You are on page 1of 256

Kerrelyn Sparks

Ja ci kocham, a ty pisz, wampirze


Przekad Agata Kowalczyk Amber

Rozdzia 1 Klub pulsowa gitarowymi basami i niepohamowan dz. Przyszed we waciwe miejsce. Ian MacPhie szed przez odnowiony magazyn, stawiajc kroki w rytm uderze perkusji. Klub Horny Devils by najlepszym miejscem na poszukiwanie kobiety. Byo ich tutaj cae mnstwo. Wszystkie urocze i wszystkie byy wampirzycami. Jaskrawoczerwone i niebieskie lasery omiatay hal, owietlajc skpo ubrane damy taczce pod scen. Poruszay si w rytm gonej muzyki jak wzburzone morze podczas przypywu, a lana popycha w ich stron zachanny prd przyboju. Jedno z czerwonych wiate pado na niego, byskajc mu w twarz i olepiajc na kilka sekund. Ogarna go panika. A co bdzie, jeli adna z tych kobiet nie uzna go za atrakcyjnego? Co, jeli przez dwanacie dni znosi koszmarny bl po to, eby wyglda na starszego i... brzydkiego? Poniewa by wampirem, nie mg zobaczy nowej twarzy w lustrze. Byo go wida na kilku cyfrowych zdjciach z wesela Jeana-Luca, a przynajmniej tak mu si zdawao. Nie rozpoznawa mczyzny na fotografiach. Heather zapewnia go, e jest przystojny, ale Heather bya szczliw pann mod, tego dnia wszystko wydawao si jej pikne. Kiedy odzyska wzrok, zrozumia, e niepotrzebnie si denerwowa. adna z kobiet nie patrzya na niego. Stay przodem do sceny, ze spojrzeniami wbitymi w tancerza, ktry paradowa dumnie w indiaskim piropuszu na gowie. Na bezwosej piersi mia namalowan strza w barwach wojennych. Bya skierowana w d, gdzie kpka strategicznie umieszczonych orlich pir skrywaa jego wampum. an odetchn gboko i oceni sytuacj. To prawda, damy go nie zauwayy, ale przecie nie prbowa jeszcze zwrci na siebie ich uwagi. Te dziewczyny z pewnoci byy napalone, wic mia spore szanse. Pora wyprbowa now twarz. Powoli wmiesza si w tum. Ale co powinien powiedzie? Jean-Luc zdoby Heather wdzikiem i inteligencj. Postanowi, e zastosuje ten sam sposb. - Dobry wieczr paniom. Muzyka ryczaa tak gono, e usyszay go tylko dwie wampirzyce. Odwrciy gowy i przyjrzay mu si miao. - Niezy - krzykna jedna. an posa im umiech, jak mia nadziej, uroczy, cho zawaha si, kiedy zauway, e druga kobieta ma usta pomalowane na czarno. Podejrzewa, e wspczesne dziewczta uwaay taki makija za atrakcyjny, ale jemu przypomnia epidemi dumy. - Fajny kilt - krzykna ta z czarnymi ustami. -I zgrabne kolana. - Jeste tancerzem? - zapytaa pierwsza.
2

- Nie. Pozwol panie, e si przedstawi. Jestem an Mac... - Och, mylaam, e ten kilt to kostium! - rozemiaa si pierwsza dziewczyna. - Na serio tak si ubierasz? - Musimy zobaczy co wicej ni adne kolana! - rozemiaa si czarnousta. an si zawaha. Potrzebowa dowcipnej, citej odpowiedzi. - Jestem pewien, e da si to zaatwi. Niestety, dziewczyny nie zwrciy uwagi na prb nawizania flirtu. Rozlegy si goniejsze piski i odwrciy si do sceny. Pira fruway, a wampirzyce usioway je zapa na pamitk. - Bardzo przepraszam. - an sprbowa odzyska zainteresowanie dziewczyn. - Mog postawi paniom drinka? - To jest moje! - Czarnousta odepchna koleank, eby chwyci piro. an odsun si, skonsternowany zachowaniem kobiet. Spojrza na scen i przekn lin. Na wszystkich witych, kobiety oskubay tancerza jak kurczaka. Te nowoczesne panny byy bardziej agresywne, ni sdzi. Zakada, e kiedy bdzie szuka partnerki, to on bdzie myliwym. Cofn si jeszcze bardziej, by zej z drogi rozgorczkowanym amatorkom pierza. Moe to tylko kwestia wybrania odpowiedniego momentu. Tak, odpowiedni moment by bardzo istotny, kiedy polowao si na zwierzyn. Postanowi, e usidzie i poczeka. Prdzej czy pniej tancerze bd musieli zrobi sobie przerw i moe wtedy bdzie atwiej zrobi wraenie na paniach. A kiedy bdzie czeka, wypije drinka na ukojenie nerww. Ruszy do baru. Wszystko sobie przemyla. Szuka partnerki uczciwej, lojalnej, adnej i inteligentnej. W takiej kolejnoci. I oczywicie powinna by w nim szaleczo zakochana. Z tym ostatnim by pewien problem. Jak mia sprawi, eby ta idealna dziewczyna si w nim zakochaa? Wtpi, by jego rzekomo liczne kolana wystarczyy. Barmanka trzymaa telefon przy jednym uchu, a drugie zatykaa doni, eby cokolwiek usysze przy ryczcej muzyce. - Jasne, nie przestaj mwi. Wic jestecie z Kalifornii? A niech mnie, strasznie daleko. Obok niej zmaterializoway si dwie mode damy. Wykorzystay gos barmanki jako sygna naprowadzajcy, dziki ktremu teleportoway si we waciwe miejsce. - Witamy w Horny Devils. - Barmanka umiechna si, odkadajc suchawk. - Czego si panie napij? - Dwa razy blood lite - zoya zamwienie jedna z dziewczyn. Zamkna byszczc, ozdobion brylancikami komrk i wrzucia j do byszczcej torebki. Druga wampirzyca wskazaa palcem scen. - Wow, ale on jest seksowny! Zapomniay o drinkach i przepchny si w stron sceny, an unis rk na powitanie. - Dobry wieczr paniom. Miny go z oczami wlepionymi w taczcego Indianina, ktremu zostay ju tylko dwa pira.
3

an westchn. Do czego to doszo, eby mczyzna o szlachetnych intencjach musia konkurowa ze stripti-zerem? Jak mia zrobi wraenie na tych nowoczesnych dziewczynach? Moe Vanda mogaby mu da jak rad. Vanda, ktra miaa rowe, nastroszone wosy i nosia ciuchy ze spandexu, staa si bardzo nowoczesn kobiet. 0 najwyraniej odniosa wielki sukces w interesach, skoro wampiry teleportoway si do jej klubu a z Zachodniego Wybrzea. an usadowi si na stoku przy barze i zosta obdarzony promiennym umiechem barmanki. Panna Cora Lee Primrose nie nosia ju sukien z krynolin i nie krcia jasnych wosw w loczki, ale wci mwia z akcentem piknoci z Poudnia z czasw wojny secesyjnej. - Jak si miewasz - przywitaa go. - Chciaby sprbowa najnowszego drinka z linii fusion? - A jest co nowego? - Za dugo go nie byo. - A jest. Nazywa si bleer. Syntetyczna krew zmieszana z... - Piwem? Cora Lee zrobia zawiedzion min. - Ju to pie? - Nie, tak strzeliem. Sprbuj. - Ian wyj pi dolarw ze sporranu i pooy na blacie, a ona napenia szklank bursztynowym pynem. Od aromatu krwi i drody linka napyna mu do ust. Na wszystkich witych, od wiekw nie pi piwa. - Prosz. - Cora Lee postawia przed nim szklank. Wypi dugi yk i zliza z warg czerwonaw piank. - Wyborne. Barmanka umiechna si szeroko. - Ciesz si, e ci smakuje. Jeste nowy w miecie? Do diaba. Myla, e jej powitalny umiech oznacza, e go rozpoznaa, ale tak nie byo. Wypi kolejny potny yk bleera, eby osodzi sobie uczucie zawodu. Cora Lee bya w haremie Romana przez pidziesit lat, w tym samym domu, w ktrym an mieszka i pracowa jako stranik. Czy naprawd a tak si zmieni? - To ja, an. Jej niebieskie oczy otworzyy si szeroko. - an? - Tak. an MacPhie. - Nie moesz by anem, an to nastolatek. Spojrza chmurnie w swoj szklank bleera. Przez pi wiekw by traktowany jak dziecko. To cud, e nie oszala. - Prosia mnie, ebym ci pomaga sznurowa gorset. Pewnie mylaa, e jestem za mody, eby zerka na twoje krge biodra i na to, jak gorset wypycha twoje piersi...
4

- No co ty! Ja? Nigdy! - Cora Lee odsuna si o krok. - Nigdy bym nie posza do ka z dzieckiem - obruszya si. - Jestem trzysta lat starszy od ciebie - warkn. Przekrzywia gow, eby mu si przyjrze. - Przyznaj, twoje oczy s niesamowicie podobne do oczu Iana. - Moe dlatego, e jestem anem. - Na pewno? - Oczywicie, e na pewno. Kim innym miabym by? Zerkna na niego podejrzliwie. - Widzisz... nie pamitam, eby byl taki... - Czarujcy? - Zgryliwy. - Westchna. - an by takim dobrze wychowanym i miym chopcem. Bardzo go lubiam. - Do wszystkich diabw, ja nie umarem. Tylko wygldam teraz dwanacie lat starzej. - A niech mnie. Jak to zrobie? an si zawaha. O specyfiku Romana, pozwalajcym wampirom nie spa w dzie, lepiej byo nie rozpowiada. - To przez co... co zjadem. W Teksasie. - Chciae to zje? Chciae wyglda starzej? - Aye. - Ale dlaczego miaby zrobi co tak okropnego? Zazgrzyta zbami. Przez wieki by uwiziony w ciele pitnastolatka; to byo pieko na ziemi. Jeli Cora Lee tego nie rozumiaa, on nie czu si w obowizku wyjania. - Moe po prostu chciaem si z kim przespa. Obruszya si. - A bye takim miym chopcem. - Aye. - Dopi swj bleer. Cora Lee przyjrzaa mu si ze zmarszczonymi brwiami. - Skoro masz, czego chciae, to dlaczego jeste taki skwaszony? - Nie jestem skwaszony! Otworzya szeroko oczy. - Och, rozumiem! Jeszcze adnej nie zaliczye. Moe mog ci pomc. Cholera, sam potrafi zapolowa. Zauway, e muzyka przycicha. Tancerz zszed ze sceny i panie szukay innego obiektu zainteresowa. Musia dziaa szybko. - Jest Vanda? Musz si z ni zobaczy. - Chwileczk. - Cora Lee podbiega do stolika, przy ktrym siedziaa jaka wampirzyca i gawdzia z innymi klientkami. Pamela! Nigdy nie zgadniesz, kim jest ten facet. Czyby Cora Lee prbowaa umwi go z lady Pamel Smythe-Worthing? Nie. Do diaba, nigdy. Brytyjska wice-hrabina z czasw regencji te bya w haremie Romana i przez pidziesit lat patrzya na niego ze zoliw pogard.
5

Lady Pamela wstaa i mu si przyjrzaa. Jej falbaniasta XIX-wieczna suknia znikna. Wicehrabina ubieraa si stosownie do obecnych czasw, miaa na sobie minispdniczk i czarny skrzany stanik. - O rany, spjrzcie na ten stary wywiechtany kilt. -Lady Pamela wci mwia tym samym wyniosym tonem. - To pewnie kolejny barbarzyca ze Szkocji. Czy nikt w tym okropnym kraju nie umiera ju naturaln mierci? an unis brew. Musiaa wiedzie, e j syszy. Cora Lee umiechna si szeroko. - Pamelo, to jest an! Pamela wybauszya oczy. - Z pewnoci artujesz. Bd na ciebie bardzo za, jeli stroisz sobie ze mnie arty. - To naprawd jest an - przekonywaa j Cora Lee. -Wydorola. - Jeszcze jak. - Pamela zmierzya go wzrokiem. -I musz przyzna, e nasuwa mi si pytanie o niezmiernie wan kwesti. - Chodzi ci o to, jak to si stao? - domylia si Cora Lee. - Powiedzia mi, e to przez to, e... - Nie. - Pamela lekcewaco machna rk. - Pytanie brzmi - pochylia si bliej do Cory Lee - czy on jest prawiczkiem? - A niech mnie! - zachichotaa Cora Lee. - Sam powiedzia, e chce si z kim przespa. - Hm. - Pamela postukaa palcem w policzek, zastanawiajc si nad tym. - Pisetletni prawiczek. To moe by interesujce. Niech to licho. Jeli kto potrafi sprawi, e an czu si jak dziwado, to wanie lady Pamela. Odwrci si do niej plecami i ruszy do gabinetu Vandy. - Chwila! - Cora Lee byskawicznie zastpia anowi drog. - Vanda bardzo si zoci, jeli jej przeszkadzamy, kiedy jest zajta. - To prawda. - Lady Pamela podesza seksownym krokiem. - Vanda jest mzgiem tego interesu. - Przygadzia dugie jasne wosy. - My jestemy jego urod. - O, z pewnoci. - Cora Lee zatrzepotaa rzsami. - Gratuluj - burkn an. Czy te kobiety zdaway sobie spraw, e wanie przyznay, i nie maj mzgu? Na licie podanych zalet swojej wybranki przenis inteligencj z miejsca czwartego na trzecie. Cora Lee zajrzaa do gabinetu Vandy. - Vanda! Kto do ciebie. - Mam nadziej, e to nowy seksowny tancerz - warkna Vanda. - W tym miesicu interes kiepsko idzie. - Moim zdaniem kapitalny pomys! - Pamela umiechna si przebiegle do lana. Szkot wszed do gabinetu. Vanda oderwaa wzrok od monitora komputera. - Niezy kostium. Poka, co masz pod kiltem. - Och, cudownie! - Cora Lee klasna w donie. Pamela zamkna za nimi drzwi.
6

- Nie bd si obnaa. - Ian zaoy rce i zmarszczy brwi. -1 to nie jest kostium. - Dziewczyny zakochaj si w tym akcencie! - Vanda wstaa i obejrzaa lana. Wampirzyca bya ubrana jak zwykle w fioletowy obcisy kombinezon, wok talii miaa przewizany bicz. - Powiniene mie stringi w kratk, eby pasoway do kiltu. - Z czerwonym chwocikiem na kocu - dodaa Cora Lee. - Kapitalne - mrukna Pamela. - Umiaby zakrci tym chwocikiem? - Vanda zrobia palcem keczko w powietrzu. Co to ma by, do licha? an ruszy w jej stron. - Vando... - Przestacie, biedak si zawstydzi. - Pamela przysuna si do Vandy i szepna: - Mylimy, e on jest prawiczkiem. Spojrza na nie ze zoci. - Vando, nie poznajesz mnie? - Kotku, gdybymy si ju spotkali, nie byby prawiczkiem. Pamela si rozemiaa. - To ktra z nas bdzie miaa zaszczyt rozprawicze-nia go? - Moemy cign zapaki - zasugerowaa Cora Lee. - Nie mam zamiaru spa z adn z was - warkn an. - Vando, to ja, an. - Co? - Vanda zmruya oczy. - Nie, nie wydaje mi si. Jasna cholera. - Przeczesa rk dugie wosy zwizane rzemykiem. - Pomylaem, e moe mnie ostrzyesz, jak zwykle. No i... musz z tob porozmawia. - an? - Vanda podesza i przyjrzaa mu si z bliska. -To naprawd ty? Co si stao? - Ja wiem! - Cora Lee pomachaa rk. - Zjad co. - Zjade co? - Vanda spojrzaa na niego z powtpiewaniem. - Mgby zje mnie - mrukna lady Pamela, posyajc mu uwodzicielskie spojrzenie spod rzs. Cora Lee zasonia usta doni i zachichotaa. - Nie mog powiedzie nic wicej. One nie potrafi utrzyma niczego w sekrecie. - Ian wskaza ruchem gowy Cor Lee i lady Pamel. Vanda kiwna gow i zerkna na dwie blondynki. - Wracajcie do klientw. - Hm. Po prostu chcesz prawiczka dla siebie. - Lady Pamela wysza z pokoju. Cora Lee podya za ni. Vanda zamkna drzwi i wrcia do lana. Umiechaa si szeroko.
7

- Nie do wiary! Jeste dorosy. - Uciskaa go. Kiedy byli rwni wzrostem, ale teraz czubek jej gowy siga jego podbrdka. - Co ty zjad, u licha, e si od tego postarzae? - Nie powtarzaj tego, ale wypiem specyfik Romana, ktry umoliwia nam funkcjonowanie w dzie. Braem go przez dwanacie dni, wic postarzaem si o dwanacie lat. - Jeste o wiele potniejszy i wyszy... to musiao bole. Bolao. Wzruszy ramionami. - Wosy te mi bardzo urosy. Pomylaem, e trzeba je ostrzyc. cigna rzemyk z jego kucyka i odsuna si, eby mu si przyjrze. - Krtkie loczki ju ci chyba nie pasuj. Teraz masz surow, kanciast twarz. Surow i kanciast? Jak na przykad kawa skay? Nic dziwnego, e mia takie problemy z goleniem. Zawsze mia doek w podbrdku, ale teraz bardziej przypomina cholerny krater. I, szczerze mwic, czsto laa si z niego krew jak lawa z krateru. Golenie si bez lustra byo piekielnie trudne. - Podobasz mi si z dugimi wosami. - Vanda podesza do biurka i wyja noyczki z grnej szuflady. - Ale s troch zniszczone na kocach, wic ci je podetn. - Dzikuj. - an usiad na krzele naprzeciw biurka. Vanda wyja z torebki szczotk do wosw i zacza rozczesywa spltane loki. an zamkn oczy, cieszc si jej znajomym dotykiem. Strzyga go przez ostatnich pidziesit lat i przez ten czas dowiedziaa si o nim wicej ni ktokolwiek inny. Nawet Connor i Angus. Nie mg powiedzie innemu mczynie, jaki by sfrustrowany. Connor by jego bezporednim zwierzchnikiem i twardzielem, ktry uznaby jego frustracje za dziecinne narzekania. Angus MacKay by szefem Agencji MacKay, Usugi Ochroniarskie i Detektywistyczne, i przeoonym lana. On te uratowa lana od pewnej mierci, przemieniajc go w 1542 roku. Ale Angus mia poczucie winy, e uwizi go w ciele pitnastolatka. Nie, an nie mg wyjawi Angusowi, jaki by nieszczliwy. Ale Vanda to rozumiaa i zachowaa zwierzenia lana dla siebie. Zacza go strzyc. - Kiedy wrcie do miasta? - spytaa. - Dzisiaj. - Teleportowae si z Teksasu? - Nie. Byem w Szkocji. - Ach. - Ciachaa dalej. - Syszaam ostatnio, e bye w Teksasie i chronie Jeana-Luca. - Byem. Latem. Vanda przestaa strzyc. - Syszaam, e Phil te tam by.
8

- Owszem, by. - Czyby Vanda bya nim zainteresowana? Phil pilnowa domu Romana w dzie, kiedy jeszcze mieszkay tam wampirzyce z haremu. O ile an si orientowa, Phil trzyma si z daleka od pa. To bya jedna z elaznych zasad Angusa. Ochroniarzowi nie wolno byo zadawa si z podopiecznymi. Vanda wrcia do strzyenia. - A jak si miewa? - Dobrze. - an by ciekaw, czy znaa sekret Phila. - Wraca do Nowego Jorku? - W kocu tak. Szkoli nowego ochroniarza Jeana--Luca. - Tymczasem Connor zatrudni ochroniarza miertelnika, Toniego, ktry mia zastpi Phila do czasu jego powrotu, an jeszcze go nie pozna, ale by ciekaw, czy Toni te by zmiennoksztatnym. - Co robie w Szkocji? - spytaa Vanda. - Niewiele. Po kuracji Angus nalega, ebym wzi kilka miesicy wolnego, eby... doj do siebie. - Wic jednak to byo bolesne. - Przechylia si przez jego rami, eby na niego spojrze. - A teraz dobrze si czujesz? - Tak. - To nie bya do koca prawda. Urs trzynacie centymetrw w cigu niecaych dwch tygodni i musia si do tego przyzwyczai. Pi ogromne iloci syntetycznej krwi, stosownie do jego wikszych gabarytw. Kiedy by w Szkocji, zleci remont swojego maego zamku. Nocami pomaga budowlacom i wyrobi sobie minie. Ale wci potyka si o swoje wielkie stopy i zacina przy goleniu, zwaszcza przy tym przekltym kraterze w podbrdku. -Ju wszystko dobrze. Vanda prychna z powtpiewaniem. - A jak tam w Szkocji? - Piknie. - Zawsze czu rado, kiedy wraca na szkockie wyyny, bo byy jego domem, odnajdywa tam spokj. Ale po kilku nocach zawsze docierao do niego, e wszyscy miertelnicy, ktrych zna z przeszoci, nie yj. I dopadaa go samotno. Vanda westchna. - Co czuj, e nie mwisz mi o wielu sprawach. Mylaam, e chciae porozmawia. - Przecie rozmawiamy. - Nie mog przegada caej nocy, tak jak kiedy. Prowadz interes. Umilk na chwil, suchajc metalicznego odgosu noyczek. Jak mia tak z marszu powiedzie, e chce znale prawdziw mio i by niebiasko szczliwy w maestwie, ktre potrwa wieki, ale nie wie, jak zabra si do szukania? - A jak tam interes? - wietnie - wycedzia, rzucajc noyczki na biurko. Otrzepaa z niego wosy energiczniej, ni to byo potrzebne. Bdziesz mwi czy mam ci trzasn biczem? Wyszczerzy zby. Vanda lubia zgrywa herod bab, ale wicej szczekaa, ni gryza. - No dobrze, ju mwi. Skoro ju mam t now, starsz twarz, to pomylaem...
9

- Niesamowite. Mzg te ci urs? - Bardzo zabawne. Przyszedem tu dzisiaj, bo szukam... - Nie by w stanie wydusi kobiety". Vanda pewnie by go wymiaa. - Mam krater w podbrdku. Rozemiaa si. - To jest doteczek. - Przekrzywia gow, przygldajc si mu uwanie. - Niech zgadn, martwisz si o to, czy jeste przystojny? - Nie, oczywicie, e nie. - Poruszy si niespokojnie na krzele. Vanda przysiada na brzegu biurka. - Nikt ci nie powiedzia, jak wygldasz? - Mczyni nie rozmawiaj o takich bzdurach. ona Jeana-Luca powiedziaa, e wygldam... dobrze. Wampirzyca parskna. Do licha. Wiedzia, e Heather kamaa. Vanda pokrcia gow. - Dobrze to due niedopowiedzenie. Jeste absolutnie boski. W sercu lana zakiekowaa nadzieja. Moe jaka kobieta si w nim zakocha. - Ty... ty nie mwisz tego tylko dlatego, e chcesz by mia? - A czy ja kiedykolwiek byam szczeglnie mia? - Dla mnie tak. - No c... - Zirytowana poprawia bicz wok bioder. - Przypominasz mi mojego modszego brata. Ale chyba nie mog ci ju traktowa jak dzieciaka. - Przykro mi, e ci zepsuem zabaw - burkn. Umiechna si szeroko. - Naprawd bardzo si ciesz, an. Na pewno jeste zachwycony, e jeste dorosy. - Tak. - Zabbni palcami o porcz krzesa. Umiech Vandy znikn. - Nie wygldasz na szczeglnie zachwyconego. O co chodzi? - Teraz, kiedy ju wygldam dorolej... szukam... - Tak? - Kobiety. Umiechna si leciutko. - No c, to te jaki pocztek. - Nagle wybauszya oczy. - O mj Boe, ty naprawd jeste prawiczkiem? - Nie! Mam prawie piset lat. Niby na co miaem czeka, do diaba?
10

- Lady Pamela uwaa, e jeste. A ty nie zaprzeczae. - To nie s tematy, na jakie mczyzna powinien dyskutowa publicznie. To prywatna sprawa. Vanda si rozemiaa. - Jeste taki starowiecki. Seks to nie jest co, czego si trzeba wstydzi. - Ja si nie... - Nie mg temu zaprzeczy. Na wszystkich witych, wstydzi si. - Nie chodzi mi o seks, zrozum. Tylko o to, jak musiaem si do niego zabiera. To nigdy nie byo... w porzdku. Twarz Vandy spowaniaa. - eby przetrwa, wszyscy robilimy rzeczy, ktrych aujemy. - To byo wicej ni poaowania godne. Nie zachowywaem si honorowo. - Nigdy wczeniej nie przyzna si do tego nikomu. - A co robie? Zebra z tyu wosy sigajce ramion i zwiza je rzemykiem. - Kiedy Angus mnie przemieni, powiedzia mi, jak mam si poywia. W zamian za krew miaem dawa damom rozkosz i dba o to, eby byy zadowolone. Vanda wcigna ze wistem powietrze. - Mnie si podoba ta metoda. Zaenowany an odwrci oczy. - Nie wiedziaem, jak to robi. Miaem ledwie pitnacie lat, rozumiesz, wic z pocztku chodziem do burdeli, eby si nauczy. I... I byem pojtnym uczniem. - To nie jest takie straszne. /robio si straszne, kiedy przestaem chodzi do burdeli. Miaem problemy z uwodzeniem kobiet, ktre uwaay mnie za dziecko. eby nie godowa, uciekaem si do kontroli umysu, by widziay we mnie starszego mczyzn. Potrafiem je zadowoli, ale... - Miae poczucie winy? an splt palce obu doni. - Aye. Oszukiwaem je. Kady zwizek, przez cae moje ycie, by oparty na kamstwie i podstpie. Nie znios tego duej. - Rozumiem. Wyprostowa si na krzele. - Teraz po raz pierwszy w yciu mog by uczciwy. Nareszcie mog sobie poszuka kobiety odpowiedniej dla mnie. Vanda si umiechna. - W takim razie przyszede we waciwe miejsce. Z tak twarz nie bdziesz mia problemu ze znalezieniem sobie dziewczyny na noc. - Nie chodzi mi o jedn noc. Przez cae wieki miaem jednonocne przygody. Chc znale prawdziw mio. Chc takiego samego szczcia, jakie znaleli Roman, Angus i Jean-Luc.
11

Umiech Vandy zmieni si w grymas. - W takim razie nie przyszede we waciwe miejsce. Kobiety, ktre tu przychodz, zwykle nie s zainteresowane trwaymi zwizkami. anowi zrzeda mina. - Wic jak mam j znale? - Moe bd moga ci pomc. - Vanda zsuna si z biurka. - Sama mylaam o znalezieniu jakiego miego faceta, wic zarejestrowaam si na portalu randkowym. -Usiada za biurkiem, chwycia mysz i zacza klika. - To najmodniejszy nowy portal dla singli. an pochyli si nad biurkiem, by widzie monitor komputera. Przyjrza si stronie www.singlewwielkimmiescie. Chwalia si ponad p milionem klientw pochodzcych z Nowego Jorku i okolic. - To nie dla mnie. Nie mog si spotyka ze miertel-niczk. - Dlaczego nie? - Mwiem ci. Nie chc oszukiwa kobiety, do ktrej bd si zaleca. A miertelniczk musiabym okamywa, dopki nie miabym pewnoci, e mog jej zaufa. A wtedy, przyznajc si do mojej natury, zniszczybym jej zaufanie do mnie. Nic z tego nie wyjdzie. - Nie zgadzam si. Romanowi i Shannie wyszo. - On si do niej nie zaleca na pocztku. Potrzebowa tylko dentystki. To by przypadek. I uwierz mi, bardzo si zdenerwowaa, kiedy poznaa prawd. Vanda wzruszya ramionami. - Przeszo jej. - Nie chc okamywa kobiety, do ktrej bd si zaleca. Wic lepiej, eby bya wampirzyc. Wampirzyca zrozumie wszystko, przez co przeszedem. miertelniczka nie spojrzy askawie na to, w jaki sposb wykorzystywaem kobiety w przeszoci. I nie mgbym mie o to pretensji. - Jeli bdzie ci kocha, to zrozumie. - Ju si zdecydowaem. Chc wampirzycy. Vanda westchna. - Okej, ale uwaam, e ograniczasz sobie moliwoci. - I musi pi syntetyczn krew, by uczciwa, lojalna, inteligentna i adna. - Teraz ju si bardzo ograniczasz. - Vanda ze zmarszczonymi brwiami spojrzaa na ekran. - Na szczcie dla ciebie, mona si zorientowa, kto jest wampirem. -Klikna na swj profil. - Widzisz to? Ian przeczyta wers, ktry wskazaa.
12

- Wszystkie wampiry umieszczaj w profilu literk W - wyjania. - To nasz sekretny kod, pozwalajcy si nawzajem rozpozna. Jeli jaka dziewczyna poprosi ci o spotkanie i nie bdzie miaa w profilu W, po prostu odmwisz. Serce lana zabio szybciej. Nie tak wyobraa sobie szukanie prawdziwej mioci, ale byo to o wiele lepsze ni nic. - To si moe uda. - Oczywicie e si uda. Mam tu aparat cyfrowy. -Vanda wysuna szuflad biurka. - Zrobimy ci zdjcie zaoymy profil. To zajmie kilka godzin. - Godzin? - Profil jest do szczegowy. Bdziesz musia napisa co o sobie. - Twarz jej pojaniaa. - Wiem! Ja to zrobi. - Ty? Dlaczego? - Bo jestem kobiet i wiem, co kobiety chc usysze. Genialny plan! - Zapaa dugopis i notes. Jej propozycja bya bardzo kuszca, jako e an nie mia pojcia, co miaby napisa. - Pamitaj, jest dla mnie bardzo wane, eby napisaa prawd. - Oczywicie, ale zejd na ziemi, an. Nie mog napisa, e masz piset lat. - Czterysta osiemdziesit. Postukaa dugopisem w kartk, czekajc. - Dobrze - jkn. - Moesz napisa, e mam dwadziecia siedem. - wietnie. - Zanotowaa. - A ile masz teraz wzrostu? - Metr osiemdziesit osiem. - Zmarszczy brwi. -Tylko koniecznie napisz, e szukam kobiety lojalnej i uczciwej. No i inteligentnej i adnej. - aden problem. A teraz umiechnij si i poka te iloteczki. - Uniosa aparat. -I o nic si nie martw. Napisz tak, e adna ci si nie oprze.

Rozdzia 2
Tu przed witem an teleportowa si przed tylne wejcie kamienicy Romana przy Upper East Side. Wcisn guzik pilota, eby wyczy alarm, zanim otworzy drzwi kluczem. W kuchni byo ciemno; wieci si tylko panel koo drzwi, an wstuka kod, eby wczy alarm na nowo.
13

- Ani kroku dalej - ostrzeg szorstki gos. - Odwr si powoli. Ian odwrci si i dostrzeg bysk gralskiego sztyletu, trzymanego przez potnego Szkota stojcego w drzwiach kuchni. - Dougal? - Tak. -Dougal Kincaid zapali wiato. W jego oczach pojawi si bysk rozpoznania, kiedy spojrza na kilt lana. - To ty, an? - Aye, to ja. Chcesz zobaczy moj legitymacj subow. - Nie. - Dougal umiechn si i schowa bro do pochwy w podkolanwce. - Lepiej rozpoznaj twoj krat ni twoj twarz. Spodziewalimy si ciebie dopiero w przyszym tygodniu. - Nudziem si. - A raczej czu si samotny, ale nie chcia si do tego przyznawa. - Jak tam sprawy? - W zasadzie spokj. - Dougal wyj z lodwki butelk syntetycznej krwi i wstawi j do mikrofalwki. - Czyli co, wracasz do pracy? - Nie. Mam jeszcze tydzie wakacji. - Tydzie na poszukiwania idealnej towarzyszki ycia. Dougal przekrzywi gow i przyjrza si anowi. - Syszaem, e si postarzae, ale to niesamowite, jak si zmienie z wygldu. - Aye, ja sam ledwo si poznaj. - an przez chwil gapi si na zdjcia zrobione przez Vand. Nie tylko jego twarz si zmienia. Zmnia tak, e nie bardzo mia czas si przyzwyczai do nowego ciaa. Czasem zachowywa si jak so w skadzie porcelany, zrzuca rozmaite przedmioty i potyka si o swoje stopy w rozmiarze czterdzieci sze. Mikrofalwka zapikaa i Dougal wyj swoj przeksk. - Wanie trenowalimy na dole sztuki walki. - ykn troch krwi. - auj, e nie widziae. Nowy ochroniarz przewrci Phineasa na tyek. - Naprawd? - an by pod wraeniem. Nieczsto si zdarzao, eby miertelnik pokona wampira w walce wrcz. Dougal ruszy do drzwi. - Id wzi prysznic, zanim wzejdzie soce. Soce zbliao si ju do horyzontu, an czu, jak zwalnia mu metabolizm. Poszed za Dougalem tylnymi schodami do kwater ochroniarzy w piwnicy. St bilardowy zosta odsunity pod cian, koo sofy, eby byo wicej miejsca dla walczcych. an podnis przewrcone krzeso i zauway, e jedna z ng jest zamana. - To musiaa by nieza bjka. - Aye. I troch enujca dla Phineasa. - Dougal oprni do koca butelk i poszed do sypialni. Trzasny drzwi azienki.

14

an spodziewa si zobaczy w sypialni Phineasa McKinneya, ale modego czarnoskrego wampira nie byo. Z obu azienek sycha byo szum wody, wic Phineas pewnie bra prysznic, jak Dougal. Wiele wampirw lubio si umy przed zapadniciem w miertelny sen. Lepiej si wtedy czuli; nie tak jak zmarli. Sypialnia bya prawie pusta, an pamita czasy, kiedy stao tu dziesi trumien, w ktrych sypiali ochroniarze. Teraz wikszo wampirw bya w Europie rodkowej, polowali na Casimira. Wysze pitra byy rwnie opustoszae. Wczeniej mieszkali tam Roman, dziesi wampirzyc z haremu i liczni gocie. Dom by ekscytujcym miejscem. Ale teraz wszyscy si wyprowadzili. Roman mieszka ze swoj mierteln on i dzieckiem w White Plains, ochrania go Connor. Wampiry zajmoway jego dom w centrum, pracoway jako ochroniarze w Romatech Industries, gdzie wytwarzano syntetyczn krew i napoje fusion. Connor by szefem ochrony w firmie, ale zamierza przekaza stanowisko anowi, eby skupi si na zapewnieniu bezpieczestwa Romanowi i jego rodzinie. an bardzo si cieszy na ten awans, ale troch go irytowao to, e awansowa dopiero teraz, kiedy wyglda jak dorosy mczyzna. Zacz pracowa w firmie MacKaya w 1955 roku i nigdy nie zajmowa wyszego stanowiska ni zastpca. Nawet jego najlepszym przyjacioom byo trudno traktowa go jak dorosego, kiedy wyglda na pitnacie lat. cign weniany sweter przez gow i wrzuci go do kosza na pranie Podszed do trumny, w ktrej sypia od ponad pidziesiciu lat. Poduszka i koc byy z czerwo-no-zielonego tartanu klanu MacPhie, takiego samego jak jego kilt. Zdj sporran, wyj n ze skarpety i schowa je w maej komdce koo trumny. Zrzuci buty, ale nagle uwiadomi sobie, e przecie urs o trzynacie centymetrw. Do licha. Wyrs ze swojej trumny. Pooy si w niej i oczywicie stopy wystaway mu poza krawd. W sypialni bya jeszcze druga trumna, ale naleaa do Dougala. Podwjne ko byo Phineasa. Pozostae ka byy na grze. Oj, a dlaczego nie? Przecie za par tygodni mia zosta szefem i tu, i w Romatechu. Mg spa, gdzie mu si podobao. Wyszed z sypialni i ruszy w gr po schodach. Zwykle przed snem wrzuca co na zb, ale dzisiaj wypi duo bleera. Koo czwartej nad ranem Vanda przyczya si do niego przy barze i oznajmia, e jego profil jest ju zamieszczony na portalu singlewwielkim-miescie. Trzecia szklanka bleera dodaa mu pewnoci siebie. Porozmawia z dwiema kobietami i zgodziy si z nim spotka w klubie nastpnego wieczoru. Kiedy dotar na parter, wczy si alarm, an znieruchomia i dopiero po chwili zrozumia, co si dzieje. Intruz! Niech to licho, reagowa za wolno. Nie powinien by pi czwartej szklanki bleera. Wbieg do salonu. Pusto. Odwrci si, potkn o wasne stopy i pobieg do panelu przy gwnym wejciu. Wyczy alarm, eby cokolwiek sysze. Uchwyci cichy dwik dochodzcy z biblioteki. Zacz si skrada do drzwi.
15

Podmuch zimnego powietrza z otwartego okna poruszy zasony. Ten kto, kto otworzy okno, uruchomi alarm. I wci by w pokoju. Kobieta. I to miertelna. Owion go zapach jej krwi, pieci jego skr jak dotyk kochanki. Bya w jego ulubionym smaku - grupa AB Rh+. Chwaa Bogu, e Roman wynalaz w 1987 roku syntetyczn krew; dziki temu an i inne wampiry nie byli ju niewolnikami dzy krwi. Mimo to jego ciao zareagowao instynktownie, tak jak po transformacji w 1542 roku. Zaczy go mrowi dzisa. Mia wystarczajco due dowiadczenie, by wiedzie, jak si kontrolowa, ale dzi wymagao to troch wicej wysiku. Pita szklanka bleera to by fatalny pomys. Staa plecami do niego i ogldaa pki z ksikami. Zapewne zamierzaa ukra najcenniejsze tomy z kolekcji Romana. W tej bibliotece byo wszystko, od redniowiecznych ksig rcznie pisanych przez mnichw po pierwsze wydania z XIX wieku. Nie usyszaa, kiedy wszed w samych skarpetach. I nie syszaa alarmu, jako e by ustawiony na czstotliwo syszaln tylko dla wampirw i psw. A ju z ca pewnoci nie wyczua reakcji, jak w nim obudzia. Zrobio mu si nagle gorco mimo zimnego grudniowego powietrza, ktre pyno przez otwarte okno i owiewao jego biay podkoszulek. Lampa midzy dwoma wysokimi fotelami bya ustawiona na najniszy poziom wiata; widoczna na tle jej zocistego blasku posta tej kobiety wydawaa si otoczona migotliw aur. liczna z niej bya wamywaczka, ubrana w czarny spandex opinajcy jej tali i sodk krzywizn bioder. Zote wosy miaa spite w koski ogon. Kocwki faloway lekko na wysokoci opatek, kiedy poruszaa gow, przygldajc si pce. Przesuna si o krok, cichutko, w czarnych skarpetkach. Widocznie zostawia buty pod oknem, sdzc, e bez nich bdzie si porusza ciszej, an zauway jej smuke kostki, ale jego spojrzenie pobiego z powrotem do jej zocistych wosw. Pomyla, e bdzie musia uwaa, kiedy bdzie j apa. Tak jak kady wampir mia nadludzk si, a dziewczyna wygldaa dosy krucho. Po cichutku przeszed obok foteli do okna. Skrzypno cicho, kiedy je zamkn. Dziewczyna zachysna si z zaskoczenia i odwrcia w jego stron. Otworzya szeroko oczy. Zielone jak wzgrza otaczajce jego dom w Szkocji. Ogarno go podanie, przez moment nie mg wydoby z siebie gosu. J te zatkao. Bez wtpienia szukaa drogi ucieczki. Powoli ruszy w jej stron. - Nie uciekniesz przez okno. I nie zdysz do drzwi przede mn. Cofna si. - Kim jeste? Mieszkasz tutaj? - To ja bd zadawa pytania, kiedy ci zwi. -Sysza, e jej serce zabio szybciej. Zachowaa kamienn twarz, z wyjtkiem oczu, ktre byszczay wojowniczo. Byy pikne.
16

Zdja z pki ciki tom. Przyszede sprawdzi moje kwalifikacje? Dziwne pytanie. Czyby bdnie zinterpretowa sytuacj? - A kim... - Uchyli si, kiedy cisna ksik w jego twarz. Do licha, tak wiele wycierpia, eby zyska t now, bardziej msk twarz, a ona o mao jej nie uszkodzia. Ksika przeleciaa obok niego i wywrcia lamp. wiato zamrugao i zgaso, an majcy nadludzki wzrok zobaczy ciemn posta dziewczyny pdzc do drzwi. Pogna za ni. Gdy usiowa j zapa, odwrcia si i kopna go w pier. Zatoczy si do tyu. Niech to szlag, bya silniejsza, ni mu si wydawao. A on tyle wycierpia, eby mie szeroki muskularny tors. Zaatakowaa go seri ciosw i kopni, ale odparowa wszystkie. W akcie rozpaczy kopna go w krocze. Do licha, zbyt wiele wycierpia dla wikszych klejnotw. Odskoczy do tyu, ale palcami stopy zahaczy o brzeg kil-tu. Bez sporranu, ktry by obcia materia, kilt podfrun Ianowi powyej pasa. Spojrzenie dziewczyny przesuno si w d i zamaro. Szczka jej opada. O tak, teraz by hojnie obdarzony. Rzuci si do przodu i przewrci j na podog. Zacza go okada piciami, wic chwyci j za nadgarstki i przygwodzi. Wykrcia si, prbujc waln go kolanem. Warczc ze zoci, zablokowa je swoim kolanem. Wreszcie powoli opad na ni i unieruchomi swoim ciarem. Jej ciao byo cudownie gorce i pulsowao si yciow, od ktrej an zacz dre z podania. - Przesta si wierci, dziewczyno. - Jego wiksze przyrodzenie reagowao zdecydowanie po msku. - Miej nade mn lito. - Lito? - Nie przestawaa si pod nim wi. - To ja jestem uwiziona. - Przesta. - Nacisn na ni mocniej. Otworzya szeroko oczy. Nie mia wtpliwoci, e to poczua. Jej spojrzenie pomkno w d, ale szybko wrcio na jego twarz. - Za ze mnie. Ju. - Wolabym nie - mrukn. - Puszczaj! - Usiowaa si wyrwa z jego uchwytu. - Jak ci puszcz, to mnie kopniesz. A lubi swoje klejnoty. - Nie podzielam twoich uczu. Umiechn si powoli. - Przygldaa si do dugo. Musiay ci si spodoba. - Ha! Zrobie na mnie tak maciupkie wraenie, e ledwie to pamitam. Rozemia si. Bya bystra. Przyjrzaa mu si z zainteresowaniem.
17

- mierdzisz piwem. - Wypiem troch. - Zauway jej powtpiewajce spojrzenie. - Okej, wicej ni troch, ale i tak daem rad ci pobi. - Skoro pie piwo, to znaczy, e nie jeste... - Czym nie jestem? Wpatrywaa si w niego szeroko otwartymi oczami. Zaama si, kiedy zrozumia, e ona bierze go za miertelnika. Chciaa, eby by miertelnikiem. A to znaczyo, e wiedziaa o wampirach. Przyjrza si jej uroczej twarzy - wysokim kociom policzkowym, delikatnej linii podbrdka i tym hipnotycznym zielonym oczom. Niektre wampiry twierdziy, e miertelnicy nie maj adnych mocy. Bardzo si myliy. Ich oczy si spotkay i zapomnia, jak si oddycha. W ich zielonej toni co si kryo. Osamotnienie. Rana, ktra wydawaa si zbyt stara jak na jej mody wiek. Przez chwil czu si tak, jakby patrzy na odbicie wasnej duszy. - Ty nie jeste zodziejk, co? - szepn. Lekko pokrcia gow, wci uwiziona jego spojrzeniem. A moe to on by uwiziony w jej oczach. - an. - Zbliyy si do nich czyje kroki. - an, co ty robisz, do diaba? Z trudem oderwa od niej wzrok i zobaczy Phineasa stojcego obok nich. - Co? Phineas patrzy na niego zdezorientowany. - Dlaczego bijesz si z Toni? an zamruga i spojrza na kobiet, ktr przygniata do podogi. - Ty jeste... Toni? - Nowy ochroniarz by kobiet? - A ty jeste an? - Rozczarowanie bysno w jej oczach, zanim zdya odwrci wzrok. - Jeste jednym z nich. To zabolao. Od wiekw by uwaany za zbyt modego, a teraz, po caym blu, ktry wycierpia, wci mu czego brakowao. Zacisn zby. - Masz co przeciwko wampirom? Jej oczy zapony gniewem. - Tak. Zwykle mocno si wkurzam, kiedy mnie atakuj. - Ma troch racji, ziom - mrukn Phineas, poprawiajc pasek szlafroka z fioletowej satyny. - Nie trzeba byo jej atakowa. To nasza przyjacika. an j uwolni. - Na przyja trzeba sobie zapracowa. Wysuna si spod niego i usiada. - Nie jestem tu po to, eby si z tob przyjani. Mam ci pilnowa i nic wicej. Wci si na ni gapi. Connor zatrudni kobiet, eby strzega mczyzn? O tym jeszcze nie syszano w wiecie wampirw. miertelna kobieta nie bya do silna... Chyba e bya zmiennoksztatn, jak Phil i Howard.
18

- Czy ty nie... - Jak mia to uj, skoro istnienie zmiennoksztatnych byo tajemnic? - Czy ty nie zmieniasz si troszeczk w pewne dni w miesicu? Spojrzaa na niego, jakby uszom nie wierzya. - Pytasz mnie, czy miewam zesp napicia przedmie-siczkowego? Mwisz powanie? - Nie! Nie chodzio mi o... - Ianowi przerwa miech Phineasa. -Wiem, co masz na myli, stary, ale ona jest zwyczajna. - Zwyczajna? - Toni spojrzaa na niego ze zoci. -Wieczorem stukam ci tyek. Phineas unis rce, poddajc si. - Nie rb mi krzywdy, cukiereczku. Jeste siln, pikn herod bab. Skina mu gow. - Dzikuj. - Connor powiedzia mi przez telefon, e nowy ochroniarz nazywa si Toni - mrukn an. - Mylaem, e jeste mczyzn. Dziewczyna zmruya oczy. - A ja mylaam, e jeste bardziej inteligentny. - Trach! - Phineas wyszczerzy si w umiechu. -Trafiony, zatopiony, ziom. an spochmurnia. - Zakadanie, e Toni to mskie imi, jest absolutnie logiczne. Wysuna podbrdek. - A atakowanie ludzi, zanim si z nimi porozmawia, te jest logiczne? - W tym przypadku owszem, byo. Okno byo otwarte... - Ja je otworzyam - przerwaa mu. - Tu byo duszno jak w grobie, a mnie byo gorco. - Cukiereczku, to mnie si robi tak gorco na twj widok, a skwiercz. - Phineas sykn kilka razy. Ian posa mu zirytowane spojrzenie i wrci do wyjanie. - Czujnik w oknie uruchomi alarm. Zastaem ci tu ogldajc bardzo drogie ksiki i ubran jak wamy-waczka. - Fakt, wygldasz jak seksowna kobieta kot. - Phineas podrapa pazurami powietrze. - Miau! Ssss! Teraz to ona spojrzaa na Phineasa ze zoci. - To moje ciuchy treningowe. - Zwrcia gniewne spojrzenie zielonych oczu na lana. - I nie syszaam adnego alarmu. - Sysz go tylko wampiry i psy. - Tak? A ty czym jeste?
19

- Trach! - Phineas klepn si w udo. - Ona ci morduje, stary. - Phineas - warkn an. - Ja tu prbuj prowadzi rozmow. - Zwrci si do Toni. - Przykro mi, dziewczyno, ale to si nie sprawdzi. Nie moesz pilnowa domu penego mczyzn. Widzisz, jak Phineas na ciebie reaguje. - Jest o wiele milszy ni ty! - Jej oczy byszczay gniewem. -1 to nie jest mj problem, jeli jestecie band sek-sistowskich wi. I mog wykonywa t prac, czy mam napicie przedmiesiczkowe, czy nie. Wczeniej pokonaam Phineasa i ciebie te bym przygwodzia, gdybym miaa wicej czasu. - Dziewczyno, nigdy by mnie nie przygwodzia. -Pochyli si w jej stron. - Ja lubi by na grze. Jej oczy zapony zielonym ogniem. - Dobre! - Phineas umiechn si od ucha do ucha. -Wracasz na caego, ziom. Szacun! - Mwiam, e jest wini - burkna Toni. - Kwik, kwik - rzuci Phineas. - Do, Phineas! - Ian zgromi go wzrokiem. - Ju rozumiem, dlaczego zamordowano ci tak modo. Toni parskna miechem, ale szybko go zdusia i zmarszczya brwi, patrzc na niego. Czyby miaa poczucie humoru? W oglnym rozrachunku nie byo to a tak istotne, ale lana ogarna nagle ochota - to byo wrcz jak wyzwanie - by sprawi, eby znw si rozemiaa, a przynajmniej umiechna. Niestety, nie potrafi wymyli niczego zabawnego do powiedzenia. Wsta z podogi i skoni si z galanteri. - Przepraszam, e ci zaatakowaem. Mam nadziej, e nie zrobiem ci krzywdy. - Nic mi nie jest. Pomg jej wsta. Przyjrzaa mu si nieufnie. - Ale nie naskarysz na mnie Connorowi? Ja naprawd mog wykonywa t prac. Co tu nie gra. Dlaczego, na mio bosk, liczna miertelniczka chce pilnowa wampirw? - Pozwol ci zosta, jeli odpowiesz szczerze na kilka pyta. Spojrzaa na niego nieufnie, ale zaraz umiechna si promiennie i przyja jego do. - Jasne. A co chcesz wiedzie? - Zgrabnie wstaa z podogi. Mocniej cisn jej rk. Zdecydowanie co tu nie gra. Wiedzia, e nie bdzie cakiem szczera. Jej umiech by wymuszony, a serce przyspieszyo. - Dlaczego chcesz t prac? - spyta cicho. Wysuna do z jego ucisku. - Jest doskonale patna. A do tego mam darmowy pokj i wyywienie, co na Manhattanie jest warte fortun. - I przez cay dzie tkwisz w domu z martwymi ciaami. - adna praca nie jest doskonaa. - Skrzyowaa rce. - Za to aden z was nie obudzi si z paczem i nie bdzie potrzebowa zmiany pieluchy, wic to atwiejsze ni zwyka opieka nad dziemi.
20

Opieka nad dziemi? To byo wkurzajce. Phineas chichota w najlepsze. - O tak, zaopiekuj si mn, mamciu. Trzeba mnie wykpa. I calutkiego natrze oliwk. Jestem troch poodpa-rzany tu i wdzie, kumasz. Jej usta zadrgay. Czyby Phineas wydawa jej si zabawny? To zirytowao lana jeszcze bardziej. Zbliy si do niej o krok, zaciskajc zby. - Nie jestemy dziemi. Jestemy zaprawionymi w boju wojownikami. Zadraa teatralnie. - Uu, ale si boj. Czy wtpia w ich waleczno? Podszed jeszcze bliej. - Dziewczyno, nie masz pojcia, jacy potrafimy by groni. Jej umiech znikn, skrzywia si. - Wiem a za dobrze. Nie musisz mi przypomina. - Zostaa zaatakowana? - an spojrza na jej szyj, ale nie dostrzeg ladw ugryzie nad wysok stjk czarnego kostiumu. - To w taki sposb si o nas dowiedziaa? Uparte wysunicie podbrdka wskazywao, e nie ma zamiaru udziela wicej informacji. Ale wspomniaa wczeniej, e zwykle si wkurza, kiedy atakuj j wampiry. Wschd soca by tu-tu; an i reszta wampirw mieli zapa w sen. Przez cay dugi dzie bd lee bezbronni. A wygldao na to, e ich straniczka ywi do nich uraz. - Dziewczyno, dlaczego mam ci zaufa, e bdziesz nas strzec? Uniosa brwi. - Martwisz si, co mog zrobi, kiedy bdziecie leeli cakowicie bezradni i na mojej asce? Chwyci j za ramiona. - Grozisz nam? Mgbym ci wykasowa ca pami i w tej chwili wyrzuci za drzwi. - Nie! - Teraz wpada w panik. - Prosz ci. Ja... ja naprawd potrzebuj tej pracy. Przysigam Connorowi, e nie skrzywdz adnego z was. Zapytaj go. On mi wierzy. an puci j i si odsun. - Owszem, zapytam. Spojrzaa na niego nerwowo. - Musz si przebra w uniform, zanim zacznie si moja zmiana. Phineas ziewn. - Tak. Robi si senny. Dobranoc, skarbie. - Wycign w stron Toni zacinit pi. Odpowiedziaa mu umiechem i stukniciem kostkami o kostki palcw. - Do zobaczenia jutro, doktorze Kie.
21

Phineas wyszczerzy zby, idc leniwym krokiem w stron schodw. - Tak, to ja, doktor Kie. Dugie zby i inne takie. -Gdy schodzi do piwnicy, wci go syszeli. - Pan doktor jest w domu. Och, maa, mam dla ciebie lekarstwo. an te robi si senny, ale e duej by wampirem ni Phineas, potrafi nad tym panowa. - Moe powinnimy zacz jeszcze raz. - Wycign rk. - Jestem an MacPhie. Spojrzaa na niego nieufnie. - Toni Davis. - Ucisna jego do, pucia szybko i ruszya w stron schodw. Poszed za ni. - Naprawd mylaem, e jeste zodziejk. Zwykle nie atakuj kobiet. - Chyba e jeste godny. - Zacza wchodzi na gr. - Nie atakuj, by si poywi. To przeszo. Ewoluowalimy i ju tego nie robimy. - Tak, jasne. - Sza po schodach, nie ogldajc si za siebie. On ruszy za ni. - Nie wierzysz mi? Wzruszya ramionami. - Widziaam, jak pijecie z butelek. - Wic wiesz, e rnimy si od Malkontentw. Kostki jej palcw zbielay, kiedy nagle cisna porcz. Ale szybko j pucia i sza dalej. - O ile si orientuj, wasza szlachetna natura to do wiea sprawa. Przed wynalezieniem syntetycznej krwi musielicie atakowa ludzi, eby je. Zacisn zby. - Nigdy nie stosowaem przemocy. Dotara na ppitro, odwrcia si gwatownie i spojrzaa na niego ze zoci. - A stosowae kontrol umysu? Wzdrygn si. - Nie rozumiesz tego. - O, chyba jednak rozumiem. Kontrola umysw uatwiaa ci manipulowanie ludmi. - Zmruya oczy. -Ale to mimo wszystko byy ofiary, a ty mimo wszystko je krzywdzie. - Nigdy nie bylimy tacy jak Malkontenci. Te dranie s mordercami. My nigdy nie zabijalimy dla poywienia. - Okej. Nie bylicie mordercami. Bylicie tylko pasoytami. - Odwrcia si. Chwyci j za rami. - Skoro nas nienawidzisz, dlaczego przyja prac naszego ochroniarza? Wyrwaa mu si i sza dalej.
22

- Nie nienawidz was. I mam swoje powody. - Jakie powody? - Potkn si na schodach w swoich nowych butach w rozmiarze czterdzieci sze. Obejrzaa si. -Dlaczego za mn idziesz? Nie powiniene i do piwnicy i... umrze? -Nie pi tam. - Ale widziaam na dole twoj trumn. - Spojrzaa na niego kwano. - Wyglda tak przytulnie. - To sama sobie w niej pij. - Po moim trupie. A nie, zaraz, to ty bdziesz trupem. Za jakie pi minut, wic chyba powinnam si pospieszy. - Reszt schodw pokonaa biegiem. Dowcipnisia. Jego spojrzenie zelizgno si na jej okrgy, zgrabny tyeczek, tak smakowicie podkrelony czarnym spandexem. Ju samo to wystarczao, eby znw mia ochot gry. Szed za ni korytarzem, patrzc, jak koysze biodrami. Zatrzymaa si przy drzwiach po prawej. - Ju si nie mieszcz. - W czym? We wasnym ego? - Dziewczyno, ty nie musisz nosi broni. Twj jzyk potrafi poci czowieka na strzpy. Umiechna si. - Uznam to za komplement. - Nie mieszcz si w swojej trumnie. Jestem trzynacie centymetrw wyszy, ni kiedy byem tu ostatni raz. Otworzya szerzej oczy ze zdumienia. - Connor wspomnia, e urose, ale nie cakiem w to wierzyam. Mylaam, e wampiry zawsze zostaj w tym wieku, w ktrym umary. - To prawda, w normalnych okolicznociach. Ale ja postarzaem si przez lato o dwanacie lat. Och. - Usta jej drgny. - Witamy wrd dorosych. Pooy rk na cianie obok niej i pochyli si do przodu. - Zajrzaa mi pod kilt. Wiesz, e jestem dorosy. Zadziornie wysuna podbrdek, ale jej policzki porowiay. - Bardzo si staram wymaza ten nieszczsny incydent z pamici. an umiechn si powoli. - Daj zna, czy ci si udao. Zarumienia si jeszcze bardziej. - Panie MacPhie, powinnam panu przypomnie... - Mw mi an. Czy Toni to zdrobnienie twojego imienia?
23

- Nie. Posuchaj, prbuj ci przypomnie, e, o ile dobrze licz, za jakie trzy minuty padniesz martwy. - Jeli tak si stanie, pooysz mnie do ka? - Takie rozmowy s nieodpowiednie... - Masz na imi Antonia? Jej oczy pociemniay. - Nie. - Tonatella? Tonisha? - Nie. - Toni Baloni? Jej usta znw drgny. - Ja usiuj by powana. - Ja te. - Pozwoli spojrzeniu bdzi po jej ciele. -Jestem miertelnie powany. Parskna. - Panie MacPhie, dwie noce temu podpisaam umow, w ktrej byo wyranie napisane, e nie mog romansowa z nikim, kogo pilnuj. Jego serce si zatrzymao i nie byo temu winne wschodzce soce. - Nie wiedziaem, e romansujemy. - Bo nie! - obruszya si. - Ale pan ze mn flirtuje i to si musi skoczy. Zamruga. To byo flirtowanie? Mia wiksz ochot skrci jej kark, ni j uwodzi. - Mylisz, e z tob flirtuj? - No c, tak. Pochyli si bliej. - I podobao ci si? - Cay czas to robisz. Umiechn si leniwie. - Skarbie, mgbym to robi ca noc. - Noc si skoczya. - Odwrcia si i zapaa gak drzwi. - Sodkich snw, panie MacPhie. Odsun si. Nie zamierza si przejmowa, e go odprawia. Dlaczego miaby si przejmowa? - To nie byo na powanie. Nie musisz si martwi, e bd ci nka. Szukam prawdziwej mioci, szukam tej jedynej wampirzycy. Pucia gak i zwrcia si do niego. - Wic uwaasz, e martwe kobiety s lepsze ni ywe?
24

- Tego nie powiedziaem. Ale lepiej pasuj do wampirzycy. - Naprawd? Czyby te ywe byy dla ciebie zbyt gorce? Czy to miao by wyzwanie? - Nie spotkaem jeszcze kobiety, z ktr bym sobie nie poradzi. - No tak. - Przyjrzaa mu si nieufnie. - Pewnie kontrolowae ich umysy. Do licha, dokadnie wiedziaa, w ktre miejsce wbi n. - O tak, kontrolowaem ich umysy. I byy tym zachwycone. Dziki temu miay silniejsze orgazmy. - Unis brew. Chcesz, ebym ci zademonstrowa? W jej oczach zapon gniew. - Chc, eby sobie poszed. I umar. - Otworzya drzwi swojej sypialni. Podszed bliej. - Dlaczego nas strzeesz, skoro nas nie lubisz? Dlaczego chcesz y uwiziona w domu penym nieumartych? - Miych snw, panie MacPhie. - Zatrzasna mu drzwi przed nosem. - Dowiem si, co w tobie siedzi, Toni - krzykn. Soce dotykao ju horyzontu. Czu, jak traci wiadomo. Spojrza w gr klatki schodowej, na czwarte pitro, i si skoncentrowa. W mgnieniu oka by na grze. Potykajc si, wpad do gabinetu Romana i zatrzasn za sob drzwi. Dziki aluminiowym okiennicom zasaniajcym okna w pokoju byo ciemno, ale doskonale widzia w ciemnociach. Przeszed przez gabinet do sypialni i zwali si na podwjne ko. Na wszystkich witych, to byo o wiele lepsze ni wska trumna. Wycign rce i nogi, rozkoszujc si wygod. Oddycha coraz wolniej, zapada w sen. Zaraz. Pokrci gow. Musia si jeszcze dowiedzie czego o Toni. Przeturla si do nocnej szafki i zapa bezprzewodowy telefon. Wzrok mu si mci, kiedy wybiera numer komrki Connora. Jeszcze tylko par minut, tylko tyle potrzebowa. - Halo? - Connor mia zaspany gos. an wycign si na plecach, trzymajc telefon przy uchu. - Opowiedz mi o Toni. - To ty, an? - ziewn Connor. - Zadzwo pniej. - Opowiedz mi o Toni. Jak j znalaze? - Natknem si na ni w Central Parku. - Connor znw ziewn. - W poniedziaek, w nocy. A by raptem wtorek rano. an otworzy usta, ale nie wyda adnego dwiku. Powieki mu opady.
25

- Zaatakowao j - mwi sennym gosem Connor -trzech Malkontentw... bardzo brutalnie... Nic dziwnego, e nie cierpiaa wampirw. Suchawka wylizgna si z doni lana. Czyby Toni chciaa poprze-bija ich wszystkich kokami podczas snu? Kiedy sen wciga go w niebyt, zastanawia si, czy jeszcze si obudzi.

Rozdzia 3
Zasuguj na szczcie Zrealizuj swoje cele. Nadam swojemu yciu znaczenie. Jestem warta mioci. Toni powtarzaa swoje poranne afirmacje, stojc w kbach pary z gorcej wody, ktra spywaa po jej ciele cienkimi strkami. Wystarczyo tylko w to uwierzy. Tak, jasne. W cigu ostatnich kilku dni jej ycie zaczo spywa do sedesu. Zasuguj na szczcie. Westchna. Jej rodzina w ni nie wierzya, wic dlaczego ona sama miaaby uwierzy? Zakrcia wod. Musi mie silniejsz psychik, nie pozwoli, eby inni j doowali - inni, tacy jak an MacPhie. Jak martwy facet moe by tak przystojny? Odsuna zasonk prysznica. Dlaczego nie moe by miertelnikiem? Przez cudowny moment sdzia, e jest czowiekiem. Ale nie. Kolejna rzecz, ktra spyna do kibla. By jednym z nich. Wysza spod prysznica, besztajc sam siebie. Nie myl o nim. Nie ma nad tob adnej wadzy. Chyba e... Chyba e kontroluje jej umys. Toni dostaa gsiej skrki; zadraa mimo otaczajcej j gorcej pary. Spojrzaa na lady ugryzie na swoim ciele. Walczya z tymi trzema wampirami. Mylaa, e da rad, dopki nie przejy wadzy nad jej umysem. Siedziaa tam, w brudnym niegu, drca i bezradna, a ich okrutne myli atakoway j i zmusiy, eby zdja bluzk. Stanik. Gboki dreszcz wstrzsn jej ciaem. Gdyby Connor nie zjawi si wtedy... Mruganiem odpdzia zy, wzia rcznik i si wytara. Nie moga straci kontroli nad sob, zdekoncentrowa si. Zrealizuje swoje cele. Musiao jej si uda. Sabrina liczya na ni. Toni potwierdzia ju istnienie wampirw i dostaa si do obozu dobrego wampira. Dobre wampiry? Kto by w to uwierzy? Ale Connor j uratowa i przysig, e dobre wampiry zrezygnoway z gryzienia ludzi. Widziaa, jak pij krew z butelek, ale mimo wszystko trudno byo jej im zaufa do koca. Niewane, jak poprawnie si
26

zachowyway - wci wyczuwaa besti czajc si tu pod powierzchni. A jeszcze mocniej czua j w przypadku lana, ale zamiast j to zniechca - podniecao. Czy moga by jeszcze gupsza? Trzeba by kompletn idiotk, eby rzuca wyzwanie bestii, ktra potrafi gry. Postanowia go ignorowa. Nadam swojemu yciu znaczenie. Kiedy to si stanie. Ona i Sabrina wszystko sobie zaplanoway. Posza boso do sypialni, wycierajc rcznikiem wosy. Jej spojrzenie powdrowao po cianach w kolorze mikkiego zota i wielkim ku z baldachimem z bkitnego i zotego brokatu, tak sam narzut i zasonami. Dwie komdki stojce po bokach ka wyglday jak autentyczne ludwiki. Jedno musiaa z niechci przyzna: wampiry miay doskonay gust. Dougal twierdzi, e ten pokj zajmowaa kiedy wampirzyca ksiniczka, naleca do haremu Romana Draganestiego. O ile si orientowaa, Roman zrezygnowa z haremu, kiedy si oeni. Toni prychna. Co za uroczy kole. Jak na jej oko, wszystkie wampiry pci mskiej byy kilka stuleci do tyu, jeli chodzi o podejcie do kobiet. A ju an MacPhie z pewnoci. Jestem warta mioci. W t ostatni afirmacj byo najtrudniej uwierzy. Rzucia rcznik do kosza z brudn bielizn. Do diaba, zaznaa mioci. Babcia j kochaa. I pamitasz, co si z ni stao? Zawioda j. Toni szybko zdusia ten wredny wewntrzny gos, ktry uparcie sabotowa jej afirmacj, powtarzajc jej, e nie zasuguje na szczcie, e nie jest warta mioci. Wanie e jest warta, do licha. I nie zawiedzie Sabriny. Nawet jeli oznaczao to mieszkanie w domu penym krwiopijcw. Zaoya szka kontaktowe i ubraa si w uniform ochroniarza - spodnie khaki i granatow koszulk polo. Connor da mskie ciuchy w najmniejszym rozmiarze, ale i tak wisiay na niej jak worek. Najwyraniej firma MacKaya nie miaa w zwyczaju zatrudnia kobiet. Dougal i Phineas byli zaskoczeni, ale zaakceptowali j, kiedy zobaczyli, jak walczy. an by o wiele bardziej podejrzliwy, ale nie miaa zamiaru pozwoli, eby j wystraszy. Pozostanie spokojna i chodna. Bdzie nad sob panowa. Nic nie wprawi jej w zakopotanie. Podskoczya, kiedy jej komrka rykna gon muzyk. Do diaba. Carlos tydzie temu ustawi jej nowy dzwonek, ale podskakiwaa za kadym razem, kiedy z telefonu eksplodowao bez ostrzeenia Cum on Feel The Noize zespou Quiet Riot. Wokalici darli si jak optani, kiedy grzebaa w torebce. Miaa nadziej, e to Sabrina. Wczoraj wieczorem posza odwiedzi j w szpitalu, ale Sabrina spaa tak spokojnie, e Toni nie chciaa jej budzi. Odsuna klapk telefonu. - Halo? - Toni? - W szorstkim gosie brzmia niepokj. - Co si tam dzieje? - Howard? - Jej przeoony? Howard Barr by szefem dziennej zmiany i monitorowa Toni ze swojego posterunku w domu Romana Draganestiego. Mia zadzwoni po poranny raport o smej, ale wczoraj rano zadzwoni pod numer domowy, nie na jej komrk.
27

Zerkna na nocn szafk; wiecce cyfry zegara pokazyway sidm dwadziecia sze. - Co si stao? - To ja ci o to pytam - stwierdzi Howard. - Podczas obchodu zauwayem, e Connor mia przy uchu wczon komrk. Rozmawiaa z nim? - Nie. Tutaj wszystko jest w porzdku... - Nie wydaje mi si. Connor rozmawia z kim, kto korzysta z waszego telefonu stacjonarnego. Przerwaem poczenie i prbowaem oddzwoni, ale linia cigle jest zajta. Toni spojrzaa na telefon na nocnej szafce. Lampka wskazywaa, e nie jest rozczony. Oczywicie, an powiedzia, e j sprawdzi. - To pewnie an MacPhie. - an? - Zapada cisza; Toni syszaa szelest papierw. - Jeste pewna? Mia wrci dopiero w przyszym tygodniu. I jego trumna jest pusta. - Wyrs z niej. - Wic to prawda? Chopak nie wyglda ju na pitnacie lat? Zmarszczya nos. - Wyglda na wicej, ale jego zachowania nie nazwaabym dojrzaym. Howard si rozemia. - Zrobi dobre wraenie, co? Posuchaj, nie widz go na adnym z monitorw, wic bdziesz musiaa go znale i upewni si, e wszystko z nim w porzdku. - Na pewno nic mu nie jest. Dokd mg pj? Jest martwy. To mu troch ogranicza pole manewru. - Tak, ale w cigu dnia odpowiadamy za tych goci. Nie moesz pilnowa cia, jeli nie wiesz, gdzie s. Wic go znajd. Toni jkna w duchu. Ta kamienica miaa pi piter, a raczej sze, liczc piwnic, ze dwadziecia sypialni i cae mnstwo azienek i schowkw. Przeszukanie wszystkich pomieszcze zajmie cay ranek. - Zadzwoni za dziesi minut. - Howard si rozczy. Dziesi minut? Toni wrzucia komrk do kieszeni spodni i, wci boso, wybiega na korytarz, an nie by na tyle uprzejmy, eby pa trupem pod jej drzwiami, wic musiaa go odnale. Pognaa na parter. Nie miaa nadziei, e go tu znajdzie, ale w holu i kuchni byy kamery monitoringu i wiedziaa, e Howard spodziewa si j zobaczy - musiaa je min, prowadzc poszukiwania. Zostaa zatrudniona na dwutygodniowy okres prbny i Connor ostrzeg j, e kamery w tym domu poczone s z monitorami w White Plains. Innymi sowy, bya nieustannie obserwowana; musieli mie pewno, e mog jej ufa. Jakby moga prbowa skrzywdzi ktrego z wampirw.
28

Connor wyranie zaznaczy, e kiedy ju zoy przysig, e bdzie chroni wampiry, ta przysiga bdzie wita. Kara za zdrad bdzie surowa i ostateczna. Gdyby Toni wywoaa ich gniew, nie byoby takiego miejsca na ziemi, gdzie zdoaaby si ukry. Jej ciaa nigdy by nie odnaleziono. Po czym zacz opowiada jej o wietnym pakiecie ubezpieczenia medycznego i stomatologicznego, funduszach rynku walutowego o wysokich stopach zwrotu i sponsorowanych wakacjach, ktre Agencja MacKay Usugi Ochroniarskie i Detektywistyczne oferuje swoim pracownikom. W normalnych okolicznociach wybraaby opcj numer jeden: wykasowanie pamici, by mc powrci do poprzedniego ycia. Ale okolicznoci nie byy normalne, wic zacisna zby i zoya przysig. Iana nie byo nigdzie na parterze, wic posza do pokoju ochroniarzy w piwnicy. Zerkna na kanap pod cian. Nie, tu go nie ma. Spojrzaa w kamer nad sob i pokrcia gow. Zatrzymaa si pod drzwiami sypialni. Miaa sprawdza to pomieszczenie cztery razy dziennie, ale wci budzio w niej zimny dreszcz. Oczywicie nie tyle sam pokj, ile ciaa w rodku. Odetchna gboko i wesza. Dougal lea! na plecach w trumnie, ubrany w starowieck koszul nocn, ktra sigaa mu do kolan i troch przypominaa koszul nocn babci Toni. Phineas spa rozcignity w poprzek podwjnego ka, wycznie w czerwonych, jedwabnych bokserkach. Toni zerkna na zdjcia w ramkach na jego nocnej szafce. Starsza kobieta, moda dziewczyna i chopiec - zapewne ciotka i modsze rodzestwo, o ktrych mwi. Bya ciekawa, czy wiedzieli, e dwa lata temu przeszed transformacj. Zajrzaa do azienki i skrzywia si na widok rcznikw i ciuchw lecych na pododze. Chwaa Bogu, e nic musiaa po nich sprzta. Tym zajmowaa si firma sprztajca, oczywicie te zarzdzana przez wampiry; sprztaczki przychodziy wieczorem. Jej spojrzenie pado na stert wierszczykw w koszyku. Fuj! Co za winie. Wbiega tylnymi schodami na parter, a potem do gwnej klatki schodowej. Na wyszych pitrach nie byo kamer monitoringu, wic przynajmniej nie czua si nieswojo. Mina pdem swoj sypialni, eby sprawdzi pi pozostaych na pierwszym pitrze. Potem zajrzaa do wszystkich sypial na drugim. Wiedzc, e czas jej si koczy, przebiega wszystkie na trzecim. Do licha, nie byo go w adnej z nich! Z narastajcym poczuciem nadcigajcego nieszczcia sprawdzia ostatni. Zajrzaa nawet do szafy. Czyby popenia bd, nie sprawdzajc wszystkich szaf na niszych poziomach? Cum on feel the noize! Podskoczya i wyowia telefon z kieszeni. - Howard? - Toni, znalaza go? - Nie. - Dyszaa ciko. - Przeszukaam wszystkie pitra z wyjtkiem czwartego. - Sprawd je. Zamrugaa. Connor ostrzega j, eby nie zapuszczaa si do prywatnego gabinetu i sypialni Romana Draganestiego. Widocznie wielki kahuna wci mia tam jakie swoje rzeczy. Pewnie szkielet w szafie.
29

- Mylaam, e nie mam wstpu na czwarte. - W zwykych okolicznociach tak, ale nie moemy nie wiedzie przez cay dzie, gdzie jest an. Wic si rozejrzyj. Howard si rozczy. Wrzucia telefon do kieszeni i wesza po schodach. Na grnym podecie ujrzaa dwoje drzwi po bokach olejnego obrazu, przedstawiajcego jakie ruiny. Chwycia klamk tych po prawej. Otworzyy si. W pokoju byo kompletnie ciemno. Obszukaa po omacku cian przy futrynie, a znalaza wcznik wiata. Zapalia si pojedyncza lampa nad duym biurkiem. Za biurkiem stay regay z ksikami, a przed nim czerwony aksamitny szezlong. Jej serce zabio mocniej na widok komputera na biurku. To moga by odpowied na jej modlitwy. Wielki pokj kry si w cieniu. Toni widziaa zarysy kolejnych foteli, stou i barku. Na najdalszej cianie dostrzega ciemne drewniane panele dwuskrzydowych drzwi. Przesza przez gabinet, stpajc cicho bosymi stopami po grubym dywanie; jej spojrzenie przelizgiwao si po drogich antykach. Wic to bya prywatna jaskinia potnego przywdcy klanu wampirw? Moe mogaby zrobi kilka zdj komrk? Nie, to by nie pomogo Sabrinie. Luksusowy wystrj dowodzi tylko tego, e waciciel by bogaty, nie nieumary. Kiedy podesza pod drzwi, usyszaa przerywany sygna, jak z nieodoonej suchawki telefonu. Pchna drzwi. Zamajaczy przed ni cie wielkiego ka, z jeszcze ciemniejszym cieniem na nim. Obesza ko z prawej i wymacaa lamp na nocnej szafce. Zapalio si przymione wiato, nie janiejsze ni nocna lampka, jakie umieszcza si w pokojach dzieci. Po drugiej stronie ka, na beowej zamszowej narzucie, lea an. Twarz mia odwrcon, wic widziaa tylko gste czarne wosy i kucyk wijcy si na poduszce. Niektrzy mczyni wygldaliby zniewieciale z wosami do ramion i w spdnicy, ale w jego przypadku efekt by wrcz odwrotny. Byo w nim co dzikiego i surowego -sprawia wraenie szkockiego wojownika, ktry nie da si ucywilizowa. Na jego widok serce Toni bio szybciej, a w gowie pojawiy si buntownicze myli. Lea rozcignity na plecach, jego dugie nogi sigay koca ka. Spojrzenie Toni przesuno si po biaej koszulce, ciasno opitej na szerokiej piersi i muskularnym brzuchu. Jego czerwono-zielony kilt byle jak okrywa uda; jego brzeg podsun si powyej kolan. Wyglda, jakby po prostu pad na ko, nie przejmujc si, jak wylduje. Toni obesza ko, mijajc wielkie stopy lana w czarnych skarpetkach. Widocznie ludowa mdro o mczyznach z wielkimi stopami bya prawdziwa. Jej spojrzenie znw zawdrowao w stron kiltu. Nogi byy rozsunite, kraciasty materia lekko zwisa midzy nimi. To by szok, kiedy okazao si, e go nie nosi bielizny. Toni zapona twarz na wspomnienie jego rozbawionej miny i bysku w oczach. Zero wstydu. Nie, wyglda... bezczelnie, jakby podobaa mu si ta jej inspekcja z zaskoczenia. Przechylia gow, wpatrujc si w zacienione miejsce midzy jego nogami. Zacza powoli pochyla si na bok. Cum on feel the noize!
30

Gwatownie wcigna powietrze i si wyprostowaa. Co jej odbio? Zaglda pod spdnic martwemu facetowi? Chwaa Bogu, e tu nie byo kamer. Odsuna klapk telefonu. - Wszystko w porzdku, Howard. Mam tu lana. Ley w ku. Chwila ciszy. - Dziewczyno, masz faceta w ku? Toni si skrzywia. - Carlos! Nie... nie spodziewaam si, e to ty. Rozemia si. - Domylam si, menina. Wic kim jest ten facet w twoim ku? - Nie jest w moim ku i nie jest... - A, jeste u niego? - No, poniekd. - Toni zaoya wilgotne wosy za uszy. - Suchaj, Carlos, nie mog teraz rozmawia. -Syszc jego znaczcy miech, obruszya si. - To nie jest to, co mylisz. A facet... pi jak koda. - Tak go wykoczya? Brawo, dziewczyno. Toni jkna. Moe winne byo jego brazylijskie pochodzenie, ale jej ssiad Carlos Panterra myla tylko 0 jednym. - Powiedz lepiej, czy w mieszkaniu wszystko w porzdku? - Tak, oczywicie. Wanie nakarmiem twoj kotk. Mwi, e tskni za tob i Sabrina. Ja te tskni. - Wiem. Niedugo wrcimy, mam nadziej. A teraz musz koczy, zanim zadzwoni Howard. Carlos a si zachysn. - Masz dwch facetw? Dziewczyno, ostra jeste! - To nie jest... niewane. Pniej ci wyjani. -Podesza bliej szczytu ka. - To przez ten nowy dzwonek, ktry ci cignem na komrk - cign Carlos. - Chopaki od razu si na ciebie napalaj. - Tak, jasne. Pa, Carlos. - Toni zamkna telefon 1 schowaa do kieszeni. To byo naprawd enujce, e do tego stopnia nie radzia sobie z nowoczesnymi gadetami. Nie miaa pojcia, jak usun przeklty dzwonek, ktrym Carlos zarazi jej telefon. A skoro ju mowa o telefonach, to ten lecy na ku wci bucza. Widocznie an trzyma go przy uchu, ale teraz jego palce, rozlunione i lekko zgite, leay na poduszce. Suchawka musiaa si zsun, bo leaa w zagbieniu midzy szyj a barkiem lana. Twarz mia odwrcon w stron Toni, oczy zamknite. Oblecia j lekki strach na myl, e jego oczy mog si nagle otworzy i spojrzy na ni pustym wzrokiem zombi. Z dreniem odepchna od siebie t wizj. Signa po suchawk, ae niechccy musna doni palce lana. Szarpna rk do tyu. Kurcz, nigdy przedtem nie dotykaa nieboszczyka. Ale on nie by zimny i sztywny, jak si spodziewaa. Wsuna do
31

midzy jego szyj i palce i powoli wycigna suchawk. Kostki jej palcw przejechay po czubku jego podbrdka. By szorstki. Skrzywia si, kiedy dotaro do niej, e o mao nie dotkna jego ust. Jego wargi byy lekko rozchylone. Odsuna si o krok, przyciskajc suchawk do piersi. Jego twarz bya spokojna, tak inna ni kiedy maloway si na niej gwatowne emocje. Gste, czarne firanki rzs rzucay cie na blade policzki. By pikny. Mczyzna nie powinien wyglda tak sodko, a jednoczenie tak dziko. Jej spojrzenie pado na doeczek w brodzie. Ten do-eczek zauwaya od razu. Przez cay czas, kiedy si z ni droczy, miaa ochot wetkn w t dziurk palec. Wycigna rk, ale natychmiast zabraa j z powrotem. Co jej odbio? Przecie to jeden z nich. Odoya suchawk na wideki. Telefon natychmiast zadzwoni. Podskoczya. Boe wity, musiaa si wzi w gar. Odebraa. - Wszystko w porzdku, Howard. Znalazam go. Rozleg si chichot jakiej kobiety. Z ca pewnoci nie by to Howard, chyba e mia sekret, o ktrym nie wiedziaa. - Halo? - Cze! - Znowu chichot. - Jest an? Toni si zawahaa. Skoro ta dziewczyna znaa lana, to czy nie powinna wiedzie, e za dnia jest martwy? - W tej chwili nie moe podej do telefonu. Mog mu przekaza jak wiadomo? - Hm, chyba tak. - Dzwonica znw zachichotaa. Toni znalaza dugopis i notes w nocnej szafce. Czekaa, ale w suchawce panowaa cisza. - Halo? Musi mi pani powiedzie, co mam przekaza. - Ach, no tak. Okej. Niech pomyl. Toni czekaa, a jej rozmwczyni znw zamilka. Pewnie usiowaa myle. Czy an naprawd zna t dziewczyn? Czy nie powiedzia, e szuka wampirzycy? Ta panienka musiaa by miertelna, bo by dzie, a ona bya przytomna. Mniej wicej. - Moe mi pani poda swoje imi? - Ach. - Chichot. - Jestem Mitzi. Toni zapisaa w notesie. - A pani wiadomo? - Moe pani powiedzie anowi, e moim zdaniem jest prawdziwym ciachem? - Jasne. - Toni zerkna na lana. Jej zdaniem przypomina raczej kawa gazu. - Jak go pani poznaa? - Jeszcze nie poznaam. Dopiero co go znalazam w singlachwwielkimmiescie. To taki portal randkowy, wie pani. - Ach tak. - To w taki sposb an zamierza znale prawdziw mio? Byo to troch bez sensu, skoro szuka tylko wampirzyc. - Wanie widziaam jego profil - cigna Mitzi. -I jego zdjcie. I musiaam zadzwoni, bo takie z niego ciacho!
32

- Aha. Chce pani zostawi swj numer? Mitzi wyrecytowaa swj numer. - Moe mu pani powiedzie, e chc si z nim umwi? I pewnie mnie nawet zaliczy, bo jest fantastycznym ciachem! Zachichotaa i rozczya si, na szczcie. Ledwie Toni odoya suchawk, telefon znw zadzwoni. To ju musia by Howard. - Halo? - - Czy zastaam Iana MacPhie? - spyta lekko ochrypy eski gos. Kolejna kobieta? Przynajmniej nie Mitzi. - an jest chwilowo niedostpny. Mam co przekaza? - Mam na imi Lola. Wanie przeczytaam profil lana na singlachwwielkimmiescie i musz powiedzie, e jest fascynujcy. - Najwyraniej. - Toni spojrzaa na komputer w gabinecie obok. Moe bdzie musiaa zerkn na ten profil. - Tak - cigna Lola. - Podobaa mi si zwaszcza informacja o jego zamku w Szkocji, i e wydaje cz swojego ogromnego majtku na jego renowacj. Ogromnego majtku? Toni parskna, ale zamaskowaa to delikatnym kaszlniciem. Szczerze wtpia, by an mia ogromny majtek, skoro pracowa jako ochroniarz w Romatech Industries. Czy naprawd zniyby si do opowiadania kamstw w Internecie, eby si umwi na randk? Facet by boski. Po co miaby kama na jakikolwiek temat, nie liczc faktu, e przez p doby jest martwy? - Bo widzi pani - Lola teatralnie zniya gos - ja w poprzednim yciu byam ksiniczk. Zamek to dla mnie odpowiednie miejsce. - Rany. - Jestem te wegetariank - oznajmia Lola. - Mam nadziej, e an te. Jest taki seksowny. - Tak. No c, mog z ca pewnoci stwierdzi, e nie je misa. - Cudownie. - Lola podaa swj numer telefonu. - Pa. Toni zapisaa numer i spojrzaa na lana ze zoci. - Kamczuch. Powiedziae, e nie chcesz si umawia ze miertelniczkami. Cum on feel the noize! Podskoczya. Teraz to ju Howard, na bank. Albo Sabrina. Wyja komrk. - Halo? - Toni? - hukn w suchawce gos Howarda. - Co si dzieje? - Wszystko w porzdku, an pi w sypialni na czwartym pitrze. Nie odoy suchawki, dlatego nie moge si dodzwoni. - Co byo takiego pilnego, e musia natychmiast rozmawia z Connorem? Toni si skrzywia.
33

- Prawdopodobnie dzwoni w mojej sprawie. Pomys, eby zatrudni kobiet jako ochroniarza, by dla niego zbyt dziwaczny. Howard si rozemia. - Przywyknie do ciebie. Widzia ju, jak walczysz? - Tak, troch. - Wic wie, e twardzielka z ciebie. Z czasem ci zaufa. Skrzywia si. W zasadzie an mia racj, e traktowa j podejrzliwie. Naprawd miaa jakie ukryte powody, chocia z pewnoci nie zamierzaa wyrzdza wampirom adnej krzywdy. - Potrzebujesz czego dzisiaj? - spyta Howard. To on robi zakupy spoywcze przez Internet, ktre sklep dostarcza do domu, eby Toni nie musiaa zostawia swoich podopiecznych. - Na razie niczego, ale w pitek mam egzamin kocowy na uniwerku. Bd musiaa wyj koo poudnia. - Nie zapomniaem o tym. Ja ci zastpi. - Mylaam, e pilnujesz Romana i Connora. - S w Romatechu, wic tutejsi ochroniarze bd mieli na nich oko. Nie martw si. Wszystko jest zaatwione. - Dzikuj. - Toni czua ulg, ale bya te zdumiona, e wampiry zechciay zmieni swj grafik tylko po to, eby pj jej na rk. - Jeszcze tylko ten jeden egzamin i bd magistrem. - wietnie. - Howard umilk na chwil. - Wiesz, e pewnie mogaby znale lepsz prac ni ta. Nie jest zbyt... rozwijajca intelektualnie. - Jest w porzdku. A pensja jest o wiele lepsza, ni si spodziewaam. - No c, wampiry wiedz, jakie to wane mie wok siebie miertelnikw, ktrym mona ufa. - Rozumiem. - Telefon na nocnej szafce znw zadzwoni. - O Boe, mam nadziej, e to nie Mitzi czy Lola. - Kto? - spyta Howard. - Do lana wydzwaniaj jakie dziewczyny. Zarejestrowa si na internetowym portalu randkowym. - artujesz. - Chciaabym. Zadzwoni do ciebie o dziesitej z raportem. - Toni rozczya si i odebraa domowy telefon. -Halo? - Dzie dobry - powiedzia agodny damski gos. -Czy zastaam lana? Toni jkna. - an w tej chwili... medytuje. - Fajnie. Ja jestem Destiny. - Podaa swj numer. -an jest taki przystojny. Wie pani, ja jestem totalnie dostrojona do harmonicznych wibracji kosmosu, wic wiem, e an i ja jestemy sobie przeznaczeni. - Rozumiem. - I jego ogromny majtek" nie mia z tym nic wsplnego. - Mam co przekaza anowi?
34

- Tak. Bardzo chciaabym spacerowa z nim w deszczu i siedzie na play, podziwiajc wschd soca. - wietnie. - Toni zapisaa pod jej imieniem chce zamordowa ci przez samozapon". - Dzikuj za telefon. Rozczya si i posaa anowi wcieke spojrzenie. - Zdajesz sobie spraw, e moja przyjacika ley w szpitalu, a ja, zamiast do niej zadzwoni, musz gada z twoimi gupimi panienkami? - Jej gos wznis si do krzyku, ale an lea jak przedtem, niewiadom niczego. - Dlaczego szukasz kobiety? Jakim cudem wampir w ogle wierzy w prawdziw mio? Naprawd sdzisz, e zdoasz by wierny przez wieki? W tych czasach trudno liczy nawet na par lat! Nie odpowiedzia. - No c, przynajmniej si nie odszczekujesz. Ja tu rzdz w cigu dnia i nie zapominaj o tym. Nie sprzeciwi si. Wciekym krokiem przesza do gabinetu. Nie po to posza na studia, eby robi za sekretark jurnego, przystojnego wampira. To by byo tyle, jeli chodzi o trzeci afirmacj - nadam swojemu yciu znaczenie. Potrzebowaa porozmawia z Sabrina. To j uspokoi. Wybraa numer szpitala. - Poprosz z pokojem Sabriny Vanderwerth. - Chwileczk - odpar operator centralki. - Prosz si nie rozcza. Toni usiada w czarnym skrzanym fotelu za biurkiem i wczya komputer. Pomylaa, e moe znajdzie co uytecznego w plikach, skoro przeszukanie biblioteki nic jej nie dao. Zadzwoni telefon na biurku. Cudownie, kolejna kobieta. Toni szybko zanotowaa jej imi i numer i rozczya si, kiedy Britney wytumaczya jej ju, dlaczego uwaa, e an jest boski. Tymczasem w komrce odezwa si telefonista: - Sabrina Vanderwerth zostaa wypisana. Dreszcz niepokoju przebieg Toni po plecach. - Ale widziaam j wczoraj wieczorem. Kiedy j wypisano? - Nie mog udziela adnych osobistych informacji. - Chwileczk - zacza Toni, ale sygna w suchawce powiedzia jej, e operator si rozczy. Znw zadzwoni telefon na biurku - Wrrrr! - Toni szybciutko zapisaa imi i numer kolejnej dziewczyny, ktra uwaaa, e an jest ciachem, po czym zadzwonia na komrk Sabriny. Po siedmiu sygnaach odezwaa si poczta gosowa. - Bri, tu Toni. Wanie si dowiedziaam, e ci wypisali ze szpitala. Zadzwo do mnie. - Sprawdzia wasne wiadomoci na poczcie. Nic. Gdzie ona si podziaa? Znw telefon na biurku. Tym razem bya to LaToya, ktra oczywicie uwaaa, e an jest ciachem. A potem Michelle i Lauren. Najwyraniej atrakcyjno lana stawaa si legendarna.
35

- Tego ju za wiele - warkna Toni. Ze stacjonarnego telefonu zadzwonia do swojego mieszkania. Moe Sabrina po prostu posza do domu i nie ma si o co martwi. Telefon dzwoni, a wczya si poczta gosowa. - Bri, jeste tam? Zadzwo do mnie, martwi si o ciebie. Zadzwonia do ich ssiada Carlosa. - Miae jakie wieci od Sabriny? - Nie, a co si stao? - Wypisali j ze szpitala, ale nie wiem, gdzie jest. Po chwili milczenia Carlos odezwa si gosem powaniejszym ni zwykle: - Toni, musisz mi powiedzie, co jest grane. - Powiem, dzisiaj wieczorem, kiedy wyjd z pracy. -Toni rozczya si i telefon zadzwoni natychmiast. - Do diaba! - Zapaa suchawk. - Co tam? - Dzie dobry. Mwi Travis Buckley. Mski gos. - Tak? O co chodzi? - Czy jest an MacPhie? Toni zamrugaa. - Pan... chce rozmawia z anem? - O tak, kotku. Widziaem jego zdjcie w singlachw-wielkimmiescie i pomylaem, e jest... - Ciachem? - Dokadnie. - Travis si rozemia. Toni zapisaa jego nazwisko. - Z przyjemnoci przeka mu, e pan dzwoni. - Super. - Travis poda jej swj numer. - Uwaam, e jest uberciachem. - Och, jeszcze jakim. - Toni rozczya si i rozmasowaa skronie. - Niemoliwe, eby mnie to spotykao. Utknam w Strefie Mroku. Odwrcia si do komputera i klikna na ikon Moje dokumenty". Na ekranie pokazao si okienko z daniem hasa. - Do diaba. - Gdyby nie bya tak technoniedojd, potrafiaby obej zabezpieczenie, ale bya, i nie miaa pojcia, co zrobi. No trudno, nawet gdyby trafia na dokument, w ktrym banda wampirw przyznawaaby, e naprawd s wampirami, czy to by czegokolwiek dowodzio? Kady mg napisa dowoln bzdur i twierdzi, e to prawda. A skoro ju mowa o faszywych twierdzeniach, musiaa obejrze profil lana na singlachwwielkimmiescie. atwo byo go znale. By na stronie gwnej, na licie dziesiciu najbardziej popularnych facetw. Jego zdjcie byto wietne, ale profil zawiera opis jakiego donuana na viagrze. Im duej czytaa, tym bardziej para buchaa jej z uszu.
36

Telefon zadzwoni znw. I znw. I znw. Lista imion liczya ju trzydzieci cztery dziewczyny i dwch facetw i oni wszyscy uwaali, e an jest najbardziej ciachowa-tym ciachem ze wszystkich ciach wiata. I jak ona miaa szuka Sabriny? Czy uczy si do egzaminu? Telefon znw zadrynda. Ze zoci zapaa suchawk. - Tak, an jest ciachem! Ale musisz poczeka na swoj kolejk. - Spoko. - Dziewczyna ua gum. - Mog si nim podzieli. Lubi seks grupowy? Toni si skrzywia. - Bdziesz musiaa go sama zapyta. - Okej. - Strzelia gum. - A ty kim jeste? - Je, ooo jestem jego kuratork. - Spoko. Ja te mam kuratora. Przymknli mnie za namawianie do patnego seksu. - Fatalnie, nie cierpi, kiedy mi to robi. - No wanie. A ten cay an naprawd jest taki bogaty, jak napisa w profilu? Toni zazgrzytaa zbami. - Podaj mi po prostu imi i numer. - Zapisaa informacje i trzasna suchawk. - Nie znios tego duej! Pogrzebaa w szufladzie biurka i znalaza duy czarny marker. Wciekym krokiem wesza do sypialni i spioruno-waa lana wzrokiem. - Jeli oblej kocowy egzamin, to bdzie twoja wina! - Wygadzia biay T-shirt na uminionym paskim brzuchu, po czym drukowanymi literami napisaa: Gorcy ogier". Poniej dodaa: Chcesz si zabawi, dzwo do Travisa". Wreszcie zesza po schodach na parter i wczya automatyczn sekretark. Wiedziaa, e wampirom si to nie spodoba, ale nie miaa zamiaru obla ostatniego egzaminu przez ycie miosne lana. Schodzc do piwnicy, usyszaa kolejny dzwonek telefonu. Chopaki na dole mieli si dobrze, wic o dziesitej zadzwonia do Howarda z raportem. Wyjania spraw z sekretark i przyzna jej racj. Kiedy jada lunch w kuchni, telefon zadzwoni dwanacie razy. I wci dzwoni, kiedy sza na gr, do swojego pokoju. Wyczya swj telefon, eby si uczy w spokoju. Zajrzaa jeszcze raz do wampirw o pierwszej i czwartej po poudniu i zameldowaa si Howardowi. Zadzwonia te jeszcze raz do szpitala i porozmawiaa z pielgniark z pitra, gdzie leaa Sabrina. Pielgniarka przyznaa, e Bri zabraa rodzina, ale nie chciaa powiedzie nic wicej. To musieli by wuj i ciotka, jako e byli jedyn rodzin Sabriny. Toni nie moga sobie przypomnie ich nazwiska, ale wiedziaa, e znajdzie je gdzie w mieszkaniu. Martwia si coraz bardziej, bo Sabrina wci nie oddzwaniaa. Pitnacie po czwartej Toni przebraa si i zesza do kuchni, eby co przeksi. Moga wyj, kiedy wampiry si obudz, czyli lada chwila. Na szczcie soce w grudniu wczenie zachodzio.
37

- Dobry wieczr. - Do kuchni wszed Dougal, a zaraz za nim Phineas. Ruszyli prosto do lodwki po butelki z krwi. - Cze, chopaki. - Dojada swoj saatk. - Dobrze si wam spao? Drzwi otworzyy si z hukiem i do kuchni wmasze-rowa an. Spojrza gniewnie na Toni i plasn si doni w koszulk. - Co to ma by, do cholery?

Rozdzia 4
Ian zdy zapomnie, jaka jest adna - tak adna, eby na sekund przesta jasno myle. Ale nie byo wane, jak byszczce i zociste byy jej wosy, jak rowe i sodko wykrojone byy jej usta. Ani to, jak zielony sweterek pasowa do zieleni jej oczu. Ochroniarz, ktry ozdabia koszulk picego wampira graffiti, nie by ochroniarzem godnym zaufania. Phineas zerkn na niego i parskn niadaniem po caym kuchennym blacie, po czym zacz chichota. Dougal przynajmniej prbowa zdusi miech. - Fuuj. - Toni skrzywia si, widzc krwaw jatk. - Nie martw si, cukiereczku. Posprztam to. -Phineas wzi gbk ze zlewu. - Piknie mu dowalia. - Ja bym tego nie nazwa piknym. - an gromi Toni wzrokiem. Nie odpowiedziaa na jego pytanie. Siedziaa przy stole, bawic si papierow serwetk. Na jej policzki wypyny rumiece. Zapach jej gorcej krwi pobudzi jego gd. Zaczy go mrowi dzisa. cisn mu si odek. Podszed do lodwki, zapa butelk syntetycznej krwi i wypi bez podgrzewania. Toni zmarszczya adny nosek. - Pijesz na zimno? - A co, proponujesz mi gorc? - warkn. Jej policzki poczerwieniay jeszcze bardziej. - Nie, oczywicie, e nie. - O co si tak wkurzye, ziom? - Phineas wytar blat. - Ja bym by szczliwy, gdyby Toni popisaa mi koszulk. Cholera, mogaby pisa po mnie cay dzie. - Ty nie sypiasz w koszulce - mrukna Toni. - Aha! - Phineas wyszczerzy zby w umiechu. -Podziwiaa moje wspaniae ciao, kiedy spaem. Wiedziaem. Kobiety nie mog si oprze doktorowi Kowi. -Wypuka gbk. - Powinna pisa miosne liciki bezporednio na mnie. - To nie jest licik miosny - sprostowaa Toni.
38

- Z ca pewnoci nie jest - burkn an. - I z pewnoci nie jestem zainteresowany Travisem. Phineas parskn, po czym wycelowa i rzuci gbk do zlewu. - Dwa punkty! Przecie wam mwiem, chopaki, ebycie przestali nosi te kiecki. Wysyacie sprzeczne sygnay, jeli wiecie, co mam na myli. Dougal zmarszczy brwi. - Kilt to godny i mski tradycyjny ubir Szkotw. - Mnie si nawet podobaj - przyznaa Toni. Czy naprawd podoba jej si jego kilt? an zawsze uwaa, e tartan klanu MacPhie jest jednym z najadniejszych. A moe podobao jej si to, co byo pod spodem. Skarci si w duchu. Ta dziewczyna o wiele za atwo go rozpraszaa. - Nie odpowiedziaa na moje pytanie. - Postuka si w pier. - Dlaczego, u licha, to zrobia? - Przyznaj, e to by bd, ale w tamtym momencie byam na ciebie strasznie za. - Za? - an spojrza na ni z osupieniem. - A czyme ja ci mogem rozzoci? Cay dzie byem martwy. - Bye ywy w Internecie. Laski oglday twj profil na singlachwwielkimmiescie i telefon dosownie si urywa. A ja miaam wasne problemy, wic... - Dzwoniy do mnie kobiety? - przerwa jej an. Nie mg w to uwierzy. Plan Vandy wypali. Toni posaa mu zirytowane spojrzenie. - Nie widziae wiadomoci, ktre ci zostawiam na grze? Na nocnej szafce? - Nie, byem zajty wycznie tym. - Przycisn do do piersi. Chcia si dalej gniewa, ale myl, e szukay go kobiety, bya niesamowita. - Dzwoniy do mnie zainteresowane panie? Toni jkna i zaniosa talerz do zlewu. - Tak, panie Superego. Trzydzieci cztery panie i dwch panw, dokadnie mwic. I to tylko do godziny dziesitej. - Dwch panw? - zachichota Phineas. an wymamrota par sw po gaelicku, na ktre Dougal wybuchn miechem. Jego rado mijaa, bo zda sobie spraw, e wszystkie kobiety, ktre dzwoniy za dnia, byy miertelniczkami. adna si nie nadawaa. Zadzwoni telefon i Phineas sign po suchawk. - Daj sobie spokj. - Toni wrcia do stou po swoje rzeczy, ktre zostawia na krzele. Owina szyj zielonym szalikiem. To pewnie kolejna zdesperowana kobieta. Nagrywaj si na sekretark od rana. - Ale to moe by jaka laska! - Phineas podnis suchawk. - Halooo - rzuci gbokim, seksownym gosem. - Tu luksusowa rezydencja doktora Ka, specjalisty od mioci. Powiedz mi, gdzie ci boli, kotku. - Toni - powiedzia cicho Dougal. - Powinna odbiera telefony za dnia. Nie chcemy, eby kto pomyla, e dom jest pusty. - Wiem. - Wsuna rce w rkawy kurtki. - Ale...
39

- Nie, Travis, nie jestem zainteresowany! - Phineas trzasn suchawk. - Cholera. Toni parskna. - Rozumiecie, co miaam na myli? To dlatego Howard pozwoli mi wczy sekretark. - Przewiesia torebk przez rami. - Na razie, chopaki. - Dokd idziesz? - spyta an. Zignorowaa go i wysza z kuchni, zostawiajc za sob bujajce si drzwi. - Jasna cholera - warkn an. Przekn reszt zimnego niadania i wstawi pust butelk do zlewu, idc do drzwi. - an. - Dougal go zatrzyma. - Nie wyganiaj jej. Ikirdzo potrzebujemy miertelnych ochroniarzy, ktrym mona ufa. an wskaza swoj koszulk. - A na jakiej podstawie sdzisz, e jej mona ufa? - Dobrze walczy i ma dobry powd, eby nienawidzi Malkontentw - odpar Dougal. - I nie pozabijaa nas we nie - doda Phineas. -Jeszcze. - A to mnie uspokoi. - an wyszed do holu i zasta Toni przy gwnych drzwiach. Wciskaa guziki panelu alarmu. - Nie moesz wyj. - Niby dlaczego nie? Jestem po pracy. - Dokoczya wpisywanie kodu wyczajcego alarm i signa do klamki. - Musz z tob porozmawia. - Ja nie chc z tob rozmawia. - Wskazaa automatyczn sekretark. - Ale setki kobiet chce. - Przesadzasz. Przesza przez hol do komdki, na ktrej sta telefon i sekretarka. Wcisna guzik i odezwa si automatyczny, mski gos: Masz trzysta czternacie wiadomoci". anowi opada szczka. Toni umiechna si zoliwie i ruszya z powrotem do drzwi. - Lepiej bierz si do roboty. Oddzwonienie do nich wszystkich potrwa adnych par godzin. Po prostu skasuj te wiadomoci. Odwrcia si do niego. Nie zamierzasz oddzwoni? Dzwoniy w cigu dnia, wic s miertelniczkami. Boe wity, ale z ciebie arogancki snob! Zesztywnia. To nie jest kwestia arogancji. To rzeczywisto. I woju rzeczywisto! Uwaasz, e jeste za dobry tlln zwykych miertelniczek. Nie zakadaj, e znasz moje myli. Zmruya oczy.
40

- Dobra. Trzymajmy si faktw. Te osoby, ktre dzwoniy, to prawdziwi ludzie z prawdziwymi uczuciami. Odpowied na ich telefony to podstawowa grzeczno, ale takiego nadtego prostaka na ni nie sta. Podszed do niej bliej. - Nie ucz mnie grzecznoci, skoro wypisujesz na mnie takie rzeczy, gdy pi. - Byam wcieka! - Miaa rumieniec. - Musiaam przez kilka godzin znosi ich jki, Och, ale ciacho z tego lana!" Ciesz si, e tylko ci popisaam t koszulk, bo o mao nie puciam na ni pawia! Trudno mu byo skupi si na jej sowach, bo zapach jej gorcej krwi wypenia mu nozdrza, a jej walce serce omotao w jego gowie. Ju samo patrzenie w ogniste, zielone gbiny jej oczu przytpiao mu such. Zapach jej krwi w poczeniu z aromatem jej wosw i skry... Nigdy nie wdycha czego tak sodkiego. Odsuna si o krok. - Co si stao? Twoje oczy wygldaj jako tak dziwnie. Z trudem zebra myli. Dlaczego te wszystkie telefony tak j rozgnieway? Nagle uderzya go pewna myl. - Bya zazdrosna. - Co? - obruszya si. - Nie bd mieszny. Wskaza napis na koszulce. - Nie podobao ci si, e inne kobiety nazyway mnie ogierem. - adna nie nazwaa ci... - Skrzywia si. - Musz i. - Ruszya do drzwi. Poszed za ni. - Ten ogier to by twj pomys? - To nie mia by komplement - mrukna. Umiechn si. - Ale to twoja szczera opinia, co? Zapaa klamk. - Mam sprawy do zaatwienia i lepsze miejsca, gdzie powinnam by. Opar do o drzwi. - Na przykad? - Nie twoja sprawa. Jego umiech znikn. - Nie zdradzia mi swojego penego imienia. Ani dlaczego zgodzia si nas pilnowa. - Powiedziaam ci: dobra pensja, darmowe mieszkanie i wyywienie. - A ja ci powiedziaem, e ci nie ufam. Co ukrywasz. W jej oczach bysn gniew. - Zoyam przysig, e bd chroni twj egoistyczny tyek. - Dlaczego nas chronisz, skoro nas nie lubisz? Uniosa brew. - Moe nie lubi tylko ciebie. Jego spojrzenie przez chwil bdzio po jej twarzy, a potem zeszo niej, na kurtk do bioder i dopasowane dinsy.
41

- Potrafi pozna, kiedy kamiesz, dziewczyno. Sysz, jak szybko bije ci serce i czuj krew napywajc ci do twarzy. Jej policzki porowiay. - Nie musz ci si tumaczy. - wietnie. W takim razie nie mam innego wyjcia, jak przeprowadzi ledztwo. - Zadzwoni telefon, rozpraszajc jego uwag. - Nie wychod - ostrzeg j i ruszy w stron aparatu. Toni jkna sfrustrowana za jego plecami, wic si obejrza. Niecierpliwym gestem wyszarpna wosy spod szalika, ktry je wizi. Zociste kosmyki rozsypay si wok jej ramion. Jakim cudem ten prosty gest wyglda wdzicznie i piknie. Wczya si poczta i rozleg si damski gos: - an, wanie obejrzaam twj profil i bardzo chciaabym ci pozna. Jeste tam? Odbierz! Sign po suchawk, ale si zawaha. - Co si stao? - Nie wiem, co powiedzie. Parskna. - A moe dzie dobry? Kobieta podaa imi i numer telefonu. - To nie jest takie proste. - an nie potrafi stwierdzi, czy ta kobieta jest wampirzyc, a nie byo to co, o co mg po prostu zapyta. Do licha. Bdzie musia spotka si osobicie ze wszystkimi kobietami, ktre zadzwoniy po zmroku. Kiedy tylko je zobaczy, bdzie wiedzia, czy s miertelniczkami, czy nie. Ale jeli bd ich setki? Kobieta rozczya si i telefon znw zadzwoni. Przeczesa wosy doni. - To mnie przerasta. Nie powinienem by pozwoli na to Vandzie. - Vandzie? - spytaa Toni. - To jeszcze jedna twoja dziewczyna? - Przyjacika. To ona napisaa mj profil i umiecia w portalu randkowym. Chciaa mi tylko pomc, ale... - Co? - Toni podesza do niego. - Nie ty pisae swj profil? Z sekretarki rozleg si gos kolejnej kobiety, an ciszy dwik, eby mc rozmawia z Toni. - Pozwoliem Vandzie go napisa. Powiedziaa, e wie, czego oczekuj kobiety. I pewnie wie, skoro dzwoni ich a tyle. Toni zmarszczya nos. - Ja na pewno nie tego oczekuj. W yciu nie czytaam takich bzdetw. - Czytaa mj profil? Zaoya wosy za ucho. - Byam ciekawa. No wiesz, dzwonio tyle kobiet. Chciaam si przekona, czym si tak podniecaj. - I uznaa, e to bzdety?

42

- Oczywicie. Moja ukochana bdzie ksiniczk obsypan gwiezdnym pyem w moim baniowym zamku w grach. A ja bd jej niewolnikiem, speniajcym jej kade yczenie, a utoniemy w zmysowej rozkoszy". Och, ta sodycz! Ta rozkosz! Te mdoci! - Toni wycelowaa palec w usta, jakby chciaa wywoa wymioty. Ian si skrzywi. Rzeczywicie, proza Vandy bya troch nazbyt patetyczna, ale reakcja Toni te bya chyba troch przesadna. - Bardzo interesujce, e nauczya si tego na pami. Pochlebia mi, e studiowaa mj profil z tak uwag. Otworzya usta, po czym zamkna. - Powiniene poprosi Vand, eby to przeredagowaa. W tej chwili nie brzmi to zbyt... msko. Unis brew. Czyby znw rzucaa mu wyzwanie? - Spojrz na to dzi w nocy. - Jeszcze tego nie czytae? - Nie. - Wzruszy ramionami. - Jestem pewien, e Vanda napisaa to lepiej, ni ja bym potrafi. Toni spojrzaa na niego podejrzliwie. - To do ciebie niepodobne, taka skromno. - Jej oczy nagle otworzyy si szeroko. - O rany, czyby si ba chodzi na randki? Ian przekn lin. Trafia w dziesitk. - To... trudno wytumaczy. - Jak to moliwe? Czy nie uwodzie kobiet przez cae wieki, eby zdoby ich... krew? - To byo co innego. Teraz szukam prawdziwej mioci, kobiety, z ktr si oeni i spdz reszt ycia. Nie bardzo wiem, jak si do tego zabra, ani czy znajd t waciw. Jest ich tyle do wyboru. - Fakt, randkowanie to cika sprawa. - W jej spojrzeniu dostrzeg wspczucie. - Ale niepotrzebnie si martwisz. Poradzisz sobie. Potrzebujesz tylko troch treningu. Wczoraj rano naprawd niele sobie radzie, kiedy flirtowae ze mn. - Podobao ci si? Jej spojrzenie stwardniao. - Tego bym nie powiedziaa. Przekrzywi gow. - Jeste kobiet. - Genialnie, Sherlocku. Musisz by wietnym detektywem. Umiechn si. - I jestem, prawd mwic. To moja specjalno. -Zauway niepokj, ktry nagle pojawi si w jej oczach. Czyby si baa, czego mgby si o niej dowiedzie? -Powiedziaa, e potrzeba mi treningu. Pozwoliaby mi potrenowa z tob? Spojrzaa na drzwi. - Wanie wychodziam.
43

- Tylko kilka minut. - Wskaza doni salon. - Bybym ci bardzo wdziczny. Niemal widzia, jak trybiki obracaj si w jej gowie. Zastanawiaa si, czy jeli bdzie mia i zrobi mu t przyjemno, on zapomni o ledztwie na jej temat. Marne szanse. Bya za bardzo intrygujca. - Chyba mogabym ci powici par minut. - Ruszya do salonu. - Dzikuj. - Poczeka, a rzucia torebk na kanap i zdja kurtk. Kiedy usiada na brzegu kanapy, usadowi si obok niej. Zerkna na niego nieufnie. - Nie jestem pewna, czy naprawd tego potrzebujesz. Wczoraj flirtowae jak uwodziciel. - Nie zdawaem sobie sprawy, e to robi, dopki mi nie powiedziaa. Widocznie gr wziy emocje. - Na przykad podejrzliwo. I podanie. - Wic pewnie bdziesz sobie dobrze radzi, dopki nie bdziesz o tym myla. - Moe. A moe z tob jest mi atwiej, bo to nie ma znaczenia. Zesztywniaa. - Dlatego, e jestem miertelna i nie jestem ciebie godna? - Nie! - Dlaczego bya taka draliwa na tym punkcie? Czyby kto w przeszoci zrani jej ego? - Toni, ledwie ci znam, ale nie widz w tobie absolutnie niczego niegodnego. Kady mczyzna czuby si zaszczycony, gdyby go pokochaa. Otworzya szeroko oczy. - Chodzio mi tylko o to, e nie musimy si przejmowa tym, jak si nawzajem postrzegamy. To nie ma znaczenia, bo nie moemy stworzy zwizku. To wbrew reguom. - No tak. - Zaoya rce na piersi. - Okej. Skoro mnie to w aden sposb nie rusza, to poka, co potrafisz. Wyprbuj na mnie swj najlepszy bajer. Bajer? A co to takiego, u licha? - Zauwaasz mnie w barze. Jestem seksown wampirzyc z piknymi, duymi... kami. Wic robisz pierwszy krok... Patrzya na niego wyczekujco. Dowcip i urok. To pomogo Jeanowi-Lucowi. - Dobry wieczr, panienko. Wyglda pani dzi wieczr doprawdy uroczo. - Dzikuj. - Zmruya oczy. - Mamy pikn pogod. - I owszem. Moe tylko troch chodn. - W rzeczy samej, panie Darcy. Obawiam si, e owce bd dray z zimna na wrzosowisku. - Zrobia do niego min. - Z jakiego wieku ty si wzie? - Z XVI, ale przystosowywaem si na bieco do wspczesnoci. Prychna.
44

- Niewystarczajco. Wci jeste do tyu o jakie dwiecie lat. - Staraem si by uroczy. - Uroczy ksi nie jest ju bohaterem. Nie ogldae Shreka? Nie mia pojcia, o czym ona mwi. - Mylaem, e urok nigdy nie wychodzi z mody. W przypadku Jeana-Luca podziaa. - Nie znam go. Posuchaj, musisz by bardziej nowoczesny. Bardziej wyluzowany. Sprbuj. Poszuka w gowie odpowiednich sw. - Helo, laska, pjdziesz ze mn na chat? Wybuchna miechem. - Teraz gadasz jak Phineas, pomijajc akcent. Boe, ten twj akcent jest taki zabawny. - Dziki. - Posa jej ze spojrzenie. - Moe wkradn si w aski dam dziki wiejskiej mowie. Toni wyszczerzya zby. - Widzisz, cigle jeste starowiecki. - A to takie ze? Przekrzywia gow, zastanawiajc si nad tym. - C, to chyba zaley od dziewczyny. Niektre lubi, kiedy mczyzna otwiera przed nimi drzwi. Ale wiele wspczesnych kobiet uwaa tak galanteri za niegrzeczn. Do licha, same potrafimy sobie otwiera drzwi. Nigdy nie uwaaj nas za sab pe. - Wic bdnie interpretujesz moje motywy. Ja otwierabym drzwi, eby okaza szacunek, a nie jego brak. - Ale czy ty naprawd szanujesz kobiety? Czy przez wieki nie byy dla ciebie tylko obiadem? - Byy moim zbawieniem. Nie przetrwabym bez kobiet. Otworzya szeroko oczy. - Mamy tak rne spojrzenie na pewne sprawy. - Dlatego jeste dla mnie tym bardziej fascynujca. -Spojrza jej w oczy i dostrzeg w nich mieszanin sprzecznych emocji. Bya taka pikna. Tak bardzo chciaa by twarda. Czy przestraszyaby si, gdyby wiedziaa, jak bardzo go pociga? - Nigdy bym ci nie skrzywdzi, dziewczyno. Mam nadziej, e to wiesz. Odsuna si nagle i spojrzaa w bok. - Kontrolowae mj umys? - Nie. - Wic dlaczego jestem... - Spojrzaa na niego podejrzliwie. - Niewane. Czyby ona te to czua? To dziwne przyciganie? Wycign rk na oparciu kanapy. - Powiedz mi, Toni, czy kiedy spotykam si ze wspczesn dziewczyn, mog j pocaowa ju na pierwszej randce? Wcigna torebk na kolana.
45

- Cmoknicie w policzek bdzie w porzdku. Albo krtki buziak przy poegnaniu. - A jeli bd chcia wicej? Jej policzki poczerwieniay. - Jeli chcesz j zaliczy, to twoja sprawa. - Mwiem tylko o gbszym, bardziej satysfakcjonujcym pocaunku. Ale skoro tak ci si spieszy, eby zacign mnie do ka... - Myl, e do ju powiczye. - Zerwaa si z kanapy i woya kurtk. an wsta. - Dzikuj. To byo bardzo pouczajce. - Tak. - Przewiesia torebk przez rami. - Uwierz mi, poradzisz sobie na randce. - Ruszya do frontowych drzwi. - To dobrze. Bo mam dzisiaj dwie. Obejrzaa si. - Dwie? Czyby naprawd bya zazdrosna? - Noce s dugie. Zobaczymy si rano, przed wschodem soca. Cigle musimy porozmawia. Pokrcia gow, sigajc do klamki. - Nie ma o czym rozmawia. - Mam pytania, ktre wymagaj odpowiedzi. - Jeste zbyt wcibski. - Jeli nie zechcesz ze mn rozmawia, bd musia przeprowadzi ledztwo. W jej oczach bysn gniew. - Dlaczego nie moesz mnie zostawi w spokoju? -Wysza, trzaskajc drzwiami. To byo dobre pytanie. Mia dzisiaj dwie randki i ca mas wiadomoci, na ktre mg odpowiedzie. Ale z jakiego powodu nie mg zostawi Toni w spokoju. Zaprztaa jego myli. Pragn jej, ale to byo wicej ni podanie. Bya tajemnic. Pikn, inteligentn tajemnic. Z ktr cholernie przyjemnie byo flirtowa. Teleportowa si na czwarte pitro, eby wzi prysznic i si przebra. Postanowi, e zacznie swoje ledztwo od wizyty w Romatechu i rozmowy z Connorem. Mia kilka wolnych godzin przed umwionymi spotkaniami w Horny Devis. W azience zerwa z siebie koszulk i zapatrzy si na sowa nabazgrane przez Toni. Czy naprawd moga by zazdrosna, e podao go tyle kobiet? Czy moe tylko chcia, eby bya zazdrosna? Jedno byo pewne, ta pikna dziewczyna intrygowaa go jak nikt. W gowie rozbrzmiaa mu zasada Angusa MacKaya: Ochroniarzowi nie wolno wiza si z podopiecznymi". Bya zakazana. Bya miertelna. - Jasna cholera. - Rzuci koszulk do kosza na mieci.
46

Rozdzia 5
Jdrek Janw chodzi po swoim nowym gabinecie w siedzibie rosyjsko-amerykaskiego klanu na Brooklynie. Na razie wszystko wygldao niele. Elektroniczny wykrywacz nie widzia adnych pluskiew. Kiedy przyjecha tu we wtorek wieczorem, znalaz ich par. Podejrzewa, e w klanie jest zdrajca, ale dopki nie zdemaskowa drania, musia sprawdza swj gabinet co wieczr. Taka nielojalno i niekompetencja nie bdzie tolerowana. Jako nowy przywdca, wczoraj wieczorem zapowiedzia jasno, e spodziewa si po swoim klanie czego wicej. Wampir, ktry nie by gotw zgin dla klanu, mg rwnie dobrze zgin od razu. Zilustrowa swoje przemwienie, przebijajc kokiem wampira, ktry nie mia odpowiednio entuzjastycznej miny. Ten prosty gest cudownie wszystkich zmotywowa. Mczyni proponowali, e bd dla niego polowa. Kobiety proponoway, e bd si z nim pieprzy. Wszystkie z wyjtkiem jednej. Drobna brunetka, Nadia, 1 wygldaa na przeraon. I Wic oczywicie wybra j. Umiechn si na wspo- 1 mnienie godziny, ktr z ni spdzi. Kiedy wreszcie po- 1 zwoli jej si wymkn we zach, rozkoszowa si wia- I domoci, e jej strach przed nim jeszcze wzrs. Miaa w sobie jeszcze troch ducha, ale wiedzia, e wkrtce j zamie. Bya to gra, w ktr bawi si wiele razy przez wieki. 1 Skoczy sprawdza pokj. By czysty i pozostanie , czysty, kiedy on tu rzdzi. Poprzedni przywdcy byli idio- ( tami. Iwan Petrowski skoczy zdradzony i zamordowany przez wasny klan. Katia Miniskaja zarobia gry pienidzy, by roztrwoni je wszystkie na aosne usiowania zabicia byego kochanka, ktry j rzuci. ; Ani Iwan, ani Katia nie rozumieli, co jest naprawd jf wane. Kiedy Roman Draganesti dokona inwazji w ci- { gu dnia na ten budynek, eby ratowa jednego ze swoich wampirw, Iwan po prostu zwikszy liczb ochroniarzy j na dziennej zmianie. Idiota! Draganesti nie spa za dnia. Ten fakt umkn Iwanowi. I Katii. Wampir, ktry moe nie spa w cigu dnia, moe rzdzi wiatem. Wszystkie wampiry bd mu si kania ze strachu, e wyrnie je podczas miertelnego snu. - Szefie? - Jurij zapuka do drzwi. Drzwi byy otwarte, ale Jurij ba si wej bez pozwolenia Jdrka. | wietnie. Szybko si uczyli. Jdrek usiad za biurkiem ; i wrzuci wykrywacz podsuchw do szuflady. I - Wejd. j - Mam raport i zdjcia, o ktre pan prosi. ' - Poka. I Jurij pooy na biurku kilka cyfrowych zdj. | - To jest Romatech i niektre z wampirw, ktre tam pracuj.
47

Jdrek rozpozna na zdjciach Draganestiego i jego ochroniarza, Connora Buchanana. - A to kto jest? - Gregori Holstein. Wiceprezes Romatechu. - Gdzie s informacje o domu Draganestiego? Jurij gono przekn lin. - Nie zdoalimy ich zdoby. Jeszcze - doda szybko w odpowiedzi na gniewne spojrzenie Jdrka. - Tu jest kilka zdj domu, ktry ma w miecie przy Upper East Side. Jdrek je przejrza. Byli na nich jaki Szkot w ki-cie i mody czarnoskry mczyzna w uniformie agencji MacKaya. Jurij wskaza zdjcie trzeciego mczyzny. - Ten zjawi si wczoraj w nocy. Nie bardzo wiemy, kto to jest. Nie pasuje do adnego z naszych wczeniejszych zdj. Jdrek przyjrza si modemu mczynie w czerwonozielonym kilcie. - Kolejny przeklty Szkot. Jak sowo daj, MacKay ma chyba ich nieskoczony zapas. - Wzi ostatnie zdjcie przedstawiajce mod blondynk. - A to kto? Ich dziwka? - By moe. - Jurij przestpi z nogi na nog. - To miertelniczka. - Skd wiesz? - Ehm... rozpoznaj j. Poywiaem si ni w poniedziaek wieczorem. Jdrek odoy zdjcie. - Tego wieczoru, kiedy pozwolilicie zarn Saszenk? - Zabi go Connor Buchanan - powiedzia szybko Jurij. - Mielimy wszystko pod kontrol, dopki si nie pojawi. Jdrek zacisn pici. - Byo trzech na jednego. Powinnicie byli zabi tego cholernego Szkota. Co ci mwiem o niekompetencji? Jurij zblad. - Nie bdzie tolerowana. Jdrek patrzy na niego, pozwalajc, eby strach Jurija rs z kad sekund. Odetchn gboko. Uwielbia zapach strachu. Masz szczcie, e to wydarzyo si, zanim zostaem szefem. A teraz jestem godny. Sprowad mi jak miertein. I - Tak, mistrzu. - Jurij si ukoni. - Ju si robi. Jdrek pogadzi palcem twarz dziewczyny na zdjciu. - Blondynk. Syszaem, e z nimi jest lepsza zabawa. Toni pojechaa metrem, potem przesza kawaek pieszo Washington Suare i dotara do domu, w ktrym mieszkaa z Sabrina. Pooya torebk i klucze na stoliku w salonie, zdja kurtk i rzucia j razem z szalikiem na sof. Kotka Sabriny, Vanderkitty, zeskoczya z fotela i zacza asi si do ng Toni. - Hej, Van. - Toni podrapaa rud kici za uszami.
48

- Widziaa swoj mamusi? Van spojrzaa na ni z irytacj, pomaszerowaa do kuchni i usiada w krlewskiej pozie przy swojej misce. - Nie ciemniaj. Wiem, e Carlos ci nakarmi. Toni zajrzaa do sypialni Sabriny. Pokj wyglda tak samo jak w niedziel - dinsy porzucone na pododze, otwarte podrczniki na narzucie z liliowej szenili. Zanim Sabrina wysza w niedziel z domu, uczya si do kocowych egzaminw: egzaminw, na ktre nie posza. Toni rozmawiaa w poniedziaek ze wszystkimi wykadowcami Bri, by wyjani, dlaczego jej nie bdzie. Brakowao jej zalicze ze wszystkich piciu przedmiotw. Wygldao to tak, jakby ycie Sabriny nagle zastygo w czasie, tak jak jej pokj. Toni zastanawiaa si, czy ich ycie kiedykolwiek wrci do normy. Wczya lampk przy ku i przekopaa grn szuflad nocnej szafki Bri. Serce jej si cisno, kiedy zobaczya urodzinow kartk, ktr Bri zatrzymaa. Toni daa j jej wiele lat temu. To by pierwszy raz, kiedy kupia kartk zaadresowan do siostry". Bo dla Toni Bri bya siostr. Przez dziesi lat byy najbliszymi przyjacikami. Spdzay razem wita i wakacje. Bo ich prawdziwe rodziny ich nie chciay. Wanie dlatego byo takie dziwne, e Bri wysza ze szpitala z ciotk i wujkiem. Toni przez te wszystkie lata syszaa o tej parze tak niewiele, e nie pamitaa nawet ich nazwiska. Joe i Gwen jacy tam, ktrzy od czasu do czasu przypominali sobie, eby przysa Bri kartk na Boe Narodzenie. Dlaczego nagle tak si zainteresowali siostrzenic? Toni znalaza rowy notes z adresami i przekartko-waa go kciukiem. Smutne, jak niewiele nazwisk w nim byo. A jeszcze smutniejsze, ile nazwisk zostao wykrelonych z upywem lat. Biedna Bri. Tak trudno byo jej znale ludzi, ktrym moga ufa. Toni wrcia z notesem do salonu i klapna na sof. Vanderkitty wskoczya na oparcie i przysiada koo jej ucha. - Tsknisz za mamusi? - Zinterpretowaa gone mruczenie jako odpowied twierdzc. - Tak, ja te tskni za Bri. Zacza przeglda notes. - Aha! - Pod P znalaza doktora Joego Proctora i jego on Gwen, z adresem w Westchester. To musieli by oni, chocia Toni nie wiedziaa, e wujek Joe jest lekarzem. Signa nad porcz sofy po bezprzewodowy telefon na stoliku i zauwaya mrugajc lampk wiadomoci. Byy cztery. Trzy od niej samej, jako e trzy razy dzwonia do domu. I wreszcie ostatnia. - Bri, tu Justin. Wybacz mi, maa... No tak. Toni wyczya w poowie i wybraa numer Proctorw. Ciekawe, jakiej specjalnoci by lekarzem. Proktologiem? Jej parsknicie przerwa kobiecy gos z latynoskim akcentem. - Rezydencja doktora Proctora. - Dobry wieczr. Czy zastaam Sabrin? - Toni usyszaa stumione gosy w tle.
49

W suchawce odezwa si inny gos. - Dobry wieczr. Mwi Gwen Proctor. - Z tej strony Toni, wsplokatorka Bri. Chciaabym z ni porozmawia. - Obawiam si, e w tej chwili to niemoliwe. Sabrina pi i nie chcielibymy budzi biedactwa. Przeya taki koszmar. Co pani powie. Toni te przeya atak wampirw. - Wszystko u niej w porzdku? - Tak, oczywicie. - W gosie Gwen da si sysze wyrany chd. - Dzikuj za telefon. - Moe jej pani przekaza, eby do mnie oddzwonia, kiedy si obudzi? - Nie chcemy jej niepokoi, nie czuje si najlepiej. Czy to byo nie"? - Bri na pewno bdzie chciaa ze mn porozmawia. - By moe, ale pani nie ma kwalifikacji do rozmowy z ni. Mj m jest doskonaym psychiatr i ekspertem od tego rodzaju ostrych psychoz, na jak w tej chwili cierpi Sabrina. odek podszed Toni do garda. - Bri nie ma adnej psychozy. Nastpia przerwa, podczas ktrej Toni syszaa gorczkowe szepty. - Pani Davis? - odezwa si opryskliwy mski gos. -Mwi doktor Proctor, wuj Sabriny. Mog pani zapewni, e Sabrina otrzymuje najlepsz moliw pomoc. - Ja chc z ni tylko porozmawia. - W tych okolicznociach nie mog na to pozwoli. Toni cisna suchawk. - Prosz posucha, ona ma dwadziecia trzy lata. Nie moe pan decydowa, z kim bdzie rozmawia. - W tej chwili nie miaaby pani na ni pozytywnego wpywu - odpar spokojnie. - Biedna dziewczyna wierzy, e zostaa zaatakowana przez wampiry. Toni zagryza zby. - Tak, wiem... - I obawia si, e znw przyjd j skrzywdzi. Zapewniamy jej bezpieczestwo, eby dosza do siebie. - wietnie, ale mimo to chc z ni porozmawia. - Kiedy rozmawiaa z pani ostatnim razem, poprosia, eby udowodnia pani, e ci napastnicy naprawd byli wampirami cign doktor Proctor. - A pani si zgodzia. - Leaa poraniona w szpitalnej sali. Jak mogam odmwi? - Nie mog jej pozwoli na rozmow z kimkolwiek, kto bdzie podtrzymywa w niej te paranoiczne urojenia. Pani zaprzepaciaby postpy, jakie zrobilimy.
50

Toni z trudem przekna lin. - Co wy jej robicie? - Zapewniamy jej fachow pomoc. Dobranoc. -Rozczy si. - Zaraz! - Toni z wciekoci spojrzaa na suchawk. -Ty dupku! - Mam nadziej, e to nie byo do mnie. Toni podskoczya przestraszona i odwrcia si w stron mczyzny wacego przez kuchenne okno. - Carlos! - zbesztaa ssiada. - Jak dugo podsuchujesz? - Wystarczajco dugo. - W takim razie to byo do ciebie. - Odoya suchawk. Teraz, po zastanowieniu, nawet si cieszya, e podsuchiwa. Potrzebowaa przyjaciela, ktremu mogaby si zwierzy, a kiedy nie byo Sabriny, zosta jej tylko Carlos. Nie po raz pierwszy tak si do niej zakrad. Facet porusza si bezszelestnie, z koci gracj. Zakadaa, e zdoby t umiejtno podczas podry do amazoskiej dungli, gdzie lepiej byo nie rozgasza wszem wobec swojej obecnoci. Ze swoimi czarnymi wosami do ramion, w czarnym swetrze i w czarnych skrzanych spodniach Carlos by ledwie widoczny na podecie schodw poarowych, wsplnych dla obydwu mieszka. Siad okrakiem na parapecie, byskajc w umiechu nienobiaymi zbami. - No przesta, dziewczyno, powinna by dla mnie mia. Wyglda na to, e moesz potrzebowa kogo z moimi talentami. Parskna. - O ktrym talencie mwisz? Do taczenia samby w stringach z cekinami? Zrobi uraon min. - Wkadam o wiele wicej ni stringi. Mam satynow peleryn w kolorze wciekego ru i stroik na gow ze strusich pir. Jest ogromny. - Puci do niej oczko. - Jak caa reszta mnie. Toni si rozemiaa. Carlos co roku jedzi do Brazylii na kilka dni w czasie karnawau. Jako e pisa wanie prac magistersk z antropologii na Uniwersytecie Nowojorskim, twierdzi, e to podre naukowe. Toni i Bri nauczyy si paru interesujcych rzeczy z filmw wideo, ktre przywozi z tych wypraw. Przerzuci przez parapet drug nog. By boski, ale wola ubiera Toni i Sabrin, ni si z nimi umawia. Vanderkitty zeskoczya z sofy, pognaa w podskokach przez kuchni i wyldowaa w jego ramionach. - Mnie nigdy tak nie wita - mrukna Toni. - Wie, kto tu jest szefem. Cze, kochanie. - Pogaska gwk kotki opalonym policzkiem i postawi j na pododze. Wanie szedem j nakarmi, kiedy usyszaem, jak fukasz do telefonu. - Rozmawiaam z wujkiem i ciotk Sabriny. Trzymaj j u siebie i nie pozwalaj mi z ni rozmawia. - Hm. Niektrzy ludzie bywaj tacy nieuprzejmi. -Carlos otworzy szafk pod zlewem i wyj paczk suchej karmy Van. Menina, obiecaa, e powiesz mi, co si dzieje.
51

- Tak, wiem. - Ale jak moga to wytumaczy, nie wychodzc na wariatk? - Nawet nie wiem, od czego zacz. - Zacznij od tych drani, ktrzy napadli Sabrin. -Carlos nasypa chrupek do kociej miski. - To byo w niedziel wieczorem, tak? - Tak. Posza na ywy z Justinem do Central Parku. Pokcili si i wracaa do domu sama. Carlos odstawi karm pod zlew i zamkn drzwiczki. - Merda. Powinna bya zadzwoni do mnie. - Albo do mnie - zauwaya Toni. - Niestety Justin tak j wyprowadzi z rwnowagi, e nie mylaa logicznie. Carlos zmruy bursztynowe oczy. - Zrobi jej krzywd? - Emocjonaln, owszem. Wygosi opini, jak powinni wyda pienidze, ktre Bri odziedziczy. Carlos si skrzywi. - Sdziem, e o tym nie wie. - Ja te. Tak czy inaczej, Bri poczua si zdradzona i wysza sama. I wtedy zaatakowali j ci dranie. - Biedna menina. - Carlos wszed do salonu i przysiad na porczy fotela. - Tych... zbirw byo trzech - wyjania Toni. - Bri miaa powierzchowne rany i kilka pknitych eber. Jacy ludzie znaleli j nieprzytomn w niegu i zadzwonili pod 112. Policja przesuchaa j w szpitalu, ale myleli, e majaczy, no wiesz, z powodu hipotermii i utraty krwi. Nie uwierzyli w jej opowie. Carlos burkn zdegustowany. - Przecie to oczywiste, e zostaa napadnita. Myleli, e sama si pokaleczya? - Nie, ale uznali, e opisaa tych zbirw jako gorszych, ni byli w rzeczywistoci. - Pobili j i zostawili, eby umara. Co moe by gorszego? Wampiry. Ale nikt nie uwierzy Bri. Nawet Toni uwaaa, e jej przyjacika wyobrazia sobie jakie bajkowe potwory w reakcji na stres, ktry przeya. - Bri si zdenerwowaa, e nikt jej nie wierzy, i poprosia mnie, ebym posza do parku odszuka tych goci, ktrzy j zaatakowali. Carlos a usiad z wraenia. - Czy ty zwariowaa, dziewczyno? Powinna bya mnie poprosi, ebym poszed z tob. Mia racj. By wietny w sztukach walki. Kiedy dwa lata temu pozna Toni i Bri, namwi je, by chodziy z nim na zajcia. - auj, e tego nie zrobiam. Ale nie sdziam, e moe mi si co przydarzy. Carlos zmarszczy brwi. - Ty te jej nie uwierzya, co?
52

- Teraz jej wierz. W poniedziaek wieczorem poszam sama do parku i pokazay si trzy... zbiry. Prbowaam z nimi walczy, ale... - Toni niele sobie radzia, dopki nie zaczli si porusza z nadludzk prdkoci. To bya dla niej pierwsza wskazwka, e to nie s zwykli napastnicy. Potem podmuch zimnego powietrza uderzy j w gow i oni wtargnli w jej myli. Na to wspomnienie dreszcz przebieg jej po plecach. - Menina. - Carlos usiad obok niej na sofie. - Czego ty mi nie mwisz? - Ja... nie potrafi tego wyjani. To jest zbyt dziwne. Spojrza na ni z irytacj. - Jako dziecko spdziem kilka lat w amazoskiej dungli. Latem w ubiegym roku byem w dungli w Malezji. Widziaem dziwniejsze rzeczy, ni potrafisz sobie wyobrazi. Toni odetchna gboko. Nie powinna nikomu mwi o wampirach, ale jak moga udowodni, e Sabrinie nie pomieszao si w gowie, nie ujawniajc faktu ich istnienia? - Musisz mi da sowo, e nikomu tego nie powtrzysz. Mwi powanie. Bd miaa powane kopoty, jeli przeze mnie prawda wyjdzie na jaw. - Potrafi dochowa tajemnicy. Powiedz. - Te dranie pogryzy Sabrin. Mnie te. Carlos zesztywnia. - Byli jak zwierzta? Chcieli waszego... misa? - Nie. Chcieli krwi. To byy... wampiry. - Obserwowaa twarz Carlosa, troch si bojc, e j wymieje. Ale on przez kilka sekund gapi si na ni bez sowa. - Mwisz powanie? - spyta w kocu. - Mog ci pokaza lady kw. - Wampiry? - Tak. Maj paskudne dugie ky. Potrafi si porusza z nadludzk szybkoci i potrafi kontrolowa twj umys. Carlos przecign doni po swoich czarnych wosach, odgarniajc je z twarzy i odsaniajc may zoty kolczyk w kadym uchu. - Mj Boe, menina, jak ty im ucieka? - Wic mi wierzysz? - Tak. Wiem, e nie zmylaaby w takiej sprawie. -Wzi jej do. - Opowiedz mi wszystko. Na moment zamkna oczy. - To byo przeraajce. Oni byli w mojej gowie i kazali mi robi rne rzeczy wbrew mojej woli. Mj mzg krzycza nie", ale nie byam w stanie ich powstrzyma. Carlos cisn jej do. - Ju dobrze, kochanie.
53

- Potem, nie wiadomo skd, zjawi si wielki facet w kilcie, wywijajc mieczem i wrzeszczc na wampiry, eby mnie zostawiy w spokoju. Bursztynowe oczy Carlosa pojaniay. - O rany, bohater macho. - Te tak pomylaam. Przebi jednego z wampirw mieczem i tamten rozsypa si w py. Pozostali dwaj pucili mnie, eby z nim walczy. Wtedy poczuam, e mj umys jest wolny. Wic przyczyam si do walki. - Och, brawo, dziewczyno. - W kocu tamci dwaj zniknli i... - Zniknli? - Tak. To kolejna wampiryczna sztuczka. No wic, ten Szkot mnie zapa i my te zniknlimy. Carlos a si zachysn. - Merda! I gdzie si pojawilicie? - Zmruy oczy. -Chcesz powiedzie, e ten Szkot te jest wampirem? - Tak, ale dobrym. Ma na imi Connor i zabra mnie do Romatech Industries. Carlos skin gow. - Syszaem o tej firmie. Jej szefem jest ten sawny naukowiec, ktry wynalaz syntetyczn krew. - Roman Draganesti. Poznaam go. To przywdca dobrych wampirw. - Dobrych wampirw? - Tak. Roman zrobi mi transfuzj. Potem Connor zaproponowa, e wymae z mojej pamici to, co si stao. Oni naprawd nie chc, eby ludzie wiedzieli o ich istnieniu. Carlos spojrza na ni kwano. - Wierz. - Ale ja nie mogam pozwoli, eby mi wykasowa pami, bo musiaam powiedzie Sabrinie, e miaa racj. - Claro. - Na szczcie bya jeszcze jedna moliwo. Connor widzia, e umiem walczy, wic zaproponowa mi prac: pilnowanie wampirw za dnia. Widzisz, one s wtedy zupenie bezbronne. miertelnikw, ktrym mog ufa, jest bardzo niewielu. - Wic to u nich bya przez cay dzie? - spyta Carlos. - Pilnujesz wampirw? - Tak. Dzisiaj by mj drugi dzie pracy. Robota jest do atwa. Oni w dzie s waciwie martwi, wic niewiele si dzieje. Tyle e musz tam siedzie. Miaabym powane kopoty, gdybym zostawia wampiry bez ochrony. Carlos prychn. Jeli s martwi, to skd wiedz, czy jeste, czy wysza?Musz si meldowa mojemu miertelnemu przeoonemu, Howardowi. Poza tym Howard obserwuje mnie na monitorach. Do tej pory by bardzo wyrozumiay. Sam mnie zastpi w pitek, ebym moga i na egzamin. I pozwoli mi dzisiaj wczy automatyczn sekretark, kiedy wszystkie sodkie idiotki z miasta zaczy wydzwania do... niego.
54

- Niego? - Nie chc o nim mwi. Mam do problemw i bez... niego. - Aa. - Kciki ust Carlosa uniosy si do gry. - Wic ten on jest jednym z nich? - Jest wampirem, tak. I to bardzo irytujcym. - Ze wszystkich wampirw tylko jeden an podejrzewa j o jakie tajemnicze motywy. Fakt, e mia racj, drani j jeszcze bardziej. Ten facet doprowadza j do szau. Od czasu ataku miaa wszelkie powody nienawidzi wampirw. Te potwory zasugiway na nienawi. To byo tak, jakby odary j z czowieczestwa, postrzegajc j wycznie jako rdo poywienia. A kiedy przejy kontrol nad jej umysem, czua si, jakby kto zmiady jej dusz. Wic jak to moliwe, u diaba, e an wydawa jej si tak atrakcyjny? Przez moment sdzia, e kontroluje jej umys. Ale nigdy nie poczua tego uderzenia zimnego powietrza na czole. Nie syszaa te jego gosu w swojej gowie. Nie, ten pocig by autentyczny. Szalony, ale autentyczny. Kady mczyzna czuby si zaszczycony, gdyby go pokochaa". Serce omal jej nie stano, kiedy to powiedzia. To byy najbardziej urocze sowa, jakie kiedykolwiek syszaa. Poczua si atrakcyjna i... godna. Jestem godna mioci. Sposb, w jaki na ni patrzy - jakby siga gboko do jej wntrza - bolenie uwiadomi jej pustk w jej duszy, an by niebezpieczny. I pikny. - Menina, wyglda mi na to, e wystpuje tu konflikt interesw. - Nie pozwol, eby mia na mnie taki wpyw. Carlos si umiechn. - Nie mwiem o nim. Chocia to zapewne wyjania twoj rozanielon min. - Sucham? - Mwiem o twojej nowej pracy. Dostajesz pensj za chronienie wampirw, tak? - Tak. Zoyam przysig, e bd je chroni. - Ale jednoczenie chcesz udowodni, e Sabrina mwia prawd o wampirach. Na moje oko, jeli ujawnisz tajemnic wampirw, zamiesz zoon przysig. - Mylaam o tym. Ale gdybymy zdradzili prawd prawnikowi albo psychiatrze, byliby zwizani tajemnic zawodow. Wic wiedzieliby, e Bri nie zwariowaa, a jednoczenie nie mogliby zdemaskowa wampirw i im zaszkodzi. - Aha. - Carlos kiwn gow. - Karkoomny plan, ale niezy. - Problemem jest znalezienie dowodu na ich istnienie. Pomylaam o zrobieniu im zdj podczas miertelnego snu, ale wygldaj zupenie normalnie. - Jakby spali? - spyta Carlos. - Wanie. Owszem, Dougal troch przypomina trupa, bo sypia w trumnie, ale mimo wszystko wygldaoby to tylko jak zdjcie zwykego nieboszczyka. A ludzie cigle umieraj. To by raczej nie bya rewolucyjna fotka. Zajrzaam do ich biblioteki... - Maj bibliotek? Nie siedz w jakiej ciemnej, ponurej krypcie na cmentarzu?
55

- Nie, maj luksusow kamienic. Cztery pitra przepiknych antykw i dzie sztuki. Nie uwierzyby, w jakim ou z baldachimem sypiam. - O Boe. - Carlos przycisn rce do szerokiej piersi. - Brzmi bajecznie. Kiedy bd mg je zobaczy? - Nie dam rady ci przemyci przed kamerami monitoringu. Obruszy si. - Nie bd taka pewna, kochana. Ale co z Sabrina? - Jej ciotka i wujek wypisali j ze szpitala i zabrali do swojego domu w Westchetser. Wujek Joe jest psychiatr i twierdzi, e Bri cierpi na ostr psychoz. Nie pozwala mi z ni rozmawia. Carlos zmarszczy brwi. - Co wiesz o tych ludziach? - Niewiele. Nigdy wczeniej nie interesowali si Bri. - Tak, ale ona ma odziedziczy mnstwo pienidzy, kiedy skoczy studia, prawda? - Tak. Osiemdziesit pi milionw. Carlos wybauszy oczy. - Nie miaem pojcia, e a tyle! - No c, nie chwali si tym z oczywistych powodw. Jej rodzicie nie chcieli, eby zostaa rozrywkow panienk z funduszem powierniczym, wic zastrzegli w testamencie, e zanim odziedziczy ca sum, musi skoczy studia. Od czternastego roku ycia dostaje roczn pensj. - A kiedy koczy studia? - Na wiosn. Chocia teraz pewnie pniej, bo w tym semestrze nie bdzie miaa zalicze. Carlos wsta i zacz chodzi po pokoju. - Co mi si zdaje, e ma powane kopoty. Toni gono przekna lin. - Tego si obawiaam. - Potrzebuj wszelkich informacji o tej parze. - To jest wszystko, co mam. - Toni podaa mu rowy notes. - Nazywaj si Proctor. Carlos wyrwa i zoy kartk. - Sprawdz ich. Zwaszcza sytuacj finansow. - Jak to zrobisz? Wsun kartk do kieszeni obcisych skrzanych spodni. Mam komputer. - Ja te mam, ale nie umiaabym nikogo sprawdzi. - Nie obra si, kochanie, ale kilka tygodni uczya si, jak cign poczt.
56

Toni westchna. To bya prawda. Bya totalnie odporna na technik. Pierwszych trzynacie lat ycia spdzia w domu babci na wsi w Alabamie, gdzie telefon mia krcon tarcz, a jedyny telewizor tylko cztery kanay, i to bez pilota. - A tak a propos. - Pogrzebaa w torebce i podaa Carlosowi swoj komrk. - Zmie mi dzwonek. Wyszczerzy zby. - Nie chcesz, eby chopaki napalay si na ciebie? - Nie, zostawiam to tobie. Potrzebuj czego... cichszego. Bardzo prosz. - Nie ma sprawy. - Wcisn telefon do kieszeni. - Jak dugo zamierzasz tu posiedzie? - Jakie p godziny. Musz spakowa troch rzeczy. - Dobra. Zaraz wracam. - Carlos wymkn si przez kuchenne okno. Toni zajrzaa do lodwki, szukajc czego do picia, ale wszystko byo z kofein. Zy pomys, kiedy potrzebowaa i spa o dziesitej wieczorem, eby mc wsta wczenie rano. Nalaa sobie szklank wody z lodem i posza do sypialni, eby si spakowa. W poniedziaek w nocy, po ataku, kiedy ju zgodzia si podj prac u wampirw, zostaa zapakowana na tylne siedzenie samochodu i Dougal przywiz j tutaj, eby wzia par rzeczy. Bya w takim szoku, e zabraa ledwie kilka ciuchw ze swojego pokoju, gdy Dougal czeka w salonie. Potem zawiz j prosto do kamienicy Romana i siedziaa tam od tamtej pory. Teraz zdawaa sobie spraw, e wampiry nie chciay jej straci z oczu, z wiedz, ktr miaa. Fakt, e dzisiaj pozwolono jej wyj, dowodzi, e widocznie zdecydoway si jej zaufa. Jak dugo bdzie musiaa z nimi mieszka? Trudno powiedzie. A przede wszystkim, jak miaa pomc Sabrinie, skoro nie moga z ni nawet porozmawia? - Dzwonek zmieniony. - Carlos wszed do sypialni. Podskoczya. Boe wity, by stanowczo za dobry w tym podkradaniu si do ludzi. Wrzucia komrk do walizki, obok pudeka z soczewkami kontaktowymi. Carlos zajrza do jej szafy. - Hm, to jest zbyt tandetne. O Boe, jaka pikna skrzana kamizelka. Straszna szkoda, e na mnie za maa. -Wyj czarn kamizelk i j podziwia. Toni umiechna si, przekadajc bielizn z szuflady do walizki. Stsknia si za Carlosem. - A, sprawdziem na szybko finanse doktora Proctora. Siedzi w dugach po same uszy. y ponad stan. Toni opada szczka. - Nie byo ci dwadziecia minut i dowiedziae si tego wszystkiego? Carlos wzruszy ramionami i odwiesi kamizelk do szafy. Nagle zachysn si z oburzenia. - Dziewczyno, nikt ci nie powiedzia, e nie wolno nosi poziomych paskw? - Wycign koszulk winowajczyni. - To naley spali. - Dziki. Szukaam tego. Toni wyrwaa mu koszulk z rki i wrzucia do prawie penej walizki.
57

- Hm. - Carlos przeszed do komody obejrze reszt jej rzeczy. - Ale to jest adne, powinna to zabra. -Wycign skp koszulk na ramiczkach z czerwonej satyny. - Jest grudzie. Zabieram flanelow piam. - Ale, menina, nie chcesz wyglda seksownie dla niego? Toni zatrzasna walizk. - Masz absolutnie bdne wyobraenia na jego temat. W bursztynowych oczach Carlosa pojawi si psotny bysk. - Jeste pewna? Bo wystarczy, e o nim wspomn, a twoje policzki kwitn jak czerwone re. - To irytacja, nie zachwyt. - Toni cigna walizk z ka i wyturlaa j na kkach z pokoju. - Musz lecie, Carlos. Opiekuj si Vanderkitty. - Jasne. I zobacz, czego jeszcze uda mi si dowiedzie o wujku Sabriny. - Dzikuj. - Toni zatrzymaa si, eby go uciska. -Nie wiem, co bym zrobia bez ciebie. Wyszczerzy zby. - No, biegnij ju do niego. - Wypchaj si, Carlos. - Wysza z mieszkania, cigana jego miechem. Miaa nadziej, e an bdzie ca noc zajty szukaniem sobie kobiety. Przy odrobinie szczcia wrci do kamienicy i swojej sypialni, nie ogldajc go na oczy.

Rozdzia 6
Ian podszed do ka, w ktrym spaa Toni. Jej serce bio miarowo, twarz bya pogodna i spokojna. Mia nadziej, e ma pikne sny. Connor opisa mu atak na ni. Bdzie miaa szczcie, jeli nie bdzie miaa po tym koszmarw. Wrci mylami do czasu, kiedy jemu po raz ostatni co si nio. Byo to w przeddzie bitwy pod Solway Moss, w 1542 roku. Przespa mocno ca noc przed swoj pierwsz bitw i ni o pytkich grskich strumieniach czerwieniejcych od krwi. Wpad do strumienia i ten nagle sta si bezdenny, wciga go pod powierzchni, an topi si we krwi. Nastpnej nocy zosta nieumarym, kiedy Angus znalaz go umierajcego na polu bitwy. an prychn. Przez ostatnich czterysta szedziesit lat poprawi swoje umiejtnoci bitewne. Od tamtej pierwszej fatalnej nocy ani razu nie by powanie ranny. I nie nkay go ju koszmary przed bitw. W ogle ju nie ni.
58

Rozpocz ledztwo w Romatechu od poproszenia Connora, by opowiedzia mu o poniedziakowym ataku. Connor podsucha telepatyczn rozmow Malkontentw, ktrzy przejli kontrol nad umysem Toni, uy ich gosw jako sygnau naprowadzajcego i teleportowa si na miejsce zbrodni. Kiedy an przeczyta dokumenty Toni, zaskoczya go informacja, e ma mieszkanie w Greenwich Village. Zaskoczy go te licencjat z zarzdzania i niemal ukoczone studia magisterskie z socjologii. Dlaczego kto tak bystry miaby przyjmowa posad bez przyszoci, chroni nieumarych? Moe prowadzia jakie badania? Connor nie sdzi, by wykorzystywaa ich do bada. Przecie nie wiedziaa o ich istnieniu, zanim zaatakowali j Malkontenci. Sprawdzi jej przeszo i jej jedynym przewinieniem byo przekroczenie prdkoci, za co zostaa ukarana mandatem. Tak jak Dougal, Connor poprosi lana, eby nie wyrzuca dziewczyny. Do powrotu Phila z Teksasu rozpaczliwie potrzebowali ochroniarza na dzienn zmian. an nie powiedzia mu, e jest raczej skonny zanadto zbliy si do niej, ni j wyrzuca. - Daj jej spokj - poleci mu Connor. - Dziewczyna potrzebuje czasu, eby doj do siebie. an poszed wic do Horny Devils na dwie randki. Kobiety byy mie, ale jego myli wci wracay do Toni i do niezgodnoci jej danych osobowych z tym, co mu powiedziaa. Spojrza na zegarek koo jej ka. Szsta trzydzieci. Czwartek rano. Pewnie niedugo si obudzi. Zacz chodzi po pokoju, ale cay czas patrzy na Toni. Dziki nadludzkiemu wzrokowi widzia j dobrze w ciemnym pokoju. Jej zote wosy tak uroczo rozsypay si po poduszce, donie, tak sodko stulone, trzymaa przy twarzy. Jasna cholera. Musi przesta myle o niej w taki sposb. Ju postanowi, e szuka wampirzycy, uczciwej, lojalnej, inteligentnej i adnej. Toni nie bya wampirzyc. I mia powane wtpliwoci co do jej uczciwoci i lojalnoci. Ale bya bardzo inteligentna i adna. A do tego intrygujca. Rozpalaa wszystkie jego zmysy i byo to tak upajajce uczucie, e bezwiednie szuka pretekstu, eby by przy niej. Zatrzyma si. Czy to dlatego tak mu zaleao na przeprowadzeniu tego ledztwa? Przeanalizowa swoje podejrzenia. Nie, jego wtpliwoci byy uzasadnione. To ten pocig, jaki czu do niej, by stanowczo nie na miejscu. Pracowaa tu. Bya zakazana. Kiedy zadzwoni budzik, an mign do nocnej szafki i go wyczy. Toni przecigna si z cichym jkiem. Otworzya oczy. - Dzie dobry panience. Krzykna cicho i podcigna kodr pod brod. Szybko rozejrzaa si po pokoju i znw spojrzaa na niego. - Co ty tu robisz? - Musimy porozmawia. - Teraz? - Mruc oczy, spojrzaa na drzwi, wci zamknite na klucz. - Jak si tu dostae? - Teleportowaem si. Nie uszkodziem ci drzwi. - Nie o to chodzi. Naruszye moj prywatno. Wzruszy ramionami.
59

- A ty na mnie nie patrzya, kiedy spaem? - To moja praca. - A ledztwo to moja praca. Mam kilka pyta dotyczcych twojego kwestionariusza osobowego. Po pierwsze, zauwayem, e nie podaa kompletnego imienia. Popatrzya na niego z irytacj. - Musz i do azienki. A ty musisz wykona swj numer ze znikaniem. - Wstaa z ka i pomachaa na niego rk. Hokus-pokus, znikaj. Odsun si, kiedy ruszya do azienki, i nie mg nie zauway, jak jej piersi bujaj si lekko pod czerwon koszulk. Nie miaa stanika. Ze swoim superwzrokiem dokadnie widzia jej sutki. Kiedy go mina, odwrci si, eby popatrze na ni od tyu. Jej spodnie od piamy byy czerwone, w mae czarno-biae pingwinki. Zgrabnie opinay jej biodra i krgy tyeczek. Gdy zatrzymaa si przy drzwiach azienki, szybko unis wzrok, eby go nie przyapaa na gapieniu si. Spojrzaa na niego ze zoci. - Dlaczego jeszcze tu jeste? - Bo jeszcze nie porozmawialimy. Z jkiem wesza do azienki i zatrzasna mu drzwi przed nosem. Zacz chodzi po pokoju. Nie chcia jej przesuchiwa przez drzwi. Musia widzie jej twarz, eby wiedzie, czy mwi prawd. Spojrza na zegarek. Nie mia wiele czasu przed wschodem soca. Podnis gos, eby moga go sysze. - Chciaem ci podzikowa za nasz may trening. Czuem si bardziej swobodnie w rozmowie z paniami. adnej odpowiedzi. Podszed bliej drzwi i usysza odkrcan wod. - Bardzo mio si z nimi rozmawiao. Przyjemnie spdziem czas w ich towarzystwie, ale... to nie byo to. Czego brakowao, jakiego... je ne sais uoi. - Chemii - powiedziaa i wymamrotaa przeklestwo. Idiotka. Nie rozmawiaj z nim, szepna do siebie. Wyszczerzy zby w umiechu. - Po spotkaniach wrciem tutaj, eby zaj si wiadomociami telefonicznymi. Znalazem trzy, w ktrych kobiety mwiy wprost, e s wampirzycami. Wic od-dzwoniem i umwiem si na spotkanie dzi w nocy. Nic. Usysza odgos szorowania, a potem plucia. Domyli si, e myje zby. - Pewnie si ucieszysz, kiedy ci powiem, e oddzwoniem do wszystkich miertelniczek, ktre dzwoniy za dnia. Powiedziaem im, e bardzo mi przykro, ale ju jestem zajty. Drzwi otworzyy si i Toni spojrzaa na niego, szeroko otwierajc ze zdumienia liczne zielone oczy.
60

- Zadzwonie do wszystkich? - Tak. Niektrych nie byo w domu, wic zostawiem wiadomo. - Byo ich ponad trzysta. - Wiem. Zajo mi to kilka godzin. - Potar zaronity podbrdek. - Powiedziano mi ostatnio, e jestem nieuprzejmym, aroganckim snobem, wic staram si zmieni. Prychna. - Za pno. - Przesza obok niego do komody i wyja z szuflady majtki. Bkitne i koronkowe, jak zauway. - Nagraem nowy komunikat na sekretarce, eby kady, kto zadzwoni dzisiaj, usysza, e ju nie jestem do wzicia. - O, dobry pomys. - Tak. - Poczu nage ssanie, jakby odkurzacz wciga jego energi. Soce musiao si zblia do horyzontu. -Chciabym porozmawia o twoim kwestionariuszu osobowym. - Wypeniam go zgodnie z prawd. - Wzia si pod boki. - I czuj si uraona, e to kwestionujesz. - Nie twierdz, e skamaa. - Ziewn, podchodzc do niej. Spojrzaa na zegarek. - Koczy ci si czas, co? A ja musz wzi prysznic, wic ju ci tu nie ma. Poczu kolejne szarpnicie snu i chwyci si supka baldachimu, eby odzyska rwnowag. - Oj, robisz si troszk senny, co? Pora i spatki? Zwalczy sabo. - Mam jeszcze troch czasu. Odpowiedz na moje pytania, to sobie pjd. Otworzya szaf i zdja z wieszaka koszulk polo. - Jak na moje oko, wystarczy, e bd ci unika jeszcze przez jakie dwie minuty. - Wzia spodnie i odwrcia si w stron azienki. mign ku niej i chwyci j w ramiona. Krzykna cicho. - A teraz dasz rad mnie unika? Jedn rk przycisna ubranie do piersi, a drug zacza go odpycha. - Nie rozmawiam z tob. Zauway z wielk satysfakcj, e jej pchnicie byo sabe. Nie opieraa si tak stanowczo, jak udawaa. A jej ciao byo ciepe i mikkie. Rozoy pasko donie na jej plecach i przycign j bliej. - Moglibymy inaczej spdza czas. Jej oczy bysny gniewem. - Jeste... jeste kamc! - Pchna mocniej, wic j puci. - Nie okamaem ci, dziewczyno.
61

- Powiedziae, e chcesz tylko wampirzyc. -Odsuna si i przycisna ubrania do piersi. - Dlaczego mam ci cokolwiek mwi, jeli ty sam nie jeste godny zaufania? Nie mg w to uwierzy. Odwracaa kota ogonem. - To ja nie ufam tobie. - To ty prbujesz zama zasad, e nie wolno si angaowa. - Jasna cholera, jestem mczyzn! Mam nie zauwaa, jaka jeste pikna? - Zachwia si. Wycigna rk, eby go podtrzyma, ale cofna j szybko, zanim go dotkna. - Nie wa si pada trupem w moim pokoju. Jak ja si z tego wytumacz? - Nikt si nie dowie, e tutaj byem. Zaufaj mi. Spojrzaa na niego smutno. - Jak ja mog zaufa wampirowi? - Wci jestem mczyzn - szepn. -1 nigdy bym ci nie skrzywdzi. - Ostatkiem si teleportowa si na czwarte pitro, cign sweter i pad na ko. Odpowiedzi na swoje pytania bdzie musia poszuka wieczorem. Kiedy ogarnia go sen, aowa, e nie moe ni o uroczych dziewczynach o zotych wosach i oczach tak zielonych jak grska ka na wiosn. Zasuguj na szczcie. Zrealizuj swoje cele. Toni zacza swoje poranne afirmacj pod prysznicem. Namydlajc ramiona, wspominaa, jak an chwyci j i przycign do siebie. Bya zbyt zaskoczona, eby mu si opiera. Tak, wmawiaj to sobie dalej. Nadam swojemu yciu znaczenie. Jestem warta mioci. Do licha, podobao jej si w jego objciach. Chyba zwariowaa. Postanowia, e nie bdzie o nim wicej myle. Spukaa si i na nowo zacza powtarza afirmacj.Zasuguj na szczcie. Mam nie zauwaa, jaka jeste pikna?" Boe drogi, teraz wci syszaa jego sowa w gowie. Ale jakie mie sowa. A co to powiedzia jej wczeniej? Kady mczyzna czuby si zaszczycony, gdyby go pokochaa". Z westchnieniem zakrcia wod. Cae ycie czekaa, eby usysze od kogo takie sowa. Co za pieskie szczcie, e usyszaa je od wampira. Ubraa si, woya soczewki i cigna wilgotne wosy w kucyk. Wysuszy je pniej. Teraz musiaa zrobi obchd i zoy pierwszy meldunek. Zesza do piwnicy, eby sprawdzi, czy wszystkie mae wampirki le w swoich wampirzych eczkach. Dougal i Phineas spali w najlepsze. Pora na dug wspinaczk na czwarte pitro. e te an musia wybra sobie akurat to najwysze. Ale przynajmniej sprint po schodach by dobrym treningiem kardio. Znalaza go rozcignitego na wielkim ku, w kilcie, biaej koszulce, skarpetkach i butach. Jego sweter lea na pododze. Podniosa go i pooya obok lana na ku. Jego twarz bya spokojna, ale szorstka od czarnego zarostu. Toni zwalczya pokus, eby pogaska go po policzku i wetkn palec w doeczek na jego brodzie.
62

Odwrcia si i zauwaya buty. To nie mogo by zbyt wygodne. Zdya zdj jeden, kiedy zdaa sobie spraw, e jeszcze wczoraj rano w ogle baa si go dotkn. Znw spojrzaa na jego twarz. Stawa si dla niej czowiekiem. I to nie tylko czowiekiem, ale atrakcyjnym mczyzn. Do licha. Odstawia jego drugi but na podog i wysza z pokoju. Musiaa rzuci t prac najszybciej, jak to moliwe. Potrzebowaa tylko znale dowd na istnienie wampirw. Wtedy bdzie moga podetkn ten dowd pod oczy doktora Proctora i zada, eby wypuci Sabrin. A wtedy si std wyniesie. Ju nigdy nie bdzie musiaa oglda lana. Nagy smutek j zaskoczy. Do licha, dlaczego on nie jest miertelnikiem? Dlaczego nie moga go pozna na uczelni? Gdyby to tam zacz j podrywa z t swoj bosk twarz i piewnym, mikkim akcentem, zakochaaby si w nim w sekund. Boe, jak bardzo by chciaa usysze od niego wicej takich cudownych sw. Jak bardzo chciaaby wiedzie, czy jego gste, czarne wosy s mikkie w dotyku, kiedy przeczesuje si je palcami. He on mia waciwie lat? Wspomina co o XVI wieku. To byo fascynujce, jak tak pomyle o tych wszystkich rzeczach, ktre musia widzie przez stulecia. Jaki baga dowiadcze dwiga na swoich szerokich ramionach? Co sprawiao, e chciao mu si wstawa noc po nocy przez wieki? Czy naprawd chcia dzieli swoje dugie ycie z jedn wyjtkow kobiet? Przesta o nim myle. Przesza przez gabinet i usiada przy biurku. W komputerze nie znalaza adnego dowodu. Moe byo co w szufladach. Zacza grzeba w biurku i natrafia na cienk czarn ksieczk. Tytu, wybity biaym drukiem, brzmia Czarne strony. Kiedy przejrzaa kilka pierwszych kartek, jej serce zaczo bi jak szalone. To mogo by to. Niezbity dowd. Ogoszenia z ca pewnoci byy przeznaczone dla spoecznoci wampirw. aluzje i okiennice ace aluminium. Odetnij to irytujce soce i ciesz si zmrokiem! Aerobik i trening odchudzajcy. Twoje ciao czuje upyw wiekw? Z nami zachowasz je w wietnej formie! Brooklyski Bank Krwi. Zaspokaja potrzeby wampirw. Masz dosy syntetycznej krwi i tsknisz za prawdziw?" To byo to! Bya tak podekscytowana, e zadzwonia do Carlosa. - To si nazywa Czarne strony. Jest doskonae! - Nie jestem pewien, czy to jakikolwiek dowd -ziewn Carlos. - Kady moe wydrukowa wszystko na drukarce laserowej. Toni jkna. - Nie douj mnie. - Przepraszam, menina. Ale z chci na to spojrz. Moesz to dzisiaj przynie? Zjedzmy kolacj u ciebie. Zamwi chiszczyzn. - Wspaniay pomys. - Postanowia, e zmieni torebk na najwiksz, eby mc wykra z domu ksik. -Znalaze co wicej na temat wujka Sabriny? - Jeszcze nie. Mam dzisiaj po poudniu egzamin i referat na jutro. Ale znajd czas.
63

- Okej. Powodzenia na egzaminie. - Toni si rozczya. Bya sma rano, pora na pierwszy raport. Kiedy rozczya si z Howardem, telefon znw zacz dzwoni bez przerwy. To bya dla niej prawdziwa ulga, e an nagra nowy komunikat i nie musiaa rozmawia z tymi wszystkimi dziewczynami, ktre uwaay, e jest ciachem. Nawet jeli miay racj. O wp do pitej po poudniu bya gotowa do wyjcia. Czarne strony schowaa w torebce. Kiedy tylko Dougal i Phineas weszli do kuchni, poegnaa si i ruszya do drzwi wyjciowych, an zmaterializowa si w holu, w chwili kiedy przekrcaa zamek. - Toni, zaczekaj! - Podbieg w jej stron i potkn si, o mao nie padajc na twarz. W ostatniej chwili zapa rwnowag. A niech to. Zawahaa si, zanim otworzya drzwi. - Nic ci nie jest? - Boe drogi, biedak si czerwieni. - Moje stopy urosy z rozmiaru czterdzieci trzy do czterdzieci sze w cigu dwunastu dni - mrukn. -Cigle si jeszcze przyzwyczajam. Urosy mu nie tylko stopy. Toni poczua, e twarz jej ponie, kiedy prbowaa odpdzi to wspomnienie. Zbesztaa si w duchu, e jest taka pytka. Musia bardzo cierpie, rosnc tak szybko. - To pewnie byo bolesne. Wzruszy ramionami. - Byo warto, eby wreszcie wyglda jak mczyzna. I to jaki mczyzna. - No c, moesz by zadowolony z efektu, bo wygldasz niele. W jego oczach zamigotao rozbawienie. - Jak napalony ogier? Skrzywia si. Czua, e to okrelenie bdzie j przeladowa do koca ycia. Podszed do niej. - Cigle musimy porozmawia. No nie, znowu. Moe powinna sprbowa nowej taktyki. - Porozmawiam z tob z przyjemnoci, ale czy moemy to zrobi pniej? Teraz musz i. Umwiam si na kolacj. Zmruy oczy. - Masz randk? Chciaa powiedzie, e to tylko stary przyjaciel, ale dlaczego miaaby mu oszczdza cierpie? Wyglda, jakby by zazdrosny, a jej si to jakby podobao. - No wiesz, nie ty jeden umawiasz si na randki. Zmarszczy brwi. - Ja mam dzisiaj trzy. Cudownie, ogierze. Dowal mi jeszcze.
64

- To baw si dobrze. - Ty palancie, dodaa w duchu i wysza.

Rozdzia 7
Czterdzieci pi minut pniej Toni bya ju w swoim mieszkaniu, zajadaa chiszczyzn i chichotaa z Carlosem nad ogoszeniami z Czarnych stron. - Popatrz na to. - Wskaza palcem. - Zbroja dla nie-umarego. Chroni twoj pier przed tymi okropnymi kokami. O mao nie udawia si klusk. - Mnie i tak najbardziej si podoba ostrzaka do kw. Nie zaniedbuj uzbienia. Carlos si rozemia. - Wiesz, co jest najlepsze, menina? Potrafisz si ju mia z wampirw. - Uwierz mi, ten koszmarny napad wci mnie przeraa. Po prostu jestem coraz lepsza w niemyleniu o nim. -Gdyby o nim mylaa, pewnie wybuchnaby paczem. -Dugie lata ucz si mia zamiast paka. Poklepa j po ramieniu. - wietnie ci idzie. Jak dugo moesz dzisiaj zosta? Chciabym wybra si na rekonesans do domu doktora Proctora w Westchester. Musimy zna jego rozkad, na wypadek gdybymy musieli odbi Sabrin. - Sucham? - Czasami Carlos nie mwi jak student antropologii. - Niewane. Ja zajm si wujkiem. Ty pracuj nad zdobyciem dowodu, e wampiry istniej. Toni westchna. Uznali ju wczeniej, e ktokolwiek przeczyta Czarne strony, pomyli po prostu, e ta ksika to art. - Utknam w martwym punkcie. Zdobycie dowodu wydaje si takie atwe, ale nie jest. Nawet gdybym nagraa na wideo kogo, kto przyzna, e jest wampirem, ludzie pomyl po prostu, e wynajam aktora. - Musisz ich przyapa na gorcym uczynku. Jak znikaj albo jak wyrastaj im ky. Id gdzie, gdzie jest ich duo i gdzie czuj si swobodnie, s sob. - Do wampirycznej imprezowni? - Dokadnie. - Zerwa si i ruszy do kuchennego okna. - Mam w mieszkaniu co, co ci si moe przyda. - Sznurek czosnku? - Podskoczya, kiedy rozlego si gone pukanie do drzwi. Carlos si zawaha. - Spodziewasz si kogo? - Nie. - Podbiega do drzwi i wyjrzaa przez wizjer. -O nie! - Kurcz! Ze swoim supersuchem pewnie j usysza. - Co si stao? - Carlos wrci do salonu.
65

- Nic. - Do diaba! Skd an wzi jej adres? Z jej formularza osobowego, oczywicie. Pewnie wrci po niego do Romatechu. Odskoczya, kiedy an znowu zapuka do drzwi. - Ja mam otworzy? - spyta Carlos. - Nie, sama otworz - szepna. - Tylko e to... on. - On? Synny on bez imienia? Uniosa palec do ust, eby uciszy Carlosa. Nie miaa wtpliwoci, ze superwampir ich podsuchuje. Carlos si umiechn. - Ten on, na wspomnienie ktrego same oczy ci si szkl i przybieraj wyraz bierz mnie, jestem twoja"? - To nieprawda! - Toni skrzywia si, zerkajc na drzwi. Podbiega do Carlosa i sykna jak najciszej: -Wracaj do siebie, w tej chwili. Zanim ci zabij. - artujesz? - Carlos przysiad na porczy fotela. -Jego nie przegapi za adne skarby. Toni pacna go w rami, ale nie ustpi. Nic z tego. Pochylia si nad nim, eby szepn: - Ani sowa o tym, e jest wampirem. Nie powiniene tego wiedzie. - Nie otworz ust. - Umiechn si kpico. - Chyba e on ma inne plany. Fukna na niego. - Nie wa si do niego przystawia. - Aa. Ju traktujesz go jak swoj wasno, co? Spojrzaa ze zoci na jego zoliwy umieszek. Rozlego si gone omotanie do drzwi. - On tam nie modnieje, kochana - mrukn Carlos. -Wpu tego biedaka. - Ja ci naprawd zabij. - Zachysna si ze strachu, kiedy zauwaya, e Czarne strony le na stoliku. Upchna je pod poduch fotela i pobiega do drzwi. Vanderkitty ruszya za ni. Toni przekrcia zamek i otworzya drzwi. - Najwysza pora. - an wmaszerowa do mieszkania. Obrzuci Toni spojrzeniem i wbi wzrok w Carlosa. Wysun podbrdek i surowo przyjrza si mczynie. -My si chyba nie znamy. Pan jest chopakiem Toni? Carlos, nie wstajc, obejrza lana od stp do gw. - adny kilt. Van zasyczaa na lana i wskoczya na kolana Carlosa. - Grzeczna kicia. - Pogaska kotk, an unis brew. - Kim pan jest i co pan tu robi? Toni stana przed nim. - To nie twoja sprawa, co robi, kiedy jestem po pracy, an zniy gos. - To prawda, ale kiedy jeste w pracy, ja nie jestem w rozmownym nastroju. Powiedziaa, e z przyjemnoci porozmawiasz ze mn pniej. Wic jestem. I jest pniej. - To nie jest odpowiedni moment.
66

an spojrza na puste talerze na stoliku. - Skoczylicie ju kolacj, tak? Carlos posadzi Van na fotelu i podszed do lana z wycignit rk. - Jestem Carlos Panterra, ssiad Toni. an ucisn jego do. - an MacPhie. Carlos spojrza na Toni, na lana i si umiechn. - W takim razie zostawiam was samych. - Nie musisz wychodzi, Carlos. - Toni posaa mu jadowite spojrzenie. - Menina, mam dla ciebie may prezent, pamitasz? Zaraz wracam. - Ruszy do kuchni. Toni spojrzaa na lana ze zmarszczonymi brwiami. - Mylaam, e masz dzisiaj trzy randki. - To nie s prawdziwe randki - mrukn an. - Po prostu umwiem si w nocnym klubie. - Zniy gos. - Dla naszych. - Nocny klub? - spyta Carlos z jedn nog na parapecie. - Powiniene zabra Toni. Uwielbia muzyk i taniec. Prawda, menina? Toni zagapia si na Carlosa, skoowana. - To nie jest dla niej odpowiednie miejsce - zacz an. - Zbyt dzikie? - spyta Carlos. - Nie martw si. Toni uwielbia dzik zabaw. Prawda, skarbie? - Puci oko. - Ja... nie sdz, eby jej si tam spodobao - upiera si an; Toni zrozumiaa, e nie moe wyjani, e to klub dla wampirw. - Toni po prostu uwielbia miejsca, gdzie si duo dzieje. - Carlos posa jej znaczce spojrzenie i wreszcie zaapaa. Imprezownia dla wampirw! To mogo by doskonae miejsce, eby zdoby dowd, ktrego potrzebowaa. - Och, tak! Bardzo chciaabym pj. an wybauszy oczy. - Naprawd? - Oczywicie. - Umiechna si do niego olniewajco. - Zabierzesz mnie, prawda? - Ale wiesz, jakie tam bdzie towarzystwo - szepn. - Naprawd mam ochot tam pj. - Toni sprawdzia, czy Carlos znikn za kuchennym oknem. - Wci czuj si troch nieswojo w obecnoci wampirw. Ale jeli pjd z tob do tego klubu, moe atwiej bdzie mi to przezwyciy. Mogabym was zobaczy w innym wietle. an kiwn gow. - Connor powiedzia mi, jak grony by ten atak. Bardzo mi przykro.
67

- Och. - Naprawd si tym przejmowa? - Ju... ju nic mi nie jest. Wyglda na szczerze przejtego. - To si stao ledwie par nocy temu. Nie miaa czasu doj do siebie. - C... - Odsuna z czoa luny kosmyk wosw. - Connor mwi, e dzielnie walczya. By pod wielkim wraeniem. Odetchna gboko. Nie, do licha, nie przeszo jej. Ta rozmowa bardzo j denerwowaa. A lady ugryzie zaczynay swdzie. - Nie przeyabym, gdyby Connor si nie zjawi. - Teraz ju rozumiem, dlaczego tak nienawidzisz kontroli umysu. Connor powiedzia, jak zmusili ci, eby zdja... - Prosz, przesta! - Nie chciaa, eby te wspomnienia dopady j teraz. - Toni. - Drgna, kiedy dotkn jej ramienia. - Och, dziewczyno, ja bym ci nigdy nie skrzywdzi. Zamrugaa. Nie chciaa paka. Tak nie mogo by. Z upartym, podejrzliwym anem potrafia sobie poradzi, ale z tym sodkim i wspczujcym? Jej mury obronne topniay jak wosk. Cofna si i skrzyowaa rce na piersi pogryzionej przez wampiry. - A jak tam twoje ledztwo? Zdecydowae ju, czy jestem godna zaufania? - Cigle nie znam twojego penego imienia. Ale twoja niech do rozmowy ze mn jest cakowicie zrozumiaa po tym, jak zostaa napadnita. - To prawda. - A moe ta niech bya tarcz, chronic j przed zbytni sympati do tego faceta. Chocia nigdy by si do tego nie przyznaa. - Wci nie bardzo wiem, dlaczego nie pozwolia Connorowi wykasowa sobie wspomnie. One sprawiaj ci bl, dziewczyno. Prychna. - Gdybym daa sobie wykasowa wszystkie ze wspomnienia, niewiele by zostao. an zmarszczy brwi. - Niemoliwe, eby tak byo. Toni zastanowia si nad tym. Nie, byway szczliwe chwile. Sodkie wspomnienia babci. Dobra zabawa z Sabrina. Chwile dumy, kiedy dobrze sobie radzia w szkole. - Moja matka mnie nie chciaa. - Skrzywia si i zakrya usta doni. Do licha. Jakim cudem to si jej wymkno? an zrobi osupia min. - Jak to moliwe? - Jestem... nielubnym dzieckiem. Wzruszy ramionami. - Nie sdziem, e to ma jakie znaczenie w tych czasach.
68

- Nie miao znaczenia dla mojej babci. Bya szczliwa, e moe mnie wychowywa. Ale mama zawsze siwstydzia swojego wielkiego bdu. Czyli mnie. - Toni machna lekcewaco rk. - To niewane. Nie wiem, dlaczego o tym wspomniaam. - Bo sprawia ci to bl. Ale bl, ktry przeywamy, czyni nas silniejszymi. Jeste bardzo dzielna, e przed nim nie uciekasz. Spojrzenie Toni znw odnalazo spojrzenie lana i puls jej przyspieszy. Skra zacza j mrowi od jego bliskoci. Zascho jej w ustach. Moga myle tylko o tym, e chce si do niego zbliy. Kiedy zrobi krok w jej stron, przyszo jej do gowy, e moe on te czuje to przyciganie. - Wiem, e to wspomnienie sprawia ci bl, ale ciesz si, e je zachowaa. - Chcesz, ebym cierpiaa? - Nie. Ale gdyby nie zachowaa wspomnie, nigdy bym ci nie pozna. - Och. - Nie przychodzio jej nic do gowy, co mogaby powiedzie. Oblizaa wargi i zauwaya, e jego spojrzenie przesuno si na jej usta. O Boe. - Ju jestem! - oznajmi Carlos w kuchennym oknie. Toni oprzytomniaa. Boe drogi, jak dugo tak patrzyli na siebie? an cofn si i zaoy rce na piersi. Carlos wszed do salonu i zachysn si z oburzenia. - Co ty wyprawiasz, dziewczyno? Nie przebraa si! - Sucham? - Nie moesz tak i do nocnego klubu. Chod, ubierzemy ci. - Zapa j za rami i pocign do sypialni. -Rozgo si, an. To nam zajmie tylko chwilk. an zrobi zdezorientowan min. - Ty j... ubierasz? - Nie martw si. Dopilnuj, eby wygldaa bosko. -Carlos wepchn j do sypialni i zatrzasn drzwi. Podbieg do szafy. Musisz pokaza troch ciaa. Moe to? -Wycign krtk dinsow spdniczk. - Odmro sobie kuper. - Wanie e to woysz. - Carlos rzuci spdnic na ko i wrci do szafy. - I musisz woy t kamizelk. Uwielbiam j. - Dorzuci na ko kamizelk z czarnej skry. - Potrzebuj bluzki pod spd. - Koniecznie? - jkn Carlos. - No, skoro nalegasz. -Zapa biay golf bez rkaww. - A teraz potrzebne ci czarne botki, mocniejszy makija, i Boe bro, eby posza uczesana w kucyk. - Mylisz, e ten klub pomoe? - szepna. - Tak, i mam co dla ciebie. - Carlos wycign z kieszeni spodni jaki may, metalowy przedmiot. Przypi go do kamizelki. - To bdzie przesyao obraz prosto do mnie.
69

Wygldao to jak kamera szpiegowska. - Czy ty na pewno jeste studentem antropologii? Rozemia si. - Niektre lene plemiona, do ktrych dotarem, nie lubi aparatw fotograficznych. Bardzo si denerwuj, kiedy widz siebie skurczonych i wsadzonych do maego pudeeczka. Wic nauczyem si, e lepiej ich uwiecznia w ten sposb. - Ach tak. - C, jego odpowied bya chyba sensowna. - Jeste gotowa. - Carlos poklepa j po ramieniu. -Powodzenia. an nasuchiwa, siedzc na sofie, ale kiedy szeptali, chwyta tylko sowo czy dwa. Co o zdenerwowanych lenych plemionach? U licha, o czym ten Carlos gada? I dlaczego to on patrzy, jak Toni si ubiera? Waciwie jak blisko byli ze sob? Facet przedstawi si jako ssiad. Cichy dwik cign jego uwag. Carlos wyszed z pokoju Toni i zamkn drzwi. Przygarbi si i zamkn oczy, marszczc czoo, an otworzy usta, eby spyta, co mu si stao, ale Carlos wyprostowa si nagle. - Przysigam na wszystko, co wite, jeli znajd w tym mieszkaniu jeszcze jedn frotk, poszatkuj j tasakiem. an nie bardzo wiedzia, co to jest frotka, ale brzmiao to gronie. - Z Toni wszystko dobrze? - Tak. Dziki Bogu, e tu byem i mogem j uratowa. Bdziesz zachwycony kreacj, jak dla niej wybraem. I zrobiem jej nowy fryz. Nowe co? an cakiem zgupia. - Uparem si, eby naoya wicej mejkapu. - Carlos zamacha rkami, eby podkreli swoje sowa. - Ale ona jest tak adna, e waciwie mogaby si bez tego obej. Czy to nie koszmar? Czy oni mwili tym samym jzykiem? - Jest bardzo adna. - To mia dziewczyna. - Twarz Carlosa spowaniaa. -Bardzo si zdenerwuj, jeli j skrzywdzisz. To zrozumia. - Nigdy bym jej nie skrzywdzi. - an pochyli si do przodu i opar okcie na kolanach. - Jak dugo j znasz? - Dwa lata. Ona i Sabrina s dla mnie jak siostry. - Kto to jest Sabrina? - O rety, zostawiem uesadill w piekarniku. Na razie, an. - Carlos pogna do kuchni, wyskoczy przez okno i zamkn je za sob. W tym czowieku z ca pewnoci byo co podejrzanego. Jego zapach by dziwny, a zachowanie nielogiczne. Myli przerwa mu stukot szpilek na drewnianej pododze; spojrzenie lana byskawicznie wrcio na drzwi sypialni. - Jestem gotowa - oznajmia Toni.
70

Przekn lin. Jego mzg natychmiast zarejestrowa usta pomalowane zmysow czerwon szmink, rozpuszczone jedwabiste wosy, obcis bluzeczk z dzianiny, krciutk spdniczk, smuke uda i czarne botki na obcasach. Zamruga. Ale wci tam staa i wci bya rwnie olniewajca. Podesza do niego, koyszc biodrami - niezbyt mocno, tylko na tyle, by go zahipnotyzowa. - Mog w tym pj do klubu? - Tak - wychrypia. Chwaa Bogu, e w Horny Devils byy gwnie kobiety. Ale nawet wampirzyca mogaby si da skusi. - Lepiej trzymaj si blisko mnie. - Niby jak mam to zrobi? - Schylia si nad stolikiem, eby pozbiera rzeczy, i bluzka uoya si mikko na jej piersiach. - Przecie umwie si z trzema dziewczynami. - No tak. - Musiaa mie za ciasny biustonosz, bo przysigby, e piersi jej si z niego wylewaj. - Trudno oderwa od nich wzrok. Woya kurtk. - Wic uwaasz, e s pikne? Jego spojrzenie opado na jej szczupe uda. - O tak, smuke i zociste, ucaowane socem. - S opalone? - Okrcia szyj szalikiem. - Jak im si to udao? Halo? Z trudem spojrza jej z powrotem w oczy. - Tak? Posaa mu zirytowane spojrzenie. - Pozwl, e udziel ci rady a propos randek. Kiedy rozmawiasz z kobiet, patrz jej w oczy nie na spdnic. - Twoja spdnica sama si prosi o msk uwag. Widywaem wiksze chustki do nosa. Zawiesia torebk na ramieniu. - Ja przynajmniej nosz pod spdnic bielizn. - Mam nadziej, e adn, bo z pewnoci wszyscy j zobacz. W jej oczach bysno wyzwanie. - Nie wszyscy. - A to si jeszcze okae. - Umiechn si. Zaczerwienia si i odwrcia do drzwi. - Nie kamy czeka twoim paniom. an zerwa si z sofy i szybko min Toni, eby otworzy jej drzwi. Wysza na korytarz i wyja klucze z torebki. - Gdzie jest ten klub? - W Hell's Kitchen.
71

- Bardzo odpowiednia dzielnica. - Zamkna drzwi. -Stukniesz obcasami i przeniesiesz nas tam w magiczny sposb? - Nie, zawioz nas. - Poprowadzi j do schodw. Byoby szybciej, gdyby teleportowa si z ni prosto do klubu, ale jazda samochodem dawaa mu wicej czasu na rozmow. - Mam niedaleko samochd. Ruszya po schodach. - Umiesz prowadzi? - Jed od 1913 roku. - Boe. Mam nadziej, e od tamtej pory zmienie samochd. Wyszczerzy zby. - Cigle mam moje pierwsze auto, rolls-royce'a z roku 1913. Zachowaem wszystkie ulubione modele. Bentleya rocznik trzydziesty smy, morgana z pidziesitego dziewitego i roadstera mgb z szedziesitego dziewitego. Mj ostatni nabytek to aston martin, rocznik 2005. Zatrzymaa si w poowie schodw z osupia min. - Ty naprawd kolekcjonujesz drogie samochody? Nie mw mi, e te inne informacje z twojego profilu te s prawd. - Jakie inne informacje? Ruszya dalej. - Ze masz baniowy jak z bajki zamek, w szkockich grach. Rozemia si. - Nie nazwabym go baniowym, chyba e kto uwaa ple za baniowe zjawisko. - Wic naprawd masz zamek? - Nie jest nawet w poowie tak duy jak zamek Angusa. Opisabym go raczej jako duy dwr. - Och. Jak... przytulnie. - Zirytowana przesza przez hol do wyjcia, stukajc obcasami po marmurowej pododze. - Jako e nie pisae sam informacji w swoim profilu, jestem pewna, e wszystkie te ckliwe obiecanki s faszywe. Pierwszy dotar do drzwi. - Jakie obiecanki? Prychna. - Cigle tego nie przeczytae, tak? - Byem zajty oddzwanianiem na setki telefonw. I sprawdzaniem ciebie. Jakie obiecanki? Wzruszya ramionami, jakby miaa to gdzie. - Na przykad taka, e bdziesz wierny swojej onie na wieki. Jakby to byo moliwe. - Tak bdzie. Zrobia powtpiewajc min.
72

- Bya te obietnica, e twoja ksiniczka obsypana gwiezdnym pyem za twoj spraw bdzie przez wieki trwa w stanie orgazmicznej ekstazy. - Przewrcia oczami. - To te jest moliwe? Jego usta drgny. - Z pewnoci mog sprbowa. Chciabym, eby moja ona bya usatysfakcjonowana. Toni przygryza warg i odwrcia wzrok. - Wic naprawd zamierzasz si oeni? - Tak. - an otworzy drzwi; cofna si o krok, gdy owiono j lodowate powietrze. Podcigna szalik na uszy i usta, wic jej gos by stumiony. - Boe, odmro sobie tyek. - A jaki liczny tyek. - Zasoni j od wiatru. - Tdy. To niedaleko. - Poprowadzi j ulic, piorunujc wzrokiem mczyzn, ktrzy, mijajc ich, gapili si na nogi Toni. - Jak kto w twojej sytuacji moe powanie traktowa przysig maesk? - wymamrotaa spod szalika. - Nie moesz uczciwie twierdzi, e bdziesz wierny przez stulecia. - Nie oskaraj mnie o nieuczciwo. - Przepraszam, ale niektre twierdzenia w twoim profilu jako mnie nie przekonuj. W jej historii te par rzeczy go nie przekonywao. I wci nie zna jej penego imienia. Pogrzeba w spor-ranie i odszuka kluczyki. Przyjecha tutaj jednym z aut Romana, czarnym lexusem. - Na przykad - cigna - twierdzisz, e chcesz zasypa swoj ksiniczk grami pienidzy. Skoro jeste taki bogaty, to dlaczego pracujesz jako ochroniarz? - Moj specjalnoci jest praca ledcza. Dwa razy wamaem si do Langley. Niezauwaony. - Przebiegy dra z ciebie, co? Umiechn si szeroko. - A co do pienidzy, mam ich o wiele mniej ni Roman czy Angus. Oni maj miliardy. - Wcisn guzik pilota i otworzy drzwi samochodu. - Ja mam ledwie par milionw. Posaa mu kwane spojrzenie. - Powiniene si wstydzi. Jak mona si tak obija przez tyle wiekw? Ze miechem wskaza jej otwarte drzwi. - Nie zimno ci? - Ju nic nie rozumiem. Po co w ogle pracujesz? Dlaczego nie siedzisz w Szkocji i nie jedzisz po caych nocach swoimi drogimi samochodami? - Schylia si i wsiada do lexusa. - Robiem to przez kilka dekad, ale mi si znudzio. -Z przyjemnoci popatrzy, jak rozsuna nogi, wsiadajc na fotel pasaera. Jej maciupka spdniczka podjechaa niebezpiecznie wysoko. - Chciaem, eby moje ycie byo bardziej ekscytujce. - Zdaje si, e w tej chwili ekscytujesz si a za bardzo. - Zmarszczya brwi i obcigna spdnic.
73

- Moe i tak. - Umiechn si; Toni zatrzasna drzwi. Wreszcie obszed samochd i usiad za kierownic. Pojecha na autostrad West Side, po czym skrci w kierunku Hell's Kitchen. Ilekro spoglda na prawo, jego spojrzenie zjedao na jej nogi. Smuke i uminione, mogy mocno cisn mczyzn w pasie. Kiedy roztarta je domi, gwatownie chwyci powietrze. - Mog podkrci ogrzewanie? Jest troch chodno. ciska kierownic, jakby chcia j udusi. - Mnie jest raczej ciepo, ale prosz bardzo. - Dziki. - Pochylia si w stron deski rozdzielczej i zacza majstrowa przy pokrtach. Niestety, wyloty wentylacji posay jej sodki zapach prosto w jego twarz. Przebywanie z ni sam na sam byo zym pomysem. Zamiast uzyska odpowied, mia wzwd. - Jak brzmi twoje pene imi, Toni? Machna rk, zbywajc jego pytanie. - W zeszy poniedziaek poznaam Romana. Powiedzia mi, e jego ona, Shanna, jest miertelniczk i e jeszcze jaki jeden go ma mierteln on. - Jean-Luc, tak. We wrzeniu byem na jego weselu. - Jeli inne wampiry eni si ze miertelniczkami, to dlaczego ty wykluczasz tak moliwo, nie umawiasz si z ywymi kobietami na randki? - Nie mam nic przeciwko miertelniczkom. - Jego spojrzenie znw zbdzio w stron nagiej, zocistej skry jej ud. Niektre wydaj mi si bardzo atrakcyjne. -Panienko Przenajwitsza, zaoya nog na nog. - Po prostu nie rozumiem, dlaczego nie chcesz si umawia ze miertelniczkami. - Bo chc by uczciwy. Wampirzycy nie bd musia okamywa na temat tego, kim jestem. Chc zwizku zbudowanego na absolutnej uczciwoci. Spojrzaa na swoje donie zacinite na kolanach. - Wic... adnych sekretw? - Nie. I adnych osdw. miertelniczka miaaby problem z zaakceptowaniem mojej przeszoci, ale wampirzyca zrozumie to i nie bdzie mnie potpia za rzeczy, ktre musiaem robi, eby przetrwa. Spojrzaa na niego ostro. - Chodzi ci o seksualne wykorzystywanie kobiet i wypijanie ich krwi? Zagryz zby. - Wanie o takich osdach mwi. Przyznaj, e piem krew, kiedy jej potrzebowaem, ale nigdy nie wziem kobiety wbrew jej woli. - Skd moesz to wiedzie? Nie kontrolowae ich umysw?

74

- Nie jestem gwacicielem. - Skrci w Trzydziest Czwart Zachodni. Jej oskarenia przynajmniej tumiy jego podanie. - Nie bd mia do ciebie pretensji o to przesuchanie, jako e niedawno zostaa zaatakowana. Pewnie nic na to nie poradzisz, e to dla ciebie bolesny temat. - Nie jestem obolaa. Jestem wkurzona. - Nie myl mnie z Malkontentami. Kiedy ja zagldam do umysu kobiety, sysz jej myli i nigdy nie zostaj, jeli nie jestem mile widziany. - Nigdy nie kontrolowae umysu kobiety, eby ci si poddaa? - Nie. Robiem to tylko po to, by przekona kobiety, e jestem starszy, ni na to wygldam. - Wic jednak je oszukiwae. - To moja cholerna twarz bya oszustwem, Toni, i nie dao si od tego uciec. Ludzie myleli, e mam pitnacie lat, chocia w ciele nastolatka by dojrzay mczyzna. Wic musiaem stosowa sztuczki, eby kobiety widziay mnie takim, jakim chciaem by. I nie mog by z tego dumny. Dlatego teraz tak wana jest dla mnie uczciwo. Wampirzyca by to zrozumiaa. - Mgby by uczciwy i ze mierteln kobiet. - Raczej nie mog podej do miertelnej kobiety i powiedzie: cze, jestem wampirem, chciaaby si ze mn umwi? Na pocztku musiabym j okamywa, a nie chc tego robi. - Jest cae mnstwo kobiet, ktre umwiyby si z tob wanie dlatego, e jeste wampirem. Zatrzyma si na czerwonym wietle i spojrza na ni. - Nie chc by kochany za to, e jestem nieumarym. Tak samo jak ty nie chciaaby zosta odrzucona za to, e jeste miertelna. Odwrcia wzrok. - Byam... byam dla ciebie zbyt surowa. - Dziewczyno, masz wszelkie powody do nieufnoci. O mao nie zostaa zamordowana. Ale te wampiry, ktre ci zaatakoway, prawdopodobnie byy ze i okrutne jeszcze przed transformacj. mier nie odmienia serca czowieka. - Wic bye dobrym czowiekiem - szepna. - Staram si nim by. Spojrzaa mu w oczy. - Czego pragniesz najbardziej na wiecie? W tej chwili czu, e mgby patrze w te oczy przez wiek czy dwa. Byy niesamowite - to, jak pony gniewem, byszczay dowcipem, miky od wspczucia. - Chc by kochany, szczerze i prawdziwie kochany za to, kim jestem. I chc kocha kobiet caym sercem, przez cae ycie. Chc pragn jej umysu, jej ciaa, jej towarzystwa. - Ach tak - szepna.
75

Zapach jej gorcej krwi wypeni samochd. lana ogarna niepohamowana dza. By ciekaw, czy ona ma pojcie, jak na niego dziaa. Czy zdawaa sobie spraw, jak jej poda? Tak, mgby przysic, e wie. Jej serce wali jak szalone. Oddech by urywany. Pochyli si bliej. - Twoje... twoje oczy - szepna. Wiedzia, e robi si czerwone, bo wszystko dookoa zabarwione byo na rowo. Dotkn jej karku. Nie odsuna si. Spojrzaa na jego usta i an nie by w stanie duej si opiera. Pocaowa j.

Rozdzia 8
Zesztywniaa, ale an wci muska ustami jej wargi, delikatnie nakaniajc j do oddania pocaunkw. I zareagowaa. Rozlunia si. Przycign j do siebie. Skubn jej doln warg. Rozchylia usta z mikkim westchnieniem, zapraszajc go. Obwid jej wargi koniuszkiem jzyka. Byy wilgotne i sodkie. Za nimi rykn klakson i oboje podskoczyli. Toni gwatownie zaczerpna powietrza i si odsuna, an spojrza do przodu i zobaczy, e wiato zmienio si na zielone. Wdepn gaz. Jasna cholera, co on wyprawia? Przez ostatnich kilka dni wmawia sobie, e odrobina flirtu nikomu nie zaszkodzi. Ale caowanie? Nie mg ju duej zaprzecza. ama zasad nieangaowania si i Toni moga mie powane kopoty, gdyby to si wydao. Spojrza na ni. Bya blada, przyciskaa do do ust. - Dobrze si czujesz? - Tak. Nie. - Opucia rk. Zauway lekkie drenie, zanim splota palce obu doni. - Nie powinienem by... ci caowa. Przepraszam. Zamkna na moment oczy. - Nie bdziemy o tym myle. Ani o tym rozmawia. To si nigdy nie wydarzyo. Milcza, bo wiedzia, e nie moe si z ni zgodzi. On bdzie o tym myla. Bdzie przeywa to w mylach wci od nowa. - Zreszt to i tak nie ma znaczenia - cigna lekko zdyszanym gosem. - Ty chcesz wampirzycy. Zupenie do siebie nie pasujemy. To by... bd.
76

Bd, jeszcze czego. Zrobiby to znowu w tej samej sekundzie. Ale mia nadziej, e jej nie wystraszy. Ostatnio wiele przesza. Nagy wybuch muzyki przegoni pen napicia cisz. Toni spojrzaa na niego, skoowana, po czym rozejrzaa si po samochodzie. Refren piosenki powtrzy si i do lana dotary sowa piewane przez piosenkark. - To chyba z twojej torebki. - Wskaza torb u jej stp. - Och, to moja komrka. - Wcigna torebk na kolana i wyja telefon. - Carlos zmieni mi dzwonek. Zdaje si, e lubi Pat Benatar. - Mio to pole bitwy? - arcik w jego stylu - mrukna, ze zoci otwierajc telefon. - Halo? Carlos! Jak moge to zrobi mojej komrce? an prbowa podsuchiwa, ale wycie policyjnej syreny gdzie w pobliu nie pozwolio mu usysze sw Carlosa. - Nie wiem, skd wzie ten pomys. - Toni skrzywia si i spojrzaa na lana. - Nasza znajomo jest czysto zawodowa. Dojedali do Horny Devils, wic an zacz szuka miejsca do parkowania. - Okej - cigna szeptem. - Porozmawiamy pniej. Cze. - Schowaa telefon do torebki. - Co si stao? - spyta an od niechcenia. - Nie, wszystko jest w porzdku. Wic dlaczego jej serce wci bio tak szybko? - Carlos wyda mi si troch... inny. Wzruszya ramionami. - Jest gejem. an przypomnia sobie zbola min Carlosa po wyjciu z sypialni Toni. - Powiedzia ci, e jest gejem? - No, nie. Zaoyymy, e jest gejem, bo tak si zachowuje. - Jakie my"? Twarz Toni bya dziwnie spita i nieufna. - Sabrina i ja. To moja wsplokatorka. Chwilowo jest u krewnych. Co tu byo nie tak, an to czu. Gryzo j co innego ni zakazany pocaunek. I by coraz bardziej przekonany, e Carlos jest kim wicej, ni si wydaje. Wypatrzy wolne miejsce i zaparkowa przy krawniku. - Toni, zanim wejdziemy, musz wiedzie. Dlaczego masz mieszkanie? Rozpia pas. - To o niebo lepsze ni mieszka na ulicy.
77

- Powiedziaa, e pracujesz u nas, bo zaleao ci na darmowym mieszkaniu i utrzymaniu, ale to nie ma sensu, skoro masz mieszkanie. - Owszem, pac czynsz, ale umowa najmu wanie si koczy. Uwierz mi, dobrze patna praca i pokryte koszty utrzymania to w tej chwili dla mnie najlepsza rzecz. Dziki temu bd miaa moliwo spaci studencki kredyt. - A co z twoj wsplokatork? - Ona... nie jest bez grosza jak ja. Dostaje przyzwoite roczne kieszonkowe, a kiedy tylko skoczy studia, zamierzamy zaoy firm. - Wic ta praca jest dla ciebie tymczasowym zajciem? - Tak. Najwyej na rok. - Spojrzaa na niego z niepokojem. - To chyba nie problem, co? - Connor ci nie wyjani, co si dzieje, kiedy miertelny ochroniarz odchodzi z agencji MacKaya? - Powiedzia, e wykasuje moje wspomnienia o wampirach. - Wykasuje twoje wspomnienia na kady temat. Stracisz cay rok, jakby si nigdy nie wydarzy. Wybauszya oczy. - To... za duo. - Przycisna rk do piersi. an wiedzia, e powinien j namawia, eby odesza teraz. Wtedy straciaby tylko par dni. Ale myl, e nigdy wicej jej nie zobaczy, bya bolesna. - Powinna... powinna rzuci prac i wrci do swojego normalnego ycia. W jej oczach bysny niewylane zy. - Moje ycie nie jest zbyt normalne. - Zamrugaa i si wyprostowaa. - To jak, idziemy do tego klubu czy nie? - Idziemy. - Odetchn z ulg. Nie musia traci jej ju teraz. Ale ulga szybko zmienia si w niepokj. Co tu mocno mierdziao. miertelnik nie wyrzuca roku ycia tak po prostu. Ona co kombinowaa. I niech go licho, zamierza si dowiedzie co. Moga straci rok ycia? Toni bya zszokowana. Zerkna ukradkiem na lana. Boe wity, pocaowaa go! Pocaowaa wampira. I przeya. Nawet nie smakowa krwi. Och, jasna cholera. Moga straci rok ycia? Tego byo za duo, eby ogarn za jednym zamachem. Jak moga go pocaowa? Odepchna t myl od siebie i skupia na sprawie, przez ktr wpada w panik - moga straci cay cholerny rok ycia! Do diaba z Connorem. Troch upikszy t cz. Pewnie myla, e ona zostanie w tej pracy na zawsze. Ale ona i Sabrina miay plany. Wielkie plany, cholera.

78

I pocaowaa lana. Skrzywia si, kiedy naga myl wpada jej do gowy. Czy Carlos widzia to przez swoj szpiegowsk kamerk? Nic dziwnego, e zadzwoni zaraz potem. Pewnie chcia si upewni, e nic jej nie jest. Przecie obcaowywaa si z wampirem. I to jak. Ten facet naprawd umia caowa. I nic dziwnego, doskonali technik przez kilka stuleci. Potem by taki sodki, tak si kaja. Dlaczego nie mg by miertelnikiem? Gdyby nim by, zakochaaby si w nim w sekund. Znw na niego zerkna. Czy moga si w nim zakocha, chocia by wampirem? Wprowadzi j w ciemny zauek. - Wejcie jest ukryte, eby miertelnicy nie prbowali tu wchodzi. W sabym wietle dostrzega czerwone drzwi pilnowane przez wielkiego ochroniarza. Facet kiwn anowi gow i otworzy. - Zaraz. - Bramkarz unis misist ap. Guziczki jego oczu skupiy si na Toni, jego nozdrza si rozdy. -Ona nie moe wej. Jest... - Jest ze mn, Hugo. - an obj j ramieniem i wcign do klubu. Gona muzyka zaatakowaa jej uszy, byskajce wiata olepiy na chwil. Wic tak wyglda nocny klub dla wampirw. Bardzo przypomina zwyky, dla miertelnikw. Odwrcia si, eby kamera wpita w jej kamizelk moga przesa obraz do mieszkania Carlosa, ktry wszystko nagrywa. Zauwaya grupk skpo odzianych kobiet stoczonych przy scenie, na ktrej krci biodrami potnie zbudowany facet; jego brokatowe, czerwone stringi migotay w wiatach. No, ten widok spodoba si Carlosowi. Nie liczc tancerza, w klubie byy niemal same kobiety. Nawet za barem i przy konsolecie stay kobiety. Dostrzega kilka wampirzyc siedzcych przy stolikach i pijcych co czerwonego z kieliszkw. Krew, bez wtpienia, ale czy ich zdjcie stanowioby dowd na istnienie wampirw? Rwnie dobrze mogy to by zwyke kobiety pijce czerwone wino. - Chcesz si czego napi? - an umiechn si, widzc jej grymas. - Maj tu par niekrwistych napojw. - W takim razie poprosz dietetyczn col. Jutro mam egzamin. - A teraz wypeniaa misj, wic musiaa by czujna. - Nie mog zosta zbyt dugo. Powinnam by w domu o dziesitej. - Mog ci teleportowa do domu, kiedy bdziesz chciaa. - Poprowadzi j w stron stolikw. Koo baru zmaterializowaa si nagle jaka kobieta z komrk przy uchu. Rozczya si i migna pod scen. - Co to byo? - Toni odwrcia si, ledzc jej ruchy, ale nie wiedziaa, czy kamera to wszystko uchwycia. - Wampiry dzwoni, jeli teleportuj si tu po raz pierwszy - wyjani an. - Uywaj telefonu jako sygnau naprowadzajcego, by mie pewno, e trafi w odpowiednie miejsce. - Aha. - Zastanawiaa si, czy zareagowaa odpowiednio szybko, eby przyapa wampirzyc na tej akcji. -Czy jest tu gdzie azienka? - Tak, tam. - Dotkn jej ramienia. - Uwaaj na siebie. - Mylaam, e te wszystkie wampiry pij z butelek.
79

- Tak, ale po paru blissky czy bleerach mog by pijane i nie zachowywa si jak naley. - Och, wietnie. - Idc do azienki, czua na sobie ukradkowe spojrzenia i widziaa lekko rozdte nozdrza, kiedy gocie klubu wyczuwali jej zapach. Poczua si jak chodzca przekska. Wesza do damskiej azienki i zastaa w niej pikn blondynk poprawiajc makija przed lustrem. Nie, to nie byo lustro, lecz gigantyczny, paski ekran telewizyjny. Dwie kamery na cianie byy wycelowane w miejsce przed rzdem umywalek. Oczywicie. Technika cyfrowa bya jedynym sposobem, eby wampiry mogy si zobaczy. Blondynka odwrcia si w jej stron i zmarszczya zadarty nos. - Boe drogi, a ty jak si tu dostaa? - spytaa z nadtym brytyjskim akcentem. - To byo niesamowite. Pchnam drzwi i si otworzyy. - Nie mwiam o tej gotowalni, niemdra dziewczyno - cigna jasnowosa wampirzyca. - Jestem jedn z wacicielek tego przybytku i nie witamy tutaj mile przedstawicieli waszego gatunku. - Och, prosz wybaczy, wasza wysoko. - Toni powstrzymaa si od dygnicia. - Mylaam, e to wolny kraj. - Co si dzieje? - Z kabiny wysza rudowosa kobieta. - Cze, Pamela. - Spojrzaa na Toni i pocigna nosem. - Jak ona si tu dostaa? - Wanie to chciaabym wiedzie - fukna Pamela. -Milion razy powtarzaam Hugonowi, eby nie wpuszcza adnych miertelnych. - Przyszam z anem MacPhie. - Toni patrzya ze zoci na aroganckie wampirzyce. - Jestem jego ochroniarzem, a to znaczy, e umiem skopa tyek. Pamela si rozemiaa. - an nigdy by nie pozwoli, eby ochraniaa go kobieta. Szczerze mwic, w ogle nie potrzebuje ochroniarza. - Powiedziaa an MacPhie? - spytaa ruda. - Czy to nie jest ten boski go z singliwwielkimmiescie? - O Boe! - Z ssiedniej kabiny wypada brunetka. -an MacPhie jest tutaj? - Spojrzaa na Toni. - Mog go pozna? - Ja te chc go pozna. - Ruda podesza do Toni. -Moesz mnie z nim umwi? Do licha, z przekski staa si alfonsem. Ukua j zazdro. Ten pocaunek by pomyk, an nie by w jej typie. Do licha, wolaa ywych facetw. Wic musiaa si pogodzi z faktem, e bdzie si spotyka z tymi wampirzycami. Ktra z nich bdzie jego ksiniczk obsypan gwiezdnym pyem. Ktra z nich bdzie go caowa od tej pory. - Ja znam lana osobicie - pochwalia si Pamela. -By moim ochroniarzem, kiedy naleaam do haremu Romana Draganestiego. Brunetka zwrcia si do Pameli. - Naprawd jest taki przystojny? - I bogaty? - dodaa ruda.
80

- Chodcie ze mn. Przedstawi was. - Pamela umiechna si do Toni z wyszoci i ruszya do drzwi. -A wiecie, mam na temat lana interesujc teori. - Jak? - spytaa brunetka, drepczc za ni. - Sdz, e jest pisetletnim prawiczkiem - oznajmia Pamela. - Ju niedugo - mrukna ruda. Trzy kobiety wybuchny piskliwym miechem i wyszy z azienki. - Nie umyycie rk! - zawoaa za nimi Toni. Zgrzytna zbami. Jak an mg wole takie baby? Ale przynajmniej azienka bya teraz wolna i Toni miaa chwil dla siebie. Wysza z zasigu kamer i zadzwonia do Carlosa. Mog straci rok ycia. Ta myl wci j przeladowaa. To byo nie fair, do licha! Wampiry yy setki lat, kiedy jej ycie byo o wiele za krtkie. Jak mogy kra jej cay rok? - Halo? - odebra Carlos. - Dostae obraz wampirzycy, ktra si tu teleportowaa? - Menina, jeste w klubie? - Tak. Nie ogldasz? - Nie, obejrz film pniej. W tej chwili jestem w drodze do Westchester. Toni osupiaa. - Jedziesz do domu Proctorw? - Nie martw si. Nie bd wiedzieli, e tam byem. I skoczyem sprawdzanie ich finansw. Wujek Joe ma paskudny zwyczaj urzdzania sobie wycieczek do Atlantic City. Facet jest hazardzist. - Skd wiesz? - Karty kredytowe zostawiaj lad, kochana.

- Ale skd ty wiesz, jak to... - Podoba ci si nowy dzwonek? - przerwa jej. - Nie. Twoja mier bdzie powolna i bolesna. Rozemia si. - O film si nie martw. Wszystko si nagrywa w moim mieszkaniu. Ty tylko przyap te wampiry na robieniu wampirzych rzeczy, okej? - Okej. - Wic nie widzia, jak caowaa si z anem. -Carlos, kiedy przestan dla nich pracowa, wykasuj mi pami! Nie bd nic pamitaa! Chwila ciszy.
81

- Dranie - mrukn w kocu Carlos. - Nie martw si. Jeli cokolwiek ci wykasuj, opowiem ci, co si dziao. Ty tylko jak najszybciej zdobd dowd. W ten sposb stracisz tylko kilka dni. Wiedziaa, e straci co wicej ni kilka dni. Straci swoje wspomnienia lana. I pocaunku. Na t myl serce cisno jej si w piersi. - Wszystko dobrze, skarbie? - spyta Carlos. - To wszystko jest jaki kana. - Toni si rozczya i wrcia do sali.

Rozdzia 9
Ian zamwi u barmanki bleer i dietetyczn col. - Jest Vanda? - Wrczy Crze Lee dziesiciodolarowy banknot. - Tam. Wyglda na to, e znowu si wcieka. an spojrza w stron sceny. Muzyka umilka, a tumek wampirzyc zebra si wok, eby posucha, jak Vanda aja tancerza. - To nie jest burdel! - wrzeszczaa na niego. - Jeste zwolniony! - I nastpny tancerz za drzwi. - Cora Lee zamachaa rkami nad gow. - Juhuu, Vanda, an przyszed! Wszystkie wampirzyce odwrciy si jak jeden m i zagapiy na niego. - Czy to jest an MacPhie? - spytaa jedna z nich. - We wasnej osobie - odkrzykna Cora Lee. -Bierzcie go! Tum ruszy naprzd, an przekn lin. Cora Lee zachichotaa i szepna: - Wyglda na to, e twoje yczenie si speni. Dzisiaj na pewno kogo zaliczysz. - an! - zawoaa Pamela. - Mam tu dwie damy, ktre chc ci pozna. - Wskazaa towarzyszce jej kobiety. - My go zobaczyymy pierwsze - krzykna jaka z tumu i wszystkie rzuciy si w jego stron. - Jasna cholera. - an przycisn si plecami do baru. - Cofn si! - Vanda odwina bicz z talii i strzelia nim przed tumkiem kobiet. - Syszaycie! Ustawi si w rzdku i czeka na swoj kolej! Wampirzyce grzecznie ustawiy si w kolejk, an skrzywi si, widzc przepychanki i syszc przeklestwa. Bardziej przypominay zapanikw ni damy. I byo ich ponad pidziesit. Vanda umiechna si do niego radonie.
82

- Czy to nie wspaniae? Ten esej, ktry o tobie napisaam, by niesamowity! Wszystkie chc si z tob spotka. - Nie mog pozna pidziesiciu kobiet w cigu jednej nocy. - Oczywicie e moesz. - Owina bicz z powrotem wok pasa. - To si nazywa ekspresowa randka. - Ale ja umwiem si tu ju z trzema paniami. Vanda machna rk. - Pucimy je pierwsze. - Odwrcia si do Cory Lee. -Nie masz gdzie kuchennego zegara? - Mam. - Cora Lee podaa jej biay plastikowy zegar. Vanda postawia go na stoliku. - Damy kadej pi minut. - To zajmie kilka godzin. - an przynis drinki do stolika. - Masz co lepszego do roboty? - Vanda spojrzaa na dietetyczn col. - Po co ci ten miertelny napj? - Przyprowadziem ze sob Toni. To nowa dzienna straniczka w domu Romana. Vanda wybauszya oczy. - Connor zatrudni kobiet? Dwie noce temu an by rwnie zszokowany, ale teraz czu si w obowizku broni Toni. - Doskonale walczy. Vanda spojrzaa na niego z powtpiewaniem. - Wyobraam sobie jakiego babochopa ze zronitymi brwiami, ykajcego sterydy. an zesztywnia. - Nie! Toni jest... - Hej, an! - krzykna jaka wampirzyca z drugiego koca klubu. - Do diaba, co si stao z nasz randk? Wczoraj rozmawialimy przez telefon. Nie pamitasz? - Tak. - Sprbowa sobie przypomnie brzmienie jej gosu. - Ty jeste Stormy? - Tempest. - W jej oczach bysna przez moment irytacja. - A to s Moonbeam i Cindy. - Wskazaa kobiety obok siebie. Rozmawiaymy wczoraj z tob. Mamy pierwszestwo! - Moecie przyj na pocztek kolejki - zarzdzia Vanda. - an zaraz zacznie. Jkn. Co on powie tym wszystkim kobietom? - Dlaczego ich jest a tyle? - Twj profil jest na pierwszym miejscu na singlachw-wielkimmiescie. - Vanda promieniaa z dumy. - Wszyscy o tobie syszeli. an si skrzywi. - Wanie chciaem z tob o tym porozmawia. Connor si zdenerwowa, e podaa adres i numer telefonu do domu Romana.
83

- Connor jest starym zrzd. Te kobiety musiay si jako z tob skontaktowa. - Rozumiem, ale tu chodzi o wzgldy bezpieczestwa. To niebezpieczne, e tak wiele osb zna nasz adres. Nie chcemy, eby jakie nadgorliwe wielbicielki prboway si wama, eby mnie zobaczy, szczeglnie za dnia. To zbyt ryzykowne. - Okej, okej. - Vanda poprawia sterczce kosmyki fioletowych wosw. - Usun adres ze strony. - I numer telefonu. Mog zostawia dla mnie wiadomoci na portalu. - No dobrze. - Vanda zmarszczya brwi. - Ale zgrywasz za bardzo niedostpnego. - Hej, co jest grane? - Przystojny wampir ubrany w drogi garnitur podszed do nich i puci oczko do kobiet w kolejce. Witam panie. - Cze, Gregori - odpar chrek gosw. an by pod wraeniem. Gregori zna te wszystkie kobiety? - Co si dzieje? - Gregori cmokn Vand w policzek. - Robimy wa? - an ma dzisiaj ekspresowe randki. - Vanda zniya gos do szeptu. - Szuka prawdziwej mioci. - Ach. - Gregori spojrza na lana z rozbawieniem. -Mam je dla ciebie rozgrza? an zrobi ponur min. - Ju wystarczajco trudne jest by czarujcym raz, ale pidziesit razy z rzdu? - Dasz rad, bracie. Po prostu bd sob. an spochmurnia jeszcze bardziej. Gregori si skrzywi. - Mgby sprbowa si umiechn. Wiesz, e panie kochaj mczyzn z poczuciem humoru. - To ju po mnie. - Wyluzuj, stary. Zaraz... - Gregori znieruchomia. -Dobry Boe. Spjrz na ni. To chyba anio. an spojrza w kierunku, w ktrym Gregori patrzy. Toni. - Ona jest moja - wypali i natychmiast si poprawi. - To znaczy pilnuje mnie - To ona jest t kobiet, ktr zatrudni Connor? -spytaa Vanda. Gregori parskn. - Tak, doskonale rozumiem, dlaczego j zatrudni. - Jej uroda nie miaa tu nic do rzeczy - warkn an. -Doskonale walczy, jest bardzo odwana i inteligentna. - Ach tak. - Gregori przyjrza si anowi z zainteresowaniem. - Rozumiem. an poczu, e twarz mu ponie. Moe troszeczk przesadzi z tym wychwalaniem Toni. - Tak waciwie to bybym ci wdziczny, gdyby mia na ni oko, kiedy bd zajty. - Jasne. aden problem, bracie. Toni wybauszya oczy na kolejk kobiet. - Mylaam, e masz tylko trzy randki. - Teraz mam troch wicej - burkn an, podchodzc do niej. - Chciabym ci przedstawi dwjk moich przyjaci. To jest Vanda. Prowadzi Horny Devils.
84

- I pisze fascynujce profile - dodaa Toni z umiechem. Wycigna rk. - Mio mi ci pozna. - Vanda ucisna jej do. -Pracuj nad kolejnym pomysem, eby an sta si jeszcze bardziej znany. Ian gono przekn lin. - To naprawd nie jest konieczne. - Ale jest. Musimy ci znale prawdziw mio. -Vanda poklepaa lana po policzku. - Zajrz do ciebie pniej. - Posza do swojego gabinetu. - A to jest Gregori. - an wskaza nowo przybyego. -Wiceprezes dziau marketingu Romatechu. - Jestem zachwycony, e mog ci pozna. - Gregori chwyci jej do i ucaowa. - Syszaem o tobie. Moja mama, Radinka, powiedziaa, e ona i Shanna maj was jutro odwiedzi. - Och, rzeczywicie. - Toni si umiechna. -Przyjedaj z Howardem niaczy chopakw, kiedy ja bd na egzaminie. an skrzywi si, syszc o niaczeniu chopakw". - No wic, bracie, nie powiniene si bra do pracy? -Gregori wskaza gow kolejk. an znw przekn lin. Praca to byo bardzo odpowiednie sowo. Flirtowanie z Toni byo przyjemne, ale czarowanie tych wszystkich kobiet zapowiadao si na cholern, cik harw. - Najpierw musz si napi. - Usiad i wypi troch bleera. Gregori odsun krzeso od stou, eby Toni moga usi. - Gdzie studiujesz? - Na Uniwersytecie Nowojorskim. Gregori zaj miejsce obok Toni. - Ja te tam robiem magisterium z biznesu i administracji. - Ja mam licencjat z zarzdzania. Ian poczu si zapomniany i troch niedouczony. Wypi wicej bleera. Do licha, powinien by sam odsun dla niej krzeso. Gregori pochyli si w jej stron. - Czy stary profesor Hudgins jeszcze wykada? Niski, ysy, nosi starowieck muszk. Wyglda i mwi jak Elmer Fudd. Dzisiaj omawiamy opocentowanie kat kedytowych". Toni rozemiaa si i zabrzmiao to jak niebiaska muzyka. Ale an sysza te to skadajce si z pomrukw i przeklestw. Pidziesit wkurzonych wampirzyc. Z pewnoci nie byy zachwycone, e musiay czeka, kiedy on rozmawia ze miertelniczk. Toni wreszcie przestaa si mia i spojrzaa na lana. - Gregori wietnie sparodiowa profesora. Jest naprawd zabawny. - Kupiem ci col. - Tak, to byo bardzo szarmanckie, zbeszta si w duchu. - Dziki. - Toni wypia yk.
85

- Na co my, u diaba, czekamy? - krzykna Tempest na pocztku kolejki. an jkn w duchu. - Tubylcy robi si niespokojni - stwierdzia Toni. Zerkna w stron baru i nagle zerwaa si z krzesa, kiedy do klubu teleportoway si dwie kobiety. - Wszystko w porzdku? - spyta an. Usiada z powrotem. - Chyba jestem troch... nerwowa. Tyle tu wampirw. - Zatacz ze mn - zaproponowa Gregori. - Powiem didej ce, eby wzia si do roboty. - Ruszy w stron parkietu. Toni popatrzya za nim. - Gregori jest wampirem? - Tak, bardzo modym. Przeszed transformacj ju po wynalezieniu syntetycznej krwi, wic od pocztku jest na butelce. Toni skrzywia si, gdy hukna gona, pulsujca muzyka. - Boe, nie. Disco? - Gregori to uwielbia. Zostaniesz z nim, dopki nie bdziesz chciaa wrci do domu? - Sama umiem si o siebie zatroszczy. - Toni. - an pochyli si do przodu. - Za tob jest pidziesit wampirzyc i wszystkie morduj ci wzrokiem. Prosz ci, trzymaj si Gregoriego. Spojrzaa przez rami. - Okej, rozumiem, co masz na myli. Pjd... za-densi. - Wstaa i przygadzia krtk spdniczk. -Powodzenia z randkami. Chocia musz powiedzie, e tracisz czas. Z wysoko uniesion gow mina wcieke kobiety jak anio, ktremu niestraszne otaczajce go siy ciemnoci. Ale dlaczego uwaaa, e to randkowanie to strata czasu? Czy uwaaa, e on nie zdoa znale mioci? - Hej! - krzykna Tempest. - Moemy ju zacz? - Tak, zaczynajmy. - Ian nastawi zegar. Tempest ruszya do niego biegiem, zarzucia mu ramiona na szyj i pocaowaa go w policzek, an uwolni si z jej obj. - Zechcesz usi? - Jasne. - Wlaza mu na kolana. - Co ty robisz, dziewczyno? - Siadam. - Przejechaa pomalowanymi na czarno paznokciami po jego piersi. - Wiesz, dlaczego nazywaj mnie Tempest? Bo jestem dzika jak huragan. - Pomylaem, e najpierw troszeczk porozmawiamy. No wiesz, cisza przed burz? Zdara rzemyk z jego wosw i przeczesaa je, drapic go paznokciami po gowie.
86

- Moe odelij t reszt do domu? - Chwycia go za wosy. - Mam ochot na dziki seks. - Nic o tobie nie wiem. - Rozgi jej palce, uwalniajc wosy. - A co tu wiedzie? - Skubna go zbami w szyj. - No, ehm, jak zarabiasz na ycie? Rozemiaa si, nisko i gardowo. - Ja nie yj, guptasie, jestem nieumar. - Owszem, ale wszyscy musimy paci rachunki. - Jeli czego potrzebuj, po prostu to sobie bior. -Ugryza go w ucho. - A w tej chwili potrzebuj ciebie. - Jak to, bierzesz sobie? - Odbieram rzeczy miertelnikom. Pienidze, ubrania, cokolwiek mi potrzeba. - Okradasz ich? Odsuna si od niego z niecierpliwym sapniciem. - To nie jest kradzie, kiedy nawet nie wiedz, e to si stao. Tak atwo namiesza im w gowach. Na przykad mam wietne mieszkanie, bo zarzdca domu jest przekonany, e pac czynsz. Dlaczego zakada, e wszystkie wampiry s takie jak on? - Obawiam si, e do siebie nie pasujemy. - Co to ma znaczy? Podnis j i postawi na nogi, wstajc z krzesa. - Mio byo ci pozna. - Rzucasz mnie? - wrzasna. - Mnie si nie rzuca! -Chlusna resztk coli Toni w jego twarz i odesza wciekym krokiem, klnc pod nosem. an wytar twarz serwetk. Jedna z gowy, zostao czterdzieci dziewi. Moe Toni miaa racj i tylko traci czas. Spojrza na parkiet. Gregori krci biodrami i wskazywa palcem w gr i w d. Toni ze miechem powtarzaa jego ruchy. an westchn i kiwn na drug dziewczyn. adna blondynka podesza do niego tanecznym krokiem. - Cze, pamitasz mnie? Jestem Moonbeam. - Jak si masz. - Usiad i na nowo nastawi zegar. Moonbeam usadowia si naprzeciw niego. - Hm, pewnie powinnam ci co powiedzie o sobie. Jestem Wodnikiem. - To mio. - Urodziam si w 1950 roku. Miaam na imi Mary. Nudne, wiem. Moi rodzice byli zwyczajni do blu. Uciekam z domu w wieku szesnastu lat, eby protestowa przeciwko wojnie. Naprawd nienawidz wojen. To mg by nieodpowiedni moment na wzmiank, e by wojownikiem. Ktem oka zerkn na Gregoriego i Toni.
87

- Oczywicie pojechaam do San Francisco. -Moonbeam zacza si bawi koralikami na szyi. - Tam si wszystko dziao, wiesz. - Co si dziao? - spyta an. - Wszystko, bracie. Flower power. Czycie pokj, nie wojn. Jestem absolutnie przeciwna przemocy wszelkiego rodzaju. - W takim razie nigdy nie zmanipulowaaby ani nie oszukaa miertelnika dla wasnej korzyci? - Boe, nie. To fatalnie wpywa na karm. an skin gow. Ta moga mie potencja. Wygldao przynajmniej na to, e ma jakie przyzwoite zasady. - Wic ktrego dnia pynam sobie na kwasie i cieszyam si wyjtkowo fajn orgi, a tu nagle podchodzi do mnie jaki facet i gryzie mnie w szyj! Autentycznie, kompletnie zgupiaam, kiedy obudziam si martwa. an zamruga. - Rozumiem. - Jego spojrzenie znw powdrowao w stron Toni. Od czasu do czasu, kiedy kto si teleportowa, byskawicznie odwracaa si przodem w jego stron. Czyby przeraaa j teleportacja? Jeli tak, to powinien j odwie do domu samochodem. Myl, eby wymkn si z klubu, bya taka kuszca. Zadzwoni zegar i do lana dotaro, e Moonbeam wci mwi. Wsta. - Obawiam si, e czas nam si skoczy. - Okej. Pokj. - Uciskaa go i posza sobie. an kiwn na Cindy, ktra natychmiast rozpocza dug opowie o swoich dwustu trzynastu byych chopakach, a uwaga lana znw skupia si na parkiecie. Didejka graa teraz wolniejsze kawaki i Gregori wzi Toni w ramiona. Do licha, poprosi go, eby jej pilnowa, a nie obapia. Po kolejnych dwch rozmowach podesza do niego Vanda z szerokim umiechem. - Zaatwiam! Wszystko ustalone, an si zaniepokoi. - Co zaatwia? - Nie rb takiej wystraszonej miny. Bdzie wietnie. Jutro o pnocy bdzie tutaj Corky Courrant! - Barakuda? - Wszyscy wiedzieli, e prowadzca Na ywo wrd nieumarych jest wyjtkowo zoliwa. -Dlaczego tutaj bdzie? - eby zrobi z tob wywiad! - oznajmia Vanda. an odsun si o krok. - Vanda, nie. Nie ma mowy. - Bdzie zabawnie! Uwierz mi. - Nic dobrego z tego nie wyjdzie. Ta kobieta jest potworem. - Nie bd miczakiem! - Vanda dgna go palcem w pier. - Program Corky jest odbierany na caym wiecie. Zobacz ci wszystkie wampirzyce, jakie chodz po ziemi. A przy okazji zobacz mj klub. To jest genialne! - Co jest genialne? - Gregori podszed do nich z Toni.
88

- an bdzie w Na ywo wrd nieumarych - pochwalia si Vanda. - Przyjd tu jutro, eby zrobi z nim wywiad. - Wystpisz w telewizji? - spytaa Toni. - W DVN - odpara Vanda. - Digital Vampire Network-wyjani an. - Odbieramy to w naszym domu. Ale ja nie wystpi w tym programie. - Wanie e wystpisz - sykna Vanda. - Zaatwiaam to przez kilka godzin. Wszystko ju jest ustalone. - Uwaaj na Corky Courrant - ostrzeg Gregori. - Kto to jest Corky Courrant? - chciaa wiedzie Toni. - Gwiazda programu. - Gregori rozoy donie na wysokoci swojej piersi. - Ma niesamowite... reklamy -dokoczy, gdy an dgn go okciem. - Jeste gotowa wraca do domu? - spyta an Toni. -Mgbym ci odwie. Vanda zapaa go za rami. - Nigdzie nie pjdziesz. Te wszystkie kobiety czekaj na szans spotkania z tob. - Mog teleportowa Toni - zaoferowa Gregori. - Ale moe ona nie chce si teleportowa - zaprotestowa an. - Nic mi nie bdzie. - Toni posaa mu uspokajajcy umiech. - Nie mog si doczeka, kiedy zobacz ci w telewizji. an westchn. Moe jednak powinien to zrobi. Nie chcia zawie Vandy ani Toni. A poza tym przecie to nie mogo by takie straszne. - Gregori, mog zamieni z tob swko na osobnoci? - Jasne. - Gregori odszed z nim kawaek. - Co tam? - Ehm... pomylaem, e mgby mi udzieli kilku rad. - Randki nie id najlepiej? - Czuj si, jakbym przeprowadza rozmowy o prac. W ogle nie iskrzy. - Nie tak jak iskrzyo z Toni. Gregori pooy do na jego ramieniu. - Stary, dasz rad. Przecie co noc przez cae wieki wyudzae od kobiet kufel krwi. an westchn. - Nigdy nie byem zbyt wyrafinowany. I nikt tego ode mnie nie oczekiwa. Wygldaem tak modo, chocia czuem si stary. A teraz, kiedy na zewntrz wygldam na starszego, w rodku jestem jak modzik. Nie wiem, co mwi. - Musisz po prostu popracowa nad komunikatywnoci. Przede wszystkim naucz si sucha. Kobiety lubi mwi o swoich uczuciach. Nawet jeli uwaasz, e to nudne jak flaki z olejem, kiwaj gow i suchaj dalej. - Okej. - Powiniene odpowiada takimi zdaniami jak: Fascynujce. Powiedz mi co wicej".
89

- Fascynujce - powtrzy an. - Powiedz mi co wicej. - Wanie tak. A tu masz jeszcze jedno nieze zdanie. Masz absolutn racj. To takie trafne stwierdzenie". -Kobiety lubi, kiedy si komplementuje ich inteligencj. - Okej. - an powtrzy zdania. - Dzikuj. - Wrci z Gregorim do stolika. Vanda zdya ju uciec do gabinetu. - Dobranoc, an. - Toni umiechna si niemiao. - Dobranoc, Toni. - Boe, ale mia ochot jej dotkn. Chcia znw j pocaowa. Gregori poklepa go po plecach.

- Na razie, stary. Chodmy, Toni. - Poprowadzi j w stron parkietu.

Ian westchn z rezygnacj i skin na nastpn dziewczyn. - Cze, jestem Amy - Prosz, siadaj. - an spojrza na Gregoriego, ktry trzyma Toni w objciach. To byo niezbdne przy teleportacji ze miertelnikiem, ale ten fakt nie sprawia, e atwiej byo na to patrze. - Kiedy zobaczyam twoje zdjcie w Internecie, pomylaam, e jeste taki seksowny - zacza Amy. - Ale przysigam, e w rzeczywistoci wygldasz jeszcze lepiej. - Fascynujce - mrukn an. - Powiedz mi co wicej. - Do licha, Toni obejmowaa Gregoriego za szyj. - Mam mwi o tym, jaki jeste przystojny? - spytaa Amy. - Czy to nie jest troch prne? - Masz absolutn racj. Bardzo trafne stwierdzenie. - Ty palancie! Id std. - I posza. Ian jkn. Ta piekielna noc nigdy si nie skoczy. Toni i Gregori zjawili si przed tylnym wejciem do domu; Toni uya swojego klucza, eby wyczy alarm i otworzy drzwi. Gregori yczy jej dobrej nocy i teleportowa si z powrotem do Horny Devils, eby jeszcze potaczy. To byo dziwne, ale naprawd dobrze si bawia w nocnym klubie wampirw. W przeciwiestwie do lana. On mia strasznie nieszczliw min. Niechtnie si do tego przyznawaa, ale w gbi duszy cieszya si z jego mczarni. Jego teoria, e tylko wampirzyca moe go zrozumie, bya cakowicie bdna. Te wypindrzone pijawki nie byy dla niego do dobre. Wbiega po schodach do swojej sypialni, eby znikn z zasigu kamer. Rzucia torebk na ko i zadzwonia do Carlosa.
90

- Gdzie teraz jeste? - Wrciem do domu jakie pi minut temu - odpar. - Patrzyem na monitor poczony z twoj kamer. Zgas na par sekund. - To bya teleportacja. Czy to jest dowodem, ktrego potrzebujemy? - Nie, wygldao po prostu jak awaria kamery. Wic to, co teraz widz, to twoja luksusowa sypialnia? - Tak. - Toni odpia kamerk od kamizelki i j wyczya. - Hej! - zaprotestowa Carlos w suchawce. - Chc wycieczk po domu. - A ja chc i spa. - Schowaa kamer do szuflady komody. - Nie wiem, czy przyapaam ktrego z wampirw na teleportacji, bo zjawiali si bez adnego ostrzeenia. To byo strasznie frustrujce. - Cho nie tak frustrujce, jak patrzenie na te koszmarne wampirzyce rzucajce si na lana. - Nie wiem - odpar Carlos. - Musz obejrze nagranie. - Jeli si nie udao, to mam innym pomys. - Toni otworzya szaf naprzeciwko ka. W rodku by telewizor, ktrego jeszcze ani razu nie wczaa. - Wampiry maj wasn sie telewizyjn, nazywa si DVN. - Naprawd? Na jakiej czstotliwoci? - Nie wiem. - Wczya telewizor. - To wyglda na reklam. Czego, co si nazywa Vampos. Mitwka po kolacji, eby si pozby krwistego oddechu. Carlos si rozemia. - Ja mwi powanie. Teraz jest nietoperz machajcy skrzydami. Pod spodem napis: DVN, 24/7, bo gdzie zawsze jest noc. - Brzmi interesujco. Sprbuj to znale. - Teraz zaczyna si mydlana opera Moda na krew. Czy gdybymy to nagrali, mielibymy dowd na istnienie wampirw? - Niekoniecznie - odpar Carlos. - Wampiryczne seriale w zwykej telewizji to nic niezwykego. - A reklamy? - W reklamach bez przerwy pokazuj gadajce jaszczurki i jaskiniowcw. To nie dowodzi, e istniej. - Omiel si z tob nie zgodzi. Chodziam z paroma jaskiniowcami. - Wyczya telewizor. Zastanawiaa si, co te robi an. Czy znalaz ksiniczk obsypan gwiezdnym pyem? Czy jest tak bajeczna, e zapomnia o ich pocaunku? - Merda - mrukn Carlos. - To nagranie z klubu chyba w niczym nie pomoe. Za kadym razem, kiedy si odwracasz, obraz traci ostro. - Do licha. - Jak, na lito bosk, mieli udowodni istnienie wampirw? - I obawiam si, e mamy jeszcze jeden problem - powiedzia Carlos. - Znalazem dom Proctorw. - Tak? I co si stao?
91

- Rozmawiaem z pokojwk, Mari. Jest z Kolumbii, a ja na szczcie niele mwi po hiszpasku. Powiedziaa, e twj telefon strasznie zdenerwowa Proctorw. - O rany. - Toni wrzucia buty do szafy. - Powiedziaa, czy Sabrina dobrze si czuje? - Siedziaa zamknita w sypialni na pitrze. Maria widziaa j dwa razy i mwi, e za kadym razem dziewczyna spaa. - Obawiam si, e wujek faszeruje j lekami. - Masz racj. Maria powiedziaa, e podaje jej halope-ridol. To silny rodek przeciwko psychozie. Wycza czowieka na dobre. - To straszne. - Toni zacza chodzi po pokoju. - Dalej jest jeszcze gorzej. Kiedy tam dotarem, Proctorowie zdyli ju zapakowa Sabrin do samochodu i gdzie j wywie. Maria mwi, e do szpitala psychiatrycznego. - O nie! - Toni klapna na ko. - Dlaczego oni to robi? - Nie jestem pewien, ale mog si zaoy, e ma to co wsplnego z pienidzmi, ktre Bri ma odziedziczy. Jutro dowiem si wicej. Mam randk z Mari. - Randk? Ale czy ty nie jeste...? - Prowadz tajn operacj - odpar Carlos. - Proctorowie zawsze daj Marii wolne w pitek wieczorem, bo sami lubi gdzie wyskoczy. Wic namwi j, eby mnie wpucia do gabinetu wujka Joego. To nie powinno by zbyt trudne. Nie cierpi go, bo j podszczypuje w tyek, kiedy tylko ona nie patrzy. - Co za uroczy kole. - Zadzwoni do ciebie jutro wieczorem. Moe si dowiem, do ktrego szpitala zabrali Sabrin. - Mam nadziej. Dzikuj, Carlos. - Toni si rozczya. Biedna Bri. Jeli jest w szpitalu psychiatrycznym, trzeba bdzie j jako uratowa. Ale Carlos pomoe. Westchna gboko. Zawioda swoj babci i od tamtej pory drczyo j poczucie winy. Nie moga zawie Sabriny. Jdrek Janw siedzia wycignity w fotelu z nogami na biurku i oglda DVN. W gowie si nie miecio, ile informacji puszczali w eter. Prezenter Nocnych wiadomoci powiedzia nawet, e wampiry cigle nie znaj miejsca pobytu okrutnego wataki Casimira. Jdrek mia nadziej, e Casimir to oglda. Na pewno spodobaoby mu si, e nazwali go okrutnym watak". Potem zacz si program Na ywo wrd nieumartych i biuciasta prowadzca oznajmia, e Roman Draganesti i jego miertelna ona spodziewaj si w maju drugiego dziecka. Jdrek parskn. Po co paci szpiegom, skoro tylu rzeczy mg si dowiedzie za darmo? Niestety, teraz zaczyna si jaki gupi serial. Wyczy telewizor i postawi stopy na pododze. Wzi zdjcia, ktre przynis mu wczoraj Jurij, i je przejrza. Z kta gabinetu dobiego skomlenie. Nadia wci pakaa.
92

- Zamknij si. Nie mog si skupi, kiedy tak chlipiesz. Nadia pocigna nosem. - Tskni za przyjacimi. Oczywicie, e tsknia. Ale pierwszym krokiem do zamania suki bya izolacja. Kaza jej ca noc siedzie w kcie. - Pozwoliem ci si odezwa? Po jej twarzy pyny zy. - Jestem strasznie godna. Oczywicie, e bya. On poywi si wczeniej tego wieczoru - napi si do syta ze schwytanej miertelniczki, tutaj, w gabinecie. Nadia na to patrzya i godniaa coraz bardziej. - Powiedziaem Jurijowi, eby przyprowadzi mi kolejn przeksk. Blondynk. Moe tym razem pozwol ci napi si troch. - Tak, prosz. - A kiedy skoczysz, zabijesz j, eby mi sprawi przyjemno. Nadia zblada. - Jeli chcesz je, bdziesz musiaa j zabi. Przygarbia si. - Tak. - Mwi si: tak, panie.

Rozdzia 10
- O rany - szepna Toni, wygldajc przez wizjer we frontowych drzwiach. Bya dziewita rano w poniedziaek; o tej porze mia si zjawi Howard i reszta, ale Toni wtpia, czy dwie dziewczyny z rowymi pasemkami we wosach to Shanna Draganesti i matka Gregoriego. Kobiety znw zaomotay do drzwi. Toni wcisna guzik domofonu. - W czym mog pomc? - Gdzie jest an? - spytaa gniewnie jedna z nich. -Prbowaymy dzwoni, ale wcza si automatyczna sekretarka. - No wanie - zawtrowaa jej druga. - Mwi, e ju jest zajty, ale my w to nie wierzymy. Chcemy go zobaczy! Toni jkna. Wiadomo, ktr an nagra, nie dziaaa. Niektre zdesperowane fanki zastosoway inn taktyk. - Prosz przyj wieczorem. - I pozwoli, eby konkurencja dotara do niego pierwsza? Nie ma mowy! Konkurencja? Toni przesza do salonu i wyjrzaa przez okno.
93

Boe wity! Chodnikiem spacerowao w kko ze dwanacie innych dziewczyn. Wymachiway w powietrzu transparentami. Wybierz mnie, an! an jest sexy!" Jedna z nich miaa na gowie byszczc tiar, a jej transparent gosi: Jestem gwiezdn ksiniczk lana!" - A niech to. - Toni wyja komrk z kieszeni i zadzwonia do Howarda. - Cholera - mrukn. - Musiay zobaczy adres, zanim Vanda go usuna. Jestemy ju prawie na miejscu. Zaparkujemy od tyu. Do zobaczenia za par minut. Toni rozczya si i posza do kuchni. Po chwili usyszaa gosy przy tylnym wejciu. Wyjrzaa przez okno i zobaczya Howarda, usiujcego trafi kluczem do zamka. Za nim stay starsza kobieta o szpakowatych wosach i modsza, blondynka, obie obadowane torbami. Obok nich sta may chopiec. Wyczya alarm i otworzya drzwi - Cze. Dziki, e przyjechalicie. - Nie ma za co. - Howard wszed do kuchni i ruszy prosto do holu. - Zobacz, czy uda mi si pozby tych dziewczyn od frontu. - Okej. - Toni odwrcia si, eby pomc starszej pani postawi torby na stole. - Pani pewnie jest Radinka. - Dzikuj, tak. - Radinka chwycia jej do i przyjrzaa jej si uwanie. - Interesujce - mrukna. adna blondynka te postawia torby na stole. - Cze, jestem Shanna. - Mio ci pozna. - Toni wycigna rk, ale Shanna obja j i uciskaa. - Syszaam, e zostaa napadnita. - Shanna pogaskaa j po plecach. - Tak si ciesz, e ju jeste bezpieczna. Wszystko jest w porzdku? - Tak. - Toni bya zaskoczona, jak urocza i... normalna wydawaa si Shanna. Kto by uwierzy, e jest on potnego nieumarego, przywdcy klanu? A obok niej sta chopiec jak anioek. - To mj syn Constantine. - Shanna zmierzwia jego jasne loczki. Toni si schylia. - Cze, Constantine. Umiechn si i schowa buzi w paszczu mamy. Starsza kobieta si rozemiaa. - Nie bdzie taki niemiay, kiedy ci bliej pozna. Gregori powiedzia, e pozna ci wczoraj wieczorem. By pod wielkim wraeniem twojego taca. - Jest bardzo miy. - Tak... - Radinka zmruya oczy - ale nie wydaje mi si, eby to on by ci przeznaczony, moja droga.
94

Toni zamrugaa. - Ja... ja nikogo nie szukam... Shanna dotkna jej ramienia. - Nie przejmuj si. Radinka wiecznie prbuje wszystkich swata. Radinka prychna. - To nie jest adne prbowanie. Po prostu widz, kiedy dwa serca do siebie przynale. - Wskazaa swoj skro. - Jestem jasnowidzk. - Och. To mio. - Toni nie wiedziaa, co innego powiedzie. - Ale nie potrzeba jasnowidza, eby wiedzie, e znudzone dziecko bdzie sprawia kopoty. - Radinka podesza do jednej z toreb. - Wic zabraymy maemu troch zabawek. Constantine zacz grzeba w torbie; w kocu wyj wielk ksik z obrazkami i wdrapa si na kuchenne krzeso. - Chc si nauczy czyta. - Wspaniale. - Toni umiechna si do niego, a on odpowiedzia niemiaym umiechem, od ktrego na jego policzkach pokazay si doeczki. - Wujek Connor powiedzia, e jeste bardzo mia. I e umiesz skopa... - Prr, wujek Connor za duo gada. - Shanna zdja paszcz i odwrcia si do syna. - Chod, zdejmiemy kurtk. Kiedy Shanna wieszaa okrycia na haczykach przy drzwiach, Radinka wypakowaa produkty spoywcze z toreb na stole. - Nie wiedziaymy, czy macie tu do jedzenia. -Wstawia do lodwki karton mleka, po czym wzia czajnik z kuchenki. Zrobi nam wszystkim po filiance herbaty. Constantine spojrza na siatki z owocami. - Mog dosta banana? - Prosz, skarbie. - Shanna podaa mu owoc i schowaa reszt siatek do lodwki. Toni ju zamierzaa zaproponowa Constantine'owi pomoc, ale stwierdzia, e chopiec jej nie potrzebuje. Obra banana i odgryz kawaek, wpatrujc si w ksik. Wskaza palcem sowo. - To jest dom"? Zajrzaa mu przez rami. - Tak, to jest dom. - Ale by bystrym chopczykiem. Zastanawiaa si, czy to dziecko Shanny z poprzedniego zwizku. Przecie wampiry nie mogy mie dzieci. -Dzikuj, e dzisiaj przyjechaycie. - Zrobiymy to z przyjemnoci. - Shanna powiesia puste torby na kokach obok paszczy. - Koo trzeciej dostawca przywiezie choink. Co roku ubieramy drzewko dla ochroniarzy. - Och, to mio. - Przez ostatnie wydarzenia Toni zapomniaa, e zbliaj si wita. Radinka wyja na blat cztery filianki i spodeczki.
95

- Widziaymy te kobiety z transparentami od frontu. To nie do wiary, e zachowuj si tak gupio. - Tak. - Toni usiada koo Constantine'a. - Zupene szalestwo. Shanna pokrcia gow. - Biedny an. Syszaam, e musia si nacierpie, eby wyglda na dorosego. Radinka zaemokaa jzykiem, wkadajc torebki herbaty do filianek. - Gregori powiedzia, e an udziela dzisiaj wywiadu Corky Courrant. Shanna si skrzywia. - Sam si prosi o katastrof. - Dlaczego? - spytaa Toni. Shanna, zamylona, przygryza warg. - Powinnam mu zostawi licik i prosi, eby tego nie robi. Jest w piwnicy? - Nie, wyrs ze swojej trumny. Jest na czwartym pitrze. - Toni si skrzywia. - W sypialni twojego ma. Shanna si rozemiaa. - No c, wyglda na to, e czeka mnie may trening. Zaraz wracam. - Wysza z kuchni. Toni kusio, eby pj z ni. Dzisiaj rano widziaa lana tylko raz, tu przed meldunkiem o smej. Wstaa o wp do sidmej i jada niadanie w kuchni, kiedy Phineas i Dougal przyszli na przeksk przed snem. Miaa nadziej, e an te si zjawi, ale poszed prosto na gr, nie wpadajc, eby si przywita. Dlaczego nie chcia z ni rozmawia? Troch si martwia, e naprawd dogada si z ktr z pidziesiciu wampirzyc, ktre pozna wczoraj wieczorem. Czajnik zagwizda, cigajc Toni do rzeczywistoci. Musiaa przesta tyle myle o anie. Do kuchni wszed Howard. - Te kobiety to jakie wariatki! Jedna z nich walna mnie transparentem, kiedy powiedziaem, e lana nie ma. Toni si skrzywia. Przykro mi. S bardzo zdeterminowane. Radinka podaa Howardowi filiank herbaty. - Co za bzdura. Jeszcze tam s? - Zmusiem je do odejcia, ale obawiam si, e wrc. - Howard napi si herbaty. - Lepiej zajrz do chopakw, an cigle sypia na czwartym pitrze? - Shanna wanie do niego idzie. - Radinka postawia filiank przed Toni. - Wic ja zaczn od piwnicy. - Howard wyszed z kuchni, mamroczc co o szalonych kobietach. - To jest auto"? - Constantine spojrza na Toni i wskaza kolejny wyraz.
96

Zajrzaa do jego ksiki. - Tak, zgadza si. - Chopiec zjad ju banana. -Chcesz co do picia? - Mog dosta mleka? - Jasne. - Toni przeszukaa szafki, ale nie znalaza adnego plastikowego kubka. Musiaa da mu mleko w szklance. Postawia j przed nim i malec wypi bez wahania. Usiada obok niego. - Ile ty masz lat? Pewnie ze cztery, co? Umiechn si do niej spod mlecznego wsa. - Prawie dwa. Toni otworzya usta ze zdumienia, ale szybko je zamkna, bo nie chciaa zawstydza chopca. - Jeste... pewien? - W marcu skoczy dwa lata. - Radinka dolaa sobie troch mleka do herbaty. - Jest bardzo bystry, prawda? By bardziej ni bystry. By cudownym dzieckiem. - Czy Toni jest nasza? - spyta Constantine. Radinka przekrzywia gow, patrzc na Toni. - Moe jeszcze tego nie wie, ale zdaje si, e tak. Co to miao znaczy? Toni napia si herbaty, coraz bardziej skoowana. - Chcesz zobaczy, co umiem? - Constantine cofn si od stou i zakrci pirueta. - wietnie! - Toni umiechna si z aprobat. Spojrza na ni zdziwiony. - Jeszcze tego nie zrobiem. - Och, przepraszam. - Toni otworzya usta ze zdumienia, kiedy chopiec unis si pod sufit. - O mj Boe. Radinka usiada przy stole. - Jest wyjtkowy. - Ju jestem. - Shanna wesza do kuchni. Wzia swoj filiank i si rozejrzaa. - Gdzie jest Tino? Chichot spod sufitu cign jej uwag. Shanna parskna miechem. - Mogam si domyli. - Spojrzaa kpico na Toni. -Prbuj go nauczy czyci sufitowe wiatraki. - On... on lata - powiedziaa Toni sabym gosem. Constantine zachichota i zrobi kozioka. - Oj, teraz to ju si popisujesz. - Shanna upia yk herbaty. - auj, e nie widziaa, jak gra z tatusiem w koszykwk. - Nie daem tacie wbi punktu, bo usiadem na koszu - pochwali si Constantine. - On... naprawd jest synem Romana? - spytaa Toni. - Jak...? - Roman jest geniuszem. Nie pytaj mnie, jak to zrobi, ale umieci swoje DNA w ludzkiej spermie. - Shanna pogaskaa si po brzuchu. - W maju spodziewamy si nastpnego. Tym razem dziewczynki. - O, gratulacje. - Toni patrzya, jak Constantine sfruwa na podog. Nie moga w to uwierzy. Shanna i Radinka popijay herbat, jakby rodzenie p ludzkich, p wampirycznych dzieci byo cakowicie zwyczajn spraw.
97

- A zapytae, czy wolno, zanim zacze lewitowa? - spytaa Shanna synka. - Tak, mamusiu. - Usiad na krzele. - To dobrze. - Shanna usiada na wprost niego. -Staramy si go nauczy, eby z tym uwaa. Nie wszyscy powinni to widzie. - Na przykad dziadek. - Constantine napi si mleka. - Niestety - przyznaa Shanna. - Mj ojciec jest szefem komrki CIA o kryptonimie Trumna". Chcieliby wyeliminowa wszystkie wampiry tej planety. Toni si skrzywia. - To chyba troch utrudnia rodzinne spotkania. - Jeszcze jak. Na szczcie tata uwielbia swojego wnuczka, wic ignoruje dobre wampiry i koncentruje si na Malkontentach. Ale gdyby si dowiedzia, e Tino odziedziczy tak niezwyke geny, mgby by problem. Chopiec przygarbi si nad ksik. - Dziadek ju by mnie nie kocha? - Och, skarbie. - Shanna podbiega, eby uciska synka. - Zawsze ci bdzie kocha. Wszyscy bardzo ci kochamy. - Oczywicie. - Oczy Radinki zalniy od emocji, kiedy patrzya na chopca. Toni poczua ukucie zazdroci. Ten malec mia wielkie szczcie, e by tak kochany. Ona zawsze pragna mioci swojej matki, ale nie byo jej to dane. Jej mama wysza za mczyzn swoich marze i urodzia jeszcze dwjk dzieci. Toni nigdy nie bya mile widziana w ich domu. Matczynej mioci zaznaa tylko od babci, a i to skoczyo si nagle, kiedy miaa trzynacie lat. Kiedy j zawioda. Kiedy kilka nocy temu Toni wchodzia w wiat wampirw, spodziewaa si przeraajcego miejsca penego przeraajcych postaci. Zamiast tego poznaa grup wampirw i miertelnikw penych troski i empatii. Byo oczywiste, e troszcz si o siebie nawzajem. Shanna pobiega na czwarte pitro tylko po to, eby zostawi anowi licik. Czy ona, Toni, bya ich"? Takie pytanie zada Constantine. Z osupieniem zdaa sobie spraw, e mogaby by akceptowanym czonkiem tej wielkiej rodziny -rodziny, ktrej czonkowie troszczyli si o siebie i ufali sobie nawzajem. Moga do niej nalee. Moga ju nigdy nie czu si odrzucona. Nigdy nie czu si nie do dobra. To byo takie... kuszce. Ale te niepokojce, bo przecie zaplanowaa ju sobie ycie z Sabrina. Sabrina bya jej rodzin, a nie ten klan wampirw. Kiedy tylko Sabrina wrci do domu, Toni bdzie moga na zawsze opuci ich wiat. Dwa dni temu bardzo jej si do tego spieszyo. Teraz zacza si czu... mile widziana. I doceniana. Po raz pierwszy w yciu bya na rozdrou. - Wszystko w porzdku, moja droga? - spytaa Radinka. - Chyba... chyba ju pjd. - Spojrzaa na zegar nad kuchennym zlewem. - Za godzin mam egzamin. Constantine pooy ma rczk na jej przedramieniu. - Wszystko bdzie dobrze, Toni.
98

Jej rka zacza mrowi, kiedy wpyn w ni strumie energii z doni chopca. Zesztywniaa, ale natychmiast si rozlunia, gdy energia rozlaa si po niej, agodna i kojca. Jej napicie stopniao, pozostawiajc dobre samopoczucie i wraenie, e moe osign wszystko. Spojrzaa na chopca, a on umiechn si do niej. Jego niebieskie oczy byszczay inteligencj, ktra powinna przeraa u tak maego dziecka, ale Toni bya zbyt odprona, eby si tym zaniepokoi. Od Constantine'a promieniowao dobro; wiedziaa, e nie ma si czego ba. Constantine wrci do ksiki z obrazkami. Toni pozbieraa rzeczy i si poegnaa. Kiedy sza na stacj metra, sowa chopca wci rozbrzmieway w jej gowie: Czy Toni jest nasza?" Jak gboko wciga j ten nowy wiat? Czy trudno bdzie si z nim rozsta, kiedy przyjdzie pora odej? Nie tak znw trudno, jeli cakowicie wyczyszcz jej pami. Ale jak moga zgodzi si na utrat wspomnienia Constantine'a i wszystkich pozostaych? Jak moga si zgodzi na to, e ju nigdy nie zobaczy lana? Tego wieczoru Toni witowaa ukoczenie studiw wielk misk lodw z potrjn czekolad na podwjnym ciastku, kiedy do kuchni wszed an. - Dobry wieczr. Przyapa j z pen buzi. Przekna. - Cze. Otworzy usta, eby co powiedzie, ale nagle zmieni zdanie. Podszed do lodwki i wyj butelk krwi. Zawaha si i schowa j z powrotem. - Nie jeste godny? - Wetkna sobie do ust kolejn porcj lodw. - Ju jadem. - Przeszed przez kuchni. - Widziae choink w salonie? Jest bardzo pikna. Ubrali j Shanna i Constantine. - Tak, jest adna. - Nie przestawa chodzi. By jaki niespokojny. - Udzielasz dzisiaj wywiadu? - Chyba tak. Ale mam ze przeczucia. - Shanna uwaa, e powiniene sobie odpuci. Widziae licik, ktry ci zostawia? - Tak, ale Vanda bardzo si staraa, eby to zorganizowa. Nie chc jej zawie. - Westchn. - I umwia mnie na kolejne randki. Toni dgna yeczk ciastko. - Kolejne wampirzyce? - Tak. - Opar si o szafki i zaoy rce na piersi.
99

A co z pocaunkiem w samochodzie? Toni miaa ochot o to spyta, ale to ona nalegaa, eby o tym nie rozmawiali. Ona nazwaa to bdem. Spojrzaa na lana. Czy on te uwaa, e to by bd? Ale co z tymi chwilami, kiedy ich oczy si spotykay i cay wiat przestawa istnie? Toni mogaby przysic, e co si midzy nimi dzieje. Jakby potny magnes przyciga ich do siebie. A moe sama si oszukiwaa? Odniosa misk do zlewu. Stracia apetyt. - Toni, nie wiem, jak to powiedzie, ale... Czy powie jej, e co do niej czuje? - Tak? - Nie widz si, kiedy si gol. Zastanawiaem si, czy dobrze wygldam. No wiesz, do tego wywiadu. - Och. Okej, niech popatrz. - Podesza bliej i obejrzaa jego twarz: policzki i podbrdek z doeczkiem. - Na moje oko wygldasz w porzdku. Spojrza jej w oczy i jej serce wywino fikoka. Do licha, znajc go, pewnie to sysza. Odsuna si. - Nie mam na grze szczotki do wosw. Wic po prostu je zwizaem. - Ja mam. - Poszukaa w torebce lecej na stole i wyja szczotk. Ju miaa mu j da, ale zdaa sobie spraw, e to okazja, by dotkn jego wosw. Z mocno bijcym sercem wskazaa mu krzeso przy stole. - Siadaj. Usiad. Zapatrzya si na ty jego gowy i jego barki. Nawet od tyu by boski. Rozwizaa rzemyk przytrzymujcy wosy i rzucia go na st. Przecigna szczotk po jego gstych wosach. Spyway lnicymi falami na ramiona. Bardzo szerokie ramiona. - Masz falujce wosy. - Pogadzia je. Byy tak mikkie, jak mylaa. Kiedy nosiem krtkie, byy krcone - powiedzia. Dzikuj za pomoc. Chciaem... chciaem dobrze wyglda do tego wywiadu, ale nie chciaem wyj na prnego. Umiechna si. - Nie uwaam, e jeste prny. - Boski, ale nie prny. Zebraa wosy w kucyk. Nigdy nie chodzia z facetem o tak dugich wosach. To j bardziej krcio, ni si spodziewaa. Nie spieszya si, zgarniajc jedwabiste pasma ze skroni, zakadajc je za uszy. - Twj dotyk jest taki delikatny - szepn. Pochylia si, eby wzi rzemyk ze stou, i jej piersi musny jego gow. Spojrza w gr i oddech mu zaparo. - Dobrze si czujesz? Masz troch przekrwione oczy. Zamkn je. - Jestem troch zmczony. - Ach. - Nie sdzia, e wampir moe by zmczony. Zwizaa rzemykiem jego wosy nisko na karku. - Nie wiedziaem, co woy. Bryczesy czy kilt.
100

- Kilt jest w porzdku. To... cay ty. A przecie chcesz by sob. To znaczy, jeli kobieta nie pokocha ci za to, kim jeste, to nie jest ta waciwa kobieta. Milcza. Odsuna si o krok. - Spotkae kogo, kto ci si spodoba? - Tak. Spotkaem. Serce jej si cisno. - Rozumiem. No, skoczyam. - Dzikuj. - Wsta powoli. - Kiedy powiedziaem Vandzie, e szukam prawdziwej mioci, powiedziaem, e szukam uczciwej, lojalnej, inteligentnej i adnej wampirzycy. Niezbyt pasowaa do tego opisu. - Ale teraz zaczyna do mnie dociera, e w mioci chodzi o co wicej ni o spenienie paru kryteriw. - To prawda. - Wrzucia szczotk do torby. Podszed do kuchennych drzwi i si zawaha. - Gdyby nie bya moj straniczk, mgbym si umwi z tob. Serce jej zabio szybciej. Chciaby si z ni umwi? Zmarszczy brwi. - Ale gdyby przestaa by moj straniczk, straciaby wspomnienia. Nie znaaby mnie. - Wiem. To takie... smutne. - To prawda. - Odwrci si i wyszed. Niedugo potem zadzwoni Carlos. - Wanie jad do domu. Toni bya ju w piamie i leaa w ku. - Jak ci si udaa randka? - wietnie. Maria wpucia mnie do gabinetu doktora Proctora i znalazem kopi testamentu. Sabrina nie moe przej caoci swojego funduszu powierniczego, dopki nie zdobdzie dyplomu. A tymczasem funduszem zarzdza jej ciotka Gwen. - Wic staraj si nie dopuci, eby skoczya studia? - Toni usiada jak smagnita batem. - Carlos! A jeli oni zamierzaj trzyma j w nieskoczono w szpitalu psychiatrycznym? - Obawiam si, e wanie o to im chodzi - mrukn Carlos. - Ale bez obaw. Dowiedziaem si, gdzie pracuje doktor Proctor. Szpital Psychiatryczny Shady Oaks. Dzwoniem tam, ale nie chc potwierdzi, czy Sabrina jest ich pacjentk. - Musimy j znale. - Wiem, menina. Znajdziemy. Spotkaj si ze mn jutro wieczorem, po wyjciu z pracy, i pojedziemy razem do Shady Oaks. - Okej. - Toni si rozczya. Znajdzie Sabrin. I wycignie j ze szpitala. Nie zawiedzie jej.
101

Rozdzia 11
W sobot przed witem Toni nie widziaa si z anem. Teleportowa si prosto na czwarte pitro, nie wpadajc do kuchni, eby si przywita. Jak mu poszed wywiad? Czyby jej unika? Wspomnia, e pozna kogo, kto mu si bardzo spodoba. Ale wspomnia te, e chciaby si z ni umwi. Tak niezwykle trudno byo si w tym odnale. Cztery razy w cigu dnia wchodzia na gr, eby do niego zajrze i zda meldunek Howardowi. Staa przy ku, patrzc na niego, pogronego w miertelnym nie, i szukajc odpowiedzi, ktrych nie dao si wyczyta z jego przystojnej, rozlunionej twarzy. Tu po zachodzie soca Dougal i Phineas przyszli do kuchni na wieczorne niadanie. Toni wcinaa kanapk przed spotkaniem z Carlosem. - Sobota wieczr. - Phineas ykn z butelki podgrzanej krwi. - Pewnie masz randk. - Co w tym rodzaju. - Wstawia pusty talerz do zlewu. - Dlaczego an nie schodzi? Nie jest godny? - Na grze jest lodweczka z zapasem krwi - odpar Dougal. - Mimo to chciabym, eby zszed. - No. Ten wywiad nie mg pj a tak le. - Phineas wypi kolejny yk. Dougal zmarszczy brwi. - Gregori powiedzia, e byo fatalnie. Serce Toni stano. - Dlaczego? Co si stao? Dougal wzruszy ramionami. - Gregori nie chcia zdradzi szczegw. Ale wywiad leci dzisiaj wieczorem w telewizji. Musiaa to obejrze. Miaa nadziej, e wywiad zostanie wyemitowany przed por spotkania z Carlosem. Biedny an. Czy ukrywa si w pokoju ze wstydu? - Wiecie co, ta caa historia z randkami kompletnie wymkna si spod kontroli. Kobiety wrciy pod drzwi jakie dwie godziny temu. Ze dwadziecia koczuje na chodniku od frontu. - Dwadziecia laseczek? A s adne? - Phineas wybieg z kuchni. Toni pobiega za nim i zapaa go, gdy wycza alarm. - Phineas, nie rb tego! One i tak s ju wystarczajco kopotliwe. Kiedy tylko wygldam przez okno, zaczynaj wrzeszcze. - Fajnie. - Otworzy drzwi i natychmiast przywitay go piski. - Drogie panie. - Unis rce. - Pozwlcie, e si przedstawi. Jestem doktor Kie, specjalista od mioci.
102

- Chcemy lana! - Ruszyy w stron drzwi, przewracajc puste butelki po piwie. - Uwaaj - ostrzega go Toni. - Mie panie, przyszycie we waciwe miejsce. Jestem bliskim przyjacielem lana... - To go spytaj, czy chce troch tego! - Jedna z dziewczyn wydaa z siebie przecigy pisk i uniosa koszulk, byskajc piersiami. - Cakiem dobry pocztek - powiedzia Phineas. -Jeszcze kto? - Przesta. - Toni zatrzasna drzwi i spojrzaa na niego wcieka. - Powiniene si wstydzi. Wyszczerzy zby. Usta Dougala drgay, kiedy wcza alarm. . - Chod, doktorze Kie. Musimy lecie do Romatechu. - Ale zaraz zaczyna si wywiad. - Phineas pogna do salonu i odszuka pilota. - Nie chcecie tego zobaczy? - Ja chc. - Toni usadowia si na brzowej kanapie, stojcej na wprost wielkiego telewizora. - Ja id do pracy. - Dougal posia Phineasowi ostrzegawcze spojrzenie. - Spodziewam si ciebie za pitnacie minut. - Okej, okej. - Ale przyznaj si, e bdziesz to oglda w Romatechu. Dougal si umiechn. - By moe. - I znikn. Phineas rozcign si na kanapie obok Toni i wczy telewizor. - Ten go to Stone Cauffyn. Prowadzi Nocne wiadomoci. Toni suchaa przez chwil prezentera przynudzajce-go monotonnym gosem. Nagle rykna jej komrka. - Mio to pole bitwy? - parskn Phineas. - Rany, ale sabe. Mio to ogrd rozkoszy, szczeglnie kiedy si jest z doktorem Kem. - Bd o tym pamita. - Toni pobiega do holu, eby odebra. - Carlos? - Zerkna w kamer monitoringu. -To nie jest najodpowiedniejszy moment. - Mamy jecha do Shady Oaks. Zbieraj liczny tyeczek do domu, dziewczyno, bo musimy rusza. - Ale... - Toni zerkna na telewizor w ssiednim pokoju. - Musz tu zosta jeszcze pitnacie minut. - Dlaczego? Nie jeste po subie, kiedy soce zachodzi? - Tak, ale... - Jkna w duchu. To si znowu dziao. Musiaa wybiera i czua si rozdarta. - Okej, odbior ci po drodze. A zanim si sprzeciwisz, dokadnie wiem, gdzie jeste, menina. Wygooglowaem lana wczoraj wieczorem i znalazem jego profil i adres. Bd tam za dwadziecia minut. - Rozczy si. - Toni, zaczyna si - krzykn Phineas. Pobiega z powrotem na kanap. Ekran wypeni pyncy, kaligrafowany napis: Na ywo wrd nieumarych, prowadzi Corky Courrant".
103

- Dobry wieczr, kochani! - Zblienie ukazao twarz z mocno umalowanymi oczami i napompowanymi kolagenem ustami. - Mwi do was Corky Courrant, prosto z nowojorskiego klubu Horny Devils. Kamera cofna si i Toni rozpoznaa wntrze klubu, ktre widziaa poprzedniej nocy. Corky siedziaa przy stoliku obok ponurego lana. - Cholera, popatrz na jej cycki - mrukn Phineas. - Dzisiaj rozmawiamy z anem MacPhie, ktry umieci niedawno bardzo popularny profil w internetowym serwisie randkowym singlewwielkimmiescie. - Corky pochylia gow w stron lana. - Jestemy zachwyceni, e zechciae wystpi w naszym programie, an. - Caa przyjemno po mojej stronie - odpar an. - Nie jest tak le - stwierdzi Phineas. - Jak dla mnie te wyglda niele - przyznaa Toni. Bardziej ni niele, an wyglda bosko z tymi swoimi niebieskimi oczami i falujcymi wosami. Zielony sweter opina muskularne ramiona i szerok pier. - Przyjaciele, to jest wyjtkowy wieczr. - Umiech Corky znikn, na jej twarz wypyn wyraz rozmarzenia. -Od czasu do czasu w annaach wampirycznej historii pojawia si kto, kto wyrasta ponad innych. Legendarny bohater, ktry inspiruje muzykw i poetw, mczyzna doskonay, ktry jest spenieniem najtajniejszych fantazji wszystkich wampirzyc. an poruszy si niespokojnie i zaczerwieni. - Mczyzna, za jakim wszystkie tsknimy. - Corky spojrzaa na lana. - Ale to nie jest opowie o nim. Toni a si zachysna, an zblad. Oczy Corky bysny zoliw radoci. Nie, dzi opowiemy aosn histori samotnego, zdesperowanego faceta, tak zdesperowanego, e prbuje sprzeda si przez Internet. Nie, jest tak aosny, e to przyjacika sprzedaje go przez Internet. - Co ty wyprawiasz? - Vanda wesza w kadr. - A, ot i przyjacika, Vanda Barkowski. Powiedz, czy an naprawd jest analfabet i nie potrafi napisa wasnego profilu? - Nie jest adnym... - zacza Vanda. - Napisaa go czy nie? - warkna Corky. - Pomogam - przyznaa Vanda. - Ale an nie jest analfa... - Nie mogam si nie zastanawia, co moe doprowadzi czowieka do tak desperackiego kroku - cigna Corky z umiechem. - Wic przed programem przeprowadziam wywiady z dwiema paniami, ktre bardzo dobrze znaj lana MacPhie. Posuchajcie pastwo. Na ekranie pojawia si jasnowosa barmanka. - Jeste Cora Lee Primrose i naleaa kiedy do haremu Romana Draganestiego, zgadza si? - spytaa Corky. - Tak. - Cora Lee umiechna si niemiao. - an by jednym z naszych ochroniarzy. Zawsze by takim sodkim chopcem.
104

- Chopcem? - zdziwia si Corky. - Na zdjciu wyglda na trzydzieci lat. - To dlatego, e zjad co, od czego si postarza - wyjania Cora Lee. - Przez cae wieki wyglda jak pitnastoletni chopak. - Niesamowite. Co jeszcze moesz nam powiedzie o lanie? - No c. - Cora Lee przygryza warg. - Powiedzia mi, dlaczego chcia wyglda na starszego. Po prostu chce si z kim przespa. Na ekranie znw pojawili si Corky i an z marsem na czole. - To by art - mrukn. Corky prychna drwico. - Nastpny wywiad poprosz... Ekran wypenia kolejna blond wampirzyca. Toni rozpoznaa Pamel, kobiet z toalety. - Jestem lady Pamela Smythe-Worthing, wspwacicielka tego przybytku - zacza. - Znam lana MacPhie od 1955 roku, kiedy to przydzielono mu zadanie ochraniania wampirzyc z haremu Romana Draganestiego. - Syszaam, e wyglda jak nastolatek - powiedziaa Corky. - W rzeczy samej - przyznaa Pamela. - Wyglda o wiele za modo, by by dla nas atrakcyjny. Ja osobicie uwaam, e an MacPhie jest pisetletnim prawiczkiem. - Zdumiewajce - zauwaya Corky. - Wic jego profil to tylko rozpaczliwy wybieg, eby wreszcie straci dziewictwo? Pamela si umiechna. - Dokadnie. Kamera znw pokazywaa Corky i lana. Vanda poya donie na stole i pochylia si nad Corky. - To stek bzdur, an szuka prawdziwej mioci. - Moesz potwierdzi, e nie jest prawiczkiem? - spytaa spokojnie Corky. - Spaa z nim? - Oczywicie, e nie - warkna Vanda. Corky podniosa gos. - Czy ktra z obecnych spaa z anem MacPhie? Kamera przejechaa po setce twarzy, krzyczcych nie" jak jeden m, i wrcia do umiechnitej Corky. - Nie mam nic wicej do dodania. - Powiedziaa mi, e bdziesz mia - krzykna Vanda. Corky wzruszya ramionami. - Jako profesjonalna dziennikarka czuj si w obowizku ujawnia prawd. - Prawd? - pisna Vanda. - Prawda jest taka, e jeste zoliw, kamliw suk! - Skoczya przez st i chwycia Corky za szyj.
105

- Vanda, nie! - an sprbowa odcign Vand od Corky, ktr potrzsaa jak szmacian lalk, chocia jej wielkie piersi pozostaway nieruchome. Corky, z wybauszonymi oczami, z trudem chwytajc powietrze, sapna: - Cicie! Zacza si reklama trumien na zamwienie. Toni i Phineas w milczeniu gapili si na ekran. - Cholera - szepn w kocu Phineas. Toni z trudem przekna lin. - Nie byo dobrze. - Byo fatalnie. - Phineas wsta i wyczy telewizor. -No dobra, musz lecie do pracy. - Znikn. Toni pognaa na gr. Carlos mia si zjawi lada chwila, ale nie chciaa wyjeda, nie upewniwszy si, e z anem wszystko w porzdku. To naleao do jej obowizkw. Poniekd. Zasapana dotara na czwarte pitro i zapukaa do drzwi. adnej odpowiedzi. Przekrcia gak i si otworzyy. To by dobry znak. Nie zamkn si przed ni na klucz. Zajrzaa do rodka. Pokj by ciemny, jeli nie liczy powiaty telewizora. Otworzya drzwi szerzej i zobaczya Corky Courrant w telewizji. - Przyjaciele, z pewnoci jestecie wszyscy wytrceni z rwnowagi widokiem tej oszalaej kobiety, ktra prbowaa mnie udusi. - Corky pocigna nosem i otara nieistniejc z. - Ale nie paczcie z mojego powodu. Dojd do siebie. Telewizor zgas w poowie udawanego paczu Corky i Toni dostrzega lana siedzcego w ciemnoci. Cicho wsuna si do pokoju. - Dobrze si czujesz? - Nic mi nie jest, Toni. Nie potrzebuj niaki. - Przyszam tu jako... przyjacika. - Podesza do niego. - Widziaa wywiad? - Odoy pilota na stolik koo fotela i sign po butelk krwi. - Oczywicie, e widziaa. Wszystkie wampiry to widziay. - Strasznie mi przykro. - Zachowaj swoj lito dla Vandy. Corky chce j pozwa. - To mieszne! Corky specjalnie staraa si ciebie skrzywdzi. Bya okrutna i zoliwa. - Toni chodzia przed jego nosem. Chocia musz przyzna, e Vanda rzucia si na ni z wrzaskiem jak latajca mapa. Na policzkach lana pokazay si doeczki i Toni pogratulowaa sobie w duchu, e wci potrafi wywoa jego umiech. - Vanda jest lojaln przyjacik - powiedzia. -Pokryj jej wszystkie straty. - Ale to nie bya twoja wina. - Toni znw zacza chodzi. - Moemy udowodni, e Corky kamaa. Mgby namwi jakie wampirzyce, z ktrymi spae, eby si ujawniy, i...
106

- Nigdy nie spaem z wampirzyc. - Napi si ze swojej butelki. - Naprawd? - Zatrzymaa si. - Wic tak naprawd wolisz miertelniczki? Zreszt, niewane. - Znw zacza kry przed nim. - Znajdziemy ktr ze miertelnych kobiet, z ktrymi spae... Nie, to nie wyjdzie. miertelnicy nie ogldaj DVN. - Wikszo z nich dawno umara. - Ian wypi kolejny yk. - No dobrze. Sama zadzwoni do tej suki i powiem, e z tob spaam. Kcik jego ust wygi si do gry. - Skamaaby dla mnie, Toni? To nie musiaoby by kamstwo, pomylaa i si skrzywia. aowaa, e nie moe cofn tej myli. Miaa nadziej, e on nie prbuje na niej swoich wampirycznych sztuczek z telepati. Policzki jej pony, kiedy zerkna na niego ukradkiem. Przyglda jej si uwanie. Jego oczy bysny czerwon powiat, ale zamruga i odwrci wzrok. Napi si jeszcze. - Powinna ju i, Toni. - No dobrze. - Zacza si cofa do drzwi. - Tylko nie pozwl, eby ci to zdoowao, okej? Wzruszy ramionami. - To od pocztku by gupi pomys. To, e prbowaem udawa jakiego Romea, kiedy nie mam najbledszego pojcia, jak czarowa kobiety i flirtowa z nimi. - To nieprawda. Dla mnie bye bardzo czarujcy i wietnie flirtowae. - I cholernie dobrze caujesz. Odstawi butelk na st. - Nie wiem, dlaczego, ale z tob przychodzi mi to z atwoci. Ale teraz to ju nie ma znaczenia. Kocz z tym randkowym nonsensem. - Co? - Zrobia krok w jego stron. - Poddajesz si? - Mczyzna powinien by szczery ze sob, Toni. Nie jestem bawidamkiem, jestem wojownikiem. Sama powiedziaa przedwczoraj wieczorem, e marnuj czas. - Ale ja... - Powiedziaa to, bo bya sfrustrowana. 1 zazdrosna, co zrozumiaa teraz. Nie moga znie myli, e on woli wampirzyc od niej. - Wiesz, jakie grzechy popeniaem w przeszoci -cign an. - Naprawd uwaasz, e kto taki jak ja zasuguje na mio? On nie czu si godny mioci? Oczy Toni napeniy si zami. Kiedy poznaa lana, sdzia, e s cakowicie rni, ale teraz zdaa sobie spraw, e s do siebie bardzo podobni. Mwi o ostatniej z jej porannych afirmacji i o tej, w ktr najtrudniej byo uwierzy. Jestem warta mioci. Jak moga by jej warta? Zawsze zawodzia ludzi, ktrzy na ni liczyli. A biedny an? On te nie czu si wart. Serce j bolao na myl o tym. - Nie musisz odpowiada. - an wsta. - Wyraz twojej twarzy mwi mi, co czujesz.
107

- Ale zasugujesz! - Sowa same wypyny z jej ust. - Naprawd zasugujesz na mio. Odwrci si do niej z zaskoczon min. Zamrugaa, by odpdzi zy. - Nie wa si poddawa, an. - Pognaa do drzwi. - Toni - szepn jej imi tak cicho, e nie bya pewna, czy naprawd je syszaa. Zatrzymaa si przy drzwiach i obejrzaa na niego. Zapragna go tak bardzo. Kiedy ruszy w jej stron, krzykna cicho. Jego oczy byy jaskrawoczerwone. Wypada z pokoju i zatrzasna drzwi. Dobry Boe. Co ona wyprawiaa? Zakochiwaa si w wampirze. Ian otworzy aluminiowe aluzje i wyjrza z okna gabinetu. Ze swoim superwzrokiem naliczy dwadziecia dwie kobiety na chodniku, ciepo opatulone, z transparentami w rkach. Jedna miaa na gowie tiar, migoczc w wietle pobliskiej latarni. Czarny jaguar zatrzyma si przed wejciem i kobiety podeszy, eby sprawdzi, kto w nim siedzi. Nagle na chodnik pada ostra plama wiata z otwartych drzwi. Wampirzyce zapiszczay i ruszyy pdem w stron wejcia. Kiedy an zastanawia si ju, czy bdzie musia opdza si w domu od tej inwazji, wiato znikno. Z jaguara wyskoczy kierowca. Carlos. Wyowi kogo z grupy podekscytowanych kobiet i poprowadzi do samochodu. Toni. Ian stwierdzi z irytacj, e Carlos wanie uratowa j przed tumem. Jaguar pomkn ulic. Co ona znowu kombinowaa? Z jeszcze wiksz irytacj pomyla, e Toni woli spdza wolny czas z Carlosem. A moe po prostu czua si bezpieczniejsza ze miertelnikiem, ktry rzekomo by gejem? an byl waciwie pewien, e jej pospieszna ucieczka z gabinetu oznaczaa, e Toni zdaje sobie spraw, jak bardzo go pociga. Ale te krzykna, kiedy zobaczya jego oczy. Czy jego natura nieumarego j przeraaa? Zapewne tak. Po ataku wampirw, ktry ledwie przeya, dlaczego miaaby askawym okiem patrze na awanse innego wampira? Ale kiedy j pocaowa, nie odepchna go. Moe jednak bya jaka nadzieja. Zamkn oczy i wyobrazi j sobie w tej krciutkiej spdniczce. W mylach gaska zociste uda, a potem wsun do pod spdnic, by poczu sodk wypuko biodra i tyeczka, i delikatne, wilgotne miejsce midzy jej nogami. Gwatownie wcign powietrze, eby oprzytomnie. Ale by gupcem. Rozum podpowiada mu, e wampirzyca byaby dla niego najbardziej odpowiedni towarzyszk. A mimo to poda miertelniczki. A co gorsza, miertelniczki, ktra bya poza jego zasigiem. Pocigaa go fizycznie, emocjonalnie i intelektualnie. Bya tak interesujc mieszank determinacji i zwtpienia w siebie, duchowej siy i ukrytych ran. Przypominaa mu jego samego.

108

I jaki ukryty motyw kaza jej tu by? Co sprawiao, e inteligentna kobieta ze wietlan przyszoci pilnowaa nieumarych i ryzykowaa utrat wspomnie po rozwizaniu umowy? Musia to wiedzie. Ostatniej nocy, kiedy spaa, teleportowa si do jej pokoju i woy do jej torebki urzdzenie namierzajce. Bdzie wiedzia, dokd pojechaa z Carlosem. Poszed wzi prysznic i si przebra. Kiedy ju odesa spod domu kobiety koczujce na chodniku, teleportowa si do Romatech Industries. Connor nie pokaza niczego po sobie, kiedy an wszed do pokoju ochrony. Po prostu wyczy telewizor. Dougal i Phineas posali mu wspczujce spojrzenia, a potem wbili wzrok we wasne buty. Jasna cholera. To wspczucie zocio go jeszcze bardziej ni upokorzenie. - Pjdziemy na obchd. - Dougal ruszy do drzwi. -Chod, Phineas. Phineas zatrzyma si w poowie drogi do wyjcia. - Ziom, ta sucz Corky przegia. Mam j ustawi do pionu? - Nie. - an umiechn si bez entuzjazmu. - Ale doceniam twoj propozycj. - Kiedy zechcesz, bracie. - Phineas unis pi i uderzy ni powietrze. - Moesz na mnie liczy. - Zamkn za sob drzwi. Connor, siedzcy za biurkiem, w milczeniu przyglda si Ianowi. - Ulyj sobie. - an zaoy rce na piersi. - Podejrzewam, e chcesz mnie opieprzy. - A ja podejrzewam, e przeye ju wystarczajce upokorzenie jak na jeden wieczr. Ian wysun podbrdek. - Nie powstrzymuj si ze wzgldu na mnie. Mam wysoki prg blu. Twarz Connora pozostawaa bez wyrazu, ale an dostrzega bysk rozbawienia w jego niebieskich oczach. - Powiniene by wiedzie, e Corky nie mona ufa. - Wiedziaem i ostrzegaem Vand. Nie uwierzya mi. Connor rozsiad si wygodniej w fotelu. - Zapewne teraz ci ju wierzy. - Tak. - an umiechn si, przypominajc sobie, jak Toni opisaa Vand jako wrzeszczc latajc map. - Sytuacja raczej nie jest zabawna. Syszaem, e ponad dwadziecia kobiet rozbio obz pod kamienic. - Nie martw si. Ju ich nie ma. Zajem si tym. Connor spojrza na niego obojtnie. - Mam nadziej, e starannie ukrye ciaa? - Nie zabiem ich! - an umilk, kiedy zauway, e usta Connora drgaj. Cholerny Szkot bawi si jego kosztem. - Bardzo mieszne. Connor rozemia si i wsta z fotela. Podszed do lana i przyjanie poklepa go po plecach. - Chopcze, jak ci si udao narobi takiego baaganu? an si zaczerwieni.
109

- Staram si posprzta. Spisaem imiona i numery kobiet z ulicy. Poszy sobie bardzo chtnie, kiedy chwil z nimi porozmawiaem. Biedne dziewuszki zmarzy na ko. Connor pokrci gow. - Nie wyobraam sobie, jak mona tak desperacko szuka mioci. an westchn. Czy nie kady pragn by kochanym? On sam znis dwanacie dni koszmarnego blu po specyfiku Romana tylko po to, eby wyglda dorolej i znale prawdziw mio. - Jest jeszcze jeden problem. Widziae, jak Cora Lee ogosia caemu wampirycznemu wiatu, e si postarzaem? Wszyscy bd si zastanawia, jak to byo moliwe. - Wtpi, eby wampiry chciay si starze. - Connor obszed biurko i usiad z powrotem. - Ale jeli ktokolwiek si dowie, e specyfik pozwala wampirowi nie spa w dzie... - Moe zosta uyty jako bro - dokoczy an. -Malkontenci z pewnoci skrcali si z ciekawoci, w jaki sposb Roman zdoa dokona inwazji na ich kwater, eby ratowa Laszla. Jeli si domyla, zrobi wszystko, eby dosta ten specyfik w swoje apy. Connor zabbni palcami w biurko. - Powiem Romanowi, e musimy ukry specyfik albo go zniszczy. I zwikszymy ochron w Romatechu. - Roman ma przepis w gowie - cign an. - Bdziemy musieli go pilnowa. - Fakt. - Connor posa anowi zatroskane spojrzenie. -Kiedy Malkontenci zaczn szuka odpowiedzi na pytanie, jak si postarzae, to ty bdziesz ich pierwszym celem. Ian przekn lin. Kiedy on polowa na prawdziw mio, by moe Malkontenci polowali na niego.

Rozdzia 12
Czy to ma jaki cel? - Toni wloka si w niegu, ogldajc trzymetrowy ceglany mur. Carlos upar si, eby zbadali Shady Oaks z zewntrz, zanim wejd do holu. Parking dla goci by od frontu, parking pracowniczy po wschodniej stronie, a strzeone wejcie subowe od tyu. Toni i Carlos byli teraz od wschodu i wdrowali wrd dbw ocieniajcych mur. Kiedy nie dostaa odpowiedzi na swoje pytanie, odwrcia si do Carlosa. Nie byo go. - Carlos? - Obrcia si wok wasnej osi, a torebka zsuna jej si z ramienia. - Carlos, gdzie ty jeste? - , nie tak gono.
110

Spojrzaa w stron gosu i dostrzega go na dbie, lecego na grubym konarze, ktry stercza nad murem. Boe drogi, by chyba z pi metrw nad ziemi. - Carlos, co ty wyprawiasz? Opada jej szczka, kiedy Carlos zeskoczy z drzewa i mikko wyldowa na nogach. - Jak ty to zrobie? - Prawidowe pytanie brzmi: dlaczego. - Podszed do niej. - Musiaem zajrze za mur. Jest tam wewntrzny dziedziniec. Wszystkie otaczajce go budynki maj wyjcia na ten plac. Wydaje mi si, e domy z numerami na cianach to oddziay, gdzie przebywaj pacjenci. Pozostae wygldaj na stowk, sal gimnastyczn i kryty basen. Bardzo luksusowe miejsce. - Zobaczye to wszystko z drzewa? - Tak, i nie tylko to. Widziaem grupk pacjentw palcych papierosy przy altance. By przy nich jeden stranik. - Carlos ruszy w stron parkingu od frontu. - A w czym nam to pomoe? - Toni przewiesia torebk przez rami i posza za nim. - Wszystkie informacje s pomocne. Teraz ja pjd pierwszy do holu i sprawdz, jak to wyglda. Ty poczekaj tutaj, poza zasigiem kamery. - Ale... - Zatrzymaa si, kiedy automatyczne drzwi zamkny si za nim z szumem. Cudownie. Poczekam sobie tutaj na mrozie. Wok okrgego podjazdu stay kamienne rzeby i rs ywopot z bukszpanu. Teraz pokryway je czapy niegu. Toni widziaa hol przez wielkie szklane drzwi. Stay w nim skrzane kanapy i fotele, wyglda na ciepy i przytulny. Carlos mia racj, e Shady Oaks to luksusowe sanatorium. Wyszed z jak kartk w doni i spotka si z ni poza zasigiem kamery. Schowa kartk do kieszeni skrzanej kurtki. - Co to byo? - Formularz podania o prac. No wic rozkad holu wyglda tak. Recepcjonistka siedzi za biurkiem. Po obu stronach holu s zamknite drzwi, prowadzce do wschodniego i zachodniego skrzyda. Tylna ciana holu jest przeszklona i graniczy z dziedzicem. S w niej drzwi, ale siedzi przy nich stranik. - Wic nie ma sposobu, eby wej na dziedziniec? -Westchna. - Zreszt, to nie ma znaczenia, bo oddziay na pewno s pozamykane na klucz. - Ale da si wej na dziedziniec. Zapominasz o naszym strategicznie rosncym dbie. Skrzywia si. - Ja nie wlez na drzewo.

111

- Ty nie musisz. Ja wlez i przy odrobinie szczcia uda mi si odwrci uwag stranika i recepcjonistki. Wtedy ty sprawdzisz list pacjentw, ktr widziaem na jej biurku. Jeli znajdziesz nazwisko Sabriny, zapamitaj jej numer identyfikacyjny. Bez numeru nie pozwol nam nawet porozmawia z ni przez telefon. - Okej. - Toni tupna, eby strzsn nieg i boto z butw. - Nie czuj si komfortowo w roli szpiega. A tak na marginesie, jakim cudem Carlos by w tym taki dobry? - Wic jak odwrcisz ich uwag? Znw za pno. Carlos ju ruszy. Pobieg za naronik muru, bez wtpienia kierujc si do swojego ulubionego drzewa. - Boe drogi. - Toni przez chwil maszerowaa w miejscu, eby rozgrza stopy. Musiaa mu da par minut na to, co chcia zrobi - cokolwiek to byo. Odetchna gboko, wypuszczajc z puc chmur lodowatej pary, i wesza do holu. Przedstawienie czas zacz. Automatyczne drzwi zamkny si za ni, a recepcjonistka i ochroniarz spojrzeli na ni jednoczenie. Pora odwiedzin dawno mina, wic Toni bya jedyn obc osob. - W czym mog pomc? - spytaa recepcjonistka, przygldajc si jej znad czarnych oprawek okularw do czytania. Toni szybko rozejrzaa si dookoa. Ledwie widziaa dziedziniec przez szklan cian. Altanka bya sabo owietlona, wok niej krciy si cienie pacjentw. Ich papierosy arzyy si pomaraczowymi ognikami, kiedy si zacigali. Recepcjonistka odchrzkna. - A, zastanawiaam si... - Toni niepewnie zbliya si do biurka i zobaczya list pacjentw, ktr przycisna okciem kobieta. - Jak mona zosta przyjtym do tego szpitala? Mam przyjacik, ktra ma powany problem. Recepcjonistka spojrzaa na ni kwano. - A na czym dokadnie polega problem pani przyjaciki? - podkrelia z przeksem ostatnie sowo. Toni zrozumiaa, e kobieta sdzi, e ona mwi o sobie, wic nie wyprowadzaa jej z bdu. - No wic... jestem... znaczy, moja przyjacika jest uzaleniona od... seksu. Mnstwa seksu. Bez przerwy. Nigdy nie ma do. - Rozumiem. - Recepcjonistka zacisna mocno usta. -Zwykle odbywa si to tak, e pani psycholog daje pani skierowanie. Chodzi pani do psychologa? To znaczy, pani przyjacika. Toni umiechna si z zaenowaniem. - Okej, przyapaa mnie pani. Tak, chodziam do psychologa, ale jego ona przyapaa nas, jak robiam mu dobrze na tylnym siedzeniu jego hummera, wic... Recepcjonistka zdja okulary. - Miaa pani seksualn relacj ze swoim terapeut? - Jasne. Sypiam ze wszystkimi swoimi terapeutami. I z lekarzami, wykadowcami, z hydraulikiem, z kominiarzem. - Gdzie ten Carlos, u diaba? - Wie pani, to choroba. Na dziedzicu nagle wybuchy krzyki i stranik zerwa si z krzesa, eby wyjrze przez okno. Recepcjonistka te wstaa.
112

- Co si dzieje? - Nie wiem - odpar stranik. - Pacjenci biegaj po caym placu. Pacjenci krzyczeli coraz goniej, coraz bardziej przeraeni. Co ten Carlos wyprawia? Toni podskoczya, kiedy pacjent wpad na szklan cian. - Pomocy! - krzycza. - Wpucie mnie! Ochroniarz wstuka kod na panelu, eby otworzy drzwi. - Nie powiniene go wpuszcza do holu - ostrzega recepcjonistka. W tej chwili gony ryk wypeni powietrze i zatrzs szybami. Wrzaski na dziedzicu osigny apogeum. Jaka kobieta rzucia si na szko. - Pomocy! Zaatakowa mnie! Stranik otworzy drzwi i dwjka pacjentw umkna do rodka. Spjrzcie, co mi zrobi! - Kobieta pokazaa swoja puchow kurtk. Rkaw by rozdarty i wyazio z niego wypenienie. To potwr! Czarny potwr z poncymi oczami! - Doris, zaprowad ich do kliniki - poleci stranik recepcjonistce. Odpi paralizator z paska. - Nie martwcie si, moi drodzy. Ju ja si zajm tym... potworem. -Posa Doris rozbawione spojrzenie. Bez wtpienia podejrzewa, e pacjenci szpitala psychiatrycznego oszaleli. Doris podbiega do wystraszonej dwjki. - Chodcie. Tdy. - Otworzya drzwi do wschodniego skrzyda i wprowadzia ich do rodka. Krzyki na dziedzicu nie cichy; Toni widziaa cienie innych pacjentw, miotajcych si po placu, omoczcych do drzwi innych budynkw. Cokolwiek robi Carlos, przeraa wszystkich miertelnie. A tymczasem hol by pusty. Toni obiega biurko i przekartkowaa list pacjentw. Na ostatniej stronie figurowaa: Vanderwerth, Sabrina. Oddzia trzeci. VS48732 Toni zapisaa informacj na notesie recepcjonistki, wyrwaa kartk i upchna j do torebki. Skoczya do drzwi i bya ju w poowie drogi do samochodu Carlosa, kiedy trafia na zamarznit kau i nogi jej si rozjechay. Grzmotna biodrem o ziemi. - Au. Do diaba. - Podniosa si ostronie i pokutykaa do samochodu. - Do diaba. - Sprawdzia torebk, eby si upewni, czy kartka wci w niej jest. Po dugiej, szarpicej nerwy minucie dostrzega Carlosa biegncego w jej stron. Ale co jest, u licha? By boso, buty trzyma w jednej rce, skrzan kurtk w drugiej. Jego czarna koszula bya rozpita i dziko opotaa na wietrze. Przerzuci kurtk na drugie rami i wycign kluczyki z kieszeni spodni. Otworzy samochd pilotem. Rzuci buty i kurtk na siedzenie. - Masz ten numer? - Tak. - Otworzya drzwi. - Co ci si stao?
113

- Szybko. - Wsun si na fotel kierowcy. - Syszaem, jak stranik wzywa policj. Toni z obolaym biodrem wsiada do auta i zapia pas. - Co ty zrobie? Syszaam straszne krzyki. - Zastosowaem taktyk dywersyjn. - Wycofa samochd i pdem ruszy do wyjazdu. Zerkna na jego nag pier i niedopite spodnie. - O mj Boe. Nie mw, e zrobie striptiz. - Co w tym rodzaju. - Wyjecha na ulic. W oddali zawyy policyjne syreny. - Wrcimy tu jutro, kiedy wszystko si uspokoi. Odwiedziny w niedziele s od pitej po poudniu. Dasz rad? - Myl, e tak. - Toni zmruya oczy, kiedy dwa policyjne wozy przemkny obok nich, byskajc wiatami. Spojrzaa przez rami i zobaczya, jak wjedaj na szpitalny parking. Co kazao stranikowi wezwa policj? Przypomniaa sobie kobiet z rozdart kurtk. I jej paniczne sowa - o czarnym potworze z poncymi oczami. Ogarn j niepokj. Na lito bosk, co zrobi Carlos? an schowa sze fiolek specyfiku Romana w zabezpieczonym pokoju w piwnicy Romatechu - w pokoju cakowicie wyoonym srebrem, eby wampir nie mg si teleportowa ani do, ani z niego. Srebrny pokj mia wasny dopyw powietrza i do jedzenia, wody i butelkowanej krwi, eby miertelnik czy wampir mg w nim przey trzy miesice. Tymczasem Connor i Roman usuwali przepis na specyfik ze wszystkich komputerw. Teraz byy tylko dwa rda wzoru chemicznego: pyta CD w bezpiecznym pokoju i mzg Romana. Connor chcia odesa Romana i jego rodzin do jakiej kryjwki, ale zdaniem Romana sytuacja nie bya jeszcze a tak powana. Jako e anowi zostao jeszcze kilka dni urlopu, Connor nie oczekiwa od niego, e bdzie siedzia w firmie, an teleportowa si z powrotem do domu i w gabinecie na czwartym pitrze poczy komputer z nadajnikiem w torebce Toni. Da zblienie na miejsce jej pobytu. Szpital Psychiatryczny Shady Oaks? Dlaczego Carlos j tam zawiz? Punkcik zacz mruga. Byli w ruchu. Zadzwonia jego komrka, wic wyj j ze sporranu. - Halo? - an, tu Vanda - szepna. - Musisz przyj do klubu, ale nie do wejcia ani do gwnej sali. Teleportuj si prosto na mj gos. - Co si stao? - Po prostu rusz si tu, w tej chwili! - sykna. - Dobrze. - Skoncentrowa si na jej gosie. Kilka sekund pniej sta ju w ciemnawym pokoju obok Vandy. Rozejrza si. Wok niskich stolikw na pododze porozrzucane byy mikkie poduchy z chwostami, obszyte czerwonym, fioletowym i zotym jedwabiem. Na stoach migotay wiece w lichtarzykach z witraowego szka, ktre rzucay kolorowe
114

refleksy na ciany. Muzyka i wicej wiata wpadao przez otworki rzebionych, aurowych parawanw z drewna, stanowicych jedn cian pokoju. - Co to za miejsce? - szepn. - Pokj dla VIP-w - odpara Vanda. - Jako e byymy w haremie, pomylaymy, e fajnie bdzie urzdzi go w haremowym stylu. Te parawany si skadaj, eby wani klienci mogli sobie patrze przez barierk, co si dzieje na dole. Ale jeli ycz sobie prywatnoci, zamykamy cian. an wyjrza przez dziurk w parawanie. Rzeczywicie, na dole by klub Horny Devils. Panie pod scen podskakiway radonie w rytm muzyki, a tancerz na scenie wirowa w czarnej pelerynie wampira. Pod peleryn by nagi, jeli nie liczy czarnej muchy i czerwonego, byszczcego dou od bikini. an si skrzywi. Drakula przewraca si w grobie. - A tak przy okazji, wszystkie dziewczyny na dole pytay o ciebie - powiedziaa Vanda. - Chc ci pozna. - Po co? eby mc si ze mnie mia? Vanda prychna. - Szczerze mwic, wszystkie chciayby mie honor odebrania ci dziewictwa. - Jasna cholera - mrukn. - Powiedziaa im, e spniy si o jakie piset lat? - Prbowaam, ale wol wersj Corky. Podejrzewam, e sdz, e bycie twoj pierwsz zapewni im saw i wystp w programie Corky. - Ach. Wic przyciga je sawa, a nie moja osoba. Czy wezwaa mnie tu z jakiego wanego powodu? - Obawiam si, e tak. - Vanda wyjrzaa przez parawan. - Popatrz na bar. Jego spojrzenie pobiego do Cory Lee, ktrej jasna gowa znajdowaa si w pobliu potnie zbudowanego wampira, anowi odek podszed do garda, kiedy go rozpozna. - Niech to szlag trafi. Vanda posaa mu niespokojne spojrzenie. - Wic wiesz, kto to jest? - Tak. Jdrek Janw. - an ostatni raz widzia tego okrutnego Malkontenta na Ukrainie, tamtej nocy, kiedy uda si tam z Jeanem-Lukiem i innymi, eby ratowa Angusa i Emm. Jdrek by tam z Casimirem, ale kiedy Malkontenci zaczli przegrywa bitw, i Casimir, i Jdrek teleportowali si, zostawiajc rosyjskich towarzyszy na mier. Ojciec Shanny i jego jednostka CIA prowadzili sta obserwacj rosyjsko-amerykaskiego klanu i informowali Connora o ich ruchach, jako e to jemu udao si podrzuci urzdzenia podsuchowe do ich kwatery gwnej. Niestety pluskwy zostay zniszczone kilka nocy temu. Jdrek by ostrony. - Zwykle siedzi w Europie Wschodniej - wyjani an - ale ostatnio stan na czele rosyjsko-amerykaskiego klanu w Brooklynie. - Ale on jest Polakiem - zaprotestowaa Vanda.
115

- P Polakiem, p Rosjaninem i praw rk Casi-mira. - an spojrza z ciekawoci na Vand. - A ty skd go znasz? Po jej twarzy przemkn cie blu. - Powiedzmy, e dobrze si dogadywa z nazistami. To morderca i lubi to, co robi. - Modelowy Malkontent. - an znw wyjrza przez parawan. - Pije bleera, eby Cora Lee miaa go za butelkowego wampira. - Niestety, Cor Lee atwo oszuka. an wyty such, ale nie mg usysze cichego gosu Jdrka przez haas muzyki i piski kobiet. - Musz wiedzie, co mwi. Vanda zmarszczya brwi. - Jeli zejd na d, rozpozna mnie i... Och, ju wiem. Na moim biurku jest interkom poczony z barem. Uywam go, kiedy musz porozmawia z Cor Lee. Tdy. Podesza do drzwi ukrytych za pprzejrzyst, czerwon zason, an zszed za ni po schodach prosto do jej gabinetu. - To to? - Sign do interkomu na jej biurku. - Czekaj. To ma poczenie dwustronne - ostrzega go. - Musimy by cicho. Kiwn gow i wcisn guzik. - Czyli znasz lana? - spytaa Cora Lee. - Jasne - odpar Jdrek z udawanym brooklyskim akcentem. - Znamy si kop lat. Nie mog uwierzy, jak teraz wyglda. - Wiem! Ja te go na pocztku nie poznaam - przyznaa Cora Lee. - To nie do wiary, e tak zmnia. - I mwisz, e to si stao w Teksasie? - spyta Jdrek. - Tak mi powiedzia. - Skarbie, moesz mi poda jeszcze jednego bleera? Ten napj jest po prostu fantastyczny. Roman to geniusz. - A eby wiedzia. Jego te znasz? - Kto go nie zna? Facet jest sawny - rzuci od niechcenia Jdrek. - Ale wiesz co? On te si chyba troch postarza. - Tak, nagle posiwia na skroniach. - Ale on nie by w Teksasie, co? - spyta Jdrek. - Nie, by tutaj, kiedy to si stao. Na Boga, nie mam pojcia, dlaczego kto miaby chcie wyglda starzej. - Czemu nie, jeli miaby naprawd wany, sekretny powd - stwierdzi Jdrek. Vanda gwatownie chwycia powietrze; an pokrci gow, przypominajc jej, e ma by cicho. Bez wtpienia w caej peni pojmowaa powag tej sytuacji. Gdyby Malkontenci zdobyli rodek, ktry pozwala nie spa za dnia, wyrnliby bezbronne, pice wampiry co do jednego. Zadzwoni telefon na biurku Vandy, wic an szybko oderwa palec od przycisku interkomu, eby przerwa poczenie. Vanda skrzywia si i odebraa.
116

an pobieg z powrotem do pokoju VIP-w i wyjrza przez parawan. Cora Lee musiaa usysze dzwonek, bo odebraa telefon. Ze zdziwion min odoya suchawk. Tymczasem Jdrek rozglda si dookoa spod zmruonych powiek. Z pewnoci co podejrzewa. an zastanawia si, czy nie teleportowa si na d i nie rzuci mu wyzwania, ale zanim rozway wszystkie za i przeciw, Jdrek znikn. - Co si dzieje? - Vanda wpada d pokoju. - Znikn. - Przeklty telefon - mrukna. - Dzwoni tancerz, ktrego wylaam w zeszym tygodniu. Usysza, e Corky zamierza mnie pozwa, wic postanowi te sprbowa. Co za dra. - Wezm dla ciebie namiary na prawnika Angusa - zaproponowa an. - To najlepszy adwokat w wiecie wampirw. I nie przejmuj si Corky. Zapac za ugod. Nie mog pozwoli, eby ucierpiaa przeze mnie. - Ale to ja si na ni rzuciam. - Vanda przeczesaa palcami nastroszone wosy. - A teraz znowu ten kana z Janowem. On nie spocznie, dopki si nie dowie, dziki czemu si postarzae. A jeli dorwie ten specyfik... - Wiem. Pozabijaj nas we nie. Vanda przycisna do do czoa. - To wszystko jest moja wina. Przeze mnie zrobie si zbyt sawny i teraz jeste w niebezpieczestwie. Jdrek bdzie na ciebie polowa. On... on... - Wszystko bdzie dobrze. - Ale nawaliam na caej linii - rozpakaa si. - Jeste dla mnie jak jeden z moich modszych braci. A straciam ich wszystkich. Nie mog znie myli, e strac i ciebie, tym bardziej e to wszystko moja wina. - . - Obj j i pogaska po plecach. - Nie mam do ciebie pretensji, Vando. Masz zote serce. Ale bybym wdziczny, gdyby poprosia Cor Lee i lady Pamel, eby trzymay buzie na kdki. - Oczywicie, ka im si zamkn. - Vanda cofna si o krok i pocigna nosem. -1 dalej bd ci szuka idealnej kobiety. Zrobi list dziewczyn, ktre chc si z tob spotka, i sama z nimi porozmawiam, eby odsia te, ktre tylko szukaj rozgosu. an podejrzewa, e wszystkie szukaj wanie tego, ale nie chcia robi Vandzie przykroci, odrzucajc jej propozycj. - Byoby wietnie. Dziki. Zacisna powieki. - Chc, eby by szczliwy, an. I bezpieczny. -Kiedy otworzya oczy, pon w nich gniew. - Jak mi Bg miy, jeli ten dra Jdrek ci skrzywdzi... - Vando, obiecaj mi, e nie zrobisz nic w sprawie Janowa. Zostaw go mnie i Connorowi. Westchna ciko. - Okej, ale prosz ci, uwaaj na siebie. On chce odpowiedzi, a ty jeste tym, ktry je ma.
117

- Wiem. - an zda sobie spraw, e Jdrek moe nawet w tej chwili na niego poluje. A pierwszym miejscem, w ktre zajrzy, bdzie miejski dom Romana. - Musz skorzysta z twojego komputera. Pobieg po schodach do gabinetu Vandy i poczy si z pluskw w torebce Toni. Bya z powrotem w domu. Cakiem sama. Ianowi cisn si odek. Toni, pomyla, i si teleportowa.

Rozdzia 13
Gorcy prysznic pomg Toni si rozgrza i troch zagodzi bl w posiniaczonym biodrze. Pochylia si, eby owin rcznikiem mokre wosy, a kiedy si prostowaa, niechccy dotkna biodrem szafki. - Au! - Spojrzaa na siniec. Spuch i przybra pikny, fioletowy kolor, ktry wietnie si komponowa z czerwonymi bliznami na tuowiu i piersiach. - Toni! Podskoczya, syszc gos lana dobiegajcy z jej sypialni. Znowu uderzya biodrem o szafk. - Au! Do licha! - Chwycia si wieszaka na rczniki, eby nie upa. - Toni, nic ci nie jest? - an zaomota w drzwi. - Kto ci robi krzywd? Mam si teleportowa do rodka? - Nie! - Co on tam robi? - Mam... mam tu cay atak nowojorskich Gigantw. Och, tak, ale mi dogadzaj. Dwch z gowy, zostao jeszcze omiu. Chwila ciszy. - Ty artujesz, prawda? Parskna. - Genialnie, Sherlocku. - Wyjd stamtd. Musimy porozmawia. No nie, znowu. - Nie mam nic na sobie. Id std. - Zamkn oczy. Teraz to ona zamilka. - Nie wierz ci. - Genialnie, Sherlocku. Niech go szlag. Owina si rcznikiem. - Id sobie. - Nie. Przyszedem ci uratowa.
118

- Przed czym? Przed zaplenieniem? - Wyjd na korytarz, eby moga si ubra. Prosz ci, pospiesz si. Usyszaa kroki i odgos zamykanych drzwi. Wyjrzaa. Sypialnia bya pusta. Pomalutku podesza do komody. - Dlaczego mnie nkasz? Jestem po subie. - Rzucia rcznik i szybko woya majtki. - To nie moe czeka - odpar an z korytarza. -Zagraa nam malkontencki morderca, niejaki Jdrek Janw. To nowy przywdca rosyjsko-amerykaskiego klanu z Brooklynu, tych drani, ktrzy ci napadli. Jdrek chce zdoby informacje o specyfiku, ktry zayem, eby si postarze, wic bdzie mnie szuka. Wszelka irytacja, ktr czua Toni, znikna, a zamiast niej pojawi si strach. Signa za plecy, eby zapi biustonosz. - Jak powana jest sytuacja? - Bardzo powana. Jeli on dostanie si do domu, nie przyjdzie sam. Przyprowadzi ze sob innych Malkontentw i wszyscy tutaj, cznie z tob, zostan zaatakowani. Poczua na skrze chd, ktry wywoa gsi skrk. - Oni wiedz o tym domu? Mylaam, e to tajemnica. - Do diaba, mylaa, e jest przed nimi bezpieczna. - Dom Romana jest tajemnic, ale ta kamienica zawsze bya znana w wampirycznym wiatku. Kadej wiosny Roman organizuje w Romatechu konferencj, na ktr przyjedaj przywdcy klanw z caego wiata. Zawsze zatrzymuj si tutaj i firma Angusa zapewnia im ochron. Wygldasz ju przyzwoicie? Moga znw zosta zaatakowana? Boe, nie. Wspomnienia tamtej nocy wzbieray niebezpieczn fal. Nie, tylko nie to. Krzykna cicho, kiedy tu przed ni pojawia si posta. Ian wybauszy oczy. - Toni. Jej rce zaczy wykonywa gorczkowe ruchy, usiujc zasoni majtki i stanik. Do licha, jej bielizna niewielezasaniaa. No i te blizny! Spojrzaa na jego twarz i zobaczya, e jego zszokowana mina zmienia si w przeraon. - Id sobie! - Odwrcia si tyem do niego. Do licha, co byo gorsze? Da si zobaczy nago czy zobaczy przeraenie na twarzy faceta na swj widok? - Toni, jeste caa pogryziona. - Wiem. Byam przy tym. - Pobiega do szafy i zerwaa dinsy z wieszaka. - A twoje biodro. Jest strasznie posiniaczone. - Przesta na mnie patrze! - Woya dinsy. -Przewrciam si na parkingu. - W Szpitalu Psychiatrycznym Shady Oaks? Zachysna si, dinsy opady jej do kolan. - Skd... - Zauwaya, e jego spojrzenie zjeda w d, wic podcigna dinsy z powrotem. - Skd wiedziae?
119

- Jestem bardzo dobrym detektywem. Niech go szlag. Zapia dinsy. - Szpiegowae mnie? Podszed do niej. - To jest twoja walizka? Odskoczya na bok, eby zachowa cho troch dystansu. - Co ty robisz? Otworzy walizk lec na komodzie i zacz wkada do niej ciuchy. - Dokocz si ubiera. Miaa gdzie jego wadczy ton. I to, e j ledzi. Zerwaa koszulk z wieszaka i woya na siebie. - Dobra. Ubior si. Wtedy nie bdziesz musia mie takiej przeraonej miny na widok mojego ciaa. Znieruchomia z garci majtek w doni. - Wciekem si, kiedy zobaczyem, jak te dranie ci podziurawiy. Nie byem przeraony. Twoje ciao jest pikne. Jak moga si duej gniewa, kiedy powiedzia co takiego? Wrzuci majtki do walizki. - Prosz ci, pospiesz si. Musimy std znika. - A dokd? - Wbiega do azienki, zapaa szczoteczk do zbw, szczotk do wosw, kosmetyczk i soczewki kontaktowe i wrzucia wszystko do walizki. - Zabior ci do Romatechu. Tam jest o wiele lepsza ochrona. A ja i chopaki wrcimy tutaj, eby walczy z tymi draniami, kiedy si zjawi. Podobaa jej si myl, e bdzie bezpieczna, i naprawd nie miaa najmniejszej ochoty znw oglda Malkontentw, ale co w planie lana j irytowao. Nie lubia by sab kobietk, ktr trzeba ratowa. Usiada na ku, eby woy skarpetki. - Nie bd si ukrywa i pozwala, ebycie walczyli sami. Zatrudniono mnie, ebym walczya. Ian umiechn si, wygarniajc rzeczy z szafy i wkadajc je do walizki. - Jeste dzieln dziewczyn i to bardzo chwalebne, ale to nie jest twoja walka. W innych okolicznociach przyznaaby mu racj. Po co ryzykowa ycie w jakiej wampirzej wojnie? Ale od nocy, kiedy napadli na ni Malkontenci, to dotyczyo jej osobicie. I cho przeraaa j myl, e znw ich zobaczy, musiaa to zrobi. - To jest moja walka. Nie bd si kuli ze strachu. Zrobi to, do czego zostaam wynajta. Ian zasun walizk. - Skarbie, zostaa zatrudniona do pilnowania nas w dzie. To znaczy, e miaa nas broni przed atakujcymi za dnia wrogami. Czyli miertelnikami. Nie bez powodu w nocy masz wolne. Nie przetrwasz w walce z wampirem. -Pierwszej nocy powaliam Phineasa. -Miaas farta. -Posuchaj, skarbie. - Podesza do niego wciekym krokiem. - Jestem dobra. Cholernie dobra. Mam ci to udowodni?
120

- Moe i tak. - Znikn i po sekundzie by za jej plecami. Chwyci j i przycign do siebie. Zareagowaa szybko, wbijajc okie w jego klatk piersiow. Zupenie jakby walna w ceglany mur. Jego donie poderway si do jej szyi i twarzy, a jego gos zabrzmia cicho w jej uchu: - Nastpnym dwikiem, jaki usyszysz, bdzie trzask skrcanego karku. Ogarna j wcieko. Niech to jasna cholera, czy z nimi nie dao si wygra? Wspomnienie ataku j przerazio. Pokrcia gow, prbujc uwolni si od tych obrazw, ale wypeniy jej umys, przed oczami stan jej kady koszmarny szczeg. Dreszcz omal nie zgi jej wp. - Toni, wszystko bdzie dobrze - szepn an. - Nie! - Walczya ze zami, ale im bardziej si opieraa, tym potniejsze wzbieray w niej emocje. Wyrwaa si z jego obj i an zatoczy si do tyu. - Nienawidz was! Zblad. Przycisna do do ust, przestraszona gwatownoci swojego wybuchu. an zacisn usta, w jego oczach bysn bl. - Teraz przynajmniej jeste szczera. Zakrya rkami swoj poranion klatk piersiow. - Gryli mnie, jakbym bya jedzeniem. Jakbym nie bya czowiekiem. Byam tylko kawakiem misa. - zy pyny jej po twarzy, wic otara policzki. - Nie byam w stanie z nimi walczy. Opanowali mj umys i czuam si, jakby zniszczyli mi dusz. Wzi j w ramiona. Zesztywniaa, ale trzyma mocno. - Dziewczyno, przecie ja bym ci nigdy nie skrzywdzi. Moesz mi ufa. Chwycia dugi, drcy oddech i wypucia powietrze. - Wiem. - Ukrya twarz w jego grubym swetrze; jego zapach wypeni jej nozdrza. Pachnia czysto, ale pierwotnie. Sodko, a zarazem msko. Pogaska j po plecach. - Mam nadziej, e zobacz dzisiaj tych drani. Mam ochot podziurawi ich mieczem za to, co ci zrobili. Opara policzek na jego ramieniu. On wci nie rozumia. Doceniaa jego gotowo bronienia jej, ale ona wcale nie chciaa obrocy przed zymi wampirami. Chciaa umie sama si broni. Ale biorc pod uwag ich nadludzkie moliwoci, nie sdzia, by to byo moliwe. I wanie to przygnbiao j najbardziej - nierwne szanse w walce, niesprawiedliwo tej sytuacji. - Chciaabym mc stuc ci tyek - szepna, an si rozemia. - Brawo, dziewczyno. Wtulia si mocniej w jego sweter. Jego ciao byo zaskakujco ciepe i cudownie silne. Kiedy j puci i si odsun, chciaa si rzuci z powrotem w jego ramiona.
121

- Musimy lecie. - cign walizk z komody. Toni woya kurtk i wzia torebk. - Jedziemy samochodem? - Teleportujemy si. Bdzie szybciej. - Jedn rk zapa uchwyt walizki, drug wycign do niej. - Musisz mnie obj. - Ach. - aden problem. Oplota rkami jego szyj. - Mocniej. - Jego wolna rka zacisna si wok jej talii. Przywara do jego twardej piersi. - Tak? Na moment zamkn oczy. Zaparto jej dech, kiedy otworzy oczy. - O co chodzi z twoimi oczami? Cigle robi si czerwone. - To normalne u wampira. - Nie wydaje mi si. - Przyjrzaa si czerwonym, paajcym renicom. - Nie widziaam tego u innego wampira. - I dobrze. Nie chciabym bi si z moimi przyjacimi. - O czym ty mwisz? Umiechn si cierpko. - Toni, moje oczy robi si czerwone, kiedy bardzo ci pragn. Przekna lin. - Ale to si dzieje od wielu dni. - Tak. Od kiedy zobaczyem ci po raz pierwszy. Ale nie przejmuj si tym. Wiem, e nas nienawidzisz. - Nie nienawidz ci, an. Nie nienawidz adnego z dobrych wampirw. Moe z pocztku tak byo, ale... Przyglda jej si uwanie. - Co czujesz teraz? Emocje wycisny jej zy z oczu. - Mam... mam bardzo duo problemw. Nie chodzi tylko o ciebie, ale o moj przyjacik Sabrin. Strasznie si martwi... i jestem skoowana. - Nie powinna czu tak cholernie silnego pocigu do wampira. - Powiedz mi, co si dzieje. Moe potrafibym ci pomc. Przyjrzaa si jego przystojnej twarzy i zobaczya w niej szczer trosk i wspczucie. Chciaa mu ufa. Boe, chciaa zosta w jego ramionach na zawsze. - Zastanowi si nad tym. - Dobrze. Trzymaj si, skarbie. - Przycisn j mocno do siebie i wszystko stao si czarne. Kiedy tylko an bezpiecznie ulokowa Toni w srebrnym pokoju w Romatechu, teleportowa si z powrotem do kamienicy z Dougalem i Phineasem.
122

Gdy zmaterializowali si przed tylnym wejciem, usyszeli brzczenie alarmu wewntrz domu. Natychmiast wycignli miecze. Byy tylko dwa wyjanienia, dlaczego alarm dziaa: albo do domu wama si miertelnik i nie usysza go, albo wampir teleportowa si do rodka i nie zna kodu dezaktywujcego. Dougal po cichu otworzy zamek i delikatnie pchn drzwi. Czekali z mieczami w pogotowiu, czy kto nie wystawi gowy na zewntrz. Gdyby to by Malkontent, jego gowa nie pozostaaby dugo na miejscu. Nikt si na to nie zapa, an ruszy do rodka, ale Phineas pocign go z powrotem. - Oni chc ciebie, ziom. Trzymaj si midzy nami. -Phineas wszed pierwszy. Kuchnia bya w strasznym stanie. Szafki i szuflady byy pootwierane, ich zawarto zostaa wywalona na blaty. - Pewnie szukali specyfiku. - Dougal zacz wstuki-wa kod, eby wyczy alarm. - Nie - powstrzyma go an. - Jeli go wyczymy, dowiedz si, e tu jestemy. Dougal si skrzywi. - Masz racj, ale ten haas jest cholernie irytujcy. - Tak, jak kot na cracku - mrukn Phineas. Ustawi si przy wahadowych drzwiach. - Gotowi? an kiwn gow i wszyscy trzej z nadludzk prdkoci przemknli do holu. Szybkie obrzucenie wzrokiem wystarczyo, by upewni si, e intruzw nie ma na parterze. Ksiki w bibliotece byy pozrzucane na podog, salon zosta spldrowany. Przemknli na d, do piwnicy. ko Phineasa zostao pocite, trumny rozbite na drzazgi. -Cholera. - Phineas przyjrza si poamanej ramce swojego rodzinnego zdjcia. - Spnilimy si. - Powinnimy sprawdzi gabinet Romana - zasugerowa an. - Oni na pewno zdaj sobie spraw, e to on wynalaz specyfik. - Pjdziemy razem - powiedzia Dougal. - Celujcie w podest czwartego pitra. Caa trjka teleportowaa si na podest przed drzwiami do gabinetu i sypialni Romana. Jedne i drugie drzwi byy otwarte, a w rodku kto rozmawia po rosyjsku. an podkrad si pod drzwi gabinetu i dostrzeg Janowa za biurkiem Romana, majstrujcego przy komputerze. Malkontent zakl i waln pici w klawiatur. Potem zacz grzeba w szufladach biurka. Dougal zajrza do sypialni i podnis dwa palce, oznaczajce dwch ludzi, an unis jeden. Trzech na trzech. Spojrza pytajco na Dougala i Phineasa, ktrzy skinli gowami. an wpad do gabinetu i ruszy prosto na Jdrka. Malkontent unis gow i sign po miecz, ktry zostawi na biurku. Miecz lana opada ju, by zada zabjczy cios, ale Jdrek znikn. Miecz rozpru pusty fotel. - Jasna cholera. - Odwrci si, by sprawdzi, czy Jdrek zmaterializowa si za nim. Nie byo go. Rosyjski mistrz klanu pojawi si w sypialni obok swoich ludzi. an ruszy na nich z Dougalem i Phineasem u boku.
123

- Wanie ciebie szukaem - zadrwi Jdrek. - Stasio, Jurij, bierzcie tego w rodku. Dwaj Malkontenci rzucili si na lana, ale Dougal i Phineas skoczyli przed niego i nawizali walk, an zakl w duchu, e jest traktowany jak bezbronny szczeniak. Ruszy na Jdrka, ale ten tchrz znowu znikn. Ian odwrci si na picie w chwili, kiedy Jdrek chwyci go od tyu za rami. Zakrcio mu si w gowie i zrozumia, e Jdrek prbuje teleportowa si razem z nim. Ci mieczem przedrami Jdrka i Rosjanin wrzasn z blu. W nastpnej chwili znikn na dobre. - Ty tchrzu! - krzykn an do pustego miejsca. Krzyk blu cign uwag lana z powrotem do walczcych przyjaci. Phineas rozplata mieczem tors swojego przeciwnika. Rosjanin zatoczy si do tyu, a Phineas dgn go w pier. Rosjanin zrobi si szary, po czym rozsypa si w kupk prochu na pododze. Drugi Rosjanin krzykn ze zoci i znikn, zostawiajc klncego Dougala. - Zrobiem to! - Phineas unis miecz w powietrze. -Widzielicie? Byem maszyn do zabijania! Dougal poklepa go po plecach. - Pierwszy zabity wrg. Gratuluj. Phineas unis rk, eby im obu przybi pitk. - Ou jea, doktor Kie znw atakuje! an umiechn si ze znueniem. Po kilku stuleciach zabijania Malkontentw nie czu ju tego podniecenia. Podszed do biurka i wyczy alarm. - Jdrek zosta ranny. Nie sdz, eby prbowa czego jeszcze tej nocy. Wracajmy do Romatechu. Roman i jego rodzina na razie byli bezpieczni. Toni rwnie. Ledwie Jdrek Janw zmaterializowa si w swoim brooklyskim biurze, poczu bl w rozcitej rce. Rzuci miecz na podog i cisn ran doni. Krew przeciekaa midzy jego palcami i plamia drogi turecki dywan. - Cholera. - Mistrzu, pan krwawi - powiedzia stranik przy drzwiach. - Genialna obserwacja, kretynie - warkn Jdrek. -Przyprowad mi tu w tej chwili Nadi. - Tak, mistrzu. - Stranik oddali si z wampirz prdkoci. Jdrek cign z siebie rozcity i zakrwawiony sweter i wrzuci do kosza na mieci. Stranik wrci z Nadi. Dziewczyna niepewnie stana w drzwiach, nie patrzc na niego. Wiedzia, e jest na niego za. Nie miaa frajdy z mordowania tamtej blondynki. - Przynie bandae. Opatrzysz mi ran. Wysuna buntowniczo podbrdek.
124

- Twoja rana sama si zagoi, kiedy bdziesz spa. - To dopiero za pi godzin, suko. Przynie bandae, ju. Oddalia si. Wci jej nie zama, ale wiedzia, e stanie si to wkrtce. - Ty. - Spojrza wciekle na stranika. Mia na imi Stanisaw, ale Jdrek nie lubi mwi do ludzi po imieniu. Wyobraali sobie wtedy, e si ich lubi. - Daj mi swoj koszul. - Tak, mistrzu. - Stanisaw rozpi bia koszul. Tymczasem koo biurka kto si materializowa. By to Jurij. Schowa miecz, nie patrzc na Jdrka. - Gdzie Stasio? - spyta gniewnie Jdrek. - Nie yje - szepn Jurij. - Wic powinien by lepiej walczy. - Jdrek zapa koszul podan przez Stanisawa i owin ni ran na przedramieniu. Biaa bawena zaczerwienia si od krwi. - Kto go zabi? Jeden z tych przekltych Szkotw? - Nie - odpar Jurij. - Ten czarny wampir. - Czarny? - spyta Stanisaw. - Zastanawiam si... - Wydu to wreszcie! - warkn Jdrek. - Przez jaki czas w naszym klanie by jeden czarnoskry - wyjani Stanisaw. - Phineas McKinney. Alek go przemieni, bo Phineas by dilerem narkotykw i Katia potrzebowaa jego pomocy przy produkcji nightshade. Niestety, Katia zuya cay zapas nightshade, trucizny dziaajcej na wampiry, na nieudane prby dostarczenia Angusa MacKaya Casimirowi. Jdrek mia nadziej, e znajdzie tu troch narkotyku, ale niestety. - Gdzie jest ten Phineas? Gdybym mia dzisiaj troch nightshade, mgbym sparaliowa lana MacPhie i cign go tutaj. - Nie widziaem Phineasa od ponad roku. - Stanisaw przekrzywi gow i si zamyli. - Ostatni raz widziaem go tutaj, w gabinecie. Powiedzia, e szuka Katii, ale ona i Galina byy ju na Ukrainie. Jdrek zmruy oczy. Oczyci gabinet z pluskiew, kiedy Katia staa na czele klanu, a potem znw, kiedy sam nim zosta. Kto w klanie gra do obu bramek. - Przejrzyj zdjcia na moim biurku. Jest tam zdjcie czarnego wampira, ktry pracuje dla MacKaya. Stanisaw przejrza zdjcia i zatrzyma si przy jednym. - To on. Phineas McKinney. Jdrek zacisn zby. - A kiedy Phineas by tu, w gabinecie, powiedziae mu, gdzie jest Katia? Stanisaw otworzy usta, eby odpowiedzie, ale zamkn je natychmiast, kiedy do niego dotaro. Gono przekn lin. - Co wam mwiem o niekompetencji? - warkn Jdrek.
125

Jurij doby miecza i czeka na rozkaz. Stanisaw cofn si o krok, blady jak ciana. - Mylaem, e on jest po naszej stronie. Pomaga nam robi nightshade. Jdrek zacign si gboko powietrzem. Strach bucha od Stanisawa jak najsodsze perfumy. - Bdziesz mia jedn szans, eby si zrehabilitowa. Zabijesz Phineasa McKinneya. - Oczywicie. - Stanisaw z entuzjazmem pokiwa gow. - Z prawdziw przyjemnoci. Jurij schowa miecz z zawiedzion min. - Ale najpierw znajdziesz mi co do jedzenia - powiedzia Jdrek do Stanisawa. - Przez t ran strasznie zgodniaem. - Tak, panie. Ju si robi. - Stanisaw wyszed w chwili, kiedy Nadia wrcia z bandaami i plastrem. Podesza, patrzc na niego nieufnie. - Za dugo to trwao. - Jdrek przysiad na brzegu biurka i unis zranion rk. - Zawi mocno. - Tak, panie. - Zacza owija jego przedrami bandaem. Zauway siniaki na jej rkach, w miejscach, gdzie wbijay si jego palce. - Lubi zadawa ci bl. Jej donie si trzsy, kiedy go bandaowaa. wietnie, baa si go. Uwielbia budzi w innych strach. To dawao mu nad nimi wadz. Ludzie kaniali si ze strachu przed bogami. - A co ze specyfikiem? - spyta Jurij. - I z anem MacPhie? - Najpierw musz wyzdrowie. Jutro znw uderzymy. Poznamy odpowied. I tamci zgin.

Rozdzia 14
Brzdknicie wyrwao Toni ze snu. Gdzie bya? Ach tak, w srebrnym pokoju w Romatech Industries. Bysk wiata cign jej uwag; zesztywniaa, kiedy zorientowaa si, e nie jest sama w ciemnym pokoju. Potem rozpoznaa czerwono-zielony kilt. Szerokie ramiona i czarny kucyk, krccy si na kocu. Czerwona lampka nad drzwiami rzucaa na pokj saby czerwony blask, an wyj z mikrofalwki butelk krwi. To pewnie byo to brzdknicie. Spojrzaa na zegarek przy ku. Pora wstawa do pracy. Usiada i an odwrci si w jej stron, syszc szelest pocieli. - Oj, nie chciaem ci obudzi. - Nie szkodzi. I tak musz ju wstawa. - Moesz pospa duej, jeli chcesz. Natychmiast pada z powrotem na ko.
126

- O Boe, tak. Rozemia si. - Wszyscy zostaj tutaj spa. W suterenie jest kilka sypialni i we wszystkich s kamery. Howard siedzi w biurze ochrony, bdzie nas pilnowa. Toni spojrzaa na kamer w rogu. Czerwona lampka wskazywaa, e jest wczona. - Dzienna zmiana ma wasn kwater - cign an. -Pilnuj miertelnych pracownikw i budynku. Syszaem, e w cigu dnia na grze jest spory ruch. Mnstwo miertelnikw produkuje krew, butelkuje j i wysya j do szpitali i bankw krwi. - Nie boicie si, e ktry ze miertelnikw zadga wampira podczas snu? -miertelnikom nie wolno schodzi do sutereny. Trzeba mie specjaln kart magnetyczn, eby cign tutaj wind albo dosta si na schody. Zostawiem jedn dla ciebie na stole. - Omino mnie co, kiedy spaam? Wzruszy ramionami. - Dom zosta spldrowany. - Co? - Usiada gwatownie. - Byli tam Malkontenci? - Tak. Phineas zabi jednego. By z siebie bardzo dumny. Jdrek prbowa si ze mn teleportowa, ale raniem j go w rk i si uwolniem. - Boe drogi - szepna Toni. To byo okropne. - Nic i ci nie jest? - Wszystko w porzdku. - Ian oprni butelk i wypuka j nad zlewem. - Spodziewamy si, e dzisiaj w nocy znowu czego sprbuj, wic powinna wypocz, dopki moesz. - Okej. Tylko najpierw pjd do azienki. - Posza boso do toalety; kiedy skoczya, zamkna za sob drzwi i pozwolia oczom przywykn do czerwonawej ciemnoci, Iana nie byo ju w kuchni. Podesza do ka i si zatrzymaa. Lea na nim, po drugiej stronie, na pocieli, w samym kilcie, biaej koszulce i podkolanwkach. - Co ty robisz? - Rozejrzaa si po pokoju. Byo tu tylko jedno ko. Moe gdyby zsuna fotele, daaby rad... - Nie bd ci molestowa, dziewczyno. Nie bd mg si ruszy. - Splt palce na brzuchu i zapatrzy si w sufit. - Ale mam nadziej, e nie bdziesz si do mnie dobiera, kiedy nie bd mg si broni. Prychna. - Jasne. Bo nieboszczykowi naprawd nie sposb si oprze. Jego usta wygiy si w pumiechu, kiedy na ni spojrza. - Jeli spanie obok mnie ci przeszkadza, mog si pooy na pododze. Kiedy ju bd martwy, nie bdzie mi to robi adnej rnicy. - Chodziam z paroma facetami o podobnym poziomie wraliwoci - mrukna, zastanawiajc si, czy pooy si do ka, czy nie.
127

an ziewn i zamkn oczy. - Zaraz mnie nie bdzie. Usiada na brzegu ka. - Czy to boli? - wiadomo, e obok mnie bdzie lee pikna kobieta, a ja nie bd mg jej tkn? - Otworzy oczy, w ktrych byszczao rozbawienie. - To istna tortura. Ale zaraz si skoczy. Obruszya si. - Chodzi mi o to, czy to boli, kiedy co rano umierasz. Lea tak, a jego spojrzenie bdzio po niej powoli, zatrzymujc si tu i tam, jakby zapamitywa kady szczeg. Zacza j mrowi skra pod tym spojrzeniem. Kiedy ju mylaa, e nie odpowie, odezwa si cicho: - To jest jak zelizgiwanie si do czarnej dziury, tak czarnej i gbokiej, e nie ma w niej wiata, uczu, myli. - Zamruga powoli, bysk w jego oczach zgas. -Chciabym mc ni. - A o czym niby wampir? O wielkich kadziach krwi? Byszczcej, nowiutkiej trumnie ze skrzan tapicerk? - Nie, miabym uroczy sen. - Na jego wargach zaigra cie umiechu, jego powieki opady. - O tobie. - Twarz mu zwiotczaa. O mnie? Serce Toni zabio gwatownie. niby o niej? Pochylia si bliej, eby mu si przyjrze. - Umare ju? Nie odpowiedzia. Po prostu lea sobie - najpikniejszy mczyzna, jakiego kiedykolwiek znaa. Jej spojrzenie pado na doeczek w jego podbrdku. Przedwczoraj chciaa go dotkn. Wtedy wycigna rk, ale stracia odwag. Teraz miaa odwag. Ale nie okazj. Spojrzaa w kamer monitoringu. Howard nie mg przecie zobaczy, jak dotyka twarzy lana. Wsuna si pod kodr i pooya na plecach, obok niego. Miaa ochot przytuli si do martwego ciaa. To byo kompletnie pokrcone. Odwrcia si do niego plecami. To wszystko byo nie tak. A jednak byo jej tak dobrze. Na szczcie w niedziel wieczorem w Shady Oaks miaa dyur inna recepcjonistka. Toni niepokoia si, e Doris rozpozna w niej seksoholiczk z poprzedniego dnia. Postaraa si zmieni wygld - zaoya okulary zamiast szkie kontaktowych, a jasne wosy schowaa pod wenian czapk. Carlos przyjecha po ni przed Romatech. Soce jeszcze nie zaszo, wampiry wci byy martwe. Howard zapewni j, e wszystko jest pod kontrol i e moe i. Mimo to znw miaa to nieprzyjemne uczucie rozdarcia, an uwaa, e tej nocy Malkontenci znw zaatakuj. Bya za, e nie moe by tutaj i pomc. - Przyszlimy odwiedzi Sabrin Vanderwerth - powiedziaa recepcjonistce. - Musicie si pastwo wpisa do ksiki i wypeni ten formularz.
128

Kiedy Carlos ich rejestrowa, Toni szybko wypenia rubryczki, wpisujc midzy innymi nazwisko Sabriny i jej numer identyfikacyjny. Recepcjonistka porwnaa formularz ze swoimi danymi, tymi samymi, na ktre Toni udao si zerkn wczoraj wieczorem. Poprosz pastwa o jakie dokumenty tosamoci. - Obejrzaa ich prawa jazdy i wypisaa dla nich identyfikatory. - Zatrzymam prawa jazdy dopty, dopki pastwo nie wrcicie i nie wpiszecie si do ksiki wyj. - Podaa im przypinane plakietki z nazwiskami. - Prosz to nosi przez cay czas. Na oddziay nie wolno wnosi adnych rzeczy osobistych, produktw ywnociowych ani napojw. Czy wszystko jasne? - Tak. - Toni zostaa skierowana do stranika, ktry przeszuka jej torebk, a potem poklepa Carlosa po ubraniu. Otworzy drzwi. - Prosz i chodnikiem przez dziedziniec, a potem skrci w prawo do oddziau trzeciego. Kiedy szli przez dziedziniec, Toni rozgldaa si uwanie. W kadym budynku by jeden stranik. Zadraa. Ten szpital by jak wizienie. Carlos otworzy drzwi oddziau trzeciego i wszed za Toni do niewielkiego holu. Stranik obejrza ich plakietki i wzi od nich formularz z prob o widzenie, ktry umieci w przesuwanej metalowej szufladce. Szufladk wsun do przeszklonej z kadej strony dyurki pielgniarek. - Prosz woy okrycia i rzeczy osobiste do tych koszy. - Stranik wskaza im plastikowe kosze na stole. Kiedy si rozbierali, do dyurki wszed muskularny pielgniarz i obejrza ich formularz. - Prosz podej do drzwi - powiedzia przez inter-kom. Rozlego si brzczenie, stalowe drzwi si otworzyy. Pielgniarz kiwn na nich, eby weszli. Toni przeczytaa imi na jego plakietce: Bradley". Korytarz pachnia rodkami dezynfekcyjnymi i rozpacz. - To gocie do mnie? - spytai mody mczyzna w sztruksowych kapciach. Jego piama ze Spidermanem bya pomita, czerwony kolor wyblak do ru. - Oni nie przyszli do ciebie, Teddy - burkn Bradley. -Wracaj do mskiej wietlicy. - Okej. - Teddy przeczesa palcami ciemne wosy z utlenionym biaym paskiem przez rodek, ktry upodabnia go do skunksa. Odwrci si i, szurajc kapciami, poszed w stron wietlicy dla mczyzn. - Tdy. - Bradley poprowadzi ich na prawo. - Sabrina jest w eskiej wietlicy. Kobiety i mczyni przebywaj osobno, z wyjtkiem posikw. Tak jest lepiej, bo od czasu do czasu trafia si jaki seksoholik. Toni si skrzywia. - Prosz. - Bradley wskaza im otwart sal i wrci na korytarz.

129

Za biurkiem siedziaa pielgniarka i obserwowaa pacjentw. Na rodku biaej sali stay dwa stoy otoczone pomaraczowymi plastikowymi krzesami. Wicej krzese stao pod trzema cianami. W telewizorze, zamontowanym wysoko na cianie, leciaa kreskwka z przyciszonym dwikiem. Byo tu parno i gorco. Mona si byo udusi. Pod cian, naprzeciw telewizora, siedziay dwie kobiety w rednim wieku, gapic si tpo w ekran. Jednej wci drgaa rka, druga miaa otwarte usta. Ich oczy wyglday jak martwe. W kcie siedziaa moda pacjentka z jakim odwiedzajcym - moe mem? Oboje milczeli, jakby nie wiedzieli ju, co sobie powiedzie. Serce Toni si cisno, kiedy dostrzega Sabrin. Bri bya ubrana we flanelowe spodnie od piamy i niebiesk koszulk. Jej wosy, zwykle spryste i lnice, byy matowe i nieuczesane. Siedziaa przy stole, machajc nogami, i czytaa gazet. Adidasy kapay luno na jej stopach. Nie byo w nich sznurwek. Kiedy Toni podesza, zauwaya, e to nie gazeta, a ksieczka do kolorowania. Bri zacza przerzuca strony i zatrzymaa si na jednej, ktra nie zostaa jeszcze pomalowana. Wyja z plastikowego koszyka zaman row kredk i zacza kolorowa. I to bya studentka Uniwersytetu Nowojorskiego, ktra przez ostatnich sze miesicy bya na licie wyrnie? Toni zacisna powieki. Nie bd paka przy niej. Bd silna. - Mgbym zabi tego jej wujka - szepn Carlos. Toni odetchna gboko i przylepia umiech na twarz. - Cze, Sabrina! Bri odwrcia si do nich z pprzytomn min i zamrugaa. - Toni, Carlos! - Wstaa. - Przyszlicie mnie odwiedzi. - Ale oczywicie. - Toni uciskaa j. - Martwilimy si o ciebie. - Dobrze wygldasz, menina. - Carlos te j uciska i usiad przy stole naprzeciw niej. Toni usiada obok Bri. - Jak si miewasz? - Dobrze. - Bri podniosa rk, eby pokaza im niebiesk plastikow opask zapit na nadgarstku. - Dzisiaj awansowaam do niebieskich. Strasznie si ciesz, e ju nie jestem ta. - A co jest nie tak z tym kolorem? - spytaa Toni. - Jest dla pacjentw ze skonnociami samobjczymi. - Bri wybraa zielon kredk z koszyka. - Nie ebym chciaa si zabi. Toni z trudem przekna lin. - To dobrze - szepna. - Po prostu zaraz po przyjciu wszystkich obserwuj pod ktem skonnoci samobjczych - wyjania Bri. - Ciekawe dlaczego - mrukn Carlos, rozgldajc si po nijakiej sali.
130

- Byam tak strasznie samotna - cigna Bri. -Musiaam jada posiki sama i siedzie tu sama, kiedy inni szli do sali gimnastycznej. - Cze, Sabrina. Odwrcili si i zobaczyli Teddy'ego czapicego w ich stron. Przechyli gow na bok. - Masz goci? - Teddy! - Bradley podszed do niego szybko. - Ile razy ci mam mwi, eby siedzia w mskiej wietlicy? - Okej. - Teddy ruszy z powrotem korytarzem. - Walnity gupek - mrukn Bradley, idc za nim. - Nie jestem walnity - zaprotestowa Teddy. Sabrina wrcia do kolorowania, jakby wszystko byo normalnie. - Poznaam Teddy'ego dzisiaj na lunchu. Zdaje si, e jest samotny. Nikt go nigdy nie odwiedza. - Umiechna si do Toni. - Ciesz si, e przyszlicie. Nie rozpacz si. Toni odpowiedziaa jej umiechem. - Ja te si ciesz. - Teddy nie jest wariatem - szepna Bri. - Jest tylko f bardzo smutny. Mia wypadek samochodowy, w ktrym zgina jego dziewczyna. On prowadzi, wic ma poczucie winy. Toni skina gow. - To straszne mie wiadomo, e zawiodo si kogo kochanego. - A ona zawiodaby Sabrin, gdyby jej std | nie wydostaa. - Chcemy ci zabra do domu. - Staram si wyzdrowie. Miaam urojenia. - Nie miaa uroje - powiedziaa Toni z naciskiem. - Musz si do tego przyzna, jeli mam wyzdrowie. Tak mwi mj terapeuta. A poza tym wiele osb tutaj ma urojenia. Bri si umiechna. - Nawet niektrzy stranicy. Wczoraj mwili, e po dziedzicu biega gigantyczny czarny kot. Toni spojrzaa na Carlosa, ale nic nie wyczytaa z jego twarzy. Bri wzia z koszyka fioletow kredk. - Musz pomalowa wosy Jasmine na fioletowo. Zabrali wszystkie czarne kredki, bo s zbyt doujce. Toni miaa ochot wrzeszcze, ale opanowaa si. Jak ktokolwiek mg siedzie tutaj i nie by zdoowany? - Bri, zrobiam, o co prosia. Poszam do Central Parku eby sprawdzi, czy zaatakuj mnie wampiry. Bri pokrcia gow, nie przestajc rysowa. - Wampiry nie istniej.
131

- Masz racj - powiedzia szybko Carlos i posa Toni znaczce spojrzenie, kiedy chciaa protestowa. -Powinna powiedzie wujkowi, e to bya pomyka. Po prostu bya przeraona napaci. Ale teraz ju ci lepiej i powinien ci std wypuci. Toni wiedziaa, e ta strategia nic nie da. Bri potrzebowaa zgody wujka, eby std wyj, a on si na to nigdy nie zgodzi. Bri wrzucia fioletow kredk do koszyka. - Wujek Joe chce, ebym tu zostaa, dopki nie dobior mi waciwego zestawu lekw. To moe potrwa kilka tygodni. Albo wiecznie, pomylaa kwano Toni. Dopki wujek Joe mia wpyw na jej przyszo, Bri nie miaa adnej przyszoci. Toni chciaa pomc Bri, udowadniajc istnienie wampirw, ale na razie nie udao jej si zdoby adnego dowodu. Teraz ju wtpia, by wujek Joe uzna jakikolwiek dowd. Wypuszczenie Bri ze szpitala po prostu nie leao w jego interesie. W miar upywu czasu ogarniaa j coraz wiksza panika. Carlos zadawa przyziemne pytania, na przykad co jada na kolacj. Toni trudno byo nawet oddycha. - Chcecie zabra ten obrazek? - spytaa Bri, kiedy skoczya kolorowa. - Tak. - Toni zmusia si do umiechu. Podszed do nich pielgniarz Bradley. - Koniec wizyt - oznajmi. - Jutro robimy witeczne poczochy i ubieramy choink. - Bri podaa rysunek Toni. - Moecie przyj znowu? - Oczywicie. To znaczy, sprbuj. - Toni baa si, e wujek Joe zabroni jej wstpu, kiedy zobaczy jej nazwisko w ksice goci. - Chodmy. - Bradley kiwn na nich niecierpliwie. Para w kcie si rozstaa. M ruszy korytarzem. Kobieta klapna na krzeso i zacza paka po cichu. - Tdy prosz. - Bradley patrzy na nich gniewnie. Toni uciskaa przyjacik i oddalia si szybko, zanim Bri zauwaya zy w jej oczach. Posza za Carlosem do holu i skrzywia si, kiedy stalowe drzwi zatrzasny si z guchym szczkiem. Nie spieszyli si, wkadajc kurtki i zbierajc rzeczy, eby odwiedzajcy m zdy wyj przed nimi. Kilka minut po nim ruszyli przez dziedziniec. Zimnie powietrze uderzyo Toni w twarz, przywracajc jej ch dziaania. - Musimy j wydosta - szepna. - Wiem - odpar Carlos. - Przez cay wieczr prbowaem wymyli jaki plan. - Wujek nigdy jej nie wypuci. - Toni zacza w panice podnosi gos. - Bdziemy musieli...

132

- - sykn ostrzegawczo Carlos. Wskaza db i jego masywny konar, sterczcy nad murem. - Mgbym sprbowa podsadzi j na to drzewo, ale pozostaje jeszcze problem wydostania jej z oddziau. To cholerne miejsce jest pozamykane skuteczniej ni zakonnica w pasie cnoty. - Musimy co zrobi. - Nie widz std ucieczki. Chwycia go za rami. - Nie mw tak! Musi by jaki sposb. - Potrzebowali tylko przedosta si przez stranikw i pozamykane drzwi. - Rany, ju wiem, jak to zrobi. - Jak? - spyta Carlos. - Teleportujemy j std. - Nie potrafimy tego. - Ale znamy kogo, kto potrafi. - Poprosisz tego wampira, lana? - spyta Carlos. -Jeste pewna, e mona mu ufa? - Tak myl. Mam nadziej. - Zaoferowa jej pomoc. A im duej Toni si nad tym zastanawiaa, tym bardziej bya przekonana, e nie ma innego sposobu. Toni upara si, eby Carlos zawiz j do Romatechu. Kiedy przyjechali, byo ju ciemno. Stranik przy bramie rozpozna j i wpuci. Carlos zatrzyma samochd przed gwnym wejciem. - Wiem, e chcesz porozmawia z anem sama, ale wtajemnicz mnie we wszystko. To bdzie wymagao troch planowania. - Okej. - cigna czapk i roztrzepaa wosy. Chciaa dobrze wyglda podczas rozmowy z anem. - Kiedy Bri ju bdzie wolna, bdziemy potrzebowali dla niej bezpiecznej kryjwki. Nie moemy jej tak po prostu zabra do mieszkania. - Dlaczego nie? - Toni zatrzasna okulary w futerale i wrzucia do torebki. Z daleka widziaa troch niewyranie, ale wystarczajco dobrze do rozmowy twarz w twarz. Odgia osonk przeciwsoneczn, eby zerkn w lusterko. - Toni, jej wujek moe podejrzewa, e to my stoimy za jej znikniciem, i oskary nas o porwanie. To dao jej do mylenia. - Ale Bri pjdzie z nami z wasnej woli. - Jeste pewna? Spodziewasz si, e po tym wszystkim, co przesza, tak po prostu zaufa wampirowi? - No c, ja zaufaam. - Toni si skrzywia. - Ale ja miaam siln motywacj. Staraam si pomc Bri. - Znw zachciao jej si paka. - Musimy j stamtd wydosta.
133

- Zgadzam si. Nie podoba mi si, co robi z ni te leki. Stracia ca wol walki. Nie jest sob. - Wiem. - Toni ledwie panowaa nad emocjami. Carlos poklepa j po ramieniu. - Wszystko bdzie dobrze, menina. - Spojrza we wsteczne lusterko. - A to co, do diaba? Toni obejrzaa si przez rami. Na jasno owietlonym parkingu dostrzega niskiego czowieka, ciepo opatulonego, idcego w stron wejcia Romatechu. Przez rami mia przewieszony wielki czarny worek na mieci. - Facet niesie co duego. - Facet? - Carlos obejrza si, po czym znw spojrza w lusterko. - Nie wida go w lustrze. Widz tylko worek unoszcy si w powietrzu. - Naprawd? - Toni znw odgia osonk, eby spojrze w lusterko. Rzeczywicie, worek porusza si sam. -Niesamowicie to wyglda. To pewnie wampir. Siedzieli w samochodzie i patrzyli, jak niski mczyzna wchodzi gwnym wejciem. - Ciekawe, co ma w tym worku - mrukna Toni. Carlos parskn. - Trupa? Toni pacna go w rami. - Te wampiry nie s takie. - Toni, znasz je od tygodnia. Skd moesz wiedzie, do czego s zdolne? - Uratoway mnie, kiedy miaam kopoty. Miejmy nadziej, e uratuj te Sabrin. - Otworzya drzwi, eby wysi. Zadzwoni jutro. Carlos pomacha jej i pojecha do bramy. Toni wesza do duego holu z byszczc marmurow podog i z wielkimi rolinami w donicach, w ktrych ukryte byy kamery i wykrywacze metalu. Skrcia w korytarz po lewej i ruszya do biura firmy MacKay. Niski wampir z wypchanym workiem by w poowie korytarza. Zatrzyma si przy jakich drzwiach i wstuka kod na panelu. Nagle otworzyy si drzwi po drugiej stronie korytarza i wysza z nich Shanna. Zatrzymaa si. - Laszlo! Jak mio ci widzie. - Pani Draganesti. - Niski mczyzna skoni si lekko. - Jak si pani miewa? - Wszystko dobrze. - Podesza do niego. - Co przyniose? Kiedy otworzy worek, zajrzaa do rodka. - Laszlo, s cudowne! Dzikuj! Zaczerwieni si. - Lepiej wnios je do rodka. - Wszed za drzwi ze swoim tajemniczym workiem. Co tu si dziao, do licha?
134

- O co chodzi? - Toni wskazaa zamknite drzwi. - Toni! - Shanna j uciskaa. - Widziaa ju mj gabinet? - Wskazaa gabinet dentystyczny naprzeciw tajemniczego pokoju. - Nie. - Toni podejrzewaa, e Shanna prbuje zmieni temat. - Musisz si umwi na wizyt - cigna Shanna. -Wszyscy pracownicy MacKay maj dwa darmowe przegldy w roku. No, waciwie nie darmowe. Paci za nie Angus. Poznaa ju Angusa? Z ca pewnoci prbowaa zmieni temat. - Nie, nie poznaam. - Cze, mamusiu! Cze, Toni! -zawoa Constantine. Toni zauwaya go, unoszcego si jaki metr nad podog w pomieszczeniu obok gabinetu. To musia by jego pokj. Dolna poowa dzielonych drzwi bya zamknita, ale grna otwarta, wic Constantine zacz lewitowa, eby zobaczy je w korytarzu. - Cze, Constantine. - Toni zajrzaa do jego pokoju. By peen zabawek, ksiek, pluszowych zwierztek, byo te podwjne ko i kilka wygodnych foteli. - Rany, masz duo rzeczy. - eby wiedziaa - mrukna Radinka, ustawiajc ksiki na pce. - Lepiej si pospieszcie, bo si spnicie na msz. - Okej. - Shanna przechylia si nad doln poow drzwi, eby uciska syna. - Do zobaczenia pniej, skarbie. - Ruszya korytarzem, ale zatrzymaa si, widzc, e Toni nie doczya do niej. - Ty nie idziesz? - Przykro mi, ale musz porozmawia z anem. - Toni wskazaa drzwi biura ochrony. - Teraz jest tam tylko Howard. - Shanna podesza bliej . - Wszystkie wampiry s w kaplicy i sprawdzaj, czy jest bezpieczna. Martwi si, e Malkontenci co dzisiaj zrobi. - Na przykad co? Shanna westchna. - Zeszego lata wysadzili nam kaplic. Na szczcie nikogo w niej nie byo. Toni si skrzywia. - To straszne. - O tak. - Shanna spojrzaa w stron pokoju dziecinnego i zniya gos. - Dlatego zostawiam Tina z Radinka w jego pokoju. Na wszelki wypadek. Chod. Musisz pozna ojca Andrew. Jest wspaniay. Toni posza za ni korytarzem do gwnego holu. - Nie wiem, czy powinnam i. Nie wychowywaam si jako katoliczka. Shanna wyszczerzya zby. - Ja te nie. Ale te stare wampiry s takie redniowieczne, nie potrafi inaczej. Wiedziaa, e mj m by mnichem? - Nie miaam pojcia. - Toni sza za Shann do prawego skrzyda. Bya ciekawa, ile dokadnie lat ma an, ale nie chciaa pyta, eby nie zdradzi si ze swoim zainteresowaniem jego osob. - Wszyscy s ze redniowiecza?
135

- Nie. Gregori jest mody. Roman przemieni go w 1993 roku, kiedy jacy Malkontenci zaatakowali go na parkingu. Biedak tylko odbiera mam z pracy. - To strasznie smutne. - Toni zrobia smtn min. Ale to wyjaniao, jakim cudem mia mierteln matk, ktra jeszcze ya. - A Connor i... Ian? - Oni przeszli transformacj po jakiej bitwie w Szkocji, w XVI wieku. Zostali przemienieni tej samej nocy, wic zawsze byli sobie bliscy. Roman przemieni Connora, a Angus lana. - Sami chcieli przej transformacj? - pytaa dalej Toni. - O tak. Obaj byli miertelnie ranni. Mieli do wyboru to albo mier. - Shanna wesza do pomieszczenia po prawej. - To jest nasza sala zgromadze, gdzie zbieramy si po kociele. Chciaam tylko sprawdzi, czy wszystko jest gotowe. W sali byy dwa dugie stoy nakryte biaymi obrusami. Byo jasne, e jeden jest dla wampirw, drugi dla miertelnikw. Na tym drugim staa taca z przekskami i serami, taca z warzywami i dipami, misa ponczu i talerz ciastek z czekoladowymi wirkami. Na pierwszym byy dwa due pojemniki wypenione lodem i butelkami krwi. Na rodku staa kuchenka mikrofalowa obstawiona rzdami kieliszkw. - Drogie panie, naboestwo si zaczyna - odezwa si mski gos z korytarza. Tego gbokiego, piewnego gosu nie dao si pomyli z adnym innym. Serce Toni zatrzepotao w piersi. Kiedy odwrcia si do niego, wywino regularnego kozioka. - Porozmawiamy pniej. - Shanna poklepaa Toni po ramieniu i pospiesznie wysza z sali. Toni podesza do lana i jej serce przyspieszyo pod jego przenikliwym spojrzeniem. - Musz z tob porozmawia. Unis brwi. - Jeste gotowa wreszcie wyzna swoje tajemnice? Twarz jej zapona. Wszystkie pozostae wampiry zaufay jej od samego pocztku. Tylko an podejrzewa j o ukryte cele. - Skd wiesz, e mam tajemnice? Pochyli si i szepn: - Twoje serce pdzi jak szalone. Pon ci policzki. -Umiechn si. - A twoje oczy byskaj gniewnym, ale licznym odcieniem zieleni. - Jeste chodzcym wykrywaczem kamstw. - Posaa mu ze spojrzenie. - To bardzo denerwujce nie mc kama, kiedy si chce. Rozemia si i uj j za okie. - Powiadaj, e spowied jest dobra dla duszy. Z kaplicy dobieg piew. Basowe, mskie gosy. Wampiry pieway hymn. - Dlaczego wampiry martwi si o swoje dusze? -szepna. - Moecie y wiecznie. - Nikt nie yje wiecznie.
136

- Wic modlisz si o zbawienie? - To chyba miao sens. Bo kto potrzebowa odkupienia grzechw bardziej ni wampir? - Modl si o wiele rzeczy, Toni. - Jego do zelizgna si wzdu jej rki, a do palcw. - Modl si, eby mi zaufaa i powiedziaa ca prawd. A ona modlia si, eby zrozumia.

Rozdzia 15
Ian znajdowa pociech w starych znajomych pieniach i modlitwach. Przez wieki zmieniay si potgi rzdzce wiatem, technologia sza naprzd, miertelni przyjaciele umierali, ale msza pozostaa waciwie taka sama. I zapach Boego Narodzenia pozosta taki sam. Odetchn gboko, wdychajc aromat jodowych girland i adwentowych wiec. Ale dzi by jeszcze jeden zapach, ktry wci odwodzi go od pobonych myli. Zapach krwi grupy AB Rh+. Jego ulubionego smaku. Emanowa od Toni, ktra siedziaa obok niego w ostatnim rzdzie. Zdja kurtk i zoya j na kolanach. Donie miaa splecione tak mocno, e kostki palcw poyskiway biel. Co doprowadzio j do takiej desperacji, e postanowia wyzna mu swoje sekrety? Kiedy si obudzi i zobaczy, e jej nie ma, sprawdzi w komputerze urzdzenie namierzajce. Znw pojechaa do tego szpitala psychiatrycznego. Sdzc po jej cinitych doniach i bladej twarzy, co w tym szpitalu wytrcio j z rwnowagi. Czy to byo w jaki sposb zwizane z faktem, e podja prac u wampirw? Ojciec Andrew zacz kazanie i an sprbowa skupi si na ksidzu zamiast na boskim ciele siedzcym obok. - Jak wiecie, nigdy nie ujawniam niczego, co sysz podczas spowiedzi - zacz ojciec Andrew. - Ale chciabym dzisiaj mwi o wsplnym wtku, ktry pojawia si czsto, i za kadym razem, gdy o tym sysz, ogromnie mnie to zasmuca. Wielu z was wierzy, e nie zasuguje na mio i szczcie. Czujecie si niegodni. an i Toni gwatownie chwycili powietrze. - Podczas gdy miertelnik ma tylko jedno, krtkie ycie, by aowa za grzechy - cign ksidz - wampir moe y o wiele duej i odnale w sobie o wiele gbsze pokady alu i wyrzutw sumienia. Niektrzy z was uwaaj, e s najbardziej niegodnymi istotami na wiecie, e nie ma nadziei dla ich duszy. Obawiacie si, e Bg nigdy wam nie wybaczy. A e potpiacie sami siebie, sami sobie nie potraficie wybaczy. Toni przycisna do do ust. an zobaczy, e ma zacinite powieki. Co si dziao? Mia nadziej, e Toni si nie rozpacze. Nie mg znie widoku paczcej kobiety.
137

- Znacie swoje dawne poraki, swoje bdy - powiedzia ojciec Andrew. - Ale wiedzcie te i to, e wci jestecie dziemi Ojca Niebieskiego i Ojciec was kocha. Z garda Toni wydoby si saby dwik, ktry brzmia jak stumiony szloch. - Nie wierzcie, e nie jestecie godni mioci, bo Bg was kocha. I nie pozwlcie, eby przesze grzechy was przeladoway. Jeli Bg potrafi wam wybaczy, to dlaczego nie potraficie wybaczy sami sobie? Toni zerwaa si i wybiega z kaplicy. an zagapi si na zamknite drzwi. Niech to wszyscy diabli. Dlaczego tak si zdenerwowaa? Widzia jej dane osobowe. Miaa ledwie dwadziecia cztery lata. Jej najwikszym przestpstwem byo cholerne przekroczenie prdkoci. Bya anioem w porwnaniu z krwioerczymi wampirami w tej kaplicy, cznie z nim samym. Ojciec Andrew nudzi dalej i nie wygldao na to, eby mia szybko skoczy. A Toni bya gdzie tam, zapakana. Wymkn si z mszy i pody za jej szlochem. Siedziaa w sali z poczstunkiem, z twarz w doniach. - Toni, dobrze si czujesz? - Gupie pytanie, zbeszta sam siebie. Przecie pakaa. Wyprostowaa si i otara twarz. - Nic mi nie jest. - Co si stao? Ksidz ci wytrci z rwnowagi? - Na pewno mia dobre intencje. - Wstaa i podesza do stou z jedzeniem dla miertelnikw. - I na pewno ma racj z tym przebaczeniem, ale... an zbliy si do niej. - Ale co? - Ja... ja nigdy nie potrafiam sobie wybaczy. - Dziewczyno, co ty moga zrobi zego? Jeste taka moda i... niewinna. Odwrcia si do niego przodem; skrzywi si, widzc jej policzki mokre od ez. - Pozwoliam... Pozwoliam, eby moja babcia umara. Tego si nie spodziewa. - To musia by wypadek. - Nie chciaam, eby tak si stao. - zy znw pocieky jej po twarzy. Nie mg tego znie, wic wzi j w ramiona i zacz gaska po plecach. - Co si stao? - Byam w gimnazjum, a wtedy babcia nie bya ju najlepszego zdrowia. Nauczyam si domowych obowizkw. Byam przyzwyczajona, e wstaj rano, przygotowuj sobie niadanie i wychodz na autobus. Zawsze przed wyjciem szam uciska babci. an zrozumia, e Toni nauczya si by silna i niezalena w bardzo modym wieku.
138

- Tamtej nocy babcia miaa trudnoci z zaniciem. Syszaam, e cigle wstaje. Ale rano, kiedy przyszam si poegna, mocno spaa. Nie chciaam jej budzi, wic poszam do szkoy. Kiedy wrciam do domu po poudniu, ona cigle leaa w ku. - Toni odsuna si od niego i zapaa serwetk ze stou, eby wytrze twarz, ale zy wci pyny. - Umara, kiedy mnie nie byo. - Skarbie, zmara naturaln mierci. To nie bya twoja wina. - Ale wiedziaam, e w nocy le si czua. Cigle myl o tym, co powinnam bya zrobi inaczej. Gdybym rano zadzwonia po pogotowie, moe by przeya. Nawet matka powiedziaa, e le si ni opiekowaam. Nie pozwolia mi zamieszka ze sob po mierci babci. Posaa mnie do szkoy z internatem. an si skrzywi. - Dziewczyno, nie chc ci obrazi, ale twoja matka to pinda. Toni zamrugaa. Jego uwaga najwyraniej j zaskoczya. - Moesz mi wierzy. Jestem poniekd ekspertem, jeli chodzi o matki. Miaem pitnacie lat, kiedy mnie przemieniono. Mylaem, e mog wrci do domu, ale moja mamuka nie chciaa mnie przyj. Zaczerwienione oczy Toni otworzyy si szerzej. - Dlaczego? - Och, jak ona to uja? Byem potworn kreatur z pieka rodem. Baa si, e jeli zgodniej, mog poza-rzyna modszych braci i siostry. - To mieszne! Kady, kto ci zna, wie, e nie zrobiby krzywdy nikomu, kogo kochasz. Jej deklaracja sprawia, e serce zabio mu szybciej. A te jej oczy, ponce gniewem i oburzeniem... Chyba nigdy nie widzia pikniejszej kobiety. - Doceniam twoj wiar we mnie. - Podszed bliej. -Ju ci lepiej? Wydmuchaa nos w serwetk. - Chyba tak. Naprawd bardzo przepraszam za ten wybuch. Ostatnio jestem emocjonalnym wrakiem i cigle widujesz mnie w najgorszych momentach. nos. Nie, wydaje mi si, e wrcz odwrotnie. Spojrzaa na niego z powtpiewaniem. Z tymi zazawionymi oczami i czerwonym nosem? Mia ochot ucaowa jej zazawione oczy i czerwony Mwiem raczej o twoim dobrym sercu. Prychna. Nie czuj si szczeglnie dobra. Wanie mylaam, e to twoja matka bya pind.
139

Rozemia si. - Ale oboje jako to przeylimy. - Wiesz, kiedy ci poznaam, mylaam, e jestemy zupenie rni. ywa, martwy. - Wskazaa siebie i jego. -Nowoczesna, starowiecki. Inteligentna, nieinteligentny. - e co prosz? Wyszczerzya zby w umiechu. - artuj. Ale myliam si. Tak naprawd mamy ze sob wiele wsplnego. - Masz na myli nasze wyrodne matki?Co wicej. Mamy te same zmartwienia i obawy. e nie jestemy godni. e zawiedziemy kogo, kogo kochamy. - Jej twarz znowu posmutniaa. Dotkn jej wilgotnego policzka i pogadzi go kciukiem. - Masz jeszcze jakie gbokie, mroczne sekrety do wyznania? - Obawiam si, e tak. - Jeste gboka jak studnia. - I rwnie mroczna. - Umiechna si. - Dzikuj. Ju mi o wiele lepiej. - Powiesz mi, jak brzmi twoje pene imi? Skrzywia si. - To zbyt mroczny sekret. - Dziewczyno, nie moe by a tak le. - Dotkn jej drugiego policzka; trzyma jej twarz w doniach. Czu, jak jej serce galopuje. Przysun si bliej. Nie cofna si. Przecign kciukiem po jej podbrdku. Jej usta rozchyliy si lekko, oblizaa wargi. Och, ale chcia to poczu. Przesun kciuk po jej dolnej wilgotnej wardze. Gwatownie chwycia powietrze. - Znowu masz czerwone oczy - szepna. - Wiem. - Przysun si jeszcze bliej, a jego pier dotkna jej piersi. Jej spojrzenie zabdzio na jego usta. Serwetka wypada z jej doni i sfruna na podog. Powoli uniosa rk i dotkna doka w jego podbrdku. To by niewinny gest, ale on uzna go za przyzwolenie. Wcisna guzik tak" i tylko to si liczyo. Do diaba z zasadami, do diaba z rozsdkiem. Nie puszczajc jej twarzy, pocaowa j raz i drugi. Opara si o niego i ogarna go namitno. Pocaowa j dziko, drapienie. Przycisn j do siebie, trzymajc jedn rk na jej plecach, drug w talii. Przygarn j tak mocno, e jej stopy oderway si od ziemi. Obja ramionami jego szyj i odwzajemnia pocaunek. Gd, ktry powstrzymywa od kilku nocy, zerwa si ze smyczy. Nie mg przesta jej caowa. Jej warg, jej jzyka. Eksplorowa wntrze jej ust, skuba wargi. Bya sodka, bya drca, ciskaa go z caych si. A on chcia wicej. Mia wraenie, e pragn jej od wiekw.
140

Obsypa pocaunkami jej szyj, schodzc niej, poaskota jzykiem ciek w gr, do ucha. Zadraa. - Toni - szepn i chwyci patek jej ucha w usta. Jkna i wczepia palce w jego wosy. - an. Zjecha domi po jej plecach, a wreszcie chwyci poladki i cisn delikatnie. Wanie wraca do jej ust po wicej causw, kiedy usysza czyje chrzknicie. Znieruchomia. Znieruchomia z rkami na poladkach Toni. Fatalnie. Spojrza przez jej rami. W drzwiach sta Connor. Odwrci twarz, ale jego szczka poruszaa si, kiedy zgrzyta zbami. an puci Toni i si odsun. Spojrzaa na niego, a potem na Connora, szeroko otwartymi oczami. an odchrzkn. - To bya moja wina. Bior za to pen odpowiedzialno. - Nie - szepna Toni i pokrcia gow. - Prosz ci na sowo na osobnoci, an. - Connor odwrci si i ruszy korytarzem. an sprbowa uspokoi Toni umiechem. - Zaraz wracam. Nie wygldaa na szczeglnie uspokojon. Pobieg korytarzem, eby dogoni Connora. W poowie drogi do holu Connor otworzy drzwi do sali konferencyjnej. - Tu bdzie dobrze. an obejrza si za siebie. Ludzie wychodzili z kaplicy i przechodzili do sali zgromadze. Mia nadziej, e Toni sobie poradzi. - Zamknij za sob drzwi - powiedzia cicho Connor, idc na koniec dugiego stou. an zamkn drzwi. - Chc ci prosi, eby nie udziela Toni nagany. Ja sprowokowaem ten... incydent i bior za niego pen odpowiedzialno. - Bardzo szlachetnie. Nie spodziewaem si po tobie niczego innego. - Connor zatrzyma si u szczytu stou i opar donie na oparciu krzesa. - Ale nie urodziem si wczoraj. Byo do oczywiste, e do niczego jej nie zmuszae. Po ciele lana przebieg radosny dreszcz; ledwie opanowa szeroki umiech. To bya prawda - bya chtna. Odwzajemniaa pocaunki. Jczaa z rozkoszy. Pragna go. A jemu chciao si krzycze z radoci. - Z ca wiadomoci zamaa zasady. - Connor potar czoo. - Nie mam innego wyjcia, jak j zwolni. - Nie! - an podszed do niego. - Pakaa, kiedy j znalazem. Bya bardzo roztrzsiona, a ja to wykorzystaem. - an. - Connor spojrza na niego surowo. - Co ci ostatnio napado? Wrcie niecay tydzie temu, a ju ciga ci tum kobiet. Te setki telefonw i mejli. Kobiety koczuj na chodniku. Syszaem, e spotkae si z pidziesicioma jednej nocy, a potem jeszcze ten wywiad.
141

- Sprawy troch si wymkny spod kontroli, ale... - Bardziej ni troch! - Oczy Connora byszczay gniewnie. - Nie do ci, e setki kobiet rzucaj si na ciebie? Dlaczego uwodzisz t jedyn, ktrej nie moesz mie? To przez to, e jest zakazana? - Nie. Strzegem haremu Romana przez pidziesit lat. Nigdy nie przekroczyem granic z adn z tych zakazanych kobiet. Toni jest... inna. Wyjtkowa. - I bezrobotna - doda kwano Connor. - Nie moesz jej zwolni. Potrzebujemy jej. - Do diaba, an. - Connor hukn pici w oparcie krzesa. - Jak moesz oczekiwa, e zignoruj zasady? an odetchn gboko. Musia szybko co wymyli, bo inaczej Connor jeszcze dzi wieczr wykasuje jej pami. - A jeli Malkontenci ju wiedz, e ona dla nas pracuje? Jeli j zwolnimy i wykasujemy jej pami, bdzie cakowicie bezbronna. Connor zmarszczy brwi. - Masz troch racji, ale to tylko przypuszczenia. - Nie moemy igra jej yciem. wietnie si spisywaa w pracy i wci moe to robi. Nie bd jej przeszkadza w obowizkach. Connor chodzi po sali, gboko zamylony. - Zatrudniem j na dwutygodniowy okres prbny. Mog pozwoli jej przepracowa te dwa tygodnie, zanim podejm ostateczn decyzj. - Spojrza na lana. - Zdoasz utrzyma apy przy sobie jeszcze przez tydzie? an nie by pewien, czy uda mu si to chociaby przez p godziny. - Mog sprbowa. - Sprbowa? Czy ty nie sysza o samokontroli, czowieku? an zacisn zby. Im bardziej sobie powtarza, e nie moe mie Toni, tym bardziej jej pragn. Connor westchn. - Odkadam decyzj na tydzie. - Ruszy do drzwi. -A tymczasem, jeli ci zaley na tej dziewczynie, zostaw j w spokoju. - Zaley mi, ale... czy ty nie rozumiesz, co czuj? Nigdy nie dowiadczye, jak piekielne moe by... pragnienie? Twarz Connora posmutniaa. - Tak, to piekielne uczucie. Szaleje jak poar, ale zostawia ci tylko popioy. - Wyszed z pokoju.Co spotkao Connora, e sta si takim pesymist? an wiedzia, e zwizek midzy wampirem a miertelnikiem rzadko si udaje. Prdzej czy pniej zrywali ze sob, al142

bo miertelna strona godzia si na transformacj. Shanna te zgodzia si zosta wampirzyc, kiedy w przyszoci. Czy on naprawd chcia angaowa Toni w zwizek, w ktrym bdzie musia wyssa z niej krew do sucha i zabi j, by mc j przemieni? Connor mia racj. Gdyby naprawd zaleao mu na jej dobru - a zaleao - daby jej spokj. Pozwoliby jej znale mio wrd miertelnikw. A on sam szukaby mioci wrd wampirw. - Co si stao? - spytaa Shanna. Toni westchna. Wiedziaa, e wyglda koszmarnie. Jakim cudem moga si podoba anowi? Naoya na talerzyk kostki sera, paluszki z marchwi, brokuy i - a co tam czekoladowe ciastka. - Id wita, wiec udaj Rudolfa Czerwononosego. Shanna podaa jej szklank ponczu. - Jeste niezadowolona z pracy? - Nie. - Toni wgryza si w ciastko. Sala zgromadze szybko wypeniaa si osobami obecnymi na mszy. Toni bya za, e wszyscy widz j z podpuchnitymi, czerwonymi oczami, ale nie chciaa jeszcze ucieka. Musiaa porozmawia z anem. - Moja bliska przyjacika ley w szpitalu. Wanie stamtd wrciam. Tam umiechaam si ile wlezie, ale teraz... - Teraz dopad ci stres - stwierdzia Shanna. -Przykro mi. Jeli potrzebujesz par dni wolnego, na pewno da si to zaatwi. - Jeste bardzo mia. - Na nieszczcie, niedugo moga mie bardzo duo wolnego. Connor pewnie j zwolni. Wylana za caowanie si z wampirem. Kto by pomyla, e jej ycie moe by tak pikantne? Ale wiedziaa, e to wbrew zasadom. Czy zrobiaby to jeszcze raz? W tej chwili. To by najbardziej fenomenalny pocaunek w jej yciu. Nie jeden z tych niezrcznych, jakie zdarzay jej si w przeszoci, kiedy to przez cay czas zastanawiaa si, czy robi to jak trzeba, albo aowaa, e facet nie umie tego robi jak trzeba. Nie byo adnego zastanawiania si czy aowania. Po prostu wessaa j cudowna mga czystego odczuwania. To by pocaunek, o jakim zawsze nia. A an by romantycznym bohaterem, o jakim nia. Silnym, ale wraliwym. Czarujc mieszank dumy i niepewnoci. Do miaym, eby pocaowa j, nie zwaajc na konsekwencje. Podniecajcym, szlachetnym, inteligentnym, seksownym doskonaym pod kadym wzgldem. Z wyjtkiem jednego. By wampirem. - Shanna, mog ci zada osobiste pytanie? - Jasne.
143

- Byam ciekawa, jak ty... hm, czy trudno jest by w zwizku z wampirem? - Ach. - Shanna ykna ponczu. - To pewnie zaley od wampira. Mnie si poszczcio z Romanem. -Rozejrzaa si po sali i Toni rozpoznaa moment, w ktrym dostrzega ma. Jej spojrzenie zmiko. Roman musia poczu na sobie jej wzrok albo usysze swoje imi, bo odwrci si od ojca Andrew, z ktrym rozmawia, i umiechn si do ony. - On jest mioci mojego ycia - szepna Shanna. - Tak jak i Constantine. Obydwaj nieustannie wprawiaj mnie w zachwyt. - Ale jak sobie radzicie z... rnic czasu? - Tino i ja siedzimy do pna. Nie pimy do pierwszej, drugiej w nocy, eby spdza czas z Romanem. Potem dugo odsypiamy rano. Pacjentw przyjmuj od trzeciej po poudniu do jakiej dziewitej wieczr, eby mc przyjmowa i miertelnikw, i wampiry. Wpasowanie w to wszystko rodziny i kariery to wyzwanie, przyznaj, ale przecie wszystkie kobiety tak maj, wic nie sdz, eby moja sytuacja bya a tak wyjtkowa. - Rozumiem, co masz na myli. - Toni wrzucia sobie do ust ryczk brokuu z sosem ranczerskim. - Wic ktrym przystojnym wampirem jeste zainteresowana? O mao si nie udawia. zy stany jej w oczach, wypia troch ponczu. - Nie powiedziaam, e jestem. Shanna wyszczerzya si w umiechu. - Niewane. Chyba wiem, kto to. - Pytaam wycznie z ciekawoci - upieraa si Toni. - Po prostu chciaam wiedzie, jak wampir i miertelniczka mog sobie uoy ycie. Roman i ty dobrze sobie radzicie, dlatego pytam ciebie. I tyle. - Mhm. - Shanna posaa jej znaczce spojrzenie. - No wic, eby zaspokoi twoj ciekawo, uwaam, e to wietny go i byaby gupia, gdyby go wypucia z rk. Toni zastanawiaa si, czy Shanna mwi o anie, ale nie miaa zapyta. -Nie chc ci psu humoru, ale po prostu nie wiem, jak moe trwa zwizek, kiedy miertelniczka si starzeje, a wampir nie. Shanna kiwna gow. - To bya trudna decyzja i nie przysza mi atwo. -Pogaskaa niewielki brzuszek, w ktrym roso jej drugie dziecko. Postanowiam kiedy podda si transformacji, ale chciaam poczeka, a dzieci bd troch starsze. Toni otworzya usta ze zdumienia. - Staniesz si jedn z nich? W oczach Shanny bysno rozbawienie.
144

- Uuu, wampiry! Oni nie s potworami, przecie wiesz. Rozumiem, e moesz potrzebowa troch czasu, eby to dostrzec. Ja potrzebowaam. Mniej wicej tygodnia. - Rozemiaa si. - Zakochaam si w Romanie byskawicznie. Toni mogaby co o tym powiedzie. W anie byo co tak wyjtkowego. Intrygowa j od samego pocztku. I rozpoznawaa w nim siebie. Gdyby mia wymyli sobie cztery poranne afirmacj, podejrzewaa, e byyby identyczne jak jej. - Czuj si tak szczciar, e nale do ich wiata -cigna Shanna. - Mam najlepszego ma i najwspanialszego synka... - Nie ma go! - z korytarza dobieg krzyk i tupot stp. Zasapana Radinka zatrzymaa si w drzwiach. - Tino! Znikn! Roman podszed do niej szybko. - Nie ma go w pokoju? - O Boe. - Shanna rozlaa poncz, odstawiajc szklank. Podbiega do Radinki. - Co si stao? - Nie wiem. Odwrciam si od niego dosownie na sekund. Nie wiem... - Dougal, Phineas, idcie sprawdzi... - Roman wydawa polecenie, ale dwaj stranicy ju mignli za drzwi. - Ja bior wschodnie skrzydo. Ty bierz zachodnie -krzykn Dougal do Phineasa. - Zawiadomcie Connora! - krzykn za nimi Roman. -I Howarda! Wszystkie pozostae wampiry i ojciec Andrew wybiegli z sali, eby pomc w poszukiwaniach. - Boe. - Shanna ciskaa rk Romana. - A jeli zosta porwany? Jeli Malkontenci... cisn jej rami. - Nie bdziemy jeszcze panikowa. Moe po prostu lewitowa i przelecia nad drzwiami. - Mwiam mu milion razy, eby tego nie robi - odpara Shanna. - Od tej chwili przydzielam ochroniarza do pokoju dziecinnego - powiedzia cicho Roman. - Sprawdz parking. Shanna zblada. - Nie id sam. To moe by puapka. Roman mign przez korytarz, woajc Connora. Shanna i Radinka poszy za nim normalnym krokiem, nawoujc Constantine'a. Panika sparaliowaa Toni. Czy Malkontenci omieliliby si porwa dziecko? Jeli teleportowali si z Tinem, jak Roman go odnajdzie? Chciaaby jako pomc, ale nie wiedziaa, co moe zrobi. Po raz pierwszy aowaa, e nie jest wampirem, by mc porusza si szybciej, skuteczniej walczy. Ruszya przed siebie i nadepna na co. Bya to serwetka, ktr upucia, zanim pocaowaa lana. Schylia si, eby j podnie, i zauwaya co dziwnego. Obrus si poruszy. Kiedy nawoywania Constantine'a oddalay si coraz bardziej, usyszaa ciche chlipanie. Obesza st od tyu i uklka. Podniosa brzeg obrusa. Constantine krzykn cicho. Przyciska kolana do piersi, a jego rowe policzki byy mokre od ez. - Tino - szepna. - Jak si tu znalaze?
145

- Nie wiem - wyszlocha i zakry buzi. - Mamusia bdzie na mnie za. - Kotku, nie. - Toni wycigna go spod stou i wzia na rce. - Oni si tylko wystraszyli. Musimy im powiedzie, e nic ci nie jest. - Nie! - Tino przywar kurczowo do jej ramion. -Mamusia zabronia mi wychodzi z pokoju. Bdzie si na mnie zoci. - To tylko tak brzmi, jakby si zocia, bo jest bardzo przestraszona. Uwierz mi, bdzie zachwycona, kiedy si dowie, e jeste cay i zdrowy. Pocign nosem. - Nie bd li? - Nie, kotku. Bardzo ci kochaj. - Toni wstaa, wci trzymajc chopca na rkach, i wysza na korytarz. - Tino jest tutaj! Nic mu nie jest! Wampiry musiay j usysze pierwsze, bo Dougal i Phineas znaleli si przy niej w tej samej chwili. Connor, an i Roman pojawili si kilka sekund pniej. - Tatusiu! - Tino wycign rczki do Romana, ktry chwyci go i mocno przytuli. Wrciy pozostae wampiry, Howard Barr i ojciec Andrew przyszli na kocu. Rozlegay si okrzyki radoci, wszyscy klepali si po plecach. - Ty go znalaza? - Roman spyta Toni. - Nie wiem, jak ci dzikowa. - Brawo, Toni! - Phineas przybi jej pitk. - Dobra robota. - Connor skin jej gow. Poczua, e si czerwieni. Czy teraz j zwolni? Spojrzaa na lana. W jego oczach zabysa namitno, wic szybko si odwrci. - Constantine! - Shanna biega w ich stron, a tu za ni zdyszana Radinka. Komun mign ku nim i Shanna rzucia si na ma, niemal zgniatajc syna midzy nimi. - Chwaa Bogu. - Mocno uciskaa ich obu. - Tak si baam. - Oczy Radinki byy pene ez. -Nigdy bym sobie nie wybaczya, gdyby co ci si stao. -Pogaskaa chopca po policzku. Caa czwrka wrcia do pozostaych. - Kto go znalaz? - spytaa Shanna. - Gdzie on by? - Toni - odparo chrem kilka wampirw, umiechajc si do niej. Zrobio jej si ciepo na sercu. Po raz pierwszy w yciu czua si, jakby naleaa do rodziny. - Och, dzikuj. - Shanna j uciskaa. - Ba si, e bdziesz na niego za - szepna Toni. -Znalazam go pod stoem. - Wskazaa gow sal zgromadze. - O mj Boe. - Shanna odwrcia si do synka. - Jak ty si tam dostae, e nikt ci nie zobaczy? - Nie wiem. Mog dosta ciastko?
146

- Tino - przemwi cicho Roman. - Prosilimy ci, eby nie wychodzi sam z pokoju. - Ja nie chciaem. - Constantine otar nos. - Mylaem tylko o tobie i mamusi i e strasznie chc by z wami. Potem zrobio si ciemno i nic nie widziaem. A potem byem pod stoem i upadem, bo mi si krcio w gowie. A potem wszyscy zaczli krzycze i mylaem, e jestecie na mnie li. - Boe drogi. - Shanna przycisna do do ust. - Zrobio si ciemno? - Roman zapyta syna. - Bye w pokoju, a potem nagle tutaj? Kiedy Constantine kiwn gwk, wszyscy wymienili zszokowane spojrzenia. - Tino, teleportowae si. - Roman spojrza po obecnych i umiechn si szeroko. - Mj syn umie si teleportowa! Wampiry zaczy wiwatowa. Toni otworzya usta ze zdumienia. Shanna z trudem chwytaa powietrze, blada jak ciana. - Boe, to straszne. - Jeste na mnie zta, mamusiu? - spyta Constantine. - Nie, nie. - Uciskaa go, po czym spojrzaa znaczco na ma. - Zdoasz go nauczy to kontrolowa? - Tak - zapewni j Roman. - Wszystko bdzie dobrze. - Chod. - Radinka odprowadzia Shann do sali. -Chyba bdzie lepiej, jak usidziesz. Shanna si skrzywia. - Mae dziecko, ktre potrafi znika, kiedy mu si zachce? Wszyscy wrcili do sali zgromadze. Roman posadzi syna koo ony. Po kilku sekundach wrci z talerzami jedzenia dla obojga. Constantine z radoci zabra si do ciastek. Radinka rozejrzaa si dookoa. - Gdzie jest Gregori? - Nie widziaam go - odpara Toni. Radinka fukna. - A to obuz. Powiedzia, e przyjdzie na msz. -Pomaszerowaa do stou z przekskami, eby napeni sobie talerz. Toni pomalutku przysuna si do lana. - Mam jeszcze prac? an spojrza na Connora, ktry by zajty gratulowaniem Romanowi. - Tak, na razie. Ostateczna decyzja zapadnie za tydzie. Toni odetchna z ulg. Tydzie to do czasu na uratowanie Sabriny. Wtedy nic si nie stanie, jeli straci prac. Ale wci przeraaa j myl o utracie wspomnie. Carlos mg jej przypomnie fakty, ale nie mg jej opowiedzie, jak si czua, mieszkajc z wampirami. Zapomni, jak cudownie byo by czci ich rodziny. I zapomni Iana.
147

- Jeli strac prac, przeyj to jako. Ale nie chc traci pamici. an zmarszczy czoo i zapatrzy si na swoje buty. - Zrobi dla ciebie, co w mojej mocy. Ale lepiej, ebymy nie zostawali ze sob sam na sam. Toni przekna lin. Wycofywa si. Czy robi to, eby ocali jej posad? Czy moe ten pocaunek nie znaczy dla niego a tak wiele? Mogaby przysic, e byo w nim morze namitnoci. -Cigle musz z tob porozmawia. Spojrza na Connora. - To nie jest najlepszy moment. Ja... obiecaem Vandzie, e bd dzisiaj w klubie. Zacisna zby. - Cigle szukasz idealnej wampirzycy, z ktr bdziesz dzieli wieczno? Zakl pod nosem. - Nigdy ci nie okamywaem, Toni. Od samego pocztku mwiem, e chc wampirzycy. - No tak. Bo s lepsze od miertelnych. - Lepiej pasuj - poprawi j. - Dobra. Ale mimo wszystko potrzebuj twojej pomocy w bardzo wanej sprawie. Kiedy znajdziesz troch czasu midzy randkami, daj mi zna. - Wysza z sali, zanim ulega pokusie, eby trzasn go w t jego przystojn gb.

Rozdzia 16
Jdrek Janw chowa si za duym klonem na terenie Romatech Industries. Poinstruowa Jurija, e ma zaparkowa ptora kilometra od gwnej bramy. Potem teleportowali si za mur i przemknli midzy drzewami w poblie gwnego budynku. - Cay parking jest monitorowany - szepn Jurij. Przykucn koo Nadii, za pokrytym niegiem krzakiem. -A stranicy przeczesuj las co pitnacie minut. Nie moemy tu dugo siedzie. - Nie musimy. - Jdrek oceni liczb samochodw na parkingu. Byo tu wicej wampirw, ni si spodziewa. -S pracoholikami czy urzdzili sobie orgi? - Maj miertelnego ksidza, ktry odprawia dla nich msz w niedziele wieczorem - odpar Jurij. - I zapomniae mi o tym wspomnie? - wycedzi Jdrek przez zacinite zby. - Mylelimy, e z tym skoczyli - tumaczy si Jurij. - Przez jaki czas tego nie robili. W sierpniu wysadzilimy im kaplic.
148

Wic te sodkie, mae, pijce ze smoczka debile znowu zaczy chodzi do kocioa. Chciao mu si rzyga. - Mam nadziej, e modl si o zbawienie. Bd tego potrzebowa. - Spojrza na podun torb Jurija. -Przygotuj wyrzutni. - Tak, szefie. - Jurij rozpi torb i ostronie wyj rczn wyrzutni rakiet. Zaadowa pocisk. - Syszaam, e wampiry urzdzaj sobie przyjcie po mszy - szepna Nadia. - Daj darmow chocolood. - A skd ty to wiesz? - spyta mikko Jdrek. Spojrzaa na niego nieufnie. - Nigdy nie byam na adnym. Ale inne dziewczyny z klanu chodziy. Z ciekawoci. - Gupie krowy - burkn Jdrek. - Powiedz, Nadia, widziaa kiedy, jak pali si wampir? Pokrcia gow. - Odpowiedz. - Nie, panie. Nie widziaam. - Wic czeka ci wyjtkowe widowisko. Pniej okaesz mi swoj wdziczno. Przycisna kolana do piersi. - Tak, mistrzu. Umiechn si. Wreszcie bya posuszna. Jurij unis wyrzutni. - Gotw. - wietnie. Poczekamy, a zaczn wraca do samochodw, i wysadzimy paru w powietrze - powiedzia Jdrek. - A kiedy ocalali zaczn biega jak przeraone myszy, zlokalizujemy tego MacPhie albo Draganestiego i zdobdziemy informacj, na ktrej nam zaley. - Spojrza na Romatech, kiedy drzwi otworzyy si z hukiem. Wybiega z nich samotna posta. - Bingo - szepn Jdrek. By to Roman Draganesti. Biega po parkingu, gorczkowo czego szukajc. - Ten gupiec jest nieuzbrojony. Bra go. Jurij odoy wyrzutni i wycign z torby dugi srebrny acuch. Owin koce wok doni w grubych rkawicach. W tej chwili z budynku wybiego dwch Szkotw z mieczami i w sekund byli przy Draganestim. Jurij si zawaha. - Jaki problem? - spyta cierpko Jdrek. Rozpozna Connora Buchanana i lana MacPhie. - To jest Buchanan - powiedzia Jurij. - To on zabi Saszenk. - Wic powiniene paa dz zemsty. Jurij doby miecza. - Maj przewag liczebn. Jdrek przewrci oczami. Otaczali go tchrze. Sam wyj miecz. - Zajmij Buchanana. Ja zapi lana MacPhie i teleportuj si z nim.
149

W tej chwili Draganesti zatrzyma si i przekrzywi gow w stron budynku. Pogna z powrotem do rodka; Szkoci deptali mu po pitach. Drzwi si zatrzasny. - Ty gupcze - sykn Jdrek do Jurija. - Przez twoje tchrzostwo zmarnowalimy nasz szans. Jurij zwiesi gow. Nadia zadraa. - Jest zimno. Moemy wraca do domu? - Cigle nie wiem, jakim sposobem MacPhie si postarza - warkn Jdrek. - A po co nam to wiedzie? - spytaa Nadia. - Nikt nie chce si starze. Jdrek chwyci j jedn doni za szyj i cisn. - miesz kwestionowa moje decyzje? - Myliam si. Wybacz panie. Jdrek j puci. Tak naprawd obchodzio go tylko, w jaki sposb Draganesti dosta si do ich brooklyskiej siedziby za dnia. Podejrzewa, e postarzenie si lana miao z tym jaki zwizek. I chcia odpowiedzi. Dzi. Po kilku minutach na parking wjecha samochd. Z czarnego lexusa wysiad mody mczyzna. Jdrek rozpozna go ze zdj. To by Gregori Holstein, wiceprezes Romatechu i przyjaciel Romana Draganestiego. - On na pewno zna ich tajemnice. - Jdrek zwrci si do Nadii. - Pogadaj z nim. Odwr jego uwag, eby Jurij mg go zapa. - Tak, panie. - Powoli ruszya w stron parkingu. Gregori wycign z baganika samochodu wypchany czarny worek na mieci. Podpiewywa pod nosem stary przebj Bee Gees. - Teleportuj go tutaj - rozkaza Jdrek. - Chc go na par minut. - Tak, panie. - Jurij zacz si skrada w stron parkingu, trzymajc si nisko przy ziemi. - Przepraszam. - Nadia podesza do Gregoriego. Odwrci si w jej stron. - Co pani tutaj robi? - To tu wydaj przyjcie z darmowym jedzeniem? - Tak. - Gregori przyjrza jej si uwaniej. - Dobrze si pani czuje? - Jestem... strasznie godna. - Nadia si zachwiaa. Gregori puci worek i j podtrzyma. Jurij mign za jego plecy, chwyci go i po sekundzie obydwaj zmaterializowali si obok Jdrka. - Co jest... - Gregori skrzywi si, kiedy Jdrek owin mu wok szyi srebrny acuch. Naga skra Gregoriego zaskwierczaa, przypalona srebrem. - Srebro nie pozwoli ci si teleportowa. - Jdrek przekaza koce acucha Jurijowi. - Mam kilka pyta. - Id do diaba - warkn Gregori.
150

- Wysa telepatyczn wiadomo - ostrzega ich Nadia, doczajc do nich w lesie. - Syszaem j. - Jdrek chwyci gow Gregoriego i przypuci byskawiczny mentalny atak. Bya to sztuczka, ktrej nauczy si przez wieki. Niechccy zniszczy kilka mzgw, zanim dopracowa technik. Gregori zesztywnia, prbujc odpiera atak na swj umys, ale by modym wampirem, atw ofiar. Jdrek przejrza jego wspomnienia, jakby kartkowa album z wycinkami, a znalaz to, na ktrym mu zaleao. Niski wampir w biaym kitlu rozmawia z Dra-ganestim. - Wyniki s jasne, sir. Kadego dnia, kiedy zaywa pan specyfik powstrzymujcy sen, starzeje si pan o rok. Zalecam natychmiastowe zaprzestanie uywania go. - To dlatego ma siwe skronie? - spyta Gregori. - Srebrne - poprawia go jasnowosa kobieta. -Roman, zgadzam si z Laszlem. Nie chc, eby to wicej bra. - Ale ty potrzebujesz za dnia pomocy przy dziecku -zaprotestowa Roman. - Panie - sykn Jurij. - Id! Jdrek zauway stranikw, wysypujcych si na parking. Puci Gregoriego i wampir zwis do przodu, podtrzymywany tylko acuchem na szyi. - Wypchnij go z powrotem na parking. Jurij odwin acuch i pchn Gregoriego w stron parkingu. Ranny wampir, potykajc si, dotar do samochodw; w tej samej chwili ochroniarze byli przy nim. Jdrek chwyci wyrzutni i opar na ramieniu. Wybra samochd najbliszy Gregoriego i ochroniarzy. Z umiechem pocign za spust. Toni bya w biurze ochrony z Howardem Barrem, rozmylajc nad uporem lana, kiedy nagle Howard zerwa si na rwne nogi. - Cholera! - Wcisn guzik alarmu, po czym pobieg do skadziku broni. Zatkn sobie pistolet za pasek. - Co? - Toni przejrzaa monitory, ale bez szkie kontaktowych nie widziaa zbyt dobrze. - Kto porwa Gregoriego z parkingu! - Howard wypad za drzwi z mieczami i pistoletami. - O Boe. - Toni narzucia na siebie kurtk i upchna do kieszeni paralizator i gar drewnianych kokw. Serce jej omotao. Nadesza pora stawi czoo swoim demonom. Pognaa korytarzem. Wampiry, oczywicie szybsze, chwyciy ju bro od Howarda i wypady na zewntrz. Shanna bya w holu i prbowaa jednoczenie przytrzyma wierccego si Constantine'a i pocieszy Radink. - Nie obchodzi mnie, co powiedzieli, musz tam i! -Radinka pobiega w stron wyjcia. Toni bya pierwsza. - Trzymaj si za mn. - Otworzya drzwi i wypada na dwr.
151

Buum! Eksplozja rozerwaa samochd. W powietrzu fruway kawaki metalu i szka, pomienie i dym strzeliy w nocne niebo. Toni zatrzymaa si jak wryta. Radinka za jej plecami wrzasna. Constantine zacz paka. Toni powoli ruszya przed siebie. W jej uszach brzczao dziwne echo, przez ktre krzyki i pacz dobiegay jakby z daleka; wiedziaa, e powinna porusza si szybciej, ale nogi odmwiy jej posuszestwa. Pali si jeden samochd, ale przy tylu autach zaparkowanych dookoa kolejne eksplozje mogy nastpi lada moment. ar ognia owiewa jej twarz. Kiedy dym si przerzedzi, zobaczya ciaa. Co w niej pko i nagle znw moga biec. - an! - Popdzia przed siebie, zgniatajc butami potuczone szko. Gdzie on jest? - Gregori! - Radinka podbiega do syna i osuna si obok niego. Unis zakrwawion rk do jej twarzy. Toni zachysna si i zacza kaszle, kiedy dym wypeni jej puca. Oczy j pieky, kiedy rozpaczliwie szukaa czerwonozielonego kiltu. - an! Dwign si na kolana i powoli wsta. Po jego nogach pyna krew. - an! - Podbiega do niego i krzykna, kiedy si wyprostowa. Mia pokaleczon i zakrwawion twarz. cisna go kurczowo za ramiona. - Och, an, twoja pikna twarz. - W jego skrze tkwiy mae odamki szka. - Ostronie, pokaleczysz si - szepn. - Wracaj. Tu nie jest bezpiecznie. - Mam to gdzie. - Zdja kawaek szka z jego swetra. - Przepraszam, e byem dla ciebie niegrzeczny - powiedzia. - Wcale nie chc si umawia z nikim innym. - To dobrze. - Jej oczy napeniy si zami. - Obawiam si, e zaczynam by bardzo... samolubna, kiedy chodzi o ciebie. Jego umiech wyglda troch makabrycznie w tej zakrwawionej twarzy. Moesz pomc rannym wej do rodka? Rozejrzaa si dookoa i zobaczya, e wikszo wampirw wstaa i chwyta bro. an schyli si po miecz. - Musz sprawdzi teren. Oni wci mog tu by. - Nie nadajesz si do walki. - To tylko powierzchowne rany. - Poruszy zakrwawionymi palcami i mocniej chwyci rkoje miecza. -Dougal, Phineas, ze mn! Pognali do lasu. Connor wzi Gregoriego na rce i ruszy w stron budynku. Radinka sza obok nich. Roman pomg wsta Howardowi Barrowi.
152

- Mog chodzi. - Howard, z gbokim rozciciem na nodze, pokutyka do wejcia. Shanna podbiega do Romana, wci trzymajc Constantine^ na rkach. Nie liczc paru zadrapa, Roman by cay. - Wracajcie szybko do rodka - rzuci do ony. - Moe by wicej wybuchw. W oddali zawyy syreny. Toni bya ciekawa, jak to wytumacz policji. Rozejrzaa si po parkingu. Lepiej eby nie leay tu miecze i drewniane koki. Dostrzega worek na mieci obok czarnego lexusa. Zajrzaa do rodka. Gry komputerowe? Czyby Gregori przynis to do pracy? Wszystkie byy nowiutkie, nie-rozpakowane. - Ja to wezm. - Dougal zapa worek i mign do drzwi. - Ale... - Toni podskoczya, kiedy an nagle pojawi si obok niej. - O co chodzi z tym workiem zabawek? - O akcj Tajemniczy Mikoaj. - an poprowadzi j w stron drzwi. - Las jest czysty, ale znalelimy miejsce, gdzie si ukrywali. - No - Phineas podbieg do nich - te cholerne tchrze si teleportoway. Toni skrzywia si, widzc krew na twarzy Phineasa. - Obaj potrzebujecie lekarza. - Roman i Laszlo nas poataj - odpar an. Weszli do holu i zobaczyli, e wszyscy id do poczekalni przed sal operacyjn. Toni spojrzaa w korytarz i zobaczya Dougala z workiem gier. Otwiera zamknite na szyfrowy zamek drzwi naprzeciw pokoju Constantine^. - Chod. - an poprowadzi j do poczekalni. Ojciec Andrew modli si z Radinka. Inni siedzieli w milczeniu, kiedy wreszcie dotaro do nich, co si stao. Connor chodzi w t i z powrotem; Constantine poda za nim, naladujc jego krok. Kiedy malec zobaczy Toni, podbieg do niej z wycignitymi rczkami. Wzia go na rce i uciskaa. - Roman i Shanna s w sali operacyjnej z Gregorim -wyjani Connor. - On oberwa najgorzej. - Wyjdzie z tego? - Toni zorientowaa si, e Constantine zamkn oczy i zasypia na jej ramieniu. - Ma sporo gbokich ran i jest poparzony - powiedzia Connor - ale jeli dotrwa do witu, wszystko si zagoi podczas miertelnego snu. Drzwi sali operacyjnej otworzyy si i Roman z Shann wyszli do poczekalni. - Gregoriemu nic nie bdzie - oznajmi Roman i wszyscy odetchnli z ulg. Radinka podbiega do niego. - Mog go zobaczy? Roman skin gow. - Jest przytomny. Laszlo robi mu transfuzj. Kiedy Radinka wesza do sali, Roman podszed do Connora i lana i zniy gos.
153

- Ze wieci. Gregori powiedzia, e Janw przeprowadzi na nim wulkaniczne poczenie umysw, cokolwiek to jest, i Malkontenci wiedz teraz o specyfiku. - W takim razie wiedz te, e jeste jego wynalazc -stwierdzi Connor. - Chc jeszcze dzi w nocy zabra ciebie i twoj rodzin do kryjwki. Roman zmarszczy brwi. - Dobrze. Ale najpierw chc opatrzy rannych i zaatwi spraw z policj. - Policj moe si zaj Howard. Wyruszamy tak szybko, jak to moliwe - zarzdzi Connor. Zwrci si do lana. - Ty tu dowodzisz. - Ale co ze witecznym balem? - spytaa Shanna. Connor wzruszy ramionami. - To nie jest wane. - Oczywicie, e jest - zaprotestowaa Shanna. -Bd tu wszyscy. Musimy to zrobi, Roman. - Bardziej si martwi o wasze bezpieczestwo... - Bdziemy bezpieczni - przerwaa mu Shanna. -Bd Angus i Emma. Jean-Luc, Zoltan, Giacomo, wszyscy si zjawi. Trudno o bezpieczniejsze miejsce. Roman wymieni spojrzenia z Connorem. - Ma racj. Bdziemy tu mie ma armi. - A poza tym nie zgadzam si, eby Malkontenci popsuli nam wita - dodaa Shanna. - Jeli odwoamy bal, bdzie wygldao na to, e si ich boimy. Connor si zawaha. - Mog sprbowa infiltrowa przyjcie. I bd chcieli porwa Romana, bo on wie, jak si robi ten cholerny specyfik. - To bal kostiumowy - powiedziaa Shanna. - Bd mieli problem z rozpoznaniem go. - Twarz jej pojaniaa. - Ju wiem! Mamy sto kostiumw Mikoajw. Wszyscy mczyni mog woy ten sam kostium. To ich zmyli lepiej ni cokolwiek innego. Roman wyszczerzy zby. - Podoba mi si ten pomys. Sto kostiumw Mikoajw? - zdumiaa si Toni. Po co bandzie wampirw kostiumy Mikoajw? Czy to ma jaki zwizek z tym, co an nazwa akcj Tajemniczy Mikoaj? Connor powoli pokiwa gow. - To jest tak szalony pomys, e moe wypali. Ale dzisiaj i tak std znikamy. Wrcimy we wtorek, na bal. - Zgoda. - Roman by w poowie drogi do sali operacyjnej, kiedy Dougal otworzy drzwi poczekalni. - Roman, policja przyjechaa. - Howard si tym zajmie - zdecydowa Connor. -Gdzie on jest?
154

- Laszlo bandaowa mu nog. - Roman zajrza do sali. - Howard, skoczylicie? Policja ju jest. - Id. - Howard przekutyka przez poczekalni i doczy do Dougala w korytarzu. Roman przebieg spojrzeniem po czekajcych wampirach. - Phineas, teraz ty. - Wszed do sali operacyjnej; Phineas ruszy za nim. - Chod, Connor. Obejrz twoje skaleczenia. -Shanna poprowadzia Szkota za mem i Phineasem. - Jeste dentystk, nie lekark - burkn Connor. - Jeli umiem wyrywa zby, to umiem te powyciga szko z twojej twarzy. - Pchna go do rodka i si obejrzaa. - Ty nastpny, an. Toni si skrzywia. - To bdzie zabawne. Radinka wysza z sali umiechnita. - Gregoriemu nic nie bdzie. Daj, wezm maego i poo go spa. - Wzia picego Constantine'a na rce i wysza z poczekalni. - Ty te powinna si przespa - powiedzia an do Toni. - Miaa ciki dzie. - Nie wszystko byo takie ze. - Jej spojrzenie zabdzio na jego usta. Pomidzy koszmarn wizyt w szpitalu a strasznym wybuchem na parkingu by ten cudowny pocaunek. Miaa nadziej, e an domyli si, o czym mwi, bo nie odwaya si wspomnie o tym wprost w sali penej wampirw o nadludzkim suchu. Podszed bliej. - Nie aujesz tego? Ten pierwszy nazwaa bdem. - Byam skoowana. Wci jestem skoowana. -Pokrcia gow. - Nie wiem, co o tym wszystkim myle. I cigle musz z tob porozmawia. To naprawd wane. - Jeste gotowa wyzna tajemnice? - Kiedy ju opatrz ci rany. - Nic mi nie jest. - Rozejrza si po poczekalni. - Ale nie tutaj. Chod. Wyprowadzi j na korytarz.

Rozdzia 17
155

Ian szed korytarzem. - Damska czy mska? - Sucham? - spytaa Toni. - Ktr azienk wolisz? Chciabym si troch umy. - A, damsk, chyba. Jeli nie masz nic przeciwko. Umiechn si. - Jeli tylko bdzie pusta. - Otworzy drzwi do damskiej toalety. - Halo? Toni wesza za nim do rodka i zajrzaa pod drzwi kabin. - W Romatechu jest do pusto w niedziel wieczorem. Tylko par osb, ktre przychodz na msz. - an odkrci kurek i umy rce nad umywalk. Toni staa za nim. - Nie ma ci w lustrze. Widz siebie, jakby ciebie w ogle nie byo. To troch straszne. - Dzikuj. - Zebra wod w donie i chlapn sobie w twarz. Krew spyna krtymi strukami po umywalce. - A teraz sucham twoich sekretw. - Wyrwa kilka papierowych rcznikw z dozownika i przycisn do twarzy. - Ostronie - ostrzega go. - Lepiej, eby nie wepchn tego szka gbiej. - No c, nie widz, co robi. - Wrzuci rczniki do kosza. - Pozwl, ja to zrobi. - Zamoczya kilka rcznikw i zoya je w prowizoryczn myjk. Ostronie otara jego czoo. - Sekrety, pamitasz? - No dobrze. - Wyja kawaek szka z jego wosw i wrzucia do kosza. - Po mierci mojej babci, kiedy miaam trzynacie lat, zostaam odesana do szkoy z internatem w Charleston. I byam nieszczliwa, dopki nie poznaam Sabriny. - Twojej wsplokatorki? - Tak. Ona przysza do szkoy po tym, jak jej rodzice zginli w katastrofie ich maego samolotu. Bya jedynaczk, wic naprawd bya sama. Z pocztku po prostu mylaam, e to fajnie, e jest na wiecie kto bardziej nieszczliwy ode mnie. Ale potem j poznaam i zostaymy przyjacikami. A waciwie bardziej siostrami. - Tak. - an potrafi to zrozumie. Connor i Angus zawsze byli dla niego jak starsi bracia. Toni wyrzucia zakrwawione rczniki do mieci i zrobia nowy zwitek. Zacza ociera policzki lana. - Sabrina i ja wymyliymy sobie plan na przyszo i od lat pracujemy nad jego realizacj. Syszae o tym, jak niektre znane osoby adoptuj dzieci z obcych krajw? - Tak. - My chcemy robi to na wiksz skal. Bdziemy prowadzi dom dziecka, w ktrym maluchy bd kochane, dom bdzie jak rodzina, ktrej same zawsze pragnymy. I bdziemy ratowa dzieci z caego wiata. Ja studiowaam biznes i socjologi,
156

eby mc prowadzi dom, a Sabrina robi magisterium z nauczania, eby poprowadzi szko. A Carlos ma ju dla nas par sierot. Nie tego an si spodziewa. To byo wielkie przedsiwzicie. - Bdziecie potrzebowa mnstwa pienidzy. Toni ostronie umya jego podbrdek. - Rodzice Sabriny zostawili jej ogromny spadek. Osiemdziesit pi milionw. Ian unis brwi. - Ale Bri moe odziedziczy ca sum dopiero, kiedy skoczy studia. Rodzice nie chcieli, eby bya obibokiem z funduszem powierniczym. an powoli skin gow, chocia jego myli pdziy jak szalone. Skoro Toni miaa takie wielkie plany, to co robia tutaj? Czemu pracowaa jako ochroniarz? I z ca pewnoci nie zamierzaa tu zosta. Byoby ogromnie egoistyczne z jego strony, gdyby prbowa j tu zatrzyma, kiedy miaa tak chwalebne plany na przyszo. - Wszystko szo zgodnie z planem do zeszej niedzieli - cigna Toni. - Sabrina zostaa napadnita w Central Parku. Wyldowaa w szpitalu z poamanymi ebrami, sicami i... ladami ugryzie. an gwatownie wcign powietrze. - Malkontenci. - Tak. Bya w histerii, kiedy policja j przesuchiwaa. Twierdzia, e zostaa zaatakowana przez wampiry. - Gupcy. Powinni byli wyczyci jej pami. Toni wytrzeszczya oczy. - Uwaasz, e to, co zrobili, byo w porzdku? - Nie, oczywicie e nie. Ale kady wampir, dobry czy zy, wie, e nie ma nic waniejszego ni zachowanie naszego istnienia w tajemnicy. Toni skrzywia si, wyrzucajc brudne rczniki. Wyja kolejne z dozownika. - Oczyszcz ci kolana. Chciaa uklkn, ale an zacz lewitowa, a jego kolana znalazy si na wysokoci umywalki. - Tak bdzie atwiej. - O! - Spojrzaa na niego w gr. - To jest dziwaczne. - Dzikuj. Wracaj do swojej opowieci. - Tak. - Delikatnie cigna na d jego zakrwawione podkolanwki. - Funduszem powierniczym Sabriny zarzdzaj jej ciotka i wujek. Wujek jest psychiatr i zdia-gnozowa u niej psychoz i urojenia. Wsadzi j na oddzia zamknity. - To ona siedzi w szpitalu Shady Oaks? - Tak. - W oczach Toni bysn gniew. - Wujek chce jej pienidzy, wic zadba o to, eby jej nigdy nie wypuszczono. Carlos i ja pojechalimy j wczoraj odwiedzi. To byo straszne. an opuci si na podog.
157

- To tam bya przed msz? - Teraz rozumia, dlaczego tak atwo daa si ponie emocjom. Toni skina gow. - Nie mog jej zawie tak jak zawiodam babci. Musz j stamtd wydosta. cisn jej rk. - I pomylaa, e bdziesz potrzebowa mojej pomocy? To dlatego przyja prac u nas? - Potrzebuj twojej pomocy, ale to nie cakiem tak byo. Po napaci Sabrina poprosia mnie, ebym znalaza wampiry, ktre j zaatakoway, eby udowodni, e nie miaa uroje. an zesztywnia. - Celowo posza do parku, eby da si zaatakowa? - Nie sdziam, e cokolwiek si stanie, bo nie wierzyam w istnienie wampirw. Ale... - Zostaa brutalnie napadnita - dokoczy zdanie. -Moga zgin, gdyby Connor si nie zjawi. - Uwierz mi, wiem, jak byo gronie. Connor zaoferowa mi wymazanie pamici, ale nie mogam si na to zgodzi, skoro dopiero co dowiedziaam si, e Sabrina miaa racj. Wic wziam t prac, majc nadziej, e zdobd dowd, ktrego potrzebowaa. Iana ogarn chd. - Zamierzaa udowodni, e istniejemy? - Puci jej do. - Zoya przysig, e nigdy nas nie wydasz. - Wiem. - Czy ty nie rozumiesz, jak wane jest zachowanie m naszego istnienia w tajemnicy? Jeli wszyscy si o nas dowiedz, miliony miertelnikw bd chciay naszego unicestwienia. Po ulicach bd kry pogromcy z kokami. Naukowcy bd chcieli przeprowadza na nas eksperymenty, robi nam sekcje. A jeli kiedykolwiek si dowiedz o leczniczych waciwociach naszej krwi, bdziemy cigani jak zwierzta i pozbawiani krwi. Ujawnienie oznacza eksterminacj. Zblada. - Nigdy nie zamierzaam nikogo skrzywdzi. Mylaam, e poka mj dowd psychiatrze albo prawnikowi, ktry zachowa to w tajemnicy. Co jak wasz ojciec Andrew. - To straszne ryzyko. Nie moesz zagwarantowa, e kto bdzie milcza, szczeglnie jeli uzna nas za powane zagroenie dla rodzaju ludzkiego. - Malkontenci s powanym zagroeniem. - Nie moesz zdemaskowa ich, nie demaskujc nas! A my jestemy jedynymi, ktrzy s w stanie ich pokona. Nie mog uwierzy, e tak igraa naszym yciem. -Odszed od niej. - Z pocztku nie rozumiaam, jakie mie s wampiry. Kiedy poznaam was wszystkich, wiedziaam ju, e nie mogabym was skrzywdzi.
158

- Cholernie wielkodusznie z twojej strony. - Ian patrzy na ni ze zmarszczonymi brwiami. - Powinna bya powiedzie mi to na samym pocztku. - Nie wiedziaam, czy mog ci ufa. Potrzebowaam troch czasu, eby ci pozna. an nie wiedzia, co myle. Mia poczucie zdrady. - Ja... musz to przemyle. - Ruszy do drzwi. Posza za nim. - an, musisz wiedzie, e nigdy nie potrafiabym was skrzywdzi. By tak skoowany, e nie wiedzia, co odpowiedzie. - Id spa, Toni. Zobaczymy si jutro. - an, przepraszam. Nie mg znie widoku jej zgnbionej twarzy, wic poszed do poczekalni. Shanna moga go ju przyj. Usiad na stole zabiegowym i duma nad tym wszystkim, kiedy Shanna wycigaa szko z jego twarzy i kolan. W gowie mu si nie miecio, e Toni zamierzaa wyda ich tajemnic. Moe nie rozumiaa, jakie to wane. Ale przecie Connor jej to wyjani. Na jej usprawiedliwienie musia przyzna, e miaa szlachetne intencje. Staraa si ratowa przyjacik, an zrobiby to samo dla swoich przyjaci. Ale planowaa ujawnienie istnienia wampirw. Na sam myl odek podchodzi mu do garda. Kiedy Shanna skoczya, ruszy korytarzem. Toni podpisaa umow, przysiga ich broni. Jak moga planowa zdrad? Ale nie zdradzia ich. Czy mg mie do niej pretensje o jej zamiary, zanim ich bliej poznaa? Po ataku Malkontentw miaa przecie prawo myle, e wszystkie wampiry s ze i trzeba je zdemaskowa. Ale cigna to oszustwo. Sam sobie przysiga, e u jego przyszej towarzyszki nic nie jest waniejsze ni uczciwo i lojalno. Czy dlatego tak bardzo go to frustrowao? Widzia w Toni potencjaln towarzyszk. Bg wiadkiem, e jej pragn. Poda jej do blu. Myla o niej cay czas. Ale czy mg jej ufa? Po godzinie nie doszed do niczego, wic uzna, e potrzebuje rady. Teleportowa si do gabinetu Vandy w Horny Devils. Kiedy ju otrzsna si z szoku na widok jego pokaleczonej twarzy, opowiedzia jej histori Toni. Vanda siedziaa za biurkiem ze zmarszczonym czoem. - Co za maa suka. an zesztywnia. - Nie zasuguje na to. Prbuje ratowa przyjacik, ktra jest w niebezpieczestwie. Vanda uniosa brwi. - Bronisz jej? Mylaam, e jeste na ni wcieky. - Nie jestem wcieky. - Zacz chodzi po gabinecie. - Jestem zdezorientowany. - Dlaczego? Ten problem bardzo atwo rozwiza. Zatrzyma si. - Tak mylisz?
159

- Jasne. Wylej j i wykasuj jej pami. Wtedy nie bdzie stanowi zagroenia i na dobre zniknie z twojego ycia. Zniknie z jego ycia? Ogarna go fala paniki. Jak mgby znie jej utrat? - Ale... co z jej przyjacik? - A kogo to obchodzi? Jest ci winna pienidze czy co? - Jest uwiziona na oddziale zamknitym... - Tak, tak, przez zego wujka. Buu. To tylko jedna dziewczyna. Jedna miertelniczka. A Toni bya gotowa przez ni narazi nas wszystkich na niebezpieczestwo. - Tylko dlatego, e tak bardzo si o ni troszczy - zaprotestowa an. - Nie ona jedna - mrukna Vanda. an spojrza na ni chmurnie. - Dobra, przyznaj. Zaley mi na Toni. Nie bybym taki zdenerwowany, gdyby mi nie zaleao. - Tydzie temu przysigae mi, e chcesz tylko wampirzycy. Mam tu list dwudziestu wampirzyc, sprawdzonych przeze mnie i napalonych na ciebie. Mgby jeszcze dzi zacz si z nimi spotyka. Tydzie temu wydawaoby mu si to wspaniae. Ale teraz w jego yciu bya Toni i wszystko si zmienio. - Nie chc si spotyka z nikim innym. Usu mj profil z tego portalu. - an, ona zamierzaa nas zdradzi. - Ale nie zrobia tego. Nigdy nie zrobia niczego, co mogoby nam zaszkodzi. - Wreszcie w caej peni zrozumia jej trudne pooenie. Chciaa ratowa Sabrin, bo j kochaa. I nie wydaa go, bo zaleao jej na nim. Widzia to wyranie w jej twarzy, kiedy gorczkowo szukaa go na parkingu. Szczerze jej na nim zaleao. Ale jednoczenie nie moga znie myli, e zawiedzie przyjacik. Jej serce pkao na dwie poowy. Wystarczyoby, eby pomg jej uratowa przyjacik. Wtedy nie miaaby ju tego dylematu. Mogaby odda cae serce jemu. A tego pragn najbardziej na wiecie. Chcia, by Toni moga go kocha. To jej pragn najbardziej na wiecie. Toni obudzia si powoli. Dugo nie moga zasn, jakby ogromny ciar przygniata jej pier. an. Stracia lana. Przekrcia si na plecy i zauwaya, e nie jest sama. - an? - Usiada. Lea tu przy niej. Ogarna j ulga. Przecie nie mg si na ni gniewa, skoro pooy si przy niej spa, prawda? Wczoraj w nocy baa si, e koniec z nimi. By taki rozgniewany. Teraz wyglda zupenie spokojnie. Lea na plecach, z rkami zoonymi na brzuchu. Spojrzaa na zegarek na nocnej szafce. sma czterdzieci pi? Nastawia budzik na wp do sidmej. Pewnie go wyczy, zanim si pooy. Znw odwrcia si do niego. Po raz pierwszy, od kiedy go poznaa, nie mia na sobie kiltu. By we flanelowych
160

spodniach od piamy, cho i one byy w czerwono-zielon krat. Umiechna si na ten widok. Spuka z siebie pod prysznicem ca krew i brud. Pochylia si nad nim, eby obejrze skaleczenia na jego twarzy. Ju wyglday o wiele lepiej. Uniosa jego rk. Rany zamkny si i blizny zaczynay znika. Do wschodu soca znw bdzie pikny jak przedtem. Nagle dotaro do niej, e trzyma za rk martwego faceta. I nie pucia. Nawet nie drgna. Dlaczego ju si go nie baa? Spojrzaa w jego twarz. Wci by tym samym dzielnym wojownikiem, ktry popdzi na pomoc Gregoriemu, tym samym troskliwym bohaterem, ktry nalega, eby posza w bezpieczne miejsce, kiedy sam sta zakrwawiony na parkingu, tym samym sodkim mczyzn, ktry caowa j tak namitnie i wzi na siebie ca win za zamanie zasad. Wstaa z ka i posza do azienki. Znalaza licik przyklejony do lustra. Toni, Chc Ci pomc uratowa przyjacik. Prosz, wybacz, e byem dupkiem. Ian Ze miechem przycisna licik do piersi, an zrozumia. Moga mu ufa. A Sabrina zostanie uratowana. Pobiega z powrotem do sypialni. - Dzikuj, an. Dzikuj. Lea bez ruchu. Usiada na ku, umiechajc si do niego. - Nie jeste dupkiem. Jeste cudownym czowiekiem. A ona si w nim zakochiwaa. Poczua dreszcz. Jak moga si nie zakocha? By najdroszym, najmilszym, najbardziej seksownym mczyzn, jakiego znaa. Przygldaa si jego twarzy, a mio wzbieraa w jej sercu. To byo zupenie co innego ni jej dwa poprzednie zwizki. W tamte romanse rzucaa si z desperacj zrodzon z odrzucenia przez matk. Potrzebowaa czu si kochana. Teraz byo inaczej. Nie chciaa zakocha si w anie. Po raz pierwszy nie chodzio o ni i jej potrzeb bycia kochan. Chodzio o lana i jej mio do niego. Stao si to dla niej bolenie jasne, kiedy wybuch samochd i baa si, e go stracia. Dotkna doeczka w jego podbrdku. Nie moga od niego uciec. Uciekaaby od wasnego serca. Wzia prysznic, ubraa si i zostawia lana bezpiecznie zamknitego w srebrnym pokoju. Kiedy na parterze wysza z windy, zaskoczy j widok ludzi. Prawdziwych ludzi. Zaaferowani chodzili w t i z powrotem korytarzem. Wikszo miaa na sobie laboratoryjne kitle. Wszyscy mieli na kieszeniach przypite identyfikatory pracownikw Romatechu. W drodze do biura agencji MacKaya zadzwonia z komrki do Carlosa. - Zgadnij, co si stao, an zgodzi si pomc nam ratowa Sabrin. - To wspaniale! - Carlos zniy gos. - Powiedz mi, menina, co zrobia, eby go przekona? Prychna.
161

- Porozmawiaam z nim. - Daj spokj, musiaa by bardzo... mia. - Carlos, musimy uwolni Bri jak najszybciej. Mylisz, e daoby si dzisiaj wieczorem? - Tak. - Jego gos spowania. - Poczyniem troch planw i przyjad do ciebie po poudniu. - Dobrze. - Toni rozczya si i wesza do pokoju ochrony. Howard siedzia za biurkiem, z zabandaowan nog opart na krzele. - Przepraszam, e zaspaam. - Usiada obok niego. - aden problem. - Machn rk w stron monitorw. - Nic si nie dzieje. Dzienni stranicy sprztaj baagan na parkingu. Toni spojrzaa na monitory pokazujce parking. Laweta odholowywaa wanie spalony samochd. - Co powiedzielicie policji na temat wczorajszego wieczoru? Howard ugryz pczka. - Przywykli ju do zamachw bombowych w Romatechu. Powiedziaem funkcjonariuszowi, e uwzia si na nas grupa wciekych fanatykw, ktrzy sprzeciwiaj si wytwarzaniu syntetycznej krwi. Co mniej wicej jest prawd, jak si tak zastanowi. Tak, trudno byoby znale bardziej wciekych fanatykw ni Malkontenci. Toni spojrzaa w inne monitory. Jeden z nich pokazywa sypialni z kilkoma podwjnymi kami. Leeli na nich Phineas i Dougal, pogreni we nie. Na innym monitorze byto wida srebrny pokj. Och, cudownie. Czy Howard widzia, jak dotykaa twarzy lana? - Czy ochroniarze kompleksu nie uwaaj tego za dziwne, e siedzimy tutaj i podgldamy ludzi, ktrzy pi jak kody? - Oni maj wasne biuro. Trzymaj si z daleka od naszych spraw. - Podsun jej pudeko z ciastkami. - Chcesz pczka? - Jasne. - Wybraa sobie pczka bez polewy i nadzienia. - Co si dziao, kiedy spaam? - Connor zabra Romana, jego rodzin i Radink w bezpieczne miejsce okoo trzeciej nad ranem. Nikt nie wie, dokd. Tak jest lepiej, kiedy takie dranie jak Jdrek mog ci zajrze do mzgu. - Jdrek to ten, co zaatakowa Gregoriego? - Tak. - Howard dojad pczka i obliza palce. Jdrek prbowa te schwyta lana. Toni westchna. Wtpia, by na tym si skoczyo. Howard podsun jej po biurku kartk. - To jest lista rzeczy do zaatwienia przed witecznym balem. Shanna i Radinka byy bardzo zmartwione, e nie mog nam pomc, ale powiedziaem im, eby byy spokojne. Toni przekna ostatni ks pczka. Lista miaa z kilometr. - I to wszystko trzeba zrobi do jutrzejszego wieczoru?

162

- Nie martw si. Wszystkim si ju zajlimy. Daem kopi Toddowi Spencerowi, zastpcy dyrektora produkcyjnego na dziennej zmianie. On wie, co robi. Shanna wydaje witeczny bal co roku, a kadej wiosny odbywa si konferencja wampirw i wiosenny bal. - Todd jest miertelnikiem. Wie o istnieniu wampirw? Howard poruszy si niespokojnie na krzele. - Todd wie o wielu sprawach. Posa ju paru ludzi do ustawiania stow i krzese. - Pierwsze na licie jest ubranie choinki. - Toni przeczytaa na gos. - Nie przypominam sobie, ebym widziaa choink. - Dostarcz j okoo poudnia. - Howard napi si kawy. Toni przebiega list wzrokiem. Dziesitym punktem byo potwierdzenie rezerwacji muzykw. By te numer telefonu. - Zaraz zadzwoni do tego zespou. Howard si rozemia. - Poczekaj do wieczorua. Zesp Wysokie Napicie nie zapali w tej chwili nawet marnej arwki. - To wampiry? - Tak, graj na wszystkich wikszych przyjciach i weselach wampirw. - Howard wsta i pokutyka do drzwi. - Chod. Poka ci sal balow. Po prawej od gwnego holu znajdowao si kilka sal konferencyjnych, porozdzielanych ciankami dziaowymi, ktre dao si skada jak harmonijk. Toni bya zaskoczona wielkoci sali balowej. Tylna ciana skadaa si niemal wycznie z okien, przez ktre byo wida ogrd. Pod oknami sta Todd Spencer, nadzorujcy grup robotnikw, ktrzy konstruowali scen. Howard przedstawi mu Toni. - Mio ci pozna - krzykn Todd, by przebi si przez haas. Ucisn jej rk. - Najwyszy czas, eby MacKay zacz zatrudnia kobiety. Toni rozejrzaa si po wielkim pomieszczeniu, w ktrym byo wielu pracownikw. - Ile osb pracuje tu w cigu dnia? - W tej chwili ponad dwiecie, w czterech rnych dziaach - wyjani Todd. - Badania, produkcja, pakowanie i wysyka. - Mog jako pomc? - spytaa Toni. - Moesz pomc dekorowa sal, jeli masz ochot. -Todd wskaza jej plastikowe kosze pene ozdb i gazi jodowych. Howard pokutyka z powrotem do biura ochrony i monitorw, a Toni spdzia par godzin, rozkadajc obrusy i upinajc girlandy. Zjada szybki lunch w zakadowej stowce i zadzwonia do Shady Oaks. - Chciaabym rozmawia z Sabrina Vanderwerth z oddziau trzeciego. - Podaa jej numer identyfikacyjny. - Obawiam si, e pani nie moe - odpara recepcjonistka. - Jej lekarz prowadzcy wyda cise instrukcje, e pani Vanderwerth nie moe przyjmowa wizyt ani telefonw z zewntrz. Toni si skrzywia. Wujek Joe odkry ich wizyt.
163

- Czy nie mona tego skonsultowa z innym lekarzem? Przecie pacjentom chyba pomaga wiadomo, e jest kto, kto si o nich troszczy. - Decyzja jest ostateczna. - Recepcjonistka si rozczya. - Do diaba. - Toni wrcia do sali balowej i ujrzaa piciometrow choink, ktr wanie dostarczono. Przez kilka godzin pomagaa przy jej ubieraniu, a potem posza do biura MacKaya. - Jak leci? Howard wskaza monitory. - Jeszcze s martwi, ale powinni wsta za jakie dwadziecia minut. Telefon na biurku zabrzcza; Howard podnis suchawk. - Tak? - Sucha przez chwil, po czym zakry mikrofon swoj wielk ap. - To stranik przy gwnej bramie. Kto przyjecha do ciebie. Czarnym jaguarem. - To pewnie Carlos. - Toni ruszya do drzwi. - A na nazwisko? - spyta Howard. - Panterra. - Potwierdzia nazwisko - powiedzia Howard stranikowi przez telefon. - Wpu go. Toni pospiesznie ruszya do gwnego wejcia i wysza na zewntrz w chwili, kiedy Carlos parkowa samochd. Byo chodno, bo soce ju zachodzio, wic roztarta ramiona i podesza do auta. Carlos wysiad. Cay w czerni wyglda jak szpieg. Wskaza wypalone miejsce na placu, otoczone pomaraczowymi pachokami. - Co tu si stao? - Wczoraj w nocy zjawio si kilka wampirw. Wysadzili samochd, poranili par osb. Nic wielkiego. Carlos ze zmarszczonymi brwiami wpatrywa si w osmalone miejsce. - Chcesz powiedzie, e twoje wampiry nie yj w zgodzie z innymi wampirami? - Moje wampiry to s te dobre, ktre pij z butelek. Ze nazywaj si Malkontenci. To oni zaatakowali mnie i Sabrin. Nienawidz moich pracodawcw. Carlos spojrza na ni z niepokojem. - Toni, wdepna w jak wojn. Zadraa. - Wiem. - Jeste zmarznita. Wejdmy do rodka. - Otworzy baganik, wyj laptopa i dugi zwj biaego papieru. -Przywiozem plany, ebymy mogli wszystko omwi. Robimy to dzisiaj wieczorem, tak? - Tak. - A przynajmniej miaa nadziej, e an zgodzi si to zrobi dzisiaj wieczorem. Carlos wskaza ortalionow torb. - Spakowaem par ciuchw i buty dla Sabriny. Mam te kawaek liny i tam hydrauliczn, tak na wszelki wypadek.
164

- Dobrze. - Znw przemkno jej przez gow pytanie, czy Carlos nie jest kim wicej ni tylko studentem antropologii. Zamkn baganik i poszed za ni do wejcia. - Jeste tu bezpieczna? - Tak sdz. Wampiry czuj si tu na tyle pewnie, e jutro wieczorem wydaj wielki bal witeczny. - Impreza w obliczu zagroenia? Chyba mi si podobaj te twoje wampiry. - Carlos wyszczerzy si w umiechu i otworzy drzwi. Wszed i jego umiech znikn natychmiast. Zacz wszy z dziwnie czujn min. -Ostronie. - Wycign rk, eby zatrzyma Toni. - Co si stao? - Niebezpieczestwo - szepn.

Rozdzia 18
Carlos.- Toni wyjrzaa spoza jego szerokich ramion. -Tu jest wszystko w porzdku. - Kto to jest? - szepn, wskazujc ruchem gowy potnego mczyzn po drugiej stronie holu. - To mj przeoony, Howard - odszepna Toni. Howard nagle zesztywnia! i odwrci si przodem do nich. Jego nozdrza zaopotay, kiedy spojrza na Carlosa. Ruszy w ich stron. - Pan jest Carlos? - Tak. - Carlos uwanie obserwowa Howarda. - Howard Barr. Moemy zamieni sowo na osobnoci? - Wskaza biuro ochrony. Carlos kiwn gow i ruszy za nim korytarzem. Co jest grane? Toni powoli podesza kawaek dalej, by mc widzie, jak dwaj mczyni wchodz do pokoju. Czy Howard by gejem? Chocia mogaby przysic, e ci dwaj patrzyli na siebie raczej z nieufnoci ni z zachwytem. Podesza korytarzem pod drzwi. Rany, nie miaa zamiaru pcha im si tam bez uprzedzenia. Jej uwag na chwil odwrci tajemniczy, zamknity na klucz pokj naprzeciw pokoju Constantine'a. Poruszya gak, ale bez efektu. Po chwili drzwi biura ochrony si otworzyy. Wyszed z niego Carlos, z lekko skonsternowan min. - Wszystko w porzdku? - spytaa Toni. - Tak. - Podszed do niej ze swoim laptopem i rulonem papieru. - Wydarzyo si przed chwil co bardzo dziwnego. Toni skrzywia si. - Nie musisz mi mwi. - Howard zaproponowa mi prac.
165

- Co? Pracowaby jako stranik, jak ja? Carlos kiwn gow. - Tak si skada, e posiadam pewne... umiejtnoci, ktre s wysoko cenione przez firm MacKaya. - Sztuki waki? - To te. - Carlos przeczesa doni swoje dugie, czarne wosy. - Uprzedziem Howarda, e straszny ze mnie powsinoga, ale powiedzia, e na caym wiecie maj klientw, ktrzy potrzebuj ochrony, i mgbym si przenosi z miejsca na miejsce. - Powiedzia ci o wampirach? - szepna Toni. - Nie, nazwa ich klientami. Zastanowi si nad tym. Pensja jest wietna, a ja mam due wydatki. - To prawda. - Toni wiedziaa, e Carlos wspiera kilka sierot w Brazylii. To bya jedna z pierwszych rzeczy, ktre przycigny do niego j i Sabrin. Paci te za swoje studia i wyprawy badawcze do Ameryki Poudniowej i Malezji. Howard jest fajnym szefem. Kiedy by obroc w zawodowej lidze futbolowej, ale jest sodki jak pluszowy mi. Carlos spojrza na ni bystro. - Tak, zauwayem. Wic gdzie moemy omwi nasz akcj? Toni poprowadzia go korytarzem, a zauwaya drzwi z napisem Sala konferencyjna". Zajrzaa do rodka i zapalia wiato. - Tu bdzie dobrze. Carlos wszed do sali i od razu zabra si do roboty. Odpali laptopa i rozwin arkusz papieru. - Narysowaem plan Shady Oaks, eby an wiedzia dokadnie, dokd si teleportowa. - Postuka palcem w prostokt opisany jako oddzia trzeci. Toni pochylia si, eby przestudiowa schemat. - Ten plan jest bardzo dobry. - Carlos byby wietnym nabytkiem dla firmy MacKay Usugi Ochroniarskie i Detektywistyczne. - Menina, wiem, e podpuszczaem ci w sprawie lana, ale zastanawiam si, czy wizanie si z nim to dobra decyzja. Nie zrozum mnie le, to miy go, ale jest wampirem. - Nie ugryzby mnie. - Toni zaczerwienia si na wspomnienie cudownego pocaunku. - W kadym razie nie po to, eby pi moj krew. Carlos zmarszczy brwi. - Kiedy ju uwolnimy Sabrin, powinna rzuci t prac i zapomnie, e wampiry w ogle istniej. - To by byo niegrzeczne, nie sdzisz? Wykorzysta lana ze wzgldu na jego nadludzkie zdolnoci, a potem powiedzie mu adios. I jak moesz mi mwi, ebym rzucia prac, skoro sam zamierzasz tu pracowa? - Ty masz plany z Sabrina. Ja nie mam. I prawda jest taka, e an nie jest taki jak ty. Wzia si pod boki.
166

- Dziwi ci si, Carlos. Spodziewaabym si, e akurat ty bdziesz bardziej wyrozumiay i tolerancyjny. - Jestem tolerancyjny dla wszystkiego, co chce robi ze sob dwoje ludzi, ale on nie do koca jest czowiekiem. - Jest bardziej ludzki ni ktokolwiek, kogo znam. I kocham go. - Znasz go ledwie tydzie. - I przez ten czas cholernie duo si wydarzyo. - Toni przycisna do do serca. - Staj si inn osob. Czuj, e nareszcie dorastam, staj si kim, kto jest samodzielny, silny i godny. Nie jestem ju skrzywdzonym dzieckiem. I podoba mi si to, co si ze mn dzieje. Nie zrezygnuj z tego. - Skoro tak, to dobrze. - Carlos dotkn jej ramienia. - Bardzo si ciesz twoim szczciem.

- Soce zaszo. Pjd po Iana. - Okej. I przebierz si. W czarne ciuchy. - Carlos podszed do laptopa. - Daj mi swoj komrk. - Po co? - Wyja telefon z kieszeni spodni. - Bo potrzebujesz nowego dzwonka. - Wzi aparat. -Mio nie jest ju dla ciebie polem bitwy. - Tylko ustaw mi co adnego - rzucia ostrzegawczym tonem i posza szuka lana. By w srebrnym pokoju, cigle jeszcze w piamie. Koczy niadanie. Umiechna si do niego szeroko. - Przeczytaam twj licik. Dzikuj, e nam pomagasz. - Pogrzebaa w walizce i znalaza czarne bojwki. -Carlos chce, ebymy si ubrali na czarno. an unis brwi. - Robimy to dzisiaj? ; - Tak. Nie masz nic przeciwko? - Nie. - an odstawi pust butelk do zlewu. -Powinienem tu by przez wikszo nocy, na wypadek gdyby Jdrek czego prbowa, ale teleportowanie twojej przyjaciki nie zajmie nam chyba duo czasu. ! Toni znalaza czarn koszulk, ale na nieszczcie miaa na przodzie wielki, biay napis: Zwariowaam czy i co?" Pokazaa j anowi. f - Idealny strj na wamanie do szpitala psychiatrycz- | nego. i Rozemia si. - Trzeba si odpowiednio ubiera na kad okazj. - \ Jego twarz spowaniaa. - Przepraszam za to, jak zareago- '', waem wczoraj. - Nie masz za co przeprasza. To ja popeniam bd, w ogle rozwaajc wydanie waszej tajemnicy. Jego oczy bysny ciepo.
167

- Zadajesz sobie bardzo duo trudu, eby pomc przyjacice. Przeya brutalny napad, przyja prac u nieumarych, a teraz przygotowujesz si do wamania. Taka lojalno jest bardzo rzadka. Jej oczy zaszy mg, serce wezbrao mioci. - Mwisz mi takie cudowne rzeczy. - Dziki niemu zdaa sobie spraw, jak wartociowym jest czowiekiem. Spojrza na kamer, po czym ruchem gowy wskaza azienk. - Chcesz si przebra? - Tak. - Toni wzia swoje czarne ciuchy i popdzia do azienki. Krzykna cicho, kiedy an skoczy za ni i zamkn drzwi. - Co...? Wzi j w ramiona i przycisn usta do jej ust. Upucia rzeczy na podog i roztopia si w jego pocaunku. Zacz ssa jej doln warg, a potem obsypa causami jej szyj. - Potrzebujesz pomocy przy rozbieraniu? - Ty draniu. - Wsuna palce w jego mikkie wosy. Wycign jej granatow koszulk polo ze spodni i wsun pod ni donie. - Pragn ci. - Rozejrza si po malekiej azience czerwonymi, poncymi oczami. - To jest... wyzwanie. - an. - Pooya donie na jego policzkach. - Nie mamy teraz na to czasu. A ja nie chc, eby to by szybki numerek w azience. Jego usta wygiy si w umiechu. - To nie jest zbyt romantyczne, co? Umiechna si szeroko. - Uwaam, e jeste bardzo romantyczny, ale Carlos czeka na grze i mamy zadanie do wykonania. - Rozumiem. - Pocaowa j szybko w usta i wyszed z azienki. Przebraa si. Po wyjciu zastaa go w kuchni; wciga wanie przez gow czarny sweter. Na nogach mia czarne spodnie i wyglda nieprzyzwoicie seksownie. O mao nie zawoaa go z powrotem do azienki na szybki numerek. - Chodmy. - Zapaa kurtk i pojechaa z anem wind na parter. - Przygotowywalimy dzisiaj sal balow na t wielk imprez. Kiwn gow. - Phineas powiedzia, e nauczy mnie bardziej nowoczesnych tacw, ebym mg z tob zataczy. Znam tylko menueta, walca i kilka kontredansw. Umiechna si do niego, kiedy wychodzili z windy. - Chcesz ze mn zataczy? - Tak. Phineas powiedzia, e musz umie buja biodrami i jamowa. Rozemiaa si.
168

- Bdziesz taczy hip-hop w kilcie? - Tak waciwie to bd mia na sobie kostium Mikoaja, podobnie jak dziewidziesiciu dziewiciu pozostaych facetw. - Po co wam tyle kostiumw? - Wskazaa zamknity pokj naprzeciwko gabinetu dentystycznego. - O co chodzi z tym tajemniczym Mikoajem? - Gdybym ci powiedzia, przestaoby by tajemniczo. Pacna go w rami. - Ja ci zdradziam moje tajemnice. - Nie wszystkie. Cigle nie wiem, jak brzmi twoje pene imi. - Nie widz powodu, by to ujawnia w tej chwili. - Nie moe by a takie ze. Ja jestem an David MacPhie. - To bardzo adne imi. Nietrudno si do niego przyzna. - Otworzya drzwi do sali konferencyjnej. - No, jestemy. Carlos wszystko zaplanowa. - Wol raczej sam wszystko planowa. - Wszed do rodka ze zmarszczonymi brwiami. - Dobry wieczr, Carlos. - Cze, an. Fajne spodnie. Uwielbiam skr. Masz tu swj telefon, Toni. Wsuna komrk do kieszeni spodni, an obejrza plan Shady Oaks. - To jest trzeci oddzia. - Carlos wskaza palcem. -Tutaj trzymaj Sabrin. Przy drzwiach wejciowych siedzi stranik, ale zauwayem, e jest wejcie od tyu, tutaj. Mylisz, e dasz rad si tam teleportowa niezauwaony? an spojrza na niego obojtnie. - Teleportowaem si do Langley i nie wykryto mnie. Carlos unis brew. - Wic uznaj to za odpowied twierdzc. Toni stumia umiech. Miaa nadziej, e ci dwaj nie zaczn si licytowa, kto ma wiksze ego. an skin gow. - Dam rad. - Poczekam na was w samochodzie. Mog zaparkowa tutaj albo tutaj. - Carlos wskaza parking od frontu i tyln bram subow. - Lepiej na parkingu - powiedzia an. - Bdzie mniej podejrzanie. - Te prawda. an posa mu spojrzenie z ukosa. - Robie ju wczeniej takie rzeczy. Carlos zwin plan. - Moje badania rzucay mnie w rne dziwne miejsca i sytuacje. - Jakiego rodzaju badania? - Pierwotnych kultur, gwnie w Ameryce Poudniowej i poudniowo-wschodniej Azji. - Podszed do laptopa. 169

T tras zawioz nas do hotelu. To niepozorny hotelik w Queens, zapaciem z gry gotwk, an przez chwil przyglda si mapie. - Wyglda w porzdku. Musz dopilnowa tutaj jeszcze paru rzeczy, wic pojedcie na miejsce. Toni zadzwoni do mnie i teleportuj si do was. - Dobra. - Carlos zamkn laptopa. - Do dziea. Pod Shady Oaks Carlos zaparkowa jaguara w ciemnym kcie. Toni zadzwonia do lana, ktry zmaterializowa si obok niej na parkingu. - Id z tob - oznajmia. - Nie. Nie mog teleportowa dwch osb jednoczenie. Co za uparciuch. - Wic zrobisz dwie rundki. Carlos wysiad zza kierownicy. - Co si dzieje? - Toni chce si narazi na niebezpieczestwo - mrukn an. - Musisz mnie wzi ze sob - nalegaa Toni. - Niby jak poznasz Sabrin? - Spodziewam si, e moe mi si przedstawi. Toni spojrzaa na niego z irytacj. - Moe spa. A jeli nawet nie, moe zacz krzycze i podnie alarm. Jeli tam bd, uspokoj j. - Zdaje si, e Toni ma racj - powiedzia Carlos. Toni posaa mu umiech wdzicznoci. an zacisn szczki. - W porzdku. - atwiej ci bdzie podej od wschodu - zasugerowa Carlos. - Poradz sobie - warkn! an. - Chod, Toni. Ruszya obok niego przez parking w stron wschodniego skrzyda szpitala. - Carlos tylko chce pomc. Naprawd troszczy si o Sabrin. - I ciebie. Zastanawiaa si, czy by zazdrosny. - Jestemy po prostu dobrymi przyjacimi. - Nie chciaem by zrzd - mrukn an. - Po prostu przywykem robi takie rzeczy sam. - Dlaczego? Milcza, idc wzdu muru od wschodu. Wreszcie odezwa si: - Nigdy nie chciaem pracowa z reszt chopakw, bo traktowali mnie jak dziecko.
170

- Och. Przepraszam. To musiao by strasznie frustrujce, tak dugo wyglda jak pitnastolatek. - Prawie piset lat. - Spojrza na ni. - Ciesz si, e nie znaa mnie w tamtej postaci. Zawsze widziaa we mnie mczyzn, ktrym czuem si przez te wszystkie lata. - Jeste wspaniaym mczyzn, an. Wzi j za rk. - Och, twoje biedne paluszki przemarzy. - Chwyci jej do midzy swoje donie. - To db, na ktry wspina si Carlos. - Wskazaa drzewo woln rk. - Dziedziniec jest za tym murem. Puci jej rk. - Zajrz tam. Zamrugaa, kiedy zaczt si unosi do szczytu muru. - W porzdku. Chod. - Wycign do niej lew rk. - Ja nie umiem... - Urwaa, kiedy opad dwa metry w d. Chwyci j za rk i pocign w ramiona, po czym znw unis si do szczytu muru. Zarzucia mu rce na szyj. Jego zby bysny biel w ciemnoci. - Nie musisz mnie dusi, skarbie. Nie upuszcz ci. - Przepraszam. - Sprbowaa si rozluni. - Nie jestem przyzwyczajona lewitowa dwa metry nad ziemi. - To jest trzeci oddzia, tak? - Wskaza palcem. Zmruya oczy, eby zobaczy drug stron sabo owietlonego dziedzica. - Tak. - an bez wtpienia widzia duo lepiej ni ona. - Widzisz to zacienione miejsce na prawo od budyku? Blisko tylnego wejcia. Najpierw teleportujemy si tam. - Okej. - Przygotowaa si w duchu. Wessaa j dezorientujca ciemno; zachwiaa si, kiedy jej stopy wyldoway na twardym gruncie. - Spokojnie. - Poprowadzi j do tylnych drzwi. Oczywicie byy zamknite, ale przez ich okienko widzieli brzydki korytarz z drzwiami po obu stronach. Drzwi byty pootwierane, z niektrych wiato padao na byszczce linoleum podogi. Korytarzem przesza pielgniarka w biaych sportowych butach. - sma godzina! Gasimy wiato! wiata zgasy; teraz korytarz owietlao tylko kilka nocnych lamp. Pielgniarka posza sobie, prawdopodobnie do dyurki przy wejciu. - To pewnie sypialnie - szepn an. Przycign j do siebie. - Idziemy.
171

Ciemno znw zawirowaa wok niej i nagle znalaza si z anem w korytarzu. Powietrze byo tu gorce i duszne. Toni zaja si lew stron korytarza, an praw. Szli po cichu, sprawdzajc nazwiska na tabliczkach koo drzwi. Cztery drzwi dalej Toni dostrzega nazwisko: Vander-werth Sabrina. Kiwna na lana i wlizgnli si do ciemnego pokoju. Ledwie dostrzegaa podwjne ko na podwyszeniu. Nie byo tu adnych szaf czy komd, tylko otwarte pki, jak regay na ksiki. adnego miejsca, gdzie mona by cokolwiek schowa. adnych lamp, adnych luster. Pod gadkim kocem leao skulone ciao. Jasne wosy Sabriny poyskiway sabo na poduszce. Toni schylia si nad ni. - Bri, syszysz mnie? - Dotkna jej ramienia. Bri jkna. - Daj mi spokj, ty zboku. - Sabrina, to ja, Toni. - Toni? - Przekrcia si na plecy. - Nie moesz by Toni. - Mog i jestem. Przyszam ci std wydosta. Sabrina potara oczy. - To tylko sen. Mam urojenia. - Nie masz adnych uroje. - Toni chwycia jej do i ucisna. - To naprawd ja. A teraz chod. Spadamy std. Bri usiada z trudem. - Jestem troch zaspana. Moesz wrci rano? - Nie, idziemy teraz. - Toni zrozumiaa, e jej przyjacika jest zbyt napana, eby jasno myle. Znalaza jej kapcie pod kiem i wsuna jej na stopy. - To za dugo trwa - szepn an. - Bierz j i lecimy. Bri zmruya oczy, wpatrujc si w ciemn posta. - A ty kim jeste? - To mj przyjaciel - wyjania Toni. - an. Pomoe ci std uciec. Bri zachichotaa. - Uciec? Std si nie da uciec. - Nie tak gono, bagam - szepn an. Wychyli si za drzwi, eby sprawdzi korytarz. - Szybko. Sysz czyje kroki. - On tak uroczo mwi - szepna Bri. - Jest Szkotem. - Toni podcigna Bri na nogi i poprowadzia do drzwi. - an wemie najpierw ciebie, a potem wrci po mnie. Bri spojrzaa na tylne drzwi. - Nie moemy tdy wyj. Te drzwi s zamknite.
172

- an ci std wydostanie. - Toni zdja kurtk i woya j na Bri. - Na dworze jest zimno. - Sabrina, masz goci? - Mody chopak szed w ich stron, szurajc kapciami. Jego piama z Batmanem bya sprana do szaroci, ale nietoperz na piersi wci poyskiwa zotem. - Cze, Teddy - odpara Bri. an jkn. - Uciekam - oznajmia Bri i zachichotaa, an podszed do Toni i szepn: - Postaraj si, eby by cicho. Kiedy po ciebie wrc, wykasuj mu pami. - Okej. - Toni zapia kurtk na Bri. - Nie bj si. anowi mona ufa. Sabrina drgna, kiedy an otoczy rk jej ramiona. - Co ty ro... Zniknli oboje. Teddy zachysn si ze zdumienia. - O rany! - Nie tak gono - szepna Toni. - Mog to wyjani. - On jest superbohaterem! - wykrzykn Teddy. -Uratowa j dziki swoim supermocom! - Teddy, znowu wstae z ka? - hukn z daleka mski gos. - O kurcz, to Bradley - mrukn Teddy. - Nie musiabym azi po korytarzu, gdyby nie by takim... Toni chwycia Teddy'ego za ramiona. - Nie mw mu, e Sabrina ucieka. Rozumiesz? Zamruga. - Okej. Toni wbiega do pokoju Sabriny, wlaza do ka i przykrya si po uszy. - Teddy, dlaczego nie leysz w ku? - Gos Bradleya zabrzmia bliej. - Bo... bo widziaem superbohatera! By tu, a potem puf! Znikn. - Jeste zdrowo walnity - mrukn Bradley. - Wracaj do pokoju. - Nie jestem wariatem - wymamrota Teddy. Jego szurajce kroki oddaliy si. Toni odetchna z ulg. Nie wydao si, e Sabrina ucieka. Znieruchomiaa, kiedy usyszaa jaki dwik. Czyby an ju wrci? Skra zacza j mrowi, wszystkie zmysy byy w pogotowiu. Co tu byo nie tak. Do ka zbliyy si kroki. Toni zacisna powieki. - Sabrina - szepn Bradley i pogaska j po wosach. Zemdlio j. Boe, miaa ochot wyskoczy z ka i wbi mu pi w gardo. Ale nie miaa. Nie mg si zorientowa, e Bri ucieka. Musiaa kupi troch czasu, eby da anowi szans na oddalenie si od szpitala. Przekna lin. Czy to dlatego przedtem Bri nazwaa j zbokiem? Bradley musia j obmacywa ju wczeniej, kiedy bya oszoomiona po lekach.
173

- Sabrina - szepn znowu Bradley. Rozleg si guchy huk i przygnit j jaki ciar. Toni byskawicznie wyskoczya z ka, byle dalej od ciaa Bradleya. Lea rozcignity na kocu, nieprzytomny. Obok niego sta Teddy z grub ksik w rkach. - Nie lubi go. To zy czowiek. - Dzikuj, Teddy. Umiechn si z zaenowaniem. - Nie braem lekw. Wiedziaem, e musz pilnowa tego zboczeca. an pojawi si w pokoju i jego spojrzenie pado na nieprzytomnego pielgniarza. - Co si stao? - Duga historia - odpara Toni. - Ale Teddy uratowa mnie przed molestowaniem. an podszed do Bradleya. - Ten czowiek wykorzystywa pacjentki? - Prbowa - odpar Teddy. - Dlatego kr po korytarzu. - Dra. - Ian pooy do na gowie Bradleya. - No. Bdzie spa do rana. Niech si potem tumaczy, co robi w ku Sabriny. - Super - szepn Teddy. - Masz zajefajne supermoce, stary. Jak ci na imi? - Ian. Teddy zmarszczy brwi. - Kole, musisz sobie wymyli lepsze imi. I potrzebujesz peleryny. an rozemia si. - Takiej jak nosz wampiry? Gdzie tak mam. To by byo nieze, stary, an podszed do Teddy'ego. Musz ci wykasowa pami. Teddy si odsun. Nie. To jest najfajniejsza rzecz, jaka mi si przydarzya od wiekw. Chc to pamita. an. - Toni spojrzaa na niego bagalnie. Rozumiaa, co czuje Teddy. Ona te nie chciaa traci wspomnie. Toni, on wie, e pomoglimy uciec Sabrinie. Wecie mnie ze sob - rzuci bagalnie Teddy. Nie. - Ian pokrci gow.

174

- Serio, stary. Jeli mnie ze sob zabierzecie, nie bd mg nikomu powiedzie, co zrobilicie. I tak bym nie powiedzia, ale mogliby mnie zahipnotyzowa czy co. Tak naprawd nie jestem wariatem. Miaem tylko depresj, bo nic dobrego nie czekao mnie w yciu, ale z wami mgbym by naprawd szczliwy. an si zawaha. - Kiedy ju poznasz nasze tajemnice, nie bdzie odwrotu. - Super. an zmarszczy brwi. - Musisz rozumie, e przyczenie si do nas jest niebezpieczne. Jestemy w stanie wojny z bardzo gronymi wrogami. Teddy potrzsn pici. - Super! an popatrzy pytajco na Toni. Wzruszya ramionami. - Teddy, czy ty wiesz, co robisz? - Nie jestem gupi - burkn. - Byem szefem wydziau matematyki w Akademii witego Bartomieja. - Jeste nauczycielem? - spyta an. - Tak. - Teddy zerkn na nich podejrzliwie. - Czy to znaczy, e nie jestem do fajny, eby buja si z superbo-haterami? - Prawd mwic, myl, e wanie kogo takiego potrzebujemy. - an kiwn na niego. - Chod. - Super. - Teddy wyszed za nim do korytarza. - Czy teraz laserowy promie zabierze nas na macierzysty statek? Toni wyjrzaa za drzwi i zobaczya, e si teleportuj. Bya ciekawa, dlaczego lana zainteresowao nauczycielskie przygotowanie Teddy'ego. Cho Teddy z pewnoci mia dobre referencje, wydawa si troch oderwany od rzeczywistoci. Ale nie chciaa na si szuka wad w kim, kto uratowa j przed zboczonym pielgniarzem. I Bradley pad na ko na skos. Pocigna go, eby ] uoy go bardziej prosto. I Zauwaya rzeczy Bri na otwartych plkach. Dwie j zmiany ubrania i zapasowa piama. Wkadajc kurtk Bri, dostrzega kilka sztuk bielizny na pce. Spojrzaa na Bradleya w przypywie natchnienia. I Zapaa majteczki Bri i upchna je w do pielgniarza. 1 Potem wzia jeden z biustonoszy i zapia mu na gowie ' jak czepek. Niech to sprbuje wytumaczy rano. i an wpad do pokoju. - Teddy jest chyba troch rozczarowany, e siedzi w samochodzie, a nie w statku kosmicznym. - Zerkn na pielgniarza. - Interesujce. - Mnie si podoba. - Toni zebraa reszt rzeczy Bri. -Idziemy? an si umiechn. - Z tob nigdy nie mona si nudzi, Toni. -Teleportowa si z ni na parking.
175

Toni otworzya drzwi jaguara i zajrzaa do rodka. Teddy siedzia wcinity obok Sabriny na malekim tylnym siedzeniu. Opieraa si o niego; jej powieki byy cikie od lekw. - Bri, Carlos zawiezie ci do hotelu, gdzie bdziesz moga odpocz - powiedziaa jej Toni. Bri zamrugaa i spojrzaa na ni. - Mylaam, e jestem w ku. Jak si tu dostaam? - Nic ci nie bdzie - zapewnia j Toni. - Musisz tylko troch odpocz. Przyjd do ciebie jutro. - Nie. - Bri usiada z trudem. - Nie zostawiaj mnie. -Skrzywia si paczliwie. - Ja chyba wariuj. Nie wiem, jak si tu znalazam. Toni westchna z rezygnacj. - No dobrze. Pojad z tob. Jedn chwileczk. - Musimy si pospieszy, menina - ostrzeg j Carlos. an dotkn jej ramienia. - Nie ma sprawy. Jed z przyjacik. Moesz do mnie pniej zadzwoni; teleportuj si do ciebie i zabior ci do Romatechu. Obja go i ucaowaa. - Jak ja ci si odwdzicz? Jego usta drgny. - Ju ja co wymyl. Do zobaczenia pniej. -Odsun si i znikn. Toni wsiada do jaguara. - Jedziemy. - Ty caowaa tego faceta, Toni? - spytaa Sabrina. - Jasne, e caowaa - odpar Teddy. - Kady superbo-hater ma dziewczyn. Jdrek siedzia przy biurku, wpatrujc si w zdjcie Romana Draganestiego i jego rodziny. Jak facet mg by tak genialny i tak gupi jednoczenie? Jego specyfik pozwalajcy nie spa w dzie by fantastyczny. Ale e ten idiota uywa go, eby mc pilnowa dziecka? Gdyby mia cho troch oleju w gowie, daby specyfik swoim szkockim zbirom, eby spdzali dni na zabijaniu wrogw spoczywajcych bezradnie w trumnach i kach. To si mogo wydarzy. Jdrek cign dwa razy wicej dziennych stranikw. Ale cho chopcy z rosyjskiej mafii byli twardzielami, wola na nich nie polega, jeli chodzio o bezpieczestwo. Tak naprawd potrzebowa tego cholernego specyfiku. Wtedy mgby spdzi par dni na zabijaniu klanu Draganestiego. Przekartkowa stosik zdj, rozkoszujc si myl o przebijaniu ich wszystkich kokami. MacKaya i jego ony. Buchanana i lana MacPhie. - Mistrzu? - Jurij wszed do gabinetu ze Stanisawem. -Chciae nas widzie?
176

- Musimy zaplanowa kolejny ruch - oznajmi Jdrek. - Oni wydaj witeczny bal jutro wieczorem w Romatechu - podsun Stanisaw. Jdrek pokrci gow. - Zbyt przewidywalne. - Jego do znieruchomiaa na zdjciu czarnego wampira. - Pamitasz o nim? - Tak - odpar Stanisaw. - Phineas, zdrajca. Jdrek unis brew. - Nie zabie go jeszcze? Stanisaw gono przekn lin. - Zabij, panie. - Lepiej to zrb. - Jdrek znw zacz przeglda zdjcia. Zatrzyma si na jasnowosej miertelniczce. Widzia j wczoraj wieczorem, po wybuchu samochodu. Biega przez parking, woajc imi lana. Ziemia bya zasana rannymi, ale ona leciaa prosto do niego. - Wic co robimy dalej? - spyta Jurij. Jdrek pogaska palcem zdjcie dziewczyny. - Dokadnie wiem, co robi.

Rozdzia 19
W e wtorek wieczorem Toni wesza do sali balowej penej witych Mikoajw. Tace ju si zaczy i kilku Mikoajw wirowao po parkiecie w walcu ze swoimi partnerkami. Kostiumy kobiet byy bardziej zrnicowane. Kilka, przebranych za Panie Mikoajowe, miao na sobie dugie spdnice, biae fartuszki i biae, falbaniaste czepki na srebrnych perukach. Inne panie miay na sobie kostiumy przypominajce kreacje Rockettes z okazji witecznej rewii. Toni przyjrzaa si uwaniej. Dwie Rockettes stojce koo rzeby z lodu wyglday na facetw. Ruszya w stron stou z prawdziwym jedzeniem. O ile wiedziaa, na bal zaproszono tylko miertelnikw, ktrzy wiedzieli o wampirach. Pozostali pracownicy Romatechu mieli przyjcie wczeniej, po poudniu. Rozejrzaa si po sali, szukajc lana, ale wszyscy Mikoaje byli do siebie podobni. Mieli nawet poduchy pod czerwonymi kaftanami, imitujce brzuchy. Spod czerwonych czapek wystaway obfite, biae peruki i sztuczne brody. Jedynym odstpstwem od normy byo kilku Mikoajw z mieczami - na wypadek, gdyby Malkontenci pojawili si bez zaproszenia. Nawet Toni miaa kilka drewnianych kokw za paskiem.
177

Zauwaya Mikoaja, ktry troch rni si od pozostaych. By ze trzydzieci centymetrw niszy i nerwowo bawi si czarnymi guzikami kaftana. To musia by Laszlo, naukowiec, ktry pomaga w sali operacyjnej i przynis worek zabawek do tajemniczego pokoju. Przy stole miertelnikw siedziay Pani Mikoajowa i maa dziewczynka; podjaday z talerzy sery i owoce. Kobieta umiechna si do Toni i wycigna rk. - Cze. Jestem Heather Echarpe, a to moja creczka Bethany. - Jestem Toni. - Ucisna do Heather i umiechna si do dziewczynki. - Jaka pikna sukienka. - Mj nowy tatu mi uszy. - Buzia Bethany rozpromienia si; maa wskazaa co palcem. - Popatrz, mamo, tam jest Constantine. Mog do niego i? - Jasne, skarbie. - Heather spojrzaa ciepo na Tina, ktry wyglda jak miniaturowy Mikoaj bez brody. Bethany pocigna Constantine'a na parkiet, midzy nogami walcujcych dorosych, ktrzy jakim cudem unikali wpadania na nich. Tino i Bethany dotarli na sam rodek, gdzie zaczli podskakiwa i chichota. Toni wrzucia sobie winogrono do ust. - Wic to ty jeste t Heather, ktra wysza za sawnego projektanta mody. - Tak. - Heather si umiechna. - Jean-Luc gdzie tu jest. Zagubiony w morzu Mikoajw. - Tak, nie sposb stwierdzi, kto jest kim. Heather ugryza truskawk. - Pewnie tak jest lepiej. Kady Malkontent, ktry wpadby tutaj, kompletnie by zgupia. - Podesza bliej do Toni. - Mam nadziej, e si nie pogniewasz, ale Shanna opowiadaa mi o tobie. - Tak? Heather si umiechna. - Nie martw si, mwia same dobre rzeczy. Chciaam ci tylko powiedzie, e an to wietny facet i mam nadziej, e wam si uoy. - Ale... my ze sob nie chodzimy, nic z tych rzeczy. Pracuj tutaj, wic nie moemy by razem. To wbrew zasadom. - A od kiedy to mio przestrzega zasad? - Heather ciszya gos. - an by w Teksasie, kiedy zay specyfik, eby dorosn. Tak strasznie cierpia, e nie mogam na to patrze. Bagaam go, eby przesta, ale wiesz, co powiedzia? - Co? Heather zwilgotniay oczy. - Powiedzia, e znalezienie prawdziwej mioci jest warte kadego blu. Toni serce si cisno. - Pjd go poszuka. Wybacz, e ci zostawi. - Ruszya przez sal.
178

Zesp zagra co bardziej wspczesnego i zauwaya na parkiecie Mikoaja taczcego disco. Gregori, pomylaa z umiechem. Ju doszed do siebie. Troch spnia si na bal, bo zbyt wiele czasu spdzia w srebrnym pokoju, bawic si z wosami i makijaem. Chciaa dobrze wyglda dla lana. Pooya si pno, bo musiaa si upewni, e Sabrina sobie poradzi, zanim an teleportowa j z powrotem do Romatechu. Bya tak zmczona, e posza prosto do ka. Dzisiaj dwa razy dzwonia do hotelu. Carlos powiedzia jej, e Bri pi przez wikszo czasu, a Teddy oglda telewizj. Miaa nadziej, e zobaczy si jutro z Bri, ale na razie bardzo chciaa zobaczy lana. Przez cay dzie jej serce byo lekkie i przepenione radoci. Nie moga si doczeka, kiedy go zobaczy. Bardzo aowaa, e nie moe si ubra troch bardziej seksownie. Shanna upara si, eby woya akurat ten kostium. Podesza do grupki Mikoajw pogronych w rozmowie. Zauwayli j i si umiechnli. Szybko spojrzaa wszystkim w oczy. Nie byo tu lana. - Przepraszam. - Odsuna si. - Bellissima, nie uciekaj. - Wampir-Mikoaj o byszczcych brzowych oczach wzi j za rk. - Pozwl, e si przedstawi. Jestem Giacomo di Venezia. Mw mi Jack, jak inni moi anglojzyczni przyjaciele. - Jestem Toni Davis. Ucaowa jej do. - Bellissima, to ty jeste kobiet, ktr zatrudni Connor? Nie powiedzia mi, e jeste bogini. - Zwrci si do reszty mczyzn. - Jest zjawiskowa, nieprawda? - Zawstydzasz j, Jack - powiedzia drugi Mikoaj ze szkockim akcentem. - Witamy w firmie. Jestem Robby MacKay. Toni ucisna mu rk. - Jeste krewnym Angusa? - Tak, ale on jest o wiele, wiele starszy ode mnie - odpar Robby z umiechem. - Witam pani. - Trzeci wampir z grupki wycign rk. Jego oczy miay ksztat migdaw, a akcent by bardziej twardy. Jestem Zoltan Czakvar z Budapesztu. - Och. - Ucisna jego do. - A ja jestem Hun Attyla. Mczyni si rozemiali. - Zataczysz ze mn, Attylo? - spyta Zoltan. - Moe pniej. Teraz... kogo szukam. - Ach. - Jack pokiwa gow. -Amore. Obawiam si, e jej serce jest zajte, Zoltan. Zoltan zoy jej ukon.
179

- Wic bdziemy mie nadziej, e on jest ciebie wart. - Okej. - Toni umiechna si, zostawiajc trzech panw. W wampirach pci mskiej stanowczo byo co, co chwytao za serce. Podesza do kolejnej grupki, ale aden nie wyglda znajomo. Nagle dostrzega kogo, kogo atwo byo rozpozna. By jedynym czarnoskrym Mikoajem w sali. Pi krew z kieliszka do wina z jakim drugim Mikoajem. - Phineas. - Uniosa rk. - Cze, cukiereczku. - Przybi jej pitk i stukn pici o jej pi. - Co tam? W drugim Mikoaju rozpoznaa Dougala. - Cze, Dougal. Widzielicie gdzie lana? Nie mog go znale. - Ostatnio widziaem go przy stole z napojami - powiedzia Dougal. - Pi bleer. Phineas obrzuci wzrokiem kostium Toni. - Dziewczyno, za co ty jeste przebrana? Wygldasz jak panienka Wesoego Zielonego Olbrzyma. Toni zacisna zby. - Jestem elfem. Dougal si rozemia. - wietny z ciebie elf. - Dziki - mrukna Toni. Phineas parskn. - Wic mieszkasz pod choink i pieczesz ciastka? Co masz dla mnie w piecyku? - Puci do niej oczko. Pacna go w rami. - Poszczuj na ciebie Wielkiego Zielonego Olbrzyma. Odesza, jeszcze bardziej wcieka na swj idiotyczny kostium. Miaa czerwone pirko w gupim kapelutku i dzwoneczki na zielonych papciach, ktre robiy haas przy kadym kroku. Pomylaa, e jeli jeszcze kto zacznie si z niej namiewa, przebije go kokiem. Okrya parkiet. Muzyka zmienia si, zesp gra wspczesnego przy-tulaca. Zauwaya Heather taczc z Mikoajem, zapewne swoim mem, Jeanem-Lukiem. I Shann, taczc z innym Mikoajem, zapewne Romanem. Kiedy podesza do szwedzkiego baru dla wampirw, zobaczya, e dwie podejrzane Rockettes rozmawiaj z jeszcze jednym Mikoajem. Jedna z nich przycisna do do piersi Mikoaja. Jej paznokcie byy pomalowane na jaskraw czerwie. - Mj Boe, popatrz na siebie. Ale ty urose! Toni si skrzywia. Gos Rockette z ca pewnoci by mski.
180

- Nasz sodki chopczyk - powiedziaa druga. -Cakiem dorosy i jaki przystojny. - Pomachaa rkami przed twarz. - Chyba si rozpacz. - Nie wa si, Tootsie - rzucia ostrzegawczo pierwsza Rockette. - Jeli zaczniesz paka, ja si kompletnie rozklej, a nie cierpi pyncego tuszu. Prawda, e to okropne, Ian? - A skd mam wiedzie - burkn. Zauway Toni i odetchn z ulg. - Toni, szukaem ci. - O rany. - Rockette o imieniu Tootsie obejrzaa Toni od stp do gw. - Czyby nasz may an znalaz sobie dziewczyn? an przycign Toni do siebie. - Toni, pozwl, e ci przedstawi Tootsie i Scarlett. Teleportoway si tu z Nowego Orleanu. Toni umiechna si uprzejmie. - Bardzo mi mio. Scarlett przycisna do do piersi. - Boe, czy ona nie jest liczna? Czerwone wargi Tootsie zadray. - Wygldaj razem tak sodko. Nic nie poradz, zaraz si rozpacz! Scarlett si obruszya. - Tylko ebym ja przez ciebie nie zacza, an wycofa si, cignc za sob Toni. - Wybaczcie, ale obiecaem Toni, e z ni zatacz. Scarlett westchna. - To takie urocze. - I romantyczne. - Tootsie ocieraa oczy koronkow chusteczk. an odprowadzi Toni kawaek dalej. Obejrzaa si; Tootsie i Scarlett wci patrzyy za nimi ze zami w oczach. - Chyba ci bardzo lubi. - S bardzo przylepne. - an obj j w talii. -Dzikuj, e mnie uratowaa. Opara donie na jego ramionach i dopasowaa si do jego krokw, kiedy zacz buja si lekko. - Gdzie je poznae? - W Nowym Orleanie, par lat temu. Prowadziem ledztwo dla jednego wampira z amnezj. - Naprawd? I dowiedziae si, kim byt? an kiwn gow. - Kowbojem, ktry mia kochank. Toni si rozemiaa. - Mwi powanie. - an wyszczerzy si w umiechu, a jego biaa broda zadrgaa. - A kim ty jeste? - Elfem, i nie wa si ze mnie nabija. - artujesz? Zaraz zwariuj przez te czerwone rajtuzy.
181

Walna pici w jego sztuczny brzuch, sterczcy nad paskiem. - A tamto to te wypenienie czy tak si cieszysz na mj widok? Jego broda znw zadrgaa. - A to co? - Dotkn drewnianych kokw za jej paskiem. - Zamierzasz ich uy na mnie? - Moe. Jeli Mikoaj nie da mi pod choink tego, czego chc. - A czego chcesz? O mao nie powiedziaa ciebie", ale si zawahaa. - To tajemnica. - Kolejna tajemnica? - Jego bkitne oczy zalniy. -Powiesz mi kiedy, jak masz na imi? Wzruszya ramionami. - Moe nigdy. - Ale ja musz wiedzie. Robi sobie list. Nie wiem, pod jaki adres dostarczy prezent. Rozemiaa si. - Powiedz mi, Toni. - Przycign j bliej. - Bya grzeczna czy nie? Ogarna j fala ciepa. Tak bardzo pragna tego faceta. Obja go rkami za szyj. On cisn j mocniej. Spojrzaa mu w oczy i nagle temperatura wzrosa o par stopni. - Moe byoby zabawnie by przez chwil niegrzeczn. W jego oczach bysna czerwona powiata. - Moglibymy pj w jakie ustronne miejsce. Nikt nie zauway, e w sali jest o jednego Mikoaja mniej. Toni oblizaa wargi. Myl, eby zerwa z niego brod i pocaowa go, bya bardzo kuszca. - Oczy ci czerwieniej. - A twoje serce bije szybciej. - Pochyli si bliziutko, a jego biaa broda poaskotaa j w policzek. - Mam ochot cign z ciebie te czerwone rajtuzki. - Mogabym ci pozwoli - zaartowaa. - Jeli mi dasz to, czego potrzebuj. Jego oczy zabysy gbsz czerwieni. - Skarbie, ja mam to, czego potrzebujesz. Wyszczerzya zby. - No wic, potrzebuj kilku odpowiedzi. Mam do ciebie par pyta. - Mj ulubiony kolor to zielony. Jak twoje oczy. - Nie o to chciaam spyta. - Pogadzia domi jego pier. - Ale to mogoby ci si opaci. Jeli odpowiesz, mog... co zdj. Unis brwi.
182

- Teraz jeste niegrzeczna. - Oczywicie ty musiaby si zgodzi na te same warunki. Jeli odpowiem na twoje pytanie, to ty co zdejmiesz. - Zgoda. - Rozejrza si. - Wyjdziemy osobno. Spotkamy si w korytarzu za trzy minuty. - I odszed, zostawiajc j sam na parkiecie. Toni wrcia do stou z przekskami dla miertelnych. Serce omotao jej w uszach. Boe, na co ona si zgodzia? Chciaa wiedzie par rzeczy, ale rozbieranie si, eby uzyska odpowiedzi, mogo si atwo wymkn spod kontroli. I dobrze. Umiechna si do siebie. Pragna go. On pragn jej. Nie dao si nie zauway tego czerwonego bysku w jego oczach. Kilka razy odetchna gboko, eby si uspokoi, i wypia troch ponczu. Ktem oka zobaczya Mikoaja wychodzcego z sali balowej. Oprnia szklank i spacerkiem ruszya do wyjcia. Posza korytarzem w kierunku kaplicy. Gdzie on si podzia? Drzwi po prawej uchyliy si; wystrzelia z nich rka w czerwonym, aksamitnym rkawie i chwycia j. Toni krzykna cicho i rozemiaa si, kiedy Mikoaj wcign j do ciemnego pokoju. Zatrzasn drzwi i przycisn j do nich. - Lepiej, eby by anem. - I jestem. - Musn twarz jej szyj. - cigaj t brod. Chc ci pocaowa. Rozemia si. - Wymagajca jeste. - Zamkn drzwi na klucz i poprowadzi j dalej. Bya to sala konferencyjna z dugim stoem, otoczonym tuzinem krzese, an nie zapali lamp, wic jedyne wiato pochodzio z czerwonego znaczka wyjcie" nad drzwiami i latar na parkingu za wielkim oknem. - Pada nieg. - Toni przesza wzdu stou. - Nie powinnimy zasoni aluzji? - To weneckie lustro. Z zewntrz nic nie wida. -Usiad na krzele w poowie stou. - Wic jak brzmi twoje pene imi? - Znowu to? Czy to naprawd takie wane? - Jestem ciekaw tylko dlatego, e nie chcesz mi powiedzie. - Okej, okej. - Przysiada na stole obok niego i opara jedn stop na porczy jego krzesa. - Ale to bdzie warte dwie sztuki odziey. Obj doni jej kostk. - Zgoda. Odchylia si do tyu i opara na rkach. - Wiem tylko tyle, ile powiedziaa mi babcia, wic moja wiedza na temat tych wydarze nie jest zbyt szczegowa. Ot, moja matka, majc siedemnacie lat, chciaa wyj za kierowc rajdowego. Pojechaa na wycigi Daytona 500, eby znale
183

odpowiedniego kandydata i dopada w warsztacie jakiego gocia w kombinezonie. Troch si wkurzya, kiedy po fakcie okazao si, e by tylko mechanikiem, a jeszcze bardziej, kiedy si okazao, e zasza w ci. an pokrci gow. - Twoja matka nie przestaje mnie zdumiewa. - I chyba potrzebowaa czego, co by jej przypominao, eby wicej nie popeni tak gupiego bdu, bo nazwaa mnie na cze toru wycigowego, gdzie zostaam poczta. - Masz na imi Daytona Piset? - Nie. - Spojrzaa na niego ze zoci. - Daytona. Czy to nie jest wystarczajco upokarzajce? Prosz ci, nie mw nikomu. Jego biaa broda zadrgaa. - Daytona Davis. Podoba mi si. - Waciwie Daytona Lynn Davis. To taka poudniowa tradycja. A teraz wio, Mikoaju. cigaj dwie rzeczy. Zdj czapk z doczepion peruk. - To jedno. - W lady czapki posza broda. - I drugie. - Rzuci je na st. - Twoja kolej. - O co chodzi z Tajemniczym Mikoajem? I co wy chowacie za zamknitymi drzwiami naprzeciw pokoju Constantine'a? Znw oplt palcami jej kostk. - To byy dwa pytania. - Ale s ze sob powizane, prawda? - O, to ju trzecie. Trcia go stop i dzwonek na jej papciu zabrzcza. - Po prostu odpowiedz na pytanie. Umiechn si. - Roman rozpocz akcj Tajemniczy Mikoaj w 1950 roku, kiedy zosta przywdc klanu. Kilka wampirw w caym kraju pracuje na nocnych zmianach na poczcie, przy sortowaniu listw. Co roku zbieraj listy zaadresowane do witego Mikoaja i gromadzimy zabawki. A w Wigili cz wampirw przebiera si za Mikoajw i dostarcza prezenty, midzy innymi do domw dziecka i schronisk dla samotnych matek. Toni siedziaa przez chwil w milczeniu, przyswajajc t informacj. Jakiego jeszcze dowodu potrzebowaa, by wiedzie, e te wampiry s szlachetne i dobre? - To wspaniaa sprawa. - Dzikuj. - Wcign jej stopy na swoje kolana i zdj jeden z zielonych butw. - I bardzo lubimy to robi. - Zdj drugi but. Zadzwoniy, kiedy rzuci je na st. - Chcesz powiedzie, e jeste jednym z Mikoajw?
184

- Tak. Robi to, od kiedy zatrudniem si tu w 1955 roku. - Zsun z jej stopy jedn puchat, czerwon skarpetk. - Teraz s nas setki. - Zdj jej drug skarpetk. - Co ty robisz? - Odpowiedziaem na twoje pytania. - Rzuci skarpetki na st. - Dwa pytania. - Ale zdje ze mnie cztery rzeczy. - Nie. Skarpetki i buty licz si parami. - Wzi w donie jedn z jej stp i zacz masowa. Jak moga si kci, kiedy to byo takie przyjemne? - Okej. Zadaj swoje nastpne pytanie. Siedzia tak, w milczeniu gaszczc jej stop i si zastanawiajc. - Chcesz mie dzieci? To j zaskoczyo. - Tak. Zdj pas i miecz i pooy na stole obok kupki ciuchw. - I tyle? - spytaa. - Jeden marny pasek? - To byo dla ciebie atwe pytanie. - A ty chcesz mie dzieci? - Wiedziaa, e dla niego odpowied nie bdzie atwa. Nigdy nie mgby mie dzieci, gdyby oeni si z wampirzyc. - Gdybym mia mie dzieci, byyby dla mnie prawdziwym bogosawiestwem. - To troch wymijajca odpowied. Ale i tak mia. -Rozpia swj brzowy, skrzany pasek i drewniane koki zaklekotay na stole. an wsta i zmit koki na podog. - Troch ci drani, co? - Owszem. - Zdj z jej gowy kapelusik z pirkiem i rzuci go na kupk ubra. - Co robisz? - Zadaa pytanie, a ja odpowiedziaem. Prawd mwic, wanie odpowiedziaem na kolejne. - Pocign za sznurwki jej zielonego kaftana. - Przesta. - Pacna go po rkach. - Te pytania si nie licz. To bya normalna rozmowa. A teraz prosz, zadaj oficjalne pytanie. - Dobrze. - Usiad z powrotem na krzele i wpatrzy si w ni uwanie. - Czego najbardziej pragniesz w yciu? - To powane pytanie. Za t odpowied bdziesz musia zdj pi rzeczy. - Cztery.
185

- Dobra, cztery. Ale ja wybior, ktre. Umiechn si. - Zgoda. Czego chciaa najbardziej na wiecie? - Co rano zaczynam dzie od czterech afirmacji. Chyba mona powiedzie, e to one s tym, czego najbardziej pragn. Czy te w co najmocniej wierz. Pierwsza jest taka, e zasuguj na szczcie. - O tak, zasugujesz. Zsuna si ze stou. - cigam ci buty. - Zdja je jednym szarpniciem i umiechna si, widzc jego kraciaste skarpetki. Takie szkockie. - A druga afirmacja? - spyta. - e osign swoje cele. Skin gow. - Twoje cele s bardzo szlachetne. Rozpia jego czerwony kaftan. - cigaj to, Mikoaju. Rzuci kaftan na st razem z jakiem udajcym brzuch. - Mw dalej. - Numer trzy, to e nadam swojemu yciu znaczenie. - To bardzo wane. Dlatego walcz z Malkontentami. -Wsta, kiedy pocigna jego biay podkoszulek. Zdj go przez gow i rzuci na bok. Spojrzaa na jego nag pier. Na plam czarnych, krconych wosw, na twarde minie piersiowe, na szecio-pak na brzuchu. Czerwone, aksamitne spodnie byy zwizane w pasie biaym sznurkiem. Chwycia jego koniec i pocigna delikatnie. - A czwarta afirmacja? Spojrzaa mu w twarz. - W t zawsze najtrudniej byo mi uwierzy. - I najtrudniej si do niej przyzna. Oczy zapieky j od ez. - Ze jestem warta mioci. - Dziewczyno. - Przygadzi do tyu jej wosy. - Nigdy nie spotkaem nikogo, kto byby bardziej wart mioci od ciebie. - Ian. - Dotkna jego twarzy. - Ja to samo myl o tobie. Wzi j w ramiona i pocaowa. Odwzajemnia jego pocaunek z ca namitnoci, ktra narastaa w niej od kilku dni. Przechyli gow i wdar si jzykiem w jej usta. Toni zmiky kolana. W tym pocaunku by taki gd. Jej pragnienie stao si jeszcze bardziej desperackie, gorczkowe. Przejechaa zgitymi palcami po jego gadkich nagich plecach. - Chc ci. - Masz mnie. - Zebra jej elfi kamizelk w garcie i pocign do gry, przez jej gow. Czerwona koszulka z dugimi rkawami byskawicznie posza w jej lady. Zanim Toni zdya opuci rce, miaa ju rozpity stanik.
186

- Szybki jeste. - Zgadza si. - Rzuci stanik na bok. - Tak jak ty, zamierzam osign swoje cele. - Chwyci w do jej pier. Sutki jej stwardniay pod spojrzeniem jego poncych, czerwonych oczu. Zacisna uda. - A jaki jest twj cel? - eby jczaa z rozkoszy. - Potar kciukiem twardy sutek i rzeczywicie jkna. - eby draa i krzyczaa. -Pochyli si i wzi sutek w usta. Zacz ssa, drani go jzykiem, a potem delikatnie pocign wargami. Zadraa i odchylia si do tyu w jego ramionach. - Chc si rozkoszowa twoim smakiem. - Zaj si drugim sutkiem. Przez mg zmysowej przyjemnoci dotaro do niej, co powiedzia. Torturowa jej sutek jzykiem. Czy nastpne bd ky? - Chcesz mnie ugry? Unis gow i spojrza na ni z wymwk. - Nie robi tego dla poywienia. - Ale powiedziae, e chcesz si rokoszowa moim smakiem. Jego usta drgny. - Miaem na myli seks oralny. Masz co przeciwko, ebym ci caowa i ssa? Przekna lin. - Nie, absolutnie nic. Wsun palce pod gumk jej czerwonych rajtuz i powoli cign je na d. - I nie bdziesz si wstydzi, kiedy zrobisz si caa soczysta i dojdziesz mi na twarzy? - Nie - pisna. Umiechn si, kiedy jego donie przewdroway po jej tyeczku, cigajc legginsy coraz niej. - Niegrzeczna dziewczynka, nie masz nic pod spodem. - Nauczyam si tego od ciebie. - Przecigna domi po jego bicepsach, po ramionach, po piersi. - Jeste najpikniejszym facetem wiata. Prychn. Jej rajtuzy byy cignite do poowy ud; chwyci j w pasie, posadzi na stole i zdj je. - Od wielu dni marzyem, eby dotyka twoich ng. -Unis je i opar jej kostki na swoich ramionach. - S takie dugie i zociste, ucaowane socem. - Wsun donie midzy jej uda i odwrci gow, eby pocaowa ydk. Toni wiercia si, coraz mocniej i mocniej, czujc powolne, pulsujce pragnienie midzy nogami. On wdrowa coraz wyej, coraz bliej celu, caujc wntrze uda. Czerwony blask jego oczu budzi w niej dreszcze. Boe, ale go pragna. - Prosz ci. - Pooya si na plecach. Obja nogami jego szyj, eby przycign lana bliej. Kiedy pogaska palcami jej brzuch, zadraa. - Na wszystkich witych, czuj twj zapach. Jest taki sodki. Nie mog si oprze, eby ci nie posmakowa.
187

Jego sowa obudziy w niej pierwotne pragnienie, zrobia si jeszcze bardziej mokra. I gotowa. Rozsuna przed nim uda. Jego oczy zapony czerwono. Przecign palcami po loczkach midzy jej nogami i pochyli si do przodu. - Chc widzie twoj twarz, kiedy ci dotkn po raz pierwszy. Wpatrzya si w jego czerwone oczy i gwatownie chwycia powietrze, kiedy jego palce wsuny si midzy jej nogi. Zadraa, kiedy zacz delikatnie pieci. Zobaczya bysk biaych zbw, kiedy si umiechn. - Jeste taka mokra. - Wsun w ni palec. - I taka ciepa. - Tak. - Napara na jego do. - Och, biedna dziewuszka. - Poruszy palcem w jej wntrzu. - Taka spragniona. Koniecznie trzeba si tob zaj. - Drug rk zacz pieci echtaczk. Pisna. Wszed gbiej. Wbia palce w st. - Prosz ci, pospiesz si. Zabra rk. - Dobrze, nastpnym razem bdzie powoli. - Usiad na krzele i podjecha z nim do stou. Chwyci j za poladki i przycign j do swojej twarzy. - Wanie to, skarbie, nazywam smakowaniem. -Rzuci si na ni, przecigajc jzykiem po rozpalonej skrze, sondujc, smakujc, lic. Toni zacza si wierci, ale j przytrzyma. Oczy miaa zamknite, dyszaa. Pogaska jej echtaczk i zacz delikatnie ssa. Jkna. Jej nogi zesztywniay. Liza j kolistymi ruchami. Krzykna. Orgazm pozbawi j tchu. - Och, Toni. - an wsta i pocign sznurek czerwonych spodni. - Umr, jeli nie bd ci mia. Nagle znieruchomia. - O co chodzi? - Usiada z trudem. Draa. - Jasna cholera - mrukn. - Alarm si wczy.

Rozdzia 20
Ian zakl jeszcze raz, wkadajc kaftan. Z wampiryczn prdkoci pozapina guziki i wcign buty. Co za cholerny brak wyczucia czasu. Kusioby go, by pozwoli, eby Angus czy Connor si tym zajli, ale alarm uruchomio telepatyczne woanie o pomoc Phineasa. an uczy modego wampira fechtowa. Musia by przy nim, choby nie wiadomo jak pragn Toni. Boe, ale jej pragn.
188

Schylaa si, eby woy swoje czerwone legginsy. Jej dugie, jasne wosy opady do przodu, czciowo skrywajc jej zaczerwienion twarz. Wyprostowaa si i odrzucia wosy do tyu, wiercc tyeczkiem, eby nacign legginsy na biodra. Na wszystkich witych, nigdy nie sdzi, e ubieranie si moe by seksowne. - Jasna cholera - szepn. - Jest le? - Porwaa stanik z podogi. - O tak. Wrcz bolenie. Jestem twardy jak skaa i zaraz eksploduj. - Przypasa miecz. Zatrzymaa si z na wp woonym stanikiem. - Ja pytaam o atak. Wyjrza przez okno wychodzce na parking. Wci pada nieg, widoczno bya fatalna. - Sysz ich na zewntrz. Widocznie Phineas robi obchd. Zaoy brod, peruk i czapk. - Zosta tutaj. Wrc najszybciej jak si da. - Ale powinnam pomc. To moja praca. - Woya czerwon koszulk. - Zosta tutaj - powtrzy. - Jest tu wystarczajco duo wampirw, eby si tym zaj. - Uwaasz, e nie jestem do silna, eby pokona Malkontenta, tak? - Szczerze mwic, wolabym tego nie sprawdza. -Teleportowa si na parking i zobaczy lady w niegu, w miejscu, gdzie inne wampiry przebiegy przez pyt i zagbiy si w las. Usysza w oddali brzk mieczy. Wycign swj i mign w stron dwiku. Kiedy wszed do lasu, padajcy nieg zrzednia, bo korony drzew chwytay patki nad ziemi. Dostrzeg na polanie tuzin Mikoajw. Stali nieruchomo; ich czapki i barki byy ju lekko przyprszone niegiem. Wikszo z nich tworzya krg wok pary walczcej w pojedynku. Phineasa i Malkontenta ubranego na czarno. Okrali si powoli. Dwch Mikoajw przytrzymywao pod drzewem drugiego Malkontenta, celujc mieczami w jego serce, an doczy do krgu. - Co si stao? - szepn do wampira po prawej. - Phineas robi obchd po lesie - odpar Mikoaj i an rozpozna gos Robby'ego MacKaya. - Skoczyo na niego dwch Malkontentw, wic wezwa wsparcie. Usyszelimy alarm i przybieglimy. Zadwiczay miecze, kiedy Malkontent rzuci si na Phineasa. Phineas odparowa atak i zmusi przeciwnika, by si cofn. - Zapalimy jednego. - Robby wskaza Malkontenta pod drzewem. - Drugi wyzwa Phineasa na pojedynek i chopak przyj wyzwanie. an uwanie obserwowa pojedynek, oceniajc umiejtnoci obu walczcych. Wygldao na to, e siy s wyrwnane, cho u Rosjanina an wyczuwa wiksz desperacj. - Chodmy std, Stanisaw! - krzykn schwytany Malkontent. - Wynomy si std do wszystkich diabw!
189

- Jak tylko zobacz, e zaczynasz si teleportowa, przeszyj ci serce - ostrzeg jeden z jego stranikw, an rozpozna francuski akcent. Jean-Luc Echarpe. - Do diaba z tym - burkn drugi. By to Angus. -Nadziejmy tego drania i miejmy to z gowy. - Jestem nieuzbrojony! - krzykn schwytany. - Bye uzbrojony dwie minuty temu, zanim rzucie miecz - odpar Angus. - Posuchaj, Jurij. Tak, nie rb takiej zdziwionej miny, wiem, kim jeste. To tylko kwestia gospodarowania czasem. Jeli nie zabijemy ci teraz, wrcisz tutaj i bdziemy musieli zrobi to pniej. Wic moim zdaniem lepiej ci zarn od razu. Oszczdzimy mnstwo czasu. Jean-Luc si rozemia. - Spodziewasz si, e ci przyzna racj? - Jeli jestecie tacy dobrzy i szlachetni, jak twierdzicie - powiedzia Jurij - to nie zabijecie nieuzbrojonego winia. - Och, nie cierpi, kiedy to mwi - burkn Angus. Jean-Luc przycisn koniec miecza do garda Jurija. - Nie bd tchrzem, Jurij. Podnie bro i zaatwimy to jak mczyni. - Teraz go wystraszye - zauway Angus. - Zdaje si, e zla si w spodnie. - Nieprawda! - zaprotestowa Jurij. - Stanisaw, uciekam bez ciebie. Stanisaw by zajty Phineasem. Obydwaj kryli powoli w praw stron na ugitych nogach, z mieczami w gotowoci. - Stan, ziomalu, zaraz ci uziemi - powiedzia cicho Phineas. - Dlaczego to robisz? Zawsze miaem ci za przyzwoitego gocia. Bye jedynym Rosjaninem, z ktrym byem w stanie gada. - Oszukae mnie, draniu. - Stanisaw polizgn si w niegu, ale szybko odzyska rwnowag. - Podstpem wycigne ode mnie, gdzie jest Katia. - To bya wredna sucz, Stan. Nie zorientowae si, e jeste po zej stronie? Zapisae si do tych zych. - Zdrajca! - Stanisaw skoczy do przodu, dziko wymachujc mieczem. Phineas blokowa kady cios. Stanisaw cofn si, ciko dyszc. Phineas zacz go okra. - Nie wyjdziesz z tego ywy, Stan. - Lemy std! - krzykn Jurij. - Nie mog! - Stanisaw otar pot z czoa. - Jdrek mnie zabije, jeli ja nie zabij Phineasa. - Wdepne po szyj w gwno. - Phineas zaatakowa i mistrzowskim uderzeniem wytrci miecz z rki Stan. Stanisaw si cofn. Phineas przecign czubkiem miecza po jego piersi. - Na moje oko to masz trzy wyjcia. Moesz zgin z mojej rki, z rki Jdrka albo moesz si przyczy do nas. - Zaraz, chwila. - Angus podszed do nich. - Szczerze wtpi, ebymy mogli kiedykolwiek zaufa temu draniowi. Stanisaw znikn, an odwrci si i zobaczy, e Jurij te si teleportowa.
190

- Merde - mrukn Jean-Luc. Angus westchn. - No trudno. - Poklepa Phineasa po plecach. -Dobrze si spisae, chopcze. Phineas schowa miecz. - Powinienem by go zabi, kiedy miaem szans. Tylko e... - Nie chciae? - spyta Angus. - To wanie czyni ci jednym z nas, chopcze. Zabijamy, kiedy musimy, ale nie delektujemy si tym. - Ale on po prostu wrci - powiedzia Phineas. Angus obj go ramieniem. - Zawsze s ze wampiry, trawione dz zabijania. Przeyem ponad piset lat i to si nigdy nie zmienio. I jeli czego si nauczyem przez te lata, to tego, e z zabijaniem nigdy nie naley si spieszy. - To prawda - odezwa si Connor. - Zabijesz jednego, a nastpnej nocy zjawia si dwch. Zimno tu - stwierdzi Roman. - Wracajmy na bal. Mikoaje wrcili na parking, an schowa miecz do pochwy. Robby pochyli si do niego i szepn: - Lepiej zmyj z siebie jej zapach, zanim Connor albo Angus ci zwsz. - Ruszy szybciej, eby doczy do reszty. an si skrzywi. Odczeka, a pozostali Mikoaje wejd do budynku, a potem mign do srebrnego pokoju. Wzi byskawiczny prysznic i si przebra. Pogna w stron schodw. Kiedy usysza za sob brzdknicie, obejrza si. Z otwartej windy wysza Toni. - Toni. - Podszed do niej. To tak go posuchaa i zostaa w sali konferencyjnej. Odwrcia si na picie. - an. Co ty tu robisz? Mylaam, e jeste z Phineasem. - Byem, ale... a co ty robisz na dole? ciszya gos. - Wyszam do holu, eby si dowiedzie, co si dzieje, kiedy Emma MacKay szepna mi, e powinnam si gdzie zaszy na cay wieczr. To ona szefa, wic nie chciaam z ni dyskutowa, ale odniosam wraenie, e wie, co robiam... - Wampiry maj bardzo dobry wch. Ja dostaem podobne ostrzeenie. Podesza do niego. - Potrafi wywcha, e my... no wiesz? - Owszem potrafi. Niestety, kilka innych osb te to zauwayo. - O rany - mrukna. - Czy tu nie mona mie odrobiny prywatnoci? an wyszczerzy zby. - Masz tak ochot wskoczy ze mn do ka?
191

- Cicho. - Obejrzaa si na korytarz. - Nie chc, eby mia kopoty. I nie chc wylecie z pracy. A ju na pewno nie chc straci wspomnie po tym, co... no wiesz. - Chodzi ci o to, jak umazala sob moj twarz? Skrzywia si. - Nie powinnimy o tym rozmawia. - Znw si obejrzaa. - Jestemy sami, skarbie. Przyjrzaa si sufitowi. - Ale tu gdzie s kamery. - Tak. I tylko dlatego nie trzymam ci jeszcze w ramionach. Wanie wziem zimny prysznic i nie pomogo. - Och, an - westchna. - Nie wiem, dokd moglibymy pj. We wszystkich sypialniach s kamery. - Co wymyl. Bdzie atwiej, kiedy Connor zabierze Romana do kryjwki. A Jean-Luc urzdza przyjcie w Teksasie, wic wielu goci teleportuje si tam pniej. - To dobrze. - Toni ziewna. - Jeste zmczona. Id do ka, skarbie. - Kiedy patrzy za ni, jak wchodzi do srebrnego pokoju, by pewien, e ju nie mgby z niej zrezygnowa. Nie bardzo wiedzia, jak mgby si wpasowa w jej plan prowadzenia domu dziecka i szkoy. Ale kocha j tak bardzo, e nie znisby, gdyby zrezygnowaa dla niego choby z niektrych swoich planw. Na pewno jako sobie to uo. Jeli bdzie z nim zarczona, Connor nie odway si wykasowa jej wspomnie. To by wielki krok, ale na t myl nie odezwa mu si w gowie aden alarm. Po prostu czu, e to jest to. I cieszy si jak dziecko. Nastpnego ranka Toni zadzwonia do Carlosa, eby sprawdzi, jak czuje si Sabrina. - Jest ju zupenie przytomna - powiedzia Carlos. -I ma mnstwo pyta. Chce wiedzie, dlaczego nie moe wrci do domu. I jakim cudem wydostalicie j ze szpitala. Poprosiem Teddy'ego, eby siedzia cicho, dopki nie bdziesz moga z ni porozmawia, ale cigle robi jakie aluzje do superbohaterw. - Powiedz, e wyjani jej wszytko wieczorem, kiedy wyjd z pracy - odpara Toni. - A przynajmniej sprbuj. - Jest jeszcze jeden problem - mwi dalej Carlos. -Lokalne stacje telewizyjne pokazuj zdjcie Bri w wiadomociach. Mwi, e zostaa porwana. Nie mam odwagi zabra jej nigdzie, gdzie mogaby zosta zauwaona. Toni si skrzywia. Nie mogli siedzie w hotelu w nieskoczono. - Pomylaem, e moglibymy si z tob spotka w tym klubie wampirw - zasugerowa Carlos. - W Horny Devils? Dlaczego tam? - To wietna kryjwka. aden miertelnik nie bdzie Bri tam szuka. A wtpi, eby jaki wampir chcia zadzwoni na policj i zgosi, e tam jest. Poza tym to dobre miejsce, eby przekona Bri, e wampiry istniej. - No nie wiem. - Toni zmarszczya brwi. - Moe si wystraszy na mier.
192

- Wszystkie wampiry pci mskiej w klubie to stripti-zerzy. Wygldaj nieszkodliwie. - Carlos zniy gos. - Bri cigle jest przekonana, e ma urojenia. Musimy jej udowodni, e miaa racj, bo inaczej znowu wylduje w wariatkowie. - Okej, okej. Poprosz lana, eby mnie tam dzisiaj zabra. Spotkamy si o wp do szstej. - Rozczya si. Wczesnym popoudniem kurier dostarczy jej mae niebieskie pudeeczko od Tiffany'ego. Z bijcym sercem Toni wyja z niego zoty wisiorek w ksztacie serduszka, na zotym acuszku. By te licik: Pene mioci do Ciebie - an". Kocha j. Nie moga myle o niczym innym. Nie chciaa, by Howard wiedzia, e dostaa prezent od lana, wic schowaa serduszko pod koszulk i pozwolia mu zosta midzy piersiami. Kiedy soce zaszo, pobiega do srebrnego pokoju, eby si przebra. - Dzikuj, dzikuj! - Umiechna si do niego szeroko i wpada do azienki. - Musimy lecie do Horny Devils - zawoaa do niego przez drzwi. By w kuchni, pi niadanie. - Mamy si tam spotka z Carlosem, Bri i Teddym. - Wybieraj si do Horny Devils? - spyta. - A po co? - ebymy mogli przekona Bri, e nie ma uroje. - Woya dinsy i zielony sweter, po czym otworzya drzwi. - Moesz mnie tam teleportowa? - Tak. - Wyj komrk ze sporranu. - Tylko uprzedz Vand. I musz powiedzie Howardowi, e jaki czas nas nie bdzie. Pi minut pniej Toni znalaza si z anem w uliczce przed wejciem do Horny Devils. Carlos, Bri i Teddy byli ju na miejscu. Carlos wskaza bramkarza. - Ten go nie chce nas wpuci. Bri zerkna podejrzliwie na lana. - Po co tu przyszlimy? Chc wraca do domu. - Nie moemy wrci do twojego mieszkania, Bri -powiedziaa Toni. - Wujek bdzie ci tam szuka. Musimy ci ukry na jaki czas. Bri spojrzaa nerwowo na wielkiego bramkarza. - Co to za miejsce? - To pewnie ich sekretna kwatera! - wykrzykn Teddy. - Raczej nocny klub - wyjania Toni. - Vanda si nas spodziewa, tak? - Tak - odpar an. - Zgodzia si uyczy wam pokj dla VIP-w. Kazaa nawet dostarczy troch jedzenia dla miertelnikw. - miertelnikw? - szepna Bri. - Wiedziaem! - Teddy pochyli si do niej. - On jest z innej planety. Dlatego ma supermoc. - Nie jestem adnym superbohaterem - burkn an. - Oczywicie, e jeste! - upiera si Teddy. - Masz supermoc, stary. A ja bd twoim pomocnikiem.
193

- an, musimy im powiedzie prawd - powiedziaa Toni. Zmarszczy brwi. - Jeste pewna, e j znios? - Sabrina ma prawo wiedzie, e cay czas miaa racj. - Carlos spojrza na Sabrin. -Menina, nigdy nie miaa adnych uroje. Bri pokrcia gow. - Nie, myliam si. Wampiry nie istniej. Ian spojrza na Carlosa. - Wic ty znasz prawd, tak? - Spojrza na Toni rozczarowany. - Miaa nikomu nie mwi. - Carlos musia wiedzie, co jest grane - wyjania Toni. - A poza tym on umie dochowa tajemnicy. an przyjrza si Carlosowi. - Tak, z pewnoci umie. Carlos wymieni szybkie spojrzenie z anem i znw zwrci si do Sabriny: - Menina, pamitasz, jak napady ci wampiry? Pokrcia gow. - Wydawao mi si tylko. - Poprosia mnie, ebym posza do Central Parku i odnalaza je - dodaa Toni. - I te same wampiry napady na mnie. Bri zachysna si ze strachu. - Nie! - Tak. Zostaam zaatakowana. I pewnie bym zgina, gdyby nie zjawi si facet z mieczem i mnie nie uratowa. - A mia supermoc? - spyta Teddy. - Tak - odpara Toni. - Dgn jednego z napastnikw i tamten rozsypa si w py. Dwaj pozostali zniknli. Wtedy ten go z mieczem teleportowa mnie do Romatechu. - Czy to inna planeta? - spyta Teddy. an jkn. Toni si umiechna. - To Romatech Industries. Produkuj tam syntetyczn krew. Connor, ten, ktry mnie uratowa, powiedzia, e jest dobrym wampirem. - Prrr - wycedzi Teddy. - Dobrym wampirem? Bri pokrcia gow. - Nie ma czego takiego. - Wanie e jest - upieraa si Toni. - Tak jak miertelnicy mog by dobrzy albo li, tak samo wampiry mog by dobre albo ze. - Wskazaa lana. - On jest dobrym wampirem. Bri cofna si przeraona. - On jest jednym z nich? Gryzie ludzi?
194

- Nie - odpar an z chmurn min. - Pij syntetyczn krew z Romatechu. - I masz supermoc - doda Teddy. - To jest super. I pewnie walczysz ze zymi wampirami? - Nazywamy ich Malkontentami - wyjani an. - Oni siebie nazywaj Prawdziwymi. - Toni. - Bri przysuna si do niej i szepna: -Dlaczego si zadajesz z... kim takim? - an jest jednym z tych dobrych - odszepna Toni. -Pracuj dla nich od czasu ataku. - Dlaczego? Kontroluj ci? - Nie. Chciaam znale sposb na udowodnienie, e miaa racj. Nigdy nie miaa uroje, Bri. Twj wujek wizi ci w szpitalu i faszerowa lekami, eby mie kontrol nad twoimi pienidzmi. - Ale on... on jest moim wujkiem... Tak smutno byo na to patrze. Toni widziaa, e Bri zaczyna wszystko rozumie; na jej twarzy maloway si rne emocje. Niedowierzanie, potem szok, przeraenie, gniew. Policzki jej poczerwieniay. - Nigdy nie byam chora. - Nie, skarbie. Bri spojrzaa nieufnie na lana. - A wampiry istniej. - Zamkna oczy i zadraa. - Chodmy do rodka - zaproponowa an. - Hugo, ci pastwo s ze mn. Hugo burkn i otworzy drzwi, an wszed do rodka z Carlosem i Teddym. Bri zawahaa si i przywara do Toni. - Wszystko w porzdku - zapewnia j Toni. - To jest nocny klub dobrych wampirw. - Widzc, e Bri zblada, mwia dalej: - Oni wszyscy pij butelkowan krew. Tu jest cakowicie bezpiecznie. Bri pozwolia wcign si do rodka. Przywitay ich jasne, byskajce wiata i gona muzyka. Trzymaa si blisko Toni i rozgldaa nerwowo. Toni zauwaya zwyk band skpo ubranych dziewczyn podskakujcych pod scen w takt muzyki. - Te laski s nieze - stwierdzi Teddy. - One wszystkie s...? - Nieumare, tak. - Carlos rozglda si z zaciekawieniem. Dziewczyny zapiszczay, kiedy na scen wszed tancerz przebrany za pirata. Rzuci trjgraniasty kapelusz w tum i kobiety zaczy bi si o niego, koniecznie chcc mie pamitk. W powietrze poleciay kolejne ciuchy, a tancerz zosta w samych slipkach. Odwrci si plecami do publiki, pokazujc czaszk i skrzyowane piszczele na bielinie. Zacz sugestywnie krci biodrami. - O rany - szepna Sabrina. - Jest bardzo utalentowany - przyznaa Toni. - Mie panie, idziecie? - an sta przy drzwiach gabinetu Vandy, patrzc na nie z kwan min. Carlos i Teddy czekali z nim.
195

- Idziemy. - Toni pocigna Bri za okie. Bri obejrzaa si na tancerza. - Ju mi o wiele lepiej. Toni si rozemiaa. - Mio widzie, e jeste taka jak kiedy. - Podesza do lana, ktry spojrza na ni z uniesion brwi. Poczerwieniaa. - Ja tylko patrzyam. Jego usta drgny; zapuka do drzwi gabinetu. - Wchodcie. Wszystko jest przygotowane - zaprosia ich Vanda. - Wielkie dziki za pomoc. - Toni umiechna si do wampirzycy. - Nie ma za co. - Vanda spojrzaa na ni zimno. Toni czua, e Vanda nie pochwala tego wszystkiego. Kiedy an przedstawia ich, jej spojrzenie przelizgno si po Bri i Teddym i spoczo na Carlosie. Zmruya podejrzliwie oczy. Carlos umiechn si lekko. - Bardzo mi si podoba twj koci kombinezon. - Dziki. - Vanda poprawia bicz, ktry suy jej za pasek. Otworzya drzwi, za ktrymi byy wskie schodki. - To jest tylne wejcie. Pewnie nie chcecie, eby ktokolwiek zobaczy, jak wchodzicie na gr. Zgadza si. - an poprowadzi ich po schodach. Toni przesza przez wiszce w drzwiach sznurki koralikw i odsuna zwiewn zasonk. - Boe wity. - Rany - szepna Bri. - Tu jest piknie. Ten pokj wyglda jak buduar ksiniczki Jasmine. - Mio, e wam si podoba. Jak widzicie, na stole jest jedzenie i napoje, i mnstwo poduch, na ktrych mona odpoczywa. - Vanda wskazaa dwoje drzwi po drugiej stronie pokoju. - Tam s azienka i gwne schody. - Tu jest doskonale. - Toni podesza do rzebionego drewnianego parawanu. Widziaa std klub na dole. -Dzikujemy, Vando. Vanda poprawia bicz ze zirytowan min. - an jest dobrym przyjacielem. Dla niego zrobi wszystko. - Ja te. - Toni spojrzaa na lana. Sta przy stole z przekskami i nalewa sobie szklank bleera. Uniosa dumnie gow. - Tak, kocham Iana. Ruszy w jej stron; na jego wargi powoli wypywa umiech. Vanda spojrzaa na niego chmurnie. - Mwie, e chcesz tylko wampirzycy.
196

- Zmieniem zdanie. - an umiecha si teraz szeroko, a wida byo ostre koniuszki jego kw. Sabrina przycisna do do piersi. - Toni, jak moga si w nim zakocha? - Jak mogam si nie zakocha? - Wycigna wisiorek spod swetra. Zoty acuszek i serduszko bysny w agodnym wietle lamp. - Dzikuj, e przysae mi swoje serce. an zatrzyma si, jego umiech znikn. - Nie przysaem ci tego. Toni zamrugaa. - Ale to przyszo dzi po poudniu, z licikiem Pene mioci do ciebie - an". an mign do niej i szybkim ruchem nadgarstka zerwa acuszek z jej szyi. - an... - Toni krzykna cicho, kiedy rzuci wisiorek na st i rozbi go pici. Wyj may metalowy przedmiot. - To urzdzenie namierzajce - powiedzia Carlos. an rzuci nadajnik na podog i zgnit go obcasem. - Wezw tutaj Phineasa i Dougala i teleportujemy wszystkich do Romatechu. - Odsun si i na chwil zamkn oczy. Toni zrozumiaa, e wysya telepatyczn wiadomo. Sabrina cisna jej rami. - Kto... kto nas ledzi? Mj wujek czy policja? - Gorzej - mrukn Carlos. Teddy'emu zawieciy si oczy. - Siy za! Ju nas maj! Na dole, w klubie, rozlegy si strzay i powietrze wypeniy krzyki.

Rozdzia 21
Ian skoczy do drewnianego parawanu, eby zobaczy, co si dzieje na dole. Dostrzeg Jdrka Janowa z pistoletem w doni i z mieczem u pasa. Jdrek strzeli dwa razy w powietrze i rozemia si, kiedy kobiety zaczy biega w panice, wrzeszczc wniebogosy. Na szczcie wikszo z nich miaa do rozsdku, eby si teleportowa z klubu. - Toni, zadzwo po Dougala i Phineasa, eby mogli teleportowa si prosto do tego pokoju. I powiedz im, eby zabrali dodatkow bro. - Kiedy an wysya telepatyczn wiadomo, po prostu wezwa ich do Horny Devils. Ale teraz me chcia, eby przypadkiem utknli w tym zamieszaniu. Nie chcia te wysya kolejnej wiadomoci, ktr Jdrek mgby podsucha. Toni wycigna telefon z kieszeni spodni. Sabrina zacza paka; Teddy prbowa j pociesza. Vanda i Carlos wygldali przez otworki parawanu.
197

- Bior zakadniczki - powiedzia cicho Carlos. an spojrza na d. Kilkanacie wampirzyc sparaliowa strach i nie zdoay si teleportowa w bezpieczne miejsce. Stanisaw i Jurij chwytali je na lassa ze srebrnych lin jak przeraone jawki, a Jdrek sta na scenie i patrzy z umiechem, jak srebro przypala im skr i kobiety krzycz z blu. Zostay spdzone razem i jaka Malkontentka oplataa je kolejnymi srebrnymi linami, by uniemoliwi im teleportacj. Phineas i Dougal zmaterializowali si obok Toni, trzymajc w doniach pi mieczy i troch drewnianych kokw. an poda miecz Carlosowi. - Umiesz tym macha? - Naucz si. - Carlos chwyci rkoje. - Dlaczego nie uywacie broni palnej? - Wikszo postrzaw nie jest dla nas miertelna, ale miecz w serce zaatwia spraw raz na zawsze. -Ostatni wolny miecz an zaoferowa Vandzie. - Nie, dziki. - Odwizaa bicz z pasa. - Lepiej si czuj z tym. - A ja mog dosta miecz? - Teddy podszed do lana. - Teddy, nie! - Sabrina odcigna go do tyu. - Nie powinnimy si w to miesza. - Ja te chc by bohaterem - upiera si Teddy. an poda mu miecz. - Bdziesz pilnowa kobiet. - Moe strzec Bri. - Toni chwycia gar drewnianych kokw. - Ja tu nie zostaj. - Jeste... - anowi przerwa grzmicy gos Jdrka. - anie MacPhie! Wiem, e tu jeste. Przynie mi specyfik Draganestiego albo zaczn zabija. - Jego gos uton w krzyku zakadniczek. - Teleportujemy si jednoczenie. Ja bior Jdrka -zwrci si an do Phineasa i Dougala. Phineas wyjrza przez parawan. - Ja bior Stan. - W takim razie mj jest Jurij - powiedzia Dougal. - Ja si zajm kobiet - dodaa Toni. an zesztywnia. - Nie. Zostajesz tutaj. - Ja si zajm kobiet. - Vanda spojrzaa ze zoci na Toni. - Potrafi si teleportowa. Ty nie. - A ja mog chwyci srebrne liny, eby uwolni zakadniczki. Ty nie. - Toni odpowiedziaa jej rwnie zym spojrzeniem. - Nie pjdziesz... - anowi znw przerwa Jdrek. - Niech ci si nie wydaje, e moesz mnie zaatakowa, MacPhie! - krzykn ze sceny. - Mamy tu zakadniczk, ktra zginie, jeli ktokolwiek si do mnie zbliy. Nadia, zabijesz blondynk, eby mi sprawi przyjemno.
198

- Tak, panie. - Nadia, w rkawiczkach, przywizaa jasnowos wampirzyc do rury dla tancerzy na scenie. - O nie - szepna Vanda. - To Cora Lee. Barmanka szamotaa si w srebrnych wizach, ktre j krpoway i przypalay jej nag skr. - Puszczajcie mnie! Jdrek wycelowa w ni z pistoletu. - Srebrne kule, moja droga. Bardzo bolesne. - Kiedy Cora Lee jkna, umiechn si. - Twj strach sprawia, e jeste jeszcze bardziej atrakcyjna. - Vanda - szepna Toni. - Masz tu jakie noyce do drutu? - Moe. W gabinecie jest skrzynka z narzdziami. - Toni. - an spojrza na ni surowo. - Nie idziesz na d. - Kiedy otworzya usta, eby si sprzeciwi, mwi dalej: - To nie jest przyjacielska proba. Jestem twoim szefem. Zrobisz, co mwi. Jej oczy zapony gniewem, an zwrci si do Carlosa. - Wy obaj zostajecie tutaj. - Mnie nie moesz rozkazywa - warkn Carlos. an zignorowa go i kiwn na chopakw. - Teleportujemy si na trzy. - Policzy do trzech i zniknli. an zmaterializowa si koo Jdrka i pierwszym ciosem miecza wytrci mu pistolet z doni. Jdrek odskoczy do tyu, zobaczy, e krwawi i krzykn: - Zabij blondynk, Nadia! an zerkn w tamt stron i zobaczy, e Cora Lee, wci przywizana do rury, wije si i pacze. Ale Nadia bya zbyt zajta unikaniem ciosw bicza Vandy, eby wykona rozkaz szefa. an rzuci si na Jdrka, ale ten znikn. - Cholera! - zakl. Dougal i Phineas wcignli swoich przeciwnikw w walk i szczk mieczy zmiesza si z panicznymi krzykami zakadniczek. Jdrek pojawi si na barze. Wycign miecz. Z jego doni kapaa krew. wietnie, niech rka mu si lizga na rkojeci, pomyla an. Zeskoczy ze sceny i ruszy na niego. Niech osabnie z upywu krwi. Jdrek, nie odrywajc oczu od lana, zapa gar serwetek z baru. Przycisn je do krwawicej doni. - Niesamowite, jak strasznie krwawi te mae skaleczenia - stwierdzi an. Jdrek umiechn si drwico i rzuci zakrwawione serwetki na podog.
199

an dostrzeg ktem oka, e Toni wymkna si z gabinetu Vandy. Do licha, nie! Miaa koki zatknite za pasek, a w doni noyce do drutu. Nisko pochylona, pomkna za grupk zakadniczek. Nie mg pozwoli, eby Jdrek j zobaczy. To on przysa jej wisiorek z serduszkiem. Wiedzia, e anowi na niej zaley i to czynio z niej jeden z gwnych celw. Na wszystkich witych, powinien by to wiedzie. A ona powinna bya go posucha i zosta w ukryciu. Wskoczy na bar, zmuszajc Jdrka, by odwrci si przodem do niego, a tyem do Toni. Zada cios mieczem z ca si. Jdrek zachwia si na krawdzi baru, straci rwnowag i znikn. - Cholera. - an obrci si wok wasnej osi. Jak mia walczy z tym tchrzliwym draniem, jeli on cigle si teleportowa? Ze swojego miejsca widzia wikszo sali. Grupka zakadniczek stopniaa ju z dziesiciu do szeciu. Znikna kolejna, zostao pi. Toni najwyraniej uwalniaa je tak szybko, jak moga. Ale jej sukces mg by dla niej zgub, bo kiedy nie bdzie ju zakadniczek, ona nie bdzie miaa si za kim chowa. Jdrek znw pojawi si na scenie. - Ta umrze, MacPhie! - Rzuci si w stron Cory Lee. - Nie! - Vanda strzelia na niego biczem, ktry owin si wok jego rki z mieczem. - Ty suko! - Chwyci bicz i szarpn Vand ku sobie. Pucia bicz, eby nie nadzia si na jego miecz. -Powinienem by zabi ci w Polsce. Zawsze chowasz si po dziurach, jak szczur. Vanda si cofna. Nadia, sprawisz mi wielk przyjemno, jeli zabijesz blondynk - rozkaza Jdrek. - Tak, panie. - Nadia ruszya w stron Cory Lee. - A ja zabij ciebie, Vando. - Jdrek unis miecz, an teleportowa si na scen i przechwyci Jdrka. - Pomocy! - wrzasna Cora Lee; Nadia bya coraz bliej. Z okrzykiem wciekoci Vanda skoczya na plecy Nadii. Kobiety przeturlay si po scenie, usiujc chwyci upuszczony miecz Nadii, an chcia pomc, ale by zajty odbijaniem ciosw Jdrka. Za plecami Janowa zobaczy Toni zakradajc si na scen. O nie, do diaba. Natar z wciekoci, by zaj ca uwag Jdrka. Toni przebiega za nimi i przecia srebrne liny krpujce Cor Lee. Wampirzyca z paczem ucieka ze sceny. Tymczasem Nadii udao si chwyci miecz; ruszya na bezbronn Vand. Toni chwycia srebrn lin, ktr zwizana bya Cora Lee, i rzucia si do ataku, wymachujc ni jak batem i uderzajc w ty gowy Nadii. Rosjanka krzykna z blu. W powietrzu rozszed si smrd palonych wosw. Ian odskoczy do tyu, gdy miecz Jdrka o mao nie rozpata mu brzucha. Musia bardziej uwaa. Rzuci si do ataku, ale ten dra znowu znikn.
200

- Jasna cholera! - an obrci si dookoa, szukajc przeciwnika. Jdrek pojawi si obok Toni. - Nie! - an pomkn w ich stron, ale Jdrek znikn, zabierajc Toni ze sob. - Nie! - Strach cisn go za gardo lodowatymi szponami. Odetchn z ulg, kiedy Jdrek i Toni pojawili si na barze. Przynajmniej ten gnj nie zabra jej do jakiej ukrytej nory, eby j torturowa i zabi. Zeskoczy ze sceny i pobieg ku nim. Jego ulga nie trwaa dugo. Jdrek szarpn Toni do siebie i przycisn miecz do jej szyi. an zamar. - Towarzysze, do mnie! - krzykn Jdrek i trjka pozostaych Rosjan teleportowaa si na bar. - Widzisz, MacPhie, wystarczy jedna zakadniczka, jeli ma si t waciw. - Zasycza i wysun ky. Musn ustami policzek Toni. Jego ky zadrapay jej skr, zostawiajc rowy lad. Toni zacisna powieki. - Czuj zapach jej strachu, MacPhie. Nic dziwnego, e tak ci si podoba. Jest bardzo smakowita. an zakl paskudnie; podesza mu do garda. Musia ratowa Toni, ale, Bg wiadkiem, nie wiedzia jak. Wiedzia, e jeli zaatakuje, w tej samej sekundzie Jdrek podernie jej gardo. - Wiesz, czego chc, MacPhie. Przynie mi specyfik. Czy powinien gra na czas? Rozpacz ograniczaa mu zdolno jasnego mylenia. Nie mg jej straci. Nie mg zawie Toni. Nie znisby tego. Rzuci miecz, ktry upad z brzkiem na cementow podog. Jdrek si umiechn. - Masz pi minut. Nad ich gowami rozleg si gony trzask. Wszyscy spojrzeli w gr, kiedy poamane kawaki drewna posypay si na podog. A przez dziur wyaman w drewnianym parawanie wyskoczya w powietrze wielka czarna pantera. Jej ryk rozleg si echem w ciszy, ktra zapada w klubie. Korzystajc z nieuwagi Jdrka, an chwyci miecz i skoczy w jego stron. Niestety, Jdrek zorientowa si, e pantera leci prosto na niego. Odwrci si, pocigajc Toni za sob, tak eby to ona przyja pen si ataku zwierzcia. Wysun miecz, widocznie majc nadziej, e pantera wbije si na niego. Widzc, e Jdrek jest odwrcony plecami, an mign ku niemu i przebi mieczem jego prawy bark. Jdrek krzykn i upuci bro. Jego chwyt rozluni si na tyle, e Toni zdoaa si uchyli, kiedy pantera na nich wpada. Jej potne apy wyldoway na barkach Jdrka, spychajc jego i Toni z baru. an odskoczy na prawo, kiedy zwierz przeleciao obok niego, wyldowao na ziemi i przeturlao si, by znw stan na czterech apach. Toni wyldowaa na Jdrku. Uchylia si, kiedy pantera znw zaatakowaa. Jdrek wrzasn, kiedy ostre jak brzytwy pazury rozerway jego koszul i zostawiy krwawe pasy na piersi. Toni krzykna i odczogaa si tyem. Pantera spojrzaa na ni, po czym odwrcia si do baru, wbijajc bursztynowe oczy w Malkontentw. Wszyscy zniknli, cznie z Jdrkiem. Kot, widzc, e zdobycz mu umkna, rykn z wciekoci. Dougal i Phineas zbliyli si powoli, celujc mieczami w besti.
201

- Mamy j zabi? - spyta Dougal. - Nie! - krzykn an. - Zostawcie j. Pantera odwrcia si w jego stron, syczc gono, a potem wbia dziwnie znajome oczy w Toni. Kiedy odwrcia gow, an dostrzeg bysk dwch zotych kolczykw w jej uszach. Oczywicie. Powinien by wiedzie. Ale nigdy by nie zgad, e to bdzie pantera. Wielki kot ruszy w stron Toni. - Nie. - Dziewczyna zacza si cofa, ale nogi jej si trzsy. an skoczy, zasaniajc j wasnym ciaem. - Carlos, nie. Pantera zawarczaa, cicho i gardowo. - Carlos? - szepna Toni. an usysza guchy omot; kiedy obejrza si za siebie, Toni leaa na pododze, zemdlaa. - Och, dziewczyno. - Kucn koo niej i odgarn wosy z jej twarzy. - To jest Carlos? - Phineas opuci miecz i zagwizda cicho. - Cze, kiciu. Pantera podesza do Toni na potnych apach, an zauway z ulg, e ma schowane pazury, ale te zbiska te byy piekielnie ostre. Jedno skubnicie i Toni byaby pan-teroakiem do koca ycia. Czy tego chcia Carlos? Kot opuci gow i powcha Toni. - Na wszystkich witych, nie gry jej - szepn an. Pantera uderzya ogonem tak mocno i szybko, e an pad na kolana. Wreszcie potruchtaa w stron gabinetu Vandy. Toni zostawia uchylone drzwi i kot bez trudu przemkn przez szpar. - Tak mi si zdawao, e pachnie zmiennoksztatnym, ale mylaem, e bdzie czarnym wilkiem. - Ja te. - an podejrzewa, e Carlos poszed z powrotem do pokoju dla VIP-w, eby si przeobrazi i ubra. Kiedy Sabrina wrzasna, wiedzia, e mia racj. - Boe, nie cierpi zmiennoksztatnych. - Vanda odnalaza swj bicz i owijaa go wok pasa. - Wiesz o nich? - zdziwi si an. Vanda wzruszya ramionami. - Duga historia. Ale zabierzcie std tego kocura, okej? - On uratowa Toni ycie - przypomnia jej Phineas. - Nie potrzebowaaby ratowania, gdyby usuchaa rozkazw - warkna Vanda. - Powiniene j wyla na pysk, an. - Nie! - Cora Lee podesza do Vandy. - Toni mnie uwolnia. Uwolnia wszystkie zakadniczki. I dziki niej ta okropna Nadia nie zabia ciebie. Na Boga, nigdy nie widziaam tak odwanego miertelnika. - Okej, okej, jest odwana. Ale niestety nie umie sucha rozkazw.
202

To prawda, Toni zamaa bezporedni rozkaz, an z trudem tumi wzbierajcy w nim gniew. Nie posuchaa go i niewiele brakowao, eby zgina. A on by zupenie bezradny. Gdyby nie Carlos... jego gniew zawrza na nowo. Do diaba. To bya prawdziwa przyczyna jego gniewu. Uratowa j Carlos. Nie on. Toni jkna cicho. Poklepa j po policzku i uniosa powieki. - Toni, ocknij si. Zamrugaa, patrzc na niego oszoomionym wzrokiem. - Co si stao? - Zemdlaa. Usiada z trudem. - Dziwne. Ja nigdy nie mdlej. - Rozejrzaa si dookoa. - Gdzie Malkontenci? - Teleportowali si - wyjani an. -1 wtpi, ebymy ich dzi zobaczyli. Jdrek jest mocno poharatany. Toni znw si rozejrzaa. - A Carlos? Jest...? - Panteroakiem. - an pomg jej wsta. - To do niezwyke. - Co ty powiesz. - Spojrzaa na poamany parawan. -Nie wiedziaam, e takie stworzenia istniej. - Ja nigdy nie znaem adnego zmiennoksztatnego, ktry zmieniaby si w kota. - W tej chwili, potykajc si, do klubu wpad Hugo. Mia nadgarstki zwizane srebrn lin, a z rany postrzaowej na jego udzie cieka krew. - Boe drogi! - Vanda podbiega do niego. - Zabierzemy go do Romatechu - powiedzia an. -Laszlo usunie kul. - Ja go wezm. - Dougal zapa Hugona za rami i zniknli obaj. Vanda westchna i przeczesaa doni krtkie, sterczce wosy. - Wszyscy sobie poszli, wic zamykam na dzisiaj. Mam tylko nadziej, e klienci wrc, bo inaczej jestem zrujnowana. - No co ty, nie martw si o to - powiedziaa Cora Lee. - Lokal bdzie sawny. Bd si pcha drzwiami i oknami. - Mam nadziej. - Vanda postawia przewrcone krzeso. - Posprztajmy tu troch. Cora Lee rozejrzaa si po sali ze zmarszczonymi brwiami. - Lady Pamela wiedziaa, kiedy sobie wzi wolne, an chwyci Toni i teleportowa si z ni do pokoju VIP-w. Phineas zjawi si zaraz po nich. Sabrina krzykna cicho, gdy pojawili si tak nagle, i cofna si pod cian. Carlos by z powrotem w ludzkiej postaci. Zerkn na nich nerwowo, zapinajc koszul. Toni podesza do niego powoli. - Uratowae mi ycie. - Chciaem wam powiedzie o mojej... przypadoci, ale... - Spojrza na Sabrin, ktra wpatrywaa si w niego z przeraeniem. - Nie chciaem straci waszej przyjani. - Carlos. - Toni go obja. - Zawsze bdziesz moim przyjacielem.
203

Odwzajemni jej ucisk. - Dzikuj, menina. Wiesz, e zrobibym dla ciebie wszystko. Spojrzaa na niego kpico. - Chyba widziaam kiciusia. Wyszczerzy zby. - A widziaa, widziaa. Rozemiali si oboje. lana ogarna mieszanina emocji - ukucie zazdroci i przypyw dumy. Toni bya tak szczodra i wyrozumiaa. Ryzykowaa ycie, eby ratowa wampirzyce, ktrych nawet nie znaa, i bez wzgldu na wszystko pozostawaa wiern przyjacik. - To nie jest zabawne - mrukna Sabrina z drugiego koca pokoju. - Widziaam, jak si przeobraa. To byo okropne. - To byo niesamowite, stary. - Teddy si zaczerwieni. - Chocia przyznaj, zrobio si dziwnie, kiedy zacz si rozbiera. - To byo nic - zaprotestowaa Sabrina. - A co powiesz na wyrastajce czarne futro, pazury, chrupanie amicych si i przesuwajcych koci? - Zadraa. - No, to byo super. - Twarz Teddy'ego bya zarumieniona z podniecenia. - Masz jakie imi stary? Jaki czo-wiek-pantera czy co? - Nie. - Carlos usiad na niskim stoliku i woy skarpetki i buty. - Och, dajcie spokj. - Teddy usiad obok niego. -Jestecie superbohaterami, a w ogle nie wiecie, jak si zachowa. Jak macie sta si sawni bez fajnych ksywek? - My nie chcemy rozgosu. - an stan przed Teddym. -Posuchaj mnie. Nie wolno ci o nas mwi. Nigdy. Jeli wiat dowie si o naszym istnieniu, pozabijaj nas. - To prawda. - Carlos woy buty. - Mj gatunek zosta odkryty przez dewelopera w Amazonii. Wysa myliwych, eby nas wybili. Tropi mj lud i morduj nas. Toni przycisna do do piersi. - Carlos, tak mi przykro. To straszne. - Udao mi si uratowa kilkoro dzieci. Ich rodzice zostali zarnici. - To s te sieroty, ktre utrzymujesz? - spytaa Toni. Carlos kiwn gow. - Jest ich picioro. Szybko nas ubywa. Prowadziem poszukiwania w Malezji, bo w tamtejszej dungli s pantery, a ludzie w wioskach opowiadaj dziwne historie. Miaem nadziej, e odnajd wicej przedstawicieli mojego gatunku. - Powiem o tym Angusowi - rzuci an. - Z radoci sfinansuje twoje badania. Jego firma zawsze wpieraa zmiennoksztatnych. Bursztynowe oczy Carlosa zalniy. - Byoby wspaniale, dzikuj.
204

- Jakie s jeszcze rodzaje zmiennoksztatnych? - spyta Teddy. - Wikszo z tych, ktrych znam, to wilki. - an podszed do stou, eby nala sobie bleera. - Oczywicie nie Howard. - Co? - spytaa Toni ze skoowan min. - Howard jest zmiennoksztatnym? Carlos wzi sobie kanapk. - Sama to powiedziaa, Toni. Jest pluszowym misiem. an parskn. - Nie jest zbyt przytulany, kiedy si przeobrazi, uwierz mi. Toni opada szczka. - Mj przeoony jest niedwiedziem? - No tak. - an oprni szklank. - To jest po prostu niesamowite - szepn Teddy. - Wcale nie! - krzykna Sabrina. - Nie znios tego. Pantery i wampiry, i niedwiedzie... - O rany - rzuci Phineas. - Wszyscy jestecie potworami! - Sabrina zacza si cofa w stron gwnych schodw. - Wynosz si std! - Bri, zaczekaj! - Toni podbiega do niej. - Nie moesz i. Nie masz pienidzy, dokumentw. - I szuka ci policja - doda Carlos. - A to moja wina? - Sabrina patrzya na nich gniewnie. - Porwalicie mnie z pokoju. - Uratowalimy ci - sprostowaa Toni, marszczc brwi. - Zrobia ze mnie uciekinierk bez grosza. - Sabrina wysuna podbrdek. - Teraz wracam do mieszkania po klucz do mojej skrytki bankowej. Mam tam paszport i mnstwo gotwki, wic nie musz by na asce potworw! Carlos podszed do niej. - Nie moesz i do swojego mieszkania, Bri. Policja bdzie ci tam szuka. A banki otworz dopiero za jakie dziesi godzin. - Nie spdz nocy z wampirami! - Uspokj si, menina. - Carlos unis rce. - Zabior ci w jakie bezpieczne miejsce. Do innego hotelu. - Z tob te nigdzie nie id. - Po twarzy Sabriny pyny zy. - Jeste zwierzciem. Carlos zatrzyma si i spojrza na ni chmurnie. - Wanie dlatego nigdy nie powiedziaem ci prawdy. Vanderkitty uprzedzaa mnie, e nie potrafisz znie prawdy. Sabrina otworzya usta. - Rozmawiae z moj kotk? an szybko traci cierpliwo. Nie byo mowy, eby pozwoli Sabrinie odej z t wiedz, ktr teraz posiadaa. Sabrina patrzya wciekle na Carlosa.
205

- Powiedziae, e masz sieroty do naszego domu dziecka, ale to zwierzta, tak jak ty. Twarz Carlosa zapona gniewem. - To s dzieci, ktre potrzebuj domu i wyksztacenia. I wspczucia. Sabrina otara zy z twarzy. - Nie mog ich umieci razem z normalnymi dziemi. Mog je pogry albo... pore. - Do! - an podszed do Toni, telepatycznie polecajc Phineasowi, eby zabra Sabrin. - Panno Vanderwerth, pani strach jest niefortunnym skutkiem pani ignorancji. Zachysna si z oburzenia. - Jak miesz! an obj Toni. - I ty, i twoja przyjacika lecicie do Romatechu. adnych sprzeciww. I tym razem masz mnie sucha. -Toni posaa mu ze spojrzenie, an spojrza na Carlosa. -Ty te moesz i, jeli chcesz. - Przyjad jutro - powiedzia Carlos. - I przywioz Teddy'ego. Sabrina pisna, kiedy Phineas j chwyci, an znikn, zabierajc ze sob Toni.

Rozdzia 22
Trzymaj nas tu w niewoli! - Sabrina chodzia po srebrnym pokoju. - Trzymaj nas w bezpiecznym miejscu. - Toni otworzya puszk rosou z kury i wylaa do rondla. - Ten pokj jest wyoony srebrem, eby aden wampir nie mg si teleportowa do rodka. Nie omielia si powiedzie przyjacice, e wie, jak otworzy drzwi. Jeszcze tego brakowao, eby Bri zacza biega po White Plains, opowiadajc, e widziaa wampiry i panteroaki. Przed wieczorem wyldowaaby z powrotem w Shady Oaks. Bri klapna na fotel. - To jaki obd. Toni zamieszaa zup grzejc si na kuchence. - Bdzie ci atwiej zaakceptowa to wszystko, kiedy odtrujesz si z lekw. - A dlaczego miaabym chcie zaakceptowa wampiry? A Carlos... w gowie si nie mieci. Czuj si taka zdradzona.

206

- Zdradzi ci twj wujek. - Toni od paru godzin z trudem hamowaa gniew. Najpierw an usiowa rozstawia j po ktach. Vanda traktowaa j jak robaka. Carlos jakim cudem zapomnia jej powiedzie, e jest zmienno-ksztatnym, nawet po tym jak ona powiedziaa mu o wampirach. A Sabrina zachowywaa si, jakby zrujnowali jej ycie, a nie j uratowali. Zagryza zby. - Carlos z pewnoci nic nie moe poradzi na to, e urodzi si panteroakiem, tak jak ja nic nie poradz na to, e jestem nielubnym dzieckiem, ktrego wstydzia si wasna matka. Sabrina ziewna. - To o to chodzi, tak? Akceptujesz tych wszystkich... cudakw, bo s wyrzutkami, a ty sama zawsze czua si wyrzutkiem. Toni chciaa si kci, ale si powstrzymaa. Sabrina moga mie racj. Zawsze czua naturaln, empatycz-n wi z kadym, kto czu si bezwartociowy albo nie umia si dopasowa. Obawa lana, e nie zasugiwa na prawdziw mio przez swoj nieciekaw przeszo, wzruszya j do gbi. Koniecznie chciaa mu udowodni, e si myli. A jej gotowo dzisiejszej nocy, by narazi si na niebezpieczestwo i ratowa wampiry - czyby wci usiowaa udowodni swoj warto? - W gowie mi si nie mieci, e pracujesz dla nie-umarych - burkna Bri. - Najpierw napady ci wampiry, a potem nagle dla nich pracujesz? Obd. - Jest zasadnicza rnica midzy Malkontentami, ktrzy nas zaatakowali, i wampirami, dla ktrych pracuj. -Toni nalaa zupy do dwch misek i przyniosa je na st. - Jedni i drudzy wygldaj na niebezpiecznych. -Sabrina usiada przy stole i znw ziewna. - Jestem taka zmczona. - Braa silne leki. - Toni pooya na stole dwie yki. Bri potara oczy. - Nie mog uwierzy, e widziaam, jak jeden z moich najbliszych przyjaci zmienia si w panter. - Postaramy si, eby wrcia do normalnego ycia, jak tylko to bdzie moliwe. Bdziesz potrzebowaa swoich dokumentw. Wiesz, gdzie jest twoja torebka? W Shady Oaks czy w domu wujka? Bri zastanowia si, jedzc zup. - Niewiele pamitam. Chyba cigle jest w domu wujka Joego. - Odzyskamy j. Bri zmarszczya brwi. - Kiedy mwisz my, masz na myli siebie i tego wampira? - Tak, lana. - Rozkazywa ci. - Chcia, ebym bya bezpieczna. - Toni poniewczasie zdaa sobie spraw, jaka bya bezbronna. Dobrze walczya na treningach, ale dobre wampiry walczyy honorowo. Malkontenci znikali i brali zakadnikw. - Trudno rywalizowa z wampirem.
207

- Tote wanie. - Bri odoya yk. - Nie moesz si z nimi rwna. Nie naleysz do ich wiata. Co ci napado, eby si do nich przyczy? - Zrobiam to dla ciebie. Chciaam znale dowd na ich istnienie, eby wiedziaa, e nie masz uroje. Oczy Bri napeniy si zami. - Przepraszam. Urzdzam ci awantur, a ty bya tak dobr przyjacik. Zawsze mogam na ciebie liczy. zy zapieky Toni pod powiekami. - Uwaaj, bo obie zaczniemy chlipa. Bri pocigna nosem. - Przeraa mnie, e jeste z tymi stworami. Nie chc ci straci. - Nie stracia mnie. Bri zmarszczya czoo. - Powiedziaa, e go kochasz. Toni odoya yk. - Bo tak jest. - Jak dugo go znasz? Tydzie? - Troch duej. - Toni zaniosa swoj misk do zlewu. - Ale niezbyt dugo. Czy zwizek, ktry wyklu si tak szybko, moe trwa cae ycie? ' Toni wypukaa misk, umya rondel. Uwagi Bri j bola- : y, ale wiedziaa, e przyjacika szczerze si o ni martwi. - Nie wiem, jak si to wszystko uoy. -1 czy w ogle si uoy. - Ale wiem, e go kocham. I - Jest bardzo przystojny. Musz ci to przyzna. Ale, $ Toni, on jest martwy. | - Tylko przez poow czasu. I - Chcesz mie poow ycia? - Sabrina znw ziew- 'i na. - Id do ka. Jeste wykoczona. - Toni zabraa misk Bri do zlewu. - Od dziesiciu lat pracujemy, eby zrealizowa nasz plan. - Wiem. - Toni umya drug misk. - Nie moesz y w obu wiatach, Toni. Odwrcia si i zobaczya, e Bri kadzie si do ka. Tego samego ka, w ktrym widziaa upionego lana, w ktrym dotykaa doeczka w jego podbrdku. - Ja go naprawd kocham. - To by jeden z rozdziaw w twoim yciu, ale si skoczy - szepna Bri. - Tak jak to pieko, ktre przeywaam przez ostatni tydzie. Pora, ebymy ruszyy naprzd. Toni pogasia wiata, eby Bri moga spa. Klapna na fotel. W jej piersi rozlewa si tpy bl. I stawa si coraz bardziej intensywny, w miar, jak docieraa do niej rzeczywisto.
208

Przez ostatnich dziesi lat kurczowo trzymaa si wytyczonego celu, misji zaoenia domu dziecka. Ten plan podtrzymywa j na duchu, kiedy szkolne obowizki wydaway si zbyt cikie. Dawa jej szlachetny cel, do ktrego moga dy, i tosamo, kiedy czua si niewana i nic niewarta. Nie spodziewaa si, e an pojawi si w jej yciu, e w jej sercu zakwitnie mio i dopeni j. Kilka razy przez ostatni tydzie czua si rozdzierana midzy dwa wiaty - jej nowe ycie z wampirami i dawne ycie z Bri. Kiedy an zaproponowa, e pomoe uratowa Bri, czua uniesienie, jakby te dwa wiaty nareszcie si spotkay i moga mie ich oboje. Bl w piersi narasta, ciska serce. A jeli te dwa wiaty nigdy nie bd mogy koegzystowa? Jeli bdzie musiaa wybiera? Jak moga zawie Sabrin po tym wszystkim, co przeszy? Jak moga zrezygnowa z lana? Byo wczesne przedpoudnie, kiedy Toni obudzia si w wielkim ku. Spojrzaa na Sabrin pic spokojnie obok niej i pomylaa o lanie; ciekawe, gdzie on pooy si spa na dzie. Pewnie w ssiednim pokoju, z reszt chopakw. Wzia prysznic, odpuszczajc sobie poranne afirmacj. Teraz wydaway jej si okrutnym artem. Tak, bya godna mioci, ale to nie gwarantowao, e wszystko si uoy. Ubraa si w uniform i wsuna komrk do kieszeni spodni. Pora odwiedzi niedwiedzia. Jej przeoonego. Wjechaa wind na parter i ruszya korytarzem. Ciekawe, jakim by niedwiedziem? Przyjaznym, brzowym Boo Boo czy wielkim grizzly? Stan jej przed oczami obrazek Howarda zmieniajcego si w tego, umiechnitego pluszaka w kaftanie i czapce z pirkiem. Parskna. A dlaczego nie? Skoro wampiry mog istnie, to Gumisie te. Mina kilku miertelnych pracownikw, zajtych swoimi codziennymi obowizkami. Byli przekonani, e produkuj syntetyczn krew dla szpitali. I tak byo. Nie mieli pojcia, e nocna zmiana skada si z wampirw, ktre produkuj chocolood, blood lite, bubbly blood, blissky i bleer. Noc i dzie. Dwa rne wiaty. Czy moga y w obu? Mina zamknite drzwi pokoju Constantine'a. Tsknia za tym malcem. Kiedy mijaa drzwi gabinetu Shanny, zobaczya kartk: Przerwa urlopowa. Niedugo wracam". Shanna, ktra jako funkcjonowaa w obu wiatach, miaa spore problemy z zapewnieniem bezpieczestwa sobie i swojej rodzinie. Toni wesza do biura agencji MacKaya. - Cze, Howard. - Nie myl o nim jako o niedwiedziu. - Przepraszam za spnienie. - Nie ma sprawy. Nic ci nie omino. - Howard siedzia za biurkiem, pogodny jak zawsze. - Niewiele si dzisiaj dzieje. Na pewno nie grizzly, pomylaa Toni. O wiele zbyt przyjazny i bezkonfliktowy. Moe rowy Mi Pocieszka. Kiedy usiada koo niego, podsun jej pudeko z pczkami. Byy zwyke i niedwiedzie pazury". Szybko wzia sobie zwykego i spojrzaa na monitory. Widziaa Sabrin, wci pic w srebrnym pokoju. Phineas i Dougal spali na podwjnych kach w pokoju stranikw, a an lea sztywny jak koda na pododze. Biedak. Ale twarda podoga raczej mu nie przeszkadzaa.
209

- Syszaem, e w Horny Devils byo wczoraj gronie. - Howard wzi sobie niedwiedzi pazur z pudeka. - Tak, dosy. - Skrzywia si na samo wspomnienie i ugryza pczka. - Like a virgin - zapiewa kobiecy gos. Toni wyprostowaa si na krzele i rozejrzaa. Howard si rozemia. - Twoje spodnie piewaj. Toni zerwaa si i wycigna telefon z kieszeni. Otworzya go, przerywajc w poowie twierdzenie Madonny, e zostaa dotknita pierwszy raz. Poczucie humoru Carlosa. Mg si mia ile wlezie. - Halo? - Menina, jak si miewasz? - Carlos. - Toni przesza przez pokj. - Przysigam, e ka ci usun pazury. Rozemia si. - Widz, e podoba ci si nowy dzwonek. Jak tam Sabrina? - Jeszcze pi. - Toni spojrzaa na monitor. - Moesz swobodnie rozmawia? - Jasne. Jestem w biurze ochrony z Howardem misiem... ehm, Barrem. - Skrzywia si. Howard rozemia si i wzi sobie kolejny niedwiedzi pazur. - Menina, policja bya wanie w naszym budynku i szukaa ciebie i Bri. Pukali do wszystkich ssiadw i wypytywali o was. Toni przekna lin. - Wic uwaaj, e jestem zamieszana w jej zniknicie? - Podejrzewaj ci. Mnie te przesuchiwali i poprosili, ebym im pokaza swoje mieszkanie. - O rany, a co z Teddym? - Nie martw si. Daem mu troch pienidzy i wysaem rano do miasta, eby kupi sobie nowe ciuchy i zafundowa now fryzur. Mamy si spotka o trzeciej na Washington Suare. - Czyli wszystko z nim w porzdku? - Toni martwia si, e Teddy nie jest do koca gotowy na prawdziwy wiat. - Jest bardzo szczliwy. Policja jego te szuka. Maj zdjcia jego i Bri. Wyglda na to, e w szpitalu robi po przyjciu fotki wszystkim pacjentom. Oczywicie udawaem zszokowanego i zatroskanego znikniciem Bri. - Dobrze. - Carlos z pewnoci potrafi urzdzi wiarygodne przedstawienie na uytek policji. - Uwaaj, e Teddy i Sabrina mogli si ze sob zwiza i uciec razem. - A mwili co o tym pielgniarzu, Bradleyu? - spytaa Toni. - Nie, podejrzewam, e szpital woli zachowa swj may problem w tajemnicy. Toni znw spojrzaa na monitor. Bri cigle spaa. - Pytaam j o torebk. Sdzi, e cigle jest w domu wujka.
210

- Hm. - Carlos umilk na chwil. - Mgbym tam pojecha i spyta pokojwk, czyby mi jej nie daa. - Ale wci pozostanie problem wujka Joego, ktry chce j wsadzi z powrotem na oddzia. - I problem policji - doda Carlos. - Przywioz dzisiaj po poudniu Teddy'ego i przedyskutujemy strategi. - Okej, brzmi niele. - Mam... mam nadziej, e Bri przezwyciy jako swj strach przede mn - doda smutno Carlos. - Ja te mam nadziej. - Toni rozczya si. I ona miaa nadziej, e Bri przestanie si ba piciu osieroconych maych panteroakw. Te biedne dzieciaki potrzeboway pomocy. Potrzeboway akceptacji i mioci, by nie wyrastay w poczuciu, e s potworami, ktre naley zarn jak ich rodzicw. - Stranik idzie. - Howard wsta i poczapa do drzwi. Toni zauwaya na monitorze dziennego ochroniarza Romatechu. Trzyma w doniach mae, zote pudeko. Howard otworzy drzwi. - Tak? - Dostarczono to do gwnej bramy. Dla Toni Davis. - Dziki. - Howard zamkn drzwi i wrczy paczuszk Toni. Spojrzaa na ni nieufnie. - Spodziewaj si, e drugi raz si na to nabior? Howard si umiechn. - To jest w porzdku. Widziaem, jak an zamawia to przez Internet wczoraj w nocy. - Naprawd? - Zapaa pudeeczko i rozwizaa zot wstk. W pudeeczku, na podcice z waty, leao liczne filigranowe serduszko ze zota. Umiechna si szeroko. Przez aurowy wzr byo wida, e w serduszku nic si nie kryje. Byo czyste. Pod wieczko pudeka wsunity by licik. Najdrosza Daytono, dziki Tobie w moim yciu znw wieci soce. Ian Przycisna list do piersi, a jej serce cisno si z emocji. W tej chwili zrozumiaa, e cokolwiek by si dziao, nie popeni bdu, idc za gosem serca. Kiedy an obudzi si w czwartek wieczorem, ostrzeg Dougala i Phineasa, by byli szczeglnie czujni. Jdrek na pewno ju wyzdrowia w czasie miertelnego snu i bez wtpienia planowa zemst za swoj sromotn porak w Horny Devils. Kiedy Phineas i Dougal robili obchd po Romatechu i otaczajcym terenie, an zadzwoni do Angusa, by zda mu raport i poprosi o dodatkowych stranikw. Angus wci by w domu Jeana-Luca w Teksasie. Jako e Jack i Zoltan zamierzali
211

wkrtce wrci do Europy, zgodzili si spdzi kilka nocy w Nowym Jorku, zanim teleportuj si na Wschd. Mieli si zjawi przed witem. Szybka kontrola monitorw w biurze ochrony pozwolia mu zlokalizowa Toni. Bya w zakadowej stowce z Sabrina, Carlosem i Teddym. Przyjrza si uwaniej. Toni miaa na szyi wisiorek, ktry zamwi. To by dobry znak. miaa si z Carlosem i Teddym. Sabrina jada w milczeniu, od czasu do czasu podejrzliwie zerkajc na Carlosa. Z tego, co mwi Howard, Carlos i Teddy przyjechali godzin temu i wypenili podania o prac w firmie MacKay, Usugi Ochroniarskie i Detektywistyczne. Carlos bdzie doskonaym stranikiem, jeli nie bdzie akurat zajty tropieniem przedstawicieli swojego gatunku. Co do Teddy'ego, an mia wobec niego inne plany. Wstpi do gabinetu Shanny, eby wzi jej teczk, i poszed do stowki. liczne zielone oczy Toni pojaniay, kiedy si zbliy. Jej do powdrowaa do zotego serduszka na piersi. - Dzikuj. - Nie ma za co. - Pocaowa j w policzek i przywita si z reszt. Sabrina przygldaa mu si z ciekawoci. - On nosi kilt - szepna do Toni. - Jest redniowiecznym Szkotem - odszepna Toni. - Ach tak. - Sabrina otworzya szeroko oczy. - Zostao nam troch frytek. - Carlos wskaza st. -Ale pewnie nie jeste zainteresowany. - Ju jadem. - an usiad przy stole. - Kogo, kogo znamy? - Bursztynowe oczy Carlosa bysny psotnie. - Au. - Spojrza ze zoci na Toni. an umiechn si, bo sysza kopniaka pod stoem. - Pij gwnie AB Rh+. To mj ulubiony smak. -Kiedy policzki Toni licznie porowiay, zacign si gboko powietrzem. - Pachnie na tobie bosko. - Czujesz rnic smaku midzy grupami krwi? I potrafisz powiedzie, jak grup ma czowiek? - Tak. - Kiedy Sabrina skrzywia si i odwrcia, an zrozumia, e lepiej zmieni temat. Postuka palcem w teczk, ktr przynis z gabinetu Shanny. - To jest co, nad czym Roman i Shanna pracuj, od kiedy Constantine zacz lewitowa w wieku trzech miesicy. Spojrza na Sabrin i Teddy'ego. - Powinienem wyjani. Roman Draganesti jest wacicielem Romatech Industries i wynalazc syntetycznej krwi. - Ju im powiedziaam, kto jest kim - wtrcia Toni. - A Howard opowiedzia Teddy'emu i mnie o wojnie z Malkontentami - doda Carlos. - wietnie. - an otworzy teczk. - Roman i Shanna spodziewaj si drugiego dziecka. Heather i Jean-Luc te zamierzaj mie dzieci.
212

- Mwisz o dzieciach pwampira? - spytaa Sabrina, marszczc nos. - Tak, to jedyny sposb, w jaki moemy cieszy si ojcostwem. - an spojrza na Toni, zastanawiajc si, co by powiedziaa na perspektyw urodzenia takiego dziecka. Popatrzya mu w oczy i jej renice si rozszerzyy. Czyby wiedziaa, o czym myla? Czy wiedziaa, jak bardzo si w niej zakochiwa? Carlos odchrzkn. an oderwa wzrok od Toni i wyj z teczki kilka duych zdj. Przesun je po stole. - To jest posiado w grnej czci stanu Nowy Jork, ktr ostatnio kupi Roman. Jest tu dwr, duo innych budynkw, basen, korty tenisowe i sto dwadziecia hektarw terenu. - Rany! - Teddy gwizdn. - Jest ogromna. Toni przyjrzaa si zdjciu gwnego domu. - Jest pikny. - Podaa zdjcie Sabrinie. - Imponujce. - Carlos patrzy na lotnicz fotografi ogromnego terenu. - Roman musi by strasznie bogaty. - Jest, ale to nie mia by popis bogactwa. Roman trzyma to w tajemnicy. On i Shanna ju jaki czas temu zdali sobie spraw, e dzieci bd potrzeboway bezpiecznego miejsca, gdzie mogyby si ksztaci i doskonali swoje wyjtkowe zdolnoci. Teddy unis wzrok znad zdjcia. - Zamierzacie urzdzi w tym paacu szko? - Tak. - an poda im reszt fotografii. - Rozumiecie, e to musi pozosta w tajemnicy? Dzieci chodzce do tej szkoy bd wyjtkowe. - A co ze zmiennoksztatnymi? - spyta Carlos. - Te bd tam mile widziani? - Tak. - an skin gow. - Wszystkie dzieci z nadludzkimi zdolnociami. Albo dzieci, ktre po prostu zbyt duo wiedz. Do tej kategorii zalicza si na przykad crka Heather. - To jest super! - krzykn Teddy. - Szkoa dla przyszych superbohaterw! Bd mieszka w kampusie? - Mogyby. - an wzruszy ramionami. - Niektre dzieci wampiry mogyby si tam teleportowa, gdyby chciay mieszka w domu. - Wspaniae. - Toni podaa Sabrinie kolejne zdjcie. -Nie mog si doczeka, kiedy poznasz Constantine'a. Jest taki mdry i kochany. I ju umie lewitowa, i teleportowa si. Sabrina milczaa, ze zmarszczonymi brwiami patrzc na fotografie. - Popatrz na to. - Carlos wskaza zdjcie jeziora. - Tu jest wyspa. Moje dzieciaki mogyby tu wiczy swoje kocie umiejtnoci, nie naraajc innych dzieci na niebezpieczestwo. Byaby idealna. Toni pochylia si do przodu, eby spojrze.
213

- Doskonay pomys. - Gwny problem, jaki bd musieli rozwiza Roman i Shanna - cign an - to znalezienie godnych zaufania nauczycieli i administratorw. - Ja w to wchodz - powiedzia Teddy. - Ja te - doda Carlos. - Bardzo chciabym tam przywie moje sieroty. an spojrza pytajco na Toni. - A ty co mylisz? - Myl, e to bardzo mdrze, e Roman i Shanna planuj z takim wyprzedzeniem. Nie sdz, eby Tino mg si dobrze czu w zwyczajnej szkole. - Zwrcia si do Sabriny. -Ciekawie byoby prowadzi tak instytucj, nie sdzisz? Sabrina powoli zoya zdjcia na kupk. - To pikne miejsce. I interesujcy pomys. - Spojrzaa z niepokojem na Toni. - Ale nie taki byl nasz plan. Chciaymy pomaga dzieciom, ktre nie maj domw, goduj i cierpi. Ten Constantine ma tat miliardera, ktry zapewni mu wszystko. Co z dziemi, ktre nie maj nikogo? Nie moemy odwrci si od nich tylko dlatego, e te mae mutanty s bardziej interesujce. Toni si zarumienia. - Prosz ci, nie nazywaj ich mutantami. Sabrina zmruya oczy. - Chyba nie planujesz sobie takich urodzi, co? Zapado niezrczne milczenie, an uwanie obserwowa Toni, ale unikaa jego oczu. Jej rumieniec si pogbia. Czy wstydzia si tego, e si z nim zwizaa? Sabrina odsuna zdjcia. To jest godne podziwu, ale nie taki byt nasz plan. Toni i ja pracujemy nad naszym planem od dziesiciu lat. Toni zamkna oczy; na jej twarzy malowa si bl. anowi panika cisna odek. Co bdzie, jeli ona zdecyduje si cakowicie porzuci wampiryczny wiat? Jeli porzuci jego? Podnis plik zdj. - Tu jest sto dwadziecia hektarw ziemi. Moemy dostawi wicej budynkw. Nie musimy wyklucza dzieci w potrzebie. Toni wreszcie spojrzaa na niego. - Daoby si w to wpasowa zwyky dom dziecka? an wzi j za rk. - Trzeba by uzyska zgod Romana. Ale ja bardzo chc, eby miaa oba wiaty. Nie powinna musie wybiera midzy nimi. Jej oczy zalniy wilgoci. - Byoby wspaniale. - Popatrz na to pole za dworem. - Carlos pokaza zdjcie Sabrinie. - To by byo doskonae boisko pikarskie.
214

Prychna. - Ju widz, na czym ci najbardziej zaley. - Nie daj si prosi, Sabrina. - Teddy pochyli si do przodu. - To jest najfajniejsza okazja wiata. Westchna. - Zastanowi si nad tym. Potrzebuj troch czasu, eby oswoi si z... tym wszystkim. - Spojrzaa nieufnie na Carlosa i lana. -1 zosta mi jeszcze rok studiw. Oczywicie pod warunkiem e bd moga wrci na studia, bo przecie wujek usiuje mnie zamkn w wariatkowie. - Wanie o tym rozmawialimy z Carlosem. - Toni wzia frytk z tacki. - Musimy zabra torebk Bri z domu jej wujka i jakim cudem go przekona, eby zostawi w spokoju j i jej pienidze. Carlos zapa solniczk i nasypa wicej soli na frytki. - Bya u mnie dzisiaj policja; szukali Bri, Teddy'ego i Toni - powiedzia do lana. - Musimy wyprostowa to wszystko, zanim kto wylduje w areszcie. an zastanawia si chwil, chowajc zdjcia z powrotem do teczki. - Gdzie mieszka ten wujek? - W Westchester. - Carlos ugryz frytk. - Byem tam ju wczeniej. Pewnie udaoby mi si przekona pokojwk, eby przyniosa mi rzeczy Bri. - Ja powinnam tam jecha - powiedziaa Sabrina. an pokrci gow. - Nie, bdziesz bezpieczniejsza tutaj, z Teddym. -Wsta. - Carlos, zawie Toni do domu tego wujka. Zadzwonicie do mnie, ebym mg si tam do was teleportowa. Najpierw musz skoczy w jeszcze jedno miejsce. - Dokd? - spytaa Toni. - Co ty planujesz? - Zostawiem moj peleryn w Szkocji, ale Roman ma w swoim miejskim domu peleryn i smoking. Musz si przebra w kostium. Toni wytrzeszczya oczy. - W kostium? Teddy umiechn si szeroko. - Super! Zawsze mwiem, e potrzebujesz peleryny. Sabrina zmarszczya brwi. - Co wy chcecie zrobi mojemu wujkowi? - Nie bj si. Nie zrobi mu krzywdy. - an umiechn si. - Ale jestem ciekaw, jak mu si spodoba spotkanie z hrabi Drakul.
215

Rozdzia 23
Wygld asz bardzo atrakcyjnie. - Toni poprawia czarn muszk lana. Wanie zmaterializowa si w uliczce za domem Proctorw w Westchester. - Mam wyglda gronie - mrukn. Chyba raczej seksownie. Toni przecigna palcami po eleganckim czarnym smokingu. Peleryna z czarnej satyny miaa czerwon podszewk, a jego czarne wosy wiy si w postawionym konierzu. - Gdybym krcia film o wampirach, zaangaowaabym ci w sekund. Carlos odchrzkn. - Jeli ju skoczylicie patrze na siebie z zachwytem, to brabym si do roboty. - Podszed do kuchennych drzwi i zapuka cicho. Pokojwka wyjrzaa przez okno i umiechna si, kiedy Carlos pomacha do niej. Otworzya drzwi i zacza mwi co cicho po hiszpasku. Carlos wskaza Toni i lana. Pokojwka kiwna gow. - Maria pozwoli mi si wlizgn tylnymi schodami -powiedzia Carlos. - Wezm rzeczy Bri i spotkamy si na dole. Powiedziaa, e doktor siedzi w bibliotece od frontu. - Pjd naokoo. - Ian znikn w cieniu. Carlos wlizgn si na tylne schody, a Maria wprowadzia Toni do biblioteki. Doktor Joe Proctor chodzi niespokojnie za biurkiem, mwic do telefonu: - Suchaj, Jenkins, rzekomo jeste najlepszym prywatnym detektywem w tym stanie. Nie mw mi, e nie moesz znale jednej dziewuchy. - Umilk, pocierajc doni ysiejc gow. - Tak, zdaj sobie spraw, e kto jej musi pomaga. To jest... Zauway Toni stojc w drzwiach. - Oddzwoni do ciebie. Rzuci telefon na biurko i podszed do niej. - Kim pani jest? - Toni Davis, wsplokatorka Sabriny. Zawaha si i nagle umiechn si szeroko. - Toni, wspaniale, e wreszcie ci poznaem. Pewnie bardzo si martwisz o Sabrin. Ale pozwl, e ci zapewni, e nie szczdz wydatkw na poszukiwania. Nie wiesz przypadkiem czego o jej znikniciu, co? - Nigdy jej nie znajdziesz. Jego umiech zmieni si we wcieky grymas. - Pomoga je uciec, prawda? - Poszed z powrotem za biurko i zapa telefon. - Oddaj ci w rce policji. Oczywicie moesz unikn aresztowania, jeli mi powiesz, gdzie jest Sabrina.
216

- Prosz bardzo. Dzwo na policj. Chc zgosi popenienie paru przestpstw. Zobaczmy, po pierwsze, postpowanie niezgodne z etyk lekarsk, kiedy twierdzie, e Bri ma urojenia, chocia tak nie jest. Wysun podbrdek. - Kady psychiatra zgodziby si z moj diagnoz. - Po drugie, defraudacja funduszu powierniczego i trzymanie jej w zamkniciu, eby mg ukra jeszcze wicej jej pienidzy. Zatrzasn klapk komrki. - Nie masz na to adnych dowodw. Toni powoli podesza do niego. - Kiedy policja sprawdzi twoje finanse, wszystko bdzie jasne jak soce. Uwizie Sabrin. Zatrue jej mzg. Prbowae jej ukra ycie. - Nie, nie. - Zamacha rkami w powietrzu. - Nie trzymabym jej pod kluczem wiecznie. Potrzebowaem tylko troch pienidzy na spat dugw hazardowych. - A potem byyby kolejne dugi hazardowe. Proctor zmruy oczy. - Ci faceci by mnie zabili. Nie miaem wyboru. - Ci faceci to twj najmniejszy problem. Nie zastanawiae si, jak Bri ucieka? Spojrza na ni nieufnie. - Oczywicie e si zastanawiaem. - Zamkne j, bo twierdzia, e wampiry istniej. Ale tylko wampir mg pomc jej w ucieczce. - Jeste rwnie szalona, jak ona. Zamkn was obie. Toni si umiechna. - - Moesz sprbowa. Ale najpierw pozwl, e ci kogo przedstawi. - Uniosa rk, by da znak anowi, ktry czeka pod oknem. Jego ciao zmaterializowao si na rodku pokoju. Proctor krzykn i zrobi krok do tyu. - Co? To... to jest jaka sztuczka. an unis rce, rozkadajc szeroko peleryn. - Nie wierzysz w istnienie nieumarych? Toni przygryza warg, eby powstrzyma si od miechu. Udawany transylwaski akcent lana wci mia w sobie odrobin szkockiego zapiewu. - N-niemoliwe - szepn Proctor. an mign w stron jego biurka z wampiryczn prdkoci. Proctor zatoczy si do tyu i wpad na rega z ksikami. - Zaraz uwierzysz. - an unis si w powietrze. Toni skrzywia si, kiedy o mao nie stukn gow w sufit. Ale przynajmniej Proctor wyglda na szczerze przeraonego, bo skuli si za biurkiem. Jak dla niej an wyglda nieprawdopodobnie uroczo.
217

Opad na biurko i jego oczy bysny bardziej jaskrawym bkitem, kiedy wysun ky. To ju nie byo takie urocze. Proctor kuli si na pododze, unoszc rce obronnym gestem. - Nie rb mi krzywdy. Bagam. an zasycza i odrzuci peleryn na swoje szerokie ramiona. Toni zachwiaa si, kiedy zmiky jej kolana. Boe drogi, wczy mu si tryb potwora, a ona miaa w gowie tylko jedno: ugry mnie. Zdumiewajce, e atak Malkontentw wzbudzi w niej tylko strach i obrzydzenie, a na myl o tym, e an mgby j ugry, jej skra mrowia z podniecenia. Twarz jej zapona, zrobio jej si gorco. Czua krew krc w yach coraz szybciej i szybciej, jakby chciaa uciec, jakby woaa do niego. an odwrci si, eby na ni spojrze, i przypyw podania o mao nie zwali jej z ng. Zachysna si, kiedy bkitny ogie w jego oczach poczerwienia. O Boe, wiedzia, e bya podniecona. Cofna si, unoszc rk do szyi. Jej serce bio jak szalone. Uda cisny si od przypywu gwatownej, palcej dzy. Boe drogi, nic dziwnego, e kobiety same oddaway mu krew przez wieki. an odwrci si z powrotem do drcego doktora, zwinitego na pododze. Wycign rk i Proctor drgn, jakby uderzya go niewidzialna sia. - Jeste pod moj kontrol. - Oczy lana paay niebieskim ogniem i Toni zrozumiaa, e kontroluje umys Proctora. - Jeste robakiem, a ja jestem twoim panem. - Jeste robakiem, a ja jestem twoim panem - szepn Proctor z szeroko otwartymi, szklistymi oczami. an si skrzywi. - Nie. Ja jestem panem. - Ty jeste panem - powiedzia Proctor. Toni ledwie powstrzymaa umiech, an nie by najlepszy w roli zego potwora. Nic dziwnego, e go uwielbiaa. - Suchaj i bd posuszny - rozkaza an. - Nigdy wicej nie okradniesz Sabriny Nie bdziesz miesza si w jej ycie. Bdziesz dla niej dobrym i uczciwym wujkiem. Rozumiesz? - Tak, panie. an odwrci si do Toni. - Jeszcze co? - Niech odwoa policj - szepna, an znw wycign rk. - Odwoasz poszukiwania Sabriny i Teddy'ego. Powiesz policji, e to bya pomyka. Przygotujesz im oficjalny wypis ze szpitala. Ju nigdy nie bdziesz gra. I spacisz dugi z wasnych rodkw. Proctor pokiwa gow. - Tak, panie.
218

an zeskoczy z biurka i stan koo doktora. - Nikomu nie powiesz, co si tu dzisiaj stao. Wiem, jak ci znale, Josephie Proctor. - Tak, panie. - Skoczylicie? - spyta Carlos od progu, trzymajc stert rzeczy Bri. Pokojwka z ciekawoci spojrzaa na lana. - Jeszcze jedno. - an zwrci si do Proctora. -Bdziesz traktowa swoj pokojwk z szacunkiem. -Pooy donie na gowie Proctora i doktor zapad w gboki sen. - Dzikuj, seor. - Maria przeegnaa si i poprowadzia ich do tylnego wyjcia. - Czy Sabrina dobrze si czuje? - Tak - zapewnia j Toni. - Dzikujemy pani za pomoc. - Gracias. - Caros pocaowa Mari w policzek. Maria zachichotaa i zamkna drzwi. - Jeste cudowny! - Toni uciskaa lana. - Dzikuj. Umiechn si i pocaowa j w czoo. - Wynajmijcie sobie pokj - mrukn Carlos, idc do samochodu. Wrzuci rzeczy Bri do baganika. an wzi Toni za rk i ruszyli za nim. - Zoltan i Jack zjawi si przed witem. W Romatechu nie ma do miejsca dla wszystkich, wic wszyscy spdzimy dzie w kamienicy. - Jeste pewien, e tam bdzie bezpiecznie? - spytaa Toni. - W cigu dnia na pewno - odpar an. - Malkontenci bd rwnie martwi, jak my. A poza tym bd tam te Howard i Carlos. - No dobrze. - Toni zatrzymaa si obok jaguara. -Jedziesz z nami, Drakula? - Do zobaczenia pniej, skarbie. - Znikn. Ale nie zobaczya go pniej. Kiedy Carlos odwiz j do Romatechu i przekazali Sabrinie i Teddy'emu dobre wieci, Bri natychmiast chciaa jecha do domu, do Vanderkitty. Kiedy wszyscy byli ju w mieszkaniu Toni i Bri, zamwili chiszczyzn i urzdzili sobie przyjcie. Howard poprosi Carlosa, eby zacz prac stranika od razu, wic Carlos spakowa par rzeczy, by zabra je ze sob do miejskiego domu. Toni te zabraa to i owo. Troch si martwia, e zostawia Bri sam, wic Teddy zaproponowa, e zostanie z ni na noc w mieszkaniu. Bya dziesita wieczorem, kiedy Carlos i Toni dotarli do domu Romana Draganestiego przy Upper East Side, a Carlos dugo oglda i podziwia kady pokj. Wybra dla siebie sypialni obok pokoju Toni.

219

- Ta jest dla mnie idealna, menina. - Przecign z zadowoleniem doni po zagwku ka z drewna i kutego elaza. Uwielbiam styl hiszpaski. - Zdaje si, e ten pokj nalea do redniowiecznej hiszpaskiej damy o imieniu Maria Consuea - wyjania Toni. - Co si z ni stao? - Carlos dwign walizk na czerwon aksamitn narzut. Toni prbowaa sobie przypomnie, co Dougal opowiada jej o byym haremie, kiedy wprowadzaa si tu ponad tydzie temu, ale bya tak oburzona sam ide haremu, e wycia ze wiadomoci poow tego, co mwi. - W moim pokoju mieszkaa jaka redniowieczna laska, niejaka ksiniczka Joanna. Ona i Maria Consuela nie byy zachwycone pomysem wspwasnoci Horny Devils, wic sprzeday swoje udziay Vandzie i przeprowadziy si z powrotem do Europy. Do Londynu, zdaje si. Carlos otworzy walizk i zacz wyjmowa ubrania. - Musz ci podzikowa, dziewczyno. To jest dla mnie najlepsza moliwa praca. Howard powiedzia, e ustawi mi grafik tak, eby wpasowa w to reszt moich zaj na uczelni, ebym mg zrobi dyplom. - To wietnie. - Toni zerkna na kupk fikunych majtek, ktre Carlos wyoy na ko. Jedne byy w lamparcie centki, inne w tygrysie paski. - I dopasuj si do moich wypraw badawczych. Nigdy nie znalazbym tak wyrozumiaego pracodawcy. - No c, wampiry wiedz, jak bardzo s im potrzebni miertelnicy godni zaufania. - Chocia Carlos nie by tak do koca miertelnikiem. Carlos Panterra. Toni plasna si w duchu w czoo. Powinna bya si domyli. Skrzywia si, dostrzegajc kolejny przedmiot na ku. To bya najwiksza obcinaczka do paznokci, jak widziaa w yciu. - To jest cudowne, menina. Zawsze musiaem trzyma mj sekret... no wiesz, w sekrecie. Ale w tej pracy mog by sob. A waciwie bycie zmiennoksztatnym jeszcze dodaje mi wartoci. I znalazem dom dla moich sierot. Toni si umiechna. - Bardzo si ciesz, e im si uoyo. I tobie. Carlos obszed ko i j uciska. - Strasznie ci dzikuj. - To ja dzikuj tobie, Carlos. Zawsze bye dobrym przyjacielem. - Opara si pokusie podrapania go za uszami. Chopak praktycznie mrucza. - Zostawi ci, eby si urzdzi. Musimy wsta przed witem. - Ruszya do drzwi. Zapa kupk ciuchw i ruszy do ciemnej, bogato rzebionej komody. - A ty co zrobisz, menina? Zostaniesz z anem czy wrcisz do Sabriny? To byo pytanie dnia. Toni dotkna wisiorka na piersi. - Mam nadziej, e to nie bdzie sytuacja z rodzaju albo - albo. Moe Sabrina si z czasem opamita. Carlos skin gow. - Czasami trzeba si zdoby na odwag, eby uwierzy. Toni posza do swojego pokoju, powtarzajc w duchu
220

jego sowa: trzeba si zdoby na odwag, eby uwierzy. Kochaa Bri i kochaa lana. Musiaa wierzy, e wszystko si uoy. Rano zaspaa i obudzi j dopiero Carlos omoczcy w drzwi. - Zaraz wychodz - zawoaa. Do licha, do licha, do licha. Nie cierpiaa tego wczesnego wstawania. Byskawicznie wzia prysznic i wrzucia na siebie uniform. Pdzia na d po schodach, cigajc wilgotne wosy frotk, kiedy zauwaya Zoltana Czakvara i Giacomo di Venezia, alias Jacka, wchodzcych na gr. - Bellissima, jeste rwnie liczna, jak zawsze. - Jack ukoni si jej. Rany, ten to umia sodzi. Toni doceniaa komplement, ale wiedziaa, e jej uniform jest workowaty i paskudny i e prawie si nie umalowaa. - Panowie, udajecie si ju na nocny, znaczy, dzienny spoczynek? 1 - Tak jest. Bdziemy w pokojach gocinnych na trze- < cim pitrze - odpar Zoltan. Trudno go byo zrozumie ' przez ziewanie i wgierski akcent. - Bellissima, zajrzysz do mnie osobicie? - Brzowe oczy Jacka bysny psotnie. - Jeli chcesz. Jasne. - Molto bene. Ciao, bellissima. - Jack ruszy dalej po schodach. Zoltan powlk si za nim. - Zamierzasz spa nago, co? Jack si rozemia. Toni przewrcia oczami i zbiega na d. Miaa nadziej, e an jeszcze nie pi. W holu spotkaa Dougala i Phineasa. Phineas ziewn. - Dobranoc, cukiereczku. ! - Dobranoc. Czy te dzie dobry. - Przez nich wszystko jej si mylio. - Widzielicie Iana? - Ju si pooy. - Dougal zamkn za sob drzwi do piwnicy. Za pno. Do licha. Trudno byo mie chopaka na nocnej zmianie. Powloka si do kuchni. - Dzie dobry. - Howard siedzia umiechnity przy kuchennym stole, wcinajc niedwiedzi pazur. Znowu pczki? Jeli z nimi nie przyhamuje, sama bdzie wielka jak niedwied. Zauwaya, e Carlos zajada co z miski, wawo machajc yk. Wygldao troch zdrowiej. - Co jesz? Kocie chrupki? Howard parskn miechem, a Carlos spojrza na ni obojtnie. Toni umiechna si sodko. - Syszaam, e ostatnio wypucili jakie specjalne, przeciw kulkom z wosw. - To s patki. - Pokaza jej pudeko.
221

- Hm, SpecialK, jak kotek? Mog troch? - Przyniosa sobie misk. - Jeli przestaniesz drapa - burkn Carlos. - Przepraszam. - Pogaskaa go po gowie. Wiedziaa, e jest wredna. Ale bya tak rozczarowana, e nie zobaczya si z anem. Do zachodu soca byo strasznie, strasznie daleko. Po niadaniu zaproponowaa, e do niego zajrzy. - Jest na czwartym pitrze? - Tak. - Howard dopi swoj herbat. Zapewne z miodkiem. - Carlos, co powiesz na trening sztuk walki? Chc zobaczy, jak si potrafisz bi. - Jasne. - Carlos i Howard ruszyli w stron schodw do piwnicy, a Toni rozpocza dug wspinaczk na czwarte pitro. Kiedy dotara do gabinetu Romana, bya troch zdyszana. Pokj by ciemny, aluminiowe aluzje byy zamknite. W zlewie przy barku staa pusta butelka po krwi. an widocznie musia co przeksi przed snem. Otworzya podwjne drzwi do sypialni. Z niedomknitej azienki na podog padao wiato. - Nie zgasie wiata. Wstyd. - Podesza do lewej strony ka. an lea w biaej koszulce i kraciastych flanelowych spodniach od piamy. Odwin na bok beow zamszow narzut, eby pooy si na chodnym bawenianym przecieradle. Jego czarne wosy byy rozpuszczone i ostro odcinay si od biaej powoczki poduszki. Lea w pozycji, jak zwykle przyjmowa do snu. Pasko na plecach, z wielkimi stopami wycelowanymi w sufit, z domi zoonymi schludnie na paskim brzuchu. Pewnie przywyk tak si ka przez stulecia spania w trumnie. Wzrok Toni zatrzyma si nagle poniej jego zoonych rk. Jego spodnie od piamy tworzyy wyrany namiot. Pochylia si, eby przyjrze si bliej. Boe drogi, ma wzwd w czasie snu. Czy to moliwe, eby sztywniak by a tak sztywny? Wyprostowaa si z westchnieniem. - Niegrzeczny chopak - szepna i spojrzaa na jego przystojn twarz. Jego mocne szczki ocienia zarost. Jego czarne rzsy byy takie gste. Nienawidziaby go za to, gdyby go tak nie kochaa. Wycigna rk, by dotkn uroczego doka w jego brodzie. Jego oczy otworzyy si nagle. Podskoczya. Do zamkna si mocno na jej nadgarstku. Krzykna cicho. - Niespodzianka. - Zapa j za ramiona i przewrci na ko.

Rozdzia 24
222

O tak, zrobi jej niespodziank. Leaa na ku z otwartymi ustami, an przeturla si na bok, twarz do niej, podpar si na okciu. - Ty... ty nie nie yjesz - szepna. Umiechn si. - Chwilowo nie. - Jak? Wzie ten specyfik? Ten od niespania? - Tak. Wiem, gdzie jest schowany. Usiada. - Ale an, postarzejesz si od tego. - Jeden rok za kady dzie. - Wzruszy ramionami. -Wic bd wyglda na dwadziecia osiem lat, zamiast dwudziestu siedmiu. Znw otworzyy jej si usta. - Bye gotw postarze si o rok? - eby spdzi dzie z tob? Tak. - To takie sodkie. - Wycigna si na boku, przodem do niego. - Ale czy aby na pewno powiniene by sodki? No wiesz, ty nie pisz, a wszyscy zoczycy pi. Umiechn si jeszcze szerzej. Bya rwnie waleczna, jak on. - Wic masz ochot ich wyrn, kiedy nie mog si broni? Skrzywia si. - Zdaj sobie spraw, e to nie byby zbyt honorowy postpek, ale oni zrobiliby wam to bez zmruenia oka. - To prawda, wic musimy dopilnowa, eby nigdy nie dorwali specyfiku. - Wycign rk, by odgarn wilgotny kosmyk wosw z jej policzka. - Szczerze mwic, kusi mnie, eby ich pozabija i mie to z gowy, ale pilnuje ich ze dwudziestu chopa z rosyjskiej mafii z karabinami szturmowymi. - Ach tak. - Skrzywia si. - To by bya paskudna jatka. - Owszem, bardzo paskudna. Od czasu, kiedy Roman odwiedzi ich za dnia, s wyjtkowo ostroni. -Przecign palcem po jej policzku. - Poza tym jest jeszcze ten problem, e spal si na skwark, jeli wyjd na soce. - Wic chyba musimy siedzie w domu. - Tak. - Musn palcem jej ucho. - Pewnie wymylimy sobie jakie zajcie, eby spdzi czas. - Jej oczy bysny, kiedy spojrzaa na jego spodnie od piamy. - Wyglda na to, e o mnie mylae. Umiechn si cierpko. - Mczyzna zawsze powinien by przygotowany.
223

To prawda, e kiedy lea w ku, czekajc na jej przyjcie, podnieci si od samego mylenia o kochaniu si z ni. Wiedzia, e jego oczy znw robi si czerwone. Pokj zabarwi si na rowo, skra Toni wydawaa si zaczerwieniona, dojrzaa od krwi. Zachowanie panowania nad sob bdzie wyzwaniem. Z rozmysem napi si do syta syntetycznej krwi, eby byo mu atwiej. To, jak patrzya na niego, kiedy spuci ze smyczy ca swoj wampiryczn moc w bibliotece doktora Proctora -ju samo to napio jego samokontrol do granic. Sysza jej omoczce serce. Czu zapach jej podniecenia. Chcia skoczy na ni i zatopi ky w jej szyi. Zaczy go mrowi dzisa; pad na plecy i zacisn powieki. Opanuj si. Nie mia odwagi kocha si z ni, jeli si nie opanuje. - Dobrze si czujesz? - szepna. - Nie chc na ciebie wpywa w aden sposb. To, czy zostaniesz w moim ku, powinno by twoj decyzj. Ale wiedz, e bd si z tob kocha. - Ehm, poniekd na to liczyam. - Jej gos by stumiony. Nagle co mikkiego opado na jego twarz. Odsun to na bok i otworzy oczy. W doni trzyma koszulk polo. Jej koszulk. Toni siedziaa obok niego, zsuwajc ramiczka biustonosza z barkw. Wisiorek z serduszkiem, ktry jej podarowa, spoczywa midzy jej piersiami. - Jeste pewna? - A wygldam na niepewn? - Rzucia biustonosz na podog. Rzuci si na ni i pchn j na plecy. - Uwielbiam zdecydowane kobiety. Umiechna si. - A ja uwielbiam agresywnych mczyzn. Pooy do na jej ebrach. - Wiem, e nie znasz mnie zbyt dugo. - Ale czekaam na ciebie od lat. - Ja od wiekw. Myl, e moje serce rozpoznao ci tej pierwszej nocy, kiedy si poznalimy. Tylko mzg potrzebowa par dodatkowych nocy, eby je dogoni. Dotkna jego twarzy. - Ze mn byo tak samo. Przesun do wyej, eby nakry ni jej piersi. - Chc, eby wiedziaa, e bd wierny. Kocham ci caym sercem. To si nigdy nie zmieni. - Och, an. - Oplota ramionami jego szyj. - Ja te ci kocham.

224

Pochyli si, eby pocaowa jej usta. Byy mikkie i wilgotne i rozchyliy si tak sodko. Zakrci jzykiem w ich wntrzu, bawic si, smakujc. Zadraa pod nim, tak krucha w swojej miertelnoci, i tak silna w swojej namitnoci. Bya tym wszystkim, czym nie by on. Bya wszystkim, czego pragn. yciem i wiatem. Czystoci i dobrem. Jej jzyk przemkn po jego zbach i dzielnie zawirowa wok ostrego szpicu jednego z kw. an jkn. Czy wiedziaa, e flirtuje z niebezpieczestwem? Przycisna jzyk do czubka ka. Chwyci gwatowny wdech i przerwa pocaunek. Jej skra, jej szyja, jej piersi - wyglday tak rowo i smakowicie w jego oczach zasnutych czerwon mg. - Na wszystkich witych, pragn ci. - Musn ustami jej szyj, a do piersi. Bicie jej serca grzmiao mu w uszach, rozpalajc pomie jego pasji. Wsun do pod jej plecy i unis. Jej piersi dotykay jego ust. Z jkiem rozrzucia rce na boki, jakby poddawaa si bez reszty jego pragnieniom. A pragn jej. Pragn kadego centymetra jej ciaa. Skuba i ssa jej nabrzmiae sutki, a ich koniuszki stwardniay w jego ustach. Zacz ssa jedn, drug lekko ciskajc palcami. Kiedy pocign za obie, zachysna si. - Och, bagam. - Chwycia jego koszulk i pocigna do gry. cign koszulk przez gow i rzuci na podog. Rozpi pasek jej spodni, po czym zaatakowa guzik i suwak jej bojwek. - Jasna cholera, nigdy nie sdziem, e bd musia zdejmowa mskie spodnie. Rozemiaa si i sprbowaa mu pomc, unoszc biodra w powietrze. Jkn na ten widok. cign jej spodnie do kostek, ale zatrzymay go jej sportowe buty. Wystarczyo jedno szarpnicie, eby poszyboway w powietrzu. Skarpetki i spodnie poszy w ich lady. - Uwielbiam twoje nogi. - Chwyci j za kostk i unis go nog, by mc obsypa ydk pocaunkami. - cigaj spodnie. - Ju? - Poaskota wntrze jej kolana. Jej noga drgna. - Tak, ju. Opar jej kostk na swoim ramieniu, unis si na kolana i cign spodnie od piamy. Jego msko wyskoczya z nich jak spryna. Toni opara si na okciu, eby sobie na niego popatrze. - Rany. - Mam nadziej, e nie oczekujesz, e bd taczy jak ten facet z Horny Devils. - Rzuci piam na podog. - Jaki facet? - mrukna, wlepiajc oczy w jego krocze. Im duej si gapia, tym bardziej by nabrzmiay. Pomyla, e w tym tempie nie wytrzyma nawet minuty. Musia szybko odwrci jej uwag. - No dobrze, to na czym skoczylimy? - Pocaowa j w kostk.
225

- Nie. - Zsuna nog z jego barku i wygia si do przodu. - Chc ci dotkn. - Oplota palcami jego erekcj. - Och, dziewczyno. Dugo tego nie wytrzymam. - Oj, nie marud. - cisna delikatnie. - Jeste twardzielem. - O tak. - Wcign z sykiem powietrze, kiedy zacza drani czubek kciukiem. Upuci ju kropelk i teraz rozsmarowywaa wilgo po caej gwce. - Jestem twardy. - Zagryz zby. - Jestem zaprawionym w bojach wojownikiem. - Prawdziwym Hemanem. - Pchna go do tyu na ko. Jego gowa niemal zwisaa poza krawd. Chwyci gwatowny oddech, kiedy wzia go do ust. Zmiady narzut w doniach. Da rad. Nie by todziobem. - U... urosem par centymetrw przez lato. Wydaa stumiony odgos aprobaty. Palcami poaskotaa jego jdra, potem cisna. Jej jzyk wirowa jak szalony. Pokj wirowa wok niego. Nie mg w to uwierzy. To byo inne ni wszystkie seksualne dowiadczenia przez wieki. Moe dlatego, e jego wyposaenie byo troch inne - wiksze i bardziej dojrzae. A moe dlatego, e Toni bya... Toni. Kochaa si z nim. I nie chcia, eby si to skoczyo. Ale miao si skoczy, i to cholernie szybko. - Nie! Toni! Spojrzaa na niego w tej samej chwili, kiedy straci kontrol. Z jkiem wystrzeli na jej pier. Zachowa na tyle przytomnoci, eby si od niej odwrci. miertelnie zawstydzony zala nasieniem ca zamszow narzut Romana. A to cholerstwo nie chciao przesta lecie. - Och, dziewczyno, tak mi przykro. Nie przywykem do tego duszego... Nie kontrolowaem go jak naley. -Opuci gow, zbyt zawstydzony, eby na ni spojrze. Jej chichot przerwa cisz. Spojrza na ni podejrzliwie. Turlaa si ze miechem, miaa zy w oczach. Twarz mu pona. - O tak, oto pragnienie kadego mczyzny: zosta wymianym w ku. - an, jeste taki sodki. Oj, litoci! Mj penis jest za duy! Wyrwa si spod kontroli! - Zmapowaa udatnie jego szkocki akcent i miaa si dalej. - Moje biedactwo. To prawdziwa tragedia, e jeste zbyt hojnie obdarzony. Chyba powinnam nad tob zapaka. Spojrza na ni gniewnie. - Jak na razie wietnie si bawisz. - Oczywicie. - Usiada i otara oczy. - Jestem zachwycona, e udao mi si zmusi ci do utraty kontroli.
226

- Naprawd? - O tak! To mi daje takie poczucie wadzy. - Napia bicepsy. - Zwyka miertelniczka doprowadza potnego, niemiertelnego wampira do przedwczesnego wytrysku. Czuj si jak Superwoman! - Podobao ci si? - Boe, tak. - Przycisna do do swojej piersi i znw si rozemiaa, kiedy jej palce wyldoway w nasieniu. Chwycia brzeg przecierada i wytara do i klatk piersiow. an nie posiada si z osupienia. Narobi sobie wstydu przed Toni, a ona i tak bya nim zachwycona. By najszczliwszym mczyzn na ziemi. - I musz powiedzie, e bardzo doceniam te dodatkowe centymetry. - Jej spojrzenie opado midzy jego nogi. - Jeste wspaniay. - Dzikuj. - Czu si ju o wiele lepiej. - atwo mogaby mnie przekona, ebym znowu straci kontrol, skoro tak ci to poprawia samopoczucie. Jej usta drgny. - To bardzo szlachetnie z twojej strony. - Chc ci pieci, chc, eby byo ci dobrze. Spojrzaa na niego z zaciekawieniem. - Brzmi niele. - O tak. - Powid palcami po jej udzie. - Teraz zamierzam sprawi, eby stracia kontrol nad sob. - Uwielbiam facetw z misj. Unis brew. - Sio z majtkami, kobieto. Pooya si, chichoczc. - Ju si robi, redniowieczny wojowniku. - Zahaczya kciuki o gumk fig i wysuna si z nich powoli, krcc tyeczkiem. - Moesz wyadowa na mnie swoj podliwo. - I tak zrobi. - Przez chwil podziwia, jak porusza biodrami. Kiedy jej majteczki signy poowy ud, nie moga dalej sign rkami. - Czy mgby by tak miy i odrobin mi pomc? - Caa przyjemno po mojej stronie, o pani. -Zaczepi palec o figi i cign je do koca. - Dzikuj, miy panie. - Jej poudniowy akcent sta si wyraniejszy; posaa mu lubiene spojrzenie. Rozemia si. Powinien by wiedzie, e kochanie si z Toni nie bdzie przypominao niczego, co przey do tej pory. Wypeniaa jego serce radoci. - Ale, nic to dla mnie, zacna panienko. Rzuci majtki w powietrze. Kiedy nie usuchay grawitacji, spojrza w gr i zobaczy, e wisz na yrandolu.
227

Toni cigna jego uwag z powrotem, odstawiajc jedn nog na prawo, a potem, z sugestywnym ruchem bioder, odsuwajc drug na lewo. Rozsuna uda. - Mam nadziej, e podobaj ci si widoki. - Jeszcze jak. - Widzia wilgo na delikatnych fadkach. Odetchn gboko, rozkoszujc si zapachem jej podniecenia. - Och, dziewczyno, jeste najpikniejsz ze wszystkich dziewczyn. - Hm. Nazbyt pan miy. - Prowokacyjnie poruszya biodrami. - Uczyni wysiek, by pomieci pask zacn msko. Wyszczerzya zby. - Bd ci liza, a zaczniesz krzycze. Otworzya szerzej oczy. - Okej. Chwyci j za nogi i pooy sobie jej stopy na ramionach. - Trzymaj si, skarbie. Moe by ostro. Zachichotaa. Chwyci jej biodra i zanurzy twarz w jej zapachu. Zachysna si, kiedy zacz liza, zadraa, kiedy si wessa. Wsun w ni dwa palce i zacz delikatnie pieci.Zasapana, zacza porusza biodrami w rytm jego ruchw. Bya taka mokra. Taka gorca. Taka pikna. A on znowu twardnia. Ucieszy oczy jeszcze jednym ostatnim spojrzeniem na wilgotn szczelin i przypuci ostateczny atak. Zacz porusza jzykiem tak szybko, jak potrafi to tylko wampir. Jej nogi stay. Biodra uniosy si. Ju prawie. Z dzikim piskiem wystrzelia pod niebo. Jej minie zacisny si wok jego palcw, cae ciao zadrao. Ucaowa jej drce uda i opuci jej stopy na ko. Zacz caowa jej brzuch, jej piersi. Pochyli si nad ni i czubkiem penisa musn jej wilgotn szpark. - an. - Przesuna donie w gr jego plecw, a do barkw. - Chc widzie mio w twoich oczach, kiedy w ciebie wejd - szepn. - Masz moj mio. - Popatrzya na niego. - Kocham ci. Wsun si w ni. Zalaa go rozkoszna mieszanka odczu. Rado, mio, erotyczna przyjemno i pierwotny, samczy triumf z objcia jej w posiadanie. Zamierza kocha si z ni powoli, ale bya tak pikna, tak seksowna, tak kochajca, e ju po chwili oboje pdzili na eb, na szyj w stron szczytu. I wci byo im za mao bliskoci. Jej nogi owiny si wok jego talii, ciaa skleiy si w jedno. Orgazm uderzy go jak grom. Porusza si w niej z prdkoci i gwatownoci, na jak moe si zdoby tylko wampir. Krzykna i dotara do szczytu wstrznita gwatownym spazmem. Lgna do niego kurczowo, nie przestajc dre. - O rany - sapna, prbujc zapa dech. an opar czoo o jej czoo i ich oddechy powoli si uspokoiy.
228

Mam nadziej, e nie zadaem ci blu - szepn. Nie. To byo... cudowne. Spektakularne. Poraajce. O tak. - Pad obok niej i przycign j do siebie. Powieki jej opady. Wykoczye mnie. O tak. - Zamkn oczy i wtuli podbrdek w jej wosy. atwo byo pragn, by co takiego trwao ca wieczno.

Toni obudzia si i powoli dotaro do niej, e jest naga i zmarznita. Usiada. W sabym wietle wpadajcym z uchylonych drzwi azienki zobaczya lana obok siebie. Jej spojrzenie powdrowao w d jego ciaa i z powrotem ku twarzy. Boski facet. Taki seksowny. I taki kochany, e chcia si postarze jeszcze o rok, byle tylko by z ni. Czy specyfik przesta dziaa? Wyglda na martwego dla wiata. Spojrzaa na zegarek przy ku. Boe wity. Byo prawie poudnie. Carlos i Howard z pewnoci si zastanawiali, co si z ni stao. Podcigna przecierado, eby przykry lana do piersi. Potem posza do azienki i wzia gorcy prysznic. Wrcia boso do sypialni, owinita jednym rcznikiem, z drugim zakrconym na gowie. Znalaza swoj koszulk polo na pododze po jednej stronie ka i stanik po drugiej stronie. Spojrzaa w gr, na yrandol z kutego elaza. Jej majtki dynday na jednej z gazek. Wtpia, czy zdoa ich dosign, nawet gdyby stana na ku. Jaka szkoda, e nie umiaa lewitowa jak wampiry. Moe znalazaby co, czym mogaby je strci. Zajrzaa do szafy i umiechna si na widok wiszcego w niej kiltu. Pogaskaa mikki sweter lana i pochylia si, by pooddycha jego zapachem. Dostrzega czarne, skrzane spodnie, ktre mia na sobie tamtego wieczoru, kiedy porywali Bri. Za nimi wisia smoking, w ktrym udawa Drakul. A dalej wisiaa peleryna wampira. Przecigna palcami po liskiej, czarnej satynie. Ten stojcy konierz by super. Spojrzaa na lana, ktry wci lea jak martwy. A dlaczego nie, do diabla? Rzucia rczniki na podog i wzia peleryn. Obrcia si dookoa, wymachujc ni jak matador, po czym zarzucia j na ramiona i zawizaa troczki pod szyj. Chwycia brzegi w palce, by mc unie rce i rozoy peleryn niczym skrzyda. Szu, przemkna po pokoju, pozwalajc, by peleryna wzdymaa si za ni. Potem wykonaa kilka dugich krokw, jak w paso dobie. Zadowolona z efektu, zgia praw rk w okciu, zakrywajc peleryn doln cz twarzy. Przesza przez pokj krokiem szpiega z Krainy Deszczowcw. Wskoczya na koniec ka i rozoya rce. Patrzc gronie na lana, powiedziaa przeraajcym, niskim gosem: - Jestem twoim panem. - Like a virgin - odpar kobiecy gos. Toni odwrcia si jak oparzona. To musiaa by jej komrka. Jej spodnie leay gdzie na pododze. Madonna twierdzia, e wanie jest dotykana pierwszy raz.
229

- Och, zamknij si. - Toni zeskoczya z ka i zacza chodzi po pokoju, szukajc spodni. - Taka sama z ciebie dziewica, jak ze mnie. - To do dyskusyjne - powiedzia mski gos. Odwrcia si z piskiem. - an? - Toni? - Wybauszy oczy, widzc jej kostium czy te raczej brak kostiumu. cigna brzegi peleryny, by zakry nagie ciao. - Mylaam, e nie yjesz. Znowu. Jego usta drgny. - Tego bym nie przegapi za adne skarby. Twarz jej pona. Like a virgin - drwia z niej Madonna. Toni wyszarpna telefon z kieszeni spodni. - Halo? - Menina, gdzie ci wcio? - spyta Carlos. - Posza na gr zajrze do lana i nie wrcia. - N... nic mi nie jest. anowi te nie. - Spojrzaa na ko, an szczerzy do niej zby. - Zasna? - spyta Carlos. - Wiem, e bya rano zmczona. - No... przysno mi si troszk. Przepraszam. - W porzdku. Nic si nie dzieje. Pomylaem tylko, e moe jeste godna. Howard robi w kuchni panini. Chcesz? - Ja... ehm... - Patrzya, jak an mija j i idzie do gabinetu. Widok od tyu by wspaniay. Wyj butelk krwi z maej lodwki przy barku i wstawi j do mikrofalwki. - Toni, co si dzieje? - spyta zaniepokojony Carlos. -Potrzebujesz pomocy na grze? - Nie! W... wszystko jest w porzdku, naprawd. - On nie pi, co? - rzuci gronie Carlos. - Albo to, albo jeste bardziej zboczona, ni myl. - Okej, nie pi - przyznaa. - Howard powiedzia mi o specyfiku Romana - powiedzia Carlos. - Zdaje si, e robicie z niego dobry uytek? - Jeszcze jaki. Carlos rozemia si. - Ciao, menina. - I rozczy si. - Wiedz, co robimy? - an wyj butelk z mikrofalwki i przela krew do szklanki. - Tak. - Rzucia telefon i przesza do gabinetu. -Bdziemy mieli powane kopoty? - W tej chwili nikt nie moe si skontaktowa z Connorem, wic nie martwibym si o to. - an napi si ze szklanki, patrzc, jak Toni idzie w jego stron. - Ta peleryna lepiej wyglda na tobie ni na mnie.
230

- Nie wydaje mi si, eby patrzy na peleryn. -Rozchylia j na sekund, byskajc golizn. an umiechn si i wypi kolejny yk. - Stao si co niesamowitego. - O tak, seks by wspaniay. - Przysiada na barowym stoku. Rozemia si. - To te. Ale, Toni, ja naprawd zasnem. - Pochyli si w jej stron i opar okcie na barze. - To byo takie dziwne. Nie spaem od wiekw. - Rany. Napi si jeszcze. - Zapomniaem ju, jak to jest. miertelny sen jest taki... pusty. Tylko mier i totalna niewiadomo. Ale to byo sodkie i... - Relaksujce? W jego oczach zalniy zy. - Miaem sen. niem o tobie. - O... rety. - Zauwaya, e jego zy miay czerwonawy kolor. Dotkn jej twarzy. - Nie sdziem, e to moliwe. Chwycia jego do. - Co ci si nio? Jego usta drgny. - e taczya dla mnie taniec erotyczny w pelerynie Drakuli. - Naprawd? - Kiedy si rozemia, zrobia do niego min. - Bardzo zabawne. Co ci si nio? Jego oczy zmiky. - Kiedy ci powiem. - Hm. - Zsuna si ze stoka. Odesza kawaek od niego i poderwaa brzeg peleryny, odsaniajc kawaek biodra. - Mam sposoby, eby ci zmusi do mwienia. Krzykna cicho, kiedy mign do niej z wampiryczn prdkoci. - A ja mam sposoby, eby ci zmusi do krzyku. -Rozwiza troczki pod jej szyj i zsun peleryn z jej ramion. liski materia spocz na pododze czerwon stron do gry. an wzi Toni na rce i pooy j na szkaratnej satynie. - W sumie, czemu nie? - Spojrzaa na niego kwano. - I tak poplamilimy ju wszystko inne. Ze miechem mign z powrotem do baru i zapa swoj szklank. Byo w niej troch krwi. - Podsuna mi pomys.
231

- Zaplamisz dywan? - Nie. - Uklk przy niej i pola cienkim strumyczkiem krwi jej piersi. - Fuj. Mam nadziej, e zamierzasz to wyczyci. -Zapomniaa o oburzeniu, kiedy jego jzyk zacz chepta krew z jej piersi. Pody za strk krwi w d jej tuowia, a potem wyliza ostatnie krople z jej ppka. Wia si na czerwonej satynie, rozkoszujc si dekadenck pieszczot, an wrci do jej piersi i zacz je ssa. Poczua jego zby, skubice delikatnie i przypomniaa sobie, jak wyglday jego ky, kiedy zmieni si w Drakul. Jego oczy pony bkitn, potn wampiryczn moc, a potem poczerwieniay, kiedy spojrza na ni godnym wzrokiem. Stare lady ugryzie na jej piersiach i tuowiu zaswdziay, ale nie ze strachu czy obrzydzenia. Poczua podanie. I pragnienie. - an. Spojrza na ni, jego oczy miay kolor czerwony. lady ugryzie zaczy piec. Przeczesaa palcami jego dugie czarne wosy. - Ugry mnie. Zamruga. - Nie. Nie mw takich rzeczy. Nie bd si tob poywia. Nie jestem godny. - Ale ja jestem. Czuj... gd. - Toni, reagujesz na moj wampiryczn moc. Sprbuj j stumi. - Nie, nie rb tego. Przyjrza jej si z ciekawoci. - Czy ty wiesz, o co prosisz? Zostaa napadnita. Masz straszne wspomnienia. - Chc przeksztaci ten strach w co piknego. Potrafisz to zrobi? - Mog zrobi tak, eby nie bolao. Ale to bdzie iluzja. Kontrola umysu. A wiem, co o tym mylisz. - Nie boj si twojego umysu. Kocham ci. Zawaha si, zmarszczy brwi. - Zrb to. Zrb mi wszystko. Chc z tob dowiadczy wszystkiego. Zamkn oczy. - Jeste taka kuszca. Czuj twoj krew, gorc i przepyszn. Sysz, jak pynie w tobie, jak mnie woa. - We mnie. Otworzy oczy, a ona zachysna si, widzc ich intensywny bkit. Fala lodowatego powietrza uderzya j w czoo, a potem spyna w d ciaa, a pokryo si gsi skrk. Jestem z tob. Jego gos rozbrzmia w jej umyle i cae ciao zaczo j mrowi, jakby delikatnie na ni dmucha. Wtuli twarz w jej szyj. Bdziemy dzieli myli, ciao i krew. Poliza jej szyj i krzykna cicho, bo pieszczot i poczua midzy nogami. To musiaa by iluzja. Ale co za iluzja. Cae to mrowienie i askotanie, ktre czua na szyi, czua te niej.
232

Jej pragnienie byo coraz bardziej rozpaczliwe, askotki zmieniy si w drczce pulsowanie, ktre domagao si zaspokojenia. Oplota go nogami. - We mnie teraz. Jego ky wysuny si z cichym sykiem, ktry sprawi, e zapragna go do blu. Zadraa, kiedy jego penis napar na ni, a ky delikatnie zarysoway szyj. Ju niedugo, niedugo to si stanie. Zanurzy si w ni z tak si, e ledwie zauwaya ukucie na szyi. W nastpnej chwili kocha j, bra w posiadanie jej ciao i krew. Jestem w tobie na wszystkie sposoby. Ty jeste moja, a ja jestem twj. Z kadym dotykiem jego warg przenika j dreszcz rozkoszy. Przesta z niej pi. Nie chc wypi za duo. Poliza lad ugryzienia i dreszcze nie ustaway, narastay z kadym jego pchniciem. Przyspieszy. Czuj, jak dochodzisz. Dojdziemy razem. I doszli. Toni krzykna i w tej samej chwili usyszaa jego ryk rozkoszy, grzmicy w jej mylach. Ich ciaa dray razem jak w zaplanowanej, tanecznej choreografii. Ich umysy pulsoway wspln rozkosz. Niesamowite, pomylaa, a moe to on pomyla? Nie wiedziaa ju, kto jest kto. Byli jednoci. - an - szepna, kiedy ich oddechy si uspokoiy. Oddychali w jednym rytmie. Czujesz, jak bardzo ci kocham? Jego gos wypeni jej myli. Zalaa j fala ciepa, do oczu napyny zy. Nagle owia j chd i an znikn. Znikn z jej umysu, ale lea obok i patrzy na ni z mioci. Zrozumiaa, e nic nie powstrzyma jej przed spdzenia ycia z anem. adni przyjaciele, adne zbiry nie mogy jej zabroni go kocha. Nawet mier nie moga ich rozdzieli.

Rozdzia 25
Wieczorem, tu po zachodzie soca, Toni siedziaa w salonie z anem, Carlosem, Howardem i ca reszt wampirw, ogldajc Digital Vampire Network. Stone Cauffyn z Nocnych wiadomoci nudzi bez koca. Phineas i Jack rozmieszali wszystkich parodiowaniem prezentera. Nagle Stone odwrci gow. - Co to ma znaczy? Toni otworzya usta z przeraenia. Do stou prezentera zblia si Jdrek Janw z pistoletem w doni.
233

- Bra go - rozkaza i jaki rosyjski Malkontent owin szyj Stone'a Cauffyna srebrn lin. - Co wy robicie? - spyta Stone. - To jest absolutnie niedopuszczalne na antenie. - Na mnie! - rozkaza Jdrek i kamera wzia go w kadr. - Ty, kamerzysta, rb co mwi, to przeyjesz. Kamera nawet nie drgna. Jdrek kiwn gow. - Dobrze. A teraz poka naszym widzom, co mamy za drzwiami numer 1. - Wskaza rk na prawo. Kamera przejechaa w stron drzwi. Jurij i Stanisaw weszli do studia; kady prowadzi zakadniczk. Toni si zachysna. - Maj Corky Courrant. - I jeszcze jak kobiet - mrukn an. - Jak dla mnie, mog zabi Corky - stwierdzi Phineas. - Cii... - an zrobi goniej, gdy Jdrek znw zacz mwi. - Jak widzicie, przejlimy DVN. Wasz ramwk zastpi o wiele ciekawszy program, anie MacPhie, masz dwadziecia minut, eby przynie mi specyfik Draganestiego, bo inaczej zaczn zabija zakadnikw na ywo, w telewizji. Toni siedziaa osupiaa, nie mogc wydoby sowa, za to mczyni zaczli mwi wszyscy naraz. Ilu ludzi mia Jdrek? Kto zna plan budynku DVN? Wampiry zerway si nagle na rwne nogi. - Przepraszam! - zawoa glos z holu. Do salonu wszed Gregori. - Nie chciaem uruchomi alarmu. Dougal poszed go wyczy. Gregori spojrza na ekran. - Widziaem, co si dzieje. Pomylaem, e powinienem was ostrzec na wypadek, gdybycie nie wiedzieli. - Znasz rozkad DVN? - spyta an. - Jasne, krciem tam par reklam. Macie jakie kartki? - spyta Gregori.Toni pobiega do biurka. Wzia kartki i dugopisy i rzucia wszystko na duy, kwadratowy stolik do kawy. Gregori usiad na jednej z kanap i zacz rysowa. - Phineas, Dougal, idcie na d - rozkaza an. -Przyniecie bro. Howard, wiesz, gdzie jest DVN? - W Brooklynie. - Howard wsta. - Mam tam pojecha? an si zastanawia. - Nie chcemy si teleportowa w puapk, wic moim zdaniem powinnimy zaatakowa z zewntrz. - Zgadzam si - powiedzia Zoltan. Ich uwag przycign wrzask dobiegajcy z telewizora. - Przypalasz mi skr, ty draniu! - wrzeszczaa Corky Courrant, kiedy Jurij owija jej nadgarstki srebrn lin. Druga kobieta tylko pakaa cicho, dajc si wiza. Stone Cauffyn spojrza z zainteresowaniem na swoje wizy. - Za pozwoleniem, co wy spodziewacie si zyska dziki temu? Jdrek parskn. - Cay wiat. Majc specyfik pozwalajcy nie spa w dzie, bd mg wada wampirycznym wiatem.
234

Stone posa mu drwice spojrzenie. - Taki specyfik nie istnieje. - Ale istnieje. Zay go an MacPhie. To w taki sposb si postarza. - Jdrek przeszed za Corky i pooy do na jej szyi. - Musz pani podzikowa, pani Courrant. To pani mi o tym powiedziaa. Oczy Corky otworzyy si szerzej, gdy cisn mocno jej szyj. - Skoro ci pomogam, to dlaczego mnie nie pucisz? Jdrek przechyli jej gow do tyu, zmuszajc j, by na niego spojrzaa. - Bo lubi patrze, jak umieraj blondynki. Prawda, Nadia? Kamera przesuna si na drobn brunetk stojc obok Stone'a. - Panu sprawia przyjemno, kiedy zabijam blondynki - szepna. - Nie moecie mnie zabi! - krzykna Corky. - Ja mam fanw. - Spojrzaa na drug zakadniczk. - Zabijcie Tiffany. Ona te jest blondynk. I przespaa si z moim chopakiem. - Nie! - pisna Tiffany. - Ja jestem za moda, eby umrze. I za adna. - adna? - prychna Corky. - Mczyni tylko ci tak mwi, eby posza z nimi do ka. - To nieprawda. Mnstwo mczyzn mwio mi, e jestem adna. - A z iloma z nich si przespaa? - warkna Corky. Oczy Tiffany otworzyy si szeroko. - Do! - Jdrek przewrci oczami. - Zaknebluj je, Jurij, bo je pozabijam od razu. Jurij zaklei usta Tiffany tam hydrauliczn. Corky prbowaa rozerwa wizy. - Nie moesz mnie zabi! Ja bawi ludzi! Zabijcie Stone'a. On jest piekielnie nudny. - Ale, wypraszam sobie - wyjka Stone. - Takie twierdzenie jest bezpodstawne. Ja osobicie uwaam si za do interesujcego. Jdrek przytrzyma gow Corky, by Jurij mg jej za-klei usta tam. W kocu odwrci si, by obejrze sobie Stone'a, ktry patrzy na niego z obojtn min. - A ty co robisz? Stone zamruga. - Czytam wiadomoci. Jdrek podszed do niego. - I? - Mam... adne wosy. Jdrek przewrci oczami. - Ten czowiek jest nudny. Nie czuj od niego nawet strachu. Wypucie go. Stone zrobi lekko zaskoczon min. - Musz powiedzie, e to cakiem dobra wiadomo. Nadia rozwizaa srebrne liny, ktre go krpoway,
235

i poprowadzia go do wyjcia. Corky sprbowaa podstawi mu nog, kiedy j mija. 1 Jdrek zacz chodzi w t i z powrotem. - Teraz pytanie brzmi: ktr z was mam zabi pierw- I sz? A moe an MacPhie przybdzie wam na ratunek. Corky i Tiffany zaczy si szamota. Jdrek si umiechn. - Wanie tak. Bjcie si. Niech strach sczy si I z waszych porw, ebym mg si rokoszowa jego zapa- I chem. - Jego spojrzenie pado na przesadnie obfite piersi '| Corky. - Dla tej bdzie potrzeba duszego koka. Jurij si rozemia. - Tak, panie. Corky krzykna rozpaczliwie. Jdrek zacign si gboko. - Aa, zapach strachu. - Odwrci si do kamery. -A ty si boisz, MacPhie? Pozwolisz tym kobietom umrze, eby cay wampiryczny wiat zapamita ci jako tchrza? - Id do diaba - mrukn an. - Skoczyem - oznajmi Gregori. Phineas i Dougal pojawili si w pokoju z broni. Pooyli j na pododze. - Howard i Carlos, wecie bro i ruszajcie - rozkaza an. Kiedy dwaj zmiennoksztatni chwytali miecze, koki i sztylety, Toni spojrzaa na lana. Czy mia dla niej jakie inne zadanie, czy te prbowa cakowicie wykluczy j z tej akcji? - an? Spojrzaa mu w oczy. - Moesz zosta tutaj? Pokrcia gow. - Cokolwiek si stanie, jestem z tob. - Dobrze. Jed z Howardem - westchn z rezygnacj. Wybraa sobie bro. - Znajdcie jakie ciemne miejsce w pobliu - powiedzia an. - Zadzwocie do nas, ebymy mogli si teleportowa. Do tej pory bdziemy ju mieli jaki plan. - Okej. - Howard kiwn na Carlosa i Toni. - Jedziemy. W drodze do DVN Howard prowadzi jak wariat. - Nie wdawaj si w walk z wampirami, Toni. S za szybkie i za silne. Uyj kontroli umysu, eby ci pokona. - Rozumiem. - Nie moga z nimi rywalizowa. Wampiry zawsze bd miay przewag. Nawet Howard i Carlos mieli zdolnoci, ktrych ona nigdy nie bdzie miaa. Howard wjecha na most Brooklyski. - Carlos, jeli bd prboway przej twj umys, przeobra si. Nie mog nas kontrolowa, kiedy jestemy w zwierzcej postaci. - Bd gotw - odpar Carlos.
236

Toni odwrcia si i spojrzaa na Carlosa. - Uwaaj na siebie - szepna. - Ty te, menina. - Carlos puci do niej oko. Toni nerwowo dotykaa kokw lecych na jej kolanach. - Ciekawe, ilu ludzi ma Jdrek. - W studiu mia dwch goci i kobiet - odpar Howard. - Kiedy ostatnio liczylimy, rosyjski klan liczy jakich dwanacie wampirw. - Wic moe ich by wicej - stwierdzi Carlos. Toni w duchu przeliczya ich siy. Troje miertelnikw i sze wampirw, an, Phineas, Dougal, Zoltan, Jack i Gregori. Howard zaparkowa w ciemnej uliczce przylegajcej do parkingu DVN. Natychmiast zadzwonili do domu i przy samochodzie pojawio si sze wampirw z penym uzbrojeniem. wiato ksiyca byskao na ich mieczach i sztyletach, an objani ich plan. Wszyscy mczyni przytaknli, ale Toni pokrcia gow. - Nie, an, to zbyt niebezpieczne dla ciebie. - On chce mnie. To najlepszy sposb. - Cii... - Phineas unis rk. - Kto si zblia. Mczyni rozproszyli si po uliczce i po chwili Toni usyszaa bolesny okrzyk. - Ale, ta przemoc jest zupenie niepotrzebna. Toni zamrugaa. By to Stone Cauffyn. - Co pan tu robi? - spyta gronie an, kiedy Phineas przywlk do niego prezentera. - Wy jestecie tymi dobrymi? - spyta Stone. - Miaem nadziej, e si zjawicie. Chc pomc. - Przyklepa swoje idealne wosy. - Chc wzi udzia w akcji, bo nie jestem nudny! - Cii - uciszy go an. - Umie pan macha mieczem? - Nie, ale wietnie sobie radz ze szczotk do wosw. A, i wiem, gdzie jest sekretne wejcie. Czy to pomoe? - Tak. Przeprowadzi pan tamtdy miertelnikw - zarzdzi an. - Gregori, id z nimi. Reszta wie, co robi. Idziemy. Ruszy w stron koca uliczki. Toni pobiega za nim. - an, prosz ci, nie rb tego. Musi by jaki lepszy sposb. - Rozwaylimy wszystkie opcje, Toni. Jeli zaatakujemy, Jdrek pozabija zakadnikw. A tak, bdzie myla, e wygra i atwiej bdzie go pokona. - Spojrza na ni z niepokojem. - Gdybym ci poprosi, eby tu zostaa, zrobisz to? - Przecie wiesz, e nie mog. Musz by przy tobie, an westchn. - Nie prbuj walczy z Malkontentem.
237

- Tak, tak, wampiry maj przewag. Syszaam to ju. Nie jestem do dobra. Ian zatrzyma si i wzi j za rk. - Jeste dla mnie najcenniejsza na wiecie. Nie miej mi za ze, e boj si o ciebie. - Ja tak samo boj si o ciebie. - Mnie nic nie bdzie. Zaufaj mi. - Pocaowa j w czoo i przeszed pod murem, eby dosta si na parking DVN. Toni pomodlia si w duchu za niego. Gorce zy zapieky j w oczach, ale zamrugaa, by je odpdzi. Teraz nie byo na nie czasu. Phineas, Dougal, Zoltan i Jack zakradli si na parking, nie pokazujc si, a an ruszy prosto do drzwi wejciowych. - Idziemy. - Howard kiwn na ni, Carlosa, Gregoriego i Stone'a, eby ruszali za nim. Przekradli si wzdu tylnej ciany parkingu, trzymajc si w cieniu. Zatrzymali si midzy dwoma duymi samochodami, eby obserwowa sytuacj. an podszed do drzwi, gdzie dwch Malkontentw wycelowao w niego karabiny. Podnis rce. - Jestem an MacPhie. Przyniosem Jdrkowi specyfik. Jeden ze stranikw trzyma lana na muszce, gdy drugi go obszukiwa. - Nie ma broni. - A ta jego torebka? - Malkontent wskaza luf skrzan sakiewk na przodzie kiltu.To jest sporran. - an otworzy go i pokaza fiolk zielonkawej cieczy. - Mam to dostarczy osobicie. Toni wstrzymaa oddech. Naprawd mia przy sobie specyfik? Stranik przeszuka sporran. - Nie ma tam nic innego. Idziemy. - Otworzy drzwi i kiwn na lana, eby wszed. Stranicy rozejrzeli si po parkingu i, nie widzc niczego podejrzanego, obaj weszli do budynku, eby od-eskortowa lana do Jdrka. Jakie pi minut pniej Toni dostrzega ruchom smug, kiedy Phineas i Dougal mignli z wampiryczn prdkoci do niestrzeonego wejcia. Wlizgnli si do rodka. Z cienia wysuny si kolejne dwie postacie. Zoltan i Jack stanli po dwch stronach drzwi, przycinici do ciany. Gregori zakl pod nosem. - Ich alarm si wczy. Widocznie w pokoju ochrony siedzi ich czowiek i zauway chopakw. - Liczylimy si z tym - szepn Howard. - Przynajmniej studia nagraniowe s dwikoszczel-ne - powiedzia Gregori. - Jdrek nie syszy alarmu. Toni powtrzya sobie w duchu plan, ktry wyjani jej an. Phineas i Dougal mieli przej dyurk ochrony tak szybko, jak si dao.
238

Dwaj stranicy, ktrzy eskortowali lana, wrcili. Wybiegli przez drzwi z wycignitymi mieczami, ale nie dotarli daleko. Zoltan i Jack skoczyli na nich i w mgnieniu oka z tamtych dwch zostay tylko kupki prochu na chodniku. Zoltan i Jack schowali sztylety i dobyli mieczy. Wbiegli do rodka. Mieli za zadanie przeczesa byskawicznie cay budynek, zabijajc kadego Malkontenta, na jakiego si natkn. Jak na oko Toni, wydawali si bardzo odpowiedni do tej akcji. -Dobra, Stone, idziemy. - Howard pchn prezentera. Pobiegli pod boczn cian budynku. Stone przesun rolin w cikiej donicy, odsaniajc waz w chodniku. Pocign za elazne kko, eby unie klap, i ukazay si schody prowadzce do piwnic. Howard wyj z pasa ma diodow latark i wczy j. - Idziemy. - To wszystko s magazyny - szepn Stone, kiedy byli ju na dole. - Nie schodzi tu nikt oprcz Tiffany i szefa, kiedy chc... - Rozumiemy - mrukn Gregori. - Zaprowad nas do schodw najbliej reyserki. - Tdy. - Stone poprowadzi ich przez rozlegy magazyn i w gr, po wskich schodkach. - Ja pierwszy. - Gregori wycign miecz. - Oczywicie. - Stone puci go przodem. Gregori uchyli drzwi i wyjrza na zewntrz. - Czysto. - Poprowadzi ich pustym korytarzem. Gdzie daleko sycha byo szczk mieczy. Toni mina kamer ochrony; moga tylko mie nadziej, e obserwuj ich Phineas i Dougal, a nie Malkontenci. - Tutaj. - Gregori zatrzyma si przy drzwiach z tabliczk Reyserka". Z wntrza dobiegay odgosy walki na miecze. Gregori pchn drzwi. Toni wesza tu za nim w sam por, by zobaczy, jak Zoltan tnie mieczem po szyi Malkontenta, a potem przebija mu serce. Martwy wampir rozsypa si w py. Zoltan odwrci si przodem do nich i si skoni. - Reyserka jest wasza. - mign za drzwi. - Rany. - Toni popatrzya za Zoltanem, ktry znikn za rogiem. - Ciesz si, e ten go jest po naszej stronie - mrukn Carlos. Gregori zakl. - Popatrzcie na to. - Wskaza cian pokryt tuzinem monitorw. Toni zakrya usta doni. Wszystkich dwanacie monitorw pokazywao t sam scen: studio, z ktrego nadawano Nocne wiadomoci, an by rozebrany do kiltu, a Nadia, jak gdyby nigdy nic, owijaa jego nag pier srebrn lin. Na skrze lana pojawiy si czerwone prgi, a skwierczcy odgos sprawi, e odek podszed Toni do garda.
239

- Musimy go stamtd wydosta. - Toni wycigna sztylet zza pasa. - Wydostaniemy, ju niedugo - zapewni Gregori. -an chcia mie pewno, e reszta budynku bdzie cakowicie pod nasz kontrol i zginie moliwie wielu Malkontentw, zanim przypucimy ostateczny atak na Jdrka. Howard sta na stray przy drzwiach, ale wszyscy czworo patrzyli bezradnie w monitory, nie mogc pomc anowi. - Dostae specyfik - powiedzia an przez zacinite zby. - Wypu zakadniczki. Jdrek unis fiolk z zielonkawym pynem. - Skd mog wiedzie, czy to naprawd ten specyfik? Moglicie tu nala trucizny. To jest trucizna, MacPhie? an patrzy na niego ze zoci. - To jest trucizna? - krzykn Jdrek. Nadia zarzucia ptl srebrnego sznura na szyj lana i zacisna mocno. Jego skra zaskwierczaa. Toni przekna lin, prbujc opanowa mdoci, an patrzy chmurnie na Jdrka. - To nie jest trucizna. Sprbuj i sam si przekonaj. Jdrek powoli skin gow. - Chcesz, ebym to wypi. - Podszed do Corky i zerwa srebrn tam z jej ust. Wrzasna. - To boli, ty draniu. - To moe zabole bardziej. Przytrzyma j! - rozkaza Jdrek. Jurij przytrzyma gow Corky. Corky zacisna usta, ale Jdrek zatka jej nos i w kocu musiaa je otworzy, by zaczerpn powietrza. Jdrek wla jej do garda troch pynu. W reyserce drzwi otworzyy si i do rodka zajrza Phineas. - Nie strzelaj - powiedzia do Howarda. - Przejlicie dyurk ochrony? - spyta Howard. - Tak. Zostawiem tam Dougala. Zoltan i Jack po raz ostatni przeczesuj budynek. Jestemy prawie gotowi do ataku na Jdrka. - Bogu dziki. - Toni wskazaa monitory. - Widziae, co robi anowi? - Tak. - Phineas si skrzywi. - W dyurce jest monitor, na ktrym wida, co jest na antenie. Ale przede wszystkim cay wampiryczny wiat widzi, co robi anowi. A an ma niez band fanek. - I co z tego? - Toni nie miaa ochoty sucha o wampirzycach, ktre cigle jeszcze chciay umawia si z anem. - A to, e zbieraj si przed wejciem - odpar Phineas. - Mamy podgld na parking, na ktrym jest chyba z pidziesit wciekych wampirzyc. Wszystkie wrzeszcz, e an MacPhie ma zosta uwolniony. - Boe drogi - szepna Toni. - Robi si naprawd gorco - cign Phineas. - Te kobiety maj bicze i kije bejsbolowe.
240

- Mam pomys. - Gregori podszed do regau na ca cian i wzi kamer. Wczy j i spojrza w monitory. -Jak mam zrobi, eby obraz pokaza si tutaj? - Tak. - Stone podszed do stou reyserskiego i przeczy par pstryczkw. Dolny monitor ukaza ich w reyserce, widzianych okiem kamery Gregoriego.

- A jak to puci na anten? - spyta Gregori. Stone pokaza im, ktrych przecznikw uy. Da Carlosowi suchawki z mikrofonem, a da siebie wzi drugi, mniejszy zestaw. - Dam zna, kiedy bdziemy gotowi. - Gregori ruszy za drzwi. - Idziemy, Stone. Phineas i Howard stanli na stray, a Carlos przyglda si konsoli z przecznikami. Toni obserwowaa monitory, zastanawiajc si, jak an sobie radzi. W tej chwili go nie widziaa, bo kamerzysta wci krci Corky. Wampiryczny wiat chcia wiedzie, czy Corky umrze od trucizny. - Jak si czujesz? - spyta j Jdrek. - N... nic mi nie jest. - W ogle niczego nie czujesz? Corky spojrzaa na niego ze zoci. - Szczerze mwic, czuj si wietnie. Pena energii, jakbym moga zapdzi ci kopniakami do samych Chin. - Zaknebluj j - poleci Jdrek i Jurij zaklei usta Corky tam. Jdrek przeszed przez studio i zatrzyma si przed anem. - Pena energii? To si chyba zgadza. - Unis fiolk do ust i wypi ca zawarto. Umiechn si zoliwie do lana.
- Zdajesz sobie spraw, co si stanie, MacPhie? Soce wzejdzie, ty padniesz pogrony we nie, a ja pozostan przytomny. Ciebie zabij pierwszego.

Ian milcza. - Panie... - zacz Jurij z wahaniem - a jeli on te zay specyfik? Jdrek odwrci si na picie, by spojrze na lana, ktry tylko patrzy mu w oczy. - To nie ma znaczenia. Jest zwizany. Nie bdzie mg si broni.

- Panie! - zawoa inny mski gos i kamera pokazaa Stanisawa wchodzcego do studia. - Panie, tamci opanowali budynek. Jdrek zazgrzyta zbami. - Musz ci mwi, co masz robi? Pozabijajcie ich. Stanisaw zblad. - Byli zbyt szybcy. Ja... nie mog znale adnego z naszych ludzi.
241

- Co? - wrzasn Jdrek. - Patrzcie! - Toni wskazaa dolny monitor. Gregori i Stone byli na parkingu. - S gotowi. Carlos przestawi przeczniki i powiedzia do mikrofonu: - Jestecie na antenie. Twarz Stone'a wypenia wikszo monitorw; Jdrek zosta zesany do jednego w dolnym rzdzie. - Mwi Stone Cauffyn, na ywo z parkingu przed budynkiem DVN - krzykn prezenter. - Jak widzicie, tutaj z ca pewnoci nie jest nudno! Ponad pidziesit wampirycznych kobiet i paru mczyzn zgromadzio si tu, eby wspiera lana MacPhie, ktry jest przetrzymywany w studiu. Nawet w tej chwili na miejsce teleportuj si kolejne wampiry. Gregori pokaza gniewny tum. Kobiety potrzsay w powietrzu piciami i kijami bejsbolowymi. - Uwolni lana! Uwolni lana! - Mam tutaj prowodyrk tych zamieszek - cign Stone i Gregori znw da zblienie na niego. - Oto Vanda Barkowski. Ma pani co do powiedzenia? Vanda uniosa pi, w ktrej ciskaa bicz. - To twj koniec, Jdrek! Nikt nie bdzie krzywdzi naszego lana MacPhie. Kochamy lana! Tum podchwyci jej okrzyk. - Kochamy Iana! Kochamy Iana! - Och, bagam - mrukna Toni w reyserce. - Spjrzcie na to. - Carlos podkrci dwik monitora, pokazujcego studio, gdzie Jdrek wymachiwa rkami. - Co si dzieje, do diaba? - Jdrek z wciekoci wpatrywa si w monitor w studiu. - Co Vanda Barkowski robi w oglnokrajowej telewizji? Jakim cudem ukrada mi widzw? - Widocznie tamci przejli reyserk - powiedzia Stanisaw. Jdrek odwrci si i spojrza gniewnie na Malkontenta. - Zdjli mnie z anteny? To jest mj show! - Wycign pistolet zza pasa, mign do lana i przycisn luf do jego czoa. Wczy mnie z powrotem, i to ju! Toni krzykna. - Carlos, szybko. - Ju. - Puci Jdrka z powrotem na anten. Jdrek spojrza w monitor i zobaczy siebie. - No, ju lepiej. Stanisaw, Jurij, odbijcie reyserk! - Tak jest, mistrzu! - Wybiegli ze studia. Toni przekna lin i mocniej chwycia sztylet. Howard zaj pozycj przy drzwiach ze sztyletem w doni. Phineas unis miecz.
242

- Ja bior jednego. Wy we trjk drugiego. Drzwi otworzyy si gwatownie. Stanisaw mign do Phineasa; zadwiczay miecze. Jurij zatrzyma si, widzc Carlosa i Toni. - miertelnicy - rzuci drwico. - Wycelowa w nich miecz. - To bdzie atwizna. Z niedwiedzim rykiem Howard skoczy Jurijowi na plecy i wbi mu sztylet w bok. Jurij wrzasn i zrzuci z siebie Howarda z takim impetem, e Howard przelecia przez pokj i wpad na regay. Zawarto pek posypaa si na niego. Nie ruszy si. Jurij sykn, patrzc na swoj ran. - Zapacicie za to. - Unis miecz i rzuci si do ataku. Carlos uchyli si, Toni odskoczya na bok. Usyszaa krzyk Phineasa i spojrzaa w jego stron. O nie! Stanisaw dgn go w bark. Niewyrany cie przelecia obok niej, wic odwrcia si byskawicznie, unoszc sztylet. - Nie! - krzykn Carlos. Jurij chwyci j od tyu. Przycisn ostrze miecza do jej szyi. - Rzu bro. - Miecz skaleczy jej skr. - Rzu! Upucia sztylet na podog. - Cofnij si! - krzykn Jurij. Carlos, z przeraon min, cofn si o par krokw. Szczk mieczy brzmia w uszach Toni; Phineas wci walczy ze Stanisawem. Z garda Carlosa wydoby si basowy pomruk, kiedy zerwa z siebie koszul. Zrozumiaa, e zaraz si przeobrazi. Jurij zakl; Toni krzykna i wszystko wok poczerniao.

Rozdzia 26
Toni zmaterializowaa si w samym rodku strzelaniny. Jurij rzuci si z ni na podog; nad ich gowami gwizday kule. Rozejrzaa si. Corky i Tiffany usioway si odczoga w bezpieczne miejsce. Jdrek strzela do Jacka i Zoltana, ktrzy przypucili szturm na studio. Jack skoczy za biurko Stone'a Cauffyna, a Zoltan pogna w przeciwn stron i schowa si za kamer. Operator kuli si na pododze. Jdrkowi zaci si pistolet. Zakl, rzuci go i wycign miecz. Zoltan popdzi ku niemu, a Jack skoczy w stron lana i wcisn mu sztylet w donie. - Sta! - Nadia rzucia si na Jacka z uniesionym mieczem.
243

Jack zaatakowa j, zmuszajc do odwrotu. - Nie! - Jurij skoczy w ich stron, eby pomc Nadii. Byskawicznym ciosem Jack niemal odrba mu rk. Chlusna krew. Jurij pad z wrzaskiem na podog. Jack obrci go w py i zaj si Nadi. Toni przekna lin. Miecz Jurija lea na pododze; musiaa go dopa. Podniosa si z trudem, ale cios zimnego powietrza przewrci j z powrotem. Znajoma, lodowata fala przenikna przez ni, przygniatajc j do podogi. Nie moesz si ruszy, zabrzmia w jej gowie rozkaz Jdrka. W mgnieniu oka by przy niej. - Rzuci miecze! - Przyoy ostrze do serca Toni. Patrzya na ostrze, ktre mogo zabi j w kadej chwili. Bya jak sparaliowana. Nie moga nawet odwrci gowy. Ktem oka zobaczya przeraon twarz lana. Miecze z brzkiem upady na podog. Jack i Zoltan si poddali. Boe, a jeli Jdrek ich zabije? Jeli zabije lana? A wszystko dlatego, e nie bya rwnie sprawna, jak oni. Poczua wstyd. Nigdy nie do dobra. - Zwi ich - rozkaza Jdrek. Nadia obwizaa nadgarstki Jacka srebrnym sznurem. Jdrek podszed do nich powoli. - I co ja mam z wami zrobi? Zabi was od razu? Giacomo, synny syn Casanovy. - Zatrzyma si przed Zoltanem. - I potny przywdca klanu Europy rodkowej. Powinienem was obu przywiza do latarni i pozwoli, eby spalio was soce. Toni zauwaya ktem oka, e an przeci srebrne liny krpujce mu nadgarstki i pier. Upchn kawaek liny do sporranu. Nadia bya zbyt zajta wizaniem nowych winiw, eby cokolwiek zauway, a Jdrek by zbyt zajty drwieniem sobie z nich. Musiaa pomc anowi. Jego pier i donie byy pokryte czerwonymi prgami. Nie moga lee bezradnie, kiedy on prbowa wszystkich ratowa. A jak mg kogokolwiek uratowa, skoro Jdrek trzyma wszystkich w szachu, groc jej mierci? Musiaa to przeama, jakim cudem musiaa przeama kontrol Jdrka nad jej umysem. Toni skoncentrowaa si na anie. Na tym, jak bardzo go kocha. Jak bardzo chce mu pomc. Jej palce drgny. Spojrzaa na Jdrka i Nadi. Byli odwrceni plecami do niej, zajci drczeniem Jacka i Zoltana. Jej do drgna i powdrowaa niezgrabnie do koka za pasem. Powoli zacisna na nim pi. Odwrcia gow i zobaczya, e an j obserwuje. Leciutko skin gow. Liczy na ni. Skoncentrowaa si jeszcze mocniej. Jej mio do lana musiaa by silniejsza ni moc Jdrka. - Jdrek, zorientowae si ju, e zostae oszukany? - spyta an i Jdrek odwrci si na picie, by na niego spojrze. Naprawd mylisz, e dabym ci specyfik Romana? W tej fiolce by tylko napj energetyzujcy. Twarz Jdrka poczerwieniaa z wciekoci. - Zabij ci! - Ruszy na lana, unoszc miecz.
244

an rzuci si na podog po miecz Jacka, po czym zerwa si na nogi i odparowa pierwszy cios Jdrka. Kiedy umys Jdrka by zajty czym innym, Toni atwiej byo pokona jego kontrol. Pomalutku wstaa. an macha mieczem tak szybko, e byo jasne, e Jdrek nie moe si z nim mierzy. Jednym szybkim ciosem an wytrci bro przeciwnikowi. Jdrek si cofn. Woln rk an wycign kawaek srebrnej liny z spor-ranu. - Nie, tym razem si nie teleportujesz. - Rzuci miecz, skoczy przed siebie i zarzuci ptl na Jdrka. Przycign Malkontenta do swojej piersi. Jdrek wierzga, ale an trzyma go mocno. - Teraz, Toni! Kiedy biega ku nim, widziaa szok na twarzy Jdrka. Miaa go zabi miertelniczka. Zaatakowa j fal psychicznej mocy. Jeste pod moj kontrol. Rzu kotek! Jej rka zadraa. Lodowata moc przenikaa j. Zmusia si, eby zrobi krok do przodu. Dwa kroki. Jdrek wybauszy oczy. - Nie! Bj si mnie! Poczuj potg strachu! - Ja ci poka strach, ty gnoju! - Wbia mu koek w serce. Jego krzyk ucich, gdy jego ciao si rozpado. Jej umys by wolny. Pucia koek, ktry upad na kupk prochu. an rzuci srebrny sznur na bok. - Toni. - Wzi j w ramiona. - Bya niesamowita. Opara si o niego, zamykajc z ulg oczy. Jdrek by martwy. - eby zadowoli pana, zabij blondynk - sykn gos za jej plecami. - Nie! - an szarpn Toni na bok. Drgna, kiedy sztylet wbi si w jej bok. Osupiaa zobaczya, jak an prbuje chwyci Nadi, ale Malkontentka si teleportowaa. Spojrzaa w d, na sztylet wbity midzy ebra. Dziwne. Nagle poczua przeszywajcy bl i stracia przytomno. lana ogarna panika. Porwa Toni na rce. Sztylet wysun si z rany. Rana nie moga by zbyt gboka. Dobry znak. Ale tracia tyle krwi. Spojrza bagalnie w kamer. - Roman, Connor, jeli mnie syszycie, teleportujcie si do Romatechu, prosz. Drzwi otworzyy si gwatownie i do studia wpadli Phineas, Dougal, Howard i Carlos. an wiedzia, e sami poradz sobie z zakadnikami, wic teleportowa si prosto do Romatechu. - Laszlo! - mign do sali operacyjnej.
245

- Jestem! - Laszlo otworzy mu drzwi. - Widziaem w telewizji, co si stao. Po j na stole. - Podbieg do umywalki, eby umy rce. an pooy Toni na stole w sali operacyjnej. Roman zmaterializowa si z Shann, Connor z Constantine'em w ramionach. - Och, Bogu dziki - szepn an. - Ona... traci strasznie duo krwi. - Na przecieradle pod ni widniaa ju wielka czerwona plama. Roman i Shanna te wyszorowali rce. Connor znikn, by po chwili zjawi si z Radinka. Laszlo woy rkawiczki chirurgiczne. - Zdajesz sobie spraw, e by moe bdzie musiaa jecha do szpitala? - Tak, oczywicie. - an nie wiedzia, jak pomc. Zdj Toni buty i skarpetki. Laszlo wzi noyczki i zacz rozcina jej koszulk, an rozpi jej pasek i wycign go spoddziewczyny. - an, odsu si. - Roman woy rkawiczki. - Nie mog jej straci. - an drgn, kiedy Connor chwyci go za rami, by go odcign. - Zejd im z drogi, chopcze. Pozwl im dziaa. - Czy Toni jest bardzo chora? - spyta Constantine; jego dolna warga draa. - Nic jej nie bdzie - powiedzia Connor. - Jak z ni jest? - spytaa Radinka. - Nic jej nie bdzie - powtrzy Connor, podajc jej Tina. Radinka zmusia si do umiechu. - Oczywicie, e nic jej nie bdzie. - Wysza z sali z chopcem w ramionach. - Poczekajmy na zewntrz. an patrzy bezradnie na krwawic Toni. - Na wszystkich witych, nie mog jej straci. - Bdzie dobrze, chopcze - mrukn Connor. an odwrci si do niego. - Kocham j i nie pozwol ci jej zwolni. Nie obchodzi mnie, co mwi zasady. - Uspokj si, chopcze. Nikt nie chce jej zwalnia. Widzielimy w telewizji, co zrobia. Przezwyciya wampiryczn kontrol umysu i przebia kokiem tego malkontenckiego morderc. To by naprawd niezwyky wyczyn jak na miertelniczk. - Ona jest niezwyka. - an spojrza na Romana. -Musisz j wyleczy! - Zrobimy co w naszej mocy - odpar spokojnie Roman. - Rana jest pytka. adne wane organy nie zostay uszkodzone. Spojrza na monitor funkcji yciowych, ktry podpia Shanna. - Jej cinienie jest bardzo niskie, ale tego naleao si spodziewa. - Wrzuci zakrwawiony gazik do metalowej nerki. Laszlo poda mu wiey gazik.
246

- Moglibymy jej zrobi transfuzj. Ma grup AB Rh+. - Zrbcie wszystko co trzeba! - rzuci an. - Nie zamierzam jej straci! - Uspokj si. - Shanna podesza do niego z tac gazikw i butelk czego paskudnego, bez wtpienia. - Jeste poparzony. Oczyszcz ci rany. an machn lekcewaco rk. - Mam to gdzie. Wyzdrowiej we nie. - an - rzucia ostro Shanna. - Te rany musz si czysto zagoi. Jkn. - No dobrze. - Znosi w milczeniu szczypice lekarstwo, ktrym smarowaa mu oparzenia. Naleao mu si za to, e nie zdoa ochroni Toni. Czu tak ulg, kiedy trzyma j w ramionach, e nie zauway, jak Nadia si do nich podkrada. - To wszystko moja wina. - Patrzy na Toni na stole operacyjnym. Bya taka blada. - Nie odsunem jej do szybko. - Widzielimy w telewizji - powiedziaa Shanna. - To byo przeraajce. Wszystko dziao si tak byskawicznie. - Tak - przyzna Connor. - Dobrze si spisae, chopcze. Malkontenci stracili dziesiciu ludzi, my nie stracilimy nikogo. Ale on nie zdoa ochroni Toni. Patrzy na ni smutno. - Wyleczycie j? - Staramy si - odpar Roman. - Ale nie jestemy chirurgami. Laszlo skin gow. - Nigdy nie musielimy leczy urazw wewntrznych. Wampiry same zdrowiej. - Dziki naszej krwi. - Roman spojrza na Laszla. -Zawsze byem ciekaw, jak skutecznie potrafi leczy nasza krew. A gdybymy tak zrobili jej transfuzj z wampirycznej krwi zamiast syntetycznej? Laszlo zacz si bawi guzikiem swojego kitla. - Moglibymy poda jej anestetyk, eby si nie obudzia. To mogoby imitowa miertelny sen wystarczajco skutecznie, by wampiryczna krew zacza leczy j od wewntrz. - Zamierzacie j przemieni? - spytaa Shanna. -Powinnimy j spyta o zgod. - To nie doprowadzi do transformacji - odpar Roman. - Musiaaby zosta cakowicie pozbawiona krwi i zapa w wampiryczn piczk. A potem musiaaby si napi krwi wampira, przekn j, eby dokonaa si przemiana. W ten sposb pozostanie miertelniczk, ale przekonamy si, czy nasza krew j uzdrowi. Laszlo skin gow. - Byoby bardzo interesujco sprawdzi, czy to dziaa. Shanna spojrzaa na nich, pena wtpliwoci. - Chcecie na niej eksperymentowa. Czy nie byoby bezpieczniej zabra j do szpitala?
247

- W szpitalu musiaaby przej operacj - stwierdzi Roman. - Jeli nasza teoria jest suszna, wyzdrowieje w naturalny sposb, i o wiele szybciej. - W rzeczy samej. - Laszlo krci guzikiem. - Do szybko bdziemy mogli stwierdzi, czy to dziaa, czy nie. Jeli nie, zabierzemy j do szpitala. - Wic bierzmy si do tego. - an podszed o stou operacyjnego. - Oddam jej moj krew. - Musimy si upewni, czy twoja krew jest zgodna. -Laszlo przetar mu zgicie okcia spirytusem. - Powinna by. Cay czas pij AB Rh+. - Wanie widz. - Roman spojrza na lad ugryzienia na szyi Toni i posa anowi chmurne spojrzenie. - Ja... do niczego jej nie zmuszaem. - Kiedy to byo? - Laszlo zdezynfekowa rk Toni i wbi ig. - Jakie dziewi godzin temu. - Kiedy spojrzeli na niego, zdezorientowani, wyjani: - Zayem specyfik, ebymy mogli spdzi troch czasu sam na sam. Connor zakl pod nosem. Roman wymieni z on rozbawione spojrzenia. - No c, skoro twoja krew pochodzi od Toni, powinna si doskonale nadawa. Laszlo przyturla leank do stou operacyjnego. - Kad si. an pooy si i ju po chwili jego krew pyna bezporednio w yy Toni. Roman i Laszlo uwanie obserwowali jej ran, a Shanna pilnowaa jej parametrw yciowych. - Przestaa krwawi - szepn Roman. Laszlo wci bawi si guzikiem. - To dobry znak. - Cinienie wci ma za niskie - mrukna Shanna. - Zdaje si, e rany si zamykaj - wykrzykn Laszlo. - Tak, to dziaa - oznajmi Roman. P godziny pniej rana Toni wci si goia, an po transfuzji by saby i godny, wic lec na wzku, wypi kilka butelek syntetycznej krwi. AB Rh+, oczywicie, na wypadek, gdyby Toni potrzebowaa wicej. Z poczekalni dobiegy gone wiwaty. Owiadczenie Connora, e Toni dochodzi do siebie, uradowao wszystkich. Shanna pokrcia gow. - Nie powinnimy jeszcze witowa. Ma gorczk. an zmwi w duchu modlitw za Toni i zszed z leanki. Connor przynis mu granatow koszulk polo z biura ochrony, an woy j i wyjrza za drzwi, eby sprawdzi, kto siedzi w poczekalni.
248

Opada mu szczka. Byli wszyscy. Jean-Luc i Heather z Teksasu. Angus, Emma i Robby. Zoltan i Jack. Ich poparzone nadgarstki byy zabandaowane przez Laszla. J By te Dougal, cay i zdrowy. I Phineas mia zabandaowany bark. i an podszed do niego. - Jeste ranny? I - To nic. - Phineas machn lekcewaco rk. - Stan f mnie troch dziabn i tyle. - Wykoczye go? - Chciabym. - Phineas si skrzywi. - Kiedy Carlos zmieni si w panter, Stan spanikowa i uciek. Wypad prosto na parking i kobiety o mao nie rozerway go na i strzpy, zanim zdy si teleportowa. - Wic cigle yje. - Tak. - Phineas wzruszy ramionami i si skrzywi. -Bd si musia pilnowa. - Nie przejmuj si - pocieszy go Dougal. - My ci te przypilnujemy. an zobaczy Carlosa siedzcego midzy Sabrina a Teddym. Widocznie zadzwoni i powiedzia im o Toni. Teddy wyszczerzy zby, kiedy an si zbliy. - Hej, stary, syszaem, e pokonalicie siy za. - Toni zabia Jdrka - powiedzia an. - Bya niesamowita. Sabrina prychna. - Sama moga zgin. Mwiam, eby si trzymaa z daleka od was... wampirw. Przebywanie z wami jest niebezpieczne. - wiat miertelnikw te jest niebezpieczny - stwierdzi Carlos. - Ale Toni nie ma adnego interesu, eby walczy ze zymi wampirami - upieraa si Sabrina. Spojrzaa ze zoci na lana. Przysigam, e jeli co jej si stanie, to was pozw i... Umilka, kiedy Constantine wdrapa si na krzeso obok niej. - Chopczyku, skd ty si tu wzie? Co ty robisz z tymi... ludmi? - To moi przyjaciele - odpar Constantine. - Martwi si o Toni. - Toni nic nie bdzie - powiedzia an malcowi. Mia tylko nadziej, e to prawda. Constantine posa anowi ten swj promienny anielski umiech. - To dobrze. Bo ja lubi Toni. - Kim ty jeste? - szepna Sabrina. - Jestem Constantine. Moja mamusia jest taka jak ty, a mj tatu jest wampirem. Oczy Sabriny rozszerzyy si z przeraenia. - O mj Boe. - Drgna, kiedy Tino dotkn jej rki. Constantine popatrzy na ni wielkimi niebieskimi oczami.
249

- Wszystko bdzie dobrze. Sabrina powoli si uspokajaa. Spojrzaa na rczk Constantine'a. - Co ty zrobie? - Cierpiaa - odpar. - Teraz ju ci lepiej? - Tak. - Sabrina patrzya na niego oczami szeroko otwartymi ze zdumienia. - Naprawd mi lepiej. To podsuno anowi pomys. - Tino, chciaby zobaczy Toni? Constantine podskoczy na krzele. - Tak! Lubi Toni. an wzi go na rce. - Ona te cierpi. Mylisz, e umiaby zrobi tak, eby jej byo lepiej? - Sprbuj. Zaniesienie Constantine'a do sali operacyjnej trwao ledwie chwilk, ale an zauway, e oparzenia troch mniej go bol. - Cze, mamusiu! Cze, tatusiu! - Constantine umiechn si szeroko do rodzicw. - Boe drogi. - Shanna wzia go od lana. - Mylaam, e ju pisz. - Chc zobaczy Toni - oznajmi Tino. Shanna si zawahaa. - Ona nie czuje si dobrze, skarbie. Constantine wysun doln warg. - Chc jej pomc. Lubi j. - No dobrze, skarbie. - Shanna posadzia go na leance obok Toni. Wycign rczk, eby jej dotkn, ale cofn j natychmiast. - Bardzo j boli. - Pooy si obok niej i oplt jej do maymi paluszkami. - Popatrzcie na to. - Roman wskaza monitor. - Gorczka spada - szepna Shanna. Constantine ziewn i spojrza na Toni. - Ona bdzie taka jak ja. - Oczy mu si zamkny i zasn. - Dzikuj, Tino. - an pogaska chopca po gwce. Wiedzia, e Toni bdzie zdrowa. Toni budzia si powoli, jakby wydobywaa si z gbokiej czarnej dziury. - Patrzcie. Budzi si. - Och, chwaa Bogu. Usyszaa gos Carlosa, potem Sabriny. Otworzya oczy. Zobaczya nad sob ich twarze, zamazane i niewyrane. W nogach ka dostrzega jeszcze kogo, an? Zamrugaa, prbujc skupi wzrok. Co si dziao z jej oczami? - Cze, Toni - powiedzia ten kto trzeci. - Och. - Przekna rozczarowanie. - Cze, Teddy.
250

- Jak si czujesz, menina? - spyta Carlos. - Chyba dobrze. - Uniosa rk, eby potrze powieki. - Oczy mnie piek. - Tego si obawiaam - powiedziaa Sabrina. - Nie wiedzieli, e masz szka kontaktowe. - Pogrzebaa w torebce i wyja puderniczk z lusterkiem. Toni usiada. - Ostronie. - Carlos zapa pilota sterujcego kiem. - Poprawi ci ko. - Z cichym bzyczeniem oparcie ka si unioso. - Jestem w szpitalu? - spytaa Toni. - Nie, to jest sala operacyjna w Romatechu - wyjani Carlos. - an ci tu teleportowa. Toni sprbowaa skupi wzrok na lusterku. Wyja jedn soczewk i podaa j Sabrinie. - A gdzie jest an? Ktra jest godzina? - Usuna drug soczewk. - Chwila po pitej. - Sabrina wyrzucia soczewki do kosza. - Rano? - Toni zamrugaa. - Po poudniu - powiedzia Teddy. - Spaa cay dzie. Toni spojrzaa na niego. Potem na Carlosa i Sabrin. - O kurde. - Co si stao. - Sabrina przybiega do niej. - Mj wzrok. Jest... jest doskonay. Bez soczewek. -Oddaa lusterko Sabrinie i jeszcze raz rozejrzaa si po sali. Jej wzrok by bardziej ni doskonay. Bya w stanie przeczyta drobny druk na wywieszce nad umywalkami po przeciwlegej stronie. Zobaczya, e Carlos i Sabrina wymienili zaniepokojone spojrzenia. Co tu byo nie tak. Uniosa przecierado i koc, eby spojrze na swj bok. Kiedy patrzya ostatnim razem, stercza z niego sztylet. Ostronie dotkna tego miejsca, spodziewajc si poczu bl. Nic. Pod przecieradem podcigna szpitaln koszul. Na skrze widniaa niewielka blizna, ledwie zauwaalna. Dotkna jej. adnego blu, nadwraliwoci. A wszystkie lady ugryzie na jej ciele znikny. Ogarn j niepokj. Musiaa spa tygodniami, skoro to wszystko si zagoio. - Jak dugo byam nieprzytomna? Byam w piczce? - Menina. - Carlos dotkn jej ramienia. - Zostaa ranna wczoraj w nocy. - Wczoraj... ale to niemoliwe. - Chwycia jego do. -Powiedz mi, co si stao. Skrzywi si. - Toni, nie tak mocno. Zaraz mi zmiadysz koci. Pucia jego do. Jej niepokj przerodzi si w panik. - Zadaam ci bl? Carlos zgina palce.
251

- Wydajesz si o wiele silniejsza. - O Boe. - Sabrina cofna si, szeroko otwierajc oczy. - Czy kto zechce mi powiedzie, co si stao? - Toni usiowaa wsta. Pchna lekko porcz ka i porcz zostaa jej w rku. Sabrina si zachysna. - Ona jest Superwoman! - oznajmi Teddy, szczerzc zby. - Co? - Toni pucia porcz, ktra z brzkiem upada na podog. - O nie. - wietny wzrok, nadludzka sia. Czy bya jeszcze ywa? Dotkna zbw, eby sprawdzi, czy wyrosy jej spiczaste ky. - Spokojnie, menina. - Carlos poklepa j po ramieniu. - Nie jeste wampirem. Odetchna z ulg. - Och, dziki Bogu. Nie ebym miaa co przeciwko wampirom. Naprawd bardzo je lubi i kocham lana. Ale naprawd nie chciaabym przegapi wasnej mierci. Znaczy ciesz si, e cigle yj. Naprawd lubi je - paplaa jak idiotka. - Ale nic nie rozumiem. Jakim cudem wyzdrowiaam tak szybko? W tej chwili do sali wszed an z dwoma wazonami kwiatw. Umiechn si szeroko do Toni. - Obudzia si. Jak si czujesz? - Mam doskonay wzrok. - Obejrzaa go od stp do gw. Wyglda wietnie w dinsach i niebieskim swetrze, ktry pasowa do jego oczu. - To dobrze. - Postawi wazony na blacie. - Przedtem nie miaam doskonaego wzroku - zauwaya. - Co wycie jej zrobili? - spytaa gniewnie Sabrina. -Oderwaa obrcz goymi rkami! - Jest Superwoman - doda Teddy. an spojrza na porcz na pododze. - To by wypadek - powiedziaa Toni. - Ja nie chciaam. Tylko troch popchnam i... an skin gow. - Podejrzewalimy, e co takiego moe nastpi. Moesz mie wyostrzone zmysy i pewne zdolnoci. Toni przekna lin. - Jakie zdolnoci? - Bdziesz bardzo silna i szybka. - an podszed do niej. - Constantine nam to uwiadomi, kiedy powiedzia, e bdziesz taka jak on. miertelna, ale z wyjtkowymi mocami. Mam nadziej, e nie masz nic przeciwko. - Przeciwko? - spyta Teddy. - To jest niesamowite! Toni bdzie jak bioniczna kobieta, tyle e bez metalowych czci. Toni siedziaa oszoomiona. Spojrzaa na Sabrin, ktra gapia si na ni z osupia min. - Jak... co mi zrobilicie?
252

- Przetoczylimy ci krew. - an przysiad na ku. -Moj krew. - Przetoczylicie jej krew wampira? - spyta Carlos. - Niesamowite - szepn Teddy. - Prbujecie j zmieni w wampira? - spytaa Sabrina. - Nie. - an pooy do na stopie Toni. - Chcielimy j tylko wyleczy. Widzisz, wampiry zdrowiej w naturalny sposb podczas snu dziki waciwociom swojej krwi. Pomylelimy, e moja krew moe uleczy Toni. I uleczya. Po czci. Wzruszy ramionami. - Constantine te pomg. Sabrina podesza do ka. - Ten sodki chopczyk pomg wyleczy Toni? On... on pomg te mnie. - Poznaa Constantine'a? - spytaa Toni. Sabrina skina gow. - Miaa racj. To wyjtkowe dziecko. - Zwrcia si do lana, siedzcego w nogach ka. - Wic Toni cigle jest miertelniczk? - Tak. Jest zupenie normalna, nie liczc pewnych dodatkowych zdolnoci. Waciwie nie wiemy, jakie moce bdzie miaa. Toni opara si o zagwek. Czy bdzie umiaa lewitowa i si teleportowa? - Ja... ja naprawd jestem Superwoman? an si umiechn. - Ja jestem tylko wdziczny, e ci nie straciem. W yciu si tak nie baem. - Och, an. - Wycigna do niego rk; przesun si na ku, by chwyci i ucaowa jej do. - A jak ty si czujesz? Miae paskudne oparzenia. - Wszystko si zagoio. - Pochyli si i pocaowa j w czoo. - Pewnie jeste godna. - Carlos kiwn na Teddy'ego i Sabrin. - Przyniesiemy ci co do jedzenia. - Zaraz wracamy. - Sabrina zerkna na Toni z trosk, wychodzc z sali. an przyjrza jej si uwanie. - Jak si czujesz, skarbie? - Cudownie. - Zarzucia mu rce na szyj i go uciskaa. - Tak si ciesz, e ju po wszystkim. A te kwiaty s liczne. Nawet std czuj, jak pachn. - No tak, masz wyostrzone zmysy. Te biae lilie s ode mnie, a czerwone re od Vandy. - Od Vandy? an wyszczerzy zby.

253

- Pokazywali w DVN, jak zabia Jdrka Janowa. Jeste bohaterk. A Vanda jest bardzo szczliwa, e zgin. Zdaje si, e w przeszoci bardzo zalaz jej za skr. Tak czy inaczej, kazaa ci przekaza, e mylia si co do ciebie. Mwi, e jestemy dla siebie stworzeni i e powinna wskakiwa na mnie przy kadej okazji. - Tak powiedziaa? Usta lana drgny. - No, to ostatnie to moja sugestia. Toni parskna. - Ciesz si, e Vanda uznaa, e jestem do dobra dla ciebie. Teraz tym bardziej, skoro mam ponadludzkie zdolnoci. Zawsze mnie wkurzao, e jestecie ode mnie lepsi. - Toni, nie mw tak. Ja nigdy nie uwaaem ci za gorsz. Zawsze bya dzielna i nieustraszona. Uratowaa przyjacik przed chciwym wujkiem. I popatrz, co zrobia wczoraj w nocy. Przeamaa kontrol Jdrka nad swoim umysem. Z caych si prbowa ci powstrzyma, eby nie przebia go kokiem, a ty nie zatrzymaa si ani na chwil. To byo niesamowite. Nie wiem, jak to zrobia. - Nie wiesz? - Dotkna jego twarzy. - To byo proste. Moja mio do ciebie bya silniejsza ni jego nienawi. an chwyci jej do i ucaowa. - Kocham ci, Toni. Podziwiam ci i szanuj. Tak, jaka jeste. Nie potrzebujesz krwi wampira w yach, by by doskonaa. Zawsze bya Superwoman. an delikatnie ucisn jej do. zy napyny jej do oczu. Jestem warta mioci. - Musz ci powiedzie, e twoje nowe moce mog nie by ci dane na zawsze. Krew w naszych organizmach wymienia si z czasem. Oczywicie jeli bdziesz chciaa zachowa jakie wampiryczne moce, z radoci podziel si z tob swoj krwi. - A ja si podziel z tob. - Umiechna si. - Liczy si tylko to, eby nasza mio bya nam dana na zawsze. Wzi j w ramiona. - Zawsze bdziesz miaa moj mio.

254

Epilog
Wigilia lan w kostiumie witego Mikoaja, pooy wypchany worek na wytartym dywanie. Teleportowa si tu z Toni, ktra bya w kostiumie elfa i czerwonym wenianym paszczu. Drewniany dom na wirgiskiej wsi by may -tak may, e musieli by bardzo cicho. Sysza, jak rodzice chrapi w jednej sypialni, a czwrka dzieci pi spokojnie w drugiej. To Sabrina powiedziaa im o tej rodzinie. Ojciec zosta ranny w wypadku na farmie i ledwie wizali koniec z kocem. Pod choink leay tylko cztery mae paczuszki. an otworzy worek i Toni pomoga mu wyj kilka pude ciepych zimowych ubra. W plastikowym worku by mroony indyk. Potem przysza kolej na zabawki - konsol do gier, troch ksiek i liczn lalk dla najmodszej dziewczynki. Kiedy wr by pusty, an chwyci Toni, eby si z ni teleportowa. Wskazaa dach. Z kwan min zrobi, o co prosia. Wyldowali na dachu, po kostki w niegu. Przytrzyma j mocno. - Dlaczego chciaa si tu znale? - To bardziej w mikoajowym stylu. Dokd teraz? - Z powrotem do Romatechu. Mj worek jest pusty. -Dotkn jej czerwonego nosa. - Jeste pewna, e chcesz mi towarzyszy? Jeste na wp zamarznita. - Jestem, ale to jest zbyt fajne, eby sobie odpuci. Kiedy pomyl o tych wszystkich ludziach, ktrzy znajd rano te wszystkie prezenty... Uwielbiam to! - Zarzucia mu rce na szyj. - Ostronie. - Stan w szerszym rozkroku. - Te dachy bywaj bardzo liskie. Przytulia si do niego i spojrzaa w d. - Albo masz co w kieszeni, albo si nakrcie. - Jedno i drugie. - Sign do kieszeni aksamitnych spodni i dotkn czarnego pudeeczka. Powinien da jej to teraz? W Romatechu bdzie rejwach, wszyscy bd si pieszy, eby w cigu nocy dostarczy prezenty. Rozejrza si dookoa. Na czystym niebie byszczay gwiazdy. Ksiyc zalewa wiatem biae, zasypane niegiem pastwiska. Powietrze pachniao cedrem. - Pikne miejsce, prawda? - Tak. Taki tu spokj. - Opara gow na jego ramieniu. - Mam dla ciebie prezent w domu. Ale zanim ci go dam, chc ci prosi, eby opowiedzia mi ten sen o mnie. Pocaowa j w czoo. - nio mi si, e bya w ciy. Nosia nasze dziecko. - Naprawd? Dlaczego mi nie powiedziae?
255

- Nie chciaem ci popycha do czego, czego moe by nie chciaa. - Chocia mia nadziej, e pragna dzieci. Wyj czarne pudeeczko z kieszeni. - Ja te mam dla ciebie prezent, jeli go przyjmiesz. Myl, e ci si spodoba. - Otworzy pudeeczko i pokaza jej piercionek. - O rany. - Wzia pudeeczko. - Jest... pikny, an przyklkn na jednym kolanie. - Daytono Lynn Davis, czy zechcesz... - Nagle nieg zsun si z dachu, porywajc go ze sob. - Ian! - krzykna. Przelecia przez krawd dachu i wyldowa na plecach w zaspie. - Uf. Zobaczy, e Toni zjeda z dachu jak surfer. Zgrabnie wyldowaa obok niego. Rozemiaa si. - Bycie Superwoman ma swoje zalety. Nic ci nie jest? - Prbowaem si owiadczy. - Zacz wstawa. - Tak! - Rzucia si na niego, wpychajc go z powrotem w nieg. - Tak, wyjd za ciebie. Wyszczerzy zby w umiechu. - Mam nadziej, e nie zgubilimy piercionka? - Nie. Jest tutaj. - Pokazaa mu pudeeczko. Zdj jej rkawiczk, eby moga zaoy piercionek. - Nie wiedziaem, co ci da pod choink. Uciskaa go. - Ja chc pod choink tylko mojego wampira.

256

You might also like