You are on page 1of 37

Struna wiata

Dwie krople Dom Poegnanie wrzenia Trzy wiersze z pamici Polegym poetom Biae oczy Czerwona chmura Napis Mj ojciec Do Apollina Do Ateny O Troi Do Marka Aurelego Kapan O ry Architektura Struna Zobacz Cmentarz warszawski

Spis wierszy Testament Las Ardeski Mama Dry i faluje Uprawa filozofii *** (Prynie klepsydra) Wersety panteisty Kopoty maego stwrcy Ballada o tym e nie giniemy Stoek Zimowy ogrd Otarz Wawel Przypowie o krlu Midasie Fragment wazy greckiej Nike ktra si waha Wrenie Dedal i Ikar Sl ziemi Arijon

Dwie krople Lasy pony a oni na szyjach splatali rce jak bukiety r ludzie zbiegali do schronw on mwi e ona ma wosy w ktrych si mona ukry okryci jednym kocem szeptali sowa bezwstydne litani zakochanych Gdy byo bardzo le skakali w oczy naprzeciw i zamykali je mocno tak mocno e nie poczuli ognia ktry dochodzi do rzs do koca byli mni do koca byli wierni do koca byli podobni jak dwie krople zatrzymane na skraju twarzy

Dom Dom nad porami roku dom dzieci zwierzt i jabek kwadrat pustej przestrzeni pod nieobecn gwiazd dom by lunet dziecistwa dom by skr wzruszenia policzkiem siostry gazi drzewa policzek zdmuchn pomie ga przekreli pocisk nad spiskiem popioem gniazda piosenka bezdomnej piechoty

dom jest szecianem dziecistwa dom jest kostk wzruszenia skrzydo spalonej siostry li umarego drzewa

Poegnanie wrzenia Dnie byy amarantowe byszczce jak lanca uaska piewano w megafonach anachroniczna piosenk o Polkach i bagnetach tenor ci jak szpicrut i po kadej zwrotce ogaszano list ywych torped ktre notabene przez sze lat wojny szmugloway sonin aosne nie wypay wdz podnosi brwi jak buaw skandowa: ani guzika miay si guziki: nie damy nie damy chopcw pasko przyszytych do wrzosowisk

Trzy wiersze z pamici I Nie mog trafi na tytu wspomnienia o Tobie

rk wyprut z ciemnoci stpam po ladach twarzy mikkie przyjazne profile zamarzy w twardy kontur kry nad moj gowa pust jak czoo powietrza sylwetka czowieka z czarnego papieru II yjc pomimo yjc przeciw wyrzucam sobie grzech niepamici ucisk zostawilicie jak zbyteczny sweter wzrok jak pytanie donie nasze nie przeka waszych doni trwonimy je dotykajc pospolitych rzeczy oczy odbija pytanie spokojne jak lusterko nie spleniae oddechem co dzie odmawiam spojrzenie co dzie narasta mj dotyk askotany bliskoci tylu rzeczy ycie bulgoce jak krew Cienie taj agodnie nie dajemy zgin polegym pami przekae chyba obok wytarty profil rzymskich monet III kobiety z naszej ulicy byy zwyke i dobre nosiy cierpliwie z placw jarzyn poywne bukiety dzieci z naszej ulicy utrapienie kotw gobie szaro-agodne w parku by pomnik Poety dzieci toczyy obrcze

i kolorowy krzyk ptaki siaday na rce czytay jego milczenie ony w letnie wieczory cierpliwie czekay na usta pachnce znajomym tytoniem kobiety nie mogy dzieciom odpowiedzie: czy wrci gdy zachodzio miasto gasiy ogie rkami przytknitymi do oczu dzieci z naszej ulicy mier miay bardzo cik gobie spaday lekko jak zastrzelone powietrze teraz wargi Poety s pustym horyzontem ptaki dzieci i ony nie mog mieszka w aobnych skorupach miasta w ostygych puchach popiow miasto stoi nad wod gadk jak pami lustra odbija si w wodzie od dna i leci na gwiazd wysok gdzie poar pachnie odlege jak karta Iliady

Polegym poetom piewak ma wargi zestalone piewak wymawia noc oczyma pod zym kolorem nieboskonw gdzie pie si koczy zmierzch zaczyna i nieba cie zarasta ziemi Gdy w stogach gwiazd lotnicy chrapi uchodzisz chronic mieszny rulon Mozaiki gubisz sw Metafor miech towarzyszy ci w ucieczce

naprzeciw sprawiedliwym kulom Jak echa cie twych sw daremno i wiatr w pokojach pustych strof Nie tobie poar wici pieni usychasz trwonic nadaremnie przebitych doni kwiaty nite Przesanie Milczcy przyjm Skomlcy pocisk w ramiona bra by uj zdziwieniu Ten kopczyk wierszy dar zaronie pod zym kolorem nieboskonw ktry wypije twe milczenie

Biae oczy Najduej yje krew tucze aknie powietrza teje przezroczysto rozlunia pulsu wzeek wieczorem ronie supek supem pleniej usta coraz bliej o skro gbiejc o ciszenie powiek biae oczy nie zapal wiata palcw zamany trjkt ciszy odjto oddech matka krzyczy szarpie bezwadnie imi

Czerwona chmura Czerwona chmura pyu

woa tamten poar zachd miasta za widnokrg ziemi trzeba zburzy jeszcze jedn cian jeszcze jeden ceglany chora by znie bolesn blizn midzy okiem a wspomnieniem porami robotnicy z biaej kawy i szeleszczcych gazet odchuchali wit i deszcz dzwonicy w rynnach umarego powietrza stalow lini nabrzmiaym milczeniem wcigaj bander odgruzowanej przestrzeni opada chmura czerwonego pyu przelot pustyni na wysokoci zniesionych piter wypyny okna bez ram gdy runie ostatnia stromo padnie ceglany chora nic nie rujnuje marze o miecie ktre byo o miecie ktre bdzie ktrego nie ma

Napis Patrzysz na moje rce s sabe mwisz jak kwiaty patrzysz na moje usta za mae by wyrzec: wiat koyszmy si lepiej na odydze chwil pijmy wiatr

i patrzmy jak zachodz nam oczy wo widnienia jest najpikniejsza a ksztat ruin znieczula we mnie jest pomie ktry yli i wiatr na poar i na agle rce mam niecierpliwe mog gow przyjaciela ulepi z powietrza powtarzam wiersz ktry chciabym przetumaczy na sanskryt lub piramid: gdy wyschnie rdo gwiazd bdziemy wieci nocom gdy skamienieje wiatr bdziemy wzrusza powietrze

Mj ojciec Mj ojciec bardzo lubi France a i pali Przedni Macedoski w niebieskich chmurach aromatu smakowa umiech w wagarach wskich i wtedy w tych odlegych czasach gdy pochylony siedzia z ksik mwiem: ojciec jest Sindbadem i jest mu z nami czasem gorzko przeto odjeda Na dywanie na czterech wiatrach Po atlasach bieglimy za nim zatroskani a oni si gubi W kocu wraca zdejmowa zapach kad pantofle znw chrobot kluczy po kieszeniach i dni jak krople cikie krople i czas przemija lecz nie zmienia na wita raz firanki zdjto

przez szyb wyszed i nie wrci nie wiem czy oczy przymkn z alu czy gowy ku nam nie odwrci raz w zagranicznych ilustracjach widziaem jego fotografi gubernatorem jest na wyspie gdzie plamy s i liberalizm

Do Apollina 1 Cay czas w szumie szat kamiennych Laurowy rzuca cie i blask Oddycha lekko jak posgi A szed jak kwiat We wasna zasuchany pie Lir podnosi na wysoko milczenia Zatopiony w sobie renicami biaymi jak strumie Kamienny od sandaw Do wstki we wosach Zmylaem twoje palce Wierzyem twoim oczom Bez strun instrument Rce bez doni Oddaj mi Mody okrzyk Wycignite rce I gow moja W ogromnym piropuszu zachwytu Oddaj moj nadziej Milczca biaa gowo Cisza Pknita szyja Cisza

Zamany piew 2 Pierwszego dna modoci nie dotkn cierpliwy nurek wyawiam teraz tylko sone strzaskane torsy Apollo ni si po nocach z twarz polegego Persa mylne s wrby poezji wszystko byo inaczej inny by poar poematu inny by poar miasta bohaterowie nie wrcili z wyprawy nie byo bohaterw ocaleli niegodni szukam posgu zatopionego w modoci pozosta tylko pusty cok lad doni szukajcy ksztatu

Do Ateny Przez sowi ciemno twoje oczy nad hem spiowy twoja mdro uniesieni myl lekk jak strzaa wbiegamy przez bramy wiata z jasnoci w olepienie uniesieni na mdlejcym ramieniu

salutujemy ciebie ciaem na tarczy cienia gdy gowa runie na piersi zanurz nam palce we wosy unie wysoko ksztat ostry i niespodziewany wynurz na chwil z ptasich opon niech nas dobije twoja dobro niech zgubi nas okrutna lito w otwarte wczni puste ciao oliw lej agodnych blaskw i zedrzyj z oczu usk powiek niech patrz

O Troi 1 O Trojo Trojo Archeolog Przez palce twj przesypie popi A poar wikszy od Iliady Na siedem strun Za mao strun Potrzebny chr Lamentw morze I oskot gr Kamienny deszcz jak wyprowadzi z ruin ludzi jak wyprowadzi z wierszy chr

myli poeta doskonay jak soli sup dostojnie niemy Pie ujdzie cao Usza cao pomiennym skrzydem w czyste niebo Nad ruinami wschodzi ksiyc O Trojo Trojo Milczy miasto Poeta walczy z wasnym cieniem Poeta krzyczy jak ptak w pustce Ksiyc powtarza swj krajobraz agodny metal w zgorzelisku 2 Szli wwozami byych ulic jak przez czerwone morze zgliszcz a wiatr podnosi py czerwony wiernie malowa zachd miasta Szli wwozami byych ulic chuchali na czczo w zmarzy wit mwili: przejd dugie lata zanim tu stanie pierwszy dom szli wwozami byych ulic myleli e odnajd lad na harmonijce gra kaleka o wierzb warkoczach o dziewczynie poeta milczy pada deszcz

Prof. Henrykowi Elzenbergowi

Do Marka Aurelego Dobranoc Marku lamp zga i zamknij ksik Ju nad gow wznosi si srebrne larum gwiazd to niebo mwi obc mow to barbarzyski okrzyk trwogi ktrego nie zna twa acina to lk odwieczny ciemny lk o kruchy ludzki ld zaczyna bi I zwyciy Syszysz szum to przypyw Zburzy twe litery ywiow niewstrzymany nurt a run wiata ciany cztery c nam na wietrze dre i znw w popioy chucha mci eter gry palce szuka podrnych sw i wlec za sob cie polegych wic lepiej Marku spokj zdejm i ponad ciemno podaj rk niech dry gdy bije w zmysw pi jak w wt lir lepy wszechwiat zdradzi nas wszechwiat astronomia rachunek gwiazd i mdro traw i twoja wielko zbyt ogromna i mj bezradny Marku pacz

czcicielom umarych religii

Kapan Kapan ktrego bstwo zastpio na ziemi w rozwalonej wityni ludzk ukazao twarz bezsilny kapan ktry podnoszc rce wie e z tego ani deszcz ani szaracza ani urodzaj ani gromobicie

powtarzam zetlay werset a t sam inkantacj zachwytu szyj rosnc do mczestwa uderza paska do namiewcy mj wity taniec przed otarzem widzi tylko cie z gestami ulicznika a jednak podnosz oczy i rce podnosz piew i wiem e dym ofiarny dcy w zimne niebo zaplata warkocz bstwu bez gowy

Tadeuszowi Chrzanowskiemu

O ry 1 Sodycz ma imi kwiatu Dr kuliste ogrody zatrzymane nad ziemia westchnienie odwraca gow twarz wiatru przy sztachecie ciel si nisko trawy oczekiwania pora przyjcie zagasi zapachy przyjcie otworzy kolory drzewa buduj kopu zielonego spokoju ra ci woa i tskni za tob zerwany motyl pka nitka za nitk mija za chwil chwila pku zielona larwo rozchyl

sodycz ma na imi: ra wybuch z wntrza wychodz chorowie purpury szeregi nie przeliczone trbacze zapachw na dugich motylich trbach obwouj spenienie 2 koronacje zawie wirydarze zawie wirydarze modlitwy obrzdy pene zota ponce kandelabry potrjne wiee milczenia promienie zamane na szczytach dno o rdo nieba na ziemi o konstelacje patkw * nie pytaj czym jest ra Ptak ja moe opowie zapach zabija myli twarz lekkim municiem starta kolorze podania powiek kolorze paczcych powiek brzemienna kulista sodycz czerwie do wntrza rozdarta 3 ra pochyla gow jakby miaa ramiona opiera si na wietrze a wiatr odchodzi sam nie zdoa wyrzec sowa nie zdoa wyrzec sowa im bardziej ra umiera tym trudniej mwi o ry

Architektura Nad ukiem lekkim brwi z kamienia na ciany niezmconym czole w oknach radosnych i otwartych gdzie twarze zamiast pelargonii gdzie prostokty bardzo cise obok marzcej perspektywy gdzie ornamentem obudzony strumie na cichym polu paszczyzn gdzie ruch z bezruchem linia z krzykiem niepewno drca prosta jasno ty jeste tam architekturo sztuko z fantazji i kamienia tam jeste pikno zamieszkae nad ukiem lekkim jak westchnienie na cianie bladej wysokoci i w oknie szyb zazawionym wygnaniec ksztatw oczywistych gosz twj taniec nieruchomy

Struna Ptaki zostawiaj w gniedzie swoje cienie

zostaw tedy lamp instrument i ksik chodmy do pagrka gdzie ronie powietrze gwiazd nieobecn poka ci palcem gboko pod darni s tkliwe korzonki rdeka obokw ktre bij czysto wiatr przyoy usta abymy piewali my zmarszczymy czoa nie powiemy sowa chmury aureole maj tak jak wici my mamy kamyki czarne zamiast oczu bielizn po odejciu dobra pami leczy moe zejd blaski po schylonych plecach zaprawd zaprawd powiadam wam wielka jest przepa midzy nami a wiatem

Zobacz Bkit zimny jak kamie o ktry ostrz skrzyda anioowie wynioli i bardzo nie ziemscy

idc po szczeblach blasku i po gazach cienia zapadaj si z wolna w urojone niebo lecz po chwili wychodz jeszcze bardziej bladzi po tamtej stronie nieba po tamtej stronie oczu Nie mw e to nie prawda e nie ma aniow pogrona w sadzawce leniwego ciaa ty ktra widzisz wszystko w kolorze swych oczu i stajesz syta wiata na granicy rzs

Cmentarz warszawski Tej ciany ostatniego widoku nie ma wapno na domy i groby wapno na pami ostatnie echo slawy uformowane w kamienn pyt i zwizy napis odbity spokojn antykw przed najazdem ywych umarli chodz gbiej niej skar si noc w rurach alu wychodz ostronie kropla po kropli jeszcze raz zapalaj si za byle potarciem zapaki a na powierzchni spokj pyty wapno na pami na rogu alei ywych i nowego wiata pod stukajcym dumie obcasem wzbiera jak kretowisko cmentarz tych ktrzy prosz o pagrek pulchnej ziemi

o niky znak znad powierzchni

Testament Zapisuje czterem ywioom to co miaem na niedugie wadanie ogniowi myl niech kwitnie ogie ziemi ktr kochaem za bardzo ciao moje jaowe ziarno a powietrzu sowa i rce i tsknoty to jest rzeczy zbdne to co zostanie kropla wody niech kry midzy ziemi niebem niech bdzie deszczem przezroczystym paproci mrozu patkiem niegu niech nie doszedszy nigdy nieba ku ez dolinie mojej ziemi powraca wiernie czysta ros cierpliwie kruszc tward gleb wkrtce zwrc czterem ywioom to co miaem na niedugie wadanie nie powrc do rda spokoju

Las Ardeski Z rce tak by sen zaczerpn tak jak si czerpie wody ziarno a przyjdzie las: zielony obok i brzozy pie jak struna wiata i tysic powiek zatrzepoce liciasta mow zapomniana odpomnisz wtedy biae rano gdy czeka na otwarcie bram wiesz t krain ptak odmyka co w drzewie pi a drzewo w ziemi lecz tutaj rdo nowych pyta pod nog natury zych korzeni wic patrz na kory wzr na ktrej zaciska struna si muzyki lutnista co przekrca koki aby nabrzmiao to co milczy odgarnij licie: krzak poziomki rosa na liciu trawy grzebie a dalej skrzydo tej tki i mrwka siostr swoj grzebie wyej nad zdrady wilczych jagd dojrzewa sodko dzika grusza wic nie czekajc wikszych nagrd pod drzewem usid z rce tak by pami czerpa umarych imion wysche ziarno wic znowu las: zwglony obok czoo znaczone wiatem czarnym i tysic powiek zacinitych wsko na gakach nieruchomych drzewo z powietrzem przeamane zdradzona wiara pustych schronw a tamten las jest dla nas dla was umarli prosz te o bajki o garstk zi o wod wspomnie wic po igliwiu po szelestach i po zapachw wtych przdzach to nic e ga zatrzymuje e cie po krtych wodzi przejciach ale odnajdziesz i odemkniesz nasz Las Ardeski

Mama Mylaem: nigdy si nie zmieni zawsze bdzie czekaa ubrana w bia suknie i niebieskie oczy na progu wszystkich drzwi zawsze bdzie umiechaa si wkadajc ten naszyjnik a nagle urwaa si nitka teraz pery zimuj w szparach podogi mama lubi kaw ciepy kafel spokj siedzi poprawia okulary na szpiczastym nosie czyta mj wiersz i siw gow mu zaprzecza ten ktry upad z jej kolan zaciska usta i milczy wic nie wesoa rozmowa pod lamp rdem sodyczy nieunoszony alu z jakiej pije on studni po jakich drogach chodzi syn niepodobny do marze karmiam mlekiem agodnym jego spala niepokj krwi go obmyam ciep rce ma zimne i szorstkie z daleka od twoich oczu przebitych lep mioci atwiej unie samotno

za tydzie w zimnym pokoju ze cinitym gardem czytam jej listopad w tym licie litery stoj osobno jak kochajce serca

Dry i faluje Dry i faluje niepokojem ogromna przestrze maych planet ktra jak morze mnie pochonie uwize w pulsach sekundniki jak myskie koa w ciepej krwi rok obracaj bardzo szybki na pnoc woa niema iga nad ciemnej wody wartki prd pod chmur i nieba przemijanie pochowaj w zmarszczce blisk mier czoem jej drogi nie zgodzisz w pustyni wsiknie myl i krew z atomw punktw wosw komet buduj trudn nieskoczono pod szyderstwami Akwilonw porty kruchemu wznosz trwaniu

Uprawa filozofii Posiaem na gadkiej roli drewnianego stoka

ide nieskoczonoci patrzcie jak mi ona ronie mwi filozof zacierajc rce Rzeczywicie ronie jak groch Za trzy a moe cztery kwadranse wiecznoci przeronie nawet jego gow Zmajstrowaem take walec mwi filozof u szczytu walca wahao rozumiecie ju o co idzie walec to przestrze wahado to czas tik tik tik mwi filozof i miejc si gono macha maymi rczkami wymyliem w kocu sowo byt sowo twarde i bezbarwne trzeba dugo ywymi rkami rozgarnia ciepe licie trzeba podepta obrazy zachd soca nazwa zjawiskiem by pod tym wszystkim odkry martwy biay filozoficzny kamie oczekujemy teraz e filozof zapacze nad swoj mdroci ale nie pacze przecie byt si nie wzrusza przestrze nie rozpywa a czas nie stanie w zatraconym biegu

*** Prynie klepsydra w twardych rkach spitrzy si w oczach

paska przestrze poukadane posusznie stoki kule szeciany formy z ktrych wybiego nieposuszne ciao le jak garnki rozbite napj uszed w oboki optymistyczne kule promie astrologiczny atomw klocki szpalerem mdrych dialogw suchym krokiem mierniczych chodz filozofowie absolut myl i licz niej na jakiej cyfrze moe 3 a moe 1 nieruchomieje ostyga uniwersum w powietrzu cikim jak szko pi sptane ywioy ogie ziemi i wod zaegna rozum

Wersety panteisty Zatra mnie gwiazdo mwi poeta przeszyj mnie strza odlegoci wypij mnie rdo mwi pijcy do dna mnie wypij do nicoci niech mnie wydadz dobre oczy poerajcym krajobrazom sowa co miay chroni ciao

niech mi przepaci przyprowadz gwiazda w czoo korze zapuci rdo twarz mi odczowieczy potem obudzisz si milczcy w doniach bezruchu w sercu rzeczy

Kopoty maego stwrcy 1 Szczeni pustych obszarw nie gotowego wiata cieram rce do krwi pracujc nad pocztkiem ziemi niepewn jak dmuchawiec pielgrzymia stopa ugniataem podwjnym oczu uderzeniem utwierdziem niebo i z szalecz fantazj nadaem mu kolor niebieski krzyknem kiedy obraz skay potwierdzi najprawdziwszy dotyk i nie zapomn chwili kiedy rozdarem skr o krzak gogu w szczelin wydron palcem imiona skadam rolin zwierzt potem podziwiam w trawie lec paproci ksztat i ogon pawia w kocu odpocz zapragnem w cieniu fal na biaym kamieniu napisaem historie naturalna kompletny wykaz gatunkw od ziarna soli do ksiyca i od ameby do anioa to dla was

drodzy potomni by lekkich waszych snw nie toczyy kamienie gdy noc pustoszy wiat na nowo 2 Nikomu nie przekaesz wiedzy twj tylko such jest i twj dotyk na nowo musi kady stworzy sw nieskoczono i pocztek najtrudniej jest przekroczy przepa co si otwiera za paznokciem i dozna doni bardzo mia obcego wiata usta i oczy dobrze planetom maym ktre agodna krew obmywa lepe jeli zaufasz piciu zmysom wiat zbiegnie si w laskowy orzech jeli powierzysz rwcym mylom na wielkich szczudach teleskopw zajdziesz daleko w pewn ciemno to wanie chyba twoim losem by tworem bez gotowych ksztatw ktry poznaje-zapomina nie marzy ci o takiej chwili gdy gowa bdzie sta gwiazd nie rk lecz promieni pkiem pozdrowisz ziemi ju wygas

Ballada o tym ze nie giniemy Ktrzy o wicie wypynli ale ju nigdy nie powrc na fali lad swj zostawili w gb morza spada wtedy muszla

pikna jak skamieniae usta ci ktrzy szli piaszczysta drog ale nie doszli do okiennic chocia ju dachy byo wida w dzwonie powietrza maj schron a ktrzy tylko osieroc wyziby pokj par ksiek pusty kaamarz bia kart zaprawd nie umarli cali szept ich przez chaszcze idzie tapet w suficie paska gowa mieszka z powietrza wody wapna ziemi zrobiono raj ich anio wiatru rozetrze ciao w doni bd po kach nie si tego wiata

Stoek W kocu nie mona ukry tej mioci may czworong na dbowych nogach o skrze szorstkiej i chodnej nad podziw przedmiot codzienny bez oczu lecz z twarz na ktrej zmarszczki sojw sd dojrzay znacz szary osioek najcierpliwszy z osw sier mu wypada od zbyt dugich postw i tylko kpk szczeciny drewnianej czuj pod rk gdy go gadz rano wiesz mj kochany byli szarlatani ktrzy mwili: kamie rka kamie oko kiedy dotyka ksztatw co s pustk to byli ludzie li zawistni rzeczom wiat chcieli zowi na wdk zaprzecze jak ci wyrazi moj wdziczno podziw przychodzisz zawsze na woanie oczu

nieruchomoci wielka tumaczc na migi biednemu rozumowi: jestemy prawdziwi na koniec wierno rzeczy otwiera nam oczy

Zimowy ogrd Jak licie opaday powieki kruszya si czuo spojrze dray pod ziemi jeszcze zduszone garda rde na koniec zamilk gos ptaka ostatnia szczelina w kamieniu i wrd najniszych rolin niepokj zmar jak jaszczurka pionowe linie drzew na horyzontw wadze ukony promie pad na zatrzyman ziemi Okno zamknite jest Stan zimowy ogrd Oczy wilgotne s i may przy ustach obok jaki to pasterz wyprowadzi drzewa Kto gra tak aby wszystko pogodzi rk ga i niebo forming pewn jak ramiona zmarej pnocny niesie Orfeusz tupot anielskich ponad gow stp jak uska skrzyde leci nieg cisza jest lini doskona ktra porwna ziemi z gwiazdozbiorem Waga zimowym sadom pki spojrze niech mio nas ju nie kaleczy okrutnym losom wosw gar niech spala si w powietrzu czystym

Otarz Naprzd szy elementy: woda muy niosca ziemia o oczach mokrych ogie aroczny i skory potem trzsc grzywami agodne szy smoki powietrza tak otwieray procesj dla kwiatw i rolin maych przeto traw wychwala duto artysty Zielony

pomie nieludzki jak pomie rzucany z okrtw traw ktra przychodzi kiedy historia si spenia i jest rozdzia milczenia tupot zwierzt ofiarnych egna Tellus wilgotna id cielesne i jasne na szyjach ciepo niosce i niewiadomo losw na czoach znaczonych rogami upadn na przednie kolana krwi wasn zdziwione bardzo Woaj ciebie ywioy zwierzta drog otwary rozstpi si niebo przed tob i Bg przemwi piorunem czowieku bardzo mizerny i bardzo godny pogardy lecz uniesiony wysoko na grzbiecie ziemskich gatunkw tu przerwa jest w paskorzebie jeeli umiesz to domyl moe ofiara bya nie mia bogom wieczystym lub wilgo niechtna trawieniu zdja ksztaty czowiecze sanda i kawa stopy bogini Ironii ich strzega a take fadw szaty po ktrych atwo odczytasz gest ramion piknie wzniesionych i to naprawd wszystko rk nie byo grajcych na rogach zwierzt ofiarnych nie wiesz jakie twe sowo i jaki ksztat moe bahy przechowa zmarszczka kamienia nie to co mylisz e tob w ziemi uo askawiej gdzie dojrzewaj posgi

Jerzemu Turowiczowi

Wawel Patriotyczn katarakt na oczach mia ten co si zrwna z grzechem marmurw Peryklesie smuci si musi twa kolumna i prosty cie dostojno gowic harmonia ramion uniesionych a tu ceglany mieszny zgiek krlewskie jabko renesansu na austriackich koszar tle i tylko moe w noc w gorczce w obdzie alu barbarzyca co si od krzyw i szubienic

dowiedzia rwnowagi bry i tylko moe pod ksiycem kiedy anioy od otarza odchodz by tratowa sny i tylko wtedy Akropolis Akropol dla wydziedziczonych i aska dla kamicych

Przypowie o krlu Midasie Nareszcie zote jelenie spokojnie pi na polanach a take kozy grski z gow na kamieniu tury jednoroce wiewirki w ogle wszelka zwierzyna drapiena i agodna a take patki wszelkie krl Midas nie poluje umyli sobie pojma sylena trzy dni go pdzi a wreszcie zapa i zdzieliwszy pici midzy oczy zapa: co dla czowieka najlepsze zara sylen i powiedzia: by niczym umrze wraca krl Midas do paacu ale nie smakuje mu serce mdrego sylena duszone w winie

chodzi szarpie brod i pyta starych ludzi ile dni yje mrwka dlaczego pies przed mierci wyje jak wysoka bdzie gra usypana z koci wszystkich dawnych zwierzt i ludzi potem kaza przywoa czowieka ktry na czerwonych wazach maluje pirem czarnej przepirki wesela pochody i gonitwy a zapytamy przez Midasa dlaczego utrwala ycie cieni odpowiada: poniewa szyja galopujca konia jest pikna a suknie dziewczt grajcych w pik s jak strumie ywe i niepowtarzalne pozwl mi usi przy tobie prosi malarz waz bdziemy mwili o ludziach ktrzy ze mierteln powaga oddaj ziemi jedno ziarno a zbieraj dziesi ktrzy naprawiaj sanda i rzeczpospolita obliczaj gwiazdy i obole pisz poematy i pochylaj si aby z piasku podj zgubion koniczyn bdziemy troch pili i troch filozofowali i moe obaj ktrzy jestemy z krwi i zudy wyzwolimy si w kocu od gniotcej lekkoci pozory

Fragment wazy greckiej Na pierwszym planie wida dorodne ciao modzieca

broda oparta o piersi kolano podkurczone rka jak martwa ga zamkn oczy wyrzeka si nawet Eos jej palce wbite w powietrze i wosy rozpuszczone a take linie jej szaty tworz trzy krgi alu zamkn oczy wyrzeka si zbroi miedzianej piknego hemu ozdobionego krwi i czarn kit tarczy zamanej i wczni zamkn oczy wyrzeka si wiata licie zwisaj w cichym powietrzu dry ga potrcona cieniem odlatujcych ptakw i tylko wierszcz ukryty w ywych jeszcze wosach Memnona gosi przekonywajc pochwa ycia

Nike ktra si waha Najpikniejsza jest Nike w momencie kiedy si waha prawa rka pikna jak rozkaz opiera si o powietrze ale skrzyda dr widzi bowiem samotnego modzieca idzie dug kolein wojennego wozu szar drog w szarym krajobrazie

ska i rzadkich krzeww jaowca w modzieniec niedugo zginie wanie szala z jego losem gwatownie opada ku ziemi Nike ma ogromn ochot podej pocaowa go w czoo a boi si e on ktry nie zazna sodyczy pieszczot poznawszy j mgby ucieka jak inni w czasie tej bitwy wic Nike waha si i w kocu postanawia pozosta w pozycji ktrej nauczyli ja rzebiarze wstydzc si bardzo tej chwili wzruszenia rozumie dobrze e jutro o wicie musz znale tego chopca z otwart piersi zamknitymi oczyma i cierpkim obolem ojczyzny pod drtwym jzykiem

Wrenie Wszystkie linie zagbiaj si w dolinie doni w maej jamie gdzie bije rdeko losu oto linia ycia patrzcie przebiega jak strzaa widnokrg piciu palcw rozjaniony potokiem ktry rwie naprzd obalajc przeszkody i nie ma nic pikniejszego nic potniejszego ni to denie naprzd jake bezradna jest przy niej linia wiernoci jak okrzyk noc jak rzeka pustyni poczta w piasku i ginca w piasku

moe gbiej pod skr przedua si ona rozgarnia tkank mini i wchodzi w arteri bymy spotyka mogli noc naszych zmarych we wntrzu gdzie si toczy wspomnienie i krew w sztolniach studniach komorach penych ciemnych imion tego wzgrza nie byo przecie dobrze pamitam tam byo gniazdo czuoci tak krge jak gdyby oowiu za gorca upada na rk pamitam przecie wosy pamitam cie policzka kruche palce i ciar picej gowy kto zburzy gniazdo kto usypa kopiec obojtnoci ktrego nie byo po co przyciskasz do do oczu wrb stawiamy Kogo pytasz

Dedal i Ikar Mwi Dedal: Id synku naprzd a pamitaj e idziesz a nie latasz skrzyda s tylko ozdob a ty stpasz po ce ten podmuch ciepy to parna ziemia lata a tamte zimny to strumie niebo jest takie pene lici i maych zwierzt Mwi Ikar: Oczy jak dwa kamienie wracaj prosto do ziemi i widz rolnika ktry odwala tuste skiby robaka ktry wije si w brudzie zy robak ktry przecina zwizek roliny z ziemi Mwi Dedal: Synku to nie jest prawda Wszechwiat jest tylko wiatem a ziemia jest mis cieni Patrz tutaj graj kolory py si unosi znad morza dymy id ku niebu z najszlachetniejszych atomw ukada si teraz tcza Mwi Ikar: Ramiona bol ojcze od tego bicia w prni nogi drtwiej i tskni do kolcw i ostrych kamieni nie mog patrze si w soce tak jak ty patrzysz si ojcze

ja zatopiony cay w ciemnych promieniach ziemi Opis katastrofy Teraz Ikar gow w d upada ostatni obraz po nim to widok dziecinnie maej pity ktr poyka arocznie morze W grze ojciec wykrzykuje imi ktre nie naley ani do szyi ani do gowy tylko do wspomnienia Komentarz By taki mody nie rozumia ze skrzyda s tylko przenoni troch wosku i pir i pogarda dla praw grawitacji nie mog utrzyma ciaa na wysokoci wielu stp Istota rzeczy jest w tym aby nasze serca ktre toczy cika krew napeniy si powietrzem i tego wanie Ikar nie chcia przyj mdlmy si

Sl ziemi Idzie kobieta w chustce aciatej jak pole przyciska do piersi torebk z papieru dzieje si to w samo poudnie w najpikniejszym punkcie miasta tu pokazuj wycieczkom park z abdziem wille w ogrodach perspektyw i re Idzie kobieta z garbem tumoka co tak matko przyciskacie do piersi teraz potkna si i z torebki

posypay si krysztaki cukru kobieta pochyla si a w jej oczach jest wyraz ktrego nie odda aden malarz rozbitych dzbanw zagarnia ciemn rk roztrwonione bogactwo i z powrotem wsypuje jasne krople i proch Jak ona dugo klczy na kolanach jakby chciaa zebra sodycz ziemi do ostatniego ziarna

Arijon Oto on Arijon helleski Caruso koncertmistrz antycznego wiata drogocenny jak naszyjnik albo lepiej jak konstelacja piewa bawanom morskim i kupcom bawatnym tyranom i poganiaczom muw tyranom czerniej na gowach korony a sprzedawcy plackw z cebul po raz pierwszy myl si w rachubach na swoj niekorzy o czym piewa Arijon tego dokadnie nikt nie wie najwaniejsze jest to e przywraca wiatu harmoni morze koysze agodnie ziemi ogie rozmawia z wod bez nienawici w cieniu jednego heksametru le wilk i ania jastrzb i gob a dziecko usypia na grzywie lwa

jak w koysce patrzcie jak umiechaj si zwierzta ludzie ywi si biaymi kwiatami i wszystko jest tak dobrze jak byo na pocztku to on Arijon drogocenny i wielokrotny sprawca zawrotw gowy stoi w zamieci obrazw ma osiem palcw jak oktawa i piewa A kiedy z bkitu na zachodzie wysnuwaj si wietliste niteczki szafranu co oznacza zbliajc si noc Arijon uprzejmym ruchem gowy egna poganiaczy muw i tyranw sklepikarzy i filozofw i wsiada w porcie na grzbiet oswojonego delfina do widzenia jake jest pikny Arijon mwi dziewczta kiedy wypywa na morze sam z wiecem widnokrgw na gowie

You might also like