami. Obejrzaa si. - Chyba potrafi by bardzo przekonujce. - Spytaj je, po co? - szepn Carlos. - Czego od nas chc? Po chwili milczenia odpowiedziaa: - Zorientoway si, e jeste zmiennoksztatnym. Chc z tob porozmawia. - Wic one te s zmiennoksztatnymi? Raghu znw prychn, odwrci si i ruszy w dungl. Rajiv ruszy na nich z tyu. - Zdaje si, e dowiemy si pniej - mrukna Caitlyn. Carlos wzi j za okie i poszed za Raghu. Kiedy ju przedarli si przez lini krzeww, znaleli si na wskiej ciece, agodnie schodzcej po zboczu. Podali ni jakie pitnacie minut. Carlos szed za Caitlyn; wola sam mie Rajiva za plecami. Such wyczuli na tygrysa za sob, a oczu nie odrywa

od Raghu. Uzna, e gdyby tygrysy zdecydoway si na atak, skuteczniejszy byby pistolet ni przemiana. - Zdaje si, e wracamy do tej doliny ze strumieniem. Po kolejnym kwadransie wyszli na polan w dolinie. Caitlyn a si zachysna. - Jak tu piknie. Rzeczywicie, robi wraenie, pomyla Carlos. Przed nimi rozcigaa si zielona ka upstrzona kwiatami. Po drugiej stronie doliny strumie spywa z klifu, tworzc niewielki wodospad i przejrzyste, bkitne jeziorko. Wypywa z drugiej strony i wi si dnem doliny a do miejsca, w ktrym przekroczyli go wczeniej. Tygrysy poprowadziy ich do jeziorka. Caitlyn umiechna si do nich. - Tu jest piknie. Dzikuj, e nam to pokazalicie. -Jej umiech znikn nagle, zesztywniaa. - Co? - spyta Carlos, spinajc si natychmiast. - Mamy si rozebra. - Rozebra? Skina gow. - Rozebra i wej do wody. - Dlaczego? Lubi mie czyste jedzenie? Skrzywia si. - Nie mw takich rzeczy. - Raghu zawarcza, a Caitlyn spojrzaa z irytacj na Carlosa. - Ile razy mam ci powtarza, e nie lubi, kiedy si je nazywa ludojadami? - Wanie widz. - Rzuci plecak na ziemi. - Z ich zapachu wnioskuj, e jak cz ycia spdzaj w ludzkiej postaci. Rajiv zasycza. Caitlyn uniosa rce. - Okej. Ju si rozbieramy. - Tak? - Carlos odwrci si, eby j widzie. - W takim razie panie maj pierwszestwo.

Mrukna co i spojrzaa na tygrysy. Pochyliy gowy i odwrciy si tyem. Carlos si rozemia. - Poprosia je, eby si odwrciy? - Oczywicie. Przecie to mczyni, nie? - A ja kim jestem? - Wyj magazynek z pistoletu i schowa bro do plecaka. - Zdaniem Raghu jeste starym dziadem, ktry za duo si kci ze swoj kobiet. Wyprostowa si gwatownie. - e co, prosz? - Uwaa ci za... jak to si mwi... pantoflarza? - Co? - Carlos spojrza gniewnie na wielkiego kota, ktry spokojnie siedzia odwrcony do nich plecami, kiwajc ogonem na prawo i lewo. Kusio go, eby porzdnie szarpn za ten ogon. - Dlaczego tak powiedzia? Caitlyn z umiechem opucia plecak na ziemi. - Uwaaj, e marnujesz czas na dyskutowanie ze mn, kiedy wystarczyoby po prostu wydawa rozkazy. Unis brew. - Maj sporo racji, ale czy maj pojcie, jaka jeste uparta? Oczy bysny jej wesoo, kiedy usiada na ziemi, eby zdj traperki. - Omawiasz ze mn wszystko bardzo demokratycznie. Moim zdaniem to sodkie. Sodkie? Do diaba, przecie by panteroakiem. cign koszulk przez gow i rzuci na ziemi. - Byem sodki, kiedy zmieniem si w ryczc besti i przygwodziem ci do ziemi? - Zdar buty i skarpety i rzuci je byle jak na k. Caitlyn zdja skarpety, zwina je schludnie i schowaa w butach.

- To po prostu kwestia rnic kulturowych. W zachodnim wiecie mczyni nauczyli si by bardziej wraliwi na kobiece potrzeby. Pooya kapelusz na butach. Wraliwi? Carlos warkn, rozpinajc pas i szarpniciem rozsuwajc rozporek. Ju on jej pokae, gdzie mczyzna jest najbardziej wraliwy na kobiece potrzeby. Jego spodnie i majtki opady na ziemi. Kopn je na bok. Caitlyn zrobia wielkie oczy. Im duej na ni patrzy, tym twardszy si robi. - Zdaje si, e waciwy termin to czciowy wzwd". Jej oczy zrobiy si jeszcze bardziej okrge. - Czciowy? - Gos miaa dziwnie piskliwy. - Jazda, rozbieraj si. - Ruszy do wody i zawoa przez rami: -1 to jest rozkaz! Caitlyn przygryzaa doln warg, patrzc na Carlosa. Czy by na wiecie pikniejszy mczyzna? Jego nagie plecy byy mocne i opalone. Skra gadka, bez ladu miertelnej rany, ktr odnis wczoraj wieczorem. Jego zdeterminowany krok sprawia, e minie poladkw napinay si i rozcigay. By po prostu oszaamiajcy. I ogromny. Czciowy wzwd? Chyba naprawd by nadczowiekiem. Westchna z alem, kiedy wszed do stawu na tyle gboko, e woda zakrya jego tyek. Nie zauwaya adnych tatuay. Tylko sobie z niej artowa. Zanurzy si w wodzie i wygi do tyu, eby zmoczy dugie do ramion wosy. Potem wyprostowa si, przygadzi wosy i odwrci przodem do niej. Opar donie na biodrach i zacz si jej przyglda tymi swoimi bursztynowymi oczami. Pier mia szerok i bezwos, ale wski pasek wosw zaczyna si tu przy ppku i schodzi w d, znikajc w wodzie. Bya ciekawa, czy jego wzwd wci jest tylko czciowy. Otworzya usta, kiedy jego prawa do opada do podbrzusza. Czyby pieci si pod wod?

- Ja czekam, Catalina. Skra zacza j mrowi z niecierpliwoci. Wstaa powoli. Trawa pod podeszwami jej stp bya mikka i chodna. Drcymi palcami rozpia oliwkow koszul z krtkim rkawem. Serce zabio jej szybciej. Nigdy przedtem nie rozbieraa si przed mczyzn. A jemu pony oczy; nie odrywa od niej wzroku. Poczua na rkach gsi skrk, kiedy zsuwaa koszul z ramion. Poskadaa j i uoya na trawie obok butw. Zerkna do tyu, by si upewni, czy tygrysy nie patrz, po czym spojrzaa na Carlosa. Kcik jego ust wygi si do gry, kiedy jego wzrok pad na koronkowy biustonosz. Sutki zareagoway na jego spojrzenie i stwardniay pod chodnym jedwabiem. Poczua napicie midzy nogami. Nigdy w yciu nie bya tak podniecona, a przecie on nawet jej jeszcze nie dotkn. Powoli rozpia pasek i guzik spodni. Serce bio jej coraz szybciej. Wiedziaa, e kiedy tylko wejdzie do jeziorka, on rzuci si na ni. I pragna go. Pragna poczu jego donie i usta wszdzie na sobie. Lekko krcc biodrami, zsuna spodnie i pozwolia im opa na ziemi. Carlos odrobin unis brwi na widok jej mocno wycitych fig z czerwonej koronki. Caitlyn wysza ze spodni i schylia si, eby je podnie. Poskadaa je starannie. - Szybciej, kobieto-warkn. Jego niecierpliwo daa jej, o dziwo, bardzo przyjemne poczucie wadzy. By na jej asce. To ona ustalaa tempo. I zmuszanie go, eby czeka, sprawiao jej frajd. - Czyby si... niecierpliwi? - Odwrcia si, eby mg sobie popatrze na jej tyeczek. Schylia si i uoya poskadane spodnie na koszuli. Mrukn:

- Prosz bardzo, drcz mnie dalej, Catalina. Zaraz przyjdzie twoja kolej. Wyprostowaa si i stana przodem do niego. - Zamierzasz mnie torturowa? Umiechn si. - Z pewnoci bdziesz krzycze. - Obiecanki cacanki. - Signa za plecy, eby rozpi biustonosz. Puci z cichym pstrykniciem, a jej serce zaomotao nagle. Wzia gboki oddech, eby si uspokoi, po czym teatralnym gestem zerwaa z siebie stanik i rzucia na ubranie. Carlos z sykiem wcign powietrze. Jej miao zachwiaa si pod nagym atakiem zawstydzenia; odwrcia si tyem, eby cign figi. Czerwona koronka spada na ziemi. Caitlyn pchna j stop na kupk ubra. - Catalina - zawoa mikko Carlos. Jej serce wezbrao mioci i tsknot. Spojrzaa w gr, na bkitne niebo nad gow i przysiga sobie, e cokolwiek si stanie, nie bdzie tego aowa. Bdzie pielgnowa pami tego dnia do koca ycia. Odwrcia si i wbiega do jeziorka. - Aaa! - Byo zimniejsze, ni si spodziewaa. Kiedy woda signa jej bioder, odepchna si od dna i popyna w stron wodospadu. Zatrzymaa si gwatownie, kiedy czyja do chwycia j za kostk. - Hej! - Opucia woln stop na dno i odwrcia si do napastnika. Woda sigaa jej zaledwie do piersi. Carlos przycign j gwatownie do siebie. Owin jej nogi wok swojej talii, a zawisa na nim i przywara do niego. Krzykna cicho, kiedy najwraliwsza cz jej ciaa przylgna do jego skry. Podtrzyma j jedn rk, a drug otoczy jej szyj.

Dysza ciko. Czua, jak jego brzuch wznosi si i opada pod jej kroczem. - Catalina, pragn ci od tak dawna. - Ja ciebie te. Ponad wszystko. - Mruganiem odpdzia zy. - Kiedy mylaam, e umare... - . Teraz jestemy razem. Podcign j wyej na swoim ciele, a jej najwraliwszy punkt otar si o niego. Zacza si wi. Gowa opada jej do tyu, gdy pocaowa j w szyj. Wbia pity w jego plecy, przyciskajc si do niego. Chwyci jej poladki i cisn. Gdzie w oddali zabrzmia gong. Carlos unis gow. - Co to jest? Caitlyn obejrzaa si na k. Tygrysy znikny. - Mam nadziej, e nie siedz w lesie i nie podgldaj nas. Carlos zanurzy si razem z ni; teraz woda sigaa im pod brod. I znw ten gong. - Moe to dzwonek na obiad - mrukn. Caitlyn przecigna doni po jego mokrych wosach. - Albo wiczenia przeciwpoarowe? Parskn. - Ju ja ci zaraz przewicz. Zachichotaa i pacna go w bark. - Oj, id jacy ludzie. - Zauwaya dwie kobiety i kilkoro dzieci wychodzcych z lasu. - To z ca pewnoci plemi tygrysoakw - mrukn. -Dzieci przemieni si, dopiero kiedy zaczn dojrzewa. A kobiety pewnie przeobraaj si tylko w noc peni ksiyca. Caitlyn gwatownie wcigna powietrze, kiedy dzieci pozbieray wszystkie ubrania jej i Carlosa. - Czekajcie! - krzykna do nich. - Potrzebujemy tego.

Dzieci zachichotay i pobiegy w las. Jedna z kobiet wzia plecaki. - Ona ma moj bro. - Carlos puci Caitlyn i ruszy do brzegu. - Hej, oddaj to! - Spojrza niespokojnie na Caitlyn. - Moesz im powiedzie, eby si zatrzymay? - Jeszcze nie znam ich jzyka. Druga kobieta umiechna si i pokazaa im bambusow tack z dwiema glinianymi miseczkami. Pooya tack na wodzie i pchna j w stron Carlosa, po czym pobiega do lasu. - Co to jest? - spytaa Caitlyn, kiedy Carlos wrci do niej z pywajc tack. Wzruszy ramionami. - Nie wiem. - W dwch glinianych miseczkach bya przejrzysta, gsta ciecz. Caitlyn zanurzya w niej palec wskazujcy i potara kciukiem. Pyn pieni si i pachnia jaminem. - To jest mydo. Carlos ruchem gowy wskaza wodospad. - Chcesz wzi prysznic? Ze miechem rzucia si w stron kaskady. Oboje namydlili twarze i wosy i wsadzili gowy pod spienion wod. - Och, cudownie. - Caitlyn przygadzia wosy do tyu i nagle zauwaya, e Carlosa nie ma. - Carlos? Jego rka wystrzelia ze ciany wody i wcigna j na drug stron. - Aa! - Wytara wod z oczu i zachysna si z zachwytu. - O rany. Tu jest grota. - Obrcia si dookoa, ogldajc wszystko. Woda spadaa przed nimi niczym rozmigotana, mglista zasona. Za nimi znajdowaa si niewielka nisza w skalnej cianie. Tu nad poziomem wody bya kamienna pka. Zielony porastajcy nisz mech nadawa skale bujny, tropikalny wygld. - Niesamowite. Rozejrzaa si jeszcze raz.

- Carlos? - Znw znikn. Wypyn zza skraju wodospadu, pchajc przed sob tack. - Przyniosem mydo. - Bardzo mio z twojej strony. - Do usug. - Zanurzy palce w miseczce i prysn pak myda na jej pier. Caitlyn ze miechem przesuna si bliej pki, gdzie woda sigaa zaledwie pasa. Carlos poszed za ni i namydli jej ramiona i rce. Ona te nabraa myda i zacza naciera jego szerokie bary i klat. - Jeste taki pikny. Parskn. - To jest pikno. - Nakry jej piersi namydlonymi domi i zacz delikatnie masowa. Z jkiem wygia si w jego stron. Przycign j do siebie i ich liskie, namydlone ciaa zaczy ociera si o siebie. Jego erekcja napara na jej brzuch i ogarno j desperackie, bolesne podanie. - Carlos. - Przecigna domi w gr i w d jego plecw. Pocaowa j w czoo i przewdrowa ustami a do jej warg. Kiedy otworzya si przed nim, wpi si w jej usta jak wygodniay dzikus, a zwiotczaa w jego ramionach. Skubic wargami, zsun usta na jej szyj i nagle odsun si z grymasem. - Mydo. - Zanurzy si z ni w gbsz wod i przebieg domi po jej ciele, by spuka mydo. Oplota go nogami w talii, ramionami za szyj. Znw si pocaowali; mga wodospadu zraszaa im twarze. Unis j wyej i z dzikim pomrukiem wtuli twarz w jej piersi. Zachichotaa. Jego zarost askota. Zachysna si, kiedy chwyci sutek w usta. Ssa mocno, przesuwajc si z ni z powrotem do pytszej wody.

Puci jej pier i sign po wicej myda. Plasn j doni w siedzenie i zacz mydli poladki. Wbia pity w jego plecy i przywara do niego. - Aaa. - Spojrza w d. - Moja ulubiona cz. - Znw sign po mydo i wsun do midzy ich ciaa. Wtar je w jej wosy onowe i zapuci si gbiej. Krzykna cicho, czujc jego palce eksplorujce fadki midzy nogami. - Odchyl si do tyu - szepn. - Po si na wodzie. Opada do tyu. Podtrzyma j jedn rk pod biodrami, a ona zaplota stopy wok jego talii. Woda zakrya jej uszy. wiat sta si cichy i spokojny, i czua tylko palce Carlosa poruszajce si delikatnie midzy jej nogami. Mogaby tak lee godzinami. Drgna, kiedy nagle zacz pieci jej echtaczk. - Co nie tak? - Ja... - Chwycia gwatowny wdech, kiedy potar guziczek kciukiem i palcem wskazujcym. - Carlos? Przypuci frontalny atak na jej zmysy, a zacza szamota si w wodzie. Ze miechem unis j z powrotem w swoje ramiona i wrci do tych cudownych tortur. Kurczowo cisna jego barki, dyszc, kiedy napicie zaczo w niej narasta. - Chc ci posmakowa. - Posadzi j na skalnej pce i zanurkowa midzy jej nogi. Krzykna, czujc jego jzyk, licy i askoczcy. Chwyci echtaczk wargami i zacz ssa. Krzykna, kiedy napicie w jej ciele osigno szczyt. Carlos umiechn si szeroko i przycisn do niej do. - Czuj, jak pulsujesz. Jeste mokra i nabrzmiaa. - Ja... ja... - zrezygnowaa z prb mwienia. Na to nie byo sw. Jej ciao wci drao spazmatycznie. Wycigna do niego rce i bya mu wdziczna, kiedy wzi

j w ramiona. Bya zbyt zwiotczaa i roztrzsiona, eby utrzyma si na nogach. Opara gow na jego ramieniu i westchna z zadowoleniem. - To byo doskonae. - To by zaledwie pocztek. Drgna, kiedy co twardego dotkno jej w miejscu, gdzie wci bya wraliwa i mokra. - Och. - Ople mnie nogami. - Chwyci j za biodra i ustawi nad swoj erekcj. Spojrzaa w d. By wspaniay. Wielki i nabrzmiay. Wilgo sczya si z niej, a skra mrowia od dotknicia okrgej odzi. Poruszy biodrami z boku na bok, wsuwajc si midzy fadki. Zadraa. Ta chwila nadesza. Pragna jej od pierwszej nocy, kiedy go poznaa. - Bdziesz moja? - szepn. - Tak. - Uniosa wzrok, eby spojrze mu w oczy. Byo w nich tyle mioci, e o mao nie eksplodowao jej serce. Pooya do na jego policzku. - Kocham ci, Carlos. Zawsze bd ci kocha. - Catalina. - Pocaowa j w usta i opar czoo o jej czoo. Nagym, mocnym pchniciem i pocigniciem za jej biodra zanurzy si gboko w niej. Krzykna cicho, zesztywniaa na sekund, i powoli przyzwyczaia si do jego pokanych rozmiarw. - Jeli mi powiesz, e to tylko czciowy wzwd, to zaczn wrzeszcze. Rozemia si i pocaowa j w czoo. - Boe, kocham ci. - Naprawd? - Mhm. - Pocaowa j w usta. - Wiem to ju od jakiego czasu.

- Naprawd? - Mhm. - Znw j pocaowa. - Od jak dawna? - Skarbie, nie sdzisz, e lepiej bdzie porozmawia pniej, kiedy ju skocz ci pieprzy? Fukna z udawanego oburzenia. - Faceci. Zero zdolnoci do wykonywania kilku czynnoci na raz. Kiedy da jej klapsa w tyek, krzykna cicho. - Do tego. Przesta papla. - Zmiady jej otwarte usta wargami i wdar si w nie jzykiem. Poruszy jej biodrami, zacz buja nimi, z pocztku agodnie, potem coraz mocniej i mocniej. Przestali si caowa, kiedy ich oddech stay si bardziej wysilone. Ju po chwili dyszeli oboje, a on wbija si w ni z desperacj, ktra wycisna jej zy z oczu. Zacza skomle, kiedy rozkosz narastaa stopniowo, i krzykna, kiedy wreszcie nadszed orgazm. Carlos wyda z siebie przecigy jk i wystrzeli w niej. Tulili si mocno, czekajc, a ich oddechy si uspokoj. - Cigle czuj, jak pulsujesz we mnie - szepna. - Mhm. Umiechna si i opara gow na jego ramieniu. W oddali zabrzmia gong. Carlos mrukn: - Zapomniaem, e nie jestemy sami na wiecie. - Ciekawe, czego teraz chc? Ruszy w wodzie, wci trzymajc Caitlyn, i obszed wodospad z boku. Z lasu wyonia si kobieta z czym poskadanym w rkach. - Zdaje si, e przynieli nam ubrania - mrukna Caitlyn.

Kobieta pooya materia na trawie i przemwia dialektem, ktrego Caitlyn nigdy wczeniej nie syszaa. - Prosz, ubierzcie si i zjedzcie z nami kolacj. Caitlyn powtrzya jej prob Carlosowi. Popynli do brzegu. Pobieg po rzeczy i przynis je Caitlyn. Szybko ubraa si w niebiesk tunik sigajc za kolana, a Carlos woy niebieskie, workowate spodnie. Obejrzaa si na wodospad. - Zapamitam to na zawsze. - Bdziemy mieli mnstwo wspomnie. - Wzi j za rk i poprowadzi w las. Tu za lini drzew, nie patrzc na nich, czekaa kobieta. - Tdy. - Pospiesznie ruszya wsk ciek. - Rozumiesz j? - spyta Carlos. - Tak, ale potrzebuj troch czasu, zanim bd umiaa z ni rozmawia. Dotarli do wioski podobnej do tej, w ktrej mieszkao plemi Akha, z drewnianymi domami na palach. Wieniacy siedzieli zgromadzeni wok ogniska w centrum. Wyszczerzyli si radonie na widok Caitlyn i Carlosa i kiwnli im gowami. - Prosz, siadajcie. - Kobieta wskazaa bambusow mat wystarczajco du dla dwch osb. Caitlyn usiada i przycisna do no piersi. - Cait. - Wskazaa kobiet. - Jestem Malai. - Kobieta umiechna si i podaa im drewniany talerz z ryem i jakim pieczonym misem. - Umieram z godu. - Carlos wrzuci sobie kawaek misa do ust. - Dobre. Smakuje jak kurczak. - Co znaczy, e to moe by aba. - Caitlyn wskazaa co na drugim kocu wsi. - Tam s nasze ubrania. Widocznie je uprali. - Wisiay na sznurku do suszenia. - Witajcie. - Potny mczyzna ubrany w lune, zielone spodnie usiad na macie obok nich. Mia dugie, czarne wosy i zote oczy. Przedstawi si.

- Och. - Caitlyn bya zaskoczona. - To jest Raghu -powiedziaa Carlosowi. - Kiedy widzielimy go ostatnim razem, by o wiele bardziej kudat y. Ukonia mu si z umiechem. Carlos te si ukoni. Pooy do na piersi. - Carlos. - Wskaza Caitlyn. - Cait. Raghu skoni gow. - On jest panteroakiem, tak? Caitlyn przytakna skinieniem i odpowiedziaa po angielsku: - Tak. - Nie mwisz naszym jzykiem? Pokrcia przeczco gow. - Jeszcze nie. - Ale mnie rozumiesz? Skina. - Tak. - I moesz si z nami porozumie, kiedy jestemy przemienieni. - Tak. - To bardzo niezwyke. Nigdy nie spotkaem czowieka, ktry miaby tak zdolno. - Raghu wzi talerz z jedzeniem od Malai. - Pikna, prawda? To moja ona. - Ach tak. - Caitlyn skina gow i powiedziaa tak" w jego jzyku. Carlos pochyli si bliej do niej. - O czym on mwi? - Jest mem Malai. - Caitlyn umiechna si do kobiety. - Przyznaam mu racj, e jest pikna. - Aha. - Carlos wrci do paaszowania kolacji. Raghu ugryz kawaek misa. - Moja ona jest z plemienia Lisu. Ich kobiety s znane z urody.

Caitlyn przekrzywia gow. Lisu byli grskim plemieniem zupenie zwykych miertelnikw, o ile wiedziaa. Raghu przyglda jej si ciekawie. - Nie rozumiem, dlaczego ty cigle jeste czowiekiem. Spojrzaa na niego, nic nie pojmujc. - Twj mczyzna jest panteroakiem, ale ty jeste czowiekiem. Czyby nie chcia ci ugry? Wyprostowaa si, skonfundowana. Nie mwia jeszcze pynnie jzykiem tygrysoakw, ale udao jej si wypowiedzie par sw. - Dlaczego... mnie ugry? Raghu przesun swoje zote spojrzenie na Carlosa. - Musi ci ugry, eby przemieni ci w panteroaka. - Co? - Caitlyn zerwaa si z ziemi. Carlos poderwa si na rwne nogi. - Co? Co si stao? Jej szok byskawicznie przemieni si w gniew. - Ty... ty palancie! - Co? - Spojrza na pusty talerz w doniach. - Okej, zjadem wszystko, ale to nie koniec wiata. Zaatwi ci wicej. - Moesz mnie ugry i zmieni w panteroaka? -krzykna. Carlos zblad i talerz wypad mu z doni. Rozdzia 14 Wzrok Caitlyn zamaza si od ez; trzsa si z wciekoci. Jak mg nie powiedzie jej o czym tak wanym? - Dlaczego mi nie powiedziae? Schyli si, eby pooy talerz na bambusowej macie.

- Wszystko ci wyjani. - Trzeba byio wyjani par tygodni temu! Co my tu w ogle robimy, do cholery? - Moemy o tym porozmawia pniej, kiedy bdzi emy sami. - Jestem wcieka teraz! - Rozejrzaa si po krgu wieniakw, ktrzy przygldali jej si z ciekawoci. Do diaba, zapewnia im rozrywk w stylu opery mydlanej. Zniya gos, ale wci draa z emocji. - Powiedz mi przynajmniej, czy to prawda. Moesz przemieni mnie w panteroaka? Wystarczy, e mnie po prostu ugryziesz? Na jego twarzy odmalowa si bl. - Teoretycznie tak. - Wic teoretycznie w ogle nie musiae tu przyjeda i szuka sobie ony panteroaczki. Moga wzi mnie! - Catalina... - Co jest ze mn nie tak? - Jej stary lk powrci z pen moc. - Twoim zdaniem nie jestem do dobra? achn si. - Jeste wszystkim, czego kiedykolwiek pragnem. I nie oddam ci, chobym znalaz trylion panteroaczek. Zamrugaa. - Czyli... zostajesz ze mn? - Tak. - Patrzy na ni ponuro. - Mylaem, e w tej grocie daem ci to jasno do zrozumienia. Odpowiedziaa mu rwnie ponur min. - Mylaam, e to... takie kowe gadki. - To bya mio. Powiedziaem ci, e ci kocham. -Wzi j w ramiona i chwyci za podbrdek, zmuszajc, eby spojrzaa w jego wygodniae oczy. Kobiety z wioski westchny chrem. Caitlyn miaa wraenie, e rozpynie si u jego stp. - Wic ju nie chcesz si eni z panteroaczk? - Nie. Chc ciebie.

- Kiedy si zdecydowae? - Nie wiedziaa, czy ma go pocaowa, czy da mu w twarz. Bya kompletnie skoowana. - Zastanawiaem si nad tym od jakiego czasu. - I nie powiedziae mi? - Odepchna go. - Cigle jestem na ciebie wcieka. Spojrza na ni zdumiony, po czym podnis talerz i poda go Malai. - Moesz jej przynie co do jedzenia? - Wskaza talerz, a potem Caitlyn. Malai kiwna gow i oddalia si pospiesznie. Caitlyn fukna: - Tu nie chodzi o jedzenie, Carlos. Tu chodzi o uczciwo. Zesztywnia. - Nie okamaem ci. - Zataie przede mn prawd. Nie powiedziae mi, e zamierzasz ze mn zosta. - Nie sdziem, e musz to mwi. Jeli chodzi o mnie, to jestemy ju maestwem. - C, byoby mio, gdyby mi to powiedzia. A co z faktem, e masz zwyczaj umiera od czasu do czasu? O tym te powiniene mi by powiedzie. Niepotrzebnie cierpiaam. Unis brew. - Ja sam te troch cierpiaem. Skrzywia si. Mia racj. - Ale i tak powiniene by mi powiedzie. Zaczynam tu dostrzega pewn prawidowo, a musisz by ze mn szczery, ebym moga ci ufa. Znw si achn. - Caitlyn, wczoraj wieczorem zginem, bronic ciebie. Moesz mi ufa. Zaoya rce na piersi i zmarszczya brwi. Malai wrcia z nowym talerzem penym jedzenia i postawia go na macie.

- Miae racj, mu - szepna do Raghu. - Za duo si kc. Raghu kiwn gow. - To ognista sztuka. Powinien j zmczy dugim seksem. Mczyni pokiwali gowami, a kobiety zachichotay. Caitlyn zaczerwienia si. - Co oni mwili? - spyta Carlos. - Nic - burkna. Unis brew. - Znowu co o pantoflarzu? Jkna w duchu. - No wic... nie miaam prawa wtpi, e jeste godny zaufania. Powicie wasne ycie, eby mnie broni, i nie potrafi nawet wyrazi, jak jestem ci wdziczna. Kiedy sign ku niej, cofna si o krok i uniosa rce, eby go powstrzyma. - Ale cigle jestem wkurzona, e mi nie powiedziae, e mog si przemieni w panteroaczk. Przez cay czas wiedziae, e mog by twoj on i matk twoich dzieci. - Przede wszystkim wiedziaem, e transformacja najprawdopodobniej ci zabije. Umilka, osupiaa. - To prawda, Catalina. Widziaem, jak miertelnicy konaj w mczarniach, bo nie zdoali przetrwa transformacji. Przekna lin. - Mwisz serio? - Mj kuzyn oeni si ze miertelniczk, a kiedy sprbowaa przej przemian, poniosa straszn, bolesn mier. Jej ojciec wpad w tak wcieko, e dokona masakry mojego ludu. Caitlyn zachwiaa si od jego sw. Wszyscy ci ludzie zginli, bo jedna kobieta nie przeya transformacji? Chwyci j za rami.

- Dobrze si czujesz? - Ja... - Pokrcia gow. Moga umrze? Niemoliwe, eby to bya prawda. To byby zbyt okrutny art losu. Ona i Carlos byli dla siebie stworzeni. O mao nie umara, kiedy mylaa, e zgin. A teraz moga umrze, gdyby chciaa zosta jego on i partnerk? - Chod, usid. - Carlos pocign j za rk. Poczeka, a usiada przy nim, i pooy jej na kolanach talerz z jedzeniem. - Jeste blada. Powinna co zje. Spojrzaa na jedzenie niewidzcym wzrokiem. Potem rozejrzaa si po krgu wieniakw, ktrzy przygldali jej si, jakby ich ktni puszczano w telewizji. Sprbowaa porozmawia z Raghu w jzyku tygryso -akw. - Twoja ona jest z plemienia Lisu? Jest czowiekiem? - Malai jest ju tygrysoakiem - odpar dumnie Raghu i umiechn si do ony. - Czy przemiana bya dla niej cika? - spytaa Caitlyn. Umiech Raghu znikn. - Bardzo cika, ale moja Malai jest silna. Tylko ludzie o tygrysim sercu mog to przey. Caitlyn przekna lin. - Akurat - odezwa si Raghu do jednego z mczyzn. -Opowiedz naszemu gociowi swoj histori. Mody, smuky mczyzna kiwn gow. - Jestem Akkarat z wioski Akha. Przyszedem na terytorium tygrysw rok temu. Szukaem kuzyna. Znalazem go tutaj. Zakocha si i nie chcia odej. Kiedy poznaem siostr jego ony, ja te nie chciaem odej. Dziewczyna siedzca koo Akkarata patrzya na niego z uwielbieniem. - Mj kuzyn i ja postanowilimy zosta tygrysoakami, eby by godnymi mami, wartymi naszych kobiet. - Akkarat spojrza smutno na mod kobiet, ktra siedziaa

samotnie, ze zami w oczach. - Mj kuzyn nie przey przemiany. - Tak mi przykro. - Caitlyn si zaamaa. To, co powiedzia Carlos, byo prawd. Moga umrze. - Byam w wiosce Akha. Ajay wspomina o tobie i twoim kuzynie. Wszyscy myl, e zabio was stworzenie poerajce ludzi. Akkarat parskn miechem. - Mymy si tylko zakochali. Z garda Raghu wydoby si warkot. - Wszyscy oskaraj nas, e jestemy ludojadami. -Wskaza talerz na jej kolanach. - A my jadamy kury. Sprbuj. Caitlyn ugryza kawaek pieczonej kury i kiwna gow. - Bardzo smaczna. Tak si skada, e wanie wracamy do wsi Akha. Mogabym powiedzie Ajayowi, e Akkarat yje i ma si dobrze. - Nie, nie moesz tego zrobi - odpar Raghu. - To dobrze, e lkaj si wchodzi na nasze terytorium. Musimy trzyma nasze istnienie w sekrecie. Skina gow. - Rozumiem. - Gdyby wspplemiecy Carlosa lepiej strzegli swojego sekretu, by moe wci by yli. Spojrzaa na niego. Obserwowa j z niepokojem w oczach. - O czym oni mwili? - spyta szeptem. - Potwierdzili to, co mi powiedziae. Nie kady jest w stanie przey transformacj. - Odstawia talerz na bok, zbyt zmczona i przygnbiona, eby je. - Jeste wyczerpana. W ogle nie spaa tej nocy. Spojrzaa na niego kwano. - Za to ty spae jak zabity. Umiechn si i odgarn jej wilgotne wosy z czoa. - Moe powinna chwil odpocz, zanim ruszymy dalej. - Z przyjemnoci. - Nagle ogarno j ogromne znuenie. Noc w jaskini wykoczya j emocjonalnie. Pu-

apki, mier Tanita, mier i zmartwychwstanie Carlosa, odnalezienie amerykaskiego onierza pogronego w czterdziestoletniej piczce. A za duo wrae. A teraz musiaa zmaga si z kolejnym emocjonalnym dylematem. Czy powinna zaryzykowa ycie, eby zosta pantero-aczk? Zwrcia si do Raghu. - Jest tu jakie miejsce, gdzie moglibymy troch odpocz? - Oczywicie. Wasze ubrania bd schy do jutra, wic spdzicie tutaj noc. - Dzikuj. Jeste bardzo askawy. Raghu skoni gow. - To dla nas honor, goci panteroaka i jego on. On si obawia, e ci straci, prawda? To dlatego jeszcze ci nie ugryz. - Tak. - Mczyzna musi pokona strach, by mc by ze swoj wybrank. Raghu spojrza na Malai z mioci w oczach. -Teraz spodziewamy si pierwszego dziecka. - To wspaniale. Raghu popatrzy na Caitlyn. - Nie moesz mu da panteroaczych dzieci, dopki si nie przemienisz. Jeli pozostaniesz czowiekiem, twoje dzieci te bd ludmi. Zamkna na moment oczy. W grocie pod wodospadem wszystko wydawao si takie doskonae, a teraz nic nie byo w porzdku. - On potrzebuje panteroaczych dzieci. Jego ludowi grozi wyginicie. - Szuka innych panteroakw? - spyta Raghu. Kiedy Caitlyn potwierdzia skinieniem gowy, mwi dalej: - Na poudnie std s pantery, ale to nie s zmiennoksztatni. - Ach tak. - Zaamywaa si coraz bardziej.

- Jest ich wicej na wschd od Chiang Mai, bliej Laosu - cign Raghu. - Moe tam bdzie mia wicej szczcia. - Powiem mu to. Dzikuj. - Wstaa z maty. Carlos stan obok niej. Teraz chcielibymy odpocz, jeli nie masz nic przeciwko temu. Carlos obudzi si, kiedy Caitlyn poruszya si w jego ramionach. Zaprowadzono ich do maego domku na palach na skraju tygrysiej wioski. Ich plecaki byy ju w rodku, wic szybko sprawdzi, czy bro nie zgina, po czym wycign si na posaniu u boku Caitlyn i zasnli oboje. Caitlyn przecigna si i otworzya oczy. Umiechn si. Zawsze uwielbia patrze na ten pikny, turkusowy kolor. - Dobrze spaa? - nio mi si, e wojownicy z terakoty goni mnie po dungli. Westchna. - Ktra godzina? - Soce jeszcze nie zaszo. Obstawiam, e jest pne popoudnie, ale nie jestem pewien. Zdaje si, e ktry may tygrysoak nosi z dum nowy zegarek. - Zdje go, kiedy si rozbieralimy? Skin gow. - Jak si czujesz? - Zastanawiam si, co robi w Tajlandii, skoro nie musiae szuka tu sobie ony. - W dalszym cigu musz znale wicej przedstawicieli mojego gatunku. Zmarszczya brwi. - Raghu powiedzia, e pantery na poudnie std nie s zmiennoksztatnymi. Carlos przekrci si na plecy i spojrza na kryty strzech dach. Czyby przejecha p wiata po nic?

- Powiedzia te, e na wschd od Chiang Mai, blisko granicy z Laosem, jest wicej panter. Wic wci bya nadzieja. - Pojedziemy tam, kiedy ju zajmiemy si onierzem z jaskini. Caitlyn usiada i obja kolana. - Musz zdecydowa, czy powinnam zosta pantero-akiem. - Nie. - Stan obok niej. - Nie moemy ryzykowa. Po prostu bdziemy y jak zwykli ludzie. - Ze zwykymi dziemi? A co z twoim zagroonym gatunkiem? Wzruszy ramionami. - Nic si na to nie poradzi. C, mae panteroaki urodz kolejne panteroaki, kiedy dorosn. - Nie moemy zrzuci tego na ich barki. A zreszt, ja chc, eby moje dzieci byy takie jak ty. Kocham ci. Chc z tob mie mae, liczne kociaki. - Nic z tego nie bdzie. Nie zaryzykuj twojego ycia. - To jest wycznie moje ycie, wic to ja mam prawo decydowa. Skrzywi si. Wanie tego si obawia. I gwnie to powstrzymywao go przed powiedzeniem jej prawdy. - Nie pozwol ci na takie powicenie. - Wic powicisz swj gatunek? yjc ze mn jak miertelnik, pewnego dnia znienawidzisz mnie za to, e zmusiam ci do rezygnacji z tego, kim jeste. - A jak mgbym y sam ze sob, gdyby umara? To by mnie zabio, Caitlyn. Pooya do na jego policzku. - Nie mamy pewnoci, e umr. Wiesz, e jestem cholernie uparta. Parskn. - Sama sia woli moe nie wystarczy.

- A mio? - Pogaskaa go po wosach. - Tak bardzo ci kocham. - la ciebie te. - Pocaowa j w czoo. - Nie mgbym znie utraty ciebie. Przechylia gow, by wyj na spotkanie jego ustom; pocaowa j powoli i gboko. Gdy jej usta rozchyliy si dla niego, pieci jzykiem jej jzyk. Penis ju mu sztywnia, ale nie chcia wzi jej tak szybko. Chcia pozna kady centymetr jej ciaa. By ciekaw, jak wyglda i smakuje, ciekaw, jak jej ciao reaguje na jego pieszczoty. Ta ciekawo to bya pewnie jaka kocia cecha. Caujc j w szyj, wsun do pod brzeg tuniki. Kiedy pocign j do gry, uniosa biodra, eby mu pomc. cign jej tunik przez gow i pchn j delikatnie na posanie. Jej sutki fascynoway go. Wstaway od samego spojrzenia. Odrobina ssania, i przybieray ciemnoczerwony kolor. Delikatne municie jzykiem, i koniuszki zmieniay si w twarde pczki. Jki Caitlyn byy jak muzyka, a za kadym razem, kiedy dyszaa jego imi, mia ochot wyda z siebie ryk zwycistwa. Jego kobieta. Jego ona. Minie jej brzucha dray, kiedy caowa i skuba je, wytyczajc ciek w d, by zacz uczt midzy jej nogami. Z jkiem otworzya si przed nim. Opar gow na jej udzie, by mc obserwowa jej reakcj na dotyk palcw. Zadraa, z jej wntrza zacza si sczy wilgo. Jej zapach sprawi, e stwardnia jeszcze bardziej. Fadki zrobiy si obrzmiae i byszczce. echtaczka pociemniaa, przybierajc smakowity odcie ciemnego ru. Norka bya liska, ciasno obejmowaa jego palce. Pieszczc jej wntrze, pochyli si bliej, by mc muska jzykiem echtaczk. Caitlyn drgna i jkna przejmujco.

Bya tak blisko. Wessa jej echtaczk do ust, i krzykna. Jej wagina zacisna si na jego palcach. To byo ponad jego siy. Wycofa palce i zanurzy si w ni. Nie wytrzyma dugo. Ona wci pulsowaa i to doprowadzio go do szczytowania. Z ochrypym krzykiem wystrzeli, a potem pad u jej boku. Wzi j w ramiona i mocno przytuli. Nigdy by nie zaryzykowa jej utraty. Nawet gdyby ona zdecydowaa, e chce przej transformacj, on mg j powstrzyma. Wystarczy, e jej nie ugryzie. Nastpnego dnia Caitlyn poegnaa si z tygrsoakami i we dwjk z Carlosem wyruszyli do wioski Akha. By mglisty poranek, chmury wisiay nisko nad grami. wieo uprane rzeczy ju po chwili zaczy jej si klei do ciaa, ale powtarzaa sobie, e dua wilgotno dobrze dziaa na skr. A nadprogramowy seks dobrze dziaa na jej psyche. Carlos, ktry do tej pory unika jej jak zarazy, teraz nadrabia stracony czas. Kochali si przez ca noc, robic sobie krtkie przerwy na sen. Po trzech godzinach wdrwki dotarli do wsi Akha. Ajay zaprosi ich do swojej chaty na obiad. Caitlyn opowiedziaa mu o jaskini i mierci Tanita. - Musimy zadzwoni po przyjaci, ktrzy pomog nam oywi onierza - wyjania. Ajay skin gow. - Jeli wejdziesz na szczyt wiey, zapiesz zasig z Chiang Mai. Dzwonimy stamtd do ludzi ze wsi, ktrzy sprzedaj nasze srebra na bazarze. Po obiedzie wspili si na szczyt wiey straniczej i Carlos wybra numer MacKay UOD. Caitlyn pochylia si ku niemu, eby sysze rozmow. - Jo, Kocurze - odebra Phineas. - Co tam?

Dziwnie byo sysze gos wampira w cigu dnia, ale w Nowym Jorku bya noc. - Cze, Phineas. Widzielimy tu w grach co dziwnego. - Tak? A co palilicie? Carlos parskn. - Plcze si tu jaki wampir, i zostawi w jaskini cae mnstwo trupw. - Serio? - Znalelimy ciao, ktre wyglda na pogrone w wampirycznej piczce od czterdziestu lat. Phineas prychn drwico. - Bzdura, ziom. Go jest martwy. - Nie rozoy si. I jest amerykaskim onierzem, majorem piechoty morskiej. - Kurde. No to chyba powinnimy go obudzi. - Trzeba sprbowa - przytakn Carlos. - Ale teraz tu jest dzie. Zadzwoni jeszcze raz, kiedy zajdzie soce i bdzie mona si bezpiecznie teleportowa. - Ja pewnie bd wtedy spa - mrukn Phineas. -Zdaje si, e najbliej was jest Kyo z Japonii. Zostawi mu wiadomo. I Angus te bdzie chcia o tym wiedzie. Jest w Moskwie, wic bdziesz musia poczeka, a zajdzie u niego soce, zanim bdzie mg si teleportowa. - Bdziemy czeka. Dziki. - Carlos si rozczy. -Musimy czeka do wieczora. - Spojrza na Caityn z byskiem w oku. - Hm, co my bdziemy robi przez ten czas? Umiechna si. - Zdaje si, e apartament dla nowoecw cigle jest wolny.

Rozdzia 25 Byo ju po pnocy, kiedy Carlos wreszcie zdoa si skontaktowa z Angusem w Moskwie. Szef MacKay UOD nie spa od dziesiciu minut i zdy przeczyta raport przesany przez Phineasa. Teleportowa si prosto do Cariosa, na wie, i zabra ze sob swojego moskiewskiego agenta, Michaia. ciskajc rk Michaiowi, Carlos zastanawia si, jak stary jest rosyjski wampir. Wyglda jak redniowieczny wiking; jego jasne, niemal biae wosy splecione byy w warkocz, przenikliwe bkitne oczy nieustannie wypatryway niebezpieczestwa. Wyglda na silnego, milczcego faceta. Ledwie si odezwa, kiedy Angus przedstawi go Carlosowi i Caityn. Nosi miecz na plecach, jak Angus, ale gdy Angus preferowa niebiesko-zielony kilt, Michai wola czarne skrzane spodnie. Kyo z Japonii zjawi si godzin wczeniej i przetestowa ju urzdzenie naprowadzajce, ktre Carlos zostawi w jaskini. Bezpiecznie teleportowa si tam i z powrotem. Potem zacz si zabawia, popisujc si samuraj skim mieczem przed mczyznami z wioski i flirtujc z dziewcztami. Angus postawi na drewnianej pododze turystyczn lodwk, ktr przynis ze sob. - Emma spakowaa nam zapas syntetycznej krwi, na wypadek gdyby udao nam si oywi tego onierza. -Zwrci si do Caityn. - Jak tam u ciebie, dziewczyno? Umiechna si. - Wszystko dobrze, dziki. - Wykonuje fantastyczn robot - powiedzia Carlos. -Nie wiem, jak bym sobie poradzi bez niej. Angus skin gow z cieniem umiechu.

- Wic idzie wam dobrze? Nie wpakowalicie si w ad ne niebezpieczestwo? Carlos przestpi z nogi na nog. - Nasz przewodnik, Tanit, jest w jaskini. Martwy. Na dzia si na szpikulec. - Do licha - mrukn Angus. Michai tylko unis brew. - W jaskini byy puapki - wyjania Caitlyn. - Au. - Angus si skrzywi. - Ciesz si, e wy nie zginlicie. Carlos znw nerwowo przestpi z nogi na nog. - Prawd mwic, ja zginem. - Znowu? - Angus patrzy na niego osupiay. - Chopcze, musisz przesta to robi. - Zrobi to, eby chroni mnie - wtrcia pospiesznie Caitlyn na jego obron. - Uratowa mi ycie. - No c, to dobrze. - Angus wyj komrk ze sporra-nu wiszcego z przodu jego klitu. - Dzwoni do Robby'ego w Budapeszcie, eby do nas doczy. Na wypadek, gdybymy wpadli na jakie rozgniewane wampiry. Po kilku minutach zjawili si Robby i Zoltan Czakvar, mistrz wschodnioeuropejskiego klanu. Zoltan spojrza na Angusa ze zmarszczonymi brwiami. - Usyszaem, e dzieje si co ekscytujcego, a ty mnie nie zaprosie. - Tak, a ciko znie t ekscytacj - mrukn Michai ze miertelnie powan min. Angus rozemia si i poklepa Zoltana po plecach. - Zawsze jeste mile widziany, przyjacielu. Zoltan przywita si z Michaiem i Carlosem, i umiechn si do Caitlyn. - Dobry wieczr. My si chyba jeszcze nie spotkalimy. - To jest Caitlyn. - Carlos obj jej ramiona. - Moja ona.

Zoltan z alem pokrci gow. - Zawsze zjawiam si za pno. - Powiedziae ona"? - spyta Angus. - Kiedy to si stao? Caitlyn si umiechna. - Wdz plemienia wypowiedzia nad nami par sw. To nic oficjalnego. - Wrcz przeciwnie - burkn Carlos. Posaa mu zniecierpliwione spojrzenie. - Nie ma mocy prawnej. - Zmienimy to, jak tylko wrcimy do domu. - Czy ty mi si owiadczasz? - Mylaem, e ju to zrobiem. - Do! - Angus unis rce. - Mamy co do zrobienia. Robby umiechn si drwico. - Kc si jak stare dobre maestwo. Carlos spojrza na niego z irytacj. - I kto to mwi, rudzielcu. Zao si, e prosie 01ivi o pozwolenie, eby si tu teleportowa. Robby spochmurnia i nie odpowiedzia. Carlos prychn i wrczy odbiornik urzdzenia naprowadzajcego Angusowi. - Kyo ju to wyprbowa. Dziaa. - A gdzie jest Kyo? - spyta Angus. - Tam. - Michai wskaza drugi koniec wsi. - Przyprowadz go. - Rosjanin znikn; po kilku sekundach zjawi si z powrotem, mocno ciskajc rami Kyo. - Co? - Kyo rozejrza si i odskoczy od Michaia. - Jak babci kocham! Jeste wielki jak ciarwka. - Jestemy gotowi - oznajmi Angus. - Kyo, skoro ju tam bye, zabierz ze sob Carlosa. Ja wezm Caitlyn. Michai, ty we lodwk. Po kilku sekundach Carlos zmaterializowa si u progu jaskini. Kiedy ju sprawdzi, czy z Caitlyn wszystko

w porzdku, wycign latark zza pasa, wczy j i ruszy do rodka. - Nasz przewodnik nazywa j wityni mierci. - I cuchnie tu mierci - mrukn Angus. Carlos zmarszczy nos. Caitlyn zakrya usta i zakaszlaa. Tanit z ca pewnoci wci tu by. W jaskini Carlos skierowa promie latarki na szcztki buddyjskiego mnicha. - Ten biedak uruchomi pierwsz puapk. - Sdzimy, e to on zostawi te modlitwy. - Caitlyn owietlia te paski papieru nad nimi. - Prbowa zatrzyma zo w jaskini, eby nie ucieko. - I uwaacie, e to zo to chiski wampir? - spyta Angus. - Tak - odpara Caitlyn. - Nazywaj go chiang-shih. Tanit nazywa go Mistrzem Hanem. Mwi, e jest wspaniay i potny, i zabi tysice. - Profesor z Bangkoku jest jednym ze Stranikw Mistrza - doda Carlos. - Co to jest? - Zoltan pocign za szale, podwieszone na pajczynie lin pod sufitem. - Caitlyn to zrobia, eby mc przeskoczy przez rw -wyjani Carlos. - Chtnie bym odzyskaa te szale. - Caitlyn popatrzya na nie z alem. -1 srebrn panter. To miay by prezenty. - aden problem. - Zoltan unis si do lin, eby odwiza szale. Carlos pokaza reszcie rw z elaznymi kolcami. - To bya druga puapka. Angus zmarszczy brwi, patrzc na ciao Tanita. - Powinnimy go pochowa jak naley. - Nie wzilimy opaty - mrukn Robby. - Moglibymy go zostawi w tej wielkiej komnacie grobowej, z innymi zmarymi - zasugerowaa Caitlyn, ska-

dajc szale uwolnione przez Zoltana. - By niewolnikiem Mistrza Hana, wic ta witynia mierci to odpowiednie miejsce dla niego. Angus skin gow. - Jak dla mnie, moe by. Kto chce go wycign z rowu? - Spojrza znaczco na Robby'ego. - Och, zostawcie brudn robot mnie. Bardzo dzikuj. - Robby zajrza do rowu. - Te szpikulce s mniej wicej metr od siebie. Pewnie uda mi si sfrun tak, eby si zmieci midzy nimi. - Zauwaysz, jeli nie trafisz - mrukn Michai. Carlos by ciekaw, czy Rosjanin artuje. Trudno byo pozna po tej stoickiej, twardej jak skaa twarzy. - Pomog ci - zaofiarowa si Zoltan. Kiedy Robby i Zoltan powoli opuszczali si do rowu, reszta wampirw teleportowaa si na drug stron, zabierajc ze sob Carlosa i Caitlyn. Carlos spojrza ze smutkiem na zakrwawion ziemi w miejscu, gdzie umar. - Tdy. - Poprowadzi Caitlyn i wampiry przez wski korytarz do wielkiej komory grobowej. Zapali pochodnie i ich oczom ukazao si dwiecie glinianych figur. - Jak babci kocham! - wykrzykn Kyo. - Niech to diabli - szepn Angus. Michai unis brew. - Myl, e jestemy sami, ale na wszelki wypadek... -Angus doby miecza. Michai i Kyo te wycignli miecze. Caitlyn sprowadzia ich po schodach do niszej czci sali. - Z pocztku mylaam, e to symboliczna martwa armia, ale Carlos rozbi kilka sarkofagw i w rodku znalelimy szkielety. - Nie rozumielimy, dlaczego wampir miaby sobie zadawa tyle trudu, eby konserwowa trupy - doda

Carlos, kiedy szli przez sal - ale gdy znalelimy onierza w wampirycznej piczce, domylilimy si, e Mistrz Han prbowa upi ich wszystkich. Angus rozglda si ze zmarszczonymi brwiami. - Jeli to prawda, to mog by inni, ktrzy przetrwali. - Bdziemy musieli sprawdzi wszystkich - podsumowa Michai. Odda lodwk Angusowi i ruszy wzdu jednego z rzdw, roztrzaskujc kad skorup rkojeci miecza, by przekona si, czy pod spodem jest tylko szkielet. - Pomog ci. - Kyo ruszy wzdu drugiego rzdu. Poruszajc si z nadludzk prdkoci, dwa wampiry szybko sprawdzay rzdy. Caitlyn zadraa. - Cigle sobie wyobraam, jak oni wszyscy nagle wstaj i id na mnie. Carlos obj j ramieniem. - Nie mog ci zrobi krzywdy. Angus pokrci gow. - Gdyby Mistrzowi Hanowi si udao, mgby przemieni wszystkich tych ludzi jednoczenie. Miaby gotow wampirz armi do dyspozycji. Robby i Zoltan weszli do wielkiej sali, niosc ciao Tanita. Uoyli go w rzdzie glinianych figur. - To miejsce jest niesamowite. - Robby ruszy szybko w ich stron, zamiatajc kiltem wok kolan. - Tak, ale mog si tylko cieszy, e Mistrzowi Hanowi si nie udao doda Angus. - Skd masz t pewno? - zawoa Michai z drugiego koca sali, gdzie wanie skoczy rozbija figury. - Moe by wicej takich jaski. To dao im do mylenia. - Tanit powiedzia, e Mistrz Han zabi tysice ludzi -szepna Caitlyn. Tu jest tylko dwustu.

- Kyo, chciabym, eby ze swoj tokijsk ekip poszuka informacji na temat tego Mistrza Hana - rozkaza Angus. - Hai.- Kyo rozbi ostatni figur rkojeci swojego miecza samurajskiego. - Ci tutaj wszyscy s martwi. - Dobrze. - Angus zwrci si do Carlosa. - Poka nam tego onierza. - Tdy. - Carlos poprowadzi ich po kilku stopniach do ssiedniej sali. W jaskini nie byo wampirw, wic Angus i jego ludzie schowali miecze. Angus odstawi lodwk na ziemi. Carlos min pierwsze dwa otarze, na ktrych, ukryte w glinie, leay szkielety. Trzeci otarz wyglda tak, jak go zostawili. Lea na nim major Russel Ryan Hankelburg w zielonym mundurze polowym. Kyo przyjrza mu si, marszczc brwi. - Na moje oko jest martwy. - Nie jest - powiedzia Michai. - Nie zgni przecie. - Minie mu nie zaniky - dodaa Caitlyn. - Jest jak zamroony w czasie. Angus pooy do na piersi majora, potem unis mu powieki, by obejrze jego oczy. - Tak. To wampiryczna piczka. - Jak dugo jest w takim stanie? - spyta Robby. - Oceniamy, e jakie czterdzieci lat. Zoltan pokrci gow. - Nigdy nie syszaem, eby kto przetrwa tak dugo. - To prawda. - Angus wycign ze skarpety szkocki sztylet. - Ale nie przetrwa tej nocy, jeli jego ciao odrzuci przemian. - Jest silny - powiedzia Michai. - Bdzie walczy. - Zobaczymy. - Angus zaci si w przedrami. Kiedy krew zacza si sczy z rany, umieci rk nad ustami majora. I nic.

Angus cign majorowi czapk i postuka go palcami w skro. - No dalej, chopie. Michai potrzsn jego obutymi stopami. - Wpad tak gboko w czarn dziur - powiedzia Zoltan - e pewnie zapomnia, gdzie gra, gdzie d. Angus umaza krwi usta i nos majora. - Obud si, chopcze. - Spojrza na Caitlyn. - Moe zareaguje na eski gos. - Okej. - Schylia si i pooya do na czole onierza. - Russel, syszysz mnie? Russel, wracaj. Wracaj do domu. Ciao majora drgno. Usta otworzyy si, wcigajc haust powietrza. - Wanie tak. - Angus nala kilka kropel swojej krwi do ust Russela. Major zakaszla. - Musisz to wypi, chopcze. - Do ust Russela skapny kolejne krople. Major przekn, jego ciao zadrao. Chwyci przedrami Angusa i zacz pi z rany. - To powoduje przemian? - spytaa Caitlyn. - Musi si napi krwi wampira? - Tak - odpar Angus. - Najpierw wampir musi wyssa jego krew do sucha. Caa jego miertelna krew musi znikn, i czowiek musi zapa w wampiryczn piczk. Zwykle piczka nie trwa duej ni jedn noc. Major puci rk Angusa i otworzy oczy. Jego spojrzenie przesuno si z Angusa na Caitlyn; zrobi zdezorientowan min. W kocu jego wzrok powdrowa na sufit jaskini. Oczy zrobiy si okrge z niepokoju. - Russel Ryan Hankelburg - wychrypia. - Major Korpusu Piechoty Morskiej Stanw Zjednoczonych. Numer pi siedem...

- Chopcze, nie jeste jecem - powiedzia Angus. - Znalelimy ci w tej jaskini. - Caitlyn umiechna si i poklepaa go po ramieniu. - Jeste ju bezpieczny. I wrd przyjaci. Unis gow, eby spojrze na wszystkich obecnych. Jego spojrzenie pado na Kyo, gwatownie wcign powietrze. - Charlie!3 - Zacz siada z trudem. - Co? - Kyo fukn z oburzeniem. Russel zacz obmacywa mundur, na prno szukajc broni. - Twoim zdaniem wygldam jak Wietkong? - krzykn Kyo. - Nie jestem komunistycznym draniem. Jestem Japoczykiem! Potomkiem szlachetnego wojownika ninja! - Spokojnie, Kyo - mrukn Angus. Robby si rozemia. - Tia, powiedz nam, co naprawd czujesz. Russel przyglda im si nieufnie. Skrzywi si i zacz masowa brzuch. - To gd - wyjani Angus. Kiwn w stron turystycznej lodwki i Michai wyj z niej butelk syntetycznej krwi. - Gdzie ja jestem? - spyta Russel. - W jaskini w Tajlandii - odpar Carlos. - Co pamitasz jako ostatnie? - Byem na przepustce w Phuket. Poszedem do baru i... - Russel skrzywi si, przyciskajc do do odka. -Nie pamitam. - Najprawdopodobniej wampir przej kontrol nad twoim umysem powiedzia Angus. - I teleportowa ci tutaj, eby napi si twojej krwi. - Co? - Russel spojrza na niego, osupiay. - Jaki mamy rok? - spyta go Zoltan.

3 Podczas wojny wietnamskiej Wietkong w wojskowym argonie okrelano VC lub Victor Charlie (przyp. tum.).

- Tysic dziewiset siedemdziesity pierwszy. - Russel podejrzliwie zmruy oczy. - Dlaczego pytasz? - Chopcze, nie da si tego powiedzie bardziej ogldnie - odpar Angus. Bye w piczce przez trzydzieci dziewi lat. Russel drgn. - Trzydzieci dziewi? - Tak. - Angus skin gow. - Przekonasz si, e wiat bardzo si zmieni. Russel spojrza z ukosa na niego i na Robby'ego. - Mczyni nosz teraz spdnice? Szkoci zesztywnieli, a pozostali obecni zachichotali. - To jest kilt oznajmi Robby. - Tak - doda Angus. - To godna, mska tradycja wrd Szkotw. - Jasne. - Russel odwrci si z umiechem do Caitlyn. -A ty jak masz na imi? - To moja ona - warkn Caros. Angus rozemia si. - A niektre sprawy zupenie si nie zmieniy. - Suchajcie, kimkolwiek jestecie... Aaaach! - Russel zgi si wp, trzymajc si za brzuch. - Do diaba. - To gd. - Angus wzi butelk z krwi od Michaia i poda j Russelowi. - Prosz. Musisz to wypi. Russel unis butelk do nosa. - Krew? - Rzuci j na bok; roztrzaskaa si o skaln cian. - Chopcze, potrzebujesz tej krwi. - Angus wycign rk do Michaia po kolejn porcj. - Zwariowalicie! - krzykn Russel. - Nie bd pi... Aaa! - Pooy do na ustach. - Wyrzynaj ci si ky - wyjani Angus. Russel wytrzeszczy oczy z przeraenia.

- Wiem, e trudno w to uwierzy - powiedzia agodnie Angus. Trzydzieci dziewi lat temu zaatakowa ci wampir. Wprowadzi ci w wampiryczn piczk i porzuci tutaj. Oywilimy ci, ale twoje ycie bdzie teraz inne. Bdziesz mia nadludzk si i szybko. Twoje zmysy bd bardziej wyostrzone. Nawet teraz widzisz zdumiewajco dobrze w tej ciemnej jaskini, zgadza si? Russel skin gow, wci zakrywajc usta. - Syszysz bicie naszych serc - cign Angus. - Czujesz zapach krwi spywajcej po cianie. I pachnie ci smakowicie, prawda? Russel pokiwa gow. Otworzy usta i dotkn wyduonych kw. - To si dzieje naprawd? - Tak, jeste wampirem. - Angus poda mu drug butelk krwi. - Bl brzucha minie, kiedy to wypijesz. Russel wzi butelk i spojrza na ni z powtpiewaniem. - Wampirem? Mylaem, e one nie istniej. - Skrzywi si i pomasowa brzuch. - Czy wampiry nie s ze? - A czujesz si zy? - spyta Robby. Russel pokrci gow. - Czuj si tak samo. - No wanie. - Angus poklepa go po ramieniu. -mier nie moe zmieni twojego charakteru. A teraz pij. Russel wypi yk i skrzywi si. - Zimna. - A widzisz tu gdzie mikrofalwk? - spyta sucho Zoltan. - Mikro-co? - Russel wypi kolejny yk. Zoltan rozemia si. - Moe pomieszkasz jaki czas u mnie? Robby i ja pokaemy ci, jak by porzdnym wampirem. - Wy te jestecie wampirami? - Russel wypi wicej krwi.

- Tak - odpar Robby. - Ale dobrymi wampirami. - Fajno. - Russel napi si jeszcze. - To naprawd smakuje cakiem niele. - Oprni butelk do dna. Angus przedstawi mu wszystkich, a potem Zoltan i Robby teleportowali si do Budapesztu, zabierajc nowego wampira ze sob. - To ja spadam do Tokio. - Kyo ukoni si im. - I zaczn sprawdza tego Mistrza Hana. - Teleportowa si. Angus zwrci si do Carosa. - A wy dwoje? Podrzuci was do Moskwy? - Musimy wrci do wsi - odpar Carlos. - Mamy tam rzeczy, a nasz przewodnik zostawi niedaleko samochd. Rano pojedziemy na wschd od Chiang Mai. Syszelimy, e przy granicy z Laosem jest stado panter. - Dobrze wic - powiedzia Angus. - Bdcie w kontakcie. - On i Michai teleportowali ich z powrotem do wioski Akha i wrcili do Moskwy. Nastpnego ranka Carlos i Caitlyn poegnali si z mieszkacami wioski Akha i ruszyli pieszo do gwnej drogi, gdzie Tanit zostawi wypoyczony samochd. Kilka razy Carlos usysza trzask gazki w dungli. Podejrzewa, e jeden z tygrysw przyszed ich odprowadzi. Dotarli na drog; Carlos postawi plecak na baganiku, eby mc poszuka zapasowych kluczykw. Caitlyn opara si o samochd i westchna. - Nie mog si ju doczeka hotelowego pokoju z prawdziw toalet i prawdziw wann. Carlos wyprostowa si nagle i powcha powietrze. Pot i tyto. Gdzie niedaleko byli miertelnicy. Spojrza w gst dungl po drugiej stronie drogi i dostrzeg bysk lufy karabinu. Przez moment rozwaa, czy nie odda Caitlyn kluczykw i nie kaza jej std odjecha, ale co, jeli kto majstrowa przy samochodzie?

- Catalina - szepn. - Wracaj na szlak i biegnij do wsi. Otworzya szeroko oczy. - Dlaczego? - Weszlimy w zasadzk. Rozdzia 26 Caitlyn zesztywniaa; w tej samej chwili kto zacz do nich strzela. Carlos pocign j w d, uywajc samochodu jako tarczy. Obejrza si na swj bark. - Trafili mnie. To jaka strzaka. Caitlyn wyrwaa j. - Co to jest? - rodek usypiajcy. - Wycign pistolet. - Kiedy zaczn strzela, biegnij na szlak. Nie zatrzymuj si. Nie ogldaj. Dreszcz przemkn jej po plecach. - Nie zostawi ci. - Szybko! - krzykn jaki gos z tyu. - Bra go! Gos krzycza po tajsku. I brzmia jak gos profesora Pata z Chula. Caitlyn uniosa si kilka centymetrw, eby wyjrze przez okna samochodu. Z dungli pdzio ku nim dziesiciu mczyzn uzbrojonych w karabiny. Jednym z nich by profesor. Stara wojskowa ciarwka przedara si z trzaskiem przez zarola na drog i wyskoczyo z niej jeszcze trzech uzbrojonych mczyzn. - Uciekaj! - wrzasn Carlos do Caitlyn i wycelowa z pistoletu nad baganikiem samochodu. Szybk seri strzaw powali dwch napastnikw, zanim pozostali zaczli strzela.

- Ostronie! - krzykn Pat. - Musimy go wzi ywcem! Carlos schowa si za samochd i spojrza ze zoci na Caityn. - Kazaem ci ucieka. Pokrcia gow i wycigna n zza pasa. Rka jej si trzsa, wic mocniej cisna rkoje. Trzech uzbrojonych zbirw wybiego zza samochodu. Carlos zastrzeli pierwszego; pozostali dwaj odskoczyli poza zasig jego kul. - Popatrz na jego rk - szepna Caityn. Zabity mczyzna mia taki sam tatua jak Tanit i profesor. Znw rozlegy si strzay i Caityn drgna, czujc nagy bl w poladku. Carlos skrzywi si i unis na kolanach. - Wystrzelili strzaki pod samochodem. - Wycign strzaki z jej siedzenia. Ona te wyszarpna trzy z jego tyka. Nagle pchn jej gow w d i strzeli. Spojrzaa w stron maski samochodu i zobaczya, jak pada kolejny napastnik. Ilu ich jeszcze zostao? Siedmiu? Wci mieli przytaczajc przewag. Znw rozlegy si strzay i Carlos drgn. Krzykna, widzc pi kolejnych strzaek w jego plecach. Jeden ze zbirw obszed samochd od tyu, kiedy Carlos by zajty strzelaniem do tego przy masce. - Przesta! - Cisna n. Trafia mczyzn w brzuch; zatoczy si do tyu. - Suka. - Wycign pistolet. - Ciebie nie potrzebujemy ywej. - Nie! - Carlos rzuci si przed Caityn, kiedy tamten zacz strzela. Caityn krzykna, widzc, jak jego ciao szarpie si pod uderzeniami prawdziwych kul. - Niech to diabli! - Pat ruszy biegiem w ich stron. -Mwiem ci, e musimy go wzi ywcem!

Mczyzna wi si z blu, ciskajc n sterczcy mu z brzucha. - Celowaem w t suk. Zasuya na mier. - Sam zasuye na mier. Zawiode Mistrza. - Pat wycign pistolet i strzeli tamtemu w gow. Caityn gwatownie wcigna powietrze i mocniej przycisna do siebie Carlosa. Krew sczya si z dwch ran po kulach na jego piersi. Oddycha pytko, ale nie wiedziaa, czy to dlatego, e umiera, czy tylko z powodu rodka usypiajcego. Pat i pozostaych piciu mczyzn ustawili si w pkole, celujc w ni z karabinw. - Szybko, wsadcie go na ciarwk - rozkaza Pat. -Moe zdoamy go jeszcze ocali. Mczyni ruszyli w jej stron. - Nie! - Wycigna n zza pasa Carlosa. Hukna salwa; napastnicy zasypali j gradem strzaek. Byo ich z tuzin. Nagle z dungli z potnym rykiem wypad tygrys i skoczy na najbliszego zbira. Zabjcze pazury rozdary wrzeszczcego mczyzn. Caityn wycigna strzaki z ramion, ale nie moga dosign tych, ktre trafiy j w plecy. Zamazujcym si wzrokiem patrzya, jak tygrys atakuje kolejnego mczyzn. W uszach dzwonio jej od huku strzaw; wszystkie wymierzone byy w tygrysa. - Nie - jkna, kiedy tygrys osun si na ziemi, oguszony zbyt wieloma strzakami. Tygrys zamigota i przybra ludzk posta. - Rajiv - szepna. Mczyni zachysnli si ze zdumienia, a potem zaczli krzycze triumfalnie. - Jeszcze jeden kotoak! - wykrzykn Pat. - Mistrz bdzie zadowolony.

Czarne plamy zawiroway jej przed oczami, ich gosy wydaway si coraz bardziej odlege. - adowa ich na ciarwk - rozkaza Pat. Pada na Carlosa i wszystko wok pociemniao. Caitlyn przytomniaa powoli, ale jej mzg wci zasnu-waa mga. Kiedy wspomnienia zasadzki przemkny jej przed oczami, usiada, gwatownie chwytajc powietrze. Gdzie ja jestem? Pojedyncza arwka na suficie sabo owietlaa niewielkie pomieszczenie. Jedyne okno byo zabite deskami od zewntrz. Pod cian dostrzega st. Siedziaa na twardym posaniu przykrytym biaym przecieradem. Serce jej si cisno. Gdzie jest Carlos? Podskoczya, syszc dwik z drugiej strony pokoju. Zajrzaa w ciemny kt. - Cait? - Rajiv pocign przecierado na swoim posaniu, eby zakry nago. - Przepraszam za swj wygld. - To nie twoja wina - odpara w jego jzyku. - Przykro mi, e zostae w to wcignity. Wzruszy szerokimi ramionami. - Chciaem opuci moje plemi, eby pozna wiat i dowiadczy przygd. Pomylaem, e znajd je z tob i Carlosem. I chyba znalazem. Skrzywia si. Miaa nadziej, e to poszukiwanie przygd nie skoczy si dla niego mierci. - Wiesz, co si stao z Carlosem? - Nie. Obudziem si kilka minut temu i ju go nie byo. Kim s ci ludzie? - Pracuj dla chiang-shih zwanego Mistrzem Hanem. - Chiang-shih? - powtrzy Rajiv. - Nie wiedziaem, e oni istniej naprawd. - Najwyraniej oni do niedawna nie wiedzieli, e kotoaki istniej naprawd. - Zesztywniaa, syszc metaliczne zgrzytanie zasuwy i przekrcanego klucza.

Drzwi uchyliy si i w szparze ukazaa si lufa karabinu. Rajiv zawarcza i zacz migota. - Nawet nie myl o przemianie. - Mczyzna uchyli drzwi szerzej i wystrzeli w niego strzaki z narkotykiem. Kiedy Rajiv zacz je wyciga, mczyzna wyj pistolet z kabury. - Przesta. W tym s prawdziwe kule. Rajiv popatrzy na niego z wciekoci i powoli osun si na bok. Dwaj inni wywlekli go z pokoju. Tymczasem ten pierwszy mierzy z pistoletu do Caitlyn. - Nie ruszaj si. Serce bio jej jak szalone. - Co zrobilicie z Carlosem? Mczyzna zrobi zdziwion min. - Mwisz po tajsku? - Obejrza si za drzwi. - Twojego ma wanie tu nios. Dwaj mczyni weszli do pokoju, niosc Carlosa. Wzdrygna si, widzc jego zakrwawion pier. Z trudem przy-czapali do miejsca, gdzie siedziaa, i rzucili go na posanie. - Ostronie - mrukna. - A po co? - Ten z pistoletem umiechn si zoliwie. - Ten dra jest martwy. Zachwiaa si. - Do, Sawat. - Do pokoju wszed profesor Pat. -mier Carlosa to tragedia. Mczyzna z pistoletem achn si. - Zasuy na mier. Zabi wielu naszych. - Zginli w subie naszego Mistrza - odpar Pat. Zwrci si do Caitlyn ze zirytowan min. - Zapomniaa nam powiedzie, e znasz tajski. Usunlimy kule i prbowalimy ratowa twojego ma. Ale byo za pno. zy napyny jej do oczu. Wiedziaa, e Carlos powinien oy za par godzin, ale i tak przepeniaa j rozpacz na myl, ile wycierpia. Odgarna wosy z jego bladej twarzy i za spyna jej po policzku.

- Dlaczego to robisz? Carlos uwaa ci za przyjaciela. - Mistrz Han potrzebuje potnego kota - wyjani Pat. - Kiedy zdaem sobie spraw, e kotoaki mog istnie naprawd, zrozumiaem, e to najpotniejsze koty na wiecie. Pomylaem, e Carlos moe doprowadzi nas do takiej istoty. Nie przyszo mi do gowy, e sam moe by kotoakiem, dopki Tanit mi nie powiedzia. Caitlyn pocigna nosem. Po jej twarzy popyno wicej ez. - Tanit nie yje. Zostawilimy go w wityni mierci. Pat pochyli gow. - To zaszczyt zgin w subie Mistrza. Prychna. Skoro tak, to yczya tego zaszczytu Patowi i reszcie jego ekipy. - Co zrobicie Rajivowi? - Potrzebujemy go ywego, wic nie stanie mu si krzywda. Zaoymy mu na szyj srebrn obro. Mam nadziej, e to go powstrzyma przed przeobraeniem. Jeli nie, bdziemy musieli trzyma go pod wpywem rodkw uspokajajcych, a zawieziemy go Mistrzowi. - I co Mistrz z nim zrobi? - Pytanie brzmi: co kotoak zrobi z Mistrzem? - Pat ruszy do drzwi, ale zatrzyma si jeszcze. - Musimy ci trzyma pod kluczem do wieczora. Moe potem bd mg ci wypuci, ale nie wiem tego. Decyzja nie naley do mnie. Przekna z trudem lin. - A kto j podejmie? - Stranicy wyszej rangi ni ja. Ja jestem tylko miertelnikiem, oni s chiang-shih. Obudz si za kilka godzin. Pat i Sawat wyszli z pokoju; Caitlyn usyszaa zgrzyta nie zasuwy wracajcej na miejsce. Z westchnieniem dotkna twarzy Carlosa. - Mam nadziej, e obudzisz si przed wampirami.

Zacza chodzi po pokoju, szukajc jakiej drogi ucieczki czy te czegokolwiek, co mogoby posuy jako bro. Okno byo zakra towane i zabite deskami. Pod stoem znalaza gliniany garnek i domylia si, e to toaleta. Na stole stay miska i dzbanek z wod. Mogaby waln kogo dzbankiem, ale najpierw postanowia spoytkowa wod. Zdja przecierado z posania Rajiva i podara je na pasy. Nalaa troch wody do miski i postawia j obok Carlosa. Zmya krew z jego nagiej piersi. Wci mia na sobie bojwki i traperki. Uoya go na posaniu. Cho niczego nie czu, chciaa, eby przynajmniej wyglda, jakby mu byo wygodnie. Wylaa zakrwawion wod do nocnika i w kocu sama umya sobie twarz i donie. Nie majc nic wicej do roboty, pooya si przy Carlosie i czekaa, a wrci do ycia. Musiaa si zdrzemn, bo obudzia si, czujc, e ciao Carlosa drgno. Tak! Wygldao na to, e znw oyje. Usiada, a serce wezbrao jej radoci. Jego ciao znw drgno, oczy si otworzyy. Wyszczerzya si w radosnym umiechu. - Carlos. Chwaa Bogu. - Przecigna doni po jego piersi i brzuchu. Rany znikny. - Znowu umarem - szepn. - Ale ju wszystko dobrze. - Pogaskaa go po twarzy. Rozejrza si po pokoju. - Uwizili nas? - Tak. Usiad, szeroko otwierajc oczy pene niepokoju. - Jest tu jakie drugie pomieszczenie, do ktrego mogaby pj? - Nie. Jestemy zamknici razem. - Merda. - Zdj traperki i skarpety. - Przypyw nadchodzi. Czuj go.

- W porzdku. - Nie, nie jest w porzdku! - Rozpi pas. - Za kadym razem, kiedy to si dzieje, pantera jest potniejsza. Nie wiem, czy zdoam nad ni zapanowa. Caitlyn, nie moesz pozwoli, ebym ci ugryz. Gwatownie zaczerpna powietrza. Gdyby j ugryz, mogaby zosta panteroakiem. Albo umrze. Carlos cign spodnie i majtki. - Caitlyn, obiecaj, e nie pozwolisz si ugry. Zawahaa si. Chwyci j za ramiona. - Nawet o tym nie myl. Nie chc by odpowiedzialny za twoj mier. zy napyny jej do oczu. - Ty umare dla mnie dwa razy. Dlaczego ja nie miaabym raz zaryzykowa ycia dla ciebie? - Bo ty nie zmartwychwstaniesz jak ja! - Zerwa si i zacz chodzi po pokoju. Jego spojrzenie pado na okno. Przepchn pi midzy prtami i roztrzaska szyb. - Co ty robisz? - Skrzywia si, widzc krew na jego doni. Wyj z okna zbaty kawaek szka i rzuci na posanie obok niej. - Jeli sprbuj ci ugry, dgnij mnie. To mnie nie zabije, ale pomoe mi oprzytomnie. Pokrcia gow. - Nie chc ci robi krzywdy. - Musisz. - Odsun si, kiedy jego ciao zaczo migota. - Czasami trzeba cierpie, eby zrobi, co trzeba. Rykn i jego ciao zaczo si przeobraa. Pad na czworakach i wygi plecy. Caitlyn zadraa, syszc odgos trzeszczcych, wyduajcych si koci. By najwikszym kotem, jakiego widziaa w yciu. Wikszym ni samiec lwa. Podejrzewaa, e jest wikszy ni tygrys szablozbny.

Zwrci gow w jej stron i z jego garda wydoby si guchy pomruk. Caitlyn podniosa szklany odamek. Unis potn ap i postawi j, kierujc si ku niej. Jego zote oczy byszczay, skoncentrowane na niej. Przyczai si kilka centymetrw nad podog. Wstrzymaa oddech. Widywaa ju ten ruch u swoje go kociaka, Pana Foofikinsa. Bya to klasyczna poza tu przed skokiem. - Carlos? - Serce zabio jej nierwno, kiedy jego oczy zrobiy si czerwone i zapony. Do jakiego stopnia zmieni si w besti? Do jakiego stopnia Carlos nad tym panowa? Jeli na ni skoczy, to czy zagryzie j na mier? Czy instynkt popycha go tylko, by j ugry i przemieni w swoj samic? Kolejny pomruk zahucza w jego gardle. Ogon mu drga. Wreszcie skoczy. Uderzy j apami w barki i przewrci do tyu. Stan nad ni okrakiem. Opuci gow, wci warczc gucho. Spojrzaa w jego czerwone, paajce oczy, szukajc Carlosa. Jego ciao drao i zrozumiaa, e Carlos jest tam, w rodku. e walczy z besti. Odrzucia kawaek szka. - No ju - szepna. - Ugry mnie. Odchyli gow do tyu i rykn. Skrzywia si na widok jego kw. Kiedy opuci gow, odwrcia twarz i zacisna powieki. Zadraa, kiedy mokry, szorstki jzyk poliza j w szyj. Pstryk. Zachysna si z blu. Jego ky przebiy skr. Poliza j jeszcze raz i wycofa si. Dotkna szyi i odsuna rk. Na palcach miaa krew. Jego ciao zamigotao i przeobrazio si z powrotem. Grzbietem doni otar usta i zagapi si na czerwon smug. Spojrza na ni oczami, ktre znw byy bursztynowe. Otworzyy si szeroko na widok jej szyi.

- Nie, nie. - Wszystko w porzdku. Zerwa si z podogi. - Nie! - Zwin pici i przycisn je do skroni. - Bestia bya za silna. Prbowaem z ni walczy. - Carlos, wszystko w porzdku. Pad na kolana. - Boe, co ja zrobiem? - To nie bya twoja wina! To bya moja decyzja. Odrzuciam szko. Powiedziaam ci, eby mnie ugryz. Spojrza na ni, uszom nie wierzc. - Dlaczego? zy napyny jej do oczu. - Bo ci kocham. I tak, jak powiedziae, czasem trzeba pocierpie, eby postpi jak naley. Gboko zaczerpn powietrza i zamkn oczy. - Nadchodzi kolejna faza Przypywu. Czuj j. - Co to za faza? Kiedy otworzy oczy, znw byy czerwone. - Potrzebuj seksu. Oddech uwiz jej w piersi. Teraz przypomniaa sobie, co dziao si w jaskini. Po przeobraeniu w panter i z powrotem chcia seksu. A ona odmwia. Wsta powoli i spojrzenie Caitlyn natychmiast pado na jego erekcj. Tym razem nie miaa najmniejszego zamiaru odmawia. Zdja traperki, kiedy ruszy ku niej. ar jego czerwonych, poncych oczu sprawia, e draa z niecierpliwoci. Rozpia pasek, rozsuna spodnie. Pochyli si, chwyci brzegi nogawek i cign z niej spodnie tak brutalnie, e pada na plecy. Zerwa z niej figi, rozsun jej nogi i uklk midzy nimi. Wsun w ni palec i warkn. - Ju jeste mokra.

- Tak. - Oplota jego plecy nogami i uniosa biodra. Chwyci j za poladki i pocign gwatownie do siebie. Krzykna cicho, kiedy wbi si w ni. Poruszy jej biodrami, a jego szorstkie wosy onowe poaskotay j w echtaczk. Pchn mocno i gboko. Napicie zaczo w niej narasta, unoszc j coraz wyej i wyej. Carlos odchyli gow do tyu i rykn. Zacz pompowa dziko, a krzykna, gdy nadszed orgazm. Pad na posanie obok niej i wzi j w ramiona. Jej ciao drao jeszcze od rozkosznych spazmw. Nagle sta i usiad, patrzc na drzwi. Ona usyszaa to kilka sekund pniej. Kroki biegnce w stron drzwi. - Ubieraj si - szepn. Woya figi i signa po spodnie. Carlos zerwa si i nacign swoje bojwki. - Syszaem dziwny haas! - krzykn kto w korytarzu. - To brzmiao jak ryk wielkiego kota. - Niemoliwe - odpowiedzia drugi gos. - Pantera nie yje. - Otwrz drzwi - rozkaza profesor. Caitlyn zapia spodnie. Carlos podbieg boso do drzwi i przywar do ciany koo futryny. Zazgrzyta zamek, drzwi si uchyliy. Przez szpar wsuna si lufa karabinu. Carlos odczeka chwil, po czym chwyci luf i szarpniciem wcign mczyzn do pokoju. Kiedy ten polecia twarz naprzd, Carlos uderzy go kantem doni w kark i wyrwa mu karabin. Kiedy do pokoju wpad nastpny uzbrojony zbir, Carlos obrci si i machn karabinem jak kijem bejsbolowym. Mczyzna pad na podog. Do pokoju wbieg kolejny napastnik, ale Carlos odwrci karabin i wystrzeli trzy strzaki z narkotykiem w jego pier.

Rozlegy si kolejne strzay i kilka pociskw usypiajcych utkwio w piersi Carlosa. Wyrwa je; w tej chwili do pokoju wpada caa grupa ludzi. Prbowali do niego strzela, ale on, ignorujc strzaki, rzuci si na nich. - Wspaniay. - Pat wlizn si do pokoju. - Tak potny, e potrafi pokona mier. Carlos skoczy na kolejnego napastnika, wytrci mu karabin z rk i hukn go pici w twarz. W jego ciele ldoway coraz to nowe strzaki, ale on walczy dalej. Caitlyn zrozumiaa, e teraz jest panteroakiem pitego poziomu. Dysponowa nadludzk si i szybkoci. Powali kilku mczyzn zaledwie w kilka sekund. Jej uwag zwrcio kliknicie odwodzonego kurka. Pat celowa w jej gow z rewolweru. - Sugeruj ci przesta - powiedzia do Carlosa - albo bd zmuszony zastrzeli twoj on. Carlos znieruchomia i natychmiast zasypa go deszcz pociskw usypiajcych. - Kobiet te - rozkaza Pat. Caitlyn skrzywia si, kiedy kilka strzaek przebio jej skr. Wzrok jej si zamaza. Zobaczya, jak Carlos osuwa si na podog. - C za.wspaniay okaz! - wykrzykn Pat. - To musi by najsilniejszy kot na wiecie. Mistrz bdzie zadowolony. Caitlyn pada na posanie i wiat poczernia jej przed oczami. Rozdzia 27 Sean Whelan zaomota w drzwi Romatech Industries, po czym krzykn do najbliszej kamery:

- Otwierajcie, do diaba! - Te przeklte wampiry przez ca noc trzymay drzwi zamknite na cztery spusty. Do szau go doprowadzao, e musia baga o pozwolenie na wejcie, by mc zobaczy wasn crk i wnuki. - Otwiera! - Musieli wiedzie, e tu jest. Stranik przy bramie na pewno ich zawiadomi. Kiedy drzwi otworzyy si, wpad do holu i zasta w nim Shann i tego jej cholernego ochroniarza, Connora Buchanana. - Tato, co si stao? - spytaa Shanna. - Z mam wszystko w porzdku? Zgrzytn zbami. - Wiesz, gdzie jest Caitlyn? - Zauway Phineasa McKinneya, idcego pospiesznie w ich stron. - Do diaba, gdzie jest moja crka? Phineas spojrza na niego, zniecierpliwiony. - Spokojnie, stary, nic jej nie jest. - Wic wiecie, gdzie jest? - spyta gniewnie Sean. - Twoja crka pojechaa w delegacj - odpar Connor. -Angus widzia si z ni wczoraj w nocy i miaa si wietnie. - Bzdura! Wanie dzwonili do mnie z Departamentu Stanu. Jakie grskie plemi skontaktowao si z amerykaskim konsulatem w Chiang Mai w Tajlandii i zgosio jej zaginicie. Syszeli kanonad... - Co? - przerwaa mu Shanna. - Syszaa mnie - wypali Sean. - Plemi mwi, e bya strzelanina i Caitlyn zostaa porwana. Konsulat poprosi miejscow policj o przeprowadzenie ledztwa i na jakiej drodze znaleli kilka trupw. Shanna gwatownie wcigna powietrze, a Connor wyj komrk ze sporrana. - Znaleli te porzucony samochd i dwa plecaki -cign Sean. - W jednym by paszport Caitlyn, a w drugim brazylijski paszport Carlosa Panterry.

Phineas skin gow. - Razem wypeniaj misj. - Posalicie moj crk do dungli z cholernym zmien-noksztatnym? krzykn Sean. - Skontaktujemy si z Angusem najszybciej, jak to bdzie moliwe zacz Phineas. - W tej chwili pi. - Mam jego poczt gosow. - Connor zacz mwi do telefonu. - Angus, wyglda na to, e Carlos i Caitlyn zostali porwani. Przelemy ci szczegy mailem. - Lepiej j znajdcie - wrzeszcza Sean. - Moesz powiedzie Angusowi, e jeli cokolwiek jej si stanie, pocign was wszystkich do odpowiedzialnoci. Bd was ciga... - Tato, prosz ci! - sykna Shanna. - Jestemy tak samo przejci jak ty. Sean zacisn pici, usiujc odzyska panowanie nad sob. - Moecie j jako namierzy? Czy pracownicy MacKaya nie maj jakich nadajnikw wszczepionych w rami? - Zaczlimy je stosowa po porwaniu Robby'ego -powiedzia Phineas. Ale maj je tylko wampiry. Nie sdzilimy, e miertelnicy czy zmiennoksztatni mog sta si celem. - No wic, mylilicie si - warkn Sean. Phineas kiwn na Seana, eby szed za nim. - Chod do biura, podasz nam wszystkie informacje, jakie masz. Rozel je pracownikom MacKaya. To bdzie nasz priorytet. Sean si achn. - Wiele wam z tego przyjdzie. W Tajlandii jest dzie, wic wasze wampiry nic nie zdziaaj. - Obejrza si przez rami. Shanna i Connor szli za nimi korytarzem. - To twoja wina, Shanno. Musiaa j wcign w ten swj brudny wiatek. Shanna zblada.

- Do, Whelan. - Connor spiorunowa go wzrokiem. -Zamierzae zrobi to samo, proponujc jej prac w swojej cholernej Trumnie. Phineas otworzy drzwi biura ochrony i Sean wszed do rodka. Zacz chodzi po pokoju. Shanna usiada, a Connor stan przy drzwiach, obserwujc go gniewnym wzrokiem. Phineas usiad za biurkiem. - Wanie czytaem raport od Angusa. Zostawi Caitlyn i Carlosa z plemieniem Akha. - Chc przeczyta ten raport - zada Sean. Phineas spojrza na Connora, ktry zmarszczy brwi. - W porzdku - powiedzia. - Poka mu. Te informacje s najprawdopodobniej zwizane z porwaniem. - Jakie informacje? - spytaa Shanna. - Dowody na istnienie potnego chiskiego wampira, ktremu pomagaj miertelnicy. - Nazywaj go Mistrz Han - doda Phineas. Sean prychn. - Powinienem by wiedzie, e jest w to zamieszany wampir. Mg teleportowa Cait w dowolne miejsce na ziemi. Nigdy jej nie znajdziemy. - Mamy pracownikw na caym wiecie - powiedzia cicho Connor. Znajdziemy j. - Dlaczego mam ci uwierzy? - rzuci szyderczo Sean. - Casimira szukacie od lat i cigle wam si nie udaje. Connor zmruy oczy. - Dajemy mu w ko - wtrci si Phineas. - Zabilimy cakiem sporo jego sugusw. Sean wzruszy ramionami. - I bd wraca, dopki ich przywdca yje, a nie potraficie go nawet znale. Connor zacisn zby. - Zlokalizowalimy Casimira dwa razy.

- I zawsze ucieka. - Sean z radoci patrzy na ciemny rumieniec gniewu na twarzy Connora. - Jeli cokolwiek stanie si mojej crce, zmiot to miejsce z powierzchni ziemi. Zniszcz was wszystkich. Connor mign do niego z wampiryczn prdkoci i chwyci go za gors koszuli. Oczy paay mu gniewnie. - Uwaaj na maniery, Whelan. Potrzebujesz nas. Sean mu si wyrwa. Cholerny Connor. Kiedy ju zacznie zabija te dobre" wampiry, dopilnuje, eby Connor znalaz si na drugim miejscu jego listy, zaraz po przekltym mu Shanny. Carlos zamruga i otworzy oczy. Dookoa byo ciemno, ale wzrok szybko mu si dostosowa. Podoga pod nim wibrowaa lekko i sysza pomruk silnikw. - No, jeste - szepna Caitlyn. - Witamy. Pooy do na pododze, eby si podeprze i usi, ale poczu, e co trzyma go za nadgarstek. Mia na rkach kajdanki poczone trzydziestocentymetrowym acuchem. Usiad i poczu kolejne szarpnicie, tym razem za szyj. - Co jest, do diaba? - Na szyi mia obro, przykut grubym acuchem do metalowej sztaby. - Jestemy w klatce? - Tak. - Caitlyn siedziaa obok niego, oparta o prty. Nie miaa adnych kajdan ani acuchw, a jej ramiona okryte byy kocem. - Trzymali ci upionego wiele godzin. miertelnie si ciebie boj. - Kcik jej ust podjecha do gry. -1 wcale im si nie dziwi. Wymiatasz. Carlos chwyci gruby acuch w gar i szarpn. Pomyla, e z si, jak teraz dysponowa, moe udaoby si go zerwa. - Gdzie jestemy? - W samolocie. W adowni. - Szczelniej opatulia si kocem. Czekalimy, a si obudzisz.

- My? - Rozejrza si i dostrzeg tygrysoaka Rajiva. Mody mczyzna ubrany by w workowate spodnie. Jego dugie, czarne wosy byy zaplecione w warkocz zwisajcy przez rami, a na szyi mia srebrn obro. Jego rce te byy skute. Powiedzia co w swoim jzyku. - Cieszy si, e nic ci nie jest - przetumaczya Caitlyn. - Nie wiedziaem, e zosta schwytany - powiedzia Caros. - No c, jeste usprawiedliwiony. - Spojrzaa na niego kwano. - Bye w tym czasie nieprzytomny i umierajcy. - Lepiej ja ni ty. - Wrci pamici do ich wdrwki przez dungl. - Tak mi si zdawao, e sysz tygrysa. Caitlyn skina gow. - Poszed za nami, a potem prbowa nam pomc. Pat by zachwycony, e zapa drugiego kotoaka, skoro ty w tym momencie umierae. Unis brew. - Czybym wyczuwa odrobin zoci? - Jestem troch wkurzona, bo bez przerwy umierasz. Nie masz nieskoczonego zapasu ywotw. Ona te nie miaa. Spojrzenie Carlosa pobiego do ladu po ugryzieniu na jej szyi. Wic jednak bya to prawda. Ugryz j. By tak oszoomiony przez te wszystkie rodki uspokajajce, e mia nadziej, e moe tylko mu si zdawao. - Wszystko bdzie dobrze - szepna. Zwiesi gow i zamkn oczy. - Kiedy spae, rozmawiaam z Rajivem - zmienia temat. - To modszy brat Raghu. Ma zaledwie dwadziecia lat. Nie zakocha si w adnej z dziewczt ze wsi, a jego brat bdzie doywotnim wodzem, wic postanowi opuci plemi i szuka przygd. Carlos spojrza na modzieca, ktry przyglda im si zotymi oczami.

- Jakim cudem moe przyjmowa posta tygrysa w cigu dnia? - Och, dobre pytanie. - Caitlyn spytaa o to Rajiva w jego jzyku, a potem przetumaczya odpowied. - Mwi, e to jego drugi ywot. Kiedy mia osiemnacie lat, uksia go kobra. Od kiedy oy, moe si przeobraa, gdy tylko chce. Carlos skin gow. - Jeli szuka przygd, to z pewnoci je znalaz. Caitlyn umiechna si. - Mwi, e co go do mnie cigno, wiedzia, e mu pomog. - Jak Coco i Raquel. - Carlos znw spojrza na lady zbw na jej szyi. Bya najbardziej niesamowit kobiet na wiecie, a teraz umrze przez niego. - Nie chcesz wiedzie, co si dziao, kiedy spae? -spytaa. - Tak. - Rozejrza si po adowni. - Jak tu trafilimy? - Obudziam si, gdy Pat i jego ludzie przecigali nas do duej sali. Rajiv ju tam by. Byy te trzy wampiry, wic musiao ju by po zmroku. Rozmawiay z Patem po tajsku, ale midzy sob po chisku. Nie wpady na to, e rozumiem chiski. - I co mwiy? - spyta Carlos. - Martwiy si, e przez te srebrne obroe, twoj i Rajiva, nie bd mogy was teleportowa. Pat wstrzykn wam rodek uspokajajcy i zdj wam obroe. Potem zaczo si teleportowanie. Troch to trwao, bo wa mpiry musiay obrci par razy, eby przenie nas, Pata i jego kolesi. - Dokd nas zabray? - wypytywa Carlos. - Na mae lotnisko. Wydaje mi si, e byo gdzie na wyspie, bo widziaam palmy i piasek i syszaam fale przyboju. Wampiry rozmawiay o tym, e boj si teleportowa dalej na wschd.

- No tak. - Carlos skin gow. - Nie chc przypadkiem teleportowa si w miejsce, gdzie wieci soce i si usmay. - Wic domylam si, e wyspa bya na wschodzie Tajlandii, gdzie na Pacyfiku. I zakadam, e wci podrujemy na wschd. Dali nam koce, ale Rajiv odmwi i nawarcza na nich. - Dobry chopak. - Carlos pokaza Rajivowi uniesiony kciuk. Caitlyn wskazaa jeszcze jedn okratowan cz adowni, ledwie widoczn w sabym owietleniu. - Widzisz te trumny? Przed chwil wampiry zeszy tu i pooyy si w nich. - Widocznie wlecielimy w wiato soneczne. - Carlos szarpn za acuch. - Gdybym dosta si do ich klatki, mgbym je pozabija. - Czym? - spytaa Caitlyn. - Nie mamy broni. Zabrali nam buty i paski. Stopy mam lodowate. - Potara bose stopy jedn o drug. - A te kraty s naprawd mocne. Rajiv ju prbowa. Carlos chwyci jeden z prtw i potrzsn. Prt nawet nie drgn. - W sumie moemy poczeka - powiedziaa. - Nikt z nas nie umie pilotowa samolotu. - Suszna uwaga. Jak dugo jestemy w powietrzu? - Nie jestem pewna. Nie mamy zegarkw, ale zdaje si, e dugo. - Dugi lot na wschd - mrukn. - W sumie to dobrze, e podr trwa tak dugo. Nasi z MacKaya bd mieli wicej czasu, by zorientowa si, e zaginlimy, i namierzy nas. Caitlyn skina gow. - Mam siln telepatyczn wi z siostr. Prbuj wysya jej obrazy nas, siedzcych w klatce w samolocie.

- Jeste niesamowita. - Jego spojrzenie bdzio przez chwil po jej mikkich, zotych wosach, piknej linii uchwy i sodkich, doskonaych ustach. Bya taka pikna. - Nie patrz tak na mnie - szepna. - Jakby chcia zapamita kady szczeg, zanim znikn. Z trudem przekn lin. - Nigdy sobie nie wybacz, jeli... - Nie mw tego. - Przycisna dwa zmarznite palce do jego ust. - Ja to przeyj. Chwyci w donie jej zimn do. - Nie masz zbyt wielkiej szansy. - Bd walczy - upieraa si. - Nie zostawi ci. Wiesz, jaka potrafi by uparta. Umiechn si smutno. - Wic przeyjesz, eby mi udowodni, e si myl? - Jeli bd musiaa, to tak. To, e jestem do niczego jako wojowniczka nie znaczy, e nie jestem silna. - Jeste najsilniejsz kobiet, jak znam. - Dzikuj. - Jej oczy byszczay z emocji. - Wic co si waciwie stanie? Za par dni wyrosn mi wsy, czy moe bd miaa nienasycony apetyt na tuczyka? Serce mu si cisno. Wiedzia, e musi by przeraona, ale zgrywaa twardzielk. - Przeobraenie pozostanie upione w tobie, a sprowokuje je penia ksiyca. To dlatego pierwszy raz jest tak trudny i bolesny. Gwatowno przemiany przekracza wytrzymao niektrych ludzi. - Wic mam czas do najbliszej peni? - Tak. Jakie dwa tygodnie. Skina gow i opara si o prty. - Dwa tygodnie. Roztar jej do, eby ogrza jej palce. Kiedy ju - jeli w ogle - wyjd z tej kabay ywi, chcia nada temu maestwu moc prawn. zy napyny mu do oczu, kie-

dy pomyla, jak krtkie bdzie najprawdopodobniej ich maeskie poycie. - Catalina, wyjdziesz za mnie? Ucisna jego do. - Ju mylaam, e nigdy nie zapytasz. Rozdzia 28 Caitlyn miaa nadziej, e rozpozna miejsce ldowania, kiedy ju wysid z samolotu, ale podr trwaa w nieskoczono. W pewnej chwili podczas lotu Pat i jego uzbrojone zbiry zeszli do adowni, eby sprawdzi, jak si maj winiowie. Zacza go baga, by pozwoli jej skorzysta z toalety, wic puci ich wszystkich, pojedynczo i ze zbrojn eskort. Carlos i Rajiv dostali po trzech stranikw. Miaa nadziej, e Pat bdzie rozmawia ze swoimi ludmi i dostarczy jej wicej informacji, ale teraz, kiedy ju wiedzieli, e Caitlyn zna tajski, siedzieli cicho. Wci wysyaa telepatyczne obrazy samolotu swojej siostrze, ale nie miaa pojcia, czy jej si udaje. Po wielu godzinach poczua wreszcie, e samolot si znia, i usyszaa odgos wysuwanego podwozia. Kiedy zaczo ich troch trz przy ldowaniu, Rajiv zesztywnia. - Co si dzieje? - Wanie wyldowalimy - odpara w jego jzyku. Prbowa by dzielny, ale widziaa, e si denerwuje. To bya jego pierwsza podr samolotem i pierwszy raz, kiedy znalaz si daleko od domu. - Wiesz, kto pilotuje samolot? - spyta Carlos.

- Nie. - Pokrcia gow. - Nie widziaam nikogo w mundurze. Wydaje mi si, e jeden z tych bandytw musi zna si na pilotau. Samolot koowa bardzo dugo. - Kiedy pucili nas do toalety, naliczyem jakich szeciu miertelnikw szepn Carlos. Caitlyn skina gow. - Facet, ktry mnie eskortowa, ma na imi Sawat. - Ten wielki bydlak ze zamanym nosem? - Carlos spojrza na trumny. Byoby lepiej pokona miertelnikw, zanim wampiry si obudz. - Ty i Rajiv nie moecie si przeobrazi w tych obroach. I nie mamy broni. Chyba powinnimy zaczeka, a wysidziemy, i dopiero potem szuka sposobu ucieczki. Carlos zastanawia si nad tym ze zmruonymi oczami. - Cokolwiek zrobisz, bagam, nie daj si znowu zabi - mrukna. Zmarszczy brwi. - To nie tak, e ja to lubi. Samolot przesta si porusza. Caitlyn zdrtwiaa z obawy, e Carlos i Rajiv sprbuj jakiej samobjczej akcji, kiedy zjawi si Pat ze swoimi ludmi. Czekali. I czekali. Rajiv zwin si na pododze i zasn. - Merda - mrukn Carlos. - Czekaj, a zapadnie noc... - eby wampiry si obudziy - Caitlyn dokoczya jego myl. Godziny wloky si powoli. Caitlyn opatulia kocem siebie i Carlosa i zapada w drzemk. Nagle obudzio j skrzypienie. Carlos ruchem gowy wskaza trumny. Zadraa na widok wiek, otwierajcych si powoli. Wampiry uniosy si z trumien w powietrze i wyldoway na nogach. Sami Chiczycy, o ile moga si zorientowa,

ubrani w haftowane jedwabne szaty. Dugie, czarne wosy mieli splecione w warkocze na plecach, paznokcie te i dugie na jakie pitnacie centymetrw. Wampiry odwrciy gowy w jej stron i zasyczay, pokazujc te ky. Caitlyn zadraa i przytulia si do Carlosa. Miaa nadziej, e ona i jej przyjaciele nie s niadaniem. - Jeli ktry sprbuje ci ugry - szepn Carlos -skrc mu kark. Pat i szeciu mczyzn zeszli do adowni. Sawat otworzy klatk wampirw i ukoni si, kiedy wychodziy. Pat i pozostali te ukonili si nisko. Wampiry chwyciy trzech mczyzn i zatopiy ky w ich szyjach. Caitlyn drgna. Mczyni nie opierali si. Poddali si w milczeniu i znw zoyli niski ukon, kiedy wampiry ich puciy. - Przylecielimy ju do San Francisco? - spyta po chisku najwyszy z wampirw. - Tak, panie - odpar Pat w tym samym jzyku. -W wityni wszystko gotowe. San Francisco? Natychmiast przesaa siostrze obraz mostu Golden Gate. - Wic czas na nas. - Najwyszy wampir ruszy w stron Caitlyn i jej przyjaci. Pat i jego ludzie podbiegli do klatki. Kilku wycelowao w nich pistolety, a pozostali chwycili acuch przyczepiony do srebrnej obroy Carlosa. Szarpnli, pocigajc Carlosa do siebie. Opiera si, ale obroa werna si w jego szyj, odcinajc mu dopyw powietrza. Ustpi i da si pocign do tyu. Caitlyn skrzywia si, kiedy uderzy potylic o elazne prty. Kiedy Carlos by ju przycinity do krat, Sawat podcign mu koszulk na plecach. Caitlyn krzykna cicho, kiedy Pat wbi ig strzykawki w jego ciao.

Spojrza na ni. - To tylko rodek usypiajcy. Potrzebujemy was ywych. Sawat umiechn si zoliwe. - Jeszcze przez chwil. Powieki Carlosa zatrzepotay i opady; osun si na podog. Pat i jego zbiry powtrzyli ca procedur z Ra-jivem, po czym otworzyli klatk i zdjli obroe obu koto-akom. Wampiry weszy do klatki; dwa z nich chwyciy Rajiva i Carlosa i teleportoway si. Po chwili wrciy, by teleportowa Pata i jego ludzi. Trzeci wampir podszed do Caitlyn. Cofna si o krok, czujc, jak krew omocze jej w uszach. - Kiedy bdziemy witowa wskrzeszenie Mistrza Hana, ja wezm sobie t - powiedzia po chisku. - Wypij jej krew do dna, a potem spal jej ciao jako kadzido. Caitlyn przekna lin i wysaa siostrze kolejny gorczkowy przekaz Golden Gate. Wampir rzuci si ku niej z oszaamiajc prdkoci. Odskoczya, ale jego palce z dugimi pazurami chwyciy j za rami. Teleportowa si, zabierajc j ze sob, i wiat sczernia jej przed oczami. Kiedy zjawili si na miejscu, potkna si i pada na kolana, pchnita przez wampira na bok. Nieopodal zobaczya Rajiva i Carlosa: leeli nieprzytomni na pododze. Siedziaa skulona, rozgldajc si dookoa. Znaleli si na jakim drewnianym podwyszeniu w jednym kocu prostoktnej sali. Sufit przecinay polakierowane na czerwono belki. Nagie, biae ciany rwnie obrzeone byy czerwonym, lakierowanym drewnem. Na drugim kocu sali, midzy par czarnych drzwi ze zoceniami sta wielki, mosiny gong. Przy gongu sta Pat, teraz ubrany w czarn, jedwabn szat z kapturem. Szeciu zbirw stao pod tyln cian. Byli uzbrojeni w wielkie, ceremonialne miecze. To musiaa by witynia, o ktrej mwiy wampiry. Caitlyn dostrzega je po drugiej stronie podwyszenia.

W centrum podwyszenia znajdowa si drewniany otarz, rzebiony w zocone smoki. Na otarzu spoczywao ciao wysokiego mczyzny, odziane w czerwony jedwab ze zotymi szamerunkami. Dreszcz przebieg jej po plecach. Ten mczyzna na otarzu to musia by Mistrz Han. Zabrzmia gong, wic spojrzaa w stron wejcia; Pat jeszcze raz uderzy w mosidz. Drzwi otworzyy si i do sali zaczli dwjkami wchodzi mczyni ubrani w czarne jedwabne szaty z kapturami, ktre zakryway im gowy i ocieniay twarze. W sumie naliczya dwudziestu. Ostatni zamknli za sob drzwi i doczyli do towarzyszy. Mnisi ustawili si w pi rzdw po czterech ludzi, zostawiajc przejcie porodku. Pat znw uderzy w gong. - Mistrz Han! - krzyknli chrem mnisi, po czym padli na kolana i skonili si do podogi. Caitlyn zauwaya, e jeden z nich porusza si odrobin wolniej od reszty, jakby nie do koca zna ceremonia. Uzbrojeni ludzie pod cian rwnie padli na kolana. Rajiv i Carlos obok niej zaczli si budzi. Pat przemaszerowa przejciem porodku sali, wymachujc mosin kadzielnic, z ktrej unosia si smuka dymu. Zapach kadzida wypeni powietrze, mnisi zaczli piewa. Carlos i Rajiv usiedli i rozejrzeli si nieufnie dookoa. Caitlyn domylaa si, e Carlos liczy przeciwnikw i ocenia szanse pokonania ich w walce. Nie miaa pojcia, jak dobrze potrafi walczy mnisi, a oprcz nich byo jeszcze szeciu bandziorw, Pat i trzy wampiry. Trzydziestu na troje. Fatalne proporcje. Carlos by piekielnie skuteczny w walce i pewnie powaliby siedmiu czy omiu chopa, zanim by go uwiziono lub zabito. Znw. Spojrzaa na niego i pokrcia gow,

bagajc go wzrokiem, eby nie prbowa niczego pochopnego. Pat wszed na podwyszenie i odstawi kadzielnic na mosiny stojak. - Stranicy, oto wasz Pan! - Unis rce, zbliajc si do otarza. Mnisi wyprostowali si na kolanach i krzyknli: - Mistrz Han! - Mino czterdzieci pi lat od dnia, kiedy Mistrz Han zaprowadzi pokj midzy zwanionymi zwolennikami trzech wampirycznych lordw - oznajmi Pat. - To Mistrz Han zjednoczy wampiry i ich poddanych, dajc im jeden wsplny cel. To dziki Mistrzowi Hanowi urosa nasza moc i terytorium. To dziki Mistrzowi Hanowi zrozumielimy, e moemy zawadn ca Azj! Wampiry i mnisi zaczli wiwatowa. - Ale wtedy - glos Pata posmutnia - stao si co niewyobraalnego. Mistrz Han ze swoimi wojskami odnis zwycistwo nad pewn tybetask wsi i zada, by dostarczono mu w darze najpikniejsz dziewic. Wieniacy przysali dziewczyn napenion trucizn, a kiedy Mistrz Han napi si z niej, zapad w gboki sen. Mnisi mruknli z niezadowoleniem. - Powstalimy, aby pomci naszego Mistrza - cign Pat. - Spalilimy wie do goej ziemi i wyrnlimy wszystko, co ywe! Mnisi wydali radosny okrzyk. - Przywielimy Mistrza tutaj, do San Francisco, gd zie mieszka doktor Chou, najwikszy znawca staroytnych poda i zioowych remediw. Przez pi lat prbowa oywi Mistrza. - Pat wskaza jednego z mnichw. - Doktor Chou od dawna jest przekonany, e wskrzesi Mistrza mona tylko jednym sposobem.

Mnich wsta i odsun kaptur, odsaniajc rzadkie, siwiejce wosy. - Staroytne teksty mwi, e ciao mona przywrci do ycia, jeli przeskoczy nad nim kot. Ale nie byle kot. Musi to by magiczny kot o wielkiej mocy. - I oto mamy tu dwa najpotniejsze koty na wiecie! -wykrzykn Pat, wskazujc Carlosa i Rajiva. Caitlyn parskna. To dlatego zostali porwani? eby Carlos si przeobrazi i przeskoczy nad nieprzytomnym wampirem? Spojrzaa na niego i przewrcia oczami. Zmarszczy brwi i ledwie dostrzegalnie pokrci gow. W tej chwili zrozumiaa, dlaczego ta sytuacja nie wydawaa mu si zabawna. Jeli przeskoczy nad Mistrzem Hanem i to nie uleczy wampira w magiczny sposb, wina za niepowodzenie tego planu moe spa na nich. Prawdopodobnie zostan zgadzeni. A gdyby doszo do waki, przeciwnik mia przytaczajc przewag. Pat wskaza palcem Carlosa. - Ju czas! Przeobrazisz si i przeskoczysz nad naszym Mistrzem! Carlos wsta powoli, rozejrza si po sali i pokrci gow. - Nie, dzikuj. Mnisi zachysnli si z oburzenia. Pat drgn. - Mistrzowi si nie odmawia. - Kiwn na szeciu osikw z mieczami, by zbliyli si do podwyszenia. Jeden z mnichw, ten, ktry porusza si wolniej od innych, zerwa si nagle z podogi i z wampiryczn prdkoci mign w ich stron. Jego kaptur zsun si, gdy wskakiwa na podwyszenie, i Caitlyn odniosa wraenie, e dostrzega bysk w oczach Carlosa. Mnich wampir chwyci j od tyu i przycisn n do jej szyi. Krew cia jej si w yach ze strachu.

- Przeskoczysz przez Mistrza - rozkaza Pat Carlosowi. - Albo bdziesz patrzy na mier twojej ony. Caitlyn oddech uwiz w gardle, kiedy Carlos si zawaha. Wymieni spojrzenie z jej oprawc, wzruszy ramionami i zwrci si do Pata. - Prosz bardzo. Ju mi si znudzia. Zachysna si ze zdumienia. Pat wytrzeszczy oczy. - Co? Carlos machn lekcewaco rk. - Jest fatalna w ku. Ley jak koda i kae mi odwala ca robot. Caitlyn znw gwatownie wcigna powietrze. Czy on mwi serio? Serce wpado jej do odka, kiedy zobaczya, e mnisi mrucz i kiwaj gowami, wspczujc Car-losowi. - Nie rb jej krzywdy! - krzykn Rajiv w swoim jzyku. Podbieg do otarza i przeobraajc si w tygrysa, przeskoczy nad Mistrzem Hanem. - Nie! - krzykn Carlos. Mnisi zerwali si z klczek. Rajiv wyldowa po drugiej stronie otarza i powrci do ludzkiej postaci. Spodnie, ktrych nie zdy zdj, byy podarte na strzpy. Chralny okrzyk zdumienia rozleg si w sali, kiedy ciao Mistrza Hana zaczo drga. Mnisi zaczli podskakiwa, wrzeszczc z radoci. Mistrz Han unis si w powietrze i stan na otarzu. Twarz zakrywaa mu zota maska. - O kurde - mrukn po angielsku mnich, ktry trzyma Caitlyn. Przycisn guzik na zegarku. - Angus, do mnie, w tej chwili! - Co? - Caitlyn odwrcia gow, eby spojrze na niego. Puci do niej oczko.

- J.L. Wang, do usug. - Odda jej n, po czym doby spod szaty dwa miecze. Jeden rzuci Carlosowi. Carlos i J.L. zeskoczyli z podwyszenia i rzucili si biegiem na zbirw. Caitlyn wzdrygna si, syszc szczk mieczy. Niektrzy mnisi pobiegli do drzwi, ale zanim zdyli uciec, przy wejciu zmaterializowa si Angus z grup wampirw. Caitlyn rozpoznaa Emm, Phineasa, Connora, lana, Romana i, ku swojemu zdumieniu, wasnego ojca. wityni wypeniy wrzaski; ci, ktrzy sprbowali walczy z wampirami, szybko zostali zabici. Rajiv wrci biegiem do Caitlyn, chwytajc po drodze mosiny stojak i zwalajc z niego kadzielnic. Stan obok niej, dzierc stojak niczym bro. Sawat z grymasem wciekoci na twarzy wskoczy na podwyszenie i ruszy na ni i Rajiva. - Zabij was oboje. - Unis miecz i zaszarowa. Caitlyn cisna noem, ktry da jej J.L. Sawat wrzasn, kiedy n wbi si w jego podbrzusze. Skrzywia si. Rajiv spojrza na ni nieufnie i odsun si. - Celowaam w pier - zapewnia go. - Naprawd. - Mistrzu Han! - krzykn Pat. - Musisz ucieka. - Nie! - Carlos popdzi w stron podwyszenia, eby powstrzyma Mistrza Hana. J.L. by tu za nim. Pat skoczy przed otarz i wycign n spod szaty, chcc broni swojego pana. Carlos ci go mieczem; profesor pad na bok, powanie ranny. Carlos prbowa dgn Mistrza Hana, ale ten znikn. - Nie! - Carlos ruszy biegiem na trzy wampiry. Jeden z nich mign do rannego Pata, chwyci go i teleportowa si. - Zabierzcie i mnie! - wrzasn Sawat, przyciskajc doni krwawice przyrodzenie. - Nie zapomn ci, suko. - Znikn, kiedy jeden z wampirw teleportowa si z nim.

Trzeci wampir zabra doktora Chou. Bitwa dobiega koca; wszyscy pozostali mnisi i ludzie Pata albo nie yli, albo poddali si. Carlos podbieg do Caitlyn. - Jeste caa? Zaoya rce na piersi i spojrzaa na niego ze zoci. - Znudziam ci si? Le jak koda, a ty musisz odwala ca robot? Parskn. - Skarbie, chciaem tylko zyska na czasie. Kiedy tylko zobaczyem J.L.-a, wiedziaem, e pomoc jest w drodze. - Znasz go? - Jasne. - Carlos klepn go po plecach. - Pracuje dla MacKaya. Wiedziaem, e nie zrobi ci krzywdy. J.L. kiwn gow. - Przepraszam, e napdziem ci strachu. Uznaem, e lepiej bdzie, jeli sam przystawi ci n do garda, zanim zrobi to ktokolwiek inny. - Jak nas znalelicie? - spytaa Caitlyn. - Kiedy twoja siostra powiedziaa, e jeste w San Francisco, zabawiem si w tajnego agenta w Chinatown -wyjani J.L. - Angus i reszta teleportowali si do domu tutejszego klanu i czekali na mj znak. - A J.L., jako wampir, ma wszczepione pod skr urzdzenie naprowadzajce - cign Carlos. - Wic byem pewny, e Angus zjawi si z odsiecz. Caitlyn odetchna gboko. Wic Shanna odebraa obrazy. - Bogu dziki. - Uciskaa J.L.-a. -1 tobie. Tak si baam, e Carlos sprbuje sam walczy ze wszystkimi i znw da si zabi. Carlos zmarszczy brwi. - Miaem plan. Chciaem zapa ten mosiny stojak, wskoczy na otarz i zagrozi, e przebij Mistrzowi Ha-

nowi serce, jeli oni wszyscy nie rzuc broni i nie puszcz ciebie i Rajiva. J.L. pokiwa gow. - Cakiem niezy plan. - A co by byo potem? - spytaa Caitlyn. - Jak ty by uciek? Carlos przestpi z nogi na nog. - Tej czci nie zdyem jeszcze wymyli. Nie wiedziaa, czy wrzeszcze, czy si rozpaka. Zawsze stawia jej bezpieczestwo przed wasnym. - Tak strasznie ci kocham. Umiechn si szeroko i wzi j w ramiona. - Wic ju po wszystkim? - Rajiv spyta Caitlyn w swoim jzyku. - Tak. - Odwrcia si do niego. - Moemy ci odstawi do domu, jeli chcesz. A jeli wolisz, pewnie mgby pracowa w tej samej firmie co ci wszyscy ludzie. MacKay, Usugi Ochroniarskie i Detektywistyczne. cigaj zoczycw po caym wiecie. - Takich jak Mistrz Han? - spyta Rajiv. - Chciabym z nimi pracowa. Zwiesi gow. - To moja wina, e Mistrz Han oy. Zrobiem to tylko dlatego, e baem si o ciebie. Caitlyn uciskaa modego tygrysoaka. - Nikt nie ma ci tego za ze, Rajiv. Dowiode, e jeste najdzielniejszym wojownikiem. - Co si dzieje? - spyta Carlos. - Zdaje si, e Rajiv chciaby pracowa dla Angusa -odpara. - W takim razie go przedstawi. - J.L. kiwn na Rajiva, by szed za nim. Odwrci si i polizn w kauy krwi Sawata. - Do diaba. Facet zostawi jaja w San Francisco. Carlos rozemia si i znw wzi Caitlyn w ramiona. - Naprawd nic ci nie jest?

- Naprawd. - Oparta gow na jego piersi. - Ale chtnie zrobi sobie dugie, mie wakacje. Ucisn j mocniej, ale si nie odezwa. Domylaa si, co myli. Jej wakacje nie potrwaj dugo. Za dwa tygodnie nastpi jej pierwsze przeobraenie. I moe go nie przey. Kiedy tylko teleportowali si z powrotem do Romatechu, Carlos poprosi Seana Whelana o rk crki. Potem, kiedy nos przesta mu ju krwawi, zadzwoni do ojca Andrew, eby wszystko z nim omwi. Pobrali si nastpnego wieczoru w kaplicy w Romatechu. Roman zaofiarowa si, e poprowadzi Caitlyn do otarza, jako e jej wasny ojciec odmwi przyjcia. Shanna wystpia w roli pierwszej druhny, a Coco i Raquel sypay kwiatki. Carlos poprosi Fernanda, by zosta jego drub. Constantine podawa obrczki. Serce pkao Carlosowi, kiedy Caitlyn przez ca noc polubn gorczkowaa i wymiotowaa. Po powrocie do Romatechu wyzna Shannie i Romanowi, e ugryz Caitlyn i e obawia si, i straci j za dwa tygodnie. Shanna, Roman i gwny chemik Romana, Laszlo, przez ca noc opracowywali serum, ktre jak mieli nadziej, uatwi Caitlyn transformacj. Serum skadao si z syntetycznej krwi tej samej grupy co krew Caitlyn i niewielkiej domieszki DNA panteroaka, wyizolowanego z krwi Cariosa. Zakadali, e bdzie miaa wiksz szans przeycia, jeli jej ciao powoli zaadaptuje si do DNA panteroakw, zamiast przechodzi cakowit i gwatown przebudow genetyczn przy peni ksiyca. Shanna bya tak przeraona moliwoci utraty siostry, e upara si, by Caitlyn otrzymaa pierwsz dawk ju nastpnego wieczoru, zaraz po lubie. Po paru godzinach Caitlyn pochorowaa si fatalnie.

Pniej dostaa kolejn dawk, z odrobin wiksz iloci panteroaczego DNA. I znw to odchorowaa. Tak byo przez cay tydzie i Carlos obawia si najgorszego. DNA panteroaka wywoywao paskudne objawy. Jak miaa przetrwa transformacj? Caitlyn nie chciaa przerwa kuracji, bo Roman by przekonany, e ich metoda zadziaa. Za wszelk cen zachowywaa optymizm i nadziej. Ta jej pogodna natura bya jedn z cech, ktre Carlos kocha w niej najbardziej, wic stara si nie okazywa, jaki jest przeraony. Kiedy nadesza penia ksiyca, pracownicy Romatechu dostali woln noc. Zostali tylko Shanna, Roman i Connor. Phineas i Howard siedzieli w miejskiej rezydencji z Tinem i Sofi. Carlos wiedzia, e Shanna nie chce, by dzieci tu byy, gdyby doszo do najgorszego. Shanna urzdzia im jak najwygodniej altan w ogrodzie. Uoya w rodku materac i koce. Roman da Carlosowi strzykawk ze rodkiem przeciwblowym, gdyby Caitlyn go potrzebowaa. Kiedy ksiyc zacz wschodzi, Caitlyn i Shanna uciskay si mocno, ze zami w oczach. W kocu, z cikim, penym lku sercem Carlos wypro wadzi Caitlyn do ogrodu, do altany. Kiedy obejrza si na okna stowki, zobaczy, e Shanna jest w rodku i chodzi niespokojnie. Jej m i Connor stali nieopodal. Gdy ksiyc wspi si wyej na nocnym niebie, oddech Caitlyn sta si bardziej pytki. Pierwsza fala blu uderzya j zaraz po wejciu do altany. Caitlyn zwina si na materacu, zacisna powieki. Kiedy bl zela, Carlos namwi j, eby si rozebraa. Trzsa si, wic otuli j kocami i wzi w ramiona. Uderzy kolejny przypyw blu, a krzykna. Ju po chwili kiwaa si w przd i w ty, jczc cicho. - Chcesz rodek przeciwblowy? - spyta. Pokrcia gow.

- Przetrwam to, Carlos. Nie poddam si. zy zmciy mu wzrok. - Jeste najdzielniejsz kobiet, jak spotkaem. Krzykna i pada na materac. Przeturlaa si na czworakach i zadraa. Krzykna znw, kiedy pazury wystrzeliy z jej palcw. Ramiona zaczy migota, zrobiy si czarne. Donie przeksztaciy si w apy. - To si dzieje, Caitlyn. Wrzasna, kiedy jej nogi zatrzeszczay i przeobraziy si w tylne nogi pantery. Wypryy jej si plecy, coraz wicej koci trzeszczao i przeksztacao si. Jej jki zmieniy si w bolesny pomruk. - Moja gowa - szepna. - Zaraz eksploduje. Carlos przytrzyma j mocno. Jej ciao byo ju gibkie i czarne. Znw krzykna. Gowa jej si przeobrazia i krzyk przeszed w ryk. Pada na materac, dyszc ciko. - Udao ci si. - Chwyci jej gow w donie i spojrza w pikne, turkusowe kocie oczy. - Catalina, moja pikna kotko, dokonaa tego. Lizna go w do szorstkim jzykiem. Carlos rozebra si i przeobrazi. Caitlyn wci leaa na materacu, ale jej oddech by ju spokojniejszy. Trci j pyskiem. Chod, zabawimy si. Uniosa gow. Moesz ze mn rozmawia telepatycznie? Tak, zyskaem t zdolno, kiedy osignem trzeci poziom. Pantery pierwszego poziomu zwykle tego nie potrafi, ale ty ju wczeniej miaa moce parapsychiczne. Znw trci j gow. No chod, pobiegaj ze mn. Przekrcia si na apy i wysza za nim z altany. Spojrzaa w stron stowki. Shanna bya w rodku, i kiedy zauwaya dwie pantery, zacza podskakiwa, krzycze i boksowa pici powietrze. Ona i Roman uciskali si ze miechem.

Carlos te si rozemia i potruchta w stron lasu. Twoje zmysy bd ostrzejsze. Bdziesz widziaa w ciemnociach. Czuj si silna, powiedziaa mu. Czuj si owc. Ganiali po caym terenie Romatechu. Caitlyn nauczya si skaka i ostrzy pazury. Par razy sprbowaa nawet skoczy na Carlosa. Kiedy ksiyc zacz si znia, wrcili do altany. Transformacja z powrotem do ludzkiej postaci bya ju mniej bolesna. Mimo to Caitlyn pada na materac, oddychajc ciko. - Mj Boe, jestem wykoczona. Mogabym spa przez tydzie. Carlos te si przeobrazi i nakry j kocem. - Udao ci si, Catalina. Jestem z ciebie taki dumny. Westchna. - Ciesz si, e ju po wszystkim. Moe wreszcie przestaniesz na mnie patrze z takim poczuciem winy. Cierpiaam, widzc, jak bardzo ty cierpisz. zy wezbray mu w oczach. - Nie wiem, jak mgbym spojrze sobie w oczy, gdybym ci straci. Nie potrafi wyrazi, jak bardzo ci kocham. Dotkna jego twarzy. - Ju jest dobrze. Przetrwalimy to. - Umiechna si. - Wyglda na to, e Shanna od pocztku miaa racj. Bd miaa kociaki. Z umiechem odgarn jej wosy z czoa. - Nasze dzieci bd zupenie normalne, dopki nie osign dojrzaoci i nie przeobra si po raz pierwszy. -Przekrzywi gow. - Zreszt, odwouj to. Twoje dzieci nigdy nie bd zupenie normalne. - Hej. - Pacna go w rami. Rozemia si. - Chodzio mi o to, e twoje dzieci bd pikne, inteligentne i obdarzone zdolnociami parapsychicznymi.

- Aha. No c, to prawda. - Oczy byszczay jej wesoo. - A twoje dzieci pewnie bd umiay si wykrci sodkimi swkami z kadej kopotliwej sytuacji. - Ju je lubi. - Pocaowa j w piegowaty nos. - Ja te. - Obja go za szyj. - Moe powinnimy si od razu do tego zabra. No wiesz, jeste zagroonym gatunkiem, i tak dalej. To byoby bardzo odpowiedzialne z ekologicznego punktu widzenia. - Uwielbiam te twoje seksowne gadki. Rozemiaa si. - A ja uwielbiam, kiedy mruczysz mi do ucha. Musn nosem jej ucho i zamrucza basowo. Zadraa. Jego usta zsuny si na jej szyj. - Catalina, na pewno nie jeste za bardzo zmczona? - Jestem wykoczona. Ale pomylaam sobie, e mog po prostu polee jak koda, a ty odwalisz ca robot. Unis gow, eby posa jej cierpkie spojrzenie. - Nigdy mi tego nie wybaczysz, co? Usta jej drgny. - Nigdy nic nie wiadomo. - Niegrzeczna kicia. Ze miechem przewrcia go na plecy i dosiada. Przyciskajc go za ramiona, pochylia si i skubna go w ucho. - Ale koniec umierania, syszysz? Nie ycz sobie, eby dla mnie umiera. Rozemia si. - Dla ciebie, skarbie, mam ochot y wiecznie.

Podzikowania
Jak mogabym pisa zabawne ksiki bez ludzi, ktrzy wnosz rado w moje ycie? Za wszystkie godziny miechu i sushi musz podzikowa moim drogim przyjacioom i krytykom: MJ-owi, Sandy i Vicky. Dzikuj mowi, ktry wci rozmiesza mnie tak samo jak na pierwszej randce przed wielu laty. Dzikuj moim dzieciom, ktre przepeniaj mnie dum i radoci. Dzikuj mojemu wydawcy, Erice Tsang, i wszystkim fachowcom z wydawnictwa HarperCollins. Uwielbiam z Wami wsppracowa! Wielkie dziki dla Michelle Grajkowski z Agencji Literackiej Three Seas, ktra jakim cudem potrafi by jednoczenie fortec siy i sodyczy. I wielkie, wielkie dziki dla tych wszystkich, ktrzy czytaj moje ksiki i wci wracaj po wicej. Ogromnie doceniam Wasze listy i maile!

You might also like