You are on page 1of 10

Przechytrzy mier

Ksiyc w nowiu wisia wysoko na sklepieniu niebieskim a towarzyszce mu gwiazdy, tworzyy wspaniay spektakl na bezchmurnym niebie. Z uniesion gow Lena rozkoszowaa si widokiem. Miaa wraenie, jakby gwiazdy migotay w takt nieznanej muzyki. Powoli powioda spojrzeniem po nieboskonie zatrzymujc wzrok na spoczywajcym na niewielkim wzniesieniu miecie. Jego oblicze odbijao si dumnie w tafli przepywajcej nieopodal rzeki. Tysice rnobarwnych wiate odbijao si w lustrze wody niczym robaczki witojaskie. Wszystko wydawao si takie spokojne i pikne owej nocy. Stojc na mocie nie zwracaa uwagi na haas dobiegajcy od przejedajcych samochodw czy niemale przekrzykujcych si nawzajem ludzi. Dzisiaj nic nie byo wane. Nic z wyjtkiem jej odczu. Rozoya szeroko rce jakby prbowaa w swoimi ramionami obj cay wiat. Gdy przymkna oczy doznania wzmogy si. Bya wiadoma ciepych podmuchw lipcowego wiatru muskajcego jej skr nagymi porywami. Do jej uszu docieray spokojne pluski przepywajcej pod mostem rzeki. Nagle wszystko wydawao si takie idealne. Poczua jak usta same wyginaj si w umiechu. Czy wiat zawsze by taki pikny? Czy tak zawsze byo? Otworzya oczy napotykajc niewyrane odbicie swojej osoby w wodzie. Byo zbyt wysoko aby moga wyranie zobaczy swoj znieksztacon posta pomimo wiate owietlajcych most. Nawet nie musiaa dobrze widzie aby wiedzie jak wyglda. Podkrone oczy, ziemista, poniszczona cera, wosy w nieadzie. Pozostaoci wylanych ez na policzkach. Nagle z gwatown brutalnoci wrcia do rzeczywistoci. Haas nabra wyrazistoci a ludzkie krzyki sensu. Spojrzaa za siebie, uwaajc aby nie wykona nagego ruchu. Jeszcze nie przysza na to pora. Nie teraz. Niebawem. Rozejrzaa si dostrzegajc karetk w otoczeniu czterech radiowozw. Policjanci stali nieopodal niej, utrzymujc dystans jaki zadaa. Wiedziaa, e to z jej powodu przyszli lecz nie dbaa o to. Ponownie spojrzaa w odmty wody chwytajc si barierki. Puci si i odchyli. pomylaa. Tak niewiele trzeba aby wszystko si skoczyo. Nie bya naiwna. Zdawaa sobie spraw, e z pocztku bdzie bolao. Puca domagajc si powietrza bd protestowa, a ciao bdzie walczy o ostatnie sekundy ycia. Nie baa si jednak tego. Czy nie tak wygldao jej dotychczasowe ycie, pene blu i walki o kolejny dzie? I co z tego miaa? Baga niekoczcego si cierpienia i niespenionych marze? Przecie ten skok tak niewiele bdzie si rni od jej dotychczasowych przey. Z jedna rni. Tutaj walka bdzie trwaa krtko a w kocu poczuje nico, tak dugo oczekiwany spokj, moe nawet rado. Odchylia si jeszcze bardziej zdeterminowana uczyni decydujcy krok. Jej poruszenie wywoao popoch wrd strw prawa.

- Prosz tego nie robi? krzykn policjant robic krok w jej stron z wycignitymi ku kobiecie domi. Lena spojrzaa na policjanta marszczc brwi. Gwatownie si cofn dostrzegajc, e przekroczy wyznaczon granic. Wida byo, e nie chcia jej sprowokowa. prosz przej przez barierki i wej na most. zachca umiechajc si yczliwie. Spojrzaa na wycignit w jej kierunku do. Zignorowaa j. - Ma pan rodzin, detektywie? zaskoczya go pytaniem ale odpowiedzia. - Mam. Pikn on i dwch synw. odrzek. Wyczuwajc w pytaniu szans kontynuowa A pani? Pani rwnie na pewno musi mie rodzin? Zanim odpowiedziaa spucia wzrok prbujc zwalczy ostry bl tak nagle rozrywajcy jej serce. - Nie detektywie, myli si pan, nie mam. - Jeszcze nic nie jest stracone pociesza starajc si uratowa sytuacj. Jest pani jeszcze moda. Tyle ycia jeszcze przed pani. Na pewno pani kogo znajdzie. Wyjdzie pani za ma, urodzi dziecko. Prosz da sobie szans. Ku konsternacji chyba wszystkich na mocie Lena wybucha miechem. - Nic pan nie rozumie, detektywie pokrcia gow - W tym rzecz, e tego nie chc i nie potrzebuj. - Wic czego pani potrzebuje? jeszcze nie zdyo wygasn brzmienie sw detektywa kiedy kolejny przeraony gos wtrci si do rozmowy. - Lena! Co ty najlepszego wyrabiasz? skierowaa spojrzenie swoich smutnych oczu na mczyzn, ktrego tak dobrze znaa. To on, nikt inny przez te wszystkie lata by dla niej opok, wsparciem, jej przyjacielem. Czy ty zwariowaa? denerwowa si. - Co ty tutaj robisz? pierwszy raz odkd przesza przez barierki mostu poczua zmieszanie. - A jak ci si wydaje? powiedzia spokojnie ale Lena usyszaa w jego gosie nutk sarkazmu. Jeli to ma by art. To bardzo kiepski. - Ja nie artuj Roberto. spojrzaa na przyjaciela, pozwalajc mu dostrzec w swoim spojrzeniu ogrom cierpienia, ktre zapao w kleszcze jej serce. Zamilka aby po chwili doda nic nie rozumiesz. - Wytumacz mi wic nalega. - Nie wiesz jak to jest nosi tak wielki ciar na sumieniu i nie mc w aden sposb go z siebie zrzuci Roberto z niepokojem patrzy jak z kadym wypowiedzianym sowem Lena coraz bardziej zamyka si w sobie, pograjc si w swoim wewntrznym wiecie. Jej ramiona opady jakby zrezygnowaa a przez cae ciao przechodziy dreszcze. Wiedzia, e to nie przez zimno. Niewane ile razy starasz si to zakopa, pogrzeba, zapomnie to tam cigle jest. Gotowe ujawni si w najmniej oczekiwanym momencie. yjesz z tym uwiadamiajc sobie, ze jedynym wyjciem aby nie czu tego blu jest aby to si nigdy nie

wydarzyo ale zdajesz sobie rwnie spraw, e nie mona cofn czasu i jedynym lekarstwem jest - urwaa wic on dokoczy agodnym gosem. - Samobjstwo. Przytakna nieznacznie gow. Ruch by tak subtelny, e gdyby nie przyglda si jej uwanie nie dostrzegby go. Pomau posuwa si ku niej, starajc si aby tego nie zauwaya. - Lena bagam ci. To nie jest rozwizanie. Prosz ci, podejd do mnie. wycign z nadziej do. Cokolwiek ci gnbi, pomog ci przez to przej. Przejdziemy przez to razem. zapewni. - Nie! nagy krzyk Leny zatrzyma Roberto w miejscu. O Boe. Ty cigle nic nie rozumiesz..- przerwaa, aby po chwili doda z wiksz moc. To ja ich zabiam. Ich mier jest na moich rkach. Roberto mimo sobie wzdrygn si kiedy Lena spojrzaa na niego lodowatym wzrokiem, ktry mgby zmrozi soce. - O czym pani mwi? do rozmowy wtrci si policjant. Roberto spiorunowa go spojrzeniem. Nie pomaga. - Lena to, co mwisz to nieprawda. ponownie skupi ca uwag na przyjacice Doskonale o tym wiesz. Nie jeste winna adnej mierci. - Nie, mylisz si. sprzeczaa si, potrzsajc przeczco gow. wikszo y mogam uratowa. ostatnie sowa byy zaledwie szeptem. Bolesne wspomnienia wdary si bolenie do wiadomoci Leny. Nagle oczami wyobrani zobaczya siebie. Miaa wtedy moe pitnacie lat. Pamitaa jakby to byo wczoraj. Wtedy te bya noc ale wwczas leaa w swoim ku z nadcignit pod sam brod kodr. Spaa. Nie miaa pojcia co j obudzio. Rozejrzaa si po ciemnym pokoju w obawie, e kto moe ukrywa si w ciemnoci. Nikogo jednak nie byo. Z powrotem pooya si na ku. Prbowaa zasn kiedy jej mzg zacz podsya niepokojce obrazy. Otworzya oczy i z trwog spojrzaa przez okno na wieccy na niebie okrg. Dlaczego wczeniej tego nie zauwaya? Co zdecydowanie byo nie tak. Blask ksiyca powinien bez problemu przenika niezasonite okno lecz jego promienie nie potrafiy przenikn ciemnoci panujcej w pokoju. Lena z rosncym przeraeniem wstaa prbujc jak najszybciej przedosta si do kontaktu. Staraa si nie zauwaa, e powietrze dziwnie zgstniao. To tylko moja wyobrania wmawiaa sobie czujc wzbierajc si panik. Gdy dostaa si do kontaktu, gwatownie zapalia wiato. Nie tego si jednak spodziewaa. Gwatowny krzyk przeraenia roznis si echem po domu. Lena staa sparaliowana patrzc na dziwn zawiesin unoszc si w powietrzu. Nagle to co zaczo przybiera posta ponad dwumetrowego mczyzny. By olbrzymi. Nie miaa pojcia skd wiedziaa, e by rodzaju mskiego. Jego potne ciao odziane w dug czarn do kostek szat i kaptur, 3

zakryway ca jego sylwetk. Krzyk gwatownie uwiz jej w gardle. Staa jak sparaliowana. Istota poruszya si w miejscu. Ju czas. tylko tyle zostao wypowiedziane ale Lena poczua jakby sowa wtapiay si w jej ciao. Nagle znalaza si w zauku. Chodne powietrze bez oporu przedostawao si przez cienki materia piamy. Piamy? Cigle j miaa? Jak uroczo. pomylaa sarkastycznie. Powoli rozejrzaa si po ciemnej uliczce rozwietlonej jedynie przez migoczc nad obskurnym wejciem do jakiego pubu arwk. Dobiegajca ze rodka muzyka zakcaa nocn cisz. Muzyka bya tak donona, e w pierwszym momencie nie zarejestrowaa odgosw wydobywajcych si za kontenera na mieci. Niepewnie ruszya w tamt stron. Im bardziej si zbliaa tym bardziej moga rozrni odgosy. I wcale jej si nie spodobay. Zmarszczya nos wyczuwajc w powietrzu nieprzyjemny odr mieci i czego jeszcze. krew. Cichy gosik w gowie Leny podsun rozwizanie. Wszystkie alarmy w niej wzmogy si a przemona ch ucieczki zawadna mylami. Niechciaa widzie cokolwiek tam byo. Niestety jaka inna, bardziej potniejsza sia nakazywaa jej i dalej. W kocu dotara na miejsce. Widok lecego w kauy wasnej krwi mczyzny przerazi Len. Szybko jednak otrzsna si z pierwszego szoku i uklka przed nieznajomym starajc si znale jakichkolwiek oznak ycia. - Syszysz mnie? zapytaa drcym gosem. Nie odpowiedzia. I nie liczya na to, by nieprzytomny. Rozejrzaa si po okolicy szukajc kogokolwiek, kto mgby jej pomc. Krzyczaa wzywajc pomocy ale jej gos gin w dononych dwikach muzyki. Po krtkiej chwili zaniechaa woania. Skupia si na rannym. Ze zami w oczach rozerwaa rkaw swojej piamy i przytkna prowizoryczny banda do wci krwawicej rany na gowie mczyzny. Jkn z blu. yje. pomylaa z ulg. Nie majc innego wyjcia obszukaa mu kieszenie w poszukiwaniu komrki. Nigdy w yciu nie poczua takiej radoci na widok maego telefonu jak teraz. Nie zastanawiajc si, szybko zadzwonia po karetk. - Wytrzymaj jeszcze troch bagaa mczyzn, ktry najwyraniej odzyskiwa przytomno. karetka ju jedzie. Nagle komrka wypada jej z doni. Za sob poczua obecno jeszcze jednej osoby. Spojrzaa za siebie dostrzegajc istot ze swojego pokoju. Sta kilka metrw od nich i pomimo duego kaptura bya pewna, e si im przyglda. - Nawet o tym nie myl obrcia si w stron istoty zasaniajc swoim ciaem rannego czowieka. karetka ju jedzie po niego. Uratuj go. Jak si spodziewaa nie uzyskaa odpowiedzi. W zamian za to, usyszaa za sob przyspieszony oddech, charczenie. Odwrcia si. Mczyzna nabra kilka wdechw, po czym umar.

- Dlaczego to zrobie!? wcieka wrzasna na istot. Nie zwracaa uwag na cieknce zy, na fakt, e jeszcze tak niedawno czua przeraenie w stosunku do istoty. Wstaa z zacinitymi po bokach w pici rkami. Zrobia krok do przodu kiedy nagle znalaza si w swoim pokoju. Podniosa si gwatownie, starajc si doni ochroni oczy przed nagym blaskiem soca dostajcego si do rodka. Spojrzaa na zegarek. Dochodzia sma, za godzin powinna by w szkole. Jak na zawoanie usyszaa lekkie pukanie a po chwili uchylia si i za nich ukazaa si gowa jej mamy. - Jeszcze nie wstaa? Wsta lepiej bo nie zdysz na lekcje. Lekcje. Nie tym teraz miaa zaprztnit gow. Co si wydarzyo w nocy? Czy to by tylko sen? - No ju wstawaj. Ojciec zaraz jedzie do pracy wic jeli chcesz by ci podwiz do - jej mama nagle urwaa. Zaskoczenie malowao si jej na twarzy. Wesza do pokoju bacznie przygldajc si crce. co ci si stao? jej przeraenie roso z sekundy na sekund kiedy coraz bardziej zbliaa si do crki. Lena dopiero wtedy spostrzega, e nie tylko ma rozerwany rkaw ale i szkaratn plam zdobic przd jej piamy. Poczua, jak krew jej w yach zamarza. To nie by sen. Od tamtej pory gdy miaa niechciane wizyty, jej ycie ocierao si jedynie o mier, bl i cierpienie. Istota jakby czerpaa chor satysfakcj z jej cierpienia, przenosia Len w miejsca gdzie zawsze kto umiera gdyby tego byo mao, po ktrym razie odebrano jej cielesno. Niczym zjawa tuaa si koo umierajcych osb i jedynie, co dane jej byo mona zrobi to. przyglda si. Po kadym takim zdarzeniu gdy wracaa do wasnego ycia czua jak na jej sercu powstaje kolejna krwawa rana. adna mier nie pozostawaa bez echa. Nie raz da si sysze pacz wydobywajcy si z jej salonu ale jego brzmienie gino zanim wydostao si z niewielkiego mieszkania jakie zajmowaa sama w kamienicy. Jak przypuszczaa wanie przez jej niezwyke ycie jakie prowadzia, czua si martwa. Miaa prac ale nic poza tym. Nie miaa przyjaci, ma, w ogle nie znaa ssiadw nawet z rodzicami, od kiedy si wyprowadzia w wieku dwudziestu dwch lat nie utrzymywaa zayych stosunkw. Jedyn osob, z ktr podtrzymywaa kontakt by Roberto. Raz po wizycie istoty wrciwszy zgnbiona do wasnego ycia poczua si tak zdoowana prawie na granicy zaamania nerwowego, e po prostu wysza z domu i posza do pobliskiego pubu w zamierzonym celu. Upicia si. Roberto by barmanem w tamtym pubie ale na jej szczcie mia dzie wolny i przyszed si zrelaksowa. Dosiad si do niej i po prostu sucha a ona jak ostatnia idiotka opowiedziaa mu wszystko. Nie dbaa o to czy jej wierzy czy nie, czy uzna j za wariatk czy nie. Miaa to gdzie. Musiaa si po prostu komu wygada. Roberto nie tylko wysucha j ale i nie wymia. Mao tego nie pozwoli aby za

duo wypia. Nastpnie zawiz j do jej mieszkania i pooy do ka a sam zaj kanap w salonie. Jakie byo jej zaskoczenie zmieszane ze strachem, kiedy nastpnego dnia idc do kuchni zauwaya w salonie picego na kanapie, obcego mczyzn. Roberto cierpliwie wyjani jej wszystko. Od tamtej pory miny cztery lata lecz nawet teraz nie moga uwierzy we wasne szczcie. Roberto okaza si wspaniaym przyjaciele. Zawsze moga na niego polega, zawsze jej wysucha. Szczerze mwic by jedyn jasnoci w jej przesczon mierci yciu. Mao tego, od okoo dwch lat wiedziaa, e bardzo go kocha. Niestety Roberto widzia w niej jedynie przyjacik. Teraz staa na tym parszywym mocie, nienawidzc kad czstk siebie to, co zamierzaa NIE! To, co musiaa zrobi. Poprawi j cichutki gosik w jej gowie. Kady, kto przyszed odwie j od tego czynu sdzi, e to nikt inny jak ona sama zdecydowaa o samobjstwie. Bya pewna, e nawet Roberto tak myla. Nic bardziej bdnego. Chciaa wykrzycze na cae gardo sprzeciw lecz nic nie moga zrobi. Miaa beznadziejne ycie ale mio do przyjaciela chocia nieodwzajemniona, robio je znone. To przez t przeklt istot staa tutaj. Miaa przecie dopiero dwadziecia sze lat. Dwa tygodnie temu istota znowu j odwiedzia. Tym razem jednak nigdzie jej nie zabraa ale podobnie jak sprzed kilkunastu lat powiedziaa Ju czas. Wtedy wanie wszystko si wyjanio. Mylaa, e znalaza na niego sposb. Sposb aby si od niego uwolni. Nie wiedziaa jednak, e jedyn drog jest.. mier. askawie da jej do wyboru jak moga umrze. Popeni samobjstwo lub on z ni skoczy. Prawd mwic sama do koca nie wiedziaa dlaczego wybraa samobjstwo. Moe by to bunt albo po prostu chciaa udowodni sobie, e chocia troch ma nad sob wadze, e ma prawo wyboru. Istota ostrzega j, e tak czy inaczej umrze ale niech nie ociga si bo im duej bdzie zwleka tym boleniejsza bdzie mier. W pewnym momencie nawet powiedzia, e tak naprawd nie umrze tylko utraci ciao. Jakby to miao j pocieszy pomylaa sarkastycznie. Czas nagli. Nagle rzeczywisto przyspieszya i znowu znalaza si na mocie. Ze zami w oczach spojrzaa na pienic si wod. Jej wzburzone fale wzyway j, nawoyway. Jedna za po drugiej spaday w d aby u kresu swojej drogi poczy si z niespokojnie pync rzek. - Lena, kochanie, bagam ci nie rb tego. usyszaa zdawiony gos przyjaciela, ktry wybi si na tle innych gosw prbujcych odwlec j od zamierzonego czynu. Spojrzaa na Roberto prbujc zapamita kady szczeg, brzowe oczy, czarne falujce na wietrze wosy, wysportowan sylwetk, ale najbardziej pragna zapamita jego umiech, gdy si mia, ciepo i si ramion kiedy j przytula i grzmienie gosu kiedy z ni rozmawia.

Obraz tak odmienny od tego jaki teraz widziaa. Sta nieopodal ze zgarbionymi ramionami, a w jego oczach widnia smutek. - Musz. powiedziaa. uwierz mi. - Nie, nie musisz zaprzeczy. Pucia jedn rk. Zachwiaa si. - Lena, jeli to zrobisz zniszczysz mnie! krzykn zdesperowany. Zaskoczona sowami, ponownie na niego spojrzaa. Co w rysach jego twarzy byo czego wczeniej nie zauwaya. To jego oczy. Z pocztku mylaa, e widzi w nich tylko smutek ale tam byo jeszcze co. Jaka silna emocja, ktrej nie potrafia nazwa. - Kocham ci! krzykn. Lena widziaa jak jego usta wypowiadaj sowa.. Syszysz mnie. Kocham ci. Zszokowana patrzya jak zahipnotyzowana na przyjaciela, nie do koca potrafic zrozumie co przed chwil usyszaa Jej ciao wiedziao. Serce przyspieszyo bieg, adrenalina uderzya z si bomby. Czua jakby kada jej czstka rozpada si na miliony kawakw, by ponownie si scali. Z niewiadomych przyczyn wiedziaa, e mwi prawd, e nie s to tylko sowa zdesperowanego czowieka. Bya to prawda. Wida to byo w jego spojrzeniu, w napitym ciele, mimice twarzy, zacinitych w pici doniach. - Tak mi przykro. tylko tyle a zarazem tak wiele bya w stanie wyszepta. Skoczya. Syszaa za sob krzyk, przeraonych ludzi lecz Lena nie zwracaa na to wikszej uwagi. Rozoya szeroko ramiona, czujc uderzenia wiatru i wolnoci. Miaa wraenie, e opada wieki. Przymkna oczy kiedy tafla wody zbliaa si z zatrwaajc prdkoci. Uderzenie w wod zabrao jej dech z piersi. Olbrzymi bl zala jej ciao. Miaa wraenie jakby zderzya si z ciarwk. Bl wymusi z niej jk i wtedy to si stao. Woda dostaa si do puc kradnc ostatni resztk powietrza. Spanikowana zacza rozglda si szukajc powierzchni, starajc si uciec. Wszystko byo daremne. Gdziekolwiek si obrcia, panowaa niczym niezmcona ciemno. W raz z ostatni iloci powietrza, przestaa si szamota. Uspokoia si. Ostatnim tchnieniem ycia zobaczya istot. Po raz pierwszy wycign w jej stron rk. Delikatnie dotkn jej ramienia. Przez krtki moment miaa wraenie, e pod kapturem, zauwaya zarys jego ust uoonych w spokojnym umiechu. - Uratowaa ich. Twoja mier, twj wybr uratowa ycie innych. usyszaa szept w swojej gowie. Umiechna si zadowolona, e nie wszystko poszo na marne, po czym nastaa ciemno. Czua jak dryfuje, unosi si jak li na wietrze. Nagle ciemno rozjania si i znalaza si w szpitalu. Staa w pokoju chorego dziecka. Na bladej twarzyczce odcinite byo pitno choroby. W jaki sposb wiedziaa, e umierao. Tu przy ku siedzc na krzele i z opartymi na posaniu rkoma i gow, spaa matka chopca. Nagle malec poruszy si i otworzy oczy. Matka od razu si obudzia. Zaspanym wzrokiem spojrzaa na syna. Jej podkrone oczy wyraay tak mio, e Lenie na sam widok krajao si serce. 7

Gwatownie rozbudzia si, kiedy zobaczya umiechnit twarzyczk synka. Podwiadomie wiedziaa, e wszystko si uoy. Paczc ze szczcia przytulia do siebie chopca, bez przerwy mwic jak bardzo go kocha. - Uratowaa mu ycie. usyszaa od stojcej obok istoty. - Poprzez popenienie samobjstwa niedowierzaa Lena. - Nie. Poprzez powicenie poprawi. Wyszli z pokoju i korytarzem skierowali si do windy. Do windy? wyboru? - Tak potrzsna twierdzco gow miaam do ogldania cigej mierci. Wymogam na tobie, obietnic. W jednej z ksig znalazam na ciebie sposb. Zaklcie. - Skuteczne. cichy miech zawirowa w powietrzu. Nie miaem moliwoci ci si przeciwstawi. Prbowaem ci odwie. - Wic kazae mi popeni samobjstwo za spenienie yczenia. wytkna. Nie moga si powstrzyma od maej zoliwo. W kocu stracia ycie i mio ycia. Weszli do windy. - Nie istota gniewnie przerwaa jej. Lena a si wzdrygna. nigdy nie byo mowy o samobjstwie. Przynajmniej nie sdziem, e to zrobisz pierwszy raz odkd znaa istot zobaczya, e bya zakopotana. Wymusia na mnie abym darowa ycie piciu osobom a wiesz doskonale, e mierci nie da si unikn. Wtedy daem ci wybr. Nie wiedziaa jednak, e wraz z wypowiedzeniem tego zaklcie skazujesz si na mier. - Musiao to by napisane maym druczkiem teraz Lena si zamiaa. Jednak jej miech przepeniony by niewypowiedzianym smutkiem. Stracia na zawsze mio Roberto. - Jeli daa oddalenia mierci innych osb musiaa odda ich rwnowarto. Rwnowaga musi by zapewniona a nie ma nic bardziej wartociowego ni powicenie. Miaa wybra jednak czy ja mam to zrobi czy sama to uczynisz. Jedynie twoje powicenie byo kluczem do uratowania piciu istnie. Gdybym ja to mia zrobi, nic by si nie zmienio. Po prostu by umara i oni z tob. - Jakbym wybraa mier z twojej rki, kogo by zabra? - Tamtego chopca, jego matk - Jego matk? zdziwia si. - Owszem, chyba, e zmieniaby decyzje ale zamierzaa popeni samobjstwo gdyby jej syn umar. powiedzia spokojnym tonem lecz Lena wiedziaa, e wrcz nienawidzi gdy kto odbiera sobie ycie. Lena poczua jak ciarki biegn jej wzdu krgosupa. niestety wicej nie mog ci powiedzie. Moesz by jednak pewna, e uratowaa rwnie Roberto. - Co? Lena gwatownie poderwaa gow do gry, zatrzymujc do na klamce od zewntrznych drzwi. Roberto mj przyjaciel? Lena zaskoczyo to lecz nie skomentowaa. pamitasz, e nie daa mi

- Dokadnie. wyszli na dwr. mia zgin w wypadku samochodowym. Piany kierowca mia wjecha w niego we rod o 17.37, za dwa tygodnie. Gdy bdzie jecha ze cmentarza. Nie zdarzy si to. - Nie!? Lena zapytaa gupio, czujc, e przeraenie i szok cigle kr w jej yach. - Nie. Poniewa nie bdzie musia jecha na twj grb. - Co? pomau czua si jak idiotka uywajc tylko krtkich swek. Zatrzymali si na chodniku. - Ju czas. powiedzia dudnicym gosem. Lena zmruya oczy zastanawiajc si, co tym razie j czeka. Chciaa nawet zapyta. Nie zdya poniewa nastaa ciemno.

- Lena, Lena kochanie otwrz oczy. No ju, prosz ci. Zrb to dla mnie usyszaa znajomy gos. Z nieziemsk trudnoci podniosa powieki spogldajc w twarz Roberto. Gdy tylko otworzya oczy, przez jego zatroskan twarz przebiega olbrzymia ulga. Dziki Bogu! wyszepta, po czym z caej siy przytuli j do siebie. Lena baa si oddycha a co dopiero poruszy si gdy jej uszu docieray ciche odgosy paczu. Roberto paka? - Roberto? zapytaa niepewnie. Ty paczesz? Spojrza na ni nie zraony zami, ktre cieky mu po policzku. - Mylaem, e ci straciem. W ostatniej chwili zdoaem ci zapa. - Zapa? nic z tego nie rozumiaa. Rozejrzaa si w koo i ze zdziwieniem odkrya, e nadal stali na mocie. Jak to si stao? nie zdawaa sobie sprawy, e powiedziaa to nagos dopki nie odpowiedzia jej. - Gdy zobaczyem co zamierzasz zrobi, nie mylaem, po prostu dziaaem. Zapaem ci zanim zdya skoczy i wcignem na most. Gdy tylko znalaza si w moich ramionach zemdlaa. Patrzya na niego nie wiedzc, co ma powiedzie. - Nigdy wicej tego nie rb. Rozumiesz? zbeszta j. - Nie zamierzam. rzeka niepewnie nie wiedzc co szykuje dla niej istota. - Rozumiesz. powiedzia z naciskiem. nie chc wicej przez to przechodzi. Kocham ci. - Ja te ci kocham. Nie wiedziaa jak to si stao ale chwil pniej przyciska zdesperowane usta do jej ust w dajcym pocaunku. - Ju wicej mnie nie zobaczysz. Bd szczliwa usyszaa gos istoty w swojej gowie. Poczua szczcie jakiego nigdy w yciu nie odczua. Pocaunek Roberto pogbi si, sta si bardziej namitny. Oszoomiona oddaa pocaunek z t sam pasj. Kiedy krzyki ludzi pene strachu teraz przepenione byy wiwatami, gwizdami, miechem. Obja Roberto za szyj i przycigna bliej do siebie. Odzyskaa wasne ycie. Spokj, rado i mio.

Nagle w uszach rozbrzmiay sowa jej matki, wypowiedziane gdy miaa siedem lat. Nawet gdy jeste na samym dnie jest nadzieja.

10

You might also like