You are on page 1of 265

Burzany

Jzef Sobiesiak , Ryszard Jegorow

Spis treci
Cz pierwsza ......................................................................................................................................... 3 Niezwyky go .................................................................................................................................... 3 W stron Prypeci ............................................................................................................................... 11 Niecodzienne przygody ..................................................................................................................... 17 Prowokacja ........................................................................................................................................ 25 Tragiczna wyprawa ............................................................................................................................ 37 Kowpak .............................................................................................................................................. 39 Prba ................................................................................................................................................. 48 Jecy .................................................................................................................................................. 55 Partyzancki wynalazek....................................................................................................................... 61 Cz druga ............................................................................................................................................ 67 Bogosawiona wiosna ....................................................................................................................... 67 Ostatnia wyprawa Karpenki .............................................................................................................. 70 Parole ............................................................................................................................................... 79 Tajemnica opancerzonego pocigu ................................................................................................... 95 Gd ................................................................................................................................................. 104 Chwile smutku i radoci................................................................................................................... 108 Skoczek z Londynu ....................................................................................................................... 111 Puapka ............................................................................................................................................ 122 Cz trzecia ........................................................................................................................................ 131 Nowe zadania .................................................................................................................................. 131 Pogrom ............................................................................................................................................ 135 Krwawa una .................................................................................................................................... 149 Zamknity rachunek ........................................................................................................................ 156 Panowie delegaci ............................................................................................................................. 161 Wszystkie drogi wiod do partyzanckiego kraju ............................................................................. 167 Takie sobie rne historie................................................................................................................ 180 Operacja Kursk ............................................................................................................................. 187

Obawa ............................................................................................................................................ 195 Sprawy mae i wielkie ...................................................................................................................... 207 Cz czwarta ...................................................................................................................................... 213 Brygada imienia Frunzego ............................................................................................................... 213 Atak na Cuma ................................................................................................................................ 219 Na pnoc ........................................................................................................................................ 227 Wyzwolenie ..................................................................................................................................... 237 W Kijowie......................................................................................................................................... 246 Ilustracje .............................................................................................................................................. 251 Mapy.................................................................................................................................................... 263

Cz pierwsza
Niezwyky go
W izbie by pmrok. Maleka lampka oliwna, ponca pod obrazem Matki Boskiej, rzucaa sabe blaski. wiateko pegao po suficie i cianach, lizao krawdzie sprztw, przelizgiwao si po twarzach ludzi i niko. Gdzie od strony Houzji szczekay zajadle psy. Na dworze zachrzci ostro nieg, pniej dao si sysze charakterystyczne skrzypienie zamykanych wrt i zgrzyt skobli. Kiedy w zeszym roku przez kilka tygodni siedziaem ukryty w stodole Sowikw, czsto wsuchiwaem si w podobne odgosy. Wtedy te bya zima, Kazik wieczorami odwiedza mnie w barogu, a gdy odchodzi, starannie zamyka za sob wrota stodoy. Znw ostre skrzypienie niegu. Kroki zbliay si ju do drzwi. - Gadzina dostaa swoje - rzek Kazik otrzepujc w sieni nieg z walonek. - Teraz moemy sobie pogada. Ale nie o suchym pysku. Trzeba to jako uczci. Tyle czasu ci nie byo... - Zacz szpera po zakamarkach kredensu dzwonic szklankami. - Rzeczywicie, a mnie si zdaje, e to byo wczoraj - rzekem. - Nie kademu tak czas leci jak tobie. Nieraz wydaje si, e to wszystko cignie si ju wiele lat, a koca nie wida. Wojna zere czowieka na prchno... - Daj spokj. To ju ostatni rok - owiadczyem. - Wiem, co chcesz powiedzie. Stalingrad. No tak, ale to nic jeszcze nie rozwizuje. Mog przyj tu, jak bdzie za pno. Nie Niemcy, to bulbowcy nas wykocz. Teraz si szykuj. Szwaby im daj bro mwi, stawiajc na stole szklanki i butelk.

- Nie poradz. Za nami jest nard. - Co ty wiesz o tym narodzie? Ja tu siedz od lat. Za wiele cierpia, eby milcze. Teraz przyszed czas. Maj swojego Boga i bokw. Bd si mci. Za krzywdy i za cerkiew. Popi robi swoje. Borowiec nie pi. S kozaki, jest sicz, zeeni, policjanci i inne drastwo. - Ale przecie si ami. Wielu ju teraz myli inaczej. Do nas stale przychodz nowi ludzie. Jestemy silniejsi. - Tak, to prawda. Ale Niemcy te nie siedz z zaoonymi rkoma. Podegaj przeciwko Polakom. - Musimy uwiadamia ludzi, wyjania sytuacj... Kazik podnis szklank w gr: - Za zwycistwo! - Wiwat! Na chwil zapada cisza. Promyk wiata przesun si po czole Kazika. Zobaczyem, e wpatruje si we mnie uwanie. - Mwiem, e teraz wielu myli inaczej. Czy pamitasz Szewczuka? Tego inyniera, sekretarza Rejonowej Uprawy z Maniewicz? - spyta. - Oczywicie. Przecie azi za mn po lesie z mauzerem. - Grozi, e ci wykoczy... A teraz on klnie Szwabw w ywy kamie. Zwolni si z tej posady ju z p roku temu... O, tak doskonale przypominaem sobie tamte chwile. To byo ubiegej zimy, podczas mojego samotnego ycia w lesie. Szewczuk przyjani si wwczas ze Slipczukiem. Nacjonalistyczne hasa Bandery tak go ujy, e sta si ich ordownikiem. To z inspiracji Slipczuka inynier chodzi za mn po lesie z karabinem. Nie wiedzia, nieszcznik, e ja ukryty za jakim pniem trzymaem go wielokrotnie na muszce pistoletu maszynowego i tylko usilne proby Sowika powstrzymay mnie przed wysaniem go na ono Abrahama. Nie mogem zrozumie, jakie wzgldy kieroway Kazikiem, gdy prosi mnie, bym nie robi Szewczukowi krzywdy. W gruncie rzeczy miaem pene prawo zlikwidowa przeciwnika, ktry czyha na moje ycie. Ale ju wtedy tak bardzo ceniem sobie przyja Kazika, e nie mogem sprzeciwi si jego yczeniom. Pniej dowiedziaem si, e Szewczuk zrezygnowa ze stanowiska w Rejonowej Uprawie i niebawem jego zaye stosunki ze Slipczukiem ochody. - Mwisz, e on zmieni pogldy? - spytaem. - No c, to si czasami zdarza, ale ja bym mu nie wierzy. - Kady ma prawo zbdzi - mwi powoli Kazik. - Oczywicie jest w tym wszystkim jaka granica, ktrej nie mona przekroczy, to granica ludzkiej moralnoci. Myl, e on nie przekroczy tej granicy. Znam go dobrze. To czowiek o chorobliwej wyobrani, ale uczciwy, szczery. On potrafi w odpowiedniej chwili wycofa si z niewaciwej gry. - Tak sdzisz?... - Niezbyt przekonyway mnie jego argumenty. - Jestem tego pewny - powiedzia twardo i zawaha si na moment. - Suchaj, Jzek, nigdy ci tego nie mwiem, ale teraz musz szczerze wszystko wyzna. Pamitasz, jak przyniosem ci dokadne wiadomoci o policjantach z Karasina, wtedy gdy by pogrzeb Sajduka? Tej nocy urzdzilimy zasadzk. Udao si gadko. Nie pytae mnie wcale, od kogo zdobyem te dane. I ja te ci nie

powiedziaem. Ale teraz nie mog ju tego ukrywa. To Szewczuk. Pniej nieraz jeszcze informowa mnie, co si dzieje w maniewickim gestapo i w policji oraz na stacji kolejowej. - Tego bym si nigdy nie spodziewa - powiedziaem zdziwiony. - To znaczy, e on wiedzia, komu suy. - Waciwie tak... - No dobrze, ale dlaczego milczae? - To byo zbyt ryzykowne. Widzisz, w tej rozgrywce ryzyko ponosiem tylko ja. A ponadto przez dugi czas sam nie przypuszczaem, e on si wszystkiego domyli. Dopiero trzy dni temu wyzna mi ca prawd, proszc, bym go skontaktowa z tob. - W jakim celu? - Sam rozumiesz chyba, o co mu chodzi. Powiedzia, e chce bra udzia w walce z broni w rku. - To mi wbi niezego klina - zaczem si zastanawia, jak tu wybrn z kopotliwej sytuacji. Kazik po raz drugi napeni szklanki. Nagle przysza mi do gowy pewna myl, ale nie chciaem si z ni tak od razu zdradza przed Sowikiem. Postanowiem zrobi prb, eby si naocznie przekona, ile jest wart protegowany przez niego Szewczuk. - Dobrze - rzekem - zgadzam si. Moesz pj do niego, ale to trzeba zaatwi jeszcze tej nocy. Jutro bdzie za pno. Niech tu przyjdzie. Zobaczymy... Kazik ucieszy si bardzo. Nie pyta, dlaczego mi si tak spieszy z t spraw. By zadowolony, e mnie przekona. Wiadomo, e Szewczuk chce wstpi do oddziau partyzanckiego, przyjem z pewn rezerw. Bd co bd nie mia on czystego sumienia, wysugiwa si Niemcom. Wprawdzie nie syszaem, by kogo specjalnie skrzywdzi, jednak w tym najciszym okresie, kiedy zapanowa terror okupacyjny, nie potrafi stan na waciwej pozycji. To nic, e szybko si wycofa, e by moe zrozumia swj bd. To nie by pewny czowiek. Takie byo moje mniemanie o nim. Rzecz oczywista, e oceniajc go tak surowo kierowaem si rwnie wzgldami osobistymi. Bo przecie Szewczuk jeszcze tak niedawno temu nastawa na moje ycie. Prbowaem tumaczy go przed samym sob, szukaem argumentw mogcych usprawiedliwi jego postaw, a mimo to na dnie mojej duszy wci tkwi cier urazy. Teraz postanowiem tak zaatwi spraw, aby rozstrzygn wreszcie niejasn sytuacj. Nie miaem adnej gwarancji, e nie kryje si w tym jaki podstp. Szewczuk mg przecie dziaa za namow Slipczuka i gestapo. Wszystko pozostae mogo by tylko pozorem. Taki czowiek wyrzdziby z pewnoci oddziaowi wiele szkd. A jednak zdecydowaem si na ten ryzykowny krok. Nastpnego dnia z rana odchodzi ze stacji w Maniewiczach transport ropy. Wanie zamiar zniszczenia tego transportu zatrzyma mnie tej nocy u Sowika w Konisku. Przed witem zamierzalimy uda si std na stacj kolejow w Maniewiczach i umieci na cysternach min magnetyczn. Miaem ze sob piciu partyzantw, ktrzy spali w stodole Kazika. Powierz Szewczukowi zadanie umieszczenia miny na transporcie - powiedziaem sobie. - Jeli je wykona, bd mia dowd jego uczciwoci i odwagi... Jeszcze przed pnoc Kazik wrci z Maniewicz i przyprowadzi ze sob Szewczuka. W sabym wietle zobaczyem jego przyblad twarz i smutne oczy. Szewczuk pooy na stole karabin i pistolet i rzek:

- Tak mi przykro za tamto. Nie wiem nawet, jak o tym mwi. Pan mgby mnie teraz rozstrzela i to by byo najsuszniejsze. Ale... - Nie mwmy o tym. Tak bdzie lepiej. - O, tego nie mona pomin - powiedzia gorco. - Przecie ja pana nazywaem bandyt. Ale to nie pan nim by. To ja byem bandyt. Wystpiem przeciwko swojemu narodowi... - O ile wiem, nikogo pan nie zamordowa. Nie trzeba wic tak mwi. Teraz najwaniejszy jest dzie dzisiejszy i to, co przyniesie jutro... Syszaem, e chce pan wstpi do oddziau. - Tak, to jest moje najwiksze pragnienie. - Zgoda. Gotw jestem to zaatwi, ale zanim do tego dojdzie, otrzyma pan do wykonania pewne zadanie - to rzekszy wyszedem z mieszkania i udaem si do stodoy, gdzie spali nasi chopcy. Obudziem Butk. - Dawaj adunek z abk - powiedziaem biorc od niego ma min magnetyczn zawinit w szmaty. - Teraz o nic nie pytaj. Przed witem pjdziesz z Bulikiem do Maniewicz. Gdy wrciem do chaty, rozwinem paczk i owiadczyem: - Na stacji w Maniewiczach stoj cysterny z benzyn i rop. Jutro o dziesitej rano transport wyruszy w dalsz drog w kierunku Sarn. Trzeba zniszczy ten transport - mwic to patrzyem mu uwanie w oczy, chcc z nich wyczyta wraenie, jakie wywoaj na nim moje sowa. Dostrzegem, e nozdrza jego zadrgay lekko, a oczy zalniy jakim ywym blaskiem. - T zabawk trzeba przyczepi do jednej z cystern. Najlepiej do ktrej w rodku. Ale tak, eby nie bya widoczna. Czy zna si pan na tym? Oglda przez chwil min, po czym odpowiedzia: - Nie. - To jest tak zwana abka - mwiem dalej pokazujc mu lec na stole min.-Trzeba wstawi zapalnik. O, w ten sposb... A nastpnie przylepi do cianki cysterny. Najlepiej pod spodem. Nie odpadnie, nie ma obawy, magnes bdzie trzyma mocno. - Jake si ciesz - powiedzia gorco Szewczuk. - Zrobi, co bd mg, eby wykona zadanie... Jestem panu bardzo wdziczny. Dzikuj... Jego sowa zabrzmiay szczer radoci. Byem tym troch zaskoczony, bo przecie zadanie, ktre mu powierzyem, nie naleao do atwych i prostych. Sprbowaem wyjani mu, na czym polega jego ryzyko. - Musz tu doda, e zadanie jest trudne i niebezpieczne. Transport, o ktrym mowa, znajduje si pod ochron Wehrmachtu. Wartownicy patroluj na bocznicy wzdu pocigu. Trzeba si mie na bacznoci, eby nie wpa im w apy. Bo wtedy moe by gorco... - Myl, e dam sobie rad. Kury ju piay, gdy Szewczuk uzyskawszy ode mnie dokadne instrukcje opuci zagrod Sowikw. Niebawem ruszyli za nim potajemnie Waka Butko i Bulik. Otrzymali oni polecenie ledzenia tego dnia kadego kroku inyniera. *

Po poudniu wrcili Butko z Bulikiem i opowiedzieli mi, co widzieli na stacji. Przed godzin dziewit Szewczuk zjawi si na peronie w kolejarskim ubraniu, z motkiem i wielk olejark w rkach. miao podszed do stojcego na bocznicy transportu z cysternami. Chwil rozmawia o czym z niemieckim wartownikiem, penicym wart przy cysternach, a nastpnie zabra si do sprawdzania osi wagonw stukajc tu i wdzie motkiem... Nastpnego dnia uzyskaem dodatkowe informacje dotyczce akcji przeprowadzonej przez Szewczuka. Wynikao z nich, e 20 km przed Sarnami wylecia w powietrze pocig z adunkiem benzyny i ropy. Okoo 400 ton adunku ulego zniszczeniu. Kiedy w dwa dni pniej spotkaem si ze Sowikiem i powiedziaem mu o czynie inyniera, umiechn si i odpar: - Teraz ju wiesz chyba, dlaczego go tak uparcie broniem. To przecie w gruncie rzeczy swj czowiek... Od tej pory Szewczuk sta si czonkiem naszej organizacji. Wykonywa najprzerniejsze polecenia, wywizujc si z nich wzorowo. Czasami chodzi na akcje dywersyjne razem z grupami bojowymi, czasami dziaa samodzielnie; zbiera informacje o ruchach wojsk na stacjach kolejowych w Kowlu, ucku, Sarnach, Brzeciu... W dwa tygodnie pniej przyszed do mnie bardzo stroskany. Spytaem go o powd zmartwienia, lecz nie od razu odpowiedzia. Wreszcie po dugich naleganiach wybuchn: - Jestem winien. Moe mnie pan kaza rozstrzela. - Co si takiego stao? - Ten ajdak Slipczuk dowiedzia si jako, e czsto znikam z domu na par dni i domyli si, gdzie chodz. Wczoraj wieczorem przyszed do mnie i powiedzia, e do ma ju suby dla Niemcw i chciaby si spotka z panem. Byem zaskoczony t wiadomoci. W pierwszej chwili pomylaem, e chodzi tu o jaki grubszy podstp i poaowaem, e przyjem do oddziau Szewczuka. Ale przecie, u czorta, Szewczuk nie prowadzi roboty na dwie strony - zreflektowaem si zaraz. - Wysadzenie pocigu z cysternami byo chyba najlepszym dowodem jego uczciwych intencji. Natomiast danie Slipczuka to by szczyt bezczelnoci. Czego mg oczekiwa ode mnie ten wyrzutek spoeczestwa, majcy na sumieniu setki istnie ludzkich? - To rzeczywicie bardzo dziwne - odparem. - A co wy o tym sdzicie sami? - Slipczuk to kanalia. Ale on twierdzi, e zna jakie wane dane, ktre mog zadecydowa o dalszym istnieniu oddziaw partyzanckich na tym terenie. - A, to nawet interesujce. To on a tak bardzo si o nas troszczy? Odpowiedzcie mu, e ja nie ycz sobie takiego spotkania. Jeli bd go potrzebowa, eby mu wymierzy sprawiedliwo, to i tak stanie przed nami. - Prosz wic mnie rozstrzela - niemal zaka Szewczuk. - Gupstwa pleciecie - rzekem. - Trzeba si uspokoi. - On powiedzia stanowczo, e jeli do jutra nie umwi tego spotkania, zaatwi si z moj rodzin...

- Ach tak. No, oczywicie, po nim si mona tego spodziewa. Wic dobrze, zaczekajcie do wieczora. Musz to jeszcze przemyle... Odbyem w tej sprawie rozmow z Chwiszczukiem i Butk. Obydwaj byli zdania, e nie wolno naraa rodziny Szewczuka i trzeba si zgodzi na to spotkanie. Postanowilimy tylko, w celu uniknicia zasadzki, ubezpieczy dokadnie cay pobliski teren i przygotowa wszystko do wykonania wyroku na kacie, ktry wielu naszym partyzantom wymordowa osobicie ich rodziny. Na spotkanie ze Slipczukiem wybraem Smoodwk. Bya to leniczwka pooona w odlegoci kilku kilometrw od Maniewicz. Waciwie nie wierzyem wcale w to, e stawi si on na wyznaczonym miejscu. W dalszym cigu dopatrywaem si w tym wszystkim jakiego podstpu. Aeby nie dopuci do niespodzianki, na caej trasie, ktr musia przeby Slipczuk, wyznaczyem czujki i patrole, a miejsce spotkania ubezpieczyem wartami. Na dalsze czujki wybraem przewanie tych ludzi, ktrzy paali najwiksz nienawici do Slipczuka, w ten sposb chciaem wykluczy wszelkie niepotrzebne sceny. Byem bowiem przekonany, e na widok Slipczuka rzuciliby si ku niemu i rozerwali go na strzpy. Po poudniu kazaem rozpali niewielkie ognisko w pobliu leniczwki. Siadem przy nim w towarzystwie Chwiszczuka, Butki i Borysiuka. Nie bardzo wierzylimy w przybycie Slipczuka. Mimo to czekalimy w napiciu, czsto spogldajc ku zanieonej lenej drodze. - Zakpi sobie z nas, ani chybi - rzek Butko. - A teraz mieje si bestia, e Maksa wzi na gupi kawa. - Na pewno przyjdzie. Zobaczysz - przerwa mu z powag Chwiszczuk. - A dlaczeg to miaby przyj? Czy znajdziesz gdzie takiego gupca, eby sam si pcha z gardem pod stryczek? Przecie wie, co go czeka... - Ju on co takiego wymyli, e przyjdzie na pewniaka. Albo zechce nasa na nas Niemcw. O, to chytry lis, najlepszego myliwego wykouje... Przysuchiwaem si milczco temu sporowi Butki z Chwiszczukiem i czuem si bardzo gupio, e daem si wcign w tak bezsensown gr. Przecie na dobr spraw mogem zaatwi t rzecz zupenie inaczej. Wystarczyo wysa noc grup dywersyjn do Maniewicz i porwa Slipczuka z domu. Na tak akcj zgosioby si wielu chtnych. Uniknbym w ten sposb tej niejasnej sytuacji i nie podkopywa swego autorytetu. Zblia si wieczr, a na lenej drodze wiodcej do leniczwki nikt si nie pojawia. Spotkanie ze Slipczukiem wyznaczyem na godzin czwart po poudniu. Teraz byo ju dziesi minut po czwartej. Nie chcc dopuci do pogorszenia si i tak ju dostatecznie gupiej sytuacji, powiedziaem ostro: - Skocz, Wasia, cignij posterunki! Wracamy do bazy. Wasia Butko poderwa si na nogi i pobieg wypeni mj rozkaz. Po minucie zobaczyem, e wraca z powrotem, woajc: - Jad! Jad! Niebawem usyszelimy skrzypienie niegu i na drodze ukazay si sanie, w ktrych siedziao dwch mczyzn. W jednym z nich rozpoznaem z atwoci Szewczuka. Mia na sobie zielon kurtk z biaym konierzem podszyt barankowym futrem. Drugi mczyzna ubrany by w brzowy kouch, skrzan pilotk i dugie rkawice. Sanie zatrzymay si i obydwaj mczyni zbliyli si do ogniska.

Teraz dopiero poznaem Slipczuka. Bardzo si zmieni, jego twarz staa si ziemista jak po przebytej chorobie. Trzs si wyranie, mimo e mia na sobie kouch. Niemiao wycign do mnie rk. Popatrzyem na niego z odraz. Zrozumia to i opuci do, po czym siad niedaleko ogniska i zacz mwi zamanym gosem: - Pewno was to dziwi, e ja sam przyszedem do was. Ale ju nie mogem duej wytrzyma. Pan, panie Sobiesiak, jest szczliwym czowiekiem. Wybra pan suszn drog. Ja postawiem na Niemcw, mylaem, e to waciwy ko. Pomyliem si. Gdybym nie by tak bardzo skompromitowany, prosibym pana o przebaczenie. Sprbowabym naprawi zo, jakie wyrzdziem... - Czy nie sdzi pan, e przesiadanie si z konia na konia moe si le skoczy? - spytaem. - Oczywicie. Wiem, e nie zasuguj na nic wicej, jak tylko na potpienie. Ale prosz mnie wysucha do koca. Jako komendant rejonowej policji w Maniewiczach mam pod sob kilkuset ludzi... Ci ludzie s mi oddani. Jeli powiem sowo, pjd ze mn do lasu. Znam doskonale wszystkie niemieckie garnizony w obrbie stu kilometrw i znam wiele tajemnic o charakterze cile tajnym. Nietrudno si byo domyli, do czego zmierza Slipczuk. Ten ajdak mia nadziej, e moe co u nas wskra. Byo to po prostu co niepojtego. Zaczem si zastanawia, czy dziaa on we wasnym interesie, czy te jest to prowokacja uknuta przez gebietskomisariat kowelski. Ogarniaa mnie coraz wiksza wcieko i musiaem si zdoby na wielki wysiek woli, by dosucha jego bredni do koca. Slipczuk tymczasem cign dalej: - Nie dam, ebycie mnie przyjli do siebie, bo rozumiem, e jest to obecnie niemoliwe. Ale pniej, kiedy wyka si czym... Zapewniam, e wiele mog dla was zrobi. Teraz na przykad Niemcy szykuj na was wielk obaw w rejonie Krasnego Boru. Onegdaj byem na odprawie u gebietskomisarza Kasnera. Uderzenie nastpi z trzech stron; z Kamienia Koszyrskiego, z Maniewicz i z Rafawki - Bielska Wola. Z kadego miejsca wyruszy okoo tysica ludzi. Wszystkie oddziay maj si spotka ze sob w samym rodku Krasnego Boru. W obawie bd bra udzia jednostki wojskowe i andarmeria, wasowcy i policja. Kazano nam zwerbowa rwnie grupy banderowcw, ktre otrzymaj zadanie likwidacji drobnych i rozproszonych grupek partyzanckich... Zrobicie dobrze, jeli usuniecie si do osiemnastego stycznia z tych okolic... Suchaem tego, co mwi Slipczuk, z wielk uwag. To takie tajemnice chcia nam przekaza, mylc, e w ten sposb chwyci nas na sw wdk... Wszystko to mogo by prawd, lecz w jego ustach brzmiao jak zwyka prowokacja. Butko i Borysiuk umiechali si drwico, kiwajc gowami, wida byo, e ani troch mu nie wierz. I ja miaem ju do tej paplaniny. - Czy macie co jeszcze, Slipczuk, do powiedzenia? Niewiele zostao nam czasu, wic koczcie ju... przerwaem mu. Popatrzy na mnie ze zdziwieniem. - Pan mi nie wierzy? W takim razie widz, e niepotrzebnie tu przyszedem. Ale chciaem wam pomc uczciwie, nie dajc nic w zamian. Czy nie potraficie tego oceni? - Ty gadzie! - nagle Borysiuk zerwa si z miejsca i z caych si trzasn go w twarz. - Szukasz u nas litoci? Faszystowski psie! Zaraz ci tu ukatrupi na miejscu. - Widziaem, e siga za pas po pistolet, chwyciem go wic mocno za rk. W tej samej chwili Szewczuk, ktry sta niedaleko, podbieg do nas i odwoa mnie na bok. Usyszaem jego bagalny gos:

- Panie Maks, nie zabijajcie go. To, co mwi o obawie, jest chyba prawd, bo sam widziaem dzi transport wojska wyadowujcy si na stacji w Maniewiczach. - To nic nie zmienia. Suchajcie, Szewczuk, mam tego do. Kogo wy chcecie broni? Gdybym to powtrzy chopcom, z miejsca daliby i wam w eb. Zasuy na stryczek. Zdechnie jak pies. - Co ja nieszczsny poczn - zaka Szewczuk. - On przed wyjazdem z domu przyszed do mnie razem ze swoim bratem Fiodorem i powiedzia: Ty, Fiodor, bd askaw rozstrzela pani Szewczukow i dzieci, jeli ja nie wrc do pnocy. Poczuem, e zimny pot wystpuje mi na czoo. A wic ten dra wiedzia jednak, co go czeka, i asekurowa si na wszelki wypadek. C miaem teraz robi? Przedstawiem sytuacj Szewczuka Butce i Chwiszczukowi. Widziaem, e ich to poruszyo, lecz nie odezwali si ani sowem, pozostawiajc powzicie decyzji mnie samemu. - Nie widz innego wyjcia, jak puci go wolno - rzekem. - To sukinsyn! - rzuci przez zby Chwiszczuk. Slipczukowi oczy biegay trwoliwie. Powiedziaem, eby si szykowa do powrotnej drogi. Od razu si uspokoi. Rozkazaem Butce, eby zaprzono rwnie nasze sanie, miao na nich jecha czterech partyzantw. Po paru minutach wszystko byo gotowe. Wskoczyem razem ze Slipczukiem do jego sa. Za nami, na drugich saniach, usadowia si ochrona. W czasie gdy si to dziao, spostrzegem, e partyzanci stojcy na posterunkach zaczli wysuwa si zza drzew. Zdziwiy ich nasze niespodziewane przygotowania do drogi i to, e ja sam zajem miejsce obok Slipczuka. Obawiaem si, by widzc, co si wici, nie zechcieli mi przeszkodzi w bezpiecznym odtransportowaniu Slipczuka. Wiedziaem, e gdybym go puci w drog samego, nie zdoaby zrobi nawet stu metrw. Dlatego zdecydowaem si towarzyszy mu a pod Maniewicze. Przejechalimy moe kilkadziesit metrw, gdy zobaczyem, e po obydwu stronach lenej droyny przemykaj si midzy pniami sylwetki partyzantw. Zaniepokoiem si powanie, e ktry z nich zechce mimo wszystko wzi Slipczuka na muszk. Zaczem wic wykonywa takie ruchy na saniach, eby zasoni go sob. Partyzanci w dalszym cigu nie odstpowali nas ani na krok. Niebawem czterech z nich zbliyo si do sa na odlego kilkunastu metrw. Poznaem ukieczukia, Sylwestra Mytkayka, Sasz Nierod i Bulika... Szli w milczeniu, wczepiwszy si we mnie gronymi spojrzeniami. - Chopcy, wracajcie! - zawoaem, lecz nie usuchali mojego wezwania. Wtedy wziem bat od Slipczuka i zaczem okada nim konia. Sanie pomkny raniej. Zobaczyem, e mimo to partyzanci biegn za nami. Biem wic konia coraz zapalczywiej, pragnc oderwa si od nich jak najdalej.... Kiedy po godzinie wrciem do leniczwki, wok ogniska siedzieli pospni partyzanci. Tu i wdzie toczyy si zaarte spory i dyskusje. Na mj widok wszyscy ucichli, po czym zaczli si rozchodzi. Przy ognisku zostali jedynie Borysiuk, Butko, Mytkayk, ukieczuk i Sasza Nieroda. Patrzyli na mnie niechtnie, zwaszcza Mytkayk i ukieczuk. Musiaem rozadowa przykr atmosfer, wyjani im, dlaczego postpiem tak, a nie inaczej. - Nie byo wyjcia - powiedziaem. - Wiecie przecie, e chodzio o ycie niewinnych ludzi. Za jednego zbrodniarza zginyby a trzy osoby. Milczeli...

W stron Prypeci
Jeszcze w grudniu Bryski powierzy mi zadanie urzdzenia pozorowanego obozowiska w odlegoci trzech kilometrw od miejsca postoju mojego oddziau. W ten sposb chcielimy zamaskowa nasze waciwe miejsce pobytu. Byo to konieczne ze wzgldu na to, e Niemcy do czsto wysyali samoloty, ktre patroloway lasy szukajc ladu naszych obozowisk. W wyznaczonym miejscu wybudowalimy takie niby ziemianki z chrustu i mchu, na odkrytym terenie ustawilimy kilkadziesit kukie, a do drzew przywizalimy cztery chore konie, ktre gryzy sobie spokojnie rozsypane wok nich siano. Na rozcignitych od drzewa do drzewa sznurkach rozwiesilimy kolorowe arkusze papieru, majce pozorowa suszc si bielizn. W obozowisku tym penili stale sub dwaj najmodsi Nierodowie: dziesicioletni Griszka i czternastoletni Borys. Ich zadanie polegao na nieustannym paleniu kilku ognisk. W wypadku pojawienia si na niebie samolotu chopcy mieli czmycha w gb lasu. Naturalnie nasza waciwa baza zostaa dokadnie zamaskowana. Wkrtce po zbudowaniu tego obozu na przynt Niemcy zaatakowali go z powietrza i zrzucili kilkadziesit bomb. Nastpnego dnia w miejscowej gadzinwce, wydawanej w Kowlu w jzyku ukraiskim, ukaza si artyku o zniszczeniu przez lotnictwo niemieckie bazy bandyckiej w lasach Krasnego Boru. Mielimy wic niemao uciechy, gdy egzemplarz tej gazety trafi w nasze rce. Przez jaki czas by spokj. W owym okresie wzmoglimy jeszcze bardziej akcje na torach. Niedugo jednak zaobserwowalimy, e lotnicy niemieccy znw interesuj si Krasnym Borem. Wiedziaem z dowiadczenia, e wrg przed kad wiksz akcj wymierzon przeciwko nam stara si zebra maksimum informacji dotyczcych gwnie miejsca dziaania oddziau, jego si i moliwoci. Tak byo przed obaw w ubiegym roku, kiedy to zmuszeni bylimy przenie si na wyspy rozsiane wrd rozlanych szeroko wd Stochodu. Niemcy prbowali wtedy ledzi nas przez swych agentw, zwikszyli ilo lotw rozpoznawczych. Niewiele jednak mogli wwczas zobaczy. Oddzia masz liczy zaledwie kilkudziesiciu ludzi, nie mielimy tak rozbudowanego obozu jak obecnie. atwo mona si byo ukry lub rozproszy w terenie nie pozostawiajc za sob wikszych ladw. Dziaalimy przecie w czasie wiosny, lata i jesieni. Teraz bya zima, a zim trudniej jest ukry si przed wrogiem. Znajdowalimy si wic pod tym wzgldem w znacznie gorszej sytuacji i dlatego obawa o bezpieczestwo partyzanckiej bazy oraz lenych osad cywilnych, pozostajcych pod nasz opiek., bya gwn trosk kierownictwa brygady. Analizujc obecn sytuacj doszedem do wniosku, e Slipczuk mwi prawd; Niemcy rzeczywicie szykowali przeciw nam jak wiksz akcj. Nie chcc niepotrzebnie niepokoi Bryskiego postanowiem najpierw przeprowadzi wywiad. Wysaem wic grupy zwiadowcze do Maniewicz, Kamienia Koszyrskiego i Rafawki z zadaniem zdobycia danych o stanie ilociowym Niemcw i ich ruchach. Przed wieczorem otrzymaem szczegowe meldunki, z ktrych wynikao, e na stacjach kolejowych tych trzech miejscowoci wyadowuj si eszelony wojskowe. Wobec tego, nie czekajc ani chwili, udaem si do dowdcy brygady. Byo to 15 stycznia 1943 roku. Bryski zrobi natychmiast odpraw sztabu, w ktrej uczestniczylimy rwnie ja, Koniszczuk i Kartuchin. Jak si okazao, sztab brygady posiada ju z innych rde dane wiadczce o przygotowywaniu si Niemcw do obawy.

Wedug prowizorycznych oblicze nieprzyjaciel grupujcy si wok nas liczy ponad trzy tysice ludzi i by uzbrojony w bro maszynow, modzierze, lekkie dziaa oraz samoloty. W skad naszej brygady wchodzio trzystu partyzantw wyposaonych w najrozmaitsz bro: pepesze, karabiny rosyjskie, niemieckie, francuskie, strzelby, obrzynki, kilkanacie erkaemw i dwa cekaemy. Niemcy posiadali wic nad nami dziesiciokrotn przewag w ludziach i przynajmniej dwudziestokrotn w sprzcie bojowym. W tych warunkach nie mogo by nawet mowy o wszczciu z nimi bezporedniej walki. Ponadto dochodzia jeszcze trudno najwaniejsza: nie wolno nam byo naraa piciuset bezbronnych ludzi, zgrupowanych w lenych osadach, ktrzy w kadej chwili mogli si sta ofiar rozbestwionych hitlerowcw. Widziaem wyraz zatroskania malujcy si na twarzy Bryskiego, gdy rozwaa trudn sytuacj oddziau. Patrzy na map, mierzy i oblicza jakie odlegoci. Wreszcie rzek: - Prosz, proponujcie co, towarzysze.... Mia zwyczaj zwraca si zawsze do dowdcw oddziaw i wysuchiwa ich zdania, zanim sam podj decyzj. Zreszt bya to nasza partyzancka zasada. - Ech, co tu mwi - odezwa si Kartuchin. - Sytuacja jest diabelnie trudna. Jak tu si bi, kiedy ma si na gowie taki balast? Mwiem, e to si le skoczy. Ot, i masz babo placek - to rzekszy rozoy szeroko rce. - No, ale co radzicie? - spyta Bryski. - Nic nie wiem. Moe Maks co wymyli. To przecie on utworzy t len republik. Partyzanckie odwody... - zakoczy z drwin. Siedziaem w milczeniu, bardzo zgnbiony. Nieraz ju zarzucano mi, e niepotrzebnie wziem sobie na kark t mas cywilnych ludzi, co utrudniao akcje partyzanckie, krpowao ruchy i mogo uatwi wrogowi zniszczenie oddziau. Wszystko to byo oczywicie prawd, ale mimo to nie potrafibym zrzuci z siebie odpowiedzialnoci za ich losy. Nie starczyoby mi odwagi, eby i i owiadczy im: radcie sobie sami, my partyzanci mamy inne zadania. Widziaem przecie ich niedol, pamitaem, co wycierpieli od faszystw i przyrzekem sobie, e obroni tych ludzi przed cakowit zagad. Teraz jednak wszystko sprzysigo si przeciwko mnie. Nie wiedziaem, co odpowiedzie na sowa Kartuchina, milczaem wic. - Nasze zadanie jest jasne - rzek Aniszczenko, szef sztabu brygady. - Niemcom trzeba psu krew. Wywala transporty. To prawda, e nie byo takiego rozkazu, eby tworzy lene republiki. Moe inne oddziay miay takie polecenie, my nie. Ale skoro ju jest taka sytuacja, e mamy tak republik, to nie mona teraz chowa gowy w piach. Kartuchin machn z rezygnacj rk. Bryski umiechn si do mnie znaczco, spostrzeg widocznie moje przygnbienie. - Sprawa jest trudna - rzek po chwili. - Ale trzeba znale jak rad. Mona na przykad opuci Krasny Br, zanim tu wliz Niemcy... O, choby przenie si troch dalej na wschd. Mona w stron Prypeci... gdzie pod Swarycewicze - pokazywa na mapie obszar lasw i bagien oddalony od nas o jakie sto kilometrw. - Tu nie ma nigdzie garnizonw niemieckich i do Linkowa bliej... W Krasnym Borze zostawioby si ze stu chopakw do akcji dywersyjnych i nkania wroga.

Pochylilimy gowy nad map i ledzilimy ruch czerwonego owka, ktrym Bryski znaczy zamierzony kierunek. - Ale sanie bd potrzebne. Wielka ilo sa. Ze sto... albo wicej. niegi spady due. Mrz tgi. Bdzie ciko - mwi dalej Bryski patrzc nam w oczy. - A po co tyle transportu? - spyta Kartuchin. - Sami przecie nie pjdziemy. Zabierzemy rodzink Maksa - odpar artobliwie Bryski. - Ty, Kartuchin, daj spokj. On ma racj. Odprawa trwaa krtko. Teraz trzeba byo dziaa. Lada chwila moglimy si bowiem spodziewa nadejcia wroga. Rozesalimy niezwocznie grupy partyzantw do pobliskich majtkw i wsi w celu zwerbowania na nastpny dzie odpowiedniej iloci sa niezbdnych do ewakuacji ludzi. W lenej osadzie Birobidan spotkaem si z Michelem Bratem. Peni tu obowizki komendanta. W osadzie panowao zamieszanie: ludzie biegali w popiechu, niektrzy pakali, inni kcili si ze sob. - Co si tu dzieje? - spytaem Brata. - Panie Maks. Kto puci plotk, e Niemcy okraj Krasny Br i partyzanci zostawi nas w lesie. - Suchajcie, Brat. Uspokjcie ich, do diaba. W ten sposb rzeczywicie mog sprowadzi nieszczcie. Samoloty nas wykryj i zrobi tu jatk... - Niech pan powie, panie Maks, czy to wszystko prawda? - Nie. Niemcy s jeszcze daleko. Mog tu by najwczeniej za dwa dni. Powiedzcie ludziom, e wszyscy zostan jutro ewakuowani w inny, bezpieczny rejon. Ale musz si zachowywa spokojnie... W tym momencie podbiego do mnie kilka niewiast. Jedna z nich rzucia mi si ze szlochem do ng. - Ratuj moje dzieci albo zabij na miejscu! Podniosem j z ziemi i potrzsnem mocno. - Uspokj si. Nic wam nie grozi. Jutro wieczorem wszyscy std wyjedziecie razem z partyzantami. Wyraz niepokoju znik momentalnie z jej twarzy. Podobne sceny rozgryway si w osadzie Palestyna i Nalewki. W kocu jednak udao nam si opanowa sytuacj. Nazajutrz Bryski zwoa jeszcze jedn odpraw, na ktrej uzgodnilimy szczegy dziaania. Do walki z Niemcami w rejonie Krasnego Boru zostawilimy stu partyzantw. Podzieleni na niewielkie grupy zaopatrzone w materia wybuchowy, granaty i amunicj mieli dziaa konno i na nartach (narty robili tutejsi chopi). Zadaniem tych grup byo minowanie drg, mostkw i grobli, prowadzcych do centralnej bazy, robienie rnego rodzaju puapek i nocnych zasadzek na wroga. Niezalenie od tego trzy niewielkie oddziay bojowe miay zorganizowa napad na opuszczone przez Niemcw koszary w Kamieniu Koszyrskim oraz zaatakowa posterunki policji i gestapo w Mielnicy, Trojanwce, Rafawce i Maniewiczach. Na linie kolejowe Kiwerce - Kowel i Kowel - Maniewicze skierowano specjalne grupy dywersyjne.

Ze wzgldu na szczeglne zadania tych grup przydzielilimy do nich ludzi modych, silnych i sprytnych. Z mojego oddziau wytypowalimy pidziesiciu partyzantw, a wrd nich Butk, Chwiszczuka, Sasz Nierod, Karpenk, Bulika, Borysiuka i innych. Kada z tych grup miaa dziaa zupenie samodzielnie, tylko w wyjtkowej sytuacji mogy si czy ze sob. W ten sposb chcielimy zapewni du elastyczno dziaania poszczeglnych grup i zdezorientowa Niemcw co do wielkoci i rozlokowania naszych si. Na dowdc caoci zosta wyznaczony starszy lejtenant Danilczenko. Sztab brygady z pozosta czci oddziaw bojowych i ewakuowan ludnoci mia wyruszy wyznaczon tras - przez Jezierce, Mynek, Bia, Dubrowsk, Zielin - w rejon zwartego masywu lenego w okolicach Swarycewicz. Po drodze grupa rajdowa powinna bya pokona dwie wiksze przeszkody wodne - Styr i Stubi. W nowym rejonie dyslokacji zamierzalimy zosta do chwili, kiedy wrg zakoczy obaw i opuci teren naszej partyzanckiej bazy. Nie mielimy bowiem najmniejszej ochoty rezygnowa ma stae z odpowiadajcego nam z wielu wzgldw obozowiska w Krasnym Borze. W cigu jesieni zdoalimy stworzy tu sobie znone warunki bytowe; mielimy w lesie nie tylko ziemianki z piecykami wewntrz, ale take ani, pralni, magazyny, warsztaty, piekarni i inne urzdzenia, bez ktrych trudno nam byo przetrwa duszy okres czasu. Bazia w Krasnym Borze odpowiadaa nam zreszt i z wielu innych, zasadniczych wzgldw: zaledwie kilkanacie kilometrw dzielio nas od tak wanej arterii komunikacyjnej wroga, jak bya linia kolejowa Kowel - Sarny, doskonale znalimy okoliczny teren, wszystkie bezpieczne droyny i przejcia, a ponadto tu wanie mielimy dobrze zorganizowan i sprawnie funkcjonujc sie informacyjn. * 18 stycznia przed poudniem opucilimy ziemianki i niebawem kto yw zabra si do kopania prowizorycznych pozycji obronnych w odlegoci dwch kilometrw na zachd od uroczyska Krasny Br. W wykonanym okopie ustawilimy kuky zrobione z chrustu i szmat, do ktrych przywizalimy kije majce imitowa karabiny. Jednoczenie do pracy przystpiy grupy minierskie. Minowali, co si tylko dao; najpierw sam okop, pniej cieki, drogi, mostki... Kiedy zabrako ju maych minpuapek, chopcy dla kawau przewlekli po ziemi, wok starych nie nadajcych si do uytku sa, sznurek majcy sugerowa Niemcom, e w pobliu znajduje si jaka niebezpieczna mina. Tymczasem do lasu zaczy ciga dziesitki sa zarekwirowanych w okolicznych majtkach lub przysanych nam przez mieszkacw wsi. Wikszo transportu zostaa przeznaczona do ewakuacji ludnoci cywilnej, gwnie chorych, dzieci, kobiet i starcw oraz zapasw ywnoci. Modzi mczyni i dziewczta mieli maszerowa pieszo. Jak to zwykle bywa w tego rodzaju wypadkach, zrobio si spore zamieszanie. Wybuchay ktnie i lamenty, kady chcia zalicza si do tych najsabszych, by korzysta z prawa transportu. Niektrzy usiowali adowa na sanie cay zgromadzony dobytek, a wic czsto rzeczy zupenie zbdne. Musiaem wci interweniowa, przekonywa, wysuchiwa narzeka i paczw. W tym kbowisku ludzkim, w gwarze i bieganinie natknem si na Melchiora, ktry ujrzawszy mnie podbieg szybko i spyta z wielkim przejciem: - Pianie dowdco, co robi? Jedna kobieta rodzi wanie dziecko... Przeraziem si t informacj i niewiele mylc palnem gono: - Wstrzyma, doktorze!

Melchior spojrza na mnie ze zdumieniem, po czym zacz si mia, ale widzc, e mam marsow min uspokoi si natychmiast. - Bierzcie kobiet na wz - powiedziaem. - Nie ma ani chwili do stracenia. Zaraz te posaem partyzanta po puste sanie dla rodzcej i dla lekarza... By ju najwyszy czas, by ruszy w drog. Zwiad donis nam, e kilka kompanii wojska opucio ju Maniewicze, kierujc si na pnoc, w stron Karasina. O pitej wyruszyo nasze ubezpieczenie przednie, a w p godziny pniej duga, cignca si ponad kilometr kawalkada sa. Boki zabezpieczay patrole zwiadowcze, za ogon kolumny grupa bojowa liczca okoo pidziesiciu partyzantw. Ca noc parlimy przez zanieone wertepy, czsto wchem tylko szukajc drogi. Nad ranem osignlimy ma osad Mynek. Po wschodniej stronie osady przepywaa rzeka Styr. Most by zniszczony i na drugi brzeg mona si byo przedosta tylko po lodzie. Ludzie, ktrzy przemarzli w czasie caonocnej drogi, zaczli zazi z sa i pcha si do mieszka. Bryski nie zamierza jednak zatrzymywa si tu duej. Naleao zrobi rozpoznanie i przej na drugi brzeg, eby w czasie dnia ukry si w lasach. Zaczlimy wanie wyciga ludzi z domw, kiedy na pnocnym zachodzie usyszelimy strzelanin. Strzay do dugo nie cichy, a nawet w pewnym momencie usyszelimy wybuchy granatw. Gdzie w tamtym kierunku dziaao nasze boczne ubezpieczenie. Bya to druyna zwiadu pod dowdztwem dziadka Mytkayka. Poniewa zwiad ten zoony by gwnie z modych, niedowiadczonych partyzantw, zwerbowanych z obozu cywilnego, Bryski rozkaza mi wyjecha z grup dwudziestu ludzi w stron Borowa - Perekale. Nie zwlekajc siedlimy na konie. Gdy dojechalimy do Borowej, strzay ju ucichy. Zatrzymalimy si wic przed osad i zaczlimy nasuchiwa. W pewnym momencie usyszaem powolny ttent koskich kopyt. - Jad! - powiedzia Kalenik, mody szesnastoletni chopiec, byy komsomolec, ktry peni przy mnie po mierci Iwana rol cznika. - Z koni! - zakomenderowaem. Zajlimy stanowiska w krzakach rosncych w pobliu traktu. W pi minut pniej na tle niegu ukazao si okoo dziesiciu ludzi. Jechali powoli, w zupenym milczeniu, jeden za drugim, na kocu suny dwie pary sa. Byo ju na tyle widno, e z odlegoci pidziesiciu metrw rozrniao si ksztaty i barwy. Mielimy zreszt dobre oczy, przywyke do mroku i na og nie zdarzay si nam adne pomyki. Jedcy, ktrzy jechali naprzeciw, byli w mundurach policji. Od razu wyobraziem sobie, co si stao. Nasz patrol boczny musia si natkn na wroga, gdzie niedaleko Perekali wywizaa si walka, w ktrej zosta rozbity. Maszerujca za grupka policjantw to szpica jakich wikszych si niemieckich nadcigajcych od strony pnocnej z Janowa Poleskiego. (Niemcy zwykle wysyali na zwiad swoich pomocnikw nie chcc si sami naraa na niespodziewan zasadzk.) A wic moglibymy tu mie do czynienia z grup, ktra otrzymaa zadanie zamknicia drogi odwrotu maszerujcej na wschd kolumnie partyzanckiej. Teraz przypomniaem sobie, e nie wysalimy z Krasnego Boru adnych patroli zwiadowczych w kierunku pnocnym. Bylimy przekonani, e nic mam z tej strony nie zagraa. W jednej chwili pojem ca groz sytuacji.

Wiedziaem, e nie wolno mi si waha. Trzeba przepuci szpic i tu, na tej linii, zaj pozycj obronn, po czym przyj walk z gwnymi siami, aby umoliwi przepraw kolumny przez Styr. Jedcy zrwnali si wanie z nami i chopcy, ktrzy wzili ich ju ma muszki pepeszek i karabinw, czekali teraz w napiciu na mj rozkaz. Na drodze skrzypia nieg pod pozami sa, stukay po lodzie koskie kopyta. Nagle jeden z naszych ukrytych w gstwinie koni zara. Zawtroway mu dwa inne. Jedcy zeskoczyli momentalnie na ziemi, padli na nieg i wypucili w nasz stron seri strzaw. Uniosem palec do ust, nakazujc chopcom milczenie. Po minucie zobaczyem, jak wstaj z ziemi otrzepujc si ze niegu. - To ci gupcy! Tchrze, nie partyzanci! - zawoa jeden z mniemanych policjantw. - Sun mi zaraz dwch w krzaki i zbada wszystko jak naley. O mao nie wybuchnem miechem. To to by gos dziadka Mytkayka! To ci dopiero heca. - Ej wy, partyzanci, chodcie tu! My, policjanci, czekamy na was i tak si strasznie boimy, e nie moemy si ruszy z miejsca! - krzyknem dononie. Niektrzy znw popadali na ziemi. - Ot, gupcy! - powtrzy dziadek. - Nie mwiem? Wstawa mi zaraz jeden z drugim, nie syszycie, e dowdca was wzywa? Nie pozostao mi ju nic innego, jak wysun si z krzakw. Dziadek wyszed mi naprzeciw. - Melduj o wykonaniu rozkazu... - zacz skada raport. - Skd macie te mundury? - spytaem. - Trzeba ich byo troch przeszkoli - pokaza na zwiadowcw. - No i podeszlimy pod posterunek w Perekalach. Ale faszyci nie spali. Dali ognia. No to i my im te troch podsypalimy. Po dziesiciu minutach byo zaatwione. Z kolei dziadek opowiedzia mi, e na posterunku w Perekalach znajdowao si piciu policjantw. Po zlikwidowaniu ich partyzanci zabrali mundury, bro, zapasy amunicji i ywnoci. Na przeprawie zostao ju tylko kilkanacie sa. Na lodzie leay deski i chrust. W ten sposb wzmacniao si saby miejscami ld. Mimo to, jak si dowiedziaem, nie obeszo si bez wypadkw, pi koni utono. Na szczcie ofiar w ludziach nie byo. Stanlimy na biwaku w lesie o trzy kilometry na zachd od wsi Biaa. Bryski ubezpieczy rejon wypoczynku silnymi placwkami. Ludzie byli zmczeni i przemarznici. Wszyscy rzucili si od razu do rozpalania ognisk. Po rozmowie z Bryskim postanowiem zabroni indywidualnego palenia ognisk. Trzeba byo zachowa rodki ostronoci. Samoloty rozpoznawcze mogy nas szybko odkry. Z pomoc przyszed nam Matwiejew. Pochodzi z Syberii i zna sposoby zbiorowego zabezpieczenia si przed mrozem. Matwiejew zaproponowa, by ludzie podzielili si na pidziesicioosobowe grupy. Kada taka grupa wybieraa sobie miejsce i odgarniaa nieg tworzc z niego okrgy wa. Wewntrz koa ukadao si suche, drobne gazie. Nastpnie ludzie zdejmowali odzie i obuwie i kadli je na chrust, cz odziey przeznaczano do przykrycia si. Z kolei wszyscy kadli si jeden obok drugiego. Porodku za palio si

ognisko grzejc stopy, suszc onuce i buty. Przy ognisku czuwali dyurni, ktrzy mieli zadanie podtrzymywa ogie. Jak si okazao, by to doskonay sposb na zimno. Zanim usnem, wsuchiwaem si w dalekie echa wybuchw niosce si z zachodu. To w Krasnym Borze nasi dywersanci cierali si z Niemcami. Wstaem koo poudnia i poszedem do szaasu Bryskiego. Zastaem go pochylonego nad map. - Nie mamy adnych wiadomoci od Danilczenki - rzek. - A tam a huczy od walki... - Moe kogo wysa? - Jeszcze wpadnie w apy frycw. - Nie wpadnie. Czego ma wpa?... - No to posyajcie...

Niecodzienne przygody
19 stycznia o wicie Niemcy rozpoczli obaw. Z Kamienia Koszyrskiego, z Maniewicz i Rafawki ruszyy dugie kolumny sa, samochodw z dziaami i motocykli. Z rozkazu gubernatora Schne na akcj okrajc wysano wszystkie siy wojska, andarmerii, policji i wasowcw. cignito w tym celu rwnie garnizony z Kowla, Rwnego, ucka, Lubomla i innych mniejszych miast. W koszarach i posterunkach policji zostay tylko mae oddziaki penice sub wartownicz. O godzinie pierwszej przednia szpica niemieckich si gwnych, maszerujcych od strony Kamienia Koszyrskiego, liczca dwie kompanie piechoty wzmocnione plutonem modzierzy osigna Stochd w rejonie wsi Rudka. Niemcy zaczli si przeprawia przez rzek, lecz gdy tylko wyszli na otwart przestrze, w pobliu chutoru Koomycha zostali zasypani gradem pociskw. Operowaa tu grupa bojowa pod dowdztwem Bulika. Niemcy stracili natychmiast okoo dziesiciu ludzi. Zajli wic pozycje obronne, nastpnie rozwinli si w tyralier szykujc si do ataku. W tym czasie partyzanci wycofali si skrycie do tyu, pozostawiajc na skrzyowaniu drg wiodcych do Nowych Czerwiszcz i Hrywy kilka maych min. Miny te zaczy wybucha w momencie, gdy partyzanci zajli ju nowe stanowiska w zasadzce, o trzy kilometry na wschd, w pobliu uroczyska Dugi Las. Std byo ju zaledwie jeden kilometr do linii pozorowanych okopw. Grupa Bulika poczya si tu z partyzantami pod kierownictwem starszego lejtenanta Danilczenki, ktry dowodzi caoci si partyzanckich. W tym miejscu, na wzgrzu otoczonym sosnowym zagajnikiem, zajo pozycj w zasadzce czterdziestu partyzantw. Ta akcja miaa zadecydowa o caym planie operacji, jaki nakreli sobie Danilczenko. Chodzio o cignicie na ten odcinek gwnych si wroga, ktre maszeroway z Kamienia Koszyrskiego, i o zmuszenie Niemcw oraz policji do rozwinicia kompanii i przypuszczenia ataku na linie nie istniejcej obrony.

Tym razem Niemcy pojawili si maymi grupkami, jednoczenie w kilku punktach: niedaleko chutorw Stpa i Masiowka oraz wzgrza 158. Zasadzka oczekujc na gwne siy przepucia niemieckie patrole zwiadowcze. Mino z dziesi minut, kiedy na drodze z Czerwiszcz ukazaa si duga kolumna wojska. Niemcy szli plutonami, szykiem rozczonkowanym, trzymajc bro w pogotowiu. Na odgos pierwszej partyzanckiej salwy hitlerowcy zaczli rozwija si w tyralier prowadzc ogie. Nie zatrzymywali si, lecz z marszu przystpili do ataku. Dotychczas jednak milczay jeszcze dwa partyzanckie cekaemy i trzy erkaemy umieszczone na skrzydach zasadzki. Niemcy zapewne sdzili, e napotkali na swej drodze ten sam may oddziaek, ktry ostrzela ich na przeprawie przez Stochd, i postanowili zniszczy go atakiem z marszu. Danilczenko za tylko na to czeka. Chcia, eby wrg podszed bliej, by mc zaskoczy go nagym silnym ogniem i przygwodzi na jaki czas do ziemi, a potem, obchodzc duym manewrem z prawa, wyj przez bagnisko Dugi Las na tyy niemieckich wojsk. Niemcy atakowali w dwch rzutach, dwoma kompaniami. Ogie z ich karabinw i empi ci gazie sosnowego zagajnika. Kule z gwizdem weray si w pnie drzew, upay kor, bzykay jazgotliwie, lecz partyzanci nie ponosili wikszych strat; zaledwie dwch ludzi odnioso lekkie postrzay. Danilczenko czeka. Partyzanci niepokoili si. Ju tylko sto pidziesit metrw dzielio hitlerowcw od linii partyzantw, kiedy pada komenda ognia. Zaterkotaa bro maszynowa koszc pierwsze szeregi atakujcych wrogw. Niemcy, zaskoczeni tym, zaamali si i zalegli, lecz na niegu wida ich byo doskonale. Partyzanci strzelali wic jak do tarcz. Po stronie hitlerowcw paday teraz gorczkowe, chaotyczne rozkazy, rozlegay si jki. Z tyu, za drug lini atakujcych, pluton modzierzy zajmowa pospiesznie stanowiska ogniowe. Obsugi modzierzy odgarniay nieg, ustawiay pyty podstaw i wycigay z jaszczw miny. Par serii z cekaemu unieszkodliwio jeden modzierz, lecz wkrtce dwa pozostae zaczy prowadzi ogie nkajcy. Miny paday daleko w tyle za partyzanck lini i tylko dwie z nich rozerway si na skraju lasu zabijajc trzech partyzantw. Dwch innych byo rannych. Niemcy okopywali si w niegu. Danilczenko rozkaza przerwa ogie. Po chwili hitlerowcy znw poderwali si do ataku sdzc, e ogie z modzierzy zniszczy partyzantw, a tymczasem ledwie zdoali zrobi kilkanacie krokw zerwa si jeszcze wikszy ogie ni poprzednio. Tym razem pado ze trzydziestu Niemcw i wrg musia znw zale na niegu. Strzelanina nie cicha. Walka trwaa ju z pgodziny Tymczasem Danilczenko otrzyma meldunek od obserwatora, ktry peni sub ukryty w koronie wysokiej sosny, e od strony Czerewiszcz nadcigaj wiksze siy Niemcw i policji. - A wic dobra nasza - powiedzia na gos Danilczenko. Obok niego lea za grubym pniem Karpenko, a nie opodal Bulik z go gow: odamek z modzierza zerwa mu bowiem czapk kubank i rzuci gdzie do tyu. Karpenko coraz to przywiera swoj obronit dug szczecin twarz do oa karabinu i pociga za jzyk spustowy, szepcc zawzicie: - A masz, to ju drugi za Franka... A teraz ty, masz za Iwana... Jeszcze chcesz? Dobrze... No, poka no si jaki psi synu... - Jak to dobrze, Karpo, e ci Maks liczy nauczy, a to by nawet nie wiedzia, ktrego fryca sprztne - szepn artem Bulik.

- A ty myla, e Karpo to ju tylko arcie umie warzy. Gupi. Rachunek mj z nimi duy. Dug trzeba spaci uczciwie - odpar Fiodor biorc na cel nastpnego Niemca. Tu obok lea ciko ranny partyzant, odamek z miny modzierza oderwa mu ca praw stop. By to mody, moe siedemnastoletni chopiec imieniem Makar, ktry zaledwie tydzie temu przyszed do oddziau ze wsi Rudka. Niemcy zamordowali mu ojca, wic poszed do partyzantw, eby pomci jego mier. Teraz jcza wijc si z blu. nieg wok niego poczerwienia. Bulik cofn si i poczoga ku niemu: chopiec ciska oburcz kikut zakrwawionej nogi, a zy strumieniami cieky mu po policzkach. - Dobij mnie - mamrota. - Nie mam ju po co y... - Cicho bd! Musisz y - odpar Bulik cigajc mu pasek od spodni i wic go mocno na ydce. A teraz le tu i nie rozpaczaj, bdziesz y sto at. Kiedy po paru minutach Bulik znw znalaz si na swoim stanowisku i pocign pierwsz seri z automatu, wyrzek mciwie: - To za ciebie, Makar. Masz, frycu, w sam d... Na przedpolu pojawiy si teraz posiki. Niemcy podcigali gwne siy. Danilczenko zza drzewa patrzy przez lornetk w kierunku ich pozycji. Nagle rzuci ostro: - Przygotowa si do odejcia! - Po czym powiedzia do Karpenki:-Zabierzcie rannych. Zostawiam wam druyn Bulika. Trzeba ich odstawi do Serchowa. Doktor Dunin-Wolska bdzie miaa robot... Pniej sprbujcie przedosta si do Jakowlewa... albo do Saszy... W chwil potem Fiodor wraz z Bulikiem i grup bojow zabra si do cigania rannych. Byo ich szeciu; trzech, z nich, lej rannych, mogo si porusza o wasnych siach, pozostali trzej potrzebowali pomocy kolegw. Sprawa eskorty rannych nie naleaa do prostych, jeli zway, e odlego do Serchowa wynosia std okoo pitnastu kilometrw, a po drodze w kadej chwili mona si byo zetkn z Niemcami. Fiodor rozumia to doskonale. Ale przecie musia wypeni rozkaz, mimo e wolaby z pewnoci zosta przy oddziale bojowym. Pod oson ognia udao mu si przedosta na tyy i wej razem z rannymi w gste lasy uroczyska Ok, cignce si ku poudniowi, a do olbrzymich botnych rozlewisk noszcych nazwy: Sitniewka, Czeremyski, ypa, Dalszewo. Tymczasem reszta oddziau Danilczenki zacza si stopniowo wycofywa. Niemcy, spostrzegszy to, rozpoczli pocig. Pocztkowo partyzanci cofali si na pnocny wschd, a wic prosto na lini pozorowanych okopw, szybko jednak zmienili kierunek i wykorzystujc gstwiny lene i zarola ruszyli na poudnie, wzdu wschodniego skraju bagniska Dugi Las. Manewr wykonany zosta tak zrcznie, e wrg nie zdoa si w niczym zorientowa. W tym wanie momencie od strony Rafawki, gdzie dziaay grupy bojowe Saszy Nierody i Jakowlewa, las przynis echa strzelaniny. Na ten odgos walki rozwinite w tyralier kompanie niemieckie, jakby pokrzepione na duchu, z jeszcze wikszym impetem poszy w gb Krasnego Boru. Nie mino p godziny, jak atakujcy Niemcy osignli pozycj przed lini okopu. Dostrzegli bez trudu jego dugi wowaty zarys, a wewntrz sylwetki partyzantw. Jednoczenie zaczy wybucha miny-puapki rozmieszczone na przedpolu. Ten i w hitlerowiec zawaha si na moment, i to

odebrao odwag innym. Nie chcieli i do bezporedniego ataku, bowiem uczono ich, e pozycje obronne trzeba zdobywa planowo: najpierw rozpozna je, pniej zgnbi obrocw silnym ogniem, zama ich wol obrony, a nastpnie uderzy zmasowanymi siami. Zgodnie z zasadami taktyki zajli wic stanowiska w niegu, wykorzystujc do tego krzewy i pnie drzew, i zaczli ostrzeliwa partyzantw. Powoli nadcigny pozostae kompanie. Pozycje partyzantw wci milczay. Nagle z tyu, za lini obrony, rozbrzmiay suche trzaski. To kompanie Niemcw z garnizonu Mroczno, syszc strzelanin, nadcigny swoim z pomoc. Lecz zdezorientowane dowdztwo garnizonu z Kamienia Koszyrskiego wzio zbliajc si odsiecz za partyzantw i wydao rozkaz otwarcia skoncentrowanego ognia na lini okopw. Rozpocza si mordercza strzelanina z obydwu stron. Niemcy walczyli ze sob ponad dwie godziny, podrywajc si par razy do ataku. Bitwa ucicha dopiero wtedy, gdy kilka kukie trafionych pociskami zapalio si, zrozumiano wwczas, e caa obrona jest fikcj, a partyzanci przepadli gdzie jak kamie w wodzie. Koczy si pierwszy dzie obawy w Krasnym Borze. Niemcy stracili w niej ponad stu onierzy, podczas gdy straty partyzanckie sigay jedenastu ludzi. Niemcy nie mieli zamiaru i tego wieczoru dalej w gb bazy partyzanckiej. Postanowili spdzi noc na miejscu, a o wicie kontynuowa obaw. Na decyzj ich wpyny takie fakty, jak brak informacji o rozlokowaniu partyzantw, nieprzybycie na czas innych oddziaw niemieckich w naznaczony rejon oraz zupena nieumiejtno prowadzenia walki w nocy w warunkach lenych. Nim jednak nadesza noc, partyzanci dali jeszcze o sobie zna. Zgodnie z ustalonym planem grupy bojowe Jakowlewa, Saszy Nierody, Danilczenki i ydajewa znalazy si po zewntrznej stronie niemieckich oddziaw. Wkrtce tu i wdzie partyzanci rozpoczli strzelanin. Mae grupki skraday si pod same biwaki niemieckie, po czym otwieray ogie i znikay. Niemcw ogarn strach. Niejasna sytuacja pogbiaa jeszcze bardziej stan niepokoju i przeraenia. Noc i las robiy swoje. Najpierw rozpocza si panika w obozie policjantw. Miaa ona zupenie nieprzewidziane dla Niemcw skutki... * Do tego, co si dziao tej nocy w lesie, na placwce policjantw, wybitnie przyczyni si Fiodor Karpenko ze swymi partyzantami. Pozostawiwszy rannych w Serchowie Fiodor niezwocznie pospieszy na pole walki, pragnc jeszcze z wieczora przyczy si do Saszy Nierody. Okazao si to jednak niemoliwe. Niemieckie oddziay, ktrych nie byo jeszcze w Krasnym Borze, w momencie gdy grupa Karpenki opuszczaa ten teren, teraz nadcigny i zajy olbrzymie poacie lasu. Fiodor nieustannie natrafia na wysunite placwki i czujki niemieckie i nie mg przedrze si przez nie. W kocu udao si mu przelizn midzy dwoma oddziaami, ale niebawem stwierdzi, e znajduje si w samym rodku niemieckiego obozu. Niemcy palili ogniska. Fakt ten uniemoliwi Fiodorowi i Bulikowi ich zamiar. O pnocy dwunastu partyzantw ukryo si w, gstych zarolach, tu obok placwki policji. Chopcy wyczerpani caodzienn walk i dug drog padali po prostu z ng. Byli godni i senni. Syszeli od strony Rafawki serie strzaw i domylali si, e to ich koledzy niepokoj Niemcw. Tym bardziej wic odczuwali swoj przykr sytuacj. Fiodor nie zamierza jednak przez ca noc siedzie bezczynnie w zagajniku. By pewien, e o wicie jego grupa i tak zostanie wykryta, uwaa wic, e naley co przedsiwzi.

- Suchaj, stary - rzek szeptem do Bulika. - Daj mi dwch chopcw. Pjd na zwiad. Ty zosta tu z reszt. Nie ruszajcie si std, a wrc. Cicho, ani mru-mru. - Dobra - Bulik cisn rami Fiodora na znak zgody. W chwil pniej trzy cienie wysuny si z krzakw. Mimo niegu i poncych ognisk byo ciemno, gdy niebo zacigno si zwaami chmur. W lesie panowa gwar. Niemcy i policjanci, nie mogc si dostatecznie ogrza przy ognisku, zabijali rce i tupali nogami. Fiodor tym razem nie mia zamiaru unika spotkania z wrogiem, szed prosto do obozowiska, gdzie sysza ukraisk mow. Wiedzia, e Niemcy potworzyli z rnych posterunkw policji kompanie liczce ponad stu ludzi. Bya to zbieranina nie przedstawiajca wikszej wartoci bojowej. Ludzie ci nie znali si nawzajem, niektrzy tylko dlatego poszli na akcj, e zmusili ich do tego Niemcy. W odlegoci stu metrw od obozu Fiodor usysza gos wartownika. - Stj! Kto idzie? - Swj. Czort by to wzi. Poszlimy na patrol i zbdzili. Cae szczcie, e trafilimy... Ci przeklci partyzanci chyba napadli na Rafawk - rzek Fiodor. - Przechodcie. A na drugi raz to zmwcie modlitw. Strzela bd! - odpar wartownik. - Cholerny mok...-mrukn jeszcze pod nosem Fiodor przechodzc w gb obozowiska. Tutaj nikt ju nie zwraca na nowo przybyych adnej uwagi, mimo to woleli oni trzyma si z dala od ognisk, w cieniu. Policjanci prowadzili ze sob gorczkowe rozmowy wbrew rozkazom dowdcy oddziau. Klli zimno i Niemcw. Partyzanci rozproszyli si po obozie, ale tak, eby nie traci si nawzajem z oczu. Fiodor przysuchiwa si przez jaki czas dyskusjom, w kocu odszed na bok i skin na chopcw. - Ty pjdziesz na prawo, a ty w lew stron - powiedzia po cichu. - Jak zawoam: Partyzanci okraj nas, zaczniecie strzela i krzycze: Ucieka, komu drogie ycie, a pniej wiejcie sami do zagajnika... Zrozumieli go od razu. Fiodor mia zamiar oddali si od rodka obozowiska o jakie sto metrw. Nie chcia przechodzi linii czat; jego woanie miao naladowa krzyk wartownika. Szed powoli, odliczajc kroki, gdy nieoczekiwanie natkn si na wartownika, ktry nerwowo spyta: - A ty dokd idziesz? Fiodor run nagle w nieg, woajc: - Alarm! Partyzanci okraj! Strzela, chopcy! Jego krzyk ponis si echem, podrywajc na nogi cay obz. Jednoczenie gruchny serie z pistoletw i podniosy si niesamowite wrzaski. Wartownik, ktry pocztkowo oniemia, teraz zacz pdem ucieka. W obozowisku wrzao jak w ulu. Gsto paday strzay. Ludzie rozbiegli si we wszystkich kierunkach. Fiodor nie ucieka. Zmienia tylko nieustannie stanowisko i strzela.

Panika, jaka wybucha w obozie policjantw, przeniosa si rycho i do biwakw, w ktrych stacjonoway oddziay Wehrmachtu i gestapo. Tam rwnie rozpocza si bezadna strzelanina. Wtedy Fiodor wrci do swoich. Upyna godzina, zanim wszystko si uspokoio. Lecz niebawem do obozu policji przybyo gestapo. Rozbysy latarki. Sprawdzono stan ludzi i okazao si, e brakuje kilkunastu policjantw. Dowdca kompanii w porozumieniu z oficerem gestapo wyda polecenie rozstrzelania trzydziestu spord tych, ktrzy uciekli na odgos pierwszych strzaw, a dopiero pniej wrcili. Wrd skazanych znaleli si rwnie tacy, ktrzy nie ulegli panice. Zapono due ognisko, pniej pady salwy. W szeregach przygldajcych si egzekucji policjantw zakotowao si nagle. Kto podnis karabin i kropn w pier dowdcy kompanii, inni rzucili si na gestapowcw. Faszyci bili si teraz ze sob. Bagnet zgrzyta o bagnet, chwytano si za gardziele, za bary. Nieludzkie wrzaski rannych i konajcych mieszay si z przeklestwami. Policjanci od pierwszej chwili wzili gr nad Niemcami, ktrzy nie spodziewali si takiego obrotu sprawy. Nie zaleao im ju na niczym, chcieli wzi odwet za swych kolegw. W tej ywioowej walce przeciwnicy pomieszali si w ciemnoci ze sob i nie mona byo odrni, kto swj, a kto wrg. Gestapowcy zaczli ratowa si ucieczk. Nie cigano ich, dobijano tylko tych, ktrzy zostali na placu. * Wrzawa tej walki staa si sygnaem dziaania dla partyzantw ukrytych w zagajniku. Widzieli przybycie gestapowcw, a nastpnie na tle ogniska obserwowali egzekucj i dalsze jej nastpstwa. Widok toczcych si krwawych zapasw podnieca ich do walki. Niektrzy prbowali wysun si z krzakw i doczy do walczcych, ale Fiodor i Bulik nie puszczali nikogo. Dopiero w momencie gdy gestapowcy zaczli wymyka si z pola, pad rozkaz Karpenki: - Chopcy, dusi faszystw! Ledwie w pobliu krzeww pojawili si pierwsi zadyszani uciekinierzy, a ju zaskoczyli im drog partyzanci. Bili bagnetami i kolbami automatw. Zaatwiano si z nimi szybko. Gestapowcy, zmczeni poprzedni utarczk i ucieczk, padali teraz jak muchy, coraz to nowe, mae grupki faszystw pojawiay si w zasigu partyzanckiej broni. Zabijano ich w walce wrcz. Zgiek toczcej si bitwy pomkn w las budzc przeraenie wrd zgrupowanych tu oddziaw niemieckich. Znw zaterkotay karabiny. W owym czasie partyzanckie grupy bojowe dziaajce pod Rafawk i w innych kierunkach zbliyy si na ma odlego do rozlokowanych na postoju Niemcw i obsypay ich gradem pociskw. Wielu onierzy rozbiego si w popochu, odrywajc si od swoich pododdziaw. W tej sytuacji dowdca niemieckiego oddziau z Moroczna wyda na wasn rk rozkaz wyjcia z lasu i powrotu do koszar. Rozpocz si odwrt. Szczcie jednak nie sprzyjao Niemcom. Nad ranem, gdy byli ju niemal w pobliu miasta, stwierdzili, e nad Morocznem unosi si wielka una poaru. Dochodziy stamtd czste i potne huki wybuchajcych granatw, chocia dla ochrony koszar pozosta zaledwie jeden pluton onierzy. Mimo e absolutnie nie wiedzieli, co si dzieje w Morocznie, Niemcy nie cofnli si ju do Krasnego Boru. Ruszyli przed siebie. Niedugo potem zostali ostrzelani silnym ogniem broni maszynowej i modzierzy. Walka trwaa trzy godziny. Wikszo onierzy batalionu z Moroczna pada w tym boju. Reszta ucieka z powrotem do lasw, gdzie zetkna si z pozostaymi oddziaami niemieckimi,

przynoszc tragiczne, wyolbrzymione meldunki o siach partyzantw zgrupowanych wok Krasnego Boru. Snuto nawet przypuszczenia, e w tym rejonie wyldoway noc jakie specjalne oddziay spadochroniarzy radzieckich. * Wydarzenia pod Morocznem byy rwnie zagadk dla grup partyzanckich dziaajcych w rejonie Krasnego Boru. Nikt nie wiedzia, co si tam naprawd dziao. Przypuszczano oglnie, e Niemcy przez pomyk bili si sami ze sob. Niebawem wszystko si wyjanio. Ot Karpenko po likwidacji gestapowcw, uciekajcych z obozu policjantw, pospieszy niezwocznie w kierunku, skd dochodziy serie strzaw. Po charakterystycznym terkocie automatw pozna, w ktrym miejscu znajduj si partyzanci. Grupa Karpenki nie utracia ani jednego czowieka. Jedynie dwch partyzantw odnioso lekkie rany kute od bagnetw. W pobliu zagajnika zostao natomiast na niegu kilkunastu martwych gestapowcw. Po pgodzinnym przedzieraniu si przez gsty las partyzanci znaleli si w bezporedniej stycznoci z garnizonem z Moroczna, na jego tyach. Lecz grupy bojowe Danilczenki i Saszy odeszy ju z tego miejsca. Strzay ucichy. Partyzanci obserwowali z ukrycia wroga; Niemcy sformowali szyki i zaczli maszerowa w kierunku wschodnim. Bulik, ktry ani na krok nie odstpowa Fiodora, spyta nagle: - Czy rozumiesz co z tego? - Nic a nic. - eby Saszka da chocia jaki znak. Strzelaj wtedy, jak nie trzeba, teraz to szukaj, czowieku, wiatru w polu... - Nie taki on gupi, eby da si zapa. Dobr ma szko. U frycw te skoczy seminarium - odpar pszeptem Fiodor. - Szwaby jednak musieli co zwcha i teraz chyba id ich tropem. - W nocy lis ma tysic drg, a myliwy jedn. Gdyby byo inaczej, nie siedzielibymy w tym lesie. - Ale trzeba si przyczy do chopakw. Taki mielimy rozkaz. - Co radzisz? - Pjdziemy za Szwabami. Jeli id za naszymi, to w razie czego sypniemy im po zadkach troch oowiu. Dopiero bdzie zabawa, jak ich wemiemy w dwa ognie. Niemcy maszerowali szybkim krokiem i ten fakt jeszcze bardziej upewni Fiodora i Bulika, e wrg pragnie docign cofajcych si partyzantw. Polecili wic swoim chopcom wyciga dobrze nogi, by nie oderwa si za daleko od Niemcw. Wdrwka ta trwaa jednak zbyt dugo. Nogi odmawiay ju posuszestwa. Ten i w zostawa w tyle. Fiodor wci popdza: - Cign, chopaki, bo nam fryce zwiej sprzed nosa. Lecz nalegania te niewiele mogy zdziaa. Szczeglnie trudno byo maszerowa rannym. W cigu poprzedniego dnia i caej nocy zrobili ju z pidziesit kilometrw. Niebawem Niemcy wyszli z lasw. - Gupia sprawa - rzek wreszcie Fiodor zatrzymujc si.-Zdaje mi si, e fryce maj dosy lasu i wracaj do garnizonu.

- Nabrali nas - odpar jeden z partyzantw. - Co teraz robi? - spyta Bulik. - Musimy znale jakie miejsce na odpoczynek - owiadczy Karpenko. - Za dwie, trzy godziny zacznie wita. Trzeba si troch przespa. Wyszukali w pobliu niewielki jar i odgarnwszy nieg uoyli si jeden obok drugiego. Karpenko, nie dowierzajc nikomu, sam zosta na warcie. Ale mimo mocnego postanowienia, e wytrwa na posterunku, po kwadransie usn twardo. Obudzi go huk wybuchajcych granatw. Fiodor zerwa si na nogi i przetar oczy. Na dworze by ju dzie. Od wschodu niebo czerwienio si un poaru. Rozbudzeni ze snu partyzanci patrzyli na un i wsuchiwali si w odgosy toczcej si walki. - Ot, i widzicie, cocie narobili. Tam nasi chopcy gin, a wy sobie chrapiecie w najlepsze - rzuci ze zoci Fiodor. - Mwiem, eby maszerowa za frycami. Jazda, biegiem za mn!... Chopcy nie zdyli jeszcze dobrze przetrze oczu, a ju poderwali si do przodu. Biegli po ubitej niemieckimi buciskami polnej drodze. Fiodor sun na samym przodzie. By ubrany w krtki kouszek, niemieckie buty i czapk kubank. nieg spod jego ng pryska Bulikowi, ktry znajdowa si tu za nim, prosto w twarz i zasypywa mu oczy. Bulik nie zwraca jednak na to uwagi i take par z caych si do przodu. Nawet dwaj ranni nagle zapomnieli o swoich dolegliwociach i pdzili, jakby im przyprawiono skrzyda. Nagle stanli jak wryci. Naprzeciw nich, w odlegoci okoo dwustu metrw, pdzili Niemcy. Byo ich piciu. Z rozpitymi paszczami, bez broni, bez czapek. Dwch nie miao nawet na sobie paszczy. Ujrzawszy partyzantw zatrzymali si i podnieli rce do gry. Byli wrd nich mody oberleutnant i dwch feldfebli. Twarze mieli wymczone, ziemiste. Oczy rozbiegane, bagajce o lito. Oficer by mizerny i mundur zdawa si na nim wisie jak na kiju. - Co wy za jedni? - spyta Fiodor. - My zoldaty - odpowiedzia barczysty brunet w zgrabnym mundurze feldfebla. - A ty sam, kto taki? - Jo lzok. Od Opola. - Przed kim nawiewalicie? - Nie rozumiem. - No to co z ciebie za lzak, jak ludzkiej mowy nie rozumiesz? - rzek z nagan Fiodor.-Kto was goni? - Ja, ja. Rozumiam. Partyzany. Bum, bum. Cae kazarmy spalili i nasz abtajlung ty rozbili. Ja, ja. Uni som niedaleko. Fiodor sign do polowej torby oficera. Wycign z niej map i notatnik. Niemiec trzs si z przeraenia. - Sprawdzi wszystkich! - rozkaza Fiodor. Szybko wywrcono zawarto kieszeni Niemcw, lecz oprcz rnych drobiazgw nie znaleziono w nich nic godnego uwagi.

- Prowadzi! - rozkaza Fiodor i skierowa si w stron, skd przybyli Niemcy. Dwa kilometry dalej, wzdu drogi wiodcej do Moroczna, leao kilkadziesit trupw niemieckich onierzy. Wikszo Niemcw bya bez butw. Nie znaleziono te ich broni. Po kilkudziesiciu metrach nowe pobojowisko zasane niemieckimi trupami. Po obydwu stronach drogi szumia sosnowy las. lzak pokazywa, e wanie z tych lasw zaatakowali ich partyzanci. W kwadrans pniej ujrzeli przed sob niewielk grup jedcw. Fiodor pozna, e nie s to Niemcy. Zatrzyma swoich ludzi i sam wyszed im naprzeciw. Jedcy stanli rwnie. Kiedy zbliy si na odlego pidziesiciu metrw, jeden z kawalerzystw zawoa: - Cocie za jedni?! - Partyzanci - odpar Fiodor. - Z jakiego oddziau? - Diadi Pieti. - Jeli esz, zawiniesz na gazi. Chod tu bliej. Fiodor podszed rano. Jedcy zeskoczyli z koni. Dopiero teraz Fiodor zobaczy na ich czapkach czerwone gwiazdki. Jeden z nich miay, krpy, ubrany w biay kouszek, zbliy si do niego i spyta: - A gdzie jest teraz twj dowdca? - Tego nie powiem. - Widz, e nie taki gupi, na jakiego wygldasz. Jedziemy do sztabu... Fiodor machn rk na stojcych z tyu partyzantw z jecami. * Okazao si, e ludzie, na ktrych natkna si grupa Karpenki, naleeli do zgrupowania partyzanckiego Saburowa. Oddzia ten liczcy kilkuset ludzi przyby w rejon Swarycewicz zza Horynia, w chwili gdy Niemcy wyruszali na obaw. Oddziaem dowodzili dwaj radzieccy oficerowie: Fiodorow i komisarz Kizia. W Swarycewiczach nawizali kontakt ze sztabem naszej brygady i korzystajc z nieobecnoci Niemcw zorganizowali kilka napadw na garnizony. W ten sposb zniszczone zostay koszary w Morocznie, a na powracajcy batalion urzdzono zasadzk w lesie, likwidujc go niemal w caoci. Ocalay jedynie mae grupy. Jedn z tych grup przywid do obozu saburowcw Karpenko. Bya to bardzo cenna zdobycz, bowiem mapa i notatnik znalezione u oficera zawieray cay plan operacyjny i sytuacj Niemcw podczas obawy. W obozie Fiodor spotka rwnie Danilczenk, ktry zetkn si z saburowcami zupenie przypadkowo. Zaintrygowany walk pod Morocznem przyby tu ze swoj grup bojow. Wanie Danilczenko poleci Fiodorowi uda si do sztabu brygady.

Prowokacja
Stalimy obozem w Swarycewiczach. Bya to do dua wie, dobrze zagospodarowana, otoczona zewszd rozlegymi lasami. Wie od dawna znajdowaa si pod wpywem oddziaw partyzanckich.

Stacjonoway tu oprcz miejscowych partyzantw oddziay Korczewa i Misiury. Swarycewicze speniay rol bazy zaopatrzenia w bro i ywno. W miejscowej kuni miecia si prowizoryczna fabryczka uzbrojenia i amunicji. Stary kowal, ktry kierowa tym partyzanckim zakadem zbrojeniowym, produkowa dla nas karabiny, partyzanckie noe, naboje i granaty. Rozmiecilimy ca ludno cywiln przyby z lenych obozw w chopskich chatach, sami za zajlimy stodoy i obory. Wok wsi postawilimy silne strae. Niemcy wci jeszcze przetrzsali rejon naszego obozu w Krasnym Borze w poszukiwaniu partyzantw. Grupy bojowe toczyy z nimi utarczki dniem i noc. Jednoczenie wysyalimy coraz to nowe mae oddziaki dywersyjne na linie kolejowe, stacje, mosty, wiadukty. Dziaalno dywersantw podczas trwania obawy wprowadzaa w szeregi wroga jeszcze wiksz demoralizacj i niepokj. W owym czasie sztab brygady nawiza kontakty ze sztabem oddziaw Fiodorowa i Kizi. Opracowywano plany wspdziaania, wyznaczano rejony partyzanckie, uzgadnialimy ze sob sposoby cznoci. Ponadto, korzystajc z wolnego czasu, sporzdzilimy dokadne sprawozdanie z dotychczasowych akcji bojowych. Po podsumowaniu iloci wysadzonych pocigw, zniszczonych linii komunikacyjnych i telefonicznych, spalonych skadw, rozbitych posterunkw i garnizonw okazao si, e bilans by bardzo pokany. Zaledwie w cigu dwch minionych miesicy, to znaczy od czasu powstania brygady, grupy dywersyjne wysadziy w powietrze a 120 niemieckich transportw kolejowych. Pitego dnia od chwili rozpoczcia przez Niemcw akcji w Krasnym Borze przyjecha do Swarycewicz Bulik. Spotkaem go przed chat, w ktrej mieci si nasz sztab. Bulik by bardzo zmczony, widziaem, e ledwie si trzyma na nogach. - Towarzyszu dowdco, melduje... Chwyciem go w ramiona i pocignem do chaty. Gdy zjad niadanie zoone z caego bochna chleba i garnka mleka, opowiedzia ze szczegami o akcjach grup bojowych. Niemcy stracili w dotychczasowych utarczkach z partyzantami ponad trzystu ludzi, nie liczc tych, ktrzy padli podczas akcji przeprowadzonych poza rejonem Krasnego Boru, w garnizonach i placwkach, gdzie operoway specjalne grupy dywersyjne. Wrd partyzantw byo trzydziestu zabitych i rannych. Wiele oddziaw hitlerowskich nieustannie nkanych przez naszych ludzi, nie mogc znie trudnych warunkw ycia w lesie, wrcio do garnizonw. W Krasnym Borze pozostao jeszcze kilka wikszych oddziaw SS i gestapo, ktre w sumie liczyy okoo dwch tysicy ludzi. Wszystko wskazywao jednak na to, e i te oddziay zaniechaj wkrtce dalszej bezskutecznej obawy. Niemcy zaczli si ju domyla, e gwne siy partyzanckie zdoay si im wymkn sprzed nosa. Nie mieli jednak pojcia, gdzie nas szuka. Bryskiego bardzo interesowaa sprawa udziau w obawie miejscowej policji i nacjonalistw ukraiskich. - A o policjantach i siczowcach nic nie wiesz? - spyta nagle. - Przecie mwi co o tym Karpenko. A moe nas stary ocygani? - No wanie. Policjanci, jak to policjanci. Jedni robi, co im Niemcy ka, a drudzy uciekaj od nich. Karpenko nie kama. Samimy przy ich pomocy nakadli pod Kucheck Wol kup gestapowcw. A pniej caa kompania policjantw posza w las - mwi gorczkowo Bulik. - Ale na tym nie koniec. - Mwe, co jeszcze wiesz?

- Wanie. To, co najwaniejsze, chciaem zostawi na koniec. Pod Jeziorcami, w lesie, spotkalimy si z innymi. Zaczynamy ich ostrzeliwa, a oni wywieszaj na karabinach biae flagi. - Ale kto taki? Mw janiej - wtrci Bryski. - No wanie. Kompania ze Stolina. Dowodzi nimi taki dziadyga siwy, podobno kapitan. Fomin si nazywa. Na dwik tego nazwiska wszyscy w sztabie oywili si. Fomin uchodzi w tutejszych stronach za jednego z wikszych otrw. Syszaem o nim, e podczas rewolucji padziernikowej dowodzi sotni kozack biaogwardzistw. Pniej - po zwycistwie wadzy radzieckiej - przebywa na terenie Polski. Z chwil wkroczenia Niemcw przeszed na ich sub i wykaza wielkie okruciestwo wobec miejscowej ludnoci. Pod swymi rozkazami mia okoo osiemdziesiciu policjantw. - I co byo dalej? - Oni woaj do nas: Partyzanci, nie strzelajcie. My ucieklimy od Niemcw. Chcemy razem z wami bi frycw. No i przestalimy. Podeszli i zaczli kl szwabw, przyrzeka i przysiga, e zma winy. Wtedy Danilczenko kaza wywoa ich dowdc. Patrzymy, wlecze si starzec wysoki, siwobrody, w kozackiej rubasze z carskimi naramiennikami, w spodniach z lampasami. A oczy przetarlimy ze zdziwienia, bo wyglda, jakby wyszed z muzeum. Danilczenko odszed na bok, mwi z nim z godzin, a chopcy gwarzyli sobie z policjantami. A dziw bra, e ci dranie tak si odmienili od czasu, jak Niemcy wzili lanie pod Stalingradem. - Mw do rzeczy. - No wanie. Pniej wrci Danilczenko i wezwa mnie. Pojedziesz do sztabu - powiedzia - razem z policj. Zostawisz ich w lesie, par kilometrw od bazy, a sam zameldujesz si dowdcy brygady. No i to wszystko. - Gdzie s ci policjanci? - spyta Bryski. - W lesie pod Dubrowskiem. Stary prosi o rozmow. - Jed zaraz i przyprowad Fomina. Koniszczuk, Aniszczenko, Butko i ja patrzylimy na Bryskiego ze zdziwieniem. Dostrzeg to wida, bo doda: - Zobaczymy, porozmawia zawsze warto. On ma ludzi, ktrzy si mog przyda. Nie oponowalimy. * Wygld Fomina rzeczywicie odpowiada opisowi Bulika. Nie przyjecha do Swarycewicz sam. Towarzyszya mu jego kochanka, moda dwudziestoletnia, ognista brunetka o piknych oczach i wspaniaych wosach upitych w koron. Fomin liczy sobie ju okoo szedziesitki, tym bardziej wic dziwilimy si, co trzyma przy nim tak pikn dziewczyn. Stary, zanim wszed do sztabu, obcign swj mundur, poprawi pas przybierajc dziarsk postaw. Po chwili w towarzystwie dziewczyny wkroczy do wntrza obszernej izby, gdzie za stoem siedzia Bryski. Obok zajli miejsca Aniszczenko, Koniszczuk, Kartuchin, Butko i ja. - Panie dowdco, melduje si kapitan Fomin ze swoj sotni! - Stary stukn gono butami i przyoy energicznie do do czapki.

Bryski przyjrza mu si uwanie i odpar: - To wy, kapitanie Fomin, ju stary dziad. Nie lepiej na piecu siedzie, zamiast uczciwym ludziom krew psu? Fomin zmiesza si i zblad, a dziewczyna parskna nagle miechem. Stary obrzuci j karccym wzrokiem. - Czowiek na stare lata zgupia - zacz teraz z pokor. - Zawiniem, moecie mnie sdzi. Nie bd si zapiera, jakem Fomin. Ale zwacie, e przyszedem do was sam, uczciwie, z dobrawoli. - Potrafimy to uszanowa. Nic wam tu nie grozi, jeli tak. - Ty, Wala, wyno si std. No, prdko za drzwi i czekaj tam! - rzuci rozkaz dziewczynie. Na jej twarzy odmalowaa si nieukrywana zo, lecz usuna si posusznie. - Ludzie, bracia... - powiedzia Fomin - sze krzyykw mam na karku, a teraz dopiero zrozumiaem, em bdzi. Suyem wrogom ojczyzny... - W tym momencie gos mu si jakby zaama. - Siadajcie, kapitanie Fomin - Bryski wskaza wolne krzeso. - Ludzie bdz, nie wy pierwsi i nie ostatni. Wane, eby zrozumie i zacz inne ycie, pki jeszcze czas... - Dzikuj, stokrotnie dzikuj. Od razu wiedziaem, e partyzanci swoi ludzie. Wy na pewno Rosjanin, jak i ja... wiele si czowiek nacierpia za Polski sanacyjnej. Ale to przez swoj gupot. Grzechw miaem troch na sumieniu i strach byo wraca do Rosji sowieckiej. - Stary dugo opowiada o swoim yciu, a do ostatniej chwili, kiedy zdecydowa si odej od Niemcw. - Hu macie ludzi? - spyta Bryski. - Siedemdziesiciu dwch. - A uzbrojenie? - Niemieckie. Kabeki i troch broni maszynowej. - Nic wam nie obiecuj. Dostaniecie zadanie i jeli si dobrze sprawicie, zobaczymy... - Moi chopcy ju dzi chcieliby zosta partyzantami. - Zd. Na tym skoczya si cz oficjalna rozmowy z Fominem. Bryski artowa z niego troch. mia si i pokpiwa. My rwnie wdalimy si z nim w dyskusj. * Ludzie Fomina byli na kilku mniejszych akcjach i wywizali si z nich niele. Zdawao si wic, e wszystko jest w najlepszym porzdku. Ale byy to tylko pozory. W rzeczywistoci za wraz z przybyciem policjantw do brygady zawiso nad nami do powane niebezpieczestwo. Na szczcie sprawa wysza szybko na jaw. Zaczo si od tego, e ktrego wieczoru zgosio si do mnie dwch ludzi z oddziau Fomina. - Czego chcecie, chopcy? - spytaem. - My mamy pewn tak spraw do pana dowdcy - rozejrzeli si bacznie po izbie. - No to na co czekacie? Walcie.

- Ale to jest tajemnica... Czy tu w drugiej izbie nie ma nikogo? Fomin by nam nie popuci. Ju on wie, jak si mci... - Nie ma nikogo. Moecie mwi. Siedli na wskazanych przeze mnie stokach. Przyjrzaem si im. Jeden szczupy, wysoki, z czarnymi wsami, drugi, prawie chopiec, piegowaty, niewielkiego wzrostu, o szarych oczach. - Jak si nazywacie? - My bymy chcieli, eby to pozostao w tajemnicy - odpar starszy.-Tak, na razie, bdzie dla nas lepiej. - Jak chcecie. - Panie dowdco, jest le... To prawda, e nasi ludzie, w wikszoci, chcieli i do partyzantw, ale nie wszyscy. S te w sotni tacy, co wcale o tym nie myleli. Oni by jeszcze dzi wrcili do Niemcw mwi dalej wsaty. - Niech uciekaj. Baba z wozu, koniom lej... - Kiedy oni nie mog. - Boj si, e nie dojd. I chyba maj racj - rzekem. - Nie mog, bo im Niemcy tak przykazali. - O, to co nowego. Mw, bracie. Tylko pamitaj bez adnych bajd. - Gdzie nam teraz do bajd, kiedy sytuacja niebezpieczna. Na starego, panie dowdco, trzeba uwaa. Na starego i na t jego... dziwk, Wal. Jeszcze w Stolinie przyjedali do nich jacy gestapowscy dygnitarze. Pili ca noc. No opowiedz, Grisza, panu dowdcy, co tam wtedy byo - wsaty zwrci si do chopca. - On by ordynansem kapitana - doda. Chopak dra wyranie. By bardzo przejty. - Nie bj si, nikt ci nic nie zrobi - rzekem. - To byo trzy dni przed wyjazdem na obaw - mwi teraz piegowaty. - Zjechao si do pana kapitana trzech oficerw gestapo z Kowla. Wszyscy przywitali si z Wal i Fominem. T Wal to oni sami przysali panu kapitanowi p roku temu, eby miaa na wszystko oko. To czort nie baba. Sotnika trzyma w garci i komenderuje nim jak sam pukownik. Wanie wtedy pan kapitan kaza mi zostawi wszystko i przygotowa wieczerz. A oni radzili ze trzy godziny. Z pocztku nie wiedziaem, o czym tak rozprawiaj. Dopiero jak sobie dobrze podpili i zaczli gono mwi, usyszaem co nieco. Akurat sprztaem ze stou, kiedy jeden z gestapowcw powiedzia po ukraisku do kapitana: Ty, stary, krzy elazny dostaniesz, jak rozgromisz bandytw, a ten mu odpowiada: Zrobi si. Z takimi tylko podstpem. Wtedy znowu ten Niemiec do dziewuchy: Wala, musisz uwaa, bo to moe was drogo kosztowa. A pniej wszyscy woali: Niech yje Fhrer, miali si i obmacywali Wal. Rano Niemcy kazali wezwa niektrych policjantw. Mwili z kadym z osobna. By Miszka Czorny, Bohaty, Filipczuk, Hry i jeszcze inni, najwiksi zbje, ktrzy mieli znajomoci, w gestapo. Syszaem takie sowa Niemca: Trzeba ich rozbi od rodka. Z pocztku robi, co ka, ale pamita o meldunkach, ebymy wszystko wiedzieli. Sucha Fomina i Wali... - Chopiec przerwa, a spoci si z emocji. - No i co dalej? - spytaem z zainteresowaniem.

- Wczoraj stary wzywa do siebie Czornego i Filipczuka. Czorny dosta jakie pismo i wyjecha po cichu z obozu - powiedzia wsaty. - To jeszcze niczego nie dowodzi, ale dobrze zrobilicie przychodzc z tym do nas - owiadczyem im. Jeli si dowiecie czego nowego, meldujcie z miejsca. Aeby zachowa ostrono, kontaktujcie si najpierw z moim adiutantem Kalinikiem... Po ich odejciu zaczem rozmyla nad tym, co usyszaem. Historia ta moga by oczywicie zmylona. Kto wie, moe ci dwaj maj jakie osobiste porachunki z Fominem i innymi ludmi z jego sotni i szukaj teraz okazji, eby je wyrwna. A nie chciao si wierzy, e stary mg liczy na rozsadzenie brygady od wewntrz. Byo nas ponad trzystu partyzantw. Stan moralno-polityczny naszych ludzi by - szczeglnie w ostatnim okresie - bardzo wysoki. Dlatego te nie do pomylenia byo, aby jakakolwiek akcja propagandowa wroga moga naruszy jedno naszych oddziaw. Partyzanci traktowali sotni Fomina z wyran pogard, graniczc z wrogoci. Zdarzay si ju nawet pojedyncze wypadki bjek z policjantami. Dotychczasowe obserwacje, poczynione przez sztab brygady, wykazyway, e przewaajca cz ludzi z sotni Fomina sza na akcj przeciwko Niemcom z brawur, nie szczdzc ycia. Byo to zjawisko pozytywne, wiadczyo bowiem o szczerej chci naprawienia za. Jedyna rzecz, ktr z powodzeniem mg uprawia Fomin, to szpiegostwo i przekazywanie informacji Niemcom... Tak, ale w ostatecznym rozrachunku mogo to spowodowa atwe otoczenie oddziau i zniszczenie go. Musiaem wic powiadomi o wszystkim Bryskiego. Bryski nie da jednak wiary temu, co mwili policjanci, i kaza sprawdzi przy okazji ich personalia. Mino jeszcze kilka dni, lecz tamci nie zjawiali si. Mogem ich z atwoci odnale udajc si na inspekcj do sotni, ale wolaem jeszcze zaczeka. Obawa w Krasnym Borze dobiegaa koca. Resztki oddziaw niemieckich opuszczay ju rejon lasw partyzanckich. I my zaczlimy si wic przygotowywa do powrotu. Byo to o tyle konieczne, e nasz duszy pobyt w tych stronach na pewno nie uszedby uwagi wroga, poza tym istniay powane problemy natury materialnej. Wasna ywno, zabrana w popiechu z bazy, ju nam si wyczerpaa i ciar utrzymania okoo tysica ludzi spad teraz na dwiecie miejscowych zagrd, w ktrych mieszkaa przewanie biedota. I wanie wtedy, ostatniego dnia przed powrotem do bazy, odbyo si w sztabie nadzwyczajne tajne zebranie, ktre zadecydowao o losie Fomina. Spowodowa je jeden z naszych partyzantw imieniem Kolka. By to postawny i bardzo przystojny chopak, znany w oddziale uwodziciel dziewczt. Od samego pocztku asystowa Wali. Wieczorami wymyka si czsto ze swojej kwatery, ale nikt wtedy nie przypuszcza, e jego zaloty bd miay taki epilog. - No mw, Kolka - powiedzia Bryski. - Niech wszyscy usysz... - Troch gupio mwi o takich rzeczach - odpar partyzant. - Ale sprbuj... * Wala, jak to szybko odkry Kolka, nie darzya Fomina gbszym uczuciem. Wprawdzie stary kapitan usiowa roztoczy nad ni troskliw opiek, ale ona umiaa go atwo wyprowadzi w pole. Mieszkali w jednej chacie. Fomin pi wieczorami duo, niemal do utraty przytomnoci. Wala mu asystowaa, lecz w miar. Kiedy Fomin kad si spa, wychodzia z domu i sza do stodoy. Mody partyzant nie by jej obojtny. Zorientowa si w tym do prdko. Ju podczas pierwszego spotkania spyta j:

- A starego si nie boisz? On chyba zazdrosny. Taki wszystko moe zrobi. - Pfi, ja jego? To to stare prchno. Trzymam go w garci i taczy, jak zapiewam. Przeklinam ten dzie, kiedym do niego przysza. - Chwacka z ciebie dziewczynka. A czego do niego przysza? Lepiej wziaby sobie modego. - Wszystko chcesz od razu wiedzie. - Bo mi si strasznie podobasz. - Chwyci j w ramiona i przycign do siebie. Nie opieraa si wcale. Ktrego wieczora przysza na spotkanie skwaszona i przybita. Pozna, e sporo pia. - Dlaczego tyle pijesz? - spyta. - Zmarnujesz si, dziewczyno. - Co mi tam! Ja i tak nikomu niepotrzebna. - Ej, gupia jeste. wiat przed tob. Wojna si skoczy i zaczniesz normalnie y. Bdziesz miaa ma, dzieci. Zakaa. Przygarn j do piersi i przytuli. Nagle uja jego twarz w swoje rce. W blasku ksiyca przenikajcego przez szpary w stodole zobaczy jej rozszerzone, byszczce oczy wpatrzone w niego z jak dziwn ekstaz. - Powiedz, e nie odejdziesz ode mnie. Powiedz - wyszeptaa gorco. - Chc, eby by ze mn... Musimy std ucieka. Ja i ty. Gdzie daleko, jak najdalej std... eby nas nie znaleli. Oni wszyscy przepadn, ale ty musisz y... Niemcy ich wykocz, t ca band... Ju si stary o to postara... - Kamiesz, bo chcesz, ebym z tob uciek. Boisz si starego. Zblada. Chwil trwaa w milczeniu, po czym powiedziaa. - Boe, spraw, eby mi uwierzy... Przysigam, e to prawda... Przyszlimy tu, eby rozbi band, ktr wy nazywacie partyzantami. Mamy rozkaz z gestapo. A wy uwierzylicie, e on si zmieni. Cha! Cha! Cha! - zamiaa si. - O tak, stary jest niezym artyst... - Kamiesz! - Posuchaj... Ja, ja... pracuj w gestapo... ale teraz ju nie chc... nie... musimy ucieka, zanim to nastpi... Bagam ci... Mam pienidze. Zoto, zegarki, piercionki... - Daj mi troch czasu do namysu. * Krtkie dochodzenie - przesuchanie kilkunastu wiadkw spord policjantw - potwierdzio znane ju fakty, e Fomin przyjecha do brygady z zamiarem rozbicia jej od wewntrz. Ze Swarycewicz wysya ju kilka razy agentw do Niemcw. Wala bya rzeczywicie pracownikiem gestapo i sprawowaa faktyczne kierownictwo nad sotni. Ujawniono ponadto kilkunastu ludzi wtajemniczonych w spisek. Zapad surowy wyrok partyzanckiego sdu polowego, na mocy ktrego zdrajcy: Fomin, Wala, Filipczuk, Czorny, Bohaty, Hry i inni otrzymali kar mierci. *

Podczas obawy mielimy ze sob spor ilo spirytusu gorzelanego, ktry przechowywalimy na furze w duej metalowej beczce. Na dworze panowa silny mrz i ludzie marzli okropnie. Byo wielu amatorw, ktrzy skorzystaliby z okazji rozgrzania si spirytusem, gdybym nie wyda ostrego zarzdzenia wartownikowi ochraniajcemu beczkowz. W myl rozkazu mia on obowizek strzela do kadego, kto odwayby si zakra do fury. Kiedy przysza wiadomo, e Niemcy odchodz z Krasnego Boru i nie grozio nam z ich strony adne niebezpieczestwo, poleciem, by wyda kademu partyzantowi i dorosym osobom z ludnoci cywilnej po sto gramw spirytusu Furmanka, na ktrej miecia si beczka, znajdowaa si na podwrku, na wprost okna chaty, w ktrej kwaterowaem. Przypatrywaem si wanie, jak poszczeglni partyzanci podchodz z naczyniami do furmanki, wrczaj wartownikowi kartk z wykazem iloci ludzi w pododdziale i odbieraj naleny im spirytus, kiedy zza stodoy wysuna si wielka sylwetka Tatara Orduchonowa. W rku trzyma wiadro. Szed duymi krokami umiechajc si z daleka do wartownika. Obserwowaem go uwanie. Ten atletycznie zbudowany chopak imponowa mi swoj si. Nie uwaaem si wcale za uomka, on jednak by duo silniejszy. By zreszt wyszy ode mnie o gow. Wartownik obejrza kartk, ktr mu wrczy Orduchonow i schowawszy j do kieszeni odkrci kranik beczki. Strumie spirytusu pociek do wiadra. Dwa razy wartownik zakrca kranik, lecz Orduchonow nie odchodzi, dajc dolewki. Wreszcie wiadro zostao widocznie wypenione po brzegi, gdy Orduchonow umiechn si do wartownika, poklepa go po przyjacielsku po plecach, tak silnie, e ten a przysiad. Tatar odszed, po chwili jednak przystan, rozstawi szeroko nogi, uj wiadro w obydwie rce i przystawi je do ust. Wydawao mi si, e chopak si zgrywa, bo do dugo trzyma wiadro przy ustach, zanim postawi je na ziemi. Otar usta rkawem paszcza, wycign z kieszeni kapciuch z machork, oddar kawaek gazety i skrci sobie papierosa. Zapali... Nagle zobaczyem, e potna posta Orduchonowa zgina si i pada w nieg. Wybiegem na podwrko. Gdy przypadem do niego, usyszaem, e bekoce, by kompletnie pijany. W wiadrze brakowao ponad dwa litry spirytusu. Wezwaem natychmiast lekarza, kac mu ratowa nieprzytomnego partyzanta. Melchior postanowi mu zrobi pukanie odka. Mimo natychmiastowej pomocy lekarza Orduchonow przez trzy dni by jeszcze pijany. Lekarz stwierdzi, e wypi on mierteln dawk alkoholu. Gdy wreszcie olbrzym doszed do siebie i dowiedzia si, e Melchior usuwa mu za pomoc sondy spirytus z odka, pobieg do lekarza i zrobi mu awantur. - Jake mia wypompowa mi z garda spirytus?! - wrzeszcza. * Podczas drogi powrotnej do Krasnego Boru spotkaa mnie pewna przygoda. Wyjechaem ze Swarycewicz pierwszy z grupk trzech ludzi: Sasz Nierod, Kalinikiem i Berkiem Pukownikiem. Nad ranem dobilimy do Bielskowoli. Zajlimy kwater na skraju wsi przy lesie. Konie zabray si rano do obroku, a my, po spoyciu niadania, leglimy, gdzie kto mg, na odpoczynek. Na stray przed chat zosta Berek.

Ledwie zmruyem oczy, gdy obudziy mnie wystrzay. Wypadlimy przed dom. W popiechu nie wziem ze sob koucha. Od strony wsi zbliao si w naszym kierunku z pidziesiciu Niemcw. Otworzylimy ogie. Niemcy zatrzymali si, a my prysnlimy do lasu. Nie cigali nas. Na pewno mieli inne zadanie. Nie moglimy wrci do wsi, gdy Niemcy wci si po niej krcili. Stracilimy dwie pary sa i konie. Najbardziej poszkodowany byem ja. Mrz siga dwudziestu piciu stopni, a ja zostaem w marynarce. C tu robi? Przypuszczalimy, e niedugo nadcignie do Bielskowoli awangarda naszych maszerujcych si. Wedug moich przypuszcze winna ona znale si tu jeszcze przed poudniem. A wic Niemcy wpadn w kleszcze. Z jednej strony uderzy na nich awangarda, z drugiej strony bdziemy kropili do nich my. Odbijemy sobie za konie i sanie, a ja odzyskam swj kouch. Tymczasem obserwowalimy ze skraju lasu ruchy nieprzyjaciela. Wygldao na to, e Niemcy odbieraj od chopw kontyngent. Byleby nasi zdyli na czas! Mrz przeszywa mnie zimnem. Wiedziaem, e jeli pozostan tak duej, to pniej pole sobie. Trzsem si i wszyscy to widzieli. Zaczem biega po lesie dla rozgrzewki, co jednak niewiele pomagao. Chopcy proponowali mi, bym wzi od nich kouch, ale odmwiem. Mino ju par godzin, zbliao si poudnie, a we wsi panowa taki sam ruch, jak poprzednio. adnego znaku o zblianiu si naszych. Moe zmienili tras marszu? - mylelimy. - Idziemy do Serchowa. Oni musieli omin Bielskowol. Zgodzili si chtnie. W gbi lasu usyszelimy stuk siekiery. Rosy, barczysty chop rba drzewo. W pobliu stay metry kubiczne pocitych sosen. - Didu, poyczcie kouch - rzekem do niego z umiechem. - U mene cej odin - odpar chop opierajc si na dugim trzonku siekiery. - Ty moesz i do domu, a ja zostaj w lesie, wic zmarzn. Kouch ci zwrc. Popatrzy na nasze pistolety i zacz powoli ciga kouch. Podczas gdy ja si ubieraem, chop wzi siekier pod pach i oddali si prdko w stron Wlki Houzyjskiej. Ruszylimy do Serchowa. Niedugo zrobio mi si gorco. W Serchowie nie byo naszych. Udalimy si do popa, ktrego zna Sasza. Pop by zamony. Opowiedziaem mu, co mnie spotkao, i poprosiem go, by mi da kouch, gdy ten, ktry mam na sobie, obiecaem zwrci biednemu drwalowi. Pop by niezadowolony, ale nie mia wyboru - da. Zaraz nastpnego dnia wysaem z kouchem do Wlki Houzyjskiej Kalinika. Odszuka drwala, ktry lea w ku przezibiony. Gdzie o drugiej po poudniu w pobliu Bielskowoli zacza si gsta strzelanina, lecz wkrtce ustaa. Nie wiedzielimy, co si tam mogo dzia. Wkrtce spotkalimy si z brygad. W obozie powitano nas niezwykle wylewnie, a bylimy zdziwieni tyloma oznakami czuoci. Zrozumielimy wszystko dopiero wwczas, gdy chopcy opowiedzieli nam, jak to byo w Bielskowoli. Nasza awangarda natkna si na Niemcw, gdy ci obowieni ywnoci opuszczali ju wie na kilkudziesiciu saniach. Szwaby od razu wzili nogi za pas. cigano ich jaki czas, lecz wkrtce zostawiono w spokoju. Kilku Niemcw zgino, a kilku dostao si do niewoli.

I wanie jeden z tych jecw owiadczy, e nad ranem, kiedy tu przyjechali po kontyngent, we wsi znajdowali si jacy partyzanci, ktrych zaskoczya i wystrzelaa do nogi kompania zoona z dwch plutonw. Tak im powiedzia ich dowdca - oberleutnant. onierz ten by wwczas z tyu kompanii i niewiele widzia, co si dziao przed nim. Jego kolega z plutonu, ktry te trafi do niewoli, potwierdzi te sowa. Niemieckiemu oficerowi chodzio zapewne o to, by wytumaczy w ten sposb przeoonym strzelanin w Bielskowoli, dlatego rozsiewa wrd onierzy takie plotki. Na nieszczcie jecw ich owiadczenie wywoao furi wciekoci chopakw z awangardy. Nie mogli uwierzy, emy zginli. Kartuchin, ktry dowodzi tym oddziaem, rozkaza partyzantom poszuka w lesie pozostaych Niemcw. Wzili si do tego z wielk pasj. Przez cae popoudnie, a do pnej nocy, polowali na szwabw. Wystrzelali ich jeszcze ze trzydziestu, zabili te w przypywie zoci jecw. * Niemcy zniszczyli nam obozowisko, popalili zabudowania. Rwnie lene osiedla ydowskie byy zrwnane z ziemi i ludzi ogarna wielka apatia. Dzieci i niektre kobiety pakay z godu i z zimna. Trzeba wic byo wycign ukryte w ziemi zapasy ywnoci i prdko wyda je ludziom. Nasze partyzanckie krowy, ktrych byo kilkanacie, dziwnym trafem ocalay. Kiedy opuszczalimy baz, popdzilimy je w las, ale one wloky si za nami i musielimy je dugo odgania. Jak sobie same poradziy w taki mrz przez dziesi dni i jak to si stao, e nie wpady w rce Niemcw, to bya ich tajemnica. W kadym razie krowy czekay na nas na pogorzelisku i przywitay pierwszych partyzantw gonym rykiem. W promieniu kilkudziesiciu metrw kora na drzewach bya dokadnie obgryziona. Zarzdzilimy niezwoczn odbudow bazy. Wszyscy zdolni do pracy ludzie chwycili si za robot. * Upyno ju dwa tygodnie, a grupa wysana na Biaoru po materiay wybuchowe jeszcze nie wrcia. Sztab brygady bez przerwy zbiera dane dotyczce ruchu transportw kolejowych na liniach Kowel Maniewicze - Sarny i Kowel - Rwne. Opracowywano szczegowy plan dziaalnoci grup dywersyjnych i okrelano miejsce i czas dywersji dla poszczeglnych oddziaw i grup. Ustalano system informacji i cznoci. Werbowano nowych tajnych informatorw. Dane do opracowania planw przynosili nasi zwiadowcy, ktrzy przejawiali w tym wzgldzie niezwyk aktywno. Zreszt nie tylko zwiadowcy, bo w tym okresie kady partyzant rwa si do jakiegokolwiek zadania, byleby nie siedzie bezczynnie w obozie. Specyfika brygady partyzanckiej polegaa na tym, e gwnym jej celem byo prowadzenie sabotau i dywersji na tyach wroga oraz pracy propagandowej wrd ludnoci. Brygada miaa unika w zasadzie powaniejszych star zbrojnych z Niemcami. Do walki zakrojonej na wiksz skal dochodzio tylko wwczas, gdy zmuszaa nas do tego sytuacja albo gdy z gry mona byo przewidzie zwycistwo, bez poniesienia wikszych strat. Bylimy przede wszystkim dywersantami, dla ktrych najwaniejszym celem jest wysadzanie w powietrze transportw wroga, mogcych zasili niemiecki front. Warunkiem skutecznej dziaalnoci grup dywersyjnych byo posiadanie odpowiedniej iloci materiaw wybuchowych i dokadnych informacji o Niemcach. Z powodu chwilowego braku wikszych iloci trotylu na liniach kolejowych dziaao teraz zaledwie kilka grup minierskich. Reszta ludzi zajta bya prowadzeniem rozpoznania i drobnych akcji, midzy

innymi niszczeniem linii cznoci i rozbijaniem mleczarni. Na jedno z takich wanie zada - chodzio o rozpoznanie odcinka linii kolejowej Kowel - Maniewicze - wyruszy wraz z czternastoma partyzantami Wasia Butko. Butko nawiza czno z kolejarzami-dywersantami pracujcymi w kowelskim depo, zebra informacje o przepustowoci wza kowelskiego, skontrolowa kilka mniejszych stacji na linii, likwidujc przy okazji niemieckie posterunki, i wyznaczy najwygodniejsze punkty do wysadzania pocigw. Wracajc z zadania chopcy chwycili w pobliu Kowla niemieckiego kuriera, ktry wiz poczt z Kamienia Koszyrskiego. W jego torbie znaleziono wiele cennych dokumentw, a midzy innymi list gebietskomisarza do rodziny w Niemczech. Jeden z partyzantw, ktry zna niemiecki, odczyta tre listu. Gebietskomisarz pisa: Drodzy Rodzice! W ostatnim czasie jest tu coraz gorzej y. Nie mamy spokoju ani dniem, ani noc. Ci przeklci bandyci zagraaj wszystkim Niemcom. Morduj naszych urzdnikw i ich rodziny. Gdyby Wielki Fhrer mg przysa na Ukrain wicej naszych onierzy, wtedy prdko poradzilibymy sobie z bolszewikami. Ale wojsko jest potrzebne na froncie... Obawiam si o zdrowie i ycie mojej kochanej Hildy i naszych dzieci i dlatego niedugo odel ich z powrotem do Ojczyzny. O dokadnej dacie przyjazdu Hildy do Berlina powiadomi Was dodatkowo. Wyl Wam troch podarunkw. Dlatego postarajcie si o samochd ciarowy... Ja mam bardzo przykre sny. Ostatnio czsto ni mi si, e bandyci wtargnli do naszego domu. - To dopiero szubrawiec! Dry teraz o swoj skr! - zawoa Butko. - Syszelicie, chopcy? Bandyci morduj niewinnych Niemcw... Partyzanci gruchnli miechem. Kiedy uciszyli si, Butko mwi dalej: - Widzicie, jaki baranek? P roku temu robi sobie zdjcie w czasie rozstrzeliwania ludzi. W apie trzyma waltera i celuje w gow kobiety, a jednoczenie gryzie jabko. Kto z was nie widzia, niech zajdzie do sztabu brygady. Mamy sporo takich dokumentw. Ten przeklty gad musi zgin. Nasza w tym gowa, eby tacy jak on nie wrcili wicej do swojej Germanii. Dam ja mu jeszcze podarunek... - Butko a kipia ze zoci. Inni partyzanci rwnie pomstowali na Niemcw i przyrzekali, e zapac im za wyrzdzone krzywdy. Ostatni postj przed powrotem do bazy Butko zarzdzi w Houzji. Wioska ta znajdowaa si od dawna pod wpywami partyzantw. Mielimy w niej sporo ludzi wspdziaajcych z brygad. Nic te dziwnego, e mieszkacy Houzji mile przyjli przybyych, czstujc ich czym chata bogata. Butko pozwoli chopcom wypi, sobie rwnie nie aowa. Znajdowali si ju waciwie na terenach kontrolowanych wycznie przez nas. Po niefortunnej obawie Niemcy i policjanci siedzieli cicho i Butko nie obawia si z ich strony adnej niespodzianki. Bawiono si wesoo. W kocu wszyscy si popili. Butko wypad na ulic i zacz strzela na wiwat z automatu, a za nim jego podwadni. Echa tej strzelaniny dotary a do naszych wysunitych placwek w pobliu Krasnego Boru... Rano, po wytrzewieniu, Wasia stwierdzi z niepokojem, e podczas wiwatowania zmarnowano okoo piciuset sztuk amunicji. - Dranie! Swoocze! - wymyla partyzantom. Ostatnio odczuwalimy dotkliwy brak amunicji i kady pocisk by niemal na wag zota. Dowdca brygady wyda w zwizku z tym surowe zarzdzenie, e lekkomylne zmarnowanie naboi bdzie traktowane jako przestpstwo i surowo karane.

I jak tu teraz wraca do oddziau z tak plam na sumieniu? To, co si stao, byo tym bardziej przykre dla Butki, e dowdca brygady od pocztku darzy go wielkim zaufaniem i powierzy mu odpowiedzialne stanowisko dowdcy kompanii. - Nie, nie mog wraca do brygady bez zmazania winy - postanowi. - Kostia, bierz grup pod swoj komend - rozkaza Butko dziarskiemu chopcu o jasnej, lnianej czuprynie.- Zamelduj dowdcy, e ja zostaem, eby zmaza win. Jeli nie wrc, pro pukownika o przebaczenie... - tu gos mu si zaama. Gdy Wasia zosta sam, zacz rozmyla, co dalej robi. Postanowi zmaza win, a wic musia zrobi co niezwykego, co, co w zupenoci zrehabilitowaoby go w oczach caej brygady, nawet za cen ycia. Wasia nie nalea do ludzi, ktrym brakowao fantazji. O, nie. Po godzinie plan by gotw. Poszed do znajomego gospodarza. - Suchaj, stary, znajd mi jak marn szkapin - powiedzia. - Moe by na wp zdecha, kijem podparta, byleby posza par kilometrw z saniami. Oddam ci za ni swojego gniadosza. - To ci dobry kawa - zamia si wieniak. Wiedzia, e ko Wasi to pikny ognisty ogier, wart ze trzy klacze. - Wcale nie artuj. Znajd zdechlaka, a zostawi ci gniadosza. Ale prdko, bo czasu mao. A na dodatek dasz mi jeszcze z pi gsi. - Po co mam szuka? Sam mam kobyk, ale to ju stare bydl, w polu nie chce robi. Stoi w stajni i tylko re... - O, wanie, takie bydl jest mi potrzebne... - Ale eby pniej nie aowa... - Moja rzecz. Daj te jakie stare achy. Jak wrc, achy ci oddam, a swj kouch i waciak zabior... Niebawem ze wsi w kierunku Maniewicz wysuny si sanie, na ktrych leay w somie gsi. Obok sa szed chop. Zgarbiony, okutany w achmany i przepasany sznurkiem chop i wychudzony ko ze sterczcymi gnatami i wytart na bokach skr tworzyli razem harmonijny obraz na tle zimowego pejzau. Ludzie, ktrzy w owym czasie zdali t sam drog, z litoci spogldali na zwierz i jego waciciela, ktry oszczdzajc si konia drepta z boku przy saniach. Wasia wstpi po drodze do gajwki Sowika. Kazik z trudem rozpozna go w tym dziwacznym przebraniu. - Suchaj, Sowik. Mwie kiedy, e wiesz, gdzie le nie wystrzelane pociski ze stopidziesitkidwjki. Przydaby mi si taki jeden. - Moesz zabra wszystkie. Le tu w zagajniku. - Tylko jeden mi potrzebny. - Co chcesz z nim zrobi? - Dowiesz si niedugo. A teraz chod i pom mi zaadowa pocisk na sanie...

Serdecznie poegnawszy zdziwionego Kazika, Butko ruszy niebawem w dalsz drog. Niedaleko fabryki parkietu mieci si murowany budynek, gdzie staa niemiecka andarmeria. Tutaj wanie Wasia zatrzyma sanie i wsadziwszy rce w som, gdzie ukryty by pocisk i trotyl, podczy zrcznie zapalnik, przywiza go sznurkiem do nogi gsi, po czym oddali si spiesznie, by z odlegoci ponad stu metrw obserwowa ukradkiem, co si bdzie dziao dalej. Nagle z domu wyskoczyo kilku Niemcw i otoczyo sanie. Wasia widzia ich wycignite rce, pniej ujrza czerwony bysk i usysza straszliw eksplozj. Z sa, konia, gsi i Niemcw zostay tylko strzpy. W pobliskich domach wyleciay szyby. Wtedy Wasia szybko si oddali. Pomys Butki spowodowa mier kilku hitlerowcw. Wasia uwaa, e teraz moe ju ze spokojnym sumieniem wrci do oddziau. Rzeczywicie, kiedy dowiedzielimy si o tym wszystkim, jego wybryk poszed w niepami...

Tragiczna wyprawa
Wrcili nasi chopcy wysani na Biaoru i przywieli ze sob trotyl i amunicj. Otrzymalimy od Linkowa troch biaych ubra maskujcych, nart i bro. Z miejsca zabralimy si do naszej minierskiej roboty. Znw dniem i noc leciay w powietrze dziesitki niemieckich transportw. Kiedy przyszed do mnie Sasza Nieroda. - Maks, polij nas pod Dubno. Warto zobaczy, co tam si dzieje. Odwiedzimy znajomych i przy okazji wysadzimy par transportw. - Jak to polij? Przecie dziaamy wedug planu. Bryski si nie zgodzi. Dubno to nie nasz rejon. - Ale tam te s linie komunikacyjne. Warto stworzy grup dywersyjn z miejscowych ludzi. - To nie nasza rzecz. Teraz nie dziaamy ju na wasn rk, tylko wypeniamy rozkazy. - Sprbuj porozmawia z dowdc brygady. Powiedz, e prosz o to rwnie Nikita i ukieczuk, Matwiejew i Kalinik. - Kalinik? - spytaem zdumiony. - Co on taki gorcy? A o pozwolenie mnie pyta? Widzicie go, zasmakowaa mu rajza. Swdzi go skra, to go mog podrapa. Moe jeszcze Grisz i Borysa wemiecie? W sam raz bdzie komplet. Suchaj, Sasza, co ci powiem: swoj skr moesz dysponowa, ale cudz nie szastaj. Nie pozwol bra Kalinika. To to jeszcze dziecko... - On ma gdzie w tamtej stronie znajomych. Chce si z nimi zobaczy. Mnie tam obojtne, on czy kto inny... chodzi o spraw. - Zobaczymy... Bryski nie sprzeciwi si propozycji wysania grupy dywersyjnej pod Dubno. Kalinik nie dawa mi od tej pory spokoju. - Pozwlcie, towarzyszu dowdco - prosi. - Takie zadanie w sam raz dla mnie. Znam tamte strony, atwo przeprowadz grup... Sam bd dwiga min... - Diabe, nie chopak. A id, jak ci tak korci...

Poszli na pocztku lutego. Mino dziesi dni. Ani widu, ani sychu. Pniej jeszcze tydzie. Zaczem si ju powanie niepokoi. W kocu posaem za nimi zwiadowcw, ktrym daem rozkaz odszukania grupy bojowej lub uzyskania o niej jakich wiadomoci. Ktrego dnia wieczorem do ziemianki wsun si tgi partyzant w biaym kouchu - by to dowdca grupy zwiadowczej - a w lad za nim jak kula wtoczya si stara, pomarszczona babka, opatulona w chustk i mnstwo szmatek. Z oczu zwiadowcy wyczytaem, e stao si co zego. - Mw, czego si dowiedziae. - Zginli. Oto ostatni meldunek - wrczy mi zwitek papieru. Kartka bya pomita i jak gdyby poplamiona krwi. Zadanie wypenilimy. Trzy transporty wyleciay. Pod Kokami napadli na nas bulbowcy i Niemcy. Bijemy si... ale chyba nie poradzimy. Ich jest wielka sia. Zostaem jeszcze tylko ja i ukieczuk... Nie mam ju amunicji. egnajcie, towarzysze. - Skd to wzie? - Ta babcia wszystko wie... - pokaza na staruszk. - Ona z Koek. Oddaa mi to pismo Saszy... al gorzki chwyci mnie za gardo. Nie mogem jednak uroni ani jednej zy. Zdawao mi si, e serce moje przestao bi. Patrzyem na kartk papieru bezmylnie, tpo. Dopiero gos staruchy wyrwa mnie z tego stanu. - To ty, synku, jeste chyba Maks. - Podesza i potrzsna moj rk. - Oj, biedaczek ty... A oni tam zostali... sokoliki... - Siadajcie, babciu, i opowiadajcie... albo nie, nie trzeba... - Podsunem staruszce kloc. - Moe zjecie co gorcego? Przecie z daleka przyjechalicie. - Dzikuj ci, synku. Zmarzam tylko krzyn... Posiedz, posiedz i wrc... Mylaam, e bdziesz chcia wiedzie... - Prosz, babciu, mwcie... Wszystko chc wiedzie.- Ano, jeli tak, to opowiem. Oj, wielcy bohaterowie oni, wie Panie... Bo to widzisz, synku, byo tak. - Babcia otara oczy i nos brzegiem chusty. - Przyszli do nas o pierwszych kurach... stukaj w okna i drzwi, e a chata dygocze... Wstaa crka Ulana i spytaa, co za jedni. A oni, e s godni i zmczeni i prosz o gocin. U nas sotys zakaza przyjmowa obcych ludzi, ale przecie trzeba mie serce, odpoczn i pjd sobie. Kazaam crce drzwi rozewrze. Z ka si zwlokam i zaraz ogie pal i jado szykuj. A w izbie piciu chopcw serdecznych. Strzelby sobie pokadli w kcie i rce grzej przy kuchni, a miej si, a pogaduj. Patrz dobrze, a tu ci jeden ma jeszcze mleko pod nosem, ciut wikszy od mojego wnuczka. To to w domu powinno siedzie, a nie ze strzelb chodzi - myl sobie i mwi: Oj, syneczku, niech ci Bg strzee. Do domu wracaj. Nie dla ciebie ta straszna wojna... Ale on si tylko zamia i mwi: Domu, babuniu, nie mam, a gdybym nawet mia, to i tak nie wrc. Kto musi Niemca bi. za mi si zakrcia, bo sama ju dwch synw straciam na wojnie. Ale wida taka wola Boa... Chopcy zdjli buty i susz... Nalaam im misk mleka i wysypaam wiee kartofle. Jak oni to jedli! Nie zdyam si obejrze, a nie zostao nic. Daam im wtedy bochen chleba. Pniej wszyscy zaczli zaraz drzema. Spali oparci przy stole. Tylko ten najmodszy, robaczek, pooy si w kcie na pododze. A jeden wzi karabin i wyszed na dwr. Usnlimy.

Zerwalimy si na nogi, jak robi si ranek, bo kto zacz strzela koo domu. Chopcy rzucili si do drzwi. Ale ju byo za pno. Tamci okryli chaup i tego biedaka, Panie wie, co siedzia przed progiem, zabili. Koledzy go wcignli do izby, zawarli mocno drzwi na skoble i podparli koem. A tamci strzelaj w okna i woaj: Wy, czerwoni bandyci, poddajcie si - babcia przerwaa i zacza wyciera chustk nos. - I co byo dalej? Niech babcia opowiada. - Ano dalej to ju nie wszystko dobrze pamitam. Tyle byo huku i wrzasku... a i serce mi skakao jak te abki po stawie. Ale jeszcze ten jeden... wysoki i barczysty... chyba by starszy... mwili do niego Saszka... tak, wanie Saszka... wyrwa z notesu kartk i napisa ten list. Pniej otworzy okno i zawoa, eby nie strzelali, bo oni chc wypuci gospodarzy. No i poszli: moja crka, zi i wnuczek, a ja zostaam, bo nie chciaam i. Tamci zaraz si w drzwi wal ca chmar. Ale chopcy szybko je zawarli, tylko e wtedy jeszcze jeden zosta zabity, a drugi ranny w nog. Ten may cay czas siedzia pod oknem i strzela. Tak si o niego baam. Kule latay po izbie jak muchy. Chopcy kazali mi lee na pododze, a pniej dowdca da mi t kartk i powiedzia: Jak zginiemy, oddaj to, babciu, Maksowi. Jed do Houzji i pytaj o Maksa. A teraz schowajcie si, babciu, do pieca. Wlazam, jak mi nakaza, do pieca i siedz sobie. Ten ranny w nog te strzela, widz go przy drugim oknie, ale may, Panie wie, zaczyna nagle jcze. Poznaam go po gosie. Matko Najwitsza, myl sobie, nic tylko go zabili i wya z pieca, a ten Saszka mnie wpycha z powrotem. Siedz w piecu i modl si gono, eby Bg ich uratowa... Ale nie chcia mnie grzesznej wysucha. Nie syszaam ju wicej gosu chopaczka. Pomylaam, e na pewno go zabili. Wic znw wya z pieca i widz, Boe ratuj, may ley na pododze cay we krwi, a w izbie tylko dwaj jeszcze ywi. Saszka woa: Nie mamy ju amunicji, ale nie damy si wzi. Strzelaj, Grigorij. Tak powiedzia. No, strzelaj, nie namylaj si. Ja nie mog, strzelaj ty. Zobaczyam, jak Saszka podnis luf do gowy tego drugiego. Tamten zawoa co strasznym gosem i wtedy pad strza, a po chwili jeszcze jeden. Syszaam, jak upadli na ziemi. Nie mogam tam wicej spojrze. Wlazam do pieca i zaraz zasabam... zy popyny mi po twarzy, otarem je i po chwili powiedziaem: Dzikuj wam, babciu. A teraz pocie si i odpocznijcie. Wziem j wp i pomogem jej uoy si na mojej pryczy.

Kowpak
Bardzo dotkliwie odczuem mier moich przyjaci: Saszy Nierody, jego brata Nikity, ukieczuka, Matwiejewa i Kalinika. Przez dugi czas wci o nich mylaem i noc czsto nio mi si, e wcale nie umarli, lecz yj i s wrd nas. Teraz musiaem wiksz jeszcze ni dotychczas opiek otoczy dwch najmodszych Nierodw, Grisz i Borysa, pragnem za wszelk cen oszczdzi ich ycie, ale w naszych warunkach nie byo na to wielkich szans. Postanowiem wic ulokowa chopcw gdzie na wsi, u zaufanego czowieka, i zwraca na nich baczn uwag. Obaj chopcy bowiem, podobnie jak ich polegli bracia, mieli gorce natury, rwali si wci do walki. Na razie jednak nie znalazem dla nich odpowiedniego miejsca i musiaem jeszcze zaczeka.

Staem z czci oddziau, liczc okoo pidziesiciu partyzantw, w Houzji. Prowadzilimy tu, oprcz dywersji, aktywn dziaalno propagandow, pisalimy setki odezw do okolicznej ludnoci. Odezwy te nawoyway do walki z niemieckim okupantem i bandami nacjonalistycznymi, do sabotowania niemieckich zarzdze, nieoddawania kontyngentw. Przeprowadzalimy dziesitki zebra z mieszkacami wsi i osad. Gosilimy hasa internacjonalizmu, wzywalimy Polakw i Ukraicw, by czyli si we wsplnej walce przeciwko hitlerowskim zbrodniarzom. Nasze hasa znajdoway szczeglny oddwik wrd biedoty wiejskiej, ale byy te wypadki, e wsppracowali z nami rwnie sotysi i popi. Wielu chopw samorzutnie przywozio nam ywno, ktr Niemcy wyznaczyli im na kontyngent. Bardzo czsto zdarzao si, e zwracali si do mnie o pomoc. Musiaem im radzi, podejmowa decyzje nawet w sprawach zatargw ssiedzkich, prosili te czasem o pomoc materialn, o konia lub krow. Do brygady napywali nowi ochotnicy. Byo to dla nas bardzo wane, bo dziaalno wroga nie saba. Niemcy w szerokim zakresie wykorzystywali teraz ukraiskich nacjonalistw. Pocztkowo nie chcc ujawnia tego, e wspdziaaj z bulbowcami w mordowaniu polskich wsi, przebierali si w cywilne ubrania. Bulbowcy za nie mieli takich skrupuw i z braku ciepej odziey chtnie nosili niemieckie mundury. Nie obchodzio ich, e Niemcy wcale sobie tego nie ycz. Mieli swoje plany utworzenia samoistnej Ukrainy, a urzeczywistnienie ich widzieli jedynie w bezwzgldnym wytpieniu wszystkich Polakw, ydw i Rosjan. Kiedy, jedlimy wanie obiad, wpad do chaty, gdzie kwaterowaem, cznik od dowdcy ubezpieczenia z wiadomoci, e od strony Woczecka zblia si niemiecka kawaleria. Ogosiem alarm dla oddziau i wybiegem z chaty. Po drodze zaadowaem do peemu i pistoletu pene magazynki naboi, wetknem te za pas rakietnic. Chopcy, jak kto sta, wyskakiwali z chat, w biegu adujc bro. Niejeden znalaz si na dworze bez munduru, ale wszyscy mieli bro i granaty. Kazaem Karpence podcign sanie z zapasow amunicj na wschodni skraj wsi i pobieglimy. Rozmieciem partyzantw po obydwu stronach drogi prowadzcej od Woczecka przez Kociuchnwk i Optow, z tym e po lewej stronie, gdzie by do duy zagajnik, zajy stanowiska gwne siy, a naprzeciwko, w krzakach, ukryo si z dziesiciu ludzi. Nie czekalimy zbyt dugo, Niemcy wkrtce pojawili si na drodze. Na przedzie dwch wysokich jeden z czarnymi wsami, w czapce kubance, drugi w biaym kouszku. Na piersiach mieli zawieszone automaty. Reszta bya w niemieckich mundurach, uzbrojona w automaty i erkaemy. - To nie s Niemcy - rzekem szeptem do Bulika. - Albo bulbowcy, albo partyzanci. - Jest ich chyba ze trzydziestu. Moemy si atwo z nimi rozprawi. W tym momencie jadcy na przedzie obejrza si za siebie i co tam powiedzia, kto inny zacz piewa tenorem. Wkrtce doczya si reszta. - Co oni piewaj, syszysz? - spytaem. - Nasz partyzanck piosenk... - Znajdowali si ju o kilkaset metrw od nas. A moe to tylko taki podstp, eby nas wywabi z ukrycia? Co za miao sobie poczynaj. Co tu robi? Czy przepuci ich, czy te powita ogniem? A moe po prostu wyj na drog i sprbowa porozmawia? Powiedzie, e s okreni i eby si poddali? Gupio byoby strzela do swoich.

- Suchaj, Bulik, osocie mnie. Wysunem si z lasu. Jadcy na przedzie zobaczyli mnie i zatrzymali konie. - Stj! Kto wy jestecie? Dowdca do mnie! - zawoaem. Ten w kubance zwrci si do towarzyszcego mu kawalerzysty, po czym podjecha. Na czapce zobaczyem z boku naszyt czerwon wsteczk. Odetchnem. - Zdrastwujtie. Ty czto choczesz? - spyta po rosyjsku. - Wy kto takije? - A tiebie na czto eto nuno? - My partizany, wsiech dierym na priceach. - Wot kakoj ty goriaczij. Ty duma nawierno czto my niczewo nie znali. Wot tiepier ja tiebie skau. Znajesz Maksa? Eto takoj miestnyj partizan, charoszij parie. Giermanca bjot, a i nacjonalistam nie popuskajet. My jewo iszczem od Kowpaka. - To ja sam Maks - powiedziaem z radoci. - Ja i srazu tak duma - odpar ucieszony Rosjanin i zeskoczy z konia. Ucisnlimy sobie mocno donie. Widzc to moi chopcy zaczli wysuwa si z lasu. Rwnie kawalerzyci podjechali bliej i zaczli zsiada z koni. Okazao si, e genera Kowpak od paru dni sta ze swoimi oddziaami w Swarycewiczach i wysa zwiad w celu odszukania brygady Bryskiego. O tym, e cz oddziau pod moim dowdztwem stoi w Houzji, kowpakowcy dowiedzieli si w Woczecku od jednego z naszych ludzi. Syszelimy ju wczeniej od kapitana Mahometa, e Kowpak ze swoim zgrupowaniem idzie w te strony z Polesia. Mahomet, zaraz po zakoczeniu obawy, ruszy z grup partyzantw w rejon Czerwonego Jeziora do centrali po materiay wybuchowe. Niebawem jednak sztab brygady otrzyma od nowego dowdcy naszej centrali Czornego1, ktry obj funkcj po pukowniku Linkowie, radiogram, e Niemcy i tam rwnie przeprowadzaj wielk obaw. W zwizku z tym centrala partyzancka nie moe utrzymywa z nami normalnej cznoci, jak rwnie zaopatrywa nas w materiay wybuchowe, bro i lekarstwa. Mahomet, ktry przyby w rejon Czerwonego Jeziora tu przed obaw, otrzyma niewielk tylko ilo trotylu. Tymczasem ruch transportw niemieckich na liniach kolejowych wcale nie usta, a wrcz przeciwnie, znacznie si wzmg. Nic wic dziwnego, e bylimy bardzo zmartwieni wieci otrzyman z centrali. ( Na szczcie kapitan Mahomet wracajc do bazy spotka w drodze oddziay partyzanckie generaa Kowpaka, ktre zmierzay w nasz rejon. Dziadek Kowpak dowiedziawszy si od Mahometa o trudnej sytuacji brygady podarowa nam kilkaset kilogramw trotylu. Teraz, po powrocie do Houzji, godnie uraczylimy naszych goci. Po poudniu pojechaem z nimi do sztabu brygady. Bryski bardzo si ucieszy. O wicie nastpnego dnia wyruszylimy do Swarycewicz. Oprcz Bryskiego jechali z nami wszyscy dowdcy oddziaw. Podr nasza zapowiadaa si

Pukownik Czornyj, Iwan Banow, dziaa pniej na Lubelszczynie.

nieszczeglnie, bo pada duy nieg i drogi porzdnie zasypao. Nic dziwnego, e konie szy lamazarnie. Ale jako jeszcze przed wieczorem dobilimy do Mulczyc. Przez ca drog gwarzylimy wesoo z kowpakowcami. Wiele syszelimy o ich dzielnych czynach. Kowpak by postrachem Niemcw na caej Biaorusi i Ukrainie. Poczytywalimy wic sobie za zaszczyt spotkanie z jego ludmi. Zanim jednak wjechalimy do Mulczyc, zatrzymaa nas wysunita placwka. Kowpakowcy, ktrzy nam towarzyszyli, szybko doszli do porozumienia z dowdc warty i niebawem zaprowadzono nas do jakiej chaty. Przy wietle lampy naftowej zobaczylimy lecego w ku modego mczyzn z ksik w rku. Mia olbrzymi brod. Obok, na krzele, wisia mundur z dystynkcjami podpukownika i lea pistolet TT. Widzc nas wchodzcych do izby podpukownik odoy ksik i wcign mundur. - Petro Werszyhora - rzek basem podpukownik. - Anton Pietrowicz Bryski - odpar dowdca brygady. - A to mj sztab. - To bardzo adnie. Nasz stary czeka na was. - Werszyhora ucisn nam rce i zawoa wartownika stojcego przed domem. Chwil z nim szepta i zaraz do izby weszo jeszcze dwch oficerw, a wartownik przynis duy gsior bimbru i postawi go na stole. Gospodyni podrzucia pod kuchni drew i nastawia patelni ze sonin. Na stole pojawia si jajecznica, chleb i cebula. Wypilimy po szklance bimbru i zrobio mi si ciepo w odku. Palilimy pniej papierosy i rozmawialimy o naszym partyzanckim yciu. Kowpakowcy z dum opowiadali o tym, jak to jesieni ubiegego roku przeprowadzili wielk akcj na sarneski wze kolejowy. W cigu jednego dnia, niemal w jednym czasie prowadzc akcj bojow, wysadzili w powietrze pi mostw kolejowych pod samym nosem zdumionych Niemcw. Wze w Sarnach zosta unieruchomiony na dwa tygodnie. Mwili o wielkich bitwach stoczonych z Niemcami w Lelczycach, w Guszkiewiczach, w Buchczy, kiedy to wrg ponis olbrzymie straty sigajce tysicy zabitych i rannych. Skrycie zazdrocilimy im tego, e mieli o wiele wiksze moliwoci prowadzenia otwartej walki z wrogiem. Tworzyli duy oddzia bojowy zoony z kilku batalionw i rnili si od nas dywersantwminierw przede wszystkim tym, e sami szukali walki z Niemcami; bdc w cigym ruchu atakowali ich garnizony, toczyli bitwy, wcigali przeciwnika w zasadzki i likwidowali go. My natomiast bylimy przywizani do terenu, dziaalimy w pewnym sensie w konspiracji, stawiajc sobie za gwny cel niszczenie linii komunikacyjnych nieprzyjaciela i prowadzenie dywersji na jego zapleczu. onierzom-partyzantom obca jest strategia wojenna, nie potrafi oni wymierzy wagi dokonanych czynw. I zawsze najwikszym wydarzeniem dla nich jest zetknicie si oko w oko z wrogiem. Niemal ca noc spdzilimy na rnych pogaduszkach. My rwnie mielimy wiele do opowiadania. Werszyhora, jak si przekonaem, by czowiekiem bardzo inteligentnym, a przy tym a do przesady skrupulatnym i pracowitym. Zauwayem, e kade nasze sowo notowa w swoim grubym brulionie. Interesowao go niemal wszystko, co dotyczyo naszego rejonu, a wic miejsce rozlokowania niemieckich garnizonw i posterunkw policji, ich skad i siy, nazwiska dowdcw oraz wyszych urzdnikw administracji niemieckiej i wsppracujcych z ni Ukraicw, stan moralny wojsk niemieckich. Niemniej interesoway go te sprawy miejscowej ludnoci; jaka jest jej postawa wobec

okupanta, kto i pod jakimi hasami wsppracuje z Niemcami, chcia wiedzie jak najwicej o bandach bulbowcw i ich dziaalnoci. Spisywa te nasze yciorysy. O wszystko to pyta nas Werszyhora niby od niechcenia w potocznej rozmowie, niemniej jednak wygldao to, jakby nas cign za jzyk, czym nie byem zachwycony. Dopiero pniej Bryski wyjani mi, e przeprowadzanie takich rozmw naley wanie do jego obowizkw, gdy Werszyhora jest szefem wywiadu w zgrupowaniu Kowpaka i doskonale wypenia swoje obowizki. O wicie pojechalimy do Swarycewicz. W Jeziorcach, gdzie stacjonowa jeden z naszych oddziaw ubezpieczajcych, przyczy si do nas starszy lejtenant Bazykin, ktry dowodzi ubezpieczeniem. Od razu zauwaylimy, e jest bardzo wzburzony. - Co si stao? - spyta go Bryski. - Most w Mynkach zniszczony - odpar Bazykin. Wiadomo ta wywara na nas piorunujce wraenie. Wszystkie mosty na Styrze i Stochodzie w promieniu dziaania brygady zostay zniszczone, a ten zostawilimy sobie specjalnie dla wasnych potrzeb. Suy nam za rodek przeprawy przez rzek w razie koniecznoci wycofywania si przed niemieck obaw, t drog take uzyskiwalimy zaopatrzenie z centrali. - Kto to zrobi? - zdziwi si Bryski, ktrego ta wie bardzo zaniepokoia. - Kowpakowcy. - Dlaczego dopucilicie do tego? - Przyszli noc. Przepdzili naszych chopcw z ochrony i wysadzili most. - To drastwo nie liczy si z nami - rzuci Kartuchin. - Widzicie ich, przyszli po to, eby nam utrudnia robot. - To jeszcze nie wszystko - doda Bazykin. - Oni zagarnli nasze kopce z kartoflami w Perekalach, otworzyli je i rozdali ziemniaki okolicznej ludnoci.- Tego to ju za wiele - powiedzia ze zoci Bryski. - Spytamy Kowpaka, co to wszystko ma znaczy... - Ja bym tam wcale nie jecha - rzek Bazykin - jeli oni tak z nami postpuj. Jaka tu moe by wsppraca? Bryski nic na to nie odpar, w jego szarych dobrotliwych oczach tliy si ogniki gniewu. A do samego celu podry jechalimy w zupenym milczeniu. * Swarycewicze pene byy partyzantw. Widzielimy ich krccych si po wsi. Mieli doskonae uzbrojenie: automaty, erkaemy, cekaemy, peteery, modzierze i dziaa. Mnstwo wyadowanych fur stao w gbi zagrd. Dymiy kuchnie polowe. Ju na pierwszy rzut oka wida byo, e w obozie Kowpaka istnieje twarda dyscyplina wojskowa. Nawet mae grupki partyzantw chodziy w szyku zwartym. Wszyscy mieli zapite pasy i oddajc honory swoim dowdcom stawali w postawie zasadniczej. Bryski nie omieszka zwrci nam przy okazji uwagi, e nasi partyzanci w porwnaniu z kowpakowcami to banda azgw. Oczywicie w okreleniu tym byo wiele przesady i chodzio mu zapewne tylko o to, ebymy jako dowdcy oddziaw wicej uwagi zwrcili na dyscyplin ludzi, z czym nie zawsze byo u nas dobrze. Ale

rdem tych brakw byo gwnie to, e nasi partyzanci nie mogli podlega cisym rygorom organizacyjnym, nie mieli staych dowdcw, na zadania chodzili w maych grupkach i czsto wracali z nich po upywie dwch, a nawet trzech tygodni. W tym czasie zmuszeni byli sami sobie radzi, szuka poywienia i noclegu. Najwiksze jednak wraenie zrobia na nas kompania kowpakowcw, ktr spotkalimy niedaleko domu, gdzie kwaterowa dowdca - genera Kowpak. Maszerowali w zwartym szyku, sprycie wybijajc takt. Nagle na znak dowdcy rozbrzmiaa onierska piosenka. Idiot wojna narodnaja... Partyzanci piewali j wspaniale, na gosy. Stanlimy i zaczlimy sucha. Zobaczyem wwczas, e Bryski ma zy w oczach. Nie wiem dlaczego, ale natychmiast zapomnielimy o swoich urazach do kowpakowcw. Jeden z oficerw zaprowadzi nas do chaty popa, gdzie mieszka dowdca. Zapukalimy. - Do gienieraa? - spytaa basem wielka jak armata baba, stajc w przejciu i zasaniajc sob wntrze izby. - Do gienieraa - odpar Bryski. - Kogo mam zameldowa? - Bryskiego. - Trzeba zaczeka - to rzekszy potoczya si do drugiego pokoju. Wwczas ujrzelimy, e w pierwszej izbie przy stole siedzi maleki, szczuplutki czeczyna z kozi brdk. Wyglda miesznie w zestawieniu z t kobiet-olbrzymem i jako wszystkim nam si to od razu rzucio w oczy, gdy zaczlimy si cicho mia. Pniej dowiedzielimy si, e to sam pop, a kobieta jest jego on. Gdy bylimy poprzednim razem w Swarycewiczach, pop z on wyjechali w jakich sprawach do Kowla. Podobno popadia tak natarczywie nalegaa, by Kowpak wanie u nich zakwaterowa, i bya tak dumna, e goci sawnego generaa, e przepdzia nawet ordynansa i sama speniaa jego obowizki, co Kowpakowi, majcemu due poczucie humoru, strasznie si spodobao. Niebawem baba wrcia i wpucia nas do drugiego pokoju. W obszernej, czysto utrzymanej i zastawionej adnymi orzechowymi meblami izbie siedzia przy stole, na ktrym leaa rozoona mapa, niewysoki, krpy staruszek z ys gow i bujn brod. Mia na sobie bluz wojskow, lecz bez dystynkcji. Przy nim sta znacznie modszy mczyzna, postawny brunet z dobrze utrzymanymi wsami, w mundurze z dystynkcjami generaa. Bryski wysun si do przodu, przyoy do do kubanki i zameldowa: - Dowdca brygady partyzanckiej pukownik Bryski ze swoim sztabem. - No i nareszcie spotkalimy si - rzek dziadek wstajc zza stou i podajc nam rk. - Jestem Kowpak, a to Rudniew, nasz komisarz. Zdziwiem si bardzo, gdy w pierwszej chwili w aden sposb nie mogem sobie skojarzy tego skromnie i niepozornie wygldajcego staruszka ze sawnym Kowpakiem. - Tak si w lasy pochowali, e ich nijak znale nie mona. Sam Werszyhora musia si niele nabiedzi, a on i diaba by odszuka - mia si Kowpak. - Konspiracja, towarzyszu generale... - odrzek Bryski.

- Jaka tam konspiracja. Niemcw si boicie, ot co! - i znowu si zamia. - Siadajcie, chopcy. Nianiu! - zawoa Kowpak. W drzwiach pojawia si gospodyni. Staa wyprona jak onierz. - Ugotujcie, prosz, kartofli i usmacie jajecznicy, goci musimy nakarmi. Dzi Rudniew obchodzi urodziny. Mamy wic podwjne wito. - Ju si gotuj, towarzyszu generale. Za par minut wszystko bdzie gotowe. - Dzikuj, nianiu. - Rozkaz, towarzyszu generale! - Baba zrobia przepisowy w ty zwrot, a my wybuchnlimy miechem. Bryski wsta i zoy Rudniewowi yczenia, a za nim Kartuchin, Aniszczenko, oginow, Koniszczuk, Bazykin i ja. W tym czasie niania wniosa do izby wielk mis parujcych ziemniakw i postawia przed kadym z nas aluminiowe talerze. Na stole pojawia si jajecznica z kopy jaj i kiebasa. Bryski mrugn porozumiewawczo na oginowa, ktry wysun si z izby. Wrci za chwil i przynis ze sob piciolitrow bak. - A to co takiego? - spyta Kowpak. - Jak macie wito, to trzeba je godnie uczci, towarzyszu generale - powiedzia Bryski. Przywielimy troch bimbru. - Zuchy ci minierzy - zamia si Kowpak. - Wiedzieli, e Rudniew ma dzi wito. Sprbujemy, jak smakuje minierski samogon. Pierwszy toast wypilimy za zdrowie Rudniewa... * Kowpak opowiedzia nam o swojej wizycie w Moskwie, gdzie uczestniczy niedawno w specjalnej naradzie powiconej sprawie rozwoju ruchu partyzanckiego na terenach okupowanych przez hitlerowcw. Na tej naradzie, ktra odbya si na Kremlu w obecnoci i pod kierownictwem Stalina, zosta utworzony Gwny Sztab Ruchu Partyzanckiego. Dowdc wszystkich oddziaw partyzanckich zosta mianowany marszaek Woroszyow. Na czele sztabu stan Ponomarenko, czonek KC WKP(b). Z kolei Kowpak przekaza nam instrukcje i wytyczne sztabu dla oddziaw partyzanckich i zorientowa nas w sytuacji na froncie. Pniej zacz nas wypytywa o wszystkie szczegy dotyczce Woynia. Interesowa si przede wszystkim siami wroga na tych terenach oraz postaw miejscowej ludnoci wobec okupanta. Najbardziej trapi si faktem, e na terenach Zachodniej Ukrainy Niemcom udao si wywoa bratobjcz walk. Przy wsppracy ukraiskich nacjonalistw zdoali utworzy bandy bulbowcw i banderowcw, ktre skierowali przeciwko ludnoci polskiej. W pewnej chwili zwrci si do mnie. - Trzeba pomc Polakom. Nie mona pozwoli, by nacjonalici mordowali ich bezkarnie. Wy, towarzyszu Maks, powinnicie si tym zaj. - Rozkaz, towarzyszu generale! - odparem. - Trzeba prowadzi szerok agitacj, eby wyzwoli ludno ukraisk od wpyww nacjonalistw. Organizowa zebrania i mityngi, pisa ulotki, wyjania sytuacj na froncie, organizowa ludzi do

walki - mwi dalej Kowpak. Po chwili popatrzy na zegarek i rzek:-Przykro mi, towarzysze, ale za dziesi minut mam we wsi zebranie mieszkacw. Bd musia zostawi was na jak godzin. - A moe, towarzyszu dowdco, nasi gocie zechc wzi udzia w zebraniu - rzek komisarz Rudniew, gadzc swoje czarne wsy. - Bardzo prosimy - umiechn si dziadek Kowpak. - Chtnie pjdziemy - odpar Bryski. Udalimy si wszyscy do budynku remizy straackiej, gdzie zebrao si ju kilkuset mieszkacw Swarycewicz. Nie wszyscy pomiecili si wewntrz. Wielu chopw stao na dworze. Kiedy weszlimy do rodka, niektrzy wieniacy zdjli czapki, inni egnali si lub pakali. Rozlegy si gosy: Bg was tu sprowadzi, nasi opiekunowie. Ale byli i tacy, ktrzy patrzyli na nas spode ba. Usiedlimy za stoem. Najpierw zabra gos Rudniew. Mwi o zwycistwach Armii Radzieckiej, o wielkich stratach Niemcw i niechybnej ich cakowitej klsce. Opowiada o bohaterstwie onierzy radzieckich i olbrzymim wysiku ludzi zaopatrujcych front. Z kolei przekaza ludnoci pozdrowienia od rzdu radzieckiego. Wreszcie omwi walk na tyach wroga i wezwa ludzi do masowego udziau w tej walce. Gdy skoczy, na sali rozlegy si gone rozmowy. Kowpak zastuka w st i chopi uciszyli si nieco, wwczas zapyta: - Kto chce mwi, prosimy otwarcie. Kadego wysuchamy. Teraz zrobio si cicho jak makiem zasia. - No, prosimy, towarzysze. Walcie prosto z mostu. Na prawo, pod cian, w cibie starcw kto si poruszy, chrzkn i zacz mwi: - Bg jeden wie, o co tu chodzi. - Kocisty, wysoki chop z wystajc grdyk i siwymi wsami wysun si nieco do przodu. - Wedle tego, co pan oficer mwi, to my powinnimy nie Polakw bi, ale Niemcw. Kto nam zarczy, e to wszystko prawda? Wy przyszlicie z innych stron, moe tam u was tak ludzie myl, ale tu jest inaczej. Popi po cerkwiach woaj, eby pomci krzywd na Polakach i ydach, ka tpi bolszewikw. Mwi, e tu bdzie samostijna Ukraina... Chop umilk, ale zaraz odezwa si inny: - Racja, racja. Komu tu wierzy? Kto przyjaciel, a kto wrg? Niemcy pomagaj organizowa sotnie atamana Borowca. Kto nie chce i, tego ludzie Borowca wieszaj. Niemcy maj si, jak tu ich bi?... Znw rozlegy si szmery. Kowpak wyczeka chwil, po czym mrugn porozumiewawczo do Rudniewa. Komisarz wsta. - Ludzie, przyjaciele, towarzysze! - zacz gorco Rudniew. - Niemcy was zatruli swoimi kamstwami. Mwicie, e nie wiecie, kogo sucha, kto jest waszym wrogiem, a kto przyjacielem. Czy jestecie lepi, eby tego nie widzie? Czy przyjaciel moe dopuszcza si zbrodni na niewinnych ludziach? Powiedzcie sami, czy w waszej wsi nie ma takich, ktrzy opakuj mier swoich najbliszych, czy nie ma spalonych domw i zagrabionego dobytku? Ilu ludzi zmuszono do wyjazdu do Niemiec? Kto tego dokona? Wrg czy przyjaciel? Na sali rozlegy si szlochy kobiet. Ten i w mwi: Dobrze gada, swj czowiek.

- Kt wybaczy wam bdy? - cign dalej Rudniew. - Wasne dzieci, jeli zdoaj przey t okrutn wojn, bd przeklinay wasze prochy. Czy godzi si obojtnie patrze, jak wrg dokonuje dziea zniszczenia? Wszystkie okupowane narody wystpuj do walki z Niemcami. W tej oglnonarodowej walce nie brakuje dzielnych synw Ukrainy. Za Sucz wasi bracia od dwch lat bij faszystw. Tysice Ukraicw walczy w szeregach Armii Radzieckiej. I tu rwnie wszyscy uczciwi ludzie wstpuj do oddziaw partyzanckich. Tylko zdrajcy narodu mog w takiej chwili wsppracowa z hitlerowcami. Kto tu z was mwi o bandach Borowca. A kt to jest Borowiec? Nie kto inny, jak faszysta. Tacy wanie pomagaj Niemcom w ich zbrodniach. Czy moecie przykada do tego swoj rk?... Rudniew przerwa na chwil, a na sali znw rozlegy si gosy: Susznie mwi. To swoi ludzie. Trzeba bi faszystw. - Kto tu wspomnia, e Niemcy s silni. To kamstwo. Silni wtedy, gdy wiedz, e nic im nie grozi. My partyzanci bijemy ich dniem i noc. - Oni tu s panami, a my niewolnicy - rzuci kto z sali, ale inni go zaraz uciszyli. Teraz wsta dziadek Kowpak. Zmruy oczy i popatrzy na sal z umiechem. - Mwicie, e Niemcy s panami, a wy niewolnicy. Hm, to zadziwiajce, towarzysze! A kt to stworzy ich na panw tego wiata? Chcecie zobaczy, jacy s prawdziwi Niemcy? Pokaemy wam zaraz. Mamy akurat kilku tych panw - doda drwico. - Prosz przyprowadzi ich tutaj - rzek do jednego ze swoich oficerw. Po chwili na sal weszo ze dwudziestu niemieckich oficerw i onierzy, prowadzonych przez jednego partyzanta. Niemcy przedstawiali aosny widok. Byli zaronici i brudni, w porwanych mundurach i dziurawych butach. Stanli w szeregu patrzc sualczo w oczy partyzantom siedzcym za stoem. Na ich twarzach malowaa si kompletna rezygnacja. - Oto s panowie - rzek Kowpak. - Przypatrzcie si im dobrze. Ci, ktrzy was morduj. Teraz s w niewoli i pracuj u nas. Obieraj kartofle, rbi drzewo, gotuj w kuchni. No powiedz, Franz zwrci si Kowpak do szczupego Niemca z dystynkcjami oficerskimi - co mylisz o wojnie? - Hitler szwinia. Kaput - odpar Niemiec. - Kto z was, towarzysze, potrzebuje rk do pracy, niech bierze tego robotnika. Po sali przeszed szmer zdziwienia. - Jake to mamy bra Niemcw? - spyta kto z niedowierzaniem. - Chyba na swoje nieszczcie. Wy std pjdziecie, a wtedy Niemcy nam zapac. - Z Niemca tyle roboty, co z koza mleka - dodaa jaka kobieta. - A od czego kij? - spyta Kowpak. - Jeli nie zechce, to kijem trzeba go pdzi do roboty. Komu faszyci wzili syna czy crk do Rzeszy, niech bierze Niemca. Ludzie milczeli. Po chwili z gbi sali rozleg si kobiecy gos: - Ja wezm, towarzyszu generale! - Ujrzelimy, jak przez cib przeciska si do stou gospodyni, ktra gocia Kowpaka. - Ech wy, tchrze! Jak wam nie wstyd? Na popw zwalacie ca win. A ja przecie ona popa. Nie wszyscy popi jednakowi. - Obejrzaa si na zebranych z pogard, po czym podesza do Franza. Bdziesz u mnie robi. Rozumiesz?

- Jawohl, ich robi. Dobra robi - odpar Niemiec pokornie. Baba wrd oglnego wybuchu wesooci pocigna Niemca za sob. Teraz odezway si gosy: - Dajcie, panie generale, i mnie. Zabrali mi syna i crk. Zamordowali on. Spalili dom. Zabrali cae bydo. Dzieci z godu przymieraj. - Bierzcie, dobrzy ludzie - mia si Kowpak. - A jak zabraknie, przyprowadzimy wam nowych... * Tego wieczoru przybyli do Kowpaka miejscowi delegaci; jak si okazao, by to podziemny komitet organizacji, ktra istniaa w tej wsi od dawna. Wsplnie opracowano plan zorganizowania zbrojnego oddziau do walki z okupantem. Kowpak rozkaza przydzieli oddziaowi troch broni i amunicji. Pn noc poegnalimy kowpakowcw i wyruszylimy w powrotn drog do Krasnego Boru. Nikt z nas nie wspomina dziadkowi Kowpakowi o zniszczonym mocie i zabranych ziemniakach.

Prba
Wyruszajc z grupami minierskimi na linie kolejowe w pobliu Maniewicz odwiedzaem zawsze osad Konisk, gdzie pracowali nasi cznicy-zwiadowcy: Sowikowie, Barascy, Fiokowie i inni. Caa osada Konisk wsppracowaa z nami bardzo aktywnie. Ludzie ci, gwnie Polacy, chodzili czsto na zadania bojowe, ubezpieczali rejony akcji lub brali w nich bezporedni udzia. Niebawem po powrocie ze Swarycewicz pojechaem do Koniska. Kazik Sowik, ujrzawszy mnie, powiedzia z oburzeniem: - To wstrtne, eby partyzanci zajmowali si rabunkiem. - O czym ty mwisz? - spytaem zdziwiony. - W nocy napadli na wie. Zabrali ludziom mk, zboe, ubrania. Nas te obrabowali. Zabrali mi buty, karabin i pistolet. - To kamstwo - odparem wzburzony. -Nasi partyzanci nie rabuj. Za to czeka kara mierci. W tym momencie do chaty wpada zapakana ona Baraskiego. - My pomagamy partyzantom, a oni tak nam zapacili - powiedziaa ze szlochem. - Ostatni wini zabrali nam z chlewa. M chodzi, naraa si, i za co? - Kt wam powiedzia, e to byli nasi chopcy? - spytaem Sowika. - Przyprowadzi ich ten otr Pawlik. On jest teraz w oddziale Bryskiego. Rzdzi si jak szara g. Mwi do partyzantw, e my jestemy faszyci i trzeba nam wszystko zabra - cign Sowik. Prbowa ich nawet namwi, eby nas rozstrzelali. - Pawlik nie jest w brygadzie - rzekem z przekonaniem. Tej nocy odwiedzio mnie jeszcze kilku gospodarzy. Wszyscy skaryli si na krzywd, jak im wyrzdzono, i wszyscy twierdzili, e ci, ktrzy ich obrabowali, byli z oddziau Bryskiego.

Postanowiem wyjani t spraw, by przekona mieszkacw Koniska, e niesusznie oskaraj nas o ten niegodny czyn. Nazajutrz poszedem do sztabu brygady. Zoyem meldunek z przebiegu ostatniej akcji bojowej, po czym opowiedziaem Bryskiemu, co si zdarzyo w Konisku. Widziaem, e dowdca brygady zdenerwowa si bardzo. - Niestety, to wyglda na prawd - rzek. - Wczoraj wrcia z zadania grupa Kartuchina. Przywieli ze sob sporo ywnoci, ktr podobno zarekwirowali faszystom. Tak twierdzi ten czowiek, ktry przyczy si do oddziau Kartuchina. On sam ich prowadzi do tych, ktrzy pracuj z Niemcami. - Gdzie jest ten czowiek?! - zawoaem. - Chwileczk, zaraz go tu sprowadzimy - powiedzia Bryski. - On jest Polakiem. Nazywa si Pawlik. - A wic to jednak prawda - rzekem ze zoci. - To haba dla oddziau! - Towarzyszu Maks, prosz si uspokoi. Czy macie co przeciwko temu czowiekowi? Znacie go? Opuciem gow i chwil si wahaem. To, co chciabym mu wyjani, nie przechodzio mi przez gardo. Tak, znaem tego ajdaka do dobrze, by bez zmruenia oka zastrzeli go wasnorcznie. - Jeli to jest ten sam Pawlik, ktrego znam, oddajcie go w moje rce - rzekem. - Mam z nim stare porachunki. Bryski chcia jednak wiedzie, dlaczego domagam si wydania Pawlika. Nie mogem wic milcze. Zapaliem papierosa i zaczem opowiada. * To byo w rodku lata 1942 r. Grupa, ktr dowodziem, liczya wwczas ze czterdziestu ludzi. Przeywalimy wtedy trudny okres organizacji i walki. Niemcy usiowali za wszelk cen zniszczy nasz oddzia. Wielu partyzantw znajdowao si na granicy zaamania psychicznego. Ich stan duchowy spowodowany by naszym zupenym osamotnieniem w walce z wrogiem. Nie mielimy adnych wieci o tym, co si dzieje na froncie, nie wiedzielimy take, czy na okupowanych przez Niemcw terenach istniej, poza naszym, jakie inne oddziay partyzanckie. Zaleao mi na tym, by podtrzyma na duchu swoich ludzi, prbowaem wic zdoby jakie informacje. Pewnego razu, gdy stalimy na kwaterze w pobliu Koniska, zgosi si do mnie jaki czowiek. Nazywa si Pawlik. Z rozmowy z nim dowiedziaem si, e niedawno wrci zza Bugu. Ta wiadomo bardzo mnie ucieszya. - No i co tam sycha w kraju? - spytaem gorco. - Od pocztku wojny nie mam stamtd adnych wieci. Mj rozmwca zamyli si. - Niemcy morduj naszych ludzi. Ndza i gd, jak wszdzie. - I nic si tam wicej nie dzieje? Nikt nie myli o oporze? - spytaem zawiedziony. Popatrzy na mnie badawczo, wac co w mylach, po czym owiadczy: - To s sprawy tajne, a my si nie znamy...

- Przecie szukajc mnie, wiedzia pan, kim jestem. - Prawd mwic, tak. Tu wszyscy mwi o Maksie... - A wic? - Powiem prawd. Zreszt po to tu przyszedem. Mam dobre wiadomoci. Na Kielecczynie, skd przybyem, toczy si walka. Gry witokrzyskie pene s partyzantw. Nieprzypadkowo przyjechaem w te strony. Mam specjalne polecenie zorientowa si w sytuacji za Bugiem. Pewne grupy partyzantw zostan wkrtce przerzucone w te strony. Polecono mi przygotowa teren. Ogarna mnie fala radoci. Ucisnem mu serdecznie do i powiedziaem: - Jake si ciesz. Spad mi kamie z serca. Wanie o tym marzyem. Teraz mog ju by spokojny. - Wiedziaem, e uraduje pana wie, ktr przynosz - rzek z zadowoleniem. - Ale prosz o jedno. To, co panu mwiem, trzeba zachowa tylko dla siebie. Rozumie pan chyba, dlaczego? - Oczywicie - odparem. Z kolei zacz opowiada o rnych akcjach bojowych, w ktrych bra osobicie udzia, a na kocu opisa mi swoj dug, pen przygd i niebezpieczestw drog z Kieleckiego na Woy. Mwi o tym, jak przechodzc Bug wpad w rce niemieckie, i tylko zote dolary, ktre mia przy sobie, uratoway go od mierci. Przekupi nimi niemieckiego oficera. - Jest pan dzielnym czowiekiem - powiedziaem, wysuchawszy jego opowiadania. - Lubi ludzi odwanych. - Ale c mi z tego? - odpar. - Na co to moje powicenie? Czy wie pan, w jakiej sytuacji yje tu moja rodzina? Mam w Konisku chor matk i siostr. Kiedy wrciem, saniay si z godu. Sdziem, e podczas mojej nieobecnoci ludzie im pomog. Nie warto by patriot. Zrobio mi si przykro, bo przypomniaem sobie swoj rodzin, ktra zostaa w Pilaszkowicach. Byem pewny, e ona rwnie yje teraz w ndzy. - Sam nie wiem, co robi - mwi dalej stroskanym gosem. - Czy zosta tu i pomc rodzinie, czy wypenia swj obowizek. Jeli pjd z powrotem, mog to przypaci yciem matki i siostry. Jeli zostan, nie speni swego obowizku wobec ojczyzny. - Myl, e powinien pan i - owiadczyem. - Rodzin pask wezm pod swoj opiek. - Pan? - Tak. Ja i moi partyzanci. Bdziemy czuwali, by nie staa si im adna krzywda. Jeszcze dzi polemy im troch ywnoci. Zauwayem, e oczy jego zalniy radoci. - Bardzo panu dzikuj. A wic... - Kiedy pan wyrusza w drog? - Za jakie dziesi dni. - Spotkamy si jeszcze?

- Oczywicie. Proponuj spotka si za trzy dni o tej samej porze przy skrzyowaniu drg w lesie pod Czerewach. - Dobrze. Wieczorem posaem do jego domu fur ywnoci: dwie winie, dwa worki mki, worek kaszy, bak masa, troch cukru. Za trzy dni spotkalimy si znw w umwionym miejscu. Pawlik by zdenerwowany. - Wie pan, co si stao? - spyta. - Nic nie wiem. - Dzi w nocy przyszli do nas policjanci i zabrali obydwie winie i mk. Zbili matk i siostr. Ja siedziaem ukryty na strychu. Musieli si o mnie czego dowiedzie, bo pytali, gdzie jestem. Ale matka nic im nie powiedziaa. - Bardzo panu wspczuj. Myl, e w tej sytuacji najlepiej bdzie, jeli matka i siostra opuszcz dom i ukryj si w lesie. Mamy tu niedaleko woln leniczwk, moemy j urzdzi i zabezpieczy zaproponowaem. - Bdziemy si o nie troszczyli. - Dzikuj, ale wtpi, czy matka si zgodzi. Tam jest, mimo wszystko, na swoim. Ma dwa hektary ziemi, wasny domek. - Wobec tego nie widz innego wyjcia... - Sdz, e policja da im na razie spokj. Gdyby pan by tak dobry i da im jeszcze troch ywnoci... Strasznie gupi przypadek... - Dobrze. ywnoci nam nie brakuje. Zabieramy kontyngenty przeznaczone dla Niemcw. - Bd panu bardzo wdziczny. - To gupstwo. Zrobimy, co bdzie mona. Tym razem znw mwilimy o kraju. Przez te trzy dni wiele mylaem o naszej poprzedniej rozmowie. Ciekawio mnie, kto kieruje ruchem oporu w kraju, jakie tam s ugrupowania polityczne, kto w jakich szeregach walczy. Marzyem o tym, by walk o wyzwolenie ojczyzny zajli si polscy komunici i ludowcy. Niestety, i teraz nie wszystko udao mi si wyjani. Pawlik owiadczy mi, e w ruchu podziemnym walcz obok siebie byli oficerowie WP, podoficerowie i szeregowcy, robotnicy i chopi. A wic wygldao na to, e jest to ruch oglnonarodowy. Dane te byy bardzo oglnikowe i niewiele mi wyjaniy, lecz daem spokj i nie wypytywaem go wicej, bo pomylaem, e widocznie s to sprawy, o ktrych nie wolno mu mwi. Kiedy ju egnalimy si, powiedzia z trosk: - Mam sporo kopotw. Musz przyspieszy swj wyjazd i potrzebne mi s pienidze. - Mog panu da troch marek. Nam s niepotrzebne - wyjaniem. - Nic nie kupujemy... - Chtnie bym je przyj, ale marki na nic mi si nie zdadz. Tylko zoto robi na nich jakie wraenie. - Bardzo mi przykro...

Nastpnego ranka wysaem nowe zapasy ywnoci dla jego rodziny. Po kilku dniach spotkaem si z nim po raz trzeci. - Nie wiem ju, co mam robi - powiedzia. - Nikt mi nie chce pomc. Sdziem, e poycz z pidziesit zotych rubli. Ale ci miejscowi ludzie gwid na sprawy spoeczne. Ich patriotyzm ogranicza si do czterech cian i wasnej zagrody. - Moe nie maj zota. S takie cikie czasy, ludzie wyprzedali wszystko. - Pan chyba artuje. Chop to sknera. Trzyma zoto w ukryciu. W kadej chacie s ruble i dolary. Znam takich, ktrzy maj po kilkadziesit rubli w zocie, ale jest na nich tylko jedna rada. - Jaka? - Trzeba im wla, wwczas zmikn i oddadz zoto. - Chyba nie mwi pan tego powanie? - Czemu nie? Przecie tu chodzi o sprawy wyzwolenia ojczyzny. - Jestem przeciwnikiem stosowania terroru. Nie wolno nam w ten sposb postpowa. Musimy za wszelk cen zdobywa zaufanie ludzi, to jest gwarancja naszych sukcesw. - Moe ma pan racj, ale takie rozumowanie nie pomoe mi w wywizaniu si z obowizkw, ktre naoyo na mnie dowdztwo... Od tej pory niejednokrotnie mylaem o tamtej rozmowie z partyzantem z Kieleckiego. Jego rozumowanie wydawao mi si zupenie faszywe. Nie mogo mi si pomieci w gowie, eby prawdziwy patriota ucieka si do stosowania przemocy wobec swoich rodakw. To, mimo wszystko, nie moe by uczciwy czowiek. I w ogle kto wie, kim on jest - pomylaem. W gruncie rzeczy nie znam go prawie wcale. Wiem o nim tylko to, co sam o sobie opowiada. Chcc wyjani swoje wtpliwoci, udaem si do Sowikw. Zapytaem Kazika, czy zna rodzin Pawlikw. - Oczywicie - odpar. - Kt nie zna tego szubrawca? To bandyta i zodziej. Ostatnio z broni w rku obrabowa trzech gospodarzy. Byem wstrznity.- Powiedz mi, Kazik, co on waciwie robi? - To notoryczny zodziej i krtacz. Ju dawno nasi ludzie w Konisku zastanawiali si nad tym, czy go nie zlikwidowa. - Kiedy on tu wrci zza Bugu? - Skd? Nic nie rozumiem. - A wic on od pocztku wojny siedzi w Konisku? - Niezupenie. Czasami, gdy ju za duo nabroi we wsi, znika na tydzie, lub dwa i kradnie w innych miejscowociach. - Teraz rozumiem wszystko. - Nie wiedziaem, e go znasz.

Byo mi wstyd przyzna si do tego, e daem si tak atwo nabra. Postanowiem, e sam rozprawi si z nim jak naley. Kiedy poszedem do niego. Na szczcie by w domu. - No i co powiesz, ajdaku? - spytaem. - Przyszedem ze zotymi rublami. Zaraz ci je wrcz. Pawlik patrzy na mnie z przeraeniem. - O co panu chodzi? Ja przecie nic od pana nie chciaem. - Co zrobi z tym, co dostae od nas? Ty wstrtny psie! - Podszedem i daem mu w zby. Wywali si jak dugi. Tymczasem jego matka i siostra rzuciy mi si do ng, bagajc o lito. - Jeli do jutra nie zwrcisz tego, co otrzymae od nas, i tego, co zrabowae tutejszym ludziom, czeka ci nasz sd. Zginiesz jak pies - owiadczyem. Jak byo do przewidzenia, Pawlik nic nam nie zwrci, nie odda te ludziom zrabowanych rzeczy. Po prostu znikn z Koniska na par miesicy... * Gdy skoczyem opowiada, Bryski umiechn si i rzek: - W yciu rnie bywa. Znam jednego czowieka, ktry do chwili rozpoczcia wojny by ulikiem i dopiero wojna go odmienia. Teraz jest jak najlepszym partyzantem. Dzielnie bije Niemcw, i nie tylko bije. On jest dowdc grupy. - Kt to taki? - spytaem. - Nie chc wymienia nazwiska, ale wy go, towarzyszu Maks, znacie. Jest u nas w brygadzie. Zastanowiem si i nagle przypomniaem sobie pewne zdanie, ktre usyszaem kiedy w sztabie, gdy szykowano grupy dywersyjne do walki z niemieck obaw. Typowano wwczas dowdc, ktry mia kierowa niej bezpiecznymi akcjami na Niemcw w Krasnym Borze podczas ewakuacji czci brygady oraz lenych osad na wschd, za Styr. Wtedy wanie Kartuchin powiedzia: Myl, e nasz ulik poradzi sobie doskonale z frycami. Bryski zgodzi si z tym i na dowdc wyznaczono lejtenanta Krywyszk. - Wiem, kogo macie na myli - odparem. - Ale Krywyszko to zupenie inny czowiek. - Widzicie, towarzyszu Maks, nie zawsze wiemy, dlaczego czowiek postpuje tak, a nie inaczej. Moe Pawlika zmusiy do tego trudne warunki? Czowiek atwo przyzwyczaja si do zego. A najgorsza jest dla niego wiadomo, e wszyscy nim pogardzaj. To prowadzi do nowych wykrocze wobec prawa. Taki czowiek czuje si jak w bdnym kole. Odpychany od ludzi, brnie coraz bardziej w bagno. Ale czasem wystarczy uczyni jeden krok, by go uratowa. Sdz, e powinnimy zrobi taki krok i okaza Pawlikowi zaufanie. Nie wierzyem w moliwo wychowania Pawlika. Mimo to zgodziem si na propozycj Bryskiego, by pozwoli mu zosta w oddziale i umoliwi zmazanie swej przeszoci czynami bojowymi. Gdy po godzinie Pawlik zameldowa si w sztabie, nie byem ju na niego taki zy. Ale on, ujrzawszy mnie, cofn si z przestrachem za drzwi ziemianki. - Wrcie. Nic wam tu nie grozi - powiedzia Bryski. - Maks darowa wam tamte sprawy...

Upyno trzy tygodnie. Okazao si, e Pawlik na akcjach wykazuje aktywno i bojowo, przejawia duo inicjatywy i sprytu, a wic posiada najlepsze cechy dobrego partyzanta. Bryski suchajc opinii ludzi, ktrzy uczestniczyli z Pawlikiem w poszczeglnych zadaniach, powiedzia z zadowoleniem: - Widzisz, Maks. Z tej mki bdzie jeszcze dobry chleb. Wanie myl o tym, eby powierzy mu dowdztwo nad grup bojow. Jutro wysyamy dziesiciu ludzi na tory. C mogem powiedzie? Fakty wiadczyy same za siebie. Pawlik si zmieni. Po powrocie z tego zadania Bryski wyrazi mu specjaln pochwa. Mino jeszcze dziesi dni i nagle z Okoska napyny niepokojce wieci. Okazao si, e dziaajcy w tym rejonie Pawlik obrabowa miejscowy myn, a mk sprzedawa okolicznym chopom. Myn ten by pod nasz cis kontrol i me zboe dla potrzeb partyzanckich. Wkrtce potem dowiedzielimy si, e Pawlik sprzeda chopom za zoto dwadziecia krw, ktre zabra z pobliskiego majtku. Krowy te przeznaczone byy na zaopatrzenie brygady i lenych osad. Niebawem Niemcy znaleli te krowy u gospodarzy, za co zamordowali pitnastu niewinnych ludzi. Bryski wpad w zo. Niezwocznie rozkaza cign swego niefortunnego wychowanka do bazy. Ale okazao si to niemoliwe, Pawlik przepad jak kamie w wodzie. Wwczas dowdca brygady wezwa mnie i owiadczy: - A jednak tym razem pomyliem si. Trzeba, towarzyszu Maks, odnale tego ajdaka. - Znajd go, choby pod ziemi... Jednake Pawlik dobrze si ukry i upyno sporo czasu, zanim wpad w moje rce. Wyznaczyem kilku ludzi, ktrzy nieustannie ledzili dom Pawlika i zasigali o nim informacji w rnych wsiach. Ktrego dnia otrzymaem meldunek, e widziano dziewczyn Pawlika, jak sza do Maniewicz. Kazaem odszuka j i przyprowadzi do bazy, ale dziewczyna przez trzy doby nie wracaa do domu. Zjawi si natomiast u mnie inynier Szewczuk, ktry uzyska w tej sprawie niezwykle ciekawe informacje. - Ona wczoraj bya u Slipczuka. Owiadczya, e Pawlik oferuje Niemcom swoj wspprac. Jest gotw poda im wszystkie szczegy dotyczce brygady partyzanckiej, lecz da w zamian wysokiej nagrody. - To szubrawiec! - Slipczuk mia si dzi porozumie z szefem gestapo. - Trzeba j wzi, zanim Niemcy zaczn z ni mwi. - Wanie o tym mylaem. - Czy pan pozna t dziewczyn? - Doskonale. Widziaem j z bliska. Wiem nawet, gdzie si obecnie znajduje. Zatrzymaa si na nocleg niedaleko posterunku policji. - To dobrze. Prosz wzi trzech ludzi i rusza w drog. Sdz, e jeszcze przed witem uda si wam zabra j z kwatery. Trzeba zrobi to bez wzbudzenia jakichkolwiek podejrze. - Oczywicie - odpar Szewczuk. - Potrzebne tylko bd dobre konie. - Otrzymacie najlepsz par koni i najlepsze sanie.

* W godzin pniej przez zanieone lene drogi pdziy sanie zaprzone w dwjk koni. Bya godzina czwarta nad ranem, gdy sanie zatrzymay si na skraju lasu. Czterej ludzie, ktrzy nimi przyjechali, postawili konierze kouszkw, poprawili bro za pasem i ruszyli w stron widocznego w pobliu miasteczka. Na ulicach panowa spokj. Miasto spao. Jedynie w dwch domach palio si wiato: w budynku, gdzie miecia si andarmeria i gestapo, oraz na posterunku policji. Nikt nie patrolowa miasteczka; by siarczysty mrz wic Niemcy i policjanci woleli czuwa w cieple. Czterej ludzie podeszli do parterowego domku. Trzej cofnli si nieco, a jeden zapuka do drzwi. Wewntrz domu rozlegy si jakie szmery i zaraz potem kto zapyta: - Kto tam? - Swj. Ja do pani, ktra tu nocuje. - W nocy nie otwieramy - odpara kobieta. - Sprawa jest pilna, ja z policji. - Z policji? - zdziwia si. - A kto tam wie po nocy. - Przychodz subowo. Za chwil zgrzytna zasuwa. W drzwiach ukazaa si starsza kobieta, a tu za ni moe dziewitnastoletnia dziewczyna. - Przychodz od narzeczonego - rzek mczyzna. - Pyta, czy sprawa zaatwiona. Bardzo si denerwuje. Kaza wraca natychmiast z powrotem. Boi si, e Niemcy mog pani aresztowa. - Kto pan jest? - Dziewczyna wysuna si do przodu. - Wszystko wyjani po drodze. Trzeba si spieszy. Cofna si w gb mieszkania, po chwili ukazaa si przed domem. Ledwie zamkny si za ni drzwi, a ju z dwch stron przyskoczyli do niej partyzanci. Nie zdya nawet krzykn. Zakneblowano jej usta i poprowadzono przed siebie. Dalszy cig tej historii by ju zupenie prosty. W czasie przesuchania dziewczyna zdradzia miejsce kryjwki Pawlika. Wyznaa te, po co pojechaa do Maniewicz. Sd partyzancki skaza Pawlika na kar mierci przez rozstrzelanie.

Jecy
Grupa dywersyjno-bojowa pod dowdztwem lejtenanta Wasilenki wracaa wanie z zadania na linii kolejowej Wodzimierz - Maciejw. Chopcy byli zadowoleni, gdy udao im si wyrzuci a trzy niemieckie transporty wojskowe. Pidziesit kilometrw od bazy napotkali na swej drodze w lesie kilkunastu ludzi, ktrzy siedzieli lub leeli przy ogniskach. Wasilenko rozkaza swoim chopcom otoczy obozowisko.

Partyzanci cicho podkradli si i zaskoczyli obz. Jakie byo jednak ich zdumienie, gdy na rozkaz: Rce do gry nikt nie podnis si nawet z ziemi. Wasilenko zorientowa si, e ludzie ci znajduj si u kresu si. Wszyscy byli okropnie wychudzeni, oczy lniy im od gorczki, brody sigay a do piersi. - Kto wy jestecie? - spyta Wasilenko, zwracajc si do siwobrodego starca. - My chopi. Niemcy wzili nas na roboty. Wywieli, ale ucieklimy im - odpar starzec. Wasilenko bez trudu odgad, e starzec kamie. Wszyscy mieli na sobie postrzpione mundury onierzy Armii Radzieckiej. - Ej, ojczulku, nie zalewaj kawaw. Wiem, e kamiesz. Mw zaraz prawd - rzek gronie Wasilenko. - Szczer prawd powiedziaem. Jeli nie wierzycie, spytajcie innych. Wasilenko obrzuci wzrokiem kadego brodacza z osobna, policzy. Byo ich czternastu. Jedni patrzyli z niepokojem na partyzantw, drc z zimna, inni nie podnosili nawet oczu, kilku jczao cicho. - Suchaj, stary, mw, kim jestecie. My swoi ludzie, partyzanci... Starzec popatrzy teraz na nich z niedowierzaniem. - Jak to partyzanci? Czy to moliwe? Wszdzie Niemcy... - Przecie widzisz, e mamy bro i chodzimy po lesie. Bije si frycw. A gdzieecie wy byli, e nic nie syszelicie o partyzantach? Starzec podnis si z trudem z ziemi i przypad do piersi Wasilenki wybuchajc gorzkim kaniem. Inni brodacze rwnie zaczli paka i szepta: - Witajcie, bracia... Gdy si troch uspokoili, opowiedzieli Wasilence, e s jecami wojennymi, ktrzy tydzie temu zbiegli z obozu we Wodzimierzu. Przez ten czas, cigani przez Niemcw, ukrywali si w lesie nic nie jedzc. Byli ju u kresu si. Myleli, e przyjdzie im tu umrze. Chopcy Wasilenki mieli przy sobie tylko kilka sucharw i niezwocznie ugotowali z nich na wodzie z roztopionego niegu troch rzadkiej polewki. Wygodniali ludzie poykali ten lichy pokarm w zawrotnym tempie, parzc sobie usta wrztkiem. Nie zaspokoili oczywicie godu, ale moe wanie dobrze si stao. Najedzenie si do syta po tak dugim okresie godwki mogoby skoczy si dla nich tragicznie. Wkrtce po przybyciu do bazy Wasilenko zameldowa mi o wszystkim. Nie tracc czasu zaopatrzyem go w kilka sani i wysaem w powrotn drog. * Cay obz partyzancki wyleg oglda ludzi-trupw, ktrzy zbiegli z niemieckiej niewoli. Bryski dugo rozmawia z byymi jecami, wreszcie zdecydowa, e pozostan pod moj opiek. Przy naszym oddziale istniaa ania obozowa, by te prowizoryczny szpital polowy. Wykpano ich i ubrano w czyst bielizn. Partyzanci od razu zaczli ich doywia na wasn rk. Doktor Melmersztajn, ktrego opiece powierzyem tych biedakw, zabroni kategorycznie dawa im je.

Jecy zaczli baga o lito, krzycze i zaklina go, by pozwoli im si naje. Lekarz jednak okaza si nieustpliwy. Na pierwszy posiek kaza ugotowa dla nich dziesiciolitrowy sagan mleka rozcieczonego wod i da kademu po stugramowej kromce chleba. Pochonwszy w oka mgnieniu ten mizerny pokarm, jecy zaczli dopomina si o wicej. Bezskutecznie zreszt, bo dopiero po szeciu godzinach otrzymali nastpny posiek, rwnie mleko i chleb. Melmersztajn osobicie pilnowa noc, by ktry z partyzantw nie podkrad si i nie przynis potajemnie do ziemianki jedzenia. Na drugi dzie rano nasi nieszcznicy znw otrzymali z kuchni rzadk zupink i kawaek chleba. - Niemcy nas godzili i swoi te! Lepiej nam byo zgin od wroga! - zaczli woa jeden przez drugiego, gdy zobaczyli, e partyzanci jedz miso i sonin. Partyzanci rwnie zaczli szemra przeciwko Melmersztajnowi, e celowo godzi i tak ju ledwo ywych ludzi. W kocu do sztabu przyby delegat: ten sam siwobrody, wysoki staruszek, z ktrym rozmawia Wasilenko po spotkaniu w lesie. By to przywdca caej grupy uciekinierw. - Towarzyszu dowdco - rzek staruszek. - Zlitujcie si nad nami. Czy nie wiecie, co znaczy gd? - Wiem - odparem. - Ale wy przecie powinnicie zrozumie, e robimy to dla waszego dobra. Lekarz musi was uratowa od mierci. On wie, co robi. Wy jestecie przecie inteligentnym czowiekiem dodaem. - Prosz, siadajcie, towarzyszu. Kto tu mwi, e bylicie w armii pukownikiem. - To prawda - odpar siadajc na stoku. - A wy, towarzyszu dowdco, nie jestecie chyba Rosjaninem? - Jestem Polakiem. - Od razu to poznaem. Miaem w armii kilku przyjaci Polakw. Uczciwi byli ludzie - pukownik chciwie wchania dym z mojego papierosa. - Prosz, towarzyszu, zapalcie - wyjem woreczek z tytoniem. Oddar drcymi rkami kawaek gazety, zrobi skrta i zapali. - No to jak bdzie, towarzyszu dowdco? - spyta. - Ja wszystko rozumiem, ale ludzie s przygnbieni. Lekarz owiadczy, e jeszcze przez dwa tygodnie bdziemy na diecie. - Myl, e troch skrci ten termin - odparem. - Pomwi z nim. Wierzcie mi, e to dobry lekarz i dobry czowiek... Do sztabu wszed dowdca kompanii Chwiszczuk, eby zoy mi meldunek o przeprowadzonej akcji bojowej. Pukownik wsta i poegnawszy si z nami wyszed. Zauwayem, e twarz mu si troch rozjania. Po tygodniu znw mnie odwiedzi. By ogolony i umiechnity. Zaczlimy dusz serdeczn rozmow. Dowiedziaem si ju poprzednio, e nazywa si Mikoaj Nikoajewicz Grigorjew i ma poza sob dugoletni sub wojskow. Grigorjew jeszcze za czasw carskich ukoczy szko kadetw i otrzyma stopie oficerski. Od pierwszych dni rewolucji przeszed na stron Armii Czerwonej i bi si dzielnie z biaogwardzistami. Pniej, po zwycistwie rewolucji, z zapaem pracowa nad szkoleniem kadr Armii Czerwonej. Wojna z Niemcami w 1941 r. zastaa go na stanowisku wykadowcy artylerii w Akademii Leningradzkiej. Grigorjew poprosi o skierowanie na front. Otrzyma stanowisko dowdcy artylerii korpusu. W tym samym korpusie suy jego syn, dowdca baterii artyleryjskiej. Syn zgin w walkach

pod Kijowem i niedugo po tym Niemcy okryli cz jednostek korpusu. Pukownik wraz z grup oficerw dosta si do niemieckiej niewoli... - No i jak, towarzyszu pukowniku? Lepiej was karmi? - spytaem. - Dzikuj. Troch lepiej. Dzi dostalimy po sto gram misa i kasz z sosem. - Duo przeylicie - rzekem. - Byo ciko, ale teraz jest dobrze. Mylaem, e ju nie doczekam koca tej wojny. Mielimy duo szczcia. Inni umieraj tam teraz codziennie caymi dziesitkami. - Bylicie odwani decydujc si na ucieczk. - Czowiek chce ratowa ycie. Robilimy, co byo mona, eby ocali sw godno. - Grigorjew zapali papierosa i zacz opowiada. * Dostawali raz dziennie troch polewki ze zgniych burakw i kartofli i po kawaeczku chleba z mki kasztanowej, otrb i trocin. Ludzie, bici i maltretowani przez ochraniajcych obz esesowcw, padali jak muchy, oprcz tego szerzyy si epidemie tyfusu i innych chorb. Codzienne trzygodzinne apele na kilkustopniowym mrozie wyryway z szeregw wci nowe ofiary. Grigorjew i jego towarzysze nie chcieli jednak gin z rk mordercw. Nieustannie myleli o tym, jak wydosta si z obozu mierci. Grigorjew mia wiernych, gotowych na wszystko przyjaci. Midzy innymi byli to major Timoszenko, z zawodu inynier kolejowy, major Celermajer i kpt. marynarki Tichonow2. Noc, kiedy inni koledzy spali, Grigorjew opracowywa ze swymi towarzyszami plan ucieczki. Major Timoszenko zaproponowa wykopanie podziemnego tunelu. Odlego od baraku, w ktrym mieszkali, do ogrodzenia, zoonego z trzech rzdw drutw kolczastych, wynosia 25 metrw. Postanowiono zrobi tunel dugoci okoo czterdziestu metrw. Do tego celu potrzebne byy jakie narzdzia oraz odpowiednia ilo ludzi. Wedug oblicze inyniera Timoszenki zamierzenie to mona byo wykona w cigu trzech-czterech miesicy, werbujc oczywicie jeszcze kilku ludzi. Z tym ostatnim nie byo wcale trudno. Nastpnego dnia wtajemniczyli w swj plan szeciu innych towarzyszy, ktrzy z ochot przyjli ich propozycj. Jesieni 1942 r. rozpocza si mudna, mrwcza praca. Pod prycz w baraku wyrwali dwie deski i zaczli goymi rkami ry ziemi. Wynosili j na zewntrz w kieszeniach i w woreczkach uszytych z gaganw i ukrytych w nogawkach spodni i rozsypywali po caym terenie obozu. Po miesicu tunel wynosi ju ponad dziesi metrw dugoci. Gliniasta gleba zapewniaa jego trwao. Tymczasem jednak dwch ze zwerbowanych do wsppracy kolegw nie wytrzymao, umarli z wyczerpania i godu. Teraz dalsza praca postpowaa znacznie wolniej. Mimo to nie upadano na duchu. Przyjaciele Grigorjewa proponowali, by dobra nowych ludzi, lecz pukownik nie zgodzi si na to. Powodzenie ich akcji byo zapewnione tylko wwczas, gdy zachowywano wielk ostrono. Wtajemniczanie wikszej iloci ludzi w plan ucieczki nie dawao cakowitej gwarancji powodzenia. Niemcy mogli przy jakiej okazji schwyta kogo z woreczkiem ziemi i domyli si wszystkiego. Dalsz prac wykonywano wic teraz w omiu.

Dziaa on pniej w partyzantce w Tatrach.

W styczniu 1943 r., po niefortunnych wieciach z frontu stalingradzkiego, Niemcw ogarna furia wciekoci. W obozie zastosowano przerne formy tortur, zakopywano ywcem w ziemi, przypalano elazem stopy, wbijano szpilki za paznokcie, strzelano bez adnego powodu. I znw pado dwch spord kolegw, ktrzy byli w konspiracyjnej grupie Grigorjewa. Wwczas tunel mia ju okoo dwudziestu piciu metrw dugoci. Mijay dni... I wreszcie pewnej nocy tunel by gotw. W ostatniej niemal chwili przed opuszczeniem obozu Grigorjew postanowi wtajemniczy w zamiar ucieczki innych wsptowarzyszy. W sumie zebraa si grupka liczca czternastu ludzi. Po pnocy, gdy cay obz spa, Grigorjew wraz ze swoj grup zbieg poza druty. O wicie byli ju dziesi kilometrw od obozu, w gbokich lasach. Ucieczka si powioda, lecz teraz pojawiy si nowe problemy. Uciekinierzy potrzebowali ywnoci. Pobliskie wsie byy pod kontrol banderowcw, wrogo nastawionych nie tylko do Polakw, ale rwnie do Rosjan. Zdobycie ywnoci byo spraw prawie niemoliw. Nic wic dziwnego, e grupa Grigorjewa - ju i tak bardzo wycieczona - nadal okropnie godowaa. Brak poywienia doprowadzi ludzi do kompletnego wyczerpania. W tej sytuacji spotkali ich partyzanci Wasilenki. * - Mielicie szczcie spotykajc Wasilenk - rzekem. - O tak. Ale, prawd powiedziawszy, trzeba byo mie w yciu prawdziwego pecha, eby dosta si do niemieckiej niewoli. To bardzo gupia historia. - Ale to ju mino. - Widzicie, towarzyszu Maks, pamitam tak rzecz. Kiedy rozpocza si wojna, stawiem si na rozmow u marszaka Woroncewa, dowdcy artylerii. Powiedziaem, e moje miejsce jest na froncie, a marszaek przekonywa mnie, e powinienem zosta w akademii. Zaczem go wwczas gorco prosi, by pozwoli mi wzi bezporedni udzia w wojnie. I zgodzi si. Czy to nie gupie, e ju w pierwszych miesicach wojny dostaem si w apy Niemcw? Jake teraz wygldam w oczach kolegw i marszaka? Co ja im powiem po wojnie? - Na wojnie rnie bywa... - zaczem mwi, ale przerwa mi. - Wiem, co chcecie powiedzie. Wy, towarzyszu Maks, jestecie Polakiem. Polacy to szczerzy i uczciwi ludzie. Nie potrafi kama. W kadym razie kamstwa im si nie udaj. Znaem w swoim yciu wielu Polakw, mam o nich jak najlepsze zdanie... - Jestem bardzo szczliwy, syszc te sowa, towarzyszu pukowniku... - Tu nie o to chodzi - znw przerwa mi Grigorjew. - Czy wy wiecie, dlaczego ja i moi wsptowarzysze zostalimy przydzieleni do waszego oddziau? - Oczywicie. W naszym obozie s dla was najlepsze warunki. - To by tylko pretekst - odpar Grigorjew. - Ja i moi koledzy prosilimy Bryskiego, eby nas zostawi u was. Obawialimy si, e w innych oddziaach, gdzie partyzantami s nasi ludzie, nie znajdziemy naleytego zrozumienia. Nasze przewidywania okazay si suszne. I w waszym oddziale s byli

onierze Armii Czerwonej. Ju teraz niektrzy z nich maj do nas pretensj, e my, oficerowie, tyle czasu siedzielimy w obozie, podczas gdy oni, szeregowcy, nie zoyli broni. - To s bzdury. Potrafimy ich uspokoi. - Nie, towarzyszu Maks, oni w gruncie rzeczy maj racj. onierz nigdy nie wybaczy swoim oficerom, e okazali bierno... lub tchrzostwo. Zasuylimy na potpienie. Teraz pomylaem, e chyba le zrobiem polecajc, by wszystkich jecw, ktrzy przybyli w grupie Grigorjewa, przydzieli do prac gospodarczych. Utara si ju u nas zasada, e kady nowy partyzant, niezalenie od stopnia wojskowego, odbywa dwumiesiczn praktyk w kwatermistrzostwie, gdzie trzeba byo rba drzewo, nosi wod, obiera jarzyny itp. Bryski rozkaza cile przestrzega tych zasad. Postanowiem, e w tym wypadku skrc jednak okres prbny. - Za kilka dni pjdziemy razem na zadanie bojowe - powiedziaem. - Wy, towarzyszu pukowniku, jeli chcecie, zostacie przy mnie w sztabie. Wasze bogate dowiadczenie wojskowe na pewno bardzo si przyda oddziaowi. - Jestem wam bardzo wdziczny - odrzek Grigorjew z radoci. Niedugo po tej rozmowie przeprowadzalimy ca seri akcji minierskich na liniach kolejowych. Zgodnie z przyrzeczeniem, jakie daem Grigorjewowi, zabraem ca jego grup na zadanie bojowe. Byo to na pocztku marca 1943 r. Ruch na linii kolejowej Kowel - Maniewicze z kadym dniem si wzmaga. Noc Niemcy przepuszczali w kierunku frontu ponad trzydzieci transportw ze sprztem wojennym i wojskiem. Chciaem da ludziom Grigorjewa mono rehabilitacji w oczach wszystkich partyzantw i dlatego powierzyem im wysadzenie transportu. Ta noc bya bardzo mroczna. Pada mokry nieg, ktry utrudnia prac minierw. Dziaajc pod oson ciemnoci, piciu ludzi Grigorjewa zdjo niemieck ochron patrolujc tory kolejowe, kilku innych zaoyo miny. Grigorjew przez cay ten czas by przy mnie. Gdzie koo dziesitej wieczorem, kiedy mina zostaa ju umieszczona i zamaskowana, ze stacji w Maniewiczach wyruszy pierwszy nocny transport. Syszelimy gwizd parowozu i syk pary. Grigorjew by bardzo podniecony. Mwi, e ta noc jest dla niego wielkim wydarzeniem. - Prosz wzi ode mnie ten sznurek - rzekem wrczajc mu koniec linki, ktra poczona bya z zapalnikiem miny. Grigorjew wzi sznurek. Czuem, jak dr mu rce. Pocig zblia si coraz bardziej. - Kiedy tylne koa parowozu min nas, trzeba pocign. Podam wam sygna - powiedziaem. - Rozkaz! - usyszaem w odpowiedzi. Pocig by tu, tu. Oto parowz buchajc snopami iskier zrwna si ju z naszym stanowiskiem. Rzuciem szybko: - Cig! - Czto takoje?

- Cig! - zawoaem nerwowo, po czym zaklem po rosyjsku i zaraz potem rozleg si potny wybuch. Wagony zaczy si pitrzy jeden za drugim i z wielkim hukiem wali si z nasypu. Poprzez gony huk i trzaski usyszaem gos Grigorjewa: - No, ja im tiepier da proklatym, za wsio... Kiedy odchodzilimy z tamtego miejsca, pukownik radowa si, e oto wreszcie jest znowu prawdziwym onierzem. Od tego czasu Grigorjew zosta moim pierwszym zastpc i peni w oddziale rol szefa sztabu. Major Timoszenko otrzyma wkrtce stanowisko szefa sztabu brygady. Rwnie inni oficerowie z grupy Grigorjewa zostali wczeni do oddziaw bojowych na rne stanowiska dowdcze.

Partyzancki wynalazek
W oznaczonym czasie radiotelegrafistka przyja nastpujcy radiogram nadesany z centralnej bazy z Biaorusi: Moskwa nie jest w stanie dostarczy wam materiaw wybuchowych z powodu braku rodkw transportu. Samoloty potrzebne s na froncie. Proponuj przestawi si na organizowanie zasadzek, napadw na mniejsze garnizony oraz ostrzeliwanie transportw. Podpisa - Czornyj. Ten radiogram przyszed w z por i popsu nam do reszty humory. Bo jake to? Przed samym nosem waliy nam dniem i noc transporty ze sprztem wojennym, dyszay ciko parowozy, skrzypiay osie przecionych platform i wagonw, a my musielimy biernie przyglda si temu widowisku. I na c to nam teraz przyszo? Z brygady do specjalnych zada, ktra zapisaa ju na swym koncie kilkaset wysadzonych transportw niemieckich, stalimy si nagle ludmi niemal bezuytecznymi. Zawsze szczycilimy si tym, e penimy sub na jednym z najwaniejszych odcinkw wojny, na tyach wroga. Za gwny cel wszystkich naszych de stawialimy sobie nieprzepuszczenie adnego niemieckiego transportu. Za t cen czsto rezygnowalimy z nadarzajcej si okazji zmierzenia si oko w oko z wrogiem w jakiej otwartej bitwie, jak to czyniy inne oddziay, na przykad partyzanci Fiodorowa lub Kowpaka. Tumaczylimy stale ludziom, e speniaj bardzo zaszczytn rol, cieszylimy si kadym wysadzonym pocigiem. Wszelkimi sposobami podsycalimy ambitne wspzawodnictwo midzy poszczeglnymi oddziaami, ktre polegao na rywalizacji w walce na torach. Bardzo czsto syszc o nowych sukcesach Armii Radzieckiej na froncie, podkrelalimy, e s one midzy innymi wynikiem dziaalnoci na zapleczu. Jak wag miay dla nas jakie pojedyncze potyczki z niemieckimi garnizonami w porwnaniu z akcjami na torach, gdzie codziennie niszczylimy dziesitki dzia, czogw i innego wojennego sprztu wroga lub opnialimy na dugie tygodnie dostarczenie ich na front. Wiadomo o tym, e Wielka Ziemia nie jest w stanie dostarczy nam materiaw wybuchowych, wywara na nas druzgocce wraenie. Ten i w partyzant zacz powtpiewa w rzeczywist wag naszej dziaalnoci. W chwili nadejcia radiogramu, mielimy w brygadzie zaledwie trzydzieci kilogramw trotylu, a do wysadzenia jednego transportu potrzeba nam byo co najmniej dziesi kilogramw. Co robi dalej?

Bryski nie pozwoli nam zuy pozostaego trotylu, dopki nie znajdziemy jakiego konkretnego wyjcia z tej trudnej sytuacji. Nie mielimy najmniejszego zamiaru przestawia si wycznie na mao efektywne potyczki i akcje bojowe, ktre i tak kontynuowalimy. Grupy bojowe oczyciy ju teren z niemieckich garnizonw i posterunkw policji w promieniu kilkudziesiciu kilometrw. Utworzylimy wasny kraj partyzancki, gdzie wrg ba si zapuszcza maymi siami. Szukajc gorczkowo wyjcia z sytuacji, odbylimy w sztabie dziesitki narad. Wiedzielimy doskonale, e w rejonie Maniewicz, Powrska, Rafawki i Kamienia Koszyrskiego ley setki niewypaw artyleryjskich i bomb lotniczych. Najwicej ich byo w rejonie Powrska, gdzie do wybuchu wojny polsko-niemieckiej znajdowa si stary poligon artyleryjski. Zastanawialimy si wic, w jaki sposb je zuytkowa. Bryski by przewidujcy. Chocia na razie nic konkretnego nie wyonio si jeszcze z tych naszych dyskusji, to jednak uwaa, e nie wolno nam zwleka i trzeba cign w rejon partyzancki wszystkie niewypay, zanim zainteresuj si nimi Niemcy. I oto ruszyy w teren dziesitki grup zaopatrzonych w furmanki. W dwa tygodnie pniej w pobliu bazy leao ju okoo piciuset pociskw artyleryjskich i pidziesiciu bomb lotniczych. Zwrcilimy si rwnie do miejscowej ludnoci, by zawiadamiaa nas, gdzie znajduj si niewypay. Chopi prawie natychmiast odpowiedzieli na nasz apel, nie ograniczyli si zreszt tylko do przekazywania nam informacji, lecz czsto sami z naraeniem ycia wieli pociski i bomby w stron Krasnego Boru. Tymczasem sztab brygady sporzdzi specjaln list wszystkich partyzantw, ktrzy suyli kiedy w artylerii lub w wojskach inynieryjnych. Okazao si, e mamy w oddziaach ponad dwudziestu artylerzystw, w tym kilku oficerw i podoficerw. Byli te w brygadzie saperzy, ludzie, ktrzy kiedy pracowali przy rozbrajaniu pociskw na poligonie, oraz kilku pirotechnikw. Bryski zwoa ich wszystkich na narad. - Trzeba wydoby trotyl z pociskw i bomb. To jest wasze najwaniejsze zadanie na dzi - owiadczy krtko. Wsta pukownik Grigorjew. - To chyba bezcelowa robota. W takich warunkach, bez laboratoriw, nie osigniemy adnych efektw. Oczywicie, mona po rozbrojeniu pocisku wydoby z wntrza trotyl, ale przecie trotyl w proszku jest bezuyteczny. eby uzyska si wybuchu, niezbdne jest posiadanie sprasowanego trotylu - orzek. - wita prawda - uzupeni wywd pukownika kapitan Mahomet, szef zwiadu brygady. - Trotyl posiada waciwoci bojowe tylko, kiedy jest sprasowany. - O to wanie chodzi, eby co wymyli - nie ustpowa Bryski. - Zastanwmy si, towarzysze, wsplnie. Moe nasunie si komu jaka twrcza myl. - Jest tylko jeden sposb na to, by materia wybuchowy wydosta si z pocisku. Mona to osign przez podgrzewanie pocisku. Ale, podgrzewany ogniem trotyl pali si - rzek pukownik Grigorjew. Wic sdz, e nasze rozmylania do niczego konkretnego nie doprowadz... Narada trwaa bardzo dugo, lecz nie daa adnych rezultatw.

* Kapitan Mahomet wraca z narady do swojej ziemianki okrn drog. Przechodzc obok niewielkiego bagniska zatrzyma si nagle. W pobliu lea may, zardzewiay granat od modzierza. Kapitan uj go ostronie w rce. Przez chwil wpatrywa si w rud rdz pokrywajc granat, oglda uwanie zapalnik, po czym zacz przy nim ostronie manipulowa. W kocu udao mu si odczy zapalnik od granatu. Rzuci zapalnik do bagna... Popatrzy teraz w otwr granatu, gdzie cia si twarda masa trotylu. Oto materia wybuchowy. Gdyby udao mi si go wydoby, uzyskabym wielkie uznanie u towarzyszy, brygada mogaby kontynuowa zadania bojowe - pomyla. - Tak, ale przecie nie ma na to adnego sposobu. Mahomet wykona ruch, jakby mia zamiar rzuci granat w bagno w lad za zapalnikiem, ale w ostatnim momencie rozmyli si. Podrzuci go kilka razy na otwartej doni, wreszcie schowa do kieszeni. Nagle przypomnia sobie, e przecie nie jad jeszcze obiadu. Skierowa si w stron kuchni. Czu, jak chodna stal granatu ociera mu si o nog. Po co ja to dwigam? - pomyla i znw chcia wyrzuci granat, ale mija wanie grup partyzantw i nie chcia zwraca na siebie ich uwagi. Przy wielkim kotle sta kucharz, popularnie nazywany Kolka Powar, i miesza drewnian yk zawiesist zup. Zapach krupniku mile poechta podniebienie Mahometa. - Dawaj, Kolka, zupy! - zawoa. - Kiszki tacz mi kozaka. - Ju daj, towarzyszu kapitanie - odrzek kucharz umiechajc si do niego. Mahomet rzuci jeszcze okiem na niewielki, moe dziesiciolitrowy kocioek, gdzie parowaa woda. - A tu co gotujesz? - spyta. - Herbat cejlosk - odpar artobliwie Kolka. Herbat cejlosk nazywano zastpczy napj z lici poziomek i innych rolin. Ale kapitan nie dosysza odpowiedzi kucharza, bo w tej wanie chwili wpad na genialny pomys. - Kola, poycz mi ten kocioek na dwie godziny! - zawoa gorczkowo. - Nie mog, towarzyszu kapitanie. - Kucharz patrzy zdziwiony na Mahometa. - Dowdca kaza da herbat na kolacj. Moe pniej... - Nie pniej, lecz teraz. Wylewaj prdko herbat, dawaj czystej wody i pal ogie! - Mahomet wycign z kieszeni granat. Kucharz patrzy na niego rozszerzonymi oczyma. - No, ruszaj si, piorunem! Nie patrz na mnie jak na wariata. Wanie mam zamiar ugotowa ten granat. Zobaczysz, jaki bdzie gulasz. Przygotuj te talerz... Kola pocz si trz ze strachu, lecz speni polecenie kapitana. Kiedy zobaczy, e Mahomet ma zamiar wsadzi min do kocioka z wod, porwa si z miejsca i uciek. Kapitan zacz si gono mia. W p godziny pniej na dnie kocioka z gotujc si wod cia si masa trotylu. Mahomet patrzy w kocioek z zapartym tchem, oczy mu pony. Gdy wszystka masa trotylu wypyna ju z granatu, zdj kocioek z ognia, odla wod, a gst mas wyla na aluminiowy talerz, po czym uda si do sztabu, niosc w rkach t niecodzienn potraw.

W pobliu ziemianki sztabu spotka Kol Powara. - Popatrz, Kola, jaki wspaniay gulasz przyrzdziem - powiedzia miejc si od ucha do ucha. Kola spojrza na talerz nic jeszcze nie rozumiejc. - Co to takiego? - Najprawdziwszy w wiecie trotyl. Teraz bdziemy mieli czym czstowa Niemcw. Ze sztabu wysunli si Danilczenko i Koniszczuk, a tu za nimi sam Bryski. - Kolacja dla sztabu brygady... - powiedzia Mahomet. Wszyscy ogldali ze zdziwieniem t dziwaczn potraw. - Brawo, Mahomet! - zawoa z radoci pukownik Bryski. - Widzicie, oto partyzancki wynalazek! Mamy trotyl. Niech yje Mahomet, nasz wynalazca! Wszyscy zaczli ciska do kapitana. Lotem byskawicy obiega cay obz wie o wynalazku kapitana Mahometa. Dowdca brygady rozkaza zbudowa natychmiast specjalny piec z cegie. Na piecu umieszczono pokanych rozmiarw beczk po benzynie. Jeszcze tego samego dnia wytopiono pierwsz parti trotylu z dwch pociskw artyleryjskich. Nazajutrz o wicie zaczto si przygotowywa do prb. Umieszczono dziesiciokilogramow min pod duym dbem, poczono j z zapalnikiem i dugim sznurkiem. Wok miejsca, gdzie odbywa si ten eksperyment, zebrao si kilkudziesiciu podnieconych partyzantw. Przyby rwnie pukownik Grigorjew. Stary artylerzysta przyglda si przygotowaniom Mahometa z pewn doz niewiary. W pewnej chwili rzek: - Myl, kapitanie, e niepotrzebnie si trudzicie. Wasza mina nie wybuchnie. Trotyl, eby wybuchn, musi by mocno sprasowany. Bylimy wciekli na pukownika, bo kady z nas mia nadziej, e jednak prba powiedzie si. Ale oto nadszed najbardziej emocjonujcy moment. Przygotowania zakoczono, ludzie cofnli si na odlego kilkudziesiciu metrw, a Mahomet wzi do rki koniec konopnego sznurka. Wszyscy wstrzymali oddech. Na znak dowdcy brygady kapitan szarpn mocno za sznurek. Spod dbu, gdzie ukryta bya mina, wydobyo si troch dymu, jednoczenie rozleg si saby wybuch. Db sta jednak nadal na swoim miejscu. Grigorjew umiechn si i odszed. Mahomet zakl gono i splun. Partyzanci byli zawiedzeni. - Tak min muchy tylko mona zabija... - zaczli kpi. Po tym wydarzeniu nikt nie wierzy ju w moliwo wykorzystania zebranych niewypaw bomb i pociskw artyleryjskich. Rozebrano piec do wytapiania trotylu. Partyzanci zaczli szepta, e trzymanie w pobliu obozu tak duego skadu materiaw wybuchowych powanie zagraa naszej bazie. Nie byo to zreszt pozbawione susznoci. Jeden tylko Mahomet nie dawa za wygran i wci rozmyla nad ulepszeniem swego wynalazku. Min tydzie. Pewnego ranka kapitan uda si do swego przyjaciela Koniszczuka. - Suchaj, bracie, przygotuj nowy piec. Mam myl.

- Co chcesz zrobi? - spyta Koniszczuk. - Nie warto naraa si na miechy... - Co mi tam miechy, kiedy chodzi o tak spraw. - Kapitan wyjani przyjacielowi swj nowy pomys. Ot postanowi wytopion mas materiau wybuchowego poczy z kostk trotylu w specjalnej formie. Przewidywa, e w ten sposb uzyska znacznie silniejsz reakcj wybuchow. Koniszczukowi pomys wydawa si dobry i niezwocznie obydwaj zabrali si do pracy. O wicie nastpnego dnia w tajemnicy przed wszystkimi przygotowali poza rejonem obozu now min. Cay obz spa jeszcze, gdy w pobliu rozlega si potna detonacja. Ludzie poderwali si momentalnie na nogi. W obozie zarzdzono alarm bojowy. Poszczeglne oddziay zajy wyznaczone stanowiska obronne. Tylko dowdca brygady natychmiast spostrzeg nieobecno Mahometa i od razu domyli si wszystkiego. - Szuka kapitana Mahometa. To jego sprawka! - owiadczy. Partyzanci rozbiegli si we wszystkich kierunkach. Niebawem natrafiono na miejsce wybuchu. Na rozlegej polanie, gdzie poprzednio tkwi w ziemi duy dbowy karp, pozosta obecnie kilkumetrowy d. W powietrzu unosi si jeszcze swd spalonego prochu. Mahomet by szczliwy. Cay obz zebra si wok niego. Ludzie chwycili go na rce i zaczli podrzuca w gr. * To by rzeczywicie niezwyky sukces. Otrzymanie penowartociowego trotylu z niewypaw rozwizywao na dugi czas kwesti zaopatrzenia brygady w materiay wybuchowe niezbdne do wykonania akcji sabotaowo-dywersyjnych, co dotychczas byo najwiksz nasz trosk. Od tej pory moglimy kontynuowa zadania bojowe bez adnych ogranicze. Mielimy przecie ze dwadziecia ton pociskw i bomb, z ktrych mona byo wytopi co najmniej z dziesi ton trotylu, a wic uzyska okoo tysica min. W niezwykle krtkim czasie zbudowano w obrbie obozu prowizoryczn fabryczk trotylu. Fabryczka pozostawaa pod bezporednim kierownictwem kapitana Mahometa i lejtenanta Danilczenki, ktry peni kiedy sub szefa artyleryjskiego zaopatrzenia w puku. Fabryczka dzielia si na trzy dziay. Pierwszy dzia, ktry mieci si w odlegoci kilkuset metrw od obozu, zajmowa si rozbrajaniem bomb i pociskw. Pracowali w nim dowiadczeni saperzy-minierzy. Drugi oddzia zajmowa si wytapianiem materiau wybuchowego. W tym celu w wybranym miejscu zbudowano kilka piecw. Koty zaopatrzone byy w specjalne siatki, w ktrych umieszczano pociski lub bomby przed zanurzeniem ich w wodzie. Podgrzewana woda roztapiaa trotyl, po czym przeszkoleni ludzie wyjmowali specjalnymi hakami pocisk z wntrza beczki, a trotyl przenosili do tak zwanego dziau form. Tutaj wlewano roztopion mas w specjalne skrzyneczki i czono j z kostkami trotylu. Najbardziej niebezpieczna praca bya w dziale pierwszym, gdzie rozbrajano pociski i bomby usuwajc z nich zapalniki. Mimo e zatrudnieni tu byli dowiadczeni minierzy i artylerzyci, zdarzay si jednak wypadki, i stare, zardzewiae zapalniki nie daway si odczy od adunku wybuchowego i czasami nastpowaa niespodziewana eksplozja. W tego rodzaju wypadkach zgino kilku ludzi, a wrd nich starszy lejtenant Danilczenko. Miny fabrykowane wasnym sposobem speniay doskonale swoj rol. Znw, jak dawniej, leciay w gr niemieckie transporty kolejowe i inne obiekty wroga. Dotychczas stosowalimy do uproszczony sposb minowania, dziaajcy na zasadzie zapalnika nacigowego. Ten sposb

skuteczny by tylko w warunkach nocnych lub w wypadkach braku ochrony linii kolejowej, gdy wymaga bezporedniej obecnoci partyzantw w czasie wybuchu miny. Ostatnio jednak Niemcy coraz lepiej zabezpieczali tory, wysyajc na nie patrole zoone z andarmerii, ochrony kolei, wasowcw i ludnoci cywilnej. Mimo to, noc, udawao si nam na og zmyli ochron, umieci min pod szynami i zamaskowa j. Wrg wzi si wwczas na sposb i wikszo transportw zacz przepuszcza w cigu dnia, pod cis ochron. Przy naszej fabryczce powstao specjalne laboratorium, gdzie przeprowadzalimy prby zmierzajce do skonstruowania zapalnikw o dziaaniu naciskowym i innych, ktre wyeliminowayby ostatecznie potrzeb bezporedniego asystowania przy wybuchu miny. Wkrtce mielimy ju miny o dziaaniu naciskowym, elektryczne, chemiczne i magnetyczne. Udao si nam rwnie skonstruowa miny zegarowe. Niemcy, widzc, e nie wystarczy ju obecnie sama ochrona torw, gdy transporty nadal wylatuj w powietrze, zabrali si powanie do przeciwdziaania. Zaczto naprdce szkoli specjalne ekipy przeznaczone do wykrywania min. Ekipy te nieustannie przesuway si wzdu torw w poszukiwaniu adunkw. Do czsto Niemcy wykrywali zamaskowane miny, zdarzao si jednak, e nie zorientowani w naszych sposobach minowania, ginli. Wobec tego dowdztwo niemieckie, odpowiedzialne za zabezpieczenie torw, postanowio wyszkoli do tej pracy specjalne psy wilczury. Akcja z psami daa wyrane rezultaty. Psy potrafiy odnale ukryt min i poradzi sobie z odgrzebaniem jej spod nasypu wiru i kamieni. Ale za kadym razem kosztowao to Niemcw utrat jednego psa. Chcc zmusi wroga do zaniechania tego sposobu, partyzanci nasycali tory tak du iloci drobnych min, e niedugo Niemcom zupenie zabrako psw. Walka o tory trwaa dalej. Na Woy sprowadzono z Niemiec kilku specjalistw od minowania. Oficerowie ci prowadzili mudne badania nad sposobami rozbrajania skomplikowanych zapalnikw i szkolili ekipy minierskie. Poza minowaniem torw wykonywalimy szereg rnorodnych akcji dywersyjnych, zwizanych gwnie z likwidacj skadw i magazynw niemieckich. Na terenie Kowla Niemcy zbudowali olbrzymie skady benzyny i ropy naftowej. Skady te obsugiwa personel cywilny, lecz znajdoway si one pod czujn ochron niemieckiej andarmerii. Podczas przechodzenia bramy wartownicy przeprowadzali starann kontrol. Chodzio im szczeglnie o to, czy ktry z robotnikw nie ma przy sobie zapaek czy zapalniczki. Palenie papierosw na terenie skadu byo surowo zabronione. W magazynach benzyny pracowa jeden z naszych zaufanych ludzi. Postanowilimy powierzy mu zadanie wysadzenia skadw w powietrze. Zgodzi si na to bez wahania. Kapitan Mahomet wykona przy pomocy Borysiuka specjaln min zegarow i umieci j wewntrz bochenka chleba. Robotnik przenis chleb na teren magazynw, a wracajc z pracy zostawi go w pobliu najwikszego zbiornika. Mina zostaa ustawiona na czas, ktry wynosi 12 godzin. Gdzie o smej wieczorem, gdy na terenie skadw nie byo ju nikogo poza niemieck ochron, nastpi potny wybuch. Olbrzymie, mieszczce po kilkaset ton ropy, rezerwuary pkay jeden po drugim, wyrzucajc w gr ponce fontanny. Poar skadw kowelskich by widoczny na odlego kilkudziesiciu kilometrw i trwa przez trzy doby... Nasza fabryczka trotylu pracowaa wci pen par. Wkrtce pokrywalimy ju w peni wasne potrzeby i nawet bylimy w stanie podzieli si zapasami z innymi oddziaami partyzanckimi, dziaajcymi w ssiedztwie. Regularnie na przykad zaopatrywalimy oddzia bojowy dowodzony

przez Kapuna i Burzyskiego oraz oddzia Sumajewa. Wysyalimy te cz trotylu do bazy centralnej nad Jezioro Czerwone, otrzymujc w zamian zapalniki oraz oryginalne kostki trotylu.

Cz druga
Bogosawiona wiosna
By koniec marca 1943 roku. Wiosna zacza ju zaglda do naszego legowiska. Na gaziach drzew i krzeww pkay mode pdy, z chropowatych skorup pni spyway cieniutkie struki sokw. Pilimy brzozowy nektar, nacinajc biaorow skrk i wdychalimy gboko w puca oywcze powietrze. nieg nikn w oczach, wsika w piaszczyst gleb, a tam, gdzie nasyci ju ziemi wystarczajc iloci wilgoci, spywa malekimi strumyczkami, ktre ze szmerem sczyy si wrd dolin i rozpadlin. Ile nadziei pokadalimy w zbliajcej si wionie! Czekalimy na ni z utsknieniem. Wiosna dodawaa nam otuchy, napawaa optymizmem. Wraz ze znikniciem niegu i pojawieniem si wieych lici stalimy si prawie niewidzialni dla wroga. Wiosna dawaa nam te tak cenne dla naszych organizmw witaminy. Przez ca zim odywialimy si wycznie potrawami misnymi i mcznymi. Jedlimy miso, tuszcze, kartofle i chleb. Nikt z nas nie zastanawia si nad tym, e brak witamin moe odbi si ujemnie na naszym zdrowiu. Tymczasem ju w poowie stycznia ludzie zaczli zapada na szkorbut. Mielimy jeszcze wwczas may zapas cebuli i burakw, lecz wkrtce i tego zabrako. Cay obz zapad na szkorbut. Na nic si nie zday zabiegi lekarzy Melmersztajna i Melchiora, ktrzy jako jedyny rodek zaradczy uznawali smarowania dzise mieszank z jodyny i gliceryny. Popenilimy powany bd nie zaopatrzywszy obozu jesieni w odpowiedni ilo kapusty, cebuli i marchwi. O zdobyciu tych produktw na wsi w okresie zimy nie mogo by ju mowy. Miejscowi mieszkacy posiadali nike iloci warzyw, nie wystarczajce nawet na zaspokojenie wasnych potrzeb, nie byo ich rwnie w niemieckich skadach i magazynach. Nie pozostao nam wic nic innego, jak cierpie w milczeniu. Rzeczywicie, ludzie przyzwyczajeni do znoszenia trudw i niedostatkw nie skaryli si nawet na t dolegliwo. Wreszcie w poowie lutego ktry z partyzantw uda si do zamieszkaej w Serchowie sdziwej staruszki dr Dunin-Wolskiej, ktra od dawna udzielaa dorywczej pomocy lekarskiej naszym ludziom. Bya to wdowa po byym generale carskim, ktra miaa w Serchowie niewielki majteczek. Sama ya bardzo skromnie, a uzyskane z majtku produkty dzielia wrd najbiedniejszych okolicznych chopw. Ta uczynna staruszka leczya rwnie bezpatnie mieszkacw wsi. Nic wic dziwnego, e cieszya si wrd ludzi ogromnym szacunkiem. Nasi partyzanci rwnie darzyli j duym zaufaniem. DuninWolska oddawaa nam nieocenione usugi. To ona wanie latem 1941 roku leczya ciko rannego Wasi Butk i ukrywaa go w swoim domu przed policj i Niemcami. Przez pewien czas przebywa u niej rwnie Kola Bezruk i kilku innych byych onierzy Armii Czerwonej, zbiegych z niemieckiej niewoli. Doktor Dunin-Wolska stosowaa w swojej praktyce niemal wycznie zioolecznictwo. Znaa niezliczon ilo sposobw na leczenie ran postrzaowych, chorb skrnych i innych schorze.

Kiedy staruszka dowiedziaa si o panujcym w obozie szkorbucie, niezwocznie przybya do Krasnego Boru i zaja si leczeniem nas. Wedug niej radykalnym rodkiem na szkorbut by wywar z igliwia sosny. Nasi obozowi lekarze nie wierzyli jako w jego skuteczno, lecz wkrtce przekonali si naocznie, e doktor Dunin-Wolska odniosa sukces. Ju po dwch-trzech tygodniach chorzy zaczli czu si znacznie lepiej. Dzisa przestay krwawi. Jednake zupene wyleczenie si uzalenione byo od zmiany poywienia. Z chwil nastania wiosny rol lekarza przejy mode pdy rnych rolin, leny szczaw, zajczy szczaw i licie berberysu. Ta wiosna roku 1943 odegraa du rol w kwestiach zasadniczych. Bya zwiastunem nowych sukcesw Armii Radzieckiej na froncie. Znienawidzony wrg - Niemcy hitlerowskie - ponosi coraz to nowe klski. Cay front trzeszcza teraz i ama si pod uderzeniami onierzy radzieckich. Nie upajalimy si tymi sukcesami, lecz z jeszcze wikszym entuzjazmem wyruszalimy na zadania bojowe. Szeregi brygady nieustannie rosy: codziennie przychodzili do nas nowi ludzie, pragncy walczy z okupantem. Nierzadko wrd ochotnikw zdarzali si tacy, ktrzy w poprzednim okresie uwaali nasz walk za beznadziejn, ktrzy ulegali wpywom niemieckiej propagandy i uznawali niezwyciono armii hitlerowskiej. Jadc kiedy konno przez las spotkaem w pobliu Woczecka swego znajomego, leniczego Golikowa. By to ju starszy czowiek, mia chyba ponad szedziesitk, ale postawny, zaywny, cieszcy si jeszcze dobrym zdrowiem. - Jak to dobrze, emy si spotkali - rzek umiechajc si do mnie dobrodusznie. - Tyle mam panu do powiedzenia. Prosz zaj do mnie na riumoczku. - Ja rwnie si ciesz - odparem, zsiadajc z konia i witajc leniczego. Dom Golikowa sta w pobliu, uwizaem wic wierzchowca u potu i wszedem do do obszernej izby. Gospodarz zakrztn si koo poczstunku, a pniej, gdy si ju troch posiliem, powiedzia: - Pan mia jednak racj. Tyle lat nie mogem zrozumie, czym jest Rosja radziecka. Teraz ju wszystko wiem. To to niewiarogodna rzecz! Wystarczyo dwudziestu lat, eby ten kraj sta si potg zdoln zama Niemcw. A wic to wszystko, co syszelimy o Rosji, byo kamstwem... I za c ja si z nimi biem?... Milczaem, podczas gdy Golikow odbywa co w rodzaju spowiedzi. On, byy carski oficer, biaogwardzista, ktry podczas rewolucji bi si o interesy rosyjskiej buruazji, a potem zbieg do Polski peen goryczy do wasnego kraju i narodu, poj wreszcie, e by w bdzie. Kiedy mwi to wszystko, gos mu si ama, by bliski paczu. Nie przerywaem mu ani sowem, tylko w pewnej chwili signem do swojej torby polowej i wyjem z niej ostatni egzemplarz radzieckiej gazety Krasnaja Zwiezda, ktr otrzymaem z centralnej bazy. Golikow wzi gazet w drce rce. Na pierwszej stronie wielkimi czcionkami napisane byo: Zmiana dystynkcji generaw, oficerw i podoficerw oraz onierzy Armii Czerwonej. Ca pierwsz kolumn zapeniay wzory naramiennikw i dystynkcji, jakie nosia armia rosyjska za czasw carskich. Golikow by wyranie zdumiony. - Czy to moe by prawda? - Oczywicie. Trzyma pan w rku oryginalny egzemplarz Krasnej Zwiezdy - odrzekem z umiechem.

Golikow patrzy jak urzeczony. Po chwili stukn palcem w gazet. - O, takie same naramienniki nosiem kiedy, gdy byem kapitanem. Cztery gwiazdki i srebrem wyszywane epolety... I kto by pomyla, e to znw powrci... Panie Maks, prosz mi powiedzie, czy pan mi wierzy? A moe wydaje si panu, e stary Golikow gra przed panem jak komedi? Pan pamita tamte nasze rozmowy... - Teraz nic ju nie chc pamita. Wierz panu i ciesz si, e doszed pan do susznych wnioskw. To bardzo wane, e sam pan do tego doszed. - Zawsze wiedziaem, e jest pan uczciwym czowiekiem, dlatego, mimo e mielimy w pewnym okresie rne pogldy, polubiem pana... - mwi wzruszony leniczy. - Och, gdybym ja wczeniej zrozumia rne sprawy... Powojowaoby si z faszystami... Bybym pierwszym paskim onierzem. - I tak wiele pan dla mnie zrobi - powiedziaem. - Czy pamita pan nasze pierwsze spotkanie w lesie? Byem wtedy u kresu si. Pan mnie uratowa od godowej mierci. Nie znalimy si wwczas wcale. Golikow zamyli si. Zapewne i on odtwarza sobie w pamici tamto zdarzenie sprzed dwch lat... * Byo to w dwa miesice po mojej ucieczce z rk policji. Tropiony dniem i noc, tuaem si po lasach jedzc korzenie rolin i odzie. Byem straszliwie wychudzony, brudny, zaronity i obdarty. Moi przeladowcy nie dawali mi wysun nosa z lasw, ilekro tylko trafili na mj trop. Siy moje byy ju na wyczerpaniu. Kiedy, gdy straszliwie godny gryzem kor modej sosny, usyszaem, e w pobliu, len drog, jad sanie. W pierwszym odruchu chciaem czmychn w gszcz. Pomylaem, e widocznie policjanci znw trafili na moje lady, lecz byem tak saby, e po zrobieniu kilku krokw osunem si w nieg. Lec patrzyem na drog. Wkrtce zobaczyem sanie i siedzcego w nich leniczego z karabinem w rku. Dostrzeg mnie, lecego na niegu, i zatrzyma konia. Widziaem, jak odoy karabin i wyszed z sa. - Kim pan jest? - spyta. - Czowiekiem umierajcym z godu. - Jest pan tym zbiegiem, ktrego szukaj Niemcy i policja - rzek. Nie odpowiedziaem. - Wiem o tym - cign. - Od dawna widziaem tu paskie lady w lasach. Dlaczego pan nie przyszed do mnie? Milczaem. - To take wiem: pan si mnie ba. Nigdy nie uwaaem, e robi pan susznie sprzeciwiajc si Niemcom. Pan jest komunist, a ja przeciwnikiem komunizmu, ale nie jestem pody. Prosz tu na mnie zaczeka, przynios panu troch jedzenia. Teraz koniec ze mn - pomylaem, gdy Golikow odjecha w stron leniczwki. - Ten czowiek wyda mnie. Z trudem podniosem si i wyszedem na drog. Sprawa bya beznadziejna. Gdybym nawet zdoby si na wysiek i sprbowa std uciec, to i tak wiey nieg, ktry spad noc, wskazaby moj kryjwk. Zostaem.

Po p godzinie Golikow wrci. Podszed do mnie i zacz wyjmowa z lnianego worka kiebas, chleb, sonin i cebul. Patrzyem na to wszystko z niedowierzaniem. - No, przyniosem co nieco. A strach patrze, jak pan wyglda. Istny kociotrup. Chwyciem pto kiebasy i zaczem j apczywie poera. - Niech pan uwaa - przestrzeg mnie Golikow. - Najedzenie si do syta po tak dugim okresie godu moe spowodowa mier. Znam wiele takich wypadkw. Umiechnem si do niego, lecz ani na chwil nie przestaem je. - Do tego! Zachowuje si pan jak dziecko. Nie chc mie pana na sumieniu. - Golikow wyrwa mi z rk jedzenie. - Widz, e trzeba pana pilnowa. Pjdziemy do mnie. Przez kilka dni bdzie pan moim gociem. Moe pan siedzie w stodce. W domu Golikowa doszedem troch do siebie i wzmocniem si na tyle, e ju w najbliszym czasie mogem wrci do lasu. Niedugo zreszt zmuszony byem ucieka z tych lasw w okolice Serchowa, ale pniej kilka razy jeszcze odwiedziem leniczego. Za kadym razem przyjmowa mnie gocinnie, chocia nasze dyskusje polityczne na og koczyy si ktni. * - Pan jeden mgby mi teraz pomc - rzek po chwilowym milczeniu Golikow. - No tak, ale co ja mog dla pana zrobi? - Niech pan mnie przyjmie do swojego oddziau. - Dobrze. Kiedy pan chce do nas przyj? - Ja mgbym nawet w tej chwili, ale chciabym zabra ze sob on i syna. ona moe by w obozie kuchark. Ja i syn chcemy walczy. - Obawiam si, e nie podoa pan trudom walki, ale u nas wszyscy si przydaj. - Za trzy dni bdziemy gotowi. - Doskonale, wracajc z akcji wstpi po pana - rzekem egnajc leniczego. Rzeczywicie po kilku dniach zabraem Golikowa i jego rodzin do swego oddziau. Leniczy woy na t okazj swj stary, carski mundur kapitana. W bazie Golikow znalaz sobie doskonae zajcie. Robi wspaniae sioda dla naszych kawalerzystw oraz uprz dla koni. Jego syn zosta wczony do grupy dywersyjnej, a on zatrudnilimy w kwatermistrzostwie.

Ostatnia wyprawa Karpenki


Od niedawna co si zmienio w usposobieniu Fiodora Karpenki. Ilekro zetknem si z nim, wydawao mi si, e jest przygnbiony i smutny. Dotychczas Fiodor by zawsze jednakowy: spokojny, sumienny, uczciwy, gotw zawsze pomc kademu, w miar wesoy i w miar romantyczny. Kad rzecz umia oceni rozwanie, na trzewo. Obserwujc go czsto podczas akcji bojowych odnosiem wraenie, e ten czowiek przez cae ycie nic innego nie robi, tylko zawsze walczy. Pod wieloma

wzgldami Fiodor by dla mnie niedocigym wzorem. Ja miaem zupenie inny charakter ni on. Podczas gdy Fiodor ze spokojem przyjmowa kad now rzecz, ja natychmiast si zapalaem. Ile to razy szedem na nieobliczalne ryzyko, wierzc lepo, e w kocu i tak wszystko obrci si na moj korzy. Postpowao tak zreszt wielu innych partyzantw. Chociaby Franek Mazurek, Iwan czy Aleksander Nieroda. Ale moe wanie dlatego nie byo ich ju wrd nas. Po mierci Iwana i Mazurka coraz czciej o tym wszystkim mylaem. Winiem siebie, e nie uczyniem nic, by przekona ludzi o zbdnoci ryzyka, e nie nauczyem ich bardziej ceni swoje ycie. Niejednokrotnie chciaem o tym mwi, ale nigdy nie zdobyem si na tak rozmow. Zoyo si na to wiele przyczyn, a midzy innymi i ta, e widziaem przecie codziennie, jak nienawici paaj do wroga ci wszyscy ludzie. A zreszt przecie ja sam uwaaem, e ponie mier w walce z wrogiem to sprawa pikna i wzniosa. Po mierci Aleksandra jeszcze wiksz ni poprzednio przyjani zaczem darzy Fiodora. Wprawdzie nie mniej bliscy byli mi: Chwiszczuk i Borysiuk, Mytkayk, Koniszczuk i inni wsptowarzysze walki, ale mimo to przebywaem w towarzystwie Fiodora. Lubiem z nim rozmawia, sucha jego wywodw czy nawet wsplnie piewa pieni. Nie mogem zapomnie sw Fiodora, wypowiedzianych zaraz po pochowaniu Aleksandra na naszym partyzanckim cmentarzu. Teraz kolej na mnie - powiedzia wtedy z powag - a pniej zginiesz ty. Wtedy bdziemy leeli ju w komplecie. Oczywicie wymiaem go, ale jako nie mogem tych sw zapomnie. Mimo tej chwilowej depresji, w jak wpad po mierci Aleksandra, pocztkowo niewiele si zmieni. Chtnie chodzi na akcje, w wolnych chwilach majstrowa co z drzewa lub pilnie kontynuowa nauk czytania i pisania. Wiele czasu powica te najmodszemu z braci Nierodw, Griszce, ktry by naszym wychowankiem. Wieczorami Fiodor piewa skoczne czastuszki lub melancholijne ukraiskie i polskie pieni. Gos mia gboki, donony, a przy tym tak chwytajcy za serce, e momentalnie jego ziemianka zapeniaa si ludmi. Zdarzao si, e ktry z chopcw przynis ze sob harmoni i rozochoceni partyzanci rozpoczynali tace z dziewcztami. Bawiono si tak nieraz przed ziemiank Fiodora a do pnej nocy. C, kiedy tamte czasy ju miny. Fiodor siedzia teraz w swojej ziemiance markotny, nie chcia piewa, unika te wszelkich dodatkowych zaj. Jedyne, czego nie zaniecha w owym okresie, to wychowywanie dziesicioletniego Griszki. Z nim najczciej przebywa, opowiada chopcu o jego matce, ktr dobrze zna, i o czasach, ktre przyjd, kiedy skoczy si wojna i kiedy on, Griszka, bdzie mg wreszcie chodzi do szkoy. Kiedy pewnego wieczoru zaszedem do Fiodora na rozmow, powita mnie nikym umiechem. - Co ci jest? - spytaem. - Nic. Czuj si zupenie zdrw. - Przecie widz, e co ci gnbi. - Ee, nic wanego. Wszystko bdzie dobrze.- Dlaczego nie powiesz mi prawdy? Moe wsplnie co wymylimy. Jeste przecie moim przyjacielem, nie? - Chyba w to nie wtpisz. Suchaj, Maks, ja te mam chyba prawo troch si posmuci. Nie zawsze mona si ze wszystkiego cieszy. - I to racja - odparem. - Ale mgby mi jednak powiedzie, co ci jest.

- Naprawd nic... A zreszt... Ja wiem, e ty na pewno masz wicej powodw do zmartwienia ni ja! Ty przecie ju cztery lata nie bye w domu... Ale to jest co innego. Twoja rodzina mieszka daleko std i musisz si pogodzi z tym, e nie moesz jej odwiedzi... Ach tak! - pomylaem. - Zatskni za on i dziemi, a ja gupi nie domyliem si od razu, o co chodzi. Przecie Fiodor ma std do Houzji zaledwie pidziesit kilometrw i od czasu przeniesienia bazy do Krasnego Boru ani razu nie prosi o zwolnienie dla odwiedzenia rodziny, chocia inni chopcy czasami wyrywali si potajemnie do domw. - Chcesz zobaczy rodzin? To zupenie zrozumiae- rzekem kadc mu do na ramieniu. - Co ty, stary, wyprawiasz? Moge mi przecie powiedzie o tym wczeniej. Jeli chcesz i, prosz bardzo. Tylko samego ci nie puszcz... Widzisz, teraz trzeba troch uwaa. Wszdzie peno tych przekltych banderowcw. - Co mi tam banderowcy, nikt nie musiaby o mnie wiedzie... Siedziaem ju kiedy dwa miesice w stodole, a wszyscy byli pewni, e mnie Niemcy zabili... - Zaraz, zaraz - przerwaem. - Czy pamitasz, jak Franek opowiada, e gdzie na terenie Houzji zakopana jest skrzynia z broni? Tylko e on sam nie wiedzia, w ktrym miejscu. Tam podobno mieszka kto taki, co razem z polskimi onierzami zakopywa t bro w trzydziestym dziewitym roku... Moe by ci si udao j zdoby? Teraz mamy sporo nowych ludzi... - Nie wiadomo tylko, czy do tej pory kto jej nie wykopa. Jeli dowiedzieli si o tym banderowcy, to ju dawno jej nie ma - odpar Fiodor. - A tego chopca ja znam. Wtedy by jeszcze wyrostkiem, mia ze czternacie lat. Taki chopak nie utrzyma chyba jzyka za zbami... Nie licz lepiej na to, e uda si wygrzeba t bro. - Nigdy nic nie wiadomo. Wolabym, eby wzi ze sob ze trzydziestu ludzi. Moe jednak dowiesz si czego w tej sprawie... - A mnie si wydaje, e to niepotrzebna strata czasu i mczenie ludzi. Oczywicie, jak bd w Houzji, to postaram si zbada rzecz na miejscu. Jak si uda, to dobrze... Pniej mona i z wiksz grup i zabra t bro... Przyznawaem mu w duchu racj, a mimo to nie chciaem si zgodzi, by wyruszy sam w drog. Jaka nieuzasadniona obawa kazaa mi nie puszcza go samego. Baem si o niego. Ale dlaczego wanie teraz? Przecie Fiodor bardzo czsto wyrusza ostatnio na rne bardzo ryzykowne zadania. Nierzadko szed na akcj w towarzystwie jednego tylko lub dwch partyzantw i jako nie mylaem o tym, e moe nie wrci. Nie znajdujc ju adnych argumentw, trwaem jednak wci przy swoim, a wreszcie Fiodor zniecierpliwi si. - No wic co proponujesz? - spyta. - We chocia kilku ludzi ze sob. Warto przeprowadzi rozpoznanie w Maniewiczach... Zobacz si te z Kazikiem... - Niech i tak bdzie. - No to wybierz sobie dziesiciu chopcw. - Dziesiciu? Wystarczy dwch, trzech. Chciabym wzi ze sob Griszk i Gruzina... - We jeszcze Misz, on niedawno do nas przyszed. Niech si przyzwyczaja do zada... W nocy Fiodor opuci baz i uda si w kierunku Houzji.

Min tydzie. Zaczem si ju niepokoi o losy Fiodora. Wkrtce jedna z grup dywersyjnych, wracajc z zadania bojowego, spotkaa w Houzji Fiodora, ktry owiadczy, e za dwa dni wrci do oddziau. Dziewitego marca 1943 r. wieczorem siedziaem z Grigorjewem przed sztabow ziemiank, uzgadniajc z nim plan dziaania oddziau na nastpny dzie, gdy midzy drzewami pojawia si jaka furmanka. Zdenerwowaem si troch, gdy niedawno ze wzgldu na bezpieczestwo oddziau wydaem ostry zakaz wjedania na teren obozu furmank. Chciaem ju zbeszta niesfornego partyzanta, gdy dostrzegem na furmance drobn sylwetk Griszki Nierody i krp posta Miszy... Rwnoczenie ze mn w stron furmanki szli inni partyzanci. Grisza by strasznym urwipociem, lubi pata partyzantom rne psikusy i wszdzie go byo peno. Kochalimy go wic bardzo i kiedy znik na te dziesi dni, wszyscy za nim tsknili. - Griszka, partyzancki bohater przyjecha! - woano do niego z daleka. - A jak twoja muchobojka? Chyba wstydu nam nie zrobie i kilku Szwabw posae na tamten wiat!... Griszka milcza. Zobaczyem, e wosy mia rozwiane, oczy szkliste, a twarz surow i zacit. Gdy pierwszy z partyzantw dopad do fury, Griszka krzykn gono: - Nie podchodzi! Oj, nie podchodzi! Syszc to zaczem biec. Griszka zeskoczy z fury i rzuci si do mnie z paczem. - Wujku, Fiodora i Gruzina zabili! - zawoa kajc i tulc si do mnie. Czarne i czerwone paty zawiroway mi przed oczyma. Zdawao mi si, e zaraz upadn na ziemi... Spojrzaem na furmank. Na spodzie, w somie, leay zwoki dwch ludzi: Fiodora i Gruzina. Ciao Fiodora byo tak zmasakrowane, e w pierwszej chwili nie mogem uwierzy, e to jest on. Twarz pocita noami, na czole wycita czerwona gwiazda, palce u rk poobcinane... Gruzin nie mia na ciele adnych okalecze, jedynie na kurtce widniay czerwone skrzepy krwi, wiadczce o ranach z broni palnej. - Wecie ciaa i przeniecie je do ziemianki... - powiedziaem do chopcw. Griszka wci szlocha. Wziem go wic za rk i zaprowadziem do sztabu... Przez ca noc oddzia nie spa. Ludzie grupkami i pojedynczo przychodzili do ziemianki, gdzie leeli pomordowani. Wie o mierci Karpenki i Gruzina dotara szybko do sztabu brygady i pozostaych oddziaw, skd rwnie przychodzili przyjaciele i znajomi Fiodora. Teraz miaem mono przekona si, jak wszyscy go kochali. Z ziemianki coraz to rozlega si gony pacz dziewczt. Przeywalimy ju dziesitki razy mier naszych partyzantw, lecz adna z nich nie wywara na nas tak gbokiego wraenia. A do chwili pogrzebu nie ogldaem ju zwok Fiodora. Nie miaem na to si. Pogrzeb pomordowanych towarzyszy odby si z wszelkimi honorami. Nad wsplnym grobem przemawiali dowdca brygady i Borysiuk. Oddano salw honorow. Kiedy mino pierwsze przygnbienie i Griszka wrci jako tako do siebie, zacz mi opowiada histori tego wstrzsajcego wydarzenia. Prbowaem ju uprzednio rozmawia na ten temat z Miszk, ale on nie chcia nic mwi. Twierdzi, e nie jest godny. By przy tym jaki wystraszony i robi wraenie rozstrojonego nerwowo. Kazaem zaopiekowa si nim naszemu lekarzowi. *

Noc z 8 na 9 marca Fiodor opuci Houzj i uda si wraz z grup w kierunku pnocno-zachodnim. Jeszcze przed witem grupka dotara do wsi Liszniwka. W pobliskim lesie zatrzymano si na krtki odpoczynek i kiedy ruszono w dalsz drog, byo ju zupenie widno. Fiodor obszed wie z prawej strony i wyszed na drog wiodc na pnoc do wsi Hrywa. Niespodziewanie zza drzew wysuna si furmanka. Fiodor nie obawia si tu ju jakich specjalnych niebezpieczestw. Rejon wsi Liszniwka nalea do partyzanckiego kraju. Z tego miejsca do bazy partyzanckiej byo zaledwie kilkanacie kilometrw. Mimo to wola unikn spotkania z obcymi ludmi. Tym razem chowanie si nie miao ju najmniejszego sensu. Jadcy fur dwaj mczyni musieli ich i tak ju dojrze. Postanowi wic nie schodzi z traktu. Wkrtce fura zrwnaa si z nimi i nagle Fiodor usysza znajomy gos. - Ach, kogo ja widz! Fiodoreka, mj zoty przyjacielu! - woa, umiechajc si radonie, rumiany pop z czerwonym misistym nosem. - Jak si macie, ojcze Wasilij! - odpar nieco zaskoczony. Pop zlaz z fury i wycign do Fiodora obydwie rce. - To wszyscy dookoa mwili, e ciebie, Fiodor, Niemcy zamordowali. A ty yjesz! Chwaa Bogu! Chwaa Bogu! Ja ju naboestwo w cerkwi odprawiem za twoj dusz. Jak to dobrze, e ci widz. Co za rado! - Tak, to prawda - odpar Fiodor wzruszony serdecznoci swego starego przyjaciela z lat dziecicych. - Niemcy do dzi dnia myl, e ja nie yj. Sporzdzili nawet mj akt mierci, ktry przysali onie... - No, a dokd ty, mj drogi, maszerujesz? - spyta pop, lecz widocznie zmiarkowa, e pytanie jest nie na miejscu, bo zauway, e wszyscy ludzie towarzyszcy Fiodorowi s uzbrojeni, i nagle zmieni ton. Jake to tak, idziesz z Liszniwki i na pewno nie zaszede do mojego domu... Bo widzisz, mj drogi Fiodoreku, ja jedziem do Hrywy, do ciko chorego... Ale wszystko da si naprawi. Chod, mj drogi, do chaty. I tych twoich przyjaci te zapraszam na niadanie. Co ciepego zje na drog nie zawadzi... - Kiedy nie moemy, ojcze Wasilij. Suba nie pozwala... Musimy i... - Jake to, przyjacielowi odmawiasz? To by bya dla mnie wielka obraza... Tyle czasu ci nie widziaem. A tu, widz, masz ze sob takiego maego chopca. Przecie on ledwo stoi na nogach. Zmczony biedactwo i pewno godny. - Pop wycign rk i pogadzi lnian czupryn Griszki. Fiodor popatrzy pytajco na Gruzina i Miszk, a potem powiedzia: - Dobra, ojcze Wasilij. Na godzink moemy wstpi. - Jacy wy wszyscy mili! W kwadrans pniej caa grupa wraz z popem i furmanem znalaza si w do obszernym obejciu. - Prosz do rodka, moi zoci... - zaprasza pop. - Hej, Marfa, szykuj niadanie, goci mamy! - woa w gb domu. Kiedy z izby wysza moda jeszcze i krzepka kobieta, pop wrci na podwrze, gdzie parobek wyprzga konie. Przez kilka minut rozmawia z nim, najwyraniej wydawa jakie polecenia, po czym wrci do izby.

Fiodor nie dawa si specjalnie prosi, by czu si jak u siebie w domu. Zdj pistolet maszynowy i postawi go w kcie, rozsiad si wygodnie na krzele i zacz skrca papierosa. Misza, Gruzin i Griszka rwnie usadowili si jak najwygodniej. Po chwili jednak Fiodor skin na Miszk. - We, bracie, karabin i sta na warcie - powiedzia mu cicho. Miszka troch si ociga, bo w izbie pachniao ju smakowicie jajecznic na boczku. - A pan gdzie? - spytaa z niepokojem popadia. - Zaraz daj niadanie. - Bdziemy je na raty - odpowiedzia Fiodor. - Jestemy, jakby to powiedzie, na subie. - Przede wszystkim jestecie w moim domu - obruszy si pop. - Tu nie mie nikt wej... - Dobra, nie gniewaj si, ale widzisz, Wasilij - rzek Fiodor przechodzc na przyjacielski ton ostrono nigdy nie zawadzi. Jedli gorc jajecznic popijajc prawdziw herbat, pniej pop poczstowa ich mocn nalewk. Griszka pierwszy spaaszowa swoj porcj i nie majc co robi, zacz lustrowa wszystkie kty. Na kredensie, za szkem, stao zdjcie maego chopca, ubranego w zgrabny mundurek szkolny z piknymi guzami i kokard pod szyj. Griszka z zainteresowaniem przyglda si fotografii. Chopiec na zdjciu by pulchny, mia okrge oczy i due usta, Griszka patrzy na niego z podziwem. Tak musia chyba wyglda krlewicz z bajki - myla. - To jestem ja, kiedy byem taki may - powiedzia pop, widzc zachwycony wzrok chopca. Griszka spojrza na popa z niedowierzaniem. Wkrtce Miszka wrci z warty, a na jego miejsce poszed Gruzin. Tymczasem pop po wypiciu kilku kieliszkw nalewki zrobi si jeszcze bardziej rozmowny. - Przeywamy obecnie jeden z najgortszych okresw w dziejach Ukrainy. Caa zachodnia cz, poczwszy od starej granicy z 1939 roku - do Przemyla, Hrubieszowa i Chema a wrze. Kto by przypuszcza, e ten biedny, ciemny nard ma w sobie tyle aru patriotycznego... Ludzie walcz z wrogiem, gin... - Nie wszyscy walcz z wrogiem - wtrci Fiodor. - S te tacy, ktrzy mu pomagaj gnbi nard. Wszczynaj walki bratobjcze... Morduj niewinnych ludzi... - Tak, to prawda, mj Fiodoreku. Kada wojna sprzyja wyzwalaniu si przernych mtw spoecznych, ktre atwiej wypywaj wtedy na powierzchni. Ich ze instynkty znajduj wwczas swoje pene zaspokojenie. Ujawniaj si z ca ostroci i brutalnoci... I dlatego, mwic o tym wielkim zrywie patriotycznym Ukraicw, wykluczam te szkodliwe anarchistyczne elementy... Fiodor nie mg zrozumie, kogo pop ma na myli, mwic o wyzwalaniu si przernych mtw. Nie uznawa okrnych drg dla okrelenia tego, co ma wasn nazw. Dlaczego nie powie otwarcie, e chodzi tu o banderowcw i te elementy nacjonalistyczne, ktre w obecnej cikiej chwili organizuj bandy i kieruj je przeciwko ruchowi partyzanckiemu. - Mwmy prociej, Wasilij. Dla ciebie, czowieka wyksztaconego, te uczone sowa na pewno co znacz. Ale sam wiesz, e ja jestem prosty chop... Ksiek wiele nie czytaem... i nie wszystko rozumiem. Mwisz o wyzwalaniu si rnych mtw spoecznych, a ja bym to inaczej okreli. Bo przecie banderowcy to nie tylko mty spoeczne, jacy kryminalici, ludzie o zych instynktach. To te bandy organizuj ludzie wyksztaceni. Taki na przykad Konotopczuk z Koek czy Slipczuk. Ten jeszcze

przed wojn by nauczycielem. Albo syn batiuszki popa z Okoska Sukmaskiego, te czowiek ksztacony... Wielu popw wsppracuje z nimi i prawd mwic prawie wszyscy bogaci gospodarze... - To s, rozumiesz, mj drogi Fiodoreku, sprawy bardzo skomplikowane i dla rozwizania ich potrzeba by troch duej pogawdzi. Ale mimo to na jedno mog ci od razu odpowiedzie. Zdaje mi si, mj drogi, e ty troch przesadzasz wczajc w te sprawy popw i wszystkich gospodarzy... To na pewno niezupenie tak wyglda... Mwisz tak, jakby nagle sta si komunist. A ja wiem, e ty wierzcy czowiek. - Jestem wierzcy, ale to nie ma nic wsplnego z t spraw. Wikszo ludzi tak myli, mimo e s wierzcy. To nawet dziecko wie, kto przewodzi banderowcom... Pop zacz teraz uywa grnolotnych, niezrozumiaych dla Fiodora sw i okrele. Sapa i poci si. Jednym sowem dalsza rozmowa z nim wcale si ju nie kleia. Fiodor nawet aowa teraz w duchu, e da si w ni wcign, kto wie, co siedzi wewntrz tego opasego wypielgnowanego czowieka, ktry kiedy, przed laty, by jego koleg. Drogi ich rozeszy si ju dawno. On musia ciko pracowa na kawaek chleba, podczas gdy Wasilij, syn bogacza wiejskiego, poszed do szk. C teraz mieli ze sob wsplnego? Trzeba koczy t wizyt i rusza! - postanowi, ale pop nie pozwoli mu opuci domu. - Mj drogi. Daruj, ale nie moesz tak odej. Skoro emy si ju spotkali, zechciej opowiedzie mi, jak to si stao, e ocalae. Przecie nic mi o tym nie mwie... To to tylko Bogu dzikowa, e ci uratowa od mierci. - Ee, co tu opowiada - odpar z pewnym zniechceniem Fiodor. - yj, i to wszystko.... Pop nalega dalej, ale Fiodor zaci si i milcza... I wtedy to, gdzie zupenie blisko, rozlega si krtka seria z automatu. W Fiodora i Miszk jakby piorun strzeli. Skoczyli do kta i porwali za bro. Tu za nimi wypad na podwrze Griszka. Obok ganku lea Gruzin. Ju nie y. Nie zwlekajc ani chwili Fiodor przypad do potu. Z kilku stron posypay si strzay karabinowe. - Miszka, pilnuj podwrka! Strzelaj! To banderowskie nasienie! - woa Fiodor szukajc celu. Za potem, w kilku miejscach, gdzie rosy krzaki, kto strzela. Fiodor wycelowa i pocign seri... Kto zacz kl. Po chwili z rowu biegncego wzdu drogi posypay si strzay z automatu. Fiodor poczu piekcy bl w nodze. - To drastwo! - zasycza chwytajc si odruchowo za kolano. Po sekundzie, ju lec, posa do rowu kilka pociskw, lecz w odpowiedzi usysza miech. - Pilnuj si, ty psie komunistyczny. Chciao ci si pogawdzi z popem Wasilijem. Masz pogawdk. A nie wiesz, czerwony bandyto, e batiuszka nie dla ciebie?... Znw posypaa si seria. Z tyu, od strony podwrka, rwnie gsto strzelano. Fiodor przycupn za rzadkim potem, ktry nie tworzy niemal adnej osony. Spostrzeg to jednak zbyt pno. Gdyby chcia opuci teraz niewygodne miejsce i ukry si gdzie indziej, na przykad za stojcym w odlegoci dziesiciu krokw sgiem drzewa, byby na pewno bardziej bezpieczny, lecz nawet przebycie tej maej przestrzeni byo prawie niemoliwe. Zreszt std mia lepsze pole ostrzau i obserwacji. Nagle dobieg go z tyu gos przeraonego Griszki, ktry siedzia wanie za sgiem drzewa. - Wujku! Na dachu!

Odwrci si machinalnie i spojrza w gr: zdoa jedynie zobaczy wymierzone w siebie dwie lufy karabinw i pene nienawici, wykrzywione jakim dzikim wyrazem radoci twarze. Fiodor nie zdy podnie automatu. Pad strza, a po nim drugi i trzeci... Fiodor jkn gono. Przeraony Griszka zerwa si i popdzi na podwrko krzyczc gono: - Zabili wujka Fiodora! Bandyci! O Boe!... Misza, Miszka! Odezwij si! - zacz woa paczliwie. Tymczasem Misza, kiedy znalaz si sam na podwrku, zacz si w myl wskaza Fiodora ostrzeliwa zza stodoy. Niebawem jednak zorientowa si, i wrg liczy kilkudziesiciu ludzi, i nogi si pod nim ugiy. Mimo to strzela dalej. Banderowcy nie spieszyli si do ataku, wydawao si, e na co czekaj. Nagle wrd tej pojedynczej strzelaniny Miszka usysza przeraony gos Griszki. Podnis wic oczy w gr i spojrza na dach, gdzie siedzieli banderowcy. Miszka strzeli, ale spudowa. Za sekund usysza rozpaczliwy krzyk Griszki oznajmiajcy mier Karpenki i wwczas przesta panowa nad sob. Skoczy do potu, przesadzi go jednym susem i rzuci si jak szalony w stron widocznych w pobliu krzakw... W tej samej chwili banderowcy z okrzykiem hura! wtargnli na podwrze, dopadli konajcego Fiodora i zaczli go masakrowa... Griszka, ktry ostatni wyskoczy z domu popa, ujrzawszy na progu zabitego Gruzina cofn si najpierw z przestrachem, ale po chwili schyli si i powoli podnis lecy obok Gruzina karabin. Z kolei upatrzywszy sobie stojcy niedaleko sg drzewa chykiem tam pobieg. Karabin by ciki, ale Griszka dotar z nim jako do sgu drzewa i zacz strzela w banderowcw. Karabin kopa go bolenie w rami, pociski nie trafiay, a na dodatek prdko zabrako mu amunicji. Po mierci Karpenki, nie widzc nigdzie Miszy, Griszka popdzi do otwartej stodoy, by si w niej ukry. W rogu staa olbrzymia beczka napeniona sieczk. Na podwrko wpadli banderowcy z przeraliwym okrzykiem hura!, wic Griszka nie namylajc si skoczy do beczki i zagrzeba si w sieczce. Zrobi to w sam por, gdy wanie w tej chwili usysza w stodole jakie gosy.- On tu gdzie musi by, diabelskie nasienie - mwi pop - szukajcie t mij. Widziaem go przez okno, jak strzela do was z karabinu, a pniej wpad tutaj. - Widy, ojczulku, dajcie - odpar jeden z banderowcw. - Jeli zagrzeba si w somie, zaraz go naszpikujemy. - O, tu le - rzek pop. - Bierzcie. Griszka sysza, jak szeleci soma dgana widami, a potem gos banderowca: - Przywidziao wam si, ojczulku, nigdzie go tu nie ma. - Czort nie chopak... Nieczysta dusza... - mwi pop wychodzc. - No, zwijajcie si, bracia. Za dugo si grzebiecie. Jeszcze mnie narazicie na jakie kopoty. Gupcy, dali zwia dwm... Teraz ja nie mog tu zosta. Przyjd i zamorduj - gos popa sycha byo coraz sabiej. Grisza wychyli gow dla nabrania powietrza. Na podgrzu panowa wci ruch, sycha byo krzyki. Po jakim czasie gwar zacz cichn. Chopiec znowu usysza gos popa. - Poczekajcie, kochani bracia strici... To ja tak nie mog. Rzeczy musz zabra.... I odpowied:

- Jedcie, ojczulku, za nami. Zaczekamy na was w lesie. Do uszu Griszy dochodziy teraz gosy popa i jego ony. - Marfa, dawaj tu woreczek z cukrem... A buty zabraa? Oj, co za nieszczcie! Taki dorobek zniszczy. Tyle lat pracy... Gdzie jest Gawryo? Griszka wylaz z beczki i przez lekko uchylone drzwi stodoy zobaczy, e furman zaprzga konia. Pop by czerwony jak burak. - To przez ciebie, pokrako jedna! - kl parobka. - Mwiem ci, eby powiedzia Stepankowi, gdzie ma zrobi zasadzk. Jak ci mwiem, ty psiawiaro? - To powtrzyem... e w lesie... na drodze do Hrywy... - tumaczy si wylkniony parobek. - W lesie, w lesie... A dlaczego tu przyszli? Jestem zniszczony! Taki dorobek! Dom, rzeczy, stodoa. Ju ja im za to zapac. A z tob te si policz... Krow uwi z tyu fury! - pop nie przestawa wydawa polece. - Na co czekasz? winie bierz na plecy i dawaj tu. Nogi im powi. Prdzej... Marfa, co ty tam tak dugo siedzisz? Parobek znikn w chlewie. Niebawem kwik wi zaguszy sowa popa. Griszka w lot poj, co oznaczaj te gorczkowe przygotowania do drogi. Nagle poczu dawic nienawi do tego opasego popa, ktry, jak si okazao, sprowadzi tu banderowcw. Przez niego zgin wuj Fiodor i Gruzin... al straszny chwyci go za gardo. Nie panujc ju nad sob Grisza porwa si z miejsca i zacz biec w stron popa, ale ten spostrzeg go od razu i chwyci lecy obok fury drg. Griszka zatrzyma si mierzc popa nienawistnym wzrokiem. Pop trzymajc drg nad gow skrada si, lekko schylony do przodu. Nagle zrobi zamach i rzuci drg, chopiec wykona jednak zrczny unik. - Gawryo, Marfa! - zawoa rozjuszony batiuszka, lecz przeraliwy kwik wizanych wi zaguszy jego woanie, wic nie czekajc na pomoc znw usiowa schwyta cofajcego si chopca. Nagle Griszka co sobie przypomnia. Szybkim ruchem sign do kieszeni, gdzie mia ukryty swj pistolecik - muchobojk, i kiedy pop znw zrobi krok w jego stron, wyszarpn z przepacistej kieszeni pistolecik. Przez uamek sekundy widzia jeszcze wybauszone w przestrachu wielkie oczy popa i nacisn spust. Na odgos strzaw ona popa wybiega z domu, gdzie wizaa toboki z bielizn. Zobaczywszy wijcego si z blu ma i stojcego nad nim z dymicym pistoletem Griszk, oszalaa ze strachu rzucia si do ucieczki. W tym samym czasie z chlewa wygramoli si parobek, trzymajc na plecach kwiczcego wieprza. W lot poj, co si stao. Upuci ywy adunek i skoczy za pot. Griszka cay dra. Pop jcza, tarza si po ziemi i wzywa Boga na pomoc... Chopiec na wp przytomny powlk si na miejsce, gdzie lea Fiodor. Jego cae ciao byo znieksztacone i zmasakrowane. Chopiec upad na ziemi i zacz szlocha. Miszka, ktry ukry si w gstych krzakach rosncych o sto metrw od zagrody, dopiero teraz zdecydowa si wyj z ukrycia. Odnalaz paczcego Griszk i zacz go uspokaja. We dwch wyadowali rzeczy popa z furmanki, zoyli na ni zwoki towarzyszy i przyjechali do bazy.

Parole
Kiedy groba obawy przestaa nka baz partyzanck, znw, niby pracowite mrwki, zaczy wyrusza w teren grupki dywersyjno-minierskie. Nocami do serca Krasnego Boru dochodziy guche wybuchy min. Czasami wysadzone pocigi lub niemieckie skady pony dugo w noc i wwczas granatowe, zimowe niebo janiao un. Rejestrowalimy te oznaki z radoci w sercu. Nasza sztabowa radiotelegrafistka wystukiwaa na swym aparacie szyfrowane meldunki, wysyajc je na Wielk Ziemi. Konto brygady roso. Jednej z takich wanie nocy gdzie na wschodzie dojrzelimy krwaw un. Ludzie w obozie wyszli z ziemianek i pokazywali sobie wzajemnie poar przypisujc go naszym bojowym osigniciom. Tej nocy odbywalimy dusz narad w sztabie. Zaintrygowani poruszeniem w bazie, rwnie wysunlimy si z ziemianki. Bryski sta w pobliu mnie i wpatrywa si w un, nagle powiedzia: - To bardzo dziwne. W t stron nie wysyalimy adnej grupy dywersyjnej. A moe to ktry z dowdcw oddziaw posa ludzi na wasn rk? - spyta. Ani Kartuchin, ani Koniszczuk, ani ja nic na ten temat nie wiedzielimy. Bryski zaniepokoi si. - Ciekawe, co si tam stao. Moe Niemcy napadli na Hut Stepask albo na inn osad? Nie ulega wtpliwoci, e tam gin ludzie... - Moe wylemy konny zwiad? - spyta kapitan Mahomet. - Wysyajcie! - odpar krtko Bryski. - Jutro chc mie dokadne dane. Koo poudnia przybieg do ziemianki, gdzie spaem, sztabowy goniec. - Towarzyszu Maks, dowdca brygady was wzywa! - zawoa szarpic mnie za rami. Wygramoliem si spod grubego koucha i zeskoczyem rano z pryczy. W kwadrans pniej byem ju w sztabie, gdzie oprcz Bryskiego i Mahometa zastaem dwch obdartych nieznajomych mczyzn ubranych po wiejsku. Bryski by zdenerwowany. - Oto wiadkowie wczorajszej tragedii - powiedzia. - Posuchajcie ich relacji... Pierwszy zacz mwi wychudzony, kocisty chopina o ciemnych wosach i przekrwionych oczach. Mwi chaotycznie, chwilami zacina si, chlipa i ociera brudnym rkawem oczy. Czasami wcza si do tego opowiadania drugi wieniak: niski, barczysty, jak kloc drzewa. Stopniowo wyania si przede mn obraz tego, co si zdarzyo ubiegej nocy w jednej z polskich wsi, ktrej nazwa brzmiaa Parole. Wie leaa wrd lasw w rejonie stepaskim. Jej mieszkacy, spokojni ludzie, yli sobie dotychczas jak u Pana Boga za piecem. Nie chcc zbytnio naraa si Niemcom, terminowo oddawali kontyngent, wypeniali zarzdzenia okupanta. Wiele syszeli o zbrodniach okrutnego najedcy i byli szczliwi, e do tej pory nie spady na nich wiksze represje. Wprawdzie zdarzyo si kilka wypadkw aresztowania ludzi, z ktrych dwoje nigdy nie wrcio do swych rodzin, bya to jednak w porwnaniu z tym, co dziao si w innych wsiach, przysowiowa kropla w morzu.

Nie mona powiedzie, eby mieszkacom Paroli obce byy sprawy i wypadki rozgrywajce si na okupowanym terenie. Ten i w sysza ju wiele o ruchu partyzanckim na Woyniu. Wielu z nich marzyo o tym, by mc wczy si do walki z okupantem, a wszyscy chyba darzyli sympati partyzantw. Zdarzyo si dwa dni temu, e do Paroli zawita zbrojny oddzia. Mieszkacy od razu zorientowali si, e nie s to Niemcy. Przybyli ubrani byli przewanie po cywilnemu, niektrzy mieli na sobie radzieckie mundury i paszcze, a na furaerkach i futrzanych czapkach czerwone gwiazdki. Lotem byskawicy obiega wie wiadomo, e s to radzieccy partyzanci. Przybyli miali si i gono potwierdzali ten fakt. Partyzanci, jak przystao na goci i bohaterw, zajli kwatery w chatach. Gospodarze przyjmowali ich niezwykle serdecznie. Uczta trwaa przez ca noc i dopiero o wicie wszyscy udali si na spoczynek. Nastpnego dnia koo poudnia dowdca oddziau rozkaza sotysowi zebra mieszkacw wsi w pobliu szkoy. Zarzdzenie gosio, e na mityng winni przyby wszyscy ludzie nie wyczajc dzieci i starcw. Wie ochoczo spenia danie partyzanckiego dowdcy i tumnie przybya na wskazane miejsce. Wwczas to cib ludzi otoczyli mniemani partyzanci, ktrzy mieli tym razem pospne twarze. Na ich czapkach zamiast czerwonych gwiazd byszczay teraz metalowe znaki tryzuba. - Strici, rizaty Lachiw! Na te sowa ze trzydziestu uzbrojonych w siekiery bandytw wypado z kordonu i rzucio si w tum. Rozlegy si nieludzkie krzyki. Topory migay w powietrzu i spaday na gowy struchlaych ze strachu ludzi. Chlustaa krew... Oszalay z przeraenia tum zbi si w ciasn mas, jki konajcych mieszay si z krzykami przeraonych dzieci i kobiet. Niektrzy zaczli szuka ratunku w ucieczce, do tych strzelano z karabinw maszynowych i innej broni. Krwawy mord trwa... Kiedy ostatni mieszkaniec Paroli pad pod ciosem topora banderowca, na miejscu kani lea wysoki krwawy stos trupw. Wwczas dowdca zawoa gono: - Oto wasz chrzest bojowy, strici! Wy pierwsi w imieniu wielkiej UPA zapocztkowalicie krwaw, wit wojn przeciwko Lachom i Moskalom. Niech yje samostijna Ukraina! Rozpalona gorczk mordu, upojona zapachem krwi tuszcza zawtrowaa: - Chaj ywe samostijna Ukraina! Chwaa Banderze! - A teraz, bohaterscy strici - krzycza dalej dowdca - bierzcie nagrod! To wszystko, co znajduje si w chatach i zagrodach Lachw, naley do was. Stricom nie potrzeba byo powtarza tego rozkazu. Jak jeden m rzucili si na rabunek. Wycigano z domw co cenniejsze rzeczy; wypdzano z zagrd krowy i winie, zaprzgano konie i adowano na fury dobytek. Gdy obrabowano ju doszcztnie zagrody, dowdca bandy rozkaza podpali wie z dwch stron, po czym zbrodniarze ruszyli w lasy. W Parolach pado ponad stu siedemdziesiciu ludzi. Tylko nielicznym udao si uratowa. Wrd uratowanych byli ci dwaj chopi, ktrych zwiadowcy Mahometa spotkali po drodze.

- To straszne - powiedziaem wysuchawszy do koca ich relacji. - Myl, e trzeba natychmiast wysa za nimi oddzia partyzancki. Moe uda si ich jeszcze schwyta rzek Bryski. - Nie wolno puszcza pazem takich zbrodni. - Pozwlcie i mojemu oddziaowi - rzekem. - Wanie po to was wezwaem - odpar Bryski. - Suchaj, Maks - przeszed teraz na serdeczny koleeski ton - musisz mie si na bacznoci. Parole ley o szedziesit kilometrw std. W caej okolicy jest peno nacjonalistw. Mamy wieci, e w, ucku i Kokach powstaa ich centrala i sztab UPA. To nie s arty. Niemcy organizuj i uzbrajaj bandy. W koszarach w ucku szkoli si kadra UPA. Musisz by ostrony, a w razie czego lij cznikw. - Bd uwaa... * W cigu doby pokonalimy przestrze dzielc nas od Paroli i koo poudnia znalelimy si na miejscu. Wie przedstawiaa tragiczny widok. Jak okiem sign, wida byo zwglone zgliszcza chat i zabudowa gospodarczych. W powietrzu kbiy si resztki czarnego dymu. Swd drani nozdrza, nie pozwala oddycha. W pobliu pogorzelisk bkay si poopalane psy i koty, ktre na nasz widok czmychay w pole. Dwaj wieniacy poprowadzili nas na miejsce kani. To, co ujrzelimy, zmrozio nam krew w yach... Niejeden partyzant zasoni oczy domi i spiesznie oddali si z tego miejsca. Wszyscy przysigali wrogowi mierteln zemst. W pobliu wsi ukrywao si w lesie kilku ludzi, ktrzy ocaleli z pogromu. Teraz, widzc wrd nas swoich ssiadw, powychodzili z kryjwek. Opowiadali chaotycznie o przebiegu wypadkw, ale to, co mwili, pokrywao si z relacj, ktr syszelimy poprzednio. Najbardziej interesoway mnie oczywicie szczegy do-tyczce bandy: ile liczya ludzi, jakie miaa uzbrojenie, kto ni dowodzi i w jakim kierunku odesza. Zdania, ktre na ten temat syszaem, byy na og sprzeczne. Jedni naoczni wiadkowie twierdzili, e banderowcw byo ponad dwustu, inni znw przysigali, e banda liczya niewiele wicej ni pidziesiciu ludzi. Nikt jednak nie zna nazwiska dowdcy. Jeli chodzi o uzbrojenie, to wszyscy twierdzili, e bandyci mieli niemieck bro: kabeki i empi. Wedug owiadczenia modego chopca, ktry zdoa ukry si w koronie wysokiej sosny rosncej w lesie i std obserwowa banderowcw, wrg po dokonaniu zbrodni uda si w gb lasw, na wschd. Nasza karna ekspedycja skadaa si z pidziesiciu partyzantw, wyposaonych przewanie w bro automatyczn i granaty. Mielimy te ze sob trzy erkaemy i jedn rusznic ppanc. Gdy ludzie zobaczyli ogrom zbrodni, zaponli dz odwetu. Byli gotowi natychmiast uderzy na wroga i wszyscy jeden przez drugiego zaczli si domaga rozpoczcia pocigu. Sprawa nie bya jednak taka prosta. eby mc rozpocz akcj, trzeba byo zdoby wicej informacji. Nie wiedzielimy przecie, czy w pobliu nie kryj si jeszcze inne, uzbrojone bandy UPA. Siy nasze byy zbyt szczupe, by wdawa si w dugotrwa walk. Na podstawie wszystkich relacji wiadkw zbrodni doszlimy do wniosku, e siy banderowcw naley oblicza na pidziesiciu do stu ludzi. W takich warunkach moglimy przyj walk, liczc na

odniesienie sukcesu. Istniaa tylko obawa, e w razie potyczki Niemcy pospiesz banderowcom z pomoc. Postanowiem wic zorganizowa planowy pocig. Przodem, po wieych tropach widocznych na niegu, wyruszyli konni zwiadowcy w sile druyny. Po obydwu stronach poszy boczne ubezpieczenia zoone z kilku partyzantw. Tyy chronia grupa dziesiciu partyzantw. W ten sposb uszykowani zagbilimy si w lasy. Poruszalimy si powoli, bacznie rozpoznajc teren, tak e po piciu godzinach zrobilimy nie wicej ni pitnacie kilometrw. Lasy byy tu gste, liciasto-iglaste, z przewag sosny i olchy. Okoo trzeciej po poudniu zarzdziem krtki postj. Jedynie konni zwiadowcy myszkowali w promieniu dziewiciu kilometrw, szukajc zawzicie kontaktu z wrogiem. Wanie szykowalimy si do dalszej drogi, gdy na spienionym koniu nadjecha galopem jeden ze zwiadowcw. Wszyscy otoczyli go koem. Zwiadowca przyoy do do czapki i zameldowa: - Dowdca zwiadu starszy sierant Butko donosi, e o cztery kilometry std, na poudniowym wschodzie, napotka banderowcw w sile okoo szedziesiciu ludzi. Maj ze sob olbrzymi ilo taboru. Niektrzy banderowcy s pijani. Wystawiona ochrona drzemie. - Alarm! - zarzdziem. - A ty, bracie, ruszaj z powrotem i przeka Butce, niech nie spuszcza z oczu bandytw. - Rozkaz! - Kawalerzysta zrobi zwinnie zwrot koniem i pogalopowa z powrotem. W nieca godzin podcignlimy w poblie biwaku banderowcw. Obz mieci si w niewielkiej kotlince, z jednej strony zasonitej gstym sosnowo-wierkowym lasem, z drugiej za cian nieprzeniknionych krzeww. Z odlegoci kilkuset metrw, lec na maym pagrku, obserwowaem przez lornetk rozsypane po kotlince szaasy i ponce ogniska. Wrg zgrupowa tabory od strony poudniowej, najbardziej odkrytej. Widziaem jakie pidziesit furmanek i sa, wypenionych dobytkiem. Ju na pierwszy rzut oka jasne byo, e tak dua ilo taboru moga pochodzi jedynie z rabunku, nie ulegao wic wtpliwoci, e trafilimy na band, ktrej szukalimy. Chcc jednak mie stuprocentow pewno, e jest to wanie ta banda, kazaem zwiadowcom wzi jzyka. Tymczasem zarzdziem zachowanie niezbdnych rodkw ostronoci. Partyzanci ukryli si w gstym lesie, oddalonym o jakie czterysta metrw od banderowskiego biwaku. Jedynie wysunite czujki ledziy, co si dzieje w nieprzyjacielskim obozie. Ostatnie promienie soca kryy si ju za lasem, gdy Butko przywid do mnie brodatego chopa w niemieckiej kurtce ze znakiem tryzuba na czapce. Chop pocztkowo nie odpowiada na moje pytania. By miertelnie wystraszony. - Skd przybylicie? - My panie, z Koek - odpar wreszcie. - Kto jest waszym komendantem? - Sotnik Hryc! - Jakie jest jego prawdziwe nazwisko? - Jej Bohu, pane, ne znaju. - W oczach banderowca dostrzegem szczery strach.

- Dlaczego mordowalicie ludzi w Parolach? - Popy kazali, pane, i komendant Konotopczuk. - Chop zawaha si na moment. - Ja prosty chop, ne znaju, pane. Nazywaj go kurinnyj komandir. Pop ze Stepania mwi, e trzeba rezaty Lachiw. Dali wintiwki i siekiery, a pop powici. Mwili, e teraz tu bdzie samostijna Ukraina, e ju Taras Bulba reza Lachiw. Mnie zmusili... - W oczach jeca pojawiy si zy. - Ciemna dzicz! - powiedziaem ze zoci. - Niewinnych ludzi mordowali, dzieci i kobiety. Banderowiec patrzy w ziemi. Dray mu rce, po policzkach cieky zy. Dowiedziaem si od niego jeszcze, e oddzia banderowcw liczy szedziesiciu piciu ludzi i e oprcz sotnika, ktry dowodzi caoci, jest z nimi niemiecki oficer oberleutnant Fischer speniajcy rol doradcy. Odesaem jeca, polecajc pilnowa go jak oka w gowie, po czym wraz z Borysiukiem, Butk i Chwiszczukiem zaczlimy obmyla plan zaatakowania wroga. Nie majc pewnoci, czy banda nie zechce zwin obozu i jeszcze przed noc wyruszy w drog, naleao zaatakowa banderowcw natychmiast. Tak te postanowilimy. Wanie zaczem wydawa rozkazy, gdy przybieg do mnie jeden ze zwiadowcw. - Banda zwija obz! - powiedzia gorczkowo. - Naprzd! Nie aowa pociskw! - rzuciem. Momentalnie grupy bojowe, dowodzone przez Chwiszczuka, Butk i Borysiuka, pomkny w kierunku kotliny. Bieglimy od strony lasu wierkowego, usiujc prawym skrzydem zasoni wrogowi wyjcie z kotlinki. Tu bowiem wioda droga w lene ostpy. W pewnej chwili stwierdziem z niepokojem, e gwne siy banderowskie wysuny si ju z kotlinki. Pozostae wozy pary z wielk szybkoci w kierunku drogi. Wonice okadali konie batami, pokrzykujc gono. Byem wcieky, e daem si wyprowadzi w pole. Nie byo chwili do stracenia. Zerwaem automat z piersi i rzuciem si do przodu. Po lesie rozhukaa si strzelanina. Terkotay jak wcieke erkaemy, trzeszczay sucho peemy. Trzy wozy wyjedajce z kotlinki zbiy si w jedn kup. Konie porway uprz i oszalae z przeraenia rzuciy si do ucieczki. Nastpne furmanki pdziy po stokach kotlinki w prawo i w lewo. Wonice nie panowali ju nad komi, ktre cigny prosto pod nasz ostrza. Pkay osie k, amay si dyszle. Partyzanci w pdzie skakali na furmanki i finkami likwidowali banderowcw. Po dziesiciu minutach byo po wszystkim. Jeszcze tylko z dala, od strony traktu, sycha byo serie z kaemw: to nasi konni zwiadowcy udali si w pocig za gwnymi siami wroga. Ale po kwadransie i oni powrcili. Udao im si zaledwie ostrzela ogon kolumny. Byem wcieky na zwiadowcw, e za pno donieli mi o ucieczce banderowcw, umoliwiajc im tym samym opuszczenie obozu. Wszyscy jednak twierdzili, e akcja wycofywania rozpocza si nagle i e niezwocznie wysano do mnie goca z meldunkiem. Wszystko to wydawao mi si jakie dziwne. Zastanawiaem si, co skonio banderowskiego sotnika do tak szybkiego opuszczenia biwaku. W czasie walki z resztkami bandy, ktre nie zdyy si wycofa, zlikwidowalimy dwunastu banderowcw, zdobylimy pi krw, sze koni, kilka fur ywnoci i rnego dobytku, zagrabionego w Parolach. Gwne siy bandy zdoay jednak uj bezkarnie.

Nie mogem ju kontynuowa pocigu. Wiedziaem, e banda zmierza w kierunku Koek, ktre znajdoway si w odlegoci trzydziestu kilometrw. W Kokach za miecia si centrala UPA, skd w kadej chwili moga nadej odsiecz. Musielimy wic niezwocznie opuci niebezpieczny teren i wraca do bazy. Czwartego dnia o wicie wkroczylimy do Krasnego Boru. * Sprawa mordu Polakw w Parolach bya ywo komentowana w brygadzie. Szczeglnie przejli si ni partyzanci narodowoci ukraiskiej, ktrzy tworzyli w oddziale zdecydowan wikszo. Borysiuk, Chwiszczuk, Mytkayk przeywali mocno to tragiczne wydarzenie. W rozmowach ze mn twierdzili, e czuj si wspwinni zbrodni. Oczywicie nie mogem si z tym absolutnie zgodzi i staraem si im to wyperswadowa. W owej chwili nie zdawalimy sobie jeszcze w peni sprawy z tego, jaka grona nawanica zbiera si nad ca Zachodni Ukrain. Nie wiedzielimy, e mord w Parolach jest dopiero pierwszym sygnaem zapowiadajcej si krwawej rzezi, ktra ogarnie wkrtce nie tylko Woy i cz Polesia, ale rwnie Podole oraz dawne wojewdztwa lwowskie i stanisawowskie. Niebawem do naszego sztabu zaczy nadchodzi meldunki od zaufanych ludzi, rozsianych po wszystkich niemal wsiach, osadach i miasteczkach Woynia, o mobilizowaniu si wrogich, nacjonalistycznych elementw ukraiskich. Do poszczeglnych wsi przybyli przedstawiciele OUN3 i organizowali tajne narady z miejscowymi popami, sotysami i starostami. Nikt niestety nie wiedzia, co byo przedmiotem tych narad, poniewa uczestniczyli w nich jedynie najbardziej zaufani spord nacjonalistw. Dochodziy do nas mgliste jeszcze wieci o kierownictwie ruchu nacjonalistycznego, ktre nosio skrcon nazw UHWR4. Syszelimy rwnie, e w wielu miastach Woynia: w Stepaniu, ucku, Kokach, Wodzimierzu, Hoobach i Kiwercach powstaj zbrojne bandy nacjonalistw ukraiskich, szkolone i uzbrajane przez Niemcw. Rzecz zrozumiaa, e te wszystkie informacje nie mogy przej bez echa w naszej brygadzie. Zaczlimy dopatrywa si w tym gronego niebezpieczestwa. Nie ulegao wtpliwoci, e organizujce si bandy UPA zostan wkrtce skierowane przeciwko ruchowi partyzanckiemu na Zachodniej Ukrainie. Naleao natychmiast podj jakie konkretne kroki w celu przeciwdziaania rosncej, gronej nawanicy. Przede wszystkim postanowilimy bliej rozpozna gwne zaoenia UPA, zorientowa si w goszonych przez ni hasach, wnikn w system organizacyjny poszczeglnych oddziaw i centrali. Ponadto pragnlimy znale jaki kontakt z kierownictwem UPA, by wyrazi swoje obawy oraz oburzenie z powodu morderczych poczyna band. Nasi wywiadowcy otrzymali specjalne zadania dostarczenia szczegowych informacji, dotyczcych rodzcego si zbrodniczego ruchu UPA. Spraw nawizania kontaktw z kierownictwem UHWR-u zaj si inynier Szewczuk. Szewczuk dziaa nadal w Maniewiczach, gdzie zbiera interesujce nas informacje. Jako leniczy czsto przebywa w terenie i wwczas spotyka si z nami.

3 4

OUN Organizacja Ukraiskich Nacjonalistw, powstaa jeszcze przed 1939 Ukraiska Gwna Rada Wyzwolecza

Slipczuk wiedzia, e inynier pracuje dla partyzantw, mimo to nie zdecydowa si wyda go. By moe obawia si teraz, e Szewczuk, w wypadku aresztowania go, nie zechce milcze i opowie o tym, jak to on, komendant policji, przyszed do partyzantw i zaproponowa im swoje usugi, a nastpnie zdradzi tajemnice obawy, dziki czemu nasz obz mg si szczliwie ewakuowa z Krasnego Boru. Moliwe te, e po prostu ba si zemsty partyzantw. Ze wzgldu na swoje rozlege kontakty z miejscow inteligencj ukraisk Szewczuk mia najatwiejsz drog dotarcia do kierownictwa UHWR-u. We wsi Okosk mieszka batiuszka pop Sukmaski. Pop mia syna Fiodora, o ktrym wiedzielimy, i znajduje si w ucku, gdzie spenia niepoledni rol w kierownictwie OUN. Szewczuk skierowa wic swoje kroki do popa. Znali si od dawna i wizyt Szewczuka batiuszka przyj ze szczer radoci: - Oj ty niewdziczniku, zapomniae ju, e to ja ciebie w naszej cerkwi chrzciem - rzek z wyrzutem pop. - Wszyscy mnie starego odstpuj. Co za czasy nastay! - biada. - Kiedy, gdy Fiodor by w Okosku, ty zawsze znalaz czas, eby odwiedzi nasz dom... - Wybaczcie, drogi ojcze - powiedzia Szewczuk z pokor. - Tyle kopotw mam w domu, ona i dzieci stale choruj, pracy duo... A tu jeszcze inne rne nieszczcia... - Co ci takiego dolega? Syszaem, e rzucie robot w Rejonowej Uprawie. Moe Slipczuk ci wlaz za skr? Przyznaj si. On gorca dusza. Ale swj czowiek. - Ze Slipczukiem pokciem si, to prawda. Ale to sprawa dawna. Teraz jest ju midzy nami dobrze odpar smutno Szewczuk. - Mam gorsze kopoty. Nie wiem, jak sobie z tym poradzi... - Mw, moe ci co pomog - zachca pop. - To sprawa powana. Zagraa mojemu yciu i rodzinie - cign dalej inynier. - I mwic midzy nami dotyczy rwnie was, ojcze. - Mnie? - zdziwi si batiuszka. - C to moe by takiego? Szewczuk wycign z kieszeni niebiesk kopert, otworzy j i poda popowi zoon kartk. Pop wzi papier w drce rce, naoy okulary i zacz gono czyta: Sztab partyzancki na Woyniu poleca inynierowi Szewczukowi nawiza niezwocznie kontakt z popem Sukmaskim, ktrego syn zajmuje odpowiedzialn funkcj w OUN. Szewczuk powinien wpyn na popa, aby ten zechcia porozumie si z synem Fiodorem, a poprzez niego z central UPA w ucku, w celu zorganizowania wsplnego spotkania przedstawicieli partyzantw z delegatami UPA. Chodzi o uzgodnienie szeregu problemw. Sztab partyzancki gwarantuje delegatom pene bezpieczestwo, gdy nie uwaa organizacji UPA za swoich wrogw. Spraw naley zaatwi w cigu dziesiciu dni. Dalsze kontakty z inynierem Szewczukiem bd utrzymywane t sam drog. W razie niespenienia tego polecenia inynier Szewczuk wraz z rodzin i pop Sukmaski zostan surowo ukarani. Podpisa: dowdca zjednoczenia partyzantw Diadia Pietia. Batiuszka czytajc ostatnie zdanie przekn gono lin. - Skd pan to wzi, inynierze? - spyta drcym gosem. - Znalazem w drzwiach, dwa dni temu. Pop obejrza dokadnie kopert.

- Ale przecie kto musia pana dobrze zna, eby przysa ten list. - Nie ulega wtpliwoci. Sk w tym, e nie wiem kto. Od tamtej pory bez przerwy o tym myl. Nie mog spa w nocy. Gowa mao mi nie pknie. W pierwszej chwili chciaem i do Slipczuka, ale zastanowiem si w por. Przecie ci bandyci mog speni swoj grob. C dla nich znaczy przyj noc i rzuci przez okno granat do domu... Nie mogem te sam o tym decydowa. Tu jest przecie mowa i o was ojcze... - Bg ci chyba ustrzeg przed tym lekkomylnym krokiem - rzek nerwowo pop. - Oczywicie, oni potrafi si mci. Mao to naszych ludzi zabili? Dobrze, e przyszede do mnie. Ale co tu mona zrobi? - Wanie... nie widz adnego wyjcia. - O co im chodzi? Przecie nasi w ucku nie zechc z nimi gada - zastanawia si pop. - I co powie Fiodor, kiedy dowie si o tym? Gupia historia. Szewczuk wzruszy ramionami. Pop podszed do kredensu i wycign karafk z wdk i due kieliszki. - W gardle mi zascho. Napijesz si, mj drogi? - Chtnie - odpar Szewczuk. - Taki jestem roztrzsiony. Pop rozla wdk i apczywie wypi swoj. - To ci dopiero nieszczcie. No i co teraz robi? - Jestem zupenie bezradny. Przecie nie moemy si tego podj, bo nasi ludzie i gestapo mog nas posdzi, e mamy co wsplnego z band. Pop drapa si przez chwil w gow. - Moe masz i racj. Ale z drugiej strony oni gro nam surow kar. Nie mam najmniejszej chci dosta si w ich apy. - Ani ja... - rzek inynier. - Poczekaj tu chwil. Musz si pomodli. To mi przywrci spokj ducha. - Dobrze, ojcze. Pop wysun si do przylegej izby zawieszonej gsto witymi obrazami. Inynier sysza dolatujce stamtd pojedyncze sowa modlitwy. Mody batiuszki trway moe kwadrans, a moe i duej. Kiedy wreszcie wrci do swojego gocia, by zupenie spokojny. - Mam... wszystko jest waciwie bardzo proste - powiedzia, umiechajc si szeroko. - Widzisz, wydaje mi si, e w tym caym licie nie ma nic podejrzanego. Po prostu oni chc co wyjani... Wej w porozumienie... Dlaczego mielibymy im utrudnia ten zamiar? Przecie nasze kierownictwo UHWR tylko o tym myli, jak pozby si bolszewikw... Niech sobie std id. Moe nasi dojd z nimi do jakiego porozumienia w tej sprawie, a wtedy atwiej damy sobie rad z Lachami. Co do podejrze ze strony naszych ludzi, to wydaje mi si, e Fiodor potrafi t rzecz zaatwi. On jest przecie w samej centrali...

- Jeli tak mylicie, ojcze, to zgadzam si. Sam nic bym nie wymyli. Tylko wy moecie uratowa moje dzieci - zacz mwi gorco inynier. - No wic dobrze. Wszystko si zaatwi. Wydaje mi si, e Fiodor ucieszy si nawet, jak mu opowiem o tej historii. A teraz przesta si ju martwi. Bg ma nas w swojej opiece i wos ci z gowy nie spadnie. Wypijmy. * Pop mia suszno. Kierownictwo UHWR na Woy ju od duszego czasu pragno nawiza rozmowy z radzieckim ruchem partyzanckim i teraz skwapliwie przystao na t propozycj. Na pocztku marca w umwione miejsce przyjechali z ucka - tam wanie miao sw siedzib kierownictwo UHWR-u - dwaj delegaci, przywoc ze sob pismo upowaniajce ich do przeprowadzenia rozmw w imieniu UHWR-u. Z naszej strony na spotkanie to przybyli: Bryski, Kartuchin, Koniszczuk, Mahomet, Bazykin i ja. Obydwaj delegaci byli to ludzie modzi, o inteligentnym wygldzie, przyzwoicie ubrani. W ich zachowaniu wida byo spokj i pewno siebie. Jeden z nich mia czarne wsiki, ktre wyranie kolidoway ze znacznie janiejszymi wosami. Delegaci zajli miejsca za dugim stoem, naprzeciwko nas. Bryski nie zastanawia si zbyt dugo, od czego zacz rozmow. - Zapewne jest panom wiadomo, co si stao trzy tygodnie temu w Parolach - powiedzia spokojnie dowdca brygady. - Ot wydaje nam si, e to straszliwe w skutkach wydarzenie powinnimy wsplnie omwi. yjemy w dwudziestym wieku, a przecie to, co si stao w Parolach, mona jedynie porwna do wczesnego redniowiecza, witej inkwizycji lub mordw popenianych przez dzikie hordy Tatarw. C zawinili spokojni mieszkacy tej wsi, e tak okrutnie z nimi postpiono? Twarz delegata z wsikiem lekko poszarzaa, a prawy policzek zacz mu drga od nerwowych skurczw. Drugi zaspi si i patrzy uwanie w oczy Bryskiemu. Wykorzystujc krtk przerw, wtrci nagle: - Tak, to wszystko prawda, ale przecie my nie mamy nic wsplnego z tym, co stao si w Parolach. Jestemy zdumieni syszc takie oskarenie wysunite przeciwko OUN. Jak nam wiadomo, zrobi to jaki partyzancki oddzia. Polacy w tej wsi podobno niechtnie przyjli radzieckich partyzantw i dowdca tego oddziau zemci si za to. Twarz Bryskiego zrobia si biaa jak ciana. Koniszczuk zacisn donie, a palce zatrzeszczay mu w stawach. Jedynie Kartuchin, Bazykin i Mahomet zachowywali pozorny spokj: pierwszy patrzy uparcie w okno, drugi bawi si niebieskim owkiem, a Mahomet czyci sobie paznokcie scyzorykiem. - Nie bdziemy was przekonywali, e to, co mwicie, jest nieprawd. Lepiej, jeli to udowodni wasz czowiek - rzek po chwili milczenia Bryski. Na te sowa Mahomet schowa noyk do kieszeni, wsta i wyszed z izby. Delegaci popatrzyli niespokojnie na siebie. Po chwili do izby wszed jeniec, ktrego wzilimy podczas walki z band. Mahomet wskaza jecowi wolne krzeso. - Opowiedzcie nam wszystko o sobie, kim jestecie, do jakiej organizacji naleelicie, kto wami kierowa i co robilicie w Parolach... - rzek agodnie Bryski. Jeniec patrzy z zakopotaniem na siedzcych za stoem.

- Ja ne wynnyj, pane komandir - zacz.-Ja prosty chop z Omelna. Byo nas w sotni ze wsi dziesiciu chopa. Wszyscy maj rodziny, gospodarki. Pop nie dawa spokoju. Pjdziesz do cerkwi w niedziel Bogu podzikowa, a batiuszka czeka ju przed drzwiami i szepce w ucho: Zajd, Stepan, do mnie po naboestwie. Wane sprawy mam do omwienia. Jak tu nie i, kiedy pop prosi. Poszedem. Pop wdk i plackami czstuje, klepie mnie po plecach i mwi: Tak, mj kochany Stepanku. W zych czasach yjemy. Wszdzie bieda i niedostatki. Wiem, e u ciebie w chacie te nie przelewa si. Tak, batiuszka, ledwie si opdzam od zgryzot - mwi. - A tu ona w poogu. Za miesic pite dziecko przynios do cerkwi. No i co ty mylisz? Mona tak duej cierpie? - pyta batiuszka. - Bieda ci zere, a dzieci twoje z godu bd przymieray. Taki ju nasz los - powiadam. Gupi, Stepanku, ciemny. Nic nie rozumiesz. I to jest twoje nieszczcie. Powiedz mi, ile masz teraz ziemi? Bdzie cztery hektary, ale z tego poowa piachu. A twj ojciec, Borys, ile mia? Ojciec dziesi. Ale bratu Iwanowi, jako starszemu, dostao si z tego sze, i to bez piachw. Gdzie mnie do niego. On prawie pan - mwi. Jak wiem, to i u niego si nie przelewa - odpowiada batiuszka. - No, a twj dziad, Siergiej, te mia dziesi hektarw? Ojciec mwi, e dziadek by panem ca gb. Mia chyba ze dwadziecia. No i co si stao z t ziemi? Przecie dziad Siergiej mia tylko jednego syna, twojego ojca. Sprzeda panu dziedzicowi. By tam jaki proces i pan wygra. Pop zacz si mia. Mwisz, e przegra proces. Oj, ty nieszczsny! Widz, e ciemnota odebraa ci rozum. Suchaj, co ci powiem, i zapamitaj to sobie dobrze. Te dziesi hektarw pan zabra twojemu dziadowi bezprawnie. Ta ziemia z dziada pradziada naleaa do was. Twj pradziad mia pidziesit hektarw, ale polski dziedzic zabra mu si trzydzieci. Byy sdy, ale pan wygra. Po pierwszej wojnie wiatowej, kiedy tu nastaa wadza Lachw, jak robakw pozjedao si w nasze strony rnych polskich osadnikw. Rzd da im pienidze, dawa im ziemi, a ktremu byo mao, skupywa od naszych ludzi. Wielkie podatki i bieda zmuszay naszych do wyzbywania si swojej ziemi. Powiedz mi, Stepan, czy to jest sprawiedliwe? Chyba nie. Ale gdzie biedny znajdzie sprawiedliwo? Gupi. Wanie dlatego wszyscy Ukraicy cierpi, e s jak te psy, ktre pan kopie, a one si do niego asz. To cae nieszczcie, bied, ciemnot, rne choroby, przynieli ze sob Lachy. Kiedy tego nie byo. Ukraina bya wtedy wolna. Kady by panem na swoim. Czy ty chocia wiesz, Stepan, co to jest wolno? Wolno to wasna ziemia, nie cztery hektary, a dziesi, dwadziecia, wolno to szczcie i dobrobyt rodziny. To zniesienie podatkw. To wasne szkoy i urzdy. To swoje wojsko i rzd. Wszystko to mona mie. Tylko tacy jak ty musz zacz inaczej myle. Sam Bg wszechmocny zlitowa si nad cierpicym narodem ukraiskim.

Wanie teraz nadesza chwila, eby wszystko zmieni i zbudowa samostijn Ukrain. Trzeba tylko serca rozpali. Tak wtedy mwi. A za drugim razem powiedzia mi ju wprost, e w ucku i Kokach powsta nasz rzd, w skad ktrego wchodz sami patrioci ukraiscy, e rzd ten tworzy ukraiskie wojsko. Ten, kto wstpi do UPA, otrzyma po wyzwoleniu dziesi i wicej hektarw ziemi pozostawionej przez Lachw i bdzie zwolniony od wszystkich podatkw. Batiuszka pop, eby go poamao, zacz mnie kusi: Id, Stepanku, pki jeszcze czas. Ci, ktrzy bd pierwsi, dostan odpowiedni szar, bd brali dobytek Lachw. Pniej obieca pomoc przy gospodarce, mia mi przydzieli na miesic swojego parobka. W ten sposb mwi i do innych. Byli tacy, ktrzy bez adnego namawiania szli, ale ja nie chciaem. Ktrego wieczora zaszli do mnie trzej obcy ludzie. Jeden z nich wycign jaki zapisany papier i odczyta na gos. By to rozkaz Konotopczuka, komandira kurina z Koek. Mwio si w nim, e Stepan Steko z Omelna rejonu stepaskiego jest powoany do UPA i zgodnie z tym powinien niezwocznie stawi si do dyspozycji kurenia w Kokach. Powiedziaem im, e teraz nie mog zostawi rodziny i i do Koek, e moe po wiosennych zasiewach. Wtedy ten, co czyta rozkaz, skoczy do mnie i uderzy mnie w twarz, a pozostali dwaj zaczli mnie bi i kopa... Pniej wywlekli mnie z chaty i zabrali ze sob. - To wszystko kamstwo! Przecie to jawna prowokacja! - zawoa nagle delegat z wsikiem. - UPA jest woln organizacj i nikogo nie zmusza do tego, by suy w jej szeregach. Jeniec drgn i zacz si uwanie wpatrywa w twarz mwicego. Po chwili podnis si z krzesa, zbliy si do stou i szybkim ruchem dotkn twarzy delegata. Czarny wsik znikn z twarzy delegata i spad na st. - To jest on, sam kurinnyj komandir Konotopczuk! - zawoa jeniec. - Ty psie przeklty! - krzykn Konotopczuk, maskujc zmieszanie. - Mwcie, Steko, dalej... - zachca Bryski jeca. Steko by tak oszoomiony, swoim odkryciem, e przez dusz chwil nie mg mwi. Gdy wreszcie przyszed do siebie, opowiedzia nam, jak to w Kokach przez dwa miesice odbywa przeszkolenie wojskowe i polityczne i jaki przebieg miaa masakra w Parolach. Na zakoczenie owiadczy, e sam nie czuje si winny przelewu krwi i poprosi o przebaczenie. - I co wy na to, panowie delegaci? - spyta Bryski. - Nie mamy tu nic do powiedzenia - odpar drugi delegat. - Przecie nasza UPA ma wytyczone cele, od ktrych nigdy nie odstpi. Bdziemy uwalnia nasz ziemi od Lachw. Taki jest nasz program. - Sdz, e wasze kierownictwo polityczne bierze pod uwag istniejcy stan rzeczy - mwi Bryski i liczy si z oglnie przyjtymi zasadami cywilizacji. Ukraina Zachodnia ley w Europie... wiat patrzy na was. Rozpoczynajc straszliw w skutkach, mordercz rze Polakw, utrwalacie tym samym panowanie Niemcw na Ukrainie. My damy od UPA zaprzestania tej barbarzyskiej dziaalnoci. - Nie jestemy upowanieni do decydowania o tych sprawach - rzek Konotopczuk. - Kierownictwo UHWR upowanio nas natomiast, ebymy zaproponowali partyzantom radzieckim opuszczenie terenw Woynia i przejcie na wschd. My nie wtrcamy si do was, ale s pewne granice. Chcemy,

ebycie zrozumieli, e tu nie bdzie republiki radzieckiej, lecz samostijna, wolna Ukraina... To kazano nam powtrzy. - O tych sprawach my rwnie nie moemy decydowa - odpar Bryski. - Ale to nie znaczy, e nie mona omwi kwestii biecych. Nie chcemy walki bratobjczej z Ukraicami. Uwaamy, e obecnie gwnym celem dla nas wszystkich jest walka z niemieckim okupantem. Bazykin, ktry siedzia dotychczas spokojnie, zacz si denerwowa. Odezwa si natychmiast, jak tylko Bryski skoczy mwi: - Z tego, co tu syszelimy, wynika, e UPA stawia nam warunki. A co zrobicie, jeli my nie zechcemy si std wynie i zostaniemy na Woyniu, by prowadzi dalej walk z Niemcami? - O tych sprawach decydowa mog tylko nasze wadze centralne - odpar drugi delegat z umiechem. - Myl, e niedugo bdziemy mogli janiej przedstawi nasze pogldy. Przecie si jeszcze spotkamy... Nastaa chwila ciszy. Delegaci zaczli si ze sob szeptem naradza. Korzystajc z okazji wtrciem: - Mwicie, e celem UPA jest wyzwolenie Ukrainy od Polakw. Czym wobec tego mona wytumaczy fakt, e czonkowie OUN i UPA morduj rwnie swoich braci? Znamy dziesitki wypadkw, kiedy to mordowano rodziny naszych partyzantw narodowoci ukraiskiej. Wiemy, e Ukraicy byli oddawani w rce Niemcw tylko dlatego, e kto z ich rodziny by komunist. Konotopczuk umiechn si jadowicie. - Wiem, kim pan jest. Poznajemy to po paskim akcencie. Zreszt tu, w tych stronach, wiele syszelimy o Maksie. Dziwi si, e pan, Polak, orientujcy si dobrze w oglnej sytuacji, moe zadawa nam takie pytania. Czy nie sysza pan nic o tym, e i w Polsce istniej zupenie rne ugrupowania polityczne, ktre prowadz walk podziemn z Niemcami, a jednoczenie walcz ze sob? - Tak, to prawda - odparem zaskoczony nieco ich argumentami. - Ale mimo to Polacy, cho gryz si midzy sob, nie stosuj tak barbarzyskich rodkw, a co najwaniejsze, nie wi si w tych swoich rozgrywkach ze wsplnym wrogiem - Niemcami. - To jest temat dyskusyjny. Polacy chc wyzwoli si spod okupacji i maj tylko jednego wroga. My za walczymy o nasz wolno narodow, odebran nam przed wiekami, i w tej walce mamy wielu wrogw do pokonania. Nie sta nas na to, by prowadzi wojn na wszystkich frontach i dlatego zmuszeni jestemy tolerowa tymczasem tych, ktrzy nie staj nam naprzeciw... - A wic, inaczej mwic, UHWR cz wizy przyjani z hitlerowcami? - spyta Bryski. - Nic takiego nie powiedzielimy - odpar drugi delegat. - Wyjaniamy tylko, e nie sposb pokona na raz wszystkich wrogw, jeli chce si osign swj wity cel, jakim jest wyzwolenie ojczyzny z niewoli... - Mimo to posiadamy dowody, e oddziay UPA s organizowane, uzbrajane i szkolone przez Niemcw. - Nic o tym nie wiemy. UPA nie ma nic wsplnego z Niemcami. Nasze cele ju wyjanilimy... Chcemy tu nadmieni, e nie jestemy upowanieni do decydowania o czymkolwiek. Przysano nas po to, bymy wysuchali waszego zdania i przedstawili nasze pogldy - mwi znw Konotopczuk. - Sdz, e

wywizalimy si ze swego zadania. Wiemy, e w najbliszym czasie kierownictwo UHWR zwrci si do partyzantw radzieckich z oficjaln deklaracj. Tak nam powiedziano w kierownictwie. - Jeli tak, to nie pozostaje nam nic innego, jak poegna panw delegatw i oczekiwa na oficjalny dokument - odpar Bryski. - Prosz przekaza swemu kierownictwu, e jestemy oburzeni zbrodnicz dziaalnoci UPA i e nie moemy biernie przypatrywa si tym faktom... Na tym narad zakoczono. Konotopczuk i drugi delegat odjechali do ucka, my za z niepokojem oczekiwalimy oficjalnej odpowiedzi. Wreszcie po tygodniu Sowik, ktry utrzymywa bezporedni czno z Szewczukiem, przynis nam plik dokumentw, szczelnie opiecztowanych, nadesanych z ucka. Znalelimy tam owiadczenie UHWR. Tre tego dokumentu brzmiaa mniej wicej tak: Bdziemy prowadzi mierteln walk z Polakami i bolszewikami, a do zupenego wyzwolenia si z niewoli. Owiadczamy, e kad band bolszewikw, dziaajc na naszych ziemiach, bdziemy bezlitonie tpi. Z kolei UHWR staraa si udowodni w dokumencie swoje racje posugujc si faktami z historii. Przyczyn dotychczasowych cierpie Ukraicw byli wedug nich Polacy i Rosjanie. Swoje przysze granice pastwowe widziaa UHWR na wschodzie a po Kaukaz, a na zachodzie a po Wis. Do dokumentu doczono rwnie osobisty list delegata, ktry wraz z Konotopczukiem przeprowadza z nami rozmow. Podpisa si on pseudonimem Halicki i donosi, e sztab partyzancki mia przyjemno i zaszczyt rozmawia z samym dowdc UPA na terenie caego Woynia i Polesia i e bya to nasza pierwsza i ostatnia rozmowa. Teraz bdzie on rozmawia z bolszewikami tylko za pomoc broni. Oprcz tego UHWR przysaa nam cay plik ulotek antypolskich i antyradzieckich. Ulotki te wzyway Ukraicw do oglnej wojny, do masowego mordowania ludnoci wsi polskich i oddziaw partyzanckich. Zalecano stosowanie wszelkich rodkw zabijania, takich jak wbijanie na pal, rbanie siekierami, piowanie, palenie ywcem... Twierdzono, e tylko widok krwi wroga moe rozpali w Ukraicach pomie witej nienawici. Wkrtce po otrzymaniu tych dokumentw dotara do nas niepokojca wie, e w pobliu Wodzimierca, w jednej z polskich wsi, banderowcy dokonali nowego mordu. Zabili siekierami okoo pidziesiciu Polakw. Fakt ten zmusi nas do niezwocznego podjcia krokw w celu zapobieenia dalszym zbrodniczym czynom. Bryski zwoa narad dowdcw i aktywistw brygady, by wsplnie ustali plan kontrakcji. Pierwszy zabra gos Mahomet: - Posiadamy informacje, e w rejonie kraju partyzanckiego zaczynaj si organizowa banderowcy. Do rnych wsi przybywaj tajni przedstawiciele kierownictwa z Koek i ucka i odbywaj narady z mieszkacami. Dostalimy wiadomo, e we wsi Woczeck sotys Kobun wraz z sekretarzem Belukiem zbieraj bro. Trzy dni temu wracajca z zadania grupa Butki zostaa ostrzelana noc pod Woczeckiem. W Kociuchnwce zaobserwowano rwnie, e przyjedaj tam nocami jacy ludzie... Popi w cerkwiach nawouj do walki z Polakami i partyzantami... Przypomniaem sobie, e znam osobicie sotysa Kobuna i jego sekretarza. Jesieni ubiegego roku, zaniepokojony wspprac sotysa z Niemcami, odwiedziem go pewnej nocy i zagroziem mu mierci, jeli si nie zmieni. Kobun przestraszy si wtedy i nie tylko przyrzek popraw, ale da nam nawet troch broni, ktr otrzyma od Niemcw. Moi przyjaciele - Chwiszczuk, Borysiuk i Koniszczuk nie uwierzyli wwczas Kobunowi i domagali si jego likwidacji, ale ja miaem na to inny pogld.

- Zostawcie t spraw mnie - powiedziaem teraz. - Ja mam z Kobunem dawne porachunki. Widz, e le zrobiem darowujc mu grzechy. Koniszczuk umiechn si. - Tu chodzi nie tylko o Kobuna. S jeszcze zeeni. Oni te mog nam zala sada za skr. Niech si tylko dogadaj z Niemcami. Ju ich tam UPA znajdzie... - Musimy rozszerzy kontrol nad wsiami. Trzeba da polecenie ludziom, niech pilnuj wszystkich podejrzanych o kontakty z banderowcami - powiedzia Bryski. - Warto sprbowa wprowadzi swoich do ich organizacji. Woczeckiem niech si zajmie Maks, zeenych te trzeba wzi pod obserwacj. Ale to nie wystarczy. Trzeba udzieli pomocy zagroonym wsiom polskim. Grupy wyruszajce na tory bd miay dodatkowe zadania, musz organizowa polsk samoobron. Naley zwoywa zebrania we wsiach i chutorach i wyjania mieszkacom konieczno zabezpieczenia si przed ewentualnymi napadami UPA. Niech gromadz bro, instaluj w kadej wsi sygnay alarmowe, wystawiaj warty i tworz ochron zoon z uzbrojonych ludzi. Mieszkacy mniejszych chutorw i osad niech szukaj schronienia w duych wsiach, gdzie powstanie samoobrona. Bro zdobyt na Niemcach naley przekazywa komendantom samoobrony... Sprawami polskiej samoobrony bdzie kierowa Maks. Bryski skoczy i z kolei zacz mwi Chwiszczuk: - Pod Kowlem, we wsi Bielin, skd pochodz, mieszka nijaki Tymosz Gonczar, niemiecki agent i organizator UPA na tamtym terenie. Znam tego typa dobrze. Przed wojn, w 1932 roku, wstpi do KPZU. By nawet czonkiem komitetu rejonowego. Nikt z nas, czonkw miejscowej organizacji partyjnej, nie przypuszcza, e jest on prowokatorem. Dopiero w grudniu 1935 roku, kiedy to policja rozstrzelaa na terenie powiatu kowelskiego siedemdziesiciu piciu ludzi, podejrzenie o zdrad pado na Gonczara. Stwierdzilimy, e Gonczar utrzymuje w tajemnicy szerokie znajomoci z czonkami OUN-u i z policj. Wykluczylimy go wwczas z partii. Kiedy weszli Niemcy, Gonczar pierwszy zaofiarowa im swoj wspprac. Utworzy w Bielinie faszystowsk policj, aresztowa komunistw i przekazywa ich gestapo. W grupie aresztowanych byem rwnie i ja. Na szczcie udao nam si uciec z wizienia... Chciaem go zlikwidowa, ale tam w Bielinie s nasi ludzie. Midzy innymi jest Nakonieczny, ktry kieruje miejscow grup dywersyjn. Gonczar go nie rusza, bo si boi mojej zemsty. Wie dobrze, e Nakonieczny to mj wierny towarzysz. Wczoraj dostaem wiadomo od Nakoniecznego, e Gonczar oficjalnie wstpi do UPA. Podobno otrzyma nawet stanowisko politwichiwnika kurina5, ktry stoi w lasach skulskich. Sam Ostap wyznaczy go na to stanowisko. Myl, e nadesza pora, aby zlikwidowa tego ajdaka... - Susznie - popar Chwiszczuka Bryski, - Wanie takich organizatorw i kierownikw UPA naley w pierwszym rzdzie likwidowa. Mam propozycj, ebycie, towarzyszu Chwiszczuk, przygotowali wiksz grup dywersyjn i poszli na kowelski wze. Otrzymaem informacje, e w najbliszym tygodniu przez Kowel ma przejecha jaki bardzo wany transport. Pocig bdzie si skada z opancerzonych wagonw osobowych. Dobrze byoby, gdybycie trafili na niego, a przy okazji zajmiecie si Gonczarem. - Jeli Maks nie ma nic przeciwko temu, mog ju jutro wyruszy w drog - odpar z zadowoleniem Chwiszczuk. Odpowiedziaem, e si zgadzam, i na tym narad zakoczylimy.

Odpowiednik zastpcy dowdcy batalionu do spraw politycznych.

* Zgodnie z wytycznymi Bryskiego zabraem si do rozpracowania i likwidacji banderowcw w Woczecku. Sama sprawa likwidacji nie nastrczaaby mi adnych trudnoci, ale chodzio tu, o co wicej, o zdobycie maksimum informacji dotyczcych powstaej organizacji banderowskiej oraz o wybr najbardziej odpowiedniego momentu likwidacji. W Woczecku pracowaa nasza dobrze zakonspirowana grupa dywersyjna, ktr kierowa byy czonek KPZU Archip Sobecki. Kontakty z nim utrzymywalimy przez Kazika i Kraszewskiego. Teraz poleciem Sobeckiemu, by za wszelk cen postara si wprowadzi do organizacji banderowskiej w Woczecku swojego czowieka. Kazik przekaza mi wkrtce wiadomo, e taki czowiek ju od miesica jest w miejscowym kierownictwie UPA i bierze udzia w tajnych naradach. Nazywa si Wawrzyn Maksimczuk. Pewnej nocy spotkaem si w gajwce Sowika z Sobeckim. - Nie moemy duej zwleka z likwidacj Kobuna i jego szajki - powiedziaem. - Oni w kadej chwili mog pj do lasu. - To prawda. Maksimczuk twierdzi, e za jakie dwa tygodnie grupa Kobuna wybiera si do Koek. Ostatnio coraz czciej pojawiaj si u Kobuna delegaci z kierownictwa UPA. Teraz oczekuj wizyty jakiej znacznej figury. Szykuje si wana narada, w ktrej wezm udzia wszyscy miejscowi banderowcy. - Trzeba koniecznie ustali, kiedy bdzie ta narada. - To nie jest takie atwe. Oni s ostroni. Kobun nie dowierza nikomu. Terminy podaje do wiadomoci w ostatniej chwili. - Powiedzcie Maksimczukowi, eby czuwa. Kiedy dowie si szczegw, niech niezwocznie przele meldunek przez Kazika. Czy wiecie, kto z Woczecka wemie udzia w tej naradzie? - Jeli nie zajd jakie zmiany, to oprcz Kobuna bdzie take jego zastpca, sekretarz Beluk Trofim, Iykiewicz, Tytko, Czynek, nasz Maksimczuk, no i caa organizacja. Razem ze dwudziestu ludzi... Gdy Sobecki wylicza nazwiska czonkw kierownictwa UPA, ja zapisywaem je w swoim notesie. - Czuwajcie teraz dniem i noc - powiedziaem na zakoczenie. - Myl, e nadszed odpowiedni moment do dziaania. Jeszcze tej samej nocy cignem w rejon lasw, midzy Woczeckiem a Koniskiem, oddzia partyzancki przeznaczony do likwidacji banderowcw. Postanowiem czeka tu na wiadomo od Maksimczuka, by w odpowiedniej chwili otoczy miejsce narady i aresztowa cae kierownictwo miejscowego UPA wraz z delegatem. Ju trzeci noc czuwalimy ukryci w lesie. Partyzanci denerwowali si, bo przez cay czas nie jedli gorcych posikw. Nie wolno im te byo pali ognisk, marzli wic wszyscy, szczeglnie noc. Tej trzeciej nocy szykowalimy si wanie do snu, ukadajc si jeden obok drugiego, jak nauczy nas nasz Sybirak Matwiejew, gdy przyby do mnie zaufany czowiek od Sobeckiego i Maksimczuka z wiadomoci, e w domu sotysa zbieraj si na narad banderowcy. Dosownie w cigu minuty oddzia zoony z trzydziestu partyzantw by gotw do akcji. Na skraju lasu wydaem ostatnie dyspozycje. Postanowiem otoczy dom Kobuna szczelnym piercieniem, by nikt nie zdoa wymkn si z okrenia. cznik od Sobeckiego przekaza mi

dodatkow wiadomo, e zebrani na narad ludzie nie maj przy sobie broni. Uzbrojony jest tylko wartownik stojcy z karabinem przed domem, Kobun, Beluk i przybyy delegat. Przewidywaem wic, e banderowcy nie bd stawiali oporu i bez strzau oddadz si w nasze rce. Wie spaa. Bezgwiezdna noc stwarzaa doskonae warunki do dziaania. Kobun zastosowa pewne rodki ostronoci i wszystkie okna w swoim domu szczelnie zasoni. Z pocztku wszystko szo sprawnie. Po upywie p godziny od chwili ogoszenia alarmu bylimy ju przy pierwszych zabudowaniach Woczecka. Nagle we wsi zaczy szczeka psy i musielimy przeczeka, a si troch uspokoj. Chopcy zrozumieli, e musz by znacznie ostroniejsi. Kiedy znalelimy si w pobliu zagrody Kobuna, wysaem dwch zwiadowcw, by obezwadnili wartownika. W pewnej chwili usyszelimy strza karabinowy, to wartownik zauway zwiadowcw i wystrzeli. Od razu rzucilimy si do przodu. Dzielio nas ju zaledwie dziesi metrw od chaty, gdy zobaczylimy, e drzwi si otworzyy i na dwr wyskoczyo trzech ludzi. Partyzanci rzucili si za nimi w pogo. Pady strzay. Drzwi momentalnie zatrzasny si. Kto strzela teraz przez okno z wntrza chaty. - Poddajcie si! Jestecie otoczeni! - krzykn dononie Borysiuk po ukraisku. Nikt nie odpowiedzia, ale przestano strzela. - Jeli si nie poddacie, spalimy dom... - Kto wy jestecie? - spyta jaki gos. - Wyjdcie, to porozmawiamy - odpar Borysiuk. Zapada cisza. Po chwili w chacie rozlegy si gosy. Wygldao na to, e banderowcy sprzeczaj si ze sob. Po chwili znw usyszaem jaki gos. - Dobrze, wyjdziemy, ale nie strzelajcie. Nie wiecie, na kogo napadlicie. - To si zobaczy - odpar Borysiuk. - Wychodcie! Banderowcy sdzili, e zgrupujemy si w pobliu drzwi i postanowili uy fortelu. Kilku z nich miao rzeczywicie wyj z chaty drzwiami, a cae kierownictwo, wraz z delegatem, zamierzao tymczasem wyskoczy przez okno. Ale partyzanci czuwali. Wanie wtedy, gdy drzwi otworzyy si i z chaty wysunli si pierwsi banderowcy, z drugiej strony domu rozlega si seria z automatu, a potem jki i przeklestwa... Reszta banderowcw wysza potulnie na podwrze. Zwizalimy im rce i poprowadzilimy ich w kierunku lasu. Po sprawdzeniu tosamoci wszystkich jecw stwierdzilimy, e delegat, ktrym by sam komendant kurina z Koek, Konotopczuk, pad od serii z automatu w czasie prby ucieczki. Zgin te jeszcze inny banderowiec nazwiskiem Ostapczuk. Na pozostaych czonkw bandy sd partyzancki wyda wyroki mierci. Jedynie piciu chopw, ktrzy dotychczas najmniej byli zaangaowani w sprawy organizacyjne UPA, zwolnilimy do domw. W tej liczbie by te oczywicie nasz Maksimczuk.

Tajemnica opancerzonego pocigu


Dochodzia pnoc, gdy Dymitr Chwiszczuk i Kolka Mustafa znaleli si na skraju Bielina. Chwiszczuk tak dobrze zna tu kade drzewo i kady kamie, e mgby porusza si po wsi nawet z zawizanymi oczyma. Ju p roku Dymitr nie widzia si ze swoim ojcem. Wprawdzie wiedzia, co si z nim dzieje, utrzymywa z Bielinem kontakty przez cznikw, ale takie wieci nie mogy zastpi spotkania. W Bielinie, lecym niemale u wrt Kowla, dziaaa placwka miejscowej grupy dywersyjnej pod kierownictwem Marki Nakoniecznego. Dymitr pamita, jak to przed 1939 rokiem bywa na zebraniach komrki partyjnej, ktrej przewodzi Marko. Nakonieczny by bardzo odwany, ale zawsze potrafi zabezpieczy naleycie kad akcj organizacji partyjnej. I teraz take, dziaajc pod samym bokiem siedziby giebietskomisariatu hitlerowskiego i centrali gestapo w Kowlu, porusza si niby niewidzialny, grony duch. Zdarzao si do czsto, e patrolujce ulice Kowla grupki andarmw giny noc bez adnego ladu. Byway wypadki, e znikali niemieccy wartownicy stojcy przed budynkami urzdw i koszar. Niewidzialna rka wsuwaa miny zegarowe do skadw i magazynw, do kotw parowozw, pod biurka hitlerowskich dygnitarzy. I wszystko to robi Marko, bdc pod nieustann obserwacj swego najwikszego wroga Gonczara. Ile to razy Marko chcia zlikwidowa tego zdrajc, ktry z takim zapamitaniem wysugiwa si Niemcom. Powstrzymywaa go jedynie obawa przed zemst ludzi Gonczara - policjantw z Bielin. Gonczar rozpowiada na prawo i lewo, e jeli kiedykolwiek stanie si z nim jakie nieszczcie, bdzie to sprawka Nakoniecznego i Chwiszczuka. Teraz jednak nie mona ju byo duej zwleka. Gonczar by obecnie jednym z gwnych organizatorw UPA w rejonie kowelskim, czowiekiem o wiele bardziej gronym ni poprzednio. Trzeba go wic byo za wszelk cen zlikwidowa. Wanie z tym, midzy innymi, poleceniem Dymitr i Kolka zmierzali do chaty Nakoniecznego, stojcej pod samym lasem. Za pomoc umwionego sygnau obudzono gospodarza, ktry uchyli bezszelestnie drzwi i wpuci oczekiwanych goci. Marko nie zapala w mieszkaniu wiata, lecz poprowadzi przybyych do piwnicy, gdzie pona naftowa lampa. Nakonieczny by to barczysty mczyzna lat pidziesiciu o ysej czaszce. Ujrzawszy w wietle lampy Chwiszczuka ucaowa si z nim serdecznie, po czym przywita nieznanego mu Kolk Mustaf. - Dobrze, ecie przyszli - rzek Marko patrzc przyjanie na Dymitra. - Ju sam chciaem si z nim zaatwi. Kto wie, czy nadarzy si jeszcze okazja. On rzadko teraz pojawia si w Bielinie. - Wydaje mi si, e trzeba to zrobi bardzo ostronie. Przecie nie moemy ci naraa. Masz on i syna, a poza tym s tu jeszcze nasi ludzie - Wydnik, Kalczuk i inni... Oni te maj rodziny. Zlikwidowanie tego szubrawca moe pocign za sob nieobliczalne skutki. - Ale co tu mona wymyli? - spyta zafrasowany Marko. - Ju si nad tym nieraz gowiem i nic mdrego nie przychodzi mi do gowy. Moe ty co podpowiesz? - Ty masz lepsze koncepty ni ja - odpar z umiechem Chwiszczuk. - Nie darmo mwi si u nas: Jeli nie wiesz, jak to zrobi, id do Marki na przeszkolenie. Mustafa zamia si cicho i potwierdzi skinieniem gowy.

- Troch mnie za wysoko oceniacie. Robi, co mog, ale gow muru nie przebij. Waciwie to mam jeden pomys, ale do tego potrzebny jest kto, kto dobrze zna si na minierce. - Mw. Mamy takich specjalistw, co z granatw z modzierza gotuj gulasz. - Chwiszczuk mrugn wesoo do Kolki. - Nie kpij, Dymitr - achn si Nakonieczny. - Nie czas na arty. - Wcale nie kpi. Spytaj Kolki. Mamy ca fabryczk min, ktre robimy z bomb i rnych innych niewypaw... A co ty myla, skd my bierzemy miny, ktre od nas otrzymujesz? Kolka to te niezy specjalista w tym rzemiole. - A wic doskonale si skada. Widzicie, chodzi o to, e Gonczar ma w domu cay magazyn broni; dwa pistolety maszynowe, karabin i z dziesi granatw. Wszystko to zawsze ley u niego na stole. Kiedy wychodzi rano z domu, zabiera ten cay arsena ze sob. Gdyby tak sprbowa przerobi granat, a pniej mona by go byo zamieni na jeden z jego granatw... - E, to si da zrobi - odpar z byskiem w oczach Kolka Mustafa. - Ale kto zamieni granat? - spyta Dymitr. Marko umiechn si. - Anton Rabenko. On tam czasem chodzi do niego. Niby to po ssiedzku. Porozmawiaj, wypij szklank bimbru, pokln na komunistw i Gonczar myli, e ma w Rabence przyjaciela. A potem Anton przekazuje mi wszystko to, czego si dowie od Gonczara. - Czy tylko Rabenko zechce si zaj t spraw? - Ju mu o tym mwiem. Nie mielimy tylko wtedy odpowiedniego granatu. Teraz mam tak typow sztuk - Marko wycign z jakiego zakamarka granat z drewnian rczk i poda go Kolce. - Wyobra sobie, e Rabenko dokadnie zbada kady granat Gonczara. Jeden na przykad jest troch zardzewiay, tak samo jak ten. Gonczar za kadym razem czstuje Antona bimbrem, po ktry musi i do komory. W tym czasie Rabenko moe wymieni granaty... Wanie jutro Gonczar wraca do domu na cay dzie. - A nie mwiem, e tylko ty moesz wpa na taki dobry pomys? - rzek Dymitr klepic Nakoniecznego po plecach. - Nic w tym pomyle nadzwyczajnego nie ma - odpar Marko, wycigajc woreczek z tytoniem i czstujc gocia. Zapalili. Kolka zacz co manipulowa przy granacie, a Dymitr poinformowa Mark, e przyby tu z ca grup pitnastu minierw w celu wysadzenia specjalnego pocigu, ktry idzie z Berlina na wschd. Zaleao mu na tym, by przyjaciel posa kogo do Kowla, do Emila Gryczmana, ktry mia ustali, czy wytypowany pocig znajduje si ju na stacji w Kowlu i kiedy wyrusza w dalsz drog. Jeszcze tej samej nocy Dymitr odwiedzi swego ojca. Przed witem spotka si z Kolk, ktrego zostawi w domu Nakoniecznego, eby skoczy robot przy granacie. - No i co, dae sobie rad? - spyta go Dymitr.

- Nie takie si rzeczy robio. Ale swoj drog, ten Marko to dzielny czowiek. Siedzi w samym gniedzie os i jeszcze dziaa. My w lesie moemy przynajmniej spa spokojnie. - To prawda... Wracajc do lasu, gdzie zostawili swoich wsptowarzyszy, Dymitr i Kolka myleli o zadaniu, jakie mieli wypeni. Dymitr obawia si, czy pocig nie wyruszy z Berlina wczeniej ni planowano. Wprawdzie dane o nim przesano z Wielkiej Ziemi i na pewno byy dokadnie sprawdzone, ale przecie czsto zdarzao si, e niemal w ostatniej chwili Niemcy zmieniali swoje decyzje. Wiadomo byo, e pocig ma przyby nastpnej nocy do wzowej stacji w Kowlu, e po dwunastogodzinnym postoju w Kowlu pojedzie do Sarn i e Niemcy, zanim przepuszcz ten wany transport, sprawdz najpierw bezpieczestwo przelotu na odcinku Kowel - Sarny. Dlatego te tor naleao zaminowa dosownie na chwil przed wyruszeniem transportu z dworca kowelskiego. Byo to przedsiwzicie niezwykle trudne i ryzykowne. Chwiszczuk nie mia adnej gwarancji, czy Gryczmanowi uda si uzyska dokadne dane o czasie wypuszczenia pocigu i czy on sam zdoa w biay dzie, w tak krtkim czasie, zaminowa tor kolejowy i mostek pooony w odlegoci dwch kilometrw od stacji. Cae to przedsiwzicie byo niezwykle ryzykowne. Trzeba byo przecie dziaa niemal na oczach miejscowych ludzi, w kadej chwili mogli si rwnie pojawi Niemcy. Poza tym przebywanie w okolicy tak duego miasta, gdzie mieciy si garnizony Niemcw i wasowcw, zagraao bezpieczestwu grupy, nawet ju po ewentualnym wykonaniu zadania. Ale przecie rozkaz dowdcy brygady by wyrany: Trzeba wysadzi transport kolejowy o dwa kilometry na wschd od Kowla, w miejscu gdzie tor kolejowy przechodzi przez most. * Nastpnego dnia okoo szstej rano Gryczman przyszed w wyznaczone miejsce na poudniowy skraj lasu, cigncego si a po lini kolejow Kowel - Sarny. Z tej strony nie byo tu wiele ludzkich domostw, gdy cay teren zalegay botniste ki, poronite kpami krzeww. Gryczman przynis Chwiszczukowi wane wiadomoci. Okazao si, e pocig z Berlina przyszed na dworzec w Kowlu okoo pnocy i e w zwizku z tym transportem zrobi si duy ruch na stacji. cignito do jego ochrony ca kompani andarmerii i pluton gestapo. Wydano rozkaz, by aden z pracownikw stacji nie zblia si do pocigu na odlego blisz ni sto metrw. Nikt nie zna godziny odjazdu pocigu ze stacji w Kowlu. Wiadomo byo tylko, e o godzin wczeniej wyruszy specjalny pocig kontrolny. Gryczman, ktry od dawna zajmowa si zbieraniem informacji o ruchu transportw na wle kowelskim, twierdzi, e podobne ceregiele robi si tylko w zwizku z jakim bardzo wanym transportem. Pocig kontrolny mia si skada z parowozu i trzech wagonw napenionych piaskiem. Ustalilimy wic, e natychmiast po przejciu pocigu kontrolnego trzeba umieci min na mostku kolejowym w pobliu osiedla podmiejskiego Wrzosy. Do poudnia nie zaobserwowano pocigu kontrolnego, siedzielimy wic wszyscy bezczynnie i partyzanci zaczli si denerwowa. Jedynie Kolka Mustafa prbowa rozadowa napit atmosfer opowiadaniem niesamowitych historii o swoich przodkach, w ktre nikt nie wierzy, ale ktre w innych sytuacjach powodoway wiele wesooci i miechw. - A najwicej zmartwie przysporzy mojemu prapradziadkowi Turek Mustafa, ktrego wzi do niewoli - opowiada Kolka. - Do namiotu, w ktrym kwaterowa wraz z tym wysoko urodzonym Turkiem, zaczy wkrtce przybywa urodziwe Turczynki i baga go, by uwolni ich ma.

Najpierw pojawia si moda, moe osiemnastoletnia dziewczyna o cudownych ksztatach, piknych czarnych oczach i hebanowych wosach. Ujrzawszy swego pana w niewoli rzucia si na ziemi i zacza czoga si w jego stron jak w. A Mustafa, wyobracie sobie, ajdak jeden, odtrci j butem. Dziewczyna rzucia si z paczem do ng mojego prapradziadka i dalej go obejmowa, caowa i prosi, by uwolni jej ukochanego. Mj prapradziadek, ktry mia mikkie serce i nie mg patrze na cierpienia tak boskiej kobiety, postanowi ju uwolni gburowatego Turka, gdy do namiotu wsuna si inna Turczynka. Mwi wam, co to by za rarytas! Prapradziad patrzy i oczom nie wierzy... Znw powtarza si ta sama scena. Mustafa odtrca z pogard drug on... A potem zaczy wchodzi do namiotu nastpne jego ony, jedna pikniejsza od drugiej... I kada pacze i prosi o uwolnienie jej ma... Prapradziad za gow si chwyta. Co za niesprawiedliwo - myli - na tym wicie... Sto najpikniejszych kobiet kocha jednego starego dziada... Bo Turek by ju stary, ysy i pomarszczony jak jabuszko. Suchajcie, pikne rusaki - mwi mj prapradziadek. - Uwolni waszego ma, jeli powie, ktr z was najbardziej kocha. Turek sucha zdziwiony i milczy pogardliwie. A wic same widzicie, e on adnej z was nie kocha - mwi prapradziadek. - Jest okrutny i pyszny i nie zasuguje na wasz mio. Wracajcie wic do swego haremu... - Kolka skrci papierosa, zapali go niepiesznie, chcc spotgowa ciekawo suchaczy, ale Chwiszczuk nie pozwoli mu dalej opowiada. - Zostaw, Mustafa. Zdaje si, e sycha parowz. Partyzanci leeli wzdu toru, po jego poudniowej stronie, gdzie las niemal dotyka linii kolejowej. Po przeciwnej stronie byo grzskie bagnisko. Wszyscy zwrcili teraz gowy w kierunku stacji. - Mw, Kolka, dalej, wcale nie sycha pocigu - odezwa si Moniek Berensztajn. - Wkrtce wojna si skoczya i... W tym momencie wszyscy usyszeli przecigy gwizd na stacji i zaraz rozlego si charakterystyczne dudnienie pocigu. W niespena pi minut przed samym nosem partyzantw wolno przejecha oczekiwany pocig kontrolny. - Moniek, bierz min! Kolka niech ubezpiecza z prawa - rzuci Chwiszczuk. Momentalnie zrobi si ruch. Trzy sylwetki oderway si od skraju lasu i popezy na tor. Grupka Mustafy, zoona z siedmiu ludzi, przesuna si nieco w prawo. Praca przy minowaniu mostku trwaa najwyej dziesi minut. Zaoono dziesiciokilogramow min z zapalnikiem naciskowym. Nie byo potrzeby specjalnego maskowania jej. Chwiszczuk nie odchodzi jednak ze skraju lasu, oczekiwa na wynik akcji. Teraz nikt nie odzywa si ju do siebie ani sowem. Jeszcze wci sycha byo jadcy powoli w kierunku Sarn pocig kontrolny, gdy na stacji w Kowlu zagwizda nastpny pocig. Chwiszczuk sprawdzi zegarek. Od chwili wyruszenia kontrolnego min zaledwie kwadrans. Ale si szwaby spiesz - pomyla. - Widocznie obawiaj si niespodzianek. Dobrze, emy si tak prdko uwinli. Pocig zblia si szybko. Nagle wyskoczy zza lasu. Jeden rzut oka na tor wyjani Chwiszczukowi wszystko. To nie by pocig, ktrego oczekiwa, tylko drugi kontrolny.

A wic wszystko przepado - pomyla Chwiszczuk z rozpacz. - Caa akcja na nic. Chcia rzuci si do mostku i cign min, ale byo ju za pno. Parowz pchajcy przed sob dwa wagony z piaskiem by ju prawie na mostku. Dymitr wcisn twarz w ziemi. Wybuch targn powietrzem... Kiedy Dymitr znowu spojrza na mostek, sterczaa tam jedynie kupa zomu. Chwiszczuk cign partyzantw z posterunkw i uda si na wschd w rejon lasw. Tu zgodnie z umow mia si spotka z Gryczmanem i Mark w pobliu wsi Radoszyna... Nakonieczny ju czeka. By pokrwawiony, ubranie mia w strzpach. - Co si stao? - spyta Chwiszczuk. Marko zacz opowiada.

Gonczar przyjecha do domu okoo poudnia. Marko jeszcze z rana wtajemniczy Rabenk w zamiar zlikwidowania zdrajcy i wrczy mu przygotowany przez Mustaf granat. Rabenko zgodzi si wykona zadanie i gdy tylko Gonczar pojawi si we wsi, niezwocznie uda si do niego z wizyt. Wszystko odbyo si wedug planu. Rabenko wykorzysta odpowiedni moment i zamieni granat. Przed wieczorem, gdy Gonczar szykowa si ju do wyjazdu, nastpi wybuch. Momentalnie w domu zdrajcy pojawili si policjanci. ona Gonczara, ktra zostaa ranna, powiedziaa im, e m jej sam spowodowa nieszczliwy wypadek. Policjanci, ktrzy byli lepo przywizani do komendanta, natychmiast przypomnieli sobie jego sowa: Nakonieczny to nasz wrg, on tylko czyha na moje ycie. Pamitajcie, jeli stanie si ze mn co zego, bierzcie tego zbja. Nie wahali si dugo. Natychmiast pospieszyli do chaty Marki. Nakonieczny zobaczy ich przez okno, ale wiedzia, e nie ma sensu zaczyna z nimi walki. Policjantw byo trzech, a na odgos strzaw przybyby tu cay posterunek zoony z dziesiciu ludzi. - Zbieraj si, stary zbju! - krzykn rudy drab Hryko Pawluk, ktry peni obecnie obowizki komendanta policji w Bielinie. - Przysza twoja pora... - Czego chcecie ode mnie? - spyta Marko spokojnie. - Zaraz si dowiesz. Chod z nami! - warkn Pawluk mierzc do Marki z nagana. Dwaj policjanci przyskoczyli i chwycili Nakoniecznego pod rce, a Pawluk przyoy mu pistolet do plecw. Prowadzono go do lasu. - Suchaj, Pawluk, gdzie ty mnie, starego, cigniesz? Nic ci nie zawiniem. Nikomu nie wa w drog. Czego chcesz? - Marko prbowa nawiza z policjantami rozmow. - Gonczar nas dobrze uwiadomi. Wiemy, komu suysz. Teraz, kiedy on, biedny, nie yje, zrobimy z tob co potrzeba... - Przecie nie zabiem Gonczara, co mi do niego... - Jeeli nie yje, to tak, jakby go sam zabi. Zawsze nam to mwi... A zreszt, co tu z tob gada... - Gdzie mnie prowadzicie? - spyta Marko.

Policjanci zamiali si. - Zaraz zobaczysz! - powiedzia Pawluk. Las by ju o kilka krokw. Marko wiedzia, e tu, zaraz na brzegu, zabij go. Przywi pewno do pnia, po czym zastrzel albo zakuj bagnetami. Marko by mocny jak tur. Kiedy, jeszcze w czasach modoci, potrafi wsun si pod konia i unie go na plecach w gr. Jak pirka dwiga dwukorcowe wory ziemniakw. To byo dawno, a teraz... Nagle jego potne piersi i ramiona napiy si i rozpryy z byskawiczn szybkoci. Policjanci trzymajcy go pod rce, odpadli od niego niczym dojrzae jabka od jaboni, a Marko skoczy przed siebie. Pad strza, lecz siacz by ju wrd drzew. W lesie panowa mrok. Marko uderzy gow o jaki niewidoczny pie i przewrci si. Poderwa si na rwne nogi, ale jeden z policjantw ju go dopad i chwyci za marynark. Marko machn pici i policjant run z jkiem. Tymczasem dwaj pozostali uczepili si go niby rozwcieklone psy. Marko bi na prawo i lewo nie zwaajc, e trafia czasami w twarde pnie. Pawluk nie strzeli wicej. Ba si, e w tej bezadnej kotowaninie trafi w swego. Niebawem dwaj policjanci leeli nieprzytomni na ziemi. Marko z Pawlukiem chwycili si za bary. Policjant upuci nagan. Szamotanina trwaa krtko. Wkrtce Pawluk zacz baga o lito: - Nie zabijaj, Marko, daruj.... Marko puci go, wsta i ciko dyszc ruszy w las... Nie mg ju wrci do wsi. Postanowi przyczy si do oddziau partyzanckiego. * - No pewno, e musisz teraz i z nami - rzek Chwiszczuk, wysuchawszy opowiadania przyjaciela. Chwaa Bogu, e yjesz. Bdziemy te musieli pomyle o twoich... - doda po chwili, wiedzc, co trapi Mark. - Ich te zabierzemy do oddziau... Marko od razu rozpogodzi si. Ba si o swoj rodzin, przeczuwa, e policjanci zechc si na niej mci. - A nam si nie powioda robota - mwi teraz smutno Chwiszczuk. - Niemcy nas wystrychnli na dudka. Zamiast transportu wysadzilimy parowz z pustymi wagonami. Niech to diabli wezm! Jak ja si teraz poka w brygadzie! Emil te nie przychodzi, a obieca by o szstej rano... Co tu teraz robi? - A ja wam mwi, e niepotrzebniemy tu przyszli - wtrci Moniek Berensztajn. - Niemcy na pewno nie puszcz tego transportu przez Sarny. Musieliby najpierw naprawi most i usun zator, a to jednak potrwa. Ja myl, e wypchn go teraz przez Rwne i e trzeba zaminowa tamten tor... - Susznie mwi - popar go Mustafa. - Jeli ten pocig jest taki wany, to musi na czas dotrze na front. - Przypumy, e macie racj. Ale kto mi zarczy, e znowu nie powtrzy si podobna historia jak wczoraj - odpowiedzia rzeczowo Dymitr. - Teraz oni bd jeszcze ostroniejsi. - To mona przecie jako zaatwi - Moniek mia najwidoczniej gotow koncepcj. - Ze stacji w Kowlu do rozwidlenia torw na Sarny i Rwne jest tylko trzy kilometry. Pocigi wlok si do tego miejsca jak limaki. Wystarczy, eby Gryczman, kiedy ju zorientuje si, e wyrusza waciwy transport, wysa do nas kogo na rowerze. Chyba na chwil przed odjazdem pocigu bdzie ju wiedzia... - Masz, bracie, suszno - popar go Mustafa.

- Tak, ten pomys jest niezy. Tylko, co si dzieje z Emilem? Czyby mu si co stao? Jak gdyby w odpowiedzi na to pytanie na polance pojawi si Emil. Chwiszczuk wyszed mu naprzeciw. - Ca robot diabli wzili! - rzek, gdy si przywitali. - Trzeba zaraz i na lini w kierunku Rwnego - owiadczy Gryczman. - Do poudnia ten transport ma odej z Kowla... Dymitr powtrzy Emilowi projekt Berensztajna. Ustalono, e partyzanci udadz si niezwocznie na tory, a Gryczman przyle do nich w odpowiedniej chwili jednego z braci Krzysztofowiczw, ktrzy pracowali razem z nim w parowozowni i naleeli do organizacji. Wybr pad na odcinek torw pooony w rejonie pojedynczych domkw, rozrzuconych w pobliu drogi wiodcej z Kowla do wsi Koodeno. Tory uoono tu na do sporym nasypie, po obydwu stronach torw rozcigay si botne rozlewiska. Partyzanci postanowili, e w razie pomylnego wykonania zadania uniemoliwi Niemcom zorganizowanie sprawnej ewakuacji rozbitych wagonw i napraw torw. W tym celu naleao w odpowiednim czasie, ju po przejciu transportu, umieci bliej Kowla dodatkow min i tak sam min na drugim torze prowadzcym do Rwnego. Wiadomoci, ktre uzyska Emil Gryczman, okazay si niecise. Transport a do wieczora tkwi na stacji. Niemcy co p godziny wysyali kontrolne parowozy z wagonami napenionymi piaskiem, a po szosie, ktra biega w pobliu toru, krciy si bez przerwy pojedyncze samochody wypenione andarmeri. Grupa Chwiszczuka podzielia si na trzy podgrupki, ktre rozlokoway si w odlegoci okoo p kilometra jedna od drugiej. Chwiszczuk lea z picioma ludmi w krzakach za maym pagrkiem. W pewnym momencie ze stacji znowu wyruszy pocig. - Pewnie kontrolny - powiedzia Chwiszczuk. - Co jest, do czorta, czy oni czasami nie zrezygnowali z tej linii? Moniek zaniepokoi si. - By moe. W takim razie pomyliem si... I znw chopaki bd mi docinali... - Nie gadaj gupstw. Oni nie mog go puci tamtym torem. Na pewno pjdzie tdy.... Moniek by jednak nadal w fatalnym humorze. Jako nie wiodo mu si podczas tej akcji. Nieraz ju chodzi na tory z grupami minierskimi i zawsze chwalono go za sprawno i odwag. Kady dowdca grupy chtnie bra go ze sob na zadanie. A tym razem ju podczas marszu wszyscy si na niego zocili. Wszystko to przez te cholerne buty, ktre zdoby na Niemcu w walce pod Powrskiem. Po co je wkada na nogi? Byy co najmniej o dwa numery za due i wyglda w nich jak kot w butach. Ale przecie nie mg stale chodzi w samych owijaczach. Kady z chopakw nosi buty, a on musia chodzi boso, bo stopy mia mae, niemal dziecinne. A swoj drog te wstrtne buciska day mu si we znaki. Stale zsuway mu si z ng, kapay i szuray z takim oskotem, jakby stado dzikw przedzierao si przez gszcze. Co chwila musia przystawa na drodze i poprawia onuce. A koledzy si tymczasem wciekali. Rozmylania Moka przerwa jaki szelest na szosie. Przyjecha cznik od Gryczmana, Chwiszczuk wyskoczy z krzakw. - Idzie! Do roboty! - rzuci pospiesznie przybyy.

Caa grupa pobiega na tor. Nie warto ju byo maskowa miny. Zreszt nie byo na to czasu. Ledwie zdoali zaoy adunek i wrci na miejsca, gdy w oddali ukaza si pocig. Oczekujc z biciem serca na rezultat akcji partyzanci przylgnli szczelnie do ziemi. Tylko Moniek nie mia zamiaru chowa si przed niebezpiecznymi odamkami. Postanowi wdrapa si na pagrek i obserwowa chwil wybuchu, eby nic nie uroni z udanej akcji. - Co ty robisz, wariacie?! - zawoa Chwiszczuk dostrzegszy Moka na grce. - Nic. Std bd wszystko widzia - odpar ze spokojem Berensztajn. Chwiszczuk podpez do niego i cign go za nogi z pagrka. W tym samym momencie oguszajca detonacja targna powietrzem, rozlegy si trzaski i huki, to poszarpane wagony spaday z nasypu. W grze wiroway kawaki stali i drzewa, przelatyway ponad gowami partyzantw lub paday tu obok nich. Kiedy chopcy wysunli si z ukrycia, oczom ich ukaza si imponujcy widok: Na torze, spitrzone jeden nad drugim, stay trzy osobowe wagony, czwarty wagon, oderwany od reszty, pali si rzucajc wok czerwone blaski. Ciki parowz, ktry spad z nasypu, zary si pionowo w boto i ugrzz w nim niemal do poowy. Trzy pozostae wagony rwnie pawiy si w tej mazi bocka, z rozbitych okien wypezay postacie Niemcw, ktrzy jczeli i wzywali pomocy. Czas by teraz zbyt drogi, by mona go byo lekkomylnie marnowa. Naleao zmiata, zanim z Kowla wyruszy niemiecka obawa. Grupa Chwiszczuka pucia si biegiem w kierunku wschodnim, gdzie niebawem spotkaa si z drug grup, ktra miaa zadanie zaminowania toru od strony Rwnego. Tutaj zaczekano na kolegw nadcigajcych od strony Kowla. Ledwie partyzanci zdoali wej do lasu cigncego si na pnocny wschd od wsi Koodeno, na szosie biegncej rwnolegle do toru pojawiy si niemieckie samochody. * Jeszcze dwa razy tej nocy rozlegy si na torach wybuchy. To wyleciay w powietrze zdajce na miejsce wypadku pocigi techniczno-ewakuacyjne z Kowla i Rwnego. Niemcy wychodzili wprost z siebie, aby jak najszybciej udzieli pomocy ofiarom wysadzonego pocigu. Transport ten bowiem zawiera cenny adunek: piciu hitlerowskich generaw ze sztabu armii, kilkudziesiciu wyszych oraz ponad trzystu modszych stopniem oficerw. W opancerzonych wagonach znajdoway si oprcz tego bardzo wane, tajne dokumenty i mapy sztabu armii. Sprawn akcj ratunkow uniemoliwia jednak niedogodny teren: botne rozlewiska po obydwu stronach toru, brak dojcia do miejsca wypadku. Patrole andarmw rekwiroway chopskie podwody w okolicznych wsiach. Jeden z tych patroli zawita rwnie do zagrody starego Chwiszczuka w Bielinie. Staruszek jeszcze nie spa. Sysza wybuchy i dra, by podczas tej akcji nie przytrafio si Dymitrowi jakie nieszczcie. andarmi wpadli do mieszkania Chwiszczukw jak oszaleli: potrcajc staruszka kolbami, zmusili go do wyjcia na dwr. Oto i mj koniec. Dymitr, mj syn, jest w nieszczciu, a teraz bd si mcili na mnie - myla wychodzc z domu. Tymczasem dwaj andarmi popchnli go w stron stajni. Tu kazali mu niezwocznie wyprowadzi konia i zaprzc do furmanki. Sami pomagali w zaoeniu uprzy, a potem wsiedli na fur i polecili

jecha co ko wyskoczy. Staruszek nic ju z tego nie rozumia. Dlaczego ka mu jecha w stron Koodena zamiast do Kowla? Aha - zawitaa mu myl. - Oni organizuj obaw. Gupcy, wydaje im si, e Dymitr siedzi na miejscu i czeka, a si pojawi i wezm go. A moe go schwytali? Boe, odpd t myl. Nie pozwl, by stao mu si co zego - zacz szepta drcymi wargami. Niebo janiao ju na wschodzie, gdy furmanka starego Chwiszczuka dobia do Koodena. We wsi byo ju ze czterdzieci podwd i krcio si kilkudziesiciu Niemcw. Od strony torw znoszono rannych i kadziono ich na furmanki. Byli to oficerowie niemieccy, utytani w bocie, okaleczeni, bez rk i ng. Jaki oficer podbieg do furmanki Chwiszczuka i rzuci par sw do andarmw, ktrzy ju zdyli zeskoczy na ziemi i chwycili lece na ziemi nosze. Oficer popchn Chwiszczuka w kierunku bagniska. Niemcy szli tu za nim. Zna to bagnisko doskonale. Wiedzia, e boto jest tu gbokie co najmniej po pas. Niebawem spostrzeg wywrcone wagony i tarzajcych si w mazi Niemcw. Usysza wrzaski, przeklestwa i jki. Chwiszczuk szed powoli, z trudem wycigajc nogi z bota, zwaa, by si nie przewrci. W kocu wszyscy zatrzymali si w pobliu jednego z wagonw. Z wntrza tego wraka wydobyway si jki. Niemcy chwil nasuchiwali, po czym oficer zawoa: - Herr General! Ze rodka nikt nie odpowiada, ale jki nie ustaway. - Herr General! Herr General! Znowu cisza. andarmi i oficer zaczli si naradza ze sob. Wreszcie oficer rozkaza jednemu z andarmw wdrapa si do rodka wagonu. Ale okazao si, e to nie takie proste. Najpierw trzeba mu byo pomc wydoby si z bota, a nastpnie podsadzi w gr. Niemcy wygldali jak nieboskie stworzenia, rwnie Chwiszczuk, ktrego zmuszono do pomocy, utyta si cay w bocie. Moe po upywie minuty z okna wagonu wysuna si gowa andarma. - Herr Oberleutnant! Schnell! Schnell! - woa. - Hier ist Herr General! Z kolei podsadzono oficera. Niedugo przez rozbite okno wysuny si zakrwawione nogi w generalskich spodniach. Obydwie stopy byy zmiadone. Oficer woa co zza okna, aeby ostronie bra rannego. Uoono go na noszach. Niemcy wyskoczyli z wagonu i wszyscy ruszyli z powrotem. W dziesi minut pniej zoono generaa na furmance Chwiszczuka. Od razu zrobiono mu zastrzyk i ruszono w kierunku Kowla. Ranny, ktry dopiero teraz odzyska przytomno, zacz wypytywa oberleutnanta, co si takiego stao. Kiedy dowiedzia si prawdy, zy pocieky mu po pomarszczonych policzkach. Na szosie staa wojskowa sanitarka. Niemcy kazali zatrzyma furmank i zabrali si do przenoszenia rannego do samochodu, ale genera ju nie y. Kiedy zdjto ciao z furmanki, stary Chwiszczuk zaci konia batem i odjecha w stron domu.

* Bilans akcji pod Kowlem by imponujcy. W rezultacie wysadzenia transportu wiozcego sztab jednej z niemieckich armii zgino ponad szedziesiciu starszych i modszych oficerw, w tym omiu pukownikw i dwch generaw. Ponad stu pidziesiciu Niemcw odnioso cisze i lejsze rany. Spony tajne dokumenty i plany operacyjne sztabu armii. Wkrtce po przeprowadzeniu tej wspaniaej akcji dywersyjnej nadszed z Moskwy radiogram, w ktrym zawiadamiano, e decyzj Rady Najwyszej Dymitr Chwiszczuk otrzyma Order Czerwonego Sztandaru. Innym partyzantom rwnie przyznano wysokie odznaczenia. Na licie nagrodzonych znalazem si rwnie i ja. Za caoksztat swojej dziaalnoci bojowej na Woyniu otrzymaem Order Lenina.

Gd
Szlimy prawie ca dob bez odpoczynku. Chopcy ledwie ju powczyli nogami, ja sam te goniem resztkami si. Bylimy nie tyle zmczeni, ile wyczerpani godem. Od dwch dni nie mielimy prawie nic w ustach, bo musielimy omija z daleka wsie i osady, gdzie grasoway bandy UPA, i kry si w lasach. Butko by wcieky. - Maks, zatrzymamy si. Na prawo jest jaki chutor... skocz z chopcami i przynios co do arcia... - Ani si wa. Tam wanie mog by banderowcy... - Kiedy nie mona wytrzyma. Kiszki marsza graj, a tam gotuj wanie niadanie. - O, jezioro wida pod lasem. Co to by bya za rozkosz - Wasia Ziemskow ju yka lin - ryb troch naapa. Zupk mona by zrobi tak po syberyjsku... - Czy wy nie rozumiecie, e nie moemy si tu zatrzymywa? Pocierpcie jeszcze troch. Przed poudniem bdziemy w Konisku. Ugotujemy sobie smaczny obiad. A jak tam nasz baran? - spytaem ogldajc si do tyu. - On te ma ju do tej drogi - odpar Kraszewski, ktry prowadzi na sznurku barana. Baran by wielki i kudaty. Chopcy zobaczyli go, jak pas si na ce pod lasem o pi kilometrw std, i nie wytrzymali. Wyrwali koek z ziemi, do ktrego by uwizany, i zabrali go ze sob. Byli bardzo godni i liczyli na to, e w lesie pozwol im rozpali ogie i upiec zdobycz. Nie mogem si jednak na to zgodzi. Okolica bya bardzo niebezpieczna i w kadej chwili moglimy si natkn na banderowcw. Zatrzymalimy si na krtki odpoczynek. Widziaem, e wszyscy uparcie wpatruj si w nieszczsnego barana, jak gdyby chcieli go pore ywcem. Koo jedenastej ukazay si pierwsze zabudowania Koniska. Chopcy od razu poczuli przypyw si i maszerowali teraz na wycigi... Gd by czstym naszym towarzyszem. Bywao, e idc na zadanie bralimy ze sob tyle sucharw i misa suszonego, e powinno nam wystarczy na cay okres akcji. Potem okazywao si, e wzilimy za mao i e trzeba wstpowa na posiki do napotkanych po drodze wsi. Nie zawsze byo to bezpieczne, szczeglnie gdy znajdowalimy si z dala od bazy. Mielimy ju sporo smutnych dowiadcze. Nasi ludzie wstpujcy do nie znanych wsi wpadali czsto w zasadzk i ginli.

Po mierci Fiodora rozkazaem ludziom, by omijali takie wsie, gdzie byo duo upowcw. Rozkaz ten nie dotyczy oczywicie partyzanckiego kraju, ale w rejonie, ktry podlega naszej kontroli, i tak nie bardzo si mona byo poywi. Ju dawno Niemcy ogoocili go z ywnoci. Odbierane Niemcom kontyngenty nie zawsze nam wystarczay. Wsie wspieray nas, jak mogy, ale, jak to mwi przysowie, z pustego dzbana nie nalejesz. Bywao te, e cz zdobytej na wrogu ywnoci albo inwentarz oddawalimy najbiedniejszym wieniakom. Niejeden gospodarz we wsiach Optowa, Konisk i w innych pas trzod otrzyman od partyzantw. Jednym sowem, z ywnoci byo teraz na przednwku tak ciko, e nie stawiaem oporu, kiedy chopcy sprztnli z ki barana. Zatrzymalimy si u rodziny Baraskich, dobrych naszych znajomych, ktrzy wsppracowali z brygad. Wodek Baraski chodzi z nami nawet czasem na rne bojowe zadania. Jego rodzina zoona z ony i kilkorga dzieci ya bardzo ubogo. - Nie mamy w domu nic oprcz kartofli - powiedziaa jakby z zawstydzeniem ona Baraskiego. - Nie szkodzi. Wystarcz ziemniaki. Chopcy, rbnijcie tego baranka - rzekem do partyzantw. - On ju gotowy - wyjani popiesznie Chwiszczuk. - Butko oprawia go na podwrku. Gospodyni umiechna si blado. - To wstyd dla mnie, e przychodzicie w gocin ze swoim - powiedziaa, zabierajc si do obierania ziemniakw. - Daj, mama, pomoemy, bdzie szybciej... - owiadczyem. Chopcy powycigali swoje koziki i zabrali si ochoczo do roboty. Na kuchni pojawiy si dwa wielkie sagany, do ktrych Butko wrzuci kaway ciepego jeszcze misa. Woda w garnkach parowaa, a niedugo zacza bulgota. Wczepilimy si oczami w sagany, jak zahipnotyzowani. Nikt nic nie mwi. Zastanawialimy si teraz nad wanym problemem: ile czasu potrzeba na ugotowanie zupy? Butko krci si wci koo kuchni i zaglda w gary, jak gdyby obawia si, e tak upragniona zupa moe si przypali lub po prostu wyparowa. Gospodyni odpdzaa go, ale bez skutku... W pewnej chwili drzwi otworzyy si i do izby wszed Sowik. Jego czerstwa, opalona na brz twarz, z czerwonymi rumiecami jak u modej dziewczyny wiejskiej bya lnica od potu. - Maks... - Kazik z podniecenia nie mg mwi. - Maks, Niemcy! Jad... z miasta do Maniewicz na rekwizycj... Chc sobie urzdzi wita Wielkanocne.... - Gdzie ich widziae? - Na skraju miasta. Byem w nadlenictwie i tam si dowiedziaem. Skoczyem zaraz na rower. - Alarm! - krzyknem. Chopcy zaczli niechtnie siga po bro. Kilku z nich rzucio si najpierw do kuchni. Kozikami wycigali z saganw kawaki twardego jeszcze misa i poykali je apczywie. Za chwil bieglimy ju co si w nogach w kierunku Maniewicz. Chodzio o to, by osign wysp zaroli w pobliu drogi, zanim nadjad Niemcy. Po dziesiciu minutach dopadlimy krzakw. Na trakcie, od strony miasta, turkotay ju furmanki. Zdylimy.

Chopcy byli wciekli. Wszyscy myleli o tym, e zupa na pewno jest ju gotowa. Furmanki natarczywie dudniy w uszach... Niemcy przewanie szli pieszo, obok furmanek, i rozgldali si niespokojnie wokoo. Zachowywali si niczym zodzieje, skradajcy si noc w ciemnym korytarzu, peni obawy, e olepi ich nagy blask wiata... Ci, ktrzy siedzieli na furmankach, rwnie niespokojnie lustrowali drog. Niemcy bali si. Od dawna ju starali si nie opuszcza swoich posterunkw w miecie. Ze swoich budynkw, w ktrych stacjonowali, zrobili cae fortece. Dawno ju miny dobre czasy, kiedy mogli bezkarnie porusza si nie tylko po miecie, ale rwnie po wsiach i chutorach. Skoczyo si szabrowanie drobiu, jajek i masa. Pozosta jedynie onierski fasunek. Ale teraz nadchodziy wita Wielkanocne. Jake obej si bez smacznego udka gsiego, jak spdzi wita bez jajek? A intendentura bya gucha na takie zapotrzebowania. Jajek ani gsiny nie przydzielaa. I oto Niemcy postanowili przeama strach i zrobi wypraw. - Chopcy, rba ile wlezie! - krzyknem wzdu linii. Rozhukaa si strzelanina. Bbnilimy po szeregach dugimi seriami. Niemcy padali na ziemi, kryli si w przydronych rowach. Jednake dzielca nas odlego bya zbyt dua i nasze serie szy przewanie panu Bogu w okno. Nie liczylimy zreszt na to, e zrobimy tu ze szwabw jatk. Chodzio tylko o postraszenie ich i o zmuszenie do tego, by zaniechali wyprawy i wrcili do miasta. Nas byo tylko dziesiciu, a ich caa kompania. Kiedy sformowali szyk do kontrataku, dalimy za wygran i pucilimy si z powrotem. W niecay kwadrans wrcilimy. Zupa jeszcze si nie ugotowaa. Baran okaza si diabelnie twardy. Co za mki przeywalimy czekajc na upragniony posiek. Wreszcie, nie mogc duej wytrzyma, kazalimy gospodyni nalewa zup. Zasiedlimy wszyscy do wielkiej miednicy, w ktrej miecia si zawarto jednego sagana i zaczlimy je, parzc sobie usta wrztkiem. I nagle - co za utrapienie! - ktry z chopcw, penicych wart na dworze, wrzasn zowieszczo: Niemcy! Nikt si nie ruszy. Mylelimy, e chcia nas tylko nabra. My wyskoczymy z chaty, a on tymczasem si naje. Niemcy rzeczywicie jechali drog w kierunku wsi. Nie spodziewali si widocznie spotkania z nami, bo zatrzymali si zdumieni. Na furach sterczay biae szyje gsi, kwicza prosiak. A jednak obrabowali wie Maniewicze. Ale dlaczego wracaj okrn drog? Zagotowao si w nas ze zoci. Znw bezadna pukanina. Niemcy szykowali si do ataku. Postanowili wida za wszelk cen przebi si przez wie i t drog dotrze do miasta. W tym miejscu, na odkrytym polu, mogli nas atwo pokona. - Cofa si! - krzyknem. - Do lasu! Barascy z nami. Niemcy nie strzelali. Zorientowali si wida, e nie chcemy im przeszkadza w marszu i zaniechali ataku. Ze wzgldu na bezpieczestwo rodziny Baraskich nie pozwoliem chopcom ostrzeliwa si. Niemcy, zadowoleni z takiego obrotu sprawy, czekali cierpliwie, a znikniemy w lesie. Co za niesamowity dzie - mylaem, ujc ks baraniny, ktry wsunem odruchowo do kieszeni. Butko kl bez przerwy:

- Pfu, szwaby parszywe! Hitlerowskie pomioty! - Przerwa na chwil, bo zobaczy, e ja co uj. - Daj Maks, kawaek... Oderwaem kawaeczek misa i podaem mu. Ledwo przekn i znw zacz kl Hitlera i jego band. Niemcy jako nie ruszali si z miejsca. Ze skraju lasu widzielimy dobrze, jak kilku z nich weszo do domku Baraskich. - Jeszcze gotowi zere nam obiad! - warkn przez zacinite zby Ziemskow. - Jak nic zer nam obiad. Ach wy sukinsyny! - Butko porwa si z miejsca i popdzi w kierunku wsi. - Stj, gdzie lecisz?! - zawoaem. - Zabij ci! Butko opamita si i zawrci. Nie mino nawet pi minut, jak niespodziewanie z drugiej strony wsi gruchny strzay. Wrd Niemcw na drodze zapanowa ruch, rwnie ci, ktrzy weszli do domu Baraskich, wypadli na dwr jak oparzeni. Strzelanina wci rosa. Niemcy rwnie zaczli si ostrzeliwa. Nagle rozleg si krzyk hura! i Niemcy, ktrzy byli bliej furmanek, powskakiwali szybko na wozy i popdzili w stron miasta. Reszta rozproszya si na brzegu wsi. Coraz to paday granaty. Z tej odlegoci nie mona byo rozpozna, kim s ludzie, ktrzy zaatakowali Niemcw. Przypuszczalimy, e to ktry z naszych oddziaw, syszc poprzedni pukanin, przyby nam z odsiecz. Gdybymy chcieli wzi teraz udzia w walce, musielibymy biec w stron wsi. Nie wiedzielimy jednak na pewno, kto zaatakowa Niemcw, a ponadto mielimy ju do tego bezsensownego strzelania. Chciao nam si je i spa. Po kwadransie walka ucicha. Niemcy usunli si z Koniska, ale ci, ktrzy ich napadli, zostali. Obserwowalimy, jak krc si po wsi. I znw kilku z nich weszo do chaty Baraskich. - Co za pech cholerny! - kl Butko. - Maks, walimy tam, bo teraz oni zer nam obiad. Pobieglimy. Ju z daleka poznalimy naszych. Bya to grupa dywersyjno-bojowa pod dowdztwem Krywyszki, ktra w tym samym czasie co my wyruszya na zadanie bojowe. - No, jak tam, chopcy? - spytaem partyzantw. - Wspaniale, towarzyszu dowdco. Niemcom dalimy po d... i uciekli. - Gdzie Krywyszko? - W tamtej chacie... - jeden z partyzantw wskaza nam domek Baraskich. Miaem ze przeczucie. Chopcy w ponurym milczeniu szli za mn. Przy stole siedziao z pitnastu partyzantw. Drewnianymi ychami zagarniali nasz zup. Butko zajrza do saganw: byy puste. - Wyobra sobie, Maks... - Krywyszko mia si od ucha do ucha - Niemcy arli tu obiad... - urwa nagle, zobaczywszy moj min. - Wynocie si std natychmiast! - wrzasnem gronie.

Chwile smutku i radoci


Kazik Sowik wsta tego dnia troch pniej. By to pierwszy dzie Wielkanocy. Ubierajc si powoli, patrzy w okno. Na dworze pysznia si wiosna. Obserwujc ciek, biegnc od traktu maniewickiego do swego domku, spostrzeg na niej jakiego czowieka jadcego rowerem. Nieznajomy by w mundurze lenika. Co te go tu niesie w witeczny dzie? - pomyla Kazik wychodzc przed dom. - Dzie dobry, panie Sowik. - Dzie dobry. - Teraz dopiero Sowik pozna przybyego. By to leniczy z nadlenictwa nadstyrskiego, z ktrym kilka razy spotka si na odprawie w maniewickim nadlenictwie. Leniczy ucisn mu rk. - Na pewno zdziwi si pan, e do pana przyjechaem. - Go w dom, Bg w dom - odpar Kazik z umiechem. - Prosz do mieszkania... - Zajechaem po drodze... - leniczy jakby si usprawiedliwia. - Byem wczoraj na odprawie w Maniewiczach... A pan jeszcze nie wie, co si wczoraj stao? - spyta siadajc przy stole. ona Kazika, Irka, ktra akurat szykowaa niadanie, odwrcia si od kuchni i popatrzya niespokojnie na leniczego. - Nic nie wiem - odpar Kazik, stawiajc na stole butelk z bimbrem. - Nie chciabym by zym zwiastunem... Ale to dobrze, e wstpiem do pana... - No wic, co si stao? - Wczoraj, w czasie odprawy, Niemcy otoczyli nadlenictwo. Wycignli Szewczuka. Szukali te gajowego Kleszcza i... - I... mnie - uzupeni Kazik blednc. - Tak. I pana, panie Sowik... - To bydlaki! Co oni chcieli? - Nic nie wiadomo. Kto tam mwi pniej, e chodzi o wspprac z partyzantami. To zarzucali Szewczukowi... Ale Szewczuk jest przecie w przyjani ze Slipczukiem... Tamten zrobi wszystko, eby go zwolni... - Niech pan w to nie wierzy. Slipczuk to winia... - Kazik by tak zdenerwowany, e a dray mu rce. Irka patrzya na niego przeraona. - Boe, Boe, co teraz bdzie?! - zacza rozpacza matka Kazika. - A c ma by, mamo? - odpowiedzia silc si na spokj. - Przecie nic mi nie mog zrobi... Mam czyste sumienie... - Oni si tam nie bd pyta, winien nie winien. Mao to ludzi zabili?

- Nie mona jednak ryzykowa - rzek stanowczo leniczy. - Bdzie znacznie lepiej, jeli si pan gdzie ukryje. W Maniewiczach nic powinien si pan teraz pokazywa... - Moe i ma pan racj - odpar Kazik. - To s zbrodniarze... - Tak mi przykro, e akurat w witeczny dzie przyszedem z tak nowin... Chyba ju pojad leniczy wsta. - Niech pan chocia co przeksi i wypije - poprosi Kazik. - Jako dam sobie rad, gdyby przyszli... Psiakrew, szkoda Szewczuka... To by porzdny czowiek. - Moe go zwolni... - powiedzia leniczy. - No to wypijmy za szczliwy powrt Szewczuka! - rzek Kazik. - No, a co z Kleszczem? - spyta po chwili. - Nic na razie nie wiem. Nie byo go na tej odprawie. Chc wanie teraz wstpi do niego. Kazik odprowadzi leniczego przed dom i podzikowa mu serdecznie. W domu tymczasem zakotowao si. ona i matka szykoway mu ywno i ubranie na drog, ojciec wyciga ze skrytki bro. Kazik postanowi ukry si w lesie i zaczeka na wyjanienie sytuacji. Nie byo wtpliwoci, e aresztowanie to wizao si z przynalenoci Szewczuka do oddziau partyzanckiego. Ale kto mg go sypn? Czyby Slipczuk odway si na takie ryzyko? Szewczuk nieraz wspomina, e jeli zostanie aresztowany, powie o zdradzie Slipczuka, jakiej si dopuci wobec Niemcw podczas obawy. Przed wieczorem wrciy z miasta ona i matka Sowika. Cae miasto wiedziao o aresztowaniu inyniera Szewczuka, wszyscy twierdzili, e jest to robota Slipczuka. Nastpnego dnia rano przyjecha do gajwki Sowika wony z nadlenictwa. Chcia si zobaczy z Kazikiem. - Ma nie ma - powiedziaa Sowikowa. - A o co chodzi? - To sprawa do ma... - Jestem przecie jego on. Jak wrci, to mu powtrz. - Zaczekam - powiedzia wony i rozsiad si na krzele. Sowikowie krcili si niespokojnie po izbie. Wiedzieli przecie, e Kazik nie wrci do domu bez ich wezwania. W kocu ojciec wysun si na dwr i poszed do lasu... Kazik zdecydowa si osobicie pomwi z wonym. - Dzie dobry. Co tam takiego pilnego macie do mnie? - spyta wchodzc do izby. - Panie Sowik, musi pan zaraz jecha do nadlenictwa... - To si jeszcze zobaczy... No, a co si tam stao? - Nic takiego, tylko pana inyniera Szewczuka aresztowali i wywieli do Kowla... - A kt mnie tam potrzebuje? - Tego ja nie wiem.

- Nie pojad do Maniewicz... Suchaj, staruszku - Kazik spojrza w oczy wonemu. - Wracaj z powrotem i powiedz, e mnie nie zasta... Wyjechaem do Koek... - Jake to tak? Mnie powiedzieli, ebym sam nie wraca, tylko z panem... - Powiedzieli, powiedzieli... To co, e powiedzieli. Przecie wam mwi, e si macie wytumaczy... - Pan musi jecha - owiadczy wony. Kazik od dawna ju czu niech do tego czowieka. Stary wony by zawsze ponury, nigdy na aden temat nie zabiera gosu, ale za to bardzo pilnie podsuchiwa, co mwili inni. - Suchajcie, co wam powiem - rzek ze zoci Kazik. - Wy jestecie uparci jak kozio, ale nie przecigajcie struny. Widzicie, co ja tu mam? - wyj z kieszeni pistolet i podsun staremu pod nos. Wony drgn. Oczy zrobiy mu si okrge. - Ady wecie to... ju wszystko wiem... do Koek, to do Koek... Co mi tam... - Wony wcign czapk na gow i prdko opuci izb. Kazik zabra swoje manatki i przyszed do oddziau. W dwa tygodnie pniej otrzymalimy wiadomo, e Szewczuk ponis mczesk mier w kowelskim gestapo. Niemal rwnoczenie z tym Slipczuk zosta udekorowany przez gebietskomisarza niemieckim Krzyem elaznym. Otrzyma te dodatkowy urlop. * Do ziemianki wszed kapitan Tynow. By tak zmieniony, e ledwie go poznaem. Gow mia obwizan jak brudn szmat. - Co wam si stao, kapitanie? - spytaem. - A Butko gdzie? - Nieszczcie, towarzyszu dowdco... Wielkie nieszczcie... Nie ma ich... Pomordowani... Caa grupa dostaa si w zasadzk banderowcw... - mwic to Tynow sania si na nogach. - Gdzie to si stao i kiedy? - spytaem szybko z nadziej, e moe si jeszcze uda wysa odsiecz. - Dwa dni temu. Ledwie si tu przywlokem. To byo ju niedaleko Royszcz, pod wsi Gliniszcze. W lesie sporzdzilimy min i chcielimy w nocy i na tor. Mielimy do toru ze cztery kilometry. Wieczorem, kiedy podeszlimy pod Gliniszcze, ze wszystkich stron opadli nas banderowcy. Zaczlimy si ostrzeliwa, ale ich byo z dziesi razy wicej. W ciemnociach chopcy pomieszali si z band. Syszaem, jak Butko krzycza Ratujcie si, kto moe! Jaki banderowiec dopad do mnie i zamierzy si toporem. Strzeliem mu prosto w eb, ale inny bandyta skoczy mi na plecy. Przewrcilimy si obydwaj, w kocu udao mi si powali go na brzuch i wyrwa mu z rki n, ktrym dgn mnie w gow. Tego te zastrzeliem. Pniej ukryem si w krzakach. Walka zaraz ucicha. Syszaem ju tylko gosy banderowcw. Chwalili si, e wszystkich naszych chopcw wybili... - To niesychane - powiedziaem ze zdziwieniem - eby Butko, taki dzielny i sprytny dowdca, da si w ten sposb zaskoczy. Byo was chyba ze dwudziestu ludzi... Czyby wszyscy zginli? - Do samego rana przesiedziaem w lesie. Mylaem, e si moe z kim spotkam, ale nie... Zawrciem wic do bazy... Wie o tragicznym zakoczeniu wyprawy dywersyjnej do ucka byskawicznie obiega ca baz. Wszyscy martwili si losem naszych ludzi i klli banderowcw, ktrzy obecnie stali si dla nas bardziej niebezpieczni ni Niemcy.

Mino dwa tygodnie. Pewnej nocy obudzi mnie jaki ruch w obozie. Natychmiast otworzyem oczy, bo usyszaem, e kto powiedzia gono: Pfu, sukinsyn, tchrz! Miaem wraenie, e ni. Przecie to by gos Wasi Butki. Jeszcze nie zdoaem wcign na siebie marynarki, gdy drzwi do ziemianki rozwary si szeroko i ujrzaem wesoe oblicze Waki. - Wasia, ty yjesz? - Wycignem rce i objwszy go za szyj ucaowaem serdecznie. - yj, a dlaczego miabym nie y? - spyta Wasia wyswobodziwszy si z mojego ucisku. Po czym poprawi czapk i stan na baczno. - Towarzyszu dowdco oddziau. Grupa wypenia zadanie. Trzy transporty wroga wyleciay... - Jake to? - przerwaem mu. - Przecie pobili was pod Royszczami. Sam wysadzie te transporty?... - Dlaczego sam? Z ludmi. Ach, to ten tchrz Tynow naplt gupstw. Ju mi tu mwili chopcy. Pfu, jego trzeba pod sd odda. Pod Royszczami, owszem, spotkalimy jak band bulbowcw, ale popdzilimy ich i uciekli. Piciu emy zabili, a Tynow od razu gdzie si zapodzia. Szukalimy go, ale znik jak kamfora. - To dra! - powiedziaem. - Wszystkich nas zmartwi i oszuka. Kazaem adiutantowi przynie gsiorek bimbru i zaksk. Tej nocy z radoci upiem si razem z Butk. Tynowa odesalimy za kar do kwatermistrzostwa: rba tam drwa, obiera jarzyny i sprzta teren obozu.

Skoczek z Londynu
Ktrego ranka wrcili wysani po ywno ludzie. Starszy lejtenant Wasilenko, ktry dowodzi t ekspedycj, by w doskonaym humorze. - Jestemy! - zawoa do mnie wyszczerzajc w umiechu biae jak nieg zby. - Ale zuchy! Patrzcie, ile to ara przywieli! - dziwiem si ogldajc siedem sa wypenionych winiami, beczkami z masem i workami z kasz i cukrem. - Skd to wzie? - spytaem Wasilenk. - Dostaem w podarunku od polskiego dziedzica z Czerwiszcz. - Kamiesz, stary. Pewno jaki niemiecki magazyn obrabowae. - Mwi prawd. Od polskiego dziedzica dostaem. Wdk nas poczstowa, a pniej zaprowadzi do chlewa i kaza rn po kolei wszystkie winie. aowa tylko, e mamy tak mao podwd, wic da dworskie sanie. A Niemcw jak kl! Syszaem ju poprzednio od okolicznej ludnoci, e dziedzic z Czerwiszcz, Stanisaw Maciejewski, to poczciwy czowiek, a przy tym dobry patriota. Z drugiej jednak strony dochodziy mnie wieci, e Maciejewski utrzymuje do zaye stosunki z pewnym niemieckim oficerem, ktry przyjeda do niego w odwiedziny z Kowla. To dziwne zachowanie si dziedzica Maciejewskiego wzbudzio moj nieufno do niego. Tym bardziej zastanawiajce byo to, co usyszaem od Wasilenki, ktry wychwala postaw dziedzica z Czerwiszcz.

W tej chwili nie wiedziaem jeszcze, e ju wkrtce zetkn si z tym czowiekiem w bardzo niecodziennych okolicznociach. Historia ta zacza si w sztabie brygady. Zastanawialimy si tam, jak rozszerzy partyzanck sie wywiadowcz. Centrala na Biaorusi, ktra utrzymywaa kontakt z Moskw, daa od nas wielu informacji o charakterze wywiadowczym. Nam samym te potrzebne byy rne dane, dotyczce Niemcw i ich dziaalnoci na Woyniu. Z chwil mierci Aleksandra Nierody stracilimy najcenniejsze rdo informacji. Aleksander przez dugi czas pracowa w kowelskim gestapo i na bieco przekazywa nam wszelkie uzyskane wiadomoci. - Maks zna najlepiej tutejszych ludzi - owiadczy Kartuchin - niech wic on zorganizuje wywiad. - To nic trudnego - odparem drwico. - Zadzwoni do gebietskomisarza, eby przyj ktrego z naszych ludzi do gestapo na miejsce Aleksandra i sprawa zaatwiona. - Zostawmy arty - powiedzia Bryski. - Sprawa jest bardzo wana. Sdz, e Kartuchin ma troch racji. Syszaem tu duo dobrego o dziedzicu Maciejewskim. To podobno uczciwy czowiek. Taki mgby si nam przyda. - Ciekawe, w jakim charakterze? - spytaem. - To czowiek wojskowy, byy oficer. Poza tym utrzymuje kontakty z Niemcami. - Uwaam, e to nie ma sensu - odparem. - Nie wierz, eby on chcia dla nas pracowa. Nie znam go, ale wydaje mi si, e gdyby chodzio tu o sprawy rzdu londyskiego, to wszystko byoby proste... Nagle Wasilenko uderzy si w czoo. - Mam pomys. Kiedy byem u tego dziedzica, pokazywa mi swj mundur wojskowy. Suy w kawalerii... Trzeba przyzna, e mia bardzo efektowny mundur, buty ze srebrnymi ostrogami i szabl. Mwi, e jeszcze przyjdzie chwila, kiedy i on bdzie walczy z Niemcami. Myl, e Maks mgby pojecha do niego w polskim mundurze i przedstawi si jako skoczek z Londynu. Popatrzyem na niego ze zdumieniem. Skd mu przysza do gowy podobna myl? Bryski natychmiast podchwyci ten pomys. - Rzeczywicie, Maks mgby odegra rol delegata z ramienia rzdu Sikorskiego. Teraz ju i ja zaczem si powanie zastanawia nad wysunit propozycj. Pomys wyda mi si cakiem niezy. Nie byo tylko adnej gwarancji, e Maciejewski mi uwierzy, ale ostatecznie nie miaem nic do stracenia. Wyraziem wic gotowo wyjazdu do Czerwiszcz. W cigu najbliszych kilku dni caa brygada partyzancka szukaa dla mnie kamgarnu i odpowiednich dystynkcji. Znaleziono wreszcie u pewnego krawca w Kowlu potrzebny materia. Nasi obozowi krawcy wzili miar i uszyli mi prawdziwy mundur oficerski, a szewcy zrobili eleganckie buty. Znaleziono te dystynkcje kapitana i ostrogi. Leniczy Golikow przygotowa mi wspaniae siodo, potem pobieg do swojej ziemianki i przynis mi krzy Virtuti Militari ze wsteczk. (Krzy ten Golikow otrzyma za udzia w wojnie przeciwko Rosji radzieckiej w 1920 roku.) - Niech pan to przypnie do munduru - powiedzia. - Prosz mi wierzy, e to robi due wraenie.

Pomylano rwnie o zapewnieniu mi odpowiedniej asysty. Miaem pojecha do Maciejewskiego z grup dziesiciu partyzantw, ubranych w polskie, onierskie mundury. * By pny zimowy wieczr, kiedy na czele grupy kawalerzystw wjechaem na obszerny dziedziniec dworku w Czerwiszczach. wiata w oknach paacu byy ju wygaszone. Tylko z jednego okna sczy si poprzez grube zasony zocisty blask. Przywitao nas wcieke ujadanie brytanw. Psy rway si na acuchach, kilka z nich obskoczyo nas, prbujc ucapi zbami konie. Konie opdzay si, jak mogy. Po kilku sekundach kto wysun si przed ganek z lamp naftow i zacz gromi rozwcieklone psiska. Zeskoczyem z konia i podszedem bliej. - Czy pan dziedzic jest w domu? - spytaem. - Pastwo ju pi. Kogo mam oznajmi? - spyta sucy. - Kapitana Orliskiego. - Prosz, prosz, panie kapitanie... Zaraz zawiadomi pana dziedzica. A ci ludzie - wskaza na siedzcych jeszcze wci na koniach kawalerzystw - s z panem kapitanem? - Tak, to moi ludzie - rzekem. Znalazem si w obszernym salonie, penym mikkich foteli i obrazw w zoconych ramach. Po pitnastu minutach drzwi otworzyy si szeroko i zobaczyem w nich wysokiego, przystojnego, modego mczyzn o blond wosach. By ubrany w sztuczkowe spodnie i krtki brzowy tuurek. - Dobry wieczr panu - rzek dziedzic. - Dobry wieczr. - Podalimy sobie rce. - Pan mnie nie zna. Jestem kapitan Orliski. Przybyem w wanych sprawach. Przepraszam za tak pn wizyt, ale w dzie mgbym mie pewne trudnoci... - Porucznik Maciejewski! - przedstawi si dziedzic.- Bardzo mi mio pana pozna. Ale dlaczego pan w palcie? Michale, prosz panu kapitanowi pomc zdj palto - zwrci si do lokaja stojcego w drzwiach. Zdjem swoje cywilne palto i wrczyem je sucemu, dostrzegem wyraz zdziwienia na twarzy Maciejewskiego. Oczy mu si rozszerzyy. - Pan jest w mundurze?! - wykrzykn ze zdumieniem Maciejewski. - Tak, jestem na subie i przyjechaem do pana w sprawach subowych. Chciaem prosi pana porucznika o pewn przysug. Tam, na dworze, s moi ludzie. Maj konie... - Ale oczywicie. Michale, prosz obudzi Agnieszk, niech przygotuje kolacj. Konie postawi w stajni i obrzdzi... Lokaj skoni nisko yse czoo i opuci salon. - To co nie do wiary! Jake pan si tu dosta? Wszdzie Niemcy i banderowcy. Bolszewikw te peno w caej okolicy.

- Przyznaj, e to byo troch ryzykowne, ale mam specjaln misj. Przyjechaem a spod Wodawy. Jeszcze miesic temu znajdowaem si w Londynie... Maciejewski by wyranie zaskoczony: - W Londynie?! - Prosz si niczemu nie dziwi. Chyba sysza pan co nieco o skoczkach, zrzucanych z samolotw. Nasz rzd bardzo jest zainteresowany w organizowaniu polskich si zbrojnych na tym terenie... Widziaem, e moje sowa zrobiy na nim ogromne wraenie. - I ktby pomyla, e doczekamy tych czasw! Nie wyobraa pan sobie, jaki jestem szczliwy. Mylaem, e ju wszyscy o nas zapomnieli. Dotychczas syszelimy tylko puste zapewnienia... - Bo sytuacja bya bardzo zoona. Nasz rzd zawar jednak porozumienie ze Stalinem. Sprawy z Rosj id waciwym torem. - Ale przecie oni tu organizuj walk partyzanck. - To tylko tymczasem. Mamy instrukcje, eby nie wchodzi z nimi w adne konflikty. Naszym celem jest organizowa walk z banderowcami i Niemcami. Mam polecenie rekrutowania ludzi w rejonie... urwaem w p zdania, bowiem do salonu wesza pokojwka z zimnymi zakskami i pkat karafk wdki. Ujrzawszy mnie w mundurze o mao nie upucia tacy na podog. Maciejewski rozemia si.- Widzia pan kapitan, jak ona na pana patrzya? - spyta, kiedy pokojwka wysza. - Rzeczywicie. Czyby nie byo tu dotychczas adnych polskich oddziaw. W sztabie, w Londynie, owiadczono mi, e takie oddziay dziaaj na terenie caej okupowanej Polski. - Nie mam prawa krytykowa naszych wojskowych z Londynu, ale musz stwierdzi, e nie powiedzieli panu prawdy. Owszem, w Polsce centralnej istnieje zorganizowany ruch oporu, ale tu, na kresach, mamy zupenie inne sprawy na gowie. Gwne niebezpieczestwo to banderowcy. Maciejewski napeni krysztaowe kieliszki. - Jeli powiedziano panu, e mona tu rozwin jak skuteczn dziaalno przeciwko Niemcom, to wprowadzono pana w bd - doda po chwili. - Chodzi tu o rne sprawy - powiedziaem. - Otrzymaem instrukcje, by dostosowa si do warunkw i sytuacji istniejcej na miejscu. Kwestia Niemcw to zupenie odrbny problem. Problem o charakterze specjalnym... Ale o tym pomwimy sobie przy najbliszej okazji. Jeli chodzi o banderowcw, to wydaje mi si, e trzeba mobilizowa ludzi, tworzy samoobron... - Te rzeczy s ju w stadium organizacji. - Maciejewski znw nala winiaku i naoy mi na talerzyk pasztetu i szynki z majonezem. Jako trudno mi byo posugiwa si sztucami. Od czterech lat spoywaem wszystkie potrawy drewnian yk lub po prostu rk. Trzymajc teraz delikatn nk kieliszka w doni obawiaem si, e j ukrusz. W lesie pilimy bimber kubkiem lub prosto z butelki. Musiaem si jednak stara, by Maciejewski nic nie zauway. Byem przecie kapitanem polskiej armii i przybyem prosto z Londynu. W p godziny pniej na stole pojawiy si gorce potrawy: kura pieczona z frytkami, pieczarki, indyk z borwkami, szynka. Pilimy wdk, a potem wino i wznosilimy patriotyczne toasty.

To by najwspanialszy posiek, jaki udao mi si zje w cigu lat wojny. Maciejewski tak si rozklei, e przebra si w swj oficerski mundur i przypasa do boku szabl... Nad ranem bylimy ju ze sob na ty. * Dopiero kiedy po raz drugi odwiedziem Maciejewskiego, przystpilimy do konkretnych spraw. Postawiem przed nim zadanie zdobywania informacji o Niemcach na terenie Kowla i innych garnizonw. Powiedziaem oczywicie, e informacje te potrzebne s sztabowi w Londynie. Wtedy te wyjania si sprawa jego kontaktw z Niemcami. Maciejewski powiedzia mi, e przyjani si z kapitanem Wehrmachtu, niejakim Ernestem Khlerem, ktry zarzdza skadami wojskowymi na terenie Kowla i dworca kolejowego. Khler by pocztkowo na froncie wschodnim, ale zosta tam powanie kontuzjowany i jako inwalid skierowano go do suby na tyach. Wedug twierdze Maciejewskiego kapitan by zdecydowanym przeciwnikiem faszyzmu i Hitlera. Poleciem Maciejewskiemu, by nadal utrzymywa przyjazne stosunki z Khlerem i sprbowa wyciga od niego interesujce nas dane o charakterze wojskowym oraz informacje dotyczce transportw kolejowych jadcych na wschd. Ustalilimy te system naszych kontaktw: mielimy si spotyka w Czerwiszczach u miejscowego popa, ktry by przyjacielem Maciejewskiego. * Przez cay tydzie Maciejewski przebywa w Kowlu. Kiedy w umwionym dniu spotkaem si z nim w mieszkaniu popa, by rozpromieniony. - W niedugim czasie cign w rejon Kowla jednostki wgierskie. Kilka pukw do ochrony linii kolejowych. W Maniewiczach stanie batalion - mwi gorco. - Niemcy w ucku szkol kilka tysicy banderowcw, ktrych wiosn maj zamiar rzuci na Polakw w Przebrau i Hucie Stepaskiej. - Skd masz te wiadomoci? - spytaem. - Od Khlera. - Dobrze, co wicej? - Dostaem od niego dwadziecia sztuk karabinw i pi skrzynek amunicji. - Ten twj Khler to ciekawy Niemiec. - C w tym dziwnego? Czy wiesz, e on od dawna i on sam mnie namawia, eby zorganizowa jaki oddzia partyzancki? - Zadziwiajce. - Chciabym, eby go pozna. Gdyby wrd Niemcw byo chocia dziesi procent takich ludzi, Hitler dawno ju zamaby kark. - Mimo to trzeba, eby mia si troch na bacznoci. Kto wie, czy on nie gra po prostu jakiej wyznaczonej przez gestapo roli. - Nie mam adnych podstaw, by go o to podejrzewa. Kto dawaby bro swoim wrogom? Weszlimy do komrki stojcej w ogrodzie popa, gdzie leay ukryte pod som karabiny i skrzynki z amunicj. Byy to nowe niemieckie mauzery, nie oczyszczone jeszcze z grubej warstwy smarw.

- Dzi w nocy moi ludzie zabior t bro. - Jeli bdzie potrzeba, on postara si dostarczy wicej - rzek Maciejewski. - Powiedz mi, Stach, czym ty mu za to zapacie? - spytaem. - Pac za to codziennie mordowani przez Niemcw ludzie - odpar. - To s sowa Khlera. Powiedzia tak, gdy mu zaproponowaem troch zota. - On oczywicie wie, komu da t bro. - Tak. Owiadczy mi rwnie, e bdzie nam pomaga w miar swoich si i moliwoci. Zna doskonale szefa gestapo. Jest przyjacielem Kasnera. yje te w przyjani z wojskowym komendantem wza kolejowego w Kowlu. - To rzeczywicie bardzo cenne znajomoci. Chodzi mi tylko o to, eby postara si informowa nas moliwie szybko o ich kadym nowym zamierzeniu. - Na pewno wywie si z tego... Bryski by zadowolony z mojej misji. Uwaa, e trzeba za wszelk cen utrzyma t ni naszego wywiadu. Informacje uzyskiwane t drog mona byo bez trudu sprawdzi, naleao tylko obserwowa, co si dzieje w gebietskomisariacie. Wkrtce okazao si, e pierwsze informacje Khlera byy prawdziwe. Do Maniewicz i innych garnizonw przyjechay oddziay wojsk wgierskich, ktre midzy innymi objy sub na kolei. Prawdziwe rwnie okazay si i inne dane. Khler sta si naszym nieocenionym wsppracownikiem. Wiedzielimy dziki niemu na bieco o ruchu transportw wojskowych, o ich zawartoci oraz miejscu przeznaczenia. Otrzymywalimy te dane dotyczce karnych ekspedycji wysanych przeciwko poszczeglnym wsiom i osadom czy akcji organizowanych przeciwko partyzantom... Kiedy Maciejewski zaprosi mnie do siebie na kolacj. Chcia przedstawi mnie swojej onie, ciotce i znajomym, pewnej rodzinie, ktra od dwch tygodni u niego gocia. Rozmowa prawie natychmiast przeksztacia si w dyskusj polityczn. Rozprawialimy o sytuacji na frontach. Poniewa suchaem na bieco informacji nadawanych przez radiostacj i czytaem radzieckie komunikaty z frontu, byem najlepiej zorientowany w sprawach aktualnej sytuacji. Nic te dziwnego, e wiodem prym w dyskusji. Stwierdziem z satysfakcj, e wszyscy suchaj mnie z uwag. Szczeglnie due zainteresowanie tym, co mwiem, wykazyway dwie niewiasty - matka i crka ktre byy w gocinie u Maciejewskiego. Zauwayem, e crka, Wanda, jest bardzo adna i zgrabna. W pewnym momencie, gdy dyskusja zesza na tory moralnoci Niemcw, starsza pani zacza narzeka: - Oni s podli, bez serc i sumienia... Niech pan posucha, jak postpili z nami. Mj m jest kapitanem Polskiej Marynarki Wojennej. Moe pan co sysza o kapitanie Klimczaku? Obecnie pywa w Anglii. Mieszkaam z dziemi w Warszawie, ale Niemcy dowiedzieli si o moim mu i zaczli si mn interesowa. Musielimy znikn z Warszawy. Ale gdzie tu si schroni? Jedyna moja siostra mieszkaa w Kowlu. Miasto to ley tak daleko od Warszawy, ale nie mielimy wyboru... Ach, co to bya za podr... Furmanki, wagony towarowe napenione kartoflami, rewizje i kontrole na stacjach, gd i zimno. Cigy strach o wasne ycie i ycie dzieci. Mam jeszcze modszego syna, Fredka. Ale na tym nie koniec... Okazao si, e i tu, w Kowlu, nie jestemy bezpieczni... Znw doszy nas wieci, e znajdujemy si pod obserwacj Niemcw. Dziki Bogu znaleli si uczciwi ludzie, ktrzy

nam pomogli. Przez znajomych trafilimy do pana Maciejewskiego - tu starsza pani spojrzaa na Stacha i umiechna si. - Co to za wspaniay czowiek! - dodaa w uniesieniu. - Nie, droga pani. Speniem tylko swj obowizek - wzbrania si przed komplementami Maciejewski. - Mimo e nam tu nic nie brakuje - kontynuowaa, zwracajc si do mnie - to nie mog si ju wyzby strachu przed Niemcami... Poza tym boj si, by nie narazi pana Maciejewskiego. Rozmawialimy do pnej nocy. egnajc si z Maciejewskim powiedziaem mu: - Jak bdzie trzeba, ulokujemy ich w bezpiecznym miejscu... Teraz ty powiniene mie czyst kartotek. Niemcy nie mog ci o nic podejrzewa. Dla dobra naszej sprawy... - Na razie nic mi nie grozi - odpar Maciejewski. * Otrzymalimy ostatnio specjalne zadanie. Centrala daa od nas zdobycia najnowszego typu niemieckiej maski przeciwgazowej. Zadanie to powierzylimy Maciejewskiemu. W kilka dni pniej Stach dostarczy nam mask, ktr otrzyma od Khlera. Wtedy po raz pierwszy zauwayem, e Maciejewski jest jaki nieswj. - Co si stao? - spytaem patrzc mu uwanie w oczy. - Nic takiego... - Przecie widz, e co ci drczy. - Gupstwo. Widzisz, Khler twierdzi, e mog si spodziewa rewizji. Podobno gestapo zaczo patrze na mnie krzywym okiem. Ale nie chce mi si w to wierzy. Dopiero dwa dni temu byem na przyjciu u Kasnera... I nic takiego nie zauwayem... - Khler na pewno co wie, jeeli ci ostrzeg... - Nie powiedzia nic konkretnego. - Mimo to wydaje mi si, e powiniene zastosowa rodki ostronoci. Przede wszystkim trzeba si pozby Klimczakw. Przecie nie mog ich znale u ciebie. - Jak uwaasz - odpar. - Znam w Serchowie pewn staruszk, pani doktor Dunin-Wolsk. Ona leczy naszych partyzantw. - To ta wdowa po generale? - spyta Maciejewski. - Znam j bardzo dobrze, wspaniaa kobieta. - Wydaje mi si, e nie bd mia trudnoci z ulokowaniem Klimczakw u niej. - Ale ona przecie ma kopoty materialne. Wiem, e tam u niej nie przelewa si. Wszystko, co ma, oddaje biednym... Ale w takim razie zaopatrz Klimczakw w ywno. Dam im wini, kilka gsi, troch mki i kaszy... Pniej, jak si troch uspokoi, wrc z powrotem do mnie - powiedzia Maciejewski. Zrozumiaem, e zaley mu na tym, by pozby si z domu rodziny uciekinierw. - No wic wszystko w porzdku - owiadczyem. - Jeszcze dzi mog ich zabra do Serchowa. - Tylko, jak im to wytumaczy? - Maciejewski zafrasowa si. - Zostaw to mnie. Ty na wszelki wypadek ulotnij si dzisiejszej nocy z domu.

Rozmowa z Klimczakow bya krtka. Powiedziaem jej, e po tamtej naszej rozmowie doszedem do wniosku, i ich pobyt u Maciejewskiego wie si z duym ryzykiem. We dworze bywaj czsto rni ludzie, a wrd nich rwnie Niemcy, znalazem wic bezpieczniejsze miejsce w Serchowie... Klimczakowa bardzo si zdenerwowaa. - Czy co si stao? Niech pan mi powie prawd. Czyby panu Stanisawowi co grozio? A moe znw Niemcy nas wykryli? - Prosz si uspokoi. Nic si nie stao - rzekem ze spokojem. - Po prostu uwaam, e znacznie bezpieczniej bdzie pastwu w Serchowie... - Dobrze, ale chciaabym porozmawia z panem Maciejewskim... - Niestety, zdaje si, e gdzie wyjecha... - To wszystko jest bardzo dziwne - powiedziaa zamanym gosem. - Przecie nie mog std odej bez poegnania. - Pan Maciejewski odwiedzi pani w Serchowie... Po godzinie zaadowalimy na sanie dobytek Klimczakw i odjechalimy... * Doktor Dunin-Wolska chtnie przyja Klimczakw i pomagaa im w miar swoich moliwoci. Wpadaem do niej od czasu do czasu w rnych sprawach, a czsto tylko po to, by podrzuci jej troch ywnoci. Jednake doktor niewiele mwia ze mn na temat Klimczakw. Wyczuem, e za tym milczeniem co si kryje. Ktrego dnia zapytaem j o to wprost. - Sama nie wiem, co panu odpowiedzie - odpara. - Dziwni ludzie. - Moe s troch przestraszeni i przygnbieni swoim losem? - I ja tak sdziam z pocztku, ale teraz sama nie wiem. Nie pojmuj zachowania si Fredka. Ten chopiec naraa mnie na powane kopoty. Prosz sobie wyobrazi, e chodzi po wsi z harmoni i gra Jeszcze Polska nie zgina. A tu s przecie rni ludzie. Mwiam o tym z jego matk i zabroniymy mu wychodzi z domu. Pani Klimczakowa twierdzi, e to po cikich przeyciach chopiec dosta szoku. Ale czy mona go upilnowa? Fredek ma ju pitnacie lat. Wczoraj wyszed z domu przez okno i znw gra... - To rzeczywicie bardzo nieprzyjemna historia. Nie moemy pani naraa. Moe jeszcze troch zaczekamy i jako rozwiemy ten problem. - Ja nie dlatego to mwi. Jako sobie poradz. Przecie to biedni ludzie i gdzie oni pjd? - To prawda. Nie chciabym zabiera ich do naszej bazy. Pani sama wie, jakie tam mamy wygody... - Niech zostan tutaj - powiedziaa z umiechem Dunin-Wolska. - W razie czego jako si wytumacz... * Niedugo dowiedziaem si, e gestapo ma zamiar aresztowa Maciejewskiego. W kilka dni po wyprowadzeniu si Klimczakw Niemcy przeprowadzili u niego rewizj. Nic nie znaleziono, ale Khler twierdzi, e na tym caa rzecz si nie skoczya i e nad Maciejewskim nadal wisi groba

aresztowania. Khler take zacz si obawia o wasn skr i zaleci Stachowi niezwoczne opuszczenie dworku i ukrycie si. Takie rozwizanie sprawy absolutnie nam nie odpowiadao. Maciejewski by dla nas nieocenionym informatorem, mia dziesitki wpywowych znajomoci w Kowlu, ucku i innych miejscowociach, a wrd nich kapitana Khlera. Khler owiadczy wprawdzie, e nie ma zamiaru traci kontaktu z Maciejewskim, ale my nie moglimy zostawi tej sprawy swojemu biegowi. Uwaalimy, e naley broni czowieka, ktry z nami wsppracuje. Maciejewski wiedzia ju teraz doskonale, komu suy. Ukrywanie mojej przynalenoci do radzieckiego ruchu partyzanckiego na dusz met nie miao sensu. W tym czasie istniao jeszcze polsko-radzieckie porozumienie o wzajemnej pomocy i wsppraca Polakw z radzieckim ruchem partyzanckim, mimo przernych machinacji ze strony polskiej reakcji, ukadaa si pomylnie. Maciejewski by doskonale zorientowany w istniejcej sytuacji politycznej. Wiedzia, jak oceniono w ZSRR postaw Andersa, ktry wraz z wojskiem polskim opuci jesieni 1942 r. granice Zwizku Radzieckiego, wiedzia rwnie, e stosunki midzy rzdem radzieckim a polskim rzdem londyskim ulegy ostatnio wyranemu zaostrzeniu. Mimo to, jako patriota polski, uwaa za konieczne dziaa na szkod Niemcw. Trzeba tu podkreli, e w owym czasie nie byo jeszcze na terenie Woynia Polskich Si Zbrojnych, kierowanych przez delegatur rzdu londyskiego. Powstay one dopiero pn wiosn 1943 r. Spraw Maciejewskiego omawialimy na naradzie w obecnoci Bryskiego. - Nie ma innego wyjcia, Maciejewski musi si ukry - owiadczyem. - I ja tak myl - odpar Bryski. - Ale to nie jest takie proste. Gestapo bdzie go usilnie poszukiwao i w zwizku z tym nie bdzie on mg dla nas swobodnie pracowa. Warto pomyle nad innym rozwizaniem. W tej chwili do ziemianki wszed Butko i zameldowa Bryskiemu, e w potyczce w pobliu Karasina partyzanci zlikwidowali trzech banderowcw. Bryski zamyli si. - Gdzie s ci banderowcy? - spyta po chwili. Butko popatrzy ze zdziwieniem na dowdc brygady. - Trzeba ich tutaj przywie. Rozumiecie? - powiedzia Bryski. - Ale... przecie oni nie yj! - Butko by coraz bardziej zdumiony. - Wanie chodzi o trupy. Trzeba ich tu przywie. - To byo pi godzin temu... Nie ma pewnoci, czy jeszcze tam le... - Tym bardziej nie trzeba zwleka. Zebra grup i natychmiast wyruszy w drog... - rozkaza Bryski. Butko w dalszym cigu nic nie rozumiejc odmeldowa si i wyszed ze sztabu. - Jeli si uda, upozorujemy mier Maciejewskiego - powiedzia Bryski. - To bdzie najlepsze wyjcie. Wtedy zatrze si wszystkie lady.... Musimy teraz zaczeka na powrt Butki.... Umwilimy si w sztabie przed wieczorem. Wrci Butko i przywiz ze sob ciaa banderowcw. Udalimy si na miejsce, gdzie leay zwoki.

- O, ten jest chyba takiego samego wzrostu, co nasz Stach - rzek Bryski wskazujc dugiego draba w niemieckim paszczu. - Jak mylisz, Maks? - Zdaje si, e tak - odparem. - Trzeba jeszcze dzi cign Maciejewskiego i wyjani mu, e od dzi przestaje y. - Bryski umiechn si. - Wobec tego niepotrzebne mu te bd dokumenty. Woymy je do kieszeni tego banderowca. Swoje ubranie te bdzie musia powici... Od tej pory bdzie nosi inne nazwisko... Maciejewski przyj plan Bryskiego bez sprzeciwu. Jeszcze tej samej nocy zwoki banderowca odwiezione zostay do majtku i czciowo zanurzone w stawie o dwiecie metrw od dworku. Z kolei upozorowalimy napad na majtek. Kilku partyzantw wdaro si do dworku i zdemolowao troch sprztw. Sub wyprowadzono na dwr i zaczto wypytywa ludzi o zachowanie si Maciejewskiego i o jego kontakty z Niemcami. Nawet star ciotk Maciejewskiego, ktra znaa kulisy caej sprawy, potraktowano bardzo ostro. Maciejewskiego wyprowadzilimy pod broni z domu, oddalimy kilka strzaw w powietrze i wraz z nim odjechalimy do bazy. * W owym czasie brygada miaa ju do dobrze zorganizowan sub zdrowia. Oprcz dwch szpitali nalecych do brygady kady oddzia dysponowa izb chorych. Jeden ze szpitali mieci si poza Krasnym Borem w chutorze Grdek. Znajdoway si tu stare baraki, zbudowane jeszcze podczas pierwszej wojny wiatowej przez wojska rosyjskie, kiedy to front sta na Stochodzie. Od czasu do czasu jedziem do Grdka, by odwiedzi chorych partyzantw i zobaczy, jak przebiega ich leczenie. Ktrego dnia przybyem do szpitala i zaraz na progu spotkaem doktor Dunin-Wolsk. - Dzie dobry. Widz, e pani bez przerwy pracuje. Ci nasi pacjenci zamorduj pani... - Nic mi nie bdzie. Jestem szczliwa, e mog by jeszcze komu potrzebna... Przechodzc przez jedn z sal zobaczyem Wand Klimczak. Wanie opatrywaa rannego. Partyzant by umiechnity i z zachwytem wpatrywa si w dziewczyn. Dwaj inni, ktrzy leeli w pobliu, rwnie nie odrywali oczu od Wandy. - Co pani tu robi? - spytaem zaskoczony. Odwrcia si. Jej twarz oblaa si rumiecem. - Przyjechaam z pani doktor... Chciaam jej pomc... Skoczyam kurs pielgniarski, wic mylaam... Niech pan mi pozwoli tu zosta... - Prosz jej pozwoli! Prosimy, towarzyszu dowdco!... - odezwali si chrem partyzanci. - Musz pomwi z doktorem Melmersztajnem - owiadczyem. Melmersztajn chtnie przysta na prob dziewczyny. Mia mao rk do pracy i taka wykwalifikowana pielgniarka bya mu bardzo potrzebna. Jak si wkrtce przekonaem, Wanda doskonale wywizywaa si ze swoich obowizkw. Bya pracowita, a przy tym tak nieprzecitnie adna, pena humoru i dowcipu, e umiaa uj sobie kadego partyzanta. Wszyscy oczywicie prbowali zdoby jej wzgldy i niektrym si to nawet udawao, lecz nie na dugo. Dziewczyna potrafia w odpowiedniej chwili odstawi amanta, robia to jednak tak inteligentnie, e nie wynikay z tego adne tragedie.

Mino kilka tygodni. Pewnego dnia, po powrocie z zadania bojowego, zobaczyem Wand w centralnej bazie w Krasnym Borze. Bya teraz ubrana w spodnie, krtk kurtk i furaerk. Kasztanowate wosy dugimi falami spaday jej na ramiona. Staa przy kuchni i nalewaa partyzantom zup z kota. Syszaem jej dwiczny gos: - Prosz. Podstawiaj, Kolka, misk, czego gay wytrzeszczasz? - Wolabym ciebie zamiast zupy. Wanda odpowiedziaa co, czego nie dosyszaem, a chopcy gruchnli miechem. Po obiedzie wezwaem j do siebie. - Kto ci pozwoli przyj na baz? - Sama przyszam. - By chyba kto taki, kto ci przyprowadzi. - Owszem, nie przecz. Ale ja sama chciaam odej ze szpitala. - Dlaczego? - To trudno wytumaczy. - Musz zna szczegy! Nie znios samowoli! Partyzantka to nie zabawa w ciuciubabk powiedziaem ostrym tonem. - Wiem, e le zrobiam, ale ju duej nie mogam wytrzyma... Jestem kobiet... Wszyscy ranni, ktrym robiam opatrunki, uwaali, e maj prawo przespa si ze mn. Wszyscy prbowali mnie cign do ka... Przecie nie po to chciaam pracowa w szpitalu... - Spodziewaem si tego od pocztku... - rzekem. - No c, jeli tak, to zosta tu. Widz, e gotowa te umiesz. Dobry by krupnik - pochwaliem zup, ktr jadem na obiad. - Wolaabym chodzi na zadania. To dopiero jest walka z wrogiem... - Mamy do mczyzn. A teraz powiedz mi, Wanda, ktry to z chopcw przyprowadzi ci na baz? - Czy czeka go za to kara? - Nie wiem. - Rcz, e nie zasuy na ni. To porzdny chopak. - Mw! - Kolka Biay. - To ten sam, ktry zaczepia ci w czasie obiadu? Wanda zamiaa si, po czym opowiedziaa mi, e Kolka od dawna ju jest w niej zadurzony po uszy, ale ona nie darzy go adnym uczuciem. Mimo to lubi tego chopca i prosi, by nie robiono mu adnych przykroci z jej powodu. Obiecaem speni jej prob.

Puapka
Zim 1943 roku brygada rozszerzaa wci swoj dziaalno. Przybywali do nas pojedynczy ludzie i cae zorganizowane grupki i grupy. Tworzyy si nowe oddziay. W poowie marca Kartuchin nawiza kontakt z wiksz grup partyzantw, dziaajcych w rejonie Wodzimierza Woyskiego, w tak zwanych lasach musorskich. Kartuchin zgodzi si przyj t grup do naszej brygady i w niedugim czasie ludzie ci przybyli do centralnej bazy. Bryski nie by tym zachwycony, gdy nie uwaa za celowe grupowa w Krasnym Borze tak duej iloci partyzantw. Wedug zaoe i instrukcji z Moskwy naleao obejmowa walk coraz wiksze tereny, tworzy nowe oddziay i kierowa je w inne rejony. W myl tych zaoe powinnimy byli jedynie pomc partyzantom z lasw musorskich; uzbroi ich, zaopatrzy w potrzebny sprzt i materiay wybuchowe oraz podporzdkowa sobie organizacyjnie. Ludzie, ktrzy do nas przybywali, przekazywani byli do tak zwanej Pitej bazy, gdzie przechodzili okres kwarantanny i szkolenia. Pita baza znajdowaa si poza rejonem bazy centralnej i speniaa bardzo wan rol w brygadzie. Nowo przybyli, zanim trafili do oddziau bojowego, byli dokadnie badani. Istniao bowiem niebezpieczestwo przedostania si do oddziau niemieckich agentw. Tymi sprawami zajmowa si starszy lejtenant Wasilenko, ktrego partyzanci nazwali dowcipnie szefem czujnoci (ta nazwa przylgna zreszt do niego na stae). Trzeba przyzna, e Wasilenko bardzo skrupulatnie i umiejtnie bada nowo przybyych i dziki jego niezwykemu wyczuciu udao si schwyta kilku niemieckich agentw, nasanych do nas przez gestapo. Grupa z lasw musorskich nie wzbudzaa specjalnych podejrze. Wrd partyzantw byli Rosjanie, Ukraicy, Gruzini, Polacy i ydzi. Po krtkim okresie szkolenia i przygotowa postanowiono stworzy z nich nowy oddzia, na ktrego dowdc wyznaczony zosta starszy lejtenant Bazykin. Niebawem oddzia Bazykina wyruszy w drog powrotn pod Wodzimierz Woyski. Dwadziecia kilometrw przed lasem musorskim partyzanci zatrzymali si na odpoczynek i wwczas to patrole schwytay trzech uzbrojonych ludzi, krccych si w pobliu biwaku. Przyprowadzono ich do Bazykina. Byli zaronici, brudni i oberwani. - Kto wy jestecie? Mwcie prawd! - rzek gronie Bazykin. - Byo nie byo - rzek jeden z jecw. - Raz kozie mier. Jestemy partyzantami! - Z jakiego oddziau? - Z oddziau Szewczenki. - Gdzie stoicie? - Dziesi kilometrw std. Bazykin zastanowi si przez chwil. Nie sysza dotychczas nic o takim oddziale, ale wiedzia, e nowe oddziay wyrastaj teraz jak grzyby po deszczu. - Odda im bro! - rozkaza Bazykin swoim chopcom. - Nakarmi ich i niech wracaj do oddziau... Nastpnego ranka ci sami trzej partyzanci pojawili si z powrotem w oddziale Bazykina. Jeden z nich przynis list od swojego dowdcy. Bazykin przeczyta go z duym zainteresowaniem.

Dowdca oddziau partyzanckiego im. Szewczenki prosi Bazykina, by zechcia odwiedzi go w jego bazie w celu nawizania wsppracy. Proponowa, by Bazykin przyby do niego z caym oddziaem, twierdzc, e ma niele zorganizowane zaopatrzenie i warunki kwaterunkowe. Na kocu poda proponowane miejsce spotkania. Bazykin bez trudu stwierdzi, e nie musi nakada drogi. Idc do celu swej podry i tak musiaby przesun si w pobliu miejsca postoju ssiadw. Sprawa wsppracy z innymi oddziaami bya niezwykle dla nas wana; uatwiaa organizowanie wsplnych akcji, a w razie niebezpieczestwa zapewniaa konkretn pomoc. Nic wic dziwnego, e Bazykin chtnie zgodzi si na przedstawione mu propozycje. Aeby nie traci na prno czasu, niezwocznie skierowa grupy dywersyjne na linie kolejowe Kowel-Wodzimierz i Kowel-Chem. Po wysaniu grup dywersyjnych zostao mu jeszcze osiemnastu ludzi, z ktrymi postanowi uda si do obozu partyzanckiego im. Szewczenki. Oddzia zajmowa kwatery w niewielkiej wiosce. Przed wejciem do wsi. grapa Bazykina trafia na wysunite strae. Przewodnicy szybko doszli do porozumienia z wart i niebawem wszyscy znaleli si na skraju wsi. Tu powita ich serdecznie sam dowdca oddziau. By wysoki, barczysty, z pokan brod, ubrany w radziecki mundur kapitana. - Witamy drogich goci - rzek radonie kapitan. - Jak to dobrze, e spotkalimy si. Trzeba omwi niektre sprawy... Macie nieze uzbrojenie - popatrzy na automaty. - Od razu wida, e to stara wiara partyzancka... - Troch si wojowao - odpar Bazykin. - Ale to nie takie wane. - To skromno przez was przemawia. Dobra cecha onierza. No, a teraz, towarzyszu dowdco zwrci si do Bazykina - trzeba przydzieli kwatery waszym ludziom. Dowdztwo ja sam bd goci. Hej tam, chopcy! - zawoa na stojcych w pobliu trzech ludzi. - Zaprowadcie goci na kwatery! Ludzi Bazykina podzielono na kilkuosobowe grupki i odprowadzono do chat. Bazykin wraz ze swymi dwoma zastpcami poszed z dowdc oddziau. Chata, do ktrej weszli, wygldaa do okazale. Kapitan pchn drzwi i da pierwszestwo gociom. Jedno spojrzenie wystarczyo, by Bazykin poj straszliw sytuacj. Ludzie, ktrzy znajdowali si w obszernej izbie, mieli na piersiach i czapkach metalowe znaczki z tryzubem. Za stoem siedziao dwch niemieckich oficerw. Nie byo czasu na podjcie jakiejkolwiek decyzji. Banderowcy nie pozwolili im si opamita i z miejsca rzucili si na swe ofiary. Rozgorzaa krtka walka. Bazykin zdoa wyrwa zza pasa fink i ugodzi jednego z napastnikw, lecz kilku innych obezwadnio go natychmiast. W tym samym czasie za oknami rozlegy si gone wystrzay. To ludzie Bazykina toczyli walk o swoje ycie. Banderowcy zwizali Bazykina i pozostaych jecw. Teraz dopiero kapitan zrzuci z siebie mundur radziecki i ubra si w niemieck kurtk z dystynkcjami oberleutnanta. Na piersi mia znaczek UPA. - Zobacz, ty psie czerwony - podszed i uderzy w twarz Bazykina - kto stoi przed tob! Wpade w nasze rce. Bdziesz mia doskona okazj porozmawia ze mn o wsppracy... Banderowcy ryknli miechem. Niemiecki kapitan wsta zza stou i zwrci si do komandira z pytaniem, czy nie zasza jaka pomyka i czy to na pewno jest ten sam Bazykin, o ktrym mieli

wiadomo. Sowa Niemca zrozumia jeden z towarzyszy Bazykina, Kowalczuk, ktry zna troch jzyk niemiecki. Banderowski wataka odpar, e nie ma co do tego najmniejszych wtpliwoci. Wwczas banderowcy chwycili jecw, zanieli ich do obory i rzucili w gnj. Partyzanci leeli tak ze trzy godziny trzsc si z zimna. Przed obor stali banderowcy. Nie byo najmniejszej nadziei na ocalenie. Teraz dopiero Bazykin poj, jak lekkomylnie postpi, godzc si tak atwo na spotkanie z nie znanymi sobie ludmi. W okresie swojej dwuletniej dziaalnoci partyzanckiej - pocztkowo na Biaorusi, a pniej na Woyniu - nieraz spotyka si z rnymi podstpami, ale zawsze zwietrzy je w por. Fakt, e teraz znalaz si w takiej sytuacji, by dla niego straszliwym ciosem. Cay jego oddzia poszed w rozsypk. Partyzanci, ktrzy wyruszyli na zadania dywersyjne, mogli po powrocie na umwione miejsce rwnie dosta si w rce banderowcw i Niemcw. Kto zawiadomi Bryskiego o tym, co zaszo? Jak oceni jego lekkomylny krok towarzysze walki? W pewnym momencie Kowalczuk, ktry lea obok Bazykina, odezwa si szeptem: - Towarzyszu dowdco, czy to ju koniec? - Chyba tak. Gupio tak wpa. To ja jestem winien wszystkiemu, macie prawo mnie nienawidzi. - Co wy, towarzyszu dowdco! - Jestem przeklty. Zgubiem oddzia... - Nie wolno tak mwi - szepta gorco partyzant. - Wszyscy wiedz o waszych czynach... Z tego, co mwi ten niemiecki oficer, wynika, e to wszystko byo z gry ukartowane. Oni o nas wiedzieli i dawno ju przygotowywali zasadzk. Znaj nawet wasze nazwisko. - Nie starajcie si mnie pociesza. Po co te kamstwa? Kowalczuk zacz przysiga na parti, e mwi prawd, ale Bazykin ju wicej si nie odezwa. Po kilku godzinach wtargnli banderowcy, rozwizali jecw i wywlekli ich z obory. Gdzie poza wsi, na obszernym placu, lea rwno city, gruby dbowy pie, a obok niego sta rosy drab z siekier w garci. Za stoem siedzieli: sotnik, dwaj niemieccy oficerowie oraz dwaj zaywni popi. Porodku stao puste krzeso, przeznaczone widocznie dla jakiego wyszego dygnitarza. Dookoa zwartymi szeregami ustawili si banderowcy. Bazykina i jego towarzyszy ustawiono obok grupki partyzantw. Przez par minut trwaa cisza. Banderowcy wyranie na kogo czekali. Nagle zrobi si ruch. Wszyscy wstali z miejsc. Na plac wjechao konno trzech ludzi. Pierwszy z nich, ubrany w lnic, skrzan kurtk i futrzan czapk, obrzuci wadczym spojrzeniem cay plac. Dwaj pozostali jedcy zdawali si spenia rol asysty lub ochrony. Sotnik podbieg szybko do przybyego i pomg mu zsi z konia. Nastpio ceremonialne powitanie. Potem przybyy pozdrowi banderowcw w imieniu UHWR-u, samego Bandery i Ostapa6, a banderowcy odkrzyknli urra!

Ostap - polityczny przedstawiciel rzdu Bandery delegowany na Woy i Polesie w celu organizowania ruchu nacjonalistycznego i UPA.

Bazykin od razu pozna przybyego. Przypomnia sobie spotkanie z dwoma delegatami UPA, na ktrym omawiano spraw mordu w Parolach, przypomnia sobie nadesane pniej listy, pod ktrym podpisa si komendant UPA na Woyniu i Polesiu - Halicki. To by wanie on, Bazykin pamita, e na jego pytanie: ...A co zrobicie, jeli my nie zechcemy si std wynie i zostaniemy na Woyniu, by prowadzi dalej walk z Niemcami? Halicki odpowiedzia z umiechem: Myl, e niedugo bdziemy mogli janiej przedstawi nasze pogldy. Przecie si jeszcze spotkamy... Pogldy te zostay pniej wyranie sprecyzowane w przesanym owiadczeniu. Halicki rozmawia przez chwil z sotnikiem, z popami i Niemcami, po czym wsta z krzesa i zwracajc si do ustawionych w czworobok banderowcw zawoa tubalnym gosem: - Oto nasi miertelni wrogowie, przeklci bolszewicy i Lachy. Patrzcie, jak ndznie wygldaj! Napawajcie swoje oczy ich tchrzostwem... - tu wskaza na jecw. Partyzanci mieli gowy uniesione do gry, stali wypreni, ich oczy rzucay byskawice. Chytry banderowski wataka szybko poapa si w tym, e troch przesoli. - Niektrzy z nich prbuj nas okama - cign dalej. - Chc pokaza swoj hardo. Ale zobaczycie, jak zaczn ebra o lito, kiedy topr zawinie nad ich wraymi karkami... Rozpoczlimy wit wojn przeciwko wszystkim Lachom i bolszewikom. Wojn t trzeba prowadzi rnymi sposobami: otwarcie i podstpnie, dniem i noc, kad broni, a do zupenego wyzwolenia Ukrainy... Rka strica nie moe zadre, gdy bdzie uderza w gow dziecka, kobiety czy starca... Halicki usiad. - mier Lachom i Moskalom! mier! Na pohybel! - woali banderowcy. - Uspokjcie si! - Teraz wsta sotnik. - Kady z nich otrzyma kar. Oto zebra si sd narodu - wskaza na siedzcych za stoem. - Niech podejdzie pierwszy z wrogw. Dwaj banderowcy chwycili modego partyzanta z bujn, ciemn czupryn, ktry zaledwie miesic temu przyszed do oddziau i nosi pseudonim Czarny, i popchnli go w stron stou. - Jak si nazywasz? - spyta ostro sotnik. Milczenie. - Odpowiadaj, kiedy ci pytaj! - zgromi go banderowski dowdca. - Mog odpowiedzie: mciciel narodu ukraiskiego! - odpar dobitnie po ukraisku partyzant. Za stoem nastpio poruszenie. Niemcy zaczli si dopytywa, co odpowiedzia jeniec. Otrzymawszy wyjanienie zaczli krci z niezadowoleniem gowami. - A wic jeste synem matki Ukrainy - mwi dalej sotnik. - Tym gorzej dla ciebie. Zdradzie ojczyzn, idc na sub wroga... Jeste przeklty... - To wy jestecie przeklci! To wy jestecie zdrajcy! Suycie takim zbrodniarzom jak Niemcy! Niech yje Ukraina i wolno!... W tym samym momencie rozlegy si gone szmery wrd stoczonych w czworoboku banderowcw. Twarz Halickiego poczerwieniaa. Jeden z popw zerwa si z miejsca i zacz co szepta sotnikowi. Sotnik wskaza rk na pie. Stojcy za partyzantem dwaj banderowcy chwycili go za ramiona i powlekli w stron pnia. Czarny pooy gow na pniu. Kat unis topr w gr. Chlusna struga krwi...

Bazykin i reszta partyzantw przez cay czas obserwowali dzielne zachowanie si Czarnego, ktry swoimi sowami wywoa poruszenie wrd banderowcw. Sotnik zbliy si teraz do jecw i zacz im si po kolei przypatrywa. Zatrzyma si na moment przed Bazykinem, zawaha si, a potem szepn mciwie: - Ty zginiesz ostatni! Wreszcie wybra z szeregu krpego partyzanta, Grisz Tkaczuka, ktry mia czerwon gwiazdk na czapce. Partyzant bez oporu ruszy przed siebie. - Kto ty jeste? - Mciciel narodu ukraiskiego! - odpar po ukraisku Grisza. - Ukrainiec, ktry walczy o wolno ojczyzny! - zawoa goniej. Banderowcy nie czekajc na rozkaz poprowadzili Griszk w kierunku pnia. Twarz Halickiego zrobia si fioletowa. Sotnik i popi spogldali na siebie zmieszani. Nie spodziewali si, e wrd jecw jest a tylu Ukraicw. Byli przekonani, e maj przed sob Polakw i Rosjan. Szczeglnie gupio czuli si popi, ktrzy przez cay czas tumaczyli swoim ludziom, e wszyscy Ukraicy, jak jeden m, wystpili do witej wojny przeciw Lachom i Moskalom. Wstyd im byo przed Halickim. Przecie zaprosili go specjalnie po to do sotni, by pokaza, jak pedagogicznie umiej oddziaywa na swoich onierzy. Tymczasem wrd banderowcw powsta gwar i sotnik musia ich uspokaja. - Suchajcie - zacz przemawia jeden z popw. - Owiadczam wam, e ci, ktrzy przed chwil ponieli zasuon kar, kamali... Prawdziwy syn Ukrainy nie jest zdolny do zdrady ojczyzny. Oczywicie, e zdarzaj si wyjtki, sam znam takich, ktrzy optani przez bolszewikw poszli do nich na sub. Ale s wyklci przez nasz nard... Tych powinnimy najbardziej nienawidzi. Szmery nieco ucichy. Halicki skin na sotnika. - Dawaj tu zaraz dowdc tych przekltych bolszewikw! - rozkaza. Sotnik podbieg do grupy jecw. Halicki wpatrywa si z napiciem w Bazykina, ten rwnie nie spuszcza z niego wzroku. Gdy partyzant zbliy si do stou, Halicki wsta i podszed do niego. - A jednak spotkalimy si... - rzek z drwin. - Obiecaem ci, e otrzymasz odpowied na swoje pytanie. Ja dotrzymuj sowa... Banderowcy z zainteresowaniem przygldali si tej scenie. Halicki postanowi odegra j jak najlepiej. Cae to widowisko, zorganizowane przez sotnika i popw, zakrawao na drwin. Przecie w ten sposb nic nie mona byo osign. eby podnie ducha bojowego onierzy, trzeba zastosowa tortury, pokaza im, e nie wolno cacka si z wrogami. - Oto sam bolszewicki komisarz! - zawoa gono Halicki. - Jeszcze miesic temu zapewnia, e nigdy nie opuci Woynia. mia nawet pyta, co mu zrobimy, jeli nie usucha naszych mdrych rad i nie odejdzie std na wschd. Niech topr mu odpowie! Zbli si do mnie! - rzek Halicki, zwracajc si do kata. Chopisko pooyo topr i podbiego posusznie do niego. - Tnij po kawaku, z przerwami. Nagroda ci nie minie... - szepn mu do ucha.

Bazykin milczco podszed do pnia. By blady jak ptno. Pooono jego nogi na pniu. Kat zamachn si i obci jedn stop. Bluzna krew... Chop otar czoo z potu, opar siekier o ziemi i wyj papierosa. Bazykin wi si z blu na ziemi. Po minucie kat odrzuci niedopaek i wzi siekier. Znowu wcignito Bazykina na pie. Teraz odpada druga stopa... Na placu panowaa idealna cisza. Partyzant nie wyda ani jednego jku, sycha tylko byo, jak jego rce drapi ziemi... Kat odpoczywa oparty na stylisku. Mino ze dwie minuty i znw uj siekier. Teraz odrba praw nog a po kolano... Z kolei ci udo. Pniej drug nog i rce. Niebawem na ziemi leaa bezksztatna masa: zakrwawiony korpus i gowa. Halicki nie doczeka si sowa: litoci z ust umierajcego. Bazykin skona, zanim oprawca odci mu gow. Wwczas wcieko zatrzsa watak. - Koczy! - zawoa ze zoci, zwracajc si do sotnika. Banderowcy rzucili si do pozostaych jecw... Halicki nie czeka koca widowiska, poegna si z Niemcami, siad na ko i szybko odjecha... * Z caej grupy Bazykina uratowao si jedynie dwch partyzantw, ktrym udao si w chwili napaci wybi szyby i wyskoczy przez okno. Przebieg krwawego mordu opowiedzia w pniejszym czasie jeden z jecw banderowskich, schwytany do niewoli. Analizujc to straszne wydarzenie zastanawialimy si, czy zasadzka nie bya z gry ukartowana. Wygldao na to, e kto donis banderowcom, i grupa Bazykina wyrusza w lasy musorskie. Ale byy to tylko lune podejrzenia, nie poparte adnymi dowodami. mier kilkunastu naszych towarzyszy walki przeylimy bardzo gboko. To by straszliwy cios dla caej brygady. Wkrtce jednak spady na nas nowe nieszczcia, ktre czciowo przesoniy nam myl o pomordowanych bestialsko partyzantach. Pewnego ranka, gdy obz partyzancki jeszcze spa, nad lasem pojawiy si niemieckie samoloty i zaczy zrzuca bomby. Ludzie zerwali si na rwne nogi. Powstao zamieszanie i popoch. Bomby sypay si jedna po drugiej. Samolotw byo dziesi. Atakoway z maego puapu i ostrzeliway las lawin ognia z kaemw. Due nasilenie bombardowania stwierdzilimy w rejonie partyzanckiej fabryczki trotylu, gdzie miecio si kilkadziesit ton rnego kalibru pociskw i bomb. Kilka do celnych bomb spado te w okolice sztabu brygady. Najwiksze przeraenie powstao w lenych osadach cywilnych. Tu samoloty zrzucay mae bombki zapalajce, siay seriami z kaemw, strzelay z dziaek. Tu i wdzie wybuch poar. Sycha byo jki rannych, pacz dzieci i krzyk kobiet. Dopiero po upywie p godziny bombardowanie ustao. Gasilimy ogie, zbieralimy rannych i zabitych. Straty, jakie zada nam wrg, wynosiy omiu zabitych i ponad dwudziestu rannych. Zniszczone zostao kilkanacie ziemianek i magazynw, polowa ania, warsztaty szewskie i krawieckie. Ziemiank sztabu zrwnano niemal z ziemi. Na szczcie adna z bomb nie trafia w fabryczk trotylu. Przez cay dzie zbieralimy po lesie rozproszonych mieszkacw osad cywilnych. Wieczorem Bryski podj decyzj budowania czci ziemianek w innych miejscach. Zarzdzi te przygotowanie do obrony przeciwlotniczej, kopanie specjalnych schronw i gbokich roww

o wskim profilu. Zmienilimy pooenie sztabu, przesunlimy go o kilometr dalej na poudnie. Od rana wszyscy zdolni do pracy ludzie chwycili za opaty, siekiery i piy. Nie min tydzie, a uporalimy si z robot. Centralna baza rozrzucona bya obecnie w promieniu szeciu kilometrw. Poszczeglne oddziay znajdoway si teraz o dwa kilometry jeden od drugiego, a lene osady o trzy kilometry. Ledwie zdoalimy jako tako uporzdkowa i zamaskowa nowe rejony postoju, gdy nad lasem znw ukazay si samoloty. Tym razem przyleciay w samo poudnie. Podobnie jak w czasie pierwszego bombardowania, Niemcy rzucali bomby z niezwyk precyzj: wybuchay one w pobliu sztabu, fabryczki trotylu i w miejscach rozlokowania oddziaw bojowych. Oszczdzono jedynie osady cywilne. Dziki przygotowanym schronom i rowom straty nasze wyniosy zaledwie dwch zabitych i piciu rannych, lecz zniszczenia materialne byy jeszcze wiksze ni poprzednio. W jednym tylko obozie Koniszczuka zrwnano z ziemi niemal wszystkie ziemianki. Bomba trafia te w magazyn pociskw artyleryjskich. Nie mielimy teraz najmniejszej wtpliwoci, e niemieccy piloci zostali dokadnie poinformowani o pooeniu partyzanckiej bazy. Mielimy w bazie szpiega. To byo pewne. Bryski poleci dowdcom zwrci baczniejsz uwag na wszystkich swoich ludzi, ledzi ich zachowanie, pilnowa, czy nie oddalaj si z obozu. Wszystkie te rodki ostronoci na nic si jednak nie zday. W cigu nastpnych dziesiciu dni zdarzyy si nowe wypadki. Wzmocniona grupa bojowa w skadzie dwudziestu piciu partyzantw, pod dowdztwem lejtenanta oginowa, wpada we wsi Werchy w niemieck zasadzk. Niemcom pomagali banderowcy. W walce pado szeciu partyzantw, a pozostali wyrwali si z okrenia i pojedynczo wrcili do bazy... W brygadzie wytworzya si nerwowa atmosfera. Czekalimy tylko, kiedy znw uka si na niebie niemieckie szturmowce. Partyzanci byli zdenerwowani, skorzy do ktni i bjek. Stali si podejrzliwi i nieufni. W kadym upatrywano potencjalnego szpiega. Wasilenko sprawdza skrupulatnie ewidencj kadego partyzanta, przeprowadza rozmowy osobiste z niektrymi z nich, organizowa wewntrzny kontrwywiad, i wszystko to bez skutku. * Siedziaem wanie w ziemiance i pisaem sprawozdanie z ostatnich akcji bojowych dla sztabu brygady, gdy w drzwiach pojawi si Maciejewski. - Cze! - Czoem! - Co dobrego przynosisz? - spytaem. - Byem w Kowlu i widziaem si z Khlerem. - Jak si czuje ten zdrajca? - zapytaem artobliwie. - Dobrze. Twierdzi, e ten rok zadecyduje o wszystkim. Rosjanie przejd na caym froncie do ofensywy, a Anglicy i Amerykanie wylduj w Europie. Mwi ci, jak on si przy tym cieszy! - Widz, e to niegupi facet. I co jeszcze ci powiedzia?

Maciejewski rozejrza si po ziemiance i da mi do zrozumienia, e chce, bymy zostali sami. - Suchaj, Borys - powiedziaem do modego chopca, ktry pisa raport dzienny - skocz do Chwiszczuka i powiedz mu, eby przygotowa na wieczr grup bojow. - Khler kaza mi ci ostrzec - powiedzia Maciejewski, gdy Borys wyszed z ziemianki. - W oddziale jest jaka kobieta, ktra utrzymuje czno radiow z gestapo w Kowlu. - Co ty mwisz?! - zdziwiem si. - Kobieta? - Podobno nawet adna i bardzo zdolna. W oddziaach bojowych jest okoo dziesiciu kobiet, w sztabie brygady jedna maszynistka, w szpitalach okoo omiu - mylaem bezadnie. - W kuchni pi... A w lenych osadach ze dwiecie... - Nie znasz jakich bliszych szczegw? - spytaem. - Niestety. - Czekaj, zastanwmy si obydwaj. Kt to moe by? adna i zdolna... Kada moe uchodzi za adn. Na przykad Lida ze sztabu brygady to niebrzydka dziewczyna... Samemu Cymelmajerowi7 zawrcia w gowie... Albo Kryka z kuchni czy taka Wanda... Tania-radiotelegrafistka te jest niczego sobie... Nie, sami tego nie rozgryziemy. Chodmy do Diadi Pieti - powiedziaem, biorc czapk. Bryski by u siebie, w sztabie. Maciejewski powtrzy mu to, co przed chwil powiedzia mnie. Dowdca brygady natychmiast kaza wezwa Wasilenk. - Ktr z naszych partyzantek uwaacie za najadniejsz i najsympatyczniejsz? - spyta na wstpie szefa czujnoci. Wasilenko zmiesza si troch, ale widzc, e dowdca mwi powanie, odpowiedzia: - Jeli o mnie chodzi, to Wand i Tani. Bryski teraz dopiero powiedzia Wasilence, o co chodzi. - No, a wy, Maks, co mylicie? - spyta z kolei mnie. - Wanda, owszem, adna dziewczyna i mdra... Ale dlaczego akurat ona? Lida te nie gorsza... - Ale ta Wanda wszystkich chopcw optaa. Sprytna bestia... Co o niej wiecie? Opowiedziaem Bryskiemu wszystko, co wiedziaem o Wandzie, a na koniec powtrzyem to, co mwia mi doktor Dunin-Wolska. - Ciekawe, gdzie ta Wanda tak wspaniale nauczya si strzela? - spyta w pewnej chwili Wasilenko. Wczoraj stana z chopcami do konkursu w strzelaniu z pistoletu. Z dwudziestu metrw trafia w pudeko od zapaek. - To jeszcze o niczym nie wiadczy - powiedzia Bryski. - Ale s jeszcze inne fakty. Kiedy Kolka Biay opowiada, e Wanda chwalia mu si, i bdc w Kowlu zawracaa gow oficerom niemieckim. *

Cymelmajer - major Armii Radzieckiej, w pewnym okresie peni obowizki szefa sztabu brygady partyzanckiej.

Suchaem tego z niemaym zdziwieniem. Maciejewski rwnie by zaskoczony - Rozmawiaem z ni nawet na ten temat - mwi dalej Wasilenko. - Powiedziaa mi, e rzeczywicie poznaa w Kowlu kilku Niemcw, a wrd nich dwch oficerw. Nie mog jej jednak na tej podstawie posdzi o szpiegostwo. Musz mie dowody. - Oczywicie - odpar Bryski. - Ale moemy j przecie podda jakiej prbie. Nie mamy zbyt wiele czasu... Trzeba dziaa szybciej. - Sprbuj co obmyli - odpar Wasilenko. * Jeszcze tego samego dnia Wanda zostaa wezwana do sztabu. Bryski, w obecnoci Wasilenki, poprosi j o pewn przysug. Powiedziano jej, e brygada musi w szybkim czasie zdoby dziesi niemieckich pistoletw maszynowych. Bro t trzeba kupi od Niemcw, bo inaczej nie mona jej zdoby. Dowdztwo znajc przedsibiorczo Wandy zdecydowao posa j do Kowla z poleceniem, by skontaktowaa si z kim, kto za cen trzystu zotych rubli sprzedaby partyzantom bro. Wanda zgodzia si na propozycj i zobowizaa si, e nie wrci do oddziau, dopki nie wywie si z zadania. Przez pi dni dziewczyna bya w Kowlu. Zaczlimy si ju zastanawia, czy susznie postpilimy wypuszczajc j z obozu. Wreszcie szstego dnia z rana Wanda pojawia si w bazie. Powiedziaa, e udao jej si spotka jednego ze znajomych oficerw Wehrmachtu i e on zgodzi si dostarczy jej bro. da jednak nie trzystu, lecz czterystu rubli. Wanda ustalia z nim sposb zaatwienia formalnoci. Upowanieni do odbioru ludzie maj si zgosi za trzy dni do pewnego domu w Kowlu, gdzie po wymienieniu hasa i wrczeniu pienidzy otrzymaj pistolety maszynowe. W celu odebrania pistoletw powinno si zgosi co najmniej piciu ludzi ubranych w do lune paszcze, pod ktrymi mogliby ukry bro. Kady z nich opuci dom w innym czasie, by zachowa konspiracj. Oficer obawia si niemieckiej andarmerii i policji. Bryski pochwali dziewczyn za jej ofiarno i odwag. Od tej chwili kady krok Wandy by dokadnie ledzony. Natychmiast wysaem do Kowla jednego z moich partyzantw, ktremu poleciem skontaktowa si z Emilem Gryczmanem i ustali, kto mieszka w domu wskazanym przez Wand. Ju na drugi dzie otrzymalimy wiadomo, e w domu tym znajduje si tajny lokal gestapo. Dalszy cig tej sprawy potoczy si ju byskawicznie. Wand aresztowalimy. Do Serchowa wysano ludzi, by przeprowadzili rewizj i aresztowali matk i brata Wandy. Rezultat tego przedsiwzicia okaza si rewelacyjny. Mahomet, ktry osobicie przeprowadza rewizj, znalaz u Klimczakw ma radiostacj nadawczo-odbiorcz oraz cay plik listw, pisanych do matki przez Wand. Blisze badania wykazay, e byy to szyfrowane informacje dotyczce brygady, ktre Klimczakowa przekazywaa drog radiow do gestapo. Dalsze ledztwo ustalio, e ani Wanda, ani chopiec nie s dziemi Klimczakowej, a rzekoma Klimczakowa nazywa si Ritter i jest rodowit Niemk. Wanda za nazywa si Hilda Kowol i pochodzi ze lska. Chopiec nosi nazwisko Hans Rogge i od dwch lat pracuje w gestapo.

Wanda przyznaa si, e dziaaa z polecenia gestapo: zbieraa wszelkie informacje o partyzantach i przekazywaa je Ritterowej. Wyjania, e to ona przekazaa informacje do gestapo i UPA o grupie Bazykina. Owiadczya przy tym, e robia to z pen wiadomoci i teraz niczego nie auje. Agentw rozstrzelalimy...

Cz trzecia
Nowe zadania
Stawiem si w sztabie brygady na wezwanie Bryskiego. Za stoem w ziemiance siedzia obok Diadi Pieti oficer radziecki w stopniu pukownika; niewysoki jasny blondyn o sympatycznej, inteligentnej twarzy. Oficer wsta i przywita si ze mn. - Towarzysz Begma. Sekretarz komitetu wojewdzkiego partii. Dowdca partyzanckiego ruchu na Woyniu - przedstawi mi go Bryski. Syszaem ju o tym, e pukownik Begma zosta niedawno przerzucony na teren Woynia prosto z Moskwy. Do wybuchu wojny zajmowa to samo stanowisko sekretarza komitetu wojewdzkiego w Rwnem. Byem bardzo zadowolony, e poznaem go osobicie. - Siadajcie, towarzyszu Maks - rzek Begma z przyjaznym umiechem. - Sporo tu o was syszaem od Antona Pietrowicza. To tak, jakbymy si ju znali od dawna. Chciaem z wami pomwi o rnych sprawach. Szczeglnie interesuj mnie zagadnienia polskie. Wy, jako Polak, macie w tym lepsze rozeznanie ni my. Chodzi mi o nastroje ludnoci i o moliwoci rozszerzenia naszej wsppracy. Byem mile zaskoczony jego sowami. Ostatnio czsto rozwaaem ten problem. - Sam nie wiem, od czego zacz. To jest bardzo skomplikowane zagadnienie... - I my tak sdzimy, dlatego warto o tym pomwi... Trzeba chyba zacz od polityki... Powiedzcie mi, towarzyszu Maks, czy syszelicie ju o tym, e polski rzd londyski zerwa wszelkie stosunki dyplomatyczne z rzdem radzieckim? Jeli tak, to jakie jest wasze stanowisko w tej sprawie? To bya druzgocca wiadomo. Przez chwil nie mogem wymwi sowa. - Nie trzeba si tak denerwowa - rzek uspokajajco Begma. - Widz, e nic o tym nie wiedzielicie. No c, nie od rzeczy wic bdzie, jeli wam powiem, e Niemcy bardzo si z tego faktu ucieszyli i wycignli z tego taki wniosek, e jest to wynik zaamania si Zwizku Radzieckiego. Ju jesieni ubiegego roku, kiedy genera Anders wyprowadzi do Iranu korpus polski, Niemcy krzyczeli na cay wiat, e Polacy spostrzegli beznadziejn sytuacj Zwizku Radzieckiego i dlatego uciekli. Ale dla nas nie jest wane, co mwi Niemcy. Wane jest chyba to, co myl o tym Polacy. Nie ci oczywicie, ktrzy siedz w Londynie, ale ci, ktrzy s w okupowanym kraju i ci, ktrzy mieszkaj na Woyniu. - Bd mwi o sobie - zaczem. - Nie znam si na wielkiej polityce, jak prowadz ci, co nazywaj si polskim rzdem emigracyjnym. Przed wojn jako czonek partii byem przeciwnikiem reakcji. Zawsze marzyem o Polsce socjalistycznej, zwizanej przyjaznymi stosunkami ze Zwizkiem Radzieckim. Kiedy poszedem do lasu, nie wiedziaem, czy istnieje jaki ukad polskiego rzdu w Londynie z rzdem radzieckim. Wiedziaem tylko, e nadszed czas walki z Niemcami. Bilimy si w miar naszych si.

Pocztkowo nikt nie dawa mi adnych wytycznych ani polece. Latem 1942 roku dowiedziaem si o porozumieniu polsko-radzieckim. Uwierzyem wwczas, e wrd emigracji znaleli si rozsdni ludzie, ktrzy ocenili nasz przeszo i potrafili wycign waciwe wnioski. A teraz znw dowiaduj si... - Nie bierzcie mi za ze, e poruszyem ten bolesny dla was problem - rzek, jakby chcc mnie pocieszy, Begma. - Ale widzicie, towarzyszu Maks, gdyby wikszo Polakw tak wanie mylaa jak wy, to sdz, e wszystko byoby w porzdku i wcale nie interesowalibymy si tym, co tam knuj polscy politycy z Londynu. Tylko e sprawa nie wyglda tak rowo. Wiemy, e niektrzy Polacy, wsppracujcy dotychczas z naszym ruchem partyzanckim, obecnie odsuwaj si od nas. Taka postawa moe grozi niebezpieczestwem ludnoci polskiej. Wanie teraz, kiedy szerzy si nacjonalistyczna propaganda ukraiska, kiedy organizuje si UPA, kada wie i osada polska bdzie potrzebowaa naszej pomocy. Sami chyba rozumiecie, e dobra wsppraca musi by oparta na zasadzie wzajemnego zaufania. Do tej pory nie udao si nam przeprowadzi szerokiej agitacji politycznej wrd ludnoci polskiej. Ale jake to mielimy robi? Do tego celu potrzebni s polscy komunici, jaka polska lewicowa organizacja, ktrej tu brak. W Moskwie ju o tym myl, ale na razie wie si to z organizowaniem przez polskich komunistw, bdcych w Zwizku Radzieckim, polskiej armii ludowej. Powstaje Zwizek Patriotw Polskich, ktry skupia ca lewic wychodstwa polskiego w Zwizku Radzieckim... No tak, ale my musimy si zastanowi, jak te sprawy ustawi tutaj, a to nie jest proste. Wierz, e wy, towarzyszu Maks, pomoecie nam. Chciabym, ebycie wicej czasu powicali teraz na prac wrd polskiej ludnoci. Trzeba utrzymywa sta wi ze skupiskami Polakw, wyjania im cele narodu polskiego w obecnej wojnie, pomaga organizowa samoobron polsk. Fakty wiadcz o tym, e bandy Bulby i Bandery szykuj si do krwawej rozprawy z Polakami... Wiadomo o zamierzeniach polskiej lewicy w Zwizku Radzieckim ucieszya mnie bardzo. Powiedziaem to Begmie w dalszej rozmowie. Z kolei omwiem z nim i z Bryskim kwestie zwizane z moj prac wrd Polakw. Postanowilimy, e bd wysya w teren specjalne grupy partyzanckie wykorzystujc w tym celu wszystkich Polakw bdcych w brygadzie - ktre bd organizoway we wsiach i osadach polskich zebrania i wiece, e bd wydawa odezwy i ulotki, e bdziemy bra udzia w tworzeniu polskich grup samoobrony. Oczywicie, e te sprawy nie byy mi obce i dotychczas. Po wymordowaniu ludnoci polskiej w Parolach postanowilimy utrzymywa cise kontakty ze skupiskami ludnoci polskiej poza rejonem partyzanckiego kraju. Ale wtedy nie moglimy na to powici zbyt duo czasu. Nawa zada dywersyjno-bojowych spycha te sprawy na dalszy plan. Byy rwnie inne powody. Nie urodziem si agitatorem. Majc do wyboru walk z broni w rku i prac propagandowo-agitacyjn wolaem to pierwsze. Jako dowdca oddziau chciaem jak najlepiej wypenia swoje podstawowe zadania - to znaczy walczy z Niemcami. Zreszt, chcc zaj si sprawami ideologiczno-organizacyjnymi wrd tutejszej ludnoci polskiej, musiabym mie jakie oparcie. Tymczasem wrd tutejszych Polakw spotkaem niewielu komunistw. Przewanie wszyscy, ktrzy chwytali za bro, robili to po prostu z nienawici do okupanta i niewiele zastanawiali si nad tym, o jak Polsk im chodzi. Cieszyo ich porozumienie generaa Sikorskiego z rzdem radzieckim, cieszyo ich powstanie w Zwizku Radzieckim armii Andersa. Wiadomo o pogorszeniu si stosunkw dyplomatycznych polsko-radzieckich i wyprowadzeniu do Iranu wojska polskiego spowodowaa wrd nich sporo zamtu. Wielu Polakw zaczo si odnosi z rezerw do dalszej wsppracy z nami. Mimo to zdecydowana wikszo dotychczasowych naszych wsppracownikw, Polakw, ktrzy speniali rol zwiadowcw, informatorw i przewodnikw, nadal

pracowaa na korzy brygady, a mieszkacy polskich wsi i kolonii chtnie gocili u siebie zatrzymujce si na odpoczynek grupy i oddziay partyzanckie. Niebawem zreszt na Woyniu wytworzya si zupenie nowa sytuacja, ktra spowodowaa wiksze ni dotychczas zblienie si ludnoci polskiej do radzieckiego ruchu partyzanckiego. Przyczyniy si do tego zbrodnicze posunicia banderowcw, wymierzone zarwno przeciwko Polakom, jak i radzieckim partyzantom. Po bezkarnym mordzie w Parolach bandy Borowca i Bandery poczynay sobie coraz mielej. Mae, uzbrojone grupy napaday noc na wsie i kolonie polskie i mordoway cae rodziny, raboway mienie i paliy zagrody. Szczegln aktywno w cigu marca i kwietnia 1943 roku przejawiy te bandy na terenach lecych na poudnie i poudniowy wschd od naszego partyzanckiego kraju, w rejonie Stepania. Granica naszego kraju partyzanckiego sigaa na poudnie a do toru kolejowego Kowel - Sarny. Stepa za lea o dwadziecia kilometrw od toru. W prostej linii od bazy do Stepania byo okoo siedemdziesiciu kilometrw. Dlatego te trudno nam byo obj bezporedni kontrol takie wsie, jak Wyrka, Siedliska, Wyrobki, Wilcz, Ogw, Omelanka, Lady, Tchory, Huta Stepaska, Mielnica i inne, a tam wanie skupiao si duo Polakw. Nie moglimy zreszt rozdrabnia naszych si. Byo nas w sumie okoo czterystu uzbrojonych ludzi i mielimy do spenienia cay szereg zada bojowodywersyjnych. Zawsze te musielimy by przygotowani na wypadek nowej niemieckiej obawy. Niemniej jednak, kiedy otrzymalimy alarmujce wieci o zbrodniach popenionych przez banderowcw w rejonie Stepania, postanowilimy przedsiwzi decydujce kroki w celu zapewnienia bezpieczestwa mieszkacom polskich kolonii i wsi. Jeszcze w lutym wysalimy w ten rejon starszego lejtenanta Danilczenk, ktry stale przebywa tam ze swoim oddziaem. W owym czasie najwikszym skupiskiem Polakw w rejonie Stepania bya dua wie i rozrzucone szeroko wok niej kolonie i chutory, ktre w caoci nosiy nazw Huta Stepaska. Huta Stepaska miaa okoo czterech tysicy mieszkacw. Mieci si tu koci, remiza straacka, dua murowana szkoa siedmioklasowa i dom ludowy. Przed wojn dziaaa w Hucie Stepaskiej organizacja Strzelec, a koo modziey katolickiej, prowadzone przez ksidza Drzepeckiego, nawet w okresie okupacji nie przerywao swojej dziaalnoci. Tu wanie zatrzyma si ze swoim oddziaem Danilczenko. Przy jego pomocy miejscowa modzie, skupiona wok przedsibiorczych braci Libnerw i Kopijw, wok takich ludzi, jak Konwerski, Drozdowski i Rzeszutko, z organizowaa grup polskiej samoobrony, liczc kilkunastu ludzi. Ustalono system wart i patroli, ktre peniy sub przez ca dob. Po pewnym czasie Danilczenko musia opuci Hut i wyruszy na pilne zadanie dywersyjne. Poniewa bandy w dalszym cigu napaday na wsie polskie, pooone w promieniu kilkudziesiciu kilometrw od Huty Stepaskiej, mordoway ludzi i paliy ich domostwa, kolonie polskie zaczy masowo si przenosi do Huty Stepaskiej, gdzie szukay opieki i ochrony. Wydarzenia te zbiegy si akurat w czasie z moj rozmow z pukownikiem Begm. Po naradzie z Bryskim postanowiem zaj si najpierw sprawami Polakw w Hucie Stepaskiej. Jak gdyby uprzedzajc moje zamiary, nastpnego dnia zjawia si w bazie partyzanckiej dwuosobowa delegacja z Huty Stepaskiej. Byli to Zygmunt Kopij, ktry obj ostatnio kierownictwo nad samoobron, i jeden

z braci Libnerw. Ludzie ci poinformowali mnie, e wok Huty Stepaskiej zaczy si grupowa due siy banderowskie i e w najbliszym czasie naley si spodziewa napaci. - Sami nie potrafimy odeprze band, ktre licz z piciuset uzbrojonych ludzi - powiedzia Kopij. - My mamy tylko trzydzieci pi karabinw, z tego poowa pordzewiaych i uszkodzonych, i jeden karabin maszynowy. Prosimy was o pomoc. Wystarczy ze trzydziestu partyzantw z automatami, bo banderowcy, jak si orientujemy, te nie maj duo broni. Na piciu banderowcw tylko jeden ma karabin, a reszta widy i siekiery. Ale przecie, jak taki tum napadnie na nas w nocy, to nic nie poradzimy.. - Jestemy gotowi wam pomc - owiadczyem zdecydowanie. - Wanie otrzymalimy wiadomoci od zwiadowcw, ktrzy potwierdzaj to, co mwilicie. Ale wydaje mi si, e najpierw trzeba zrobi rozpoznanie. Dymitr - zwrciem si do Chwiszczuka, ktry uczestniczy w spotkaniu z delegatami wemiesz ludzi z kompanii i jeszcze dzi wyruszysz na rekonesans... Trzeba zebra troch danych. Na razie nie wdawaj si w adne wiksze starcia. Oni nie powinni wiedzie, e chcemy przyj z pomoc Hucie Stepaskiej... Ja bd tam za trzy dni... - Rozumiem. Myl, e tak bdzie najlepiej - odpar Dymitr. Kopij i Libner zaczli mi gorco dzikowa. * W kompanii Chwiszczuka byo ze dwudziestu Ukraicw, i Dymitr, wyruszajc na zadanie do Huty Stepaskiej, wzi ze sob pitnastu spord nich. Caa jego grupa zwiadowcza liczya dwudziestu ludzi. Zaraz po przybyciu na miejsce Dymitr porozsya swoich partyzantw w teren, by zebrali jak najwicej danych o bandach. Zwiadowcy chcieli midzy innymi przedosta si w miar moliwoci do oddziaw banderowskich. Dlatego te wielu partyzantw przypio sobie do czapek znaki tryzuba. Byo to o tyle moliwe, e wedug informacji, jakie posiadalimy, banderowcy zaczli si dopiero organizowa w rejonach Stepania. Rzeczywicie okazao si, e banderowcy cigali pojedynczymi grupami z rnych stron Woynia, a nawet z Podola... Najwiksze skupisko band stwierdzono we wsi Butejki. Niektrym ze zwiadowcw udao si przedosta do obozw banderowskich i uzyska szereg cennych danych. Wasia Butko i jeszcze dwch zwiadowcw porwali nawet z obozu banderowskiego sotnika, ktry nosi pseudonim Stach. Zdobyte przez zwiadowcw informacje dowodziy niezbicie, e w cigu najbliszego tygodnia naleao si spodziewa uderzenia band na Hut Stepask. Ludno Huty zabraa si energicznie do kopania okopw, budowania waw i bunkrw. W miejscowej kuni kowal Rzeszutko naprawia bro. Ostrzono kosy i siekiery. Niezalenie od tego Dymitr przedsiwzi wsplnie z kierownictwem samoobrony pewne kroki, majce na celu wprowadzenie zamieszania w szeregi banderowskie. Nastpnego wieczoru Chwiszczuk przy pomocy Kopija i Libnera wybra spord miejscowych ludzi okoo siedemdziesiciu ochotnikw i przydzieliwszy im dziesiciu partyzantw stworzy z nich oddzia. Na czele tego oddziau wyruszy do wsi Mielnica, pooonej na poudniowy wschd od Huty Stepaskiej, gdzie staa jedna z band. Banderowcy czuli si dotychczas zupenie bezpieczni. Wiedzieli doskonale, e ludzie w Hucie Stepaskiej maj zaledwie kilkadziesit karabinw i e reszta - okoo stu pidziesiciu osb - bdzie uzbrojona w siekiery, widy i kosy. Nie przyszoby im te do gowy, e ta nieliczna i le uzbrojona garstka obrocw moe na nich napa. Zreszt upewniay ich w tym dotychczasowe dowiadczenia.

Polacy zachowywali do tej pory zupen bierno: napadani znienacka noc nie potrafili stawi zdecydowanego oporu, nie mwic ju o tym, e nie myleli nawet o odwecie. Nic wic dziwnego-, e oddzia Chwiszczuka zupenie bezpiecznie dotar tego wieczora do Mielnicy. Banderowcy nie uwaali nawet za stosowne wystawi odpowiednich ubezpiecze, a z tych kilku wartownikw, ktrzy penili sub na dworze, wikszo posna na stanowiskach. Na rozkaz Dymitra piciu partyzantw wdaro si do chat, gdzie kwaterowali banderowcy, i zarzucio picych granatami. Tymczasem inni ludzie z samoobrony atakowali wyskakujcych w popochu z chat wystraszonych banderowcw, ktrzy zmiatali do lasu. Ochotnicy tak si zapalili do walki, e zaczli ciga uciekajcych banderowcw. Dymitr nie chcia si jednak oddala od Huty Stepaskiej. Wiedzia, e w pobliu Mielnicy stacjonuj inne silne oddziay banderowskie. Zmusi wic ludzi do zaprzestania pocigu i zawrcenia do Huty. Tyy cofajcego si oddziau Dymitr ubezpieczy partyzantami uzbrojonymi w automaty. Jego przewidywania okazay si suszne. Ledwie oddzia wyszed na drog wiodc z miasteczka Stepa do Huty Stepaskiej, gdy z prawej strony, z lasu ostrzelali ich banderowcy, ktrzy na odgos walki szli swoim z pomoc ze wsi Butejki. Banda z Butejek zamierzaa przeci drog oddziaowi i zaatakowa go z zasadzki, lecz manewr ich zosta udaremniony, bowiem oddzia ochotnikw i partyzantw zdy wczeniej przekroczy niebezpieczny punkt. Ogarnici zoci banderowcy ograniczyli si jedynie do bezadnej strzelaniny, w wyniku czego zaledwie trzech ludzi zostao lekko rannych. Prba atakowania oddziau od tyu rwnie nie daa adnych rezultatw, gdy do zbliajcych si banderowcw prayy skutecznie partyzanckie automaty. Byo to pierwsze zbrojne starcie obrocw Huty Stepaskiej z bandami UPA. Kierownictwo samoobrony nie liczyo na to, e odniesie w tym starciu jaki wielki sukces zbrojny. Cel wypadu by inny. Chodzio o oszukanie wroga, o pokazanie mu, e siy samoobrony s o wiele liczniejsze i e nieatwo bdzie zama wol obrocw.

Pogrom
Kurinnyj komandir Steko, postawny jasny blondyn o delikatnej twarzy inteligenta, siedzia przy stole i z zainteresowaniem studiowa zoon z dwch arkuszy sztabow map niemieck. Obok w szklance staa nie dopita, parujca herbata. Steko wodzi owkiem po mapie ze wschodu na zachd, wzdu drogi od stacji kolejowej Maysk do wsi Butejki. Odlego wynosia trzydzieci kilometrw. Sprawdzi godzin - dochodzia szesnasta. Pocig z Rwnego przychodzi wedug planu do Mayska o jedenastej. A wic ten, na kogo czeka, winien ju by co najmniej od ptorej godziny w Butejkach. Steko dopi reszt herbaty i odstawi szklank. Zapali papierosa i zacz nerwowo przechadza si po pokoju. Jego sztab kwaterowa w szkole. Tu przynajmniej mia duo przestrzeni. Nie znosi ciasnoty. Dotychczas zajmowa przewanie kwatery w chopskich chatach, brudnych, mierdzcych i ciasnych. Sala szkolna bya czysta i schludna. Kaza sobie urzdzi w niej sypialni i jednoczenie gabinet pracy. Tu przyjmowa swoich zastpcw i komandirw sotni, wydawa rozkazy i robi odprawy. Steko by ostatnio w doskonaym humorze. No bo czym mia si martwi? To jemu wanie, a nie komu innemu, powierzono przeprowadzenie akcji na Hut Stepask. Kt z komandirw kurina nie cieszyby si z takiego wyrnienia. Huta Stepaska stwarzaa nie lada okazj do przysporzenia sobie

zaszczytw i sawy. Sam Borowiec wysyajc go na to zadanie podkreli: Jeli oczycisz ten rejon z Lachw, zdobdziesz saw. Waciwie rejon by ju oczyszczony, bo Polacy od razu po pierwszych pomylnych wypadach na ich kolonie i wsie sami wynieli si do Huty Stepaskiej. Steko panowa ju nad takimi wsiami i koloniami, jak Siedliska, Wyrobki, Mielnica, Ogw, Wilcze i inne, a teraz pozostaa mu jedynie Huta Stepaska. Siy obrocw Huty oblicza na okoo stu ludzi uzbrojonych w bro bia i jakie czterdzieci karabinw. Mona ich byo atwo pokona majc do dyspozycji piciuset striciw, sto pidziesit karabinw, pi erkaemw i dwa cekaemy. Steko by pewny zwycistwa. I gdyby nie rozkaz HWS8, ktry wci jeszcze konferowa z Niemcami w Rwnem, jeszcze dzi uderzyby na Hut. Nie mg jednak ama samowolnie rozkazw wadz zwierzchnich. Wiedzia, e za tak samowol spadaj gowy. Rejonowy prowidnyk Omelian, ktry od wczoraj przebywa przy sztabie kurina, powiedzia: - Nie gorczkuj si, poczekaj. Teraz sam Ostap mwi z Niemcami. Da Bg, to dostaniesz za par dni troch broni maszynowej, a moe nawet Niemcy przyl pomoc. Podobno chc da armaty. Wtedy pjdzie wszystko gadko. Musisz wzi pod uwag to, e niedaleko std, za lini kolejow, stoj bolszewicy. Kto wie, czy nie zechc przyj z pomoc Lachom. I co wwczas zrobisz ze swoimi karabinami? Oni wszyscy maj automaty. - Na pomoc Niemcw nie licz - odpar wtedy prowidnykowi. - Wystarczy mi troch broni maszynowej, amunicji i granatw. Jeeli oni si w to wcz, to zagarn ca zdobycz. Ju ja ich dobrze znam. W Hucie jest teraz z dziesi tysicy Lachw. Ci, ktrzy uciekli z okolic Huty, pozabierali cay dobytek. Bdzie tego z tysic krw i tyle koni. A nam konie potrzebne. Ludzie nasi licz na upy. Zboa te maj niemao. Mogoby wystarczy na rok dla caej UPA... Czy HWS pomylao o tym rozpoczynajc rozmowy z Niemcami? - To nie nasza rzecz - odpowiedzia prowidnyk. - Przyznaj, e dobrze robisz mylc o interesach caej UPA, a nie tylko swojego kurina, ale musisz wiedzie, e nam oprcz ywnoci i koni potrzebna jest take bro. Bez broni nie moemy zwyciy Lachw i Moskali. A bro maj Niemcy... Steko liczy na to, e po zwyciskiej walce zdobdzie nie tylko saw, ale i bogactwo. Udzia Niemcw w ataku na Hut Stepask oznacza, e jedno i drugie trzeba bdzie dzieli z jakim Frycem lub Hansem. Wanie dzisiaj obaj z Omelianem oczekiwali przyjazdu delegata HWS z Rwnego oraz przedstawiciela Wehrmachtu, ktrzy mieli ich ostatecznie poinformowa o wsplnej decyzji gebietskomisariatu i HWS. Steko spojrza na zegarek. Wygldao na to, e jego pragnienie spenio si i e delegaci nie przyjechali. W tej chwili jednak z zewntrz doszed go turkot zajedajcej na dziedziniec szkolny bryczki, ktr wysa na stacj do Mayska. Podszed prdko do okna. Z bryczki wysiada wysoki oficer Niemiec i jaki mczyzna ubrany w czarn jesionk. Cywil by niskim grubasem, mia kapelusz i lask, idc lekko kula. Steko z trudem przemg ogarniajc go wcieko. * Przy spnionym obiedzie Omelian prowadzi oywion rozmow z oficerem w jzyku niemieckim. Od czasu do czasu wcza si do rozmowy i maomwny delegat. Steko uczy si w szkole francuskiego i zna zaledwie par sw w jzyku niemieckim. Denerwowao go te zachowanie si delegata, ktry do tej pory nie raczy powiadomi go o decyzji HWS, jak gdyby lekcewac jego
8

Gwny Sztab Wojskowy.

wysokie bd co bd stanowisko dowdcy kurina. Z wyrazu twarzy Omeliana Steko mg z atwoci wyczyta, e sprawa nie przedstawia si tak le. W pewnej chwili Omelian mrugn do niego porozumiewawczo, jakby dawa mu do zrozumienia, e wszystko idzie po jego myli. Wreszcie, gdy ordynans sprztn ze stou, przystpiono do oficjalnej narady. Najpierw zabra gos gruby delegat. Odkaszln, otar usta chustk i zacz mwi: - W imieniu HWS Ukraiskiej Powstaczej Armii zostaem upowaniony do przekazania komandirowi kurina Stece i rejonowemu prowidnykowi Omelianowi, co nastpuje: HWS obdarza penym zaufaniem komandira kurina i rejonowego prowidnyka i powierza im przeprowadzenie operacji na Hut Stepask. Przygotowaniem planu ataku zajmie si sam komandir kurina, z tym jednak zastrzeeniem, e atak nie moe nastpi wczeniej ni za pi dni. Wie si to ze spraw dodatkowej broni, ktr zobowizao si nam ofiarowa dowdztwo Wehrmachtu... Chodzi tu te o sprawy natury polityczno-organizacyjnej. Gebietskomisariat w Rwnem poleci nam tak przeprowadzi operacj na Hut Stepask, by niedobitki Polakw zostay wyparte na pnoc, w rejon torw kolejowych przy wsi Grabina, gdzie zajmie si nimi Wehrmacht i andarmeria. Chodzi o to, e aden Polak nie moe unikn kary. Wadze niemieckie same tego dopilnuj i postaraj si zlikwidowa niedobitki. Tylko cz zdolnych do pracy Polakw wywiezie si na przymusowe roboty do Niemiec. W tym celu na tory, w pobliu wsi Grabina, zostan podstawione wagony towarowe. Cay inwentarz mieszkacw Huty pozostaje do dyspozycji HWS. Nie jest wykluczone, e w razie gdyby Polacy stawiali dugotrway opr, niemieckie dowdztwo udzieli kurinowi pomocy w sile batalionu Wehrmachtu. Na to jednak nie naley liczy, trzeba raczej - tu delegat zrobi krtk pauz i umiechn si do Stecki - polega na sobie. Pewne jest natomiast to, e w czasie walki niemiecka bateria artylerii i modzierzy wesprze kurin swoim ogniem. - Delegat otar zroszone potem czoo, wsta i ucisn wycignit do Steki. Z kolei podnis si niemiecki oficer i rwnie ucisn rk uszczliwionemu komandirowi kurina. Steko podzikowa teraz kierownictwu HWS i dowdztwu niemieckiemu i zapewni delegata, e wykona powierzone mu zadanie. Pniej gos zabra Niemiec. Owiadczy, e gebietskomisariat w Rwnem wierzy w niezwyke zdolnoci dowdcy kurina oraz bojow warto jego onierzy. Polacy, ktrzy s miertelnymi wrogami Niemcw i upowcw, powinni ponie zasuon kar. W kocu poinformowa Stek, e on sam bdzie przebywa przy sztabie kurina a do chwili zlikwidowania gniazda polskich bandytw w Hucie Stepaskiej. Tej nocy komandir kurina wyprawi sut uczt swoim gociom. Zaprosi na ni rwnie komandirw sotni i czot. (Kurin produkowa wasny bimber, wic byo go pod dostatkiem.) Wkrtce do sali, gdzie odbywaa si uczta sztabowcw, sprowadzono mode dziewczta. * Ju od wczoraj znajdowaem si w Hucie Stepaskiej wraz z oddziaem liczcym osiemdziesiciu partyzantw. Przybylimy do wsi noc, zupenie niepostrzeenie, tak e nawet nie wszyscy mieszkacy zauwayli nasz obecno. Chopcy zajli kwatery w obszernym budynku szkolnym i zabroniono im stamtd wychodzi. O bytnoci oddziau we wsi wiedzieli wycznie czonkowie kierownictwa samoobrony: Zygmunt Kopij, Konwerski, trzej bracia Libnerowie, Drozdowski, Rzeszutko, ksidz Drzepecki i kierownik szkoy Kurkowski. W cigu dnia obejrzaem - w towarzystwie Kopija i Konwerskiego oraz swoich dowdcw plutonw i grup: Chwiszczuka, Butki, Danilczenki i Stacha Maciejewskiego - cay teren przygotowany do obrony

okrnej. Huta miaa bardzo niedogodne - z punktu widzenia prowadzenia walk obronnych pooenie. Leaa na zupenie odkrytym, rwninnym terenie i cigna si na przestrzeni czterech do piciu kilometrw, obejmujc swym zasigiem kolonie i pojedyncze chutory. Niewielka ilo le uzbrojonych ludzi, ktrzy penili sta sub w okopach i bunkrach, nie stanowia w zasadzie siy, mogcej na dugo powstrzyma atak banderowcw. W celu polepszenia stanu obrony Huty postanowilimy wycofa ludzi z wysunitych chutorw i skupi ich na mniejszym terenie. Wybralimy te kilka gwnych punktw oporu: szko, dom ludowy, koci i remiz straack. Siy obrocw powikszylimy do prawie trzystu ludzi i uzbroilimy ich w bro bia. Postanowilimy te stworzy osobne grupy kosynierw, ktre mona by, w zalenoci od sytuacji, kierowa do kontratakw na najbardziej zagroone odcinki. Po poudniu otrzymaem zupenie nowe dane dotyczce banderowcw, ktre nasuny mi mia myl zorganizowania napadu na obz banderowski w Butejkach. Uprzedzibym tym samym atak wroga. Wywiadowcy przebywajcy w obozie w Butejkach przynieli mi wiadomo o przyjedzie do wsi jakich delegatw z Rwnego, ktrzy razem ze sztabem kurina oddali si po zakoczeniu narady beztroskiej hulance. Wedug tych informacji niektrzy strici, korzystajc z braku nadzoru i ulegajc przykadowi dowdcw, rwnie zabrali si do gorzaki. - Co o tym sdzicie? - spytaem Danilczenk i Chwiszczuka, ktrzy byli obecni, kiedy otrzymaem ten meldunek. - Mona by sprbowa - umiechn si Danilczenko; od razu zrozumia, o co mi chodzi. - Myl, e to jedyna okazja i trzeba j wykorzysta. Konwerski, ktry rwnie by akurat w mojej kwaterze, spojrza na mnie zdziwiony. - Czy wy naprawd chcecie i na nich? - A co, sdzicie, e bdziemy tu czeka, a oni na nas napadn? Ten wygrywa, kto w por uderza. Och, wy, obrocy! - powiedziaem z drwin. - Jeli nawet nie rozpdzimy ich, to przynajmniej zrobimy troch zamieszania. A zreszt wy moecie zosta, pjd tylko ze swoim oddziaem. - Nic podobnego! - zaprzeczy gorco Konwerski.- Idziemy razem z wami. Zaraz zbior ludzi. Chwiszczuk, widzc, e Konwerski wybieg jak oparzony, wybuchn miechem: - I co ty, Maks, naprawd chcesz bra ze sob to pospolite ruszenie? - A dlaczeg by nie? Jeli chc i... - Zdaje mi si, e na takie akcje oni si nie nadaj. Mog wszystko popsu. Nie maj przecie pojcia o dziaaniu w nocy z zasadzki. Narobi haasu i zanim przyjdzie do waciwej akcji, postawi cay kurin na nogi. - Bdziemy ich trzymali z daleka, na stanowiskach wok Butejek. Zreszt nie wemiemy wicej ni pidziesiciu ludzi. Naszych pjdzie szedziesiciu. Reszt zostawimy dla wzmocnienia samoobrony. W p godziny pniej zebra si pod szko spory oddzia ochotnikw, liczcy chyba ze dwustu modych mczyzn. Wybralimy spord nich, wsplnie z Kopijem i Konwerskim, pidziesiciu dziarskich chopcw, znajcych doskonale pooenie wsi Butejki. Wtajemniczyem ich w cel wyprawy, po czym poprzydzielaem do partyzanckich grup bojowych, ktre miay podczas akcji dziaa z zasadzek.

Butejki leay w odlegoci zaledwie szeciu kilometrw od Huty Stepaskiej. Wie miecia si w widach dwch maych rzeczek Mielnicy i Stawu. Rzeczki czyy si ze sob o p kilometra za wsi, od strony pnocnej. Od poudnia wioska ssiadowaa z lasem, ktry cign si w kierunku Huty Stepaskiej. Butejki byy ma wsi liczc zaledwie pidziesit domw mieszkalnych, ktre jeszcze przed wkroczeniem banderowcw zostay opuszczone przez mieszkacw. Kurin ledwie si tu mg pomieci. Wikszo striciw kwaterowaa w stodoach, a nawet w oborach i stajniach. Powodzenie akcji na kurin zaleao od sprawnego wykonania wielu czynnoci: niepostrzeonego podejcia do wsi, zajcia stanowisk w wyznaczonych zasadzkach oraz energicznego zaatakowania przez gwn grup uderzeniow upionych banderowcw. Z Butejek wybiegay trzy drogi: jedna w kierunku poudniowym do Huty Stepaskiej, dwie pozostae, krtsze, na wschd i zachd, za rzeczki Staw i Mielnica, gdzie czyy si z dwoma gwnymi traktami. Na rzeczkach byy drewniane mostki. Te dwa miejsca, zaraz za mostkami, jako najlepiej nadajce si, wybralimy dla zorganizowania zasadzek. Z uwagi na to, e w miejscu, gdzie rzeczki czyy si ze sob, teren by bagnisty, stron pnocn zostawilimy zupenie odsonit. Droga idca na poudnie nie bya brana pod uwag, gdy wioda do Huty i nie spodziewalimy si, by banderowcy po ewentualnym ich rozproszeniu mogli ucieka w tym kierunku. Utworzyem trzy gwne grupy bojowe. Dwie z nich, przeznaczone do dziaania z zasadzek, liczyy po trzydziestu partyzantw i ochotnikw, uzbrojonych w automaty i karabiny. Kada z tych grup miaa ponadto dwa erkaemy i jeden cekaem. Trzecia grupa uderzeniowa, zoona z czterdziestu partyzantw i dziesiciu ochotnikw, posiadaa, jako gwne uzbrojenie, po cztery granaty. Oprcz tego kady z partyzantw mia swj automat. Jedynie ochotnicy, ktrzy w zasadzie mieli peni rol przewodnikw po wsi i doprowadza poszczeglne podgrupy do miejsc, gdzie kwaterowali banderowcy, byli zaopatrzeni tylko w granaty. Zadaniem grupy uderzeniowej byo byskawiczne obrzucenie granatami chat i stod. Gwny nacisk kadlimy na zlikwidowanie lub odizolowanie od striciw dowdztwa kurina. Chcielimy zmusi banderowcw do rozproszenia si i ucieczki w kierunku rzek, gdzie czuway ju nasze zasadzki. * Bya pierwsza w nocy. Chmury, ktre zasaniay niebo, teraz rozproszyy si i wieci ksiyc. Gdzie we wsi Siedliska wyy psy. Ile takich bezdomnych psw, wychudzonych na szkielety, podobnych raczej do szakali, zdychao w owym czasie uwizionych na acuchach, ile wasao si po lasach Woynia i wracao noc na pogorzeliska chat, by wyrazi wyciem swoj niedol i tsknot do ludzi... Cay oddzia zgrupowa si w lesie, o dwa kilometry od Butejek. Z tego miejsca wyruszyy najpierw dwie grupy dowodzone przez Danilczenk, ktremu do pomocy przydzieliem Zygmunta Kopija, i przez Maciejewskiego. Zastpcami Maciejewskiego byli: najstarszy z braci Libnerw oraz byy podoficer Wojska Polskiego Drozdowski. Grupy te miay do pokonania przestrze wynoszc po cztery kilometry i dlatego grupa uderzeniowa, ktrej kierownictwo pozostao w moich rkach, moga - zgodnie z planem - wyj z lasu dopiero za p godziny. Czekajc na swoj kolej, toczyem szeptem rozmow z Konwerskim, ktry objania mi, jak pooona jest wie, gdzie mieci si szkoa oraz poszczeglne, pojedyncze domy i chutory.

Znajc wicej szczegw, mogem lepiej opracowa plan napadu na banderowcw. Podzieliem swj oddzia na dziesi kilkuosobowych grupek, zostawiajc sobie trzynastu ludzi. Do kadej grupki zosta przydzielony przewodnik-ochotnik z Huty Stepaskiej. Wreszcie i my wyruszylimy z lasu... Przed pierwszymi zabudowaniami wsi zaczlimy si czoga. Przede mn pez Konwerski, za mn Butko, a dalej cay w zoony z trzynastu ludzi. Naszym celem bya szkoa. Widzielimy j z daleka. W kilku oknach palio si wiato. Teren by tu mokry, a miejscami nawet bagnisty. Konwerski nie omija bota. Ba si wysun na odkryt przestrze. W tak jasn noc mogy nas atwo wykry warty banderowskie. Wreszcie dobrnlimy do suchego ldu. Od szkoy dzielio nas teraz okoo pidziesiciu metrw. Osaniay nas krzewy. W pewnej chwili Konwerski pocign mnie za rkaw munduru. Wysunem gow i zobaczyem przed wejciem do szkoy wartownika. Siedzia na schodkach i chyba drzema. Do moich uszu dobiegay dwiki muzyki - to gra patefon. Za szybami w trzech owietlonych oknach przesuway si jakie sylwetki. Od czasu do czasu dobiega do nas gony wybuch miechu lub piskliwy kobiecy gos. Wartownik budzi si wtedy z drzemki i unosi gow, po chwili jednak znw opuszcza j na piersi. Wskazaem Butce wartownika. Wzi ze sob jednego partyzanta i poszed. Niedugo usyszaem odgos szamotania si, po czym wszystko ucicho. Wypadlimy chykiem z zaroli. Otoczylimy szko. Nie zamierzaem bra jecw. Ci, ktrzy bawili si w klasach, powinni byli zgin. Przy trzech owietlonych oknach stanli trzej partyzanci z granatami w rkach. wist, dwik tuczonego szka i trzy wybuchy... Na sekund zapanowaa grobowa cisza. Przez otwory okienne dobywa si dym i py, pniej rozlegy si jki i przeklestwa. Kto zgity wp gramoli si przez uchylone drzwi, tu za nim przeciska si drugi. Pocignem seri z automatu. Z jednego z okien posypay si strzay z pistoletu. Ktry z partyzantw jkn i zwali si na ziemi. Teraz cae Butejki a trzsy si od wybuchw. Zostawiem Butk z partyzantami przy szkole, a sam razem z Konwerskim pobiegem na wie. Z chat wyskakiwali z krzykiem na wp rozebrani banderowcy. Niektrzy przemgszy strach padali w pobliu chat i strzelali z karabinw, inni jak oszaleli czmychali poza opotki w pole. Par chat i stod pono owietlajc teren. Partyzanci uwijali si na tle tych poncych pochodni jak w ukropie; to gonili uciekajcych, prujc z automatw, to znw obrzucali granatami bronice si mae grupki, z rzadka porywali si do walki wrcz. Bya to nierwna walka, w ktrej partyzanci mieli zdecydowan przewag. Nagy atak wywoa olbrzymi popoch wrd banderowcw i tego wanie popochu nie mia kto opanowa, gdy cae dowdztwo kurina zostao skutecznie przez nas odizolowane i otoczone w szkole. Wyposzywszy band z zagrd, partyzanci pdzili j w kierunku mostkw na rzeczkach... W tym samym czasie zasadzka dowodzona przez Maciejewskiego zaja dogodne stanowisko tu za mostkiem na pnocnym brzegu rzeczki Mielnica. Partyzanci i ochotnicy rozoyli si w linii na przestrzeni pidziesiciu metrw. Stanowisko cekaemu znajdowao si na wprost mostku, dwa erkaemy mieciy si na skrzydach i miay prowadzi ogie krzyowy rwnie na mostek, a w razie prb ucieczki banderowcw w brd przez rzeczk miay im uniemoliwi ten zamiar.

Pierwsza grupa, okoo trzydziestu banderowcw, pojawia si na mostku ju w par minut po przypuszczeniu ataku na wie. Duga seria cekaemu obsugiwanego przez sieranta Drozdowskiego skosia ich niemal doszcztnie. Resztki cofny si, ale w tej chwili znw nadbiega chmara uciekajcych. Tych te przywita gsty deszcz pociskw. Przeraliwe jki i modlitwy mieszay si z baganiem o lito. Kilkudziesiciu banderowcw rzucio si do rzeczki, ale widzc beznadziejno swoich prb przedostania si na drugi brzeg zajo obron w widach rzeczek. Tu przyczyli si do nich rwnie ci, ktrzy nie zdoali przedrze si przez drugi mostek na rzece Staw. W sumie byo ich okoo dwustu. Pod kierownictwem jednego z energiczniejszych ludzi, niejakiego Filipczuka, ktry uj w swoje rce spraw obrony, majc do dyspozycji okoo pidziesiciu karabinw i troch broni biaej, banderowcy zdecydowali si odpiera ataki partyzantw i jednoczenie grupami przeprawi si przez wod u zbiegu obydwu rzeczek. Byo to przedsiwzicie niezwykle trudne, gdy w tym wanie miejscu cigny si do gbokie bagniska. Mimo to pierwsza grupa, liczca pidziesiciu ludzi, prawie bez strat przedostaa si pod oson ognia za rzeczk. W kuriniu byo bowiem sporo miejscowych chopw ukraiskich, ktrzy znali doskonale tutejszy teren i wiedzieli, gdzie s dogodne przejcia przez wod i bota. Maciejewski nie od razu zorientowa si w planach banderowcw i dopiero gdy usysza strzay, poj, e banda skierowaa si w tamt stron. Niezwocznie wic wysa tam cz swoich ludzi. Danilczenko natomiast szybko poapa si w sytuacji i chcc udaremni banderowcom ucieczk niemal cay swj oddzia rozstawi wzdu rzeczki - przy mostku zostawi tylko cekaem i piciu partyzantw. Kiedy Danilczenko znalaz si u zbiegu rzeczek, druga grupa, liczca ze czterdziestu banderowcw, brodzia ju w wodzie. Zasadzka rozpocza tu nowe, krwawe niwo... Sytuacja bandy, ktrej siy stopniay obecnie do stu trzydziestu ludzi, staa si wyjtkowo trudna. Banderowcy byli osaczeni ze wszystkich stron, nie byo adnej nadziei, by wydostali si z puapki. W owym czasie grupa uderzeniowa skutecznie napieraa na rozwinitych w obronie banderowcw, spychajc ich do wody. Niedobitki kurina walczyy z niezwyk zajadoci, kilkakro prboway nawet kontratakowa, ale byy to prby beznadziejne. Ogie z automatw kad ich niemal pokotem. Byy jednak chwile, e mae grupki banderowcw dopaday lecych na stanowiskach partyzantw i wwczas rozpoczynaa si zacita walka wrcz. W tej walce padali zarwno banderowcy, jak i partyzanci... wit ju nadchodzi, a resztki bandy liczce z pidziesiciu striciw, cinite na przestrzeni zaledwie kilkudziesiciu metrw, stawiay nam jeszcze rozpaczliwy, ostateczny opr. Na mj rozkaz oddzia zaniecha dalszych atakw. W dotychczasowej bitwie pado ze dwudziestu partyzantw i ochotnikw, mielimy te sporo rannych, ktrzy jednak nie schodzili z pola. Czekalimy, a si zupenie rozwidni, by dokoczy pogromu. Tymczasem z Huty Stepaskiej nadeszy posiki w liczbie okoo stu ochotnikw, ktrzy poprzednio zgosili swoj ch wzicia udziau w wyprawie na Butejki. Przybyli samorzutnie, mimo sprzeciwu Chwiszczuka, ktry po naszym odejciu obj dowdztwo nad samoobron. Ochotnicy nie posiadali w wikszoci broni palnej i byli uzbrojeni przewanie w siekiery i kosy. Rozkazaem im zebra rannych i zabitych partyzantw oraz zaj si taborem bandy. Kurin, przygotowujc si do napaci na Hut, cign do Butejek ze trzysta fur, na ktre banderowcy mieli zaadowa dobytek Polakw.

O godzinie sidmej znowu ruszylimy do ataku. Banderowcy nie stawiali ju oporu. Rzucili si do bezadnej ucieczki w kierunku wody i bot. Ale brzegi rzeczki byy silnie obsadzone przez obydwie grupy, ktre poprzednio broniy dostpu do mostkw. Ostatnie serie zakoczyy ywot kurina... Kiedy opuszczalimy rejon walki, cae przedpole usiane byo trupami, a wody Mielnicy i Stawu stay si czerwone. * Huta Stepaska wylega na ulice i entuzjastycznie witaa swoich zwycizcw. Ludzie ze zami w oczach przychodzili do szkoy, gdzie mieciy si nasze kwatery, i dzikowali partyzantom za uratowanie ich od niechybnej mierci. Niektrzy przynosili nam podarunki: gsi, maso, mleko i sonin. Weselono si i witowano. W domu ludowym w najblisz niedziel odbya si zabawa, urzdzona przez ludno dla partyzantw i tych ochotnikw, ktrzy brali udzia w walce z banderowcami. Zdawao si, e nastay nowe czasy dla mieszkacw Huty Stepaskiej. Nikt nie dra ju ze strachu przed banderowcami. Wszyscy gono wyraali swoj gotowo odparcia kadego ataku band-. Nikt zreszt nie wierzy w to, by po takim pogromie jaka inna banda odwaya si zaatakowa Hut. Wrd ludnoci, napywajcej do Huty Stepaskiej z okolicznych kolonii i wsi, znaleli si tacy, ktrzy chcieli natychmiast wraca do swych zagrd. Jedynie kategoryczny sprzeciw kierownictwa samoobrony powstrzyma ich przed tym lekkomylnym krokiem. Upyn zaledwie tydzie od pamitnej bitwy w Butejkach, mieszkacy Huty wci jeszcze yli wspomnieniami o pogromie, jaki spotka krwaw band Steki, gdy zaczy do mnie dochodzi niepokojce wieci, e ze wschodu i poudnia nadcigaj w kierunku Huty nowe zbrojne oddziay UPA. Wywiadowcy przynosili nam niewiarygodne wprost dane. Liczba banderowcw sigaa wedug nich kilku tysicy striciw. Stao si teraz jasne, e dowdztwo UPA, mimo pierwszej poraki, nie zrezygnowao wcale z zamiarw zlikwidowania tego duego polskiego orodka, jakim bya Huta Stepaska. Sytuacja stawaa si teraz o wiele bardziej niebezpieczna. Niezwocznie wysaem meldunek do Bryskiego proszc go, by przysa mi instrukcje. Wiedziaem, e Huta Stepaska nie potrafi si skutecznie obroni przed olbrzymimi siami banderowcw, ktrzy w sumie liczyli okoo czterech tysicy striciw, i dlatego wysunem propozycj ewakuowania caej ludnoci Huty w rejon kraju partyzanckiego. Byo to zadanie trudne i ryzykowne, wizao si bowiem z wziciem na siebie odpowiedzialnoci za caoksztat zaopatrzenia i wyywienia wielkiej masy ludzi, liczcej dziesi tysicy. W par dni pniej otrzymaem przez zwiadowc list od Bryskiego. Uwaam, e wasza decyzja jest zupenie suszna - pisa Bryski. - Wanie i my tutaj mamy wiadomoci, uzyskane z wywiadu, e w rejonie Stepania, Czartoryska i Werbcza grupuj si liczne bandy UPA. Stwierdzono ponadto, e w obozach banderowcw s rwnie Niemcy. Z pocztku sdzilimy, e Niemcy chc skierowa te bandy przeciwko nam, ale teraz ju wiemy z ca pewnoci, e maj one uderzy na Hut Stepask. Myl, e trzeba niezwocznie rozpocz przygotowania do ewakuacji. Jestemy gotowi przysa wam dla ochrony ewakuowanych ludzi i ich dobytku dodatkowy oddzia w liczbie stu partyzantw. Diadia Pietia. List ten bardzo mnie ucieszy. Zabraem si teraz energicznie do pracy. Po wstpnych rozmowach z Konwerskim i Kopijem, ktrych w oglnych zarysach poinformowaem o swojej propozycji, zwoaem narad kierownictwa samoobrony i delegatw wsi. Przybyo na ni dziesiciu przedstawicieli ludnoci cywilnej. Spord partyzantw obecni byli: Chwiszczuk, Danilczenko, Butko, Maciejewski i ja.

Narad zagai Konwerski. Przypomnia o niedawnej walce w Butejkach i podkreli, e chocia zwycistwo naley zawdzicza gwnie partyzantom, to jednak ochotnicy z samoobrony rwnie wypenili wzorowo swoje zadanie. Mwi o gbokiej przyjani, czcej Polakw z Huty Stepaskiej z partyzantami, pniej wskaza na nowe niebezpieczestwo, jakie zagraa Hucie ze strony niezliczonych band UPA, cigajcych w pobliskie rejony, i na zakoczenie powiedzia o koniecznoci ewakuowania si mieszkacw Huty Stepaskiej do partyzanckiego kraju. To ostatnie sowo najwyraniej wzburzyo i zaniepokoio niektrych delegatw. Gdy tylko Konwerski skoczy mwi, odezwao si kilka gosw na raz: - Jake to, mamy opuci Hut? To nie moe by! Jeli poradzilimy sobie z jedn band, damy rad i innym, choby ich byo kilka razy wicej... Poradzimy sobie, jeeli partyzanci nie zostawi nas samych... - Suchajcie, przyjaciele - wstaem i zaczem mwi. - Widz, e nie zdajecie sobie sprawy z grocego wam niebezpieczestwa. Wasza sytuacja jest zupenie beznadziejna i nie pomog tu nawet nasi partyzanci. Nie trzeba si podnieca zwycistwem w Butejkach, trzeba umie liczy! Wiem dobrze, e mieszkacy Huty s gotowi walczy w swojej obronie na mier i ycie, ale przecie dobra wola i zapa nie wystarcz. Bandy UPA, grupujce si w okolicy, dysponuj czterema tysicami ludzi dnymi krwi, ktrzy pragn midzy innymi pomci swoich braci polegych w Butejkach. Bandy te maj ze dwadziecia razy wicej broni ni samoobrona, poza tym upowcw wspieraj Niemcy, ktrzy zobowizali si uy artylerii przeciwko Hucie Stepaskiej. Zamy nawet, e samoobrona zdoa odeprze pierwsze ataki band, ale przecie na tym si nie skoczy. Tymczasem obrocom wyczerpie si amunicja, a banderowcom Niemcy dostarcz broni i amunicji. Nastpne ataki zadecyduj o ich zwycistwie, a wwczas caa ludno, dzieci, kobiety i starcy stan si pastw bandytw. Tak, niestety, bdzie. Przemylelimy to dokadnie. Jedyne wyjcie z tej sytuacji widzimy w ewakuacji mieszkacw Huty w bezpieczne rejony partyzanckiego kraju. Oczywicie nie chcemy nikogo do tego zmusza, przedstawiamy tylko propozycj... - My, panie Maks, bardzo was, partyzantw, cenimy i dzikujemy wam za dobre serce - odezwa si jeden z przedstawicieli miejscowych gospodarzy, krzepki, przyzwoicie ubrany staruszek. - Ale przecie te rzeczy nie od nas zale. By moe, e dajecie nam dobr rad, ale to trzeba omwi ze wszystkimi ludmi, niech si wypowiedz, czy zgadzaj si zostawi cay dobytek i i na poniewierk, na niedol... - Wanie o to samo i, nam chodzi - odparem. - Dobrze bdzie, jeli wy pomoecie nam zwoa oglne zebranie ludnoci. Powiemy wszystkim, jak wyglda prawda, i niech ludzie decyduj, czy chc gin, czy te wol ratowa ycie i i z nami. A co do tej poniewierki, to mog was zapewni, e w miar naszych moliwoci postaramy si wam dopomc. Dzieci i starcw umiecimy po wsiach, gdzie znajd opiek. Modzi ludzie mog zamieszka w lesie, a ci, co zechc walczy - wstpi do partyzantki. Lato idzie i w lesie te mona jako przetrzyma. A jesieni na pewno bdziemy ju wolni... - Dobrze by tak byo, jak pan mwi, panie Maks - odezwa si inny delegat, chudy, ylasty, z gbok szram na policzku. - Ale jeli wy, partyzanci, tak si o nas troszczycie, to przylijcie tu takie siy, eby pobi banderowcw. Syszelimy o waszych dzielnych czynach... - Gdybymy mieli takie moliwoci, na pewno nie wahalibymy si ani chwili, ale sprawa nie jest taka atwa. Nasza brygada ma swoje specjalne zadania. Partyzanci chodz na tory kolejowe wysadza transporty niemieckie, tylko cz zostaje w bazie. Nie moemy te opuci naszego obozu, gdy tam rwnie jest okoo tysica ludzi cywilnych, ktrymi ju prawie dwa lata si opiekujemy. Gdyby Niemcy

dowiedzieli si, e caa brygada ruszya z pomoc Hucie Stepaskiej, nie zawahaliby si napa na opuszczone obozowisko, zniszczy wszystkie nasze urzdzenia i pomordowa bezbronn ludno. Oprcz tego mamy pod swoj opiek takie wsie, jak Konisk, Optowa, Houzja, Serchw. A zreszt, gdybymy nawet teraz przyszli wam z pomoc i odparli bandy, co nie jest wcale pewne, to kto nam zarczy, e po odejciu brygady UPA nie zorganizuje na Hut nowej wyprawy? Baza partyzancka oddalona jest std o ponad siedemdziesit kilometrw. Zanim bymy tu drugi raz przyszli, zastalibymy tylko zgliszcza... Delegaci pospuszczali gowy i umilkli. - My, kierownictwo samoobrony - zacz z wielk powag Konwerski - przychylamy si do propozycji dowdztwa partyzantw Diadi Pieti i zrobimy, co bdzie w naszej mocy, aeby przygotowa ludzi do ewakuacji. Rozumiemy bowiem dobrze, e to jest jedyne wyjcie z tej trudnej sytuacji. Ja, jako wojskowy (wszyscy w; Hucie wiedzieli, e Konwerski suy do wojny w WP w stopniu podoficera), wiem, e samoobrona nie wytrzyma i bdzie musiaa ulec przewadze band. Nie moemy bra na siebie odpowiedzialnoci za mier naszych dzieci i matek. Dlatego polecam delegatom, w imieniu dowdztwa, przeprowadzi rozmow z mieszkacami Huty i zebra ich wszystkich jutro w poudnie, po naboestwie, na placu przed remiz straack. * Wieczorem dugo dyskutowalimy z Konwerskim, Kopijem i Drozdowskim nad oglnym planem ewakuacji Huty Stepaskiej. Obliczalimy ilo niezbdnego transportu, zaopatrzenia na drog oraz ustalilimy skad poszczeglnych grup uzbrojonych ochotnikw i partyzantw do ochrony maszerujcej kolumny. Spodziewalimy si, e banderowcy zechc nam przeszkodzi w tym przedsiwziciu i bd prbowali niepokoi i napada uchodzcych ludzi. Naleao wic dziaa moliwie sprawnie i szybko, by dowdztwo UPA nie miao wiele czasu na zorganizowanie pocigu. Bandy skaday si gwnie z pieszych striciw. Zaledwie trzy sotnie dysponoway komi i tworzyy zwiadowcze oddziay kawaleryjskie i tylko one byyby w stanie dogoni jadce na pnoc kolumny furmanek. Ale z tymi siami moglimy si atwo rozprawi. Byo ju dobrze po pnocy, gdy rozeszlimy si na spoczynek. Konwerski poszed jeszcze sprawdzi, jak czuwaj posterunki w bunkrach i warty wok wsi. Okazao si, e wszdzie panuje ad i porzdek... Kiedy po godzinie znalaz si w swojej kwaterze, zasta w niej modego mczyzn o rowej, okrgej, dobrze wygolonej twarzy. - Czoem, panie sierancie! - odezwa si mody czowiek, wycigajc na powitanie rk. - Czoem! - odpar niechtnie Konwerski. - Troch le pan trafi, panie kapitanie - doda ziewajc gono.- Jestem strasznie skonany. Ledwie stoj na nogach. A jutro czekaj mnie trudne zadania... - Nie bd panu zabiera wiele czasu. Rozumiem, e ma pan obowizki. Sdz jednak, e zechce mnie pan wysucha. - Jeli obstaje pan dalej przy swojej propozycji, eby wzi ludzi z samoobrony i i do lasu odpowiedzia Konwerski - to powiem wprost, co o tym myl. Szkoda czasu. Nic z tego nie wyjdzie. Pan ma swoje zobowizania wobec dowdztwa wojskowego i rzdu londyskiego, jak to ju pan nieraz nam tu klarowa, a my mamy swoje sprawy, chyba nie mniej wane, bo dotyczce caej Huty Stepaskiej. Nie zostawimy na pastw losu dziesiciu tysicy ludzi, tylko dlatego, e kto tam kae swoim przedstawicielom werbowa modzie do polskiej armii podziemnej.

- Panie sierancie, prosz nie zapomina o tym - zacz mwi protekcjonalnym tonem kapitan Bomba - e skierowa mnie w te strony nasz prawowity rzd, ktry czasowo ze zrozumiaych wzgldw znajduje si na emigracji. Zarwno pan, jak i cae kierownictwo samoobrony w Hucie winno mi okaza pene zaufanie i posuszestwo... - Lepiej o tym ju wicej nie wspominajmy. Syszelimy to ju nieraz. Prawd mwic, nie znamy pana... Nie czujemy si te zwizani z adn organizacj. A poza tym... jeeli rzeczywicie, jak pan twierdzi, istnieje jakie polskie wojsko podziemne na tych terenach, to dlaczego nie przyjdzie tu broni swoich rodakw przed groc im mierci? - To s inne sprawy i nie bdziemy o nich teraz dyskutowa. Zreszt wcale nie jest powiedziane, e nie otrzymacie pomocy. Wysaem wanie dokadny raport do naszego dowdztwa. Przyszedem tu po to, eby pana ostrzec. Tak, ostrzec. Jako starszy stopniem obowizany jestem wskaza panu kilka bardzo niebezpiecznych posuni kierownictwa samoobrony. Pierwsza sprawa to kontakty z bolszewikami. Mwiem ju nieraz, e wszelka wsppraca z nimi jest niedopuszczalna. Ostrzegem pana przed tym w obecnoci ksidza Drzepeckiego i delegata Kazimierza, ale - jak dotychczas - nie skorzystalicie z naszych rad. Teraz dowiedziaem si, e zamierza pan ewakuowa wszystkich mieszkacw Huty na pnoc, w rejony, gdzie dziaaj partyzanci sowieccy. Czy zastanowi si pan nad tym, na co pan mnie i siebie naraa? Przecie to jest zdrada. Bolszewicy tylko czekaj na to, eby zwerbowa nasz modzie w swoje szeregi, a tymczasem organizujce si na Woyniu polskie siy zbrojne potrzebuj ludzi... - Moe by pan wreszcie przesta mwi o tych polskich siach zbrojnych - rzek drwico Konwerski. Niech pan mnie dobrze sucha, bo bd mwi w imieniu caego dowdztwa samoobrony. Nie interesuje nas, jakie zdanie ma na ten temat pan i paskie dowdztwo. Bdziemy robili to, czego bd sobie yczyli mieszkacy Huty, i bdziemy si kierowali wycznie ich dobrem. Jeli radzieccy partyzanci, wrd ktrych s take Polacy, zapewni nam bezpieczestwo i ycie, to pjdziemy do nich. Nie sdz, eby pan, jako byy oficer Wojska Polskiego, nie docenia groby niebezpieczestwa, jakie zawiso nad gowami tych bezbronnych ludzi. Pan to musi rozumie. A wic, eby ju wreszcie skoczy t nasz rozmow, bo jestem okropnie senny, dodam jeszcze, e jutro caa Huta Stepaska bdzie miaa okazj wypowiedzie si w tej sprawie... - Jeli sdzi pan, e mieszkacy Huty zgodz si i do bolszewikw, to jest pan w powanym bdzie. My na to nigdy nie pozwolimy! - Kapitan uderzy pici w st i wyszed bez poegnania. Konwerski, mimo zmczenia, nieprdko jeszcze tej nocy zasn. Nie mg si upora z mylami. Sam dugo si waha, nim popar propozycj ewakuacji mieszkacw Huty Stepaskiej. Nie by w stu procentach pewny, czy zrobi susznie. A tu jeszcze ten kapitan... Nie znosi tego modego, napuszonego czowieka, ktry miesic temu przyszed do Huty nie wiadomo skd i zacz si od razu wtrca do nie swoich spraw. Najpierw prbowa zaimponowa wszystkim swoim stopniem. azi od jednego czonka kierownictwa samoobrony do drugiego i namawia, eby przekazali mu dowdztwo, a potem zacz grozi. Ani Kopij, ani Libnerowie, ani Drozdowski nie chcieli nawet o tym sysze, nie ulkli si grb. Albo ten drugi przybda, ktry przylaz tu podobno a z Warszawy i zjawi si w niemieckim podoficerskim mundurze. Ma pseudonim Kazik, ale w rzeczywistoci kim jest? Gb ma ry jak prawdziwy Niemiec. Kto go tu skierowa i po co? On te ma wielkie pretensje do rzdzenia w Hucie, kto wie, czy nie jest po prostu niemieckim agentem? Obydwm patronuje ksidz proboszcz Drzepecki. Dobry czowiek, ale aden polityk. Tylko e ksidz ma wielki posuch u ludzi i kto wie, czy nie zechce sprzeciwi si decyzji samoobrony. Jest jeszcze

kierownik szkoy Kurkowski. Ten ma nie mniejszy autorytet ni ksidz. Waciwie to trzeba by i do niego i zasign rady... Konwerski, zmczony tymi cikimi mylami, zasn, kiedy by ju dzie. Jeszcze na dugo przed wyznaczonym czasem mieszkacy Huty zebrali si na placu przed remiz. Przybyo kilka tysicy ludzi. Wszyscy byli podnieceni i zdenerwowani. Opowiadano sobie zasyszane ostatnio wieci o siach banderowcw, ktrzy grupowali si wok Huty Stepaskiej. Jedni obliczali ich na kilkanacie tysicy, inni twierdzili z uporem, e jest ich niewielu, zaledwie kilkuset. Puszczono te pogosk, e dowdztwo nad bandami objli sami krwawi wodzowie Bandera i Borowiec, ktrzy maj do swej dyspozycji kilka pukw niemieckiej artylerii i samoloty. Ci, ktrzy byli na niedzielnym naboestwie, przypominali sowa ksidza Drzepeckiego woajcego z ambony: Nadszed czas prby, drodzy rodacy. Nie dajcie si w tych cikich chwilach opanowa przez ze moce. Pozostacie do koca wierni Chrystusowi i Ojczynie. Stacie i piersi wasn brocie dostpu do swych pieleszy, do witego kocioa. Stwrzcie tu now Jasn Gr! Tum uspokoi si dopiero wtedy, gdy na specjalnie wzniesionym do tego celu podwyszeniu, ustawionym na rodku placu, stano trzech ludzi: Konwerski, Zygmunt Kopij i ja. Ja pierwszy zaczem przemawia: - Kochani rodacy - powiedziaem. - Jeszcze tak niedawno wszyscy cieszylimy si naszym wsplnym zwycistwem, jakie odnielimy nad band w Butejkach. By to wielki sukces zarwno wasz, jak i podlegych mi partyzantw. Nikt wwczas nie przypuszcza, e tak prdko nadejdzie nowe grone niebezpieczestwo. Tym razem niebezpieczestwu temu nie bdziemy mogli stawi czoa. Wrg jest wielekro silniejszy. I gdybymy nawet zechcieli podj bohatersk walk, to i tak czeka nas pewna przegrana. Z bandami id Niemcy, ktrzy postanowili za pomoc artylerii zrwna z ziemi wasz osad. Nie yjemy w redniowieczu, kiedy to do obrony wystarczay szace i bohaterstwo obrocw. Wrg dysponuje wielk iloci karabinw, broni maszynowej i artylerii. C moe im przeciwstawi samoobrona? Kilkadziesit karabinw starego typu i troch partyzanckich automatw. Nie mamy zreszt odpowiedniej iloci amunicji. Czym wic bdziemy si bronili? Rozwaylimy wsplnie z waszym kierownictwem samoobrony wszystkie za i przeciw i doszlimy do wniosku, e nie moecie czeka, a wrg uderzy na was, lecz musicie zawczasu opuci osad i przenie si w bezpieczne miejsce, gdzie zaopiekuj si wami partyzanci. Wiem, e trudno wam bdzie pogodzi si z myl o porzuceniu waszych domostw i zagrd. Wielu z was mieszkao tu cae ycie, ale nadszed moment, e trzeba wybra ycie lub mier. Skoczyem. W tumie zawrzao. Tu i wdzie rozleg si pacz. Niektrzy ludzie klkali na ziemi i modlili si, inni woali gono: - Jak nie ma ratunku, to idmy, nie zwlekajmy! - Bromy si, bracia! - Nie pjdziemy do bolszewikw, lepiej nam tu zgin!- Gupcy, zostacie, jeli chcecie, my idziemy! Kiedy uspokoio si nieco, przemwi Zygmunt Kopij, ktry cieszy si duym autorytetem wrd mieszkacw Huty. - Bracia! - zawoa. - Przecie nie na wasz zgub chcemy was prowadzi, lecz dla ratunku. Wrg postawi sobie za cel wymordowanie wszystkich Polakw w Hucie Stepaskiej. Nie mamy przed sob innej drogi. Przyjmijmy z wdzicznoci bratersk do, jak nam podaj partyzanci radzieccy. Uszanujmy ich przyjazny gest. Wierzymy, e to oni wanie ocal nasze dzieci, ony i matki. Sami

widzicie, e ludzie ci wychodz nam naprzeciw. Nie pierwszy to raz ratowali nas, Polakw, od mierci. Powinnimy ich za to kocha i szanowa! - Racja! To nasi przyjaciele. Tam tylko nasz ratunek!- rozlegy si gosy. - Pjdziemy, gdzie nas poprowadz! - Na pnoc od linii kolejowej Kowel - Sarny jest bezpieczny rejon - mwi dalej Kopij. - Partyzanci zapewni nam opiek i ochron. Dzieci nasze i starcy znajd schronienie w Konisku, Optowie, Houzji i innych polskich wsiach. Tam bandy nie przychodz. Doroli bd mogli zamieszka w ziemiankach. Modzi, jeli zechc, pjd do partyzantki, a jeli nie, mog zosta w cywilnym obozie. Przecie nie wy pierwsi pjdziecie pod ochron partyzantw Diadi Pieti. Tam, w Krasnym Borze, ju od dwch lat mieszkaj ludzie, ktrzy uciekli przed Niemcami, a teraz napywaj inni z zagroonych polskich wsi i osad. Partyzanci nikomu nie odmawiaj pomocy. Tu obecny dowdca jednego z oddziaw partyzanckich Maks jest przecie Polakiem. To on wanie ze swoimi partyzantami pobi band Steki, a teraz podejmuje si zaprowadzi nas w bezpieczne miejsce. Rbmy, jak nam rozsdek nakazuje, ale sprawa jest pilna. Trzeba niezwocznie zabra si do przygotowa. Wszystko, co mona zabra z dobytku, adujcie na furmanki. Za dwa, trzy dni bdzie za pno. Dlatego ju jutro przed witem wyruszamy w drog... * Huta usuchaa gosu rozsdku i rozpocza przygotowania do drogi. Kierownictwo samoobrony szykowao wraz z partyzantami zbrojne grupy, przeznaczone do ochrony ludzi i transportu podczas marszu. W sumie siy ochrony liczy miay okoo czterystu ludzi, w tym stu kawalerzystw i dwustu kosynierw. Jeszcze poprzedniego dnia wysaem specjalnego konnego posaca do sztabu brygady z prob, by skierowano nam naprzeciw oddzia w sile stu konnych partyzantw w celu wzmocnienia eskorty mieszkacw Huty i ich dobytku. Spodziewaem si, e najpniej nazajutrz wieczorem spotkamy ich gdzie w pobliu wsi Stachwka, o kilkanacie kilometrw od Wodzimierca. Niemal caa noc upyna nam na gorczkowej pracy. Korzystajc z kilku godzin, jakie pozostay nam do chwili wyruszenia w drog, udaem si na krtki odpoczynek. Wiedziaem bowiem, e nieprdko znajd pniej woln chwil na sen. Musiaem nie tylko czuwa nad t wielk mas ludzi w czasie drogi wynoszcej okoo stu dwudziestu kilometrw (droga bezporednia z Krasnego Boru wynosia znacznie mniej, lecz naleao si liczy z koniecznoci wymijania wikszych osad, gdzie stacjonoway posterunki policji, Niemcw i placwki banderowcw), lecz i pniej, po przybyciu na miejsce, zaj si rozlokowaniem jej po wsiach i w lesie. Tymczasem w Hucie Stepaskiej zrobi si ruch. Mieszkacy zaczli gorczkowo przygotowywa si do ewakuacji. adowano dobytek na furmanki, wyprowadzano bydo z obr. Ale jednoczenie po wsi zaczli biega jacy posacy, przewanie stare kobiety i dzieci i informowa ludzi, e ewakuacja z polecenia ksidza i kapitana Bomby jest wstrzymana i e naley zaniecha przygotowa do wyjazdu. Nierzadko paday sowa o zdradzie, jakiej dopucio si kierownictwo samoobrony wobec mieszkacw Huty Stepaskiej. Niektrzy ludzie przygotowujcy si ju do drogi, zawahali si na moment, inni rezygnowali z wyjazdu i chcc uspokoi swoje sumienie rwnie stawali si gorliwymi zwolennikami zostania na miejscu. Wkrtce ulice Huty Stepaskiej, ktre niedawno jeszcze zapenione byy niezliczon iloci podwd, byda i koni, opustoszay. Czonkowie kierownictwa samoobrony usiowali jeszcze przekona ludzi, ale na nic si to nie zdao.

Zygmunt Kopij wyrwa mnie z gbokiego snu. Kiedy otworzyem oczy, zobaczyem jego blad, zgnbion twarz. Obok Kopija sta Konwerski. - Co si stao? - spytaem. - Wszystko przepado! - rzek drc ze zdenerwowania Kopij. - Ludzie nie chc opuszcza Huty... To robota tego przybdy Bomby i ksidza... Oskarono nas o zdrad. Teraz nic nam nie pozostaje innego, jak zgin tu na miejscu. Takie ajdactwo! - Czyby wszyscy zrezygnowali z ewakuacji? - spytaem, nie mogc uwierzy, by ci sami ludzie, ktrzy na zebraniu wznosili gorce, dzikczynne okrzyki, tak nagle ulegli jakim podszeptom i zmienili swoje zdanie. - To to niebywaa rzecz! - Niestety, wszyscy - powiedzia Konwerski. - Kiedy zaczlimy chodzi po domach, przekonalimy zaledwie stu ludzi i to przewanie tych, ktrzy napynli do Huty z okolicznych wsi. - I co zamierzacie teraz robi? - Jestemy zupenie bezradni. - Kopij by zaamany. - Przepraszamy was... Chcielimy jak najlepiej, wierzcie nam... Ale oni tu s silniejsi od nas. Bardzo bymy chcieli ratowa tych nieszczliwych ludzi, ale wiemy, e ju nic nie da si zrobi. - Gdzie jest ten ksidz?! - zawoaem gono. - Bylimy ju u niego. Powiedzia nam, e nie pozwoli ruszy ani jednego czowieka z Huty Stepaskiej. Nie warto z nim rozmawia, on i tak nie zmieni swojej decyzji - odpar Konwerski. - Ale jego nikt nie upowani do wydawania wyroku mierci na t biedn, nieszczliw ludno! krzyknem ze zoci. - To prawda. My rwnie powiedzielimy mu to. - Prowadcie mnie do niego! - rzekem, ubierajc si pospiesznie... Plebania bya pusta. Gospodyni powiedziaa nam, e nie wie, gdzie jest ksidz. By moe poszed pomodli si do kocioa albo odwiedza chorych. Przez kilka godzin szukalimy go bezskutecznie. W kocu doszlimy do przekonania, e ksidz na wszelki wypadek gdzie si ukry. Nie moglimy te odnale kapitana Bomby i Kazika, ktrzy rwnie zniknli nagle jak kamie w wodzie. Prbowalimy jeszcze raz zorganizowa wiec mieszkacw wsi, ale ludzie nie przybyli na umwione miejsce. Teraz dopiero zrozumiaem, e wszystko przepado. Byem zdruzgotany. Staem wobec problemu, ktrego nie byem w stanie rozwiza. Wiedziaem, e ci ludzie ciko odpokutuj za swj bd. Pragnem, by yli, i nie mogem si pogodzi z myl, e sami, wiadomie, godz si na mier. Przypomnieli mi si bezbronni ydzi z Trojanwki i Powrska, ktrych atwowierny rabin wyprowadzi z lasu prosto w apy Niemcw. Ludzie zginli tylko dlatego, e lepo uwierzyli swemu duchownemu. Tutaj miaa si powtrzy ta sama historia, byo tylko nieco inne to... Jeszcze przez trzy dni siedziaem w Hucie Stepaskiej i usiowaem co zaradzi, ale wszystkie moje poczynania spezy na niczym. Tymczasem otrzymaem meldunek, e oddzia partyzancki pod dowdztwem Koniszczuka przyby na wyznaczone miejsce. Koniszczuk pyta, co ma teraz robi. Odpowiedziaem mu, eby wraca do bazy. Bryski, dowiedziawszy si o wszystkim, kaza mi natychmiast wraca do Krasnego Boru. Pisa: Jeli oni chc gin, to ich rzecz. Wy nie moecie tam zosta. Nie moemy si angaowa w sprawy beznadziejne. Nie mog dopuci, by niemal cay wasz oddzia zgin w nikomu niepotrzebnej walce.

Bo to jest pewne, e wszyscy tam polegniecie. Ja, niestety, nie mog wysa caej brygady na pomoc Hucie Stepaskiej. Myl, e dobrze bdzie, jeli zostawicie w Hucie pluton naszych chopcw. Niech ci ludzie nie myl, emy ich zupenie opucili. Tak mi al tych biedakw, a szczeglnie dzieci. Spytajcie chopcw, kto chce zosta na ochotnika. Czekam na wasz powrt. Zebraem dowdcw plutonw i grup bojowych i powiedziaem im, jaka jest decyzja Bryskiego, ktr ja sam uwaaem za jak najsuszniejsz. Przedtem jeszcze zawiadomiem o wszystkim Konwerskiego i Kopija. Przyjli to w milczeniu. Spytaem dowdcw grup i plutonw, kto zechce obj dowdztwo nad pozostajcym tu plutonem partyzantw. Zgosi si Stach Maciejewski. - Ja zostan - powiedzia. - Wiem, co nas tu czeka, ale mimo to zostan. Nie mona ich zupenie opuci. To bardzo wane, by nie straci zaufania, jakie emy tu zdobyli. - Myl, e masz racj, Stachu - rzekem, ciskajc go mocno, po bratersku. - Bryski te o tym mwi w rozkazie. Poegnalimy si z Maciejewskim i pozostaymi dwudziestoma partyzantami, ktrzy mieli zosta w Hucie Stepaskiej. Bardzo serdeczne byo te nasze poegnanie z Konwerskim, brami Kopijami: Zygmuntem i Frankiem, z sierantem Drozdowskim i innymi miejscowymi ludmi. Kiedy opuszczalimy Hut, setki mieszkacw egnao nas ze zami w oczach. My rwnie odchodzilimy z gbokim alem.

Krwawa una
Po pewnym czasie bandy zaczy zblia si do Huty. Do tej pory grupoway si w odlegoci trzydziestu, czterdziestu kilometrw, obecnie za, zachowujc wszelkie rodki ostronoci, przegrupowyway swoje oddziay, podcigajc je bliej Huty. Pojedyncze podjazdy konne coraz czciej zaczy si pojawia w pobliu osady. Huta czynia ostatnie przygotowania do obrony: sypano way obronne, budowano nowe bunkry, wzmacniano warty, organizowano system alarmowy i cznoci. Miejscowi kowale i lusarze szykowali dziesitki pik, osadzali na drzewcach ostrza kos, klepali szable, robili noe i bagnety. Jeszcze w styczniu przechodzcy przez te tereny oddzia partyzancki ze zgrupowania Kowpaka zestrzeli w pobliu wsi Mycki niemiecki samolot myliwski. Sierant Drozdowski podkrad si noc do wraka samolotu i wymontowa z niego cekaem. Bro ta bya waciwie bezuyteczna, gdy mechanizm odpalajcy dziaa za pomoc prdu elektrycznego, ale Drozdowski po dugich zabiegach przerobi go na dziaanie za pomoc nacinicia jzyka spustowego. Drozdowski zabra te wszystk amunicj z samolotu, byo jej okoo piciu tysicy sztuk. Obecnie umieszczono t drogocenn bro w jednym z bunkrw od strony poudniowej. Maciejewski przydzieli partyzantw do poszczeglnych grup samoobrony, chcc w ten sposb rwnoczenie nasyci ogniem maszynowym wszystkie zagroone punkty wsi. Zwiadowcy, ktrzy z wiey kocielnej ledzili bacznie ruchy nieprzyjaciela, donieli, e najwiksze skupisko band spostrzegli na poudniu. Od strony pnocnej znajdoway si tylko nieliczne oddziaki. Przez cay dzie wok Huty Stepaskiej wznosiy si ku niebu wysokie piropusze ognia i chmury dymu: to pony okoliczne polskie kolonie i wsie, ktrych poprzednio bandy nie zdoay spali. Na

poudniu paliy si kolonie Mielnica i Ogw oraz wie Wilcze, na zachodzie: Tchory, na pnocy wie Siedlisko. Z wiey wida byo ludzi biegajcych od chaty do chaty z poncymi agwiami. Zanim zapad zmrok, na drodze z Butejek zauwaono trzech jedcw z bia chorgwi. Lotem byskawicy wiadomo ta pobiega do sztabu samoobrony. Dowdztwo, w skad ktrego na danie ksidza wczeni zostali w ostatniej chwili rwnie kapitan Bomba i Kazik, wysao na spotkanie parlamentariuszy trzech swoich ludzi. Wrd nich by jeden z braci Libnerw oraz dwaj partyzanci z automatami. Chodzio o to, eby pokaza wrogowi bro maszynow i skoni go do zaniechania napadu na Hut. Obydwie trjki jedcw spotkay si przy zabudowaniach chutoru Borek. Z grupki banderowcw wysun si do przodu wysoki modzieniec, w dobrze dopasowanym mundurze z zielonego polskiego sukna, z odznak tryzuba na czapce. Mia eleganckie buty oficerki z ostrogami i wspaniae siodo. Mody czowiek sign do torby i wycign z niej zalakowan kopert, zaadresowan do wadz miejscowych w Hucie Stepaskiej. Banderowiec z jadowitym umiechem wrczy kopert Libnerowi. - Nasz hawnyj komandir jest zdziwiony tymi przygotowaniami - tu wskaza rk na widoczne bunkry i way. - Czyby Polacy zamierzali stawi nam opr? - Sprbujcie przyj, to si rycho przekonacie! - odpar hardo Libner. - Nadejdzie pora, to uderzymy. Ale my nie chcemy wcale przelewu; krwi. Lepiej opucie Hut, pki nie jest jeszcze za pno. Was garstka, a nas tysice, przykryjemy wasz osad czapkami... Jako pose nie powinienem tego mwi, ale jestem czowiekiem. Ratujcie swoje dzieci i kobiety... - Sami wiemy, co mamy robi - odpar Libner. - Wystarczy nam ludzi, eby urzdzi was tak, jak w Butejkach... A ty jeste zbj nie czowiek, jeli suysz w bandzie. Uczciwi Ukraicy nie morduj bezbronnych ludzi. - Tu, w tym licie, podane s warunki kapitulacji - cign dalej niczym nie zraony pose. - Bd czeka na odpowied dwie godziny. Radz si dobrze zastanowi... - Czekaj tutaj. Dostaniesz odpowied. Nie licz jednak na to, e si was ulkniemy! - powiedzia na zakoczenie Libner, po czym odwrci si i odjecha. W kwaterze sztabu samoobrony list otworzy Konwerski. Zebrani: Zygmunt Kopij, Maciejewski, kierownik szkoy Kurkowski, Bomba, Kazik, Libnerowie i jeszcze kilku gospodarzy, reprezentujcych ludno polskich wsi, ktra przeniosa si do Huty Stepaskiej, czekali w napiciu na odczytanie banderowskiego ultimatum. Konwerski zacz czyta: Polacy z Huty Stepaskiej. Zwracamy si do was, bycie zaniechali oporu, gdy w przeciwnym wypadku zalejemy was ogniem i elazem. Posiadamy dziesi tysicy striciw, mamy armaty i niezliczon ilo broni maszynowej. Proponujemy, bycie poddali nam osad. Ludno Huty bdzie moga bezpiecznie odej na zachd. Pomylcie o waszych dzieciach, kobietach i starcach. Macie do dyspozycji ca noc. O wicie rozpoczniemy atak i wwczas nie bdziemy nikogo aowa. Krwawo pomcimy naszych braci pomordowanych w Butejkach. Polskimi trupami uynimy stepask ziemi. Szczegy kapitulacji mona uzgodni z posem, ktrego do was wysalimy... Konwerski skoczy i rzuci list na st. Jaki czas trwaa cisza. Wszyscy pospuszczali gowy. Nagle odezwa si Kazik. - Ten list to prawdziwa obelga, rzucona nam prosto w twarz! - zawoa. - Oto, do czego doprowadziy nas kontakty z bolszewikami! By czas, e moglimy co przedsiwzi. Ale kierownictwo samoobrony

nie chciao sucha naszych rad. A teraz trzeba wypi ten kielich goryczy, przysany nam przez band hultajw i parobkw ukraiskich. Naleao opuci osad i i tam, gdzie proponowaem, w poblie Sarn, gdzie jest silna samoobrona polska, gdzie s nasze polskie siy zbrojne! Trzeba byo sucha mdrych rad pana kapitana - tu wskaza na siedzcego z ponur twarz Bomb - i i pod Kowel, gdzie powstaje 27 Dywizja... - Teraz nie ma co wspomina tego, co ju si stao, musimy mwi o rzeczach realnych - wtrci z powag kierownik szkoy Kurkowski. - Zreszt, kto wie, czy gdybymy was suchali, nie zginlibymy ju pod toporami bulbowcw. Bo gdzie Huta, a gdzie Sarny czy Kowel... - Nie bd si usprawiedliwia - zacz Konwerski - z tego, co my, kierownictwo samoobrony, uwaalimy za najbardziej suszne i celowe, a co panowie Bomba i Kazik uznali za zdrad. Powiem tylko jedno: mielimy szans uratowania ludzi, ale emy j sami lekkomylnie przekrelili. Teraz pozostaje tylko broni si. W tym licie kryj si same kamstwa. Nie sdz, by ktokolwiek z siedzcych tu wierzy w obietnice banderowcw, e w wypadku opuszczenia przez nas Huty Stepaskiej pozwol ludziom spokojnie odej. To jest podstp. Licz na atwiejsze zwycistwo. Ich siy s kilkakrotnie wiksze ni nasza samoobrona, ale nie tak znowu liczne, jak pisz. Wiemy, e banderowcy posiadaj okoo czterech tysicy striciw i konnych. Z tego tylko trzecia cz ma bro paln. Ale i ta ilo wystarczy, by przeama nasz opr, jeli wemiemy pod uwag to, e w kadej chwili mog im przyj z pomoc Niemcy, ktrzy stoj w Stepaniu i w pobliu torw kolejowych na pnoc od Werbcz. Skoro jednak nie ma ju innego wyjcia, musimy stan do walki na mier i ycie... - Tak, tego si po panu spodziewalimy - przerwa mu znw Kazik. - Jego twarz staa si purpurowa. Zgin po bohatersku! A ja si pytam, co komu przyjdzie z tego, e w Hucie zginie bohatersk mierci dziesi tysicy ludzi, e zginie caa ta pikna modzie, wchodzca w skad samoobrony, ktra posiada w swoich rkach tak potrzebn nam bro. Czy nie lepiej sprbowa wyprowadzi std ludzi i ukry si gdzie w lasach? Z modziey moglibymy stworzy prawdziwy oddzia bojowy polskich si zbrojnych. Ja podejmuj si przeprowadzi t akcj... Kapitan Bomba, ktry do tej pory siedzia napuszony i zy, popatrzy na Kazika z umiechem, i lekkim skinieniem gowy przytakn jego propozycji. - Nie, panowie! - rzuci twardo Zygmunt Kopij. - Tym razem my si na to nie zgodzimy. Przejrzelimy wasze plany. Chcecie zostawi na asce losu bezbronnych ludzi, zabierajc z Huty uzbrojon modzie. To byaby ohydna zdrada. - Nie damy si oszuka! - zaszemrali starzy gospodarze. - Nie pozwolimy, by nasi synowie zostawili nas na pastw toporw banderowskich! To czysta zbrodnia! I kto to mwi? Delegaci naszego rzdu?... Pucoowata twarz Bomby zrobia si szara. Postanowi dziaa. - Suchajcie, panowie - rzek, silc si na spokj. - Nikt nie mia zamiaru zostawia waszych rodzin na pastw banderowcw. Pan delegat Kazik mia jedynie na myli dobro wszystkich mieszkacw Huty. Chodzio o wyprowadzenie mieszkacw w takie miejsce, gdzie nie ma band bulbowcw i banderowcw. - A kt nam zagwarantuje, e to prawda - odezwa si jeden z braci Libnerw. - Przecie dobrze wiemy, e panowie delegaci od dawna nas tu nagabuj, ebymy poszli z Huty razem z nimi, biorc ze sob bro. Nie wierzymy wam!

- Zapewniam was, e jestecie w bdzie, za ktry przyjdzie wam ciko odpokutowa - powiedzia jeszcze Kazik i umilk. Bomba te ju si wicej nie odezwa. - A wic, co postanawiacie? - zapyta Konwerski. - Sdz, e nad propozycjami panw delegatw nie bdziemy dyskutowa. Trzeba opracowa odpowied. - Bijmy si! Bromy si do ostatniej kropli krwi! mier bandzie! - krzyczeli wszyscy. Niebawem wysano odpowied polskiej samoobrony. Zawieraa ona tylko jedno zdanie: Jestemy gotowi odeprze kady wasz atak. Tej nocy nikt w Hucie Stepaskiej nie spa. Grupy ochotnikw czuway przy waach i w bunkrach wpatrujc si w przedpole. Tu i tam wznoszono nowe bunkry i kopano schrony. Kobiety i dzieci nosiy ziemi i kody drzewa, rozbierano te poty wykorzystujc je jako materia budowlany. Gromadzono zapasy wody, szykowano straackie pompy i we. Nastroje byy bojowe, szczeglnie wrd modych, ktrzy nie zdajc sobie sprawy z niebezpieczestwa, podniecali si wzajemnie do walki. Skoro wit od poudnia ukazao si ze trzystu banderowcw; szli pieszo w czterech tyralierach. Z wiey kocielnej uderzyy na alarm dzwony. Momentalnie, kto yw, wyleg na skraj wsi, by przypatrzy si bandzie. Ale samoobrona rozpdzia ciekawskich i zaja stanowiska w bunkrach i na waach. W tym rejonie, gdzie miecia si szkoa, zgrupowa si gwny orodek samoobrony, liczcy ponad stu pidziesiciu obrocw. W samej szkole kwaterowa jeszcze odwd kosynierw w sile stu trzydziestu ludzi. Byli wrd nich przewanie starsi ludzie, ktrych synowie penili sub w bunkrach i na waach. W dziesiciu bunkrach w pobliu szkoy czuwali na stanowiskach uzbrojeni w pepesze partyzanci i ochotnicy z karabinami. W jednym bunkrze ulokowa si Drozdowski ze swoim erkaemem. W dwch innych znajdoway si erkaemy pozostawione obrocom przez partyzantw. Zgodnie z rozkazem kierownictwa samoobrony nie wolno byo otwiera ognia z odlegoci dalszej ni sto metrw. Chodzio o maksymalne zaoszczdzenie amunicji, ktrej do kadego automatu byo zaledwie po dwa magazynki, a do kadego karabinu trzydzieci sztuk. W sumie samoobrona miaa na tym odcinku trzydzieci dwa karabiny rnych typw, pitnacie automatw, jeden cekaem i dwa erkaemy. Ponadto kady z ochotnikw mia po jednym granacie. Ze strony pnocnej i wschodniej bronio si stu ochotnikw i pidziesiciu kosynierw, ktrych uzbrojenie skadao si z dwudziestu jeden karabinw, omiu automatw i jednego erkaemu. Reszta miaa tylko piki, kosy, siekiery i widy. Kierownictwo samoobrony rozporzdzao ponadto niewielkim oddziaem kawalerii, liczcym pidziesiciu ludzi uzbrojonych w szable i piki. Banderowcy, zbliywszy si na odlego dwustu metrw, wyrwnali szyki. W promieniach wschodzcego soca byszczay bagnety na ich karabinach. Na razie nie strzelali. Z tyu, moe o dwadziecia metrw za pierwsz lini uzbrojon w karabiny i bro maszynow, znajdowaa si druga tyraliera banderowcw, trzymajcych w rkach siekiery i piki, dalej o sto metrw za nimi stay trzy nastpne szeregi. Wreszcie pad gony rozkaz sotnika. Strici podnieli bro na wysoko oka i oddali salw. Natychmiast rozleg si okrzyk huraaa! i przednia tyraliera skoczya do przodu. Z bunkrw i waw sypn si grad kul; ama szeregi i szczerbi w nich wyrwy. Zanim banderowcy dopadli waw, z pierwszej tyraliery zostao zaledwie trzydziestu ludzi. Tu za nimi sza druga fala atakujcych, uzbrojona w bro bia. Zza waw i z bunkrw wypadli ku nim ochotnicy i pidziesiciu kosynierw przysanych przez dowdc odwodu.

Z potnym okrzykiem bij! rzucili si oni na nacierajcych banderowcw. Po chwili toczyy si ju krwawe zapasy wrcz. Dwiczao elastwo, topr szczerbi si o topr, szable uderzay w piki i kosy. Obydwie siy walczyy orem, ktry co najmniej od wieku przesta by w Europie broni. Tym bardziej rozpaczliwa i tym bardziej okrutna bya ta bitwa. Kontratak Polakw by tak niespodziewany i silny, e po paru minutach pk drugi szereg nacierajcych. Wikszo banderowcw rzucia si do ucieczki. Trzecia i czwarta tyraliera, ktre oczekiway wynikw walki swoich dwch pierwszych linii, zobaczywszy uciekajcych striciw, zaczy si rwnie cofa. Wwczas to z ust obrocw wyrwa si radosny okrzyk; Huraaa! Szed ten okrzyk przez ca wie, powtarzany przez tysice ust, i zamilk dopiero wwczas, gdy z tej samej strony ukazaa si znacznie ju liczniejsza grupa banderowcw, liczca ponad piciuset ludzi. Na skrzydach piciu tyralier grupoway si dwa konne oddziaki skadajce si z kilkudziesiciu jedcw. Delegat Kazik, ktry wczoraj wieczorem zdawa si by zupenie zaamany opini ogu na temat jego propozycji, dowodzi dzi nieduym odcinkiem obrony. Bi si dzielnie i razem z kontratakiem kosynierw poszed naprzeciw banderowcom. Niektrzy widzieli, jak porwa z ziemi kos, ktra wypada z rk rannego ochotnika, i ci ni skutecznie napotkanych na drodze banderowcw. Po odparciu pierwszego ataku ochotnicy pozbierali porzucon przez band bro: zdobyto z pitnacie karabinw i jeden erkaem. Bya to niezwykle cenna zdobycz i cieszono si z niej nie mniej ni z samego faktu zwyciskiego odparcia wroga. Zebrano te z pola rannych i zabitych, ktrych naliczono trzydziestu trzech. Banderowcw pado dotychczas okoo stu. Wikszo z nich polega od kul z karabinw maszynowych i automatw. Kiedy na nowo rozleg si dzwon kocielny, wszyscy powtrnie zajli swe stanowiska. Konwerski, ktry razem z Maciejewskim i Kopijem dowodzi caoci samoobrony, zorientowa si, e kawaleria banderowska ma zamiar obej skrzyda samoobrony i wpa do obozu przez nie zabezpieczone waami kilkudziesiciometrowe luki. Przed frontem banderowcw, o sto metrw od waw, pod oson chat, zgrupowa si odwd kosynierw. Banderowcy tym razem uderzyli trzema tyralierami na raz. Podobnie jak poprzednio, tylko pierwsza linia miaa bro paln, pozostae posiaday szable, piki, siekiery i kosy. Atak by tak zmasowany i potny, e nie powstrzymay go automaty i karabiny. Banda niebawem dopada bunkrw i waw. Rozgorzaa zacita walka. Ochotnicy i partyzanci bili si, czym popado. Banderowcw byo coraz wicej, gdy w lad za trzema pierwszymi rzutami ruszya do ataku czwarta z kolei tyraliera. Wrd banderowcw nierzadko sycha byo niemieckie komendy. Banda amaa ju szyki obrocw i wdzieraa si poza way. Tymczasem na skrzydach atakowaa banderowska kawaleria, do ktrej strzelay skutecznie cekaem i erkaemy. Ogie z broni maszynowej powstrzyma ataki kawalerzystw, ktrzy cofnli si wkrtce na tyy swojej piechoty. I oto zdawao si wszystkim obserwujcym t krwaw walk, gdzie ludzie padali tak gsto, e wkrtce utworzya si caa gra trupw, i nic nie zdoa ju powstrzyma tej ogromnej lawy, przelewajcej si przez way, gdy nagle, jak grom z nieba, spoza chat i obr wypadli kosynierzy, a tu za nimi dodatkowo zwerbowani w ostatniej niemal chwili ochotnicy z siekierami i widami. Caa ta lawina, liczca ze dwustu ludzi, runa z impetem, w jednej minucie odepchna wroga od polskiego obozowiska i, pdzc go przed sob, miao natara na ostatni banderowsk tyralier. I znw powtrzya si ta sama scena, co poprzednio; resztki bandy, nie wytrzymujc polskiego ataku, rozpierzchy si i pomkny z powrotem, a z ust obrocw wydar si okrzyk radoci.

Ale rado ta mina tak szybko, jak si zrodzia. Wkrtce bowiem obrocy zorientowali si, jak wielkimi ofiarami okupili odparcie ataku wroga. Wok waw, przy bunkrach na przedpolu, leao ju ze stu pidziesiciu obrocw. Tu i wdzie kto paka - ludzie znajdowali zabitych wrd swoich najbliszych. Zbierano trupy i rannych. Wrg nie mia adnej moliwoci cignicia z pola walki swoich ludzi. Przedpole zacielao ze trzystu zabitych nieprzyjaci, drugie tyle byo rannych. Obrocy zdobyli pidziesit karabinw, kilka erkaemw i cae stosy siekier, kos, pik i innej broni. Liczba obrocw na poudniowym odcinku zmniejszya si o stu ludzi, nie liczc kosynierw. W bunkrach i na waach zostao zaledwie kilkudziesiciu ochotnikw. Na miejsce zabitych stawili si nowi, ale byli to albo bardzo modzi chopcy, albo starsi mczyni, ktrzy nigdy nie suyli w wojsku i nie umieli obchodzi si z broni. Sytuacja obrocw, mimo odparcia dwch atakw, bya teraz o wiele gorsza ni poprzednio. Kady nastpny szturm mg zadecydowa o przegranej. Konwerski, Kopij i Maciejewski zdawali sobie z tego spraw, ale nie mogli nic poradzi. Na razie ustay prby przeamania pozycji obrocw. Wida dowdcy banderowscy przeliczyli si. Sia rzucona przeciwko polskiej samoobronie okazaa si niewystarczajca. Spokj, jaki zapanowa w obozie banderowskim, mg oznacza jednak tylko to, e wrg obmyla nowe plany. By to spokj przed burz. Do samego wieczoru panowaa cisza, a obserwatorzy z wiey kocielnej twierdzili nawet, e widzieli, jak oddziay banderowskie, zgrupowane w rejonie lasw i wsi Mycki, cofny si i odeszy. Ludzie zaczli gono mwi o tym, e wrg zaniecha walki. Ledwie nadszed mrok, utrudzeni mieszkacy Huty udali si na spoczynek, lecz nie byo im dane spa spokojnie tej nocy. O dziesitej, gdzie zza wsi Mycki, zadudnia artyleria. Pociski z furkotem i wistem przeszyboway w powietrzu. Dwa z nich trafiy w stodoy, ktre zaczy si pali. Wie od razu stana na nogi. Podnis si krzyk. Kto rozpdza ludzi i kaza im ukry si w schronach i rowach. Byy to rozsdne przestrogi, dane przez dowiadczonego onierza. Nastpna seria pociskw spada niedaleko palcych si stod, gdzie zebraa si gromada dzieci, kobiet i starcw, i spowodowaa ogromne straty w ludziach. Ogie artyleryjski nie ustawa. Gsto sypay si odamki, wybuchay coraz to nowe poary, wci przybywao rannych i zabitych. Ludzie kryli si teraz w schronach i rowach, a ci, ktrzy nie mogli si ju pomieci, szukali ratunku w oprnionych doach po kartoflach, w rnych wykrotach, a nawet wyrwach i lejach po wybuchych pociskach. Gdzie o trzeciej nad ranem, gdy salwy artylerii nieco umilky, do kierownictwa samoobrony przybieg jeden z obrocw, donoszc, e na odcinku poudniowym cz ochotnikw opucia swoje pozycje i ucieka do lasu. Trzy bunkry i cz wau, w miejscu gdzie poprzedniego dnia toczyy si najwiksze zapasy, bya teraz otwarta dla wroga. Konwerski i Maciejewski udali si zaraz na miejsce i dowiedzieli si caej prawdy od kilku ochotnikw, ktrzy zostali na swoich stanowiskach. - Dowdca Kazik zebra nas i zacz namawia - mwi jeden z modych obrocw nazwiskiem Piotrowski - eby zostawi wszystko i ratowa ycie. Zapewnia nas, e Huta o wicie przestanie istnie, gdy Niemcy uderz razem z banderowcami. Obiecywa, e on nas uratuje. Pniej, gdy to nie poskutkowao, bo zaledwie piciu ludzi chciao z nim i, zostawi na miejscu zastpc, Drozdowskiego, a sam niby to poszed na rozmowy z dowdztwem. Wrci po kwadransie i pocz od

razu woa: Ratujcie si, kto moe! Cae dowdztwo ju ucieko. Ludzie szykuj podwody, by jecha do lasu. Wtedy ju znalazo si trzydziestu chtnych do ucieczki... - To dra! - rzuci Konwerski. - Postawi na swoim. Zdradzi nas. Wiedziaem, e do tego dojdzie. Dzikujemy wam, chopcy. Przylemy tu troch rezerwy. Ale zdaje si, e oni tym razem uderz z innego kierunku. Rano bdzie chyba gorco... Obchodzc inne pozycje obrocw Konwerski przekona si, e duch bojowy ochotnikw wyranie ju osab. Paday pytania, czy to prawda, e Huta szykuje si rano do ewakuacji. Mwiono o tym z ulg i nadziej. Prawd byo, e kierownictwo samoobrony wydao zarzdzenie, by cz dobytku i inwentarza przygotowa na wszelki wypadek do ewakuacji, lecz nikt nie twierdzi, e ju rano caa osada wyruszy w drog. * Kiedy zza lasw wypyno soce, na wschodzie i pnocy ukaza si wrg. Najwiksze masy nieprzyjaci cigny od strony Werbcz i Stepania. Ludzi ogarn strach. Rzucili si do podwd adujc na nie dzieci i co wartociowsze przedmioty. Niektrzy ochotnicy opucili swoje stanowiska i przyczyli si do rodzin. Nikt nie by w stanie opanowa tego popochu, jaki wywoaa wie o nadcigajcymi banderowcach. Kierownictwo samoobrony prbowao zaprowadzi jaki taki ad, cigao rezerwy ochotnikw na way i do schronw, grupujc ich teraz wycznie na odcinku pnocno-wschodnim. Z trudem udao si zebra jeszcze okoo dwustu ochotnikw. Broni byo teraz o wiele wicej, tak e prawie wszyscy obrocy mieli karabiny, pistolety czy automaty. Rwnie kady mczyzna szykujcy si do ewakuacji uzbrojony by w pik lub choby w siekier, ktr ciska mocno w garci. Pierwszy szturm tego ranka zacz si od strony Stepania. Uderzyy jednoczenie dwa kuriny, liczce ponad piciuset striciw. Atak zaama si pod morderczym ogniem karabinw i broni maszynowej. Ale dowdztwo UPA wysao natychmiast nastpne sotnie, ktre szy ju jedna za drug w dziesiciu rzutach. Obrocy cofnli si przed przewaajcymi siami bandy i zajli stanowiska w budynku szkoy i domu ludowym, skd prowadzili morderczy ogie. Tymczasem Zygmunt Kopij, ktremu udao si zebra blisko dwustu gospodarzy z widami i pikami, skoczy na czele tego oddziau do kontrataku. Banderowcy pamitajc jeszcze wczorajsz porak zawahali si na moment, po czym grupkami zaczli si cofa przed Polakami, ktrzy znw zdobyli utracone pozycje. By to ju jednak ostatni sukces samoobrony. Od strony Werbcz ruszyy do szturmu nowe, niezliczone zastpy wroga. W Hucie zakotowao si jak w ulu. Stoczone na kilku ulicach i w zaukach furmanki zaczy wyskakiwa na trakt i toczy si ku pnocy w kierunku wsi Ostrwek i Wyrki. Naprzd wysforowaa si jakim cudem kawaleria, ktr dowodzi jeden z braci Libnerw. Oddziaek ten mia spenia w czasie marszu rol szpicy przedniej. Po bokach potworzyy si samorzutnie niedue grupki gospodarzy zbrojnych w bia bro, a z tyu, za wysuwajcym si ze wsi dugim wem fur, szli ochotnicy. Kolumna rozcigna si na przestrzeni kilku kilometrw. Banderowcy spostrzegszy, co si dzieje, zaczli z jeszcze wikszym zapaem naciera na tyy samoobrony. Rwnoczenie od strony Werbcz ruszya manewrem oskrzydlajcym kawaleria UPA, liczca ze trzystu ludzi. Zamierzaa ona przeci maszerujcej kolumnie drog odwrotu. W p godziny pniej dopada jadcych fur, lecz cz kolumny zdoaa ju przej niebezpieczne miejsce. Rozgorzaa zawzita

walka. Poszy w ruch kosy, widy i siekiery. Kawaleria UPA atakowaa z furi, a majc zdecydowan przewag szybko zmiota bronicych si gospodarzy i rozpocza krwawe niwo. Pod uderzeniami szabel i toporw giny dzieci, kobiety i niedoni starcy. Odgosy walki dotary do jadcych z tyu. Kilkadziesit furmanek skrcio w lewo w kierunku wsi Wyrki. Ludzie rozpraszali si po polach, zostawiali dobytek i szukali ratunku w ucieczce. Banderowcy rzucali si za nimi w pogo. Tymczasem nad Hut Stepask ukazaa si krwawa una. * Tego dnia droga z Huty Stepaskiej do Siedlisk i Wyrek usana zostaa trupami Polakw. Zgino ponad tysic ludzi. Cz, wyparta na pnoc, w rejon toru kolejowego, zostaa zagarnita przez rozstawionych tu gsto Niemcw. Na torach stay pocigi towarowe, do ktrych zapdzano przeraonych Polakw. Wybierano modzie i wszystkich zdolnych do pracy. Dzieci i starcw mordowano salwami z karabinw maszynowych. Z liczby dziesiciu tysicy ludzi, ktrzy rankiem opucili Hut Stepask, zdoao si uratowa zaledwie trzy tysice. Wikszo udaa si w kierunku kraju partyzanckiego, szukajc tam ratunku, cz ochotnikw, ktrzy tak dzielnie walczyli w obronie Huty, posza do lasu i utworzya lune oddziaki partyzanckie. Tak zakoczya si tragedia Huty Stepaskiej.

Zamknity rachunek
W kraju partyzanckim panowa wzgldny spokj. Niemcy siedzieli w garnizonach nie wyciubiajc z nich nosa. Rwnie bandy nacjonalistw na og staray si omija niebezpieczny teren. Dziaay na poudniu i na zachodzie, w rejonie Kowla. Prby organizowania band w niektrych wsiach i osadach ukraiskich, pooonych w kraju partyzanckim, z zasady spezay na niczym. Organizatorzy UPA szybko wpadali w rce partyzantw, do czego walnie przyczyniali si wsppracujcy z brygad Polacy i Ukraicy. Mimo to wrg wci usiowa co jeszcze robi, nie mogc pogodzi si z przegran. Po likwidacji nacjonalistw w Woczecku niebawem otrzymalimy dane z Serchowa, e zeeni, ktrzy dotychczas, zgodnie z naszym oboplnym porozumieniem, nie angaowali si w dziaalno mogc przynie szkod partyzantom, ostatnio nawizali wspprac z UPA. Grozio niebezpieczestwo, e zeeni zorganizuj band. Od chwili pierwszego spotkania si z kierownictwem zeenych, latem ubiegego roku, chcc ich mie pod sta kontrol, zwerbowaem do wsppracy na korzy oddziau jednego z przywdcw Samejkina. Chop ten by niezwykle chciwy. Chocia w poprzednim okresie zdoa nagrabi du ilo przernego dobytku, gwnie pochodzcego z ydowskich domw (byy to przewanie wszelkiego typu i rodzaju zegary), jednak atwo da si skusi perspektyw nowego zarobku. Otrzymywa od nas rne zabrane Niemcom produkty lub materiay. Ot tene Samejkin da nam teraz zna o organizowaniu si zeenych. Zeeni od do dawna byli przyczyn niepokoju sztabu brygady, a rde tego niepokoju naleao si dopatrywa w pewnym wydarzeniu, ktre miao miejsce jeszcze w marcu, w okresie gdy brygada przeywaa powane trudnoci aprowizacyjne. Wszystkie zapasy przygotowane jesieni i na pocztku zimy byy wtedy wyczerpane, szczeglnie odczuwalimy gd chleba i jarzyn. Wwczas to dowdca brygady zarzdzi

odremontowanie dwch mynw w Houzji i Karasinie, w ktrych zaczlimy mle zboe na mk. Kierownikiem myna w Houzji zosta Michel Brat, do pomocy stanli ludzie z lenych osad cywilnych. Miejscowi chopi, widzc, e myny pracuj, zaczli zwozi do nich zboe na przemia. Partyzanci nie brali opat za t usug, odsypywali jedynie pewn ilo ziarna, ktre szo na potrzeby brygady i osad cywilnych. Niemcy, kiedy dowiedzieli si, w jaki sposb partyzanci radz sobie z zaopatrzeniem w mk, postanowili zniszczy myny. A trzy razy przysyali specjalny samolot, ktry obrzuca myny maymi bombami zapalajcymi, lecz partyzanci odpdzali go ogniem z karabinw maszynowych, przygotowanych do obrony przeciwlotniczej. Za trzecim razem seria z kaemu trafia w samolot, ktry czym prdzej odlecia na swoje lotnisko i od tej pory wicej si nad mynami nie pojawi. Poniewa odsypy uzyskiwane od chopw nie pokryway zapotrzebowania brygady na mk, musielimy organizowa wyprawy na niemieckie magazyny. Sprawami zaopatrzenia bazy w ywno zajmowali si kolejno wszyscy dowdcy oddziaw. Wanie w marcu przysza moja kolej. W Rafawce mieci si duy skad zboa, ktry zamierzaem zniszczy. Niemcy zdoali ju oprni cz zawartoci magazynu, w skadzie pozostao niespena cztery tysice ton ziarna, ktre niedugo rwnie mogo znikn. Trzeba wic byo dziaa szybko i sprawnie. Udaem si do Serchowa pragnc jeszcze za dnia przygotowa odpowiedni ilo furmanek w celach transportowych. W takich razach czsto korzystaem z pomocy zeenych. Wanie zmierzaem do chaty ich herszta Jewtucha, gdy z odlegoci kilkudziesiciu metrw dostrzegem jaki ruch w pobliu jego domu. Obok rozwartych szeroko drzwi sta oparty o cian prawosawny pozacany krzy, byszczcy w socu. Domyliem si od razu, e szykuje si pogrzeb. Kiedy zbliyem si do chaty, najpierw spojrzaem w okno: na dugiej i szerokiej awie porodku izby staa trumna, wewntrz niej lea wycignity, o zupenie ju pokej twarzy Jewtuch. Ogromne cztery gromnice wyranie owietlay nieboszczyka. Wok trumny klczay zawodzce kobiety i stao kilku mczyzn, wrd ktrych zobaczyem Samejkina. Dostrzeg mnie zza szyby i odniosem wraenie, e si przelk. Postanowiem wej do rodka i dowiedzie si, co si tu stao. Na samym progu spotka mnie Samejkin, ktry przyoy palec do ust, dajc mi w ten sposb znak, ebym nic nie mwi. Odszed ze mn spory kawa za zagrod, w pole. - Mw, do diaba, Samejkin! Co to wszystko znaczy? Co tu si stao? - zawoaem. - Sam pan widzia... Mamy teraz dowd, jak to jest naprawd z tym porozumieniem... Ja te panu uwierzyem. Chciaem, eby by spokj. Nie mylaem si bi za Niemcw... Ale wy nas mordujecie. Dzisiaj Jewtuch, a jutro inni. Mnie te nie oszczdzicie. Ale nie dacie rady wszystkich zniszczy... - Czy ty oszala, Samejkin? Mw, kto zabi Jewtucha? Przecie nie mymy to zrobili! - Nie wy? - Samejkin umiechn si drwico. - A Koniszczuk? Chyba do was naley? Moe pan powie, e Koniszczuk, ktrego tu wszyscy znaj, naley do UPA? - Koniszczuk!? To niemoliwe! - Panie Maks, nie artujmy. Dwa dni temu nad samym ranem przyszed z grup partyzantw do Jewtucha. Wycignli go z ka i w obecnoci ony i dzieci zastrzelili. To prawda, e Jewtuch bra

udzia w aresztowaniu paskich partyzantw, Borysiuka i Mytkayka, ale przecie uzgodnilimy to ze sob, e nie bdziecie si mci. My wam uwierzylimy... - Czowieku, to jakie nieporozumienie! Nikt nie wydawa takiego rozkazu Koniszczukowi. Daj wam sowo honoru - zapewniaem go, tumic ogarniajce mnie zdenerwowanie. - Ja panu wierz. Ale tym naszym ukraiskim komunistom - nie mog... Teraz we wsi nasi chopcy buntuj si na takie porozumienie i znw nie nocuj w chatach. Kady chce y... - Wierzcie mi, Samejkin, e to si wicej nie powtrzy. Koniszczuk bdzie za to odpowiada. Powiedzcie chopcom, eby si uspokoili. A zreszt sam pjd do Kyma i pomwi z nim... - Niech pan tego nie robi. Oni s teraz strasznie wciekli. Ja bd dalej z wami wsppracowa. Od was ju nie odstpi... Jeli bdzie co zego, dam zna. A pan dobrze zrobi, jak teraz std pjdzie. To najlepsze wyjcie w tej chwili... - No dobrze... Postarajcie si ich jako przekona... - odparem podajc mu rk. - Lepiej, eby tu pana nie widzieli. Niech pan wraca przez pola - nalega. Ruszyem po fury do innej wsi. Nad ranem, kiedy wrciem z wyprawy ze zboem, udaem si niezwocznie do Bryskiego, ktry wezwa do siebie Koniszczuka. Byo z powodu tego zabjstwa wiele wrzawy, a niebawem do Serchowa wyruszya grupa partyzantw, ktra otrzymaa zadanie przeprowadzenia roboty uwiadamiajcej wrd zeenych. Niewielu jednak spord przywdcw, dao si przekona, e mier Jewtucha bya przypadkowa i e winni tej mierci ponieli zasuon kar. Od tamtego czasu upyny trzy miesice i wanie otrzymaem od Samejkina wiadomo o organizowaniu przez Kyma nowej bandy, ktra miaa wej w skad UPA. * Siedziaem na skraju lasu, niedaleko wsi Zabocie, oczekujc na przybycie Samejkina. Przyszed dopiero wieczorem, z dwugodzinnym opnieniem. - No i co sycha, Samejkin? - spytaem czstujc go papierosem. - Dzi by u Kyma rejonowy prowidnyk z Kowla. Musiaem zaczeka, a odjedzie, eby si czego dowiedzie. - O czym mwili? - Zbieraj si w sobot na chutorze u Hryca, pod lasem. To bdzie poegnalny wieczr. Kym obj dowdztwo nad trzydziestoma ludmi z Serchowa. Prowidnyk obieca mu dowdztwo sotni, jeli przyprowadzi swoich ludzi w wyznaczony rejon. - Dokd id? - Tego ja nie wiem. Rejonowy prowidnyk trzyma to w tajemnicy. W sobot przyjdzie do Kyma specjalny przewodnik, ktry poprowadzi ich w wyznaczone miejsce. Teraz kady wyciga bro z ukrycia i szykuje si... - I wicej nic nie syszae? Jakie maj zamiary? - Syszaem, e prowidnyk da, eby, nie tracc czasu, rozeszli si po lasach i rozpoznali, gdzie stacjonuj partyzanci. Ale Kym si na to nie zgodzi...- Nie zgodzi si? A to dlaczego?

- Powiedzia, e nie bdzie ryzykowa adnego swojego chopca, pki nie zgromadzi odpowiednich si. - A co byo pniej? - Prowidnyk zgodzi si z tym, ale owiadczy, e dowdztwo UPA pragnie wykorzysta ich do dziaania na miejscu przeciwko partyzantom i e po wzmocnieniu szeregw oddziau powrc w te strony... Ach tak - pomylaem - powrc, jeli tylko zdoaj std wyruszy... W sobot, w lesie o kilometr od Serchowa, zgrupowa si mj oddzia. Wydzieliem kilkunastu partyzantw, ktrzy z ukrycia obserwowali wie, a szczeglnie chutor, gdzie miaa si zebra banda zeenych. Lato byo ju w caej peni i na polach stay wysokie, zociste zboa, w ktrych mona si byo doskonale ukry, a wybujae, obficie obsypane listowiem krzewy, rosnce tu i wdzie, rwnie tworzyy wspaniae warunki do maskowania. Butko zaj punkt obserwacyjny na wysokiej polnej gruszy, stojcej samotnie w polu, w odlegoci stu metrw od zagrody Hryca. Wdrapa si niemal na szczyt drzewa, znalaz wygodn ga i usadowiwszy si na niej uwanie obserwowa chutor. O dziewitej wieczr, gdy mrok ju pocz ogarnia ziemi, a jednoczenie na niebie ukaza si ksiyc, na ciece prowadzcej od drogi do chutoru pojawi si pierwszy czowiek. Kiedy podszed bliej, przywitao go ujadanie psa. Wwczas drzwi w chacie Hryca otworzyy si i kto podszed do potu. - Kto idzie? - pado pytanie rzucone w ciemno. - Sawa Ukraini! - zawoa przybysz. - Herojam sawa! - odpar czowiek przy pocie.- To ty, Iwan? Cicho, diable nasienie! - krzykn na psa, ktry od razu umilk. Obydwaj zniknli w mieszkaniu, ale ledwie drzwi si za nimi zamkny, na ciece ukazay si dwie inne postacie. Rozmawiay ze sob pgosem. Pies wypad z budy i dzwonic acuchem znw pocz zawzicie ujada. Scena si powtrzya. Gospodarz, pragnc zapewne, by postronni nie zwracali uwagi na to, co si dzieje w chutorze, odwiza psa z acucha i zabra do domu. Po p godzinie w chacie zebrao si ze trzydzieci osb. Wwczas Butko zsun si z drzewa i skrci w prawo, gdzie w anie yta siedzia zwiadowca. Cichy gwizd wyposzy go ze stanowiska. - Suchaj, Mustafa, zostajesz tu dowdc. Gdyby oni wyszli z chutoru, zanim przyjd nasi chopcy, ruszysz ca grup ich ladem. Rozumiesz? - Rozumiem, czego miabym nie rozumie? Ale myl, e lepiej by byo, jakbymy ich troch przetrzepali. - Przyjdzie i na to czas. Teraz rb, co ci ka. - Rozkaz! - odpar Kolka Mustafa. Gdy ju cie Butki roztopi si w ciemnoci, Mustafa wysun si nieco do przodu, chcc mie lepszy widok na to, co si dziao wewntrz chutoru. Okna domu byy owietlone kagankiem i Kolka usadowiwszy si w pobliu potu widzia wntrze duej izby. Przy obszernym stole siedziao kilkunastu ludzi. Cz zebranych podpieraa ciany, mic papierosy. Jaka kobieta i pomagajca jej

dziewczynka ustawiay na stole misy z parujcym misem i ziemniakami. Wida byo sterty pokrojonego chleba i kilka butelek. Na ten widok Mustafie napyna lina. By godny, gdy od niadania, ktre zjad jeszcze w lesie przed wyruszeniem na zadanie, nie mia nic w ustach. Ech, co tu si ceregieli - pomyla. - Teraz siedz wszyscy przy stole. Wystarczy podej bliej, rzuci par granatw i sprawa zaatwiona. Nie mino p godziny, jak cay oddzia znalaz si wok chutoru Hryca. Mustafa zoy mi meldunek ze swoich obserwacji. Postanowilimy zaczeka jeszcze godzin, spodziewajc si, e zeeni przez ten czas popij si, a wtedy atwiej ich wemiemy. I rzeczywicie, podpatrujc ich z ukrycia, widziaem, e zebrani w chacie niele si raczyli, gdy butelki czsto si zmieniay, a kubki wci wdroway do ust. Byo coraz gwarniej, kilka razy ten i w z ucztujcych wychodzi na zewntrz za swoj potrzeb i wida byo ich cienie chwiejce si na nogach. Chopcy podsunli si pod ciany i zaczli pojedynczo wybiera tych, ktrzy opucili chat. W ten sposb po cichu udao si wzi dwch zeenych. To, e nie wracali, jako nie zaniepokoio reszty towarzystwa. Korzystajc z tego, e w chacie zaczy si pijackie piewy, wsunem si z picioma chopcami do rodka. - Rce do gry! - krzyknem. Kym zmarszczy czoo i spojrza na pistolety maszynowe i granaty w rkach partyzantw. - Do tego, Maks! - warkn gronie. - Ty nas nie strasz. Schowaj te swoje maszynki i jajeczka szybkim ruchem sign za pas, aby wycign pistolet. Nie namylajc si pocignem za jzyk spustowy automatu. Pad strza. Kym zachwia si i zwali na podog. Ale w tym czasie trzech innych bandytw chwycio za lece w ktach i na awie empi. Trzeba byo umierzy ich wojownicze zapdy kilkoma krtkimi seriami, ktre wypucili czuwajcy partyzanci. Wwczas pozostali, na znak, e rezygnuj z dalszych prb samoobrony, podnieli rce do gry. - No, a teraz jazda! Wychodzi po jednym! Pierwszy ruszy si brodaty dryblas z rud szczecin. Gdy doszed do drzwi, run na nie z impetem, ale za drzwiami co gucho stukno i zaraz rozleg si jk. - O Hospody! Domyliem si, e spotkaa go niespodzianka, gdy czuwajcy na dworze partyzanci niechybnie poczstowali niefortunnego uciekiniera kolb automatu. Nastpni, zorientowawszy si widocznie, e w ten sposb nie uda im si wyrwa z rk partyzantw, spokojnie wychodzili z izby. Gdy wewntrz pozostao ju zaledwie siedmiu zeenych, nagle sam gospodarz Hryc machniciem rki strci stojcy na stole kaganek. Zrobio si mroczno, a jednoczenie rozlego si trzanicie czego o cian tu obok mnie. W ciemnej izbie zakotowao si, pady dwa strzay. Machalimy kolbami pistoletw, zasaniajc si przed ciosami. Na pomoc przybyo nam kilku chopcw z zewntrz, lecz

w mroku nie wiedzieli, kto wrg, a kto swj. Syszaem brzk szyb w oknach. Staem obok drzwi i czekaem na tego, kto zechce tdy ucieka, by poczstowa go kolb. Szamotanina, trzaski i przeklestwa trway przez kilka minut, po czym wszystko ucicho. Wwczas ktry z partyzantw zapali latark. Na ziemi leao dwch zabitych bandytw i jeden ciko ranny partyzant. Z tych siedmiu, ktrzy wszczli bjk, tylko dwch zdoao uciec: przewodnik, ktry przyby tu, aby doprowadzi band do miejsca przeznaczenia, oraz Hryc. Dwudziestu szeciu czonkw bandy zeenych dostao si ywcem w nasze rce. Przy okazji zdobylimy pi pistoletw, trzy automaty i dwadziecia karabinw. Poza tym troch amunicji i granatw. Niebawem w lesie odby si sd partyzancki. Wrd sdzonych byli mordercy niewinnych ludzi, majcy na sumieniu dziesitki ludzkich istnie. W ten sposb zamknity zosta nasz rachunek ze zbrodniarzami, ktrzy od samego pocztku okupacji stali si narzdziem hitlerowcw w zaprowadzeniu na terenie Woynia rzdw krwawego terroru. Zlikwidowanie bandy zeenych uchronio brygad od wielu powanych strat i niepowodze, pozwalajc nam skupi cae siy do wykonania tego, co byo naszym gwnym zadaniem.

Panowie delegaci
Potrzebowaem na gwat informacji dotyczcych zawartoci transportw jadcych z Kowla do Sarn. Mielimy sporo kopotw z zaopatrzeniem. Brak nam byo ywnoci, szczeglnie takich artykuw, jak cukier, sl, herbata i inne. Potrzebowalimy bielizny i odziey, zapaek i nafty. Mielimy za mao amunicji i granatw. Dlatego te postanowilimy przeprowadzi specjaln akcj na pocig, wiozcy ywno i umundurowanie na front. Akcja ta miaa polega na zatrzymaniu transportu na linii midzy Maniewiczami a Rafawk i zagarniciu jego zawartoci. Kazik Sowik od chwili aresztowania Szewczuka by przewanie w oddziale, czasami tylko szed na kilka dni do domu. Teraz te ju od trzech dni siedzia w swojej gajwce w pobliu Koniska. Chciaem, aby poprzez swoj rodzin zasign informacji o transportach. ona Kazika, Irka, utrzymywaa cisy kontakt z Kraszewskim, ktry pracowa na stacji w Maniewiczach i przekazywa nam potrzebne informacje. Wsiadem na konia i pojechaem do gajwki. Nie chcc zwraca niczyjej uwagi na zagrod Sowikw, nikogo ze sob nie wziem. Ledwie zajechaem przed dom, Kazik wyszed na prg. - Cze! - zawoaem. - Jak si czujesz na urlopie? - Dobrze. Tylko... widzisz, Maks... - Kazik zacz si jka. Od razu zorientowaem si, e jest zdenerwowany. - Co si stao? - spytaem zaniepokojony. - Waciwie nic... Tylko tu s ludzie... Dwaj delegaci. - Jacy znw delegaci? - Z AK... Czekaj ju trzeci dzie... Chc si z tob spotka. - No to w porzdku. Chtnie z nimi pomwi. A gdzie oni s? - Kazik uwiza konia i nasypa owsa do obu.

- Na polanie... - odpar. - Tu niedaleko. - Chod, pogadamy z nimi. - Wyszlimy z zagrody i skrcilimy w lewo, do lasu. - Widzisz, Kaziu, trzeba, eby Irka posza zaraz do Kraszewskiego... - zaczem mu wyjania cel mojej wizyty. Kazik sucha mnie jednym uchem, nadal by bardzo zdenerwowany. - Co ci jest? - spytaem. - Nic, tylko widzisz... ty tam z nimi uwaaj, bd ostrony... - Dlaczego? Przecie to Polacy, swoi ludzie. - Nic nigdy nie wiadomo... W trawie, za krzakiem leszczyny leeli dwaj mczyni. Syszc, e kto nadchodzi, zerwali si z miejsc i chwycili za pistolety. - Swoi, swoi! - zawoa Kazik. - Dzie dobry panom! - powiedziaem przygldajc si ciekawie nieznajomym. Jeden z nich, mody jeszcze, w mundurze, z dystynkcjami porucznika, obrzuci mnie badawczym spojrzeniem, po czym umiechn si i wycign rk na powitanie. - Porucznik Nejman, przedstawiciel polskiego dowdztwa wojskowego. - Maks, dowdca oddziau partyzanckiego... Z kolei podszed do mnie drugi nieznajomy. Mia chyba ponad pidziesitk, by niski, z brzuszkiem, szpakowaty. Zauwayem, e zgromi porucznika karccym wzrokiem za to, e ten pierwszy mi si przedstawi. - Jestem delegatem rzdu polskiego na Woy i Polesie - rzek z wymuszon grzecznoci, podajc mi pulchn rk. - Bardzo mi mio pana pozna. Jestemy dumni z kadego Polaka, ktry z broni w rku walczy o wolno ojczyzny. Tak, panie Maks, syszelimy wiele o panu, bardzo wiele... I wanie otrzymalimy zadanie skontaktowania si z panem i przedstawienia pewnej propozycji, ktra, jak sdzimy, powinna sprawi panu przyjemno. - Sucham panw... - Chcielibymy pomwi o tym na osobnoci. - Ten z brzuszkiem popatrzy na stojcego w pobliu Kazika. - Kaziu, wracaj do domu. Ja niedugo przyjd... - powiedziaem. Kazik zmiesza si i zawaha na moment. Zrobi kilkanacie krokw, jak gdyby mia zamiar speni moje yczenie, ale zaraz zatrzyma si. - No id, Kaziu... - Nie, zostan tutaj. Nie bd sucha, o czym rozmawiacie - odpar stanowczo. Co to ma wszystko znaczy? - mylaem. - Obawia si pewno, eby nie przytrafio mi si jakie nieszczcie. Trudno, niech zostanie. Delegaci spojrzeli na siebie ukradkiem. - Prosz, niech pan sidzie. - Delegat rzdu wskaza mi miejsce na trawie, po czym sign do teczki i wyj z niej jakie papiery zwinite w rolk. - Widzi pan, o ile dotychczas nasze sprawy, tu, na

Woyniu, jeszcze do niedawna byy niejasne, o tyle dzi jest ju zupenie inaczej. Na terenach Woynia, Podola i Polesia dziaa z ramienia rzdu polskiego tajna armia polska. S organy prawowitego rzdu... Naszym celem jest skoordynowanie wysikw wszystkich rodakw w kierunku zachowania naszego stanu posiadania na tych terenach... Polska nie moe utraci swoich ziem na wschodzie. Polska musi mie granice z 1771 roku. Ale w tych sprawach nie wystarczy deklaracja, gdy ciemne, obce siy i ywioy wycigaj swe drapiene apy po nasz wasno. Dlatego my, Polacy, musimy dzi powiedzie gono i zdecydowanie: Do! Nadszed czas prby. Czas walki! - Delegat z brzuszkiem zrobi ma przerw, a po chwili znowu zacz mwi: - Przyszlimy do pana z propozycj, by zaniecha pan dalszej wsppracy z bolszewikami i poszed z nami... Dzi nie mona ju bdzi. Kady polski patriota powinien wiedzie, gdzie jest jego miejsce. Nasza propozycja jest konkretna: Chcemy, by w moliwie najkrtszym czasie przyby pan wraz z oddziaem w rejon Zasmyk, koo Kowla, gdzie rozlokowana jest 27 Dywizja Woyska. Otrzyma pan odpowiednie stanowisko, by moe wyznaczymy pana nawet na dowdc ktrego z pukw... - Bardzo mi przykro, e bd musia panw rozczarowa - odparem ze spokojem - lecz nie mog przyj tej oferty. - Sdz, e pan nas le zrozumia - wtrci si mody porucznik. - Tu nie chodzi o adn ofert, lecz o rozkaz. - Przyjmijmy wic, e to jest rozkaz. Wprawdzie nie pojmuj, dlaczego chcecie mi panowie rozkazywa, ale rzecz polega zupenie na czym innym - mwiem dalej zupenie spokojnie. - Nie jestem tu sam. Mam ludzi, z ktrymi jestem mocno zwizany. W moim oddziale, ktry powsta zim z 1941 na 1942 rok s oprcz Polakw Ukraicy, Rosjanie, ydzi i ludzie innych narodowoci. Wsplnie z nimi, a do tej pory, walczylimy przeciwko Niemcom i miejscowym faszystom. A teraz jest sierpie 1943 rok. Do tego czasu jako panowie nie starali si nawiza ze mn kontaktu, by wsplnie walczy. Inni ludzie pomogli mi w trudnym okresie, gdy szukaem jakiego oparcia i pomocy. Jake mgbym ich teraz opuci?... - Tak, rozumiemy pana doskonale - rzek delegat rzdu londyskiego. - Wiemy, kim pan jest. Znamy pask przeszo. Przyznajemy, e by pan w cikim pooeniu i eby zachowa ycie, walczy z Niemcami i policj. Ta paska wsppraca bya do pewnego stopnia usprawiedliwiona, wtedy nie byo tu jeszcze polskich si zbrojnych. Ale sytuacja si zmienia z chwil powstania tajnej armii polskiej. Nie mamy do pana pretensji za przeszo, ale obecnie nie moe pan zostawa na tych samych pozycjach i trzeba za wszelk cen zmieni kierunek. Tego wymaga od nas sytuacja polityczna i dobro ojczyzny. No, ale eby spraw wyjani do koca, dam tu panu do przeczytania nasz program. Ten dokument opracowany jest w Londynie, ale odzwierciedla nasze postulaty i denia - rozwin rolk papieru i poda mi niewielkiego formatu gazetk. Tytu artykuu wstpnego brzmia: Nasi wrogowie. Zaczem czyta. Bya tu mowa o Polsce jczcej w niewoli niemieckiej i o wojnie, ktra si toczy na morzu i w powietrzu w Afryce i poudniowych Woszech, o przygotowywaniu inwazji w zachodniej Europie, a wreszcie o wojnie na wschodzie. Kiedy doczytaem do miejsca, gdzie bya mowa o tym, e my, Polacy, nie jestemy zainteresowani w tym, by pomaga Rosji sowieckiej, i e Zwizek Radziecki jest naszym wrogiem numer jeden, zwrciem gazetk delegatowi. - Tak, tego si wanie spodziewaem, a teraz powiem panom, co o tym myl. Delegaci patrzyli na mnie z napiciem. - Stawiacie spraw w ten sposb, e Zwizek Radziecki jest naszym wrogiem, prawda?

- Takie jest stanowisko naszego rzdu, a tym samym i nasze wasne - odpar delegat z brzuszkiem. - A ja si z takim stawianiem sprawy absolutnie nie mog zgodzi. Do 1939 roku Polska rwnie nie miaa adnych przyjaci w ssiedztwie. Ze wszystkich stron, jak to sobie panowie przypominaj, otoczeni bylimy samymi wrogami. Zwizek Radziecki uznany by za wroga. Czesi rwnie, a pniej i Niemcy, na ktrych przyja tak bardzo niektrzy nasi politycy stawiali. Szukalimy sobie przyjaci na zachodzie Europy, ale ci atwo pogodzili si z tym, e Polsk zagarnli Niemcy. Myl, e nard polski winien wycign wnioski z klski wrzeniowej i spojrze na te sprawy realnie. Nie mona powtarza wci starych bdw. Druga rzecz, ktr musz wyjani, to kwestia zupenie rnego widzenia przyszej Polski. Panowie wystpuj w interesie Polski buruazyjnej, ja natomiast wcale nie marz o odrodzeniu takiej Polski. Myl, e rozumiemy si dobrze. Jestem komunist i jeli marz o wolnej Polsce, to o takiej, w ktrej nie bdzie wyzyskiwaczy. Moim marzeniem jest Polska ludowa. Wierz, e taka Polska powstanie dziki pomocy Armii Radzieckiej. Widziaem, e twarz delegata rzdu poczerwieniaa ze wzburzenia, a mody porucznik sign rk do kabury. Opanowali si jednak natychmiast. W pobliu sta Kazik z rk w kieszeni i z gron min. - A wic odmawia pan wypenienia rozkazu prawowitego rzdu polskiego? - spyta grubasek. - Niewiele mnie interesuje polski rzd, ktry pokaza ju, jak potrafi zabezpieczy nasze interesy narodowe... - Wobec tego jestemy zmuszeni - warkn przez zacinite zby grubas - uzna pana za zdrajc narodu polskiego i jako takiego postawi przed sd wojenny! - Ty ajdaku! - krzyknem. - Mnie pod sd? A co wy robilicie przez te cztery lata, kiedy wrg mordowa ludzi, zabija kobiety i dzieci, wywozi tysice Polakw do Niemiec? Gdzie wtedy bylicie? - Nie mamy chci odpowiada na to prowokacyjne pytanie. W ogle niepotrzebnie tu przyszlimy, ale wierz, e jeszcze bdziemy mieli okazj si spotka... - A wic do zobaczenia. - Podniosem si i ruszyem w stron gajwki. - To si mogo le dla ciebie skoczy - odezwa si Kazik, kiedy bylimy ju przy domu. - Ech, gupstwo... Wyrbaem im prawd. Myleli, e mnie nastrasz... - Suchaj, Jzek - rzek Kazik zatrzymujc si. - Teraz powiem ci ca prawd. Oni chcieli ci zabi. Syszaem ich rozmow pierwszego wieczoru, gdy poszli spa do stodoy. Mwili, e jeli odmwisz wsppracy z nimi, bd musieli ci zastrzeli. Dlatego zostaem w pobliu... - Dzikuj ci, Kaziu. Zrozumiaem, o co chodzi - ucisnem mu serdecznie rk. - No, a teraz do roboty. Musimy pogada z Irk. Weszlimy do domu. * By ciepy, letni wieczr. Na niebie pyszni si wspaniay zoty miesic, mrugay gwiazdy. Soczyste trawy pachniay latem i koysay si pod podmuchem agodnego wiatru niby fale stawu. W morzu srebrzystej zieleni gray wierszcze. Jak dobrze lee wrd traw na ce i patrze w niebo. Odpoczynek nie moe jednak trwa zbyt dugo. Powoli zbliaj si snopy wiate, dudni koa...

Maszynista z przelatujcego w pobliu pocigu da sygna: wist pary by tak nagy i gony, e wszyscy chopcy pozrywali si z ziemi na rwne nogi. - To wariat! - posypay si epitety. - Ma szczcie. Gdyby nie to, inaczej by tu zaraz zapiewa. Rzeczywicie mia szczcie. Do godziny dwunastej wszystkie pocigi na trasie Maniewicze-Rafawka miay ulgow taryf. Nic im nie grozio. Dopiero ten, ktry mia i o dwunastej pitnacie, przeznaczony by na ofiar. Chopcy znw poukadali si wygodnie na trawie. Niektrzy z nich zasnli tak nagle, jak potrafi zasypia tylko ludzie modzi. Zbudzio mnie natarczywe szarpanie za mundur. - Towarzyszu Maks, ju czas.... Zostao pi minut - woa mi do ucha Kolka Mustafa. - To ja spaem? - zdziwiem si, patrzc na zegarek. - Oczywicie, ledwie was dobudziem. - Co tam u was sycha? - Siedzimy i czekamy. Chwiszczuk kaza zameldowa, e kompania jest na stanowiskach. - W porzdku. Jak pocig stanie, walcie po trzech tylnych wagonach. - Rozkaz!... - Kola odwrci si i pobieg w kierunku wsi Medwee. Jego kompania zaja stanowiska o dwiecie metrw od gwnej grupy. Na prawo od nas znajdowaa si grupa dziewiciu partyzantw, ktra miaa zadanie zatrzyma pocig. Teraz wanie przyszed stamtd Moniek Berensztajn i zameldowa, e mina zostaa ju umieszczona na torze. - Dzikuj ci, bracie. Bd niedaleko. W razie gdyby si nie zatrzyma, wysadzaj, a jeli stanie, zdejmuj min... - Ech, co to za robota - rzek zawiedziony Moniek. - Jak wysadza, to wysadza. Nie lubi takiej zabawy. Tyle nam tej nocy ucieko grubych transportw z czogami i artyleri. A si serce krajao patrze, jak szy nam przed samym nosem... - Trudno, dzi mamy inny cel. No id ju na miejsce, bo co tam sycha od Maniewicz... Moniek pobieg na swoje stanowisko. W par minut pniej zadudniy koa pocigu... Na torze sta ju jeden z naszych ludzi z czerwon latark. Macha ni w powietrzu, dajc znak o grocym niebezpieczestwie. Wszystkie oczy zwrcone byy na zbliajcy si pocig i na stojcego samotnie na torach czowieka. Ju ledwie dwiecie metrw dzielio parowz od czowieka na torze. Zdawao si wic, e maszynista nie spostrzeg sygnaw wietlnych. Nagle zgrzytny hamulce, para z sykiem buchna na zewntrz. Pocig szed na szczcie z ma szybkoci i by jeszcze w stanie zatrzyma si. Koa obracay si coraz wolniej, wreszcie stany. Do wntrza parowozu wskoczyo byskawicznie kilku partyzantw. Wycignli maszynist i palacza. Tymczasem z tyu uderzya salwa. Zaterkotay automaty i kaemy. Rzuciem rozkaz: - Do wagonw!

Czterdziestu partyzantw dopado pocigu. Trzaskay otwierane wagony. Sycha byo gone okrzyki, nawoywania i przeklestwa. Chodziem wzdu otwartych wagonw i przegldaem ich zawarto. Pierwszy napeniony by wapnem i cementem, drugi i trzeci peen zwojw drutu kolczastego. Dopiero w czwartym byy jakie worki. Chopcy rozcili jeden z workw. Na podog wysypa si cukier. - Zabra dwadziecia sztuk! - rozkazaem. W nastpnych piciu wagonach znajdowaa si mka i kasza. Std nie kazaem na razie nic rusza. Mielimy tylko dziesi furmanek, a stu partyzantw, biorcych udzia w akcji, mogo wzi nie wicej ni trzy tony. - Sl, towarzyszu dowdco! - woa kto z dalszych wagonw. - Bra trzydzieci workw! - krzyknem. - Mundury! - Papierosy, czekolada, wino... Widziaem, jak wikszo chopcw rzucia si w tamt stron. - Sta! Zostawi ten wagon! Gdzie s papierosy? - spytaem. Tego wagonu nie trzeba byo dugo szuka, staa ju przy nim caa chmara partyzantw. - Odej std! Wszyscy do soli! - krzyknem gronie. Wszedem do wagonu. Byo w nim kilkanacie skrzy win francuskich, koniakw oraz setki kartonw papierosw, cygar i kilkadziesit skrzy z czekolad. Urzdowao tu jeszcze z dziesiciu partyzantw z Butk na czele. - Wasia! Wszystko zoysz na jedn fur. Wicej wam nie wolno bra. Odpowiadasz za to gow... Usyszaem jaki bekot. Wasia mia usta zapchane czekolad. I ja nie mogem si powstrzyma, by nie wsadzi sobie do kieszeni kilku tabliczek czekolady i butelki koniaku. W nastpnych siedmiu wagonach byo peno mundurw, bielizny i butw. Tu rwnie krcio si ju wielu partyzantw. Spostrzegem, e take ludzie Chwiszczuka, ktrzy mieli zabezpiecza akcj grupy rewidujcej, zabrali si do przegldu wagonw i przebierali si od razu w nowe mundury i buty. - Kady zabiera dwie pary butw i po dwa mundury - powiedziaem. - W bazie trzeba wszystko zda! W kilkunastu nastpnych wagonach by znowu cement i wapno. W dwch ostatnich jechaa ochrona zoona z plutonu andarmerii. Teraz, po ostrzelaniu tych wagonw przez pidziesiciu partyzantw, byo w nich zaledwie kilku ywych ludzi. Tutaj wanie znalelimy pi skrzynek amunicji do kabe i troch granatw. W zestawie pocigu znajdoway si ponadto dwie cysterny z paliwem i pi platform z dziaami ppanc. Po p godzinie rozkazaem chopcom opuci wagony. Tymczasem rozsadzilimy kocio parowozu i uszkodzilimy koa. Z kolei podpalone zostay cysterny. Niebawem zaszylimy si w lasy, na pnoc od Woczecka. Kiedy o wicie zatrzymalimy si na godzinny odpoczynek cztery kilometry na zachd od Serchowa, stwierdziem, e wikszo partyzantw, ktrzy poprzebierani byli w nowiutkie niemieckie mundury,

jako dziwnie sania si na nogach. Kazaem przywoa do siebie Butk, ale zauwayem, e i on ma niele w czubie. - Wasia, co to ma znaczy? Wszyscy s schlani i wy te. - Prawda, towarzyszu dowdco oddziau... Troszk chopcy popili, ale to tak z radoci... Rozkaz wypeniem. Mamy pen fur... - Ja was pod sd... - Rozkaz, towarzyszu dowdco oddziau! Pod sd... Machnem rk i umiechnem si, chocia sytuacja wcale nie bya wesoa. W kadej chwili mogli nas przecie zaatakowa hitlerowcy. Postanowiem niezwocznie ruszy w dalsz drog. Kazaem Chwiszczukowi pilnowa ogona kolumny, a dowdztwo nad grup Butki powierzyem Berensztajnowi, ktry nie tkn alkoholu... W ostatniej niemal chwili, gdy zbieralimy si do dalszej drogi, wyrs przede mn jak spod ziemi Kolka Mustafa. Jakim dziwnym trafem on rwnie by trzewy. - Czego chcesz, Kolka? - Chciaem zapyta, co mamy robi z maszynist i pomocnikiem. - A co, zabralicie ich ze sob? - spytaem zdziwiony. - Nie chcieli zosta. - Dawajcie ich tutaj! Po chwili stanli przede mn dwaj umorusani jak nieboskie stworzenia modzi ludzie. Jeden z nich patrzy na mnie z umiechem. - Dlaczego zostalicie? - Nie mamy zamiaru dosta kuli w eb. Nie powiniene si temu dziwi, Jzek. Usyszawszy ten gos i swoje imi popatrzyem uwanie na twarz mwicego. I nagle uwiadomiem sobie, kogo mam przed sob. - Tadek! A ty co tu robisz? - Wycignem rk do przyjaciela z Kowla, Krzysztofowicza. - Niemcy mnie wsadzili na parowz i jed do Sarn. Ju od dwch miesicy tam kursuj. Trzy razy podrywaem si na waszych minach... - No i co chcesz robi? - Nie mog wraca. Bd odpowiada za zatrzymanie pocigu na trasie... - Myl, e nic ci nie zrobi. No, ale jak chcecie, zostacie z nami...

Wszystkie drogi wiod do partyzanckiego kraju


Sytuacja nasza wiosn i wczesnym latem 1943 roku w pewnym sensie przypominaa okres, jaki przeywalimy jesieni ubiegego roku, kiedy to na nasze barki spad ciar opieki nad du iloci

zagroonej ludnoci ydowskiej, ktra dla uniknicia mierci z rki hitlerowcw krya si w okolicznych lasach. Tym razem naleao ratowa Polakw. Krwawe napaci ukraiskich band UPA na polskie wsie i kolonie zmuszay ludzi do ucieczki z zagroonych rejonw i poszukiwania schronienia w miejscach bardziej bezpiecznych. Dua liczba mieszkacw wsi sza do miast, gdzie walki narodowociowe nie przybieray form tak krwawych, ponadto Polacy czuli si w miastach znacznie pewniej, chociaby z powodu liczebnej przewagi nad Ukraicami. Ale w miastach woyskich, do cna ograbionych przez okupanta, panowa dotkliwy gd. Brak byo chleba, mki i soli nie mwic ju o innych artykuach pierwszej potrzeby. A tymczasem napywajca ludno wiejska czsto nie posiadaa przy sobie ani pienidzy, ani odziey, ani te adnych produktw. W wielu wypadkach uciekinierzy zbiegali ze wsi w tym, w czym stali. Ten masowy napyw mieszkacw wsi do miast spowodowa dodatkowe trudnoci aprowizacyjne i lokalowe. Niemcy, ktrzy byli gwnymi podegaczami i organizatorami zbrodniczych mordw popenianych na Polakach, skwapliwie korzystali z wytworzonej sytuacji i wiele tysicy bezdomnych ludzi, zdolnych do pracy, adowali do wagonw towarowych i wysyali na przymusowe roboty do Rzeszy. Niemieckie wadze okupacyjne na Woyniu i Podolu, pragnc w jeszcze wikszym stopniu zaogni walk Ukraicw z Polakami, dyy wszelkimi sposobami do rozszerzenia dziaalnoci UPA. Jednym ze sposobw bya propaganda. W czerwcu 1943 roku na wielu domach i potach w miastach, osadach i wsiach pojawiy si setki ogosze, w ktrych zapowiadano Ukraicom, e wkrtce otrzymaj z podziau ziemi po zlikwidowanych Polakach. W ten sposb liczono, e UPA bardziej gorliwie zabierze si do mordowania ludnoci polskiej. Uciekinierzy kryli si nie tylko w miastach. Wielotysiczne rzesze bezdomnych wdroway po lasach szukajc ratunku i ochrony u partyzantw. Wrd zbiegw bya te spora liczba Ukraicw, ktrzy zagroeni przez bandy UPA, musieli kry si tak samo, jak Polacy. UPA postpowaa bezwzgldnie rwnie z tymi swoimi rodakami, ktrzy nie chcieli z bandami wsppracowa. A uczciwych Ukraicw byo tysice. Czsto cae wsie ukraiskie zmuszone byy ucieka ze swoich domostw w obawie przed UPA. Schwytanych wieszano lub palono na stosach. Ju od kwietnia 1943 roku w rejon naszego kraju partyzanckiego niemal codziennie napyway dziesitki wieniakw. Niektrzy przyjedali furmankami i ci przewanie mieli ze sob cz dobytku i ywno, inni przychodzili niemal nago. Musielimy na gwat szykowa dla nich odpowiednie kwatery, stara si o odzie i ywno. W pocztkowym okresie, dopokd napyw uciekinierw nie przybra jeszcze masowych rozmiarw, lokowalimy ludzi we wsiach, lecz pniej, w czerwcu i lipcu, stao si to niemoliwe. W drugiej poowie czerwca cigna w rejon Krasnego Boru spora liczba ludzi uratowanych z pogromu w Hucie Stepaskiej i z okolicznych miejscowoci. W sumie z tego jednego rejonu przybyo do partyzanckiego kraju ze trzy tysice ludzi. Polacy zamieszkujcy bye rejony przygraniczne polsko-radzieckie przewanie zbiegali na tereny wschodniej Ukrainy, do wojewdztwa ytomierskiego, gdzie ruch banderowski w ogle nie istnia. Ukraicy w Zwizku Radzieckim zdecydowanie potpiali nacjonalistyczny ruch UPA na Zachodniej Ukrainie. Polacy czuli si wic tam bezpieczni.

Gdy wic od czerwca napywa zaczy wci nowe grupy uciekinierw, liczce czsto po stu i wicej ludzi dziennie, i to z rnych kierunkw, postanowilimy - na wzr istniejcych ju w pobliu bazy ydowskich osad lenych - organizowa polskie osady. Miejsce na ten cel wybralimy w lasach niedaleko Serchowa. Sprawy te absorboway brygad zabierajc wiele czasu i przydajc sporo dodatkowych trosk. W sztabie brygady prowadzilimy dziesitki narad i dyskusji, gowic si, w jaki sposb zapewni nieszczliwym ludziom warunki do przetrwania najgorszego okresu. W swoich sprawozdaniach i meldunkach przesyanych do dowdcy zgrupowania partyzantw na Woyniu generaa Begmy pisalimy szczegowo o podjtych rodkach, nadmieniajc wielokrotnie, e wytworzona sytuacja wymaga omwienia jej na najwyszym szczeblu caego zgrupowania partyzantw. Wiedzielimy bowiem, e rwnie w innych rejonach powstaway te same zagadnienia dotyczce opieki i ochrony nieszczliwych uciekinierw, pozbawionych dachu nad gow, bezbronnych i godnych. Te sowa nasze nie przeszy bez echa. W poowie lipca otrzymalimy wiadomo od generaa Begmy, e w naszej bazie odbdzie si specjalna narada - konferencja dowdcw wszystkich partyzanckich oddziaw radzieckich, na ktrej omwione zostan nasze sprawy. W tym celu genera poleci mi osobicie zebra troch materiaw oraz przygotowa do wygoszenia referatu kogo dobrze zorientowanego, kto przedstawiby moliwie jasno sprawy polskie. Byem uszczliwiony podjt przez generaa decyzj. Zdawaem sobie spraw z tego, e sam nie potrafi przygotowa dokadnego sprawozdania, ktre by dao wyrany obraz sytuacji, w jakiej si znaleli Polacy na Woyniu. Wymagaoby to nawizania szeregu kontaktw ze skupiskami inteligencji polskiej i zebrania dodatkowych informacji z wielu rejonw, na co musiabym powici co najmniej miesic czasu. Postanowiem wic zwrci si o pomoc do doktora Jzefa Parnasa, z ktrym miaem mono pozna si w czasie pobytu w partyzanckiej bazie polsko-radzieckiego oddziau, dowodzonego przez radzieckiego majora Kapuna i Polaka Jana Burzyskiego. Oddzia ten dziaa za rzek Hory, w pobliu miasteczka Udryck. Doktor Parnas peni w oddziale rol naczelnego lekarza, a ponadto zajmowa si dziesitkami spraw organizacyjnych i spoecznych tego rejonu. Czowiek w zrobi na mnie jak najlepsze wraenie: w jego oddziale suba zdrowia funkcjonowaa doskonale, mimo tak specyficznych warunkw, jakie stwarza ycie w lesie. Podczas gdy nasi lekarze, ktrych byo w oddziale kilku, nie potrafili skutecznie zwalcza takich chorb zakanych, jak czerwonka, wierzb, tyfus, Parnas dokona tego u siebie za pomoc rnorodnych rodkw leczniczych, czsto sporzdzanych wedug jego wasnych recept. Z surowcw otrzymywanych a z Warszawy robi zastrzyki. Pomagali mu w tym wybitnie aptekarze z Dbrowicy, Piska i Wysocka. Szczeglne osignicia doktor Parnas uzyska w walce z szerzcym si w tym okresie tyfusem. Ale sprawy zdrowotne byy zaledwie czci dziaalnoci tego energicznego i niezwykle przedsibiorczego czowieka. Z ramienia oddziau zajmowa si prac spoeczn i uwiadamiajc wrd okolicznej ludnoci. Pisa odezwy i ulotki, nawoujc w nich do walki z okupantem, organizowa wiece i spotkania z miejscow inteligencj. Wyjeda te do szeregu miast rozrzuconych po caym Woyniu i tworzy tam podziemne grupy dywersyjne. W ostatnim za czasie, jak si dowiedziaem, zdoa nawiza kontakt z polsk emigracj w ZSRR, tworzc Zwizek Patriotw Polskich.

Parnas, niestrudzony spoecznik i dziaacz, zna jak nikt inny sprawy Polakw na Woyniu, gdy tkwi w samym ich centrum. Wiedziaem, e przy jego pomocy uda nam si atwiej rozwiza niezwykle skomplikowan i trudn kwesti polsk. I nie zawiodem si. Doktor Parnas, jako jeden z pierwszych, przyby do Krasnego Boru. Wsplnie omwilimy w szczegach najwaniejsze sprawy, uzgadniajc szereg postulatw i praktycznych zada, ktre naleao przedstawi do decyzji dowdztwa zgrupowania partyzantw na Woyniu. Ju pierwszego dnia po przybyciu do bazy partyzanckiej Parnas uda si ze mn w rejon Serchowa, gdzie rozlokowani zostali w lasach uciekinierzy. Doktor interesowa si specjalnie sprawami zdrowotnymi uciekinierw i zorganizowaniem wyywienia. Dawa praktyczne wskazwki, jak i gdzie zbudowa anie polowe, umywalnie i latryny. W jaki sposb przechowywa ywno i inne atwo psujce si produkty w okresie lata, jak dba o higien osobist i broni si przed niebezpieczestwem chorb zakanych. W nastpnym tygodniu do sztabu brygady zaczli si zjeda dowdcy oddziaw partyzanckich lub ich przedstawiciele. Przyby znany dowdca partyzancki Fiodorow Rwnieski, zjechali si dowdcy oddziaw i brygad: Sankow, Misiura, Czepiga i inni. W sumie zebrao si okoo pidziesiciu dowdcw i przedstawicieli rnych brygad i oddziaw z caego Woynia i czci Polesia. Wreszcie przyjecha sam genera Begma. Po wstpnych rozmowach ustalono waciwy czas narady, ktra miaa si odby na obszernej polanie w lesie, niedaleko centralnej bazy. * Narada rozpocza si o godzinie dziesitej z rana. Z naszej brygady przybyo na ni kilkunastu ludzi, a wrd nich cae dowdztwo i sztab oraz przedstawiciele poszczeglnych oddziaw. Wstpny referat wygosi Parnas. Mwi o politycznej sytuacji, jaka powstaa w rezultacie wybuchu krwawych walk midzy bandami UPA a Polakami, co byo dzieem zarwno faszystw niemieckich, jak i faszystowskich przywdcw OUN. Przedstawi beznadziejnie trudn sytuacj bezbronnej ludnoci polskiej w poszczeglnych rejonach Woynia, pozostajcej bez dachu nad gow, w warunkach bardzo trudnych i niebezpiecznych. Wreszcie w pomiennych sowach zaapelowa do serc partyzantw o wzicie pod swoj opiek i ochron tych nieszczliwych ludzi oraz o udzielanie pomocy zbrojnej tym wszystkim wsiom i osadom, gdzie cigle jeszcze istnieje zagroenie ze strony UPA. W oywionej dyskusji, ktra si wywizaa po przemwieniu Parnasa, pierwszy zabra gos Samczuk, jeden z dowdcw naszej brygady. - Drodzy towarzysze i przyjaciele - zacz - sprawa jest szczeglnie przykra dla nas, Ukraicw, ktrych niemao przecie znajduje si w szeregach partyzanckich. Bo przecie to, co si dzieje, te wszystkie zbrodnie, popeniaj nasi bracia - Ukraicy. Wprawdzie my moglibymy sobie tumaczy, e robi to bandyci, faszyci itp., z ktrymi nie chcemy mie nic wsplnego, ale przecie w ten sposb nie mona uspokoi wasnego sumienia. To byaby atwa droga ucieczki od odpowiedzialnoci, bo fakt pozostaje zawsze faktem. My, partyzanci Ukraicy, komunici i bezpartyjni, najbardziej chyba ze wszystkich cierpimy moralnie. Nasze serca krwawi i pacz... i chcielibymy uczyni wszystko, co jest w naszej mocy, by powstrzyma te ciemne ywioy, ktre zalepione hitlerowsk propagand przelewaj krew niewinnych ludzi. Chcemy bi si z UPA, wszdzie, gdzie na nich natrafimy, dniem i noc; chcemy likwidowa bandy, obiecujemy by sdzi nie znajcym litoci. Bo moe dopiero wwczas strach przed odpowiedzialnoci zmusi zalepionych do opamitania si. Trzeba rozszerzy prac propagandow: wysya naszych agitatorw w teren, na wsie i chutory zamieszkane przez Ukraicw. My wiemy, e lud ukraiski potrafi nas zrozumie, trzeba tylko wyjani mu prawdziwe cele

prowodyrw UPA, caej tej zgrai zbrodniarzy. My partyzanci Ukraicy z brygady Diadi Pieti popieramy w peni wszystko, co bdzie postanowione w sprawach pomocy dla polskiej ludnoci: bdziemy ochrania bezbronnych wszdzie i w kadej sytuacji, udziela im pomocy w wyywieniu i odziey, a jeli zajdzie potrzeba, potrafimy odda za t spraw swoje ycie... Samczuk mwi z gbokim przejciem i na wielu surowych twarzach partyzanckich, spalonych socem i zaronitych, pojawi si gboki smutek, a w wielu oczach zalniy zy. Kiedy skoczy i usiad, przez duszy czas trwaa gboka cisza. Wreszcie kto wysoki, bardzo chudy, ze spiczast brdk wsta z tylnych awek. - Tak, to wszystko prawda, co mwili doktor Parnas i towarzysz Samczuk. Polacy na Woyniu przeywaj niezwykle tragiczny okres. Rzecz oczywista, e my, partyzanci, nie moemy bezczynnie przypatrywa si, jak bandy UPA morduj bezbronn ludno. Nie ulega wtpliwoci, e musimy broni tych ludzi przed bestialstwem band i wszdzie, gdziekolwiek si znajdziemy, jeli usyszymy o napaci na polskie wsie i kolonie, powinnimy spieszy im z odsiecz. Ale to jest przecie sprawa jasna dla kadego z nas i tak wanie postpujemy. Natomiast znacznie trudniejsza i, wydaje mi si, wrcz niewykonalna dla oddziaw partyzanckich jest opieka nad bezbronnymi uciekinierami polskimi, jeli zway, e jest ich ju w tej chwili na caym Woyniu kilkanacie, a by moe nawet kilkadziesit tysicy. W jaki sposb zdoamy zapewni tym biedakom opiek, wyywienie i dach nad gow? Przecie wykonujemy swoje okrelone zadania bojowe. Czybymy teraz mieli zaniecha walki z okupantem i zaj si wycznie uciekinierami? Wydaje mi si, e nie. Z drugiej jednak strony, czy mona te dwie rzeczy pogodzi ze sob? Kto jest w stanie w tych warunkach, kiedy sami borykamy si z tysicem rnych trudnoci wewntrznych, takich jak cigy brak uzbrojenia, amunicji, odziey i ywnoci dla partyzantw, wyywi takie rzesze ludzi, wrd ktrych s dzieci, starcy i chorzy wymagajcy specjalnej troski. Sdz, e tych spraw nie zdoamy rozwiza. By moe, e inni towarzysze znajd tu jakie rozsdne wyjcie z sytuacji, wypowiedziaem tylko swoje wasne zdanie... Wrd zebranych rozlegy si szmery i oywione rozmowy. Kilka rk naraz unioso si w gr. Genera Begma, ktry siedzia wraz z Bryskim, Parnasem i ze mn za stoem prezydialnym, udzieli gosu Kartuchinowi. Major odkaszln, spojrza na partyzanta z brdk i zacz: - To, co tu przed chwil syszelimy, nie jest dla nas nowoci. Wiemy, e niektrzy partyzanci w ten wanie sposb rozumuj. Nie zaprzeczam, e tkwi w tym pewna racja, ale podkrelam, e tylko pewna. Zrozumiae jest, e to wielkie przedsiwzicie, o ktrym mwimy, w znacznym stopniu moe utrudni akcje partyzantw, ale dotyczy to jedynie pocztkowego okresu, kiedy trzeba bdzie zrobi wiele, by sprawa ruszya z miejsca. Co do samego zagadnienia, to uwaam, e nie moe by takich trudnoci, ktrych nie potrafilibymy przeama... Troska o uciekinierw to nasz wity partyzancki obowizek, nie mniej wany od akcji bojowych, i to naley zrozumie. Ot nie chc tu by goosowny. Przypomn pewien fakt, o ktrym nie wszyscy z obecnych tu dowdcw i przedstawicieli wiedz. Jesieni ubiegego roku dwa oddziay naszej brygady, oddziay Maksa i Koniszczuka, liczce w sumie okoo stu pidziesiciu ludzi, dziaajcych jeszcze w zupenym oderwaniu od jakiegokolwiek kierownictwa, podjy si olbrzymiego trudu opieki nad piciuset ydami, ktrym udao si zbiec przed hitlerowcami. Partyzanci Maksa i Koniszczuka postanowili uratowa tych biedakw od mierci. W pobliu bazy partyzanckiej powstay w lesie trzy osady: zbudowano dziesitki ziemianek i rnych innych urzdze niezbdnych w tych trudnych warunkach. Ta rzesza ludzi, wrd ktrych te byy dzieci i chorzy, otrzymywaa regularne zaopatrzenie i pomoc lekarsk. Czy kto moe sdzi, e partyzantom byo wwczas atwo wywiza si z tych zada? Kiedy w grudniu przybylimy do

Krasnego Boru z Diadi Pieti, by organizowa brygad partyzanck, sami nie bylimy zadowoleni, e trzeba bdzie pogodzi walk z obowizkiem opieki nad uciekinierami. Balimy si, e to utrudni nam nasz dziaalno, e bdziemy mie kul u nogi. Powiem prawd: ja sam byem wtedy najwikszym przeciwnikiem zajmowania si uciekinierami, ale potem przekonaem si, e byem w bdzie. Pragn tu przypomnie jeszcze jeden bardzo charakterystyczny moment. Kiedy zim 1943 roku Niemcy zorganizowali na nasz baz wielk obaw i wynika potrzeba niezwocznego opuszczenia Krasnego Boru i przejcia ponad sto dwadziecia kilometrw na pnocny wschd, wwczas stanlimy wobec zagadnienia, co robi z lenymi osadami. Czasu byo bardzo mao, bo Niemcy mogli w kadej chwili odci nam drogi odwrotu. Nasza brygada nie posiadaa niemal adnych rodkw transportu oprcz kilkunastu furmanek i sa, ktre suyy do biecego zaopatrywania bazy i osad. Odbya si krtka narada. I wtedy te uwaaem, e niemoliwe jest zabranie wraz z sob a piciuset ludzi. Dziao si to podczas dwudziestostopniowego mrozu, a w gr wchodziy rwnie sprawy maskowania, wyywienia i inne. Niemcy dysponowali w obawie samolotami rozpoznawczymi i mogli nas atwo odkry. Tak wic wydawao mi si niemoliwe ewakuowanie ludnoci ydowskiej, ale partyzanci nie chcieli si pogodzi z myl, e pozostawi bezbronnych ludzi na pastw hitlerowcw. I zapada wwczas decyzja ewakuowania osad lenych. Zdawao si, e przedsiwzicie to jest niemoliwe do zrealizowania, a jednak wszystko poszo jak najlepiej. Znalazy si furmanki i sanie, cz ludzi sza pieszo. I Niemcy nas nie odkryli. A po dwch tygodniach obawy znw powrcilimy do bazy, ktra zostaa czciowo zniszczona. Wszyscy zabrali si od razu do pracy. Dzisiaj ludno z osad lenych jest bardzo mocno zwizana z brygad, pomagamy sobie wzajemnie. Za opiek i trosk odpaca si nam sercem i prac. Kobiety pior nasz bielizn i mundury. W warsztatach uciekinierzy szyj i reperuj nasze buty i ubrania, wyrabiaj wdliny i inne produkty. Ale najwaniejsze jest chyba poczucie spenienia czynu humanitarnego. Wojna si kiedy skoczy, a ci ludzie bd si razem ze wszystkimi cieszyli wolnoci. Bdziemy dumni, e pomoglimy im przetrwa te straszne czasy... - Kartuchin skoczy mwi i usiad. Rozlegy si oklaski. Partyzant z brdk rwnie bi mocno brawo. Nastpnie przemawia dowdca oddziau partyzanckiego Misiura. By ubrany w radzieck bluz oficersk z pasem i koalicyjk. Na czapce mia gwiazdk. - Myl, e sprawa jest jasna - powiedzia ostro. - Opieka nad uciekinierami to nasz najwaniejszy obowizek. U nas, w rejonie Kucheckiej Woli, mamy rwnie len osad, liczc kilkuset uciekinierw polskich. S tam te rodziny ukraiskie, ktre zbiegy przed UPA i przed Niemcami. Ludzie wci przybywaj, a my uwaamy za swj obowizek pomc im. I dlatego myl, e dobrze bdzie, jeli dowdztwo zgrupowania wyda jaki rozkaz zobowizujcy wszystkie oddziay do udzielania pomocy i ochrony rodzinom uciekinierw. Pniej mwili jeszcze: Sankow, Czepiga i inni dowdcy oddziaw i brygad partyzanckich. Wszyscy byli za udzieleniem pomocy zagroonym Polakom. Dopiero pnym popoudniem zrobiono godzinn przerw na obiad. Narada trwaa a do godziny dziesitej wieczorem. Dyskusj podsumowa genera Begma, a na zakoczenie wyda rozkaz, ktry brzmia mniej wicej tak: Wszystkim dowdcom brygad partyzanckich i oddziaw samodzielnych rozkazuj udziela we wasnym zakresie natychmiastowej pomocy ludnoci polskiej i ukraiskiej zagroonej przez Niemcw, banderowcw i bulbowcw. Pomaga przy organizowaniu polskiej samoobrony i likwidowa bandy UPA wsplnymi siami.

W rejonach swoich baz partyzanckich tworzy lene osady dla uciekinierw, zaopatrywa je w ywno i inne niezbdne materiay oraz da opiek lekarsk. Dzieci i starcw, w miar moliwoci, umieszcza w chatach wiejskich. Prowadzi aktywn prac polityczn i propagandow wrd ludnoci ukraiskiej celem odcigania jej od udziau w napadach na Polakw. Tumi w zarodku wszelkie prby powstawania nowych band UPA na swoim terenie i gdziekolwiek indziej. Towarzysze Ukraicy, ktrzy w wielu naszych oddziaach partyzanckich tworz wikszo, winni wyty wszystkie swoje siy w celu osabienia dziaalnoci band UPA. Zadania te naley traktowa jako dugoterminowe, obowizujce a do chwili wyzwolenia Woynia przez Armi Radzieck. O wszelkich przedsiwziciach trzeba przesya szczegowe meldunki i sprawozdania do sztabu zgrupowania. Na swego zastpc do spraw polskich wyznaczam towarzysza Maksa... Nietrudno sobie wyobrazi rado, z jak my Polacy przyjlimy przejawy tak serdecznej troski radzieckich towarzyszy broni o losy polskiej ludnoci w tym tak trudnym dla niej okresie. Bylimy do gbi wzruszeni. Tak bardzo aowaem, e tego, co mwiono i postanowiono na tej konferencji, nie mogli usysze ci dwaj delegaci, przedstawiciele rzdu londyskiego i dowdztwa 27 Dywizji Woyskiej, ktrzy par dni temu usiowali mnie przekona, e Zwizek Radziecki jest wrogiem Polski. * Doktor Parnas zosta jeszcze przez pewien czas w naszej bazie partyzanckiej. Przeprowadzi szereg rozmw z lekarzami - Melmersztajnem i Melchiorem - na temat zapobiegania i likwidacji chorb zakanych: tyfusu, czerwonki i wierzbu. Oglda lene osady ydowskie, a pniej przez cay tydzie organizowa w Serchowie sub zdrowia dla uciekinierw. Bardzo czsto obchodzilimy razem rejon lasw zapenionych rodzinami wieniakw. Wsplnie okrelalimy, jak i gdzie naley budowa ziemianki i szaasy, jak organizowa zaopatrzenie w ywno, gdzie zbudowa piekarni, rzeni, warsztaty czy magazyny. Pewnego dnia, gdy akurat byem w obozie, na niebie pojawiy si dwa niemieckie samoloty. Niemcy zatoczyli kilka krgw nad lasem. Obz by jeszcze w okresie organizacji i panowa w nim straszliwy rozgardiasz. Ludzie, przytoczeni nieszczciem, nie myleli o tym, e trzeba zachowywa jakie rodki ostronoci. Cay las a hucza od ruchu, bieganiny i krztania si. Kobiety rozwieszay bielizn na sznurach, mczyni pali konie na lenych polankach. W wielu miejscach pony ogniska. Widzc, co si wici, zawoaem gono: - Maskowa si! Samoloty! Jednake tylko nieliczni ukryli si pod drzewami. Wikszo zacza bezradnie biega tam i z powrotem. Kobiety klkay, wznosiy rce do gry i zaczynay si modli. Po chwili w caym lesie sycha byo nabone piewy. A tymczasem Niemcy zniyli si tu nad drzewa i zaczli siec do ludzi z kaemw. Po kilku minutach odlecieli, zostawiajc na ziemi kilkanacie trupw i dziesitki rannych. Doktor Parnas i pozostali lekarze wzili si od razu do pracy. Od tamtej pamitnej chwili ludzie lepiej strzegli si przed niebezpieczestwem. Zniky ze sznurw przecierada i koszule. Fury ukryto pod drzewami i zamaskowano je. Nie palono te zbyt wielu ognisk. Robiono to jedynie w dni pochmurne, gdy samoloty miay za niski puap do latania.

Innym znw razem, kiedy przyjechaem do obozu ze Sowikiem, stwierdziem z niepokojem, e dziej si tu ze rzeczy. Ludzie, ktrych pytaem, jak im si wiedzie, odpowiadali: - Ledwie ju mona wytrzyma. Godujemy. Oprcz kawaka chleba nic ju od wielu dni nie otrzymalimy. - Jak to jest? - spytaem Kazika.-Przecie tydzie temu miae dostarczy do obozu dwadziecia krw, ktre wzilimy z majtku w Czartorysku, i pidziesit wi. Co si z tym stao? - Wszystko oddaem za pokwitowaniem Prusakowskiemu. Nie miaem wtpliwoci, e Kazik mwi prawd. Znaem go dobrze i mogem na nim polega. Prusakowski by komendantem lenych osad. On take by bardzo uczciwym czowiekiem. - Nic wobec tego nie rozumiem. - Ja te jestem zdziwiony. Trzeba wezwa Prusakowskiego, bo wydaje mi si, e dziej si tu jakie wistwa. Czekajc na Prusakowskiego, porozmawiaem jeszcze troch z mieszkacami osady. - Tutaj, panie Maks, kwitnie spekulacja - powiedzia mi jeden z nich. - Kto ma zoto albo inne wartociowe przedmioty, moe dosta wszystko. Ale jak kto nie ma czym zapaci, musi biedowa. A przecie nie kady mia mono zabra ze sob cay dobytek. - Kto zajmuje si spekulacj? - spytaem wzburzony. - Nie chc nikogo oskara - odpar stary, ylasty chop. - Duo by o tym trzeba byo gada. Drastwa nigdzie nie brak... - No to jake tak? Skarycie si na gd, a nie chcecie powiedzie, kto was okrada? - Czy my mwimy, e kto nas okrada? My mwimy, e nie daj nam je, jeli nie mamy czym zapaci. Wok nas zebraa si ju spora grupa ludzi. - W magazynach jest peno szynek, kiebas i boczkw - zabra teraz gos jeden z modych ludzi - ale magazynierzy trzymaj wszystko pod kluczem... W nocy mona od nich kupowa po cichu jedzenie, ale tylko za obrczki, zegarki albo ubranie. Chopiec umilk, gdy wanie zblia si do nas komendant obozu. Prusakowski przywita si ze mn, a spostrzegszy, e jestem zdenerwowany, zapyta: - Co si stao, panie Maks? - le si dzieje w obozie - powiedziaem, kiedy oddalilimy si troch od grupy. - Ludzie nie dostaj misa i tuszczw. Twierdz, e szerzy si tu spekulacja. - Przysigam panu, e nic o tym nie wiem. Daem zarzdzenie, by kademu czowiekowi wydawano codziennie dwadziecia deka misa lub wdliny i dziesi deka tuszczu. Poza tym kady dostaje czterdzieci deka chleba, kilogram kartofli i inne produkty. Wicej nie mog wydawa. Musimy mie zawsze pewien zapas. - Gdzie przechowujecie wdliny i miso? - W magazynie. Pan sam wyznaczy miejsce na magazyn.

Odwrciem si i przywoaem do siebie chopca, z ktrym przed chwil rozmawiaem. - Chod, bracie, pokaesz nam, gdzie s te pki z wdlinami. Chopak zmiesza si. Wida byo, e si czego boi. - No, czego si namylasz? Dostaniesz za to poe soniny i trzy pta kiebasy. Umiechn si do mnie i poszed przodem. Nie prowadzi nas oczywicie do oglnych magazynw, lecz w zupenie innym kierunku. Prusakowski by zdziwiony. - By moe, e kto tu co nabroi - zacz si tumaczy po drodze. - W takim mynie wszystko jest moliwe. Trzeba by mie dziesi gw, eby nic nie przeoczy... Zatrzymalimy si w gstym zagajniku. Chopak odgarn troch gazi i chrustu i oczom naszym ukazay si grube, dbowe drzwi dobrze zamaskowanej ziemianki. Zaczlimy stuka, lecz nikt si nie odezwa. Wysaem Prusakowskiego po siekier. W p godziny pniej rozbilimy drzwi i weszlimy do wntrza. Bya to duga na par metrw piwnica, a dalej nastpne drzwi. Po wywaeniu ich znalelimy si w obszernym magazynie. Na pkach leay stosy rnych wdlin, szynek, poldwic i kiebas, a w nastpnym pomieszczeniu cae powki wi i cielt. Prusakowski, ujrzawszy te produkty, a si zapa za gow ze zdziwienia. - Ale to ajdactwo! - zawoa. - Ju ja si z nimi policz, z tym Kozubskim i innymi. - Nie wiadomo, kto to tak wszystko adnie urzdzi - powiedziaem. - Moe zupenie kto inny. - Ale on i jego rzenicy bd odpowiada za t kradzie misa. Zostan oddani pod sd ludowy... Nagle, gdy kontrolowalimy drugi z kolei magazyn, pod pkami co si poruszyo. Wycignem pistolet z kabury i krzyknem: - Wyazi, bo strzelam! - Ja wychodz, prosz nie strzela - rozleg si paczliwy gos, o po chwili spod pek wygramoli si otyy mczyzna. - Kowalski! Ach to ty, winio! Usyszaem chlanicie w twarz, po czym drugie, trzecie. To Prusakowski, nie mogc powstrzyma oburzenia, bi winowajc. - Ja... ja nic nie wiem - jka si czowiek nazwany Kowalskim. - To Krbski i Wolski. Mnie kazali tylko pilnowa. Obydwaj wymienieni z nazwiska byli rzenikami. Kowalski za peni w obozie funkcj jednego z magazynierw. - Bdziesz odpowiada za wspudzia w okradaniu ludzi - odpar Prusakowski. - Obiecuj ci, e zawiniesz na gazi... Kowalski zacz si trz i prosi:

Panie dowdco, bagam o lito... Prosz mi darowa. Mam picioro dzieci i on... - Inni te maj dzieci, a wy je okradalicie bezczelnie - odparem. - Boe, ratuj mnie! Ja nie chciaem. To oni wcignli mnie do tego wistwa. Zmusili mnie... Prusakowski kaza natychmiast aresztowa wsplnikw Kowalskiego. Okazao si, e jest ich a kilkunastu. Gdy schwytani magazynierzy i rzenicy zaczli ich sypa, ludzie ci uciekli z obozu... Winni zostali publicznie wychostani. Magazyn uleg likwidacji. Zarzdziem, by wdlin i miso wyda ludziom jednorazowo. * To byo na pocztku organizowania lenych osad pod Serchowem. Wikszo uciekinierw nie miaa jeszcze szaasw; ludzie spali pod krzakami lub na furmankach. My drobny deszczyk, gdy wyszedem na obchd obozu. Pod jednym z drzew siedziaa moda jeszcze kobieta, ndznie wygldajca, w porwanej sukience, a obok niej dwoje maych dzieci, przykrytych od deszczu chustk w kwiaty. Kobieta bya zapakana. - Dlaczego pani pacze? - spytaem. - Ach, co tu mwi, prosz pana. Z godu chyba umr i te biedactwa razem ze mn. - Nic nie ma pani ze sob? - Nic. Uciekam tak, jak staam... - Hm... No, a m gdzie? - Nie mam ma. - A dzieci? - pokazaem na dwoje malcw, chopczyka i dziewczynk. - To nie moje. Sieroty. Nie maj rodzicw, wic przygarnam je. Ojca i matk zabili im Niemcy. Znalazam oboje tu w lesie. Ale jak ja sobie poradz z wyywieniem ich?... - I nikogo tu nie maj? Przecie kto musia tu te dzieci przyprowadzi. - Tam, gdzie stoj te dwie fury, jest dwoje starych ludzi. Chopiec i dziewczynka byli tam przedtem, ale starzy ich odpdzili. Dzieci pakay, wic si nimi zaopiekowaam. Ludzie mwi, e to jest ich dziadek i babka. Zwierzta, nie ludzie, eby takie malestwa odpdzi. A sami wszystkiego maj w brd. Podszedem do fur. Jedna bya zaprzona w dwa dorodne konie, druga w par bykw. Na furach siedziao dwoje starcw. - Dzie dobry, babciu - rzekem. - Niech bdzie pochwalony Jezus Chrystus - odpara. - No, jak si tu czujecie? - Ciko, prosz pana. Ile to si czowiek nacierpi! Tam zostao cae gospodarstwo na asce losu. Dziesi hektarw. Tutaj nie mona zmruy oka. Wszdzie si krc zodzieje. Patrz tylko, eby co zwdzi.

- No, ale dobra tocie sobie nie poskpili na drog - obejrzaem furmanki wyadowane workami z kasz, mk, sol, beczkami z misem, sonin, masem. Byo tu te kilka pierzyn, poduszek, tobokw z bielizn i pociel. - Troch si wzio. To teraz cay nasz majtek... Takie straszne nieszczcie... - zacza biadoli. - I sami tu, babciu, jestecie, tylko z dziadkiem? - A sami. Bg nas osieroci... - Babka rzucia ukradkowe spojrzenie w kierunku kobiety z dziemi. - A juci, sami... - rzuci z boku mczyzna o czerwonej twarzy. - Niech pan im nie wierzy. Jego ona, moda, adna kobieta zamiaa si. - No, to jak jest z tym, babciu? Naprawd nikogo tu wicej nie macie? Babka zacza kaszle, a kobieta, ktra si poprzednio miaa, podesza do mnie i rzeka: - To s podli ludzie. Mieli ze sob dwoje wnuczt, ale odpdzili ich od siebie. Znam ich dobrze, s z tej samej wsi, co i my, z Hinoczy. Dzieci straciy rodzicw, a rodzona babka je wygnaa. Starucha, nie zwracajc na nic uwagi, uoya si wygodnie do spania. Dziadek ju dawno schowa si pod wytarty kouch. Zawoaem kobiet z dziemi, obudziem starego i kazaem mu zej z furmanki. - Za p godziny zrzucicie wszystko z fur na ziemi - rzekem. - Wszystkie worki, beczki i pierzyny podzielicie rwno na dwie czci. Jedn cz zabierze ta kobieta dla dzieci, a druga zostanie dla was. T swoj cz zoycie na jednej furmance, drug wemie kobieta, ktra si zaopiekowaa waszymi wnucztami - powiedziaem. - Ani mi si ni sucha! - odpar ponuro stary, ruszajc gronie wsami. - Sprbujcie nie posucha, to ka wam po sto batogw wlepi na plecy. A jeli i to nie pomoe, wasnorcznie was rozstrzelam. - Nikt mi nie bdzie rozkazywa. To moje wasne i nikomu nie dam... Zapowiedziaem, e za p godziny wrc, i odszedem. Obok furmanek zebrao si ju sporo ludzi. Ten i w usiowa przekona dziadka o bezskutecznoci oporu. Babka zacza lamentowa i przeklina wnuczta, przez ktre przyjdzie jej chyba i z torbami po probie. Zebrani drwili i artowali sobie z nich. Coraz to kto dogadywa: Nie ma co zwleka, dziadku, pospieszcie si, a to jeszcze bdziemy oglda, jak wam skr garbuj. Widziaem, jak jednemu, ktry co przeskroba partyzanci wlepili pidziesit batw. Biedak nie wytrzyma do koca. Bili bykowcami z oowiem na kocu. Z takimi nigdy nie wiadomo. Lepiej nie nadstawiajcie plecw.. Kiedy wrciem po p godzinie, cay dobytek rwno podzielony lea na ziemi. Kazaem zaadowa jedn poow na furmank, po czym usadowiem tam dzieci i ich opiekunk. Odchodzc powiedziaem: - Pamitajcie, starzy, eby mi tu nie psioczy. Wrc niedugo i sprawdz... Starzy popatrzyli na mnie nienawistnie, ale za to kobieta i dzieci poegnay mnie serdecznie. *

W chutorach serchowskich miecia si nasza wysunita placwka bojowa, zoona z dwch punktw oporu uzbrojonych w cekaemy i inn bro maszynow. Punkty oporu znajdoway si na wzgrzach. Jeden w pobliu murowanej szkoy, drugi koo maego, wiejskiego cmentarzyka. Przygotowane tu byy specjalne okopy i schrony dla ludzi. Obydwa punkty obsugiwaa zaoga liczca czterdziestu partyzantw, ktrymi dowodzili Krywyszko i Anatol ak, mody, osiemnastoletni chopiec, niezwykle przedsibiorczy i odwany. Jedziem tam czsto na kontrol z ramienia dowdztwa brygady i przy okazji zaopatrywaem ich w ywno. Ktrego popoudnia wracaem z placwki serchowskiej z Chwiszczukiem i Butk. Jechalimy konno. Po upalnym dniu w lesie byo duszno, rozmowa nam si nie kleia, wic jechalimy w milczeniu i nawet troch drzemalimy. W pewnym momencie mj ko stan i zara cicho. Otworzyem oczy i chwyciem za automat. Butko i Chwiszczuk rwnie drzemali, a teraz przebudzili si. Na prawo, gdzie rosy gste krzewy, migno co biaego, po czym zniko. - Uwaga, chopcy, z koni! - zakomenderowaem. Zeskoczyem na ziemi i zajem stanowisko za drzewem. Dymitr i Wasia byskawicznie uczynili to samo. W lesie byo szarawo. Soce wanie zaszo i widoczno zrobia si sabsza. Wpatrywaem si przez moment w to miejsce, gdzie zauwayem co podejrzanego. Zdawao mi si, e dochodz stamtd jakie szmery. - Ej, kto tam jest, niech wyazi z krzakw, bo bdziemy pruli! - krzyknem. Cisza. - Licz do piciu, a pniej strzelamy! - dodaem. Znw cisza. Kazaem Wasi i Dymitrowi obej krzaki od tyu. Nagle o par metrw przede mn co zaszelecio. Skoczyem do przodu i zobaczyem sylwetk maego chopca. - Stj! - zawoaem, ale chopak mign w gszcz. Po chwili rozleg si jego piskliwy krzyk: - Oj, pustit mene. Ja Ukrajinec! Puskajte! Butko prowadzi go za rk, a malec wyrywa si i wrzeszcza. By okropnie wychudzony. Twarz mia podrapan i brudn. Mg mie najwyej sze lat. - Musimy dowiedzie si, co to za dziecko - powiedziaem. - Moe zgubi si w lesie i nie moe trafi do swojej wsi. Najblisze ludzkie osady znajdoway si std o par kilometrw. Moglimy, oczywicie, zabra chopca do bazy, ale nie byo sensu cign go ze sob. Postanowilimy wic zatrzyma si w lesie, zje kolacj i wypyta dzieciaka, skd si tutaj wzi. Chopak w ogle nie odpowiada na nasze pytania, siedzia osowiay, dopiero gdy wycignlimy swoje zapasy z torb polowych i rozpalilimy ognisko, oywi si troch i zacz gono yka lin. Podsunem mu kromk chleba z przypieczonym na ogniu boczkiem. Wycign rk, lecz zaraz j cofn i zacz paka.

- Czego paczesz? Masz, jedz! - powiedziaem. Otar twarz brudn rk, popatrzy na mnie z niedowierzaniem, po czym znw sign po chleb i zacz go apczywie poyka. Zorientowaem si, e od dawna ju nic nie jad, nie pozwoliem wic Chwiszczukowi i Wasi dawa mu wicej chleba w obawie, by nie skoczyo si to dla niego tragicznie. Kiedy zacz dopomina si o chleb, daem mu gorcego napoju z lici poziomek. Chopak popaka troch i usn. Zaczlimy si naradza, co dalej robi. Nie byo innej rady, trzeba byo poczeka, a si obudzi. Nie chc! Mamo, mamo! Nie bijcie mnie. Jestem Ukraicem. Suchalimy tych majacze ze zdumieniem. Nie moglimy poj, dlaczego malec mwi przez sen po polsku, a w ogle po ukraisku. Co w tym byo zagadkowego. Widocznie musia przey jak wielk tragedi. Ostatecznie postanowilimy, e spdzimy t noc w lesie, a rano sprbujemy wszystko wyjani. Malec spa gdzie do smej. Gdy otworzy oczy i zobaczy nas przed sob, zerwa si i rzuci do ucieczki. Ale Butko schwyta go prdko. Malec pisn przeraliwie i ugryz Wasi w rk. - Czego si tak przelk? - spytaem, gaszczc go po rozczochranej gowie. - Przecie my ci nic zego nie zrobimy. No powiedz, maleki, gdzie jest twoja mama? Zaprowadzimy ci do domu... Signem do torby i wyjem tabliczk czekolady z zapasw, ktre zdobylimy w niemieckim transporcie. Malec zacz mi si przyglda z zaciekawieniem. - No powiedz, kochanie, jak masz na imi? Milcza, ale widziaem, e ju si mniej boi. - Ja jestem wujek Jzek. A to jest wujek Wasia - pokazaem na Butk. - A ten trzeci wujek nazywa si Dymitr. Kady ma jakie imi... - Band... banderowcy... - Nie adni banderowcy, tylko partyzanci. I bardzo lubimy dzieci. Ja te mam takiego maego synka, ktry nazywa si Jurek... - Jurek! - Chopiec umiechn si, ale zaraz znowu zacz paka. - No nie pacz ju, przecie nic ci zego nie zrobimy. Jestemy partyzantami. - Partyzanci? - zdziwi si. - Mj tata te by partyzantem, ale banderowcy go zabili... i mam zabili... i Jurka te. - No powiedz mi, jak si nazywasz. - Mi...Micha... Ku... - malec urwa nagle i nic wicej nie moglimy z niego wydoby. Dalimy mu kromk chleba i kawaek czekolady. Baem si jeszcze dawa mu wicej jedzenia. Nie mielimy innego wyjcia, jak zabra go ze sob do bazy. Wiedzielimy ju, e chopiec straci rodzicw. Reszt mona byo ustali dopiero pniej. Wziem Michasia na swojego konia i ruszylimy w drog.

* Dopiero po tygodniu malec powiedzia mi co wicej o sobie. Pochodzi z okolic Kamienia Koszyrskiego. Mieszka na wsi. Pewnego razu napadli na jego wie banderowcy. Przez cay dzie ludzie bronili si przed ich atakami. Matka Michasia przekrada si wraz z nim do lasu, ukrya go w gstwinie i wrcia z powrotem do poncej wsi, chcc ratowa drugiego syna Jurka. Przed tym jeszcze powiedziaa Michasiowi, eby mwi wszystkim, kogo spotka, e jest Ukraicem. Matka nie wrcia ju do lasu. Micha ywi si przez kilkanacie dni jagodami, traw i limi...

Takie sobie rne historie


- Towarzyszu dowdco, kto do was przyszed - zameldowa mi Butko. - Kto taki? - Podobno jaki znajomy. Tak twierdzi... - Dawaj go tutaj. Do pokoju wszed jaki chopak. Mg mie okoo siedemnastu lat. - Dzie dobry - powiedzia i zdj czapk. Po akcencie poznaem, e jest Ukraicem. - Jak si masz. Co ci tu, bracie, przynioso? - Ja chciabym do partyzantki. - Aha. No, a powiedz mi, skd ja ciebie znam. Kogo mi przypominasz! - spytaem zagldajc mu w oczy. Umiechn si blado, po czym patrzc w ziemi powiedzia cicho: - Pan jest moim chrzestnym ojcem... - Co ty gadasz, chopcze, chrzeniaka bym nie pozna? - Ale inny chrzestny, ni pan myli. Pan mi w zeszym roku rozumu napdzi od tyka do gowy... Zaczem si czego domyla. - Czekaj, jak ty si nazywasz? - Karp Chwost... Wybuchnlimy obydwaj miechem. Butko patrzy na nas zdumiony. Kiedymy wreszcie ucichli, spytaem: - No i co, pomogo? - Czemu miao nie pomc. Pomogo... Gupi byem, i ju, a teraz zmdrzaem i chc bi faszystw. Ot co. - A czy ty, chopcze, nie chcesz nas czasami zdradzi? Moe pragniesz si zemci na mnie za tamto lanie i przy lada okazji strzelisz mi w plecy?

Popatrzy na mnie i pokrci przeczco gow: - Nie, nigdy! Ja nienawidz faszystw. Po tym, jak dostaem za swoje, mylaem nawet, eby si jako zemci, ale nie widziaem sposobw, a zreszt... baem si was. Syszaem stale o rnych miaych akcjach partyzantw. Miaem czas, eby wszystko dobrze przemyle. Zastanawiaem si nad tym, o co walczycie. Syszaem, e partyzanci broni bezbronnych ludzi, bij Niemcw. Chopcy, ci nasi komsomolcy, te poszli do partyzantki. Czasami tu ktry wrci i opowie o akcjach, a mnie si serce kraje. Oni s bohaterami... A ja... - No dobrze ju, dobrze, rozumiem ci, Karp - poklepaem go po plecach. - Jeli tak bardzo chcesz bi faszystw, to przyjm ci do oddziau. No, a twoi rodzice zgodz si na to? - Nie mam teraz nikogo. Ojca i matk zabili banderowcy... - Ach tak! Suchaj, Wasia - zwrciem si do Butki - skieruj chopca do Chwiszczuka, niech wemie go ze sob na akcj... Chwostowi oczy zalniy radoci. - Dzikuj panu... - wyszepta wychodzc razem z Wasi. Moja rozmowa z Karpem Chwostem odbya si w maym dworku w Houzji, gdzie przyjechaem wraz z kilkoma partyzantami. Podobnie jak w Serchowie, mielimy tu wysunity punkt oporu. Zaoga skadaa si z czterdziestu partyzantw. Poniewa by to okres wzmoonej dziaalnoci dywersyjnej, a oni niewiele tu mieli do roboty, postanowilimy skierowa ich na pewne, nie obsadzone jeszcze, odcinki linii kolejowych. Historia Karpa Chwosta przedstawiaa si mniej wicej tak: jeszcze wiosn ubiegego roku, bdc w Houzji z grup partyzantw, dowiedziaem si o pewnym zabijace, ktry chodzi po wsi i bije byych czonkw organizacji komsomolskiej oraz ydw specjaln spryn zakoczon oowian gak. Bylimy wwczas ubrani w mundury policyjne, ktre zdobylimy podczas kilku akcji. Chwost, sdzc, e ma do czynienia z policjantami, przyszed do mnie i powiedzia: - Ech, wy, policjanci. Siedzicie tu we wsi cay dzie i nikogo nawet nie aresztowalicie! A tu jest do czorta rnego drastwa. S komsomolcy, Polacy i ydzi. Ja tu sobie z nimi jako radz, o tym... pokaza spryn. - Ju niejeden poczu na swoim grzbiecie, jak to smakuje. - To z ciebie rzeczywicie sprytny chopak - odparem. - Tylko czy mwisz prawd? - A jake! - Chwost dumnie wypi pier. - No, a za c ich tak czstujesz? - Jake, za co?! Przecie teraz pora si z nimi rozprawi. Przedtem oni tu byli najwaniejsi i na mnie nawet nie chcieli spojrze. Nieraz rka mnie swdzia, eby ktremu z tych komsomolcw nosa utrze, ale si troch baem... - A teraz si ju nie boisz? - Gdzie tam? Wszyscy przede mn uciekaj... - No to moe sprawdzimy, czy jeste taki odwany. - Moecie sprawdzi. Pjd zaraz do takiego na przykad Griszy Fiodorczuka, ktry jest starszy ode mnie o dwa lata, i na waszych oczach wlepi mu dziesi spryn. To prawdziwy komunista.

- Poczekaj, nie denerwuj si, mamy troch czasu. Moe pniej sprbujesz, a na razie my ciebie poczstujemy t spryn. Karp zmiesza si. - Po co takie arty, kiedy ja mwi prawd? - Ja te nie artuj, zaraz si o tym przekonasz. No, chopcy, bierzcie tego bohatera i wlepcie mu dziesi spryn! - rozkazaem. Momentalnie Iwan i Bulik chwycili Chwosta za ramiona i rozoyli na awce. Najmodszy z partyzantw, Kalenik, wzi do rki spryn. - Ty bie komsomolcw, a teraz ja ciebie - rzek Kalenik. - Ja jestem wanie komsomolec i akurat troch modszy od ciebie, ale rk mam niez. Zaraz poczujesz. - Spryna wisna w powietrzu i spada na wypity zadek. Karp wrzasn przeraliwie, ale Kalenik nic sobie z tego nie robi. Po chwili jednak musia przesta, gdy Chwost wy przeraliwie i baga o lito. Podobno przez miesic mia w tym miejscu sice. W ten sposb, jak to sam dowcipnie teraz okreli, staem si przypadkowo jego chrzestnym ojcem. Nie wiem, czy na zmian jego postpowania rzeczywicie wpyno tamto lanie, czy te moe inne, jak sam mwi, wydarzenia. Fakt jednak pozosta faktem. Karp Chwost wstpi po roku do naszej partyzantki. I trzeba przyzna, e walczy pniej z wielkim powiceniem i odwag... * Tego samego dnia, gdy przyjechaem do Houzji, jedna z naszych grup dywersyjnych, wysana z Krasnego Boru, powrcia z zadania po trzytygodniowej nieobecnoci. Chopcy byli okropnie zmordowani, ledwo trzymali si na nogach. Wasia Ziemskow, ktry kierowa akcjami tej dziesicioosobowej grupki, zdoa mi tylko zameldowa dwa sowa: - Zadanie wypenilimy! - po czym zwali si na podog i natychmiast zasn. Uoyem go wygodnie na somie. Instynktownie szuka jeszcze obok siebie karabinu. Podsunem mu go pod rk, wsadzi karabin midzy nogi i zaraz zacz gono chrapa. Pozostali chopcy z jego grupy rwnie usnli od razu kamiennym snem. Ogldalimy ich szare wychudzone twarze i mylelimy o tym, jak duo musieli przej, zanim tu powrcili. Kiedy wyruszali na zadanie, byo ich dziesiciu, teraz zostao tylko szeciu. Byli na akcjach pod miasteczkiem Hooby, na linii kolejowej Kowel - uck okoo stu kilometrw od bazy. Teren ten nalea do bardzo niebezpiecznych, gdy grasoway tam bandy UPA. Ponadto tory byy silnie strzeone przez Niemcw. Czekalimy cierpliwie, a si troch wypi, eby posucha ich relacji. Zajem si tymczasem przygotowaniem grup do wymarszu na zadania dywersyjne. Zamierzaem pozostawi w Houzji grup Wasi Ziemskowa, mia rwnie zosta Butko i jeden z partyzantw, mody chopiec, ktry niedawno wstpi do oddziau i podczas, marszu z bazy do tego miejsca otar sobie dotkliwie nogi. Nie potrafi przezwyciy blu i jcza przy najmniejszym ruchu. Tu, w Houzji, miaem jeszcze do zaatwienia pewn spraw. W pobliu znajdoway si stawy hodowlane. O tej porze byy one pene karpi, chciaem wic wybra troch ryb dla bazy. Mona byo po prostu spuci wod w stawach. Ale nie miaem zamiaru zabiera ze sob wszystkich ryb, ktrych tu byo

kilkanacie ton. Wystarczyo nam z piset kilogramw. Byo gorco i ryby szybko mogy si popsu. Poza tym nie posiadaem odpowiedniego transportu do przewoenia takiego towaru. Kazaem wic Butce, by poszuka kilku rybakw, ktrzy naowi dla nas ryb. Wkrtce przybyo dwch rybakw z Optowej. Obiecaem im po sto kilogramw karpia. Zabrali si ochoczo do wizania sieci, ktre w kilku miejscach byy mocno porwane. Pracowali na dziedzicu dworku. Stanem obok nich i zaczem rozmawia o ich pracy i zarobkach. - Gdzie tam czowiek moe teraz myle o poowach, kiedy szwaby nie dadz pywa po Stochodzie. Ju od wiosny nie wypywamy...-skary si stary, siwy chop, przebierajc zrcznie rkami w sznurkach sieci. - Az czego yjecie? - Co si robi. Ja na przykad wyplatam koszyki i apcie... - A ziemi nie macie? - Nie... Zapaliem papierosa, poczstowaem rybakw i rozmawiaem z nimi jeszcze przez dusz chwil. W kocu odszedem w stron stajni, gdzie sta mj ko, chciaem podsypa mu troch owsa do obu. I nagle, gdy zrobiem kilka krokw, usyszaem za sob strza. Odwrciem si momentalnie i ujrzaem niesamowit scen. W drzwiach wejciowych do dworku sta rozczochrany Wasia Ziemskow, w rku mia karabin, z ktrego wydobywa si jeszcze dym. Wasia adowa karabin i mierzy do rybakw, ktrzy krzyczeli co przeraliwie. Za chwil pad drugi strza, jeden z rybakw krzykn i run na ziemi. Jego wsptowarzysz sta na placu bezradnie, jak sup soli. - Wasia! - krzyknem. - Co robisz? - Rzuciem si biegiem do niego. Widziaem, jak znw przyoy bro do oka. - Padnij! - zawoaem do rybaka. Staruszek zrozumia wreszcie, e jeli si nie skryje, to zginie, rymn wic jak dugi na ziemi. Ja tymczasem popdziem jak oszalay do Waki. Dopadem go w momencie, gdy znw podnosi bro do strzau. Chwyciem za karabin, szarpnem i wyrwaem mu go z rk. Jednoczenie drug rk trzepnem Wasi w twarz. Zatoczy si i osun na ziemi. Za chwil usyszaem, jak pocz chrapa. - Wasia, Wasia, co ty narobi? spytaem, szarpic go za rami. I nagle pojem ze zgroz wszystko. Ziemskow strzela pic. To byo co niepojtego. Na dziedzicu zebrao si kilku ludzi. Podnosili z ziemi rannego rybaka. Chwyciem stojce w korytarzu wiadro wody i chlusnem na gow Waki. Mamrota co przez sen, wreszcie otworzy zdziwione oczy i skoczy na nogi z krzykiem: - Banderowcy! Banderowcy! - Uspokj si, nie ma tu adnych banderowcw! - wrzasnem mu w ucho.- Ach, to ja jestem w Houzji, prawda? - spyta, nic jeszcze nie rozumiejc. - Co ty najlepszego narobi, Wasia? Strzelae do niewinnych ludzi. Ranie rybaka z Optowej...

- Ja? - popatrzy na mnie wystraszony. - To niemoliwe! - Chod, zobaczysz. Och, ty szalecze! I co my teraz zrobimy? Zerwa si i popdzi do ludzi, ktrzy nieli rannego. - Boe, ojczulku drogi, wybacz! - krzykn Waka. - Przysigam, e nic nie pamitam. nili mi si tylko banderowcy... Ja ci za wszystko odpac. Bd u ciebie za parobka. Ranny rybak spyta zdumiony: - Mwisz, e we nie strzela? - Przysigam... Nigdy ci, ojczulku, na oczy nie widziaem, wic za c miabym strzela... - I to mnie akurat musiao spotka takie nieszczcie - biada syczc z blu rybak. - Diabe z ciebie, nie chopak, ale ci wybaczam. Bylebym si z tego wyliza. W brzuch mi strzelie, czorcie zatracony... Odsoni koszul i pokaza ran. Krew zalaa obficie koszul i spodnie. Przeniesiono rannego do dworku, gdzie zajlimy si tamowaniem krwi. Wasia by wstrznity tym, co zrobi, i dugo nie mogem go uspokoi. Wreszcie, gdy wspomniaem o potrzebie sprowadzenia lekarza, zerwa si z miejsca, pobieg do stajni i po chwili pomkn na koniu do bazy. Jeszcze tego wieczoru przyby lekarz Melmersztajn i udzieli rannemu pomocy... Rybak chorowa dugo i ledwie si wyliza z rany. Wasia przez cay czas odwiedza go w domu i przywozi mu rne zdobyte na Niemcach i banderowcach rzeczy i produkty. Czsto pomaga te w jego gospodarstwie. Wypadek z Wasi pozosta dla mnie na zawsze jak niesamowit zagadk. Nigdy nie wyobraaem sobie, e mona strzela we nie. Niemniej jednak wszystko wiadczyo o tym, e Wasia dziaa podwiadomie. A bezporedni przyczyn nieszczcia, jakie spowodowa, byy cikie przeycia ostatnich dni. Jak si bowiem okazao, grupa Wasi Ziemskowa bya naraona w czasie wykonywania akcji na wiele rnych niebezpieczestw. Kilkakro wpadaa w zasadzki banderowcw, bya przeladowana i cigana dniem i noc. Podczas potyczek czterech kolegw ponioso mier, a pozostali ledwie zdoali uj z yciem. * Zostaem w Houzji jeszcze dziesi dni, czekajc, a powrc z zada grupy dywersyjne. Mieszkaem u pewnego miejscowego nauczyciela. Butko, Wasia Ziemskow i reszta chopcw kwaterowaa w dworku. Wstaem tego dnia nieco pniej ni zwykle, gdy poprzedniego wieczoru dugo zaatwiaem rne sprawy dotyczce wsi. W owym czasie ludzie zamieszkujcy tereny kraju partyzanckiego traktowali nas jak przedstawicieli wadz miejscowych. We wsiach i osadach rzdzili wyznaczeni przez partyzantw przewodniczcy rad gromadzkich. Nic wic dziwnego, e chopi zwracali si do nas z najprzerniejszymi problemami. Czsto musielimy rozstrzyga rne spory ssiedzkie i rodzinne. Byy to sprawy o ziemi, pastwiska, dotyczyy te kontyngentu oddawanego dla partyzantw, wiejskich bijatyk, kradziey itp. Jadem akurat niadanie, gdy usyszaem warkot samolotu. Nie zwrciem na to wikszej uwagi. Ostatnimi czasy coraz czciej przelatyway nad tymi terenami niemieckie samoloty. Nagle wpada do domu ona nauczyciela.

- Panie Maks, samoloty niemieckie! - zawoaa nerwowo. - No to co? Niech lec. Nie widziaa pani samolotw? - Ale one kr zupenie nisko nad wsi. Zdaje si, e zaczn zaraz rzuca bomby... - Niech pani nie artuje. A po c mieliby bombardowa wie? - powiedziaem, ale w tej samej chwili usyszaem trzy niedalekie wybuchy. Momentalnie skoczyem do drzwi... Zadarem gow i spojrzaem w jasne niebo, po ktrym kryy dwa szturmowce. - To ajdacy, wal prosto w chaty - powiedziaem do Butki, ktry przybieg na odgos padajcych bomb. - Moe ich poczstowa z cekaemu? - spyta Butko. Mielimy na punkcie oporu jeden cekaem dostosowany rwnie do strzelania pelot. - Poczekaj, Wasia, bo co mi si zdaje, e od strony drogi z Serchowa na Optow sycha strzay. - Tam wanie by nasz punkt oporu. Butko odwrci si w tamtym kierunku i powiedzia po chwili: - Rzeczywicie. Co si tam musi dzia niedobrego. Nie zdymy do punktu. - Czyby obawa? Samoloty nadal kryy nad wsi i zrzucay coraz to nowe bomby. Z niektrych chat wydobyway si ju kby dymu. Ludzie wystraszeni poczli biega po wsi, a lotnicy strzelali teraz krtkimi seriami kaemw, zniajc si niemal nad sam ziemi. Nagle do uszu moich doszy odgosy strzelaniny rwnie z przeciwnej strony wsi. Wkrtce przybiego dwch partyzantw, ktrzy udali si z rana po mleko i maso na drugi koniec wsi. - Niemcy id od Optowej! - krzyknli obydwaj jednoczenie. - Alarm! - rozkazaem. Po paru minutach zebrao si nas siedmiu. Brakowao tego modego z obtart nog i Tatara Orduchanowa. - Gdzie reszta chopcw? spytaem Butk. - Nie mam pojcia... Nie mona byo duej zwleka. Z daleka ujrzelimy du tyralier Niemcw, zbliajc si od strony Serchowa. Z drugiej strony wsi, od poudniowego wschodu, rwnie pojawiy si grupki hitlerowcw. Jaki kaem niemiecki, na pewno suka9, wysunity na wzgrze, wzi nas na oko i puci pierwsz, krtk seri. Midzy drogami na Serchw i Optow byy do rozlege ogrody warzywne. Rosy tam buraki, kapusta, mak i soneczniki. Z tamtej strony nikt jako nie strzela. Rzuciem si wic do ogrodw. Ale gdy przebiegem kilkanacie metrw, usyszaem wist pociskw i gdakanie kaemu.

Suka tak nazywalimy niemieckie kaemy typu Bergmann.

Rzuciem si na ziemi. Chopcy uczynili to samo. Pezalimy teraz, ryjc nosami grudy ziemi. Na szczcie bylimy ju w dolince i do ogrodu pozostao zaledwie kilkanacie metrw. Obejrzaem si za siebie. Wszyscy chopcy byli tu za mn. Zerwaem si prdko i pobiegem. Ledwie dopadem zagonu burakw, klasny nowe strzay z kaemu. Sycha byo pojedyncze wystrzay z karabinw. Leelimy chwil. Kiedy ucichy strzay z kaemu, zaczlimy posuwa si naprzd. Za ogrodami byy lasy. I tam wanie zmierzalimy. Wypezlimy wreszcie na mae wzniesienie, gdzie rosa marchew i pietruszka, gdy tu przed nami wytrysny pociski z suki. Ogie okaza si tak silny, e nie sposb byo przeskoczy t niebezpieczn stref. Niemiecki strzelec musia nas obserwowa i czeka, a pojawimy si na wzniesieniu. Cofnlimy si, ale ogie zacz si do nas przyblia. Jeden z chopcw zosta ranny w rk, odpeznlimy wic nieco w bok midzy soneczniki. Pamitaem, e na wzgrzu by tylko jeden niemiecki kaem, kilkanacie metrw za nim staa chopska zagroda. - Suchaj, Wasia - powiedziaem - trzeba co wykombinowa z t suk. Ten szwab nie da nam spokoju... Obejrzaem si za siebie, ale nie ujrzaem Butki. Nie byo te obok mnie Wasi Ziemskowa i jeszcze dwch partyzantw. - Gdzie oni si podzieli? - spytaem lecego tu za mn partyzanta. - Poszli zaatwi si z suk. - To wariaci. Nic nawet nie powiedzieli... - Zaatwi spraw, to zamelduj - odpar rzeczowo partyzant. I nagle zrobio mi si troch gupio, e tak szybko zdecydowaem si na odwrt. Z tego, co zdoaem zaobserwowa, Niemcw mogo by ze stu, nas zaledwie siedmiu. Mimo to nie naleao tak od razu rezygnowa z walki. Bylimy w swoim rejonie i Niemcy nie mogli si tu czu bezpieczni. - Wracamy - rozkazaem i chykiem ruszyem do wsi. Nagle od strony wzgrza hukno kilka wybuchw granatw. Domyliem si, co tam si stao. To nasi chopcy unieszkodliwili suk. Z prawa, w dolinie, dostrzegem biegncych hitlerowcw. Przyoyem automat do ramienia i posaem seri. Obydwaj partyzanci rwnie strzelali do Niemcw. Widziaem, jak hitlerowcy wywracali kozioki, potykali si i padali. Nasz ogie zaskoczy ich i kiedy zobaczyli, co si wici, rzucili si do ucieczki w kierunku Optowej. Wracalimy do wsi i ju z daleka dostrzeglimy, e Niemcy strzelaj do uciekajcych wieniakw. Ogarna mnie straszna wcieko. Porwaem si z miejsca i skoczyem w stron pierwszych zabudowa. Ze wzgrka, skd Niemcy ostrzeliwali nas poprzednio z kaemu, rba teraz do tyraliery hitlerowcw idcych z Serchowa Wasia Butko, ktremu pomaga jeden z partyzantw. Reszta chopcw pdzia do wsi, gdzie hulali bezkarnie hitlerowcy. Rwnie z lewa, gdzie mieci si nasz punkt oporu, ujrzaem byski ognia cekaemu. To strzelano w kierunku Niemcw, ktrych zostawilimy w dolince. Nie miaem pojcia, kto zdoa uruchomi cekaem. Sytuacja nasza od razu zmienia si na lepsze. Niemcy nadcigajcy od Optowej i Serchowa zatrzymali si, po czym zaczli ucieka lub kry si w zboach i zarolach... Jedynie od poudnia wdaro si ich do wsi okoo trzydziestu. Samoloty odleciay, gdy nie chciay razi swoich.

Dopadlimy pierwszej chaty. Zza wga wziem na cel jakiego hitlerowca, mierzcego z karabinu do uciekajcej dziewczynki. Pocignem krtk seri i Niemiec wywrci si, w ostatnim jednak momencie zdoa jeszcze wystrzeli i trafi dziecko, ktre z jkiem osuno si na ziemi. Biem z coraz wikszym zapamitaniem w kad nasuwajc mi si przed oczy szarozielon sylwetk. Gdy zabrako mi celu, pobiegem za rg nastpnej chaty, pniej jeszcze dalej... Razem ze mn pdzili dwaj partyzanci... Wie pona, dusi mnie ostry gryzcy dym. Dopadem studni i zaczerpnwszy wody do wiadra, zanurzyem w nim gow. Dopiero wtedy nieco ochonem. Spojrzaem wok siebie. Niemcy uciekali... a nasz cekaem na punkcie oporu wci strzela do nich. - Kto tam tak wali? - spytaem Butk, gdy zjawi si znw koo mnie. - Nie mam pojcia. A moe Orduchanow? - Tak, to na pewno on. Dzielny chop z niego. Ale ty, Wasia, te si zaatwie z tym szwabem. Dzikuj ci, bracie. No, a teraz chodcie, chopcy, gasi ogie! - powiedziaem. Wraz z mieszkacami Houzji gasilimy ponce chaty, ratowalimy bydo, trzod chlewn i dobytek... Niemcy zabili czternacie osb, spalili ze dwadziecia budynkw, gospodarskich i chat. Gdy Niemcy oddalili si, od strony wzgrza, gdzie mieci si cekaem, ukaza si Orduchanow. By wysoki i kocisty, mia ze dwa metry wysokoci, ale na tle nieba wydawa si teraz niemal olbrzymem. Na ramieniu nis lekko, jak gdyby napchan trocinami kuk, zwoki jakiego czowieka. - Zabili go, psie syny! - rzek przez zby, kadc na ziemi ciao modego partyzanta. - Przyszed mi z pomoc w ostatniej niemal chwili. C bym sam zrobi z cekaemem? - To obydwaj strzelalicie? - spytaem. - A jakebym mg sam? Podawa mi tamy, chocia by ciko ranny w obydwie rce i brzuch. Do ostatniej chwili trwa przy cekaemie. Ani razu nie jkn. Widzia jeszcze, jak hitlerowcy uciekaj, umiechn si, po czym skona... Ze wzruszeniem wpatrywalimy si w twarz zabitego partyzanta i mylelimy o tym, skd si w tym niepozornym chopcu brao tyle siy i odwagi.

Operacja Kursk
Zim 1943 roku Niemcy ponieli szereg dotkliwych poraek na froncie wschodnim, w wyniku czego musieli wycofa si na zachd, na pewnych odcinkach nawet o kilkaset kilometrw. Armia Radziecka odzyskaa 2 stycznia Mozdok, 7 lutego Kursk, 16 lutego Charkw. W tym te okresie zdobya Rostw i Woroszyowgrad. Rwnoczenie toczyy si boje o Moskw. W rejonie Rewa Niemcy podeszli do blisko do stolicy Zwizku Radzieckiego i utworzyli tu niebezpieczne wybrzuszenie. Jednake ofensywa radziecka, ktra rozpocza si jeszcze jesieni 1942 roku i trwaa do poowy marca 1943 roku, zmusia wroga do wycofania si spod Moskwy o dwiecie czterdzieci kilometrw na zachd. Na froncie pnocnym wojska radzieckie rwnie osigny znaczne sukcesy, zdobyy miasto Schlsselburg i otworzyy tym samym przejcie do Leningradu, ktry by dotychczas odcity. Mimo tych niepowodze Niemcy czuli si jeszcze dostatecznie silni, by wiosn 1943 roku przygotowywa now, wielk ofensyw, ktra miaa na celu odzyskanie utraconych pozycji. Rejon

Kurska, Ora i Biegorodu wydawa si niemieckiemu dowdztwu najdogodniejszy do przeprowadzenia planowanej operacji. Po zimowej i wiosennej ofensywie Armia Radziecka zajmowaa w tym rejonie pozycje w ksztacie uku, ktrego podstawa wynosia okoo stu trzydziestu kilometrw. Hitler planowa uderzenie pod Kurskiem z dwch kierunkw: z poudnia i pnocy, a wic z rejonw Biegorodu i Ora. W wielkiej tajemnicy zaczto ciga w przyszy rejon walk olbrzymie siy wojsk pancernych i zmotoryzowanych. cigano je z rnych odcinkw frontu oraz z Niemiec, z krajw okupowanych i z Afryki. Radzieckie dowdztwo rozszyfrowao jednak plany Niemcw i zaczo przygotowywa si do kontrofensywy. W pierwszych dniach maja 1943 roku sztab naszej brygady otrzyma nowe, specjalne zadanie. Naleao oywi dziaalno na liniach i szosach oraz zwrci baczn uwag na transporty broni pancernej wroga, ktre mielimy likwidowa w pierwszej kolejnoci. Oprcz grup dywersyjnobojowych, ktre wyruszay na zadania w zalenoci od potrzeb, sztab naszej brygady dysponowa kilkoma doskonale zorganizowanymi, staymi placwkami dywersyjno-zwiadowczymi. Dziaay one bezporednio na wzach kolejowych i stacjach. Do najbardziej operatywnych naleay grupy: kowelska i maniewicka. W skad tych grup wchodzili gwnie Polacy. Znajdoway si one pod moj osobist opiek i kierownictwem. Grup kowelsk dowodzi Stanisaw Wroski. Od chwili poczenia si z oddziaem Diadi Pieti nieustannie mylaem o tym, by w szeregi brygady wcign jak najwiksz ilo miejscowych Polakw. Praca w terenie w charakterze zwiadowcw i informatorw oraz dorywczy udzia w poszczeglnych akcjach bojowych kilkudziesiciu moich rodakw nie wydaway mi si wystarczajce. Chciaem, by ludzie nasi znaleli si na stae w naszych szeregach, by dziaali na odpowiedzialnych odcinkach walki. O tych sprawach nieraz mwilimy ze Sowikiem, Kraszewskim, Domarackim i innymi. Wiedziaem, e Polacy walcz rwnie w innych radzieckich oddziaach partyzanckich. W rejonie Choczynia dziaa oddzia bojowy zorganizowany przez Polaka Burzyskiego, ktry obecnie podporzdkowa si radzieckiemu majorowi Kapunowi. Burzyski zosta zastpc Kapuna. W oddziale tym byo kilkudziesiciu Polakw. Niebawem stworzylimy sta komrk dywersyjn na stacji Maniewicze. Kierownikiem tej podziemnej placwki bojowej zosta Wadek Kraszewski, gajowy z Optowej. W skad grupy wchodzili: Jzef Supny, Lacewicz, Ferdynand Kozowski, Waloszek i Wacek Przybyszewski. Ludzie ci zatrudnieni byli na stacji kolejowej, przewanie w charakterze robotnikw. * Pierwsze sygnay o transportach niemieckich czogw otrzymaem z Kowla. Niezwocznie przekazaem polecenie Kraszewskiemu, by wzmg czujno oraz zacz zbiera dokadne informacje dotyczce iloci czogw, numeracji jednostek i inne. Zanim jeszcze pierwszy transport osign Maniewicze, zapada decyzja zniszczenia mostu kolejowego w pobliu wsi osze. Most ten by silnie strzeony przez Niemcw i wasowcw; zbudowali oni w pobliu kilka betonowych bunkrw, uzbrojonych w karabiny maszynowe. Zdawalimy sobie doskonale spraw z tego, e zadanie to mona bdzie wykona tylko pod tym warunkiem, e uyjemy podstpu. Pewnego wieczoru starszy lejtenant Krywyszko wyruszy w drog ze swoj grup bojow liczc okoo dwudziestu ludzi. Kady z nich mia ze sob wiksz ilo trotylu. Noc bya bardzo ciemna; od kilku dni

my drobny deszcz. Dojcie do mostu byo niewygodne, wok cigny si botne rozlewiska, ktre trzeba byo przej w brd, by zbliy si do przyczka. Dla dodania sobie animuszu chopcy Krywyszki przed wyruszeniem z bazy wypili troch bimbru... Grupa znalaza si wreszcie w odlegoci kilkudziesiciu metrw od mostu. Stalowe przsa ledwo byy widoczne w mroku. Krywyszko wydzieli podgrup miniersk, ktra w odpowiednim momencie miaa podej do przyczka i zaoy duy adunek wybuchowy. Niemcw nie byo wida, widocznie nie chcieli mokn na dworze i ukryli si w bunkrach. Zwykle przez ca noc co kilka minut owietlali przedpole rakietami, ale tym razem rakiety pojawiay si na niebie bardzo rzadko. Nagle wrd gbokiej ciszy, zakconej jedynie szmerem deszczu, rozleg si donony gos Krywyszki: - Bataliony przygotowa si do ataku! Pierwszy batalion z prawa, drugi batalion z lewa, armaty z tyu! Do ataku, hura! Partyzanci podchwycili ten okrzyk i wrzeszczeli co si w piersiach. Niemcy, zaskoczeni nagym pojawieniem si partyzantw, zaczli przygotowywa si do odparcia ataku. Jednake wasowcy, ktrzy znali doskonale jzyk rosyjski, powstrzymali niemieckiego dowdc od rozpoczcia jakichkolwiek dziaa, sdzili bowiem, e maj przed sob duy oddzia partyzancki. Spodziewali si, e w ten sposb si uratuj. Ani jeden karabin maszynowy z bunkrw nie otworzy ognia. W tym czasie minierzy zdoali dosta si na most i zaoy adunek. Po piciu minutach dwa wybuchy targny powietrzem: most zosta zerwany w dwch miejscach. Partyzanci wycofali si i dopiero wtedy oszoomieni Niemcy i wasowcy wypadli z bunkrw i zaczli strzela na olep za uciekajcymi... Naprawa mostu trwaa tydzie. Przed stacj Maniewicze stano a sze transportw z panterami, tygrysami i ferdynandami. Kraszewski, ktry peni obowizki kierownika skadw drzewa na stacji, przystpi do dziaania. Nietrudno byo ustali zawarto pierwszego transportu. Czogi nie zostay nawet zamaskowane brezentowymi pachtami i byy zupenie widoczne. Transport zawiera dwadziecia dziewi czogw typu Tygrys. Wok platform krcili si onierze w czarnych kombinezonach. Zachowywali si gono i swobodnie. Kraszewski natychmiast zorientowa si, e nie s to nowicjusze. Ci czogici najwidoczniej mieli za sob spore dowiadczenie bojowe. Wkrtce zreszt sami go zagadnli. - Pan! Maso, jajka... - zwrci si do Kraszewskiego krpy feldfebel, zdejmujc z rki zegarek. Kraszewski patrzy na niego w milczeniu. Niemiec umiechn si i spyta nieco ciszej: - Polak? - Tak. - Ja Bawarczyk. Prosz si nie ba. Ja nie faszysta, tylko onierz. - Niech pan schowa ten zegarek. Sprbuj co przynie. - Ja nie chc za darmo. Oddam zegarek, tam mi nie bdzie potrzebny. Stamtd si nie wraca... - Prosz tu zaczeka. Kraszewski wrci po upywie dwudziestu minut. Przynis osek masa i ze trzydzieci jaj.

Niemiec upar si i si wcisn mu do rki zegarek. Przez chwil zastanawia si nad czym, w kocu zapyta: - To partyzanci zniszczyli most? Oni dobrze robi... Kraszewski milcza. - Dlaczego pan nic nie mwi? - Nie wiem nic o partyzantach. - Pan wie, ale si mnie boi. Pan myli, e wszyscy Niemcy to faszyci. - Wcale tak nie myl. - To dobrze, ale mimo to nienawidzi pan wszystkich Niemcw. - Nic podobnego. - Widzi pan, ja jestem antyfaszyst. Byem kiedy w partii komunistycznej. Pniej musiaem si ukrywa przed wizieniem i w kocu trafiem do wojska. Byem w Afryce, a teraz jad do Rosji. Nienawidz tej wojny. Nic nie zmae haby, jak okry si nard niemiecki. - Dlaczego mi pan o tym mwi? - Bo nie mog milcze. Cigle marz o tym, by mc powiedzie komu to, co mnie gnbi. Jeli potrafi pan nawiza kontakty z partyzantami, to prosz im powiedzie, e w najbliszych dniach bd tdy przejeday puki i dywizje Afrika Korps. Do widzenia. - Feldfebel wycign rk na poegnanie. Kierownik grupy dywersyjnej przekaza mi niezwocznie tre owiadczenia niemieckiego czogisty. Byem pewien, e Niemiec mwi prawd. Mielimy z innych rde informacje, e Hitler przerzuca w rejon Kurska resztki wojsk generaa Rommla, ktre ciga z Afryki. Niemcy zabrali si intensywnie do odbudowy zniszczonego mostu w oszy. Jednoczenie nasi ludzie rozpoczli minowanie odcinka toru midzy mostem a Maniewiczami. Kiedy stojce pod Maniewiczami transporty ruszyy wreszcie z miejsca, jeden po drugim trafiay na nasze miny. W cigu dwch dni wyleciao pitnacie transportw. Wrg obstawi wwczas tory silnymi posterunkami andarmerii i wasowcw. Czuway one dniem i noc i uniemoliwiay zaoenie nowych adunkw. Transporty wypuszczano tylko w czasie dnia, od godziny dziesitej rano, i to po uprzednim sprawdzeniu torw. Nie udao si jednak Niemcom zabezpieczy przed naszymi minami. Gdy nie powiody si prby zrobienia wykopu i umieszczenia miny pod torami, zaczlimy stosowa tak zwane sposoby minowania na chama. Polegay one na tym, e poszczeglni partyzanci przyczajali si w pobliu torw, wyskakiwali z ukrycia dopiero w chwili zbliania si pocigu i rzucali min prosto pod koa. Uywano w tym wypadku min elektrycznych, dziaajcych na zasadzie spicia. Izolowany drut, przecity przez koa, powodowa wybuch miny. Ten sposb by bardzo niebezpieczny, poniewa grozi yciu wykonujcego zadanie partyzanta. * Pewnej nocy otrzymaem z Maniewicz pilny meldunek. Kraszewski donosi, e Niemcy sprowadzili na stacj pocig pancerny. Pocig ten mia kadorazowo, przed wypuszczeniem transportu, przejecha niebezpieczny odcinek torw i ostrzela pobliskie lasy ogniem z karabinw maszynowych i armat. O wicie rzeczywicie pojawi si na torach pocig pancerny. Tu za nim ruszyy transporty z czogami. Niemcy obsypali las setkami pociskw. W ten sposb udao im si przeprowadzi kilka pocigw.

Kiedy tylko nastaa noc, umiecilimy tu pod nosem Niemcw, o sto metrw od stacji kolejowej, olbrzymi min wagi kilkudziesiciu kilogramw. Nastpnego dnia o godzinie dziewitej rano Niemcy znowu wypucili pocig pancerny. Wacek Przybyszewski, ktry pracowa na stacji przy obsudze wiey cinie i hydrantu, obserwowa wyruszajcy pocig, najeony lufami kaemw i dzia. Kiedy pancerny kolos min ju hydrant, Wacek powiedzia gono: - Zaraz ci szlag trafi. W tym momencie zauway, e tu za nim stoi niemiecki czogista. Nie mina minuta, gdy rozleg si straszliwy wybuch: pocig pancerny wylecia z torw. Niemiec podbieg do Przybyszewskiego i chwyci go za konierz. - Ty bandyto! - wrzasn. - Bdziesz wisia. Chod ze mn. Przybyszewski zrozumia, e wpad. Co za lekkomylno! Niemiec okaza si lzakiem i zna doskonale jzyk polski. Hauptmann, do ktrego czogista zacign Przybyszewskiego, kaza przeprowadzi natychmiastowe ledztwo. Przybyszewski tumaczy si, e mia na myli tych bandytw partyzantw, a nie pocig pancerny. Wezwano zawiadowc stacji, ktry stwierdzi, e Przybyszewski jest wzorowym pracownikiem i nie ma nic wsplnego z bandytami. Wwczas hauptmann rozkaza wlepi Wackowi pidziesit batw... Znw przerwa w ruchu trwaa cztery doby. Pocig pancerny zatarasowa tory. Ciar jego by tak wielki, e miejscowe dwigi nie mogy cign go z torw. Okazao si, e odpowiedniego dwigu nie ma na terenie caego gebietskomisariatu kowelskiego. Dopiero pod koniec trzeciego dnia sprowadzono potrzebne urzdzenie dwigowe. Pocig pancerny nie straszy ju wicej partyzantw, gdy nie nadawa si do uytku; zreszt Niemcy po tym dowiadczeniu nie mieli najmniejszej ochoty stawia go z powrotem na torach. Minowalimy wic nadal linie kolejowe. Wadze niemieckie wyday szereg bestialskich zarzdze i stosoway ostre represje wobec ludnoci mieszkajcej w, pobliu torw. Jeeli pocig niemiecki wylatywa w powietrze w okolicy jakiego osiedla lub wsi, wwczas Niemcy mordowali cz ludnoci lub nawet wszystkich mieszkacw tego osiedla. Poza tym zmuszano miejscow ludno do ochrony linii kolejowych. W wypadku stwierdzenia miny na jakim odcinku torw wszyscy, ktrzy penili tu sub, ponosili mier. Aby pozbawi wroga pretekstu do stosowania tych okrutnych represji i przynajmniej w pewnym stopniu zabezpieczy przed nimi ludno, zaczlimy uywa specjalnych min magnetycznych z zapalnikiem nastawionym na czas. Miny te, przylepiane pod spodem do podwozi wagonw, wybuchay na trasie z dala od miejsca ich zaoenia. W tym czasie najwaniejsza cz roboty przypada w udziale grupom dywersyjnym na stacjach kolejowych. Ludzie ci, z racji obsugiwania rnych urzdze, mieli najatwiejszy dostp do zatrzymujcych si na stacjach transportw. rodki, ktre stosowalimy w maju i pocztkach czerwca w walce o sparaliowanie transportu wroga na liniach kolejowych, byy jednak niewystarczajce; nie gwarantoway wypenienia tego trudnego zadania w stu procentach. Zgodnie z otrzymanymi z Moskwy rozkazami mielimy za wszelk cen cakowicie wstrzyma w cigu czerwca 1943 roku ruch niemieckich transportw na front wschodni. W tym celu naleao zmobilizowa wszystkie siy i rodki materialne, opracowa nowe, dotychczas nie stosowane formy walki. Brygada nasza bya nadal odpowiedzialna gwnie za lini kolejow Kowel-

Sarny. Na tej te linii skoncentrowalimy w drugiej poowie czerwca ca nasz ofensyw. Zgodnie z nowym planem operacji na tory mielimy zaniecha dotychczasowych prb likwidowania poszczeglnych transportw i przestawi si na niszczenie znacznych odcinkw torw, wynoszcych trzy do czterech kilometrw dugoci. Wykonanie tego zadania wymagao zaangaowania znacznie wikszej ni dotychczas iloci ludzi, naleao utworzy specjalne oddziay bojowe, grupy minierskie, ekipy robocze, trzeba byo zgromadzi olbrzymi ilo materiaw wybuchowych i zapalajcych oraz rnorodny sprzt techniczny i narzdzia. Pewnym zmianom musia rwnie ulec system pracy aparatu zwiadowczego w terenie, zbierania informacji, prowadzenia obserwacji i przesyania meldunkw. W owym okresie odcinek linii kolejowej od Maniewicz do Rafawki, wynoszcy okoo czterdziestu kilometrw, by ochraniany przez Wehrmacht i oddziay wasowcw. Ludno cywiln zupenie wyczono z tych zada. Niemcy zorganizowali cay system ochrony torw przed partyzantami. Wybudowali dziesitki silnych betonowych schronw, zorganizowali sta ochron i ostrzeliwali pobliskie lasy ogniem broni maszynowej. Aby pozna cay mechanizm dziaania niemieckiej ochrony linii kolejowej, musielimy zdoby odpowiednie informacje. Nie byo to takie trudne. Kilka wypraw Butki i Wasilenki do Rafawki przynioso oczekiwane rezultaty. W Rafawce miecio si dowdztwo duej grupy wasowcw, liczcej kilkuset ludzi. Zadaniem tej grupy bya ochrona linii na naszym odcinku. Butko i Wasilenko skontaktowali si z dowdc kompanii wasowcw, kubaskim Kozakiem, kapitanem Burlenk. Burlenko od dawna szuka okazji do nawizania wsppracy z partyzantami. Wkrtce zreszt przeszed, wraz z picioma swymi podwadnymi, do brygady partyzanckiej. W par dni pniej Burlenko wysa tych ludzi, by nakonili innych kolegw do ucieczki z szeregw wroga. W sumie, ju w pierwszym tygodniu, zbiego od Niemcw dwudziestu siedmiu wasowcw, a kadego nastpnego dnia wci przychodzili do brygady nowi. Wasowcy ci zostali przydzieleni do mojego oddziau. Stworzyem z nich kompani partyzanck pod dowdztwem kapitana Burlenki. Przejcie grupy Burlenki w szeregi brygady uatwio nam dokadne poznanie caego systemu ochrony linii kolejowej na odcinku Kowel-Sarny oraz taktyki dziaania Niemcw. Wnioski, ktre z tego wycignlimy, przyday nam si przy opracowaniu wasnego planu operacji Kursk. * Na rozkaz Bryskiego w pocztkach czerwca przystpiem do organizowania specjalnego oddziau, przeznaczonego do walki o sparaliowanie komunikacji na odcinku Maniewicze-Rafawka. Bryski uczyni mnie za to odpowiedzialnym. Oddzia specjalny skada si z dwustu pidziesiciu partyzantw i minierw, dysponowa zoonym aparatem wywiadowcw i informatorw, mia rwnie prawo angaowa do rnych prac ludno cywiln, zamieszka na terenach lecych w granicach kraju partyzanckiego. Sztab brygady przydzieli do mojej dyspozycji piset kilogramw trotylu oraz due iloci innych materiaw niezbdnych do wysadzania torw i rnych urzdze kolejowych. Nowa akcja miaa trwa od 10 czerwca do koca miesica. Nie wolno nam byo dopuci do tego, aby na odcinku Maniewicze-Rafawka przeszed w tym czasie na front wschodni chociaby jeden transport niemiecki. Niemcy stosowali teraz nastpujc taktyk ochrony linii kolejowych: tworzyli grupy liczce czterdziestu do pidziesiciu wasowcw i niemieckich onierzy i wysyali je na lini kolejow. onierze ci ustawiali si gsiego, pitnacie metrw jeden od drugiego, i szli midzy torami. Cz z nich obserwowaa teren znajdujcy si po prawej stronie torw, cz - po lewej. W ten sposb

grupa obejmowaa swoim zasigiem duy odcinek toru, moga te odeprze ewentualny atak partyzantw i uniemoliwi im zaoenie miny. Po przeanalizowaniu taktyki wroga postanowilimy w taki sposb zaatakowa grup patrolow, by doprowadzi do zastraszenia ochrony i zaniechania tych niekorzystnych dla nas form patrolowania linii przez Niemcw. Wybralimy odpowiedni odcinek toru i ustawilimy z jednej strony, na skraju lasu, kilka kaemw w odlegoci stu do stu pidziesiciu metrw jeden od drugiego. Przy kaemach zostawilimy dziesiciu ludzi. Po przeciwnej stronie toru zaja stanowiska dobrze zamaskowana tyraliera liczca pidziesiciu partyzantw. * Noc bya do pogodna i doskonale nadawaa si na przeprowadzenie zaplanowanej akcji. Chopcy dobrze znali swoje zadania. Ledwie wysunlimy si z lasu, Butko zabra dziesiciu chopcw i ruszy z nimi na drug stron toru. Ja rozwinem tyralier po tej stronie. aden szczk ani szmer nie zmci ciszy nocnej. Nie czekalimy dugo. Niemcy byli punktualni, odpowiedzialno bowiem za bezpieczestwo transportw bya tak olbrzymia, e nikt z dowdcw i onierzy nie odwayby si w czymkolwiek uchybi przewidzianym instrukcjom i rozkazom. Gdy pierwszy skrzydowy partyzant z grupy Butki zaobserwowa, e Niemcy minli rosnce w pobliu wysokie drzewo, natychmiast otworzy ogie. By to umwiony znak. Pozostali partyzanci z tej grupy rozpoczli bezadn strzelanin; starali si przy tym, by pociski paday z przodu przed torem, chodzio bowiem o bezpieczestwo partyzantw lecych naprzeciwko. Niemcy, ostrzelani z jednej strony toru, momentalnie rzucili si za nasyp po drugiej stronie. Pady komendy do obrony. Posypay si strzay zza nasypu. Grupa Butki krya si w rnych zagbieniach i za pniami grubych drzew. Tymczasem ukryci za plecami Niemcw partyzanci brali na cel kady swojego przeciwnika. W kilkanacie sekund pniej, jak na komend, rozhukay si strzay z automatw. W tej krtkiej akcji, trwajcej nie duej ni kilka minut, zgino okoo trzydziestu Niemcw i wasowcw, a dziesiciu zostao rannych. Zaledwie kilku wrogom udao si uj z yciem. Od tej pory Niemcy zaniechali zupenie patrolowania torw. Umacniali si jedynie w bunkrach oddalonych od siebie o kilometr. Stamtd obserwowali odcinki, strzelali z kaemw i owietlali teren rakietami oraz organizowali zasadzki w niektrych punktach. My za z kolei przystpilimy do najwaniejszego zadania: zrywania caych odcinkw torw. W cigu dnia obserwatorzy dostarczali do sztabu dokadne informacje o zasadzkach Niemcw. Na podstawie tych danych wybieralimy odpowiedni odcinek i z wieczora oddzia wyrusza w drog. Akcj przeprowadzao si w nastpujcy sposb: wybrany odcinek toru ubezpieczalimy z obydwu stron na wypadek, gdyby wrg zechcia przeszkodzi w pracy ekipie minierw. Minierzy zakadali kostki trotylu jednoczenie na dugoci kilkuset metrw, po czym zrywali tory. Nastpnie przechodzili dalej. W ten sposb w cigu nocy niszczono tory na przestrzeni paru kilometrw. Po wykonaniu zadania wracalimy do tymczasowego obozu, ktry mieci si w lasach w pobliu Koniska i Optowej, osiem kilometrw od linii kolejowej. Niemcy z rana werbowali na gwat ludzi i rodki techniczne i usiowali naprawi zniszczon lini. Ale naprawa wymagaa co najmniej kilku dni, ponadto brakowao szyn i odpowiedniej iloci transportu oraz narzdzi. My za przeprowadzalimy w tym czasie identyczn operacj w innym miejscu. Kadej nocy niszczylimy kilka kilometrw toru. Praca ta bya niezwykle wyczerpujca. W cigu doby

ludzie musieli pokonywa due odlegoci, wynoszce trzydzieci do czterdziestu kilometrw. Poza tym praca przy wysadzaniu torw wyczerpywaa nas nerwowo. Po czterech dniach tej uciliwej dziaalnoci zabrako nam materiaw wybuchowych. Poniewa nasza fabryczka trotylu nie nadaa z zaopatrzeniem, postanowilimy przej na nowy system, polegajcy na rozbieraniu torw. Wymagao to jeszcze wikszego wysiku, inicjatywy i pomysowoci. Z magazynw stacji w Kowlu, Maniewiczach i Rafawce wypoyczylimy potrzebne nam narzdzia: klucze do odkrcania rub, omy, lewarki, kliny, moty, haki itp. Z poszczeglnych wsi wyznaczylimy ludzi zdolnych do pracy i bralimy ich ze sob codziennie na tory. Tworzyli oni tak zwan ekip robocz, ktra pracowaa pod kierunkiem partyzanckich inynierw. Rozebrane tory wrzucao si w bagna lub zanosio w rne zaktki lasu. Niemcy dwoili si i troili, wyazili wprost ze skry, aeby udaremni nasze akcje. Zdarzao si te czsto, e spotykalimy si z nimi w czasie akcji. Wywizywaa si wwczas walka. Naszym celem byo zapewnienie ekipie roboczej, zatrudnionej przy rozkrcaniu torw, wzgldnego bezpieczestwa podczas pracy. Partyzanci toczyli wic zacite, bohaterskie potyczki z przewaajcymi siami wroga. W drugiej poowie czerwca zaczy pada tak zwane witojaskie deszcze, ktre trway przez cay tydzie. Stworzyo to dodatkowe trudnoci. W naszym tymczasowym obozie nie byo ziemianek ani szaasw, ktre mogyby ochroni nas przed deszczem i chodem. Wracalimy nad ranem z akcji zmoczeni do suchej nitki, dzwonic zbami, godni i niesamowicie utytani w bocie. Naprdce sklecone szaasy z gazi nie osaniay przed dugotrwaym deszczem. Ludzie siedzieli wic przewanie przy kopccych gryzcym dymem ogniskach i drzemali na deszczu. Duo kopotw mielimy te z wyywieniem. Deszcze gasiy nam ogniska, uniemoliwiajc sporzdzenie gorcego posiku. Chopcy zrobili si pospni, skorzy do swarw i ktni. W tym czasie sporo ludzi zapado na gryp, czerwonk i tyfus. Ale mimo tych olbrzymich trudnoci nie zaniechalimy dziaalnoci na torach. Rezultatem naszej operacji byo zupene unieruchomienie linii kolejowej Kowel-Sarny. Kilkadziesit pocigw ze sprztem bojowym i wojskiem bezskutecznie oczekiwao na stacjach i w szczerym polu na trasie od Kowla do Maniewicz. Wreszcie Niemcy, nie widzc innego wyjcia, zaczli kierowa je na tras: z Kowla przez Kiwerce i Rwne. Lecz tam rwnie operoway oddziay partyzanckie ze zgrupowania Begmy, Fiodorowa, Miedwiediewa i inne... W wyniku akcji partyzanckich w cigu czerwca i pierwszych dni lipca 1943 roku na terenie Woynia i Polesia zosta niemal cakowicie sparaliowany ruch na wszystkich liniach biegncych z zachodu na wschd. Niemcy nie byli w stanie dostarczy swojej armii odpowiedniej iloci sprztu, broni i innego zaopatrzenia w przededniu przygotowywania wielkiej operacji ofensywnej pod Kurskiem. Mimo to Hitlerowi udao si zgrupowa w rejonie Kurska znaczne siy - siedemnacie dywizji pancernych, trzy dywizje zmotoryzowane i osiemnacie dywizji piechoty - i pitego lipca przystpi do ofensywy. Najblisze dni lipca przyniosy prawdziw niespodziank. Okazao si, e ofensywa Niemcw, ktra miaa by ich ostateczn prb przerwania si ku bramom Moskwy, natrafia na zdecydowany opr Armii Radzieckiej. Przez kilka dni Armia Radziecka skutecznie powstrzymywaa napr wroga, z kolei za sama przesza do wielkiej kontrofensywy, ktra przyniosa Niemcom drug po Stalingradzie wielk klsk na froncie wschodnim.

Obawa
W kocu lipca w rejon partyzanckiego kraju przybyo ze wschodu, z obwodu czernihowskiego, due zgrupowanie partyzantw pod dowdztwem Bohatera Zwizku Radzieckiego generaa Aleksego Fiodorowa. Zgrupowanie to liczyo ponad dwa tysice dobrze uzbrojonych i dowiadczonych partyzantw i skadao si z siedmiu batalionw. Sztab zgrupowania rozlokowa si w kompleksie lasw Krasnego Boru. Genera Fiodorow przyjecha kiedy do mojego oddziau z wizyt wraz z oficerami swego sztabu. Obejrza urzdzenia bazy partyzanckiej, a gdy zobaczy ani, od razu z niej skorzysta, gdy jak twierdzi, od dwch miesicy nie mia okazji wykpa si w prawdziwej ani. Ich marsz z czernihowskiego obwodu trwa niemal miesic, podczas tej drogi nie byo mowy o kpieli. W czasie tej wizyty peniem rol gospodarza, gdy Bryski by wwczas na specjalnej naradzie w Moskwie. Na cze goci rozkazaem przygotowa suty obiad, zakrapiany francuskim koniakiem, zdobytym w niemieckim transporcie. Po obiedzie prowadzilimy rozmowy dotyczce przyszych zada i naszej wsppracy. Zgrupowanie Fiodorowa miao zosta w tych stronach przez cae lato, a moe nawet a do chwili wyzwolenia. Genera Fiodorow owiadczy, e w najbliszym czasie zamierza zorganizowa przy zgrupowaniu oddzia zoony z polskich partyzantw. Poparem jego myl i obiecaem mu pomc w werbowaniu ludzi i organizowaniu oddziau. Wkrtce potem Fiodorow zaproponowa mi objcie dowdztwa nad polskim oddziaem partyzanckim. Byem t propozycj troch zaskoczony. Poza tym nie mogem sam podejmowa decyzji. Podlegaem Bryskiemu i generaowi Begmie. Zreszt, mwic szczerze, nie bardzo odpowiadaaby mi nowa funkcja. Byem ju zbyt mocno zwizany ze swoimi ludmi i sprawami lokalnymi. Nie miaem chci zaczyna od nowa swojej partyzanckiej dziaalnoci. Wkrtce partyzanci Fiodorowa przeprowadzili akcj bojow na miasteczko Lubieszw lece na pograniczu Woynia i Biaorusi. Stamtd, wraz z nimi, przybya w rejon Krasnego Boru spora grupa Polakw, z ktrych powsta oddzia im. Wandy Wasilewskiej. Dowdztwo nad tym oddziaem obj byy podoficer Wojska Polskiego Szelest. Po skoncentrowaniu si zgrupowania Fiodorowa w tych stronach kraj partyzancki znacznie si rozszerzy i wzmocni. Wzrosa te aktywno akcji bojowych prowadzonych przez brygad na drogach komunikacji wroga. Dniem i noc sycha byo wybuchy min. Wzdu linii kolejowych leay setki wysadzonych pocigw. Niemcy poprzestawali teraz tylko na usuwaniu ich z torw. Wylatyway w powietrze mosty i wiadukty. Na wszystkich gwnych szosach sterczay setki wrakw popalonych samochodw. Partyzanci niszczyli drogi, rzucali na nie pnie drzew, robili wyrwy, zakadali miny, napadali na kolumny jadce na front. Kraj partyzancki sta si teraz jak gdyby osobn republik, ktra miaa swoje wadze i kierowaa si wasnymi prawami. We wsiach i osadach rzdzili ludzie wyznaczeni przez nas. Niemcy nie otrzymywali ju ani grama zboa, ani grosza podatkw. Nie potrafili te zmusi miejscowej ludnoci, by pracowaa dla nich. W obawie przed rosncym ruchem partyzanckim wrg umacnia si w miastach i na stacjach kolejowych, gdzie budowa setki bunkrw. Ten stan rzeczy doprowadza do wciekoci wysze wadze okupacyjne, a nawet wadze w Berlinie.

I oto pewnego dnia otrzymalimy pilne meldunki od naszych specjalnych wywiadowcw o koncentrowaniu si znacznych si Wehrmachtu, oddziau Litwinw, wasowcw i UPA w ucku i Kowlu. Dane z ucka przysa nam inynier Tadeusz Rykowski, ktry by zatrudniony w administracji lenej, a jednoczenie kierowa tamtejsz grup wywiadowczo-dywersyjn. Informacje z Kowla otrzymalimy od kierownika grupy dywersyjno-bojowej Stanisawa Wroskiego, a wiadomo z Sarn od Michaa Lewickiego. Nadeszy te informacje z Rwnego i Brzecia... Wywiad agencyjny ustali, e Niemcy szykuj na partyzantw wielk obaw w lasach Krasnego Boru. W akcji miao wzi udzia okoo dwudziestu tysicy wojska, oddziay andarmerii i specjalnie przeszkolonych banderowcw. Na nieszczcie zwalia mnie akurat z ng cika choroba. Zaczo si od blu gowy, torsji i dreszczy. Z pocztku sdziem, e to grypa, ale gorczka wci wzrastaa, a ciao moje pokryo si czerwonymi plamami. Nie byo wtpliwoci - miaem tyfus. Ta choroba uczynia w cigu tego lata dotkliwe spustoszenie w naszych szeregach. Trudne warunki bytowe, brud, wszy i niedostatek stwarzay dla niej doskonay klimat. Ludzie padali jak muchy. W owym czasie na caym Woyniu zmaro na tyfus tysice ludzi. Tymczasem sytuacja oddziaw zgrupowanych w Krasnym Borze staa si bardzo niebezpieczna. W tych gorcych dniach zmuszony byem przekaza dowdztwo. Powierzyem je swemu bojowemu wsptowarzyszowi i przyjacielowi Dymitrowi Chwiszczukowi. * Zdarzao si do czsto, e wraz z wyruszajcymi na zadania grupami udawali si poszczeglni dowdcy oddziaw i pododdziaw; czsto te szli na zadania pracownicy sztabw i zaopatrzeniowcy. Dowdca oddziau, nie chcc siedzie bezczynnie w bazie, bra pod swoj komend jedn z grup, ktr tymczasowo dowodzi. Chodzilimy na dalekie rejsy, wynoszce po kilkaset kilometrw. Tak byo i tym razem z Chwiszczukiem. Zanim jeszcze nadeszy wieci o tym, e Niemcy przygotowuj przeciwko nam now obaw, Dymitr Chwiszczuk znajdowa si pod Wodzimierzem, dokd wyruszy z osiemnastoma ludmi na akcj dywersyjn. Na og na tego typu zadania chodzio po kilku ludzi. Grupa Chwiszczuka bya liczniejsza, zachodzia bowiem obawa, e zetknie si z bandami UPA, ktre w tych stronach miay swoje rejony koncentracyjne. Dywersanci Chwiszczuka wysadzili trzy niemieckie transporty i wracali do bazy w Krasnym Borze. Midzy Kowlem a Turzyskiem partyzanci zatrzymali si w lesie na odpoczynek. W pobliu biega droga w kierunku pnocnym. Na tej wanie drodze pnym wieczorem, gdy grupa szykowaa si do dalszego marszu, pojawili si jacy uzbrojeni ludzie. Obserwujc maszerujcych z ukrycia, partyzanci stwierdzili, e s to banderowcy. Wszyscy mieli znaki tryzuba na czapkach. Partyzanci postanowili zaczeka i wyj dopiero wtedy na drog, gdy grony przeciwnik oddali si. Lecz po przejciu pierwszej grupy, liczcej okoo pidziesiciu banderowcw pojawi si od strony Turzyska nowy oddzia, zoony ze znacznie wikszej iloci ludzi. Chwiszczuk nakaza partyzantom zaj stanowiska w ukryciu i czeka. Mino p godziny, zanim dywersanci mogli wyj z lasu na drog. Ledwie zrobili kilkadziesit krokw, rozleg si z tyu ttent koni. Chwiszczuk chwil nasuchiwa, wreszcie powiedzia: - Jedzie chyba z pidziesit koni. Kry si! Rosy tu niewysokie zarola. Noc bya do ciemna, i z odlegoci dwudziestu metrw trudno byo cokolwiek dostrzec. Partyzanci nie odbiegali wic daleko. Wkrtce z mroku wypynli kawalerzyci.

Byo ich okoo trzydziestu piciu. Jechali do szybko i gdyby nie gone i zupenie swobodne zachowywanie si jedcw, mogoby si zdawa, e cigaj tych, ktrzy poszli przodem. W godzin potem, gdy partyzanci znaleli si na skraju lasu, u zbiegu dwch drg pod wsi Zielona, znw natknli si na wychodzcy z lasu duy oddzia zbrojnych ludzi. W ostatniej niemal chwili partyzanci zatrzymali si i przepucili tajemniczy oddzia. Chwiszczuk nie mia wtpliwoci, e wszyscy ci ludzie byli banderowcami. Zastanawia si tylko nad tym, dokd kieruj si bandy, ktre dotychczas grupoway si w lasach wok Wodzimierza. Dowiadczenie partyzanckie nakazywao mu ustali zamiary band. - Mustafa - szepn do ucha Kolki. - Pjdziesz i doczysz do tej bandy. Dowiesz si, dokd id. Spotkamy si u ojca w Bielinie... Kolka zrozumia w lot, o co chodzi. Wysun si szybko na drog i znik w mroku. Banderowcy maszerowali bezadnie kup. Rozbijali si w drodze na grupy i grupki. Byli jeszcze w swoim rejonie i czuli si pewnie. Mustafa niebawem doczy do ostatnich trzech banderowcw, ktrzy ledwie powczyli nogami. Jeden z nich, sdzc po gosie zupenie jeszcze mody, narzeka: - Co ich tak optao, e pdz jak czorty. Czowiek ju ng nie czuje... - Nie marud, Stepan, bo moe by jeszcze gorzej. - Gdybym wiedzia, wcale bym nie poszed do kurina... Obiecywali zote gry, a tymczasem czowiek ma tylko wszy i otarte do krwi nogi... - A karabin ci dali, prawda? - wtrci trzeci z idcych. - To te co znaczy. Teraz bdziemy mogli rozprawi si z Lachami.- A tymczasem ka nadstawia ba za Niemcw, wojowa z bolszewikami. - Ej, gupi - wtrci ten drugi. - Ziemi ci obiecali i bdziesz j mia, jak wrcimy do wsi. Wemiesz za on Marf Kowalczuka. Nie dziadem wrcisz, a bogaczem. - Jeli mnie prdzej nie pogrzebi... - Strici, nie narzekajcie tak gono, bo komandir usyszy i moe by le - rzek Mustafa, ktry zdy ju przyczepi do czapki byszczcy znaczek banderowski. - Nikt tu nie narzeka gono - odpar mody banderowiec, wpatrujcy si w Mustaf. - Komandir nie usyszy, idzie na przedzie. Ale co prawda, to prawda. Na Lachw to bym zaraz mg uderzy, a z bolszewikami gorsza sprawa. Zanim si tam dowleczemy, do tego Krasnego Boru, poowa kurina nie bdzie zdolna do walki. - Nie jest tak le, Stepanku. Chwali Boga inni s bardziej wytrwali od ciebie. Nie trzeba odwagi, eby i na Lachw. Nie maj si czym broni. Trzeba sprbowa z t band w Krasnym Borze. Tam te bdzie chyba sporo wszelakiego dobra. - A juci, bdziesz si mia czym obowi. Najesz si jak pies sianem! Ju tam Niemcy wszystko zagarn dla siebie... - Ale przecie obiecali, e to, co bdzie w Karasinie i Serchowie, dla nas zostanie - rzek jakby z pewnym niepokojem mody banderowiec. - Obiecali, wic si ciesz obiecank. Mody, to i gupi. Mustafa przysuchiwa si pilnie rozmowie. Sprawa bya jasna. Banda sza wsplnie z Niemcami na Krasny Br, na partyzanck baz. Mustafa rozumia, e nie ma czasu do stracenia, e trzeba

niezwocznie uprzedzi sztab brygady o napaci. Nie zwlekajc wic, opuci banderowcw i zaszy si w las. W pierwszej lepszej zagrodzie poyczy konia od gospodarza i popdzi na umwiony punkt do Chwiszczuka. Dymitr czeka na niego. Domyla si ju poprzednio, dokd zdaj bandy UPA, ale chcia si jeszcze upewni. Wysa ju cznikw do Liszniwki, Karasina, Serchowa i Houzji. Znajdoway si tam obecnie nasze wysunite placwki. Byy one do silne i dobrze uzbrojone. Niemniej jednak naleao je niezwocznie uprzedzi o grocym niebezpieczestwie. Po wysuchaniu relacji Mustafy Chwiszczuk wyruszy konno do sztabu. * Po przybyciu zgrupowania partyzantw generaa Fiodorowa w rejon Krasnego Boru nastpi podzia kraju partyzanckiego na strefy przeznaczone do obrony. Oddziay generaa Fiodorowa zajy pnocno-wschodnie rejony, roztaczajc opiek nad takimi wsiami i osadami jak: Uhrynicze, Berezicze, Wlka Lubieszowska, Sudcza, Kuchecka Wola, Jezierce. Nasza brygada obja stra nad poudniowo-zachodnim terenem i zorganizowaa wysunite punkty obrony w Nowych Czerwiszczach, Hrywie, Karasinie, Liszniwce, Serchowie. Na pocztku sierpnia ponad poowa ludzi z brygady wykonywaa rne zadania dywersyjne, z dala od bazy. Cz oddziaw ze zgrupowania Fiodorowa rwnie wysza na dalekie rejsy: jeden batalion wyruszy za Bug na tereny polskie, drugi a na Litw, trzeci za batalion wraz z oddziaem Mahometa, ktry wchodzi w skad naszej brygady, uda si w rejon Rwnego. W kraju partyzanckim pozostao wic w chwili otrzymania wiadomoci o organizowaniu przez Niemcw wielkiej obawy w sumie okoo tysica dwustu partyzantw. Wrg dysponowa dywizj piechoty, w ktrej skad wchodzia artyleria, modzierze, samochody pancerne i tankietki, zmobilizowa rwnie lotnictwo bombowe i zwiadowcze. W sumie Niemcy wprowadzili do akcji okoo pitnastu tysicy onierzy. Pomaga im miay bandy UPA spod Wodzimierza liczce okoo trzech tysicy striciw oraz mniejsze grupy bulbowcw spod Koek. Kiedy Chwiszczuk przyjecha do sztabu generaa Fiodorowa, odbywaa si tam odprawa dowdcw. Dymitr zoy meldunek. - Wiemy o tym - odpar genera. - Ju od dwch dni obserwujemy ich ruchy. Czekalimy na was, towarzyszu Chwiszczuk. Wanie rozwaamy, jak zorganizowa obron i przygotowa si do ewentualnej ewakuacji za Styr. Musimy by przygotowani na wycofanie si z Krasnego Boru. Sprbujemy jednak odeprze wroga. Chwiszczuk zaj miejsce za stoem, przy ktrym pochyleni nad map siedzieli dowdcy oddziaw. Fiodorow wyjania dalej: - Niemcy skoncentrowali si w rejonie Kamienia Koszyrskiego. Dzi stali jeszcze w swoim miejscu koncentracji, ale bandy UPA maszeruj dniem i noc. Wydaje si, e Niemcy zastosowali tu chytr polityk wobec banderowcw. S pewni, e bandom uda si nawiza z nami walk, wypchn nas na pnoc i rozproszy. Wwczas dopiero wprowadz do akcji swoje wojsko, zmniejszy to oczywicie ich straty. Bandy UPA najprawdopodobniej bd usioway przeprawi si przez Stochd, gdzie na odcinku Czerwiszcze-Hrywa. Miejsca te musz by pod sta obserwacj. Broni tych przepraw ma brygada Diadi Pieti, ona rwnie stawia opr na punktach w Czerwiszczach, Hrywie, Liszniwce, Karasinie. Szczegln uwag naley zwrci na Serchowo. W razie koniecznoci wycofania si, obra

oglny kierunek na Jezierce. Jeli chodzi o drugi ewentualny punkt przeprawy band UPA, to moe on by gdzie w rejonie Obzyra. Za ten rejon odpowiada towarzysz oginow. Moje zgrupowanie dziaa w pozostaych rejonach, gwnie broni przeprawy w Wlce Lubieszowskiej oraz przyjmuje na siebie uderzenie Niemcw. Z kolei genera omwi jeszcze spraw organizacji cznoci, zaopatrzenia w amunicj oraz ewakuacji ludnoci cywilnej i wydzieli w tym celu cz partyzantw. Dowdcy wrcili do swoich oddziaw. Chwiszczuk wybra stanowisko dowodzenia na maej wysepce o dziwnej nazwie ypa, otoczonej zewszd bagniskami. Mia std jednakow odlego od tych wszystkich punktw obrony, za ktre ponosi odpowiedzialno mj oddzia. Ja nadal nie byem w stanie kierowa walk swego oddziau. Choroba obezwadnia mnie zupenie. Tej samej nocy na zachodzie, w rejonie Czerwiszcz i Nabrski, rozpocza si silna strzelanina, ktra narastaa w miar upywu czasu. Po pnocy sycha byo wystrzay z modzierzy, wybuchy granatw. Nad ranem przyby do Chwiszczuka cznik od Koniszczuka. Koniszczuk donosi, e oddzia jego toczy walki z przeprawiajcymi si bandami UPA w rejonie Czerwiszcz i zmuszony zosta do wycofania si na poudniowy wschd, gdzie zaj obron we wsi Hrywa. Nacisk band jest tak silny, e zachodzi obawa, i bdzie musia opuci Hryw i przesun swoje siy na poudniowy wschd. W godzin pniej nadszed meldunek, od Icka Guza, ktry kierowa obron w Liszniwce, e walki w Hrywie cichn i bandy UPA zbliaj si do jego pozycji. Gdzie okoo smej rano toczy si ju bj w Liszniwce. Obrona skadaa si tu z trzydziestu partyzantw uzbrojonych w dwa cekaemy, cztery erkaemy i automaty. Chwiszczuk posa do Liszniwki dodatkowy odwd zoony z dwudziestu partyzantw. Bandy liczce w sumie okoo piciuset ludzi atakoway wie od wschodu i pnocy. We wszystkich punktach oporu partyzanci mieli doskonale przygotowane stanowiska obronne, rozmieszczone na wzgrzach, z dobr widocznoci, i mogli stawia skuteczny opr przewaajcym siom wroga. Nic wic dziwnego, e bandy mimo znacznej przewagi liczebnej nie mogy zama oporu obrocw. W cigu caego dnia banderowcy przypuszczali kilkanacie atakw, ale za kadym razem zmuszeni byli wycofa si na pozycje wyjciowe, mieszczce si na skraju lasu. W walkach tych pado okoo stu banderowcw, partyzanci za ponieli tylko nieznaczne straty: kilku zabitych i rannych. Dowdztwo banderowskie, chcc za wszelk cen zama opr obrocw, postanowio skierowa na ich tyy bateri modzierzy 82 mm, ktr otrzymao od Niemcw. Byo to przedsiwzicie atwe do zrealizowania, gdy partyzanci Koniszczuka opucili ju Hryw pooon na pnocy i bandy wdary si kilka kilometrw na wschd obejmujc kontrol nad drog z Hrywy do Liszniwki. Pno po poudniu na obrocw w Liszniwce spady nagle granaty z modzierzy strzelajcych z pnocnego wschodu. Odamki nie wyrzdziy partyzantom wikszych szkd, gdy podczas ostrzau kryli si oni w schronach, dziaay jednak demobilizujco, ponadto uniemoliwiay skuteczny ostrza przedpola. Chwiszczuk porozumia si z walczcym z prawa Koniszczukiem, proszc go o zorganizowanie wypadu na bateri modzierzy. * Ledwie soce skryo si za horyzont, z rejonu Uroczysko Zuzanka, gdzie zgrupowa si po opuszczeniu Hrywy oddzia Koniszczuka, wyruszya grupa partyzantw liczca dwudziestu trzech ludzi uzbrojonych w cekaem, dwa erkaemy i kilkadziesit granatw. Szli w kierunku poudniowowschodnim. Posuwali si ostronie zwracajc baczn uwag, by nie natkn si na wysunite strae UPA. Partyzanci znali doskonale swoje lasy. Orientowali si, w jakim kierunku biegn lene cieki

i dukty, i Bateria modzierzy staa na wzgrzu, w miejscu styku z cyplem lasu, ktry w ksztacie trjkta siga drogi z Hrywy do Liszniwki. W chwili gdy grupa wypadowa znalaza si w pobliu wzgrza, Koniszczuk, ktry osobicie dowodzi wypadem, podzieli partyzantw na dwie grupy. Omiu ludzi uzbrojonych w cekaem i dwa erkaemy zajo stanowiska z pnocnej strony wzgrza na samym kocu lasu, pozostali za partyzanci udali si na wschodni stron. Dowdztwo UPA nie zadao sobie trudu ubezpieczenia strzelajcej baterii, ktra dziaaa samodzielnie, w odlegoci p kilometra od najbliszego oddziau. Bateria, ktrej dowdc by niemiecki oberleutnant, liczya okoo pidziesiciu Niemcw i banderowcw. Na umwiony sygna grupa znajdujca si z pnocnej strony otworzya z bliskiej odlegoci ogie na bateri, powodujc wielkie zamieszanie wrd obsugi modzierzy. Dowdca baterii przerwa ostrza Liszniwki i zacz natychmiast organizowa obron pnocnej strony wzgrza. Rozpocza si wymiana strzaw. Tymczasem druga grupa partyzantw podsuna si z zachodniej strony tu pod same stanowiska modzierzy, po czym z odlegoci pidziesiciu metrw skoczya na bateri. Pitnacie granatw pado niemal jednoczenie na okopane modzierze. Strzay z pnocnej strony momentalnie ucichy. Na wzgrzu wywizaa si teraz walka. Nastpne serie granatw dopeniy dziea zniszczenia. Wikszo Niemcw i banderowcw poniosa mier od odamkw granatw, cz rozproszya si przeraona, szeciu Niemcw poddao si. Koniszczuk sprawdzi stan modzierzy. Trzy ulegy zupenemu zniszczeniu, pi innych nadawao si do dalszego uytku. Okazao si, e konie baterii, ktre stay nie opodal drogi, w chwili gdy rozpocza si walka na wzgrzu, pozryway wizania i rozpierzchy si w terenie. Nie byo wic sposobu na zabranie wszystkich zdobytych modzierzy. Zachodzia obawa, e za chwil moe tu nadcign jaki wikszy oddzia banderowcw z Hrywy. Czasu byo niewiele. Zniszczono wic granatami trzy modzierze, pozostae dwa zabrano - cignli je niemieccy jecy i szeciu partyzantw. Zabrano rwnie kilka skrzynek granatw do modzierzy. Po otrzymaniu meldunku o zniszczeniu baterii dowdztwo UPA skierowao na Liszniwk nowe oddziay band, liczce ponad tysic striciw. Od witu za nastpnego dnia na obrocw spady bombowce niemieckie. Dwie godziny trwao bombardowanie pozycji partyzantw. Z kolei ruszyy do natarcia wszystkie siy banderowskie. Partyzanci byli zmuszeni wycofa si w kierunku Karasina. Po pierwszym dniu walki Niemcy spostrzegli si, e ich pierwotny plan wypchnicia partyzantw na pnoc spali na panewce, partyzanci bowiem cofaj si nie na pnocny wschd, lecz w kierunku poudniowego wschodu. Nie czekali wic duej i przystpili do walki w rejonach Wlka Lubieszowska, Berenia, Sudcze. Zgodnie z nowym rozkazem niemieckim bandy UPA miay przeszkodzi partyzantom w wycofywaniu si na poudnie odcinajc im drog odwrotu. Plan Niemcw, ktry zmierza do zamknicia partyzantw na mniejszym terenie, okrenia ich i zniszczenia, zosta rozszyfrowany przez generaa Fiodorowa, ktry wyda oddziaom brygady Bryskiego rozkaz dalszego rozpraszania si banderowcw i cigania ich w kierunku poudniowym. W ten sposb Niemcy rwnie musieli rozciga lini ataku i ata wytwarzajc si wyrw midzy swymi oddziaami a oddziaami UPA. W tym samym czasie, gdy toczyy si cikie walki z pnocy, zachodu i poudnia Krasnego Boru, wewntrz bazy czyniono przygotowania do ewakuacji na wschd taboru, urzdze szpitali oraz osad cywilnych.

Trzeciego dnia walk UPA zaatakowaa Karasin. Atak band wspieraa eskadra niemieckich bombowcw, ktre startoway z lotniska w ucku. Po caodziennych uciliwych bojach partyzanci nasi otrzymali rozkaz wycofania si do Serchowa lecego pi kilometrw na wschd od Karasina. Serchw by punktem styku naszej brygady i zgrupowania Fiodorowa. Znajdowao si tu w sumie okoo dwustu pidziesiciu partyzantw. Z pnocy, zachodu i poudnia byy wykopane okopy i schrony. Kilka cekaemw umieszczonych na wzniesieniach miao wgld w przedpola. Szczeglnie dogodne do obrony byy dwa punkty. Jeden z nich mieci si na wzgrzu koo szkoy, skd mia doskonae pole ostrzau na pnoc i zachd, z zachodniej strony cigna si do rozlega kotlinka, widoczna jak na doni. Drugi znajdowa si w pobliu cmentarza i umoliwia kontrol zachodniej i poudniowej strony wsi. Obydwa punkty mogy ze sob skutecznie wspdziaa prowadzc ogie krzyowy. Po zdobyciu Karasina UPA dokonaa przegrupowania swych oddziaw. Niemieckie dowdztwo domagao si zdobycia Serchowa za wszelk cen. Ataki na Serchw poprzedzio pgodzinne bombardowanie lotnictwa niemieckiego. Partyzanci zestrzelili jeden z samolotw. Rozerwa si on w powietrzu i spad na lasy, gdzie staa banda UPA przygotowana do ataku na wie. Siy UPA liczyy tu ponad tysic ludzi. Atak rozpoczto jednoczenie od strony zachodniej, poudniowej i pnocnej. Kiedy pierwsze szeregi band pojawiy si w zasigu broni maszynowej, partyzanci otworzyli ogie. Cekaemy kady nieprzyjaciela pokotem. Strzelay rwnie modzierze zdobyte na wrogu. Po godzinnej walce bandy wycofay si do lasu. Tego pierwszego dnia walki o Serchw banderowcy powtarzali ataki piciokrotnie, lecz za kadym razem partyzanci zmuszali ich do odwrotu. Noc znw rozpoczo si silne bombardowanie Serchowa. Trwao z przerwami do samego rana. O wicie bandy powtrzyy natarcie na wie, sdzc, e tak silny atak bombowcw ostatecznie zamie opr partyzantw. I tym razem wrg si jednak zawid. Partyzanci, wiedzc o tym, e bandy UPA na czas bombardowania cofny si o par kilometrw od zajmowanych pozycji, rwnie zostawili swoje stanowiska obronne i ruszyli za bandami. W ten sposb nie ponieli adnych strat, a po zakoczeniu atakw bombowcw powrcili nad ranem do Serchowa. Natarcie znw si zaamao. Niemcy przysali bandom now bateri modzierzy, ktr jednak dla wikszego bezpieczestwa, trzymano tym razem w Karasinie. Na skutek ognia modzierzy niemieckich obrocy ponieli due straty. Zgino tego dnia ponad trzydziestu partyzantw, okoo pidziesiciu odnioso cisze lub lejsze rany. Bandy jeszcze dwa razy przypuszczay szturm na Serchw. Przed wieczorem udao im si pokona niebezpieczne pole ostrzau cekaemw i podej bardzo blisko do pozycji obrocw. Toczyy si teraz zacite walki przy uyciu granatw i automatw. Chwiszczuk, ktry otrzymywa dokadne meldunki o tym, co si dzieje w Serchowie, skierowa cznika do generaa Fiodorowa. Donosi, e obrocy s u kresu si, otoczeni z trzech stron, e z rejonu Maniewicz nadcigaj w kierunku Serchowa jakie oddziay niemieckie. Ostatnie dane otrzyma od dowdcy najbardziej wysunitej na poudnie placwki w Houzji, ktr banderowcy pominli w atakach na partyzantw, koncentrowali bowiem siy na zdobycie Liszniwki, Karasina i Serchowa. Dymitr meldowa ponadto, e jeli w cigu najbliszych godzin obrocy Serchowa nie otrzymaj pomocy, to nie zdoaj utrzyma tej tak wanej pozycji partyzanckiej. Jedynym silnym

punktem oporu na poudniowym odcinku pozostanie wwczas wie Jezierce pooona na pnocny wschd od Serchowa. Genera Fiodorow, ktry przez kilka dni toczy zacite walki z Niemcami i zosta zmuszony do opuszczenia Wlki Lubieszowskiej, Berezicz, Uhrynicz, Rudki, elenicy, broni w tym czasie osady Kuchecka Wola. Zaleao mu szczeglnie na utrzymaniu Serchowa co najmniej przez nastpn dob. Niezwocznie wic wydzieli ze skadu swego odwodu kompani konnych partyzantw i skierowa j do dyspozycji Chwiszczuka. Niespodziewana odsiecz bardzo ucieszya Dymitra. Genera rozkaza zorganizowa pod oson nocy wypad na tyy band UPA pod Serchowem. Nie byo to trudne zadanie, banderowcy bowiem nie tworzyli jakiej trwaej linii ataku, nacierali jedynie na poszczeglne punkty oporu partyzantw. Kuriny, ktre miay stworzy pozorowan lini midzy Liszniwk, Karasinem i Serchowem, zajy si gwnie rabunkiem zdobytych wsi. W odwodzie Chwiszczuka znajdowao si okoo stu dwudziestu partyzantw. Byli tam rwnie dowdcy opuszczonych placwek: Guz z Liszniwki i Wawrzyniak z Karasina, ponadto Wasia Butko ze swoj kompani, dowdca jednego z oddziaw Samczuk z czci ludzi, Wasia Ziemskow, Bulik i inni. W skad odwodu wchodzili wic dzielni i dowiadczeni partyzanci i dowdcy. cznie za stuosobow kompani kawalerzystw, przysanych przez generaa Fiodorowa, Chwiszczuk dysponowa dwustu dwudziestoma partyzantami. Decyzja bya szybka. Z rejonu ypa szybkim marszem ruszy na poudnie lasami przez Uroczysko Hradki, Uroczysko Beroyca, koloni Zamocie, omin jezioro Ochnicz od strony wschodniej i po pokonaniu botnistego terenu bagna Turniaki uderzy z tyu na oblegajcych Serchw banderowcw. Droga wynosia okoo dziesiciu kilometrw. W odwodzie Dymitra byo trzydziestu konnych partyzantw, reszta nie miaa koni. Dymitr rozkaza wic wszystkim kawalerzystom, ktrzy mieli silniejsze konie, wzi dodatkowo po jednym pieszym partyzancie. W ten sposb dwustu dwudziestu ludzi znalazo si na koniach. W cigu niecaej godziny przedostali si znanymi sobie drogami na brzeg lasu, na bezporednie zaplecze walczcych band UPA. Wwczas nastpio spieszenie oddziau. Konie zostay na brzegu pod ochron kilkunastu ludzi. Partyzanci za poczli przekrada si przez bagniska. * Bagno cigno si ptora kilometra. Na odcinku z Zamocia do Serchowa uoono na bagnach wiklin, pnie modych sosnowych drzew i rne korzenie. Drog t posuwaa si pierwsza grupa liczca trzydziestu partyzantw, pod dowdztwem Wawrzyniaka i Guza. W tym miejscu bagnisko byo najwiksze, grupa miaa jeszcze do pokonania okoo kilometra, poniewa musiaa obej Serchw od strony pnocnej. Wie staa w ogniu. Z daleka wida byo strzelajce w gr pomienie palcych si zabudowa. Chwilami walka zdawaa si niemal zupenie cichn, to znw nasilaa si. - Suchaj, ksidz - szepn Icek Guz do ucha Wawrzyniakowi. - Czy my nie za pno przypadkiem idziemy? Obawiam si, e nic tam wicej nie bdziesz mg zrobi, jak tylko odprawi naboestwo. - Daj spokj gupim artom - odpar Wawrzyniak. - Zdaje mi si, e jeszcze si trzymaj.

Wawrzyniak myla rwnie z obaw o tym, co si dzieje w oblonej wsi. Czy zdyli na czas, czy te bandy kocz ju swoje krwawe dzieo? Czy uda mu si zaj szczyt wzgrza 172,8 i otrzyma od obrocw potwierdzenie, e uzyskali wiadomo o odsieczy? Nie by pewny, czy wzgrze zajte jest jeszcze przez banderowcw, czy te posunli si ju oni w gb wsi. Ostatnie dane, jakie uzyskali cztery godziny temu, wiadczyy o tym, e bandy okryy wie ze wszystkich stron, a o wzgrze toczy si miertelna walka. Tam bowiem mieci si gwny punkt oporu. Teraz nie sycha byo wystrzaw z tamtego kierunku. Bitwa toczya si gdzie w rodku wsi i od strony poudniowo-wschodniej. Ustali z Chwiszczukiem sposb porozumienia si z obrocami. Godzin temu wysa cznika - modego chopca Gonczara - do partyzantw w Serchowie. Jeli dotar do obrocw, powinien wystrzeli zielon rakiet w kierunku poudniowym. Wawrzyniak szed szybko, tu za nim maszerowa Guz, a dalej Bulik i inni partyzanci. Przesuwali si po bagnisku jak duchy. Po upywie p godziny znaleli si na wzgrzu, skd widzieli dokadnie, co si dziao we wsi. Banderowcy byli doskonale widoczni. Cz z nich zalega za budynkami i bezustannie strzelaa w kierunku obrocw. Mae grupy pldroway stojce na uboczu zabudowania i raboway wszystko, co si dao. Chaty stay wzdu trzech dugich ulic, ktre tworzyy otwarty od pnocy czworobok. Midzy ulicami znajdowaa si wolna przestrze w ksztacie rozlegego prostoktnego placu. Od ulicy zachodniej, zajtej ju w caoci przez banderowcw, do rwnolegej z ni, okalajcej wie od strony wschodniej, przestrze wolna wynosia okoo p kilometra. Partyzanci trzymali t woln przestrze pod cigym ogniem. Atakujce od wschodu bandy byy znacznie sabsze i partyzanci skutecznie odpierali ich prby przedarcia si z tej strony. Rwnie ulica okalajca wie od poudnia bya jeszcze wci w rkach partyzantw. Wawrzyniak cigle czeka na rakiet, czas wlk si straszliwie wolno. - Boj si, e ten chopak wpad w apy bandy - rzek Wawrzyniak. - Nie moemy wic czeka. Trzeba wysa drugiego cznika - owiadczy Guz. - Std nietrudno si tam przedosta. - Kto pjdzie? - Ja. Na lewo jest maa kotlinka zaronita krzakami. Za dwadziecia minut bd we wsi. - Ale tam s wszdzie banderowcy. Spjrz, jak strzelaj ze skraju lasu, zaraz za kotlink. - Widz. Dajcie ktry tryzuba - zwrci si do partyzantw. Wielu chopcw posiadao przy sobie znaczki banderowskie, posugiwali si nimi w rnych sytuacjach. - Suchaj, Icek, ty nie powiniene i. Jeste ydem, poznaj ci i wsikniesz - rzek Bulik. - Mwi po ukraisku nie gorzej od ciebie. - Ale wygldasz na yda. - Nikt mnie nie pozna... Guz wzi od kogo znaczek i poszed. Znw chwila napitego wyczekiwania. Wawrzyniak patrzy na ponce chaty, na przesuwajcych si na ich tle jak ruchliwe czarne mrwki banderowcw, na czerwone ogniki plujcych w ich stron kaemw i peemw partyzanckich, na

wybuchajce krwawozotymi supami granaty. Ile to jeszcze podobnych dni i nocy przeyje, zanim nadejdzie chwila wolnoci? Kto wie, czy wrci na swj rodzinny lsk, ktry opuci cztery lata temu, uciekajc przed faszystami. Jakie dziwne i zawie s drogi ludzkiego ycia! Jeszcze sze lat temu z takim zapamitaniem oddawa si w seminarium zgbianiu nauk teologicznych. Matka i ojciec powicili go subie boej, jak to si mwio o tych, ktrzy uczyli si na ksiy. Niewiele mu ju brakowao do wywicenia. Ale wanie wtedy zacz myle inaczej. Zbyt wiele zakamania byo w yciu prywatnym kleru, zbyt wiele widzia na wiecie krzywd i biedy, ktre dopominay si o jakie rozwizanie. Zacz powtpiewa w moc bosk. Przerwa wwczas nauk w seminarium ku wielkiemu ubolewaniu rodziny. Sta si dziaaczem spoecznym. Niebawem wybucha wojna. Nienawidzi faszyzmu, wic uciek przed Niemcami za Bug, a na Woy. Ale i tu niebawem przyszli Niemcy. Zaczli mordowa... Wtedy poszed do lasu. I oto on, niedoszy ksidz, bi si teraz wsplnie z partyzantami radzieckimi, z komunistami o wolno. Mci si za mordy popenione na ydach, na Polakach, Ukraicach i Rosjanach... Bysk jasnej smugi rakiety przeci niebo. Oczy Wawrzyniaka zalniy. W pi si w gr, wreszcie wykwit zieleni i opad na poudniowym skraju wsi. Rozwinici w tyralier partyzanci zaczli bez rozkazu zsuwa si ze wzgrza... * Chwiszczuk podzieli swj oddzia na cztery pododdziay. Najsilniejszy, liczcy stu partyzantw, mia atakowa band od zachodu, nad tym pododdziaem obj komend osobicie. Drugi oddzia liczcy pidziesiciu ludzi, dowodzony przez Samczuka i Butk wysun si na stron poudniow, czterdziestu partyzantw ruszyo na wschd pod dowdztwem przysanego przez Fiodorowa starszego lejtenanta. Stron pnocn zabezpiecza Wawrzyniak, ktry mia zadanie niszczy cofajc si band ogniem automatw i broni maszynowej. W momencie gdy rozbysa na niebie rakieta, partyzanci znajdowali si o sto metrw od pozycji banderowskich. Niemal rwnoczenie wyskoczyli z ukrycia i zbliyli si do walczcych na odlego kilkudziesiciu metrw. Na gony okrzyk Chwiszczuka: Bij faszystw!, rozptao si prawdziwe pieko. Zarzucono band granatami. Walka ta trwaa niecay kwadrans. Atak partyzantw by tak niespodziewany, e banderowcy nawet nie stawiali oporu. Od razu rzucili si do ucieczki, pozostawiajc bro na polu. Nieliczne grupki, ktre usioway si przeciwstawi partyzantom, zostay szybko zlikwidowane. Serchw by wolny. Wrd partyzantw zapanowaa rado. Do witu caa banda UPA skadajca si z piciu kurinw zostaa zdziesitkowana i rozproszona. Sam Halicki, ktry dowodzi trzytysiczn band, ledwie zdoa wymkn si ze swoim sztabem i niemieckimi doradcami. Niebawem nadeszy meldunki, e bandy UPA w Liszniwce i w Karasinie na wie o pogromie pod Serchowem rozpierzchy si w popochu. Gdy nasta dzie, z jakiej stodoy stojcej na uboczu wypez czowiek. Czoga si na czworakach do grupy stojcych nie opodal partyzantw. Pada na ziemi i podnosi si. Twarz mia zalan krwi. Kiedy podczoga si bliej, Wawrzyniak, ktry z niepokojem przyglda si tej dziwnej, okaleczonej postaci, zawoa nagle: - Ratujcie go, to Gonczar!

Skoczyli do chopca i wzili go na rce. - Zapali mnie... - mwi z wielkim trudem, krztuszc si krwi. - Bandyci... Wszyscy dostrzegli na czole chopca wycit gwiazd. Ciao mia pokute bagnetami. - Woajcie tu zaraz lekarza! - krzycza Chwiszczuk. - Nie trzeba... Gdzie jest mj dowdca... towarzysz Wawrzyniak?... Chciabym z nim... - Tu jestem, chopcze... - Mielicie by kiedy ksidzem... - mwi Gonczar powoli. - Powiedzcie, czy Bg naprawd istnieje?... Czy musz si modli przed mierci... Po policzkach Wawrzyniaka popyny zy. Gonczar zrozumia. Uj rk Wawrzyniaka i ucisn j mocno. - Pochowajcie mnie jak komunist - rzek spokojnie. Kiedy nadbieg lekarz Melchior, chopiec ju nie y. * Nastpnego dnia wobec sytuacji, jaka wytworzya si na pnocy i poudniu, partyzanci zmuszeni byli wycofa si z Serchowa. Genera Fiodorow w walce z dziesiciokrotnie wikszymi siami Niemcw opuszcza ju Kucheck Wol. W tym te czasie zosta ewakuowany cay obz mieszczcy si w Krasnym Borze. Kolumny ludnoci, rannych i taborw posuway si wrd lasw w kierunku Styru. Brygada Bryskiego wycofywaa si w stron Jezierc i dalej na wschd. Po otrzymaniu wiadomoci o rozbiciu band UPA Niemcy skierowali w lasy Krasnego Boru now dywizj zgrupowan w Kowlu i Kiwercach. Dywizja ta miaa zaatakowa partyzantw od poudnia, lecz oddziay partyzanckie nie czekay, a nadejd nowe siy Niemcw, i zaczy posuwa si na wschd. Dziewitego dnia obawy, pod wieczr, do Styru, w pobliu wsi Mynek, dobiy pierwsze kolumny ewakuacyjne, ubezpieczone z przodu siln stra. Tutaj zostay niespodziewanie ostrzelane zza rzeki ogniem karabinw i automatw. Z drugiej strony rzeki zaja pozycj niewielka banda bulbowcw, ktra przybya tu z Koek. Partyzanci odpowiedzieli ogniem z cekaemw i dwch modzierzy. Mae grupki partyzantw poczy wpaw przeprawia si pod oson nocy na drug stron rzeki, pragnc zdoby przyczek. Banda nie dawaa si jednak zepchn znad brzegu. Specjalny oddzia zoony z cieli, stolarzy i kilku byych wojskowych-saperw zacz budowa prowizoryczny most. Poszy w ruch piy i siekiery. cigano nad rzek kloce drzewa, gazie, trzcin i chrust. Przed witem most siga ju przeciwlegego brzegu. * Partyzancki szpital poowy by wwczas przepeniony dziesitkami rannych, ktrzy nieustannie napywali z rnych stron. Dwaj lekarze Melchior i Ratniewski oraz trzy sanitariuszki pracowali w pocie czoa. Szpital pocztkowo mieci si w rejonie Ostrwka, lecz w miar cofania si oddziaw musia przenie si dalej na wschd. Zdarzyo si tak, e partyzanci musieli wzi pi furmanek, nalecych do szpitala, by dowie amunicj walczcym oddziaom. Gdy naciskani przez Niemcw zacili odstpowa, wykorzystali

furmanki jako transport dla siebie. Ranni i personel lekarski bezskutecznie oczekiwali powrotu wozw. Niemcy tymczasem podchodzili ju do Ostrwka. Strzay rozlegay si niedaleko. - Suchaj, Dina - rzek ciko ranny partyzant, kowal Kramer, zwracajc si do modej sanitariuszki. To chyba Niemcy strzelaj. Powiedz, oni s ju blisko? - Nie. Nasi ich bij! - odpara dziewczyna, nie patrzc mu w oczy. - Kamiesz! Dlaczego nie ma furmanek? - Zaraz bd... - Nie kam! - rzuci ze zoci Samczuk, ktry od dwch dni przebywa w szpitalu. Zosta ranny w praw rk w walce pod Serchowem. - Nasi odeszli i nie ma co kama. - Dina, ty mnie nie zostawisz samego, prawda? - mwi Kramer. - Nie zostawi. Nigdy... - Ale nie warto si powica dla czowieka, ktry jest skoczony. Ja by moe i tak nie wyyj. Lepiej bdzie, jeli mnie zabijesz. - Przesta! - krzykna dziewczyna. - On ma racj - odezwa si mody, szczupy chopiec ranny w obydwie rce. - Lepiej nas dobijcie, a sami uciekajcie. - Jestecie podli! - rzucia druga sanitariuszka Rena, ktra owijaa bandaami gow jednego z rannych. Pociski ze wistem przecinay powietrze. - Uciekajmy std! - wrzasn przeraliwie jaki brodaty partyzant. Oczy mu nabiegy krwi. Zerwa si z ziemi i stan na zranionej nodze. Zrobi par krokw i upad jczc: - Dobijcie mnie, dobijcie! Ranni, ktrzy mogli stan na nogach, prbowali, zataczajc si z osabienia, opuci to niebezpieczne miejsce. Lekarze nie sprzeciwiali si. Wkrtce jednak zaturkotay furmanki. Ranni zaczli si toczy wok podwd przepychajc si jeden przez drugiego. Na kadej furmance usadowio si po dziesiciu i wicej ludzi. Nikt teraz nie narzeka. Furmanki potoczyy si po lenych wertepach, trzsy i chwiay si na wszystkie strony. Gdy koa wpaday w wykroty lub uderzay w sprchniae pnie albo korzenie, ten i w spada na ziemi... Lekarze i sanitariuszki, dla ktrych nie starczyo miejsca, biegli za furmankami. Po piciu godzinach takiego uciliwego przedzierania si przez wertepy i bagniska szpital poowy dobrn w kocu do przeprawy. Rankiem dziesitego -dnia obawy partyzanci rozbili band bulbowcw, ktra bronia dostpu do Styru. Kolumny ewakuacyjne przez cay dzie przeprawiay si po mocie na drugi brzeg rzeki. Ewakuacja zostaa zakoczona. Oddziay partyzanckie i ludno z osad lenych skoncentroway si w olbrzymim kompleksie lasw na pnoc od Swarycewicz. Niemcy zaniechali dalszej obawy, pozostawili jedynie w lasach Krasnego Boru kilka kurinw UPA, ktre miay nie dopuci do powtrnego zajcia tych rejonw przez resztki rozbitych bandytw. Skoro tylko jednostki

Wehrmachtu wycofay si do swych garnizonw, rozpocz si rajd powrotny do bazy... Przez kilka dni oddziay toczyy jeszcze walki z bandami UPA. Po tygodniu kraj partyzancki by znw wolny. Niemcy zostawili po sobie straszliwe spustoszenia w kraju partyzanckim, spalili doszcztnie wsie. Cz mieszkacw, ktra schronia si w lasach lub razem z nami ucieka za Styr, teraz wrcia do spalonych domostw. Dua jednak cz pozostaa na miejscu i ci padli od kul. Po drogach i lasach peno byo trupw pomordowanych ludzi: dorosych i dzieci. Jeszcze przed obaw, z rnych stron Woynia szczeglnie zagroonych przez bandy UPA, zaczy wyjeda za Bug polskie rodziny. Chciaem nawiza kontakt z polskim partyzanckim ruchem ludowym. Po porozumieniu si z pukownikiem Bryskim postanowiem wysa na teren Polski specjalnego cznika. Wiedziaem ju o istnieniu w kraju GL, o roli PPR w organizowaniu walki zbrojnej przeciwko okupantowi. Liczyem na to, e w najbliszej przyszoci bd dziaa na terenie Polski. Wybr pad na Kazika Sowika, ktry wyrazi ch wyjazdu do Polski. Caa jego rodzina - ojciec, matka i ona - pochodzia z Kielecczyzny i wszyscy oni pragnli wrci w swoje rodzinne strony, gdzie nie grozio im niebezpieczestwo ze strony band UPA, ktre ju kilkakrotnie napaday na Konisk. Po serdecznym, braterskim poegnaniu rozstalimy si z Kazikiem. Obiecywalimy sobie solennie, e spotkamy si za kilka miesicy, ale stao si inaczej. Odnalelimy si dopiero po zakoczeniu wojny.

Sprawy mae i wielkie


W rejonie kraju partyzanckiego powsta samorzutnie niewielki oddzia zoony z Polakw, ktrym kierowa mody i energiczny czowiek nazwiskiem Bogulak. Pochodzi z Powrska, stamtd te rekrutowaa si wikszo jego ludzi. Oddzia Bogulaka kwaterowa w lasach pod Karasinem. Pewnego razu ochrona bazy przyprowadzia do mnie Bogulaka. Przywita si po wojskowemu. Zjedlimy wsplnie obiad, a pniej rozpoczlimy rozmow. - Przyszedem do pana po rad - powiedzia Bogulak. - Jeszcze wiosn, gdy pomylaem o stworzeniu oddziau, wydawao mi si wszystko jasne i zrozumiae. Mylaem: zbior ludzi, uzbroj i rozpoczn walk z Niemcami i banderowcami. Wiedziaem, e nie mona bezczynnie przypatrywa si, jak wrg znca si nad narodem. Ale tu, na kresach, sprawy s powikane, nard nie jest jednolity. Utworzyem oddzia. Przeprowadzilimy kilka drobnych akcji, a teraz stoimy w lesie i nie wiemy, co dalej z sob robi. Rozumiem dobrze, e obecnie nie mona dziaa w zupenym oderwaniu od jakiego politycznego kierownictwa. To byo moliwe jeszcze rok temu. Dzi trzeba si komu podporzdkowa, bo bardzo atwo mona zgubi oddzia i siebie. - Ma pan suszno - potwierdziem. - Dowdca powinien rozumie swoj rol i cele oddziau. Dzi nie mona walczy na wasn rk. - Tak. I dlatego przyznam si panu szczerze, e od pewnego czasu chodz przygnbiony. Niektrzy moi ludzie proponuj, eby i pod Kowel i przyczy si do 27 Dywizji Woyskiej. Byli u mnie przedstawiciele z dowdztwa, ktrzy uznali nas za jeden ze swoich oddziaw. Ale ja nie mogem si zdecydowa na przyczenie do nich. Wiem dobrze, e 27 Dywizja siedzi bezczynnie w Zasmykach. Nie prowadzi akcji przeciwko Niemcom, ogranicza si jedynie do star z banderowcami. Poza tym ich

dowdztwo to przewanie byli oficerowie i przedstawiciele obszarnikw... A oni zawsze maj na uwadze przede wszystkim swoje wasne interesy. Z drugiej strony wiem dobrze, e niektrzy Polacy walcz wsplnie z radzieck partyzantk przeciwko Niemcom i banderowcom. Pan te przyczy si do Diadi Pieti. Wiem, e to jest bardzo porzdny czowiek. Tu wszyscy Polacy go chwal. Ale to s przecie bolszewicy, a my jestemy Polakami. Ich cele s chyba odmienne ni nasze. Obserwuj od dawna wszystkie wydarzenia na tym terenie. Wy wsplnie bijecie Niemcw, wysadzacie pocigi, napadacie na garnizony niemieckie, macie wiele osigni. I to mi si bardzo podoba. Robicie wanie to, o czym mylaem jeszcze wiosn. Rzd londyski gosi, e Zwizek Radziecki jest naszym wrogiem. Ja tego nie mog poj, wiem, e Rosjanie pomagaj ludnoci polskiej. Tu, niedaleko Serchowa, jest kilka tysicy ludzi, ktrych partyzanci Diadi Pieti uratowali od mierci. Syszaem o samoobronie w Hucie Stepaskiej, gdzie zgino te wielu waszych partyzantw. Co tu jest nie tak, bo czy mog uwaa za wroga czowieka, ktry wasn piersi ochrania nasze matki, ony i dzieci przed morderczym ciosem?... Wytumaczcie mi to wszystko. Wiedziaem, e ten czowiek nie moe odej std bez wyjanienia. Musi otrzyma ode mnie moliwie jasn odpowied na swoje wtpliwoci. Byem bardzo wzruszony jego sowami. Ilu Polakw tu, na kresach, przeywao w owym czasie to samo. Zaczem mwi o historii naszego kraju. O powstaniach narodowych, o patriotach i zdrajcach, o klsce wrzeniowej i o moich przeyciach wojennych z owego okresu, o wszystkich doznanych blach i rozterkach duchowych. Opowiedziaem mu, dlaczego przystpiem do wsppracy z radzieckim ruchem partyzanckim. Mwiem o tym, e wolno Polski wie si nierozerwalnie z losami wojny toczcej si na wschodzie. Sucha mnie z gbokim zainteresowaniem. Niejednokrotnie wtrca zdania, ktre byy uzupenieniem moich myli. Rozmawialimy ze sob przez ca noc. Bogulak zapali si. Mwi z coraz wikszym uniesieniem. Zacz snu plany na przyszo. Zamierza przeprowadzi prac uwiadamiajc wrd swoich partyzantw, chcia w najbliszym czasie nawiza cis wspprac z radzieckim ruchem partyzanckim. Chcia zwerbowa do oddziau Polakw z okolicznych osad, wsi i miasteczek. Zna jeszcze inn grup Polakw dziaajcych pod Kucheck Wol. Postanowi j poczy ze swoim oddziaem i razem z ni wej w skad naszej brygady. Gdy nadszed dzie, poprosi mnie, bym uda si z nim razem do jego oddziau i pomg mu przekona ludzi o koniecznoci wsplnego dziaania z partyzantami radzieckimi. Jeszcze tego samego popoudnia pojechalimy do jego obozowiska. Ludzie Bogulaka przywitali mnie bardzo serdecznie. Spdziem wrd nich dwa dni, podczas ktrych prowadzilimy dyskusje na temat co robi? Bogulak wyjani partyzantom swoj decyzj, owiadczy, e nareszcie bd mogli skutecznie bi Niemcw, e pjd w lady innych Polakw, ktrzy walcz w radzieckim ruchu partyzanckim. Na ten temat byo dziesitki rnych wypowiedzi i wtpliwoci. Wikszo jednak popara myl Bogulaka przyczenia si do naszej brygady. Postanowiono wic w cigu najbliszych kilku tygodni przeprowadzi par akcji, zdoby dodatkow ilo broni i umundurowania, zwerbowa wicej ludzi, przyczy do siebie luno dziaajce grupy z Kucheckiej Woli i dopiero wwczas przyj do Krasnego Boru. Wkrtce oddziaek Bogulaka, liczcy trzydziestu partyzantw, wyruszy na zadanie bojowe w rejon Kucheckiej Woli.

W dziesi dni pniej przyjecha do bazy konny cznik od Bogulaka z meldunkiem, e wszystko jest na najlepszej drodze: oddzia powikszy si o nowych dwudziestu ludzi. Jak si okazao, przeprowadza on w terenie szerok prac propagandow wrd Polakw, zachca ich do wstpowania w szeregi radzieckiej partyzantki oraz niesienia wszelkiej pomocy grupom i oddziaom w walce z okupantem. Mino jeszcze dwa tygodnie i nagle otrzymaem tragiczn wie, e Bogulak nie yje. Podobno zosta zastrzelony podstpnie przez swego bezporedniego zastpc, ktry podporzdkowa oddzia wpywom 27 Dywizji Woyskiej... * W tym samym niemal czasie utworzyem z Polakw niewielk, samodzieln grup bojow, liczc dwudziestu kilku partyzantw, ktrych zamierzaem przyczy do oddziau Bogulaka po jego przybyciu do bazy. Ludzi tych zwerbowaem spord uciekinierw, uzbroiem ich w bro z zapasw brygady. Wkrtce po mierci Bogulaka grupa ta odczya si od nas i zdezerterowaa. By to jeszcze jeden cios, jaki spotka mnie ze strony rodakw, ktrych wprowadzaa w bd polityka delegatury rzdu londyskiego... * Lato 1943 roku przynioso ze sob nowe radosne wieci z frontu wschodniego. Poczwszy od lipca Armia Radziecka przeprowadzia szereg wielkich operacji wojennych, w wyniku ktrych wyzwolone zostay olbrzymie poacie Zwizku Radzieckiego okupowane przez hitlerowcw. 12 lipca wojska Frontu Centralnego dowodzone przez generaa Rokossowskiego przystpiy do kontrofensywy przeciwko zgrupowaniom niemieckim pod Kurskiem. W rezultacie tych dziaa 5 sierpnia zosta wyzwolony Orze, a 6 sierpnia Biegorod. Niemcy zmuszeni zostali do wycofania swoich si o kilkaset kilometrw na zachd. W cigu sierpnia Armia Radziecka, rozwijajc swe dziaania ofensywne na caej linii frontu, zdobya Charkw i wiele innych miast na Ukrainie i dosza do Dniepru na poudnie od Kijowa. Rwnie na poudniu, na Kubaniu i w rejonie Donbasu, wojska radzieckie odniosy znaczne sukcesy, zdobywajc Taganrog, Mariupol, Stalino, Noworosyjsk. W cigu wrzenia wojska Frontu Centralnego wyzwoliy Briask i Smolesk. Wiadomoci te dodaway nam ducha i si do walki, byy nasz najwiksz radoci w tych trudnych dniach zmaga z okupantem. Wiedzielimy, e chwila wyzwolenia jest ju niedaleka. Sukcesy Armii Radzieckiej spowodoway powane zmiany rwnie na naszych terenach. Woy sta si w kocu lata 1943 roku bezporednim zapleczem armii niemieckiej. Do miast i osad Woynia zaczy ciga niemieckie jednostki tyowe, ktre miay za zadanie organizowa bazy zaopatrzenia i odwody i strzec linii komunikacyjnych. Sytuacja ta wymagaa od nas podjcia nowych akcji bojowych w znacznie bardziej skomplikowanych warunkach. Nasuwaa potrzeb przygotowania szerszych planw dziaania, cile skoordynowanych z bezporednimi zadaniami wojsk radzieckich na froncie. Zastanawiajc si nad przyszymi operacjami Armii Radzieckiej, doszlimy do przekonania, e Woy moe sta si terenem cikich zmaga z hitlerowskimi wojskami. Na pnocy i pnocnym wschodzie rozcigay si olbrzymie obszary bagien poleskich, zupenie niedogodne do dziaa wojennych. Sdzilimy wic, e tu, na Woyniu, nastpi jedno z gwnych uderze wojsk radzieckich dziaajcych na Froncie Centralnym. W zwizku z tym nasuno si szereg wnioskw, ktrych realizacja wymagaa od nas niezwykych wysikw.

Dziaajc z ramienia dowdztwa zgrupowania partyzantw na Woyniu, ponosiem odpowiedzialno za polskich uciekinierw, ktrych w kocu wrzenia 1943 roku byo w kraju partyzanckim kilkanacie tysicy. Rwnie w innych rejonach powstay takie zgrupowania Polakw-uciekinierw. Ludzie ci wymagali cigej troski i opieki ze strony brygady. Kiedy na teren Woynia cigny nowe jednostki niemieckie, regularne zaopatrzenie ludzi w ywno, odzie, lekarstwa itp. rzeczy stao si niezwykle powanym problemem, tym trudniejszym, e wsie i miasteczka okoliczne byy spalone przez Niemcw i banderowcw. W tym czasie aktywno band UPA wcale nie osaba. Istniao cigle niebezpieczestwo napadw na baz partyzanck i lene osady. Spodziewalimy si ponadto, e wkrtce moemy otrzyma zupenie nowe zadania, zmuszajce nas do opuszczenia dotychczasowego rejonu dziaania i przeniesienia si w inne strony. wiadczyy o tym pewne wytyczne otrzymywane ostatnio od generaa Begmy, ktry zaleci zachowanie penej gotowoci do wymarszu. W rozkazach generaa Begmy mwio si rwnie o koniecznoci ewakuacji uciekinierw na Biaoru, z terenw, gdzie dziaalno UPA bya szczeglnie oywiona. Na domiar zego zbliaa si zima, ktra niosa ze sob dziesitki nowych problemw do rozwizania. W tej sytuacji odbya si na pocztku padziernika w Krasnym Borze druga z kolei narada powicona rozwizaniu kwestii uciekinierw. Z ramienia sztabu zgrupowania partyzantw radzieckich przyby na t odpraw pukownik Kudojar. Udzia w naradzie wzi rwnie Mikoaj Kunicki, dowdca oddziau partyzanckiego im. Stalina, i Wincenty Roszkowski dowdca innego polskiego oddziau partyzanckiego10. Wwczas to podjta zostaa decyzja przeprowadzenia na wielk skal ewakuacji zagroonych uciekinierw na Biaoru, w rejon bot piskich. Byo to przedsiwzicie niezwykle trudne, gdy wizao si z caym szeregiem problemw natury organizacyjnej i wojskowej. Naleao bowiem pomyle nie tylko o bezpiecznym przetransportowaniu ludzi w rejony pooone okoo stu pidziesiciu kilometrw na pnoc, lecz rwnie o zorganizowaniu dla nich odpowiednich warunkw, ktre pozwoliyby im przetrwa na nowym terenie a do chwili wyzwolenia przez Armi Radzieck i Wojsko Polskie. Biaoru w tym czasie, podobnie jak Woy, bya ogniskiem ywej dziaalnoci partyzantw radzieckich. Walczyo tam aktywnie wiele brygad i oddziaw radzieckich, a wrd nich take kilka duych oddziaw polskich. Wiedziaem, e w rejonie Janowa Poleskiego istnieje polski oddzia partyzancki im. T. Kociuszki, dowodzony przez Klima i Warchockiego. Oddzia ten wchodzi w skad brygady piskiej pod dowdztwem Szubitidzego. Syszaem te, e Zwizek Patriotw Polskich w Moskwie skierowa do oddziau im. T. Kociuszki grup partyzantw, pod dowdztwem Kasmana11, Rzgi i Borkowskiego. Spraw ewakuacji uciekinierw rozwizywalimy wsplnie z pukownikiem Kudojarem, z doktorem Parnasem i z Kunickim. Postanowilimy porozumie si z dowdztwem polskich oddziaw partyzanckich na zachodniej Biaorusi. W tym celu opracowalimy specjalne pismo i wysalimy czowieka, ktry mia za zadanie nawiza kontakt z polskimi partyzantami. Pukownik Kudojar rwnie skierowa cznikw do radzieckich partyzantw na Biaorusi. Przystpilimy do przygotowania ewakuacji uciekinierw. Poszczeglne oddziay partyzanckie wydzieliy specjalne grupy, liczce w sumie kilkuset dobrze uzbrojonych ludzi. Grupy te miay chroni ewakuowanych na caej trasie przemarszu. Oprcz tego stworzylimy dodatkow ochron, liczc
10

Roszkowski peni obowizki dowdcy oddziau czasowo, gdy faktyczny dowdca Robert Satanowski by w owym czasie w Moskwie, 11 Kasman nosi wwczas pseudonim Janowski.

ponad stu modych ludzi, ktrych uzbroilimy w karabiny i automaty. Zaczlimy szykowa zapasy ywnoci na drog, ciga podwody itp. Najwicej trudnoci mielimy z przekonywaniem ludzi o koniecznoci opuszczenia tych stron. Byo w zwizku z tym duo paczu i narzeka. Doktor Parnas, ktry by jednym z organizatorw tego ewakuacyjnego zgrupowania, dwoi si i troi, by jak najlepiej przygotowa wszystko do niebezpiecznej i trudnej drogi. Trasa biega w kierunku pnocnym przez Kucheck Wol, Ostrowsk, Kuchcze, Buczyn, Hocu, Dolsk i Baandycze. Kolumna ewakuacyjna rozcigna si na przestrzeni piciu kilometrw. Z przodu szed silny oddzia kawalerii partyzanckiej, z tyu ubezpieczenie zoone z pieszych. Boki zabezpieczay gste patrole zwiadowcw pieszych i konnych. Sztab dysponowa radiostacj i utrzymywa w czasie marszu bezporedni czno ze sztabem generaa Begmy. Pierwszy postj zarzdzono w lasach na pnoc od Kucheckiej Woli w pobliu jeziora Ostrowskie. Ludzie strudzeni dwudniowym marszem rozlokowali si, gdzie kto mg. Sztab wyznaczy ochron i ubezpieczenie. Okoo pnocy jeden z patroli przyprowadzi do sztabu dwch modych chopcw, ktrych zatrzymano niedaleko biwaku. - Co robilicie w tym lesie? - spyta pukownik Kudojar. - Konie nam si pogubiy. My tutejsi, ze wsi Kuchcze - odpar jeden z zatrzymanych. - Szlimy po ladach, ale w lesie stracilimy tropy. - Czy zrewidowalicie ich? - spyta pukownik wartownika, ktry przyprowadzi zatrzymanych. - Nic nie znalelimy. - No to mona ich... Wracajcie do domu. - A nasze konie? - Jutro sobie poszukacie... Jeli znajdziemy je, to z rana wam odelemy. Ile byo tych koni? - Dwa... - Komu mamy je odesa? - Makarowi Bohatemu. Wszyscy nas znaj we wsi... Poka, gdzie dom Makara Bohatego. - No to wracajcie do wsi... Kiedy chopcy odeszli, udao si za nimi dwch zwiadowcw. Stwierdzili oni, e chopcy nie skierowali si do wsi Kuchcze, lecz w zupenie innym kierunku, w stron Lubieszowa. Na brzegu lasu, w pobliu kolonii Zajezierze, mieli ukryte konie, ktrymi odjechali w popiechu na zachd. Skoro wit ruszono w dalsz drog. Marsz trwa przez dwa dni i dwie noce. Pitego dnia po pnocy ubezpieczenie przednie osigno przepraw na rzece Stochd w pobliu wsi Buczyn. Gdy pierwsza grupa przesza na drug stron rzeki, spad na ni grad pociskw. Partyzanci przyjli walk z niewidzialnym wrogiem. W tym miejscu, po drugiej stronie rzeki, cigny si do gste zarola, w ktrych ukryli si banderowcy. Dowdztwo ewakuacji rzucio przeciwko nim wiksze siy partyzantw. Trzeba byo zepchn banderowcw z drugiego brzegu Stochodu. Nie byo innego wyjcia. Kilka kilometrw na pnoc, gdzie Stochd wpada do Prypeci, cigny si wielkie nieprzebyte rozlewiska botne. Na poudniu, w rejonie miasteczka Lubieszw, tereny byy rwnie botniste, a na zachd od Lubieszowa grasoway bandy UPA.

A wic bya to jedyna dogodna przeprawa przez Stochd i najblisza droga do Prypeci, ktra przepywaa w odlegoci szeciu kilometrw od tego miejsca. Rozgorzaa zacita walka. Banderowcy, ktrzy znajdowali si w zasadzce, mieli pocztkowo znaczn przewag nad partyzantami. Ponadto otrzymali surowy rozkaz od swego dowdztwa nieprzepuszczania kolumn ewakuacyjnych Lachw na drugi brzeg Prypeci, gdzie koczy si ich zasig dziaalnoci. Za Prype bandy UPA nie odwayy si przechodzi, partyzanci bowiem wesp z biaorusk ludnoci zwalczali je skutecznie. Niebawem partyzanci przystpili do kontrataku, lecz po pgodzinnej walce zmuszeni byli si wycofa. Z Hocunia, gdzie miecia si wysunita placwka brygady piskiej, pospieszy na odgos bitwy oddzia zoony z pidziesiciu kawalerzystw. Po sprawnym przeprawieniu si wpaw przez rzek kawalerzyci znaleli si na tyach banderowcw i niespodziewanym atakiem przerwali ich obron. Banda cofna si w popochu do Lubieszowa, pozostawiajc na polu walki kilkudziesiciu zabitych i rannych. Wrd rannych by ten sam mody chopiec, ktry dwa dni temu zosta zatrzymany w rejonie postoju grupy ewakuacyjnej. Na czapce mia znaczek tryzuba. A do rana trwaa przeprawa przez Stochd, koo poudnia za kolumny ewakuacyjne rozpoczy przepraw przez Prype. I wtedy wanie pojawiy si na niebie dwa samoloty rozpoznawcze, ktre z duej wysokoci obserwoway, co si dzieje na przeprawie. Ludzi ogarn strach. Wszyscy obawiali si, e niebawem mog nadlecie niemieckie bombowce. Tu za Prypeci nie byo zwartych masyww lenych, cigny si jedynie niezmierzone obszary bagien pokrytych karowat brzoz, olch i kpami oziny. Dowdztwo i sztab podzielio wic ca kolumn ewakuacyjn na szereg mniejszych grup, ktre pod kierownictwem partyzantw ukryy si w krzewach i ozinach na obszarze kilku kilometrw. Po dwch godzinach rzeczywicie ukazay si lekkie bombowce niemieckie, ktre zaczy obrzuca bagniska setkami bomb i ostrzeliwa ogniem broni pokadowej. Bombardowanie nie trwao jednak dugo. Niemcy, nie mogc odnale zwartej kolumny, zaniechali akcji i odlecieli. Straty wrd ewakuowanej ludnoci wynosiy siedmiu zabitych i kilkunastu rannych... Z rana pierwsze grupy uciekinierw polskich dotary do wsi Dolsk. Tu czekali ju na nich partyzanci z brygady piskiej, jak rwnie przedstawiciele oddziau im. Tadeusza Kociuszki - Warchocki i Klim. Dla uciekinierw przygotowano ciep straw, leki, bielizn i odzie, ktr oddzia imienia Kociuszki otrzyma ze zrzutw z Moskwy dziki porozumieniu si z ZPP. Sam dowdca brygady piskiej, Szubitidze, potny, wysoki Gruzin, zaj si sprawami rozmieszczenia tej wielkiej iloci ludzi w rejonie swego kraju partyzanckiego, ktry siga na poudnie do Prypeci, na pnocy za do Kanau Krlewskiego. Wikszo ewakuowanych zostaa rozlokowana w zagrodach chopskich, we wsiach: Baandycze, Mochre, Dolsk, Krasne, Siemiechowicze, Nihowiszcze, Kolno i inne. Powstao rwnie szereg obozw, do ktrych ochrony przydzielono oddzia imienia Kociuszki i specjalne grupy z innych oddziaw. Ludzie uratowani od mierci z rk banderowcw i Niemcw byli gboko wzruszeni serdecznoci, z jak przyjli ich partyzanci, a szczeglnie dowdca brygady piskiej. Doktor Parnas uda si do dowdcy brygady, aby podzikowa mu w imieniu Polakw. Wypowiedzia zaledwie kilka sw, gdy Szubitidze przerwa mu z umiechem: - Nie, towarzyszu doktorze. Nie dzikujcie mi. Speniem tylko swj ludzki obowizek. Ja te jestem wam wiele winien. Tak, bardzo wiele. Nigdy tego nie zapomn. Byo to w 1941 roku - mwi dalej Szubitidze zapalajc papierosa.-Niemcy wzili mnie do niewoli pod Miskiem. Byem wtedy dowdc

kompanii. Otoczyli nas ze wszystkich stron. Bilimy si do ostatniego naboju. Z caej kompanii zostaem ja i jeszcze jeden onierz, szeregowiec Krasny. Zostawilimy po jednym naboju, dla siebie... I wyobracie sobie, e ten mj ostatni nabj nie wystrzeli. Krasny odebra sobie ycie, a mnie Niemcy w ostatniej chwili, gdy miaem ju przebi si bagnetem, wzili do niewoli. Si wydarli mi bagnet z rk. Bili mnie i kopali. Pniej wsadzili do transportu kolejowego i wieli na zachd... Pod Lublinem razem z grup jecw wyrwalimy kilka desek z wagonu i noc ucieklimy. Strzelali za nami i cigali nas. Wikszo uciekinierw pada od pociskw niemieckich, reszt wyapano w lasach. Ja zostaem ranny w nog. Przez trzy dni ukrywaem si w jakiej starej szopie, stojcej pod lasem. Byem wyczerpany i godny, czuem zbliajc si mier, lecz nie miaem siy ruszy si z miejsca. I czwartego dnia przyszed do tej szopy polski wieniak. Baem si, e czowiek ten wyda mnie w rce Niemcw. Nie miaem jednak si nic przedsiwzi. Wieniak owiadczy wtedy: Nie pozwol ci umrze. Bdziesz y! Te sowa zapamitaem na cae ycie. Noc zabra mnie do swojego domu. Wraz z on troszczy si o mnie, ywi i leczy. Po miesicu wrciy mi siy i zdrowie. Polski wieniak wasn fur odwiz mnie pod Wodaw. Poegna mnie jak rodzonego brata, a kiedy chciaem mu dzikowa, powiedzia: Nie dzikuj, bracie, ja speniem tylko swj ludzki obowizek. Pocaowa mnie i odjecha. * Ludno ewakuowana na Biaoru przetrwaa a do koca wojny. Brygada piska przez cay czas udzielaa jej wszechstronnej pomocy.

Cz czwarta
Brygada imienia Frunzego
Zbliaa si zima. Spady pierwsze niegi. Czekalimy z utsknieniem chwili wyzwolenia zdajc sobie jednak spraw, e przed nami jest jeszcze duga i trudna droga. Pewnego dnia genera Begma, ktrego sztab sta w Swarycewiczach, wezwa mnie na odpraw. Wraz ze mn pojecha dowdca oddziau Kartuchin. Na miejscu zastaem ju dowdcw dwch zgrupowa: majora Fiodorowa i Taratut. W sztabie panowa nieopisany ruch. Wszyscy zajci byli studiowaniem map, opracowywaniem dokumentw bojowych, wydawaniem zarzdze i polece. Radiostacja sztabowa prawie bez przerwy nadawaa szyfrowane rozkazy i meldunki. Genera Begma bez adnych wstpw owiadczy: - Towarzysze, z dniem dzisiejszym wasze oddziay zostaj przeksztacone w brygady partyzanckie. Oddzia towarzysza Maksa bdzie si zwa Brygad Partyzanck imienia Frunzego, oddzia towarzysza Kartuchina - Brygad Partyzanck imienia Kirowa. Niezwocznie naley przystpi do przeprowadzenia reorganizacji waszych dotychczasowych oddziaw. Stan brygad szeset do siedmiuset ludzi. Dziesitego stycznia obydwie brygady wyjd z bazy Krasnego Boru i wyrusz w rejon lasw cumaskich po trasie: - tu genera podszed do mapy i czerwonym owkiem pocz kreli na

niej przerywan lini - Jezierce - Rudka - Bielskowola - Sopaczw Wodzimierzec - ouck - tor kolejowy Police - Onica Wielka - Telcze - Maciejki - Haramwka - Bereciany a do lasw cumaskich. Po zgrupowaniu si we wskazanym rejonie naley przystpi do dziaa dywersyjnych na linii kolejowej Rwne - Kiwerce - uck. Macie wstrzyma wszelki ruch transportw w obydwu kierunkach: do frontu i z frontu. Brygada Frunzego obejmuje odcinek od stacji Kiwerce do Starej Oyki, brygada Kirowa od Kiwerc do Royszcz. Rozkaz wykona do pitnastego stycznia. W cigu trzech dni nadejd zrzuty z Wielkiej Ziemi. Naley przysa po dziesi podwd. Kada brygada otrzyma bro cik: cekaemy, modzierze, rusznice ppanc. Amunicji na kady automat po trzy pene dyski, na cekaem po pi tysicy. Tysic piset sztuk granatw i naboi do rusznic ppanc. Trotylu po dwie tony. Zaopatrzcie ludzi w prowiant na tydzie. Dalsze rozkazy wydam na miejscu. Bylimy z Kartuchinem wyranie zaskoczeni tym wyrnieniem. Obydwa nasze oddziay awansoway do rangi samodzielnych brygad, a my zostalimy dowdcami tych brygad. A mimo to zamiast zadowolenia poczuem al. Nie chciao mi si wprost uwierzy, e wkrtce bd musia poegna swoj star brygad Diadi Pieti, z ktr wizay mnie wsplnie przeyte dole i niedole, radoci i smutki, prawdziwe przyjanie. Ale czy mogem si przeciwstawi rozkazom przeoonych? Nadeszy dla nas, partyzantw, najgortsze dni; front by tu, tu. Trzeba byo zmobilizowa wszystkie siy, by dopomc Armii Radzieckiej w jak najszybszym wyzwoleniu Woynia. Genera Begma doda na zakoczenie: - Bdziecie tam mieli gorco. Moe trzeba bdzie wkrtce walczy bezporednio z jednostkami frontowymi. Sprbujemy zdoby Rwne. * W tydzie pniej moja brygada bya gotowa. Poegnaem gorco najbliszych przyjaci: Bryskiego, Koniszczuka, Borysiuka, dziadka Mytkayka, Wasi Butk, Ziemskowa, Kol Bezruka, maego Griszk oraz pozostaych towarzyszy i ruszyem w drog. Moja brygada skadaa si z dwch oddziaw i kompanii zwiadu. Szefem sztabu zosta kapitan Worobiew. Teraz miaem przy sobie przewanie nowych ludzi, bo oprcz Chwiszczuka ze starej partyzanckiej braci pozostali mi jedynie Krywyszko, Berek Pukownik, Nakonieczny, Mustafa i jeszcze kilku chopcw. Posuwalimy si marszem ubezpieczonym: z przodu i z tyu jecha konny zwiad, z bokw plutony narciarzy. Transport brygady skada si z trzydziestu sa, naadowanych amunicj, ywnoci i medykamentami. Partyzanci, obadowani broni, wasn amunicj, granatami i ywnoci, maszerowali pieszo. W cigu pierwszego dnia marszu, na caej trasie, wynoszcej okoo trzydziestu piciu kilometrw, nie spotkalimy ani jednej wsi zamieszkanej przez ludzi. Chaty byy w wikszoci spalone i zrwnane z ziemi, a po ruinach bkay si zdziczae psy i koty. Tu i wdzie spod przysypanej niegiem ziemi sterczay ludzkie koci. Zdawa by si mogo, e jaki straszliwy demon zniszczenia nawiedzi t nieszczsn ziemi, pochaniajc czowieka wraz z tym wszystkim, co jego rozum i rce stworzyy przez wieki. Z przeraeniem patrzylimy na t pustyni, dosuchujc si w; powicie wiatru paczu dzieci i jku mordowanych kobiet.

W zbliajcym si dniu wolnoci, ktry stanie si dniem wyzwolenia czowieka, kt pocieszy t ziemi, kto bdzie j kocha, sawi i bogosawi? Kto wiosn chwyci za pug i o wschodzie soca zaorze pierwsz bruzd? W gstym sosnowym lesie, w pobliu spalonej wsi Sopaczw, rozbilimy biwak. Zapony ognie i zaraz jak spod ziemi wypezy trzy postacie. Stary zgarbiony dziad, z brod po piersi, bezzbny, skaty jak rachityczne drzewo, z bdnym spojrzeniem, moda kobieta w achmanach, z kotunem na gowie, i mae owrzodzone dziecko. Podeszli do ogniska i z wycignitymi rkami bagali o chleb. Nakarmilimy ich. Jedli i pakali. Pniej wyszedem z dziadem na brzeg lasu. - Tam by nasz dom - wskaza trzsc si rk na kupk gruzw przysypanych niegiem. - Dawno to si stao? - Bdzie p roku... - zy popyny mu z oczu. - Nie paczcie, dziadku. Wojna si ju koczy. Przyjdziemy i pomoemy wam odbudowa chat. - Nie, panie. Ja ju tu nie wrc... Zemr w lesie... Wiem o tym. A i tak nie mgbym tu ju y... Tu byo pieko. Kiedy przychodz o pnocy pod wie, sysz, jak diabe chichocze i buszuje pord burzanw... W cigu dwch nastpnych dni przemierzylimy jeszcze wiele spalonych wsi i chutorw, porosych bujnym rudym zielskiem, ktre jak gdyby pragno ukry przed wiatem lady wielkiej zbrodni. * Na troch duszy postj zatrzymalimy si dopiero we wsi Telcze, jednej z nielicznych, ktre czciowo ocalay od zniszczenia. Byo tu ze dwadziecia nie spalonych chat i kilkanacie stod. Wyznaczyem ochron i zabralimy si do gotowania kartoflanki z misem, pierwszego obiadu od czterech dni. To nic, e mielimy go spoy dopiero koo pnocy; nikt i tak nie byby w stanie, mimo wielkiego zmczenia, usn bez posilenia si czym gorcym. Przed pnoc zwiadowcy Burlenki przyprowadzili dwch uzbrojonych ludzi, ubranych w biae maskujce kombinezony, futrzane czapki z gwiazdkami i ciepe rkawice. Na pasach mieli automaty. - Kto wy? - spytaem. - onierze - odpar miao jeden z przybyych, wysoki, zdrowy, o opalonej twarzy. - Skd przyszlicie? - Z frontu. Ogarna mnie zo, zawoaem: - Nie artujcie! Mwicie z dowdc brygady partyzanckiej. - A ja jestem kapitanem Armii Radzieckiej - odpar wysoki. - Powiedziaem wam prawd, towarzyszu. Przyszlimy do was z rozkazu naszego dowdcy. Stoimy dookoa. Jestecie okreni. - My? - krzyknem. - Co to ma znaczy?! - Nic. Po prostu nie bylimy pewni, kto stoi w tej wsi, i otoczylimy was.

- Jak mam w to uwierzy, e jestecie onierzami Armii Czerwonej? - Mamy dokumenty - kapitan rozpi kombinezon, pod ktrym spostrzegem zielony mundur radziecki, i wyj legitymacj. Drugi z przybyych rwnie wrczy mi swj dokument wojskowy. Mustafa, ktry asystowa przy tej rozmowie, wtrci si: - Towarzyszu dowdco brygady, prosz mi pokaza te legitymacje. Troch si na tym znam, suyem przecie w Armii Radzieckiej. Pokazaem mu dokumenty. Przypatrywa si uwanie pieczciom i poszczeglnym rubrykom. - To s oryginalne dokumenty - powiedzia patrzc na przybyych z widoczn radoci. - Zawoajcie Burlenk. Niech wemie pluton ludzi - poleciem jednemu ze zwiadowcw. - A tego kapitana zatrzymajcie a do mojego powrotu. Kapitan umiechn si, jak gdyby wszystko zrozumia. - Nie gniewajcie si... - zwrciem si do niego. - Ja pjd do waszego dowdcy, a wy zostaniecie tymczasem w gocinie u nas. Kolka, poczstuj kapitana. - Rozkaz! - Mustafa kaza jednemu z partyzantw przygotowa dla gocia posiek, sam za wycign z plecaka manierk z wdk. Za wsi, na drodze do chutoru Grabina, pojawio si dziesiciu ludzi ubranych rwnie w biae kombinezony. Szli wolnym krokiem w nasz stron, dwaj nieco wysunici do przodu, reszta w pewnym oddaleniu. Podobnie maszerowaem i ja ze swoj grup. Przy sobie miaem Burlenk i jednego z przybyych onierzy, za nami za sza grupa ochronna zoona z pitnastu partyzantw. Po chwili zatrzymalimy si i onierz, ktry by naszym przewodnikiem, zawoa: - Towarzyszu dowdco! Wszystko si zgadza. Mona podej. Odwrciem si do tyu i rozkazaem ochronie, by pozostaa, sam za z Burlenk i onierzem ruszyem naprzeciw dwom zbliajcym si wojskowym. - Zdrastwujtie towariszczi! - rzek potnie zbudowany mczyzna wycigajc rk. - Jestem major Morozow, dowdca batalionu zwiadu dalekiego zasigu. - Wyj dokumenty. - Jestem Maks, dowdca Brygady Partyzanckiej imienia Frunzego - przedstawiem si. - Wiem ju o tym. - Morozow umiechn si szeroko. - My tak od wieczora krcimy si dokoa was, bo ta wie i nam si spodobaa na nocleg. Chcielimy was std wykurzy - zamia si gono. - Prosz bardzo, przyjmiemy was w gocin. Ale powiedzcie, jak ecie si tu dostali? Front jeszcze daleko, pod Sarnami... - Dla nas nigdzie nie jest za daleko. Przeszlimy po prostu front. Mao brakowao, a bylibymy na was uderzyli. - To dopiero byoby tragiczne nieporozumienie! - zawoaem. - Na wojnie zdarza si wiele nieporozumie. Ale na szczcie mamy ju troch zwiadowczego dowiadczenia - mwi spokojnie major, idc ze mn w stron wsi. - Tu, w pobliu, spotkalimy jakiego chopa. Pytam go, czy we wsi kto jest. A on odpowiada: Tak, banderowcy. Rozkazaem wiec otoczy wie i przygotowa si do rozprawy z nimi. Chopa zabraem oczywicie ze sob... Jest u moich chopcw, jeli go jeszcze nie obdarli ze skry... - zamia si krtko.

- Ach, wic to tak byo! - powiedziaem. - Warto byoby przyprowadzi tego gagatka do nas. Zaprosiem majora do swojej kwatery, gdzie ju Mustafa podejmowa kapitana. Zaczlimy rozmawia o sytuacji na froncie. Mj go by niele zorientowany w tych sprawach. - Otrzymaem polecenie ze sztabu 1 Frontu Ukraiskiego nawizania kontaktu z partyzantami - zacz. - Wiedziaem, e tu, na Woyniu, s due zgrupowania partyzanckie generaa Begmy, Fiodorowa, Taratuty, brygada Bryskiego, Miedwiediewa, Prokopiuka, Balickiego. Ale okazuje si, e to nie wszystko, bo na przykad, nic nie powiedziano mi o waszej brygadzie. - Jest jeszcze oprcz nas brygada imienia Kirowa - zaczem wymienia. - Ponadto duy oddzia polsko-radziecki imienia Stalina, pod dowdztwem Kunickiego. Jest te oddzia partyzancki Kapuna i Burzyskiego. - A wic Armia Radziecka moe liczy na du pomoc partyzantw. - Robimy, co moemy... - Widzicie, towarzyszu dowdco brygady - powiedzia major - Niemcy postanowili za wszelk cen zatrzyma tu nasze wojska. Zgrupowali w tym celu olbrzymie siy. Przez Woy wiod gwne arterie komunikacyjne do Warszawy i Berlina. Tymczasem na froncie poudniowym Niemcy trzymaj jeszcze Krym w swoich rkach, podczas gdy na froncie rodkowym nasza armia posuna si daleko do przodu. Hitler zdaje sobie spraw z tego, e jeli pozwoli nam i dalej w kierunku Warszawy, to wreszcie caa jego armia dziaajca na Krymie zostanie odcita. I moe nastpi jeszcze wiksza klska ni pod Stalingradem. Dlatego na Woyniu dojdzie wkrtce do decydujcej bitwy, w ktrej wy odegracie powan rol. Dziaania armii na froncie zostan skoordynowane z walkami na bezporednim zapleczu niemieckich wojsk. Syszaem ju od generaa Begmy, e Sztab Partyzancki Ukrainy postawi przed wszystkimi oddziaami na Woyniu zadanie przejcia w rejon koncentracji odwodw niemieckiej armii i prowadzenia walk z jednostkami frontowymi. Mielimy zawadn szeregiem miast i wzw komunikacyjnych, takich jak Rwne, uck, Rafawka. A wic byy to wieci prawdziwe! - W tej chwili - cign dalej major - jeden z naszych korpusw kawalerii toczy walki o Sarny. Sdz, e miasto zostanie wzite lada dzie. Kiedy ju przeszlimy do innych spraw, major powiedzia w pewnej chwili. - Dziwi mnie, e wy tak beztrosko zachowujecie si tu, na tyach. - Nie rozumiem - Przecie to, e kto stacjonuje w tej wsi, mona byo zauway z odlegoci co najmniej p kilometra. Wasi ludzie pal na dworze ogniska, piewaj i graj na harmoniach. W ten sposb prdko mona zgin. Ja na przykad otoczyem was szczelnym piercieniem: dywizjon artylerii trzyma was na celowniku, a cay oddzia na muszkach. Co by byo, gdyby to Niemcy was tak otoczyli? - Sprawa niezupenie tak wyglda, towarzyszu majorze - zareplikowaem. -Po pierwsze, Niemcy nie mogliby nas tu zaskoczy, bo posiadamy doskonay aparat wywiadowczy w terenie, ktry zawiadomiby nas niezwocznie o ruchu wroga... - Ale s i banderowcy - przerwa mi major. - Z nimi damy sobie zawsze rad. Ponadto wystawilimy ubezpieczenie i warty.

- Rzeczywicie! - zakpi. A mimo to nasi chopcy ominli je, znaleli si wewntrz waszego obozu, a nawet wzili od was jzyka. - Nic o tym nie wiem. Ale jeli chodzi o was, to przecie jestecie specjalistami od tych rzeczy. Sami stwierdzilicie na pocztku, e przeszlicie front z caym oddziaem i dywizjonem artylerii. A przecie Niemcy nie dysponuj tu takimi specjalistami. Znamy ich taktyk. Zanim wejd do lasu, zaczynaj strzela. Nigdy nie zaczepi nas majc sabe siy. Czy sdzicie, e sprbuj nas tutaj atakowa jakimi pojedynczymi oddziaami? Kiedy tak rzeczywicie byo, ale teraz, gdy jestemy silni, boj si. Organizuj jedynie wielkie obawy, w ktrych bior udzia tysice onierzy, andarmeria, wasowcy i inne drastwo. UPA te nie atakuje duych oddziaw, rwnie si boi. Ciekawio mnie, w jaki sposb porwali nam jzyka i kto by tym niefortunnym partyzantem. Spytaem majora, ale ten si wykrci. - Powiem wam tylko, jak nasi zwiadowcy przeprowadzili t akcj. Nazwiska partyzanta nie wymieni, bo prosi mnie, ebym zachowa to w tajemnicy. Chopak strasznie si boi kary i sam na pewno si nie przyzna. - Przekupi was. Chytra sztuka - rzekem miejc si. - Ot, kiedy ten chop, ktry nas przyprowadzi, owiadczy, e we wsi s Niemcy i banderowcy, ja nie bardzo w to uwierzyem. eby mie stuprocentow pewno, wysaem dwch zwiadowcw, ktrym poleciem przedosta si do wsi i sprawdzi, kto w niej kwateruje. Ale co ja wam bd mwi, kiedy jest tu jeden z tych naszych zwiadowcw. - Major wyszed na dwr i zawoa onierza, ktry siedzia przy partyzanckim ognisku. Po chwili do izby wszed niewysoki mczyzna o skonych oczach i wystajcych kociach policzkowych. - No, opowiadajcie, Sejfulin, jak wzilicie tego jzyka. onierz zmiesza si i spojrza na majora ze zdziwieniem. Widocznie wiedzia o obietnicy danej poprzednio partyzantowi. - Opowiadaj, bracie! Tu nie chodzi o nazwisko. Interesuje mnie fakt - rzekem do niego przyjanie, czstujc go szklaneczk bimbru. - Takie zadanie to dla nas nie pierwszyzna - zacz onierz. - Pod Moskw pi razy wybieralimy si do Niemcw i zawsze si udawao. A tu wcale nie byo trudno. Troch si poczogalimy. Wartownicy nie spali, ale te nie syszeli, jak emy im przeszli przed samym nosem, znalelimy may wwozik i za p godziny trafilimy do wsi. Wybralimy pierwsz z brzegu chat i zagldamy przez okno. W rodku peno ludzi, jedni w niemieckich mundurach, inni po cywilnemu, trudno si byo zorientowa, kto kim jest. Nagle patrz, u jednego na czapce kubance czerwona wsteczka. Trciem ramieniem koleg, pomylelimy, e to musz by swoi. Ale mimo to mielimy jeszcze wtpliwoci i nie bardzo wiedzielimy, co robi. Na nasze szczcie z chaty wylaza baba. Chciaa pewno i do obory wydoi krow. Ucapilimy j Cicho, ciotka, ani mru, mru bo mier - mwimy do niej szeptem. Baba si przestraszya. Wrcicie, ciociu, do chaty i poprosicie dowdc - przykazujemy jej. - Nic wicej nie mwcie, bo rzucimy granaty do rodka i zginiecie. Baba usuchaa. Po minucie wyszed przed dom ten... no... jeden z waszych partyzantw. No i wzilimy go. - Jak to wzilicie? Tak po prostu poprosilicie go i poszed z wami? - spytaem zdumiony. - Mamy swoje sposoby. Ale nic mu si nie stao. Pniej go przeprosilimy i wrci. On nic nie winien.

- A ja tego partyzanta kazabym jednak rozstrzela - powiedziaem do majora, gdy onierz opuci izb. - Spryciarz z niego, e si tak zaasekurowa. Nie mog poj, jak on mg wam zdradzi nasze tajemnice. Nie wiedziaem, e mam w brygadzie takich partyzantw. Denerwowaem si coraz bardziej i major dostrzeg to, bo po chwili milczenia powiedzia: - Widz, e nie ma innego wyjcia, e co jeszcze musz doda. Ot byo tak: partyzant milcza jak grb, do chwili kiedy mnie zobaczy... Znamy si jeszcze z armii. Suy w mojej kompanii trzy lata. Pozna mnie od razu, ja jego rwnie. Bardzo go lubiem, by wzorowym onierzem... Odetchnem z ulg. Chopa, ktry oszuka radziecki oddzia, naprowadzajc go na nas, poddalimy szczegowym badaniom. Okazao si, e by to miejscowy zajady nacjonalista, czonek bandy UPA... Skoro wit rozstalimy si z batalionem zwiadu i ruszylimy w dalsz drog. Radzieccy zwiadowcy posunli si w gb Woynia, my za ku poudniowi, w lasy cumaskie.

Atak na Cuma
Stalimy obozem w kompleksie lasw o dwadziecia kilometrw na pnoc od miasteczka Cuma, w pobliu wsi Bereciany. W ssiedztwie stacjonowaa brygada Kartuchina oraz inne oddziay ze zgrupowa partyzanckich Begmy, Fiodorowa i Taratuty. W sumie wszystkie siy partyzanckie w tym rejonie liczyy ponad siedem tysicy ludzi. Po przybyciu na miejsce niezwocznie skierowaem na lini kolejow Kowel-Rwne grupy dywersyjne, wysaem te cznikw do ucka, Rwnego, Derana, Kiwerc, Klewania, Oyki w celu nawizania cisej wsppracy z dziaajcymi w tych miastach grupami zwiadowczo-dywersyjnymi. Sam udaem si do wsi Przebrae, gdzie miecio si skupisko polskiej samoobrony, liczcej okoo dwudziestu tysicy ludzi. Samoobrona w Przebrau bya bardzo dobrze zorganizowana i skutecznie odpara ju niejeden atak banderowcw. Dowodzi ni dzielny i energiczny Henryk Cybulski. Jeszcze bdc w Krasnym Borze utrzymywalimy z Przebraem stae kontakty. Obecnie postanowiem oprze si na przebraakach w organizowaniu sieci wywiadu, wykorzystujc ich dla celw brygady jako przewodnikw, cznikw itp. Podczas spotkania w Przebrau z miejscowym kierownictwem samoobrony, w skad ktrego wchodzili: Wasilewski, dwaj bracia Cybulscy, Malinowski, Babiski i inni, omwilimy zasady wsppracy. Przyjecha te na t wan odpraw z ucka Tadeusz Rykowski, organizator grupy dywersyjno-wywiadowczej z ucka. Przebraacy wydzielili spord siebie do dyspozycji brygady ponad czterdziestu ludzi, znajcych doskonale teren i pooenie niemieckich garnizonw. Wrd nich byli, jak si pniej okazao, partyzanci i dowdcy o wielkich walorach, jak Chopecki, Babiski, Niwiski i inni. Przy pomocy tych penych powicenia i energii ludzi w szybkim czasie przystpilimy do aktywnej dziaalnoci partyzanckiej w nowym rejonie. W pierwszych dniach stycznia genera Begma zarzdzi odpraw dowdcw. Wszystkie zgrupowania partyzanckie stojce w lasach cumaskich byy obecnie podporzdkowane jego rozkazom. Genera

poleci prowadzi intensywne rozpoznanie przygotowywanych przez Niemcw pozycji obronnych na rzece Hory oraz w rejonach Derane, Kiwerce, Oyka, Cuma, uck i Rwne. Naleao ustali pooenie odwodw wojsk niemieckich i ich siy, jak rwnie sparaliowa drogi dowozu na front i z linii frontu w kierunku Rwne-uck, a wreszcie opanowa wze oporu Niemcw, miasto Cuma. W tym czasie Fiodorow, likwidujc garnizon niemiecki liczcy okoo tysica Niemcw, zdoby Rafawk. Hitlerowcy usiowali odebra ten wany punkt oporu; po paru dniach skoncentrowali wiksze siy i odbili Rafawk. Lecz niebawem Fiodorow nawiza kontakt z jednym z frontowych pukw Armii Radzieckiej, 228 pukiem strzeleckim, ktry dziaa w rejonie Sarn, i wsplnymi siami znowu wyparli Niemcw. Jednoczenie genera Begma rozkaza zdoby miasteczko Cuma. Do tego zadania wyznaczy brygad Kartuchina, oddzia Sankowa12, Misiury i oddzia Chwiszczuka z mojej brygady. W dwa dni pniej moi zwiadowcy przynieli dane dotyczce organizacji niemieckiej obrony. W Cumaniu stacjonowa batalion Wehrmachtu w sile 500-600 onierzy. Na poudnie od Cumania, w rejonie miasta Oyki, stana niemiecka dywizja piechoty i puk czogw, natomiast w rejonie Koek i Czartoryska rozlokowana zostaa inna dywizja niemiecka rwnie z pukiem czogw. Wreszcie w rejonie Stepania rozmiecia si dywizja piechoty i dwa puki kawalerii. Dane te przekazaem niezwocznie do sztabu generaa Begmy. Przyj je pukownik Grigorjew, ktry jeszcze w lecie przeszed do Begmy, gdzie peni funkcj szefa sztabu zgrupowania. Informacje zostay przesane tego samego dnia drog radiow do sztabu 1 Frontu Ukraiskiego. * Ktrego dnia w czasie intensywnego patrolowania terenw przylegajcych do rejonu partyzanckich baz zatrzymano pewn mod dziewczyn, ktra szwendaa si po okolicy. Partyzanci obserwowali j przez p dnia i stwierdzili, e zachowuje si do podejrzanie; bdzia po lasach, krya si i podchodzia do obozu. Schwytana owiadczya, e pochodzi z Royszcz i zgubia si w lasach. Nie uwierzono jej. Chopcy, nie widzc innego rozwizania, spucili jej manto, ale mimo to niczego si nie dowiedzieli. Straszyli, e j rozstrzelaj. Bez skutku. Wreszcie na wyran prob zatrzymanej przyprowadzono j do mnie. Bya pikna. Czarnowosa, o delikatnej rowej cerze, rce miaa szczupe o dugich palcach, oczy niebieskie, twarz inteligentn. Wesza do sztabu saniajc si na nogach. Partyzant, ktry j przyprowadzi, zameldowa krtko: - Podejrzana o szpiegostwo. Nie chciaa si przyzna. - Idiota! - krzykna ze zoci. - Mao mi nerek nie odbi. - Kto wy jestecie? - spytaem dziewczyn. - Prosiam o rozmow z waszym dowdc. - Co chcecie mu powiedzie? - To tajemnica. Ale tylko z nim mog mwi szczerze. - Dlaczeg to?

12

Sankow w pniejszym okresie walczy na terenach Lubelszczyzny.

- Nie mog tego wyjani. Ale prosz, odstawcie mnie do dowdcy oddziau partyzanckiego. Zastanowiy mnie sowa: do dowdcy oddziau partyzanckiego. - A skd macie pewno, e jestemy partyzantami? Umiechna si jakby z drwin. - Wystarczy raz spojrze, by si o tym przekona. Ten tutaj - pokazaa na partyzanta, ktry j przyprowadzi - ma czerwon wstk. Chodzi za mn jak optany. Teraz wiem, e mnie ledzi, a ju mylaam, e si we mnie zakocha... - zaartowaa. Partyzant poczerwienia jak burak. - Jestecie wolni - powiedziaem do wartownika. - Zaczekajcie na dworze. Dziewczyna spytaa: - Czy to moe wy, towarzyszu, jestecie dowdc? - Tak, ja. - Chciaabym mwi z wami w cztery oczy. - Rozejrzaa si po obszernej izbie. W pomieszczeniu znajdowao si paru ludzi. Poprosiem ich, eby wyszli. Kiedy drzwi si za nimi zamkny, popatrzya mi w oczy z napiciem. - Znalazam si w bardzo gupiej sytuacji. Bo wyobracie sobie tak spraw: Wysyaj was na zadanie zza linii frontu. Partia was kieruje. Jestecie komunist i nienawidzicie z caej duszy faszystw. Jestecie gotowi odda za ojczyzn swoje ycie. Mwi wam, e spotkacie si na tyach z partyzantami, od ktrych w razie niebezpieczestwa moecie uzyska pomoc. A tu prosz, jak otrzymaam pomoc - odchylia rkaw i pokazaa posiniaczone rami. - Chwileczk... Czy nie moglibycie mi swojej sprawy przedstawi troch janiej? - Sdz, towarzyszu dowdco oddziau, e i tak mnie doskonale rozumiecie. - Niezupenie - rzekem, chocia domyliem si, e daje mi do zrozumienia, i jest radzieckim wywiadowc. - No, przypumy, e was czciowo zrozumiaem - dodaem zaraz. - Chodzi o to, czym udokumentujecie, e mwicie prawd? - Ot w tym cay sk, e nie mog tego niczym udokumentowa. Su w Armii Radzieckiej. Mam specjalne zadanie ze sztabu frontu. Sami rozumiecie, e nie wolno mi si dekonspirowa. Wam to mwi, gdy nie widz ju adnego wyjcia. Ale wicej nie mog wyjani. Nie wymagajcie ode mnie, ebym podaa wam swj kryptonim i wyjania zadanie. Raczej od razu mnie zabijcie... - zakoczya ze zami w oczach. Nie miaem wtpliwoci. Ta dziewczyna mwia prawd. - Wierz wam, towarzyszko - owiadczyem. - Chocia prawd mwic nie mam adnej gwarancji, e nie jestecie niemieckim szpiegiem. Waciwie powinienem was kaza rozstrzela. - Ale nie zrobicie tego - umiechna si. - Mielibycie mnie na sumieniu.

Bya uszczliwiona, e jej uwierzyem. Wyjaniem jej, gdzie stacjonuj jakie garnizony i oddziay niemieckie, podaem ich ruchy itp. Poczstowaem j obiadem, potem na jej prob przydzieliem dwch przewodnikw, ktrzy mieli zaprowadzi j na umwione miejsce. * 18 stycznia 1944 r. brygady Frunzego i Kirowa zajy wsie Horodyszcze i Silno. Std wysano od razu zwiad do Cumania, ktry mia by wkrtce zdobyty. Wedug danych zwiadu w Cumaniu byo obecnie okoo tysica onierzy w dwch batalionach Wehrmachtu, Niemcy dysponowali tu ponadto dwudziestoma czogami, bateri artylerii i dwoma kompaniami modzierzy. Budowano szereg umocnie, bunkrw i schronw bojowych. Ostatnie dane zwiadu wiadczyy o tym, e Niemcy wci cigaj w te rejony nowe oddziay i umacniaj si. Naleao wic nie zwleka z atakiem. Miasteczko Cuma leao w odlegoci siedmiu kilometrw od linii kolejowej Rwne-Kiwerce i grao niepoledni rol przy planowaniu przyszej naszej operacji na Rwne, ktr mielimy przeprowadzi wsplnie z jednostkami frontowymi Armii Radzieckiej. Miasteczko liczyo ze czterysta domw, cz murowanych, pitrowych, w wikszoci za pojedynczych drewniakw. Ludno miejscowa zostaa po przybyciu Niemcw wysiedlona. Opracowany plan zdobycia Cumania zakada zaatakowanie miasta przed witem 20 stycznia jednoczenie ze wszystkich stron. Gwne uderzenie czoowe od strony pnocnej mia przeprowadzi Kartuchin ze swoj brygad w sile czterystu partyzantw (reszta brygady: tyy, szpital i odwody pozostay w rejonie Silna), od poudnia miay atakowa Cuma oddziay Misiury i Sankowa, liczce trzystu partyzantw. Stuosobowy oddzia Chwiszczuka z brygady Frunzego otrzyma zadanie ubezpieczenia szosy prowadzcej od miasteczka Derane, pooonego w odlegoci dziesiciu kilometrw na wschd od Cumania. Niemcy zbudowali w Cumaniu 28 bunkrw z gniazdami ogniowymi. Wojsko stacjonowao w budynkach, cz onierzy penia sub w bunkrach. Miasto patroloway silne warty, zoone z kilkudziesiciu andarmw. W przeddzie ataku do Cumania przyby sztab niemieckiej dywizji, a wraz z nim suba zaopatrzenia dywizji, kompania ochrony, batalion cznoci i inne pododdziay. W ten sposb siy Niemcw w cigu doby wzrosy do dwch tysicy, o czym nie wiedzia sztab zgrupowania partyzanckiego wysyajc oddziay do walki. Atak na Cuma rozpocz si - jak to byo zaplanowane - od pnocy, gdzie bya najmniejsza ilo bunkrw. Partyzanci Kartuchina pod oson ciemnoci podkradli si pod bunkry i zaatakowali je granatami, jednoczenie bateria modzierzy partyzanckich otworzya ogie w gb miasteczka. Po kilkunastominutowej walce partyzanci zdoali zlikwidowa trzy bunkry. Pi pozostaych bronio si zajadle, nie pozwalajc atakujcym zbliy si do miasta. Zaalarmowane walk kompanie stacjonujce w miecie pospieszyy z pomoc. Rozpocza si gsta strzelanina z broni maszynowej i artylerii. Partyzanci atakowali z furi i po p godzinie, mimo morderczego ognia Niemcw, wdarli si w gb miasteczka, zdobywajc kilkanacie domw. Walczono o kady dom z osobna. Ale siy Niemcw wci wzrastay i sytuacja brygady Kirowa stawaa si coraz gorsza. Kontratakujcy Niemcy poczli wypiera partyzantw z ju zdobytych pozycji. Wwczas ruszy atak od poudnia. Chocia tu dziaali partyzanci Misiury i Sankowa, dowiadczeni w walkach z Niemcami, ich brawurowy atak na bunkry zaama si. Zniszczono tylko dwa, pozostae trzymay si, prowadzc skuteczny ogie krzyowy. Poszczeglnym grupom partyzantw udao si jednak zawadn picioma budynkami, skd ostrzeliwano Niemcw.

Odgosy walki w poudniowej stronie miasteczka zmusiy niemieckie dowdztwo do odcignicia czci si z pnocnej strony i rzucenia ich w tamtym kierunku. W ten sposb brygada Kirowa zostaa czciowo odciona i po trzygodzinnej nierwnej walce zdoaa wedrze si do centrum miasteczka. Na ulicach stay setki furmanek i samochodw, penych rnych materiaw wojennych i zaopatrzenia. Partyzanci uruchomili kilkanacie ciarwek oraz zagarnli cz taboru konnego. Dalsze walki toczyy si teraz w centrum, w pobliu pitrowego murowanego budynku, zajtego przez niemieck komendantur. Ataki partyzantw wci jednak saby; do godziny jedenastej brygada Kirowa poniosa straty w wysokoci ponad szedziesiciu zabitych i rannych, rwnie oddziay Sankowa i Misiury straciy okoo czterdziestu ludzi. Kartuchin zdawa ju sobie spraw z tego, e nie zdobdzie miasta. Naleao si wycofa, ale Niemcy zdoali oskrzydlajcym manewrem obej jego lewe skrzydo. Tymczasem Dymitr Chwiszczuk, ktry ze swoim oddziaem sta na wschodniej stronie miasta wzdu drogi z Derana, niepokoi si bardzo. Jego grupa dywersyjno-minierska pod dowdztwem Moka Berensztajna, wysunita trzy kilometry w kierunku Derana, zaminowaa drog, po czym zaja stanowiska w zasadzce, ustawiajc na przydronym wzgrku dwa cekaemy. Chwiszczuk wraz z gwnymi siami swego oddziau znajdowa si o p kilometra od pierwszych zabudowa Cumania. Jako dowiadczony partyzant i dowdca potrafi z atwoci po odgosach toczcego si boju rozpozna jego przebieg. Wiedzia o cikiej sytuacji Kartuchina, poj rwnie, co si dzieje na poudniowej stronie miasta, i dlatego postanowi wczy si do akcji. Byo to wbrew planom generaa Begmy. Jego zadanie miao polega jedynie na osonie wschodniej strony miasta, ale sytuacja sama narzucia mu konieczno przyjcia z pomoc brygadzie Kirowa. O godzinie jedenastej Chwiszczuk wyda rozkaz zaatakowania Niemcw od wschodu. Partyzanci sprawnie rozwinli si do ataku i w p godziny zdobyli pi bunkrw, niszczc punkty oporu Niemcw. W walce tej zosta ciko ranny Bulik i kilku innych partyzantw. Niemcy musieli teraz przerzuci na ten odcinek kompani, ktra wysza na skrzydo Kartuchina. Brygada Kirowa, otrzymawszy tak niespodziewan pomoc, jeszcze raz przesza do ataku. Niemcy trzymali si jednak mocno; ukryci w budynkach i bunkrach, stawiali opr, zacicie bronic kadej pozycji. * Bya godzina dwunasta, gdy na szosie od strony Derana ukazay si samochody ciarowe z Niemcami. Berensztajn ze swoj grup dwudziestu minierw lea w lesie, na skraju wsi Hremiacze, majc po przeciwnej stronie, na wzgrzu, dwa cekaemy. Ze swego miejsca Berensztajn doskonale widzia jadcych Niemcw, gdy droga tworzya tu do duy uk. Samochodw byo dwanacie, Niemcy pdzili na zamanie karku. Nagle oczom minierw ukazay si dwa olepiajce byski i zaraz rozlegy si potne wybuchy, a w lad za tym poleciay w gr szcztki dwch samochodw. Gdy Niemcy z wrzaskiem poczli wyskakiwa z pozostaych jadcych wozw, zagray partyzanckie cekaemy, przyciskajc ich do ziemi. Mino z pi minut, zanim oficerowie niemieccy opanowali sytuacj i rozwinli swoich onierzy do ataku na partyzantw. Byo to doskonale wywiczone wojsko, ktre posiadao dowiadczenie w walkach frontowych. Zaatakowani partyzanci poczli cofa si w kierunku pnocnym, pragnc odcign wroga od Cumania.

Chwiszczuk zorientowa si, e dalsze pozostawanie w obrbie miasta moe mie tragiczne skutki dla przebiegu caej operacji. Podj wic natychmiastow decyzj odwrotu i pospieszy z pomoc grupie dywersyjno-minierskiej, toczcej nierwn walk z wrogiem. Przyby w sam por, gdy Niemcy, ktrzy po poniesionych w pierwszych chwilach stratach mieli jeszcze okoo dwustu onierzy, zdoali otoczy grup Berensztajna na niewielkiej polanie lenej. Chwiszczuk uderzy na nich z tyu, rozbijajc piercie okrenia i rozpraszajc dwie niemieckie kompanie. Uderzenie odsieczy byo tak silne, e Niemcy zaczli w panice ucieka, biegnc do pozostawionych na drodze samochodw. Partyzanci odprowadzili ich seriami ze swoich automatw. Strzelay rwnie partyzanckie peteery, jeden z pociskw trafi w samochd. W godzin pniej wszystkie oddziay biorce udzia w walce o Cuma wycofay si z miasta, udajc si w lasy na pnoc. W walkach pado okoo stu pidziesiciu Niemcw, a ponad dwustu byo rannych. Zdobyto kilkaset sztuk broni rnego typu, dziesi cekaemw, du ilo amunicji, dwadziecia furmanek zaadowanych ywnoci, umundurowaniem i rnym sprztem. Spalono lub wysadzono w powietrze ponad dwadziecia samochodw. Straty partyzantw w tym nieudanym ataku sigay czterdziestu piciu zabitych i osiemdziesiciu rannych. * Atak na Cuma oraz wkrtce dokonany nocny napad na Derane byy wstpem do zakrojonej na wielk skal operacji, majcej na celu oswobodzenie Rwnego wesp z dziaajcymi na froncie jednostkami Armii Radzieckiej. Tymczasem jednak na froncie zaszy nieprzewidziane zmiany, ktre gruntownie zmieniy sytuacj, tak e poprzednie plany stay si obecnie nierealne. Ot po odniesieniu szeregu sukcesw na linii ytomierz-Rwne i dalej na pnocy, pod Sarnami, Armia Radziecka, wyczerpana dugotrwa ofensyw, zatrzymaa si dla podcignicia nowych si i rodkw zaopatrzenia wojennego. Front ustabilizowa si na zachd od Sarn i bieg na poudnie, wzdu rzeki Hory, przez Stepa, wie Podune, rzek Zamczysko, Kostopol, Tuczyn, Choszcze, Sabucice, Szepietwk. Korpus kawalerii dowodzony przez generaa lejtenanta Baranowa, ktry wyzwoli Sarny i najdalej wysun si na zachd, zdobywajc wsplnie z partyzantami Fiodorowa Rafawk, po kilku dniach dla wyrwnania linii frontu, cofn si za Hory. 22 stycznia sztab zgrupowania otrzyma ze sztabu 13 Armii wiadomo, e natarcie na Rwne zostao wstrzymane. W jednej chwili wszystkie tak skrupulatnie przygotowane plany wziy w eb. Ponadto ta naga zmiana miaa wkrtce pocign za sob grone nastpstwa dla zgrupowania partyzanckiego, znajdujcego si na bezporednich tyach walczcej armii niemieckiej. Niemcy do szybko zorientowali si w zamiarach partyzantw, ktrzy siedzieli im na karku, a cilej mwic zajli pozycj w szykach niemieckiego frontu, jak gdyby byli jednym z odwodw Wehrmachtu. Nic wic dziwnego, e Niemcy po zorientowaniu si, i ofensywa Armii Radzieckiej zostaa na pewien czas wstrzymana, postanowili jak najszybciej zlikwidowa tego przeciwnika, ktry w najbliszej

przyszoci mg odegra niepoledni rol podczas operacji rwnieskiej, zadajc wojskom niemieckim ciosy od tyu. Korzystajc z dogodnej sytuacji sztab niemieckiej Grupy Armii Pnocna Ukraina wyda rozkaz dywizjom odwodowym, zgrupowanym w rejonie Koki, Czartorysk, Oyka, Deranie, Cuma, zniszczenia partyzantw w lasach cumaskich. Nietrudno byo ustali obecno tak wielkiego zgrupowania partyzantw, ktre rozcigno si na przestrzeni kilkunastu kilometrw w lasach na pnoc od Cumania i Deranego. miae ataki na Cuma, Derane i inne miasta pooone na linii Rwne-Kostopol ujawniy wrogowi groce mu niebezpieczestwo. Wywiad partyzancki nie siga do sztabw jednostek frontowych. Zreszt w nowym rejonie, w nowej zupenie sytuacji, nie bylimy jeszcze w stanie zorganizowa odpowiedniej sieci wywiadu i dlatego te sztab partyzancki nie zna z pocztku niemieckich zamiarw. Dopomg nam wtedy szczliwy zbieg okolicznoci. Pewnego dnia dziaajca pod Deranem grupa partyzantw z oddziau Sankowa zaatakowaa na szosie samochd ciarowy. W wyniku akcji zabito siedmiu onierzy niemieckich. Dwch Niemcw oberleutnant i kierowca - dostao si do niewoli. Oficer niemiecki mia przy sobie szereg dokumentw bojowych: rozkazw i meldunkw oraz map. Po przestudiowaniu ich okazao si, e Niemcy planuj operacj bojow na partyzantw. Zeznanie oficera potwierdzio te dane. Stwierdzi on ponadto, e dowdztwo Wehrmachtu wyznaczyo do tej operacji trzy dywizje piechoty, dwa puki czogw oraz dwa puki kawalerii, jak rwnie kilka eskadr samolotw szturmowych i lekkich bombowcw. Ju nastpnego dnia na lasy cumaskie spady niemieckie samoloty. Sztab zgrupowania rozkaza wszystkim oddziaom rozczonkowa si na wikszym terenie i nieustannie zmienia miejsce postoju. Partyzancki zwiad donosi, e poszczeglne niewielkie grupy rozpoznawcze wojsk niemieckich wyruszaj ze swoich rejonw stacjonowania zmierzajc w lasy cumaskie. * Ju trzeci dob z rzdu brygada Frunzego znajdowaa si w cigym ruchu. Niemieckie bombowce, napywajc falami po sze do osiemnastu sztuk, kryy wci nad lasami i wzdu drg, atakujc kolumny maszerujcych partyzantw lub ich tabory. Niemieccy lotnicy mieli uatwione zadanie, bowiem lasy cumaskie poronite byy gwnie drzewami liciastymi, ktre o tej porze roku nie stanowiy niemal adnej osony przed obserwacj z gry. Zdarzao si wic bardzo czsto, e bomby niemieckie wyrzdzay poszczeglnym oddziaom dotkliwe szkody. W jednej tylko brygadzie Kirowa ju drugiego dnia akcji niemieccy lotnicy zabili ponad dwudziestu partyzantw, przy czym rannych byo okoo czterdziestu. Niemcy zastosowali specjaln metod bombardowania. Mianowicie z samolotu wyrzucali duej objtoci metalowe skrzynie o ksztacie normalnej bomby, zawierajce w swoim wntrzu okoo stu maych bombek z zapalnikiem o dziaaniu natychmiastowym. Bombaskrzynia po opuszczeniu samolotu otwieraa si, wysypujc bombki, ktre spaday na do duej przestrzeni. Brygada Frunzego zatrzymaa si na postoju we wsi Dermanka, opuszczonej przez ludno, ktra schronia si przed banderowcami w Przebrau. Partyzanci byli kompletnie wyczerpani trzydniowym marszem, godni i zmarznici. Trzeba tu wspomnie, e tegoroczna zima sprawia nam niespodziank, bo w drugiej poowie stycznia zrobia si odwil i nieg znikn z pl, paday natomiast deszcze ze

niegiem, co spowodowao ca mas komplikacji. W tych warunkach nasze sanie partyzanckie nie speniay swojej roli, trzeba byo pozostawi je w lasach, a zaopatrzenie dwiga na plecach. Ludzie nagminnie chorowali na gryp, pojawi si znw tyfus. Wszystko to, jak rwnie odoenie ofensywy na nieograniczony czas, spowodowao wiele zadranie i psychiczne zaamanie si czci ludzi. W Dermance, maej polskiej kolonii, partyzanci zajli kwatery w kilkunastu chatach i stodoach. Cz pozostaa na dworze rozpalajc ogniska i szykujc si do gotowania gorcej strawy. Wanie wybraem si wraz ze swoim szefem sztabu kapitanem Worobiewem konno, by rozstawi ubezpieczenia i warty wok kolonii, gdy na niebie od strony ucka spostrzegem dwa malekie punkciki, ktre w miar upywu sekund rosy, a wreszcie przybray ksztaty samolotw rozpoznawczych Rama. Zatrzymaem si. Ramy zaczy kry nad koloni. Widocznie ich zaogi zauwayy ruch wok kilkunastu chat i zabudowa, ponce ogniska i dymy z kominw, gdy nie poleciay dalej, lecz po krtkim czasie zawrciy. Rzuciem si momentalnie z powrotem woajc: - Alarm!!! Partyzanci naturalnie te widzieli samoloty, lecz zmczeni i obojtni na wszystko nie reagowali ju na charakterystyczne dwiki, mj rozkaz o alarmie przyjmujc z niechci. By zmusi wszystkich do opuszczenia chat i stod, musiaem najbardziej opornych wypdza kijem. W p godziny pniej caa brygada opucia Dermank i ukrya si w pobliskim gstym zagajniku, rosncym w odlegoci siedmiuset metrw od kolonii. Ten sosnowy zagajnik wyrs tu chyba specjalnie dla nas, bowiem ju wkrtce nad Dermank ukazay si niemieckie bombowce. Pierwsza fala liczya sze sztuk. Jak zgodniae wilki na owce rzucili si Niemcy na ten niewielki skrawek polany, ukrytej wrd lasw, liczcej kilkanacie hektarw, zabudowanej maymi chatkami. Dymy z kominw i nie ugaszone ogniska wystarczay za dowd, e w kolonii znajduj si nadal partyzanci. Zreszt niemieccy lotnicy nie zastanawiali si gbiej nad przyczynami zupenego bezruchu we wsi, niewiele ich to interesowao. Kazano im zrwna z ziemi ten niewielki obszar, a nie sprawdza, czy s tam partyzanci. Na drodze wiejskiej stao kilkanacie furmanek z taboru brygady, ktrych nie mona byo zabra z braku czasu, wyprzgnito jedynie konie. Te tabory stay si obecnie gwnym obiektem ataku niemieckich bombowcw; zrzucono na nie kilkaset bomb i bombek, strzelano do nich z broni pokadowej. W Dermance rozpoczo si istne pieko. Bombowce napyway nieustannie, na podobiestwo fal morskich, niosc ze sob potworne zniszczenie. Po dwch godzinach bombardowania zniky z powierzchni wszystkie budynki, po nastpnych dwch ziemia wygldaa jak jaki dogorywajcy wulkan. Nie byo ju wtedy wrd partyzantw ani jednego, ktry by z przeraeniem nie myla, co by si z nim stao, gdyby pozosta w Dermance. Po poudniu bombardowanie ucicho, a z Przebraa przyjechao kilku zwiadowcw z trzema furmankami penymi ywnoci, chleba, misa, soniny, i beczk bimbru. Nasi przyjaciele z samoobrony nie zapominali o nas. Rozkazaem podzieli ywno i wdk wrd partyzantw. Chopcy ju zaczli rozpala ogniska, gdy nagle powietrze zadrgao od zbliajcej si nowej fali bombowcw. Tym razem nikogo nie trzeba byo popdza. Wszyscy rzucili si momentalnie do gaszenia ognisk.

Co za szczcie, e nie wydaem jeszcze rozkazu opuszczenia zagajnika! Nad nie istniejc ju Dermank rozptao si nowe pieko, ktre trwao rwno godzin. Zapada ju zmrok, gdy wreszcie Niemcy, upojeni zwycistwem, odlecieli ostatecznie do swych baz lotniczych... T noc i nastpny dzie spdzilimy w gocinnym zagajniku. * Wkrtce potem genera Begma zarzdzi odpraw dowdcw, na ktrej omwi sytuacj na froncie i nasze trudne pooenie. W zwizku z przedsiwzit przez Niemcw obaw wysun trzy propozycje na najbliszy czas. W pierwszej sugerowa przerwanie si przez lini frontu na wschd, w drugiej - wycofanie si na zachd na gbsze tyy niemieckiej armii, w trzeciej - wyjcie na pnoc w rejon Rafawki, gdzie front by jeszcze niezupenie ustalony, w celu poczenia si z jednostkami korpusu kawalerii generaa Baranowa. Najbardziej realna wydawaa si trzecia propozycja; wszyscy dowdcy poparli j, a Begma zaakceptowa. Postanowiono niezwocznie przystpi do wykonania tego zadania. Genera Begma zdecydowa si zmniejszy tabory poszczeglnych oddziaw i brygad do minimum, skierowa w pierwszej kolejnoci w rejon opanowany przez kawaleri radzieck ciko rannych partyzantw pod ochron oddziau zoonego z trzystu ludzi. Z kolei naleao wydzieli silne grupy dywersantw minierw, ktre pozostayby na miejscu, prowadzc sw akcj na linii kolejowej Rwne-Kiwerce oraz na szosach i drogach. Brygady i oddziay otrzymay zadanie samodzielnego dziaania zmierzajcego do przebicia si przez szyki maszerujcych z pnocy i pnocnego wschodu wojsk niemieckich. Wszystkie brygady i oddziay miay skoncentrowa si pod Rafawk, tam silnym atakiem rozbi Niemcw i w ten sposb otworzy sobie drog do wojsk radzieckich.

Na pnoc
Brygada Frunzego otrzymaa zadanie maszerowania na prawym skrzydle zgrupowania, w oglnym kierunku na Silno, Bereciany, Lipno, Wilcze, Huta Stepaska, kolonia Wyrobki, Police, Rafawka. Miaa dziaa samodzielnie, nieduymi oddziaami, stosujc szereg manewrw i partyzanckich chwytw dla wprowadzenia nieprzyjaciela w bd i przedarcia si za wszelk cen do Rafawki. Na pnoc od Cumania i Derana rozcigay si olbrzymie tereny pokryte zwartymi lasami, ktre przed wojn naleay bd do Ordynacji Radziwiowskiej, bd do hr. Jezierskiego. Zesp tych lasw zajmowa obszar ponad stu tysicy hektarw, a cay ogromny teren niemal kompletnie pozbawiony by drg. Dalej na pnoc system drg rwnie by sabo rozwinity. Rozrzucone tu poszczeglne osady, kolonie i mae wioski, pooone wrd lenych polan, czyy si ze sob wskimi traktami i ciekami, nadajcymi si jedynie do uytku dla chopskich furmanek i pieszych. Dwie gwne drogi zmierzajce z pnocy na poudnie biegy w odlegoci czterdziestu kilometrw od siebie: jedna ze Stepania do Derana, druga z Koek i Czartoryska do Cumania i Oyki. Niemcy, ktrzy w sile dwch dywizji piechoty i dwch pukw kawalerii wyruszali z kierunkw KokiCzartorysk i Stepa, otrzymali rozkaz zepchnicia partyzantw z lasw cumaskich na poudnie, poza lini kolejow Kowel-Rwne, na tereny zupenie odkryte, gdzie w pobliu Klewania oczekiwaa dywizja pancerna, majca dopeni dziea zupenego zniszczenia partyzantw.

Sztab niemieckiego korpusu odwodowego zdecydowa maszerowa kilkoma rwnolegymi drogami ze Stepania do Derana i na Klewa oraz z Koek i Czartoryska na Cuma i Oyk, wysa na boczne lene trakty poszczeglne bataliony i kompanie ubezpieczone zwiadem oraz zaopatrzone w lekk artyleri i modzierze, ktre miay szuka kontaktu z nieprzyjacielem. Manewrowa naleao w ten sposb, by zachowa maksimum swoich si, zmusi partyzantw do wyjcia na poudnie. * W nocy 23 stycznia brygada Frunzego, podzielona na oddziay i grupy miniersko-bojowe, wysza na drog wiodc z kolonii Dermanka na Silno i Bereciany. Z lewa posuwaa si brygada Kirowa. Zanim jeszcze udano si w drog, do poszczeglnych oddziaw i grup poprzydzielam zostali przewodnicy z Przebraa. Byli to w wikszoci miejscowi drwale, ktrzy od lat pracowali przy wyrbie paskich lasw, a wrd nich rwnie dowiadczeni myliwi-kusownicy, ktrzy niemal od dziecistwa buszowali po magnackich puszczach za zwierzyn. Ludzie ci, doskonale znajc tutejsze tereny, mieli wskazywa drogi ukryte przed okiem wroga. Przodem, w odlegoci okoo dwudziestu kilometrw od si gwnych, posuway si wydzielone grupy rozpoznawcze. Zwiad oglny brygady by w rkach dowdcy sotni Wasowcw, Burlenki. Ponadto kady dowdca oddziau obowizany by prowadzi zwiad na wasn rk oraz wysya grupy dywersyjno-minierskie. Przed witem, po caonocnym marszu w kierunku pnocno-wschodnim, brygada wysza w rejon lasw na pnoc od wsi Bereciany, gdzie stana na odpoczynek. Poszczeglne oddziay stacjonoway w odlegoci 1-2 km od siebie. Sztab brygady by z dala od si gwnych. Na lewo znajdowaa si brygada Kirowa, a jeszcze dalej oddziay Sankowa i inne. W tym samym czasie grupy zwiadowcze i dywersyjne brygady osigny wsie: Huta Mydzka, Wyszka, Osowa. Najdalej na pnoc wysuna si grupa zwiadowcza dowodzona przez Burlenk. Wychodzc ze wsi Wyszka, zwiadowcy natrafili na kolumn piciu samochodw i dziesiciu motocykli niemieckich. Wywizaa si krtka walka, podczas ktrej Niemcy szybko cofnli si z powrotem na pnocny zachd. Niezwocznie po tym incydencie Burlenko skierowa do sztabu meldunek o zblianiu si Niemcw. Niebawem rwnie i zwiadowcy z oddziau Chwiszczuka pod dowdztwem Nakoniecznego, znajdujcy si na prawo od zwiadowcw Burlenki, napotkali w pobliu wsi Huta Mydzka kompani niemieckich zwiadowcw. Niemcy zajli stanowiska obronne we wsi, skd zaczli ostrzeliwa partyzantw z broni maszynowej i kilku modzierzy. Z pomoc pospieszy im maszerujcy w odlegoci piciu kilometrw batalion zmotoryzowanej piechoty Wehrmachtu. Strzelanina w Hucie Mydzkiej zwrcia uwag Burlenki, ktry postanowi pomc walczcym partyzantom odcinajc Niemcw od pnocy. Zwiadowcy Burlenki, przewanie doscy Kozacy, byli mistrzami konnej jazdy. Przestrze wynoszc okoo piciu kilometrw pokonali w rekordowym tempie kilkunastu minut. Na spienionych koniach dopadli drogi biegncej z pnocy do Huty Mydzkiej; przed nimi leaa kilometrowej szerokoci wolna przestrze. Burlenko, z czupryn wysuwajc si spod zawadiacko na bok wcinitej kubanki, podobny by do ora szykujcego si do uderzenia na upatrzon ofiar. Jego czarne oczy byszczay, zmarszczone czoo wiadczyo o niezwykym skupieniu i napiciu. Zeskoczy z konia i rk da rozkaz swoim podwadnym do spieszenia si. Wykonali polecenie sprawnie i cicho.

Bitwa z przeciwnej strony Huty Mydzkiej toczya si nadal. Z tego miejsca, ze skraju lasu, wida byo sylwetki poszczeglnych Niemcw, odwrconych tyem do zwiadowcw. Naleao nie zwleka, podkra si i otworzy do nich ogie. Ju, ju Burlenko mia zamiar rozwin swoich ludzi w tyralier i rzuci rozkaz do ataku, gdy na drodze od pnocy pojawiy si samochody z gwnymi siami Niemcw. - Cofn si! - zawoa Burlenko. Ukryci wrd pni drzew i krzakw zwiadowcy patrzyli teraz na zbliajce si posiki. Niemcw byo duo, co najmniej ze trzydzieci samochodw. Mieli ze sob artyleri i tabory. Pierwsz myl Burlenki byo otworzy ogie do maszerujcej kolumny, ale oto Niemcy zatrzymuj si przed wsi i sprawnie zeskakuj z wozw. Za chwil rozwin si w tyralier i zbli do wsi - myli Burlenko. Nakonieczny oczywicie nie przyjmie walki z tak duymi siami wroga i wycofa si na poudnie, a wwczas Niemcy, upojeni atwym sukcesem, posun si szybko za nim. Ale przecie dowdca brygady rozkaza za wszelk cen opnia marsz wroga. Trzeba wic zaczeka, a rozwin si do ataku i rusz do przodu, aby dopiero wwczas uderzy na nich z boku. Rzeczywicie kompanie niemieckie sprawnie poczy si rozwija wzdu drogi, z tyu na wysunitym wzgrku okopywaa si bateria artylerii. Upyno jeszcze kilka minut, zanim kapitan Burlenko zdecydowa si na wydanie rozkazu do otwarcia ognia. Posypay si strzay z automatw i dwch erkaemw. Niemcy, zaskoczeni ogniem z prawego skrzyda, poczli ama szyki tyraliery; ten i w onierz szuka ukrycia w zagbieniach terenu, za pniami stojcych na polu pojedynczych drzew, wrd miedz. Powoli poszczeglni dowdcy niemieccy zaczli zmienia kierunek ataku z poudnia na zachd, cigajc plutony i kompanie. Wykonywanie tych manewrw na odkrytym terenie nie byo wcale rzecz prost. Kule partyzantw skutecznie przykuway do ziemi podrywajcych si do biegu onierzy. Po kwadransie Niemcy zdoali uszykowa tyralier do ataku i z odlegoci dwustu metrw rzucili si do przodu, wspierani ogniem broni maszynowej i baterii lekkich dzia oraz kilku modzierzy. Pociski paday jednak daleko w gb lasu i Niemcy, nie mogc wytrzyma morderczego ognia partyzanckich automatw, zalegli o sto metrw przed cian lasu. Czekali, a ich artyleria lepiej wstrzela si w stanowiska partyzantw. Ale trwao to do dugo i wreszcie Burlenko, wyczekawszy odpowiedniego momentu, da rozkaz wsiadania na ko. W par minut pniej zwiadowcy byli ju w gbi lasu. W starciu zgino trzech ludzi Burlenki, siedmiu za byo lekko i ciko rannych. Niemcy ponieli co najmniej dziesiciokrotnie wiksze straty. * Tymczasem grupa zwiadowczo-dywersyjna Nakoniecznego, naciskana od pnocy przez kompani niemieck, wycofaa si na poudnie. Jednoczenie minierzy zaoyli na drodze do Wilcza pi min, w odlegoci dziesiciu metrw jedna od drugiej. Do zapalnika jednej z min by przymocowany sznur, za pomoc ktrego powodowano wybuch. Wszystkie miny czyy si ze sob sznurem Bickforda. Wystarczyo pocign za gwny sznurek, by nastpi wybuch wszystkich min jednoczenie.

Na stanowisku, ukryty wrd zwartych wierkowych krzeww, lea Nakonieczny, tu przy nim przywara do ziemi Froka, partyzantka-zwiadowca. Jej due, czarne oczy patrzyy w napiciu na starego Nakoniecznego, ktry nie odrywa wzroku od drogi. - Ojcze! - powiedziaa szeptem. - Pozwlcie mnie... Nakonieczny odwrci gow. Na twarzy jego wida byo grymas niechci. - Sied cicho, gupia, bo przepdz... aowa, e zatrzyma przy sobie dziewczyn. Upara si, e musi zosta i zobaczy, jak Niemcy bd wylatywa na minach. Diabe nie dziewczyna! - myla.-Wszdzie si pcha, gdzie najgorsze niebezpieczestwo. Nie pozwol! Kiedy spojrza na Frok po chwili, zobaczy, e ma w oczach zy. al go chwyci. Nie wyobraa sobie, e ta wielka, kocista dziewczyna moe paka z byle powodu. Przecie nie bya podobna do innych kobiet; staraa si za wszelk cen upodobni do chopca. Od chwili przyjcia do oddziau wzia bro do rki i chodzia na zadania dywersyjno-zwiadowcze. Partyzanci z pocztku niechtnie odnosili si do niej, ale przekonali si rycho, e Froka jest doskonaym partyzantem: wytrwaa i silna, dobrze jedzia konno i wspaniale strzelaa z rnych typw broni rcznej. Nigdy nie uskaraa si na trudy ycia partyzanckiego, wszdzie bya pierwsza. Stary Nakonieczny skrycie darzy j niemal ojcowsk mioci. Mia syna, ktry rwnie by w oddziale i nigdy jeszcze nie przynis staremu wstydu. Ale Froka swoj brawurow odwag potrafia zadziwi wszystkich. Nieraz Nakonieczny zmuszony by powstrzymywa j i karci za lekkomylne naraanie ycia. Pilnowa jej na kadym kroku. Kiedy dziewczyna odwrcia twarz chcc ukry zy, stary rzek: - Gupia... Na zakrcie drogi ukazao si piciu Niemcw, szli ostronie, rozgldajc si na wszystkie strony z widocznym strachem. Oczy Nakoniecznego zalniy. Niemcy posuwali si ca szerokoci drogi. Froka otara policzki rk i utkwia wzrok w Niemcach. Wygldaa teraz jak dzika wilczyca. Jej due, niemal mskie, czerwone rce kurczowo zacisny si na kolbie i magazynku automatu. Z jak radoci puciaby seri. Niemcy weszli ju na drog, gdzie zaoone zostay miny. Nakonieczny jak gdyby zamar w napiciu. Serce stano mu w gardle, wzrok mia wci utkwiony w zakrt drogi, skd dobiegay pojedyncze gosy. Szperacze niemieccy minli niebezpieczny odcinek i posunli si dalej. Na zakrcie tymczasem ukazaa si grupa pitnastu onierzy. Szli gsiego, paru posuwao si po bokach drogi. Nakonieczny i t grup przepuci. Upyny jeszcze dwie minuty i na drodze ukazaa si zwarta kolumna maszerujcych Niemcw. Byo ich chyba z osiemdziesiciu. Szli trjkami, szybkim, forsownym marszem. Na samym kocu jechao sze ciarowych samochodw. Nakonieczny patrzy uparcie na zgit karowat brzzk, rosnc tu przy drodze. Kiedy czoo kolumny znalazo si na wysokoci drzewka, mocno szarpn za sznurek. Potny huk targn powietrzem. Jednoczenie na drodze zakbio si; wylatyway w powietrze supy ognia, ziemi i ciaa Niemcw. Wszystko to trwao zaledwie sekund. Nakonieczny i Froka zdoali

zaobserwowa wynik wybuchu min. Na drodze postrzpionej wyrwami leaa caa kompania. Ze trzydziestu ocalaych onierzy ratowao si paniczn ucieczk. Wwczas Nakonieczny podnis si z ziemi i cignc dziewczyn za rk pobieg z ni w gb lasu... Tego dnia po poudniu Niemcy zatrzymali si na linii Maciejki - Osowa - Huta Mydzka - Mydzk. W pobliu wsi Maciejki stoczyli trzygodzinn walk z oddziaem brygady Kirowa. Pod Osow za, gdzie dziaaa zwiadowczo-minierska grupa Anatola uka, modego partyzanta z naszej brygady, faszyci rwnie wpadli na miny. uk wysadzi kolumn samochodw, zabijajc okoo trzydziestu onierzy i niszczc pi samochodw. Wieczorem bataliony i kompanie Wehrmachtu, maszerujce w pierwszym rzucie, stany na biwakach palc ogniska i wystrzeliwujc w gr rakiety. Nastaa ciemna, bezgwiezdna noc. Pada drobny deszcz ze niegiem. Byo zimno i mroczno. Niemieccy onierze kryli si pod oson pacht namiotowych lub skupiali si tu przy ogniskach, ktre jednak wci gasy i dymiy. W tym samym czasie dywersanci poczli skrada si ku pnocy, zbliajc si do niemieckich biwakw. Kilka grup przedostao si na tyy Niemcw. Marko Nakonieczny, ktry po wysadzeniu niemieckiej kompanii wrci wraz z Frok do swojej grupy, spdzi reszt dnia we wsi Wilcze, skd wysa do brygady meldunek o wykonanej akcji. Otrzyma wwczas ode mnie rozkaz przejcia na niemieckie tyy. Po krtkiej naradzie ze swoimi partyzantami wybra rejon przejcia nieprzyjaciela przez bagniska Uroczyska Kroton. Przydzielony mu za przewodnika Tadek Chopecki, mody i odwany przebraak, zna dobrze bagnisko i najdogodniejsze przejcie przez moczary. Kiedy zapad mrok, grupa wyruszya. Partyzanci trzli si z zimna, byli zmczeni i godni. Od wielu dni, odkd rozpoczy si bombardowania, nie mieli chwili spoczynku, nie jedli te gorcej strawy. I teraz, brodzc w przemoczonych butach po bagnistej galarecie, grzznc po kolana w lodowatym mule, zaciskali zby. Bagno byo szerokie, cigno si okoo ptora kilometra. Na szczcie Niemcy nie bronili do niego dostpu; zapewne nawet nie przypuszczali, e partyzanci zechc si tutaj przeprawia. Tylko raz jeden podczas przeprawiania si przez moczary rozbysa biaa rakieta. Wwczas chopcy pokadli si w bocie. Kiedy po dwch godzinach minli przeszkod i wyszli poza lini niemieckich czat, byli od stp do gw oblepieni botem. Niedaleko spalonej kolonii Ogw partyzanci ujrzeli due ponce ognisko, a w jego blasku dwie kuchnie poow, wok ktrych krcio si trzech Niemcw. Gotowano posiek. W brzuchach zgodniaych ludzi kiszki zagray marsza. Nie mogli i dalej. Zatrzymali si i jak urzeczeni wpatrywali w koty. Nakonieczny szarpa ich za rkawy, poy paszczy i kurtek, pragnc zmusi do dalszej drogi. Bezskutecznie. Pierwsza Froka posuna si w stron kuchni. Schylia si i jak kot popeza do ogniska. Tu za ni ruszy Berek Pukownik. Trzech partyzantw skierowao si na lewo, trzech innych poszo z prawej strony. Przy Nakoniecznym zostao zaledwie czterech ludzi. Upyno pi minut i stary zobaczy majaczce w wietle sylwetki. Dostrzeg Frok, jak rzuca si z tyu na Niemca, stojcego z warzchwi przy kotle. cinity za gardo zwali si na ziemi, podczas gdy inni partyzanci zmagali si z pozostaymi dwoma onierzami.

Po chwili da si sysze cichy gwizd i Marko ruszy do dymicych kotw, z ktrych pachniaa grochwka i kawa. Partyzanci grzebi warzchwi w kotle z zup, wycigaj pospiesznie kaway misa i jedz. Froka mieje si, podaje staremu menak i mwi: - Co za wspaniaa uczta! Jedzcie, ojczulku, specjalnie dla was ugotowaam t smaczn zupk. Marko rozglda si na boki. Trupy trzech onierzy le tu przy kuchni. Czuje obrzydzenie do tej smakowitej grochwki pachncej wdzonym boczkiem. Froka pcha sobie w usta kaway misa. Marko stara si nie myle o lecych obok Niemcach i te wyciga zza cholewy drewnian yk. Z kieszeni dobywa chustk, wyciera yk z bota, po czym zaczyna je. Kawaki misa pcha jednak do kieszeni. Tymczasem z odlegoci kilkudziesiciu metrw dobiega szmer rozmowy i brzk menaek. Idzie grupa onierzy. Zajci jedzeniem partyzanci spostrzegaj Niemcw dopiero wtedy, gdy ci znajduj si o kilkanacie krokw. Chopcy chwytaj za automaty i wal seriami do onierzy, ktrzy zawracaj i uciekaj w popochu, gono krzyczc. W gr wystrzelaj rakiety. Sycha gosy biegncych w stron kuchni Niemcw. Marko nakazuje odwrt. Berek i dwch innych partyzantw zostaj dla osony wycofujcych si. Do ostatniej chwili nie mog oderwa si od kotw. Niemcy zaczynaj do nich strzela. Berek czuje piekcy bl w prawej doni, a jednoczenie ogarnia go zwierzca niemal wcieko. Wyrywa granat zza pasa. Niemcy s ju o dziesi krokw od niego. Waha si przez moment. Dwaj jego towarzysze cofnli si w lad za grup. Berek czeka kryjc si za kotem. Wreszcie, odskoczywszy kilka krokw:, wyrywa zawleczk i rzuca granat. Wybuch. Lec na ziemi, za drzewem, widzi nastpne podbiegajce do kota postacie. Zamach, i granat wpada prosto w kocio z grochwk. Berek podrywa si, pdzi do lasu i tam kryje si za pie. Syszy drugi wybuch. Kuchnia rozlatuje si, pooblewani wrztkiem Niemcy wrzeszcz wniebogosy. Berek Pukownik, kluczc midzy drzewami, biegnie do swoich. Nie czuje blu w zranionej doni. Rozpiera go rado. Koo poudnia grupa Nakoniecznego podesza pod wie Omelanka. Wysani na zwiad Froka i Chopecki przynieli wiadomo, e we wsi stacjonuje kolumna niemiecka w sile batalionu. Stwierdzono, e kierowcy wycigaj z podwrek i zagrd samochody i ustawiaj je na drodze w kolumnie. Nie byo wic wtpliwoci, e Niemcy wkrtce wyrusz w drog. Nie tracc czasu Marko rozkaza chopcom zakada miny. Po upywie dwudziestu minut robota bya skoczona. Tym razem cztery miny znajdoway si w odlegoci dwudziestu metrw jedna od drugiej. Ledwie skoczono prac, zawarczay z daleka motory; szum silnikw rs z kad chwil. Niemcy jechali na kilkunastu samochodach, cignc cztery polow dziaa. Gdy pierwsze dwa samochody ju miny niebezpieczn stref, a trzeci zrwna si z punktem orientacyjnym, chopcy szarpnli jednoczenie za sznurki... Partyzanci poczli si wycofywa na zachd, ale niebawem natknli si na inny oddzia niemiecki, ktry zaalarmowany wybuchem z tej strony spieszy swoim z pomoc. W ten sposb partyzanci zostali wcinici z dwch stron w sosnowy zagajnik, gsto ostrzeliwany przez spiesznie podcignit nieprzyjacielsk artyleri. Garstka ludzi bronia si przez kilka godzin. Pado czterech partyzantw, piciu odnioso rany. Wreszcie o pierwszym zmroku pozostali przy yciu i ranni, a wrd nich Froka i Marko, pojedynczo wydostali si z okrenia.

* Przez dwie nastpne doby Niemcy posunli si do przodu zaledwie o dziesi kilometrw. Dowdztwo Wehrmachtu, nie mogc pocztkowo zorientowa si w sytuacji, rzucao kompanie i bataliony w kadym kierunku, skdkolwiek rozlegay si strzay, przez co powsta nieopisany baagan, szczeglnie midzy szykami pierwszych i drugich rzutw, tam gdzie dziaay grupy dywersyjno-minierskie. Czwartego dnia obawy Niemcy zorientowali si, e na ich tyach znajduj si tylko pojedyncze, mae grupki partyzantw, a gwne siy zgrupowane s nadal na poudniu. Wobec tego zaczli kontynuowa swj marsz czeszc lasy. Ale onierze niechtnie wypeniali rozkazy swoich dowdcw; syszc wybuchy i strzelanin ze wszystkich stron, myleli ju tylko o tym, by nie ryzykowa ycia. Nie rozumieli, po co si ich pcha w te nieprzebyte lasy, w ktrych ze wszystkich stron czaio si niebezpieczestwo. Nic wic dziwnego, e wojsko omijao wszelkie gszcze; onierze przechodzili rzadkimi lasami bd ciekami lenymi, trzymajc si kupy. W tej sytuacji nietrudno byo ukry si w gszczach i przeczeka, a Niemcy przejd do przodu. Czwartego dnia do poudnia niemal caa brygada Frunzego znalaza si poza niemieckimi szykami. Przed Niemcami pozosta jedynie partyzancki szpital z pidziesitk rannych, tabor i niewielka ochrona zoona z trzydziestu ludzi, wszystko ukryte w najwikszych gstwinach lenych, w pobliu gajwki Lipno. Szpital i tabor miay pozosta w zagajniku do momentu, a wrg przesunie si na poudnie i wyminie ich. Dla zachowania idealnej ciszy wszystkie konie zaprzone do furmanek miay acuchy okrcone szmatami, a przy pyskach koskich stale czuwali wonice, by zwierzta reniem nie zdradziy miejsca ukrycia. Gdy ju Niemcy, jak przewidywano, wyminli zagajnik, szpital i tabory posuny si do przodu w naznaczony rejon zbirki brygady, dwa kilometry na wschd od wsi Wilcze. Tu zebray si wszystkie oddziay brygady. * Byo ju dobrze po poudniu. Zmordowani, straszliwie wygodzeni ludzie leeli pokotem na ziemi. Ale ju pierwsze chwile upragnionego odpoczynku zostay przerwane odgosami silnej strzelaniny, dochodzcej nieco ze wschodu, gdzie czuwao jedno z ubezpiecze brygady. Przybyy niebawem do sztabu cznik donis, e Niemcy id prosto na obz partyzancki. Nieatwo byo postawi na nogi utrudzonych partyzantw. Wreszcie skierowaem na niebezpieczn lini oddzia Chwiszczuka, ktry mia powstrzyma wroga i umoliwi odejcie brygady, a szczeglnie szpitala i taborw, dalej na pnocny zachd. W tym samym jednak czasie rwnie z innych kierunkw, od poudnia i od zachodu, zaalarmowani zostalimy odgosami walki. Okazao si, e Niemcy otaczali nas pkolem zamierzajc wcisn brygad na bagniska cignce si na pnoc. Na szczcie zblia si ju wieczr i liczyem, e pod oson mroku i manewrw oddziaw bojowych uda mi si wyj z puapki. Niemcy jak gdyby przewidzieli nasz zamiar, nacierali bowiem duymi siami na skrzyda, zamykajc nam drogi wyjcia z niebezpiecznego rejonu. Metr po metrze spychali ubezpieczenia, strzelajc gsto z modzierzy i broni maszynowej.

Z nastaniem mroku wrg sta ju wok brygady zwartym pkolem, zoonym z kilku linii. Oddziay bojowe toczyy zacit walk, ktra trwaa a do godziny smej Wieczorem. Dopiero wtedy Niemcy zaniechali dalszych atakw, poprzestajc jedynie na ostrzeliwaniu naszych pozycji. Bylimy przyparci do obszaru gbokich bagnisk, bez jakiejkolwiek nadziei na wydostanie si std, siy wroga liczyy bowiem w tym rejonie co najmniej dwa tysice onierzy, piechoty, kawalerii i artylerii. Niemcy czekali na nadejcie witu, by zakoczy operacj przeciwko brygadzie. Przez radiostacj nawizaem czno ze sztabem zgrupowania, ktry znajdowa si wwczas w rejonie wsi Tchory, okoo dziesiciu kilometrw na zachd od brygady. Na moj prob o udzielenie brygadzie pomocy genera Begma owiadczy, e nie jest w stanie nic uczyni, bowiem inne oddziay zgrupowania tocz z Niemcami zacite boje. W szczeglnie cikiej sytuacji znalaza si brygada Kirowa, ktra nie przedara si jeszcze na pnoc i walczya z przewaajcymi siami wroga w rejonie wsi Maciejki. Nie lepiej przedstawiaa si sytuacja na wschd od nas w rejonie wsi Stydzy i Mydzk, gdzie walczyy oddziay Sankowa. Tylko cz oddziaw przedara si na pnoc, tracc kontakt z gwnymi siami. Genera Begma poleci szuka przejcia przez bagna i stara si do witu wymkn z okrenia. Ogarn mnie ogromny niepokj o losy caej brygady. Bagno, jakie si przed nami otwierao od pnocy, byo dugie na jakie dwa kilometry i okoo piciuset metrw szerokie. aden z przewodnikw nie zna dogodnego przejcia. Wzywam dowdcw i radzimy. - Jest jedno wyjcie - mwi Burlenko. - Rozproszy si na mae grupki i prbowa przej na zachd. - A tabor i szpital? - pytam. Burlenko milczy. - Furmanki mona zostawi - podchwytuje ktry z dowdcw kompanii. - Lej ranni pjd o wasnych siach, a reszta bdzie musiaa pozosta. - Ta reszta to czterdziestu ciko rannych - odpowiada doktor Ratniewski.-Wszyscy lej ranni ju wzili bro i wrcili do swoich kompanii. Bylibymy bez sumienia, gdybymy zostawili swoich ciko rannych towarzyszy na pastw faszystw. - To w ogle nie wchodzi w rachub - rzekem. - Nie zostawimy tu ani jednego naszego czowieka. Albo wyjdziemy z tej puapki wszyscy, albo zginiemy. - Susznie - popar mnie Chwiszczuk. - Ale czy w ogle mamy jakie wyjcie? Nastaa cisza, przerywana jedynie terkotem karabinw maszynowych i pojedynczymi strzaami z odlegoci ptora kilometra. - Ile mamy w obozie ludzi, nie liczc rannych? - spytaem szefa sztabu kapitana Worobiewa. - Sztab, ochrona, szpital (bez rannych), kwatermistrzostwo, razem stu dwudziestu ludzi, w tym dwadziecia trzy kobiety - pada odpowied. - Reszta, trzystu partyzantw z oddziaw bojowych, na stanowiskach obronnych. - Zarzdzi zbirk. Za pi minut wszyscy uzbrojeni w piy, siekiery i noe niech stan na zbirce. Rannych zdj z podwd. Konie i furmanki potrzebne bd do pracy. *

Noc bya czarna jak smoa. Na odlego kroku nic si nie widziao. Kto zapali smolne uczywo, za nim uczynili to samo inni. Zote pochodnie owietliy brzeg bagniska. Rozpocza si praca. Sycha byo stukanie siekier i dwik pi. Pod toporami paday karowate brzzki i olchy, rosnce kpkami w pobliu. Ludzie cignli zrbane drzewka i gazie na brzeg bagna i rzucali je w granatow ma. Wycinano noami przybrzen trzcin. Niektrzy padali z ng lub zasypiali na stojco z rozwartymi oczyma. Przewracali si pod ciarem niesionych gazi i te od razu zasypiali. Na nogi stawiay ich razy z mojej rki. W caym obozie wrzao od gorczkowej pracy: nawet ciko ranni podnosili si z ziemi i czogajc si cignli w stron bagniska jak such ga lub sprchniay pie. Sycha byo jki i nieludzkie rzenia. Niesamowicie wygodzone konie, nieczue ju na bl fizyczny, nie chciay bra udziau w tej morderczej pracy. Dopadszy jakiej zeschej kpki traw lub kory drzew gryzy je zawzicie. Katowane przez rozwcieczonych wonicw, paday i nie podnosiy si wicej. Wtedy ludzie dopadali zwierzcia, wycigali noe i wycinali z bokw i wyschych zadw ciepe jeszcze pasy misa, ktre poykali na surowo. Do pnocy pomost przez bagna siga ledwie stu metrw. Zrozumiaem wwczas, e nie uda si nam zbudowa przeprawy przez te moczary, chobymy pracowali przez ca noc i nastpny dzie. Wwczas kazaem cign do pracy ludzi z oddziaw bojowych, pozostawiajc na linii obronnej zaledwie czujki i sabe ubezpieczenie. W godzin pniej na przeprawie pracowao ju ponad trzystu partyzantw. Pomost rs szybko i do czwartej nad ranem osign dugo okoo kilometra, ludzie jednak sabli coraz bardziej. Przestrze, jaka dzielia czoo pomostu, gdzie ukadano drzewo i gazie, od miejsca wycinania materiau i gromadzenia go, powodowaa rozpraszanie si pracujcych, ktrzy zasypiali gdzie pod krzakiem. Zdarzay si wypadki, e kto nioscy materia po pomocie zboczy nieopatrznie i wpad w bagno. Rozlega si wwczas rozdzierajcy krzyk: - Ratunku! Ale zanim spostrzeono si, gdzie stao si nieszczcie, czowiek gin ju bez adnego ratunku w straszliwej topieli. Bywao te, e wpadajc w bagno partyzant nie mia si wyda z siebie gosu. Gdy mrok si rozproszy, przeprawa bya gotowa. Partyzanci z oddziaw bojowych wrcili na swoje stanowiska. Niemcy jeszcze przed witem rozpoczli gst kanonad z artylerii i modzierzy, a o sidmej ruszyli do ataku. W tym samym czasie przez bagnisko pocza si przeprawia kolumna furmanek i ludzi. Konie, czujc niebezpieczestwo, poszyy si i wpaday w bagno, tonc w nim, partyzanci odcinali uprz i sami cignli fury z rannymi. Tu i wdzie pomost by zbyt wski i saby, peen dziur, co znacznie utrudniao ruch do przodu. Wpychano w nie rne przedmioty, czsto wasn odzie, paszcze lub kouchy. Ludzie potykali si o wystajce gazie i przewracali w bagnisko. Dwie godziny trwaa ta mordercza przeprawa. Niemcy przez cay czas ostrzeliwali bagno z modzierzy, lecz miny nie trafiay w miejsce przeprawy. Jedynie kilka pado w pobliu, zabijajc dwch ludzi i ranic piciu. Wreszcie cae tabory, szpital i sztab znalazy si na przeciwlegym brzegu bagien. Z kolei zaczy si przeprawia spychane w bagno oddziay bojowe.

Pozostaem na brzegu i popdzam resztki ludzi na przepraw. Oto ostatnia grupa ubezpieczeniowa dotara ju do bagniska. Pjd na samym kocu - postanawiam. Obejrzaem si jeszcze do tyu i widz, e dwadziecia metrw ode mnie sania si na nogach niski, szczupy partyzant. Poznaj go. To Grinberg. Tu za nim sycha gone rozkazy Niemcw. - Biegiem! - krzycz do niego, lecz Grinberg, zamiast przyspieszy kroku, pochyla si coraz niej ku ziemi i pada. Rzucam si w jego stron. - Czego leysz?! - krzycz resztkami gosu. - Niemcy s o sto metrw std! Wal naprzd! - Nie mam si - pokazuje na nogi. Cae w ranach. - Ruszaj si, idioto! Zaraz tu bd Niemcy! - Zostawcie mnie w spokoju - mwi z obojtnym wyrazem oczu. Podnosz kij w gr i wal go w plecy. Jkn cicho i skurczy si w sobie. - Uciekaj, bo ci zabij! - wrzeszcz. Krci gow na znak, e nie ruszy si z miejsca. Teraz ciskam kij oburcz i grzmoc go z caych si. Raz, dwa, trzy, cztery... Sysz jego przeraliwy krzyk. Grinberg zrywa si i kulejc mocno, biegnie na przepraw. Doganiam go i bior pod rk. Obydwaj saniamy si na nogach. Grzniemy w szczelinach, wpadajc po kolana w boto. Czekam, e za chwil Niemcy obsypi nas z brzegu gradem pociskw. Ale nic takiego na razie si nie dzieje. Upywaj minuty. Nie chce mi si oglda do tyu, bo i po co? Nie wierz, eby nam si udao bezpiecznie przej. Jestemy dopiero w poowie drogi. To dziwne, dlaczego szwaby nie strzelaj. Grinberg znw sabnie, wreszcie przewraca si i nie moe si ju podnie. Baga mnie, ebym go zostawi samego. Oczy jego gasn. Nie, musz go ratowa! - Bracie, jeszcze tylko sto metrw - kami - tam wemiemy ci na fur. Lekarz ci udzieli pomocy. Z drugiej strony przeprawy idzie kto do nas, Kiedy si zbliy na odlego dziesiciu metrw, poznaem uka. By cay czarny od bota. - Wemy go obaj za rce i nogi - mwi. Schwyciem Grinberga za nogi, uk uj jego wychudzone, kociste rce. * Podczas gdy brygada koczya przepraw na przeciwlegy brzeg moczarw, Niemcy nagle zaniechali obawy. Wydawao si nam to czym tak niepojtym, e nie moglimy w to po prostu uwierzy. Bylimy raczej skonni sdzi, e wrg wykonuje teraz manewr, chcc nas zamkn w nowym piercieniu okrenia. Ale wysani we wszystkich kierunkach zwiadowcy nigdzie nie natrafili na Niemcw. Na poudniu, skd nas atakowano, Niemcy poczli formowa na drogach kolumny i odchodzi.

Wkrtce zagadka si wyjania. Przybieg do mnie sztabowy radiotelegrafista i z nie ukrywan radoci i zami w oczach wyrzuci z siebie: - Zwycistwo, towarzyszu dowdco! Dzi Armia Radziecka rozpocza ofensyw... Niemcy uciekaj!... Genera Begma wzywa towarzysza do radiostacji. W caym obozie wybucha niesamowita wprost rado. Partyzanci, ktrzy przed chwil jeszcze leeli na ziemi niemal pywi, teraz rzucali w gr czapki, krzyczeli, podskakiwali, caowali si i taczyli. Genera Begma mwi: - Wojska Pierwszego Ukraiskiego Frontu przeamay niemieck obron na rzece Hory. Szsty korpus kawaleryjski generaa Baranowa wykonuje od strony Rafawki manewr okrajcy w kierunku Oyka - uck. Niemcy wycofuj si pospiesznie. Za kilka godzin wasza brygada powinna spotka si od pnocy z oddziaami Armii Radzieckiej. Niemcy pragn za wszelk cen wycofa wszystkie swoje siy z zagroonego rejonu. Od wschodu z linii frontu posuwa si na Oyk niemiecka dywizja. Naley uczyni wszystko, by powstrzyma jej marsz po szosie Stepa - Derane - Cuma Oyka - uck. Wszystkie oddziay i brygady spiesz na szos Derane - Cuma, gdzie wydane zostan dalsze rozkazy...

Wyzwolenie
Przed poudniem oddziay i brygady zgrupowania partyzanckiego wraz z dwoma batalionami korpusu kawaleryjskiego osigny szos Cuma - Oyka, wyprzedzajc jednostki niemieckiej dywizji pancernej, maszerujcej ze wschodu ku poudniowi. Dziesi kilometrw na zachd od Cumania zgrupowanie zajo stanowiska w zasadzce. W pierwszym rzucie znajdoway si brygady Sankowa i Kartuchina. Niemcy maszerowali forsownie, ubezpieczajc swoje kolumny siln stra. Okoo godziny pierwszej ich ubezpieczenie natkno si na partyzantw. Prba przedarcia si do przodu nie daa rezultatu i Niemcy zmuszeni zostali do zajcia stanowiska obronnego. W tym czasie nadcigny ich gwne siy i skieroway na partyzantw ogie artylerii i czogw. Masa stali zalewaa pozycje naszych brygad, zadajc partyzantom dotkliwe straty. Niemcy ruszyli do ataku i przerwali w, kilku miejscach pozycj. Kilkanacie czogw torowao drog nacierajcym kolumnom. Partyzanci zaczli si cofa, lecz o dwa kilometry dalej ugrupowany by w zasadzce drugi rzut partyzanckiej obrony. Gdy pierwsze czogi pojawiy si na drodze, ukryci w pobliu otworzyli ogie z rusznic przeciwpancernych. Jeden po drugim zapaliy si trzy niemieckie czogi tarasujc pozostaym drog. Nastpne prboway utorowa sobie przejcie obchodzc drog, lecz wpady w botne rozlewiska i zaczy grzzn. Przejcie zostao zamknite. Kolumny czogw i artylerii toczyy si na drodze. Niemcy rozwinli piechot i uderzyli. Rozpocza si dramatyczna walka brygady Frunzego i kilku innych oddziaw partyzanckich usiujcych odeprze ataki Niemcw. Ze sztabu zgrupowania napyway rozkazy o koniecznoci zatrzymania wroga na tej linii a do wieczora. Chodzio o to, by wojska radzieckie, ktre od pnocy i poudnia zacieniay piercie okrenia, poczyy si ze sob w rejonie ucka, uniemoliwiajc w ten sposb niemieckiej dywizji wyjcie z kota.

Czas gra tu kolosaln rol, lecz siy byy nierwne. Niemcy dysponowali sprztem technicznym: czogami, artyleri i inn broni, partyzanci za mieli jedynie bro strzeleck, kilka dziaek maego kalibru, troch rusznic ppanc i modzierzy. Bj trwa do pitej po poudniu. Wreszcie Niemcy cofnli si i bocznymi drogami obeszli niebezpieczny rejon z prawa, zostawiajc kilka czogw, dzia i samochodw. Partyzanci niezwocznie rozpoczli pocig za wrogiem. Kilkanacie kilometrw przed uckiem resztki niemieckiej dywizji natkny si na silne oddziay regularne Armii Radzieckiej i poniosy w krtkotrwaym boju zupen klsk. * Ludzie padali ju z ng. O dalszym marszu nie mona byo myle. Wydaem rozkaz i brygada stana na odpoczynek w rzadkim lesie sosnowym, w ssiedztwie zmotoryzowanej jednostki radzieckiej, ktrej onierze zaczli nas gorco wita. Major Karapetian, tgi mczyzna o skonych oczach, by pierwszym gociem w naszym sztabie. Na powitanie ciskamy sobie rce i caujemy si. Ucinamy sobie z nim rozmow. Pyta, jak sobie radzilimy z Niemcami na tyach frontu. Opowiadamy nie odrywajc oczu od radzieckich onierzy, ktrzy jedz ledzie. Wycigaj je z wiader i ogryzaj ze wstrtem. My kroimy kostki soniny i zagryzamy razowcem. Patrzymy akomie na ledzie, onierze na nasz sonin. - Dajcie naszym chopcom troch ledzi - zwracam si do majora. On umiecha si szeroko i mwi: - Prosz bardzo. Mamy tego do diaba. Od miesica jemy ledzie co drugi dzie i klniemy kwatermistrzostwo. - A my nie jedlimy ich przez ca wojn. Zrbmy wymian: wy nam dacie ledzie, a my wam sonin. Migiem przyniesiono kilka wiader. Ludzie, ktrzy od dawna odczuwali brak soli, wprost rzucaj si na nie. Ich radzieccy koledzy ze zdumieniem obserwuj tempo, w jakiem ledzie znikaj w ustach partyzantw. Oni z mniejszym apetytem gryz sonin. Chopcy zaraz po posiku zaczynaj szuka wody. Marko Nakonieczny, ktry wyliza si ju z ran, przytaszczy z wozu bak bimbru. Wok nas zebraa si spora grupka oficerw i onierzy. Kilka aluminiowych kubkw zapenionych bimbrem powdrowao wkoo. Kto zagra na harmonii, zrobi si krg i paru wojskowych zaczo taczy kozaka. Wszyscy si miej, jest wesoo. Nagle, nie wiadomo skd, pojawiaj si na niebie niemieckie samoloty. Pocztkowo nikt z naszego grona ich nie spostrzeg, o niebezpieczestwie powiadomi nas dopiero silny ogie artylerii przeciwlotniczej i karabinw maszynowych. W pierwszej chwili partyzanci rzucili si do ucieczki, ale spokj radzieckich onierzy, ktrzy nie poddali si panice, spowodowa, e zaraz wrcili na miejsce i zadarszy gowy patrzyli na samoloty. Niemcw byo piciu - lekkie bombowce przeznaczone do walk na linii frontu. Nie zdyy zniy si i rozpozna terenu, a ju kilka radzieckich baterii pelot i kaemw obsypao je gradem pociskw. Biae oboczki, znaczce wybuchy, otoczyy samoloty gstym rojem. Po pminucie jeden z bombowcw

zadymi i spad na ziemi w pomieniach. Gdy zaraz po nim drugi rozerwa si na czci, pozostae zawrciy spiesznie na zachd. Z ust partyzantw wyrwao si radosne hurrraa; pierwszy raz przekonali si, e istnieje sia, ktra zmusza samoloty wroga do ucieczki. Przez ca noc i nastpny dzie nasi chopcy - wyczerpani do ostatnich granic - spali. Dopiero po dwch dobach ten i w mg stan na nogach. Podczas tego naszego zapadnicia w; sen odeszli nasi ssiedzi. Na ich miejsce tu pod naszym bokiem stoi teraz puk kawaleryjski, ktry oprcz koni ma lekkie czogi-tankietki. Byo to dla nas troch dziwne skojarzenie: czogi i konie, a waciwie malekie mongolskie koniki, bardzo mieszne, kudate i na wp zdziczae. W brygadzie mamy ze sto koni. W porwnaniu z Mongoami wygldaj jak olbrzymy. onierze, znawcy koni, ogldaj nasze, klepi je po zadach, zagldaj im w pyski i prbuj dobi targu z partyzantami. Dowdca puku, wsaty siwy pukownik, upatrzy sobie nienobiaego ogiera, ktry by wasnoci Orduchanowa. Przyszed do mnie razem z nim. - Pozwlcie temu chopcu zamieni konia - rzek pukownik pokazujc na naszego Goliata. - Jak chcecie, Orduchanow, ja nie mam nic przeciwko temu - powiedziaem. Orduchanow mia smutn min. Wida byo, e aowa swego ulubieca, ale nie mia odwagi odmwi dowdcy puku. Pukownik podkrci wsa i obejrza si za siebie. W odlegoci kilkunastu metrw sta jego adiutant trzymajc za uzd maego, wochatego mongoa. Dowdca skin gow, adiutant z wochaczem zbliy si. Orduchanow popatrzy na swego ogiera z rozpacz, po czym szybko odebra cugle od adiutanta i pocign konika. Pniej wszyscy z rozbawieniem obserwowalimy, jak Orduchanow na obszernym placu prbowa okiezna dzikusa. Zna si na tym dobrze. Sam by Tatarem, z dzikimi komi mia w yciu wiele do czynienia, ale mongo broni si, jak tylko umia: kopa zadnimi nogami, gryz i szarpa wdzida, nie pozwalajc wsi na siebie. Partyzanci zarykiwali si ze miechu. Wreszcie po dwch godzinach walki konik uleg, Orduchanow wskoczy na jego grzbiet i wwczas ujrzelimy przezabawny widok: nogi Orduchanowa wloky si po ziemi, konik w zestawieniu z jego potn postaci podobny by raczej do sporego psa... Po chwili co innego odwraca nasz uwag od niefortunnego jedca. W pobliu na szosie zatrzymuje si kolumna czogw. Z wozw wyskakuj czogici, osmaleni jak nieboskie stworzenia. Partyzanci ogldaj z zainteresowaniem czogi, niektrzy cauj si z czogistami. Nawizuj si rozmowy. - Co to za czog? - To niezawodna kobya T-34. - Czogista klepie czog po pancerzu. - Od samego Kurska jechaem na niej na oklep. - A co znacz te biae krzyyki na lufie? - pyta dalej partyzant. - Tyle niemieckich maszyn podbia. Tygrysw i panter. - Czog-bohater?

- Wszystkie T-34 s takie. - A tu wida jakie aty na pancerzu. Jedn, dwie... - Kobya bya ranna pod Kurskiem - artuje wesoo czogista czstujc partyzanta krupk. - Ale si wylizaa. Partyzant idzie z czogist wzdu kolumny do tyu, spotyka dwa zupenie inne czogi. S szerokie, o wikszej powierzchni kaduba, niezgrabne. - A to inna jaka kobya? - podtrzymuje artobliw form. - Tak, to tak zwana trumna. Waciwa nazwa: churchill - odpowiada czogista. - Angielski czog? - Dostalimy je od Anglikw w ramach dostaw wojennych, ale nie nadaway si do walki. Pyty maj nitowane. Uderzy pocisk, nity wypadaj i czog si rozazi. Poza tym taka trumna jest mao zwrotna i stanowi dobry cel dla Niemcw. - Wic dlaczego je cigniecie ze sob? - Przydaj si jako cigniki. Widzisz, bracie, kiedy w walce jaki czog zostanie unieruchomiony, wtedy wysyamy churchilla, eby cign go do tyu. Nie moemy zostawia naszych maszyn Niemcom. Taka kobya drogo kosztuje. * Od wyzwolenia upyn ju tydzie. Brygada staa obozem pod uckiem. Pewnego ranka radiotelegrafista odebra rozkaz od generaa Begmy, ktry znajdowa si obecnie w Rwnem. W myl nowego rozkazu brygada miaa przej do Rwnego. Rozpocz si marsz. Mijalimy znane nam ju miasta i osady: Oyk, Klewa, Kostopol, Cuma. Na drogach setki trupw, peno wrakw czogw, samochodw i innego sprztu bojowego. Nareszcie Rwne. Miasto nie jest bardzo zniszczone, ulice zasypane s jednak gruzami i mas potuczonego szka, walaj si papiery, duo zdziczaych kotw i psw, kilka spalonych czogw. Ludzie wygldaj mizernie, s wychudzeni i oberwani. Partyzanci rozlokowuj si tymczasem w parku miejskim. Melduj si w komitecie obwodowym partii, gdzie genera Begma obj obowizki pierwszego sekretarza. Na korytarzach olbrzymi ruch, wszyscy biegaj gdzie jak optani. Wchodz miao do Begmy. - No i co, Maks? - pyta podajc mi rk. - Co bdziecie teraz robi? Trzeba chyba pozwoli ludziom odpocz. Zasuyli sobie na to. Zajmijcie budynki spdzielni Zgoda. Przedtem mieszkali tam Niemcy. Trzeba doprowadzi ludzi do porzdku - patrzy na mj zarost i sfatygowany mundur. Zacznijcie od ani i lekarza. Nie dajc mi czasu na odpowied, siga po suchawk telefonu. - Przylijcie tu do mnie doktora Erlicha - wydaje komu polecenie. Erlich, szef suby zdrowia w zgrupowaniu Begmy, stawi si w gabinecie w rekordowym tempie. - Czy ania ju uruchomiona?

- W trakcie... - Bierzcie ludzi Maksa na pierwszy ogie. Trzeba przeprowadzi dezynfekcj. Po chwili zwraca si do mnie: - Wybaczcie, towarzyszu, ale mam duo roboty. Wpadnijcie do mnie jutro. Zabraem ludzi z parku i poszlimy do budynkw spdzielni Zgoda. Doktor Erlich przepuszcza partyzantw przez ani i dezynfekcj, po czym dopiero mogli wej na nowe kwatery. Niemcy nie zdyli ograbi wntrz mieszkalnych; pozostawili meble, pierzyny, kodry, a w kuchniach i spiarniach peno jedzenia. Na podwrzu ustawilimy kilka poniemieckich kuchni polowych. Zanosio si na smaczne jedzenie, bo z przydziau z komitetu partyjnego otrzymalimy miso, kasz, mk i inne wiktuay, przewanie z poniemieckich magazynw. Kwatery w prawdziwych domach byy dla partyzantw czym z bajki. Podczas dugich nocy spdzonych w lesie, czsto na mrozie i wrd deszczw, marzyli o ciepej izbie i wygodnym mikkim ku... Nadszed wieczr. Chopcy przygotowali mi krlewsk kwater. Gabinet do pracy i sypialni. Wspaniae orzechowe meble i pikna lnica biel pociel zdaway si czym nierealnym. Duy kaflowy piec rozsiewa ciepo. Szybko, jak gdyby w obawie, e to cudowne, wymarzone miejsce odpoczynku moe mi nagle znikn sprzed oczu, rozebraem si, zgasiem wiato i zanurzyem w puchowej pocieli. Co za rozkosz!!! Teraz tylko spa i ni... Zamykam oczy. Le tak kwadrans, drugi, lecz sen nie przychodzi. Szybko, bardzo szybko, puchowa kodra zaczyna mi ciy. Ciao, mimo wieczornej kpieli, swdzi, robi mi si duszno, wysuwam nog, pniej drug, wreszcie odrzucam kodr. Po jakim czasie, lec ju bez przykrycia, czuj, e dokucza mi przecierado. cigam je. Pozosta materac. On te wydaje mi si nie do zniesienia. I dopiero wtedy pojem, e nie bd mg tej nocy usn. Zrozumiaem, e nie jestem ju tym samym czowiekiem, jakim byem przed wojn. Moe to mieszne, ale kilkuletnie przebywanie w lesie zmienio moj skr, przeorao te moj psychik. Mylc o tym, nawet nie podejrzewaem, jak duo czasu upynie, zanim znw stan si normalnym miertelnikiem. Znacznie pniej przyszed moment, w ktrym uwiadomiem sobie nagle, e przez wiele tygodni chodz po miecie, nie rozstajc si ani na chwil z automatem, ktry nosiem na piersiach w gotowoci bojowej, i majc za pasem zatknite granaty. Zadaem te sobie pytanie, dlaczego podejrzliwie rozgldam si wok siebie, dlaczego tak skrupulatnie gromadz w piwnicach budynkw zdobyty lub znaleziony trotyl i ka pilnowa go uzbrojonemu partyzantowi. Teraz chciao mi si naprawd spa, ale leenie w ku byo dla mnie tortur. Otworzyem drzwi wychodzce na balkon. Poczuem mrone powietrze. Ubraem si i wyszedem na balkon. Po paru minutach ogarna mnie senno. Wycignem z sypialni chodnik i uoyem si wygodnie na balkonie... W par dni pniej w miejscowym kinie odby si wielki wiec z udziaem mieszkacw Rwnego. Na wiec przybyli przedstawiciele KC partii i wojska. Begma zaprosi mnie do prezydium. Szo nam

o zmobilizowanie ludnoci do wzicia aktywnego udziau w odbudowie miasta oraz wczenie jej do organizowania administracji i pomocy frontowi. Przemawia Begma, a po nim przedstawiciel KC. Z kolei genera udzieli mi gosu. Wiedziaem, e na sali znajduje si duo Polakw. To, co wtedy powiedziaem, brzmiao mniej wicej tak: - Drodzy rodacy! Oto doczekalimy si chwili wyzwolenia. Jeszcze tak niedawno my, Polacy, dniem i noc drelimy o nasze ycie i o ycie naszych rodzin. Hitlerowcy i zorganizowane przez nich bandy UPA postanowili wymordowa ca ludno polsk zamieszkujc tereny Woynia. W dugotrwaej, bezkompromisowej walce, jaka toczya si na wschd od Bugu, pado setki tysicy naszych rodakw. W tych cikich dla nas chwilach jedyn konkretn pomoc niosy nam radzieckie oddziay partyzanckie. To s fakty znane nam wszystkim. Obecnie nic nie zagraa yciu Polakw na Woyniu. Armia Radziecka wyzwolia nas z niewoli, ale Polska nadal znajduje si jeszcze pod butem okupanta. Polacy w kraju walcz w szeregach partyzanckich. Wkrtce Armia Radziecka przejdzie do nowej ofensywy i wkroczy na tereny polskie. Jest rzecz zrozumia, e w tej walce o cakowite wyzwolenie ojczyzny z niewoli nie moe zabrakn naszych rodakw. Nie jest dla nikogo tajemnic, e na terenie Zwizku Radzieckiego powstaa Pierwsza Armia Wojska Polskiego. Polacy zamieszkujcy tereny Zwizku Radzieckiego masowo wstpuj w szeregi Wojska Polskiego. Wkrtce i w tych stronach nastpi mobilizacja do armii polskiej, trzeba wic przygotowa si do czekajcych nas zada. Powstajce Wojsko Polskie wsplnie z Armi Radzieck wemie udzia w wyzwoleniu ziem polskich spod okupacji hitlerowskiej. Tymczasem kady Polak winien w miar swoich si i moliwoci wsppracowa z wadzami miejscowymi w odbudowie miasta, pomaga w organizowaniu administracji. Tego wymaga od nas dobro oglne i sytuacja polityczna, bowiem wolno Polski moe nastpi jedynie w wyniku przyszych wsplnych operacji Armii Radzieckiej i Wojska Polskiego... Skoczyem i usiadem. Usyszaem sabe oklaski. Wiedziaem a nadto dobrze, e nie udao mi si wypowiedzie tego, co mylaem, zanim zabraem gos. Chciaem swoim wystpieniem zapali iskr entuzjazmu w sercach rodakw, rozgrza ich. Liczyem na to, e odpowiedzi bdzie gorce poparcie moich sw, lecz zawiodem si. Ci ludzie, o czym miaem mono przekona si ju niejednokrotnie, jeszcze nie bardzo rozumieli, na czym polega nowa sytuacja polityczna. Wielu wci jeszcze wierzyo w zapewnienia Delegatury Rzdu Londyskiego, e wyzwolenie Polski nadejdzie z Zachodu... Ktrego ranka, wasajc si po ulicach miasta, spostrzegem przy jednym ze supw ogoszeniowych dwch wojskowych. Byli ubrani w polskie mundury z odznakami oficerskimi, na gowach mieli czapki uszanki. Podszedem z boku i zaczem si im przyglda. Jeden bardzo wysoki, z wsami polskiego szlachcica z XVIII wieku, na naramiennikach mia dystynkcje majora. Drugi, troch niszy, o pocigej, inteligentnej twarzy, by porucznikiem. Spostrzegem, e do swego notesu przepisuje z ogoszenia nazwiska rozstrzelanych przez Niemcw, polskich zakadnikw. Zdecydowaem si szybko. Podszedem z tyu i kadc im rce na ramionach, zapytaem: - A wy, panowie wojskowi, co tu robicie? Odwrcili si jednoczenie i zmierzyli mnie podejrzliwym wzrokiem od gry do dou. Szczeglnie dugo, jak mi si wydawao, zatrzymali swj wzrok na moim automacie i granatach. - A pan kim jest? - Zadajc to pytanie wsal przybra kpicy wyraz twarzy. - Ja jestem tutejszy. A wy, jeli si nie myl, jestecie tym zapowiadanym Wojskiem Polskim. Dlaczego nie idziecie na front, tylko tu si szwendacie?

- Popatrz, Lusiek, co za oryginalny typ - skonstatowa w odpowiedzi porucznik, zwracajc si do wsala. Nie poczuem si uraony, gdy to ja pierwszy podjem rozmow w sarkastycznym tonie. - By moe, e wydaj si wam, panowie wojacy, oryginaem, ale prawdopodobnie nawet nie przypuszczalicie, e moecie si spotka oko w oko z Maksem. - Rzeczywicie! - odpar major podkrcajc w gr wsa. - To pan jest miejscowym milicjantem? Bardzo nam mio - wycign rk na powitanie. Byem wcieky. Jake to moliwe - mylaem naiwnie, eby nic o mnie nie syszeli? Tu, na Woyniu, gdzie znaj mnie chyba wszyscy Polacy? - Nie jestem milicjantem - powiedziaem nieco uraony - lecz dowdc polsko-radzieckiej brygady partyzanckiej. Nazywam si Maks... - Czoem, czoem! Przepraszamy za pomyk - skwapliwie zawoa major. - Co za mie spotkanie - uzupeni z nie ukrywanym zadowoleniem porucznik. Z miejsca ustpia oboplna podejrzliwo. Oficerowie przedstawili si: major Leonard Berkowicz i porucznik Jerzy Putrament. Dowiedziaem si, e przyjechali ze sztabu 1 Armii Wojska Polskiego, by organizowa wiece i zebrania mobilizujce modzie do wstpowania w szeregi wojska. Putrament, ktry, jak si dowiedziaem, by jednoczenie korespondentem gazety armijnej, z miejsca zacz zapisywa w swym notesie dane dotyczce mojej partyzanckiej drogi, zasypujc mnie istn lawin pyta. Zaprosiem ich obydwu do swojej kwatery. Na cze miych goci wydaem partyzancki bankiet, ktry uwietniy nastpujce przysmaki: buraczany bimber, sonina krojona kozikami w kostk, cebula i chleb. yw dyskusj na rne tematy czsto gsto przerywalimy dla wzniesienia pen szklank coraz to innego patriotycznego toastu. Niebawem obydwie strony zaczy sobie wyznawa bratersk przyja, wymieniajc przy tym serdeczne pocaunki. Trzeba przyzna gwoli prawdzie, e gocie nasi trzymali si cay czas dzielnie, podczas gdy my... * Przez jaki czas towarzyszyem przedstawicielom Wojska Polskiego. Wsplnie odwiedzilimy generaa Begm, ktremu Berkowicz i Putrament wyjanili cel swego przyjazdu do Rwnego i poprosili o pomoc przy organizowaniu wiecw i zebra z ludnoci polsk. Byem obecny na kilku zorganizowanych przez nich mityngach i przekonaem si, e major Berkowicz i porucznik Putrament osignli to, czego ja nie osignem na wiecu w kinie - zdobyli sobie zaufanie audytorium. Pomijajc spraw do istotn - byli oni dobrymi mwcami - spostrzegem szybko, e sukces swj zawdziczali gwnie temu, e nosili polskie mundury, podczas gdy ja wystpiem na wiecu w dziwacznym przebraniu partyzanta. Na widok mundurw oczy zebranych janiay szczer radoci. Ludzie przyjmowali nas do serdecznie. Na apel o wstpienie szeregi Wojska Polskiego zgaszao si wielu ochotnikw. Berkowicz i Putrament wyjaniali, e wszyscy Polacy okazujcy ch wstpienia do wojska winni zgasza si do wojenkomatw. W zwizku z tym byo wiele rnych pyta. Ochotnicy

mieli szereg wtpliwoci, na og przypuszczali, e zostan wcieleni do Armii Radzieckiej. Trzeba byo wyjania im rol i zadania Wojska Polskiego. Niebawem do tej pracy agitacyjnej udao si nam zwerbowa troch miejscowej inteligencji oraz jednego z ksiy, ktry swoimi wystpieniami z ambony zagrzewa Polakw, by wstpowali do formujcej si armii polskiej. W sumie praca ta daa pozytywne rezultaty. Do wojenkomatw zgosio si kilkuset mieszkacw Rwnego. Po tygodniu Berkowicz i Putrament odjechali do sztabu 1 Armii. W owym czasie Niemcy, ochonwszy nieco po ostatnich cigach, jakie otrzymali na Woyniu, rozpoczli bombardowanie Rwnego. Kilka nocy z rzdu na upione miasto spaday niemieckie bomby. Chocia ataki kierowano gwnie na rejon dworca kolejowego, bomby wybuchay rwnie i w dzielnicach mieszkalnych. Banderowcy od chwili wyzwolenia przeraeni i zaskoczeni now sytuacj, z ktrej sobie nie chcieli zda sprawy, wierzc lepo w potg armii hitlerowskiej, rwnie si otrzsnli i zaczli kontynuowa swoj zbrodnicz dziaalno wymierzon przeciwko wadzy radzieckiej. Bombardowania niemieckie pokrzepiy ich na duchu i od tej pory zza wgw, z dachw i okien czsto paday strzay do radzieckich oficerw i onierzy. Zorganizowane grupy wzniecay poary, napaday na posterunki milicji i nowo powstae urzdy. Dla onierzy frontowych, ktrzy z penym powiceniem walczyli o wyzwolenie mieszkacw Woynia spod okupacji hitlerowskiej, fakty te zdaway si by czym po prostu niewiarygodnym. W pierwszej chwili kady przypadek dywersji czy zabjstwa przypisywano wycznie niemieckim dywersantom. Przez dugi czas wojsko, nie rozumiejc dokadnie skomplikowanej sytuacji politycznej na wyzwolonym Woyniu, po bratersku czyo si z miejscow ludnoci. onierze grupowo i pojedynczo udawali si do wsi i osad zamieszkaych przez ludno ukraisk, gdzie nawizywali towarzyskie stosunki. Niestety raz po raz miay miejsce wypadki mordw. W cigu miesica od momentu wyzwolenia na Woyniu zgino od kul i toporw banderowskich kilkuset oficerw i onierzy radzieckich. Mordy szerzyy si, przybierajc coraz wiksze rozmiary. Byo dziesitki wypadkw zatruwania wody w studniach, mleka, mki i innych produktw oddawanych jako kontyngenty dla potrzeb armii. Nie od razu przystpiono do zorganizowanej akcji przeciwko poczynaniom banderowcw. Akcj tak podjto dopiero w kocu marca, kiedy rozbestwieni pobaliwoci wadz bandyci spod znaku tryzuba zamordowali generaa Watutina, dowdc 1 Ukraiskiego Frontu. To tragiczne wydarzenie stao si jak gdyby sygnaem do dziaania. Bardzo szybko na terenie Woynia powstay specjalne bataliony przeznaczone do walki z banderowcami. W skad ich wchodzili gwnie Polacy i byli partyzanci, znajcy doskonale metody walki z banderowcami, ich gwne skupiska i kryjwki. Przystpiono te do organizowania tzw. Sdw Ludowych, zoonych z przedstawicieli miejscowej ludnoci i wojska. * Jeszcze w lutym przyby do Rwnego szef sztabu partyzanckiego Ukrainy genera Strokacz. W zwizku z tym w gabinecie generaa Begmy odbya si odprawa dowdcw brygad i oddziaw partyzanckich.

Genera Strokacz rozkaza rozformowa brygady i oddziay partyzanckie, polecajc kierowa wszystkich ludzi narodowoci rosyjskiej, ukraiskiej, biaoruskiej i innych, wchodzcych w skad radzieckich republik, do wojenkomatw i pracy w administracji, natomiast partyzanci narodowoci polskiej mieli by przekazani do mojej dyspozycji. Miaem za zadanie zorganizowa now brygad partyzanck. W pierwszych dniach marca przybyli do mojego sztabu nieoczekiwani gocie, Berkowicz i Putrament, sprawiajc mi mi niespodziank. Po serdecznym powitaniu Putrament z powanym, niemal marsowym wyrazem twarzy wydoby z polowej torby oficerskiej arkusz zapisanego papieru i zmusiwszy mnie uprzednio, bym wsta, zacz czyta uroczystym gosem: - Wycig z protokou posiedzenia Prezydium Zarzdu Gwnego Zwizku Patriotw Polskich w ZSRR z dnia 25 lutego 1944 r. Ad. 6. Prezydium uchwalio zatwierdzi nominacje i odznaczenia polskich partyzantw: Obywatelowi Jzefowi Sobiesiakowi nadaje si stopie majora i odznacza si go Krzyem Virtuti Militari... Nie wierzyem wasnym uszom. W pierwszym momencie przyszo mi do gowy podejrzenie, e Putrament przygotowa jaki kawa. Nie mogem poj, eby kto, kto walczy w stopniu szeregowca, mg nagle przeskoczy tyle szczebli w hierarchii wojskowej i uzyska stopie majora. - No c to, panie majorze Sobiesiak, nie jest pan zadowolony z tego wyrnienia? - spyta Berkowicz widzc moj stropion min. - Przecie wy, panowie, kpicie sobie ze mnie w ywe oczy - odparem uraony. - Ani nam si nio! - rzek Putrament podajc mi arkusz. - Prosz, czytaj sam, spjrz te na podpis i piecz. Jeli kpi, niech mnie czarci porw! Popatrzyem na pismo. Wydawao mi si oryginalne. Mimo to jeszcze przez dug chwil nie mogem przyj do siebie. - Wic to jest prawda? - spytaem. - A kt by mia z ciebie kpi, Maks? - spyta Berkowicz. - C w tym dziwnego? Po prostu uwaamy to tylko za pewien akt formalny. Przecie nie moesz zaprzeczy, e dowodzie brygad partyzanck, ktra odniosa wiele sukcesw w walce z okupantem. Sam bye bardzo zdziwiony, co spostrzegem podczas naszego pierwszego spotkania, e nie wiemy, kim jeste - doda przekornie. - No, Maks, dawaj pyska! C byo robi? Uwierzyem i przyjem gratulacje. Od tej pory staem si prawdziwym oficerem Wojska Polskiego. Partyzanci, gdy si o tym dowiedzieli, ca hurm pospieszyli okaza mi swoj rado. W cigu jednego dnia zdobyli gdzie odpowiedni ilo materiau, z ktrego najlepszy krawiec w Rwnem uszy mi w rekordowym czasie pikny mundur. Teraz przyda mi si bardzo Krzy Virtuti Militari, ktry miaem przy sobie od chwili, gdy otrzymaem go od Golikowa. Staruszek ofiarowa mi krzy jako pamitk, twierdzc, e przyjdzie jeszcze chwila, gdy uzyskam to wysokie odznaczenie i bd mia prawo je nosi. Chwila taka wanie nadesza...

W Kijowie
Wrciem z nowo sformowan brygad w rejon Maniewicz, gdzie stanlimy obozem, czekajc na rozkazy. Pewnego razu partyzancka ochrona przywioda do sztabu kapitana Armii Radzieckiej. - Przybywam z polecenia szefa sztabu partyzanckiego Ukrainy generaa Strokacza - zwrci si do mnie kapitan salutujc. - Genera wzywa towarzysza majora do Kijowa. - Siadajcie i odpoczywajcie, towarzyszu kapitanie - zaprosiem go. - Pozwolicie chyba, ebym was ugoci. - Niestety, niewiele mamy czasu - powiedzia kapitan. - Cay dzie zmarnowaem, zanim was odnalazem. Sprawa jest podobno bardzo pilna. Jeszcze dzi musicie by w Kijowie. - Jakim sposobem? Chyba nie polec na skrzydach? - Wanie o to chodzi. Za Maniewiczami, pod lasem, stoi specjalny samolot PO-2, ktry zabierze was do Kijowa, a ja mam tu ze sob samochd. Nie byo rady. Musiaem czasowo przekaza obowizki dowdcy brygady Chwiszczukowi, ktry po reorganizacji pozosta ze mn, zreszt jako jedyny Ukrainiec, i wyruszyem w drog. Nie miaem najmniejszego pojcia, po co wzywano mnie tak nagle do Kijowa, sdziem jednak, e bdzie si to wizao z jakimi nowymi zadaniami, ktre sztab partyzancki pragnie powierzy naszej brygadzie. Cieszyem si myl, e by moe niedugo ju brygada przekroczy lini frontu i znajdzie si na terenach Polski. PO-2, tak zwany popularnie w armii kukurunik, sta pod lasem, na niewielkiej polanie, dokadnie zamaskowany zieleni. Pucoowaty lejtenant, z policzkami czerwonymi jak u modej wiejskiej dziewczyny, zasalutowa: - Towarzyszu majorze, z rozkazu sztabu partyzanckiego mam zawie was do Kijowa. - Cze! - podaem modemu lotnikowi rk. Chwil potem spod maskujcych gazi wyjrza niewielki kadub samolociku. Zastanawiaem si, jak te znios ten pierwszy w moim yciu lot. Jakby odgadujc moje myli, lejtenant spyta mruc filuternie jedno oko: - A wy, towarzyszu majorze, latalicie ju kiedy? Poczuem si troch gupio. Nie bardzo chciaem si przyzna do tego, e nie lataem, ale lotnik widocznie zorientowa si, o co chodzi, i doda szybko: - To nic. Wiele ludzi nie widziao jeszcze z bliska samolotu, ale rzecz w tym, e niektrzy nie znosz wikszych wysokoci. - O, mnie tam wszystko jedno - rzekem chepliwie, chcc podkreli swoj odwag. - Moecie lecie jak najwyej. - Ale samolot czasami robi rne gwatowne zwroty. Nie wystarczy by odwanym na ziemi. Czeg, u licha, ten mokos chce ode mnie? - mylaem. Widzc drwic min lotnika przypuszczaem, e szykuje jaki kawa, prawdopodobnie, eby mnie nastraszy.

No c, trzeba si bdzie dobrze pilnowa. Dla dodania sobie animuszu signem przed wejciem do samolotu do manierki, ktr miaem w torbie polowej, i pocignem kilka ykw samogonki. Pilot nie zauway tego, gdy zajty by sprawdzaniem jakich przyrzdw w samolocie. Lejtenant usadowi mnie z tyu. Gowa wystawaa mi na zewntrz kabiny. Nie przywiza mnie pasami do siedzenia, mogem wic uchwyci si rkoma obudowy. Postanowiem, e nie zwolni ucisku ani na moment. Moje przewidywania sprawdziy si co do joty, o czym przekonaem si ju w momencie startu. Lejtenant z tym samym ironiczno-podejrzliwym umiechem obrci si do mnie i spyta: - Gotw? - Gotowy! - odparem ykajc ze strachu lin. Samolot szarpn od razu i poderwa si w gr. Mimo kurczowego trzymania si obudowy uderzyem plecami w ty kabiny. Lotnik bra wysoko w diabelskim tempie. Czuem, e robi mi si mdo. Jedynie silny pd zimnego powietrza ratowa mnie przed wymiotami. - No i co, jak tam samopoczucie? - spyta lotnik przekrzykujc szum motoru. - W porzdku! - odparem, jak mogem najgoniej, dawic si wiatrem. Zaraz te poaowaem tych sw, bowiem lejtenant pocz nagle wyprawia przerne harce. Samolot wznosi si do gry i raptownie opada, robi ptle i rne zwroty. Ze wszystkich si trzymaem si rkami i caym ciaem wntrza kabiny, czujc, e odek podchodzi mi niemal do garda. Strach nie opuszcza mnie ani na moment. - A jak teraz si czujemy? - spyta niebawem lejtenant wyrwnujc lot. Na usta cisny mi si przerne zasyszane od radzieckich partyzantw przeklestwa, ale nic z tego repertuaru nie powiedziaem, gdy przyszo mi do gowy, e temu modemu lotnikowi wanie o to tylko chodzio, ebym uzna sam siebie za pokonanego. Z trudem silc si na umiech odparem: - Nic nie szkodzi. Bardzo lubi takie hocki-klocki. Te moje sowa wystarczyy widocznie lotnikowi, bowiem odpar, jakby chcia mnie przeprosi: - Nie gniewajcie si na mnie, towarzyszu majorze. Ja tak tylko dla artw. - A ja wanie bardzo lubi arty. - Ale chyba ju dosy tego dobrego... A do samego Kijowa samolot lecia na wyrwnanej wysokoci, wzdu toru kolejowego. Kiedy na lotnisku egnaem si z lejtenantem, powiedzia mi: - Wy, partyzanci, jestecie cholernie odwani. Mylaem, e uda mi si was nastraszy. Ucisnem mu mocno rk. * Samochd zatrzyma si przed okazaym domem, gdzie ju stao kilka eleganckich wozw osobowych. Od razu spostrzegem, e jest to jaki reprezentacyjny budynek. Starszy lejtenant, ktry towarzyszy mi w drodze z lotniska, wysiadajc z samochodu rzek:

- To jest dom wypoczynkowy dla starszych dowdcw partyzanckich. - Co takiego? - spytaem zdziwiony. Starszy lejtenant, widzc moje zaskoczenie, umiechn si i powtrzy jeszcze raz to samo, dodajc tylko, e znajd tu doborowe towarzystwo takich dowdcw partyzanckich, jak Kowpak, Fiodorow, Taratuta i innych. - Ale przecie ja zostaem wezwany do generaa Strokacza - rzekem, sdzc, e zasza tu jaka pomyka. Przecie Kowpak, Fiodorow i inni radzieccy dowdcy partyzanccy rozwizali ju swoje oddziay i mog sobie wypoczywa. A ja mam przecie brygad - mylaem jednoczenie. - Wiem o tym - odpar starszy lejtenant. - Genera Strokacz poleci, ebycie, towarzyszu majorze, najpierw wypoczli kilka dni. Niedugo zostaniecie wezwani do sztabu partyzanckiego. Nie pozostawao nic innego, jak uda si do domu wypoczynkowego. Otrzymaem wspaniay apartament z gabinetem do pracy i azienk. Skierowano mnie najpierw do fryzjera, a potem - mimo sprzeciww z mojej strony - kazano uda mi si na badanie lekarskie. Dwaj wojskowi lekarze zabrali si do opukiwania mnie, badania ttna, serca, zagldali mi w zby, do nosa, potem dugo ogldali moje stepy, ktre tak szczliwie wyleczyem w 1942 roku, wayli mnie i mierzyli, wreszcie jeden z nich powiedzia do drugiego: - To dziwne, jak na tak cikie przeycia... Co za okaz zdrowia! Tylko dwa zby trzeba usun, no i wzmocni dzisa po szkorbucie. Nie pytaem ich, skd wiedz o moich przeyciach. Kiedy opuciem gabinet lekarski, zaprowadzono mnie do jadalni. I tu dopiero spotkaem wszystkich dobrze znanych mi dowdcw partyzanckich, o ktrych wspomnia starszy lejtenant. - Patrzcie, moi drodzy, kogo tu do nas przysali? - dziwi si Kowpak. - To ja jego dobrze znam! Podszed pierwszy i poda mi rk. - Ty, zdaje si, bye u mnie w Swarycewiczach razem z Bryskim. - Tak, towarzyszu generale! - odparem subicie. - No widzisz, i spotkalimy si po raz drugi... W tym momencie podszed do mnie Fiodorow i rzek: - Witajcie, towarzyszu Maks! Ucisnem jego rk, po czym przywitaem si z pozostaymi oficerami. Zjedlimy obfite niadanie, zakrapiane moskiewsk wdk, i rozmawialimy o swoich partyzanckich losach. Wieczorem wszyscy udalimy si samochodami do teatru kijowskiego. Nastpnego za ranka zaj si mn dentysta. Mio mi byo spdza czas wrd braci partyzanckiej, ale mylami wci kryem wok spraw zwizanych z brygad, zostawion pod Maniewiczami. Ja tu wypoczywam, podczas gdy ludzie czekaj na mj powrt i na zadania bojowe, ktre im miaem przywie z Kijowa. - Robiem sobie wyrzuty. Trzeciego dnia w poudnie zatelefonowaa Wanda Wasilewska i zaprosia mnie do siebie na wieczr. Oczywicie pojechaem. Przyjto mnie bardzo serdecznie i mio. Wanda Wasilewska szczeglnie interesowaa si tym wszystkim, co dotyczyo Polakw walczcych w szeregach radzieckiego ruchu partyzanckiego. Wypytywaa te o moj partyzanck drog. Niemniejsze zainteresowanie sprawami

Polakw na Ukrainie Zachodniej przejawia m Wandy Wasilewskiej, znany pisarz ukraiski Korniejczuk. Wkrtce po tym wieczorze wezwano mnie do generaa Strokacza. Szedem do niego z radoci spodziewajc si, e otrzymam nowe zadania. - Jak wasza brygada? - spyta genera patrzc na mnie przyjanie. - Melduj, e jestemy gotowi do walki na tyach wroga. - Na tyach wroga, mwicie? - Genera zamyli si na chwil. - No, oczywicie. Trzeba o tym pomyle... To bdzie jeszcze zaleao od tego, jak zdecyduje towarzysz Chruszczow. - Towarzysz Chruszczow? - spytaem ze zdziwieniem. - Tak, towarzyszu Maks. Teraz nie podlegacie ju tylko mnie. Jestecie na wyzwolonym terenie. A wanie pierwszy sekretarz KC KP(b) Ukrainy bardzo jest zainteresowany wasz brygad. Otrzymaem polecenie, bym przyby razem z wami do niego. Poczuem si troch nieswojo. Nie mogem sobie wyobrazi rozmowy z tak wysoko postawion osobistoci. W kwadrans pniej razem z generaem szedem dugim korytarzem gmachu Komitetu Centralnego KP(b) Ukrainy. Ani na chwil nie opuszczaa mnie trema. Ju sam gmach dziaa na mnie przytaczajco. Posuwaem si po mikkim czerwonym dywanie, ktrym zasany by cay hall, mylc z obaw, by nie potkn si i nie przewrci. I oto otwieraj si drzwi do obszernej sali. Przed sob zobaczyem umiechnit, prostoduszn twarz Chruszczowa, i od razu gdzie znika moja trema. Nie wiem, ale zdaje mi si, e ja rwnie musiaem si umiechn do niego. Chruszczow wsta zza biurka, podszed do mnie, poda mi do i gow wskaza na fotele stojce nieco z boku. - Siadajcie, towarzysze, prosz... Bardzo si ciesz, towarzyszu Sobiesiak... - Mwic to czstowa mnie kazbekami. Na okrgym stoliku staa butelka kaukaskiego wina i trzy kieliszki. Chruszczow nala wino do kieliszkw. - Za zwycistwo i polsko-radzieck przyja! Opowiedzcie nam co o tym, jak walczylicie na Woyniu. Towarzysz Strokacz mwi o was do duo - umiechn si do generaa. - Ale ja wol wiadomoci z pierwszej rki... Zaczem opowiada. Duga to bya opowie, przerywana czasami pytaniami, ktre zadawa mi towarzysz Chruszczow. Kiedy skoczyem, Chruszczow rzek: - Nasza partia i rzd radziecki dzikuj wam i wszystkim polskim partyzantom za zasugi pooone w walce ze wsplnym wrogiem narodw sowiaskich. Nas, ludzi radzieckich, czy wielka przyja z brami Polakami. Powiedzcie szczerze, towarzyszu, co chcielibycie teraz robi? Wiecie zapewne o Pierwszej Armii Wojska Polskiego. Moecie wstpi do armii albo, jeli wam to odpowiada, moecie sobie odpocz. Was, jako czowieka zasuonego, chtnie otoczymy opiek. - To dla mnie wielki zaszczyt. Nigdy nawet nie marzyem o czym podobnym - odparem nieco zmieszany tymi propozycjami. - Tylko... ja mam...

- Prosz, mwcie miao, towarzyszu Sobiesiak. - Moja ojczyzna jest jeszcze w niewoli. Radzieccy towarzysze partyzanci wypenili ju swj obowizek, a ja jeszcze nie. Chciabym bi si z wrogiem o wyzwolenie mego kraju... - Spodziewaem si tych sw od was - odpar Chruszczow. - I dlatego nie bdziemy was zmusza do odpoczynku. Moe wobec tego wstpicie do Wojska Polskiego? - Do wojska? Tak, to byoby moe dobre wyjcie, ale ja waciwie niewiele znam si na taktyce wojennej. Jestem tylko partyzantem. Prosz, towarzyszu Chruszczow, polijcie mnie na niemieckie tyy... - Wilka cignie do lasu, a partyzanta na tyy. No c, chyba trzeba bdzie pomc towarzyszowi Sobiesiakowi przej na tyy frontu - rzek Chruszczow zwracajc si do Strokacza. Genera umiechn si i skin gow. Chruszczow mwi dalej: - Widzicie, towarzyszu Maks, nam rwnie bardzo zaley na rozwoju ruchu partyzanckiego w Polsce. Teraz, gdy nasza armia i Wojsko Polskie szykuj si do ostatecznej rozprawy z wrogiem na ziemiach polskich, akcje partyzantw maj dla nas wielkie znaczenie. Jestemy gotowi udzieli wam wszechstronnej pomocy. Otrzymacie bro i pene wyposaenie. Tymi sprawami zajmie si towarzysz Strokacz. Umoliwimy wam przejcie za lini frontu... Ogarna mnie gorca fala radoci.

Ilustracje

Gen. Wasilij Andrejewicz Begma, dowdca zgrupowania partyzanckiego na Woyniu

Pk Antoni Bryski, dowd ca brygady partyzanckiej

Jzef Sobiesiak Maks

Irena i Kazimierz Sowikowie

Jacenty Sowik

Dymitr Chwiszczuk

Aleksander Nieroda

Mikoaj Bulik

K. Babicz azin

Antoni Szmigielski

Mikoaj Samczuk Bondarenko

Sylwester Mytkayk

Gabriel Nakonieczny

Borys i Grisza Nierodowie

Prof. dr Jzef Parnas, szef suby zdrowia brygady partyzanckiej

Grupa dywersyjna oddziau Maksa w Houzji, po powrocie z zadania bojowego

Przemarsz oddziau partyzanckiego przez wie Houzj (lato 1943 r.)

Wagon wysadzonego przez partyzantw pocigu koo Maniewicz

Czerwony Br, czerwiec 1943 r. Od lewej siedz: Dymitr Chwiszczuk, oginow, Kartuchin, Jzef Sobiesiak; stoj: Hala Chwiszczuk, Lena Chwiszczuk, Luba Kartuchin, Irena Sobiesiak

Przeprawa zwiadu konnego przez rzek Stochd

Fotokopia sprawozdania z dziaalnoci oddziau Maksa

Apel obwodowego sztabu partyzanckiego w sprawie pomocy dla ludnoci polskiej

Tabor partyzancki w marszu

Przeprawa partyzantw przez rzek Styr podczas obawy

Partyzanci w lasach Serchowa

Placwka partyzantw we wsi Houzja

Wycig z protokou Prezydium Zarzdu Gwnego ZPP

Od lewej: Chady Achmetowicz Brytajew, Przewodniczcy Rady Najwyszej ZSRR Nikoaj Michajowicz Szwernik i Jzef Sobiesiak Maks. Zdjcie zrobione po uroczystoci nadania partyzantom odznacze (grudzie 1944 r.)

Mapy

Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Obwolut i stron tytuow projektowa Zygmunt Ziemka Ksika zatwierdzona przez Ministerstwo Owiaty pismem z dnia 16.11.1966 r., Nr. P4-432 MON-16/66 do bibliotek licew oglnoksztaccych, licew pedagogicznych, zasadniczych szk zawodowych i technikw oraz do dziaw nauczycielskich bibliotek szk podstawowych. Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1966. Wydanie III. Nakad 20.000+300 egz. Objto 23,65 ark. wyd., 25,75 ark. druk. (z wklejkami). Papier druk. mat. V kl. 65 g. (z Zakadw CelulozowoPapierniczych im. J. Marchlewskiego we Wocawku). Format 82X104/16. Druk ukoczono w kwietniu 1966 r. Wojsk. Zak. Graf. w W-wie. Zam. nr 2775 z dnia 17.XI.1965 r. M-20. Cena z. 28.-

You might also like