You are on page 1of 16

Dlaczego nie

Dlaczego nie znamy


znamy naszych
naszych

bohaterów
bohaterów

Dyskutuj¹: El¿bieta Isakiewicz, Katarzyna Meloch,

Joanna Tokarska-Bakir i Pawe³ Machcewicz

oraz Jacek Borkowicz i Zbigniew Nosowski

— Na naszym stole redakcyjnym le¿y kilka wydanych ostatnio ksi¹¿ek, w których


1
mowa o niezwyk³ych Polakach, którzy ratowali ¯ydów w czasie II wojny œwiatowej .

Zacznijmy od dzie³a czysto informacyjnego, wydanego przez jerozolimski instytut Yad

Vashem — to dwa tomy polskich Sprawiedliwych wœród Narodów Œwiata. Czy to opra-

cowanie nie powinno byæ jednoczeœnie wydane w Polsce?

Pawe³ Machcewicz: Instytut Pamiêci Narodowej prowadzi³ rozmowy z Yad

Vashem na temat wspólnego wydania tych encyklopedycznych tomów przez

obie instytucje. Niestety, wszystko rozbi³o siê o oczekiwania strony izraelskiej,

¿e Polska de facto sfinansuje ca³¹ publikacjê. Wymieniane by³y bardzo wysokie

kwoty, które po prostu przekracza³y mo¿liwoœci naszego bud¿etu. Skutkiem

tego strona polska nie wziê³a udzia³u w przygotowaniu tych tomów.

Katarzyna Meloch: Pewnie dlatego znajdujê w tej encyklopedii przekrêce-

nia, niedok³adnoœci, skróty myœlowe. S¹ b³êdy w historii mojego uratowania,

³¹cznie z niew³aœciw¹ nazw¹ zgromadzenia zakonnego, do którego trafi³am.

By³y to siostry s³u¿ebniczki ze Starej Wsi (to istotne, bo jest kilka prowincji s³u-

¿ebniczek!), a tu czytam, ¿e to by³y siostry Rodziny Marii. To drugie zgromadze-

nie uratowa³o zreszt¹ wiêcej dzieci ¿ydowskich, ale w wydawnictwie encyklo-

pedycznym nie powinno byæ tego typu b³êdów. Przypuszczam, ¿e jerozolimska

encyklopedia zosta³a oparta przede wszystkim na materia³ach dostêpnych

w Yad Vashem, a te, które posiada warszawski ¯ydowski Instytut Historyczny,

zosta³y uznane za drugorzêdne.

P. Machcewicz: Na pewno korzystano z materia³ów ¯IH, ale zabrak³o pol-

skiego redaktora, który by wszystko weryfikowa³…

1
Wiêcej o tych ksi¹¿kach pisz¹ w tym numerze „Wiêzi” Aleksander Klugman i Jacek Borkowicz.

KWIECIEÑ 2005 WIʏ 55


Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

K. Meloch: Mnie najbardziej brakuje czego innego. Mniej ra¿¹ mnie wspom-

niane nieœcis³oœci historyczne, bardziej — fakt, ¿e niektórzy ludzie bardzo

zas³u¿eni dla ratowania ¯ydów nigdy nie zostan¹ zg³oszeni na oficjaln¹ listê

Sprawiedliwych w Yad Vashem. Cenna polska publikacja na ten temat — „Ksiêga

Sprawiedliwych” Micha³a Grynberga, wydana w roku 1993 — tak¿e prezentuje

jedynie osoby odznaczone medalem przez Yad Vashem.

Dam przyk³ad ze swojego ¿ycia. Pielêgniarka Barbara Wardzianka ratowa³a

moj¹ babciê. Babcia znalaz³a siê w szpitalu zakaŸnym, gdzie Wardzianka praco-

wa³a. Niemcy bali siê tam przychodziæ. Ten szpital móg³ byæ niemal twierdz¹ dla

ukrywaj¹cych siê. Babcia spokojnie by w nim prze¿y³a, ale nie mog³a tam wy-

trzymaæ i w pewnym momencie powiedzia³a Basi, ¿e jednak wróci do getta. Nie

chodzi³o ani o pieni¹dze, ani o ryzyko denuncjacji. Jak postanowi³a, tak uczyni-

³a. Basia Wardzianka oczywiœcie nie ma medalu Sprawiedliwej wœród Narodów

Œwiata. Nikogo nie uratowa³a, ale ratowa³a. Mnie te¿ przewioz³a tramwajem

przez miasto, gdy pielêgniarka ¿ydowska wyprowadzi³a mnie z getta. To Basia

wziê³a mnie z tej umówionej bramy za rêkê, pojecha³a ze mn¹ na drugi koniec

miasta. W ka¿dej chwili mog³a byæ z³apana, mog³a wraz ze mn¹ zgin¹æ… Bar-

dzo bym chcia³a, ¿eby ktoœ pisa³ o ludziach, którzy wed³ug regu³ Yad Vashem

medalu nie mog¹ otrzymaæ.

P. Machcewicz: W IPN przygotowujemy obecnie publikacje na temat Pola-

ków ratuj¹cych ¯ydów. Dziêki materia³om zgromadzonym w ¯ydowskim Insty-

tucie Historycznym mo¿emy udokumentowaæ znacznie wiêksz¹ liczbê przy-

padków ni¿ te, za które oficjalnie przyznano póŸniej medal Sprawiedliwych

wœród Narodów Œwiata. Do tej dokumentacji historycy w ci¹gu ostatniego

pokolenia w³aœciwie nie siêgali.

Mnie najbardziej brakuje zreszt¹ g³êbszej historycznej czy spo³ecznej anali-

zy fenomenu Sprawiedliwych. Od strony czysto dokumentacyjnej zrobiono ju¿

bowiem wiele — s¹ dawne prace W³adys³awa Bartoszewskiego i Zofii Lewinów-

ny, jest ta encyklopedia. Wiadomo, ¿e s¹ wci¹¿ rejestrowane nowe przypadki,

s¹ przyznawane kolejne medale, ale najbardziej potrzeba refleksji nad tym zja-

wiskiem. Jeden z historyków IPN, Marcin Urynowicz, przygotowuje obecnie

ksi¹¿kê, która bêdzie prób¹ stworzenia portretu zbiorowego Sprawiedliwych:

jak ratowanie ¯ydów odbywa³o siê w ma³ych miastach, jak w du¿ych miastach,

jak na wsi, jakie by³y typowe sytuacje i reakcje.

El¿bieta Isakiewicz: Zbieraj¹c materia³y do swojej ksi¹¿ki „Ustna harmonij-

ka”, rozmawia³am w Izraelu z wieloma ¯ydami, których uratowali Polacy. Pró-

bowa³am znaleŸæ odpowiedŸ na pytanie, czy to dobro, którego oni doœwiadczy-

li, by³o zwi¹zane z jakimiœ cechami osób ratuj¹cych, np. wykszta³ceniem, p³ci¹,

pochodzeniem, wyznaniem. Otó¿ nie! Jedni wierz¹cy ratowali, inni nie. Jedni

56
Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

wykszta³ceni ratowali, inni nie. Jedne kobiety by³y wspó³czuj¹ce, inne by³y

okrutne.

Istnia³y sytuacje przedziwne — np. odmawia ratowania dziecka ¿ydowskie-

go przedwojenny urzêdnik pañstwowy, który dozorowa³ gimnazja ¿ydowskie,

a zgadza siê na to by³a s³u¿¹ca rodziny tego dziecka, obecnie prostytutka przyj-

muj¹ca Niemców. Krótko mówi¹c, nie ma regu³.

Joanna Tokarska-Bakir: Te¿ tak myœla³am, dopóki nie natknê³am siê na

ksi¹¿kê Samuela Olinera „ Altruistic Personality”, na której przet³umaczenie

bezskutecznie namawiam polskie wydawnictwa. Au-

tor opiera siê na d³ugoletnich, szczegó³owych bada-


O polskich Sprawiedliwych nie
niach przeprowadzonych przy wspó³pracy polskich
mówiliœmy w skali naszego
psychologów. Badania prowadzono w Polsce, ale tak-
„my” narodowego, poniewa¿
¿e w innych krajach, gdzie ratowano ¯ydów. Olinero-
nie ¿yli „w nas” ci, którzy mogli
wi uda³o siê skonstruowaæ ciekawy model osobo-
o nich pamiêtaæ. Martwi w nas
woœci autonomicznego altruisty, cz³owieka wtopio-
byli polscy ¯ydzi.
nego w spo³ecznoœæ lokaln¹, a jednoczeœnie umie-

j¹cego stawiæ jej opór. Taki opór, wyznaczenie granic

spo³ecznej kontroli, by³o konieczne przy zachowywaniu tajemnicy, od której

zale¿a³o ¿ycie.

P. Machcewicz: Jako historyk muszê zachowywaæ pewien sceptycyzm wo-

bec prób tworzenia modelowego wizerunku altruisty, bo baza Ÿród³owa dla ta-

kich badañ jest bardzo w¹t³a. W naszym projekcie „Wokó³ ¯egoty” próbujemy

dokonaæ jakichœ porównañ na podstawie m.in. dokumentów z powojennych

procesów ludzi, którzy wydawali ¯ydów. Poprzez te procesy mo¿na docieraæ

tak¿e do przypadków ludzi, którzy pomagali ¯ydom, którzy zostali zadenun-

cjowani. S¹dzê, ¿e jakakolwiek typologia bêdzie tu bardzo ryzykowna i tak

naprawdê jest tajemnic¹, dlaczego ktoœ decyduje siê pomagaæ innym ludziom,

ryzykuj¹c ¿yciem w³asnym i swojej rodziny.

Mo¿na natomiast szukaæ pewnych prawid³owoœci dotycz¹cych otoczenia

spo³ecznego, które u³atwia³o b¹dŸ utrudnia³o ratowanie ¯ydów — np. wielkie

miasto, jak Warszawa, by³o ³atwiejsze do pomagania ¯ydom, bo gwarantowa³o

pewn¹ anonimowoœæ…

J. Tokarska-Bakir: Mówi Pan, ¿e nie mo¿na tworzyæ regu³, a jednoczeœnie

wysuwa Pan zdroworozs¹dkow¹ hipotezê…

P. Machcewicz: Tak, ale nawi¹zuje ona do badañ, które by³y ju¿ prowadzone.

J. Tokarska-Bakir: Zapewniam, ¿e baza Ÿród³owa ksi¹¿ki Olinera jest dobra-

na bardzo starannie, tezy formu³owane s¹ ostro¿nie i z dystansem. Chcia³abym

te¿ zwróciæ uwagê, ¿e aprioryczne wykluczenie pytania o to, jaka w³aœciwie

grupa ratowa³a ¯ydów, mo¿e byæ te¿ motywowane naszym lêkiem przed uzy-

KWIECIEÑ 2005 WIʏ 57


Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

skaniem odpowiedzi. Zajmuj¹c siê takimi sprawami, trzeba czasem dotkn¹æ

przera¿aj¹cych sytuacji. Nie lekcewa¿y³abym naszej obawy przed pewnymi

odpowiedziami.

E. Isakiewicz: Poszukiwanie odpowiedzi na pewno jest bardzo potrzebne,

ale ja podtrzymujê hipotezê, ¿e nie da siê tu znaleŸæ regu³. To, o czym rozma-

wiamy, dotyczy bowiem sfery duszy, która jest niepoznawalna. Bohaterowie

mojej ksi¹¿ki pochodzili z ró¿nych warstw spo³ecznych, ró¿ny by³ status mate-

rialny ich rodzin. Wcale nie zawsze ratowali ich ludzie o tym samym statusie

materialnym czy tym samym wykszta³ceniu. Czêsto nie byli to nawet s¹siedzi,

lecz zupe³nie obcy ludzie. To siê naprawdê wymyka — mo¿e na szczêœcie? —

naukowym definicjom.

— A czy w Stowarzyszeniu Dzieci Holokaustu próbowali Pañstwo zastanawiaæ

siê, dlaczego jedni ratowali, a drudzy nie?

K. Meloch: Nie jesteœmy w stanie tego robiæ dlatego, ¿e bogactwo naszych

historii przekracza wyobra¿enie. Ka¿de ocalenie, moje te¿, polega³o na tym, ¿e

powstawa³ ³añcuch ludzi dobrej woli, którzy siê w ogóle nie umawiali, nawet siê

nie znali. W moim ocaleniu bezpoœrednio bra³o udzia³ oko³o dziesiêciu osób —

od komunistki, przyjació³ki mojej rodziny, a¿ do zakonnic.

Ci, którzy nas ratowali, byli ludŸmi ogromnej odwagi. Gdy jednak zagadnê-

³am kiedyœ Basiê Wardziankê, czy siê nie ba³a, odpar³a: „Za wszystko grozi³a

œmieræ, to czego siê by³o baæ?”. Siostra Irena w klasztorze, jak mi opowiada³a,

by³a codziennie przygotowana na œmieræ. Po prostu w ten sposób ¿y³a. A dzisiaj

¿yje najd³u¿ej ze wszystkich sióstr… Ja mia³am ogromne szczêœcie, ¿e trafi³am

na takich ludzi. Niestety, wiêkszoœæ ¯ydów na takie osoby nie trafi³a.

Nie wiem, czy da siê ustaliæ jakieœ prawid³owoœci. Ró¿norodnoœæ sytuacji

jest niesamowita. Ostatnio mia³am w rêku relacjê, w której czyta³am, ¿e w Wil-

nie pewien Niemiec œwiadomie siê odwróci³, aby umo¿liwiæ przekazanie ¿y-

dowskiego dziecka polskiej rodzinie. Wiadomo jedno — ¿e najtrudniej by³o

ukrywaæ ¿ydowskie dzieci z rodzin ortodoskyjnych, mówi¹ce tylko w jêzyku ji-

dysz. Osoby uratowane pochodz¹ najczêœciej z rodzin zasymilowanych, w du-

¿ej mierze spolonizowanych.

— Mo¿e da siê wyodrêbniæ jakieœ zró¿nicowania regionalne?

E. Isakiewicz: Ja takich zale¿noœci nie potrafiê odnaleŸæ. S¹ sytuacje, które

dziej¹ siê w du¿ych miastach, ma³ych miejscowoœciach, na wsiach, czêsto „po

drodze”. Chocia¿ muszê przyznaæ, ¿e najwiêcej znam relacji z Kresów wschod-

nich, z terenów, które dziœ nie nale¿¹ do Polski.

K. Meloch: Kiedyœ postawi³am hipotezê, ¿e tam Polacy mogli bardziej rozu-

mieæ ¯ydów, poniewa¿ sami podlegali straszliwym okrucieñstwom i przeœlado-

waniom. Mo¿e dlatego empatia by³a tam wiêksza?

58
Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

E. Isakiewicz: Muszê w takim razie wtr¹ciæ osobist¹ historiê. Moja matka

wychowywa³a siê na pograniczu, w miasteczku Lubycza Królewska, w którym

doœæ zgodnie ¿yli Polacy, Ukraiñcy i ¯ydzi. Kiedy zaczyna³y siê tam rzezie na

Polakach, rodzina mojej matki zosta³a uprzedzona przez s¹siada ¯yda, ¿e tej

nocy jest planowana akcja. Nasza rodzina natychmiast stamt¹d uciek³a. Z ca³¹

odpowiedzialnoœci¹ mogê powiedzieæ, ¿e ¿yjê dziêki temu ¿ydowskiemu s¹sia-

dowi…

P. Machcewicz: Trzeba jeszcze braæ pod uwagê tradycjê lokaln¹ i kulturê

polityczn¹. WeŸmy na przyk³ad Podlasie, gdzie przed wojn¹ bardzo silna by³a

endecja i rozpowszechnione nastroje antysemickie. Dochodzi³o do licznych

pogromów, mo¿na sobie zatem wyobraziæ, ¿e by³o to œrodowisko mniej sprzy-

jaj¹ce ratowaniu ¯ydów. Terenami bardziej sprzyjaj¹cymi mog³y byæ Galicja

i Podkarpacie, gdzie endecja nie by³a taka silna, gdzie dominowa³ ruch ludowy.

Wa¿ne s¹ te¿ przedwojenne tradycje wieloetnicznoœci czy monoetnicznoœci

poszczególnych terenów.

J. Tokarska-Bakir: Wœród opracowañ Instytutu Pamiêci Narodowej s¹ dwa

znakomite tomy „Wokó³ Jedwabnego”. Mo¿na tam znaleŸæ np. cenny artyku³

Dariusza Libionki „Duchowieñstwo diecezji ³om¿yñskiej wobec antysemityzmu

i zag³ady ¯ydów” — na temat skali pomocy duchowieñstwa dla ¯ydów w ró¿-

nych regionach Polski. Podlasie wypada tam fatalnie. Trudno tego nie skojarzyæ

z brunatn¹ fal¹ wzbieraj¹c¹ w³aœnie tam od lat trzydziestych. Skala pomocy

¯ydom na Podlasiu jest drastycznie niska w porównaniu choæby z pobliskim

Mazowszem czy Galicj¹.

K. Meloch: W ksi¹¿kach Ewy Kurek s¹ udokumentowane liczne przypadki

ratowania dzieci ¿ydowskich w klasztorach ¿eñskich. Dzia³o siê to naprawdê na

olbrzymi¹ skalê. Fantastyczne jest, ¿e nie by³o w tej sprawie ¿adnego impulsu

w³adz koœcielnych, w³aœciwie za ka¿dym razem by³y to zupe³nie samodzielne

inicjatywy.

— Jak wynika z tych ksi¹¿ek, najwiêcej klasztorów ratuj¹cych dzieci ¿ydowskie

by³o na Mazowszu i w Galicji…

P. Machcewicz: W grê wchodz¹ jeszcze doœwiadczenia bezpoœrednio wojen-

ne — tereny okupowane przez Sowietów w latach 1939–1941 by³y bardzo spe-

cyficzne. Okupacja sowiecka doprowadzi³a do pogorszenia stosunków miêdzy

grupami narodowymi, które pod t¹ okupacj¹ siê znalaz³y. Nie chcê tu wchodziæ

w bardzo skomplikowany problem, czy istnia³a kolaboracja ¯ydów z Sowietami

i jaka by³a jej skala, czy na przyk³ad ¯ydzi czêœciej kolaborowali ni¿ Polacy.

Niemniej jednak w myœleniu bardzo du¿ej czêœci Polaków ¯ydzi byli postrzega-

ni jako ta grupa, która przychylniej przyjê³a sowieckie porz¹dki. I to musia³o

potem mieæ wp³yw na postawy spo³eczne, po czerwcu 1941 roku, czyli po

KWIECIEÑ 2005 WIʏ 59


Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

przyjœciu Niemców. Choæ przyznajê, ¿e i w tym przypadku mówiê raczej o pew-

nych przypuszczeniach ni¿ o wynikach bardziej zweryfikowanych badañ.

K. Meloch: Jest jeszcze wiele wa¿nych zjawisk, które nie doczeka³y siê po-

wa¿niejszej analizy, choæ na to zas³uguj¹. Przyk³adowo: rola s³u¿¹cych w rato-

waniu dzieci ¿ydowskich. W grê wchodz¹ gigantycz-

Ka¿de ocalenie, moje te¿, ne zas³ugi tych dziewczyn ze wsi, które opiekowa³y

polega³o na tym, ¿e powstawa³ siê przed wojn¹ dzieæmi i tak siê do nich przywi¹za³y,

³añcuch ludzi dobrej woli, którzy ¿e ukrywa³y je tak¿e podczas okupacji. Najbardziej

siê w ogóle nie umawiali, nawet przejmuj¹ca jest dla mnie taka opowieœæ. Przed woj-

siê nie znali. n¹ ojciec Janiny Bauman, wybitny lekarz, w dowód

wdziêcznoœci za wiern¹ s³u¿bê kupi³ swojej s³u¿¹cej

ziemiê, spe³niaj¹c marzenie jej ¿ycia. W czasie okupacji ta kobieta stopniowo

sprzedawa³a wszystko, co oddali w jej rêce dawni chlebodawcy, aby ratowaæ ich

¿ycie. W koñcu sprzeda³a tak¿e tê swoj¹ ziemiê…

— W polskiej pamiêci o Sprawiedliwych wydaje siê brakowaæ postaci-symboli.

Przed nami le¿¹ ksi¹¿ki o Irenie Sendlerowej, która w ramach dzia³alnoœci „¯egoty”

uratowa³a ok. 2500 dzieci z warszawskiego getta, o Henryku S³awiku, polskim dyplo-

macie, który na Wêgrzech ocali³ kilka tysiêcy ¯ydów, wrêczaj¹c im fa³szywe paszporty,

o ma³¿eñstwie Wiktorii i Józefa Ulmów, które ukrywa³o oœmioro ¯ydów w wiosce Mar-

kowa pod £añcutem, za co zostali przez Niemców zamordowani wraz z siedmiorgiem

w³asnych dzieci. Wstyd siê przyznaæ, ale jeszcze kilka lat temu te nazwiska niewiele

nam mówi³y…

E. Isakiewicz: Ja mia³am to samo poczucie wstydu, kiedy po raz pierwszy

us³ysza³am o S³awiku. S¹dzi³am, ¿e to nieporozumienie, wydawa³o mi siê nie-

mo¿liwe, by przedstawiciel rz¹du polskiego w Budapeszcie móg³ uratowaæ kil-

ka tysiêcy ¯ydów i ¿e byœmy o tym nie wiedzieli. Zaczê³am dr¹¿yæ temat, a efek-

tem jest ksi¹¿ka „Czerwony o³ówek” o Henryku S³awiku w³aœnie. To historia

wielkiego bohaterstwa. Na promocji mojej ksi¹¿ki ówczesny ambasador Izraela

w Polsce, Szewach Weiss powiedzia³, ¿e gdybyœmy jako Polacy mieli lepsze pub-

lic relations, to mówi³oby siê dziœ nie o polskim Wallenbergu, lecz o szwedzkim

S³awiku.

— Dlaczego, Pani zdaniem, tak ma³o osób zna³o nazwisko S³awika i jego doko-

nania?

E. Isakiewicz: Niektóre z przyczyn, jakie wp³ynê³y na ten brak pamiêci, mo¿na

wskazaæ bez trudu. Przyczyny zapomnienia o S³awiku w PRL s¹ oczywiste.

W 1946 miano jego nazwiskiem nazwaæ ulicê w Katowicach, ale jeden z PPR-ow-

skich towarzyszy siê sprzeciwi³, gdy¿ S³awik nale¿a³ do pi³sudczykowskiej frakcji

PPS. Od tego czasu istnia³ zakaz publicznego pos³ugiwania siê jego nazwiskiem.

60
Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

Jego ¿ona i córka przez dziesi¹tki lat pali³y 1 listopada œwieczki na nieznanych

grobach i ba³y siê przyznaæ s¹siadom, ¿e m¹¿ i ojciec to wielki bohater.

Zastanawia³am siê te¿, dlaczego wczeœniej nie odzywali siê ludzie, których

S³awik uratowa³. Oni zajmowali siê w Izraelu czym innym — walczyli. Na

pocz¹tku lat szeœædziesi¹tych wp³ywa³y wnioski do Yad Vashem dotycz¹ce S³a-

wika, ale ich autorzy nie wiedzieli, ¿e S³awik nie ¿yje, a po drugie przekrêcono

jego nazwisko na „S³owik” i sprawa na wiele lat ugrzêz³a. W koñcu upomnia³ siê

o pamiêæ o nim by³y dyplomata izraelski Henryk Zimmerman, polski ¯yd

wspó³pracuj¹cy ze S³awikiem.

T³umacz¹c polsk¹ niepamiêæ, jednoznacznie winiê tu ideologiê komunis-

tyczn¹. W PRL zakazywano nam przecie¿ pamiêci o prawdziwych bohaterach,

a tworzono bohaterów sztucznych. To samo zreszt¹ dzia³o siê na Wêgrzech.

W roku 1946 wydano tam zakaz pisania i mówienia publicznie o wspó³pracy

polsko-wêgierskiej na rzecz ratowania ¯ydów w czasie wojny. I zakaz ten

w praktyce przestaje obowi¹zywaæ dopiero teraz, bo obie polskie ksi¹¿ki o S³a-

wiku zosta³y przet³umaczone na wêgierski.

Mo¿na jeszcze zadaæ pytanie, dlaczego tyle lat musia³o up³yn¹æ w wolnej

Polsce, aby wreszcie zaczêto mówiæ o naszych bohaterach, w tym o S³awiku.

Moja hipoteza brzmi tak: po roku 1989, kiedy odzyskaliœmy wolnoœæ, zawieszo-

no dyskusje o polskoœci, o patriotyzmie. Patriotyzm kojarzy³ siê z nacjonaliz-

mem, sam przymiotnik „polski” pachnia³ czymœ prowincjonalnym i zaœcianko-

wym. Salony polityczno-towarzyskie dyktuj¹ce mody ideowe tak bardzo chcia-

³y udowodniæ, ¿e jesteœmy ponadnarodowi, internacjonalistyczni, ¿e wydoby-

liœmy siê z peerelowskiego zaœcianka, i¿ w efekcie zapomnieliœmy, by po dzie-

si¹tkach lat niewoli wskrzesiæ w ¿yciu publicznym te pojêcia. W grê wchodzi te¿

niechêæ elit do rozliczenia okresu totalitaryzmu komunistycznego, bo przecie¿

wyci¹gniêcie historii S³awika wi¹¿e siê z grzechami obci¹¿aj¹cymi tamten sy-

stem. W Polsce Ludowej zakazano wszak o S³awiku pamiêtaæ.

K. Meloch: Wspomnia³a Pani o niechêci do mówienia o swoich losach ze

strony uratowanych ¯ydów. Znam to z w³asnego doœwiadczenia. To by³ wstyd.

W czasie okupacji byæ ¯ydem znaczy³o byæ gorszym. Niemcy umieli skutecznie

narzuciæ takie myœlenie. Dlaczego na przyk³ad ja po wojnie nie wróci³am do

prawdziwego nazwiska, tylko by³am Iren¹ D¹browsk¹, jak w czasie okupacji?

Bo siê wstydzi³am kole¿anek. Chocia¿ chodzi³am do bardzo dobrej szko³y, w in-

teligenckiej dzielnicy Warszawy — wstydzi³am siê. Je¿eli wci¹¿ ukrywaliœmy

swoje pochodzenie, to nie mogliœmy te¿ mówiæ o naszych ratownikach, bo my

przecie¿ jesteœmy kim innym! My jesteœmy D¹browscy itp. Nasze fa³szywe

dokumenty by³y zreszt¹ wystawiane na bardzo klasyczne polskie nazwiska. To

mia³o nam pomagaæ, jak tarcza ochronna. Po wojnie musieliœmy d³ugo dojrze-

KWIECIEÑ 2005 WIʏ 61


Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

waæ i samookreœliæ siê jako ludzie — w spo³eczeñstwie, w rodzinie, w zawodzie

— ¿eby zacz¹æ mówiæ.

W Izraelu te¿ by³o milczenie, ale w grê wchodzi³y inne przyczyny. Nie tylko

wstyd, ale pragnienie skoñczenia z przesz³oœci¹ i rozpoczêcia nowego etapu…

E. Isakiewicz: Pyta³am o to swoich rozmówców w Izraelu. Wielu zwierza³o

mi siê: „Nie mog³em przez wiele lat wracaæ wspomnieniami do tego piek³a,

wypar³em to z siebie. Nie mówi³em o tym nawet swoim dzieciom”. Drugi po-

wód by³ zaœ taki, ¿e w Izraelu ¯ydzi przybywaj¹cy tam z Polski byli traktowani

bardzo podejrzliwie. Pytano ich: „ A co wyœcie tam robili, jak my tu bagna osu-

szaliœmy? Jakim cudem wyœcie przetrwali?” Skoro prze¿yliœcie, to musieliœcie…

K. Meloch: …kogoœ zabiæ. Znam te reakcje. Zetknê³a siê z nimi choæby Hali-

na Birenbaum. Ona akurat — w przeciwieñstwie do tej grupy, o której Pani

mówi — od pocz¹tku i bez przerwy chcia³a opowiadaæ o tym, co prze¿y³a.

I spotyka³a siê z okropnym przyjêciem. By³a przez lata odrzucana, Izraelczycy

nie chcieli jej s³uchaæ…

Pamiêtam te¿ smutne doœwiadczenie z powa¿n¹ polsk¹ pras¹. Pan Saturnin

Jarmulski, inspektor naszego zak³adu w Turkowicach, który te¿ siê niema³o

przyczyni³ do naszego ocalenia, opowiada³ mi, ¿e gdy w roku 1973 napisa³ arty-

ku³ po œmierci naszej prze³o¿onej, siostry Anieli Polechaj³³o, odpowiedziano

mu, ¿e to marginalna postaæ. Bardzo to prze¿y³ — bo czy kobieta, która urato-

wa³a kilkadziesi¹t dzieci ¿ydowskich, to marginalna postaæ? Niestety, bardzo

póŸno powsta³ klimat po temu, ¿eby mówiæ o Sprawiedliwych.

P. Machcewicz: Zgadzam siê z tez¹ pani Isakiewicz, ¿e pamiêæ o bohaterach

by³a s³abo obecna w naszym ¿yciu publicznym, gdy¿ wspólnota pañstwowa,

któr¹ na nowo wznosiliœmy, nie by³a budowana na fundamencie symboli, war-

toœci czy wzorów historycznych. Tworzono j¹ na gruncie dosyæ w¹sko rozumia-

nego modelu liberalnego, wokó³ procedur politycznych i ekonomicznych,

w zwi¹zku z tym zabrak³o miejsca dla œwiadomie podtrzymywanej pamiêci.

S¹ jednak tak¿e inne aspekty zapomnienia o naszych bohaterach. W latach

dziewiêædziesi¹tych jeœli mówiliœmy o historii, to o komunizmie. Odkrywaliœmy

bia³e plamy: Katyñ, zbrodnie sowieckie, zbrodnie komunistyczne i to oczywiœ-

cie przes³oni³o kwestie stosunków polsko-¿ydowskich, zarówno od strony

ratowania ¯ydów, jak i od strony szmalcowników.

Historycy znacznie rzadziej siêgali te¿ po tematy zwi¹zane z II wojn¹ œwia-

tow¹, zw³aszcza z okupacj¹ niemieck¹. W³aœciwie w Polsce uleg³a zerwaniu

ci¹g³oœæ w badaniach nad t¹ wojn¹. Powszechnie uznano, ¿e skoro nad tym

tematem tak szeroko pracowano za czasów komunizmu, to ju¿ nie warto do

niego wracaæ. Teraz, paradoksalnie, stoimy przed koniecznoœci¹ odbudowywa-

nia œrodowiska naukowego zajmuj¹cego siê II wojn¹ œwiatow¹. Okaza³o siê, ¿e

62
Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

Niemcy wracaj¹ do tych tematów, czêsto w innej perspektywie ni¿ ta dominu-

j¹ca wczeœniej, ¿e pewne sprawy w stosunkach polsko-niemieckich nie s¹

zamkniête, jak nam siê wydawa³o. A bardzo trudno obecnie znaleŸæ m³odych

historyków, którzy by pisali doktoraty na temat okupacji niemieckiej, prowa-

dzili na ten temat badania, mogliby byæ partnerem

w dyskusjach i sporach ze stron¹ niemieck¹ w ci¹gu


Gdyby powsta³ film w Hollywood
kolejnych lat.
wokó³ postaci Ireny
Poza tym, je¿eli w ostatnich latach wracano do
Sendlerowej czy Henryka
stosunków polsko-niemiecko-¿ydowskich, to czêœ-
S³awika, to ca³y œwiat mówi³by
ciej nie poprzez pryzmat Sprawiedliwych, ale w³aœ-
o polskich Sprawiedliwych.
nie poprzez ods³anianie ciemnych kart historii,

zw³aszcza szmalcowników, o czym wczeœniej te¿ nie

pisano. Skutkiem tego, zabrak³o symetrii, bo doœæ powszechnie przyjêto tezê,

¿e bardziej potrzebne jest nam mówienie o sprawach ciemnych i drastycznych

ni¿ o bohaterach. Rzecz jasna, to nie by³ ¿aden centralny plan czy spisek, taki

panowa³ klimat intelektualny. Wi¹¿e siê to tak¿e z tendencjami w europejskiej

czy œwiatowej historiografii. Skupiano siê na pomocnikach nazistów, na kolabo-

racji lokalnych spo³eczeñstw, i to wyznacza³o ramy, w których funkcjonowali ci

nieliczni polscy historycy, którzy zajmowali siê stosunkami polsko-¿ydowskimi.

Przypomnijmy sobie, o czym mówiono w piêædziesi¹t¹ rocznicê Powstania

Warszawskiego. Dyskusja by³a zdominowana przez tekst Micha³a Cichego

z „Gazety Wyborczej” o zabiciu kilkunastu ¯ydów przez AK-owców w czasie

Powstania. Ten temat najbardziej wówczas przebi³ siê do szerokiej œwiadomoœ-

ci spo³ecznej. W ubieg³ym roku by³o ju¿ zupe³nie inaczej. St¹d czerpiê nadzie-

jê, ¿e odbudujemy i zainteresowanie histori¹, i patriotyzm, który bêdzie umia³

siêgaæ do historii. Bylebyœmy tylko tej szansy nie zmarnowali, byle politycy nie

potraktowali jej instrumentalnie. Bo najgorsza rzecz, która mo¿e siê wydarzyæ,

to zideologizowanie myœlenia o historii, w³¹czenie historii do bie¿¹cej walki

politycznej.

Gdy myœlê o tym, jak mo¿na oddzia³ywaæ na masow¹ wyobraŸniê, to wiem,

¿e nie zrobi tego sam Instytut Pamiêci Narodowej. Gdyby na przyk³ad powsta³

film w Hollywood wokó³ postaci Ireny Sendlerowej czy Henryka S³awika, to po

prostu ca³y œwiat mówi³by o polskich Sprawiedliwych. Albo gdyby uda³o siê

stworzyæ w Warszawie nowoczesne muzeum polskich Sprawiedliwych, które

by przyci¹ga³o turystów z ca³ego œwiata…

E. Isakiewicz: Dobry pomys³!

J. Tokarska-Bakir: Mnie natomiast taki pomys³ nie bardzo odpowiada. Aby

to wyjaœniæ, zacznê od w¹tku osobistego — chcê powiedzieæ, dlaczego prze-

sta³am interesowaæ siê polskimi bohaterami. Przez ca³e moje dzieciñstwo naj-

KWIECIEÑ 2005 WIʏ 63


Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

wa¿niejsz¹ uroczystoœci¹ rodzinn¹, poza œwiêtami katolickimi, by³y wyprawy

na Pow¹zki 1 sierpnia. Doskonale pamiêtam ten klimat. W okresie dojrzewania

przesta³am uczestniczyæ w tych uroczystoœciach. Dlaczego tak siê sta³o? Na

pewno chodzi³o mi wtedy o nieautentycznoœæ — najbardziej poruszaj¹ca trady-

cja mojego dzieciñstwa nagle przesta³a byæ wtedy prawdziwa. Odczuwa³am to

tak: tradycja, któr¹ mi serwowano, zosta³a uprowadzona, przez kogoœ podmie-

niona, wydr¹¿ona. Nie potrafiê jeszcze tego dobrze nazwaæ… Zrobiono z niej

coœ, czego nie mog³am œcierpieæ. Pojawi³a siê tam sztucznoœæ, nieprawda, tania

martyrologia, Mro¿ek.

Pan Machcewicz mówi o potrzebie oddzia³ywania na masow¹ wyobraŸniê,

po to, by upowszechniæ idea³ polskiego bohatera ratuj¹cego ¯ydów (zapewne

jako antidotum dla niesprawiedliwego stereotypu Polaka-antysemity). Ja kwe-

stionujê sens takich oddzia³ywañ — instytucjonalnych, kolektywnych, tych

wszystkich „polityk pamiêci” etc. Takie myœlenie jest moralnie kruche, zagro¿o-

ne instrumentalizacj¹ i manipulacj¹. Razi mnie w nim obecnoœæ kategorii kolek-

tywnych. Na przyk³ad debata o Jedwabnem jest dla mnie wa¿na wy³¹cznie na

poziomie indywidualnym — jak ty, ktoœ konkretny, ¿yj¹cy tu i teraz, z okreœlon¹

przesz³oœci¹ i przysz³oœci¹, myœlisz o tej sprawie w obrêbie w³asnego sumienia.

Dopiero praca takich indywidualnych sumieñ mo¿e zbudowaæ wspólnotê. Ni-

gdy odwrotnie — wspólnotê moraln¹ buduje siê od do³u. Od góry buduje siê

tylko kolektyw, a to nie to samo co wspólnota.

Myœleniu kolektywnemu, „polityce pamiêci”, przeciwstawiam tak¹ w³aœnie

radykaln¹ ideê powszechnego œwiadectwa i ka¿dego z nas jako œwiadka. Nie

wyborcy czy cz³onka partii, sympatyka lewicy czy prawicy, nie indywidualisty

czy komunitarysty, ale w³aœnie „cz³owieka pojedynczego” (Grecy mówili o nim

monachos), który w ka¿dym momencie stoi przed s¹dem ostatecznym w³asnego

sumienia. W moim odczuciu podobn¹ drog¹ pod¹¿a szef IPN, pan Leon Kieres,

do którego po sprawie jedwabieñskiej mam naprawdê wielki szacunek. On

myœli w kategoriach wspólnoty, ale nigdy nie przemawia g³osem kolektywu.

Rozmowa o Jedwabnem by³a dla mnie poszukiwaniem zbiorowej samowie-

dzy w obszarach zaniedbanych. By³a to rozmowa o grzechach, konieczna, za-

nim rozmawiaæ bêdziemy o cnotach. I owszem, od któregoœ momentu zaczê-

³am stawiaæ sobie pytanie, dlaczego nie zna³am nazwisk tamtejszych bohate-

rów — takich jak pani Antonina Wyrzykowska czy pan Stanis³aw Ramotowski.

Te nazwiska wci¹¿ znane s¹ jedynie w krêgach „hobbystów”, którzy siê tym

tematem zajêli…

P. Machcewicz: Czy w³aœnie dlatego nie nale¿a³oby przenosiæ wiedzy o nich

do szerszej œwiadomoœci spo³ecznej?

64
Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

J. Tokarska-Bakir: Pod warunkiem, ¿e bêdziemy œwiadkami, a nie poszuki-

waczami alibi.

P. Machcewicz: A po prostu obywatelami?

J. Tokarska-Bakir: Nie, byæ obywatelem nie wystarczy; b¹dŸmy lepiej „poje-

dynczy”, dawajmy œwiadectwo, realizujmy idea³ zgodnoœci czynów i s³ów.

Wydaje mi siê, ¿e do tej pory o polskich Sprawiedliwych nie mówiliœmy

w skali naszego „my” narodowego, poniewa¿ nie ¿yli „w nas” ci, którzy mogli

o nich pamiêtaæ. Ta czêœæ „nas” by³a jakby martwa. Dopóki martwi w nas byli

polscy ¯ydzi, wyrok, jaki NSZ wyda³y na pani¹ Irenê Sendlerow¹, grozi³ ponie-

k¹d wszystkim Sprawiedliwym. Dopiero od niedawna to siê zaczê³o zmieniaæ.

Mia³o to zwi¹zek z debat¹ jedwabieñsk¹, któr¹ naprawdê trudno przeceniæ.

G³êbokoœæ polskiej dyskusji o Jedwabnem budzi podziw i szacunek. Ta debata

umo¿liwia nam dzisiaj nauczenie siê umiejêtnoœci, któr¹ musz¹ nabyæ wszyst-

kie cywilizowane narody: umiejêtnoœci wypowiadania narodowego „my” bez

narcyzmu, ze œwiadomoœci¹ czarnych kart polskiej historii. Dopiero w tym „my”

bez narcyzmu jest miejsce dla Sprawiedliwych.

Pytaj¹c „dlaczego nie pamiêtamy o polskich bohaterach”, mo¿emy pytaæ

o rzeczy istotne i warte pytania, ale mo¿emy siê te¿ otrzeæ o karykaturê. „Kto

i dlaczego odrzuca polskich bohaterów, a wprowadza wzory obce naszej kultu-

rze? Kto i dlaczego wykorzystuje naród ¿ydowski do nowych prowokacji i waœ-

ni miêdzyludzkich?” — wystarczy drobne przesuniêcie akcentów i wpiszemy

siê w poetykê tej oto ulotki M³odzie¿y Wszechpolskiej, LPR i Rejonowego

Komitetu Obywatelskiego Ziemi Bi³gorajskiej w Bi³goraju z roku 2005. Jak wi-

daæ, komitety obywatelskie te¿ bywaj¹ rozmaite.

P. Machcewicz: Wizja dawania œwiadectwa jest bardzo piêkna, ale sprawdza

siê w wymiarze jednostek czy niewielkich œrodowisk. Natomiast wspólnota

taka jak naród powinna mieæ te¿ wymiar symboliczny i historyczny. W tym kon-

tekœcie nie unikniemy pytania o rolê œrodków masowego przekazu i instytucji

publicznych. Bliska jest mi Pani obawa, ¿e tradycjê ³atwo zinstrumentalizowaæ

do celów ideologicznych czy politycznych. Dlatego uwa¿am, ¿e trzeba w trady-

cji podkreœlaæ jej wielow¹tkowoœæ — nie po to, by szukaæ alibi czy antidotum,

lecz aby byæ wiernym prawdzie. We wspomnianej przez Pani¹ debacie Andrzej

Nowak proponowa³, abyœmy najpierw mówili o Westerplatte, a dopiero potem

o Jedwabnem, czyli najpierw o sprawach heroicznych, a póŸniej, w drugiej ko-

lejnoœci o ciemnych, dra¿liwych kartach historii. Ja twierdzê, ¿e trzeba mówiæ

jednoczeœnie i o Jedwabnem, i o Westerplatte, bo wtedy tradycja bêdzie zarów-

no bliska prawdzie historycznej, jak i ¿ywa.

W zwi¹zku z tym — zdaj¹c sobie sprawê z niebezpieczeñstw instrumentali-

zacji czy ideologizacji — uwa¿am, ¿e i media, i instytucje pañstwowe maj¹

KWIECIEÑ 2005 WIʏ 65


Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

w tej dziedzinie swoj¹ rolê do odegrania. To siê dzieje w wielu krajach. Decyzja

o stworzeniu w Waszyngtonie Muzeum Holokaustu by³a przecie¿ decyzj¹ rz¹du

amerykañskiego, a dzisiaj to muzeum kszta³tuje wyobra¿enia wielu ludzi ró¿-

nych narodów. Nie mo¿emy siê zatem wyrzekaæ tworzenia, oczywiœcie na miarê

naszych mo¿liwoœci, instytucji, które bêd¹ wp³ywa³y na wspólnotê, na œwiado-

moœæ spo³eczn¹. Przyk³adem takiej instytucji jest Muzeum Powstania Warszaw-

skiego, na podobnej zasadzie tworzone jest Muzeum Historii ¯ydów Polskich

— i bardzo dobrze! Bierzmy zatem udzia³ w debatach wokó³ kszta³tu tych mu-

zeów, krytykujmy wysuwane pomys³y, ale nieufnoœæ wobec samej decyzji

oddzia³ywania takimi œrodkami jest przesadna. Bo to nie musi pójœæ w z³ym kie-

runku.

J. Tokarska-Bakir: Bynajmniej nie twierdzê, ¿e nale¿y porzuciæ te pomys³y.

Mówiê jedynie, ¿e w ka¿dym z tych przedsiêwziêæ wa¿ne jest, ¿eby kategoria

zbiorowa, która siê pojawia, nie zdominowa³a i nie zast¹pi³a kategorii indywi-

dualnych sumieñ, bo najwa¿niejszy jest wymiar pojedynczego œwiadectwa. Ja

jestem po prostu nieufna wobec tej Liczby, o której Mi³osz pisze: Liczb¹ za-

rz¹dza Ksi¹¿ê Tego Œwiata / Pojedynczoœci¹ ukryty Bóg w³ada, / Pan poratowañ

i sprawca wyj¹tku… („ Jeden i wiele”, z tomu „To”).

Pani Irena Sendlerowa powiedzia³a kiedyœ, ¿e nie chce, aby jej nazwiskiem

podpierano siê na akademiach, a jej okupacyjna dzia³alnoœæ sta³a siê usprawied-

liwieniem dla z³a. Dlatego nie zgadza³a siê na wywiady. Odpowiedzia³a dzienni-

karzowi z USA, który j¹ przekonywa³, ¿e ca³y œwiat powinien us³yszeæ od niej

œwiadectwo prawdy: „Ca³y œwiat? Czy ca³y œwiat mi pomaga³, gdy ratowa³am te

dzieci? Gdy sz³am ulic¹ i p³aka³am z bezsilnoœci?” Odnajdujê w sobie podobieñ-

stwo do jej nieufnoœci.

P. Machcewicz: Ja natomiast upieram siê, ¿e z drugiej strony ka¿da wspólno-

ta musi mieæ swoich bohaterów, ¿e m³odym ludziom powinniœmy przedstawiaæ

pozytywne wzorce, jak np. Irena Sendlerowa i Henryk S³awik, bo w koñcu do

kogo innego mamy siê odwo³ywaæ? Musimy tworzyæ wyobra¿enia, które bê-

dziemy przekazywaæ m³odszym pokoleniom. One te¿ mog¹ znaleŸæ siê kiedyœ

w momencie próby. Bohaterowie mog¹ byæ wtedy moraln¹ busol¹. I nie musi siê

to wi¹zaæ z ¿adn¹ prób¹ politycznej czy ideologicznej instrumentalizacji.

— Pani Katarzyna Meloch jest jednym z „dzieci Sendlerowej”. Co odczuwa³a Pani,

wiedz¹c, ¿e jej nazwisko ma³o komu cokolwiek mówi³o…?

K. Meloch: Struktura stworzona przez Irenê by³a nies³ychanie wa¿na

w moim ocaleniu, ale polega³o ono na czym innym. To by³ ³añcuch ludzi dobrej

woli, a nie jedna instytucja. Najwa¿niejsz¹ osob¹ w tym ³añcuchu by³a moja

matka. Kiedy Niemcy weszli do Bia³egostoku, zdawa³a sobie sprawê, ¿e zosta-

nie aresztowana. Wbija³a mi zatem do g³owy adres wujka w Warszawie i co

66
Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

mam robiæ, gdy jej zabraknie. I rzeczywiœcie — po zatrzymaniu matki mnie,

dziewiêcioletniej dziewczynce z getta bia³ostockiego, uda³o siê nawi¹zaæ kon-

takt z wujkiem w getcie warszawskim. Wszystkie inne dzieci z mojego bia³o-

stockiego ¿ydowskiego domu dziecka — zginê³y.

Co do znajomoœci postaci Ireny Sendlerowej, to d³ugo by³am zbyt ma³o doj-

rza³a, by szerzej o tym myœleæ. Zajmowa³am siê swoimi osobistymi problema-

mi. PóŸniej dopiero zrozumia³am, jak wiele nauczy³am siê od tych, którzy mnie

ratowali. Oni dali mi wiêcej ni¿ ocalenie ¿ycia — nauczyli, ¿e mam obowi¹zek

ratowania innych. W³aœciwie byæ mo¿e to jest jedyna rzecz, jak¹ ja w ¿yciu

w ogóle umiem robiæ…

Irena Sendlerowa towarzyszy³a wszystkim moim poczynaniom, tak¿e powojen-

nym, które mia³y coœ dobrego na celu. Umia³a pocieszaæ, t³umaczyæ ¿yciowe dra-

maty, pokazywaæ, ¿e warto dalej ¿yæ i dzia³aæ. Charakterologicznie odegra³a zatem

olbrzymi¹ rolê w moim ¿yciu. I nie tylko w moim, bo ktokolwiek siê z ni¹ styka³ bli-

¿ej, doznawa³ zauroczenia jej wewnêtrznym ciep³em i m¹droœci¹. Ciekawe, ¿e ona

i siostra s³u¿ebniczka Irena Manaszczuk z Turkowic — obie ju¿ po dziewiêædzie-

si¹tce — zachowa³y piêkn¹ twarz. Normalnie twarz kobiety w tym wieku nie jest

piêkna. A w ich przypadku — jest! To piêkno wyraŸnie p³ynie z wnêtrza.

E. Isakiewicz: Pamiêæ o bohaterach wydaje mi siê niezbêdna tak¿e w trosce

o jakoœæ wspó³czesnego ¿ycia publicznego. Jestem g³êboko przekonana, ¿e

gdybyœmy w ci¹gu tych ostatnich piêtnastu lat pozwolili sobie na lepsz¹ pamiêæ

o polskich bohaterach, to ró¿ni Rydzykowie czy Lepperowie nie mieliby dzisiaj

takiego poparcia. Ich popularnoœæ ros³a przecie¿ na poczuciu goryczy i krzywdy

szerokich mas spo³eczeñstwa.

Niestety, dopiero w ci¹gu ostatniego roku mia³y miejsce wydarzenia, które

uwa¿am za prze³omowe w dziedzinie spo³ecznej mentalnoœci. Chodzi mi o obcho-

dy szeœædziesi¹tej rocznicy wybuchu Powstania War-

szawskiego i wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau.


Gdybyœmy jako Polacy mieli
W tym drugim przypadku mam na myœli g³ównie awan-
lepsze public relations, to
tury w Parlamencie Europejskim i lawinê tekstów
mówi³oby siê dziœ nie o polskim
o „polskich obozach zag³ady”. Dziêki tym sporom me-
Wallenbergu, lecz o szwedzkim
dia uzna³y, ¿e jest trendy pozwoliæ mówiæ o polskich bó-
S³awiku.
lach. I byæ mo¿e powstanie wreszcie instytucja bro-

ni¹ca dobrego imienia Polski. W zakresie jej dzia³añ,

jak rozumiem, mieœci³oby siê przypominanie o naszych bohaterskich kartach. By³a-

by to istotna nowoœæ, bo do tej pory wszystkie le¿¹ce przed nami ksi¹¿ki o polskich

Sprawiedliwych wydawano w³aœciwie z pasji i z potrzeby serca ich autorów.

Nie mamy dobrej tradycji mówienia o naszych bohaterach. I wci¹¿ nie rozu-

miemy, ¿e ich promocja musi kosztowaæ. Dos³ownie. Promuj¹c w³asnych boha-

KWIECIEÑ 2005 WIʏ 67


Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

terów, lobbujemy przecie¿ na rzecz Polski i powinno byæ jasne dla rz¹dz¹cych,

¿e na takie dzia³ania nie nale¿y sk¹piæ funduszy.

— Wróæmy mo¿e do perspektywy sumienia, o któr¹ upomina siê prof. Tokarska-

-Bakir. Dla nas i w przypadku Jedwabnego, i w przypadku wielkich polskich Sprawiedli-

wych, punktem wyjœcia do refleksji i dzia³añ by³o uczucie wstydu, ¿e o tych postaciach

i wydarzeniach nic nie wiedzieliœmy. To by³o uczucie bardzo dojmuj¹ce. Z tego wyp³ywa

imperatyw, aby i o jednym, i o drugim mówiæ szczerze. Ryzyko instrumentalizacji ist-

nieje, ale w³aœciw¹ odpowiedzi¹ na nie powinno byæ dobre i uczciwie przedstawianie

problemów. W ostatnich latach powsta³o wiele wa¿nych publikacji o ciemnych kartach

historii polsko-¿ydowskiej, teraz zaczê³y siê wreszcie pojawiaæ ksi¹¿ki i filmy (na razie

dokumentalne) o Sprawiedliwych…

P. Machcewicz: Niestety, te filmy nie s¹ najlepsze.

— A powinny byæ tak wspania³e, jak ludzie, o których opowiadaj¹…?

J. Tokarska-Bakir: Gdy w trakcie dyskusji o Jedwabnem opublikowa³am tekst

„Obsesja niewinnoœci”, otrzyma³am d³ugi list od Czes³awa Mi³osza. Poeta zada³

mi pytanie, czy moim zdaniem, powinien coœ na ten temat napisaæ. Bo w tej

debacie Mi³osz nie zabiera³ g³osu. Ja mu wtedy, niewiele myœl¹c, impertynencko

odpisa³am, ¿e jeœli napisze wiersz, to pod warunkiem, ¿e dobry… Rzecz jasna,

przeprasza³am go zaraz w kolejnym liœcie za takie sformu³owanie, ale coœ

w nim jednak by³o. Gdy szukam odpowiedzi na pytanie o to, jak pamiêtaæ

o Sprawiedliwych, w³aœnie to sformu³owanie przychodzi mi ci¹gle na myœl. To

nie mo¿e byæ byle jaka ksi¹¿ka, byle jaki film, to musi byæ prawdziwa sztuka. Do

tego pobo¿ne intencje nie wystarcz¹.

P. Machcewicz: Zgadzam siê, ¿e jest czymœ niezwykle trudnym znalezienie

odpowiedniego jêzyka mówienia i pisania o bohaterach, o poœwiêceniu, o rze-

czach najwa¿niejszych — bez banalizacji, bez uproszczeñ, bez propagandy, bez

hagiografii. Trzeba jednak szukaæ, próbowaæ siê zbli¿aæ do takiego sposobu

mówienia o historii.

— Co by³oby w tej dziedzinie najwa¿niejsze do zrobienia dla Instytutu Pamiêci

Narodowej czy innych struktur pañstwa polskiego? Przyk³adowo, czy — pamiêtaj¹c

o tych, których nie odznaczy Yad Vashem — nie nale¿a³oby ustanowiæ specjalnego pol-

skiego odznaczenia dla tych, którzy ratowali ¯ydów? Czy rz¹d polski, wspó³tworz¹c

Muzeum Historii ¯ydów Polskich, powinien siê staraæ, aby powsta³a tam specjalna sek-

cja poœwiêcona polskim Sprawiedliwym?

P. Machcewicz: Jestem przekonany, ¿e w Muzeum Historii ¯ydów Polskich

bêdzie czêœæ poœwiecona polskim Sprawiedliwym, nawet bez zabiegów rz¹du.

Ale na pewno trzeba robiæ wiêcej, ni¿ robimy do tej pory. W IPN, poza ksi¹¿k¹,

o której ju¿ by³a mowa, przygotowujemy obecnie specjaln¹ wystawê i pakiet

edukacyjny, czyli materia³y pomocnicze dla szkó³. Taka wystawa o Sprawiedli-

68
Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

wych bêdzie kr¹¿y³a po Polsce, bêdzie pokazywana w wielu, tak¿e ma³ych miej-

scowoœciach, bêd¹ jej towarzyszy³y wyk³ady, dyskusje. Z kolei pakiet edukacyj-

ny bêdzie prezentowany nauczycielom podczas szkoleñ, na których bêdzie

omawiana problematyka stosunków polsko-¿ydowskich podczas okupacji. Ta-

kie szkolenia zreszt¹ IPN organizuje ju¿ od kilku lat. Zorganizowaliœmy te¿ kilka

wystaw na temat Sprawiedliwych w poszczególnych regionach kraju, np. na

Bia³ostocczyŸnie czy na Podkarpaciu. Mam jednak œwiadomoœæ, ¿e s¹ to wszyst-

ko dzia³ania ograniczone. W warunkach kultury masowej o wiele wiêksze od-

dzia³ywanie ni¿ najbardziej konsekwentne, przemyœlane dzia³ania pañstwa ma-

j¹ zjawiska w³aœnie z krêgu kultury masowej. Trzeba zatem wiele robiæ, ale ma-

j¹c œwiadomoœæ, ¿e to nie przyniesie prze³omów w masowym myœleniu o histo-

rii, a w ka¿dym razie nie w natychmiastowej perspektywie.

J. Tokarska-Bakir: Z kultur¹ masow¹ to ja mam jednak problem. Jestem ni¹

coraz bardziej przera¿ona i widzê, ¿e przeciwko niej trzeba by stosowaæ jak¹œ

bardzo przebieg³¹ strategiê. W³aœciwie nie mamy szans — poza absolutn¹ me-

tafizyk¹, bo tak naprawdê to tylko metafizyka jest w stanie tu coœ zdzia³aæ.

Mo¿e ja jestem jak¹œ zaciek³¹ anarchistk¹ metafizyczn¹, ale w tym widzê ratu-

nek, a nie w planowych strategiach.

Choæ zgadzam siê, ¿e czasem udaje siê jedno z drugim po³¹czyæ. Gdy widzê

na warszawskim chodniku stempel z napisem „Powstanie — pamiêtamy”, to po

prostu wiem, ¿e to dzia³a, bo czujê to w gardle, niezale¿nie od ca³ej mojej po-

dejrzliwoœci. To by³ œwietny pomys³. Wobec takich dzia³añ zastrze¿enia s¹ nie-

stosowne. Bojê siê jednak wci¹¿, ¿eby jakiœ polityk czy inny „przedsiêbiorca

etniczny” nie przyszed³ z zamiarem wykorzystania tego olbrzymiego kapita³u

emocjonalnego w swoich celach. A wiadomo, ¿e jest wielu chêtnych.

K. Meloch: To ja powiem jeszcze o mojej metafizyce. Ju¿ mówi³am, ¿e dla

ocalonych najwiêkszymi bohaterkami by³y nasze matki, bo to one inicjowa³y

proces naszego ocalenia. Wiedzia³y, ¿e same pójd¹ na œmieræ, ale pragnê³y oca-

liæ dziecko. Tu w³aœnie mo¿na mówiæ o pewnym cudzie, o metafizyce. „Moje”

siostry S³u¿ebniczki powiedzia³y mi kiedyœ, ¿e to ofiara mojej matki, jej œmieræ,

musia³a spowodowaæ, ¿e ja prze¿y³am…

— Przypominaj¹ siê s³owa Jana Tomasza Grossa, ¿e prawda o zag³adzie ¯ydów

zawsze bêdzie straszniejsza ni¿ to, co jesteœmy w stanie wydobyæ ze Ÿróde³. Po prostu

ci, co mogliby najwiêcej powiedzieæ, nie ¿yj¹. Zostali zamordowani. Te s³owa s¹ praw-

dziwe, ale to raczej po³owa prawdy, bo w naszym odczuciu domagaj¹ siê one uzu-

pe³nienia. Trzeba dodaæ, ¿e wspania³ej strony prawdy o tamtych czasach nie jesteœmy

w stanie poznaæ w pe³ni z tego samego powodu — nie ¿yj¹ ci, którzy mogliby najwiêcej

powiedzieæ. Niemcy zamordowali wielu ¯ydów, którzy siê d³ugo ukrywali, i wielu Pola-

ków, którzy ich ratowali. Jest to rzeczywistoœæ tak skomplikowana, ¿e aby ogarn¹æ j¹

KWIECIEÑ 2005 WIʏ 69


Dlaczego nie znamy naszych bohaterów

w ca³ej prawdzie, trzeba by mówiæ jednoczeœnie o rzeczach najwspanialszych i naj-

straszliwych. A to jest wyj¹tkowo trudne. Mo¿e dlatego wci¹¿ nie ma dobrych filmów

na ten temat?

Opr. ZN

El¿bieta Isakiewicz — redaktor „Gazety Polskiej”, autorka ksi¹¿ek „Ustna harmonijka. Relacje ¯ydów, których

uratowali od Zag³ady Polacy” i „Czerwony o³ówek. O Polaku, który ocali³ tysi¹ce ¯ydów”.

Katarzyna Meloch — publicystka, cz³onek Stowarzyszenia Dzieci Holokaustu.

Joanna Tokarska-Bakir — dr hab., profesor antropologii kulturowej na Uniwersytecie Warszawskim i w Colle-

gium Civitas, autorka ksi¹¿ek, m.in. „Obraz osobliwy. Hermeneutyczna lektura Ÿróde³ etnograficznych” i „Rze-

czy mgliste”.

Pawe³ Machcewicz — dr hab., historyk, dyrektor Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamiêci Narodowej, autor

ksi¹¿ek, m.in. „Polski rok 1956” i „W³adys³aw Gomu³ka”, redaktor (wraz z Krzysztofem Persakiem) i wspó³autor

dwóch tomów „Wokó³ Jedwabnego”.

70

You might also like