Professional Documents
Culture Documents
CHRYSTUSIE”
WOLNOŚĆ W
CHRYSTUSIE
(Rzym. 6,14; 7,1-6; Gal. 3, 23-25; Rzym. 8,1)
Jednak, jak już wcześniej sugerowałem, rozdziały te będą miały dla nas bezcenną wartość i
mogą być przez nas należycie docenione tylko wówczas, gdy właściwie zrozumiemy drugą
część 5 rozdziału listu do Rzymian (Rzym. 5,12-21).
Przeczytajmy więc jeszcze raz przynajmniej dwa wersety 5 rozdziału, aby przypomnieć sobie
tę niezwykle ważną i kluczową prawdę, którą zawarł tam apostoł Paweł:
Rzym. 5, 12:
„Przeto jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak i
na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli”.
Apostoł Paweł mówi tutaj, że ponieważ przez jednego człowieka - czyli Adama - grzech
wszedł na świat, dlatego wszyscy musimy umrzeć, bo wszyscy zgrzeszyliśmy w nim.
18: „Zatem, jak przez upadek jednego człowieka (I Adama) przyszło potępienie na
wszystkich ludzi, tak też przez dzieło usprawiedliwienia jednego (II Adama – Chrystusa)
przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi”.
Oznacza to, że zarówno Adam, jak i Chrystus - Drugi Adam - reprezentowali wszystkich
ludzi. I to właśnie dzięki temu, to co uczynił Adam jest naszym udziałem i to, co uczynił
Chrystus – Drugi Adam – również jest też naszym udziałem.
2 Koryntian 5: 14:
1
„Bo miłość Chrystusowa ogarnia nas, którzy doszliśmy do tego przekonania, że jeden za
wszystkich umarł; a zatem wszyscy umarli”.
Możemy więc powiedzieć, że święta historia życia i śmierci Chrystusa jest też naszą historią.
To jednak, że Chrystus jako Drugi Adam mógł reprezentować nas wszystkich, możliwe było
po pierwsze dzięki temu, że my musieliśmy umrzeć w wyniku grzechu jednego człowieka -
Adama, a po drugie dlatego, że Chrystus przy wcieleniu utożsamił się z naszym upadłym
człowieczeństwem.
Gdyby nie te dwa bardzo ważne fakty, Syn Boży nie mógłby wystąpić w roli
przedstawiciela upadłego świata oraz legalne odkupić i wyzwolić nas spod mocy prawa,
grzechu i śmierci.
O tej cudownej wolności, jaką mamy w Chrystusie, napisał Paweł np. w 5 rozdziale listu do
Galacjan:
Gal. 5:1:
„Chrystus wyzwolił nas, abyśmy w tej wolności żyli. Stójcie więc niezachwianie i nie
poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli”.
Gal. 5:13:
„Bo wy do wolności powołani zostaliście...”.
1. Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie.
2. Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu
i śmierci.
Kto potępia nas z powodu naszych grzechów oraz tego, że jesteśmy grzeszni?
To zakon „potępia” nas, mówiąc że „zapłatą za grzech jest śmierć”. W ten sposób zakon
jakby udziela grzechowi mocy i sprawia, że grzech może nas zabijać. Inaczej mówiąc,
gdyby prawo nie mówiło, że „zapłatą za grzech jest śmierć”, wówczas grzech nie mógłby
spowodować naszej śmierci.
2
„A żądłem śmierci jest grzech, a mocą grzechu jest zakon”.
Niech to symboliczne krzesło elektryczne, czyli grzech, stanowi w tej ilustracji narzędzie,
którym posługuje się szatan, by nas zabijać.
Jednakże, tak jak krzesło elektryczne nie mogłoby nikogo pozbawić życia, gdyby nie było
połączone ze źródłem mocy, czyli elektrownią, tak też grzech, nie byłby w stanie zabić
grzesznika, gdyby zakon nie udzielił mu mocy, gdyż jak wyjaśnia Paweł, „zakon jest mocą
grzechu”.
W jaki zatem sposób Bóg w Chrystusie zdołał legalnie ocalić grzesznika przed „żądłem
śmierci”, czyli grzechem, który go zabija?
Stało się to w taki sam sposób, w jaki można ocalić skazańca przed śmiercią na krześle
elektrycznym.
Nie można ocalić go przez zmianę wyroku ze strony prawa, gdyż człowiek ten już został
osądzony, potępiony i wyrok już zapadł. Samego prawa też nie można zmienić. Nikt
spośród najbliższych ani żaden przyjaciel nie może też ponieść śmierci zamiast skazanego,
gdyż prawo w żadnym wypadku na to nie zezwala.
W jaki więc sposób można byłoby ocalić tego słusznie potępionego i skazanego na śmierć
człowieka?
Z ludzkiego punktu widzenia nie ma takiego sposobu, czyli inaczej mówiąc, skazańca tego
mógłby ocalić tylko cud.
Na szczęście Bóg jest Bogiem cudów i największym cudem, jaki uczynił, był ten, którego
dokonał On w Chrystusie zbawiając grzeszną ludzkość.
Istniał tylko jeden legalny, zgodny z prawem sposób, w jaki mógł nas ocalić. Bóg nie miał
innego wyjścia, jak tylko pozwolić zasiąść nam na „krześle elektrycznym”, ale nie
znaleźliśmy się na nim sami. Bóg posadził nas na nim wraz z Chrystusem. Cały upadły rodzaj
ludzki musiał ponieść karę za grzech i zająć miejsce na tym symbolicznym krześle, ale
znalazł się tam w Chrystusie, „w Jego biodrach”. To nie mogło być tak, że Syn Boży umierał
zamiast nas, ale raczej jako nasz Reprezentant, utożsamiając się z nami, naszą upadła naturą
3
oraz wynikającymi z jej posiadania naszymi grzechami, i jako my poniósł drugą śmierć, która
jest zapłatą za grzech!
Jednak, jest jeszcze jeden problem, który trzeba było rozwiązać. Bóg wiedział o tym, że choć
w śmierci Jego Syna uwzględnione zostało usprawiedliwienie od wszystkich naszych
grzechów, nie tylko przeszłych, ale i przyszłych, to popełniane przez nas grzechy już po
nawróceniu i akceptacji usprawiedliwienia, powodowałyby utratę pokoju i ponowne
pojawianie się lęku przed karą. Bóg natomiast nie akceptuje służby, której motywacją jest
strach. Pragnął więc, pomimo naszych niedoskonałości i upadków, obdarzyć nas trwałym
pokojem i pełną wolnością od kary i lęku. W jaki sposób tego dokonał i legalnie usunął tę
przeszkodę?
Dzięki temu grzech, czyli to symboliczne krzesło elektryczne zostało pozbawione mocy, i
choć nadal na nim siedzimy, gdyż stale jeszcze posiadamy upadłe natury i mamy związek z
grzechem, to teraz siedzimy na nim już w Chrystusie i dłużej już grzech nie może nas
uśmiercać, gdyż został pozbawiony źródła mocy, którą był zakon. To właśnie dzięki temu
możemy już teraz, pomimo pojawiających się jeszcze w naszym chrześcijańskim życiu
grzechów, cieszyć się stałym pokojem i świadomością tego, że nieustannie znajdujemy się
pod „parasolem” sprawiedliwości Chrystusa.
Ponieważ źródłem mocy grzechu był zakon i tylko zakon mógł udzielić grzechowi mocy, by
ten zdołał nas uśmiercić, to jasno wynika z tego, że Bóg mógł uwolnić nas od wynikającego z
tego faktu potępienia i lęku jedynie przez zmianę naszego położenia względem zakonu.
Mówiąc inaczej, skoro grzech jest „żądłem śmierci”, skoro grzech nas zabija i może to
czynić tylko w mocy prawa, to Bóg mógł trwale uwolnić nas od kary, potępienia i lęku
wyłącznie przez pozbawienie grzechu źródła mocy, czyli przez uwolnienie nas spod mocy
zakonu!
„Albowiem grzech panować nad wami nie będzie; bo jesteście nie pod zakonem, ale pod
łaską”.
Oznacza to, że grzech nie może nas już dłużej zabijać, gdyż nie jesteśmy pod mocą
zakonu, ale pod łaską. Dzięki temu, grzech nie może otrzymywać już dłużej od zakonu
mocy, by móc nas uśmiercić.
„Lecz teraz zostaliśmy uwolnieni od zakonu, gdy umarliśmy temu, przez co byliśmy
opanowani...”.
Nie musimy zgadywać, gdyż autor sam odpowiada na to pytanie w następnym – 7 wierszu:
4
Rzym. 7:7
„Cóż więc powiemy? Że zakon to grzech? Przenigdy! Przecież nie poznałbym grzechu,
gdyby nie zakon; wszak i o pożądliwości nie wiedziałbym, gdyby zakon nie mówił: Nie
pożądaj!”.
Nie ma żadnych wątpliwości, że Paweł miał tu na myśli przede wszystkim zakon moralny,
bo cytuje jedno z dziesięciu przykazań!
Również siostra White, uważała, że apostoł Paweł, pisząc że nie jesteśmy pod zakonem, miał
na myśli przede wszystkim prawo moralne.
Oto fragment jej komentarza do Gal. 3, 23 – 25, gdzie Paweł mając na myśli zakon napisał,
iż nie jesteśmy „pod przewodnikiem (BG – pedagogiem)”:
"Prawo było naszym pedagogiem prowadzącym nas do Chrystusa, abyśmy mogli być
usprawiedliwieni z wiary. W tym fragmencie Duch Święty mówi przez apostoła przede
wszystkim o prawie moralnym. To prawo objawia nam grzech i sprawia, że
odczuwamy potrzebę Chrystusa".
Ponieważ wypowiedzi Pawła z Rzym. 6, 14 oraz Rzym. 7, 6 były bardzo radykalne i mogły
być niewłaściwie zrozumiane, musiał on dokładnie wyjaśnić, co miał na myśli, pisząc że
„zostaliśmy uwolnieni od zakonu”, gdyż inaczej mógłby zostać oskarżony o herezję przez
Żydów oraz chrześcijan żydowskiego pochodzenia.
We wszystkich tych fragmentach Paweł sugeruje tylko, że gdy zwiążemy się z Chrystusem,
wówczas jesteśmy wolni nie od przestrzegania zakonu ale jedynie od jego mocy!
Dzięki czemu zakon nie może nas dłużej potępiać, karać, skazywać i pozbawiać
wewnętrznego pokoju oraz udzielać grzechowi mocy do tego, by mógł nas zabić.
Rzym. 7:1
1. Czyż nie wiecie, bracia - mówię przecież do tych, którzy zakon znają - że zakon panuje
nad człowiekiem, dopóki on żyje?
Zakon, czy jakiekolwiek inne prawo może nas skazywać i potępiać jedynie tak długo jak
długo żyjemy. Gdy umrzemy, wtedy zakon nie może już dłużej potępiać nas mówiąc, że
„zapłatą za grzech jest śmierć”.
Prześledźmy zatem bardzo uważnie ten fragment, aby zrozumieć to, co autor chciał nam
przekazać używając tego symbolicznego języka:
5
Rzym. 7: 2
2. Albowiem zamężna kobieta za życia męża jest z nim związana prawem.
O tym, jakie było to prawo, którym kobieta związana był z tym małżonkiem możemy
przeczytać w 1Mojż. 3, 16, gdzie napisano, że według tego prawa, mąż miał panować nad
żoną - dokładnie tak jak prawo panuje nad nami.
Dalej, Paweł wyjaśnia, w jaki sposób ta kobieta mogłaby uwolnić się od tego małżonka
(zakonu):
Rzym. 7: 2
2. Albowiem zamężna kobieta za życia męża jest z nim związana prawem; ale gdy mąż
umrze, wolna jest od związku prawnego z mężem.
Pozornie tylko – jak przekonamy się za chwilę – Paweł sugeruje tu, że my, czyli kobieta,
moglibyśmy uwolnić się od zakonu (pierwszego małżonka) wówczas, gdyby on umarł, czyli
gdyby zakon został anulowany.
O tym, dlaczego to małżeństwo, czyli związek grzesznego człowieka z prawem był nieudany i
nieszczęśliwy, napisał Paweł w Rzym. 8:7:
„Zamysł ciała jest wrogi Bogu; nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu, bo też nie
może”.
Rzym. 7:14:
„Wiemy bowiem, że zakon jest duchowy, ja zaś jestem cielesny, zaprzedany grzechowi”.
Małżeństwo to było nieudane, dlatego, że zakon, czyli „mąż” jest „duchowy”, „święty” i
doskonały pod każdym względem, my zaś, albo inaczej „małżonka” nie jest „duchowa”, ale
„cielesna”, posiadająca upadłą naturę i „zaprzedana grzechowi”.
Mąż wymaga od niej doskonałego posłuszeństwa, ale ona - nawet jeśli chce - nie jest w stanie
spełnić jego oczekiwań. To z kolei powoduje, że stale jest potępiana przez swego męża i żyje
w ciągłym strachu.
Chociaż jej małżonek jest doskonały, bezbłędny i święty, to nie potrafi współczuć jej, ani
pomóc w jej „słabościach", ale stale wymaga doskonałości i potępia, bo jest tylko prawem.
Z tego powodu, ta biedna, zagubiona i stale potępiana i żyjąca w ciągłym strachu kobieta
bardzo pragnie uwolnić się od tego nieszczęśliwego związku i związać się z kimś kto jest tak
doskonały i święty jak prawo, ale jednocześnie byłby w stanie jej pomóc i współczuć w jej
słabościach.
I znajduje takiego mężczyznę (Chrystusa), ale nie może się z nim związać, gdyż według
prawa tylko śmierć jej małżonka, albo cudzołóstwo mogłoby jej na to pozwolić.
6
Kobieta jest więc zrozpaczona, gdyż wie, że jej małżonek nie może umrzeć, i nawet gdyby
próbowała go otruć, to nic by to nie dało, bo jej mąż (zakon) jest nieśmiertelny:
Łuk. 16:17
„Lecz łatwiej jest niebu i ziemi przeminąć, niż przepaść jednej kresce z zakonu”.
Ps 111:7-8 (BT):
„Wszystkie przykazania Jego są trwałe, ustalone na wieki, na zawsze”. (BT)
Przeczytajmy ten sam fragment jeszcze raz , tym razem w przekładzie Biblii Gdańskiej:
A zatem, kobieta jest zrozpaczona, gdyż wie, że jej małżonek jest nieśmiertelny. Uświadamia
sobie również, że jej mąż nie będzie także cudzołożył, ani nie uczyni nic złego, gdyż sam jest
„święty” i „duchowy”:
Rzym. 7:12,14
12. Tak więc zakon jest święty i przykazanie jest święte i sprawiedliwe, i dobre.
14. Wiemy bowiem, że zakon jest duchowy, ja zaś jestem cielesny, zaprzedany grzechowi.
Z tego powodu, że ten małżonek jest nieśmiertelny, święty i duchowy, ma swoją siedzibę
również w niebie, a dokładnie w niebiańskiej świątyni:
Obj. 11:19
„I otworzyła się świątynia Boża, która jest w niebie, i ukazała się Skrzynia Przymierza
jego w świątyni jego”.
Skoro w niebie znajduje się „opakowanie” prawa, czyli skrzynia przymierza, to musi też
znajdować się tam i samo wieczne i święte prawo Boże.
A zatem, Chrystus nie mógł pomóc kobiecie w zmianie jej nieszczęśliwego położenia poprzez
uśmiercenie jej małżonka – prawa, gdyż było to niemożliwe.
Na szczęście, chociaż kobieta straciła wszelką nadzieję na uwolnienie się od swego męża,
Chrystus przywrócił jej nadzieję, mówiąc:
„Ja wiem, w jaki sposób możesz uwolnić się od swego męża i związać ze mną, ale to zależy
już tylko od ciebie”.
„Tak?!” – odparła zaskoczona i uradowana kobieta - „Możesz sprawić, że mój mąż umrze?!”.
„Nie” – odpowiedział Chrystus – „On nigdy nie umrze, gdyż sam jest święty, duchowy i
nieśmiertelny i trwa na wieki”.
7
„Według prawa, niekoniecznie twój mąż, ale jedno z was musi umrzeć. Skoro więc twój mąż
jest nieśmiertelny, to ty sama musisz umrzeć, a wtedy staniesz się wolna i będziesz mogła
związać się ze mną”.
„Ale, jeśli ja umrę, to jak będę mogła związać się z Tobą?” – zapytała kobieta.
Wówczas Jezus odparł: „Ja nie proszę cię o popełnienie samobójstwa, ale sprawię, że
znajdziesz się we mnie. Przez przyjęcie twojej natury i przez stanie się drugim Adamem
będę mógł reprezentować ciebie.
Dzięki temu, kiedy ja umrę, to i ty umrzesz we mnie, a następnie zmartwychwstaniesz we
mnie i wtedy będziesz wolna od związku z twoim mężem i uzyskasz prawo by móc związać
się ze mną”.
Dokładnie tak wygląda sposób, w jaki Bóg uwolnił kobietę, czyli nas, od związku z tym
pierwszym małżonkiem (zakonem) i dzięki temu pozbawił grzech mocy tak, że grzech nie
może nas uśmiercić.
Choć w 2 wierszu 7 rozdziału, Paweł sugeruje, że „gdy mąż umrze” bylibyśmy wolni od
związku prawnego z nim, to w wierszu 4 wyjaśnia, że to nie mąż, ale faktycznie małżonka,
czyli my, zostaliśmy uśmierceni w Chrystusie:
Rzym. 7:4
„Przeto, bracia moi, i wy umarliście dla zakonu przez ciało Chrystusowe, by należeć
do innego”.
A zatem, to nie prawo, czyli pierwszy mąż umarł, gdyż on jest nieśmiertelny, ale małżonka
umarła, my umarliśmy!
Chrystus utożsamiając się z naszym upadłym człowieczeństwem, stał się nami, naszym
reprezentantem, i dzięki temu, kiedy On umarł, wówczas śmierć i to drugą, poniosło Jego
grzeszne reprezentacyjne człowieczeństwo, a tym samym my wszyscy umarliśmy w Nim.
2 Kor. 5:14
„Bo miłość Chrystusowa ogarnia nas, którzy doszliśmy do tego przekonania, że jeden za
wszystkich umarł; a zatem wszyscy umarli”.
Zastępcza ofiara Chrystusa nie polegała na tym, że JEDEN UMARŁ ZA WSZYSTKICH,
ale WSZYSCY UMARLI W JEDNYM.
8
A zatem, to nie prawo, ale my zostaliśmy wraz z Chrystusem przybici do krzyża.
Rzym. 7:4
„Przeto, bracia moi, i wy umarliście dla zakonu przez ciało Chrystusowe, by należeć do
innego, do tego, który został wzbudzony z martwych, abyśmy owoc wydawali dla Boga”.
Rzym. 7:6
„Lecz teraz zostaliśmy uwolnieni od zakonu, gdy umarliśmy temu, przez co byliśmy
opanowani, tak iż służymy w nowości ducha, a nie według przestarzałej litery”.
Nasza śmierć w Chrystusie dała nam prawo do uwolnienia się spod mocy zakonu i związania
się z Chrystusem, dzięki czemu ten pierwszy małżonek (zakon), nie może już dłużej nas
potępiać i pozbawiać wewnętrznego pokoju.
Drugi zaś małżonek – Chrystus, jest naszą doskonałością i świętością, dzięki czemu Bóg
pomimo tego, że nie jesteśmy doskonali, patrzy na nas tak, jakbyśmy byli święci i
sprawiedliwi. Po za tym, Chrystus – w przeciwieństwie do pierwszego małżonka (zakonu) –
potrafi nam współczuć w naszych słabościach i może dopomóc w pokusach, gdyż On sam
„kuszony był we wszystkim tak jak my, z wyjątkiem grzechu”.
Dzięki temu wszystkiemu, możemy teraz służyć Bogu „w nowości ducha, a nie według
przestarzałej litery”.
Służyć Bogu „w nowości ducha” oznacza, że teraz pragniemy postępować zgodnie z wolą
Bożą nie ze strachu czy po to, żeby uzyskać zbawienie, ale z miłości do Niego i dlatego, że
On już teraz w Chrystusie uznaje nas za sprawiedliwych i zasługujących na zbawienie.
Dzięki temu, możemy powiedzieć: „Pracuję nie po to, by zbawić mą duszę, gdyż
Bóg dokonał już tego, lecz ja – niewolnik pracować muszę, z miłości do Syna
Bożego”.
Gdy jakaś kobieta rozwiedzie się z mężem i poślubi innego, to czy ten, z którym się
rozwiodła może dalej ją karać i krytykować, gdy ta kobieta na przykład przypali zupę?
Podobnie jest w naszym przypadku. My również, zgodnie z tym co mówi Biblia, nie jesteśmy
już pod pierwszym małżonkiem. Uwolnieni zostaliśmy spod mocy tego pierwszego małżonka
dzięki naszej śmierci z Chrystusem, z którym teraz prawnie jesteśmy związani. A skoro nie
jesteśmy już pod zakonem, to nawet jeśli ponownie zgrzeszymy, wówczas ten pierwszy mąż
(prawo) nie może nas karać ani potępiać, bo nie jesteśmy pod nim, ale pod łaską:
Rzym. 6:14
14. Albowiem grzech nad wami panować nie będzie, bo nie jesteście pod zakonem, lecz
pod łaską.
9
Po za tym, prawo nie może nas już dłużej potępiać i karać, gdyż umarliśmy w Chrystusie i
śmierć ta stanowiła zapłatę za wszystkie nasze grzechy, nie tylko przeszłe, ale i przyszłe.
Jeśli jakiś człowiek popełni przestępstwo i na mocy prawa zostanie skazany na karę śmierci i
wyrok ten zostanie wykonany, to czy prawo może skazać go jeszcze raz? Nie! Dlaczego nie
może skazać go ponownie? Jest to nie możliwe, dlatego że ten człowiek umarł!
Dlatego też, będący pod łaską chrześcijanin nie powinien bać się kary za grzech, czyli drugiej
śmierci, gdyż tą śmiercią umarł już w Chrystusie i dzięki temu został od niej uwolniony. Z
tego powodu ap. Paweł napisał w Hebr. 2:15, że Chrystus przyszedł, „aby wyzwolić
wszystkich tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe życie byli w niewoli”.
Jeśli zaś chrześcijanin nadal obawia się drugiej śmierci, to jest tak, albo dlatego, że nie
uwierzył, albo z tego powodu, że trwa w grzechu. Zarówno w pierwszym, jak i drugim
przypadku lęk ten jest uzasadniony, gdyż brak wiary i trwanie w grzechu może doprowadzić
do całkowitego odłączenia się od Chrystusa i wypadnięcia z łaski.
Jednak, szczerze wierzący chrześcijanin, który opiera swoje zbawienie jedynie na
sprawiedliwości, którą ma w Chrystusie oraz na śmierci, którą poniósł w Chrystusie,
chrześcijanin, który nie trwa w grzechu, nie pobłaża grzechowi, ale jeśli zgrzeszy to szczerze
żałuje i boleje nie dlatego, że się boi kary, lecz dlatego że zranił autora łaski, taki
chrześcijanin, choć jeszcze czasami upada, cieszy się stałym wewnętrznym pokojem i nie ma
żadnych powodów do tego, by nadal odczuwał lęk przed tą śmiercią, która jest zapłatą za
grzech.
Pewien mały chłopiec zachorował na jedną z tych chorób, na które nie wynaleziono jeszcze
lekarstwa. Jego rodzice robili co mogli, aby powstrzymać rozwój choroby i ratować jego
życie, ale bezskutecznie. Chociaż chłopiec był jeszcze mały wiedział już, że prędzej czy
później, każdy człowiek musi umrzeć. Z tego powodu bardzo pragnął dowiedzieć się i
zrozumieć czym jest śmierć, tym bardziej, że miał budzące lęk przeczucie, że on też
niebawem rozstanie się z życiem.
Pewnego dnia, leżąc w łóżku, słuchał jak jego mama czytała historię o walecznych i
szlachetnych rycerzach okrągłego stołu i o tej ostatniej bitwie, w czasie której wielu z nich
poległo.
Bardzo przejęty tym, co usłyszał, po chwili milczenia zapytał w końcu o to, co tak bardzo go
nurtowało:
- Mamo, jak to jest, kiedy się umiera? Czy to boli?
Gdy zadał to pytanie, natychmiast łzy napłynęły jej do oczu, więc pod jakimś pozorem
odwróciła się i na chwilę wyszła do kuchni. Wiedziała, że bardzo dużo zależy od tego, w jaki
sposób odpowie na to pytanie. Dlatego w gorliwej modlitwie poprosiła o mądrość, i o to, by
zdołała powstrzymać się od płaczu, gdy będzie o tym mówić.
I gdy skończyła modlitwę, wiedziała już, co ma powiedzieć. Wróciła więc do pokoju, usiadła
obok chłopca i powiedziała:
- Synku, czy pamiętasz, jak nie raz bawiłeś się bez opamiętania przez cały dzień, a kiedy
zbliżał się wieczór, byłeś już tak bardzo zmęczony, że nie miałeś siły, aby pójść do swojego
pokoju, ani się rozebrać, więc zasypiałeś w ubraniu leżąc na moim łóżku? Zasypiałeś tak, że
10
nie można było cię obudzić. Łóżko, na którym zasypiałeś nie było twoim łóżkiem. Ale rano,
kiedy się budziłeś, zdziwiony zauważałeś, że znajdujesz się w swoim pokoju, ubrany w
piżamę i leżysz we własnym łóżku. Znalazłeś się tam, dlatego, że ktoś cię kochał i troszczył
się o ciebie. Twój ojciec brał cię w swoje silne ramiona i przenosił do twojego pokoju i kładł
na twoim łóżku.
Widzisz synku, ze śmiercią jest podobnie. Pewnego dnia, po prostu zasypiamy, zasypiamy
tak, że nikt z ludzi nie jest w stanie nas obudzić i nie jesteśmy niczego świadomi, ani nie
czujemy upływu czasu. Ale pewnego dnia obudzimy się w nowej cudownej rzeczywistości, z
nowym wspaniałym ciałem, obudzimy się po to, by spotkać się z Panem Jezusem w czasie,
gdy wróci po tych, którzy w niego wierzą. Jest tak, dlatego, że On bardzo nas kocha i tęskni
za nami.
Gdy chłopiec to usłyszał, z jego twarzy zniknął smutek, bo w końcu zrozumiał, czym jest
śmierć. Od tamtej pory w jego sercu, miejsce niepewności i lęku, już na zawsze zajął pokój i
niezachwiana wiara w to, że jest tak jak powiedziała mama, i już nigdy więcej nie pytał o to,
czym jest śmierć. A kilka tygodni później, z ufnością i bez lęku, chłopiec ten spokojnie
zasnął, zasnął tak, jak powiedziała mama.
Smutną prawdą jest to, że każdy z nas jest skazanym na śmierć grzesznym człowiekiem, ale
cudowną nowiną jest fakt, że nikt z nas nie musi umierać na zawsze, bo jeśli tylko wierzymy
w to, że „nasz stary człowiek został wespół z Chrystusem ukrzyżowany” (Rzym. 6:6), to
„mamy żywot wieczny, nie staniemy przed sądem i przeszliśmy ze śmierci do żywota” (Jan.
5:24)! Chrystus uwalnia nas też od lęku, bo nie jesteśmy już pod mocą zakonu, ale pod łaską.
Gal. 3: 23 - 25:
23. Zanim zaś przyszła wiara (Chrystus), byliśmy wspólnie zamknięci i trzymani pod
strażą zakonu, dopóki wiara nie została objawiona.
24. Tak więc zakon był naszym przewodnikiem (BG - PEDAGOGIEM) do Chrystusa,
abyśmy z wiary zostali usprawiedliwieni.
25. A gdy przyszła wiara, już nie jesteśmy pod opieką przewodnika (PEDAGOGA).
Paweł podejmuje tu dokładnie ten sam temat, który poruszył w Rzym. 7: 6 oraz 6: 14, a
mianowicie, że odkąd uwierzyliśmy w Chrystusa i związaliśmy się z Nim, jesteśmy
uwolnieni od mocy zakonu („nie jesteśmy pod pedagogiem”).
Akurat tak się składa, że mój ojciec był „pedagogiem” i przez wiele lat byłem „pod
nim”. Oznaczało to, że to on ustalał w domu pewne zasady i oczekiwał ode mnie
posłuszeństwa. Jeśli zaś nie byłem posłuszny to miał tak zwaną „dyscyplinę”, którą w razie
potrzeby wymierzał mi karę.
Czy to jednak oznaczało, że mój ojciec był złym człowiekiem? Nie! On tylko spełniał wobec
mnie słuszne wychowawcze obowiązki.
A zatem to, iż byłem „pod moim ojcem - pedagogiem” oznaczało, że wymagał on ode mnie
posłuszeństwa i mógł mnie ukarać, gdy byłem nieposłuszny. Więc ja starałem się słuchać go i
postępować zgodnie z jego wolą, ale czyniłem tak raczej ze strachu, niż z miłości.
11
Jednak, po upływie wielu lat usamodzielniłem się i nie jestem już „pod pedagogiem” czyli
moim ojcem, ale związałem się z moją żoną. Dzięki temu nie jestem już dłużej potępiany ani
karany przez ojca, bo już nie jestem pod nim i stracił on nade mną swoją moc.
Czy to jednak oznacza, że mój stosunek do niego stał się negatywny, i że przestał on dla mnie
istnieć, przestałem go słuchać i liczyć się z jego zdaniem?
Pasek ojca już nie ma nade mną mocy, bo już nie jestem pod pedagogiem, ale pod
moją żoną, a moja żona mnie nie karze, ale pomaga i współczuje mi w moich słabościach.
Rz 7:6
„Teraz zaś Prawo straciło moc nad nami, gdy umarliśmy temu, co trzymało nas w
jarzmie, tak, że możemy pełnić służbę w nowym duchu, a nie według przestarzałej
litery”.(BT)
Gdy grzeszyliśmy, będąc pod zakonem, czyli w czasie, gdy naszym małżonkiem był zakon,
wówczas za każdym razem, kiedy upadliśmy, mówił on do nas: „zapłatą za grzech jest
śmierć” i w ten sposób zakon uzbrajał grzech w żądło śmierci wymierzone w nas, gdyż jak
czytamy w 1 Kor. 15: 56:
Grzech jest czymś co nas zabija, a skąd grzech ma moc, żeby nas zabić?
To właśnie prawo, które samo w sobie jest „dobre”, mówiąc że jeśli je przestąpimy to
zasługujemy na śmierć, daje grzechowi moc, by ten nas zabił.
Więc jeśli teraz prawo nie ma nad nami mocy, to tym samym grzech nie może nas zabić.
Teraz, dzięki naszej śmierci w Chrystusie, nie jesteśmy już pod zakonem, ale naszym
małżonkiem jest Chrystus, dlatego ten poprzedni mąż, chociaż nadal istnieje, nie może już
dużej nas potępiać.
Prawda, którą w ten sposób chciał przekazać nam Paweł jest cudowną Dobrą Nowiną!
12
Oznacza to, że teraz, kiedy zgrzeszymy jako istoty już związane z
Chrystusem, to w takiej sytuacji grzech nie może już wyrządzić nam żadnej
krzywdy, nie jest w stanie nas zabić, gdyż prawo nie może już dłużej udzielać
mu mocy, niezbędnej do tego, by grzech mógł nas uśmiercić!
Kiedy zgrzeszyłem będąc pod zakonem, wtedy zakon mnie potępiał i mówił, że zapłatą za
ten grzech jest śmierć, dzięki czemu grzech „posłużył się rzeczą dobrą (zakonem), by
spowodować moją śmierć” (Rzym. 7:13). Ale kiedy związałem się z Chrystusem i nie
jestem już dłużej pod zakonem, to gdy teraz zgrzeszę, wówczas zakon nie może już dłużej
mnie potępiać!
I to właśnie dzięki temu w Rzym. 8:1, Paweł mógł przedstawić nam wspaniałą wiadomość:
Jest tylko jeden warunek, jaki mamy spełnić, aby już teraz uwolnić się od wszelkiego
potępienia.
Ten jedyny warunek, to akceptacja historycznej prawdy, o której pisał Paweł w 5 rozdziale
listu do Rzymian, w wierszach 12 – 21, i dlatego jej zrozumienie jest tak ważne.
Tą historyczną prawdą jest to, że Chrystus przyszedł na ten świat jako drugi Adam, czyli jako
drugi przedstawiciel całej ludzkości. Dzięki temu wszystko czego On dokonał, tego my
dokonaliśmy w Nim, bo On był nami.
Jedynie przez uznanie i akceptację tej historycznej prawdy możemy znaleźć się w
Chrystusie i dzięki temu, przez wiarę, ta cudowna obietnica staje się naszym udziałem i
możemy powiedzieć:
„Przeto teraz nie ma (dla nas) żadnego potępienia, (bo jesteśmy) w Chrystusie Jezusie”.
Nie bez powodu, apostoł Paweł użył tu słowa „teraz”. Oznacza to, że tą wolnością, wolnością
od potępienia i kary oraz wolnością od lęku, możemy cieszyć się już teraz, teraz kiedy
jeszcze zauważamy u siebie wiele niedoskonałości i potknięć.
Jednak prawda ta jest tak wspaniała, że wielu nawet szczerych chrześcijan ma spore problemy
z jej przyjęciem, pomimo tego, że Słowo Boże mówi o tym jasno i wyraźnie.
13
Słowo Boże mówi, że my także znaleźliśmy się w niewoli „ciała grzechu i śmierci”. Jednak
dobry Bóg znalazł sposób, aby przywrócić nam wolność. Posłał swojego Syna „w postaci
grzesznego ciała i ofiarując je za grzech potępił grzech w ciele”, dzięki czemu może nam
wszystkim zaoferować dokument proklamujący naszą wolność. Treść tego dokumentu
zapisana została na właśnie w cytowanym wcześniej 1 wierszu 8 rozdziału listu do Rzymian:
„Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie. Bo
zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i
śmierci”.
Tak brzmi legalny dokument proklamujący naszą wolność w Chrystusie, wolność od naszego
byłego „pana” - „zakonu grzechu i śmierci”.
Musimy jednak postawić sobie bardzo ważne pytanie: Czy naprawdę uwierzyliśmy w to, że
już teraz nie ma dla nas żadnego potępienia, dzięki temu, że jesteśmy w Chrystusie? Czy
naprawdę ta cudowna wolność, wolność od śmierci i lęku stała się naszym udziałem? Czy
może, podobnie jak ci niewolnicy, pozostajemy nadal w niewoli, gdyż ta prawda mówiąca o
wolności wydaje się nam zbyt piękna, aby mogła być prawdziwa? Czy czasem diabłu nie
udało się wmówić nam, że nadal znajdujemy się w niewoli, pomimo tego, że oficjalnie
ogłoszono już legalny dokument mówiący o tym, że w Chrystusie mamy wolność?
Jest to sprawa niezwykłej wagi, gdyż według tego, co napisał Paweł w Rzym. 7:4-6
akceptacja tej wolności jest potrzebna do tego, by „służyć Bogu w nowości ducha” oraz
wydawać „owoc”, pod postacią prawdziwie uświęconego życia!
To, w jaki sposób diabeł stara się ograbić nas z tej wolności, znacznie lepiej zrozumiałem,
gdy usłyszałem kiedyś, w jaki sposób przygotowuje się słonie do pracy w cyrku.
Gdy kłusownik schwyta słonia, zakłada mu na nogę specjalną żelazną obręcz a następnie
łańcuchem przywiązuje do drzewa. Początkowo słoń usilnie próbuje zerwać łańcuch, szarpiąc
nogą, ale wraz z upływem czasu robi to coraz mniej energicznie, aż w końcu, po kilku
miesiącach zmagań, zupełnie rezygnuje. Unosi jedynie lekko nogę do góry i czując na niej
żelazną obręcz nie próbuje już zerwać łańcucha. I wtedy kłusownik, czyli ten, który odebrał
mu wolność wie, że słoń ten nadaje się do cyrku. Usuwa więc łańcuch, ale zostawia na nodze
żelazną obręcz. I chociaż słoń jest wolny, to nie ucieka i nie korzysta z tej wolności, gdyż
czując na nodze żelazną obręcz wydaje mu się, że nadal znajduje się w niewoli. Tym
sposobem słoń trafia do cyrku, na zawsze tracąc wolność.
I dokładnie tak samo może być w naszym przypadku. „Kłusownik” – diabeł, schwytał nas,
założył „obręcz” upadłej natury i łańcuchem śmierci przywiązał do „drzewa wiadomości
dobrego i złego”. Jednak Pan Jezus przyszedł na ten świat, utożsamił się z naszym
położeniem i pozwolił założyć sobie „cielesną obręcz”. Pomimo tego jednak zdołał dokonać
tego, co dla nas było niemożliwe, udało Mu się zerwać łańcuch w naszym imieniu. Dzięki
temu w Nim, także i my mamy wolność od „łańcucha śmierci” już teraz, a od
„obręczy upadłej natury” przy jego powtórnym przyjściu.
Jednak „kłusownik” – diabeł, jest bardzo przebiegły, i choć „łańcuch” został już zerwany, to
wykorzystuje to, iż czujemy jeszcze na sobie obecność „obręczy” naszej upadłej natury,
naszych niedoskonałości i upadków i wmawia nam, że ciągle jeszcze jesteśmy w niewoli
śmierci, pomimo tego, że Pan Jezus już zagwarantował nam wolność! Niestety, prawda
wygląda tak, że bardzo często dajemy się diabłu zwieść do tego stopnia, że pomimo tego, iż
Zbawiciel, przez swoje Słowo stale zapewnia nas o tym, że jesteśmy wolni, to my nie
wierzymy i nie akceptujemy tej wolności. Jednak, jeśli stale będziemy pozwalać wodzić się
14
diabłu za nos i poddawać się pod jarzmo niewoli, to może okazać się to tragiczne w skutkach,
i w końcu sami znajdziemy się w „cyrku”. Stamtąd zaś, nie ma już drogi powrotu i na zawsze
znajdziemy się w niewoli.
Tekst ten jest jeszcze bardziej wymowny, gdy czytamy go w jednym z angielskich
przekładów Pisma Świętego „The Living Bible”:
"Chrystus uczynił nas wolnymi. Upewnijcie się więc teraz, że pozostajecie
wolnymi i nie dajcie związać wszystkiego od nowa w łańcuchy niewolnictwa".
Jednak ta niezwykła prawda, choć jest wspaniałą nowiną, to z drugiej strony, jeśli jest
niewłaściwie zrozumiana, może okazać się czymś niebezpiecznym. I faktycznie wśród
chrześcijan jest wielu takich, którzy uważają, iż Paweł pisząc, że „uwolnieni jesteśmy od
zakonu”, oraz że „teraz nie ma dla nas żadnego potępienia”, oświadczył, iż prawo zostało
anulowane i dzięki temu każdy chrześcijanin może cieszyć się pełną i bezwarunkową
wolnością, kierując się co najwyżej własnym sumieniem i uczuciami a nie moralną normą,
jaką są przykazania. Znany protestancki teolog - Dietrich Bonhoeffer zawsze sprzeciwiał się
takiemu twierdzeniu i to właśnie on jako pierwszy określił je mianem „TANIEJ ŁASKI”.
Czy jednak prawdziwa chrześcijańska wolność, wolność od mocy zakonu, kary i lęku polega
na tym, że możemy żyć zgodnie z zasadą „RÓBTA CO CHCETA”?
Wprawdzie Chrystus obdarzył nas wolnością, to jednak czytamy, że uczynił to nie w tym
celu, abyśmy „pobłażali ciału”, czyli nie po to, żebyśmy wypaczając znaczenie tej wolności
doszli do wniosku, że możemy teraz pobłażać skłonnościom naszej upadłej natury (ciała),
bezkarnie łamiąc przykazania.
Podobnie, symbolizująca nas kobieta z 7 rozdziału listu do Rzymian, choć otrzymała prawo
do tego, by zerwać związek z pierwszym mężem (zakonem), to nie żyje dalej sama, nie staje
się wdową, ale związana jest z Chrystusem, aby „wydawać owoc”, jak czytamy w Rzym.
7:4.
Jaki to owoc mamy wydawać, wyjaśnia ten sam autor w Kol. 1:10:
„Abyście postępowali w sposób godny Pana..., wydając owoc w każdym dobrym
uczynku”.
15
A zatem, chrześcijańska wolność, to nie wolność do nieposłuszeństwa, ale do
posłuszeństwa, do wydawania owocu, czyli sprawiedliwych dobrych uczynków.
Jeśli zaś twierdzimy, ze jesteśmy zbawieni, a trwamy w grzechu, oznacza to, że nie
trwamy w Chrystusie. To z kolei może świadczyć o tym, że wcale nie jesteśmy pod
łaską, ale pod zakonem, a będąc pod zakonem, nasze grzechy ponownie posiadają moc od
zakonu i są w stanie nas zabić. Dokładnie to miał na myśli Chrystus, gdy w Ewangelii Jana
15:6 powiedział:
„Kto nie trwa we mnie, ten zostaje wyrzucony precz jak zeschnięta latorośl; takie
zbierają i wrzucają w ogień, gdzie spłoną”.
Prawdziwie nawrócony chrześcijanin, choć może jeszcze popełniać błędy, nie pobłaża
grzechowi, nie usprawiedliwia go i nie trwa w grzechu, gdyż jest świadom tego, że teraz
każdym swoim grzechem rani już nie siebie, ale autora łaski. Prawdziwy chrześcijanin nie
powinien też planować grzechów i grzeszyć z premedytacją, myśląc sobie, że przecież i tak
będzie mógł ten grzech wyznać.
Przypominam sobie scenę z pewnego filmu, kiedy to na statku pozostało tylko dwóch piratów,
a ponieważ nie mieli nic do jedzenia, w pewnym momencie silniejszy z nich zaczął patrzeć na
tego drugiego jak na potencjalny posiłek i zaczął gonić go po pokładzie. W końcu ten słabszy
ratując życie wdrapał się na maszt, jednak na niewiele się to zdało, bo ten drugi wziął siekierę
i zaczął rąbać maszt. Ale kiedy to robił, tamten z góry zawołał:
- Jeśli to zrobisz, będziesz smażył się w piekle w nieskończoność!
Na co ten, który chciał go zjeść, spojrzał na niego z dołu oburzony i powiedział:
- A spowiedź to co, pies?
Jeśli ktoś kto uważa się za usprawiedliwionego z łaski chrześcijanina i w taki perfidny sposób
wykorzystuje możliwość wyznania grzechów, planując je z myślą, że i tak uzyska
przebaczenie, to może świadczyć to o tym, że nie narodził się z Ducha, nie związał się jeszcze
z Chrystusem, ale znajduje się na prostej drodze do grzechu przeciwko Duchowi Świętemu.
Osoba taka nie jest autentycznym chrześcijaninem, gdyż ap. Jan w 1Jan 5:18 napisał, że „ten,
który się z Boga narodził nie grzeszy”, czyli nie popełnia grzechu przeciwko Duchowi
Świętemu i nie trwa w grzechu.
Podobnie jest w naszym przypadku, gdyż jeśli zgrzeszymy już jako wierzący i związani z
Chrystusem, to grzechem tym nie ranimy już siebie, ale autora łaski - Chrystusa.
16
Pewien ojciec miał spore problemy wychowawcze ze swoim synkiem. Chłopiec był niesforny
i często swoim postępowaniem zasmucał ojca. Ojciec w końcu, żeby go czegoś nauczyć
postanowił udzielić mu takiej praktycznej, obrazowej lekcji, której chłopiec miał nie
zapomnieć do końca życia. Dał mu woreczek gwoździ i kazał wbijać w płot po jednym
gwoździu za każdym razem, kiedy straci cierpliwość i pokłóci się z kimś lub zrobi coś złego.
Pierwszego dnia chłopiec wbił w plot aż 37 gwoździ. W następnych jednak tygodniach
nauczył się panować nad sobą i liczba wbijanych gwoździ malała z dnia na dzien. Wreszcie
nadszedł dzień, w którym chłopiec nie wbił w płot żadnego gwoździa. Poszedł więc do ojca i
nie kryjąc zadowolenia powiedział mu o tym. Wtedy ojciec kazał mu wyciągać z płotu
każdego dnia po jednym gwoździu, kiedy nie straci cierpliwości i nie pokłóci się z nikim.
Mijały dni i w końcu chłopiec mógł powiedzieć ojcu, że wyciągnął z płotu wszystkie
gwoździe. Następnie ojciec zaprowadził chłopca do miejsca, w którym płot i powiedział:
"Bardzo się cieszę synu, że zrobiłeś takie postępy, i że jesteś teraz lepszym chłopcem, ale
spójrz, jak wiele dziur jest teraz w płocie. Ten płot już nigdy nie będzie taki, jak dawniej.
Pamiętaj więc, że kiedy wyrządzisz komuś krzywdę lub uczynisz coś złego, wówczas nawet
jeśli to naprawisz, rana pozostanie. Bez względu na to jak bardzo będziesz żałował i
przepraszał, każdy zły czyn pozostawia trwały ślad w sercu Boga”.
Z tego powodu, prawdziwie nawrócony chrześcijanin, pomimo tego, że jego „ciało” nadal
może pożądać grzechu, to teraz, dzięki wewnętrznej obecności Ducha Świętego, w swoim
umyśle powinien odczuwać wstręt do grzechu i mieć „upodobanie w zakonie Bożym”. Gdy
zgrzeszy, to wyznaje ten grzech już nie ze strachu przed karą, bo stale żyje pod parasolem
sprawiedliwości Chrystusa, ale żałuje za grzech i wyznaje go, gdyż szczerze boleje z tego
powodu, że zranił Zbawiciela. Nigdy też nie usprawiedliwia grzechu i nie pobłaża mu.
Nie oznacza to jednak, że jako człowiek nawrócony nigdy już nie zgrzeszy. Ale nawet jeśli
upadnie, dlatego że na chwilę odwrócił wzrok od Chrystusa, to nie znaczy, że znów znalazł
się pod zakonem i wypadł z łaski, gdyż Bóg stale patrzy na niego przez pryzmat
reprezentacyjnej sprawiedliwości Chrystusa. Jest tak, ponieważ „teraz nie ma żadnego
potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie” (Rzym. 8:1).
Chociaż człowiek ten faktycznie narodził się na nowo, cieszy się wewnętrzną obecnością
Ducha Świętego i Bóg obdarzył go wszystkim, co niezbędne do tego, by teraz mógł
prowadzić święte i zwycięskie życie, to Bóg wie, że nadal posiada on upadłą naturę, zawsze
może zaniedbać społeczność z Jezusem i ponownie upaść. Ale jeśli tak się stanie, to czy Bóg
przestaje go miłować i potępia go, dlatego, ze znów upadł?
Czy kochająca swoje raczkujące jeszcze dziecko matka, widząc jak jej dziecko
ucząc się chodzić, co pewien czas upada, mówi: Mam już dosyć tych twoich upadków! Idź
precz! Nie chce cię znać!? I wyrzuca to dziecko z domu? Oczywiście, że tak nie jest i nikt z
nas nawet nie dopuszcza takiej myśli.
Czemu więc myślimy, że Bóg, odrzuca nas i potępia za każdym razem, kiedy ucząc się
„chodzić w Duchu”, ucząc się przestrzegać Jego przykazań, co pewien czas upadamy?
Dlaczego sądzimy, że On wtedy odwraca się od nas, skoro wiemy, że Jego miłość do nas jest
nieporównywalnie większa niż miłość i cierpliwość matki do własnego dziecka? Ranimy Go
myśląc takimi kategoriami! Przecież Bóg umiłował nas i posłał swego Syna jeszcze wtedy,
kiedy byliśmy Jego „nieprzyjaciółmi”, jak napisał Paweł w 5 rozdz. listu do Rzymian. A
17
więc, skoro Bóg umiłował nas już wtedy, to jak możemy wątpić w to, że miłuje nas teraz,
kiedy już się do Niego nawróciliśmy? Największą tragedią jest, jeśli szczerze wierzący
chrześcijanin, który zaakceptował swoją śmierć w Chrystusie, i który się nawrócił sądzi, że
Bóg go odrzuca za każdym razem, kiedy zgrzeszy.
Pewnej wierzącej dziewczynie często śnił się Chrystus. Powiedziała więc o tym
pastorowi i dodała, że w snach tych nawet rozmawia z Chrystusem. Pastor jednak miał do
tego nieco sceptyczny stosunek, więc powiedział: Tak? A czy mogłabyś w takim razie, gdy
przyśni ci się On po raz kolejny, zapytać Go, jaki to grzech wyznałem Mu ostatnio w
modlitwie?
Po pewnym czasie, gdy spotkali się ponownie, pastor zapytał dziewczynę: No i co, czy znów
przyśnił ci się Chrystus?
- Tak. – odparła.
- A czy zapytałaś Go, jaki to grzech wyznałem Mu ostatnio w modlitwie?
- Zapytałam.
- I co powiedział?
- To dziwne, - odparła dziewczyna – ale kiedy Go o to zapytałem, odpowiedział: Nie
pamietam!
„Wielu prawdziwie szczerych ludzi, którzy pragną żyć dla Boga, szatan często
prowadzi do zagubienia się w ich własnych błędach i słabościach, a przez
oddzielenie ich od Chrystusa ma nadzieję osiągnąć zwycięstwo. Nie możemy
koncentrować się na sobie i żyć w ciągłej niepewności i strachu o nasze
zbawienie...
Rozmawiaj i rozmyślaj o Jezusie... Odrzuć wszystkie obawy i wątpliwości...
Bóg jest w stanie zachować to, co Jemu powierzyłeś. A jeśli powierzysz w
Jego ręce siebie, On przyniesie ci więcej niż zwycięstwo.... Są tacy, którzy...
szczerze pragną być dziećmi Bożymi, ale zorientowali się, że ich charaktery
są niedoskonałe, a życie pełne błędów, i gotowi są zwątpić w to, że ich serca
zostały odnowione przez Ducha Świętego. Nie można jednak ponownie
pogrążać się w rozpaczy. Często z powodu naszych niedoskonałości i błędów
powinniśmy schylać czoła i płakać u stóp Chrystusa. Nie powinniśmy się
jednak nigdy zniechęcać! Choćby się nieprzyjacielowi udało chwilowo
nas pokonać, nie jesteśmy przez Boga odrzuceni i zapomniani!
Nie, Chrystus siedzi po prawicy Ojca, by się wstawiać za nami. Pisze o tym
18
umiłowany uczeń Jezusa: Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie
grzeszyli. Ale, jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca —
Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy (I Jana 2,1)”. (Dr. do
Chrystusa, X, 79, 71)
Dlaczego ap. Jan napisał, że jeśli zgrzeszymy, to mamy pamiętać o tym, że mamy w niebie
Rzecznika, który jest SPRAWIEDLIWY? Czy nie wiemy o tym, że Chrystus jest
sprawiedliwy?
Ap. Jan z pewnością chciał w ten sposób powiedzieć nam, że tak jak na ziemi Jezus był
naszym Rzecznikiem (Reprezentantem) i Jego reprezentacyjna sprawiedliwość została nam
przez wiarę przypisana, tak i teraz, gdy stoi przed tronem swojego Ojca nadal jest naszym
doskonałym, sprawiedliwym i świętym przedstawicielem i dzięki temu Bóg patrząc na Niego
nie widzi naszych niedoskonałości.
Dlatego według Słowa Bożego „święty” to nie człowiek, który zasłużył na to miano
jakimiś szczególnymi uczynkami, lecz świętym może być tylko ten, kto przyjął świętość
Chrystusa jako swoją własność w Nim.
Pewien mały chłopiec nie mógł zrozumieć, co oznacza słowo „ święty”. Pytał o to parę
dorosłych osób, ale nikt nie wyjaśnił mu tego w zadowalającym stopniu. Aż któregoś razu,
gdy znajdował się w kościele, jego wzrok przykuł piękny witraż, przedstawiający jedną ze
świętych biblijnych postaci. I gdy tak chłopiec przyglądał się temu, zza chmur wyszło słońce,
przenikając swoimi jasnymi promieniami znajdującą się na witrażu postać świętego. Ten
piękny i wymowny widok bardzo chłopca ucieszył, bo dzięki temu w końcu mógł zrozumieć
znaczenie słowa „święty”.
- Już wiem! - pomyślał – Wiem, kto to jest „święty”! „Święty” to musi być taki człowiek,
przez którego przechodzi światło!
Święty to nie człowiek, który zasłużył sobie na to miano swoimi dobrymi uczynkami, bo jest
to niemożliwe. Świętymi możemy być nazwani tylko wówczas, gdy pozwolimy, aby
przenikały nas promienie „Słońca Sprawiedliwości”, czyli Jezusa Chrystusa. Tylko w taki
sposób możemy stać się „światłością świata”. A jeśli pozwolimy na to, by Duch Święty
zapalił w nas światło sprawiedliwości i miłości Chrystusa, wówczas w naturalny sposób
będziemy przynosić tego owoce w postaci uczynków sprawiedliwości. Jednak nawet te
uczynki nie pomagają nam w uzyskaniu miana świętych, ale tylko świadczą i upewniają o
tym, że w Chrystusie przyjęliśmy Jego reprezentacyjną sprawiedliwość, świętość, zbawienie i
wolność. I jest tak, jesteśmy i pozostajemy sprawiedliwi w Chrystusie, nawet jeśli te uczynki
jeszcze nie są doskonałe.
To jednak, że Bóg akceptuje nas już teraz, kiedy może jeszcze nie nauczyliśmy się chodzić w
Duchu i wystarczająco wierzyć, by móc odnieść pełne zwycięstwo nad grzechem, nie
oznacza, ze takie zwycięstwo nie jest możliwe. Żaden chrześcijanin nie powinien wątpić w to,
że skoro Pan Jezus dwa tysiące lat temu doskonale „potępił grzech w ciele”, to może też
dokonać tego po raz drugi, tym razem w nas. To właśnie o tym chciał zapewnić nas Paweł,
gdy w Kol. 1:27 pisał o pewnej „tajemnicy”, „którą jest Chrystus w nas, nadzieja
chwały”. Chrystus w nas to nadzieja chwały, czyli nadzieja na odzwierciedlenie Bożego
charakteru, Jego sprawiedliwości i miłości.
19
niewłaściwego pojęcia na temat tego czym jest perfekcjonizm oraz opozycji w stosunku do
prawdy mówiącej o tym, że Chrystus przyjął nasze grzeszne człowieczeństwo.
Jakieś 20 lat temu pojechałem do Szczecina odwiedzić rodzinę siostry. Od mojego szwagra,
który był znanym piłkarzem dostałem wtedy w prezencie oryginalne adidasy. Jeszcze tego
samego dnia założyłem je i udałem się na basen. Ponieważ było gorąco, postanowiłem się
wykąpać. Kiedy jednak wyszedłem z wody, przerażony zauważyłem, że adidasów nie było.
Do domu wracałem zawstydzony w starych podartych trampkach, które znalazłem
opuszczając basen.
Bóg także daje nam zbawienie w formie niezasłużonego daru. Jest to fakt dokonany i z daru
tego możemy się cieszyć już teraz. Możemy mieć pewność, że zbawienie jest naszym
udziałem. Ale nie wolno nam zapominać, że dar ten jest naszą własnością przez wiarę. Wiarę
zaś stale trzeba pielęgnować i troszczyć się o nią poprzez ciągłe modlitwy i karmienie
swojego ducha Słowem Bożym. Jeśli to zlekceważymy, „złodziej prawdy” uczyni wszystko,
żeby osłabić naszą wiarę i to zbawienie nam wykraść. I znamy wiele takich osób, które
twierdziły, że mają pewność zbawienia, nawet wygłaszały na ten temat kazania, a dzisiaj nie
mogą już tak powiedzieć, często nie wierzą nawet w Boga.
20
Pamiętajmy zatem, że naszym zadaniem jest nieustanna troska o to zbawienie,
zbawienie, które już otrzymaliśmy w Chrystusie. Mamy troszczyć się o to zbawienie, bo
nosimy ten „skarb w naczyniach glinianych”, czyli w grzesznym jeszcze ciele. I to właśnie
dlatego Paweł dodaje: „Z bojaźnią i z drżeniem zbawienie swoje sprawujcie”.
(Filip. 2:12)
W 1890 roku E. White napisała: „Nie wolno nam już dłużej potykać się, narzekać,
a potem wylewać łzy rozpaczy na Boży ołtarz”. (Ms.16,1890)
Pewien człowiek, który codziennie karmił świnie, spostrzegł coś bardzo ciekawego, kiedy
czasami wlewał do koryta zbyt gorące jedzenie. Gdy tylko świnie to zauważyły, natychmiast
szybko biegły w stronę koryta, rozpychając się przy tym. I świnia, która pierwsza dotarła do
koryta, od razu, nie czekając na inne świnie wkładała tam swój ryj, ale ponieważ pokarm był
za gorący, natychmiast odskakiwała kwicząc przy tym głośno. Obserwując to, człowiek ten
pomyślał, że teraz inne świnie będą ostrożne widząc i słysząc, co stało się z tą pierwszą.
Jednak tak się nie stało i każda świnia po kolei musiała wsadzić swój ryj do koryta i poparzyć
się, odskakując i kwicząc przy tym głośno.
No, - powiemy - świnie to świnie, taka już ich natura. Jednak pozwolę sobie zauważyć, że
jeśli my stale popełniamy te same błędy, które już wcześniej popełnialiśmy, albo wiemy o
tym, że ktoś inny je popełnił, to zachowujemy się podobnie!
Naszym zadaniem jest stale patrzeć na Chrystusa i nie pozwalać sobie już dłużej na robienie
tych samych błędów, ale co najwyżej nowych, a i tych powinno być coraz mniej. Dlatego
pamiętajmy, że „nie wolno nam już dłużej potykać się, narzekać, a potem
wylewać łzy rozpaczy na Boży ołtarz”.
Naszym zadaniem jest stale patrzeć na Chrystusa, „sprawcę i dokończyciela wiary”, gdyż
„patrząc na Niego jesteśmy bezpieczni”, a dodatkowo Duch Święty zmienia nas na Jego
podobieństwo, podobnie jak to się stało w przypadku apostoła Jana:
DROGA DO CHRYSTUSA
„Nawet umiłowany uczeń Jezusa... - apostoł Jan, nie miał dobrego charakteru
od urodzenia. Był nie tylko zachłanny i żądny honorów, ale także porywczy i
mściwy, kiedy go obrażano. Jednak gdy objawiony mu został boski charakter
21
Chrystusa, dostrzegł swoje braki i ukorzył się. Jego dusza wypełniła się
podziwem i miłością, po tym co dostrzegał w codziennym życiu Syna
Bożego... Dzień po dniu jego serce zbliżało się coraz bardziej do Chrystusa, aż
Jan w miłości do swego Mistrza zupełnie zatracił poczucie miłości własnej, a
obraźliwy i ambitny charakter poddał się kształtującej mocy Chrystusa.
Odradzający wpływ Ducha Świętego odnowił jego serce. Moc miłości
Chrystusa przekształciła charakter. Taki jest pewny efekt łączności z
Chrystusem”.
Nie tak dawno słuchałem audycji, w której podano bardzo interesującą informację o
tym, że japońscy naukowcy przeprowadzili niezwykłe doświadczenie na zwykłych
szarych wróblach. Umieścili je w białych klatkach w całkowicie pomalowanych na
biało pomieszczeniach. Nawet osoby, które opiekowały się tymi wróblami i karmiły je,
ubrane były w białe kombinezony. Następnie, naukowcy cierpliwie obserwowali, jakie
będą tego efekty. I tak, w pierwszym pokoleniu przyszły na świat wróble o zwykłym
szarym upierzeniu. W drugim pokoleniu też nie zaobserwowano żadnych zmian. Ale w
trzecim pokoleniu na świat przyszły wróbelki o całkowicie białym upierzeniu!
2 Kor. 3:18
„My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem (bez leku, pojednani z Bogiem), oglądając
jak w zwierciadle chwałę Pana (charakter i miłość Chrystusa), zostajemy
przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Duch Pański”.
1 Moj. 30:37-43
37. Jakub nazbierał sobie świeżych gałązek i pozdzierał z nich korę w taki sposób, że
ukazały się na nich białe prążki. (BT)
38. Tak ostrugane patyki umocował przy korytach z wodą, aby je widziały trzody,
które przychodziły pić wodę... (BT)
39. Trzody parzyły się więc, patrząc na patyki, i rodziły swoje młode
pręgowate...
43. Tak to mąż ów wzbogacił się ogromnie, miał liczne trzody i miał niewolnice i
niewolników, wielbłądy i osły.
22
Jeśli ci japońscy naukowcy otrzymają za to odkrycie Nagrodę Nobla, to z pewnością w nie
mniejszym stopniu na wyróżnienie to zasłużył też patriarcha Jakub, a jeszcze bardziej Ten,
który zainspirował go do przeprowadzenia tego niezwykłego eksperymentu.
Patrzmy więc stale na Chrystusa, codziennie studiując Słowo Boże i koncentrując się na
pięknie Jego charakteru i Jego miłości. Nie zaniedbujmy też nigdy możliwości nawiązania
łączności z Nim, jaką daje nam modlitwa, a wtedy zwycięstwo nad grzechem stanie się
również naszym udziałem. Zwyciężymy także dlatego, że teraz, gdy już nie jesteśmy pod
zakonem, ale pod łaską, Bóg umieszcza swoje prawo w naszych sercach:
Hebr. 8:10
„ Takie zaś jest przymierze, które zawrę z domem Izraela Po upływie owych dni, mówi Pan:
Prawa moje włożę w ich umysły i na sercach ich wypiszę je”.
Co Bóg pragnie dać nam do zrozumienia, mówiąc że wypisze swoje prawa na naszych
sercach i włoży je w nasze umysły?
Czy jednak ap. Paweł pisząc, że „nie jesteśmy już pod zakonem” lub, że jesteśmy „uwolnieni
od zakonu” uważał, że święte prawo Boże zostało anulowane? Czy według Pawła jesteśmy
zwolnieni od przestrzegania przykazań? Oto, jak on sam odpowiada na to pytanie:
Rzym. 6:14-15
15. Cóż tedy? Czy mamy grzeszyć, dlatego że nie jesteśmy pod zakonem, lecz pod łaską?
Przenigdy!
Podobnie w 7 rozdziale jeszcze raz powtarza, że nie ma nic przeciwko przestrzeganiu Bożych
przykazań, i że każdy kto tak uważa zasługuje na naganę:
Rzym. 7:7:
„Cóż więc powiemy? Że zakon to grzech? Przenigdy!”
12:
„Tak więc zakon jest święty i przykazanie jest święte i sprawiedliwe, i dobre”.
13:
„Czy zatem to, co dobre, stało się dla mnie śmiercią? Przenigdy! To właśnie grzech, żeby
się okazać grzechem, posłużył się rzeczą dobrą, by spowodować moją śmierć, aby grzech
przez przykazanie okazał ogrom swojej grzeszności”.
14:
„Wiemy bowiem, że zakon jest duchowy, ja zaś jestem cielesny, zaprzedany grzechowi”.
23
Te i wiele innych wypowiedzi biblijnych świadczą o tym, że apostoł Paweł nie miał nic
przeciwko przestrzeganiu dekalogu z właściwą motywacją, ale miał na myśli jedynie wolność
od mocy zakonu. Zresztą, zdanie takie mają nie tylko adwentyści, ale wielu znanych i
popularnych protestanckich teologów. Jednym z nich jest np. John Stott.
Pastor Sequeira miał swego czasu przyjemność uczestniczyć w pewnym sympozjum i
wysłuchać przemówienia wygłoszonego przez Stotta. To wielkie sympozjum, na którym
spotkali się wiodący protestanccy teolodzy odbyło się w 1980 roku w Nairobi i zwołane
zostało przez Światowa Radę Kościołów. W zjeździe tym wzięło udział aż 180 różnych
denominacji i ponad 1500 pastorów. Jako że my nie należymy do Światowej Rady
Kościołów, nie otrzymaliśmy zaproszenia. Ale, ponieważ podczas tego zjazdu przemawiać
miał także John Stott - jeden z najwybitniejszych protestanckich teologów, pastor Sequeira
postanowił udać się tam, aby go posłuchać. I tak, w czasie jednego ze swoich wystąpień, Stott
powiedział: „My – ewangelicy wiemy jak głosić Dobrą Nowinę (łaskę).
Zapomnieliśmy jednak o obowiązku głoszenia również dobrego życia” – a
potem dodał – „I powiem wam, dlaczego tak jest. Jest tak, ponieważ
pozbyliśmy się prawa!”
Jeden z najwybitniejszych protestanckich teologów, przemawiając do przedstawicieli niemal
wszystkich protestanckich kościołów z całego świata, zarzucił im i sobie, że popełnili
kardynalny błąd nauczając, że Nowy Testament unieważnia Boże prawo. Następnie, podczas
tego samego wystąpienia, Stott wyjaśnił, co apostoł Paweł miał na myśli, pisząc, że „nie
jesteśmy pod zakonem”: „Popełniliśmy błąd” - powiedział - „bo Nowy Testament
nie unieważnia prawa, jako normy, wzoru chrześcijańskiego życia!”
Pastor Sequeira osobiście uczestniczył w tym spotkaniu i słyszał to na własne uszy, wszystko
notując i nie mogąc uwierzyć, że takie słowa tam padły. Zaraz przed bratem Sequeirą
siedziało dwóch biskupów, jeden z Kościoła Prezbiteriańskiego, a drugi Anglikańskiego. I w
pewnym momencie, komentując to, co powiedział Stott, jeden z nich powiedział do drugiego:
„On (czyli Stott) mówi jak Adwentysta Dnia Siódmego!” A brat Sequeira, słysząc to, jako
jedyny z uczestników głośno powiedział: „Amen!”
John Stott mówi tak jak Adwentysta Dnia Siódmego i każdy kto chce głosić prawdziwą
ewangelię i wolną od skażenia prawdę musi mówić zgodnie z tym czego nauczają
adwentyści!
Podobne zdanie na ten temat ma też inny znany protestancki kaznodzieja i ewangelista
Dawid Wilkerson. Oto co napisał on w artykule zatytułowanym MIŁOŚĆ, BOJAŹŃ I
POSŁUSZEŃSTWO:
"Wielu duchownych nawołuje dzisiaj z kazalnic: Tylko kochaj Jezusa, a wszystko będzie
dobrze! Nie jesteśmy pod zakonem, jesteśmy powołani do wolności! Wszyscy upadamy, ale
miłość przykrywa każdy grzech. Kochaj Jezusa i braci, a masz zagwarantowane niebo!
Są to miłe dla ucha słowa, ale niezgodne z tym czego naucza Słowo Boże! Pewnie teraz
powiesz: Ale czy Jezus nie powiedział, że dwa największe przykazania opierają się na
miłości, że mamy miłować Boga i bliźniego?
24
To prawda, ale prawdziwa miłość nie jest tylko emocją, czy uczuciem. Nie może ona być
w pełni pokazana tylko poprzez samo uwielbianie i kazanie, gdyż prawdziwa miłość
oznacza posłuszeństwo przykazaniom!
Niedawno słyszałem, jak pewien kaznodzieja powiedział: Nie można być posłusznym
wszystkim przykazaniom w Biblii. A nawet gdybyś był im posłuszny, to i tak by
cię to nie zbawiło. To byłby legalizm!
Nie! Wręcz przeciwnie! Niestety, my (protestanci) staraliśmy się zniszczyć te przykazania
Chrystusa, nazywając je zakonem! Kiedy Jezus mówi, że nie jesteśmy zbawieni z uczynków
zakonu, to mówi o czymś zupełnie innym! Mówi o naszych wysiłkach, aby
"zasłużyć" sobie na zbawienie! Mam jednak pytanie: Które z Dziesięciu Przykazań
możesz bezkarnie łamać i pójść do nieba? Czy możesz cudzołożyć, albo np. kłamać?
Przecież to Nowy Testament wyraźnie mówi, że "Bóg będzie sądził cudzołożników" (czyli
tych, którzy łamią siódme przykazanie) (Hebr.13:4), oraz że "wszyscy kłamcy (ci, którzy
przestępują dziewiąte przykazanie) będą wrzuceni do jeziora ognistego" (Obj. Jana 21:8).
Jezus powiedział, że nie przyszedł po to, aby „znieść zakon, ale go wypełnić, i że jeżeli
ktoś naucza inaczej, to należy mu przywiązać do szyi kamień młyński i wrzucić do morza!"
Co do tego, że prawo Boże jest niezmienne, i że Paweł nigdzie nie nauczał, że jesteśmy
zwolnieni od jego przestrzegania, nie miał wątpliwości również Charles Spurgeon,
inny wielki protestancki kaznodzieja:
„Nasz Król nie przyszedł, aby znieść Prawo, lecz aby je umocnić i utwierdzić. Jego
przykazania są wieczne i jeśli ci, którzy są nauczycielami tego Prawa, nawet nieumyślnie
będą je łamać i nauczać, że któreś z tych przykazań, nawet najmniejszych, zostało
anulowane, wówczas zostaną zdegradowani do najniższej rangi. (Bo chociaż zbawienie
jest darem, które dostępne jest wyłącznie przez wiarę w Chrystusa, to) godności w Jego
Królestwie dostępuje się na podstawie stopnia posłuszeństwa”. (The Gospel of the
Kingdom, 1893, s. 48.)
Żeby zrozumieć jego intencje należy brać pod uwagę cały kontekst listu do Rzymian, którym
jest nauka o tym, że zbawienie jest możliwe tylko i wyłącznie przez wiarę. Apostoł Paweł
przeciwstawia się tu twierdzeniu, że człowiek może dostąpić zbawienia przez uczynki
zakonu, o czym świadczy wcześniejszy wiersz:
Rzym. 10: 3
„Bo nie znając usprawiedliwienia, które pochodzi od Boga, a własne usiłując ustanowić,
nie podporządkowali się usprawiedliwieniu Bożemu”.
A zatem, co Paweł chce nam przekazać pisząc, że „końcem zakonu jest Chrystus”?
Chrystus jest końcem zakonu w takim znaczeniu, że położył On koniec, położył kres
próbom uzyskania zbawienia przez uczynki zakonu, co jasno wynika z kontekstu.
25
Po drugie, „Chrystus jest końcem zakonu”, w tym sensie, że Zbawiciel do końca
(doskonale) w naszym imieniu wypełnił zakon.
Poza tym, przetłumaczone tutaj jako ”koniec” greckie słowo telos równie dobrze może
oznaczać cel lub wypłnienie. Tak wiec fragment ten moglibyśmy też przeczytać w
następujący sposób:
„Wypełnieniem”, albo: „celem zakonu jest Chrystus”, co oznacza, że rola zakonu polega nie
na zbawieniu nas, ale na doprowadzeniu nas do Chrystusa, który jest jedynym
naszym ratunkiem i jedynie On w naszym imieniu doskonale wypełnił zakon otwierając nam
drogę do zbawienia”.
A oto, jakie zrozumienie wypowiedzi Pawła z Rzym. 10:4 ma cytowany wcześniej John
Stott. Cytat ten pochodzi z artykułu „ŁASKA I PRAWO”:
„Istnieją chrześcijanie ewangeliczni, którzy uważają, że twierdzenia Pawła "końcem
zakonu jest Chrystus" (Rz.10,4) oraz "nie jesteście pod zakonem" (Rz. 6,14) oznaczają,
iż chrześcijanie już nie są zobligowani do posłuszeństwa wobec moralnego zakonu
Bożego. Próby wykonywania go, twierdzą, to "legalizm", który zaprzecza wolności, którą
dał nam Chrystus. Jednak rozumieją oni Pawła niewłaściwie. "Legalizm", który
odrzucił Paweł to nie sam zakon Boży, lecz próby zdobycia Bożej
przychylności i przebaczenia przez posłuszeństwo (przez uczynki
zakonu)”.
Niestety, wielu chrześcijan w obecnym czasie niewłaściwie rozumie intencje Pawła uparcie
twierdząc, ze ten święty, duchowy i niezmienny Boży dekalog został anulowany.
Z drugiej zaś strony, my adwentyści, także możemy popełnić błąd i wpaść w drugą
skrajność, posądzając tych, którzy przedstawiają prawdę ewangelii we właściwym świetle
o to, że jest to nauka, która z kolei podważa autorytet Bożego Prawa. Niegdyś
doświadczył tego np. Waggoner podczas pamiętnej konferencji w Minneapolis, i dzisiaj też
nie jesteśmy wolni od takich osób, które sprzeciwiają się tej cudownej prawdzie.
W księdze Dz. Ap. 21, 20 Żydzi oskarżali Pawła, że nauczał przeciwko zakonowi. Również i
dzisiaj każdy kto poprawnie głosi to poselstwo, tak jak to czynił Paweł, może spotkać się z
takimi samymi zarzutami. Czy jednak Ewangelia faktycznie podważa autorytet prawa, albo
omija słuszne roszczenia jakie to prawo stawia względem grzesznika? To samo pytanie
stawia Paweł w Rzym. 3,31:
„Czy więc zakon unieważniamy przez wiarę?”
26
wymaganiom prawa. Boże prawo zostało nawet przez ewangelię „utwierdzone”, gdyż Bóg,
aby nas zbawić, wolał raczej podjąć ogromne ryzyko i posłać na ten upadły świat swojego
Syna w „postaci grzesznego ciała” niż dokonać jakiejkolwiek zmiany w swoim prawie. Wolał
raczej zgodzić się na to, by Jego jedyny Syn utożsamiając się z nami przeszedł przez
doświadczenie drugiej śmierci, niż zezwolić na jakiekolwiek „nagięcie”, zmianę czy
anulowanie swojego Prawa.
Podobne pytanie odnośnie prawa stawia Paweł także w Rzym. 6. 1 i odpowiada w taki sam
sposób. Jeśli więc ktokolwiek, studiując treść listu do Rzymian dochodzi do wniosku, że
nauka w tym liście zawarta zachęca do łamania przykazań, czy podważa pozycję prawa, to
może być to tylko taka osoba, która poselstwa tego nie zrozumiała i z modlitwą oraz pokorą
ucznia powinna ponownie przestudiować tę księgę.
27