You are on page 1of 335

Mojemu ojcu Franklinowi Earlowi Williamsowi

ROZDZIA PIERWSZY

Polowanie
Han Alister kuca obok parujcego botnego rda, modlc si w duchu, by gorca skorupa utrzymaa jego niewielki ciar. Usta i nos zasoni sobie chustk, lecz oczy cay czas pieky go i zawiy od oparw siarki wydobywajcych si z bulgoczcego szlamu. Wycign kij w kierunku rosncej na skraju kpy tawozielonych kwiatw. Wsunwszy pod ni koniuszek, oderwa j od bota, przenis na kiju ponad przewieszon przez rami torb z jeleniej skry i jednym ruchem strci do wntrza torby. Nastpnie bardzo ostronie wsta i zacz wycofywa si na twardy grunt. By ju niemal u celu, gdy jedna stopa przebia cienk powierzchni i zapada si po kostk w szare, kleiste, gorce boto. - Na koci Hanalei! - krzykn, rzucajc si w ty z nadziej, e nie wylduje na plecach w innym botnym wykrocie albo, co gorsza, w jednym z tych rde z bkitn wod, w ktrych po kilku minutach ugotowane ciao odchodzi od koci. Na szczcie upad na tward ziemi midzy sosnami; z jego ust wydoby si przy tym dugi wydech, jakby uszo z niego powietrze. Usysza, jak Tancerz Ognia zsuwa si po zboczu, tumic miech. Tancerz chwyci go za nadgarstki i pocign w bezpieczniejsze miejsce, wyginajc si w ty dla zachowania rwnowagi. - Zmienimy twoje imi, Samotny owco - powiedzia, kucajc obok Hana. niada twarz Tancerza bya powana, bystre niebieskie oczy patrzyy gronie, lecz kciki ust lekko si uniosy. - Moe na Brodzcy w Bocie albo Botny Wdrowiec? Hanowi nie byo do miechu. Klnc, zebra gar lici, eby wytrze but. Trzeba byo woy stare znoszone mokasyny. Wysokie buty uchroniy go co prawda przed poparzeniami, ale prawy by teraz oblepiony cuchnc mazi i Han wiedzia, e po powrocie do domu bdzie si musia nasucha. - Te buty to wyrb klanu - powie matka. - Zdajesz sobie spraw, ile kosztuj? Nie miao znaczenia, e za nie nie zapacia. Han dosta je od matki Tancerza, Iwy, w zamian za rzadki okaz wadcy mierci, grzyba znalezionego poprzedniej wiosny. Mama nie bya zachwycona, gdy przynis je do domu. - Buty? - Wpatrywaa si w niego zdumiona. - Wytworne buty? Kiedy ty doroniesz?

Nie moge wzi pienidzy? Ziarna, ebymy mieli co je? Albo drewna na opa lub ciepych kocw? - Zbliaa si do niego z witk, ktr chyba zawsze miaa przy sobie. Han odsuwa si, wiedzc z dowiadczenia, e w jej doniach, nawykych do cikiej pracy, kryje si wielka sia. Na plecach i rkach pozostay siniaki. Ale buty zachowa. Byy warte duo wicej, ni za nie da - wiedzia o tym. Iwa zawsze bya szczodra dla niego, jego mamy i siostry Mari, poniewa w ich domu nie byo mczyzny. Oczywicie, nie liczc Hana, lecz wikszoci osb nie przychodzio to do gowy. Mimo e jako szesnastolatek by ju prawie dorosy. Tancerz przynis rdlan wod z Ognistej Gbi i pola ni zabocony but Hana. - Czemu tylko paskudne roliny rosnce w paskudnych miejscach maj jak warto? - zapyta Tancerz. - Gdyby zwyczajnie rosy sobie w ogrodzie, kto by za nie paci? - mrukn Han, wycierajc donie w nogawki obcisych spodni. Srebrne obrcze na nadgarstkach take byy oblepione botem, ktre wbio si gboko w misterny grawerunek. Musi je wyczyci przed powrotem do domu, bo jeszcze i za to mu si oberwie. Takie zakoczenie byo warte caego tego okropnego dnia. Wczyli si od witu, a on zdoa uzbiera zaledwie trzy lilie siarkowe, du torb kory cynamonu, troch brzytwicy i gar pospolitego kolcopncza, ktre moe uda si sprzeda jako panieskie ziele na targu w Dolinie. Przez pust sakiewk matki w tym sezonie wyruszy w gry zbyt wczenie. - To strata czasu - powiedzia Han, cho by to przecie jego pomys. Podnis kamie i cisn nim w boto, w ktrym ten znikn z bulgotem. - Zajmijmy si czym innym. Tancerz przechyli gow, tak e rozkoysa warkoczyki z koralikami. - A co by...? - Zapolujmy - zaproponowa Han, dotykajc uku przewieszonego przez plecy. Tancerz w zamyleniu zmarszczy brwi. - Moglibymy sprbowa na ce Spalonych Drzew. Kozice przychodz tam z nizin. Ptaszyna widziaa je przedwczoraj. - No to chodmy! - Han nie potrzebowa czasu do namysu. Bya kwadra godu. Dzbany z fasol, kapust i suszon ryb, ktre matka przygotowaa na dug zim, ju byy puste. Nawet gdyby mia ochot na kolejny posiek zoony z fasoli i kapusty, to i tak dostaby tylko owsiank. Albo owsiank z odrobin solonego misa dla smaku. Upolowane miso wynagrodzioby mu z nawizk dzisiejsze marne zbiory. Ruszyli na wschd. Parujce rda zostay za nimi. Tancerz narzuci wawe tempo

przez dolin, ktr pyna Dyrna. Wysiek fizyczny sprawi, e Han poczu si lepiej. Zreszt trudno byo si zoci w taki dzie. Wszdzie dookoa witay ich lady wiosny. Pod nogami mieli mijowniki, pocaunki panien i majowe jabka. Han wdycha zapach ciepej ziemi, ktra wynurzya si spod zimowego okrycia. Dyrna pienia si na kamieniach, huczaa w wodospadach, zasilana niegiem spywajcym po stokach z gr. Robio si coraz cieplej, tak e Han zdj kurtk ze skry jelenia i podcign rkawy a za okcie. ka Spalonych Drzew bya pogorzeliskiem po niedawnym poarze. Za kilka lat znowu wyronie tu las, lecz na razie teren pokryway wysokie trawy i dzikie kwiaty, midzy ktrymi pionowo sterczay zwglone pnie sosen. Cz pni leaa porozrzucana, jakby jaki olbrzym zrobi sobie z nich pochodnie do zabawy. Mode sosenki sigay ju kolan, jeyny i dzikie re wygrzeway si w socu w miejscach, gdzie kiedy by gsty sosnowy las. Ujrzeli kilkanacie kozic, ktre z opuszczonymi gowami skubay wiee dba wiosennej trawy. Na tle brzu i zieleni ki wyglday niczym plamy brunatnej farby. Ich dugie uszy drgay atakowane przez owady. Ttno Hana przyspieszyo. Tancerz by lepszym ucznikiem, cierpliwszym, jeli chodzi o wybr celu, jednak przecie kady z nich mg wrci ze zdobycz. Na myl o wieym misie poczu, jak jego wiecznie pusty odek a si skrca. Obeszli polan, tak by ustawi si pod wiatr, i skryli si za skarp osaniajc ich od strony stada. Przycupnwszy za du ska, Han zsun uk i napi ciciw, oceniajc naprenie stwardniaym kciukiem. uk by nowy, przystosowany do jego wzrostu. By wyrobem klanowym, jak wszystko w jego yciu, co czyo funkcjonalno z piknem. Wsta i przycign ciciw w okolice ucha. Czeka cierpliwie. Wiatr przynis zapach palonego drewna. Han skierowa wzrok do gry i odnalaz cienk smuk dymu przesuwajc si w poprzek zbocza. Spojrza pytajco na Tancerza, a ten w odpowiedzi wzruszy ramionami. Ziemia bya wilgotna, a wiosenna rolinno soczysta i bujna. O tej porze roku nic nie powinno si pali. Pasce si zwierzta rwnie wyczuy swd. Podnosiy gowy, prychay i wierzgay kopytami, rozgldajc si tak niespokojnie, e ich oczy wieciy biakami. Han ponownie spojrza w gr. Teraz zobaczy pomaraczowe, fioletowe i zielone pomienie, a w napywajcym stamtd wietrze wyczuwa coraz silniejszy ar i coraz wicej dymu. Fiolet i ziele? Myla. Czy s roliny, ktre ponc, daj takie barwy? Przez chwil stado kotowao si nerwowo, jakby nie mogc si zdecydowa, w ktr

stron ucieka, po czym jak na komend ruszyo prosto na nich. Han czym prdzej sign po uk i gdy kozice ich mijay, wypuci strza. Spudowa. Tancerzowi te nie dopisao szczcie. Han rzuci si w pogo za stadem - bieg chwil, przeskakujc przeszkody, z nadziej e wystrzeli jeszcze raz, ale mu si to nie udao. Zobaczy tylko ich biae ogony, nim zwierzta znikny wrd sosen. Przeklinajc pod nosem, powlk si z powrotem pod gr, w miejsce, gdzie sta Tancerz, z zadart gow i wzrokiem wbitym w zbocze. Pasmo olepiajcego pomienia toczyo si w ich stron, nabierajc prdkoci, pozostawiajc po sobie wypalon, spustoszon ziemi. - Co si dzieje? - zastanawia si gono Tancerz. - O tej porze roku przecie nie ma poarw. Ogie nabiera siy i tempa, przeskakiwa drobne jary. Rozarzone iskry tryskay na wszystkie strony. Na odsonitej twarzy i doniach Han poczu piekcy bl. Strzepujc popi z wosw i gaszc iskry na ubraniu, nagle uwiadomi sobie, co im grozi. - Szybko, z drogi! Pobiegli na drug stron grani. lizgali si na upkach i liciach, wiedzc, e upadek oznacza katastrof. Wreszcie ukryli si za skalnym wystpem przecinajcym cienk rolinn oson zbocza. Obok nich przemykay krliki, lisy i inne drobne zwierzta, cigane przez pomienie. Pasmo ognia pezo z sykiem i trzaskiem, zachannie poerajc wszystko na swej drodze. Za nim posuwali si trzej jedcy, niczym pasterze poganiajcy poog przed sob. Han wpatrywa si w nich jak zauroczony. Nie byli starsi od niego i Tancerza, lecz mieli pikne peleryny z jedwabiu i weny, ktre ocieray si o strzemiona, oraz dugie stuy zdobione lnicymi osobliwymi herbami. Nie jechali na krpych, wochatych kucach grskich, lecz na koniach z nizin - o dugich, smukych nogach i dumnie wygitych szyjach. Ich sioda i uprze byy ozdobione srebrnymi okuciami. Han zna si na koniach i wiedzia, e te kosztoway tyle, ile zarabia przecitny czowiek przez cay rok. A on - przez cae ycie. Chopcy jechali ze swobod i nonszalancj, jakby nie dostrzegajc tego, co dzieje si wok. Tancerz znieruchomia, jego niada twarz skamieniaa, a brzowe oczy spoglday kamiennym wzrokiem. - Zaklinacze - szepn, uywajc klanowego okrelenia czarownikw. - Powinienem by si domyli.

Miotacze urokw, pomyla Han, czujc dreszcz strachu i emocji. Jeszcze nigdy nie widzia adnego z bliska. Czarownicy nie zadaj si z takimi jak on. Mieszkaj w piknych paacach wok zamku Fellsmarch i bywaj u krlowej. Peni funkcje ambasadorw w obcych krajach - nie bez powodu, bowiem opowieci o ich czarodziejskich mocach odstraszaj najedcw. Najpotniejszym z nich by Wielki Mag, doradca i mag krlowej Felis. - Trzymaj si z dala od czarownikw - mawiaa mama. - Lepiej, eby tacy jak oni si tob nie interesowali. Zbliysz si i moesz spon ywcem albo zamieni ci w co paskudnego i niegodziwego. Posplstwo jest dla nich jak brud pod stopami. Jak wszystko, co zakazane, czarownicy fascynowali Hana, lecz tej jednej zasady nigdy nie mia okazji zama. Zaklinacze nie mieli wstpu na teren Gr Duchw, z wyjtkiem Domu Rady na Grze Szarej Pani wznoszcej si nad Dolin. Nie zapuszczali si te na teren achmantargu, gdzie mieszka Han. Gdy potrzebowali jakich zakupw, wysyali sucych. W ten sposb trzy ludy z terenw Felis - czarownicy z Wysp Pnocnych, mieszkacy nizin i klany z gr - utrzymyway niepewny pokj. Gdy jedcy znaleli si bliej ich kryjwki, Han chon wzrokiem kady szczeg ich wygldu. Ten na czele mia czarne wosy zaczesane do tyu i opadajce na ramiona. Na dugich palcach lnio mnstwo piercieni, a z jego szyi na cikim acuchu zwisa kunsztownie zdobiony wisior - zapewne potny amulet. Jego stua bya ozdobiona wizerunkami srebrnych sokow ze szponami rozczapierzonymi do ataku. Srebrne sokoy, pomyla Han. To musi by jego herb rodowy. Dwaj pozostali byli rudzi. Mieli identyczne szerokie, paskie nosy, a na stuach wyhaftowane warczce grskie koty. Na pewno bracia albo kuzyni, przyszo na myl Hanowi. Trzymali si nieco z tyu za czarnowosym czarownikiem i sprawiali wraenie posusznych jego woli. Han nie zauway u nich adnych amuletw. Han chtnie pozostaby w ukryciu i obserwowa przejedajcych, lecz Tancerz mia inne plany. Wyskoczy zza ska niemal wprost pod koskie kopyta, wprawiajc rumaki w taki popoch, e trzej jedcy z trudem utrzymali si w siodach. - Jestem Tancerz Ognia - oznajmi gono w jzyku powszechnym - z kolonii Sosen Marisy - pomin rytualne powitanie podrnych i przystpi od razu do rzeczy. - Moja kolonia pyta, kim jestecie i co czarownicy robi na Hanalei, terenie zakazanym dla nich przez Nming. - Tancerz sta wyprostowany, z opuszczonymi wzdu ciaa rkami i domi zacinitymi w pici, lecz przy tych trzech obcych na wysokich rumakach wydawa si niski. Co w niego wstpio? myla Han, niechtnie wychodzc z kryjwki, by stan obok

przyjaciela. Nie podobao mu si, e czarownicy wdarli si na ich teren owiecki, ale rozsdek nakazywa nie naraa si na ich zaklcia. Czarnowosy chopak spojrza gniewnie na Tancerza, skrzywi si - czarne oczy rozszerzyy mu si ze zdumienia - po czym na jego oblicze wrcio chodne lekcewaenie. Czyby zna Tancerza? Han spoglda to na jednego, to na drugiego. Tancerz nie sprawia wraenia, e zna czarownika. Chocia Han by wyszy od Tancerza, wzrok czarownikw przepywa po nim jak woda po skale i stale wraca do jego towarzysza. Han spojrza na swoje ubocone spodnie ze skry jelenia i koszul z targu staroci, zazdroszczc przybyszom wyszukanych strojw. Czu si niewidzialny. Nic nieznaczcy. Tancerza obecno czarownikw w ogle nie oniemielaa. - Zapytaem o wasze imiona - powiedzia. Wskaza na cofajce si pomienie. - To mi wyglda na czarodziejski ogie. Skd Tancerz wie, jak wyglda czarodziejski ogie? zastanawia si Han. Moe tylko blefuje? Chopiec z symbolem sokoa wymieni spojrzenia z kompanami, jakby pytajc ich, czy odpowiedzie. Nie uzyskawszy od nich pomocy, zwrci si do Tancerza: - Jestem Micah Bayar, z domu Orlich Gniazd - oznajmi takim tonem, jakby sam dwik tego imienia mia ich powali na kolana. - Jestemy tu z rozkazu krlowej. Krlowa Marianna oraz ksiniczki Raisa i Mellony poluj w Dolinie. Naganiamy zwierzyn w ich stron. - Krlowa nakazaa wam podpali gr, eby zapewni sobie udane polowanie? Tancerz z niedowierzaniem krci gow. - Chyba wyraziem si jasno? - odpar Bayar, lecz co w jego wyrazie twarzy mwio Hanowi, e nie jest do koca szczery. - Zwierzyna nie naley do krlowej - odezwa si Han. - Mamy takie samo prawo do polowa jak ona. - Zreszt, wy jestecie nieletni - zauway Tancerz. - Nie wolno wam uywa magii. Ani nosi amuletw. - Wskaza klejnot na szyi Bayara. Skd Tancerz to wszystko wie? zdziwi si Han. On sam nie mia pojcia o zasadach obowizujcych czarownikw. Tancerz widocznie trafi w czuy punkt, bo Bayar spojrza na niego ze zoci. - To sprawa czarownikw - powiedzia. - I wam nic do tego. - No c, miotaczu urokw - odpar Tancerz, tym razem uywajc obraliwego

klanowego okrelenia czarownikw - jeli krlowa Marianna zechce polowa latem na jelenie, moe przyj za nimi w gry. I zawsze tak robia. Bayar unis brwi. - eby spa na klepisku wraz z tuzinem lecych pokotem oblenych krewniakw, przez tydzie obywa si bez kpieli i wrci do domu, mierdzc dymem palonego d rewna i ludzkim potem, i do tego jeszcze ze wierzbem? - Parskn miechem, a jego towarzysze zrobili to samo. - Jeli o mnie chodzi, nie dziwi mnie, e woli przebywa na nizinach. On przecie nic nie wie, pomyla Han, przypominajc sobie przytulne chaty z awami do spania, pieni i opowieci przy ogniu, posiki zjadane ze wsplnego kota. Tak wiele razy zasypia okryty skrami i kocami wyrabianymi przez klan, syszc dawne pieni, ktre towarzyszyy mu jeszcze we nie. Han nie nalea do klanu, ale czsto o tym marzy. To byo jedyne miejsce, w ktrym czu si jak u siebie. Jedyne miejsce, w ktrym nie mia wraenia, e wpycha si na si. - Ksiniczka Raisa przez trzy lata bya wychowywana w kolonii Demonai powiedzia Tancerz, dumnie unoszc podbrdek. - Ojciec ksiniczki, sam wychowany przez klan, bywa starowiecki - odpar Bayar, i jego kompani ponownie wybuchnli miechem. - Ja osobicie nie polubibym dziewczyny, ktra bywaa w grskich koloniach. Obawiabym si, e nie jest ju niewinna. W jednej chwili w rku Tancerza bysn n. - Powtrz to, miotaczu urokw - powiedzia gosem zimnym jak woda w Dyrnie. Bayar szarpn wodze i jego ko cofn si, zwikszajc odstp midzy nim a Tancerzem. - Wedug mnie kobietom wicej grozi ze strony miotaczy urokw ni kogokolwiek w koloniach - cign niezraony Tancerz. Han z bijcym sercem przysun si do przyjaciela i pooy do na rkojeci wasnego noa. Uwaa przy tym, by nie stan w zasigu jego wymachu. Wiedzia, e Tancerz jest szybki i dobrze posuguje si noem. Ale czym jest ostrze wobec magii? Nawet dwa ostrza? - Spokojnie, miedzianolicy. - Bayar obliza wargi, nie spuszczajc wzroku z noa w rku Tancerza. - O to wanie chodzi. Mj ojciec mwi, e dziewczta, ktre id do kolonii, wracaj dumne i uparte, tak e trudno nad nimi panowa. To wszystko. - Mrugn porozumiewawczo, jakby opowiedzia art, ktry wszystkich rozbawi. Tancerz si nie zamia. - Czy chcesz powiedzie, e nad prawowit dziedziczk tronu Felis trzeba... panowa?

- Tancerzu - upomnia go Han, lecz przyjaciel zby jego ostrzeenie ruchem rki. Han oceni trzech czarownikw wzrokiem, tak jak zrobiby to przed bjk. Wszyscy trzej mieli cikie, zdobione miecze, ktre nieczsto byway w uyciu. Zrzucenie ich z koni powinno zaatwi spraw, pomyla. Wystarczy przeci poprg. Zbliy si do nich na tak odlego, eby miecze nie na wiele si zday. Zapa Bayara, a pozostali uciekn. Jeden z rudowosych czarownikw nerwowo chrzkn, jakby by niezadowolony z tego, jaki obrt przybraa rozmowa. By starszy od drugiego, przysadzisty, z pulchnymi, bladymi, piegowatymi domi, ktrymi mocno ciska wodze. - Micah - powiedzia w dialekcie Doliny, wskazujc podbrdkiem nizin. - Daj spokj, jedmy ju, bo nas ominie polowanie. - Czekaj, Miphis. - Bayar wpatrywa si uwanie w Tancerza, jego czarne oczy w bladej twarzy pony intensywnie. - Czy przypadkiem nie nazywaj ci Hayden? - zapyta w jzyku powszechnym, uywajc nizinnego imienia Tancerza. - To po prostu... Hayden, prawda? Bkart, bowiem nie masz ojca. Tancerz zesztywnia. - To moje imi w jzyku nizin - powiedzia, butnie unoszc gow. - Moje prawdziwe imi brzmi Tancerz Ognia. - Hayden to imi czarownikw - owiadczy Bayar, kadc palce na amulecie. - Jak miesz wykorzystywa... - Niczego nie wykorzystuj - powiedzia Tancerz. - Ja go nie wybieraem. Jestem z klanu. Po co miabym sobie wybiera imi miotaczy urokw? Dobre pytanie, pomyla Han, przerzucajc wzrok z jednego na drugiego. Niektrzy z klanw w Dolinie uywali imion nizinnych. Ale skd taki zaklinacz jak Micah Bayar zna nizinne imi Tancerza? Bayar pokry si rumiecem i dopiero po chwili zebra si na odpowied. - Ty tak twierdzisz, Haydenie - mwi, przecigajc samogoski. - Moe sam sobie jeste ojcem. Co by znaczyo, e ty i twoja matka... Rami Tancerza migno w gr. Han zdoa uderzy w nie z boku w chwili, gdy n opuszcza do. Ostrze wbio si w pie, gdzie jeszcze chwil si chybotao. Co ty, Tancerzu, myla Han, kulc ramiona pod rozgniewanym wzrokiem przyjaciela. Zabicie czarownika, przyjaciela krlowej, sprowadzioby na nich nie lada tarapaty. Zaklinacz Bayar przez chwil siedzia nieruchomo, jakby nie mg uwierzy w to, co si stao. Pniej jego twarz poblada z gniewu. Wadczym gestem wycign rk w stron

Tancerza, drug doni chwyci za amulet i zacz mrucze zaklcie w jzyku magii, zacinajc si na niektrych sowach. - Micah - przemwi szczuplejszy czarownik z herbem grskich kotw, przysuwajc si do niego. - Nie, nie warto. Ogie to co innego. Jeli dowiedz si, e... - Zamknij si, Arkedo - przerwa mu Bayar. - Zaraz naucz t pospolit miedzian mord szacunku. - Troch zy, e musi zaczyna od nowa, znowu przystpi do czarowania. Sprbuj zyska na czasie i zobacz, co to da, pomyla Han. Zsun uk i napi ciciw, celujc strza w pier Bayara. - Hej, Micah! - zawoa. - Co ty na to? Przesta albo strzelam. Bayar obrzuci Hana takim spojrzeniem, jakby pierwszy raz go widzia. Moe zrozumia, e istotnie bdzie martwy, zanim skoczy zaklcie, bo puci amulet i podnis rce. Na widok uku Hana Miphis i Arkeda chwycili za rkojeci swych mieczy. Tancerz jednak take napi ciciw, wic i oni unieli rce do gry. - Sprytnie - powiedzia Han, kiwajc gow. - Domylam si, e zaklcia s wolniejsze od strza. - Nawet, jeli umie si je rzuca - doda Tancerz. - Prbowae mnie zabi! - Bayar zwrci si do Tancerza, jakby zdumiony, e co takiego mogo si wydarzy. - Czy wiesz, kim jestem? Mj ojciec to Wielki Mag, doradca krlowej. Kiedy dowie si, co zrobie... - Wracaj wic na Szar Pani i opowiedz mu o tym. - Tancerz ruchem gowy wskaza na szlak wiodcy w d. - No id. Tu nie miejsce dla ciebie. Za z gry. I to ju. Bayar nie chcia ustpi, majc przyjaci za wiadkw. - Ale pamitaj - powiedzia cicho, obejmujc palcami amulet. - Droga na d jest duga. Wszystko moe si na niej zdarzy. Koci, pomyla Han. Bywa w licznych puapkach na ulicach i w zaukach Fellsmarchu. Zna ten typ tyranw na tyle, by wiedzie, czego moe si spodziewa po Bayarze. Ten chopak skrzywdziby ich, gdyby mg, a przy tym nie graby uczciwie. Trzymajc napity uk, Han skin podbrdkiem na czarownika. - Zdejmij to cacko! - rozkaza. - Rzu na ziemi! - To? - Bayar dotkn tajemniczego klejnotu wiszcego na jego szyi. Gdy Han przytakn, czarownik zaprotestowa: - Nie mwisz powanie - warkn, zaciskajc amulet w garci. - Wiesz, co to jest? - Nie mam pojcia - odpowiedzia Han. - Zdejmij to i rzu - wzmocni swoje sowa

odpowiednim gestem. Bayar siedzia nieruchomo, poblady. - Nie moecie tego uy, wiecie o tym - powiedzia, przenoszc wzrok z Hana na Tancerza. - Jeli go tylko dotkniecie, obrcicie si w proch. - Zaryzykujemy - powiedzia Tancerz i spojrza na Hana. Oczy miotacza urokw si zwziy. - Czyli jestecie zwykymi rabusiami - wysycza drwico. - Powinienem by si domyli. - Zastanw si - powiedzia Han. - Na co mi taki towar? Po prostu nie chc dre o ycie przez ca drog do domu. Arkeda pochyli si w stron Bayara i mrukn w jzyku nizin: - Daj mu to. Wiesz przecie, co mwi o miedzianolicych. Podern ci gardo i wypij krew, a ciaem nakarmi wilki, tak e nikt nigdy nie znajdzie twoich koci. Miphis energicznie potakiwa. - Albo uyj nas do swoich rytuaw. Spal nas ywcem. Powic swoim boginiom. Han zacisn zby, starajc si nie pokaza po sobie zaskoczenia i rozbawienia. Wygldao na to, e czarownicy mieli wasne powody, by ba si klanw. - Nie mog mu go da, idioto - sykn Bayar. - I dobrze wiesz, dlaczego. Jeli ojciec si dowie, e go wziem, wszyscy zostaniemy ukarani. - Mwiem ci, eby go nie bra - mrukn Arkeda. - Mwiem, e to zy pomys. I to tylko dlatego, e chcesz zaimponowa ksiniczce Raisie... - Wiecie, e nie wzibym go, gdybymy mogli mie wasne - tumaczy si Bayar. To by jedyny... A wy na co tak patrzycie? - zapyta, nagle dostrzegajc zainteresowanie na twarzach Hana oraz Tancerza i widocznie uwiadamiajc sobie, e rozumiej jzyk mieszkacw nizin. - Patrz na kogo, kto ju jest w kopotach i coraz bardziej si pogra - odpowiedzia mu Han. - Teraz rzucaj amulet. Bayar popatrzy na Hana gniewnie, jakby dopiero teraz go zauway. - A ty nawet nie jeste z klanu. Kto ty? Han nie by tak naiwny, by zdradza swe imi wrogowi. - Zw mnie Shiv - poda pierwsze imi, ktre przyszo mu do gowy. - Jestem hersztem ulicznikw z Poudniomostu. - Shiv, powiadasz... - Czarownik prbowa przetrzyma spojrzenie Hana, lecz jego wzrok wci by jakby nieobecny. - Dziwne. Jest co... Wydajesz si... - zamilk, jakby zgubi

myl. Han przesun wzrokiem po drzewcu strzay, czujc pot spywajcy mu midzy opatkami. Jeli Bayar si nie ugnie, trzeba bdzie wymyli, co robi dalej. Na razie nie mia pojcia. - Policz do piciu - powiedzia, zachowujc wyraz twarzy ulicznego opryszka. - A potem przeszyj ci gardo t strza. Raz... Gwatownym ruchem Bayar zsun acuch przez gow i z wciekoci cisn amulet na ziemi. Upadajc, wisior brzkn cicho. - Teraz sprbuj go podnie - powiedzia, pochylajc si do przodu. - No, miao! Han przerzuci wzrok z Bayara na amulet, niepewny, czy wierzy czarownikowi. - Szybko! Wynocie si std! - odezwa si Tancerz. - Chyba powinnicie raczej pomyle, jak zagasi ten ogie. Bo jak nie, to rcz, e krlowa nie bdzie zachwycona, niezalenie od tego, czy naprawd was o to prosia, czy nie. Bayar otworzy usta, jakby chcia co powiedzie. Po chwili odcign gow rumaka w bok i spi go ostrogami. Ko i jedziec ruszyli w d zbocza, jakby istotnie chcieli dogoni pomienie. Arkeda popatrzy za nim, po czym zwrci si do Tancerza: - Gupcy! Jak on ma ugasi ogie bez amuletu? Obaj czarownicy rzucili si w pocig za Bayarem, cho w nieco wolniejszym tempie. - Mam nadziej, e skrci sobie kark - mrukn Tancerz, spogldajc na trzech zaklinaczy. Han odetchn gboko i opuci uk. Przerzuci go sobie przez rami. - O co chodzio z twoim nizinnym imieniem? Spotkae wczeniej Bayara? Tancerz wsun strza z powrotem do koczana. - Gdzie niby miabym spotka miotacza urokw? - Czemu powiedzia to o twoim ojcu? - dry Han. - Skd wie, e... - A skd mam wiedzie? - Twarz Tancerza bya zawzita, rozgniewana. - Zapomnij o tym. Chodmy. Najwyraniej Tancerz nie chcia na ten temat rozmawia. W porzdku, pomyla Han. Nie mia pretensji do przyjaciela. Sam mia do wasnych sekretw. - A co z tym? - Han kucn i z niepokojem przyglda si amuletowi, bojc si go dotkn. - Mylisz, e blefowa? - Podnis wzrok na Tancerza, ktry sta w bezpiecznej odlegoci. - Mylisz, e potrzebuj tego do zgaszenia ognia? - Zostaw to - powiedzia Tancerz, wzruszajc lekcewaco ramionami. - Wynomy si

std. - Bayar nie chcia tego odda - rozwaa Han. - To pewnie co cennego. - Zna handlujcych magicznymi przedmiotami na targu staroci. Robi z nimi par razy interesy, gdy jeszcze pracowa na ulicy. Taka zdobycz wystarczyaby na caoroczny czynsz. Nie jeste zodziejem. Ju nie. Jeli bdzie to sobie czsto powtarza, moe to co zmieni. A jednak uzna, e nie moe tego tak zostawi. W tym amulecie byo co zowieszczego, a zarazem fascynujcego. Emanowaa z niego niezwyka moc, niczym ar rozgrzanego pieca w zimowy dzie - z przodu buchna na Hana fala ciepa, przez co wydao mu si, e na plecach czuje chd. Zahaczy kijem o acuch i podcign wisior w gr. W blasku soca miarowo koysa si zielony, pprzezroczysty kamie w ksztacie wa owinitego wok bera. Bero byo zwieczone byszczcym, oszlifowanym na ksztat kuli diamentem - najwikszym, jaki Han widzia w swoim yciu - a oczami wa byy krwistoczerwone rubiny. Han miewa ju do czynienia z biuteri i potrafi rozpozna kunsztowne rzemioso i kamienie najwyszej jakoci. Ten klejnot jednak mia w sobie co wicej. - Co chcesz z tym zrobi? - zapyta Tancerz z dezaprobat. Han wzruszy ramionami, nie odrywajc wzroku od koyszcego si wisiora. - Nie wiem. - Powiniene wrzuci to do jaru. Jeli Bayar zabra go bez pozwolenia, niech on si tumaczy z jego zniknicia. Han nie wyobraa sobie, e mgby to wyrzuci. To nie bya rzecz, ktr zostawia si na ziemi, eby kto j znalaz, na przykad jakie dziecko z pobliskiej kolonii. Wydoby z torby kawaek skry i rozoy go na ziemi. Pooy amulet na rodku, owin go ostronie i wepchn do torby. Wci drczya go myl, jak do tego doszo. Jak to si stao, e on i Tancerz wdali si w przepychank z czarownikami? Co czy z nimi Tancerza? Mia nadziej, e to ju wyczerpao zasb pechowych wydarze na ten dzie. Han mia talent do pakowania si w tarapaty. Kopoty same go znajdoway, nawet gdy bardzo stara si ich unika.

ROZDZIA DRUGI

Niezamierzone konsekwencje
Raisa wiercia si niecierpliwie w siodle. Mruc oczy, spogldaa pod soce na ciek, na ktrej taczyy migoczce plamki wiata. - Nie mru oczu, Raiso - odruchowo upomniaa j matka. To by jeden z elaznego zestawu zwrotw, ktre zastpoway rozmow z krlow. Naleay do nich: Sied prosto, A dokd si wybierasz?, a take uywane przy kadej okazji Raisa anaMarianna!. Raisa przysonia wic oczy doni i rozejrzaa si po otaczajcym ich lesie. - Jedmy - powiedziaa. - Mieli si tu z nami spotka p godziny temu. Jeli nie potrafi stawi si punktualnie, niech zostan z tyu. Szkoda dnia. Lord Gavan Bayar podjecha do niej i pooy do na wodzach Zmienniczki. - Prosz, niech Wasza Wysoko raczy da im jeszcze chwil. Micah bdzie niepocieszony, jeli ominie go polowanie. Czeka na to cay tydzie. - Przystojny Wielki Mag posa jej cukierkowy umiech, z jakim doroli zwracaj si do dzieci, gdy w pobliu s inni doroli. Micah czeka na polowanie? pomylaa Raisa. Nawet po czci nie tak jak ja. On przecie moe sobie spdza czas, jak chce. Pewnie wci jest zy o wczorajszy wieczr, mylaa. Dlatego kae nam czeka. Nie nawyk do tego, by mu odmawiano. Spia Zmienniczk, a klacz szarpna bem, wyrywajc si czarownikowi. Prychna sposzona, gdy kopyto polizgno si na liciach. Tak samo jak jej pani chciaa jecha dalej. - Ja te czsto si spniam - odezwaa si modsza siostra Raisy, poganiajc swojego kucyka. Jej jasne wosy lniy w socu. - Moe poczekajmy jeszcze troch. Raisa posaa jej gniewne spojrzenie, po ktrym Mellony zagryza warg i odwrcia wzrok. - Micah zapewne straci poczucie czasu - podj Lord Bayar, usiujc uspokoi wasnego masywnego ogiera. Lekki wiatr agodnie rozwiewa srebrne wosy czarownika z magicznymi czerwonymi kosmykami. - Wiecie, jacy s chopcy. - Moe nastpnym razem dacie mu, panie, zegarek? - zaproponowaa zgryliwie Raisa, co spotkao si z westchnieniem Raisa anaMarianna! ze strony matki.

Nic mnie to nie obchodzi! mylaa. Wystarczajco trudno byo jej znie to, e od Przesilenia trzymaj j w zamku, zamknit z nauczycielami, ktrzy ka jej nadrabia materia trzech lat nauki mnstwa bezuytecznych rzeczy. Na przykad: dama potrafi rozmawia z kadym, niezalenie od wieku i pozycji. Przy stole gospodyni dba o to, by wszyscy brali udzia w rozmowie. Powinna kierowa konwersacj na tory inne ni polityka i podobne tematy wprowadzajce podziay. Zawsze powinna by przygotowana na poruszenie innych kwestii. Skoro tego wymaga si od damy, to czy mczyzna ma umie to samo? Czy jego te dotycz te zasady? Zarwno Raisa jak i jej matka zmieniy si w cigu tych trzech lat, ktre ksiniczka spdzia w kolonii Demonai, i teraz stale dochodzio midzy nimi do zgrzytw. Ojciec Raisy, Averill, peni midzy nimi funkcj bufora. Ostatnio jednak by cigle w podrach, a Marianna traktowaa Rais jak dziecko. W tych dniach do uszu Raisy coraz czciej docieray plotki o krlowej. Niektrzy mwili, e zbyt ma wag przykada do finansw, polityki i stanu pastwa. Inni twierdzili, e za duo uwagi powica Wielkiemu Magowi i Radzie Czarownikw na Szarej Pani. Czy zawsze tak byo, czy Raisa dopiero teraz zacza to dostrzega? Moliwe, e to wpyw babci Eleny. Straniczka kolonii Demonai miaa jasno okrelone pogldy na temat polityki Doliny i rosncych wpyww czarownikw, i podczas trzyletniego pobytu Raisy u rodziny ojca nie wahaa si gono o nich mwi. Po okresie stosunkowej swobody w kolonii Demonai Raisie z trudem przychodzio wciskanie stp w ciasne trzewiki i wytworne poczochy obowizujce na dworze, pocenie si pod warstwami szeleszczcych, dranicych skr sukien, ktre wybieraa dla niej matka. Miaa prawie szesnacie lat - bya niemal dorosa - a przez wikszo czasu przypominaa pitrowy tort lubny na dwch nogach. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj woya tunik i wskie spodnie, buty bdce wyrobem klanu, a na wierzch peleryn podrn sigajc bioder. Przerzucia uk przez rami i wsuna koczan ze strzaami do pokrowca przy siodle. Gdy prowadzia Zmienniczk ze stajni, lord Bayar otaksowa j wzrokiem i spojrza na krlow, ciekaw jej reakcji. Matka Raisy zacisna wargi i westchna, lecz widocznie uznaa, e jest za pno, by zmusza crk do przebrania si. Mellony, oczywicie, wygldaa jak matka w dopasowanym akiecie jedzieckim i dugiej spdnicy z ca mas halek opadajcych na buty. Modsza siostra Raisy, Mellony, bya odbiciem matki. Odziedziczya po Mariannie jasne wosy, mlecznobia cer i zanosio si na to, e dorwna jej wzrostem lub nawet j

przeronie. Raisa za bya bardziej podobna do ojca: miaa jak on ciemne wosy, zielone oczy i jak on bya drobnej postury. Tak wic odpowiednio ubrana i gotowa do polowania Raisa marnowaa ten pikny soneczny dzie, czekajc na spniajcego si Micaha Bayara i jego kuzynw. Micah, nieco starszy od niej, by odwanym jedcem i agresywnym, ambitnym myliwym. Jego ciemne wosy i zniewalajca uroda sprawiay, e poowa dziewczt na dworze mdlaa na jego widok. Odkd Raisa wrcia do zamku, Micah nie przepuszcza adnej okazji, by si do niej zaleca. wiadomo, e ich romans by czym zakazanym, tym bardziej pchaa j w jego objcia. Zamek Fellsmarch by peen ciekawskich oczu i uszu, a mimo to udawao im si spotyka po kryjomu. Pocaunki Micaha byy upojne, gdy bya w jego objciach, wiat przestawa istnie. Byo jednak co jeszcze. Mia brutalne, cyniczne poczucie humoru na temat spoecznoci, z ktrej oboje si wywodzili. Wywoywa u niej miech, a w tym okresie niewiele rzeczy potrafio j rozbawi. Raisa wiedziaa, e flirtowanie z Micahem Bayarem jest ryzykowne, lecz traktowaa to jako swoisty bunt przeciwko matce i ograniczeniom dworskiego ycia. Ten bunt mia jednak swoje granice. Nie bya gupiutk pann Hakkam, gotow odda si za kilka strof jarmarcznej poezji i pocaunek w ucho. Micah Bayar natomiast nie wykazywa si cierpliwoci. Std ich ktnia poprzedniego wieczoru. Owszem, cieszya si na to wsplne polowanie, ale nie miaa ochoty czeka wiecznie. Czas i okazje mijay. Jak jej ycie. Wrd czekajcych by te kapitan Edon Byrne z trzema onierzami. Wszyscy gotowi, na koniach, cicho o czym rozmawiali. Byrne by kapitanem Gwardii Krlewskiej, najmodszym z dugiej linii rodu na tym stanowisku. Nalega na zapewnienie eskorty w dniu polowania, wbrew sprzeciwom lorda Bayara. Teraz Byrne zwrci si do nich: - Wasza Krlewska Mo, czy mam posa jednego z moich ludzi, by poszuka chopcw? - Gdyby to ode mnie zaleao, kapitanie, wszyscy moglibycie jecha - odpowiedzia mu lord Bayar. - Krlowa Marianna i ksiniczki bd cakowicie bezpieczne. Pan i pascy ludzie nie musicie cign si za nami jak przydugi ogon latawca. Klany moe i s dzikie i nieprzewidywalne, ale raczej nie odwa si ze mn zadziera. - Dotkn amuletu na swojej

szyi, by Byrne nie mia wtpliwoci, o co mu chodzi. Wielki Mag zawsze mwi powoli i wyranie, gdy rozmawia z kapitanem Byrneem, jakby ten by niedorozwinity umysowo. Byrne z kamienn twarz miao spojrza w oczy czarownika. - Moliwe, ale nie klanw si obawiam. - No tak, najwyraniej. - Bayar umiechn si blado. - Przecie pan i krlewski maonek kilka razy dostarczalicie ksiniczk Rais w ich rce. - Na jego twarzy pojawi si grymas zniesmaczenia. To bya kolejna rzecz, ktra irytowaa Rais. Lord Bayar nigdy nie uywa imienia jej ojca. Nazywa Averilla Demonai krlewskim maonkiem, jakby byo to stanowisko, ktre kady moe zajmowa. Wielu spord nizinnej arystokracji gardzio ojcem Raisy, poniewa by kupcem klanowym, ktry wstpi w zwizek maeski, o jakim sami marzyli. Tymczasem nie byo atwo polubi krlow Felis. Averill mia poparcie klanw, bdce przeciwwag dla potgi Rady Czarownikw. A to, oczywicie, nie podobao si Wielkiemu Magowi. - Lordzie Bayar! - ostro zwrcia si do niego krlowa. - Wie pan dobrze, e ksiniczka Raisa przebywaa w klanie zgodnie z ustaleniami Nmingu. Nming to porozumienie pokojowe pomidzy klanami a Rad Czarownikw, koczce okres Rozamu - magicznej katastrofy, ktra omal nie zniszczya wiata. - Ale oczywicie, niezbdne jest, by ksiniczka Raisa spdzaa tyle czasu poza dworem - powiedzia Bayar z przeksem, umiechajc si do krlowej. - Biedactwo. Ile to tacw, widowisk i przyj j omino! No i lekcji haftowania i krasomwstwa, dokoczya Raisa w duchu. C to za strata. Byrne obejrza Rais tak, jak oceniaby konia na targu, i odpar w typowy dla si ebie, bezporedni sposb: - Nie wyglda mi na wymizerowan. I jedzi konno jak prawdziwy wojownik Demonai. W ustach Byrnea by to niemay komplement. Raisa wyprostowaa si w siodle. Krlowa Marianna pooya do na ramieniu kapitana. - Czy naprawd sdzisz, Edonie, e to takie niebezpieczne? - zawsze staraa si jak najszybciej przerwa wszelkie spory, nawet jeeli miao to oznacza zaledwie zamaskowanie problemu. Byrne spojrza na do krlowej na swoim ramieniu, po czym podnis wzrok na jej twarz. Jego surowe oblicze nieco zagodniao. - Wasza Krlewska Mo, wiem, jak bardzo lubicie, pani, polowa. Jeli chodzi o

ciganie stad po grach, lord Bayar nie bdzie w stanie wam, pani, towarzyszy. Przy granicach roi si od uchodcw. Kiedy rodzina goduje, mczyzna zrobi wszystko, by zdoby poywienie. Po okolicach bkaj si grupy najemnikw zmierzajcych na wojny ardeskie i z nich wracajcych. Krlowa Felis byaby dla nich cenn zdobycz. - Czy tylko tego si pan obawia, kapitanie? - ostrym tonem zapyta Bayar, mruc oczy. Byrneowi nawet nie drgna powieka. - A czy jest co jeszcze, co powinno mnie niepokoi? Co, co chciaby mi, panie, powiedzie? - Chyba musimy rusza - powiedziaa krlowa, zdecydowanie popdzajc konia. Micah z kompanami bez trudu nas dogoni. Lord Bayar sztywno skin gow. Chyba Micahowi si oberwie, pomylaa Raisa. Wielki Mag wyglda, jakby mia ochot odgry komu gow i dokadnie j przeu, wypluwajc same zby. Raisa na Zmienniczce wysuna si na czoo. Byrne podjecha na swym gniadym koniu naprzd, tak e znalaz si obok niej. Pozostali jechali za nimi. Szlak prowadzi pod gr przez bujnie poronite ki pene biaych ogrecznikw i tych jaskrw. Czerwonoskrzyde kosy w niewiarygodny sposb przyczepiay si do gw nasiennych pozostaych z ubiegego roku. Raisa nie moga nasyci wzroku, niczym malarz, ktremu dugo brakowao widoku barw. Byrne rwnie si rozglda, lecz z cakiem innych powodw. Uwanie lustrowa las po obu stronach. Siedzia wyprostowany, wodze trzyma luno. Jego ludzie jechali w odpowiednich odstpach, obserwujc teren z przodu i z tyu. - Kiedy Amon wraca? - zapytaa Raisa, wiczc na srogim kapitanie ciko zdobyt umiejtno prowadzenia konwersacji. Byrne dugo przyglda si jej twarzy, nim odpowiedzia. - Spodziewamy si go w kadej chwili, Wasza Wysoko. Z powodu walk w Ardenie musia wybra okrn drog z Odens Ford. Ju ponad trzy lata miny od chwili, gdy Raisa ostatni raz widziaa Amona najstarszego syna Byrnea. Kiedy w dniu Przesilenia wrcia do zamku z kolonii Demonai, dowiedziaa si, e Amon wyjecha do Wien House, szkoy wojskowej w Odens Ford. Chcia pj w lady ojca, a onierze wczenie zaczynali szkolenie. Ona i Amon byli przyjacimi od dziecistwa. Z powodu braku innych dworskich dzieci zbliyli si do siebie pomimo rnicy pozycji spoecznej. Zamek Fellsmarch by bez niego pusty (co nie znaczy, e miaa wiele czasu na rozpamitywanie tej pustki). Gdy ju

zostan krlow, pomylaa Raisa, bd trzymaa przyjaci przy sobie. To by kolejny punkt na dugiej licie jej postanowie. Teraz Amon by w drodze powrotnej do Felis - samodzielnie przemierza setki mil z Odens Ford. Jake mu tego zazdrocia. Nawet bdc wrd klanw, zawsze podrowaa w towarzystwie kogo ze stray. Jak to jest: wybiera wasn drog, spa kiedy i gdzie si chce, wita kady dzie wraz z ryzykiem i moliwociami, ktre z sob niesie? Myliwi zwrcili si na zachd ciek biegnc wzdu koryta rzeki. Cho byli setki stp ponad Dyrn, wyranie syszeli huk wodospadw. Wjechali w wski kanion i gdy z obu stron otoczyy ich skalne ciany, ogarn ich chd. Rais przeszy dreszcz zimna i trwogi - nagle poczua si tak, jakby jakie niewidzialne palce wyrway z otaczajcego ich wiata wszelkie lady ycia. Zmienniczka prychna i potrzsna bem, niemal wyszarpujc wodze z rk ksiniczki. Mrok po obu stronach zdawa si zlewa w szare cienie, ktre pryy si i kuliy, sadzc wielkie susy. Szare wilki, symbol jej rodu. Raisa ujrzaa wskie wilcze by z bursztynowymi lepiami, ostre ky przysonite wywieszonymi jzykami. Po chwili wszystko to zniko. Mwiono, e wilki pojawiaj si krlowym czystej krwi w momentach zwrotnych ich ycia: zwiastuj niebezpieczestwo i nowe wyzwania. Nigdy wczeniej nie pokazay si Raisie, co w kocu nie byo dziwne, bowiem nie bya jeszcze krlow. Obejrzaa si na matk, pogron w beztroskiej rozmowie z lordem Bayarem. Krlowa chyba nie zauwaya nic niezwykego. Gdyby Raisie towarzyszyli w tej wyprawie jej przyjaciele z klanu, przyjliby jej przeczucia za omen i staraliby si go zbada, zrozumie, przeanalizowa wszystkie moliwe znaczenia, jakby tropili lady wa na piasku. Po potomkini rodu Szarych Wilkw spodziewano si daru jasnowidzenia - cechy otaczanej wielk czci. - Czy wszystko w porzdku, Wasza Wysoko? - gos kapitana wyrwa j z zamylenia. Zaskoczona Raisa spojrzaa w niespokojne oczy Byrnea, szare jak ocean pod zimowym niebem. Przysun si bliej i przytrzyma wodze Maggie, pochylajc gow, by usysze odpowied. - Hmm... yyy... ja... - wyjkaa, nie wiedzc, co powiedzie. Miaa ochot wyzna: Mam dziwne przeczucie, e co nam grozi, kapitanie, albo zapyta: Czy przypadkiem nie widzia pan po drodze wilkw?. Nawet gdyby mrukliwy kapitan potraktowa to powanie, c mgby zrobi?

- Nic mi nie jest - odpara. - Tylko niadanie byo do dawno. - Moe ciastko? - zapyta, sigajc do torby przy siodle. - Mam tu... - Nie, nie, dzikuj - powiedziaa szybko. - Przecie niedugo co zjemy. Z kanionu wyjechali na pikn grsk poonin. Tydzie temu widziano tu stado pascych si kozic, lecz teraz ka bya pusta. O tej porze roku zwierzta chtnie wdroway w gry, a oni nie mogli si tam zapuci, majc w swym gronie czarownika. Wkroczyliby bowiem na tereny klanowe. Zaraz za wyjciem z kanionu zatrzymali si na posiek. Na piknych serwetach rozoono starannie przygotowane jedzenie: ser, wdliny, owoce, butelki wina i cydru. Podczas gdy wikszo si posilaa, dwaj z onierzy Byrnea wyruszyli na zwiad w poszukiwaniu ladw stada. Raisa nie miaa apetytu. Usiada, obja kolana ramionami, wci nie mogc si pozby tego dziwnego niepokoju, przez ktry zmieni jej si nastrj. Byo dopiero poudnie, a dzie ju zdawa si traci blask, zreszt taczce na ziemi plamki soca i cienia te ju zniky. Teraz wok grasoway szare postaci, wracajce po kadym mrugniciu, ktrym przeganiaa je spod powiek. Zadara gow, by poprzez licie drzew spojrze na niebo. Cho na poudniu byo jasnobkitne, bezporednio nad nimi zasnuo si szaraw mgiek, po ktrej pyna jasna tarcza soca. Wyczua w powietrzu zapach palcych si lici. - Czy co si pali? - zapytaa, nie kierujc tych sw do nikogo konkretnego. Powiedziaa to tak cicho, e sama si nie spodziewaa, e kto usyszy, lecz Byrne podnis si ze swego miejsca na skraju lasu i ruszy w stron rodka ki, bacznie przygldajc si grskim stokom dookoa. Wyranie zaniepokojony, do dugo wpatrywa si w niebo, po czym przenis wzrok na konie. Wierciy si, wierzgay kopytami, cigny za postronki. Rais coraz bardziej drczyo to dziwne przeczucie, e dzieje si co zego. Poczua cinicie w gardle, chrzkna. - Juczy konie! - rozkaza kapitan swoim ludziom, ktrzy natychmiast zaczli zbiera pozostaoci po posiku. - Zostamy jeszcze chwil, Edonie. - Krlowa Marianna uniosa kieliszek z winem. Tu jest tak adnie. Przecie nie musimy nic upolowa. Lord Bayar lea wygodnie rozparty obok niej. - Nie mog i wyej w gry, bo narusz cay ten Nming, ale pan, kapitanie, owszem. Niech pan idzie szuka ksiniczce zwierzyny, a ja zaopiekuj si krlow. Raisa popatrzya na t scen - rozcignity pod drzewami koc, przystojny czarownik

ley ze skrzyowanymi nogami, podpierajc si ozdobion licznymi piercieniami doni. Jej pikna jasnowosa matka, pena wdziku nawet w stroju jedzieckim, z rumiecami jak u nastolatki. To jej przypomniao jedno z malowide wiszcych w zamku - zatrzyman na ptnie chwil, ktra kae si zastanowi nad tym, co dziao si wczeniej i co stanie si potem. - Nie, mamo, zostan z tob - powiedziaa, opadajc na krawd koca. Patrzya przy tym Wielkiemu Magowi prosto w oczy, instynktownie wyczuwajc wrogo midzy nimi. W tym momencie bardzo aowaa, e ojciec tyle czasu spdza poza zamkiem. Podwadni Byrnea nie przerywali wizania jukw na koniach, ktre staway si coraz bardziej niespokojne, co nie uatwiao onierzom zadania. Kapitan podszed do towarzystwa na kocu. - Wasza Krlewska Mo, sdz, e powinnimy wraca. Gdzie w pobliu wybuch poar i kieruje si w nasz stron. - Poar? - powtrzy lord Bayar. Nabra w gar wilgotnych lici, cisn je doni w rkawiczce, zamieniajc w rozmik ma. - Jak to moliwe? - Nie wiem, lordzie Bayar - powiedzia Byrne oschle. - To wydaje si nie mie sensu, ale co si pali na grze Hanalei, powyej nas. Widziaem ju, jak taki poar moe zaskoczy ludzi, nim zd uciec. - Ale dopiero pod koniec lata - stwierdzia krlowa - a nie wczesn wiosn. - Wanie. - Lord Bayar wywrci oczami. - Przesadza pan, kapitanie. Krlowa pooya do na ramieniu Bayara i z niepokojem spogldaa raz na jednego mczyzn, raz na drugiego. - Ale ja czuj dym, Gavanie. Chyba powinnimy posucha kapitana. Gdy rozmawiali, polan zasnu ponury mrok. Zerwa si dziwny wiatr wiejcy w gr zbocza, odsuwajcy ogie od nich, jakby jaka ukryta bestia zassaa powietrze. Raisa wstaa i ruszya w gb polany, ogldajc si za siebie na Hanale. Gsta fioletowa chmura wielkimi kbami unosia si w niebo znad grskiego grzbietu, podwietlona od dou pomaraczowymi i zielonymi pomieniami. Z ziemi wzbija si wir ognia, ponce tornado wysokoci kilkudziesiciu metrw. Teraz docieray do niej take dwiki: sosny trzaskay w upale, ognisty ywio wydawa huczcy ryk. Raisa poczua si jak w jednym z tych sennych koszmarw, w ktrych czowiek prbuje krzycze, a gos winie mu w gardle. - Kapitanie Byrne! - Wydao jej si, e wycie ognia cakiem j zagusza. Pokazaa rk: - Jest ogie. Tam!

W tym momencie spord drzew wyskoczy tuzin kozic, ktre przebiegy przez polan i pognay do kanionu, nie zwracajc uwagi na ludzi. Zaraz potem Raisa usyszaa ttent kopyt i z tej samej strony co zwierzta na polan wjechali trzej jedcy na spienionych, rozszalaych koniach, sami w niewiele lepszym stanie od swoich rumakw. - Za nami! Zblia si! Poar! Uciekajcie! - wrzeszcza pierwszy z nich. Dopiero po chwili Raisa rozpoznaa pod warstw sadzy twarz rozsdnego, zoliwego Micaha Bayara. To spnialski Micah i jego kuzynowie Arkeda i Miphis Manderowie. W tym momencie wszyscy byli ju na nogach, atmosfera pikniku dawno znikna. - Micah? - zdumia si lord Bayar na widok syna. - Skd...? Co ty...? - Raisa nigdy jeszcze nie widziaa, by Wielki Mag nie mg si wysowi. - Jechalimy do was i zobaczylimy ogie - wysapa Micah. Spod warstwy brudu przezieraa blado jego twarzy, spocone wosy opaday mu na ramiona. Na doniach mia gbokie zadrapania, a na prawym ramieniu co, co wygldao na powane oparzenie. - My... prbowalimy gasi, ale... Byrne podprowadzi Duszk, klacz krlowej Marianny, do jej boku. - Wasza Krlewska Mo! Szybko! - Mocno trzymajc wodze Duszki jedn doni, drug pomg krlowej wsi. - Ostronie - powiedzia. - Trzymajcie si, pani, mocno. Ona jest wystraszona. Raisa wskoczya na grzbiet Zmienniczki i uspokajajco przemawiaa jej do ucha. Zaledwie sto metrw od nich paliy si ju korony drzew. Ogie posuwa si w d, wprost na nich - pomienie przeskakiway na kolejne drzewa w szalonym wycigu w d zbocza, w tempie duo szybszym ni wydawaoby si to moliwe o tej porze roku. Raisa poczua, jak gorce powietrze wdziera si jej do puc, wic zasonia usta i nos rkawem. Lord Bayar przez chwil sta nieruchomo i zmruywszy oczy, patrzy to na Micaha, to na Arked i Miphisa, to w gr na pdzce pomienie. Wreszcie szybko dosiad konia i podjecha do Micaha. Zapa go za peleryn i przycign do siebie tak blisko, e gdy do niego mwi, ich twarze dzielio zaledwie kilka centymetrw. Micah skin gow; wyglda na przeraonego. Lord Bayar puci go gwatownie i spi konia do galopu, pozostawiajc syna samego - by jecha za nim albo spon. Raisa przygldaa si temu, nie wiedzc, co myle. Czyby Wielki Mag liczy na to, e jego syn sam ugasi ogie? Micah mia moc, ale przecie nie posiada amuletu i nie by jeszcze w Akademii. - Szybko! Wasza Wysoko! - pogania Byrne.

Wszyscy skierowali si pdem w stron kanionu. Kanion co prawda zapewnia im schronienie, lecz nie byo ono pozbawione wad. Nie sypay im si ju iskry na gowy, ale powietrze pomidzy skaami byo tak piekce i gste od dymu, e Raisa nie widziaa konia przed sob. Dym zdawa si tumi dwiki, chocia z przodu i z tyu dobiegay j odgosy kaszlu i krztuszenia si. Droga bya tak wska, e przynajmniej nie mogli si zgubi. Raisa martwia si jednak, e nim dotr do koca, zd si podusi. Byrne znowu do niej podjecha. - Zejd pani z konia i prowad go - powiedzia. - Powietrze przy ziemi jest wiesze. Tylko trzymaj mocno wodze. - Ruszy dalej, by przekaza t rad pozostaym. Zsiada ze Zmienniczki, owina skrzane wodze wok swej doni i sza dalej skalnym kanionem. Byrne mia racj: niej atwiej byo oddycha. Raisa czua tak silne pieczenie skry, jakby bya zwierzyn opiekan nad ogniem. Najchtniej uklkaby i zanurzya twarz w strumieniu, ale Byrne nie dawa im si zatrzyma ani na chwil. Im bliej byli wyjcia, tym dymu byo wicej - oczy Raisy szczypay i zawiy tak, e ledwie cokolwiek widziaa. Zamrugaa, by rozproszy zy, i znowu ujrzaa wok siebie wilki wielkoci maych kucykw, grzbietami sigajce jej ramion. Toczyy si wok niej, warczc i szczerzc ky ich dziki zapach przebija przez swd dymu, nastroszon sierci napieray na jej nogi, jakby chciay zepchn j ze szlaku. - Hanaleo, litoci - szepna. Wydawao si, e nikt nie widzi tego, co ona. Czy ma halucynacje, czy moe te wilki s prawdziwe, zmuszone tak jak oni przepycha si w ciasnym wwozie, by uciec przed ogniem? Raisa tak si skupia na wilkach, e nieomal wpada na Micaha, ktry gwatownie si przed ni zatrzyma. Wilki rozpyny si w dymie. Gdzie przed nimi Byrne siarczycie zakl. Raisa wcisna wodze Micahowi do rk i zacza si przedziera na pocztek grupy. - Niech Wasza Wysoko pozostanie z tyu - poleci Byrne, wypychajc j za siebie. Zobaczya, e cieka za wyjciem z wwozu stoi w pomieniach. Ogie zsun si z gry i pez po grzbiecie dwiema odnogami, zamykajc im oba wyjcia z kanionu. Byli w puapce. - Uwaga! - krzykn Byrne w gb wwozu. - Pocie si wszyscy w strumieniu! Lecie pasko, zanurzcie si na ile si da! Gavan Bayar przepcha si do przodu. - Co si dzieje? - zapyta. - Czemu stoimy? Byrne odsun si na bok, by Bayar zobaczy na wasne oczy, jak wyglda sytuacja.

Czarownik dusz chwil wpatrywa si w poog. Wreszcie obrci si i zawoa: - Micah! Arkeda i Miphis! Chodcie tu! Trzej chopcy powlekli si naprzd i stanli przed Wielkim Magiem. Trzli si, szczkali zbami, oglnie wygldali na miertelnie przeraonych. Bayar zdj swoje wytworne skrzane rkawiczki i wepchn je do kieszeni. Wyj stamtd ciki srebrny acuch, ktrego jednym kocem obwiza wasny nadgarstek, a drugim - Micaha. - Arkeda i Miphis. Trzymajcie acuch tutaj i tutaj - powiedzia, pokazujc im, co maj robi. Oni chwycili acuch midzy Bayarem a Micahem z takimi minami, jakby to by jadowity w. - Nie puszczajcie, bo poaujecie - ostrzeg czarownik. - Ale nie za dugo. Stan twarz do ognia, woln rk chwyci amulet i zacz wypowiada zaklcie. Kiedy on mrucza pod nosem, trzej chopcy zataczali si, apali oddech, i pokrzykiwali, jakby zadawano im cikie ciosy. Dwaj porodku desperacko trzymali si acucha, a wszyscy trzej bledli coraz bardziej, jakby uchodzio z nich ycie. Na twarz lorda Bayara wystpiy krople potu, ktre zaraz wyparoway w piekcym upale. Uwodzicielski gos Wielkiego Maga wybija si ponad otaczajce go dwiki i miesza si z hukiem ognia, trzaskiem i sykiem eksplodujcych drzew oraz cikim oddechem chopcw. W kocu, z oporami, ogie zareagowa. Pomienie migotay i kurczyy si, odsuwajc si od wejcia kanionu niczym ustpujca fala i pozostawiajc po sobie spustoszony, dymicy grunt. Bayar przegania poog czarodziejskimi zaklciami, pki jej cakiem nie pokona. Wci jednak byo ciemno i ponuro. Zsun acuch ze swojego nadgarstka i wykona ostatni ruch. Niebo si rozsuno i lun deszcz, ktry z sykiem opada na rozgrzan ziemi. Wszyscy jak jeden m odetchnli z ulg, wpatrzeni w czarownika z podziwem. Jak marionetki porzucone przez lalkarza Micah i jego kuzyni upadli na ziemi i leeli nieruchomo. Raisa uklka obok Micaha i pooya do na jego lepkim od potu czole. Otworzy oczy i spojrza na ni nieprzytomnym wzrokiem, jakby jej nie rozpoznawa. Popatrzya na lorda Bayara. - Co z nimi? Dojd do siebie? Bayar obserwowa ich z dziwnym, zimnym wyrazem twarzy. - Tak, ale tej lekcji nigdy nie zapomn. Raisa prbowaa sobie wyobrazi, e jej ojciec rzuca j na gbok wod czarowania bez adnych przygotowa ani wyjanie. Nie udao si jej. Ale on przecie nie by czarownikiem. Byrne sta w deszczu w pewnej odlegoci od kanionu, rozgrzebujc nog tlce si

zgliszcza. - Dziwne - powiedzia. - Jeszcze nigdy nie widziaem takiego ognia, ktry pali si nawet w wilgoci. - Lordzie Bayar - rzeka krlowa Marianna, chwytajc do czarownika. - To byo naprawd niezwyke. Ocalie, panie, nas wszystkich. Dzikuj. - Zawsze do usug, Wasza Krlewska Mo - odpar Bayar z wymuszonym umiechem, ktry nada jego twarzy wygld pkajcej maski. Raisa popatrzya na Byrnea. Kapitan wpatrywa si w krlow i jej Wielkiego Maga, w zadumie pocierajc doni podbrdek.

ROZDZIA TRZECI

W puapce
Ca drog powrotn do kolonii Sosen Marisy Tancerz szed wielkimi krokami, przygarbiony. Jego zwykle pogodna twarz bya zaspiona, a gesty wskazyway, e nie ma ochoty z nikim rozmawia. Po kilku prbach zagadnicia kompana Han da mu wreszcie spokj i samodzielnie zmaga si z nurtujcymi go pytaniami. Jego wiedza na temat czarw nie wykraczaa poza matczyne przestrogi. Czy zdolnoci czarownikw ujawniaj si w dziecistwie, czy dopiero pniej? Czy ich praktyki wymagaj uywania amuletw takich jak ten, ktry ciy mu w torbie? Czy czarownicy musz si ksztaci, czy od urodzenia umiej czarowa? Przede wszystkim, czy to w porzdku, e grupa ludzi dysponuje tak moc, e moe zmusza innych do speniania ich woli, moe wznieca ogie, ktrego nie da si zgasi, albo zamieni kota w jastrzbia, jeeli wierzy opowieciom. Rozama wiat niemal nieodwracalnie. Klany take miay swoj magi, ale zupenie inn. Matka Tancerza, Iwa, bya Straniczk kolonii Sosen Marisy i utalentowan uzdrowicielk. Potrafia sprawi, e suchy kij zakwitnie, umiaa wyhodowa na swoich grzdkach kad rolin, uzdrawiaa dotykiem i gosem. Jej leki byy poszukiwane a w Ardenie. Klany syny z wyrobw skrzanych, metalowych, a szczeglnie z produkcji amuletw i innych magicznych przedmiotw. Bayar skupi si na tym, e Tancerz nie zna swego ojca. Wedug Hana za Tancerzowi w ogle nie byo to potrzebne. Nie potrzebowa ojca, bo nalea do klanu, by otoczony przez ciotki i wujkw, ktrzy go rozpieszczali, kuzynw, z ktrymi polowa, ca rzesz osb tej samej krwi i tradycji. Nawet gdy Iwa wyjedaa, zawsze czekao na niego rozpalone ognisko domowe, wsplny posiek i ko do spania. W porwnaniu z Tancerzem Han bardziej czu si sierot - odkd ojciec zgin w wojnach ardeskich, mia tylko matk i siostr. Mieszkali w jednej izbie nad stajni w achmantargu w Fellsmarchu. Im duej o tym myla, tym bardziej sam sobie wspczu nie mia ani magicznych mocy, ani ojca. adnych perspektyw. Mama stale mu powtarzaa, e do niczego nie dojdzie. Byli mniej wicej osiemset metrw od kolonii, kiedy Han zorientowa si, e kto ich

ledzi. Nie chodzio o jeden konkretny lad. Kiedy zszed ze cieki, eby obejrze budzce si po zimie roliny na poboczu, usysza czyje kroki, ktre raptownie si zatrzymay. Wiewirka piszczaa na sonie jeszcze dugo po ich przejciu. W pewnej chwili obejrza si i wydao mu si, e co migno mu midzy drzewami. Ogarn go strach. Na pewno czarownicy szli po ich ladach. Sysza, e mogli stawa si niewidzialni, zamienia si w ptaki i atakowa z powietrza. Na wszelki wypadek pochyli gow. Spojrza na Tancerza, ktry zdawa si pogrony we wasnych ponurych mylach. Han wiedzia, e nie moe pozwoli, by wrg wybra miejsce i czas ataku. Jak tylko znaleli si za zakrtem, chwyci Tancerza za rami, cign ze szlaku i wepchn za masywny pie dbu. - Co ty...? - Tancerz szarpa si. - - sykn Han, przykadajc palec do ust i pokazujc Tancerzowi na migi, by si nie rusza. Sam popdzi wielkimi susami z powrotem, zataczajc wielkie koo, tak by zaj przeladowcw od tyu. Mia racj. Zobaczy drobn posta w stroju o kamuflujcych barwach, ktra wyonia si z cienia i stana w penym socu. Przyspieszy, zadowolony, e wilgotny grunt tumi odgosy jego krokw. By ju niemal u celu, gdy cigany, zapewne go usyszawszy, gwatownie skrci w prawo. Nie chcc da mu czasu na rzucenie zaklcia, Han w jednej chwili zaatakowa intruza. Zwarli si i w silnym ucisku stoczyli po zboczu wprost w strumie Leciwej Niewiasty. - Aj! - Han uderzy okciem w may otoczak w strumieniu i zaklinacz, ktrego ciao wio si i wyginao nadzwyczaj zwinnie, a przy tym wydawao si dziwnie mikkie w niespodziewanych miejscach, wykorzysta ten moment, by si wyzwoli. Wtem gowa Hana znalaza si pod wod i jego puca zaczy wypenia si ciecz. Krztuszc si, przeraony, zerwa si na nogi i odsun mokre wosy z twarzy, w obawie e nim zdy cokolwiek zrobi, padnie ofiar uroku. Za jego plecami kto zanosi si miechem, z trudem apic oddech, ledwo umiejc wydoby z siebie gos: - S... s... samotny owco! Jeszcze za zimno na kpiel! Obrci si. Kuzynka Tancerza, Brodzca Ptaszyna, siedziaa na pycinie. Jej ciemne loki przylepiy si do twarzy, mokra bluzka przywara do ciaa, tak e cienka tkanina staa si niemal przezroczysta. Dziewczyna bez ladu zaenowania szczerzya do niego zby w umiechu. Najchtniej z powrotem zanurzyby si w lodowatej wodzie. Czu, e twarz mu ponie; by pewien, e obla si rumiecem. Dopiero po minucie odzyska gos:

- Ptaszyna? - wyszepta zawstydzony, wiedzc, e jest ju skazany na wieczne docinki. - Moe trzeba ci zmieni imi na owca Ptakw? - zachichotaa. - Nnnie... - wyjka, podnoszc do, jakby zasania si przed kltw. - Skaczcy do Strumienia? Rumiana Twarz? - nie rezygnowaa. Jeszcze tego mu brakowao. Imiona klanowe stale si zmieniay, by wyraa cechy czowieka a do osignicia przez niego dorosoci, gdy ju uwaano go za uksztatowanego. Mona byo w niemowlctwie nosi na przykad imi Paczcy w Nocy, w dziecistwie Wiewirka, a jako dorosy Miotacz Kamieni. Mieszkacw nizin niezmiennie wprawiao to w zakopotanie. - Nie - baga Han. - Prosz ci, Ptaszyno... - Bd ci nazywaa, jak zechc - powiedziaa, wstajc, i ruszya do brzegu. - owca Ptakw - postanowia. - To moe by imi znane tylko nam... Han sta bezradnie po pas w wodzie, mylc, e to raczej jej potrzebne jest nowe imi. Odkd pamita, on, Tancerz i Ptaszyna byli przyjacimi. Kadego lata mama wysyaa go z miasta do Sosen Marisy. Bawili si razem, polowali, toczyli bitwy z wyobraonymi wrogami w Grach Duchw. Uczyli si ucznictwa pod okiem starego mistrza w kolonii owcw, hodujcego zasadzie, e musz sami wykona uk, z ktrego bd strzela. Han by przy Ptasz ynie, gdy upolowaa pierwsz kozic. Zazdroci jej tego, pki nie upolowa wasnej. Gdy mu si to udao, Ptaszyna pokazaa mu, jak powoli wdzi miso, eby przetrwao ca zim. Mieli wtedy po dwanacie lat. Caymi dniami bawili si w wilki i zajce. Jedno z nich - zajc - wyruszao w las i robio, co tylko moliwe, by zmyli pocig pozostaej dwjki. Zajc przeskakiwa po kamieniach albo brn w wodzie, by nie zostawia ladw na ziemi, czasem znika gdzie w wysokogrskich koloniach. Jeeli wilk znalaz zajca, dalej szli razem, a wyledzi ich trzeci gracz. Ptaszyna bya wietn towarzyszk wypraw. Znajdowaa najlepsze miejsca na obozowiska - dajce schronienie przy zej pogodzie i ochron przed niebezpieczestwami. Umiaa rozpali ognisko podczas deszczu i znale zwierzyn na kadej wysokoci. Wiele razy okrywali si wsplnym kocem. Ca trjk pierwszy raz pili cydr na Targu Opadajcych Lici i to Han ciera wymiociny z twarzy Ptaszyny, gdy wypia za duo. W ostatnich trzech latach, gdy Han by hersztem achmaniarzy, spdza letnie

miesice na niebezpiecznych ulicach Fellsmarchu. Teraz, gdy wrci do kolonii Sosen Marisy, nie czu si tak swobodnie w towarzystwie Ptaszyny jak niegdy, a to gwnie dlatego, e to ona si zmienia. Teraz, gdy wchodzi na teren kolonii, najczciej widzia j siedzc w towarzystwie innych dziewczt w jej wieku. Przyglday mu si miao, a potem nachylay ku sobie gowy i co midzy sob szeptay. Gdy prbowa do niej podej, pozostae chichotay i poszturchiway si wzajemnie. Kiedy by panem ulic achmantargu i ludzie w popiechu schodzili mu z drogi. Spotyka si z wieloma dziewczynami - herszt gangu moe w nich przebiera. To jednak wcale nie uatwiao rozmw z Ptaszyn. Nie wiedzie czemu, ona zawsze wytrcaa go z rwnowagi. Moe dlatego, e we wszystkim bya tak piekielnie dobra. Gdy byli dziemi, bijatyka w strumieniu o niczym nie wiadczya. Teraz za kade sowo midzy nimi pkao od nadmiaru znacze, kade dziaanie przynosio niezamierzone skutki. - Ptaszyna! Samotny owca! Co si stao? Wpadlicie do wody? - Na szczycie pojawi si Tancerz. Ptaszyna wykrcaa spodnie. - Samotny owca mnie wrzuci - odpowiedziaa kuzynowi z nut zadowolenia w gosie. - Wziem ci za kogo innego - mrukn Han. Ptaszyna obrcia si twarz do niego. Spochmurniaa. - Za kogo? Za kogo mnie wzie? Han wzruszy ramionami i zacz i do brzegu. To kolejna rzecz, ktra si zmienia. Kiedy wietnie si rozumieli, potrafili nawzajem koczy zaczte przez siebie zdania, a teraz Ptaszyna bya nieprzewidywalna przez te dziwaczne napady humorw. - No, za kogo? - powtrzya, zdecydowana to z niego wydoby. - Mylae, e jestem jak inn dziewczyn? - Nie dziewczyn... - Han cign buty i wyla z nich wod. Przynajmniej cz bota si zmya. - Wpadlimy na miotaczy urokw na ce Spalonych Drzew. Przeposzyli kozice, wic posprzeczalimy si z nimi. Gdy usyszaem, e nas ledzisz, pomylaem, e jeste jednym z nich. - Miotacze urokw... - powiedziaa z niedowierzaniem. - Co mieliby tu robi? I czemu miaabym wyglda jak oni? - No, nie wygldasz. Pomyliem si. - Podnis gow i spojrza jej w oczy. Przekn

lin. Ptaszyna lekko si zarumienia i zwrcia si do Tancerza. - Co takiego powiedziae miotaczowi urokw, kuzynie? - zapytaa. - Nic - odpowiedzia Tancerz, rzucajc Hanowi ostrzegawcze spojrzenia. - Gdyby nie oni, upolowalibymy po kozicy - powiedzia Han i natychmiast tego poaowa, widzc, jak Ptaszyna unosi brwi. Ptaszyna zawsze mawiaa, e jeden jele w wdzarni jest wart caego stada w lesie. - Wic co si stao? - zapytaa. - Co si palio? Czuam dym. Han i Tancerz patrzyli po sobie. Kady z nich czeka, a przemwi ten drugi. - Podpalili Hanale - powiedzia w kocu Han. - Czyli doszo do starcia? - prbowaa si upewni Ptaszyna, pochylajc si w przd i przygldajc si im badawczo. - I co si stao? - Nic. Odjechali - odpowiedzia jej Tancerz. - Jak chcecie - podsumowaa, znowu rozgniewana. - Moecie mi nic nie mwi. I tak mnie to nie obchodzi. Ale powiedzcie o tym przynajmniej Iwie, eby powiadomia wojownikw Demonai. Miotaczy urokw w ogle nie powinno by w grach, nie mwic ju o rozpalaniu ognia. Han trzs si z zimna. Soce si schowao i cae ciao chopca pokrya gsia skrka. Dawniej zdjby z siebie mokre ubranie do wyschnicia. Spojrza na Ptaszyn. Teraz nie ma o tym mowy. - Chodmy do Sosen - powiedzia Tancerz, jakby czyta w mylach Hana. - Tam bd mieli ognisko. Niebo si zachmurzyo i midzy szczytami rozhula si zimny wiatr, ale szybki marsz na dystansie niemal dziesiciu kilometrw sprawi, e krew w yach Hana krya do szybko. Ptaszyna miaa sine wargi. Han mia ochot j ogrza, otulajc ramieniem, ale na tej wskiej skalnej ciece byoby to niewygodne. Poza tym ona mogaby znowu si zacietrzewi. Psy zwietrzyy ich, gdy od Sosen Marisy dzielio ich jeszcze niecae p kilometra. To bya prawdziwa zbieranina ras - dugowose, obszarpane psy pasterskie wymieszane z wilkami i nakrapiane psy nizinne kupione na targu. Za nimi szy zaalarmowane przez nie dzieci - od przejtych pyzatych maluchw po dugonogie dziesiciolatki. Wikszo dzieci miaa proste czarne wosy, brzowe oczy i miedzian skr, lecz zdarzali si te niebiesko- i zielonoocy, jak Tancerz, oraz z lokami jak u Ptaszyny. Na przestrzeni lat mieszkacy nizin i grskich klanw coraz czciej mieszali si ze sob. A doliniarze z czarownikami najedajcymi ich z Wysp Pnocnych.

Niezwykle rzadko natomiast dochodzio do bezporednich kontaktw czarownikw z klanami. Od tysica lat czarownicy nie mieli wstpu na teren Gr Duchw. Ze wszystkich stron posypay si na nich pytania zadawane mieszank jzyka powszechnego i klanowego. - Gdziecie byli? Czemu jestecie mokrzy? Jak dugo zostaniecie? Samotny owco, bdziesz dzisiaj spa w naszej sadybie? - Chocia Han by czstym gociem w Sosnach Marisy, rok czy dwa lata modsze dziewczta zachcay jedna drug do podbiegania i dotykania jego jasnych wosw, tak rnych od ich wasnych. Ptaszyna robia, co moga, by je przegania. Jedna szczeglnie agresywna dziewczynka wyrwaa mu kosmyk. Han wtedy zatupa w miejscu, odstraszajc j krzykiem, i uda, e za ni biegnie. To przegnao j i jej koleanki a do lasu, skd po chwili dobieg ich radosny miech. - Co jest w tej torbie? Masz sodycze? - Maa dziewczynka z dugim warkoczem wycigna rk do jego plecaka. - Dzisiaj nie ma sodyczy - burkn Han. - Nie ruszaj. Mam tu pcherzyc - pamitajc o amulecie, wsun sobie torb pod pach i ciska w taki sposb, jakby trzyma tam wielkiego jadowitego wa albo puchar zbyt kruchy, by go dotyka. Nim zbliyli si do kolonii na odlego wzroku, poda ju za nimi dugi sznur ciekawskich. Kolonia Sosen Marisy bya usytuowana przy przeczy wiodcej przez poudniow cz gr w stron nizin. Bya dua jak na koloni klanow - okoo stu sadyb rnych rozmiarw, budowanych z dala od siebie, eby dao si je rozbudowywa, gdy rodziny bd si rozrasta. W centrum kolonii znajdowaa si Sadyba Wsplna - duy budynek wykorzystywany na targi, ceremonie i uczty, z ktrych syny grskie klany. Obok Sadyby Wsplnej staa Sadyba Straniczki. To tu mieszkali Tancerz i Ptaszyna z matk Tancerza Iw - Straniczk Sosen Marisy - i zmieniajc si grup przyjaci, krewnych i dzieci przyjtych na wychowanie z innych kolonii. Z uwagi na swoje pooenie Sosny Marisy byy orodkiem handlowym. Wyroby z rnych kolonii docieray tu przez gry, a pniej kupcy wywozili je do Ardenu na poudniu, do Tamron Court i do Felis w Dolinie. Stosunki midzy klanami a krlow byway ostatnio napite, ale to nie zmniejszao apetytu mieszkacw nizin na grskie towary - przedmioty ze zota i srebra, skry, cenne kamienie w wyrobach jubilerskich i innych ozdobnych przedmiotach, rcznie tkane sukna,

hafty, dziea sztuki i magiczne przedmioty. Wyroby klanowe nigdy si nie zuyway, przynosiy wacicielom szczcie i powiadano, e czar klanu pomaga zdoby nawet najbardziej niechtne serce ukochanej osoby. Klan Sosen Marisy syn z lecznictwa, barwnikw, zi i rcznie tkanego sukna. Klan Demonai by znany z magicznych amuletw i synnych wojownikw. Klan owcw - z wdzonego misa, futer, skr i broni niemagicznej. Inne kolonie specjalizoway si w wyrobie niemagicznej biuterii, malowide i innych dzie sztuki dekoracyjnej. Szkoda, e to nie dzie targowy, pomyla Han. W taki dzie weszliby do kolonii niezauwaeni, co byoby o niebo lepsze od wyjaniania wszystkim wok, czemu ma mokre ubranie. Z jak ulg przeszed przez bram Sadyby Straniczki, za ktr mg si schroni przed tym gwarem. Porodku sadyby pon ogie - gorcy i bezdymny. Wntrze pachniao ostrokrzewem, sosn i cynamonem, a z ssiedniego pomieszczenia dobiegaa wo duszonego misa. Han poczu lin w ustach. W domu Iwy zawsze pachniao apetycznie. Sadyba Straniczki mogaby by maym targiem. Z sufitu zwisay wielkie pki zi, a wzdu cian stay beczki, kosze i rondle. Z jednej strony byy farby, barwniki i gliniane dzbany pene koralikw i pir. Z drugiej - lekarstwa: balsamy, wycigi i ostro pachnce mikstury wszelkiego rodzaju, wiele uzyskanych z rolin zbieranych przez Hana. Na specjalnych ramach rozpite byy skry, niektre zdobione narysowanymi na nich starannie wzorami. Wok jednej z nich toczyy si trzy dziewczta mniej wicej w wieku Hana, ktre niemal dotykajc si gowami, nanosiy farb na skr. Pomieszczenie byo podzielone za pomoc kotar na kilka komnat. Zza jednej kotary dobiegay ciszone gosy. Czsto nocowali tu pacjenci i ich rodziny, eby Straniczka moga ich doglda bez opuszczania sadyby. Iwa siedziaa przy krosnach w rogu. Belka nad jej gow uderzaa w ram, gdy kobieta dociskaa sploty tkanego chodnika. Osnowa bya szeroka, w ciemnych zimowych barwach, bo tkacze pracowali ju z myl o kolejnym sezonie. Chodniki wychodzce spod palcw Iwy byy solidne i pikne. Powiadano, e powstrzymyway wrogw przed przekroczeniem progu domostwa. Wci trzsc si z zimna, Ptaszyna wesza do jednej z komnat, eby si przebra. Iwa odoya czenko, wstaa i podesza do nich, szeleszczc spdnicami. Caa zo i rozalenie Hana ustpiy jak rk odj, dzie nagle wyda mu si pikniejszy. Wszyscy byli zgodni, e Straniczka Sosen Marisy bya pikna, ale jej pikno byo gbsze ni tylko to widoczne na pierwszy rzut oka. Niektrzy dostrzegali, e gdy mwia, jej

donie poruszay si jak mae ptaszki. Inni zwracali uwag na gos, ktry porwnywali do szumu Dyrny piewajcej w drodze do morza. Ciemne wosy, splecione w warkocze zdobione koralikami, sigay jej niemal do pasa. Kiedy taczya, podobno zwierzta wychylay si z lasu, by na ni patrze. Mwiono, e potrafi z nimi rozmawia. Jej dotyk uzdrawia chorych, agodzi smutek pogronych w rozpaczy, dodawa otuchy zrezygnowanym i odwagi tchrzom. Gdyby go zapytano, Han nie umiaby nawet opisa jej wygldu. Domyla si, e bya jedyna w swoim rodzaju, jak lena nimfa. Bya tym wszystkim, czego ludzie potrzebuj, by odnale w sobie to, co najlepsze. Nie mg nie porwnywa jej z mam, ktra zawsze wydawaa si widzie to wszystko, co w nim najgorsze. - Witaj, Samotny owco. Sidziesz przy naszym ogniu? - powitaa gocia w rytualny sposb. Zatrzymaa na nim swj wzrok i przyjrzaa mu si uwanie. - Co ci si stao? Wpade do Dyrny? Han zaprzeczy ruchem gowy. - Do Strumienia Leciwej Niewiasty. Iwa obejrzaa go od stp do gw. - Bye te na bagnach, jeli si nie myl. - No tak. Racja. - Han opuci wzrok, zawstydzony, e tak niedbale potraktowa pikne buty od Iwy. - Moe zaoy moje nizinne bryczesy - zaproponowa Tancerz. - Przyjrza si dugim nogom Hana. - Ale chyba bd troch za krtkie. Jak wikszo ludzi w klanach Tancerz mia co najmniej jedn lub dwie pary wskich spodni i jedne bryczesy, ktre wkada, gdy wybiera si do miasta. Z chci pozbyby si tych nizinnych spodni. I tak nosi niewygodne nizinne ubrania z wielk niechci. - Chyba mam co, co si nada. - Iwa podesza do rzdu koszy, beczek i pojemnikw stojcych pod cian. Uklka obok jednego z nich i zacza grzeba w ubraniach. Gdzie na dnie znalaza to, czego szukaa, i wycigna par znoszonych bryczesw z cikiej baweny. Uniosa je przed sob i na odlego przyrwnaa do sylwetki Hana. - Te bd pasowa - oznajmia i wrczya mu je wraz z wyblak lnian koszul, ktra ju zmika od wielokrotnego prania. - Daj mi buty - rozkazaa, wycigajc rk, i Han wystraszy si, e chce mu je odebra. Pewnie zauwaya przestrach na jego twarzy, bo dodaa: - Nie bj si, postaram si je wyczyci. Han cign ubocone buty i poda kobiecie, po czym wlizgn si do komnaty

sypialnej, eby si przebra. Zdj mokre spodnie oraz koszul i woy suche bryczesy, aujc, e nie ma czego do zmycia bota ze skry. Jakby jego niewypowiedziane yczenie dotaro do uszu Stworzyciela, kotara rozsuna si i wesza Ptaszyna z misk gor cej wody i szmatk w rku. - Hej! - powiedzia, zadowolony, e zdy woy spodnie. - Mogaby zapuka zabrzmiao to bardziej ni nonsensownie, bo przecie nie byo tam drzwi. Zdya ju zmieni swoje mokre ubrania na spdnic i haftowan bluz, jej mokre wosy wiy si w typowy dla nich sposb. Han wci by bez koszuli i Ptaszyna wpatrywaa si w jego barki i klatk piersiow, jakby byo w nich co fascynujcego. A opuci gow, by sprawdzi, czy boto nie dostao si pod koszul. Z ulg jednak zauway, e przynajmniej tam jest czysty. Ptaszyna usiada na awie obok niego i pooya misk na pododze. - Masz. - Podaa mu kawaek pachncego myda i szmatk. Podcign spodnie nad kolana, nasmarowa szmatk mydem i zmy ni boto ze stp i ydek, po czym opuka j w misce. Nastpnie zacz mydli rce. Srebrne bransolety na nadgarstkach obracay si i wysuway spod szmatki, gdy prbowa je wyczyci. - Daj, pomog ci! - Ptaszyna jedn rk chwycia bransoletk na jego lewym nadgarstku, w drug wzia szczotk z wosia bobra i przyoya do bransoletki. Pochylia si, na jej twarzy pojawi si ten znajomy grymas, ktry wiadczy o koncentracji. Musiaa uy jakiego pachnida, bo pachniaa jak wiea bryza wymieszana z wanili i kwiatami. - Powiniene je zdejmowa, kiedy pchasz si w boto - mrukna. - wietna rada - powiedzia z sarkazmem. - Moe ty sprbuj je zdj... - Pocign za jedn, by zademonstrowa, e to niemoliwe. Bya to solidna, szeroka na trzy cale obrcz ze srebra, zbyt ciasna, by zsun j przez do. Han nosi je, odkd siga pamici. - Wiesz, e s magiczne. Inaczej ju by z nich wyrs. - Ptaszyna paznokciem wydubaa troch zaschnitego bota. - Twoja mama kupia je od wdrownego kupca? Skin gow. To musiao by w dawnych dostatnich czasach, skoro starczyo im pienidzy na srebrne bransolety dla niemowlaka. Kiedy nie yli jeszcze z dnia na dzie, jak okrelaa to matka. - Przecie musi co pamita - Ptaszyna nie dawaa za wygran. Chyba nigdy nie wiedziaa, kiedy si podda. - Pewnie daoby si znale tego handlarza, ktry jej to sprzeda. Han wzruszy ramionami. Rozmawiali ju wczeniej na ten temat i ju wtedy niemal cay czas wzrusza ramionami. Ptaszyna nie znaa jego mamy. Mama nigdy nie bya w adnej sadybie, nigdy nie uczestniczya we wsplnych piewach i opowieciach prz y ognisku. Nie

lubia mwi o przeszoci, a Han ju dawno nauczy si nie zadawa zbyt wielu pyta, eby nie smagna go rzg albo nie posaa do ka bez kolacji. W klanach wszystko krcio si wok opowieci. Opowiadano o tym, co dziao si przed tysicem lat. Han nigdy nie mia do suchania. Suchanie znajomej opowieci klanowej byo jak zanurzanie si zimn noc w ciepym ku z penym odkiem i ze wiadomoci, e rano obudzi si bezpiecznie w tym samym miejscu. Ptaszyna pucia jedn jego rk i chwycia drug. Jej namydlone palce byy ciepe i liskie. - Te symbole musz co znaczy - stwierdzia, stukajc palcem wskazujcym w bransoletk. - Moe gdyby wiedzia, jak ich uywa, mgby... No nie wiem... wznieca pomienie na doniach... Han pomyla, e rwnie dobrze mgby wznieca pomienie na poladkach. - Wygldaj mi na wyrb klanu, ale Iwa nie wie, co to za symbole - wyjani Han. - A skoro ona nie wie, to znaczy, e nikt nie wie. Ptaszyna w kocu zrezygnowaa. Spukaa mydo z jego doni i nadgarstkw, po czym wytara je rbkiem spdnicy. Wyja z kieszeni maleki soiczek, otworzya go i nasmarowaa czym srebro obrczy. Prbowa si wyrywa, ale mocno ciskaa nadgarstek. - Co to jest? - zapyta podejrzliwie. - Pasta polerska - odpara, pocierajc srebro such szmatk a do poysku. Wtara past w drug bransoletk. Han przesta si opiera, cho waciwie nie chcia, by te jego atrybuty zwracay na siebie uwag. - Przyjdziesz na moj uroczysto zmiany imienia? - nagle zapytaa Ptaszyna, nie odrywajc si od szorowania. To pytanie go zaskoczyo. - Tak. Miaem zamiar. Jeli zostan zaproszony. - W zasadzie nigdy nie pomyla, e mgby nie otrzyma zaproszenia. Rodzina Ptaszyny bya powaana wrd klanw, poniewa Straniczka Sosen Marisy bya jej ciotk. Wejcie Ptaszyny w doroso bdzie czci wielkiej uroczystoci, obchodzonej dla uczczenia wszystkich urodzonych w tym samym roku, i Han czeka na ni z niecierpliwoci. Kiwna gow zdecydowanie. - Dobrze. - Ale zostay jeszcze dwa miesice? - Dla Hana miesic by wiecznoci; w cigu dwch miesicy wszystko mogo si zdarzy. Nigdy nie planowa dalej ni dzie czy dwa

naprzd. Znowu kiwna gow. - W moje szesnaste wito imienia. W kocu, puciwszy jego donie, Ptaszyna pooya wasne na kolanach. Wysuna spod spdnic goe stopy i uwanie si im przygldaa. Na prawym maym palcu miaa srebrn obrczk. - Wybraa ju sobie zawd? - zapyta Han. Dziewczta i chopcy w klanach przed ukoczeniem szesnastego roku ycia wiczyli wszelkie umiejtnoci, od polowania, tropienia i zaganiania zwierzyny przez uywanie broni po tkactwo, kowalstwo, uzdrawianie i piew. W wieku szesnastu lat rodzili si ponownie, tym razem do swoich powoa, i zaczynali terminowanie. Kady musia mie zawd, ale w klanach to pojcie byo bardziej pojemne ni w miecie. Zawodem byo na przykad opowiadanie historii. Gdy Han zorientowa si, e Ptaszyna nie odpowiedziaa, powtrzy pytanie: - Wybraa ju zawd dla siebie? Ptaszyna podniosa gow i spojrzaa mu w oczy. - Chc by wojowniczk - zadeklarowaa, patrzc hardo, jakby spodziewaa si protestw. - Wojowniczk! - Zdziwiony zamruga i zaraz mu si wyrwao: - Co na to Iwa? - Jeszcze nie wie - stwierdzia Ptaszyna, grzebic palcem w chodniku. - Nie mw jej. Iwa moe by rozczarowana, pomyla Han. Nie miaa wasnej crki, wic prawdopodobnie liczya na to, e Ptaszyna przejmie po niej funkcj Straniczki i uzdrowicielki. Cho prawd mwic, Ptaszyna nie bya zbyt opiekucza. - Ilu wojownikw potrzeba w Sosnach Marisy? - zapyta. - Chc jecha do kolonii Demonai - powiedziaa Ptaszyna, splatajc rce na piersi. - Naprawd? Wysoko mierzya. Umiejtnoci wojownikw Demonai jako onierzy i myliwych obrosy legend. Mwiono, e potrafi przetrwa w lesie cae tygodnie - na wietrze, w deszczu i skwarze. e jeden wojownik Demonai moe da rad tuzinowi czarownikw bd setce nizinnych onierzy. Han w duchu uwaa ich za zarozumialcw, ktrzy trzymaj si wasnego grona, nigdy si nie umiechaj i sprawiaj wraenie, jakby znali sekrety, ktrych zwykli miertelnicy nigdy nie dostpi.

- Z kim masz zamiar walczy? - zapyta. - Bo przecie w grach od wielu lat nie byo wojen... Jego brak entuzjazmu chyba j zirytowa. - Nie wystarczy ci, e na Poudniu leje si krew? - odpara. - Uchodcy wci napywaj w gry. Cigle istnieje zagroenie, e walki dotr a tutaj. - Te sowa zabrzmiay, jakby wypowiadaa je z nadziej. W chaosie, ktry nastpi po Rozamie, Arden, Tamron i Bruinswallow oderway si od Felis. Teraz nizinne tereny na Poudniu byy pogrone w nieustajcej wojnie domowej. Ojciec Hana zacign si do armii najemnikw, wyruszy na Poudnie i zgin. Na Pnocy jednak od tysica lat panowa pokj. - Iwa si martwi - cigna Ptaszyna. - Cz czarownikw twierdzi, e zbyt atwo zrezygnowali z wadzy, e czas przywrci rzdy krlw wywodzcych si z czarownikw. Uwaaj, e krlowie-czarownicy mogliby nas ochroni przed armiami z Poudnia. Pokrcia gow z niesmakiem. - Ludzie maj tak krtk pami. - To ju tysic lat - zauway Han, na co ona zareagowaa gniewnym grymasem. - Tak czy owak, krlowa Marianna do tego nie dopuci - doda. - Ani Wielki Mag. - Niektrzy mwi, e Marianna nie jest siln krlow - powiedziaa Ptaszyna. - Nie jak dawne wadczynie. Podobno czarownicy coraz bardziej zyskuj na znaczeniu. Han zastanawia si, kim s ci niektrzy goszcy te wszystkie opinie. - W kadym razie, nie boisz si, e ci zabij? To znaczy, jako wojowniczki? - Nie potrafi przesta myle o wasnym ojcu. Jake inne byoby ich ycie, gdyby jeszcze y. Ptaszyna prychna pogardliwie. - Najpierw mi mwisz, e nie bdzie wojen, a potem, e mog zgin. Waciwie Han wiedzia, e Ptaszyna ma szans zosta wspania wojowniczk. Cho nie bya tak uminiona jak on, duo lepiej posugiwaa si ukiem. Lepiej radzia sobie te w lesie. Bya lepszym tropicielem. Wystarczyo jej rozejrze si w terenie, eby rozpozna, gdzie kryj si kozice. Lepiej od niego przewidywaa potencjalne ruchy wroga. Zawsze potrafia go przechytrzy. A przy tym wszystkim wprost uwielbiaa zaatwia wszelkie sprawy do koca. Podnis wzrok i zobaczy, e ona bacznie go obserwuje, gotowa zareagowa na jego odpowied. - Bdziesz wspania wojowniczk, Brodzca Ptaszyno - powiedzia z umiechem. To naprawd dobry wybr. - Chwyci jej do i mocno ucisn. Jej twarz natychmiast si rozpromienia. Ptaszyna zamrugaa, by powstrzyma zy, a

on zdziwi si, e jego akceptacja ma dla niej takie znaczenie. Zdziwi si jeszcze bardziej, gdy pochylia si i pocaowaa go w usta. Wstaa, wzia misk i wsuna si midzy kotary. - Ptaszyno! - krzykn za ni, mylc, e skoro ona jest w nastroju do pocaunkw, to on z chci si podporzdkuje. Nim jednak si odezwa, ona znikna. Kiedy wrci do sali oglnej, Ptaszyny nie byo, a Iwa i Tancerz siedzieli naprzeciw siebie, dotykajc si kolanami, i rozmawiali. Nawet jeeli nie bya to ktnia, to co bardzo zblionego. Han cofn si, zawstydzony, nie chcc im przeszkadza. Sysza jednak wszystko, co mwili. - Chciaaby, ebym sta i patrzy, jak pal gr? - mwi Tancerz gosem drcym ze zoci. - Nie jestem tchrzem. Han by zaskoczony. Nikt nigdy nie zwraca si w ten sposb do Iwy. - Chciaabym eby pamita, i masz tylko szesnacie lat - spokojnie odpowiedziaa Iwa. - Chciaabym, eby kierowa si rozsdkiem. Przeciwstawianie si im nie miao sensu. Co to dao? Czy twoja odwaga ugasia ogie? Tancerz nie odpowiedzia, tylko spoglda gniewnie. Iwa pogaskaa go po policzku. - Daj temu spokj, Tancerzu, jak ja daam - powiedziaa delikatnie. - To do ciebie niepodobne. Uraza wobec czarownikw tylko ci wpdzi w kopoty. - Nie byli duo starsi ni ja i Han - odpar Tancerz z uporem. - Przecie mwia, e czarownicy musz mie szesnacie lat, eby i do Odens Ford. I e nie wolno im uywa magii, pki nie przejd choby krtkiego szkolenia. - To, co wolno czarownikom, i to, co naprawd robi, to dwie rne rzeczy stwierdzia Iwa. Wstaa, podesza do krosna i zaja si osnow. - A wiesz chocia, kim byli? - Jeden nazywa si Micah - odpar Tancerz. - Micah Bayar. Iwa staa zwrcona tyem do Tancerza, a twarz w stron Hana, ktry zobaczy, jak poblada na dwik tego imienia. - Jeste pewien? - zapytaa, nie odwracajc si. - Raczej tak. - Tancerz sprawia wraenie zdezorientowanego, jakby usysza co niepokojcego w jej gosie. - A dlaczego? - Pochodzi z domu Orlich Gniazd. To potny rd czarownikw - odpowiedziaa Iwa. - Lepiej nie wchodzi im w drog. Zapyta ci o imi? Tancerz dumnie wysun podbrdek. - Sam si przedstawiem. Powiedziaem, e jestem Tancerz Ognia z kolonii Sosen Marisy. - Zawaha si. - Ale zdaje si, e on zna mnie jako Haydena.

Iwa zamkna oczy i powoli pokrcia gow. Jej nastpne sowa zaskoczyy Hana. - A Samotny owca? Czy znaj jego imi? Tancerz si zamyli. - Chyba nie - odpowiedzia. - Nie pamitam, eby im si przedstawia. - Rozemia si gorzko. - Pewnie zapamitali tylko jego strza wymierzon w ich czarnoksiskie serca. Iwa obrcia si gwatownie, tak e Han nie widzia ju jej twarzy. - Mierzy do nich z uku? - zapytaa, silnie akcentujc sowo uk. Tancerz wzruszy ramionami. - Ten o imieniu Micah, on mia amulet. Zacz rzuca na mnie urok. Samotny owca go powstrzyma. Han z zapartym tchem czeka, a Tancerz powie, e wzi amulet, lecz tak si nie stao. Iwa westchna. Wygldaa na zaniepokojon. - Porozmawiam z krlow. To si musi skoczy. Musi pilnowa przestrzegania Nmingu i trzyma czarownikw z dala od gr. Jeli nie ona, zrobi to wojownicy Demonai. To byo niesamowite. Sysze, jak Iwa mwi o tym, co musi zrobi krlowa. Brzmiao to tak, jakby rozmowa z krlow bya dla niej czym zupenie zwyczajnym. Owszem, Iwa to Straniczka, ale mimo wszystko... Han sprbowa sobie wyobrazi, jak by to byo spotka krlow. Wasza Wysoko. Jestem Han Zbieracz Rolin. Grzebicy w Bocie. Dawniej herszt achmaniarzy. Iwa i Tancerz zmienili temat rozmowy. Ona pochylia si ku niemu i pooya do n a jego doni. - Jak si czujesz? Tancerz wycign rk i odsun si. - Dobrze - powiedzia sztywno. Przygldaa mu si do dugo. - Czy jesz jarzbin nadrzewn? - zapytaa. - Mam wicej, jeli... - Jem - przerwa jej Tancerz. - Mam jej do. - Pomaga? - zapytaa, znw wycigajc rk w jego stron. Jako uzdrowicielka uywaa dotyku do stawiania diagnozy i do samego leczenia. Tancerz uchyli si przed jej doni. - Dobrze si czuj - powtrzy stanowczo. - Id poszuka owcy. - Zwrci si ku przejciu, w ktrym sta Han.

- Powiedz mu, eby zjad z nami! - krzykna za nim Iwa. Han musia szybko si cofn, wic nie sysza ju nic wicej. Jednak do koca dnia podczas wieczornego posiku i pniej przy ognisku - nie mg przesta myle o tej rozmowie. Ukradkiem przyglda si Tancerzowi. Czyby by chory? Han wczeniej nic nie zauway, teraz te nie widzia nic szczeglnego, poza tym, e Tancerz wydawa si mniej energiczny, bardziej przygnbiony ni zwykle. To jednak mogo by wynikiem popoudniowej potyczki i tej sprzeczki z matk. Han zna jarzbin nadrzewn. Zbiera jej gazie i owoce, bo i jedno, i drugie wykorzystywano w klanach. Z drewna wyrabiano amulety i talizmany do odpdzania za. Jarzbina nadrzewna cieszya si na targu wyjtkow popularnoci. Rosa wysoko w rozwidleniach gazi innych drzew i Han ju zdy si nauczy, eby nie prbowa oferowa zwykej jarzbiny zamiast niej. W kadym razie nie nabywcom z klanw. Iwa pytaa, czy pomaga. Czyby kto rzuci na Tancerza zy urok? Czy on i Iwa obawiaj si, e kto to zrobi? Czy dlatego Tancerz mia ywi uraz do czarownikw? Chciaby im zada te wszystkie pytania, ale wtedy zdradziby, e ich podsuchiwa. Zatrzyma je wic dla siebie.

ROZDZIA CZWARTY

Dworskie konkury
Byo ju pne popoudnie, kiedy Raisa wreszcie znalaza si na krtych marmurowych schodach wiodcych do Wiey Krlowej. Wszystko j bolao, bya brudna i mierdziaa dymem. Mellony ju si kpaa. Mijajc jej komnat na szczycie schodw, Raisa syszaa beztroski piew i odgosy pluskania. Ta maa zawsze bya tak piekielnie radosna. Po powrocie z kolonii Demonai Raisa przeniosa si do nowych komnat - wikszych, wytworniejszych, bardziej odpowiednich dla nastpczyni tronu, ktra ma prawie szesnacie lat i w kadej chwili moe ju wyj za m. Najpierw przydzielono jej pokoje w pobliu komnat krlowej, wyoone aksamitem i adamaszkiem, wyposaone w olbrzymie oe z baldachimem i garderob. Nawet gdy bya tam sama, czua si przytoczona. Ubagaa wic matk, eby otworzya apartament na kocu korytarza, zamknity i nieuywany, odkd Raisa sigaa pamici. Poniewa dworzan byo teraz mniej ni kiedy, w zamku Fellsmarch pozostao duo takich odcitych apartamentw, cho niewiele z nich znajdowao si w tak bliskim ssiedztwie krlowej. Niektrzy wieloletni sucy twierdzili, e apartament zosta zamknity, poniewa szklane ciany sprawiay, i zim byo w nim zimno, a latem gorco. Inni mwili, e to miejsce jest przeklte, e wanie std tysic lat temu Krl Demon porwa Hanale, co doprowadzio do Rozamu. Wedug tej wersji sama Hanalea nakazaa zapiecztowa ten apartament i poprzysiga, e jej stopa wicej tam nie postanie. Wedug legendy czasami w burzowe noce w oknie pojawia si duch Hanalei, ktra z rozoonymi ramionami i rozpuszczonymi wosami wzywaa Algera Waterlowa. To ju naprawd bzdura, mylaa Raisa. Kto czekaby w oknie na demona, do tego wzywajc go po imieniu? Kiedy matka Raisy w kocu ustpia i ciele zerwali blokad drzwi, wewntrz zastano szereg komnat zastygych w czasie, jakby poprzednia lokatorka miaa zamiar za chwil wrci. Meble tuliy si do siebie pod okryciami chronicymi je przed silnym socem wpadajcym przez zakurzone okna. Po zdjciu pokrowcw wyoniy si tkaniny tapicerki, zaskakujco jaskrawe jak na tysic lat istnienia. Rzeczy osobiste ostatniej mieszkanki tych komnat byy porozkadane tak, jak je

zostawia. Z pki w kcie spogldaa lalka w staromodnej sukni. Miaa porcelanow gow, puste niebieskie oczy i dugie jasne wosy. Na toaletce leay grzebienie i szczotki z ponadgryzanym przez myszy wosiem, na posrebrzanym lustrze stay rzdem krysztaowe buteleczki perfum, ktrych zawarto ju wywietrzaa. W szafie wisiay suknie z dawno minionej epoki, uszyte na wysok, szczup dziewczyn z bardzo wsk tali. Niektre tkaniny rozsypay si, gdy Raisa dotkna ich palcami. Kamienne ogrodzenie paleniska ozdobione byo rzebami wilkw. W pokojach gocinnych na cianach wisiay pki pene ksiek. Stosy ksiek leay te na szafce obok ka. W sypialni byy gwnie romanse, opowieci o rycerzach, wojownikach i krlowych, pisane w jzyku nizinnym w archaicznym stylu. W komnatach gocinnych na pkach stay biografie i traktaty polityczne, midzy innymi Historia klanw wysokogrskich i pierwsze wydanie dziea Wadza i wadcy czasw wspczesnych autorstwa Adry ana'Doria. Raisa znaa ten podrcznik, bo sama go czytaa pod surowym okiem swoich nauczycieli. Hanalea czy nie, ten apartament zajmowaa moda dziewczyna, prawdopodobnie ksiniczka. Moe zmara, pomylaa Raisa, i jej rodzice traktowali jej pokj jak wityni. Ta myl przeszya j przyjemnym dreszczem. Poniewa apartament mieci si w jednej z wie, by mniejszy ni komnaty wczeniej przydzielone Raisie. Wydawa si jednak bardziej przestronny, gdy rozciga si std widok na miasto i gry z trzech stron. Przesuna ko w przestrze midzy oknami i kiedy pada nieg, czua si jak wrka w nienej kuli, ktr ojciec przywiz jej kiedy z Tamronu. W bezchmurne noce przykadaa twarz do szyby i wyobraaa sobie, e pynie skrzydlatym statkiem pord gwiazd. Najwspanialsze byo to, e w jednej z szaf odkrya ruchom zasuw, ktra odsaniaa tajemne przejcie. Wio si wewntrz murw, jakby miao wiele kilometrw. To przejcie prowadzio na schody, a schody na werand na dachu - do szklanej oranerii, ktra, cho bardzo zaniedbana, bya ulubionym miejscem Raisy w caym zamku. Kiedy Raisa popchna drzwi do swojego apartamentu, zastaa tam czekajc na ni opiekunk Magret Gray. Magret bya potn kobiet, wysok i postawn, ktra na kolanie moga pomieci kilkoro dzieci. Magret nie bya ju jej niani, lecz wci sprawowaa niepisan wadz wynikajc z faktu, e kiedy zmieniaa krlewskie pieluchy, czycia krlewskie uszy, a nawet wymierzaa krlewskie klapsy. Balia ju parowaa nad maym palnikiem, a na ku leaa czysta

bielizna. - Wasza Wysoko! - westchna Magret, przeraona. - Wyglda panienka okropnie! Ksiniczka Mellony mwia, e jeste, pani, w gorszym stanie ni ona, ale nie wierzyam. C, nale si jej przeprosiny. wietnie, pomylaa Raisa. Jeeli kiedy nadejdzie taki dzie, e intrygi wok mnie osign poziom Mellony, sama podern sobie gardo. Wzrok Raisy powdrowa na srebrn tac przy wejciu, na ktrej Magret zostawiaa wiadomoci, poczt i wizytwki. W miar jak zbliao si szesnaste wito imienia Raisy, zalotnicy zaczynali kry wok niej niczym pszczoy wok kwiatu. Codziennie dostawaa pi czy sze wymylnych podarkw w postaci biuterii lub kwiatw, zwierciade i puzderek piknoci, wazonw i dzie sztuki, oraz tuzin grawerowanych zaprosze i listw na ozdobnym papierze, gwnie zapewnie o dozgonnej mioci i oddaniu i najrniejszych propozycji, od nieciekawych po nieprzyzwoite. Niektre prezenty byy zbyt wyszukane, by je przyj. Pewien pirat zza Indio przysa uroczy model statku, ktry oferowa si dla niej zbudowa, by moga wraz z nim odpyn w dal. Krlewski sekretarz odpowiedzia w imieniu Raisy, grzecznie odmawiajc. Model statku jednak zatrzymaa. Lubia puszcza go po stawie w ogrodzie. Prawd mwic, Raisa nie miaa zamiaru w ogle za nikogo wychodzi w najbliszym czasie. Jej matka bya moda - moga jeszcze rzdzi wiele lat, nie byo wic potrzeby pieszy si do maestwa. Gdyby wszystko uoyo si po jej myli, lub Raisy byby zwieczeniem caej dekady konkurw. To skierowao jej myli na Micaha. Bdzie na obiedzie. Jej serce zabio ywiej. Na tacy zalotnikw leaa do skromna koperta. - Od kogo to? - zapytaa Raisa, sigajc po ni. Magret wzruszya ramionami. - Nie wiem, Wasza Wysoko. Leaa pod drzwiami, kiedy wrciam z obiadu. Niech panienka usidzie, ebym moga zdj te buty - powiedziaa te buty z wyranym obrzydzeniem. Raisa usiada na krzele przy drzwiach. Wci przygldaa si kopercie, gdy Magret cigaa jej buty. Pozostawiy smugi bota i pyu na czystym fartuszku opiekunki. Na kopercie widniao imi Raisy napisane starannym, prostym pismem - dziwnie znajomym. Rozdara kopert i wyja kartk ze rodka. Raiso, wrciem. Spotkaj si ze mn, jeli dostaniesz ten list przed kolacj. Bd tam,

gdzie zawsze. Amon. - Amon wrci! - krzykna, zrywajc si na rwne nogi, w jednym bucie. Chwycia Magret w objcia i obtaczya z ni pokj, nie zwaajc na stanowcze protesty. Czua si jak holownik cigncy jeden z wielkich okrtw do przystani Kredowych Klifw. - Na szlachetn Hanale, przesta, Wasza Wysoko! - woaa Magret, usiujc zachowa godn postaw. Wyzwoliwszy ramiona, zacza ciga akiet z Raisy. - Nie! - Ksiniczka wywina si jej. - Poczekaj, Magret, musz i zobaczy si z Amonem. Musz si dowiedzie, co on... Magret stana w drzwiach. - Musi panienka wej do tej balii i zdrapa z siebie brud. Jeli zobaczy panienk w tym stanie, ucieknie na koniec wiata. - Magret! - opieraa si Raisa. - Zlituj si. To tylko Amon. On nie zwaa na... - Skoro czeka tak dugo, to wytrzyma jeszcze troch. Panienka ma si stawi na kolacji za dwie godziny, a mierdzi, jakby wysza z wdzarni. Wci narzekajc, Raisa pozwolia si rozebra i wesza do kpieli. Musiaa przyzna, e poczua wielk ulg. Gorca woda podrania co prawda liczne rozcicia i zadrapania, ale rozlunia napite minie, agodzc bl. Magret wysuna osmalon koszul i spodnie przed siebie, na wycignicie rki, ostentacyjnie marszczc nos. - To idzie wprost na targ staroci - oznajmia. - Prosz, Magret - protestowaa przeraona Raisa. - Nie moesz ich wyrzuci, to jedyne wygodne ubrania, jakie mam. Gderajc pod nosem, Magret wrzucia strj ksiniczki do kosza z praniem. Cae dwie godziny zajo opiekunce przywrcenie Raisy do stanu, ktry nazywaa przyzwoitym. Podaa jej now kreacj, przerobion ze starej sukni Marianny. Raisa bya mile zaskoczona - sukienka wyranie rnia si od tych strojnych, ktre wybieraa dla niej mama: szmaragdowy jedwab w naturalny sposb opada wzdu ciaa, rozcity przy szyi na tyle gboko, by intrygowa. Magret uoya jeszcze wilgotne wosy Raisy w kok, ktry upia na czubku gowy i otoczya zot opask. Na zakoczenie naoya jej naszyjnik z dzikiej ry - podarunek od ojca, Averilla Demonai. Nazywa j zdrobniale Dzik R z powodu jej urody. I licznych kolcw. * Kiedy Raisa wreszcie wesza do jadalni, wszyscy ju tam byli. Kwartet smyczkowy

stroi instrumenty w rogu, sucy z tacami kryli po sali, a ci, ktrzy przyszli si naje na dworze, kbili si wok bocznego stou zastawionego serami, owocami i winem. Rozejrzaa si, szukajc Amona, cho nie spodziewaa si go tu zasta. Byo mao prawdopodobne, by zaproszono go na przyjcie z udziaem arystokracji. Zobaczya swoj babci Elen Demonai, Straniczk Kolonii Demonai. Staa po przeciwnej stronie sali w grupie przedstawicieli klanu, ubranych w zwiewne, kunsztownie haftowane szaty uywane w klanach na specjalne okazje. Podesza i ucisna donie babci, pochylajc nad nimi gow zgodnie z klanow tradycj. - Dzie dobry, Cennestre Demonai - powiedziaa w jzyku klanowym. - Lepiej tutaj uywaj jzyka nizinnego, wnuczko - odpara Elena. - eby doliniarze nie myleli, e mamy jakie sekrety. - Czy macie wieci o moim ojcu? - Raisa nadal mwia w jzyku klanowym. Irytowanie mieszkacw nizin byo jedn z niewielu rozrywek dostpnych dla niej w tych dniach. - Wkrtce wrci do domu - powiedziaa Elena. - Na twoje wito imienia, jeli nie wczeniej. Jej ojciec, Averill, wyruszy na Poudnie na kolejn wypraw handlow, przez Arden do Weenhaven i dalej. W czasie wojny byo to niebezpieczne, ale wanie wtedy sprzedawane towary miay wyjtkowo wysokie ceny. - Martwi si o niego - powiedziaa Raisa. - Podobno na Poudniu tocz si zacite walki. Elena cisna jej do. - Twj ojciec by wojownikiem, zanim zosta kupcem - pocieszaa j. - Umie o siebie zadba. Zabierz mnie z powrotem do Sadyby Demonai, chciaa powiedzie Raisa. Ju mam do bycia tutaj, tego wystawiania mnie jak klejnotu w niedopasowanej oprawie. Podzikowaa jednak tylko i odwrcia si. Przy kominku zgromadzia si grupka kilkunastu modych dworzan. Od powrotu Raisy coraz wicej szlacheckich rodzin posyao swe latorole na dwr, w poblie ksiniczki, z nadziej e zawr jeli nie zwizek maeski, to znajomoci, ktre w przyszoci przynios rodzinie korzyci. Dobrze zbudowany Wil Mathis swoim ciaem wypenia cae krzeso przy palenisku. Ten osiemnastoletni czarownik, spadkobierca Skalnej Fortecy, posiadoci cigncej si

wzdu rzeki Ognista Gbia w kierunku Kredowych Klifw, by prawdziw dusz towarzystwa - beztroski, niezbyt ambitny, troch leniwy i przez to sympatyczniejszy ni wikszo czarownikw. Wola spdza czas na polowaniach, tacach, graniu w karty i flirtowaniu z dziewcztami ni zajmowa si polityk. Obok Wila na wzku inwalidzkim siedzia Adam Gryphon. On rwnie by potomkiem potnego rodu czarownikw, lecz wskutek wypadku w dziecistwie straci wadz w nogach. Porusza si na wzku lub o kulach. Raisa sabo znaa Adama. Ostatnie trzy lata spdzi w szkole w Odens Ford. Nawet gdy by w domu, ponad inne rozrywki przedkada towarzystwo ksiek. Jego city jzyk zniechca do niego tych, ktrzy w innym wypadku okazywaliby mu wspczucie. Widocznie rodzice cignli go na jaki czas na dwr krlewski. Byo te kuzynostwo Raisy - Jon i Melissa Hakkam, oraz jej siostra Mellony, ktrej krlewski status pozwala na przebywanie ze starszymi. Przystojni, jasnowosi, nie bardzo rozgarnici bracia Klemath, Kip i Keith, pochaniali ser, miejc si gono bez konkretnego powodu. Ich rodzice prawdopodobnie mieli nadziej, e jeden z nich zwrci na siebie uwag Raisy. Obaj modziecy zabiegali o jej wzgldy, lecz ona widziaa w nich jedynie podobiestwo do pary zgonionych golden retrieverw. - Czy mog przynie Waszej Wysokoci kieliszek wina? - zapyta Keith. - Ja te przynios jeden - doda Kip, patrzc gniewnie na brata. Obaj ruszyli po wino. I tak nie polubiaby kogo o imieniu Kip. Micah opiera si o kominek, stojc obok swojej siostry bliniaczki Fiony, otoczony jak zwykle wianuszkiem wpatrzonych w niego dziewczt. Melissa i Mellony z uwielbieniem wsuchiway si w to, co mwi. Raisa musiaa przyzna, e doprowadzi si do porzdku woy czarn jedwabn peleryn i szare spodnie, na ktrych byy wyranie widoczne emblematy sokow. Donie mia zabandaowane i nadal wyglda do blado, co jeszcze podkrelaa szopa jego czarnych wosw. W chwili, gdy Raisa si do niego zbliaa, odstawi pusty kieliszek i chwyci peny z tacy niesionej przez sucego. Fiona pochylia si i szepna mu co do ucha. Cokolwiek to byo, nie spodobao mu si. Pokrci gow z wyrazem niezadowolenia i odwrci si od niej. Fiona i Micah stanowili swoje odbicia w negatywie, kade na swj sposb olniewajce. Byli jednakowego wzrostu, o takich samych szczupych sylwetkach, ostrych rysach twarzy i podobnym zgryliwym poczuciu humoru. Wosy Fiony byy nienobiae, podobnie jej rzsy i brwi, a oczy bladoniebieskie, niczym cie na niegu. Fiona i Micah stale si kcili, ale w razie potrzeby stawali za sob murem.

- Nie bae si, kiedy zobaczye ogie? - Missy zapytaa Micaha. Jej niebieskie oczy rozszerzyy si z przeraenia. - Ja ze strachu na pewno bym czym prdzej zjechaa z gry. Raisa si powstrzymywaa si przed zoliwym grymasem lub przedrzenieniem jej infantylnego zachowania. Dama zachowuje krytyczne uwagi dla siebie. - Ja byam przeraona - wtrcia Mellony, oblewajc si rumiecem. - Ale Micah wjecha wprost w nasz grup i zawoa, e zblia si poar i e musimy ucieka. By poparzony od prb gaszenia ognia, ale w ogle si nie ba. Micah wydawa si dziwnie, jak na niego, niechtny do rozmawiania o wasnych wyczynach. - No c. Na szczcie wszystko dobrze si skoczyo. Czy kto jeszcze chce wina? - Mellony wspomniaa, e spnie si na polowanie. To prawda? - zapytaa Missy i zczya opatki, by zaprezentowa wybujay biust. - Jak si znalaze midzy krlow a ogniem? Dobre pytanie, pomylaa Raisa, zdumiona, e Missy na nie wpada. Trzymajc si blisko ciany, niezauwaenie przysuwaa si do nich. Micah chyba take uzna to za dobre pytanie. Wypi duy yk wina, zastanawiajc si. - Czy ja wiem. Zobaczylimy ogie w dole, wic ruszylimy na skrty, mielimy nadziej, e ich dogonimy i... - Podnis wzrok i zobaczy Rais. Z radoci wykorzysta ten pretekst do zmiany tematu. - A oto ksiniczka Raisa - powita j, wyginajc ciao w eleganckim ukonie. Raisa wycigna rk. Micah chwyci j i przyoy do ust, po czym podnis gow i spojrza jej w oczy, posyajc midzy palcami szept mocy. Skrzywia si i wyrwaa mu do. Modzi czarownicy czasami uywali magii, lecz Micah umiechn si w sposb, ktry wiadczy o tym, e tylko si popisywa. Raisa nadepna mu na palce i umiechna si tak, jakby chciaa powiedzie, e to te nie jest przypadkowe. Fiona patrzya Raisie prosto w oczy i wydawaa si dziwnie wysoka, gdy pochylia si w wyuczonym ukonie. No c, niech ci bdzie, pomylaa Raisa z poczuciem winy. Moe twj brat troch za duo wypi. eby odda mu sprawiedliwo: istotnie uratowa mi ycie, zasuguje na uroczysto i pewnie jeszcze jest do obolay. - Micah jest zbyt skromny - powiedziaa tonem nieszczerych przeprosin. - Ogie goni nas jak lawina. Utknlimy w wskim kanionie, otoczeni pomieniami z obu stron, i ju

mylaam, e si tam spalimy. Gdyby nie Micah, jego ojciec i bracia Manderowie, pewnie tak by si stao. To oni zdoali ugasi ogie. Byli niesamowici. Uratowali nam wszystkim ycie. - Och, Micah - westchna Missy. Wycigna do niego rce, lecz lekko si wzdrygna na widok banday, wic zarzucia mu ramiona na szyj i spojrzaa w oczy. Naprawd jeste bohaterem! Micah by zbyt zmieszany, by zachowywa si czarujco, i czym prdzej wyplta si z ucisku, spogldajc niepewnie na Rais. Nie martw si, pomylaa. Nie jestem zazdrosna. Missy tylko mnie irytuje. - A jak mylisz, skd wzi si ten ogie? - zapytaa Missy, poprawiajc swoje misternie uoone loki. - Przecie od tygodni pada. - Ojciec uwaa, e klany mogy mie z tym co wsplnego - powiedzia Micah. Bardzo zaley im na tym, by trzyma ludzi z dala od gr. - Czarownikw - poprawia go Raisa. - Zaley im na tym, eby trzyma czarownikw z dala od gr. Zreszt klany nigdy by nie podpaliy gry Hanalei. Micah pochyli gow. - Przyjmuj t korekt, Wasza Wysoko - odpar. - Jeste pani zaznajomiona z ich obyczajami, a ja nie. - Umiechn si z przymusem. - Sprawa pozostaje zatem tajemnic. - Ja tam im nie ufam - owiadczya Missy, rozgldajc si, by zlokalizowa delegacj kolonii Demonai, nim rozwinie swoj myl. - Przemykaj jak zodzieje i zawsze mrucz co w tym obcym jzyku, tak e nie wiadomo, co mwi. No i wszyscy wiedz, e kradn dzieci i w ich miejsce zostawiaj demony. - Nie powtarzaj bzdur, Melisso - oburzya si Raisa. - Dzieci s wychowywane w klanach dla ich dobra, eby poznay Stare Obyczaje. Poza tym klany byy na tych ziemi ach pierwsze. Jeeli w ogle jest w Felis jaki obcy jzyk, to jest nim jzyk nizinny. - Oczywicie, Wasza Wysoko - natychmiast zreflektowaa si Missy. - Nie miaam zamiaru nikogo urazi. Ale jzyk nizin jest bardziej cywilizowany. Uywamy go na dworze dodaa, jakby to by decydujcy argument. Kwartet zakoczy przygotowania i oto dopyny do nich pierwsze dwiki muzyki. - Wasza Wysoko, czy mog prosi do taca? - szybko zapyta Micah. Za jego plecami bracia Klemathowie pluli sobie w brody, e nie pomyleli o tym pierwsi. Wil natychmiast wysun rami w stron Fiony. - Lady Bayar, bd zaszczycony. Missy z niezadowoleniem rozgldaa si w poszukiwaniu partnera. Adam Gryphon umiechn si podstpnie.

- Zechce pani zataczy, lady Hakkam? - zapyta, wykonujc taki ruch, jakby siga po kule. - Yyy... a... moe przynios ponczu? - odpara Missy i pospiesznie skierowaa si w stron wazy z ponczem. Niestety, kalectwo Missy tkwi midzy jej uszami, pomylaa Raisa. Chciaa powiedzie co Adamowi, ale wiedziaa, e uzyska kliw odpowied. Micah poda jej rami i poprowadzi na niewielki parkiet. Ona pooya jedn do na jego talii, a drug delikatnie podsuna mu pod zabandaowan rk. Taczyli po caym parkiecie, unoszeni dwikami muzyki. Wychowany na dworze Micah by wspaniaym tancerzem, nie przeszkadzao mu nawet wypicie kilku kieliszkw wina ani podeptana stopa. Ale przecie on wszystko robi bez zarzutu. - Jak twoje rce? - zapytaa Raisa. - Bardzo bol? - W porzdku. - Wydawa si spity i niezwykle maomwny. - Co si stao dzi rano? - dociekaa. - Czemu zjawilicie si tak pno? - Napastnik kula. Musielimy zmieni mu podkow i trwao to duej, ni mylaem. - Przecie masz chyba z tuzin koni. Nie moge jecha na innym? - Napastnik to mj najlepszy ko do polowa. Poza tym mwiem ju, e nie mylaem, e to tyle potrwa - powiedzia. - Twj ojciec by dzi dla ciebie naprawd surowy - zauwaya Raisa. Twarz Micaha wykrzywi grymas. - Mj ojciec jest dla mnie codziennie surowy. - I tonem czowieka, ktremu zaley na zmianie tematu, doda: - To nowa sukienka, prawda? - Kiedy przytakna, dorzuci: - Podoba mi si. Rni si od innych twoich sukni. Raisa spojrzaa w d na siebie. Urok Micaha w duej czci wynika z tego, e nic nie umkno jego uwadze. - Bo nie jest caa w falbankach? - Hmmm... - Micah przez chwil udawa, e si zastanawia - moe masz racj. I kolor podkrela barw twoich oczu. Dzisiaj s jak jeziora na lenej polanie, w ktrych odbijaj si liciaste korony drzew. - Czer podkrela barw twoich oczu, Bayar - powiedziaa Raisa sodko. - Lni niczym gwiazdy spadajce z nieba albo bliniacze odamki wgla z gbi ziemi. Micah wpatrywa si w ni zdumiony, a po chwili odrzuci gow do tyu i rozemia si. - Nie da si prawi ci komplementw, Wasza Wysoko - skapitulowa. - Poddaj si.

- Po prostu daj spokj. Wiesz przecie, e ja te wychowaam si na dworze. Pooya gow na jego piersi, przez wen czua ciepo, syszaa bicie serca. Przez chwil taczyli w milczeniu. - A wic jesieni jedziesz do Odens Ford? Skin gow. Jego umiech osab. - Chciabym jecha ju teraz. Powinni wysya czarownikw w wieku trzynastu lat, tak jak kandydatw na onierzy. Micah mia uczszcza do Akademii Mystwerk, szkoy dla czarownikw w Odens Ford. Byo tam p tuzina akademii, zgrupowanych na brzegach rzeki Tamron, na granicy midzy Tamronem a Ardenem. Powinny te by szkoy dla krlowych, pomylaa Raisa, gdzie uczono by czego bardziej poytecznego ni maniery przy stole i wytworne wysawianie si. - Klany uwaaj, e magia w rkach modych czarownikw jest niebezpieczna powiedziaa Raisa. Micah zmarszczy czoo. - Klany powinny mniej si przejmowa. Wiem, e twj ojciec jest z klanu, ale nie rozumiem, dlaczego tak im zaley, eby wszystko pozostawao bez zmian. Zupenie jakbymy zastygli w czasie, pacc za dawne winy, ktrych nikt ju nie pamita. Raisa przechylia gow. - Przecie wiesz, dlaczego. Klany zlikwidoway Rozam. Zasady Nmingu maj zapewni, by to si ju nigdy nie powtrzyo... - urwaa, ale nie moga si oprze, by nie dorzuci: - Nie uczye si o tym w szkole? Micah lekcewaco machn rk. - Za duo wszystkiego trzeba si w yciu uczy. Wanie dlatego powinni nam dawa amulety przy urodzeniu, ebymy mogli zacz nauk jak najwczeniej. - Nigdy si na to nie zgodz z powodu Krla Demona. Melodia si skoczya i tancerze si zatrzymali. Trzymajc j za okcie, Micah spojrza jej w oczy. - O co chodzi z tym Krlem Demonem? - Mwi, e by cudownym dzieckiem - odpara. - Nauczy si czarw, i czarnej magii, w bardzo modym wieku. To zniszczyo mu umys. - Aha. Tak twierdz klany. Odbywali t rozmow ju setki razy, w rnych sytuacjach. - Opowiadaj to, bo to prawda. Alger Waterlow by szalecem. Kady, kto mgby zrobi to, co on...

Micah powoli krci gow, nie spuszczajc z Raisy wzroku. - A moe to jest zmylone? - Zmylone? - Raisa odruchowo podniosa gos i musiaa bardzo si postara, by si uspokoi. - Chyba nie przyczye si do rewizjonistw? - Zastanw si, ile ta opowie daje klanom - tumaczy Micah cicho, lecz z przejciem. - Zrzuca ca win na czarownikw i nie pozwala im korzysta z wrodzonych talentw. Klany kontroluj przedmioty, ktre pozwalaj na stosowanie magicznych mocy. Rodzina krlewska musi taczy, jak jej zagraj. - Oczywicie, e klany kontroluj amulety i talizmany - stwierdzia Raisa. - Przecie to oni je wyrabiaj. Wanie podzia mocy na zielon magi i wielk magi zapewnia nam bezpieczestwo od tylu lat. Micah jeszcze bardziej ciszy gos. - Prosz, Raiso, posuchaj mnie chwil. Skd wiadomo, e Rozam naprawd nastpi? I e spowodowali go czarownicy? Wpatrywaa si w niego zdumiona, a Micah, zniecierpliwiony, podnis wzrok ku niebu. - Niewane. Chod! - Przytrzymujc j za rk, poprowadzi ku oszklonej wnce z widokiem na owietlone miasto. Nazywano je Miastem wiata z powodu wiate, ktre zaleway Dolin rano i wieczorem, oraz latar czarownikw wzdu ulic. Uj jej twarz w zabandaowane donie i pocaowa, najpierw bardzo delikatnie, stopniowo coraz intensywniej. Jak zwykle, Micah zmienia temat rozmowy na co, w sprawie czego mogli osign porozumienie. Wikszo ich sporw koczya si w ten sposb. Serce Raisy zabio mocniej, oddech przyspieszy. Tak przyjemnie byoby ulec jego urokowi, a jednak... nie dokoczyli jeszcze rozmowy. Delikatnie wywina si z jego obj, obrcia si i spojrzaa na miasto w dole. Z tej odlegoci byszczce wiata wyglday piknie. - Czy t teori o Rozamie usyszae od ojca? Czy Wielki Mag tak myli? - Mj ojciec nie ma tu nic do rzeczy - powiedzia Micah. - Sam potrafi myle. On tylko... - Pooy jej donie na ramionach, a pod jego palcami zaskwierczaa moc. - Raiso, chciabym, ebymy... Przerway mu odgosy zamieszania w sali jadalnej. Gocie szybko utworzyli szpaler. Raisa i Micah wysunli si z wnki w sam por, by ujrze krlow Mariann, jak kroczy przez sal wsparta na ramieniu Gavana Bayara. Tancerze rozstpowali si przed nimi, dygajc i kaniajc si uprzejmie. Za nimi sza Gwardia Krlewska, w piknej liberii Szarych Wilkw,

z Edonem Byrneem na czele. Raisa z niezadowoleniem patrzya na matk idc pod rk z przystojnym Mistrzem Rady Czarownikw. Odszukaa wzrokiem Elen Demonai i zobaczywszy jej niezadowolon kamienn twarz, westchna. Lord Bayar moe i jest bohaterem, ale mimo wszystko... Na dworze i bez tego a huczy od plotek. Krlowa obrcia si wrd szelestu spdnic i stana twarz do zebranych. Miaa na sobie sukni z jedwabiu barwy szampana, ktra stanowia idealne to dla blond lokw. W jej wosach i na szyi poyskiway topazy, a szczupe donie ozdobione byy brylantami w kolorze miodu. Na gowie miaa lekki diadem wysadzany topazami, perami i diamentami. Krlowa Marianna umiechna si do goci. - Za chwil przystpimy do obiadu. Najpierw jednak podzikujmy dzisiejszym bohaterom. Ich mstwo uratowao dzi lini rodu krlowych Felis! - Wycigna do, w ktr kto wsun puchar. - Prosz, by podeszli do mnie Micah Bayar, Gavan Bayar, Miphis Mander i Arkeda Mander. Gavan Bayar obrci si z wdzikiem i uklk przed krlow. Micah zawaha si, ukryty we wnce, przez krtk chwil rozglda si na boki, jakby mia zamiar uciec. Wreszcie westchn ciko i zostawiwszy Rais, podszed do ojca. Arkeda i Miphis rwnie podeszli i uklkli. Sucy krcili si midzy gomi, roznoszc kieliszki. Raisa signa po jeden i czekaa. - Ci czarownicy uratowali mnie, nastpczyni tronu i ksiniczk Mellony ze straszliwego ognia za pomoc nadzwyczajnej, wyrafinowanej magii. Przeto wznosz toast za wyjtkow historyczn wi midzy lini krlowych Felis a Wielkimi Magami, ktra tak dugo chroni i utrzymuje nasze krlestwo w tych trudnych czasach wojny. - Krlowa uniosa puchar i spenia toast, a za jej ladem poszli wszyscy zebrani. Wymie kapitana Byrnea, bezgonie podpowiadaa matce Raisa, ale Marianna tego nie zrobia. - Chciaabym te powita z powrotem na naszym dworze modzieca, ktry jest dla nas jak syn. Po trzech latach przebywania poza domem wrci do nas na lato i bdzie suy jako gwardzista tymczasowo przydzielony do Gwardii Krlewskiej. - Krlowa Marianna umiechna si do zebranych onierzy, wyrniajc jednego z nich. - Amonie Byrne, podejd bliej. Raisa wpatrywaa si zdumiona, jak jeden z wysokich onierzy zrobi krok naprzd i uklk przed krlow. Edon Byrne wycign miecz i poda go Mariannie.

- Czy ty, Amonie Byrne, przysigasz ochrania i broni krlowej, ksiniczki i wszystkich potomkw Hanalei przed naszymi wrogami nawet z naraeniem wasnego ycia? - Moja krew naley do Waszej Krlewskiej Moci - powiedzia ten obcy, wysoki Amon nieznanym gbokim gosem. - Bdzie dla mnie zaszczytem przela j w obronie krlewskiego rodu. Krlowa dotkna szerokiego ramienia Amona pask kling miecza. - Wsta, kapralu Byrne, i podejd do kapitana. Nowo mianowany kapral podnis si, ponownie wykona ukon i odsun si od krlowej, by stan obok ojca, ktry ani na moment si nie umiechn. Raisa staa jak sup soli, z rk na szyi. Szare oczy Amona byy tymi samymi, ktre pamitaa, tak jak proste czarne wosy opadajce mu na czoo. Jego posta zmienia si jednak nie do poznania. - A teraz chodmy na kolacj - zarzdzia krlowa. Podczas posiku Raisa nie miaa okazji porozmawia z Amonem. Siedziaa u szczytu stou, midzy Micahem a jego ojcem. Arkeda i Miphis zajmowali honorowe miejsca po bokach krlowej, za nimi Mellony, a obok niej Fiona. W zasigu gosu Raisy by te Harriman Vega, czarownik i nadworny medyk, oraz przedstawiciele klanu Demonai. Jako kapitan Gwardii Krlewskiej, Edon Byrne siedzia po przeciwnej stronie stou ni ona, ale sami gwardzici znajdowali si w innej czci komnaty, w pobliu przejcia do sali balowej. Wzrok Raisy wci kierowa si ku Amonowi. Pobyt w Odens Ford wyranie go odmieni. Zeszczupla na twarzy, jego sylwetka nabraa ksztatw pozbawionych dziecicych krgoci. Pod wzgldem siy i energii przypomina ojca, tylko ciao mia smuklejsze, uminione gwnie na klatce piersiowej i ramionach. Byway chwile, gdy dostrzegaa w nim lady chopca, ktrego pamitaa. Sta nieco oniemielony, wyprostowany, z doni na rkojeci miecza. Raz przyapaa go na tym, jak na ni patrzy, ale gdy ich spojrzenia si spotkay, on szybko odwrci wzrok i obla si rumiecem. Bya podenerwowana, zakopotana, niemal zagniewana. Jak mg podczas swojej nieobecnoci przeobrazi si w t obc osob? Gdyby si spotkali, co mogaby mu powiedzie? Na sodkie zby Leezy, ale jeste wysoki? - Wasza Wysoko? - te sowa powiedziano do gono, niemal wprost do jej ucha, i Raisa a podskoczya na krzele, zwracajc si w stron Micaha. - Prawie nie tkna jedzenia i mam wraenie, jakbym mwi sam do siebie - powiedzia, gdy postawiono przed nimi deser.

W jego gosie pobrzmiewa ton irytacji. - Przepraszam - odpowiedziaa. - Chyba jestem troch rozkojarzona. To by niezwyky dzie i czuj si zmczona. - Wbia widelczyk w ciasto, aujc, e nie jest ju ma dziewczynk, ktra moe wczeniej odej od stou. - Nic dziwnego, e Wasza Wysoko jest utrudzona po przeyciach dzisiejszego dnia wtrci lord Bayar z umiechem. - Moe spacer w ogrodzie przywrci ci, pani, siy. Micah zapewne z radoci bdzie ci towarzyszy. - Och! To bardzo mie, e pan o tym pomyla, lordzie Bayar, ale naprawd... Micah nachyli si w jej stron i szepn jej do ucha: - Po obiedzie spotykamy si ma grup w sali karcianej we wschodnim skrzydle. Powinno by przyjemnie. Przyjd, prosz... - Pooy swoj gorc do na jej doni i docisn do blatu. - Obiecaj. - Co? - zapytaa Raisa, jakby si obudzia. - Cigle wpatrujesz si w drzwi - sykn Micah przez zby. - Tak ci spieszno do wyjcia? Czy moe patrzysz na kogo konkretnego? Teraz to Raisa si zirytowaa. - Bd ci wdziczna, jeli zajmiesz si wasnymi sprawami, sulBayar. Mog patrze, gdzie chc. - Oczywicie. - Micah uwolni jej do i wbi widelczyk w swj deser. - Chciaem tylko powiedzie, e to nieuprzejme. - Micah! - Lord Bayar patrzy na syna wzburzony. - Przepro ksiniczk. - Przepraszam - powiedzia Micah ze wzrokiem wbitym w punkt przed sob. Minie dolnej szczki pulsoway mu ze zoci. - Wasza Wysoko, prosz o przebaczenie. Raisa czua si osaczona przez czarownikw, wcignita w rozgrywki midzy Micahem a jego ojcem. Nie miaa ochoty w tym uczestniczy. Po posiku towarzystwo znw podzielio si na mniejsze grupy. Teraz bd tace do rana, nieprzerwane picie, flirtowanie, intrygi i wtpliwej jakoci rozrywki. W sali karcianej czekay j tace z potencjalnymi zalotnikami. To by odpowiedni moment, by si wynie. Przyoya zewntrzn cz doni do czoa. - Musz si pooy - powiedziaa. - Okropnie boli mnie gowa. - Odsuna krzeso, a kiedy Micah i lord Bayar poruszyli si, jakby chcieli wsta, dodaa: - Prosz, siedcie, chciaabym wymkn si po cichu. - Na pewno nic ci nie jest? - zapyta Micah, spogldajc to na ojca, to na ni. - Moe odprowadz ci do apartamentu?

Jakby potrzebowaa pomocy, eby trafi do siebie! Czsto stosowali t wymwk, by znale si sam na sam. Wstaa. - Nie. Jestecie gomi honorowymi. Jej Krlewska Mo bdzie zawiedziona, jeli wyjdziecie. Jeszcze raz za wszystko dzikuj. Krlowa Marianna przygldaa si jej pytajco. Raisa wzruszya ramionami i znowu przyoya do do czoa, jasno dajc do zrozumienia, e boli j gowa. Matka skina, posaa jej pocaunek i na powrt zaja si rozmow z Miphisem, ktry wyglda na bardzo przejtego i zaszczyconego tym, e siedzi obok krlowej. Raisa przesza przez sal jadaln do drzwi. Przed wyjciem obrcia si jeszcze i spojrzaa w stron Demonai. Na twarzy obserwujcej j Eleny dostrzega blady umiech. Gdy przechodzia midzy Amonem a towarzyszcym mu gwardzist, nie spojrzaa w lewo ani w prawo, tylko mrukna: - Tam gdzie zawsze, jak tylko bdziesz mg.

ROZDZIA PITY

Stare opowieci
Han odkada, jak tylko mg, opuszczenie Sosen Marisy. Dopiero pnym popoudniem nastpnego dnia poegna si i ruszy w d, wzdu nurtu Dyrny, do Doliny. Sprzeda bd wymieni wszystko oprcz bezwartociowego kolcopncza, ktre musiao poczeka na dzie targowy w Dolinie. W sakiewce pobrzkiway monety, a torba bya wypchana towarami - mia w niej tkaniny i wyroby ze skry, ktre mg sprzeda z zyskiem, woreczki z klanowymi lekami, a take tyle wdzonej dziczyzny, eby wystarczyo na posiek. No i amulet, ukryty na dnie. Wci nie mg si pogodzi z tym, e straci tak szans na upolowanie kozicy, ale w sumie jak na t por roku jego zbiory byy i tak cakiem nieze. Mia nadziej, e mama bdzie tego samego zdania. Po drodze zatrzyma si w kilku oddalonych chatach, by si dowiedzie, czy nie trzeba dostarczy poczty lub jakich wyrobw na rynek albo przyj zamwienia na towary, ktre przyniesie nastpnym razem. Mieszkacy tych chat na og pochodzili z klanw, lecz wybrali ycie z dala od gwaru kolonii. Byli wrd nich take mieszkacy nizin, ktrzy szukali samotnoci lub mieli inne powody, by unika kontaktw z bezwzgldn Gwardi Krlewsk. Han dorabia sobie, przenoszc wiadomoci i listy w obie strony i dziaajc jako dostawca oraz reprezentant tych mieszkacw gr, ktrzy nie mieli ochoty odwiedza Doliny. Jednym z nich by Lucjusz Frowsley. Jego chata staa w miejscu, w ktrym Strumie Leciwej Niewiasty wpada do Dyrny. Lucjusz mieszka na grze tak dugo, e ju si do niej upodobni - jego rysy twarzy byy ostre jak tutejsze granie, a ubrania pokryway ciao niczym jaowiec okoliczne stoki. Jego oczy byy zamglone jak zimowe niebo, bowiem w modoci straci wzrok. Mimo swej lepoty starzec prowadzi najprniej dziaajc gorzelni w Grach Duchw. Chocia Lucjusz potrafi porusza si po grskich szlakach i skaach niczym kozica, nigdy nie chodzi do Fellsmarchu, jeli nie musia. Dlatego Han nosi zamwienia od klientw, butelki i pienidze na gr, a produkt gorzelni - na d. Butelki byy pene, gdy znosi je na d, a puste i lekkie, gdy si wspina.

Najlepsze za byo to, e Lucjusz mia ksiki - nie a tyle, ile w witynnej Bibliotece, ale i tak wicej ni ktokolwiek inny. Trzyma je zamknite w skrzyni, by chroni przed niekorzystnym wpywem pogody. Han nie umia powiedzie, po co niewidomemu taki ksigozbir - najwaniejsze, e starzec zachca go do korzystania z niego do woli, co chopak chtnie czyni. Bywao, e gdy schodzi na d, poow jego bagau stanowiy ksiki. To bya kolejna tajemnicza sprawa - do tej pory Han powinien ju przeczyta je wszystkie po dwa razy, ale zdawao si, e Lucjuszowi wci ich przybywa. Lucjusz by dziwakiem i prostym czowiekiem, przy tym chyba zbyt czsto raczy si wasnym wyrobem. By jednak wobec Hana uczciwy, mwi prawd i zawsze paci od razu, co byo rzadkoci. Odkd Han zerwa z gangiem, oszukiwano go czciej, niby chcia pamita. Lucjusz by te bezstronnym rdem informacji. Wiedzia wszystko i w przeciwiestwie do mamy odpowiada na kade pytanie bez wygaszania zbdnych kaza. Chata na wzgrzu bya pusta, podobnie szopa z gorzelni na tyach, ale Han wiedzia, gdzie szuka. Znalaz Lucjusza owicego ryby w Strumieniu Leciwej Niewiasty, co ten robi codziennie przez trzy czwarte roku. Bya to dla niego okazja, eby posiedzie i podrzema na brzegu, popijajc z butelki, ktr mia zawsze pod rk. Przy jego nogach lea pies pasterski o postrzpionej sierci, zwany przez niego po prostu Psem. Gdy Han szed wzdu strumienia w kierunku Lucjusza, ten rzuci wdk i niespokojnie obraca si na wszystkie strony. Unis donie, jakby chcia si zasoni, twarz zblada mu ze strachu, niewidzce oczy rozszerzyy si pod krzaczastymi brwiami. - Kto to?! - zawoa. Lune rkawy powieway wok jego rk. Jak zwykle by w niedopasowanych kolorystycznie ubraniach po mieszkacach klanw bd z targu staroci. Poniewa ich nie widzia, nie by pod tym wzgldem wybredny. - Witajcie, Lucjuszu! - zawoa Han. - To tylko ja. Han. Pies podnis eb i szczekn przyjanie, po czym z powrotem pooy go na apach i strzyg uszami, odganiajc muchy. Lucjusz opuci rce, cho wci wyglda na niespokojnego. - Chopcze! - odpowiedzia. Lucjusz zawsze nazywa go Chopcem. - Nie powiniene si tak skrada. Han poirytowany wznis oczy ku grze. Szed przecie wzdu wody, tak jak zawsze. Dzisiaj wszyscy zachowywali si dziwnie. Kucn obok Lucjusza i pooy mu do na ramieniu, by ten wiedzia, gdzie jest.

Staruszek wzdrygn si gwatownie. - Bior? - zapyta Han. To dziwne zachowanie zaczynao go ju denerwowa. Lucjusz zmruy swoje kaprawe niebieskie oczy, jakby to byo trudne pytanie, sign w d i wycign ze strumienia wykonany przez rzemielnikw klanowych kosz na ryby. - Na razie zowiem cztery. - S na sprzeda? - zapyta Han. - Mog wzi za nie dobr cen na targu. Lucjusz przez chwil si zastanawia. - Nie. Sam je zjem. Han opar si plecami o drzewo i rozprostowa nogi odziane w nizinne bryczesy. - Moe chcecie co do tych ryb? - zaproponowa. - Mam tu suszon papryk i przyprawy z Tamronu. - Ryby mi wystarcz, Chopcze - bkn Lucjusz. - Zabra co do Fellsmarchu? Lucjusz skin gow. - Jest przygotowane w zagrodzie dla psa. Zaatwiwszy interesy, Han wpatrywa si w kamienie w strumyku. Lucjusz wci wydawa si niespokojny, rozdraniony. Przechyla gow to na jedn stron, to na drug, jakby prbowa wyowi w powietrzu jaki dwik. - Masz swoje bransolety, Chopcze? - zapyta nagle. - A jak mylicie? - odburkn Han. Przecie nie mg ich zdj. Lucjusz chwyci go za rk i podwin rkaw. Obmaca palcami srebrn obrcz, jakby czyta dotykiem umieszczone na niej symbole. Mrukn i puci rk Hana, nie przestajc mamrota do siebie. - O co chodzi? - zapyta zdumiony Han, obcigajc rkawy. - Czuj magi - wyjani Lucjusz w typowy dla siebie niezrozumiay sposb. Han pomyla o amulecie spoczywajcym na dnie jego torby, ale uzna, e przecie Lucjusz nie moe o nim wiedzie. - A co wiecie o magii, Lucjuszu? - Co nieco wiem. - Lucjusz potar nos palcem wskazujcym. - Niezbyt wiele i a nadto. - A o czarownikach? - Han nie dawa za wygran. Starzec przez dusz chwil siedzia nieruchomo. - Dlaczego pytasz? Han spojrza na niego zdziwiony. Wikszo dorosych odpowiadaa pytaniem na

pytanie, ale nie Lucjusz. Gdy Han nie odpowiada, staruszek mocno chwyci go za rami. - No, dlaczego pytasz? - powtrzy ze zoci. - Hej, spokojnie - odpar Han, i Lucjusz zdj rk. - Tancerz i ja wpadlimy na czarownikw na Hanalei - wyjani, rozcierajc rami. Opowiedzia Lucjuszowi o wszystkim, co si stao. - Bayar, powiadasz? - Lucjusz skrzywi si lekko i sign na powrt po swoj wdk. - Oj, przeklte koci Thei. Lucjusz urodzi si na grze, ktrej patronk bya Thea, legendarna krlowa Felis. Dlatego w przeklestwach udziela jej pierwszestwa, cho wikszo ludzi przeklinaa na Hanale. Kiedy Han go o to zapyta, a starzec odpowiedzia mu, e Hanalea to imi zbyt potne, by je wypowiada przy byle okazji. - Znacie go? - zapyta Han. Lucjusz skin gow. - Syszaem o nim. A raczej o jego ojcu. Gavan Bayar, Wielki Mag. Serce zimne jak woda w Dyrnie. Do tego ambitny. Lepiej nie wchodzi mu w parad. Micah Bayar wspomnia o wysokiej pozycji ojca, jak to robi wszyscy szlachetnie urodzeni. - Czego jeszcze moe chcie? - zainteresowa si Han. - Skoro ju jest Wielkim Magiem... - No c... - Lucjusz podnis koniec wdki i sprawdzi link. - Tacy jak on nigdy nie maj do. Domylam si, e chce by Wielkim Magiem bez tych wszystkich ogranicze i obostrze, ktre nakada na niego Nming. Niektrzy mwi, e chce te krlowej. - Krlowej? - zdziwi si Han. - Jak to? Przecie ona ju ma maonka, prawda? Kogo z kolonii Demonai? Lucjusz zamia si chrapliwie. - Jak na miejskiego szczura niewiele wiesz o tym, co si dzieje. - Zdumiony kiwa siw gow. - Jeli chcesz przey, musisz mie oczy i uszy otwarte. Z uchem przy ziemi, z nosem pod wiatr. Han nie wyobraa sobie, jak fizycznie wykona tak figur. Nigdy nie mg zrozumie, skd Lucjusz wie o wszystkim, co si dzieje, skoro waciwie nie opuszcza swojej chaty. To byo niepojte. miech Lucjusza w kocu ucich, staruszek otar zy.

- Maonkiem krlowej Marianny jest Averill Demonai. Ale to kupiec, a kupcy duo podruj. Spdza zbyt wiele czasu poza domem, jeli chcesz zna moje zdanie. Tyle, e moje zdanie nikogo nie interesuje. Han z trudem zachowywa cierpliwo. Cae to gadanie o polityce byo nudne i w ogle go nie obchodzio. - A czarownicy? - ponagla Lucjusza. - Skd maj magi? - Urodzili si z ni - powiedzia Lucjusz, gaszczc Psa po gowie. - Dostaj taki surowy talent, ale nie maj wielkiej mocy, dopki nie naucz si gromadzi i kontrolowa tej magii za pomoc amuletu. Waciwie to do tej pory mog by niebezpieczni, jak rebak, ktry nie zosta jeszcze ujedony i nie zna swoich moliwoci. Han pomyla o Micahu Bayarze, o jego rozgniewanej twarzy, gdy ciska ten dziwny przedmiot i mrucza zaklcia. - Dlaczego? Czy musz mwi specjalne zaklcia albo co innego, eby magia dziaaa? - To cz ich ksztacenia - potwierdzi Lucjusz. - Ten Bayar, on jest z domu Orlich Gniazd. Chyba najpotniejszej rodziny od upadku Waterloww. - A kim s Waterlowowie? Nigdy o nich nie syszaem. - Nic dziwnego. Ten rd wymar wiele lat temu. - Lucjusz poderwa koniec wdki, przesun doni wzdu wdziska i pokrci gow. - No i przestay bra - mrukn. - Chyba czas si zbiera. - Lucjuszu - nalega Han. Wiedzia z dowiadczenia, e to, czego ludzie nie chc mwi, jest zwykle najciekawsze. - Kim byli ci Waterlowowie? Czemu upadli? - Chopcze, ty to potrafisz czowieka zadrczy. - Lucjusz zapa za butelk i pocign yk, po czym obtar usta brudnym rkawem. - To wszystko dziao si tysic lat temu i ju nie ma znaczenia - powiedzia. Kiedy Han nie reagowa, parskn: - Wiesz, chopcy w twoim wieku na og nie interesuj si grzebaniem w starych kociach i opowieciach. Han wci milcza. Lucjusz westchn gboko i skin gow, jakby podj decyzj. - A wic, tysic lat temu y ten potny rd czarownikw. Nazywali si Waterlow. Ich symbolem by w owinity wok bera. Han zdumiony przeszuka torb i wyj zawinitko z amuletem odebranym miotaczowi urokw. Potrzyma go w doni, przywoujc z pamici sowa, ktre wypowiedzia Bayar. Jeli go tylko dotkniecie, obrcicie si w proch. Lucjusz zwrci w jego stron niewidzce oczy.

- Co tam masz, Chopcze? - zapyta i wycign rk, jakby te czu wydobywajce si z przedmiotu ciepo. - Podaj mi. - Nie wiem, czy... - zawaha si Han. - Daj mi to, Chopcze - gos starca brzmia nadzwyczaj gono i stanowczo. Jakby w Lucjusza wstpia jaka obca istota, ktrej nie mona si oprze. Han wcisn zawinitko w do mczyzny. - Tylko uwaajcie, to moe... Lucjusz rozwin kawaek skrzanej szmatki i wyj amulet. Han odchyli si, na wypadek, gdyby to wybucho. Nic si nie stao. Starzec przesun zniszczonymi domi po amulecie. Jego poorana zmarszczkami twarz znieruchomiaa z zaskoczenia. - Skd to masz? - wyszepta. - Bayar to mia - odpowiedzia Han niepewnie, nie wiedzc, ile moe wyjawi. Prbowa rzuci urok na Tancerza. Zabraem mu to. Chyba nie powinien tego w ogle mie. Lucjusz rozemia si szczekliwie. - Na pocaunek sodkiej Thei, to by mi nie przyszo do gowy. - Czemu? Co to jest? Lucjusz nie przestawa obmacywa zgrubiaymi palcami magicznego przedmiotu, jakby nie mg uwierzy w to, co mwi mu zmysy. - To naleao do Waterloww. O ich skarbcu z magicznymi przedmiotami kryy legendy. Nie o skarbcu nawet, a raczej o zbrojowni. Nikt nie wie, co si z tym stao po Rozamie. - Sina ya nad jego prawym okiem gronie pulsowaa. - Zao si, e ten w Micah nie mia pojcia, co posiada. A teraz ty to masz. - Wycign amulet w kierunku Hana. Ten dugo ba si go chwyci, wic starzec zachci go niecierpliwie. - Bierz go, Chopcze, nie gryzie. Han wzi amulet ostronie i chwil way w doni. By przyjemnie ciepy i ciki, wibrowa moc, ktr chopiec odczuwa w mostku i w bransoletkach na nadgarstkach. Na twarzy starca pojawia si wrogo, ktra ostatecznie przeksztacia si w niepokj. Ponownie chwyci Hana za rami, wbijajc mu w ciao ostre paznokcie. - Czy Bayar wie, kim jeste? Czy wie, e to masz? Han niepewnie wzruszy ramionami. - Nie podaem mu swojego imienia, jeli o to chodzi. - Poniewa mia wraenie, e nie uspokoi Lucjusza, doda: - No dobrze, oddam mu, jeli to takie wane. Starzec puci jego rami i zabbni palcami po udach, intensywnie mylc.

- Nie - powiedzia w kocu. - Nie zwracaj tego. Ju jest za pno. Ukryj to w bezpiecznym miejscu. Lepiej, eby dom Orlich Gniazd tego nie mia. I trzymaj si z dala od Bayarw. Han nigdy wczeniej nie widzia adnego Bayara i wtpi, by jeszcze kiedy miao to nastpi, chyba e Micah wrci na Hanale. Na razie nic na to nie wskazywao. - Dobrze - odpar, zawijajc naszyjnik i pakujc go z powrotem do torby. Jaki sens miao zadawanie pyta, skoro i tak nie rozumia odpowiedzi? - A co z tymi Waterlowami? - Jeli chcesz wysucha opowieci, to nie przerywaj. - Lucjusz potar doni po szczeciniastym podbrdku i wrci do opowiadania. - Ten rd czarownikw przyby z Wysp Pnocnych. Wyldowali na wschodnim wybrzeu i podbili reszt Siedmiu Krlestw, uywajc Wielkiej Magii. Magia klanowa w starciu z nimi nie miaa szans. To zielona magia, subtelna, nie nadaje si do walk. Taka magia ma wielk moc, ale suy uzdrawianiu, a nie niszczeniu. Klany j znaj, bo yj w zgodzie z natur. Straniczki i wytwrcy amuletw nauczyli si z niej korzysta. Czarownicy zamieszkali w Dolinie. enili si z krlowymi i rzdzili jako krlowie, ale nie mieli takiego wpywu na rzdzenie jak dzisiaj. Sukcesja wci przechodzia w linii eskiej. Kopoty zaczy si za panowania Hanalei, ktra bya najpikniejsz kobiet, jaka kiedykolwiek stpaa po ziemi. Han pokiwa gow. Lucjusz nareszcie wszed na znajomy grunt. - Hanalea bya zarczona z czarownikiem, ktry nazywa si Kinley Bayar, z domu Orlich Gniazd, tak samo potnego wwczas jak teraz. Bayar mia zosta krlem. Ale pojawi si ten mody czarownik, Alger, dziedzic domu Waterloww. Zakocha si w Hanalei, co zreszt nie byo niczym dziwnym. Problemem byo tylko to, e Alger mia wielk moc i zwykle dostawa wszystko, czego chcia. Nie widzia powodu, eby nie mie Hanalei tylko dla siebie. Rada nie wyrazia zgody, protestowa zwaszcza dom Orlich Gniazd. Ale Hanalea miaa swj rozum. Nie lubia Bayara, ktry by dla niej starym czowiekiem, zimnym i bez serca, jak w. Spodoba jej si mody Alger, tak przystojny, jak ona pikna. Ucieka z ni m i zaszyli si w Grach Duchw ze swoimi sprzymierzecami: armi czarownikw z domu Waterloww i grupk przyjaci, najlepszymi, najbardziej utalentowanymi czarownikami tamtych czasw. Alger ogosi si krlem i polubi Hanale. Rada tego nie uznaa, wi c inne domy czarownikw wkroczyy na ziemie Waterloww i obiegy ich twierdz. Wszyscy wiedzieli, e sprawa jest stracona, tylko nie Alger. Od dawna uczy si czarnej magii i uwaa, e zdoa rzuci zaklcie, ktre zakoczy oblenie i odstraszy Rad. Hanalea prbowaa mu to wyperswadowa. Chciaa podda si domowi Orlich

Gniazd, ale Alger jej nie sucha. - Lucjusz umiechn si smutno. - Chopak zgupia z mioci. Za duo mocy, za duo uporu i za mao wiedzy. Byli razem tylko trzy miesice. Han wierci si niespokojnie. Opowieci o Hanalei i jej licznych zalotnikach byy jak zwoje starych tkanin, tak zuytych przez powtarzanie, e ciko byo odrni jedn od drugiej, a nawet dostrzec ich wtki. Lucjusz zapatrzy si w przestrze. Jego mtne niebieskie oczy niczym zamalowane szyby skryway to, co byo za nimi. Han zna si na ludziach - musia - ale nie potrafi rozgry Lucjusza. - I co si stao? - zapyta z poczucia obowizku. Lucjusz wzdrygn si, jakby przypomnia sobie o obecnoci chopca. - Zabili go, oczywicie. Pniej. Zabrali go do Domu Orlich Gniazd, torturowali przez wiele dni i zmusili to mode dziewcz do suchania jego krzykw. Ale byo za pno. Krzywda zostaa ju wyrzdzona. Han nie mg tego poj. - Jaka krzywda? O czym wy mwicie, Lucjuszu? Starzec unis krzaczaste brwi. - Rozam, a c by? O tym chyba syszae? - zapyta z sarkazmem. - Syszaem o Rozamie - odpar Han z irytacj - ale co to ma do... - urwa i wpatrywa si w starca, zastanawiajc si, czy przypadkiem nie wypi on za duo swojego wyrobu. Zaraz... Lucjuszu, czy mwicie o Krlu Demonie? - dwa ostatnie sowa wymwi szeptem, jak robia wikszo ludzi, i omal nie wykona znaku ochrony przed zem. - Nazywa si Alger - powiedzia Lucjusz cicho. Skuli si przy tym tak, e wydawa si tylko kbkiem pomarszczonej skry i ndznych ubra. Soce skryo si za chmur i nad strumieniem zrobio si chodno. Han owin si szczelniej kaftanem. Nieszczsny Alger Waterlow to Krl Demon? Niemoliwe. Krl Demon by potworem, wystpujcym w kadej strasznej historii. Diabem, ktrego imienia si nie wymawia, by go przypadkiem nie przywoa. Tym, ktry czyha w ciemnociach w wskiej uliczce na niegrzeczne dzieci. - To nieprawda! - wybuchn Han, nie mogc si pogodzi z tym, e wszystko, co do tej pory sysza na ten temat, okazuje si kamstwem. - Krl Demon porwa Hanale w noc przed jej lubem. Gdy nie chciaa z nim by, uwizi j w lochu. Torturowa j, uywajc czarnej magii, eby zdoby jej serce. Opieraa si, wic rozama wiat. - By tylko chopcem - wymamrota Lucjusz, szukajc palcami butelki. - Kochali si.

- By potworem! - zaoponowa Han, ciskajc kamie do strumienia. - Ona go zniszczya. - Widzia fresk w wityni w Fellsmarchu przedstawiajcy Triumf Hanalei. By tam szereg scen: Hanalea w acuchach, gdy odmawia Krlowi Demonowi, Hanalea, pikna i grona, spajajca wiat zielon magi, gdy Krl Demon prbuje go roztrzaska, Hanalea stojca z mieczem w rku nad martwym ciaem Krla Demona. To historia wyryta w kamieniu, to musi by prawda, myla. - Zabili go - powiedzia Lucjusz - a to wyzwolio niszczc si, jakiej wiat nie zazna wczeniej ani potem - westchn, krcc gow, jakby to w ogle nie bya wina Krla Demona. - Pniej czarownicy chcieli wyda Hanale za Kinleya Bayara. - Staruszek si wyprostowa. Jego oczy byy dziwnie wyrane i skupione, a zwykle drcy gos brzmia jak gos oratora w wityni. Nie sycha te byo grskiego akcentu. - Mieli jednak rce pene roboty. wiat si rozpada, rozsypywa. Trzsienia ziemi kruszyy ich zamki, z piasku wybuchay pomienie. Oceany wrzay, lasy obracay si w popi. Zapady ciemnoci, ktre panoway miesicami; owietlay je jedynie poary ponce dniem i noc. Powietrze byo tak cikie, e nie dao si oddycha. adne ich czary nie mogy tego powstrzyma. W kocu musieli zwrci si o pomoc do klanw. Han czu, jak wewntrz pali go poczucie rozczarowania. Jak to si stao, e tak daleko odeszli od jego pytania o czarownikw? Zada powane pytanie, a w odpowiedzi otrzyma jak bajk dla dzieci. Zmarnowa p ranka na brzegu strumienia, zmuszony do wysuchiwania fantazji starca. Teraz mama obedrze go ywcem ze skry za tak due spnienie. - Dzikuj za opowie i wszystko - powiedzia - ale musz ju i. Sign po torb i zarzuci j na rami. - Wezm butelki z wybiegu dla psa. - Siadaj, Chopcze! - rozkaza Lucjusz. - Sam chciae, bym zacz, to teraz musisz wysucha. Han, zy, usiad z powrotem. Przecie nie doprasza si takiego monologu. Gdy Lucjusz uzna, e suchacz jest gotowy, mwi dalej. - Klany uznaway esk lini dziedziczenia tronu, wic do rozmw z nimi wysano Hanale. Wyobra sobie, jak musiaa si czu. Negocjowa z klanami w imieniu mordercw ukochanego... - Lucjusz umiechn si gorzko. - Ale Hanalea dorosa. Bya nie tylko pikna, ale te silna i mdra. Przywoaa moc rodu Szarych Wilkw. Z tych negocjacji powsta Nming. Lucjusz wylicza postanowienia Nmingu na swych kolawych palcach:

- W zamian za uzdrowienie wiata klany narzuciy czarownikom swoje warunki. Wielka Magia i obecno czarownikw na terenie gr zostay zakazane i ograniczone do Doliny i nizin. Oratorzy klanowi maj witynie w Fellsmarchu, i krlowe musz chodzi do wityni raz na tydzie, by uczy si prawdziwej wiary. Rada Czarownikw wybiera najpotniejszego czarownika w Felis na Wielkiego Maga i gow rady, ale jest on czarami przywizany do ziemi i krlowej i poddany jej wadzy. Krlowe w dziecistwie s wychowywane w koloniach. - Lucjusz nieznacznie si umiechn. - No i czarownikom nie wolno ju eni si z naszymi krlowymi, bo to by im dawao zbyt du wadz. - Hanalea si na to zgodzia? - zapyta Han. Rozumiem, e krlowej take postawiono warunki, pomyla. Lucjusz skin gow, jakby czyta Hanowi w mylach. - Krlowa Felis ma najwiksz wadz i zarazem najmniej wolnoci w caym krlestwie. Gdy osiga penoletnio, staje si niewolnic swoich powinnoci. - Ale przecie jest krlow - powiedzia Han. - Czy nie moe robi tego, co zechce? - Hanalea poznaa cen kierowania si sercem - odpar Lucjusz. Zamilk, bruzdy na jego twarzy wypeniy si smutkiem. - Pokonia si wic przed dobrem ogu i wysza za m bez mioci. Han zmarszczy czoo. Znane mu opowieci zawsze koczyy si zniszczeniem Krla Demona i triumfem Hanalei. - Za kogo wic w kocu wysza? Bayar by czarownikiem, czyli...? Lucjusz pokrci gow. - Biedny Kinley Bayar mia wypadek, niedugo po Rozamie. Polubia kogo innego. - W porwnaniu z tym, jak dokadnie Lucjusz przedstawia wczeniejsze dzieje, pominicie szczegw w tej sprawie wydawao si wrcz dziwne. Han znowu si podnis, przestpi z nogi na nog, czujc, e musi co powiedzie. - Wiecie co, Lucjuszu, jestem ju prawie dorosy. Za stary jestem na bajki dla dzieci. Starzec do dugo nie odpowiada. - Nie pro o rad, Chopcze, jeli nie jeste na ni gotowy - powiedzia w kocu, kierujc niewidzce oczy w dal ponad Strumieniem Leciwej Niewiasty. - Pamitaj, co ci powiedziaem. Ukryj amulet i trzymaj si z dala od Bayarw. S zbyt potni. Jeli dowiedz si, e go masz, zabij ci, by go odzyska.

ROZDZIA SZSTY

Fellsmarch
Miasto Fellsmarch leao wygodnie przytulone do zbocza Doliny, na yznym terenie, gdzie wody Dyrny przetaczay si midzy skalistymi klifami Hanalei a obrzeami jej bliniaczego szczytu o nazwie Alyssa. Klany zamieszkujce Gry Duchw nazyway mieszkacw Doliny doliniarzami lub mieszkacami nizin. Oni za za niziny uwaali miasto Delphi i rwniny Ardenu na poudniu. Dolina bya jak szmaragd umieszczony wysoko w grach - chroniony przez grone szczyty, o ktrych mwiono, e stamtd si wywodziy dawno ju nieyjce grskie krlowe. Cay rok ogrzeway to miejsce rda termalne bijce pod ziemi, ktre przez szczeliny wydostaway si na zewntrz. Mieszkacy prawdziwych nizin - Tamronu i Krlestwa Ardenu za Bram Poudniow - szeptali midzy sob, e Gry Duchw s nawiedzane przez demony, wiedmy, smoki i inne przeraliwe stwory, e sama ziemia na tych terenach jest trucizn dla intruzw. Mieszkacy gr nie robili nic, by temu zaprzeczy. Nauczyciel Hana, Jemson, twierdzi, e przed nadejciem czarownikw i Rozamem wiata obecnych Siedem Krlestw byo jednym wielkim krlestwem rzdzonym przez krlow z Fellsmarchu. Zboe z Ardenu, Bruinswallow i Tamronu w postaci pieczywa trafiao na krlewskie stoy; ryby z wybrzey i dziczyzna z Gr Duchw, a take szlachetne kamienie i mineray z gr sprzyjay rozwojowi miasta. Krlowa i jej dwr sprawowali mecenat nad sztuk, w caym krlestwie budowano sale koncertowe, biblioteki, witynie i teatry. Chocia ostatnie lata nie byy dla miasta askawe, Fellsmarch wci korzysta ze swojej chlubnej przeszoci. Byo tu wiele wspaniaych budowli sprzed Rozamu. Zamek jakim cudem unikn zniszczenia, podobnie witynie i inne budynki publiczne. Kiedy wic Han pokona ostatni zakrt Szlaku Duchw i spojrza w d na miasto, w ktrym si urodzi, zobaczy las witynnych wie i zotych kopu lnicych w promieniach zachodzcego soca. Mimowolnie pomyla, e to miejsce wyglda lepiej z daleka ni z bliska. Ponad metropoli growa zamek Fellsmarch z marmuru i kamienia, z pncymi si w

gr wieami. Sta w odosobnieniu, otoczony wstg Dyrny, nietykalny jak ci, ktrzy mieszkali w jego murach. Nazywano je Miastem wiate, cho zimowe noce byy bardzo dugie, a w okolicach Przesilenia soce nawet w ogle nie wschodzio. Jednake w pozostae dni owietlao Bram Wschodni rano i arzyo si za Bram Zachodni pod koniec dnia. Szlak Duchw wi si w d do miasta, gdzie dociera do pierwszego z szeregu placw bdcych dzieem jednego z dawnych krlewskich architektw. Place te stanowiy punkty na Trakcie Krlowych - szerokim bulwarze wiodcym przez cae miasto a do zamku Fellsmarch. Han nie poszed Traktem Krlowych - musia zaatwi interesy w Poudniomocie. Skrci w labirynt wskich uliczek prowadzcych do takich zaktkw, w ktrych krlowa nigdy nie bywaa. Im bardziej oddala si od Traktu, tym budynki staway si ubosze. Ludzie, ponurzy i czujni, drapieniki i ofiary, toczyli si na chodnikach. mieci gniy w rynsztokach i wysypyway si z kubw. W powietrzu mieszay si zapachy gotowanej kapusty, palonego drewna, odchodw, wylewanych pomyj. Gorzej byo latem, gdy w upale powietrze zamieniao si w niebezpieczn zup, w ktrej dzieci zapaday na krup, a starcy pluli krwi. Na targu w Poudniomocie Hanowi udao si sprzeda kolcopncze za przyzwoit cen, zwaywszy, e byo bezwartociowe. Mg je sprzeda w achmantargu, ale nie chcia ryzykowa tak blisko domu, gdzie kto mgby go zapamita. Opuszczajc targ, przybra min ulicznego opryszka i szybkim i zdecydowanym krokiem przechodzi obok urodziwych dziewczt, kanciarzy i rzezimieszkw, ktrzy rzuciliby si na niego przy najmniejszym znaku saboci lub strachu. - Hej, chopcze! - zaczepia go jaka kobieta, a on uda, e nie syszy, tak samo jak zignorowa wystrojonego arystokrat, ktry prbowa zwabi go w boczn uliczk. Poudniomost by zaraz, ktra rozwijaa si pod pozornie zdrow skr miasta. Noc nie naleao tam chodzi, chyba e byo si dobrze zbudowanym, uzbrojonym osikiem otoczonym przez zaprzyjanionych dobrze zbudowanych, uzbrojonych osikw. Ale za dnia byo tam do bezpiecznie, o ile czowiek nie traci gowy i zachowywa ostrono. Han chcia opuci t okolic przed zmrokiem. Szczerze mwic, dzielnic Hana te mona by nazwa niebezpieczn. Tyle e w achmantargu wiedzia, na kogo uwaa i ktrych miejsc unika. Potrzebowa zaledwie paru krokw, by znikn w labiryncie ulic i zaukw, ktre zna jak wasn kiesze. Nikt by go tam nie znalaz, gdyby on sam tego nie chcia.

Kierowa si do Baryki z koron, podrzdnej karczmy przyczepionej do brzegu rzeki niczym ma. Brzeg poniej by od wiekw podmywany przez wiosenne powodzie i zawsze wydawao si, e lada moment wpadnie do rzeki. Han trafi na odpowiedni moment sala wanie zapeniaa si klientami. Zanim zrobi si zbyt gwarno, jego ju tu nie bdzie. Wrczy karczmarzowi Mateuszowi butelki Lucjusza i w zamian otrzyma cik sakiewk. Mateusz ukry towar na tyach baru, poza zasigiem co bardziej agresywnych klientw. - Tylko tyle? Sprzedam to w jeden dzie. Idzie jak woda. - Zrozumcie, wicej nie unios - tumaczy si Han, masujc obolae ramiona. Kada karczma w Fellsmarchu dopominaa si o towar Lucjusza. Staruszek mgby produkowa trzy razy tyle i wszystko by sprzeda, ale nie chcia. Mateusz przyglda mu si podejrzliwie i po chwili sign pod swj masywny brzuch do sakiewki z pienidzmi. Wycign monet, wsun j w do Hana i zacisn na niej palce chopca. Sdzc z ksztatu i ciaru, bya to moneta z ksiniczk, nazywana na ulicy panienk. - Moe by z nim pogada. Przekonaj go, eby mi przysya wicej. - No, mog sprbowa, ale on ma wielu staych klientw. - Han wzruszy ramionami. Zauway bueczki z misem na talerzu. Mari uwielbia takie bueczki. - Hmmm... Mateuszu, czy macie ju plany co do tych bueczek? Opuszcza Baryk z koron, gwidc z zadowoleniem, bogatszy o panienk i o cztery bueczki zawinite w serwetk. Zanosio si na to, e ostatecznie ten dzie nie bdzie zy. Skrci w Zauek Ceglarzy i skierowa si ku mostowi nad Dyrn, ktrym mia zamiar przej do achmantargu. Ju niemal doszed do koca, gdy uliczk zasnua ciemno, jakby chmura zakrya soce. Spojrza przed siebie i zobaczy, e wyjcie zagradzaj mu dwie postaci. Znajomy gos odbija si od kamiennych murw po obu stronach. - A c my tu mamy? achmaniarz na naszym terenie? Koci. To by Shiv Connor i jego Poudniarze. Han obrci si z zamiarem wycofania si po wasnych ladach i zobaczy kolejnych dwch Poudniarzy blokujcych mu drog ucieczki. Czyli to spotkanie nie jest przypadkowe. Czekali tu na niego. Wybrali to miejsce z rozmysem. W sumie byo ich szecioro: czterech chopcw i dwie dziewczyny w wieku mniej

wicej takim jak on, niektrzy rok czy dwa modsi lub starsi. W tej wskiej uliczce nie mia adnego pola manewru, adnej moliwoci odwrotu. To bya oznaka szacunku, uznanie dla jego imienia w Poudniomocie. Mona tak na to patrze. W dawnych czasach miaby przy sobie swoich przybocznych. Nie pozwoliby sobie na tak wpadk. Pomyla o tym, eby przyzna si, e ju nie naley do achmaniarzy, ale w ten sposb staby si tylko atwiejszym celem - kim bez ochrony i bez wasnego terenu. Wymaca rkoje noa i wycign go, cho wiedzia, e taka obrona nie na wiele si zda. Bdzie mia szczcie, jeeli tylko ograbi go z pienidzy i ciko pobij. Przywar plecami do ciany. - Chc tylko przej - powiedzia, unoszc podbrdek z udawan pewnoci siebie. Bez urazy. - Tak? Nie wydaje mi si, Bransoleciarzu. - Shiv i jego gang otoczyli go pkolem. Herszt mia rude wosy i niebieskie oczy, twarz blad i gadk jak u dziewczcia, z sinym symbolem gangu na prawym policzku i star blizn, przez ktr kcik lewego oka lekko mu opada. Z tego oka stale cieky mu zy. Shiv nie by postawny, nie by te starszy od Hana. Swoj pozycj zawdzicza temu, e sprawnie posugiwa si noem i gotw by wydrze kademu serce nawet podczas snu. Albo o innej porze. Cakowity brak sumienia czyni go potnym. W wietle dobiegajcym z gwnej ulicy zalnio jego ostrze. By najlepszym noownikiem w Poudniomocie, lepsza bya tylko dziewczyna - Cat Tyburn - z achmantargu, ktra zastpia Hana w roli herszta achmaniarzy. - Robie interesy w Poudniomocie i naley nam si nasza dziaka. Przecie wiesz owiadczy Shiv. Jego kompani coraz bardziej zacieniali krg, szczerzc zby. - Nie cigam haraczw - odpar Han. - Kto by mi powierzy takie zadanie? Jestem tylko posacem. Oni sami uzgadniaj interesy - mwi, co mu lina na jzyk przyniosa. - No to towar - powiedzia Shiv, a inni Poudniarze entuzjastycznie pokiwali gowami, jakby Shiv mia si z nimi podzieli. Han nie spuszcza wzroku z noa w rku Shiva i stara si odpowiednio wobec niego ustawia. - Lucjusz nie bdzie was opaca. A jak ja co uszczkn, to ju po mnie. - Mnie to urzdza. - Shiv umiechn si od ucha do ucha. - Bdzie potrzebowa kogo, kto to przejmie. Moe my si nadamy.

Ach, to tak? pomyla Han. Lucjusz w szczeglny sposb dobiera sobie partnerw w interesach. Ale to nie by dobry moment, by o tym wspomina. - Dobra - powiedzia niechtnie, jakby si poddawa. - Pogadam z nim i zobaczymy, co on na to. - Spryciarz... - Shiv si umiechn. Musia to by jaki sygna, bo w jednej chwili wszyscy go dopadli. Poczu na twarzy ostrze, a kiedy sam si zamachn, ci z bokw chwycili go za rce i docisnli mu nadgarstek do muru, a upuci bro. Wtedy postawny Poudniarz zacz wali jego gow o mur. Han wiedzia, e jeli bdzie si opiera, wykocz go. Osun si wic na ziemi. Shiv kopa mocno w ebra, kto inny okada go piciami po twarzy. Brutalnie, ale nie miertelnie. W kocu podnieli go do pionu i trzymali za ramiona, gdy Shiv go bi. Han opiera si pokusie splunicia mu w twarz lub kopnicia w czue miejsce. Wci mia nadziej przey ten dzie. - Gdzie to chowasz? - pyta Shiv, wywracajc kieszenie Hana. - Gdzie te wszystkie brylanty, rubiny i zoto, o ktrych tyle si gada? Nie byo sensu tumaczy Shivowi, e te legendarne skarby istniay tylko w ulicznych opowieciach. - Ju ich nie ma - powiedzia. - Wydane, ukradzione, rozdane. Nic mi nie zostao. - Masz to. - Shiv podcign rkawy Hana, odsaniajc srebrne bransolety - Syszaem, e z ciebie chojrak, Bransoleciarzu! - Chwyci go za przedrami i szarpn za bransolet, prawie wyamujc mu nadgarstek. Rozwcieczony przycisn koniuszek noa do garda swojej ofiary i Han poczu cieknc pod koszul struk krwi. - cigaj! Bransoletki byy znakiem rozpoznawczym Hana, gdy by hersztem bandy achmaniarzy. Shiv chcia je mie jako trofeum. - Nie da si - powiedzia Han, przekonany, e umiera. - Nie? - wysapa Shiv, przysuwajc twarz do twarzy Hana na odlego oddechu . W jego gosie brzmiao oczekiwanie, z oka spyway mu zy. - Wielka szkoda. Odetn ci donie i zobaczymy, czy bransoletki zsun si z kikutw. - Spojrza po kumplach, a oni zachichotali. I nie martw si, Kikuciarzu, damy ci prawo ebra po tej stronie mostu. Oczywicie za cz zarobkw. - Jego miech wdziera si w mzg, wibrowa jak krzyk szaleca, jak faszywie piewana melodia. Shiv odsun n od garda Hana i zacz go przeszukiwa. Znalaz jego sakiewk i odci z rzemienia, kaleczc skr ofiary. Upchnwszy j pod koszul, zapa za torb i zacz w niej grzeba i wyrzuca jej zawarto na ziemi. Han traci nadziej. Nie byo szans, by

Shiv nie znalaz sakiewki Mateusza. I nie byo szans, by Han mg zwrci tyle pienidzy. Jakby to byo najwaniejsze, gdy ju wykrwawi si na mier. Tymczasem to nie sakiewka od Mateusza zainteresowaa Shiva. Chopak wycign z torby owinity w skr amulet Bayara. - Co tu ukrywasz, Bransoleciarzu? - Oczy zalniy mu z ciekawoci. - Pewnie co cennego? - Rozwin skr i dgn w tajemniczy przedmiot palcem. Cay zauek zalao zielone wiato, ktre wydobyo si z amuletu. Oczy Hana zapieky, tak e na chwil olep. Shiv i reszta Poudniarzy z przeraliwym hukiem polecieli na przeciwlegy mur, niczym lalki z gagankw. Z mocnym tpniciem uderzyli w bruk. Han upad ciko, w uszach mu dzwonio. Obrci si na kolana. Amulet, najwyraniej niezniszczony, lea na ziemi przed nim, wci pulsujc dziwnym zielonym blaskiem. Po chwili wahania Han zarzuci na skr i z powrotem wsun go do torby. Kiedy z trudem si podnosi, usysza krzyki rozkazw i tupot butw na bruku przy poudniowym kracu zauka. Obejrza si za siebie. Grupa onierzy w niebieskich mundurach zagradzaa wejcie. Gwardia Krlewska. Mia ju z nimi nieraz do czynienia. Czas znika. Spojrza na Shiva, ktry ju zdoa si podnie i otoczony przez swoich ludzi potrzsa gow. Wyglda na otumanionego. Nie byo szans na odzyskanie sakiewki, ale Han wci mia pienidze od Mateusza. Liczy na to, e gwardia spowolni pocig Poudniarzy. To bya szansa, by wyj z tego cao. Musia j wykorzysta. Rzuci si pdem w stron rzeki, byle dalej od gwardzistw. Sysza za sob groby i rozkazy, by si zatrzyma. Pomyla o schronieniu w wityni na zachodnim kocu mostu, ale uzna, e lepiej bdzie sprbowa w ogle si std wydosta. Wybieg z zauka, przebieg obok wityni i rozpychajc si przez cib, posuwa si na przeciwn stron rzeki. Nie przestawa biec, a znalaz si na terenie achmaniarzy. Wtedy wybra okrn tras, by si upewni, e nikt go nie ledzi. W kocu skrci w Brukowan, gdzie zwolni, potykajc si o nierwne kocie by. Dopiero tutaj poczu si bezpiecznie i mg oceni straty. Wszystko go bolao. Skra po prawej stronie twarzy bya nacignita i ledwie widzia na prawe oko, co znaczyo, e spuch. Ostry bl w boku wskazywa na zamane ebro. Ostronie pomaca palcami ty gowy. Wosy byy oblepione krwi, wyczu te guza wielkoci gsiego jaja. Mogo by gorzej, pomyla. ebra mona obwiza, a nic innego chyba nie poama. Nie mia pienidzy na uzdrowicieli, wic gdyby co zama, pozostaoby zamane albo

zrosoby si samo. Takie byy prawa achmantargu. Chyba e bdzie mia tyle siy, by wdrapa si znw na Hanale i odda si w rce Iwy. Zatrzyma si przy studni na kocu ulicy, by jako tako doprowadzi si do porzdku. Obmy twarz, spuka krew i na ile potrafi, palcami przyczesa wosy. Nie chcia wystraszy Mari. Cay czas wraca mylami do tego, co stao si w Zauku Ceglarzy. Moe nie by cakiem wiadomy. Przecie uderzy si w gow. Mgby przysic, e widzia, jak Shiv dotyka amuletu i jak nastpuje wybuch. Tak jak zapowiedzia Bayar. Czu zowieszczy ciar magicznego przedmiotu w torbie. Moe Tancerz mia racj trzeba byo to zakopa. Ale faktem jest, e gdyby nie ten wowy amulet, byby w powanych tarapatach. Moe ju by nie y. Ha! pomyla. Nie oszukuj si. I tak jeste w powanych tarapatach. Dotar do stajni na kocu ulicy, duej nie dao si ju zwleka. Wewntrz stajni badawczo pocign nosem. Nie byo czu posiku. mierdziao tylko nawozem, wilgotn som i komi. Jutro bdzie musia wyrzuci gnj. Jeli da rad wsta z posania. Niektre konie wystawiay by, domagajc si przekski. - Przykro mi - mrukn. - Nic dla was nie mam. - Niepewnie wchodzi po starych kamiennych schodach prowadzcych do izby, w ktrej mieszka z matk i siedmioletni siostr. Otworzy drzwi. Z przyzwyczajenia obrzuci pomieszczenie wzrokiem, by oceni niebezpieczestwo, zanim co go zaskoczy. Wewntrz byo zimno i ciemno, ogie prawie wygas. Ani ladu mamy. Mari leaa na swoim posaniu przy palenisku, ale widocznie nie spaa, bo gdy tylko wszed, uniosa gow. Na jej twarzy pojawi si szeroki umiech i dziewczynka podbiega d o niego, chudymi rczkami zapaa go za nogi, twarz wtulia w jego tali. - Han! Gdzie bye? Tak si martwiymy! - Powinna ju spa - powiedzia zmieszany, poklepujc j po plecach i gadzc po rozczochranych brzowych wosach. - A gdzie mama? - Posza ci szuka - odpara Mari, szczkajc zbami ze strachu i zimna. Wrcia do ka przy ogniu i okrya chude ramiona przetartym kocem. Zawsze sprawiaa wraenie zbyt mizernej, by byo jej ciepo. - Jest wcieka. Baymy si, e co ci si stao. Koci, pomyla z poczuciem winy. - Kiedy wysza?

- Cay dzie wchodzi i wychodzi. - Jada kolacj? Zawahaa si, czy skama, ale ostatecznie pokrcia gow. - Mama chyba co przyniesie. Han zacisn wargi, eby nie powiedzie tego, co myla. Naiwno Mari w jaki sposb wydawaa mu si cenna, jak marzenie, ktrego al si pozby. Bya jedyn osob w caym achmantargu, ktra zawsze w niego wierzya. Podszed do paleniska, wyj niewielk szczapk z malejcej sterty drewna na opa i dooy do ognia. Nastpnie usiad na cienkim materacu obok siostry, tyem do pomieni. - To moja wina, e nie dostaa kolacji - powiedzia. - Powinienem by wrci wczeniej. Powiedziaem mamie, e co ci przynios. - Pogrzeba w kieszeni i wyj buki. Rozwin serwetk i poda jedzenie Mari. Jej niebieskie oczy rozszerzyy si. Obejmowaa buki paluszkami, patrzc na niego z nadziej. - Ile z tego jest dla mnie? - Wszystko - odpar zaenowany. - Mam jeszcze dla siebie i mamy. - Och! - Mari rozamaa buk i pochaniaa j wielkimi ksami, po ktrych ze smakiem oblizywaa palce. Gdy skoczya, wok ust miaa rozmazany sos. Przesuwaa jzykiem po wargach, by zje wszystko do ostatniego okruszka. Han aowa, e nie ma ju siedmiu lat, gdy buka z misem wystarczaa mu do szczcia. Poda siostrze nastpn, a ona, biorc j od niego, przyjrzaa mu si uwanie. - Co ci si stao? Jeste opuchnity - wycigna rce i dotykaa jego twarzy maymi paluszkami tak delikatnie, jakby to bya skorupka jajka. - To sinieje. Wtedy usysza zmczone tupanie po schodach, wiadczce o tym, e wraca mama. Han wsta, przywar do ciany, ukryty w cieniu. Po chwili drzwi si otworzyy. Matka staa w wejciu, jak zawsze zgarbiona pod naporem nieszcz. Ku zdziwieniu Hana miaa na sobie paszcz, ktry wybra dla siebie na targu staroci tydzie czy dwa wczeniej, mylc, e przyda si na przysz zim. Na niej prawie wlk si po ziemi. Szyj miaa owinit dugim szalikiem. Zawsze nosia kilka warstw ubra, nawet przy adnej pogodzie, jakby to bya swoista zbroja. Odwina szalik, odsaniajc dugi jasny warkocz. Pod jej oczami wida byo ciemne cienie. W ogle wygldaa na bardziej przygnbion ni zwykle. Bya moda - gdy urodzia Hana, nie miaa wicej lat ni on teraz - ale wygldaa staro jak na swj wiek.

- Nie znalazam go, Mari - powiedziaa i gos jej si zaama. Han ze zdumieniem patrzy na zy pynce po jej policzkach. - Byam wszdzie, pytaam wszystkich. Poszam nawet do gwardzistw, a oni tylko si miali. Mwili, e pewnie siedzi w lochu, e tam jego miejsce. Albo nie yje. - Zaszlochaa i obtara twarz rkawem. - Hmm... Mamo - bkna Mari, wskazujc wzrokiem na Hana. - Mwiam mu, powtarzaam, eby si trzyma z dala od ulicy, eby nie wczy si z tymi gangami, nie nosi pienidzy dla tego starego Lucjusza, ale on nie sucha, myli, e nic mu nie grozi, e... Jestem draniem, pomyla Han. Szumowin. Im duej bd czeka, tym bardziej pogorsz sytuacj. Wyszed z cienia. - Jestem tutaj - chrzkn. - Przepraszam, e si spniem. Mama, blada jak trup, zapaa si za szyj i mrugaa tak gwatownie, jakby zobaczya ducha. - Ggg... dzie...? - Przenocowaem w Sosnach Marisy - wyjani. - A potem, po drodze do domu, miaem troch kopotw. Ale przyniosem kolacj... - Wycign rk z pozostaymi bukami. Danin. Jednym susem pokonaa dzielc ich odlego i wytrcia mu serwetk z rki. - Przyniose kolacj? I tyle? Znikasz na trzy dni, ja odchodz od zmysw ze zmartwienia, a ty przynosisz kolacj? - mwia coraz goniej, a Han macha rkami, prbujc j uciszy. Nie chcia, eby obudzia waciciela mieszkajcego za cian, bo jeszcze mgby si upomnie o zalegy czynsz. Sza naprzd, a on si cofa, a doszli do paleniska. Oskarycielskim gestem przyoya palce do jego twarzy. - Znowu si bie. A co ci mwiam? - Nie - powiedzia bez przekonania i zaprzeczy ruchem gowy. - Ja tylko... potknem si o krawnik i upadem na twarz. - Musisz przyoy zimn szmat - odezwaa si Mari ze schronienia we wasnym ku. Gos jej dra jak zawsze, gdy bya niespokojna. - Mamo, zawsze mwisz, e to zmniejsza opuchlizn. Han popatrzy na Mari, aujc, e nie mog przenie tej ktni w inne miejsce. Ale gdy mieszka si w jednej izbie nad stajni, nie ma dokd pj. - Kto to by tym razem? Gangi czy gwardia? A moe okrade o jedn kiesze za duo?

- Nie kradn ju - zaprotestowa Han, uraony. - Powiedziae, e idziesz zbiera roliny na sprzeda. Czyby poszed a na Hanale? A moe cay ten czas wczye si po ulicach? - Poszedem na Hanale - powiedzia, z caych si starajc si nie okazywa wzburzenia. - Razem z Tancerzem cay dzie zbieralimy zioa na grze. Mama przez chwil przygldaa mu si uwanie i wreszcie wycigna rk. - W takim razie masz dla mnie pienidze. Pomyla o swojej sakiewce, teraz w rkach Shiva. Mia jeszcze pienidze Lucjusza, ale - co cigle powtarza - nie by zodziejem. Przekn lin i opuci gow. - Nie mam pienidzy - powiedzia. - Zabrali mi w Poudniomocie. Mama sykna w taki sposb, jakby potwierdziy si jej najgorsze przypuszczenia. - Jeste przeklty, Hansonie Alister, i le skoczysz. Nic dziwnego, e jeste w tarapatach, skoro caymi dniami wczysz si po ulicach z tymi gangami, kradnc, rabujc... - Nie jestem ju z achmaniarzami - przerwa jej Han. - Obiecaem ci jesieni... Mama mwia dalej, jakby go w ogle nie syszaa: - ...trzymasz si z takimi nieudacznikami jak Lucjusz Frowsley. Jestemy biedni, ale przynajmniej zawsze bylimy uczciwi. Co w nim pko. Han otworzy usta i sowa same popyny: - Jestemy uczciwi? Uczciwo nas nie nakarmi i nie opaci czynszu. To ja utrzymuj nas od roku, a bez drobnych kradziey jest duo trudniej. Prosz bardzo, rb to sama, jeli uwaasz, e przyjmowanie prania i chodzenie w achmanach uchroni nas przed wizieniem za dugi. A jeli nas zamkn, to co wedug ciebie stanie si z Mari? Staa niczym sup - jej oczy lniy niebieskim blaskiem, wargi zbielay jak caa reszta twarzy. Nagle chwycia za kij ze sterty chrustu i zamachna si na niego. Odruchowo uj j za nadgarstki i przytrzyma. Przez dusz chwil spogldali sobie w oczy, poczeni wizami krwi i gniewu. Powoli gniew odpywa, pozostawiajc jedynie wizy krwi. - Nie pozwol ci wicej mnie uderzy - powiedzia Han cicho. - Dzisiaj ju mnie pobito. Wystarczy. * Pniej, w nocy, lea na materacu w rogu, suchajc cichych, miarowych oddechw wiadczcych o tym, e mama i Mari wreszcie zasny. Czu bl w caym ciele, a twarz tak go pieka, jakby miaa pkn. Do tego znowu by godny. Wsplnie z mam zjedli dwie ostatnie buki z misem, ale ostatnio wszystko, co jad, zdawao si wyparowywa, zanim dosigo odka.

Myli koatay mu si po mzgu niczym mysz w labiryncie. Nie mia natury filozofa. Niewiele czasu mg powici na rozmylanie. Nie by typem, ktry by prbowa godzi ze sob te zwalczajce si dusze zamieszkujce jego ciao. By w nim Han Alister, syn i starszy brat, ywiciel rodziny, handlarz i drobny cwaniaczek. By te Samotny owca, przyjty przez koloni Sosen Marisy, marzcy o tym, by sta si prawdziwym czonkiem klanu. I w kocu Bransoleciarz, drobny przestpca, ulicznik, niegdysiejszy herszt bandy achmaniarzy i wrg Poudniarzy. Kadego dnia zdejmowa jedn skr i wchodzi w inn. Nic dziwnego, e trudno mu byo zrozumie, kim jest. Poruszy si na twardej pododze. Zwykle uywa torby jako poduszki, ale nie by pewien, czy moe to zrobi z amuletem w rodku. Ten przedmiot tkwi w jego mylach jak bl zba. Moe wybuchnie i wszystkich zabije? Albo gorzej, pozostawi przy yciu bez dachu nad gow? Przypomniay mu si sowa Lucjusza. Ukryj amulet i trzymaj si z dala od Bayarw. Jeli si dowiedz, e go masz, zabij ci, by go zdoby. W kocu wyj zawinity amulet z torby. W samych spodniach zsun si po schodach, min konie i wymkn si na zimne podwrze stajenne. W pewnej odlegoci od budynku byo kamienne palenisko kowalskie, zbudowane, gdy mieszka tu kowal. Odkd Han by na tyle duy, by mie swe sekrety, bya to jego kryjwka. Podnis luny kamie u podstawy i wepchn pod niego amulet, a nastpnie wsun kamie z powrotem na miejsce. Nieco uspokojony, wrci do stajni i wspi si do izby. Myli wci nie daway mu spokoju. Jutro wrci do Lucjusza, zaniesie mu sakiewk i pewnie dostanie zapat. Moe to wystarczy na czynsz, zwaszcza gdy znowu posprzta stajni. Usiad na materacu, poszpera w kieszeni bryczesw i wyj monet z ksiniczk, ktr dosta od Mateusza. Przysun j do gasncego ognia i blask pomieni wydoby grawerowan posta. To bya ksiniczka Raisa anaMarianna, nastpczyni tronu Felis z rodu Szarych Wilkw. - Witaj, panienko - szepn, przesuwajc po jej wizerunku brudnym palcem wskazujcym. - Chciabym czciej ci widywa. Portret wyryty w zimnym, twardym metalu ukazywa j z profilu - smuka szyja, wosy zaczesane do tyu i spite w kok. Wida, e jest dumna i wyniosa jak jej matka, krlowa Marianna. Ale nie, pomyla Han z sarkazmem. To zbyt kopotliwe jecha w gry na polowanie.

Po prostu rozkaemy zagna nam zwierzyn, nawet jeli to oznacza podpalenie lasu. Ksiniczka nie musi si martwi o dach nad gow, o to, skd wzi kolejny posiek, ani o to, czy jej nie pobij w ciemnym zauku. Ksiniczka w ogle nie musi si o nic martwi.

ROZDZIA SIDMY

W oranerii
Raisa sza szybko korytarzem, stukot jej balowych pantofelkw odbija si cichym echem od marmurowych posadzek. Miaa zamiar wrci do swoich komnat i przebra si, ale nie wiedziaa w co. Jej klanowe wskie spodnie i tunika byy bardzo brudne. Wyrosa ju z wieku, gdy miaa ubrania przeznaczone do zabawy, a zreszt ten nowy powany Amon w mundurze zasugiwa na co bardziej uroczystego. A jeeli on przebierze si w bryczesy i koszul? Wtedy ona bdzie si czua gupio w eleganckiej sukni. Zaraz. Przecie jest ksiniczk wracajc z balu. Czemu miaaby si czu niezrcznie? Co si z ni dzieje? Magret nie spaa, tylko popijaa herbat. Jej siwiejce wosy splecione w warkocz opaday swobodnie wzdu ciaa. - Wrcia panienka wczeniej, ni si spodziewaam - powiedziaa, wstajc, i lekko dygna. - Mylaam, e to potrwa duej. - Potrwa. Teraz id zobaczy si z Amonem - oznajmia Raisa, siadajc przed lustrem, gdzie zacza rozpltywa wosy. Postanowia, e zostanie w tej sukni, ale rozpuci kok. Wtedy by moga... - Teraz? - Magret nie ukrywaa zdumienia. - O tej porze? - No tak. - Raisa bya rwnie zdumiona. Gdy Magret nie przestawaa si krzywi, dodaa: - A co? - Nie moe panienka i sama na spotkanie z modym mczyzn w rodku nocy! Czego ona nie rozumie? - Przecie to Amon. Dawniej czsto nie wracalimy na noc. Pamitasz, jak kucharz znalaz nas pod chlebowym stoem o wicie? Czekalimy na pierwsze bueczki cynamonowe. - Raisa przeczesaa szczotk stawiajce opr wosy, mylc, e teraz Amon nie zmieciby si pod stoem. Nie z tymi dugimi nogami. - Nie wyjdzie panienka o tej porze bez przyzwoitki - owiadczya Magret stanowczo. - Ju powiedziaam, e si z nim spotkam - odpara Raisa, splatajc wosy w luny warkocz. - Przecie i tak nikt si nie dowie. - Jeeli panienka pjdzie, porozmawiam z lady Franci, a ta powiadomi krlow -

owiadczya Magret, buczucznie wysuwajc podbrdek. - Nie zrobisz tego - zaprotestowaa Raisa, teraz aujc, e nie posza od razu na swoj randk. - Zrobi, Wasza Wysoko. W lipcu skoczy panienka szesnacie lat i bdzie moga wyj za m. Ja musz dopilnowa, by do tego czasu nic si nie stao. To znaczy... on jest w kocu onierzem. - No nie, na krew Hanalei! Za nikogo nie wychodz, Magret. Jeszcze dugo. Wczeniej bd miaa ze stu kochankw - chciaa powiedzie tak na zo. Zreszt, szybciej wpadaby w kopoty w sali karcianej z Micahem albo pod nosem matki w sali bankietowej ni w obecnoci Amona. Przez dusz chwil spoglday na siebie ze zoci. - No dobrze - powiedziaa w kocu Raisa. - W takim razie chod ze mn. Magret spojrzaa na swj strj. Najwyraniej uznaa, e ju nigdzie nie bdzie wychodzi. - Naprawd, Wasza Wysoko, nie sdz... Raisa przybraa wadczy wyraz twarzy. - Skoro nalegasz na pjcie ze mn, moe przygotuj mu co do jedzenia. Sta na stray przy drzwiach przez ca kolacj, wic nic nie jad. Kwadrans i sporo narzeka pniej wyszy z komnat Raisy: ksiniczka na przedzie, Magret za ni, wyranie niezadowolona, z du srebrn tac. Musiay pokona kilka poziomw schodw, ktre im wyej, tym byy wsze i bardziej strome. - Macie si spotka na dachu? - wyrzzia Magret, o dwa pitra niej. - W oranerii - odpowiedziaa Raisa, zatrzymawszy si na grze, by Magret j dogonia. Duo atwiej byoby wej tajemnym przejciem, ale nie chciaa wyjawi tego sekretu opiekunce. Nie zdradzia go take Micahowi. To nieodwracalna decyzja, ktrej nie da si cofn, gdyby co midzy nimi si zmienio. Oraneria bya zapewne kiedy miejscem reprezentacyjnym, zaprojektowanym przez kogo, kto kocha roliny. Weszy przez wysokie drzwi z brzu, oplecione winorol, kwiatami, zdobione odlanymi w metalu zwierztami i owadami. Wewntrz byo wilgotno, pachniao ziemi, kwiatami, rolinnoci. Ciemna kamienna posadzka cay dzie gromadzia ciepo soca, by w nocy je oddawa. W rurach krya gorca woda ze rde termalnych - szereg zaworw

umoliwia dostosowywanie temperatury do potrzeb rolin tropikalnych, pustynnych i tych z klimatu umiarkowanego. Krlowa Marianna niezbyt chtnie korzystaa z ogrodw, wolaa kwiaty uoone w wazonach, ale Raisa, jak i jej ojciec, uwielbiaa grzeba w ziemi. W tych rzadkich chwilach, gdy krl przebywa w zamku Fellsmarch, spdzali wsplnie wiele godzin w ciszy, przygotowujc sadzonki i pielgnujc mode rolinki. Gdy obojga ich zabrako w ostatnich trzech latach, opuszczony ogrd podupad silniejsze roliny zadusiy sabsze, delikatniejsze. Tu i wdzie wybite szyby zatkano wen albo prowizorycznie zaatano le dopasowanymi szklanymi pytami. W niektrych czciach oranerii byo teraz za zimno, by mogy tam rosn egzotyczne roliny. Raisa podprowadzia Magret do wejcia do labiryntu. Amon bdzie czeka w jednym z bocznych korytarzy, w pawilonie obok fontanny. Chyba bdziemy musieli znale nowe miejsce na spotkania, pomylaa Raisa, skoro Magret ju zostaa wtajemniczona. Chocia moliwe, e nie znajdzie drogi powrotnej. Raisa pewnym krokiem sza przez liciaste tunele. Magret deptaa jej po pitach, jakby si baa, e dziewczyna ucieknie i pozostawi j sam. ciany z bukszpanu w niektrych miejscach niemal si ze sob zrosy, tak e kobiety musiay si przedziera przez spltane gazie. - Zniszczy panienka sukienk ju pierwszego dnia - narzekaa Magret. Oblizaa palec i przetara nim lad po ukuciu w satynie, jakby chciaa j sklei. Usyszaa Amona, zanim go zobaczya. Chodzi wte i wewte, mruczc co pod nosem. W pierwszej chwili pomylaa, e zorzeczy, bo ona si spnia, ale zaraz zrozumiaa, e wiczy jak przemow. - Wasza Wysoko, niech mi wolno bdzie powiedzie, jak zaszczycony jestem, e mnie pani pamitasz... aaah! - Pokrci gow niezadowolony i odchrzkn. - Wasza Wysoko, byem zaskoczony... nie... zdumiony, kiedy do mnie przemwia, i mam nadziej, e nasza przyja... Przeklte koci Hanalei! - wykrzykn i klepn si w czoo. - Idiota ze mnie! Raisa daa Magret znak rk, by pozostaa na miejscu, a sama podesza bliej. - Amon? Podskoczy i odwrci si, odruchowo chwytajc za rkoje miecza. Sprbowa obrci to w bliej nieokrelony elegancki gest, wycigajc rk w jej stron i nisko pochylajc gow.

- Wasza Wysoko - zachrypia, prostujc si. - Jeste... hmm... adnie wygldasz. - Wasza Wysoko? - podesza do niego, szeleszczc sukni, z dumnie uniesionym podbrdkiem. - Wasza Wysoko? - Ja... - powiedzia, mocno si rumienic. - Ja... ach... Chwycia go za obie donie i spojrzaa w gr - ponad mocno zarysowan szczk Byrnew, ponad prosty nos, w jego szare oczy. - Koci, Amonie, to ja. Raisa. Czy kiedykolwiek zwracae si do mnie Wasza Wysoko? Zastanowi si. - O ile pamitam, kilka razy kazaa mi tak si zwraca - odpar oschle. - Nieprawda! - rozgniewaa si. Amon zmarszczy brwi. Dobrze pamitaa ten jego wyraz twarzy. Zawsze j irytowa. - Niech ci bdzie - ustpia. - Moe kilka razy. Wzruszy ramionami. - Chyba musz si do tego przyzwyczai, skoro mam przebywa na dworze. - Chyba tak - zgodzia si. Stali tak przez chwil, trzymajc si za rce. Nagle Raisa zdaa sobie spraw z niezrcznoci tej sytuacji. Serce jej zamaro. - No wic... - odezwa si Amon. - Wygldasz... adnie - powtrzy. Nie bardzo wiedzia, gdzie powinien patrze, przez co sprawia wraenie rozkojarzonego. - A ty jeste taki... wysoki - odpowiedziaa, szybko wysuwajc donie z jego ucisku. Jeste godny? Magret przyniosa ci kolacj. Wzdrygn si i rozejrza. Odnalaz wzrokiem Magret przyczajon przy drzewku szczcia. Znowu te jego brwi. - Przyprowadzia Magret? Tutaj? - Nie chciaa mnie puci. Nieatwo mi si wymkn. - Aha... Waciwie, jestem godny - przyzna po krtkim wahaniu. Raisa skina na Magret, a ta postawia tac na maym stoliku z kutego elaza przy fontannie, zapalia pochodnie i odesza na awk na tyle niedaleko, by sysze, o czym rozmawiaj. - Prosz - powiedziaa Raisa. - Usid. - Sama usiada na krzele i zacza skuba niewielk ki winogron, cho wci czua si najedzona po kolacji. Przyniesienie jedzenia byo dobrym pomysem, bo teraz mieli moliwo skupi uwag na czym innym ni oni sami. Amon ostronie zdj kurtk munduru i powiesi j na oparciu krzesa. Pod spodem

mia bia lnian koszul. Podwin rkawy za okcie, obnaajc opalone uminione ramiona. - Przepraszam - powiedzia, siadajc. - W Wien House przyzwyczaiem si, e sam musz pra swoje ubrania, wic staram si nie ubrudzi mankietw przy jedzeniu. Amon z zapaem zabra si dojedzenia: akomie pochania pieczywo, ser i owoce, ktre przygotowaa Magret, i popija to wszystko cydrem. Raz podnis wzrok i zobaczy, e Raisa przyglda mu si zdumiona. - Przepraszam - powiedzia, przecierajc usta serwetk. - Przebyem dzisiaj dalek drog, jestem strasznie godny, no i przyzwyczaiem si je w koszarach. Tam nie obowizuj szczeglne zasady. Dla Raisy ulg bya rozmowa z kim, kto nie prbowa jej schlebia. Kto mwi to, co myli. Kto nie by tak przymilny, e a sama czua si niezrcznie. - A wic na to lato przydzielili ci do gwardii? Skin gow, przeu i przekn. - I na kade lato od tej pory. - Czy to duo pracy? - Aha, ju mj tato dopilnuje, eby krlowa miaa korzy z mojej ndznej skry. Wymownie spojrza na Rais. - Mgbym ci widywa, gdyby mnie przydzielili do twojej gwardii osobistej. Ale to mao prawdopodobne w pierwszym roku suby. - Ojej... - westchna rozczarowana. Odkd wrcia z Demonai, doskwieraa jej samotno. By, oczywicie, Micah, ale w jego towarzystwie nie czua si pewnie, nawet przy przyzwoitce. Wyczekiwaa lata, mylc o tamtym Amonie, ktrego pamitaa. Nie przyszo jej do gowy, e on tak si zmieni. Ani e nie bdzie mia czasu. - Mylaam, e uda nam si pojecha znowu do wodospadu Ognistej Gbi. Syszaam, e jest tam nowy gejzer, ktry bije na pidziesit stp w gr. - Co ty? - Amon zdumiony pokiwa gow. - I nie bya jeszcze go zobaczy? - Czekaam na ciebie. Pamitasz, jak pywalimy w rdach Demona? owili wtedy pstrgi w Ognistej Gbi i ugotowali swj pow nad par wydobywajc si z jednej ze skalnych szczelin. - Aha... - odpowiedzia nieco zakopotany. - Teraz krlowa chyba ju nam nie pozwoli na takie samotne wyprawy. - Czemu? - Z kilku powodw... - Umilk, a gdy ona nic nie powiedziaa, doda: - Midzy innymi

dlatego, e teraz to bardziej niebezpieczne ni kiedy. - Wszyscy to powtarzaj - achna si. - Bo to prawda. - I czemu jeszcze? - nalegaa Raisa. - Jestem onierzem i jestem penoletni. Ty te niedugo bdziesz dorosa. To duo zmienia. Ludzie bd gada. - Ludzie gadaj tak czy inaczej - prychna z niezadowoleniem. Wiedziaa jednak, e on ma racj. Po chwili krpujcej ciszy zmienia temat. - Opowiedz mi o Odens Ford. - No c. - Amon chwil si waha, jakby chcia si upewni, e ona naprawd tego chce. - Akademi przedziela rzeka Tamron. Wien House, szkoa wojownikw, ley po jednej stronie, a Mystwerk, szkoa czarownikw, po drugiej. Chyba kiedy na pocztku uwaano, e te grupy trzeba od siebie oddzieli. To byy pierwsze dwie, ale dzisiaj s te inne szkoy. - Co roku do Wien House przyjmuj pidziesiciu nowych kadetw. Przybywaj z rnych stron, z Tamronu i Felis, Ardenu i Bruinswallow. Niektre z tych krain s ze sob w stanie wojny, ale nie wolno tego przenosi na kampus. To si nazywa Pokj Odens Ford i jest bardzo surowo przestrzegane. Sam Odens Ford jest jak mae krlestwo. Ley na granicy midzy Tamronem a Ardenem, ale nie jest czci adnego z nich. - Gdzie mieszkasz? - zapytaa Raisa, zdejmujc buty i wsuwajc stopy pod sukni, na co Magret skrzywia si z dezaprobat. - Kady rocznik jest skoszarowany, a osigniemy poziom Wtajemniczonych odpowiedzia. - Wtedy moemy wybra sobie wasne mieszkanie. Ja koszaruj w Domu Kadetw. Jeszcze w przyszym roku tam bd, a potem mam prawo wyboru. Jeli zechc, bd mg nawet zamieszka z czarownikiem. - A tam w Wien House jest mniej wicej tyle samo dziewczt i chopcw? - zapytaa Raisa obojtnym tonem. Pokrci gow. - My wysyamy dziewczta z Felis, ale na Poudniu si tego nie praktykuje. Oni tam troch inaczej patrz na to, co mog dziewczyny. Niektrzy twierdz, e to wpyw kultu Malthusa. - Aha. - Raisa pokiwaa gow z powag, udajc, e rozumie. Amon wydawa si tak ze wszystkim obeznany, taki mdry w porwnaniu z ni, a przecie ona bya ksiniczk! Czy nie powinna wiedzie o tym wszystkim? Czy jej matka, krlowa, to wiedziaa? Chyba nie. Marianna nigdy nie wyjedaa poza granice wasnego krlestwa. Nagle Raisa poczua gwatown ch wyruszenia dokd, dokdkolwiek, poza Felis.

- Czyli jest tam okoo trzech czwartych chopcw i jednej czwartej dziewczt - cign Amon. Ale dziewczyny dobrze sobie radz. onierka to nie tylko uywanie mini, o czym przekona si jeden z poudniowcw - rozemia si. - No a czego tam ucz? - zapytaa. - Teorii, musztry, czy czego? - Nie, pomylaa, przygldajc mu si z ukosa, od zaj teoretycznych nie miaby tak uminionych ramion i klatki piersiowej. - Troch teorii, troch praktyki - odpar, chyba zadowolony z jej zainteresowania. Szkolimy si w strategii, geografii, koniach, broni, takich rzeczach. Analizujemy przebieg wielkich bitew historycznych. Im dalej, tym wicej zaj praktycznych. - Chciaabym tam pojecha - wyrwao si Raisie. - Co ty? - Amon wyglda na zaskoczonego - No, to by byo zbyt niebezpieczne. Teraz dotarcie do szkoy i powrt z niej to nie lada wyzwanie. - Dlaczego? - Przesuwaa palce po naszyjniku z dzikiej ry. Moe ma t tsknot za obcymi ldami po ojcu kupcu. - Wiesz, e w Ardenie trwa wojna domowa. Piciu braci walczy o tron, kady ma swoj armi. Wic jeli na Poudniu jest si w wieku poborowym, nawet jeli dopiero co weszo si w ten wiek, grozi ci wcignicie do jednej z armii. A wiek poborowy jest rozumiany bardzo szeroko: od dziesiciu do osiemnastu lat, tak mniej wicej. Odsun si od stou i wyprostowa nogi. Rozmasowywa uda, jakby go bolay. - Do tego nigdy nie wiesz, kiedy przekraczasz lini wroga albo wchodzisz na teren bitwy. Dezerterzy i bandy najemnikw s wszdzie. Nikt nawet nie prbuje docieka, kim jeste, zanim ci napadn. - Mj ojciec jest w Ardenie - powiedziaa Raisa drcym gosem. - Wiedziae? - Tato mwi. - Skin gow. Zamilk na chwil, jakby chcia wymaza to, co powiedzia wczeniej. - On pochodzi z Demonai i kiedy by wojownikiem. Na pewno nic mu nie bdzie. Kiedy wraca? - Nie wiem. - Potrzsna gow. - Chciaabym, eby ju wrci. Czuj si tak... dziwnie. Jakby co miao si sta. Pomylaa o tym, co mwi Edon Byrne o bezprawiu w okolicy i potrzebie obecnoci gwardii na zwykym polowaniu. O czym jeszcze ona nie wie? - Co wedug ciebie powinnimy zmieni w naszym postpowaniu? - zapytaa. - To znaczy... w sprawie wojen? Zarumieni si. - Nie jest moim zadaniem...

- Nie obchodzi mnie, czy to twoje zadanie, czy nie! - Pochylia si ku niemu nad stoem. - Chc wiedzie, co mylisz. Tak midzy nami. Amon przyglda si jej, jakby nie by pewien, czy jej wierzy, czy nie. Kiedy zostan krlow, pomylaa Raisa z gorycz, nikt nie bdzie si ba mwi, co myli. - Midzy nami? Skina gow. - Rozmawiaem troch z tat - powiedzia, nie odrywajc od niej swoich szarych oczu. - Wojna domowa w Ardenie nie bdzie trwa wiecznie. Pomijajc wszystko inne, zabraknie im onierzy. Jeden z tych braci Montaigne w kocu zwyciy, a gdy to si stanie, bdzie potrzebowa pienidzy. Bdzie szuka nowych terenw na pnocy, poudniu i zachodzie. Sdzimy, e moglibymy zrobi par rzeczy, eby zwikszy nasze przysze bezpieczestwo. - Na przykad? - Pozby si najemnikw - powiedzia Amon. - Oni s sprzedajni, a bracia Montaigne przebiegli. Potrzebujemy armii, ktra bdzie lojalna, zoona z rodzimych onierzy. Nawet gdyby miaa by mniejsza. Inaczej moe si zdarzy, e krlow obali jej wasne wojsko. - Ale... - Raisa przygryza warg - ...skd wzi rekrutw? Czasy s cikie. Kto si zgosi? - Ludzie z Felis zacigaj si do armii Ardenu - powiedzia. - A tymczasem niepokoje z Poudnia docieraj do nas. Po co paci obcym za walk dla nas? Trzeba da naszym ludziom powd, by zostali w domu, gdzie ich miejsce. - Jaki powd? - naciskaa Raisa. - Nie wiem. Co, o co by walczyli, w co wierz. Godne ycie... - Machn domi. Przecie nie jestem ekspertem. Jestem tylko kadetem, ale mj tata tak myli. - A czy... kapitan Byrne rozmawia o tym z krlow? - zapytaa Raisa. Amon odwrci wzrok, z przesadn uwag zacz rozwija rkawy. - Prbowa. Ale krlowa Marianna ma wielu doradcw, a tato jest tylko kapitanem jej gwardii. Raisa odniosa wraenie, e nie powiedzia jej wszystkiego. - A genera Klemath? Co on o tym myli? - zapytaa. Klemath by ojcem Kipa i Keitha, jej zalotnikw. - No... - Amon potar palcem po nosie. - To on sprowadzi najemnikw. Raczej nie bdzie popiera zmian. - Mamy czarownikw - powiedziaa Raisa, czujc, e t rozmow powinna prowadzi

z matk. - Mamy lorda Bayara i reszt rady. Oni ochroni nas przed najedcami z nizin. - Aha... - Skin gow. - Jeli mona im ufa... - Stae si cyniczny na tym Poudniu - zauwaya Raisa, przecierajc oczy. Dopiero teraz dotaro do niej, jak jest pno. - Nikomu nie ufasz. - Tylko tak mona utrzyma si przy yciu na Poudniu - powiedzia Amon, patrzc na fontann. Raisa z trudem powstrzymaa ziewnicie. - To tak jak z zalotnikami. Im te nie mona ufa. - Zalotnicy? To ju si zaczo? - Ju? - Raisa wzruszya ramionami. - Mam prawie szesnacie lat. Moja mama wysza za m, gdy miaa siedemnacie. Amon wyglda na przejtego. - Ale ty chyba nie musisz jeszcze wychodzi za m? - Nie mam zamiaru wychodzi za m w najbliszym czasie - owiadczya zdecydowanie. - Jeszcze przez wiele lat - dorzucia, bo Amon nie wyglda na przekonanego. - Moja mama jest jeszcze moda i jeszcze dugo bdzie rzdzi - sprawiao jej przyjemno, e chocia w tej jednej sprawie moga si wykaza znajomoci rzeczy. Owszem, z zaciekawieniem czekaa na okres konkurw, ale maestwo to co zupenie innego. - Rai, czy bdziesz musiaa wyj za kogo starego? - zapyta Amon z typow dla Byrnew bezporednioci. - To znaczy... nie myl, e twj ta... no tak, on jest duo starszy od krlowej, racja. - To zaley. Mog polubi kogo z arystokracji klanowej, a nawet jakiego krla czy ksicia z Tamronu albo Ardenu. Chyba moe by stary. To dobry powd, eby to odkada jak najduej. Czy jej matka kiedykolwiek kochaa ojca? Czy to by tylko czysto polityczny zwizek? Zanim pojechaa do Demonai, wydawao jej si, e s rodzin. Na ile jej o becna niech do maestwa ma zwizek z tym, co widzi u swoich rodzicw? Podniosa gow i zauwaya, e Amon jej si przyglda. Szybko odwrcia wzrok, ale zdya dostrzec w jego szarych oczach wspczucie. Tak bardzo rni si od Micaha. Micah wprowadza zamt, zawsze podwaa wszystko, w co wierzya. Amon dawa jej poczucie wygody, bezpieczestwa, jak para znoszonych mokasynw. Tyle e zmiany, ktre w nim zaszy, byy intrygujce. Popatrzya na Magret. Opiekunka spaa mocno, wycignita na awce, i gono chrapaa.

- No... - Wzrok Amona powdrowa w tym samym kierunku - ...nie ma jej z nami. Wsta. - A ja jutro od witu mam sub. Pozwl wic, pani, e si poegnam. Wyglda na miertelnie zmczonego, pomylaa Raisa z poczuciem winy. - Oczywicie - powiedziaa, wstajc. - Ale najpierw chciaabym ci co pokaza dodaa, wci nie majc ochoty si z nim rozsta. Wci pragnc wynegocjowa jaki rodzaj nowego ukadu midzy nimi. - Jest tu tajne przejcie. Co jak skrt. Moemy pj tamtdy. - Dokd prowadzi? - zawaha si Amon. - Zobaczysz - odpowiedziaa tajemniczo. Amon skin gow w kierunku Magret. - A ona? - Niech pi. Zdaje si, e jej cakiem wygodnie. - Moe nie trafi z powrotem? - zastanawia si Amon. - Obiecuj, e rano j sprowadz - zapewnia go Raisa. Signa po pochodni i ruszya midzy cianami zieleni, nawet nie sprawdzajc, czy Amon idzie za ni. Po chwili usyszaa jego kroki na wirowej ciece. Kryli po labiryncie, a dotarli do jego centrum. Tam staa samotna witynia z kutego elaza w misterne wzory, opuszczona pord pltaniny starych r i zaronitych pachncych ogrodw. Wiciokrzewy i glicynie wiy si po aurowych cianach i dachu, opaday niemal do samej ziemi, nadajc wityni wygld jaskini albo altanki dla zakochanych. Nawet Raisa musiaa skoni gow przy wejciu. Podoga wewntrz bya zasana limi i gazkami. Z jednej strony sta otarz powicony Stworzycielowi, otoczony pokrgiem kamiennych awek z miejscami dla najwyej tuzina wyznawcw. Po przeciwnej stronie barwny witra przedstawia Hanale w walce - z wycignitym mieczem, z rozwianymi wosami. W wietle dnia, gdy padao na soce, witra rzuca barwne smugi na kamienn posadzk. Pord kamieni w posadzce umieszczona bya metalowa pyta z wyrytymi dzikim i rami. Raisa uklka i przedramieniem odgarna z niej py. - Tutaj - powiedziaa. - Musisz to podnie. Amon umieci pochodni w uchwycie, chwyci za obrcz przymocowan do tablicy i pocign, zapierajc si pitami. Zawiasy zaskrzypiay, pyta uniosa si i spod niej wydobyo si stche, mierdzce powietrze. Amon spojrza na Rais. - Kiedy bya tam ostatni raz?

- Moe dwa miesice temu. - Wzruszya ramionami. To nieatwe, bo zawsze kto si przy mnie krci. - Lepiej pjd pierwszy - zdecydowa, obrzucajc krytycznym wzrokiem jej sukni. Kto wie, co si tam zalgo od twojej ostatniej wizyty. - Pod cian jest drabina - podpowiedziaa mu Raisa. Przytrzymujc si domi otworu, opuszcza si powoli, a poczu pod stopami pierwsze szczeble metalowej drabiny. Zacz po niej schodzi, a dotar do takiego poziomu, e jego gowa i ramiona znalazy si poniej posadzki. Wtedy zatrzyma si i wysun do w gr. Raisa podaa mu pochodni, a on kontynuowa schodzenie. Wreszcie poczu grunt pod nogami. Podnis gow i Raisa zobaczya jego twarz w wietle pochodni. Wydawao si, e jest bardzo daleko. - To dugie zejcie - powiedzia. - Nie sdz, e to dobry pomys. - To nic - odpowiedziaa Raisa z wikszym przekonaniem, ni w istocie czua. - Ju kilka razy tdy przechodziam. Tyle e nie w pantofelkach do taca i wskiej satynowej sukni - mogaby doda, lecz tego nie zrobia. - Wracajmy t sam drog, ktrmy przyszli - upiera si Amon. Postawi nawet stop na najniszym szczeblu. - Pokaesz mi to przejcie innym razem, kiedy bdziesz... hmm... inaczej ubrana. - A kiedy znowu bdziemy mieli tak okazj? - odpowiedziaa Raisa stanowczo. - Ju ci mwiam, e przy mnie cay czas kto jest, a ty bdziesz codziennie pracowa. Wiedziaa, e zachowuje si irracjonalnie, ale bya zmczona, a do tego czua si oszukana. Zanosio si na to, e znowu spdzi lato sama, mimo wszystkich planw i zamierze, ktre chciaaby zrealizowa razem z Amonem. - Wychodz - ostrzeg j Amon i obiema domi chwyci drabin. - Schodz - powiedziaa Raisa gono, obracajc si tak, by wyczu stop pierwszy szczebel. - Poczekaj chwil! - Znikn jej z widoku, ale syszaa, jak si porusza, widziaa blask pochodni odbijajcy si od wilgotnych murw. Pojawi si znw u stp drabiny i zadar gow. Na prawym policzku mia du smug brudu. - Czysto. Tylko kilka szczurw. Schod, ale ostronie. atwo powiedzie, trudniej zrobi. Szczeble byy szeroko rozstawione i osobie jej

wzrostu trudno byo si po nich porusza, nawet w sprzyjajcych okolicznociach, a w tej sukience byo to prawie niemoliwe. Jedwabne pantofle zsuway si z metalowych prtw. Zadara sukienk powyej kolan i przytrzymywaa j jedn rk, a drug trzymaa si drabiny. Wolaa nie myle, co widzi Amon z dou. Bya ju w poowie drogi, kiedy liski metalowy szczebel wysun si jej z doni. Zachwiaa si, zamachaa rkami i z krzykiem runa w d. Wyldowaa z gonym uup w ramionach Amona. Cofn si kilka krokw i przez moment wydawao si, e oboje si przewrc, ale odzyska rwnowag, wspar si o cian i ciko dyszc, przycisn j do wilgotnej weny munduru. Syszaa, jak omocze mu serce. - Przeklte koci Hanalei! - zakl. Ich twarze dzielio zaledwie kilka centymetrw; jego szare oczy byy ciemne i wzburzone jak Indio zim, a twarz biaa jak kreda. - Oszalaa? Chcesz si zabi? - Jasne, e nie - odpowiedziaa ze zoci, wystraszona. - Polizgnam si. Postaw mnie. On jednak chyba mia ochot wygosi jej kazanie z bliskiej odlegoci. - Nigdy nie suchasz! Zawsze musisz postawi na swoim, nawet jeli to ma oznacza poamanie karku. - Nie zawsze stawiam na swoim - zaprotestowaa. - Czyby? A wtedy, kiedy upara si dosi tego nizinnego ogiera? Jak on si nazywa? yczenie mierci? Diabelskie nasienie? Musiaa wej na pot, eby si na niego wdrapa, a by tak potny, e nogi sterczay ci na boki, ale oczywicie nie docierao do ciebie adne tumaczenie, bo musiaa go wyprbowa. To bya najkrtsza przejadka na wiecie... - Parskn z pogard. Ju zapomniaa, e Amon mia irytujcy zwyczaj powtarzania starych historii, o ktrych najchtniej by zapomniaa. Kopaa i wyrywaa si, by wyzwoli si z jego ramion. By duo silniejszy ni kiedy. Chocia bya drobniejsza, zwykle wygrywaa dziki sile charakteru, jeli nie innym cechom. - Nigdy nie mylisz o tym baaganie, ktry po sobie zostawiasz - tumaczy Amon. Jeli rozwalisz sobie gow, a ja bd mia z tym cokolwiek wsplnego, to mj tato nie zostawi na mnie suchej nitki. - Gdzie si podziay: jeli aska, Wasza Wysoko i za przeproszeniem Waszej Wysokoci? - zapytaa Raisa. - Ostatni raz mwi, eby postawi mnie na ziemi, bo jak nie, to wezw strae. Amon zamruga i Raisa mimowolnie zauwaya, e ma niezwykle gste rzsy.

Ostronie postawi j i zrobi krok w ty. - Przepraszam, Wasza Wysoko - powiedzia z zawzitym wyrazem twarzy. - Czy mam odej? Jej zo natychmiast mina, a zastpio j poczucie winy. Czua, e policzki j ej pon. Jak ma wyglda ich przyja, jeeli bdzie mu wci przypomina o swojej pozycji? - Przepraszam - szepna i pooya mu do na ramieniu. - I dzikuj za uratowanie mi ycia. Nie przestawa patrze w pust przestrze przed sob. - To mj obowizek, Wasza Wysoko, jako czonka Gwardii Krlewskiej. - Przestaniesz wreszcie?! - jkna zrozpaczona. - Przecie ju ci przeprosiam. - Przeprosiny nie s konieczne, Wasza Wysoko - odpowiedzia Amon, spogldajc na jej do na swoim rkawie. - No wic skoro nie ma ju nic wicej do... - Prosz, Amonie, nie odchod. - Raisa zwolnia ucisk i opucia gow. - Naprawd potrzebuj przyjaciela, chocia moe na to nie zasuguj - wychlipaa. - Mylisz, e to moliwe? Nastpia duga cisza. Pniej Amon wsun dwa palce pod jej podbrdek i unis jej gow tak, by ich oczy si spotkay. Po jej twarzy popyny zy. Pochyli si nad ni, jego twarz bya tu-tu i zanim zrozumiaa, co robi, zarzucia mu rce na szyj i pocaowaa go w usta. Moliwe, e on te myla o pocaunku, bo obj j w talii i przyciskajc do siebie, leciutko podcign do gry, tak e niemal oderwaa stopy od ziemi. Odwzajemni jej pocaunek z zaskakujc si. Jego wargi byy chropawe, jakby zniszczone wiatrem, lecz sprawiay jej przyjemno i Raisa nie miaa ochoty przesta, kiedy on nagle si od niej odsun i spojrza na ni z niepokojem. - Przepraszam, Wasza Wysoko - wydysza, zaczerwieniony. Unis przed siebie donie zwrcone wntrzem w jej stron. - Wybacz. Ja... nie chciaem... - Mw mi Raisa - poprosia i przysuna si do niego. - Prosz, Raiso... - Pooy donie na jej ramionach i utrzymywa j na odlego swoich rk. - Nie wiem, co ja... Nie moemy... - To tylko pocaunek - powiedziaa zdumiona i lekko uraona. - Ju mnie wczeniej caowano - dodaa. By oczywicie Micah, a oprcz niego ciemnooki, porywczy Reid Demonai, jeden z wojownikw z kolonii Demonai, ckliwy Wil Mathis, Keith Klemath (nie Kip) i moe jeszcze jeden czy dwch.

- To nie powinno si wydarzy. Jestem onierzem i czonkiem Gwardii Krlewskiej. Gdyby mj ojciec... - Oj, co tam twj ojciec - westchna. - On nie musi wszystkiego wiedzie. - On duo wie. Nie wiem skd. - Zakopotany pogrzeba w kieszeni, wyj chusteczk i poda Raisie. Raisa wiedziaa, e z caowaniem ju koniec, przynajmniej na razie. - Gdy zobaczyem ci na kolacji, wygldaa jak ksiniczka - powiedzia, taktownie udajc, e nie widzi jej ez. - To znaczy, zawsze to wiedziaem, ale wygldaa inaczej, ni kiedy. Tak jako... obco. Inaczej ni si spodziewaem. - Ty te wygldae inaczej - przyznaa Raisa, ocierajc oczy. - Nawet ci nie rozpoznaam, dopki mama nie wymwia twojego nazwiska. - Zmusia si do bladego umiechu. - Jeste... bardzo przystojny. Pewnie duo dziewczyn si w tobie kocha... - Nie dawaa jej spokoju myl, e w czasie gdy si nie widzieli, na pewno wiczy caowanie. Wzruszy ramionami speszony. - W Odens Ford nie ma czasu na takie rzeczy. - Magret mwi, e jestem nieposuszna i rozpieszczona. Mama twierdzi, e jestem uparta. Owszem, staram si stawia na swoim, ale to chyba dlatego, e w wanych sprawach nigdy nie bd miaa tego, czego bym chciaa. - Spojrzaa na niego. - Nie mog sama wybra, gdzie mieszka ani za kogo wyj za m, ani z kim si przyjani. Nigdy nie bd miaa czasu dla siebie. - Wydmuchaa nos, niezrcznie si czujc z chusteczk Amona. - Nie chodzi o to, e nie chc by krlow. Chc. Chyba tylko nie chc by moj matk. - No to nie bd - powiedzia Amon, jakby to bya najprostsza rzecz na wiecie. - Ale wikszo dziewczt chciaoby ni by - stwierdzia Raisa, rozgldajc si z poczuciem winy, jakby kto mg ich podsucha w tym ciemnym tunelu. - A ja... nie umiem by inna. Nie chc pozostawa na asce doradcw, ale jak inaczej mogabym si czegokolwiek dowiedzie, nauczy? Chodzi mi o inne rzeczy ni gra na lutni czy haftowanie. Dobrze, e przynajmniej umiem jedzi konno, radzi sobie w lesie i strzela z uku. Nauczyam si tego w Demonai. Ojciec niele mnie przygotowa do roli kupca. Ale to i haftowanie nie wystarczy, eby by dobr krlow. - Hmmm, nie jestem uczony... - zacz Amon, wsparszy si o cian. Widzc, e Raisa nie ma zamiaru go atakowa, poczu si pewniej - ...ale s w Fellsmarchu ludzie, ktrzy duo wiedz. Na przykad oratorzy w wityni. Tam jest olbrzymia biblioteka. - Domylam si - powiedziaa Raisa. - Ale mnie wybra si tam wcale nie jest atwo. Czasem chciaabym by niewidoczna. - Skrzywia si gorzko. - W ogle nie wiem, co si

dzieje na wiecie. Doradcy mojej matki albo mwi jej to, co chce usysze, albo namawiaj j do wasnych pomysw. Ludzie twierdz, e za bardzo im ulega. Ludzie to midzy innymi jej babcia Elena. - I kto tu jest cyniczny? - zauway Amon. - Moe powinna znale sobie jakie uczciwe oczy i uszy? - Ziewn i potar oczy. - Ojej! - westchna Raisa. - Przepraszam. Mwie, e musisz wczenie wsta. - Nie mino p godziny od postanowienia poprawy, a ona ju bya tak samo egocentryczna i zajta sob jak zawsze. Staraa si lekceway ten gos, ktry podpowiada jej Tak robi krlowe. - Chodmy! - Chwycia jedn z pochodni i ruszya w gb tunelu, starajc si nie zwraca uwagi na szczury i byszczce w ciemnociach oczy stworze wpatrujcych si w ni ze szczelin w cianach i czyhajcych za kadym zakrtem. Amon bez trudu za ni nada. - Skd wzio si tutaj to przejcie? - zapyta. - I kto jeszcze o nim wie? Raisa odgarna pajczyn z twarzy. - Odkryam je, gdy wrciam z Demonai - powiedziaa. - Jest naprawd stare. Nie wiem, kto je zrobi, i nie sdz, by ktokolwiek o nim wiedzia. Powiedziaam o nim t ylko tobie. W kocu dotarli do mniej wicej okrgej kamiennej komnaty, ktra oznaczaa koniec wdrwki. - Ju jestemy - oznajmia Raisa, wtykajc pochodni w uchwyt na cianie przy drzwiach. Ustawia zasuw w poprzednim uoeniu i przesuna na bok ubrania, ktrymi zasonia wejcie. - Gdzie jestemy? - zapyta zaintrygowany Amon. - Zobaczysz - odpowiedziaa, przedzierajc si midzy butami i rozchylajc wiszce na wieszakach suknie. Jej sypialnia bya ciemna i wychodzona. Ogie ju dogasa, na ku leaa koszula nocna. Amon wyszed z szafy zaraz za ni i rozejrza si. renice mu si rozszerzyy, na twarzy pojawio si przeraenie. - Raiso... to twoja sypialnia? - Tak - odpara swobodnie. Podesza do kominka i dorzucia szczap do ognia. - Na krew Demona - zakl Amon. - Tajemne przejcie prowadzi do twojej sypialni? I to ci nie martwi?

Podniosa gow. - Nie. A powinno? - Prawd mwic, nie widziaa w tym nic niepokojcego. Skupiaa si na korzyciach: e moe wchodzi i wychodzi niezauwaona przez adn z osb krcych po paacowych korytarzach. - Kto to zrobi - stwierdzi Amon. - Kto jeszcze moe o tym wiedzie? - Ten apartament by zamknity przez sto lat. A moe tysic. Szkoda, e nie widziae, jak tu wygldao przed posprztaniem. Masz racj, kto zrobi ten tunel, ale ktokolwiek to by, ju dawno nie yje. Amon bada drewnian zasuwk, maca otaczajce j drewniane wybrzuszenie. - Powinna to zabi deskami. Odetnij to przejcie na stae. - Przesadzasz - odpowiedziaa. - Mieszkam tu ju trzy miesice i aden potwr tdy nie przyszed. - Mwi powanie. Porozmawiam o tym z ojcem. - Nie zrobisz tego. Obiecae, e nikomu nie powiesz. Przechyli gow na bok, marszczc brwi. - Nie przypominam sobie, ebym ci co obiecywa. - Tak czy inaczej - cigna - sprawdz, czy da si na to zaoy jak blokad. To powinno wystarczy. - Podesza do maego kredensu, z niechci mylc o tym, e on zaraz odejdzie. - Moe jeszcze co zjesz? Umiechn si smutno i zaprzeczy ruchem gowy. - Ju pjd. Lepiej, eby nikt mnie tu nie zasta. - Chyba masz racj - zgodzia si. Czua si rozdarta, cakowicie zagubiona. Z jednej strony tsknia za tym Amonem, ktrego pamitaa z dziecistwa, za przyjani, ktra ju si nie powtrzy. Z drugiej za czua dreszczyk emocji, fascynacj tym nowym Amonem i tym, co on moe jeszcze zrobi lub powiedzie. Odprowadzia go do drzwi i razem wyszli do korytarza. - Dzikuj za kolacj - powiedzia. - Mam naprawd powyej uszu poudniowego jedzenia - doda. - I nie zapomnij o tunelu. - Przepraszam, e zatrzymaam ci tak dugo, ale naprawd bardzo si ciesz, e wrcie. - Zapaa go za rami, by utrzyma rwnowag, po czym wspia si na palce i pocaowaa go w policzek. - A wic tutaj bya cay wieczr - odezwa si gos zimny niczym pocaunek demona. Raisa odskoczya od Amona, obrcia si i w tym samym momencie zrozumiaa, e zrobia bd, e tak zachowuj si ci, ktrzy maj co na sumieniu.

To by Micah Bayar. Jego ciemne oczy byszczay w wietle kinkietw. Silny odr wina wiadczy o tym, e sporo wypi. - A co ty tu robisz? - zapytaa, wiadoma, e najlepsz obron jest atak. - Wszysz w Wiey Krlowej w rodku nocy? - Mgbym zada to samo pytanie temu tu onierzowi - odpar Micah. - On tu... nie bardzo pasuje. - Jej Wysoko poprosia mnie o odprowadzenie do jej komnat. - Amon uy wymwki, ktr Raisa czsto stosowaa wsplnie z Micahem. - Wanie wychodziem. - Widz - powiedzia Micah. - Mylaem, e boli ci gowa - zwrci si do Raisy. - Bolaa - odpowiedziaa i popatrzya na Amona. - Dobranoc i dzikuj, kapralu Byrne. Odwrcia si, by wej do komnaty, ale Micah chwyci j za rk, mocno wbijajc palce w ciao. - Poczekaj. Nie spiesz si tak. Chc co zrozumie. Raisa prbowaa wyrwa si z jego ucisku. - Micah, jestem zmczona. Nie moemy porozmawia o tym jutro? - Sdz, e powinnimy zrobi to teraz - oznajmi Micah, spogldajc gronie na Amona. - Pki jestemy tu wszyscy. - Pu! - powtrzya Raisa, prbujc odgi jego palce swoj woln rk. Nagle Amon chwyci za miecz i wymierzy w Micaha. - SulBayar - powiedzia. - Ksiniczka poprosia, by j puci. Radz to zrobi. Micah zamruga, spojrza w d na swoj do na rce Raisy, jakby sam nie rozumia, jak si tam znalaza. Puci j i cofn si o krok. - Raiso, suchaj, nie chciaem... - To ty posuchaj - warkna ksiniczka. - Nie jestem twoj wasnoci. Chyba nie musz si tumaczy, jeli chc spdzi troch czasu z przyjacielem. Nie jestem ci winna adnych wyjanie. Amon schowa miecz. - Wasza Wysoko, jest pno i wszyscy jestemy zmczeni. Po si, pani, a my obaj ju sobie pjdziemy. Raisa przekna lin i cofna si za prg. Amon pooy do na ramieniu Micaha i popchn go w gb korytarza. Jednak spojrzenie, ktre Micah posa Raisie przez rami, mwio, e na tym si nie skoczy.

ROZDZIA SMY

Lekcje do odrobienia
- Mari, pospiesz si, bo si spnimy - ponagla Han. Sysza witynne dzwony obwieszczajce caemu miastu, e pozostay dwa kwadranse do penej godziny. - I przejed grzebieniem przez wosy, co? Wygldaj jak szczurze gniazdo. - Ale ja nie chc i do szkoy - marudzia Mari, wic buty. - Nie moemy i do Lucjusza? On uczy mnie owi ryby. - Pada deszcz. A zreszt, mamie si nie podoba, e chodzisz do Lucjusza. Uwaa, e ma na ciebie zy wpyw. - Mamie si nie podoba, e ty chodzisz do Lucjusza - odparowaa Mari, prbujc rozplta kotuny na gowie. - A ty i tak tam chodzisz. - Jak bdziesz miaa tyle lat co ja, bdziesz moga sama stawia si mamie powiedzia, mylc przy tym, e to, e Mari jest taka bystra, nie wyjdzie jej na dobre. W dodatku niewyparzony jzyk sprowadzi na ni kopoty. Kto jak kto, ale on wiedzia o tym a za dobrze. Wzi od niej grzebie i pomagajc sobie palcami, doprowadzi jej wosy do porzdku. - Mama i tak si nie dowie - nalegaa Mari, syczc z blu, gdy szarpa za mocno. Wrci z zamku pno. - Posuchaj mnie - powiedzia Han stanowczo. - Jeli nie bdziesz umiaa czyta, pisa i liczy, cae ycie bd ci oszukiwa. A jak bez czytania nauczysz si czegokolwiek innego? - Mama nie umie czyta ani pisa, a pracuje dla krlowej - spieraa si Mari. - I dlatego chce, eby chodzia do szkoy. Ju dwa tygodnie miny od chwili, gdy Han przynis do domu amulet i ich ycie nabrao nowego rytmu. Mama znalaza prac w pralni zamku Fellsmarch. To dawao im stay dochd, ale musiaa wychodzi z domu na dugo przed witem, eby po przejciu caego miasta i wielu mostw dotrze do zamku na czas. Nigdy nie wracaa przed zmrokiem, wic kolacj zjadali bez niej. Ale przynajmniej mieli z czego j zrobi. Obowizkiem Hana stao si zaprowadzanie oraz przyprowadzanie Mari ze szkoy, i

przez to trudno mu byo roznosi towar Lucjusza. Raz czy dwa zabra j ze sob. Dzisiaj zamierza po jej odprowadzeniu zajrze do Baryki z koron oraz kilku innych karczm w Poudniomocie, a potem pobiec do Lucjusza i wrci od niego, zanim Mari skoczy lekcje. To byo ryzykowne - Poudniarze mogli si na niego zasadzi - ale nie mia innego wyjcia. Zamoczy rcznik w misce i obtar nim twarz Mari, eby oratorzy w wityni nie pomyleli, e jest zaniedbana. Niewiele mg poradzi na jej ubrania, ale nie bya jedyn, ktra nosia rzeczy odzyskiwane z kubw na mieci. - Idziemy. Na wskich uliczkach i w zaukach achmantargu byo jeszcze ciemno. Ca noc mocno padao - Hana obudziy krople spadajce mu na twarz z ciekncego dachu. Wszdzie byy kaue, w rynsztokach si przelewao, cho teraz ju tylko myo. Han wcign Mari pod swj paszcz, tak e posuwali si niezgrabnie naprzd jak jakie le zaprojektowane czworonone zwierz. - Nie rozumiem, czemu to musi by tak wczenie - narzekaa Mari. - Maj cay dzie na prowadzenie lekcji. Han przycign j do siebie, by zesza z trasy wzka piekarza, ktry opryska ich botem po kolana. - Dziki temu czeladnicy mog si uczy i jeszcze zdy do pracy - wyjani. Ogromna witynia wznosia si po drugiej stronie Mostu Poudniowego. Han czsto myla, e ten, kto zbudowa zamek Fellsmarch, zapewne przyczyni si te do powstania tej budowli. Jej wysokie wiee wrzynajce si w niebo przypominay, e poza achmantargiem i Poudniomostem istnieje inny wiat, nawet jeli trudno si do niego dosta. Kamienne obramowanie wok wejcia byo zdobione rzebionymi limi, winorol i kwiatami. Z kadej strony budynku wychylay si gargulce, a wszystkie rynny byy zakoczone rzebami fantastycznych stworw, ktre widocznie wymary podczas Rozamu, poniewa w obecnych czasach ju ich w naturze nie widywano. Na terenie witynnym znajdoway si biblioteki i dormitoria dla alumnw, a take kuchnie i ogrody. Nie by to jednak klasztor, gdy mieszkacy okolicy byli tu mile widziani i zawsze mogli liczy na straw dla ducha i ciaa. Kady mg wej do budynkw witynnych i obejrze dziea sztuki gromadz one przez ponad tysic lat - malowida, rzeby i gobeliny o tak ywych barwach, e zdaway si wibrowa. Han i Mari weszli bocznymi drzwiami, gdy olbrzymie dzwony nad nimi zaczynay wybija pen godzin. Otrzsnli si jak para mokrych psw, rozsiewajc krople po

posadzce. Lekcje odbyway si w jednej z kaplic bocznych. Kiedy weszli, orator Jemson sta na podium, przegldajc notatki. Za jego plecami widniay obrazy ze witynnej kolekcji, z ktrych mia zamiar korzysta podczas zaj. Kilkanacioro uczniw wiercio si na poduszkach zdjtych z awek w sanktuarium. Bya to grupa mieszana, zoona z chopcw i dziewczt w wieku od mniej wicej siedmiu do siedemnastu lat. Niektrzy byli ubrani tak jak do pracy, bowiem po lekcjach udawali si do swoich zaj. Jemson, pomyla Han. To znaczy, e bdzie historia. - Historia - mrukna Mari, jakby usyszaa jego myli. - Po co nam wiedzie, co si dziao, gdy nas jeszcze nie byo na wiecie? - ebymy byli mdrzejsi i nie popeniali tych samych bdw - odpowiedzia jej Han, umiechajc si do Jemsona. To byo jedno z ulubionych powiedze nauczyciela i Han wiedzia, e w ten sposb mu si przypodoba. - Pan Hanson Alister! - zawoa Jemson, wychodzc zza biurka, i ruszy w ich stron. Jego sukmana powiewaa wok chudych ng. - Dawno ci tu nie byo. Czemu to zawdziczamy ten zaszczyt? - No... yyyy... - wyjka Han, wiadom, e Mari go obserwuje. - Waciwie to ja nie zostan. Musz jeszcze zaatwi interesy... - On uwaa, e ju jest do mdry - odezwaa si Mari zajta obgryzaniem paznokcia. - Nie o to chodzi - zaprotestowa Han. - Ja tylko teraz pracuj i... - Szkoda - przerwa mu Jemson. - Bdziemy mwi o Rozamie i o tym, jak w cigu wiekw przedstawiano ten okres w sztuce. To naprawd fascynujce. Wedug Jemsona wszystko byo fascynujce. Potrafi t fascynacj na swj sposb zaraa. Jednake tym razem Han mia wasne powody, eby interesowa si Rozamem. To, co opowiedzia mu Lucjusz, wci nie dawao mu spokoju. W dodatku pod paleniskiem na podwrzu tkwio co, co mogo by czci tamtej historii. Chcia si upewni, czy jego wiedza jest prawdziwa. Tyle e... - Chodzi o to, e musz zaatwi interesy w Poudniomocie i nie mog zabra ze sob Mari - wyjani. - Pomylaem wic, e pjd, gdy ona bdzie w szkole. Jemson spojrza na niego uwanie. Na pewno zauway podbite oko i siniec na policzku, ale nie uzna za stosowne o tym wspomnie. To bya jedna z rzeczy, za ktre Han

lubi nauczyciela. - Rozumiem. Ale ycie w Poudniomocie i tak nie zaczyna si tak wczenie zauway orator. No wanie. Han liczy na to, e Poudniarze jeszcze pi. W kadym razie wydawao mu si, e o tej porze atwiej mu bdzie przemkn niezauwaenie. Nigdy nie zmieniae planw po to, by unikn kopotw, pomyla. Zwykle sam i ch szukae. - Powiem ci co - odezwa si Jemson, jak zwykle nie poddajc si atwo. - Zosta na lekcjach, a pniej Mari zaopiekuj si oratorzy w bibliotece. Wtedy ty pjdziesz zaatwi swoje sprawy. Damy jej kolacj, jeli bdzie trzeba - urwa i po chwili doda: - Ale bdziesz ostrony? Choby ze wzgldu na Mari, jeli nie na siebie. - Zawsze jestem ostrony - odpar Han, patrzc na siostr. - No to chyba mog chwil zosta. - Nie czu si za stary na szko witynn. W klasie byli te uczniowie starsi od niego. - wietnie. W istocie, warte odnotowania. - Jemson przybra belferski wyraz twarzy i zwrci si do reszty uczniw: - Wczoraj mwilimy o zdarzeniach, ktre doprowadziy do Rozamu. Dzisiaj porozmawiamy o bohaterach tych wydarze. Kto moe wymieni choby jedn tak osob? - Krlowa Hanalea - sprbowaa jedna z dziewczynek. - Bardzo dobrze, Hannah! - pochwali j Jemson, jakby co najmniej odkrya, jak zamieni gnj w zoto. - Krlowa Hanalea, za ktr codziennie dzikujemy Stworzycielowi. Obrci jedn ze sztalug, by pokaza malowido, na ktrym Han natychmiast rozpozna Hanale bogosawic dzieciom. Legendarna krlowa wygldaa na trzynacie, moe czternacie lat. Siedziaa przy harfie, ubrana w bia szat jak alumnka. Jej lnice wosy byy zebrane w luny warkocz, cer miaa delikatn niczym rowa porcelana. Wygldaa jak lalki na wystawach wzdu Traktu Krlowych, te do ktrych Mari tak wzdychaa, cho nie moga nawet o nich marzy. Hanalea na obrazie wycigaa rce do maych dzieci i umiechaa si agodnie, a blask jej skry rozjania ich urzeczone, zadarte w gr twarzyczki. - To Hanalea jako moda dziewczyna, jeszcze przed tymi strasznymi wydarzeniami, ktremy... - Przepraszam, oratorze Jemsonie - odezwa si Han. - Ten malarz... czy on zna Hanale? Jemson spojrza na niego zbity z tropu.

- Co prosz? - Kiedy namalowano ten obraz? - zapyta Han. - Czy to byo malowane z natury, czy to czyje wyobraenie, e Hanalea tak wygldaa? Jemson umiechn si. - Panie Alister, jake nam ci brakowao na tych zajciach. Ten obraz namalowa Cedwyn Mallyson w Nowym Roku 505. O czym to wiadczy? Chopiec z powan min w obdartym ubraniu i z konierzykiem skryby powiedzia: - Namalowano to ponad piset lat po Rozamie. Czyli malarz nie mg jej zna. - To znaczy, e moga wyglda zupenie inaczej? - zauway Han. Jemson skin gow. - To moliwe. I jaki std wniosek? To dao pocztek dyskusji o czym, co Jemson nazywa kontekstem spoecznym: jak religia i polityka wpywaj na sztuk, a sztuka z kolei ksztatuje pogldy. Entuzjazm Jemsona udziela si modszym uczniom - przynajmniej cz z nich wygldaa na zafascynowanych i podekscytowanych. - Skoro Hanalea pochodzia z klanu, to jakie s szanse, e miaa niebieskie oczy i jasne wosy? - zapyta Jemson. - Bardziej prawdopodobne wydaje si, e miaa czarne wosy i ciemn cer. - Czy s jakie portrety Hanalei zrobione przez kogo, kto j zna? - zapyta Han. - Nie wiem - odpar Jemson. - Moe s nawet tutaj w archiwach. Poszukaj i opowiesz nam o tym na nastpnej lekcji, dobrze? To cay Jemson. Zawsze wrobi uczniw w prac w bibliotece, zmuszajc ich do przyjcia na nastpne zajcia. - Dobrze. To znaczy... postaram si - powiedzia Han. Jemson skin gow, nie chcc naciska. - A wic mamy Hanale, przedstawian w historii i sztuce. Kto jeszcze odegra w tych wydarzeniach jak rol? - Krl Demon - powiedziaa Mari, wzdrygajc si. Kilkoro dzieci wykonao znak Stworzyciela, by odegna zo. - Racja. Mamy Krla Demona, ktry samodzielnie zmieni losy wiata, po prostu go niszczc. - Zamaszystym gestem Jemson odwrci kolejne sztalugi i zaprezentowa obraz. Jeli Han dobrze sobie przypomina, by to Sza Krla Demona. W intensywnie czerwonych i fioletowych barwach przedstawiono ogarnit pomieniami posta w dugiej szacie. Ramiona miaa uniesione, spod jej kaptura wyzieray oczy fanatyka - jedyny widoczny element twarzy.

Han jednak zwrci uwag na praw do Demona, w ktrej trzyma on lnicy zielonym wiatem amulet. We owinite wok bera. Han poczu dziwne cinicie w odku. - Niektrzy twierdz, e Rozam by jego ywioem - mwi Jemson. - Inni, e uleg siom za kojarzonym z czarn magi. Nikt nie ma wtpliwoci, e by niewiarygodnie utalentowany. - Co on ma w rce? - zapyta Han. Jemson spojrza na obraz. - To amulet czsto przedstawiany na obrazach z Krlem Demonem. Uwaa si, e to bezporednie ogniwo czce go z czarn magi. - Co si z nim stao? - docieka Han. - Gdzie teraz jest? Jemson obrci si i spojrza na chopca w taki sposb, jakby rozkada na czci rdo niewygodnych pyta. - Nie mam pojcia. Prawdopodobnie zosta zniszczony przez klany zaraz po Rozamie, tak jak wiele innych potnych przedmiotw magicznych. W kadym razie przepad dla historii. - Kiedy to namalowano? - zapyta Han. - I kto jest autorem? Jemson pochyli si i obejrza miedzian pytk na dole ramy. - Malarz nazywa si Mandrake Bayar, obraz namalowano w Nowym Roku 593 odczyta wygrawerowany napis. - To dar od rodziny Bayarw. - Bayarw? - serce Hana podskoczyo. - Ale skd malarz wiedzia o amulecie, jeli malowa tyle lat po jego zniszczeniu? - Pozostali uczniowie wpatrywali si w niego z zainteresowaniem, ale nie zwaa na to. Jemson wzruszy ramionami. - To typowy element malowide przedstawiajcych Krla Demona. Zakadam, e zosta skopiowany z innego obrazu. Moe, pomyla Han. A moe zosta namalowany bezporednio z natury? - Jak si nazywa? - zapyta Han. - Kto? - Jemson spojrza na niego uwanie. - Krl Demon. Czy mia jakie imi? Wczeniej? - nalega Han. - Ano tak. Nazywa si Alger Waterlow. * Dla Hana witynia Poudniomostu bya pod kadym wzgldem prawdziwym sanktuarium. By to punkt oparcia na terytorium wroga, schronienie przed ulic, gdy tego potrzebowa. Czu niepokj, gdy opuszcza jej mury i wchodzi w gb Poudniomostu. Bya

to pierwsza jego wizyta na tym terenie od konfrontacji z Poudniarzami w Zauku Ceglarzy. Mari bagaa, by zabra j ze sob. Wszystko, co robi, wydawao jej si fascynujce, niezalenie od tego, czy byo to nudne, niebezpieczne, czy wykonywane po cichu. Zanim zostawi j w bibliotece, wymg na niej obietnic, e nigdzie si std nie ruszy. Ostatni rzecz, jakiej potrzebowa, byo szukanie jej po caym Poudniomocie. Omin Zauek Ceglarzy, tak na wszelki wypadek, i poszed wzdu rzeki na zachd od mostu. Unoszcy si nad rzek odr by nie do wytrzymania. Gdyby Poudniarze szli za nim, rozumowa, bdzie mg wskoczy do Dyrny. Nikt, kto nie byby w strachu o wasne ycie, nie rzuci si za nim do tego pyncego gnoju. Czysta rzeka majca swe rda we Wschodnich Duchach zamieniaa si w miecie w otwarty ciek. Klany bardzo nad tym bolay, gdy Dyrna bya dla nich wit rzek. Na ulicach panowaa nienaturalna cisza, nawet jak na t por dnia, i wszdzie wida byo nadzwyczaj duo gwardzistw. Han zszed z drogi kilku patrolom i musia stale zmienia tras, by omija grupy onierzy stojcych na rogach ulic. W Poudniomocie, czy miao si co na sumieniu, czy nie, naleao unika spotkania z gwardzistami. To bya wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie. Nim dotar do Baryki w koronie, zbliao si ju poudnie. Bar powinien by zatoczony, a tymczasem tylko poowa stolikw bya zajta. Mateusz sta za lad, ponuro krojc udziec barani. - Witajcie, Mateuszu! - przywita go Han. - Przyszedem po puste butelki. Mateusz znieruchomia i wpatrywa si w Hana, jakby zobaczy zjaw. Otar n o kiesze fartucha i wyj butelki spod lady, nie spuszczajc z niego wzroku. - Co si dzieje? - zapyta chopak, wkadajc butelki do torby. - Na zewntrz tak jako dziwnie. Nikogo na ulicach, tylko gwardzici, i to mnstwo. - Nie syszae? - Mateusz patrzy na niego podejrzliwie. - O czym? - P tuzina Poudniarzy poegnao si dzi w nocy z yciem. Ciaa byy rozrzuco ne wzdu rzeki, na pokaz. Ludzie s niespokojni, myl, e znowu zaczyna si wojna gangw. - Jak to poegnali si z yciem? - To wanie jest najdziwniejsze. To nie byo wasze typowe dganie noem czy bicie pak. Wygldali, jakby ich kto torturowa, a potem udusi. - Moe kto szuka ich upw - powiedzia Han, starajc si, by jego sowa brzmiay swobodnie, cho nie byo to atwe przy takiej suchoci w ustach. - Kto wie? - Mateusz wycelowa n w Hana, na jego twarzy ciekawo zmagaa si z

ostronoci. - Mylaem, e ty co o tym wiesz. - Ja? - Han zamkn torb. - Co ja miabym o tym wiedzie? - Wszyscy wiedz, e jeste hersztem achmaniarzy. I wszyscy wiedz, e Poudniarze z tob ostatnio zadarli. To mi wyglda na zemst. - No to wszyscy si myl - oznajmi Han. - Bo ja nie mam z tym nic wsplnego. - Taa... - skwitowa Mateusz. - Tylko pamitaj, e nie chc tu mie adnych kopotw. - Wierzcie mi, ja te. - Han zarzuci torb na rami. Kopoty jednak same go znajdoway. Ledwie przekroczy prg karczmy, zdy tylko zauway, e znw zaczo pada, a ju kto chwyci go za konierz i przypar twarz do kamiennego muru. Przeklci Poudniarze! pomyla. Kopa, miota si na wszystkie strony, eby zrobi z siebie ruchomy cel, spodziewajc si w kadej chwili poczu ostrze wlizgujce si midzy ebra. Napastnik jedn rk dociska go do muru, a drug wydziera mu torb. Butelki brzkny, gdy torba upada na ziemi. Wtedy Han poczu, jak go przeszukuj i jak kto zabiera mu wszystkie noe. I sakiewk. W kocu napastnik obrci go plecami do muru i znowu mocno przycisn. Han ujrza znajom twarz, ziemist, blad, z wskimi ustami cignitymi wok pokych, psujcych si zbw. Oddech mczyzny cuchn niemiosiernie. Jego odwieczny przeladowca, Mac Gillen, sierant Gwardii Krlewskiej. A za nim p tuzina gwardzistw w niebieskich mundurach. - Oddajcie moj sakiewk! - gono zaprotestowa Han, przekonany, e musi poruszy temat jak najszybciej i czsto do niego wraca. Gillen zada silny cios w brzuch i z puc Hana wydobyo si cikie westchnienie. - No, Bransoleciarzu, tym razem przesadzie - stwierdzi Gillen, wykorzystujc to, e Han nie moe mwi. - Od razu wiedziaem, kto to zrobi, i wiedziaem, gdzie ci szuka. Musiaem tylko troch poczeka i tyle. - Ja... nie wiem... o czym pan mwi - wysapa Han, zgity wp, zasaniajc rkami brzuch. Gillen zapa Hana za wosy i zadar mu gow, tak e patrzyli sobie w oczy. Sierant przybra na wadze, odkd Han widzia go ostatnio, i teraz midzy guzikami jego brudnego paszcza rozwieray si szczeliny. Przynajmniej jest kto w Poudniomocie, kto najada si do syta, pomyla Han. - Kto ci tak pobi, achmaniarzu? - zapyta Gillen. - Czyby Poudniarze? - Nie - odpowiedzia Han, jak zwykle pogarszajc swoj i tak ju z sytuacj. - To by

gwardzista. Nie chciaem... zapaci haraczu. Wszyscy wiedzieli, e niebiescy zostawiali czowieka w spokoju, jeli paci za ochron odpowiedniej osobie. A tak osob by Mac Gillen. up! Paka Gillena opada Hanowi na gow. Chopak run na kolana, przygryzajc sobie jzyk, a zobaczy gwiazdy. Odruchowo zasoni gow rkami. - Dosy tego! - krzykn kto, kogo Han nie widzia. Zapewne jaki inny gwardzista. A moe to Mateusz przyszed mu z pomoc? Gillen wpad ju jednak we wcieko i nic poza Hanem dla niego nie istniao. - To ty zaatwie tych Poudniarzy, Alister? Ty i twoi kamraci? up! Ten cios spad na przedrami Hana z si kruszc koci, a chopak krzykn z blu. - Teraz si przyznasz, potem za to zawiniesz, a ja bd si przyglda. - Powiedziaem, do! - ten sam gos, lecz teraz duo bliej. Han otar krew z oczu i podnis gow w chwili, gdy paka znowu opadaa. Nie dosiga jednak celu. Skrcia w bok, a Gillen jkn z blu. Han, z zamknitymi oczyma i gow przechylon na bok, osuwa si po cianie, z trudem utrzymujc si na nogach. - Uderzcie go jeszcze raz, a roztrzaskam wam czaszk, sierancie - odezwa si gos tajemniczego dobroczycy. - Cofnijcie si. - Co ty, u diaba, wyrabiasz?! - rykn Gillen. - To ja tu rzdz. Ja jestem sierantem. Ty jeste tylko kapralem. - Niech pan si cofnie, sierancie Gillen - powiedzia kapral z sarkazmem. - Gwardia Krlewska nie wydobywa zezna biciem na ulicy. - A jake - zauway jeden z onierzy, parskajc miechem. - Zazwyczaj najpierw zabieramy ich do stranicy. - Nic ci nie jest? - Obok Hana kucn gwardzista, ktry niespokojnie wpatrywa si w jego twarz. Spogldajc przez uchylone rzsy, Han zauway ze zdumieniem, e jego wybawca nie jest starszy od niego. Dziecica twarz onierza bya blada ze zoci, na jego czoo opada kosmyk prostych czarnych wosw. Han zamruga, by odegna podwjny obraz, lecz nic nie powiedzia. - Moglicie go zabi! - powiedzia kapral, patrzc na Gillena, ktry na te sowa skrzywi si z niesmakiem. Ho ho, pomyla Han. Ten musia si min z powoaniem gwardzistw. Przynajmniej ma odwag postawi si Gillenowi. - Posuchaj, Byrne - warkn Gillen. - Moesz sobie by synem dowdcy, moesz

nawet chodzi do Akademii. To nic nie znaczy. Tutaj i tak jeste tylko chopaczkiem. Nie znasz tych ulic tak jak my. Ten tutaj to bezwzgldny zabjca i zodziej. Tyle e wczeniej nie udao si go zapa na gorcym uczynku. Byrne miao patrzy Gillenowi w oczy. - Gdzie macie dowody? To, e go pobili? To wszystko? Dobry jest, pomyla Han, w milczeniu sekundujc kapralowi, ale na wszelki wypadek si nie odzywajc. Gillen trci Hana stop w bezceremonialny sposb. - Zw go Bransoleciarz - powiedzia. - To herszt gangu ulicznikw, co nazywaj si achmaniarzami. Od lat zwalczaj si z Poudniarzami. Dwa dni temu Poudniarze dopadli go w Zauku Ceglarzy. Gdyby wtedy nie pojawili si gwardzici, byby ju trupem. Gillen wyszczerzy zby i przejecha bladym jzykiem po spierzchnitych wargach. - Wszystkim by wyszo na dobre, gdybymy im pozwolili dokoczy robot. To tych biedakw znalelimy wczoraj... Widziae, co z nich zostao. To na pewno robota achmaniarzy. Nikt inny nie ruszyby Poudniarzy. Na pewno zemsta i winny jest ten tutaj. Kapral Byrne spojrza na Hana, gono przekn lin. - Dobra, zabieramy go na przesuchanie. Przyzna si albo nie. adnego bicia. Kade przyznanie si wymuszone biciem jest nic niewarte. Powiedz wszystko, byle przestano ich bi. Gillen splun na ziemi. - Musisz si jeszcze sporo nauczy, kapralu. Nie da si oswoi ulicznego szczura. W kocu zawsze obrc si przeciwko tobie, a one maj ostre zby. Bra go - zwrci si do pozostaych gwardzistw. - Przesuchamy go w stranicy - sposb, w jaki to powiedzia, sprawi, e Hana przeszy dreszcz. Ten szlachetny kapral Byrne nie bdzie przy nim cay czas. - I jeszcze jedno, sir - odezwa si Byrne. - Chyba powinnicie zwrci mu sakiewk. Gillen posa Byrneowi tak jadowite spojrzenie, e mimo caej grozy sytuacji Han z trudem powstrzyma miech. Gillen sign do kieszeni, wydoby sakiewk, pogrzeba w niej ostentacyjnie, eby sprawdzi, czy nie ma tam broni, po czym wetkn j do kieszeni Hana. Nie mwic, na jak dugo. Dwaj niebiescy zapali Hana za rce i podnieli go. Bl by nie do zniesienia. Lewe przedrami wydawao si wypchane okruchami szka. Gwardzici zarzucili jego rce na swoje barki i wlekli go midzy sob. Han zwisa, bezwadny niczym achman, starajc si nie zemdle. Myla szybko, gorczkowo analizujc rne scenariusze. Czy achmaniarze mogli zaatwi szecioro Poudniarzy? Ale dlaczego? Nie z jego

powodu, a nawet nie ze wzgldu na dawne porachunki. Taka sprawa zawsze przyciga uwag gwardii. Wszyscy to wiedz. Jeli nie oni, to kto? Niezalenie od tego, co naprawd si stao, Han wiedzia, e nie moe oczekiwa agodnego traktowania w stranicy. Potrzebowali winnego. Bdzie taczy, jak mu zagraj, i skoczy na stryczku. Pomyla o Mari, ktra czeka na niego w wityni, o mamie robicej pranie w zamku Fellsmarch. To one za to zapac. Nie mg do tego dopuci. Minli wanie wityni Poudniomostu i skrcili na most. Han jkn gono, wbijajc stop w piach, jakby chcia si podeprze. - Hej, uwaaj! - zawoa jeden z niebieskich, chwytajc go mocniej za rami. Znowu jkn. - Au! Moja gowa! To boli. Pu! - Prbowa wyzwoli rce. - Niedobrze mi powiedzia z przeraeniem w gosie. - Mwi serio! Zaraz rzygn! - Zatka usta doni i sugestywnie wyd policzki. - Tylko nie na mnie! - zawoa gwardzista. Trzymajc winia za konierz i spodnie w pasie, popchn go w stron kamiennego muru przy mocie. - Rzygaj do rzeki, i to szybko! Han opar si zdrow rk o mur i nagle odrzuci gow do tyu, uderzajc gwardzist w twarz. Gdy onierzowi z nosa trysna krew, wrzasn i puci Hana. Ten momentalnie wdrapa si na mur. Przykucn i przez chwil przyglda si brudnej rzece. - apa go! - krzycza Gillen za jego plecami. - Ucieka! Jakie donie wycigny si ku niemu, kiedy skaka z muru. Skoczy pasko, by jak najbardziej oddali si od kamiennych elementw mostu. Jakim cudem udao mu si omin odzie przycumowane w wskim kanale i wpa do wody bliej pnocnego brzegu. Wynurzy si i wyplu brudn wod - tym razem naprawd zbierao mu si na wymioty. Dobrze, e dziki pobytom w klanach umia pywa. Niewielu miejskich chopakw to potrafio. - Jest tam! - usysza gos Gillena. - Hej, wy tam! Pi panienek temu, kto go zapie! Pi panienek! Za tyle to i sam by si skusi. Han znowu zanurkowa i popyn na lepo w kierunku achmantargu. Mocno przebiera nogami, by nadrobi brak poytku z prawej rki, nie otwiera oczu, bo woda bya przeraliwie brudna i mtna. Kiedy unis gow, eby oceni, gdzie jest, i skierowa si w odpowiedni stron, pozna po gonych okrzykach, e go zauwaono. Zanurzy si ponownie i dryfowa swobodnie pord odzi i pywajcych odpadkw. W kocu dopyn do dokw po stronie achmantargu, wlizgn si pod nie i

przebrn po pycinie do miejsca, gdzie dok spotyka si z brzegiem. Tam, trzsc si i szczkajc zbami z zimna, wcisn si pomidzy pale. Odgosy pocigu stopniowo si oddalay, a wreszcie cakiem zamilky. Mimo to Han odczeka, a zapadnie zmrok, i dopiero wtedy wyszed z doku i ruszy do brzegu.

ROZDZIA DZIEWITY

Oczy i uszy
Nastpnego dnia po poarze gry Raisa spdzia cay ranek z nauczycielem wymowy, wiczc wypowiadanie gosek w sposb przyjty na Poudniu. Tamroski by jzykiem niedbaym, nieprecyzyjnym i niejednoznacznym. Idealnym dla polityki. Raisa wolaa konkretno jzyka nizinnego, podobnie jak subtelne niuanse jzyka klanowego. Gdy lekcja dobiegaa koca, krlewski posaniec przynis wezwanie, by ksiniczka zjawia si w poudnie w apartamencie krlowej. Byo to na tyle niezwyke, e Raisa zastanawiaa si, o jakie to przewiny zostanie oskarona. Kiedy szambelan wprowadzi j do krlewskiej komnaty, zastaa tam st nakryty dla dwch osb. Matka siedziaa przy ogniu. Jej jasne wosy byy rozpuszczone, ramiona okrywa poyskliwy szal z jedwabiu. Krlowa zawsze sprawiaa wraenie, jakby byo jej zimno. Cierpiaa jak delikatny nizinny kwiat przeniesiony na niegocinny grunt. Raisa natomiast czua si jak odporny grski porost, ciemny i uparty, trzymajcy si blisko ziemi. Ksiniczka dygna, rozgldajc si. - Mamo? Jestemy same? Marianna poklepaa siedzenie krzesa obok siebie. - Tak, kochanie. Zdaje si, e odkd wrcia z kolonii Demonai, rzadko mamy okazj spokojnie porozmawia. Dziki Stworzycielowi, pomylaa Raisa. Ostatnio miaa wraenie, e nigdy nie bywa z matk sam na sam. Zawsze w pobliu krci si lord Bayar. Teraz miaa szans porozmawia z krlow o najemnikach. Moe nawet uda jej si namwi j do tego, eby kapitan Byrne wyznaczy Amona do jej stray osobistej. Usiada obok matki. Marianna nalaa herbaty z dzbanka stojcego na stole. - Jak si czujesz po tym strasznym przeyciu na Hanalei? - zapytaa krlowa. - Ja nie mogam wczoraj zasn. Moe poprosz lorda Veg, by ci zbada? - Harriman Vega by nadwornym medykiem. - Nic mi nie jest, mamo - powiedziaa Raisa. - Mam tylko kilka sicw. - Dziki Bayarom - westchna Marianna. - To wielkie szczcie mie takiego Wielkiego Maga, prawda? A wyglda na to, e mody Micah odziedziczy talent po ojcu. I

jego aparycj - dodaa, chichoczc jak nastolatka. - Owszem, s przystojni. - Raisa pocigna dugi yk herbaty, przywoujc z pamici spotkanie z Micahem na korytarzu i zastanawiajc si, kiedy i czy w ogle o tym wspomnie. - A jak tam twoja nauka? - zapytaa Marianna. - Martwiam si, e podczas takiego dugiego odosobnienia w grskich koloniach zapomnisz wszystkiego, czego zdya si nauczy. Ale nauczyciele s z ciebie zadowoleni - w jej gosie pobrzmiewaa nuta zdumienia. - Aha... - Raisa poruszya si speszona. Wysza za czowieka z klanu, pomylaa. Czy pamitasz jeszcze, dlaczego? Kiedy rodzice byli razem, wydawao si, e tak. Ale teraz jej matka przemawiaa jak rzecznik Gavana Bayara. - Myl, e pobyt w Demonai mi nie zaszkodzi - stwierdzia Raisa po chwili. - Wiesz przecie, e w klanach przykadaj wielk wag do czytania, opowieci i taca. No i do liczenia. Sporo czasu spdziam na targach. - No, nie powiem, e to pochwalam - owiadczya Marianna, marszczc czoo. Przysza krlowa Felis przygotowywana do funkcji sklepikarza? - Ojej mamo, nauczyam si bardzo duo. Chodzi przecie o to, eby zna si na ludziach i wiedzie, kiedy odpuci, a kiedy trzyma si ceny. Trzeba umie byskawicznie ocenia jako i decydowa, ile moemy za dany towar zapaci. A przy tym mona nauczy si wycofywa z niekorzystnych transakcji, nawet jeli bardzo si czego pragnie. Raisa pochylia si w przd i poprawia spdnice. Chciaa, by matka zrozumiaa, jak wiele daa jej znajomo zasad handlu i negocjacji. e mrugnicie okiem lub kropla potu na grnej wardze zdradzaj wicej, ni mona by myle. I e wyzbycie si zachannoci i dzy pozwala z nieodgadnion twarz porusza si po twardym wiecie handlu. Krlowa suchaa, bawic si bransoletk na szczupym nadgarstku, lecz wyranie nie bya w nastroju do szukania porozumienia. Raisa zmusia si, by wygodnie si oprze. - W kadym razie, na pewno nie by to czas stracony - zakoczya pogodnie. - Wierz ci - powiedziaa Marianna. Zamilka na chwil, gdy Claire wesza ze srebrn tac, pooya j na stole i opucia komnat. Wtedy krlowa wstaa. - No wic jedzmy. Wydawao si, e matce Raisy atwiej przychodzi wyraanie tego, co ley jej na sercu, gdy ma pod rk co do jedzenia. - Zblia si twoje szesnaste wito imienia - rzeka, gdy Raisa signa po placek z ryb. - Co ty nie powiesz? Nie zauwayam. - Ksiniczka spojrzaa na matk z

rozbawieniem. - Magret a si ugina od noszenia podarkw od konkurentw. Marianna umiechna si. - Spodziewamy si, e twj debiut wywoa spore zainteresowanie - powiedziaa, wyranie w swoim ywiole, jak zawsze, gdy rozmowa dotyczya lubw i balw. - Z uwagi na wojn na Poudniu sukcesje s, powiedzmy, niepewne. Wielu ksit z Poudnia bdzie widziao w maestwie z ksiniczk z Pnocy sposb na umocnienie swojej pozycji, a take moliwo schronienia w razie potrzeby. - Krlowa spojrzaa Raisie prosto w oczy. Nie chcemy wplta si w tak puapk. - To znaczy? - zapytaa Raisa, zatrzymujc sodk buk w ustach przed ugryzieniem. Nigdy dotd nie syszaa, by jej matka wypowiedziaa wicej ni dwa sowa o polityce. - To znaczy, e nie wiadomo, jak wszystko si potoczy. Zalenie od przebiegu wojny twj wybranek moe si okaza krlem albo wygnacem. - Bd krlow tak czy siak. Nie musz wychodzi za krla. - No wanie! - podsumowaa Marianna z umiechem i ugryza pierwszy ks. - Nie rozumiem. Wanie co? - Powinnimy unika zalotnikw z Poudnia - orzeka Marianna. - Tam jest zbyt niespokojnie. Mao do zyskania, a duo do stracenia. Moemy zosta wpltani w ich wojny. - No tak... - powiedziaa Raisa, przypominajc sobie sowa Amona. - Ale przecie wojny na Poudniu nie bd trwa wiecznie. Moe powinnimy poczeka i zobaczy, kto wygra. Dopiero wtedy zdecydujemy, ktry zwizek bdzie najbardziej korzystny. Moe wanie maestwo z kim z Poudnia okae si tym, czego chcemy. Moemy potrzebowa przyjaci, kiedy Poudnie zwrci na nas uwag. Marianna wpatrywaa si w ni z takim zdumieniem, jakby jej crka nagle zacza mwi po tamrosku. - Ale nie wiemy, kiedy to bdzie. Nie moemy tymczasem siedzie z zaoonymi rkami. - Moemy si przygotowa - zauwaya Raisa. - Wielu naszych ludzi walczy na Poudniu jako najemnicy, bo tam dobrze zarabiaj. Czy nie naleaoby sprowadzi ich do domu, eby zbudowa wasn armi? Krlowa mocniej owina si szalem, jakby to bya solidna zbroja. - Nie mamy na to pienidzy, Raiso - powiedziaa. - Moglibymy pozby si zagranicznych najemnikw, ktrych teraz utrzymujemy. To powinno da troch pienidzy. - atwiej powiedzie ni zrobi - stwierdzia krlowa. - Zajmuj dowdcze

stanowiska. No i genera Klemath liczy na to, e... - Nie mwiam, e to bdzie atwe - przerwaa jej Raisa. - Myl tylko, e warto to przemyle. Droej bdzie kupowa obcych onierzy. Ludzie walcz lepiej, kiedy broni wasnych domw i rodzin. No i trzymanie tych wszystkich obcych moe by ryzykowne. - Skd ten pomys? - zapytaa Marianna. - Czy usyszaa o tym w kolonii Demonai? Takie zdanie w ustach krlowej znaczyo: Czy usyszaa to od ojca? Od babci Eleny? Tak midzy nami, powiedzia Amon. Raisa nie chciaa sprowadzi na niego ani kapitana Byrnea adnych kopotw. - Nie, ju od jakiego czasu o tym myl. - Teraz powinna myle o nauce - stwierdzia Marianna. - Ja bd si zastanawia, kto bdzie najlepsz parti dla ciebie i dla Felis. Nie moemy odkada twojego maestwa do chwili, gdy walki na Poudniu ustan. To moe si nigdy nie wydarzy. - Ale przecie nie ma popiechu. Ty wysza za m modo, ale nie ma powodu, ebym ja posza w twoje lady. Bdziesz jeszcze dugo rzdzia. Bd ju pewnie staruszk z gromadk wnukw, kiedy obejm tron. Marianna bawia si szalem. - No nie wiem - powiedziaa cicho. - Czasem mi si zdaje, e nie zostao mi wiele czasu. To bya stara bro znana Raisie od lat dziecicych. I wci skuteczna. - Nie mw tak! - oburzya si ksiniczka i dodaa: - Prosz, nie mw tak, mamo. Nie znosz tego. Kiedy bya maa, wychodzia ze swojego eczka, by obserwowa, jak mama pi, bo baa si, e krlowa przestanie oddycha, a ona nie zdy jej pomc. To, e mama miaa w sobie co eterycznego, niemal nieziemskiego, tylko umacniao jej obawy. Wiedziaa jednak, e Marianna wykorzystuje t taktyk, by stawia na swoim. - Po prostu czuabym si spokojniej, wiedzc, e sprawa twojego maestwa jest zaatwiona - westchna Marianna. Raisa nie miaa zamiaru zaatwia czegokolwiek w najbliszym czasie. Maestwo byo now form wizienia, ktr chciaa od siebie odsuwa jak najduej. Z niecierpliwoci czekaa na dugi sezon konkurw, pocaunkw i potajemnych schadzek, ktrym towarzysz wyznania dozgonnej mioci. Negocjacje. Ustpstwa. Zmiana przedmiotu zainteresowania. Ach, zmiana tematu. To zawsze si sprawdzao w stosunku do krlowej.

- Mylaam o przyjciu z okazji mojego wita imienia - powiedziaa Raisa, cho w istocie wcale jej to nie obchodzio. - Mam kilka pomysw na sukienk i chciaabym pozna twoje zdanie... Spdziy wic p godziny, omawiajc plusy i minusy satyny i koronek, czerni, bieli, szmaragdowej zieleni, falbanek i halek, tiar, ozdobnych siatek na wosy z koralikami bd brokatem. Pniej zajy si kwesti miejsca - namiot w ogrodzie czy Wielka Sala. - Bdziemy musiay spotka si z kucharzem, eby omwi menu - stwierdzia Marianna, gdy temat zosta ju wyczerpany. - Jeeli teraz podejmiemy decyzj, to zaoszczdzimy sobie pniejszych kopotw. Oczywicie, czciowo bdzie to zaleao od listy goci... - Amon ju si nie moe doczeka - wtrcia Raisa zadowolona, e moe zwrci rozmow na przyjemniejsze tory. - Ciesz si, e wrci. - Wanie miaam zamiar porozmawia z tob o Amonie Byrnie - oznajmia krlowa tonem, ktry nigdy nie zwiastowa dobrych nowin. - A c on zrobi? - zapytaa Raisa, nastawiona defensywnie. - Magret mwi, e ty i kapral Byrne spotkalicie si wczoraj potajemnie w oranerii powiedziaa Marianna, bezwiednie obracajc piercie na palcu. - To nie byo potajemne - odpara Raisa. - Nie widzielimy si trzy lata. Chcielimy sobie o wszystkim opowiedzie, a nie byo okazji przy kolacji. - Powiedziaa lordowi Bayarowi, e boli ci gowa. - Bo bolaa mnie gowa - skamaa Raisa. - I co z tego? - A potem wymkna si na spotkanie z kapralem Byrneem. Jak to wyglda? - Siedziaam z nim w miejscu publicznym z niani u boku - owiadczya Raisa podniesionym gosem. - To ty mi powiedz, jak to wyglda? - Magret mwi, e wy dwoje zniknlicie w labiryncie i wymknlicie si spod jej opieki. - Magret zasna na awce i nie chcielimy jej przeszkadza. Wiesz, jaka jest, gdy si j obudzi. Musiaam po ni wrci dzi rano. I tak si odwdziczya! Owszem, Magret bya w nastroju do zrzdzenia, narzekaa na ble w starych kociach od spania na twardej awce. Moe dlatego pobiega do krlowej i naopowiadaa jej bajek. Raisa liczya na to, e opiekunka bdzie milczaa, by nie wydao si, e zasna na subie. Jak to nigdy nie wiadomo, co ludzie zrobi! Marianna chrzkna. - No i widziano kaprala Byrnea, jak w nocy opuszcza twoj komnat.

Raisa odsuna swoje krzeso, wydajc gony skrzypicy dwik. - Kto to powiedzia? Czy dostaa raport na mj temat dzi rano, czy co? Kazaa mnie ledzi? - Nie kazaam ci ledzi - powiedziaa Marianna bardzo opanowanym tonem. - Ale Wielki Mag przyszed do mnie dzi rano. Powiedzia, e Micah poszed sprawdzi, co z tob, bo nie czua si dobrze, i zasta ci z kapralem Byrneem przed twoj komnat... I to zasugiwao na interwencj Wielkiego Maga? O co mu chodzio? - Czyli w porzdku jest, gdy Micah Bayar skrada si pod moimi drzwiami, ale Amon... - Micah si o ciebie troszczy, kochanie. To zrozumiae, e... - Micah praktycznie mnie zaatakowa w korytarzu! Mamo, on by pijany, zapa mnie za rami i Amon musia go odprowadzi do jego apartamentu. - Nie dramatyzuj, Raiso - oburzya si Marianna. - Micah by zaskoczony, gdy zobaczy, e ty i kapral Byrne... zorganizowalicie schadzk... to wszystko. Jak na ironi, to Raisa i Micah kiedy spotykali si potajemnie. A ich maestwo byo wyranie zakazane przez Nming. Caa ta rozmowa nie miaa sensu. Raisa wstaa, jej serwetka spada na podog. Powinna bya przewidzie, e matka nie stanie po jej stronie przeciwko Bayarom. Pozostaa sama, jak zwykle. - Mwimy o Amonie - zauwaya Raisa. - Jada z nami setki razy. Dlaczego cigle nazywasz go kapralem Byrneem? A co do Micaha, to popytaj wok. Zaliczy wiele dam dworu i sucych. Kr nawet plotki, e... - Micah Bayar pochodzi z domu Orlich Gniazd, szanowanej szlacheckiej rodziny. Wchodz w skad rady od tysica lat. Z drugiej strony, Byrneowie... - Nie kocz! - przerwaa jej Raisa. - Jak moesz? Edon Byrne jest kapitanem twojej gwardii. Czy chcesz powiedzie, e Amon nie pochodzi z szanowanej rodziny? - Oczywicie, e pochodzi - zgodzia si Marianna, owijajc kosmyk wosw wok palca. - Ale jest onierzem i jego ojciec jest onierzem, i jego ojciec take by onierzem, i tak od wielu pokole. S dobrzy w tym, co robi. Ale zawsze bd tylko onierzami. Marianna zamilka na chwil, by jej sowa mocniej zapady w pami. - Wiem, e Amon to twj przyjaciel. Ale teraz, gdy ju jestecie starsi, musicie zacz dostrzega dzielce was rnice i ca zoono tej sytuacji. - Jakiej sytuacji? - Raisa zatrzsa si z oburzenia. - Przecie nie planuj z nim maestwa. Znam swoje obowizki wobec mojego rodu. Ale Amon jest moim przyjacielem i nawet gdyby to si przeksztacio w co wicej, to nikomu nic do tego, o ile nie wpynie to na

sukcesj. A nie wpynie. - Ale moe - upieraa si matka. - Czy masz pojcie, jak to wyglda, akurat teraz, gdy planujemy twoje maestwo? Raisa otworzya usta i sowa same z nich wypyny, jakby byy tam skrywane od lat. - Jeeli tak si przejmujesz tym, jak co wyglda, to powinna pomyle o sobie i Wielkim Magu! Marianna zerwaa si na rwne nogi, jej szal opad na ziemi. - Raisa anaMarianna! Co masz na myli? - jej opanowany ton gdzie znikn. - Mwi tylko, e ludzie gadaj o tobie i lordzie Bayarze. Mwi, e on ma na ciebie zbyt duy wpyw. e... e pora, eby mj ojciec wrci do domu... - z trudem powstrzymywaa zy cisnce jej si do oczu. - Ja te bym tego chciaa! - Dygna kurtuazyjnie. - egnam, Wasza Krlewska Mo. Nie chciaa wychodzi, ale odwrcia si i opucia komnat. Nim si oddalia, wystarczajco, by nie sysze krlowej, ta jeszcze krzykna za ni wysokim, piskliwym gosem: - Porozmawiam o tym z kapitanem Byrneem! * Jak wszystko inne w yciu Raisy, jej pobyt w wityni by przewidziany przez Nming. Cztery dni w miesicu - jak stanowi Nming - krlowa i ksiniczka miay spdza w wityni. To mogo oznacza jeden dzie w tygodniu lub cztery dni pod rzd. W kolonii Demonai czas spdzany w wityni by przywilejem, nie obowizkiem. Byy to cztery dni w Siedzibie Straniczki w towarzystwie innych lub cztery dni w lenej wityni, spdzane na medytacjach o Stworzycielu i cudach naturalnego wiata. Raisa zawsze pod koniec tego okresu czua si silniejsza, pena nadziei, w jaki sposb bardziej skupiona na sobie i pewna swoich celw. Jednak na dworze krlewskim Fellsmarchu zbyt wiele rzeczy przeszkadza o w skupieniu. Matka Raisy przybywaa do wityni zgodnie z wymogami, ale robia z tego swoist uroczysto - otaczay j damy dworu, muzycy i suba z jedzeniem i piciem. W kocu, twierdzia Marianna, muzyka, jedzenie, picie i plotki to te dziea Stworzyciela, i te zasuguj na uczczenie. Bodaj jedynym, co rnio te dni od zwykych dni na zamku, bya widoczna nieobecno czarownikw i obecno oratorw, ktrzy czasem spogldali na to z dezaprobat, lecz niewiele mieli do powiedzenia. Marianna i jej damy dworu miay si z nich za ich plecami. Czasem wydawao si Raisie, e ycie dworskie polega na tym, by odwodzi

wszystkich od mylenia o czym konkretnym. Byy jednak rzeczy, ktre wymagay przemylenia. Po ktni z matk Raisa nie miaa ochoty rozmawia z kimkolwiek, znalaza wic schronienie w maej wityni w oranerii. Przez szklany dach wpadao tam soce, a po uchyleniu szyb take wiosenne powietrze. Gdy ju usadowia si na kamiennej awce, jej myli zaczy galopowa - przeplatay si w nich obrazy Micaha Bayara, Amona, matki i Gavana Bayara. Stopniowo umys si wycisza i porzdkowa rozbiegane obrazy i myli. Opanuj konia, na ktrym jedziesz, zanim sprbujesz ujedzi innego - mawiaa Elena Demonai. I upewnij si wczeniej, e mocno siedzisz w siodle. W cigu jednego dnia caowaa dwch rnych chopakw - Amona i Micaha. Obaj pocigajcy, kady na swj sposb. Obaj dla niej niedostpni. Czy dlatego j pocigaj? Bo s zakazanym owocem? Bo nie musi uwzgldnia tej niemiej kwestii maestwa? Bo ma do robienia tego, co jej ka? W pewien sposb pozostaa wierna swojemu dziedzictwu. Krlowe z rodu Szarych Wilkw syny z romansw. Najsynniejsza bya oczywicie Hanalea. Napisano nawet ksik o jej podbojach. Raisa przyapaa kiedy Magret na jej czytaniu. Myli ksiniczki przepyny od romansw do polityki. Oczy i uszy, powiedzia Amon. Potrzebowaa wasnych informatorw. Ujrzaa przed sob przysze moliwoci. Na wprost cigna si szeroka droga w dal to, co moe si zdarzy, jeli bdzie postpowa zgodnie z wytyczonym dla niej planem. Ujrzaa maestwo z kim wybranym przez matk, i to wczeniej ni pniej. Nie widziaa koca tej drogi, gdy gina ona w ciemnociach. W obie strony odchodziy boczne drki, wskie i zaronite jak cieki w labiryncie niektre trudne do zauwaenia, wszystkie pene niespodzianek. Byy wic inne moliwoci, ale czyy si z podjciem trudu i ryzyka. Gdy tak siedziaa z pprzymknitymi oczami, kto usiad obok niej. Nie musiaa podnosi powiek, by rozpozna kto to, i powitaa t osob dugim westchnieniem ulgi. - Dzie dobry, Raiso - powiedziaa Elena Demonai. - Mog si przysi? - Dzie dobry, Eleno Cennestre. Witam - odpara Raisa, uywajc klanowego sowa oznaczajcego Matk. Otworzya oczy, wyraajc tym samym zdumienie. - Jak mnie znalaza? - To bardzo stare miejsce, ltling - powiedziaa Elena. Jej karmelow twarz rozjani umiech wzmacniany przez zielone oczy wieszczki. - To jedno z niewielu miejsc w Dolinie,

w ktrym jest moc. Bdziesz jej potrzebowaa. Raisa zastanowia si. W Demonai nauczya si nie zadawa wszystkich pyta, jakie przychodz do gowy, bo zrozumienie wszystkiego przyjdzie z czasem. - Martwi si, babciu - rzeka. - Droga przede mn wydaje si do wyrana, ale nie jestem pewna, czy jest waciwa. - W Grach Duchw odnajdujemy swoj drog wedug soca, gwiazd i punktw orientacyjnych w terenie - powiedziaa Elena. - One mwi nam, czy idziemy we waciwym kierunku, i pomagaj unikn kopotw. A jak unikacie niebezpieczestw na nizinach? Raisa zastanawiaa si przez chwil. - Tak samo jak na targu. Szukam niezgodnoci. Kiedy kto mwi jedno, a jego oczy, rce i cae ciao mwi co innego. - Czy teraz widzisz jakie niezgodnoci? - Sysz sowa lorda Bayara wypowiadane przez moj mam - stwierdzia gucho. Dawniej mwia sama za siebie. A teraz... nie wiem. Elena pokiwaa gow. - Co jeszcze? - Czuj, e wok mnie zamyka si puapka, ale nie wiem, co to jest. - Zawahaa si. Widziaam wilki na Hanalei w dniu poaru, ale mama chyba nic nie zauwaya. - Wilki - mrukna Elena. - Rd Szarych Wilkw jest w niebezpieczestwie, a krlowa tego nie dostrzega. - Spojrzaa na Rais. - Na mocy Nmingu Wielki Mag jest magicznie podporzdkowany krlowej. Lord Bayar nie zachowuje si jak podporzdkowany czarownik. Co jest nie tak. - Co mog zrobi? - zapytaa Raisa. - Czy krlowa zechce przyby do kolonii Demonai? - odpowiedziaa Elena pytaniem. - Dasz rad j namwi? - Nie wiem. - Raisa pokrcia gow. - Nie sdz. Akurat teraz nie jest ze mn w najlepszych stosunkach. Zawsze, kiedy prbuj co powiedzie o lordzie Bayarze, wpada w gniew. - Nie poddawaj si, ltling - stwierdzia Elena. - Postaraj si j przekona, eby wybraa si do wityni w Demonai. I uwaaj na Bayarw. Mody Bayar jest czarujcy i przystojny, ale trzymaj go na dystans. Nie daj si schwyta w puapk. - Dobrze, babciu. - Mam tu co dla ciebie - owiadczya Elena. Wyja z kieszeni sakiewk z jeleniej skry i podaa j Raisie.

Dziewczyna rozwizaa rzemie i wyrzucia zawarto sakiewki na do. By to ciki zoty piercie na acuszku, pokryty patyn czasu, z wygrawerowanymi postaciami pdzcych wilkw krcych bez koca. Wida byo, e jest za duy na kady z jej palcw. Popatrzya na babci. - On... wyglda na bardzo stary... - powiedziaa jedyne, co przyszo jej do gowy. Elena wzia go od niej na chwil, z niezwyk zrcznoci otworzya zapicie i powiesia acuszek na szyi Raisy. - Kiedy nalea do Hanalei. - Hanalea... Ale jest za duy na... - To co, co nazywamy talizmanem. Chroni przed urokami czarownikw. Nigdy go nie zdejmuj. - A teraz - powiedziaa Elena, wstajc - zrobi, co si da, eby sprowadzi twojego ojca. Jaki czas pniej Raisa ziewna i otworzya oczy. Bya w labiryncie sama, siedziaa na skraju awki, ciepy wiatr muska jej wosy. Czy spaa? Czyby to wszystko jej si przynio? Na acuszku na jej szyi wisia piercie Pdzcych Wilkw.

ROZDZIA DZIESITY

Znowu w labiryncie
Raisa wysaa do koszar posaca z wiadomoci dla Amona. Prosia o spotkanie w wityni w labiryncie w porze wieczornego naboestwa. On odpowiedzia, e ma wtedy sub. Sprbowaa jeszcze raz nastpnego dnia z tym samym skutkiem. Po trzeciej odmowie zagrozia, e odwiedzi go w koszarach, i wtedy zgodzi si przyj. Tymczasem Micah posa jej wspaniay bukiet kwiatw i kilka bilecikw z prob o spotkanie. Pozostawia je bez odpowiedzi. Oduczy go biegania do ojca na skarg. Tego wieczoru czua si w kamiennym tunelu duo pewniej, gdy maszerowaa z dug wiec, haasujc, by sposzy szczury. Teraz bya te bardziej odpowiednio ubrana - miaa spdnic do jazdy konnej, wysokie buty i dopasowany akiet. To znacznie uatwiao wchodzenie po drabinie ze wieczk midzy zbami, jak pirat. Kiedy otworzya metalowe drzwi, Amon zerwa si z awki i wydoby miecz z pochwy. Obrci si wok wasnej osi, uwanie lustrujc otoczenie. - Na koci Hanalei, Rai - powiedzia, wsuwajc miecz z powrotem. - Przecie miaa zablokowa ten tunel. - Nie mwiam, e to zrobi - odpowiedziaa, siadajc na awce. - Lubi mie tylne wyjcie. - Uniosa do, gdy otwiera usta, by si sprzeciwi. - Nie zaczynaj. Siadaj, prosz. Wisisz nade mn jak nizinny kapan. Usiad na awce jak najdalej od niej, jakby moga go czym zarazi. Siedzia sztywno wyprostowany z domi na kolanach. - Dlaczego mnie unikasz? - zapytaa bez ogrdek. - Ja ci nie... - urwa, gdy spojrzaa na niego ze zoci. - No dobrze. To tylko... tato odby ze mn rozmow. - I co powiedzia? - No... - Zaczerwieni si. - Duo mwi. Przede wszystkim, e teraz jestem w gwardii, e zawsze jestem na subie, ca dob. Jeeli mam chroni rodzin krlewsk, to musz utrzymywa... dystans. - Chrzkn. - No i... ja to rozumiem. - Co rozumiesz? e ja nie mam prawa mie przyjaci? - Wiedziaa, e to wobec niego nieuczciwe, ale nie bya w nastroju do uczciwej gry, a on by jedynym dostpnym celem.

Poza tym tylko jeden raz porzuci t swoj wojskow poprawno, a stao si to dopiero, gdy go rozzocia. - Oczywicie, jestemy przyjacimi, ale... - Nie wolno nam ze sob rozmawia, tak? - Zarzucia swj dugi warkocz do przodu i zacza go ponownie splata. - Moemy ze sob rozmawia, ale... - Tylko przez zatoczon sal? - Przysuna si do niego. - Czy tak jest za blisko? - I bliej. - A tak? - Jej biodro dotkno jego biodra. - Raiso, czy pozwolisz mi chocia dokoczy zdanie? - burkn, ale si nie odsun. Nie wiem, skd si to bierze, ale tato mwi, e ludzie o nas plotkuj. Zagrozi, e mnie odele do Kredowych Klifw, jeli jeszcze raz co takiego usyszy. - Nie zrobiby tego. - Raisa pooya do na jego rce. Kredowe Klify to port nad oceanem Indio, setki mil od zamku. - Myl, e zrobiby - przyzna z przekonaniem. - Wic jeli o to ci chodzi... - Czy masz zamiar pozwoli, eby Micah dyktowa, z kim mam si widywa i z kim rozmawia? - Co? - Wpatrywa si w ni zdumiony. - Micah powiedzia swojemu ojcu, e nas widzia wtedy w nocy. Lord Bayar odby rozmow z krlow, a krlowa rozmawiaa z twoim ojcem. - To krlowa jest w to wmieszana? - Odgarn wosy palcami do tyu, zdezorientowany. - Nie rozumiem. Zastanawiaem si, czy ty i Micah... no wiesz... - Nie mg znale odpowiedniego sowa i zamilk na chwil, eby odchrzkn. - Nie wiedziaem, czy... - znw zabrako mu sw, wic intensywnie wpatrywa si w swoje donie. Nie by to temat, ktry chciaa porusza z Amonem. - Co tam Micah - powiedziaa. - On jest po prostu przyzwyczajony dostawa wszystko, czego chce. Ale co si dzieje. Tylko jeszcze nie wiem, co. Potrzebuj przyjaci, ktrym mogabym zaufa. Kogo zaufanego po swojej stronie. - Jestem po twojej stronie, Rai - powiedzia Amon cicho. - Zawsze. Wiesz o tym. Raisa chwycia jego do. - No to mi pom. - Jak? - Spojrza na ni czujnie. - Potrzebuj oczu i uszu. Musz wiedzie, co si dzieje... w krlestwie, w Radzie Czarownikw na grze Szarej Pani, wszdzie. Czuj si jak kanarek w klatce. Widz tylko

cztery ciany wok mnie, gdy tymczasem zamek jest otoczony i wrogowie s coraz bliej. - Co? - Wpatrywa si w jej twarz, szukajc zapewne oznak szalestwa lub upojenia alkoholem. - O czym ty mwisz? - Wiesz, e prawowite krlowe miewaj wizje przyszoci. - Amon przytakn ruchem gowy. - No wic, czuj si tak samo, jak w dniu poaru na Hanalei. Jestem w puapce, pomienie zbliaj si do mnie, a nie mam dokd uciec. - Rozumiem... - odpowiedzia. - Ale skd wiesz, e to prawdziwa wizja? To znaczy... ja miewam czasem koszmary, ale to tylko koszmary senne. - Moe mam wybuja wyobrani, ale w tej sprawie nie mog ryzykowa. - Mwia krlowej? Chyba od tego powinna zacz. - Wanie o to chodzi, e myl, i ona jest czci problemu - wyznaa Raisa. Prbowaam z ni rozmawia, ale to zawsze koczy si ktni. Zamilka, gdy zobaczya jego skonsternowan min. Zawsze dzielili si ze sob problemami. Teraz jednak wygldao na to, e prosi go, by stan po jej stronie przeciw krlowej, ktrej przysiga. - To niewiele. Tylko przeczucie - powiedzia w kocu. - I to, jak dziwnie ludzie si zachowuj - argumentowaa Raisa. Moja mama przedwczoraj dugo mi tumaczya, e nie powinnam wychodzi za m za nikogo z Poudnia, bo tam jest zbyt niespokojnie. - Moe po prostu przejmuje si tym, e dorolejesz i e zblia si twj debiut, i tym podobne. - Amon ywo gestykulowa. - Wszyscy rodzice maj z tym problem. Pamitam, co si dziao, jak zbliao si wito imienia mojej siostry Lydii. Tato przepytywa i terroryzowa kadego chopaka, ktry tylko si do niej zbliy. - Nie wiem. Jednoczenie mam wraenie, e pragnie mnie wyda za m jak najszybciej. Mwi, e chce, eby wszystko byo zaatwione, e moe ju niedugo jej zabraknie, jakby wiedziaa co, czego ja nie wiem. Mimo e jeszcze nie byo mojego dnia imienia i nie ma adnego kandydata na widoku. - Przecie mwia, e masz jeszcze czas... - zauway Amon niemal oskarycielsko. - Jakbym miaa tu co do powiedzenia! - Wzruszya ramionami. - Nie chc wychodzi za m. Mam dopiero pitnacie lat. - Hmmm, ja mam dopiero siedemnacie - owiadczy Amon. - A jesieni wracam do Akademii. Co chcesz, ebym zrobi? Kogo miabym szpiegowa? - Waciwie nie szpiegowa. Na przykad w kolonii Demonai informuj mnie o rzeczach, o ktrych nie dowiaduj si z innych miejsc. Oni mi nie schlebiaj. Nie traktuj

mnie jak pozbawionej mzgu lalki. W jaki sposb szanuj mnie bardziej ni inni. - Jakich informacji ode mnie oczekujesz? Wyprostowaa si. - C, jeli zbliaj si kopoty, to sdz, e mog pochodzi z jednego z dwch rde: z wojen na Poudniu albo od Rady Czarownikw. - A mieszkacy Fellsmarchu? Moe planuj jaki bunt? - podsun Amon. - Czemu mieliby to robi? - zdumiaa si Raisa. - Ludzie kochaj krlow. Dokdkolwiek si udajemy, wszyscy wiwatuj i rzucaj nam kwiaty pod nogi. Amon kiwa gow, a jego spojrzenie wyraao nieomal politowanie. - No co? - burkna, nagle poirytowana. - yj w biedzie, goduj i z tego, co widziaem, Gwardia Krlewska tylko nimi pomiata. - Nie - odpara Raisa z przekonaniem. - Gwardia jest po to, by ich chroni. - Raiso, czy ty kiedykolwiek bya w Poudniomocie? - Oczywicie. Byam tam w wityni i przejedaam przez t dzielnic dziesitki razy. Jest troch zaniedbana, ale... - Niech zgadn. Jechaa w karecie Traktem Krlowych z ca wit, z gwardzistami po obu stronach. - No tak... - Nie moesz wiedzie, co si dzieje, skoro jeste tak... odizolowana. W ostatnich dwch tygodniach byem na patrolu w Poudniomocie i achmantargu. Powiem ci, na przykad, co dziao si w tym tygodniu. Wczoraj w Poudniomocie zamordowano szecioro ludzi. Czterej chopcy, dwie dziewczyny, wszyscy mniej wicej w naszym wieku. Byli torturowani i w kocu zostali uduszeni. - Sodka Hanaleo - szepna Raisa. - Nie syszaam o tym. Kto mg zrobi co takiego? - Dobre pytanie. Wszyscy naleeli do ulicznego gangu Poudniarzy. Sieran t Gillen uwaa, e zrobi to z zemsty konkurencyjny gang zwany achmaniarzami. - Za co? - zapytaa Raisa, nachylajc si ku niemu, zafascynowana. - Kilka dni temu Poudniarze pobili herszta achmaniarzy, chopaka nazywanego Bransoleciarz. Nosi srebrne bransoletki, to taki jego znak rozpoznawczy. Gillen wiedzia, gdzie go szuka, wic dzisiaj zapalimy go, jak wychodzi z karczmy. Amon obiema rkami odgarn wosy do tyu. - On jest w naszym wieku, a Gillen myli, e zamordowa sze osb.

- I przesuchalicie go? - dociekaa Raisa. - Co mia na swoj obron? - No, pierwsze, co Gillen robi, to kradnie mu sakiewk i bije pak do nieprzytomnoci - powiedzia Amon. - Jak to? - Raisa tak potrzsaa gow, jakby miaa dowody przeczce tym sowom. Po co miaby to robi? - Gillen to oprych i zodziej. - Amon wzruszy ramionami. - W kocu go powstrzymaem, i teraz jestem u niego na czarnej licie. Gdyby mj tato nie by kapitanem, sdz, e Gillen zatukby chopaka na mier. Nagada mi, e jestem nowy i nie znam ulicy, i e jeszcze duo musz si nauczy. - To oni cay czas robi takie rzeczy? - Odkd tu jestem, ju kilka razy. - No i co dalej? Z tym Bransoleciarzem? - Upieraem si, eby zabrali go do stranicy i tam prawidowo przesuchali. Ale urwa im si i uciek, jak przechodzilimy przez most. Wskoczy do rzeki, to moe uton. - Amon umiechn si gorzko. - Ten Bransoleciarz nie jest gupi, cokolwiek zrobi. Gdyby to mnie wlekli do stranicy na przesuchanie przez Mac Gillena, te bym zrobi wszystko, by uciec. Oczywicie teraz Gillen i inni myl, e to moja wina. I moe maj racj - westchn. Raisa znw pochylia si do przodu, by lepiej widzie jego twarz. - Mylisz, e on jest winny? Amon wpatrywa si w wod. - Moe. Ale nie dowiesz si prawdy, torturujc czowieka. - Spojrza na ni. - Chodzi o to, e ludzie w Poudniomocie i achmantargu miertelnie boj si Gwardii Krlewskiej i maj ku temu podstawy. - Jego szare oczy zrobiy si zimne. - Ja sam chtnie zwizabym Mac Gillena i zostawi na noc w zauku w achmantargu. Zobaczyaby, co by z niego zostao do rana. Amon si zmienia, pomylaa Raisa. To nie ten chopak, ktrego kiedy znaam. Widzi rne rzeczy, robi co, uczy si, a ja tkwi tutaj jak egzotyczny kwiatek, uczc si, jakiego widelca do czego uywa. Pooya mu do na ramieniu. - Postaram si, eby usunito tego Gillena - obiecaa. Amon umiechn si szeroko, pierwszy raz tego wieczoru. - Czyli powiesz krlowej, e rozmawiaa ze mn i e ja zaproponowaem, eby go zwolni? Nie wydaje mi si... - Pokiwa gow. - Nie trzeba. Rozmawiaem ju z tat. Jeli cokolwiek da si zrobi, on si tym zajmie. Ale w gwardii jest mnstwo takich Gillenw. To

raj dla obuzw. Kapitan niewiele tu moe. Kiedy tak nie byo. Raisa wstaa i zacza chodzi tam i z powrotem. - Wanie o tym mwi. Jak mog by ksiniczk i nie wiedzie, co si dzieje? Zatrzymaa si w p obrotu. - Mwisz, e ludzie goduj? Skin gow. - Wiesz, niewiele tu uprawiamy. Dolina jest yzna, ale poza ni ziemia nie jest zbyt urodzajna, no i zimy s dugie. Nie najesz si zotem, srebrem czy miedzi. Zawsze zdobywalimy ywno w drodze wymiany handlowej z Ardenem, Tamronem i innymi krlestwami Poudnia. Te przeduajce si wojny utrudniaj handel i na Pnoc dociera znacznie mniej ywnoci. Ceny poszy wic tak bardzo w gr, e wikszoci ludzi nie sta na jedzenie - urwa i po chwili doda oschle: - Nie moesz zakada, e skoro tobie niczego nie brakuje, to wszyscy s syci. Raisa czua si okropnie zaenowana. - Nie chc by tak krlow - powiedziaa. - Bezmyln, samolubn, pytk i... - Nie bdziesz - szybko wtrci Amon. - Nie to chciaem powiedzie. - Myl, e wanie to. I zasuguj na tak opini. Musz znale sposb, eby pomc ludziom. Co mogaby zrobi? Moga mieszka w paacu, zasiada co wieczr do suto zastawionego stou i mie szaf pen ubra, ale nie miaa wasnych pienidzy. Mogaby porozmawia z krlow, ale ju ten tydzie pokaza, jak niewiele moe wskra. Po tamtej rozmowie matka prawdopodobnie zaplanowaa ju wydanie wszelkich ewentualnych zapasw na jej lub. Zreszt, Raisa chciaa zrobi co samodzielnie. Co wanego. Co godnego krlowej, ktr miaa zosta. Od powrotu z Demonai czua si cakowicie bezuyteczna. Moe powinna sprzeda swoje ubrania na targu staroci i za uzyskane pienidze kupi jedzenie dla godujcych. Ale to nie przyniesie duych zyskw. Nagle wpada na pomys. Im duej o tym mylaa, tym bardziej jej si podoba. Popatrzya na Amona. - Dzikuj, e powiedziae mi prawd. Pomoesz mi teraz? - Jak? - Zmruy oczy podejrzliwie. - Zaniesiesz wiadomo do kolonii Demonai, do mojej babci Eleny? Zawaha si. - Musiabym wiedzie, co to za wiadomo.

- Chc j poprosi, eby przysaa kogo ze swoich najlepszych kupcw na spotkanie ze mn pojutrze w wityni Poudniomostu. - Czemu Poudniomostu? Nie mog przyj tutaj? - Tam mao kto mnie rozpozna. A poza tym w wityni Poudniomostu jest kto, z kim chc porozmawia. Syszae o oratorze Jemsonie? - Yyy... tak - odpar Amon, jakby zaskoczyo go to, e Raisie to nazwisko nie jest obce. - Kady, kto by w Poudniomocie, sysza o Jemsonie. Tylko... jak chcesz si tam dosta? - Pjd w przebraniu. Sam mwie, e powinnam czciej wychodzi, eby zobaczy, co dzieje si w miecie. - Co? - Amon zamacha rkami. Wyglda na zaniepokojonego. - Ja nie to... nie moesz wej sama na teren Poudniomostu. Obojtne, jakiego przebrania uyjesz. - No to chod ze mn - zaproponowaa z umiechem. - To bdzie przygoda jak za dawnych czasw. - Jedna osoba nie wystarczy, eby zapewni ci bezpieczestwo. - Spontanicznie chwyci j za rk, jakby chcia j przecign na swoj stron w dyskusji. Jego do bya ciepa, szorstka. - No co ty, Raiso, czemu chcesz tam i sama? Po prostu co zmyl. Powiedz, e idziesz do wityni si modli. - Ale to bdzie oznaczao ca wit, pamitasz? Uzbrojeni stranicy, kareta, orszak? Nie chc tego. Chc uczciwych odpowiedzi, a tego nie uzyskam z eskort. - Jeli wybierasz si do Poudniomostu, bdziesz potrzebowaa uzbrojonego stranika. - Gdy nie odpowiedziaa, doda: - Co zamierzasz? - Nie chc o tym mwi, pki nie mam pewnoci, e si uda. - A co, jeli nie uda mi si wyj? Moliwe, e bd mia sub do koca tygodnia. - C, pjd, z tob czy bez ciebie. - Wstaa. - Jeli chcesz i ze mn, spotkajmy si pojutrze w porze wieczornej modlitwy na drugim kocu zwodzonego mostu. - Chcesz tam i w nocy? - zapyta Amon, wpatrujc si w ni takim wzrokiem, jakby speniy si jego najgorsze obawy. - Tak. W ciemnociach s mniejsze szanse, e kto mnie rozpozna. - Ale te wiksze szanse, e ci podern gardo. Albo co jeszcze gorszego... - On te wsta, liczc na to, e przytoczy j swoim wzrostem i nakoni do zmiany zdania. - To naprawd zy pomys. Zrezygnuj, Rai, albo powiem tacie, a on postawi na stray kogo, kto ci nie wypuci. Patrzya mu prosto w oczy, cho to wymagao odchylenia gowy do tyu.

- Jeli to zrobisz, poczekam i pjd sama kiedy indziej. To by ich sposb dziaania jeszcze z czasw dziecicych. Nigdy nie zawodzi. Ona przedstawiaa odwane, niebezpieczne pomysy, a on zapewnia ich sprawn i bezpieczn realizacj. Stali tak naadowani emocjami przez dusz chwil. - Moe nie uda mi si dotrze do Eleny - bkn Amon. Raisa ju wiedziaa, e wygraa. Tyle e... Czemu skapitulowa tak atwo? Przyjrzaa si jego twarzy. Nie patrzy na ni, a to znaczyo, e co knuje. Niech mu bdzie. Cokolwiek to jest, ona sobie z tym poradzi. Nachylia si z zamiarem pocaowania go w policzek, ale on obrci gow i pocaunek wyldowa blisko kcika ust. Odskoczya od niego i przez moment wpatrywali si w siebie. Z bliska wida byo przyjemny kilkudniowy zarost na jego twarzy. - W takim razie... - Staa sposzona, czujc, e si czerwieni. - ...dzikuj, e przyszede. Mam wraenie, e jeste moim jedynym przyjacielem. Podesza do wejcia do tunelu porodku wityni. - Nawet jeli nie bdziesz mg i do Poudniomostu, spotkajmy si tutaj za tydzie. Opowiem ci, jak mi poszo. - Jeli za tydzie jeszcze bdziesz ywa - mrukn. Umiechna si szeroko. - Zamknij za mn pokryw, dobrze? - Opucia si po drabinie, czujc w sobie wicej energii ni kiedykolwiek od powrotu z gr. Nie znaczy to, e nie miaa wyrzutw sumienia. Zdawaa sobie spraw, e jej proba nie jest w porzdku wobec Amona. On mia wicej do stracenia ni ona. By czonkiem Gwardii Krlewskiej, zaprzysionym w subie krlowej. Jego ojciec, kapitan gwardii, kaza mu trzyma si z dala od niej. Z drugiej strony, przecie nie prosia go o zdrad. W kocu bya ksiniczk i suy take jej. Ju i tak mia przez ni do kopotw. Bayarowie byli gronymi wrogami i byo pewne, e Micah bdzie szuka okazji, by si na nim odegra. Choby nie wiadomo co mwia, oczywiste byo, e gdyby ich zapano, najbardziej ucierpiaby na tym Amon. Zesanie do Kredowych Klifw wydawao si najagodniejsz form ewentualnej kary.

ROZDZIA JEDENASTY

Sanktuarium
Dzwony wityni Poudniomostu zabiy cztery razy. Ich dwik odbija si od kocich bw, obwieszczajc, e jest czwarta rano i kady rozsdny czowiek powinien znajdowa si w bezpiecznych domowych pieleszach. Pochodnie po obu stronach wejcia wci pony, witajc wszystkich potrzebujcych o kadej porze dnia i nocy. W tym momencie Han wolaby jednak, eby osaniay go ciemnoci. Przywarszy do ciany, unis misternie wykonan koatk i dwa razy zastuka ni w drewniane drzwi. Obejrza si za siebie, spodziewajc si w kadej chwili poczu na ramieniu do gwardzisty lub chd stali. Usysza wewntrz kroki, a nastpnie zgrzyt zasuwy i skrzypienie otwieranych drzwi. Stana przed nim alumnka w biaej szacie ze zmierzwionymi wosami. Bya mniej wicej w jego wieku. - Niech ci Stworzyciel bogosawi - powiedziaa, ziewajc, a po chwili szeroko otworzya oczy i zacza si uwaniej przyglda przybyszowi. - Co z tob, czowieku? zapytaa z wyranie syszalnym akcentem Poudniomostu. - Walczye? - jej ciekawo zwyciya nad sennoci. - Potrzebuj noclegu - odpar Han i po chwili dorzuci: - Prosz... - Ona wci staa nieruchomo. - Przysigam na Stworzyciela, e nikogo nie skrzywdz. - Zachwia si, wic obja go w talii i podprowadzia do kamiennej awki przy wejciu. Szybko si od niego odsuna i otrzepaa sukman. - Ale mierdzisz - skrzywia si. - Przykro mi. Wpadem do rzeki - powiedzia, zamykajc oczy, bo zakrcio mu si w gowie. - A co ci si stao w rk? Nie odpowiedzia. - Prosz, obud oratora Jemsona. To wane. - No, nie wim, czy on lubi by budzony o ty porze - wymruczaa. - Moe przekaym mu wiadomo rano? Han nie odpowiada i nie otwiera oczu. W kocu usysza jej kroki oddalajce si w

gb korytarza. Ju niemal spa, kiedy dobieg go gos Jemsona. - Jak powanie jest ranny, Dori? Jeste pewna, e to aden z naszych uczniw? - Nie wim, czybym go poznaa, nawet gdybym go znaa, mistrzu Jemson. Jest solidnie sponiewirany. Han otworzy oczy i zobaczy nad sob wysok posta Jemsona. - Panie Alister. Dziki Stworzycielowi, e yjesz. Obawiaem si najgorszego. - Gdzie Mari? - zapyta Han. - pi bezpieczna w dormitorium. Alumnki si ni zajy. Posaem wiadomo do waszej matki, eby si nie martwia. Han z trudem wspar si na jednej rce. - Trzeba j wyprowadzi z Poudniomostu z powrotem do achmantargu - powiedzia. - Nikt nie moe wiedzie, gdzie mieszkam ani e mam siostr. Jemson popatrzy na Dori, ktra przysuchiwaa si z uwag. - Dzikuj ju, Dori - rzek. - Wracaj do ka. Poradz sobie. Dori niechtnie powloka si korytarzem, wielokrotnie ogldajc si za siebie. Orator uklk, szeleszczc sukman, tak by patrze Hanowi prosto w oczy. - Powiedz mi, Hanson, czy miae co wsplnego z tymi zabjstwami? - zapyta powanie. - Musz zna prawd. - Nie, panie - szepn Han. - Przysigam. - A wiesz, kto mg to zrobi? Albo dlaczego? - pyta dalej Jemson. Han krci gow. - Nie. Ale oskaraj o to mnie. Gwardia Krlewska mnie ciga. - Wbi wzrok w swoje buty. - Przepraszam, e was w to mieszam. Pjd sobie, jeli taka wasza wola. Ja tylko... Musz znikn z ulicy, a nie mam dokd pj. Jeli uda mi si dotrze do Sosen Marisy, moe schroni si tam na jaki czas, ale najpierw musz tutaj co zaatwi. - Nie podoba mi si to - powiedzia Jemson. - Dzisiaj rano poszede co zaatwi i wrcie w takim stanie, cigany przez gwardi. Chyba powiniene to zostawi. - Ale musz si dowiedzie, kto zaatwi tych Poudniarzy. Jeli to byli achmaniarze, musz wiedzie. Nie mog zosta w grach na zawsze. Nie mog zostawi mamy i Mari na asce losu. - Zobaczymy - westchn Jemson. - A na razie potrzebujesz uzdrowiciela. Jeli si nie myl, ta rka jest zamana. Han zdrow rk podtrzymywa t kontuzjowan. Bya opuchnita od okcia do nadgarstka i ju zdya brzydko zsinie. Srebrna bransoletka wrzynaa si w nabrzmiae

ciao. - Nie mam pienidzy na uzdrowiciela - powiedzia. - Moe gdyby to zwiza, rka bdzie moga poczeka, a dotr do Sosen Marisy. - Jest tu akurat kto, kto chyba moe ci pomc - stwierdzi orator. - Dasz rad wsta? Han przytakn, a wtedy Jemson doda: - Chod! - Pomg Hanowi si podnie i poprowadzi go korytarzem, podtrzymujc zdrowy okie chopca jedn rk, a w drugiej niosc lamp. Korytarze, ktre zazwyczaj ttniy yciem, byy nienaturalnie ciche, caa witynia pogrona bya we nie. Jemson przeszed z nim obok sanktuarium i sal wykadowych do dormitorium, gdzie nocowali alumni i adepci. Przeszli przez zalany blaskiem ksiyca dziedziniec i Jemson pchn drzwi do pomieszczenia z widokiem na ogrd zi. Wewntrz byy dwa pojedyncze ka, st, zwyke krzeso i fotel bujany, balia do kpieli, skrzynia i miska z dzbankiem. Jemson postawi lamp na stole. - Po si i odpocznij. Zaraz wracam. Han opad na ko z ulg i poczuciem winy, bo wci by brudny, ale zbyt zmczony, by cokolwiek na to poradzi. Sama moliwo schronienia i miejsce na kilkugodzinny sen byy dla niego wielkim bogosawiestwem. W rce czu pulsujcy bl, ale by tak zmczony, e niemal natychmiast zapad w niespokojny letarg. Mia wraenie, e nie mino nawet kilka minut, gdy nagle kto wszed do celi i usiad na krawdzi jego ka. Sign po n, ktrego jednak nie znalaz. - Samotny owco, co te ci doliniarze ci zrobili? - Iwa postawia torb uzdrowiciela obok niego i przyoya chodn do do jego rozgrzanego czoa. - Iwa? - W ustach czu tak sucho, e z trudem mwi. - Co tu robisz? - Iwa nigdy nie zjawiaa si w miecie. Twierdzia, e to z niej wysysa magi. - Miaam co do zaatwienia w Fellsmarchu. - Delikatnie zbadaa mu rami. Jej dotyk by jak chodna fala unoszca z sob bl. Wstaa, nalaa wody z dzbanka do filianki i wsypaa zawarto skrzanego mieszka. - We - powiedziaa. - Wypij. To kora wierzby. Pomoe na bl. Bya to kora wierzby i wie ziele, a moe te co jeszcze, bo wydawao si, e zacz mie halucynacje. Drzwi otworzyy si i zamkny, i Han mia wraenie, e syszy Tancerza mwicego: - Co si stao Samotnemu owcy? Kto to zrobi? Chc si z nim zobaczy! Pniej gos Iwy, jaka wymiana zda, jakby go przekonywaa, eby wyszed.

Szybkie kroki i Tancerz pochyla si nad nim, ciko oddychajc, z gniewem w oczach, z twarz pokryt kropelkami potu, z dugimi, wilgotnymi kosmykami wosw. Mia na sobie bia sukman alumna, kontrastujc z jego ciemn karnacj. - Samotny owco - szepn, wycigajc do w jego stron. Skra Tancerza rozarzya si i stana w ogniu, z jego ciaa wyrosy pomienie. Han zasoni sobie zdrow rk twarz, by j chroni przed ogniem. Wtedy Iwa i Jemson odcignli Tancerza poza zasig wzroku Hana. - Nie moesz mu pomc, Tancerzu - mwia Iwa ostrym tonem. - Id z Jemsonem i daj mi pracowa. Prosz. - Tancerzu! - krzykn Han, prbujc wsta, ale zayty lek tak go osabi, e nie da rady. Tancerz by chory. Tancerz pon. Tancerz Ognia. Kilka chwil pniej wrcia Iwa. Han prbowa z ni rozmawia, zapyta, co si dzieje, ale nie by w stanie wypowiedzie ani sowa. Czu niewyranie, jak Iwa rozprostowuje mu rk, jak przy tym przemawia, usztywnia koczyn i przywizuje j do ciaa. Potem przestao do niego cokolwiek dociera. * Obudzi si pnym popoudniem. Przez okna wpadao wiato soca, na zewntrz pieway ptaki, przez otwarte drzwi dociera zapach kwiatw. Jak przyjemnie... Obejrza swoje ciao. Jakim sposobem umyto go i ubrano w bia szat alumna. Na stole przy ku leaa jego sakiewka, ale nie byo w pobliu jego ubra. Opuchlizna znacznie si zmniejszya. Rka bya mocno przywizana do klatki piersiowej i tylko tpy bl przypomina mu o koszmarze poprzedniego dnia. Jeli szczcie dopisze, do koca tygodnia bdzie po wszystkim. Iwa ju wczeniej mu pomagaa. Wci drczyy go wspomnienia w formie obrazw rozmazanych niczym plamy mokrej farby: paka Gillena opada na jego gow; Tancerz w ogniu; zatroskana twarz Iwy. Zsun nogi z ka i stan chwiejnie. Wtedy uwiadomi sobie, e jest godny. To bya kolejna cecha szybkiego uzdrawiania - pozostawiao po sobie silny gd. Powlk si boso ku drzwiom i wyjrza do ogrodu akurat w chwili, gdy w jego stron zbliaa si Dori z pen tac. - Matka Iwa mwi, e bdzisz chcia c zje - powiedziaa. - Dobrze cie widzi na nogach. - Wniosa tac do pokoju Hana i postawia na stole. Usiada na jednym z ek i podcigna kolana, zaczepiajc stopy o ram ka, jakby miaa zamiar pozosta na duej. Miaa okrg, adn twarz, ktr nieco szpeciy do wskie niebieskie oczy i mae smutne usta. Trudno byo dostrzec jej figur pod tymi szatami, lecz wygldaa na do pulchn.

- Dzikuj - powiedzia Han, siadajc na drugim ku, i zsun serwetk z tacy. Ba si, e znajdzie owsiank albo inne nieciekawe danie, ale zobaczy spory kawa sera, troch ciemnego chleba i owoce. Natychmiast zabra si do jedzenia. Przeykane ksy popija wod. - Jestem Dori - przedstawia si dziewczyna, pochylajc si w przd i wsuwajc twarz w jego pole widzenia, jakby zazdrosna o uwag powican posikowi. - A ty to Bransoleciarz Alister - dodaa, kiwajc gow. - Syszaa em o tobie. Jak wszyscy. - Mio mi - powiedzia Han z penymi ustami. - Jestem alumnk pirszego roku. Wczeniej miszkaam w Jagodowym Zauku. - Hmmm - mrukn Han, a gdy ona wci wpatrywaa si w niego z oczekiwaniem, doda: - Czemu zostaa alumnk? - oj, to moja matka - stwierdzia Dori. - Jedna gba do wyywienia mniej. Albo to, albo i na sub. - Aha. I jak ci si podoba? - Chyba niele. - Pocigna za swoj sukman. - Tylko mam dosy noszenia tego cay czas. eby cho byy w rnych kolorach. Pochylia si w jego stron i powiedziaa konspiracyjnym tonem: - Jak to jest by hersztem achmaniarzy? Syszaam, e dajum tysic panienek za twojum gow. - To nie ja - zaprzeczy Han i pomyla, e powinien to sobie wypisa na sukmanie. Ludzie cigle mnie myl. Ja nie jestem w gangu. - Aha - westchna, rozczarowana. - No to chyba nikogo e nie zabi... Ale masz jak un jasne wosy. Nigdy em nie widziaa chopaka z tak jasnymi wosami. Prawie jak moje. Widzisz? - Owina kosmyk wosw wok swojego palca wskazujcego i przysuna mu do obejrzenia. Han zjad wszystko i obliza palce. - Dziki za obiad - powiedzia, ziewn i pooy si na poduszkach, liczc na to, e ona zrozumie aluzj i odejdzie. Ona natomiast podesza do niego i usiada na krawdzi jego ka, zapaa go za zdrow do i podcigna rkaw. - Nosisz to srebro - stwierdzia, patrzc na niego takim wzrokiem, jakby prbowa j okra. - Jeste Bransoleciarz Alister, to musisz by ty. - O co ci chodzi? - zapyta, po raz tysiczny aujc w duchu, e nie moe si pozby tych przekltych bransoletek. - Mwi, e masz gwardzistw w kieszeni - powiedziaa. - e w tajemnej skrytce

trzymasz upy: diamenty, rubiny, szafiry ukradzione bogatym, i e chodzisz w zocie i utrzymujesz pikne bogate kobiety dla okupu, a one si w tobie zakochuj i nie chc, coby je wypuci. - Nie mam pojcia, skd te plotki - odpowiedzia Han, marzc o tym, by go wreszcie zostawia. - A kiedy ju je wypuszczasz, pozwalasz im wzi, co sobie wybior z twoich upw, a one wybiraj piercionek albo naszyjnik, albo co innego i nie chc tego nikomu odda za nic, pi z tym pod poduszk. A niektre potem przyjmuj wicenia, bo ju nikt inny oprcz ciebie ich nie interesuje. Han parsknby miechem, gdyby instynkt nie podpowiada mu: niebezpieczestwo!. - Zastanw si - powiedzia. - Mam tylko szesnacie lat. Jak to mogoby by prawd? Zreszt, ja ju z tym skoczyem. Patrzya na niego zdumiona niebieskimi oczami, przejrzystymi jak bezchmurne niebo. - Nie wierz. Po co miaby to rzuca? Han nie mia ochoty jej tego wyjania - tej walki, ktr przez wikszo ycia toczy sam ze sob. Uliczne ycie byo kuszce. Dawao poczucie wadzy, panowania nad yciem i mierci na przestrzeni kilku ulic. Bo ludzie na twj widok przechodz na drug stron. Bo dziewczyny chc by z hersztem gangu. W kocu twoje ycie obrasta legend i nikt ju nie wie, kim jeste i na co ci sta. Brutalne walki o teren, up i przetrwanie uzaleniaj, tak e szkoa i rodzina staj si tylko nudn kropl w morzu ekscytujcej rzeczywistoci ulicy. By w tym dobry. Szaleczo dobry, a moe po prostu szalony. Robi rzeczy, o ktrych nie chcia pamita. Przejty gos Dori wyrwa go z zadumy. - Czy masz ukochan? - zapytaa, mocno ciskajc jego do. - Bo ja nie mam chopaka. Han wiedzia, e wchodz na grzski teren. W tym momencie kto pojawi si w drzwiach niczym may anio zesany z niebios. - Han! To bya Mari. Przyczyna, dla ktrej zostawi tamto ycie. Dori cofna do i wrcia na drugie ko. Han podnis si i siostrzyczka rzucia mu si w ramiona - a raczej jedno rami. - Podobno jeste ranny. Co si stao? Gdzie wczoraj poszede? Dlaczego nie

wrcie? - Pobili mnie na ulicy - odpowiedzia jej zgodnie z prawd. - Moe bd musia wyjecha na jaki czas. Ale najpierw zaprowadz ci do domu. - Gdzie mieszkacie? - zapytaa Dori. - Na Brukowej, nad stajni - odpowiedziaa Mari, zanim Han zdy j powstrzyma. Nie by pewien dlaczego, ale czu, e nie chce, eby Dori wiedziaa, gdzie mona go znale. O ile w ogle kiedy wrci do domu. - miesznie wygldasz w tym ubraniu - zauwaya Mari. - I wosy ci stercz. Zmoczya palec i prbowaa przygadzi mu fryzur. - Mistrz Jemson przysa mnie, ebym zobaczya, czy si obudzie. Masz i do jego gabinetu. Natychmiast, powiedzia, jeli moesz. - Pocigna go za rk. - Dobrze. Do zobaczenia, Dori - powiedzia, mylc: Oby nie. Gabinet oratora Jemsona by peen ksiek, lecych w stosach na kadej paskiej powierzchni i na pkach w biblioteczkach sigajcych sufitu. Zwoje pergaminw wypeniay wnki i pokryway blat biurka, przycinite kamieniami. Na cianach wisiay mapy odlegyc h miejsc. W caym pomieszczeniu unosi si zapach skry, kurzu, oleju do lamp i naukowej atmosfery. Kiedy Han by may, czasem chowa si w bibliotece Jemsona na cae godziny. Jemson nigdy nie zrzdzi, e dotyka cennych zwojw brudnymi rkami albo e niez byt ostronie obraca delikatne stronice. Nigdy nie ostrzega, eby uwaa na kleksy przy przepisywaniu fragmentw, ani nie zabrania dotykania rcznie malowanych ilustracji. Nigdy nie odbiera mu ksiek, ktre byy zbyt trudne, zbyt dorose albo za grube. Mio Jemsona do ksiek bya zaraliwa, wic Han dba o nie, mimo e sam adnej nie posiada. Orator siedzia za biurkiem i pisa co na pergaminie. Obok niego na maym palniku sta dzbanek z herbat. Nie podnoszc gowy, Jemson powiedzia: - Niech pan siada, panie Alister. Panno Mari, oratorka Lara prowadzi dzisiaj zajcia plastyczne. Id do niej, a ja porozmawiam z twoim bratem. Mari zesztywniaa, otworzya usta, eby zaprotestowa, ale Han poklepa j po ramieniu, mwic: - Id. Nie martw si. Jak skoczymy, znajd ci. Siedzia w milczeniu kilka minut, czekajc, a Jemson skoczy pisa. Kiedy mistrz skoczy, posypa stronic piaskiem i odsun j na bok. Podnis wzrok na Hana. Orator wyglda starzej ni poprzedniego dnia, na jego twarzy wida byo nowe troski

i rozczarowanie. - Napijesz si herbaty, panie Alister? - zapyta i zdj kubek z pki za biurkiem. - O co chodzi? Co si stao? - zacz Han. Jemson nala mu herbaty, jakby nie sysza tych pyta. - Dzi rano znaleli jeszcze dwa ciaa - oznajmi po chwili. - Poudniarzy? Jemson skin gow. Han obliza wargi, poczu w odku ciar wszystkiego, co zjad. - Tak samo jak tamci? Jemson znowu przytakn. - Byli torturowani. Przypalani w rnych miejscach. Trudno stwierdzi, co waciwie ich zabio. Moe umarli ze strachu. - Widzielicie ciaa? Jemson obraca kubek w doni. - Przynieli ich tutaj. Liczyli, e ich zidentyfikujemy. Znaem obydwoje. Josua i Jenny Marfanowie. Brat i siostra. Przychodzili do wityni, zanim zwizali si z ulic. Miae m nadziej, e zerw z tym yciem. Tak jak ty. Orator spojrza na niego znaczco i Han wiedzia, e czeka na jak deklaracj. Jemson potrafi z kadego wydoby prawd. Han czsto myla, e gwardia byaby skuteczniejsza, gdyby zamiast bicia do przesucha wykorzystywaa Jemsona. - Ju mwiem, e nic o tym nie wiem - powiedzia Han. - Wiecie, e nie przyoyem do tego rki, bo ca noc byem tutaj. Gwardia bdzie obwinia achmaniarzy, ale wedug mnie to nie ma sensu. Cokolwiek chcieli uzyska, szecioro Poudniarzy by wystarczyo. Po co zabija jeszcze dwch. Chyba e chc cakowicie oczyci Poudniomost z Poudniarzy. Jemson unis brew. - Czy to moliwe? - Raczej nie. - Han wzruszy ramionami. - achmantarg to lepszy teren. Bliej zamku przewija si wicej pienidzy, wicej atwych celw z wypchanymi sakwami. Tutaj maj Mac Gillena, ktry wszystko z nich zdziera. Od lat ciga haracz. Gillen twierdzi, e mona go kupi, ale zdradzi czowieka w mgnieniu oka, jeli bdzie potrzebowa koza ofiarnego. Syszaem, e ma wysoko postawionych protektorw, wic domylam si, e nigdy go nie zwolni. A z tego wynika, e nie warto si dopuszcza takich rzeczy po to, eby przej Poudniomost. Han podmucha na swoj herbat i ostronie si napi.

- Po stronie achmantargu da si y z gwardzistami. Na og to miejscowi, ktrzy wol siedzie w stranicy i gra w koci i karty. Nikt z nich nie szuka rozgosu. Jak zawrze si z nimi ukad, to go przestrzegaj. Jeli bior haracz, to ci nie cigaj, chyba e zrobi si co takiego, czego nie mog zignorowa. I dlatego te morderstwa to gupota. - Gupota? - Jemson wpatrywa si w Hana, jakby ten mwi w obcym jzyku. - No... tak. Nie ma w tym adnej konkretnej korzyci oprcz demonstracji siy, a przyciga si uwag gwardii. Trzeba dziaa rozsdnie. Kiedy ja byem hersztem achmaniarzy, nigdy... - zamilk, widzc min Jemsona. - No, mwcie miao - ciszy gos. Co mylicie? - Myl, e s inne powody, by nie mordowa ludzi, nie tylko to, e jak mwisz, nie ma w tym korzyci - powiedzia Jemson spokojnie. - No... dobra. Mog piewa, jak chcecie. Po prostu mwi, jak jest. - Wiem i to doceniam. - Jemson potar czoo. - Przepraszam. Czasem mnie to przytacza. Panie Alister, widz, e twoja reputacja przywdcy i stratega jest w peni zasuona. I wszystkie te cechy, ktre zrobiy z ciebie znakomitego herszta gangu, mogyby ci zaprowadzi dokdkolwiek by chcia. Handel. Wojsko. Dwr krlewski... - Westchn. Powinny. Ale tyle dzieci, na ktrych mi zaley, nie doywa dorosoci. To wielka strata. - Te, ktre przychodz do wityni Poudniomostu, s najbystrzejsze - zauway Han, majc na myli Mari. - Ale nie czeka ich nic oprcz gangw. Niektrzy bior si do tego, bo s zabijakami z natury. Ale wielu zajmuje si gangsterk, bo dziki temu mog przey. Jak si ma odpowiedniego herszta, to z udziau w upach mona wyywi rodzin. - Umiechn si blado. - A jeli ci zabij, to przynajmniej nie patrzysz, jak rodzina je glin, eby napcha odki. Wiecie, jak mi ciko, odkd to rzuciem? Pracuj trzy razy ciej za poow tamtych zarobkw. Poudniarze wci maj mnie na widelcu, a achmaniarze nie wiedz, co ze mn zrobi. Nie ma dnia, ebym nie myla, czy nie lepiej byo z nimi zosta. - Czemu wic to rzucie? - Jemson chrzkn. - Skoro tak... dobrze sobie radzie? - Mari - odpar krtko. - Nie chciaem dla niej takiego ycia. No i jak si jest w gangu, kocha kogo to jak pooy serce na tacy i poda swoim wrogom. Kiedy krlowaem na ulicach, nigdy nie chodziem do mamy i Mari i zachowywaem si, jakbym ich nienawidzi. Posyaem im pienidze, ale musiaem to robi ostronie. Miaem ludzi, ktrzy obserwowali dom, ale mimo wszystko... Wystarczy chwila nieuwagi, jeden czonek gangu, ktry chce by sawny. A zblia si czas, kiedy Mari musiaaby si do nas przyczy dla wasnego bezpieczestwa. - Czego chciaby dla Mari? - zapyta Jemson agodnie.

- Bo ja wiem. Zaley, czego ona chce. Podoba jej si tutaj. - Han zatoczy rk dookoa. - Moe kiedy bdzie chciaa zosta oratork. Chyba byaby dobr nauczycielk albo skryb. Moe znajdzie dobr prac w zamku. Jest muzykalna. Chciabym, eby miaa pienidze na konserwatorium w Odens Ford. - Spojrza na Jemsona. - Wanie o to chodzi. Chc, eby miaa wybr. - Mari jest bardzo bystra. Jak ty - zauway Jemson. - Ale w tym momencie nie macie wielkiego wyboru. Gwardia bdzie przeszukiwa kady zakamarek, eby ci znale. Mimo e ofiary byy czonkami gangu, osiem martwych cia to duo. - Pjd do kolonii Sosen Marisy i zostan tam jaki czas - powiedzia Han. - Ale najpierw musz si dowiedzie, kto dokona tych morderstw. - Panie Alister, to nie twoje zadanie dowiadywa si, kto ich zabi - stwierdzi Jemson. - Woyem zbyt wiele czasu i wysiku w twoj edukacj. Nie chc ci grzeba na terenie wityni. - Nie mog wiecznie ukrywa si w grach - zaprotestowa Han. - Jeli si czego nie dowiem, to gwardia skupi si tylko na mnie. Ju samo zarabianie na ycie, nawet bez nich na karku, jest wystarczajco trudne. Jemson milcza, wic Han szybko doda: - Chc pogada z achmaniarzami, dowiedzie si, co oni wiedz. Sprbuj te skontaktowa si z Poudniarzami. Moe maj nowych wrogw, o ktrych nie wiem. Jemson westchn gboko. - Rozumiem, e nie uda mi si odwie ci od tego. - Musz oczyci swoje imi. Nie wiem, jak inaczej to zrobi. - Dobrze. - Jemson wyj spod biurka szmaciany worek. - To dla ciebie. Han przyj podarek i zway go w doni. - Co to? - Od Iwy. - A gdzie ona jest? - zapyta Han i rozejrza si, jakby uzdrowicielka moga si nagle pojawi. Potrafia by niewidoczna, jeli chciaa. Mia cich nadziej, e jeszcze raz obejrzy jego rk. Moe kolejny dotyk jej doni sprawi, e szybciej wyzdrowieje. - Wrcia do Sosen Marisy. Zaatwia swoje sprawy. Ale zaprasza ci na tak dugo, na ile bdziesz chcia. Han zmarszczy czoo. - By tu te Tancerz. Mam racj? Wydawao mi si, e go widziaem. Jemson skin gow po chwili wahania.

- Tak. Tancerz by tutaj z matk. Oboje wrcili ju do siebie. - Jest chory, tak? Byo to co... jakby si przede mn zapali. Moe zaczynam wariowa. Jemson rozprostowa fady sutanny. Nie patrzy Hanowi w oczy. - Owszem, nie bardzo miae kontakt z rzeczywistoci, chopcze. W kocu otrzymae mocne ciosy w gow. Oratorzy nie powinni kama, ale potrafili unika tematu. - No wic co to jest? - zapyta Han, prbujc rozwiza worek jedn rk. Jemson wyj mu go z rk i sam otworzy. - Iwa najwyraniej dobrze ci zna. Przewidziaa, e nie przyjdziesz do nich od razu, e bdziesz chcia najpierw zaatwi swoje sprawy. - Wyj z woreczka drugi, mniejszy. - To henna i indygo, do zafarbowania wosw. Powiniene uzyska rudobrzowy odcie. Mam nadziej, e dziki temu bdziesz si mniej rzuca w oczy. Jest tu te troch pienidzy i ubrania klanowe. - Umiechn si chytrze, patrzc na Hana w stroju alumna. - Zakadam, e nie chcesz tu zosta i zoy lubw.

ROZDZIA DWUNASTY

Chleb i re
Raisa dosza do wniosku, e najlepszym miejscem na poszukiwanie przebrania bdzie paacowa pralnia. Trafiay tutaj wszystkie ubrania, z wyjtkiem tych najbardziej wytwornych. A jej plan nie wymaga wytwornych ubra. Chciaa uchodzi za czyj suc bd guwernantk, lecz nieatwo byo znale strj, ktry pasowaby na jej drobn figur. Po przekopaniu wieo upranej partii ubra wybraa dug spdnic i bia lnian bluzk z dopasowan kamizelk. Spdnica wloka si po ziemi, a rkawy musiaa mocno zwiza, eby nie zsuway si na donie. Nawet gdy naoya na wosy koronkowy czepek, wci wydawao jej si, e kady j rozpozna. Przecie wszyscy j znaj. Jest nastpczyni tronu caego krlestwa. Jak wic ma przeprowadzi swj plan? Hanalea si nie baa, pomylaa. Legendarna krlowa, ktra tak dobrze rozumiaa swj lud, czsto anonimowo przechadzaa si wrd poddanych. Skoro ona moga, to... Zrobia niepewnie kilka posuwistych krokw, starajc si nie zaplta w spdnic. Co chwil trenowaa dyganie. Opuszczaa wzrok i powtarzaa: Tak, pani i Nie, panie. Wasne ubranie ukrya w schowku u podna schodw do ogrodu. Szczliwym zrzdzeniem losu Magret w poudnie si pooya, narzekajc na silny bl gowy. Raisa uznaa to za znak od Stworzyciela i posaa matce wiadomo, e zje kolacj u siebie. Pnym popoudniem wyruszya do Komnaty Romantycznych Zawioci. Tak sobie nazwaa ma zamykan garderob przylegajc do sypialni. Przechowywaa w niej podarki od konkurentw. Wczeniej opisywaa je ze szczegami w ksidze, ktr nazywaa Wielk Ksig Wzitek. Te prezenty miay rzekomo uczci jej szesnaste wito imienia - oficjalne wejcie w doroso i jednoczenie debiut na rynku matrymonialnym. Srebrn szkatuk z biuteri przysa Henri Montaigne - niedawno zabity dziedzic tronu Ardenu. On przynajmniej nie oczekuje zyskw z tej inwestycji. Take pozostali b racia Montaigne zoyli jej dary, kady zapewne liczc na to, e maestwo z nastpczyni tronu Felis podniesie rang ich pozycji lub stanie si solidnym rdem dochodw na przeduajc si wojn.

Markus IV, krl Tamronu, przysa bezcenne emaliowane szkatuki i zaproszenie do swojej letniej rezydencji w Piaszczystej Przystani. Szkatuki byy zdobione dekoracyjnie przeplecionymi inicjaami M i R. Markus najwyraniej nie widzia adnych przeszkd w tym, e mia ju szedziesit lat i trzy ony. Dom Orlich Gniazd podarowa jej tiar i naszyjnik ze szmaragdami i rubinami, ktrych intensywne barwy bardziej pasoway do jej ciemnych wosw i zielonych oczu ni kamienie ksiycowe i topazy tak chtnie noszone przez jej matk. Wisior naszyjnika przedstawia wa z poyskujcymi zoto-srebrnymi uskami. Oba przedmioty wyglday na bardzo stare. Raisa pomylaa, e to zapewne rodzinne pamitki. Podarunkiem z Weenhaven byo inkrustowane, wysadzane kosztownociami biurko z tropikalnych gatunkw drewna. Demonai przysali klanowe barwne szaty rytualne z delikatnych skr ani, malowane i z symbolem Szarego Wilka z naszytych koralikw, a klan Sosen Marisy ofiarowa buty do taca i futrzan narzut na ko. To jej przypomniao, e mimo i jej ojciec pochodzi z arystokracji klanowej, kolonie jeszcze nie wystawiy kandydata do jej rki. Czy wystawi? Odoywszy prezenty domu Orlich Gniazd i klanw na bok, wypchaa swoj torb biuteri i drobnymi dzieami sztuki. Skupia si na mniejszych, mao charakterystycznych przedmiotach z daleka, ktre nieatwo byoby rozpozna. Na pocztek wystarczy, pomylaa. Zarzucia torb na rami, wysza ze swojego skarbca i podesza do szafy stojcej po przeciwnej stronie sypialni. Wejcie do tunelu. Tam przebraa si w przygotowany strj i ruszya po drabinie do oranerii. Gdy dotara do gwnej czci paacu, na korytarzach paliy si latarnie, a z kuchni rozchodzi si apetyczny zapach pieczonego misa. Trzymaa si korytarzy dla suby, ale nie znaa ich dobrze, wic krya, bdzc. Sza szybkim krokiem, patrzc przed siebie, jakby miaa do spenienia wan misj, w ktrej nikt nie moe jej przeszkodzi. Wanie mijaa spiarnie, gdy zobaczya przed sob imponujc sylwetk Mandy Bulkleigh, kuchmistrzyni, stojcej z zaoonymi rkami i lustrujcej korytarze niczym drapieny ptak. Koci, pomylaa Raisa. Przyspieszya kroku i opucia gow. Bulkleigh ju niemal pozwolia jej przej, gdy nagle odezwaa si grzmicym gosem: - Hej ty! Raisa nie zwolnia, nawet nie podniosa gowy. Jeszcze trzy kroki i usyszaa, e Bulkleigh idzie za ni.

Moe by nawet ucieka, ale stopy zapltay jej si w zbyt dugie spdnice i potkna si. Tusta do kuchmistrzyni zacisna si na ramieniu dziewczyny, ratujc j przed upadkiem. - Hej, gucha jeste? Raisa powstrzymaa pierwszy odruch, ktrym byo wyrwa si i zapyta Bulkleigh, za kogo si uwaa, e mie obraa ksiniczk w taki sposb, i czy nie chciaaby spdzi nocy w wizieniu. Staraa si nie pokazywa twarzy, liczc, e jeszcze uda jej si uratowa sytuacj. - Tak, pani? - mrukna. Bulkleigh chwycia j za brod i uniosa jej twarz w gr, aby patrze jej prosto w oczy. - Patrz na mnie, kiedy do ciebie mwi. Raisa spojrzaa w oczy kucharki, spodziewajc si zdumienia na twarzy kobiety i przedwczesnego koca swej pechowej przygody. - Jak si nazywasz? - zapytaa Bulkleigh, potrzsajc ni lekko. - Zgosz to zarzdcy. Impertynencka maa smarkula. Raisa bya tak zaskoczona, e chwil potrwao, nim odzyskaa gos. - Yyyy... R... Rebeka - wyjkaa. - Rebeka Morley, psze pani - sprbowaa dygn. - A dokd to tak ci spieszno? - pytaa dalej Bulkleigh, wbijajc w ni stalowozimne oczy. - Yyy... ja... szam na targ... po... - Cokolwiek robia, nie byo to tak wane jak to... - Kucharka wyzwolia j z ucisku, obrcia si i podniosa zastawion tac, ktr wsuna Raisie do rk. - Ksiniczka je kolacj u siebie. Zanie to do kuchni na grze. - To... dla ksiniczki Raisy? - Raisa patrzya z niedowierzaniem. - Dla ciebie to nastpczyni tronu - poprawia j Bulkleigh. - No, id ju, robi si zimno. Jeli usysz na ciebie skargi, obedr ci ywcem ze skry. Ksiniczka ma szczeglne wymagania co do jedzenia. - Tak? - wyrwao si Raisie. - I ja mam to zanie? Miaa zamiar jeszcze doda Nie boicie si trucizny ani zamachowcw albo... lecz wyraz twarzy kucharki j powstrzyma. - A czy widzisz tu kogo innego? - odpara kuchmistrzyni sarkastycznym tonem. Krlowa Marianna wydaje kolacj na czterdzieci osb w gwnej sali jadalnej. Pewnie, e wygodniej by byo, gdyby Jej Wysoko zadaa sobie troch trudu i posza zje ze

wszystkimi - powiedziaa Bulkleigh. - Ale tego nie zrobia. No, id ju. Wyprostowawszy plecy, Raisa obrcia si i ruszya z powrotem drog, ktr przysza. Jak tylko znikna kucharce z oczu, schowaa tac za posg krlowej Madery karmicej lud i wysza z korytarzy suby do znajomych sal paacowych. Poczua ulg, a jednoczenie dziwne rozczarowanie. Bya ksiniczk, a wystarczyo zmieni szaty, by jej nie rozpoznawano. W opowieciach wadcy zawsze mieli w sobie co, co pozwalao ich rozpozna, nawet w achmanach. W czym tkwi istota krlewskiego stanu? Czy to co takiego jak koszula, ktr mona wkada i zdejmowa? Czy ludzie widz co wicej ni ozdobne byskotki? Czy kto w krlestwie mgby j zastpi, gdyby go wyposay w odpowiednie akcesoria? Jeli tak, to by znaczyo, e wszystko, czego uczono j o liniach rodowych, byo nieprawd. Bez dalszych przeszkd przesza przez wie bramn, obok srogich stranikw przy wejciu, pod gronie wygldajc krat, i owiono j chodne wieczorne powietrze. Ci ze suby zamkowej, ktrzy mieszkali poza podzamczem, tumnie spieszyli przez most zwodzony do swoich domw. Modsi miali si, artowali i flirtowali. Starsi stpali ciko, wyranie zmczeni. Gdy przechodzia przez most, widziaa na rzece migajce wiata. Na przeciwnym kocu zatrzymaa si i obejrzaa na zamek Fellsmarch, prbujc sobie wyobrazi, jak widz go mieszkacy miasta. Wznosi si odosobniony, tajemniczy, grujcy nad wszystkim. Amon czeka przy stranicy na kocu mostu i uwanie przyglda si ludziom zmierzajcym do miasta. Ku jej zdumieniu, nie mia na sobie niebieskiego munduru gwardzisty, lecz dug peleryn i ciemne bryczesy. Gdy si obrci, zobaczya jednak wystajc spod peleryny rkoje miecza. Jeli mylaa, e oszuka Amona, to si zawioda. Dostrzeg j, zanim jeszcze zbliya si do niego na odlego pitnastu metrw, i obserwowa, jak przepycha si przez tum. Zatrzymaa si przed nim i dygna nisko, szeroko si umiechajc. - Spnia si - burkn. - Ju miaem nadziej, e zrezygnujesz. - Jestem Rebeka Morley, paniczu - powiedziaa. - I jak wygldam? - Lepiej by byo, gdyby przebraa si za chopaka. Byoby atwiej, gdyby bya brzydka - zauway. Domylia si, e to swego rodzaju komplement. - Oszukaam kuchmistrzyni - pochwalia si z dum. - Hmmmm... - skomentowa to Amon. - Udawajmy, e jestemy par zakochanych, ktrzy spotkali si po pracy -

powiedziaa, biorc go pod rami. - Czemu nie woye munduru? - Samotny gwardzista jest bardziej celem ni obroc - mrukn i skierowa kroki na Trakt Krlowych. - Pjdziemy tdy przez achmantarg a do mostu - stwierdzi. - Miaam nadziej, e troch si rozejrzymy po okolicy - rzeka Raisa, gdy wprowadzi j na rodek ulicy. - Zanim dojdziemy do koca, zobaczysz wicej, niby chciaa. - Delikatnie wysun praw rk z jej ucisku i przesun Rais na swoj lew stron. - ebym mg doby miecza - wyjani, gdy spojrzaa pytajco. Krew i koci, ale on nerwowy, pomylaa. - Co powiedziaa Matka Elena? - zapytaa, niemal biegnc, by nady za dugimi krokami Amona. - Przyle jednego z kupcw na spotkanie? - Powiedziaa, e zobaczy, co da si zrobi - odpowiedzia Amon. - Nie obiecywaa nic wicej. Nie mog zrobi tego sama, mylaa Raisa. Wystarczajco trudno byo wymkn si tym razem. W Dolinie moment zmierzchu by bardzo krtki. Kiedy soce gaso za Zachodni Bram, ciemno wlewaa si strumieniami na ulice, by po chwili ogarn cae miasto. W pobliu zamku Fellsmarch kryli latarnicy zapalajcy latarnie wzdu Traktu Krlowych. Im dalej na poudnie, nawet przy Trakcie, latar byo coraz mniej, a wiele z nich wydawao si zepsutych albo po prostu nieuywanych. Bliej zamku mieci byy pozbierane i trzymane oddzielnie, ale tutaj ludzie wyrzucali je z domw na ulic, gdzie zalegay na poboczach, wydzielajc smrodliw wo. Na pocztku wok nich byo peno ludzi, lecz stopniowo wszyscy po dwoje i troje rozeszli si w boczne uliczki i zauki, tak e wkrtce Raisa i Amon szli ulic samotnie. Co kawaek z jakiej karczmy dobiega gwar gosw i muzyka, a gocie z kuflami piwa w rkach kbili si w drzwiach, rozmawiajc gono i spluwajc do rynsztoka. Czasem na gankach stay dziewczyny i im si przyglday. Miay krzykli we stroje i byy mocno wymalowane, ale Raisa zauwaya, e niektre byy modsze od niej. Spoglday na Amona z uznaniem, lecz nie odzyway si, widzc Rais u jego boku. - Czy to kobiety lekkich obyczajw? - zapytaa. Tylko mrukn twierdzco. Raisa prbowaa sobie wyobrazi, e idzie tdy sama, i a wzdrygna si na t myl. Poprawia torb na ramieniu, wiadoma jej cennej zawartoci i coraz bardziej czujc si jak atwy cel. Domy wyglday na szczelnie pozamykane, z zacignitymi zasonami, jakby ich

mieszkacy obawiali si, e wiato cignie na nich uwag. Zaczo my. Amon nie zwraca na to uwagi, ale Raisa zadraa i otulia si peleryn. - Gdzie s wszyscy? Przecie nie jest pno. Powinni tu by jacy ludzie w drodze do domu. - Wikszo ludzi jest zbyt mdra, eby przebywa w tej okolicy po zmroku powiedzia Amon, posyajc jej znaczce spojrzenie z ukosa. - No to jak si przemieszczaj? - Nie przemieszczaj si. - Amon wyranie nie by w nastroju do rozmowy. - A gwardia? - Gwardia nie moe by wszdzie - powiedzia. - W achmantargu zreszt mwi si, e gwardia jest przekupiona. - Przekupiona? Przez kogo? - Mwiem ci ju. Gangi. Amon sprawia wraenie nieobecnego duchem, skupionego na obserwowaniu ulic. Przy deszczu i braku wiata wok nich byo ciemno jak w piwnicy. Raisa zacza myle, e on jednak mia racj: to nie by taki dobry pomys. Przez ulic przed nimi przebieg szczur i ksiniczka odruchowo si cofna. - To tylko szczur - powiedzia spokojnie. - Mona si przyzwyczai. Tylko szczur, powtrzya w mylach. W kocu w paacu te byy szczury. I to nie tylko z gatunku gryzoni. Mogo by gorzej. Mogo by duo, duo gorzej. Kiedy wiatr trzasn gdzie okiennicami, Amon w mgnieniu oka wydoby miecz. Gdy ju znalaz rdo haasu, schowa bro, lecz cay czas trzyma do na rkojeci. Zbliali si do Mostu Poudniowego, kiedy Raisa zajrzaa do zauka, gdzie pozbawione okiennic okno rzucao wiato na mokry chodnik. Dostrzega jaki ruch, jakby kto szed rwnoleg ulic. Wzmoga czujno i przy nastpnym zauku bya ju pewna, e kto przemyka ssiedni ulic. I znowu! To samo po drugiej stronie. Serce podeszo jej do garda. - Kto nas ledzi - szepna, ciskajc Amona za rami. Tym razem jednak wykazywa brak zainteresowania. - W porzdku - szepn. - Ju zbliamy si do mostu. achmaniarze nie pjd za nami do Poudniomostu. - Przecie dopiero mwie, e achmaniarze zabili p tuzina Poudniarzy. W Poudniomocie! - upieraa si, nie bez trudu wydobywajc z pamici nazwy gangw. - Po prostu si nie oddalaj - mrukn.

Zdenerwowaa j taka spokojna reakcja. - Amonie Byrne! Syszae, co powiedziaam? Jestemy ledzeni! Po obu stronach jest ich po dwch albo trzech. Jestem tego pewna. - Signa pod peleryn i wyja swj sztylet. Amon zrobi wielkie oczy. - Skd to masz? - Z Demonai. Klanowa robota. - Od to. To nie bdzie potrzebne. Nagle j owiecio. Gwatownie si zatrzymaa. - Wiesz, kto idzie za nami, tak? - zapytaa, zwracajc twarz w jego stron. - Mam racj? Kim oni s? - Kim jest kto? Nie wiem, o czym mwisz - rzuci, uciekajc wzrokiem na boki. - Kto to jest? Gwardzici? Przyoblek twarz w co, co zapewne uwaa za niewinn min, ale Amon nigdy nie umia kama. - Czemu gwardia miaaby nas ledzi? - Hej, wy tam! - krzykna Raisa. - Pokacie si! To rozkaz! - CC - sykn Amon nerwowo. - No to powiedz mi, kto to jest. - Dobrze - wyszepta. - To... moi przyjaciele. Kadeci z mojej druyny. Jako kapral mia pod sob druyn zoon z dziewiciorga gwardzistw. - Mwiam ci, e... - Nie wiedz, kim jeste - przerwa jej. - Powiedziaem, e musz przeprowadzi siostr do wityni przez achmantarg, i poprosiem o obstaw. Mwiem, e jeste niemiaa wobec modych mczyzn, wic powinni si stara pozosta niezauwaeni. Miaa wraenie, e jest dumny z tego planu. - Twoj siostr! Jak mogli w to uwierzy? Przecie ona jest dwa razy taka! - Siostra Amona, Lydia, bya prawie taka wysoka jak on. - No... jeste moj inn siostr. Tak... no wiesz... religijn. Powiedziaem, e w modym wieku zostaa alumnk. - Amon chyba zacz rozumie, e nie polepsza swojej sytuacji. - A wic jak? - Moesz ich przywoa - powiedziaa Raisa surowo. - Nie ma potrzeby, eby przemykali zaukami. - Dobrze. - Przytakn, po czym przecigle gwizdn. Musia to by umwiony sygna, gdy po chwili usyszeli tupot ng i zacza si do nich zblia grupa gwardzistw. Raisa nie

wiedziaa, co j podkusio, ale odczekaa, a podeszli na odlego okoo trzech metrw, i wtedy zapaa Amona za klapy i przycigna jego twarz do dugiego, namitnego pocaunku. Zauwaya, e lubi caowa Amona. Jego usta byy ciepe i twarde - nie gorce jak Micaha i zupenie inne ni Wila Mathisa, ktrego pocaunki byy ckliwe i wilgotne. Gdy Amonowi udao si od niej oderwa, z czym zbytnio si nie spieszy, Raisa podniosa wzrok i zobaczya, e otacza ich szecioro zaskoczonych kadetw w cywilnych ubraniach, wszyscy mniej wicej w jej wieku. - A wic... kapralu - powiedzia jeden. - Rozumiem, e bardzo lubi pan swoj siostr? Amon obla si rumiecem. - Przepraszam. Czasem ma takie napady - warkn. - W dziecistwie uderzya si w gow. - Nazywam si Rebeka Morley - przedstawia si Raisa i dygna przed kadetami. - A wy? - My nazywamy si Szarymi Wilkami - odpara jedna z kadetek. Bya wysoka, dobrze zbudowana, o kilka lat starsza od Raisy. - Albo Wilcza Zgraja. Ja jestem Hallie Talbot. Pozostali przedstawili si: Garret, Mick, Keifer, Talia i Wode. Wszyscy razem bez adnych przygd przeszli przez Most Poudniowy i weszli na teren wityni. To byo jak wejcie do innego wiata. wityni otaczay ogrody: zi, warzyw i rolin barwicych, ze ciekami owietlonymi pochodniami. Oaza spokoju wrd brudu i ndzy Poudniomostu. Jasnowosa dziewczyna w dugiej sutannie alumnki powitaa ich przy drzwiach uprzejmym dygniciem. - Jestemy umwieni - powiedziaa Raisa. - Mamy spotkanie z oratorem Jemsonem. - Kupiec ju przyby - oznajmia dziewczyna, przygldajc si gwardzistom, jakby byli sodkimi ciasteczkami na tacy. - Jest z oratorem Jemsonem w gabinecie. To w gbi korytarza, po prawej. Mog prosi wasze okrycia? Zoyli przemoczone peleryny w jej ramiona, a ona si omal nie ugia pod ich ciarem. - Mamy tu czeka? - Garret zwrci si do Amona, wyranie zaniepokojony, e zostanie wcignity w filozoficzne rozwaania. - Tak - odpowiedziaa Raisa. Amon spojrza na ni. - Czy mam...?

- Chod ze mn. Chyba powiniene wiedzie, co planuj. - W kocu - mrukn niewdzicznie, gdy skrcali w gb korytarza. - To byoby co nowego. - Ty te powiniene mnie uprzedza o swoich planach - odpowiedziaa. - Braciszku. Gabinet oratora Jemsona przypomina Raisie witynn bibliotek w zamku Fellsmarch - rzdy pek z ksikami, przyjemny ogie w palenisku. Przy ogniu na duych wygodnych krzesach siedzieli dwaj mczyni - jeden w stroju kupca klanowego, drugi w szatach oratora. Sprawiali wraenie pogronych w oywionej dyskusji, niemal debacie. Kiedy gocie weszli, kupiec wsta i obrci si w ich stron. Raisa zatrzymaa si w p kroku. - Ojcze! Wrcie! - Dzika Ro! - Averill pokona dzielc ich odlego kilkoma dugimi susami i chwyci j w ramiona. Ona przylgna twarz do skrzanej koszuli i wdychaa jego zapach. Zawsze pachnia tak egzotycznie - skr jeleni, przyprawami, wieym powietrzem, odlegymi miejscami. Na Stworzyciela, jake za nim tsknia! - Przedwczoraj dotarem do kolonii Demonai. Gdy Matka Elena powiedziaa, e potrzebujesz kupca, nie mogem si powstrzyma. - Odsun si na wycignicie ramion i umiecha si do niej szeroko. - Raiso, widziaem ci ju w stroju klanowym i w dworskich sukniach, ale chyba nigdy nie widziaem ci w czym takim. - Jestem w przebraniu - wyznaa wesoo, stawiajc torb na stole i zdejmujc mokr peleryn. - Ale masz przy sobie prezent od Cennestre Eleny? - zapyta, dotykajc amuletu Demonai na swojej szyi. A wic jej ojciec i babcia rozmawiali o niej. Skina gow i wydobya piercie Pdzcych Wilkw spod kamizelki. - Dobrze. - Nabra powietrza, jakby chcia powiedzie co jeszcze, ale najwyraniej zmieni zdanie. Wyglda na zmczonego podr. Jego siwiejce wosy potrzeboway strzyenia. Orator Jemson take wsta. Kiedy Raisa zwrcia si w jego stron, skin gow z szacunkiem, lecz z rezerw. - Wasza Wysoko, lord Demonai nie poinformowa mnie o celu waszej wizyty, lecz jestemy zaszczyceni obecnoci Waszej Wysokoci w wityni Poudniomostu. Raisa wycigna do niego rk, a on uj j i ucaowa. - Oficjalnie nigdy nas sobie nie przedstawiono - powiedziaa. - Ale kilka razy

syszaam, jak przemawialicie w wityni. Byam pod wraeniem tego, co mielicie do powiedzenia o swojej szkole i o naszej odpowiedzialnoci wobec biednych. Sugerowalicie, e arystokracja powinna robi duo wicej. Jemson lekko si zarumieni, ale zachowa kamienn twarz, co spodobao si Raisie. - C, Wasza Wysoko, mam nadziej, i nie przyja pani moich sw jako zbyt krytycznych wobec krlowej i Rady. To temat szczeglnie mi bliski, wic... - Wasze sowa byy krytyczne, oratorze Jemsonie, i moe susznie - zauwaya Raisa. W zamku Fellsmarch jestemy odizolowani od trudw ycia, z ktrymi nasi poddani borykaj si kadego dnia. Nie zadajemy pyta, jak powinnimy, a jeli zadajemy, to ci, ktrzy nas otaczaj, czsto mwi nam to, co chcemy usysze. - To zapewne suszna uwaga - powiedzia Jemson tonem czowieka, ktry musi uwaa na to, co mwi, lecz trudno mu si pilnowa. - Ale dla tych, ktrzy s zwizani z tym miastem, ktrzy widz jego olbrzymie potrzeby, to naprawd frustrujce. Same nasuwaj si pytania, dlaczego tyle pienidzy idzie na wsparcie armii i na wojny na Poudniu. A wydaje mi si, e nie bierzemy udziau w walkach. - Niewiele o tym wiem - przyznaa Raisa zawstydzona. - Chc si dowiedzie wicej, ebym moga podejmowa dobre decyzje, gdy nadejdzie pora. Dlatego tu jestem. Ale chciaabym te zrobi co, eby cho nieznacznie wspomc wasz posug. - Pomc nam? Jak? - Jemson wyglda na skonsternowanego. Raisa spojrzaa na Amona, ktry sta przy drzwiach niczym stranik. - Kapral Byrne by ze mn bardzo... szczery i opowiedzia mi o problemach w Poudniomocie i achmantargu. - Pooya do na torbie. - Przyniosam fundusze, eby wesprze wasz szko i nakarmi godnych. Jemson unis brwi. - Przenielicie torb pen pienidzy przez Poudniomost? - zapyta. - No, niezupenie. - Spojrzaa na ojca. - Tutaj zaczyna si twoja rola, ojcze. - Byem pewien, e na co si przydam - odezwa si Averill. Raisa odchylia klap i wysypaa zawarto torby na st. Jemson, Averill i Amon zaniemwili na widok stosu biuterii i dzie sztuki. - Ojcze, jeste najlepszym kupcem, jakiego znam - powiedziaa Raisa. - Mgby zabra te rzeczy na targ i sprzeda jak najkorzystniej? Potem przekaesz pienidze oratorowi Jemsonowi na jego dziaalno. Averill pochyli si nad stoem. Bra kosztownoci do rk, oglda szlachetne kamienie pod wiato, podnosi to jeden przedmiot, to drugi.

- To wyroby wysokiej jakoci, w kadym razie wikszo. - Podnis brosz od ktrego z ksit Tamronu. - Z wyjtkiem tego. To cite szko. Skd waciwie to masz? - Hmmm - zawahaa si. - To s podarunki na mj dzie imienia. Przybywaj w olbrzymich ilociach, wic... Averill wybuchn tym gbokim miechem, ktry tak kochaa. - Czyli sprzedajesz marzenia swoich nieszczsnych zalotnikw? - Przecie nie wyjd za m dlatego, e daj mi byskotki. - Zmarszczya czoo i przejechaa palcem po broszy z Tamronu. - Ale te nie polubi kogo, kto ma mnie za gupi. - To znaczy, e moja misja zostaa speniona - zauway Averill, znowu si miejc. C to bya za ulga sysze czyj miech. Moe jednak nie jest tak le, pomylaa Raisa. - Co nie znaczy, e bd miaa wiele do powiedzenia w sprawie swojego maestwa dodaa, czciowo sama do siebie. Spojrzaa na Averilla. - No wic, ojcze, ile ci zajmie zamiana tego na pienidze? Chwil si zastanawia. - Targ w Sosnach Marisy bdzie za tydzie. Przyciga wicej kupcw z nizin, wic zyskasz lepsz cen. Ale mog to zabra na targ Demonai, jeli wolisz, ebym je sprzeda nieco dalej. Bo pewnie nie chcesz, eby kto rozpozna wasne podarki wrd wyoonych towarw. - Nie dbam o to - powiedziaa Raisa bez ogrdek. - Zatrzymaam to, co miao warto historyczn, sentymentaln czy polityczn. Wikszo tych rzeczy pewnie wybiera jaki porednik. aden z darczycw nawet mnie nie widzia, wic to nie s symbole wiecznej mioci. Tutaj zostan lepiej wykorzystane, ni gdyby leay w mojej skrytce. Twarz oratora Jemsona rozjania si. - Nawet drobna suma moe wiele zdziaa. Tyle rzeczy potrzebujemy w szkole, tylu uczniw mogoby przychodzi. Damy ksiki dzieciom, ktre nigdy ich nie miay. Nazwiemy to Posug Dzikiej Ry. Na wasz cze, Wasza Wysoko. - Ale nie - zaprotestowaa Raisa, mylc o tym, jak jej matka, krlowa, na to zareaguje. - Wolaabym nie nadawa temu rozgosu. To tylko taki pomys, co, co chciaabym zrobi samodzielnie... - Ale nie widzisz - wtrci jej ojciec - e jeeli rozejdzie si wie, i pomagasz szkole wityni Poudniomostu, to wrd dworzan takie darowizny bd w dobrym tonie? Wtedy darw przybdzie, nie tylko od ciebie. Ludzie bd nawet obdarowywa wityni zamiast ciebie, jeli podsuniesz im tak myl.

- Rzeczywicie... - O tym nie pomylaa. Po raz kolejny poczua si wtoczona pomidzy rodzicw. - W takim razie zgoda. Skoro to moe pomc... - wietnie - powiedzia Jemson. - Moe przyszaby Wasza Wysoko w cigu dnia i porozmawiaa z niektrymi uczniami. Dobrze im zrobi spotkanie z darczyc. To im pokae, e s wani, e ich wadcy o nich nie zapomnieli. - Dobrze, niech bdzie. A moe pniej udaoby si znale dla nich miejsca terminowania na podzamczu. - O tym trzeba bdzie porozmawia z twoj matk - powiedzia Averill. - Ale to w odpowiednim czasie. Raisa mimowolnie pomylaa o tym, jak to bdzie teraz, gdy ojciec wrci do domu. Ile on wie o relacjach Marianny z Gavanem Bayarem? Ile ona sama o tym wie? Chwycia Averilla za rk. - Ojcze, wracasz ze mn na zamek? Czy mama wie, e ju jeste? - Tak, wysaem do niej posaca - przytakn. Waha si chwil, po czym doda. Mam zosta w Kendall House, a w twierdzy znajdzie si miejsce. Kendall House sta na podzamczu, lecz w pewnym oddaleniu od samego zamku Fellsmarch. Raisa nie rozumiaa. - A znajdzie si miejsce... A twoje dawne apartamenty? Co z nimi? - Podobno s dla mnie remontowane i chwilowo nie da si tam mieszka. - Ojciec przyj postaw kupca, co oznaczao, e nie pora teraz na t rozmow. Raisa jednak nie potrafia si powstrzyma. - No to trzeba wyprowadzi kogo innego. To nie do pomylenia. Porozmawiam z mam, jak tylko... - Sam porozmawiam z krlow Mariann, crko - odpar Averill. - Zaufaj mi. W kocu jestem kupcem. - Umiechn si, patrzc jej w oczy. - Dzika Ro, twoja mama musi si od nowa przyzwyczai do mojej obecnoci. On wie wicej, ni chce powiedzie, pomylaa. Mj ojciec nigdy nie by gupcem. - Dobrze. - Zmusia si do umiechu. - Ale pamitaj, e zawsze jeli bdziesz potrzebowa miejsca w zamku, moesz zamieszka ze mn. I przyjd jutro na kolacj. Obja ojca, niechtnie si z nim rozstajc po tak dugiej rozce. Spojrzaa na Amona, ktry ju niecierpliwi si przy drzwiach. - C, to chyba wszystko - powiedziaa. - Kapral Byrne powiadomi ci, gdy bd

miaa wicej... hmmm... rzeczy na sprzeda. Ruszyli w kierunku drzwi, lecz nim do nich dotarli, te rozwary si szeroko i do gabinetu wpad mody chopak w wieku Raisy albo nieco starszy, z kasztanowymi wosami, ubrany w klanowe wskie spodnie i koszul. - Jemsonie! Niebiescy zamknli trzech achmaniarzy! Chyba chc pokaza, e... zamilk na widok zgromadzonych ludzi. - Oj, przepraszam, nie wiedziaem, e macie goci. Jego wzrok skierowa si ku Averillowi, potem na Amona, i wtedy oczy rozszerzyy mu si z przeraenia. Rozpozna ich, pomylaa Raisa. - Pniej o tym pomwimy, Hansonie - szybko powiedzia Jemson, wskazujc gow drzwi. Hanson zacz si wycofywa, gdy wtem odezwa si Amon: - Poczekaj! O co chodzi z tymi achmaniarzami? Chopak patrzy na niego skonsternowany. - achmaniarze? Nic o nich nie mwiem. - Mwie. - Amon podszed do Hansona. - Czy my si znamy? Wygldasz mi znajomo. - Nie - odpar chopak. - Chyba nie. By wysoki, niemal tak jak Amon, ale szczuplejszy, z intensywnie niebieskimi oczami. Jego twarz nosia wiee lady pobicia. Prawe oko mia podbite, a na policzk u widnia niebiesko-ty siniak. Praw rk mia usztywnion, ale si z ni nie obnosi. Stara si odwraca od nich twarz, jakby te obraenia go peszyy. To pewnie jeden z uczniw Jemsona, pomylaa Raisa z nut sympatii. - Co ci si stao? - zapytaa, podchodzc bliej, by lepiej obejrze jego twarz. Dotkna jego rki. - Kto to zrobi? Hanson si zaczerwieni. - To nic... Tylko... mj tata. Czasem si zoci, jak sobie popije. Nagle Amon chwyci chopaka za zaman rk i podcign mu rkaw, odsaniajc szerok srebrn bransoletk. - A wic, Hansonie... - powiedzia. - Chyba jednak si znamy. Czy nie nazywaj ci Bransoleciarzem? Bransoleciarz? Raisa patrzya to na Amona, to na drugiego chopca. Czy to ten herszt gangu, ktry zabi tylu ludzi? Potem wszystko potoczyo si byskawicznie. Chopak uderzy Amona pici w

twarz i obrci si z lekkoci wiadczc o duej wprawie. Amon wycign miecz i stan midzy chopakiem a drzwiami, przywoujc pozostaych kadetw. Wtedy ten, ktrego nazywali Bransoleciarzem, zapa Rais i mocno przycign do siebie. Poczua krawd ostrza na szyi, staraa si nie przeyka liny. - Hanson, nie! - krzykn orator Jemson, blady z przeraenia. - A teraz - powiedzia Bransoleciarz niemal do jej ucha. - Cofnijcie si albo podern jej gardo. - Jego gos dra i trudno byo stwierdzi, czy ze strachu, nerww, czy podniecenia. Raisa pomylaa o tych szeciu osobach zabitych na ulicy. Podobno byli torturowani. Zaatwi ich ten niebieskooki chopak z noem w rku. - Prosz - odezwa si Jemson. - W imi Stworzyciela, pu j. Nie wiesz, kim... - Nie! - Averill unis do, by uciszy oratora. Intensywnie wpatrywa si w Rais. Nie chcia, eby Bransoleciarz wiedzia, kogo schwyta. - Suchaj - zwrci si do chopaka. Moe dokonamy jakiej transakcji. - Oto moja propozycja - powiedzia Amon, odsuwajc si od drzwi. - Pu j, a wyjdziesz std ywy. - A ci twoi niebiescy bd mi drepta po pitach? - burkn. - Nie dojd nawet do mostu. Twarz Amona przybraa kamienny wyraz, jego szare oczy przypominay bryy granitu. - Jeeli co jej si stanie, przysigam na krew i koci Hanalei, e poaujesz. Towarzysze Amona zgromadzili si ju przy drzwiach. - Wy tam - zwrci si do nich Bransoleciarz. - Przejdcie do pozostaych. - Zrbcie, co mwi! - rozkaza Amon. Kiedy kadeci przesuwali si na ty gabinetu, Raisa syszaa, jak serce achmaniarza omocze mu w piersi, czua jego gorcy oddech na swojej szyi. ciska trzonek noa, jakby by bardzo zdenerwowany. Nie przestraszcie go, mylaa Raisa, wzrokiem wysyajc sygnay Amonowi, Averillowi i Jemsonowi. - Nie chc nikogo skrzywdzi - powiedzia Bransoleciarz. - Po prostu nie zamierzam i za kratki, gdzie torturami zmusz mnie do przyznania si do czego, czego nie zrobiem. Raisa zesztywniaa, a chopak wzmocni ucisk. - Gwardia Krlewska nikogo nie torturuje - wybuchna. - Bdziesz mia uczciwy proces. Jeeli jeste niewinny... jeli naprawd nie zabie tych ludzi... moesz oczyci swoje imi.

Chopak zachichota gorzko. - Oj, dziewczyno. I ty w to wierzysz? Wielu byo takich, co poszli za kratki i such po nich zagin. Raisa poczua si gupia i naiwna. Jak to mwi Amon? Gdyby to mnie wlekli do stranicy na przesuchanie przez Mac Gillena, te bym zrobi wszystko, by uciec. Bransoleciarz obj Rais wp i powlk w stron drzwi. - Klucze, panie - zwrci si do Jemsona. - By uprzejmy, elokwentny, niczym zodziej dentelmen z opowieci. - Prosz je poda dziewczynie. Twarz kupca, pomylaa Raisa. Nakada j w razie potrzeby. - Hansonie - przemwi jeszcze Jemson. - To bd. Wiesz o tym. Nie jeste taki. Pu j. Chopak z uporem potrzsa gow. - Byem ju w wizieniu. Nie wrc tam. Pomimo caej tej sytuacji Raisa nie potrafia przesta myle o tym, co czy oratora Jemsona z tym ulicznikiem. Wygldao na to, e Jemson go zna i z jakiego powodu w niego wierzy. Moe Hanson-Bransoleciarz go oszuka, zawid, cho orator nie wydawa si naiwny. Jemson pogrzeba w kieszeniach, wyj pk kluczy i poda Raisie. Bransoleciarz dociska j do siebie, tak e jej gow wsun pod swj podbrdek. Raisa czua, jak po plecach spywa jej pot i moczy lnian bluzk. - Prosz - powtrzy Jemson. - Nie rb tego. Jest inny sposb. - Przepraszam, sir - powiedzia chopak i chyba istotnie byo mu przykro. - Nawet jeli tak, ja go nie widz. Bransoleciarz wycofywa si przez drzwi, wlokc Rais za sob. - Zatrzanij za nami drzwi i przekr klucz! - powiedzia do niej, jakby byli wsplnikami. - To ich zatrzyma na jaki czas. Potem daj mi klucz, i wynosimy si std. - Nie! - krzykn Amon. - Zostaw dziewczyn. We mnie zamiast niej. Bransoleciarz przerzuci wzrok z Raisy na Amona i potrzsn gow. - O nie. Domylam si, e z ni nie bdzie kopotw. No i jest adniejsza. Twarz kupca, pomylaa. Amon mia w oczach dz krwi. - Trzeba byo pozwoli Gillenowi zatuc ci jak psa - powiedzia. - I co mam za... - Lito nigdy nie popaca, brachu - stwierdzi Bransoleciarz. - Kocem nosa wskaza drzwi. - No, panienko. Rb, co mwi. Czas nagli.

Raisa zrobia, co jej kazano. Zatrzasna drzwi i zamkna na klucz. Donie tak jej si przy tym trzsy, e z trudem trafia kluczem do dziurki. Byy to solidne drewniane drzwi do pomieszczenia bez okien. Za drzwiami syszaa krzyki i woania o pomoc oraz tumione odgosy uderze cia o drewno. Bransoleciarz mia racj. To na pewno na jaki czas ich zatrzyma. Alumni mocno spali. Byo mao prawdopodobne, by ktokolwiek ich usysza, nim nastanie ranek. Do rana jeszcze wiele mogo si zdarzy. Bransoleciarz mocno cisn jej nadgarstek i cign j korytarzem w stron wyjcia. - Zostaw... mnie! - krzykna. Prbowaa zapiera si pitami, a wreszcie osuna si na ziemi. Klnc pod nosem, chopak schowa n, wsun donie pod jej ciao i przerzuci j sobie przez bark jak worek rzepy. By zadziwiajco silny. - Teraz bd cicho - mrukn. - Nie ka mi zrobi czego, czego bym nie chcia. Zapewne mia zamiar zabra j gdzie i torturowa tak jak poprzednie ofiary. Raisa signa za pasek, odnalaza trzonek noa i wysuna go. Czy da rad dgn napastnika? ciskajc trzonek obiema domi, wymierzya w rodek jego plecw, zamkna oczy i zamachna si, by wbi z caej siy. Nagle znalaza si na plecach na pododze. Od uderzenia gow w posadzk zawiroway jej przed oczami gwiazdki. To Bransoleciarz bezceremonialnie j upuci. Chwyci j za nadgarstki i odebra n. - Nastpnym razem, gdy bdziesz chciaa kogo zadga, zrb to szybko - poradzi jej. - Nie guzdraj si tak dugo. Wprawnymi ruchami przeszuka j, sprawdzajc, czy nie ma innej broni. Przesuwa domi po jej tuowiu, bokach i plecach, po nogach, zajrza nawet pod koronkowy czepek. Cho nie wykazywa przy tym zainteresowania ni jako kobiet, Raisa czua, e dotyk jego rk wywouje rumiece na jej twarzy. By w tym dobry, jego rce dziaay sprawnie i pewnie. Znalaz piercie Eleny ze znakiem Pdzcych Wilkw zawieszony na acuszku na jej szyi, ale go nie zabra. I niewielki mieszek z aksamitu, peen monet, ktre wetkna za kamizelk. Potrzyma go w doni, po czym zwrci Raisie. To j zaskoczyo. Podnis j, odda jej czepek, otrzepa go z kurzu z udawan galanteri, a na zakoczenie klepn j w pup. Mimo grozy sytuacji Raisa dostrzega w nim co ujmujcego - jaki nieokieznany humor, brawur i wytrwao. Niczego nie oczekuje, pomylaa, bo nigdy nic nie mia. I

niczego nie oczekuje si od niego. Jest wolny w taki sposb, w jaki ona nigdy nie bdzie. Jeste gupi romantyczk, pomylaa. Gupsz ni Missy. Prawdopodobnie skoczysz zniewolona albo zakatrupiona przez ulicznego zbira. Otaksowa j od stp do gw, jakby sporzdza jaki plan ataku. - Nie jeste cika - stwierdzi. - Mimo to piekielnie niewygodnie ci nie. Wycigna w jego stron swoj sakiewk. - We to. Ale zostaw mnie tutaj. - Nie chc twoich pienidzy - powiedzia z pogard. Te sowa zawisy midzy nimi. Skoro nie chce jej sakiewki... Raisa z trudem przekna lin. Wiedziaa jedno - ma wiksze szanse ucieczki, idc na wasnych nogach. - Mog i - mrukna, starajc si zachowa godno. - Dobra, a moesz biec? - zapyta, chwytajc j za rk i odcigajc od drzwi wityni. Chwil pniej biegli w deszczu przez Most Poudniowy w kierunku achmantargu. W poowie drogi Han wrzuci pk kluczy do rzeki. Dotarszy na stron achmantargu, sprowadzi j z Traktu Krlowych w boczn ulic. Skrcili jeszcze raz w jaki zauek, gdzie wyj z kieszeni du chustk do nosa i przewiza jej oczy. - Zawsze nosisz przy sobie przepask na oczy? - zapytaa, starajc si opanowa drenie gosu. Nie odpowiedzia, lecz chwyci j za rk i poprowadzi naprzd. Nie ujdzie ci to na sucho, chciaa powiedzie. Niemniej wszystko wskazywao na to, e chyba jednak ujdzie, czymkolwiek to byo.

ROZDZIA TRZYNASTY

achmaniarze
Han sam nie wiedzia, co go napado, e zabra z sob t panienk. W zasadzie tylko mu zawadzaa, spowalniaa dziaania, nie wspominajc o dganiu tym swoim piknym noykiem. Na pewno bez niej szybciej przeszedby przez most i znalaz si na bezpiecznym terenie achmantargu. Jeli szczcie bdzie mu sprzyja, to Jemson i inni wydostan si z gabinetu dopiero rano, wic waciwie nie potrzebowa zakadnika. A tak mia teraz problem, co z ni pocz. Przynajmniej przestaa z nim ju jawnie walczy, tylko sza posusznie obok, gdy j prowadzi w gb achmantargu, krc po uliczkach i zaukach, eby nie moga sama znale drogi powrotnej. On zna ten teren jak mao kto. Z dala od gwnej ulicy byo ciemno cho oko wykol, wic nawet bez przepaski na oczach dziewczyna i tak by nic nie widziaa. Mimo to poznawa po sposobie, w jaki przechylaa gow i liczya ulice, e prbuje zapamita tras. Szukaa okazji, by uciec. Byo w niej co, co go intrygowao. Ubrana w za due szaty sucej z dobrego domu, niosa pen sakiewk i miaa maniery ksinej. Taka pewna siebie. Godna. Skd si to bierze, zastanawia si. Skd pomys, e zasugujesz na to, by dostawa od wiata wicej ni inni? Gwardia Krlewska nikogo nie torturuje, stwierdzia, jakby bya jakim ekspertem. Bdziesz mia uczciwy proces. Przykro mi, panienko, pomyla. To ja jestem w tych sprawach ekspertem i nie kupuj takiej gadki. Zaduma si nad tym, co o niej wie. W zamknitym gabinecie rozmawiaa z Jemsonem i kupcem klanowym, ktry mg by Averillem Lekka Stopa Demonai, Stranikiem Kolonii Demonai. Miny ju trzy lata, odkd Han widzia go po raz ostatni. Wizyty Hana w Sosnach Marisy byway ostatnio sporadyczne, a lord Demonai rzadko odwiedza t koloni. Lecz jego twarzy atwo si nie zapomina. Ten wysoki, ciemny, porywczy chopak - ten, ktry go rozpozna - to kapral Byrne. To on by z niebieskimi, gdy go zapali przed Baryk w koronie. No i byli jeszcze ci modzi niebiescy, ktrzy przybiegli na wezwanie Byrnea. Co oni wszyscy tam robili po cywilnemu?

Jemson nie mia zwyczaju zadawania si z gwardzistami. Pewnie, e mg to by jego typowy pech. To przynajmniej byoby logiczne. Ten kapral Byrne - czy to ukochany tej dziewczyny? Na to wyglda, sdzc z jego zachowania. Hanowi przyszo do gowy co jeszcze: moe byli tam, bo chc wzi lub, std towarzystwo tylu kompanw i wiadkw. Oratorzy przecie czsto udzielaj lubw. Odegna jednak od siebie ten pomys. Ta wizja mu si nie podobaa. Dziewczyna zacza si mczy. Oddychaa ciko, wloka si powoli, tak e musia j cign. Potrzebowa kryjwki. Po utracie schronienia w wityni czu si puszczony samopas i naraony na wszelkie niebezpieczestwa. Prawdopodobnie zniszczy wszystkie swoje szanse na rozwizanie zagadki tych morderstw. - Tutaj! - Wepchn j w zauek, skrci w przejcie midzy budynkami tak wskie, e musieli si przeciska bokiem. Dalej weszli w mae brukowane podwrze, do poowy zadaszone. W jednym z budynkw znajdowa si szereg drewnianych drzwi do piwnic, zamknitych na solidne kdki. Han otworzy drzwi w mgnieniu oka. Poczu satysfakcj, przekonawszy si, e wci sprawnie wada wytrychem. Zawiasy opieray si, gdy popycha drzwi. Z wntrza buchna na nich fala stchego powietrza. Wygldao na to, e nikt tu nie zaglda, odkd Han porzuci gang. Podprowadzi dziewczyn do schodw. - Teraz dwanacie stopni w d. - Podtrzyma j za okie, eby nie spada. - Badaj stop. Zawahaa si na krawdzi. - Prosz - powiedziaa, prostujc plecy. - Miej lito. Zabij mnie ju teraz. Nic ci nie zrobiam. - Nie mam zamiaru ci zabi - odpowiedzia zaskoczony Han. - Nie chc by torturowana. Ani zniewolona. - Nie bd ci torturowa - oznajmi - ani... ani nic. Jestem zzibnity, mokry i zmczony. Chc tylko chwil odpocz. - Nie zejd tam - nalegaa. - Prosz, nie ka mi. - Zobacz. - Zdj jej chustk z oczu i umiechn si do niej najbardziej czarujcym umiechem, na jaki byo go sta. - To jest... no... taka... kryjwka. Uwierz mi, e tam jest duo wygodniej ni tutaj na deszczu. Zejd razem z tob. - To wcale nie brzmi... krzepico, panie... Bransoleciarzu - odpowiedziaa, odzyskujc dawn si ducha.

- Suchaj... Jak si nazywasz? - R... Rebeka Morley - powiedziaa, drc i szczkajc zbami z zimna lub strachu. - Rebeko, nie mog ci teraz wypuci w achmantargu w rodku nocy - powiedzia. Czekaj, zapal lampk, ale obiecaj, e nie uciekniesz. Przygldaa mu si chwil. - W porzdku. Obiecuj. Na razie. Jeli ty przysigniesz na krew Demona, e mnie nie skrzywdzisz. - Dobra. Przysigam - rzuci Han, mylc, e nasuchaa si zbyt wielu opowieci. Zszed po schodach, znalaz lamp tam, gdzie j pozostawi, i po chwili by z powrotem przy dziewczynie. Nie poruszya si, tylko obserwowaa go z powag. Czyli dotrzymuje obietnic. Warto to wiedzie. Zapali lamp i poda j Rebece. Ona zwrcia mu j, mwic rozkazujcym tonem: - Trzymaj nad stopniami, eby owietla mi drog. - Po chwili jednak dodaa: Prosz. Schodzia z wielkim dostojestwem, trzymajc gow wysoko, jak wita wchodzca w pomienie. On szed za ni. Umieci lamp na rodku piwnicy i zamkn za sob drzwi. Jak na piwnic byo tam cakiem przytulnie. adnych zotych tronw ani stert klejnotw, monet czy przetrzymywanych kobiet, o ktrych mwia Dori, ale byy trzy posania, koce i solidna drewniana komoda z zapasowymi ubraniami, wieczkami i kilkoma soikami suszonej fasoli, demu, herbatnikw i ziaren. Ziarna troch zwilgotniay, ale reszta wygldaa niele. Co wane, piwnica miaa tylne wyjcie - wskie schody prowadzce do magazynu na zewntrz. Han zawsze lubi mie wyjcie awaryjne. - A wic to twoja kryjwka? - Rebeka wygldaa na rozczarowan. Wydawaa si wyczerpana, jak zagubiona przybda. Jej wetknite pod czepek wosy wysuny si i teraz zwisay dugimi mokrymi kosmykami. Zielone oczy lniy w twarzy o oliwkowej cerze, ktra wygldaa na mieszanin krwi klanowej i nizinnej. Nad dumnym podbrdkiem tkwiy usta, ktre a prosiy si o pocaunki. Jej dugie spdnice byy przy krawdziach ubabrane botem, a bluzka wygldaa na cakowicie przemoczon. Kiedy obrcia gow, jej profil wyda mu si dziwnie znajomy. Moe spotka j gdzie na targu, albo... - Czy my si nie znamy? - zapyta. - Na pewno nie - odpara, pocigajc nosem.

Wygldaa aonie. Krew i koci, pomyla. Tylko si nie rozpacz. Ju i tak jest dostatecznie le. - Hej, to ja powinienem paka. Dziki tym twoim niebieskim nie mam domu, nie mam pracy, adnych perspektyw. - Mo... moe trzeba byo o tym pomyle, zanim zabie tych ludzi. - Nikogo nie zabiem - zaprotestowa, uraony. - Mwiem ci ju. To nie ja. Nie odpowiedziaa, tylko obja si ramionami i zadraa. - Jak chcesz si przebra, to przejrzyj t skrzyni i zobacz, czy co pasuje. Ja mog... si odwrci albo... wyj. No nie, na deszcz! Naprawd przy tej dziewczynie przestawa by sob. - Nie, nic mi nie jest - powiedziaa nienaturalnie szybko. Kucna w kcie i otulia si swoimi spdnicami. Przygldaa mu si nieufnie wielkimi oczami. - Chcesz co zje? Herbatnika? Albo herbatnika z demem? - Chcia j ugoci jak prawdziwy gospodarz. - Z cukrem? - Nie. Usiad ze skrzyowanymi nogami, w odlegoci, ktra, jak sdzi, da jej poczucie bezpieczestwa. - Co robia w wityni Poudniomostu? - zapyta. Zwlekaa chwil z odpowiedzi, mylc nad jakim kamstwem. - Szukaam pracy. - Pracy? Jakiej? Co umiesz? Jej wyraz twarzy mwi: rozszarpywa zodziei i porywaczy. - Gdzie mieszkasz? - sprbowa jeszcze raz. Znowu milczenie. - Na podzamczu. Na ulicy Grotnikw. - Elegancka okolica - zauway zdumiony. - Jestem suc... guwernantk. W... domu Bayarw. Kamaa po troszeczku, wymylajc te kamstwa na poczekaniu. Albo nie bya w tym zbyt dobra, albo nie zaleao jej na tym, by brzmie przekonujco. Skd jednak znaa nazwisko Bayarw. - Lord Bayar to Wielki Mag, tak? - powiedzia w taki sposb, jakby tylko podtrzymywa rozmow. Skina gow, zdziwiwszy si, e o nim sysza. - Jacy oni s, ci Bayarowie? - zapyta i wgryz si w twardy herbatnik. - To prawda, e

s cakiem przyzwoici, gdy si ich bliej pozna? Zmruya oczy i spojrzaa na niego uwaniej. - Czemu mnie tu sprowadzie? - No, mwiem ju. Pomylaem, e odpoczniemy do rana i... - Nie - przerwaa mu niecierpliwie. - Dlaczego nie zamkne mnie z pozostaymi w wityni? Musia przyzna, e nie brak jej odwagi. To byo ryzykowne pytanie, gdy nie znao si odpowiedzi. - Mylaem, e przydasz mi si, eby przej przez most, i... Zgarbia si i spojrzaa na niego gniewnie. Wida byo, e mu nie wierzy. - Nie wiem - przyzna. - Co mnie podkusio. Czy wszystko musi mie logiczne wyjanienie? Waciwie sam sobie zadawa to pytanie. Tam, w gabinecie Jemsona, podesza do niego, mwic: Co ci si stao? Kto to zrobi? z takim spojrzeniem, jakby bya po jego stronie, gotowa walczy w jego imieniu. Dotkna jego rki i ten dotyk ogrza go niczym pomie. Pniej Byrne nazwa go morderc, a ona cofna rk ze wstrtem w oczach. Nastpne, co pamita, to to, e wlk j przez most. Jakby chcia j zacign z powrotem do swojego naronika. C, jeli nawet wczeniej bya po jego stronie, to ju zdy to zniszczy. Sze czy osiem morderstw to niebagatelna przeszkoda do pokonania. W dodatku skoczy za kratkami, jeli pokae si w Fellsmarchu. A to kolejna bariera. Bariera przed czym? Czego waciwie spodziewa si po tej panience? Czy myla, e bd si spotyka? Czy odwiedziaby go w jego paacu nad stajni? Rebeka wci obserwowaa go ukradkiem, jakby chciaa zapamita kady szczeg. Pewnie po to, eby go pniej zidentyfikowa. - Skd masz te bransoletki? - zapytaa nagle. - Ukrade komu? Jakby chciaa go sprowokowa, przeama napicie. - Nie. Nie ukradem. - Wiesz, e nas szukaj. Nie spoczn, pki nas nie znajd - sypaa dobrymi wiadomociami. - Sprbuj si przespa - zaproponowa. - Ja w kadym razie mam zamiar to zrobi. Jutro wymyl, jak ci uwolni. - Pogrzeba w komodzie i rzuci jej koc, ktry nawet nie bardzo mierdzia. I par spodni oraz koszul, ktre na niego byy za mae. Tak na wszelki

wypadek. Potem przecign jedno posanie do podna schodw i ostentacyjnie si uoy. Sen nie nadchodzi. Han usysza szelest dobiegajcy z kta, w ktrym bya Rebeka szept tkanin osuwajcych si na posadzk. Widocznie postanowia jednak zdj te mokre ciuchy. Patrzy w ciemno, starajc si sobie tego nie wyobraa. To by tylko sprowadzio kopoty. W kocu szmery ucichy i Han usysza spokojny rytmiczny oddech wiadczcy o tym, e zasna. Za kadym razem, gdy zamyka oczy, widzia amulet z zielonym wem, jakby by wyryty na jego powiekach. Zaczyna ju myle, e rzucono na niego urok pecha. Jego ostatnie kopoty zaczy si, gdy znalaz ten przedmiot. Moe Micah Bayar przekl amulet przed przekazaniem Hanowi. Moe powinien zignorowa sowa Lucjusza, odkopa amulet i zwrci go prawowitemu wacicielowi? Tyle e wedug Lucjusza Bayarowie nie s prawowitymi wacicielami. Ale czemu nie? Przecie zabili Krla Demona i odebrali mu to, czy nie? Moe o to chodzi. Moe amulet nadaje si tylko do czarnej magii. Ale podobno wszystkie narzdzia czarnej magii zostay zniszczone po Rozamie. Wreszcie zasn. We nie nawiedzaa go twarz kaprala Byrnea. * Jakim cudem Raisa zasna, chocia sama uznaaby to za niemoliwe - w tej obskurnej piwnicy z wielokrotnym morderc w pobliu. Obudzia si wczenie, nietknita, cho zesztywniaa i obolaa na caym ciele od spania w kucki w kcie. Lampa ju zgasa, lecz przez szczeliny w drzwiach wpadao blade wiato poranka. Bransoleciarz spa rozcignity na posaniu u podna schodw. Raisa obserwowaa go przez chwil, by si upewni, e naprawd pi. Rzuca si przez sen i mrucza, jakby drczyy go koszmary. Albo nieczyste sumienie. Wstaa, przesza przez piwnic i przyjrzaa mu si z bliska. Gdy spa, wyglda modziej - jego zamana rka leaa na klatce piersiowej, a druga bya odrzucona w bok. Oczy pod powiekami niespokojnie si poruszay. Spod posania wystawaa cz noa. By przystojny, cho posiniaczony, a kolor wosw nie pasowa do jego cery. Miaa ochot przesun palcami po jego ksztatnej twarzy. Czemu nosi klanowe ubrania? zastanawiaa si. To byo jedno z wielu pyta, ktre miay pozosta bez odpowiedzi. Czy moe zaufa intuicji, ktra mwi jej, e on nie by w stanie popeni tych zbrodni,

o ktre si go oskara? Czy on naprawd ma zamiar j uwolni? Na razie jej nie skrzywdzi, ale to nie znaczy, e tego nie zrobi. Moe lepiej by byo, gdyby podern jej gardo. Kiedy matka dowie si o tej przygodzie, na pewno ograniczy jej swobod. Amon zostanie zesany do Kredowych Klifw i to wszystko bdzie jej wina. Pewnie ju teraz caa Gwardia Krlewska przeczesuje miasto. Wieczorem rozwiesia na krzele swoj peleryn, spdnic i halki do wyschnicia. Gdy je teraz obmacaa, przekonaa si, e ju nie kapie z nich woda, lecz nadal s wilgotne. Pomylaa o przebraniu si z powrotem w ten strj, ale baa si obudzi Bransoleciarza i tego, e przyapaby j w trakcie tej czynnoci. Spodnie byy za dugie i lune w talii, wic znalaza kawaek sznurka i przeoya go przez szlufki, a potem podwina nogawki. Koszula miaa spowiay szary kolor i sigaa jej prawie do kolan. Zapia j pod szyj, krcc nosem na wo chopicego potu. Wrd ubra znalaza kolorow szmatk, ktr zwizaa wosy. Nastpnie narzucia peleryn na ramiona. Czy uda jej si wspi po schodach i wyj na zewntrz, nie budzc go? Bdzie potrzebowaa przewodnika, bo nie zna okolicy. Z sercem bijcym tak gono, e bya pewna, i go obudzi, przekroczya lece ciao i postawia stop na pierwszym stopniu. Podniosa drug stop i wspinaa si tak szybko, jak moga, spodziewajc si w kadej chwili poczu jego rk na kostce. Kiedy dotara na szczyt schodw, spojrzaa w d i powoli zaczerpna tchu. Han wci spa rozcignity na pododze. Raisa obiema domi popchna cikie drzwi. Skrzyyyyp! Skrzypnicie zawiasw przeszyo cisz. Rwnomierny oddech Bransoleciarza urwa si i Raisa usyszaa jego zaspany krzyk. Teraz ju nie byo odwrotu. Rzucia si przed siebie; otworzya drzwi na ocie i olepio j wiato dnia. Po krtkiej chwili, gdy w panice zapltaa si w peleryn, wybiega z piwnicy i pdem rzucia si przez podwrze. Syszaa za sob stumiony krzyk, gdy wsuwaa si w wsk szczelin midzy budynkami. Wypada z drugiej strony niczym korek z butelki i biega, rozgldajc si i krc po wskich uliczkach, nie zwaajc na to, gdzie si znajduje ani dokd zmierza, byle tylko zwikszy odlego midzy sob a porywaczem. Biega, a kucie w boku i brak tchu zmusiy j do zatrzymania si w maym zauku. Chwil staa, apic oddech, nasuchujc pocigu i rozgldajc si na wszystkie strony. Pniej ruszya spacerowym krokiem. Postanowia, e znajdzie jak gospod albo otwarty sklep. Moe kto tam zechce sprowadzi pomoc, jeli go przekona, e dostanie

nagrod. Karczmy byy jednak pozamykane na gucho, domy take, ulice o te j porze opustoszae. Prbowaa dobija si do drzwi dostatnio wygldajcych domostw, lecz nikt nie otwiera. Gdyby j kto zobaczy, chyba i tak by jej nie wpuci, bo wygldaa przeraajco obdarta, brudna istota nieokrelonej pci. Na wschodzie, na tle podnoszcego si soca, wznosiy si ku niebu strzeliste wiee zamku Fellsmarch. Dzielio j od nich co najmniej kilka kilometrw - wicej ni przemierzya poprzedniego wieczoru. Czy to naprawd zaledwie wczoraj przesza przez achmantarg z Amonem i tajemn eskort? Nie miaa wyjcia - trzeba byo i. Skierowaa si w stron wie. Krte uliczki tak j prowadziy, e miaa wraenie, i by przybliy si do zamku o kilometr w linii prostej, musi przej co najmniej dwa. To przypominao labirynt w oranerii na dachu, tyle e zabudowany walcymi si domami i wyoony kocimi bami, tuczonymi cegami, gruzem i brudem. Przechodzia wanie przez jakie podwrze, gdy z przylegego zauka wybiega przeraona dziewczyna. Bya chuda, moe rok czy dwa modsza od Mellony, z dugimi jasnymi wosami splecionymi w warkocz. - Panienko! W imi Magdaleny Miosiernej, pomcie, prosz. Moja modsza siostra! Jest chora! Raisa rozejrzaa si, by si upewni, e dziewczyna zwraca si do niej. Nikogo innego nie zauwaya. - Ja? A co jest twojej siostrze? - Krztusi si! Sinieje! - Dziewczyna szarpaa Rais za rk. - Prosz, chodcie ze mn. Raisa posza za ni w zauek. Myli kbiy si jej w gowie. Moe nadarza si okazja, by zrobi co dobrego. Ostatnio krztusiec zbiera spore niwo. W wityni zamkowej s uzdrowiciele, ktrzy potrafi to leczy. Moe... Doszy do muru z cegy. Raisa obrcia si i zobaczya, e ju nie s same. Z ssiednich uliczek wyonio si picioro innych dzieci ulicy - czterech chopcw i jeszcze jedna dziewczynka. odek podszed jej do garda. - Hej, ty! - powiedziaa nowo przybya dziewczyna. - Dokd to si tak spieszysz? Jej akcent mwi, e pochodzi z Wysp Poudniowych. Bya starsza od tej pierwszej, moga mie okoo szesnastu lat, miaa niad cer, dugie krcone czarne wosy, zwizane w oddzielne pasma poowijane sznurkami, wysokie koci policzkowe i usta o penych wargach. Bya ubrana w bryczesy i podkoszulek bez rkaww obnaajcy wytatuowane ramiona. Dziewczyna wycigna rk i zerwaa Raisie z wosw prowizoryczn opask.

- Co ty z tym robisz?! - zawoaa, wymachujc szmatk przed oczami Raisy. - Skd to masz?! Wtedy Raisa zauwaya, e oni wszyscy maj na szyjach bandany obszyte tym samym ciegiem i w tych samych kolorach. - achmaniarze! - wybuchna. - Jestecie achmaniarzami! Dziewczyna skrzywia si i rozejrzaa, nim udzielia odpowiedzi. - Nie. A kto tak mwi? - Czy przysa was Bransoleciarz? - pytaa Raisa, wcieka, e tak atwo daa si podej. - No to powiedzcie mu ode mnie, e nie dbam o to, ilu ulicznych zbirw za mn wyle. Nie jestem... - Zamknij si! - Teraz dziewczyna wygldaa na rozgniewan i przeraon jednoczenie. - Nie mamy nic wsplnego z tym, co robi Bransoleciarz Alister. On ju nie jest z achmaniarzami. Nie rzdzi achmantargiem. Zobaczmy lepiej, co masz w torbie... achmaniarze zacieniali krg wok Raisy, a ona cofaa si, a poczua za plecami mur. Starszy chopak w wyblakej pelerynie z czerwonego aksamitu dotkn jej wosw, a ona uderzya go w do. Umiechn si, wysun jzyk jaskrawoczerwony od ucia lici brzytwicy. - Masz jak rodzin, panienko? Kogo, kto za ciebie zapaci? - Pochyli si i od zapachu brzytwicy jej oczy zaszy zami. Wydawa si nerwowy, rozdraniony, jak to czsto bywao z ujcymi licie. - Tutaj jeste, Rebeko! Wszyscy obrcili si w stron, z ktrej dobieg gos. Bransoleciarz szed zaukiem niczym ksi piratw w klanowych spodniach, wytwornych butach i kurtce z jeleniej skry. Mijajc achmaniarzy, wita si z nimi. - Cze, Velvet, dziki, e zaopiekowalicie si moj dziewuszk. Mwi ci, same z ni kopoty. Velvet gapi si na niego bezmylnie, a Bransoleciarz chwyci Rais za rk i pocign tak, by znalaza si za jego plecami. Sam stan midzy ni a pozostaymi. Nagle poczua, e wsuwa jej w do zimny metal. Jej n. Zacisna na nim palce i wyjrzaa zza plecw Hana. Nie wiedziaa ju, co myle. achmaniarze wpatrywali si w Bransoleciarza z zainteresowaniem, z jakim ledzi si mordercw, cudzoonikw, krlw, artystw i innych znanych ludzi. Wszyscy z wyjtkiem dziewczyny z tatuaami. Na jej twarzy wida byo bardziej

zoone uczucia: mieszank gniewu, dzy i poczucia zdrady. Zaley jej na nim, pomylaa Raisa. A on j rzuci. - Odsu si, Alister - zwrcia si dziewczyna do Bransoleciarza. - Ona jest nasza. - O nie, Cat - odpar. - Ja pierwszy j wypatrzyem. Niewielki up dla takich cwaniaczkw jak wy, ale przynajmniej jest adna. - To ona tak ci pobia? - zapytaa Cat szyderczo. - Czy moe Poudniarze, jak wszyscy mwi? - A co ty masz we wosach, chopie? - zapyta Velvet. - Krew czy brud? Bransoleciarz dotkn swojej gowy, przez moment skonsternowany. - A, to. Racja - odpar, odzyskujc rwnowag. - Prbowaem zmieni kolor. I jak? Co mylicie? - Jest w przebraniu - stwierdzia Cat. - Nie moe ju nawet chodzi po ulicach we wasnej postaci. - Wracasz do nas, Bransoleciarzu? - z nadziej w gosie odezwa si jeden z modszych chopcw. - up by zawsze dobry, jak ty bye hersztem... - Zamkn buzi i z przestrachem spojrza na Cat. - Nie, on nie wraca - odpowiedziaa za niego Cat, wysuwajc si przed wszystkich. Jedn do trzymaa na nou woonym za pas spodni. - To przez niego zapali Flinna i innych. Bransoleciarz to trucizna. Jeli bdziemy si z nim zadawa, to niebiescy nas zagnbi. - Niebiescy ju nas gnbi - zauway starszy chopak. - W ogle nie mamy pola dziaania. Bransoleciarz przynajmniej ich przekupywa. - Zamknij si, Jonas - powiedziaa Cat, patrzc na niego ze zoci, i Jonas zamilk. - Tam gdzie le trupy omiorga Poudniarzy - powiedzia Bransoleciarz. - To byo gupie. Nie wykaraskacie si z tego, aden haracz nie pomoe. Jakby na powrt wszed w skr herszta i zacz mwi obcym jzykiem. - Mwisz, jakbymy to my zaatwili tych Poudniarzy. - Cat spojrzaa na niego nienawistnie. - A ktby inny? Raisa, czujc si ignorowana, przestpowaa z nogi na nog i rozwaaa szanse ucieczki. Teraz jednak zainteresowaa si ich rozmow. - My? - parskna Cat. - My nie mamy z tym nic wsplnego. Wedug nas to bye ty. W kadym razie to ciebie obwinia gwardia. - Niebiescy obwiniaj nas wszystkich - zauway Bransoleciarz. - Suchaj, jak niby

miaem zaatwi tych Poudniarzy? Sam? - Umiechn si. - Ty moe by daa rad. Ale ja... jestem dobry, ale nie a tak. Potrafi by czarujcy, pomylaa Raisa. Cat przygldaa mu si podejrzliwie. - Nie jeste z nikim innym? Argusi? Wdoworoby? Krwiopijcy? Bransoleciarz krci gow. - Syszelimy, e sprowadzasz licie z Weenhaven - powiedzia Jonas. - Podobno zarobie fortun, sprzedajc je piratom z Kredowych Klifw. - Nie robi ju interesw z piratami - odpar Bransoleciarz. - Szybciej podern ci gardo, ni zapac. - To jak niby sobie radzisz? - zapytaa Cat, wbijajc w niego wzrok. Bransoleciarz odchrzkn, jakby zmieszany. - Jako idzie. Nosz towar Lucjusza Frowsleya. Troch handluj. Czyszcz ludziom buty. - Dotkn swojego noa. - Czasem gol. achmaniarze wybuchnli miechem. Wszyscy z wyjtkiem Cat. - Suchajcie - powiedzia Bransoleciarz powanie. - Nie mam pojcia, kto zaatwia Poudniarzy, ale my wszyscy za to pacimy. Potrzebuj waszej pomocy. Jeeli co wiecie... - A co ty na to? - zapytaa Cat, nachylajc si w jego stron. - Przekaemy ci niebieskim. Wtedy moe dadz nam spokj. - Sprbuj - gos Hana by spokojny, jego ton opanowany, lecz Raisa dostrzega, e wyprostowa si i zacisn do na rkojeci noa. - Oczywicie, ja bym ci nie wyda. Wedug mnie kumple musz trzyma si razem. Ale to tylko moje zdanie. achmaniarze poruszyli si nerwowo, ukradkiem spogldajc po sobie. Niektrzy porozumiewawczo skinli gowami. Mog si od niego sporo nauczy, pomylaa Raisa. Jest tutaj od dziesiciu minut, a ju ma ich wszystkich w garci. Z wyjtkiem Cat, ktra ywi do niego uraz. Bransoleciarz przysun si do Cat, skoncentrowa na niej spojrzenie swoich niebieskich oczu i przemwi agodnym, przekonujcym gosem. - Pogadajmy chwil, dobrze? - Przerzuci wzrok na pozostaych achmaniarzy. Prosz. Zawahaa si, a po chwili skina na swoich ludzi, by si odsunli. Odeszli do koca zauka i tam czekali. Velvet patrzy wilkiem w ich stron. - Co z ni? - sykna Cat, wskazujc na Rais skinieniem gowy. Bransoleciarz delikatnie popchn Rais w kierunku lepego koca zauka, a sam

stan midzy ni a wyjciem. - Zosta tu - burkn i zrobi kilka krokw w kierunku Cat. Raisa udawaa, e si nimi nie interesuje, lecz cay czas wytaa such, by usysze, o czym mwi. - Kto to jest i co jej do ciebie? - Cat ruchem gowy wskazaa w stron Raisy. - Taka panienka, co to bya w zym miejscu o zej porze - powiedzia. - Daem sowo, e j wypuszcz. - Twoje sowo? - Cat rozemiaa si gorzko. - No to ycz jej powodzenia. - Cat - westchn Bransoleciarz, rozkadajc rce, eby zaraz je opuci. - Nigdy ci nic nie obiecywaem. - Owszem, nie. - Jej mina mwia, e obietnice pozostaway w sferze domysw, cho byy niewypowiedziane. - Musiaem to rzuci. Nie miaem wyboru. To nie miao nic wsplnego z tob. Patrzya na niego z niedowierzaniem. - Nic wsplnego... ze mn? To znaczy? - No, chciaem powiedzie - prbowa si tumaczy - e nie odszedem z twojego powodu. - Ale te nie zostae z mojego powodu - wybuchna. - Tak czy siak, czemu mylisz, e przejmuj si tym, co robisz i gdzie si podziewasz? Niebiescy zapali trzech moich ludzi przez ciebie. Teraz bd ich torturowa, eby wydoby z nich informacj, gdzie jeste. Zadrcz ich na mier, bo oni i tak nie maj pojcia. Bransoleciarz zamar w bezruchu. Wyglda na skupionego. - Syszaem o trzech. Flinn i kto jeszcze? - Jed i Sara - odpara Cat. Bransoleciarz spojrza w kierunku Raisy i ciszy gos. - Gdzie ich trzymaj? - W stranicy Poudniomostu. Raisa usyszaa, jak Bransoleciarz apie oddech. - Na krwiste koci. Gillen? Cat skina gow. - Nie mw, e ci to obchodzi! - Jej postawa bya wyzywajca, jakby dziewczyna zakadaa, e si rozczaruje. - Wiesz, e nie sypi niebieskim. Ale wydaabym ci, eby ich uratowa. Bransoleciarz wpatrywa si gdzie w przestrze, minie szczki mu dray.

- Najpierw musz zaatwi sprawy z t panienk. Pozwolisz nam odej? Raisa zrozumiaa ten gest. Poddawa si Cat, uznawa jej status herszta. - Dobrze. - Twarz Cat bya pozbawiona wyrazu, jej gos nie zdradza adnych emocji. - Idcie. Tylko ju nigdy... - Spotkamy si na poudniowym kocu mostu dzi wieczorem - przerwa jej. Pomog wam wydoby Sar i reszt. Cat patrzya na niego badawczo. - Skd mam wiedzie, e nie przyprowadzisz gwardii? e nas nie sprzedasz? Chwyci j za okcie i spojrza prosto w oczy. - Bo tym razem obiecuj - powiedzia cicho, lecz stanowczo. * achmantarg budzi si do ycia, gdy szli w kierunku jego obrzey. Han chcia pozby si tej panienki, zanim natkn si na wcibskich gwardzistw albo kogo innego, kto sprowadzi mu kopoty na gow. Tylko e teraz co mu mwio, e ona nie ma ochoty go zdradzi. Za kadym razem, gdy patrzy na Rebek, widzia, e ona przyglda mu si zmruonymi zielonymi oczyma, jakby by szyfrem, ktry wymaga odczytania. Zaczyna ju myle, e lepsze byo to jej przeraone spojrzenie. Ile udao jej si podsucha z jego rozmowy z Cat? - Ta Cat, ona bya twoj ukochan, tak? - zapytaa, jakby czytaa w jego mylach. - Nie do koca - odpowiedzia. Wywrcia oczami, tak jak to robi dziewczyny. - No co? - powiedzia poirytowany, omijajc du stert obierek z ziemniakw na krawniku. Gorszych rzeczy mona si byo spodziewa w achmantargu. - Najwyraniej ona mylaa inaczej. - I tak jest teraz z Velvetem. - Po co jej to mwi? Postanowi zmieni temat. - Dobrze wygldasz w bryczesach - powiedzia, przesuwajc wzrok po nogach Raisy. - Bardzo... ksztatnie - doda, szczerzc zby i odpowiednio gestykulujc. To zamkno jej usta. Zrobia si czerwona jak piwonia i nie byo ju wicej rozmw o ukochanych. Naprawd wygldaa dobrze w bryczesach. To jego spostrzeenie nie wynikao z zaskoczenia nowoci. Przecie dziewczyny w klanach te nosiy spodnie. W koloniach opowiadano historie o malekich lenych nimfach, ktre zastawiay sida na wdrowcw i zadaway im zagadki. Rebeka mogaby by bohaterk takiej opowieci. Bya

tak szczupa w talii, e mgby j obj domi, ale bya w niej te sia, ktra mu si podobaa. Spogldajc na ni z ukosa, zastanawia si, jak by to byo j pocaowa. Odpu sobie, Alister, pomyla. Masz ju do kopotw. Kimkolwiek ona jest, ma potnych przyjaci. - Zostawi ci na Trakcie Krlowych - powiedzia, pocigajc j za rk, by si przecisn midzy wozami dostawczymi w tumie robotnikw i sklepikarzy na wskiej ulicy. - O tej porze jest tu duy ruch i powinno by bezpiecznie. Z atwoci dojdziesz do podzamcza. - Poradz sobie - powiedziaa, zadzierajc nosa. - wietnie - burkn. - Tak jak poradzia sobie, gdy ci znalazem w zauku. Cat i reszta zjedliby ci ywcem. - Czemu mnie uratowae? To znaczy... Przecie ci uciekam. Chwilami wydawaa si bardzo bystra, a znw innym razem mwia straszne gupoty. - To ja wycignem ci ze wityni. Jak kto podernie ci gardo, to bdzie moja wina. I bez tego mam do problemw. - Chcesz uratowa achmaniarzy, tak? - zapytaa. - Tych zatrzymanych przez gwardi. Na zby Hanalei! Musi si jej pozby, jeli chce zachowa jakiekolwiek sekrety. - Skd ten pomys? - Ale mam racj? - nie poddawaa si. - No, to dopiero byoby gupie, nie? Pewnie mylisz, e jestem gupi? - Nie. Mylisz, e to przez ciebie ich zatrzymali. Ale to nieprawda, jeli jeste niewinny. Omal si nie potkna o zbyt dugie nogawki, wic chwyci j za rami, eby j podtrzyma. - Aha, wic teraz uwaasz, e jestem niewinny? - Przynajmniej zamordowania tych Poudniarzy - powiedziaa, posyajc mu spojrzenie, ktre mwio, e i tak niejedno ma na sumieniu. - Zapi ci, jeli sprbujesz, wiesz o tym. Na pewno na to czekaj. Prawdopodobnie wanie dlatego ich zamknli. eby ci wywabi z kryjwki. Wiedzia to i bez niej. - Ojej, to nie twoje zmartwienie. Jeszcze par ulic i pjdzie swoj drog, i...

Nagle stana jak wryta, omal si nie przewrcia. Jej oczy byszczay z przejcia. - Zaprowad mnie z powrotem do wityni Poudniomostu - zadaa jak jaka ksina achmantargu. - Zapomniaam o czym. - Zwariowaa? - powiedzia to goniej, ni zamierza, a zwrci na nich uwag jaki przechodzie. - Wanie stamtd si wydostalimy - ciszy gos. - Ledwie udao mi si uciec i nie mam zamiaru tam wraca. - Bdziesz musia tam zajrze, eby oswobodzi achmaniarzy - zauwaya. Stranica Poudniomostu jest przy samej wityni. Nie musiaa mu tego mwi. - Nie. Ty idziesz do domu. Jeli naprawd chcesz mi pomc, nie opowiadaj nikomu, co dzisiaj widziaa. Zacisna wargi i wyprostowaa si. - Dobrze. Id wic sama do wityni. To przypominao koszmar senny, w ktrym nic si nie udaje i czowiek myli, e zaraz umrze albo co zniszczy, ale nie moe si obudzi. To przez tego wiecznego pecha trafia mu si taka zwariowana zakadniczka. Rozejrza si, ale na tak zatoczonej ulicy nie dao si jej nigdzie zacign. Pomyla o tym, eby wrzuci j do rzeki i zobaczy, czy pjdzie na dno. Zamiast tego postawi konierz i powlk si za ni z powrotem w stron Poudniomostu, siarczycie klnc pod nosem.

ROZDZIA CZTERNASTY

Po zej stronie prawa


Pomimo wszystkich kopotw, ktrych dowiadczaa w ostatnich dwch dniach porwania, grb, kradziey, deszczu, brudu i tak dalej - Raisa bya upojona i zafascynowana wolnoci. Kroczya ulicami w bryczesach i koszuli, nierozpoznawana przez otaczajcych j poddanych, chonc wszystkimi zmysami szczegy barwnej dzielnicy z wanej achmantargiem. Barwna to odpowiednie sowo. Bya te mierdzca, gwarna i nadzwyczaj interesujca. Pena moliwoci i niebezpieczestw. Baka, ktra na co dzie chronia nastpczyni tronu Felis, pka - do Raisy docieray teraz najrniejsze doznania: widoki, wonie, emocje pochodzce z tego krlestwa, ktrym pewnego dnia miaa zacz rzdzi. Wci drczya j myl, e tylko sytuacja i strj czyni z niej osob, za ktr uchodzi. Czy to istotnie wszystko, czym jest - przypadkowym lokatorem w tym miejscu w linii rodowej krlowych? Czy mona by wzi dowoln dziewczyn z ulicy, ubra w jej stroje i postawi na jej miejscu? Czy ona ma jakie wrodzone predyspozycje do penienia tej funkcji? Na kadej ulicy roio si od gwardzistw popisujcych si broni i brawur. Nikt jej jednak nie rozpoznawa. Nie byo ladw niepokoju, ktry byby wyczuwalny, gdyby rozeszy si pogoski o jej znikniciu. Zdumiona, zatrzymaa si i zapytaa zamiatajcego schody sklepikarza o najnowsze wiadomoci. - Podobno byo jakie porwanie - powiedziaa. - Czy to dlatego wszdzie tylu gwardzistw? Sklepikarz pokrci gow. - Nic nie wiem o adnym porwaniu. To te morderstwa w Poudniomocie. Gwardia przeszukuje kad karczm, gospod i magazyn w achmantargu. Niedobrze dla interesw. Ja tam twierdz, e jeli te uliczne szczury chc si wymordowa, to trzeba im pozwoli. Rozejrza si i ciszy gos. - Mwi, e to by Bransoleciarz Alister. Tak samo okrutny jak oni. Raisa mimowolnie obejrzaa si przez rami. Bransoleciarz wlk si o przecznic za ni, jakby liczy na to, e nie zostanie zauwaony. Przez ni czy z ni, nie wiedziaa. W pewien sposb ekscytujca bya wiadomo, e on tam jest, e za ni idzie, jak w

opowieci o Hanalei i rozbjniku. To jednak nie bya opowie. To bya rzeczywisto. I Raisa miaa zamiar si dowiedzie, jak jest naprawd. Zobaczya przed sob wiee Mostu Poudniowego. Stranica znajdowaa si tu przy nim, po stronie Poudniomostu. By to niski, solidny kamienny budynek z maymi zakratowanymi oknami, otoczony brukowanym dziedzicem, na tyach ktrego znajdoway si stajnie. Nad caoci powiewaa chorgiew Szarych Wilkw oznajmiajca, e to placwka krlowej porodku ndzy Poudniomostu. Kolejka na most bya dusza ni zwykle. Po obu stronach stao p tuzina uzbrojonych stranikw kontrolujcych wszystkich, ktrzy chcieli przej przez rzek. Serce Raisy podskoczyo ze strachu. Na pewno zostanie rozpoznana przez kogo, kogo przysano tu specjalnie po to, by j znale. Spontanicznie skrcia w bok, wprost do piekarni. Jej wntrze byo stosunkowo czyste i zadbane - na pkach leay ciastka i buki z misem. Chopak za lad mia na gowie czapk z czerwonej weny. - Dzie dobry - powiedziaa Raisa. - Prosz osiem buek zapakowanych na drog. I twoj czapk. Po krtkich negocjacjach wysza ze sklepu z omioma bukami w rku i wosami ukrytymi pod chopic czapk. Pewnie skoczy si wszawic, pomylaa. Bransoleciarz czeka na zewntrz. Zapa j za rk i wcign w bram. - Co. Ty. Wyrabiasz? - sykn, przysuwajc twarz do jej twarzy. Z bliska widziaa zote plamki w jego niebieskich oczach, gste i jasne rzsy, blednce sice na twarzy i niewielki jasny zarost na brodzie. Wycigna torebk z bukami. - Jestem posacem z piekarni - oznajmia. - To nie zabawa. Musisz zgosi si do niebieskich na mocie. Powiedz im, e jeste t dziewczyn porwan ze wityni. I wracaj do domu. - Najpierw musz jeszcze co zrobi. - Suchaj. Nie mog przej przez most, gdy tak si tu kbi niebiescy. Nie pomog ci, jeli wpadniesz w tarapaty w Poudniomocie. - Dobrze. Skoczye ze mn. Jestem zdana na siebie, w porzdku? - odpara, mylc: Nie moesz mi pomc tam, dokd id. Wywina si z jego ucisku i skierowaa na most. Obejrzaa si jeszcze, by zobaczy,

e za ni patrzy - z rkami w kieszeniach i grymasem gniewu na twarzy. Kolejka posuwaa si powoli. Trwao to okoo dziesiciu minut. Raisa niecierpliwie tupaa nog, nie mogc si doczeka, a bdzie po wszystkim. Nie bya przyzwyczajona do czekania. W punkcie kontroli ukonia si stranikom tak, jak robili to inni. - Jak si nazywasz i po co chcesz przej? - zapyta gwardzista, drapic si w nieprzyzwoitym miejscu. - Rebeka Morley, panie wadzo - odpowiedziaa ze wzrokiem wbitym w ziemi, wci obawiajc si rozpoznania. - Chc sprzeda wypieki po tamtej stronie. - Wypieki? Poka. W milczeniu otworzya torb z pieczywem i wycigna w stron onierza. On wsun do rodka brudn ap i wyj buk. Wgryz si w ni, wyszczerzy zby z wyrazem uznania i sign po nastpn. Policzki Raisy zapony i musiaa zebra ca si woli, by nie wyrwa mu torby sprzed nosa. Gdyby naprawd bya posacem z piekarni, musiaaby pokry koszt buek z wasnej kieszeni. - Dobre - powiedzia onierz, zwracajc jej torb, i otar usta rkawem. - Zostaw mi dwie na powrt. - Da znak, by przesza. Przez ca drog przez most Raisa pona wciekoci. A wic tak wyglda przedstawiciel krlowej w kontaktach z poddanymi. Zwyky zodziej i oprych. Nic dziwnego, e Amon bra pod uwag moliwo buntu. W Poudniomocie z jednej strony traktu staa witynia, a z drugiej stranica, niczym symbole dobra i za. Raisa opara si o mur wityni i przygldaa si stranicy. Budynek wyglda na niedostpny. Wbija w ni swoje zoliwe, wskie lepia - okna. Niemoliwe, eby Bransoleciarzowi z gangiem udao si wej do rodka i wydosta na zewntrz. Moga si przynajmniej dowiedzie, czy to, co mwili, byo prawd - czy istotnie stranicy trzymaj trzech achmaniarzy i czy naprawd winiowie s torturowani? Zaczerpna tchu i sprbowaa skoncentrowa si na swoim zadaniu, jak mawiaa babcia Elena. Nastpnie przesza przez trakt do drzwi stranicy. Samotny gwardzista przy wejciu spojrza na ni leniwie. Za jego plecami kilku onierzy grao w koci i w karty. - Czego tu? - burkn. - Ja... a... moja siostra, Sara - powiedziaa aosnym tonem. - Ona... j... zabrali... gwardzici. W achmantargu. Podobno jest tutaj. Przy niosam jej co dojedzenia. - Pokazaa

torb z pieczywem. Stranik zabra jej pakunek. - Dopilnujemy, eby dostaa - powiedzia, dajc znak, by odesza. C. To nie zaatwiao sprawy. - Prosz, panie - nalegaa Raisa. - Liczyam, e uda mi si j zobaczy. To ju trzy dni i nie wiem, co z ni. Bya chora, a trzy dni w wizieniu... to nie suy... - adnych odwiedzin! - Zmruy oczy podejrzliwie. - Ju powinna to wiedzie. Chwycia go za rkaw, a on odepchn jej do i sign po miecz. - Odsu si! Ty cholerna maa... - Prosz. Mam pienidze. Niewiele, ale troch i... Na twarzy gwardzisty pojawio si zainteresowanie. - Skoro masz pienidze, to je zobaczmy... - Bd mie. Zobaczy je pan. Ale moe najpierw... Rka stranika bya szybka jak w. Chwyci j za konierz i przycign do siebie. - Nie pogrywaj ze mn, dziewczyno! - Podnis wielk pi, a Raisa poczua sucho w ustach. Wtedy zza jego plecw dobieg gos. - Wpu j, Sloat. Niech no j zobacz. Sloat niechtnie si odsun. Ten, ktry si odezwa, siedzia przy stole przy kominki i gra w karty. Przed nim stay brudne talerze i kilka pustych kubkw. Mia chud okrutn twarz, brzowe oczy i rzadkie, cienkie wosy sigajce ramion. Nosi niebieski mundur Gwardii Krlewskiej, a belki na konierzu mwiy, e jest sierantem. - Chod no tu, dziewko - powiedzia, przywoujc j z ohydnym umiechem, od ktrego Raisie zebrao si na mdoci. Niechtnie podesza do niego, nie podnoszc gowy. Czemu sdzia, e to dobry pomys? - To ty modsza siostra Sary? Milczco skina gow. Chwyci j za nadgarstek i mocno go wykrci. - Mw, jak si ciebie pytaj! Raisa sykna z blu, do oczu napyny jej zy. - Tak, panie. Jestem siostr Sary. - Drug rk uniosa torb z bukami niczym tarcz. - Przyniosam jej co do jedzenia. - Tej, co si wczy z achmaniarzami? - cign sierant.

Podniosa wzrok, lecz natychmiast go odwrcia. - achmaniarzami? Co to takiego? Sierant wybuchn miechem. Puci jej rk i pocign yk piwa. - Jak si nazywasz? - Rebeka, panie. - Cakiem niebrzydka z ciebie panienka. Ile masz lat? Raisa desperacko mylaa, co powiedzie. Lepiej si odmodzi, postanowia. - Trzy... nacie, panie. - Zgarbia ramiona, prbujc sobie przypomnie, jak wygldaa w tym wieku. - Aha - westchn z zadowoleniem. - No to co, chcesz zobaczy siostr? - Tak, panie. Sierant wsta i chwyci j za rk. - No to idziemy. Sloat prbowa protestowa. - Sierancie Gillen, ju jej mwiem, e adnych odwiedzin... - Stul pysk, Sloat - rozkaza Gillen. - Zrobimy may wyjtek. Wlk j dugim wskim korytarzem z szeregiem drewnianych drzwi. Dotykaa stopami ziemi mniej wicej co trzeci krok i przez ca drog nie dawaa jej spokoju straszna myl: A wic to jest ten brutalny sierant Gillen. Ten, o ktrym szeptali achmaniarze. O ktrym mwi Amon. Ktry bije ludzi na ulicy. W co ja si wpakowaam? Na kocu korytarza bya metalowa brama, a za ni kolejne drewniane drzwi, ktre Gillen otworzy wielkim kluczem. Sierant przecign j przez oba wejcia, zatrzyma si na chwil, by zapali pochodni, i popchn j, by zesza po wskich schodach do piwnicy. Raisa trzsa si z zimna i strachu. W piwnicy byo chodno i mokro, a smrd wiadczy o bliskoci rzeki. A moe by to smrd mierci. Znalaza si w diabelskim miejscu, gdzie dziay si diabelskie rzeczy. Przez gow Raisy przesuway si straszne obrazy. Poczua napad silnego lku, przerazia si tego pomieszczenia, zapragna natychmiast si std wydosta. - Wie pan co, tak sobie myl... Moe lepiej przyjd jutro - powiedziaa, odwracajc si plecami do schodw. - No chod, panieneczko, ju jestemy prawie na miejscu. - Gillen zapa j za koszul i popchn tak mocno, e omal nie spada. Czua, e gdyby teraz wspomniaa o swoim arystokratycznym pochodzeniu, nic by to nie pomogo. A gdyby nawet jej uwierzy, nie zawahaby si jej udusi i wrzuci do rzeki,

eby nie zaniosa do zamku opowieci o tym, co tu widziaa. Pod krlewskim mundurem Gillena kryo si serce zabjcy. Pomylaa o tym jak o przygodzie, czym, co zrobiaby Hanalea. Mylaa, e wie, jaka jest stawka, lecz bya w bdzie. Czy Hanalea baa si, gdy stawiaa czoa Krlowi Demonowi? Raisa bya miertelnie przeraona. Przed nimi pojawia si metalowa krata osadzona w kamieniu, z potnym zamkiem z jednej strony. Gdy do wntrza wpado wiato pochodni, Raisa zobaczya jakie poruszajce si ciaa. Dziewczyna i dwaj chopcy, w wieku moe pitnastu, moe szesnastu lat, cho trudno to byo okreli. Byli chudzi, brudni i tak mocno pobici, e ciko byo w nich dostrzec ludzkie istoty. Nie podeszli do wejcia, jak mona by si spodziewa, lecz powciskali si w kty, jakby liczc na to, e Gillen ich nie zauway. Raisa poczua obrzydzenie, a po chwili te wcieko, widzc, e to, co mwi Bransoleciarz, okazao si prawd. - Hej, Saro - odezwa si Gillen uwodzicielsko, otwierajc drzwi. - Przyprowadzi em ci towarzystwo. - Odejd - dobieg z ciemnoci saby szept. - Nie moemy powiedzie tego, czego nie wiemy. Nie widzielimy Alistera od miesicy. - No chod, nie bd taka - przemawia Gillen ze sztuczn sodycz w gosie. - Kto do ciebie przyszed. - Kto? - zapytaa dziewczyna. - Mam tu ma Rebek. Przyniosa ci kolacj. - Kto? - kierowana ciekawoci Sara wysuna si z cienia. Bya wysoka jak na swj wiek, szeroka w biodrach i ramionach. Pod adnym wzgldem nie przypominaa Raisy. - Teraz, jak ju jest tu twoja siostrzyczka, chyba sobie gdzie pjdziemy - powiedzia Gillen z umiechem mrocym krew w yach. cisn Rais mocniej. - Moe rozwie ci si jzyk, jak pooymy j na kole tortur. Sara patrzya zdumiona to na Rais, to na Gillena. - Kto to taki, u diaba? W opowieciach Krlowa Hanalea zawsze zwyciaa potnego Krla Demona si charakteru i moc dobra. W koloniach klanowych opowiadano o tym, jak may pokonuje potnego dziki koncentracji i sile umysu.

Amon Byrne pokaza Raisie techniki walk pozwalajce rozbroi wikszego i silniejszego przeciwnika. Raisa bya na tyle bystra, eby zdawa sobie spraw, i jej szanse na obezwadnienie kogo takiego jak Mac Gillen byy bliskie zeru. Kiedy jednak nie ma si nic do s tracenia, kiedy walczy si o ycie, wszystko moe si zdarzy. Wbijajc stop w kolana Mac Gillena, wiedziaa, e to go nie obezwadni. Miaa jednak nadziej, e go zdekoncentruje. Ten cel udao jej si osign. Gillen wrzasn jak zarzynana winia i upad, trzymajc si za kolana i gono przeklinajc. - Na niego! - krzykna Raisa. - Do mnie! Chodcie! Z si zrodzon z desperacji troje achmaniarzy skoczyo na lecego Gillena. Kopali go i okadali piciami z caych si. Gillen by jak potny niedwied osaczony przez kojoty, ktre warcz, ksaj i ujadaj, lecz wyrzdzaj niewiele szkd. Donie Gillena zacisny si na szyi Raisy, tak e nie moga oddycha. Krcia si, obracaa, ale nie bya w stanie si wyzwoli. Syszaa pulsowanie krwi w uszach, widziaa przed oczami plamki przybierajce wilcze ksztaty. Wtem kto na nich wpad i ucisk na jej gardle zela. apczywie wcignwszy powietrze, Raisa zapaa za lec na ziemi ponc pochodni i cisna j w twarz Gillena. Zawy z blu i wciekoci, puszczajc jednego z chopcw. Nagle co si zmienio - straci zainteresowanie zatuczeniem ich na mier, a zapragn dotrze do drzwi. Raisa podoya mu nog i run jak dugi, a Sara podniosa ciki elazny nocnik i grzmotna go nim w gow. W kocu Gillen lea spokojnie.

ROZDZIA PITNASTY

Przypadkowi sprzymierzecy
Amon Byrne nie nalea do osb, ktre maj zwyczaj dugo si nad czym rozwodzi. Zwykle podejmowa decyzj, suszn bd nie, i posuwa si naprzd. Tym razem byo inaczej. W cigu dwch ostatnich dni myla duo wicej ni w caym swoim dotychczasowym yciu. Wydostali si z gabinetu oratora Jemsona dopiero nastpnego dnia po porwaniu Raisy. Wszelkie lady byy ju wtedy zatarte. Amon wysa Szare Wilki do achmantargu na poszukiwanie Bransoleciarza albo Raisy, a sam uda si prosto do ojca, eby si przyzna do tego, co zrobi. Zasta ojca przy niadaniu spoywanym samotnie, jak to mia w zwyczaju. Po pierwszych sowach Amona kapral Byrne przesta je, opar si na krzele i sucha z kamienn twarz, raz na jaki czas zadajc konkretne pytania. Gdy Amon skoczy, jego ojciec rzuci serwetk na st i posa swojego ordynansa, eby sprowadzi oficerw dyurnych do garnizonu. Amon wycign swj miecz zwrcony rkojeci w stron ojca. - Przepraszam - powiedzia sztywno. - Skadam prob o zwolnienie z... - Zatrzymaj ten miecz - przerwa mu ojciec. - Bdziesz go potrzebowa. - Kapitanie? - wyjka Amon, skonsternowany. - Ale przecie... Kiedy krlowa usyszy... - Krlowe z rodu Szarych Wilkw s silne - rzek jego ojciec. - Nikt nie wie tego lepiej ode mnie. Najtrudniejsze zadanie dla gwardzisty to powiedzie swojej pani nie, kiedy wie, e to moe si zakoczy jego dymisj, uwizieniem lub mierci. - Przyglda si Amonowi przenikliwym wzrokiem. - Ale czasami trzeba to powiedzie. Powiniene by odmwi ksiniczce. - Ale jak to zrobi? Kapitanie? - Amon wsun miecz do pochwy. - To znaczy... przecie suymy krlowej i dlatego... - Suymy dynastii krlowych - owiadczy ojciec. - Suymy tronowi. Czasami jednostka dokonuje zego wyboru. Amon wpatrywa si w ojca zdumiony.

- Ale czy to nie... czy to... - Zdrada? - Kapitan Byrne umiechn si blado. - S tacy, ktrzy tak by to nazwali. Ostatecznie kim my jestemy? - Wsta, podszed do paleniska i pogrzeba w ogniu. Starannie uoone szczapy opady, tryskajc fontann iskier. - My, Byrneowie, jestemy tu na mocy porozumienia zawartego z Hanale, pierwsz z tej nieugitej dynastii - cign, patrzc w pomienie. - To niebezpieczne, na pewno, ale nic nam nie grozi, dopki najwaniejsze s dla nas dobro rodu i dobro krlestwa. - Ale... nie wszyscy w gwardii su dobru krlestwa - zauway Amon, mylc o Mac Gillenie. Ojciec przytakn skinieniem gowy. - By czas, gdy kapitan wybiera kadego mczyzn i kad kobiet, ktrzy byli przyjmowani do gwardii. Teraz ju tak nie jest. Wczyli si politycy. Nie ja wybieraem Mac Gillena i nie byem w stanie go usun, cho wiele razy prbowaem. Kto wybra Mac Gillena? mia ochot zapyta Amon. Powstrzyma si jednak, a zamiast tego powiedzia: - Co... co zrobimy, kapitanie? Ojciec nie odrywa wzroku od pomieni. Jego twarz bya zimna, pozbawiona wyrazu. - Zaryzykujemy wszystkim, by chroni rd. - To znaczy? - Ksiniczka obchodzi w tym roku swoje wito imienia, po ktrym bdzie miaa prawo do wstpienia w zwizek maeski. - Obrci si i opar o kominek. Wyglda na tak przybitego, jakim Amon nigdy go nie widzia. - Moliwe, e dla przyszego bezpieczestwa Felis najlepszym rozwizaniem bdzie maestwo ksiniczki z ksiciem z Poudnia. Ale mieszkacy krlestw poudniowych s bardzo konserwatywni. Jeli dowiedz si, e nasza ksiniczka spdzia noc z tym ulicznym rzezimieszkiem, jej moliwoci wyboru mog zosta ograniczone. Amon poczu cinicie w odku. Pomyla o Bransoleciarzu Alisterze, jego nou przy szyi Raisy, kiedy odmawia wymiany zakadnikw. - Nie... przecieby nie... Jeli j tkn, jeli... - wyrzuca z siebie w zoci. Jego ojciec unis do. - Jeli chodzi o kontrakty maeskie, fakty licz si mniej ni pozory, kapralu. Ale dla mnie licz si fakty, pomyla Amon. - Oni nie wyznacz Mellony na dziedziczk tronu, prawda? Jeli Rai... Gdyby ksiniczka bya... skrzywdzona... - powiedzia, nie bardzo wiedzc, kim s ci oni.

- Mog prbowa, ale nie moemy na to pozwoli. Mellony nie jest prawowit dziedziczk, dopki yje Raisa. Nming nie uznaje polityki. Mam nadziej, e Jej Krlewska Mo nie ulegnie wpywom... - zamilk. - Bardzo potrzebujemy silnej krlowej - doda cicho, pocierajc czoo, jakby zabolaa go gowa. - Tato... - Amon chcia wrci do najwaniejszego - ...kiedy mwie, e zaryzykujemy wszystkim, eby chroni ten rd, co miae na myli? Ojciec znowu skupi na nim uwag. - To, e nie ujawnimy, i ksiniczka znikna. Kaemy gwardii szuka Rebeki Morley... tak si przedstawia, jeli dobrze pamitam... porwanej ze wityni Poudniomostu przez Bransoleciarza Alistera. Jej opis bdzie odpowiada opisowi ksiniczki. Powiemy, e Rebeka pochodzi z zamonej rodziny, ale chciaa dziaa na rzecz ubogich. Zaoferujemy wysok nagrod za informacje. Amon nie by pewien, czy dobrze zrozumia. - Ale... krlowej powiemy prawd? Ojciec spojrza mu w oczy. - Nie. Nie mg w to uwierzy. Jego ojciec, przykad obowizkowoci i praworzdnoci, proponuje wielkie oszustwo, ktre przy zym obrocie spraw moe mie grone konsekwencje. Mona by to odebra w taki sposb, e kapitan gwardii ryzykuje yciem ksiniczki, aby osania wasnego syna. Stawk bya jego kariera. - Tato! Nie moemy. Jeli kto si dowie... - Pamitaj, co ci powiedziaem. Musimy chroni rd, niezalenie od kosztw. Jeli ten Bransoleciarz si dowie, kogo przetrzymuje, ksiniczka bdzie w wikszym niebezpieczestwie. Moe si tak wystraszy, e zabije j na miejscu albo wyprowadzi za granic i sprzeda jakiemu poudniowemu ksiciu. Albo sprzymierzy si z wrogami Szarych Wilkw. - Jeeli jeszcze yje - wykrztusi Amon. - Mino ju tyle godzin. - yje - uspokoi go ojciec. - Wiedziabym, gdyby linia rodu zostaa zerwana. Ty te bdziesz wiedzia, gdy ju zostaniesz zaprzysiony. - Ojciec pooy mu do na ramieniu. Wiem, e sama krlowa wybraa ci do gwardii, ale, jak ju mwiem, wybrany moe zosta kady. Zaprzysienie to co innego. Zostawi ten temat, ale Amon przyj sowa ojca z zadowoleniem. Z radoci, e nie musi rozwija przypuszczenia Jeeli Raisa jeszcze yje.. - Ale jak wyjanimy zniknicie Raisy? - pyta dalej Amon. Odczuwa wielk ulg, e

nie bdzie musia od razu stan przed krlow, nie do koca przekonany, czy ten plan zadziaa. - Do tej pory pewnie ju zauwaono jej nieobecno. Moe ju jej szukaj. - Pomoe nam Averill Demonai - odpowiedzia mu ojciec. - Powie, e Raisa wrcia do kolonii Demonai, eby... przygotowa si do wita imienia. Bardzo tajemny, bardzo wity rytua. Lord Bayar si wcieknie, ale jako to zniesiemy. - Jego twarz rozjani saby umiech. - Czemu Averill miaby to zrobi? Jest jej ojcem. Na pewno si martwi. - Bdzie chcia utrzyma to w sekrecie z tej samej przyczyny, co my: dla dobra crki i dla dobra caej dynastii. - Co ja miabym robi? - zapyta Amon pokornie, wiedzc, e nie zasuguje na rol w tym przedsiwziciu, lecz z caych si pragnc na co si przyda. - Przeczeszesz achmantarg i Poudniomost. Wykorzystasz wszystkie kontakty. Ogosisz o nagrodzie w gospodach i karczmach. W kocu znasz ulic i znasz Rais. Moesz te rozpozna Bransoleciarza, a to wane, bo wikszo gwardzistw nigdy nie widziaa ksiniczki na ywo. * W cigu nastpnych dwch dni Amon bezustannie kry po ulicach, gwnie w achmantargu, bo widziano Bransoleciarza, jak zaraz po wyjciu ze wityni przechodzi z Rais przez most. Amon wydawa pienidze w karczmach, lecz sam nigdy nie pi. Przesucha mnstwo osb, wypytujc o Rebek Morley i opisujc j szczegowo. Pokazywa przy tym portret, ktry naszkicowaa dla niego Lydia. Dwoi si i troi, byle tylko nie musie myle. Kiedy bowiem zaczyna si zastanawia, ogarniao go poczucie winy. Przede wszystkim to on odpowiada za ucieczk Bransoleciarza tego dnia, gdy zatrzymali go przed Baryk w koronie. A zgadzajc si na plan Raisy, to on sprawi, e znalaza si w gabinecie Jemsona, gdy wpad tam Bransoleciarz. I w kocu jego decyzja o tym, eby tam, w wityni zdekonspirowa Branso leciarza, bezporednio zaowocowaa porwaniem ksiniczki. Oczywicie, istniao ryzyko, e sama Raisa ju wyjawia porywaczowi, kim jest. Amon wyobraa sobie t rozmow, ale nie potrafi sobie wyobrazi tego, co dziao si pniej - to nawiedzao go w nocnych koszmarach, robi wic, co mg, by nie spa. W rezultacie w pierwszych dniach po znikniciu Raisy Amon wczy si samotnie po uliczkach i zaukach achmantargu, nie dbajc o wasne bezpieczestwo. Zorganizowa spotkanie Wilczej Zgrai na mocie w poudnie, eby sprawdzi, czy

czego si dowiedzieli. Nie by optymist w tej sprawie. Zblia si wanie do rzeki, gdy kto z tyu zawoa: - Kapralu Byrne! Obrci si. To by Bransoleciarz Alister w podwrzu za kratami bramy z kutego elaza. Za nim stao p tuzina achmaniarzy. Nie byo z nimi Raisy. Amon rzuci si w stron Bransoleciarza. Podszed do kraty, ktra bya zbyt gsta, by przecisn przez ni choby do. Bransoleciarz odskoczy, jakby myla, e Amon w jaki sposb pokona t przeszkod. - Gdzie ona jest?! - wybuchn Amon, szukajc sposobu przedarcia si przez ogrodzenie. - Co z ni zrobi? Jeli j tkne, to przysigam, e... - Chodzi o Rebek? - Bransoleciarz zmarszczy czoo, jakby zbity z tropu. - Tak, Rebek. - Amon zacz intensywnie myle. A wic ten oprych wci nie wie, kim jest Raisa. - A kogo innego bym szuka, ty morderco, zodzieju, ty... - Jest w stranicy Poudniomostu - powiedzia Bransoleciarz, ruchem gowy wskazujc rzek. - Poudniomostu? - Amon z trudem panowa nad gosem. - A co ona tam robi? - Nie wiem dokadnie, co tam robi. - Bransoleciarz bawi si srebrem na nadgarstkach. - Ale wesza tam wczoraj i jeszcze nie wysza. Co si dzieje. Miaem nadziej, e pan, kapralu, mgby tam zajrze. Sprawdzi, czy z ni wszystko w porzdku. Amon nie wiedzia, co myle. W tym, co usysza, bya jednak pewna istotna informacja. - A czemu nie miaoby by w porzdku? I dlaczego nikt go nie powiadomi, e j odnaleziono? Bransoleciarz wzruszy ramionami. - Choby dlatego, e jest tam Mac Gillen. Mac Gillen by brutalny na ulicy, ale co to miao wsplnego z Rais? - A jak si tam znalaza? - zapyta Amon, ostronie dobierajc sowa i powstrzymujc si przed waleniem pici w metalow przegrod midzy nimi. - Czy gwardia j znalaza, czy ucieka od ciebie albo... - Zdaje mi si, e posza uratowa paru achmaniarzy - stwierdzi Bransoleciarz. - Nie wyrazia si jasno. - Posza uratowa... A po co miaaby to robi? - Amon chwyci za krat i patrzy chopakowi w oczy. Czy kamie? A jeli tak, to po co? - Chyba si... przeja - powiedzia Bransoleciarz. - No wiesz, uroki ycia gangu i

takie tam. Bicie co drugi dzie, aresztowania za to, czego si nie zrobio, dugie noce za kratkami, spanie w zimnie i wilgoci. To takie... uwodzicielskie... - Mrugn figlarnie. Amon nie mg si oprze wraeniu, e Bransoleciarz wiadomie uy tego sowa. Mimo sarkastycznej miny twarz chopaka pod brudem i sicami bya blada i niespokojna. Wida byo, e bardzo si martwi. Czy martwi si o Rais? Nie. Nie ma prawa. - Czemu miabym ci ufa? Czemu w ogle mam ci wierzy? - zapyta Amon. Bransoleciarz splun. - No dobra. Jeli dla ciebie to za due ryzyko wej do wasnej stranicy i znale wasn panienk, to sam tam pjd. Mylaem tylko, e ciebie lepiej tam przyjm. - Nagle spowania, oczy pony mu gniewem. Amon waha si, nie chcc straci Bransoleciarza, teraz, gdy w kocu ma go na wycignicie rki. Mimo e dosignicie go jest niemoliwe. - Suchaj - powiedzia Bransoleciarz, pocierajc podbrdek. - Nie chc, eby jej si co stao. A im duej zwlekasz, tym bardziej to prawdopodobne. Nie wiem, co jeszcze mam powiedzie. - Czekaj tu - postanowi Amon. - Nie ruszaj si - doda takim tonem, jakby by w stanie to wyegzekwowa. - W porzdku! - Bransoleciarz umiechn si obuzersko. - Id ju. Bd tu czeka. Amon odwrci si i pobieg w stron mostu, ale nie ubieg wicej ni kilka krokw, gdy znw usysza swoje imi. - Amon! Kapralu Byrne! Gdzie si podziewasz? Przecie mielimy si spotka w poudnie. Obrci si i zobaczy kadetw ze Zgrai Szarych Wilkw zgromadzonych wok filaru mostu. - Chodcie ze mn do stranicy - powiedzia. - Sysz, e tam si co dzieje. Weszli na most. Stranik penicy sub zasalutowa. - Jestecie wsparciem? - zapyta, obrzucajc wzrokiem kompanw Amona. - Tak - powiedzia Amon. - Wsparcie. Co si tu u was dzieje? - Nie wiem. Jaki bunt winiw. Amon narzuci takie tempo marszu przez most, e Wilcza Zgraja nie bya w stanie o nic zapyta. Brama do stranicy bya otwarta. Kilku gwardzistw uzbrojonych w paki stao na zewntrz. Amon zwolni i ostronie zblia si z boku. Kiedy zajrza przez bram, zobaczy

grup stranikw na kocu korytarza prowadzcego do cel. - Co si dzieje? - zapyta, wprowadzajc swj oddzia. - Gdzie sierant Gillen? - Kapral Byrne, dziki Stworzycielowi - westchn jeden ze stranikw, szczliwy, e moe przekaza komu dowdztwo. - Winiowie przejli blok wczoraj rano. Zabarykadowali si i przetrzymuj sieranta Gillena i innych zakadnikw. Amon patrzy na niego z niedowierzaniem. - Jak do tego doszo? - Nie wiem. Ta dziewczyna przysza odwiedzi siostr, powiedziaa, e trzymamy j w celi. Sierant Gillen zabra j na d, do piwnicy. - Dziewczyna? Kogo chciaa odwiedzi? - Jedn z tych achmaniarzy. Sierant Gillen ich przesuchiwa. Wiem tylko, e rozptao si pieko. Wszyscy winiowie chc teraz wyj i gro, e podern gardo Gillenowi. Niewielka strata, powici sieranta Gillena dla dobra krlestwa, pomyla Amon. - Kto ich reprezentuje? - zapyta. - Ta dziewczyna i jej siostra. Nie wiedzielimy, co robi, wic czekalimy na rozkazy kapitana. - Kapitan Byrne przysa mnie, ebym... hmmm... zbada spraw. - Amon zajrza do korytarza. Winiowie wetknli pochodnie po obu stronach wejcia, tak e ich wiato go olepio. - Hej, wy tam! W celach! Tu kapral Byrne. Musz z wami pomwi. - Kapral Byrne? Naprawd? To by gos Raisy. Pod Amonem omal nie ugiy si nogi. Nie mia pojcia, o co jej chodzi, ale wiedzia, e yje i e nie jest w rkach Bransoleciarza. Teraz musia j tylko std wycign, nie ujawniajc jej tosamoci i nie prowokujc zbdnych pyta. - Tak - odpowiedzia. - A ty... kim jeste? - Tak postawione pytanie wydao mu si najbezpieczniejsze. - Jestem... Rebeka, siostra Sary - odpowiedziaa, wahajc si lekko przy podaniu imienia. - Ja jestem tu dowodzcym... - Mwic te sowa, Amon poczu si niezrcznie. Moemy porozmawia spokojnie? Sysza ciszony gwar rozmw, a raczej ktni, i po chwili odezwa si inny gos: - Wy, kapralu, przyjdcie do nas. Bez broni. Z rkami w grze. Sprbujcie tylko co wymyli, a nadziej was jak wini na ruszt.

- Nie robibym tego, kapralu - zauway kto za plecami Amona. - Wezm pana na zakadnika. Mwi, e najlepiej zmorzy ich godem. Amon wyj miecz z pochwy i poda go jednemu z gwardzistw. - Id! - krzykn. - Bez broni. W pokojowych zamiarach - doda, wci niepewny, jak to si skoczy. Zastanawiajc si, co w tej sytuacji zrobiby jego ojciec. Szed powoli korytarzem z rkami w grze. Gdy dotar do drzwi, zatrzyma si. Ostry dziewczcy gos zawoa: - Dalej! Min pochodnie. Mia gsi skrk na caym ciele, spodziewajc si w kadej chwili poczu ukucie ostrza. Gdy wszed do bloku, uderzyy go metaliczna wo krwi oraz smrd uryny i niemytych cia. Oczy stopniowo przyzwyczajay si do ciemnoci i po chwili zobaczy, e otaczaj go prawie dwa tuziny winiw w rnym wieku - od dzieci po wycieczonego starca z pozlepianymi wosami, ktry wpatrywa si w swoje donie, mruczc co pod nosem. Kilkoro z nich oparo si o ciany. Wygldali na chorych lub rannych. Dwie winiarki wysuny si naprzd. Jedna bya wysza, ubrana w niedopasowan kurtk munduru gwardzisty. Jej twarz nosia lady pobicia, nos wyglda na zamany, a bya to tylko ta cz obrae, ktre wida na pierwszy rzut oka. Obok niej staa Raisa z krtkim mieczem w rku, ubrana w spodnie i koszul, z wosami pod chopic czapk, niczym pa jakiego rycerza. Na jej szyi Amon dostrzeg ciemne sice, a na policzku brzydkie rozcicie. Spojrzaa na niego porozumiewawczo, palec przyoywszy do ust. - Jestem Rebeka - przypomniaa mu. - A to Sara. W tym momencie Amon nie wiedzia, czy j uciska, czy udusi. Postanowi zachowywa si neutralnie. - Gdzie sierant Gillen i inni stranicy? - zapyta. - S bezpieczni, w klatkach - odpowiedziaa Sara, umiechajc si z zadowoleniem. Jak zwierzta. - Czego chcecie? - Chcemy std wyj, to po pierwsze - powiedziaa Sara. - I chcemy, eby gwardia przestaa nas zmusza do przyznawania si do czego, czegomy nie zrobili. - Chcemy, eby Gillena przeniesiono - dodaa Raisa. - Odesa go na tereny przygraniczne, gdzie trwaj walki. - Zabi go! - krzykn kto z tyu. - Wtedy nie bdzie ju szans, e wrci. - Aha - chrzkn Amon. - Czy mog chwil porozmawia z Rebek? Na osobnoci?

Sara przez chwil przygldaa si na przemian Amonowi i Raisie, po czym pokrcia gow. - Jeli macie co do powiedzenia, mwcie przy wszystkich. Amon nerwowo szuka wyjcia z sytuacji. - Dobrze. Mog was uwolni, ale bdziecie musieli zoy bro, a ja wyprowadz was pod stra. Ze wszystkich stron rozlegy si gone protesty. - Suchajcie! - jak na tak drobn postur, gos Raisy by zaskakujco silny. Suchajcie - powtrzya. - Wiem, e macie powody, eby nienawidzi niebieskich. Ale ja znam kaprala Byrnea i wiem, e on nie kamie. - Zwrcia si w stron Amona i zapytaa: Dlaczego musimy odda bro? Amon pochyli si w jej stron i nie zwaajc na grone spojrzenia pozostaych, wyjani tak cicho, e syszaa tylko ona: - eby nie wygldao, e was uwalniam. Bayarowie wszdzie maj swoich szpiegw. Nie zaley im na zabitych Poudniarzach, ale jeli dotrze do nich, e wypuszczam przestpcw na ulic, wykorzystaj to przeciwko mojemu tacie. Sara wepchna si pomidzy nich. - A w ogle to co ty za jedna? - zwrcia si do Raisy. - Czemu ty i ten niebieski tak sobie gruchacie? Mwisz, e przysa ci Bransoleciarz, ale o ile wiem, on moe ju nie y. Nie widziaam go od roku. Amon zacz traci cierpliwo. - Nie chcecie i ze mn, dobrze. Zostacie tu, ale zabieram Rebek. Dookoa rozlegay si coraz goniejsze pomruki. Wreszcie Amon doda: - Decydujcie. Po tym nastpi wybuch okrzykw: Wsadzi go do klatki z Gillenem!, No to rezygnujemy!. Sara podniosa rk, by ich uciszy. Nie spuszczaa przy tym Amona z oka. - Niech bdzie - powiedziaa. - Ale ukryjemy nasze noe pod ubraniem. - Wetkna swj sztylet pod kurtk. - I bd trzyma dziewczyn przy sobie. Sprbuj nas zdradzi, a ona zginie pierwsza. - Jedn rk obja Rais i przycigna do siebie, a drug pooya na sztylecie. Amon mia ochot wyrwa jej Rais i wywlec z tej celi, ale ona patrzya na niego i krcia gow znaczco, cho tak dyskretnie, e Sara tego nie widziaa. - Dobrze - powiedzia. - Dajcie mi... minut.

Wrci przez bram i midzy pochodniami ruszy do wejcia, wiadom, e jego plecy stanowi atwy cel. Gdy znalaz si na powrt w pomieszczeniu dyurnym, pozostali stranicy zasypali go pytaniami i musia podnie rk, by ich uciszy. - Chc rozmowy z kapitanem - owiadczy Amon - eby przedstawi swoje skargi. Zgodziem si. Wyprowadzimy ich wic pod stra. - Nie zwracajc uwagi na pomruki zdumienia i protesty, rozejrza si wrd zgromadzonych i wzrokiem wyowi spord nich swoich kadetw. - Mick, Hallie, Garret, Wade, Kiefer. Chodcie za mn. - Czy mamy im dooy, jak tylko wyjdziecie z cel? - zapyta jeden z niebieskich, czule gaszczc pak. - Nie. - Amon spojrza po wszystkich twarzach. - Nikt z was nie signie po bro. Chc ich std wyprowadzi bez rozlewu krwi. Jeli ktokolwiek ich zaatakuje, zostanie zatrzymany. Znowu rozlegy si protesty, ale Amon czu, e podporzdkuj si rozkazowi. Stanowili dziwaczn procesj: wygldali jak godujcy uchodcy z krlestwa ogarnitego le prowadzon wojn. Okoo dwadzieciorga piciorga winiw posuwao si, powczc nogami, kulejc, kiwajc si na boki, a otaczali ich modzi, jeszcze bez zarostu, kadeci z rocznika Amona. Przemaszerowali przez stranic, wyszli na zewntrz, przesz li przez podwrze i skrcili na Most Poudniowy. Gwardzici patrzyli za nimi zaskoczeni, gdy szli na drug stron. Mieszkacy ustpowali im z drogi, lecz z ciekawoci wygldali przez okna i wychylali si z drzwi po ich przejciu. Gone dudnienie serca Amona troch ucicho, gdy ju dotarli na drug stron rzeki. Maszerowali prosto Traktem Krlowych, a znaleli si poza zasigiem wzroku stranikw. - Skrci tu! - zakomenderowa Amon, wskazujc boczn uliczk. Uszli jeszcze kawaek, skrcili jeszcze raz, po czym Amon nakaza grupie si zatrzyma. - W porzdku. Moecie si rozej. Tylko nie wyldujcie znowu w wizieniu. Trudno by byo to wytumaczy. Wikszo z nich natychmiast czmychna w ciemno. Sara patrzya na niego zdumiona i rozgldaa si podejrzliwie. - Tak po prostu? Wypuszczasz nas? Jak to? Poniewa ksiniczka tak nakazuje, mia ochot odpowiedzie jej Amon. Bo jestem gupcem. Bo wci nie nauczyem si mwi nie. - Bo le was potraktowano - powiedzia. - Bo niektrzy z nas nie wierz, e bicie to dobry sposb wydobywania zezna.

- Pikna mowa, kapralu! - Ni std, ni zowd znalaz si przy nich Bransoleciarz z reszt achmaniarzy. Szare Wilki zbiy si w grup, chwytajc za bro. - Nie ma strachu. - Bransoleciarz umiechn si szeroko. - Cat i ja przyszlimy si tylko przywita. - Skinieniem gowy wskaza wysok dziewczyn z Wysp Poudniowych, na ktrej twarzy malowa si grymas niezadowolenia. - Chodmy! - polecia Cat i wszyscy achmaniarze, cznie z uwolnion ze stranicy trjk, si rozbiegli. Wszyscy oprcz Bransoleciarza. Ten stan przed Rais i lekko pochyli gow. - No, Rebeko - powiedzia - brawo! Myl, e w gbi duszy jeste achmaniark. - Nie jest - owiadczy Amon, wpychajc si midzy nich. - Jeli rozumiesz przez to, e jest zodziejk i porywaczk. - Amonie... - Raisa dotkna jego rki. - Zdaje si, e twoja panienka nie bardzo si cieszy na twj widok. - Bransoleciarz smutno pokiwa gow. - Mylaem, e rzuci si na ciebie z radoci, a tu nie widz nawet powitalnego causa. - A mnie si zdaje, e powiniene odpowiedzie za to porwanie - powiedzia Amon. Chc wiedzie, co jej... - Przekn lin. - Chc si dowiedzie, czy w jaki sposb j skrzywdzie. - Nic mi nie jest - wtrcia Raisa, wbijajc palce w jego przedrami. - Nie tkn mnie. Amon popatrzy na ni. Uniosa brwi, dajc mu znak, by zaprzesta pyta. - A zabici Poudniarze? - cign Amon, nie mogc si powstrzyma. - Przekonaj mnie, e to nie ty. - Chcesz mnie torturowa, jak innych? - zapyta Bransoleciarz, wci szczerzc zby, cho ten umiech wydawa si sztuczny. - Wyrywa paznokcie? Roztrzaska mi... - Przesta! - ostro przerwaa mu Raisa. - Amon nie torturuje ludzi. To on wycign twoich ulicznikw z wizienia. Gdyby nie on, ja... - To nie moi ulicznicy - wtrci Bransoleciarz. - I dobrze - odpowiedziaa mu, ponc gniewem. - I dobrze - skwitowa on. Amon zacz si czu zbdny. - Wiesz, e Gillen znowu bdzie ci ciga - zwrci si do Bransoleciarza. - Najlepiej, jakby sam si zgosi. - Czyby? Niech pomyl... Nie, dziki. No to spadam. Powodzenia z t twoj panienk, brachu. Co mi si zdaje, e bdzie ci potrzebne.

I zanim ktokolwiek zdy co powiedzie, skrci za rg i znikn. Rozgniewany i zaenowany, a jednoczenie czujc wielk ulg, Amon zagwizda i jego druyna natychmiast zgromadzia si wok niego, wszyscy zwarci i gotowi. - Przede wszystkim dzikuj za dobr robot - powiedzia. - Moecie by dumni, e udao si to zrobi bez rozlewu krwi. Czonkowie Wilczej Zgrai klepali si nawzajem po ramionach, dajc wyraz swemu zadowoleniu - A po drugie, to, co si tu stao, ma pozosta tajemnic. Nie zadawajcie mi pyta, bo nie mog na nie odpowiedzie. Chodzi o interes krlowej. Im mniej osb o tym wie, tym lepiej. Miny wyranie im zrzedy. Amon widzia, jak rozmywaj si ich nadzieje na przechwaki w karczmach i podziw kompanw od kufla. - A teraz zaprowadzimy Rebek do podzamcza. Ustawcie si. Amon prowadzi swoje mae wojsko z powrotem do traktu, gdzie skrcili w stron zamku Fellsmarch. Gwardzici szli w odlegoci kilku krokw przed i za nimi, dziki czemu Amon i Raisa mogli swobodnie rozmawia. - Co si dzieje? - szepna Raisa. - Moja matka si wcieka, martwi, czy jedno i drugie? - Wcieka - powiedzia Amon. - Krlowa jest wcieka, a lord Bayar rzuca przerne groby. Ale nie zgadaby, z jakiego powodu. Mj tato i lord Averill powiedzieli, e wrcia na tydzie do Demonai na jaki klanowy rytua zwizany z twoim witem imienia. Raisa patrzya na niego zdumiona. - Tak powiedzieli? Ale dlaczego? Amon chrzkn. - Ojciec martwi si, e gdyby rozesza si wiadomo o tym, e spdzia noc z hersztem gangu, twoje perspektywy maestwa byyby... duo mniejsze. - Jestem prawowit dziedziczk tronu Felis - owiadczya zdumiona. Jej zielone oczy pociemniay jak wody oceanu. - Kady ksi czy szlachcic we wszystkich Siedmiu Krlestwach powinien by zaszczycony, mogc mnie polubi. Bez adnych pyta. Mwia coraz goniej, a Amon pooy sobie palec na ustach na znak milczenia. - . Zgoda. I mj tato tak uwaa, ale ksita z Poudnia maj... starowieckie pogldy na temat kobiet - powiedzia. - Uwaaj, e panna moda musi by... czysta... kiedy... Na koci, Raiso, po prostu mi zaufaj, dobrze? By zy na siebie. Nie powinien wdawa si w t rozmow z nastpczyni tronu Felis. To nie byo rozsdne.

- A musimy bra pod uwag takie moliwoci, bo mylimy, to znaczy, mj ojciec myli, e korzystniejsze moe by dla ciebie polubienie kogo z Poudnia ni z krlestwa... - A dlaczego tak myli? - Bo moemy potrzebowa sprzymierzecw, gdy wojny ardeskie si skocz. A lord Bayar wydaje si temu przeciwny, doda w mylach. - A wic teraz kapitan mojej gwardii i jeden z jego oficerw snuj plany w sprawie mojego zampjcia - stwierdzia Raisa tym cichym gosem, ktry zwykle oznacza kopoty. - I rozprawiaj o mojej reputacji jak dwie stare ciotki... - W kadym razie - dorzuci Amon, chcc jak najszybciej zakoczy t rozmow myla, e najlepiej bdzie, jeli uniknie si tego wszystkiego... - Kamic swojej krlowej? - Hmm, no w zasadzie... tak. - Amon czu, jak krew napywa mu do twarzy. Raisa z pochmurn min dreptaa obok niego, robic dwa kroki tam, gdzie on stawia jeden. - Czyli nikt nie wie o tej wyprawie do Poudniomostu i porwaniu, i w ogle? - Rne osoby maj rne strzpy informacji. Gwardia szuka dziewczyny o imieniu Rebeka. Moi ludzie myl, e jeste moj ukochan... - Spojrza na ni ukradkiem. - A co wie Bransoleciarz? - Te chyba myli, e jestem twoj ukochan - powiedziaa drwico. - Moe wic nam si uda. - Amonowi poprawi si nastrj. Spojrza na ni, ciekaw wszystkiego, co si wydarzyo, odkd zostaa porwana ze wityni. Co midzy nimi zaszo - tego by pewien i nie podobao mu si to. Jedna noc z Bransoleciarzem Alisterem i Raisa staa si w jakim sensie wyjta spod prawa. - Na pewno... nic ci nie zrobi? Ten Bransoleciarz... czy on...? - Ze mn wszystko w porzdku - odpowiedziaa rozkojarzona. - Ale trzeba co zrobi z Gwardi. Oni torturuj ludzi. Widziae tego staruszka, ktry z nami wyszed? Trzymali go tam pitnacie lat. Mac Gillen to potwr bez serca. - Czyli posza do stranicy, eby ich uratowa? - Amon wci stara si zrozumie jej zachowanie. - Poszam tam zobaczy, czy to, co mwi Bransoleciarz, jest prawd. Powiedzia, e nie odda si w rce sprawiedliwoci, bo nie ma sprawiedliwoci. I mia racj. - Nie wszyscy s jak Gillen. - Amon poczu si zobowizany broni gwardii. - I nie moesz wierzy Bransoleciarzowi. Jest oskarany o zabjstwo omiu osb. - Ale to okazao si prawd. To, co mwi. I nie wierz, eby zabi tych ludzi. On

myla, e zrobili to achmaniarze. A nie zadaje si z nimi od roku. A moe to byo przedstawienie na twj uytek, pomyla Amon, lecz nie mia wypowiedzie tego na gos. - Nie wiem - odpowiedziaa poirytowana. - To ty jeste gwardzist. - Nie zapominaj, e posa ci, eby wycigna jego kumpli. Mogo si zdarzy, e uciekaby temu rzezimieszkowi, a zabiaby ci wasna gwardia! - Nie uciekam. Wypuci mnie. I nie posa mnie tam. Sama poszam. - Ale nie moesz tak ryzykowa! - wybuchn Amon. - Ju i tak sytuacja jest trudna. Nie moemy ryzykowa przerwania sukcesji. - Sukcesja, ta przeklta sukcesja! Chcesz zna moje zdanie? Linia dziedziczenia krlowych to jak acuch na mojej szyi - mrukna Raisa. - Zreszt nie nadaj si do niczego, jeli w moim imieniu robi si takie rzeczy. I mam nadziej, e pomoesz mi z tym skoczy. Sza dalej w milczeniu, z rkami opuszczonymi wzdu ciaa i zacinitymi piciami.

ROZDZIA SZESNASTY

Demony na ulicy
Han nie wiedzia, czy lepiej, eby mama bya w domu, czy eby jej nie byo. Z jednej strony, dugo si nie widzieli, ale z drugiej nie by gotw na kolejne awantury. Ju na schodach poczu zapach gotowanej kapusty, ktry zawsze oznacza cikie czasy. Gdy popchn drzwi, mama i Mari podniosy gowy znad ksiki. Ksiki? - Han! - pisna Mari, zrywajc si na rwne nogi. Przebiega przez izb i przywara do jego uda niczym ming morski z dalekich oceanw, o ktrych czyta w ksice Jemsona. - Mam wasn ksik! Orator Jemson je rozdawa. Powiedzia, e kupia je dla nas ksiniczka Raisa. Mog j zatrzyma. - To wietnie - stwierdzi Han, jakby nieobecny mylami. Ponad jasn gwk Mari spoglda na mam, szukajc podpowiedzi. Na jej twarzy mieszaa si ulga z niepokojem. - Dziki Stworzycielowi - westchna. Podesza do niego i uciskaa go. Nieporadnie poklepaa go po plecach. - Gwardia ci szuka - powiedziaa, gaszczc go po wosach. Wypytuj o ciebie w caym achmantargu. Sierant Gillen jest wcieky. Mwi, e wycigne jakich achmaniarzy z wizienia. Dlaczego wina zawsze spada na niego? - Niezupenie - zauway, mylc, e mama musiaa si o niego naprawd martwi, skoro pomina kazanie. - Byli tutaj? Pokrcia przeczco gow. - Nie, ale wiesz, e nie moesz tu zosta. Zapi ci wczeniej czy pniej. - Wiem. Wracam do Sosen Marisy. Zostan tam, a sytuacja si uspokoi. A co ty robisz w domu? Mylaem, e bdziesz w pracy - stwierdzi zaniepokojony. - Nie pracuj ju na podzamczu. - Pucia go i zamieszaa kapust. - Ale to dobrze, bo atwiej mi zaprowadza Mari do szkoy. To byo jego zadanie. Dostarcza siostr bezpiecznie pod opiek Jemsona. - Nie pracujesz ju dla krlowej? - Han delikatnie odczepi Mari od swojego uda i podprowadzi j do paleniska. Usiad i wzi siostr na kolana. - Dlaczego? Co si stao?

- Zniszczyam jedn z sukien krlowej. Pery byy z masy garncarskiej. Zreszt i tak nie lubiam tej pracy. To znaczy w zamku. Ludzie tam zadzierali nosa. W achmant argu przynajmniej traktuj ci jak czowieka. - Ale z czego bdziecie y? Bdzie mi trudno przychodzi do miasta, nosi towar dla Lucjusza i sprzedawa to, co znajd w grach. - Damy sobie rad - zapewnia go mama. - Ludzie zawsze maj co do cerowania i prania. A teraz dwa albo trzy razy na tydzie bd rozdawa jedzenie w wityni Poudniomostu. To w ramach Posugi Dzikiej Ry, ktr zapocztkowaa ksiniczka Raisa. - Ksiniczka Raisa? - powtrzy zdziwiony. - Zjawia si w Poudniomocie czy co? Ciekawe, jak dugo to potrwa. - Robi duo dobrego. Wszyscy mwi, e to prawdziwe bogosawiestwo. To nam pomoe, a znowu znajd co staego. Han pomyla o Rebece Morley. Znaa ludzi na podzamczu. Moe mogaby pomc mamie odzyska prac albo znale inn. A moe to tylko pretekst, eby j znw zobaczy. Nie. Nie mg ryzykowa, informujc kogokolwiek o istnieniu mamy i Mari. Chcia by pewien, e s bezpieczne, ukryte w izbie nad stajni, z dala od jego ulicznego ycia. - Hansonie - zwrcia si do niego mama w taki sposb, w jaki rozpoczyna si przygotowane przemwienie. Westchn. A jednak kazanie go nie ominie. - Nie moesz wiecznie ukrywa si w grach - powiedziaa. - I nie moesz si cigle pakowa w kopoty. Masz ju szesnacie lat i musisz sobie znale jaki zawd. Mgby i do Odens Ford do szkoy wojownikw i zosta oficerem. Do tego nie trzeba mie adnych znajomoci, a ostatnio potrzebuj onierzy, wic nie zadaj wielu pyta. Oficer? Wikszo znanych mu onierzy bya w gwardii, a tam nigdy by go nie przyjli. Zreszt nie wyobraa sobie siebie roztrzaskujcego gowy ludziom na ulicy. Ale gdyby tak zosta oficerem regularnej armii? Miaby zbroj i miecz, a wrogowie byliby zawsze na wprost niego, a nie za plecami. Nie musiaby oglda si przez rami. Bya jednak jedna powana przeszkoda. - Nauka w Odens Ford kosztuje - zauway. - A my nie mamy pienidzy. Wtedy co przyszo mu do gowy. Podcign rkawy, odsaniajc srebrne obrcze. - Moglibymy sprzeda to. Powinnimy dosta tyle, eby utrzyma si przez rok albo i duej. Mama krcia gow. Wbia wzrok w bransoletki, po czym spojrzaa mu w oczy. Na

jej twarzy wida byo podenerwowanie. - Musisz sam sobie poradzi. To nie zejdzie. Nigdy. Po jej oczach pozna, e ona co wie i e czego si boi. Mia ochot zapa j za ramiona i mocno ni potrzsn. Chcia krzycze: Czego ode mnie chcesz? Przecie jeli nie to, to bd musia kra! Nie mam nic innego. Ale nie mg w obecnoci Mari. - Jeszcze raz porozmawiam o tym z Iw - powiedzia, opuszczajc rkawy. - Musi by jaki sposb. By sposb. Jeden dobry napad, jeden dobry cel z cik sakiewk, a mama i Mari byyby urzdzone na jaki czas. Kilka kolejnych upw i moe starczyoby mu na nauk w Odens Ford. Odrzuci t myl. Wycign plecak z kta, wepchn do niego spodnie i koszule na zmian. Po chwili wahania wyj spod materaca szalik achmaniarza. Pomyla o amulecie ukrytym na podwrzu. Zapragn go poczu pod palcami. Lepiej nie. Bezpieczniej bdzie zostawi go tam, gdzie jest. Jeli cokolwiek mu si stanie, amulet zostanie tam na wieki, poza zasigiem Bayarw. To mu dawao poczucie drobnej satysfakcji. Mama podaa mu lniany worek. - Masz tu troch chleba i resztk sera na drog. Podzikuj Iwie za gocin powiedziaa oschle. - Powiedz jej... powiedz, e mi przykro, e nie mog utrzyma wasnego syna. - Jej dolna warga zadraa, w oczach zalniy zy. - To nic, mamo - powiedzia. - Iwie to nie przeszkadza. Zreszt to moja wina, e musz ucieka. Mari pakaa rzewnymi zami. - Nie moesz znowu znikn. Dopiero co wrcie. Han z trudem si umiechn i poczochra jej wosy. - Wrc, zanim si obejrzysz. I licz na to, e wtedy co mi przeczytasz. - Mog ci przeczyta ju teraz. - Chwycia ksik i wycigna w jego stron. Zosta, to ci poka. - Musz i. Nie pozostao ju nic wicej do powiedzenia, wic wyszed. Zapad ju zmrok. Dziki temu atwiej mu byo przemyka bocznymi uliczkami z dala od patroli gwardii i ciekawskich przechodniw. Raz czy dwa wydawao mu si, e dostrzeg jaki ruch midzy budynkami albo e syszy kroki za sob. Jednak za kadym razem, gdy si

oglda, nikogo nie widzia. Zaczo pada. Chodna mawka pogbiaa ponury nastrj Hana. Dwie przecznice od domu zatrzyma si przy sklepie rzenika Burneta. Na tyach sklepu dugim korytem do rynsztoka spyway odpadki i krew. Zamoczy w tej krwi swoje zapasowe spodnie, koszul i szalik. Doszed do rzeki w odlegoci mili na wschd od mostu, gdzie powinno by niewielu przechodniw. Zsun si po brzegu i uoy zakrwawione ubrania wraz z szalikiem na skraju rzeki. Napisa na bocie patykiem: BRANSOLECIARZ intryga, ale moga zmyli gwardi. Dzwony wityni Poudniomostu obwieszczay drug, kiedy przytulony do muru przekracza most. Przy bocznym wejciu do wityni wisia nowy transparent goszcy Posuga Dzikiej Ry. Mniejszymi literami dopisano: z aski Jej Wysokoci ksiniczki Raisy anaMarianna. Ho, ho, pomyla Han. Wyglda na to, e Jej Ekscelencja jest wszdzie. Skrada si w cieniu wityni, mylc o Jemsonie, ktry prawdopodobnie teraz spa gdzie za tymi murami. - Przepraszam, Jemsonie - szepn. - Przepraszam, e ci zawiodem. Nie zwtp przez to w innych. Poczu zy w oczach, wic otar je czym prdzej, by si nie rozklei. Ulice byy puste, nienaturalnie wyludnione, jeli nie liczy obecnoci gwardzistw. Tych byo duo. Dwa razy chowa si w bramie, gdy przechodzi oddzia onierzy. Na szczcie zachowywali si tak gono, e atwo ich byo omija. Skrci wic na wschd z zamiarem przejcia przez Poudniomost bocznymi uliczkami. Bdzie musia wrci na trakt przy wyjciu z Doliny, lecz mia nadziej, e tam patroli bdzie mniej. Raz czy dwa zdawao mu si, e syszy za sob kroki, ale gdy si obrci, nikogo nie zauway. Zachowujesz si jak sposzona kozica, pomyla. Dobrze, e opuszczasz miasto. Przechodzi wanie przez mae brukowane podwrze, gdy wynurzyli si z ciemnoci: trzy wysokie postaci w pelerynach zbliay si z trzech stron, jakby pyny bezszelestnie na d chodnikiem. - Krew Demona - mrukn Han, cofajc si ze strachu i czujc w ustach sucho i metaliczny posmak. Nacignite na gowy kaptury zasaniay im twarze (jeli w ogle mieli twarze), ich rce byy odziane w czarne skrzane rkawice, wic nie byo wida nic, co by wiadczyo, e s ludmi. Zdawali si byszcze w deszczu, a ta otaczajca ich powiata wskazywaa na
ZDRAJCA.

Nie bya to wyszukana

czarodziejsk moc. Han sysza o takich rzeczach, o grasujcych po ulicach demonach, szukajcych dusz dla Niszczyciela w cikich czasach. - Nie tak prdko - powiedzia jeden gosem syczcym jak w. - Chcemy pogada. Szukamy kogo. - Nie... nie umiem wam pomc - odpar Han, opierajc si plecami o mur. - Skd... mam wiedzie, gdzie ten kto jest? miech potwora mrozi krew w yach. - Myl, e wiesz. Myl, e moesz nam pomc. W zasadzie bdziesz bardzo, bardzo chtny do pomocy, jak ju z tob skoczymy. - Jeli nam pomoesz, pucimy ci - powiedzia najwyszy demon. - Taki adny chopiec. Szkoda by byo, gdyby co ci si stao. - Ktocie wy? - zapyta Han piskliwym gosem. - To my zadajemy pytania - odezwa si ten o gosie olizgego wa. - Szukamy chopaka zwanego Shiv. Han nagle zrozumia. Zabici Poudniarze. Oto ci, ktrzy to zrobili. Pomyla o przypalanych, okaleczonych ciaach i poczu, jak wywracaj mu si wntrznoci. - Nie syszaem o kim takim - odpar, przesuwajc si wzdu muru, tak by wydosta si poza krg, ktry wok niego utworzyli. Najwyszy demon wycign rk, by go powstrzyma. - A ja myl, e syszae - powiedzia. - I e nam wszystko dokadnie opowiesz. Ale najpierw zabierzemy ci w bardziej odosobnione miejsce. Demony wydaway si niespokojne, oglday si za siebie, jakby bay si, e kto im przeszkodzi. To byo dziwne. Bo czemu to demony miayby ba si gwardii? Trzeci z nich sign pod peleryn, jakby chwyta za bro, i Han wiedzia, e moe co zrobi teraz albo nigdy. - Morduj! Ratunku! - wrzasn. - Gwardia! Na pomoc! Demony wzdrygny si, a ten z doni w pelerynie chwyci Hana za rami. Zaraz jednak puci go jak poparzony, a rka opada mu wzdu ciaa. Han nie przestawa krzycze i wkrtce usysza tupot stp, a zaraz potem rozkaz: - Sta! Rozkazuj w imieniu krlowej! Demony wahay si przez dwie dugie sekundy, straszc Hana ciemnymi czeluciam i kapturw, po czym z sykiem znikny w mroku ssiednich ulic. To by drugi raz w cigu niecaego miesica, gdy z radoci wita przybycie

gwardzistw. Ju samo to o czym wiadczyo. Teraz musia zadba o to, by sam nie zosta zatrzymany. Nacign czapk na gow i wskaza pierwsz lepsz uliczk, nadajc gosowi brzmienie aosnej skargi. - Tam! Tam pobiegli! Przeklte uliczne szczury! Zabrali mi sakiewk i grozili, e podern mi gardo, tak! Pospieszcie si, bo uciekn! Uzna, e jeli wspomni o demonach, niebiescy nie wyka zbytniego zapau do pocigu. Gwardzici ruszyli we wskazanym kierunku. - Bdzie nagroda, jak odzyskacie moj sakiewk! - krzykn jeszcze za nimi. Sam na drcych nogach skierowa si w przeciwn stron, zupenie nie zwaajc, dokd idzie, byle dalej od miejsca, w ktrym spotka demony. Biegnc, zauway, e jego nadgarstki s ciepe. Podcign rkawy i zobaczy, e bransoletki wiec. Co to ma znaczy? Czyby demony mu co zrobiy; czy zrobiy co jego bransoletom? Czy mog uy tych obrczy, eby go wyledzi? Prbowa je zerwa, kaleczc sobie przy tym rce, lecz z nie wikszym powodzeniem ni kiedykolwiek wczeniej. Natok myli nie dawa mu spokoju. Kim byy te demony i dlaczego szukay Shiva? Czyby jego grzechy byy tak wielkie, e Niszczyciel wysa po niego specjalny zastp swoich sugusw? A moe to jaka wojna midzy samymi Poudniarzami? Albo midzy Poudniarzami a innym gangiem? Jeli tak, to postawiby kade pienidze na wygran demonw. W kocu zmczenie kazao mu zwolni kroku i jego serce zaczo si uspokaja. Do tej pory zdy ju zabdzi. Podnis gow, by spojrze na niebo, lecz jedynym tego efektem byo to, e zmoka mu twarz. Pocign nosem. Smrd rzeki zdawa si dochodzi z tyu, co znaczyo, e jeli pjdzie w przeciwn stron, niebawem powinien doj do murw miasta. Nagy szelest za plecami kaza mu si obrci. Jaka posta przeleciaa obok niego i mocno uderzya w ziemi. W pierwszej chwili pomyla, e to wrciy demony. Ale nie. Ta posta bya duo mniejsza od nich - to tylko chopiec z noem w rku. Han westchn z ulg, lecz po chwili zrozumia, e to wcale nie koniec jego problemw. Chopak niczym kot wsta i zmierza w jego stron, trzymajc przed sob wycelowane w Hana ostrze. Nie, to niemoliwe, myla Han. Odejd, mia ochot powiedzie. Mam ju do. Chopak posuwa si naprzd i gdy znalaz si w wietle lampy, Han zamar ze zdumienia. To by Shiv Connor, wymizerowany, z zapadnitymi oczami, pozbawiony swojej zwykej odwagi i pewnoci siebie.

- Czego chcesz? - zapyta Han. - Tym razem nie mam nic wartego grabiey. - Chyba e znowu chcesz mi odci rce, pomyla, ale nie mia zamiaru o tym wspomina. - Odwoaj ich - wyszepta Shiv, rozgldajc si z przeraeniem, jakby kto ich podsuchiwa. - Kogo? - zapyta Han zaskoczony. - O czym ty mwisz? - Tych... te... istoty. - Shiv obliza wargi. - Twoje demony. Odwoaj je albo ci zabij, przysigam. Nie mam nic do stracenia. - Mwisz o tych potworach? - Han nagle dozna olnienia. - Nie mog ich odwoa. Nawet nie wiem, kim s! - Czyli to przypadek, e zaraz po tym, jak pobilimy ci na ulicy, zjawiaj si oni i poluj na mnie? - Shiv prbowa drwi, lecz nie jest to atwe, gdy jest si tak przeraonym, jak on by w tej chwili. Han potrzsn gow. Jakby czu do Stworzyciela wskazujc na niego. To on. To jego wina. - Nie wiem, kim oni s - powiedzia, zniajc gos. - Sam dopiero co na nich wpadem, na pnoc std. - I wyszede z tego cao? - Shiv zmusi si do umiechu. - A moe ich pokonae, co? Han tylko krci gow w milczeniu. Nie spuszcza wzroku z noa w rku Shiva i cay czas trzyma do na wasnym. - Wiesz, e mog ci zabi - powiedzia Shiv, z wciekoci przeszywajc ostrzem powietrze. - W pojedynku na noe nie masz ze mn szans. Han wiedzia, e Shiv ma racj, ale nie mia zamiaru tego przyzna. - Nie chc z nikim walczy - powiedzia szczerze. - Pewnie, bo i po co? Masz swoje demony, ktre robi to za ciebie. - Shiv rozglda si na boki, jakby w kadej chwili spodziewa si przybycia tych potworw. - Poudniarze zwrc si przeciwko mnie. Powic mnie, eby ratowa wasn skr. Ju omioro zgino, a oni... - zamilk, jakby ju powiedzia wicej, niby chcia. Han patrzy na swojego wroga z wikszym wspczuciem, ni sam by si spodziewa. - Chyba powiniene znikn - zaproponowa. - Ukryj si gdzie do czasu, gdy... wszystko przycichnie. - Chciaby, prawda? - warkn Shiv. - Cay Poudniomost w twoim wadaniu... Podnis pokiereszowane donie i rozczapierzajc ozdobione piercieniami palce, zatoczy krg po okolicy. - Ja to wszystko zbudowaem. Walczyem o to. To mj teren. Mj. Nie mam innego miejsca, dokd mgbym pj. - Pod koniec gos mu si zaama.

Han przypomnia sobie wowy syk demona i zadra. - S rzeczy, z ktrymi nie da si walczy - powiedzia cicho. Shiv przez chwil wpatrywa si w niego, mruc oczy. - Co takiego jest w tobie? Ludzie cigle o tobie gadaj. Opowiadaj historie. Cay czas to sysz. Bransoleciarz Alister to, Bransoleciarz Alister tamto. Jakby by jakim dzieckiem szczcia. Han zaniemwi ze zdumienia. On dzieckiem szczcia? Wanie sfingowa wasn mier i chykiem wymyka si z miasta cigany przez gwardi. Nawet nie jest w stanie pomc matce i siostrze. Shiv nie milk. - Musz wiedzie. Jak to zrobie? Przywoae ich? Wyczarowae? Te demony? Sprzedae dusz Niszczycielowi? Zaware z nim jaki... ukad? Wygldao na to, e sam jest gotw zawrze taki ukad. Han coraz bardziej si niecierpliwi. Chcia jak najszybciej zakoczy to okropne spotkanie. - Suchaj, choby nie wiem jak prosi... nie mam pojcia, kto ci ciga. Shiv przez chwil patrzy na niego wyzywajco i nagle jakby skurczy si w sobie. - W porzdku. Wygrae. Zaczerpn powietrza i opad na kolana. Na zalanej deszczem ulicy, w cieniu otaczajcych ich budynkw, wyglda bardzo niepozornie. Pochyli gow i wycign w stron Hana n skierowany do niego rkojeci. - Ja, Shiv Connor, uznaj zwierzchno Bransoleciarza Alistera jako wadcy Poudniomostu i achmantargu. lubuj... mu lojalno i gotowo uycia moich ludzi i mojej broni w jego obronie oraz poddaj si jego protektoratowi. Obiecuj przynosi mu wszystkie upy i przyjmowa mj udzia w upach z jego rk, zgodnie z jego wol. Jeeli zami obietnic, niech mnie rozszarpi te... te... - tu gos mu si zaama. Jeeli w ogle mona byo czu si podlej ni Shiv, to Han tak si poczu. - Nie mog ci chroni - powiedzia. - Przykro mi. Radz ci ucieka. I pozostawi Shiva klczcego w strugach deszczu.

ROZDZIA SIEDEMNASTY

Dworskie knowania
W czerwcu by prawdziwy wysyp wit imienia, bowiem wikszo osb urodzonych w tym samym roku, co Raisa, nie chciaa konkurowa z uroczystociami ksiniczki w lipcu. Niektre dziewczta moe liczyy na znalezienie dla siebie odpowiednich partii, zanim ksiniczka zadebiutuje jako panna na wydaniu, a optymici wrd chopcw mogli zadawa sobie pytanie: A nu nadam si na krlewskiego maonka?. Wci przychodzio wiele podarkw i Raisa z wielk przyjemnoci kierowaa je do ojca, a za jego porednictwem do szkoy witynnej. Nie byo to atwe. Krlowa Marianna bya bardzo niezadowolona z ma po rzekomej wizycie Raisy w kolonii Demonai. Wszelkimi sposobami dostpnymi krlowym dawaa jasno do zrozumienia, e Averill nie jest mile widziany na dworze. Tak wic mimo e jej ojciec wrci do Doliny, Raisa nie widywaa go tak czsto, jak by chciaa. Czy jej maestwo te bdzie takie? zastanawiaa si. Te cige spory, zmiana sprzymierzecw, ukryte zamiary, zdobywanie i tracenie przewagi? Kochaa swoich rodzicw, lecz nie byo atwo lawirowa midzy dwiema tak silnymi osobowociami. O ile wczeniej czua si schwytana w puapk, o tyle teraz miaa wraenie, e si dusi, e ptla oczekiwa coraz bardziej si wok niej zacienia. Prawie nigdy nie bya sama, zawsze krcili si w pobliu szpiedzy, sudzy, lordowie i damy, gotowi do rozpowszechniania plotek. Krlowa chciaa w ten sposb dopilnowa, by jej uparta crka nie podejmowaa wicej adnych wypraw bez pozwolenia. Amon czsto peni funkcj porednika, ktry przekazywa Averillowi wiadomoci i towary. Martwio to Rais, wiedziaa bowiem, e nie powinna wykorzystywa Gwardii Krlewskiej do dziaa za plecami krlowej. By to niewygodny precedens, ktry mg si zemci, gdy Raisa sama zasidzie na tronie. Krlowa nakazaa Magret spa w sypialni Raisy, co utrudniao ksiniczce spotkania z Amonem w oranerii. Udao jej si wymkn kilka razy, gdy Magret napia si nalewki z wini na obolae koci i mocno zasna. Jednak raz si zdarzyo, e gdy Raisa wysza z szafy,

zastaa Magret szukajc jej pod kiem. Ksiniczka wymylia naprdce jak historyjk o tym, e zasna, ogldajc swoje nowe buty. Jedynym witem imienia dorwnujcym przyjciu Raisy miaa by uroczysto organizowana przez lorda i lady Bayarw na cze Micaha i Fiony. Poczenie mocy magicznej i politycznej, splendoru i pogosek o niegodziwociach byo dla goci prawdziwym magnesem. Rodzice uywali wszelkich wpyww i koneksji, by zapewni swym latorolom zaproszenie. Ci, ktrzy znaleli si w gronie wybracw, byli w sidmym niebie, ci za, ktrzy nie dostpili tego zaszczytu, nie mieli czego szuka w towarzystwie. Lady Bayar ogosia, e wszyscy gocie maj mie stroje w tonacji bieli lub czerni, ktre bd odpowiada wyrazistym charakterom jej dzieci. Lay si zy, upaday misternie przygotowywane plany i kreacje ldoway w mietnikach. Rozchwytywano wszystkie biae i czarne tkaniny, jakie tylko byy do zdobycia w Dolinie. Z caego krlestwa sprowadzano fryzjerw i krawcw, a jedwabie i aksamit zamawiano a z Tamron Court i Weenhaven, bez wzgldu na to, e z powodu wojen ceny byy znacznie zawyone. Plotki gosiy, e materiay na ubrania Bayarw pochodziy z Wysp Pnocnych i e wpleciono w nie magi. - A gdybym tak zaoya fioletowo-zielone szerokie spodnie? - powiedziaa Raisa podczas ostatniej przymiarki. - Czy zamknliby przede mn drzwi? - Niech si panienka nie rusza - zgromia j Magret, zaciskajc zby na szpilkach trzymanych w ustach. Staa z jednej strony, a krawiec z drugiej. Wsplnie zaznaczali, ile tkaniny trzeba zebra w biodrach. Kiedy skoczyli, czarna suknia bya tak dopasowana, jakby bya drug skr Raisy, i ksiniczka z obaw pomylaa, czy uda jej si w ni wbi, a potem j zdj. W duchu Raisa bya zadowolona z narzuconych przez Bayarw kolorw stroju. Barwami powszechnie przyjtymi na obchody wit imienia byy pastelowe odcienie bkitu, rowego i zieleni. Czarny i biay uwaano za zbyt wyszukane na tak mody wiek. Od ktni z Micahem w korytarzu Raisa nie bya z nim sam na sam. Czasem siedzieli razem przy stole w jadalni, w otoczeniu dworzan wymieniajc uprzejme uwagi na temat jedzenia i pogody. Micah nadal zasypywa j drobnymi podarkami, przysya bileciki i zaproszenia, ktre ona pozostawiaa bez odpowiedzi. Bywao, e w zatoczonej sali czua na sobie jego wzrok. Obraanie si na niego stawao si mczce. W kocu Raisa uznaa, e czas mu przebaczy, by w ten sposb uczci jego wito imienia. Serce zabio jej mocniej na myl, e znw si spotkaj, e zetr si w ostrej rozmowie i prawdopodobnie on znowu skradnie jej

kilka pocaunkw. ycie byo duo ciekawsze, gdy by w nim obecny Micah Bayar. Cieszya si te z tego, e zobaczy Amona. Cho Micaha i Amona nie czyy przyjazne stosunki, Bayarowie nie omieliliby si wyczy kadetw z grona goci. Wielu z nich byo synami i crkami prominentnych arystokratw. Bale z okazji wita imienia stwarzay moliwo poczenia tytuw z majtkami poprzez maestwa. - Wasza Wysoko, zostao niewiele czasu - narzeka fryzjer - a ja musz panienk uczesa. Raisa usiada na wysokim stoku i czekaa, a fryzjer uoy z jej wosw kaskad pukli spitych wysoko na gowie. Z korytarza dobiegy odgosy jakiego poruszenia. Zaraz potem otworzyy si drzwi i wesza krlowa, olniewajca w biaej satynowej sukni z czarn szarf, z naszyjnikiem z pere i czarnych onyksw. Krlowa Marianna chodzia wok Raisy, ogldajc j uwanie z wszystkich stron. Z dezaprobat wskazaa na zniszczony piercie Eleny wiszcy na acuszku na dekolcie. - Chyba nie pjdziesz z tym. - Mylaam, e... - Moe wisior z brylantem, Wasza Wysoko? - zaproponowaa Magret, przeszukujc szkatuk Raisy. - Albo ta perowa opaska na szyj, to byoby wielce szykowne. - A co przysali ci Bayarowie na dzie imienia? - zapytaa Marianna. - Czy nie biuteri? - Ale tak! - krzykna Magret, chwytajc puzderko z aksamitu. Otworzya je i pokazaa krlowej wntrze. By tam naszyjnik w ksztacie wa ze szmaragdami i rubinami. - Idealny! - owiadczya Marianna. - Moesz go zaoy na ich cze. - Hmm, moe daoby si pogodzi oba - zaproponowaa Raisa niepewnie. Przyzwyczaia si ju do obecnoci piercienia Eleny na piersiach. Dobrze si z nim czua. - Nonsens - stwierdzia Marianna. Zdja Raisie acuszek przez gow i odoya go na toaletk. Nastpnie woya crce na szyj wisior ze szmaragdami i zapia go chodnymi palcami. - Wygldasz licznie - powiedziaa, ucaowaa Rais w czoo i chwycia j pod rami. - A wic chodmy. Twj ojciec i Mellony ju czekaj w karecie. * Byway chwile, gdy Raisa mylaa, e sytuacja midzy jej rodzicami poprawiaby si, gdyby ojciec nie opuszcza Doliny tak czsto. Uzupeniali si wzajemnie - on uminiony, silny, z osmagan wiatrem skr, brzowymi oczami, ciemnymi brwiami i szpakowatymi

wosami; ona wiotka, delikatna, z chodnym dystansem do rzeczywistoci. On zawsze umia j rozbawi i gdy by przy niej, troski zdaway si jej nie ima. Gdy by w domu, ona sprawiaa wraenie mocno zakorzenionej. Gdy wyjeda - przypominaa rachityczn osik na stokach Hanalei: drc, miotan politycznymi wiatrami. Tego wieczoru Averill mia na sobie uroczyste szaty klanowe - zamiast typowych ywych barw dugie czarno-biae pachty cikiego jedwabiu, a na doniach cikie srebrne piercienie z onyksami. Krlewska kareta poruszaa si w eskorcie Gwardii Krlewskiej. Wrd gwardzistw nie byo ani Amona, ani Edona Byrnea, gdy oni rwnie mieli by gomi na balu. Star Drog wi si dugi sznur powozw zmierzajcych na gr Szarej Pani. Tam, gdzie droga si rozszerzaa, inne powozy zjeday na bok, by przepuci karet z symbolem Szarych Wilkw. Posiado Bayarw leaa u podna gry Szarej Pani, nazwanej tak na cze krlowej tak dawnej, e jej imi ulego ju zapomnieniu. Wyej na tej samej grze sta budynek Rady Czarownikw. To std czarownicy sprawowali niegdy rzdy nad Dolin. Stukot kopyt po bruku oznajmi, e dotarli na miejsce. Lokaje otworzyli podwjne drzwi karety i przystawili schodki. Averill wyszed pierwszy, potem obrci si i poda do krlowej. Caa posiado bya od frontu owietlona pochodniami. Czarodziejskie wiata rozjaniay mrok wzdu cieek w ogrodach i lniy na pojedynczych drzewach, tworzc nastrj baniowej krainy. Sucy w liberii Pikujcego Sokoa Bayarw czekali przy wejciach, gdzie odbierali od goci okrycia i kierowali ich do rodka. Lord i lady Bayarowie czekali w holu - przepych ich strojw zapiera dech w piersiach. Raisa z matk szy razem, zgodnie z zasadami protokou, a krlewski maonek i ksiniczka Mellony o kilka krokw za nimi. Lord Bayar skoni si nisko, a jego ona dygna. - Wasza Krlewska Mo - powiedzia. - Wasza Wysoko. To dla nas prawdziwy zaszczyt. Micah i Fiona bd zaszczyceni waszym przybyciem. Znajdziecie ich w sali balowej. - Nastpnie lord Bayar skin gow przed Averillem. - Lordzie Demonai, witamy. Jak sysz, interesy kwitn. Raisa nie bya pewna, czy mia to by przytyk do kupieckiej dziaalnoci jej ojca, ale jeli nawet, to twarz czarownika tego nie okazywaa. - Mam nadziej, e w najbliszym czasie uda nam si zawrze kilka transakcji. Pol mojego zarzdc, dobrze?

- Z przyjemnoci, lordzie Bayar - mrukn Averill, pochylajc gow. Znajoma sala balowa o zimnej marmurowej posadzce zamienia si w eleganck przestrze ze sabo owietlonymi przytulnymi strefami. Suba krya z tacami penymi jedzenia i picia. Przy wejciu, pooddzielane biao-czarnymi parawanami, stay mae stoliki udekorowane wiecami oraz biaymi i czarnymi liliami. Biao-czarne proporce z wizerunkiem sokoa pokryway ciany. - To... to pikne - westchna zachwycona Raisa. - Jeszcze nigdy nie widziaam czego takiego! Krlowa Marianna rozejrzaa si i zagryza wargi, zapewne porwnujc ten wystrj z wasnymi planami na uroczysto Raisy. Micah i Fiona stali w przeciwlegym kocu sali i witali procesj goci. Jak zwykle si uzupeniali. Micah by w biaym paszczu, ktry podkrela jego szczup sylwetk, czarnych spodniach i butach, z czarn stu, na ktrej wyhaftowano wizerunek sokoa. Czarne wosy opaday mu na ramiona. Fiona miaa dug czarn sukni rozcit do biodra, czarne rkawiczki i bia szarf. Na jej smukej szyi i nadgarstkach poyskiway brylanty i platyna. Raisa mimowolnie porwnaa wasn drobn sylwetk z imponujcym wzrostem Fiony. Kiedy weszli do sali, lokaj obwieszcza przybycie innych goci. - Lady Amalie Heresford, lennik krlewski z Heresford w Ardenie - zaintonowa. Lady Heresford bya pulchn dziewczyn w wieku Raisy z rudymi wosami, mleczn cer i licznymi piegami. Ubrana bya w spokojnym poudniowym stylu. W prostej czarnej sukni i z czarn koronk we wosach moga uchodzi za jedn z aobnic, ktre moni czasem wynajmowali na pogrzeby. Trzymaa gow wysoko, spogldaa prosto przed siebie jak Hanalea na obrazie przedstawiajcym j idc przez pole pene demonw. Raisa poczua do niej sympati. Dziewczyna wygldaa na miertelnie przeraon. Za ni sza wysoka, przysadzista kobieta w czerni i wysoki mczyzna w szatach kapana. Jego twarz wykrzywia dziwny grymas, jakby poczu nieprzyjemn wo. W Felis byo powiedzenie zgorzkniay jak kapan z nizin. Trudno o lepszy przykad, pomylaa Raisa. - To niezwyke - szepn Averill do Raisy. - Przysya kobiet z Poudnia na Pnoc z sam tylko guwernantk i kapanem. Na Poudniu maestwo z czarownikiem byoby nie do pomylenia. Ale to pokazuje katastrofalny stan rzeczy. Ojciec lady Heresford, Brighton Heresford, zosta stracony przez Gerarda Montaigne, jednego z pretendentw do tronu

Ardenu. Ona jest dziedziczk zamku Heresford, ale musi polubi kogo na tyle silnego, by pomg jej go zachowa. Jest dobr parti dla waciwej osoby. Raisa kiwaa gow, wdziczna ojcu za informacje, ale mylaa przy tym, e to matka powinna jej ich dostarcza. - Jej Krlewska Wysoko Marina Tomlin, ksiniczka Tamronu - ogosi lokaj. Jego Krlewska Wysoko Liam Tomlin, ksi Tamronu. - Aha - powiedzia Averill. - Tamron liczy na sojusz z Felis dla ochrony przed Ardenem. Zaczn negocjowa z Bayarami, lecz przed twoim witem imienia adne decyzje nie zapadn. Mogliby swata Liama z tob albo Marin z Micahem Bayarem. Gdyby to si nie udao, Liam mgby polubi Fion, a Marina kogo z Poudnia. Raisa przygldaa si Tomlinom z zainteresowaniem. Byli wysocy, miedzianoskrzy, poruszali si z wdzikiem niczym rasowe konie. Liam Tomlin mia ciemne krcone wosy, ostro zarysowany nos i pikny umiech. Jego czarno-biay strj uzupeniay liczne srebrne ozdoby. Na swj sposb Tomlinowie byli tak samo wyrazici jak Bayarowie. Przysza ich kolej. Lokaj ogosi: - Krlowa Marianna anaLissa z Felis i jej crka Raisa anaMarianna, nastpczyni tronu. Dworzanie po obu stronach pochylili gowy w ukonach. Wygldao to jak biaoczarna ka, ktrej dba kad si w zetkniciu z ostrzem kosy. Raisa z matk szy powoli, szeleszczc sukniami. Po chwili za ich plecami ogoszono przybycie Averilla i Mellony. Na wprost siebie Raisa widziaa Micaha i Fion, klczcych jedno obok drugiego, otoczonych wiatem niczym bg i bogini, ktrzy zstpili na ziemi. W kocu dotary do koca sali. - Wstacie - powiedziaa krlowa Marianna i dookoa rozlegy si szelesty jedwabiu i satyny. Micah podnis si z wdzikiem. Krlowa wycigna do, a on pochyli gow, by j ucaowa. Zwrci si w stron Raisy. Jego wzrok przez chwil zatrzyma si na jej twarzy, po czym powdrowa w d, by znw si zatrzyma, tym razem na wysokoci dekoltu, a Raisie zrobio si ciepo z zaenowania. - O! - powiedzia. - W kocu go zaoya, Raiso. Ju si baem, e ci si nie podoba. - Oczywicie, e mi si podoba - odpara, dotykajc wisiora. - Jest pikny. Czy to pamitka rodzinna?

- Tak - odpar, wci jej si przygldajc, a si lekko zmieszaa. Micah zawsze by pewny siebie, lecz tego wieczoru zrezygnowa z typowego dla siebie drwicego tonu. Podaa mu do. On unis j do ust, wci patrzc jej w oczy. Ten pocaunek by niczym pomie, a zakrcio jej si w gowie. - Czy mog liczy na wybaczenie? - Tak - szepna, czujc, jak si rumieni. - Wybaczam ci. - Czy bdzie nieuprzejmoci z mojej strony, jeli zarezerwuj sobie wszystkie tace? - zapyta, nie wypuszczajc jej palcw. Niechtnie cofna do. - Jeste gociem honorowym - powiedziaa. - Wiesz, e masz zadanie do wykonania. amanie serc niewiecich to jego najatwiejsza cz. Bdziesz jeszcze musia taczy ze wszystkimi starszymi damami, ciotkami, babciami i matkami. A moe nawet z ojcami, skoro ju zostae kawalerem do wzicia. Rozemia si. - Racz zarezerwowa dla mnie kilka tacw, Wasza Wysoko - powiedzia. - Bd potrzebowa obrony przed tymi ciotkami i babciami. Jeszcze przez chwil wytrzyma jej spojrzenie, po czym zaj si powitaniem Mellony i jej ojca. Taczya z Miphisem Manderem. Z czarownikiem Wilem Mathisem, ktry cay czas obserwowa ponad jej ramieniem Fion. Z Mickiem Brickerem i Garretem Fry, kadetami z Odens Ford, ktrzy nieporadnie starali si podtrzymywa rozmow i prowadzili j po parkiecie z tak atencj, jakby bya ze szka. Pniej z ojcem, ktry tak samo dobrze radzi sobie z tacami dworskimi, jak z bardziej wymagajcymi krokami tacw klanowych. Cay czas czua obecno Micaha - przyciga jej uwag jak lampa w ciemnym pokoju. Za kadym razem, gdy na niego spojrzaa, zdawao jej si, e i on na ni patrzy. Kip Klemath poprosi j do taca. A potem Keith. I znowu Kip. Bracia najwyraniej mieli zamiar przekazywa j sobie jak owinit w satyn pik, lecz nagle, gdy Kip i Keith spierali si o to, czyja kolej, kto za plecami powiedzia: - Wasza Wysoko, czy mog prosi o nastpny taniec? Obrcia si i zobaczya Amona. Wysoki, barczysty, w galowym mundurze, ktry lea na nim idealnie. - Naturalnie! - Szeroko si umiechna. Tanecznym krokiem odsunli si od braci Klemath, ktrzy jeszcze prbowali protestowa.

- Gdzie si podziewae? - zapytaa. - Ju zaczynaam myle, e nie przyjdziesz. - Co mnie zatrzymao. Musiaem... co zaatwi w achmantargu... - Wcign powietrze, jakby chcia powiedzie wicej, ale wyranie si rozmyli. - Gdzie nauczye si taczy? - zapytaa. - Nie pamitam, eby umia. - W cigu tych trzech lat nauczyem si paru rzeczy. Jeli liczya na jego wynurzenia w tej kwestii, to si zawioda. Taczyli dalej w milczeniu. Spojrza jej w oczy i szybko odwrci wzrok, jakby si ba, e z czym si zdradzi. Amon nigdy nie by gadatliwy, a szczeglnie rzadko uywa czuych swek, lecz tego wieczoru sprawia wraenie, jakby w ogle nie mia nic do powiedzenia. - Przecie mwie, e w Odens Ford nie macie czasu na tace - sprbowaa jeszcze raz. - Mwiem, e nie mamy czasu na dziewczyny - poprawi j. Zaskoczyo j, e pamita ich rozmow tak dokadnie. - No wic gdzie nauczye si taczy? - Czua si, jakby wydubywaa z niego kade sowo niczym mae z muszli. - Tamron Court jest niedaleko Odens Ford. Jedzilimy tam, gdy mielimy wolne. Tamron Court, stolica Tamronu, mia nienajlepsz reputacj: syn z kobiet lekkich obyczajw, hazardu i zakazanych rozrywek. - Doprawdy, kapralu Byrne? I cocie tam robili? - zainteresowaa si Raisa. - Taczylimy - odpar, jakby to rozumiao si samo przez si. - I gralimy w karty. A ja gram uczciwie - dorzuci, niemal si tumaczc. - Ale oczywicie. Przecie jeste onierzem. - Prbowaa sobie wyobrazi Amona rozbijajcego si w karczmie, lecz jej si nie udao. Nie odpowiedzia. Wyglda na zamylonego, wic zmienia temat. - A co sycha w Poudniomocie? Dowiedzieli si w kocu, kto zabi tych Poudniarzy? Wzdrygn si, jakby go przyapaa na kamstwie. - W zasadzie... mam pewne wieci - mwic to, unika jej wzroku. - Wieci? Jakie? Rozejrza si w obawie, e kto moe ich podsucha. Orkiestra przestaa gra, wic odprowadzi j z parkietu do jednego ze stolikw bardziej na uboczu. Sucy podsun im tac. Amon wzi dwa kieliszki i poda jeden Raisie. Ona opada na krzeso z ulg. - Czy musz si napi, eby usysze t wiadomo? - zapytaa drwico i ostronie

pocigna may yk, pamitajc, e jeszcze nic nie jada. - Przede wszystkim mj tato prbowa znowu zdymisjonowa Gillena i nic nie wskra. Musi mie potnych protektorw. Raisa stanowczym ruchem odstawia kieliszek na st, tak e troch wina zalao jej do. - Nie potniejszych ode mnie - powiedziaa. - Dosy tego. Id do matki. Tak nie moe by. Amon chwyci j za rk, po chwili szybko cofn do i rozejrza si. - Prosz, Raiso, nie moesz powiedzie krlowej o tym wszystkim, co stao si w Poudniomocie. Zaufaj mi. Po prostu nie moesz. - Oprni swj kieliszek i odstawi. - Nie martw si. My, Byrneowie atwo si nie poddajemy. Dopadniemy go wczeniej czy pniej. To jej nie wystarczao. Jaka jest korzy z bycia dziedziczk tronu, jeeli nie ma si realnej wadzy? Podniosa wzrok. Amon wci przyglda jej si z tym dziwnym wyrazem twarzy. Z obaw. Niemal poczuciem winy. - O co chodzi? - zapytaa zaczepnie. - Ten herszt, Bransoleciarz... - powiedzia i chrzkn. Wrciy wspomnienia: Bransoleciarz ze skrzyowanymi nogami na ziemi w swojej piwnicznej kryjwce, czstujcy j czerstwymi herbatnikami. Bransoleciarz w wskich spodniach i kurtce ze skry jelenia, z noem w rku. Mylaa o nim czsto od czasu tej przygody w Poudniomocie. Miaa nadziej, e udao mu si nie wpa w rce gwardii. Nawet liczya na to, e jeszcze kiedy go zobaczy. - Co z nim? - Nie yje. Zamordowany w achmantargu. - Co? - powiedziaa to goniej, ni chciaa, a on nerwowo stara si j uciszy. Kiedy? Kiedy to si stao? - Czua, jak odek podnosi jej si do garda. - Chyba tej nocy. Dzi rano znaleziono jego rzeczy na brzegu rzeki. Miaa wraenie, e wpada w puapk. e j zdradzono. Nie, to niemoliwe. - Jego... rzeczy. To znaczy, e ciaa nie znaleli? Pokrci gow. - Tylko rzeczy i szalik achmaniarza. Ten, kto to zrobi, pewnie go wrzuci do rzeki. - No to skd wiadomo, e to jego ubrania? - Jego imi byo wypisane w bocie. Niczym przestroga. Bransoleciarz Alister nie yje. Raisa przypomniaa sobie ich ostatnie spotkanie na

rogu ulic w achmantargu. Jego szyderczy ukon przy rozstaniu. Myl, e w gbi duszy jeste achmaniark, powiedzia. To nie bya prawda. On by wolnym duchem, a ona winiem wszystkich. Czy za wolno trzeba paci mierci? - Czyli nie wiadomo, czy naprawd nie yje - upieraa si. - Skoro nie ma ciaa... - To byo... wszdzie bya krew - powiedzia Amon, rozgldajc si, jakby zacz rozumie, e to nie jest ani odpowiedni czas, ani miejsce na t rozmow. - Przykro mi, Raiso, chyba niepotrzebnie o tym wspomniaem, ale... dobr stron tego jest to, e moe teraz te zabjstwa ustan. Wiesz, tej samej nocy znaleli jeszcze jedno ciao. Chopaka, ktry nazywa si Shiv Connor. By hersztem Poudniarzy. Torturowano go przed mierci tak jak pozostaych. Podejrzewamy, e Bransoleciarza zabito z zemsty za to. - A moe nie mia z tym nic wsplnego. Moe ci sami, ktrzy zabili tego Shiva, zabili te Bransoleciarza? O ile faktycznie nie yje... - Spojrzaa na niego wzrokiem, w ktrym tlia si nadzieja. - Jest sprytny. Moe wanie chcia, ebymy myleli, e zgin? Gwardia wiecznie go cigaa. Moe postanowi znikn na jaki czas. Amon nie odpowiada, lecz wci mia t wyraajc lito min, ktra doprowadzaa j do szau. - Dobrze! - powiedziaa, powstrzymujc piekce zy. - Niech ci bdzie. Nie yje. I co? Zadowolony? Amon wyglda jak pobity. - Rai, co ty, przecie ja nigdy... Nie chciaem... - Musz si zaj moim karnetem. - Wstaa, szeleszczc satyn. - Na pewno czeka mnie sporo tacw. Rzucia si na olep midzy zasony oddzielajce stolik od parkietu i wypada wprost na Micaha Bayara. Chwyci j za okcie, eby si nie przewrcia. - A, tutaj jeste - powiedzia. - Szukaem ci. Co si stao? Paczesz? - Uwanie przyjrza si jej twarzy. - Ach! - Otara twarz. - Nie, to nic. Tylko zjadam troch ostrej papryki. - Papryki? - Micah si rozemia. - Dzisiaj wszdzie czyha niebezpieczestwo. Na przykad ta lady Heresford jest zimna jak Harlotsborg w porze Przesilenia. Prbowaem skra jej pocaunek, a ci jej stranicy praktycznie mnie napadli. - A ksiniczka Marina? - zapytaa, mylc, e cieka tamroska moe Micahowi bardziej przypa do gustu. - Jest urocza.

Moe a nadto. - W tej chwili chc zataczy z t ksiniczk - odpar, kaniajc si z galanteri. Wanie udao mi si wymkn ciotkom i babciom. Wykorzystajmy to wic. Weszli na parkiet w chwili, gdy orkiestra zacza gra walca. - Czemu nie taczysz z kim, z kim mogoby si to opaca? - szepna Raisa, gdy wykonywali pierwsze okrenie. - Missy Hakkam wyglda na zainteresowan. No i ksiniczka Marina szuka ma. To wszystko byo prawd, a mimo to miaa wielk ochot zatrzyma Micaha przy sobie. - Powiniene jak najlepiej wykorzysta ten wieczr - powiedziaa z poczucia obowizku. - Ta impreza musiaa kosztowa twoich rodzicw majtek. - Wanie wykorzystuj ten wieczr jak najlepiej - wyszepta, przytulajc j mocniej, niby wypadao. Czua przez sukni ar wydobywajcy si z jego palcw. Znowu zaszumiao jej w gowie, jakby od nadmiaru wina. - A moe ju dokonae podboju? - zapytaa zuchwale. - Jakie oferty matrymonialne? Schadzki w planach? - Interesuje mnie tylko jeden podbj - znw szepn jej do ucha, przysunwszy si bardzo blisko. - Chc zama tylko jedno serce. - O nie - zaprotestowaa, cho niezbyt zdecydowanie. Nie tra na mnie czasu, chciaa powiedzie, lecz nie potrafia wydoby z siebie gosu. Zupenie jakby stracia panowanie nad wasn wol. Poddaa si wic i pooya gow na jego piersi. Syszaa bicie jego serca. Nawet jego zapach zdawa si j upaja. Wypiam tylko jeden kieliszek wina, pomylaa. Wygldao na to, e cokolwiek by powiedziaa, on znajdzie rozsdn odpowied. Taczyli wic jeszcze trzy tace i przy kadym obrocie czua si lejsza i mniej materialna, jakby po troszeczku rozpywaa si w jego ramionach. - Moe... moe co zjemy? - zaproponowaa z nadziej, e posiek pomoe jej si otrzsn z tego dziwnego stanu. - Oczywicie - odpar i poprowadzi j labiryntem midzy biao-czarnymi zasonami do stolika na uboczu. Posadzi j na krzele i na dusz chwil pooy gorce donie na jej nagich ramionach. Chyba odszed, lecz ona nie bardzo zdawaa sobie z tego spraw. Nawet dwiki muzyki wydaway si przytumione, jakby wszyscy znajdowali si gdzie w oddali.

Gdy wrci z talerzykami penymi jedzenia i dwoma kieliszkami wina, obudzia si, cho bya przekonana, e nie spaa. Przysun swoje krzeso i siedzia teraz tak blisko niej, e ich nogi ocieray si o siebie. Otoczy j ramieniem, przycign jej gow, tak e opada na jego bark, i drug rk powoli j karmi. Przyoy kieliszek wina do jej ust. Chciaa odmwi, lecz nim si zorientowaa, ju wypia. Obj domi jej twarz i pocaowa j. Jeszcze raz, duej i namitniej. I jeszcze, a jej opr cakiem wyparowa. Caowa jej usta, brod, szyj i ramiona. Czarodziejskie pocaunki, pomylaa mglicie, s zdradliwe. I oto ona odpowiadaa mu pocaunkami, oplataa go ramionami, zapominaa si, pragnc wtuli si w niego, zaszy si jak najgbiej. On z pocztku traktowa ten jej entuzjazm z rozbawieniem, lecz jego oddech te stawa si szybszy, a na policzkach pojawiy mu si rumiece. Nie dbam o to, kim jeste, mylaa. Nie dbam o to, jaka jest moja pozycja. Mam do przestrzegania przestarzaych zasad. Micah odsun swoje krzeso i wsta. - Chod - powiedzia, delikatnie j podnoszc i przytrzymujc pod rami. - Wiem, dokd moemy pj. Skina gow w milczeniu, obiema domi chwycia jego do, eby si nie przewrci. Prowadzi j pord jedwabnych parawanw, owietlonych wiecami stolikw i ciszonych rozmw. Nagle przez mtn otulin umysu przedar si jaki dwik. Znajomy gos, kto wzywajcy z oddali. - Raiso! Gdzie jeste? Do Micaha zacisna si mocniej na jej ramieniu. - Nie odpowiadaj - powiedzia. - Ale to tato. Chyba si martwi. - On tylko chce nas rozdzieli. Jak wszyscy. Chod! - Popchn j w przeciwnym kierunku. - Pjdziemy tdy. Biegli w stron bocznego wyjcia, raz po raz rozgldajc si na boki i zmieniajc tras. Zrobili zwrot na widok Wila Mathisa, ktry w rogu gawdzi z jak dziewczyn, i ponownie, gdy natknli si na Mellony przy tacy z deserami. To byo ekscytujce, nic zym zabawa w chowanego w strojach balowych. Wylizgnli si do korytarza i stanli twarz w twarz z Amonem Byrneem, ktry

zablokowa wyjcie. - Och! - Raisa wpada w polizg. Chyba zgubia gdzie buty. - Znowu ty - burkn Micah. - Jak ty to robisz, e jeste wszdzie naraz? Amon nie zwraca na niego uwagi. - Ojciec ci szuka - zwrci si do Raisy. - Nie syszaa, jak ci woa? - No... - spojrzaa na Micaha, nie wiedzc, co powiedzie. - Idziemy... gdzie... - To nie twj interes - zauway Micah, przycigajc Rais do siebie, jakby z zamiarem ominicia Amona. - Zejd nam z drogi. Amon si nie poruszy. Spoglda na przemian to na Rais, to na Micaha. - Co jej zrobie? Wyglda, jakby bya w jakim transie. Raisa znowu usyszaa gos ojca. By coraz bliej. - Raiso! - Lordzie Demonai! - krzykn Amon. - Jest tutaj! W korytarzu! Z Micahem Bayarem. Szybko! - Krew i koci! - zakl Micah. - Kiedy si nauczysz nie wtrca w cudze sprawy? Zapacisz za to. - Puci do Raisy i sign po ciasto z najbliszej tacy. Potem opar si o cian i czeka. Wtedy zjawi si jej ojciec z obliczem gronym niczym chmura gradowa nad Hanale. - No to ja ju pjd - stwierdzi Amon, cofajc si w stron sali balowej. Kciki jego ust lekko si uniosy, jakby by z siebie zadowolony. - Zosta, a to zaatwi - powiedzia Averill i Amon znieruchomia. Averill podnis z podogi szal Raisy i osoni jej ramiona. Robic to, zauway jej naszyjnik. Przyglda mu si do dugo, po czym spojrza ze zoci na Micaha. - Co wy tu robicie? Micah wzruszy ramionami i pokaza trzymane w rku ciasto. Stara si sprawia wraenie obojtnego, ale do wyranie mu si trzsa. - Namawiaem ksiniczk, eby co zjada. Chyba za duo wypia. - Czyby? Naprawd? Averill uj w do jej podbrdek i spojrza jej w oczy. Wpatrywa si takim wzrokiem, jakby dostrzeg co szczeglnego. Ona zachichotaa, a gdy cisn mocniej, wzdrygna si. - Nie tak mocno - jkna, prbujc si uwolni. O co mu chodzi? - Chcielimy tylko wyj. - Ach tak? - Averill w uroczystym stroju klanowym wydawa si bardzo wysoki i

sam swoj postur budzi respekt. - Chciaem jej pokaza widok z tarasu - powiedzia Micah, wsuwajc resztk ciasta do ust, i obliza palce. Na jego wargach pozostay lady cukru. Raisa przysuna si bliej, by scaowa ten sodki proszek. Jego pocaunki ju wczeniej byy sodkie i gorce, a z takim dodatkiem powinny smakowa jeszcze lepiej. - Raiso... - szepn Micah poufale i otoczy j znowu ramieniem, nie zwaajc na chmurne oblicze Averilla. Micah take wyglda na odurzonego. - Raiso! - Averill oderwa j od Micaha i posadzi na krzele. - Nie jeste sob. Chyba czas wezwa dla ciebie karet. - Jest jeszcze wczenie - bkn Micah. Odchrzkn, spojrza na Averilla i znowu na Rais. - Prosz, Wasza Wysoko. W kocu to moje wito imienia. - Raczej nie - odpowiedzia mu Averill gosem surowym i stanowczym. - Wracaj na swoje przyjcie, zaklinaczu. Ale najpierw powiedz mi, skd to masz. - Jego do zacisna si na nadgarstku Micaha. Unis do czarownika i zademonstrowa misternie wygrawerowany piercie ze szmaragdami i rubinami. - Puszczajcie! - Micah prbowa si wyzwoli. - To nie wasza sprawa. - W zasadzie moja - odpar Averill, puszczajc chopaka. - Widziaem ten wzr, ale tylko w starych ksigach. To pochodzi sprzed Rozamu i obecnie jest zakazane. Micah rozciera nadgarstek. - Kto mi to przysa. Prezent na wito imienia. Mam peny skarbiec. O co wam chodzi? Raisa popatrzya na klejnot zamglonym wzrokiem. Jak to si stao, e wczeniej tego nie zauwaya? Teraz, gdy przyjrzaa si z bliska, zobaczya, e to piercie w ksztacie wa owinitego wok palca Micaha, z rubinami w miejscach oczu gada. Co jej to przypomniao. Signa doni do swojego naszyjnika. Zoty wisior spoczywajcy na jej skrze pasowa do tego piercienia. By ciepy. Wzrok Averilla szybko przemkn midzy obydwoma przedmiotami. - Skd masz ten naszyjnik, Raiso? - Hmmm... - przez chwil nie moga sobie przypomnie. - A... to prezent od Bayarw. Averill zapa wisior i odsun od jej skry. Pod nim, w miejscu, gdzie przylega do ciaa, widnia wypalony czerwony lad. Gowa wa. Z rykiem gniewu Averill zerwa z niej naszyjnik. Zniszczy przy tym zapicie i acuch rozsypa si w drobiazgi. Rzuci to wszystko

prosto w zdumion twarz Micaha. - Co chciae uzyska, miotaczu urokw? - zapyta gniewnie. Micah zamruga skonsternowany, a potem spojrza na lecy na ziemi klejnot. Wyglda na cakiem zbitego z tropu. - Nie wiem, o czym mwicie. Raisa zgia si wp i przycisna donie do piersi. Czua si tak, jakby ojciec wyrwa jej serce. - Stworzycielu miosierny... - jkna. Averill przymkn na chwil oczy, starajc si odzyska rwnowag. Po chwili zwrci si znowu do Micaha. - Pamitaj, e jestem z klanu. Demonai. Mylae, e si nie zorientuj? - Zapa go za ubranie i mocno nim potrzsn. - Ona nie jest dla ciebie, nie rozumiesz? To si nigdy nie stanie. Teraz na twarzy Micaha pojawia si zo, ktra zastpia zdumienie. - A czemu nie? Jestem do dobry dla ksiniczek z Tamronu. - To oe si z ktr z nich - odpar Averill. - A kto mwi o maestwie? - Czarne oczy Micaha lniy intensywnie. - Ale skorocie wywoali ten temat, to dlaczego nie mielibymy si pobra, jeli tego chcemy? Do ju mam przestrzegania gupich regu sprzed tysica lat. - Jeszcze raz sprbuj czego takiego, a klany znowu bd polowa na czarownikw. Zaczn od ciebie. - Nigdy nie przestay polowa na czarownikw - zauway Micah z gorycz. - Wiemy, co tam knujecie w tych swoich koloniach. Wiemy, e jestecie, panie, wojownikiem Demonai. Mamy wasnych szpiegw. A co do naszyjnika... - Trci go stop. - ...te wszystkie opowiastki o magicznych amuletach to tylko bajki. Wy, Demonai, zawsze widzicie spisek tam, gdzie go nie ma. Schyli si, podnis naszyjnik i woy do kieszeni. - W takim razie zabierzcie j do domu. A ja wracam na przyjcie. - Przechodzc obok Raisy, pochyli si i pocaowa j w usta. Potem podnis gow i umiechn si szyderczo do Averilla. - Ale ja lubi j caowa i z tego, co widz, jej te si to podoba. Sprbujcie tylko nas rozdzieli. Odszed. Averill patrzy za nim przez chwil. Amon przestpowa z nogi na nog, nie wiedzc, czy ma zosta, czy odej.

Raisa czua ogie w swoim wntrzu. Jakby jej ciao byo polem bitwy. Emocje przypyway i odpyway niczym spienione fale uderzajce o Kredowe Klify. Na ustach wci czua pocaunek Micaha. Miaa ochot pobiec za nim, powiedzie, e jest jej przykro, e ojciec tak si wciek. wiat przed oczami wirowa, a zbierao si jej na mdoci. Woya gow midzy kolana i oddychaa gboko, eby nie zemdle. Amon uklk przed ni, ukry jej obie donie w swoich. - Rai... Wasza Wysoko - powiedzia. By blady jak przecierado. - Czy... czy przynie ci co? Podniosa gow i spojrzaa na niego. By niespokojny, lecz zdeterminowany, jakby si obawia, e ona moe naplu mu w twarz. By jednak gotw zaryzykowa. Nie naplua, tylko zwymiotowaa. Na niego i na siebie. Przeraona, prbowaa przeprasza, lecz on by tak powany i wyglda tak groteskowo z wymiocinami we wosach i na mundurze, e po chwili wybuchna miechem. Obrzuci j gniewnym spojrzeniem, a nastpnie wyj chusteczk do nosa i ostronie przetar jej twarz. Averill zdj z niej szal, by si nie pobrudzi. - Gdzie masz buty, Raiso? - zapyta, rozgldajc si. Rozpaczliwie potrzsna gow. Teraz zacza paka. Wielkie, rzsiste zy spyway po jej policzkach, a caym ciaem wstrzsay spazmy. Co si z ni dzieje? - Nie bierz moich butw - powiedziaa, prbujc si podnie. - Musz znale Micaha. Musz... co mu powiedzie. - Amonie - zacz Averill. - Id powiedzie krlowej... - Przyjrza mu si uwaniej i zmieni zdanie. - Albo nie. Ja powiem krlowej, e ksiniczka zachorowaa. Ty zabierz Rais do zamku Fellsmarch, tylko tak, eby nikt jej nie widzia. Zaprowad j do jej komnat i tam pilnuj. Nie spuszczaj jej z oka ani na chwil. Choby nie wiem, co si dziao. Zosta z ni, a przybd. Obrci si na picie i odszed. Amon pomg Raisie si podnie, ale ona z trudem utrzymywaa si na nogach, nawet mocno przez niego przytrzymywana. Rozejrza si, by sprawdzi, czy kto ich nie widzi, po czym cign obrus z najbliszego stolika, zrzucajc przy tym na podog diabelskie ziele i kalie. Owin Rais w ten obrus od stp po czubek gowy i wzi j na rce. - Amon! Postaw mnie! - cicho protestowaa. - Musz... musz... - jej gos tumiy

warstwy ptna. Przyoy wargi do jej ucha, tak e przez tkanin czua ciepo jego oddechu. - Suchaj, Rai, nie utrudniaj, dobrze? - w jego gosie sycha byo determinacj. Nis j przez kilka sal i korytarzy, czasem lepiej, czasem sabiej owietlonych. W kocu poczua wiee powietrze. Wiedziaa, e s na dziedzicu. Przypomniay jej si pocaunki Micaha, jego donie na jej szyi oraz ramionach, i serce zabio jej szybciej. Znowu ogarno j podanie. - Nie! - zacza wierzga. - Musz... wrci i znale buty. Amon zagwizda i usysza stukot k nadjedajcego powozu. - Co tam macie, onierzu? - zapyta wonica ze miechem. - Pamitk z balu? - Moj siostr - powiedzia Amon, ktremu nie byo do miechu. - Nie czuje si dobrze. Raisa usyszaa gromki miech. - Moe nas sobie przedstawisz, kapralu?! - krzykn kto. - Nie... jestem... twoj... siostr - mrukna Raisa. - Czemu tak mwisz? Amon jednak ju pakowa j do powozu. Usyszaa trzask bata i ruszyli w noc, coraz dalej od Szarej Pani i fascynujcego Micaha Bayara. Musiaa si zdrzemn, bo nastpn rzecz, jak pamitaa, byo to, e Amon wchodzi ciko po schodach, wci niosc j na rkach. Skrci i przeszed sto krokw korytarzem, po czym ostronie postawi j na nogach. Rozwin ten prowizoryczny caun, przytrzymujc j za jedn rk. Stali przed drzwiami do jej komnaty. - Pu mnie! - prbowaa si wyrwa. - Czego zapomniaam. Musz wrci na Szar Pani! Zaomota do drzwi. - Otwiera! Raisa usyszaa Magret, ktra powoli zbliaa si z drugiej strony. Po chwili drzwi si rozwary, odsaniajc Magret w koszuli nocnej. - Czowiek nie moe si zdrzemn... - Magret zobaczya Rais. - Wasza Wysoko, co si stao? - Nie czuje si dobrze - odpowiedzia jej Amon. - Fuj! - jkna Magret i jedn rk zacza odgania od siebie przykry zapach. - Za przeproszeniem, ale oboje cuchniecie wymiocinami! - Przyjrzaa si Raisie podejrzliwie. - Co wycie pili? - Lord Averill poprosi mnie, bym j tu przyprowadzi - powiedzia Amon. - Mwi,

e wy si ni zajmiecie. Magret napuszya si z dumy. - Oczywicie, e tak mwi, on zna star Magret, no tak! - Chwycia Rais za rk i wcigna do rodka, a potem chciaa zamkn Amonowi drzwi przed nosem. - Lord Demonai kaza mi zosta, dopki sam nie przybdzie - oznajmi Amon, wsuwajc stop midzy drzwi a framug. - Ona jest... w niebezpieczestwie. Musz z ni zosta. - Tak kaza? - Magret ogarno oburzenie. - Nie przypuszczaam, e doyj dnia, kiedy modziecy bd si wprasza do komnaty modej panienki w rodku nocy. - Przyjrzaa mu si uwanie, jakby szukajc na jego twarzy ladw moralnego zepsucia, i w kocu pokiwaa gow. - No c, w takim razie wejd. - Magret - wyszeptaa Raisa. - Ja musz wrci na bal. Kapral Byrne mnie porwa i przywlk tutaj wbrew mojej woli. - Czy to prawda? - Magret po raz kolejny spojrzaa na Amona, tym razem z wrogoci. - Prawda - stwierdzi Amon z t bezporednioci Byrnew, ktra bywaa tak ujmujca. - Ale zrobiem to z polecenia lorda Demonai. On sam wkrtce tu bdzie. - C - powiedziaa Magret zrzdliwie. - I tak nie moe wrci na bal, skoro le si czuje, prawda? Amon z powag pokrci gow. - Nie, to nie byoby rozsdne. Raisa nienawidzia ich oboje. - Chod! - polecia Magret, cignc j w stron sypialni. - Wykpiemy ci, zociutka. Gdy Amon chcia pj za nimi, Magret odsuna go. - A wy zostaniecie tu, przy kominku, kapralu Byrne. - Lord Demonai kaza mi nie spuszcza jej z oka do jego przybycia - owiadczy Amon z uporem. - Ona nie jest sob. - A dokd to moe pj, jeli bdziesz pilnowa drzwi? - skrzywia si Magret. - Daem sowo - powiedzia Amon, a Raisa wiedziaa, e myli o przejciu prowadzcym z szafy do ogrodu. Nie chcia da jej okazji do ucieczki t drog. Przeklinaa w duchu dzie, w ktrym zdradzia mu ten sekret. Amon, jak na Byrnea przystao, upiera si przy swoim i w kocu Magret rozoya parawan wok balii, a on usiad na krzele przy oknie. Raisa niezrcznie si czua, bdc rozebrana i wiedzc o jego obecnoci po drugiej stronie parawanu.

Gdy Magret uznaa j ju za czyst, pomoga jej woy koszul nocn. Raisa wysza zza parawanu. Amon sta z goym torsem i zmierzwionymi wosami przy misce z wod i zmywa z siebie brud. Jego szerokie barki i muskularne ramiona lniy w blasku ognia. Ten obraz konkurowa ze wspomnieniami bladej twarzy i ciemnych oczu Micaha Bayara, a Raisa przerazia si, e znw poczuje mdoci. - Na sodk mczennic! - zawoaa Magret, oblewajc si rumiecem i zamykajc oczy. Po chwili je otworzya i popatrzya na Amona. - Chod, Wasza Wysoko, pooymy ci do ka. Ledwie Raisa wsuna si pod kodr, usyszeli pukanie. Magret spojrzaa na Amona gronie i posza otworzy. To by jej ojciec, Averill, z babci Elen - oboje wci w rytualnych szatach klanowych, w ktrych przyszli na przyjcie. Elena niosa torb uzdrowicielki. - Dzikujemy za pomoc - powiedziaa Elena do Magret i jako zdoaa pozostawi opiekunk za drzwiami sypialni. Wtedy podesza do ka Raisy. Umiechajc si do ksiniczki, pooya do na jej czole. - Dzika Ro, wnuczko, jak si czujesz? - Nie wiem, Eleno Cennestre - odpowiedziaa Raisa. - Moe i jest mi niedobrze, ale wszyscy wok zwariowali. - Spojrzaa gniewnie na ojca i Amona, ktry ju zdy woy koszul. Elena rozemiaa si i klepna j w udo, co natychmiast poprawio Raisie nastrj. Elena sobie z nimi poradzi. - Zobaczmy ten twj znak na ciele - powiedziaa babcia, rozwizujc tasiemk przy dekolcie koszuli nocnej Raisy. Rozsuna tkanin i obserwowaa lad u podstawy szyi. Teraz byy tam pcherze na delikatnej rowej skrze. - Czy to boli? - zapytaa Rais. - Nie. Nawet tego nie zauwayam - przyznaa ksiniczka. - Pewnie to reakcja skry na naszyjnik. - Na to wyglda. - Elena uwanie przygldaa si ranie. Wreszcie pogrzebaa w torbie i wyja niewielkie kamionkowe naczynie. - Chyba nie jest zbyt gboka - powiedziaa. - Nie jestem tak uzdrowicielk jak Iwa, ale co nieco potrafi. - Otworzya naczynie i wycigna pojemnik z jasnozielon maci. - To jarzbina i inne zioa. Pozwolisz? - Dobrze - zgodzia si Raisa. Elena zanurzya palce w maci i posmarowaa ni pcherze na szyi wnuczki. Zapachniao sosnami i wieym powietrzem, a Raisa poczua przyjemny chd na caym

ciele. Opada na poduszki i odetchna. Przestao jej si krci w gowie. Wczeniejsz nerwowo zastpiy skupienie i spokj. Umys powoli wyzbywa si wtpliwoci, konsternacji i dzy, jakby z grskiego jeziora odpyway warstwy osadw. - Dzikuj, Matko Eleno - szepna. - Teraz jest duo lepiej. Elena zamkna pojemniki i wsuna je do torby. - Twj ojciec mwi, e bya z Micahem Bayarem. Co midzy wami zaszo? Raisa nie bya pewna, o co babcia pyta. - Taczylimy. I... caowalimy si. - Nic wicej? - Oczy Eleny wpatryway si w ni z uwag. Twarz Raisy pona z zaenowania. Nie bya to rozmowa, ktr chciaoby si odbywa z babci. A tym bardziej ze Straniczk Kolonii Demonai. I w dodatku w obecnoci Amona Byrnea. On mia przynajmniej tyle przyzwoitoci, e wyglda na speszonego. - Waciwie nic - powiedziaa krtko. Elena i Averill wymienili znaczce spojrzenia. - Nie rozumiem wic, o co to cae zamieszanie - powiedziaa Raisa. - Jeli bd chciaa taczy z Micahem Bayarem, bd z nim taczy. On... dobrze taczy - dodaa bez przekonania. - I jest taki czarujcy. Amon Byrne spojrza z politowaniem, a Raisa powstrzymaa si przed pokazaniem mu jzyka. - Ten naszyjnik, ktry podarowali ci Bayarowie, to amulet uwodzenia - poinformowa j Averill. - Przed Rozamem byy w powszechnym uyciu, ale teraz s zakazane. Dziaaj w poczeniu z piercieniem, ktry mia na sobie mody Bayar. Wzbudzaj silne podanie midzy obiema stronami. W kocu go zaoya, Raiso, powiedzia Micah. Ju si baem, e ci si nie podoba. - Ale po co miaby go stosowa wobec mnie? - zapytaa Raisa. - Przecie to mu nic nie da. - Do dugo pokasywaa, czujc, e znowu oblewa si rumiecem. - To znaczy... oprcz... no wiecie. Cokolwiek mwi tam na balu, wie, e nie moemy si pobra. Powinien tego uy do uwiedzenia ksiniczki Mariny albo kogo takiego. Gdy tylko to powiedziaa, zdaa sobie spraw, e do tego celu te nie potrzebowaby amuletu. Maestwa polityczne s tym, czym s: zaaranowanym przez innych zwizkiem sucym tworzeniu sojuszy i budowaniu potgi. Uwodzenie nie ma z tym nic wsplnego. A nawet gdyby miao, Raisa nie wtpia, e Micah Bayar poradziby sobie sam. - No wanie, to jest pytanie - stwierdzi Averill z zatroskan min. - Dlaczego uy tego wobec ciebie?

Wiem, dokd moemy pj, powiedzia Micah. A jednak... - On chyba nie wiedzia, co to jest - powiedziaa Raisa. - Myl, e to wszystko... go zaskoczyo. - Raiso... - W gosie jej ojca sycha byo trosk. - Wiem, e zwykle masz ludzi za lepszych, ni s... - Nie, to nie tak... - Raisa uniosa do. - Waciwie czsto mam o nich ze mniemanie. Zwaszcza o Micahu Bayarze. Ale wyglda na zupenie zaskoczonego, kiedy zerwae ze mnie ten naszyjnik. Myl, e nie mia pojcia, e jego piercie i mj naszyjnik s ze sob powizane. Chyba sdzi, e dziaa na mnie jego wasny urok. Po raz pierwszy odezwa si Amon. - Zaraz, zaraz... Czego tu nie rozumiem. Czyli mylisz, e to przypadek, e oboje mielicie te magiczne przedmioty? - Znw w ten irytujcy sposb zmarszczy brwi. - Jeli nie on, to zorganizowa to kto inny - stwierdzi Averill. - Pytanie tylko dlaczego. Poza tym jeeli dysponuj t broni, to pewnie maj co jeszcze. Gdzie to wic trzymaj? - Gdzie jest piercie, ktry ci daam? - nagle zapytaa Elena. - Mwiam ci, eby go zawsze miaa przy sobie. Raisa prbowaa sobie przypomnie. - Aha. Chciaam go mie przy sobie, ale mama zaproponowaa, ebym zamiast niego zaoya ten naszyjnik ze szmaragdami. Wszyscy wpatrywali si w ni z niedowierzaniem. - No co? - zapytaa Raisa z rozdranieniem. - Mylicie, e moja mama, krlowa, jest zamieszana w spisek przeciwko wasnej crce? Nie, jestem pewna, e chodzio jej tylko o elegancj, bez adnych ukrytych zamiarw. - Gdzie teraz jest piercie? - zapytaa Elena. Raisa znowu musiaa si skupi. - Na mojej toaletce. - Ruchem rki wskazaa salon. - Ja przynios - powiedzia Amon i pomkn w tamt stron, wyranie zadowolony, e ma zadanie do wykonania. Wrci po chwili z piercieniem w swojej duej doni. Poda go Raisie. Zawiesia go z powrotem na szyi. Piercie przyjemnie chodzi rozgrzan skr. - Micah podwaa zasadno tego, e nie wolno mu ci polubi - przypomnia jej Averill. - Powiedzia, e ma zamiar nadal si do ciebie zaleca. - Caowa mnie - poprawia go Raisa. - Powiedzia, e lubi mnie caowa i e nie chce

z tego zrezygnowa. - A ty? - zapytaa Elena. - Czy ty te chcesz to podtrzymywa? Nagle Raisa poczua si zmczona tym przesuchaniem, zmczona poczuciem zaenowania, ktre jej towarzyszy, gdy stara si by przydatna. Zmczona. - Nie wiem - odpara, ziewajc. - Moe. Przed samym zaniciem widziaa Averilla, Elen i Amona Byrnea, jak z pochylonymi ku sobie gowami naradzali si szeptem. Na pewno knuli wasny spisek.

ROZDZIA OSIEMNASTY

W stanie zawieszenia
Han nie oczekiwa, e w Sosnach Marisy znajdzie si w centrum zainteresowania. Nie by jednak przyzwyczajony do tego, e si go w ogle nie dostrzega, a takie odnosi teraz wraenie. Wszyscy przejmowali si witem nadania imion, do ktrego pozosta ju tylko tydzie. Ptaszyna codziennie spdzaa kilka godzin w odosobnieniu w eskiej wityni, medytujc o przyszoci. Han raz sprbowa j odwiedzi, sdzc, e dobrze jej zrobi, gdy troch si rozerwie, bo przecie i tak ju wiedziaa, kim chce zosta. Mia nadziej, e wrc do caowania. A moe dojdzie do czego wicej. Spotkao go gorzkie rozczarowanie. Nawet gdy Ptaszyna nie medytowaa, bya pochonita planowaniem swojego wita imienia. Nie miaa czasu na polowanie, owienie ryb, pywanie w Dyrnie ani Strumieniu Leciwej Niewiasty. Nie chciaa wspi si na Hanale, by urzdzi piknik nad stawem, ani podziwia widokw ze szczytu. Jak wszystko, co niedostpne, zacza Hana fascynowa. Kiedy sza przez koloni w swoich letnich spdnicach, nie potrafi oderwa od niej wzroku - widzia, jak porusza biodrami, jak jej pogodny umiech rozjania niad twarz. Nawet zwykle niezauwaane czci ciaa, jak okcie i kolana, wydaway mu si atrakcyjne. Tylko e mg jedynie przyglda si jej z daleka. Tancerz by odmieniony, ale jakby na gorsze. Zawsze by szczupy, lecz teraz mia zapadnite policzki i wyglda jak cie czowieka. Czyby chorowa? A moe trawicy go gniew zera mu ciao? Wszystkie urazy i pretensje, ktre tkwiy midzy nim a jego matk, zdaway si pogbia. Han mieszka z nimi w Sadybie Straniczki. Rzadko rozmawiali ze sob w szerszym gronie, a w samej sadybie napicie byo nie do zniesienia. Czasem obecno Hana wyranie bya im na rk, jakby stanowia dobry pretekst do tego, by ze sob nie rozmawia. Zdarzao si te, e gdy wchodzi, oni przerywali rozmow i zapadaa gucha cisza. Czasami sypia gdzie indziej, by nie czu si jak natrt. Iwa spdzaa wiele czasu na spotkaniach ze starszyzn klanow. Do Sosen Marisy przybya delegacja z Demonai - kolonii na wschodnim stoku - i wszyscy starsi na cae

godziny zamykali si w wityni. Przybyszom towarzyszy tuzin wojownikw Demonai. Han znajdowa rne wymwki, by przechodzi przez ich obozowisko. Byli dumni, wynioli, tajemniczy - zupenie jak w legendach sprzed Rozamu o czasach wojen midzy czarownikami a klanami. Dawniej powiadano, e Demonai splatali z wosw warkoczyki za kadego zabitego czarownika. Wielu z nich nadal nosio warkoczyki z koralikami, a niektrzy twierdzili, e zabicie czarownika i odebranie mu amuletu wci byo warunkiem wstpienia w ich szeregi. Jak w kadym gangu, myla Han. eby zosta dopuszczonym, trzeba pokaza, z jakiej jest si gliny. Wojownicy Demonai jedzili na najlepszych koniach i mieli bro o najpotniejszym czarodziejskim dziaaniu. Na szyjach nosili symbole Demonai: oko rozsiewajce pomienie. Mwiono o nich, e unosz si nad ziemi, e nie pozostawiaj ladw po przejciu. Han czsto widywa Ptaszyn przy ich ogniskach, jedzc z nimi, przysuchujc si z uwag temu, co mieli do powiedzenia. W takich chwilach ona sama - o dziwo - milczaa. Nic nie mg poradzi na to, e czu ukucie zazdroci. Wicej ni ukucie - dotkliwy bl. Szczerze mwic, czu si odrzucony. Dla arystokracji w miecie przyjcia z okazji wita imienia oznaczay wejcie w doroso i zdolno do zawierania maestw. Niektrzy nabywali wtedy prawo dziedziczenia. Czarownicy otrzymywali amulet y i wyjedali do akademii w Odens Ford, by zgbia tajniki swego powoania. W klanach za ceremonia nadania imienia czya si z dopuszczeniem do penego uczestnictwa w yciu kolonii, z rozpoczciem wykonywania wybranego zawodu, wstpieniem do wityni, czsto te z pocztkiem stara o rk wybranki. Han tkwi w strefie swego rodzaju ziemi niczyjej. Jego szesnaste urodziny przyszy i miny wiele miesicy temu, prawie niezauwaone. Mama przyniosa do domu miodownik z piekarni na rogu i przypomniaa mu, e powinien sobie znale prawdziw prac. Nie byo adnej ceremonii, ktra by wyznaczaa jego przemian z ltling w dorosego. Po prostu tkwi w zawieszeniu, y z dnia na dzie, jak kade stworzenie trzymajce si blisko ziemi. Han by wic zazdrosny, a Tancerz wydawa si marnie. Czy mia kopoty z wyborem zawodu? Czy Iwa namawiaa go do czego, czego nie chcia? Han prbowa porozmawia o tym z Tancerzem, kiedy ktrego dnia wybrali si na ryby. Tancerz przynajmniej chcia z nim chodzi na ryby. A nawet wydawa si z ochot wyrusza w gry, poza teren kolonii. Kady pretekst by do tego dobry. - A wic - powiedzia Han, owietlajc koniuszek wdki, eby jego mucha

poyskiwaa na wodzie - Brodzca Ptaszyna prawie w ogle ze mn nie rozmawia. Cigle tylko zadziera nosa. - Pogada z tob, nie martw si - burkn Tancerz. - Po ceremonii. Tancerz zarzuci wdk i pooy si na brzegu z zamknitymi oczami. Jego powieki na trupiobladej twarzy wyglday jak wielkie sice. - Gdybym... gdybym mg wybiera, nie wiem, kim chciabym by - powiedzia Han, czujc, e zakca Tancerzowi spokj. - Miaem ju do tej pory wiele zaj. - Zawd z powoania to co innego ni zwyke zajcie - rzek Tancerz. - Wierz mi. - Czy to a taka rnica? - zapyta Han zachcony odpowiedzi Tancerza. - Powoanie to nie jest co, co si nakada jak warstw farby i zmienia, kiedy chcesz. Powoanie tkwi w tobie. Nie masz wyboru. Jeli zajmiesz si czym innym, poniesiesz porak. - W tym ostatnim zdaniu zabrzmiaa gboka gorycz. Han skin gow. Czasem zdawao mu si, e nigdy nie udao mu si zerwa z yciem ulicznika z achmantargu. Jeli jest si w czym dobrym, jeli czowiek zasuy sobie na jak reputacj, to co przylega do niego i przeladuje go do koca ycia. Przesun palcami po swoich srebrnych bransoletach. Byy niczym symbole jego braku wyboru. Gdyby mg po prostu je zdj, moe staby si kim innym. W kadym razie nie tak atwo byoby go rozpozna. - To chyba wane, eby umie rozpozna, do czego jestemy stworzeni - zauway Han. - Co by chcia robi, gdyby mg wybiera? Tancerz otworzy oczy i natychmiast lekko je zmruy, bo olepio go soce przewitujce midzy gaziami. - Zawsze mylaem, e chciabym terminowa u zotnika z Demonai, na przykad u Eleny, nauczy si robi biuteri, amulety, magiczne przedmioty. Tancerz zawsze na targach najbardziej interesowa si wyrobami ze zota i srebra. - Pytae j? - zapyta Han. - Nie przyjmie mnie. - Tancerz zamkn oczy. To byo dziwne. Elena znaa przecie Tancerza, wiedziaa, e jest uczciwy i pracowity. - No a... czy powoanie moe si zmieni? Czy jest si skazanym na robienie jednej rzeczy przez cae ycie? - To zaley. Niektrzy w ogle nie maj wyboru. - Potar oczy domi, a potem wsta i odszed do lasu, zostawiajc cay sprzt wdkarski. *

Tydzie po przybyciu do Sosen Marisy Han postanowi odwiedzi Lucjusza. Musia go poinformowa, e nie bdzie ju mg nosi jego towaru do Fellsmarchu. Mia nadziej, e Lucjusz zaproponuje mu jakie inne zajcie, co, co nie wymaga wypraw do miasta, ale wiedzia, e nie ma na to wielkich szans. Zszed Szlakiem Duchw, a potem odbi na ciek wiodc do chaty Lucjusza. Dom wyglda na opuszczony, z komina nie wydobywa si dym. Nie to jednak byo dziwne, ale to, e Lucjusza nie zasta ani nad strumieniem, ani w destylarni na wzgrzu. Ogie pod zbiornikiem cakiem wygas i palenisko byo zimne. To si nigdy nie zdarzao. Lucjusz by powolny, lecz systematyczny. Han uoy drewno pod kadzi i dola zacieru, lecz nie zapali ognia i pozostawi wszystko tak, jak byo. Nie wiedzc, co myle, wrci do zaniedbanej chaty, ktra bya ostatnim miejscem, gdzie spodziewaby si znale starca w tak soneczny letni dzie. Mg mu zostawi wiadomo, lecz nie na wiele by si to zdao niewidomemu. Mia przy sobie ostatni cz pienidzy, ktre by winien Lucjuszowi, ale nie chcia ich zostawia w pustej chacie. Zastuka gono. Odpowiedziao mu szczekanie. Potne ciao Psa zaczo uderza w drzwi. Musi tam by, pomyla Han. Lucjusz i Pies byli zawsze razem. - Cze, Pies - przywita si, popychajc drzwi. Pies natychmiast do niego przyskoczy i liza go po twarzy dugim mokrym jzykiem, cay po psiemu szczliwy. - Gdzie Lucjusz? - zapyta Han, czujc dziwny niepokj. Gdy jego wzrok przyzwyczai si do panujcego wewntrz pmroku, zauway, e kto porusza si na ku w kcie. - Lucjusz? Wewntrz nie byo lamp. Han rozsun zasony, by wpuci nieco wiata. Staruszek siedzia na ku, skulony, docinity do ciany, tulc butelk - chory, pijany? Han rozejrza si po chacie. Miska Psa na wod bya pusta, podobnie miska na jedzenie. - Lucjuszu? Co wam? - Kto to? - Starzec zadra. Po chwili jego gos si zmieni, sta si ostry, niemal buczuczny: - Tchrze. Teraz przyszlicie po mnie? - To ja, Han - powiedzia chopak, niepewnie stojc w drzwiach. - Nie poznajecie mnie? Lucjusz zasoni twarz przedramieniem, jakby mg si w ten sposb ukry.

- Odejd. Wiem, e Chopak nie yje. Ju syszaem, wic mnie nie oszukuj. Masz, czego chciae, zostaw mnie wic w spokoju. Han podszed do Lucjusza i niemiao pooy do na jego ramieniu. Starzec wzdrygn si i zapa za butelk niczym za lin ratunkow. - Co za brednie wygadujecie? Ja yj. Starzec otworzy zamglone oczy. - Nie masz go, tak? Amuletu? Chopak dobrze go ukry? - Zarechota. - No, ja go nie mam, jeli o to chodzi. Rb swoje. Moesz mnie torturowa, ja i tak nic nie powiem, bo nic nie wiem. - Przestacie, Lucjuszu. - Han traci cierpliwo. - Zrobi wam co do jedzenia. Skoro Lucjusz nie karmi Psa, prawdopodobnie sam te nic nie jad. Han poszed do studni na podwrzu i nabra wody do wiadra. Przynis j do chaty i napeni misk Psa. Troch wla do kubka Lucjusza. - Macie - powiedzia, delikatnie wyjmujc staruszkowi z rk butelk. - Napijcie si tego. Pogrzeba w torbie i wyj suchara, ktrego wcisn Lucjuszowi w do. Starzec siedzia nieruchomo, wic Han odama kawaek i wsun mu do ust. Lucjusz przeuwa bezwiednie, jego zaronita szczka poruszaa si w gr i w d. Pies gono chepta wod. Han przeszuka szafy Lucjusza i znalaz resztk misa, ktre rozszarpa na kawaki. Troch woy do miski Psa, a reszt nakarmi Lucjusza, ktry popija to wod. Pies poar swoj porcj apczywie. - Mwili, e nie yjesz - wymamrota Lucjusz i Han pozna, e staruszek odzyska zmysy. - Mylaem, e to moja wina, bo kazaem ci zatrzyma ten amulet. - Kto mwi, e nie yj? - zapyta Han. - Mwili, e zamordowali ci nad rzek - cign Lucjusz. - Rozszarpay ci demony. Wreszcie zrozumia. - Aha. To moja robota. Chciaem, eby ludzie myleli, e nie yj. Lucjusz przesta u. - Czyli kto ci ciga? Bayarowie? Cigle ci Bayarowie. - Nie. Niebiescy. Gwardia Krlewska. Myl, e zabiem tuzin ludzi. - Aha... - Lucjusz odetchn z ulg. - Dziki Stworzycielowi, e to nic gorszego. - Mnie to wystarczy! - wybuchn Han. - Nie mog wrci do domu, nie mog zarabia. Utknem tu na Hanalei.

- Bywaj gorsze rzeczy - zauway Lucjusz. Jad ju samodzielnie. - Zabie ich? Tych ludzi? - Nie! Nie zabiem! Powinnicie wiedzie, e ju z tym skoczyem. A przynajmniej prbuj. - Aha. No to daj niebieskim troch czasu. Jak sprawa przycichnie, znowu bd przekupni. - Obliza palce i maca wok siebie, szukajc butelki. Han woy mu do rk kubek z wod. - Lepiej pijcie to. Lucjusz westchn. - Czyli zostajesz w Sosnach Marisy? - Na razie. Jaki czas nie bd mg nosi wam towaru. Przepraszam. - A gdzie amulet? - Ukryty. W miecie - mwic to, zda sobie spraw, e nie jest to zbyt wygodne. Trudno bdzie go odzyska. Lucjusz kaszln i splun na ziemi, tak jak to robi starzy mczyni. - Moe powiniene jecha na poudnie, do Bruinswallow albo Weenhaven. Albo na wschd do Kredowych Klifw i znale jakie zajcie w dokach. Tam bdziesz bezpieczniejszy. - Prawd mwic... - Han dotyka obrczy na swoich nadgarstkach - ...mylaem o Ardenie albo Tamronie. To nie tak daleko. Mgbym czasem odwiedza Mari i mam. - Tam jest wojna, Chopcze, nie syszae? - Mylaem, eby si zacign do wojska - odpar. - Chcesz by onierzem? onierzem? A co to za gupi pomys?! - Lucjusz z hukiem odstawi swj kubek. Han nie spodziewa si po nim takiej reakcji. - S z tego dobre pienidze i nie trzeba terminowa ani koczy szkoy, ani... - Przecie chodzie do szkoy! W kadym razie jeste na tyle wyksztacony, eby wiedzie, e nie chcesz i do wojska. To ja tu rw sobie wosy z gowy z poczucia winy, bo mylaem, e nie yjesz, a ty chcesz si naraa? ycie onierza jest teraz zbyt tanie. Gdyby by oficerem, miaby jakie szanse. - Oficerowie musz skoczy akademi - zauway Han. - Nie sta mnie na to. Pomylaem, e mog troch zaoszczdzi z odu i potem i do akademii. - Pewnie, e moesz - odpar Lucjusz z sarkazmem. - Ale mylisz, e przyjm ci do Wien House bez nogi? Albo lepego jak ja? Z pucami wypalonymi przez trucizny, ktrych

uywa ksi Ardenu? Chcesz skoczy jak twj ojciec? - Macie racj, Lucjuszu. Mam wiele innych moliwoci - powiedzia Han, zastanawiajc si, dlaczego wszyscy go ostatnio pouczaj. - A ciko wybra. Mog zosta szmaciarzem. Mog nadal sprzta stajnie. Mog zosta chopcem do towarzystwa, zarobki dobre, ubrania i... - Przecie Jemson chce ci na nauczyciela? - przerwa mu Lucjusz. Skd on to wszystko wie? pomyla Han. - Nie id do zakonu, jeli o to chodzi. Zreszt, zdaje si, e ten most i tak ju za sob spaliem. Pomyla o kapralu Byrnie i Rebece z zielonymi oczyma, ktre wbijaj czowieka w ziemi. Wydawao si; e byo to tak dawno, ale by pewien, e adne z nich tego nie zapomniao. Obaj zamilkli, kady pogrony we wasnych mylach. - To dziwne, e ci nie dopadli - w kocu odezwa si Lucjusz. - To znaczy Bayarowie. - Moe ten amulet nie jest tak cenny, jak mylelicie - stwierdzi Han. Lucjusz spojrza ponuro i pokrci gow. - A moe nie wiedz, kim jestem. - Hmm. Miejmy nadziej, Chopcze - westchn starzec. - Miejmy nadziej.

ROZDZIA DZIEWITNASTY

wito imienia
Cho Han odczuwa swoj obco podczas przygotowa do ceremonii, to jednak, gdy dzie uroczystoci si zblia, i jemu udzielio si oglne podniecenie. Co roku w dniu przesilenia sonecznego wszystkie dzieci z klanu, ktre skoczyy szesnacie lat w okresie ciepych miesicy, poddawane byy rytuaowi nadania imienia. Bya to jedna z niewielu okazji, kiedy klany Sosen Marisy i Demonai spotykay si, by wsplnie taczy, flirtowa i swata rodziny z obu kolonii. By to te czas przygotowywania szczeglnych potraw, gdy ta uczta bya najwaniejsza w roku. Gospody w tym okresie a pkay w szwach, wic przybysze zaludniali take okoliczne sadyby. Nawet w Sadybie Straniczki przebywali gocie. Ptaszyna zgodnie ze zwyczajem zaszya si w Sadybie Akolitw wraz z innymi planujcymi zoy przysig, lecz Tancerz, nic nikomu nie mwic, na dwa dni przed uroczystoci uda si do lasu. Han widzia, e Iwa si denerwuje. Bya zajta przygotowaniami do ceremonii, lecz wiele razy podchodzia do drzwi i wygldaa na zewntrz. - Zdawao mi si, e kto przyszed - mwia. Podrywaa si na kady dwik, spaa bardzo niespokojnie. Han te nie mg spa, midzy innymi dlatego e dzieli podog z szecioma kuzynami z Demonai, ktrzy chichotali, szeptali i szarpali go za wosy. Kiedy wyszed z Sadyby Straniczki rankiem w dniu ceremonii, sarnie udce ju pieky si na ronach, a z palenisk w ziemi unosi si apetyczny zapach pieczonej wieprzowiny. Pod drzewami ustawione byy dugie stoy. Han i modsze dzieci przynieli narcza dzikich cebul i czosnku, na kuchennych pkach stygy ju wieo upieczone ciasta. Pomg rozpali ogie w wityni pod goym niebem, przynis wicej siedze dla starszyzny klanowej i poflirtowa z kilkoma dziewcztami z Demonai, ktrych nie widzia od p roku. Iwa ubraa si w szaty Straniczki i starannie rozoya ubrania Tancerza, ktre wyja ze skrzyni pod swoj aw do spania: spodnie, mokasyny, mikk koszul i kurtk ze skry z frdzlami, zafarbowan i ozdobion koralikami w charakterystyczny dla niej sposb.

Han doszukiwa si w tym stroju jakich wskazwek. Wzr nie by tradycyjny - byo w nim co dranicego, przedstawia znajome symbole Sosen Marisy i Straniczki wymieszane z jarzbin i znakami magii. Iwa wycigna te skrzan koszul z koralikami dla Hana - na plecach byy wyhaftowane symbole owieckie. Han wybka podzikowanie, a ona umiechna si i pokrcia gow. - To ja ci dzikuj za to, e jeste przyjacielem Tancerza - powiedziaa. - Bdzie ci teraz potrzebowa. - Ale co...? - Zobaczysz - powiedziaa i odwrcia si, by usi przy krosnach, jakby to by zwyczajny dzie pracy. Tancerz wci si nie zjawia. - Czy mam go poszuka? - zapyta Han, nie mogc duej znie tego napicia i pragnc do czego si przyda. - Przyjdzie - powiedziaa Iwa, przekadajc czenko. - Nie ma wyboru. Uroczysto rozpocza si pod wieczr. Dugie stoy uginay si pod pmiskami i talerzami, a pod nimi kryy skuszone zapachami psy. Han nie by tak godny, jak si spodziewa. Jego przyjaciele - kade osobno - przygotowywali si do wejcia w doroso. W kocu, niemal w ostatniej chwili, wrci Tancerz. By brudny, wymizerowany, jakby przez te trzy dni sypia na ziemi. Iwa spokojnie podaa mu misk, a on opuka gow i twarz, po czym wyszorowa cae ciao. Pniej przebra si szybkimi, nerwowymi ruchami, ani sowem nie komentujc nowych ubra. Han chcia co powiedzie, lecz gos uwiz mu w gardle. By zy na Tancerza za takie zachowanie. Ile by da, eby samemu znale si na jego miejscu i mc wzi udzia w ceremonii, ktra miaa jeszcze bardziej umocni jego pozycj w tym wiecie. Jakiekolwiek byo jego powoanie, musia je zaakceptowa. Han chciaby, eby kto mu powiedzia, co ma robi przez reszt ycia. Nadszed czas, by uda si na uroczysto. Gdy szli ciek do wityni, drog owietlay im pochodnie, cho wiato dzienne jeszcze dugo miao im towarzyszy - wszak by to najduszy dzie roku. Han czu na skrze agodny powiew wiatru nioscego zapach nocnych lilii i obietnic krtkiego grskiego lata. Przed wityni Tancerz oderwa si od nich i poszed szuka pozostaych w Sadybie Akolitw. Iwa te odesza, by doczy do starszych. Doroli mieli na sobie uroczyste stroje

wybranych powoa - ca feeri barw. Nie bardzo wiedzc, co ze sob zrobi, Han usiad na ziemi z modszymi dziemi i podkuli nogi. Ceremonia zacza si od przemwie starszych z obu kolonii. Han rozpozna Averilla Lekk Stop i z trudem powstrzyma si, by nie uciec do lasu. Ostatnio widzia kupca podczas nieszczsnych wydarze w wityni Poudniomostu, kiedy doszo do porwania Rebeki i ucieczki do achmantargu. W porzdku, przekonywa sam siebie. Kupiec nie widzia go wtedy wyranie, a do tej pory rudobrzowa farba ju prawie zmya si z wosw. Kto by si spodziewa spotka ulicznika z achmantargu na uroczystoci nadawania imion w kolonii Sosen Maris y? Cennestre Elena, Straniczka kolonii Demonai, opowiedziaa znan histori o tym, jak klany zostay uformowane ze ska Gr Duchw i jak tchnienie Stworzyciela powoao je do ycia. I o tym, e po dzi dzie krlowe Felis wracaj do Duchw pod koniec ycia i kada znajduje wieczny spokj w objciach jednego ze szczytw. Han si rozluni. Przewidywalno znajomych starych opowieci jak zawsze wpywaa na niego kojco. Czemu prawdziwe ycie nie moe by tak proste? ycie to popltana linka wdki, pena wzw i splotw, ktrych nie wida. Choby taki Averill. Jest maonkiem krlowej Felis, ojcem nastpczyni tronu, dziwacznym ogniwem midzy pawicymi si w zbytku doliniarzami yjcymi za murami zamku Fellsmarch a klanami grskimi, ktre tak delikatnie obchodz si z ziemi, e ich kolonie zdaj si naturaln czci krajobrazu. Nadszed czas, by przedstawi pierwsz z osb urodzonych latem. Kowal zwany Wadc Kowada wystpi naprzd, a za nim wysoka, barczysta dziewczyna w skrzanej koszuli i spodniach zdobionych wizerunkami koni i pomieni. Pewnie jest z Demonai, pomyla Han, bo jej nie znam. - Kogo nam sprowadzasz, Wadco Kowada? - zapyta Averill. Kowal odchrzkn. - Ta dziewczyna, Laurel Blossom, przysza do mnie, mwic, e marzy o metalu i ogniu. Dostrzegem u niej prawdziwe powoanie. Zgodziem si zosta jej opiekunem. Dugo mylaa o swoim imieniu. Przedstawiam wam Rzebiark Pomieni! - Umiechn si szeroko, jakby prezentowa osignicia wasnej crki. I tak to wygldao. Wyplatacz koszy zosta nazwany Tkaczem Wikliny, przysza bajarka zyskaa imi Przdki Opowieci. Srebrnik zosta Srebrnym Ptakiem. Pniej wystpio dwoje wojownikw Demonai, mczyzna i kobieta. Dumnie uniesione gowy, noe przy pasach, uki na ramionach, srebrne emblematy Dem onai na

acuchach zwisajcych z szyi. Ubrani w zielono-brzowe obcise spodnie i koszule, czynice ich niewidzialnymi wrd drzew. Kady, kto zadziera z czarownikami, sam musia mie w sobie co magicznego. Przez wityni przebiegy szepty podniecenia. Demonai nieczsto przyjmowali do terminu pocztkujcych wojownikw. - Kto to? - szepn kto za plecami Hana. - Reid i Shilo Demonai - odpowiedzia mu czyj szept. Wszyscy wojownicy Demonai przybierali nazwisko Demonai. A wic to jest Reid Nocny Wdrowiec, pomyla Han. Wysoki, muskularny wojownik by zaledwie rok czy dwa starszy od Hana, ale ju by sawny, tak jak moe by sawny wojownik w czasach pokoju. Shilo bya bardziej przysadzista, cho wszyscy Demonai byli w pewien sposb do siebie podobni - wszyscy mieli w sobie t sam but. - Zwrcono si do nas z prob - powiedziaa Shilo, nie przedstawiajc si, jakby wojownikw Demonai takie konwenanse w ogle nie dotyczyy - i zgodzilimy si stwierdzia, najwyraniej uwaajc, e od Demonai nikt nie da wyjanie. Wojownicy zwrcili si w stron lasu. Spord drzew wyonia si Ptaszyna: ze wzrokiem wbitym w ziemi, jak przystao na kogo, kto dostpi takiego zaszczytu, lecz po lekkoci jej krokw Han pozna, e praktycznie wzlatuje nad ziemi. Bya ju w zielono-brzowym stroju Demonai i gracj dorwnywaa tym, ktrzy j przedstawiali. Stana przed wojownikami. Jej mistrzowie nie raczyli nic wicej o niej powiedzie. - Przyjmujemy t dziewczyn, Brodzc Ptaszyn, kandydatk na wojownika Demonai, pod nasz opiek. Jeli si sprawdzi, otrzyma nowe imi i amulet Demonai przed nastpnym przesileniem. A jeli nie? pomyla Han troch zawiedziony. Co wwczas bdzie? I co ma zrobi, eby si sprawdzi? Reid Demonai wrczy Ptaszynie uk, koczan ze strzaami i n z symbolem Demonai wyrytym na rkojeci. Ona wsuna n do pokrowca przy pasie i podnisszy gow, stana z broni twarz do zebranych. Niesforny kosmyk wosw opad jej na czoo. Umiechaa si promiennie. Jest szczliwa, uzna Han. Tego wanie chciaa. Pomyla o Tancerzu. Wystpili ju wszyscy urodzeni latem oprcz niego. Iwa

rozmawiaa z Averillem i Elen - ich pochylone ku sobie gowy nadaway im wygld spiskowcw. Wok panowa nastrj powagi. - Jest jeszcze jeden urodzony latem, ktry pragnie nowego imienia - owiadczy Averill. - Wzywam Tancerza Ognia, znanego te jako Hayden, syna Iwy, Straniczki Sosen Marisy. Po chwili ciszy z lasu wyszed Tancerz i zrobi kilka krokw naprzd - sam, w piknej kurtce odbijajcej wiato pochodni. Mia ten nieodgadniony wyraz twarzy, z ktrym Han ju zdy si oswoi. Gdzie jego opiekun? zastanawia si Han. Wpatrywa si w las i nikogo nie widzia. Wtedy Iwa stana obok syna. Tancerz spojrza na ni ze zoci, ale si nie odsun. Nastpnie wystpia Cennestre Elena, Straniczka wszystkich. Blask ognia pogbia zmarszczki na jej twarzy - map jej dugiego ycia. Jej oczy byy jak lene stawy, w ktrych odbija si wsplna pami. Gos Eleny przybra ton bajarki. - Opowiem wam histori dziewczyny urodzonej i wychowanej w Sosnach Marisy. Typowe dla klanw, pomyla Han. Znaczenie opowieci nie zawsze byo jasne przed jej zakoczeniem. Czasami trzeba byo po prostu opowiedzie jak histori i nie miao to nic wsplnego z dan sytuacj. Przez wzgld na Tancerza Han mia nadziej, e tym razem tak nie bdzie. - Nazywaa si Pie Wody i miaa w sobie siln magi - opowiadaa Elena. Niektrzy ze starszych spojrzeli po sobie znaczco. Widocznie cz z nich znaa t opowie. - Bya tak pikna, e modzi chopcy przybywali z caych Siedmiu Krlestw, by j ujrze, z nadziej, e zwrci na nich uwag. I gdy zblia si czas wyboru powoania, wszyscy chcieli j przyj pod opiek, gdy bya wszechstronnie utalentowana. O co tu chodzi? zastanawia si Han. Nie wystarczy, e Tancerz nie ma opiekuna? Po co teraz o tym mwi? - Niedugo przed ceremoni nadania imienia Pie Wody spacerowaa po lesie i natkna si na modzieca, przystojnego przybysza spoza klanu, ktry w ogle nie powinien by si tam znale... - urwaa, by wzmocni wraenie, i opowiadaa dalej: - Ten modzieniec mia na palcu kunsztowny piercie wysadzany szmaragdami. Zapyta Pie Wody, czy chciaaby go przymierzy. - Nie! - rozlego si zbiorowym echem w wityni. Bajarka Elena Demonai trzymaa suchaczy w garci. Z wyjtkiem Hana, ktry nie mg ju patrze na naznaczon boleci

twarz Iwy i aosn min Tancerza. - Woya piercie i zasna - powiedziaa Elena. - A gdy si obudzia, bya w lesie sama. Zapada ju noc. Dziewczyna trzsa si ze strachu i zimna. Modzieniec znikn, jego piercie rwnie. Pie Wody wrcia do kolonii, a wkrtce potem odkrya, e nosi w sobie dzieci. Kiedy przybya na ceremoni nadania imienia, dziecko ju w niej roso. Poniewa miaa w sobie wielk magi, zostaa przyjta przez Elen Demonai, Straniczk kolonii Demonai. Zmienia imi na Pie Wierzby Iwy, std zw j Iw. Elena zamilka i rozejrzaa si. Wszyscy wiedzieli, co teraz powie. - Pie Iwy urodzia chopca, ktrego nazwano Tancerzem Ognia. Stoi tu teraz przed wami. Han siedzia zdumiony, spogldajc na przemian na Iw, Tancerza i Elen. A wic to jest historia, ktra zawisa midzy Iw a Tancerzem. Ojciec Tancerza musia by czarownikiem. - Tancerz odziedziczy wiele po swojej matce - powiedziaa Elena, umiechajc si do niego smutno. - Jest ukochanym dzieckiem kolonii Sosen Marisy. Ma wiele talentw i nie miaby trudnoci ze znalezieniem opiekuna. Jednak odziedziczy te pewne cechy po ojcu i dlatego musi i wasn drog. Tancerz ma takie powoanie, ktrego nikt z nas nie moe otoczy opiek. Ptaszyna najwyraniej nie potrafia duej milcze. - Co wy mwicie? - Przerzucaa wzrok z Eleny na Averilla i na Iw. - Tancerzu, co takiego wybrae? - To nie by wybr - odpowiedzia Tancerz tak cicho, e ledwie byo go sycha. Na twarzy Reida pojawi si wyraz zrozumienia. - Miotacz urokw?! - zawoa, sigajc po n - Tutaj?! Nagle wszyscy zaczli mwi naraz. Podnis si taki gwar, jakby zleciay si wrony na pole kukurydzy. Iwa stana midzy Reidem a Tancerzem, lecz zwrcia si do wszystkich. Mwia spokojnie, wyranie i tak gono, by wszyscy j syszeli. - Chocia nie moemy go tutaj otoczy opiek, zadbalimy o jego szkolenie. Pjdzie do Odens Ford, do tamtejszej akademii czarownikw, i nauczy si panowa nad magi, ktr odziedziczy. Han przypomnia sobie rne sceny i obrazy: nastroje Tancerza w ostatnich miesicach, rozmow podsuchan w Sadybie Straniczki, gdy zastanawia si, czy Tancerz nie jest chory.

Ale nie. Bra jarzbin, ktra chroni przed czarami. Tancerz prbowa odrzuci magi. Iwa na pewno uya wszystkich swoich umiejtnoci, by mu w tym pomc. A jeli ona nie potrafia... to nikt nie potrafi. Widzia Iw z Tancerzem w Fellsmarchu, kiedy leczya go w wityni Poudniomostu. Moe szukali porady u witynnych uzdrowicieli. A moe czynili przygotowania do wyprawy do Odens Ford. Han przyglda si przyjacielowi, szukajc cech, ktre w opowieciach zawsze przypisywano czarownikom. Tancerz wyglda jak zawsze, tyle e by bardzo smutny. Te niebieskie oczy, tak kontrastujce z jego ciemn karnacj i wosami, musiay by darem od ojca. - Chcecie wyszkoli kolejnego czarownika? - odezwa si Reid z pogard. - Chocia ju i tak jest ich za duo? - Chcemy da Tancerzowi Ognia to, czego potrzebuje, eby panowa nad darem, ktry otrzyma - bronia swego stanowiska Elena. - To aden dar - stwierdzi Reid. - To przeklestwo. I wiat tylko by zyska, gdyby byo o jednego czarownika mniej. Shilo kiwaa potakujco gow, patrzc na Tancerza, jakby by wem, ktry wypez spod werandy. - On nie moe zosta w Grach Duchw. Nming tego zabrania. Wiecie o tym. - Ten chopiec przebywa tu do tej pory - owiadczy Averill stanowczo. - I zostanie a do odejcia do Odens Ford. Do Hana to wszystko docierao powoli, zrywami, najwyraniej z lekkim opnieniem. Tancerz odchodzi? Nie, zostaje usunity niczym lokator z mieszkania w slumsach. Przypomnia sobie spotkanie z Micahem Bayarem i jego kompanami na Hanalei, kiedy Tancerz powoa si wanie na te zasady - czarownikom nie wolno przebywa w Grach Duchw. Ale to przecie Tancerz - czy nie mona by zrobi wyjtku? On tu naley. To jest jego dom. Han wsta, pragnc co powiedzie, mimo e sam by tu tylko gociem. Iwa spojrzaa mu w oczy i pokiwaa przeczco gow. Zbity z tropu, usiad. Czy Iwa naprawd chce na to pozwoli? Czy pozwoli zesa swojego syna na Poudnie, eby mieszka wrd obcych? Elena stana naprzeciw Tancerza i wsuna do do woreczka przy pasie. Wyja co byszczcego i pomachaa tym Tancerzowi przed oczami.

To by amulet - wycity z przezroczystego kamienia karmelowej barwy. Lnica posta klanowego tancerza otoczonego pomieniami. Tancerz wpatrywa si w to zafascynowany, jakby mia przed sob trucizn, ktr musi wypi. - Tancerzu Ognia... - powiedziaa Elena agodnie. - My w klanach od dawna wytwarzamy magiczne przedmioty, chocia sami nie umiemy ich uywa. Od setek lat utrzymujemy nieatwy stan pokoju z tymi, ktrzy z nich korzystaj. Kiedy te przedmioty s le wykorzystywane, ograniczamy do nich dostp. adna strona nie ufa drugiej, lecz jestemy od siebie wzajemnie zaleni. Stworzyciel w swej mdroci sprawi, e jego dary s przydzielane w taki sposb, by chroni nas wszystkich. Przeoya acuszek przez gow Tancerza, tak e amulet spocz na jego piersiach. Tancerz sta sztywno, z zacinitymi piciami, jakby jakikolwiek ruch mg spowodowa wybuch. Przez chwil nic si nie dziao, a potem amulet zacz lni. W odpowiedzi co zajarzyo si pod skr Tancerza, jaka wiato, ktra wczeniej pozostawaa niewidoczna. - Jeste urodzonym w lecie dzieckiem tej kolonii. Przeto przekazujemy ten dar bezporednio tobie. Ten amulet zaprowadzi ci do Odens Ford. - Elena uniosa szczupe ramiona. - Mimo wszystko mamy nadziej, e nie zapomnisz, skd pochodzisz. Moe bdziesz tym, ktry zbliy czarownikw i klany. Pena nienawici twarz Reida mwia, e to niemoliwe. - Powinnicie da mu ten amulet dopiero, gdy opuci Hanale - odezwa si. - Inaczej nie jestemy bezpieczni. - Starsi podjli tak decyzj, Nocny Wdrowcze - rzek Averill. - Tancerz Ognia nie ma opiekuna. Amulet bdzie cznikiem midzy nami. To wszystko, co moemy mu teraz ofiarowa. - Nie martw si - powiedzia Tancerz. - Nie mam zamiaru uywa tego, co pozostawi mi po sobie ojciec. I wynios si, zanim si obejrzysz. - Zdar z siebie kurtk zrobion przez Iw i cisn j w ogie. Potem znikn w lesie, a wrd zebranych zapada gucha cisza.

ROZDZIA DWUDZIESTY

Iwa i Ptaszyna
Jeszcze przez kilka dni kolonia ya ceremoni nadawania imion. Tancerz znowu znikn. Han bezskutecznie przemierza okoliczne lasy i odwiedza wszystkie znane mu kryjwki w poszukiwaniu przyjaciela. Kiedy w kocu go znalaz w myliwskim szaasie nad brzegiem Jeziora Duchw, Tancerz nie owi ryb, nie polowa ani nie czyta. Po prostu siedzia i wpatrywa si w tafl wody. Tancerz nie reagowa na propozycje Hana. Wyglda na zrezygnowanego, jakby wyczerpa wszystkie moliwoci rozwizania problemu. - Moglibymy i do wityni w Fellsmarchu - powiedzia Han. - Oratorzy znaj si na rnych rzeczach. Moe co poradz. - Bylimy ju u Jemsona - odpowiedzia Tancerz. Podnis kamie i cisn go w wod. - Prbowa rnych rzeczy, ale nic nie pomogo. Zreszt, mwie chyba, e jeste w Fellsmarchu cigany? No tak. Racja. - A jaka inna kolonia? Moe jest uzdrowicielka, ktra co wymyli. - Moja mama jest najlepsza. Przecie wiesz. I Elena zna inne straniczki, duo podruje. Jeliby dao si co zrobi, wiedziaaby. - A gdyby nie mia amuletu, czy to mogoby... si nie ujawnia? Tancerz nie odpowiedzia. Han czu si w obowizku proponowa coraz bardziej desperackie rozwizania. - Moe powdrujemy na Wyspy Pnocne. To stamtd pochodz czarownicy, nieprawda? - Mylisz, e to lepsze od Odens Ford? - zapyta Tancerz. - Przepyn Indio, eby dotrze do jakiego miejsca, gdzie nigdy nie byem, i odnale ludzi, ktrzy najechali nas wieki temu? - Moe... mgby pogada z Rad Czarownikw? Moe udaoby si znale twojego ojca. - Chyba tylko po to, eby go zabi - owiadczy Tancerz. Jego niebieskie oczy byy zimne i twarde jak topaz.

Han zamilk. Nigdy jeszcze nie widzia Tancerza tak rozgoryczonego. Tancerz zawsze widzia w ludziach to, co dobre, wszdzie wnosi z sob spokj i zgod. - Pjd z tob - oznajmi wreszcie Han. - To znaczy do Odens Ford. - Po co? - Pjd do szkoy wojownikw Wien House. Tancerz obrzuci go wzrokiem i nawet si umiechn. - Ty? Do wojska? Przecie tam trzeba przestrzega regulaminu. Nie wytrzymasz tygodnia. Cay czas pytaby dlaczego. Lepiej ju poszedby do zakonu. - Moe nie bdzie tak le - upiera si Han. Im wicej o tym mwi, tym bardziej ten pomys mu si podoba. - Wszystkie armie z chci przyjmuj tych, co kocz Wien House. Moe znajd tak, gdzie si nadam. - A jak zapacisz? - zapyta Tancerz. - Przecie nie masz pienidzy. - A ty jak zapacisz za Mystwerk House? - odparowa Han. - Klany wziy mnie pod opiek, wbrew oporom wojownikw Demonai. To jedyny sposb. - O co chodzi tym z Demonai? - zapyta Han, wzdychajc. - Im zadaj to pytanie. - Tancerz wzruszy ramionami. - Ale ty nie jeste onierzem. Nie wiem, kim jeste, ale nie onierzem. Kiedy Han wrci do kolonii, poinformowa Iw, gdzie jest jej syn, i wyranie zaznaczy, e jest bardzo przygnbiony. - To nic, Samotny owco - powiedziaa, podnoszc gow znad kocioka z barwnikami. Farbowaa wanie przdz na jaskrawoniebieski kolor przed Sadyb Straniczki. - Zostaw go. Musi troch poby sam. Hanalea go ukoi. - Jak on sobie da rad, kiedy std odejdzie? Gdzie wtedy znajdzie ukojenie? - Han by zy na Iw, tak jakby to ona bya wszystkiemu winna. - Znajdzie sposb. Musi - odpara Iwa. - Od jak dawna o tym wiecie - zapyta - e Tancerz jest miotaczem urokw? Iwa wytara przedramieniem spocone czoo. - Wiedziaam, e to moliwe, od... od pocztku. Ale czarownicy ujawniaj swoje zdolnoci dopiero, gdy s starsi. Miaam nadziej, e to si nie zdarzy. Zaczam dostrzega objawy trzy lata temu. W kocu on te zauway i przyszed z tym do mnie. - Musi by na to jaka rada... W kocu Iwa to utalentowana uzdrowicielka. Czy nie moe uzdrowi wasnego syna? - Zdolnoci czarodziejskie to dar, nie choroba - powiedziaa, jakby odgadujc jego

myli. - Nie poddaj si uzdrawianiu. Prbowaam, oczywicie, jarzbiny i pewnych... talizmanw. - Gos jej zadra, spojrzaa na poplamiony na niebiesko fartuch. - Powinnam bya dziaa wczeniej, kiedy by jeszcze niemowlciem. Czasem udaje si utrzyma te cechy w upieniu, jeli interweniuje si do szybko. Inaczej to jest jak pasoyt, ktry si rozprzestrzenia, a nie da si go wyci bez zabicia ywiciela. No tak, pomyla Han. To dar. Jak pasoyt. Iwa wydawaa si tak samo skoowana jak wszyscy. Zastanawia si, czy to dobry moment, by wspomnie o wasnej sprawie. Bardzo si denerwowa. Iwa ju kiedy mu odmwia... ale moe dostrzee sens w tej propozycji. - Tak sobie mylaem... - zacz. - Potrzebuj zawodu, a na razie nie mog wrci do Fellsmarchu. Moe poszedbym razem z Tancerzem do Odens Ford i zapisabym si do szkoy wojownikw. Uczylibymy si w rnych miejscach, ale na pewno bymy si widywali. I moglibymy razem podrowa tam i z powrotem. Tak by byo bezpieczniej dla nas obu. Iwa ju krcia gow. - Nie jeste wojownikiem, Samotny owco - powiedziaa. - Ale to mj wybr. Jestem prawie dorosy. Gdybym by z klanu, ju bym mia nowe imi. - Czemu wic prosisz mnie o rad? - zapytaa, przysiadajc na pitach. - Bd potrzebowa pienidzy, eby si zapisa. Pytaem ju Jemsona i wiem, e to kosztuje co najmniej dwadziecia panienek rocznie plus wyywienie. Nie liczc pienidzy na podr. Iwa przygldaa mu si uwanie. - Czy prosisz mnie o pienidze? eby mg zrezygnowa z ycia i walczy w wojnie doliniarzy? Nie szo dobrze. - Mog zapaci sam. Jeli tylko zdejmiecie ze mnie to... - powiedzia, wycigajc przed siebie rce. - Znam kupcw, ktrzy dobrze by zapacili za takie srebro. To mi powinno wystarczy, eby dotrze na Poudnie i zapisa si do szkoy. - Nie. Ju ci mwiam. Nie mog tego zrobi. - Musz jako zarabia na ycie - nalega niemal bagalnym tonem. - A nie mog wrci do Fellsmarchu. Tutaj nic mnie nie trzyma. Tancerz idzie do Odens Ford, a Ptaszyna do Demonai. Wszyscy, ktrych znam, zaczynaj terminowanie. Nic ju nie bdzie takie samo. - S zawody, ktrych moesz si nauczy - zauwaya Iwa. - Znasz si ju na

rolinach i eliksirach. Wezm ci pod opiek, jeli nikt inny nie zechce. - Nie mog si tu ukrywa cae ycie - odpowiedzia Han i pomyla, e to adna zmiana: robi to samo co do tej pory, tylko czciej. - Nie jeste wojownikiem, Samotny owco - stwierdzia Iwa zdecydowanie. - I adne pienidze tego nie zmieni. - Odrzucia kij, ktrym mieszaa farb, i wesza do sadyby. Przez kilka nastpnych dni Han chodzi nadsany. Obecno przybyszw z Dem onai ciya mu niczym kamie u szyi. Jakby musia przyjmowa goci, ktrzy zjawili si w rodku rodzinnej ktni. Czowiek chce, eby sobie poszli, wic pozwala sobie na szczero. Oczywicie, nie nalea do rodziny, o czym nigdy nie zapomina. Zwaszcza wojownicy Demonai grali mu na nerwach. Ptaszyna spdzaa z nimi cay czas, z powan min, wsuchana i wpatrzona w Reida Demonai jak w bstwo. Chodzio o co jeszcze - Ptaszyna go zawioda. Moga przecie broni Tancerza, gdy Reid Demonai go atakowa. Zreszt on sam te mg broni przyjaciela. Niezalenie od woli Iwy. Wojownicy Demonai milkli, gdy Tancerz ich mija, i odchodzili od ogniska, gdy on podchodzi. Patrzyli na niego, jakby by wciekym psem lub jadowitym pajkiem. Han ba si, e wojownicy Demonai skrzywdz Tancerza, gdy przyapi go samego. Dlatego zacz ich ledzi - krci si przy ognisku, obserwowa ich wyjcia z kolonii i powroty, podsuchiwa ich rozmowy. A ktrego dnia, gdy skrada si przez las za Reidem Demonai, ktry prawdopodobnie udawa si za potrzeb, drog zagrodzia mu Ptaszyna. Bya w stroju Demonai. Zjawia si tak nagle, jakby zmaterializowaa si z cienia i wiata. - Co ty wyrabiasz? - sykna. - Ja? A jak mylisz? - Wzruszy ramionami. - Grasz w niebezpieczn gr. Mylisz, e oni tego nie widz? To s wojownicy Demonai - poinformowaa go, jakby sam tego jeszcze nie zauway. Rzuci jej spojrzenie mwice: no i co z tego?. - Cae ycie chodz po tym lesie - powiedzia. - Jeli to im przeszkadza, to niech si wynosz. - Ostrzegam ci, cierpliwo Reida powoli si koczy. Jeszcze troch i podernie ci gardo. - Niech sprbuje - odpar Han obojtnie, cho serce zabio mu szybciej. Konfrontacja z Reidem Demonai wydawaa si kuszca. - Nie rozumiesz? - nie rezygnowaa Ptaszyna. - Cae ycie ich tego uczono. S

niebezpieczni. - Czyby? Ja te jestem niebezpieczny. - To byo jak przechwalanie si dzieci na ulicy, ale nie potrafi si pohamowa. - Zdaje mi si, e oni umiej si tylko puszy, a ju z myleniem u nich gorzej. - ! - Ptaszyna rozejrzaa si, jakby spodziewajc si ujrze Reida za pobliskim drzewem. - Chod! - Z koci gracj poprowadzia go w bok od cieki, do niewielkiego jaru, w miejsce, gdzie zsuny si dwa kawaki skay i utworzyy ma jaskini. Panieskie pocaunki i orliki zwisay ze szczelin, a korytem toczy si may potok. - Siadaj! - powiedziaa, wskazujc paski gaz. Usiad, a ona naprzeciw niego. - Prbowaam rozmawia z Tancerzem, ale on si do mnie nie odzywa. - Dziwisz mu si? - zapyta Han. - Nie wierz, e chcesz by z kim, kto tak traktuje twojego przyjaciela. W kocu to powiedzia. Ptaszyna zagryza warg i wpatrywaa si w swoje zoone donie. - To... nic osobistego - powiedziaa. - Ale... to sens istnienia Demonai. S po to, eby zwalcza czarownikw. A obecno... czarownika na Hanalei to... witokradztwo. - Mwimy o Tancerzu - zaprotestowa Han i przypomniao mu si, jak Tancerz przeciwstawi si Bayarowi i jego druhom. - On si tu urodzi. Tu jest jego miejsce. - Wiem. Ale pomyl o tym, jak zaklinacze najechali Felis. Byli bezwzgldni. Zarzynali dzieci. Porwali nasz krlow i zmusili do maestwa. Usunli kapanw ze wity i wprowadzili terror. A jednak klany utrzymay si w Grach Duchw i te gry stay si naszym sanktuarium. Gdyby nie to, wymordowaliby cay nasz lud. To bya imponujca przemowa. Han zastanawia si, czy nie byy to sowa Reida Demonai. Wyobrazi ich sobie siedzcych obok siebie przy ogniu. Ptaszyna, zauroczona, wpatruje si w wojownika z podziwem. Zamruga, by odegna od siebie ten obraz. - To byo dawno temu - powiedzia. - Ja te nie przepadam za czarownikami, ale... - Racja, to byo dawno, ale teraz czasy s niebezpieczne - stwierdzia Ptaszyna. Mamy sab krlow. Czarownicy s coraz silniejsi. My, mieszkacy klanw jestemy coraz gorzej traktowani w Dolinie. Mamy coraz mniejsze wpywy na dworze. - Averill Demonai jest krlewskim maonkiem - zauway Han. - I ojcem nastpczyni tronu. To chyba cakiem wpywowa pozycja. - Pozory mog myli. Reid mwi, e teraz bardziej ni kiedykolwiek wane jest utrzymywanie tradycyjnych granic midzy nami a czarownikami.

Nie obchodzi mnie, co mwi Reid, pomyla Han. - Co wic zamierzasz? - zapyta. - Jedziesz z nimi do Demonai czy co? Ptaszyna skina gow. - Wkrtce wyjedamy. Tylko... Reid nie chce std odej, pki Tancerz tu jest. - No to niedugo bdzie mia problem z gowy, prawda? - stwierdzi Han. - Kiedy odejdzie, moe go ju wicej nie zobaczymy. Ptaszyna odgarna wosy ze spoconego czoa. - Czy... mylisz, e to dobry pomys, eby Tancerz poszed do Odens Ford uczy si czarnoksistwa? Han patrzy zdumiony. - A jaki ma wybr? Sama mwia... - Moe... moe powinien tylko przenie si do Fellsmarchu - powiedziaa, nie patrzc mu w oczy. Han nachyli si ku niej. - I co miaby tam robi? Nie jest doliniarzem. To wszystko, w czym jest dobry, w miecie nie ma adnej wartoci. - Nauczyby si jakiego zawodu. A potem... moglibymy go czasem odwiedza. Spojrzaa na niego z nadziej. - Moe bez szkolenia ta magia zniknie... - Tak mylisz? Czy Reid tak mwi? Mylisz, e Iwa odesaaby Tancerza, gdyby to byo takie proste? - Nie. Tylko... Demonai nie chc, eby Tancerz szed do Odens Ford. Han czu, jak wzbiera w nim silna, lodowata fala gniewu i rozlewa si po caym cie le a po koniuszki palcw. - Nie chcesz go tutaj, ale te nie chcesz, eby szed do Odens Ford. To co? Najlepiej, eby znikn, tak? - Nie! Kocham Tancerza. Tylko... Reid niepokoi si tym, e wyszkol czarownika, ktry tak dobrze zna Gry Duchw. I wszystkie sekrety klanowe. A co, jeli wrci... po zej stronie? - patrzya na Hana bagalnie. - Nie znam si na polityce - powiedzia Han gosem zimnym jak ld. - Staram si tylko przetrwa. Ale widz, e traktujecie Tancerza Ognia jak wroga, a to moim zdaniem najlepszy sposb, eby go nakoni do przejcia na drug stron. Ty rb, co chcesz, a ja bd sta przy Tancerzu. To wanie prbowa powiedzie Tancerzowi. eby wiedzia, e nie jest sam. e Han pjdzie z nim i bdzie mu pomaga, jeli tylko zdoa.

Podnis gow i zobaczy, e Ptaszyna pacze. zy spyway jej cichutko po policzkach. Nie pamita, by kiedykolwiek widzia j paczc. - No co ty - powiedzia po kilku minutach. - Zawsze bylimy razem. Poradzimy sobie. - Zawsze chciaam by wojownikiem Demonai... - szepna. - A teraz, cokolwiek zrobi, kogo zdradz. - Musisz tylko pamita, kto jest twoim przyjacielem. Moe nauczysz tych Demonai czego o lojalnoci. - Nie przemwiam w jego obronie na ceremonii - powiedziaa, ocierajc nos. - Ja te nie. - Usiad obok niej i obj j rk, a ona obrcia si i wtulia twarz w jego ramiona. Poklepa j niezrcznie po plecach, starajc si nie zwraca uwagi na to, e przylgna do niego piersiami. Pachniaa sosnami, wyprawion skr i latem w grach. Ptaszyna uniosa gow i spojrzaa mu w oczy. Rzsy miaa mokre i posklejane. Zarzucia mu rce na szyj, przycigna jego gow i po chwili caowali si jak szaleni, jakby to mia by ostatni pocaunek ich ycia. On pooy j na gazie i caowa jej nos, powieki , kad cz twarzy, ktra znalaza si w zasigu jego ust, a ona wsuna donie pod jego koszul, tak e czu ich ciepo na plecach, i mocno przytulaa go do siebie. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczu si szczliwy.

ROZDZIA DWUDZIESTY PIERWSZY

Krew i re
Nastpnego dnia po przyjciu u Bayarw krlowa zarzdzia, e Raisa z powodu choroby ma zosta w swoich komnatach i odpoczywa. Raisa nie bya pewna, co kierowao jej matk. Wedug niej moga to by, po pierwsze, prawdziwa troska Marianny o zdrowie crki i pragnienie, by wyzdrowiaa do wasnej uroczystoci, lub, po drugie, kara za lekkomylno, przez ktr daa si podej Micahowi Bayarowi, albo te, po trzecie, strategia budowania napicia wok wita imienia Raisy, tak by w odpowiednim momencie signo zenitu. Raisa posaa matce kilka wiadomoci z prob o wysuchanie, lecz Marianna nie odpowiadaa. Czy lord Averill nie poinformowa krlowej o tym, co zrobili Bayarowie? Na pewno poinformowa. Czemu w takim razie to ona zostaa ukarana? Raisa bya wcieka, lecz nic nie moga w tej sytuacji poradzi. W koszyku przy wejciu do apartamentu Raisy przybywao kart i zaprosze, lecz Magret zgodnie z zaleceniami na wszystkie odpowiadaa odmownie w imieniu ksiniczki. Gdy rozesza si wie o jej rzekomej chorobie, zaczy napywa podarunki i kwiaty, ktrych wo wywoywaa u niej jak najprawdziwsze mdoci. Co rano przybywa tuzin r od Micaha Bayara, codziennie innej barwy. Magret ich nie przyjmowaa, wic gromadziy si w korytarzu. Po jakim czasie wejcie wygldao jak witynia zapomnianej bogini. Raisa zacza rozsya te kwiaty wszystkim damom dworu i uzdrowicielom w wityni. Micah przekaza jej te kilka wiadomoci z prob o spotkanie, lecz ona pozostawia je bez odpowiedzi. Magret wci sypiaa w jej komnacie, a pod jej drzwiami dzie i noc sta gwardzista. Najwyraniej krlowa chciaa zapobiec wszelkim potajemnym schadzkom i dalszym czarodziejskim intrygom. To uniemoliwiao rwnie spotkania z Amonem. Raisa marzya o tym, eby wymkn si przez tunel do ogrodu, gdzie zastanie go chodzcego tam i z powrotem lub czekajcego na awce. Zauwaya, e jej myli coraz czciej biegn w jego stron. Gdy nie mylaa o Amonie, rozmylaa o Hanie Alisterze. W jej mylach chodzi ulicami tak jak w achmantargu, tak samo sprytny i z tym samym szyderczym umieszkiem.

Przypominaa sobie, jak j zasoni, wcisn jej n w rk i stan w jej obronie przed szeciorgiem achmaniarzy. Gdy bdziesz chciaa kogo zadga, zrb to szybko. Nie guzdraj si tak dugo, powiedzia. A teraz nie yje. Czy on zawaha si w decydujcym momencie i to go zgubio? Czy gdyby zachowaa si inaczej, moga go uratowa? Czy jej rol byo uratowanie mu ycia? Moja rola to chodzi na przyjcia, a nie myle, rozwaaa. Jej jedynymi gomi byli fryzjerzy i krawcy oraz gadatliwe damy dworu, ktre spay do poudnia, popoudnie spdzay w jej komnatach, opowiadajc o balach, na ktrych byway, sukniach, w ktrych si pokazyway, i tych, ktre szykoway na nastpne przyjcie, a wreszcie wracay do swoich apartamentw, by przygotowa si do wieczornych rozrywek. Obecno przedstawicieli krlewskich rodw na balach postrzegano jako sukces towarzyski, wic gdy Raisa bya niedostpna, Tomlinowie i lady Heresford byli rozchwytywani: chodzili z balu na bal i z kolacji na kolacj, z trudem znajdujc czas, by si przebra. Raisa nie uczestniczya w wicie imienia Melissy Hakam, lecz Missy przysza nastpnego dnia i wszystko jej opowiedziaa. Miaa podkrone oczy i nieustannie ziewaa, bo pooya si dopiero nad ranem. - Szkoda, e ci nie byo. Mama bya tak zawiedziona. Cigle mnie swataa z tym okropnym Arno Manholdem. Wyobraasz sobie? Lady Melissa Manhold? Jak to brzmi? - Kim on jest? - Raisa zapytaa bez zainteresowania, byle powstrzyma potok sw kuzynki. - To waciciel statkw z Kredowych Klifw... Waciwie z Wysp Pnocnych. Ma co najmniej pidziesit lat. Jest posiadaczem dziesiciu statkw, mnstwa pienidzy i trzech domw: jednego w Fellsmarchu, jednego w Kredowych Klifach oraz posiadoci nad Dyrn. Ale to tylko kupiec. Poza tym ca noc depta mi po palcach. Umie taczy tylko dwa tace! - A gdyby posiada cztery domy - zapytaa Raisa - i domek myliwski w Heartfangs? Ile tacw musiaby wtedy zna? Missy wygldaa na zaskoczon. - Hmmm... nie wiem. Ja chciaabym ma z Poudnia. Ksi Liam jest taki przystojny - westchna gono i zatrzepotaa rzsami. - I tak wspaniale opowiada. Jest te wietnym tancerzem, nie tak jak Klemathowie. No i co, jak to brzmi... - Wyprostowaa si i odrzucia wosy do tyu. - Ksina Melissa z Tamronu? - Niektrzy twierdz, e w Tamronie jest niespokojnie - stwierdzia Raisa, nie mogc

si oprze, by nie wbi szpili w ten balon entuzjazmu Melissy. - Podobno istnieje zagroenie, e wojna z Ardenu rozcignie si na zachd. - Niektrzy s mrukami i nudziarzami - odpara Missy, wcale niezniechcona. Mogybymy obie by ksiniczkami, czy to nie wspaniae? Moe nawet zostaabym krlow przed tob? - Czy to znaczy, e ksi Liam ci si owiadczy? Rozmawia ze swoim ojcem? To wspaniaa nowina! - Raisa posuna si do okruciestwa. Teraz Missy si sposzya. - No nie, oczywicie, e nie. Jego ojciec jest w Tamronie, a ksi Liam przebywa tutaj. Jednak na pewno kiedy wrci do siebie... W progu sypialni stana Magret i dygna. - Lord Averill Demonai, krlewski maonek, do Waszej Wysokoci. - Magret zawsze zachowywaa si tak oficjalnie, gdy Raisa miaa towarzystwo. Dobrze, pomylaa Raisa. Moe w kocu si dowiem, co si dzieje. - Pjd ju, Wasza Wysoko - powiedziaa Missy, podnoszc si, i rwnie dygna. - Dzisiaj odbywa si herbatka u lady Heresford. Szkoda, e nie moesz si zjawi. W przejciu mina si z Averillem. Raisa obja ojca. - Dziki Stworzycielowi przyszede. Odchodz od zmysw, nie wiedzc, co si dzieje. Czy Bayarowie maj kopoty? Averill westchn i pokrci gow. - Nie. Niezupenie. - Co? - Raisa odsuna si od niego. - Jak to niezupenie? Wtedy dostrzega, e ojciec jest w stroju podrnym, ze swoim kupieckim workiem na ramieniu. - Znowu wyjedasz... - powiedziaa zawiedziona. - Na krtko - odpar, umiechajc si gorzko. - Krlowa postanowia, e mam jecha do Kredowych Klifw porozmawia z dowdc garnizonu o bezpieczestwie portu. Podobno s jakie problemy z piratami. - Dlaczego ty? I dlaczego teraz? Jest rodek sezonu i moje wito ju za cztery dni. - Wanie, dlaczego? - zapyta ze swad. - Niestety, twoja matka ostatnio niechtnie mnie widuje. Ale nie martw si, wrc przed twoim witem. Przecie nie mgbym go opuci. - Czemu nie pole kapitana Byrnea? - mrukna Raisa. - Albo generaa Klematha?

- Kapitan Byrne jedzie ze mn - odpowiedzia jej ojciec. Urwa, jakby chcia, by te sowa wywary odpowiednie wraenie. - Wysya ci akurat wtedy, gdy ja czuj si jak wizie - narzekaa Raisa, chodzc tam i z powrotem. - Nawet nie miaam okazji pozna ksicia Liama i ksiniczki Mariny. Nie rozumiem. Czy nie to wanie powinnam teraz robi? Chodzi na bale i przyjcia? Poznawa potencjalnych kandydatw do rki? - Jak mylisz, czemu ona to robi, Dzika Ro? - Averill spoglda przez okno na miasto skpane w poudniowym socu. Raisa przyoya sobie do do czoa i masaem prbowaa usun bl, ktry pozostawia po sobie Missy. - Czyby winia mnie za to, co wydarzyo si na balu u Bayarw? - Powiedziaem jej o amulecie. Powinna wiedzie, e to nie twoja wina. Ale ona ma raczej pretensje do mnie, e w ogle poruszyem t spraw. - Do ciebie? Ale dlaczego? - Raisa przestaa cokolwiek rozumie. Nie znosia tego uczucia. Averill westchn. - Kiedy wezwaa lorda Bayara, ten wyjani Jej Krlewskiej Moci, e te przedmioty to nieszkodliwe reprodukcje starych magicznych artefaktw oraz e podarowali Micahowi i tobie dopasowane elementy kompletu, ktre symbolizuj dugotrwa wi czc Felis i rd Bayarw. Odwrci si od okna i spojrza jej w oczy. - Lord Bayar pokaza krlowej naszyjnik i piercie, ktre istotnie byy dobrze wykonanymi kopiami. Raisa dotkna swojej szyi. Tam, gdzie spoczywa wisior, pozostaa ledwie widoczna prga. Czy to moliwe? Czy to naprawd mogy by tylko wino i pocaunki Micaha? - Chcesz powiedzie, e si pomylie? e ten naszyjnik by... - Nie - Averill stanowczo zaprzeczy. - Nie pomyliem si - owiadczy bez cienia wtpliwoci w gosie. - Dlaczego mama nie przysza porozmawia o tym ze mn? Czemu zamiast mnie pyta lorda Bayara? Averill zwleka z odpowiedzi, jakby zastanawia si, ile moe jej wyjawi. - Lord Bayar zasugerowa, e ciebie i Micaha po prostu ponioso. e naruszylicie zasady zabraniajce zwizkw czarownikw z dynasti Szarych Wilkw i w ten sposb chcielicie si wytumaczy.

Raisa chwycia bukiet lilii i orchidei z kominka i cisna go w ogie. Porcelanowy wazon roztrzaska si przy tym, tak e odamki rozsypay si po pododze. - Wasza Wysoko! - krzykna Magret i wsuna gow przez drzwi. - To dopiero! dodaa, gdy zobaczya baagan. - Dzika Ro - powiedzia jej ojciec, kiwajc gow, i pooy sobie palec na ustach. Raisa odczytaa wiadomo w jego oczach. Twarz kupca, mwi. Nie byo to atwe. Miaa ochot niszczy wszystko dookoa. Opanowaa si jednak i rzeka: - To nic, Magret. Przypadkiem strciam. Pniej posprztam. Averill odczeka, a drzwi za Magret si zamkny, i cign: - Marianna zakazaa Micahowi ci widywa. Trzymaj go w Domu Orlich Gniazd. Ciebie zamkna w komnacie. Chyba sdzi, e to odpowiednia kara. - A co mwi Micah? - zapytaa Raisa ponuro. - Nic. - Averill wzruszy ramionami. - W kadym razie, o ile wiem. Raisa wskazaa na kwiaty ustawione dookoa niej. - Przysya kwiaty. Prosi o spotkanie. - Wiesz, e twoja matka nie lubi kopotw. Woli nie wiedzie o pewnych rzeczach, eby nie musie na nie reagowa. Moe nic wicej si za tym nie kryje. Ksiniczka pokiwaa gow potakujco. - Mylaam nawet, e chce mnie trzyma z dala od innych przyj, eby, no wiesz... mj bal by wyjtkowy. Chyba bardzo jej zaley na tym, eby to by bal roku... - Mwic to, zdaa sobie spraw, jakie to niedorzeczne. - Moliwe - zgodzi si Averill, cho nie zabrzmiao to przekonujco. - Najwyraniej Marianna nie widzi potrzeby pokazywania ci przed tym dniem - zawaha si i brn dalej. Moe si boi, e zaproponuj ci kandydata z klanu. Kiedy plotkowano o tobie i Reidzie Demonai. - Reid? - Zmarszczya czoo. Ona i Reid pocaowali si kilka razy, odbyli kilka dugich spacerw po lesie, kilka razy zataczyli na zgromadzeniach klanowych. - Lubi go, ale takie same plotki czyy go chyba z kad dziewczyn z Demonai. - Nie pomaga te to, e rzekomo wysaem ci do Demonai bez jej zgody - stwierdzi Averill. - To moja wina. Przepraszam. Przyznaj, e wyprawa do wityni Poudniomostu bez eskorty bya gupot. Mogo si skoczy duo gorzej. Nie poznaaby Hana Alistera. Nie czuaby si tak le z powodu jego mierci.

Averill machn rk. - Musisz podejmowa ryzyko. To, co wydaje si niebezpieczne, na dusz met moe takie nie by. Twoje dary rob duo dobrego w Poudniomocie i achmantargu. Orator Jemson czyni cuda dziki uzyskiwanym z ich sprzeday pienidzom. - Miaam uda si tam z wizyt - powiedziaa Raisa, znowu przechadzajc si po komnacie. - Ale teraz wszystko jest takie trudne. Czuj si jak w wizieniu. Averill dotkn wisiora Demonai na swojej szyi. - Czy jest moliwe, e twoja matka ma ju dla ciebie upatrzonego kandydata? Raisa zatrzymaa si i obrcia w jego stron. - Mwiam jej, e nie chc wychodzi za m w najbliszym czasie. - Czasami monarchinie musz aranowa maestwa, niezalenie od tego, czy czas temu sprzyja, czy nie. Syszaa o lubach w niemowlctwie, szczeglnie na Poudniu. A ty ju nie jeste dzieckiem. Raisa przygldaa si ojcu. Miaa nadziej, e tylko si z ni droczy, ale jego mina mwia co innego. - Chciaabym jeszcze tyle zrobi, zanim wyjd za m. Przez t wojn nie mog nawet podrowa. Chciaabym wybra si do Tamronu, Weenhaven i do Ardenu, zobaczy, jak tam si yje. Zobaczy Odens Ford. Przepyn Indio i zwiedzi Wyspy Pnocne. - I na pewno zosta porwan przez piratw. - Averill rozemia si i wycign do niej do. - Ale ty jeste do mnie podobna! Nie umiesz usiedzie w miejscu. Rozumiem wic, e twoja matka nie wspominaa o adnym konkretnym zalotniku? - Nie. - Pokrcia gow. - Ale wydaje mi si, e jest przeciwna zwizkowi z Poudniem. Powiedziaa, e sytuacja tam jest niepewna, e mogabym polubi kogo, kto zaraz potem straci tron. Odpowiedziaam jej na to, e to nic, bo mam wasny. Zasugerowaam, e powinnimy poczeka, a wojna si skoczy i sytuacja si ustabilizuje. - A co ona na to? - C... - Raisa staraa si wydoby z pamici rozmow z matk. - Chyba pragnie szybko to zaatwi. Wiesz, jaka ona jest. Chciaaby mi wszystko poukada. Nagle przeszy j zimny dreszcz. Czyby krlowa naprawd miaa zamiar wyda j za m, zanim ona, Raisa zdy cokolwiek zrobi? Kto to moe by? Jeden z Klemathw? Jon Hakkam? Najlepsze, co mona o nich powiedzie, to to, e atwo bdzie nimi rzdzi. - Zamierzam poczeka do koronacji - stwierdzia Raisa. - I wtedy wyj za kogo, kogo sama wybior.

Spojrzaa na ojca ze zoci, a on umiechn si i pokrci gow. Oboje wiedzieli, e to mao prawdopodobne. Krlowe wychodz za m dla dobra krlestwa. - Po prostu bd ostrona, Dzika Ro - powiedzia Averill. - Masz intuicj. Suchaj jej. - Dobrze. - Skina gow. - No c - dodaa potulnie, chwytajc go za rce. - To chyba nasze poegnanie na kilka dni. - Nastpnym razem, gdy ci zobacz, bdziesz ju dorosa - powiedzia Averill. Zostaniesz formalnie ogoszona nastpczyni tronu Szarych Wilkw. Poeraczk mskich serc. - ...otoczon wianuszkiem pryszczatych, ambitnych lordw i modszych synw w wieku od dwunastu do osiemdziesiciu lat - dorzucia Raisa. Ju si nie moga doczeka tego okresu swego ycia: tacw, flirtw, pocaunkw, wierszy miosnych i licikw przenoszonych przez zaufane przyjaciki, potajemnych schadzek w ogrodzie. Z kim chciaaby to wszystko przeywa, kiedy ju ten czas nadejdzie? Micah by intrygujcy, ale nie ufaa mu, nawet gdyby maestwo z nim byo moliwe. Nikt poza Amonem nie przychodzi jej do gowy, lecz ten zwizek te nie mia przyszoci. Podniosa wzrok na ojca, ktry patrzy na ni ze wspczuciem, jakby czyta w jej mylach. - Zarezerwuj dla mnie chocia jeden taniec. - Ucaowa j w czoo i znikn. * Po incydentach w Poudniomocie i nieudanych prbach usunicia Mac Gillena z gwardii Edon Byrne zaproponowa Amonowi przeniesienie do spokojniejszego rejonu, gdzie Gillen miaby mniej moliwoci, by si zemci. Amon odmwi. Skoro nie mg by czonkiem gwardii osobistej Raisy (co si czyo z innego rodzaju niebezpieczestwami i pokusami), nie widzia dla siebie innego miejsca ni najpodlejsze ulice Fellsmarchu. Zamiast zatem przenie Amona, Edon skierowa jego kompanw do stranicy w Poudniomocie, by zapewni mu grup sprzymierzecw. Jedno trzeba przyzna: Poudniomost by prawdziw szko ycia. W cigu dwch miesicy Amon nauczy si wicej ni w cigu roku w Odens Ford. By to co prawda inny rodzaj umiejtnoci. Amon zdawa sobie jednak spraw, e jako oficer bdzie potrzebowa znajomoci teorii, strategii i historii, ktrych uczono go w Wien House. W achmantargu i Poudniomocie nauczy si, jak rozadowywa napicie w

niebezpiecznej sytuacji, nie wyjmujc broni. Nauczy si poznawa po oczach, czy przeciwnik bdzie ucieka, czy walczy; czy kamie, czy mwi prawd. Nauczy si rozmawia z ofiar, by uzyska informacje potrzebne do schwytania zoczycy. Potrafi wyczu zbliajce si kopoty. Udao mu si przekona cz mieszkacw, e nic im nie grozi, gdy poinformuj go o zodziejach lub gdy go wezw do bjki gangw. Inni onierze ze stranicy - ci przyzwoici przekonali si, e ich take nie zdradzi, i zaczli traktowa go jak swego rodzaju przywdc. W sumie Amon czu, e robi co dobrego, pomimo obecnoci Mac Gillena. Najwiksz satysfakcj sprawiao mu to, e jego sukcesy byy sol w oku sieranta. Pewnej nocy, gdy Amon ze swoim patrolem wrci do stranicy, zasta tam ojca, ktry czeka na niego pochylony nad mapami rozoonymi na dugim stole. Bya druga w nocy i z ssiedniego pomieszczenia dobiegao chrapanie gwardzistw. Jaq Barnhouse, oficer dyurny, tumaczy si zdenerwowany: - Sierant Gillen na pewno zechciaby z panem porozmawia, gdyby tu by. Nie wiem, gdzie teraz jest. Edon zwrci si do oddziau Amona: - Zdajcie raporty kapralowi Barnhouseowi i przepijcie si. Musz porozmawia z kapralem Byrneem na osobnoci. Wyszli, ogldajc si jeszcze za siebie, jakby mieli nadziej, e kapitan zmieni zdanie i poprosi ich, by pozostali. - Usid. - Ojciec wskaza Amonowi krzeso. - Spokojnie. - Na twarzy kapitana wida byo znuenie, i Amon nagle si zaniepokoi. Usiad, pooy donie na stole. - Tato, o co chodzi? - Musz ci prosi o przysug. - Mw. - Wiem, e chciaby zosta tutaj w Poudniomocie. - Przy tych sowach na jego twarzy pojawi si saby umiech, ktry szybko znikn. - Ale potrzebuj ciebie i twojej druyny na podzamczu, eby suy jako osobista ochrona nastpczyni tronu. Amon, zdezorientowany, zmarszczy czoo i rozejrza si, sprawdzajc, czy nikt ich nie syszy. - Ale... ale mylaem... Powiedziae, e powinienem utrzymywa dystans, od czasu tej skargi Bayarw... e ludzie bd gada. Ojciec do dugo mu si przyglda, po czym przyzna:

- Owszem, istnieje ryzyko, e ludzie bd gada, ale pojawio si wiksze zagroenie, wic plotkami ja si zajm. - O co chodzi? - Krlowa Marianna wysya Averilla Demonai i mnie do Kredowych Klifw oznajmi Edon. - Wyruszamy jutro. Amon wci nie rozumia. - Co to ma wsplnego z ksiniczk Rais? - Mam ze przeczucia i tyle. - Ojciec przeczesa doni szpakowate wosy. Po dugim milczeniu doda, jakby przychodzio mu to z trudem: - Moja wi z krlow jest... zamglona. Zwykle potrafi przewidzie, co zrobi, zgadn, co myli, ale ostatnio... Nie wiem. Co si zmienio. Czuj si tak, jakby chciaa nas usun z drogi. - Po co miaaby to robi? - Amon czu si jak gupiec, zadajc pytanie za pytaniem, lecz uzna, e powinien to wiedzie, a nie pozostawa w wiecie domysw. - Jeli nawet tak jest, to przecie... jest krlow... Kapitan Byrne przyoy do do czoa, jakby bolaa go gowa. - Nie jestem pewien, czy podejmuje dobre decyzje. Moe ma powody, eby tak postpowa. Tylko ja ich nie rozumiem. Zamierzam jednak zrobi, co trzeba, eby chroni rd. A jeli si myl... - Wzruszy ramionami. - Dobrze. Posae moj druyn do ek. - Amon wsta. - Mam ich obudzi i kaza si zbiera? Ojciec zaprzeczy ruchem gowy. - Jest jeszcze co. Co wanego. - Da Amonowi znak rk, by zosta. Amon usiad i czeka, z trudem powstrzymujc ziewanie. I tak zrobi wszystko, czego chce od niego kapitan, jego ojciec. To oczywiste. Czemu wic nie mog si troch przespa? Ojciec chrzkn. - Wiesz, e w klanach jest ceremonia nadawania imienia, podczas ktrej modzi s dopuszczani do nauki przyszego zawodu. Tutaj, w Fellsmarchu, przyjcia organizowane w tym dniu oznaczaj wejcie w doroso. - No tak - odpar Amon i mia ochot doda przecie wiem, ale si powstrzyma. - My, Byrneowie, mamy wasny rytua przejcia - owiadczy jego ojciec. - My, Byrneowie? - Amon wpatrywa si w twarz ojca, mylc, e ten artuje. Nie znalaz jednak w jego oczach ladu rozbawienia. - Co to znaczy? - Nasza rodzina ju od czasw Hanalei jest w szczeglny sposb zwizana z

krlowymi Felis. Zwykle przechodzi to na najstarszego w kadym pokoleniu. Chyba e on lub ona odmwi. Wtedy przechodzi na nastpne dziecko. - Kapitanem Gwardii Krlewskiej zawsze jest Byrne. To chcesz powiedzie? - Dzieje si tak nie bez przyczyny - wyjani ojciec. - onierz nazwiskiem Byrne odda ycie za Hanale, kiedy porywa j Krl Demon. Syn tego onierza pomg j uwolni. Gdy wrcia na tron, ogosia, e od tej pory kapitan Gwardii Krlewskiej bdzie zczony z krlow wizami krwi, aby mg lepiej wykonywa swe zadania. Syn tego onierza by pierwszym, ktry zosta zczony tak wizi. Twj praprapra... dziadek. - Czyli... - prbowa zrozumie Amon - ...ty jeste zwizany z Mariann. To chcesz powiedzie? - A moja matka bya zwizana z Liss. A jej ojciec z ucj. - Jak to dziaa? Skada si przysig czy... - To co wicej ni przysiga. Odbywa si ceremonia w wityni, rytua poczenia. Suymy krlowym linii Szarych Wilkw. Ta wi nie moe zosta zerwana. Nie moemy wiadomie dziaa wbrew interesom dynastii. - Czyli to magia? - zapyta Amon, a jego ojciec skin gow. - Co si dzieje, jeli kto mimo to dziaa wbrew interesom dynastii? Ojciec pokrci gow. - To niemoliwe. O to wanie chodzi. Fizycznie nie jestemy w stanie tak postpi. To byo wicej ni zaskoczenie. Amon zawsze uwaa swoj rodzin za najmniej magiczny ze wszystkich znanych mu rodw. Waciwie nawet czu si troch gorszy, odrzucony, bezbarwny w porwnaniu z tymi, ktrzy mieli w sobie magi, jak czarownicy, arystokracja klanowa, a nawet krlowe. Byrneowie byli solidni, pewni, uczciwi, pracowici, lojalni, odwani a do przesady. Byli tego rodzaju ludmi, ktrych chce si mie w walce u swego boku, ktrym mona powierzy oson tyw lub pilnowanie skarbw. Ale magia? Amon prbowa wymyli co innego ni Jeste pewien? albo artujesz? - Czyli masz magiczn moc? - zapyta. Ojciec rozemia si i potar podbrdek, jakby troch zaenowany. - Hmmm. To delikatna sprawa. - A krlowa... Czy ona o tym wie? - Nie. Krlowe nie wiedz - odpar kapitan Byrne. - Tego chciaa Hanalea. Waniejsze byo dla niej zachowanie dynastii Szarych Wilkw ni interes poszczeglnych wadczy. - Jeste zwizany z lini rodu czy z konkretn krlow?

- Z lini, ale w praktyce kady kapitan suy jednej krlowej, chyba e ta w jaki sposb zagrozi dynastii... - urwa i po chwili doda cicho: - Takich podejrze te nie uzgadniamy z naszymi krlowymi. - Czyli moe si zdarzy, e dziaamy wbrew interesom naszej krlowej, eby ratowa rd? - Tak - powiedzia ojciec bez adnych usprawiedliwie. - Nawet gdyby Marianna wiedziaa, wtpi, by potraktowaa to wszystko powanie. Wiesz, jaki ma stosunek do wity i wiary. Dla niej to jak wierzy w ogrodowe chochliki. - Zatem... - Amon doszukiwa si powodu, dla ktrego ojciec mu to opowiedzia ...gdy nadejdzie czas, wybierzesz swojego nastpc. - Nastpny kapitan bdzie suy Raisie. Wybraem ciebie. Amon siedzia skamieniay. Myli kbiy mu si w gowie, przed oczami niczym w kalejdoskopie przesuway si obrazy i wspomnienia. Jak znalaz si tutaj, w tym miejscu, gotw przyj rol, ktr przeznaczy mu los? Ojciec uczy go walki mieczem i jazdy konnej, ale tak samo postpowali przecie i inni ojcowie. Amon spdza z tat wiele czasu w koszarach i stajniach zamkowych, interesowa si komi i uwielbia sucha rozmw o taktyce i broni. Nikt nigdy mu nie powiedzia Id do Odens Ford, by nauczy si onierki!, a on mimo to tak zrobi. I nikt mu nigdy nie kaza wstpi do Gwardii Krlewskiej - on si na to zdecydowa. Suba w gwardii bya tradycj rodzinn, cho wiele jego wujw i cio nie poszo t drog. Zawsze jednak przynajmniej jeden z pokolenia kontynuowa t tradycj. Odkd zosta powoany do gwardii, myla o moliwoci zostania kapitanem, gdyby wytrwa w tej subie i si sprawdzi. W kocu stopie kaprala zawdzicza wynikom w nauce i rekomendacjom przyjaci ojca. Dobrze radzi sobie z broni - by w tym najlepszy na roku mia te spore osignicia w operacjach w terenie i wietnie szo mu z teori. Wszyscy mwili, e wda si w ojca. I Amon by z tego dumny. Zawsze jednak zakada, e sam wybiera swoj drog spord wielu moliwoci. e gdyby chcia zosta kupcem albo kowalem czy malarzem jak jego siostra, mgby to zrobi. A teraz okazao si, e szed wskim szlakiem, przeznaczonym mu od urodzenia, wytyczonym przez magi i ukad sprzed tysica lat. - Masz wybr - powiedzia ojciec, jakby czyta w jego mylach. Amon spojrza na niego. - Jaki wybr? Lydia zostanie kapitanem?

- Jest z Byrnew - odpar ojciec. Amon zawsze wyobraa sobie Lydi siedzc na brzegu morza, w kolorowej spdnicy, z gow pochylon nad rysunkiem. Milczco pokrci gow. - A jeli ona odmwi, jest jeszcze Ira - ojciec wspomnia o dziesicioletnim bracie Amona. - Tylko... on jest jeszcze may, a my ju potrzebujemy kapitana. - Zamilk na chwil. - I masz jeszcze kuzynw. - Czemu teraz? - zapyta Amon. - Kapitan Gwardii Krlewskiej moe by tylko jeden i jeste nim ty - liczy na to, e zanim trzeba bdzie podj decyzj, zdy oswoi si z t myl. - Martwi si o ksiniczk Rais. Teraz nie mamy z ni bezporedniej wizi, a moja wi z krlow Mariann zdaje si sabn. Jeeli wyrazisz zgod, to poczenie z rodem Hanalei za porednictwem Raisy da ci co w rodzaju szstego zmysu. Bdziesz przeczuwa kopoty, rozpoznawa zagroenie, przewidywa, co ona moe zrobi. Ten zmys ma te dawa nam pewn moliwo wpywania na nie, gdy w gr wchodzi bezpieczestwo. - Gorzko si umiechn. To nic nie da. One i tak zrobi, co bd chciay, pomyla Amon. - To jest... na stae, jak rozumiem? - zapyta. - A jeli po jakim czasie si rozmyl? - To jest na stae - powiedzia ojciec, bawic si piercieniem na lewej doni, cikim zotym piercieniem wilka, z ktrym nigdy si nie rozstawa. - Nie martw si. To nie to samo, co pjcie do zakonu. Moesz si oeni, mie dzieci... eby przeduy rd Byrnew, oczywicie. - A jeli trzeba bdzie wybiera midzy rodzin a krlow? Ojciec spojrza mu prosto w oczy. Jego orzechowe spojrzenie mwio jasno i wyranie: - Krlowa, oczywicie. Oczywicie. Amon zna odpowied, ju zadajc to pytanie. W gbi duszy zawsze wiedzia, co dla ojca jest najwaniejsze. - A co z Odens Ford? Wrc tam? - Zobaczymy, jak si sprawy potocz. Moliwe, e wrcisz. Wszystko w subie dynastii. - Westchn. - Chciaem, eby skoczy nauk, zanim zostaniesz powoany. Ale obawiam si, e nie moemy czeka. Ale... byo jeszcze co, o czym Amon stara si nie myle. Jego uczucia do Raisy. Nawet teraz serce bio mu szybciej, gdy o niej myla. Przypominay mu si rne sceny: Raisa ubrana jak chopak, w tej miesznej czapce, wychodzca bez broni ze stranicy

Poudniomostu, po tym jak uratowaa torturowanych czonkw gangu, Raisa ofiarujca swoje podarunki oratorowi Jemsonowi, by nakarmi biednych; Raisa proszca go o pomoc w zostaniu lepsz krlow. Raisa w ogrodzie w wietle pochodni - jej wosy dugimi kosmykami otulajce twarz, broda wsparta na pici, zielone oczy o takiej gbi, e chciaoby si w nich uton. Raisa w jego ramionach na parkiecie sali balowej, z gow na jego barku, jej drobne ciao przytulone do niego, gdy on myli tylko o tym, by uciszy omotanie serca. I te dwa pocaunki, ktrymi obdarowaa go pewnie bez zastanowienia. Dwa pocaunki, ktre wci nie daway mu spa. Wszystko w niej go pocigao - jej wygld, to, jak mwia, jak si poruszaa, to, kim bya i kim miaa zosta. - Tato - powiedzia, nie odrywajc wzroku od stou, nie umiejc spojrze ojcu w oczy. - Chodzi o to, e ja czuj co do Raisy... Do nastpczyni tronu... Wiem, e n ie powinienem. Martwi si, e mgbym... e my moglibymy zrobi co, co by zaszkodzio dynastii... Podnis gow. Na twarzy ojca zobaczy uczucie, czego nigdy by si nie spodziewa zrozumienie wymieszane ze smutkiem. - Amonie - powiedzia ojciec. - My kochamy krlowe z rodu Szarych Wilkw. Ale to jest tak, jak ci mwiem. Po powoaniu nie zaszkodzimy dynastii. To nasza wielka sia, ale te wielki ciar. Amon przyglda si ojcu. Pomyla o matce, ktra zmara przy porodzie Iry, i o tym, czy ona to wiedziaa. Edon Byrne by dobrym mem i troskliwym ojcem, wiernym swoim obowizkom i krlowej. Teraz wyda mu si postaci tragiczn, skrywajc wasne tajemnice. A gdzie miejsce na mj wybr? pomyla Amon. Wiedzia, e Raisa nigdy nie bdzie jego. Ale gdyby wyjecha do Odens Ford, a potem na posterunek w Kredowych Klifach, ten bl zapewne zelaby po jakim czasie. Mia dopiero siedemnacie lat. Jak to bdzie do koca ycia przebywa w pobliu Raisy jako kapitan i doradca, widzie, jak wychodzi za m, i wiedzie, e nigdy jej nie zdobdzie? Jak jego ojciec i krlowa Marianna. A gdyby powiedzia nie i co by si stao Raisie? Czy wybaczyby sobie? Ojciec twierdzi, e ma wybr, i mia. Wybr midzy dobr a z decyzj. Amon wycign rce ponad blatem i chwyci stwardniae donie ojca. - Zrobi to - powiedzia. Edon Byrne spojrza na ich zczone donie. - Jeste pewien? - Tak.

- No to chodmy do wityni - powiedzia, wstajc. Cho bya dopiero czwarta rano, orator Jemson czeka na nich w gabinecie, ubrany w ceremonialny strj. Ojciec uprzedzi go, e przyjd. Wiedzia, jak Amon podejmie decyzj. To tyle na temat wolnoci wyboru. - Kapitanie Byrne - przemwi orator powanym tonem - i kapralu Byrne. - To nadzwyczajna sytuacja przeprowadza zaprzysienie zarwno ojca, jak i syna. Zwykle jeden kapitan ustpuje, zanim drugi zostaje powoany. - Czasy s niespokojne - powiedzia Edon Byrne. - A dynastia musi by chroniona. - Tak, musi - przyzna Jemson i spojrza na Amona. - Czy zgadzasz si na zczenie z lini rodu Hanalei? - Tak. - Amon skin gow. Nagle poaowa, e nie zdy si wykpa przed przybyciem. Czu si brudny i niegodny w poplamionym mundurze po nocnym patrolowaniu achmantargu. Jakby usysza jego myli, Jemson poda mu zwinite szaty. - Zdejmij ubranie i w to. Pniej przycz si do nas w Kaplicy Pani. Jemson i kapitan Byrne zostawili Amona samego w gabinecie. Zdj wszystko? Czy tylko mundur? Nie chcia zrobi czego le. Zastanowi si, po czym rozebra si cakowicie. Sukmana, ktr przywdzia, bya uszyta z grubo tkanej, niefarbowanej baweny - taka, jakie nosili alumni. Czu si dziwnie przewiewnie pod wieloma warstwami tkaniny - jak gdyby wci by nagi. Przeszed boso przez przestronne sanktuarium do skromnej Kaplicy Pani po prawej stronie otarza. Kaplica bya powicona Althei, patronce ubogich. W porwnaniu z prywatnymi kaplicami w wityni zamku Fellsmarch, gdzie znajdoway si zote posgi i pozacane marmurowe elementy, Kaplica Althei charakteryzowaa si prostot, cho wida byo, e jest otoczona czci. Prosty drewniany otarz lni od rcznego polerowania, a po jego obu stronach stay wiee kwiaty. Przez okna wpada chodny blask ksiyca, rysujc na posadzce ukad szybek. Jemson i ojciec Amona stali po obu stronach dugiego stou. Na blacie leao kilka przedmiotw: dua kamienna miska, lnicy n, maa krysztaowa buteleczka, srebrny puchar. Amon przyglda si temu wszystkiemu, nie wiedzc, co myle. Jemson umiechn si do niego. - Twoja rola jest do prosta, wierz mi, jak na tak wany rytua. Wymieszamy twoj krew z krwi Hanalei i wypijesz t mieszank. Reszt zasilimy gleb Felis, by zwiza ci z

t ziemi i ze Stworzycielem. To takie swoiste zoenie ofiary. Chyba ni, pomyla Amon. Byrneowie nie robi takich rzeczy. Pomyla o swoich kompanach picych w koszarach. O Raisie w zamku Fellsmarch, niewiadomej tej wizi, ktra powstanie midzy nimi. Czy to w porzdku robi to bez jej zgody? A jeli ona nie chce by z nim zczona? Obliza wargi. - Czy ona... bdzie wiedziaa? - Moe co poczu - odpar orator. - Albo to przepi. Jeli si obudzi, nie bdzie wiedziaa dlaczego. - Czy naprawd macie tu krew Hanalei? Po upywie tysica lat? - Pochodzi od jej potomki, krlowych Felis. - Orator pooy do na zakorkowanej buteleczce. - To jest krew ksiniczki Raisy. Odmwi nad ni modlitw. Jemson zamilk, jakby czeka na kolejne pytania Amona. Po chwili powiedzia: - Prosz odsoni rk, kapralu Byrne. Amon uczyni, co mu kazano. Poczu lekkie ukucie ostrza i zdumiony obserwowa, jak jego krew kapie do miski, tworzc na dnie niewielk kau. Jemson unis krysztaow buteleczk i przemwi w mowie klanowej. Amon rozpozna sowa Raisa anaMarianna i Hanalea. Orator odkorkowa butelk i wla kilka kropel do miski. Nastpnie unis j wysoko i porusza ni, by wymiesza zawarto, recytujc dugie zaklcie. Myli Amona mieszay si jak mikstura w misce. Docisn rk do boku, by zatamowa krwawienie, i poczu wilgo przesczajc si przez materia. Orator postawi misk, zanurzy w niej puchar i wydoby go ociekajcego krwi. Nastpnie przemwi w mowie nizinnej. - Amonie Byrne, z rodu Byrnew, stranikw rodu Hanalei, prosimy ci o jedno: aby by zczony z lini krlowych, a w szczeglnoci z krwi i ciaem Raisy anaMarianna, nastpczyni tronu Felis. Przysignij, e jej krew bdzie twoj krwi, e bdziesz ochrania j i jej dynasti a do mierci. Czy przysigasz? - Przysigam - owiadczy Amon. Jego gos zabrzmia dononie w ciszy kaplicy. - Wypij to, by przypiecztowa przysig. Amon przyj puchar i unis go do ust, przygotowany na sony smak krwi. Napj by jednak sodki jak wino. Jego zdumienie byo tak wielkie, e omal si nie zakrztusi. Na szczcie do tego nie doszo. Wypi cay puchar i zwrci go Jemsonowi.

Efekt by natychmiastowy i tak gwatowny, jak gdyby uderzono go obuchem w gow. Amon osun si na kolana, eby si nie przewrci. Ogarno go, wrcz przytoczyo, uczucie dopywajce gdzie z gbin krlestwa, gdzie kto myla o ksiniczce alb o gdzie dziao si co, co mogo dotyczy jej przyszoci. Bya czwarta nad ranem, lecz Micah Bayar nie spa. Wyglda przez okno w zamku na Szarej Pani i myla o Raisie. Piekarze w kuchniach zamkowych wkadali ciasta do piecw, rozmylajc o wicie imienia dziedziczki tronu i zastanawiajc si, czy doceni ich trud. Averill Demonai szykowa si do wyjazdu z miasta i martwi si o crk, ktr tu pozostawia. Umys krlowej Marianny by zamglony, otumaniony przez zayty lek, a mimo to monarchini spaa niespokojnie, nic o wkroczeniu crki w doroso. - Zamknij si na to - powiedzia ojciec. - Na pocztku to jedyny sposb. Pniej si przyzwyczaisz. Amon przyoy rce do gowy, prbujc przefiltrowa te obrazy i skupi si na komnacie w wiey kilka kilometrw dalej, gdzie w ku pod gwiazdami spaa Raisa. Jej sen rwnie by niespokojny i Amon ze zdumieniem odkry, e ksiniczka myli o nim i przez sen wypowiada jego imi. - Chod - przemwi orator. Ojciec pomg Amonowi wsta i mocno przytrzymywa go za rami, eby si nie przewrci. Jemson szed pierwszy, niosc misk, a Amon i Edon Byrneowie za nim. Wyszli do ogrodu, gdzie Amon ujrza biae plamy nocnych kwiatw i poczu ich upajajc wo. - Amonie Byrne, czymy ci z komi krlowych pogrzebanych w ziemi Felis. Jeste zwizany z tym krlestwem tak jak z krlowymi rodu Szarych Wilkw. Bdziesz broni tej ziemi jako ich miejsca przebywania. Moesz opuci Felis, lecz twj dom zawsze bdzie tutaj. Jemson wyla reszt krwi na ziemi w ogrodzie. Amon mia wraenie, e zapuszcza dugie korzenie w gb ziemi, a do podziemnych wd. Poczu na jzyku smak wody z Dyrny, a w nozdrzach zapach Hanalei. Orator unis jego do, bezwadn niczym do picego, i na serdeczny palec prawej rki Amona wsun piercie Szarych Wilkw. Pasowa idealnie. Ojciec obj go, a orator umiechn si i powiedzia: - Ju po wszystkim...

ROZDZIA DWUDZIESTY DRUGI

Desperackie kroki
Chocia Ptaszyna wikszo czasu nadal spdzaa w towarzystwie wojownikw Demonai, to jednak ona i Han znajdowali wiele okazji do spotka - w grocie, w kryjwce nad Jeziorem Duchw, nad Strumieniem Leciwej Niewiasty. Raz czy dwa spotkali si nawet w chacie Lucjusza, kiedy Han wiedzia, e staruszek bdzie owi ryby. Waciwie Han nie potrafiby powiedzie, czemu uwaali, e powinni utrzymywa ten zwizek w tajemnicy. Moe sdzili, e ukrywanie tej czci ycia przed innymi pozwoli im trzyma si z dala od rozgrywajcych si konfliktw. A moe wydawao im si, e to wszystko jest tak kruche, e wymaga osony niczym sadzonka naraona na zdeptanie. A moe, jak si okazao, by to instynkt samozachowawczy. Dziki Ptaszynie Han poczu, e gdzie przynaley, e nie jest tak bardzo obcy, poniewa ona go wybraa. Nie chcia, by odchodzia. Gdyby zostaa, moe i on znalazby swoje miejsce w yciu klanu i zgodziby si na propozycj Iwy. Tymczasem im bardziej zblia si moment wyruszenia Ptaszyny do kolonii Demonai i Tancerza do Odens Ford, Han coraz bardziej czu si, jakby siedzia porodku rzeki na piaszczystym wale coraz silniej podmywanym przez wod. Wkrtce zostanie sam, niczym wizie w Sosnach Marisy, gdy jego przyjaciele wyrusz na spotkanie nowych przygd. Chyba e opuci Sosny Marisy i przeniesie si do Demonai wraz z Ptaszyn. Nigdy jeszcze nie by w kolonii w zachodnich Grach Duchw i nie zna nikogo, kto tam mieszka, z wyjtkiem kilku kupcw. Ale skoro i tak mia by banit, to mgby zwiedzi chocia t niewielk cz wiata, do ktrej ma dostp. Gdyby nie mg i z Ptaszyn i wojownikami Demonai, to moe znajdzie jak prac u kupca, ktry podruje midzy tymi klanami. W ten sposb czasami bdzie j widywa. Wiedzia, e musi poprosi Iw o pozwolenie, poszed wic do niej ktrego ranka, kiedy mieszaa lecznicze mikstury w Sadybie Straniczki. - Podaj mi t niebiesk czark, Samotny owco - poprosia, wskazujc na pki z naczyniami. Iwa nigdy nie dopuszczaa do tego, by ktokolwiek siedzia bezczynnie, gdy ona pracuje. Poda jej czark, a ona wysypaa z niej do modzierza co, co wygldao na kawaki

tej kredy, i zacza uciera na proszek. - Mylaem o przeniesieniu si do klanu Demonai - powiedzia, kucajc obok niej. Nic nie powiedziaa, zajta przesypywaniem tego proszku do miseczki. - Z powodu wojny w Ardenie coraz wicej towarw wdruje tamtdy do Tamronu doda. - Podaj mi wie ziele - polecia, nie podnoszc gowy. cign aromatyczne gazki zwisajce z poway i poda jej. Odrywaa licie i pojedynczo wrzucaa do modzierza. - No wic, mgbym tam pracowa dla jakiego kupca - kontynuowa rozdraniony jej brakiem odpowiedzi. - Moe moglibycie mnie komu poleci... - Mwiam ju, e znajd ci zajcie w Sosnach Marisy - owiadczya Iwa. - Wiem. Dzikuj. Ja tylko myl, e Demonai... - Nie moesz i z Ptaszyn. - Wrzucia tuczek do modzierza, jakby dla podkrelenia tych sw. Nie rozumia. Iwa znaa si na ludziach, ale on by przekonany, e zachowywali z Ptaszyn cakowit dyskrecj. Czyby wszyscy wiedzieli, e si spotykaj? - Nie musiabym podrowa razem z ni. Mog tam i sam - zaproponowa - albo ze stadem jucznych zwierzt. - To nie ma sensu - stwierdzia, odkadajc modzierz, i opucia donie na kolana. To znaczy ty i Ptaszyna. - Czyli co? Nie jestemy... - zacz, ale jej spojrzenie nie pozwolio mu skoczy. Dlaczego to nie ma sensu? - Nie pasujecie do siebie - odpara. - Skd to wiecie? Zawsze bylimy przyjacimi. - Przyjanilicie si jako dzieci. Teraz Ptaszyna zyskaa imi wojownika Demonai. Musi i t ciek. A ty musisz i w inn stron. - Nie rozumiem - stwierdzi Han, bo istotnie tego nie pojmowa. - Nie wolno jej mie przyjaci? Czy chodzi o to, e ja nie jestem z klanu? Iwa wygldaa, jakby ta rozmowa bya dla niej tak samo trudna jak dla niego. - To powoanie. Musisz si z tym pogodzi. Dla nikogo z nas nie jest to atwe. Midzy Ptaszyn a Tancerzem take jest bariera, ktrej wczeniej nie byo. Z powodu tego, skd pochodz i kim s. - To przez Reida Demonai - mrukn Han. Sta, grujc nad Iw, i to powinno byo dawa mu poczucie wadzy, lecz nie dawao. - Myl, e prawdziwa wojna z czarownikami

skoczya si tysic lat temu. I od tej pory Demonai tylko eruj na zdobytej wtedy reputacji. To wszystko to tylko potrzsanie szabelk i takie tam gadanie. - To nie wina Reida Demonai - powiedziaa Iwa gosem jak jedwab z dodatkiem stali. - To tradycja zbudowana na ponadtysicletnich konfliktach midzy czarownikami a klanami. Zadaniem Demonai jest hamowa czarownikw, nawet si, jeli trzeba. - I dlatego walcz z Tancerzem? Nie maj lepszego zajcia? Czy robi to dlatego, e jest atwym celem? Iwa dugo zbieraa si do odpowiedzi. Han w tym czasie przestpowa z nogi na nog. - Owszem, on jest atwym celem - powiedziaa w kocu, spogldajc na niego ciemnymi, penymi blu oczyma. - Jak mylisz, dlaczego posyam go do Odens Ford? Bo inaczej go zabij. Han przesta si kiwa i stan pewnie na nogach. - W takim razie nie pozwlcie Ptaszynie przyczy si do Demonai. Niech zostanie tutaj. - To nie naley do mnie - stwierdzia Iwa, znowu podnoszc tuczek. - Ona ma powoanie, a ty nie. Nie moesz i z Ptaszyn... - Patrzya na niego bagalnie. - Zosta ze mn i naucz si uzdrawiania. Znasz si ju na rolinach, byby bliej mamy i siostry. - Nie jestem uzdrowicielem - burkn Han, mylc, e lepiej mu wychodzi sprawianie blu ni jego kojenie. - Nie wiem, jakie jest moje powoanie, ale nie jest nim uzdrawianie. Odwrci si i wyszed z sadyby. Ptaszyna te mu nie pomoga. Tego wieczoru leeli obok siebie nad Strumieniem Leciwej Niewiasty, zczeni domi i niedawnymi pocaunkami. Przez gazie nad ich gowami przewitywa blask ksiyca. Szmer wody obmywajcej kamienie tym razem go nie uspokaja. - Chc i z tob do kolonii Demonai - oznajmi, patrzc na dach lici nad nimi. - Chciaabym, eby to byo moliwe - odpara. Chc i, powiedzia. Nie: Chciabym mc. Moe trzeba byo powiedzie: Id. Kiedy Han nie odpowiada, Ptaszyna dorzucia: - Byoby ciko. Reid mwi, e do koca lata bdziemy w drodze, bd si uczy tropienia, uywania broni i... rnych takich. - Ale po tym szkoleniu wasza baza bdzie w Demonai? - Baza tak, ale nie bd tam czsto. Wojownicy Demonai spdzaj wikszo czasu w podrach. - Obrcia si na bok i wspara na okciu, po czym odgarna mu wosy z czoa. Mia ochot si odwrci. - Moe... moe jak ju si tam rozejrz, moe jak lato si skoczy,

mgby tam przyby. - Moe - powiedzia wymijajco, pragnc j zrani. - Zobaczymy. Gdy ta moliwo si dla niego zamkna, wrci do pierwotnego planu pjcia z Tancerzem do Odens Ford. Zastanawia si, jak to zrealizowa, gdy wszyscy wok zdawali si by przeciw niemu. W tajemnicy przed Iw odwiedza kowali na targu Sosen Marisy i pyta, czy nie da si zdj bransoletek z jego rk i czy nie chcieliby kupi od niego srebra. Kowale uywali pi, obcgw i noy - bez rezultatu. Gdy im mwi, e nie ma dla niego znaczenia, czy zniszcz przy tym bransoletki, czy nie, prbowali dziaa rozgrzanym elazem, przez co skra Hana na nadgarstkach pokrya si pcherzami i oparzeniami. Bransolety wyszy z tego bez najmniejszego zadrapania, wyryte runy pozostay nienaruszone. Odpowied bya zawsze taka sama. Owszem, byli zainteresowani tym srebrem, nawet zaintrygowani, ale nie mieli pojcia, jak zdj z niego bransolety. Ani jak obrabia to srebro , gdyby udao si do niego dobra. Jedynym, co przyszo mu w tej sytuacji do gowy, byo odzyskanie amuletu, ktry lea ukryty na stajennym podwrzu, i znalezienie na niego kupca. Nie widzia powodw, dla ktrych nie mgby zamieni amuletu na tyle monet zwanych panienkami, eby zapewni byt mamie i Mari, a sobie nauk w Wien House. adnych powodw z wyjtkiem tego, e Lucjusz kaza mu trzyma to z dala od Bayarw. Przecie nie musia zwraca go Bayarom. Zna wielu handlarzy z czasw, gdy jeszcze dziaa jako zodziej. Mgby to sprzeda na targu w Poudniomocie. Jakie s szanse, e Bayarowie kiedykolwiek wybior si do Poudniomostu? Nigdy tego nie robili. Postanowi nie sucha tego gosu, ktry podpowiada mu, e to nie jest jego wasno i nie ma prawa jej sprzeda. Ten gos mwi te, e gdyby sprzeda to w Fellsmarchu, mogoby trafi do rk poprzednich wacicieli. Tak czy inaczej, odkd podnis ten amulet z ziemi na stoku Hanalei, przytrafiay mu si same nieszczcia. Moe teraz nadarzya si okazja, by obrci koo fortuny. Ten pomys kiekowa w jego umyle, a wreszcie Han uzna, e nie ma wyboru. Postanowi wyruszy do miasta po poudniu, rozumujc w ten sposb, e przybdzie pod oson ciemnoci, w porze zmiany warty. Pjdzie wprost do achmantargu i zabierze amulet. Mgby pj do Poudniomostu, kiedy targ zaczyna dziaa, i wraca ju na Hanale, gdy niebiescy bd dopiero przeciera oczy ze snu. Wsun mieszek z pienidzmi pod koszul. Zarobi troch, pracujc dla Iwy i wykonujc rne drobne prace dla kadego, kto by gotw zapaci. Nie byo tego wiele.

Zawin kawaek wdzonego pstrga oraz troch chleba w serwetk i wcisn to do torby. W kocu nacign czapk na jasne wosy. W Dolinie bdzie cieplej ni w grach, ale nakrycie gowy miao suy temu, by mniej si wyrnia - ludzie zwykle mwili o nim ten jasnowosy. O tej porze na szlaku do Fellsmarchu ruch by niewielki - gwnie myliwi i kupcy wracajcy do domw. Han omin chat Lucjusza szerokim ukiem, nie chcc natkn si na staruszka. Nie widzia go od dnia, gdy zasta go na opakiwaniu tragicznej mierci Chopca. Pomyla, e Lucjusz pewnie ju znalaz kogo na jego miejsce. Ta myl troch go zabolaa. Przeszed przez bram miejsk o zmierzchu wraz z tumem alumnw z lokaln ej wityni, ktrzy zbierali jagody na zboczu Hanalei. Trzyma si bocznych ulic, a dotar do Mostu Poudniowego. Wydawao mu si, e sytuacja si unormowaa. Na kadym kocu mostu stao po dwch niebieskich i chyba nikt nie poszukiwa Hana Alistera. Lucjusz mwi, e rozesza si pogoska o jego mierci. Han zauway, e bycie martwym znacznie uatwia poruszanie si po miecie. Po przejciu przez most zanurzy si w znajomy labirynt achmantargu, kierujc si w stron domu. Nie byo jeszcze ciemno, cho soce skryo si ju za Bram Zachodni i na jasnym niebie pojawio si kilka gwiazd. Dni w rodku lata byy dugie. Dziaania wymagajce ciemnoci mona byo prowadzi tylko przez kilka godzin. Serce zabio mu mocniej. Kocha letnie noce w miecie, gdy przez otwarte drzwi z karczm dobiegaa muzyka, na chodnikach sprzedawano gorce kiebaski i ryby, a pijakom w zaukach nie grozio zamarznicie. Dziewczta do towarzystwa przekomarzay si z niebieskimi, mieszkacy korzystali z ycia, upojeni myl, e wszystko jest moliwe. Prawdopodobnie tak byo. Ulice latem byy bardziej niebezpieczne, a jednoczenie w pewien sposb bardziej wyrozumiae. Kiedy ostatnim razem odwiedzi dom, achmantarg i Poudniomost byy nienaturalnie ciche, przeraone seri morderstw na Poudniarzach. Teraz atmosfera bardziej przypominaa dawne czasy, gdy wczy si z achmaniarzami. Gdy zblia si do domu, mija coraz wicej tych flag przybitych do drzwi lub wywieszonych z okien na znak obecnoci febry. W okresie letnim te flagi wyrastay w niektrych rejonach jak jasnote grzyby po deszczu. To bya ciemna strona lata. Niektrzy twierdzili, e febra jest skutkiem niezdrowego powietrza. Iwa mwia, e przyczyn jest woda. Cokolwiek to byo, pojawiao si tylko w Dolinie. W grskich koloniach

ten problem w ogle nie istnia. Gdy doszed do stajni, podnis wzrok na pitro i zobaczy t flag wetknit midzy ram okna a parapet. Rzuci si do stajni jak oparzony, pokonywa schody po dwa stopnie. Otworzy drzwi do izby i w nozdrza uderzy go odpychajcy smrd. Mari leaa na posaniu przy palenisku. Cho w izbie byo okropnie duszno, pali si ogie, a dziewczynka bya przykryta po szyj wieloma kocami. Jej drobnym ciakiem wstrzsay dreszcze. Mama siedziaa na pododze obok niej, oparta o cian. Spojrzaa na Hana, jakby zobaczya ducha - jak kto, kto obudzi si z drzemki. - Dzisiaj rano byo lepiej, ale gorczka wrcia - mwia krtko, bo bya zbyt zmczona, by reagowa na jego nage przybycie po miesicu nieobecnoci. Jej twarz okalay rozczochrane wosy, ktre wypltay si z warkocza. Bluzk miaa pobrudzon, zwisajc tak luno, jakby jej ciao powoli si kurczyo. Han przeszed przez izb i przyklkn obok Mari. Przyoy do do jej czoa. Byo rozpalone. - Jak dugo choruje? - Dziesity dzie. Dziesity dzie. Ju powinno by lepiej. Jeli miaa z tego wyj. - Czy je i pije? Iwa mawiaa, e wysoka gorczka wysusza ciao, wic trzeba wtedy duo pi. No i gorczka oprnia odek. Mama krcia gow. - Nie chce je, kiedy ma gorczk. - Dajesz jej kor wierzby? - To bya jego dziaka z zakresu uzdrawiania: roliny, ktre zbiera dla Iwy i innych. - Dawaam. - Spojrzaa bezradnie na swoje donie. - Ale ju si skoczya. - Z nadziej patrzya w oczy Hana. - Masz pienidze? - Troch. A na co? - Jest uzdrowiciel na Strczkowej. Ludzie mwi, e dziaa cuda. Ale to kosztuje. Han rozejrza si po izbie. Wygldaa jeszcze biedniej ni zwykle. Nie zobaczy koszy z praniem, adnych ladw jedzenia, nic. Mama pooya do na jego rce. - Posyaby swoje pranie do kogo, u kogo panuje febra? - zapytaa. - Zreszt i tak nie mog jej zostawi samej, eby odebra i dostarczy bielizn.

Obok Mari stao wiadro z wod. - Skd ta woda? - zapyta Han. - Ze studni na kocu ulicy. Jak zawsze - odpowiedziaa mama. Chwyci za wiadro i przela zawarto do garnka, ktry umieci nad ogniem. - Niech si chwil pogotuje, a jak ostygnie, moesz jej uywa do prania. - Wiem, jak si robi pranie, Hansonie Alister - owiadczya mama tonem, ktry zabrzmia znajomo. - Przynios wody z innej studni - powiedzia. I tak zrobi. Przeszed kilka ulic dalej, do pompy na placu Garncarzy i z powrotem. Za ostatnie pienidze kupi kawaek kory wierzby i troch owsianki dla Mari. Musia w tym celu obudzi aptekarza na targu, przez co zosta zwymylany, a do tego sono przepaci. Gdy wszystko ju byo zaatwione, nasta wit. Mari napia si czystej wody, zaya kor wierzby i zjada owsiank, chocia twierdzia, e nie jest godna. Potem wygldaa lepiej i spaa spokojniej, a on tumaczy sobie, e rumiece na jej policzkach to nie tylko oznaka gorczki i e ta poprawa nie jest cisz przed nawrotem choroby. Czyli znowu to samo. Znowu nieszczcia, gorsze ni kiedykolwiek wczeniej. To musi by ten przeklty amulet. Trzeba si go pozby, nim kto umrze. Potrzebowa pienidzy. Mama i Mari potrzeboway pienidzy - na uzdrowiciela i wszystko inne. Nie mg od nich wymaga, by resztkami si zarabiay na ycie, podczas gdy on yje sobie we wzgldnym komforcie w Sosnach Marisy albo gdzie indziej. Gwardia ju go nie szukaa, ale to mogo si zmieni, gdyby zauwayli, e jego utopione ciao cae i zdrowe chodzi po ulicach. Zostawiwszy mam i Mari pogrone we nie, zszed po schodach i zagada do koni, ktre zignorowa w drodze w przeciwn stron. Pod oson nocy przelizgn si do kamiennego paleniska na podwrzu i wyj jeden kamie. Zawinitko w skrze leao tam nietknite. Nie musia go podnosi, by czu emanujce ze ciepo. Ostronie rozwin skr i odsoni wowy amulet. Ten zalni jaskrawo, owietlajc podwrze, jakby chcia zdradzi zodzieja, ktry go ukrad. Han czym prdzej owin go z powrotem i rozejrza si, by sprawdzi, czy nikt tego nie zauway. Woy amulet do torby i zarzuci j na rami. Nasun czapk na czoo i ruszy w stron targu w Poudniomocie. Kiedy doszed do mostu, skin gow zaspanym niebieskim i znowu przeszed midzy wityni a stranic, mylc o tym, co Jemson by powiedzia na widok dawnego ucznia, i kogo teraz bije Mac Gillen. Rzenik wanie otwiera swj stragan. By jednym z nielicznych, ktrzy mieli na

targu stay sklep. Grzybiarz rozkada kosze grzybw. Han min ich bez sowa, unikajc kontaktu wzrokowego. Na targu staroci w achmantargu Han czu si jak w domu, za o sprzedawcach z Poudniomostu wiedzia niewiele, co akurat tego dnia miao swoje plusy. Innym dobrze prosperujcym handlarzem by Taz Mackney. Jego sklep nalea do najwikszych na targu. Peno tu byo egzotycznych tkanin, uwodzicielskich perfum, rzadkich dzie sztuki, szlachetnych kamieni luzem i w wyrobach jubilerskich. Mao kto wiedzia, e Taz najwiksze zyski czerpie z handlu magicznymi artefaktami, czsto kradzionymi albo przynajmniej podejrzanego pochodzenia. Nming co prawda zabrania handlu talizmanami i amuletami sprzed Rozamu, lecz za odpowiedni cen Taz by w stanie znale niemal wszystko dla dyskretnych klientw. Han wiedzia o tym tylko dlatego, e kiedy sprzedawa Tazowi rne przedmioty. Nie zawsze uzyskiwa od niego korzystn cen, ale lubi robi z nim interesy, bo kupiec mia sta siedzib, w przeciwiestwie do wielu paserw pracujcych na ulicy. Taz wiedzia, e achmaniarze znajd go, jeli ich oszuka. Mia powizania z bogatymi klientami, ktrzy dobrze pacili za rzadkie okazy. Mia te drugi, bardziej prestiowy sklep na terenie podzamcza, gdzie bywali arystokraci, w tym czarownicy. Gdy Han wchodzi do sklepu, rozleg si dzwonek nad drzwiami. Taz siedzia pochylony nad ksigami rachunkowymi. Nie podnoszc ysej gowy, zawoa: - Jeszcze zamknite! Zapraszam pniej! - Jak chcecie - powiedzia Han. - Ale to wasza strata. Zobacz, kto jeszcze zechce ubi interes. Taz patrzy na niego zdumiony. - Bransoleciarz? Na krew Demona! - zerwa si na rwne nogi z zadziwiajc lekkoci jak na kogo tak potnej postury. Wyjrza przez okno i ruchem gowy wskaza zaplecze. - Chodmy tam. Han poszed za nim. Minli kosze z koralikami i pki z buteleczkami eliksirw zatkanymi pociemniaym woskiem. W rogach stay zwinite chodniki w jaskrawych barwach, a po caym sklepie byy porozstawiane misternie dekorowane puzderka, lichtarze i wieczki. Gdy przeszli przez tylne drzwi, Taz schroni si za duym biurkiem, w ktrym, jak Han wiedzia, kryy si co najmniej trzy noe i sztylet. Handlarz mia na sobie dug i aksamitny paszcz i koronkow kryz na szyi. Jego brzuch przelewa si ponad spodniami i przebija przez paszcz. Oto kto, kto si najada do syta. - Syszaem, e nie yjesz - powiedzia Taz wprost. Han skin gow i zrobi smutn min.

- Zaatwiony przez Poudniarzy - owiadczy. - Nawet podoba mi si ycie trupa. Sklepikarz rozemia si tubalnym miechem, ktry sugerowa, e nie jest tak bystry, na jakiego wyglda. - Jasne. Czemu zawdziczam t wizyt z zawiatw? Taz lubi wyraa si patetycznie. - Mam amulet, ktry moe was zainteresowa. - Mylaem, e ju si wycofae. - Kupiec zmruy oczy. - Wycofaem si. Ale to szczeglny przypadek. Sprzedaj dla przyjaciela. - Aha. Oczywicie... - Oczy Taza zalniy z zaciekawienia. Ju w przeszoci kupowa od Hana rzadkie przedmioty. - To bdzie drogie - uprzedzi Han. - Nie wypuszcz tego za umiech i obietnic. Jeli nie macie metalu, mwcie. - O to si nie martw - zapewni go Taz, udajc obojtno. - Ale powiniene wiedzie, e z uwagi na obecn sytuacj na rynku mog nie by w stanie zoy ci bardzo hojnej oferty. Niestety, ostatnimi czasy zapotrzebowanie na magiczne przedmioty spado. Han sign do torby i wyj amulet. Odczeka chwil, eby podgrza atmosfer. Pooy zawinitko na biurku i ostronie odsun skr. Blask kamienia nada twarzy Taza zielon barw. Handlarz dugo si w niego wpatrywa, a potem spojrza n, a Hana. - Skd to masz? - wyszepta. - Mwiem. Od przyjaciela. Zamyka interes z takimi rzeczami. Taz wycign rk, ale Han szybko chwyci go za nadgarstek. - Nie dotykajcie. To niebezpieczne. - Dobrze - powiedzia Taz z przejciem. Najwyraniej zasb podniosych sw ju mu si wyczerpa. - Szkoda, e to takie delikatne. Przez to trudno to bdzie sprzeda - zastanawia si chwil. - Dziesi panienek. Bierzesz albo nie. Han w kadej chwili mgby przyj tak kwot, ale wiedzia, e handlarz zania cen. Potrzsn gow i zacz zawija amulet. Taz obserwowa go przez kilka sekund, po czym zaproponowa: - Dwadziecia pi. Han wsun amulet do torby. - Dzikuj za powicony mi czas - powiedzia i odwrci si. - Czekaj! - zawoa Taz. Han obrci si i czeka.

Kupiec obliza wargi. Na jego szerokim czole pojawiy si kropelki potu. Dowd, e pragnie tego przedmiotu, i to bardzo. - Mgbym ci wyda niebieskim. To twj interes, ebymy si dogadali. Han wzruszy ramionami i przesun doni po cianie. - To miejsce atwo moe spon. Moe nawet z wami w rodku. Szkoda by byo. - Mylaem, e ju si wycofae - Taz powtrzy wasne sowa. - Czy da si cakiem wycofa z biznesu? - Han rozoy rce. Handlarz pokiwa gow. - Ty, Bransoleciarzu, zawsze miae gow do handlu. To rzadkie w tak modym wieku. Han wyszczerzy zby. - Mio sysze. Dziki temu mam co je. - Ile za to chcesz? - Sto panienek, minimum. Ale pokrc si z tym po targu i przyjm najlepsz ofert, wic lepiej mierz wysoko. - Han stara si, by jego gos brzmia obojtnie; rozglda si po sklepie i dotyka sreber, jakby wci zajmowa si handlem. Sto panienek nie przewino mu si przez rce w caym yciu. - Suchaj. Nie mog teraz tego kupi za tyle, ale moe znajd klientw, ktrzy zo ofert. Oddaj mi to w komis i zobaczymy, jakie bdzie zainteresowanie. Han pokrci gow. - Nie da rady. Mam tylko ten jeden, a jest jeszcze kilku handlarzy, ktrym chc go pokaza. Nie wypuszcz go z rk, pki nie zobacz pienidzy. Taz najwidoczniej nie chcia, by amulet opuci jego sklep. - Gdzie ci znajd? - Nigdzie. Lepiej si pospiesz. Nie zabawi w miecie dugo. Wpadn pojutrze.

ROZDZIA DWUDZIESTY TRZECI

wito imienia II
Kiedy Raisa obudzia si nastpnego dnia, w ogle nie bya wypoczta. Miaa bardzo dziwne sny. Wiedziaa, e by w nich Amon, ale nie pamitaa nic wicej. Spaa niespokojnie, z przerwami. Mocia si pod pociel, liczc na to, e ponownie zanie, lecz myli odbiegay w inn stron i sen nie wraca. Oto jej wito imienia. Dzie, w ktrym zostanie oficjalnie uznana za zdoln do zawarcia maestwa. Dzie, w ktrym zostanie oficjalnie ogoszona nastpczyni tronu i zacznie by przygotowywana do roli krlowej. Tego dnia wreszcie formalnie rozpocznie si okres konkurw do jej rki. Suknia spokojnie czekajca na manekinie tworzya na tle okna wyrany zarys kogo, kim miaa by Raisa. Stroje goci mogy by dowolne. Miaa nadziej, e utworz rozbuchany ogrd barw, cho spodziewaa si, e wikszo zjawi si w dziewiczej bieli. Ona sama w bieli wygldaa okropnie i bya to kolejna ko niezgody midzy ni a matk. Chtnie wybraaby czer, ale zgodziaby si te na karmazyn, a nawet szmaragdow ziele, eby podkreli barw oczu. W kocu stano na satynowo-koronkowej sukni w kolorze szampana z odsonitymi ramionami. Przynajmniej nie byo w niej nic dziewczcego. Ziewajc, wysza z ka i w koszuli nocnej przesza do salonu. Magret jada niadanie. - Mylaam, e popi panienka duej, eby wieczorem by w peni si. Mogabym przynie panience niadanie do ka. Raisa nie poznawaa swojej opiekunki: czyby namawiaa j do spania duej i pnego pjcia spa? To by istotnie sezon debiutw. - Nie mog spa - powiedziaa, przegldajc kartki, bileciki i liciki w koszyku przy wejciu. - Nie ma nic od taty? - Nie, Wasza Wysoko. Ale nie trzeba si martwi. Skoro go jeszcze nie ma, to znaczy, e jest w drodze. Zrobi wszystko, eby dotrze na czas. - Wiem. - Rais jednak drczy dziwny niepokj. - A czy mogaby posa umylnego do Kendall House i kaza mnie powiadomi, jak tylko przybdzie? Ojciec wci mieszka w Kendall House, gdy nadal by w nieasce u krlowej.

Magret przytulia Rais i poklepaa po plecach. - Niech si panienka nie martwi - powiedziaa. - To zwyke zdenerwowanie przed tak wielkim witem. Dzisiejsza noc bdzie niezapomniana. Rne bywaj powody do zapamitania, pomylaa Raisa. Czasem dobre, a czasem ze. Reszta dnia mina na myciu, czesaniu, malowaniu si, upikszaniu. - Pewnie mniej czasu zajmuje wyprawienie statku w morze - narzekaa Raisa po wyjciu manikiurzystki, a przed przyjciem fryzjerw. Wieci z Kendall House wci nie nadchodziy. O szstej po poudniu Raisa woya sukni. Miaa dugie jedwabne fady, opadajce od podwyszonej talii, i szerokie rkawy z koronkowymi wstawkami. Ksiniczka bya z niej naprawd zadowolona. Znowu pojawi si problem z piercieniem Eleny. Raisa bya zdecydowana go zaoy, ale matka daa jej na ten dzie naszyjnik z przydymionego kwarcu, cytrynu i topazu, ktry wspaniale komponowa si z sukni. Zsuna piercie z acuszka i przymierzaa go na wszystkie palce po kolei. Wczeniej wydawa si za duy, ale teraz okazao si, e idealnie ley na rodkowym palcu lewej rki. Dugie, zwiewne rkawy dyskretnie go zasaniay. O wp do sidmej zjawia si matka na ostatni inspekcj przed balem. Suknia krlowej Marianny miaa barw gbokiej zieleni, co wspaniale podkrelao jej zote wosy i lnic cer. Jej naszyjnik i tiara byy wysadzane szmaragdami. Nawet wystrojona na swoje wito, Raisa poczua si mao wytworna w porwnaniu z matk. Jak to bdzie przej rzdy po takiej wadczyni? Czy przejdzie do historii jako krlowa niska, ciemnowosa, zgryliwa, ktra nastpia po tej zotowosej? Krlowa Marianna chwycia j za okcie i odsuna od siebie na dugo ramion. - Ojej, kochanie - westchna. Oczy miaa pene ez. - Jeste taka pikna - te sowa znaczyyby wicej, gdyby nie byy wymwione z takim zdumieniem. - Nie wierz, e ten dzie w kocu nadszed. Pamitaj, e chc tylko tego, co dla ciebie najlepsze. Wierzysz mi, prawda, Raiso? Raisa skina gow, znw czujc ten dziwny niepokj. - Widziaa si z tat po jego powrocie? - zapytaa. - Ma mnie wprowadzi, a nie mam od niego adnych wieci. Krlowa Marianna zmarszczya czoo. - Doprawdy? Nie masz od niego wiadomoci? Byam pewna, e przyjdzie tutaj. - Oczywicie, e tu przyjdzie - powiedziaa Raisa. - Przecie to moje wito imienia.

- Racja... - Marianna zawahaa si. - Ale pamitaj, e obchodzilicie to wito w kolonii Demonai. Moe uzna, e ju speni swj obowizek. Raisa przez chwil patrzya na ni zbita z tropu, nim przypomniaa sobie, o co chodzi. Kiedy znikna w Poudniomocie, rzekomo ojciec zabra j do Demonai. - To nie jest obowizek. Obieca, e bdzie. Chcia tutaj by. - Zamilka, a po chwili dodaa: - Czemu akurat teraz wysaa go do Kredowych Klifw? Matka westchna, jakby rozdraniona. - To nie jest a tak daleko. Powinien bez problemu dojecha tam i z powrotem w cigu czterech dni. Twj debiut jest wany, ale spraw krlestwa nie mona z tego powodu odoy na bok na cay tydzie! - Umiechna si, a jej brzowe oczy przyglday si crce. - Nie martw si. Jeli ma ci to uspokoi, pol po niego do Kendall House, eby natychmiast do ciebie przyszed. - Ucaowaa Rais w czoo. - Wszystko bdzie dobrze. Zobaczysz. Odwrcia si i wysza pord szelestu jedwabiu. Czas mija. Wkrtce trzeba byo wychodzi do wityni, a ojca wci nie byo. Raisa wychylia gow do korytarza. Mody krpy gwardzista stan przed ni na baczno. - Wasza Wysoko - powiedzia. - Czym mog suy? - A... tak tylko si rozgldam. Stali przez chwil na wprost siebie skrpowani. W kocu Raisa powiedziaa: - Nie przeszkadzajcie sobie. - I zamkna drzwi. Nie mogc spokojnie usiedzie, otworzya na ocie wyjcie na taras i wkroczya w parne powietrze wieczoru. Nad Hanale, Riss i Althe zagrzmiao. Gste chmury przetaczay si nad szczytami, owietlane od dou zielonotym blaskiem byskawic. Powietrze byo cikie od wilgoci, niemal zbyt cikie, by nim oddycha. Raisa czua, jak je si wosy na jej karku i rkach. Zerwa si wiatr, ktry gna chmury, nadajc im ksztat wilkw pdzcych ponad odlegymi szczytami. Raisa skulia ramiona. Zwyke zdenerwowanie, pomylaa. Magret bya tak samo niespokojna jak ona. Przegldaa wiadomoci na stole, jakby moga tam znale przeoczony licik od Averilla. Poprawiaa Raisie fryzur, sukni, makija, ukadaa koronki, a ksiniczka miaa tego do. Jak tylko Magret otwieraa usta, wypywa z nich niespokojny potok sw. - Syszaa panienka? Jest tu ksi Gerard Montaigne z Ardenu. W samym rodku wojny przyby tutaj, prawdopodobnie liczc na to, e wrci z kontraktem maeskim w rku. Jest najmodszy z piciu braci, wic naprawd nie rozumiem, czemu sdzi, e dziedziczka tronu Felis miaaby si nim zainteresowa. Za to ten ksi Liam, o, to dopiero przystojny

chopiec, i ma takie dobre maniery. To spadkobierca tamroskiego tronu. Wreszcie zapukano do drzwi. Raisa rzucia si, by otworzy, ale Magret oczywicie bya pierwsza. Nie by to Averill, tylko Gavan Bayar, Wielki Mag Felis, odziany w dostojne srebrno czarne szaty pasujce do jego grzywy srebrnych wosw i gstych czarnych brwi. - O, lord Bayar - zajkna si Magret. - A ja mylaam... spodziewaymy si... Lord Bayar min Magret i ukoni si Raisie. - Wasza Wysoko, wygldasz, pani, zjawiskowo. auj, e nie jestem modszy. Otaksowa j wzrokiem od stp po czubek gowy. - Niestety, wasz ojciec, pani, nie wrci jeszcze z Kredowych Klifw. Krlowa poprosia mnie, bym wprowadzi ci do wityni. Wysun rami w jej stron. - Bdzie to dla mnie zaszczyt. Raisa cofna si i pokrcia gow. - Moe... jeszcze przyjdzie. - Wszyscy ju czekaj - owiadczy lord Bayar. - Ju czas. Krlowa prosi o przybycie. Raisa uderzya si o toaletk i omal nie upada do tyu, tak silnie zakrcio jej si w gowie. Co tu byo nie tak. Kad czstk ciaa odbieraa ostrzegawcze sygnay. Lampa na stole zgasa zduszona powiewem wiatru od otwartych drzwi, po cianach galopoway wilcze cienie. Krpy stranik stan w drzwiach z doni na rkojeci miecza. - Wasza Wysoko? - powiedzia pytajco. Magret stana midzy Rais a lordem Bayarem. Na jej twarzy malowaa si trwoga. - Jej Wysoko nie czuje si dobrze - owiadczya. - Gdybycie dali jej, panie, jeszcze kilka minut... W niebieskich oczach lorda Bayara arzy si gniew. - Odsu si - powiedzia. - Nie mamy kilku minut. Ksiniczka musi i ze mn z rozkazu krlowej. - W porzdku, Magret - uspokoia j Raisa, mimo e goym okiem byo wida, e nic nie jest w porzdku. Wyprostowaa si, potrzsna gow, by rozgoni t dziwn mg wok siebie, i skina na stranika. - Zachowajcie spokj. Pjd z lordem Bayarem. To mio z jego strony, e zechcia mnie odprowadzi. Tato na pewno zdy ze mn zataczy. Wci ignorujc rami lorda Bayara, obiema domi chwycia za d sukni, uniosa dumnie podbrdek i wysza pierwsza do korytarza. Gwardzista ruszy za ni. Nieatwo byo utrzymywa si przed dugonogim lordem Bayarem, zwaszcza w balowych pantofelkach. W kocu Raisa pozwolia chwyci si za okie - poczua przy tym

ukucie mocy pyncej z palcw czarownika. Przywdziej twarz kupca, upomniaa sama siebie. Szli zadaszonym przejciem czcym zamek ze wityni. Prowadzio ono przez dziedziniec, ktry symbolizowa rozdzia religii od wadzy pastwowej, przestrze midzy sacrum a profanum. Pogoda si pogarszaa, wiatr rozwiewa jej starannie uoone wosy. Wydawao si, e niebo za chwil si otworzy. Raisa pomylaa o ojcu... Czy gdzie t am w terenie zmaga si z burz, by wrci do domu? Pomodlia si do Stworzyciela i do Mai, opiekunki pogody, o jego bezpieczny powrt. Nawa wityni bya owietlona wiecami, wewntrz panowa podniosy nastrj. Raisa sza po czerwonym dywanie dugim przejciem midzy zebranymi arystokratami. Wszyscy wyginali szyje, by ujrze ksiniczk nastpczyni tronu. Czua si jak panna moda prowadzona do otarza przez ojca. Tyle e nie byo przy niej ojca ani nie by to lub. Zauwaya, e fakt zastpienia jej ojca przez lorda Bayara nie zosta wczeniej zapowiedziany. Syszaa przetaczajcy si przez tum szmer zdumienia, widziaa obracajce si z ciekawoci gowy. Gdzie jest Averill Demonai, dlaczego go tu nie ma, i co to wszystko znaczy? Miaa ochot tupn nog i zawoa: To nie mj pomys!. Na wprost siebie zobaczya matk siedzc na tronie, w wytwornej sukni, z cik, uywan na szczeglne okazje koron na gowie. Obok niej - co Raisa odnotowaa ze zdumieniem - sta orator Jemson ze wityni Poudniomostu w zoto-biaym stroju. Nawet z tej odlegoci zauwaya zaskoczenie na jego twarzy na widok Wielkiego Maga u jej boku. Wtedy zrozumiaa. Za religijn cz uroczystoci odpowiedzialny by ojciec. To on zaprosi oratora Jemsona. Sza przez wityni, starajc si ignorowa osob Wielkiego Maga, zachowywa si dostojnie, podczas gdy serce w klatce piersiowej omotao niczym uwiziony ptak. Mimo wszystko ktem oka dostrzegaa pewne szczegy, jak choby umiech zastygy na twarzy jej kuzynki Missy Hakkam. Missy staa obok swojego brata, przystojnego i jak ona bezbarwnego Jona. Kip i Keith Klemathowie poszturchiwali si wzajemnie, zapewne zakadajc si o to, kto zataczy z ni wicej tacw. Babcia Elena staa z grup przedstawicieli starszyzny klanowej w ceremonialnych szatach klanw Sosen Marisy i Demonai. Wraz ze starszymi przybyo kilku wojownikw Demonai, wrd nich Reid Nocny Wdrowiec. Twarz Eleny nie wyraaa emocji, lecz oblicze Reida wykrzywia wyrany grymas. Miphis i Arkeda Manderowie stali z przodu wraz z Micahem Bayarem - may oddzia

czarownikw. Czyli kara Micaha si skoczya. By jak zw ykle nienagannie ubrany, jak zawsze zabjczo przystojny, lecz jego blada twarz mwia, e co dzieje si wbrew jego woli. Jego ciemne oczy odprowadzay j na pocztek wityni. Po obu stronach podestu staa stra honorowa. Raisa szukaa wzrokiem kapitana Edona Byrnea, ktry towarzyszy jej ojcu w wyprawie do Kredowych Klifw. Nie byo go, by natomiast Amon w galowym mundurze, prosty jak struna, z rumiecami na twarzy, z doni na rkojeci miecza. Patrzy gdzie przed siebie, ale ona wiedziaa, e j widzi. nie mi si, pomylaa. Wreszcie znalaza si przed oratorem Jemsonem i matk. Lord Bayar puci jej okie i stan z boku, obok Mellony. Raisa spojrzaa Jemsonowi w oczy i zobaczya w nich wspczucie. Orator umiechn si. To j w pewien sposb podnioso na duchu i odpowiedziaa mu umiechem. Poczua, e si uspokaja, e jej obawy sabn. Bdzie przecie krlow, a krlowe Felis panuj nad czarownikami. - Przyjaciele, mamy sezon obchodw wit imienia i prowadziem ich ju wiele przemwi Jemson. - To zawsze wielki zaszczyt wprowadza dziecko w doroso i wita nowego dorosego mieszkaca naszego krlestwa. Dzisiaj jednak zgromadzilimy si t utaj na wyjtkowej uroczystoci, takiej, ktra opiera si na tysicletniej tradycji. Dzisiaj nadajemy imi Raisie anaMarianna, potomkini Hanalei i dziedziczce tronu Szarych Wilkw. Jemson ogarn wzrokiem zebranych. - Ksiniczka ju pokazaa, e jest niezwykle dojrzaa i miosierna jak na swj wiek. Jej Posuga Dzikiej Ry w wityni Poudniomostu kadego tygodnia suy setkom osb. Dziki jej hojnoci rodziny mog liczy na ywno i odzie, a dzieci zdobywaj wyksztacenie. Jest godn dziedziczk spucizny Hanalei. Krlowa spojrzaa na Rais ze zdziwieniem. W tumie rozszed si pomruk komentarzy, niczym szelest wiatru w liciach. Gos oratora Jemsona pyn w stron Raisy, podpowiada, jak ponowi przysig oddania si Stworzycielowi, Felis i dynastii krlowych. Matka zadaa jej Trzy Pytania, a ona udzielia Trzech Odpowiedzi gono i wyranie, aby syszano j w caej wityni. Raisa wesza po schodach na podest i uklka przed matk. Krlowa Marianna woya na jej gow lnic tiar Szarych Wilkw, mwic: - Wsta, ksiniczko Raiso, nastpczyni tronu Szarych Wilkw. Na zewntrz zerwaa si burza, grad tuk w szyby okien. To jej przodkowie wyraaj aprobat. A moe j ostrzegaj?

Przez wityni przetoczya si fala oklaskw, prawdopodobnie dlatego, e nadesza ju pora kolacji. Sala balowa zostaa przeksztacona w baniowy las, otoczony drzewami o nagich gaziach, na ktrych lniy malekie czarodziejskie wiateka. Stoy ustawiono wzdu jednej ciany, gdzie tworzyy rodzaj lenego zaktka. Na drzewach wisiay srebrne klatki ze piewajcymi ptakami. Podczas posiku Raisa siedziaa obok krlowej u szczytu stou. Nalegaa, aby orator Jemson usiad przy niej (gwnie po to, by nie zrobi tego lord Bayar) i ze zdziwieniem przyja szybk zgod krlowej. Wydawao si, e Marianna wszelkimi sposobami pragna zadowoli swoj czsto niesforn crk, aby zapeni pustk spowodowan nieobecnoci Averilla. Cho zasady protokou nakazyway, by ksiniczki z Poudnia siedziay zaraz za rodzin krlewsk, Raisa zauwaya, e jej matka usadzia je nieco dalej. Jakby tego byo mao, Tomlinowie siedzieli naprzeciw kogo obcego, kto, sdzc po wyszukanym stroju, musia by ambitnym Gerardem Montaigne, najmodszym ksiciem Ardenu. By szczupy, jego wosy miay barw wilgotnego piasku, twarz bya blada, prawie bezbarwna, a oczy niebieskie. Elena Demonai z przedstawicielami klanw rwnie siedziaa u szczytu stou, lecz po przeciwnej stronie. Raisa jada niewiele. Ciar tiary i nowego tytuu doskwiera jej tak samo jak nieobecno ojca. Mwia te niewiele, lecz orator Jemson, krlowa i lord Bayar znakomicie j zastpowali. Ich gosy spyway po niej jak deszcz po ptnie, ledwie do niej docierajc. Krlowa wydawaa si zdenerwowana. Z wymuszonym umiechem niespokojnie spogldaa na Rais, jakby nie potrafia przewidzie, co te zrobi wieo mianowana nastpczyni tronu. Orator Jemson sprawia wraenie rozlunionego i rozmownego, ale Raisa czua, e nic nie umyka jego uwadze. - Ksiniczka Raisa jest wspania ambasadork tronu Szarych Wilkw wrd mieszkacw miasta - powiedzia. - Ju zdya zasyn? - zapytaa krlowa, bawic si serwetk. - O tak, uliczni grajkowie piewaj o niej pieni; dzieci w wityni Poudniomostu skadaj girlandy kwiatw pod jej portretem w sanktuarium, a alumni w wityni otworzyli now infirmeri nazwan jej imieniem. - Nie wiedziaam - stwierdzia krlowa z ledwie widocznym grymasem twarzy, wbijajc widelec w pieczon przepirk.

- Wszyscy wielbi ci, Wasza Krlewska Mo, za to, e wychowaa, pani, crk o tak miosiernej naturze - doda i twarz krlowej rozjani umiech. Amon Byrne kilka razy posa jej niespokojne spojrzenie mwice Co si dzieje?. Po kolacji, kiedy przeszli do sali balowej, Raisa poczua si nieco swobodniej. Jej karnet by ju zapeniony, zgodnie z protokoem. Po przebrniciu przez trudny punkt programu przewidujcy taniec ojca z crk (po prostu go pominito) wieczr mija szybko. Jak w kalejdoskopie przewija si przed ni sznur mskich twarzy i wytwornych strojw, kakofonia pochlebstw, ar doni czarownikw i Klemathowie powracajcy raz po raz jak zy sen. Taczya z ksiciem Gerardem Montaigne. By chodny, spity i protekcjonalny niezwyke poczenie cech u chopca mniej wicej w jej wieku. Nawet nie prbowa jej uwodzi czy choby jej schlebia, lecz od razu przystpi do polityki. - Czy to ma dla pani znaczenie, ksiniczko - zapyta z twardym akcentem doliniarzy e jestem najmodszy z piciu krlewskich synw, z ktrych czterech yje? - To zaley - odpara Raisa. - A czy masz, panie, take starsze siostry? Spoglda na ni przez chwil oczyma bladymi i twardymi jak lodowiec. - Mam jedn, ale w Ardenie korona jest przekazywana tylko w linii mskiej. - Rozumiem. Czy w takim razie pragniecie polubi krlow, aby wasze crki miay zabezpieczone dziedzictwo? - Hmmm... aaa... nie mylaem o tym - wyjka ksi. - Mylaem, e dobrze by byo... eee... poczy nasze krlestwa... i zasoby... - Rozumiem. No c, chyba nie odpowiedziaam na pytanie. Zapytae mnie, panie, czy to ma dla mnie znaczenie, e jeste najmodszym synem. - Tak - potwierdzi Gerard Montaigne. - Chciabym ci, pani, zapewni, e w obecnej sytuacji w Ardenie nie s to przeszkody nie do pokonania. Jeli Wasza Wysoko bdzie cierpliwa, doczekasz si, pani, a zdobd koron. - Twoi bracia wcale mnie nie martwi, panie - powiedziaa Raisa. - Cho sdz, e maj powody, by niepokoi si o ycie. Mnie natomiast bardziej interesowaaby sprawa sukcesji w Ardenie, gdyby w ogle nasze maestwo miao doj do skutku. Na szczcie w tym momencie muzyka si skoczya. Raisa odstpia od ksicia Gerarda, ktry puci jej do, cho wygldao na to, e robi to niechtnie. - Dzikuj za taniec, Wasza Wysoko - powiedziaa. - ycz bezpiecznej podry do domu. Czua jego wzrok wwiercajcy si jej w plecy, gdy odchodzia z wysoko uniesion

gow. Jeden z Poudnia do skrelenia z listy, pomylaa. Przy nim a mnie trzsie ze zoci. Gdy zobaczya w karnecie imi Micaha, poczua niepokj. Nie wiedziaa, czego si spodziewa - jakiej propozycji, wyznania mioci, konspiracyjnych szeptw. Niepotrzebnie jednak si martwia. Tym razem zachowywa si jak prawdziwy dentelmen. Sprawia wraenie nieobecnego duchem, tak odlegego mylami, e Raisa zapytaa go do ostro, o czym tak rozmyla. Wtedy jednak orkiestra przestaa gra. - O niczym, Wasza Wysoko - powiedzia i sztywno si ukoni. - Zupenie o niczym. To przydatna umiejtno. Polecam - po tych sowach odszed wyprostowany. Z Amonem byo cakiem inaczej. Tak mocno cisn jej donie, e a pisna z blu, i dopiero wtedy zwolni ucisk. - Przepraszam - powiedzia. - Co si dzieje? Gdzie twj ojciec? - Miaam nadziej, e ty mi powiesz - odpowiedziaa. - Nie masz adnych wieci? - Wczoraj przylecia ptak z Kredowych Klifw z informacj, e wyruszyli do Fellsmarchu rano - oznajmi Amon. - Spodziewaem si ich wczoraj wieczorem. Od tej pory adnych wiadomoci - zamilk na chwil. - Moe zatrzymali si gdzie na noc. Taka burza... W dach uderzay krople deszczu, wiatr wy w wieach. A jednak... - Powinni byli wyjecha na dugo przed burz - zauwaya Raisa. - Mam ze przeczucia... Intuicja. Co si stao albo stanie, albo i jedno, i drugie. Pooya gow na ramieniu Amona i zadraa. - Co mogoby si sta? - mrukn Amon. Czua ciepo jego oddechu na uchu, jego siln do na plecach, gdy prowadzi j po parkiecie. - Jeste tutaj, w zamku Fellsmarch, na balu, strzeona przez gwardzistw - jego sowa brzmiay tak, jakby stara si przekona samego siebie. - Ta... twoja intuicja... czy mona jej ufa? I czy jest jaki sposb, eby si dowiedzie co i kiedy? Jak zawsze praktyczny Amon. - Nie wiem - odpara, prbujc zrozumie wasne uczucia. Czua si dziwnie bezpieczna w objciach Amona. Zczona z nim szczegln wizi, ktrej wczeniej nie byo. Jak gdyby midzy nimi otworzy si kana, ktrym pyny moc i emocje. Chciaaby tak taczy z nim wiecznie. Chrzkna, niebezpieczestwie. - Magret mwi, e to tylko nerwy z powodu wita, i moe ma racj, ale czuabym si bezpieczniej, gdyby nasi ojcowie tu byli. Martwi si, e co mogo im si sta. - Na to nic nie moemy poradzi - stwierdzi Amon. - Skupmy si wic na tobie. Jeeli starajc si skoncentrowa na drugim, bardziej mglistym

co ci grozi, to co to moe by? Raisa spojrzaa mu w oczy, by sprawdzi, czy z niej nie artuje. Jego twarz bya miertelnie powana. - Pomylmy. Kiedy byaby najbardziej naraona na... nie wiem... zamachowcw albo porywaczy - rozwaa. - Po przyjciu bdziesz wracaa do swoich komnat. Moe wtedy. Raisa chwycia go za okcie. - Zosta dzisiaj u mnie, Amonie - poprosia. - Bd si czua bezpieczniej. - Raiso, nie mog - odpar. Na jego twarzy pojawio si co w rodzaju mieszaniny alu i przyzwoitoci. - Nie obchodzi mnie, co ludzie myl - nalegaa Raisa. - Zreszt, bdzie te Magret. Moe peni funkcj przyzwoitki. - Czy to nie ona zasna w oranerii? - Przygryz doln warg. - Dobrze, zatrudni Wilcz Zgraj. Zostalimy przydzieleni do twojej ochrony osobistej. Od jutra. - Naprawd? A mylaam, e twj tato chcia trzyma ci z dala ode mnie. - Zmieni zdanie - powiedzia Amon. Nabra powietrza, jakby chcia co doda, lecz zamilk i przez cae okrenie si nie odzywa. - Martwi mnie jeszcze ten tunel, ktrego nie zamkna - powiedzia w kocu. - Gdy bal si skoczy, pol kogo z Wilczej Zgrai do obserwacji korytarza przy twojej komnaci e. Przy jej drzwiach bdzie sta gwardzista. A ja pjd do oranerii i bd pilnowa wejcia do tunelu. To zaatwi jedn noc. A jutro moe wrc nasi ojcowie. Po tych uzgodnieniach przez chwil taczyli w milczeniu. Amon wci by niespokojny. - O co chodzi? - zapytaa Raisa. - A jeli oni nie wrc? Miaem jecha do Odens Ford w przyszym tygodniu. - Ju? - Raisa nagle poczua strach. - Ale... lato jeszcze si nie skoczyo. Jest dopiero koniec lipca. Masz jeszcze cay sierpie i... - Jad do Odens Ford dusz tras. Badam teren dla taty. Ale jeli on nie wrci, nie bd mg zostawi ci samej. - Wrci. Obaj wrc, zobaczysz. Muzyka ucicha i Raisa z Amonem niechtnie si zatrzymali. Amon pochyli si nad ni i ich twarze dzielio zaledwie par centymetrw. Raisa chwycia go za obie donie i wyszeptaa: - Dzikuj. Wspia si na palce, zarzucia mu rce na szyj, pragnc zakoczy taniec niewinnym

pocaunkiem, lecz wanie wtedy kto im przerwa. - Wasza Wysoko? - gos z poudniowym akcentem dobieg zza plecw Raisy. Sdz, i ten taniec jest zarezerwowany dla mnie. Raisa obrcia si i zobaczya ksicia Liama Tomlina z Tamronu. Skoni si przed ni z gracj. - Oczywicie, jeli pani sobie nie yczy... - Wasza Wysoko... - Raisa dygna, oblewajc si rumiecem wstydu. Powinna bardziej uwaa. Zwaszcza e ksi Liam by potencjalnym kandydatem do jej rki. - Ale oczywicie, e sobie ycz. Przepraszam. Troch si... - ...zamylia, pani - podpowiedzia. - Zdarza si. - Jego umiech lni jasno na niadej twarzy. Raisa obejrzaa si przez rami. Amona ju nie byo. Ksi uj jej do, orkiestra przez wzgld na krlewsk par zagraa walca - taniec bezpieczny dla mieszkacw Poudnia. Muzycy jednak niepotrzebnie si martwili. Ksi taczy z wrodzonym wdzikiem kogo, kto wychowywa si na krlewskim dworze. Nie by szczeglnie wysoki w porwnaniu z Micahem czy Amonem, lecz wyglda bardzo elegancko w niebieskim paszczu i biaych bryczesach podkrelajcych jego smuk, dostojn sylwetk. Tamron syn jako stolica mody Siedmiu Krlestw. Wobec przepychu Tamron Court Fellsmarch by niczym prowincjonalny grajdoek. - Nieczsto musz rezerwowa sobie miejsce w karnecie damy - powiedzia ksi Liam - i wyrywa j z obj innego. Czy to nie dowd, e fortuna odwrcia si od Tomlinw? Raisa, zaskoczona, szukaa w jego twarzy oznak buty, arogancji, lecz dostrzega jedynie swoiste poczucie humoru i dystans wobec siebie. Od razu go polubia. - C, a ja staram si przywykn do tego, e si mnie demonstruje jak pat wieej woowiny na targu - odpowiedziaa. Ksi Liam zamia si zaskakujco gono, miechem z gbi przepony. - Moe podpisujesz si, pani, pod twierdzeniem, e ksiniczki powinny same decydowa o wasnym yciu. miem si z tym nie zgodzi. Kroczymy przez ycie, improwizujc jak szaleni, eby w kocu si przekona, e wszystko byo z gry zaplanowane, a mymy tylko to pogmatwali. - Nie zawsze - odpara Raisa. - Musz wierzy, e czasami sami piszemy nasze dzieje. - A wic kochasz, pani, tego swojego onierza? - To pytanie byo jak nagy cios ostrza midzy ebra, lecz Raisa potrafia si uchyli.

- Nie mwi o mioci - powiedziaa, dodajc w duchu: Nie tylko o mioci. - Czyli mam szanse - stwierdzi, obracajc gow, by pokaza swj pikny profil otoczony burz czarnych lokw. Spojrza z ukosa, czy to dostrzega. Rozemiaa si. - Ale z pana komediant, ksi. - Za takiego uchodz - odpowiedzia pogodnie. - Wszyscy w tej sali... graj kogo, kim nie s. - Ja nie gram - zaprzeczya Raisa. - Chc, eby ludzie znali mnie tak, jak jestem. - Jeste moda, Wasza Wysoko - rzek ksi Liam. Zabrzmiao to jak uwaga ktrego z jej cynicznych starszych kuzynw. - Czyby? A pan, ksi, ile ma lat? - zapytaa. - Siedemnacie. To niewiele wicej ode mnie, chciaa powiedzie, lecz nie zrobia tego, bo wydao jej si to bardzo infantylne. - Jak id poszukiwania ony? - zapytaa. - Jakie perspektywy? Znowu si rozemia. - Mwiono mi, e jeste, pani, bezporednia. - Tak? A co jeszcze mwiono? - e jeste, pani, stanowcza, uparta i mdra. - Spojrza jej w oczy. - I e najpikniejsz ksiniczk we wszystkich Siedmiu Krlestwach. Wiedziaa, e to zwyke pochlebstwo, lecz suchaa z przyjemnoci. - Doprawdy? Nie mog si wypowiedzie, gdy nigdy nie byam poza Felis stwierdzia Raisa. - Kiedy odwiedz Tamron i inne krlestwa na Poudniu. W jaki sposb dotyka was wojna w Ardenie? - Postanowilimy j ignorowa - powiedzia Liam, nachylajc si do jej ucha, jakby powierza jej wielki sekret. - Spdzamy czas na przyjciach, balach i innych rozrywkach, jakby to mogo sprawi, e wojna zniknie. - A jednak jeste, panie, tutaj i szukasz sojusznikw przeciwko Montaigneom zauwaya Raisa, wdziczna ojcu i Amonowi za informacje. Liam machn lekcewaco rk z piercieniami. - Ach, szukam bogatej ony, eby spacia moje dugi karciane - odpowiedzia. Pono krlowe Felis s tak oszczdne, e nadal maj pierwsze monety bite z ich wizerunkami. Orkiestra przestaa gra i ksi odprowadzi j z parkietu do stolika w jednym z

zagajnikw stworzonych przez krlow. Raisa skina na sucego, eby przynis im kieliszki, po czym cigna buty. Zapisy w jej karnecie ju si skoczyy - ksi Liam by ostatni. Cho orkiestra nadal graa (i miaa gra, pki ksiniczka nie opuci balu), Raisa ze zdumieniem zauwaya, e sala ju niemal opustoszaa. Nie zdawaa sobie sprawy, e jest tak pno. Jej wito imienia mino, nim si zorientowaa. Po tylu miesicach przygotowa sam ten dzie wydawa si niezwykle krtki. Poczua co w rodzaju rozczarowania. Wrcia do rzeczywistoci. Ksi Liam podnosi kieliszek, kierujc go w jej stron. - Jeste, pani, istotnie najpikniejsz ksiniczk w Siedmiu Krlestwach. - Unis drug do, by powstrzyma jej protesty. - Jestem dobrym sdzi, widziaem wicej, ni mona by sdzi. Raisa rozemiaa si. Moe przekonania ksicia Liama niezupenie zgadzay si z jej wasnymi, lecz niewtpliwie by czarujcy. - Powinna, pani, nas odwiedzi - mwi ksi. - Tamronowi brak moe pikna Felis, lecz sdz, e Tamron Court wydaby ci si bardzo... interesujcy... - zadrwi. - Chocia lato nie jest najlepsz por. - Tak syszaam. Ojciec Waszej Wysokoci, krl Markus, zaprosi mnie do swojej rezydencji nad oceanem. - Tak, latem jest tam uroczo - przyzna Liam. - Ale rezydencja moe si wydawa zatoczona, gdy przebywaj tam wszystkie trzy ony. Raisa zastanawiaa si, czy wspomnia o nich celowo. - Wol spdza lato w miecie. Przesypiamy upa w cigu dnia i bawimy si ca noc. Wkrtce bdzie jesie, wtedy noce s chodniejsze i przyjemniejsze, deszcz oywia kwiaty. Nazywamy t por roku czasem zalotw. - Zamkn jej do w swojej. Uwaaj, przestrzega si Raisa. Przez takie swka Missy Hakkam stracia gow. Raisa zwyka bya uywa Missy Hakkam jako swoistego wzorca zachowa, ktrych naley si wystrzega. - Czy jeste tu, panie, w imieniu ojca, czy reprezentujesz sam siebie? - zapytaa. Liam znowu si rozemia, lecz sycha w tym byo nut goryczy. - Mj ojciec nie potrzebuje mojej pomocy w tym wzgldzie - stwierdzi. - Jestem tutaj we wasnym imieniu. - A wic, jakie s wasze zapatrywania na temat maestwa? Czy skoro mczyzna ma dwie lub trzy ony, to i ona moe mie wielu mw? Gdy zadaa to pytanie, Liam wanie pi wino i omal nie wyplu wszystkiego na stolik. - Kkkk... ksiniczko! - parskn. - Ten, kto ci polubi, wemie na siebie taki kopot,

e to mu chyba wystarczy. Rais rozbawia ta odpowied, cho nijak si miaa do jej pytania. On tymczasem patrzy na ni w taki sposb, jakby go niezwykle intrygowaa. Jego wzrok wdrowa od jej ust do oczu i z powrotem. Przysun si bliej i pooy donie na jej nagich ramionach, wywoujc u niej gsi skrk. - W tym momencie zaproponowabym spacer w ogrodzie, ale wci leje, sdzc z dochodzcych odgosw. Moe... moglibymy porozmawia gdzie z dala od dworskich uszu? Przyszo jej do gowy, e Liam moe by tym zagroeniem, ktre przeczuwaa. Jeli tak, to takie zagroenie byoby przynajmniej ciekawe. W tej samej chwili usyszaa za sob kroki, a Liam spojrza ponad jej ramieniem i spochmurnia. - Wasza Wysoko. Nie musiaa si odwraca, by wiedzie, kto to jest. - Wasza Wysoko, krlowa prosi o przybycie do jej komnaty - powiedzia Micah Bayar. - Polecia, bym ci przyprowadzi. Raisa przyjrzaa mu si nieufnie. Czemu to matka miaaby przysya po ni Micaha, po tym, co stao si do tej pory? Rozejrzaa si, szukajc Amona, lecz nie zobaczya ani jego, ani adnego z gwardzistw. Pomylaa, e pewnie poszed ju do oranerii. Micah zwrci si do Liama. - Przepraszam, Wasza Wysoko, lecz bdzie ksi musia wybaczy ksiniczce Raisie. Robi si pno. - Tak. Racja - przyzna Liam bez pretensji. - Umiechn si do Raisy. - Pozostan tu jeszcze kilka dni przed powrotem do Tamronu - powiedzia. - Zatrzymaem si w Kendall House. Mam nadziej, e jeszcze si spotkamy. - Ukoni si i odszed. Micah przez chwil spoglda za nim, a potem chwyci Rais za rk, by wyprowadzi j z sali balowej. Wyrwaa mu si. - Znam drog - powiedziaa i ruszya przed siebie. Chciaaby duej porozmawia z Liamem Tomlinem i do ju miaa tego bycia przeprowadzan z miejsca na miejsce przez Bayarw. - Czego yczy sobie moja matka? - zapytaa, kiedy mijali grupki osb rozmawiajcych w korytarzu. - Nie widziaam jej od paru godzin. Mylaam, e ju pi.

- Jeszcze nie - odpar Micah. Sprawia wraenie spitego, wic Raisa zacza podejrzewa, e znowu wypi za duo. Ona sama tym razem uwaaa, by nie pi nic oprcz wody i przesodzonego ponczu. Staraa si uczy na bdach. Im bardziej przybliali si do apartamentw krlowej, tym bardziej puste byy korytarze. Raisa odruchowo skrcia w wsze, prywatne przejcia rodziny krlewskiej. Gdy mijali ma bibliotek zaoon przez jej ojca, Micah powiedzia: - Raiso, zanim wejdziemy, wysuchaj mnie przez minut. Prosz. Obrcia si twarz w jego stron. On skin gow na bibliotek. - Tylko mnie wysuchaj. Obiecuj, e to nie potrwa dugo. - Bawi si rkawami i wyglda na bardzo speszonego. Zaufaa mu wbrew zdrowemu rozsdkowi. Po chwili wahania wesza pierwsza do biblioteki i stana za stolikiem. - Od tamtego balu prbowaem si z tob zobaczy. Chciaem ci powiedzie, e nie wiedziaem o tym piercieniu ani naszyjniku. Nie miaem pojcia, e maj magiczn moc. A wic przyznawa, e to magiczne przedmioty, a tym samym, e lord Bayar okama krlow. Raisa skrzyowaa rce na piersiach. - Czemu miaabym ci wierzy? - Bo, jak zobaczysz, nie mam powodu ci okamywa. - Wzruszy ramionami. - Co znaczy jak zobaczysz? - zapytaa zaciekawiona. Nie odpowiedzia. - I dlatego e chciabym wierzy, i jestem w stanie spodoba si dziewczynie bez uciekania si do takich rodkw. - To zaley od dziewczyny - zauwaya Raisa kwano. - Podobno miae ju troch podbojw. Umiechn si delikatnie i wzruszy ramionami, co jej przypomniao, dlaczego zawsze uwaaa go za atrakcyjnego. - Kiedy... kiedy wydawaa si... zainteresowana... zaoyem, e wreszcie ulega mojemu urokowi - stwierdzi Micah. - Wyobra sobie moje rozczarowanie, gdy si dowiedziaem, e to nie mj wpyw, lecz amuletu. - I kilku kieliszkw wina - dodaa Raisa. Micah machn lekcewaco rk. - Nie. Wino na ciebie nie dziaa. Ju wczeniej prbowaem. Aha! Pomylaa. Jeste nadzwyczaj szczery.

- Czemu nie wystarcza ci, e wszystkie damy dworu padaj ci do stp? - zapytaa. Dlaczego zawsze chcesz tego, czego nie moesz mie? - Dlaczego nie pytasz, kto odpowiada za uycie tego amuletu, skoro nie ja? - odpar. - Bo nie musz. Powiedz mi natomiast jedno: po co twj ojciec chciaby to zrobi? Czy chcia wywoa skandal, ebym nie moga polubi kogo z Poudnia? - No c. - Micah westchn. - To byaby korzy uboczna. Ostatni rzecz, jakiej potrzebujemy, jest twoje maestwo z kim z Poudnia. - Nie rozumiem. Twj ojciec jest w magiczny sposb zwizany z dynasti krlowych. Czemu wic jest w stanie dziaa wbrew jej interesom? - Skd wiesz, e tak jest? e dziaa przeciwko dynastii? - zapyta Micah. Przeglda tomy na najbliszej pce. Przesun doni po przykurzonych grzbietach, a potem wytar j w spodnie. To sprawio, e wyda jej si bardzo dziecinny. - Na krew Demona, Micah! Rzucanie uroku na dziedziczk tronu wbrew jej woli? To to zdrada. Co chcia przez to osign? - Mj ojciec spodziewa si, e niebawem bdziemy w stanie wojny - powiedzia Micah. - Jak tylko skoczy si wojna domowa w Ardenie. To samo mwi Amon. - I co? Co to ma wsplnego ze mn? - Musimy wygra z Poudniem za wszelk cen. To moe oznacza odrzucenie czci archaicznych zasad, ktre nas osabiaj. - Ja akurat uwaam, e te archaiczne zasady czsto maj sens - zauwaya Raisa. - Na przykad te dotyczce zdrady. - Wiesz, e wyznawcy kultu Malthusa uwaaj czarnoksistwo za herezj? powiedzia Micah. - Na Poudniu pal czarownikw. Kult Malthusa mia reputacj ponurego, surowego i konserwatywnego. Tyle Raisa wiedziaa. Nie znaa jednak jego stanowiska wobec czarownikw. - Jeli Arden nas zaatakuje, bdziemy potrzebowali wszystkich si. Musimy zwyciy. Klany musz to zrozumie. Potrzebujemy nieograniczonego dostpu do narzdzi magii. - Ju tak byo - stwierdzia Raisa, u ktrej znuenie przewayo nad dyplomacj. - I tylko narobilicie baaganu. Czemu musz teraz o tym rozmawia? Raisa czua si zmczona, rozdraniona, zdezorientowana i atakowana przez wszystkich. - Suchaj, nie moemy po prostu i sprawdzi, czego chce moja matka, ebymy

mogli si ju pooy? Micah odgarn wosy do tyu. - Chciaem tylko, eby wiedziaa, e to nie jest mj pomys. Mam nadziej, e bdziesz o tym pamita. Znowu odezwao si to dziwne przeczucie. Czemu Micah Bayar wygasza takie przemwienie, prowadzc j do krlowej w rodku nocy? A gdyby tak nie zechciaa pj? Istotnie, nie pjdzie. Wrci do swojej komnaty, gdzie czeka na ni Amon. No moe niezupenie w komnacie. Okrya stolik, eby przelizgn si obok Micaha do korytarza. Pewnie dostrzeg co w jej twarzy, bo zagrodzi jej drog. - No chod - powiedzia. - Pospieszmy si. Czekaj na nas. Pokrcia gow. - Waciwie jestem wykoczona i nie czuj si dobrze - stwierdzia. - Prosz, przepro krlow, ale chyba si poo. - Raiso... - Micah westchn. - Przykro mi, ale musz ci sprowadzi. Jeli to ma ci pomc, to wiedz, e adne z nas nie ma wyboru. Spojrzaa w jego oczy i zrozumiaa, e mwi szczerze. Przesza wic obok niego i skierowaa kroki ku prywatnym komnatom matki. Cay czas mylaa intensywnie, starajc si to wszystko zrozumie. adne z nas nie ma wyboru. Kto w takim razie wydaje rozkazy? Jej matka czy Gavan Bayar?

ROZDZIA DWUDZIESTY CZWARTY

Bezbona ceremonia
Wejcia do apartamentw krlowej strzego czterech gwardzistw. Raisa, z wysoko uniesion gow, przesza obok nich, a Micah za ni. Syszaa gosy dobiegajce z wntrza, lecz gdy otworzya drzwi, rozmowa zamilka i kilka twarzy zwrcio si w stron wejcia. Krlowa Marianna umiechna si. Na jej policzkach kwity rumiece wywoane podnieceniem i winem. Bya wci w zachwycajcej zielonej sukni, w ktrej wystpia na przyjciu. Obok niej sta Gavan Bayar, te w uroczystym stroju, i siostra Micaha Fiona, ktrej twarz wyraaa... co? Triumf? Satysfakcj? Wrd nich, niczym pulchny, dorodny indyk wrd lisw, sta orator Horas Redfern, opiekun alumnw z katedralnej wityni. Raisa nigdy nie szanowaa zbytnio Redferna, ktry wedug niej za mao czasu powica wiernym, a za duo czasu spdza na umizgach wobec arystokratw. Redfern take wyglda, jakby za duo wypi. By wrcz nienaturalnie radosny. - A oto i oni - powiedziaa krlowa. Wysza naprzd i ucaowaa po kolei Rais i Micaha. Raisa szybko ogarna wzrokiem komnat. Od jej ostatniej wizyty u matki duo si tu zmienio. Cae pomieszczenie tono w kwiatach - dwa ogromne bukiety z lilii i r stay po obu stronach otarza, wazony kwiatw na wszystkich stoach i wszdzie tysice migoczcych wiec. Obrus otarza mia wyhaftowane re splecione z sokoami. Nietuzinkowy wzr. Z boku sta st, a na nim wino i kieliszki. Zaraz, to wyglda niemal jak... - Jak ci si podoba, kochanie? - Krlowa uja donie Raisy i spojrzaa jej w twarz, jakby czekaa na pochwa. - Mielimy niewiele czasu, eby to wszystko urzdzi, ale myl, e zrozumiesz konieczno dyskrecji. Wiem, e to moe niezupenie to, co sobie wyobraaa, ale... Raisa czua tak sucho w ustach, e nie moga wydoby z siebie ani sowa. - Co... co to jest? - szepna. - Czy... nie za pno na przyjcie? - Wasza Krlewska Mo - odezwa si lord Bayar. Jego niebieskie oczy lniy jasno w blasku wiec. - Chyba powinna, pani, wszystko wyjani. - Raiso - przemwia krlowa. - Wiesz o naszych rozmowach... o planach...

strategiach... w sprawie najlepszego dla ciebie zwizku, teraz, gdy masz ju prawo wyj za m. Raisa spojrzaa na matk, a potem na Gavana Bayara. - O jakich rozmowach? Moich z tob, czy twoich z nimi? - Nas wszystkich, oczywicie. Pamitasz, uzgodniymy, e trzeba unika mieszkacw Poudnia z uwagi na sytuacj w Ardenie i Tamronie. - Nic takiego nie uzgodniymy - owiadczya Raisa. - Wojna niedugo si skoczy, a wtedy bdzie wicej moliwoci - dodaa, mylc o ksiciu Liamie. - Sojusz Felis i Tamronu mgby wystarczy, eby zapobiec atakowi ze strony Ardenu, jeli zrobimy to w odpowiednim momencie. Marianna wpatrywaa si w crk, jakby zobaczya u niej drug gow, wygadujc okropiestwa. - Wasza Wysoko, w naszym interesie niekoniecznie ley zapobieenie wojnie Tamronu z Ardenem - rzek lord Bayar. - Taka wojna osabiaby Arden i odwrcia jego uwag od nas. - Jeeli Arden wygra, zagroenie bdzie wiksze ni kiedykolwiek - powiedziaa Raisa, przypomniawszy sobie rozmow z ksiciem Gerardem. - A wrd arystokracji klanowej nie ma nikogo, kto byby odpowiedni parti wtrcia Marianna. - Averill jest twoim ojcem, a Straniczka Sosen Marisy jest niezamna, jej syn pochodzi z nieprawego oa. - S kuzyni w kolonii Demonai, ktrzy mogliby si nadawa - zauwaya Raisa, mylc o Reidzie. - Kiedy ojciec wrci, zobaczymy, co powie. - Opinia twojego ojca moe by... interesujca, ale nie ma wielkiego znaczenia oznajmia krlowa Marianna, nieco zawiedziona, e Raisa okazaa si tak niechtna do wsppracy. - Musimy te myle o roli, jak mog odegra czarownicy w przyszym konflikcie, i o tym, co trzeba bdzie zrobi, by mocniej scementowa nasze interesy. - Wielki Mag jest magicznie zwizany z krlow Felis - odpowiedziaa Raisa. - W ten sposb nasze interesy ju s scementowane. Poza tym co ma wsplnego nasz zwizek z czarownikami i moje maestwo? Gdyby nie bya tak zmczona, ju dawno powinna si zorientowa. Pniej, ilekro to wspominaa, dochodzia do wniosku, e wwczas wyjtkowo mao do niej docierao. Krlowa Marianna przyja tak postaw jak zawsze, gdy spodziewaa si oporu Raisy. - Raiso, wybralimy dla ciebie ma dla dobra krlestwa i dynastii. Jest nim Micah

sulBayar. W pierwszej chwili Raisa pomylaa, e si przesyszaa. e jej matka na pewno artuje, chocia ma tak powane oblicze. e to jaki test ze znajomoci umowy zwanej Nmingiem. e to nie moe by prawda. Wtedy spojrzaa na Micaha i wyczytaa z jego twarzy, e to wszystko, co si dzieje, jest rzeczywiste. Wanie to mia na myli, kiedy mwi w bibliotece: adne z nas nie ma wyboru. - Ale... ale to niemoliwe - wyszeptaa. - Nie mog wyj za czarownika. To zakazane. - Zakazane przez kogo? - odpowiedziaa jej krlowa. - Ja jestem krlow Felis. Jestem suwerenem caego krlestwa. - Zakazane przez Nming od tysica lat - stwierdzia Raisa. - Wiesz o tym. aden czarownik nie polubi krlowej Felis od czasw Hanalei. A wiesz, do czego to wwczas doprowadzio. - Drogie dziecko, pomyl o straconych okazjach, o bogactwie moliwoci - wtrci lord Bayar. - Poczenie krlewskiej krwi i magii sprawi, e nasz krl znowu bdzie najpotniejszym wadc w Siedmiu Krlestwach. Czemu dziaania jednego szaleca miayby zamkn te drzwi na zawsze? Krl, pomylaa. Po moim trupie. - Nie jestem waszym drogim dzieckiem - odrzeka Raisa, oddychajc ciko i szybko. - Jestem dziedziczk tronu, przysz krlow Felis, i prosz o tym nie zapomina. A do Nmingu doprowadziy nie tylko dziaania jednego szaleca, lecz naduywanie wadzy przez dynasti czarownikw, ktrzy najechali i podbili Felis, podporzdkowujc sobie prawowitych wadcw. - To jeden punkt widzenia - powiedzia lord Bayar, wylizgujc si jak w. - Inni nazywaj to zotym wiekiem, kiedy wszystkie Siedem Krlestw skadao hod Felis. Kiedy bogactwo spywao do nas ze wszystkich siedmiu. Kiedy yzne pola Ardenu dostarczay zb do naszych spichlerzy i rodkw na budow tego legendarnego miasta. - Miasto powstao, zanim przybyli tu czarownicy - owiadczya Raisa. - Kto tak ci dezinformuje? - zapyta lord Bayar. - Twj ojciec? Elena Demonai? Czasy klanw to przeszo. Raisa odwrcia si od lorda Bayara i stana twarz do krlowej. - Mamo, wiesz, e to nie jest suszna decyzja. Wiesz, e nie moesz mnie wyda za czarownika. Klany rozptaj wojn, wiesz, e tak bdzie. Czy chcesz tutaj wojny domowej,

takiej jak w Ardenie? Jak bardzo nas to osabi? - uki i strzay nie obroni nas przed machinami wojennymi Ardenu - stwierdzia krlowa Marianna. - Potrzebujemy po naszej stronie czarownikw. - Ale mamy ich albo powinnimy mie - powiedziaa Raisa, patrzc na lorda Bayara. - Wielki Mag powinien by z tob zwizany, podporzdkowany twojej woli. Co si stao? Czy poczenie zostao zerwane, zniszczone, czy...? - Micah! - zwrci si lord Bayar do syna. - Uspokj swoj narzeczon, ebymy mogli przystpi do rzeczy. Robi si pno, nerwy przedlubne czy nie, musimy wrci na Szar Pani przed witem. Micah przysun si do Raisy, wycign rce tak, jakby siga po kota zapdzonego w kt. - No, Raiso - przemawia niemal bagalnym tonem. - Zaatwmy to wreszcie. Prawie mi go al, pomylaa. Rozejrzaa si po komnacie, szukajc drogi ucieczki. Napotkaa spojrzenie Redferna, ktry sprawia wraenie osoby zupenie nie pasujcej do tego miejsca, sprowadzonej tu tylko dla pozorw, bo wszystko ju zostao przypiecztowane. - Zaraz. To ten lub ma si odby dzisiaj? - Tak - odpar Bayar niecierpliwie. - Przybysze z Poudnia wrc do siebie z t wiadomoci. To powstrzyma wszelkie spekulacje o sojuszach. - Matko! - powiedziaa Raisa, czujc, jak jej serce gono bije pod kremowym jedwabiem. Suknia lubna. Oczywicie. - Nie rb tego. Nie chc jeszcze wychodzi za m. - My, krlowe z nizin, wychodzimy za m dla dobra krlestwa - przemwia krlowa agodnie. - Tak jak Hanalea. Jak ja. - Ale to nie jest dla nas dobre - nalegaa Raisa, krc wok stolika z winem, by Micah nie mg jej chwyci. - Nie mw mi, co jest dla nas dobre! - Krlowa Marianna obrcia si gwatownie i signa po kieliszek. - Co wieczr zastanawiam si przed snem, co z nami bdzie, gdy na Poudniu toczy si wojna, w krlestwie konflikty, na oceanie piraci, a szpiedzy i asasyni z Poudnia czaj si za kadym rogiem! - Wzdrygna si i na podog spado kilka kropel wina, czerwonych jak krew. - Martwi si o ciebie, Raiso, bo nie masz nikogo, kto by ci chroni. - Przecie mamy ochron - zaprotestowaa Raisa, zdezorientowana. Co si stao z jej matk? Wygldaa na przeraon, zdesperowan. - Kapitana Byrnea i Gwardi Krlewsk. - Kapitan Byrne nie moe by wszdzie - powiedziaa krlowa. - Racja. Na przykad gdzie jest teraz? I gdzie jest mj ojciec? Gdy bd braa lub, on

musi tu by. Mwic to, spojrzaa na Gavana Bayara i dostrzega co, co przemkno przez jego twarz. Moe to jej wyobrania, ale wydao jej si, e on co wie o nieobecnoci jej ojca. Ojciec i kapitan Byrne zostali wysani przed samym jej witem imienia, gdy miaa zosta oficjalnie ogoszona nastpczyni tronu i uznana za zdoln do wstpienia w zwizek maeski. Nagle poczua chd na caym ciele. Dotaro do niej: jeeli chce tego zarwno krlowa, jak i lord Bayar, to nim noc si skoczy, jej lub stanie si faktem. - Oratorze Redfern! - zawoaa, cho nie bardzo liczya na pomoc z tej strony. - Jako przedstawiciel wityni, dawnych tradycji, wiecie, e nie mog polubi czarownika. Powiedzcie im! Podesza do oratora, a on si cofn, wycigajc przed siebie kieliszek niczym tarcz. - Ot nie. Ot nie. To nie powinno stan na przeszkodzie waszemu maestwu, Wasza Wysoko - stwierdzi. - Wydaem dysz... dyspens. Micah wykorzysta jej nieuwag i przeskoczywszy przez niewielki fotel, chwyci j w ramiona. Trzymajc j w ucisku, sign do swojej szyi i zapa za wiszcy tam amulet. Raisa robia, co moga, by si wyzwoli. Skd to masz? chciaa zapyta. Jeste za mody. Nie bye w Odens Ford. Nie masz prawa nosi amuletu. Mylia si, zakadajc, e czarownicy bd przestrzega zasad. Micah wymamrota co w mowie pnocnej, nachylajc si do jej ucha. Poczua magi pync z jego doni - pyna przez jej ciao i w d po lewej rce, pozostawiajc po sobie jedynie mrowienie i mgliste pragnienie podporzdkowania si jego woli. Wtedy przypomniaa sobie o piercieniu Eleny na lewej doni. Nazywamy to talizmanem, powiedziaa Elena. Chroni przed magi. To bya jaka szansa, byle tylko dao si j wykorzysta. Nie moga im powiedzie o piercieniu, boby jej go zabrali. Musiaa zwleka, udawa, e Micah j zaczarowa. Jaki czar mg na ni rzuci? Uspokj swoj narzeczon, powiedzia lord Bayar. Popatrzya na Micaha. Przyglda jej si, najwyraniej prbujc stwierdzi, czy jego zaklcie zadziaao. Rozszerzya oczy, by nada im wyraz pustki. - Przepraszam - powiedziaa. - Wiem, e zachowuj si gupio. Ale to... takie nage... Opucia wzrok, eby Micah nie zauway zoci w jej oczach. - Zawsze marzyam, ebymy byli razem, ale zakadaam, e to niemoliwe. Usyszaa gone zbiorowe westchnienie ulgi.

- Ja te - przemwi Micah ostronie, jakby jej nie dowierza. Minimalnie zmniejszy ucisk. - A trudno mi wyrazi, jakie to... frustrujce... Pragn czego, czego nie mona mie. - Pochyli si i musn jej usta swoimi, a ona znowu poczua ukucie magii. Zapanowaa nad odruchem odsunicia si od niego. Jaki argument przemwi do matki? Jeli w ogle da si do niej dotrze. - Chodzi o to, e zawsze marzyam o wspaniaym lubie, mamo - powiedziaa, patrzc na krlow. - Chciaam, eby wszyscy tu byli: babcia Elena, tata, klany w swoich strojach, gowy pastw z wszystkich Siedmiu Krlestw. Miaabym cztery druhny do niesienia trenu i stpaabym po dywanie z patkw r. - Oczywicie, kochanie - westchna krlowa, zaskoczona. - Kada dziewczyna o tym marzy. - Z wyjtkiem jej crki Raisy do tej pory. - Ty miaa taki lub - stwierdzia Raisa z wyrzutem. - Byo piset osb w wityni, a krawcy przez rok naszywali pery na twoj sukni. Na kadym wzgrzu pony ogniska, by uczci ten dzie. Ucztowano sze dni, a prezenty lubne zapeniy trzy magazyny. Policzki krlowej zarowiy si ze wstydu. - Wiem, kochanie. To co... czego nigdy nie zapomn, ale... - Ale ja mam wzi lub w prywatnej komnacie w obecnoci jednego oratora, jakbym bya suc z rosncym brzuchem. Ludzie bd plotkowa, mamo. Wiesz, e tak bdzie. Bd wtpi, czy ten lub w ogle si odby. - Nie omiel si - owiadczya krlowa, nerwowo wygadzajc fady sukni. Zabroni tego. - To moe wpyn na sukcesj - cigna Raisa, wiadoma obecnoci Micaha obok siebie. - Jeli bdziemy mieli picioro dzieci, ich prawo do tronu bdzie mona podway. Obrcia si i chwycia donie Micaha. - Tego bym nie zniosa. - Wasza Krlewska Mo - odezwa si lord Bayar. - Przystpmy ju do ceremonii. To wszystko j przytacza i tyle. - Spojrza gronie na syna, jakby mwi: Wyprbuj co mocniejszego. - Wiem, e musz suy krlestwu, mamo - mwia Raisa. - Ale czemu ma si to odbywa kosztem moich marze? - Nie miaam pojcia, e tak si czujesz - powiedziaa krlowa, zakopotana, jak zwykle w sytuacji konfliktowej. Raisa kua elazo pki gorce. - Jeste krlow. Ogo, e Micah i ja wemiemy lub jesieni. To da nam czas na przygotowania. - Obja Micaha w pasie i pooya gow na jego piersiach. - Chc, eby

wszystko byo idealnie. - Wasza Krlewska Mo, nie moemy czeka - wtrci lord Bayar. Podszed do krlowej i chwyci j za rce. - Do tego czasu wszystko moe si zdarzy. Mog nas zaatakowa. Mog porwa ksiniczk. Albo klany si zbuntuj. Ona potrzebuje odpowiedniego ma, ktry otoczy j opiek. Raisa obserwowaa ich ktem oka. Nie ulegao wtpliwoci, e Bayar sczy w krlow magi, tak jak Micah w Rais. Wiedziaa ju, e Wielki Mag wywiera niewaciwy wpyw na jej matk. Nie wiedziaa tylko, czy ona potrafi si temu oprze. Przypomniaa sobie rozmow z Elen w ogrodzie. Przestrog, ktrej udzielia jej babcia. Krlowa Marianna obrcia si w stron Raisy, ocierajc zy. - Ojej, kochanie, nie moemy ryzykowa. Jako ci to wynagrodz. Wydamy przyjcie, jakiego wit nie widzia. Zaprosimy wszystkich. Zobaczysz. Wtedy Raisa te si rozpakaa. To byy zy zoci, rozczarowania, bezsilnoci wiedziaa ju, e jest zdana sama na siebie. Co zrobiaby Hanalea? - No, ju dobrze - szepn Micah, poklepujc j z zaenowaniem po plecach. Z trudem si powstrzymaa, by si nie obrci i nie uderzy go w ten ksztatny nos. - Gdzie... dokd pjdziemy po lubie? - zapytaa Raisa, mylc, e moe jeszcze jest jakie wyjcie, jaki sposb, by zapobiec skonsumowaniu tego maestwa. - Moe wrcimy do moich apartamentw i... - Zapraszamy ci do Domu Orlich Gniazd - rzek lord Bayar. - Apartament ju przygotowany. Wylemy kogo po twoje rzeczy. Dziki temu wy dwoje bdziecie mieli zapewnion prywatno. - Obnay zby w lubienym umiechu. - Dobrze - zgodzia si Raisa. - Skoro sdzicie, e tak bdzie najlepiej. Tylko... Pocigna nosem i otara twarz w rkaw, cierajc zy zoci. - Skoro nie ma przy mnie taty, czuabym si duo lepiej, gdybym moga woy naszyjnik z dzikiej ry, ktry mi podarowa. Wtedy... byoby troch tak, jakby tu by. Przynios go. To potrwa tylko chwil. - No nie! - wybuchn lord Bayar, ktrego cierpliwo wyranie ju si koczya. Orator Redfern czeka tu od dwch godzin. Zrbmy to teraz, a gdyby kto pyta, powiemy, e miaa naszyjnik na sobie. Moesz go potem nosi cae ycie. - Nie - powiedziaa krlowa Marianna, z opnieniem odzyskujc poczucie przyzwoitoci. - Ksiniczka zaoy naszyjnik od ojca, jeli ma to jej poprawi nastrj. Przynajmniej tyle moemy dla niej zrobi. Ju i tak dostatecznie si powica.

Powiedziaa to tonem nieznoszcym sprzeciwu. Bayar z trudem si opanowa. Wyranie zapomnia, gdzie jest jego miejsce. Gdziekolwiek ono byo. - Oczywicie, Wasza Krlewska Mo. Zaraz polemy gwardzist. - Dzikuj, lordzie Bayar, ale szybciej bdzie, gdy sama pjd. Nie jestem pewna, gdzie go zostawiam, a nie chc, by onierze szperali w mojej biuterii. Zaraz wrc. Sprbowaa wywin si z ucisku Micaha. - Micah, id z ksiniczk i sprowad j bezpiecznie z powrotem - powiedzia lord Bayar. - Wiem, e nie pozwolisz jej uciec. - Umiechn si, a jego niebieskie oczy byszczay przy tym jak twarde szafiry. Po chwili szli szybko korytarzem. Micah trzyma j mocno za rk i przelewa w ni coraz wicej magii, jak gdyby chcia wzmocni wczeniejsze dziaanie. Tym razem zdecydowaa si o tym wspomnie. - Nie wiedziaam, e potrafisz uywa magii - powiedziaa. - Gdzie si tego nauczye? I skd masz ten amulet? Wzdrygn si, jakby zamaa tajemny szyfr. - No... waciwie niewiele umiem. W mojej rodzinie jest troch... magicznych pamitek. - Nic dziwnego, e mama chce nas poczy. To daje wam przewag nad innymi domami czarownikw, prawda? Bo nie musicie prosi klanw o amulety? Micah skin gow. - Obecnie mona dosta tylko amulety tymczasowe. Po jakim czasie trac swoje waciwoci. Trzeba wic cigle wraca do klanu, eby je odnawia albo zdobywa nowe. W ten sposb klany sprawuj kontrol nad tymi, ktrzy s obdarzeni magicznymi zdolnociami. - A te si nie zuywaj? - zapytaa Raisa. - Tego nie powiedziaem - mrukn Micah i rozejrza si, jakby kto mg ich podsucha. Niestety, korytarze byy puste. Byo ju za pno nawet na nocne marki, a jeszcze za wczenie na ranne ptaszki. - Micah, czy ty naprawd chcesz si ze mn oeni? - zapytaa ze szczerej ciekawoci. Powiedzia jej przecie, e nie maj wyboru. Moe gdyby widzia jakie wyjcie... Zdawa si ostronie dobiera sowa. - A kto by nie chcia polubi dziedziczki tronu Felis? - Tylko tyle dla ciebie znacz? Ten tytu? Zastanowi si przez chwil, a gdy si odezwa, chyba mwi szczerze:

- Zawsze mnie fascynowaa. Mogem mie kad dziewczyn oprcz ciebie. A ty nigdy na nic mi nie pozwalaa. Zawsze mwisz to, co mylisz. - Prawie si umiechn. Wolabym krtki pocaunek z tob ni ca noc z inn. Dziwny komplement, pomylaa. - Myl, i s szanse, e bdziemy zadowoleni - cign - gdy ju przebrniemy przez to wszystko. S szanse, e bdziemy zadowoleni. Nietypowe wyznanie mioci. Dalekie od obietnicy porzucenia dotychczasowego stylu ycia kobieciarza. Ironia losu polegaa na tym, e ona moe nawet rozwayaby t propozycj, gdyby jej do tego nie zmuszano. Weszli po szerokich schodach, poszc kota, ktry spa na najwyszym stopniu, i skrcili w prawo, obok komnaty Mellony, w stron apartamentu Raisy. Krpy gwardzista, ktrego Raisa poznaa ju wczeniej, opiera si o cian przy drzwiach. Kiedy zobaczy, e si zbliaj, wyprostowa si i pooy do na rkojeci miecza, przenoszc zdezorientowany wzrok z Micaha na Rais. - Poczekaj tu - zwrcia si do Micaha. - Bd za kilka minut. Otworzya drzwi. Po chwili wahania Micah wykona taki gest, jak gdyby chcia i za ni. - Syszae, co powiedziaa Jej Wysoko?! - onierz zagrodzi mu drog i zatrzasn za ni drzwi. Micah widocznie sign po swj amulet, bo Raisa usyszaa szczk miecza wysuwanego z pochwy. - Pu to - powiedzia stranik. Syszaa ich podniesione gosy. Zrozumiaa, e ma troch czasu. Micah nie bdzie si bardzo niepokoi, bo myla, e z jej komnat nie ma innego wyjcia. Nie daaby rady wyskoczy przez okno, ktre znajduje si wysoko nad rzek. Zreszt nie powiedziaa nic takiego, co by kazao mu sdzi, e raczej skoczy z okna, ni go polubi. Na razie. - Wasza Wysoko? - Magret mrugaa zaspana ze swojego krzesa przy kominku. Ktra to ju godzina? Wiem, e to wito imienia i tak dalej, ale... - Magret, kochasz mnie? - zapytaa Raisa z przejciem. - A c to za pytanie? - parskna Magret. - Oczywicie, e... - To spakuj mi strj do jazdy konnej. Klanowy, w juczne worki, na kilka dni. Nic eleganckiego. Szybko! - Mwic to, zdejmowaa jedwabn sukienk, ktra miaa by jej sukni lubn. Nie bdzie, jeli tylko uda jej si temu zaradzi. cignwszy jedwabne szaty

przez gow, rzucia je w kt, nastpnie zdja pantofle oraz poczochy i woya spodnie lece dotd na krzele. - Co si dzieje? - zapytaa Magret, ju cakiem przebudzona. Otwieraa szuflady i wrzucaa ubrania do dwch jukw. Nagle przerwaa i wyprostowaa si. - Ale panienka nie ucieka z ukochanym? - Wrcz przeciwnie. Bayarowie chc mnie zmusi do maestwa z Micahem owiadczya, przemilczajc, e w tym spisku bierze te udzia krlowa. - Co za szalestwo! - Magret wrcia do przygotowa do podry. - Przecie nie moe panienka wyj za czarownika. Oni to wiedz. - Moe i wiedz, ale i tak chc to zrobi. Maj oratora i wszystko, a potem chc mnie wywie do Domu Orlich Gniazd. - Co takiego?! - Magret podniosa gos i Raisa uciszya j w popochu. - Micah jest przed drzwiami. Czeka na mnie. Magret spojrzaa na drzwi. W korytarzu wci trwaa ktnia. - Nie lubi czarownikw. Nigdy nie lubiam. - Magret pochodzia z klanu i z natury bya podejrzliwa wobec czarownikw. - Chyba nie chce panienka z nim i? - Nie, nie chc. Uciekam. Musz jak najduej utrzyma go na zewntrz, eby zyska przewag. - Wasza Wysoko, nie podoba mi si pomys schodzenia po balkonie, naprawd. Skrcisz sobie kark. - Jest inna droga. Zobaczysz. - Raisa wesza do szafy, rozkopaa buty, usiada na pododze i woya jedn par. - Tdy? - Magret zajrzaa do szafy. - Jest tu tunel? Raisa skina gow, a Magret dodaa: - Syszaam, e jest gdzie w tej czci zamku. - Wychodzi w oranerii - poinformowaa j Raisa. Oczy Magret zapony z dumy. - Jeste taka jak ona. - Jak to? - Sama krlowa Hanalea. - Magret niemiao podcigna rkaw, odsaniajc rami. Widnia na nim tatua wyjcego wilka na tle wschodzcego ksiyca. - Jeste Pann? - Raisa powiedziaa to goniej, ni chciaa, i teraz to Magret musiaa j ucisza. Wyjcy wilk by symbolem Panien Hanalei, tajemnej organizacji kobiet oddanych pamici wojowniczej krlowej.

- Jestem - przyznaa Magret. - Chcieli j zmusi do maestwa z czarownikiem, a ona si nie zgodzia. Powiedziaa, e lepiej pozosta pann ni polubi demona. Ho ho! pomylaa Raisa. Magret skrywa wicej tajemnic, ni mona by przypuszcza. - Dokd si udasz, Wasza Wysoko? Trzeba poinformowa krlow - powiedziaa Magret. - Bdzie wiedziaa, nie martw si - odpara Raisa. Chwil si wahaa. - Obawiam si, e lord Bayar rzuci urok na moj matk. Zgodzia si na to maestwo. - Krew i koci krlowych! - zakla Magret. - A to padalec. Nie podobao mi si to wszystko, o nie. Zawsze mwiam, e ojciec panienki powinien czciej bywa w domu. W oczach Raisy zebray si zy. Wzruszyo j to, e opiekunka jej wierzy i e jest po jej stronie. Ju zaczynaa myle, e traci zmysy. - Czy bd ci potrzebne pienidze? - zapytaa Magret. - Troch sobie odoyam. Raisa ucaowaa niezastpion niani w policzek. - Dam sobie rad. - Podniosa materac i wyja spod niego may aksamitny woreczek. - Mj zapas na czarn godzin - wyjania. Byy to pienidze zarobione na targach klanowych podczas lata. Ksiniczki nie powinny mie pienidzy. Odkadaa je w tajemnicy, by nie wywoywa sporw. Wetkna sztylet za pas i zarzucia worki na ramiona. Kto zastuka w drzwi. - Pospiesz si, Rai... Wasza Wysoko! - krzykn Micah. - Wszyscy czekaj. - Ciszej, mody Bayarze! - odkrzykna Magret. - Nie krzycz w korytarzu jak jaki pijany marynarz! Ksiniczka bdzie gotowa... kiedy bdzie gotowa. Niedugo wszyscy bd na nogach, pomylaa Raisa. - Dzikuj, Magret, id. Jeeli jeszcze raz zastuka, powiedz mu, e wci szukamy naszyjnika. A jak si tu wedrze, to powiedz, e wyszam przez balkon. Magret zdja zasony otaczajce ko Raisy i zacza targa je na paski. - Zrobi lin, eby go zmyli - powiedziaa. Chwyciwszy pochodni ze ciany, Raisa wesza do szafy midzy jedwabie, satyn i aksamit. Odsuna zasuw i znalaza si w wilgotnym kamiennym korytarzu. Zamkna wejcie za sob. Modlia si w duchu, aby Amon czeka na ni w ogrodzie. Przy jej szczciu mg ju zrezygnowa i pj do domu. Biega tak szybko, jak tylko moga, obijajc si okciami o kamienne ciany na zakrtach, nasuchujc odgosw pocigu. Jak dugo Magret utrzyma Micaha za drzwiami? Czy on da si nabra na sztuczk z balkonem? Wzdrygna si na myl, e mgby j ciga

tym krtym tunelem. Wspinaczka po wskiej drabinie do oranerii budzia groz, jak zawsze, a dodatkowe obcienie jeszcze j utrudniao. W kocu Raisa dosza do szczytu i pchna kamienn pokryw. Na szczcie kto chwyci j z gry i podnis. Po chwili w otworze pojawia si twarz Amona. - Gdzie bya? - zapyta. - Zaczynaem ju myle, e posza spa, nic mi nie mwic. A jednak czekae, pomylaa Raisa z wdzicznoci. Dziki Stworzycielowi za Amona Byrnea. Amon zapa j za rce i podcign w gr. Postawi j obok siebie na pododze w oranerii. - Odchodziem od zmysw z niepokoju. Miaem takie uczucie, e... - zajkn si. Niewane. Co si dzieje? Raisa otworzya usta i popyny z nich sowa pozornie bez adnego zwizku. - Lord Bayar rzuci urok na krlow. Nie wiem jak. Zdaje si, e wi jest zerwana. Maj mnstwo magicznych przedmiotw sprzed Rozamu. - Urok? - zdumia si Amon. - Co on...? - Chce wyda mnie za Micaha i zrobi go krlem - odpara Raisa. - Maj oratora i wszystko. Mama si na to zgadza. Ju byabym matk, ale uparam si, eby najpierw i do swojej komnaty. Wkrtce si zorientuj, e uciekam. - Chwycia Amona za rk, jakby chciaa go odcign. - Musimy ucieka. Natychmiast. - Ale...? - Wiem. Nie wolno mi polubi czarownika. Lecz Bayarom nie podobaj si stare zasady. Chyba zbyt ich ograniczaj. Wyjad z miasta na jaki czas, pki tego nie rozwiemy. Nie tylko z miasta, pomylaa Raisa. Z krlestwa. Nie moga szuka schronienia w klanie. To rozpoczoby wojn pomidzy jej rodzicami i narazioby Felis na atak z Poudnia. Amon wzi od niej juki i zarzuci je sobie na ramiona. - Chodmy. Musimy przej przez most, zanim ogosz alarm. Schodzili po schodach, zakcajc cisz wczesnego poranka, raz po raz natykajc si na zaspanych sucych. W takich przypadkach Raisa odwracaa twarz, by jej nie rozpoznano. To bowiem mogo si skoczy plotkami - zaraz po swoim wicie imienia nastpczyni tronu wymyka si tylnym wyjciem w towarzystwie onierza. Zapamitano by ich i niebawem Bayarowie wiedzieliby, e nie wysza przez balkon i e widziano j z Amonem Byrneem. Nie chciaa, by Amon mia Bayarw za wrogw, lecz cieszya si, e ma go po swojej stronie.

Niepotrzebnie si martwia. Tak jak wczeniej, nikt jej nie rozpoznawa w spodniach i tunice. Po zejciu na d szli szerszymi i coraz bardziej uczszczanymi korytarzami. Aby si nie wyrnia, zwolnili kroku. Raisa jednak czua napicie w kadym nerwie. Minli Wielk Sal, gdzie gromadzili si ju poddani czekajcy na audiencj u krlowej. Przeszli przez wielki uk prowadzcy na most zwodzony, pod opuszczan krat. Raisa odsuna si od Amona, eby nie zapamitano ich razem. Moga uchodzi za kobiet z klanu, wracajc z zamku, dokd dostarczya swoje wyroby. Amon za mg by onierzem w drodze na posterunek. Byli w poowie drogi przez rzek, gdy usyszeli bicie dzwonw i pokrzykiwania oficerw dyurnych. Krata osuna si z ostrym piskiem i uderzya w ziemi. Wiedz ju, e uciekam, pomylaa Raisa. Stranicy na drugim kocu mostu z zaciekawieniem podnieli gowy. - Kapralu Byrne! - krzykn jeden z nich do Amona. - Co si dzieje? - Moe jaki biedny wieniak ukrad bochenek chleba z przyjcia ksiniczki odpowiedzia Amon. onierz si rozemia. - Wida, e co ich niele rozzocio. - Zauway, patrzc na zamek. - To na pewno popisy przed krlewskimi gomi z Poudnia - stwierdzi Amon, nie zatrzymujc si. - Wychodz, eby nie musie pucowa broni do poysku. Ju za mostem Amon odcign Rais w bok, w kierunku koszar i stajni. - Chodmy do stajni - powiedzia. - Potrzebujemy koni. Przechodzili przez stajenne podwrze, gdy Raisa usyszaa ttent kopyt na bruku. Kto pdem wjeda na teren stajni. Amon zasoni sob Rais i wycign miecz. Na dziedziniec wpadli dwaj jedcy. - Raisa? - jeden z nich zeskoczy na ziemi. By zlany potem, zakrwawiony, nieogolony, z rk owinit w lniany opatrunek. Przycign Rais do siebie i mocno przytuli. - Raisa, dziki Stworzycielowi. To by jej ojciec. Rado mieszaa si z zaskoczeniem i trosk, przepeniajc jej serce tak, e w kadej chwili mogo eksplodowa. - Tato! Jeste ranny! Co si stao? Gdzie bye? - Dziki kapitanowi Byrneowi nie jest gorzej - powiedzia Averill, ruchem gowy

wskazujc drugiego jedca. - Wpadlimy w zasadzk na zachd od Kredowych Klifw. Dziesiciu uzbrojonych mczyzn. Robili, co mogli, by nas zabi, lecz kapitan Byrne chyba ma trzecie oko. Zorientowa si, o co chodzi, zanim nas otoczyli. Byrne odda konia chopcu stajennemu. Kapitan take by w kiepskim stanie. Z rany nad okiem spywaa krew, wspiera si gwnie na prawej nodze. - Byli zamaskowani, ale jedzili na koniach armii, Wasza Wysoko - poinformowa ich Byrne. - Takich samych, jakich uywamy w gwardii. Myl, e przeszli szkolenie gwardzistw. - Czyli braa w tym udzia gwardia - podsumowaa Raisa. Kapitan Byrne zawaha si, po czym skin gow: - Przepraszam, Raiso - powiedzia jej ojciec. - Chciaem zdy na twoje wito. Ale chyba kto mia inne plany. - Gavan Bayar - stwierdzia Raisa z przekonaniem. - Na pewno. Byrne i Averill patrzyli na ni pytajco, lecz nim zdyli cokolwiek powiedzie, szczk acuchw sprawi, e Raisa spojrzaa na zamek. - Koci! - krzykna. - Podnosz most! Musimy jecha, zanim przeszukaj zamek i zauwa moje zniknicie. - Co si dzieje? - zapyta kapitan. - Co si tu stao? W kilku zwizych zdaniach Amon przedstawi sytuacj. Byrne krzykn na chopca stajennego, ktry wyoni si po raz drugi, zaspany i zdezorientowany. - Przygotowa cztery wierzchowce - rozkaza kapitan. - Dwa osiodane, dwa na linach. Zapakuj prowiant. Nie w przyszym tygodniu, tylko ju! - wrzasn, gdy chopak nie rusza si z miejsca. Stajenny pobieg wykona polecenie. - Pojedziecie do Sosen Marisy? - zapyta Averill. - Tam jest najbliej. - Moemy si tam dzi uda - odpowiedziaa Raisa - ale nie moemy tam zosta. To teren w granicach krlestwa. Jeli krlowa zada mojego powrotu, klan jej odmwi, ale ona nie puci tego pazem. Nie moe. Musz opuci Felis do czasu, gdy wszystko si uspokoi. - Nie podoba mi si to - mrukn kapitan Byrne. - Nie ma bezpiecznego miejsca. Arden w chaosie, Bruinswallow i Weenhaven prawdopodobnie zostan w to wcignite, zreszt nieatwo tam dotrze. A Tamron nie jest odpowiednim miejscem dla ksiniczki, nie tylko dlatego, e jest oddalony o trzy dni marszu od Ardenu. Na Indio s piraci, ktrzy porwaliby ci dla okupu, a... - Kapitanie, a Odens Ford? - przerwa mu Amon. - Nikt nie omieli si jej tam

niepokoi. Zwaszcza, gdy nikt nie bdzie wiedzia, kim jest. Obaj mczyni przez dusz chwil wpatrywali si w Amona. - Chopak ma racj - powiedzia w kocu Averill. - Jak si tam dostanie? - zapyta kapitan Byrne z mniejszym entuzjazmem. - Bd czeka, eby j dopa przy Przeczy Sosen Marisy. Amon skin gow. - Tego si spodziewaj, bo to najkrtsza trasa. Moe jecha na zachd do Demonai i tam zaopatrzy si w jedzenie, odzie i wiee konie. - Spojrza na Averilla, ktry przytakn skinieniem gowy. - Potem przeprawi si przy Bramie Zachodniej i przedostanie si przez Trzsawiska do Tamronu i na wschd do Odens Ford. - Trzsawiska? - kapitan Byrne zmarszczy czoo. - To bdzie cika przeprawa. O tej porze roku s niemal nieprzejezdne. I syszaem pogoski o kopotach z Wodnymi Wdrowcami. - Mona tamtdy przej - powiedzia Amon. - Droga nie jest teraz za, jeli si wie, ktrdy i. Averill kiwa gow. - Lepiej, eby Raisa trzymaa si z dala od Ardenu, tam jest teraz zbyt niebezpiecznie. Za due ryzyko, e zostanie porwana albo zabita. Wodni Wdrowcy przynajmniej uznaj lini Hanalei. A w Ardenie uwaaj nasze krlowe za wiedmy. Kim s Wodni Wdrowcy? mylaa Raisa, patrzc na przemian na Averilla i kapitana Byrnea. Jestem z dynastii Hanalei, a nic nie wiem. - Lordzie Demonai, z caym szacunkiem, ale nie mog pozwoli, by nastpcz yni tronu podrowaa do Trzsawisk bez ochrony - wtrci kapitan Byrne. - Krlowa miaaby racj, dajc mojej gowy. Amon chrzkn. - Tato. Kapitanie. Moemy odprowadzi Rais do Odens Ford. To znaczy, Szare Wilki. I tak ju musimy wraca do Wien House. To normalne, e wszyscy kadeci czwartego roku podruj razem, nikogo to nie zdziwi. Znam Trzsawiska, zatrzymywaem si ju u rodziny lorda Cadri. Ksiniczka moe podrowa z moj druyn jako kadetka pierwszego roku. - Jestecie dopiero na czwartym roku... - Kapitan Byrne krci gow. - To zbyt niebezpieczne. Averill pooy do na ramieniu kapitana. - Edonie, myl, e pomys Amona jest dobry z dwch powodw. Po pierwsze,

najbardziej bezpieczne dla mojej crki jest nie zwraca na siebie uwagi. Pamitaj, e ja podrowaem po ziemiach Poudnia jako kupiec. Moemy wysa wraz z ni dowoln liczb gwardzistw, a i tak zawsze istnieje ryzyko, e natkn si na wiksze siy. Po tych terenach buszuj armie najemnikw liczce po stu ludzi. Po drugie, krlowa nie moe wiedzie, e mamy z tym co wsplnego, zwaszcza ty, Edonie. Jeeli przydzielisz ksiniczce kogo z Gwardii Krlewskiej, Marianna dowie si, e maczae w tym palce. To wedug niej zdrada. Nie zdoasz jej ochroni, siedzc w wizieniu. A teraz ta ochrona jest jej potrzebna bardziej ni kiedykolwiek. Byrne spojrza na Rais, jak gdyby u niej szuka wsparcia. - A co z perspektywami maestwa, Wasza Wysoko, jeeli wyjdzie na jaw wasza podr w towarzystwie onierzy? - zapyta bez ogrdek. - Jeeli tu zostan, wydadz mnie za czarownika - odpowiedziaa z rwn bezporednioci. - I co wtedy z moimi perspektywami? Kapitan Byrne obrci si znowu w stron Averilla, jakby wola debatowa z nim ni z ksiniczk. - Gdzie si zatrzyma w Odens Ford? Nie moe mieszka z onierzami w koszarach. Musi mie jak bezpieczn siedzib do czasu, gdy wszystko zaatwimy. - Czemu nie w koszarach? - wtrcia Raisa. - Przecie mog tam zamieszka jako nowa kadetka. Twarz kapitana Byrnea wyraaa szczery bl. - Wasza Wysoko, to niemoliwe! Nastpczyni tronu mieszkajca z hord onierzy? - Hanalea bya wojowniczk - odpara Raisa. - Zabia Krla Demona i poprowadzia wojsko przeciwko uzurpatorowi, gdy miaa niewiele wicej lat ni ja teraz. - To byo dawno temu - powiedzia Byrne. - Dzisiejsze krlowe s mniej... waleczne. Spojrza na Amona. - Naprawd mylisz, e dziewicioro kadetw utrzyma tak rzecz w tajemnicy przez ca drog do Odens Ford? - Nie bd mogli nic wyjawi, jeli nie bd nic wiedzie - stwierdzi Amon. - Udamy, e Raisa jest crk jakiego szlachcica z Kredowych Klifw. Oni ju j znaj jako Rebek Morley. Powiemy, e jej ojciec poprosi, by podrowaa z nami do Szkoy Uzdrowicieli w Odens Ford. Bdzie podrowa w przebraniu kadeta dla wasnego bezpieczestwa. - W Odens Ford jest witynia - zauway Averill. - Ksiniczka mogaby tam zamieszka jako nowa alumnka. To byoby idealne przebranie. Odens Ford to miejsce, w ktrym styka si wiele pogldw. Moe si tam sporo nauczy. - Bdzie naraona na dziaania porywaczy, owcw posagw i modszych synw -

upiera si Byrne. - Nie, jeli nie bd wiedzieli, kim jest - stwierdzi Averill. - Poza tym, bdzie pod ochron zasady Pokoju Odens Ford. Nawet przy toczcych si wok wojnach, pokj tam utrzymuje si od tysica lat. - Nie moe pozostawa poza domem zbyt dugo - oznajmi Byrne. - Zawsze istnieje ryzyko, e Bayar przekona krlow, eby uczynia nastpczyni tronu Mellony. - O tym moemy pomwi pniej - przerwaa mu Raisa, niespokojnie spogldajc za siebie, na zamek, wci szczelnie pozamykany. - Jak ju przeszukaj zamek, rusz na most. Kapitanie Byrne, prosz powiedzie pozostaym kadetom, eby spotkali si z kapralem Byrneem w kolonii Demonai. Kapral i ja pojedziemy przodem. Byrne chwil si zastanawia, po czym skin gow. - Zrozumiano, Wasza Wysoko - powiedzia z bladym umiechem. - Kapralu Byrne, prosz na moment! - Odcign syna na bok i wdali si w krtk, oywion wymian zda, ktra zakoczya si uciskiem. Tymczasem chopak stajenny wyprowadzi konie. Byrne kaza mu z powrotem si pooy. Raisa wybraa dla siebie niewielk klacz i odwizaa jej wodze. - Podsad mnie, prosz - zwrcia si do Amona. Chopak pomg jej wsi i dopasowa strzemiona do jej drobnej postury. Kapitan Byrne po oniersku ucisn synowi do. - Pilnuj jej! - poleci, patrzc mu w oczy. - I sprowad do nas z powrotem. Amon pokiwa gow i sam dosiad konia. - Bezpiecznej podry, creczko - powiedzia Averill ze zami w oczach. Po chwili cae jego policzki byy mokre. Byrne poklepa go po plecach. - Chodmy do zamku, lordzie Demonai. Chc zobaczy min Bayara, kiedy ujrzy nas ywych... - Umiechn si szeroko. Mczyni odwrcili si. Raisa spia konia pitami i wraz z Amonem wyjechaa z dziedzica na trakt, cignc za sob konie na zmian. Gdy ju minli bramy miejskie, ksiniczka jeszcze obrcia si za siebie i spojrzaa na zamek Fellsmarch byszczcy w porannym socu. Znowu go opuszczaa - szybciej ni si spodziewaa.

ROZDZIA DWUDZIESTY PITY

Koniec wiata
Kiedy Han wrci z targu do domu, Mari znowu gorczkowaa. Wydawao si, e choroba pozbawia j ciaa - jej twarz bya zapadnita i wychudzona, a skra nabraa niezdrowej tej barwy. Widywa ju takie objawy. Nie by to dobry znak. Sprowadzi wic uzdrowiciela ze Strczkowej i obieca, e za kilka dni zapaci mu podwjnie. Mczyzna przyszed, spocony, z rozbieganymi oczkami, zapewne wiadom krwawej reputacji Bransoleciarza i przeraony moliwymi kosztami niepowodzenia. Poda Mari mierdzcy napar, zapali nieokrelone kadzido wydzielajce ty dym o niemiym zapachu. Po godzinie Han uzna, e to zwyky nacigacz, lecz mama twierdzia, e Mari wyglda lepiej i oddycha swobodniej. Nastpnego ranka zdesperowany Han wyruszy do Sosen Marisy, aby sprowadzi Iw. Kiedy przyby do kolonii, okazao si, e uzdrowicielka wybraa si na gr Althei do porodu. Ptaszyna bya w lesie z wojownikami Demonai, a Tancerz poszed z matk. To znaczyo, e Han na prno odby t wdrwk. Przespa si kilka godzin w Sadybie Straniczki i wrci do Fellsmarchu, zostawiwszy wiadomo dla Iwy, by jak najszybciej przysza do Mari. Po powrocie do miasta uda si prosto na Targ Poudniomostu, do sklepu Taza. Byo ju co prawda pno, lecz Han wiedzia, e handlarz sypia w sklepie, by nie pozostawia cennego towaru bez opieki. Han potrzebowa pienidzy natychmiast, bo gwardia deptaa mu po pitach i chcia na dobre opuci miasto. Zajrza przez szyb wystawy i zobaczy handlarza stojcego za biurkiem i z furi upychajcego papiery do skrzanej torby. Wyglda, jakby pakowa si do wyjazdu. Kiedy dzwonek nad drzwiami obwieci wejcie Hana, Taz potrci filiank z herbat. Na widok chopca umiechn si sztucznie. - O! Bransoleciarz! Jeste! - Prbowa szmat osuszy z herbaty papiery na biurku. Gdzie si podziewae? Znalazem kupca na t rzeb, ktr mi pokazae. Ju si nie moe doczeka. - Taz zawsze nazywa takie przedmioty rzebami albo dzieami sztuki. Nigdy nie przyznawa, e s magiczne i nielegalne. - Naprawd? - Czy to wyobrania Hana, czy handlarz jest nadzwyczaj podenerwowany? - To znaczy, e jest gotw zapaci moj minimaln cen?

- Tak, tak. Zapaci, ale chce osobicie obejrze to dzieo. Masz je przy sobie? - Taz zmruy oczy, jakby prbowa dojrze blask przewitujcy przez ubranie Hana. - Nie, ale mog przynie. - Han obrci si w stron wyjcia. - Nie, nie - szybko powiedzia Taz. - Waciwie ten kupiec ju tu idzie. C za zbieg okolicznoci, prawda? e ty tutaj, a on akurat tu idzie... - Obliza wargi. - Ale co mu to da, skoro nie mam przy sobie amuletu - zauway Han, skonsternowany. - Mj klient bardzo chce ci pozna - powiedzia Taz. - Ma kilka pyta w zwizku z tym dzieem. Ja wezm moj opat, a potem moecie razem i po towar. - Wolabym tutaj dokona transakcji. - Han zna ryzyko zwizane z handlem na ulicy. - Zd pj do domu i wrci. - Czyli to cay czas byo u ciebie w domu? Co w gosie Taza sprawio, e w gowie Hana wczy si sygna alarmowy. y tak dugo tylko dziki temu, e sucha intuicji. - Co to za pytanie? O co ci chodzi? - A nic, nic - odpar handlarz, ocierajc pot z czoa szmat, ktr przed chwil ciera biurko. - Tak si zastanawiaem, gdzie to wszystko trzymasz. Nim Taz zdy si odsun bd powiedzie kolejne sowo, Han dociska go do ciany, przykadajc mu n do garda. - Co powiedziae kupcowi? - zapyta cicho. - Nn... nic... ja... tylko opisaem dzieo, a on powiedzia, e wanie czego takiego szuka. To wszystko. Przysigam na krew i koci naszych witych krlowych. - Powiedziae mu, gdzie mieszkam? - Nigdy, przysigam - bekota Taz. - Dowiedzia si w inny sposb. - Kto jest tym kupcem? - szepn Han, nagle czujc przeraenie. - Kto to jest? - Bogaty czowiek. Czarownik - pisn Taz. - Nie znasz. - Kto? - Han docisn koniec noa do skry handlarza. W tym momencie dzwonek nad wejciem zadwicza ponownie. Han, zaskoczony, obrci gow w chwili, gdy drzwi si otwieray. W wejciu sta mczyzna. Jego drogie szaty i pena dumy postawa mwiy, e jest bogaty. Duga stua i amulet na acuchu na szyi wiadczyy o tym, e jest czarownikiem. Grzyw srebrnych wosw przeplatay pasma czarodziejskich barw. Taz dostrzeg dla siebie szans i postanowi j wykorzysta. Wywin si spod noa Hana i na czworakach przesuwa si w stron tylnego wyjcia. Czarownik wycign rk,

dotkn amuletu i co wypowiedzia. Z jego placw wystrzeliy pomienie, ktre w jednej chwili otoczyy Taza Mackneya. Ciao handlarza przez moment wyginao si i drgao, a po chwili leao spokojnie, dymic. Smrd palonego misa uderzy Hana w nozdrza, tak e chopak z trudem opanowa odruch wymiotny. - To pewnie ty jeste Bransoleciarz Alister - odezwa si czarownik, wymawiajc imi Hana z takim grymasem, jakby miao ohydny smak. - Szukam ci od jakiego czasu. A ty wci mi si wylizgujesz. Han stara si nie patrze w stron Taza. - Nawet was nie znam - powiedzia. I nie chc zna, pomyla. Byo co znajomego w tej dostojnej twarzy czarownika i w sokoach na jego stule. - Racja - odpar czarownik. - Nie spotkalimy si dotd. Ale masz co, czego szukam. Co, co mi skradziono. - Musicie mnie, panie, myli z kim innym - powiedzia Han. - Nie mam nic waszego. - Na pocztku zaszo pewne nieporozumienie. Powiedziano mi, e mj amulet ukrad chopak imieniem Shiv. Wyobra sobie moj rozpacz, gdy po dugiej i bolesnej dla niego perswazji dowiedziaem si, e Shiv nic nie wie. e wprowadzono mnie w bd. Serce Hana zamaro. - To wy posalicie demony... - wyszepta. - Te, ktre zabiy Poudniarzy. Czarownik przyglda si swoim doniom, ktre lniy moc. - Czarownicy asasyni, zakapturzeni i zaczarowani. Histeria bywa przydatna, gdy chce si zmusi ludzi do wydawania swoich. Czemu ten czarownik szuka Shiva? Co takiego zrobi Shiv, e cign na siebie uwag tego potwora? Nagle obudziy si wspomnienia, niczym baki gazu buzujce na powierzchni bota ten dzie na Hanalei, spotkanie z Micahem Bayarem, gdy zabrali mu amulet. Bayar zapyta Hana o imi, a on powiedzia: Zw mnie Shiv, herszt gangu z Poudniomostu. To byo bezmylne, szybko zapomniane kamstwo. Mona by si w tym dopatrywa zemsty za lata cikiej rywalizacji o kilka podych ulic miasta. Ale przecie nie chcia tego, co si stao. Przypomnia sobie ostatnie spotkanie z Shivem - herszt ulicznikw przysigajcy mu wierno, bagajcy: Odwoaj ich. Han pozostawi go samego. A dwa dni pniej znaleziono jego pobite, torturowane ciao.

Teraz wiedzia, e to jednak bya jego wina - Poudniarze zginli przez jego kamstwo. Oceni odlego od tylnego wyjcia. Nie byo mowy, by dotrze tam, zanim czarownik strzeli w niego pomieniami jak w Taza. - A z kim mam przyjemno? - zapyta Han, odpychajc od siebie coraz silniejsze podejrzenia. - Gavan Bayar - przedstawi si nieznajomy. - Dla ciebie lord Bayar. Koci, pomyla Han, starajc si zachowa kamienny wyraz twarzy. Nie zwyky czarownik, ale Wielki Mag, najpotniejszy w Felis. Ojciec Micaha Bayara. - Sami widzicie, panie - powiedzia Han, przeykajc zaschnit lin. - Bybym prawdziwym gupcem, eby okrada kogo takiego. - No wanie... - Czarownik pokiwa gow. - Dlatego tak mnie zaciekawie. Uznaem, e pod pozorami moe si kry co wicej. - Bayar zlustrowa Hana wzrokiem, wyranie zawiedziony. - Biedny pan Mackney mwi, e jest... jak si wyrazi... hersztem gangu achmaniarzy. Nie jeste czarownikiem, a podobno moesz trzyma niezwykle potny amulet bez adnej szkody - westchn. - Szkoda, e mj syn wybra sobie do wicze wanie ten amulet. Chce mnie zabi, pomyla Han. Inaczej nie mwiby mi tego wszystkiego. - Jestem tylko ulicznym szczurem - powiedzia Han. - Nie wiem nic o magii. Wyrzuciem to co w zauku zaraz po ostatniej wizycie u Taza. To cay czas miotao iskry i baem si, e mnie rozerwie na kawaki. - Han zrobi dwa kroki w stron drzwi. - Mog wam, panie, pokaza, gdzie to byo. Na ulicy miaby jakie szanse. Bayar unis do, by powstrzyma ten potok kamstw. - Posaem ju gwardi po amulet. Zabior ci do lochw Domu Orlich Gniazd. Chc si dowiedzie, co czy ci z klanami i ile one wiedz o amulecie. Niedugo to nie bdzie miao znaczenia, ale na razie wolabym, eby jak najmniej wiedziano o magicznych przedmiotach, ktre posiadamy. A kiedy ju uznam, e wycignem z ciebie wszystko, co si dao, zabij ci - stwierdzi rzeczowym tonem. - Sprawie mi sporo kopotw. Nie bd si spieszy. Hana jednak zainteresowao co, co Bayar powiedzia na pocztku. - Co to znaczy, e posalicie gwardi po amulet? To znaczy dokd? - Do twojego domu. Mieszkasz nad stajni, jak sdz? - gos Bayara by peen pogardy. Han poczu, jak ciskaj mu si wntrznoci.

- Ale amuletu tam nie ma - powiedzia. - Odwoajcie ich. Ukryem go gdzie indziej. Mog pokaza. - Jeli tak, to na pewno wszystko mi powiesz - owiadczy Bayar. - A teraz... mj powz czeka na zewntrz. Duo lepiej bdzie, jeli pjdziesz spokojnie, ale wiedz, e w razie potrzeby uyj siy. - Bayar umiechn si, cho jego twarz pozostaa zimna i skamieniaa jak marmur. Han zrozumia wiadomo: jest nikim, niczym, i gupot byo zadziera z kim takim jak Bayar, kra amulet jego synowi. Przypaci to yciem swoim i rodziny. Jego imi bd wymawia szeptem w achmantargu i Poudniomocie ku przestrodze tych, ktrzy w przyszoci chcieliby sprzeciwi si Bayarom. Jest jak wszyscy bogaci i potni, pomyla Han. Robi, co chce, ustanawia wasne zasady, amie prawo, kiedy mu si podoba, i nie ponosi za to adnej kary. Przez niego zginli Shiv i omioro Poudniarzy, a na pewno te wielu innych. Teraz w niebezpieczestwie byy mama i Mari. Han musia uciec. Wci ciska w doni n. Mijajc Bayara, obrci si i nagle dgn czarownika w bok pod samym ebrem. Przecign ostrze w gr i w przd, a zazgrzytao, sunc wzdu koci. Palce Hana zalaa ciepa krew. Bayar wrzasn i odwrci si, wyrywajc napastnikowi n z rki. Han rzuci si do drzwi. Bayar za jego plecami wymamrota zaklcie. Na ramionach chopaka wybuchy pomienie. Spyway po obu rkach w d do nadgarstkw, gdzie rozmyway si po rozgrzaniu bransolet do czerwonoci. Po raz kolejny te obrcze zdaway si pochania magi. Han wybieg na zewntrz, prosto na czarny powz z symbolem pikujcego sokoa. Czarne konie parskay i potrzsay bami. Pdzi przez targ jak oszalay, zygzakiem omijajc stragany i namioty, przeskakujc drobne przeszkody, rozpychajc cib, byle szybciej znale si na mocie. Jeszcze nigdy Poudniomost i achmantarg nie wydaway si tak daleko od siebie. Czu si jak we nie, w ktrym stopy grzzn w bocie, kiedy czowiek usiuje ucieka przed potworem. Tyle e w tym wypadku potwory byy zarwno za, jak i przed nim. Po pokonaniu mostu musia jeszcze omija grupy onierzy. Najwyraniej przeprowadzali jak kontrol, lecz nie szukali jego, bo on cay czas bieg i nikt go nie zatrzyma. By o mil od Brukowej, gdy ujrza bysk rozjaniajcy ciemno, pomaraczow un przesaniajc chmury. Poczu swd spalenizny. Palio si co duego, strzelajcego

pomieniami w niebo. Dotar do pocztku swojej ulicy i wtedy to zobaczy: stajnia pona, w tym momencie ju cakowicie pochonita przez ogie. Prawdziwe pieko. Poar przegoni mieszkacw na drugi koniec ulicy, gdzie stali zbici w ponure grupki, wpatrujc si bezradnie w poncy budynek. Stajni otacza krg niebieskich, ktrzy nie dopuszczali potencjalnych bohaterw. I tak nikt by si tam nie zbliy, bo temperatura bya nie do zniesienia. Han czu ar pomieni na twarzy nawet w miejscu, w ktrym si znajdowa. Grupa gapiw szybko zorganizowaa brygad z wiadrami - pompowano wod ze studni na Brukowej i podawano dalej. By to niezwyky przykad wsppracy jak na t dzielnic. Mimo to niewiele mona byo poradzi, jedynie obla wod okoliczne budynki, eby ogie si nie rozprzestrzeni. Han chwyci jakiego gapia za rami. - Co si tu stao? - To oni... przeklci niebiescy... - Skin gow w stron onierzy strzegcych poncej stajni. - Kto mwi, e szukaj Bransoleciarza, ale nie byo go tu wida od tygodni. Podobno nie yje. Tak czy inaczej, mwili, e tu mieszka i e ukry tu swoje upy. Weszli do budynku, przeszukali od fundamentw po dach, przetrzsnli wszystko na podwrzu, nawet przekopali teren. A potem wszystko podpalili. Palio si jak siano. Han mocniej cisn go za rami. - Czy wyprowadzili kogo? Kto si wydosta? Mczyzna wyrwa rk i pokrci gow. - Nikogo nie widziaem, ale nie byem tu od pocztku. Nie wiem, czy tam kto zosta. Wszdzie sycha byo tylko konie, wierzgay i ray rozpaczliwie. Ale ju byo za gorco, eby je wyprowadzi. Han obszed teren i sprbowa podej do stajni od tyu, ale byo tam zbyt wielu gwardzistw i znw uderzya go fala gorca. Zmoczy przy pompie koszul i owin j wok gowy, zdecydowany przedrze si przez ogie lub zgin podczas tej prby. Mija wanie Zauek Rzenikw, gdy kto zagrodzi mu drog. To bya Cat. Twarz miaa umorusan sadz, szyj owinit szalikiem achmaniarzy. - Nie ma sensu. Ich ju nie ma. Nie pomoesz im. Zapi ci albo si spalisz. - Nie obchodzi mnie to! - Prbowa j omin, ale kto zapa go z tyu, wygi mu rk i zabra n. - Daj spokj - powiedzia Flinn nad ramieniem Hana.

Jego achmaniarze zwracaj si przeciwko niemu. - Odczep si, Flinn - burkn, prbujc si wyswobodzi. - Gdyby to bya twoja matka i siostra, poszedby po nie. - Ju prbowaam - powiedziaa Cat zaamujcym si gosem. Trzsa si, jakby nie bya sob. - Wszyscy prbowalimy. Przeszlimy nawet po dachach, zanim ogie zaj cay budynek. Przykro mi - szepna. - Tak mi przykro... - Wiem, gdzie bd - nalega Han. - Mog do nich dotrze. Wiem, e dam rad. Mari bdzie leaa na swoim posaniu obok paleniska. Mama bdzie przy niej. Mama jest mdra. Na pewno owiny si mokrymi kocami. Bd przeraone, ale... - Nie pozwol ci si zabi - powiedziaa Cat. - Do ju ofiar na dzisiaj. Skina gow w stron koca zauka i achmaniarze odcignli go - kopicego, miotajcego si na wszystkie strony - od poaru. Wlekli go si niemal ca drog do magazynu, w ktrym mieli siedzib. Wreszcie przesta si opiera. Na miejscu wepchnli go do kta, gdzie Flinn i Jonas go pilnowali. Cat i Sara szeptay w drugim kcie. Gdzie jest Velvet? pomyla nagle Han. Przez reszt nocy wstrzsay nim dreszcze - na przemian z zimna i gorca. Myla, e to szok lub zo, a moe skutki tego, co zrobi mu Gavan Bayar za pomoc magii. Rano jednak zda sobie spraw, e zarazi si od Mari. Niech umr, pomyla, z wdzicznoci poddajc si chorobie. By nieprzytomny jaki czas - nie wiedzia, czy to byy dni, czy godziny. Gdy si obudzi, zobaczy nad sob twarz Iwy tak smutn, e zapragn co zrobi, by to ona poczua si lepiej. Tulia go w ramionach, koysaa go i poia kor wierzby i herbat straniczki, ktra najwyraniej pomagaa na febr, bo niedugo gorczka znika. Jakim sposobem znalaz si znowu w wityni Poudniomostu, w jednej z maych cel wychodzcych na dziedziniec. Dopiero po tygodniu da rad wsta, a wtedy Flinn donis, e niebiescy przestali interesowa si zgliszczami stajni i zajli si kolejnymi morderstwami, ktre mieli zamiar popenia. Cat i achmaniarze pilnowali miejsca, by okoliczni mieszkacy nie wyrzdzili wielkich szkd. Bojc si tego, co moe tam zasta, ale nie martwic si ju o to, e kto wyledzi jego miejsce zamieszkania, Han przetrzsn to, co pozostao z jego dawnego domu, i odnalaz je - dwa ciaa mocno do siebie przytulone pod gruzami komina: jedno wiksze, drugie mae, zbyt zwglone, by je rozpozna albo stwierdzi, co si z nimi dziao przed mierci. - Dym je upi, Samotny owco - powiedziaa Iwa. W cigu tego tygodnia niemal nie

zostawiaa go samego. - Prawdopodobnie nie czuy blu. Prawdopodobnie. Prawdopodobnie. To mu nie wystarczao. Znalaz medalion mamy, na wp stopiony przez ogie, i zwglon ksieczk Mari t, ktr chciaa mu czyta, gdy on zbyt si spieszy, by sucha. Woy je do torby. Przed poudniem Iwa posza na targ po jedzenie na drog. Han wykorzysta ten moment, by wyj owinity w skr amulet z kryjwki w palenisku i take wrzuci go do torby. Zbyt wiele powici dla tego przedmiotu, by teraz go porzuci. Nie ogldajc si wicej na ulic Brukow, poszed do kryjwki Cat w magazynie, gdzie powinien j zasta w cigu dnia. Sara i Flinn grali w karby i koci. Sweets i Jonas dranili sznurkiem par prgowanych kotw. Bazilka, na ktrej grywaa Cat, bya oparta o cian, ale nie byo ani Cat, ani Velveta. Kiedy Han wszed, Sara zerwaa si z zaciekawionym i niespokojnym wyrazem twarzy. - Hej - powiedziaa. Nie traci czasu na uprzejmoci. - Gdzie jest Cat? - zapyta. - Nie wiem... - Wzruszya ramionami. - Od dawna jej nie widziaam. Velveta te. Mylaam, e moe jest z tob - powiedziaa z nadziej. - Byem chory. No, ale jak Cat wrci, powiedz jej, e moe zaj kryjwk w Zauku Rabusiw. Sara popatrzya zdumiona, a potem chwycia go za rami i poprowadzia na bok. - Czemu? Nie zostajesz? - Znikam na jaki czas. Przygldaa mu si pytajco. - Ale pniej bdziesz tego potrzebowa? - Nie, nie bd - potrzsn gow. Mocniej zacisna do na jego ramieniu. - Chyba nie chcesz zrobi nic gupiego? - Nie. Sara chrzkna i wbia wzrok w ceglan cian. - Mylelimy, e moe do nas wrcisz, eby znowu by hersztem. Skoro ju nie masz rodziny i w ogle... - Spojrzaa na niego i zaraz odwrcia wzrok. - Wszyscy zoylibymy ci przysig. - Macie herszta. Cat wrci.

Han mia jednak dziwne przeczucie. Hersztowie w achmantargu nie yli dugo. Czyby Poudniarze dopadli j sam? Jeli jeszcze kto z nich osta si przy yciu. Znowu poczu si winny. Jakby jako jedyny przey straszliw zaraz. Czym sobie zasuy, by y, gdy wszyscy wok niego gin? Popatrzy na Sar, ktra wci liczya na to, e usyszy inn odpowied. - Jeli Cat si nie zjawi, moe ty zostaniesz hersztem - powiedzia. - Lepiej trzymajcie si z dala ode mnie. cigaj mnie czarownicy. Nie chc, eby jeszcze kto ucierpia. Sara przygryza doln warg. Han widzia, e chce co powiedzie, ale mwienie zawsze przychodzio jej z trudem. - Suchaj, Bransoleciarzu. Bardzo mi przykro z powodu tego, co si stao z twoj mam i siostr. - Zdja z szyi szalik i zaoya go Hanowi. - W kadym razie... Kto raz zostanie achmaniarzem... No wiesz. C mona byo doda. Han wyszed. Iwa zastaa go stojcego w deszczu na Mocie Poudniowym, jak patrzy ponad zamkiem Fellsmarch w miejsce, gdzie wznosi si otulony mg szczyt Szarej Pani. Wcigna go na konia i pojechali do Sosen Marisy. Tam Han pooy si na awie w Sadybie Straniczki i spa przez trzy dni.

ROZDZIA DWUDZIESTY SZSTY

Ujawnione sekrety
Tancerz by przy nim caymi dniami. Nie mwi wiele, po prostu by. Byli jak bracia zczeni wsplnym blem. Kady z nich opakiwa strat i pewnego rodzaju wygnanie. Tancerz mia przynajmniej przed sob jak przyszo, chocia nie by z niej zadowolony. Nie musia czu si winnym mierci swojej rodziny i zrujnowania wasnego ycia. Han chciaby zrzuci cz winy na Ptaszyn, bo nie pozwolia mu i do Demonai. Moe gdyby mg pj za ni, nie czuby tak silnej potrzeby sprzedania amuletu. Chcia by na ni zy, lecz w sercu nie czu gniewu, a kiedy wzia go w ramiona, cho na chwil o wszystkim zapomnia. Wojownicy Demonai mieli pozosta w kolonii, dopki Tancerz nie odejdzie, a ten moment szybko si zblia. Ptaszyna przeniesie si do Demonai. Han nie siga mylami dalej, nie widzia przed sob nic, na co by czeka. Iwa, zwykle tak spokojna, teraz wydawaa si draliwa, niemal wzburzona. Han czy to z zachowaniem Tancerza i jego zesaniem na Poudnie. Moe te miao to co wsplne go z sytuacj Hana, bo Iwa wyranie traktowaa go inaczej ni przedtem, niemal jakby by niezwykle kruchy... lub jakby mg wybuchn, gdyby na niego krzywo spojrzaa. Przez kilka dni wydawao si to cakiem prawdopodobne - e mieszanka blu, gniewu, winy i frustracji rozsadzi go od wewntrz. Przecie mama i Mari w niczym nie zawiniy i nie byy adnym zagroeniem dla Gavana Bayara, Micaha Bayara ani przekltej krlowej Felis. Han mg uchodzi za potnego herszta gangu, lecz prawd mwic, te niewielkie upy, ktre zdoa odebra bogatym, byy zaledwie okruszynami z ich stow - tak nieznaczcymi, e ledwie je zauwaali. Za te ochapy by bity, wtrcany do lochw, cigany cae ycie. Myla, e jego wrogiem by Shiv. Tymczasem Shiv by tylko kolejn ofiar krlowej, Rady Czarownikw i caej reszty. Hersztowie walczyli ze sob, a powinni byli wsplnie walczy z tymi, ktrzy mieli prawdziw wadz. Najchtniej zabraby koczan, uk oraz noe i wspi si na Szar Pani do siedziby Bayarw, eby im pokaza, jak to jest by ciganym. Ale to zapewne te by mu si nie udao. Nie mia szans nawet zbliy si do swoich

prawdziwych wrogw, tych, ktrzy pocigaj za sznurki. Zginoby najwyej kilku gwardzistw i sucych. Iwa do pna w nocy odbywaa dugie rozmowy ze starszyzn w Sadybie Goci, co byo o tyle dziwne, e takie spotkania zwykle organizowano w Sadybie Straniczki. Moe, myla, nie chcieli wyjawia swoich sekretw w obecnoci jego i Tancerza. Mgby zosta z Iw i uczy si na uzdrowiciela, troch u niej zarabia i raz na jaki czas widywa Ptaszyn, gdy bdzie odwiedzaa Sosny Marisy. Jeli po upywie roku zechce std odej, przeznaczy zaoszczdzone pienidze na szko wojownikw w Odens Ford. Albo to, albo powrt na ulic. Czy jedno, czy drugie, i tak nie mia szans doy staroci. Wreszcie, pewnego parnego wieczoru, gdy Tancerzowi do odejcia pozosta ju tylko tydzie, Iwa zwoaa zebranie w Sadybie Straniczki. Han i Ptaszyna przybyli z kryjwki nad rzek, gdzie schronili si przed lepkim upaem. On woy klanowe spodnie wykonane przez Iw i letni koszul z baweny. Ptaszyna wyjtkowo nie bya w stroju wojowniczki. Miaa na sobie haftowan kamizelk z jeleniej skry bez koszuli pod spodem i kupieck spdnic. Na kostce prawej nogi zawizaa otrzyman od Hana bransoletk z koralikw. Han nie mg oderwa oczu od jej opalonych i uminionych ng, ktre przewityway spod barwnych spdnic. Obrzuci wzrokiem wasne ubranie, zastanawiajc si, czy ona patrzy na niego tak samo jak on na ni. Kiedy Han i Ptaszyna weszli do sadyby, zastali tam tum ludzi. Wielu z nich Han widzia pierwszy raz. Klany bardzo sprawnie zwoyway wszelkie narady. Usiedli na awce przy drzwiach. Siedzieli ze zoonymi rkami, dotykajc si biodrami. Han cieszy si, e wolaa usi obok niego, zamiast kbi si przy ogniu z wojownikami Demonai. Iwa rozpocza zebranie. - Dzikuj za przybycie mieszkacom Sosen Marisy, jak i tym, ktrzy przybyli z kolonii Demonai, Rissy i Na Skarpie. Han rozmawia wanie szeptem z Ptaszyn, lecz na dwik sw Iwy zaskoczony podnis gow. To zebranie musi by wane, skoro kolonie Rissy i Na Skarpie przysay swoich przedstawicieli. - Prosz, korzystajcie z naszego ognia i wszystkiego, co mamy - powiedziaa Iwa. Gocie z innych kolonii wydali zbiorowy pomruk powitania. Han zauway lorda Averilla i Elen Demonai za plecami Iwy. Po raz kolejny zastanawia si, czy Averill pamita go z wydarze w Poudniomocie. Oczy lorda Demonai istotnie zatrzymay si na nim przez dusz chwil. Tego wieczoru Averill myla jednak o czym innym.

- Lord Demonai przywiz wieci z Doliny - oznajmia Iwa. Averill rozejrza si po zebranych i gwar rozmw ucich. Stranik kolonii wyglda na starszego i bardziej zmczonego ni wtedy, gdy Han widzia go ostatnio. Jego wygld mwi te, e uczestniczy w walce, co wydawao si tak niezwyke, e zaintrygowao Hana. - Przywo niepokojce wieci - owiadczy lord Demonai. - Moc Wielkiego Maga ronie z dnia na dzie. Lord Bayar wywiera ogromny wpyw na krlow. Do tego stopnia, e krlowa Marianna chce wyda nasz crk Rais, dziedziczk tronu, za syna lorda Bayara, modego czarownika Micaha Bayara. Ta wiadomo spotkaa si z burz protestw i okrzykw niepokoju i niedowierzania. Siedzca obok Hana Ptaszyna zesztywniaa i pochylia si do przodu. Blask pochodni owietli jej ostre rysy. - To niemoliwe - szepna. S siebie warci, pomyla Han. - Poczuwam si do winy w tej sprawie - cign lord Demonai. - Musz przyzna, e nie zauwayem niebezpieczestwa. Waciwie kapitan Byrne i ja zostalimy zaatakowani i o may wos nas nie zamordowano w drodze z Kredowych Klifw na wito imienia Raisy a anaMarianna. Te sowa powitano kolejnymi okrzykami oburzenia. Han spojrza na wojownikw Demonai. Nie krzyczeli i nie protestowali z innymi, lecz stali milczco i czujnie, prz ez co wygldali jeszcze groniej. - Nie wierz, by Jej Krlewska Mo zatwierdzia ten rozkaz - powiedzia lord Demonai gorzko - ale nie wolno nam nie docenia podstpnoci lorda Bayara. Planowali wyda nastpczyni tronu za modego Bayara w dniu jej wita imienia, kiedy kapitan Byrne i ja bylimy... zajci czym innym... - urwa na chwil, po czym doda: - Na szczcie ksiniczce Raisie udao si uciec. Dookoa rozlegay si okrzyki Dziki Stworzycielowi!, Gdzie ona jest? i Nasza crka Raisa powinna schroni si tutaj, u rodziny, w grskich koloniach. W tym momencie wystpia Elena Demonai. Na jej postarzaej twarzy wida byo nowe zmarszczki. - Moja wnuczka jest na razie bezpieczna. Uwaamy, e nie powinna przebywa wrd nas, lecz w bardziej neutralnym miejscu poza krlestwem. Przetrzymywanie ksiniczki tutaj wbrew woli krlowej mogoby zosta uznane za prowokacj. Mamy nadziej, e wci jest szansa, by uratowa Mariann. Nie chc wdawa si z ni w wojn. Wojownicy Demonai, cznie z Ptaszyn, wygldali, jakby z wielk chci

natychmiast wyruszyli na wojn z krlow. W tej sprawie Han by z nimi zgodny. Pogardza nimi wszystkimi - krlow, czarownikami i dziedziczk tronu. To Gwardia Krlewska spalia stajni z mam i Mari - najprawdopodobniej z rozkazu Wielkiego Maga. Wszyscy oni mog i do Niszczyciela, jeli o niego chodzi. - Musimy jednak patrze realnie i przygotowa si na to, czego wolelibymy unikn powiedziaa Elena. - Jeli znaleli sposb, by zerwa magiczn wi czc krlow z Wielkim Magiem, to moe znaczy, e Bayarowie s w posiadaniu magicznej broni sprzed Rozamu. Nie wiemy, czy mieli j cay czas, czy dopiero niedawno j zdobyli. To Hana zaintrygowao. Nachyli si do Ptaszyny i zapyta: - Czemu to takie wane? - Klany wci wytwarzaj amulety potrzebne do sterowania magi - wyjania. - Ale te dzisiejsze maj ograniczon ywotno. Musz by odnawiane albo wymieniane przez mistrza klanowego lub straniczk. To nam daje kontrol nad Rad Czarownikw. Amulety wytwarzane przed Rozamem byy bardzo potne. Raz podarowane, nie mog zosta odebrane. W Nmingu ustalono, e wszystkie takie przedmioty trzeba zwrci klanom. Han pomyla o amulecie ukrytym pod aw, na ktrej sypia. Czy to jeden z tych specjalnych wyrobw? Czy dlatego Bayarom tak zaley na jego odzyskaniu? Trzeba byo go wyrzuci do wwozu, jak radzi Tancerz. - Prosimy wszystkich kupcw klanowych - powiedzia Averill - aby na pewien czas zaprzestali handlu amuletami, talizmanami i innymi magicznymi przedmiotami. Nie moemy dopuci, by Rada Czarownikw zebraa wikszy arsena broni od tego, ktry ju posiada. Przyoy do do czoa. - Wiem, e to bdzie trudne dla tych z nas, ktrzy yj z tego rodzaju handlu. - Rada Czarownikw uzna to za prowokacj - szepna Ptaszyna do Hana. - Zwaszcza teraz, gdy na Poudniu jest wojna. Powiedz, e potrzebuj staego napywu amuletw, eby szkoli modych i broni Felis przed moliwym atakiem. Jeli czarownicy przekonaj krlow, e tak jest, to co stanie si z tymi z klanw, ktrzy pracuj albo handluj w miecie? Pniej nastpia dyskusja o sposobach obrony przed ewentualn przemoc w Dolinie i o moliwych nowych zajciach dla tych, ktrzy strac wspomniane rdo dochodw. - Ja bd nadal dziaa od wewntrz, z krlewskiego dworu, gdzie bd wykorzystywa wszelkie wpywy - stwierdzi Averill. - Martwi si o ciebie, Averillu - powiedziaa Iwa. - Ju raz prbowano dokona zamachu na twoje ycie. - ycie trwa tyle, ile trwa. - Kupiec wzruszy ramionami. - Stworzyciel wezwie mnie,

gdy przyjdzie czas. - Gdyby mona byo po prostu namwi Mariann, eby przybya do Sosen Marisy, moe udaoby si oczyci j z urokw, ktre na ni rzucono - zauwaya Iwa. - Mao prawdopodobne, by to byo moliwe, gdy Bayar stale szepcze jej do ucha stwierdzia Elena oschle. Po raz pierwszy zabra gos Reid Demonai. - Moglibymy porwa krlow - powiedzia - i sprowadzi tutaj. Grupa wojownikw popara go chralnym pomrukiem. Reid rozejrza si po sadybie, jakby ocenia nastawienie suchaczy, i doda: - Gdyby co stao si Mariannie, moglibymy koronowa ksiniczk Rais. - Nie, Reidzie Demonai - przemwia Elena. - Nie my wyznaczamy krlowe. Marianna anaLissa jest prawowit krlow Felis i potomkini Hanalei. Kady atak na ni sprowadzi na nas tylko nieszczcie. Reid wzruszy ramionami, lecz Han by pewien, e nie zarzuci tego pomysu. Narada dobiega koca i uczestnicy rozchodzili si w grupkach po dwie, trzy osoby. Han wiedzia, e we wszystkich gospodach i przy wszystkich ogniskach ludzie bd rozmawia do pna w nocy. wiadom tego, jak niewiele czasu im pozostao, nachyli si do Ptaszyny i szepn: - Wracajmy nad rzek. Nagle jednak poczu na ramieniu do Iwy, co go lekko przestraszyo. Nie sysza, jak si zbliaa. - Zosta jeszcze chwil, Samotny owco. Musimy z tob porozmawia. - Dobrze - powiedzia, zadajc sobie pytanie o to, kim s wspomniani my. Ptaszyna podniosa si, a Han zapyta: - Czy Ptaszyna moe zosta? Iwa pokrcia przeczco gow. Zaskoczony i troch poirytowany, zwrci si do Ptaszyny: - Poczekaj na zewntrz. To chyba nie potrwa dugo. - Nie bdzie trwa wiecznie, owco Ptakw - odpowiedziaa Ptaszyna z umiechem i wysza, szeleszczc spdnic. Zebrani rozeszli si i w sadybie prcz Hana pozostali tylko Averill, Elena, Tancerz i Iwa, siedzcy wok ogniska. Tancerz wyglda na tak samo zdumionego jak Han. Han zacz mie ze przeczucia. Mina Iwy nie zwiastowaa nic dobrego. Nie zna dobrze Averilla i Eleny, w zasadzie zawsze troch si ich ba. Moe Iwa chce si wycofa z

propozycji przyjcia go do terminu? Albo starsi chc go wygna, bo wbrew przestrogom Iwy wci spotyka si z Ptaszyn? A moe Averill chce go wypyta o t panienk, ktr porwa w Poudniomocie cae wieki temu? Albo dowiedzieli si o amulecie ukrytym po jego aw... Zbyt wiele moliwoci, a wszystkie ze. Wtem otworzyy si drzwi i do sadyby wszed Lucjusz Frowsley. Tego Han nigdy by si nie spodziewa. Lucjusz handlowa z klanami, ale Han nigdy wczeniej nie widzia go w adnej kolonii. Starzec wyglda schludniej ni zwykle. Jego spodnie i koszula, cho znoszone, byy czyste i dobrej jakoci, wida te byo, e stara si przyczesa wosy i brod. Jego zamglone oczy wydaway si wyrazistsze ni zwykle. Wspiera si na piknie rzebionej lasce. Poza tym Han mgby przysic, e staruszek jest trzewy. Ju samo to byo niepokojce. Han zerwa si z awki. - Lucjuszu, co wy tu robicie? - Zobaczysz, Chopcze - odpar Lucjusz. Wyglda na zadowolonego z siebie. Han wzi go pod rami i podprowadzi do jednej z awek. Lucjusz usiad wraz z pozostaymi. Iwa stana porodku pokrgu. Wida byo, e to ona zwoaa to niezwyke zgromadzenie. - Samotny owco, chc zacz od proby o twoje wybaczenie - powiedziaa. Han dugo patrzy na ni, nie rozumiejc i nie mogc wydoby z siebie sowa. - Czemu? Za co? Jeli mwicie o mamie i Mari, to nie bya wasza wina. - W pewien sposb bya - oznajmia Iwa, odwracajc wzrok i nerwowo splatajc palce. To byo do niej niepodobne, bo zwykle bya bardzo bezporednia. Z wyranym trudem przychodzio jej dobieranie sw. - Nie - powiedzia Han. - To moja wina. To ja sprowadziem na nie gwardi. Powinienem by trzyma si z dala od nich. - Nie wspomnia o amulecie. Wiedzieli o nim Tancerz i Lucjusz, ale aden z nich nie by wiadomy tego, co dziao si pniej, ani nie zdawa sobie sprawy, e Han wci go ma. Han wstydzi si tego, e go zatrzyma, jak i tego, e prbowa go sprzeda. To bya ta cz, o ktrej jemu trudno byo mwi. - Cay czas ukrywalimy co przed tob - owiadczya Iwa. - Z wielu przyczyn. Czciowo po to, eby ci chroni. Gwnie jednak po to, eby chroni innych. Ale teraz, z wielu powodw postanowilimy powiedzie ci prawd. Han nic nie mwi, tylko siedzia i czeka, z sercem trzepoczcym w piersiach niczym

pstrg wyjty na brzeg. Iwa podaa mu dzbanek herbaty i kubek. On spojrza zaskoczony najpierw na herbat, a potem na Iw. - Napij si - powiedziaa. - To ci uspokoi. A wic trzeba go uspokoi, zanim bdzie mona mu to wyjawi? Nala i powoli pi gsty napar. Zapach by znajomy, cho Han nigdy wczeniej tego nie prbowa. Jarzbina. Ochrona przed magi i zaklciami. Czyby myleli, e kto rzuci na niego urok? Czy martwi si o czary, ktrych uy lord Bayar? Podnis zdumiony wzrok na Iw, lecz ona znw odwrcia gow. Napi si jeszcze. Moe jarzbina ma te waciwoci, o ktrych nie sysza. Z rolinami tak bywa. Maj wiele zastosowa. Ku zdumieniu Hana pierwszy przemwi Lucjusz. - Chopcze, pamitasz histori, ktr opowiedziaem ci przy strumieniu? O Hanalei i Algerze Waterlow? T, ktra ci si nie spodobaa? Han pokiwa gow, a przypomniawszy sobie, e Lucjusz go nie widzi, powiedzia: - Tak. - To bya prawda. Kade sowo. Nie powiedziaem ci tylko, e kiedy Waterlow zmar, Hanalea urodzia dziecko. A waciwie blinita. - Co? To przeczyo wszystkim znanym opowieciom. Hanalea bya praktycznie wita. Wybawicielka swojego ludu. Wszystkie legendy zbyway milczeniem to, co mogo si dzia midzy ni a Demonem po jej porwaniu. - Nigdy o tym nie syszaem. - Mao kto o tym wiedzia. Po mierci Waterlowa wszyscy byli zajci Rozamem, ratowaniem wiata i tak dalej. Kiedy Hanalea wynegocjowaa Nming, odsuna si od ycia publicznego. Nikt nie chcia jej niepokoi po tym wszystkim, co przesza. Wysza za m po cichu i urodzia dzieci, chopca i dziewczynk. Wszyscy zakadali, e byy owocem maestwa. Twarz Lucjusza bya ucielenieniem blu. - To byy jej jedyne dzieci. Jakby nie chciaa mie innych oprcz tych z Waterlowem. Ich crka Alyssa zapocztkowaa now lini krlowych. Na szczcie nie przejawiaa adnych ladw czarodziejskiej mocy, cho powiadaj, e dar proroctwa krcy w dynastii Hanalei moe pochodzi od Waterloww. - Mwicie, e linia krlowych bierze pocztek z krwi krla Demona? - wyszepta Han.

- Tak - powiedziaa Elena nieco zaenowana. - Jego krew moe by skaona, za to czysta krew Hanalei jest o wiele silniejsza - zamilka i przygryza doln warg. - Nie mielimy wyboru. Alyssa bya jej jedyn potomkini. Od tej pory krew Demona rozcieczya si ju wielokrotnie. No tak. Nic dziwnego, e t histori utrzymywano w tajemnicy. Jeeli w ogle bya prawdziwa. Dynastia krlowych zostaa zaoona na kamstwie. - A co z chopcem? - zapyta Han. Lucjusz lekko si umiechn. - Z nim by problem, bo bez wtpienia mia magiczn moc. Ci nieliczni, ktrzy o nim wiedzieli, zostali poinformowani, e zmar zaraz po narodzeniu i e zosta pochowany w nieoznaczonym grobie. Ale tak si skada, e ja wiem, e przey. - Czemu pozwolili mu przey? - zapyta Han. Po tym wszystkim, co Demon zrobi, nie bali si, e jego syn te stanie po stronie za? - Wojownicy Demonai mieli go zabi. Przekazali go Straniczce klanu, by zrzucia go z wysokiego klifu. W tamtych czasach byo to uwaane za wielki zaszczyt. Han odruchowo spojrza na Elen. Pochylaa si do przodu, jej rysy byy ostre, miaa stanowczy wyraz twarzy. Lucjusz ponownie obrci gow w stron Hana, jakby wyczuwa, gdzie on siedzi. - Ale Hanalea interweniowaa. W przebraniu kupca przybya do Stranicz ki i zaproponowaa wymian. Obiecaa, e zrzeknie si dziecka na zawsze w zamian za darowanie mu ycia. Han przypomnia sobie marmurowy posg w wityni Poudniomostu. By stary, zniszczony. Jemson mwi, e powsta mniej wicej w okresie Rozamu i zosta przeniesiony do wityni z innego miejsca. Przedstawia Hanale w stroju kupca, co byo nietypowe. Wojownicza krlowa trzymaa w jednej rce niemowl, a w drugiej miecz, ktrym bronia si przed niewidocznym napastnikiem. Rzeba nosia tytu Hanalea bronica dzieci. Nigdy nie przyszo mu do gowy, e ta scena jest nie tylko symboliczna, lecz e przedstawia prawdziwe zdarzenie. Lucjusz mwi dalej. - Klan nie mg odmwi Hanalei, zwaszcza po tym wszystkim, co zrobia i przez co przesza. Jednak Straniczka nie chciaa wypuci dziecka na wiat bez adnej kontroli, by roso bez nadzoru. Zwoano wic bardzo ma, bardzo sekretn rad, by co postanowi. W gowie Hana kotoway si najrniejsze myli. Oto kolejna opowie przeczca wszystkiemu, co sysza do tej pory. W co w ogle mona wierzy? Spojrza na Tancerza,

ciekaw jego reakcji. Przyjaciel siedzia zasuchany i bawi si frdzlami przy spodniach. Tancerz jeszcze nie sysza opowieci Lucjusza i nie wiedzia, jak ten potrafi wciga suchaczy. - Skd to wszystko wiecie? - zapyta Han, a miao to znaczy: Skd wzilicie t histori? Znalelicie j na dnie butelki z trunkiem swojej produkcji?. - To ja byem tym, ktry polubi Hanale po mierci Algera - oznajmi Lucjusz. - Wy? - powiedzia Han goniej, ni zamierza. Rozejrza si po zebranych i na kadej twarzy znalaz potwierdzenie, e to prawda, jak gdyby on i Tancerz byli w tym gronie jedynymi niewtajemniczonymi. Ten starzec, ktry kpa si w najlepszym wypadku raz na miesic, by maonkiem krlowej? I to nie jakiej krlowej, ale tej krlowej, ktra uratowaa wiat. Legendarnej piknoci uwiecznionej w licznych posgach, paskorzebach, malarstwie. - To niemoliwe - powiedzia Han stanowczo. - Bez urazy, Lucjuszu, ale... no nie... mielibycie ju tysic lat. - Racja, mam ponad tysic, ale przestaem liczy dawno temu - stwierdzi Lucjusz i umiechn si, odsaniajc nieliczne zby. - Przyjrzyj mi si, a zobaczysz lad po kadym kolejnym roku. Niegdy byem czarownikiem. Najlepszym przyjacielem Algera Waterlowa. Olepiono mnie podczas Rozamu i wypalono ze mnie mj dar. Jego gos znowu uleg zmianie, teraz brzmia jak gos arystokraty. - Rada, ktra napisaa Nming, wybraa mnie na tego, kto bdzie nis pami o tamtych czasach, bym przypomina o tym Hanalei, gdyby jej pami osaba. Rzucono na mnie kltw prawdy i obarczono mnie obowizkiem jej przypominania. To trzyma mnie przy yciu. Choby nie wiem jak chciano te dzieje wymaza z pamici, jest kto, kto wszystko pamita tak wyranie, jakby to byo wczoraj. Han pomyla, e on nie wybraby do tego celu obdartego starego pijaka. Choby najwspanialej opowiada. Kto go sucha? Nagle go olnio: moe to brzemi niesienia prawdy, ktrej nikt nie chce sucha, uczynio z Lucjusza obdartego starego pijaka. Przypomnia sobie to popoudnie nad brzegiem Strumienia Leciwej Niewiasty Lucjusza opowiadajcego dzieje Hanalei i Algera Waterlowa. Pokonia si wic przed dobrem ogu i wysza za m bez mioci. Mia na myli siebie. Han wzdrygn si, czujc wielkie wspczucie dla Lucjusza. Na tym jednak jego wspczucie si koczyo. - A co to wszystko ma wsplnego ze mn i Tancerzem? - zapyta, mylc o Ptaszynie,

ktra niecierpliwi si na zewntrz, o ile ju nie zrezygnowaa. Najwyraniej wiat jest peen sekretw, lecz chyba on nie musi ich wszystkich zna. - Zobaczysz - powiedziaa Elena. Zanosio si na kolejn opowie klanow. - Jak pewnie si domylasz, nastpiy powane spory o to, co zrobi z dzieckiem Demona, ktre mogo wyrosn na potnego czarownika. - Wojownicy Demonai wci twierdzili, e dziecko naley zabi, bez wzgldu na to, co mwi Hanalea. Chopiec odziedziczy jednak po ojcu ogromny wdzik. Byo w Waterlowach co takiego... Umieli owija sobie ludzi wok palca. Znowu to samo - mwi o Krlu Demonie, jakby by przystojnym, atrakcyjnym chopcem, kim, w kim moga si zakocha krlowa. A nie potworem bez serca. - Oprcz Hanalei take krlewski maonek, Lucjusz Frowsley, nalega na to, by darowa mu ycie - powiedziaa Elena, patrzc na Lucjusza. Tych dwoje za sob nie przepada, pomyla Han. - Poniewa chopiec by bratem dziedziczki tronu i czarownikiem, istniao niebezpieczestwo, e zawrze sojusz z Rad Czarownikw. Mg nawet prbowa zaoy dynasti krlw czarownikw i zagrozi panujcym krlowym - wyjani Averill. - W kocu rada starszych okazaa ask. Podjto decyzj o zachowaniu chopca przy yciu, lecz pod warunkiem, e zostanie odebrany Hanalei i e jego magiczne moce bd kontrolowane, tak by si nie uwidoczniy. Pochodzenie dziecka zostao zatajone przed nim samym i innymi, aby zapobiec wykorzystaniu tego faktu do zych celw. Od tej pory obserwujemy jego potomkw, pilnujc, by nie stanowili zagroenia dla krlowej. - Czy bya to dobra decyzja? - Averill wzruszy ramionami. - Mino ju tysic lat i nadal nie wiemy. Jednak ostatnie wydarzenia kazay nam to przemyle. Zwaywszy na zagroenie z Ardenu, przeduajca si wojna midzy czarownikami a klanami moe zniszczy krlestwo. - Od pokole nasza rada starszych ledzi losy potomkw Demona - oznajmia Elena. Magiczna moc tego rodu pozostaje bardzo silna, kiedy si ujawnia, lecz to si zdarza coraz rzadziej, moe pod wpywem niemagicznych maonkw. Wiemy o jednym yjcym potomku obdarzonym moc. To chopiec. - I... co? Chcecie go wyledzi i zabi? Przez to, kim by jego przodek? - zapyta Han. - Bo mgby si dogada z Rad Czarownikw i jako zagrozi krlowej? Czy dlatego tu s? Czy licz na to, e on i Tancerz im w tym pomog? To pytanie wyranie zaskoczyo Averilla. - Co? Ale nie! - Spojrza na Elen, ktra zwykle braa na siebie odpowiedzi na

najtrudniejsze pytania. - Rada dosza do wniosku, e linia czarownikw spokrewnionych z krlow moe by przydatna... Mog wspiera krlow w czasach konfliktw. Zwaszcza konfliktw z czarownikami - wyjania Elena. - Przekonalimy si na przykrych dowiadczeniach, e zielona magia ma powane ograniczenia. Wojownicy Demonai pewnie s tego samego zdania, pomyla Han. - Dlatego domagalimy si, aby kady obdarzony magiczn moc potomek Krla Demona by wychowywany w koloniach - cigna Elena - abymy mogli uczy ich ycia w klanach i, mamy nadziej, zwiza ich los i serce z nami. Robimy to od pokole. Ten sekret jest przekazywany starszym. Nigdy dotd nie musielimy go wyjawia. Wanie dlatego zwoalimy t rad. - Wskazaa na pozostaych obecnych w sadybie. Nagle Han zrozumia. Powinien by to poj na pocztku, mimo pokrtnych klanowych opowieci. Ten tajemniczy obdarzony magicznymi zdolnociami potomek to Tancerz. Na pewno. Tancerz Ognia. Odpowiednie imi dla czarownika. Tancerz ma magiczn moc, a teraz magia, ktra tak dugo si nie ujawniaa, zaczyna a z niego tryska. Spojrza z ukosa na przyjaciela. Ten wydawa si pogrony we wasnych mylach, niewiadom olnienia, ktrego dowiadczy Han. Czy Tancerz wiedzia? Czy kiedykolwiek to podejrzewa? Czy jest naprawd synem Iwy, czy byy to tylko pozory, eby mg mieszka ze Straniczk, najmdrzejsz kobiet w Sosnach Marisy? No c, jeli chc zaatakowa Tancerza, to Han bdzie go osania, chocia sam nie wie, na co on mgby si przyda czarownikowi. Tak bardzo pogry si w mylach, e nawet nie zauway, kiedy Elena znowu zacza mwi podniosym tonem Straniczki. - Rada wzywa Samotnego owc, ktrego nizinne imi brzmi Hanson Alister. Nastpia duga cisza, podczas ktrej Han czeka na czyj odpowied. - Co? - zapyta w kocu. - Cocie powiedzieli? - To ty, Samotny owco - owiadczya Iwa, biorc go za rce. - To ty jeste jedynym yjcym potomkiem Waterlowa, obdarzonym magiczn moc.

ROZDZIA DWUDZIESTY SIDMY

Obdarzeni moc
- Nie! - krzykn Han, oswobadzajc donie. - Co wy wygadujecie? Ja nie mam magicznych mocy. To Tancerz! - Spojrza na przyjaciela, szukajc u niego wsparcia, lecz ten patrzy tak samo jak pozostali... z nieufnoci i nadziej. - Ale ty masz magiczn moc - powiedziaa Iwa. - Ju przy narodzeniu przejawiae j tak silnie, e twoja mama omal nie zmara przy porodzie. Opiekowaam si wami obojgiem. Wezwaam Elen Cennestre. Han krci gow i cofa si, a dotkn awy. Elena podesza do niego. Czu si schwytany w puapk, cho growa nad ni wzrostem. - To ja zrobiam twoje bransolety - powiedziaa, dotykajc srebrnych obrczy na jego rkach. - Pochaniaj magi... twoj wasn tak samo jak t skierowan przeciwko tobie. Chroni ci, a jednoczenie zapobiegaj uyciu przez ciebie magii, przypadkowo albo celowo. Dziki nim nie wydzielasz magicznej aury ani nie moesz jej magazynowa w amulecie. Wszyscy obdarzeni magiczn moc potomkowie Waterlowa je nosili, poczwszy od syna Algera - zawahaa si, po czym dodaa: - On mia na imi Alister. Han podnis rce i wpatrywa si w swoje bransolety, jakby nigdy wczeniej ich nie widzia. Przypomnia sobie, e gdy lord Bayar rzuci na niego zaklcie, pomienie spyny do obrczy i zniky. Przypomnia sobie, jak zaatakoway go demony w Poudniomocie i jak wtedy magia zdawaa si po nim opada. Jak mimo ostrzee Bayara podnis wowy amulet i poczu jego ar, lecz nie odnis adnych obrae. Ten sam amulet z wielk si odrzuci Poudniarzy na mur. Han Alister - herszt achmaniarzy, niepokorny kanciarz z krwi na rkach i zadr w sercu, z tylu wrogami, e trudno ich zliczy - ten Han Alister jest czarownikiem, ktry moe strzela ogniem z palcw, rzuca zaklcia i podporzdkowywa innych wasnej woli. Han Alister jest potomkiem szaleca, ktry uwid krlow i rozama wiat. A moe raczej ostatnim owocem mioci tak wielkiej, e pokonaa konwenanse, niszczc przy tym samych kochankw. Wrciy do niego sowa Shiva: Co takiego jest w tobie? Ludzie cigle o tobie gadaj. Opowiadaj historie. Cay czas to sysz. Bransoleciarz Alister to, Bransoleciarz Alister

tamto. Jakby by jakim dzieckiem szczcia. Ale przecie Han nie mia w sobie krlewskiej krwi. By synem praczki i onierza. - Twj dziadek te nosi bransolety - powiedziaa Elena, jakby czytaa w jego mylach. - By wychowywany w kolonii Na Skarpie - urwaa, a bysk w jej oczach mwi, e co jeszcze ukrywa. - U twojego ojca ten dar si nie ujawni. Zmar, nie wiedzc o swoim pochodzeniu. - Co powiedzielicie mojej mamie? - zapyta Han. - Czy wiedziaa, po co s te bransolety? Elena pokrcia gow. - Powiedzielimy jej, e jeszcze w jej onie zostae optany przez demona. e bransolety bd ci chroni. e nie moe powiedzie ci prawdy, bo to ci uczyni podatnym na dziaanie za. - Straniczka mwia to wszystko bez ladu poczucia winy. Han spoglda na ni przeraony. Nic dziwnego, e mama zawsze wydawaa si przekonana, e wcignie go ycie gangu. Nawet kiedy to rzuci, nigdy do koca mu nie wierzya. To kamstwo stanowio barier midzy nimi. Przypomnia sobie jedn z ostatnich rozmw: Jeste przeklty, Hanie Alisterze - powiedziaa - i nic dobrego z ciebie nie wyronie. - Chcielimy bra ci na wychowanie kadego lata do Sosen Marisy - cigna Elena. Pacilimy twojej matce drobn sum. - Co? Pacilicie mojej mamie, eby mnie tu przysyaa? - gos Hana zabrzmia jak tuczone szko. - A ona... o nic nie pytaa? Czy mama nie zastanawiaa si, dlaczego klany si nim interesuj? Nie, jeli to przynosio jakie pienidze. Tych, ktrzy nic nie maj, nie sta na luksus zadawania pyta. - Twoja matka miaa nadziej, e pobyt poza miastem dobrze ci zrobi - odezwaa si Iwa. - Liczya na to, e to ci utrzyma z dala od ulicy, e nauczysz si jakiego zawodu, e dziki temu przeamiesz t... beznadziej. Czu si osaczony. Jeszcze nigdy nie zdarzyo mu si to w klanie. Tutaj zawsze byo bezpiecznie, to byo miejsce, w ktrym szuka schronienia. I nagle okazao si, e to wszystko bya tylko gra. Iwa, Elena i pozostali to zwykli oszuci w klanowych strojach. Zrobili z niego gupca - okiwali go jak dzianego frajera na ulicach achmantargu. - Czyli... przyjlicie mnie, bo mylelicie, e mog oszale i rozwali wiat tak jak Alger Waterlow? - chcia, by to zabrzmiao zimno, rzeczowo, obojtnie, ale nie umia powstrzyma drenia gosu. - Alger Waterlow nie by szalecem - mrukn Lucjusz, a Han wzdrygn si, bo ju

zdy zapomnie o jego obecnoci. Chopak rozejrza si po sadybie. - Nic mnie to nie obchodzi. O nie, myla ze zoci. Czy mam si czu lepiej, bo ten wariat Lucjusz Frowsley twierdzi, e mj przodek nie by szalecem? - Samotny owco, jeste dla mnie jak syn - odezwaa si Iwa. - Moe na pocztku to by obowizek, ale teraz... - Nie jeste moj matk - powiedzia, odnajdujc gdzie w gbi duszy pokady zimna i podoci. - Miaem matk i ona nie yje. Averill mia przynajmniej na tyle przyzwoitoci, by wyglda na zawstydzonego. - Przykro mi. Wiemy, e to dla ciebie trudne, w dodatku spado wszystko naraz. - No wic, o co tu chodzi? - Han pragn mie to ju za sob, pozby si ich wszystkich i zosta wreszcie sam. Zaczyna si martwi, e ta drwica poza uliczn ika na dugo mu nie wystarczy. - Po co mi to wszystko mwicie teraz, po tylu latach? - Sdzimy, e nadeszy trudne czasy, najniebezpieczniejsze od Rozamu - powiedziaa Iwa. - Gavan Bayar stanowi miertelne zagroenie dla krlowej i jej rodu. Potga Rady Czarownikw ronie, omal nie udao im si wyda jednego ze swoich za ksiniczk nastpczyni tronu. - Co to ma wsplnego ze mn? - docieka Han. - Opowiedzielimy ci to wszystko, poniewa moesz dokona wyboru - oznajmia Elena. - Zdejmiemy ci bransolety i bdziesz mg y niemal tak samo jak dotd. Jeeli zechcesz zosta w Sosnach Marisy, Iwa nauczy ci uzdrawiania. - A Demonai? Bd mg tam chodzi? - zapyta, zdajc sobie spraw, e wystawia cierpliwo Eleny na prb. - To zaley - odpara Elena, patrzc na Tancerza - od tego, czy utrzymasz to w tajemnicy. Jeeli wie o tym, e jeste czarownikiem, si rozejdzie, w Demonai twoje ycie bdzie zagroone, nawet gdyby mia na sobie bransolety. Przede wszystkim nikt nie moe wiedzie, czyja krew pynie w twoich yach. Han patrzy na jej twarz wojowniczki, mylc Chodzi o krla Demona czy o Hanale?. - A wic wojownicy Demonai o mnie nie wiedz? - zapyta, mylc o Ptaszynie. I o Reidzie Demonai. Elena zaprzeczya ruchem gowy. - Tylko lord Demonai i ja. Jeeli postanowisz zdj bransolety, lepiej, eby tak

pozostao. Han pociera czoo doni. Jego herbata ju wystyga. - Mwilicie, e mog dokona wyboru. Elena spojrzaa mu w oczy. - Zdejmiemy ci bransolety, Samotny owco, pod warunkiem e pjdziesz do Mystwerk House w Odens Ford z Tancerzem Ognia i nauczysz si panowa nad darem otrzymanym od Stworzyciela. Otoczymy ci opiek, damy ci amulet i zapacimy za czesne, kwater oraz wyywienie. Po skoczeniu nauki wrcisz tutaj i bdziesz wykorzystywa zdobyte umiejtnoci dla dobra klanu i prawowitej linii krlowych. - Czyli czarownicy s w porzdku, o ile dziaaj dla was? Na to wyglda, pomyla, bo wszyscy zebrani wzruszyli ramionami, odwracajc wzrok. - Dlaczego ja? - zapyta. - Czemu nie Tancerz? Jest czarownikiem i raczej nie bdzie mia do was pretensji. - W tym momencie bardzo kuszca wydaa mu si moliwo wpadnicia w sza i niszczenia wszystkiego wok. To by mogo pomc mu wybrn z tej sytuacji. - Skoro Gavan Bayar zdoa przeama wi naoon na niego w chwili powoania go na Wielkiego Maga, to znaczy, e uy starej magii - wyjani Averill. - Martwi nas, co jeszcze ukrywaj Bayarowie. Jeeli maj dostp do dawnych amuletw, mog ich uy do przecignicia innych czarownikw na swoj stron. Potrzebujemy kogo o wielkiej mocy, kto by im si przeciwstawi. Kogo potniejszego od Tancerza. - Czemu mylicie, e ja mam tak moc? Nigdy nie zrobiem niczego magicznego. - Nie zapominaj, e to ja zaoyam ci bransolety, gdy bye niemowlciem zauwaya Elena. Jej mina mwia, e byo to przeycie, ktrego nie chciaaby powtarza. Wiem, do czego jeste zdolny. Lucjusz parskn piskliwym miechem. - Chopcze, wszyscy wiedz, co potrafi Alger Waterlow. Maj nadziej, e wdae si w swojego praprapra... Tyle e nie zniszczysz wiata. Licz na to, e bd ci trzyma na krtkiej smyczy. - To znaczy, e szukacie czarownika do wynajcia? Najemnika? Elena Demonai krcia gow. - Szukamy protektora. Kogo, kto w razie potrzeby bdzie broni naszych interesw przed Rad Czarownikw. Nie moemy czeka, a si wyjani, co knuj Bayarowie. Wymagasz szkolenia, a na to trzeba czasu.

- A jeli odmwi, wylecie Tancerza samego przeciwko Radzie Czarownikw? - Nie bdziemy mieli wyjcia - potwierdzia Elena. Starsi powicali ca uwag Hanowi, pragnc go przekona. O Tancerzu mwili w taki sposb, jakby go tam nie byo. To Hana zocio. A jeli zdejm z niego bransolety i okae si, e jego moc jest jak wty ognik zaponie jasnym blaskiem i zniknie? Bdzie mia te same problemy, co do tej pory, ale straci dotychczasow ochron obrczy. Nastpnym razem, gdy Gavan zechce go spali, sponie jak suchy li. Poza tym nie by tak gupi, by zawiera ukad, nie znajc wszystkich szczegw. - A jeli zdejmiecie ze mnie te obrcze, a ja nie wywi si z mojej czci umowy? zapyta. - Skd bdziecie wiedzie, czy pjd do Odens Ford? Skd wiecie, e stan po waszej stronie przeciwko czarownikom, jeli ju do czego dojdzie? - Samotny owco - natychmiast odezwaa si Iwa. - Przecie na pewno dotrzymasz sowa. Lord Averill unis do. - Nie. Chopak musi wiedzie. - Stan na wprost Hana. - Jeeli usuniemy te obrcze, a ty nie dotrzymasz obietnicy, odnajdziemy ci i zgadzimy. Na pewno to zadanie przypadnie Reidowi Demonai, pomyla Han, czujc ciarki na plecach. Niemal cae ycie kto go ciga, lecz zawsze w ostatecznoci udawao mu si znale schronienie w klanie. W tej sytuacji to sanktuarium byoby dla niego zamknite. Straniczka Demonai uczynia krok w stron Hana. Jej gboko osadzone oczy skupiy si na nim, jakby sdzia, e ma zamiar zrezygnowa. - Iwa mwi, e lord Bayar zabi twoj rodzin - rzeka. - To moe by okazja, by si zemci. - Eleno Cennestre - wtrcia Iwa. - Zemsta nigdy nie przynosi takiej satysfakcji, na jak liczymy. Wiesz o tym. Han wytrzyma wzrok Eleny. - A jeli zmieni zdanie? Zaoycie mi znowu te obrcze? - Ju za pierwszym razem byo trudno. Teraz twoja moc bdzie duo wiksza ni wtedy. Nie dam rady znowu opanowa tej magii. - Pomyl o tym przez kilka dni - zaproponowaa Iwa. - Moesz w kadej chwili przyj do kogo z nas po porad. Jakby ktokolwiek z nich oprcz Iwy by zainteresowany jego punktem widzenia. Han musia przyzna, e reputacja klanw jako wytrawnych kupcw bya w peni zasuona.

Wiedzia, co powiedziaaby mama. Zatrzymaj te obrcze, zosta z Iw, naucz si zawodu, zarabiaj uczciwie na ycie. Trzymaj si z dala od Bayarw. Uwaaj na siebie. Tak powinien postpi. Czym jednak waciwie ryzykowa? Mama i Mari ju zapaciy za jego bdy. Narobi baaganu. Tego nie da si cofn. A przecie nie on jeden ponosi za to win. Wielki Mag, krlowa i jej gwardia te mieli w tym swj udzia. Jedynym sposobem, w jaki mgby sprawi, eby poaowali swych czynw i zaczli docenia cudze ycie, jedynym sposobem, w jaki mgby co zmieni na tyle, by ich to ubodo, byo podjcie ryzyka. W tej chwili zupenie nie dba o to, co si z nim stanie. Miao to swoje zalety, bowiem gdy wybiega mylami w przyszo, nie widzia adnych szans na wygran. Wycign rce do Eleny. - Ju postanowiem. Zdejmijcie je. - Mwic to, spojrza na Tancerza i zobaczy na jego twarzy ulg wymieszan z blem i alem. - Poczekaj, Samotny owco! - zawoaa Iwa. Zwrcia si do starszyzny: - Ten chopiec niecay miesic temu straci matk i siostr. Jest w aobie i potrzebuje czasu. Nie powinnimy go zmusza do natychmiastowej decyzji. - Nie mamy wiele czasu - powiedziaa Elena. - Tancerz wyrusza do Odens Ford pojutrze. Semestr zaczyna si za miesic, a podr zajmie im troch czasu, nawet jeeli nie napotkaj po drodze adnych przeszkd. - Ja tylko nie chc, eby podj decyzj, ktrej bdzie aowa - tumaczya Iwa. - W porzdku. Ju postanowiem - powtrzy Han, tym razem goniej. - Kto to zrobi? - Patrzy na przemian na Elen i lorda Averilla. - Usid - powiedziaa Elena, unikajc wzroku Iwy. Han usiad na jednej z aw. Straniczka przyniosa swoj torb i siada obok niego. - Przysucie bliej pochodnie - poprosia, a Tancerz z Averillem natychmiast wykonali jej polecenie. Han poczu kwany zapach dymu. Elena pogrzebaa w czeluciach torby i wyja z niej ma paczuszk. Rozwina skrzane okrycie, odsaniajc delikatne narzdzia do obrbki srebra. Wzia motek i rylec jubilerski, przyoya rk Hana do swoich kocistych kolan i gestem przywoaa Iw. Iwa uklka przy nich i mocno cisna mu praw do, tak by nadgarstek lea nieruchomo. Patrzya Hanowi w oczy. On wytrzyma jej spojrzenie, starajc si zachowywa kamienn twarz. Mruczc pod nosem, Elena za pomoc motka i rylca stukaa w runy wyryte w srebrze.

Na caej dugoci pojawiay si drobne pknicia, ktre po kolejnych uderzeniach stopniowo si rozszerzay. Han poczu mrowienie w doni. Nie by pewien, czy to wibracje spowodowane uderzeniami narzdzi, czy wypywa z niego magiczna moc. Oczy Iwy rozszerzyy si, jakby ona te to poczua. Elena przerwaa prac, chwycia jego drug do i zacza stuka w zaoon na ni bransolet. - Musz pkn jednoczenie - wyjania. - Brak rwnowagi moe ci zabi. Han wzdrygn si na wspomnienie tego, jak prosi klanowych kowali na targu o zdjcie obrczy. - Nie ruszaj - powiedziaa Elena powanie. Wkrtce prawa bransoletka wygldaa tak samo jak lewa. - A teraz - Elena nabraa powietrza - przeamiemy je. Jeste gotw? Czyli byo to tak proste. Usunicie srebra, ktre nosi cae ycie. Skin gow. Nagle poczu ciekawo i niepokj. W ustach mu zascho, na donie wystpi pot. A jeli to go zabije? Serce mu przyspieszyo, jakby chciao wykona jak najwicej uderze, zanim na zawsze przestanie bi. - Czekaj. - Iwa podaa mu kubek z herbat z jarzbiny. - Wypij jeszcze troch. Na wszelki wypadek. Oprni kubek i odstawi na bok. Iwa dolaa herbaty, jakby miaa zamiar go w niej utopi, ale Elena niecierpliwym gestem nakazaa jej si odsun. Elena wsuna kciuki pod obie obrcze. Szybkim ruchem zerwaa je z Hana i rzucia na ziemi. Han przyglda si swoim rkom. Skra na nadgarstkach, w miejscach, gdzie nie docierao soce, bya biaa jak rybie podbrzusze. Nagle poczu przypyw gorca wzbierajcego gdzie wewntrz i przesuwajcego si przez cae ciao do palcw rk i ng. Jeeli do tej pory mia jakiekolwiek wtpliwoci zwizane z tym, co tu usysza, to w tym momencie wszystkie znikny. To mu przypomniao, jak si czu, gdy kiedy wypi kubek produktu Lucjusza. Przed oczami przesuway mu si rozmazane, niepowizane z sob obrazy. Wosy zjeyy si, a na skrze poczu ogie. Odskakiway od niego iskry, ktre wypalay dziury w koszuli i w spodniach. Wycign rce na boki i pomyla, e teraz wyglda jak poncy strach na wrble - taki, jaki klany ustawiay na polach. Czy sadyba si nie zapali? Przecie jest z drewna. Ogarnity panik, rzuci si na olep ku drzwiom i wybieg w chodne nocne powietrze.

Usysza za sob okrzyk Eleny: - Tancerzu Ognia, id za nim, pom mu! Lni, byszcza, czu si lejszy ni kiedykolwiek. By pomieniem w lampie ciaa, ktre w kadej chwili mogo si rozpuci. Wycign przed siebie rce i zobaczy, e lni w ciemnociach, a przez warstw ciaa przebyskuj koci. Tancerz chwyci go za donie. Midzy nimi przepyna moc i to w jaki sposb Hana uspokoio. - Krew i koci - powiedzia Tancerz. - Nie moesz ot tak sobie tego uwalnia. Uspokj si, bo spalisz ca koloni. - Woy mu w donie co twardego i zimnego. - Trzymaj. Wyprbuj to. Uwalniaj moc powoli, a to j pochonie. By to amulet, ktry Tancerz otrzyma na swojej ceremonii imienia - figurka tancerza klanowego otoczonego pomieniami. Han nabra powietrza w puca, wypuci je i skupi si na amulecie. Mia wraenie, e potoki ognia pod jego skr zamieniaj si w ma struk, ktr magia przez jego donie spywa do statuetki. Po chwili poczu si spokojniejszy, jakby usza z niego energia. - Dzikuj - szepn, oddajc amulet Tancerzowi. - Troch si nauczyem metod prb i bdw - powiedzia Tancerz. - W tych rzeczach mona magazynowa magi i przechowywa na pniej. - A czy to bdzie jaki problem... moja magia, twj amulet? Tancerz wzruszy ramionami. - Nie mam pojcia. Od ponad roku ucz si nad tym panowa, ale nie przeszedem prawdziwego szkolenia. - Usta Tancerza wygiy si w umiechu, pierwszym w obecnoci Hana od wita imienia. - Starsi chyba maj racj, jeste duo potniejszy ode mnie. Albo tyle si tego w tobie nagromadzio od urodzenia. Han poczu egoistyczn rado, e ma z kim dzieli t przypado, ma kogo, z kim bdzie podrowa do Odens Ford, i w ogle e nie musi radzi sobie z tym cakiem sam. - Musisz porozmawia z Elen o amulecie - stwierdzi Tancerz. - Zrobi co specjalnie dla ciebie. Co dla niego zrobi? Czy on moe o tym decydowa? Wycign obie donie przed siebie i zafascynowany przyglda si drobnym pomykom taczcym na skrze. Wtem usysza jaki dwik, delikatny jak westchnienie. Spojrza w ciemno pod drzewami i zobaczy Ptaszyn. Staa nieruchomo, z wyrazem trwogi na twarzy. Towarzyszy jej Reid Demonai, ktry spoglda zimno i nieufnie, jakby odkry mij pod stert drewna i zastanawia si, jak j zabi.

Wtedy sobie przypomnia: przecie poprosi Ptaszyn, eby na niego poczekaa, bo chcieli jeszcze i nad rzek. Na pewno widziaa, jak strzsa z siebie pomienie, i syszaa rozmow z Tancerzem. - Ptaszyna! - krzykn, gdy si odwrcia. Zrobi krok w jej stron. - Poczekaj! Ona jednak znikna wrd drzew. Reid jeszcze chwil sta, wpatrujc si w Hana, po czym ruszy za ni. Tej nocy lea na awie w Sadybie Straniczki i nie mg zasn. Elena podarowaa mu may amulet przedstawiajcy borsuka, ktrego mia uywa, dopki nie otrzyma wykonanego specjalnie dla niego. Amulet spoczywa na jego piersiach pod koszul, lecz Han nie zwraca na wielkiej uwagi. Jego myli zaprzta lecy pod nim amulet Krla Demona. Han czu si, jakby spa nad ogniskiem - niezalenie od przyjmowanej pozycji pieka go skra na caym ciele. W kocu wsun rk pod materac i zacisn do na amulecie. Magia wypyna z niego wprost do tego przedmiotu, co przynioso mu wielk ulg. Czy teraz stale bdzie wydziela magi i szuka miejsca, w ktre j przeleje? Ujrza dziwne obrazy: pomienie owietlajce pole bitwy, onierzy, kaue krwi na ziemi. Pikn kobiet z rozoonymi rkami szlochajc i woajc Alger!. I bl, obezwadniajcy bl. Wypuci amulet i usiad. Nie potrzebuje takich snw. Iwa jeszcze si nie pooya, na pewno z Averillem i Elen planowaa jego przyszo. Tancerz spa mocno, Han sysza jego miarowy oddech dobiegajcy z drugiej strony sadyby. Kiedy usysza kroki na zewntrz, najpierw pomyla, e Iwa wraca. Intruz jednak skrada si po cichu, i nim ujrza sylwetk w drzwiach, Han ciska n w doni, a w sercu ywi nadziej. - Ptaszyna? - wyszepta. Moe wrci. Moe o tym porozmawiaj. Moe... - To ty, Chopcze? - usysza tumiony gos Lucjusza. - Tak, ja - odpowiedzia, opadajc na aw, i wsun n pod poduszk. - Pomylaem, e jeszcze nie pisz. - Lucjusz ostronie posuwa si naprzd, badajc teren lask, a doszed do awy. Usiad na skraju, obok Hana. - Czego chcecie? - mrukn Han. - Jest pno. - Chyba masz o czym myle. - Chyba tak. Chwil milczeli. Wreszcie Lucjusz szepn: - Masz wielk moc, Chopcze. Czuj to. Przypominasz mi Algera. - Ostronie

wycign do, jakby obawiajc si poparzenia, i dotkn rki Hana. - Nie jestem Algerem... - Han odsun si od Lucjusza. Wczeniej uwaa go za przyjaciela. Tymczasem wszyscy dookoa, cznie z Lucjuszem, ukrywali przed nim prawd. - Masz jeszcze ten amulet, ktry zabrae Bayarom? - zapyta starzec. Stara si zachowywa obojtnie, lecz uderza domi w uda jak zawsze, gdy by niespokojny. - Nie stracie go w tamtym poarze? - Mam go - powiedzia Han. - I co? - Powiniene nauczy si go uywa, i tyle. - Powinienem wyrzuci go w boto! - wybuchn Han. - Odkd go podniosem, mam same kopoty. - Kopotw i tak nie unikniesz - rzek Lucjusz. - A to daoby ci si, by sobie z nimi radzi. - Elena zrobi mi amulet - odpar Han. - To nie wystarczy? - Elena chce ci ogranicza, jak wszyscy inni. Kady amulet, jaki ci da, zaoy ci tylko smycz na szyj. Ten, ktry zabrae Bayarowi, ci si naley. - No tak. I moe zamieni mnie w Demona jak Algera Waterlowa. Wywoa jakie zwidy - Han celowo dokucza Lucjuszowi. Nie wiedzia dlaczego. W odpowiedzi Lucjusz splun na podog. - W kadym razie, na kogo stawiacie w tej walce, Lucjuszu? - zapyta Han. - Moe nie podoba mi si ukad z lordem Demonai, ale przynajmniej jestem na okrelonej pozycji. A wy? O co wam chodzi? - Alger Waterlow by moim przyjacielem - powiedzia Lucjusz. W twoich yach pynie jego krew. Klany nikomu nie wyjawi, kim jeste. Ty te trzymaj jzyk za zbam i, przynajmniej na razie. Nie chc, eby ci zdradzili i zamordowali tak jak jego. Po tych sowach starzec wsta i powlk si do wyjcia. * Tydzie pniej ksiniczka Raisa anaMarianna, nastpczyni tronu Felis, opuszczaa koloni Demonai na nowej klaczy, ktr nazwaa Zmienniczk, by imieniem nawizywaa do poprzedniczki. Raisa miaa na sobie brzowo-zielony strj Gwardii Krlewskiej, wosy splota w prosty warkocz. Wraz z ni jecha Amon Byrne z oficersk apaszk na szyi i pozostali kadeci czwartego roku, ktrzy nazywali siebie Szarymi Wilkami. W sumie stanowili druyn zoon z dziewiciu osb. I jednej. Kadeci kryli wok niej niczym rj pszcz, z domi na broni, lustrujc uwanie krzaki dookoa, jakby samo to miao zapobiec ewentualnym zasadzkom. Powiedziano im, e

jest crk diuka z Felis, powierzon ich opiece. Bardzo przejli si swoj rol. Raisa miaa nadziej, e ten zapa nieco osabnie, nim dotr na niziny. W paacu panowao ciche poruszenie, jeli w ogle co takiego jest moliwe. Wiadomo o znikniciu Raisy znowu bya utrzymywana w tajemnicy, tym razem przez krlow, jej Gwardi i doradcw. Prawdopodobnie krlowa Marianna nie chciaa ogasza, e prbowaa wyda dziedziczk tronu za czarownika, i e panna moda ucieka sprzed otarza. Gwardzici przeszukiwali miasto i okolice. Krlowa Marianna na zebraniu w gronie najbliszych doradcw wyrazia obaw, i jej crk mogli uprowadzi ci sami bandyci, ktrzy zaatakowali Averilla i Edona Byrnea. Z doniesie lorda Averilla wynikao, e krlowa jest wzburzona, a Mellony niepocieszona. Raisa czua si winna, lecz wystarczyo, by pomylaa, e moga ju by on Micaha Bayara, a wyrzuty sumienia znaczco saby. Z przyjemnoci suchaa informacji o tym, e Gavan Bayar wyglda, jakby mia ochot kogo spali, tylko brakuje mu odpowiedniej ofiary. Jesie w Grach Duchw zjawia si szybko, a chd powietrza wskazywa, e zima ju za pasem. Licie na osikach dray w pnocnym wietrze i poyskiway zotem, wprawiajc Rais w pogodny nastrj. Od powrotu do zamku czua si jak owca gnana przez wskie przejcie w miejsce, do ktrego nie chce dotrze. Pierwszy raz w yciu wyjedaa z Felis, by przemierza obce nizinne tereny poza granicami. Zdawaa sobie spraw z powagi sytuacji, wiedziaa, e podejmuje ryzyko, a jednoczenie z entuzjazmem mylaa o wyzwoleniu si z pt dworskiego ycia. Moe w Odens Ford nauczy si wicej, ni byoby to moliwe w domowym zaciszu. Znowu podrowaa z Amonem, lecz by to Amon w nowym wcieleniu, bardziej intrygujcy, reprezentujcy inny rodzaj ryzyka. Wszystko moe si zdarzy, pomylaa, i ta myl sprawia jej przyjemno. Podczas pobytu w kolonii Demonai Amon by nienaturalnie sztywny i oficjalny. Duo czasu spdzali na spotkaniach z Elen i Averillem. Gdy nie byli na naradach, Amon uczy j walki mieczem, bo z tym rodzajem broni nie zetkna si podczas pobytu w grskich koloniach. Prostowa jej plecy i obejmowa w talii, by nada jej odpowiedni postaw, otacza j ramionami, chwyta za okie i w pasie, pokazujc obroty, ale to wszystko robi w taki sposb, jakby tresowa konia. Czasami wydawa si tak srogi, tak spity i opanowany jak jego ojciec. Raisa wyciskaa z siebie ostatnie poty podczas wiczebnych pojedynkw z kadetami, gdy Amon sta obok i warcza: Wyej!, Koniec do gry!, Nie dopu go zbyt blisko!, Szybciej!, Przesu stopy! C moga poradzi, e wszyscy sigali dalej ni ona. wiczya

tak intensywnie, e nie czua ramion, a potem padaa wyczerpana na posanie. Wyczerpanie nie byo jedyn przeszkod w romansowaniu z Amonem. Raisa odnosia wraenie, e on robi, co mg, by nie zostawa z ni sam na sam. Bya jednak z natury optymistk. Tumaczya sobie, e cho teraz nie ma co liczy na pocaunki, to nie znaczy, e tak bdzie zawsze. Jakby przywoany jej mylami, Amon przysun si do niej. Wiatr rozwiewa jego ciemne wosy. - Zamierzam jecha bez postoju, eby przed zmierzchem dotrze w poblie Bramy Zachodniej. Zjemy co w siodle. Nie chc, eby nasze przybycie w nocy zwrcio na nas uwag. - Tak jest, kapralu - odpowiedziaa, chcc si oswoi z oficjalnym sposobem zwracania si do przeoonego. Jeli o to chodzi, wida byo, e Amon czerpie wrcz niezwyk przyjemno z wydawania jej rozkazw. Brama Zachodnia miaa by pierwsz prb jej przebrania. Na pewno bd jej szuka na granicy. Ta myl budzia w niej strach i jednoczenie przyjemny dreszczyk emocji. Pochylia si nad szyj wierzchowca i spia go do galopu. Niemal w tym samym czasie, setki mil na wschd, Han Alister i Tancerz Ognia opuszczali koloni Sosen Marisy na krpych grskich kucach chtnie uywanych w klanach. Wyjedali bez zapowiedzi, niemal po kryjomu, w porze znanej tylko tym, ktrzy ich wysyali. Mogli i na zachd, w kierunku Trzsawisk, i dalej na poudnie przez Tamron, ale wtedy musieliby przej przez koloni Demonai, gdzie grozio im spotkanie z wojownikami w wikszoci przeciwnymi ich misji. Postanowili wic ruszy bezporednio na poudnie. Woleli naraa si na kontakty z grasujcymi po terenie bandytami i z szalejc w Ardenie wojn ni z wojownikami Demonai na ich wasnym terenie. Tak nakazywa rozsdek. Han wci odczuwa brzemi niewypowiedzianych sw. Ptaszyna wyruszya do kolonii Demonai w nocy przed poegnalnym spotkaniem klanw. Nawet nie ustalili, kiedy si znw zobacz. Klan okaza si szczodry dla swojego protektora - podarowano mu kuca, siodo i uprz oraz sztylet, miecz i dugi uk. Han mia na sobie pikn now peleryn chronic przed deszczem, a w sakiewce przy pasie podzwaniay pienidze. Podobnie wyposaony by Tancerz. By w nad wyraz dobrym humorze, mia si, artowa, wymyla dla Hana nowe imiona wyraajce jego obecny status. Na przykad: Czarodziejski owca, Zmora Czarownika czy Sir Hanson Miotacz Urokw, Wybawiciel

Klanw. Przynajmniej Tancerz cieszy si, e opuszcza Sosny Marisy i zostawia za sob nieprzyjazne szepty i spojrzenia. Moe na obcym gruncie atwiej bdzie udawa, e nic si nie zmienio. Na szyi Hana na srebrnym acuchu wisia amulet od Eleny - myliwy z ukiem, piknie wyrzebiony z jaspisu i nefrytu. Pod tunik za, z dala od obcych oczu, na jego skrze skwiercza amulet z rubinowymi oczami, bezustannie spijajcy i magazynujcy jego magi. Bl poniesionej straty wci tkwi cierniem w sercu, lecz z czasem stpia, tak e dao si z nim wytrzyma. Co innego poczucie winy, cho z tym Han take nauczy si y. Zostawia za sob Fellsmarch - miasto, ktre przeuo go i wypluo jak niesmaczny ks. Zostawia te grskie kolonie, gdzie spdza niemal kade lato dziecistwa, oraz oszustwo klanw, ktre ukryway przed nim prawd o jego pochodzeniu. Przed nim leay nieznane niziny poudnia, Odens Ford i nauczyciele dziercy klucze do mocy, ktra tak dugo bya upiona. Wiedzia jedno: nie chce by duej saby i bezsilny, bez moliwoci obrony siebie i tych, na ktrych mu zaley, przed czarownikami i arystokratami panujcymi w Do linie. Ma zamiar to zmieni. To jego plan, ktry jak na razie zbiega si z interesami klanw. Pierwszy raz od dawna mia przed sob cel, na ktrym mg skupi sw nieposkromion energi. - No, Tancerzu - powiedzia, po raz pierwszy od wielu dni patrzc z nadziej w przyszo. - Zobaczmy, czy te kuce przed zmierzchem donios nas do kolonii Wdrowcw.

Podzikowania

Mam wielkie szczcie, e otaczaj mnie osoby o duej cierpliwoci - zwaszcza w mojej rodzinie: Rod, Erie i Keith, ktrzy okazuj nadzwyczajn cierpliwo, gdy wpadam w trans szalonej autorki: Kto z przyjaci bd krewnych: Kiedy Cinda pisze? Nad wyraz cierpliwy maonek: Cay czas. Dzikuj wszystkim uczestnikom moich lokalnych warsztatw dla modych autorw, Hudson Writers i Twinsburg YA Writers, oraz grupie krytyki literackiej w skadzie: Kate Tuthill, Debby Garfinkle, Martha Peaslee Levine, Jody Feldman i Mary Beth Miller, z ktrymi spotykamy si Online i czasem osobicie. Ju si nie mog doczeka naszego kolejnego zlotu. Dzikuj moim pierwszym czytelnikom rkopisu, do ktrych zaliczaj si: Marsha McGregor, Jim Robinson, Erie, Rod i Keith. Wasze uwagi zachcay mnie do pracy i bardzo pomogy ksice. Dzikuj te, oczywicie, redaktorce Arianne Lewin i agentowi Christopherowi Shellingowi. W tej pracy wszystko zaczyna si od wiary w ksik.

You might also like