You are on page 1of 166

Kate Wilhelm

Gdzie dawniej piewa ptak


Dawid nie cierpia rodzinnych obiadw u Sumnerw. Zgromadzona przy stole rodzina rozmawiaa o nim tak, jakby jego samego wcale tam nie byo. - Na pewno jada za mao misa. Patrz, jaki on mizerny. - Psujesz go, Carrie. Jeli nie zjada obiadu, nie pozwalaj mu wychodzi na podwrko. Ty bya taka sama. - W jego wieku bez trudu cinaem drzewo toporem. A on? Nie wyciosaby sobie nawet tunelu przez mg. Dawid wyobraa sobie, e jest niewidzialny, e niedostrzegalny dla innych unosi si ponad ich gowami. Zawsze kto z goci musia zapyta, czy Dawid ma ju swoj, dziewczyn i niezalenie od tego, czy odpowied brzmiaa "tak" czy "nie", rozlegay si znaczce pochrzkiwania. Ze swego punktu obserwacyjnego niewidzialny Dawid wymierza pistolet laserowy w wuja Clarence'a, ktrego szczeglnie nie lubi, poniewa wuj by gruby, ysy i bardzo bogaty. Wuj Clarence mia zwyczaj macza herbatniki w sosie, w syropie albo - i to najczciej - w mieszaninie sorgo z masem, ktr beta na talerzu tak dugo, a wygldaa jak dziecice gwienko. - I wci upiera si, e zostanie biologiem? Powinien pj na akademi medyczn i rozpocz praktyk u boku Walta. Wymierza pistolet laserowy w wuja Clarence'a i wycina mu z brzucha zgrabny szpuncik, wskutek czego wuj wypywa z otworu i zalewa cae towarzystwo. - Dawidzie! - Dawid poderwa si, po czym znw opad na krzeso. - Dawidzie, czemu nie pjdziesz sprawdzi, co tam broj inne dzieci? - Cichy, zrwnowaony gos ojca mwi w rzeczywistoci: "Dosy tego" - po czym zbiorowy umys rodziny koncentrowa si na jakiej innej latoroli. Gdy Dawid podrs, wyuczy si skomplikowanych relacji pokrewiestwa, ktre w dziecistwie przyjmowa bez pytania: wujowie, ciotki, kuzyni, w drugiej i trzeciej linii. A take czonkowie honorowi - bracia, siostry i rodzice tych, ktrzy wenili si w rodzin. Byli wic Sumnerowie, Wistonowie, O'Grady'owie, Heinemanowie, Meyerowie, Capkowie, Rizzowie - wszyscy znad tej samej rzeki, ktra przepywaa przez yzn dolin. Szczeglnie dobrze pamita ferie. Stary dom Sumnerw pka w szwach od mnogoci sypialni na pitrze. Strych wykadano od ciany do ciany legowiskami dla dzieci, a w jego zachodnim oknie umieszczano ogromny wentylator. Na wszelki wypadek zawsze jednak kto przychodzi sprawdzi, czy dzieciarnia nie podusia si na strychu. Starsze dzieci miay si niby opiekowa modszymi, ale w rzeczywistoci noc w noc straszyy je tylko opowieciami o duchach. W kocu poziom haasu podnosi si tak znacznie, e sytuacja wymagaa interwencji dorosych. Wujek Ron ciko czapa po schodach, a wewntrz zaczynaa si kotowanina, hamowane chichoty i tumione piski, pki kady nie znalaz wasnego siennika; tak e kiedy wujek Ron zapala wreszcie wiato w korytarzu, ktre mglicie rozjaniao strych, wygldao na to, e wszystkie dzieci ju pi. Zatrzymywa si na chwil w drzwiach,

po czym zamyka je, gasi wiato i czapa na d, najwyraniej guchy na dobiegajce go z gry odgosy wznowionej zabawy. Najcia ciotki Klaudii byy jak pojawienie si ducha: Jeszcze przed chwil w powietrzu latay poduszki, kto paka, kto inny prbowa czyta przy latarce, przy drugie; latarce kilku chopcw grao w karty, dziewczynki zbite w gromadki szeptay sobie do ucha jakie niewtpliwie sodkie sekreciki, sdzc po tym, jak si czerwieniy i peszyy, ilekro kto z dorosych zaszed je znienacka - a tu nagle drzwi otwieraj si gwatownie, na cay baagan pada snop wiata, a w progu staje ona. Ciotka Klaudia bya bardzo wysoka i chuda, nos miaa za duy i bya niezmiennie opalona na kolor wygarbowanej skry. Staa tak, nieruchoma i straszliwa, a dzieci bezszelestnie wlizgiway si pod koce. Ciotka ani drgna, pki kade nie trafio na swoje miejsce, po czym bezgonie zamykaa drzwi. Cisza przeduaa si w nieskoczono. Ci, ktrzy spali najbliej drzwi, wstrzymywali oddech, prbujc zowi uchem odgos sapania po drugiej stronie. Wreszcie kto zdobywa si odwag uchylenia drzwi i jeli ciotki naprawd ju nie byo, bal rozpoczyna si od nowa. W pamici Dawida utrwaliy si zapachy wit. Te najzwyklejsze: placka z owocami i pieczonych indykw, octu, ktry si dodawao do farb no pisanki, tataraku i gstego, kremowego dymu woskowych wiec. Ale najlepiej pamita wo prochu strzelniczego, ktry wszyscy nosili przy sobie podczas zjazdw na Czwartego Lipca. Zapach, ktry przenika ich wosy i ubrania i przez dugie dni pozostawa no rkach. Ich donie upstrzone byy purpurowymi i czarnymi plamami po jagodach i ta barwa zmieszana z tamtym zapachem stanowia jedno z niezatartych wspomnie jego dziecistwa. Mieszaa si z ni wo siarki, ktr opylano ich obficie dla odstraszenia pche. Gdyby nie Celia, jego dziecistwo mona by nazwa idealnym. Celia bya crk siostry jego matki. Bya o rok modsza od Dawida i zdecydowanie najadniejsza ze wszystkich kuzynek. Jako mae dzieci obiecali sobie, e si kiedy pobior, gdy jednak troch podroli i przyjli do wiadomoci, e maestwo midzy ciotecznym rodzestwem nie wchodzi w rachub, zamienili si w zaciekych wrogw. Dawid nie pamita ju, skd si o tym dowiedzieli. By przekonany, e nikt tego nigdy dokadnie nie sformuowa, ale oni domylili si i tak. Po tym odkryciu, ilekro nie mogli zej sobie z drogi, zaczynali si bi. Gdy Dawid mia pitnacie lat, Celia zepchna go ze stogu, przez co zama rk, o kiedy mia szesnacie, mocowali si przez cae pidziesit czy szedziesit metrw dzielce kuchenne drzwi wiejskiego domu Wistonw od potu. Pozdzierali z siebie ubrania, plecy Dawida krwawiy od ladw paznokci Celii, ona rozharataa sobie bark o jaki kamie, i nagle, podczas tej szamotaniny i kotowania, jego policzek dotkn jej odkrytej piersi i Dawid przerwa walk. Sta si nagle rozmamanym, pochlipujcym, gamoniowatym pgwkiem, a ona daa mu kamieniem w gow i tym samym zakoczya potyczk. Do tego momentu wszystko odbywao si w kompletnej nieomal ciszy, przerywanej jedynie sapaniem i szeptanymi wyrazami, ktre musiayby zbulwersowa rodzicw obu stron. Lecz gdy go uderzya, a on osun si na ziemi nie zemdlony, ale oszoomiony, obojtny, bierny Celia krzykna gono, ulegajc przeraeniu i trwodze. Rodzina wysypaa si z domu, jak gdyby kto nim potrzsn, i w pierwszej chwili wszyscy musieli pomyle, e Celia zostaa zgwacona. Ojciec zagna Dawida do stodoy z pozornym zamiarem wymierzenia mu kary chosty, ale gdy ju tam dotarli, stan z paskiem w doni i popatrzy na chopca z min wciek, a zarazem w przedziwny sposb pen wspczucia - i nawet go nie dotkn. Dopiero gdy odwrci si i wyszed, Dawid uwiadomi sobie, e zy wci pyn mu po twarzy. 2

W rodzinie byli rolnicy, kilku prawnikw, dwch lekarzy, agenci ubezpieczeniowi, bankierzy i mynarze, kupcy z brany metalowej i innych gazi handlu. Ojciec Dawida by wacicielem sporego domu towarowego, ktry zaopatrywa zamoniejszych ludzi z doliny. Dolina bya yzna, farmy due i dostatnie. Dawid zamsze mia wraenie, e z wyjtkiem kilku pechowcw - jego rodzina jest raczej , zamona. Ze wszystkich krewnych najbardziej lubi brata swojego ojca, Walta. Nazywali go zawsze doktorem Waltem, nigdy stryjem. Bawi si z dziemi i uczy je rnych dorosych rzeczy, na przykad, gdzie wymierzy cios, jeli naprawd chce si zada bl, a w ktre miejsca nie uderza w przyjacielskiej szamotaninie. Walt wczeniej ni inni doroli zrozumia, e naley przesta traktowa ich jak dzieci. To wanie doktor Walt sprawi, e Dawid jeszcze jako may chopiec postanowi zosta naukowcem. Wyjedajc do Harvordu Dawid mia siedemnacie lat. 3ego urodziny przypaday we wrzeniu, ale spdzi je poza domem. Kiedy wreszcie wrci na wito Dzikczynienia i gdy cay klan rodzinny zebra si w komplecie, dziadek Sumner ponalewa rytualne przedobiednie martini i jeden kieliszek wrczy Dawidowi. A wuj Warner zagadn go: - Jak sdzisz, co powinnimy zrobi z Bobbie? Dawid doszed do owego tajemniczego rozdroa, ktre nigdy nie jest na tyle wyranie oznakowane, aby dao si dojrze zawczasu. Sczy maitini, nie zachwycajc si szczeglnie jego smakiem, i wiedzia ju, e dziecistwo si skoczyo, a zarazem czu wszechogarniajcy smutek i samotno. Boe Narodzenie roku, w ktrym obchodzi swoje dwudzieste trzecie urodziny, utrwalio si w pomici Dawida jak nieostry film. Scenariusz by jak zwykle ten sam: strych peen dzieci, zapachy potraw, podajcy nieg - nic si nie zmienio, ale Dawid obserwowa wszystko z nowej pozycji i nie bya to ju ta sama kraina czarw, co dawniej. Kiedy jego rodzice odjechali do domu, Dawid zatrzyma si jeszcze na farmie Wistonw, oczekujc przyjazdu Celii. Nie zdya no same wita, szykujc si na wypraw do Brazylii, ale jej matka zapewniaa babci Wiston, e na pewno przyjedzie, wic Dawid czeka - nie radonie, nie z nadziej na nagrod lecz z furi, ktra kazaa mu chodzi z kta w kt, jak chopcu ukaranemu za cudze grzeszki. Kiedy wesza do domu i zobaczy j stojc obok matki i babki, jego zio prysa. Zdawao mu si, e oto widzi Celi w rozszczepieniu czasu: tak, jaka jest i rwnoczenie jaka bdzie albo jako kiedy ju bya. Jej powe wosy zmieni si nieznacznie, lecz koci czaszki bardziej si uwidoczni, a cakowit niemal pustk twarzy zapisze wzr troski, mioci, oddania, bycia wycznie sob i siy, ktrej istnienia trudno byoby si domyla w filigranowym ciele. Babka Wiston bya pikn star dam, co uwiadomi sobie ze zdumieniem, zaskoczony, e nigdy wczeniej nie dostrzeg jej urody. Matka Celii bya adniejsza od crki. A w caej tej trjcy Dawid odnalaz podobiestwo do swojej wasnej matki. Bez sowa, pokonany, odwrci si i poszed na tyy domu, gdzie woy jedn z grubych wiatrwek dziadka, gdy wcale nie pragn si teraz widzie z Celi, a jego wasna kurtka wisiaa w szafie frontowego hallu, zbyt blisko miejsca, w ktrym staa ona. Spacerowa w mrozie popoudnia, lepy na wszystko dokoa co jaki czas wstrzsany dreszczem, kiedy zdawa sobie spraw, e marzn mu nogi albo uszy. Kilka razy pomyla, e naleaoby wraca, ale szed dalej. Uwiadomi sobie nagle, e wspina si po zboczu wiodcym do wiekowej puszczy, do ktrej raz, dawno temu, zabra go dziadek. Rozgrzany 3

wspinaczk stan o zmierzchu pod gaziami niebotycznych drzew, ktre rosy w tym miejscu od pocztku wiata. Te same albo inne, identyczne. W oczekiwaniu. W cigym oczekiwaniu na dzie, w ktrym znw rozpoczn wspinaczk po szczeblach drabiny ewolucji. Tu wanie rosy niezwyke okazy, do ktrych przyprowadzi go dziadek: jaowiec, ktry osign rozmiary pokanego drzewa, chocia w niszych partiach zbocza zawsze by tylko krzakiem; biaa lipa rosnco obok cykuty i gorzkiego orzecha; spltane w ucisku gazi buki i kasztanowce. - Dawidzie! - Zatrzyma si i nadstawi ucha, pewien, e si przesysza, ale woanie si powtrzyo. - Dawidzie, jeste tam? Odwrci si i midzy masywnymi pniami drzew ujrza Celi. Policzki miaa bardzo czerwone od mrozu i wysiku wspinaczki; bkit jej oczu by dokadnie taki sam jak kolor opasujcego szyj szalika. Zatrzymaa si o par metrw od Dawida i otworzyo usta, eby znw przemwi, ale nie powiedziaa ani sowa. Zdja tylko rkawiczk i dotkna gadkiego pnia buku. - Dziadek Wiston i mnie tutaj przyprowadzi, kiedy miaam dwanacie lat. Bardzo mu zaleao, ebymy poznali to miejsce. Dawid skin gow. Wwczas podniosa na niego wzrok. - Dlaczego tak wyszede? Wszyscy myl, e znowu bdziemy si bi. - Niewykluczone - odpar. - Nie sdz - umiechna si. - Nigdy wicej. - Powinnimy rusza z powrotem. Zaraz bdzie ciemno. - Ale sam nie zrobi ani kroku. - Dawid, sprbuj przekona mam, dobrze? Przecie rozumiesz, e ja musz jecha, e musz co robi, prawda? Mama uwaa, e jeste strasznie mdry. Ciebie usucha. Rozemia si. - Oni wszyscy uwaaj, e jestem mdry. Jak tresowany pudel. Celia pokrcia przeczco gow. - Tylko ciebie mog posucha. Mnie traktuj jak dziecko i zawsze ju tak zostanie. Dawid z umiechem potrzsn gow, ale szybko oprzytomnia i spyta: - Po co wyjedasz, Celio? Co chcesz przez to udowodni? - Do diaba, Dawid, kto ma to rozumie, jak nie ty? Wzia gboki wdech i powiedziaa: Suchaj, czytujesz gazety, no nie? W Ameryce Poudniowej goduj ludzie. Pod koniec tego dziesiciolecia cz Ameryki Poudniowej znajdzie si w stanie klski godowej, jeli nie 4

udzieli si tym ludziom natychmiastowej pomocy. I nikt jeszcze nie przeprowadzi porzdnych bada nad metodami uprawy ziemi w tropiku. Waciwie nikt. Maj tam same gleby laterytowe, ale nikt nie wie, co to oznacza. Cigle od nowa wypalaj drzewa i cik, wic po dwch, trzech latach zostaje im wystawiona na soce goa ziemia, twarda jak elazo. Tak, owszem, przysyaj nam swoich najlepszych studentw, eby si uczyli o nowoczesnych metodach w rolnictwie, ale ci studenci trafiaj do Iowa. do Kansas, do Minnesoty albo w jakie inne rwnie bezsensowne miejsce, gdzie ucz si metod uprawy w klimacie umiarkowanym, a nie tropikalnym. A my znamy si na rolnictwie w tropikach i chcemy uczy tych ludzi na miejscu, w polu. Po to studiowaam. Za to dostan tytu naukowy. Wistonowie byli urodzonymi rolnikami. "Stranicy ziemi - powiedzia kiedy dziadek Winston. - Nie waciciele, a wanie stranicy". Celia schylia si, odgarna z powierzchni ziemi zote licie i boto i podniosa gar czarnej ziemi. - Strefy godu wci si rozprzestrzeniaj. Tym ludziom potrzeba bardzo wiele. A ja mam tak wiele do ofiarowania! Nie rozumiesz?! - krzykna. Z caych si zacisna pi, zbijajc ziemi w grudk, ktra znowu si rozpada, kiedy Celia dotkna jej palcem. Ziemia posypaa si w d, a dziewczyna starannie zgarna na miejsce ochronn koderk lici. - Posza za mn, eby si poegna, prawda? - spyta nagle szorstko Dawid. - Tym razem to na dobre, prawda? - Patrzy na ni, a ona powoli skina gow. - Kto z twojej grupy? - Nie jestem pewna. Moe tak. - Pochylia gow i zacza starannie naciga rkawiczk. Mylaam, ze wiem na pewno. Ale kiedy zobaczyam ci w hallu, kiedy zobaczyam twoj min, gdy weszam... uwiadomiam sobie, ze po prostu nie wiem. - Celio, posuchaj. Nie mamy adnych dziedzicznych obcie, ktre mogyby wyj na jaw. Wiesz o tym, do cholery! Gdyby co takiego nam grozio, po prostu zrezygnowalibymy z dzieci, ale nie ma powodu. Wiesz o tym, prawda? Skina gow. - Wiem. - Na mio bosk, Celio, zosta ze mn. Nie musimy zaraz bra lubu, niech si wszyscy najpierw przyzwyczaj do tej myli. A przyzwyczaj si. Zawsze tak bywa. Mamy mdr rodzin. Kocham ci, Celio. Odwrcia gow i Dawid dostrzeg, e pacze. Otara oczy rkawiczk, a nastpnie go rk, pozostawiajc na twarzy smugi brudu. Dawid przycign j do siebie, przytuli i zacz caowa jej usta i mokre policzki. - Kocham ci, Celio - powtarza,. Odsuna si w kocu od niego i ruszya zboczem w d. Dawid poda za ni. - W tej chwili nic nie mog postanowi. To byoby nie fair. Trzeba byo zosta w domu, a nie gna tu za tob. Za dwa dni musz wyjecha, Dawidzie. Nie mog tak po prostu 5

powiedzie im, e zmieniam zdanie. Dla mnie to bardzo wana sprawa. Dla tamtych ludzi te. Nie mog tak zwyczajnie postanowi, e nie jad. Ty wyjechae na rok do Oxfordu. Ja te mam co do zrobienia. Chwyci j za rami i zatrzyma. - Powiedz mi tylko, e mnie kochasz. Powiedz, tylko jeden raz, no powiedz. - Kocham ci - wymwia bardzo wolno. - Jak dugo ci nie bdzie? - Trzy lata. Podpisaam umow. Spojrza na ni wzrokiem penym niedowierzania. - To zmie umow! Wystarczy jeden rok. Przez ten czas ja skocz studia. Moesz uczy tu, na miejscu. Niech przysyaj swoich prymusw do ciebie. - Wracajmy, bo wyl po nas ekspedycj ratownicz powiedziaa Celia. - Sprbuj zmieni umow - wyszeptaa. - Jeli to bdzie moliwe. W dwa dni pniej wyjechaa. Dawid spdzi sylwestra w domu Sumnerw, z rodzicami i ca watah ciotek, wujw i kuzynw. W dzie Nowego Roku dziadek Sumner zakomunikowa: - Budujemy szpital w Bear Creek, po naszej stronie myna. Dawid z niedowierzaniem zamruga oczami. To byo prawie dwa kilometry od farmy i potwornie daleko od caej reszty wiata. - Szpital? - Spojrza na stryja Walta, ktry potakujco kiwn gow. Clarence, skrzywiony, wpatrywa si w swj kieliszek, a trzeci z braci, ojciec Dawida, obserwowa dym snujcy si z fajki. Dawid uwiadomi sobie, e oni ju wszystko wiedz. - Dlaczego wanie tu? - zapyta w kocu. - To bdzie placwka badawcza - odpar Walt. - Choroby genetyczne, wady wrodzone i tak dalej. Dwiecie ek. Dawid pokrci gow z powtpiewaniem. - Macie pojcie, ile takie co moe kosztowa? Kto to sfinansuje? Dziadek zamia si gorzko. - Senator Burke zgodzi si askawie zaatwi pienidze z funduszu federalnego powiedzia. Ton jego gosu sta si jeszcze bardziej zjadliwy. - A ja przekonaem kilku czonkw rodziny, e powinni wrzuci po par groszy do skarbonki. - Dawid zerkn na

Clarence'a, ktry wydawa si dotknity. - Ja daj ziemi - cign dziadek Sumner. - Tak e pomoc idzie z rnych rde. - Ale dlaczego Burke na to poszed? Nie gosowae na niego w adnej kampanii. - Obiecaem mu, e wydobdziemy na jaw kup rzeczy, ktre dotd trzymalimy w tajemnicy, e poprzemy jego przeciwnika. I poparlibymy go, Dawid, nawet gdyby by pawianem, a mamy teraz wielgachn rodzin. Gigantyczn rodzin. - No to czapki z gw - odpar Dawid, wci nie bardzo w to wszystko wierzc. - Rzucasz praktyk dla bada naukowych? - zwrci si do Walta. Stryj skin gow. Dawid wypi likier do dna. - Dawidzie - rzek cicho Walt. - Chcemy ci zatrudni. Dawid raptownie podnis wzrok. - Mnie? Przecie nie zajmuj si badaniami medycznymi. - Wiem, w czym si specjalizujesz - odpar Walt, wci bardzo cicho. - Chcemy ci zatrudni jako konsultanta, a pniej szefa dziau bada. - Ale ja jeszcze nie skoczyem pisa pracy magisterskiej - sposzy si Dawid, czujc si jak w rodku gniazda narkomanw. - Jeszcze rok porobisz za murzyna u Selnicka i w kocu napiszesz t prac, skrobniesz troch tu, troch tam i gotowe. Mgby skoczy j w miesic, gdyby ci dali spokj, nie mam racji? - Dawid niechtnie skin gow. - Wiem - rzek Walt z niewyranym umieszkiem. - Otrzymae propozycj porzucenia kariery caego swego ycia dla pustych mrzonek. - I ju bez ladu umiechu doda: - Ale my, Dawidzie, jestemy przekonani, e cae ycie nie potrwa duej ni - w najlepszym razie - dwa do czterech lat. Dawid przenis wzrok ze stryja na ojca, kolejno na innych obecnych w pokoju wujw i kuzynw, wreszcie na dziadka. Bezradnie potrzsn gow. - To szalestwo. O czym wy mwicie? Dziadek Sumner sapn gwatownie. By postawnym mczyzn, o masywnym torsie i wielkich, napitych bicepsach. Donie mia tak ogromne, e w kadej mgby zmieci pik koszykow. Ale jego najbardziej uderzajc cech bya gowa, gowa olbrzyma. I chocia dziadek przez wiele lat pracowa na roli, a potem nadzorowa tam prac innych, zawsze znajdowa czas, eby przeczyta wicej ni ktokolwiek ze znanych Dawidowi ludzi. Nie byo takiej ksiki z wyjtkiem najnowszych bestsellerw - o ktrej by dziadek nie sysza albo ktrej by nie czyta. A to, co przeczyta, zawsze pozostawao mu w pamici. Jego ksigozbir przewysza liczebnoci niejedn bibliotek. Dziadek pochyli si teraz i rzek: - Posuchaj no, Dawidzie. Suchaj uwanie. Powiem ci co, do czego ten cholerny rzd jeszcze nie chce si przyzna. Stoimy na zboczu szklanej gry, po ktrej caa nasza - i nie 7

tylko nasza - gospodarka stoczy si niej, ni to sobie kiedykolwiek wyobraano. Znam te symptomy, Dawidzie. Skaone powietrze dosignie nas, nim si obejrzymy. Stenie napromieniowania w atmosferze jest dzi najwiksze od czasw Hiroszimy - przez prby francuskie, przez prby chiskie. Przecieki. Bg jeden wie, skd si to wszystko bierze. Ju par lat temu przyrost ludnoci spad u nas do zera, ale my przynajmniej staralimy, si temu zaradzi. A inne kraje zbliaj si do zera teraz i ju nawet nie prbuj niczego robi. W jednej czwartej wiata panuje w tej chwili gd. Nie za dziesi lat, nie za p roku; klska godu jest faktem ju dzi, od trzech, czterech lat. I cigle si pogbia. Od czasu gdy Pan Bg miociwy zesa plagi na Egipcjan, nie byo na wiecie takiej liczby chorb. O niektrych z nich nie mamy zielonego pojcia. Susze i powodzie zdarzaj si dzisiaj czciej ni kiedykolwiek. Anglia zamienia si w pustyni, bagna i wrzosowiska wysychaj. Wyginy cae gatunki ryb - zwyczajnie, cholera, wyginy - i to w cigu roku czy dwch. Nie ma anchois. Skoczyo si przetwrstwo dorsza. Dorsze, ktre si teraz owi, s skaone, niezdatne do spoycia. Skoczyy si poowy u zachodnich wybrzey obu Ameryk. Kada, cholera, rolina biakowa na kuli ziemskiej ma jak skaz, ktra si systematycznie pogbia. nie kukurydziana. Rdza zboowa. Choroby soi. Ju teraz ograniczamy eksport ywnoci, a w przyszym roku mamy go w ogle zaprzesta. Brakuje nam substancji, o ktre zawsze bylimy spokojni: cyny, miedzi, aluminium, papieru. Mj Boe - zwykego chloru! A jak mylisz, co si stanie na wiecie, gdy pewnego dnia stracimy moliwo oczyszczania wody do picia? W miar jak mwi, zaspia si coraz bardziej i coraz bardziej si zaperza, kierujc swe retoryczne pytania do Dawida, ktry gapi si w niego, niezdolny wykrztusi ani sowa. - A oni pojcia nie maj, co z tym wszystkim pocz cign dziadek. - Kiedy dochodzi do powstrzymania wasnej zagady, potrafi zrobi mniej wicej tyle, co dinozaury. Zmienilimy reakcje fotochemiczne atmosfery ziemskiej, a nie potrafimy przystosowa si do nowych rodzajw promieniowania dostatecznie szybko, aby przey! Od czasu do czasu przebkiwano, e to podstawowa sprawa, ale kto by tom sucha? Te sakramenckie gupki kady kataklizm gotowe s zoy na karb lokalnych warunkw klimatycznych, nie zwaajc na fakt, e to s zjawiska globalne. A wreszcie robi si za pno na jakkolwiek interwencj. - Ale jeli naprawd jest tak, jak mwicie, to co mona zrobi? - zapyta Dawid, bezskutecznie szukajc wzrokiem poparcia ze strony doktora Walta. - Zatrzyma fabryki, cign samoloty na ziemi pozamyka kopalnie, wyrzuci auta na zom. Tego jednak nikt nie uczyni - a nawet gdyby, katastrofa i tak nas nie ominie. Niedugo wszystko si wyda. Wszystko, Dawidzie, wyjdzie na jaw w cigu paru najbliszych lat. Dopi likier do koca i gono odstawi krysztaow czark. Dawid podskoczy na ten dwik. - Takiej klski, jaka nas czeka, nie byo, odkd, czowiek wydrapa swj pierwszy znak na skale - ot co! I my si na ni szykujemy! Ja si szykuj! Mamy ziemi i ludzi do jej uprawiania, wzniesiemy ten szpital i bdziemy prowadzi badania nad metodami utrzymania zwierzt i ludzi przy yciu. Kiedy wiat wpadnie w wir mierci - my bdziemy yli, a gdy bdzie godowa - my bdziemy jedli. Nagle przerwa i spojrza na Dawida spod zmruonych powiek. 8

- Mwiem im, e wyjdziesz std przekonany; emy wszyscy dostali bzika. Ale wrcisz, mj chopcze. Wrcisz, nim zakwitn magnolie, bo sam dostrzeesz znaki. Dawid powrci na uczelni, do pisania pracy i do "czarnej roboty", ktr obarcza go Selnick. Celia nie pisaa, a on nie zna jej adresu. Matka Dawida, zapytana przyznaa, e nikt nie mia od Celii adnych wiadomoci. W lutym, rewanujc si za embargo ywnociowe, Japonia zaproponowaa ograniczenia wymiany towarowej, ktre uniemoliwiy Stanom Zjednoczonym dalszy handel z tym krajem. Japonia i Chiny podpisay traktat o wzajemnej pomocy. W marcu Japonia zagarna bogate w ry Filipiny, Chiny za wznowiy zaniechan przez duszy czas kontrol gospodarcz nad Pwyspem Indochiskim z ryowiskami Kambody i Wietnamu. W Rzymie, Los Angeles,, Galveston i Savannah wybuchy epidemie cholery. Arabia Saudyjska, Kuwejt. Jordania i inne kraje bloku arabskiego wystosoway ultimatum: albo Stany Zjednoczone zagwarantuj im stae coroczne dostawy zboa i zaprzestan wszelkiej pomocy dla Izraela, albo te skocz si dostawy ropy naftowej dla Stanw Zjednoczonych i Europy. Kraje te odrzuciy wyjanienie, e Stany Zjednoczone nie s w stanie sprosta ich wymaganiom. Natychmiast wprowadzono ograniczenie wyjazdw zagranicznych, a rzd, na mocy dekretu prezydenckiego, powoa nowy resort pod przewodnictwem czonka rzdu: Ministerstwo Informacji.

Gdy Dawid wraca do domu, drzewa judaszowe rowiy si mglistymi plamkami na tle czystego, po majowemu agodnego nieba: W domu rodzicw przebra si tylko i zostawi pene notatek walizy, po czym zaraz pojecha na farm Sumnerw, gdzie Walt zatrzyma si na czas dogldania budowy szpitala. Gabinet Walta mieci si na parterze. By to istny skad ksiek, notesw, kserokopii i listw. Walt powita Dawida tak, jakby si wcale nie rozstawali. - Suchaj - zacz od razu. - Co wiesz o tych badaniach Semple'a i Frerrera? W pierwszej generacji klonowanych myszy nie zaobserwowano adnych odchyle, adnych anomalii w zdolnoci do ycia i rozmnaania, podobnie jak w dwu nastpnych pokoleniach, za to w czwartej generacji zdolno do ycia gwatownie si obniya. Nastpi te systematyczny i nieodwracalny proces wymierania gatunku. Dlaczego? Dawid usiad ciko i spojrza na Walta w osupieniu: - Skd to wiesz?

- Vlasic - odpar krtko Walt. - Studiowalimy razem medycyn. On poszed w jednym kierunku, ja w drugim, ale korespondowalimy z sob przez ten cay czas. Zapytaem go i tyle. - Znasz wyniki jego bada? - Tak. Jego rezusy wykazuj t sam skonno do wymierania w czwartym pokoleniu, a do cakowitego wyginicia gatunku. - Niezupenie - sprostowa Dawid. - Vlasic musia przerwa prace w ubiegym roku. Brak funduszy. Nie znamy zatem wskanika ywotnoci pniejszych acuchw. Tendencja spadkowa zaznacza si jednak ju w trzecim pokoleniu klonw: nastpuje wwczas spadek potencji. Vlasic kad generacj klonw rozmnaa drog pciow, badajc stopie normalnoci potomstwa. W trzeciej generacji wskanik potencji wynosi zaledwie dwadziecia pi procent. Z takim samym wskanikiem startowao potomstwo z zapodnienia naturalnego i potencja obniaa si a do pitego pokolenia pocztego drog pciow, potem jednak zaczynaa powoli wzrasta i prawdopodobnie osignaby z powrotem stan normalny. Walt obserwowa go uwanie, od czasu do czasu kiwajc gow. Dawid mwi dalej: - Tyle, jeli chodzi o trzeci acuch klonw. U klonw acucha czwartego zanotowano drastyczn zmian. Wystpiy powane anomalie, a zdolno do ycia spada o siedemnacie procent. Wszystkie osobniki dotknite wadami byy bezpodne. Wskanik potencji spad przecitnie do czterdziestu omiu procent. W kadym kolejnym pokoleniu zrodzonym z zapodnienia naturalnego wskanik ten spada dalej na eb, na szyj. Gdy doszo do pitej generacji, adne z potomstwa nie przeyo duej ni dwie godziny. Tyle o czwartym acuchu klonw. Najgorsze byo klonowanie czwrek. Pity acuch klonw wykaza ju bardzo powane odstpstwa od normy. Wszystkie osobniki byy bezpodne. Nie sporzdzono danych o ywotnoci: szstego acucha klonw nie byo. Nie przey ani jeden. - lepy zauek - podsumowa Walt. Wskaza na stert czasopism i przegldw naukowych. udziem si, e to wszystko ju nieaktualne, e s moe nowsze metody albo odkryto bd w obliczeniach. A wic to trzecia generacja jest punktem zwrotnym? Dawid wzruszy ramionami. - Moliwe, e mam nieaktualne informacje. Wiem, e Vlasic przerwa badania rok temu, ale Semple i Frerrer cigle w tym siedz, a przynajmniej siedzieli w ubiegym miesicu. Mog mie co nowszego ni ja. Mylisz o zwierztach ? - Naturalnie. Syszae plotki? Podobno kiepsko si rozmnaaj. Nie podaje si adnych liczb, ale w kocu mamy wasne bydo i trzod: zostaa ledwo poowa. - Co syszaem. Dane, zdementowane, zdaje si, przez Ministerstwo Informacji. - To jest prawda - rzek z powag Walt. - Wobec tego musz ju nad tym pracowa - zareagowa Dawid. - Kto na pewno ju nad tym pracuje.

10

- Jeli nawet tak, to nie raczy nam o tym powiedzie odpar Walt. Zamia si gorzko i wsta. - Jak ci si udaje zdobywa materiay na ten szpital? - zainteresowa si Dawid. - Na razie jako to idzie. pieszymy si naturalnie, jakby jutro mia nastpi koniec wiata. 1 na razie nie martwimy si o koszta. Przyl nam tu rzeczy, z ktrymi w ogle nie potrafimy si obchodzi, ale pomylaem sobie, e lepiej zamwi wszystko, co mi wpadnie do gowy, ni po roku odkry, e co naprawd niezbdnego jest nie do zdobycia. Dawid podszed do okna i wyjrza na farm: ziele panowaa ju niepodzielnie, wydawao si, e wiosna ustpi miejsca latu bez adnych zakce, a na polach wzejdzie lnice, jedwabicie zielone zboe. Jak co roku. - Poka mi zamwienia na wyposaenie laboratorium i to, co ju dostarczono - powiedzia. - A potem zobaczymy, czy uda mi si wydbi pozwolenie wyjazdu na wybrzee. Pogadam z Semplem, spotkaem go par razy. Jeeli w ogle ktokolwiek co robi, to tylko oni. - Nad czym pracuje teraz Selnick? - Nad niczym. Utraci stypendium, jego studentom kazano pakowa manatki. - Dawid umiechn si znaczco do stryja. - Spjrz tam, na wzgrze: wida magnoli, ktrej lada chwila wystrzel pki. Par kwiatkw ju si pokazao. Dawid czu zmczenie w kociach, bolay go wszystkie minie, a w gowie mu dudnio. Przez dziewi dni podrowa bez wytchnienia: wybrzee, Harvard, Waszyngton teraz za chcia ju tylko spa, nawet gdyby tymczasem wiat mia stan w miejscu. Z Waszyngtonu do Richmond przejecha pocigiem, a tam, nie mogc wynaj samochodw ani - gdyby go nawet wynaj - kupi benzyny, ukrad rower i nim wanie przeby reszt drogi. Nigdy nie przypuszcza, e nogi potrafi a tak potwornie bole. - Pewien jeste, e nie bd ich chcieli sucha w Waszyngtonie? - zapyta dziadek Sumner. - Nikt nie lubi zych prorokw - odpar Dawid. To wanie Selnick by takim zym prorokiem. Wedle pobienych informacji, ktrych udzieli Dawidowi, rzd zmuszony by ju uzna powag nadcigajcej katastrofy, ale zamiast przedsiwzi daleko idce rodki dla jej odwrcenia, lub choby zagodzenia, wola roztacza przed ludmi enigmatyczn wizj wielkiej odnowy, ktra miaa nastpi jesieni. Jeli wierzy Selnickowi, przez nadchodzce p roku ci, ktrzy maj zdrowy rozsdek i pienidze, wykupi wszystko, co si da, aby si zabezpieczy na przyszo, gdy po tym okresie aski nie pozostanie ju nic do kupienia. - Selnick uwaa, e powinnimy wystpi z ofert zakupienia jego aparatury. Uczelnia podskoczy z radoci na wie, e moe si jej natychmiast pozby. Tanio. - Dawid, si zamia. - Tanio. Jakie wier miliona. - Wystosuj ofert - zarzdzi krtko dziadek Sumner. A Walt przytakn z namysem. Dawid wsta niepewnie i pokrci gow. Pomacha im na do widzenia i uda si do ka.

11

Ludzie wci jeszcze chodzili do pracy. Fabryki nadal produkoway, cho mniej ni dawniej i adnych artykuw luksusowych, ale przechodziy na wgiel tak szybko, jak tylko si dao. Dawid rozmyla o zaciemnionych miastach, o awicach rdzewiejcych ciarwek, o gnijcej na polach kukurydzy i pszenicy. I o komisjach priorytetowych, ktre si kciy, walczyy, agitoway za t czy inn spraw. Mino sporo czasu, zanim rozdygotane minie Dawida pozwoliy mu si rozluni, a jeszcze wicej, nim niespokojna wyobrania daa mu zasn. Budowa szpitala postpowaa nieprawdopodobnie szybko. Pracowano na dwie zmiany, znowu w myl zasady "cena nie gra roli". Zapiecztowane skrzynie i kartony z aparatur laboratoryjn stay w dugim baraku, wybudowanym z myl o przechowaniu urzdze do czasu, gdy bd potrzebne. Dawid rozpocz. prac w prowizorycznym laboratorium, usiujc odtworzy badania Frerrera i Semple'a. A w pierwszych dniach lipca na farm zjecha Harry Vlasic. Vlasic by niski, gruby, krtkowzroczny i porywczy. Dawid odnosi si do niego z takim samym lkiem i szacunkiem, jakim pocztkujcy student fizyki mgby obdarza Einsteina. - Dobra - owiadczy Vlasic. - Zbiory kukurydzy si nie uday, tak jak przewidywano. Monokultura! Te co! Uratuj szedziesit procent pszenicy, ani grama wicej. A zim - ha! - poczekajcie tylko do zimy. No, gdzie ta jaskinia? Zaprowadzili go do wlotu jaskini, oddalonej od szpitala o niespena sto metrw. W rodku zapalili latarki. W swej gwnej czci jaskinia mierzya ponad ptora kilometra dugoci, a byo te kilka odng, prowadzcych do mniejszych komnat. Jednym z korytarzykw pyna czarna, bezgona rzeka. Czysta, rdlana woda. Vlasic bez przerwy kiwa gow. Nawet po wyjciu z jaskini. - Nieze to jest- - powiedzia. - Powinno si uda. Laboratoria w rodku, przejcie podziemne ze szpitala, izolacja przed skaeniem - cakiem niele. Tego lata i w pocztkach jesieni pracowali po szesnacie godzin na dob. W padzierniku przez kraj przesza pierwsza fala grypy, powaniejsza w skutkach ni epidemia z lat 19171918. W listopadzie zanotowano przypadki nowej choroby; tu i wdzie szeptano, e to duma, ale Ministerstwo Informacji orzeko, e chodzi o gryp. Dziadek Sumner zmar w listopadzie. Dopiero wwczas Dawid dowiedzia si, e on i Walt s jedynymi spadkobiercami majtku znacznie przewyszajcego wszystko, o czym marzy. I by to majtek w gotwce. W cigu ostatnich dwch lat dziadek Sumner spieniy wszystko, co mg. W grudniu zacza si zjeda rodzina, ktra opucia wsie, miasteczka i miasta rozrzucone po caej dolinie, aby zamieszka w szpitalu i przylegych budynkach. Racjonowanie wszelkich dbr, czarny rynek, inflacja i grabiee zamieniy miasta w pola walki. A rzd zamrozi aktywa wszystkich przedsibiorstw: niczego nie mona byo kupi ani sprzeda bez zezwolenia. Wojsko zajmowao budynki, a pracownicy rzdowi nadzorowali wprowadzony powszechnie system racjonowania zakupw. Rodzina zwozia z sob ywy inwentarz. Wuj Jeremy Streit przywiz cztery ciarwki towarw elaznych. Eddie Beauchamp przyjecha z kompletnym wyposaeniem gabinetu dentystycznego. Ojciec Dawida pozwozi ile mg ze swego domu towarowego. Czonkowie rodziny trudnili si rnymi zawodami, tote zebrano godziwe zapasy z kadej niemal gazi handlu i rzemiosa, jak mona sobie wyobrazi. 12

Odkd zabrako radia i telewizji, rzd przesta radzi sobie z rosnc panik. Stan wyjtkowy ogoszono dwudziestego smego grudnia. O sze miesicy za pno. Gdy nadeszy wiosenne deszcze, nie byo ju przy yciu ani jednego dziecka poniej omiu lat, a z trzystu dziewitnastu osb, ktre przywdroway w gr doliny, pozostao dwiecie jeden. W miastach niwo byo znacznie obfitsze Dawid przyglda si podowi wini, na ktrym wanie mia przeprowadzi sekcj. Zwierztko byo pomarszczone i wyschnite, miao zbyt mikkie koci, gruczoy limfatyczne powikszone, twarde. Dlaczego? Dlaczego czwarta generacja nie chciaa si rozwija? Harry Vlasic zbliy si na moment, aby popatrze, po czym odszed, pochylajc gow w zamyleniu. Nawet on nie potrafi znale wyjanienia pomyla Dawid niemal z satysfakcj. Tej nocy Dawid, Walt i Vlasic spotkali si, eby omwi wszystko jeszcze raz. Mieli do ywego inwentarza, aby dziki klonowaniu i naturalnemu rozmnaaniu trzeciej generacji wyywi jako te dwiecie osb. Mogli klonowa do czterystu zwierzt na raz. Kurczta, winie, bydo. Jeli jednak wszystkie zwierzta stan si bezpodne, co wydawao si pewne, zapas ywnoci trzeba by uzna za ograniczony, Obserwujc obu starszych mczyzn, Dawid uwiadomi sobie, e celowo omijaj oni drugie zasadnicze pytanie: jeli i ludzie stan si bezpodni, jak dugo bdzie im potrzebne cige uzupenianie zapasw ywnoci? - Powinnimy wyizolowa grup bezpodnych myszy, sklonowa je i zbada nawrt podnoci w kadej nowej generacji klonw - powiedzia Dawid. Vlasic zmarszczy brwi i potrzsn gow. - Gdybymy mieli ze dwunastu studentw, mogoby si to uda - powiedzia cierpko. - Musimy to sprawdzi - oponowa Dawid, czujc nagy przypyw gorca. - Zachowujecie si obaj tak, jakby chodzio o plan na kilkuletni stan wyjtkowy. A jeli bdzie inaczej? Cokolwiek powoduje bezpodno, dotkno ju wszystkie zwierzta. Musimy to sprawdzi. Walt spojrza przelotnie na Dawida i rzek: - Nie mamy ani czasu, ani warunkw na przeprowadzenie takich bada. - Bzdura - odpar Dawid beznamitnie. - Produkujemy do elektrycznoci, mamy nawet nadwyki mocy. Mamy te sprzt, ktregomy jeszcze nawet nie rozpakowali... - A kto by go obsugiwa? - Ja. zajm si tym w ramach czasu wolnego. - Jakiego znw czasu wolnego? - Znajd go.

13

Wpatrywa si w Walta tak dugo, a stryj przyzwalajco wzruszy ramionami. W czerwcu Dawid mia ju wstpne odpowiedzi. - W acuchu A4 - oznajmi - wskanik podnoci wynosi dwadziecia pi procent. Vlasic od trzech czy czterech tygodni pilnie obserwowa prace Dawida i nie by zdziwiony jego owiadczeniem. Za to Walt popatrzy na Dawida z niedowierzaniem. - Pewien jeste? - wyszepta po chwili. - Czwarta generacja klonw bezpodnych myszy wykazywaa anomalie typowe dla wszystkich klonw tego pokolenia - tumaczy Dawid, z trudem panujc nad zmczeniem. Zarazem jednak osigna dwadziecia pi procent podnoci. Potomstwo yje krcej, ale jest w nim wicej osobnikw podnych. Taka tendencja utrzymuje si a do szstego pokolenia, ktrego podno osiga ju dziewidziesit cztery procent, a zdolno do ycia znw zaczyna zwykowa, potem za stopniowo si normalizuje. Dawid mia to wszystko na wykresach, ktre teraz oglda Walt. A, A1, A2, A3, A4 i ich potomstwo z reprodukcji naturalnej - a, al, a2, a3... Po A4 nie byo ju kolejnego acucha klonw: ani jeden osobnik nie osign dojrzaoci. Dawid usiad gbiej w fotelu, przymkn oczy i pomyla o ku, kocu po sam szyj i czarnym, czarnym nie. - Organizmy wysze wygin, jeli nie bd si rozmnaay drog naturaln. A zdolno do takiego rozmnaania si powraca. Co tam w rodku odzyskuje pami i samo si zablinia powiedzia sennym gosem. - Zostaniesz wielkim czowiekiem, jak ci zaczn drukowa - rzek Vlasic, kadc do na ramieniu Dawida. Potem przenis si na miejsce koo Walta, aby mu wskaza szczegy, ktre Walt mg przeoczy. - Fantastyczna robota - powiedzia cicho, a oczy mu byszczay, gdy przerzuca kartki. Fantastyczna. - Potem znw spojrza na Dawida. - Zdajesz sobie, naturalnie, spraw ze znaczenia swojej pracy? Dawid otworzy oczy i napotka wzrok Vlasica. Skin gow. Walt w zdumieniu spoglda to na jednego, to na drugiego. Dawid wsta i przecign si. - Musz si przespa powiedzia na odchodnym. Sen dugo jednak nie przychodzi. Dawid mia w szpitalu pojedynczy pokj, udao mu si bardziej ni innym, ktrzy spali przewanie w pokojach dwuosobowych. Szpital mieci ponad dwiecie ek, ale pojedynczych pokoi byo w nim niewiele. Znaczenie - rozmyla. By go wiadom od samego pocztku, chocia nie od razu przyzna si do tego nawet przed samym sob; jeszcze i teraz nie by gotw mwi na ten temat. Nie byo to nic pewnego. Trzy z kobiet w kocu zaszy w ci, po ptorarocznym okresie bezpodnoci. Margaret miaa rodzi lada dzie: na razie dziecko kopao i byo w wietnej formie. Jeszcze pi tygodni pomyla. Jeszcze pi tygodni i moe nigdy nie bdzie musia rozmawia o znaczeniu swoich bada. 14

Ale Margaret nie czekaa a piciu tygodni. W dwa tygodnie pniej urodzia martwe dziecko. W nastpnym tygodniu Zelda poronia, a May stracia ci w kilka dni po tym. Tego lata deszcze nie pozwoliy im zasia nic prcz warzyw w tarasowym ogrodzie. Walt zacz poddawa mczyzn testom na podno, po czym donis Dawidowi i Vlasicowi, e ani jeden mczyzna w dolinie nie pozosta podny. - A zatem - rzek cicho Vlasic - rozumiemy teraz znaczenie pracy Dawida. Zima nadesza wczenie, w strugach lejcego nieustannie lodowatego deszczu. W laboratoriach trway wzmoone prace, a Dawid odkry nagle, e bogosawi dziadka za odkupienie aparatury Selnicka, ktr nadesano wraz ze szczegow instrukcj przygotowywania sztucznych oysk i niemal ukoczonym opracowaniem programw komputerowych dla produkcji syntetycznych pynw owodniowych. Kiedy Dawid uda si na rozmow z Selnickiem, Selnick upiera si jak wariat, pomyla wwczas Dawid - aby zabrali wszystko albo nic. - Przekonasz si - nalega z tajemnicz min. - Sam si przekonasz. W tydzie pniej Selnick si powiesi. Aparatura bya ju w drodze do doliny Virginia. Pracowali i spali w laboratorium, wychodzc tylko na posiki. Zimowe deszcze ustpiy miejsca deszczom wiosennym, a powietrze wypeni nowy rodzaj ciszy. Dawid wychodzi wanie ze stowki, pochonity mylami o_ pracy w laboratorium, kiedy poczu, e kto dotyka jego ramienia. Obok staa matka. Nie widywa jej od tygodni i przeszedby szybko dalej z popiesznym "cze", gdyby go nie zatrzymaa. Wygldaa dziwnie, nieporadnie. Odwrci si do okna i czeka, a uwolni jego rami. - Celia wraca do domu - powiedziaa cicho. - Twierdzi, e czuje si dobrze. Dawida zmrozio. Z nateniem wlepia niewidzce spojrzenie w okno. - Gdzie ona teraz jest? - Kiedy zdawao mu si ju, e w ogle nie otrzyma odpowiedzi, gwatownie odwrci si do matki. - Gdzie ona jest? - Miami - odpara w kocu, kiedy przebiega wzrokiem obie kartki listu. - Wysany z Miami, tak mi si zdaje. Ponad dwa tygodnie temu. Ma dat dwudziesty smy maja. Nasza poczta w ogle do niej nie docieraa. Wcisna list w do Dawida. zy napyny mu do oczu, a matka, nie baczc na to, odesza. Dopiero po jej wyjciu ze stowki Dawid zabra si do czytania. "Byam jaki czas w Kolumbii, prawie osiem miesicy, i zapaam tam jakie wistwo, o ktrym nikt nic nie potrafi powiedzie". Pismo byo chwiejne i niepewne. A wic nie czua si dobrze. Dawid poszuka Walta. - Musz wyj jej naprzeciw. Nie moe dosta si w apy tej bandy u Wistonw. 15

- Wiesz, e nie powiniene teraz wychodzi. - Tu nie chodzi o to, co powinienem, a czego nie. Ja m u s z pj. Walt przyglda mu si przez chwil, po czym wzruszy ramionami. - Jak si dostaniesz tam i z powrotem? Benzyny nie ma. Wiesz, e uywamy jej tylko w rolnictwie. - Wiem - odpar niecierpliwie Dawid. - Wezm Mike'a i wzek. Z Mikiem mog si trzyma bocznych drg. Domyli si, e Walt, podobnie jak on sam, oblicza, ile to wszystko potrwa. Poczu, e twarz mu teje, a rce zaciskaj si w pici. Walt bez sowa skin gow. - Wyjad rano, jak tylko si rozwidni. - Walt zgodzi si. - Dzikuj - rzek nieoczekiwanie Dawid. By wdziczny Waltowi za to, e si nie pokcili, e nie powiedzieli sobie tego, co kady z nich dobrze wiedzia: nie mona przewidzie, jak dugo przyjdzie mu czeka na Celi, nie mona przewidzie, czy ona w ogle dotrze do farmy. Jakie pi kilometrw od domu Wistonw Dawid odczepi wzek i ukry go w gstych zarolach. Zatar lady w miejscu, gdzie zjecha z polnej drogi, po czym wprowadzi Mike'a do lasu. Powietrze byo parne i cikie od nadcigajcego deszczu; od lewej strony dobieg Dawida ryk Krtego Strumienia, ktry szturmowa wasne brzegi. Ziemia bya gbczasta i Dawid stpa ostronie, nie chcc utkn po kolana w zdradliwym bocku. Farma Wistonw bywaa ustawicznie zalewana przez powodzie; dziadek Wiston utrzymywa, e to wzbogaca gleb, nie chcc gani natury za jej okresowe wybryki. - Pan Bg nie yczy sobie, eby ten kawaek ziemi rodzi rok po roku - mawia. Przychodzi czas, e ziemia, , tak jak czowiek, potrzebuje odpoczynku. Pozwolimy jej odpocz w tym roku, a jak podeschnie, damy troch koniczyny. Dawid ruszy w gr, prowadzc Mike'a, ktry od czasu l do czasu wydawa ciche renie. - Tylko do wzgrza, staruszku - powiedzia cicho Dawid. - Potem moesz sobie odpoczywa i skuba trawk na ce, pki ona nie przyjdzie. Dziadek Wiston zaprowadzi Dawida na wzgrze tylko raz, kiedy chopiec mia dwanacie lat. Dawid pamita tamten dzie, upalny i nieruchomy jak dzisiejszy. Dziadek Wiston by wtedy krzepki i silny. Na wzgrzu zatrzyma si i dotkn masywnej naroli na pniu biaego dbu. - To drzewo, Dawidzie, widziao w dolinie Indian i pierwszych osadnikw, I mojego pradziadka, kiedy si tu pojawi. Ta nasz przyjaciel. Zna wszystkie rodzinne sekrety. - Czy to miejsce na grze to te twoja wasno, dziadku? - Do tego drzewa, synku. Po drugiej stronie s ju pastwowe tereny lene, ale to drzewo ronie jeszcze na naszym gruncie. Take i twoim, Dawidzie. Ktrego dnia przyjdziesz tu, pooysz do na pniu tego drzewa i bdziesz wiedzia. e to twj przyjaciel, tak Jak i dla 16

mnie byo ono przyjacielem przez cae ycie. Boe, dopom nam wszystkim, Jeli kto kiedy przyoy do tego drzewa ostrze topora. Tego dnia zeszli w d po przeciwnej stronie wzgrza, a potem wspinali si na powrt - tym razem byo dalej i bardziej stromo - a dziadek zatrzyma si raz jeszcze z rk na ramieniu Dawida. - Tak wanie wygldaa ta ziemia milion lat temu. Czas przesun si nagle dla chopca milion lat, sto milionw lat, wszystko to bya ta sama odlega przeszo i Dawid ujrza w wyobrani pochd gigantycznych gadw. Poczu cuchncy oddech tyranozaura. Pod wysokimi drzewami panowa chd i mgieka, a niej rosy mode drzewka. Rozpocieray gazie, jakby chciay uchwyci kady zbkany promyk soca, ktremu udao si przedrze przez wysoki baldachim. Tam, gdzie soce znalazo sobie drog: unosia si zocista i agodna powiata - byo to soce z innej epoki. W jeszcze gbszym cieniu rosy krzewy, a u ich stp pleniy si mchy i porosty, wtrobniki i paprocie. ukowato wystajce z ziemi korzenie drzew odziane byy w aksamitn szmaragdow rolinno. Dawid potkn si i apic rwnowag opar si o olbrzymi db, z ktrym czyy go tajemnicze wizy. Na chwil przylgn policzkiem do chropawej kory, po czym, odsunwszy si nieco, spojrza w gr midzy przepyszne gazie, gsto przesaniajce niebo. W razie burzy drzewo ochroni go przed zasadnicz si ulewy, ale potrzebowa jeszcze ochrony przed drobnymi kropelkami, ktre przedr si przez licie, aby cicho opa na chonn ziemi. Zanim przystpi do budowy szaasu, dokadnie przyjrza si farmie przez lornetk. Za domem znajdowa si ogrd, uprawiany przez picioro ludzi: nie mona byo stwierdzi, czy s to mczyni, czy kobiety. Dugowosi, w dinsach, na bosaka, zwinni. Nie miao to, znaczenia. Dawid zauway, e ogrd nie daje jeszcze plonw, e rolinki s nieliczne i sabe. Obserwowa pole rozcigajce si na wschd. Co si tam zmienio, ale nie by pewny, na czym ta zmiana polega. Nagle uwiadomi sobie, e na polu ronie kukurydza. Dziadek Wiston zawsze sadzi tam na przemian pszenic, lucern i soj. Niej pooone pola byy zalane, a pole pnocne zaroso traw i chwastami. Wolno przesun oko lornetki wzdu budynkw. Doliczy si siedemnastu osb. Ani jednego dziecka poniej omiu lat. Ani ladu Celii; nic te nie wskazywao na to, by zachwaszczona droga bya ostatnio uczszczana. Bez wtpienia, zamieszkaym tu ludziom byo najzupeniej obojtne, czy ich drog zaronie zielsko, czy te nie. Dawid wznis szaas przy pniu dbu, skd, pooywszy si, mg obserwowa farm. Dach sporzdzi z gazi Jedliny, tote gdy w p godziny pniej nadcigna burza, na Dawida nie spada ani kropla deszczu. Midzy grzdkami ogrdka w dole rway strumyki, a dziedziniec farmy wydawa si z daleka srebrzysty i lnicy, cho Dawid wiedzia. e z blisko byaby to po prostu mulista kaua gbokoci kilkunastu centymetrw. Ziemia w dolinie nie bya ju zdolna wchon wicej wody. Jej nadmiar spywa do Krtego Strumienia, ktry wzbiera coraz bardziej, groc pnocnemu polu i wystawionej na zagad kukurydzy. Trzeciego dnia woda zacza atakowa kukurydziane pole i Dawid z litoci patrzy na ludzi, ktrzy zebrali si bezradnie nie opodal. Ogrd uprawiano nadal, lecz zbiory zapowiaday si bardzo mizernie. Do tej chwili Dawid naliczy dwadziecia dwie osoby; pomyla, e to chyba wszyscy. Podczas burzy, ktra tego popoudnia chostaa dolin, usysza renie Mike'a, wyczoga si wic z szaasu i wsta. Pascy si pod stokiem Mike nie mg zbytnio ucierpie od deszczu, wiatr take do niego nie dociera. A jednak ra raz po raz. 17

Ostronie, w jednej rce dzierc bro, drug za osaniajc oczy przed siekcym deszczem, Dawid wychyn zza drzewa. Jaka posta niepewnie wdrapywaa si na wzgrze: gow miaa nisko pochylon, czsto przystawaa, ale zaraz ruszaa dalej, nie patrzc w gr, prawdopodobnie olepiona deszczem. Dawid wrzuci strzelb do szaasu i pobieg na spotkanie. - Celio! - woa. - Celio! Zatrzymaa si i uniosa gow. Deszcz spywa jej po policzkach i przylepia wosy do czoa. Zrzucia cicy jej plecak I podbiega ku Dawidowi, ktry, dopiero gdy j pochwyci i przytuli z caej siy, uwiadomi sobie, e oboje pacz: . W szaasie cign z Celii mokre ubranie i wytar j do sucha, po czym opatuli w jedn z wasnych koszul. Dziewczyna miaa sine usta, skr za niemal przezroczyst - nienaturalnie blad. - Wiedziaam, e tu bdziesz - powiedziaa. Oczy miaa ogromne, ciemnobkitne, bardziej bkitne ni pamita, a moe bardziej bkitne przez kontrast z bladoci skry. Dawniej zawsze bya opalona. - Wiedziaem, e tu przyjdziesz - powiedzia Dawid. - Jada co! Pokrcia gow. - Nie wierzyam, e tu jest a tak le. Mylaam, e to wroga propaganda. Wszyscy myleli, e to propaganda. Pokiwa gow i zapali pod kocherem. Celia siedziaa owinita w jego kraciast koszul i patrzya, jak Dawid otwiera i podgrzewa puszk z gulaszem: - Kim s ci ludzie na dole? - Dzicy osadnicy. Babcia i dziadek Wiston umarli w zeszym roku. Zjawia si ta banda. Ciotce Hildzie i wujowi Eddiemu dali do wyboru: przyczy si do nich albo wynocha. Wanda nie miaa adnego wyboru. Zatrzymali j i tyle. Ze wzrokiem utkwionym w dolin, Celia kiwaa gow. - Nie wiedziaam, e jest a tak le. Nie wierzyam w to. - Nie patrzc na Dawida, zadaa pytanie: - A moja matka, ojciec? - Nie yj, Celio. Oboje na gryp. Tej zimy. - Nie dostawaam adnych listw - powiedziaa. - Prawie dwa lata. Kazali nam, widzisz, opuci Brazyli. Ale nie byo komunikacji z krajem. Pojechalimy do Kolumbii. Obiecali, e po trzech miesicach wyekspediuj nas do domu. A potem przyszli ktrej nocy, pno, tu przed witem, i kazali nam si wynosi. Byy jakie zamieszki.

18

Dawid potakiwa ruchem gowy, chocia wpatrzona w farm Celia i tak nie moga tego widzie. Chcia jej powiedzie, eby opakiwaa rodzicw, eby si wyszlochaa, a wtedy on mgby wzi j w ramiona i sprbowa pocieszy. Ona jednak wci siedziaa bez ruchu i mwia martwym gosem. - Szli na nas, na Amerykanw. Winili nas za to, e musz godowa. Oni naprawd wierz, e tutaj nadal jest wszystko w porzdku. Ja te tak mylaam. Nikt nie wierzy nawet jednemu doniesieniu. No i te bandy na nas szy. Odpynlimy ma dk. Dziewitnacie osb. Strzelali do nas, kiedy zanadto zbliylimy si do Kuby. Dawid dotkn jej ramienia, a ona wzdrygna si i zadraa. - Celio, odwr si teraz i jedz. Ju nie mw. Pniej. Pniej zdysz o wszystkim opowiedzie. Spojrzaa na niego i wolno potrzsna gow. - Nigdy wicej. Ju nigdy a tym nie wspomn, Dawidzie. Chciaam po prostu, eby wiedzia, e nic nie mogam zrobi. Chciaam wraca do domu, ale nie byo jak. Ju nie bya taka sina z zimna i Dawid z ulg spostrzeg, e zabiera si do jedzenia. Bya godna. Zaparzy kaw, swoj ostatni racj kawy. - Chcesz, ebym ci opowiedzia, co si tutaj dziao? Potrzsna gow. - Jeszcze nie. Widziaam Miami i te tumy ludzi, pragncych si stamtd wydosta. Ludzie caymi dniami wyczekuj w kolejkach, stoj w pocigach. Miami jest ewakuowane. Kto pada martwy, zostaje tam, gdzie upad. - Zadraa gwatownie. - Nie mw mi na razie nic wicej. Burza mina i w nocnym powietrzu zapanowa chd. Skulili si pod kocem i siedzieli bez sowa, popijajc gorc, czarn kaw. Gdy filianka zacza dre w doniach Celii, Dawid zabra j i agodnie pchn dziewczyn na przygotowane przez siebie legowisko. - Kocham ci, Celio - powiedzia cicho. - Zawsze ci kochaem. - I ja ci kocham, Dawidzie. Zawsze. - Oczy miaa zamknite, a na tle bladych policzkw jej rzsy zdaway si bardzo czarne. Dawid pochyli si i pocaowa j w czoo, opatuli kocem i dugo patrzy, jak pi, pki sam nie pooy si obok i take nie zasn. W nocy Celia zerwaa si z krzykiem, a Dawid tuli j, pki si cakiem nie uspokoia. Nie przebudzia si zupenie, tote sowa, ktre wypowiadaa, byy cakiem niezrozumiae. Nastpnego ranka poegnali db i ruszyli w kierunku farmy Sumnerw. Celia jechaa na Mike'u, pki nie dotarli do wzka; draa z wyczerpania, a wargi znw jej posiniay, chocia dzie by ju upalny. Wzek by zbyt may, by moga si pooy, wic Dawid wymoci drewniane siedzenie z tyu swoim piworem i kocem, aby moga przynajmniej oprze gow i odpocz na mniej wyboistych odcinkach drogi. Gdy Dawid okrywa jej nogi drug, zdjt z siebie koszul, umiechna si do niego z wysikiem.

19

- To nie z zimna - powiedziaa, jakby stwierdzajc oczywisty fakt. - Myl, e ten cholerny wirus jako atakuje serce. Nikt nie wie, co to jest. Wszystkie objawy zwizane s z ukadem krenia. - Bardzo le si czua? Kiedy to si zaczo? - Jakie ptora roku temu. Tu przed tym, jak kazali nam wyjecha z Brazylii. To ogarno cae Rio. Wanie tam nas przewieli, kiedy stwierdzili, e te jestemy chorzy. Niewiele osb przeyo. Z tych, ktrzy zachorowali pniej prawie nikt. Wirus stawa si z czasem coraz zoliwszy. Dawid pokiwa gow. - To samo tutaj. Prawie szedziesit procent przypadkw miertelnych, a teraz, myl, doszo ju do osiemdziesiciu. Zapada duga cisza i Dawid pomyla, e Celia pewnie zasna. Droga bya dwiema koleinami, nikncymi stopniowo pod krzewicym si poszyciem. Trawy nie byo jedynie w tych miejscach, gdzie deszcze spukay ziemi, pozostawiajc nagie kamienie. Mike posuwa si statecznie, a Dawid go nie pogania. - Dawidzie, ilu ludzi pozostao w pnocnym kracu doliny? - Teraz okoo stu dziesiciu - odpar. Dwch na trzech nie yje - doda w myli, ale nie powiedzia tego gono. - A szpital? Zbudowali go? - Szpital jest. Kieruje nim Walt. - Dawidzie, pki powozisz i nie moesz na mnie patrze, opowiedz mi, jak tu jest. Co si dzieje, kto yje, kto umar, wszystko. Kiedy w wiele godzin pniej zatrzymali si na obiad, Celia zapytaa: - Chcesz si teraz kocha, zanim znowu spadnie deszcz? Pooyli si, pod kp tych topoli, ktrych licie cay czas szeleciy, chocia nie czuo si wiatru. Wrd szumu drzew ich wasne gosy przeszy w szept. Bya szczupa i blada, a przecie tyle miaa wewntrz ciepa i ycia; jej ciao wznosio si ku ciau Dawida, a piersi szukay jego dotyku, pocaunku. Czul jej palce we wosach, na plecach; wbijay mu si w boki, z pocztku silne, potem rozlunione drce, wreszcie zwinite w pici, ktre zaciskay si I otwieray spazmatycznie. Poczu, e rozdrapuje mu plecy, ale byo to gdzie strasznie daleko. Wreszcie nie byo ju nic prcz szelestu lici i przecigych, gbokich westchnie. - Kocham ci ju ponad dwadziecia lat, wiedziaa o tym? - zapyta po bardzo dugiej chwili. Rozemiaa si.

20

- Pamitasz, jak przeze mnie zamae rk? Potem, ju w wozie, dobieg go z tyu jej cichy, smutny gos. - Koniec z nami, prawda, Dawidzie? Z tob, ze mn, ze wszystkimi? Do cholery z Waltem - pomyla - do cholery z obietnicami, do cholery z tajemnic. I opowiedzia jej o klonach, rosncych pod masywem gry, w laboratorium na dnie jaskini. W tydzie po przybyciu na farm Celia podja prac w laboratorium. - Tylko w ten sposb mog ci cho troch widywa powiedziaa zaniepokojonemu t decyzj Dawidowi. - Obiecaam Waltowi, e na pocztek bd pracowa tylko cztery godziny dziennie. Zgoda? Nastpnego ranka Dawid odprowadzi j do laboratorium. Nowe wejcie do jaskini ukryte byo w szpitalnej kotowni, w podziemiach. Stalowe drzwi osadzono w wapiennej skale, ktra rozcigaa, si pod ca okolic. Ledwie przez nie przeszli, zrobio si zimno i Dawid otuli ramiona Celii paszczem. - Zawsze je tutaj trzymamy - powiedzia, zdejmujc drugi paszcz z wieszaka. - Dwa razy mielimy tu inspektorw rzdowych. Gdyby zobaczyli wtedy, e schodzc do piwnicy wkadamy paszcze, mogliby to uzna za podejrzane. Ci inspektorzy zreszt wicej nie przyjad. Korytarz o gadkiej posadzce by niewyranie owietlony. Koczy si nastpn par stalowych drzwi, oddalonych od wejcia o jakie sto dwadziecia metrw. Te z kolei otwieray si na pierwsz komor jaskini, du, wysoko sklepion komnat, ktra wygldaa w zasadzie tak, jak j zastali: pena stalaktytw i stalagmitw, z tym, e teraz wstawiono tu mnstwo ek polowych, turystycznych stolikw i awek, oraz rzd blatw do przyrzdzania potraw i stoy do jedzenia. - To nasze schronienie na okres "gorcych" deszczy wyjani Dawid, prowadzc Celi popiesznie przez dudnic echami komnat. Drugi korytarz by wszy i trudniejszy do przejcia. Na jego kocu miecia si pracownia dowiadcze ze zwierztami. Jedn ze cian wyburzono, aby wmontowa komputer groteskowo niestosowny na tle bladorowego trawertynu. , W rodkowej czci pomieszczenia znajdoway si zbiorniki, cysterny i rurki, wszystkie z nierdzewnej stali i szka. Po obu stronach biegy rzdy pojemnikw z embrionami zwierzt. Przez kilka chwil Celia wpatrywaa si w to wszystko bez ruchu, po czym odwrcia si i z niepokojem przyjrzaa Dawidowi. - Ile macie pojemnikw? - Wystarczajco duo, aby sklonowa szeset zwierzt rnej wielkoci - odpar. - Wiele przenielimy do laboratorium po drugiej stronie, a i z tych, ktre mamy tutaj, nie wykorzystujemy wszystkich. Boimy si wyczerpa zapasy chemikaliw, a jak dotd nikt nie wymyli jeszcze substancji zastpczych, ktre mona by uzyska z tego, co tu mamy do dyspozycji.

21

Od strony pojemnikw nadszed Eddie Beauchamp, notujc jakie liczby w ksidze laboratorium. Umiechn si szeroko do Dawida i Celii, - Z wizyt do ubogich? - zapyta. Porwnawszy wasne wyniki z tarcz na pojemniku, przekrci j nieco i poszed wzdu szeregu, sprawdzajc pozostae tarcze i zatrzymujc si od czasu do czasu dla dokonania niewielkiej poprawki. Celia spojrzaa na Dawida pytajco, a on potrzsn gow. Eddie nie wiedzia, co si robi w drugim laboratorium. Minli ustawione w rzdy pojemniki, wszystkie zapiecztowane, tak e tylko drgajce od czasu do czasu wskazwki i umieszczone z boku tarcze wskazyway na obecno czego wewntrz. Wrcili na korytarz. Dawid poprowadzi Celi przez kolejne drzwi i krtki korytarzyk do drupiego laboratorium, tym razem zabezpieczonego zamkiem, do ktrego Dawid mia klucz. Na ich widok Walt podnis wzrok, skin gow i odwrci si z powrotem do biurka, przy ktrym pracowa. Vlasic nawet nie spojrza w ich stron. Sara umiechno si mijajc ich popiesznie; siada przed konsol komputera i zacza stuka w klawisze. Druga z kobiet w pokoju zdawaa si w ogle nie dostrzega, e kto wszed. Hilda. Ciotka Celii. Dawid spojrza na Celi, lecz ona wpatrywaa si osupiaa w pojemniki, ktrych przednie ciany byy tu ze szka. Kady pojemnik wypeniaa jasna ciecz tak niewyranie ta, e jej kolor wydawa si wrcz zudzeniem. Wewntrz unosiy si woreczki, nie wiksze od drobnych pistek. Delikatne, przezroczyste kanaliki czyy woreczki z grnymi czciami pojemnikw, od ktrych odchodziy rurki zamocowane do pokrytego tarczami urzdzenia z nierdzewnej stali. Celia przesza powoli midzy rzdami pojemnikw. Zatrzymaa si raz porodku i przez duszy czas pozostawaa w bezruchu. Dawid wzi j za rk. Dziewczyna lekko draa. - Dobrze si czujesz? Skina potakujco. - Ja... to szok tak je zobaczy. Ja... moe nie cakiem w to wierzyam. - Jej twarz pokrya si warstewk potu. - Lepiej zdejmij teraz paszcz - poradzi Dawid. -Musimy tu utrzymywa wysok temperatur. Okazao si, e aby im byo do ciepo, my sami musimy si przegrzewa. Oto cena eksperymentu - doda z lekkim umiechem. - Cae to owietlenie, ciepo, komputer - to zera mas energii. Potraficie jej a tyle wytwarza? Kiwn gow. - Jutro ci to poka. Jak wszystko, co tu robimy, system zasilania te ma swoje sabe punkty. Potrafimy zgenerowa zapas mocy na sze godzin, nie wicej, a wic po szeciu godzinach generator musi by z powrotem wczony. I tyle.

22

- Sze godzin to mnstwo czasu. Czowiekowi wystarczy zaledwie sze minut bez powietrza, aby umrze. - Trzymajc rce zaoone z tyu Celia zbliya si do poyskliwej tablicy rozdzielczej w kocu sali. - To nie jest komputer prawda? Co to takiego? - Kocwka komputera. Komputer nadzoruje doprowadzanie poywienia i tlenu oraz odprowadzanie toksyn. Sala ze zwierztami znajduje si za t cian. Tamte pojemniki s rwnie podczone do komputera. Inny zestaw systemw programowych, ale aparatura ta sama. - Przeszli sal oseskw zwierzcych, a nastpnie przez odzia podw ludzkich. Dalej byo jeszcze prosektorium, kilka biaych gabinetw dla naukowcw, magazyny. W kadej sali, poza t, w ktrej hodowano klony ludzkie, pracowali ludzie. - adne z nich nie miao przedtem w rku palnika Bunsana ani probwki, a jednak z dnia na dzie stali si naukowcami i technikami - powiedzia Dawid. - I dziki Bogu, bo inaczej nic by z tego nie wyszo. Nie wiem, co my w ich mniemaniu tutaj robimy - oni nie zadaj pyta. Po prostu robi swoje. Walt przydzieli Celi do pracy pod kierunkiem Vlasica. Ilekro Dawid odnajdywa j wzrokiem w sali laboratorium, czu spazm radoci. Celia wyduya swj dzie pracy do szeciu godzin. Gdy po czternastu czy szesnastu godzinach Dawid pada wykoczony na ko, przychodzia, eby go przytuli i kocha. W sierpniu Avery Handley donis, e jego krtkofalwka odebraa z Richmond ostrzeenie przed band wczgw, ktra posuwa si w gr doliny. - S groni - oznajmi ponuro. - Zagarnli dom Phillottw, spldrowali go i pucili z dymem. Po tym ostrzeeniu dniem i noc trzymano warty. W tym samym tygodniu Avery donis, e na rodkowym Wschodzie wybucha wojna. W oficjalnych komunikatach radiowych o niczym podobnym nie wspominano: radio nadawao tylko muzyk, kazania i programy rozrywkowe. Telewizja skoczya si ju na samym pocztku kryzysu energetycznego. - Kto nacisn guzik - powiedzia Avery. - Nie wiem kto, ale to pewne. Mj czowiek twierdzi te, e w rejonie Morza rdziemnego znw szerzy si epidemia. We wrzeniu odparli pierwszy atak. W padzierniku uzyskali wiadomo, e banda zbiera si do kolejnego ataku, tym razem w sile od trzydziestu do czterdziestu ludzi. - Nie moemy walczy z nimi bez koca - zawyrokowa Walt. - Na pewno wiedz, e mamy tu ywno. Tym razem otocz nas ze wszystkich, stron. Wiedz, e mamy si na bacznoci. - Trzeba by wysadzi tam - zawyrokowa Clarence. - Odczeka, a wejd w grn dolin, i spuka ich stamtd. Zebranie odbywao si w stowce, w obecnoci wszystkich mieszkacw kolonii. Do Celii zacisna si na palcach Dawida, ale dziewczyna nie zaprotestowaa. Nie oponowa nikt.

23

- Bd prbowali zdoby myn - cign Clarence. - Pewnie myl, e tam jest zboe albo co. Dwunastu mczyzn zgosio si do trzymania warty przy mynie. Szeciu innych miao zaoy adunek wybuchowy pod tam, trzynacie kilometrw w gr rzeki. Pozostali utworzyli grup zwiadowcz. Dawid i Celia wyszli z zebrania przed kocem. Dawid zgasza si do wszystkiego, ale za kadym razem otrzymywa odmow. Nie nalea do tych, bez ktrych kolonia mogaby si obej. Deszcze znw byy "gorce" i wszyscy nocowali w jaskini. Dawid, Celia, Walt, Vlasic, inni pracownicy laboratoriw - wszyscy spali na polowych kach. W maym gabinecie Dawid i Celia szeptali ~ przed snem trzymajc si za rce. Rozmawiali o swoim dziecistwie. Dugo jeszcze po zaniciu Celii Dawid wpatrywa si w ciemnoci, nie wypuszczajc z doni rki dziewczyny. Celia bya coraz szczuplejsza, ale gdy kilka dni wczeniej Dawid usiowa namwi j, by zostawia prac i posza odpocz; Walt powiedzia: "Daj jej spokj". Celia poruszya si nerwowo, a Dawid uklk przy jej polwce i mocno przytuli dziewczyn do siebie. Przez chwil czu dzikie opotanie jej serca. Dopiero gdy cakiem si uspokoia, rozluni ucisk i z zamknitymi oczami usiad na kamiennej pododze: Jeszcze pniej usysza kroki Walta i skrzypienie jego ka w gabinecie za cian. Poczu sztywnienie w kociach, wic w kocu wrci na wasne posanie i zapad w sen. Nastpnego ranka zaczo si przenoszenie wszystkiego na wyej pooone tereny. Wiadomo byo, e przy wysadzaniu tamy zniszczeniu ulegn trzy domy mieszkalne, stodoa przy drodze, a take i sama droga. Nie mona byo trwoni niczego, tote deska po desce przenosio si stodoa na wzgrze i ukadao w stos. W dwa dni pniej dano sygna i tama zostaa wysadzona. Dawid i Celia stali w pokoju no pitrze szpitala i patrzyli, jak ciana wody z rykiem rzuca si w dolin. Przypominao to start odrzutowca albo tum kibicw, rozwcieczony decyzj sdziego, albo pocig ekspresowy bez hamulcw. By to ryk niepodobny do niczego, co Dawid wczeniej sysza, czy te raczej podobny do wszystkich znanych mu odgosw, ktre zlay si teraz w trzscy budynkiem oskot. Kilkumetrowa ciana wody runa w dolin, pdzc coraz szybciej, druzgocc, niweczc wszystko na swej drodze. Gdy ryk ucich i wysoka woda si ustaa, pena wirw i gsta od porwanych szcztkw, Celia spytaa cicho: - Czy to byo warto, Dawidzie? Mocniej obj jej ramiona. - Musielimy tak zrobi - odpar. - Wiem. Tylko czasem to si wydaje straszliwie bezsensowne. My wszyscy jestemy przecie martwi. Walczymy na czele frontu, ale jestemy martwi. Tak samo martwi, jak musz by w tej chwili tamci ludzie.

24

- Nasz plan zaczyna ju dziaa, kochanie. I ty dobrze o tym wiesz. Sama nad tym pracujesz. Trzydzieci nowych istnie ! Pokrcia gow. - Trzydzieci nastpnych trupw. Pamitasz szkk niedzieln? Zabierali mnie tam co tydzie. Ty te chodzie? Skin gow na potwierdzenie. - A rodowe lekcje religii? Wci o nich teraz myl: i zastanawiam si, czy to, mimo wszystko, nie palec Boy. Nic na to nie poradz. Cigle si nad tym zastanawiam. A przecie zostaam ateistk. - Zamiaa si i nagle zakrcia w kko. - Chodmy do ka, w tej chwili. Tu, w szpitalu. Wemiemy sobie jaki wystawny pokj, apartament... Wycign ku niej rce, ale nagy gwatowny podmuch wiatru cisn w okno strug deszczu. Nastpio to znienacka, bez uprzedzenia - po prostu nage oberwanie chmury. Celia wstrzsna si. - Wola boska - powiedziaa bezbarwnym gosem. - Musimy wraca do jaskini, prawda? Minli pusty szpital, dugi, niewyranie owietlony korytarz, wielk komnat, w ktrej ludzie usiowali poukada si wygodnie na polwkach i awach, kilka mniejszych korytarzykw, a wreszcie dotarli do gabinetu laboratorium. - Ilu ludzi zabilimy? - zapytaa Celia wychodzc z dinsw. Odwrcia si, eby poskada ubranie w nogach ka. Jej poladki byy prawie tak paskie jak u dorastajcego chopca. Kiedy znw odwrcia si do Dawida, zdawao si, e napita skra nie wytrzyma naporu eber. Patrzya na niego przez chwil, a potem podesza i, stojc przed nim nago, mocno przytulia gow siedzcego Dawida do swoich piersi. Na policzku poczu jej zy.

W listopadzie przyszy ostre mrozy, a zalana dolina oraz brak drogi i mostw chroniy szpital przed atakiem z zewntrz, przynajmniej do wiosny. Ludzie znw opucili jaskini, praca w laboratorium posuwaa si w dawnym, morderczym tempie. Embriony rozwijay si, rosy, gwatownymi ruchami stp i okci przemieszczay si z miejsca na miejsce. Dawid pracowa nad substytutami odczynnikw, ktrymi ju zastpowano pyny owodniowe. Pracowa dzie w dzie, tak dugo, pki mga nie zasnua mu oczu albo donie nie odmwiy posuszestwa, albo te Walt nie kaza mu wynosi si z laboratorium. Celia pracowaa teraz duej, nadal przestrzegajc kilkugodzinnego odpoczynku w rodku dnia, po ktrym wracaa do pracowni i pozostawaa tam niemal tak dugo, jak Dawid. 25

Przeszed obok jej krzesa i pocaowa j w czoo. Podniosa wzrok i umiechna si do niego, po czym wrcia do swoich liczb. Peter wczy wirwk. Vlasic co jeszcze poprawi przy ostatnim pojemniku z poywieniem, ktre w stanie rozcieczonym naleao poda embrionom, po czym zawoa : - Celia, moesz zacz odlicza pisklaki? - Chwileczk - odpara. Zapisaa co, pooya owek na otwartej ksice i wstaa z krzesa. Dawid by wiadom jej obecnoci, tak jak zawsze, nawet jeli wasna praca cakowicie go pochaniaa. Czu, e Celia wstaje, e chwil stoi bez ruchu, a kiedy drcym, zdradzajcym niedowierzanie gosem wymwia: "Dawid, Dawid" - on ju zrywa si na nogi. Pochwyci j, gdy osuwaa si na ziemi. Oczy miaa otwarte, spojrzenie byo niemal pytajce, pytao o co, na co on nie potrafi odpowiedzie, na co ona sama nie czekaa odpowiedzi. Wstrzsn ni dreszcz I przymkna oczy, a cho powieki jej drgay, wicej ich nie otworzya. Walt przyjrza si Dawidowi i wzruszy ramionami. - Wygldasz jak ptora nieszczcia - powiedzia. Dawid nie zareagowa. Wiedzia, e wyglda jak ptora nieszczcia. Czu si jak ptora nieszczcia. Patrzy na Walta, jakby obserwowa go z wielkiej odlegoci. - Dawid, wemiesz si wreszcie w gar, czy nie? Tak po prostu si poddae? - Nie czeka na odpowied. Usiadszy na jedynym w malekim pokoiku krzele, pochyli si do przodu, podpar brod rkami i wbi wzrok w podog. - Musimy im wszystko powiedzie. Sara twierdzi, e bd kopoty. Ja te tak sdz. Dawid sta przy oknie, wpatrujc si w ponury krajobraz namalowany w barwach szaroci, czerni i bota. Padao, ale deszcz by ju czysty. Rzeka wygldaa jak szary, wirujcy potwr, pospne odbicie pospnego nieba. Dawid ledwie j dostrzega ze swego okna na grze. - Mog prbowa wedrze si do laboratorium - cign Walt. - Bg jeden wie, co moe im wpa do gowy. Dawid ani drgn. Dalej wpatrywa si w zaspione niebo. - Do jasnej cholery! Masz si natychmiast odwrci i sucha, co do ciebie mwi, ty dupo woowa! Mylisz, e pozwol,. eby ta caa robota, cay plan, poszy na marne przez jedno bezmylne posunicie?! Mylisz, e nie zatuk kadego. kto sprbuje to teraz zahamowa?! - Walt zerwa si z krzesa w ataku furii, szarpniciem odwrci Dawida do siebie i wrzeszcza mu prosto w twarz. - Mylisz, e ci pozwol tak tu siedzie i zdycha?! Jeszcze nie dzisiaj. Gwno mnie obchodzi, co z sob zrobisz za tydzie, ale dzisiaj jeste mi potrzebny i jak mi Bg miy, pjdziesz tam ze mn i tyle! - Wszystko mi jedno - powiedzia cicho Dawid.

26

- Zaraz przestanie ci by wszystko jedno! Bo te dzieciaki lada chwila powyskakuj z workw, a te dzieciaki to Jest nasza jedyna nadzieja i ty o, tym dobrze wiesz. Nasze geny, twoje, moje, Celii, te geny to jest jedyne co stoi midzy nami a zagad. I ja nie pozwol, Dawid! Zabraniam ci! Dawid czu jedynie miertelne znuenie. - Wszyscy jestemy martwi. Dzi czy jutro... Po co to sztucznie przedua? Cena jest zbyt wysoka, aby akomi si na rok czy dwa. - adna cena nie jest za wysoka! Twarz Walta w oczach Dawida pocza nabiera ostroci. Walt by blady, mia spopielae usta, zapadnite oczy. W policzku pojawi si tik, ktrego Dawid nigdy przedtem nie zaobserwowa. - Po co zmienia plan i mwi im ju teraz, przed czasem? - Bo ju wcale nie jest przed czasem, - Walt z caej siy tar oczy. - Co poszo nie tak, jak naley. Nie wiem co. Co tam le funkcjonuje. Wyglda na to, e bdziemy mieli pene rce wczeniakw. Wbrew samemu sobie, Dawid przeprowadzi popieszn kalkulacj. - To dwudziesty szsty tydzie - powiedzia. - Nie jestemy w stanie odebra tylu wczeniakw. - Wiem o tym: - Walt znowu usiad, ale tym razem opar gow z tyu i przymkn oczy. Nie mamy wielkiego wyboru - powiedzia. - Wczoraj stracilimy jedno, dzisiaj troje. Musimy je stamtd wydosta i potraktowa jak wczeniaki. Dawid wolno pokiwa gow. - Ktre? - zapyta, chocia ju wiedzia. Walt poda mu imiona i Dawid znw kiwn gow. Wiedzia, e to nie jego, nie Walta, nie Celii. - Jakie s plany? - zapyta w kocu siadajc na krawdzi ka. - Musz si przespa - odpar Walt. - Potem zebranie, zapowiedziane na sidm. Po zebraniu szykujemy sal dla armii wczeniakw. Jak tylko skoczymy, zaczynamy je odbiera. To bdzie rano. Potrzebne nam pielgniarki, z sze albo wicej - ile uda si znale. Sara twierdzi, e Margaret by si do tego nadawaa. Ja nie jestem przekonany. Dawid te nie by co do tego przekonany. Czteroletni synek Margaret by jedn z pierwszych ofiar epidemii, drugie dziecko urodzia martwe. A jednak Dawid ufa dowiadczeniu Sary. - Myl, e same midzy sob wyznacz pielgniarki; powiedz im, co robi, i przypilnuj, eby wszystko, byo jak naley. Walt co wymamrota i jedno rka opada mu z oparcia krzesa. Poderwa si gwatownie. 27

- No dobra, Walt. Kad si do mojego ka - powiedzia, Dawid prawie niechtnie. - Ja zejd do laboratorium, rozkrc tam co trzeba. Przyjd po ciebie o wp do sidmej. Walt nie protestowa, tylko zwali si na ko nie zadajc sobie nawet trudu zdjcia butw. Dawid cign mu je. Skarpetki Walta skaday si waciwie z samych dziur, ale pewnie grzay mu nogi w kostce. Dawid nie ruszy ich, nacign na Walta koc i poszed do laboratorium. O sidmej, gdy Walt wsta, by wygosi owiadczenie, stowka bya pena ludzi. Walt pozwoli najpierw Avery'emu dokona przegldu coraz szczuplejszej liczby wiadomoci o epidemii, godzie, chorobach, samoistnych poronieniach, martwo urodzonych dzieciach i bezpodnoci. Na caym wiecie byo tak samo. Suchali obojtnie, nie mogo ich ju obej nic, co dziao si poza t niewielk czstk wiata. Avery skoczy i wrci na miejsce. Dawid ze zdumieniem skonstatowa, e Walt jest may. Zawsze uwaa go za do postawnego mczyzn, ale w rzeczywistoci Walt wcale taki nie by. Mia zaledwie metr siedemdziesit dwa, a teraz by jeszcze do tego strasznie chudy i zasuszony, jak kur do walk kogucich, wyzbyty wszelkiego nadmiaru ciaa, poza tym, co konieczne do przeprowadzenia ostatniej potyczki. Walt przyjrza si zebranym i rzek, wac sowa: - Nikt z zebranych tu na sali nie jest godny. Pokonalimy epidemi. Deszcze spukuj pyny radioaktywne, a zapasy ywnoci wystarcz nam na cae lata, nawet jeli wiosn nie uda nam si niczego zasia. Mamy ludzi zdolnych wykona waciwie kad prac. -. Przerwa i znw popatrzy po twarzach, z lewa na prawo i z powrotem, nie pieszc si. Uwaga zebranych skupiaa si na nim bez reszty. - Nie mamy tylko - podj, tym razem tonem dobitnym i bezwzgldnym - kobiety, ktra moe zaj w ci, ani mczyzny, ktry mgby zapodni zdoln do rodzenia kobiet. Przez sal przeszed szmer przypominajcy zbiorowe westchnienie, ale nie odezwa si nikt. - Wiecie, skd bierzemy miso - cign Walt. - Wiecie, e bydo i kurczta s w porzdku. Jutro, panie i panowie, bdziemy mieli nasze wasne dzieci, zrodzone w ten sam sposb. Przez chwil panowaa kompletna cisza i bezruch, a potem sala wybucha. Clarence poderwa si na rwne nogi i wrzeszcza na Walta. Vernon stara si przedrze z koca sali, ale midzy nim a Waltem sta zbyt gsty tum. Jaka kobieta uczepia si ramienia Walta, cigajc go niemal w d i krzyczc mu spazmatycznie prosto w twarz. Wal wyrwa si i wskoczy na st. - Dosy! Odpowiem na wszystkie pytania, ale w tych warunkach nikogo z was nie sysz. Przez trzy nastpne godziny ludzie zadawali pytania, spierali si, modlili, zawizywali stronnictwa, przeformowywali je w wyniku rnicy zda w mniejsze grupki. O dziesitej Walt ponownie zaj miejsce na stole i zawoa: - Zawieszamy dyskusj do jutro, do godziny sidmej wieczorem. Teraz bdzie kawa i co do jedzenia.

28

Zeskoczy ze stou i wyszed, zanim ktokolwiek zdoa go dopa, po czym obaj z Dawidem popieszyli do wlotu jaskini i zamknli za sob masywne drzwi. - Clarence by ohydny - mamrota Walt. - Bydlak. Dawid na og zmusza si do pamitania, e jego ojciec, Walt i Clarence s brami, ale mimo wszystko traktowa Clarence'a inaczej, jak obcego faceta z tustym brzuchem i fur pienidzy, ktry oczekiwa bezwzgldnego posuszestwa od caego wiata. - Mog si zjednoczy - powiedzia po chwili Walt. - Mog utworzy komitet protestacyjny przeciwko tej robocie szatana. Musimy by na to przygotowani. Dawid potakujco skin gow. Liczyli na to, e uda im si odwlec moment owiadczenia do czasu, gdy bd mieli ywe dzieci, ludzkie niemowlta, ktre miej si, gaworz i arocznie chepc pokarm z butelek. Tymczasem bd mieli do pokazania sal pen wczeniakw, bynajmniej nie przypominajcych ludzi, majcych w sobie tyle czowieczestwa, co przedwczenie urodzone ciel. Ca noc szykowali obek. Sara zaangaowaa do pracy Margaret, Hild, Lucy i sze innych kobiet, ktre ubrano w fartuchy i maski pielgniarek. Ktra z nich upucia basen, a trzy inne wyday jednogony pisk. Dawid zakl pod nosem. Uspokoj si, jak dostan dzieciaki - powiedzia sobie. Bezkrwawe narodziny rozpoczy si o pitej czterdzieci pi, a o dwunastej trzydzieci byo ju dwadziecia pi noworodkw. Cztery umary w pierwszej godzinie ycia, jeden w trzy godziny pniej, reszta jako si trzymaa. W pojemniku pozostawiono jedynie pd przyszej Celii, o dziewi tygodni modszy od reszty. Pierwszym gociem, ktrego Walt, wpuci do obka, by Clarence i odtd nie byo ju mowy o pozbyciu si nieludzkich potworkw. Odbyo si przyjcie, paday propozycje imion dla dzieci, z ktrych drog losowania wybrano jedenacie imion eskich i dziesi mskich. W ksidze rejestracyjnej wszystkie dzieci oznaczono jako grup R-1: Repopulacja 1. Ale tak dla Dawida, jak i dla Walta byli to W-1, D-1, a wkrtce i C-1.. Natychmiast znalazo si do pielgniarek obu pci, a w cigu nastpnych miesicy nie zabrako rk do pracy przy licznych obowizkach, z ktrymi bardzo niewielu miao wczeniej do czynienia. Walt zrzdzi, e kady chce by od razu lekarzem albo biologiem. Wicej teraz sypia i zmarszczki przemczenia na twarzy zaczy mu si wygadza. Czsto serwowa Dawidowi kuksaca i, odholowawszy go z dziecinnego pokoju, przepdza do wasnego gabinetu na terenie szpitala, gdzie pilnowa, aby Dawid pooy si spa na ca noc. Ktrego wieczora, gdy rami w rami szli do swoich pokoi, Walt zapyta: - Rozumiesz ju, o co mi chodzio, kiedy mwiem, e tylko to si liczy, prawda? Dawid rozumia. Ilekro spojrza na malek, row, now Celi, rozumia to jeszcze lepiej. To by bd - myla Dawid obserwujc chopcw z okna gabinetu Walta. - Te dzieci to ywe wspomnienia, nic ponadto. Clarence; ju teraz nazbyt pucoowaty, za trzy, cztery lata bdzie 29

grubasem. May Walt w skupieniu marszczy czoo nad zadaniem, ktrego nie zapisze, pki nie bdzie mg od razu dopisa rozwizania. Robert, niemal za adny, ale mimo to zdecydowanie mski, zawsze prbuje by najsprawniejszy, chce najwyej skoczy, najszybciej przebiec, najmocniej uderzy. I D-4, on sam... Odwrci si i zagbi w rozmylaniach nad przyszoci chopcw. Wujowie, ojcowie, dziadkowie - wszyscy w jednym wieku. Znw rozbolaa go gowa. - S nieludzcy, prawda? - rzek z gorycz do Walta. - Przychodz i odchodz, a my nic o nich nie wiemy. Co myl? Dlaczego s tacy nierozczni? - Pamitasz taki stary frazes "konflikt pokole"? Zdaj si, e to jest wanie to. - Walt wyglda bardzo staro. By zmczony i nie usiowa ju tego ukrywa. Podnis wzrok na Dawida i rzek cicho: - Moe si nas boj? Dawid potakujco skin gow. Myla ju o tym. - Wiem, czemu Hilda to zrobia - powiedzia. - Z pocztku nie mogem zrozumie, ale teraz ju wiem. - Hilda zadusia dziewczynk, ktra z dnia na dzie coraz bardziej j przypominaa. - Ja te. - Walt przycign do siebie notes, ktry odsun na widok wchodzcego Dawida. Troch to niesamowite brodzi w tumie, w ktrym kady jest tob, na rnych etapach dorastania. Oni rzeczywicie trzymaj si razem. - Walt z powrotem zabra si do pisania, a Dawid Niesamowite - pomyla i omin laboratorium, do ktrego pierwotnie si wybiera. Niech przeklte embriony robi swoje bez niego. Wiedzia, e nie ma ochoty tam wchodzi, bo na pewno zastaby D-1 lub D-2 przy pracy. To acuch D-4 dowiedzie susznoci lub braku susznoci eksperymentu. Jeli nie uda si "czwrkom", wwczas, wedug wszelkiego prawdopodobiestwa, nie uda si i "pitkom", a co dalej? Bd. Och, pomyka, prosz pana. Najmocniej przepraszam. Wspi si na grujc nad jaskini ska za szpitalem i usiad na chodnym, gadkim wapiennym wystpie. Chopcy odchwaszczali drugie pole. Praca w zespole sza im dobrze, rzadko przerywali j rozmow, za to bardzo czsto wybuchali spontanicznym miechem. Od strony rzeki pojawi si sznureczek dziewczt z koszykami jagd. Czarne jagody i proch strzelniczy - pomyla znienacka Dawid i przypomniay mu si minione obchody Czwartego Lipca, pene plam po jagodach, fajerwerkw i siarki na pchy. No i ptakw. Drozdw, wiergotkw, sowikw, gili. Zobaczy trzy Celie, wdzicznie rozkoysane pod ciarem koszy - od najwikszej do najmniejszej. Dawid zmitygowa si: tak nie wolno myle. To nie byy Celie, adna z nich nie nosia tego imienia. Nazyway si Mary, Ann i co tam jeszcze. Przez chwil nie mg sobie przypomnie imienia trzeciej, ale to i tak nie miao znaczenia. Kada z nich bya Celi. Ta w rodku moga go zaledwie wczoraj zepchn ze stogu; z t po prawej mg turla si po bocie w zacitej walce. Kiedy, przed laty, Dawid mia sen, w ktrym Celia-3 przysza do niego niemiao i poprosia, aby j kocha. Posiad j w tym nie, a potem przez wiele jeszcze tygodni kocha j i kocha, i kocha w swoich snach. Budzi si paczc z tsknoty za prawdziw Celi. W kocu nie mg ju tego znie. Odszuka Celi-3 i jkajc si zapyta, czy zechce do niego 30

pj - ona za cofna si popiesznie, niechtnie, z lkiem wypisanym na gadkiej twarzy zbyt wyranie, aby moga udawa, e go nie czuje. - Wybacz, Dawidzie. Zaskoczye mnie. Panoway wrd nich swobodne obyczaje, wolna mio bya wrcz zalecana. Nikt nie by w stanie, przewidzie, ile dziewczt i chopcw uniknie bezpodnoci jakie bd proporcje pci. Walt mg testowa mczyzn, ale poniewa do badania podnoci kobiet potrzebne byy krliki, ktrych nie mieli - orzek, e najlepszym sprawdzianem bdzie tu cia. Dzieci mieszkay razem i wolno obyczajw traktoway jak rzecz normaln. Ale tylko midzy sob. Unikay starszych. Suchajc dziewczyny, ktra wci si od niego odsuwaa, Dawid uczu pieczenie pod powiekami. Odwrci si i wyszed gwatownie. Przez lata dzielce tamto wydarzenie od chwili obecnej nie odezwa si do Celii-3 ani sowem. Czasem zdawao mu si, e dziewczyna obserwuje go bacznie - obrzuca j wwczas tpym spojrzeniem i popiesznie si oddala . C-1-traktowa jak wasne dziecko. Patrzy, Jak ronie, ja uczy si chodzi, mwi, je yeczk. To bya jego creczka, jego i Celii. Z C-2 byo bardzo podobnie. Bliniaczka C-1, identyczna, cho nieco mniejsza. Ale C-3 bya inna. Nie - poprawi si - to on sam inaczej na ni patrzy Widzia w niej Celi - i to go bolao. Zmarz na tej skale. Uwiadomi sobie, e soce, dawno ju zaszo, a na dole rozbysy wiata. Sceneria by sympatyczna, przypominaa dawne pocztwki z cyklu "ycia na wsi": duy dworek z rozjarzonymi oknami, czer, stodoy, bliej - szpital i budynek dla personelu z wesoym, tym wiatem w oknach. Z ociganiem schodzi w dolin. Przegapi kolacj, ale nie chciao mu si je. - Dawidl - woa go jeden z najmodszych chopcw "pitka": Dawid nie wiedzia, z kogo chopiec jest wyklonowany; niektrych mieszkacw doliny nie spotka nigdy w tak modym wieku. Zatrzyma si, a chopiec min go biegiem, krzyczc: - Doktor Walt ci prosi! Walt by w swoim gabinecie na terenie szpitala. Na biurku i stole rozoy karty choroby czwartego acucha klonw. - Skoczyem - oznajmi. - Naturalnie, bdziesz musia sprawdzi. Dawid rzuci okiem na ostatnie rubryki kart. H-4 i D-4. - Powiedziae ju tym chopcom? - Wszystkim powiedziaem. Oni to rozumiej. - Walt tar oczy, - Nie maj przed sob tajemnic - doda. - Wiedz, co trzeba, o cyklu menstruacyjnym u dziewczt i o koniecznoci przeprowadzania oblicze. Jeli ktrakolwiek z dziewczt moe zaj w ci, oni do tego doprowadz. - Spojrza na Dawida i z cieniem goryczy doda: - Od tej chwili wszystko jest w ich rkach. - Co to znaczy? - W-1 wczy kopi moich oblicze do swoich notatek. Bdzie si ni posugiwa. 31

Dawid pokiwa gow. Znowu rugowano starszych. Niebawem ju do niczego nie bd potrzebni - dodatkowe gby do wyywienia, nic poza tym. Usiad i przez duszy czas pozostawali z Waltem w penej zrozumienia ciszy. Nastpnego dnia w klasie nic nie sugerowao zmiany. adnego parzenia - pomyla cynicznie Dawid. Godzili si na czenie ich w pary rwnie obojtnie jak bydo. Jeli dwaj podni chopcy budzili w ogle czyjkolwiek zazdro, zazdro ta musiaa by gboko skrywana. Zrobi niespodziewany sprawdzian i przechadza si po klasie, podczas gdy oni lczeli nad zadaniami. Zalicz wszyscy - Dawid by tego pewien. Nie tylko zalicz, lecz odpowiedz znakomicie. Mieli waciw motywacj. Jako nastolatki uczyli si rzeczy, ktrych on sam nie wiedzia majc lat dwadziecia kilka. W programie nie byo nic zbdnego, nic, co rozpraszaoby uwag. Praca w klasie, w polu, w kuchni, w laboratorium. Pracowali na zmian, bez przerwy; stanowili pierwsze prawdziwie bezklasowe spoeczestwo. Uwiadomi sobie, e kocz pisa klaswk, i przywoa myli do porzdku. Da chopcom godzin, a oni koczyli w czterdzieci minut. "Pitki" pisay troch duej - byy w kocu o dwa lata modsze od "czwrek". Po lekcji dwaj najstarsi D udali si do laboratorium, a Dawid pody za nimi. Rozprawiali nad czym z powag, pki si do nich nie zbliy. Wytrzyma pitnacie minut pracy w milczeniu, po czym opuci laboratorium. Za drzwiami przystan i ponownie dobieg go szmer cichych gosw. Wcieky uda si w drug stron korytarza. W gabinecie Walta wybuchn gniewem. - Do jasnej cholery, oni co knuj! Czuj to przez skr. Walt przyjrza mu si z obojtnym namysem obserwatora. Dawid by wobec niego bezradny. Nic nie potrafi pokaza palcem, niczemu nie potrafi przypisa konkretnego znaczenia, a jednak mia instynktowne przeczucie, ktre nie dawao si uciszy. - W porzdku - podda si niemal z rozpacz. - Ale popatrz tylko, jak oni przyjli wyniki twoich testw. Dlaczego chopcy nie s o siebie zazdroni? Dlaczego dziewczyny nie zalecaj si do tych dwch kogutw? Walt pokrci gow. - Ja ju nawet nie wiem, co oni robi w laboratorium - cign Dawid. - A Harry'ego oddelegowali na stanowisko dozorcy byda. - Zgnbiony, przemierza pokj wzdu i wszerz. - Wypieraj nas. - Liczylimy si z tym, e to kiedy nastpi - przypomnia mu agodnie Walt. - Ale jest tylko siedemnacie "pitek", "czwrek" osiemnacie. Znajdzie si wrd nich szecioro, moe siedmioro podnych. Z obnion redni dugoci ycia. Ze zwikszonym prawdopodobiestwem wad wrodzonych. Czy oni o tym nie wiedz? - Uspokj si, Dawidzie. Wiedz doskonale. Ale to jest ich ycie. Wierz mi, oni wiedz. Walt wsta i obj Dawida ramieniem. - Zrobilimy swoje, Dawidzie. To wszystko dokonao si dziki nam. Nawet jeli tylko trzy dziewczta s podne, mog w sumie urodzi do 32

trzydzieciorga dzieci. A w nastpnym pokoleniu wskanik podnoci pjdzie w gr. Mymy swoje zrobili, Dawidzie. A oni, jeli chc, niech cign to dalej. Nim skoczyo si lato, dwie dziewczyny z czwartego acucha byy w ciy. W dolinie odby si festyn, nie mniej huczny ni obchody Czwartego Lipca zachowane w pamici starszych. Gdy jabka kraniay na drzewach, Walt by ju tak chory, e nie opuszcza pokoju. Kolejne dwie dziewczyny zaszy w ci; jedn z nich bya ,.pitka". Dawid cae godziny przesiadywa z Waltem. Nie cigno go ju wcale do laboratorium, a na zajciach w klasie, gdzie "jedynki" stopniowo przejmoway obowizki wykadowcw, czu si niepotrzebny. - Niewykluczone, e bdziesz musia odebra te dzieci ju no wiosn - rzek Walt z ironicznym umieszkiem. - Trzeba by rozpocz lekcje poonictwa. Walt-3, zdaje si, ju gotowy. - Poradzimy. sobie - odpar Dawid. - Nic si nie martw. Mam nadziej, e przy tym bdziesz. - Kto wie. Kto wie. - Walt, na chwil przymkn oczy i, nie otwierajc ich, powiedzia: Miae racj co do nich, Dawidzie. Oni co knuj. Dawid pochyli si ku niemu i mimowolnie zniy gos. - Co o tym wiesz! Walt otworzy oczy i nieznacznie pokrci gow. - Mniej wicej tyle, co ty, kiedy przyszede z tym do mnie po raz pierwszy na pocztku lata. Nic poza tym. Dowiedz si, co oni robi w laboratorium. Dowiedz si te, jak s traktowane ciarne dziewczyny. To dwie wane sprawy. I trzeba si pieszy. - Odwracajc si od Dawida, dorzuci: - Mwi mi Harry, e opracowali nowy system imersyjnopodtrzymujcy, ktry pozwala na wykluczenie sztucznego oyska. Produkuj ile si da. Westchn. - Harry'emu odbio. Staro albo obd. W-1 nie potrafi mu pomc. Dawid wsta, ale zawaha si. - Walt, sdz, e ju najwyszy czas, aby mi powiedzia. Co ci jest? - Wyno si std, do cholery - odpowiedzia Walt, lecz jego gos straci brzmienie, a sia, ktra powinna bya wymie Dawida z pokoju, gdzie si ulotnia. Przez moment Walt wyglda bezradnie i bezbronnie, zaraz jednak rozmylnie zamkn oczy i tym razem jego gos zabrzmia jak zowrogi pomruk. - Wyjd. Jestem zmczony. Musz odpocz. Dawid dugo szed brzegiem rzeki. Ju od tygodni, od miesicy nawet, nie odwiedza laboratorium. Nikt go tam nie potrzebowa. Czu, e zawadza. Przysiad na zwalonym pniu i sprbowa sobie wyobrazi, co oni myl o ciarnych dziewcztach. Na pewno je szanuj. Nosicielki ycia tak wrd nich nieliczne. Moe Walt obawia si powstania jakiej nowej odmiany matriarchatu? Mogoby do tego doj. Dyskutowali nad tym problemem przed laty, w kocu jednak odsunli go jako jedn z rzeczy, na ktre nie mieli wpywu. Mogaby si zrodzi nowa religia, ale nawet gdyby starsi wiedzieli, e si na to zanosi, nie byliby w stanie 33

nic uczyni. Co w kocu mieliby robi? Rzuca gazki na gadk tafl wody, pync tej spokojnej, zimnej nocy bez jednej bodaj zmarszczki - i wiedzia, e na niczym mu nie zaley. Podnis si ciko i ruszy dalej, czujc nagle, e jest mu zimno. Zimy byy coraz srosze, zaczynay si wczeniej, trway duej i przynosiy wicej niegu ni dawne zimy jego dziecistwa. Ledwie czowiek przesta wzbogaca powietrze dymami i spalinami, atmosfera powrcia do stanu sprzed lat: zimy i lata byy wilgotniejsze, niebo bardziej gwiadziste ni w najodleglejszych wspomnieniach Dawida, a kadej kolejnej nocy gwiazd pojawiao si jeszcze wicej ni poprzedniej; w dzie niebo byo nieskoczenie bkitne, noc za aksamitnie granatowe, z blaskiem gwiazd nie znanym dawniej czowiekowi. Skrzydo szpitala, w ktrym pracowali teraz W-1 i W-2. jarzyo si od wiate i w jego to stron pody Dawid. W pobliu szpitala przypieszy kroku: za duo byo tych wiate, a widzia te na tle okien sylwetki poruszajcych si ludzi, zbyt wielu ludzi, starszych. W hallu natkn si na Margaret. kaa bezgonie, nie baczc na zy pynce krtymi strukami po policzkach. Nie miaa jeszcze pidziesiciu lat, ale wygldaa na wicej; Dawid z blem pomyla, e zaliczy j do "starszych". Kiedy zaczli tak o sobie mwi? Czy to dlatego, e chcieli si jako odrni, a adne nie pozwolio sobie na nazywanie tamtych po imieniu? Klony! - rzek brutalnie sam do siebie. - Klony! Istoty nie w peni ludzkie. Klony. - Co si stao, Margaret? - Uczepia si jego ramienia, ale nie moga mwi. Ponad jej gow Dawid ujrza bladego i roztrzsionego Warrena. - Co si stao? - Wypadek w mynie. Jeremy i Eddie nie yj. Kilkoro modych odnioso rany. Jak powane - nie wiem. S tam, w rodku. - Wskaza palcem w kierunku bloku operacyjnego. - Clarence'a zostawili. Zwyczajnie: przeszli obok i zostawili go. Mymy go przynieli, ale nie wiem... Potrzsn gow. - Zostawili go i tyle. Wzili tylko swoich. Dawid pobieg korytarzem do gabinetu pierwszej pomocy. Sara zajmowaa si Clarencem, a kilkoro starszych przechodzio to w przd, to w ty, ustpujc jej z drogi. Dawid odetchn z ulg. Sara od lat pracowaa z Waltem: Bya w tej roli najlepsza, zaraz po lekarzu. Zrzuci kurtk i podszed do niej. - W czym mgbym pomc? - Krgosup - powiedziaa z napiciem. Bya bardzo blada, ale pewnymi domi tamponowaa podun ran w boku Clarence'a, po czym zaoya na ni gruby opatrunek. Tu trzeba szy. Ale boj si, e to krgosup jest naprawd grony. - Zamanie? - Tak mi si zdaje. Obraenia wewntrzne. - Gdzie, do cholery, podziewaj si W-1 i W-2? - S ze swoimi. Maj, zdaje si, dwoje rannych. - Po doyo do Dawida na opatrunku. Przytrzymaj to mocno przez chwil. - Przycisna stetoskop do piersi Clarence'a, spojrzaa mu w oczy i prostujc si powiedziaa: - Nic wicej nie mog tu zrobi. 34

- Zaszyj t ran. Pjd po W-1. Dawid ruszy korytarzem, nie widzc starszych, ktrzy usuwali mu si z drogi. Przed drzwiami sali operacyjnej zatrzymao go trzech modych mczyzn. Pozna H-3 i zwrci si do niego: - Mamy tam czowieka, ktry prawdopodobnie umiera. Gdzie jest W-2? - Kto? - zapyta H-3 z min niewinitka. Dawid nie od razu przypomnia sobie imi. Patrzy w twarz chopaka i czu, e donie zaciskaj mu si w pici. - Doskonale wiesz, o kogo mi chodzi. Potrzebny nam lekarz, a tam za drzwiami siedzi jeden albo dwch. Jednego z nich chc wywoa. Uwiadomi sobie jaki ruch za plecami, a odwrciwszy si, zobaczy, e nadchodzi jeszcze czwrka : dwie dziewczyny i dwch chopcw. Uniwersalni - pomyla. Kade moe robi to, co drugie. - Poprocie go tu do mnie - zada. Zobaczy, e jednym z nowo przybyych jest Cl-2, i jeszcze surowszym tonem doda: - Chodzi o Clarence'a. Sara twierdzi, e ma pknity krgosup. Wyraz twarzy Cl-2 nie zmieni si ani na jot. Caa czwrka zbliya si do Dawida. Otoczyli go, a za jego plecami H-3 oznajmi: - Powiem im, Dawidzie, jak tylko skocz. Dawid zrozumia, e nic nie zdoa zrobi. Absolutnie nic. Patrzy w ich gadkie, mode twarze, tak dobrze znajome ywe wspomnienia tych, ktrych niegdy zna. Jakby przechadza si po wasnej przeszoci, widzia starych i starzejcych si kuzynw nagle odmodzonych, ale odmodzonych z jakim uszczerbkiem. Twarze znajome a jednak obce, znane i niepoznawalne zarazem. Za plecami H - 3 rozwary si drzwi i W - 1 wyszed z sali operacyjnej, jeszcze w fartuchu i masce chirurgicznej, ktra dyndaa mu teraz pod brod. - Teraz mog i - oznajmi, na co grupka si rozstpia. W - 1 nie zwaa ju na Dawida, skwitowawszy jego obecno jednym spojrzeniem. Dawid popieszy za nim do gabinetu pierwszej pomocy. Obserwowa, jak W - 1 sprawnymi domi obmacuje ciao Clarencea, sprawdza odruchy, z wpraw dotyka rdzenia pacierzowego. - Bd operowa - zdecydowa z t sam pewnoci siebie. Gestem poleci S - 1 i W - 2, aby przenieli Clarencea na sal operacyjn, a sam wyszed.

35

Na widok W - 1 Sara usuna si na bok, a teraz odwrcia si powoli i zacza zsuwa rkawiczki, w ktrych miaa szy ran Clarencea. Warren przypatrywa si dwm chopcom, ktrzy okryli chorego i przytroczyli go dla bezpieczestwa do ruchomego ka, po czym wywieli z pokoju w drugi koniec korytarza. Sara skrupulatnie porzdkowaa gabinet. Nikt si nie odzywa. Kiedy skoczya, rozejrzaa si niepewnie w poszukiwaniu nastpnego zajcia. - Mogaby zabra std Margaret i pooy j do ka? - zapyta Dawid, a Sara spojrzaa na niego z wdzicznoci i skina gow. Kiedy wysza, Dawid zwrci si do Warrena. - Kto powinien si zaj ciaami, umy je, przygotowa do pogrzebu. - Jasne, jasne - przyzna apatycznie Warren. - Pjd po Averyego i Sama. Zajmiemy si tym: Zaraz po nich pjd i wemiemy si za to. Ja... Dawid, co mymy zrobili! - W tym miejscu jego apatyczny, martwy gos przeszed niemal w skowyt. - Kim oni s? - O co ci chodzi? - Kiedy si zdarzy ten wypadek, byem w pobliu myna: Urzdzilimy sobie z Averym may piknik. Avery wanie koczy robot w tamtej okolicy. To ta zbutwiaa cz podogi wiesz, ten kawaek, gdzie rok czy dwa lata temu mielimy ka nowe deski. Co si stao i pucia. I nagle znikd - pojawiy si tam te dzieciaki. Na pewno nikt nie zdy po nie pobiec, zawoa nawet. adnego sygnau a oni ju na miejscu. Zapali tych dwoje swoich i pdem do szpitala, jakby im si portki paliy. Znikd. Na twarzy Warrena malowao si przeraenie, a kiedy Dawid po prostu wzruszy ramionami, Warren bez przekonania pokrci gow i wyszed z gabinetu, rzucajc wpierw popieszne, ukradkowe spojrzenie w gb korytarza, jakby chcia si upewni, czy tamci go wypuszcz. Gdy Dawid wszed do poczekalni, zasta tam jeszcze kilkoro starszych. Lucy i Vernon siedzieli przy oknie, wpatrzeni w czarn noc. Od mierci swojej ony Clarence zamieszka z Lucy. Nie czy ich romans; byli po prostu par przyjaci, ktrzy ju w dziecistwie zyli si jak brat z siostr, a teraz oboje potrzebowali oparcia. Lucy, penic na zmian role siostry, matki i crki; chuchaa i dmuchaa na Clarencea, obszywaa go i speniaa wszystkie jego zachcianki. Co by z sob pocza, gdyby teraz umar? Dawid podszed ( uj jej zimn do. Lucy bya bardzo szczupa, miaa czarne wosy, jeszcze bez ladu siwizny i ciemnobkitne oczy, ktre kiedy, dawno, dawno temu, iskrzyy si cigym rozbawieniem. - Id do domu; Lucy. Ja tu poczekam i przyjd do ciebie, jak tylko czego si dowiemy. Sowo honoru. Wpatrywaa si w niego niewidzcym spojrzeniem. Dawid, bezradny, zwrci si do Vernona. Brat Vernona zgin w wypadku, nie pozostawao tu nic do powiedzenia, nie mona byo pomc. - Daj jej spokj - powiedzia Vernon. - Ona musi czeka. Dawid usiad, nie puszczajc doni Lucy. Po krtkiej chwili Lucy agodnie. oswobodzia do i zwara j z drug, a knykcie obu pobielay. Nikt z modych nie przyszed do poczekalni. Dawid zastanawia si, gdzie mog czeka na wieci o stanie zdrowia swoich. A moe nigdzie nie musieli czeka, moe po prostu wiedzieli? Ze zoci odrzuci t myl - nie 36

wierzy w ni, ale nie mg si jej pozby. Duo pniej do poczekalni wszed W - 1 i, nie adresujc swych sw waciwie do nikogo, oznajmi: - On odpoczywa. Obudzi si dopiero jutro po poudniu. Idcie do domu. Lucy wstaa: - Pozwl mi przy nim zosta. Moe bdzie czego potrzebowa, moe nastpi jaka gwatowna zmiana... - Nie jest sam - odpar W - 1. Odwrci si do drzwi, przystan, spojrza za siebie i rzek do Vernona: - Przykro mi z powodu twojego brata. - Po czym wyszed. Lucy staa niezdecydowana, pki Vernon nie uj jej za rami. - Odprowadz ci do domu - powiedzia, na co ona skina gow. Dawid patrzy, jak odchodz we dwoje. Zgasi wiato w poczekalni i wolno poszed korytarzem, nie majc adnych planw, nie mylc o pjciu do domu czy gdziekolwiek. Znalaz si nagle przed drzwiami gabinetu, z ktrego korzysta W - 1, i zapuka. V - 1 otworzy drzwi. Dawid pomyla, e W - 1 wyglda na zmczonego, ale nie by pewien, czy moe tym tumaczy swoje zaskoczenie. Oczywicie, ma prawo by zmczony. Trzy operacje. Wyglda jak mody Walt, zbyt wyczerpany, zbyt jeszcze napity, aby natychmiast pooy si spa, ale i nazbyt zmczony, by rozadowa napicie spacerem. - Mog wej? - zapyta niepewnie Dawid. W - 1 kiwn gow i, usuwajc si na bok, wpuci Dawida do rodka. Dawid by w jego gabinecie po raz pierwszy. - Clarence nie bdzie y - oznajmi W - 1, a jego gos, ktry dobieg Dawida od tyu, gdy W - 1 by nadal przy drzwiach, tak bardzo przypomina gos Walta, e Dawid poczu dreszcz czego, co mogo by lkiem, czy te raczej - jak sam siebie prbowa przekona - kolejnym zaskoczeniem. - Zrobiem, co mogem - powiedzia W - 1. Obszed biurko i zasiad w fotelu. Siedzia spokojnie, wolny od neurotycznych odruchw, ktre cechoway Walta: adnego bbnienia palcami, ktre w przypadku Walta byo czci rozmowy, rwnie wan jak sowa. adnego pocigania za koniuszki uszu, pocierania nosa. Walt, ktremu czego brakowao, w ktrym byo co martwego. W - 1 siedzia bez ruchu, z twarz cignit zmczeniem, czekajc cierpliwie, by Dawid zacz mwi. Jak dorosy, ktry czeka na wypowied niemiaego dziecka. - Skd wasi ludzie dowiedzieli si o wypadku? - zapyta Dawid. - Nikt z nas jeszcze wtedy o nim nie sysza. W - 1 wzruszy ramionami. Dawa do zrozumienia, e uwaa pytanie za nieistotne preludium dla zabicia czasu. - Wiedzielimy, i tyle. - Co robicie teraz w laboratorium? - pyta dalej Dawid, wychwytujc we wasnym tonie nutk napicia. Co sprawio, e czu si natrtem, jego pytania brzmiay jak czcza pogawdka. 37

- Doskonalimy metody - odpar W - 1. - Nic nadzwyczajnego. I co poza tym - pomyla Dawid, ale nie nalega. - Aparatura jeszcze par lat bdzie w idealnym stanie powiedzia. - A metody, aczkolwiek moe nie najdoskonalsze z moliwych, s dostatecznie wydajne. Po co wprowadza zmiany teraz, kiedy wszystko wanie zaczo si sprawdza? - Przez moment zdawao mu si, e dostrzeg bysk zdziwienia w oczach W - 1, ale moment w min zbyt szybko i ju po chwili gadka maska znw przestaa cokolwiek wyraa. - Pamitasz, Dawidzie, jak dawno temu wasza kobieta zabia jedno z nas? Hilda zamordowaa dziecko, ktre byo do niej podobne. My wszyscy odczulimy tamt mier. I uwiadomilimy sobie, e wy jestecie oddzielni. Jestemy inni ni wy, Dawidzie. Myl, e sam to podejrzewae, teraz wyznaj ci prawd otwarcie. - W - 1 wsta. - I nie cofniemy si ju do waszego poziomu. Dawid rwnie wsta, nogi mia jak z waty. - O czym ty waciwie mwisz? - Rozmnaanie drog pciow to nie jest jedyne wyjcie. Fakt, e organizmy wysze ewoluoway w tym kierunku, wcale nie oznacza, e jest to kierunek najwaciwszy. Ilekro jaki gatunek wymiera, jego miejsce zajmowa inny, wyszy. - Klonowanie to jedna z najbardziej bdnych drg w kierunku wyksztacenia wyszego gatunku - powiedzia powoli Dawid. - Tamsi rnorodno, dobrze o tym wiesz. - Sabo ogarniajca nogi przenosia si coraz wyej, dray mu rce. Chwyci si brzegu biurka. - Zakadajc, e rnorodno jest cech pozytywn. By moe nie jest - odpar W - 1. Sono pacicie za indywidualno. - Pozostaje jeszcze degeneracja i wyginicie gatunku mwi Dawid. - Znalelicie ju na to recept? - Pragn zakoczy t rozmow, uciec ze sterylnego gabinetu, nie widzie ju tej gadkiej, niemoliwej do rozszyfrowania twarzy o widrujcym spojrzeniu, ktre zdawao si przenika jego myli i uczucia. - Jeszcze nie - odpar W - 1. - Ale pki jej szukamy, moemy si oprze na osobnikach podnych. - Wysun si zza biurka i podszed do drzwi. - Musz odwiedzi swoich pacjentw - rzek wypuszczajc Dawida z gabinetu. - Jeszcze chwila - zatrzyma si Dawid. - Czy moesz mi powiedzie, co jest z Waltem? - Nie wiesz? - W - 1 pokrci gow. - Cigle zapominam, e wy si sobie nie zwierzacie. On ma raka. Nie do operowania. S przerzuty. Walt dogorywa, Dawidzie. Mylaem, e wiesz.

38

Przez co najmniej godzin Dawid wasa si bez celu, a w kocu trafi do wasnego pokoju, wyczerpany, lecz daleki jeszcze od chci pooenia si spa. Do witu przesiedzia w oknie, po czym uda si do pokoju Walta. Gdy Walt si obudzi, Dawid zrelacjonowa mu teori W - 1. - Bd uywa podnych jedynie do uzupeniania zapasu klonw - powiedzia. - Istoty ludzkie zostan wrd nich pariasami. Zniszcz to, co tworzylimy z takim trudem. - Nie dopu do tego, Dawidzie. Na lito bosk, nie wolno do tego dopuci! - Walt wyglda bardzo le. By tak saby, e nie mg usi. - Vlasic zwariowa, wic adna z niego pomoc. Musisz ich jako powstrzyma. Chc pj po linii najmniejszego oporu, chc si wycofa i to teraz, kiedy wiemy ju, e wszystko pjdzie jak naley. Dawid nie by pewien, czy dobrze zrobi mwic to wszystko Waltowi. Koniec z tajemnicami - pomyla. - Koniec. - Jako ich powstrzymam - obieca. - Nie wiem jeszcze jak i kiedy, ale to ju niedugo. Jaka "czwrka" przyniosa Waltowi niadanie, a Dawid wrci do siebie. Pooy si i przespa niespokojnie kilka godzin, po czym wzi prysznic i uda si do wejcia do jaskini, gdzie zatrzymaa go jaka "dwjka". - Przykro mi, Dawidzie - powiedzia chopiec - ale Jonathan twierdzi, e musisz wypocz i nie wolno ci na razie pracowa. Dawid odwrci si i odszed bez sowa. Jonathan. W - 1. Postanowili zamkn mu dostp do laboratorium - wolno im. Przewidzieli to razem z Waltem: jaskinia bya nie do zdobycia. Pomyla o starszych: byo ich teraz czterdziecioro czworo, w tym dwoje miertelnie chorych. Wrd pozostaych jeden niespena rozumu. A wic czterdzieci jeden osb, w tym dwadziecia dziewi kobiet. Jedenastu sprawnych mczyzn. Dziewidziesit cztery klony. Caymi dniami wyczekiwa pojawienia si Harryego Vlasica, ale ju od tygodni nikt go nie widywa, a Vernon przypuszcza, e Vlasic przenis si na stae do laboratorium. Tam wanie przyjmowa wszystkie posiki. Dawid zrezygnowa z czekania na niego, odszuka w stowce D - 1 i zaproponowa mu pomoc w laboratorium. - Lenistwo zanadto mi dokucza - wyjani. - Przyzwyczaiem si pracowa dwanacie godzin na dob albo i wicej. - Powiniene sobie odpocz, korzystajc z tego, e inni zdejmuj z ciebie ciar obowizkw - rzek z ujmujcym umiechem D - 1. - Nie martw si o robot, Dawidzie. Wszystko idzie jak naley. - D - 1 zamierza odej, ale Dawid chwyci go za rami. - Dlaczego nie chcecie mnie tam wpuci? Nie doceniacie postronnej oceny. D - 1 uwolni rami i, nie pozbywajc si umiechu, odpar : - Ty chcesz wszystko zniszczy. W imi ludzkoci, naturalnie. Ale i tak nie moemy ci na to pozwoli.

39

Dawid zwolni ucisk. Patrzy, jak mody czowiek, ktry mgby by nim samym, podchodzi do barku i zaczyna sobie nakada dania na tac. - Pracuj nad pewnym planem - skama Waltowi, tak jak mia to jeszcze robi przez dugie tygodnie. Walt sab z dnia na dzie, miewa teraz silne ble. Ojciec Dawida prawie cay czas spdza z Waltem. Posiwia i postarza si, ale zachowa dobr kondycj fizyczn. Mwi Waltowi o dziecistwie, ktre razem spdzali, o nadchodzcym sezonie owieckim, o recesji, ktra - jak si spodziewa - pomniejszy jego wpywy, o swojej onie, zmarej przed pitnastu laty. By pogodny i zadowolony z ycia, a Walt cieszy si chyba jego obecnoci. W marcu W - 1 posa po Dawida. Czeka w swoim gabinecie. - Chodzi o Walta - powiedzia. - Nie powinnimy przedua jego cierpie. Niczym sobie na to nie zasuy. - Prbuje doczeka narodzin dzieci - rzek Dawid. - Chce mie pewno. - To ju nie ma adnego znaczenia - wyjani cierpliwie W - 1. - A tymczasem on cierpi. Dawid przyjrza mu si z nienawici i pomyla, e nie byby w stanie podj podobnej decyzji. Przez kilka jeszcze chwil W - 1 patrzy na niego badawczo, po czym zaproponowa: - A wic my podejmiemy decyzj. Nastpnego ranka okazao si, e Walt zmar we nie. Przysza pora zieleni. Najpierw wierzby rozsnuy pord smukych gazek lekk jak mgieka arabesk zielonoci. Forsycje i krzewy mojeszowe okryy si kwiatem, znaczc szare to jasnymi plamami ci i czerwieni. Wiosenne roztopy na pnocy i obfite marcowe deszcze sprawiy, e rzeka przybraa, lecz tylko do spodziewanego stanu. Nie bya w tym roku niebezpieczna, nie niosa zagroenia. Po raz pierwszy od wrzenia powietrze byo balsamiczne i agodne, pachniao mokrym lasem i yzn ziemi. Dawid siedzia na zboczu, skd wida byo farm, i liczy oznaki wiosny. Na polu pasy si cielaki, ktre wyglday jak wszystkie wiosenne cielaki od wiek wiekw: chudonogie, pokraczne, nierozgarnite. Na polach nie rozpoczto jeszcze pracy, za to ; ogrd cay si zieleni: seledynowa saata, niebieskozielona kalarepa, zielone halabardy cebuli, ciemnozielone gowy kapusty. Najnowsze skrzydo szpitala, nie otynkowane jeszcze i surowe w porwnaniu z wykoczonymi ceglanymi : budynkami, byo ju wykorzystane; Dawid dostrzeg nawet w oknach kilkoro modych ludzi lczcych nad ksikami. Mieli najlepszych wykadowcw spord siebie samych - a take najlepszych studentw. Od siebie nawzajem uczyli si z zadziwiajc atwoci, znacznie atwiej, ni przedtem od starszych. Wychodzce ze szkoy grupki nie mieszay si ze sob: czworo z jednego zestawu, troje z drugiego, dwoje z trzeciego. Odnalaz wzrokiem trzy Celie. Ju nie potrafi ich rozrni: wszystkie byy teraz dorose i identyczne. Przyglda im si nie czujc podania; nie kierowaa nim nienawi ani te mio. Dziewczta znikny w drzwiach stodoy, a Dawid przenis wzrok ponad farm, ku wzgrzom po drugiej stronie doliny. Wzgrza stay we

40

mgle, nie wida byo ostrych krawdzi. Wyglday agodnie i zapraszajco. Ju niedugo pomyla. - Ju niedugo. Nim zakwitn magnolie. W noc narodzin pierwszego dziecka odbya si kolejna uroczysto. Starsi rozmawiali midzy sob, mieli si nawzajem ze swoich dowcipw, popijali wino. Klony zostawiy ich i witoway w drugim kocu sali. Kiedy Vernon wzi gitar i rozpoczy si tace, Dawid wymkn si na zewntrz. Przez kilka minut wasa si po szpitalu, jak gdyby bez celu, a kiedy upewni si, e nikt go nie ledzi, pobieg w kierunku myna i generatora. Sze godzin - myla. - Sze godzin bez dopywu prdu i wszystko, co znajduje si w laboratorium, ulegnie zniszczeniu. Do myna zblia si ostronie, majc nadziej, e wartka woda strumienia zaguszy jego kroki. Budynek by bardzo duy, trzypitrowy, okna znajdoway si trzy metry nad ziemi, na poziomie pomieszcze biurowych. Parter wypeniaa maszyneria. Na tyach budynku pagrek wznosi si gwatownie, tak e Dawid zdoa dosign poziomu okien, podcignwszy si na stromy wystp, gdzie jedn rk opiera si dla rwnowagi o cian, drug za, woln, sprawdza okna. Znalaz wreszcie jedno, ktre, popchnite, lekko podjechao w gr, i po chwili by ju we wntrzu ciemnego pokoju. Zamkn okno, po czym stpajc powoli z rozpostartymi rkami, aby w razie czego omin przeszkod, przeszed przez cay pokj do drzwi i nieznacznie je uchyli. Myn pozostawa pod staym nadzorem. Dawid mia nadziej, e ci, ktrzy dzi penili dyur, bd na dole, przy maszynach. Biura i korytarz tworzyy otwarte ppitro nad sabo owietlon studni. Hall, peen groteskowych cieni, sprawia niesamowite wraenie: gbokie zatoki ciemnoci ssiadoway z miejscami, w ktrych kady, kto w odpowiednim momencie spojrzaby w gr, musiaby dostrzec Dawida jak na doni. Nogle Dawid zesztywnia. Usysza gosy. Zsun buty i szerzej uchyli drzwi. Gosy byy donone, dobiegay z dou. Bezszelestnie, trzymajc si blisko ciany, Dawid podbieg w stron dyspozytorni. By tu - tu, kiedy w caym budynku rozbysy wiata. Rozlegy si krzyki i tupot stp po schodach. Dawid jednym susem dopad drzwi, otworzy je szarpniciem i zatrzasn za sob. Nie miay zamknicia. Udao mu si ruszy szaf z aktami o par centymetrw, ale w kocu da jej spokj i podnis za nogi metalowy taboret. Unis go wysoko i z rozmachem cisn w gwn desk rozdzielcz. W tej samej chwili poczu miadcy bl w plecach, potkn si i upad do przodu, dokadnie w chwili, gdy wiata zgasy.

Z wysikiem otworzy oczy. Przez chwil nie widzia nic, tylko blask; potem rozpozna rysy modej dziewczyny. Czytaa ksik. Bya ni cakowicie pochonita. Dorota? To jego kuzynka Dorota. Sprbowa si unie, a ona podniosa wzrok i umiechna si do niego.

41

- Dorota? Co ty tu robisz? - Nie by w stanie ruszy si z ka. Po drugiej stronie pokoju otworzyy si drzwi i wszed Walt, te bardzo mody, bez zmarszczek, z adnymi, kasztanowatymi wosami w nieadzie. Dawida zacza bole gowa, a signwszy w gr natrafi na bandae, ktre zachodziy mu niemal na oczy. Pami z wolna wracaa. Dawid przymkn powieki, chcc j odegna, pragnc, aby ci dwoje znw byli Dorot i Waltem. - Jak si czujesz? - spyta W - 1. Dawid poczu chd jego palcw na przegubie doni. - Nic ci nie bdzie. Lekki wstrzs mzgu. Ale poharatany jeste paskudnie. Przez jaki czas bdzie niele bolao. Nie otwierajc oczu, Dawid zapyta: - Duo zniszczyem? - Bardzo niewiele - odpar W - 1. W dwa dni pniej zaproszono Dawida na zebranie w stowce. Z opatrunku na gowie zosta ju tylko pasek plastra. Bolao go rami. Do stowki szed powoli, pod eskort dwch klonw. D - 1 podnis si i wskaza Dawidowi krzeso z przodu sali. Dawid przyj je w milczeniu i usiad, czekajc na dalszy rozwj wypadkw. D - 1 sta w dalszym cigu. - Pamitasz, Dawidzie, nasz szkoln dyskusj o instynktach? - zapyta D - 1. Zgodzilimy si w kocu, e co takiego jak instynkt prawdopodobnie w ogle nie istnieje, e mona mwi jedynie o uwarunkowanych reakcjach na okrelone bodce. A jednak my zmienilimy zdanie. Twierdzimy teraz zgodnie, e cigle dziaa instynkt zachowania wasnego gatunku. Zachowanie gatunku to instynkt bardzo silny, to, jeli wolisz, przymus wewntrzny. - Spojrza na Dawida i spyta: - Co mamy teraz z tob pocz? - Nie bd durniem - rzuci ostro Dawid. - Wy nie jestecie odrbnym gatunkiem. D - 1 nie odpowiedzia. Nikt si nie poruszy. Obserwowali Dawida w milczeniu, inteligentni, obojtni. Dawid wsta, odsuwajc krzeso do tyu. - No to pozwlcie mi pracowa. Daj wam sowo honoru, e niczego ju nie sprbuj zniszczy. D - 1 pokrci gow. - Rozwaalimy takie wyjcie. Zgodzilimy si jednak, e twj instynkt zachowania gatunku zapanuje nad sowem honoru. Tak samo byoby i z nami. Dawid poczu, e donie zaciskaj mu si w pici. Rozprostowa palce, zmusi je do rozlunienia. - A wic musicie mnie zabi. - Rozmawialimy i o tym - rzek ponuro D - 1. - Nie chcemy tego robi. Zbyt wiele wam zawdziczamy. Kiedy wzniesiemy pomniki - twj, Walta, Harryego. Notowalimy 42

skrupulatnie wszystkie wasze dla nas zasugi. Nasza wdziczno i sympatia dla ciebie nie pozwoliyby nam ci zabi. Dawid rozejrza si po sali, wyawiajc wzrokiem znajome twarze. Dorota. Walt. Vernon. Margaret. Celia. Wszyscy spotykali jego wzrok bez drgnienia powieki. Niektrzy umiechali si niewyranie. - No to wy mi powiedzcie, co bdzie - zrezygnowa w kocu Dawid. - Musisz odej - owiadczy D - 1. - Przez cztery dni bdziesz eskortowany w d rzeki. Czeka na ciebie wzek wyadowany ywnoci, nasionami, jest i troch narzdzi. Dolina jest yzna, nasiona dobrej klasy. Pora roku sprzyja zakadaniu ogrodw. Jednym z trzech towarzyszcych Dawidowi klonw by W - 2. Nie rozmawiali z sob. Chopcy na zmian cignli wzek z zapasami. Dawid nie kwapi si do pomocy. Zostawili go u schyku dnia, po drugiej stronie rzeki, naprzeciwko farmy Sumnerw. Zanim W - 2 dogoni swoich towarzyszy, ktrzy si nieco oddalili, zwrci si do Dawida: - Kazali ci co powiedzie. Jedna z tych dziewczyn, na ktre ty mwisz Celia, zasza w ci. Zapodni j jeden z chopcw, ktrych nazywasz Dawidami. Chcieli, eby o tym wiedzia. - Co powiedziawszy, odwrci si i pody za tamtymi. Szybko zniknli pomidzy drzewami. Tej nocy Dawid spa tam, gdzie go zostawili, a rankiem ruszy dalej na poudnie, porzucajc wzek, z ktrego zabra tylko zapas jedzenia na kilka nastpnych dni. Przystan jedynie raz, aby popatrze na modziutkie drzewko klonu, ukryte pomidzy sosnami. Delikatnie dotkn mikkich zielonych listkw. Szstego dnia dotar na farm Wistonw i w pamici ody mu dzie, w ktrym czeka tam na Celi. Biay db, jego przyjaciel, by wci taki sam, moe troch wikszy - Dawid nie mia pewnoci. Przez okryte wieymi, jaskrawozielonymi limi gazie nie byo wida nieba. Dawid sporzdzi szaas przy pniu i t noc przespa pod drzewem, rano za uroczycie poegna db i rozpocz wspinaczk na okalajce farm wzgrze. Dom nadal sta w miejscu, nie byo ju jednak ani stodoy, ani innych zabudowa, zniesionych z powierzchni ziemi przez potop, ktry urzdzili swoim wrogom mieszkacy doliny - tak strasznie dawno temu. Dotar do wiekowej puszczy, gdzie przez pewien czas obserwowa, jak jaki latajcy owad leniwie porusza skrzydekami, i przypomniay mu si sowa dziadka, e tutaj nawet owady s prymitywne - powolniejsze ni ich kuzyni na wyszym szczeblu rozwoju, bardziej wraliwe na upay i susze. Pod drzewami panowaa wilgotna mgieka i chd. Owad przysiad na liciu; w zocistym blasku soca sam wydawa si zoty. Przez moment zdawao si Dawidowi, e syszy ptasi tryl, piew drozda. Moment w by zbyt krtki. Dawid z niedowierzaniem pokrci gow. Pobone yczenie - i tyle. W wiekowej puszczy, w puszczy - kryjwce, drzewa o nienaruszonych genach stay w pogotowiu, oczekujc dnia, w ktrym warunki znw pozwol im ruszy w d. Dawid wycign si na ziemi pod wielkimi konarami i zasn, a w chodnej, mglistej krainie jego snu spaceroway jaszczurki i sodko piewa ptak.

43

Lipcowy opar unosi si nad dolin zacierajc ksztaty, pola stay w rozmigotanym od upau powietrzu. wiat nie mia ostrych konturw. Dolin szed agodny i ciepy wiatr. Wybujaa kukurydza bya wysza od czowieka. Zocistobrzowe dba pszenicy odpowiaday na kade tchnienie wiatru: natychmiast cae pole zaczynao falowa, jakby to jedna istota napinao i rozluniaa minie, rozadowujc w ten sposb nagromadzone napicie. Tu za anami zb grunt zaamywa si i spada na eb, na szyj ku gadkiej, nieruchomej rzece. Rzeka bya krystalicznie czysta, ale filtrowane przez opary wiato sprawio, e z drugiego pitra woda wydawaa si rdzawa i zastyga jak metal, ktry zniszcza na zomowisku. Molly wpatrywaa si w rzek, prbujc w wyobrani odtworzy jej wdrwk przez wzgrza. Bezwiednie przeniosa wzrok w drug stron, ku przystani i odzi, ale drzewa nie pozwalay ich dostrzec z drugiego pitra szpitala. Twarz i szyj Molly pokrywaa warstewka potu. Molly uniosa wosy znad karku. - Denerwujesz si? - Miriam obja j w pasie. Molly na sekund opara gow o policzek Miriam i zaraz si wyprostowaa. - Chyba tak. - Ja na pewno - powiedziaa Miriam. - Ja te - dodaa Marta, ktra rwnie podesza do okno i uja Molly pod rami. - auj, e to wanie nas wybrali. Molly skina gow. - To nie potrwa zbyt dugo: Byo jej gorco od bliskoci ciaa Marty i odwrcia si od okna. Pokj powsta dziki usuniciu cian dziaowych w trzech ssiadujcych z sob salach szpitalnych; by dugi, wski i mia sze okien, z ktrych adne nie byo tego popoudnia nawet uchylone. Pod cian stao rzdem sze wskich, biaych, bezwzgldnie funkcjonalnych ek, - Teraz was uczesz! - zawoaa Melissa z drugiego koca pokoju. Przez ostatnie p godziny zajmowaa si czesaniem i zaplataniem wasnych wosw, a teraz odwrcia si do pozostaych dziewczt jak na pokazie. W krtkiej biaej tunice z czerwon szarf i w plecionych somianych sandaach wygldaa chodno i licznie. Wosy miaa upite do gry, a wpleciona w nie czerwona wstka dobrze harmonizowaa z ciemnymi zwojami warkoczy. Siostry Miriam cechowaa fantazja i zmys artystyczny. Byy dyktatorkami mody. Najnowsza kreacja Melissy jeszcze w tym samym tygodniu ulegnie skopiowaniu przez inne siostry. Marta rozemiaa si zachwycona i usiada patrzc, jak wprawne palce Melissy zaczynaj ukada jej wosy. W godzin pniej, kiedy parami opuciy pokj, posuway si jak jedna istota i byy do siebie tak podobne, jak kosy zboa. W auli zaczynay si ju gromadzi i inne grupki. Siostry Luiza miay si i machay; minli je biegiem bracia Ralf, ktrzy na swe dugie wosy przywdziali indiaskim zwyczajem plecione opaski; siostry Nora usuny si z drogi, przepuszczajc grup Miriam. Byy bardzo

44

przejte i pene szacunku. Molly umiechna si do nich i spostrzega, e jej siostry take si umiechaj: byy jednakowo dumne. Gdy weszy na szersz ciek, prowadzc ku schodom auli, dostrzegy kilka reproduktorek, ktre zerkay na nie spoza ranego ywopotu. Gowy natychmiast si pochoway, a siostry jak na komend odwrciy wzrok, nie zwaajc na nie i z miejsca puszczajc rzecz w niepami. Id bracia Barry - pomylaa Molly usiujc odszuka wrd nich Bena. Sze maych Klar podbiego i zatrzymao si gwatownie, ledzc wzrokiem siostry Miriam, pki te nie weszy na schody i nie znikny w drzwiach. Przyjcie odbywao si w nowej auli, gdzie na miejsce krzese wstawiono stoy uginajce si pod delikatesami, jakie podawano tylko w dni dorocznych wit: Dzie Pierw. szych Narodzin. Rocznic Zaoenia, Dzie Powodzi... Spojrzawszy w otwarte drzwi po przeciwnej stronie auli, Molly oniemiaa: ca ciek prowadzc do rzeki zdobiy ojowe pochodnie i uki z sosnowych gazi. Po uczcie miaa si odby druga uroczysto, tym razem na przystani. Tymczasem aul wypeniaa muzyka, bracia i siostry taczyli w kocu sali, a dzieci uwijay si midzy nimi, zajte wasnymi zabawomi, opartymi no im tylko znanych reguach. Molly umiechno si na widok swoich modszych siostrzyczek szykujcych si do gry w berka. Dziesi lat temu mogo to by ona sama, Miri, Melissa, Meg, Marta. A Miriam, ktrej one jak zwykle umkny spod kontroli, Jest na pewno gdzie indziej - zaamuje w rozpaczy rce albo tupie ze zoci, e jej siostry znowu nie zachowuj si jak naley. Miriam bya o dwa lata starsza od reszty, sw odpowiedzialno nosia jak cikie brzemi. Kobiety ubrane byy w biae tuniki z odwitnymi szortami i tylko siostry Susan wirujc w tacu zamiatay podog spdnicami: to bray si za rce, to znw rozdzielay. Jak kwiat, ktry otwiera i zamyka swj kielich. Mczyni nosili tuniki dusze i prostsze, przepasane sznurami, z kt6rych zwisay skrzane sakiewki ozdobione emblematami poszczeglnych rodzin. Tu widniaa gowa jelenia, wdzie zwinita mija, ptak w locie, wysoka sosna... Bracia Jeremy opracowali skomplikowany taniec. nic tak efektowny Jak taniec kwiatw, za to wymagajcy skupienia i elaznej kondycji. Byli ju mokrzy od potu, gdy Molly zbliya si do krgu obserwatorw. Braci Jeremy byo szeciu. a sam Jeremy by zaledwie o dwa lata starszy od pozostaych - nie rnili si midzy sob ani na jot. W pomieszaniu wijcych si cia Molly nie potrafia odnale Jeda. ktry mia by jednym z jej towarzyszy podry przez metaliczn rzek. Melodia zmienia si i Molly wraz z siostrami wyszo na parkiet. Zmierzch przeszed w noc, rozbysy wiata elektryczne - arwki, osonite na czas uroczystoci bkitnymi, tymi, czerwonymi i zielonymi lampionami. Muzyka przybraa na sile, coraz wicej osb wirowao w tacu, podczas gdy inne grupki braci i sistr zajy miejsca przy biesiadnych stoach. Mali bracia Kirby rozpakali si jak na komend i kto zabra ich z sali, aby pooy lek. Mae siostrzyczki Miriam siedziay teraz pod cian cichutkie jak myszki, zajadajc ciastka palcami: wszystkie wziy sobie rowe ciasto z rowym kremem, ktry klei im si do palcw, do policzkw, do brdek. Byty mokre od potu, a w miejscach, gdzie ocieray buzie domi, widniay smugi brudu. Jedna z dziewczynek bya boso. - Jak one wygldaj! - oburzya si Miri. - Wyrosn z tego - odpara Miriam, a Molly poczua przez sekund ukucie czego, czego nie potrafia nazwa. Po chwili siostry Miriam rzuciy si wszystkie naraz do stou, kcc si 45

o wybr potraw. W kocu wszystkie miay na talerzach te same przysmaki: kebaby jagnice, paszteciki z parwkami, koreczki z patatw polewane miodem, zielon fasol w strkach, lnic od winnego sosu, malekie ciasteczka na gorco. Molly raz jeszcze spojrzaa pod cian, na saniajce si ze zmczenia mae siostrzyczki. Ju po rowych ciastkach z kremem - pomylaa smutno. Jedna z siostrzyczek posaa jej wstydliwy umiech, a Molly odwzajemnia go, po czym wraz z siostrami posza szuka miejsca do siedzenia, aby bankietowa dalej i czeka finaowej uroczystoci. Roger, najstarszy ze wszystkich, peni rol mistrza ceremonii. - Wznosz toast - owiadczy - za pomylno naszych braci i naszej siostry, ktrzy o wicie wyrusz na poszukiwanie, a szuka bd nie nowych ziem do podbicia, nie przygd dla wykazania si odwag, nie zota i srebra, lecz najcenniejszego ze skarbw: informacji, na ktr wszyscy czekamy, ktra pozwoli nam rozkwitn tysicem, milionem kwiatw! Jutro opuszcz nas jako bracia i siostra za miesic za powrc, aby nas naucza! Jed! Ben! Harvey! Tomasz! Lewis! Molly! Wystpcie i pozwlcie, e wzniesiemy toast za was i za ten najcenniejszy dar, jaki przyniesiecie nam, swojej rodzinie! Przeciskajc si przez tum, ktry teraz wiwatowa na stojco, Molly czua, e rumieniec radoci pali jej policzki. Wesza na podium doczajc do pozostaej pitki i wraz z mi czekaa, a umilkn okrzyki i brawa. Zobaczya, e jej mae siostrzyczki stoj na krzesach i klaszcz bez opamitania; buzie miay czerwone i umorusane. Bd paka - pomylaa Molly. Byo to dla nich zbyt wielkie przeycie. A teraz - Roger podj mow - dla kadego z was may upominek. /Molly dostaa nieprzemakaln torb na szkicowniki, pira i owki. Po raz pierwszy w yciu miaa co, czego nie dzielia z siostrami, co zupenie wasnego. Poczua wzbierajce zy i nie syszaa ju dalszego cigu przemwienia, nie widziaa innych prezentw - opamitaa si dopiero, gdy prowadzono ich na przysta, gdzie czekaa ostatnia niespodzianka: proporzec opoccy na maszcie niewielkiej dki, ktra miaa ich zabra do Waszyngtonu. Proporzec by koloru lipcowego nieba, tak intensywnie i czysto bkitny, e za dnia doskonale zlewa si z firmamentem, porodku za iskrzya si srebrem ukona strzaa byskawicy. Nad dziobem odzi rozpity by baldachim, take bkitno - srebrny. Wzniesiono jeszcze jeden toast winem, od ktrego Molly szumiao i krcio si w gowie, potem jeszcze jeden, a na koniec Roger oznajmi ze miechem: - Przyjcie jeszcze nie skoczone, ale nasi dzielni odkrywcy udadz si teraz na spoczynek. - Jed prbowa si sprzeciwia, ale Roger zamia si ponownie. - Nie masz wyboru, mj bracie. Dosypalimy wam co do ostatnich kieliszkw; za godzin bdziecie spa jak susy, eby na starcie wyprawy kade byo wieutkie i wypoczte: Proponuj, aby siostry i bracia zabrali teraz swoich bohaterw do domu i dopilnowali, eby grzecznie poszli spa. Przy gromkim akompaniamencie miechu bracia i siostry zowili wreszcie swoich podrnikw. Motly bez przekonania opieraa si siostrom, ktre p prowadziy, p niosy j do pokoju. - Przepakuj twoje rzeczy - zaofiarowaa si Miriam , obracajc w rkach now torb siostry. - Jaka liczna. Patrz - caa wytaczana... 46

Rozebray Molly i wyszczotkoway jej wosy. Miri gaskaa j po plecach i masowaa ramiona, a Melissa, wyjmujc wstk z jej wosw, piecia kark siostry ledwie wyczuwalnymi pocaunkami. Molly poczua, e ogarnia j miy bezwad. Wobec szykujcych j do ka sistr zdobya si jedynie na umiech i westchnienie. Po chwili dwie z nich rozwiny na pododze mat i stany obok patrzc, jak pozostae siostry prowadz ku niej Molly. Wszystkie miay si z jej chwiejnego chodu, z tego, e niemal pada na kolana i za wszelk cen prbuje trzyma oczy otwarte. Na macie nie szczdziy jej pieszczot, pki cakiem nie zapada w sen. Wwczas przeniosy j na ko i okryty cienkim letnim kocem, a Miri pochylia si i delikatnie ucaowaa jej powieki. Nim mina pierwsza godzina podry, ycie na odzi stao si rutyn. Okrzyki egnajcych poginy w przestrzeni; pozostaa jedynie spokojna rzeka, nieme lasy i pola i miarowy plusk wiose. Po tygodniu treningu caa szstka bya wietnie zaprawiona do roboty, wspdziaao im si doskonale. Lewis, projektant odzi, trzyma stra na dziobie i wypatrywa niespodziewanych przeszkd. Trzej z braci i Molly wiosowali na pierwszej zmianie, a Ben siedzia za Lewisem. Z przodu, tam gdzie umiecili zwinity teraz baldachim, d miaa nadbudwk. Osonita bya take ta cz rufy, w ktrej mieciy si cztery koje. Wykorzystano kady centymetr powierzchni, gwnie na ywno, zapasowe ubrania, medykamenty i nienagannie poskadane wodoszczelne sakwy, do ktrych podrnicy mieli adowa dokumenty, mapy i w ogle wszystko, co ich zdaniem mogo przedstawia jakkolwiek warto. /Molly wiosowaa i obserwowaa lini brzegu. Opucili ju znan sobie parti doliny z polami uprawnymi; krajobraz ulega zmianie. Dolina to si zwaa, to znw poszerzaa, po lewej stronie wznosiy si strome urwiska, po prawej na stokach wzgrz rosy lasy. Drzewa stay nieruchomo, cisz poranka zakca jedynie plusk wiose. Patrzc, jak wioso zanurza si w przejrzystej wodzie, Molly pomylaa, e jej siostry peni w tym tygodniu dyur w kuchni. Wsplne arty, wsplne zajcia. Moe ju zaczy za ni tskni... Wiosowaa miarowo, unosia wioso, patrzya, jak na nowo zanurza si w wodzie. - Uwaga, skaa! Godzina dziesita, dwadziecia metrw! - zawoa Lewis. Sprawnie zmienili kurs, omijajc przeszkod szerokim ukiem. - Godzina dziewita, dwadziecia metrw! Tomasz, ktry siedzia przed Molly, mia szerokie bary i wosy koloru somy, rwnie jak soma proste. Lekki wietrzyk podwiewa je do gry, po czym wosy bardzo dugo opaday. Minie Tomasza pracoway pynnie, jego skra lnia od potu. Molly pomylaa, e byby z niego wietny model do studium muskulatury. Tomasz odwrci si i powiedzia co do Harveya, ktry siedzia po przeciwnej burcie, po czym obaj zanieli si miechem. Soce wznosio si coraz wyej, w twarze bi im ar, niesiony pdem powietrza powodowanym przez ruch odzi, ktra suna powoli, lecz miarowo, gadko. Molly czua wilgo potu nad grn warg. Wkrtce bd musieli si zatrzyma i rozpostrze baldachim. 47

Zwikszy to opr powietrza, ale zdecydowali, e i tak korzyci przewa strat.,. wypraw zorganizowano z uwzgldnieniem maksimum bezpieczestwa i wygody jej uczestnikw byo to waniejsze ni popiech. Przed wypraw zbadano rzek a do miejsca, gdzie czya si z Shenandoah. Tu za skaami zaczyna si dugi spadek, wiodcy do tamtej, bardziej rozlewistej i nieznanej wody. Po poudniu Molly miaa opuci miejsce przy wiosach i podj swe waciwe zadanie: prowadzenie rysunkowego dziennika wyprawy, w ktrym miay si rwnie znale wszelkie niezbdne korekcje mapy. Sprbowali postawi agiel, ale wiatr w dolinie by kapryny, zdecydowali wic, e prb agla odo na pniej, moe do czasu, a znajd si na Potomacu. Zatrzymali si, aby rozwin baldachim i odpocz, po czym wrcili do wiose - wszyscy prcz Moly, ktra usiada osobno, ze szkicownikiem i planami rzeki pod rk. Donie miaa zesztywniae i cieszya si, e moe troch posiedzie bez ruchu. W kocu wzia si za szkicowanie. Tego samego popoudnia dotarli do pierwszych bystrzy, ktre przepynli bez przeszkd. Weszli na wody Shenandoah i zwrcili si na pnoc. Kiedy przysz pora odpoczynku, wszyscy usiedli w milczeniu i nawet Jed straci ochot na miechy i arty. Spali w odzi, ktra agodnie suna po wodzie. Molly mylaa o siostrach, ktre po zwiniciu i odoeniu maty pi teraz w swych wskich, biaych kach. Z trudem powstrzymaa zy samotnoci. Silny wiatr porusza wierzchokami drzew, a Molly wydao si, e syszy ich szepty. Za pragna wycign rk i dotkn ktrego z braci, wszystko jedno ktrego. Westchna i usyszaa, e kto wyszepta jej imi. Jed. Wlizn si do jej wskiej koi i usnli objci mocno. Nastpnej nocy wszyscy poczyli si w pary i pocieszali wzajemnie, zanim kade zdoao zasn. Rankiem zatrzymay ich znienacka bystrza i wodospad. - Tego wcale nie ma na mapie owiadczya Molly Lewisowi, z ktrym razem staa na brzegu. Rzeka bya rozlewista i spokojna, dolin, w ktrej roso niegdy zboe i kukurydza, porastay krzewy i karowate drzewa. Jeszcze dalej strome zbocza podchodziy tu do rzeki, ktra stawaa si tym miejscu wsza, gbsza i bardziej wartka. Ju po wydrukowaniu mapy, ktr si posugiwali, jedno ze zboczy musiao ulec wstrzsowi i rozpa si na masywne gazy i drobne skalne okruchy, ktre tworzyy teraz na rzece gigantyczny zator, cigncy si a po horyzont. Woda wystpia z brzegw, zalewajc dolin na caej szerokoci. Przed sob syszeli grzmot wodospadu. - Jestemy chyba w pobliu miejsca, gdzie pnocna odnoga Shenandoah zlewa si z poudniow - owiadczya Molly. Odwrcia si, aby sprawdzi pooenie zboczy. - Jeszcze ze trzy kilometry, to tam. - Wskazaa palcem wysokie urwisko. Lewis skin gow. - Musimy si cofn a do miejsca, w ktrym uda si wycign d na brzeg. Przeprawimy si ldem. Molly spojrzaa na map.

48

- Patrz, tu jest droga. Zblia si tam, wczeniej, prawie do samej rzeki, omija kilka wzgrz to jakie pi kilometrw - i znowu skrca nad rzek. Udaoby si chyba obej wodospady. Po drugiej stronie midzy nami a pnocn odnog nie ma nic: adnej drogi, adnej cieki, nic zupenie. Lewis zarzdzi obiad. Po posiku i odpoczynku zawrcili d i popynli pod prd, trzymajc si blisko brzegu i wypatrujc ladu drogi. Nurt by w tym miejscu wartki; po raz pierwszy uwiadomili sobie, jak ciko bdzie walczy z prdem przez ca drog do domu. Molly wypatrzya przerw midzy wzgrzami, ktrdy biega stara droga. Znaleli miejsce, gdzie mona byo wycign d na brzeg i przysposobi j do podry ldem. Mieli z sob koa, osie i topory do cinania drzew na budow platformy. Czterech braci wzio si za rozpakowywanie niezbdnych rzeczy. Wydobyli porzdnie poskadane grube spodnie, buty i koszule z dugimi rkawami, majce chroni nie tyle przed zimnem, co przed ostrymi gaziami krzeww, gdy na czas podry nie spodziewano si chodw. Molly i Lewis przebrali si popiesznie i ruszyli na poszukiwanie najdogodniejszego przejcia do drogi przez pltanin krzeww. Molly pomylaa nagle, e tej nocy bd musieli spa w lesie - i przenikn j dreszcz. Czua, e jej siostry zaniepokojone odrywaj wzrok od tego, co akurat robi, wymieniaj spojrzenia i z ociganiem wracaj do przerwanej pracy, w niewyjaniony sposb dotknite tym samym lkiem, ktry j wanie ogarn. Gdyby nie bya tak daleko, zbiegyby si do niej, gnane niepohamowanym cho niewytumaczalnym - impulsem bycia razem. Molly i Lewis musieli kilkakrotnie zawraca, nim znaleli przesmyk, ktrym mona byo przecign dk do drogi. Gdy powrcili nad rzek - platforma bya ju gotowa, a d przytwierdzona do niej jak naley. Nad niewielkim ogniskiem grzaa si woda na herbat. Wszyscy mieli ju na sobie dugie spodnie i buty. - Nie ma czasu na postoje - rzek z irytacj Lewis. Do zmierzchu pozostay najwyej cztery godziny, a trzeba przedtem dotrze do drogi i rozbi obz. - My moemy rusza - powiedzia cicho Ben - ale Molly napije si tu herbaty i zje kawaek sera. Jest zmczona, powinna odpocz. - Ben by lekarzem. Lewis wzruszy tylko ramionami. Molly patrzya, jak zaprzgaj si do platformy. W doniach trzymaa kubek z herbat i kawa sera barwy zleaej koci soniowej. U jej stp dogasa ogie. Odsuna si od niego; w grubych spodniach i koszuli byo jej za gorco. Chopcy zaczli holowa d: czterech cigno, a Tomasz popycha z tyu. Obejrza si na Molly z szerokim umiechem, a zaraz potem d przetoczya si przez gaz, zapaa rwnowag i gadko pojechaa w gr na lewo. Molly przeniosa si z herbat i serem nad sam rzek, cigna, buty i zanurzya stopy w letniej wodzie. Wiedziaa, e adne z nich nie uczestniczyo w wyprawie przypadkowo, i wcale nie czua si pitym koem u wozu. Jedynie siostry Miriam potrafiy dokadnie zapamita i odwzorowa to, co widziay. Rozwijano t ich wrodzon skonno od najwczeniejszego dziecistwa. Szkoda, e byy takie drobne; Molly pojechaa na wypraw tylko dziki swojej szczeglnej umiejtnoci, a nie, jak bracia, z racji wyjtkowej tyzny czy

49

innych zalet. Co do tego jednak, e jest rwnie jak pozostali niezbdna, nikt nie mia najmniejszych wtpliwoci. Molly rozebraa si, eby popywa. Woda czesaa jej wosy, obmywaa skr, koia zmczenie. Kiedy Molly wysza na brzeg, ognisko ju dogasao. Zgasia je do koca, posugujc si w tym celu kubkiem po herbacie, ubraa si i ruszya ladem pozostawionym przez braci i cik d. Nagle, bez adnego ostrzeenia, poczua, e jest ledzona. Stana nasuchujc, prbujc dojrze co midzy drzewami, ale absolutn cisz puszczy zakca jedynie dobiegajcy z wysoka, stumiony szelest lici. Molly obejrzaa si znienacka. Nic. Gwatownie nabraa w puca powietrza i podja marsz na nowo. To nie strach - owiadczya sobie kategorycznie i przypieszya kroku. Nie byo si czego ba. W lesie nie byo adnych zwierzt. Przetrway tylko owady zdolne y pod ziemi - mrwki, termity... Prbowaa zatrzyma myl na mrwkach - to one przejy teraz funkcje zapylania - zorientowaa si jednak, e wci popatruje w gr, na rozkoysane drzewa. Upa by niemiosierny. Molly zdawao si, e drzewa osaczaj j coraz cianiej. To dlatego, e po raz pierwszy w yciu zostaa sama, tumaczya sobie. Naprawd sama poza zasigiem doni, poza moliwoci kontaktu z innymi. To samotno gnaa j teraz przez zniszczone przejciem chopcw, powyrywane z korzeniami poszycie. Dlatego wanie - pomylaa ludzie w dawnych czasach tracili rozum: wariowali, bo byli samotni, bo nigdy nie zaznali dobrodziejstwa posiadania braci i sistr, ktrzy s jak jedno - dziel te same myli, te same tsknoty, marzenia, radoci. Biega, apic powietrze wielkimi haustami, pki nie zmusia si, eby stan i pooddycha gboko przez kilka minut. Oparta o drzewo, czekaa, a puls wrci do normy, po czym ruszya szybkim krokiem, powstrzymujc si od biegu. Lk min jednak dopiero w chwili, gdy ujrzaa braci. Tej nocy rozbili obz porodku zapuszczonej szosy w gbi lasu. Drzewa sklepiay si nad nimi nie przepuszczajc ani skrawka nieba, a w powodzi napierajcej ze wszystkich stron ciemnoci, niewielkie ognisko wydawao si sabiutkie i blade. Molly leaa sztywno wyprostowana, prbujc zowi uchem jakikolwiek odgos, jakikolwiek dwik, ktry powiedziaby im, e nie s sami na wiecie - e ona, Molly, nie zostaa na wiecie sama. Wok panowaa martwa cisza. Nastpnego dnia po poudniu Molly narysowaa portrety braci. Siedziaa na uboczu, cieszc si socem i wod, ktra nabraa gadkoci i gbi. Mylaa o braciach, o tym, jak bardzo rni si midzy sob, i niewiadomie zacza rysowa ich tak, jak nigdy przedtem nie rysowaa - jak nigdy przedtem nie widziaa. Podoba jej si Tomasz. Minie mia podune i gadkie, a wysokie, sterczce koci policzkowe dzieliy jego twarz na rwne paszczyzny. Molly naszkicowaa portret Tomasza samymi prostymi liniami, ktre kazay si domyla ksztatu policzkw, ostroci wskiego nosa, sterczcego podbrdka. Tomasz wyglda modo, modziej ni siostry Miriam, cho one miay po dziewitnacie lat, a on - dwadziecia jeden. Przymknwszy oczy, przywoaa w pamici posta Lewisa. Bardzo wysoki, ponad metr osiemdziesit. Potny. Molly narysowaa co na ksztat skalnej bryy, z podun gow i z 50

twarz, ktra - okrga, pyzata na pozr, z wyjtkiem wydatnego nosa, pozbawiona rusztowania koci - zdawaa si rozpywa poza wasne kontury. Nos nie bardzo jej si podoba. Przymkna oczy i po chwili stara go gumk. Narysowaa nowy, umieszczony nieco ekscentrycznie i lekko skrzywiony. W portrecie - Molly bya tego wiadoma byo sporo przesady, ale wanie dziki temu przerysowaniu udao jej si odda twarz Lewisa. Harvey by wysoki i chudy. No i te wielkie stopy - pomylaa Molly, umiechajc si do wyrastajcej spod owka postaci., Donie due, oczy cakiem okrge, jak kka. Od razu wida, e to niezdara, co o wszystko si potknie i kad rzecz przewrci. Jed by atwy. Korpulentny, same krzywizny. Mae, wydelikacone niemal rce, filigranowy. Drobne rysy, zbyt ciasno skupione na twarzy. Najtrudniejszy okaza si Ben. Przy niezej budowie, gow mia wiksz ni pozostali, nie by te tak piknie uminiony jak Tomasz. A jego twarz bya po prostu twarz adnych cech szczeglnych. Na portrecie Molly Ben mia silniej zarysowane brwi ni w rzeczywistoci i lekko zezowa, jak zawsze, gdy uwanie czego sucha. Molly przyjrzaa si rysunkowi przez zwone powieki. Nieudany. Za ostry. Nazbyt zdecydowany, za wiele tu siy charakteru pomylaa. - Moe za dziesi lat Ben upodobni si do tego szkicu bardziej ni teraz. - Skay! Godzina dwunasta, trzydzieci metrw! - krzykn Lewis. Molly, jak przyapana na gorcym uczynku, przerzucia kartk szkicownika i wzia si za rysowanie rzeki oraz czyhajcych na niej zasadzek. Ben uaktualnia notatki medyczne. Lewis koczy zapis w dzienniku pokadowym. Tomasz siedzia na rufie i wpatrywa si w pozostajc z tyu rzek. Ju od trzech dni Ben obserwowa jego zachowanie. Nie wiedzia, czego si spodziewa, nie podobaa mu si ta zmiana nastroju, ktrej Tomasz nie usiowa ju nawet maskowa. Ben pisa: "Rozka z brami i siostrami bya dla nas wszystkich znacznie trudniejszym przeyciem, ni si spodziewalimy. Uwaga: na kolejne wyprawy wysya, w miar monoci, pary rodzestwa". A co bdzie - zastanawia - si - jeli Tomasz zachoruje! Nawet w szpitalu nie byo warunkw do zajmowania si chorymi umysowo. Utrata zmysw traktowana bya jako zagroenie spoeczne, zagroenie wobec braci i sistr, ktrzy cierpieli na rwni z chorym. Ju wczeniej . rodzina postanowia nie tolerowa adnych zagroe spoecznych. Siostra lub brat dotknici chorob psychiczn, mieli by eliminowani. Takie byo prawo - Ben powtrzy ta sobie z ca surowoci. Rzeczywisto natomiast wygldaa tak, e ich maa spoeczno nie moga sobie pozwoli na utrat pary rk. Co robi, jeli rzeczywisto przeczy prawu? Spojrzawszy przelotnie na Molly, Ben dopisa: "Uwaga: w wyprawie powinna uczestniczy taka sama liczba kobiet, jak mczyzn". Domyla si, e Molly czuje si bardziej osamotniona ni ktrykolwiek z nich. Patrzy, jak dziewczyna pokrywa rysunkami kolejne kartki szkicowania, i zastanawia si, czy rekompensuje sobie tym w jaki sposb nieobecno sistr. Moe gdy Tomasz zajmie si wreszcie swoim waciwym zadaniem, przestanie godzinami wpatrywa si w przestrze i podskakiwa nerwowo na kade dotknicie czy zawoanie. 51

- Trzeba bdzie zastanowi si nad spraw ywnoci przerwa mu rozmylania Lewis. Przewidywalimy, e przebycie tego odcinka zajmie nam pi dni, a zajo osiem. Wemiesz to na siebie, Ben? Ben kiwn gow. - Jutro, jak przybijemy do brzegu, zrobi remanent. Moliwe, e trzeba bdzie zmniejszy racje. - Wiedzia, e nie powinni tego robi. Zanotowa: ,.Uwaga: uwzgldni podwjne zapotrzebowanie kaloryczne". Rka Molly wysuna si spod policzka i zwisaa luno z koi. Ben mia zamiar przespa si z ni tej nocy, ale nie by rozczarowany, e do tego nie doszo. Zanadto byli zmczeni, nawet na pocieszanie si seksem. Ben westchn i odoy notes. Z nieba znikay resztki soca. Sycha byo tylko cichy plusk fali o burt odzi i miarowe oddechy z tylnej czci kajuty. Ben odczeka, a Tomasz zanie, i te si pooy. Molly nia, e d si wywraca, a ona nie moe wydosta si spod kaduba i w panice szuka drogi do powietrza. Woda miaa barw jasnozocist, od ktrej skra Molly take stawaa si zota, i Molly wiedziaa, e jeli cho na chwil przestanie si rusza, zmieni si na zawsze w zoty posg na dnie rzeki. Zacza pyn ze zdwojon energi, spragniona powietrza, obolaa, omdlewajca, owadnita miertelnym strachem. Nagle wycigny si ku niej rce, jej wasne rce, biae jak nieg. Molly sprbowaa je pochwyci, ale rce, ktrych byy ju teraz dziesitki, owiy nico, donie otwieray si i zaciskay bez skutku. Cigle nie mogy na ni trafi i w kocu Molly zawoaa: "Jestem tutaj!" Woda gwatownie wdara si do wntrza jej ciaa. Molly, poraona tym co si stao, zacza si topi i tylko jej mzg gotowa si ze strachu, a usta skaday si w sowa protestu, niezdolne je wykrzycze. - Cicho, Molly, wszystko dobrze - cichy gos dotar wreszcie do jej wiadomoci i Molly otrzsna si gwatownie ze snu. - Wszystko dobrze, Molly, nic ci nie jest. Byo bardzo ciemno. - Ben? - szepna Molly. - Tak, co ci si nio. Zadraa i odsuna si, robic mu miejsce obok siebie. Miaa dreszcze - odkd znaleli si na wodach Potomacu, noce byy bardzo chodne. Ben by ciepy, jedn rk mocno obejmowa jej zzibnite ciao, a drug delikatnie je pieci. Cicho, tak eby nie obudzi innych, ich ciaa poczyy si w zmysowym ucisku, a potem Molly zasna po raz drugi, z caej siy przytulona do Bena. Przez cay nastpny dzie napotykali coraz liczniejsze lady zniszcze: popalone, roztrzaskane przez burze domy. Przedmiecia zarastay stopniowo krzakami i drzewami. Unoszce si na powierzchni wody resztki dodatkowo utrudniay przepraw, zatopione odzie i zwalone mosty zamieniay rzek w labirynt, ktrym ich d posuwaa si naprzd w wim tempie. I tym razem nie mogo by mowy o postawieniu agla.

52

Lewis i Molly stali razem na dziobie. Wypatrywali zatopionych przeszkd i wykrzykiwali ostrzeenia - czasem oboje naraz; czasem tylko jedno, adne jednak nie milko na duej ni minut. Nagle Molly wskazaa przed siebie i zawoaa: - Ryby! Tu s ryby! Z penym zachwytu zdziwieniem wpatrywali si wszyscy w awic ryb, pozwalajc odzi swobodnie dryfowa, pki Lewis nie krzykn: - Przeszkoda! Godzina jedenasta, dziesi metrw! Chwycili ostro za wiosa i awica znikna, ale zy nastrj zdy ju prysn. Wiosujc, rozmawiali o sposobach owienia ryb, o suszeniu ich na drog powrotn, o poruszeniu, jakie wywoa w dolinie wiadomo, e ryby mimo wszystko przetrway. Najstraszniejsze nawet ruiny ogldane z rzeki byy niczym wobec obrazu kompletnego zniszczenia, jaki napotkali na przedmieciach Waszyngtonu. Molly ogldaa kiedy w ksikach zdjcia zbombardowanych miast - Drezna, Hiroszimy. Bya to dokadnie taka sama totalna zagada: ulice zagrzebane pod rumowiskami, tu i wdzie gry betonu poronite winnym pnczem, drzewa zakorzenione wysoko ponad ziemi, opasujce korzeniami zway cegie, pyty i bloki marmuru. Pki si dao - pynli rzek. Tym razem katarakt tworzyy przeszkody wykonane ludzk rk: rdzewiejce samochody, zdruzgotany most, . cmentarzysko autobusw... - Wszystko na nic - wymamrota Tomasz. - Wszystko to nie ma sensu. - Moe nie - zaoponowa Lewis. - Musz tu przecie by lochy, piwnice, skady ognioodporne... Moe nie. - Wszystko na nic - powtrzy Tomasz. - Przybijemy do brzegu i sprbujemy si zorientowa, gdzie waciwie jestemy - przerwa im Ben. Zapada ju zmierzch, nie mona byo nic robi do rana. - Zajm si kolacj. Molly, potrafisz wydedukowa co z tych map? Pokrcia przeczco gow. Oczy miaa utkwione w koszmarn sceneri przed sob. Kto to zrobi? Dlaczego? Wygldao to tak, jakby ludzie uwzili si, by zetrze w py to miejsce, ktre tak strasznie ich zawiodo. - Molly! - Gos Bena by tym razem bardziej stanowczy. - Zostao chyba jeszcze kilka punktw orientacyjnych. Otrzsna si i odwrcia gwatownie tyem do miasta. Ben spojrza na Tomasza, a potem na Harveya, ktry uwanie ledzi rzek. - Zrobili to specjalnie - orzek Harvey. - Pod koniec wszyscy musieli zwariowa, optaa ich dza niszczenia.

53

- Kiedy ju ustalimy, gdzie jestemy, poszukamy piwnic - powiedzia Lewis. - Wszystko, co tu widzimy, to dzieo rozwcieczonych szalecw. Zniszczyli na pewno tylko to, co byo na powierzchni. Piwnice bd nietknite. Molly obracaa si powoli wok wasnej osi, uwanie ledzc panoram krajobrazu. - Powinnimy min jeszcze dwa mosty - powiedziaa, a wwczas znajdziemy si chyba u stp Wzgrza Kapitolu. To trzy, cztery kilometry. - W porzdku - odpar cicho Ben. - W porzdku. Moe w centrum miasta nie jest a tak le. Pom mi, Tomasz, dobrze? Przez ca noc d miotaa si, na wszystkie strony, czonkowie zaogi za, zmczeni, lecz niezdolni zasn, przemierzali pokad bez wytchnienia, szukajc u siebie nawzajem jakiejkolwiek pociechy. Wszyscy wstali przed witem. Zjedli co w popiechu i z pierwszym brzskiem wyruszyli rumowiskiem w stron centrum Waszyngtonu. Rzeczywicie; okazao si, e miasto jest tam mniej zniszczone ni na obrzeach. Zaraz jednak uwiadomili sobie, e zabudowa jest tu po prostu rzadsza; wolne przestrzenie stwarzay iluzj czciowej jedynie zagady. Zaobserwowali te wyrane lady prb usunicia czci ruin. - Rozdzielmy si parami - zarzdzi Lewis, na nowo obejmujc rol przywdcy. Spotkamy si w tym samym miejscu o dwunastej w poudnie. Molly i Jed pjd w t stron. Ben i Tomasz - w tamt. My z Harveyem ruszymy tdy. - Za kadym razem wskazywa kierunek palcem, a reszta akceptowaa jego decyzje kiwniciem gowy. Molly ustalia nazwy budynkw, do ktrych mieli si uda: Biuro Senatu, Poczta Gwna, Urzd Komunalny... - Bylimy naiwni jak dzieci - rzek nagle Tomasz do Bena. gdy zbliali si do ruin budynku Poczty Gwnej. Zdawao nam si. e przynajmniej kilka domw poczeka tu na nas z otwartymi drzwiami, a ca nasz robot bdzie wej do rodka, wycign par szuflad i zgarn co potrzeba. A potem wraca do domu w glorii bohaterw. Idiotyczne, no nie?. - Ju zdylimy poczyni spore odkrycia - odpar uspokajajco Ben. - Tak, upewnilimy si, e nie tdy droga - odparowa Tomasz. - Do niczego nie dojdziemy. Obeszli budynek dookoa. Przednie wejcie byo zablokowane, jedna boczna ciana cakowicie zwalona, wntrza wypalone i osmalone sadz. Czwarty z kolei budynek, do ktrego prbowali si dosta, take przeszed poar, ale by tylko czciowo zniszczony. Znaleli tam gabinety, biurka, akta. - Papiery przemysu drobnego! - obwieci znienacka Tomasz, odwracajc si do Bena z wielkim przejciem. Ben ze zwtpieniem pokrci gow. - No i co z tego?

54

- W ktrym z poprzednich pokoi byy ksiki telefoniczne. Gdzie to byo? - Ben nadal sta zaintrygowany, wic Tomasz rozemia si i wyjani: - Ksiki telefoniczne! Tam znajdziemy spis magazynw, fabryk, skadw! Odnaleli pokj, w ktrym kilka ksiek telefonicznych leao jedna na drugiej na pododze i Tomasz pocz gorczkowo przeglda pierwsz z brzegu. Ben podnis drug i ju mia j otworzy, kiedy Tomasz go ostrzeg: - Uwaaj! Ten papier si rozsypuje. Wyjdmy std. - Czy to co da? - zapyta Ben, wskazujc na ksik telefoniczn w rkach Tomasza. - Tak, musimy tylko odnale centralne biuro telekomunikacji. Moe Molly to potrafi. Poszukiwania cennych materiaw cigny si przez cae popoudnie i dwa nastpne dni. Molly uaktualniaa map Waszyngtonu, nanoszc na ni budynki, w ktrych znajdowao si co godnego uwagi, zaznaczajc budowle groce niebezpieczestwem i zalane partie miasta (wiele piwnic wypeniaa woda o zgniym zapachu). Narysowaa mnstwo szkieletw, o ktre wci si potykali. Rysowaa je z rwn obojtnoci jak budynki i ulice. Czwartego dnia odnaleli centralne biuro telekomunikacji. Tomasz ulokowa si w jednym z pokoi i zacz wertowa ksiki telefoniczne wschodnich miast, ostronie wyjmujc kartki, ktre mogyby przyda si pniej. Ben przesta si o niego martwi. Pitego i szstego dnia padao. Ciga; szara ulewa zatapiaa miejsca niej pooone, a w niektrych budynkach poziom wody wzrasta ponad piwnice. Gdyby deszcz utrzymywa si duo duej, cae miasto stanoby w wodzie, jak to - sdzc z nieomylnych znakw - ju nieraz si tu zdarzao. A jednak niebo wypogodzio si w kocu, z pnocy nadszed wiatr i czonkowie ekspedycji, trzsc si z zimna, wznowili poszukiwania. Pochylona nad rysunkiem, Molly mylaa: miliony ludzi, setki milionw ludzi, nikt si nie osta. Narysowaa ruin pomnika Waszyngtona, zburzon statu Lincolna z zachowan na piedestale czci inskrypcji: "One nation indi..." Przeniosa na papier szkielet konstrukcji budynku Sdu ; Najwyszego... Nie zaoyli obozowiska w miecie, lecz co wieczr wracali do odzi. Nagromadzili zbyt wiele materiau, eby wszystko wie do domu; codziennie opuszczali miasto obadowani aktami, ksikami, mapami, wykresami, a po wieczornym posiku kade wertowao swoj porcj papierw, usiujc dokona selekcji. Prowadzili wyczerpujce notatki o stanie budynkw; ktre przeszukiwali, o ich zawartoci, uytecznoci znalezionych materiaw. Kolejna ekspedycja - bdzie moga z miejsca zabra si do pracy. Znajdowali szkielety, to na gruzach, to czciowo zagrzebane w ruinach, to znw wewntrz domw. Jake atwo mija je obojtnie - dziwi si Ben. - Obcy gatunek, wymary, trudno. Idmy dalej. Dziewitego dnia wieczorem dokonali ostatecznej selekcji rzeczy, ktre miay popyn odzi. W czciowo zniszczonym budynku znaleli nietknity pokj, gdzie zoyli pozostae materiay z myl o nastpnej grupie.

55

Dziesitego dnia ruszyli w drog powrotn, wiosujc tym razem pod prd. Oywczy pnocno - zachodni wiatr d w ogromny, pojedynczy agiel, ktrego dotd nie mona byo postawi. Lewis zamontowa rumpel i wiatr zacz pcha d w gr rzeki. Szybciej, szybciej! - Molly bezgonie ponaglaa dk. Staa na dziobie i wykrzykiwaa ostrzeenia, czsto jeszcze przed pojawieniem si przeszkody. Pamitaa, e w tym miejscu bya koda, tam znw lokomotywa, zapora z piachu... Po poudniu wiatr zmieni kierunek na pnocny i trzeba byo zwin agiel albo ryzykowa zniesienie na brzeg. Radosne podniecenie zaczo stopniowo ustpowa zawzitej determinacji, a w kocu - bezmylnej uporczywoci. Kiedy stanli na noc, dla wszystkich byo jasne, e przepynli niewiele ponad poow odcinka pokonanego na tym samym etapie podry w drodze do Waszyngtonu. Tej nocy Molly niy si taczce postacie. Biego do ich uszczliwiona, z rozpostartymi ramionami, ledwie muskajc stopami ziemi w szalonym pdzie ku zjednoczeniu. Wtem powietrze zgstniao i rozmigotao si; postacie byy teraz znieksztacone, a gdy jedna z nich spojrzaa na Molly, okazao si, e ma cakiem zmienione rysy, jedno oko wyej ni drugie, wykrzywione usta. Molly przystana, wpatrzona w groteskowe oblicze. Jaka sia cigna j jednak ku niemu przez znieksztacajce wszystko, gste powietrze. Molly prbowaa si broni, cofn, ale jej stopy skoczyy do przodu, ciao dyo w lad za nimi i Molly czua, e stawiajce opr powietrze zasklepia si duszco wok niej. Karykatura jej wasnej twarzy przybraa zoliwy grymas i posta wycigna si w gr jak mija, zwracajc ramiona ku Molly. Molly ockna si gwatownie i przez kilka chwil nie wiedziaa, gdzie si znajduje. Kto krzycza. Poznaa gos Tomasza. Ben i Lewis szamotali si z nim, a w kocu wynieli chopca z koi na dzib odzi, tam gdzie zoony by baldachim. Harvey przeszed na ruf i spokj stopniowo powrci, ale Molly i tak bardzo dugo nie moga zasn. Po dwch dniach podr staa si koszmarem. Porywisty wiatr by bardziej grony ni pomocny, tote zwinli. agiel. Nurt by coraz bystrzejszy, woda mulista. W gbi ldu musiao pada znacznie bardziej ni w Waszyngtonie. Przejmujcy chd ustpowa w poudnie, a wwczas ich grube ubrania staway si za gorce. W porze obiadu zmieniali stroje na lejsze, ktre z kolei okazyway si za lekkie o zachodzie soca. Cigle byo im albo za gorco, albo za zimno.

Been i Lewis oddalili si od pozostaych i ze wzniesienia nad rzek obserwowali wschd soca.

56

- Godni s, std w duej mierze te kopoty - rzek Ben. Lewis skin gow. - No i Molly zacz si okres, nikogo do siebie nie dopuszcza. Biedny Harvey, wczoraj w nocy o mao go nie zabia. - Nie o Harveya si martwi - powiedzia Lewis. - Wiem. Nie mam pojcia, czy Tomasz da rad, czy nie. Daem mu rodek uspokajajcy. Codziennie gowi si, co z nim bdzie nazajutrz. - Nie moemy wie do domu balastu - rzek ponuro Lewis. - Nawet najsurowsze racjonowanie nie oszczdzi nam kopotw z ywnoci. Zaaplikujesz mu rodki uspokajajce, ale je bdzie musia, a kto inny bdzie musia za niego wiosowa... - Tomasz wraca razem z nami - przerwa mu Ben, niespodziewanie przejmujc dowodzenie. - Bdzie nam potrzebny do bada, nawet gdyby mia wraca w kaftanie bezpieczestwa. Na moment obaj ucichli. - Wszystko przez t rozk, prawda? - Lewis spoglda na poudnie, w kierunku domu. Nikt czego takiego nie przewidzia. Jestemy inni ni ci przed nami! Ca t przeszo, ksiki do historii - wszystko mona wywali na mietnik. Tego nikt nie przewidzia powtrzy cicho. / - Jeli wrcimy, trzeba bdzie objani jako reszcie, co si z nami dzieje z dala od swoich. - Wrcimy na pewno - rzek Ben. - I wanie dlatego potrzebny mi bdzie Tomasz. Kto to mg przewidzie? Dopiero teraz, widzc, jak dalece si od nich rnimy, bdziemy bardziej ostroni. Ciekawe, jakie odkryjemy kolejne najmniej spodziewane rnice? Lewis podnis si. - Wracamy? - Ja za chwil. Patrzy, jak Lewis zelizguje si ze skarpy i wchodzi na pokad odzi, a potem ponownie przenis wzrok na niebo. Ludzie - pomyla ze zdumieniem - wyprawiali si tam, w gr, a on nie mg zrozumie, po co. Pojedynczo i w maych grupkach zapuszczali si w gb dzikich ldw, przemierzali rozlege morza, wspinali si na gry nie tknite wczeniej ludzk stop. A on nie potrafi zrozumie, po co to wszystko robili. Co pchao ich, z dola od bliskich, ku samotnej zagadzie albo mierci wrd obcych? A te zniszczone domy, ktre wraz z innymi oglda po drodze - zaprojektowane, jak stara chaupa Sumnerw, w dolinie, na jedn, dwie, trzy osoby; domy, ktrych nieliczni mieszkacy celowo izolowali si od innych przedstawicieli swojego gatunku. Dlaczego? W ich rodzinie izolacja bya kar. Nieposuszne dziecko, pozostawione samo w pokoju na dziesi minut, wychodzio stamtd skruszone, radykalnie wyleczone z buntu. Izolacja bya kar, jak wyznaczyli Dawidowi. Lekarze znali wszystkie szczegy zdarze ostatniego miesica, jaki Dawid spdzi wrd nich. Gdy zacz im zagraa - odizolowali go

57

no zawsze, uznajc to za dostatecznie surow kar. A tamci ludzie z odlegej przeszoci szukali odosobnienia... Ben nie potrafi tego zrozumie. Od dwch dni lao. Wiatr osiga prdko pidziesiciu kilometrw na godzin i cigle si wzmaga. - Trzeba wycign d na brzeg - zdecydowa Lewis. Mimo wyoenia caego pokadu natuszczonymi pachtami, woda i tak sczya si przez szczeliny, a od czasu do czasu fala przeskakiwaa przez burt i wlewaa si do odzi. Coraz czciej co taro o dno albo z trzaskiem wbijao si w burty. Molly pompowaa wod, odtwarzajc w pamici obraz rzeki za ruf. Od czasu gdy wiele godzin temu minli jakie nabrzee, nie mona byo nigdzie bezpiecznie przycumowa. - Jeszcze z godzin - rzek Lewis, jakby odpowiadajc jej mylom. - W godzin powinnimy dopyn do tego niskiego brzegu. - Nie wolno nam si cofa! - zaprotestowa Tomasz. - Nie wolno nam tu zosta! - warkn na niego Harvey. - przesta si wygupia! Rozniesie nas! - Ja nie wracam! - Co ty na to, Ben - zapyta Lewis. Zbici w gromadk, siedzieli na dziobie; w rodkowej czci odzi Molly z pokorn rezygnacj obsugiwaa pomp, prbujc oszuka obolae minie. d zadraa pod kolejnym ciosem. Ben kiwn gow. - Tu nie damy rady. Ale cofanie si w d rzeki te nie bdzie zbyt zabawne. - Do roboty - zarzdzi Lewis podnoszc si z miejsca. Wszyscy byli przemoczeni, zzibnici i wystraszeni. W zasigu ich wzroku kbiy si wody Shenandoah przy ujciu do Potomacu, a wiry, ktre na pierwszym etapie podry omal ich nie zatopiy, teraz groziy strzaskaniem odzi. Dopki trwaa powd, nie mogli zbliy si do Shenandoah. - Tomasz; zmie Molly przy pompie. I pamitaj: poza t pomp nic ci nie obchodzi. Machaj uczciwie! Molly podniosa si, ale nie przerwaa pompowania, dopki Tomasz nie usadowi si na jej miejscu, gotw przej prac bez przerwy. Kiedy ruszya w stron ostatniego: wiosa, Lewis zatrzyma j: - Id na oko. Na powrt umocowali wiosa w dulkach. Deszcz zalewa ich strumieniami. Tomasz pompowa coraz szybciej. Woda chlupaa im wok ng, a d, ledwo j odcumowali, runa szusem na sam rodek rzeki. Woda na pokadzie zakoysaa si - w ty, w przd. - Koda! Pynie szybko! Godzina sma! - krzykna Molly.

58

Obrcili d, a ta wyskoczya do przodu. Mknli teraz w d rzeki, eb w eb z kod, ktra pyna po ich lewej stronie. - Sterczcy , pie! Godzina dwunasta! Dwadziecia metrw! - Molly ledwo zdya wymwi wszystko na czas. d szarpna w lewo i migna obok pnia. Powd wszystko odmienia. Kiedy pynli w tamt stron, city pie drzewa tkwi na ldzie. Nurt rzeki by teraz bystrzejszy, trzeba byo uy wszystkich si, aby utrzyma d porodku. - Drzewo! Godzina pierwsza! Dwadziecia metrw! Znowu spynli na bok, a wwczas koda, ktra nie odstpowaa ich przez cay czas, fikna koza i znalaza si niebezpiecznie blisko. - Koda! Godzina dziewita! Trzy metry! Pynli w strugach olepiajcego deszczu, mijajc w pdzie nowo uksztatowan lini brzegow i idc eb w eb z masywn kod, ktra wirowaa i koziokowaa na wysokoci burty. Nagle Molly dostrzega wyczekiwan nisz i krzykna: - Ziemia! Godzina druga, dwadziecia metrw! Ostro wjechali w brzeg. Cignli za sob co, czego nie dao si dostrzec przez mulist wod i co poderwao dzib odzi na powrt ku rzece. d zachybotaa si gwatownie, a woda chlusna przez burt. Lewis i Ben wyskoczyli popiesznie i pocignli d do brzegu, brodzc po piersi w brunatnej, niespokojnej wodzie. Kiedy pod dnem zachrzci wir i kamienie, inni take wskoczyli do wody i chwyciwszy razem za liny, wycignli d z rzeki, osadzili j na piasku, przycumowali, zadowoleni, e cho na chwil znaleli si z dala od niebezpieczestwa. Molly zdyszana pooya si w bocie, ale poderwa j gos Lewisa: - Musimy przecign j wyej. Rzeka szybko przybiera. Tej nocy jeszcze raz musieli zmienia miejsce postoju odzi. Lao bez przerwy. Rankiem deszcz usta i zawiecio soce, a nastpnej nocy chwyci mrz. Ben znw obci racje ywnociowe. Burzo kosztowaa ich pi dodatkowych dni, a po powrocie na bystrzejsz ni przedtem rzek, posuwali si tak wolno; jak jeszcze nigdy. Najgorzej z Tomaszem - myla Ben. - Zamkn si w sobie, da si wchon depresji, z ktrej nikt nie potrafi go wycign. Jed by w niewiele lepszym stanie. Z czasem zacznie okazywa te same objawy, co Tomasz, co do tego nie mogo by zudze. Harvey by rozdraniony; sta si ponury i wobec wszystkich podejrzliwy. Oskara Bena i Lewisa o to, e kradn mu jedzenie, i bacznie obserwowa ich przy posikach. Molly zmizerniaa i wygldaa, jakby co j drczyo; wci odwracaa wzrok na poudnie, ku domowi, i zdawao si, e nasuchuje, nasuchuje bez wytchnienia. Lewis nie chcia rezygnowa z dyrygowania wypraw, ale gdy przerywa prac, jego dua twarz przybieraa ten sam wyraz nasuchiwania, wypatrywania, wyczekiwania. Ben nie potrafi oceni zmian, jakie zaszy w nim samym. Wiedzia, e nie mg ich unikn. Czsto gwatownie podnosi wzrok, przekonany, e kto wyszepta jego imi - i nie znajdowa w pobliu nikogo, kto akurat zwracaby na niego uwag. Miewa te uczucie, e gdzie blisko czai si niebezpieczestwo, ktre zawiso nad nimi, kac mu spoglda w niebo, wpatrywa si w drzewa. Nigdy jednak niczego nie dostrzega...

59

Nagle sprbowa sobie przypomnie, od kiedy zobojtnia im seks. Musiao si to zacz jeszcze w Waszyngtonie albo tu po opuszczeniu miasta. Doszed do wniosku, e le to na niego wpywa. Zbyt trudno przychodzio okamywa si, e pozostali mczyni to bracia nie byo mowy o zaspokojeniu, radoci. Ju lepiej byo z Molly, choby dlatego, e obywao si bez faszywych pozorw - ale i te prby nie daway penego zadowolenia: dwoje ludzi prbujcych zespoli si w jedno, niewiadomych wzajemnie swoich potrzeb i wymaga. A moe to gd zabija w nich pocig fizyczny? Ben umieci wszystkie te spostrzeenia w notatkach. Obserwujcej go Molly zdawao si, e jaka gruba, przejrzysta ciana oddziela j od wszystkich ywych istot na ziemi. Nic nie mogo przebi si przez t cian, nic nie potrafio dotrze do Molly - myl ta obudzia w niej kiedy przeraenie, ktre nie dao si ju cakiem upi, chocia teraz przerodzio si gwnie w zdumienie. Z kadym dniem zbliali si do domu, a byo to w przedziwny sposb wynikiem nie tyle ich wasnych zmaga, co jakiej nieodpartej siy przycigania. Musieli wrci. Przyciganie dziaao ze sta moc, wloko ich z powrotem, tak jak oni wlekli ze sob na brzeg d w obronie przed powodzi. Kade ich dziaanie byo instynktowne. A strach? Molly nie znaa jego rda, wiedziaa jedynie, e fale strachu przelewaj si przez ni znienacka i e jest jej wtedy sabo i zimno. W takich chwilach czua napinajce si minie twarzy i zdawaa sobie spraw, e serce skacze jej do garda, zastyga, wali jak mot. A czasem, kiedy dugo siedziaa przy wiosach, dziao si z ni jeszcze co innego - i to nioso ulg. Miewaa wwczas dziwaczne przywidzenia, dziwne myli, nieprzekadalne na sowa. Rozgldajc si w zdumieniu, dostrzegaa obco wiata, bezuyteczno sw, ktrymi mogaby go wyrazi. Tylko kolor by tu potrzebny; kolor, kreska i wiato. Lk usypia, ca Molly wypenia agodny spokj. Stopniowo w spokj ustpowa zmczeniu i uczuciu godu, a wwczas Molly moga drwi ze swoich wizji - drwi, a zarazem pragn gorco, aby wszystko znw si powtrzyo. Czasami, gdy staa na dziobie wypatrujc przeszkd, czua si sam na sam z rzek, obdarzon gosem i bezkresn mdroci. Gos ten przemawia zbyt cicho, aby dao si rozrni sowa, ale jego kadencje brzmiay nieomylnie: to bya mowa. Ktrego dnia Molly rozpakaa si, nie mogc zrozumie, co mwi do niej rzeka. Ockna si na dotyk rki Bena i spojrzaa na niego bdnym wzrokiem. - Te to syszae? - zapytaa gosem rwnie cichym, jak gos rzeki. - Co takiego? - Ton Bena by zbyt rzeczowy, zbyt ostry. Molly odsuna si od niego. - O czym ty mwisz? - Nic. Nic. Jestem tylko zmczona. - Molly, ja niczego nie syszaem! Ty te niczego nie syszaa! Zatrzymamy si, odpoczniemy, rozprostujemy nogi. Napijesz si herbaty. - Dobrze - zgodzia si i przecisna obok niego. Zawahaa si raz jeszcze. - Co mymy syszeli, Ben? To nie rzeka, prawda? - Mwiem ci, e nic nie syszaem. - Odwrci si od niej i w niewzruszonej pozie stan na dziobie odzi, aby poprowadzi wiolarzy do brzegu. 60

Kiedy minli ostatnie zakole rzeki i wpynli midzy pola, mija czterdziesty dziewity dzie ich rozki z brami i siostrami. Tomasz i Jed byli pprzytomni po silnych dawkach rodkw uspokajajcych. Pozostali wiosowali z tpym uporem, wygodniali, zgaszeni, posuszni rozkazowi silniejszemu ni danie ciaa, aby si zatrzyma. Gdy podpyny mae dki, a rce pochwyciy liny, by doholowa ich do przystani, oni nadal wpatrywali si przed siebie, nie wierzc jeszcze, e to ju koniec, wci pogreni w powracajcym nie, gdzie wszystko to zdarzyo si ju wiele razy. Molly zostaa postawiona na nogi i wyprowadzona na brzeg. Popatrzya na twarze sistr, widzc w nich tylko obce osoby. To take by powracajcy sen, koszmar. Zatoczya si i z wdzicznoci poddaa obezwadniajcej czerni. Gdy otworzya oczy, pokj zalewao agodne wiato; by bardzo wczesny ranek, wypeniony chodnym i rzekim powietrzem. Wszdzie stay kwiaty. Astry i chryzantemy, fiolety. cie, biele. Wielkie jak - talerze dalie byy szokujco rowe, szkaratne. ko bardzo pewnie stao w miejscu, wok niego nie pluskaa woda, nie czuo si chybotania. Ani ladu woni potu i niewieych ubra. Molly czua si czysta, rozgrzana i sucha. - Zdawao mi si, e ci sysz - powiedzia jaki gos. Molly spojrzaa na osob siedzc w nogach ka. To Miri albo Meg, a moe... Nie bya pewna, ktra to z sistr. - Marta zaraz przyniesie ci niadanie - oznajmia dziewczyna. Miriam zbliya si do nich i przycupna na krawdzi ka Molly. - Jak si teraz czujesz? - Cakiem dobrze. Zaraz wstaj. - Nie ma mowy. Najpierw niadanie, potem masa, manicure i wszystko, co pozwoli ci si lepiej poczu. A jeli po tym wszystkim nie zaniesz na nowo i nadal bdziesz miaa ochot wstawa - prosz bardzo. - Miriam rozemiaa si czule, widzc jak Molly usiuje si podnie i znw opada na poduszki. - Spaa przez dwa dni - powiedziaa Miri, a moe Meg, kimkolwiek bya ta druga dziewczyna. - Barry zaglda tu cztery razy. Powiedzia, e powinna spa i je ile si da. Molly przypomniaa sobie mglicie podnoszenie, picie rosou, kpiel - ale obrazy te nie chciay si wyostrzy. 61

- Co z innymi? - zapytaa. - W porzdku - odpara Miriam kojcym gosem. - A Tomasz? - Jest w szpitalu, ale i jemu nic nie bdzie. Przez wiele dni pielgnoway j jak dziecko. Pcherze na rkach zagoiy si, bl w plecach usta. Molly czciowo odzyskaa utracon wag. A jednak zmieniam si - mylaa, obserwujc si bacznie w ogromnym lustrze w kocu pokoju. Bya szczupa i zwinna jak dawniej, to prawda. Przyjrzaa si gadkiej twarzy Miri i pomylaa, e rnica ley jeszcze gbiej. Twarz Miri bya pusta. Kiedy znikaa z niej mimika, kiedy Miri przestawaa si mia albo mwi - nie pozostawao nic. Jej twarz bya mask skrywajc nico. - Ju nigdy nie spucimy ci z oczu - wyszeptaa Marta, zachodzc Molly od tyu. Pozostae odpowiedziay na to arliwym echem. - Mylaam o tobie caymi dniami, w kadej niemal sekundzie - wyznaa Miri. - A co wieczr, po lekcji, mylaymy o tobie wszystkie razem. Siadaymy w kko na macie i oddawaymy si mylom o tobie - dodaa Melissa. - Zwaszcza, kiedy zaczo si tak okropnie duy szepna Miri. - Tak bardzo si baymy. Woaymy ci bez przerwy, cicho, ale wszystkie razem. Wci woaymy ci do domu. - Syszaam was - odpara Molly. Ton jej gosu by prawie niegrzeczny. Dostrzega, e Miriam daje pozostaym siostrom znak gow, po czym zapada cisza. - Wszyscy syszelimy wasze woania. To wy sprowadzilicie nas do domu - dodaa, z wysikiem agodzc ton. Siostry ani razu nie spytay o wypraw, o Waszyngton o szkicowniki, ktre same rozpakowyway, a wic musiay przeglda. Molly kilkakrotnie zaczynaa mwi o rzece o ruinach - ale nic z tego nie wychodzio. Nie potrafi przekaza tego, co widziaa i czua: Wiedziaa, e wkrtce przyjdzie jej usi nad szkicami i, uywajc ich jako brulionu, narysowa w szczegach wszystkie zanotowane obrazy od pocztku do koca. Ale mwi o tym nie chciaa. Siostry za to opowiaday o dolinie, o tym, co si tu dziao podczas siedmiotygodniowej nieobecnoci Molly. Nic si nie zmienio - pomylaa Molly. Absolutnie nic. Wszystko byo dokadnie takie, jak zawsze. Aby przypieszy rekonwalescencj Molly. siostry zostay zwolnione z obowizkw. Caymi dniami gawdziy, plotkoway, wykonyway drobne prace, razem spaceroway i czytay, a w miar jak Molly wracaa do si - baraszkoway wsplnie na macie porodku pokoju. Molly nie uczestniczya w tych igraszkach. Dopiero pod koniec tygodnia, gdy wycigny i rozpostary mat, a Miriam napenia szklaneczki bursztynowym winem, siostry, wznisszy toast za zdrowie Molly, pocigny j z sob na mat. Molly poczua miy zawrt gowy i pytajco spojrzaa na Miriam, ktra odpowiedziaa jej umiechem. 62

Jake pikne s moje siostry - mylaa Molly - jakie maj Jedwabiste wosy, jak gadk skr; kade z tych cia byo bez zarzutu, doskonae. - Tak dugo ci nie byo - szeptaa Miriam. - Co ze mnie zostao jeszcze tam, na rzece - poskarya si aonie bliska paczu Molly. - Sprowad to wic do domu, kochanie. Wycignij rk i zbierz z powrotem wszystkie czstki siebie. I Molly z wolna signa po t drug cz siebie - t czujn, wiecznie nasuchujc, ktra przyniosa jej ukojenie. To jej dzieem by oddzielajcy Molly od innych przezroczysty. twardy mur. Mur ten mia j chroni - a teraz ona sama chce go zburzy. Czua, e pdzi w d rzeki, unoszc si nad wod to wirujc, brunatn, mulist i niebezpieczn, to znw gadk jak lustro, ciemnoturkusow, yczliw, to nad bia pian rozpryskujcych si o gazy fal... Pdzia rzek w pogoni za swoim drugim ja, chcc je ujarzmi i na nowo zespoli si z siostrami. Nad jej gow pomrukiway drzewa, a woda odpowiadaa im szeptem z dou; Molly bya po rodku, nie dotykaa ani wody, ani drzew. Wiedziaa, e gdy odnajdzie swoje drugie ja, bdzie musiaa je zabi, unicestwi - w przeciwnym bowiem razie szepty nigdy nie ustan. Pomylaa o wielkim spokoju, ktrego ju zaznaa, o swoich wizjach. - Jeszcze nie! - zawoaa cicho i przystana w szalonym pdzie wzdu nurtu rzeki. Znw bya w pokoju, otoczona siostrami. Jeszcze nie - powtrzya w mylach. Otworzya oczy i umiechna si do bacznie wpatrzonej w ni Miriam. - Ju wszystko dobrze!? - zapytaa Miriam. - Jak najlepiej - odpara Molly i przez chwil zdawao jej si, e syszy ciche echo tamtego gosu, nim ucich bez ladu. Wycigna ramiona i objwszy ciao Miriam, pocigna j na mat. Piecia plecy siostry, jej biodra. uda. - Jak najlepiej - powtrzya szeptem. Pniej, gdy siostry ju spay, Molly drc staa przy oknie i wpatrywaa si w dolin. Jesie przysza bardzo wczenie. Przychodzia coraz wczeniej z kadym rokiem. Ale w duym pokoju byo ciepo; chd, ktry czua Molly, nie bra si z pory roku ani z nocnego powietrza. Na wspomnienie zabawy na macie, zy zakrciy si jej w oczach. Siostry si nie zmieniy. Dolina pozostaa taka jak dawniej. A jednak byo inaczej. Molly wiedziaa, e co w niej umaro i e narodzio si co nowego, co, co j przeraao i odgradzao od innych bardziej ni wielkie odlegoci i rzeka. Patrzc na niewyranie zarysowane sylwetki picych sistr, zadaa sobie pytanie, czy Miriam co podejrzewa. Ciao Molly reagowao na pieszczoty, miaa si i pakaa wraz innymi, a jeli nawet jaka ywa i czujna czstka jej osoby nie braa w tym udziau, to i nie przeszkadzaa. Moga to zrobi. Moga zniszczy tamto ja z pomoc Miriam i pozostaych sistr. Pomylaa, e byo to jej obowizkiem - i znw przeszy j dreszcz. Mylaa chaotycznie: 63

narodzio si w niej co nowego, co przeraao a zarazem nioso nie znane dotd ukojenie. To pocztki obdu - pomylaa przeraona. Teraz straci kontrol nad so6, zacznie krzycze bez powodu, bdzie prbowaa zada gwat innym albo sobie samej. A moe to oznaki bliskiej mierci? To, co czua, nie byo jednak zwyk nieobecnoci blu i lku - by to spokj, jaki przychodzi po wielkim dokonaniu, po spenieniu. Wiedziaa, e musi pozwoli wizjom znw si pojawi, e musi odnale samotno, aby mogy j cakiem wypeni. Z rozpacz pomylaa o siostrach, ktre nigdy nie przystan na pozostawienie jej samej. Tylko razem stanowiy cao; nieobecno jednej sprawiaa, e wszystkie staway si niepene. Wci bd j woa i woa. Byo ju po niwach. Jabka czerwonym ciarem zwisay z gazi, klony pony jak pochodnie na tle bezkresnego, bkitnego nieba. Jawory i brzozy Lniy zotem, a gboka czerwie sumaka przechodzia w czer. Rankiem kade dbo trawy miao otoczk ze szronu, ktry byszcza i skrzy si, pki nie stopio go soce. Barwy jesieni nigdy jeszcze nie miay takiej arliwoci - pomylaa Molly. - Co za niezwyke wiato pod kopu klonu! A ta blada powiata, otaczajca jawory! - Molly? - Gos Miriam oderwa j od okna i Molly odwrcia si z ociganiem. - Co robisz, Molly? - Nic. Zastanawiam si wanie, za co si dzisiaj wzi. Miriam zamilka na chwil. - Dugo to jeszcze potrwa? Brakuje nam ciebie. - Chyba niedugo - rzeka Molly, kierujc si ku drzwiom. Miriam poruszya si nieznacznie, ale ruch ten wystarczy, aby osadzi Molly w miejscu. - Jeszcze najwyej dwa, trzy tygodnie - odpowiedziaa popiesznie Molly, nie chcc, by Miriam dotkna jej ramienia. Miriam skina gow. Chwila, w ktrej moga dotkn Molly, przytuli j - ulotnia si bez ladu. Zdarzao si to ostatnio za kadym razem, gdy Miriam prbowaa zbliy si do siostry. Molly wysza, a pozostawiona w pustym pokoju Miriam udaa si po chwili do szpitala. - Bardzo jeste zajty? - zapytaa stajc w drzwiach gabinetu Bena. - Chciaabym z tob pomwi. - Miriam? - Pytanie byo odruchowe, podobnie jak jej nieznaczne skinienie gow w odpowiedzi. Jedynie Miriam moga przyj tu sama; kada z modszych sistr pojawiaby si w jej towarzystwie. - Wejd. Chodzi o Molly, prawda? - Tak. Miriam zamkna drzwi i usiada na wprost biurka Bena. Biurko zawalone byo papierami, notatkami, dziennikami obserwacji medycznych, ktre Ben sporzdza podczas Wyprawy. Przenisszy wzrok z papierw na ich waciciela, Miriam i w nim dostrzega zmian. Podobn jak w Molly. Jak we wszystkich uczestnikach ekspedycji. 64

- Kazae mi si zgosi, jeli nie bdzie poprawy - powiedziaa Miriam. - Z ni jest coraz gorzej. Unieszczliwia pozostae siostry. Czy nic nie moesz dla niej zrobi? Ben westchn, odchyli gow na oparcie fotela i spojrza w sufit. - To musi potrwa. Miriam pokrcia gow. - Ju to mwie. Jak si czuj Tomasz i Jed? A ty sam? - Wszyscy dochodzimy do siebie odpar Ben z umiechem. - I ona wrci do normy, Miriam. Wierz mi, ona take. Miriam pochylia si ku niemu. - Nie wierz ci. Myl, e ona wcale nie chce do nas wrci. Opiera si nam. Jeeli ma pozosta taka jak teraz, lepiej by byo, eby w ogle nie wracaa. Dla reszty sistr jest to nie do zniesienia. - Miriam poblada, gos jej dra. Odwrcia gow. - Porozmawiam z ni - obieca Ben. Miriam wydobya z kieszeni kawaek papieru. Rozoya go na biurku Bena. - Przyjrzyj si temu. Co to moe znaczy? Byy to karykatury braci narysowane przez Molly w pocztkach wyprawy. Ben przyjrza im si uwanie, zwaszcza tej, ktra przedstawiaa jego. Czyby naprawd wyglda tak ponuro? Tak nieprzystpnie? Brwi ma z pewnoci mniej krzaczaste i grone? Ona z nas drwi! Zadrwia z was. Nie ma prawa wymiewa si w ten sposb z naszych braci - oburzya si Miriam. - Caymi dniami obserwuje siostry przy pracy i w zabawie. Nie wcza si, pki nie damy jej wina, a i wtedy pozostaje obca. Cigle nas obserwuje. Nas wszystkich. Ben wygadzi kartk i zapyta: - Co proponujesz, Miriam? Co mamy zrobi? - Nie wiem. Ka jej przerwa prace nad rysunkami z wyprawy. To wywouje myli o tamtym, o tym, co si stao. Ka jej przyczy si do sistr w ich codziennych obowizkach tak jak to dawniej robia. Zabro jej zamyka si na dugie godziny w tym pokoiku. - Musi by sama, kiedy rysuje - zaprotestowa Ben. - Ja te pisz swoje sprawozdanie w samotnoci, a Lewis potrzebuje odosobnienia, eby analizowa moliwoci techniczne odzi i konieczne zmiany w jej konstrukcji. - Ale ty, Lewis i reszta robicie to, bo musicie, a ona dlatego, e tak chce. Ona chce by sama! Szuka po temu pretekstw, rysuje rne rzeczy, nie tylko szkice z wyprawy. Ka jej, eby ci wpucia do swojego pokoju i pokazaa, co tam robi! Ben powoli pokiwa gow.

65

- Odwiedz j dzisiaj - powiedzia. Po wyjciu Miriam Ben raz jeszcze przyjrza si szkicom z niewyranym umiechem. Nie ma co, Molly celnie ich podpatrzya. Bya bezlitosna, chodna i precyzyjna. Poskada kartk i ukry j w swojej sakiewce. Pomyla o Molly i pozostaych. To, co powiedzia o Tomaszu, byo kamstwem. Tomasz nie wyzdrowia, moe ju nigdy nie bdzie normalny. Niemal cakowicie uzaleni si od swoich braci. Ani na chwil nie pozwala si z nimi rozdzieli, a noc sypia to z jednym, to z drugim. Z Jedem byo nieco lepiej, ale i on wymaga cigego potwierdzania wasnej osobowoci. Na Lewisie podr nie wycisna adnego pitna. Bez specjalnego wysiku wyszed z dawnego ycia i wczy si w nie z powrotem. Harvey by nadmiernie pobudliwy, ale ju nie tak jak przed tygodniem, a znacznie mniej ni tu po ponownym spotkaniu z brami. W kocu cakiem wydobrzeje. A on, Ben? Jak tam z Benem? - zapyta drwico samego siebie. Uzna, e jest wyleczony. Poszed pomwi z Molly. Miaa swj pokj w skrzydle administracji szpitala. Zapuka lekko do drzwi, po czym otworzy je, zanim Molly zdoaa odpowiedzie. Drzwi zamykao si rzadko, za dnia prawie nigdy, ale zamknicie drzwi przez Molly wydawao si czym naturalnym - take zamyka si w pokoju na czas pracy. Stan i przyglda si jej przez chwil. Czy wsuna co pod kartk rozoon na desce krelarskiej? Nie by tego pewien. Molly usiada plecami do okna, deska zakoysaa si przed ni. - Serwus, Ben. - Moesz mi powici par minut? - Tak. To Miriam ci przysaa, prawda? Spodziewaam si tego. - Siostry bardzo si o ciebie martwi. Spucia wzrok i dotkna lecej na stole kartki. Jest inna - pomyla Ben. Nikt ju nie pomyliby jej z Miriam czy ktrkolwiek z sistr. Obszed st i przyjrza si rysunkowi. Szkicownik Molly otwarty by na stronie zapenionej maymi, popiesznie naszkicowanymi sylwetkami budynkw, zniszczonych ulic, stosw gruzu. Rysowaa wanie caostronicowy obraz jednej z dzielnic Waszyngtonu. Benowi zdawaio si przez chwil, e jest tam z powrotem, jako wiadek zniszczenia, tragedii umarej epoki. Molly zdoaa odtworzy na papierze obrazy tkwice w jego wyobrani. Odwrci si i wyjrza przez okno na barwne plamy wzgrz w penym socu. Patrzc na niego, Molly uwiadomia sobie, e ani Tomasz, ani Jed nie chcieli z ni rozmawia. Tomasz unika jej jak trdowatej, a Jed mia w gowie inne, powaniejsze problemy. Harvey mwi strasznie duo, ale nigdy niczego nie powiedzia. A Lewis by zbyt zajty. Ale - pomylaa - moe przecie rozmawia z Benem. Razem. mogliby ponownie przey wypraw, sprbowa zrozumie, co si stao - bo cokolwiek przydarzyo si Molly, 66

przydarzyo si take i jemu, Dostrzega to w wyrazie jego twarzy, w gwatownym odwrceniu wzroku od jej rysunku. Co w nim drzemao, gotowe si obudzi, gotowe szepta mu do ucha, jeli tylko on sam na to zezwoli - tak jak drzemao w Molly, zmieniajc jej widzenie wiata. To co przemawiao do niej nie sowami, lecz barw, symbolami, ktrych nie potrafia odczyta, w snach, w ulotnych zwidzeniach. Patrzya na owietlonego socem Bena. wiato zocio kady wosek na jego ramieniu, tworzc las zocistych drzew na brzowej rwninie. Ben poruszy si; zmierzch nad dolin okry drzewa czerni. - Siostrzyczko - zacz, ale ona umiechna si i pokrcia gow. - Nie nazywaj mnie tak - poprosia. - Mw... jak chcesz, ale nie tak. - Zaniepokoia go, ale grymas, ktry pojawi si i natychmiast znikn, pozostawi twarz Bena nieodgadnion. Mw do mnie Molly. Molly - i ju. Ben zdy ju jednak straci wtek. Pomyla, e rnica ley w wyrazie twarzy. Fizycznie Molly bya identyczna z Miriam i reszt sistr, zmienia si tylko wymowa jej rysw. Wygldaa bardziej dojrzale - bardziej bezwzgldnie Benowi brakowao odpowiedniego okrelenia: stanowczo gbia - Wezm ci na jaki czas pod obserwacj - oznajmi znienacka Ben. Wcale nie to zacz przedtem mwi, nawet o czym podobnym nie pomyla, pki nie wypowiedzia tych sw na gos. Molly wolno pokiwaa gow. Ben jeszcze si waha. Zastanawiaa si, co jeszcze moe mie jej do powiedzenia. - Wyznacz mi wizyty - powiedziaa w kocu agodnie. - Poniedziaki, rody, soboty, zaraz po obiedzie - odpar szorstko. Zapisa w notesie. - Od dzisiaj? Czy te kaesz mi czeka do poniedziaku Kpi sobie - pomyla ze zoci i z trzaskiem zamkn notes. Okrci si na picie i skierowa ku drzwiom. - Od dzisiaj - rzuci oschle. Gos Molly zatrzyma go na progu. - Ben, czy mylisz, e odchodz od zmysw Tak twierdzi Miriam. Sta z rk na klamce, nie patrzc na Molly. Jej pytanie zaszokowao go. Wiedzia, e powinien j pocieszy, powiedzie co kojcego - o tym, jak Miriam bardzo si martwi; o czymkolwiek. - Zaraz po obiedzie - powtrzy szorstko i wyszed z pokoju. Spod obrazu Waszyngtonu Molly wydobya kartk, ktr tam uprzednio wsuna, i wpatrzya si w ni zwonymi oczami. Rysunek przedstawia dolin, zmienion o tyle, e mieci si w niej i stary myn, i szpital, i dom Sumnerw, ustawione jeden obok drugiego w 67

sposb sugerujcy cis wspzaleno. Nie o to jednak chodzio - Molly nie wiedziaa, gdzie tkwi bd. Tam, gdzie mieli by narysowani ludzie, widniay delikatne znaczki owkiem: grupa przy mynie, tumek przed wejciem do szpitala, kilkoro w polu na tyach starego domu. Molly wytara znaczki gumk i leciutko naszkicowaa pojedyncz sylwetk posta mczyzny stojcego na polu. Narysowaa i drug posta - tym razem kobiec - jak pokonuje przestrze midzy domem a szpitalem. Tak wanie wygldaj proporcje pomylaa. Budynki, a zwaszcza myn, byy gigantyczne, figurki za malekie, skarlae z winy przedmiotw, ktre byy dzieem ich rk. Molly przypomniaa sobie widziane w Waszyngtonie szkielety: posta ludzka sprowadzona do koci bya jeszcze mniejsza. Ludzie na jej rysunku bd zatem wychudli, szkieletowaci... Ni std, ni zowd podara kartk, zmia j i cisna do kosza na miecie. Ukrya twarz w doniach. Odprawi na jej cze Poegnanie Utraconego mylaa chaotycznie. Siostry znajd pocieszenie u innych, a uczta, podczas ktrej demonstrowa si bdzie solidarno w obliczu bolesnej straty, przecignie si a do witu. W blasku wschodzcego soca pozostae siostry podadz sobie rce tworzc zamknity krg - i od tej chwili ona przestanie dla nich istnie. Nie bdzie ich ju torturowaa swoj now innoci, osobnoci. Nikt nie ma prawa unieszczliwia rodzestwa - mylaa Molly. Nie ma prawa do ycia kto, kto swoim istnieniem zagraa dobru rodziny. Takie jest prawo. Jedzc z siostrami obiad w stowce, Molly prbowaa dzieli wesoo, ktra towarzyszya rozmowie o zaplanowanym na wieczr przyjciu sistr Julie z okazji osignicia przez nie dojrzaoci. - Pamitajcie - ostrzegaa Meg z przebiegym umiechem - eby byo nie wiem ile propozycji, odrzucamy wszystkie bransolety. A ktra pierwsza zobaczy braci Clark, ma prdko ktremukolwiek naoy bransolet, zanim on zdoa j powstrzyma. - Rozemiaa si gardowo. Ju dwukrotnie prboway zdoby braci Clark i za kadym razem ubiegay je inne siostry. Tego wieczora miay si rozdzieli i zaj posterunki wzdu cieki do amfiteatru, aby tam czeka na modych rumianych braci Clark, ktrzy przekroczyli prg dojrzaoci zaledwie tej jesieni. - Wszyscy bd krzycze, e tak nie wolno - zaprotestowaa Miriam, lecz bez przekonania. - Wiem o tym - odpara ze miechem Meg. Melissa rozchichotaa si do wtru, a Marta z umiechem spojrzaa na Molly. - Ja bd przy pierwszym ywopocie - powiedziaa. - Ty masz czeka koo cieki do myna. - Oczy jej si skrzyy. - Bransolety ju gotowe. S czerwone, kada ma sze dzwoneczkw. Ale si rozdzwoni, kto tak dostanie! - Sze dzwonkw oznaczao, e wszystkie siostry zapraszaj wszystkich braci. Rozgldajc si po kafeterii, Molly zauwaya, e wszdzie siedz podobne cinite grupki. Konspiruj, ze miechem planuj podboje, zastawiaj sida... Jak przez kalk pomylaa. - Jak manekiny.

68

Na swoje jasne, rozpuszczone wosy siostry Julie naoyy wianki z ciemnoczerwonych kwiatw. Zdecydoway si na dugie tuniki, mocno wydekoltowane z tyu, z przodu za udrapowane tak, aby jak najbardziej uwydatni piersi. Siostry Julie byy niemiae, pogodne, maomwne; ywiy si gwnie powietrzem. Miay po czternacie lat. Molly gwatownie odwrcia wzrok; zapieky j oczy. Przed szeciu laty staa w tym miejscu dokadnie tak, jak one teraz: oblana rumiecem, zalkniona i dumna, z bransolet braci Henry na przegubie doni. Tak, bracia Henry - pomylaa znienacka. Zdya ju zapomnie, e to Henry by jej pierwszym mczyzn. Spojrzaa na bransolet, ktra zdobia jej lew rk, i znw odwrcia oczy. Jedna z sistr dopada Clarka przed innymi, a zatem odbdzie si wsplna zabawa na macie. Bardzo gadkie jeszcze twarze braci Clark byy rwnie nieskazitelne jak twarze sistr Julie. Kady szuka teraz waciciela bliniaczej bransolety. Ze miechem przepychano si koo dugich stow. - Dlaczego nie przysza dzisiaj na wizyt? Molly obrcia si na picie i tu przy sobie zobaczya Bena. - Zapomniaam - odpara: - Wcale nie zapomniaa. Spucia wzrok i spostrzega, e Ben nie pozby si jeszcze swojej. bransolety. Bya to bardzo skromna plecionka z trawy, bez adnych ozdb, bez symbolu braci. Powoli, nie podnoszc oczu, Molly zacza odrywa od swojej bransolety srebrne dzwoneczki, a kiedy zosta ju tylko jeden zsuna bransolet z doni i wycigna j w kierunku rki Bena. Ben opiera si przez chwil, potem jednak wycign do i bransoleta przelizna si przez kostki jego palcw, przez wydatny nadgarstek. Dopiero wtedy Molly spojrzaa mu w oczy. Twarz Bena bya mask - zacita, obc, nieprzyjemn. Pomylaa, e gdyby tylko udao jej si zedrze t mask, znalazaby pod spodem co cakiem innego. Nagle Ben skin gow, odwrci si i odszed. Molly ledzia wzrokiem jego oddalajc si posta. Wyobrazia sobie, jak bardzo Miriam i pozostaa siostry bd na ni ze. Jeden z braci Clark okaza si nagle nadprogramowy. Nie miao to wikszego znaczenia, ale Miriam liczya na udzia wszystkich sistr w zabawie; teraz byo nie do pary. Siostry Julie taczyy z brami Lawrence i Molly doznaa nagego ukucia smutku. Lewis by podny - moe inni jego bracia te. Jeli jedna z sistr Julie zajdzie w ci i zostanie odesana do sekcji reproduktorek, ich nastpnym bankietem bdzie Poegnanie Utraconego. Patrzya na taczcych i nie potrafia odrni Lewisa od Lawrencea, Lawrencea od Lestera... Zataczya z Barrym, potem z Meg i Justinem, z Miriam i Clarkiem, znowu z Meg, z Meliss, z dwoma brami Jeremy, ale nie z Jedem. Jed sta pad cian i w napiciu obserwowa braci. Swoj bransolet wci nosi na rku, chocia kady z jego braci mg si ju poszczyci szerokim asortymentem bransolet. Biedny Jed - pomylaa Molly, aujc niemal, e to nie jemu oddaa swoj bransolet. W towarzystwie Marty i Curtisa zjada kanapk ze sznyclem i wypia jeszcze troch bursztynowego wina, ktre tak cudownie mcio jej w gowie. Potem zataczya z ktr z 69

sistr Julie, bardzo przejt bliskim nadejciem nocy. Lada chwila bracia Lawrence mieli zagarn j i siostry na ca reszt wieczoru. Melodia zmienia si. Jeden z braci Lawrence poprosi do taca partnerk Molly, a ta spojrzaa na niego z wstydliwym umiechem, ktry pojawi si, znikn i znw powrci. Oddalili si taczc. Kto trci Molly w rami. Odwrciwszy si, stana twarz w twarz z Benem. Ben by powany. Poda jej rami i zaczli taczy: adne nie przemwio, adne si nie umiechno. Ben przemanewrowa Molly tacem do stou, gdzie poda jej kieliszek wina. Wypili w milczeniu i razem opucili aul. Gdy wychodzili, Molly na uamek sekundy dostrzega twarz Miriam. Wyprostowaa si wyzywajco, wyej uniosa gow i razem z Benem wkroczya w chodn noc. - Chciaabym posiedzie troch nad rzek: - wyznaa Molly. - Zimno ci? - zapyta Ben, a gdy odpara, e tak, przynis im obojgu peleryny. Molly patrzya w jasn smug wody, cigle inn, a przecie niezmienn - i czua blisko Bena, bez dotkni, bez sw. Przez pczniejc tarcz ksiyca przebiegay pierzaste chmury. Wkrtce nadejdzie penia, przyjdzie niwny ksiyc i skoczy si babie lato. Posta mczyzny rysowaa si ostro, jednoznacznie. Nieksztatne naczynie - pomylaa Molly - jak produkt niedowiadczonych rk, ktre z czasem dopiero nabior wprawy. Ksiyc w rzece drgn, rozszczepi si na dugie, poyskliwe pasma, ktre splatay si, rozplatay i czyy, tworzc szerok wstg wietlistej wody o metalicznym poysku - po czym znw si rozdzielay. Gos rzeki bijcej o brzeg by agodny, tajemniczy. - Zimno ci? - spyta ponownie Ben. W wietle ksiyca twarz mia blad, brwi za ciemniejsze ni za dnia, proste, cikie. Moe czu do niej al - trudno to byo odgadn. Molly pokrcia gow i znw odwrcia si ku rzece. Pomylaa, e rzeka yje i kiedy ju - ju wydaje si czowiekowi, e j zna - ona zmienia si nagle, ukazujc inne oblicze, inny nastrj. Tej nocy pena bya mamicych zakl, pena obietnic - i chocia Molly wiedziaa, e s to obietnice faszywe, i tak syszaa kuszcy szept rzeki, czua jej magiczn si. Ben take myla o rzece - o rzece rozdtej powodzi, lnicym strumieniem rwcej nad wirowym dnem, nad skaami, rozbryzgujcej si w pian o gazy. Znowu zobaczy niewielkie ognisko na brzegu i sylwetk dziewczyny na tle migotliwej wody, podczas gdy bracia holowali d na wzgrze. - Przepraszam, e dzisiaj nie przyszam - zabrzmia nagle cichy gos Molly. - Byam ju prawie pod twoimi drzwiami, ale musiaam si cofn. Nie wiem czemu. Z auli dobieg ich zbiorowy wybuch miechu i Ben z alem pomyla, e trzeba byo zatrzyma si troch dalej. Chmura przesonia tarcz ksiyca i rzeka stana w czerni. Pozosta tylko jej gos i w szczeglny zapach wieej wody. - Zimno ci? - zapyta znowu Ben, tak jakby blask ksiyca mia w sobie ciepo, ktrego teraz zabrako. 70

Zbliya si do niego. - Kiedy pynlimy do domu - rzeka cichym, rozmarzonym gosem - cigle syszaam, jak rzeka mwi do mnie, jak mwi drzewo i chmury. Myl, e byo to tylko zmczenie i gd, ale ja naprawd syszaam te gosy, nie mogam tylko prawie nigdy rozrni sw. A ty, Ben, te syszae? Pokrci gow i chocia teraz, gdy ksiyc znikn za chmur, nie moga dostrzec wyrazu jego twarzy, Molly zrozumiaa, e Ben zaprzecza istnieniu gosw. Westchna. - Co by byo, gdyby kto chcia samodzielnie pracowa nad jakim pomysem? - zapytaa po chwili. Ben drgn. - To si zdarza - odpar wykrtnie. - Odbywa si wwczas dyskusja, a jeli motywy s rozsdne i nie brakuje akurat wyposaenia, ywnoci, i tak dalej - autor pomysu moe si bra do roboty. Chmura uwolnia ksiyc. Po krtkotrwaych ciemnociach jego blask wydawa si janiejszy. - Jeli inni uznaj pomys za bezwartociowy? - dopytywaa si dalej Molly. - Wwczas jest to pomys bezwartociowy, ktremu nikt nie zechce powica czasu. - A gdyby to byo co, czego nie da si dokadnie wytumaczy, czego nie sposb uj w sowa? - O co ci chodzi, Molly? Powiedz wprost - rzek Ben patrzc jej w oczy. Twarz Molly bya blada jak ksiyc, z gbokimi cieniami w miejscach oczu i czarn plam ust bez umiechu. Molly spojrzaa na Bena i ksiyc znalaz odbicie w jej oczach. Twarz staa si wietlista, jakby blask emanowa od rodka. Ben uwiadomi sobie, e Molly jest pikna. Nie dostrzega tego wczeniej, a teraz zaszokowaa go ta myl, samorodna i natarczywa. Molly podniosa si gwatownie. - Poka ci - owiadczya. - To jest w moim pokoju. Rami w rami, nie dotykajc si jednak, poszli z powrotem w kierunku szpitala. Oczywicie - myla Ben - wszystkie siostry Miriam s pikne, inne siostry zreszt te. Bracia te s przystojni, prawie wszyscy. To by pewnik. Pewnik, ktry nie znaczy nic. Molly zasonia okno swojego maego pokoiku i rzucia peleryn na krzeso przy stole. Potem wyjta rysunki i zacza je przerzuca. W kocu podaa jeden Benowi. Rysunek przedstawia kobiet, ktra bya Benowi obca - a jednak co w niej wydawao si znajome. Uwiadomi sobie, e to Sara - zmieniona, ale jednak Sara. Obok niej w nieskoczono biegy lustra, w kadym za lustrze widniaa kobieta, te Sara, ale za kadym razem nieco inna. Jedna spazmatycznie zaciskaa usta, inna umiechaa si serdecznie, jeszcze 71

inna bya beztrosko rozemiana, nastpna miaa siwiejce wosy, zmarszczki... Ben w oszoomieniu spojrza na Molly. Podaa mu inny rysunek. Byo na nim drzewo, nic poza tym. Drzewo wyrastajce z litej skay. Paradoks, wobec ktrego Ben poczu si nieswojo. Kolejny rysunek. Wcisna mu go brutalnie w donie. Maleka deczka na ogromnym morzu, ktre wypeniao kartk od brzegu do brzegu. W dce znajdowaa si samotna posta, tak maa, e prawie niedostrzegalna, nie do zidentyfikowania. Zaniepokoiy go te rysunki. Spojrza przez st na siedzc po przeciwnej stronie Molly. Wpatrywaa si w niego z nateniem. Bya rozpalona, miaa wypieki, oczy nienaturalnie jej byszczay. - Potrzebuj pomocy, Ben. - Jej gos by cichy i naglcy. - Potrzebuj twojej pomocy. - Co takiego? - Musz to wszystko namalowa farbami. Nie wiem dlaczego, ale musz. Inne rzeczy te. Owkiem nie wychodzi, tuszem te nie. Musz mie kolor i wiato! Bagam ci! Rozpakaa si. Ben patrzy na ni zdumiony. A wic to by ten cay sekret? e Molly chce malowa? Powstrzyma umiech, ktry chcia do niej skierowa jak do dziecka, proszcego o co, co ju do niego naley. Odczytaa jego myli i usiada, opierajc gow na lecej z tyu pelerynie. Przymkna oczy. - Miriam to rozumie, inne siostry te - powiedziaa znuonym gosem. Rumiece znikny, Molly wydawaa si teraz bardzo moda i zmczona. - Nie chc na to pozwoli. - Dlaczego nie? Co komu szkodzi malowanie? - Ja... one nie lubi tego uczucia, ktre w nich budz moje rysunki. Uwaaj, e to im zagraa. Miriam tak sdzi. Inni te z czasem zaczn. Ben spojrza na upink odzi w bezmiarze oceanu. - Nie musisz przecie malowa koniecznie tego. Moesz tworzy inne obrazy, prawda? Pokrcia przeczco gow. Oczy nadal miaa zamknite. - Gdyby mia pacjenta z chorym sercem, czy leczyby go na uszy, bo to atwiejsze? Teraz ona z kolei spojrzaa mu w oczy. W jej twarzy nie byo ani cienia drwiny. - Rozmawiaa ju z Miriam? - Miriam znalaza portrety braci, ktre rysowaam podczas wyprawy. Zatrzymaa je. Nie musz rozmawia ani z ni, ani z reszt sistr. Wiem, co powiedz. Sprawiam im ju tylko bl. - Pomylaa o siostrach igrajcych na macie z brami Clark: popijaj bursztynowe wino, 72

pieszcz gadkie ciaa chopcw - mczyzn. To nie grupowy seks - przyszo jej nagle do gowy. - To mczyzna i kobieta rozszczepieni na wiele fragmentw, jak ksiyc na gadkiej tafli rzeki. Siostry tworzyy organizm eski, bracia Clark mski.. Gdy si pocz, organizm eski nie osignie tej nocy peni szczcia, brakuje mu bowiem jednego elementu. Jedna czstka dawno ju ubya z jego ciaa. I ta wanie czstka, jak amputowana koczyna, budzi urojony bl. - Molly - powiedzia agodnie Ben. Dotkn jej ramienia, a ona ockna si jak ze snu. Chodmy do mojego pokoju. Jest ju bardzo pno, wkrtce zacznie wita. - Nie musisz - odpara Molly. - Mylaam, e nie zdoam ci powiedzie, dlatego wanie zawrciam dzisiaj spod twoich drzwi. A potem, wieczorem, pomylaam, e musz powiedzie ci wszystko, bo potrzebuj pomocy. Ale nie musisz. - Chod ze mn, Molly - powiedzia Ben niemal z niechci. - Chod do mnie. Chc tego. nieg pada leniwie, bezszelestnie, wiatru nie byo, a niebo opucio si na wycignicie rki. nieg gromadzi si na wszystkich paszczyznach, na gaziach drzew, na igiekach sosen i wierkw. Przesiewany przez szczelin midzy rynn a dachem szpitala, utworzy niewielki nawis, w kadej chwili grocy zawaleniem si pod wasnym ciarem. Czysty, nieskazitelny nieg kad si warstwami na ziemi, a w miejscach osonitych, gdzie wiecce chwilami soce nie mogo go stopi i gdzie nie dociera wiatr, gboko niegu dochodzia do dwch, a nawet trzech metrw. Na tle bieli poyskiwaa rzeka, stonowana do odcieni szaroci i bkitu. Chmury byy tak gste, e snujca si nad ziemi powiata zdawaa si emanowa wprost ze niegu. Ogldane z daleka, nieg, niebo i powietrze zleway si razem w niewyranym, zacierajcym wszelkie granice, wietle. Nie ma granic - pomylaa Molly. - Wszystko stanowi jedno. Staa przy oknie. Za plecami miaa sztalugi z rozpocztym obrazem, ale nie potrafia teraz myle o malowaniu. nieg, niesamowite wiato dobywajce si z ziemi i jednorodno scenerii pochony j cakowicie. - Molly! Odwrcia si gwatownie. W progu staa Miriam, jeszcze w palcie, nieg pokrywa jej ramiona, oblepia kaptur. - Powtarzam ci: Meg miaa wypadek. Nie syszaa? - Wypadek? Jak to? Co si stao? Miriam wpatrywaa si w ni przez chwil, po czym potrzsna gow. - Nic nie wiedziaa, co? Molly poczua si zdezorientowana, jak intruz, ktry wkroczy w nie swoje sprawy i niczego nie rozumie. Wasny obraz wyda jej si nagle krzykliwy, brzydki, pozbawiony sensu. Czua bl i przestrach Meg oraz kojc obecno siostry. Z ca jasnoci myli uwiadomia sobie, e jest im potrzebna - nie wiedziaa jednak czemu i ju po chwili uczucie dzielone z Meg ulotnio si.

73

- Gdzie ona jest? - zapytaa. - Co si stao? Pjd z tob. Miriam spojrzaa na ni i pokrcia gow. - Nie chod. Zosta tutaj. Odesza. Molly dowiedziaa si, gdzie ley Meg, i posza tam, aby dotrzyma towarzystwo siostrom, lecz te nie chciay jej wpuci.

Ben popatrzy po twarzach braci i na pytanie: "Co pocz z Molly?" - wzruszy ramionami. Wypdzi j tak jak Dawida? Odizolowa w separatce? Odesa na oddzia reproduktorek, matek? Puci ca rzecz w niepami? Przedyskutowali ju wszystkie rozwizania, ale adne ich nie zadowolio. - Nic nie wskazuje na to, aby czynia jakiekolwiek postpy - powiedzia Barry. - Albo eby przynajmniej staraa si wrci do normalnego ycia. - Poniewa sprawa Molly jest przypadkiem precedensowym, rozwizanie, na ktre si zdecydujemy, musi by bezwarunkowo suszne - zauway trzewo Bruce. Na moment cign krzaczaste brwi. - To przecie twoja pacjentka, Ben, dlaczego nic nie mwisz? Taki bye pewny, e malowanie bdzie dla niej dobr terapi - a jednak okazao si, e nie. Masz jakie inne propozycje? - Kiedy prosiem o pozwolenie na studia psychologiczne zamiast pracy w laboratorium, otrzymaem odmow. Reszta osb, ktre bray udzia w wyprawie do Waszyngtonu, wydobrzaa cakowicie, nastpi peny powrt do normy - doda oschle. - Z wyjtkiem Molly. Nie starcza nam wiedzy na wyjanienie, dlaczego tak si stao, jak j leczy, czy kiedykolwiek wyzdrowieje. Moja rada brzmi: dajmy jej czas. Sale wykadowe obejd si bez niej, niech maluje. Dajmy jej wasny pokj i pozostawmy samej sobie. Barry krci gow. - Psychologia to dla nas lepy zauek - odpar. - Moe spowodowa jedynie odrodzenie kultu jednostki. Kiedy grupa dziaa sprawnie, zawsze w kocu nastpuje wyleczenie poszczeglnych jej czonkw. A co do pozostawienia Molly w szpitalu... Dla swoich sistr jest rdem blu i niepokoju. Meg nic nie grozi, ale Molly nie wiedziaa nawet, e jej siostra upada, e zamaa rk. Siostry potrzeboway jej pomocy, a ona nie zareagowaa. Wszyscy wiemy i zgadzamy si, e obowizkiem kadego z nas jest strzec dobra grupy, a nie poszczeglnych jej czonkw. Jeli nastpuje tu konflikt interesw - naley zrezygnowa z jednostki. To niepodwaalna zasada. Pozostaje tylko pytanie: w jaki sposb 74

Ben wsta i podszed do okna. Za cian ywopotu mieci si oddzia reproduktorek. Tylko nie tam! - pomyla gwatownie. One nigdy nie zaakceptuj Molly. Mogyby j nawet zabi, gdyby znalaza si midzy nimi. Zaledwie miesic wczeniej odbyo si Poegnanie Utraconego z racji Janet, ktra wesza odtd w poczet reproduktorek i przechodzia teraz terapi odurzajco - hipnotyczn, majc zmusi j do zaakceptowania roli kobiety podnej, ktra rodzi dzieci tak czsto, jak lekarze uznaj to ha stosowne. Kady noworodek przeniesiony bdzie natychmiast do obka, aby da reproduktorce czas na odzyskanie si i wzmocnienie si przed kolejnym porodem, a potem przed nastpnym, i tak dalej... - Posyanie jej tam nie miaoby sensu - rzek Bob zbliajc si do stojcego przy oknie Bena. - lepiej od razu przyzna, e nie ma wyjcia, i zdecydowa si na eutanazj. To mniej okrutne! Ben z cikim sercem odwrci si ku braciom. Niejasno zawitaa mu myl, e oni mog mie racj. - Jeeli co takiego si powtrzy - mwi wolno, niepewny, dokd wiod go wasne myli bdziemy musieli raz jeszcze odby podobnie bolesn narad, doj do tych samych wnioskw i te same rozwizania odrzuci. Barry skin potakujco. - Wiem. I ta wiadomo spdza mi sen z powiek. Przecie coraz wicej osb zatrudnianych bdzie w transporcie, przy naprawie drg i penetrowaniu miast. Przypadek Molly moe si powtrzy. - Oddajcie j mnie - zaproponowa nagle Ben. - Umieszcz j w starym domu Sumnerw. Odprawimy Poegnanie Utraconego i obwiecimy jej odejcie. Siostry Miriam zablini luk i przestan odczuwa bl, a ja bd mg obserwowa proces rozwoju choroby.

- Zimno w tym domu - powiedzia Ben - ale rozgrzeje si, jak napalimy w piecu. Podoba ci si tutaj? Obeszli cay dom i Molly zdecydowaa si zamieszka na pitrze, w skrzydle z widokiem na rzek. Szerokie okna nie miay zason, cay pokj wypeniony by zimnym, popoudniowym wiatem, ale wygldao na to, e latem bdzie tu ciepo i jasno - a poza tym zawsze mona byo popatrze na rzek. Pomieszczenie obok musiao by dawniej pokojem dziecinnym albo alkow. Byo mae, a podwjne okna sigay niemal sufitu. Molly tu wanie postanowia urzdzi pracowni. Oba okna wychodziy na miniaturowy balkonik. 75

Dwiki otwierajcej ceremoni muzyki unosiy si ju nad dolin. Bd tace, uczta, duo wina. - Dom nie ma wiata - oznajmi oschle Ben. - Przewody s w zym stanie. Naprawimy je, jak tylko niegi stopniej. - Nie zaley mi na wietle. Te lampy naftowe i kominek s bardzo adne. Mog te pali drewnem w piecu. - Drewno bd ci dostarcza bracia Andrew. Zaopatrz ci we wszystko, co potrzebne. Bd to zostawiali na werandzie. Molly podesza do okna. Przesonite wiotkimi chmurkami soce zawiso na krawdzi wzgrza. Zaraz zelinie si na drug stron i zapadnie ciemno. Po raz pierwszy w yciu Molly miaa zosta na noc sama. Staa odwrcona plecami do Bena, patrzya na rzek i mylaa o starym domu, tak odlegym od reszty zabudowa w dolinie, ukrytym pord drzew i niewiele niszych od drzew zaroli. Jeli przyni si jej co zego i zacznie si rzuca albo krzycze we nie, nie usyszy jej nikt, w pobliu nie bdzie nikogo, kto mgby j ukoi, pocieszy. - Molly. - Gos Bena by w dalszym cigu przesadnie szorstki, tak jakby Ben by na ni zy, a ona nie znaa tego przyczyny. - Mgbym zosta tu z tob na noc, jeeli si boisz... Wwczas odwrcia si ku niemu. Twarz miaa ukryt w cieniu, za ni nieg i szare niebo skpane byy w zimnym wietle i Ben zrozumia, e Molly wcale si nie boi. Poczu si tak, jak tamtej nocy nad rzek: Molly bya pikna, a wiato w pokoju emanowao z niej samej, z jej oczu. - Jeste szczliwa, prawda? - zapyta zdumiony. Skina twierdzco. - Rozpal ogie na kominku. A potem przycign do niego tamten fotel, usid sobie w nim i bd patrze w pomienie i sucha muzyki, a po jakim czasie poo si do ka, moe .troch poczytam przy lampie naftowej, pki nie zachce mi si spa... - Umiechna si do niego. - Nie martw si, Ben. Czuj... sama nie wiem, jak si czuj. Jakby ulotnio si co, co ciyo i przeszkadzao y. Ulotnio si, a ja jestem teraz lekka, wolna i... tak, nawet szczliwa. Wic moe Jednak jestem szalona. Moe tak wanie wyglda szalestwo. - Na nowo odwrcia si do okna. - Czy reproduktorki s szczliwe? - zapytaa po chwili. - Nie. - Jak tam jest? - Rozpal ci ogie. Komin jest przetkany. Sprawdzaem. - Co si tam z nimi dzieje, Ben? - Przechodz kurs wiedzy o tym, jak by matkami. Sdz, e z czasem takie ycie zaczyna im odpowiada. 76

- Czy czuj si wolne? Ben, ktry ukada ju szczapy w palenisku, upuci z hukiem spory kawa drewna i wyprostowa si. Podszed do Molly i brutalnie odcign j od okna. - One nigdy nie przestaj cierpie z powodu rozki powiedzia. - Noc w noc zapakuj si do snu. Przez cay czas s pod dziaaniem narkotykw i uczestnicz w terapii warunkujcej, ktra ma im pomc to znosi - ale i tak co noc zasypiaj z paczem. Czy to wanie chciaa usysze? Chciaa wierzy, e one s tak samo wolne jak ty teraz wolne w wyborze samotnoci, w wyborze zaj, nie skrpowane myl o odpowiedzialnoci wobec innych. Ale to tak nie jest! S nam potrzebne i robimy z nich uytek w jedyny moliwy sposb, ograniczajc do minimum cierpienie pozostaych sistr, ktre nie s reproduktorkami. Gdy okres podnoci minie, reproduktorka idzie pracowa do obka - jeli jeszcze jest do tego zdolna. Jeli nie - zostaje upiona. Czy to wanie chciaa usysze? - Po co mi to mwisz? - wyszeptaa Molly ze spopiela twarz. - eby nie miaa adnych zudze co do tego tu gniazdeczka. Moesz nam si przyda, rozumiesz? Pki moesz si przyda spoecznoci, bdzie ci wolno y tu jak ksiniczce. Ale tylko dopki moesz si przyda: - Jak to: przyda? Moje obrazy nikogo nie interesuj, a mapy i rysunki z wyprawy ju pokoczyam. - Przeprowadz sekcj kadej twojej myli, kadej zachcianki, kadego marzenia. Mam zamiar dociec, co ci si stao, co kazao ci odseparowa si od sistr i wybra status jednostki. A kiedy ju zbadam, bdziemy wiedzieli, jak zapobiega w przyszoci podobnym wypadkom. Wpatrywaa si w niego, ale jej oczy nie byy ju wietliste; lecz chmurne, ukryte w gbokim cieniu. agodnie wyswobodzia ramiona z jego doni. - Przeanalizuj sam siebie, Ben. Przyap si na suchaniu gosw, ktrych nikt inny nie syszy. Obserwuj siebie. Czy kogokolwiek innego draniaby sytuacja reproduktorek? Dlaczego walczye o uratowanie mi ycia, kiedy dobro ogu wymagao upienia mnie jak niezdatnej ju do penienia swej roli reproduktorki? Czy ktokolwiek inny rzuci chocia okiem na moje obrazy? Kto wolaby siedzie tu, w tym ciemnym, zimnym pokoju, z wariatk ni bawi si z innymi? Nasz zwizek nie ma w sobie radoci, Ben. Kiedy si kochamy, robimy rzecz brutaln, gorzk, okrutn, ktra z niewiadomych powodw napenia nas oboje smutkiem. Przestudiuj sam siebie, Ben, a potem mnie - i pomyl, czy istnieje tu choroba, ktr da si wykorzeni i unicestwi bez unicestwiania jej nosicieli. Brutalnym gestem przycign j do siebie i z caej siy przycisn jej twarz do swojej piersi, aby nie moga dalej mwi. Nie opieraa si. - To kamstwa, wierutne kamstwa - wymamrota. - Ty oszalaa.

77

Przytuli policzek do jej wosw, a ramiona Molly powdroway wzdu jego plecw i objy go. Ben szarpn si gwatownie i odsun od niej. Ciemno zdya na dobre zagoci w pokoju. Molly staa si jedynie cieniem na tle cieni. - Pjd ju - rzek oschle Ben. - Nie powinna mie kopotw z rozpaleniem ognia. Napaliem w piecu na dole, niedugo zrobi si tu ciepo. Nie zmarzniesz. Molly milczaa. Ben odwrci si i popiesznie wyszed z pokoju. Bieg w gbokim. niegu, a nogi odmwiy mu posuszestwa i zacz yka powietrze bolesnymi haustami. Kiedy odwrci si, aby spojrze na dom, czarne drzewa cakiem go ju przesaniay. Deszcz my teraz jednostajnie, a wiatr przycich. Wierzchoki wzgrz pochoway si w chmurach, a rzek przesonia mga. Rwnomierny stukot motw, cho tumiony przez deszcz, dziaa krzepico. Pod dachem hangaru na przystani trway prace przy konstrukcji trzeciej odzi. Jeszcze rok temu pracujcy tu ludzie byli rolnikami, nauczycielami, technikami, naukowcami - dzi kady z nich by szkutnikiem. Ben obserwowa deszcz. Po chwili - upienia wiatr zawy nad dolin, pdzc przed sob fale deszczu. Obraz za oknem rozmy si i pozostaa jedynie bbnica w szyby ulewa. Molly zastanawia si pewnie, czy on przyjdzie. Okno zadrao pod gwatownym atakiem deszczu. Zaraz si stucze! - pomyla Ben. - Nie, na pewno si nie zastanawia. Na pewno nie zauwaya nawet jego nieobecnoci. Ulewa mina rwnie gwatownie, jak si rozpocza, a niebo zaczo si przeciera, wygldao niemal tak, jakby ju za chwil przedmioty na ziemi miay na nowo zacz rzuca cienie: Jej to obojtne - myla Ben - czy ja tam jestem, czy mnie nie ma. Rozmawiajc z nim, odpowiadajc na pytania, zawsze malowaa, rysowaa albo czycia pdzle; czasem nie mogc sobie znale miejsca, cigna go z sob na spacery zawsze po wzgrzach, do lasu, jak najdalej od zamieszkanej doliny, do ktrej nie miaa wstpu. To samo moga robi bdc sama. Wkrtce przybd tu jego bracia i odbdzie si wyznaczone przez nich zebranie, na ktrym on, Ben, bdzie musia poda termin oddania raportu, ktrego nawet nie zacz jeszcze pisa. Popatrzy na lecy na dugim stole notes i znw odwrci si do okna. Notes by cakowicie zapisany: Ben nie mia ju o co pyta Molly, nie pozostao ju nic, co chciaby jeszcze z niej wycign - a jednak dzisiaj wiedzia rwnie mao jak jesieni. W kieszeni mia paczuszk sasafrasu, pierwszego w tym roku, ktry chcia podarowa Molly. Zaparz herbat i usid przed kominkiem, sczc gorcy, wonny napj. Pjd do ka i on bdzie jej mwi o dolinie, o rozbudowie laboratoriw, postpach w konstrukcji odzi, planach dotyczcych klonowania przewonikw i robotnikw do naprawy drg, budowy mostw, sowem - wszystkich prac koniecznych dla otwarcia komunikacji z Waszyngtonem, Filadelfi, Nowym Jorkiem. Ona zapyta o swoje siostry, ktre opracowuj podrczniki szkolne, starannie kopiujc ilustracje, mapy, wykresy, i suchajc jego odpowiedzi bdzie z powag kiwa gow, a jej wzrok przelinie si po ustawionych wok obrazach, ktrych nikt w dolinie nie potrafiby i nie zechcia zrozumie. Rozmawiaa chtnie i o wszystkim, odpowiadaa na wszystkie pytania - z wyjtkiem tych, ktre dotyczyy jej prac. Z tego, co robia, rozumiaa nie wicej ni Ben, ktry zanotowa sobie to spostrzeenie. Jaki wewntrzny przymus pcha j do malowania, rysowania, ukonkretniania niewyranych, chaotycznych, bolesnych wrcz wizji. Ben z gorycz pomyla, e ten przymus wewntrzny 78

jest w przypadku Molly silniejszy ni wola ycia. teraz przyjd tu jego bracia i podejm decyzj w jej sprawie: Czy zaproponuj jej worek nasion i eskort w d rzeki Cikie chmury stoczyy si a gr, gaszc niemiae wiato, a wiatr ponownie zatrzs oknem i cisn w nie twardymi kropelkami deszczu. Ben obserwowa t zmian scenerii, kiedy jego bracia wkroczyli do pokoju i pozajmowali miejsca. - Przejdmy od razu do sedna sprawy - zaproponowa Barry i Ben na jego miejscu zrobiby to samo. - Nie polepsza jej si, prawda? Zajmujc swoje miejsce, Ben uzupeni krg braci. W odpowiedzi pokrci przeczco gow. - Prawd mwic, jeeli w ogle zasza jaka zmiana od chwili jej powrotu do domu, to na gorsze - cign Barry. - Separacja pozwolia chorobie rozwin si i spotgowa, a ty, towarzyszc jej - aczkolwiek sporadycznie w tej separacji, sam te si zarazie. Ben popatrzy na braci zdumiony i zmieszany. Czy mieli jakiekolwiek podstawy, przesanki, aby tak sdzi? Uwiadomi sobie, e tym pytaniem odpowiada na nastpne: powinien by wiedzie. W obrbie bezbdnie funkcjonujcej grupy nie ma mowy o sekretach. Potrzsn wolno gow i przemwi ostronie: - Przez pewien czas i mnie zdawao si, e jestem chory, ale poniewa nadal yem w zgodzie z naszymi obyczajami i wymogami, odrzuciem trapic mnie myl. Czyme mogem was dotkn? Barry niecierpliwie pokrci gow. Przez moment Ben czu, jak bardzo tamci s nieszczliwi. - Mam pewn teori na temat Molly - powiedzia. - Teori, ktra, by moe, dotyczy take i mnie. - Suchali w milczeniu. Dawniej dziecistwo czowieka byo tym okresem, w ktrym osobowo rozwijaa si w sposb naturalny i jeli proces w przebiega bez zakce, w jego wyniku powstawaa jednostka, odrbna od rodzicw. W naszym przypadku podobny proces nie jest konieczny, nie jest nawet moliwy, gdy bracia i siostry nie znaj denia do indywidualnej egzystencji; powstaje zatem wiadomo zbiorowa. Istniej bardzo stare badania par identycznych blinit, ktre potwierdzaj zjawisko zbiorowej wiadomoci. wczeni badacze nie byli jednak przygotowani do zrozumienia tego mechanizmu. Powicono sprawie niewiele uwagi i waciwie nie kontynuowano bada. - Ben wsta i podszed z powrotem do okna. Deszcz by ulewny i miarowy. - Moja hipoteza brzmi: kady z nas nosi w sobie upion zdolno do indywidualnego rozwoju osobowoci. Zdolno ta zamiera, gdy mija czas optymalnych warunkw fizjologicznych dla jej spontanicznego rozwoju. W przypadku Molly jednak - a niewykluczone, e i u innych dostatecznie silne bodce, dziaajce w sprzyjajcych warunkach, mog aktywizowa w rozwj. - Sprzyjajcymi warunkami nazywasz rozk z rodzestwem w sytuacji stresowej? zapyta Barry z namysem. - Tak mi si zdaje. Teraz jednak wane jest - rzek Ben z naciskiem - aby pozwoli zjawisku rozwin si, a wtedy zobaczymy, do czego ono 79

prowadzi. Nie jestem w stanie przewidzie przyszych reakcji Molly. Nigdy nie wiem, jaka bdzie nastpnego dnia. Barry i Bruce wymienili spojrzenia, po czym popatrzyli na innych braci. Ben bezskutecznie usiowa rozszyfrowa to, co dostrzeg w ich oczach. Przenikn go chd i znw zacz patrze w deszcz. - Ostateczn decyzj podejmiemy jutro - owiadczy w kocu Barry. - Ale niezalenie od tego, co postanowimy w sprawie Molly, nasza druga decyzja jest nieodwoalna. Nie wolno ci si wicej z ni widywa. Dla twego wasnego dobra, dla dobro nas wszystkich, musimy ci zabroni odwiedzania Molly. Ben kiwn gow na zgod. - Bd jej to musia powiedzie - rzek. Ton jego gosu sprawi, e bracia znw, spojrzeli po sobie, ale niechtnie wyrazili zgod.

- Czemu si tak dziwisz? - spytaa Molly. - To musiao si sta. - Przyniosem herbat - przerwa jej szorstko Ben. Molly wzia od niego paczuszk i dugo jej si przygldaa. - Mam dla ciebie prezent - powiedziaa cicho. - Chciaam ci go da innym razem, ale... Poczekaj, zaraz przynios. Wysza i natychmiast wrcia z maym pakiecikiem. Bya to wielokrotnie zoona kartka papieru, ktra po rozoeniu ukazaa kilka twarzy - kada z nich bya wersj twarzy Bena. Porodku widniaa potna gowa mczyzny o gronie cignitych brwiach i przenikliwym spojrzeniu. Otaczay j cztery inne twarze, na tyle podobne do siebie, e mona byo stwierdzi pokrewiestwo. - Kto to jest? - Ten w rodku to stary waciciel tego domu. Fotografie znalazam na strychu. To jego syn, ojciec Dawida, to Dawid. A to jeste ty. - Albo Barry, albo Bruce, albo ktrykolwiek z naszych poprzednikw - uzupeni cierpko Ben. Nie podobaa mu si ta mozaika. Twarze ludzi, ktrzy dowiadczyli tak innego, tak

80

niewytumaczalnego ycia, a jednoczenie wygldali zupenie tak jak on, nie budziy w nim sympatii. - Nie sdz - odpara Molly, popatrujc to na obrazek, to na Bena. - W twoich oczach jest co, czego tamci nie maj. Ich oczy widz tylko to, co na zewntrz, a twoje i tych innych mczyzn na obrazku, mog patrze w obu kierunkach. Rozemiaa si nagle i pocigna go w stron kominka. - Lepiej przesta o tym myle. Napijmy si herbaty, zjedzmy co sodkiego. Dostaj tu znacznie wicej, ni sama zjadam, wic sporo odoyam na zapas. Urzdzimy sobie przyjcie! - Nie chc herbaty - burkn Ben. Patrzc w pomienie kominka zapyta: - Wic tobie w ogle nie zaley? - Nie zaley mi? Ben usysza w jej gosie dotkliwy, niezaprzeczalny bl. Z caej siy zacisn powieki. - Chcesz, ebym szlochaa, wya, dara szaty i bia gow o cian? Chcesz, ebym ci bagaa, aby nie odchodzi, aby zosta tu ze mn na zawsze? Chcesz, ebym wyskoczya z najwyszego okna? ebym wychuda, zblada i zwida jak jesienny kwiatek zabity chodem, ktrego nikt nigdy nie zrozumie? Jak mam ci udowodni, e mi zaley? Powiedz - co mam zrobi? Poczu jej do na policzku, a otworzywszy oczy stwierdzi, e bardzo go piek. - Chod ze mn, Ben - poprosia Molly. - A moe potem, gdy bdziemy si egna, zapaczemy oboje.

- Obiecujemy nigdy jej nie skrzywdzi - mwi cicho Barry. - Jeli bdzie potrzebowaa ktregokolwiek z nas, bdziemy si ni opiekowa. Pozwolimy jej doy swych dni w domu Sumnerw. Nigdy nie wystawimy jej obrazw na widok publiczny, nie pozwolimy te, aby inni to zrobili, ale bdziemy je pieczoowicie przechowywa, aby nasi potomni mogli je przeanalizowa i zrozumie, dlaczego dzi podjlimy takie, a nie inne kroki. - Przerwa, a po chwili doda: - Ponadto, nasz brat Ben przyczy si do kontyngentu budowniczych obozu bazy dla przyszych grup w dole rzeki. Barry oderwa wzrok od kartki. Ben pospnie skin gow: Postanowienia byy sprawiedliwe i wyrozumiae. Podziela udrk braci i wiedzia, e ich cierpienia skocz si

81

dopiero wraz z powrotem odzi, kiedy to bd mogli odprawi w jego intencji Poegnanie Utraconego. Dopiero wtedy wszyscy stan si znowu wolni.

Molly patrzya na pomykajce rzek dki. Przy sterze wiodcej odzi sta Ben; wiatr rozwiewa mu wosy. Nie odwrci gowy ku domowi Sumnerw, dopiero gdy d dotara do pierwszego zakola, za ktrym miaa jej znikn a oczu, Molly dostrzega na moment blad twarz Bena. Zaraz potem wszystko znikno. Molly dugo jeszcze staa przy wielkim oknie. Przypominaa sobie gos rzeki i odpowiedzi pynce z wierzchokw drzew, przypomniaa sobie, jak wiatr porusza koronami drzew nie muskajc ani dba trawy. W jej pamici odyy cisza i ciemno, ktre przytaczay ich noc, dotykajc, sprawdzajc, smakujc intruzw. Jej do podya w stron brzucha i ucisna to miejsce, gdzie roso wewntrz niej nowe ycie. Letnie upay ustpiy wczesnym wrzeniowym przymrozkom. todzie powrciy, ale tym razem przy sterze sta kto inny. Drzewa zapony ci i czerwieni, spad nieg, a w styczniu Molly sama, bez niczyjej pomocy, wydaa na wiat syna. Leaa patrzc na niemowl, ktre spoczywao w zgiciu jej ramienia, i umiechna si do niego. - Kocham ci - szepna czule. - Bdziesz si nazywa Marek. Przez ostatnie miesice ciy Molly powtarzaa sobie niemal codziennie, e nastpnego dnia pole Barry'emy wiadomo i, poddajc si jego woli, da si umieci na oddziale reproduktorek. Teraz jednak, patrzc na czerwone niemowl o oczkach zacinitych tak mocno, jakby ich w ogle nie miao - wiedziaa, e nigdy go nie odda. Co dzie rano bracia Andrew przynosili jej drewno i kosz z jedzeniem, w ktrym byo wszystko, o co poprosia. Zostawiali to na werandzie i odchodzili. Molly nie widywaa nikogo, najwyej z bardzo daleka. Skoro tylko Marek zacz rozumie jej sowa, Molly zacza wpaja mu konieczno zachowania ciszy, podczas gdy bracia Andrew krcili si w pobliu domu. Kiedy podrs i zacz bez koca pyta ,.dlaczego", musiaa mu powiedzie, e bracia Andrew zabraliby go i oddali do szkoy i ju nigdy wicej nie zobaczyby matki. Wwczas po raz pierwszy zobaczya, e chopie si boi. Odtd na czas odwiedzin lekarzy stawa si tak cichy jak ona. Chtnie uczy si chodzi i mwi. Czyta zacz majc cztery lata i dugie godziny spdza skulony przy kominku nad rozsypujcymi si ksikami ze starej biblioteki. Czasem byy to ksiki dla dzieci, czasem nie - Marek nie przebiera. Bawili si w chowanego po wszystkich zakamarkach, a w pogodne dni take i na zboczu za domem, z dala od oczu innych mieszkacw doliny, ktrzy nigdy. pod adnym pozorem, nie odwayliby si wej do lasu 82

chyba e na wyrany rozkaz. Molly piewaa synkowi i opowiadaa mu wyczytane w ksikach bajki, a gdy ju wyczerpali cay zasb ksiek - sama wymylaa historyjki. Ktrego dnia Marek sam wymyli bajk. Molly miaa si z niej uradowana i odtd kade z nich byo na przemian to bajarzem, to suchaczem. Gdy Molly malowaa. Marek te co rysowa albo bra si za farby i pdzel. Coraz czciej jednak bawi si glin znad rzeki, lepic figurki, ktre dosychay pniej w socu na balkonie. Gdy Marek podrs, mogli zapuszcza si dalej w gb lasu. Pewnego letniego dnia picioletni wwczas chopiec spdzi tam kilka godzin. Molly pokazywaa mu paprocie i wtrobniki, zwracajc uwag chopca na zmiany barwy delikatnych listkw pod wpywem soca, ktre soczyst ziele potrafio przeistoczy w gbok czer. - Dosy na dzisiaj - oznajmia w kocu. Marek zaprotestowa. - Chod, wdrapiemy si na sam czubek i zobaczymy cay wiat. - Nastpnym razem - odpara. - Zabierzemy z sob jedzenie i wdrapiemy si na szczyt. Nastpnym razem. - Obiecujesz? - Obiecuj. Schodzili w d powoli, zatrzymujc si czsto, aby obejrze z bliska to kamie, to mod rolink, to znw kor starego drzewa - wszystko; co ciekawio Marka. Doszedszy do krawdzi lasu, przystanli i rozejrzeli si ostronie, zanim opucili schronienie drzew. Potem, trzymajc si za rce, pobiegli do kuchennych drzwi i ze miechem prbowali zmieci si w nich jednoczenie. - Za duy si robisz! - zawoaa Molly, puszczajc Marka przodem. Marek zatrzyma si gwatownie, szarpn j za rk i sprbowa rzuci si do ucieczki. Jeden z braci Barry wszed do kuchni z jadalni, a inny zamkn drzwi wejciowe, stajc za Molly i Markiem. Trzej pozostali w milczeniu weszli do kuchni i nie wierzc wasnym oczom w milczeniu wpatrywali si w chopca. W kocu ktry przemwi: - To Bena? Molly przytakna. Jej rka ciskaa do Marka a do blu. Marek sta tu przy niej i z przeraeniem patrzy na braci. - Kiedy? - zapyta ten sam, ktry zada poprzednie pytanie. - Pi lat temu, w styczniu. Jej rozmwca westchn ciko.

83

- Bdziesz musiaa pj z nami, Molly. Chopiec te. Potrzsna gow i zrobio jej si sabo ze strachu. - Nie! Dajcie nam spokj. Nikomu nie przeszkadzamy! Zostawcie nas! - Takie jest prawo - odpar beznamitnie rat. - Wiesz o tym rwnie dobrze jak my. - Obiecalicie! - Nasze porozumienie nie dotyczyo t e g o. - Zrobi krok w jej stron. Marek wyszarpn do z ucisku Molly i rzuci si na niego. - Zostaw moj mam! Id sobie! Nie ruszaj mojej mamy! Kto pochwyci Molly za ramiona i przytrzyma j; kto inny zapa i unis w gr Marka, ktry kopa i wi si z wciekoci, wrzeszczc bez przerwy jak optany. - Nie rbcie mu krzywdy! - krzykna Molly, prbujc si wyswobodzi. Nie poczua prawie ukucia zastrzyku. Jak przez mg dobieg j ostatni rozpaczliwy krzyk Marka, a potem nie byo ju nic. Molly zamrugaa powiekami i zacisna je w obronie. przed jaskrawoci srebrzystego szronu, ktry okrywa wszystko dookoa. Stojc bez ruchu, usiowaa przypomnie sobie, gdzie jest, kim jest - cokolwiek. Kiedy znw otworzya oczy, olepiajca jasno oszoomia j na nowo. Czua si jak po przebudzeniu z dugiego, koszmarnego snu, ktry zaciera si coraz bardziej, w miar jak usiowaa go odtworzy. Kto szturchn j w rami. - Zamarzniesz tutaj na mier - powiedzia tu przy niej jaki gos. Odwrciwszy si, Molly ujrzaa kobiet. Nie znaa jej. - No, wejd do rodka - ponaglia j tamta nieco goniej. Pochylia si i bacznie przyjrzaa Molly. - Przychodzisz do siebie, co? Wzia j za rami i wprowadzia do ciepego domu. Siedzce tam kobiety obojtnie podniosy wzrok, po czym znw pochyliy si nad szyciem. Kilka byo w zaawansowanej ciy. Niektre patrzyy tpo przed siebie, z pustk w oczach, z pustymi rkami. Kobieta, ktra pomoga Molly, podprowadzia j teraz do krzesa i powiedziaa: - Posied sobie chwil spokojnie. Pami zaraz ci wrci. Natychmiast po tym zaja swoje miejsce i wzia si do fastrygowania. Molly wpatrywaa si w podog, oczekujc nadejcia wspomnie, ale przez dusz chwil pamitaa jedynie uczucie koszmarnego strachu, adnych szczegw. Przywizywali j do jakiego stou - przypomniaa sobie nagle. I to nie raz. Co z ni robili nie, pamitaa. Innym razem jakie kobiety trzymay j przy ziemi - co robiy Przenikn j gwatowny dreszcz i zamkna oczy. Wspomnienie cofno si. Marek - pomylaa nagle z niespodziewan jasnoci. Marek! Podskoczya i rozejrzaa si wokoo bdnym wzrokiem. Kobieta, z ktr si zaprzyjania, podbiega i chwycia j za rami.

84

- Uspokj si, Molly, bo znowu ci tam wezm. Rozumiesz? Posied cicho do przerwy, a wtedy porozmawiamy. - Gdzie Marek? - wyszeptaa Molly. Kobieta rozejrzaa si trwonie i rzucia pgosem: - Nic mu nie jest. Siadaj teraz! Idzie siostra. Molly posusznie usiada i wlepia wzrok w podog, czekajc, a pielgniarka skoczy ogldziny sali i wyjdzie. Marek jest bezpieczny. Na ziemi ley nieg. Zima. A wic jej syn ma sze lat. Wcale nie pamitaa pnego lata, jesieni. Co si z ni dziao? Czas do przerwy wlk si bolenie wolno. Kobiety co chwila popatryway na Molly, a w ich spojrzeniach bya teraz iskierka rozpoznania, a nie, jak przedtem, obojtno. Plotka o jej powrocie dotara ju wszdzie. Wszystkie kobiety obserwoway teraz Molly - moe chciay zobaczy, jak si zachowa, moe na znak powitania, a moe z jakich innych, nie znanych Molly powodw. Patrzya w podog. Splota donie, paznokcie wbiy jej si w skr. Rozlunia palce. Zabrali j do szpitala, ale nie do zwykego szpitala: na oddzia reproduktorek. Przesza bardzo dokadne badania. Pamitaa zastrzyki, pytania, piguki... Wszystko to byo strasznie zamazane. Donie znw jej si zacisny. - Wstawaj, Molly. Napijemy si herbaty i powiem ci tyle, ile sama wiem. - Kto ty jeste? - Sondra. No, chod. Powinnam bya pamita - pomylaa Molly, idc posusznie za Sondr. Przypomniaa jej si nagle, uroczysto poegnania Sondry, starszej od niej samej zaledwie o trzy czy cztery lata. Ona, Molly, moga mie wtedy dziewi, dziesi lat. Herbat nazywano tu somkowoty napj, ktrego Molly nie bya w stanie zidentyfikowa. Upia jeden yk, odstawia filiank i spojrzaa w odsonite okno na przeciwlegej cianie. - Jaki to miesic? - Stycze. - Sondra dopia herbat i pochylia si ku Molly zniajc gos. - Suchaj, Molly, odstawili ci narkotyki i teraz przez kilka tygodni bd obserwowali, jak si sprawujesz. Jeli narozrabiasz - znowu ci co dadz. Zostaa poddana terapii warunkujcej. Nie walcz z tym, a nic zego ci nie spotka. Molly czua, e rozumie zaledwie poow z tego, co mwi Sondra. Jeszcze raz rozejrzaa si po wietlicy: fotele byy bardzo komfortowe, a stoliki ustawione w dogodnych odlegociach. Kobiety w grupkach po trzy lub cztery rozmawiay, popatrujc co jaki czas na Molly. Niektre si umiechay, jedna pucia oko. Zdumiona Molly naliczya w pokoju a trzydzieci kobiet. Trzydzieci reproduktorek? - Czy ja jestem w ciy? - spytaa nagle, przyciskajc do do brzucha. 85

- Nie sdz. A nawet gdyby bya, to najwyej od paru dni. Odkd tu jeste, prbowali co miesic i ani razu im si nie udao. Wtpi, czy mogo si uda akurat w ostatniej prbie. Molly osuna si na fotel i z caej siy zacisna po wieki. A wic to wanie robili z ni na stole. Czua, jak zy wzbieraj i tocz si jej po policzkach, ale nie potrafia ich powstrzyma. Rami Sondry otoczyo jej plecy i Molly przytulia si do swej towarzyszki. - To jest taki sam szok dla kadej z nas, Molly. Wszystko przez t rozk, przez to, e po raz pierwszy jest si samemu. Do tego nie mona si przyzwyczai, ale mona nauczy si z tym y. I wtedy po jakim czasie ju tak bardzo nie boli. Molly pokrcia gow, niezdolna wykrztusi ani sowa. Nie - mylaa trzewo - tu nie chodzi o rozk, lecz o upokorzenie, o to, e byo si traktowanym jak przedmiot: odurzenie, a potem przymusowe, bezkompromisowe wykorzystanie do tego haniebnego procederu. - Musimy wraca do pracy - rzeka Sondra. - Jeszcze przez dwa, trzy dni nie bdziesz musiaa nic robi. Masz czas, eby zebra myli, przywykn do wszystkiego. - Poczekaj, Sondra. Mwia, e z Markiem wszystko w porzdku. Gdzie on jest? - W szkole, razem z innymi dziemi. Nie zrobi mu krzywdy, nie bj si. S bardzo dobrzy dla dzieci. Sama chyba pamitasz? Molly przytakna. - Klonowali go? Sondra wzruszya ramionami. - Nie wiem. Sdz, e nie. - Skrzywia si i przycisna rk do brzucha. Sprawiaa wraenie bardzo starej, zmczonej i - gdyby nie pczniejcy brzuch - stanowczo za chudej. - Ile razy bya w ciy? - zapytaa Molly. - Dugo u ju jeste? - Z tym bdzie siedem - odpara Sondra bez wahania. - Przenieli mnie tutaj dwadziecia lat temu. Molly popatrzya na ni w osupieniu i pokrcia gow. Przecie gdy opakiwano Sondr, ona miaa dziewi czy dziesi lat. - A od jak dawna ja tutaj jestem? - wykrztusia w kocu. - Nie tak szybko, Molly. To pierwszy dzie, sprbuj si odpry. - Jak dugo? - Ptora roku. Chodmy ju.

86

Molly przesiedziaa w milczeniu cae popoudnie. Jej wspomnienia byy teraz nieco wyraniejsze, ale i tak nie byaby w stanie wypeni nimi kilkunastu miesicy. Okres ten znikn z jej ycia, jak gdyby w pewnym momencie zacisna si ptla czasu: Molly znajdowaa si teraz w punkcie przecicia dwch wtkw, a wszystko, co wydarzyo si przez minione ptora roku, zamknite w ptli, po prostu dla niej nie istniao. A zatem Marek ma siedem lat. Nie jest ju maym dzieckiem. Molly z niedowierzaniem pokrcia gow. Po poudniu lekarz przyszed na obchd. Zatrzymywa si przy niektrych kobietach i wymienia z nimi po par sw. Wreszcie zbliy si do Molly, a ona - tak samo jak inne powitaa go: - Dzie dobry, doktorze. - Jak si czujesz, Molly? - Dzikuj, cakiem dobrze. Doktor przeszed dalej. Molly znw wbia wzrok w podog. Czua si jak widz, ktry przypatrywa si z daleka niewielkiemu interludium, nie bdc w stanie wpyn na jego przebieg. Odruch warunkowy pomylaa. To o tym wanie mwia Sondra. Na co jeszcze zostaa uwarunkowana? Nauczyli j posusznie rozkada nogi, ilekro podejd z przyrzdami i pieczoowicie strzeon sperm? Zmusia si do rozlunienia palcw, ktre natychmiast zacisny si z powrotem. Cae donie miaa ju od tego obolae. Gwatownie podniosa wzrok, ale lekarza ju nie byo. Co to by za doktor? Zakrcio jej si w gowie, ale po chwili pokj przesta wirowa. Powiedziaa do niego "doktorze", nie dziwic si nawet brakowi imienia. Czy to by Barry? A moe Bruce? Kolejny przykad uwarunkowania, pomylaa z gorycz. Reproduktorki byy spisane na straty. Nie miay ju nawet prawa rozrnia pozostaych klonw. Doktorze. Siostro. Molly ponownie zwiesia gow. Bardzo szybko zorientowaa si w prostym rozkadzie dnia. Na noc dostawao si rodki nasenne, a przy wstawaniu - pobudzajce. I jedne, i drugie rozpuszczone byy w lurowatej herbacie, ktrej Molly nie chciaa pi. Niektre kobiety pakay w nocy, inne szybko ulegay usypiajcej mocy herbaty i spay twardo. ycie seksualne kwito: reproduktorki, jak kady, te miay tu swoje maty. Przez cay dzie pracoway w rnych dziaach sekcji krawieckiej. Pnym popoudniem zaczyna si czas wolny - kada moga korzysta z ksiek, gier, gitar i skrzypiec. - W gruncie rzeczy nie jest tu tak le - powiedziaa Sondra w kilka dni po przebudzeniu Molly. - Opiek mamy dobr, bardzo dobr. Wystarczy, e ukujesz si w palec, a ju pdz ci na ratunek i cackaj si jak z dzieckiem. Nie jest le. Molly milczaa. Sondra bya wysoka i gruba - szsty miesic ciy. To rozgldaa si bystro i czujnie, to znw wodzia wok apatycznym, niewidzcym spojrzeniem. O n i pilnuj Sondry - pomylaa Molly - i na kad oznak depresji albo zdenerwowania natychmiast zmieniaj jej dawkowanie lekw, aby utrzymywa j na staym - poziomie napicia emocjonalnego.

87

- Nowe nie s przewanie odurzane tak dugo jak ty powiedziaa jej Sondra innym razem. To pewnie dlatego, e wikszo z nas przysza tu majc czternacie czy pitnacie lat, a ty bya starsza. Molly kiwna gow. Kilkunastoletnie dzieci atwo byo zamieni w maszyny do rodzenia, ktrym wydaje si, e tu naprawd nie jest le. le bywao tylko noc, kiedy opakiway rozk z siostrami. - Po co im a tyle dzieci? - zapytaa Molly. - Zawsze mylelimy, e d do zredukowania liczby dzieci urodzonych naturalnie, a nie jej zwikszenia. - Potrzeba robotnikw, kamieniarzy, budowniczych tam. Kocz si zapasy pewnych substancji, ktre by moe zachoway si w miastach, gwnie chemikaliw. Dotaro do nas, e z kadego dziecka robi si teraz wicej klonw. Oni chc wyprodukowa ca armi ludzi do budowania drg i oczyszczania rzek. - Skd wiesz tak duo o tym, co si tam dzieje? Mylelimy zawsze, e izoluj was znacznie surowiej. - W caej dolinie nie uchowa si aden sekret - odpara wymijajco Sondra. - Niektre dziewczyny pracuj w obku, inne w kuchni - kada usyszy to i owo. - A Marek? Syszaycie moe co o nim? Sondra wzruszya ramionami. - Nic o nim nie wiem - odpowiedziaa. - Chopak, i tyle, taki sam jak inni chopcy. Rni si tylko tym, e nie ma braci. Mwi, e sporo si wasa samopas. Molly postanowia wypatrywa Marka. Prdzej czy pniej dostrzee go przez rany ywopot. Zanim to jednak nastpio, zostaa wezwana do lekarza. Pokornie posza za siostr do gabinetu. Doktor siedzia za biurkiem. - Witam ci, Molly. - Dzie dobry, doktorze - odpara, zastanawiajc si, czy to Barry, czy Bruce, czy Bob, czy moe...? - Dobrze si czujesz wrd koleanek? - Tak, panie doktorze. Po caej litanii podobnych pyta, na ktre odpowiadaa "tak, panie doktorze" i "nie, panie doktorze". Molly zacza si zastanawia, dokd to wszystko prowadzi i wzmoga czujno. - Czy masz jakie yczenie, pragnienie? - Chciaabym dosta mj szkicownik. Co si nagle zmienio i Molly domylia si, e tu wanie ley przyczyna jej wizyty u lekarza. Popenia bd: moe zostaa uwarunkowana tak, aby nigdy wicej nie myle o 88

rysowaniu, o malowaniu... Usiowaa przypomnie sobie, co jej mwili, co robili - bez skutku. Nie trzeba byo prosi o szkicownik - pomylaa raz jeszcze. To by bd. Lekarz otworzy szuflad biurka i wydoby z niej szkicownik Molly oraz wgiel krelarski. Pchn je po blacie w stron dziewczyny. Molly rozpaczliwie wytya pami. Na co on moe czeka? Co powinna teraz zrobi? Z wolna signa po blok i wgiel. Poczua, e rka jej dry, a odek kurczy si, powodujc fal mdoci. Uczucia te miny dopiero po tym, jak Molly wstrzymaa ruch rki, w ktr si teraz uwanie wpatrywaa. Wszystko byo jasne. Zwilya wargi i na nowo ja posuwa rk w stron szkicownika. Niemie uczucie wrcio na uamek chwili - tyle tylko, by si przypomnie po czym ustpio. Molly nie patrzya na lekarza, ktry obserwowa j z wielk uwag. Ponownie zwilya wargi. Ju prawie dotykaa bloku. Nagle gwatownie cofna rk i wyskoczywszy z krzesa potoczya bdnym wzrokiem po pokoju, jedn doni przyciskajc odek, a drug zakrywajc usta. Rzucia si ku drzwiom, ale gos lekarza zatrzyma j w miejscu. - Chod tu, Molly. Siadaj. Nic ci ju nie bdzie. Gdy ponownie spojrzaa na biurko, bloku i wgla ju tam nie byo. Ocigajc si, wrcia na krzeso. Baa si kolejnych sztuczek doktora, baa si wasnych nieuniknionych bdw, bya pewna, e je popeni - i co wtedy? Kolejne ptora roku w otchani nicoci? Cae ycie w nicoci? Nie patrzya na lekarza. Jeszcze kilka obojtnych pyta i moga opuci gabinet. Idc z powrotem do swojego pokoju, zrozumiaa, dlaczego reproduktorki nie prbuj wyj poza wyznaczony teren, dlaczego nigdy nie rozmawiaj z klonami, od ktrych dzieli je tylko ywopot. Cay marzec by wietrzny i mokry; lodowate deszcze paday po kilka dni bez przerwy. W kwietniu opady troch zelay, ale poziom rzeki i tak podnosi si przez wiksz cz miesica, gdy tajcy nieg spywa kaskadami ze wzgrz. Maj rozpocz si chodami i wilgoci, ale ju w poowie miesica soce przygrzao mocno i robotnicy z farmy ostro wzili si za prace w polu. Ju wkrtce - pomylaa Molly. Staa na skraju terenu wyznaczonego reproduktorkom i patrzya na wzgrza. Magnolie ju kwity, a ponad nimi paay czerwieni drzewa judaszowe. Cay las ustroi si w wie ziele, ziemia z minuty na minut przestawaa by nasiknit gbk. Ju wkrtce - powtrzya Molly i wrcia do rodka, aby podj szycie. Ju trzykrotnie przemierzya zamieszkan cz doliny. Za pierwszym razem wymiotowaa gwatownie, za drugim majc ju dowiadczenie - walczya z uczuciami mdoci i strachu, a mimo to przechodzc obok szpitala klonw omal nie zemdlaa. Za trzecim razem reakcja nie bya ju tak silna - znane uczucia powrciy tylko na mgnienie oka, jakby w odpowiedzi na chwilowe pobudzenie pamici. Molly pomylaa, e jej reakcja na dom Sumnerw moe by jeszcze gwatowniejsza ni to, czego na razie dowiadczya, ale przekonaa si ju, e nie jest winiem zaszczepionych jej odruchw. Ju wkrtce - pomylaa raz jeszcze, pochylajc si nad szyciem.

89

Cztery razy zabierano j do szpitala dla reproduktorek, gdzie poddawana bya cigej kontroli temperatury, a gdy ciepota jej ciaa osigaa oczekiwan wysoko, przychodzia pielgniarka z tac i oznajmiaa radonie: - No co, Molly, sprbujemy jeszcze raz? Na co Molly posusznie rozkadaa nogi i leaa bez ruchu, podczas gdy siostra, za pomoc lnicego, zimnego przyrzdu, umieszczaa w jej brzuchu sperm. - A teraz uwaaj, nie ruszaj si przez chwil - mwia w kocu pielgniarka, nadal z promiennym umiechem i zawodowym oywieniem, po czym opuszczaa Molly lec bez ruchu na wskiej kozetce. W dwie godziny pniej wolno byo ubra si i wyj. Cztery razy - pomylaa Molly z gorycz. Jak rzecz, jak martwy przedmiot: naciskamy guzik - i gotowe, wszystko zgodnie z harmonogramem, na zawoanie. Ciemn, bezksiycow noc Molly opucia oddzia reproduktorek. Taszczya z sob wr, w jakim noszono tu pranie, ktry powoli, w sekrecie, napeniaa od prawie trzech miesicy. Wszyscy spali, w caej dolinie - moe w caym wiecie - nie istnia nawet cie niebezpieczestwa, ale Molly pieszya si bardzo.. Omijajc ciek, stpaa po tumicej kroki trawie. Czer zaroli wok domu Sumnerw przypominaa dziur w ziemi: bya to ciemno zdolna pochon wszystko, cokolwiek nieopatrznie znalazo si w pobliu. Molly zawahaa si, ale, odnajdujc po omacku drog pord gazi i konarw, zbliya si w kocu do drzwi domu. Do witu zostay jej jeszcze dwie godziny; za jak godzin jej nieobecno zostanie wykryta. Zostawiwszy tob na werandzie, Molly obesza dom dookoa i stana przed tylnymi drzwiami, ktre otworzyy si za jednym dotkniciem. Wesza do rodka - i wcale nie poczua si le. Odetchna z ulg. Nikt nie mg si spodziewa, e dotrze kiedykolwiek a tak daleko. Po ciemku odnalaza drog na pitro, do swego dawnego pokoju: pocztku wyda jej si taki sam, jak w chwili gdy go opuszczaa, a jednak co tu byo inaczej, co si zmienio. W ciemnoci nie widziaa prawie nic, ale pewno, e zasza jaka zmiana, nie mijaa. Molly znalaza ko i przysiada na nim w oczekiwaniu witu, kiedy bdzie moga zobaczy pokj i swoje obrazy. Gdy zaczo szarze, a zachysna si z wraenia. Kto rozpostar jej ptna, poustawia je wszystkie wzdu cian, na krzesach, na starym, nigdy nie uywanym biurku. Molly przesza do drugiego pokoju, ktry suy jej niegdy za pracowni, a tam, na awie, przy ktrej Marek zwykle lepi z gliny, znajdoway si dziesitki glinianych przedmiotw: garnki, gowy, zwierzta, ryby, stopa ludzka, dwie rce... Molly poczua, e sabnie, opara si o framug drzwi. i zalaa zami... Kiedy nareszcie zdoaa stan na wasnych nogach, w pokoju byo cakiem jasno. Za dugo zwlekaa, teraz musi si pieszy. Zbiega po schodach, wypada z domu, porwaa swj worek i ja wdrapywa si na wzgrze. Przeszedszy kilkadziesit metrw, zatrzymaa si i rozejrzaa w poszukiwaniu miejsca, ktre odkryli niegdy razem z Markiem: zaktka ukrytego za krzakami jagd, osonitego sterczcym blokiem wapienia. Mogaby stamtd obserwowa dom, bdc zarazem niewidoczn z dou. Krzewy rozrosy si, miejsce byo teraz osonite znacznie szczelniej, ni to Molly pamitaa. Kiedy je w kocu znalaza, osuna si z ulg na ziemi. Soce stao wysoko; jej ucieczka musiaa ju wyj na jaw. Niedugo zaczn

90

przeszukiwa dom Sumnerw - nie w oczekiwaniu, e j tam stan, lecz z waciwej sobie skrupulatnoci. Pojawili si przed poudniem, godzin szukali jej po caym domu i podwrzu, wreszcie odeszli. Teraz mogaby zawsze bez obawy powrci do domu, ale nie ruszyo si ze swojej niszy na wzgrzu. Tamci powrcili tu przed zmrokiem i jeszcze dokadniej przeczesali te same miejsca, poprzednio. Tym razem Molly bya pewna, e powrt do domu niczym jej nie grozi. Tamci nigdy nie wychodzili zmroku, Chyba e grupami - nie przyszoby im do gowy podejrzewa Molly o samotne wasanie si w ciemnociach. Wstaa, rozprostowaa zesztywniae nogi i plecy. Ziemia bya wilgotna, a miejsce, w ktrym skrya si Molly chodne i nienasonecznione.

Leaa na ku. Wiedziaa, e go usyszy, gdy bdzie wchodzi do domu, ale i tak nie moga spa - zapadaa jedynie w krtkie, gste od snw drzemki: Ben i ona w ku, Ben przed kominkiem, popijajcy wonn, rowa herbat, Ben, ktry spoglda na jej obraz i blednie... Marek wdrapujcy si na schody - nogi obsuwaj mu si i lizgaj, min ma zawzit; Marek przycupnity nad listkiem paproci, z napiciem wpatrzony w jego ciasno zwinity koniuszek, jakby pragn rozwin li si spojrzenia. Marek, ktry pulchnymi, umorusanymi, lnicymi wilgoci domi urabia glin, wygadza, przerabia, obrzuca krytycznym spojrzeniem, niebaczny na obecno matki... Molly usiada nagle, cakiem obudzona. On wszed do mu. Syszaa skrzypienie schodw pod jego nogami. Przystan, nasuchiwa. Musia wyczu moj obecno - pomylaa Molly i jej serce przypieszyo rytm. Podesza do drzwi pracowni, by tam na niego zaczeka. Mia z sob wiec. Przez chwil nie zauway Molly. Postawi wiec na stole i dopiero wtedy rozejrza si ostronie dookoa. - Marek! - zawoaa cicho Molly. - Marek! Pomie wiecy rozjani jego twarz. Twarz Bena - pomylaa Molly - ale troch i z niej samej. Marek wykrzywi si, a kiedy Molly postpia krok w jego stron, on cofn si na t sam odlego. - Marek? - powtrzya, czujc, jak twarda, zimna do ciska jej serce, bolenie zapierajc oddech. Co oni mu zrobili? Zbliya si jeszcze o krok. - Po co tu przysza?! - krzykn nagle chopiec. - To jest mj pokj! Po co tu wrcia? Nienawidz ci!

91

Stalowa do wzmocnia ucisk. Molly po omacku odnalaza framug drzwi i uchwycia si jej z caych si. - Po co ty tu przychodzisz? - wyszeptaa. - Po co? - Wszystko przez ciebie! Wszystko popsua! Oni si ze! mnie miej, zamykaj mnie za kar. - A mimo to przychodzisz tu. Dlaczego? Marek rzuci si nagle ku awie z figurkami i jednym zamachem rki zmit wszystko na ziemi. So, gowy, stopa, donie - figurki rozprysy si o podog, a on sam skaka po nich druzgocc skorupy, szlochajc spazmatycznie, wydajc nieartykuowane dwiki. Molly nie poruszya si. Atak szalestwa min rwnie nagle, jak si zacz. Marek spojrza na ziemisty py pokrywajcy podog, na zachowane tu i tam szcztki figurek. - To ja ci powiem, czemu tu przychodzisz - rzeka cicho Molly. Cay czas mocno trzymaa si framugi. - Zamykaj ci za kar w komrce, prawda? A ty si wcale nie boisz. W tej komrce moesz usysze sam siebie. W wyobrani widzisz glin, kamie, ktremu nadasz ksztat. Widzisz, jak wyania si z niego forma - to tak, jakby j uwalnia, po zwala jej swobodnie zaistnie. To drugie ja, ktre do ciebie przemawia, wie, jaki to ksztat drzemie w glinie. Mwi ci to przez twoje wasne rce, w snach, w obrazach, ktrych nikt poza tob nie moe zobaczy. A oni, ci powtarzaj, e jeste chory albo niedobry, albo nieposuszny. mwi tak, prawda? Marek przyglda jej si teraz z uwag. - Prawda? - powtrzya Molly. Kiwn gow. - Oni tego nigdy nie pojm, Marku. Oni nie sysz, jak szepcze, jak cigle szepcze to drugie ja. Nie widuj takich obrazw. Nie dociera do nich nawet cie, nawet echo tamtego ja - tumi je bracia i siostry. Szept staje si coraz sabszy, obrazy blakn, a w kocu znikaj zupenie i tamto ja si poddaje. Moe umiera. - Molly przerwaa, popatrzya na Marka i rzeka cicho: Przychodzisz tu, bo tu wanie odnajdujesz swoje drugie ja, tak samo jak ja odnalazam moje. ,A to o wiele waniejsze ni wszystko, co ni mog ci da - albo odebra. Marek spuci wzrok na podog, gdzie walay si szcztki figurek, i otar twarz ramieniem. - Mamo... - powiedzia i urwa nagle. Molly zbliya si do niego. Udao jej si to zrobi, zanim znw przemwi. Przytulia chopca z caej siy, a on przylgn do niej. Oboje pakali, - Szkoda, e to wszystko rozwaliem. - Zrobisz nowe, jeszcze wicej. - Chciaem ci je pokaza. - Obejrzaam sobie wszystkie. Byy bardzo udane. Szczeglnie rce.

92

- Rce byy trudne. Palce cigle tak miesznie wychodziy, nie wiedziaem, co zrobi, eby przestay by mieszne. - Rce s zawsze najtrudniejsze. Marek odsun si od niej, a Molly uwolnia go z ucisku. Znowu przesun rk po twarzy. - Chcesz si tu chowa? - Nie, oni wrc, bd mnie szukali. - Po co tu przysza? - eby dotrzyma obietnicy - odpara cicho. - Pamitasz nasz ostatni spacer na wzgrza, kiedy chciae wdrapa si na sam szczyt, a ja ci obiecaam, e zrobimy to nastpnym razem? Pamitasz? - Mam tu troch jedzenia. Moemy je z sob zabra powiedzia przejty Marek. - Robi sobie zapasy, ebym mia co je, gdyby mi si zachciao. - wietnie, zabierzemy je. Wyruszymy, jak tylko troch si rozwidni.

Dzie by pikny, jedynie na pnocnym kracu nieskazitelnie czystego nieba widniay pierzaste chmurki. Kade wzniesienie, kada odlega gra, odcinay si ostro na horyzoncie za wczenie byo na mg, wia agodny, ciepy wietrzyk. Cisza bya tak doskonaa, e ani kobiecie, ani chopcu nie pieszyo si, by zmci j sowami, tote wdrowali w milczeniu. Kiedy stanli na odpoczynek, Molly umiechna si do Marka, a on odpowiedzia umiechem i uoy si z rkami pod gow, wpatrzony w niebo. - Co tam masz, w tym wielkim worku? - zapyta pniej w trakcie wspinaczki. Sam nis przygotowany przez ni niewielki toboek, Molly za sza objuczona swoim worem, przytroczonym teraz pasami do plecw. - Zobaczysz - odpara. - To niespodzianka. Jeszcze pniej Marek owiadczy: - To jest dalej, ni nam si zdawao, prawda? Zdymy przed zmrokiem? - Dojdziemy o wiele wczeniej - uspokoia go. - Ale to rzeczywicie jest daleko. Chciaby znw odpocz? Marek skin gow. Przysiedli pod wierkiem. wierki schodz z gr pomylaa, przypomniawszy sobie z wszelkimi szczegami dawne mapy lasw tego regionu. 93

- Nadal tak duo czytasz? - zapytaa. Marek poruszy si niespokojnie, spojrza na niebo, na drzewa, w kocu burkn co niezobowizujco. - Ja tak samo - odpara. - W tym starym domu jest mnstwo ksiek, prawda? Tylko trzeba bardzo uwaa, eby nie rozsypay si w proch - takie s zbutwiae. Codziennie wieczorem, kiedy ty ju spae, czytaam sobie wszystko, co tam byo. - Tamt o Indianach te czytaa? - zapyta Marek przewracajc si n brzuch. Opar gow na rkach. Oni wszystko umieli robi: rozpala ogniska, budowa odzie, szaasy, wszystko. - A w innej ksice jest o chopcach - chyba z jakiego klubu - ktrzy wyjedali na biwaki i wszystko robili tak, jak dawniej Indianie. Teraz te mona by tego sprbowa - zakoczya Molly rozmarzonym gosem. - Czytaem to. Byo tam jeszcze o tym, co mona je w lesie, i tak dalej. Wdrowali, odpoczywali, mwili o ksikach ze starego domu, o rzeczach, ktre Marek zamierza wyrzebi, podeszli jeszcze kawaek w gr, a po poudniu stanli na szczycie, skd wida byo ca dolin, a po odleg rzek Shenandoah. Molly znalaza paski, osonity kawaek terenu i Marek mg wreszcie obejrze niespodziank, ktr dla niego przygotowaa: byy tam koce, troch jedzenia w puszkach, owoce, miso; sze plackw kukurydzianych i kukurydza do praenia nad ogniskiem. Po jedzeniu usypali sobie posanie ze wierkowego igliwia i Marek, ziewajc, otuli si kocem. - Co to za haas? - zapyta po chwili. - To drzewa - odpara cicho Molly. - Wiatr idzie gr, nawet kiedy my tutaj go nie czujemy. Drzewa i wiatr szepcz sobie nawzajem rne tajemnice. Marek rozemia si i ziewn raz jeszcze: - To o nas mwi - powiedzia. Molly umiechna si w ciemnoci. - Prawie rozrniam ich sowa - rzek Marek. - Ju bardzo dawno nie oglday ludzkiej istoty - odpara Molly. - Dziwi si zapewne, e w ogle jeszcze kto z nas przetrwa.

94

- Ja te nie wracam! - protestowa Marek. Zjedli wanie resztk plackw z kukurydzy i suszonych jabek, ognisko zostao wygaszone, ziemia wok wyrwnana. - Posuchaj mnie, Marku. Oni ka mi wraca na oddzia reproduktorek. Rozumiesz, co to znaczy? Ju nigdy stamtd nie wyjd. Dadz mi lekarstwa, po ktrych stan si spokojna, nie bd rozpoznawa ludzi ani rzeczy. Takie bdzie moje ycie, jeli tam wrc. Ale ty? Ty tak wiele musisz si nauczy. Przeczyta wszystko, co jest w starym domu, zapamita z tych ksiek, ile si da - i potem dopiero nadejdzie moe dzie, w ktrym postanowisz odej. Ale nie teraz, Marku - dopiero, gdy bdziesz mczyzn. - Zostaj z tob. Molly pokrcia gow. - Pamitasz gosy drzew? Kiedy poczujesz si samotny, id do lasu i posuchaj, co ci mwi. Moe wrd nich usyszysz i mj gos. Nigdy nie bd daleko, jeli tylko dobrze si wsuchasz. - Dokd pjdziesz? - Pjd w d rzeki, do Shenandoah, szuka twojego, ojca. Tam dadz mi spokj. Oczy Marka zaszkliy si zami, ale chopiec nie uroni ani jednej. Podnis swj pakunek i zarzuci go na plecy. Zaczli schodzi w d. W poowie stoku przystanli. - Std ju wida dolin - rzeka Molly. - Dalej pjdziesz sam. Nie patrzy na ni. - Do widzenia, Marku. - Czy drzewa bd do mnie mwi, kiedy ciebie nie bdzie? - Zawsze, ilekro si wsuchasz. Tamci wierz, e uratuj ich miasta - a przecie miasta s martwe, le w gruzach. Za to drzewa yj i przemwi do ciebie, kiedy tylko bdziesz ich potrzebowa. Obiecuj ci to, Marku. Marek podszed i obj j bardzo mocno. - Kocham ci - powiedzia. Potem odwrci si i ruszy w d, a Molly patrzya za nim, pki moga go dostrzec przez zy. Odczekaa, a wyoni si z lasu i wejdzie w otwart dolin. Potem odwrcia si i posza na poudnie, w stron Shenandoch. Przez ca noc szeptay do niej drzewa. Kiedy si obudzia, wiedziaa ju, e drzewa uznay j za swoj: nie uciszyy si, jak zwykle rankiem. A ponad i pod, i pomidzy ich gosami Molly syszaa gos rzeki, bardzo jeszcze odlegy, za nim za jeszcze inny, ktry musia nalee do Bena, coraz potniejszy, w miar jak si do niego zbliaa. 95

Czua teraz zapach wieej wody. Gosy rzeki, drzew i Bena zlay si w jedno wielkie woanie: szybciej; szybciej! Pobiega ku niemu z radoci. Pochwyci j i zanurzyli si razem w chodn, sodk wod. Ciemnoci nowego dormitorium rozjaniao jedynie kilka sabych arwek, rozmieszczonych wzdu korytarza w regularnych odstpach. Marek przemkn przez hall i wszed do jednego z pokoi. Ciemno nie pozwalaa domyla si szczegw: w pierwszej chwili wida byo jedynie zarysy cia picych na biaych kach chopcw. Okna wyglday jak czarne dziury. Marek stan tu przy drzwiach, czekajc, a jego wzrok przywyknie do ciemnoci. Sylwetki chopcw zaczy stopniowo wynurza si z mroku, wida ju byo ciemne i, jasne paszczyzny ramion, twarzy, wosw. Bose stopy Marka bezszelestnie suny po pododze do pierwszego ka. Marek przystan - tym razem na krcej. Chopiec na pryczy ani drgn. Marek powolutku otworzy butelk atramentu z jagd i owocw leszczyny, po czym zanurzy w pynie cieniutki pdzelek. Buteleczk nis przedtem na piersi, bya ciepa. Z wielk ostronoci pochyli si nad picym i szybkim pocigniciem pdzla wymalowa mu na policzku cyfr 1. Chopiec nie poruszy si nawet. Marek przeszed do drugiego ka i znw przystan, aby upewni si, e waciciel pryczy twardo pi. Tym razem wymalowa dwjk. Wkrtce opuci sypialni i przeszed do nastpnej, gdzie powtrzy dokadnie te same czynnoci. Jeeli ktry z chopcw spa na brzuchu, skrywajc twarz w poduszce, Marek wypisywa mu numer na doni lub ramieniu. Na krtko przed witem zakrci butelk z atramentem i przekrad si do swojego pokoju pomieszczenia, ktre z trudem miecio ko i kilka ulokowanych nad nim pek. Atrament ustawi tak, eby kady, kto wejdzie, musia go natychmiast dostrzec. Usiad po turecku na ku i czeka. By chopcem drobnej budowy, o ciemnych, bardzo gstych wosach, ktre sprawiay, e jego gowa wydawaa si zbyt dua. Jedyn uderzajc cech - jego urody byy oczy tak intensywnie niebieskie i gbokie, e nie do zapomnienia. Marek siedzia cierpliwie, niky umieszek na jego ustach pogbia si i ulatnia, aby zaraz znw powrci. Niebo za oknem rozwietlio si: bya wiosna i w powietrzu dra blask nie spotykany o adnej innej porze roku. Nagle dobiegy go gosy, szeroki umiech rozcign mu wargi. Byy to gosy donone i gniewne. Marek wybuchn niepohamowanym miechem, od ktrego cakiem osab. Wwczas drzwi si otworzyy i do pokoju weszo piciu chopcw. W rodku byo tak ciasno, e chopcy musieli ustawi si w szeregu, z nogami przycinitymi do ka. - Dzie dobry, Jeden, Dwa, Trzy, Cztery, Pi - powita ich Marek, krztuszc si ze miechu. Twarze chopcw oblay si rumiecem zoci, a Marek a zgi si wp, z trudem hamujc chichot.

96

- Gdzie on jest? - zapytaa Miriam, ktra wesza wanie do sali konferencyjnej i staa jeszcze w drzwiach. Gwne miejsce przy stole zajmowa Barry. - Usid, Miriam - poprosi. - Czy wiesz, co on zrobi? Miriam usiada na wprost niego i kiwna gow. - Wszyscy ju wiedz. Wszdzie si ju roznioso, kady o tym mwi. Popatrzya na pozostaych uczestnikw zebrania: wszyscy lekarze, Lawrence, Tomasz, Sara... Walne zebranie rady. - Czy on co mwi? Tomasz wzruszy ramionami. - Nie zaprzeczy. - Powiedzia, po co to zrobi? - eby mc ich rozrni - odpar Barry. Przez uamek sekundy Miriam miaa wraenie, e syszy w tonie Barryego nutk rozbawienia, ale jego mina wcale tego nie potwierdzaa. Miriam bya jak sparaliowana ze zoci; czua si w pewnym sensie odpowiedzialna za tego chopca, za jego niestosowne zachowanie. Nie pozwol na to - mylaa z wciekoci. Pochylia si, opierajc donie mocno o blat stou, i kategorycznym tonem zadaa pytanie: - Co zamierzacie z nim zrobi? Dlaczego nikt go nie pilnuje? - Zebralimy si wanie po to, aby odpowiedzie sobie na te pytania - odrzek Barry. Masz jakie propozycje? Miriam zaprzeczya ruchem gowy, nadal wcieka, nieprzejednana. Pomylaa, e przecie nawet nie powinno jej tu by. Ten chopak nic dla niej nie znaczy, od samego pocztku unikaa go, jak moga. Zapraszajc j na zebranie, czonkowie rady stworzyli midzy ni a Markiem powizanie, ktre w rzeczywistoci nie istniao. Miriam raz jeszcze pokrcia przeczco gow, po czym zagbia si w fotelu, jakby na podkrelenie wasnej obojtnoci dla dalszego przebiegu obrad. - Ukara go musimy - rzek Lewis, przerywajc chwilow cisz. - Pozostaje pytanie: jak?

97

Jak? - zamyli si Barry. Nie poprzez odosobnienie: Marek dy przecie do samotnoci, szuka jej na kadym kroku. Dodatkowa praca te wykluczona: chopiec nie skoczy jeszcze odpracowywa swojego ostatniego wybryku. Zaledwie trzy miesice wczeniej dosta si do pokojw dziewczt i tak pozamienia wstki i szarfy, e adna grupa nie moga si ubra jak naley. Przywrcenie porzdku trwao wiele godzin. A teraz ta nowa historia; atrament nie da si zmy przez par tygodni. Lawrence przemwi ponownie, z namaszczeniem, z gbokim namysem: - Musimy si przyzna do bdu - owiadczy. - Nie ma dla niego miejsca wrd nas. Rwienicy go odtrcaj, nie przyjani si z nikim. Bywa na przemian kapryny i konsekwentny, byskotliwy i tumanowaty. Pomylilimy si w jego przypadku. Na razie jego wybryki to po prostu dziecinne kaway, nic wicej - ale za pi lat? Za dziesi lat? Czego moemy si po nim spodziewa w przyszoci? Lawrence kierowa swe pytania do Barryego. - Za pi lat, jak sam wiesz, bdzie pracowa z daa od nas, na rzece. Potrzebujemy metody na teraz, na kilka najbliszych lat, aby go troch ujarzmi. Sara, poruszya si nieznacznie i Barry odda jej gos. - Wiemy ju, e odosobnienie nie budzi w nim skruchy - rzeka Sara. - Jest samotnikiem z natury, tote najdotkliwsz kar bdzie dla niego wanie zakaz przebywania w samotnoci, ktrej tak bardzo pragnie. Barry pokrci gow. - Rozwaalimy to ju kiedy - odpar. - Wyrzdzilibymy krzywd pozostaym dzieciom, zmuszajc je do cigego przebywania z nim, z obcym. On sieje zamt wrd rwienikw, jego kara nie moe ich dotkn. - Nie mwi o rwienikach - sprostowaa Sara z naciskiem. - Ty i twoi bracia gosowalicie za umieszczeniem go tutaj w celu obserwowania zasad ycia w pojedynk, ktre mona by z kolei wpaja innym. Macie obowizek przyj go do siebie, wymierzy mu kar, ktr bdzie konieczno cigego przebywania z wami, pod waszym bacznym nadzorem. Jeli odrzucacie takie rozwizanie, przyznajcie, e Lawrence ma racj: popenilimy bd, ktry lepiej naprawi teraz, zanim nabierze zbyt pokanych rozmiarw. - Chcesz wic nas ukara za wybryki tego chopca? zapyta Bruce. - Tego chopca wcale by tu nie byo, gdyby nie ty i twoi bracia - odpara dobitnie Sara. Bd askaw przypomnie sobie, e na pierwszym walnym zebraniu rady w jego sprawie wszyscy oprcz was gosowali za pozbyciem si go. Od samego pocztku przewidywalimy trudnoci; jedynie wasz argument o ewentualnej przydatnoci chopca zachwia naszym gbokim przekonaniem. Jeli chcecie go zatrzyma - trzymajcie przy sobie, pod wasn kontrol, z dala od innych dzieci, ktrym wiecznie dokucza. Ten chopak to odmieniec, dziwado, rozrabiaka. Nasze posiedzenia zwoywane s coraz czciej, jego figle s coraz dokuczliwsze. Ile godzin mamy jeszcze spdzi na dyskusjach o jego zachowaniu?

98

- Sama wiesz, e twoja propozycja jest nierozsdna przerwa jej z irytacj Barry. - Poow czasu spdzamy w laboratorium, w sekcji reproduktorek, w szpitalu - to nie s miejsca dla dziesicioletniego chopaka. - A wic pozbdcie si go - podsumowaa Sara. Opara si wygodniej i skrzyowaa rce na piersi. Barry spojrza na Miriam, ktra siedziaa z zacinitymi ustami. Odpowiedziaa mu lodowatym spojrzeniem. Barry odwrci si do Lawrencea. - Moesz zaproponowa jakiekolwiek inne wyjcie? - spyta Lawrence. - Prbowalimy ju wszystkiego, co nam przyszo do gowy, i adna metoda nie odniosa skutku. Ci chopcy dzi rano gotowi byli zabi go ze zoci. Nastpnym razem moe doj do rkoczynw. Pomylae moe, co dla nas wszystkich oznacza uycie siy? Byli istotami nie znajcymi przemocy fizycznej. Nigdy nie stosowali kar cielesnych, gdy uderzenie jednego przynosio bl caej grupie. Marka to jednak nie dotyczy - po. myla nagle Barry, ale nie powiedzia tego gono. Myl o skrzywdzeniu Marka, o zadaniu mu fizycznego blu, budzia w nim gbok odraz. Popatrzy po twarzach braci i dostrzeg na nich to samo pomieszanie uczu, ktrego i on wanie dowiadczy. Nie wolno im opuci chopca. Ten chopak trzyma klucz do tajemnicy ycia w pojedynk; by im potrzebny. Barry nie chcia ledzi dalej swojej myli: Marek jest im potrzebny jako przedmiot obserwacji. Wiele cech istoty ludzkiej byo dla nich niezrozumiaych Marek mg by tym ogniwem, ktre pozwoli wyjani wtpliwoci. To, e chopak by synem Bena, a Ben i jego bracia byli jak jedna istota, nie miao tu adnego znaczenia. Barry nie czu, aby jakie szczeglne wizy czyy go z chopcem. Nie mogo tu by mowy o adnych wizach. Gdyby kto mia czu si z nim zwizany, to Miriam - pomyla Barry, szukajc wzrokiem potwierdzenia z jej strony. Lecz twarz Miriam bya kamienna, jej oczy unikay Barryego. Zanadto bezwzgldna - pomyla nazbyt zimna. A jeli jednak si myl - myla dalej beznamitnie, jakby analizujc dowiadczenie z materi nieoywion - jeli tak, to istotnie bdem byoby zatrzymywa chopca przy sobie. Jeli ta jedno dziecko byo w stanie zrani nie tylko siostry Miriam, lecz i braci Barry - to ono samo byo tu bdem. Niebywae, e kto z zewntrz by w stanie sign w gb i otworzy stare rany, tak e stay si na powrt wiea, jeszcze trudniej si gojce. - Moglibymy przysta na plan Sary - rzek nieoczekiwanie Bob. - Ryzyko, naturalnie, istnieje, ale moglibymy zaj si tym chopcem. Za cztery lata - cign patrzc na Sar wyle si go z ekip budowniczych drg i odtd przestanie dla nas stanowi jakiekolwiek zagroenie. A tymczasem przyda nam si, kiedy zaczniemy zapuszcza si w miasta, rozgryza teren. Moe odkrywa cieki, bdzi samotnie po lasach i nie grozi mu przy tym niebezpieczestwo zaamania nerwowego z powodu rozki. Przyda nam si na pewno. Sara kiwna gow. - ,Jeli jednak zbierzemy si tutaj znw, tak jak dzisiaj - czy moemy ju teraz zgodzi si, e bdzie to nasze ostatnie posiedzenie w tej sprawie?

99

Bracia Barry wymienili spojrzenia i niechtnie skinli gowami. , - Zgoda - rzek Barry. Albo go poskromimy, albo si go pozbdziemy. Lekarze wrcili do gabinetu Barryego, gdzie oczekiwa ich Marek. Drobna, ciemna posta chopca widniaa na tle okna w powodzi jaskrawego soca. Kiedy si do nich odwrci i soce owietlio go od tyu, rysy twarzy stay si nieczytelne. Muskane socem wosy lniy rudozoty - mi pasemkami. - Co ze mn zrobicie? - zapyta doskonale opanowanym gosem. - Podejd tutaj i siadaj - poleci mu Barry, zajmujc miejsce za biurkiem. Chopiec przemierzy pokj i przysiad na samym skraju twardego krzesa, jakby w kadej chwili gotw by poderwa si i uciec. - Spokojnie - powiedzia Bob, ktry siad na blacie biurka i przypatrywa si chopcu, machajc nonszalancko nog. Obecno wszystkich piciu braci sprawia, e gabinet Barryego sta si naraz bardzo ciasny. Chopiec popatrzy na nich kolejno i skupi sw uwag na Barrym. Nie powtrzy pytania. Relacjonujc mu przebieg zebrania, Barry myla, e jest w tym dziecku troch z Bena i troch z Molly, ale caa reszta musi pochodzi gdzie z odlegej przeszoci, z obcej struktury genetycznej, nikt bowiem w caej dolinie nie przypomina Marka. Marek sucha w wielkim skupieniu, podobnie jak czasem na lekcji, gdy co szczeglnie go zainteresowao. Bez trudu pojmowa sens kadej wypowiedzi. - Dlaczego oni uznali, e to, co zrobiem, byo takie okropne? - zapyta, kiedy Barry skoczy mwi. Barry spojrza bezradnie na braci. Tak to wanie bdzie - zdawa si ostrzega ich wzrokiem. adnej paszczyzny porozumienia. Marek by obcy w kadym calu. Nagle chopiec zapyta: - A jak mam was rozrnia? - W ogle nie ma takiej potrzeby - odpar dobitnie Barry. Marek wsta. - Czy mam ju teraz spakowa rzeczy i przenie si do was? - Tak, wanie teraz, pki inni s w szkole. I natychmiast wracaj. Marek posusznie skin gow. Ju w drzwiach zatrzyma si, popatrzy po braciach i spyta niewinnie: - A moe by tak mae, maciupekie znaczki farb na uszach, co? Otworzy drzwi i wybieg z gabinetu. Syszeli, jak pdzc przez korytarz zanosi si miechem. 100

Barry rozejrza si po klasie i w drugim kocu dostrzeg Marka z min senn i znudzon. Wzruszy ramionami: a niech si nudzi! Trzej bracia pracowali w laboratorium, czwarty zajty by w sekcji reproduktorek. Pozostawa wykad, ktry Marek bdzie musia jako wytrzyma, nawet gdyby mia umrze z nudw. - Problem, o ktrym, jak pamitacie, bya mowa wczoraj - zacz Barry sigajc do notatek - dotyczy koniecznoci wykrycia przyczyn, ktre powoduj zahamowania w rozwoju acuchw klonw generacji wyszych ni czwarta. Jak dotychczas, jedyn nasz metod obejcia tej trudnoci jest cige mnoenie iloci osobnikw za pomoc klonowania niemowlt pocztych drog pciow przed ukoczeniem przez nie trzeciego miesica ycia. W ten sposb tworzymy rodziny braci i sistr, chocia trzeba przyzna, e nie jest to rozwizanie optymalne. Czy ktre z was moe mi wyjani najbardziej oczywiste wady tej metody? - Barry przerwa i rozejrza si po klasie. - Karen, sucham. - Istniej nieznaczne rnice midzy dziemi powstaymi w wyniku klonowania, a tymi, ktre rodz si drog naturaln. Decyduje o tym wpyw organizmu matki na dziecko w okresie przedporodowym, jak rwnie wstrzs porodowy, ktry moe wywoa trwae zmiany u osobnika zrodzonego drog pciow. - Doskonale - pochwali Barry. - Kto chciaby co doda? - Z pocztku klonowano dzieci dopiero po ukoczeniu drugiego roku ycia - powiedzia Stuart. - Teraz tak dugo si nie czeka, dziki czemu wszystkie dzieci w rodzinie staj si waciwie klonami. Barry skin gow, wskazujc na Carla. - Jeli w dziecku urodzonym przez matk odkryjemy wady urazowe, wywoane wstrzsem porodowym, mona pozby si go bez szkody dla powstaych z niego klonw. - Trudno to chyba nazwa wad metody - przerwa mu Barry z umiechem. Po klasie przebieg szmer rozbawienia. Barry odczeka chwil, po czym rzek: - Pami genetyczna nie podlega przewidywaniom. Zasady jej dziaania s nieznane, a skadniki zrnicowane tak dalece, e jeli zabraknie regulacji i kontroli, zawsze istnieje groba powstania osobnika o niepodanych cechach. Wchodzi tu w gr take drugie, jeszcze groniejsze ryzyko: ryzyko utraty cennych skonnoci, wanych dla naszego spoeczestwa. Odczeka, a sowa te dotr do wszystkich, po czym cign: - Jedyn metod na zapewnienie sobie przyszoci, cigoci, jest dla nas nieustanne doskonalenie metod klonowania. Dlatego wanie musimy rozbudowa pracownie, zwikszy liczb naukowcw, ustali rda materiaw, ktre pozwol nam na wymian zuytych urzdze i wyposaenie w sprzt nowych laboratoriw. Musimy te znale bezpieczne dojcie do takiego rda czy rde. Kto podnis rk i Barry ruchem gowy udzieli mu gosu. - Co bdzie, jeli nie znajdziemy wkrtce dostatecznych iloci sprawnego sprztu? - Bdziemy zmuszeni decydowa si na implantacj klonowanych podw w ywe oyska. Postpowalimy ju tak w szeregu przypadkw i techniczna strona zagadnienia nie jest nam 101

obca, oznaczaoby to jednak nieekonomiczne wykorzystanie ywych rde reprodukcji i konieczno przeprowadzenia drastycznych zmian w harmonogramie. - Rozejrzawszy si po klasie, doda: - Celem naszym jest zlikwidowanie potrzeby rozmnaania drog pciow. Dopiero wwczas bdziemy w stanie planowa nasz wspln przyszo. Jeli potrzebni nam bd budowniczowie drg, wyhodujemy pidziesit, nawet sto klonw przeznaczonych tylko do tej pracy, bdziemy ich od dziecka uczy budowy drg, a potem wylemy tam, gdzie dopeni si ich przeznaczenie. Bdziemy klonowa szkutnikw i eglarzy, wysya ich na morze dla badania szlakw wdrwek ryb, ktre pierwsi podrnicy wyledzili w wodach Potomacu. Wyklonujemy setk rolnikw, ktrzy pjd do pracy zamiast tych, co wol lcze nad probwkami ni pieli marchewk. Ponownie odpowiedzia mu miech uczniw. Sam Barry take si umiechn: na razie kady, bez wyjtku, musia odpracowa swoje w polu. - Po raz pierwszy od dnia, w ktrym stopa ludzka dotkna powierzchni ziemi - cign Barry - nie bdzie ludzi, ktrzy minli si z powoaniem. - Ani geniuszy - dorzuci od niechcenia jaki gos. Spojrzawszy w koniec sali, Barry dostrzeg Marka, wci rozpartego na krzele, z byskiem lekkiej ironii w bkitnych oczach. Marek mrugn do niego porozumiewawczo, nie kryjc si z tym wcale, po czym zamkn oczy, jakby ponownie zapada w sen.

- Chcecie? Co wam opowiem - zaproponowa Marek. Sta pomidzy dwoma rzdami ek, z kadej strony mia trzech chopcw. Bracia Carver, wszyscy jak na komend, dostali ataku lepej kiszki. Sze par oczu popatrzyo na Marka i jeden z chopcw skin gow. Mieli po trzynacie lat. - By sobie Din - zacz Marek, przenoszc si pod okno, gdzie usiad po turecku na krzele, owietlony od tyu promieniami soca. - Co to jest din? - Jak bdziecie przerywa to nic nie powiem - zezoci si Marek. - Sami zobaczycie, kto to jest. Ten Din mieszka w gbi lasu i co rok w zimie prawie zamarza na mier: A to dlatego, e lodowate deszcze moczyy go do suchej nitki i zasypywa go nieg, a Din nie mia w dodatku nic do jedzenia, bo wszystkie licie poopaday, a on jada wanie licie. Ktrego roku wpad na pewien pomys, wic poszed do wielkiego drzewa wierku i opowiedzia mu to, co wymyli. Z pocztku wierk nie chcia nawet sucha. Ale Din nie dawa za wygran. Tak dugo powtarza wierkowi swj pomys, A w kocu wierk powiedzia sobie: "Co ja waciwie mam do stracenia? Sprbuj, czemu nie" - i kaza 102

Dinowi przystpi do dziea. Din caymi dniami pracowa przy liciach wierku, zwijajc je i zamieniajc w igieki. Kilkoma igiekami poprzyszywa pniej wszystkie licie do gazek.. Gdy skoczy, wdrapa si na sam czubek wierku i gonym okrzykiem wezwa lodowaty wicher namiewajc si z niego i drwic, e ju nie zdoa mu dokuczy, bo on, Din, ma dom i poywienie na ca zim. Usyszawszy to, inne drzewa zaczy si mia i opowiada jedno drugiemu o szalonym maym Dinie, ktry drwi z lodowatego wichru, a w kocu opowie ta dotara do ostatniego drzewa, ktre roso tam, gdzie koczy si las, a zaczyna nieg. Tym ostatnim drzewem by klon, ktry mia si tak serdecznie, e wszystkie licie dray mu na gazkach. . Lodowaty wicher usysza miech klonu. Nadcign dmc wciekle i miotajc niegiem i kaza sobie powiedzie, co tak rozbawio drzewa. Klon opowiedzia lodowatemu wichrowi o szalonym maym Dinie, ktry kpi z jego siy, a gniew lodowatego wichru wzmaga si i wzmaga. Wicher d coraz silniej. Licie klonu poczerwieniay i poky ze strachu, po czym opady na ziemi i drzewo stano przed wiatrem cakiem nagie. W kocu lodowaty wicher dotar do wierku i krzykiem rozkaza Dinowi wyj. Din nie chcia. Ukryty by gboko midzy gaziami wierku; lodowaty wicher nie mg go dostrzec ani dotkn. Wiatr zad z jeszcze wiksz si i wierk zadra, ale jego igieki mocno trzymay si gazi i nie zmieniay koloru. Lodowaty wicher wezwa wwczas na pomoc lodowaty deszcz, ktry okry cay wierk soplami, ale igieki trzymay si nadal, a Dinowi byo w rodku sucho i ciepo. Lodowaty wicher rozgniewa si jeszcze bardziej i przywoa na pomoc nieg. nieg pada i pada. wierk przypomina w kocu wielk nien gr, ale Din siedzia gboko, przytulony do pnia i byo mu ciepo i radonie. Wkrtce drzewo otrzsno si ze niegu. Przekonao si, e lodowaty wicher nie moe mu nic zrobi. Lodowaty wicher hula wok wierku przez ca zim, ale ani jedna igieka nie spada na ziemi, wic kryjwka Dina bya cicha i przytulna, a kiedy zdarzyo mu si czasem skubn kawaek igy, wierk mu to wybacza - przecie to dziki Dinowi nauczy si nie truchle z zimna i nie traci barwy, nie musia ju nagi i drcy wystawa ca zim przed lodowatym wichrem, tak jak to czyniy inne drzewa. Kiedy nadesza wiosna, wszystkie drzewa zaczy baga Dina, eby i ich licie pozamienia w igy - i Din w kocu przysta na ich proby. Ale wysucha tylko tych drzew, ktre przedtem si z niego nie miay. I dlatego wanie wszystkie drzewa iglaste s wiecznie zielone. - To koniec? - zapyta jeden z braci Carver. Marek kiwn gow. - Co to jest din? Mwie, e sami zgadniemy, jak opowiesz do koca. - To takie co, co yje w wierkach - odpar Marek z przewrotnym umieszkiem. - Jest niewidzialny, ale mona go czasem usysze. Najczciej si mieje. - Marek zeskoczy z krzesa. - Musz lecie! - I pody ku drzwiom. - W ogle nie ma czego takiego! - zawoa z oburzeniem jeden z braci. Marek uchyli drzwi i wyjrza ostronie na korytarz. Nikt nie powinien go tu widzie. Nastpnie spojrza przez rami i rzuci w stron braci: - A skd wiecie? Bylicie tam chocia raz, eby posucha, czy on si mieje; czy nie? Oddali si popiesznie w obawie przed nadejciem lekarza lub pielgniarki. 103

Nadchodzi wit pnomajowego dnia. Na przystani poczy si gromadzi rodziny odprowadzajce sze zag braci i sistr, na ktrych czekay ju odzie. Nie bya to chwila radosna, nie poprzedzi jej wieczorny festyn. Barry sta obok Lewisa, obserwujc przygotowania. Obaj milczeli. Nie mona si ju byo wycofa, Barry to wiedzia. Musieli znale rda zapasw w wielkich miastach - w przeciwnym razie czekaa ich mier. Trzeciego wyjcia nie byo. Pacili nazbyt wysok cen, ale Barry nie widzia alternatywy. Specjalne przeszkolenie pomagao troch, ale niedostatecznie. Wysyanie caych rodzin te troch pomagao. Mimo to, w czterech ekspedycjach utracili dotychczas dwadziecia dwie osoby, a dwadziecia cztery wrciy dotknite szokiem tej ogniowej prby - dotknite, by moe, w sposb nieodwracalny - a poprzez nie take i ich rodziny. Tym razem byo ich trzydziecioro szecioro. Mieli pozosta poza domem a do nadejcia mrozw albo te do czasu jesiennego przyboru rzeki zalenie od tego, co nadejdzie najpierw. Jedni mieli budowa przesmyk wok wodospadw, inni kopa kana midzy Shenandoah a Potomakiem. Kana pozwoliby omija burzliwy odcinek rzeki, grocy teraz kadej kolejnej wyprawie. Dwie grupy miay kursowa midzy wodospadami a Waszyngtonem, przewoc to, co znaleziono w miecie przed rokiem. Ostatnia grupa stanowia patrol rzeczny, ktry mia, za zadanie likwidacj zatorw odnawiajcych si na kaprynej rzece kadej zimy. Ilu powrci tym razem? - zastanawia si Barry. Wyruszaj na duej, ni ich poprzednicy, czeka ich bardziej niebezpieczna praca. A zatem - ilu? - Dom przy wodospadach powinien bardzo im pomc rzek nagle Lewis. - wiadomo otwartej przestrzeni dookoa bya szczeglnie trudna do zniesienia. Barry skin gow. Wszyscy powracajcy skaryli si na uczucie penego obnaenia, bycia ledzonym. Zdawao im si, ze wiat napiera na nich coraz silniej, e drzewa osaczaj ich niebezpiecznie, ledwie soce zdy skry si za horyzontem. Barry odwrci si do Lewisa i, zapomniawszy co chcia powiedzie, zacz bacznie obserwowa tik w kciku jego ust. Lewis mocno zaciska pici. Wpatrywa si w odpywajce dki, a kcik ust drga mu i uspokaja si tyko po to, by znw po chwili zadrga gwatownie. - Nic ci nie dolega? - zapyta Barry. Lewis otrzsn si i odwrci wzrok od rzeki. - Lewis? Czy co ci jest? - Skde! Pogadamy pniej - i Lewis oddali si popiesznie.

104

- Przebywanie w lesie, zwaszcza po zmroku, z niezbadanych przyczyn wywouje wstrzs owiadczy Barry swoim braciom. Siedzieli we wsplnej sypialni, z odlegego kta obserwowa ich siedzcy po turecku Marek: Barry nie zwraca na niego - uwagi. Przyzwyczaili si do obecnoci Marka tak dalece, e prawie go nie dostrzegali, chyba e wchodzi im w parad. Natychmiast jednak zauwaali jego zniknicia, ktre zdarzay si do czsto. Bracia czekali na dalsze sowa Barryego. O tym, co dotd powiedzia - o lku przed niemym lasem - wszyscy wiedzieli od dawna. - Program szkolenia dzieci pod ktem rl spoecznych, ktre bd peniy w przyszoci, powinien zosta wzbogacony o element duszego przebywania w lesie. Na pocztek mogoby to by jedno popoudnie, pniej - biwak z noclegiem, i tak dalej, a doszlibymy do kilku tygodni. Bruce potrzsn gow. - A jeeli da to przeciwny skutek: uraz, ktry nie pozwoli im pniej w ogle wkroczy do lasu? Przekrelilibymy w ten sposb dziesi lat cikiej pracy. - Mona urzdzi eksperyment - odpar Barry. - Dwie grupy: mska i eska. Jeli pierwsza prba wykae reakcje ujemne, mona bdzie zwolni tempo, a nawet odoy ca rzecz jeszcze na rok lub dwa. Prdzej czy pniej musz si tam uda - chodzi o uatwienie im tego zadania. Liczb bliniaczych klonw w rodzinach, dawniej ustalon na sze, zwikszono od pewnego czasu do dziesiciu. - Mamy osiemdziesicioro dzieci, ktre niedugo ukocz jedenasty rok ycia - powiedzia Bruce. - Za cztery lata wszystkie je czeka udzia w wyprawie. Jeli obraz statystyczny nie ulegnie zmianie, w cigu czterech pierwszych miesicy od ich wyruszenia stracimy dwie pite caej osiemdziesitki, bd to wskutek wypadkw, bd te obcie psychicznych. Uwaam, e warto podj prb przyzwyczajenia ich do przebywania w lesie i ycia w odosobnieniu jeszcze przed wypraw. - Potrzebny bdzie nadzr - wtrci Bob. - Ktrego z nas. - My jestemy za starzy - skrzywi si Bruce. - A poza tym, wiemy, e nasza odporno na stresy jest niewielka: pamitajcie o Benie. - Wanie - wpad mu w sowo Bob. - Za starzy Jestemy, eby co wskra, ale tu, na miejscu. Nasi modsi bracia przejmuj coraz wicej funkcji, ktre penimy, a ich mali braciszkowie ju si szykuj, by z kolei wskoczy na ich miejsca. Nie jestemy niezastpieni. - Racja - przyzna niechtnie Barry. - To nasz pomys, nasz eksperyment i to my mamy obowizek kontrolowa jego przebieg. Losujemy? - Bdziemy si zmienia - rozstrzygn Bruce. - Tak, eby kady sprbowa. - Mog i z wami? - zapyta nagle Marek, zmuszajc ich wszystkich do spojrzenia w swoj stron. - Nie - zaprotestowa zwile Barry. - Wiemy, e dla ciebie las nie jest straszny. Nie chcemy tu adnych kopotw, adnych figli, sztuczek, bufonady. 105

- No to si zgubicie! - krzykn Marek. Zeskoczy z ka i pobieg ku drzwiom, gdzie przystan, by wrzasn: - Znajdziecie si w samym rodku lasu z ca chmar zabeczanych dzieci i wszyscy powariujecie, a Din, patrzc na was, skona ze miechu! W tydzie pniej Bob poprowadzi pierwsz grup chopcw w las nad dolin. Kady z nich nis niewielki pakiecik z prowiantem. Poubierani byli w dugie spodnie, koszule i wysokie boty. Patrzc za nimi, Barry nie potrafi odegna myli, e to on sam powinien by przeprowadzi pierwsz prb. Jego pomys - jego ryzyko. Jakie znw ryzyko? Bob i chopcy wyszli na przechadzk po lesie. Zjedz suchy prowiant, odwrc si na picie i rusz do domu. Pochwyci spojrzenie Marka. Przez moment wpatrywali si w siebie - mczyzna i chopiec - tak zadziwiajco podobni, a zarazem tak od siebie oddaleni, e o adnym podobiestwie nie mogo by mowy. Marek odwrci oczy i znw spojrza na chopcw, ktrzy w miarowym tempie pili si pod gr, dochodzc ju do gstych zaroli. Wkrtce potem zniknli za drzewami. - Zgubi si - powiedzia Marek. Bruce wzruszy ramionami. - Przez godzin si nie zgubi - odpar. - W poudnie zjedz co, odwrc si na picie i rusz do domu. Na intensywnym bkicie nieba widniay biae oboczki, a wysoko nad nimi cigna si szeroka wstga chmur pierzastych, bez widocznego pocztku i koca. Poudnie miao nadej za niespena dwie godziny. Marek z uporem pokrci gow, ale nic ju nie powiedzia. Wrci na lekcje, potem poszed na obiad. Po obiedzie mia przez dwie godziny pracowa w ogrodzie - i tam to wanie przysa po niego Barry. - Jeszcze ich nie ma - powita Barry wchodzcego do gabinetu Marka. - Skd wiedziae, e si zgubi? - Nie rozumiej lasu - wyjani lakonicznie Marek. - Nie widz tego, co potrzeba. - To znaczy czego? Marek bezradnie wzruszy ramionami. - Rnych rzeczy - odpar. Popatrzy kolejno na wszystkich braci i ponownie wzruszy ramionami. - Potrafiby ich odnale? - zapyta szorstko Bruce. Gbokie bruzdy poryy mu czoo. - Tak. - No to chodmy - rzek Barry. - We dwch? - upewni si Marek. - Tak.

106

Twarz Marka przybraa wyraz zwtpienia. - Sam zrobibym to szybciej - zaoponowa. Barry poczu wewntrzne drenie i gwatownym ruchem odsun si od biurka. Opanowywa si ze wszystkich si. - Nie sam - powiedzia. - Chc, eby mi pokaza wszystko, co widzisz. Chc wiedzie, jak znajdujesz kierunek tam, gdzie nie ma drogi. Chodmy ju, robi si coraz pniej. - Popatrzy na kus tunik i bose stopy chopca. - Id si przebra - doda. - To cakiem dobry strj na tamte okolice - odpar Marek. - Tam nie ma poszycia. Zbliali si do lasu, a Barry rozmyla nad sowami chopca. Przyglda si Markowi, ktry to wybiega naprzd, to znw maszerowa u jego boku, z rozkosz chonc lene powietrze, i czu si w milczcym mroku puszczy jak we wasnym domu. Posuwali si szybko, tote ju wkrtce weszli gboko w las, tam gdzie korony sdziwych drzew tworzyy w grze nieprzenikalny dla soca baldachim. adnych cieni, adnego sposobu na okrelenie kierunku - myla Barry, dyszc ciko, gdy prbowa dorwna zwinnemu chopcu. Marek ani razu si nie zawaha, nie przystan - szed szybko i bardzo pewnie. Barry nie mia pojcia, jakie lady ka Markowi wybiera za kadym razem t drog, a nie inn. Chcia go nawet o to zapyta, ale oszczdza oddech na wspinaczk. Poci si straszliwie i nogi mia jak z oowiu. - Odpocznij chwil - poprosi. Przysiad na ziemi, oparty plecami o gigantyczny konar. Marek, ktry zdy wysforowa si do przodu, zawrci posusznie i ukucn kilka krokw od niego. - Powiedz mi, czego ty wypatrujesz - poprosi Barry po chwili. - Poka mi jakie lady ich przejcia. Marek zdumia si tym daniem. - Wszystko wskazuje na to, e tdy szli - odpar. Pokaza na drzewo, o ktre opiera si Barry. - To jest drzewo gorzkiego orzecha. Widzisz? Orzechy. - Zmit py, odsaniajc kilka owocw. Byy na wp przegnie. - Chopcy znaleli je tutaj i wyrzucili. A tu - wskaza znowu - popatrz: mode drzewko. Kto przygi je do ziemi, nie zdyo si jeszcze wyprostowa. No i lady stp, ktre wzburzyy py i licie na ziemi. To wszystko s drogowskazy mwice: tdy, tdy. Barry istotnie dostrzega znaki, o ktrych mwi mu Marek, ale gdy spojrza w innym kierunku, zdawao mu si, e i tam dostrzega lady stp. - Nie, to woda - sprostowa Marek. - To lad po strumyku tajcego niegu. Wyglda przecie zupenie inaczej. - Skd wiesz tyle o lesie? Od Molly? Marek przytakn.

107

- Ona nigdy by si nie zgubia. Zapamitywaa kad napotkan rzecz - a kiedy zobaczya j ponownie, wiedziaa, e na pewno dobrze idzie. To ona mnie nauczya. Albo ju si z tym urodziem, a ona tylko pokazaa mi, co robi z ca t wiedz. Ja te nigdy nie gubi drogi. - Mgby nauczy innych? - Myl, e tak. Tobie ju pokazaem. Teraz sam mgby poprowadzi, prawda? Odwrci si i przebiegszy spojrzeniem po lesie, znw popatrzy na Barryego. - Wiesz, ktrdy i, prawda? Barry rozejrza si ostronie. lady stp byy na ciece, ktr wanie przyszli - tam, gdzie pokaza mu je Marek. Dostrzega te lad strumyka. Z caych si wypatrywa nowego drogowskazu. Nie widzia nic. Popatrzy na umiechnitego Marka. - Nie - powiedzia. - Nie wiem, w ktr stron powinnimy pj. Marek rozemia si. - Wszystko przez te kamienie. Chod. - Ruszy, trzymajc si teraz samej krawdzi kamienistej cieki. - Skd wiedziae? - zapyta Barry. - Nic nie wida midzy kamieniami. - Ale nie byo te ladw gdzie indziej. To jedyna droga, ktr mogli wybra. O, prosz. Wskaza nastpne przygite drzewo, tym razem silniejsze, starsze i mocniej zakorzenione. Kto przycign je do ziemi i puci, jak spryn. Musiao to zrobi kilka osb, bo drzewo jeszcze nie stoi prosto. Wida te, e skopywali kamienie na bok. Kamienista cieka zagbiaa si w ziemi, a w kocu przesza w oysko strumienia. Marek uwanie wpatrywa si w jego brzegi i wkrtce znw zmieni kierunek marszu, pokazujc Barryemu lady stp. Las by tu gciejszy, bardziej przytaczajcy. Zbocze, na ktre zaczli si wspina, byo gsto poronite chojakami; chwilami trzeba byo si przedziera si przez spltane gazie wierkw. Ziemia bya tu brunatna, sprysta, usiana caymi pokoleniami igie. Barry uwiadomi sobie, e wstrzymuje oddech, aby nie zakca ciszy wielkiego lasu. Poj jednoczenie, dlaczego inni czuli tu jak wrog obecno, co, co ledzio ich poruszenia midzy drzewami. To ta cisza - brzmiaa jak w wiecie snu, gdzie usta otwieraj si i zamykaj nie wydajc dwiku, gdzie instrumenty muzyczne ogarnia naga niemota, gdzie czowiek krzyczy - lecz jego krzyk jest niesyszalny. Za plecami czu napierajcy szwadron drzew. Nagle Barry uwiadomi sobie uczucie, ktre musiao, nieuwiadomione, narasta ju od dawna: zapa si na tym, e nasuchuje czego ponad i poza cisz - czego, co przypominao gos, czy te gosy pomieszane w szeptach zbyt odlegych, aby dao si rozrni sowa. Tak jak Molly - pomyla przeszyty dreszczem lku. Gosy oddaliy si. Marek przystan i znw rozejrza si dookoa.

108

- Tutaj zmienili kierunek - powiedzia. - Pewnie zjedli obiad na grze i postanowili wraca, ale w tym miejscu zgubili drog. Patrz: odeszli zanadto w bok i coraz bardziej zbaczali z drogi, ktr przyszli. Barry nie zauway adnych ladw potwierdzajcych tez Marka, ale wiedzia, e w tym ciemnym lesie jest absolutnie bezradny i zdany na chopca. Znowu poszli w gr. wierki przerzedziy si, ustpujc miejsca osikom i topolom okalajcym strumie. - Jak mogli nie zauway. e tego tu przedtem nie byo! - oburzy si z niesmakiem Marek. Szed teraz prdzej. Znowu przystan, umiechn si na chwil, ale zaraz potem na jego twarz wystpi wyraz troski. - W tym miejscu niektrzy zaczli biec - powiedzia. Poczekaj. Zobacz, czy poczyli si tam dalej, czy te bdziemy musieli szuka jakiej zguby. Znikn, nim skoczy wypowiada ostatnie sowa, a Barry osun si na ziemi gotw czeka w nieskoczono. Gosy powrciy niemal natychmiast. Popatrzy na pozornie nieruchome drzewa. Wiedzia, e to poruszane wiatrem korony drzew wydaj szelest podobny do mowy - a jednak przez cay czas stara si wyowi z ich szumu chocia jedno sowo. Zoy gow na kolanach, prbujc si woli zmusi gosy do milczenia. Czu pulsowanie w nogach, by bardzo zgrzany. Struki potu spyway mu po plecach, wic zgarbi si jeszcze bardziej, a koszula przylgna do ciaa i wchona pot. Zrozumia, e ich gatunek nigdy nie nauczy si y w puszczy. To wrogie otoczenie, przepojone duchem nieyczliwoci, stamsioby ich, odwiodo od zmysw, umiercio. Poczu nagle obecno owego tajemniczego czego, co napierao na niego, zbliao si, ju prawie dotykao... Podnis si gwatownie i ruszy w lad za Markiem. Barry znw posysza gosy - tym razem rzeczywiste, dziecice. Zatrzyma si. - Nic ci nie jest, Bob?! - zawoa na widok brata. Bob by wycieczony, twarz mia umorusan. Ciko dyszc, kiwn gow i pomacha Barry'emu. - Szli w gr - oznajmi Marek, stajc nagle u boku Barry'ego. Nadszed z innej strony, tak e dostrzegli go, dopiero gdy przemwi. Z wolna gromadzili si te chopcy, z ktrych kady wyglda o wiele gorzej ni Bob: Na niektrych twarzach wida byo lady ez. Dokadnie tak, jak przewidzia Marek - pomyla Barry. - Sdzilimy, e gdy wejdziemy wyej, uda nam si stwierdzi, gdzie waciwie jestemy rzek Bob popatrujc w stron Marka, jakby szuka u niego aprobaty. Marek pokrci gow. - Jeli si zgubi drog, trzeba zawsze schodzi w d, ze strumieniem - powiedzia. - May strumie doprowadzi do wikszego, a tamten z kolei - do rzeki. Wzdu rzeki mona doj tam, gdzie si chce. 109

Chopcy wpatrywali si w Marka z jawnym uwielbieniem. - A ty znasz drog na d? - zapyta ktry. Marek skin gow. - Najpierw chwilk odpocznijcie - poradzi Barry. Nie sysza ju gosw, (as sta si na powrt tylko ciemnym lasem, wolnym od wszelkich stworw. Marek sprowadzi ich na d bardzo szybko - nie t drog, ktr wchodzili, ani nie t, ktr przemierzy z Barrym, lecz prosto, na skrty, dziki czemu ju po upywie p godziny mogli ujrze dolin. - Bdem byo wystawia ich na podobne ryzyko rozgniewa si Lawrence. Odbywao si pierwsze po lenej przygodzie zgromadzenie rady. - Musz si nauczy przebywania w lesie - zaoponowa Barry. - Wcale nie musz y w lasach. Najlepszy sposb na lasy, to omija je tak szybko, jak tylko si da. Wybudujemy chat za wodospadem, w ktrej bd mieszka tak samo jak tu - na otwartej przestrzeni. - Obecno lasu staje si odczuwalna zaraz po opuszczeniu doliny - argumentowa Barry. Kady, kto by w lesie, wspomina uczucie lku przed osaczajcymi go, grocymi mu drzewami. Do tego wanie trzeba si przyzwyczai. - W ogle nie wylemy ich do lasu - owiadczy Lawrence, pragnc zamkn dyskusj. Zamieszkaj w baraku nad rzek, a kiedy przyjdzie ruszy w drog, popyn odzi i zatrzymaj si dopiero na kolejnej otwartej przestrzeni, gdzie znw czeka ich bdzie przyzwoite schronienie. Tam, gdzie las zosta odegnany na bezpieczn odlego i nigdy ju nie powrci. - Mwic, podkrela wag sw uderzeniami pici w st. Barry patrzy na niego z gorycz. - Prace w laboratoriach moemy prowadzi jeszcze najwyej przez pi lat. Pi lat, Lawrence! W tej chwili mamy w dolinie prawie dziewiset osb; wikszo to dzieci, szkolone w kierunku poszukiwania tego, co jest nam niezbdne do utrzymania si przy yciu. Na brzegach twoich wymarzonych uregulowanych rzek nie znajd niczego! Czekaj je wyprawy do Nowego Jorku, do Filadelfii, do New Jersey. Kto ma przed nimi i i trzebi lasy? Musimy ju od dzi uczy te dzieci, jak maj sobie radzi z lasem. W przeciwnym razie zginiemy. I to wszyscy! - Bdem byo porywa si na to wszystko - odpar Lawrence. - Trzeba byo na samym pocztku sprawdzi, na jakie znaleziska moemy liczy i co przywie do doliny, zanim sprawa zabrna tak daleko. Barry przytakn.

110

- Trzeba byo wybiera: albo - albo - powiedzia. - I wybralimy. Kady rok zwoki to zgoda na to"e mniej znajdziemy u celu wyprawy. A musimy zgromadzi wszystko, co si da. Inaczej wyginiemy - by moe nieco wolniej, ni by na to wskazywa obecny harmonogram, ale koniec bdzie tak samo straszny. Nie przeyjemy bez narzdzi, bez maszyn, bez informacji, ktre zostay w miastach. Skazani jestemy na pjcie t drog, a wic musimy zrobi wszystko, aby jak najbardziej uodporni dzieci na trudy przyszych wypraw. Pi lat - myla - i ani dnia wicej. Tyle tylko czasu mieli na znalezienie rda sprztu laboratoryjnego: pocze, zbiornikw z nierdzewnej stali, wirwek. I czci do komputerw, instalacji, obwodw scalonych. Wiedzia, e przedmioty, o ktre im chodzi, byy niegdy pieczoowicie magazynowane - potwierdzay to posiadane przez nich dokumenty. Na pewno trafi na waciwe magazyny, hermetycznie pozamykane, wodoszczelne, z caymi kilometrami ciasno zapenionych pek. Ryzykiem byo tak raptownie powiksza liczb dzieci - ale byo to ryzyko podjte wiadomie, z pen znajomoci konsekwencji ewentualnego bdu. Jeszcze przed upywem piciu lat mg im grozi gd; dyskusje nad tym, czy dolina zdoa wyywi ponad tysic osb, cigny si bez koca. Konieczna odnowa bazy materiaowej wymagaa jednak mnstwa ludzi - za pi lat okae si, czy podjcie ryzyka byo suszn decyzj. Czterysta pidziesicioro dzieci w wieku od piciu do jedenastu lat - oto caa nasza pula myla Barry. - Oto waciwy rozmiar ryzyka. Za cztery lata pierwsza osiemdziesitka dzieci opuci dolin, by moe na zawsze. Jeli jednak uda im si powrci, jeli choby kilkoro powrci z materiaami, z informacj o Filadelfii czy Nowym Jorku, z czymkolwiek, co przedstawia bdzie jak warto - gra zostanie wygrana. Ustalono, e uoony przez Barryego program szkolenia zostanie wprowadzony na prawach eksperymentu: na prb wystawi si nie wicej ni trzy grupy - trzydziecioro dzieci. Jeli dzieci wyjd z tej prby z defektami psychicznymi, nie bdzie si ich ratowa, cay za eksperyment zostanie niezwocznie przerwany. Barry opuci zebranie z uczuciem zadowolenia. - Co ja z tego bd mia? - dopytywa si Marek. - Nie rozumiem... - To proste: wy zyskujecie nauczyciela, dzieci bd miay szkolenie - a ja? - A czego by chcia? Bdziesz mia towarzystwo - to i tak wicej, ni dotd miae. - Nie zechc si ze mn bawi - odpar Marek. - Bd mnie sucha, bo maj stracha i wiedz, e ja si nie boj. Ale bawi si ze mn nie zechc. Dajcie mi znowu wasny pokj. Barry popatrzy na braci i zrozumia, e natychmiast zgodz si na danie Marka. Jego obecno we wsplnej sypialni bya nader uciliwa. Na mocy cichej umowy nie rozwijali przy nim maty, musieli te uwaa na kade sowo - przynajmniej wtedy, kiedy pamitali o obecnoci chopca. Barry skin gow. - Ale nie w budynku chopcw, tylko tutaj. - Wszystko mi jedno. 111

- A wic zrobimy tak. Kada grupa bdzie wychodzi raz na tydzie; z pocztku na nie duej ni godzin dziennie i najwyej o par minut spacerem od miejsca, skd wida dolin. Po kilku takich prbach z ograniczeniem czasu i odlegoci, zabierzesz ich dalej i duej przetrzymasz w lesie. Czy znasz jakie gry, ktrymi mogliby si tam zaj? Zabawa uatwiaby im zapewne przystosowanie si do lenych warunkw... - Nie byo ju sposobu na pominicie Marka w planowaniu tej fazy treningu.

Marek siedzia na wysokiej gazi, osonity od dou gstym baldachimem lici, i patrzy, jak chopcy bdz po brzegach polany w poszukiwaniu cieki, ktr kaza im pj. Jakby nie mieli oczu - dziwi si. Naprawd zaleao im tylko na trzymaniu si razem, nie pozwalali si rozdzieli nawet na moment. Bya to w tym tygodniu ju trzecia prba zabawy terenowej z klonami. W dwch poprzednich grupach take si nie powiodo. Z pocztku Marek lubi wyprawy z dziemi. Cieszy go i zaskakiwa ich szczery podziw, po raz pierwszy poczu, e dzielca ich przepa mogaby si zmniejszy, gdyby chopcy przyswoili sobie pewne umiejtnoci, gdyby mogli bawi si razem z nim pomidzy szepczcymi drzewami. Teraz wiedzia, jak ponne byy tamte nadzieje. Przepa midzy nim a klonami staa si gbsza ni kiedykolwiek, a pocztkowy podziw zmieni si w co, czego Marek nie potrafi poj. Wydawao mu si, e lubi go teraz jeszcze mniej ni dawniej, e si go niemal boj - a ju na pewno traktuj z niechci. Gwizdn i obserwowa, jak reakcja na ten dwik dokonuje si w nich wszystkich rwnoczenie - jak w dbach trawy poruszonych nagym podmuchem wiatru. Nawet znajc kierunek, nie potrafili trafi na lad. Peen niesmaku, Marek opuci drzewo, zelizgujc si w d po pniu, a tam, gdzie kora bya zbyt chropawa - przerzucajc zwinnie ciao z gazi na ga. Przyczy si do chopcw i spojrza na Barryego, ktrego mina zdradzaa podobne uczucie niesmaku. - Wracamy? - zapyta ktry z chopcw. - Jeszcze nie - odpar Barry. - Marku, zabierz z sob dwch chopcw. Oddalcie si troch i sprbujcie schowa. Zobaczymy, czy reszta was znajdzie. Marek kiwn gow. Przygldajc si po kolei dziesiciu chopcom, myla, e to i tak wszystko jedno, ktrych z sob zabierze. Wskaza palcem na dwch najbliej stojcych i odwrciwszy si wszed w gb lasu. Chopcy deptali mu po pitach. Znowu zostawia lady, ktre powinien dostrzec kady, kto mia oczy, ledwie za zniknli z pola widzenia grupy, zacz zatacza koo, aby zaj chopcw na polanie od tyu. Nawet nie 112

stara si specjalnie oddali - tamci nie potrafili przeledzi trapu nawet na przestrzeni paru metrw. Wreszcie przystan. Przyoy palec do ust, a pozostaa dwjka skina porozumiewawczo gowami, po czym wszyscy przysiedli na trawie w oczekiwaniu. Chopcy byli bardzo wystraszeni: siedzc, dotykali si domi, stopami. Marek posysza gosy pozostaych omiu braci: wcale nie szli po ladach, lecz maszerowali wprost na nich. Zorientowa si nagle, e id za szybko. A przecie nie byo to bezpieczne. Bracia, ktrzy towarzyszyli Markowi, poderwali si z przejcia na nogi, a ju po chwili caa reszta wtargna pdem w pole widzenia. Scena odnalezienia bya podniosa i triumfalna. Nawet Barry wydawa si zadowolony. Marek obserwowa ich z boku. Zrezygnowa z ostrzegania chopcw przed zbytnim popiechem w poruszaniu si po lesie. - Na dzisiaj starczy - zdecydowa Barry. - Byo bardzo dobrze. Bardzo dobrze, chopcy. Kto pokae ,drog do domu? Podekscytowani pierwszym sukcesem w lenych eskapadach, chopcy zaczli pokazywa kady w inn stron, miejc si przy tym i poszturchujc wzajemnie. Barry mia si razem z nimi. - Lepiej ju sam was std wyprowadz - owiadczy. Rozejrza si za Markiem, ale Marka nie byo. Barryego przeszy dreszcz strachu. Tak nagy, e ledwie zauwaalny. Odwrciwszy si, Barry ruszy w kierunku ogromnego dbu, ktry rs na samej krawdzi zbocza nad dolin. Tyle przynajmniej zdy si nauczy, a i chopcy - jak mu si zdawao - te powinni ju zna t zasad. Triumfalny umiech, wywoany niedawnym sukcesem, gdzie si rozpyn. Barry znw poczu na barkach brzemi wtpliwoci i rozczarowania. Jeszcze dwukrotnie odwrci si wypatrujc Marka, nie dostrzeg go jednak wrd lenej gstwiny. Marek widzia go doskonale, ale nie reagowa. Patrzc na podrygujcych, rozchichotanych, wci szukajcych si domi chopcw, poczu, e piek go oczy, a wewntrz ciaa wzbiera jak fala mdoci nieokrelona pustka. Kiedy zeszli ju tak nisko w dolin, e przesta ich widzie, Marek wycign si na ziemi i spojrza w gr przez potne gazie, ktre przesaniay niebo, rozbijajc je na paszczyzny. wiata - to czarne na biaym, to znw biae poprzez czarne. Gdy mruy oczy, czer rozpywaa si i krloway paszczyzny wiata, gdy otwiera - jasne plamy znowu si kurczyy. - Nienawidz mnie - wyszepta Marek, a drzewa szepny mu co w odpowiedzi, lecz nie potrafi rozrni sw. To tylko licie na wietrze - pomyla nagle chopiec. Wcale nie gosy. Usiad i cisn garci zbutwiaych lici w najbliszy pie. Zdawao mu si, e usysza czyj miech. Din! - Ciebie te nie ma - powiedzia cicho Marek. - Wymyliem ci. Ze mnie nie moesz si mia. Odgos utrzymywa si, narasta, a nagle Marek poderwawszy si, ujrza przez rami czarny zwa chmur, ktry formowa si na niebie przez cae popoudnie. Drzewa wykrzykiway teraz ku niemu ostrzeenia. Marek pocz zsuwa si ze wzgrza, lecz nie ladem chopcw i Barryego: kierowa si ku starej chacie na farmie. Dom sta cakiem ukryty w gstwinie krzakw i drzew. Jak paac picej Krlewny pomyla pieszcy ku niemu Marek. Wiatr szala, miota garciami bota, odamkami gazi, 113

zerwanymi z drzew limi. Chopiec wczoga si midzy krzewy, gdzie wicher nie mg dotrze. Niebo szybko ciemniao, wiatr zdawa si niebezpieczny. Trba powietrzna - jak mawiali ludzie. Dwa lata temu przeyli seri cyklonw; teraz kady si ich obawia. By ju w domu, ale nie myla o odpoczynku. Otworzy ukryty za pltanin wierzbowych gazi zsyp na wgiel i zjecha w d, ldujc zwinnie w czarnej piwnicy. Rk odszuka wiec i zapaki sztormowe, po czym ruszy na gr, skd mg obserwowa zmiany pogody przez szpar w zabitym deskami oknie sypialni na pitrze. Cay dom zosta pozabijany deskami: wszystkie drzwi, okna, nawet komin. Zdecydowano, e Markowi nie suy samotne przebywanie w tych starych cianach. Nikt jednak nie domyla si istnienia zsypu wglowego, w rezultacie wic zapewnili mu kryjwk, do ktrej ywa dusza nie miaa wstpu. Burza przetoczya si z rykiem przez dolin i ustaa rwnie gwatownie, jak si rozpocza. Ulewa przesza w deszcz, potem w mawk, w kocu za cakiem ustaa i wyjrzao soce. Marek odszed od okna. W sypialni bya lampa naftowa. Zapali j, by popatrze na obrazy matki, tak jak to ju wielekro robi przez lata, ktre miny od dnia ich wsplnego biwaku. Tak - pomyla - ona wiedziaa. Zawsze tylko jeden czowiek: w polu, w bramie, na rzece, na morzu. Zawsze tylko jeden. Ona wiedziaa, jak to jest. Szloch ogarn go bez ostrzeenia. Marek rzuci si na podog i ka, a osab od paczu. Zasn. nio mu si, e drzewa bior go za rce i prowadz do matki, a ona tuli go mocno, piewa, opowiada, bajki i miej si oboje.

- Bdzie co z tego? - zapyta Bob. - Mona ich nauczy bytowania w puszczy? Marek, o ktrym lekarze zapomnieli, siedzia po turecku w kcie pokoju. Oderwa oczy od ksiki w oczekiwaniu na odpowied. - Nie wiem - odpar Barry. - Myl, e caego ycia tam nie wytrzymaj. Ale na krtsz met - tak. Jeli chodzi ci o to, czy bd z nich leni ludzie, odpowiadam: nie. - Czy wobec tego pocigniemy to z innymi za rok? Czy korzyci, jakie oni z tego wynosz, usprawiedliwiaj wysiek na wielk skal? Bruce wzruszy ramionami. - Dla nas to te by trening. Co do mnie, mam dosy wracania do tych przekltych lasw. Coraz bardziej boj si swoich dyurw.

114

- Ja take - wtrci Bob. - Wanie dlatego zadaem tamto pytanie. Czy to naprawd ma sens? - Mylisz o biwaku w przyszym tygodniu, prawda? spyta Barry. - Tak. Nie chc w tym uczestniczy. Wiem, e chopcy te panicznie si go boj. Strasznie si upare, Barry. Barry potwierdzi skinieniem gowy. - I ty, i ja zbyt dobrze wiemy, co przytrafio si Benowi i Molly. - Ale co bdzie z tymi dziemi, gdy przyjdzie im spdza w lesie noc po nocy? Jeli taka zaprawa moe im to uatwi, jestemy obowizani j przeprowadzi. Marek wrci do swojej ksiki, ale przesta widzie, co czyta. Co im si stao? - myla. Czego oni wszyscy tak si boj? W lesie nie byo nic: adnych zwierzt, adnego zagroenia. Moe usyszeli gosy, moe to one tak ich przeraziy. Ale skoro i oni je syszeli, to te gosy musz by prawdziwe. Poczu, jak wali mu serce. Przez tyle lat wmawia sobie, e gosy to tylko szmer lici, ktry nabiera znaczenia jedynie w jego wyobrani. Ale skoro syszeli je i bracia, to musz by prawdziwe. Bracia i siostry nigdy nie zmylali. Nie wiedzieli, jak to si robi. Markowi chciao si krzycze z radoci, ale nie pisn nawet, eby nie przyciga uwagi braci. Zaraz zaczliby si dopytywa, co go tak rozbawio, a on przecie wiedzia, e nie moe im tego powiedzie.

Obz rozbity zosta na duej polanie, o kilka kilometrw od doliny. Dwudziestu chopcw, dziesi dziewczynek, dwch lekarzy i Marek siedziao wok ogniska i jado. Markowi przypomniao si, jak kiedy zajada przy ognisku praon kukurydz. Gwatownie zamruga powiekami i uczucie wywoane wspomnieniem, przygaso. Klony byy nieswoje, ale nie przeraone. Liczebno grupy dodawaa im ducha, a w bezustannym trajkotaniu gosw giny wszelkie lene dwiki. Zapiewali co, a potem jeden z nich poprosi Marka, eby opowiedzia bajk o Dinie. Marek jednak pokrci gow. Rozleniwiony Barry zapyta, kto to taki: Din, na co wrd klonw zaczy si wzajemne poszturchiwania i popiesznie zmieniono temat. Barry nie nalega. Pomyla, e to na pewno jedna z tych rzeczy cakiem oczywistych dla dzieci, lecz niedostpnych dla dorosych. Marek opowiedzia jak inn bajk, popiewali jeszcze troch i w kocu przyszed czas, eby rozwin koce i uoy si do snu. Duo pniej Marek usiad nagle, nasuchujc. Doszed do wniosku, e to tylko ktry z chopcw idzie do latryny, wic pooy si z powrotem i niemal natychmiast znw zapad w sen.

115

Chopiec potkn si i dla odzyskania rwnowagi uchwyci gazi drzewa. Ognisko ju ledwie si tlio, przez palenisko przewiecao jedynie troch aru. Postpi jeszcze kilka krokw; ostatni ognik raptownie zgas. Chopiec zawaha si przez chwil, ale nagli go pcherz, a nie chcia ulec pokusie oddania moczu pod drzewem. Barry kategorycznie nakaza wszystkim uywa latryny - ze wzgldw higienicznych. Chopiec wiedzia, e rw oddalony jest od obozu najwyej o dwadziecia metrw - a wic jeszcze tylko par krokw. - ale odlego ta, zamiast male, zdawaa si powiksza i chopca ogarno nagle przeraenie, e si zgubi. - Jeli zgubicie drog - uczy ich Marek - trzeba przede wszystkim usi i pomyle. Nie biega, tylko opanowa si i przemyle sytuacj. Ale on nie mg tu usi. Ze wszystkich stron sysza gosy, dobieg go miech Dina, co si do niego zbliao, byo tu - tu. Rzuci si na olep, zakrywajc uszy domi, aby stumi wci narastajce gosy. Co go zapao, poczu, jak rozrywa mu bok, jak tryska krew - i wyda okrzyk, dziki, piskliwy, niepowstrzymany. W obozie jego bracia zerwali si ze snu i popatrzyli po sobie. Danny! - Co to byo? - zapyta surowo Barry. Marek by ju na nogach i nasuchiwa, ale wszystko wyjani krzyk braci. - Danny! Danny! - Ka im si zamkn - poradzi Marek. Naty such. - Zatrzymaj ich tutaj - rzuci Barryemu, oddalajc si w las, w kierunku latryny. Teraz ju sysza, jak w oddali oszalay chopiec wpada na drzewa, na krzaki, potyka si, krzyczy. Nagle zapada cisza. Marek raz jeszcze przystan nasuchujc, ale bez rezultatu. Za jego plecami, w obozie, odbywao si istne pandemonium, przed sob jednak nie sysza nic. Przez kilka chwil sta nieruchomo, wytajc such. Danny mg upa, mg si po prostu zasapa. Moe straci przytomno. Skoro umilky prowadzce go dwiki, Marek straci orientacj w ciemnoci. Powoli wrci de obozu. Obudzone dzieci zbiy si w trzy grupki. Obaj lekarze take trzymali si blisko siebie. - Nie znajd go po ciemku - powiedzia Marek. - Musimy poczeka do rana. - Nikt si nie poruszy. - Rozpalcie ognisko - poradzi Marek. - Moe Danny zobaczy blask i pjdzie w jego stron. Jedna grupa braci pocza rzuca drwa do ogniska, tamszc ar. Bob wczy si do akcji i ju po chwili ogie bucha na nowo. Bracia Dannyego siedzieli zbici w gromadk, sparaliowani strachem, zzibnici, miertelnie przeraeni. Oni potrafiliby go znale pomyla Marek - tylko boj si pj w ciemny las. Ktry z braci zacz paka i natychmiast, jak na komend, rozszlochali si wszyscy. Marek odwrci si od nich i jeszcze raz poszed na krawd lasu. Sucha.

116

Z pierwszym bladym promykiem brzasku Marek ruszy ladem zaginionego chopca. Danny miota si najwyraniej to w przd, to w ty, bieg zygzakiem, odbijajc si to od drzewa, to od kpy zaroli. W pewnym miejscu przebieg do przodu a sto metrw - po to tylko, by na kocu zderzy si z gazem. Zostay lady krwi. Musia si podrapa o ga wierku. Tu znowu bieg, tym razem szybciej. Pod grk... Marek przystan, patrzc na wzniesienie; wiedzia ju, co znajdzie po przeciwnej stronie. Dotychczas posuwa si truchtem, teraz jednak zwolni do normalnego marszu i poda za tropem, stpajc nie po odciskach stp Dannyego, lecz z boku, odczytujc ze ladw, co tu miao miejsce. Wzniesienie wieczya wska gra wapienia. W lesie byo sporo takich pagrkw i prawie wszystkie miay po drugiej stronie rwnie spadziste stoki, czasem nawet bardziej strome, pene kamieni. Marek sta na grani, patrzc w d na niewielk poa skpej rolinnoci i gazw, pomidzy ktrymi leao w nienaturalnej pozie ciao chopca z oczami szeroko otwartymi, jak gdyby Danny wpatrywa si w blade, bezbarwne niebo. Marek nie zszed na d. Przez jaki czas siedzia w kucki patrzc na lec w dole posta, po czym odwrci si i - ju bez popiechu - ruszy do obozu. - Wykrwawi si na mier - owiadczy Barry, kiedy przynieli ciao z miejsca wypadku. - Oni go mogli uratowa - powiedzia Marek. Nie spojrza nawet na braci Dannyego poszarzaych, zszokowanych, o twarzach jak z wosku. - Mogli doj prosto do niego. Podnis si. - Schodzimy na d? Barry kiwn gow. On i Bob nieli ciao chopca na noszach, sporzdzonych z cienkich, powizanych z sob gazek. Marek odprowadzi ich na skraj lasu i zawrci. - Pjd si upewni, czy ognisko cakiem wygaso owiadczy. Nie czekajc na pozwolenie, niemal natychmiast znikn midzy drzewami. Pozostaych dziewiciu braci Dannyego Barry zabra do szpitala na kuracj antywstrzsow. Nigdy ju stamtd nie wyszli, nikt te nigdy o nich nie zapyta. Nastpnego ranka Barry zjawi si w klasie jeszcze przed nadejciem wszystkich uczniw. Marek siedzia ju na swoim miejscu w ostatnim rzdzie. Barry skin mu gow, otworzy notatki, poprawi krzywo stojce biurko i podnisszy wzrok, znw napotka spojrzenie Marka. Oczy chopca przywiody mu na myl dwa bliniacze bkitne jeziora, pokryte warstw lodu. - Sucham ci - powiedzia w kocu Barry, lkajc si, e ten uporczywy wzrok uwizi go ju na zawsze. Marek nie odwrci oczu. - Nie ma jednostki, jest tylko grupa - wyrecytowa gono. - Co jest dobre dla grupy, dobre jest i dla jednostki, choby to bya nawet mier. Jednoci nie ma, jest tylko cao. - Gdzie ty to usysza? - zapyta Barry. - Przeczytaem. - Skd wzie t ksik?

117

- Z twojego gabinetu. Staa na pce. - Zabraniam ci wchodzi do mego gabinetu! - Nie szkodzi. Ju i tak przeczytaem wszystko, co tam jest. - Marek wsta, oczy zabysy mu w zmienionym wietle. - Ta ksika e! - owiadczy dobitnie. - Wszystkie te ksiki to garstwa! Ja jestem jeden. Jestem jednostk! Jestem jeden! - Ruszy ku drzwiom. - Poczekaj chwil, Marku - powstrzyma go Barry. - Widziae kiedy, co si dzieje z mrwk, ktra wpada w obc koloni mrwek? Marek kiwn gow od drzwi. - Ale ja nie jestem mrwk. Pod koniec wrzenia odzie znw pojawiy si na rzece, a na przystani zgromadzi si tum gapiw. Dzie by chodny, deszczowy, krajobraz poszarza ju od przymrozkw, a unoszca si nad rzek mga zamazywaa kontury odzi, pki nie podpyny cakiem blisko. Specjalna ekipa pomoga wyczerpanym eglarzom wyj na ld, a gdy ju wszyscy, wraz z adunkiem, znaleli si w porcie, wie o tym, e dziewi osb nie wrcio, okrya moment powitania aob. Nazajutrz wieczorem odbya si Ceremonia Ku Czci Zaginionych, a ci, co ocaleli, nieskadnie relacjonowali zdarzenia. Powrcili w pi odzi, z czego jedna prawie ca drog pyna na holu. Szst d znioso u ujcia Shenandoah; znaleli j pniej rozbit w drzazgi, bez zaogi, a sprzt chirurgiczny, ktry by na pokadzie, zaton w rzece. Sidm wyrzuci na mielizn nagy sztorm, przewracajc do gry dnem i niweczc cay adunek, na ktry skaday si mapy, przewodniki, spisy magazynw - stosy bezcennych dokumentw. Rozpoczto budow schroniska przy wodospadach, za to kana okaza si istnym przeklestwem i nie sposb byo go kopa zgodnie z planem. Rzeka podmywaa go i rozmywaa wci na nowo, tote jedynym efektem dotychczasowych prac bya podmoka paszczyzna, ktra podczas przypyww stawaa w wodzie, a w czasie odpyww zmieniaa si w gliniaste bagno. A najgorsze - co do tego wszyscy byli zgodni - okazao si zimno. Chd przeladowa ich od chwili, gdy dotarli do Potomacu. Byway nawet przymrozki; drzewa przedwczenie traciy licie, rzeka zwalniaa bieg. Wikszo rolin zmartwiaa, ocalay tylko najbardziej odporne. Z powodu zimna, ktre utrzymywao si rwnie w Waszyngtonie, kopanie kanau stao si przedsiwziciem piekielnym. Tego roku nieg nawiedzi dolin wczeniej, ju pierwszego padziernika. Dopiero po tygodniu rozwiay go wiatry i roztopiy ciepe prdy z poudnia. W rzadkie pogodne dni, kiedy soce wiecio jasno, a mga nie zasaniaa szczytw okalajcych dolin wzniesie i gr, wida byo, e nieg wci ley na najwyszych graniach. Po latach Barry mia wraca pamici do tej zimy, wiadom, e bya to zima przeomowa; na razie jednak wydawaa mu si kolejnym ogniwem w nieskoczonym acuchu pr roku. Ktrego dnia Bob wywoa go z domu, eby mu co pokaza. nieg nie pada ju od kilku dni, a jasne soce stwarzao iluzj ciepa. Barry narzuci na ramiona cik peleryn i wyszed za Bobem na dwr. Porodku dziedzica, midzy nowo wzniesionymi budynkami, 118

staa rzeba ze niegu. Bya to ponad dwumetrowa posta nagiego mczyzny, stopami wronita w podstaw, penic zarazem funkcj piedestau. W jednej doni dzierya maczug a moe pochodni - za druga rka odchylona bya w zamaszystym gecie wzdu ciaa. Uchwycone zostao wraenie ruchu, ycia. By to mczyzna pieszcy do celu, ktry tdy zaledwie przechodzi, nie dajc si zatrzyma. - To Marek? - zapyta Barry. - A kto? Barry powoli zblia si do posgu, otoczonego ju wianuszkiem widzw, w wikszoci dzieci. Do nielicznych dorosych doczali inni, a wreszcie wok figury zgromadzi si tum. Jaka maa dziewczynka napatrzywszy si odwrcia wzrok i zacza toczy kul ze niegu. Rzucia ni w rzeb. Nim zdya cisn powtrnie, Barry chwyci j za rami. - Nie rb tego - pogrozi. Przyjrzaa mu si obojtnym wzrokiem, jeszcze bardziej obojtnym spojrzeniem obrzucia niegow posta i zacza si cofa. Barry zwolni ucisk, a maa ucieka w tum. Zaraz podbiegy do niej siostry. Zaczy dotyka si nawzajem, jakby dla upewnienia, e nic si nie stao. - Co tam jest? - zapytaa ktra, nie mogc dostrzec rzeby poprzez tum. - nieg - odpara dziewczynka. - Zwyczajny nieg. Barry przyjrza jej si z wiksz uwag. Moga mie jakie siedem lat. Pochwyci j ponownie, tym razem unoszc w gr, aby moga dobrze zobaczy posg. - Powiedz mi, co tam jest - zada. Dziewczynka wia si jak piskorz. - nieg - powtrzya. - Tam jest nieg. - To czowiek - sprostowa ostro Barry. Maa przyjrzaa mu si z zakopotaniem i jeszcze raz zwrcia oczy ku rzebie. Pokrcia gow. Barry zacz podnosi do gry jedno dziecko po drugim. Wszystkie widziay tylko kup niegu. Pniej tego samego dnia Barry i jego bracia rozmawiali o swoim spostrzeeniu z brami Andrew, modszymi lekarzami, ktrych wyranie irytowao wyolbrzymianie oczywistej - ich zdaniem - bahostki. - No wic dobrze: modsze dzieci nie widz, e to ma wyobraa czowieka. I co z tego? zaperzy si Andrew. - Nie wiem - odpar z namysem Barry. I rzeczywicie nie wiedzia, dlaczego fakt ten miaby by a tak istotny pewien by jedynie, e to rzeczywicie jest wane. Tego popoudnia soce z lekka nadtopio nieg, ktry potem w cigu nocy zamarz na kamie. Rankiem, w wietle dnia, statua bya olepiajca. Barry kilkakrotnie wychodzi na

119

dwr, eby na ni popatrze. Noc kto - a raczej jaka grupa - przewrci posg i wdepta go w ziemi. W dwa dni pniej cztery grupy chopcw zameldoway o zaginiciu swoich mat. Przeszukano pokj Marka i inne miejsca, w ktrych, jak podejrzewano, mg ukry up ale bez rezultatu. Marek zabra si do rzebienia kolejnej postaci, tym razem kobiecej,, ktra miaa by zapewne uzupenieniem posgu mczyzny. Tym razem rzeba staa a do wiosny, chocia ju duo wczeniej przestaa by czytelna, pozostajc jedynie zwaem tajcego i zamarzajcego na przemian niegu. Kolejny incydent mia miejsce tu po obchodach Nowego Roku. Natrtna do na ramieniu wyrwaa Barry'ego ze snu. Usiad pprzytomny i zdezorientowany, jakby znalaz si tu, w ku, po dugiej wdrwce - zzibnity, ogupiay, mrucy oczy w niepewnoci, kim jest ten mody czowiek, ktry nad nim stoi. - Barry! Obud si! Otwieraj oczy! - Najpierw rozpozna gos Anthony'ego, a dopiero w nastpnej chwili jego twarz. Pozostali bracia te si ju budzili. - Co si stao? - Barry nagle cakiem otrzewia. - Awaria w dziale komputerw. Musisz nam pomc. Gdy Barry i jego bracia wkroczyli do laboratorium, Stephen i Stuart ju rozmontowywali komputer. Kilku modszych braci zajmowao si odczaniem przewodw od kocwki, aby przej na rczn regulacj przepywu. Inni modzi lekarze sprawdzali wskaniki na tarczach pojemnikw. Barry pomyla, e panuje tu uadzony chaos - jeeli co takiego w ogle jest moliwe. Kilkunastu ludzi poruszao si popiesznie, kady gorliwie pilnowa wasnego zadania, a jednoczenie aden nie by na swoim miejscu. Korki w przejciach midzy pojemnikami powstaway ju wwczas, gdy znalazo si tam wicej ni dwie osoby - teraz za byo ich dwanacie i nadal co chwila kto przybywa. Barry z zadowoleniem stwierdzi, e kontrol nad caoci obj Andrew. Kady z nowo przybyych natychmiast otrzymywa jakie zadanie. Barry'emu przypad w udziale nadzr nad szeregiem siedmiotygodniowych embrionw. W pojemnikach znajdowao si dziewidziesit podw w rnych stadiach rozwoju. Dwie grupy mona byo w zasadzie przenie na oddzia wczeniakw i wydoby na wiat, ale zmniejszyoby to drastycznie ich szanse przeycia. Na swoim odcinku Barry nie dostrzeg adnych zakce, ale z drugiego koca rzdu dobiego go nerwowe mamrotanie Bruce'a, z ktrego wynikao, e Bruce ma kopoty. Wzrs poziom soli potasowych. Pody zostay otrute. Rozpieszczeni s ci modzi naukowcy - pomyla Barry. - Tak przywykli do komputerowej analizy pynw owodniowych, e pozwolili sobie zaprzepaci wasne umiejtnoci. Metoda prb i bdw dziaaa zbyt wolno dla uratowania embrionw. Jedyny, ktry ocala, take zosta wyczony. Koniec z jedynakami. Ucierpiaa jedna grupa, lecz tym razem przedawkowano tylko w czterech przypadkach. Pozostaej szstce pozwolono y dalej. Przez ca noc kontrolowali poziom pynw, w miar potrzeby dodawali sole, rozcieczali, jeli sl zaczynaa si wytrca, prowadzili kontrol temperatury i tlenu. Nad ranem Barry czu si tak, jakby sam pywa po oceanie zakrzepych pynw owodniowych. Komputer nada! nie dziaa. Zanosio si na to, e jeszcze przez nastpn dob trzeba bdzie peni kontrol rcznie. 120

Podczas czterodniowego kryzysu utracili trzydziecioro czworo dzieci i czterdzieci dziewi podw zwierzcych. Wyczerpany Barry opad na ko ze wiadomoci, e powaniejsza w skutkach bya utrata zwierzt. Liczyli przecie na wyekstrahowanie z nich wydzielin gruczoowych i chemikaliw pochodzcych ze szpiku kostnego i krwi. Pniej pomyla zapadajc w mg snu. Pniej bdzie si przejmowa rzeczywistym znaczeniem tej straty.

- adne "moe"! Musimy zdoby czci do komputera, jak tylko stopnieje nieg. Jeli taka historia si powtrzy, nie wiem, czy zdoamy naprawi maszyn. - Everett by chudym, wysokim ekspertem od komputerw. Mia nie wicej ni dwadziecia lat - moe nawet i mniej. Starsi bracia traktowali go jednak z szacunkiem, a to oznaczao, e Everett wie, co mwi. - Nowe odzie z napdem opatkowym bd gotowe na lato - owiadczy Lawrence. Gdyby ekipa drogowcw moga si wyprawi odpowiednio wczeniej, by sprawdzi, czy przejcie jest wolne... Barry zatrzyma si i wyty such. Znowu pada nieg. Ogromne, leniwe patki dryfoway w powietrzu; nie pieszc si na ziemi, podfruway to tu, to tam. Z okna, przez ktre wyglda, widzia tylko pierwsze dormitorium, oddalone ode zaledwie o dwadziecia metrw. Dzieci siedziay w szkole, chonc wszystko, cokolwiek im przekazywano. Warunki w laboratorium ponownie si ustabilizoway. Wszystko bdzie dobrze - wmawia sobie Barry. - Cztery lata jako przetrzymaj, a po czterech latach przekrocz granic midzy tym, co eksperymentalne, a iym, co dowiedzione. nieg dryfowa za oknem, a Barryego zdumiewaa niepowtarzalno patkw. Tak samo jak miliardy innych ludzi przede mn - pomyla, zatrwoony zoonoci przyrody. Nagle zaciekawio go, czy Andrew - a wic jak gdyby on sam w wieku lat trzydziestu - dziwi si kiedykolwiek zoonoci przyrody. Albo czy ktrekolwiek z dzieci wiedziao, e kady patek niegu jest inny. A gdyby im powiedzie, e tak wanie jest, kaza w ramach zaj szkolnych przeprowadzi obserwacj patkw niegu - czy wwczas dostrzegyby rnice? Czy uznayby, e to cudowne zjawisko? Czy te raczej przyjyby to jako jeszcze jedn z nieskoczonej iloci lekcji do wyuczenia na pami - i jako tak zapamitay posusznie, nie wynoszc z nowej wiedzy adnej, przyjemnoci ani satysfakcja. Przeszy go chd i Barry ponownie skupi si na temacie zebrania. Ale myli nie chciay si zatrzyma. Te dzieci uwiadomi sobie - chon wszystko, czego si je uczy. Potrafi

121

bezbdnie odtworzy to, co ju byo, ale niczego nie s w stanie zainicjowa. Nie umiay nawet dostrzec wspaniaej rzeby ze niegu, ktr ulepi Morek. Po zebraniu uda si wraz z Lawrencem na przegld nowych odzi z napdem opatkowym. - Mamy same priorytety - rzek z namysem. - Bez wyjtku. - Kopot w tym - odpar Lawrence - e oni maj racj. Rzeczywicie kada z tych spraw ma wag priorytetow. Wznielimy kruch konstrukcj, Barry. Niezwykle kruch. Barry skin gow. Bez komputerw mogliby nadzorowa zaledwie kilkadziesit pojemnikw, reszt trzeba by byo zniszczy. Bez czci do generatora musieliby ograniczy zuycie prdu, opala pomieszczenia i kuchnie drewnem, czyta przy ojowych wiecach. Bez odzi nie dotarliby do miast, gdzie potrzebne im zapasy niszczay z miesica na miesic. Bez nowych ekip robotnikw i poszukiwaczy nie byliby w stanie kontrolowa szosy wok wodospadw ani rzeki, po ktrej miay pyn odzie... - Czytae kiedy ten wiersz o potrzebie gwodzia? - zapyta Barry. - Nie - odpar Lawrence, przygldajc mu si pytajco. Barry pokrci gow na znak, e to nic takiego. Przez chwil obserwowali pracujcych przy odzi, po czym Barry zapyta: - Lawrence, jakimi szkutnikami s modsi bracia? - S znakomici - odpar Lawrence bez namysu. - Nie chodzi mi o wykonywanie polece, tylko o to, czy zdarzyo si, by ktry z nich wystpi z jakim projektem zmian. Lawrence znowu bacznie mu si przyjrza. - Co ci chodzi po gowie, Barry? - Odpowiedz na moje pytanie. Lawrence cign brwi i zamilk na dusz chwil, W kocu wzruszy ramionami. - Nie wydaje mi si... Nie pamitam. Ale z drugiej strony, Lewis ma zawsze tak wyran wizj tego, co i jak ma by, e nikomu po prostu nie przychodzi do gowy spiera si z nim czy te uzupenia jego plany. Barry kiwn gow. - Tak wanie przypuszczaem - rzek odchodzc oczyszczon ze niegu drk, wzdu ktre biegy dwie niene ciany sigajce jego gowy. - Jeszcze nigdy nie byo tyle niegu - powiedzia do siebie. No prosz: wymwi to na gos! Przyszo mu do gowy, e jest zapewne pierwszym z mieszkacw doliny, ktry co podobnego powiedzia. Jeszcze nigdy nie byo tyle niegu.

122

W kilka godzin pniej posa po Marka, a kiedy chopiec stan przed nim, zapyta go: - Jak wyglda las zim, w takim niegu jak teraz? Marek przez moment mia min winowajcy. Wzruszy ramionami. - Wiem, e nauczye si chodzi w rakietach nienych cign Barry. - Jedzisz te na nartach. Widziaem twoje lady wiodce do lasu. Jak tam teraz jest? Oczy Marka rozpaliy si na to bkitnymi ogniami, a usta uoyy w mimowolny umiech, ktry zaraz znikn. Chopiec wcign gow w ramiona. - Inaczej ni latem - odpar. - Ciszej. No i adnie. - Zaczerwieni si i umilk. - Bardziej niebezpiecznie? - nie ustpowa Barry.. - Chyba tak. Nie wida jarw, bo zasypuje je nieg, czasem te na szczytach wzgrz powstaj nawisy i wtedy nie wiadomo, gdzie naprawd urywa si grunt. Myl, e jak si tego wszystkiego nie wie, jest dosy niebezpiecznie. - Chc uczy nasze dzieci posugiwania si rakietami i nartami. Mog przecie znale si w lesie take zim. Trzeba im da przeszkolenie. Czy znajd tam teraz do drew na ogniska? Marek kiwn gow. - Od jutra posadzimy ich do robienia rakiet - owiadczy kategorycznie Barry. Wsta. Bdziesz mi potrzebny. Nigdy w yciu nie widziaem rakiety nienej, nie wiem, jak si zabra do roboty. - Otworzywszy drzwi, zada wychodzcemu Markowi jeszcze jedno pytanie: - A skd ty wiedziae, jak je robi? - Zobaczydem w ksice. W jakiej ksice? - W takiej jednej - odpar chopiec wymijajco. - Ju jej nie ma. Barry zrozumia: w starym domu. Jakie tam jeszcze ksiki pozostay? Wiedzia, e bdzie musia to sprawdzi. Tej nocy wraz z brami dugo i rzeczowo omawia wycignite przez siebie wnioski. - Musimy nauczy ich wszystkiego, co moe im si przyda w samodzielnym yciu - rzek Barry, czujc jak ogarnia go zupenie nowy rodzaj znuenia. - Najtrudniejsze, co nas czeka - doda po krtkim namyle - to przekona innych, e dzieci nie obejd si bez pomocy. Musimy rzecz sprawdzi, upewni si, e mamy racj, a na koniec udowodni. Dla nauczycieli, dla starszych braci i sistr, bdzie to straszliwe brzemi. Bracia nie podwaali wnioskw Barry'ego. Kady z nich wycignby z podobnych obserwacji identyczne konkluzje. - Moemy sporzdzi kilka prostych testw - powiedzia Barry. - Po poudniu opracowaem kilka projektw.

123

Pokaza im: kreskow posta w biegu, wchodzc na schody, siedzc; symbol soca koo otoczone promieniami; symbol drzewa - szyszk na patyku; domek z czterech kresek, dwch rwnolegych i dwch skonych dla oznaczenia dachu; ksiyc w peni; garnek, z ktrego falistymi liniami uchodzi para... - Mona im te kaza dokoczy opowiadanie - podda Bruce. - Musi by tylko rwnie proste jak rysunki. Trzy, czterozdaniowa historyjka bez zakoczenia, do ktrej musz dopisa point. Barry zgodzi si na projekt Brucea. Bracia w lot pojli, o co mu chodzi. Jeli dzieci nie s zdolne do mylenia abstrakcyjnego, fantazjowania, uoglniania - trzeba to stwierdzi ju teraz i stara si skompensowa owe braki. Ich obawy potwierdziy si w cigu jednego tygodnia. Dzieci poniej dziewiciu, dziesiciu lat nie potrafiy odczyta kreskwek, nie umiay zakoczy najprostszego opowiadania, nie byy w stanie uoglni zdarzenia ani skorzysta z minionych dowiadcze w zmienionych okolicznociach. - Trzeba ich zatem nauczy wszystkiego, co konieczne dla przetrwania - podsumowa oschle Barry. - I cieszy si, e potrafi chocia zapamita wszystko, czego si ich uczy. Wiedzia, e trzeba bdzie zmieni program szkolny i zacz korzysta ze starych ksiek, ktre zostay na farmie , Wprowadzi lekcje utrzymywania si przy yciu, budowie najprostszych szaasw, rozpalania ognisk, zastpowani rzeczy brakujcych tymi, ktre akurat s pod rk... Wziwszy omy i moty, Barry i jego bracia udali si na star farm i zerwali deski z frontowych drzwi. Podczas gdy inni przegldali w bibliotece poke, rozsypujce si ksiki, Barry poszed na gr, do dawnych pokoi Molly. Otwarszy drzwi, stan jak wryty i wstrzyma oddech. Byy tam obrazy, i te, ktre pamita, i nowe, byy drobne przedmioty z gliny, a take rzeby w drewnie i gowa bdca bez wtpienia podobizn Molly - wyrzebiona w kawaku leszczyny. Gowa wykonana bya precyzyjnie, bez zarzutu, i przypominaa - a zarazem wcale nie przypominaa - siostry Miriam. Barry nie potrafiby powiedzie dla - czego, ale wiedzia, e ta twarz przypomina tylko jedna z sistr Miriam: Molly. Stay tu jeszcze rzeby w piaskowcu i w wapieniu - niektre ukoczone, wikszo jednak w stanie surowym, jak gdyby autor rozpocz je, a potem straci do nich serce. Barry dotkn rzebionej podobizny Molly i z niewiadomego dla siebie powodu - poczu, jak pod powiekami gromadz mu si zy. Odwrci si gwatownie i wyszed z pokoju, starannie zamykajc za sob drzwi. Nic nie powiedzia braciom, a przyczyna, dla ktrej utrzyma ca rzecz w tajemnicy, bya dla niego rwnie niejasna, jak zy, ktre uroni nad powycinanym przez dziecko kawakiem drewna. Tej samej nocy, gdy powracajcy obraz rzebionej gowy nie pozwala mu zasn, domyli si, dlaczego nie opowiedzia o wszystkim braciom. Byliby zmuszeni odszuka i zapiecztowa sekretne wejcie, ktrym Marek dostawa si do rodka. A wiedzia, e tego Markowi nie zrobi. Przybrana jaskrawymi wstgami i kwiatami, d olniewa w blasku porannego soca. Udekorowano nawet stos drewna na pokadzie. Silnik parowy lni czystoci. Zastpy modziey wkraczay dwjkami na pokad przy akompaniamencie miechw i oglnego rozradowania. Tych dziesicioro, tamtych omioro - w sumie szedziesit pi osb. Zaoga 124

odzi trzymaa si z dala od modych poszukiwaczy - zaopatrzeniowcw, obserwujc ich bacznie, jakby w obawie, e karnawaowy nastrj poranka moe uszkodzi d. Zaraliwe rozdokazywanie modych ludzi byo istotnie niebezpieczne przez swoj spontaniczno, dziki ktrej udzielao si zebranym na brzegu widzom. W czasie gdy d szykowaa si do szusu w d rzeki, zapomniano o tragediach minionych wypraw. Ta bdzie inna - gosi oglny nastrj - ci modzi ludzie zostali specjalnie wychowani i wytrenowani dla potrzeb czekajcej ich misji. Odpywaj, by speni cel swojego ycia. Jak tu si nie radowa, majc cel ycia w zasigu rki U burty odzi tkwio bezpiecznie przytwierdzone canoe z brzozowej kory dugoci czterech metrw, a przy nim sta Marek w pozie stranika. Wszed na pokad wczeniej ni inni, by moe nawet tam spa: nikt nie wiedzia, jak znalaz si w odzi, a przecie by tam ze swoim cznem zdolnym przecign na rzece wszystko, nawet ten duy parowiec o napdzie opatkowym. Marek z obojtnoci przyglda si scenie poegnania. By szczupy i niezbyt rosy, ale bardzo dobrze zbudowany. Jeli nawet irytowao go, e jeszcze nie wyruszyli, nie dawa tego po sobie pozna. Mg tak ju tkwi od godziny, doby, tygodni... Na pokad wkroczyli teraz starsi czonkowie wyprawy, tote - wiwaty i piewy egnajcych przybray na sile: Nominalni szefowie ekspedycji, bracia Gary, skinli Markowi na powitanie i zajli miejsca na rufie. Stojcy na przystani Barry przyglda si oboczkom dymu z komina parowca, za ktrym ju pienia si woda, i myla o Benie, o Molly, o tych wszystkich, ktrzy nie wrcili, albo te wrcili tylko po to, by na zawsze trafi do szpitala. Te dzieci - pomyla - s niemal histerycznie szczliwe, Jakby si wybieray do cyrku albo na turniej rycerski, na sub u boku krla, na potyczk ze smokiem... Odszuka wzrok . Marka. Intensywnie niebieskie oczy wytrzymay jego spojrzenie i Barry zrozumia, e przynajmniej Marek wie, co si tu odbywa, Jakie jest ryzyko, jakie cele. Wic, e ta misja oznacza albo koniec eksperymentu, albo te nowy pocztek dla nich wszystkich. Marek wiedzia o tym i, podobnie jak Barry, nie umiecha si. - Ta straszliwa odwaga dzieci - mrukn Barry pod nosem. - Co takiego? - zapyta stojcy przy nim Lawrence, ale Barry wzruszy ramionami, e nic. Nic. d powoli oddalaa si od brzegu, pozostawiajc za sob szerok bruzd, ktra rozbiegaa si ku obu brzegom i falami rozbijaa o przysta. Odczekali, a zniknie z pola widzenia.

125

Rzeka bya wartka i mulista, spywajce z gr niegi pod= niosy poziom wody. Prace trway tu ju ponad miesic: oczyszczano katarakty, oznaczano bezpieczne przesmyki midzy skaami, naprawiano szkody, jakie zima wyrzdzia na przystani koo wodospadw, budowano przejcie ldem. Parowiec spisa si doskonale: tu po obiedzie dotarli do wodospadw. Cae poudnie spdzili na rozadowywaniu odzi i przenoszeniu zapasw do schroniska. Wzniesiony u stp wodospadw budynek by wiern kopi dormitoriw z doliny, tote znalazszy si w rodku, czonkowie wyprawy bez trudu zapomnieli o tym, e ich dom stoi samotnie, z dala od innych. Co wieczr zbierali si tu budowniczowie drogi, schodzili si eglarze; nikt nie zostawa na zewntrz, w ciemnym lesie. Las wok schroniska zosta wykarczowany a po pasmo wzgrz, ktre wznosiy si pionowo nad polan. W najbliszym okresie, kiedy si ociepli, zasiej tu soj i kukurydz. Nie wolno byo marnowa yznej ziemi, nie mona byo te pozwoli mieszkacom schroniska na bezczynno w czasie midzy kolejnymi wizytami parowca. Nastpnego dnia czonkowie nowej ekspedycji dokonali zaadunku wielkiej odzi u stp wodospadw i noc przespali w schronisku. O wicie musieli podj drugi etap wyprawy do Waszyngtonu. Marek nikomu nie pozwoli nie swoich bagay ani czna, ktre przymocowa do burty nowej odzi. Byo to ju czwarte czno, jakie zbudowa, najwiksze z dotychczasowych i Marek czu, e nikt poza nim nie pojmie tego poczenia kruchoci i siy, dziki ktremu czno stawao si jedynym bezpiecznym rodkiem podrowania po rzece. Bezskutecznie usiowa przekaza t prawd innym uczestnikom wyprawy; adne z, nich nie chciao nawet sysze o samotnym eglowaniu po nieokieznanych wodach. Potomac okaza si rzek bardziej burzliw ni Shenandoah, w dodatku pyway po nim kry. O krach nikt nie wspomina - pomyla Marek, zastanawiajc si nad ich pochodzeniem o tej porze roku. Bya poowa kwietnia. Na tym odcinku lasy przesaniay wzgrza i Marek mg si Jednie domyla, e na wyynach ley jeszcze nieg i ld. d powoli spywaa w d rzeki, a zaog uwijaa si na pokadzie, pilnie baczc na niebezpieczestwa, jakie kry szeroki, wartki nurt. O zmroku byli ju w okolicach Waszyngtonu i przycumowali na noc do wystajcego z wody filaru mostowego - stranika, ktry samotnie pozosta na posterunku, gdy caa reszta konstrukcji ulega nieubaganemu dziaaniu wiatru i czasu. Wczesnym rankiem zabrali si do rozadunku. Wanie tutaj Marek mia si z nimi rozsta. Wszyscy liczyli na to, e wrci przed upywem dwch tygodni, przywoc pomylne wieci o moliwociach dostania si do Filadelfii lub Nowego Jorku, a najlepiej do obu tych miast. Marek wyadowa swoje rzeczy, odczepi czno I zdj je delikatnie z burty parowca, po czym zarzuci plecak na ramiona. By gotw. Ubrany w skrzane spodnie, mokasyny 1 mikk koszul ze skry, zatkn wzdu uda n, a na plecionym pasku z jeleniej skry zawiesi zwj liny. Zniszczone miasto dziaao na niego przygnbiajco, chcia jak najszybciej znale si z powrotem na rzece. Przeadunek Jut trwa: wynoszono zapasy, a na pokadzie gromadzono sterty materiaw znalezionych przez wczeniejsze ekspedycje i przechowanych w nadrzecznym magazynie. Marek przyglda si tym poczynaniom przez chwil, a potem w milczeniu podnis czno, zaoy je na gow i pocz si oddala.

126

Przez cay dzie wdrowa pord ruin, trzymajc si kierunku pnocno - wschodniego, ktry mia go wyprowadzi z miasta i zawie z powrotem do lasu. Trafiwszy na niewielki strumie, spuci czno na wod i przez kilka godzin pyn meandrowat strug, pki nie skrcia na poudnie. Wwczas unis czno i wszed do puszczy. Las by gsty i cichy, znajomy przez sw wieczn obco. Nim zapad zmierzch, Marek wyszuka miejsce na biwak, gdzie rozpali ognisko i ugotowa sobie kolacj. Zapas suchego prowiantu mia mu wystarczy na dwa do trzech tygodni, zakadajc, e nie znajdzie po drodze niczego do jedzenia - a przecie by pewien, e las go nie zawiedzie. Nie mogo tu przecie zabrakn pdw paproci, korzeni szparaga i innej jadalnej zieleniny. Im bliej wybrzea, tym skutki mrozw byy agodniejsze ni w gbi ldu. Gdy zaczo si ciemnia, Marek wykopa pytki rw i napeni go igiekami sosny, na ktrych rozpostar swe poncho. Przycign czno tak, eby utworzyo dach, i uoy si na legowisku. Wiedzia, e jego najwikszym wrogiem bd wiosenne deszcze. Potrafiy by ulewne i niespodziewane. Wykona kilka szkicw i notatek, po czym przewrci si na bok i wpatrzy w zamierajcy blask ognia, pki nie zmieni si on w ledwie rozarzony punkcik na tle gbokiej czerni. Wkrtce potem Marek zasn. Nazajutrz doszed do Baltimore. Miasto spono, widoczne byty te lady wielkiej powodzi. Marek nie penetrowa ruin. Przenis czno do zatoki Chesapeake i ruszy na pnoc. Lasy zeszy tu a na sam brzeg rzeki, od strony wody nie dao si dostrzec adnych ladw ludzkiej dziaalnoci. Nurt by bardzo wartki: odpyw czy si z nurtem rzeki Susquehanna. Marek przez jaki czas walczy z prdem, w kocu jednak skierowa czno ku brzegowi. aby tam poczeka na przypyw. Uzna, e powinien przeci zatok i trzyma si linii brzegu po przeciwnej stronie. W pobliu delty Susquchanna rzeka bdzie na pewno bardziej wzburzona i przeprawa cznem moe si tam okaza w ogle niemoliwa. Dookoa pyway kry - niewielkie i przewanie jeszcze nie spitrzone - jakby zniesione z cakiem zamarznitej rzeki, ktra teraz dopiero tajaa. Marek wycign si na ziemi. Od czasu do czasu sprawdza poziom wody, a gdy przestao opada, przysiad na brzegu i wrzuca do niej patyczki, ktre w kocu zaczy dryfowa na , pnoc. Wwczas wyruszy w dalsz drog. Wiosowa w kierunku pnocno - wschodnim, sterujc ku otwartemu morzu i przeciwlegemu brzegowi rzeki. W pobliu ldu bya spokojna, lecz w miar zbliania si do rodka zatoki, Marek coraz wyraniej czu zmagania przypywu z nurtem rzeki. Mimo e walka dwch prdw bya ledwie widoczna na powierzchni wody, d dawaa o nich zna: woda stawiaa wiosu wikszy opr, a czno wykonywao nieoczekiwane zwroty. Marek z wysikiem pracowa wiosami i chocia czu sabo wasnych barkw i ng w walce z prdem i przypywem, walka ta napawaa go jedynie niewysowion radoci. Nagle zmagania ustay, przypyw z wielk si porwa dk na pnoc, a Markowi pozostao tylko pilnowa kierunku i wypatrywa na brzegu miejsca do przycumowania. Brzeg by tu piaszczysty, upstrzony skp rolinnoci. Marek domyla si take ska podwodnych, grocych przebiciem dna. Soce stao ju nisko, gdy dzib odzi zgrzytn cicho o piaszczyst pla. Marek wskoczy do wody i wycign czno na brzeg. Ulokowawszy je bezpiecznie na skarpie, wrci na pla, by popatrze na drog, ktr przeby. Czarny mur gstych lasw, turkusowa tafla morza, poznaczona strugami mulistej wody z rzeki, intensywnie bkitne niebo, soce chylce si ku zachodowi - i nigdzie 127

drugiego czowieka, ani ladu ludzkiego ycia, adnych domw, drg, niczego. Nagle Marek odrzuci gow w ty i zanis si radosnym, niemal dziecinnym miechem triumfu. To wszystko naleao do niego. Nikt inny si o to nie upomnia. Nikt nie pojawi si, by zakwestionowa jego prawo wasnoci, wic Marek zagarn wszystko. Pogwizdujc roznieca ogie z naniesionych przez rzek drew. Ognisko zapono niesamowitymi barwami, odcieniami zieleni, bkitu, miedzi, szkaratu. Marek ugotowa w sonej wodzie suszon kukurydz i miso i smakowa je z zachwytem, a kiedy zasn przed wyganiciem ostatnich pomieni, na jego twarzy nadal goci umiech. O wicie nastpnego ranka by ju gotw rusza dalej na pnoc wzdu wybrzea, w poszukiwaniu dawnej drogi wodnej, ktra czya zatok Chesapeake z zatok Delawara. Gdy j odszuka, okazao si, e z kanau pozostao niewiele: zmieni si w rozlewiste bagno, poronite wierzbami i bagienn rolinnoci, ktra przesaniaa zarwno ld, jak i wod. Wypynwszy na moczary, Marek straci nagle wiat z oczu - wszystko zasaniay otaczajce go zewszd trawy. Tam gdzie woda bya nieco gbsza, rolinno znikaa i Marek mg posuwa si szybciej, ale przez wiksz cz dnia czno szorowao dnem po twardych odygach, a Marek przeciga dk chwytajc si traw, korzeni, wszystkiego, co akurat znajdowa pod rk - byle posuwa si na wschd. Soce pio si po niebie. Marek zdj koszul. Pord traw nie czuo si wiatru. Potem soce zniyo si, zapanowa chd i Marek ubra si z powrotem. Kiedy mg - wiosowa, a kiedy nie mona byo uy wiosa - chwyta si traw i tak powoli przedziera si przez moczary. Tego dnia nie robi postoju ani na posiek, ani na odpoczynek; wiedzia, e musi opuci bagno przed zachodem soca. Cienie byy ju bardzo dugie, gdy Marek poczu wreszcie, e woda pod odzi jest inna. Przypieszy prac wiosa, a z kadym jego zanurzeniem czno suno do przodu pynniej, nie powstrzymywane sterczcymi z wody, czepliwymi odygami, ktre przez cay dzie utrudniay drog. Trawy rozstpoway si, przerzedzay, wreszcie cakiem znikny, a wok Marka swobodnie pyna spieniona woda. Wiedzia, e jest zbyt osabiony na now walk z prdem, tote pozwoli rzece unie si w d i osadzi na brzegu zatoki Delaware. Nastpnego ranka zobaczy ryby. Bardzo ostronie, aby ich nie sposzy, otworzy plecak i wydoby z niego sie, ktr sporzdzi poprzedniej zimy ku uciesze dzieci z doliny. Sie miaa powierzchni p metra kwadratowego i chocia Marek wiczy si w zarzucaniu jej jeszcze w dolinie, wiedzia, e nie ma do wprawy i e pierwsza prba bdzie dla niego zapewne ostatni szans. Uklk w cznie, ktre zaczo dryfowa, skoro tylko odoy wioso, i czeka, a ryby podpyn bliej. - Jeszcze troszeczk - ponagla je szeptem - jeszcze kawaeczek. - W kocu zarzuci sie, a czno zakolebao si niebezpiecznie. Marek poczu ciar w sieci, szarpn, pocign z caej siy i zacz wyawia up. Oniemia z radoci: w sieci wiy si trzy ogromne srebrzyste ryby. Marek ukucn i przyglda si ich nerwowym skokom, Przez dusz chwil nie mia pojcia, co z nimi pocz. Z wolna zacz przypomina sobie wszystko, co kiedykolwiek czyta o oczyszczaniu ryb, suszeniu ich misa na socu, opiekaniu nad ogniskiem... Na brzegu oprawi zdobycz i rozpostar miso na paskich kamieniach, aby ususzyo si w socu. Przyszo mu do gowy, e pod wod mog si kry take i skorupiaki. Ponownie spuci czno na wod, trzymajc si tym razem jak najbliej brzegu. Podpyn do na wp zatopionej skay, pod ktr znalaz koloni ostryg, a no dnie piaszczystej zatoki dostrzeg 128

miczaki, ktre znikny, gdy zmci wod. Pnym popoudniem mia ju spory zapas ostryg i kilogramy miczakw wykopanych z dna zatoki. Ryby niestety nie wyschy. Marek wiedzia, e jeli czego z nimi nie zrobi, wkrtce si zepsuj. Kiedy wpatrzony w zatok gowi si nad problemem przechowywania ryb w stanie wieoci, uwiadomi sobie najprostsze rozwizanie: kry. Jeszcze raz wyprawi si na wod i manewrujc odpowiednio blisko sporej bryy lodu, zdoa opasa j lin i doholowa do brzegu. Z gazek sosny uplt paski koszyk, na spd woy miczaki, potem ostrygi, na wierzchu za uoy ryby. Koszyk umieci na krze, a noem odupa troch okruchw lodu, ktrymi przysypa zapasy. Nareszcie mg odpocz. Prawie cay dzie zszed mu na gromadzeniu poywienia i zabezpieczeniu go przed zepsuciem. Ale Marek nie aowa. Jedzc pniej pieczon ryb i dzikie szparagi by pewien, e jeszcze nigdy w yciu nie mia w ustach czego, co byoby choby w poowie tak dobre. Z miejsca jego biwaku wody Delaware wyglday jak czarna dziura w pospnej puszczy. Od czasu do czasu jaki bezgony pyncy w powietrzu blady cie zakca doskonao czerni. Ld - pomyla Marek. Rzeka bya bardzo wezbrana, drzewa przy brzegach stay w wodzie mogy te skrywa si pod wod, niewidoczne a do ostatniej chwili. Chopcu groziy take skay i inne zasadzki. Rozwaajc ryzyko, na jakie si naraa pync czarn rzek, Marek czu wycznie radosne zadowolenie. Nastpnego ranka spuci czno na wod i ruszy w stron Filadelfii.

Miasta s takie przygnbiajce - myla wpatrujc si w szare ruiny po obu stronach rzeki Schuylkill, Ja okiem sign, ze wszystkich stron rozciga si identyczny krajobraz szarych ruin. Miasto byo spalone, a1e nie tak doszcztnie jak Baitimore. Niektre budynki zdaway si wrcz nietknite, lecz wszdzie krlowaa ta sama szaro, ta sama ohyda zniszczenia. Gdzieniegdzie powyrastay drzewa, ale nawet one byy tu brzydkie, skarlae, cherlawe. Marek poczu ten sam lk, na ktry inni skaryli si w lesie. Czuo si tu czyj obecno, czuo si co wrogiego. Marek zapa si na tym, e co chwila spoglda w ty przez rami, i pocz wiosowa ze zdwojon energi. Zamierza zatrzyma si wkrtce i naszkicowa kilka widocznych z rzeki budynkw. Powinien te chyba, choby dla pozoru, zapuci si troch w - gb ldu. Myla o tym z niechci. Zwolni nieco, aby przypatrze si kpie drzew. Byy tak zdeformowane, e gatunku nie daoby si ustali. Osiki - zdecydowa w kocu Marek. Sprbowa wyobrazi sobie, jak korzenie tych drzew przedzieray si przez beton i stal ulic, po to tylko, by niej natrafi na jeszcze wiksze pokady betonu i stali. A przecie w Waszyngtonie te byy drzewa - myla zanurzajc wioso gbiej, aby omin spor, szczerbat bry lodu. Tamte drzewa wyglday jednak normalnie - a te...

129

Miay niespena poow zwykej wysokoci, byy zdeformowane, o nielicznych i groteskowo wykolawionych gazkach. Marek gwatownie wstrzyma d. Promieniowanie - pomyla, czujc nagy dreszcz. To skutki zatrucia promieniowaniem. W jego wyobrani odyy opisy i fotografie zwierzt i rolin zmienionych przez dziaanie promieni radioaktywnych. Zawrci czno i puci si w d rzeki, do jej zbiegu z Delaware. Mia jeszcze par godzin do zmroku. Po krtkim wahaniu zawrci jednak na pnoc, tym razem zwracajc pilniejsz uwag na zdeformowan rolinno i mnoce si kry lodowe. Min jeszcze jedn kp powanie uszkodzonej rolinnoci. Trzymajc si przeciwlegego brzegu rzeki, wiosowa dalej. Filadelfia cigna si w nieskoczono; ruiny poszczeglnych budynkw prawie niczym si od siebie nie rniy. Od czasu do czasu wida byo skupiska domw praktycznie nietknitych. ale Marek podejrzewa teraz, e to rejony pozamykane w momencie wykrycia radioaktywnoci. Nie wszed do adnego z domw. Z gigantycznych wieowcw pozostay w wikszoci tylko szkielety, ale zachowao si jeszcze wystarczajco duo, aby usprawiedliwi wypraw na wielk skal - pod warunkiem, e budynki nie byy skaone. Marek wiedzia, e ten problem musi pozostawi Barry'emu lub jego modszym braciom. On sam pyn dalej. Znw otoczyy go lasy z rosymi, potnymi, wybujaymi drzewami. W miejscach gdzie rzeka si zwaa, korony drzew stykay si u gry i d suna pod nimi jak w tunelu, w ktrym tylko wioso pluskao o wod, a reszta wiata wstrzymywaa oddech w ciszy pmroku. Kolejna zagadka - pomyla przypatrujc si nabrzeom. Rzeka pyna bardzo wartko, a jednak poziom wody by niski i brzegi wznosiy si miejscami na par metrw. By moe jest to wynik czciowego zatamowania rzeki - trzeba bdzie to sprawdzi przed powrotem do Waszyngtonu... Ju od kilku dni robio si coraz chodniej, a pewnej nocy chwyci mrz. Nazajutrz Marek przepywa przez Trenton, gdzie, podobnie jak w Filadelfii, wszdzie rozcigay si ruiny, a rolinno bya karowata i znieksztacona. Za cen nadoenia kilku kilometrw, opyn miasto nie wysiadajc z czna, ktre opuci dopiero, gdy znalaz si pord normalnie wygldajcych lasw. Wycign d na skarp, zabezpieczy j i uda si pieszo na pnoc. Delaware zbaczaa w tym miejscu na zachd, on za mia dotrze do Nowego Jorku. Tego samego wieczora spad pierwszy deszcz. Marek zostawia za sob wyrane lady, aby wracajc nie musia szuka czna. W ulewnym deszczu posuwa si miarowo, osonity od stp do gw wielk peleryn. Tego wieczora nie znalaz ani kawaka suchego drewna na ognisko, wic u zimn woowin, marzc w duchu o soczystej rybie. Kiedy nazajutrz deszcz nie usta, Marek doszed do wniosku, e gupot byoby i dalej i naraa si na zgubienie drogi w wiecie o rozmazanych granicach, pozbawionych nieba i soca, ktre wyznaczaoby podrnikowi kurs. Znalazszy kp wierkw, schowa si pod najwiksze drzewo i skuli pod sw peleryn, drzemic i budzc si na przemian przez cay nastpny dzie i ca noc. Obudziy go westchnienia drzew oznajmiajce koniec deszczu: drzewa otrzsay si z wody, mruczc co chrem o paskudnej pogodzie i dziwic si 130

chopcu, ktry spa - pord nich. Marek musia przede wszystkim znale soneczn polank, wysuszy zawarto plecaka, peleryn, ubranie, ktre mia na sobie, i mokasyny, wymagajce rwnie natuszczenia... Wyczoga si spod wierka, wyszepta sowo podzikowania i pocz si rozglda za dogodnym miejscem do wysuszenia rzeczy, rozpalenia ogniska, zjedzenia porzdnego posiku. Gdy tego samego dnia trafi na wynaturzon cik, cofn si o kilkadziesit metrw, przykucn i uwanie zlustrowa rozcigajcy si wok las. Od Nowego Jorku dzieli go - jak przypuszcza - jeszcze jeden dzie marszu: trzydzieci kilometrw, moe nieco wicej. Otaczajcy go teraz las by tak gsty, e Marek nie potrafi stwierdzi, czy spustoszenie wrd rolin ograniczao si do jednego tylko miejsca. Cofn si zatem o kilometr, rozbi obz i pogry si w rozmylaniach o najbliszej przyszoci. Musi omija wszystkie miejsca, ktre, jego zdaniem, ulegy napromieniowaniu. W takim razie - ile dni straci jeszcze na kluczenie dookoa Nie mia pojcia. Czas si zatrzyma i Marek nie by ju nawet pewien, ile dni spdzi w lesie, ani jak dawno temu parowiec przycumowa w Waszyngtonie. Pomyla o reszcie - czy nic im si nie stao, czy odnaleli magazyny, wydostali materiay, ktre mieli zabra Wyobrazi sobie; jak brnliby na olep przez skaone tereny Filadelfii, przez t tutaj trucizn. Przeszy go dreszcz. Jeszcze trzy dni wdrowa wzdu granicy rejonu skaenia, zbaczajc to na pnoc, to na wschd, to znowu na pnoc. Do miasta nie zbliy si ani troch. Otacza je piercie mierci. Dotar do rozlegego bagniska, w ktrym nurzay si gnijc martwe drzewa i nie wyrastao nic nowego; dalej nie mg ju pj. Podmoke tereny rozcigay si jak okiem sign ku zachodowi; cuchny sol i zgnilizn, jak achy muu w czasie odpywu. Posmakowa wody czubkiem jzyka i zawrci. Bya sona. Tej nocy temperatura gwatownie spada. Rankiem zobaczy poczerniae drzewa i krzewy. Paaszujc apczywie kukurydz z woowin, Marek zastanawia si, czy znajdzie jeszcze kiedykolwiek naturalne poywienie. Jego zapasy byy na wyczerpaniu: skoczyy si rodzynki, suszonych jabek te ju prawie nie ostao. Z godu nie umrze - tego by pewien - ale mio byoby naje si do syta wieych jarzyn i owocw, zupy z miczakw, gstej od smakowitych kskw biaego misa... Odwrci myli od jedzenia i przypieszy kroku. Posuwa si sprawnie, bez trudu odnajdujc wasne lady wypalone na drzewach jak znaki drogowe: zakrt, tdy prosto. Wsiadszy z powrotem do czna, pody rzek Delaware na zachd, by przekona si, co sprawio, e poziom wody by tak niski i e wszdzie pywa ld, gciejszy teraz ni poprzednio. Pomyla, e to deszcze musiay rozdrobni wiksze bryy. Nieatwo byo pyn na przekr bystremu prdowi, a unoszce si na wodzie odamki lodu czyniy przepraw jeszcze bardziej, niebezpieczn. Teren by tu paski. Morek natychmiast dostrzeg zmiany na rzece. Nurt sta si szybszy, wok czna pienia si teraz biaa woda bystrzyny, a po obu brzegach rzeki teren zdecydowanie si wznis. Rzeka wyobia tu kana, a nieco dalej nastpny. Kiedy jej progi stay si zbyt niebezpieczne dla maej deczki, Marek wydosta czno z wody, ukry je w bezpiecznym miejscu i dalej pody ju pieszo. Wyroso przed nim wzgrze, skpo usiane karowat rolinnoci i kamieniami. Marek podj ostron wspinaczk. Byo bardzo zimno, Drzewa wyglday tu tak, jak w pierwszych dniach marca, a nawet pod koniec lutego. Pczki nabrzmiay, lecz nie byo wida lici - ani 131

skrawka zieleni, prcz czarnozielonych wierkw, przybranych w zimowe igliwie. Na szczycie wzgrza Marek gwatownie wstrzyma oddech. Rozcigaa si przed nim rozlega, olepiajca w socu poa niegu i lodu. Miejscami niene pole sigao brzegw rzeki, gdzie indziej wida je byo w sporej odlegoci, a w grze rzeki, jakie dwa kilometry od miejsca, gdzie zatrzyma si Marek, powsta niemal zator lodowy. Rzeka wygldaa jak czarna wstka wijca si pracowicie przez olepiajce pustkowie. Widok na poudnie zasaniay mu drzewa, ale na pnoc i zachd ogarnia wzrokiem cae kilometry, dostrzegajc jedynie nieg i ld. Biae gry sigay czystobkitnego nieba, dolinom za, odkadajcy si na zboczach nieg nada ksztat misek. Wiatr zmieni kierunek i dmuchn Markowi prosto w twarz; mrz zapiera dech w piersiach, wyciska z oczu zy. Soce nie dawao ciepa. Marek poci si co prawda pod skrzan koszul, ale widok nienego bezmiaru i chd omiatajcego go wiatru wiadczyy o tym, e soce ponioso tu klsk. Ulegajc temu zudzeniu, chopiec zadra gwatownie. Odwrci si i puci w d po stromym zboczu, na kilkanacie metrw przed kocem stoku pocz si zsuwa, wiadom ju od samego pocztku lizgawki, e to niebezpieczne, e poruszone kamienie popdz za nim w pogo, e mog go dopa i zrani, zanim zdoa uskoczy. Na samym dole fikn koza, podskoczy na rwne nogi i rzuci si do ucieczki. Bieg dugo, syszc za plecami hurkot spadajcych gazw. W jego wyobrani haas ten zrs si z obrazem nadcigajcego lodowca, ktry toczy si ku niemu nieodwoalnie, miadc wszystko w proch. Marek fruwa. Wspaniale byo wzbija si w gr i nurkowa ponad drzewami i rzekami. Wznosi si coraz wyej i wyej, a w caym ciele poczu askotanie z nadmiaru emocji. Wykona unik, by omin spienion bia chmur. Kiedy si wyprostowa, wyrosa przed nim nastpna; uchyli si ponownie, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Chmury byy teraz wszdzie, zlay si w wielki biay mur, ktry naciera na chopca ze wszystkich stron. Nie byo gdzie ucieka przed ich atakiem. Znurkowa i uwiadomi sobie, e spada z coraz wiksz prdkoci. Nie wiedzia, jak si zatrzyma. Lecia w d poprzez biel... Marek obudzi si gwatownie, cay drcy i mokry od potu. Ognisko ledwie arzyo si w ciemnoci. Podsyci je pieczoowicie, chuchajc w zgrabiae donie. Kiedy zbutwiae szczapy zaczy si tli, dorzuci gazi, a na koniec grubsze konary. Mimo e wkrtce mia nadej wit, a wraz z nim pora na wygaszenie ogniska, Marek podsyca je tak dugo, a zapono gorcym i jasnym blaskiem. Skuli si tu przy ogniu. Przesta ju dre, ale koszmarna wizja wci go nie opuszczaa; tskni do wiata i ciepa. I bardzo nie chcia by ju sam. Przez cztery dni posuwa si szybko naprzd, a pitego popoudnia dotar do ldowiska w Waszyngtonie, gdzie cumowa parowiec i skd bracia i siostry organizowali wypady do magazynw. Bracia Peter wybiegli mu na spotkanie, zajli si cznem i plecakiem, ani na chwil nie przestajc mwi. - Gary powiedzia, e jak tylko si zjawisz, masz i do magazynu - poinformowa Marka jeden z nich.

132

- Mielimy jak dotd sze wypadkw - dorzuci inny z przejciem. - Poamane rce, nogi, takie tam drobiazgi. Nic z tego, co zdarzao si wczeniejszym grupom. Dajmy rad! - Gary mwi, e pod koniec tygodnia wyruszymy do Baltimore albo do Filadelfii. - Tu jest mapa, zaraz ci pokaemy, w ktrym magazynie oni teraz s. - Mamy ju ze cztery odzie adunku... - Pracujemy na zmian. Cztery dni tutaj, przy sztauowaniu, gotowaniu i tak dalej, a potem cztery dni szperania w magazynach... - Nie jest tak le, mylelimy, e bdzie gorzej. Ciekawe, czemu tamci mieli zawsze tyle kopotw. Morek posuwa si za nimi ociale. - Godny jestem - powiedzia. - Zupa na obiad wanie si gotuje - poinformowa go jeden z braci. - Ale Gary mwi... Marek wymin ich i skierowa si do budynku, w ktrym kwaterowali. Poczu wo zupy. Nala sobie do pena, ale zanim jeszcze skoczy je, ogarna go taka senno, e oczy same mu si zamykay. Chopcy wci trajkotali o swoich sukcesach. - Gdzie tu s sypialnie? - zapyta Marek, znowu ktremu przerywajc. - To ty nie idziesz do magazynu? Przecie Gary mwi... - Nigdzie nie id. Gdzie s ka?

-Z samego rana wyruszamy do Filadelfii - obwieci triumfalnie Gary. - Dobrze si spisae, Marku. Ile czasu zajmie nam przeprawa do Filadelfii? Marek wzruszy ramionami. - Nie wiem, nie szedem pieszo. Pokazaem wam ju, gdzie s tereny podmoke, by moe nie do przebycia. Jeli przedostaniecie si tamtdy, moe wam to zabra osiem, dziesi dni. Ale musicie wzi przyrzdy do pomiaru radioaktywnoci. - Co do tego, mylisz si, Marku. Napromieniowanie jest niemoliwe. Nie bralimy przecie udziau w wojnie, nie stosowano tu adnych bomb. Inaczej starsi by nas uprzedzili. 133

Marek ponownie wzruszy ramionami. - Ufamy, e przeprowadzisz nas tamtdy - umiechn si Gary. Mia dwadziecia jeden lat. - Ja nie id - odpar Marek. Gary i jego bracia wymienili spojrzenia. - Jak to? - zapyta Gary. - Przecie to twj obowizek. Marek pokrci gow. - Moim obowizkiem - zaprzeczy - byo zorientowa si, czy miasta nadal istniej i czy cokolwiek si w nich zachowao. Wiem tyle, e dotarem tam drog wodn. Czy mona przeprawi si ldem - nie mam pojcia. Mam pewno, e tereny te zostay napromieniowane, i zamierzam wrci do doliny, aby zoy o tym meldunek. Gary wsta i zacz zwija map, na ktr przed chwil nanosili bagna, now lini wybrzea, bajoro, w ktre zmienia si wewntrzldowa droga wodna. Nie patrzc na Marka, powiedzia: - Wszyscy uczestnicy tej wyprawy pozostaj, jak wiesz, pod moim dowdztwem. Wszyscy bez wyjtku. Marek ani drgn. - Rozkazuj ci pj z nami - zakoczy Gary i tym razem spojrza Markowi prosto w oczy. Marek potrzsn gow. - Nie zdycie dotrze no miejsce i zawrci przed zmian pogody - powiedzia. - Ani ty, ani twoi bracia, nie wiecie nic o puszczy. Spotkaj was takie same kopoty, jakie mieli czonkowie poprzednich wypraw do Waszyngtonu. Chopcy nie zrobi nic, pki kto im dokadnie nie pokae, co i jak. A jeli wszystko, co zostao w Filadelfii, jest teraz radioaktywne. cigajc to do domu, zabijecie wszystkich mieszkacw doliny. Ja wracam. - Masz sucha rozkazw jak kady, i tyle! - wrzasn Gary. - Pilnujcie go tutaj! - Skin na dwch swoich braci i razem z nimi opuci pokj. Trzech pozostaych pilnowao Marka, ktry siedzia po turecku na pododze, nie zmieniwszy pozycji od pocztku rozmowy. Po jakim czasie Gary wrci, niosc wizk dugich pasm kory brzozowej. Na ten widok Marek wsta i dotkn kory. Pochodzia z jego czna. Gary rzuci mu cay pk pod nogi: - Mam nadziej, e teraz zrozumiae. Wyruszamy z rana. Lepiej si teraz po. Marek opuci ich bez sowa. Poszed nad rzek, eby obejrze zniszczon d. Potem roznieci ognisko, a gdy pono ju jasnym blaskiem, wsun w pomienie jeden koniec odzi i w miar jak czno si spalao, popycha je do przodu, a nie zostao ju nic.

134

Kiedy nazajutrz rano chopcy zebrali si przed budynkiem gotowi rusza do Filadelfii, Marka wrd nich nie byo. Jego plecak znikn, nikt nie potrafi odnale chopca. Gary, bardzo rozgniewany, porozumia si z brami i wsplnie postanowili rusza bez Marka. Mieli przecie dobre mapy, przez niego samego korygowane, chopcy otrzymali solidne przeszkolenie. Nie byo waciwie adnego powodu, aby mieli si czu zaleni od czternastolatka. Wyruszyli, lecz dobry nastrj nie powrci. Marek obserwowa ich z pewnej odlegoci i przez cay dzie nie spuszcza z oka. Kiedy wieczorem rozbili swj pierwszy obz w gbi lasu, usadowi si na pobliskim drzewie. Z satysfakcj zauway, e chopcy poczynaj sobie cakiem niele. Dopki grupy si nie porozdzielaj, nic im nie grozi. Natomiast bracia Gary byli wyranie zdenerwowani. Podrywali si na kady dwik. Odczeka, a obz si uspokoi, po czym, siedzc tak wysoko, te niezauwaony mg obserwowa ich z gry, zacz wydawa guche jki. Z pocztku nikt nie zwraca na niego uwagi, w kocu jednak Gary i jego bracia jli popatrywa nerwowo w las i wymienia spojrzenia. Marek jkn goniej. Wrd chopcw zapanowao poruszenie. Wikszo z nich zdya ju zasn, nim Marek rozpocz swj koncert, Teraz ogarno ich nerwowe podniecenie. - Din! - wy Marek coraz goniej. - Din! Din! - Wtpi, czy ktokolwiek moe jeszcze spa. - Din ostrzega: wracajcie! - nawoywa guchym gosem, przesaniajc usta doni. Powtarza te sowa po kilka razy, dodajc zawsze na koniec przeraliwy, wznoszcy si jk. Po jakim czasie dorzuci jeszcze jedno sowo: - Zguba. Zguba. Zguba. W rodku czwartej "zguby" urwa gwatownie. Nawet i on poczu wytone nasuchiwanie lasu. Bracia Gary weszli z pochodniami midzy drzewa, szukajc rda odgosw w pobliu obozu. Trzymali si bardzo blisko siebie. Wikszo chopcw skupia si ciasno przy ogniskach. Mino sporo czasu, nim wszyscy poukadali si na nowo, prbujc powtrnie zasn. Marek zdrzemn si w koronie drzewa, a ocknwszy si, powtrzy sowa ostrzeenia, znw przerywajc w p sowa, chocia sam nie wiedzia, dlaczego "zgu" jest o tyle groniejsze od "zguby". Jeszcze raz odbyty si bezowocne poszukiwania, podsycono ogniska, chopcy usiedli przejci strachem. Tu przed witem, gdy w lesie byo najciemniej, Marek j si zanosi piskliwym, nieludzkim miechem, ktry zdawa si nie ze wszystkich stron rwnoczenie. Dzie wsta chodny i wilgotny, gsta mga z upywem godzin podniosa si - tylko nieznacznie. Marek kry wok suncej z wysikiem grupy, szepczc swe ostrzeenia to spoza nich, to z przodu, to z lewej strony, to z prawej, to znowu z gry. Po poudniu chopcy ledwie si ju wlekli, rozmawiajc otwarcie o zbojkotowaniu rozkazw Gary'ego i powrocie do Waszyngtonu. Marek z satysfakcj zauway, e dwaj bracia Garyego stali po stronie zbuntowanych chopcw. - Huuu! Din! - zawy, na co dwie grupy wykonay w ty zwrot i rzuciy si do ucieczki. Din! Zguba! Do uciekajcych przyczali si inni, nie baczc na krzyki Gary'ego, ktry te w kocu, razem z brami, popieszy z powrotem.

135

Marek odszed, miejc si sam do siebie, i skierowa swe kroki na zachd, ku dolinie.

Bruce stan nad picym chopcem. - Wyjdzie z tego? Bob kiwn gow. - Ju kilka razy by na granicy przebudzenia, ale przez cay czas mamrota tylko co o niegu i !odzie. Rozpozna mnie, kiedy go rano badaem. Bruce przyj jego monolog kiwniciem gowy, Marek spa ju ponad trzydzieci godzin. Pod wzgldem fizycznym by daleki od niebezpieczestwa, prawdopodobnie niebezpieczestwo takie nigdy mu nie grozio. Potrzebowa jedynie odpoczynku i przyzwoitego jedzenia, aby wszystko mogo wrci do normy. Ale rednie o biaym murze wyglday na chorob. Barry kaza wszystkim zostawi chopca, pki si sam nie obudzi. On sam spdza przy Marku prawie cae dnie. Obieca wrci za godzin. Pki Marek spa, nikt nie mia przy nim nic do roboty. Tego samego popoudnia Barry posa po brata Andrew, ktry prosi, aby go zawiadomi, gdy Marek zacznie mwi. Siedzc po obu stronach ka, patrzyli, jak chopiec porusza si i wydobywa z przepastnego snu, ktry ukoi go tak gboko, e Marek wyglda jak martwy. Chopiec otworzy oczy i ujrza Barry'ego. - Nie oddawajcie mnie do szpitala - poprosi omdlewajcym gosem i znw zamkn oczy. Po chwili otworzy je ponownie i obieg wzrokiem pokj, zatrzymujc si znowu na Barrym. - Ja ju jestem w szpitalu, prawda? Co mi jest? - Nic a nic - uspokoi go Barry. - Stracie przytomno z powodu przemczenia i niedoywienia - tylko tyle. - W takim razie chciabym wrci do swojego pokoju rzek Marek, usiujc si podnie. Barry powstrzyma go agodnie. - Nie bj si mnie, Marku, prosz. Obiecuj, e nie zrobi ci krzywdy ani teraz, ani kiedykolwiek. Obiecuj. - Chopiec przez chwil opiera si naciskowi jego doni, w kocu

136

jednak rozluni minie. - Dzikuj ci, Marku - rzek Barry. - Czy masz ochot zacz mwi ju teraz? Marek kiwn gow. - Pi mi si chce - powiedzia. Wypi apczywie i zacz opowiada o swojej wyprawie na pnoc. Opowiada ze wszystkimi szczegami, nie pomin nawet historii o straszeniu Gary'ego i jego braci i o zawrceniu ekspedycji. Dostrzeg, e w tym punkcie opowieci Andrew zacisn wargi, ale nie odwracajc oczu od Barry'ego docign opowie do koca. - A potem wrcie - podsumowa Barry. - W jaki sposb - Przez lasy. Zbudowaem tratw, eby przeprawi si na drugi brzeg rzeki. Barry pokiwa gow. Chciao mu si paka, chocia nie wiedzia dlaczego. Poklepa Marka po ramieniu. - Wypocznij sobie teraz - powiedzia. - A im przekaemy wiadomo, eby siedzieli w Waszyngtonie, pki nie wytrzaniemy skd licznikw Geigera. - Wykluczone! - sprzeciwi si Andrew, gdy ju zamknli drzwi. - Gary mia wit racj obstajc przy wyprawie do Filadelfii. Ten chopak w cigu jednej nocy zmarnowa dorobek caorocznego szkolenia.

- Ja take jad - owiadczy Barry. By teraz z Markiem w Waszyngtonie. Razem nimi przybyo i dwch modszych lekarzy. Wrd najmodszych czonkw wyprawy panowao przeraenie i baagan; prace wstrzymano, wszyscy siedzieli w budynku, oczekujc nowych instrukcji. - Kiedy oni wyszli po raz drugi - zapyta Barry. - W dzie po tym, jak tu wrcili - odpar jaki, may chopczyk. - Czterdziestu chopakw! - mrukn pod nosem Barry. - I szeciu osw. - Zwrci si do Marka: - Czy wskramy cokolwiek wyruszajc ich ladem jeszcze dzi po poudniu? Marek wzruszy ramionami. - Wystarczy, jak pjd sam. Mam i?

137

- Nie, nie sam. Anthony i ja pjdziemy z tob, a Alistair zostanie tutaj i rozkrci robot na nowa. Marek spojrza na obu lekarzy z powtpiewaniem: Anthony by blady, Barry - wyranie zdenerwowany. - Maj jakie dziesi dni wyprzedzenia - oceni. - Jeli nie zgubili drogi, s ju pewnie w miecie. Nie sdz, eby czynio to wielk rnic, czy wyruszymy ju teraz, czy poczekamy do rana. - A zatem rano - zakoczy rozmow Barry. - Jeszcze jedna przespana noc dobrze ci zrobi. Posuwali si szybko. Od czasu do czasu Marek pokazywa pozostaym, gdzie chopcy obozowali, gdzie zboczyli ze szlaku, gdzie dostrzegli swj bd i skierowali si znowu we waciw stron. Drugiego dnia Marek szed z zacinitymi ustami i gniewn min, ale nie mwi nic a do wieczora. - Odchodz za bardzo no zachd, coraz dalej od waciwej trasy - oznajmi wreszcie. Jeeli nie skieruj si znowu na wschd, mog omin Filadelfi. Na pewno starali si okry bagna. Barry by zanadto zmczony, aby si tym przejmowa. Anthony za tylko chrzkn niepewnie. Dobrze przynajmniej - pomyla Barry wycigajc si przy ognisku e musieli by wieczorami za bardzo zmczeni, eby nasuchiwa dziwnych odgosw lasu. Usn, zanim zdy sformuowa t myl do koca. Czwartego dnia Marek zatrzyma si i z trwog popatrzy przed siebie. W pierwszej chwili Barry niczego szczeglnego nie dostrzeg, ale zaraz uwiadomi sobie, e patrz wszyscy na kp skarlaych roslin, o jakich mwi Marek. Anthony wyj z plecaka licznik Geigera, ktry natychmiast zacz tyka. Im dalej si posuwali, tym intensywniej pracowa licznik. Marek prowadzi ich lew stron, zachowujc spor odlego od napromieniowanego terenu. - Oni tam weszli, prawda? - spyta Barry. Marek potwierdzi ruchem gowy. Trzymali si z dala od rejonu skaenia, a kiedy licznik wcza alarm, zbaczali na poudnie, a ostrzegawcze sygnay straciy na sile. Podczas nocnej rozmowy postanowili wdrowa na zachd, aby okry skaony teren i - jeli to bdzie moliwe - dosta si do Filadelfii od drugiej strony. - Ale wtedy trafimy na niene pola - ostrzeg ich Marek. - Nie boisz si chyba niegu, co - zaartowa Barry. - Ja nie. - No to w porzdku. Jutro ruszamy na zachd, a jeli do wieczora nie uda nam si skrci na pnoc, zawrcimy i poprbujemy drogi na wschd - moe w ten sposb natrafimy na jaki lad.

138

Przez cay dzie towarzyszyy im w drodze przelotne deszcze, a temperatura obniao si z godziny na godzin, tak e gdy wieczorem rozbijali obz, bya ju bliska zero. - Daleko to jeszcze - zapyta Barry. - Jutro - odpar Morek. - Powchaj: ju czu. Barry czu jedynie wo ogniska, wilgotnego drewna i gotujcego si jedzenia. Przyjrza si bacznie Markowi i pokrci gow. - Ja ju nie chc dalej i - owiadczy raptownie Anthony. Sta przy ognisku przesadnie wyprostowany, z wyrazem napitej czujnoci na twarzy. - To tylko rzeka - objani Marek. - Musi by ju cakiem niedaleko. Na wszystkich rzekach jest teraz kra, ktra od czasu do czasu wali w brzegi. 1o jest ten odgos, ktry syszysz. Anthony usiad, ale jego twarz nie pozbya si wyrazu napicia. Nazajutrz znw skierowali si na zachd. W poudnie weszli midzy wzgrza, pewni, e skoro tylko dostan si tak wysoko, aby drzewa przestay im zasania, zobacz nieg - jeli nieg w ogle tam by. Stanli na szczycie w osupieniu i Barry poj koszmary, ktre drczyy Marka. Na granicy niegu drzewa byy zwarzone, jak w rodku zimy. Te, ktre rosy dalej, byy ju do poowy zagrzebane w niegu, a ich nagie gazie sterczay nieruchomo, czsto pod nienaturalnym ktem, wiadczc o tym, e drzewa nie trzymay si ju gleby i tylko nieg chroni je przed upadkiem. Jeszcze dalej w ogle nie byo wida drzew, tylko nieg. - Rozprzestrzenia si - zapyta Barry zduszonym gosem. Nie byo odpowiedzi. Po jakim czasie caa trjka odwrcia si i popieszya w d t sam drog, ktr przybyli. Kiedy okrali Filadelfi od strony wschodniej, licznik Geigera cay czas kaza im si trzyma z dala od miasta, do ktrego nie zbliyli si bardziej ni poprzednio, idc od strony zachodniej. Wtedy wanie znaleli pierwsze ciaa. Chopcy szli w szeciu. Dwch upado blisko siebie, a pozostaa czwrka, pozostawiwszy ich, usza jeszcze niecay kilometr i take nie wytrzymaa. Wszystkie ciaa byy radioaktywne. - Nie zbliaj si - ostrzeg Barry Anthonyego, ktry zamierza wanie klkn przy pierwszych zwokach. - Nie wolno ich dotyka - doda. - Powinienem by zosta - szepn Marek, wpatrujc si osupiaym wzrokiem w rozcignite na ziemi ciaa. Na twarzach martwych chopcw widniay lady bota. - Nie trzeba byo ich zostawia. Powinienem by wrci i upewni si e dalej nie pjd. Trzeba byo zosta. Barry potrzsn go za rami, ale Marek nie odwraca wzroku, powtarzajc w kko: - Trzeba byo z nimi zosta. Trzeba byo... - Barry z caej siy uderzy go w twarz, raz i drugi, a Marek skry gow w ramionach i chwiejnym krokiem zacz ucieka od cia, od Barryego i Anthonyego, wpadajc przy tym na drzewa i zarola. Barry popieszy za nim i powstrzyma go za rami. 139

- Marek! Dosy tego! Dosy, syszysz! - Potrzsn chopcem z caej siy. - Wracamy do Waszyngtonu. Policzki Marka lniy od ez. Odtrci donie Barry'ego i ruszy z powrotem, nie patrzc wicej na ciaa.

Barry z Brucem czekali na brata Andrew i Anthonyego, ktrzy zayczyli sobie - a waciwie zadali - rozmowy z nimi. - Znowu chodzi o niego, tak - zapyta Bruce. - Tak sdz. - Co trzeba bdzie zrobi - rzek Bruce. - Obaj wiemy, e tak dalej by nie moe. Nastpnym razem zwoaj posiedzenie rady, i tyle. Barry wiedzia o tym. Andrew i jego brat weszli i zajli miejsca. Miny mieli ponure i ze. - Nie przecz, e chopiec mia cikie lato - wypali Andrew. - Nie o to teraz chodzi. Rzecz w tym, e przeycia odbiy si na stanie jego umysu. Zachowuje si w sposb infantylny i nieodpowiedzialny, czego nie wolno nam po prostu tolerowa. Takie spotkania stay si od koca lata regu. Marek naznaczy miodem drk od znajdujcego si na zboczu mrowiska do kwatery braci Andrew - i mrwki z niej skorzystay. Marek nasczy wszystkie zapaki, jakie wpady mu w rce, roztworem soli, osuszy je starannie i popakowa z powrotem do pudeek, po czym z kamienn twarz przyglda si, jak starsi bracia, jeden po drugim, usiuj wykrzesa z nich ogie. Marek pozabiera z dormitoriw wszystkie wizytwki. Powiza nogi picym braciom Patrick i zawoa, eby natychmiast wstawali. - Tym razem posun si za daleko - cign Andrew. - Ukrad te te skierowania do szpitala i wysya dziesitki kobiet na testy ciowe. Dziewczyny wpadaj w panik, a personel szpitala i tak jest przeciony prac. Nikt nie ma czasu zajmowa si podobnymi wariactwami. - Porozmawiamy z nim - obieca Barry. - To ju nie wystarczy! Rozmawiacie z nim za kadym razem. Za kadym razem on obiecuje, e tego czy owego ju nigdy nie zrobi, po czym robi co znacznie gorszego. Jego cige ekscesy nie pozwalaj nam normalnie y! - Chopiec przey tego lata seri powanych wstrzsw. Obciylimy go te nadmiern jak na jego wiek odpowiedzialnoci. Ma straszliwe poczucie winy z powodu mierci tamtych 140

dzieci. Nietrudno zrozumie, czemu w tej sytuacji powraca do infantylnych reakcji. Dajcie mu jeszcze troch czasu, aby si ze wszystkim upora. - Wykluczone! - Andrew zerwa si z krzesa byskawicznym, penym wciekoci ruchem. - Nie! Koniec z dawaniem czasu! Co on wymyli nastpnym razem? - Popatrzy na brata, a tamten skin gow. - To my jestemy celami jego atakw. Nie wy, nie ktokolwiek inny, tylko my. Skd u niego ta wrogo wobec mnie i moich braci - nie wiem, ale takie s fakty, a my nie mamy zamiaru przejmowa si tym chopakiem bez przerwy, zastanawia si cigle, co znw strzeli mu do gowy. Barry wsta. - A ja wam powtarzam, e to zaatwi. Andrew przez moment patrzy na niego wyzywajco, a w kocu rzek: - Prosz bardzo. Tylko pamitaj. Barry, e to si musi skoczy. Natychmiast. - Skoczy si. Modsi bracia wyszli. Bruce usiad z powrotem. - Co masz zamiar zrobi? - Sam nie wiem. Wszystkiemu winne to jego odosobnienie. Nie moe si przed nikim wygada, z nikim si nie bawi... Trzeba go zmusi, eby wcza si przynajmniej w te czynnoci, przy ktrych inni go zaakceptuj. Bruce zgodzi si. - Na przykad bal sistr Winona z okazji osignicia dojrzaoci. To w przyszym tygodniu. Tego samego dnia Barry zawiadomi Marka, e ma by obecny na balu. Marek nigdy formalnie nie wszed w doros spoeczno, nie wydano by przecie specjalnego balu na jego cze. Pokrci gow. - Nie, dzikuj, wolabym nie. - Ja ci nie zapraszam - rzek z naciskiem Barry. - Ja ci ka tam by i bawi si jak inni. Zrozumiano? Marek spojrza na niego z ukosa. - Rozumiem, ale nie chc tam pj. - Skoro tak, to wynosisz si natychmiast z tego ciepego gniazdeczka, zostawiasz tu swoje ksiki i swoj samotno, a wracasz do naszego pokoju albo do sal wykadowych, jeli zabraknie ci akurat wasnych zaj. Teraz rozumiesz? 141

Marek kiwn gow, ale nie popatrzy wicej na Barry'ego. - W porzdku - rzek z naburmuszon min. Kiedy Marek przekroczy prg auli, bal ju trwa. Widocznych w przeciwlegym kracu sali tancerzy dzielia od Marka spora grupka rozchichotanych dziewczt. Odwrciy si ku niemu, a jedna odczya si od grupy i podesza bliej. Usyszawszy za plecami chichoty, daa siostrom znak, aby si uciszyy, ale na prno. - Hej, Marku powitaa chopca. - Nazywam si Susan. Nim zdy poj, co si dzieje, dziewczyna zsuna z doni bransoletk i zacza wciska j na jego rk. Bransoleta ozdobiona bya szecioma misternymi ukami. - Nie. - Marek popiesznie cofn rk. - Ja... Przepraszam. Nie. - Odwrci si i wybieg z sali, syszc za sob chichot dziewczt, jeszcze dononiejszy ni poprzednio. Pobieg na przysta. Nie trzeba byo ucieka - myla wpatrujc si w czer wody. Susan i jej siostry miay po siedemnacie lat. Przez jedn noc nauczyyby go wszystkiego, a on, gupi, odwrci si i zwia. Muzyka przybieraa na sile; niedugo odbdzie si uczta, po ktrej pary i grupki zaczn si oddala z sali - wszyscy oprcz Marka i dzieci, ktre nie dorosy jeszcze do zabaw na macie. Na myl o Susan i jej siostrach robio mu si na przemian gorco i zimno. - Marek? Marek zesztywnia. Nie poszy chyba za mn? - pomyla w panice. - To ja, Rose - powiedziaa dziewczyna. - Nie dam ci bransolety, chyba e sam o ni poprosisz. Zbliya si do niego, a wtedy Marek zwrci twarz ku rzece, udajc, e czego tam wypatruje. Nie chcia, aby dziewczyna dostrzega w ciemnoci jego twarz i rumieniec, ktrym ttni kark i policzki. Rose - myla - jego rwieniczka, jedna z dziewczt, ktre bray udzia w lenym szkoleniu. Rumieniec i zaenowanie z jej powodu oznaczay dla Marka znacznie wiksz zniewag ni ucieczka przed siostrami Susan. - Nie przeszkadzaj - burkn. - Rozumiem. Widziaam, co si stao. Ale nie przejmuj si. One nie powinny byy tak si zachowywa, nie wszystkie naraz. Mwiymy im. Marek nie odpowiada. Rose stana tu przy nim. - Niczego tam nie wida, prawda? - Prawda. Przezibisz si tutaj. - Ty te. - Czego chcesz? 142

- Niczego. Za rok latem nie bd ju za maa na udzia w wyprawie do Waszyngtonu albo do Filadelfii. Odwrci si wcieky. - Id do swojego pokoju. - Czym ci tak rozgniewaam? Nie chcesz, ebym jechaa do Waszyngtonu? Nie lubisz mnie? - Lubi. Cze. Rose pooya mu do na ramieniu i Marek zatrzyma si, czujc, e z powodu tej doni nie moe zrobi ani kroku. - Czy mog pj z tob do twojego pokoju? - zapytaa gosem tej samej dziewczynki, ktra w lesie chciaa wiedzie, czy wszystkie grzyby s trujce, czy stworki w drzewach podpowiadaj Markowi, ktr obra drog, i czy naprawd potrafi on sta si niewidzialny, kiedy zechce. - A potem wrcisz do swoich sistr i bdziesz si ze mnie namiewa tak samo jak Susan zaperzy si Marek. - Wcale nie! - szepna. - Nigdy! Susan te nie miaa si z ciebie. One wszystkie byy przeraone, bardzo si denerwoway. Najbardziej wystraszona bya Susan, bo to do niej wanie naleao zaoenie ci bransolety. Nikt nie mia si z ciebie. Mwic to pucia jego rami i cofna si o krok, potem drugi. Marek widzia teraz nieostry, blady zarys jej twarzy. Kiedy mwia, potrzsaa gow. - Przestraszone? Jak to: przestraszone? - Umiesz robi rzeczy, ktrych nikt inny nie potrafi. - Rose mwia cicho, prawie szeptem. - Robisz przedmioty, jakich nikt nigdy nie oglda, opowiadasz historie, ktrych nikt nigdy nie sysza, potrafisz znika i wdrowa po lesie jak wiatr. Jeste inny ni wszyscy chopcy. I inny ni doroli. Inny ni my wszyscy. I wiemy, e adna z nas ci si nie podoba, bo nikogo nie bierzesz do ka. - Dlaczego za mn przysza, skoro tak si boisz? - Nie wiem. Zobaczyam, jak uciekasz i... nie wiem. Znw poczu, jak zalewa go fala gorca, i ruszy przodem. - Moesz i ze mn. Wszystko mi jedno - rzuci szorstko, nie ogldajc si na dziewczyn. - Id do siebie. Pulsowanie w uszach nie pozwalao mu sysze jej krokw. Szed popiesznie, szerokim ukiem omijajc aul, ze wiadomoci, e Rose musi biec, aby dotrzyma mu kroku. Aby unikn spaceru jasno owietlonym korytarzem w asycie depczcej mu po pitach dziewczyny, postanowi wej do szpitala tylnymi drzwiami. Przed wejciem uchyli je i 143

zerkn do rodka, po czym puci drzwi i prawie biegiem dotar do pokoju, syszc za sob jej popieszne kroki. - Co ty robisz? - zapytaa, stajc w drzwiach. - Zasaniam okno - odpar syszc irytacj we wasnym gosie. - eby nikt nas nie widzia. Czsto to robi. - Ale dlaczego? Schodzc z krzesa stara si na ni nie patrze, ale z kad chwil przyapywa si na tym, nie obserwuje Rose. Zdejmowaa wanie dug szarf, ktra owijaa jej szyj; krzyowaa si na piersiach i kilkakrotnie opasywaa tali. Szarfa bya granatowa, koloru jej oczu. Wosy Rose miay odcie jasnobrzowy. Marek przypomnia sobie, e latem byy cakiem jasne. Nos i ramiona miaa usiane piegami. Uporawszy si z szarf, Rose uniosa tunik i cigna j z siebie jednym ruchem. Palce Marka nagle si oywiy i bez udziau woli zaczy i jego rozbiera z tuniki. Duo pniej ona powiedziaa, e musi ju i, a on poprosi, eby jeszcze troch zostaa. Leeli w pnie, ramiona Marka mocno obejmoway dziewczyn. Kiedy powtrnie sprbowaa wsta, Marek obudzi si na dobre. - Jeszcze nie - poprosi. Za trzecim przebudzeniem powita go wit i widok Rose nacigajcej tunik. - Musisz przyj znowu - zada Marek. - Dzisiaj po kolacji. Dobrze? - Dobrze. - Obiecaj. Nie zapomnisz? - Nie zapomn. Obiecuj. Patrzy, jak okrca si szarf, a kiedy wysza, odsoni okno, by za ni popatrze. Musiaa jednak przej przez korytarz i wyj z drugiej strony, bo jej nie zobaczy. Odwrci si na drugi bok i znw zapad w sen. Nareszcie jestem szczliwy - myla Marek. Nocne koszmary si skoczyy, przesta go drczy powracajcy nieoczekiwanie lk. Tajemnice znalazy swe wyjanienie i chopiec zrozumia, o co chodzio autorom piszcym w ksikach o deniu do szczcia, jakby to szczcie byo celem, do ktrego wiedzie wytrwao. Patrzy teraz na wiat nowymi oczami, a wszystko, co widzia, zdawao mu si pikne i dobre. W dzie, siedzc nad ksik, przerywa nagle nauk i z przeraeniem myla, e moe jej ju nie ma, e znikna, wpada do rzeki, co jej si stao. Rzuca wtedy kad robot i bieg od budynku do budynku w poszukiwaniu Rose - nie eby do niej przemwi, po prostu, by j zobaczy i upewni si, e nic jej nie grozi. Czasem odnajdywa j z siostrami w kafeterii i policzywszy wszystkie z daleka, wypatrywa tej jednej, wyrnionej czym szczeglnym a nieuchwytnym. 144

Przychodzia do niego co noc i uczya tego, czego j sam nauczyy siostry i inni mczyni, a uniesienie Marka signo takich szczytw, e dziwi si, jak inni to przed nim wytrzymywali, jak on sam zdolny by wytrzyma takie napicie. Po poudniu Marek bieg do starego domu, gdzie robi medalion dla Rose. Medalion przedstawia soce, mia pi centymetrw rednicy i wykonany by z gliny. Na trzy warstwy tej farby Marek naoy jeszcze czwart. W starym domu przeczyta ponownie fragmenty ksiek dotyczcych fizjologii, reakcji seksualnych, kobiecoci - wszystkiego, co w jaki sposb odnosio si do jego szczcia. Pewne bliskiej nocy ona powie "nie", a on da jej ten medalion, eby pokaza, e wszystko rozumie. I bdzie jej czyta. Poezj. Sonety Szekspira albo Wordswortha - co delikatnego i romantycznego. A potem nauczy j gra w szachy i tak upywa bd ich plantoniczne wieczory - na nauce wszystkiego o sobie nawzajem. Siedemnacie nocy - myla czekajc na jej przyjcie. - Ju siedemnacie nocy. Okno zasonite, pokj wysprztany, wszystko gotowe. Kiedy drzwi si otworzyy i stan w nich Andrew, Marek podskoczy ogarnity panik. - Co si stao? Co niedobrego z Rose? Co jest? - Prosz ze mn - przerwa mu surowo Andrew. Zza jego plecw patrzy na Marka ktry z braci. - Powiedzcie mi, co si stao! - wrzasn Marek, prbujc przecisn si midzy nimi. Lekarze pochwycili go za ramiona i przytrzymali. - Zaprowadzimy ci do niej - rzek Andrew. Marek przesta si wyrywa. Przeszy go jaki nieznany chd. Bez sowa przemierzyli budynek, wyszli przeciwlegymi drzwiami i wydron w niegu ciek udali si do jednego z dormitoriw. Marek szarpn si znowu, ale natychmiast opanowa zdenerwowanie i pozwoli si doprowadzi do jednego z pokoi. Przy drzwiach Andrew da mu lekkiego kuksaca, aby sam wszed do rodka. - Nie! - wrzasn Marek. - Nie! Widzia przed sob kbowisko nagich cia, ktre robiy to wszystko, o czym mwia mu Rose. Na jego rozpaczliwy krzyk dziewczyna - jak i wszyscy pozostali - uniosa gow, ale on i bez tego wiedzia od razu e to wanie j wyowi wzrokiem spord reszty. Klczaa, za ni ktry z braci; oderwaa si wanie od jednej ze swych sistr. Widzia, e poruszaj ustami; musieli co mwi, krzycze. Odwrci si i wybieg, Andrew zagrodzi mu drog, jego usta poruszay si w byskawicznym tempie. Marek zacisn pi i rbn z caej siy, najpierw w twarz brata Andrew, a potem tego drugiego.

145

- Gdzie on jest? - denerwowa si Barry. - Dokd mg pj w rodku nocy? - Nie mam pojcia - odpar naburmuszony Andrew. Wargi mia spuchnite i obolae. - Nie wolno byo tego robi! Wiedziae chyba, e skoro pierwszy raz zasmakowa seksu, mg dosta mapiego rozumu. Sdzie, e zniesie to inaczej? Nigdy przedtem si nie kocha! Po co ta gupia dziewucha do ciebie przysza? - Nie wiedziaa, co ma robi. Baa si mu odmwi. Prbowaa tumaczy, ale on nie chcie nawet sucha. Kaza jej do siebie przychodzi noc w noc. - Dlaczego nie zwrcie si z tym do nas? - W gosie Barry'ego bya gorycz. - Dlaczego uznae, e najlepszym lekarstwem bdzie szok? - Przewidywaem, e kaesz mu da spokj. Tak robisz przy wszystkich jego wybrykach. "Dajcie mu spokj, wszystko si samo wyjani". Nie wydawao mi si prawdopodobne. aby i tym razem mogo samo min. Barry podszed do okna i wyjrza w czarn, zimn noc. Na ziemi leaa metrowa warstwa niegu, a temperatura bya bliska zera. - Wrci, jak troch podmarznie - zawyrokowa Andrew. - Wrci wcieky na nas wszystkich, a zwaszcza na mnie ale wrci. Oprcz nas nie ma nikogo. - I Andrew bez poegnania opuci pokj. - Ma racj - powiedzia Bruce. W jego gosie draa nutka wielkiego znuenia. Barry spojrza na niego z ukosa, a potem na reszt braci, ktrzy podczas caej relacji brata Andrew zachowywali milczenie. Wszyscy byli rwnie jak on zatroskani o Marka i tak samo jak on zmczeni nie koczcym si pasmem kopotw z jego powodu. - Do starego domu nie mg pj - odezwa si po chwili Bruce. - Wie przecie, e zamarzby tam na ko: komin zablokowany, nie mona rozpali ognia. Pozostaje las. Nawet on nie wytrzyma w lesie noc przy tej pogodzie. Andrew rozesa dwunastu modszych braci na poszukiwanie Marka do wszystkich budynkw, nawet na oddzia reproduktorek. Druga grupa udaa si do starego domu. Ale Marek przepad jak kamie w wod. Tu przed witem nieg zacz pada na nowo.

146

Marek odkry grot cakiem przypadkowo. Zbierajc kiedy jagody na wzgrzu koo farmy, poczu na goych nogach zimny strumie powietrza i odszuka jego rdo. W cianie wzgrza by otwr przesonity - z wyjtkiem niewielkiej szpary - dwoma zomami wapienia. Groty cigny si dugim pasmem pod wzgrzami. Marek odkry ju wczeniej kilka innych jaski; take laboratoria mieciy si w jaskini. Ostronie podkopa od tyu jedn z wapiennych pyt, otwierajc tym samym wejcie do groty na tyle, aby prze, cisn si do wewntrz. Trafi na wski korytarz, a za nim na skaln komnat; za ktr znw by korytarz, prowadzcy do drugiej, wikszej sali. Przez lata, ktre upyny od dokonania odkrycia, Marek gromadzi w jaskini drewno na opa, ubrania, koce i ywno. Tej nocy lea skulony w drugiej komnacie i, oczami bez ladu ez wpatrywa si w rozpalone niedawno ognisko, pewien, e w tej kryjwce nikt go nie odnajdzie. Nienawidzi ich wszystkich, a najbardziej braci Andrew. Poczeka, a nieg stopnieje, i ucieknie std raz na zawsze. Uda si na poudnie. Zbuduje nowe czno, tym razem dusze, piciometrowe, i ukradnie tyle zapasw, ile mu bdzie potrzeba. Popynie a do Zatoki Meksykaskiej. Niech sobie sami szkol swoich chopcw i dziewczyny, niech szukaj magazynw, niech trafiaj, jeli im si uda, na niebezpieczne tereny skaone. Najpierw puci ca dolin z dymem. A potem odejdzie. Wpatrywa si w ogie, a zaczo mu si zdawa, e to pon jego oczy. W jaskini nie byo sycha adnych odgosw poza trzaskami i cichymi wybuchami pomieni. Blask ognia lizga si po stalaktytach i stalagmitach, barwic je na czerwono i zoto. Dym omija twarz Marka, powietrze byo przyjemne, a przez kontrast z chodem nocy niemal ciepe. Przypomnia sobie, jak razem z Molly ukrywali si na zboczu w pobliu wejcia do jaskini, cigani przez Barryego i jego braci. Na myl o Barrym zacisn zby. Barry, Andrew, Warren, Ethan... Wszyscy ci lekarze s jednakowi. Jake ich nienawidzi! Otuli si kocem, a kiedy zamkn oczy, znw ujrza Molly: agodnie umiechnit, przy grze w warcaby, przy wykopywaniu gliny do rzebienia. Poczu przypyw ez. Nigdy przedtem nie zwiedza jaskini poza drug komnat, teraz jednak podj systematyczne wyprawy w jej gb. Z komnaty, w ktrej zamieszka, byo kilka wyj. Marek bada je kolejno, pki nie natrafi na zawalony korytarz, osypisko, czy te strop nazbyt wysoki, aby udao si dosign ewentualnych szczelin. Chodzi z pochodniami i nie uwaa specjalnie, gdzie stpa: byo mu wszystko jedno, czy upadnie, czy nie, czy dostanie si w zasadzk, czy te j ominie. Straci rachub dni spdzonych w grocie: kiedy by; godny jad, kiedy chciao mu si pi - szed do wyjcia i zgarnia troch niegu, ktry nastpnie topi przy ogniu. Kiedy by picy, kad si spa. Podczas jednej z ostatnich wypraw terenoznawczych posysza szmer pyncej wody. Wiedzia, e zaszed daleko, jakie dwa kilometry. Moe trzy. Sprbowa sobie przypomnie, jak dugo miaa pochodnia, kiedy z ni wyrusza: bya ledwie nadpalona, teraz za zostaa z niej raptem jedna trzecia. Zapasow pochodni mia przytroczon do pasa na wszelki 147

wypadek, lecz nigdy jeszcze nie zawdrowa tak daleko, aby musia jej uy w drodze powrotnej. . Drug pochodni zapali jeszcze przed dojciem do podziemnej rzeki. Z nagym oywieniem uwiadomi sobie, e musi to by ta sama rzeka, ktra przepywa przez jaskini laboratorium. Byby to wic jeden system jaski, nawet jeli poza poczeniem wyobionym przez rzek nie istniao midzy grotami adne inne przejcie. ledzi bieg rzeki, pki nie znikna w skalnym otworze; gdyby chcia dosta si dalej, musiaby pyn. Przykucn i bacznie przyjrza si otworowi w cianie. Wanie przez taki otwr rzeka wpadaa do laboratorium. Postanowi, e nastpnym razem przyjdzie tu z lin i wikszym zapasem pochodni. Ruszy z powrotem do swej skalnej komnaty z ogniskiem i poywieniem, tym razem jednak zwraca baczniejsz uwag na pochodni, chcc dokadnie wiedzie, jak przemierza odlego, a co za tym idzie jak daleko znajdowaa si tamta ciana od znanej mu czci jaskini. Ale i tak by ju prawie pewien, gdzie dotar. Wiedzia, e po drugiej stronie ciany znajduje si laboratorium, dalej za szpital i dormitoria. Jeszcze jedn noc przespa w jaskini, a nastpnego ranka opuci j, by powrci w dolin. Przez kilka ostatnich dni jada bardzo niewiele, czu si na wp zamorzony godem i miertelnie zmczony. Pokrywa niegu bya o kilkanacie centymetrw grubsza, ni j pamita, a nieg pada nadal, kiedy Marek wkracza z powrotem w dolin. Gdy otworzy drzwi budynku szpitala, byo ju prawie ciemno. Napotka kilka osb, ale z nikim nie rozmawia. Uda si prosto do swojego pokoju, gdzie cign wierzchnie okrycie i zwali si na ko. Spa ju prawie, kiedy w drzwiach pojawi si Barry. - Dobrze si czujesz? - zapyta. Marek bez sowa kiwn gow. Po chwilowym wahaniu Barry wszed do pokoju. Stan przy ku Marka. Chopiec bez sowa podnis na niego wzrok, a on wycign do, dotykajc najpierw jego policzka, a potem wosw. - Zmarznity jeste - rzek. - Nie chcesz je? Marek kiwn gow, e tak. - Przynios ci co do jedzenia - powiedzia Barry. Zanim jednak otworzy drzwi, ponownie odwrci si do Marka. - Bardzo auj tego, co si stao - rzek cicho. - Naprawd, Marku, bardzo mi przykro. - Po czym szybko wyszed. Kiedy za Barrym zamkny si drzwi, Marek uwiadomi sobie, e wszyscy musieli uzna go ju za zmarego i e ten sam wyraz twarzy, ktry dostrzeg u Barry'ego, widzia ju kiedy, dawno, u Molly. Wszystko mi jedno - pomyla. eby nie wiem co robili, nie odkupi wyrzdzonej mu krzywdy. Nienawidzili go i myleli, e jest saby; zdawao im si, e maj nad nim tak sam wadz, jak nad klonami. Ale mylili si. Przeprosiny Barry'ego to mao. Barry auje? Jeszcze wszyscy poauj, zanim Marek powie ostatnie sowo.

148

Kiedy usysza, e Barry wraca z jedzeniem, zamkn oczy i uda, e pi, nie chcc znowu oglda tej pokornej, gotowej do przyjmowania ciosw twarzy. Barry zostawi tac przy ku Marka, a po jego wyjciu chopiec pochon wszystko apczywie. Nacign kodr na gow i przed zaniciem jeszcze raz pomyla o Molly. Ona wiedziaa, e kiedy bdzie si czu wanie tak jak dzisiaj. Dlatego kazaa czeka, czeka, a stanie si mczyzn, a nauczy si, czego tylko mona. Twarz Molly zacza si zlewa z obliczem Barryego i Marek zapad w sen. To Andrew zwoa posiedzenie rady, on te by przewodniczcym zebrania. Nikt ju nie kwestionowa praw brata Andrew do nadzorowania posiedze rady. Obserwujcy go z bocznego rzdu Barry prbowa wykrzesa z siebie choby iskierk entuzjazmu, jaki demonstrowali modsi bracia. - Kto ma ochot, moe obejrze wykresy i zestawienia. Omwiem tu pokrtce jedynie wnioski, nie wdajc si w opisy metod. Moemy mnoy si przez klonowanie w nieskoczono. Problem, ktry drczy nas od pocztku problem spadku krzywej w pitej generacji - zosta nareszcie rozwizany. Pita, szsta, dziesita, setna - wszystkie generacje bd teraz bez zarzutu. - Ale dotyczy to tylko klonw pochodzcych od najmodszych dawcw - zauwaya cierpko Miriam. - To take wyjanimy - odpar z irytacj Andrew. - S organizmy, ktre na zmiany enzymatyczne reaguj ostrym zaamaniem na tle uczuleniowym. Zbadamy, skd si to bierze, i zajmiemy si tym zjawiskiem. Barry uwiadomi sobie nagle, e Miriam wyglda bardzo staro. Dotychczas nie zauway jej siwych wosw, wychudej twarzy, siateczki zmarszczek wok oczu. Miriam wygldaa na miertelnie zmczon. Z rozbrajajcym umiechem zwrcia si do brata Andrew: - Sdz, e ty, Andrew, istotnie zdoasz rozwiza postawiony przed chwil problem, ale czy potrafi tego dokona modsi lekarze? - Nadal bdziemy korzystali z usug reproduktorek odpar Andrew z nutk zniecierpliwienia w gosie. - Za ich porednictwem bdziemy klonowa dzieci odznaczajce si szczegln inteligencj. Implantacja klonw, ktrych nosicielkami bd reproduktorki, zapewni nam sta ilo osobnikw wystarczajco pojtnych, aby mogli kontynuowa... Barry przyapa si na nieuwadze. Sysza to wszystko ju raz, na specjalnym zebraniu lekarzy poprzedzajcym posiedzenie rady. Dwie kasty - myla z gorycz. - Przywdcy i sia robocza, wrd ktrych nie ma niezastpionych. Czy to wanie przewidziano na samym pocztku? Wiedzia, e nie znajdzie odpowiedzi na to pytanie. Klony, co prawda, pisay ksiki, ale kade nowe pokolenie zmieniao ich tre bez skrupuw, zgodnie z wasnymi przekonaniami. Szczerze mwic, Barry rwnie dokonywa takich poprawek. A teraz Andrew poczyni dalsze zmiany. I bd to ju zmiany ostatnie, gdy w nastpnym pokoleniu nie znajdzie si nikt, komu przyszoby do gowy reformowanie czegokolwiek.

149

- .., i kosztowniejsze, ni sdzilimy, jeli idzie o si robocz - cign Andrew. - Lodowce nacieraj na Filadelfi z rosnc szybkoci. By moe zostao nam nie wicej ni dwa lub trzy lata na wydobycie tego, co da si uratowa - i ten wysiek kosztuje nas bardzo drogo. Potrzebujemy setek szperaczy, ktrzy wyprawi si na poudnie i wschd, do miast wybrzea. Mamy w tej chwili kilka znakomitych modeli: bracia Edward okazali si szczeglnie dobrymi szperaczami, podobnie jak twoje mae siostrzyczki Ella, droga Miriam. Wszyscy bd nam bardzo pomocni. - Moje siostrzyczki Ella nie potrafiyby przenie krajobrazu na map, nawet gdyby je przywiza za nog do stou i zagrozi poszatkowaniem w plasterki - zaperzya si Miriam. Wanie o tym cay czas wam mwi. Oni wszyscy potrafi robi tylko to, czego ich nauczono, i to dokadnie tak, jak si nauczyli. - Nie umiej kreli map, ale potrafi wrci tam, skd przyszli - zaoponowa Andrew, nie kryjc ju niezadowolenia z obrotu, jaki przybrao posiedzenie. - Niczego wicej od nich nie damy. Myle bd za nich klony hodowane w oyskach reproduktorek. - A wic to prawda - przerwaa mu Miriam. - Jeli nastpi zmiana formuy, powstawa bd jedynie takie klony, o jakich mwie. - Tak jest. Nie potrafimy na razie pogodzi dwch procesw chemicznych, dwch formu, dwch gatunkw klonw. Zdecydowalimy, e najlepiej bdzie posuy si - doranie t metod, przy czym nie przerywamy prac zmierzajcych do udoskonalenia procesw, o czym mog ci zapewni. Odczekamy siedem miesicy, a pojemniki si oprni, i wtedy zaprowadzimy konieczne modyfikacje. Pracujemy rwnie nad harmonogramem, wedug ktrego w optymalnym czasie bdzie si klonowa czonkw rady i tych wszystkich, ktrzy zdradzaj uzdolnienia przywdcze. Zapewniam ci, Miriam, e nie rzucamy si pochopnie w now sfer dziaa, lecz rozwaamy wszystkie jej aspekty. O kadym kolejnym posuniciu bdziemy informowa tu zebranych...

W gsto utkanym szaasie nie opodal myna Marek unis si na okciu i spojrza na lec u jego boku dziewczyn. Miaa, tak jak i on, dziewitnacie lat. - Zmarza - powiedzia. Kiwna gow. - Ju wkrtce nie bdziemy mogli tu przychodzi. - Moemy si umawia na starej farmie - zaproponowa Marek. - Wiesz dobrze, e ja nie mog. 150

- A co si dzieje, kiedy przekraczasz granic? Rzuca si na ciebie ognisty smok? Rozemiaa si. - Nie, powanie - nalega Marek. - Co si wtedy dzieje? Prbowaa si przekona? Dziewczyna usiada i obja swe nagie ciao ramionami. - Naprawd mi zimno. Musz si ubra. Marek nie pozwala jej dosign tuniki. - Najpierw mi odpowiedz. Bez skutku sprbowaa zapa sukienk i nie trafiwszy, przewrcia si na Marka. Przez chwil leeli przytuleni. Marek nacign na ni koc i gadzc j po plecach ponowi pytanie: - Co si dzieje. kiedy prbujesz wyj? Westchna i odsuna si od niego. - Raz prbowaam - wyznaa. - Chciaam si dosta do domu, do sistr. Cigle pakaam, ale pacz nie przynosi ulgi. Widziaam wiata w oknach, one byy o kilkadziesit krokw ode mnie. Z pocztku biegam, ale zaczo mi si robi dziwnie, chyba sabo. Musiaam przystan. Byam zdecydowana za wszelk cen dotrze do domu, wic ruszyam dalej, nie za szybko, gotowa w kadej chwili uchwyci si czego, gdybym zacza mdle. Kiedy doszam do granicy terenu - to jest ywopot, wiesz przecie, zwyky rany ywopot, otwarty z obu stron, wic naprawd nie problem go obej - kiedy do niego doszam, tamto uczucie powrcio i wszystko dookoa zaczo wirowa. Czekaam dugo, a przejdzie, ale nie przeszo. Pomylaam sobie jednak, e jeli bd patrze tylko na wasne nogi i przestan zwraca uwag na cokolwiek poza nimi, to jako zdoam i dalej. I poszam. - Leaa teraz obok niego sztywno wyprostowana, a jej gos by w dalszej czci relacji prawie niedosyszalny. - Dostaam torsji. Gdy nic ju nie miaam w odku, zaczam wymiotowa krwi. Myl, e w kocu rzeczywicie zemdlaam. Obudziam si z powrotem w sali reproduktorek. Marek delikatnie dotkn jej policzka i przycign dziewczyn do siebie. Wstrzsay ni gwatowne dreszcze. - Cicho, cicho - uspokaja j. - Ju dobrze. Nic ci wicej nie grozi. Nie krpuj ich ciany - rozmyla, gadzc dziewczyn po wosach. aden mur nie stoi im na przeszkodzie, a mimo to nie s w stanie podej do rzeki, nie mog bardziej ni ona teraz zbliy si do myna, nie potrafi wyj poza rany ywopot ani wej w las. A jednak Molly si to udao - pomyla zapalczywie. - Im take si uda. - Musz wraca - owiadczya nagle dziewczyna. Na jej twarzy pojawi si wyraz paniki, ktry ona sama nazywaa pustk. - Ty nie moesz wiedzie, jak to jest - usiowaa wyjani Markowi. - My jestemy nierozdzielni z natury. Moje siostry i ja to byo jedno, jeden organizm - a ja sama jestem tylko 151

czstk tamtego organizmu. Czasem; na krtko, udaje mi si o tym zapomnie - kiedy jestem z tob, udaje mi si na krtko o tym zapomnie - ale to wraca, zawsze, i na nowo ogarnia mnie uczucie pustki. Gdyby wywrci mnie na drug, stron, okazaoby si, e tam w rodku nie ma nic. - Musz z tob porozmawia, zanim pjdziesz, Brendo rzek Marek. - Jeste tu od czterech lat, prawda? Dwa razy bya w ciy. Zblia si ju chyba trzeci termin? Skina gow, nacigajc na siebie tunik. - Posuchaj mnie, Brendo. Tym razem ma by inaczej ni dotychczas. Oni postanowili klonowa siebie poprzez implantacj sklonowanych komrek w ciaa reproduktorek. Czy rozumiesz, co mwi? Pokrcia przeczco gow, ale suchaa uwanie, w napiciu. - Inaczej. Pozmieniali skad chemiczny substancji, ktr otrzymuj klony w pojemnikach. W rezultacie mog jednego osobnika klonowa w nieskoczono, ale on sam jest nienacechowany. Nowe klony nie s w stanie samodzielnie myle, nie zachodz w ci, nie podz, nigdy nie bd mie wasnych dzieci. Dlatego czonkowie rady boj si o utrat swoich uzdolnie, talentw. Umiejtno rysowania, ktr posiada Miriam, jej fotograficzna pami wzrokowa - wszystko to przepadnie bezpowrotnie, jeli nie przeka tego poprzez klonowanie nastpnej generacji. Poniewa nie mog uy w tym celu pojemnikw, wykorzystaj podne kobiety. Wszczepi ci swoje klony, trojaczki. A ty po dziewiciu miesicach urodzisz im trzech nowych braci Andrew albo trzy nowe Miriam czy Lawrencew - kogo tam zechc. Wezm do tego najzdrowsze, najsilniejsze dziewczyny. Jednoczenie sztuczna inseminacja bdzie si rozwija na coraz wiksz skal. Jeli uda im si wyhodowa jaki nowy talent, sklonuj go kilkakrotnie, klony wszczepi wam i znw bd mieli kilka egzemplarzy. Osupiaa dziewczyna bya najwyraniej zaintrygowana gwatownoci przemowy Marka. - A co to za rnica? - zapytaa. - Jeli w ten wanie sposb moemy si najlepiej przysuy spoecznoci, naszym obowizkiem jest podda si tym zabiegom. - Nowe dzieci z pojemnikw nie otrzymaj nawet imion cign Marek. - Bdzie si ich woa Benki, Tomki albo Anki, wszystkie tak samo, a potem tak samo ich klony, i tak dalej. W milczeniu sznurowaa sanda. - A ty, jak mylisz: ile razy twoje ciao potrafi wyda na wiat trojaczki? Trzy? Cztery? Ju go nie suchaa.

152

Marek wspi si na wzgrze i usadowiony na zomie wapienia obserwowa uwijajcych si w dole ludzi. Widzia rozlege tereny farmy, ktra rozrastaa si z kadym rokiem, wypeniajc w kocu ca dolin, a po zakole rzeki. Jedynie stary dom by oaz drzew pord jesiennych pl, przypominajcych teraz pustyni. Bydo niepiesznie powracao do ogromnych obr. Nagle ukazaa si Markowi grupa maych chopcw, pochonitych zabaw, w ktrej trzeba byo duo biega, pada i znw stawa do biegu. Byo ich ze dwudziestu, moe wicej. Ich gosy nie docieray do miejsca, gdzie siedzia Marek, ale on i tak wiedzia, e chopcy miej si radonie. - I co w tym zego? - zapyta gono i zdumia si brzmieniem wasnego gosu. Wiatr poruszy drzewami, ale w ich szumie nie byo sw, nie byo odpowiedzi. Chopcy byli zadowoleni, nawet szczliwi, a on, obcy malkontent, chciaby stamsi te ich uczucia dla zaspokojenia wasnych - egoistycznych bez wtpienia - mrzonek. Ogarnity poczuciem samotnoci, chciaby rozsadzi od rodka ca t mozolnie pracujc i zadowolon z ycia spoeczno. W dole pod sob ujrza dziesi sistr Ella, z ktrych kada bya wiern kopi jego matki. Na chwil powrci obraz Molly wyzierajcej zza krzaka, miejcej si razem z nim. Obraz znikn i Marek znw spojrza na zmierzajce ku dormitorium dziewczta. Z budynku wyszy trzy siostry Miriam. Obie grupy zatrzymay si, aby porozmawia. Marek przypomnia sobie, jak Molly oywiaa postacie na papierze: tu kreska, tam kreska, troch zanadto uniesiona brew, zbyt gboki doek w policzku - zawsze troch w niezgodzie z rzeczywistoci, ale wanie dziki takim detalom szkic nabiera ycia. Marek wiedzia, e nikt ju nie potrafiby tak rysowa. Ani Miriam, ani jej siostrzyczki Ella. Talent Molly nalea do przeszoci, by moe nieodwoalnie zamknitej. Kada nowa generacja co tracia: czasem co, czego nie sposb byo odzyska, czasem co, co nie od razu dawao si zdefiniowa. Modsi bracia Everetta nie potrafili sobie poradzi z now dla nich awari w kocwce komputera, a gdy przez kilka dni brakowao prdu, nie wiedzieli, jak utrzyma przy yciu rozwijajce si w pojemnikach pody. Pki doroli byli w stanie przewidzie ewentualne kopoty i nauczy klony, jak sobie z nimi radzi, niebezpieczestwo waciwie nie grozio, ale wypadki maj to do siebie, e bywaj nie do przewidzenia, katastrof nie da si przepowiedzie, wobec czego kady powaniejszy incydent grozi zniszczeniem caej doliny z tego tylko powodu, e nikt nie potrafi si znale w nowo powstaej sytuacji. Marek przypomnia sobie swoj rozmow z Barrym. - yjemy na czubku piramidy - argumentowa wwczas. - Pod sob mamy solidny fundament, ale sami jestemy ponad nim, ponad racjonalnym wyjanieniem caej konstrukcji. Za nic nie ponosimy odpowiedzialnoci: ani za sam budowl, ani za to, co bdzie ponad nami. Niczego tej piramidzie nie zawdziczamy, a mimo to jestemy od niej cakowicie zaleni. Jeli piramida popka i skruszy si w py, nie bdziemy umieli temu zapobiec, nie zdoamy uratowa nawet siebie samych. Kiedy wali si fundament, szczyt te obraca si w gruzy, niezalenie od tego, jak wysoko rozwinite formy ycia zdyy na nim powsta. Gdy ta chwila nadejdzie, wierzchoek rozsypie si w proch razem z fundamentem. Jeli chce si 153

zbudowa co nowego, trzeba zaczyna od samej podstawy, a nie stawia to na czubku budowli wznoszonej przez minione wieki. , - Chcesz zmieni ludzi z powrotem w dzikusw! - Chc im pomc zej z wierzchoka piramidy. Ta piramida zaczyna si rozsypywa. Z jednej strony nieg i ld, z drugiej - zmiany pogody i czas. Zawali si, a wwczas ujd z yciem jedynie ci, ktrzy si od niej w aden sposb nie uzalenili. Miasta byy martwe - dokadnie tak, jak mwia Molly. Jak na ironi, zdobycze techniki, ktre umoliwiy ycie w dolinie, bd podtrzymywa to ycie tylko dopty, dopki nie zginie ostatnia szansa uratowania si po upadku piramidy. Wierzchoek stoczy si w d po ktrej ze cian i zapadnie w otaczajcy podstaw mietnik, na ktrym spoczywaj ju liczne, pozornie doskonae i wiecznotrwae technologie. Nikt ju nie rozumie istoty dziaania komputero - rozmyla Marek - podobnie jak nikt, z wyjtkiem braci Lawrence, nie pojmuje zasady, na jakiej pracuje koo opatkowe. i silnik parowy, ktry je napdza. Dysponujc odpowiednimi materiaami, modsi bracia potrafi je naprawi, przywrci do stanu wyjciowego, nie maj jednak pojcia o zasadach dziaania tak komputera, jak i odzi. Gdyby zabrako jakiej rubki, aden z nich nie byby w stanie sporzdzi elementu zastpczego. Ta prawda decydowaa o nieuchronnej zagadzie doliny i wszystkich jej mieszkacw. Oni jednak s szczliwi - mitygowa si, patrzc jak domy w dolinie rozbyskuj wiatami. Nawet reproduktorki nie narzekay na swj los: miay dobr opiek, rozpieszczano je wrcz w porwnaniu z kobietami, ktre co lato uczestniczyy w wyprawach rzek, czy te tymi, ktre godzinami pracoway na polach i w ogrodach. A gdy zanadto dokuczya im samotno, narkotyki umiay przynie pociech. Byli szczliwi, gdy nie starczao im wyobrani na spogldanie w przyszo, tote kady, kto usiowa ostrzec ich przed niebezpieczestwem, stawa si automatycznie wrogiem publicznym. Takim jak on sam, ktry zakca doskonao ich egzystencji. Niespokojnym wzrokiem obiega dolin, pki myn nie przyku jego spojrzenia. Podobnie jak niegdy jego przodek, Marek poj, e to jest wanie saby punkt miejsce otwarte na ciosy. Poczekaj, a staniesz si mczyzn . - przestrzegaa go Molly. Ale Molly nie moga przecie wiedzie, e Marek by z dnia na dzie coraz bardziej zagroony, e z kad dysput nad jego przyszoci bracia Andrew byli coraz mniej skonni do wybaczania. Z namysem wpatrywa si w myn o cianach spowiaych a do srebrzystej szaroci, otoczony ceglastymi, brunatnymi i zotymi drzewami, przez ktre przebijaa wieczna ziele sosen i wierkw. Dobrze byoby to namalowa - przyszo mu nagle do gowy i Marek podnis si ze miechem. Nie ma czasu na malowanie. Czas sta si teraz jego gwnym celem : potrzebowa wicej czasu, a oni mogli lada dzie doj do wniosku, e da mu czas, to wyda wyrok na nich wszystkich. Ni std, ni zowd usiad ponownie i ju bez umiechu, z oczami zwonymi gbokim namysem, zacz przyglda si mynowi i jego otoczeniu.

154

Posiedzenie rady trwao prawie cay dzie, a po jego zamkniciu Miriam poprosia Barryego, aby si z ni przespacerowa. Popatrzy pytajco, ale ona bez sowa pokrcia gow. Przechadzali si wzdu rzeki, a gdy zniknli ju z pola widzenia innych, Miriam wyznaa: - Czy zechcesz odda mi przysug? Chciaabym odwiedzi star farm. Potrafisz dosta si do rodka? - Po co? - zapyta zdumiony Barry. - Nie wiem. Przeladuje mnie ch obejrzenia obrazw Molly. Ja ich, widzisz, nigdy nie ogldaam. - Ale dlaczego? - Potrafisz si tam dosta? Barry kiwn gow i ruszyli przed siebie. - Kiedy chciaaby tam pj? - Czy teraz byoby za pno? Tylne drzwi domu byy luno zabite deskami. Nie potrzebowali nawet omu. Barry poprowadzi Miriam na gr, wysoko dzierc lamp naftow, ktra rzucaa na cian dziwaczne cienie. Dom zia gbok pustk, jakby Marek ju od bardzo dawna go nie odwiedza. Miriam w milczeniu przygldaa si obrazom. Nie dotykaa niczego, tylko trzymajc donie mocno splecione przed sob posuwaa si od jednego ptna do drugiego. - Naleaoby je std przenie - rzeka wreszcie. - Zbutwiej tu do cna. Kiedy dosza do wyrzebionego przez Marka popiersia Molly, dotkna go z nabonym niemal szacunkiem. - Tak, to ona - powiedziaa cicho. - Chopiec odziedziczy po niej talent, prawda? - Tak, ma talent - odpar Barry. Miriam opara donie na rzebionej gowie. - Andrew chce go zabi.

155

- Wiem o tym. - Wykona to, o co im chodzio, a teraz sta si grony i trzeba z nim skoczy. - Przesuna palcem wzdu policzka rzeby. - Ta gowa jest troch zanadto wyduona i spiczasta, ale to tylko upodabnia j do Molly, zamiast odwrotnie. Nie potrafi zrozumie, czemu tak si dzieje, a ty? Barry pokrci przeczco gow. - Czy on bdzie si ratowa? - zapytaa Miriam gosem przesadnie opanowanym, nie patrzc Barry'emu w oczy. - Nie wiem. Jak miaby si ratowa? Sam w lesie nie przeyje. Andrew nie pozwoli mu przebywa wrd nas duej ni par miesicy. Miriam westchna i cofna do od rzebionej gowy. - Przykro mi - szepna ni to do Barry'ego, ni to do Molly. Barry podszed do okna z widokiem na dolin i spojrza przez szpar midzy deskami, ktr kiedy zrobi Marek. Jak tam adnie - pomyla. - Ten gstniejcy zmierzch, widoczne w dali niewyrane wiateka i otaczajce wszystko czarne wzgrza... - Miriam - odezwa si po chwili - czy gdyby wiedziaa, jak mu pomc, zdecydowaaby si na to? Zapada dugotrwaa cisza, a kiedy Barry uzna, e nie doczeka si ju odpowiedzi, Miriam przemwia: - Nie. Andrew ma racj. Tu nie chodzi o zagroenie w sensie fizycznym, lecz o to, e sama jego obecno jest dla nas bolesna. Przypomina nam o czym nieuchwytnym, co dla nas jest szkodliwe, a moe nawet zabjcze, a co staramy si przy nim odzyska, ponoszc cigle nowe klski. Te mczarnie. ustan dopiero, gdy go nie bdzie, nie wczeniej. - Podesza do okna, przy ktrym sta Barry. - Za rok, dwa zacznie nam zagraa na inne sposoby. Najwaniejsze jest tamto. - Ruchem gowy wskazaa dolin. - adnych jednostek, nawet gdyby jego mier miaa zabi nas oboje. Barry otoczy j ramieniem i razem zapatrzyli si w widok za oknem. Nagle Miriam zesztywniaa. - Patrz! Pali si! Ledwie widoczna wietlna linia rozrosa si na ich oczach i rozpeza w dwch przeciwlegych kierunkach: do gry i w d. Nastpi wybuch, co ostro rozbyso, a obie linie ognia zaczy posuwa si do przodu. - Myn sponie! - krzykna Miriam, rzucajc si ku schodom. - Szybciej, Barry! To tu nad mynem! Barry sta przy oknie zauroczony ruchomymi liniami ognia. To on - pomyla. Marek prbowa spali myn. 156

Setki ludzi wylegy na zbocze, aby gasi poar traw. Inni patrolowali teren wok elektrowni, pilnujc, aby wiatr nie przynis tam ani iskierki. Szlauchami polewano krzaki, drzewa i dach masywnej drewnianej budowli. Dopiero spadek cinienia wody uwiadomi im, e staj oto wobec kolejnego powanego problemu. Strumie wody, ktry uruchamia elektrowni, zmieni si w ledwie cieknc struk. W caej dolinie pogasy wiata na skutek automatycznego skierowania pozostaej mocy do laboratorium. Wczy si system pomocniczy, ktry utrzymywa laboratorium w ruchu na zmniejszonej mocy. Wyczone zostao wszystko z wyjtkiem obwodw biegncych bezporednio do pojemnikw z klonami. Naukowcom, lekarzom i technikom noc upyna na rozwaaniu sposobw walki z kryzysem. Liczne szkolenia, przez ktre przeszli, nauczyy ich bardzo dokadnie, jak w takiej sytuacji postpi, tote ani jeden klon nie pad ofiar katastrofy, chocia cay system uleg zakceniu przez nie kontrolowan przerw w dopywie prdu. Grupa mczyzn udaa si brodzc w gr strumienia w poszukiwaniu przyczyny zmniejszenia przepywu wody. O brzasku wpadli na osuwisko skalne, ktre niemal cakowicie tamowao rzeczk, i natychmiast zabrali si do jego usuwania. - Chciae spali myn? - zapyta Barry. - Nie. Gdybym chcia go spali, zaprszybym ogie w mynie, a nie w lesie. Gdybym chcia go spali, tobym go spali. Marek sta po drugiej stronie biurka Barryego. Nie by ani krnbrny, ani przeraony. Czeka. - Gdzie bye przez ca noc? - W starym domu. Czytaem o Norfolk, przegldaem mapy... - Starczy. - Barry zabbni palcami po biurku, odsun wykresy, ktre przed chwil studiowa, i wsta. - Posuchaj, Marku. S tacy, wedug ktrych ty odpowiadasz i za poar, i za zatamowanie rzeki, za wszystko razem. Mwiem im to samo, co ty mnie: e gdyby chcia spali myn, mgby to zrobi z atwoci, nie uciekajc si wcale do tak wymylnych sztuczek. Problem pozosta na razie nie rozstrzygnity. Myn to jest ju granica, ktrej nie wolno ci przekroczy. Tak samo jak laboratorium, jak stocznia. Rozumiesz? Marek kiwn gow. rodki wybuchowe, uywane do oczyszczania nurtu rzeki, przechowywano w budynkach stoczni. - Kiedy zaczo si pali, byem w starym domu - oznajmi nagle Barry lodowatym, szorstkim tonem. - Zauwayem przez okno rzecz zdumiewajc. Wygldao to na jaki wybuch. Sporo o tym mylaem. Mgby to by wybuch wystarczajco silny, aby uruchomi osypisko. Z doliny nie daoby si go oczywicie zauway, a odgos mgby zosta stumiony przez umieszczenie rda wybuchu choby minimalnie pod ziemi, no i przez harmider, jaki zapanowa po dostrzeeniu poaru.

157

- Barry - przerwa mu Marek. - Kilka lat temu powiedziae mi co bardzo wanego, w co uwierzyem wwczas i w co nadal wierz. Powiedziae, e nigdy nie wyrzdzisz mi krzywdy. Pamitasz? - Barry skin gow. Wci by chodny i czujny. - Teraz ja mwi ci to samo. Zrozum, e ci ludzie mnie rwnie s bliscy. Obiecuj ci, e nigdy nie sprbuj wyrzdzi im krzywdy. Nigdy celowo ich nie zraniem i nigdy tego nie zrobi. Sowo. Marek umiechn si, widzc nieufn min Barry'ego. - Nie okamaem ci ani razu. Niezalenie od sytuacji, przyznawaem si do winy, kiedy mnie pytae. Teraz take nie kami. Barry ni std, ni zowd usiad ponownie. - Dlaczego zainteresowao ci Norfolk? Co to za miejsce? - Bya tam morska baza wojskowa, jedna z najwikszych na Wschodnim Wybrzeu. Kiedy zblia si koniec, setki okrtw musiay pewnie powdrowa do suchego doku. Spada poziom wd w oceanach. W zatokach Chesapeake i Delaware te byoby za pytko, wic statki umieszczono tam, gdzie byo wysoko i sucho - nazywano to wwczas pakowaniem w naftalin. Ile tam musi by metalu! Stal nierdzewna, mied, mosidz... Niektre z takich statkw miay i po tysic osb zaogi, a wic i zapasy dla tysica, lekarstwa, szko laboratoryjne, co chcesz. Wtpliwoci Barry'ego rozwiay si ostatecznie, a dokuczliwa wiadomo czego nie do koca rozwikanego pierzcha podczas rozmowy o moliwociach wysania ekspedycji do Norfolk zaraz na pocztku wiosny. Dopiero znacznie pniej Barry uwiadomi sobie, e nie zada Markowi zasadniczych pyta: czy to on podoy ogie i czy to on rozsadzi skay, ktre osuny si do rzeki. A jeli tak - to w jakim celu? Stracili mnstwo czasu, jeszcze przez kilka miesicy trzeba bdzie doprowadza wszystko do normy. Na szczcie i tak planowali przerw w klonowaniu, pki nie bd w stanie rozpocz na wiosn produkcji masowej. A wic w ich planach nic si nie zmieni, z t tylko rnic, e zajm si teraz strumieniem, ureguluj go, zao nowy awaryjny system zasilania i do wszystkiego podchodzi bd z wiksz solidnoci. Jedynie implantacje ludzkie trzeba bdzie odoy na pniejszy termin. Wstpne zabiegi klonowania komrek bd musiay poczeka do wiosny, kiedy to laboratorium zostanie oczyszczone, a komputer otrzyma nowy program... Skd zatem to zadowolenie Marka? Na to pytanie Barry nie potrafi znale odpowiedzi, podobnie jak jego bracia, z ktrymi rzecz przedyskutowa. Przez ca zim Marek pracowa nad planem wyprawy na wybrzee. Wiedzia, e nie dostanie nikogo z dowiadczonych podrnikw, gdy wszyscy oni potrzebni byli przy oprnianiu magazynw Filadelfii, ktre dobiegao ju koca. nieg lea jeszcze na ziemi, gdy Marek zacz przygotowywa do wyprawy grup trzydziestu nastolatkw, a na pocztku marca owiadczy, e chopcy mog rusza w drog, skoro tylko zacznie si odwil. Przedstawi Barry'emu list tego, co powinni z sob zabra. Barry nawet na ni nie spojrza. Dzieci miay wyruszy z ogromnymi plecakami, aby zmieci w nie ile si da, gdyby trafili na jakie cenne znaleziska. Rwnoczenie szykowano do drogi i drug, waniejsz grup, ktra zdaa do Filadelfii, i ktrej potrzebom powicano znacznie wicej uwagi ni eskapadzie Marka. 158

Gdy laboratorium ruszyo na nowo; a komputer gotowy by do pracy na nowym programie, odkryto, e przepywajcy przez jaskini strumie jest zatruty. Bakterie coli dostay si jakim sposobem do czystej wody w jaskini, a ich rdo naleao koniecznie ustali przed podjciem prac w laboratorium. Co za seria - myla Barry. - Poar, osypisko, ubytki w magazynach, pozamieniane rodki odurzajce, a na koniec ta zatruta woda. - To nie przypadki! - piekli si Andrew. - Wiecie, co mwi ludzie? e to wszystko robota lenych duszkw! Duszki! Przecie to Marek! Nie wiem jak i dlaczego, ale to jego robota. Zobaczycie, e wszystko si skoczy, ledwie wyruszy ze swoj grup do Norfolk. Ale tym razem, gdy wrci - o ile wrci - pozbdziemy si go! Barry nie protestowa; wiedzia, e to nie miaoby sensu. Tamci zdecydowali ju przecie, e Marek, dwudziestoletni ju mczyzna, nie moe duej wpywa na ich ycie. Gdyby nie wystpi z projektem przeprowadzenia rekonesansu w dokach Norfolk, tak decyzj podjto by wczeniej. Marek wprowadza element niepokoju. Mode klony byy mu lepo posuszne, bez pytania speniay jego rozkazy i patrzyy na niego z penym podziwu lkiem. Co gorsze, nikt nie by w stanie przewidzie posuni chopca i nigdy nie byo wiadomo, co pobudzi go do dziaania. By dla nich obcy jak istota naleca do innego gatunku; reprezentowa inny typ inteligencji, inny schemat reakcji emocjonalnych. Tylko on opakiwa mier ofiar promieniowania - przypomnia sobie Barry. Andrew mia racj i Barry nie mg uczyni nic dla zmiany jego decyzji. Jeeli seria wypadkw bya istotnie dzieem Marka, w dolinie przynajmniej na jaki czas zapanuje teraz spokj. A jednak tego samego dnia, w ktrym Marek i jego grupa opucili pieszo dolin, zawali si pot w odlegej czci zagrody, powodujc ucieczk i rozproszenie si byda. Wszystkie sztuki w kocu poapano, z wyjtkiem dwch krw z modymi i kilku owiec. Po tym incydencie wypadki rzeczywicie ustay, dokadnie tak, jak to przewidzia Andrew.

Im dalej, tym puszcza bya gciejsza, drzewa coraz potniejsze. Miejsce to, o czym Marek wiedzia, byo niegdy cisym rezerwatem przyrody, a jednak nawet jego porazi ogrom drzew, wrd ktrych byy i takie kolosy, e dwunastu chopcw, trzymajc si za rce, ledwo opasywao ich pnie. Niektre z nich Marek potrafi nazwa: biay db, jaowiec, klon, kpa brzz... Odkd skierowali si na poudnie, dni byy coraz cieplejsze. Pitego dnia skrcili na zachd, ale aden z chopcw nie zakwestionowa zmiany kierunku. Wszystko, co im kazano, wykonywali z radoci, sprawnie i bez pytania. Byli silni, ale obcieni wielkimi plecakami, tote Markowi zdawao si, e gdy on chciaby biec, oni wlok si w wim tempie. Mimo to nie popdza ich zanadto. Musz by w dobrej formie, kiedy dotr do celu. Dziesitego dnia 159

po poudniu kaza im si zatrzyma, co chopcy skwapliwie uczynili, patrzc na niego w oczekiwaniu. Marek obieg spojrzeniem rozleg dolin. Z map dowiedzia si, e powinna tu by, nie przypuszcza jednak, e bdzie a tak pikna. Jej rodkiem pyn strumie, ktrego brzegi wznosiy si na tyle wysoko, by zaegna prb powodzi, lecz tak agodnie, e dostp do wody nie by utrudniony. Dolina leaa na samym skraju parku narodowego; wida tam byo i drzewa - kolosy, jakie napotykali na trasie ju od kilku dni, i mode, nadajce si wietnie na baje do budowy domw. Na rwninie powstan pola uprawne, na kach bdzie si paso bydo. Marek westchn gboko, a gdy odwrci si do stojcych z tyu chopcw, jego twarz promieniaa umiechem. Cae popoudnie i nastpny dzie spdzi przygotowujc chopcw do budowy tymczasowych barakw: wytycza miejsca pod konstrukcje, ktre mieli wznie, znaczy drzewa do cicia pod budow i na opa, krokami mierzy dziaki, ktre chopcy mieli oczyci, po czym, zadowolony, e bd mieli co robi pod jego nieobecno, oznajmi, e wrci za kilka dni. - No dobrze, ale dokd ty si wybierasz? - zapyta ktry z chopcw, rozgldajc si wok. jakby po raz pierwszy chcia zakwestionowa to, co robili. - To taki test, prawda? - podda inny z umiechem. - Tak - odpar powanie Marek. - Mona to nazwa testem. Z umiejtnoci przeycia w trudnych warunkach. Czy macie jakie pytania co do moich wskazwek? - Pyta nie byo: - Przynios wam niespodziank - obieca, czym zadowoli chopcw cakowicie. Bez wysiku przeby odcinek puszczy dzielcy go od rzeki, wzdu ktrej uda si nastpnie na pnoc, a trafi na czno, ukryte w krzakach kilka miesicy wczeniej. Dotarcie z powrotem do gwnej doliny zabrao mu w sumie cztery dni. Nie byo go tam ponad dwa tygodnie, obawia si, czy to nie za dugo. Nadszed od strony grujcego nad dolin wzniesienia i ukryty w krzakach obserwowa dolin, czekajc zapadnicia zmroku. Pnym popoudniem nadpyn parowiec. Gdy przycumowa, przysta zaroia si od ludzi, ktrzy, ustawieni rami przy ramieniu, rozadowywali d, przekazujc sobie pakunki z rk do rk, pki wszystko nie znalazo si na brzegu, a nastpnie w hangarze. Kiedy rozbysy wiata, Marek opuci sw kryjwk. Ruszy w d, w kierunku starego domu, gdzie mia ukryte narkotyki. Przebywszy dwie trzecie drogi, przystan i pad na kolana. Po prawej stronie, w odlegoci jakich stu metrw, widzia swoje wejcie do jaskini. Ziemia dookoa bya rozdeptana, pyty wapienne pokryte botem. Wejcie zostao wic odnalezione i zapiecztowane. Odczeka troch, by zyska pewno, e nikt oprcz niego nie obserwuje domu, po czym z wielk ostronoci przeby ostatni odcinek drogi, czogajc si pod gstymi zarolami wok budynku farmy i przez zsyp wglowy zjecha do piwnicy. Bez wiata odnalaz paczuszk, ktr wiele miesicy wczeniej ukry za obluzowanymi w tym celu cegami. W skrytce znajdowaa si rwnie butelka wina. Marek popiesznie wsypa do niej skradzione rodki nasenne i mocno potrzsn. Byo ju ciemno, gdy powtrnie wspi si na wzgrze, 160

zmierzajc ku oddziaowi reproduktorek. Musia si tam dosta, kiedy dziewczyny bd ju w pokojach, ale zanim zd usn. Podczogawszy: si pod cian budynku, Marek widzia przez okno, jak pielgniarka koczy wieczorny obchd z tac lekw. Kiedy wysza z pokoju zajmowanego przez Brend i pi innych kobiet, Marek zapuka lekko w szyb. Na jego widok Brenda umiechna si szeroko. Natychmiast otworzya okno, na ktre Marek wspi si, szepczc: - Zgacie wiato. Przyniosem wino. Urzdzimy sobie bal. - Jak ci tu zapi, obedr ci ze skry - ostrzega go jedna z kobiet. Uradowane perspektyw zabawy, od razu zaczy wyciga mat, a jedna zabraa si do upinania wosw, eby nie przeszkadzay. - Gdzie Wanda i Dorota? - zapyta Marek. - Zawoajcie je tutaj, moe i jeszcze kilka innych. Butelka jest cakiem spora. - Zaraz po nie id - szepna Loretta, i trudem tumic chichot. - Poczekajmy tylko, a siostra cakiem sobie pjdzie. - Uchylia drzwi, zerkna przez szpar i zamykajc je z powrotem przyoya palec do ust. Po chwili wyjrzaa jeszcze raz i wylizna si na korytarz. - Moe pjdziemy gdzie potem sami? - zaproponowaa Brenda, przytulajc policzek do twarzy Marka. Marek kiwn gow. - Macie tu jakie szklanki? Szklanki natychmiast si znalazy i Marek zaj si rozlewaniem wina. Razem z zaproszonymi siedziao teraz na macie jedenacie modych kobiet, ze miechem sczcych zociste wino. Kiedy zaczy ziewa, cz porozchodzia si do ek, te za, ktre przyszy z innej sali, uoyy si do snu na macie. Marek poczeka, a wszystkie mocno zasn, i bezszelestnie opuci pokj. Uda si na przysta, a upewniwszy si, e na pokadzie parowca nie pozosta nikt, wrci do bloku reproduktorek i po jednej zacz przenosi do odzi kobiety, poowijane kocami jak mumie. W ostatnim podejciu zgarn ca znalezion odzie, zamkn okno sypialni i, zziajany, ruszy z powrotem do odzi. Odczepi cumy i puci parowiec w dryf, ustawiajc go jedynie blisko brzegu za pomoc steru. Kiedy znaleli si na wprost starego domu, Marek zaczepi lin o wystajc ska, przybi do brzegu i bardzo dokadnie zabezpieczy d. Jeszcze jedno - powtarza sobie, ,bardzo ju zmczony. - Jeszcze jedno. Pobieg do domu, zjecha po pochylni zsypu i popdzi na gr. Nie zapalajc wiata, nieomylnie odnalaz obrazy i zabra si do zdejmowania pierwszego ze sztalug. Za jego plecami rozbys ognik zapaki i Marek zamar. - Po co wrcie? - zapyta szorstko Barry. - Dlaczego nie zostae w lesie? Tam twoje miejsce! - Wrciem po swoje rzeczy - odpar Marek, odwracajc si do niego. Barry by sam. Zapala wanie lamp naftow. Marek zrobi krok w stron okna, ale Barry potrzsn gow.

161

- To na nic. Schody maj system alarmowy. Jeli ktokolwiek tu wejdzie, rozlega si alarm w pokoju braci Andrew. Za chwil tu bd. Marek zerwa pierwszy obraz, za nim drugi, trzeci. - A po co ty tu przyszede? - eby ci ostrzec. - Jak to? Skd moge wiedzie, e wrc? - Nie mam pojcia skd. Nie chc wiedzie skd. Spaem na dole, w bibliotece. Nie starczy ci czasu, eby zabra wszystkie - ponagli Marka, widzc, e ten zabiera si do zdejmowania kolejnych pcien. - Oni nadejd lada chwila. Ich zdaniem to ty usiowae spali myn, ty zatamowae strumie i chciae otru klony w pojemnikach. Tym razem nie bd si bawili w przesuchania. - Nie chciaem zabi klonw - sprostowa Marek, nie patrzc Barry'emu w oczy. Wiedziaem, e komputer wczy alarm, zanim dojdzie do uycia zatrutej wody. Jak oni to wykryli? - Wpucili do strumienia grupk chopcw. Kilku udao si wypyn na drugim kocu, a reszta bya ju atwa. Czterech zgino - doda beznamitnie. - Przykro mi - odpar Marek. - Tego nie chciaem. Barry wzruszy ramionami. - Musisz ju i. - Jestem gotw. - Powymieracie tam - rzek Barry tym samym martwym gosem. - I ty, i te dzieciaki, ktre z sob zabrae. One nie s zdolne si rozmnaa - mylae o przyszoci? - Zabraem kilka kobiet z bloku reproduktorek - odpar Marek. Tym razem na twarzy Barryego odmalowao si zaskoczenie i niewiara. - W jaki sposb? - Niewane. Mam je i tyle. I na pewno damy rad. Wszystko szczegowo obmyliem. Damy sobie rad. - A wic to wszystko byo po to? - spyta Barry. - Poar, zapora, zatruta woda, kradzie ziarna? Czy to wszystko po to? - powtrzy nie patrzc ju na Marka, lecz szukajc odpowiedzi w pozostaych na sztalugach obrazach. - Masz nawet bydo - doda. Marek kiwn gow. - Zwierzta s bezpieczne. Wrc po nie za tydzie lub dwa.

162

- Oni ci wyledz - ostrzeg Barry cedzc sowa. - Jeste dla nich plag, nie spoczn, pki ci nie odnajd. - Nie znajd nas - zaprzeczy Marek. - Ci, ktrzy byliby do tego zdolni, s w Filadelfii. Zanim tu wrc, nie zostanie po nas nigdzie ani ladu. - Czy pomylae chocia, jak to dalej bdzie! - Barry zacz krzycze, tracc nagle ca narzucon sobie kontrol. - Oni si ciebie boj, znienawidz ci. Nie masz prawa skazywa ich wszystkich na cierpienia. I za to wanie zaczn ci nienawidzi. Powymieraj jak muchy! Bd pada jedno po drugim, a z kad kolejn mierci ci, co ocaleli, bd .ci nienawidzi jeszcze silniej. A wreszcie wszystkich was spotka poda i ndzna mier. Marek pokrci przeczco gow. - Jeli my poniesiemy porak - odpar - na ziemi nie pozostanie ju nikt. Piramida chwieje si w posadach, niezdolna wytrzyma naporu wielkiej biaej ciany. - A jeli wam si uda, zmienicie si na powrt w dzikusw. Minie tysic lat, pi tysicy lat - a czowiek nie wygrzebie si z przepaci, jak mu wykopae. Wszyscy zezwierzcej! - A wy zginiecie. - Marek obrzuci pokj spojrzeniem i szybko ruszy ku drzwiom. W progu przystan i popatrzy Barry'emu prosto w oczy. - Ty tego nie zrozumiesz. Z tych, co rozumiej, yj tylko ja jeden. Ja ci kocham, Barry. Chocia jeste inny, odlegy i nie jeste czowiekiem. Tak samo jak caa reszta. Ale nie skazaem ich na zagad, gdy mogem i chciaem to uczyni, poniewa kocham was wszystkich. egnaj, Barry. Jeszcze przez chwil patrzyli sobie w oczy, a potem Marek odwrci si i lekko zbieg po schodach. Za plecami usysza jaki trzask, ale nie odwrci si. Wybieg tylnymi drzwiami, a gdy nadeszli bracia Andrew, by ju daleko, za szpalerem drzew. Przystan i wyty such. - Jeszcze jest na grze - owiadczy jaki gos. - Widz go. Barry poodbija zasaniajce okno deski, aby by bardziej widocznym z zewntrz. Marek zrozumia, e uczyni to, aby da mu wicej czasu na ucieczk. Nisko pochylony puci si pdem w kierunku rzeki. - A wic to o to chodzio - powtrzy szeptem Barry, tym razem zwracajc si w stron orzechowej podobizny Molly. Ujwszy rzeb w obie donie, usiad przy odsonitym oknie, owietlony od tyu blaskiem lampy. - O to chodzio - powtrzy, prbujc sobie przypomnie, czy Molly rzeczywicie zawsze si umiechaa. Nie podnis nawet wzroku, kiedy po caym domu rozleg si trzask pomieni; przytuli jedynie rzebion gwk, jakby chcia j ochroni. Marek sta na oddalajcym si szybko parowcu, wpatrzony w pomienie, i paka. Kiedy d obia si o ska, uruchomi silnik i dalej popynli ju z jego pomoc. Dotarszy do Shenandoah, Marek skierowa d na poudnie. Pynli tak, pki masywny parowiec nie zacz grzzn w bocie. Zblia si wit. Marek posortowa ubrania, ktre zgarn przedtem byle jak i sporzdzi paczki z prowiantem. Przyda im si tyle, ile zdoaj unie.

163

Kiedy kobiety zaczn si budzi, da im herbaty, razowca i wysadzi na brzeg. d wyprowadzi na rodek rzeki i puci w dryf ku dolinie. Na pewno si tam przyda. A potem wraz z dziewczynami ruszy przez las do domu. . epilog . Ukryty za drzewami, Marek znw sta na skraju doliny. Dwadziecia lat - myla. Ostatni raz widzia to miejsce przed dwudziestu laty. Nie byo wykluczone, e dolin otacza teraz wymylny system alarmowy, ale Markowi jako nie chciao si w to wierzy. Wszystko wskazywao na to, e od wielu lat nikt nie odwiedza okolicznych lasw. Marek przebieg ostatni odcinek drogi dzielcej go od doliny, przycupn za wiechciem dzikich winogron i z uwag przyjrza si krajobrazowi na dole. Przez dusz chwil siedzia bez ruchu, wstrzymujc nawet oddech, a w kocu ruszy zboczem w d. Wok nie byo ani ladu ycia. Na polach rosy dzikie akacje, po brzegach rzeki cigny si gste szpalery wierzb, pielgnowane niegdy jaowce i sosny wybujay tak, e prawie cakiem zasoniy stojce wrd nich budynki. Rany ywopot zmieni si w nieprzebyte chaszcze. Gwatowny, niemal ludzki wrzask wstrzsn Markiem i kaza mu si odwrci. Kilkanacie sporych ptakw unioso si w powietrze i niezdarnie przefruno do najbliszej kpy zaroli. Kurczaki zdziczay - pomyla zdumiony Marek. - A bydo? Nie dostrzeg nigdzie ani sztuki, ale domyli si, e zwierzta rozpierzchy si po lesie i wzdu brzegw rzeki. Musiao ich by teraz peno na caym terenie. Szed dalej. Wkrtce znw si zatrzyma. Brakowao jednego dormitorium, nie zosta po nim nawet kamie na kamieniu. Trba powietrzna! - przyszo mu do gowy i w tej samej chwili dostrzeg smug zniszczenia, wygadzon i zablinion przez czas: na tej jednej linii nie byo domw ani wikszych drzew, rosy tam jedynie mode olchy, akacje i trawy, gotowe panowa, pki wierki nie przywdruj ze wzgrz, pki wiatr nie przywieje nasion klonu i dbu, ktre, padszy na gocinny grunt, zapuszcz w niego korzenie. Marek wdrowa ladem katastrofy, z kadym krokiem utwierdzajc si w przekonaniu, e bya to sprawa huraganu. Huragan nie mg jednak zgadzi wszystkich mieszkacw doliny. Musiao si zdarzy co wicej. Wtem dostrzeg ruiny myna i stan jak wryty. Myn uleg tak kompletnemu zniszczeniu, e tylko fundamenty i resztki rdzewiejcej maszynerii dowodziy, e to wanie tu staa niegdy ta krlowa pszcz, jedyna szafarka woli ycia, energii, rodkw do podtrzymania egzystencji. Bez myna, bez elektrycznoci, koniec musia nadej szybko. Marek postanowi nie podchodzi bliej. Ze zwieszon gow ruszy chwiejnym krokiem ku rzece. Wystarczyo mu to, co zobaczy. Wraca powoli, co jaki czas przystajc, by popatrze na drzewa, na soczycie zielony kobierzec mchu, by odprowadzi wzrokiem rozmigotan w socu szaracz, ktrej opalizujce skrzydeka to mieniy si barwami, to znw przestaway by widoczne, gdy owad zmienia kierunek lotu i pozycj wzgldem soca: Szaracza powrcia, znw widywao si komary i ziemne yjtka. Marek przystan pod gigantycznym biaym dbem, ktry growa nad dolin, i zamyli si nad przemianami, ktre w niemy wiadek musia w swym yciu obserwowa. Nad gow posysza szelest lici i, nim poszed dalej, na chwil przytuli twarz do chropawej kory drzewa. 164

Samotno bywaa czasem nie do zniesienia; w takich zych chwilach Marek znajdowa ukojenie w lesie, gdzie nie szuka niczego, co ludzkie. Czy innym nadal dokucza samotno? Nie by tego pewien: przestali na ni narzeka. Umiechn si na wspomnienie kobiet, ktre szy za nim z paczem, krzykiem i ociganiem, a jednak co chwila podryway si do biegu, by nie straci go z oczu. Przystan na szczycie wzgrza, pod ktrym rozcigaa si jego dolina, i oparty o pie srebrnego klonu patrzy na to, co dziao si w dole. Na polach uwijali si mczyni i kobiety: odchwaszczali trzcin cukrow, motykami okopywali kukurydz i zbierali fasol. Inni, usunwszy jedn cian ani, pracowali teraz przy rozbudowie urzdze sanitarnych; gigantyczne palenisko, zapewniajce stay dopyw ciepej wody, miao by cianiej i solidniej obudowane pytkami z palonej gliny. Grupa starszych dzieci majstrowaa co przy kole myskim. Na obrzeach pl kilkanacioro malcw zbierao jagody. Dzieci ubrane byy w koszule z dugimi rkawami i dugie spodnie, majce e strzec od zadrapa. Ukoczywszy zbieranie, poodstawiay koszyki i zaczy na wycigi ciga krpujce stroje. Nagie, rozemiane, opalone na brz, ruszyy w stron siedziby. Kade byo cakowicie rne od reszty. Barry ostrzega, e ludzi czeka nastpne pi tysicy lat epoki jaskiniowej, lecz Barry nie bra pod uwag, e tak mierzy czas czowiek wstpujcy po kolejnych stopniach piramidy"a nie ten, ktry cho chwil przey na jej wierzchoku. Marek poprowadzi swych ludzi w epok nie znajc czasu; w ktrej dni mierzyo si powrotami pr roku, cyklami niebieskimi i cyklami ycia ludzkiego, od narodzin do mierci. Radoci i troski ludzi byy tu ich wasnymi sprawami, ktre przychodz i odchodz, nie pozostawiajc ladu. W epoce nie majcej swego miejsca w czasie gwnym celem stao si ycie na dzi, nie za odtwarzanie tego, co byo wczoraj, i nie budowanie wymylnych planw na przyszo. Wachlarz moliwoci, ju niemal zamknity, zaczyna rozwija si na nowo, kade kolejne narodziny otwieray go odrobin szerzej. Czego wicej mona byo pragn Na rzece pojawiy si cztery czna: chopcy i dziewczta wracali z poowu. cigali si do domu. Marek wiedzia, e ju wkrtce niektrzy z nich poprsz o pozwolenie wypynicia na ekspedycj badawcz - nie w celu znalezienia czegokolwiek, lecz z prostej ciekawoci otaczajcego ich wiata. Doroli bd si bali, nie zechc im na to pozwoli, ale Marek nie odmwi, jego odmowa i tak nie powstrzymaaby tych modych ludzi. Ich przeznaczeniem byo wyjecha. Marek odepchn si plecami od drzewa i ruszy w d. Ni std, ni zowd poczu, e musi natychmiast znale si w domu. Linda powitaa go wycignit doni. Miaa dziewitnacie lat i lada dzie spodziewaa si dziecka. Jego dziecka. - Dobrze, e ju jeste - rzeka cicho. - Czuam si samotna. - A teraz ju lepiej - zapyta, otaczajc jej plecy ramieniem. - Lepiej.

165

Nagie dzieci, dostrzegszy Marka, rzuciy si ku niemu e miechem, woajc co jedno przez drugie. Donie i buzie miay umorusane jagodami. Marek mocniej przytuli Lind, a gdy spojrzaa na niego pytajco, rozluni ucisk, przestraszony, e sprawi jej bl. - Czemu si tak umiechasz? - zapytaa. - Bo dobrze jest by znowu w domu. Mnie te dokuczaa samotno - odpar, wiadom, e to tylko cz prawdy i e drugiej czci nie byby w stanie jej wyjani: bo kade dziecko byo INNE.

KONIEC

166

You might also like