You are on page 1of 195

JAKUB CZARNY

102. PAN SAMOCHODZIK I BIBLIA LUTRA

WSTP
Licie drzew wok starego kocioa szumiay niepokojco. Chocia w dzie dawao si ju odczu wiosenne, majowe ciepo, chmury, ktre nadcigay nieodmiennie w godzinie zmierzchu, przynosiy mrok i chd. Wikary, ktry przed chwil zatrzasn za sob drzwi plebanii spojrza niepewnie w gr. Szare postrzpione oboki, spod ktrych gdzieniegdzie przewitywaa wieczorna purpura, pdziy na wschd. Nagle wicher zad mocniej, rozszarpujc kby chmur na strzpy, a licie znw zaszeleciy zowrbnie. Wikary obj swoje kociste ramiona rwnie kocistymi domi i z wzrokiem wbitym w ziemi ruszy drk wyoon chodnikowymi pytami w kierunku potnej bryy z pruskiego muru. Suy w tej parafii dopiero od trzech miesicy, ale nie musia podnosi wzroku, eby wiedzie dokd idzie. Drka doprowadzia go do drzwi z lewej strony wschodniej przybudwki, przez ktre wchodzio si do zakrystii. Sign do kieszeni po klucze, ktre zabrzczay w doni. Nieprzyjemna pogoda nie bya w stanie zmci jego dobrego humoru. Pastor, ktry przez cay miesic od jego przybycia yczliwie, ale i z uwag obserwowa poczynania wikarego, przed kilkoma minutami wrczy mu klucze do kocioa i poprosi, eby przygotowa Bibli Marcina Lutra do jutrzejszej konfirmacji . Proba zostaa wypowiedziana naturalnie, prawie od niechcenia, ale wikary wiedzia, co oznacza. W ten sposb pastor okaza mu zaufanie i ostatecznie zaakceptowa w nim wsppracownika. Wikary, obrci si w stron stojcej przed wejciem lampy i przez chwil szuka odpowiedniego klucza. Gdy sobie z tym poradzi, drc nieco rk umieci klucz w zamku i przekrci. Ku swemu zdziwieniu napotka opr. - Sprbowa jeszcze raz, ale klucz nie chcia si obrci. Otworzy szeroko oczy i spojrza na zamek. Powoli wyj klucz i ju chcia ruszy w stron parafii, eby porozmawia z pastorem, kiedy tkno go przeczucie. Ostronie, jakby bojc si, e moe to spowodowa jak katastrof, nacisn klamk. Drzwi skrzypny cicho i uchyliy si na kilka centymetrw. Pastor musia zapomnie zamkn - pomyla, miaym ruchem otworzy drzwi na ocie i wszed do duej, wysokiej na kilka metrw, pokrgej przybudwki zwieczonej

kopulastym daszkiem. Zamkn drzwi. Dwa pierwsze kroki odezway si nieprzyjemnym echem w ciemnoci. Wikary podnis gow i przekroczy prg zakrystii, od dawna ju przemianowanej na Hal Chrztw. W wietle lampy wpadajcym przez umieszczone wysoko szyby z wzorkiem zoonym z kilkudziesiciu kek zobaczy rozwieszon na przeciwlegej do wejcia cianie kolekcj portretw przedstawiajc mczyzn odzianych w czarne togi z charakterystycznymi biaymi belkami pod szyj. Rozpozna otwierajcego poczet pastorw Matthausa Hoffmana, pierwszego proboszcza tutejszej parafii. Dugie, czarne wosy opaday po obu stronach niewielkiej czapeczki, a rozszerzajca si ku doowi, starannie przystrzyona broda, zakrywaa d twarzy. Zanim wikary zapali wiato, odnalaz jeszcze wzrokiem grubaska w upudrowanej peruce, przypominajcego troch zbyt dobrze odkarmionego Mozarta. Zwrci na niego uwag podczas pierwszej po przyjedzie wizyty w kociele i pastor wyjani mu, e to Beniamin Schmolke, ktry oprcz tego, e kierowa widnick owczarni w XVIII wieku, pisa pieni kocielne. Dobra to bya robota, bo utwory pastora Schmolkego do dzi mona usysze w czasie luteraskich naboestw. Wikary znalaz po omacku wcznik, zapali wiato i podszed do oszklonej szafy z herbem, w ktrej chowano dawno ju nie uywane ozdobne ornaty, krzy do procesji pogrzebowych i Bibli Marcina Lutra. Mody duchowny wiedzia, e grub ksig, ktrej mocna skrzana oprawa z metalowymi okuciami nosia szram, wedug legendy uczynion szabl dowdcy wojsk cesarskich Albrechta von Wallensteina, znajdzie w hebanowym pudeku, na pce po lewej stronie. Ostronie otworzy drzwi szafy. Szko zadrao w oprawkach. Modemu ksidzu trudno byo powstrzyma drenie rk. Zawsze, kiedy przeglda t niezwyk ksik, odczuwa wzruszenie. Niem iecki przekad Biblii autorstwa Lutra, Melanchtona, Bugenhagena, Jonasa i kilku innych tumaczy ukaza si w 1534 roku. Prosty, komunikatywny jzyk pozwoli zdemokratyzowa dostp do Sowa Boego, do ktrego wczeniej siga mogli tylko uczeni znajcy acin albo wysublimowan niemczyzn. Po raz pierwszy wikary widzia t Bibli podczas studiw na wystawie w jednym z warszawskich muzew. Pamita, z jakim przejciem patrzy przez szyb na pierwsz stron z chmar cherubinkw zgromadzonych na schodach wysoki ego budynku, na ktrego cianie inne anioki rozwieszay kart, ktra oznajmiaa: Biblia, to jest cae Pismo wite po niemiecku. Marcin Luter. Wittemberga 1534. Skrzynka z Bibli leaa na pce, znajdujcej si na wysokoci jego ramion. Delikatnie przesun pudlo do przodu i bardzo ostronie podnis wieko...

Omal nie zemdla, kiedy zorientowa si, e wyoona czerwonym aksamitem skrzynka jest pusta. Ze strachem, jakby ze rodka wyskoczy diabe, wsun skrzynk z powrotem na pk i zamkn drzwi szafy. Cichy brzk szyb wybrzmia w pustej Hali Chrztw... Wikary przekn lin i wpatrzy si w ozdabiajcy szaf herb pastora Sigismunda Ebersbacha. Obserwowa czerwone serce oplecione cierniow koron i wpisany w nie krucyfiks. Wiedzia, e musi i do pastora i powiedzie o wszystkim, ale potrzebowa chwili, eby otrzsn si z szoku. - Przecie niewinni nie maj si czego ba... - szepn do siebie drcym szeptem, ktrego ton wskazywa, e nie wierzy w swoje sowa. Poczu chodny powiew powietrza wpadajcego do pomieszczenia przez szpar pomidzy drzwiami a podog, ktry przenikn przez mokr koszul. Wikary poczu, e ma na plecach gsi skrk. Zaczeka, a pot wyschnie mu na czole, oddech si uspokoi, a rozszalae ttno wrci do normy. Po trzech minutach przejecha doni po czole. Byo suche. Odchrzkn i ju mia obrci si, by ruszy do drzwi, a potem na plebani, kiedy jaki dwik przyku jego uwag. Mody ksidz zamar w bezruchu, nasuchujc. Dwik si powtrzy. Powolne, miarowe uderzenia krokw o drewnian podog dobiegay zza potwartych drzwi wiodcych do Hali Otarzowej. Pot znowu pojawi si na czole, ale gdyby nie chodny podmuch, ksidz nie zwrciby na niego uwagi. Zgasi wiato i najciszej jak potrafi, ostronie stawiajc kroki, zbliy si powoli do drzwi po lewej stronie Hali Chrztw. Wstrzymujc oddech nacisn klamk. Na szczcie zamek, podobnie jak zawiasy, by niedawno oliwiony i drewniane skrzydo ustpio bezszelestnie. Wikary przezornie zdj buty i w samych skarpetkach przekroczy prg. Znajdowa si teraz za otarzem, ktry przesania mu widok na przestronne wntrze. Gdyby nawet nie byo w tym miejscu otarza i tak nie zobaczyby oszaamiajcego barokowego wystroju wityni. Pachnc drewnem, lakierami i wie farb hal spowija mrok i cisza. Odgosy ustay. Moe mi si tylko zdawao? - pomyla po kolejnej chwili nasuchiwania w bezruchu, ale wtedy znw odezwao si, wyrane ju teraz, stpanie. Intruz znajdowa si po drugiej stronie kocioa. Spokojny rytm krokw wiadczy, e nie odkry jeszcze obecnoci ksidza, ktry tymczasem dotar do otarza i przywar plecami do jego tylnej czci. Na chwil znw zapada cisza. Przerwao j chrobotanie. Metal tar i uderza cicho o metal. Wikary, ktrego oczy przyzwyczaiy si ju troch do mroku, wychyli si zza otarza.

Na tle szerokich i wysokich gwnych drzwi dostrzeg ciemny, poruszajcy si ksztat. Sabe wiato wpadajce przez okno ponad wrotami, spywao na ramiona i okryt czapk gow, pozwalajc ksidzu zorientowa si, e intruz stoi odwrcony do niego plecami. W pierwszym odruchu wikary chcia krzykn do wamywacza co w rodzaju: Stj, bo bd strzela, ale poniewa nie mia do dyspozycji adnego rodku przymusu poza wasnymi rkami, zmieni zdanie i rozpocz powolny marsz w kierunku cienia, ktry, jak na to wszystko wskazywao, mocowa si z zamkiem w gwnych drzwiach. Wikary nie przeszed jeszcze nawet jednej trzeciej dugoci kocioa, kiedy rozleg si szczk i ciemn powierzchni podwjnych wrt rozcia porodku poduna kreska wiata. Potem jedno ze skrzyde zostao otwarte w caoci i na jasnym tle ukazaa si wyprostowana, ciemna sylwetka wamywacza. Nie sposb byo dostrzec ani twarzy, ani szczegw ubioru czowieka w drzwiach. Trudno byo nawet stwierdzi, jakiej jest pci, bo obszerne ubranie zamazywao kresk sylwetki. Jedynym pewnym szczegem by wzrost, ktry mody duchowny oceni na nie wicej ni metr osiemdziesit. Wikary odruchowo zasoni oczy rk a kiedy znw spojrza w stron drzwi, nie byo tam ju nikogo. Drzwi jednak pozostay otwarte i ksidz, nie baczc ju na haas, jaki mogy spowodowa jego kroki, ruszy biegiem naprzd. Pniej opowiada, e z tego co si stao, zanim przysiad na ziemi z rozbitym nosem, pamita tylko moment, w ktrym, a by ju wtedy dwa kroki od progu, z du prdkoci ruszyo w jego stron cikie skrzydo drzwi. Gdy po kilku chwilach otrzsn si z pierwszego szoku spowodowanego uderzeniem, skoczy na rwne nogi i przywar do zatrzanitych na gucho drzwi. Szarpn za klamk, ale automatyczny zamek trzyma mocno. Wikary przyoy ucho do drzwi. Prawie nie sysza cichych krokw, depczcych dobrze utrzymany trawnik, z ktrego wyrastay kamienne tablice nagrobkw. Nie zastanawiajc si dugo, wrci biegiem naw gwn min porzucone w jej progu buty, wypad z Hali Chrztw, okry koci i znalaz si po drugiej stronie drzwi, z ktrymi przed chwil bolesn znajomo zawar jego nos. Cmentarz by sabo owietlony, ale eby stwierdzi, e nikogo tu ju nie ma, nie potrzeba byo wiata. Wiatr, ktry jeszcze przed chwil porusza limi drzew, zamilk teraz zupenie i w ciszy otulajcej koci nie sycha byo adnych krokw. Wikary zaczeka jeszcze chwil, a potem wkroczy na trawnik. W sabej powiacie odlegych latarni wida byo biegnce w stron pnocnego muru lady ucieczki kogo w cikich butach - przygita trawa, rozrzucony kopczyk piasku, stratowany krzak.

Wikary pobieg w kierunku wskazanym przez lady. Po minucie drog zagrodzi mu mur otaczajcy teren kocioa. Z trudem wspi si na niezbyt wysokie ogrodzenie i prawie spad z drugiej strony. Cae jego powicenie byo jednak na nic, bo w tym samym momencie jakie dwiecie metrw od niego z piskiem opon ruszy czerwony samochd. By za dale ko, eby wikary zdoa dostrzec jego numery rejestracyjne. Pojazd zawarcza tylko w oddali i znikn w gbi ulicy Saperw. Ksidz ju mia da upust swej zoci, ale poczu na sobie czyj wzrok i rozejrza si w poszukiwaniu obserwatora. Po drugiej stronie ulicy, przed sklepem spoywczym zgromadzili si amatorzy wieczornego piwa z pobliskiego osiedla. Musieli widzie, co przed chwil si stao, bo dwch z nich szo ju przez jezdni w kierunku wikarego. - Nie trzeba ksidzu pomc? - krzykn jeden z nich, wsacz w bejsbolwce na gowie. Wikary tylko machn rk i szybko pomaszerowa w kierunku naronika ogrodzenia. Upewniwszy si, e mczyni nie podaj jego ladem, przeszed dwiecie metrw wzdu wschodniego muru, mijajc znajdujce si po lewej stronie liceum i przez boczn furtk w ukowatej bramie wszed na plac Pokoju. Przez ca drog myla co powiedzie proboszczowi i chocia nie udao mu si znale sposobu na to, by agodnie przedstawi fakt kradziey bezcennej ksigi, wiedzia, e nie moe zwleka. Zwierzchnik musia dowiedzie si o wszystkim natychmiast. Nie chodzio ju nawet o to, e ukrywanie kradziey mogoby rzuci na wikarego cie podejrzenia. Mody ksidz mia po prostu nadziej, e policja, jej przyjazd te trudno byo sobie wyobrazi bez wiedzy proboszcza, od razu podejmie pogo i schwyta zodzieja. Wszed na plebani i, przez nikogo nie widziany, wdrapa si na pierwsze pitro, gdzie by gabinet proboszcza. Zapuka do drzwi. - Prosz! - odezwa si ze rodka gos pastora. Wikary przekn lin, odetchn gboko i nacisn klamk. Pastor siedzia za biurkiem ustawionym naprzeciw wejcia. Na nosie mia okulary. Przed nim leay jakie dokumenty. Wikary ju otworzy usta, ale mina, ktra pojawia si na twarzy proboszcza, sprawia, e gos zamar mu w gardle. Pastor przyglda mu si w osupieniu, szeroko otworzywszy oczy. Nie zwaa nawet na to, e okulary zjechay mu na sam koniec nosa i istniao ryzyko, e spadn na biurko. Psychologowie mawiaj, e czowiek dowiaduje si o sobie najwicej patrzc w twarz innego przedstawiciela gatunku homo sapiens. To wanie przydarzyo si modemu

wikaremu, ktry przez cay pocig niezbyt dba o to, co dzieje si z nim samym. Dopiero teraz, w gabinecie pastora mina pierwsza fala szoku, poziom adrenaliny w jego krwi spad na tyle, e serce zaczo pracowa spokojniej, a on zda sobie spraw, e jego wygld musi mocno odbiega od standardowego wizerunku wikarego Kocioa Ewangelicko Augsburskiego. Spojrza w d na swoje szare skarpetki, ktre kolorem przypominay teraz bardziej wgiel ni popi. Poczu zimno i poruszy energicznie wielkimi palcami u ng wprawiajc w ruch dba trawy, ktre wczepiy si w materia. Przypomnia sobie, co si wydarzyo w kociele i brudn rk dotkn nosa. Chocia zrobi to ostronie, piekcy bl sprawi, e zrobio mu si sabo, przed oczami zataczyy czarne plamki, a na palcu poczu co mokrego i ciepego. Pastor odzyska ju gos. - Mam nadziej, e jeste w stanie to wszystko sensownie wytumaczy? - powiedzia usiujc nada swemu gosowi ton powany, mentorski, z lekk nutk nagany. Nie wyszo mu to zbyt dobrze. Wikary, ktry by jednym z najlepszych chrzystw w seminarium, z ulg wychwyci brzmice pod wyuczonymi, srogimi tonami, nuty wspczucia, troski i niepokoju.

ROZDZIA PIERWSZY MINISTERIALNA NUDA NIEASKAWA PANI PRZYGODA WEZWANIE DELIKATNA MISJA NA WOLNOCI! DOLNOLSKI PEJZA ZAGADKOWY PASAER JOHN SILVER NA PLEBANII KTO KAZA WYCZY ALARM
- Jeszcze dwie godziny i do domu... - westchnem, odkadajc gazet i sigajc po kubek z kaw. Pocignem yk i skrzywiem si z niesmakiem, wzdychajc. Kawa ju troch wystyga, a w dodatku bya niesodka. Pan Tomasz, ktry siedzia za swoim biurkiem zasonity pacht gazety, nie przerywajc lektury, oderwa od pisma jedn rk i przesun w moj stron szklan cukiernic. Podniosem si nieco w fotelu, ktry kilka minut wczeniej przesunem spod okna bliej biurka i srebrn yeczk zaczerpnem dwa kopczyki cukru, ktre, jeden po drugim, znikny w ciemnej toni naparu. Ktra to ju dzisiaj kawa? Jedn wypiem w domu, trzy w ministerstwie... A wic czwarta. Musiaem uwaa. Jeli dalej w takim tempie szpikowabym si kofein, mogaby mnie czeka bezsenna noc... Wstaem i z kubkiem w rce podszedem do okna. Niebo byo szare od deszczowych chmur, krople mawki uderzay o szyb, przez uchylony lufcik wpadao wilgotne, wiee powietrze. W maju jak w raju... - pomylaem z gorycz. Akurat... Gdyby nie zielone krzewy na dziedzicu przed ministerstwem, mona by pomyle, e dopiero co skoczya si zima i za oknem szaleje marcowa sota. Mj nastrj pogarszaa jeszcze bezczynno, w jakiej tkwi od dwch miesicy nasz departament. Dzie za dniem toczyy si w niezmiennym rytmie. O smej przyjedaem na Krakowskie Przedmiecie i przez trzy godziny siedziaem w swoim mikroskopijnym gabinecie bez okna po prawej stronie na kocu korytarza pierwszego pitra, zaatwiajc papierkow robot. Za kadym razem z nadziej przegldaem porann poczt i dostarczone rano dokumenty, ale zawsze okazywao si, e najbardziej emocjonujcym wydarzeniem dnia bdzie podpisywanie pozwole na wywz cennych dzie sztuki z Polski. O jedenastej zamykaem gabinet, niepiesznym krokiem przemierzaem ca dugo korytarza i pukaem do drzwi gabinetu szefa. Pan Samochodzik, ktry te ju zazwyczaj mia

za sob porann walk z biurokratycznymi obowizkami, czeka na mnie z kubkiem gorcej kawy i kanapk z ministerialnego bufetu. Przez p godziny gawdzilimy o minionych przygodach, komentowalimy aktualne wydarzenia polityczne i pogod. Potem wracaem do swojego pokoju i zaczynao si przyjmowanie interesantw. Przychodzili eksploratorzy, ktrzy za wasne pienidze wykopali jaki zabytek z ziemi i uczciwie, zgodnie z liter prawa, zwrcili go pastwu. Lubiem ich za bezinteresown pasj i zawsze pozytywnie opiniowaem wnioski o nagrody. Zjawiali si ludzie z rzdowych agencji zajmujcych si drogami, rolnictwem i mieniem wojskowym celem ustalenia wsplnie harmonogramu prac nad nowymi inwestycjami, by ekipy archeologw zrobiy co do nich naley jak najsprawniej i pozwoliy wzi si do pracy robotnikom i inynierom. Bywali te u mnie opiekunowie budynkw, ktre bray udzia w corocznym konkursie Zabytek zadbany, by lobbowa za zwycistwem swych podopiecznych. O drugiej szlimy razem z panem Tomaszem do pobliskiej prokuratury. Oczywicie nie po to, eby skada doniesienia o przestpstwie. Podobnie jak wiele innych osb pracujcych przy Krakowskim Przedmieciu korzystalimy ze wietnych obiadw, ktrymi za niewielkie pienidze mona byo si posili w prawniczej stowce. Najedzeni wracalimy do ministerstwa i, tak jak dzisiaj, wypijalimy poobiedni kaw, czytajc gazety. Po kwadransie kady z nas wraca na dwie godziny do papierkowej roboty. - Dlaczego nic si nie dzieje? - westchnem cichym, zgnbionym gosem, wpatrujc si w nieruchomy dziedziniec ministerstwa. Za moimi plecami zaszelecia gazeta. - Dobrze wiesz, e przygoda nie zjawi si na twoje pstryknicie palcami - usyszaem za sob spokojny gos pana Tomasza. - Twoj rol jest tylko nie przegapi momentu, gdy przyjdzie i odpowiedzie na wezwanie. Odwrciem si. Szef odoy dziennik na biurko i patrzy na mnie wzrokiem, ktry mia wyraa nagan, ale eby tak byo, musiaby zawiera w sobie o wiele mniej sympatii, wyrozumiaoci i rozbawienia. Usiadem w fotelu obok biurka. Opuciem gow i wpatrzyem si w podniszczone noski moich butw z hiszpaskiej skry. - Nie przejmuj si - powiedzia pan Tomasz pocieszajcym tonem. - W przyszym tygodniu bdziemy prowadzi szkolenie dla konserwatorw w Toruniu. Moe tam co si wydarzy... Wzruszyem ramionami bez przekonania, ale Pan Samochodzik mwi dalej:

- Wiesz,

podobna

posucha

przydarzya

mi

si

ostatnio

chyba

latach

siedemdziesitych. A trwao to wwczas duo duej. Prawie p roku... Przez miesic czy dwa denerwowaem si tak jak ty, walczyem. Potem pochona mnie codzienno i zajcia w Centralnym Zarzdzie Ochrony Zabytkw... - przerwa na chwil, jakby sobie co przypomnia i dokoczy rozbawionym tonem: - A zapewniam ci, e dyrektor Marczak dba o to, by jego podwadni nie prnowali - pan Tomasz umiechn si yczliwie na wspomnienie swego dawnego zwierzchnika. - Troch to pomogo, ale gdy po pracowitym dniu opuszczaem gmach ministerstwa, nierzadko wracay do mnie myli o nieaskawej Pani Przygodzie, ktra, jak wtedy mylaem, opucia mnie na dobre... Musiao min troch czasu, zanim i te myli przeminy, a ja ostatecznie wdroyem si do urzdniczej rutyny. I wtedy wydarzenia zaczy po sobie nastpowa jak szalone: do mojego pokoiku wniesiono nowe biurko, zjawia si panna Monika, a dyrektor Marczak pokaza mi list od Anny von Dobeneck, ktry zapocztkowa spraw Niewidzialnych. Sam wic widzisz, e najlepiej jak przestaniesz si martwi i zaczekasz, a przygoda sama... W tym momencie na biurku pana Tomasz zaterkota stary telefon z ebonitu. Szef urwa w p sowa, jak zwykle odczeka trzy sygnay i podnis suchawk. Przez minut sucha, a potem powiedzia: - Oczywicie. Bdziemy za chwilk - i odoy suchawk na wideki. Spojrzaem na niego z ciekawoci. - Minister nas wzywa - powiedzia Pan Samochodzik lakonicznie i umiechn si w specjalny sposb, ktry zarezerwowany by dla chwil, gdy szef przeczuwa za pomoc swego detektywistycznego szstego zmysu, e w powietrzu wisi jaka przygoda. - Dowiedzia si pan, o co chodzi? - zapytaem z udawan obojtnoci^ spod ktrej musiaa wyranie przeziera ciekawo, bo pan Tomasz umiechn si znowu i rzek, dranic si ze mn niewinnie: - Dzwonia sekretarka ministra, panna Ania. Nie podaa adnych szczegw, ale powiem ci, a mam do tych spraw nieze ucho, e jej gos zabrzmia niezwykle tajemniczo... Minister by czowiekiem niezwykle spokojnym i opanowanym, prawie flegmatycznym. Gdy, zapowiedziani przez sekretark, weszlimy do jego gabinetu, podpisywa jakie dokumenty. Z opuszczon gow, nie patrzc na nas, uprzejmym gestem wskaza nam udajce antyki fotele przed biurkiem i powiedzia: - Prosz spocz. To potrwa sekundk... - mwi cicho, ledwie kilka tonw goniej od szeptu. Nie kama. Zoy jeszcze dwie zamaszyste parafki na dokumentach, zamkn

papierow teczk i umiechajc si do nas, pogadzi rzadk brod, a potem wsy. Przez chwil milcza, jakbymy to my byli gospodarzami i mieli obowizek zagai rozmow, potem chyba zorientowa si, e to on nas wezwa, przysun krzeso do biurka, pochyli si w nasz stron i z konspiracyjn min zapyta: - Czy mog mie do panw zaufanie? Kobyka - pomylaem ze zoci. Alfred Kobyka, nieudolny detektyw - amator, obecnie pracownik Departamentu Finansowego Ministerstwa Kultury i Sztuki nie raz ju prbowa za pomoc intryg przej wadz w komrce kierowanej przez pana Tomasza. Jego zabiegi koczyy si porak co nie przeszkadzao mu jednak ponawia atakw z regularnoci szwajcarskiego zegarka. Rzuciem ukradkowe spojrzenie na Pana Samochodzika. Sowa zwierzchnika zaskoczyy go chyba tak jak mnie, ale nawet jeli tak byo, niemal nie da tego po sobie pozna. Spojrza spokojnie na ministra i powiedzia uroczystym tonem: - Mog pana zapewni, e obaj z moim wsppracownikiem, Pawem Dacem, jestemy lojalnymi pracownikami ministerstwa i mona nam powierzy kad spraw... zawiesi na sekund gos i doda ciszej: - Nawet tak ktra wymaga dyskrecji... Twarz ministra rozlunia si. - Opowieci o paskiej domylnoci nie s przesadzone - powiedzia z tak ulg jakby zdjto mu z piersi kamie o wadze stu kilogramw. - Przejrza mnie pan na wylot umiechn si niepewnie, jakbymy zapali go na tym, e co ukrywa. - Mam do panw prob takiego wanie rodzaju... - Prosz mwi miao - zachci go pan Tomasz. - Wszystko, co usyszymy w tym gabinecie, zostanie midzy nami trzema... Minister chyba czeka na podobne stwierdzenie, bo zupenie si ju rozluni i zapyta: - Syszeli panowie zapewne o Kocioach Pokoju? - Oczywicie - odpowiedzia bez zastanowienia Pan Samochodzik. - Zostay tylko dwa: w widnicy i Jaworze. - Sprawa dotyczy tego w widnicy. Powiem wprost: skradziono z niego niezwykle cenny zabytek - wyrzuci z siebie minister i powoli opad na oparcie krzesa. Wyranie mu ulyo. Milczenie trwao okoo trzech minut. Cisz przerwa pan Tomasz: - Co dokadnie ukradziono? - Bibli Lutra. Pierwsze wydanie z 1534 roku. Pan Tomasz zagwizda cicho.

- Powana sprawa. Kiedy to si stao? - Dwa dni temu, w sobot. - Dziwne... Nie czytaem adnej notki w prasie. - Policja nie chce tego nagania, eby nie sposzy zodzieja - wyjani nasz zwierzchnik. - Przypuszczaj e bdzie prbowa sprzeda swj up. - Wybaczy pan, panie ministrze - szef poprawi si na krzele - ale nie rozumiem, jaka moe by nasza rola w tej sprawie, skoro policja ju si tym zaja... - Pan Samochodzik urwa i zamyli si. Na twarzy szefa resortu znw pojawi si rumieniec. - No c, ta sprawa ma dla mnie szczeglne znaczenie... Ju miaem obcesowo zapyta: Dlaczego?, ale wtedy zrozumiaem. Minister pochodzi z Dolnego lska i, jak si mona byo domyli, mia zobowizania wobec swoich wyborcw i lokalnych wsppracownikw. - No c... - westchn pan Tomasz i zrobi niechtn min. - Kradzie tak cennego zabytku ley oczywicie w kompetencjach Departamentu Ochrony Zabytkw, ale sam pan rozumie, e nie moemy wchodzi w drog subom, ktre nie tylko maj wiksze od nas uprawnienia, ale take dysponuj znacznie skuteczniejszymi rodkami... - Nie miabym tego sugerowa - zastrzeg si od razu minister, otwierajc szeroko oczy i wzmacniajc swoje sowa gestem. - Chodzi mi raczej o to by wystpili panowie w tej sprawie jako eksperci... Twarz Pana Samochodzika rozchmurzya si. - Z tym nie bdzie problemu. - Chciabym jednak - powiedzia ostronie i powoli minister - eby ten wyjazd nie mia charakteru subowego... - Nie bardzo rozumiem... - pan Tomasz po raz kolejny cign brwi. Ju tumacz - pot wystpi na czoo ministra. - O sprawie dowiedziaem si nieoficjalnie, od pewnego do wysokiego urzdnika ze szczebla wojewdzkiego. Nazwij my go panem X. Ot do pana X przyszed wczoraj kto ze widnickich wadz z prob o pomoc. Sprawa kradziey jest prestiowa. W kocu Koci Pokoju znalaz si kilka lat temu na licie UNESCO i jest jedn z wizytwek miasta. Lokalne wadze chc za wszelk cen unikn skandalu i jak najszybciej odnale Bibli Lutra. Oczywicie policja robi wszystko co w jej mocy, ale mino ju 48 godzin, a zodzieja cigle nie schwytano. Istnieje realna groba, e sprawa lada chwila wycieknie do mediw... Czowiek z lokalnych wadz sysza o pana sukcesach - minister zwrci si niepewnym tonem do mego szefa - a poniewa wie, e X zna

mnie do dobrze postanowi przedstawi za jego porednictwem prob o pomoc skierowan do pana, panie Tomaszu. Jeszcze raz podkrelam, e to tylko proba, nie polecenie subowe i moe jej pan nie przyj... - gos ministra brzmia szczerze i nie byo w nim nawet cienia przymusu. Zwierzchnik naprawd dawa Panu Samochodzikowi wybr. Pan Tomasz chwil myla. - Cigle nie rozumiem, czemu ten wyjazd miaby mie charakter prywatny... powiedzia wreszcie, patrzc pytajco na zastygego w oczekiwaniu urzdnika. Minister przekn lin, poprawi si na krzele i zoy rce w piramidk. - Prosz zrozumie moje pooenie - powiedzia spokojnie. - Oprcz tego, e jestem urzdnikiem publicznym, jestem te politykiem. Osobicie uwaam, e w mojej probie nie ma nic niewaciwego. Nie wykorzystuj przecie mojego stanowiska, eby nakoni pana do pomocy. Ale opozycja tylko czyha na tak histori. Gdyby kto dowiedzia si, e jeden z najlepszych specjalistw od kradziey dzie sztuki w Polsce zosta zaangaowany w spraw kradziey, do ktrej doszo na terenie wojewdztwa, skd pochodz, dziennikarze zjedliby mnie ywcem. - No, dobrze - powiedzia pan Tomasz po chwili, przysuwajc sobie krzeso do biurka i wpatrujc si w ministra oczami, w ktrych bysno rozbawienie. - Chyba bdzie pan musia zamwi trzy mocne kawy... - na twarzy ministra pojawio si przelotne, ledwie zauwaalne zdziwienie, a pan Tomasz doda z umiechem: - Oczywicie po to, eby si skupi przy omawianiu szczegw, zanim wylemy tam Pawa... C to za przyjemno! Potny silnik ukryty pod mask wehikuu pomrukuje jednostajnie jak picy niedwied, droga wije si pord pl, na ktrych ju do poowy podnioso si zboe, prowadzi pod zielonymi baldachimami z pochylonych koron przydronych drzew, wznosi si na trawiaste pagrki i opada ku wielkim rwninom z rozsianymi a po horyzont miasteczkami. Pd powietrza owiewa wehiku z obu stron, porusza brezentowym dachem, buczy za szyb. Nareszcie, po dwch miesicach spdzonych za biurkiem, wyruszyem w drog! Zgodnie z sugesti ministra wziem tydzie urlopu i nastpnego dnia pnym przedpoudniem opuciem stolic. Do widnicy udawaem si incognito, jako turysta. O prawdziwym powodzie mego przyjazdu wiedzieli jedynie komendant widnickiej policji, czowiek z lokalnych wadz, ktry przekaza prob panu X, oraz pastor, jego ona i wikary, ktry jak si dowiedziaem, odkry kradzie. Do Wrocawia dotarem okoo siedemnastej. Przebicie si przez zakorkowan w

godzinie szczytu stolic Dolnego lska zajo mi siedemdziesit minut i chwil po osiemnastej wyjechaem na rozleg Rwnin Wrocawsk. Wkrtce, po mojej lewej stronie wiksz cz horyzontu zaj najwyszy szczyt Przedgrza Sudeckiego, wznoszca si ponad siedemset metrw ponad poziom morza la. Rozlega, granatowa w przedwieczornym wietle, porosa lasami gra o trjktnym ksztacie krluje nad rozcigajcymi si u jej stp rwninami o towarzyszy podrnemu, ktry zabdzi w te strony, niemal przez ca wdrwk. Stanowi punkt orientacyjny i jakby przewodni motyw krajobrazu, ktry oprcz niej tworz zielone, zote i te pola, aleje wysadzane potnymi drzewami, ciemnozielone zagajniki, dugie smugi drzew i krzakw porastajce miedze. W wioskach i miasteczkach, ktre cign si wzdu drogi znale mona lady niemieckiej przeszoci tej ziemi. Gotyckie i neogotyckie kocioy o strzelistych wieach, stare paace, poronite pnczami cmentarze z nagrobkami wypisanymi szwabach, stodoy i domy z datami sprzed drugiej wojny wiatowej, podobne do siebie dworce kolejowe z cegy lub tynkowane, ktrych perony przykrywaj dwuspadowe dachy wsparte na charakterystycznie rozdzielonych, kwadratowych w przekroju supach. W miar jak zbliaem si do celu podry, zapada wieczr. Na przydymionym, szaro - niebieskim niebie stay w bezwietrznej pogodzie ososiowate pajczyny cirrusw. agodna linia ciemnych, prawie czarnych o tej porze wzgrz na horyzoncie i la po lewej odcinay si mocn kresk od nieboskonu. wiee powietrze wpadajce przez otwarte okno nioso zapach trawy o kwitncych drzew. Zerknem na map, przymocowan do deski rozdzielczej po prawej stronie. Zbliaem si do sporego skrzyowania we wsi Marcinowice, odlegej ju tylko kilka kilometrw od widnicy. W prawo odchodzia droga, ktr mona byo dojecha do odremontowanego paacu w Kraskowie, w lewo biega szosa prowadzca do Zebrzydowa. Do widnicy jechao si prosto. Kilkaset metrw przed stacj benzynow ktra ju zamajaczya po lewej stronie, zobaczyem stojcego na poboczu autostopowicza. Energicznie macha rk z wycignitym w gr kciukiem. Zwolniem, przystanem dziesi metrw za czowiekiem apicym okazj i wycignem rk w kierunku klamki drzwiczek. Zdyszany autostopowicz w kilka sekund dopad wehikuu. - Dokd pan jedzie? - zapyta, zagldajc do rodka wozu. Rk opar o dach samochodu. - Do widnicy.

- wietnie! - owiadczy i chrzszczc butami o wirowe podoe wsiad do rodka, trzasn drzwiczkami i zapi pas. Autostopowicz mia okoo trzydziestki i by ubrany w dinsowe spodnie i kurtk. Z lewej przedniej kieszeni kurtki wystawa dugopis, praw wypycha ksztat przypominajcy paczk papierosw. Na nosie mia grube okulary w czerwonych oprawkach. Drobne, nienawyke do fizycznej pracy rce, pokryway niewielkie granatowe ctki i linie - znak charakterystyczny dla tych wszystkich, ktrzy zarabiaj na ycie pirem lub, jak w tym wypadku, dugopisem. - Jedzie pan na wakacje? - zapyta nieznajomy po chwili, ktr zajo mu zlustrowanie wehikuu. Oczy mia mae i ruchliwe. Wzrok widrujcy. - Aha. - W maju? Na wakacje? - Nie kady moe dosta urlop w lipcu albo w sierpniu... - Mona zapyta skd pan jedzie? - zapyta i obliza wargi. - Z Warszawy. - Kawa drogi! - rzek nieznajomy. - Ciekawe, czemu wybra pan wanie widnic? Wrocaw jest wikszy... i chyba ciekawszy. - Duo czytaem o katedrze... - przez chwil zastanawiaem si, czy wspomina o prawdziwym celu mej podry, ale w kocu uznaem, e nie ma sensu przesadza z kamuflaem. - No i oczywicie o Kociele Pokoju. Syszaem, e mona wynaj pokj w budynku obok... Dziwnie tryumfujca mina pasaera sprawia, e poczuem si nieswojo. Sowa, ktre wypowiedzia po chwili, uwiadomiy mi, e popeniem bd. - A wic to prawda... - autostopowicz przymruy oczy. - Co niby jest prawd? - rzuciem zdezorientowany i spojrzaem na mego pasaera. Autostopowicz zamiast odpowiedzie zrobi przeraon min i wskaza palcem na co przed nami. Spojrzaem przez szyb. Wehiku zblia si w zastraszajcym tempie do tylnego zderzaka tira. Zwalniajc, wpatrzyem si w jezdni. Zawsze mnie to uspokajao. Nagle obok siebie usyszaem dwik przypominajcy trzask migawki. Obrciem si i zdaem sobie spraw, e autostopowicz robi mi zdjcie cyfrowym aparatem! - Czemu mnie pan fotografuje? - krzyknem oburzony.

- No c - rzek tajemniczy pasaer, starannie chowajc aparat do wewntrznej kieszeni kurtki. - Niecodziennie zdarza si, by do widnicy przyjechaa taka szycha... - Nie rozumiem, o czym pan mwi... - rzekem gniewnie. - Jestem tylko turyst! - No jasne - autostopowicz zrobi min, ktra miaa mwi: Mnie nie nabierzesz. Bo przecie wszyscy turyci odwiedzajcy Koci Pokoju przyjedaj dziwacznymi wehikuami z Warszawy i udzco przypominaj pracownikw Ministerstwa Kultury i Sztuki... Przeknem lin i rzekem zjadliwym tonem: - Obawiam si, e bdzie pan musia opuci mj pojazd. - To si dobrze skada, bo tu po lewej jest stacja benzynowa - wskaza na zabudowania przy drodze. - Czekaj tam ju na mnie. Bez sowa wjechaem pod dach nad saturatorami, przystanem i powiedzia oschle: - egnam pana. Mody czowiek wysiad z wehikuu, ale zanim zamkn drzwi, obrci si jeszcze i powiedzia: - Mwi pan tak, jakbymy mieli si wicej nie spotka. - Bo te nie mam zamiaru wicej pana widzie - wydusiem z siebie z wynios min prawie na niego nie patrzc. - To si jeszcze okae - rzek buczucznie tajemniczy autostopowicz i trzasn drzwiczkami wehikuu. Chciaem wiedzie, dokd pjdzie, wic nie odjechaem ze stacji. Czowiek o poplamionych dugopisem rkach znikn w sklepie przy stacji, a po chwili opuci go z towarzyszem w skrzanej kurtce. Ruszyli w moj stron, ogldajc zdjcia w aparacie. Kiedy mijali wehiku, kompan autostopowicza bezczelnie zajrza przez szyb, jakbym by zwierzciem w klatce. Nie zdyem odwrci gowy i zobaczyem jego twarz - chud, szar od tytoniu, z ciemnymi workami pod oczami i kilkudniowym zarostem. Spojrzaem w lusterko zawieszone nad przedni szyb. Mczyni wsiedli do czerwonego volkswagena golfa i po chwili przemknli obok mnie. Pojechaem za nimi. Nie prbowali mnie zmyli. Chyba w ogle nie zwracali na mn ie uwagi, bo czerwony golf jadc szedziesit na godzin dotar do sporego skrzyowania, skrci w prawo i ruszy uliczk wzdu cmentarza, ktra, jak si okazao, prowadzia na niewielkie blokowisko. Samochd zaparkowa przed jednym z czteropitrowych blokw. Mczyni wysiedli i spokojnym krokiem weszli do budynku. Odczekaem chwil, potem

zaparkowaem obok ich wozu. Wysiadem i obszedem golfa dookoa, ale w rodku nie byo niczego interesujcego. Spisaem wic tylko numer rejestracyjny i podszedem do bloku. Tu te czekao mnie rozczarowanie, bo ani na fasadzie, ani w spisie domofonw nie znalazem adnej firmy. Same nazwiska. Wpisaem wic jeszcze do notesu adres budynku i wrciem do wehikuu. W wietle lampki obejrzaem cignity z Internetu plan widnicy, ktry przezornie wydrukowaem sobie w Warszawie. Zorientowaem si, e nieplanowany pocig zaprowadzi mnie na osiedle Zawiszw, najbardziej wysunity na pnoc rejon miasta. Musiaem wrci do ronda i pojecha na poudnie ulic ukasiskiego, skrci w lewo w 1 Maja i jeszcze raz w lewo w Kocieln. Mijajc wysokie kamienice na ukasiskiego zastanawiaem si, kim by tajemniczy autostopowicz, dlaczego zrobi mi zdjcie i, co wydawao mi si najwaniejsze, kto powiadomi go o moim przyjedzie do widnicy. Wjedajc na wybrukowan ulic Kocieln przy ktrej znajdowa si Koci Pokoju, cigle nie potrafiem odpowiedzie na adne z pyta. Byem jednak pewien, e, mimo usilnych stara i dyskrecji ministra wiadomo o moim przyjedzie wycieka poza wskie grono wtajemniczonych osb i jeli wiedzia o mnie tajemniczy autostopowicz, tak sam wiedz mg te dysponowa zodziej Biblii Marcina Lutra, jeli oczywicie, w co jednak wtpiem, nie by nim mj dzisiejszy pasaer. Mniej wicej w poowie ulicy przystanem. Turkotanie k o bruk ustao. Byem na miejscu. Brama w ukowato sklepionym murze szerokoci piciu metrw bronia wstpu do ogrodzonego terenu o powierzchni okoo dwch hektarw, na ktrym znajdoway si zabudowania parafii, koci i cmentarz. Podszedem do dwuskrzydowej, wysokiej na jakie trzy metry bramy z kutego elaza. Bya zamknita. Za to znajdujca si obok w murze furtka wielkoci sporych drzwi zaskrzypiaa cicho, gdy nacisnem zimn, masywn metalow klamk. Przeszedem przez bram. Na placu Pokoju nie byo ywego ducha. Wieczorn cisz zakcay tylko, niezbyt zreszt donone, gosy z pobliskiej kawiarni, ktr, jak wiedziaem z Internetu, prowadzia ona pastora. Nagle z prawej strony dobiego mnie stukanie drewna o bruk. Stukanie dochodzio z prawej strony, z tej czci placu, gdzie nie sigao wiato latarni rozstawionych wok kocioa. Stukot zblia si. Po chwili w sabej powiacie ulicznej latarni i blasku okien kawiarenki ukazaa si przygarbiona sylwetka. Zrozumiaem,

skd bra si klekot. Czowiek, ktry wyoni si z mroku, mia zamiast prawej stopy i ydki bardzo prymitywn, drewnian protez, nieodparcie przywodzc mi na myl te, ktre tak czsto mona zobaczy na filmach o piratach. Zbliy si jeszcze bardziej i mogem dostrzec jego rysy. Z ulg stwierdziem, e na jego pomarszczonej jak wysuszone jabko twarzy nie byo przepaski zasaniajcej wyupane oko. Para uwanych, nieco zazawionych, ale zupenie zdrowych renic widrowaa mnie przez chwil uwanie. Potem tajemniczy czowiek podrapa si po ogromnym jak ziemniak nosie, poprawi flanelow wymit czapk na siwej czuprynie i zza bezzbnych niemale ust doby si chrapliwy gos: - Pan dokd? - zapyta podejrzliwie i ypn prawym okiem. - Bo jak do kocioa, to dopiero rano. Teraz zamknite. - Waciwie to szukam plebanii... - rzekem troch niepewnie i zaczem si powanie zastanawia, czy nie lepiej byoby zamieszka w hotelu. Szybko jednak przypomniaem sobie, ile wynosia moja ministerialna pensja. Jej wysoko dodaa mi odwagi. - Byem na dzi umwiony z pastorem... - O tej porze? - kolejne ypnicie okiem. - Zgadza si. - Niech pan tu zaczeka. John Silver, jak go w mylach ochrzciem imieniem czarnego charakteru z Wyspy Skarbw Stevensona, wymin mnie. Po chwili zauway stojcy za bram wehiku i zapyta: - To paski wz? - - kiwn w tamt stron gow. - Zgadza si... - Aha... - rzek niby od niechcenia i zaraz odszed w kierunku kocioa. Przez chwil miaem niejasne wraenie, e nie zdziwi go wcale widok mego dziwacznego pojazdu. Drewniana noga znw zastukaa o bruk placu nie pniej ni po trzech minutach. Starszy czowiek nie szed jednak w moj stron. Koyszc si rytmicznie, poda prosto do bramy. Pobrzkujc pkiem kluczy, min mnie ze sowami: - Niech pan wjeda i zaparkuje na kocu tej uliczki po lewej. Nie zaszczyci mnie przy tym nawet ruchem gowy, nie mwic ju o spojrzeniu. Pobiegem do wehikuu. Staruszek tymczasem otworzy kdk i nadzwyczaj sprawnie otworzy bram. Wprowadziem wehiku na plac i skrciem zgodnie z instrukcjami Silvera. Gdy wrciem pieszo brukowan alejk biegnc wzdu kilku budynkw wygldajcych na zabytkowe, staruszek czeka ju na mnie przy zamknitej bramie. Ledwie mnie zobaczy, bez sowa obrci si na picie i ruszy w kierunku

owietlonego jasno kocioa. Po niecaych stu metrach zachwia si jak statek i wzi kurs na bakburt, do pitrowego, kwadratowego budynku parafii. Po chwili znalelimy si w jasnym, skromnie urzdzonym przedpokoju. Waciwie jedyn ozdob stanowiy odbitki kolorowych grafik z rycinami architektury. Na pododze leay czarno - biae dywaniki z ekologicznych wkien, pod lew cian ustawiono szaf bez drzwi, ktra suya jako miejsce przechowywania butw i paszczy. - Pastor zaraz przyjdzie - burkn Silver, a potem, jakby zmuszajc si do uywania grzecznociowego zwrotu, powiedzia: - Prosi, eby si pan rozgoci - jego mina mwia, e gdyby to od niego zaleao, kazaby mi czeka przed zatrzanit na gucho bram na plac Pokoju. - Powiedzia te, e bdzie za pi minut. Salon jest po lewej - rzek, a widzc, e od razu skierowaem tam swe kroki, doda: - Lepiej bdzie, jak cignie pan buty, podogi s zabytkowe. Obcasy mog je porysowa. - Ach, tak... - rzekem zmieszany. - Oczywicie... - po czym pochyliem si, eby zzu skrzane buty. Gdy uporaem si z tym nieatwym zadaniem, obrciem si, eby zapyta jeszcze o co mego przewodnika, ale ten ju znikn za drzwiami. Dywan stumi jego kroki - pomylaem i wszedem do salonu. Stpajc ostronie po doskonale zakonserwowanej drewnianej pododze postpiem kilka krokw i rozejrzaem si wokoo. Naprzeciwko wejcia byo okno, przysonite prostymi, bordowymi zasonami i firank. Po lewej stronie, pomidzy ustawionymi w obu ktach obszernego pomieszczenia, niskimi, ciemnymi komdkami rozwieszono na cianie kilka czarno - biaych zdj przedstawiajcych krzesa, rzeby aniokw i cmentarz przy kociele. Ich gwnym tematem nie byy jednak przedmioty a kontrast ciemnoci i ostrego wiata oraz tworzcego si na ich granicy pmroku. W prawej cianie bya framuga bez drzwi, prowadzca do kuchni z duym stoem otoczonym drewnianymi krzesami. Na rodku salonu umieszczono niski stolik ze szklanym blatem, na ktrym leay w lekkim nieadzie czasopisma. Obok stou i pod cian stay cztery nieco wysuone fotele. Jeden z nich odwrcono tak e siedzcy na nim mg mie dobry widok na stojcy pod cian telewizor. W korytarzu za moimi plecami trzasny drzwi i rozlegy si popieszne kroki. Odwrciem si. W drzwiach sta pastor. Na pierwszy rzut oka zblia si do pidziesitki. Jego wysok i szczup posta wieczya poduna, ysa czaszka. Niedobr wosw nad czoem wyrwnyway nieco elegancko przystrzyone, poprzetykane siwizn wsy nad grn warg i niezbyt obfita

brdka. Ubrany by w elegancki czarny garnitur i niebiesk koszul. Gdyby nie biay kwadracik koloratki pod szyj mona by go w pierwszej chwili wzi za energicznego urzdnika wysokiego stopnia. Wymienilimy ucisk doni i nastpia oficjalna prezentacja: - Adam Bloch. - Pawe Daniec. - Widz, e nasz dozorca ju zdy pana sterroryzowa - pastor powiedzia to z lekkim rozbawieniem w ciemnych oczach. Kciki wskich ust lekko podniosy si do gry. Spojrzaem na niego zdziwiony, nie wiedzc o co chodzi. - Kaza panu zdj buty - wyjani duchowny, wskazujc na moje skarpetki. - Mia racj - umiechnem si. - Zniszczybym pastwu cenn podog... - To, e mieszkamy w osiemnastowiecznym zabytku - pastor wykona gest, ktry mia chyba obj ca plebani - nie oznacza, e moemy by niegrzeczni dla goci... Prosz jednak wybaczy staremu Sierakowi - po raz pierwszy usyszaem prawdziwe nazwisko Johna Silvera. - On od trzydziestu lat doglda Kocioa Pokoju. Jest tutaj strem, ogrodnikiem, kocielnym, zot rczk... Bardzo zwiza si z tym miejscem. Czasem nawet wydaje mi si, e a za bardzo... Kilka razy zdarzyo mi si oprowadza wycieczki, gdy on by w kociele. Zawsze gdy kto ze zwiedzajcych opar si nonszalancko o awk albo dotkn rzeby lub obrazu, Sierak mierzy go takim wzrokiem, e ciarki przechodziy po plecach... Na pewno wyda si panu szorstki w obyciu, ale to tylko fasada, wynikajca z jego prostolinijnego charakteru. W gbi duszy to dobry i pobony czowiek. Po prostu na serio bierze sowa Chrystusa zapisane przez Mateusza: Ale mowa wasza niech bdzie: tak, tak, nie, nie; co wicej nad to jest, to od zego jest. No, aleja zaczynam przemawia jak kaznodzieja, a pan ju i tak wystarczajco dugo stoi... Prosz spocz... Kawa czy herbata, a moe co mocniejszego? Poprosiem o herbat i usiadem w jednym z foteli. Po chwili doczy do mnie pastor. Zanim usiad, rozstawi na stoliku talerz z ziemnym misem i koszyk z chlebem, a potem przynis jeszcze z kuchni pater z owocami, maso, ser, pomidory i ogrki. Przede mn wyldowa talerz, widelec i n. Duchowny zachci mnie do jedzenia. Przez chwil si posilaem, a kiedy nasyciem ju pierwszy gd, spojrzaem na pastora. - Przede wszystkim bardzo dzikuj, e zgodzi si pan nam pomc - powiedzia powanie. - Nie ma w tym nic nadzwyczajnego - odparem. - Pierwodruk Biblii Lutra to zabytek o wielkiej wartoci... - W tej sprawie nie chodzi o pienidze. Ta ksiga ma dla nas szczeglne znaczenie...

Jakby to dokadnie uj... - przez chwil si zastanawia drapic delikatnie brod. - Ona jest naszym dziedzictwem... Pokiwaem gow ze zrozumieniem, a potem przeszedem do sedna sprawy: - Czy mgby mi ksidz opowiedzie o okolicznociach kradziey? - Chyba lepiej zrobi to wikary... To wanie on puci si w pogo za zodziejem. Zaraz po niego zadzwoni - sign do kieszeni marynarki po komrk. W tym samym momencie rozleg si gwizdek czajnika z kuchni i pastor wyszed z salonu z telefonem przy uchu. Niski i chudy wikary zjawi si na plebanii, zanim zdyem posodzi herbat. Rumieniec na modziutkiej twarzy bez ladu zarostu, lekko rozszerzone oczy i usta, ktrych kciki to podnosiy si, to opaday wiadczyy o zdenerwowaniu i zawstydzeniu. Nos ksidza niemal w caoci pokrywa fioletowy siniec, ktry po bokach k ju i zielenia. - Wszystko w porzdku? - zapyta go na powitanie pastor. Mody czowiek skin szybko gow i wykrztusi gosem ochrypym tak mocno, jakby od wielu lat pali codziennie dwie paczki papierosw: - Na razie nic si nie dzieje... - To dobrze. Podejd bliej, Romek. Wikary zrobi dwa kroki do przodu, zatrzyma si i wbi wzrok w podog. Wyglda tak, jakby za chwil mia si rozpaka. - Znowu zaczynasz? - gos pastora nie mia w sobie ani cienia pretensji, raczej niepokj i zatroskanie. - Przecie sto razy ci ju mwiem, e to nie twoja wina. Zrobie wszystko, co byo mona... Sowa pastora podziaay na modego ksidza. Przejecha rk po wosach, podnis wzrok i podszed do fotela pastora. Duchowny wsta. Poszedem za jego przykadem. - Panie Pawle, oto mj wikary - rozpocz prezentacj pastor. - Czowiek, jak si pan za chwil przekona, niezwykle odwany, gdy tego wymaga sytuacja, ale nieco niemiay w codziennych sprawach. Wikary wycign do mnie rk: - Roman Bielski - przez chwil patrzy na mnie, ale zaraz opuci wzrok. - Pawe Daniec - przedstawiem si. - Zdaje si, e to ksidz odkry kradzie? Prosz opowiedzie mi histori ze wszystkimi szczegami, ktre udao si ksidzu zapamita. - Oczywicie - powiedzia cicho i usiad na wolnym fotelu. Pastor poszed zrobi swemu podwadnemu kaw, a wikary bardzo dokadnie zrelacjonowa mi przebieg wydarze, do ktrych doszo wieczorem trzy dni temu. W momentach najbardziej emocjonujcych na

jego twarzy pojawiay si na przemian zdenerwowanie przemieszane ze strachem i zacito. - I mogem tylko patrze na ty jego samochodu... - zakoczy opowie wikary. Przez chwil analizowaem podane przez niego fakty. W tym czasie wrci pastor z kaw i usiad znw z nami. Zaczem pyta. - Zauway ksidz jego tablice rejestracyjne? - zwrciem si do wikarego. - By za daleko. Ale rozpoznaem model: czerwony volkswagen golf. - Czy policji udao si stwierdzi, w jaki sposb zodziej dosta si do kocioa, nie wczajc alarmu? Wikary spojrza na swego przeoonego. Pastor si zaspi. - Alarm by wyczony - powiedzia, po raz pierwszy opuszczajc wzrok. - Jak to? - poprawiem si na krzele i zrobiem niezadowolon min. - Trwa w tej chwili generalna renowacja wntrza kocioa. Kierownik robt nakaza usunicie czci instalacji alarmowej na czas prac - pastor podnis wzrok. Jego mina mwia, e nie spodziewa si, i jego troska o odpowiednie zabezpieczenie barokowego wntrza co, jak wiedziaem z licznych artykuw prasowych, byo oczkiem w gowie duchownego ze widnicy, moe si okaza tak fatalna w skutkach. - Dlaczego kaza zdj alarm? - Jego zdaniem, nie da si porzdnie wykona niezbdnych prac, kiedy kable wisz na cianach. - Kto jest kierownikiem robt? - Doktor Klaus Schumann, konserwator z Niemieckiego Centrum Rzemiosa i Ochrony Zabytkw w Fuldzie. Jest tu razem z nim dziesiciu jego pracownikw. - I to oni tworz zesp konserwatorski? - Nie tylko... Gocimy take kilku naukowcw z Uniwersytetu Mikoaja Kopernika w Toruniu... Chcemy, eby Koci Pokoju by miejscem, w ktrym spotykaj si rne kultury... - Kto wiedzia o wyczeniu alarmu? - Sporo osb - duchowny wylicza odginajc kolejne palce i wpatrujc si w jaki punkt ponad moj gow jakby tam wisiaa kartka z list: - No wic ja, moja ona, ksidz Roman, wszyscy konserwatorzy, stary Sierak... Oczywicie mg dowiedzie si o tym kto z wycieczek odwiedzajcych codziennie koci, ale ten kto musiaby si zna na instalacjach alarmowych... - Zostawmy to na razie - machnem rk. By to co prawda jaki trop, ale rozchodzi si w zbyt wielu kierunkach.

Potrzebowaem wicej informacji. - W jaki sposb zodziej wszed do rodka? - O szczegy bdzie pan musia zapyta komisarza Jachimowicza z policji... To on prowadzi t spraw. Wiem tylko tyle, e uy wytrycha... - Czy ostatnio wok kocioa nie krci si nikt podejrzany? - pytaem dalej. - Nie byo tu turysty, ktry zadawa za duo pyta albo namolnego dziennikarza? Obaj duchowni zastanawiali si przez chwil. Pastor nerwowo gryz bok kciuka, wikary wpatrywa si intensywnie w swoje kolana. - Nic sobie nie przypominam... - rzek w kocu pastor z troch nieobecnym wzrokiem i zawiedzion min. - A ty, Romek? - spojrza na wikarego, ktry nie patrzy ju na swoje kolana, ale prosto w moj twarz. Milcza, ale jego mimika zdradzaa, e przypomnia sobie co istotnego, cho waha si, czy mi o tym powiedzie. - Niech si ksidz nie obawia - rzekem spokojnym tonem, domylajc si przyczyny jego wahania. - Nie mam w zwyczaju oskara nikogo bez dowodw... Chyba go przekonaem, bo odetchn gboko, przejecha rk po wosach prawie ich nie dotykajc i powiedzia: - By kto taki... Przyjecha tu dwa tygodnie temu z wycieczk...

ROZDZIA DRUGI DOCIEKLIWY TURYSTA CO ZNALELIMY W KSIDZE PAMITKOWEJ RODZINNE NIADANIE Z DREWNA I GLINY BYSKI W MROKU RUDOBRODY UDAJ TAJNEGO AGENTA KOMISARZ JACHIMOWICZ
- Przyjechali z Niemiec. Jeli dobrze pamitam, to bya wycieczka klubu emeryta z Frankfurtu nad Menem - podj po chwili wikary, opuszczajc znw wzrok pod naszymi zaciekawionymi spojrzeniami i oblewajc si rumiecem. Troch go chyba speszyo to, e nagle znalaz si w centrum zainteresowania. - Oprowadzaem ich po kociele. Na pocztku nikt si specjalnie nie wyrnia, wszyscy ogldali wntrze z umiarkowanym zainteresowaniem, ale gdy tylko wspomniaem o tym, e mamy w kociele pierwodruk Biblii Marcina Lutra, jeden z turystw, ktry przez cay czas sta z tyu, wysun si naprzd i zapyta, czy moe przejrze t ksik. Odpowiedziaem, e jest tak stara i cenna, e pokazujemy zwiedzajcym tylko pierwsz stron. I tylko, kiedy wyra takie zainteresowanie, wic jeli chce, mog mu pniej pokaza kart tytuow. Starszy pan bardzo si zmartwi, ale nie ustpi. Jeszcze chwil trwaa moja prelekcja na temat wystroju wntrza, a potem pozwoliem zwiedzajcym, jak zawsze to robi, przez chwil swobodnie pooglda szczegy. Starszy pan, ktry wczeniej wypytywa mnie o Bibli, zamiast tak jak inni zadrze gow i podziwia wspaniae polichromie na suficie, rzeby aniokw lub organy, podszed do mnie i zapyta, ile musiaby mi zapaci, eby przejrze Bibli Lutra. Zamiaem si i odpowiedziaem, e skoro tak bardzo mu na tym zaley, to zapytam o zgod pastora, co te uczyniem... - wikary przerwa, wyranie czekajc na potwierdzenie swych sw przez zwierzchnika. Przeniosem spojrzenie na proboszcza. Pastor Bloch wzruszy ramionami: - Co mi wita, ale nie pamitam ju tego dokadnie... Mam tyle spraw na gowie. Wikary westchn, jakby chcia powiedzie, e zadziwia go lekkomylno, z jak jego przeoony podchodzi do sprawy i cign dalej: - Pastor si zgodzi i kiedy wycieczka posza obejrze cmentarz, udaem si razem z ciekawskim staruszkiem do Hali Chrztw. Prawie godzin wertowa Bibli zupenie nie zwracajc na mnie uwagi, a kiedy powiedziaem mu, e musi ju koczy, spojrza na mnie

jak dziecko, ktremu zabroniono pojecha drugi raz na karuzeli. Zatrzasn ksik, obrci si na picie i wyszed z kocioa nawet si ze mn nie egnajc. - Czy ten czowiek si przedstawi? - zapytaem z oywieniem. - Nie... - mody ksidz pokrci zmartwiony gow. - Ale mg wpisa si do ksigi pamitkowej! - prawie wykrzykn i znw straci zapa: - Tylko, e to na nic si nie przyda, bo nie patrzyem na niego wtedy - na twarz wypyn mu rumieniec, ktry w poczeniu z sicem na nosie nadawa jego obliczu wygld czowieka, ktry nie odmawia nikomu toastw. - Rozmawiaem z pewn urocz dam... Pastor umiechn si wyrozumiale pod wsem. A ja powiedziaem: - To nic nie szkodzi. Czy mgbym przejrze t ksig? - Oczywicie - wikary wyranie si ucieszy. - Zaraz przynios j z kocioa. - Wpad pan na jaki trop? - pastor pochyli si do mnie zaciekawiony, kiedy tylko za wikarym zatrzasny si drzwi. - Niewykluczone - rzekem tajemniczo, chocia yka detektywistyczna zaszczepiona mi przez pana Tomasza daa zna o sobie, gdy tylko usyszaem o tajemniczym emerycie z Frankfurtu wypytujcym o Bibli Lutra. Obudzio si we mnie wspomnienie pewnej sprawy sprzed kilku lat. Ale eby mie pewno, musiaem zobaczy ksig pamitkow z Kocioa Pokoju. Wikary wrci po dziesiciu minutach z potnym tomem oprawnym w, jak si to teraz nazywa, sztuczn skr. Usiad w fotelu i szybko przerzuci kilka kartek. - O, to tutaj... - jedn rk zapa otwart ksig w grnej czci grzbietu, obrci i poda mi tom ponad stoem. - Na lewej stronie... Uwanie zlustrowaem wpisy pod wykaligrafowanym elegancko nagwkiem: Wycieczka klubu seniora z Frankfurtu. Kwiecie 20.... Niemal na samym kocu znalazem nazwisko, ktrego szukaem. Umiechnem si szeroko i podniosem wzrok na czekajcych w skupieniu, wpatrzonych we mnie duchownych. Obaj podobnym gestem wsparli si na porczach swych foteli, obaj przygryzali dolne wargi - pastor z lewej, wikary z prawej strony. - Znalaz pan co... - bardziej stwierdzi, ni zapyta pastor. W jego gosie bya nadzieja przemieszana z zaciekawieniem. - Mam obiecujcy trop, ale wymaga on sprawdzenia - odrzekem i mimo, e zarwno pastor, jak i jego podwadny, ktry wyranie si oywi i zdoa przeama sw niemiao, prbowali dowiedzie si czego wicej, milczaem jak grb. Po kwadransie ponnych usiowa zwierzchnik parafii, chyba ju troch zniechcony moim uporem, spojrza na

zegarek. - A niech to - rzek zdziwiony, e czas upyn nam tak szybko - ju prawie pnoc! Chyba starczy na dzisiaj tego ledztwa. Musi pan odpocz... Wikary zrobi zawiedzion min. Ja te cigle odczuwaem podekscytowanie odniesionym sukcesem, ale nie mogem odmwi duchownemu racji. Zreszt przeduanie spekulacji bez nowych dowodw nie miao sensu. A nowe dowody mogem zdoby dopiero jutro... - No, Romek - rzek pastor wstajc - bardzo nam pomoge, ale musisz ju wraca na posterunek... Mody ksidz te wsta, kiwn gow i ziewn potnie, zasaniajc usta rk. - Przepraszam - powiedzia i skoniwszy si lekko, szybkim krokiem wyszed z pokoju. Po chwili odezway si zamykane drzwi plebanii. - Od czasu tego wamania - tumaczy pastor prowadzc mnie w gb korytarza, a potem schodami na pitro - trzymamy w nocy wart wok kocioa. Dzisiaj szefem zmiany jest ksidz Romek... Korytarz, w ktrym si znalelimy, skrci pod ktem prostym w prawo. Kinkiety na cianach owietlay pobielone ciany z rycinami i proste drewniane drzwi do pomieszcze po obu stronach. Pastor poprowadzi mnie a do koca korytarza i stan przed drzwiami w cianie koczcej przejcie. Przekrci klucz w zamku i wprowadzi mnie do maego, ale niezwykle przytulnego pokoiku o bkitnych cianach. Spore ko ustawione porodku, pod cian po lewej, obok szafka nocna i lampka z abaurem. Dywanik przed kiem, pod nim drewniana podoga. Naprzeciw ka komoda, nad ni spory obraz olejny, przedstawiajcy Koci Pokoju. W prawym rogu piec kaflowy, obok pieca drzwi do azienki. Ciemnoniebieskie zasony po obu stronach okna. - Prosz si rozgoci i wypoczywa. Jutro rano oprowadz pana po kociele. Co by pan powiedzia na niadanie o wp do dziewitej? - Z przyjemnoci - odparem. - To znakomicie - powiedzia pastor. - Uwiniemy si ze zwiedzaniem w godzink, a o dziesitej ma si tu zjawi komisarz Jachimowicz, wic bdzie mg pan go wypyta o wszystkie szczegy. No nic, zostawiam ju pana... Dobrej nocy - rzek i ruszy do wyjcia. Uj do w klamk, nacisn j i otworzy drzwi do poowy. Wtedy odwrci si i spojrza na mnie. - Bardzo si ciesz, e pan przyjecha - jego gos brzmia szczerze. - Jeli zdoa pan po mczcej podry przez p Polski znale wany trop, to nie chciabym by w skrze

czowieka, ktry ukrad nasz skarb, kiedy porzdnie si pan wypi... - powiedziawszy to, pastor cicho si zamia, przekroczy prg i delikatnie zamkn za sob drzwi. Jeszcze przez chwil stara drewniana podoga w korytarzu skrzypiaa pod jego butami. Potem zapada cisza. Odsoniem ciemnoniebiesk zason. Okno mojego pokoju byo jakby zawieszone nad murem okalajcym teren kocioa, wzdu ktrego, ju po drugiej, wieckiej stronie, biega szeroka, brukowana jezdnia. Poranne, agodne soce odbijao si w wilgotnych kocich bach. Ulic szy szybkim krokiem grupki modych, zaspanych jeszcze ludzi i znikay w oddalonym o dwiecie metrw od plebanii kwadratowym budynku po drugiej stronie ulicy. Za moimi plecami zadzwoni nastawiony na sm budzik w telefonie i niemal natychmiast zawtrowa mu nieco cichszy, stumiony przez odlego warkot dzwonka, ktry dochodzi z kwadratowego budynku, do ktrego wchodzili modzi ludzie. Tak jak zawsze na nowym miejscu, spaem czujnie, a przez to troch niespokojnie. Obudziem si p godziny wczeniej, w momencie gdy pod oknem przejecha jaki samochd. Budzik uwiadomi mi, e musz si szykowa do niadania. Prysznic ostatecznie mnie rozbudzi i wyrwna sabsz jako snu pierwszej nocy na nowym miejscu. Szybko si ubraem i kiedy delikatnie zapukano do drzwi pi minut przed ustalon godzin niadania, siedziaem ju na pocielonym ku, zastanawiajc si nad moim wczorajszym odkryciem w ksidze pamitkowej. Na patelni skwiercza boczek wydzielajc rozkoszny dla pustego odka zapach. Po chwili skwierczenie ustao, bo pani domu wylaa na patelni ogromn porcj lekko roztrzepanych jajek. ona pastora, Ewelina Bloch, ktr poznaem przed chwil bya nieco modsza od ma. Musiaa dopiero niedawno przekroczy czterdziestk. Wysoka, szczupa, o dugich, rozpuszczonych, rudych wosach miaa na sobie dinsow spdnic sigajc do kostek i bluzk w kwiatki, co nieco upodabniao j do hipiski. Burzyy to wraenie lnicozielone, trzewo patrzce, skupione oczy. Zreszt kady gest i ruch Eweliny Bloch mia cile okrelony cel i aden z nich si nie marnowa. Pastor pomaga onie przygotowywa niadanie. Sta obok kuchenki i kroi w plasterki warzywa i wdliny. Oprcz mnie przy stole w duej jadalni wypenionej sprztami z jasnego drewna, siedziao, przygldajc mi si badawczo, troje dzieci pastorostwa - dwunastoletnie bliniaki Grzesiek i Dorota oraz najmodsza latorol rodu Blochw - szecioletni Micha.

Przygotowania do niadania zostay zakoczone i rodzina w komplecie ze mn na doczepk zasiada do niadania. Pastor odmwi krtk modlitw, a potem wszyscy przez chwil przeuwali w milczeniu. Nie trwao to jednak dugo. - Pan jest detektywem? - szecioletni Micha spojrza na mnie, podnoszc do gry inteligentne oczy i zastyg w oczekiwaniu. Kawaek pomidora nabitego na widelec ustawiony pionowo w zacinitej kurczowo rczce ani drgn. - Chyba mona mnie tak nazwa - odpowiedziaem z umiechem. - Jest pan detektywem, tak jak inspektor Wsik? - dopytywa si maluch. - No c, nie znam inspektora W... - To taka bajka w telewizji - podpowiedziaa mi konspiracyjnym szeptem Dorota, przerywajc na chwil walk, ktr toczya pod stoem z bratem - bliniakiem. - Jego ulubiona - zawtrowa jej Grzesiek, wskazujc na brata. - Inspektor Wsik zawsze na kocu apie zodzieja - powiedzia Micha nie spuszczajc ze mnie wzroku. - W takim razie robi to samo co ja - znw si umiechnem. Chopiec woy do ust pomidora i chwil go u, zastanawiajc si nad czym. - Myl, e pan nie jest detektywem - owiadczy w kocu z powan min i nabi na widelec plasterek ogrka. - A to dlaczego? - zdziwia si jego matka. - Bo detektyw Wsik ma lup, tak czapk jak tata nosi w zimie i paszcz, jaki mama zakada, kiedy pada deszcz - pada odpowied. - Moe schowaem swoj lup w pokoju? - rzekem przekornie, przechylajc na bok gow. Znw chwila milczenia. - Jak ma pan lup, to w porzdku - zawyrokowa w kocu chopiec i z powan min wrci do jedzenia, nie zwaajc na miech, ktry wywoay jego sowa. Nie odezwa si ju do koca niadania. W kocu talerze wyldoway w zlewie, bliniaki, cigajc si i krzyczc optaczo wybiegy z domu, a zaraz za nimi, pocaowawszy na poegnanie ma i przypomniawszy mu, e jedzie po poudniu do Wrocawia i nie wrci na noc, wysza pani pastorowa, prowadzc za rczk Michasia. Pastor postawi przede mn szklank ze wieo zaparzon herbat potem podcign rkawy koszuli i zaj si zmywaniem. - Ma pan wesoy dom... - powiedziaem upiwszy yk ze szklanki.

- O tak. Czasami jest tak wesoo, e a gowa pka - zaartowa. - A ju tak na serio w jego gosie pojawia si sabo maskowana czuo - nie wiem, co bym bez nich zrobi. Czasem zdarza si, e zostaj na kilka dni sam. W dzie, kiedy mam do zaatwienia rne parafialne sprawy, jeszcze tak tego nie czuj, ale wystarczy, e usid w fotelu w c ichym pustym domu, zaraz zaczyna mi brakowa harmidru bliniakw, mdroci Michasia i wieczornych, a waciwie ju nocnych, rozmw z on. A pan, panie Pawle, ma dzieci? - Jestem kawalerem - odpowiedziaem i zamilkem. Nie miaem ochoty na kolejn rozmow z cyklu wady i zalety starokawalerstwa, ktre musiaem odbywa za kadym razem, gdy odwiedzaem kogo z rodziny. Na chwil zapado niezrczne milczenie. Sycha byo tylko szum wody leccej z kranu, stuk szka o szko i odgosy szorowania i pukania. Ju si baem, e pastor uraczy mnie za chwil pogadank na temat: Dlaczego warto mie dzieci?, ale myliem si co do protestanckiego duchownego. Ledwie wyczy kran, wytar rce w papierowy rcznik i zapi rkawy koszuli, odwrci si do mnie i powiedzia: - Niech si pan nie obawia, panie Pawle. Chocia jestem kaznodziej i duszpasterzem, nie lubi wchodzi z butami w cudze ycie. Poza tym ja mam za mao, a pan za duo lat, eby udziela panu poucze na temat stanu cywilnego... Widz, e dopi pan ju herbat - wskaza na pust szklank. - A zatem chodmy, poka panu gospodarstwo... - Koci, nad ktrym opiek mi poruczono, ma zaiste niezwyke dzieje. Swoje powstanie zawdzicza wielu ludziom, a to, e stoi do dzisiaj, jest zapewne jakim znakiem, e uczucia, intencje i zamiary, ktre przywiecay jego budowniczym, byy dobre - pastor mwi mocnym, spokojnym gosem. Stalimy przed monumentaln przez sw biao przypominajc troch przysadzist gr lodow budowl z dwuspadowym dachem. Trzeba byo zadrze gow i odej kilka krokw od frontowej ciany, eby dojrze umieszczon na szczycie sygnaturk. Technik, ktr wykorzystali budowniczy tego arcydziea siedemnastowiecznej architektury sakralnej, fachowcy nazywaj szachulcowo - ryglow. Bardziej jednak jest znana pod mianem muru pruskiego. - Ponad trzysta szedziesit lat temu przez widnic, jak zreszt przez wielk cz Europy przetoczya si nawanica, ktr historia zna dzisiaj pod nazw wojny trzydziestoletniej - mwic te sowa pastor wymin wejcie, obok ktrego umieszczono informacj, e Koci Pokoju w widnicy zosta wpisany na List wiatowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, i ruszy wzdu duszego boku wityni. On opowiada, a ja podziwiaem niezwyk budowl. Biae ciany przecinaa brzowa

siatka szkieletu z drewnianych belek. W pruski mur wmurowano tu i wdzie kamienne epitafia: - Dla ludzi tamtej epoki by w konflikt midzy pastwami protestanckimi a katolickimi traum rwnie straszn, jak dla naszych ojcw i dziadkw druga wojna wiatowa - wrci do przerwanego wtku pastor. - Przemieszczajce si to w jedn, to w drug stron wojska pustoszyy wsie i miasta, siejc postrach, grabic i trzymajc zwyczajnych ludzi w nieustannej niepewnoci. Wojn pomidzy Uni Protestanck, wspieran take przez pastwa katolickie, i Lig Katolick w ktrej rej wodzili Habsburgowie pragncy zjednoczy Niemcy pod katolickim berem, zakoczy trzydzieci lat pniej sawny pokj westfalski, ktry zawarto w 1648 roku. Dugo negocjowane porozumienie potwierdzao zasad cuius regio, eius religio, co oznaczao, e dziedziczne ksistwa lskie, a wrd nich ksistwo widnicko - jaworskie, ktrych wadc by cesarz niemiecki Ferdynand III Habsburg, staway si odtd terenami, na ktrych religi panujc by katolicyzm. Co prawda, dziki staraniom dyplomacji szwedzkiej w traktacie pokojowym znalaz si, w rozdziale pitym, paragraf czterdziesty, ktry mia zapewni wyznawcom luteranizmu moliwo dalszego praktykowania podug zasad swej konfesji, ale pierwsze lata po wojnie nie zapowiaday, e kiedykolwiek dojdzie do jego wykonania. Zanim jednak powiem, co stanowi w paragraf i co wydarzyo si zaraz po wojnie , musz z grubsza nakreli sytuacj religijn widnicy w przededniu wielkiego konfliktu. widnica bya wwczas miastem protestantw. Nauka Marcina Lutra dotara tu bardzo szybko. Ju w 1522 roku, a wic zaledwie pi lat po sawnym wystpieniu w Wittenber dze, ksidz Sebastian Angerer odprawi w miecie pierwsz msz po niemiecku. Nie mino nawet pidziesit lat, a znaczca wikszo mieszkacw bya ju wyznania protestanckiego. Taki stan rzeczy utrzyma si do wybuchu wojny trzydziestoletniej, w czasie ktrej miasto wci przechodzio z rk do rk. Dopiero pokj westfalski ustabilizowa sytuacj i cesarz Ferdynand III mg bez przeszkd zrealizowa swj plan, ktrym byo uczynienie ksistw lskich ziemiami zupenie katolickimi. Proces kontrreformacji rozpocz si ju zreszt w czasie wojny, kiedy to w 1629 roku miasto zdobyli cesarscy dragoni. Jedynym sposobem na to, by nie by drczonym i ochroni dobytek przed stacjonujcymi w miecie onierzami, byo odbycie spowiedzi u przybyych z wojskiem jezuitw. Nie wystarczyo jednak wyrzec si wasnej konfesji jednorazowo. Kady,

kto zdecydowa si na ten krok, nie mg pniej wrci do swego wyznania, ale musia chodzi na msze i posya swe dzieci do katolickiej szkoy. Odebrano te wwczas ewangelikom wszystkie kocioy i przemianowano na witynie katolickie. Ulg w przeladowaniach stanowi czas, gdy w widnicy stacjonoway wojska szwedzkie. Po wojnie, gdy ziemie te ostatecznie trafiy pod bero Habsburgw, kontrreformacyjne szalestwo zaczo si na nowo. Zamknito szkoy ewangelickie, luteranom zakazano druku ksiek, konfiskowano te, ktre ju istniay. Nierzadko zmuszano protestantw do uczestniczenia w katolickich mszach. Wwczas to, cigle bdcy w swoim miecie wikszoci, ewangelicy ze widnicy postanowili wprowadzi w ycie postanowienia czterdziestego paragrafu pitego rozdziau traktatu westfalskiego. Paragraf w stanowi, e luteranie z ksistw lskich mog wybudowa trzy kocioy, by tam praktykowa sw konfesj. Ferdynand III Habsburg obwarowa jednak swe ustpstwo licznymi zastrzeeniami: kocioy miay powsta poza murami miejskimi, nie mogy mie wie, a do ich budowy wolno byo uy tylko materiaw nietrwaych, takich jak drewno czy glina. Dodatkowo budowa wity nie moga trwa duej ni rok. Ostatecznie powstay trzy takie witynie: najpierw w Gogowie, pniej w Jaworze i wreszcie w widnicy. Do dzi przetrway tylko dwie ostatnie. Gogowska spona w poowie XVIII wieku. Plac, gdzie mia stan widnicki koci, cesarz wyznaczy ju w 1649 roku, ale dopiero trzy lata pniej, 13 sierpnia 1652 roku, wydano pozwolenie na budow, dokadnie okrelajce wymiary terenu pod wityni i cmentarz jako kwadrat o boku dwustu krokw. Sam koci mia zosta zbudowany w obrbie prostokta o dugoci stu i szerokoci pidziesiciu krokw. widniccy ewangelicy byli jednak biedni i pierwsze naboestwo odprawione w roku 1653 przez nowego pastora Matthausa Hoffmana odbyo si w prostym baraku, zwanym powszechnie Bo chatk. W roku nastpnym dwch parafian ze widnicy, Christian Czepko i Matthaus Scholtz, wyruszyo w podr, podczas ktrej mieli nadziej zebra fundusze na budow kocioa. Niewiele wiemy o tej wyprawie. Waciwie tylko tyle, e trwaa rok i prowadzia przez Niemcy i Dani a do stolicy Szwecji, Sztokholmu. Czy to ze wzgldu na powszechne zniszczenia wojenne, czy z braku szczcia, kwestarzom nie udao si zebra odpowiedniej sumy. Bg czuwa jednak nad widnickimi ewangelikami, bo najpierw katolicka rada miejska przyznaa na budow Kocioa Pokoju tysic dbw, a pniej liczb t uzupeni o kolejne dwa tysice hrabia Hans Heinrich von Hochberg z Ksia.

Dziki temu mogy ruszy prace nad realizacj projektu mistrza Albrechta Sabischa, architekta i fortyfikatora z Wrocawia, ktry mia dowiadczenie w tego rodzaju budowlach, jako e wczeniej zaprojektowa ju Koci Pokoju w Gogowie. Ciele rozpoczli prace przygotowawcze w maju 1656 roku. Trzy miesice pniej, 23 sierpnia, wmurowano kamie wgielny i budowa pod kierunkiem widniczanina Heinza Zllera ruszya pen par. Koci ukoczono w czasie zgodnym z umow a nawet nieco wczeniej, i 24 czerwca 1657 roku, prawie dziesi lat po zawarciu pokoju westfalskiego po raz pierwszy nowa witynia zapenia si ludmi, ktrzy wzili udzia w naboestwie. Znawcy tematu podkrelaj e Sabisch wznis si na wyyny swych umiejtnoci i stworzy budynek, ktry maksymalnie wykorzystywa ograniczon i przeznaczon raczej do mniejszych budowli technologi muru pruskiego. Koci moe pomieci siedem i p tysica osb, z czego trzy tysice mog siedzie... - zakoczy pastor. Okrylimy wityni i znw stalimy przed wejciem od strony plebanii. - No, ale to ju zaraz sam pan zobaczy. I prosz si nie ba - umiechn si pastor. - Nie bd ju swoim gldzeniem psu panu wrae. Wypowiedziawszy te sowa, otworzy drzwi po lewej stronie przybudwki i poprowadzi mnie przez Hal Chrztw do rodka. Zza tylnej ciany otarza weszlimy do potnego, toncego w mroku i pcieniach, wysokiego na pitnacie metrw wntrza. Poczuem si, jakbym otworzy hebanowe pudeko wypenione cenn pokryt szlachetn patyn czasu, biuteri. Ju wczeniej zorientowaem si, e koci zbudowano na planie krzya. Gwn naw dugoci czterdziestu czterech i szerokoci dwudziestu metrw przecina w poowie rwnie szeroki, chocia nieco krtszy transept. W ten sposb przestrze kocioa zostaa podzielona na cztery, stapiajce si w jedn, hale. T, w ktrej stalimy nazwano Hal Otarzow naprzeciwko bya Hala Zmarych, w prawym ramieniu transeptu znajdowaa si Hala Polowa, a naprzeciw niej, w ramieniu lewym, Hala lubw. Od razu rzucay si w oczy, umieszczone w przeciwlegej czci kocioa, metalowe, wysokie rusztowania, na ktrych stali konserwatorzy zajci swoj prac. Rusztowania zajmoway mniej wicej jedn czwart dugoci kocioa, wic bez przeszkd mogem podziwia niesamowity wystrj wityni. We wntrzu byo ciemno, bo wikszo wiata, ktre wpadao przez wskie i wysokie okna, zatrzymywaa si na obiegajcych ciany szerokich, dwupoziomowych emporach. Byy to galerie, gdzie podczas naboestw zasiadali midzy innymi bogaci rzemielnicy. Balustrady empor byy ozdobione niewielkimi malowidami emblematycznymi, ilustrujcymi

umieszczone po ich obu stronach cytaty z Biblii. Po obu stronach transeptu, niczym podwieszone pod najnisze empory lektyki, znajdoway si kapice od ozdb, przypominajce ksztatem wagoniki kolejki grskiej na Kasprowy, loe szlacheckie. O gwnej nawy wyznaczyy umieszczone naprzeciw siebie organy. Te w zachodnim kracu, swoimi licznymi piszczakami i szerokoci przywodzce na myl szczk ogromnego wieloryba, wstawiono tu kilka lat po wybudowaniu kocioa. Wiek pniej szczyt instrumentu ozdobiono ruchom orkiestr aniokw. Na rodku balustrady pod organami umieszczono spory portret ojca reformacji, Marcina Lutra. Organy we wschodnim kracu byy duo mniejsze i nieco modsze. Ufundowa je u schyku XVII wieku pastor Sigismund Ebersbach dla uczczenia zmarej ony. Otoczony bia pian ozdb w ksztacie lici akantu instrument, ktry obsiady tuste anioki, przycupn tu pod sufitem, nad rzeb wieczc otarz. Sam otarz by wspania kompozycj autorstwa drezdeskiego mistrza Gottfrieda Augusta Hoffmanna. Strzelajc w gr barokow, dwupitrow konstrukcj wieczya rzeba Baranka. Gwn scen otarza byo jednak umieszczone na parterze przedstawienie chrztu Chrystusa. Centralne postacie Jezusa i Jana Chrzciciela otaczaj cztery rzeby. Po lewej reprezentujcy Stary Testament Mojesz lew rk wsparty na tablicach z dziesiciu przykazaniami i arcykapan Aaron w pysznej tiarze przypominajcej turban, po prawej ludzie Nowego Testamentu: wity Piotr z kluczami krlestwa i wity Pawe z mieczem. Gdy spojrzao si w gr na bkitny niczym niebo sufit, mona byo obserwowa cae zastpy aniokw. Ich gorczkowe zabieganie stanowio to dla piciu wielkich obrazw na ptnie zawieszonych pasko na suficie: centralnej Trjcy witej i bocznych: Upadku Babilonu, Boga wrczajcego Barankowi ksig przeznacze, Sdu Ostatecznego i Nowego Jeruzalem. Wyposaenia kocioa dopeniay nafaszerowane rzebami epitafia, podwieszone u dolnych empor, kilka innych obrazw i awki z XVII wieku. Z kontemplacji wyrwao mnie szuranie, dobiegajce zza otarza. Po chwili wyoni si stamtd stary Sierak z miot w rku i ypn na mnie podejrzliwie. - Mam wraenie, jakbym by w barokowej, katolickiej katedrze, a nie w wityni protestanckiej - powiedziaem do pastora. - Koci Pokoju jest rzeczywicie nietypowy pod wzgldem wystroju wntrza umiechn si duchowny. - Mam nawet na ten temat swoj teori. Moim zdaniem, przyczyny byy dwie. Po pierwsze, barokizacja katolickiej katedry, ktr jezuici przeprowadzili, trzeba

im to przyzna, po mistrzowsku, w latach 1692 - 1735. Zdaje mi si, e protestanci nie chcieli by po prostu gorsi... - pastor powiedzia to cicho, jakby troch si wstydzi tej licytacji na to, ktry Dom Boy bdzie pikniejszy. - Po drugie, fakt, e Koci Pokoju by jed ynym miejscem kultu religijnego w caym miecie. To co wczeniej wystpowao w wielu wityniach protestanckich w postaci rozmytej, jako, mwic umownie, jedna czy dwie ozdoby na koci, teraz skoncentrowao si w jednym miejscu. Warto przy tym pamita, e kolejne gwne elementy wyposaenia pojawiay si w kociele stopniowo na przestrzeni stu lat od 1666 roku: organy, polichromie na suficie, loa Habsburgw, otarz, orkiestra anielska na prospekcie organowym... - I wszystko to trzeba nieustannie remontowa... - O tak - przyzna pastor. - Wikszo wyposaenia wykonano, podobnie jak sam koci, z nietrwaego drewna... Prace trwaj ju adnych par lat, a i tak nie udao si nam zrobi wszystkiego w rodku, nie mwic ju o cmentarzu... - westchn, jakby by Syzyfem, ktry zblia si do szczytu i wie, e zaraz kamie zacznie stacza si w d. - Zreszt poka panu... A propos renowacji... Zapomniaem przedstawi pana szefowi naszych robt... Ten czowiek z rud brod to wanie doktor Klaus Schumann - rzek i ruszy w kierunku najbliszego rusztowania, u ktrego stp sta mczyzna na pierwszy rzut oka siedemdziesicioletni, w dinsowych spodniach i flanelowej koszuli. Mia nastroszon siw czupryn i obfit rud brod ognistoczerwonej barwy, tylko gdzieniegdzie przetykan siwizn. Blad, pomarszczon twarz pokryway setki piegw. Czowiek w nie zwraca na nas uwagi. Gono rozmawia po niemiecku z kim na najwyszym poziomie rusztowa, znajdujcym si jakie ptora metra od sufitu kocioa. Z dou wida byo tylko niewyran gow wystajc ponad deski platformy rusztowania. W ostatniej chwili zapaem pastora za rami: - Lepiej nie, prosz ksidza... Duchowny zatrzyma si. Na szczcie zarwno rudzielec, jak i jego rozmwca byli tak pochonici rozmow e nie zwrcili na nas uwagi. Pastor spojrza na mnie zdziwiony. Najpierw chyba nie zrozumia, czemu go zatrzymaem, ale po chwili uoy usta w taki ksztat, jakby mia wymwi liter a i podnis, a potem opuci lekko podbrdek. - Chce pan pozosta incognito? - szepn. Kiwnem gow i powiedziaem cicho, przypominajc sobie wczorajsz przygod z autostopowiczem: - Czy mwi ksidz komu o tym, w jakim charakterze tu przybywam?

- Tylko onie i wikaremu... - zawaha si na sekund. Policzki zala mu rumieniec. No i dzieciom - powiedziawszy to, przekn lin. - Prosiem ich wszystkich, eby zachowali dyskrecj - szybko doda niespokojnym gosem. Brwi lekko uniosy mu si do gry, na czole pojawi si pot, grna warga przykrya doln. - Chyba nie narobiem kopotu... - Raczej nie - uspokoiem go i opowiedziaem mu o tajnej misji zleconej przez ministra, tajemniczym pasaerze i wycieczce na osiedle Zawiszw. Pastor najpierw odetchn z ulg i pozwoli sobie nawet na troch wymuszony umiech. Zaraz jednak znw si zaniepokoi: - Ciekawe, po co ten czowiek zrobi panu zdjcie... - zastanawia si szeptem, patrzc na obrazy zdobice empory. - No i oczywicie, kto go poinformowa o paskim przyjedzie... - Sam chciabym wiedzie - powiedziaem. - Moe ten trop zawidby mnie do zodzieja? W kocu to jemu powinno chyba najbardziej zalee na informacji, kim jestem i jak wygldam... - Popytam jeszcze dzieci, moe wypsno im si co przez przypadek. Co do mojej ony, wikarego i mnie samego... - Wiem, e pastwo tego nie zrobili - odrzekem stanowczo. - Znam si wystarczajco na ludziach, eby to stwierdzi... - Dzikuj za zaufanie - rzek proboszcz. - Uwaam jednak... - Jeeli ksidzu tak na tym zaley, wrcimy jeszcze do tej sprawy.. . - powiedziaem, patrzc w gr na rusztowania. Nasza rozmowa przeduaa si i konserwatorzy ju zaczli zwraca na nas uwag. Zauwayem, e kilku z nich co chwila przerywao prac i spogldao ciekawie w nasz stron. Musiaem dziaa. Signem do wewntrznej kieszeni marynarki, wyjem z niej ministerialn legitymacj i na kilka sekund otworzyem zdziwionemu pastorowi przed nosem. Potem zatrzasnem dokument niczym agent FBI i schowaem go do kieszeni. - Niech ksidz kiwnie teraz gow, a kiedy zapytam na gos, czy wszystko jest jasne, przytaknie mi ksidz jeszcze raz i wyprowadzi z kocioa - szepnem, patrzc mu prosto w oczy. Duchowny przez sekund si waha, a potem przekn lin i wykona polecenie. - Czy wszystko jest jasne, prosz ksidza? - powiedziaem to gono i takim tonem, jakim zwracaj si zwykle do swych rozmwcw stre prawa lub bardzo wysocy urzdnicy. Ludzie na rusztowaniach musieli mnie usysze. Pastor znw skin z gow. Tym razem z przekonaniem. Potem, gdy obracalimy si tyem do konserwatorw, delikatnie dotkn doni mych plecw i poprowadzi do wyjcia.

Po chwili bylimy na zewntrz, poza zasigiem ciekawskich uszu. - Czemu miaa suy ta mistyfikacja? - zapyta mnie z zainteresowaniem duchowny. Podobnie jak innym ludziom, ktrzy nie maj na co dzie do czynienia z tajemnicami i rozwizywaniem kryminalnych zagadek, udzielaa mu si atmosfera ledztwa. Przypuszczam, e gdybym zaproponowa pastorowi rol Watsona u mego boku, zgodziby si bez wahania. - Musi by ksidz wiarygodny, na wypadek, gdyby ktry z konserwatorw zapyta, kim jestem. - Nie bardzo rozumiem. - Z dowiadczenia wiem, e wikszo duchownych nie potrafi kama. Dlatego, kiedy doktor Schumann zapyta o mnie, powie mu ksidz prawd. - To znaczy. - e pokazaem urzdow legitymacj i zabroniem mwi o sobie cokolwiek. - Ale przecie nic takiego... - Wic teraz prosz ksidza, by dla dobra ledztwa nie ujawnia nikomu adnych szczegw na temat mojej osoby. No i prosz oczywicie o informacj, gdyby kto o mn ie wypytywa. Pastor podrapa si w gow i westchn. Chyba nie do koca by przekonany o uczciwoci mego postpowania. Prawd mwic sam miaem wtpliwoci, ale chciaem utrzyma anonimowo tak dugo, jak to byo moliwe. Oczywicie zodziej mg ju by daleko std, a gorcy towar spoczywa w sejfie jakiego antykwariatu. Jednak yka detektywistyczna podpowiadaa mi co innego: czuem, e przestpca jest gdzie blisko, e moe nawet obserwuje mnie w tej chwili. Otaczajc si nimbem tajemnicy liczyem na to, e jeli jeszcze nie wie, kim jestem, sprbuje dotrze do pastora, by zdoby potrzebne mu informacje. I w ten sposb si zdradzi. - Ju dziesita - powiedzia pastor, wyrywajc mnie z rozmyla. Charakterystycznym gestem strzepn mankiet marynarki, zakrywajc zegarek. - Komisarz Jachimowicz na pewno ju przyby. Mwi mi wczoraj, e chce jeszcze raz obejrze cmentarz... Policjanta prowadzcego ledztwo w sprawie kradziey Biblii Lutra znalelimy jakie sto metrw od wityni, w zachodniej czci otaczajcego koci rozlegego cmentarza. Niewysoki, ubrany po cywilnemu, funkcjonariusz z brzuszkiem wystajcym spomidzy brzegw marynarki brodzi po kolana w zielonym gszczu chaszczy, zarastajcych t cz cmentarza.

Chodzi w t i z powrotem wzdu zachodniego muru, midzy dwoma przylegajcymi do niego, oddalonymi od siebie o jakie trzydzieci metrw, grobowcami. Pierwszy z nich, klasycyzujcy, z trjktnym frontonem, by pokryty szarym tynkowaniem majcym imitowa mur z kamiennych blokw. Niestety, w kilku miejscach fasada wykruszya si i wyzieray spod niej rude cegy. Drugi, szecian nakryty czworobocznym, kopukowatym dachem, zbudowano z gadkich czerwonych cegie, przywodzcych na myl neogotyckie kocioy, pobudowane jeszcze przez Niemcw w niektrych dolnolskich miastach i wsiach. Policjant przemierza drog midzy grobowcami z pochylon gow. Wyglda jak czowiek, ktry czego szuka albo w mylach liczy kroki, by w ten sposb zmierzy odlego midzy dwoma punktami. W pewnym momencie zatrzyma si, przykucn i wbi wzrok w ziemi. Po chwili podnis kupk jakiego biaego proszku i roztar go w palcach. Potem wsta, wytar rk o rk i podj swj marsz. - Panie komisarzu! - krzykn pastor, schodzc z wybrukowanej alejki na zaronity bluszczem trakt, bdcy kiedy ciek wiodc midzy kamiennymi tablicami grobw, z ktrych ju tylko niektre stay prosto. Komisarz Jachimowicz zatrzyma si i obrci gow uwizion w wykrochmalonym konierzyku koszuli, ktry niemal w caoci zakrywa nieco spocone waki stanowice szyj policjanta. Ujrzawszy nas, umiechn si i ruszy z pewnym trudem przez poce si pod jego nogami zawoje bluszczu i aszce si do nogawek gazki ledwo odrosych od ziemi drzewek. Dotar do nas w kocu nieco spocony i zasapany. - Dzie dobry, pastorze - powiedzia podajc duchownemu rk. - A to pewnie pan Daniec - wycign do i spojrza na mnie. Pogodna, moda twarz czterdziestolatka. Czarne wosy bez ladu siwizny, dwudniowy zarost i ciemne, byszczce yczliwoci oczy. Wyraz niezmconego spokoju i pewnoci siebie, jaki maj tylko twarze ludzi o naprawd czystych sumieniach. Pomylaem, e pewnie niejeden przestpca da si zwie i zlekceway tego poczciwie wygldajcego i zapewne naprawd yczliwego wiatu czowieka, nie dostrzegajc w jego oczach ukrytej gboko iskry lotnej inteligencji, zmarszczek na czole wiadczcych o tym, e komisarz Jachimowicz czsto oddawa si intensywnym rozmylaniom oraz delikatnego wyrazu ironii w prawym kciku ust, ktry krzywi si nieznacznie za kadym razem, kiedy policjant si umiecha. - Za chwilk porozmawiamy - na sekund przeduy ucisk doni, patrzc mi prosto w twarz, a potem uwolniwszy moj rk, zwrci si do pastora:

- Mam do ksidza pytanie... - zawiesi na chwil gos, sigajc do kieszeni po notes i dajc jednoczenie czas pastorowi, by wykona przyzwalajcy gest. - Czy cmentarz jest sprztany? Pastor si zaczerwieni i bkn: - Wiem, e nie wyglda to najlepiej - niepewnym gestem obj roztaczajc si wok nas ziele. - Ale na razie nie mamy pienidzy... Musimy najpierw doprowadzi do porzdku koci... Komisarz Jachimowicz pochyli gow i potrzsn ni powoli, miejc si jednoczenie. - le mnie ksidz zrozumia - powiedzia i myla dalej gono: - A moe to ja niewaciwie postawiem pytanie? W kadym razie, nie mam zamiaru robi ksidzu wyrzutw z powodu stanu zieleni wok kocioa. Prawd mwic nic mnie to nie obchodzi. Interesuje mnie raczej, czy kto w ostatnim czasie nie przenosi z miejsca na miejsce tych poutrcanych nagrobkw, ktrych cae stosy le na cmentarzu... - W lipcu mamy tu co roku warsztaty epigraficzne dla modziey, ktra w ramach zaj odczytuje stare napisy, porzdkuje troch cmentarz i inwentaryzuje pyty nagrobne wyjani pastor. - A poza tym? - To jedyne co przychodzi mi do gowy. Nigdy nie widziaem, eby kto poza modzie z warsztatw dwiga z miejsca na miejsce jakie nagrobne pyty... Moe stary Sierak widzia co wicej albo sam porzdkowa pyty... - Sierak to ten dozorca z protez? - zapyta Jachimowicz. Duchowny skin gow. - Gdzie go znajd? - pado nastpne pytanie. Pastor obrci si i wskaza masywny dom przy poudniowym murze stojcy po prawej stronie gwnej bramy, teraz nieco przesonity przez stojce bliej nas dwa inne budynki z pruskiego muru. Zapado milczenie, ktre byo ukryt aluzj. Duchowny poj j w lot. - Bardzo panw przepraszam, ale mam troch zaj... - powiedzia pastor. - Jeli bd jeszcze potrzebny, prosz przyj na parafi albo zadzwoni na komrk. Panie Pawle, obiad jemy o czternastej, ale gdyby by pan wtedy zajty, to prosz si nie przejmowa... Odoymy dla pana porcj. No c, do zobaczenia - rzek duchowny i ucisnwszy nam z umiechem rce, ruszy w kierunku parafii. Komisarz Jachimowicz obserwowa go w milczeniu, a szczupa sylwetka znikna za

rogiem wielkiej bryy kocioa. - Inteligentny czowiek z tego pastora... - powiedzia w zamyleniu, bardziej do siebie ni do mnie, a potem znw spojrza mi prosto w twarz: - Ciesz si, e pan przyjecha... Przyda mi si pomoc fachowca w dziedzinie kradziey dzie sztuki. Ale, jeli pan pozwoli, chciabym na pocztku ustali zasady naszej wsppracy. W konstrukcji zdania zawarta bya moliwo wyboru, ale oczy komisarza mwiy co innego. Musiaem przyj jego zasady. Odpowiedziaem wic: - Oczywicie - a policjant cign dalej: - Otrzymaem pozwolenie, by dopuci pana do ustale mego ledztwa, ale wsppraca musi i w obie strony, dlatego prosz, by, oczywicie w miar moliwoci , konsultowa pan ze mn wszystkie poczynania i informowa o postpach w swoim ledztwie... - umilk i spojrza na mnie wyczekujco. - Zgoda - odpowiedziaem. Twarz komisarza rozjani umiech. - A wic, czego chciaby si pan dowiedzie na temat kradziey? - powiedzia i zapali, wycignitego z niemiosiernie wymitej paczki, papierosa. - Przede wszystkim prosz powiedzie, czy w czasie ledztwa natrafi pan na co dziwnego? Jachimowicz spojrza na mnie ciekawie, mruc oczy w chmurze wypuszczonego z puc dymu: - No, no... - rzek. - C za godna podziwu intuicja... - znw si zacign i dokoczy: - Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia ze zwyczajn kradzie z wamaniem... - zrobi krok w moj stron, ciszy gos i dokoczy: - ale jeli przyjrze si dokadniej, to najdziwniejsza tego typu sprawa, z jak miaem do czynienia.

ROZDZIA TRZECI WYTRYCHY I DRZWI TEORIE I DOMYSY DZIWNY PY O PRZEWADZE UMYSU NAD KOMPUTEREM LAPIDARIUM GRD Z DZIKIEM W HERBIE NIEPRZYJEMNE WRAENIE WSPOMNIE CZAR WYSANNIK Z WARSZAWY
- Wie pan, ile wej ma Koci Pokoju? - to pytanie byo odpowiedzi na moj zaciekawion min, ktr zrobiem po ostatnim stwierdzeniu komisarza. - Nie mam pojcia... - Prosz strzela... - Niech bdzie: dziesi. - Pudo. Wej jest dwadziecia sze. - Chyba trudno zabezpieczy taki budynek... - zauwayem. - Nazywajmy rzeczy po imieniu: ten koci jest dziurawy jak szwajcarski ser. A do tego kilka dni przed wamaniem wyczono instalacj alarmow. - Syszaem. Myli pan, e zrobiono to specjalnie? - Trudno powiedzie. Rozmawiaem z kierownikiem renowacji, ktry tumaczy mi, dlaczego musieli zdemontowa alarm. - Przekona pana? - Nie znam si na konserwacji, ale jego zeznania trzymay si kupy, co oczywi cie nie zmienia faktu, e wyczenie alarmu i niewystawienie na ten czas jakiej warty, rwnao si wysaniu zodziejowi zaproszenia na ozdobnym papierze listowym... - Oczywicie, jeli zodziej wiedziaby o wyczeniu alarmu... - Ot to, panie Pawle... - Jachimowicz umiechn si tajemniczo, unoszc brwi i mruc oczy. - A jeli wiedzia - mylaem dalej gono - to oznacza, e albo pracuje przy konserwacji lub w parafii, albo bardzo interesuje si wszystkim co dotyczy kocioa, ale jest osob z zewntrz. - Ta druga moliwo raczej odpada. Pastor, co chyba zrozumiae, nie nagania sprawy wyczenia alarmu w mediach, chocia przyzna, e nie robiono z tego wielkiej tajemnicy. Nie moemy wic zupenie wykluczy udziau kogo z zewntrz. Ale nawet jeli zleceniodawc jest kto spoza krgu ludzi pracujcych na terenie parafii, to i tak informacja

wysza std. Jest zreszt jeszcze jedna poszlaka, ktra kae nam tak myle, ale o tym za chwil. Najpierw opowiem panu jeszcze co nieco o samej kradziey. Udao nam si zebra informacje, ktre ka niemal ze stuprocentow pewnoci wykluczy, e wamanie byo dzieem przypadkowego bandyty, a co za tym idzie, przyj, e kradzie zaplanowano w najdrobniejszych szczegach. - Co to za informacje? - zapytaem. - Pierwszej dostarczy nam pastor. Zaraz po tym, jak nas wezwa i technicy zakoczyli zabezpieczanie ladw, zabra si do sprawdzania, czy nie zgino co poza cennym drukiem. Rano, po kilku godzinach pracy, owiadczy, e Biblia Marcina Lutra to jedyna rzecz, ktr skradziono. A przecie ten koci peen jest wartociowych rzeczy, ktre atwo ukra. Oczywicie nage przybycie wikarego mogo sposzy zodzieja, ale z zezna modego ksidza wynika, e w momencie, gdy wszed on do kocioa, zodziej by ju w g wnej hali. Dlaczego wic nie ukrad chociaby starych ornatw z tej samej szafy, w ktrej przechowywano Bibli? Dlaczego nie wyci z ram ktrego z portretw pastorw? Czemu zostawi bogate przykrycie kielicha? Odpowied wydaje si prosta: zaleao mu tylko na Biblii. - Ta ksiga jest niezwykle cenna - rzekem powanie. - Ukrad tylko Bibli Lutra, bo mia kupca gotowego j kupi? - zapyta komisarz, mruc oczy. Skinem gow i opowiedziaem mu o dociekliwym turycie z Niemiec i odkryciu w ksidze pamitkowej kocioa. Podaem te imi i nazwisko czowieka, ktry wypytywa o starodruk. - Obiecujcy trop - komisarz Jachimowicz pokiwa gow z zainteresowaniem, notujc personalia podejrzanego turysty w notesie. - Jak tylko wrc do komendy, zaraz poprosz chopcw z patroli, eby posprawdzali hotele. Moe ptaszek jeszcze nie uciek... Zadzwoni do pana natychmiast, jeli tylko si czego dowiem. Ale odeszlimy od tematu - Jachimowicz schowa notes do kieszeni marynarki. - Ot drugiej informacji, e kradzie zaplanowano, dostarczyy nam zamki w drzwiach kocioa... - Pastor mwi, e zodziej uy wytrycha. - Zgadza si. Badania, ktrych dokonalimy zaraz po przybyciu na miejsce wykazay, e za pomoc wytrycha sforsowano z zewntrz drzwi do Hali Chrztw i od wewntrz drzwi wyjciowe po zachodniej stronie wityni. Ustalenia te dokadnie pokrywaj si z zeznaniem wikarego... - Jachimowicz zawiesi na chwil gos i spojrza na mnie uwanie. - Ale... - dopowiedziaem.

Umiech na twarzy komisarza wiadczy, e nie zawiodem jego oczekiwa. - Ale wtedy co mnie tkno... Detektywistyczna intuicja, przeczucie, podwiadoma obserwacja, ktrej nie potrafi teraz odtworzy? Nie wiem. W kadym razie poprosiem technikw, by przebadali zamki we wszystkich drzwiach Kocioa Pokoju. - Udao im si co odkry? - zapytaem nie kryjc zaciekawienia. - Niech pan sobie wyobrazi, jakie byo nasze zdziwienie, kiedy okazao si, e lady uycia wytrychw s jeszcze na dwch zamkach: w drzwiach na skraju poudniowej ciany, ktrymi, z maej przybudwki, mona przej do Hali Zmarych, i w odpowiadajcych im drzwiach po stronie pnocnej. Co ciekawe, obu wej nie owietlaj latarnie i nie wida ich z plebanii... - Technicy ustalili, czy uyto tych samych wytrychw co podczas wamania? - To nie takie proste. Wytrych nie ma tylu charakterystycznych cech, co na przykad lufa pistoletu, ktrej unikatowe gwintowanie pozwala z ca pewnoci powiedzie, e to wanie z niej wystrzelono dany pocisk. Udao si stwierdzi tylko, e wytrychy by y z tej samej stali, miay podobn rednic i uywano ich niedawno. - W jaki sposb udao si to ustali? - zdziwiem si. - Bardzo prosto - odpar Jachimowicz. - W zamkach zostay mikroskopijne pyki elaza. Od momentu uycia wytrycha nikt nie woy do t ych zamkw klucza. - Moe te drzwi byy rzadko uywane... - Suszna uwaga. Ale jest jeszcze co - Jachimowicz znw enigmatycznie ciszy gos. - Od piciu dni nie padao. - Rdza - stwierdziem takim gosem, jakbym wreszcie zrozumia jaki zawiy problem, ktry tumaczono mi od wielu godzin. - Ani ladu. Jeli wamanie miaoby miejsce przed deszczem, w miejscach, gdzie wytrych uszkodzi zamek znalelibymy zacztki korozji. Nie ma ich, czyli wytrychw uyto pniej, gdy zamki ju wyschy, a wilgotno spada. - Czy lady wytrychw byy na zewntrz i wewntrz kocioa? - Tak. Co wicej, technik, ktry jest specjalist od wama orzek, e ilo ladw pozostawiona przez wamywacza pozwala przypuszcza, e wytrychw uyto z kadej strony mniej wicej po trzy razy. Tyle dni by wyczony alarm, zanim doszo do kradziey... - Czyli kto, moe ten sam czowiek, ktry ukrad Bibli Lutra, wama si do kocioa trzy razy ju po wyczeniu alarmu i nic stamtd nie wynis. Dlaczego to zrobi? - Moe lubi poczu dreszczyk emocji i postanowi zwiedzi Koci Pokoju noc? zaartowa Jachimowicz i zamia si poow ust. - A tak na serio... - zmitygowa si szybko.

- Wyglda na to, e czego szuka... - policjant myla gono. - Dlaczego wic w kocu postanowi ukra Bibli? - eby odwrci uwag od swego prawdziwego celu, eby powetowa sobie nieudane poszukiwania albo, jak to czsto robi przestpcy, zwrci na siebie uwag - zastanawia si komisarz. - Znam zodziei, dla ktrych nie liczy si up. Waniejsze byo, eby o ich udanym skoku napisay gazety, poinformoway radio i telewizja. dza sawy, chociaby i zej, bya dla nich najwaniejsza. Podwiadomie dyli do tego, by zapaa ich policja, a kiedy opuszczali wizienie, natychmiast dokonywali nowego skoku i znw pozwalali si zapa. - Z tego co pan mwi, komisarzu, wynika, e zodziej by tu kilka razy. Dziwne, e nikt go nie zauway... - Ale zauway - powiedzia Jachimowicz i dostrzegszy moj zdziwion min, cign dalej: - Najpierw, trzy dni przed kradzie stali bywalcy sklepu monopolowego okoo pnocy widzieli osobnika przechodzcego przez pnocny mur. Czowiek odpowiada opisowi zodzieja, ktry poda wikary. Niestety, podobnie jak ksidz, nie widzieli jego twarzy. Dwa dni pniej dozorca, stary Sierak, wyszedszy na wieczorny spacer, sposzy kogo podobnego krccego si w pobliu drzwi w poudniowej cianie kocioa. Dozorca, zaniepokojony, e kto si wama, sprawdzi drzwi. Byy zamknite. Jeszcze p godziny pokrci si wok kocioa, ale nikt si pojawi. Uspokojony wrci do siebie. Po raz trzeci podejrzanego osobnika widzieli znw chopcy spod monopolowego, tym razem okoo dwudziestej w dniu kradziey Biblii. Byo janiej, ale i tak za daleko, eby dostrzec dokadnie twarz zodzieja. Mczyzna wdrapa si na mur od strony kocioa, zeskoczy i pobieg jak szalony do zaparkowanego kilkadziesit metrw dalej czerwonego volkswagena golfa. Nie dobieg jeszcze do samochodu, gdy na szczycie muru pojawia si nastpna osoba. By to wikary. Ledwie dotkn ziemi stop wz odjecha. Ani wikary, ani chopcy spod monopolowego nie zdoali zapamita numerw rejestracyjnych golfa. - Sprawa naprawd jest dziwna - rzekem w zamyleniu. - Prawdopodobny sprawca widziany by trzy razy, w tym dwukrotnie przez kilka osb i nikt nie potrafi powiedzie, jak wyglda... - Sugeruje pan, e ktry ze wiadkw go kryje? To raczej niemoliwe. Zarwno Sierak, jak i wikary sprawiaj wraenie ludzi, ktrym naprawd zaley na dobru Kocioa Pokoju, a co do tych ludzi spod monopolowego... Maj oczywicie na koncie rne ciemne sprawki, ale nie wygldaj mi na takich, ktrzy by okradali kocioy. Do tego trzeba naprawd duej dozy cynizmu. A oni... Moe i zeszli troch z gwnej drogi, ale przestrzegaj

cigle pewnych zasad... Przesuchiwaem ich i wydaje mi si, e ta kradzie wywoaa w nich oburzenie. Zreszt ju fakt, e dobrowolnie zgodzili si rozmawia z policjantem, oznacza, e potpiaj zodzieja. Nie, panie Pawle... - Jachimowicz nieznacznie potrzsa gow. - Znam si troch na przestpcach i wiem, e oni nie maj z tym nic wsplnego... - W takim razie w jaki sposb zidentyfikowa zodzieja? - Moi ludzie ju nad tym pracuj. Zebrali wszystkie mikrolady z miejsca przestpstwa i teraz je badaj prbujc na przykad ustali, skd pochodzia stal na wytrychy, jaka fabryka opon wyprodukowaa gum, ktrej cakiem sporo zostao po tym jak czerwony golf ruszy ostro spod kocielnego muru, jakiej marki buty nosi zodziej; ich lady w miar dokadnie odbiy si w mikkiej ziemi. Nowoczesne techniki kryminalistyczne pozwalaj zdziaa cuda - odniosem wraenie, e Jachimowicz powiedzia to z przeksem, jakby nie do koca wierzy w skuteczno nowoczesnych policyjnych gadetw. Trzeba im niestety da troch czasu - westchn. - Tym bardziej, e wielu specjalistycznych urzdze i przyrzdw nie mamy na miejscu i musimy wozi lady do laboratorium kryminalistycznego we Wrocawiu. Zanim jednak moi ludzie zo t ukadank w cao, co niestety przypomina zazwyczaj odtwarzanie buki z okruszkw, musimy liczy jedynie na nasze gowy - przy ostatnich sowach przejecha po gowie rk i klepn si dwa razy delikatnie w kark. Gest ten przywodzi na myl starego myliwego, ktry poklepuje, nieomal z mioci swoj wysuon, nigdy nie zawodzc w potrzebie, strzelb. - Rozumiem - stwierdziem. Upodobanie komisarza do tradycyjnej dedukcji sprawio, e poczuem do niego sympati. - A skoro ju wspomniaem o ruszaniu gow - powiedzia komisarz - mam dla pana jeszcze jedn zagadk... Rankiem, nastpnego dnia po wamaniu, gdy skoczylimy ju sprawdza koci, przeczesalimy cmentarz. Znalazem wwczas co dziwnego. W kilku miejscach parku znalazem zmieszane z ziemi i piaskiem albo przylepione na liciach bluszczu ziarna jakiego szarego i czerwonego pyu. W niektrych miejscach byo ich wicej, w innych mniej. Nie potrafiem odszyfrowa ich znaczenia, nie miaem zreszt na to czasu... Oprcz kradziey Biblii Lutra, nadzoruj jeszcze kilka innych spraw. Zreszt zejdmy troch ze cieki, to sam pan zobaczy ten py... Komisarz poprowadzi mnie w gb zaronitego cmentarza. Zatrzyma si po chwili w tym samym miejscu, gdzie przed kilkudziesicioma minutami zobaczylimy go z pastorem, jak przykuca i rozciera co w palcach. Kucn znowu i wskaza na lekko poszarpane i pogniecione licie bluszczu, w kilku miejscach nakrapiane drobinami jakiego szarego pyu. Wycignem rk, najpierw spojrzawszy na komisarza, ktry przyzwalajco kiwn gow, i

zebraem kilka ziarenek pyu na palec. Sprbowaem. Suchy, chemiczny, przypominajcy troch dentystyczne preparaty smak. - Tynk? - spojrzaem na Jachimowicza. Komisarz kiwn gow i powiedzia: - Wczoraj wieczorem po kolacji miaem chwil i jak zwykle wrciy do mnie r ne zapomniane w codziennym biegu myli. Przypomniaem sobie rwnie o tamtym porannym odkryciu, a e peny odek, przynajmniej w moim wypadku, doskonale poprawia wydajno szarych komrek, wpadem na pewien pomys. Dlatego przyjechaem tu dzisiaj od razu, gdy tylko wypuciy mnie ze swych macek poranne biurowe koniecznoci niecierpice zwoki. - I co pan odkry? - Zanim o tym powiem, dodam jeszcze, e czerwony py, o ktrym wczeniej wspomniaem, to mczka ceglana. Bardzo ziarnista zreszt. Oczywicie to tylko przyblione wyniki. Moje ekspertyzy, podobnie jak pan przed chwil, opieram tylko na odczuciach kubkw smakowych. Wyniki z laboratorium przyjd dopiero jutro, ale myl, e akurat w tej sprawie si nie myl - Jachimowicz cign brwi, a oczy bysny mu na sekund rozbawieniem. Chocia komisarz mia dopiero czterdzieci lat, nalea ju ewidentnie do starej gwardii, cenicej bardziej od technologicznych nowinek - ulubionego konika wikszoci modych absolwentw szk policyjnych - stare metody, ktrych centrum by nie komputer, a czowiek. Jego zmysy, intuicja i, przede wszystkim, umys - element w kadym ledztwie niezastpiony i jako jedyny zdolny spaja w cao zupenie niezwizane ze sob osoby, zdarzenia i miejsca, zdolny myle nieszablonowo, a nawet nielogicznie i w ten sposb odtwarza sposb dziaania przestpcy, ktry oprcz planu kieruje si czsto emocj. Zdolny wreszcie wypenia puste miejsca domysami, podczas gdy komputer pozbawiony danych jest w stanie co najwyej wywietli komunikat o bdzie. Przez lata pracy u boku Pana Samochodzika czsto korzystaem z pomocy rozmaitych maszyn - komputerw, nowoczesnego ekwipunku ledczego czy wehikuu. Komputery znacznie uatwiay wyszukiwanie niezbdnych informacji i komunikacj, noktowizor pozwala zobaczy to, co skryway mroki nocy, podsuchy daway dostp do tajnych rozmw, GPS namierza wrogw co do metra, a wehiku pozwala ich dogoni i schwyta. Zawsze jednak wiedziaem, e w ostatecznym rachunku liczy si tylko detektywistyczne zacicie, umiejtno kojarzenia faktw i dedukcja. Gdyby pozbawiono mnie mechanicznych i elektronicznych pomocnikw, przy odpowiednim nataniu szarych komrek byem w stanie rozwika kad spraw: nadrobi strat czasu spowodowan

brakiem samochodu przewidywaniem kolejnych krokw przeciwnika, domyli si, co konkurencja robi w nocy i o czym rozmawia w ukryciu. W miar upywu lat spdzanych w Departamencie Ochrony Zabytkw zdawaem sobie coraz janiej spraw z tego, e nadmiar gadetw rozprasza, kae skupia uwag na technologii, a nie na sprawie, ktrej owa technologia ma suy. Dlatego coraz rzadziej zabieraem ze sob w subowe podre laptop i reszt sprztu, nie rezygnujc waciwie tylko z wehikuu, ktry dawa realn i trudn do zastpienia czym innym przewag podczas rozmaitych pocigw. Dlatego te tak bardzo przypada mi do gustu postawa komisarza Jachimowicza. - Dopiero wczoraj wieczorem skojarzyem fakty - powiedzia policjant wstajc z kucek. Obrci si i rozoonymi rkami wskaza na dwa grobowce stojce kilka metrw od nas, pod murem. Te same, pomidzy ktrymi wczeniej chodzi z wzrokiem wbitym w ziemi. Jeden by szary, drugi czerwony. - Podejdmy bliej - zachci mnie komisarz. Wejcie do szarego mauzoleum z trjktnym frontonem zakryway spaczone ju nieco drzwi z goego drewna, osadzone na zardzewiaych ozdobnych zawiasach, ktre podczas wietrznej pogody musiay niemiosiernie skrzypie, w czasie gdy drzwi, niczym nieforemne, zbyt mae i sabe skrzyda nielota, bezskutecznie prboway poderwa w gr murowany budynek. Wewntrz zobaczyem tylko puste, wilgotne ciany i podog, ktr wiatr zarzuci z rzadka zeschnitymi limi. Komisarz Jachimowicz wskaza palcem na janiejsze miejsce po lewej stronie. Mniej wilgotna, wolna od lici powierzchnia przypominaa ksztatem i wielkoci tarcz rzymskiego legionisty. - Prawdopodobnie niedawno leay tu stare pyty nagrobne - stwierdzi Jachimowicz. Kto je std wynis w pojedynk. Prosz spojrze, jakie rysy zostawi na pododze komisarz pokaza mi dugie i liczne szramy, ktre cigny si od janiejszego miejsca do drzwi. - Musia apa pyt z jednej strony - od tej pory sowo policjanta towarzyszya pantomima, ktra miaa obrazowa dziaania tajemniczego tragarza - cign do drzwi i tu komisarz by ju obok wyjcia - manewrowa ostronie, eby wydosta pyt na zewntrz. Nie zawsze mu si udawao, bo zostawi lady, ktre wiadcz o tym, e zahacza czsto o brzegi framugi - Jachimowicz wskaza na trzy miejsca, w ktrych wida byo do gbokie i wiee obupania, rnice si kolorem od reszty budynku. - Ma pan racj - przyznaem. - Podyem ladem tych utrce - policjant wskaza na dziury w tynku. - Szary i

czerwony trop cz si jakie dwadziecia metrw od ceglanego grobowca i biegn dalej razem a do pnocnego muru, by potem skrci w prawo i po jakich dwudziestu metrach doprowadzi do skadowiska starych pyt grobowych urzdzonego pod cian pnocnego muru - zrelacjonowa swoje dochodzenie Jachimowicz. Widzc, e chc zada pytanie, powstrzyma mnie gestem i rzek: - Prosz nic nie mwi i, jeli to moliwe, przez chwil nie wyciga wnioskw. Nadszed moment, w ktrym musimy przesucha wiadka, a lepiej zrobi to bez uprzedze. Potem bdziemy mie mnstwo czasu na snucie teorii... Wyrzekszy te sowa, obrci si na picie i ruszy w kierunku cieki prowadzcej do domu z wysokim dachem obok bramy, gdzie mieszka stary Sierak. - Ju wszystko opowiedziaem temu modemu oficerowi, ktry by tu dwa dni temu Sierak patrzy na komisarza z przymiln min ale w jego oczach wida byo raczej pretensj, e policja znw go niepokoi. - Przychodz w innej sprawie - tumaczy spokojnym, ale stanowczym gosem Jachimowicz. - Prawdopodobnie nie ma ona nic wsplnego z kradzie Biblii Lutra. Wol jednak sprawdzi kady trop. Pastor mwi, e jest pan osob najlepiej poinformowan, jeli chodzi o sprawy otoczenia kocioa i dlatego chciaem zada kilka pyta... Zdanie o osobie najlepiej poinformowanej mile poechtao staruszka. Otworzy usta z ostatnimi niedobitkami zbw i zoy wargi w co na ksztat umiechu. - Bardzo susznie, panie wadzo - powiedzia do Jachimowicza. - Dobrze, e zarzuca pan szeroko sieci... Prosz pyta... - Czy nie zechciaby pan pj najpierw z nami w pewne miejsce? - rzek komisarz z wyszukan grzecznoci, za pomoc ktrej maskowa ledwie widoczne napicie. - Pragn co panu pokaza. - Oczywicie, oczywicie - wymamrota Sierak. - Wezm tylko kurtk. Majowe soce jest za sabe, eby ogrza moje stare koci... Ponad sto tablic nagrobnych najrniejszych ksztatw, gwnie z piaskowca, ustawiono pod pnocnym murem otaczajcym teren Kocioa Pokoju. Niektre z tablic musiay sta tu ju dugo, bo pokry je gruby kouch mchu. Wikszo jednak przyniesiono niedawno; nosiy zielone lady, ktre mogy powsta podczas cignicia tablic po bluszczowym dywanie. Niektre z nich miay na brzegach ziarenka szarego i czerwonego pyu. Nowe nagrobki ustawiono w kilku rzdach, opierajc starannie jedne na drugich. - adne lapidarium - rzekem, ujrzawszy osobliwy zbir. - A pan jeszcze sobie artuje! - Sierak odezwa si po raz pierwszy od momentu, gdy

ujrza nagrobki. Ledwie komisarz Jachimowicz doprowadzi nas do celu, staruszek otworzy szeroko oczy i zamar w niemej wciekoci. Teraz wreszcie odzyska gos i to, jak si wydawao, na dobre: - Co za bandytyzm! - krzycza poszc ptaki siedzce na gaziach pobliskich drzew. - Niech no tylko zapi tych nicponiw. Tak dostan, e ich matka rodzona nie pozna! Dozorca ruszy w stron pyt opartych o mur, ale komisarz Jachimowicz zastpi mu drog. - Rozumiem paskie zdenerwowanie, ale prosz si zatrzyma. Na nagrobkach mog by bezcenne dla ledztwa lady. Nikt nie moe dotyka pyt przed przyjazdem technikw, po ktrych ju dzwoni. Stary Sierak nie sucha jednak komisarza, tylko wci ypa na niedostpne dla niego nagrobki. Po chwili podj nastpn prb wymicia policjanta, wykorzystujc moment, gdy ten siga po telefon. Jachimowicz spojrza staruszkowi prosto w twarz i powiedzia nieco ostrzejszym tonem: - Najbardziej mi pan pomoe, jeli si uspokoi, eby za chwil jak najdokadniej odpowiedzie na moje pytania. Panie Pawle... - komisarz zwrci si do mnie patrzc jednoczenie znaczco na Sieraka. Przez chwil usiowaem rozmawia ze staruszkiem, prbujc odcign jego myli od pyt nagrobnych, ale on nieustannie wpatrywa si to z trosk w urzdzone pod murem ogromne lapidarium, to z alem w komisarza, ktry niczym cerber, zagradza mu przejcie. Komisarz skoczy rozmow po trzech minutach. - Technicy s w drodze - owiadczy. - Musz odnie te pyty z powrotem do mauzolew - Sierak nie dawa za wygran. Tutaj s naraone na zniszczenie... - Wszystko w swoim czasie, panie Sierak - rzek uspokajajcym gosem Jachimowicz. - A tak w ogle, jak to si stao, e nie zauway pan tych pyt wczeniej? Przecie le tu od kilku dni. - Najpniej od trzech dni, panie wadzo - sprecyzowa Sierak. - Bo wanie trzy dni temu byem tu ostatni raz i wtedy to ich tu nie byo. Nastpnego dnia pracowaem w kociele przy remoncie, co go teraz mamy. No, a pniej, jak si ju wamali, to ju prawie przez cay czas staem na warcie razem z innymi. Do domu zachodziem tylko na chwil, eby co zje albo si zdrzemn i zaraz na wart wracaem. Nie miaem czasu zajmowa si ogrodem ani w ogle niczym. - Ile pyt byo tu wczeniej? - zapyta komisarz. - Najwyej dwadziecia... Czy naprawd nie mog zabra tych pyt pod dach... Jeli

spadnie deszcz... - Poprosz technikw, eby rozpili nad nimi jak plandek - zapewni komisarz, co chyba troch uspokoio Sieraka. - Prosz mi jeszcze tylko powiedzie, czy nie zauway pan kogo podejrzanego? - Poza tym gociem, co to dobiera si do drzwi par dni temu, to nie... - Dzikuj panu za wyjanienia - rzek komisarz Jachimowicz. - Gdyby jeszcze co pan sobie przypomnia... - Kiedy bd mg zabra std pyty? - - zapyta obcesowo Sierak. - Bdzie pan pierwszym, ktry zostanie o tym poinformowany - odpar uprzejmie Jachimowicz i doda: - Wic jeli co panu wpadnie do gowy... - Wiem, wiem - Sierak, teraz ju przekonany, e nie zdoa nakoni policjanta, by pozwoli mu zanie pyty do grobowcw, wrci do swego dawnego stylu bycia i rzek opryskliwie: - Znam numer na policj - po czym odwrci si na picie i, koyszc na boki, ruszy wzdu muru. Po chwili znikn nam z oczu za budynkiem kocioa. Tylko stukanie jego drewnianej protezy wiadczyo o tym, e z wydeptanej midzy bluszczami i traw cieki wszed na brukowan alejk. - Myli pan, e by z nami szczery? Jachimowicz westchn ciko: - Wydaje mi si, e nie udawa, kiedy zobaczy przeniesione pyty, no i nie da si zapa, kiedy zapytaem go o to, czy kogo nie widzia. Powtrzy dokadni e swoje pierwsze zeznanie... Wczeniej o tym nie wspominaem, ale ma alibi na godzin, w ktrej dokonano kradziey. Siedzia wwczas ze swoim dobrym przyjacielem w domu. Pili piwo i rozmawiali. Dozorca wyszed tylko na chwil do toalety i zaraz wrci... Skoro wic nie Sierak przenis tu pyty, kim jest tajemniczy tragarz? - zapyta Jachimowicz. - Jeli pastor i stary Sierak mwi prawd, a nie ma powodu, eby im nie wierzy, musi to by albo ktry z konserwatorw, albo kto spoza grona pracujcego na ter enie parafii. lady w grobowcach mwi nam, e pyty przenosi jeden czowiek, a to z kolei eliminuje spord podejrzanych wikarego, on i dzieci pastora... S zbyt sabi, by przecign wacy kilkanacie kilogramw nagrobek przez p cmentarza. - Dlaczego tajemniczy tragarz przynis tutaj te pyty? - pyta dalej Jachimowicz. - Nie mam pojcia - wzruszyem ramionami i przez chwil nad tym mylaem. - Moe szuka czego w grobowcach, a pyty zagradzay mu drog? - Sam pan widzia, e tam nic nie ma. Poza tym, po co targaby nagrobki a tutaj? Wystarczyo je przesun na drug stron kadego z grobowcw...

- Skoro przynis je tu specjalnie i sporo si przy tym napracowa... - mylaem gono - to moe chcia w ten sposb skierowa nasz uwag na faszywy trop, sprawi, bymy pomyleli, e to przenoszenie pyt ma jaki sens i tracili czas, by go odgadn, zaniedbujc inne wtki ledztwa... - Niech pan nie zapomina, e dowiedzielimy si o caej sprawie przypadkiem zastrzeg Jachimowicz. - Myl, e nasz cmentarny tragarz wcale nie chcia ujawnia swej operacji. To z kolei wiadczy, e przenosi pyty w nocy, bo w dzie zauwayby lady, ktre zaprowadziy nas spod grobowcw a tutaj, i usunby je... Bez wzgldu jednak na to, jaki dokadnie mia cel i czy chcia, bymy si dowiedzieli o jego akcji, wszystko wskazuje na to, e mia zamiar zamci nam w gowach. Udao mu si, ale nie do koca... Dziki zeznaniu Sieraka wiemy, e przenoszenie pyt ma jaki zwizek z kradzie Biblii. Odbyo si przecie mniej wicej w tym samym czasie... - Moe to zbieg okolicznoci? - powtpiewaem. - Nie wierz w takie zbiegi okolicznoci - rzek komisarz twardo. Technicy zjawili si wkrtce. Lapidarium zostao otoczone tam, a ubrani po cywilnemu ludzie w rkawiczkach ostronie zabrali si do badania nagrobnych pyt. Komisarz Jachimowicz ostrzeg szefa technikw przed moliwymi odwiedzinami Sieraka i obieca, e w cigu godziny przyle z komendy czowieka, ktry stanie na warcie po skoczonych ogldzinach. - Co ma pan zamiar teraz robi? - zapyta mnie komisarz Jachimowicz, gdy po chwili opucilimy teren kocioa i ruszylimy chodnikiem w gr brukowanej ulicy. - Myl oczywicie o ledztwie... - doda niemal natychmiast. - Obawiam si, e to zaley od pana, komisarzu - umiechnem si. - Moim jedynym tropem jest ten zbyt dociekliwy turysta z Niemiec. Zanim nie ustali pan, czy nie ma go widnicy, oddam si chyba zwiedzaniu. - Bardzo susznie - przytakn policjant z gorliwoci lokalnego patrioty. - Nasze miasto jest naprawd pikne. Prosz koniecznie obejrze Rynek i wstpi do Muzeum Dawnego Kupiectwa. No i oczywicie nie moe pan zapomnie o naszej wspaniaej barokowej katedrze... - wskaza na grujc ponad dachami po lewej stronie wie ze spatynowanym dachem. - A co do tego Niemca, zajm si tym, jak tylko wrc do komendy. Doszlimy do skrzyowania ulicy Kocielnej, przy ktrej znajdowaa si witynia, z ulic 1 Maja. - Tu skrcam - policjant wskaza w prawo. - Komenda jest na Jagielloskiej, za placem 1 Maja. Jeli bdzie pan czego potrzebowa, prosz przyj albo zadzwoni - poda

mi wizytwk wycignit z portfela. Zrewanowaem si numerem telefonu zapisanym na kartce z notesu. - Zwiedzanie najlepiej zacz od Rynku. Wystarczy, e pjdzie pan prosto ulic Bohaterw Getta do jej koca i skrci potem w prawo. Podzikowaem policjantowi, poegnalimy si i ruszyem w gr ulicy. Na nastpnym skrzyowaniu zostawiem za sob stare kamienice i znalazem si wrd blokw z czasw Polski Ludowej. Przebywajc przez ostatni dob wrd zabytkowych budynkw, niechtnie i szybko przemierzyem niemal ca ulic. Zatrzymaem si dopiero niemal u jej koca, zwabiony znajom woni. Truskawka zmiksowana z mlekiem - zapach wakacji mojego dziecistwa, spdzanych u wuja i ciotki, ktrzy prowadzili mnie w kade niedzielne popoudnie do, jak to si wwczas mwio, cocktail baru, doszed mnie zza oszklonych drzwi lokalu na parterze czteropitrowego bloku. Postanowiem w drodze powrotnej sprbowa tutejszych specjaw. Na razie jednak skrciem w prawo i wszedem na Rynek. widnica jest miastem bardzo starym. Powstaa w X wieku, ale prawa miejskie otrzymaa dopiero dwiecie pidziesit lat pniej, w poowie wieku XIII. W latach 1290 - 1932 bya stolic niezalenego ksistwa widnicko - jaworskiego, potem przesza pod wadz Korony Czeskiej, z ma przerw na rzdy wgierskie, podczas ktrych krl Maciej Korwin kaza wybudowa drugi pas murw. Znana bya ze swego rzemiosa i handlu, a take wybornego piwa, ktre pijano midzy innymi w Krakowie, Heidelbergu i Pradze. Oto jak pisa o widnicy lski poeta Pancratius Vulturinus w roku 1521, a wic pi lat przed tym, gdy grd znw zmieni wadc i znalaz si w rkach austriackich Habsburgw: Wielkim si w sil wojenn dzik ukazuje widnicki, Gdy most zwodzony opada i wierny mieszczanin otwiera Bramy acuchem obronne, topiel fali obmyte. Mur miasto podwjny otacza, place i gmachy go zdobi, Chlebem bialutkim uracz, gdy gociem wejdziesz do miasta; nieysta rka dziewczca przynosi ci w szklanym pucharze Z piwnic lodowych wrd lata trunek, co dugo si pieni, yk kady serce weseli i myl ci smutn oywia. Wojna trzydziestoletnia, ktra wybucha niespena sto lat pniej, srogo dowiadczya miasto, ktre mur podwjny otacza. Bya ju o tym mowa wczeniej, wic tutaj dodajmy tylko, e wojenny czas nie oszczdzi niczego spokojnym widnickim mieszczanom: ani oble, ani uciliwych kwaterunkw onierzy, ani poarw, ani epidemii zakanych

chorb. Miasto zostao zamane. Po trzydziestu latach wojny, w roku 1648 z okoo jedenastu tysicy mieszkacw yjcych w wygodnych, piknych kamienicach, zostay, jak podaje jeden z kronikarzy, dwie setki niedobitkw zasiedlajcych niewiele ponad sto ndznych budynkw. Habsburgowie wadali widnic jeszcze niespena sto lat, do czasu pierwszej wojny lskiej, trwajcej w latach 1740 - 1742, kiedy to krl Prus Fryderyk II zaj prawie cay lsk i mimo dwch nastpnych star z Mari Teres Habsburg w pniejszych latach, zdobyczy swej nie odda. W roku 1871 doszo do zjednoczenia Niemiec i widnica, podobnie jak caa rzdzona przez kanclerza Ottona Bismarcka Rzesza rozwijaa swj potencja przemysowy. Jeszcze przed pierwsz wojn wiatow miasto rozroso si poza mury obronne i wypikniao. Ponad trzydzieci tysicy mieszkacw mogo korzysta z trzech linii kolejowych, okazaych gmachw pastwowych i miejskich parkw. Po drugiej wojnie wiatowej, razem ze Szczecinem, Wrocawiem i Gdaskiem, widnica zostaa wczona do Polski. Przez czterdzieci pi lat zabytki niszczay, obrzea miasta obrastay osiedlami z wielkiej pyty, a w miecie stacjonoway oddziay Armii Czerwonej, z ktrych ostatnie odjechay w 1991 roku. Przez ostatnie dwadziecia lat zrobiono duo, by przywrci piknej widnickiej starwce dawn wietno. Nie odbudowano co prawda jeszcze ratuszowej wiey, ktra lega w gruzach w latach szedziesitych XX wieku, ale wikszo kamieniczek, ktrych nie zmiota ostatnia wojna, wieci ju dawnym blaskiem i tak jak przed laty w ich murach swoje interesy prowadz widniccy kupcy. te, zielone i czerwone kamienice to w wikszoci budynki renesansowe i barokowe, noszce czsto tradycyjne nazwy, pochodzce od charakterystycznych element w zdobie na fasadach. Jest wic kamienica pod Zot Koron, Pod Zot Gsi, Pod Orami... Centrum prostoktnego Rynku zajmuje, sprawiajcy wraenie jednej budowli, tzw. blok rdrynkowy, na ktry skadaj si midzy innymi okazay ratusz, dawny tea tr z krugankami, Muzeum Dawnego Kupiectwa. Wszystkie fasady tego bloku umieszczono na zewntrz, tak, e wpatruj si w fronty zabytkowych kamieniczek. Jakby tego byo mao, w czterech rogach Rynku stoj fontanny, z ktrych dwie s bogato zdobione. Pierwsza rzeb Neptuna uzbrojonego w trjzb i wyaniajcego si z morza na spienionych rumakach, ktrych posta przybray morskie bawany. Druga posgiem

masywnego Atlasa, ktry oprcz globu dwiga jeszcze na barkach grn mis wodotrysku. Obrazu barokowego przepychu dopenia jeszcze kolumna witej Trjcy w pnocno zachodniej czci Rynku z postaciami Ojca, Syna i Gobicy, symbolizujcej Ducha witego, stoczonymi na szczycie poskrcanej jak warkocz, do wskiej kolumny z czerwonego piaskowca. Szedem powoli wzdu pnocnej pierzei Rynku patrzc to na kamieniczki po prawej, to na widoczn po drugiej stronie Rynku naron kamienic w stylu secesyjnym. Charakterystyczne wygicia linii najlepiej wida byo w grnych czciach okien na szczycie fasady. Ponad nimi wyrastaa przypominajca grn cz gruszki kopua, pokryta, jak reszta dachu, zielon dachwk, podobn do usek smoka. Na szczycie gruszki wyprony, lekko pochylony w prawo, wznosi ku niebu swj kaduceusz Hermes, bg kupcw. Doszedszy do koca pierzei, doznaem dziwnego uczucia, podobnego do nieznacznego askotania, ktre towarzyszy mi zawsze, gdy kto na mnie patrzy. Rozejrzaem si wokoo, ale nie byo adnego jawnego obserwatora. Za to dwie dziewczyny przy wystawie samoobsugowej drogerii, gdy tylko zorientoway si, e patrz na nie, odwrciy szybko gowy w stron szyby i stumiy chichot kadc na ustach donie. Przeknem lin i poszedem dalej. Czyby, pomimo tego, e dzisiaj byem wyspany, szwankowaa moja gowa poobijana w licznych starciach z nieprzebierajcymi w rodkach bandytami? Na szczcie moj uwag przycign ju ogromny fronton ratusza i szybko zapomniaem o dziwnym zdarzeniu pod drogeri. Nie na dugo jednak. Ledwie minem fontann z Atlasem na poudniowo - zachodnim rogu Rynku, nieprzyjemne uczucie wrcio. Tym razem mj wzrok spotka si z oczami kwiaciarki. Przysadzista kobieta ubrana w podomk wpatrywaa si we mnie tak, jakbym by co najmniej gwiazd popularnego serialu. Miaem nawet przez chwil wraenie, e gdybym zbliy si jeszcze odrobin, wyszaby zza swego stoiska i wrczya mi wizank kwiatw. Natychmiast odbiem w prawo i szedem jak najbliej kamieniczek. Nie zwracaem ju uwagi na pikno zabudowy, ale z niepokojem obserwowaem przechodniw. Wikszo nie zwracaa na mnie uwagi, ale w zabieganym tumie co chwila wyapywaem jakie zainteresowane spojrzenie. Pomylaem, e musi by co nie tak z moim wygldem. Moe ubrudziem si podczas wizyty na cmentarzu? Wszedem do sklepu o wdzicznie starodawnej nazwie Trykotae i stanem przed lustrem. Odetchnem z ulg. Wszystko byo ze mn w porzdku. Za to dwoje sprzedawcw, chopak i dziewczyna, wpatrywao si we mnie ciekawie.

Miaem do! Wypadem ze sklepu i zamiast skrci w prawo, by opadajc w d, do wsk i przez to redniowieczn w klimacie, ulic Dug doj do potnej katedry, ktrej wspaniae wntrze wychwala pod niebiosa autor mego przewodnika, prawie przebiegem wzdu wschodniej pierzei Rynku i wrciem na ulic Bohaterw Getta. Nie zwaajc ju na przechodniw szedem onierskim, sprystym krokiem a do momentu, gdy, po raz drugi tego dnia, dolecia mnie zapach truskawkowego cocktailu. Moe tu znajd wytchnienie - pomylaem i westchnwszy ciko, popchnem rk drzwi wejciowe do lokalu, nad ktrymi pyszni si szyld przedstawiajcy rozmaite owoce. ciany obite lakierowan boazeri szklana lada, pamitajca jeszcze lata osiemdziesite, wypeniona galaretkami z bit mietan ciastkami z kremem i deserami owocowymi, nazwy i ceny napojw przytroczone do czarnej, perforowanej tablicy. I ten zapach! Czym prdzej zamwiem koktajl truskawkowy i ju po chwili, dzierc w rce zimn, wysok szklank, z ktrej rowej zawartoci wystawaa somka do picia, rozejrzaem si za wolnym miejscem. Nieduy lokal by wypeniony ludmi, ktrzy, pochyleni nad blatami krytymi oklein, pocigali rnokolorow zawarto ze swoich wysokich szklanek albo zanurzali yeczki w porcelanowych miseczkach, by po chwili wydoby z nich drcy kwadracik czerwonej, tej lub zielonej galaretki albo spor porcj bitej mietany. Co jednak najwaniejsze, nikt nie zwraca na mnie uwagi. Wolny by tylko dwuosobowy stolik pod oknem. Idc do niego, wziem ze stojaka na pras wiee wydanie Goca widnickiego i woywszy je pod pach, jeszcze chwil balansowaem midzy stolikami, a wreszcie usiadem na upatrzonym miejscu. Rzuciem gazet na blat, przed sob postawiem szklank i, zamknwszy oczy, pocignem pierwszy yk napoju. Jake prawdziwa jest opowie Prousta o magdalence, ktra przywoaa wspomnienia letnich wakacji! U mnie ciastko zastpia mieszanka zsiadego mleka, truskawek i cukru, ale efekt by ten sam. W samym rodku sporego przecie miasta, poczuem w jednej chwili podmuch wiatru idcy po agodnej fali jeziora od bakburty, zapach ogrkw ze mietan nieodcznego dodatku do duszonych kotletw schabowych i modych ziemniakw, usyszaem niespokojny szelest w koronach drzew zwiastujcy zblianie si letniej burzy... Zadowolony i zrelaksowany otworzyem oczy i signem po gazet. Nie spodziewajc si katastrofy, spojrzaem na pierwsz stron, ktr niemal w caoci zajmowao zdjcie kwitncych kasztanw i tytu: Zaczy si matury!. Pocigajc koktajl przez somk, przewrciem kartk i omal nie udawiem si

napojem. Przez chwil kaszlaem spazmatycznie, wywoujc niepokj na twarzy ekspedientki, ktra, gdybym nie powstrzyma jej gestem, gotowa by przybiec i uderzy mnie kilkakrotnie w plecy. Znw zerknem na stron Goca widnickiego, z niesmakiem odstawiajc koktajl. U gry znajdowa si tytu wydrukowany wielk czcionk: TAJEMNICZY WYSANNIK Z WARSZAWY. A pod nim byo moje zdjcie.

ROZDZIA CZWARTY NIEPORADNA FOTOGRAFIA I DLACZEGO J ZROBIONO SZTUCZKI REDAKTORA NACZELNEGO PRZERWANA KWERENDA DANDYS ANTYKWARIUSZEM POTNA GROMADKA DZIEO BARBARZYCY
Fotografi wykonano nieudolnie. Nie do, e nie patrzyem na niej w obiektyw, skupiony na prowadzeniu wehikuu, to jeszcze cz zdjcia bya nieostra. Niestety, twarz wida byo wyranie. Przez chwil szukaem nazwiska i imienia autora, ale zarwno fotografia, jak i utrzymany w sensacyjnym tonie artykulik relacjonujcy przeprowadzony podstpnie wywiad, podpisane byy tylko pseudonimem Leski. Dziennikarz sugerowa w nim, e skoro przyjechaem do widnicy i mam zamiar zatrzyma si w pobliu Kocioa Pokoju, zapewne doszo tam do kradziey czego cennego albo jakiej nieprawidowoci. Podparem rk brod i zamylony patrzyem przez oszklon witryn na ludzi pieszcych w d i w gr ulicy. Tak jak si to czsto w czasie moich rozlicznych ledztw zdarzao, jedna rozwikana zagadka, pocigaa za sob kilka nastpnych. Co z tego, e poznaem profesj tajemniczego autostopowicza? - pytaem si ponuro w mylach. Jeli jest dziennikarzem, tym gorzej... Bo c to oznacza? Prawdopodobnie nie ma, jak mona by przypuszcza, bezporedniego zwizku z kradzieami w Kociele Pokoju. Kto go podpuci i nasa na mnie. Uycie mediw do walki ze mn wiadczy o inteligencji przeciwnika, ale nie mwi nic o jego motywach. Jeli rdem przecieku by sam zodziej, chcia zapewne w ten sposb utrudni mi dziaanie. Wiedzia, e w tej sprawie duo lepsze wyniki da ledztwo prowadzone incognito. Wiedzc czym si zajmuj, ewentualni wiadkowie mog mwi mniej chtnie, bojc si zamieszania w przestpstwo... A jeli informatorem Leskiego nie by zodziej? Nie mogem tego przecie wykluczy... W takim wypadku jednak sprawa robia si jeszcze bardziej skomplikowana i cakowicie niezrozumiaa... W gr wchodzia jeszcze trzecia moliwo: dziennikarz o pseudonimie Leski dowiedzia si o moim przyjedzie przypadkiem; podsucha rozmow nie przeznaczon dla jego uszu, zobaczy zostawione nieostronie na wierzchu notatki, zdoa skoni kogo z

wtajemniczonych w spraw, by si wygada... Zreszt niewane jak byo - oderwaem oczy od widoku za oknem, powziwszy decyzj, co dalej robi. Zabytki widnicy bd musiay zaczeka - pomylaem z alem. Trzeba jak najszybciej skontaktowa si z autorem artykuu i wzi go na spytki... - Nie mam w zwyczaju ujawnia informacji dotyczcych ktregokolwiek ze wsppracownikw redakcji - brodaty redaktor naczelny Goca widnickiego siedzia za niewielkim biurkiem, ktrego blat zasypany by papierami, a obok, na pododze, pitrzyy si stosy starych numerw gazety. - Ale sprawa jest powana... - prbowaem oponowa, ale nie zabrzmiao to przekonujco. Stao si tak moe dlatego, e siedziaem w wygodnym, ale do niskim fotelu. Rozmiar mebla powodowa, e szef redakcji patrzy na mnie z gry. Efekt psychologiczny, ktremu miao to suy, dziaa doskonale. Czuem si jak petent, ktry przyszed z jakim gupstwem do bardzo wanego urzdnika, zajmujc bez powodu jego niezwykle cenny czas. - Wic prosz zaatwi nakaz sdowy... Panu jako urzdnikowi ministerstwa, przyjdzie to zapewne z atwoci... - naczelny powiedzia to pozornie niedbaym tonem, ale przymruone zoliwie oczy wiadczyy, e czeka na reakcj. Nie daem si sprowokowa. Artykulik wiadczy, e jego autor nie wie zbyt wiele ani o mnie, ani o celu mej podry. Nie miaem zamiaru tego zmienia. - Skoro tak pan stawia spraw, nie mamy o czym rozmawia - powiedziaem podnoszc si z krzesa. - egnam - dodaem lodowato, ciskajc podan mi przez naczelnego do i ruszyem do drzwi. - Moe udaoby nam si dogada - rzek naczelny, a ja pomylaem: Kolejna sztuczka psychologiczna. Najpierw pryncypialnie odmawia, pozbawiajc mnie jakichkolwiek nadziei, a teraz otwiera furtk, liczc, e z niej skorzystam za wszelk cen. Odwrciem si spojrzaem w sprytne i uwane oczy redaktora, ktry siedzia wygodnie w fotelu z rkami zoonymi w piramidk. - Gdyby zgodzi si pan udzieli wywiadu na temat powodw swego przyjazdu do naszego miasta... - Nie udzielam wywiadw szantaystom - rzekem zjadliwie i wyszedem. Z trudem powstrzymaem si od trzanicia drzwiami. Do miejskiej biblioteki trafiem do szybko, dziki yczliwym radom przechodniw. Barokowy narony budynek u wylotu urokliwej ulicy Franciszkaskiej na plac 1 Maja, wyposaony w pen przepychu bram z kolumnami po bokach i ozdobnym gzymsem, zanim

sta si miejsk skarbnic wiedzy, suy przez wieki innym wacicielom: najpierw przez dwadziecia lat, do 1741 roku, by paacem cysterskich opatw z pobliskiego Krzeszowa, potem zajo go wojsko: siedemdziesit lat sw siedzib mia tu komendant Festung Schweidnitz. Kolejne sto lat dom suy jako miejski arsena. W roku zakoczenia pierwszej wojny wiatowej wprowadzili si tu urzdnicy lokalnego fiskusa. Od kilku lat, po zakoczeniu generalnego remontu, w tym domu mieci si biblioteka. Wntrze unowoczeniono i przystosowano do potrzeb czytelnikw, ale zacienione zaktki, potne, wijce si schody i przestronne ogromne klatki schodowe przywodz na myl czasy, gdy po salach, gdzie dzisiaj pitrz si ksiki, przechadzali si dostojni krzeszowscy infuaci. Jeli stanie si w obszernym chodnym przedsionku, zamknie na kilka sekund oczy i uruchomi wyobrani, mona usysze szczk ustawianych pod murem strzelb, niemieckie nawoywania onierzy cekhauzu, poczu w nozdrzach gryzcy zapach prochu. Nie miaem jednak czasu napawa si niezwyk atmosfer tego miejsca, a i wo wpadajca do mojego nosa bya inna. Na stole w czytelni pitrzyy si po obu stronach stare, nieco zakurzone i wyblake numery Goca widnickiego z kilku ostatnich lat. Przegldaem gazety dopiero od godziny. Nie zdoaem co prawda odkry tosamoci czowieka podpisujcego si pseudonimem Leski, ale kwerenda ujawnia pewn ciekaw prawidowo. Ot mniej wicej dwa lata temu Leski, ktry wczeniej pisywa wycznie teksty o tematyce sportowej, sta si nagle specjalist od historii widnicy, a w szczeglnoci dziejw Kocioa Pokoju. Wszystko co dziao si w murach szacownej wityni - kady koncert organowy, kade, najdrobniejsze nawet, odkrycie archeologiczne, kada renowacja - miao swego kronikarza. Kompetentnego, dysponujcego spor wiedz z historii sztuki. Byego komentatora sportowego przemienionego cudownie w historyka... Jeszcze dziwniejsze bya skromno tego czowieka. Kady ze swych penych erudycji tekstw podpisywa zaledwie pseudonimem... Zapewne nie chcia rozgosu - pomylaem zjadliwie i signem po kolejny numer gazety. Nie dane mi go byo przejrze, bo w kieszeni marynarki przewieszonej przez oparcie krzesa zadzwonia moja komrka. Czerwony na twarzy wyszarpnem odgrywajcy pierwsze takty Like a Rolling Stone Dylana aparat i wybiegem z czytelni. Odebraem telefon na wielkiej niczym sala koncertowa klatce schodowej: - Witam, panie Pawle - zabrzmia w komrce gos komisarza Jachimowicza. - Moe pan rozmawia?

- Tak - odpowiedziaem gono i zaraz tego poaowaem. Zgromiony wzrokiem ochroniarza zakryem usta i d telefonu rk, po czym zrejterowaem do przedsionka, a stamtd na ulic. W czasie nerwowej bieganiny komisarz Jachimowicz relacjonowa co podekscytowanym gosem, ale zajty ucieczk nie zrozumiaem z jego przemowy ani sowa. - Czy mgby pan powtrzy? - poprosiem normalnym gosem, gdy ju wreszcie znalazem si w miejscu, gdzie nikomu nie przeszkadzaem. - No c - Jachimowicz chrzkn niecierpliwie do suchawki, co miao chyba oznacza, e nie podoba mu si lekkomylno, z jak podchodz do jego rewelacji. - Mia pan nosa. Chopcy nie musieli nawet specjalnie szuka, eby stwierdzi, e ten paski Niemiec cigle jest w widnicy. Na poudnie Franciszkask, potem obok kamienicy z Hermesem na szczycie i wzdu zachodniej pierzei Rynku, w prawo na Kotlarsk. Kamienica przerobiona na hotel. Prosta liliowa fasada, ktr w nocy owietlay pewnie kinkiety z bulwiastymi yrandolami przytwierdzone wzdu linii parteru. Okna obwiedzione biaymi obwdkami. Wiedziaem, w ktrym pokoju mieszka poszukiwany przeze mnie czowiek, wic staem przed hotelem kilka minut, czekajc, a recepcjonista opuci na chwil swoje stanowisko. Gdy wreszcie to uczyni, przemknem przez hol i wdrapaem si po schodach na pierwsze pitro. Odnalazem pokj oznaczony podanym mi przez Jachimowicza numerem. Wycignem z kieszeni telefon i wyczyem go. Nie chciaem, eby kto mi przeszkadza w rozmowie. A potem zapukaem. - Kommen Sie bitte herein! - dobieg mnie ze rodka znajomy gos. Nacisnem klamk i wszedem do rodka. Erich Funke, mimo swych szedziesiciu kilku lat, cigle mia w sobie co z dandysa. Siedzia w fotelu i sczy ze smakiem zielonkawy napj ze szklaneczki, w ktrej pywao kilka kostek lodu. Ubrany w jasny garnitur koloru piasku, z siwymi wosami zaczesanymi do tyu i twarz pokerzysty. Pozbawiony emocji wyraz oblicza pozosta mu jeszcze z dawnych czasw, gdy, na przeomie lat szedziesitych i siedemdziesitych prowadzi wesoe ycie, rozbijajc si po Riwierze srebrnym Astonem Martinem DB5 i wydajc astronomiczne pienidze zarobione w firmie ojca na ruletk, black jacka i pokera. Hazardowa kariera potomka pracowitych frankfurckich mieszczan zakoczya si

pewnej piknej sierpniowej nocy 1972 roku, gdy przy zielonym stoliku w kasynie Monte Carlo zostawi p miliona dolarw. Wiadomo od wysanych za rozbrykanym potomkiem prywatnych detektyww dotara do uszu starszego pana Funkego niemal natychmiast i nastpnego ranka zaywny biznesmen w meloniku na gowie, z marsem na twarzy i srebrn lask w doni wkroczy do pokoju nieszczsnego bon vivanta. Rozmowa za zamknitymi drzwiami trwaa dwie godziny, ale nikt dokadnie nie wie, jaki miaa przebieg. Faktem jest, e po tym czasie drzwi si otworzyy i z pokoju wyszed starszy pan Funke, a za nim, ze spuszczon gow, dzierc w obu rkach walizki, wylizn si jego potomek. Erich wymeldowa si z hotelu i natychmiast wyjecha do rodzinnej metropolii. Na Riwier wrci dopiero pi lat pniej, ale, jak twierdz wiarygodni wiadkowie, wszystkie domy gry omija ju wwczas szerokim ukiem, zadowalajc si szybk jazd swym nowym cackiem, czerwonym porsche 911 RS 2.7, rautami urzdzanymi na jachtach rwnie bogatych jak on znajomych i podbijaniem serc piknych mieszkanek Lazurowego Wybrzea. Starszy pan Funke nie mia nic przeciwko nowym niewinnym rozrywkom syna, tym bardziej e znajomoci ze mietank towarzysk Riwiery przynosiy domowi aukcyjnemu Funke & Sohn niebagatelne korzyci. Mody, przystojny i elokwentny ambasador szacownej instytucji, ktra dotychczas handlowaa gwnie redniowiecznymi i renesansowymi inkunabuami oraz obrazami z tego mniej wicej okresu, sta si wkrtce biznesowym powiernikiem wielu ze swych monych znajomych i w pachncych kurzem minionych epok salach frankfurckiej siedzi by firmy zaroio si od pcien impresjonistw, midzywojennej awangardy i wspczesnych artystw z Picassem, Baconem i Pollockiem na czele. Nie znaczy to jednak, e dom aukcyjny Funke & Sohn porzuci sw dawn specjalizacj. Chocia byo to mniej dochodowe ni interesy z Riwier, cigle skupowa cenne druki i organizowa ich aukcje. O dziwo, dziaalnoci tej oddawa si z wielk pasj gwnie Erich Funke. Jedzi po caej Europie, osobicie skupujc cenne starodruki, ryciny i rkopisy. Niewykluczone, e poke, zadrukowane rwnymi linijkami szwabachy i dzieami dawnych mistrzw drzeworytu stronice byy dla jego umysu konieczn odskoczni od blichtru, pord ktrego spdza wiksz cz roku. Stare ksiki byy powodem naszego spotkania przed kilku laty.

Skradziono wwczas kilka bezcennych starodrukw z Biblioteki Jagielloskiej, pord ktrych byy dziea Galileusza, Kopernika i Ptolemeusza. Przez kilka miesicy, mimo usilnych stara policji i naszego departamentu, nie udao si natrafi na chociaby najmniejszy lad skradzionych starodrukw. Przeom przyniosa dopiero pozornie zwyczajna przesyka, ktr otrzyma pewien znany polski antykwariusz. List, zawierajcy katalog licytacji majcej odby si za miesic, wysano z domu aukcyjnego Funke & Sohn. Antykwariusz, ktry wiedzia o kradziey z Jagiellonki, ze zdziwieniem odkry, e kilka pozycji w katalogu pokrywa si z list upw zodzieja. Sprawa bya tym bardziej podejrzana, e ksiki, o ktrych mowa, pojawiaj si na aukcjach bardzo rzadko. Natychmiast zawiadomi policj i nasz departament, a kilka dni pniej wyruszya z Warszawy tajna ekspedycja, w ktrej braem udzia. Nie bd tutaj relacjonowa dokadnie caego przebiegu wizyt y we Frankfurcie, tym bardziej e sprawa nie jest jeszcze zakoczona. Moe kiedy, gdy niemieckie i polskie sdy zamkn ostatecznie postpowanie, przyjdzie czas, by opisa tamte wydarzenia ze szczegami. Na potrzeby tej historii wystarczy, jeli powiem, e dziewitnacie ksig, ktre Erich Funke wystawi wwczas na aukcj zostao bez najmniejszych wtpliwoci skradzionych z krakowskiej biblioteki. Ich wygld dokadnie pokrywa si z ekspertyz sporzdzon przez profesora z Uniwersytetu Jagielloskiego, w ktrej ten przewidywa, jak mog wyglda ksigi poddane zabiegom majcym zakamuflowa ich prawdziwe pochodzenie: wycite pieczcie, zastpione kawakami wklejonego umiejtnie starego papieru, osobne tomy sklejone w cao, nowe okadki i wyklejki. Funke zapiera si, e ksiki naby legalnie, prezentowa rachunki na milionowe kwoty majce o tym wiadczy. By zaprezentowa sw dobr wol i czysto intencji, odda nawet kilka tomw Bibliotece Jagielloskiej. Sprawa jednak bya na tyle powana, e zaj si ni niemiecki wymiar sprawiedliwoci. Funkego przesuchano i, przynajmniej do momentu, gdy krel te sowa, nie postawiono mu zarzutu paserstwa. Sprawa jednak odbia si szerokim echem i dom aukcyjny Funke & Sohn straci cz swych, szczeglnie wysoko pos tawionych, klientw. Co do ksiek skonfiskowanych we frankfurckim domu aukcyjnym: do czasu ostatecznego wyjanienia sprawy spoczywa bd bezpiecznie, ale daleko od Polski - w sejfach niemieckiej prokuratury. Erich Funke mia wic wszelkie powody, by si zdenerwowa, gdy stanem w drzwiach jego pokoju hotelowego w widnicy. Zachowa jednak niemal kamienn twarz. Tylko lewy kcik ust zadra mu niespokojnie przez uamek sekundy.

- Witam, Herr Daniec - powiedzia lekcewacym tonem. - Czyby zamiast do cigania niewinnych ludzi, najmowa si pan teraz do sprztania hotelowych pokojw? No c - odstawi szklaneczk na drewniany stolik - nie zdziwibym si, gdyby do tego doszo, po tym co wyprawia pan z kolegami w moim domu aukcyjnym. Ale jeli chce pan odkurzy, prosz przyj pniej... O pitej wychodz z crk na obiad. Doskonale pamitaem najmodsz latorol rodu, Hild Funke dwudziestokilkuletni urodziw, wysok osbk o blond wosach, fanatycznie oddan ojcu i rodzinnej firmie. W czasie naszego poprzedniego spotkania we Frankfurcie o mao nie wydrapaa mi oczu. - Nie zajm panu a tyle czasu - rzekem oschle. - I dobrze pan wie, e nie przyszedem tu sprzta. - Naprawd?! - brwi antykwariusza podniosy si do gry w udawanym zdziwieniu. Zatem nie jestem w stanie zrozumie, co pana do mnie sprowadza. Spokojnie spojrzaem w niemal przezroczyste oczy handlarza antykami. Wiedziaem, e Erich Funke wykorzysta kad oznak saboci. Nalea on do najbardziej niebezpiecznych graczy w naszej brany. Ponad om, pi i ordynarny szanta przedkada podstp, pienidze i wykorzystywanie kruczkw prawnych. Podejrzewaem, e wanie te jego umiejtnoci spowodoway, e dotychczas nie postawiono mu zarzutu paserstwa skradzionych z Jagiellonki ksiek. Nie mogem wic po prostu wej i zarzuci mu kradziey Biblii Lutra, liczc, e zaskoczony, zaamie si i przyzna do wszystkiego. Pomijajc ju fakt, e niezbyt elegancko jest oskara kogokolwiek bez dowodw, Erich Funke nie nalea do ludzi, ktrzy daj si zastraszy. Zapewne nie tylko by mnie wymia, ale rwnie zagrozi procesem o zniesawienie, gdybym komukolwiek powiedzia o swoich podejrzeniach. Musiaem zadziaa w inny sposb. Umiechnem si do maski, ktra suya Funkemu za twarz. - Przyszedem prosi pana o pomoc - owiadczyem z umiechem. Kcik ust Niemca znw zadra. Tym razem odrobin duej ni za pierwszym razem. Jeden zero dla mnie - pomylaem. Zaczyna si denerwowa. - O jak pomoc panu chodzi? - zapyta w kocu Funke, przygldajc si swoim perfekcyjnie wypielgnowanym paznokciom. - Prowadz pewn spraw i potrzebuj konsultacji eksperta. - Prosz wyraa si janiej - w gosie Niemca po raz pierwszy zabrzmiaa twarda nuta. - Jak ju wspominaem, nie mam czasu na adne gierki... - w przezroczystych oczach,

ktrymi na mnie znw spojrza, pojawio si jednak zainteresowanie. - Nie poprosi mnie pan, ebym usiad? - zapytaem nonszalancko. - Prosz wic spocz - wskaza niecierpliwym gestem na wolne krzeso obok stolika. - I wyjani wreszcie swoje najcie. - Zanim powiem z czym przychodz, musz prosi pana o dyskrecj... - Oczywicie - szepn Funke, kiwajc energicznie gow. Wszystko szo zgodnie z planem. Pswka i aluzje zdoay wytrci Niemca z rwnowagi. Funke dopuci do tego, bym przej inicjatyw. Rozchylone lekko usta, ledwie dostrzegalna zmarszczka na czole i, przede wszystkim, oczy wiadczyy, e zainteresowanie przewayo nad ostronoci. Odczekaem jeszcze kilkanacie sekund, a potem zadaem cios: - Do Departamentu Ochrony Zabytkw, w ktrym pracuj - powiedziaem - dotara informacja, e z tutejszego Kocioa Pokoju skradziono bezcenny starodruk - w tym momencie Funke rzuci tskne spojrzenie w kierunku stojcej obok szklaneczki z zielonym pynem. Opar si jednak pokusie i sprbowa zatuszowa chwil saboci dononym chrzkniciem. Udaem, e nie zauwayem jego manewrw i mwiem dalej: - Po zbadaniu sprawy na miejscu doszedem do wniosku, e kradziey dokonano na zlecenie. Prawdopodobnie dojdzie lub ju doszo do prby przemytu ksiki na Zachd. Oczywicie spraw zajmuj si policja z Polski i Niemiec oraz Interpol, ale uznaem, e warto zapyta u rda... - Co pan sugeruje? - Funke, pochylony nieco do przodu, z plecami wygitymi w pak, patrzy na mnie podejrzliwe. - Chodzi mi o t spraw sprzed paru lat... - rzekem powoli. - Przedstawiem wwczas policji odpowiednie dokumenty - antykwariusz wyglda na zdezorientowanego. - Postpowanie dobitnie wykazao, e nie miaem nic wsplnego... - I dlatego wanie przychodz do pana - wyjaniem tonem, ktry mia wiadczy, e wreszcie dochodzimy do porozumienia. - Przychodz, bo jest pan poza wszelkim podejrzeniem. Funke nic nie odpowiedzia. Przyglda mi si uwanie zza przymruonych powiek przez dwie czy trzy minuty. Nieobecne spojrzenie jego przezroczystych oczu mwio, e dokadnie analizuje moje sowa. - Powiedzmy, e panu wierz... - powiedzia wreszcie. Kilka chwil pozwolio mu doj do siebie. Znw patrzy na mnie zawodowy karciarz, z ktrego miny nie mona byo dociec, czy ma w rku cztery asy, czy par dwjek. - Ciekawi mnie tylko jedna rzecz... W jaki sposb dowiedzia si pan, e jestem w widnicy?

- Och, to akurat bardzo proste - rzekem. - - Pomoga mi policja... Twarz Funkego pozostaa kamienna. Nie drgn nawet kcik ust. Specjalnie przerwaem na chwil, ale nie pado adne pytanie; mwiem wic dalej: - Kiedy zdecydowaem si ju poprosi pana o pomoc, pomylaem, e ze wzgldu na moj rol w tamtej sprawie sprzed lat, nie zechce pan ze mn wsppracowa... Poredniczy mia znajomy policjant, ale kiedy zadzwoni do paskiego biura, okazao si, e jest pan w widnicy. Uznaem to za znak, e nadszed czas, by zakopa topr wojenny... Znajomym policjantem by oczywicie komisarz Jachimowicz, ktry na moj prob zadzwoni do frankfurckiego biura Funke & Sohn i otrzyma tam informacj o miejscu pobytu dyrektora domu aukcyjnego. Uciekem si do tego fortelu, by antykwariusz nie domyli si, e na jego trop naprowadzia mnie ksiga pamitkowa z Kocioa Pokoju. Im mniej wiedzia, tym wiksze byy szanse, e mj plan si powiedzie. Funke chwyci szklank w wypielgnowane palce, chwil obraca j na stoliku w zamyleniu, a potem podnis swobodnie do ust i upi niewielki yk. Znw porusza si jak dandys - elegancko, jakby od niechcenia, jednak zawsze ze wiadomoci, e na niego patrz i podziwiaj. Wrcia mu pewno siebie. Twarz staa si na powrt nieprzeniknion mask. - Na czym konkretnie miaby polega moja pomoc? - zapyta. - Zaleaoby mi na tym, eby okreli pan, oczywicie czysto hipotetycznie, moliwe kanay przerzutowe ksiki. Gdyby mg pan poda... - ... nazwy antykwariatw i domw aukcyjnych, ktre mogyby si zgodzi na kupno ciepego towaru? - wtrci Funke chodnym gosem, ktry nie zdoa jednak pokry rozbawienia w oczach antykwariusza. - Mwic szczerze nie sdz, by ktry z powanych europejskich antykwariuszy kupowa kradzione ksiki z pen tego wiadomoci... Akurat! - achnem si w mylach. Wiesz rwnie dobrze jak ja, e czarny rynek kwitnie w najlepsze od Uralu po Atlantyk. aujesz tylko, e nie moesz w nim uczestniczy rwnie bezwstydnie, jak przed histori z kradzionymi ksikami z Jagiellonki. Oczywicie nie mogem powtrzy swoich myli na gos. Powiedziaem wic tylko z zatroskan min: - Moe chocia jaka drobna sugestia? Co do dyskrecji, to moe pan by pewien, e... - Jedyne co mog panom doradzi - uci moje zapewnienia Funke - to poszukiwanie Biblii Marcina Lutra we wszystkich miejscach, gdzie handluje si kradzionym towarem, a nie w szacownych instytucjach, takich jak mj dom aukcyjny, ktry kilka lat temu pad ofiar pomwie i insynuacji. Co do rzeczonych miejsc ewentualnych poszukiwa, moja pomoc jest zbdna. Jestem przekonany, e odpowiednie suby dysponuj list osb parajcych si tym

godnym pogardy procederem... Kto zapuka do drzwi i nie czekajc na odpowied nacisn klamk, a potem zobaczylimy z Funkem wyaniajc si na wysokoci mniej wicej dwch trzecich framugi gow jego crki, pomocnicy i spadkobierczyni - panny Hildy. Gniewne spojrzenie ciemnoniebieskich oczu wiadczyo, e zostaem rozpoznany, ale latorol rodu antykwariuszy nie zaszczycia mnie powitaniem i zwrcia si od razu do ojca: - Widz, e masz gocia, papa... Czekam na ciebie w holu. Wypowiedziawszy te sowa Hilda Funke zamkna drzwi. Przez kilka sekund sycha byo stukanie obcasw na korytarzu. - Mog jeszcze czym panu suy? - zapyta antykwariusz. - Bo jeli nie... Zerwaem si z krzesa z przepraszajc min: - Prosz mi wybaczy, e zajem panu tyle czasu... i dzikuj za yczliwo oraz pomoc - dodaem, po czym ucisnem podan mi przez antykwariusza rk. Do bya sucha i zimna. Mina Funkego mwia, e nie ma mi ju za ze najcia. - Ciesz si, e mogem pomc - rzek odprowadzajc mnie do drzwi. - Gdyby potrzebowa pan jeszcze porady w jakiej sprawie dotyczcej starych ksiek, prosz dzwoni na ten numer - ze srebrnego, paskiego etui wyj prywatn wizytwk wydrukowan na delikatnym kremowym papierze. Wziem kartonik i skinwszy gow, wyszedem na korytarz. W hotelowym holu natknem si na Hild Funke. Ukoniem si urodziwej Niemce, ale ona potraktowaa mnie jak powietrze i nie odpowiedziaa na pozdrowienie. Opuciem hotel i ruszyem w prawo ulic Kotlarsk by dotrze do parafii przez Rynek. U koca Kotlarskiej, w miejscu, gdzie niemal styka si ona z ulic ukow, sta czowiek ubrany we flanelow koszul i dinsy. Oparty plecami o cian kamienicy, z jedn nog zgit w kolanie i rwnie wspart na murze, czyta gazet. Gdy go mijaem, opuci lekko gazet i mrugn do mnie. Odpowiedziaem tym samym i uspokojony ruszyem w drog powrotn. Mczyzna z gazet by policjantem. Poniewa, podobnie jak komisarz Jachimowicz, nie wierz w cudowne zbiegi okolicznoci, gdy tylko okazao si, e Erich Funke jest w widnicy, zrozumiaem, e okoliczno ta musi mie zwizek z kradzie Biblii Marcina Lutra. Od razu te przedstawiem Jachimowiczowi swj plan. Poniewa nie dysponowalimy dowodami na potwierdzenie zwizku Funkego z kradzie, w gr wchodzia jedynie prba wywabienia wilka z lasu. Komisarz Jachimowicz chtnie zgodzi si, bym to ja wystpi w roli nagonki. Jego ludzie mieli by myliwymi

oczekujcymi na skraju kniei, by ustrzeli grubego zwierza, gdy ten tylko wychynie zza ciany drzew. Cel mojej wizyty u niemieckiego antykwariusza by niezwykle prosty: miaem przekaza mu w zawoalowanej formie wiadomo, e policja wie o jego obecnoci w widnicy. Liczylimy, e Funke popeni bd i sprbuje skontaktowa si z czowiekiem, ktremu, jak przypuszczalimy, zleci kradzie Biblii. Bliniaki pastora Blocha, Grzesiek i Dorota, bawiy si w pobliu bramy. Obok wejcia do kawiarni prowadzonej przez matk przykucn chopiec. Przyglda si z uwag mrwkom uwijajcym si w przerwach midzy brukowymi kostkami. Co chwila zblia do szpary midzy kostkami urwan z drzewa gazk ze wieym listkiem, czeka, a wejdzie na ni kilka mrwek i czym prdzej przenosi owady kilka metrw dalej. Siostra, rwnie uzbrojona w gazk, staa kilka metrw od miejsca zrzutu mrwczych desantw. Ledwie brat odchodzi po kolejnych pasaerw, pochylaa si ze swoj gazk nad brukiem i pozwalaa zabkanym mrwkom wdrapa si na drewienko, a potem, omijajc szerokim ukiem powracajcego ju z nowymi winiami brata, dochodzia do mrowiska obok wejcia do kawiarni i zbliajc gazk kilka centymetrw nad drog strcaa mrwki na powrt midzy szpary w bruku. Z pozoru mieszna i bezsensowna zabawa dobrze oddawaa charakter obojga rodzestwa. Kieroway nimi zawsze zupenie sprzeczne zamiary, ktre jednak uzupeniay si niczym ciemno i wiato, ogie i woda, dwik i cisza, tworzc cao. Podobna zasada uzupenienia rzdzia wypowiedziami bliniakw. Nie zdziwiem si wic, gdy, zauwa ywszy mnie, dzieci odezway si po kolei, kade przekazujc poow wiadomoci: - Spni si pan na obiad - owiadczya Dorota. - Ale mama zostawia dla pana porcj - zawtrowa jej Grzesiek. Wyrzekszy te sowa na powrt zajli si mrwkami, a ja ruszyem w stron plebanii. W kuchni czeka na mnie pan domu. Siedzia przy stole zajty domowymi rachunkami. Ujrzawszy mnie podnis si z umiechem i zaprosi do stou, a sam wycign z lodwki dwa opakowane w foli talerze, po czym jeden z nich, zawierajcy zup, umieci w mikrofalwce. Po kilku minutach zanurzyem yk w dymicej pomidorwce, a on zapyta ciekawie: - Udao si panu co odkry? Jedzc zup opowiedziaem mu o pogoni za Leskim, kwerendzie w bibliotece i wizycie u Funkego. Przez wikszo czasu pastor sucha w milczeniu, kiwajc gow. Gdy wspomniaem o Leskim przyzna, e faktycznie od kilku lat przychodzi do niego wci ten sam dziennikarz. Niestety duchowny nie pamita jego nazwiska.

- Mam dobr pami do faktw historycznych - tumaczy si - ale sprawy codzienne zazwyczaj wylatuj mi z gowy niemal natychmiast. Poszukam dzi wieczorem wizytwki, ktr podczas swej pierwszej wizyty u mnie zostawi ten dziennikarz. Jeli j znajd, podam panu jego personalia. Po kilku minutach skoczyem relacj. - No c, wyglda na to, e zdoby pan sporo nowych informacji - rzek duchowny ale mwic szczerze, nie znam si na detektywistycznym rzemiole i trudno mi ogarn te wszystkie fakty... - umiechn si przepraszajco, jakby jego niewiedza moga sprawi mi przykro. - Jeli nie sprawioby to kopotu, to czy mgby pan oceni, jakie s szanse, e uda si odzyska Bibli... - Trudno w tej chwili powiedzie... - przechyliem talerz i nabraem yk resztk zupy. - Cigle jeszcze nie wiemy na pewno, kto i w jakim celu ukrad starodruk. Biblia Marcina Lutra moe rwnie dobrze odnale si jutro, jak i za dziesi lat. Oczywicie dodaem szybko widzc przeraon min pastora - doo wszelkich stara, eby nastpio to jak najszybciej. Pastor myla chwil, zanim zauway, e mj talerz jest ju pusty. - Przepraszam! - prawie podskoczy na krzele i pochylajc si nad stoem, chwyci talerz. - Jest pan na pewno wci godny, a ja wypytuj, zamiast poda drugie danie! Po chwili rozkoszowaem si wspaniaymi gobkami z modej kapusty, a pastor milcza, rozmylajc, czemu towarzyszyo nerwowe szarpanie brody. Bojc si, e duchowny pozbawi si w bolesny sposb zarostu, rozpoczem niezobowizujc dyskusj, ktra co chwila jednak zbaczaa na temat kradziey. Moje zapewnienia, e przy odrobinie szczcia uda si zapa zodzieja, a Bibli odzyska, uspokoiy troch ksidza i kiedy usiedlimy przy szklanym stoliku w salonie, wydawa si przynajmniej troch bardziej rozluniony. Z piknej karafki rozla do niewielkich krysztaowych kieliszkw nieco winiowej nalewki, po czym wznis toast: - Za pomylne zakoczenie ledztwa! Upi niewielki yk napoju. Przez chwil delektowa si cik sodycz a potem odstawi prawie peny kieliszek i zrobi tak min, jakby o czym zapomnia. W milczeniu podnis si z fotela i podszed do komdki. Wrci z podun kopert, ktr wrczy mi z tajemniczym umiechem. Zachcany jego gestami otworzyem niezaklejon kopert. W rodku byo zaproszenie na koncert ozdobione rycin, przedstawiajc Koci Pokoju. Zauwayem te sowa: Bach, i Kronos Quartet.

- Wspaniay zesp! - rzekem z zachwytem, ju cieszc si na niezwyky koncert zespou zoonego z dwch skrzypkw, altowiolisty i wiolonczelisty znanych na caym wiecie ze swych wietnych wykona tak jazzu, jak i klasyki. Pastor by wyranie zadowolony z mego entuzjazmu. - To taka rozgrzewka przed naszym Festiwalem Bachowskim w lipcu i Wratislavia Cantans po wakacjach. Kronos Quartet bdzie gra na tym ostatnim, ale pos tanowili przyjecha na lsk ju teraz, by podczas urlopu nasikn tutejsz atmosfer i zapozna si ze lsk tradycj muzyczn. A ta jest bogata. Wemy na przykad Christopha Weckera, ktry zosta organist i kantorem w naszym Kociele Pokoju 31 grudnia 1729 roku. Prosz sobie wyobrazi, e by uczniem samego wielkiego Jana Sebastiana Bacha! - pastor odzyska ju dawny wigor. Jak zawsze, gdy opowiada o dziejach oddanego mu pod opiek kocioa, byszczay mu oczy. - Co do samego koncertu - mwi dalej z zapaem - to ju zasuga mojej nieocenionej maonki. Zdoaa dotrze do impresaria Kronos Quartet i namwia zesp na krtki recital. Biletw oczywicie ju nie ma. widnica nie jest zbyt duym miastem, ale melomanw u nas nie brakuje... - Bardzo si ciesz - rzekem wkadajc zaproszenie do koperty, a kopert do kieszeni. - I bd na pewno. - Tylko prosz si nie spni, koncert razem z bisami bdzie trwa najwyej trzy kwadranse... Jeszcze raz zapewniem pastora, e na pewno si nie spni, potem dopilimy nalewk, gawdzc o muzyce. Okazao si, e pastor, podobnie jak ja, jest zagorzaym fanem Boba Dylana. Kupi sobie nawet koszulk podczas ostatniego koncertu artysty w Polsce, ale ze wzgldu na sw funkcj rzadko mg j nosi. Potem wrcilimy do swych zaj. Duchowny pochyli si znowu nad rachunkami, ja za wrciem do biblioteki, by dokoczy kwerend. Nie mogem spa. Chd majowej nocy wpada przez okno i przyjemnie odwiea wypenione kurzem powietrze w pokoju, ale mzg cigle jeszcze pracowa bez wytchnienia wedug dziennego rytmu, nie mogc dostosowa si do odpoczywajcego od kilkunastu minut ciaa. Za kadym razem, gdy przymykaem powieki, przed oczami przesuwa mi si, niczym w czytniku mikrofilmw, nieskoczony strumie stron zadrukowanych zdjciami i artykuami.

Popoudniowa kwerenda w bibliotece nie przyniosa rezultatu. Przejrzaem gazety z piciu lat wstecz, a do momentu, gdy w podpisach pod tekstami i zdjciami przesta pojawia si pseudonim Leski, ale nie zdoaem odkry prawdziwego nazwiska jego posiadacza. Sprawa Funkego rwnie utkna w martwym punkcie. Wieczorem zadzwoni do mnie komisarz Jachimowicz i poinformowa, e antykwariusz po obiedzie wrci do hotelu i nie wychodzi ju stamtd. Oczywicie obserwacja trwaa nadal. Zapaliem lamp na nocnym stoliku i w jej wietle jeszcze raz obejrzaem zaproszenie na koncert Kronos Quartet. Recital mia si odby za cztery dni, w poniedziaek, o siedemnastej. Byem pewien, e fenomenalna gra mistrzw smyczka i barokowe wntrze stworz mieszank wybuchow. Podzielaem nadzieje pastora, e do tego czasu zdoam poradzi sobie z zagadk. O wiele przyjemniej byoby sucha muzyki z woln od zmartwie gow. Zdawaem sobie jednak spraw, e bd musia od rana ostro wzi si do wizania na nowo wtych nitek tropw. Chyba, e nastpi jaki cudowny przeom - pomylaem, gaszc lampk i przewracajc si na bok. Nie spodziewaem si nawet, jak prorocza bya to myl. Przyszo ich szecioro. Mieli po szesnacie lat. Czterech chopcw i dwie dziewczyny. Przyprowadzeni na plebani przez starego Sieraka i niemal si wrzuceni przez niego do gabinetu proboszcza, ustawili si teraz w rzdzie, ktrego ramiona kieroway si do tyu i patrzyli na nas miao, ale z yczliwoci. Najwyszy z nich, stojcy porodku dugowosy szatyn w spodenkach z dinsu, trampkach oraz koszulce ze zdjciem wytatuowanej twarzy brazylijskiego Indianina i napisem Sepultura, trzyma w doni ubocon zielon reklamwk. Napita od ciaru folia opinaa w dolnej czci torby ksztat przypominajcy spor skrzynk. Po prawej stronie mionika ostrej muzyki sta prawie rwny mu wzrostem brunet o bladej twarzy i wesoych oczach, ubrany w bia koszulk, buty do koszykwki i spodenki za kolano. Czarne, lnice wosy zaczesa do tyu. Jego ssiadem by dobrze zbudowany, niemiay chopak z kciukiem w kieszeni dinsw, z gow lekko przechylon na bok, z dwudniowym zarostem na niadej twarzy i kruczoczarnymi, krtkimi wosami. Lewe skrzydo Potnej Gromadki, jak ich od razu nazwaem w mylach, stanowiy trzy osoby. Dwie, duo nisze od chopcw, dziewczta i chopak, ktrego koledzy

przewyszali przynajmniej o p gowy. Pierwsza z dziewczt miaa krcone wosy zwizane w koski ogon, nosia lune spodnie dzwony i hipisowsk koszul w kwiaty; twarz zdradzaa skonno do marze i przyjazne nastawienie do wiata. Druga z dziewczyn miaa na sobie dinsy i sportow bluz z kapturem. Obcite na pazia wosy okalay twarz koloru kremowego marmuru, w ktrej wieciy ciemne oczy, patrzce z nad wiek rozwinitym skupieniem i rozsdkiem. Midzy dziewcztami sta chopak w czarnych pciennych spodenkach, szarej koszulce i czarnych trampkach. Pod koszulk zaznacza si ju delikatny brzuszek - rzecz niestety coraz czciej spotykana nawet u nastolatkw. Na pierwszy rzut oka twarz chopaka nie wyrniaa si niczym szczeglnym. Ot, przecitny nastolatek: odpowiedni do wieku puszek ponad grn warg i gadkie policzki, naiwny wyraz oczu za szkami okularw, dwa czy trzy trdzikowe pryszcze. Jednak gdy poobserwowao si go przez chwil, mona byo zauway, e chopakowi zdarza si spojrze w gr albo przez chwil patrze w przestrze nieobecnym, zamylonym wzrokiem. - Witam pastwa - rzek pastor z umiechem, wstajc i podajc kademu z modych ludzi rk. - Czym mog suy? - No wic - chopak w koszulce Sepultury zrobi krok do przodu. - Jestemy wszyscy z tego liceum naprzeciw Kocioa Pokoju, chodzimy do drugiej klasy - wskaza na swych towarzyszy uroczystym gestem, ktry mia w sobie co z szerokoci szlacheckiego powitania. - Nie mamy teraz lekcji, bo s matury i gralimy w pik na boisku za szko. Vincent, to znaczy Jurek - pokaza na chopaka z wosami zaczesanymi do tyu - kopn pik w krzaki, a urek, to znaczy Andrzej - tym razem chodzio o stojcego po prawej stronie marzyciela - po ni poszed i nas zawoa. W krzakach leaa ta reklamwka - podnis do gry zielon torb. - Interesuj si troch histori, a urek ksikami, wic... dziewczyna obcita na pazia spojrzaa na dugowosego ostro; zauway to i szybko doda: Zreszt wszyscy bylimy na wycieczce w kociele, wic jak to zobaczylimy, to pomylelimy, e oddamy ksidzu... - zakoczy i wycign w stron pastora zielon reklamwk. Proboszcz wzi od niego torb i pooy j na biurku. Zgromadzeni w gabinecie utworzyli kko wok mebla. Zapada taka cisza, e sycha byo szelest rozchylanej folii. - Sodki Jezu! - wyrwao si duchownemu, gdy zobaczy, co jest w reklamwce. Dziwny by to okrzyk. Mieszaa si w nim rado z przeraeniem. Trudno jednak byo nie przyzna pastorowi prawa do sprzecznych emocji.

Biblia Marcina Lutra, ona to bowiem spoczywaa w zaboconej, zielonej reklamwce, wrcia co prawda do Kocioa Pokoju, ale jaki barbarzyca zdar z niej w bestialski sposb oryginaln skrzan okadk.

ROZDZIA PITY PODEJRZANA KRADZIE TAJEMNICA OKADKI PODPIS WACICIELA JEDEN Z TRZECH, CZYLI SOWO O LSKICH MISTYKACH ZAPOMNIANY BRAT DWIE ARIADNY PAMITNIK Z KOLEKTY SKANDAL NA POSIEDZENIU RADY PARAFIALNEJ ZAGINIONE ARCHIWUM CO TU ROBI RUDOBRODY? GAZ DO DECHY
- Niech ksidz nie dotyka! - krzyknem, widzc, e pastor chce wycign ksik z reklamwki. - Tam mog by odciski palcw. Duchowny zmiesza si, chwil myla, a potem wybieg z gabinetu bez sowa. Zostaem sam na sam z Potn Gromadk. - Czy nie widzielicie kogo krccego si przy tych krzakach? - zapytaem. - Pan jest z policji? - odpalia rezolutnie dziewczyna obcita na pazia, mruc jednoczenie oczy. - Nie - odrzekem z umiechem krcc gow - ale moecie mi zaufa. Nazywam si Pawe Daniec i jestem pracownikiem Departamentu Ochrony Zabytkw Ministerstwa Kultury i Sztuki... Tropienie zodziei sztuki to mj zawd. Jeli chcecie, poka legitymacj signem do kieszeni marynarki. - Nie trzeba - dziewczyna machna rk. - Teraz wypada chyba, ebymy si te przedstawili... - umiechna si, chcc najwyraniej wynagrodzi mi w ten sposb okazan wczeniej podejrzliwo. Dowiedziaem si wic, e niezwykle wysoki chopak w koszulce Antahemy nazywany by przez swych kolegw Dugim, e przezwisko marzyciela urka pochodzio od jego przekornie zinterpretowanego nazwiska, ktre brzmiao Barszcz, e dziewczyna obcita na pazia, Beata Borkowska, zyskaa pseudonim BeBe od swych inicjaw i z powodu saboci do herbatnikw. Junior, niady chopak z mocnym zarostem, mia brata w maturalnej klasie tego samego liceum, fryzura Vincenta skojarzya si jego kolegom z uczesaniem, jakie mia na gowie bohater o tym samym imieniu grany przez Johna Travolt w Pulp Fiction, a Pera, dziewczyna z burz krconych wosw, zawdziczaa przezwisko uwielbieniu dla Janis Joplin, ktra nosia taki pseudonim. Zanim wrci pastor, zdyem im jeszcze opowiedzie o tym, jak doszo do kradziey

ksiki, ktr znaleli dzi w krzakach obok boiska. Potem do gabinetu wkroczy duchowny, niosc w rku kilka par gumowych rkawiczek. Zaoyem rkawiczki i przystpiem do ogldzin Biblii Lutra. Potraktowano j bez litoci. Pierwsza strona nosia lady nerwowych i nieudolnych ci ostrego noa. W kilku miejscach grzbietu byo wida gbokie bruzdy rozorane przez niecierpliw kling, niektre z nici utrzymujcych blok ksigi w caoci strzpiy si. W dolnej czci grzbietu pozostaa resztka skrzanej okadki: pocita jakby w napadzie szau, porozrywana, ledwie trzymajca si bloku. Na szczcie rodek ksigi, poza pierwsz stron, nie dozna zbytniego uszczerbku. - Dziwna ta kradzie... - odezwaa si w zamyleniu Pera, podobnie jak reszta jej kolegw ciekawie przygldajca si moim dziaaniom. - Po co kto zabiera zniszczon okadk, za ktr nie dostanie zamanego grosza, a podrzuca wart majtek Bibli? Miaa racj. Zodziej zachowa si bez sensu, chyba e... Przez dwadziecia minut kartkowaem ksig, ale karty byy czyste. Ani na marginesach, ani midzy wierszami nie byo ani jednej notatki. Nie wycito te ani nie wyrwano adnej kartki. - Nie pamita ksidz, czy na okadce byy jakie ryciny, moe zapiski? - zapytaem nerwowo pastora. Ksidz pogadzi si po brodzie w zamyleniu. - By chyba jaki napis na wyklejce, zdaje si czyje nazwisko... Ale nie pamitam dokadnie. Wie pan jak to jest. Patrzy czowiek na co wiele razy, niby zna to na pami, ale kiedy ka mu opisa szczegy... - Wiem, co tam byo napisane - odezwa si za moimi plecami niski gos, powoli i starannie wypowiadajc kade sowo. To by Junior. - Mwi powoli, poniewa tak zaleci mi logopeda - cign gosem troch nienaturalnym, jakby sennym, poruszajc przy tym nieznacznie palcami prawej doni, opartej na udzie; wygldao to jakby delikatnie naciska niewidzialne przyciski. - Wiem, co tam byo napisane, bo mam fotograficzn pami. Widziaem t ksig podczas wycieczki do Kocioa Pokoju... Moe to si panu nie przyda - Junior z ewidentn przyjemnoci wykorzystywa nieoczekiwan dramaturgi, ktr wprowadzia do caej sytuacji jego wolna mowa - ale pamitam, e na wewntrznej stronie okadki byo napisane: D. Czepko. Poza tym na okadce nie byo niczego. - Zaraz, zaraz... Czepko? - mylaem na gos, marszczc czoo. - Syszaem ju przecie dzisiaj to nazwisko! - To ja o nim wspominaem - rzek pastor. - Christian Czepko by jednym z dwch

naszych parafian, ktrzy w roku 1654 wyruszyli w podr, by zebra fundusze na budow Kocioa Pokoju. - Czy jeste pewien - zwrciem si do Juniora - e na Biblii by napis D. Czepko, a nie C. Czepko? niady chopak spojrza na mnie jakbym wanie poda w wtpliwo to, e Ziemia krci si wok Soca i powiedzia: - Na sto procent. Moja pami nigdy mnie nie zawioda... - A wic moe chodzi o kogo z rodziny. Moe jaki krewny tego Christiana nosi imi, ktre zaczyna si na D. Pastor bezradnie rozoy rce: - Niestety, nie mog panu w niczym wicej pomc. Tak jak wczeniej mwiem, informacje o Christianie, ktre przekazaa nam historia, s nader skpe... Kto chrzkn. - Nie chciabym zakca paskiego toku rozumowania - powiedzia urek, bo to on si odezwa wysokim, nieco nerwowym tenorem. - Ale zdaje mi si, e syszaem przynajmniej o jednej osobie, ktra pasuje do podpisu na Biblii Lutra. - Kto to taki? - zapytaem podekscytowany. - Daniel Czepko von Reigersfeld, lski poeta barokowy. - Czy mia co wsplnego ze widnic z Christianem, z Kocioem Pokoju? wyrzucaem z siebie pytania z prdkoci karabinu maszynowego. Chopak cofn si o krok. - Nie wiem - rzek niepewnie, a potem doda, rwnie niepewnie si umiechajc: - Ale mog zaprowadzi pana do kogo, kto z przyjemnoci wysucha tych wszystkich pyta... - Daniel Czepko... - wysoka, szczupa polonistka, Grayna Salomonowicz, mwia agodnym mezzosopranem. Lekko ciszony, nieco przybrudzony gos wiadczy o tym, e jest on od lat jej gwnym narzdziem pracy. - Cigle nie potrafi zrozumie, dlaczego widnica zapomniaa o swoim najwikszym poecie. To tak jakby Czarnolas wyrzek si Kochanowskiego, Stratford Szekspira albo Wilno Mickiewicza... Miaa na to na pewno wpyw trudna sytuacja historyczna - zastanawiaa si na gos polonistka: - Czepko by w kocu Niemcem. Ale i to waciwie nie jest usprawiedliwienie... Przecie we Wrocawiu postawiono niedawno pomnik innemu barokowemu mistrzowi niemieckiej poezji, Anioowi lzakowi... - profesor Salomonowicz bya na najlepszej drodze by, jak to si czsto zdarzao panu Tomaszowi, rozpocz wygaszanie rozbudowanego wykadu. Na szczcie, inaczej ni mj szef, zorientowaa si, dokd prowadzi j retoryczna biego i zatrzymaa si: - Chyba

troch si zapdziam... - rzeka z przepraszajcym umiechem. - Miaam panu opowiedzie o zwizkach Czepki ze widnic i Kocioem Pokoju, a nie snu oglne uwagi o ciekach historycznej pamici. Wrmy zatem do tematu. Niestety, ju na samym pocztku mu simy znw zboczy nieco z prostego kursu i umieci Daniela Czepk w szerszym kontekcie... Usadowiem si wygodnie, o ile to w ogle moliwe, na twardym uczniowskim krzele, gotowy na dusz opowie. - Sysza pan zapewne o mistykach lskich? - zaskoczya mnie pytaniem Grayna Salomonowicz. - Oczywicie - rzekem natychmiast, pwiadomie przybierajc ton ucznia wyrwanego do odpowiedzi. - Czytaem kiedy o Jakubie Boehme, no i oczywicie syszaem o Aniele lzaku... - Daniel Czepko jest rodkowym ogniwem tego wspaniaego acucha, ktrego ogniwem pierwszym i chyba najbardziej znaczcym by urodzony w 1575 Jakub Boehme. Z zawodu szewc, w roku 1600 dozna mistycznej wizji. Przez nastpne wier wieku rozwija swoj filozofi, w ktrej przewijaj si inspiracje tak od siebie oddalone jak reformacyjne chrzecijastwo, kabaa, astrologia czy alchemia. Przez wielu uznawany za pierwszego filozofa piszcego po niemiecku jest autorem kilkunastu ksiek, z ktrych najbardziej znana to Aurora, czyli Jutrzenka o poranku, opisujca jego pierwsze wizje. Doceniony ju za ycia przez spore grono wiernych wielbicieli, cierpia przez wiele lat przeladowania od swego lokalnego luteraskiego proboszcza, ktry, zreszt nie bez racji, uznawa doktryn fanatycznego szewca za herezj i w 1613 roku, gdy pewien arystokrata wydrukowa i zacz rozpowszechnia Auror, zmusi Boehmego, groc banicj ze Zgorzelca, do zaprzestania pisania. Filozof milcza pi lat. Potem wrci do pracy, ale kolejne ksiki i pisma kryy ju tylko w odrcznych odpisach. Przejciowe trudnoci nie zaszkodziy jednak jego sawie. Przechowane przez wielbicieli z rnych krajw pisma szybko wydano drukiem i rozpocz si ich tryumfalny pochd przez zachodni kultur. O znaczeniu dziea zgorzeleckiego szewca niech zawiadcz nazwiska ludzi, ktrzy przez wieki wyraali podziw dla jego pracy i czerpali z niej inspiracje. Byli wrd nich myliciele, naukowcy i artyci tej miary co Izaak Newton, Gottfried Wilhelm Leibnitz, Emmanuel Swedenborg, Novalis, William Blake, Adam Mickiewicz, Seren Kierkegaard, Georg Wilhelm Hegel, Artur Schopenhauer, Gerhart Hauptmann, Mikoaj Bierdajew czy Carl Gustav Jung.

Ogniwo trzecie mistycznego acucha to Anio lzak, Angelus Silesius, lub jak chc dokumenty, Johannes Scheffler, syn polskiego szlachcica wyznania luteraskiego. Urodzi si w roku 1624, ktry by rwnie rokiem mierci Jakuba Boehmego. Odebra gruntowne wyksztacenie medyczne i filozoficzne w Strasburgu, Lejdzie i Padwie zakoczone 9 lipca 1648 roku, czyli tego samego dnia, gdy podpisano pokj westfalski. Podczas studiw w Lejdzie po raz pierwszy zetkn si z niezwykle popularnymi w Holandii pismami fanatycznego szewca. Wkrtce, bo ju okoo roku 1649, znalaz odpowiednich partnerw do rozmw na temat spucizny autora Aurory. Zosta wwczas lekarzem nadwornym ksicia Nimroda z Olenicy, gdzie zaprzyjani si z mistycznym poet, bibliofilem i wydawc Boehmego Abrahamem von Franckenbergiem oraz, za jego porednictwem, z czterdziestoczteroletnim Danielem Czepko. W takiej atmosferze dojrzewa wielki talent poetycki Schefflera, ktry w cigu niecaej dekady zaowocuje pierwszymi tomami Cherubinowego wdrowca, zbioru epigramatw, w ktrych pojawiaj si takie na przykad mogce niepokoi ortodoksyjnych teologw stwierdzenia: Jeeli Bg nad Boga mnie nie zechce dwign, Przymusz Go do tego m mioci rycho. Na dworze ksicia Nimroda literatem by tylko w chwilach wolnych od lekarskich obowizkw. Myla jednak i pisa na tyle niezalenie, e podobnie jak Boehme znalaz adwersarza, ktry co prawda nie zakaza mu tworzenia, ale wymusi na ksiciu olenickim zakaz druku zbiorku religijnych przemyle Johannesa. Po czterech latach na dworze ksicia, w rok po mierci przyjaciela, Abrahama von Franckenberga, Johannes Scheffler wrci do rodzinnego Wrocawia i zmieni konfesj z luteraskiej na katolick przy okazji przyjmujc imi, pod ktrym pozna go cay wiat. Zosta Angelusem. Wczy si w nurt kontrreformacji i to tak dalece, e dziaa na rzecz rekatolizacji lska. W roku 1661 przyj wiecenia kapaskie. Poezja jego jednak daleka bya od ortodoksji. Cherubinowy wdrowiec otrzyma co prawda kocielne imprimatur, ale autor musia w przedmowie wyjania zgodnie z duchem ortodoksyjnej teologii swe niezbyt ortodoksyjne myli w rodzaju tych, ktre przytoczyam przed chwil. Angelus Silesius zmar w roku 1677, ale jego poezja przetrwaa. Na polski tumaczy go chociaby wspomniany ju przy okazji Boehemego Mickiewicz. Twrczoci Anioa lzaka inspirowa si Rilke. Przepraszam za ten moe nieco byt dugi wstp - Grayna Salomonowicz umiechna

si, zmieniajc pozycj na niewygodnym krzele - i ju przechodz do Daniela Czepki. Jak pan widzi, by on niejako cznikiem midzy dokonaniami Boehmego i Angelusa Silesiusa. Jego zbir mistycznych epigramatw Sexcenta Monodisticha sta si inspiracj do napisania Cherubinowego wdrowca. Nie znaczy to wcale, e zasuguje Czepko tylko na rol przypisu do biografii swego wielkiego przyjaciela i poetyckiego spadkobiercy. Urodzi si w roku 1605 jako syn luteraskiego duchownego, ktry rok pniej zosta pastorem w widnicy. - Ojciec Czepki by pastorem w widnicy? - zapytaem czujc, e oto natrafiem na jaki wany trop. - Moe wie pani, jak si nazywa? - Nie jestem pewna, ale chyba tak samo jak syn, czyli Daniel... Moe wic Biblia Lutra naleaa do niego? - pomylaem. - Szybko jednak, bo ju jako siedemnastolatek, Daniel junior opuci widnic, by studiowa medycyn i prawo. Wrci po trzech latach, gdy jego ojciec ju nie y, ale brak staego zajcia zmusi go wkrtce do licznych podry, ktre trway sze lat. Zjawi si w rodzinnym miecie w roku 1635, dobrze ju obeznany z mistyk Boehemego, z ktr zetkn si w czasie pobytu u gocinnej rodziny von Czigana w Dobrosawicach. Dwa lata pniej oeni si i osiedli na stae w widnicy. Ciekawe s losy politycznego zaangaowania Czepki. By, jak to wykazay cae dzieje jego ycia, wiernym luteraninem, ale losy swej publicznej kariery zwiza z katolickimi Habsburgami. Po zajciu widnicy przez Szwedw w roku 1642, uznany zosta za sympatyka domu Habsburgw, pod koniec ycia by nawet radc cesarskim w Oawie. Przypuszczam, e Danielem Czepko nie kierowa prosty koniunkturalizm, chocia w roku 1656 rd Czepkw odzyska utracone dawniej szlachectwo i do rodowego nazwiska dodano czon von Reigersfeld. By raczej Czepko kim w rodzaju naszych pozytywistw. Nie mogc liczy na szybk zmian sytuacji luteran na lsku, stara si dziaa w ramach systemu. Wiadomym jest na przykad, e dobrze przysuy si idei budowy Kocioa Pokoju i by jednym architektw zgody cesarskiej na wykonanie zapisw traktatu westfalskiego dotyczcych budowy protestanckich wity. Daniel zmar w roku 1660, zatruwszy si gazem w kopalni w Zotym Stoku. Czepko von Reigersfeld pozostawi po sobie bogaty dorobek poetycki, na ktry oprcz wspomnianych ju epigramatw skada si midzy innymi wielki poemat Coridon und Phyllis, w ktrym pojawia si, zrodzona zapewne pod wpywem okruciestw wojny trzydziestoletniej, wizja wiata, w ktrym panuje pokj, oparty na wybaczeniu i wolnoci sumienia... - Grayna Salomonowicz zamilka. Opowie bya skoczona.

- Czy Daniel Czepko mia brata? - zapytaem po chwili. - Tak - odpowiedziaa, a ja poczuem mrowienie w krzyu, ktre zawsze znaczyo, e zbliam si do jakiego wanego tropu. - Niestety, wiem o nim niewiele. Waciwie tylko tyle, e w latach pidziesitych XVII wieku prowadzi zbirk na rzecz budowy Kocioa Pokoju. - Wie pani, jak mia na imi? - wyrwaem si nie mogc ju znie napicia. Polonistka kiwna gow a ja nadstawiem ciekawie uszu. - Brat Daniela Czepko von Reigersfeld - powiedziaa nauczycielka - by od niego modszy i nazywa si Christian. Przez ca drog do Wrocawia rozmylaem intensywnie. W stolicy Dolnego lska miaem nadziej znale dokumenty dotyczce obu braci Czepkw. Jak zapewnia mnie Grayna Salomonowicz, miejscem, od ktrego powinienem rozpocz poszukiwania, by Oddzia Rkopisw Biblioteki Uniwersyteckiej. Niemal pusta szosa, krajobraz rozwietlony socem, z nieodczn grujc nad rwnin l, rzekie powietrze. Silnik wehikuu pracujcy rwno i cicho, chodny zefirek opywajcy samochd po obu stronach, cichy szmer radia. Czy mona byo sobie wyobrazi lepsze warunki do podsumowania dotychczasowego ledztwa? Odkrycie zmasakrowanej Biblii Lutra wywrcio ledztwo do gry nogami. Byem niemal pewien, e Erich Funke nie byby zdolny do podobnego czynu. Zdarzao mu si owszem nagina, a nawet ama prawo, by zdoby podane ksiki, ale by jednoczenie typem fanatycznego bibliofila, ktry kad ksik, a starodruk w szczeglnoci, traktuje z pietyzmem. Podobnych mu ludzi poznaem w czasie lat spdzonych w ministerstwie i wiedziaem, e woleliby sami skoczy w ogie, ni rzuci w pomienie choby jedn zadrukowan kartk. Byli zazwyczaj mistrzami introligatorskimi. Papier, klej i n nie miay dla nich tajemnic i jeli musieli ich uy, by naprawi rozsypujc si ze staroci opraw albo ukry pochodzenie skradzionej ksiki robili swoje ze znawstwem i bez szkody dla ksiki. Gdybycie kiedy mieli do oprawienia jak star Bibli, zbiorek rycin albo atlas, znajdcie antykwariusza handlujcego starodrukami i zapacie, ile zada. Moecie by pewni - nikt nie zrobi tego lepiej. Dlatego wanie nie wierzyem, e Bibli Marcina Lutra doprowadzi do opakanego stanu Erich Funke i powiedziaem o tym komisarzowi Jachimowiczowi, gdy ten przyby na plebani. Komisarz spojrza na ksik, westchn i powiedzia w zamyleniu: - Zobaczymy, panie Pawle... Zawsze wol, eby dowd obejrzeli technicy, zanim

zaczn wysuwa jakie wnioski. Na tym rozmowa si skoczya. Jachimowicz odjecha do komendy, a ja, prowadzony przez Potn Gromadk ruszyem do budynku liceum, by porozmawia z Grayn Salomonowicz. Opowie polonistki tylko utwierdzia mnie w przekonaniu, e myl, ktra przysza mi do gowy dziki bystremu spostrzeeniu Pery, jest suszna. Sowa dziewczyny koatay mi po gowie od chwili, gdy skoczylimy wstpne ogldziny ksigi: Dziwna ta kradzie... powiedziaa wtedy Pera. - Po co kto zabiera zniszczon okadk za ktr nie dostanie zamanego grosza, a podrzuca wart majtek Bibli? Odpowied na tak postawione pytanie moga by tylko jedna: celem kradziey nie bya ch odsprzedania starodruku. Co wicej, zodziej nie chcia wcale ukra Biblii, zaleao mu tylko na okadce. Nie mogem tylko zrozumie, dlaczego nie oskalpowa ksiki od razu w wityni. Moe powodem byo nage pojawienie si wikarego... Do czego zodziejowi potrzebna bya okadka? - zadaem sobie od razu nastpne pytanie. I znw odpowied nasuwaa si sama: chcia co ukry. Pastor, gdy zapytaem go o moliwo schowania czego wewntrz okadki, stwierdzi, e to niemoliwe, bo zarwno przednia, jak i tylna cz skrzanej okadki nosia gbokie lady po ostrych ciciach, uczynionych wedug legendy mieczem katolickiego fanatyka. Pastor przyglda si czasami owym ciciom i dziki temu mg stwierdzi, e kolejne warstwy okadki spojono mocno klejem i nawet jeli wewntrz znajdowaa si jaka kartka, to nie daoby si jej wydoby bez zniszczenia tekstu. W okadce nie byo take adnych zgrubie ani wybrzusze, ktre mogyby wiadczy, e w rodku ukryto jaki paski przedmiot. Fenomenalnej pamici Juniora zawdziczaem z kolei wiadomo, e na okadce bya tylko jedna informacja, podpis D. Czepko. Wiedzc to wszystko, nietrudno byo wycign wniosek, e wanie istnienie tego, z pozoru niewiele znaczcego, napisu, chcia za wszelk cen ukry zodziej. Jak tajemnic musiaa skrywa historia rodziny Czepkw, skoro zodziej zada sobie tyle trudu, by nawet jej cie nie zdoa przenikn przez zason wiekw? Byem ju we Wrocawiu. Zaparkowaem wehiku w poudniowym kracu Nowego Targu, przeciem plac i ruszyem dalej ulic Piaskow. Dotarem do mostu Piaskowego, mijajc po lewej stronie poklasztorny gmach wrocawskiej polonistyki, a po prawej neogotyck z zewntrz i

modernistyczn w rodku Hal Targow. Po mocie, z ktrego rozciga si widok na kolebk miasta, Ostrw Tumski z wyniosymi wieami katedry, ktrych spiczaste hemy pokryte zielon patyn przywodz na myl inkwizytorskie kaptury, poszedem do budynku barokowego klasztoru, gdzie sw siedzib ma Oddzia Rkopisw. Ponad czworobocznym budynkiem gruje zbudowany z czerwonej cegy gotycki koci Najwitszej Marii Panny na Piasku. Idealne miejsce na odkrywanie historycznych tajemnic - pomylaem patrzc na dostojne mury, na strzeliste okna kocioa i cit czworoboczn wie ponad czerwonym dachem po lewej stronie. Zrobiem kilka krokw i wszedem do biblioteki. Czytelnia Zbiorw Specjalnych, dokd skierowano mnie z recepcji, usyszawszy, e chc przejrze kilka rkopisw, mieci si w obszernej sali, ktrej ukowate sklepienie zdradza, e niegdy mieszkali tu bracia augustianie. - Zapewne potrzebne to panu na wczoraj? - zapyta postawny bibliotekarz wzdychajc cicho i wznoszc nieznacznie ku grze oczy, gdy okazaem mu subow legitymacj i wyjaniem, czego szukam. - Chtnie sam przeszukam katalogi - umiechnem si przepraszajco. - Prosz tylko wskaza mi drog. Bibliotekarz zrobi tak min, jakbym wanie powiedzia mu prosto w twarz, e jest leniem. - To nie takie proste - stwierdzi. - Rkopisy pochodz z rnych zbiorw. Niektre byy tu ju przed drug wojn wiatow, inne trafiy do nas po zajciu rozmaitych bibliotek na Ziemiach Odzyskanych. W sumie katalogw jest kilka, kadego uywa si troch inaczej, a najwikszy, tzw. katalog Goebera, w ktrym przed wojn zinwentaryzowano zbir manuskryptw biblioteki uniwersyteckiej, nie ma indeksu. - Uff! - otwarem szeroko oczy. - Uywanie tych wszystkich katalogw musi przypomina szukanie igy w stogu siana. - Gorzej - moja reakcja spowodowaa, e bibliotekarz spojrza na mnie z sympati. To jak chodzenie po labiryncie bez wiecy. Ale ma pan szczcie wiksze od Tezeusza, bo wrd pracownikw naszej biblioteki znajdzie pan niejedn, ale dwie Ariadny! Ariadny okazay si by dwoma urodziwymi bibliotekarkami. Ich dopasowane dinsy i lniane koszule sympatycznie kontrastoway z wystrojem niewielkiej mnisiej celi. Jedynym rekwizytem, dziki ktremu mona si byo zorientowa, e mamy wiek XXI, byy dwa otwarte laptopy, ktrych ekrany ledwie wystaway ponad stosy ksiek i teczek zgromadzonych na potnym biurku oraz solidnych dbowych regaach. Gdy

weszlimy do ich gabinetu, kobiety rozmawiay, popijajc kaw z porcelanowych filianek. - O nie, moja droga - powiedziaa wysoka brunetka, podnoszc w gr wskazujcy palec. - Pani Dalloway powiedziaa, e sama kupi kwiaty to najlepsze pierwsze zdanie w historii literatury... i nie ma szansy przebi go adne rozwleke monstrum o gupim, pulchnym i statecznym panu Mulliganie... - Przyznasz jednak, e moment, w ktrym Dedalus... - jej rozmwczyni, nieco nisza i tsza rudowosa trzydziestolatka urwaa w p zdania. Zauwaya nas. - Cze Marcin! zwrcia si wesoo do barczystego bibliotekarza. - Wyjanij mi prosz, czemu tak si skradasz... Chcesz, ebymy dostay zawau? - I tak nie przyjm ci na nasze miejsce - - zawtrowaa jej brunetka. Mruc oczy, powiedziaa: - eby pracowa w tym pokoju, trzeba by wysokiej klasy specjalist... Marcin nie wydawa si by ani troch obraony docinkami kobiet, robionymi zreszt tonem przyjacielskiego pogodnego artu. - Mam dla was nowego Tezeusza - rzek z szelmowskim umiechem. - Chocia po takim powitaniu nie wiem, komu go zostawiam: Ariadnom... - kobiety spojrzay uwanie na Marcina, ktry tymczasem cofn si do drzwi, wyszed na korytarz, wychyli zza skrzyda gow i dokoczy: - ...czy Meduzom? W kierunku zamykanych drzwi pofrun rzucony ze spor si trzeci tom Dzie wszystkich Arystotelesa, a w lad za nim wyszukane przeklestwa: - Koatek domowy! - ywiak chlebowiec! Przed leccym tomem uchyliem si, a kltw, bdcych nazwami szkodnikw niszczcych ksiki, wysuchaem z podziwem dla inwencji ich twrczy. Podniosem tom prac Stagiryty i z umiechem podaem go rudej Ariadnie. Kobieta, nieco zmieszana, przyja ksik, ktrej przed chwil uya jako pocisku. Nie patrzya mi w oczy. Druga z pa natychmiast pospieszya jej z pomoc: - Witamy serdecznie wrd Gorgon - powiedziaa, miejc si. - Czy wzi pan ze sob lustrzan tarcz? - Myl, e nie bdzie mi potrzebna ani tarcza, ani skrzydlate sanday, ani hem niewidka i sierp Hermesa - wymieniem przedmioty, ktrymi bogowie i nimfy obdarowali Perseusza idcego walczy z najstraszliwsz z Gorgon, Meduz. Uczyniem tak po czci po to, eby przyczy si do artw i rozadowa napicie, po czci, zagraa tu pewnie gupia mska duma, by zasygnalizowa swym oczytanym gospodyniom, e jestem dla nich partnerem do rozmowy.

Z ulg dostrzegem, e z mojego artu zamiaa si nie tylko brunetka. Rwnie krewka wacicielka rudych wosw spitych w koski ogon wydawaa si nim rozbawiona. Pierwsze lody zostay przeamane i moglimy przystpi do prezentacji. Brunetka okazaa si by Hann Wieczorek, jej towarzyszka za Barbar Stawsk. Obie pracoway w Oddziale Rkopisw od mniej wicej dekady, obie miay tytu doktora nauk historycznych i, jak susznie zauway Marcin, byy specjalistkami od katalogw. Wysuchawszy mojej proby, byskawicznie podzieliy si prac: - Co bierzesz? - zapytaa pani Barbara koleank. - Ty jeste lepsza w Goeberze, wic we jego i dawn miejsk. Ja zajm si akcesjami. Zgoda? Barbara Stawska kiwna gow i w milczeniu ruszya do pracy. Bez chwili zastanowienia wyja z rzdu stojcych na pce oprawnych w zielon skr tomw jeden wolumin i rozoywszy go na biurku pocza przeglda zapisane czarnym i czerwonym atramentem kartki. Co chwil zapisywaa co w uoonym obok ksigi notatniku. - Chwil to potrwa, zanim znajdziemy wszystko, o co pan prosi - zwrcia si do mnie Hanna Wieczorek przyciszonym gosem. - Na pewno nie krcej ni dwie godziny. Jeeli ma pan ochot, moe pan sobie zrobi wycieczk po miecie... Z naszej biblioteki s dwa kroki na Ostrw Tumski. Skorzystaem z propozycji. Niepiesznym krokiem obszedem wschodni cz wyspy Piaskowej po bulwarze Piotra Wostowica i po mocie Tumskim przedostaem si na co, co kiedy byo rzeczn wysp na ktrej powsta Wrocaw, a teraz zupenie ju zroso si z miastem. Przeszedem si biegnc pomidzy niskimi, pitrowymi domami o spadzistych dachach brukowan ulic Katedraln, po drodze wstpujc do pitrowego kocioa pod dwojakim wezwaniem w. Krzya i w. Bartomieja, patrzc na pikn kut z rzadko ju dzi spotykan finezj, bram paacu arcybiskupw, za ktr wida byo dugi, wski podjazd z gazonem i niewielki budynek na kocu, oskrzydlony przez boczne zabudowania. Byem ju blisko wejcia do monumentalnej katedry, ale najpierw skrciem jeszcze do najstarszego w miecie, romaskiego kocika pod wezwaniem w. Idziego, ktrego sklepienie wspiera si na jednym tylko filarze, wiadczc dobitnie o mistrzostwie redniowiecznych architektw. Wyszedszy stamtd, obszedem dookoa gotyck katedr podziwiajc blaszane gargulce, ukowate, strzeliste okna i zronite ju w jeden organizm, a dobudowywane przez wieki kaplice. Przed wejciem podniosem gow i doznaem uczucia, ktre zawsze ogarnia

mnie na widok potnych katedralnych wie - podziwu dla nieskoczonej harmonii ukw, pionw i poziomw, a jednoczenie jakiej dziecicej obawy, e wiee za chwil zatrzs si w posadach i run, tak jak upada drzewo podcite przez drwala. Wntrze katedry jest zaskakujce. Oszoomieni zewntrznym ogromem bryy oczekujemy, e w rodku czeka na nas przestronna hala wsparta na cienkich jak maszty filarach, a tymczasem wntrze podzielone na trzy wskie nawy za pomoc grubych murw przecitych arkadami jest przytulne i ciemne. Niewiele wiata wpada przez wysoko umieszczone okna, tym bardziej e zamiast szyb s w nich witrae. Z Ostrowa Tumskiego wrciem przez Wysp Piasek przed gmach polonistyki, a stamtd ulic Uniwersyteck doszedem do Kuniczej i zjadem pierogi ruskie z kefirem w legendarnym barze mlecznym Mi. Posiliwszy si, wrciem do biblioteki. Ariadny czekay na mnie w swoim gabinecie. Ledwie usiadem naprzeciw nich, przeszy do sedna sprawy. Zacza Hanna Wieczorek. - Znalazam sporo rkopisw prac literackich Daniela Czepki, ale poniewa doczekay si ju znakomitego i bardzo dokadnego wydania krytycznego, wypoyczyam dla pana egzemplarz z Gabinetu lsko - uyckiego - pooya przede mn trzy opase tomy w beowych pciennych okadkach. - Poza tym jest jeszcze to - podaa mi grub zielon teczk z takim byskiem w oku, jaki zdarzao mi si ju widzie u archeologw, gdy zdoali wydoby spod ziemi jak szczeglnie pikn ozdob lub niezwykle interesujcy kawaek staroytnej ceramiki. Spojrzaem na teczk. Na samym rodku jaka wprawna w kaligrafii rka wypisaa: Daniel Czepko von Reigersfeld, privat Archiv. Podniecony chwyciem za sznurki. Powstrzyma mnie gos Barbary Stawskiej: - Prosz jeszcze chwilk zaczeka - powiedziaa z umiechem. - Te mam co ciekawego... - podaa mi otwart teczk z kilkunastoma kartkami papieru zapisanymi rwnym, piknym pismem. Na grze pierwszej strony widniao: Diarium de Ao. 1654. Reszta tekstu napisana bya w starej niemczynie. Religia rodzi ad, ad szczcie, a szczcie staje si matk dobrobytu - z trudem, pochylajc si nad kartk, co chwila przystajc i pomagajc sobie ruchem ust odcyfrowaem pierwsze linijki i spojrzaem na Stawsk pytajco. - Troch praktyki i przywyknie pan - pocieszya mnie badaczka rkopisw. Dokument, ktry trzyma pan w rkach to pamitnik modszego brata Daniela Czepki, Christiana. Nie miaam czasu, eby zagbi si w tekst, ale z pobienej lektury wnosz, e

jest to diariusz jego podry po Niemczech, Szwecji i Danii, ktr odby w celu zebrania rodkw na budow Kocioa Pokoju w widnicy. - Zaraz, zaraz - oywia si Hanna Wieczorek. - Jak si nazywa ten drugi Czepko? - Christian - odpowiedzielimy jednoczenie. - Christian Czepko... - brunetka zmruya oczy. - Gdzie o nim niedawno czytaam... - Hania pisze wielk monografi o protestantyzmie na lsku - szepna do mnie Barbara pochylajc si nieznacznie w moj stron nad stoem. - Znajomi twierdz, e profesur ma w kieszeni... - Ju wiem! - tryumfalny okrzyk doktor Wieczorek sprawi, e jej towarzyszka a podskoczya na krzele. Nie od razu dowiedzielimy si, o czym przypomniaa sobie Hanna Wieczorek. Badaczka przysuna si do biurka i uruchomia laptop. Dusz chwil bbnia w klawiatur i przesuwaa myszk po stole zawalonym ksikami. Co chwil musiaa usuwa sobie co z drogi. Irytowaa j to tak bardzo, e po chwili doktor Stawska oczycia jej pole dziaania. Mino dziesi minut, w czasie ktrych po skupionej twarzy doktor Wieczorek przesuway si jasne odblaski wywietlanych na monitorze dokumentw. Wreszcie skupienie ustpio miejsca tryumfalnemu umiechowi. - Mam ci wreszcie... - powiedziaa cicho manipulujc nerwowo myszk. Po chwili gdzie pod stoem odezwaa si drukarka. Doktor Wieczorek pochylia si i wyja stamtd trzy kartki papieru zadrukowane odbitk jakiego odrcznego pisma. - Przy okazji pisania pracy habilitacyjnej, o ktrej nie omieszkaa panu wspomnie moja koleanka, digitalizuj wszystkie wykorzystane przez siebie rkopisy... Dziki temu mogam od razu wydrukowa panu to niezwykle ciekawe sprawozdanie z zebrania Rady Parafialnej w widnicy, ktre odbyo si 26 czerwca 1655 roku, a dotyczyo kolekty przeprowadzanej od 5 maja 1654 do 16 maja 1655 roku przez Christiana Czepk i Matthausa Scholtza. Oglnie rzecz biorc Rada wyrazia kwestorom wdziczno za ich powicenie i nie miaa wikszych zastrzee co do wydatkowania przeznaczonych na podr pienidzy oraz przebiegu kolekty. Pojawia si jednak pewna drobna kwestia sporna. Ot jeden z radnych zauway, e w ksidze kolekty, w ktrej kwestorzy wpisywali wszystkie pozyskane sumy brakuje jednej karty. Przejrzano komisyjnie ksig i w zastanawiajcy fakt zosta potwierdzony. Zapytano panw Scholtza i Czepk, co stao si z zaginion kart, ci za wykazali si niesychanym zuchwalstwem. Prosz posucha fragmentu protokou: Zapytani spojrzeli po sobie znaczco, ale nic nie odrzekli. Milczeli uparcie nawet wtedy, gdy sam

primarius, wielce wzburzony, wezwa ich do opamitania i sprawy co rychlejszego wyjanienia. - Dziwne zachowanie jak na ludzi, ktrzy musieli cieszy si sporym zaufaniem swej spoecznoci, skoro wysano ich wczeniej z misj zebrania pienidzy na budow kocioa powiedziaa doktor Stawska. - Od razu pomylaam o tym samym... - przyznaa doktor Wieczorek. - Ale posuchajcie, co si dziao dalej, bo to jeszcze ciekawsze: - Wobec takiego obrotu sprawy i kwestorw hardoci pan Balthasarius Scheck, ktry brak strony w ksidze kolektorskiej odkry, zoy wniosek, by Rada Parafialna panw Czepko i Matthausa ukaraa. Wwczas jednak gos zabra Daniel Czepko, brat Christiana, ktry w Radzie zasiada i poprosi czonkw Rady o rozmow na osobnoci. Powrcili panowie Radni po kwadransie i rozpoczo si gosowanie. Najpierw za wnioskiem Balthasariusa Schecka: gosw przeciw siedem, w tym sam Scheck, za - adnego, potem za kolekty absolutorium z wynikiem odwrotnym. Na tym posiedzenie zakoczono. - Nieze plecy mia nasz pan Czepko - rzeka doktor Stawska gosem, w ktrym rozbawienie czyo si z podziwem. - Wystarczyo, eby braciszek szepn swko... - Ciekawe, co to byo za swko? - mylaem na gos. - Pewnie nie ma o tym nigdzie wzmianki? - zwrciem si do doktor Wieczorek. Kobieta uniosa w gr ramiona i rozoya rce, jakby chciaa powiedzie: Sam pan wie, jak to jest, a potem dodaa: - Moe znajdzie pan co w listach. Powinny by w teczce, ktr panu daam... Bez sowa pooyem teczk na kolanach i otworzyem zielone okadki. Ale zamiast kilkudziesiciu lunych kartek rnych formatw moim oczom ukazaa si rwno uoona ryza papieru, gsto zapisana wskim pismem. Szybko przerzuciem kilka kartek. Tekst przerywany by rysunkami przedstawiajcymi przekroje waw obronnych, schematy fortyfikacji i szkice armat. Z rosncym zdziwieniem spojrzaem znw na pierwsz stron i odczytaem wypisany wikszymi literami tytu: Traktat o tym, jak si twierdz dobywa i broni oraz o fortyfikacjach: jak je budowa, w porzdku utrzymywa i najzdatniejszym przeciw wroga szturmom uczyni wedug sw ksicia generalissimusa Albrechta von Wallensteina dokadnie spisany podczas jego na lsku bytnoci przez pana Gerharda Libnitza. Przekartkowaem dzieo do koca. Oprcz niego nie byo w teczce adnych innych dokumentw. Spojrzaem na kobiety, ktre ju zauwayy moje zmieszanie. Hanna Wieczorek podniosa si z krzesa i przechylajc si przez biurko, zagldaa do lecej na moich

kolanach teczki. - Chyba co si nie zgadza... - rzekem niepewnie i ostronie podaem kobiecie teczk. Doktor Wieczorek pooya papiery przed sob, tak by moga spojrze na nie take jej towarzyszka. - Znw ci cholerni magazynierzy - fukna doktor Stawska. - Musieli tu woy ten traktat przez pomyk w czasie jakiej inwentaryzacji. - A moe to nie pomyka? - rzekem tknity nagym przeczuciem. Kobiety spojrzay na mnie z zainteresowaniem. - Sugeruje pan, e kto specjalnie zamieni dokumenty w tej teczce? - zapytaa doktor Wieczorek. - Nie widz nawet cienia powodu, ktry mgby skoni kogokolwiek do takiego dziaania. Opowiedziaem im o kradziey Biblii Lutra z Kocioa Pokoju w widnicy, jej cudownym odnalezieniu i wnioskach, jakie wysnuem. Badaczki suchay mnie uwanie, a potem zdecydoway, e naley sprawdzi, kto wypoycza paczk z prywatnym archiwum Czepki po wojnie. Zostawiy mnie w gabinecie, a same uday si do czytelni, by przejrze ksigi, do ktrych wpisuj si czytelnicy. Wrciy po trzech kwadransach z informacjami. - Archiwum Daniela Czepki na pewno nie naley do hitw czytelniczych - rzeka z przeksem Barbara Stawska. - W cigu p wieku zostao wypoyczone zaledwie trzy razy: w 1954, 1962 i 1974 roku. Za kadym razem wypoyczali je naukowcy zajmujcy si lskim barokiem. To znane nazwiska. Za kadym razem zbir dokumentw wraca w komplecie, takie rzeczy zawsze sprawdza si w naszej bibliotece bardzo dokadnie... Aha i ustaliymy, e adna z osb, ktra wypoyczaa papiery po Czepce nie korzystaa jednoczenie z traktatu Wallensteina, wic nie moga zamieni zawartoci teczek. - Oznacza to niestety - dodaa smutnym gosem Hanna Wieczorek, e zamiany dokona musia ktry z pracownikw. Obawiam si jednak, e bardzo trudno bdzie ustali, kto i kiedy tego dokona. Przez pidziesit lat przewino si przez nasz instytucj sporo ludzi. Niektrzy z nich wyjechali z Wrocawia, inni umarli. Dotarcie do wszystkich zajoby panu mas czasu... - Mona by sprbowa pogada ze starym Tarkowskim... - zaproponowaa niepewnie Stawska, a widzc mj pytajcy wzrok, dodaa: - Profesor Jdrzej Tarkowski pracowa w naszym wydziale od czasu jego powstania, czyli od 1947 roku. Odszed na emerytur dopiero pi lat temu. Co wane, ma rewelacyjn pami. Do dzisiaj zdarza nam si do niego dzwoni w rnych sprawach zwizanych z naszymi zbiorami. Jeli w sprawie rkopisw Czepki wydarzyo si co podejrzanego, a on si choby otar o t spraw, bdzie pamita.

Zobaczymy, czy uda nam si pana z nim umwi jeszcze dzisiaj... - powiedziaa kobieta i signa po telefon. Wykrcia numer, przywitaa si i przedstawia pokrtce spraw, a potem przez chwil suchaa. - Ma pan pecha - rzeka odkadajc suchawk. - Profesor wyjecha wczoraj do Berlina. Nie powiadomi swojej gosposi, gdzie bdzie nocowa, a poniewa nienawidzi komrek, nie ma z nim adnego kontaktu. Wedug zapowiedzi, wraca za trzy dni. Wtedy sprbujemy znowu... - ...a na razie poszukamy zaginionych papierw Daniela Czepki - dopowiedziaa doktor Stawska. - Ile czasu to zajmie? - zapytaem z niepokojem. - Pocztkujcy bibliotekarz potrzebowaby p roku - doktor Wieczorek umiechna si mruc oczy, zadowolona z wyrazu, ktry musia pojawi si na mojej twarzy, gdy wypowiedziaa sowa p roku - nam wystarczyoby kilka tygodni... - poczuem chd przebiegajcy mi po spoconych plecach - ale jest na szczcie Dersu... Dersu, niepozorny niski czowieczek o pokrytej szczecin twarzy, tustych prostych wosach, przypominajcych kolorem i faktur pira kruka, noszcy na wielkim nosie okulary tak mocne, e zza szkie ledwie wida byo malekie jak porzeczki, osadzone w zupenie szarych oczodoach gaki, wysucha uwanie proby, ktr w moim imieniu przekazay mu badaczki rkopisw. Drapa si przy tym po nieogolonym podbrdku, powodujc donony chrzst. Na koniec z du przyjemnoci pocaowa obie kobiety w rk, a mnie skin gow i znikn za drzwiami. - Czy pseudonim Dersu pochodzi od tego sawnego myliwego? - zapytaem, gdy czowiek o kruczych wosach si oddali. - Tak - odpowiedziaa Hanna Wieczorek. - Nasz kolega zna bibliotek tak, jak Dersu Uzaa zna tajg. - I jest rwnie dobrym tropicielem - uzupenia Barbara Stawska. - Zapewniam pana, e nie spocznie, dopki papiery Czepki, oczywicie jeli s w tym budynku - zrobia nieokrelony gest majcy obj ca bibliotek - nie znajd si na naszym biurku. W dodatku zrobi to bardzo szybko. Zajmie mu to najwyej dwa, trzy dni. Niestety nie moemy korzysta z jego wielkiej wiedzy zawsze, gdy to konieczne. Po pierwsze, jest to niebezpieczne dla jego zdrowia. Do czasu zakoczenia misji bdzie odywia si wycznie bardzo mocn kaw i malanymi herbatnikami, a to do wyniszczajca dieta. Kiedy zdarzyo mu si szuka zagubionej ksiki z dziau starodrukw przez dziesi dni pod rzd. Znalelimy go pprzytomnego w magazynie - majaczy i mia halucynacje. Na szczcie rkopisw mamy

mniej ni ksiek... Drug przyczyn jest jego wielka szarmancko, ktra niestety nie idzie w parze ze szczegln dbaoci o wygld, wic jego pocaunki w rk s do... hmm... niekomfortowe... - zakoczya Barbara Stawska nieco si rumienic. Opuszczaem budynek Biblioteki Na Piasku z poczuciem dobrze wypenionego obowizku. Udao mi si uchyli nieco rbka tajemnicy skrywajcej ycie braci Czepkw i nawet jeli za pierwsz zason zobaczyem nastpn, jeszcze grubsz kotar, to pojawiy si nowe, obiecujce tropy. Czuem, e zrobiem krok do przodu. yka detektywistyczna podpowiadaa mi, e wielce tajemnicze zebranie Rady Parafialnej, podczas ktrego Daniel Czepko stan w obronie swego milczcego brata, czy si jaki sposb z kradzie Biblii Marcina Lutra. Nie potrafiem jeszcze zrozumie charakteru tego zwizku, ale liczyem, e odpowiedzi moe dostarczy mi skopiowany przez Hann Wieczorek pamitnik Christiana Czepki. Przecie to wanie kolekta, ktrej dzieje opisa w nim Christian, bya bezporednim powodem wydarze, do ktrych doszo podczas zebrania Rady Parafialnej. Liczyem take po cichu i na to, e Dersu zakoczy swe poszukiwania szybciej ni to zapowiedziay badaczki. Zadowolony przeszedem przez wewntrzny dziedziniec owietlony popoudniowym, nieco ju przygaszonym wiatem, opuciem bibliotek i przeszedszy na drug stron ulicy, ruszyem w stron zaparkowanego na Nowym Targu samochodu. Nie od razu go poznaem. Najpierw mj wzrok przycigna siwa czupryna, potem rozoysta ruda broda. Czowiek w, ubrany w elegancki weniany garnitur musia do mocno si poci, bo wysokie czoo byszczao w socu. Szed po drugiej stronie ulicy i poznaem go dopiero, gdy si minlimy, oddzieleni jezdni. W pierwszej chwili zmyli mnie ten garnitur, ale teraz nie miaem wtpliwoci. Do budynku Biblioteki Na Piasku zmierza szybkim, zdecydowanym i mocnym jak uderzenia mota krokiem doktor Klaus Schumann, kierownik prac renowacyjnych w Kociele Pokoju! Po chwili znikn w bramie prowadzcej na dziedziniec, przez ktry przed chwil przechodziem. Ju chciaem ruszy za nim w bezpiecznej odlegoci i sprbowa wyledzi cel jego wizyty, ale zaraz skarciem si za podejrzliwo: Moe chce obejrze ryciny przedstawiajce koci w dawnych czasach albo znale zapiski jego budowniczych? Nie moesz widzie w kadym zodzieja, Pawle - prbowaem przemwi sobie do rozumu. Udao si. Po kilkunastu minutach, nie pamitajc ju o Schumannie wjechaem na drog wylotow z Wrocawia. Nie pokonaem nawet poowy drogi, kiedy odezwa si telefon. - Zapalimy zodzieja - owiadczy bez zbdnych wstpw komisarz Jachimowicz. - Kto to jest? - nie potrafiem i nie miaem zamiaru ukrywa podekscytowania.

- Prosz przyjecha do komendy, to sam si pan przekona... A tak w ogle, to gdzie pan jest? - Jad z Wrocawia. Wanie minem Wojnarowice - odpowiedziaem, rzuciwszy uprzednio okiem na tablic informacyjn ktra migna po prawej Stornie. - To znaczy, e ju blisko - rzuci niedbale Jachimowicz. - Zaczekam na pana z przesuchaniem. Cisza w telefonie. Czerwony przycisk przeczajcy wehiku w tryb rajdowy. I gaz... Gaz do dechy!

ROZDZIA SZSTY NIEZBITE DOWODY I CO Z NICH WYNIKO PROBA PRZECIWNIKA JAKI POWINIEN BY PRAWDZIWY MCZYZNA INSPEKTOR WSIK NA TROPIE HISTORIA JEDNEJ PODRY
- Ale on jest niewinny! - wykrzyknem do komisarza Jachimowicza, gdy wprowadzi mnie ju do niewielkiego pomieszczenia przylegajcego do pokoju przesucha i zobaczyem, kto siedzi po drugiej stronie weneckiej szyby. - Tumaczyem panu, e ten czowiek nie byby w stanie zniszczy ksiki, ktra ma wicej ni sto lat. - Obawiam si, e dowody mwi co innego - westchn policjant i spojrza na Ericha Funkego, ktry bbni palcami w st ustawiony na rodku pokoju przesucha. - Zreszt sam si pan zaraz przekona. Dobrze, e przyby pan tak szybko. Moemy od razu zacz. A tak na marginesie - Jachimowicz spojrza na mnie podejrzliwie - nie przekroczy pan czasami prdkoci... W dwadziecia minut z Wojnarowic do widnicy... - Ale skd - umiechnem si gupkowato czujc, e si czerwieni. Dobrze pamitaem wskazwk szybkociomierza kilkakrotnie przekraczajc kresk stu trzydziestu kilometrw na godzin. - Po prostu droga bya wyjtkowa pusta. - No niewane - machn rk. - Nie zapaem pana na gorcym uczynku... Lepiej ju zaczynajmy. Przeszed do ssiedniego pomieszczenia. Ledwie uchyliy si drzwi, Funke podnis si z krzesa i powiedzia ze zoci gestykulujc energicznie rkami: - To skandal! - ubranie mia w lekkim nieadzie, kilka wosw sterczao na boki. Jakim prawem zostaem zatrzymany? Jestem szanowanym antykwariuszem! dam adwokata! - Prosz spocz, panie Funke - rzek spokojnie Jachimowicz, wskazujc mu krzeso. Lepiej bdzie, jeli spokojnie porozmawiamy - w twarzy i gosie komisarza zasza ledwie dostrzegalna zmiana. Zwyczajny spokj i dystans policjanta uzupenio zdecydowanie. Oczy widroway twarz Funkego. Wyraz oblicza policjanta przywodzi na myl martwy spokj, jaki zawsze opanowuje natur kilka chwil przed nadejciem burzy. Uprzejmy gos pobrzmiewa metalem. Funke musia dostrzec t nieznaczn zmian, bo posusznie usiad i w milczeniu czeka na pytania policjanta. - W jakim celu przyby pan do widnicy? - Na wakacje. Chciaem zwiedzi Koci Pokoju, a potem wybra si w Sudety.

- Od ilu dni jest pan w widnicy? - Od tygodnia. - By pan ju w grach? - Jaki to ma zwizek z moim zatrzymaniem? - rzek Funke hardo, ale wida byo, e pytanie Jachimowicza go zaskoczyo. - Mylaem, e po wejciu Polski do strefy Schengen, wszyscy obywatele Unii mog swobodnie porusza si po ca ym obszarze wsplnoty. - Prosz odpowiedzie na pytanie. - Nie byem jeszcze w grach. Cay czas spdziem w widnicy. - Przez tydzie zwiedza pan widnic - stwierdzi z przeksem policjant. - To wspaniae miasto. Zafascynowao mnie. - Nie wtpi - tym razem w gosie Jachimowicza zabrzmiaa ironia. - Ale tydzie to do sporo czasu na zwiedzanie redniej wielkoci miasta. - Ju panu mwiem, miasto mnie zauroczyo... - Czy wolno mi spyta, ktre zabytki najbardziej si panu podobay? - Nie rozumiem, dlaczego mnie pan o to pyta... - Na przykad Koci Pokoju... - Jachimowicz zdawa si nie sysze ostatnich sw antykwariusza. - By pan w naszej sawnej wityni, Herr Funke? - Oczywicie. Nawet kilka razy. - Widzia pan Bibli Marcina Lutra? - Nie przypominam sobie. Czy byby pan askaw... - rozpocz Funke, ale przerwa mu twardy gos Jachimowicza: - Czy to pan, Herr Funke, nielegalnie wszed w posiadanie Biblii Marcina Lutra z tutejszego Kocioa Pokoju? - Oczywicie, e nie - burkn antykwariusz, zakadajc rce na piersi i obracajc twarz w stron szyby. Wyglda jak obraone dziecko, ktremu niesusznie zarzucono psot, a potem okazao si, e nie byo winne. - Czy mgbym ju prosi o adwokata? - spojrza lekcewaco na Jachimowicza: - Podaem paskim ludziom jego numer telefonu. Nie bd odpowiada na adne pytania, zanim si nie zjawi. - Nie powiadomilimy jeszcze paskiego adwokata. - A to dlaczego? - antykwariusz prawie podnis si z krzesa. - Dbamy po prostu o paskie dobre imi. Prasa w Hesji jest zapewne tak samo prna i dociekliwa jak u nas. Kto mgby pody jego ladem i odkry, dlaczego zatrzymaa pana policja. Biorc pod uwag pewne... hmm...

- policjant przez chwil szuka odpowiedniego sowa - niezbyt jasne wydarzenia z przeszoci, mgby wybuchn powany skandal. - Skandal? - ramionami Funkego wstrzsn udawany miech. - Ju widz te nagwki - mwi z ironi. - Kolejny Niemiec odway si przyjecha na Ziemie Odzyskane. Czy odbior nam nasze domy? - Nie musi doj do skandalu - zignorowa jego atak Jachimowicz. - Wystarczy, e szczerze odpowie pan na pytanie, ktre wczeniej zadaem. - Na ktre pytanie? - Niemiec znw ironizowa. - O to, czy byem w grach? - Nie, Herr Funke - Jachimowicz nie da si wytrci z rwnowagi. - O to, czy nielegalnie wszed pan w posiadanie Biblii Marcina Lutra. - Nic nie wiem o adnej Biblii Lutra, czowieku! - wrzasn Funke, znowu podnoszc si na krzele. - Nie widziaem jej, nie dotykaem, nie ukradem! Wreszcie pan zrozumia, czy mam powtrzy? - Doskonale rozumiem, co pan mwi - powiedzia powoli Jachimowicz. - Ale dowody przecz paskim sowom. Funke a usiad z wraenia. Wpatrywa si w policjanta szeroko otwartymi oczami, nie mogc wydusi z siebie gosu. - Dowody? - rzek wreszcie cicho i przekn lin. - Jakie niby dowody? Jachimowicz kiwn gow w taki sposb, jakby wyraa al z powodu swych ostatnich sw, a potem rzek: - Dzi rano Biblia si znalaza. Zaskoczenie Funkego byo szczere. - Zrobilimy oczywicie badania daktyloskopijne - cign policjant. - Okazao si, e oprcz ladw pozostawionych przez osoby, ktre miay legalny dostp do Biblii i tych, ktre znalazy ksik, s na niej odciski palcw tylko jednego czowieka... - Jachimowicz na sekund zawiesi gos. Funke wyglda tak, jakby mia zaraz dosta zawau. - Baza danych niemieckiej policji nie pozostawia wtpliwoci. Osob, ktra nie powinna dotyka Biblii Marcina Lutra, a jednak to zrobia, jest pan, Herr Funke. Antykwariusz opar okcie o blat stolika i ukry twarz w doniach. Siedzia tak przez chwil w ciszy. Potem odetchn gboko, przecign domi po twarzy i wosach. - Czego pan ode mnie oczekuje? - zapyta Jachimowicza, patrzc mu uwanie w oczy. Nie by ju dandysem ani rozkapryszonym dzieckiem. Z policjantem rozmawia kierujcy si wycznie rozsdkiem handlowiec. - Chc, eby powiedzia pan prawd. Tym bardziej, e ley to rwnie w paskim

interesie. W tej chwili dowody wskazuj jednoznacznie na pana. Jeeli, tak jak pan mwi, nie ukrad Biblii Lutra, jedyn szans, by mg si pan oczyci z zarzutw jest schwytanie prawdziwego zodzieja. Jeli wie pan o czym, co pomogoby nam go odnale... - Czy zostanie to uznane za wspprac z organami cigania? - zapyta Funke. - Oczywicie. - Nawet jeli moja rola w tej sprawie jest, jakby to powiedzie, dwuznaczna? Jachimowicz poruszy si na krzele i przez chwil myla. - Wyroki za wspudzia s zazwyczaj nisze - odpowiedzia enigmatycznie tonem, ktry mia oznacza, e negocjacje uwaa za zakoczone. Zapada cisza, ale trwaa krtko. - Zgoda - rzek Funke. - Powiem wszystko. Moe byo to tylko przelotne wraenie, ale zdawao mi si, e inspektor odetchn z ulg. Nic ju jednak nie mwi, tylko uwanie sucha opowieci Funkego, od czasu do czasu zapisujc co w notesie lecym na stole. - Jakie dwa tygodnie temu przyszed do naszego domu aukcyjnego list - rozpocz antykwariusz. - Od razu uprzedzam pana pytanie: napisano go na maszynie. - Jak si podpisa nadawca? - przerwa mu Jachimowicz. - Erwin Kara - odpowiedzia natychmiast Funke. - Zapamitaem, bo za kadym razem, gdy przyjedam do Polski staram si zje karasie w mietanie - po raz pierwszy w czasie przesuchania Erich Funke si umiechn. - W licie nadawca proponowa zakup pierwszego wydania Biblii Marcina Lutra. W do obcesowy sposb informowa mnie, e jest gotowy ukra starodruk z Kocioa Pokoju w widnicy, jeli zapac mu za niego poow ceny wywoawczej z ostatniej aukcji, na ktrej wystawiano podobne dzieo. eby naby Bibli, miaem przyjecha do widnicy w zesz niedziel i zakwaterowa si w hotelu przy Rynku. Wicej informacji nie byo. - Zachowa pan ten list? - Niestety - Funke rozoy bezradnie rce i umiechn si przepraszajco. Po raz pierwszy u tego hardego czowieka dostrzegem co na ksztat podlegoci wobec kogokolwiek. - Zniszczyem go niemal natychmiast, zapamitawszy tylko dat, kiedy mam zjawi si w widnicy. - Prosz kontynuowa - zachci go komisarz Jachimowicz. - Od razu przyszo mi do gowy, e list moe by prowokacj polskich mediw, ktre w bardzo niekorzystny sposb przedstawiy udzia mojej firmy w aferze ze starodrukami skradzionymi z Jagiellonki. Przez miesic zastanawiaem si, czy odpowiedzie na wezwan ie.

Przysaem tu nawet ojca. Przyjecha z wycieczk emerytw, eby nie wzbudza podejrze. To by bd. Po powrocie ojciec przez tydzie nie mwi o niczym innym, tylko o Biblii Lutra, co tylko podsycao moj ch zdobycia starodruku. Walk z samym sob zakoczyem w ostatni sobot wieczorem. Zwyciya yka hazardzisty. Postanowiem zaryzykowa jak za dawnych lat. Nic si niestety od tamtego czasu nie zmienio - przy tych sowach umiechn si smutno - hazard zgubi mnie wtedy i, jak wida, gubi mnie teraz... W kadym razie - machn rk, jakby opdza si od uciliwej muchy - w niedziel o trzynastej zameldowaem si razem z crk w hotelu. Godzin pniej zadzwoni telefon i gos w suchawce kaza stawi mi si w podwrku ratusza o pierwszej w nocy. - Jak brzmia ten gos? - zapyta Jachimowicz. - Do modo, ale by te znieksztacony. Brzmiao to jakby kto mwi z chusteczk przyoon do ust... - Funke zabbni palcami w st i po chwili podj opowie. - Poszedem tam. Czowiek, ktry przedstawi si jako Erwin Kara sta w cieniu, nie widziaem wic jego twarzy. Ale nawet gdyby wiecio soce, nie bybym w stanie poda panu rysopisu, bo z jego przytumionego gosu wnosiem, e jest zamaskowany. By do wysoki, chudy, ubrany na czarno. Na pewno by Polakiem, bo mwi po niemiecku z bardzo silnym akcentem. Zapytany o ksik, sign po ni do plecaka. Niech pan sobie wyobrazi, e w aden sposb nie zabezpieczy bezcennego starodruku. Musiaem sam strci z okadki jakie okruchy! Przejrzaem dokadnie ksik. Nie zaoyem rkawiczek, wic to pewnie wtedy znalazy si na niej moje odciski palcw. Zapytaem Karasia, w jaki sposb mam mu zapaci. Zabraem nawet ze sob pienidze i gdy go zobaczyem przez chwil baem si, e pobije mnie i ograbi , ale on powiedzia, e mam wpaci pienidze na konto, ktre zostanie mi podane telefonicznie nastpnego dnia. Gdy tylko pienidze zostan zaksigowane w banku, otrzymam ksik. W tym samym miejscu i o tej samej porze. Tak jak mi kaza, odszedem pierwszy. Nigdy wicej si nie odezwa. Zamiast tego wczoraj zjawi si u mnie pan Pawe Daniec, a dzisiaj policja. To wszystko co wiem. - Dlaczego zosta pan w widnicy po wizycie Pawa Daca? - Zaryzykowaem. Liczyem na to, e Daniec wie zbyt mao, eby powiza mnie z kradzie co zreszt okazao si prawd bo przecie zostaem aresztowany dopiero po znalezieniu Biblii. - Czeka pan na telefon Karasia? Funke nie odpowiedzia. Umiechn si tylko w sposb, ktry mia mwi: Taki ju jestem i zamilk. - Dzikuj, Herr Funke - powiedzia Jachimowicz, wstajc.

Zamkn i zabra notes ze stou i ruszy do drzwi. W ciszy, ktra panowaa w pokoju przesucha sycha byo uderzenia obcasw o podog. - Jak pan ocenia moje szanse? - zapyta Funke, gdy komisarz dotkn klamki drzwi. Jachimowicz przez chwil si nie obraca, a potem spojrza na zamanego antykwariusza i powiedzia: - Wpakowa si pan w kopoty na wasne yczenie - Funke pochyli gow i wpatrzy si w blat stolika. - Ale teraz zeznawa pan, jak mi si wydaje, szczerze. Nie zapomn wspomnie o tym prokuratorowi. Funke podnis gow i spojrza na Jachimowicza z mieszanin szacunku i niedowierzania. Policjant odwzajemni spojrzenie, a potem odwrci gow i opuci pokj przesucha. - Wierzy mu pan? - zapyta Jachimowicz, po raz trzeci wrzucajc monet do automatu wydajcego kaw. Maszyna uparcie zwracaa dwuzotwk, chocia komisarz uderza w ni podczas wrzucania monety i obrzuca pod nosem niezbyt wyszukanymi okreleniami. - Wydawa si szczery - upiem yk kawy i wytarem piank, ktra pozostaa mi pod nosem. - Chocia oczywicie zdarzaj si wrd przestpcw cakiem nieli aktorzy dodaem zaraz. Maszyna wreszcie przyja monet od komisarza, wyrzucia ze swego wntrza kubeczek, zamruczaa i z dozownika popyn do kubka czarny strumie kawy. Jachimowicza sta, opierajc si jedn rk o automat i patrzy w d, w stron kwadratowego otworu, z ktrego mia zaraz wyj kubek: - On nie gra - powiedzia zmczonym gosem. - Mwi niestety prawd... - Niestety? - zdziwiem si. Jachimowicz wyj kaw z automatu i chwil na ni podmuchawszy, upi kilka szybkich ykw. - Mwi: niestety, bo to komplikuje spraw. Osobicie nie mam nic przeciwko skomplikowanym ledztwom - zastrzeg si, patrzc na mnie. - Waciwie dla takich dochodze jak to zatrudniem si w policji. Ale moich przeoonych - ciko westchn - nie interesuj ciekawe sprawy, tylko szybkie i spektakularne efekty, ktrymi mona pochwali si przed dziennikarzami. Komendant nie bdzie zachwycony, kiedy opowiem mu o wynikach przesuchania Ericha Funke. Rozmawialimy jeszcze chwil, a potem Jachimowicz z twarz skazaca poszed zda relacj swemu przeoonemu, ja za ruszyem do wyjcia. Bya osiemnasta pitnacie. Za kwadrans w domu pastora rozpoczynaa si kolacja. Tym razem nie chciaem si spni,

eby nie przysparza mym gocinnym gospodarzom dodatkowego kopotu. Nie dane mi byo jednak opuci komendy policji od razu. Szedem korytarzem do wyjcia, kiedy z aweczki pod cian podniosa si wysoka, dobrze zbudowana kobieta. W pierwszej chwili jej nie poznaem, tak bya zapakana. Dopiero gdy przemwia do mnie po niemiecku zrozumiaem, e stoi przede mn Hilda Funke. - Czy mog zaj panu chwilk, Herr Daniec? - zapytaa. Skinem gow i usiedlimy na pustej awce. - Zapewne sysza ju pan o moim ojcu... - rzeka patrzc na mnie ciemnoniebieskimi, szklistymi oczami. Przez chwil gotowy byem zrobi wszystko, czego tylko zada. Na szczcie to uczucie mino tak szybko, jak tylko si pojawio, a panna Funke nie dostrzega mej chwili saboci, bo ledwie zadaa pytanie opucia gow. Kosmyk jasnych wosw opad jej na twarz. Odsuna go rk. Znw przytaknem. - Uwaa pan pewnie, e mu si naleao... Po tej aferze z rkopisami z Jagiellonki... - Nie, panno Hildo - mj gos zabrzmia naturalnie i pewnie. - Nie wierz, eby ktokolwiek, niewane jak wiele miaby na sumieniu, musia cierpie za grzechy innych. Moje sowa zaskoczyy dziewczyn. Przez chwil patrzya na mnie z otwartymi oczami, a potem rzeka z nadziej: - Pan nie wierzy w win papy... Dlaczego? - dodaa szybko z podejrzliwoci w gosie. - Pani ojciec nie jest bez winy - powiedziaem z naciskiem. - Wie pani rwnie dobrze jak ja, e wplta si w afer z Bibli Lutra na wasne yczenie. Zreszt przyzna si do wszystkiego - panna Hilda opucia gow. - Ale wierz w jego wersj i jestem przekonany, e to nie on ukrad starodruk... Niemiay umiech rozpromieni oblicze spadkobierczyni domu aukcyjnego Funke & Sohn: - Nie doceniaam pana, Herr Daniec - rzeka przymilnie i zamylia si na dusz chwil. Wreszcie oderwaa wzrok od torebki Louisa Vittona lecej na kolanach i powiedziaa cichym, tajemniczym gosem: - Mam dla pana propozycj... Milczaem. - Jest pan zdaje si kim w rodzaju detektywa? - zapytaa. - Tak. - Moe zgodziby si pan oczyci mojego ojca z zarzutw. Oczywicie za odpowiedni opat... - Przykro mi, panno Hildo, ale nie jestem zainteresowany - w jej pawie granatowych

oczach pojawi si zawd. - Pracuj dla Ministerstwa Kultury i Sztuki, a nawet jeli zdarza mi si rozwizywa historyczne zagadki na prob prywatnych osb, robi to tylko po to, by zaspokoi swoj ciekawo... - A gdybym zaproponowaa panu jako wynagrodzenie jakie ciekawe starodruki, ktre mgby pan przekaza polskiej Bibliotece Narodowej? Miaem ju na kocu jzyka cit odpowied w rodzaju: Czy i one pochodziyby z kradziey?, ale musz si uczciwie przyzna, e uroda panny Hildy nieco agodzia moj zoliwo i zamiast da ostr ripost, odpowiedziaem po prostu: - Nie bd dla pani pracowa, nawet gdyby zaproponowaa mi pani Bibli Gutenberga - nie wiem, czy byo to mistrzowskie aktorstwo, czy prawdziwe uczucia, ale przez chwil oczy Hildy Funke znw pokrya mgieka, co spowodowao u mnie wyrzuty sumienia. Oczywicie mam zamiar rozwika zagadk kradziey Biblii Lutra - zapewniem j piesznie - a to z kolei powinno doprowadzi do oczyszczenia pani ojca przynajmniej z zarzutu kradziey. - Dobre i to - powiedziaa gosem wielkiej pani, ktra w swej askawoci zgodzia si rozmawia z chopem pracujcym w nalecym do niej folwarku. - Dzikuj, Herr Daniec tym razem ton gosu informowa, e uwaa rozmow za skoczon. - Gdyby potrzebowa pan mojej pomocy... - Nie omieszkam si zgosi - rzekem chodno i wstaem z awki. - Do widzenia, Fraulein Funke - skoniem szybko gow i skierowaem si do wyjcia. Oczywicie spniem si na kolacj. Ledwie zasiadem za stoem i nabraem sobie saatki greckiej z wielkiej szklanej salaterki, odezwa si pastor: - Byli tu po poudniu ci modzi ludzie, ktrzy znaleli Bibli Lutra. Pytali o pana... Zrobiem zdziwion min, ale nic nie powiedziaem, bo przeuwaem wanie pierwszy ks chleba. - Zachowywali si bardzo tajemniczo - cign pastor nabierajc sobie na widelec saat i kawaek sera feta. - Pytaem ich oczywicie, jak maj do pana spraw, ale obrcili wszystko w art i poszli oglda koci. - Co mi si zdaje, e kto moe wiedzie co nieco o zamiarach tych sympatycznych licealistw - powiedziaa ona pastora i spojrzaa znaczco na bliniakw, ktrzy podejrzanie cicho uli swoje kanapki z kiebas i pomidorem. Zapada cisza, a spojrzenia wszystkich zgromadzonych przy stole skieroway si na nieszczsnych Grzeka i Dorot.

Pierwsza odoya swoj kromk dziewczynka i powiedziaa tonem niesusznie oskaronej niewinnoci: - My si tylko tam bawilimy. - Aha - dopowiedzia jej brat przeykajc nerwowo ks jedzenia. - Biegalimy wok kocioa. - I zupenie przypadkowo przystawalicie zawsze tam, gdzie zatrzymywali si i oni? zapytaa ich matka. Bliniaki chwil milczay, patrzc na matk gniewnie, potem wymieniy znaczco spojrzenia i westchny, jedno po drugim, jak winiowie zmuszani do mwienia torturami. - Oni chc panu pomc - rzek Grzesiek. - I jutro znw przyjd - uzupenia Dorota. - Powinien si pan zgodzi - stwierdzi zupenie nieoczekiwanie najmodszy z rodzestwa Micha. Caa uwaga skupia si teraz na nim, co bliniaki przyjy z ulg i wrciy, do, jak mi si wydawao, naturalniejszej w ich mniemaniu, formy komunikacji, w ktrej zamiast sw uywa si kuksacw. - Inspektor Wsik ma pomocnikw - mwi dalej chopiec. - Na przykad Pana atk, takiego pieska, ktry zawsze znajdzie lad zodzieja albo Asi - Pelasi, dziewczynk, ktra podrzuca mu rne zote myli, dziki ktrym inspektor Wsik wpada na rozwizania zagadek. - W takim razie - powiedziaem - chyba bd musia zgodzi si na pomoc. A przy okazji obejrze z tob jaki odcinek filmu o inspektorze Wsiku. - Ten film puszczaj codziennie po kolacji - powiedzia Micha i pochyliwszy gow, wrci do jedzenia. Skoczylimy je i zasiedlimy z pastorem i jego on przy stoliku. Przed kadym z nas dymia filianka czarnej kawy o piknym zapachu. Pan domu nala nam koniaku i ju miaa si zacz rozmowa, kiedy odezwaa si moja komrka. - Stokrotnie przepraszam - zaczerwieniem si. - Zaraz wracam. Odebraem w korytarzu. Dzwonia doktor Wieczorek. Ledwie usyszaem jej gos, zapytaem z nadziej: - Dersu zakoczy poszukiwania? - Niestety nie - powiedziaa badaczka gosem, w ktrym usyszaem autentyczny zawd, e nie moe mi przekaza wiadomoci o szczliwym kocu poszukiwa. - Ale mam dla pana ciekaw informacj... Prosz sobie wyobrazi, e dzisiaj, zaraz po tym jak wyszed

pan od nas, zjawi si czowiek, ktry pyta o Daniela i Christiana Czepkw! - Chyba wiem, jak wyglda i jak si nazywa - odrzekem. Wiem, e to gupie, ale nigdy nie potrafi si powstrzyma od tego, by w takich sytuacjach popisa si swoj dedukcj. Po drugiej stronie przez chwil trwaa cisza, a potem doktor Wieczorek odezwaa si takim gosem, jakbym zepsu jej niespodziank na urodzinowym przyjciu. - To moe niepotrzebnie zadzwoniam? Minut czy dwie trwao, zanim daa si udobrucha. - Prosz mi zatem powiedzie, jak nazywa si ten czowiek... - rzekem, gdy jej gos znowu sta si zwyczajny. - O nie - powiedziaa przekornie. - Zrobimy tak. Sprbuje pan zgadn. Jeli si panu uda, ma pan u mnie piwo, jeli nie, postawi mi pan lampk wina. - Czy to zaproszenie na randk? - zapytaem ciekawie. - Powiedzmy, e chtnie posucham pasjonujcych opowieci z ycia detektywa tropicego zodziei dzie sztuki... Wic jak bdzie, panie Pawle, zgadza si pan? - Dobrze, ale pozwoli pani postawi sobie drug kolejk, jak ju wypij to moje piwo? - dopytywaem si. - Niech pan nie bdzie taki pewny siebie, bo si jednak nie umwimy... - udawaa obraon. - A moe przeciga pan rozmow, bo oblecia pana strach, e nie zgadnie? - Nic z tych rzeczy... - rzekem i pewny swego dodaem: - Czowiek, ktry pyta o Czepkw mia rud brod i siw czupryn, a nazywa si Klaus Schumann i przedstawi si pewnie jako konserwator zabytkw z Fuldy. Cisza, ktra zapada po moich sowach, wiadczya o tym, e efekt by piorunujcy. - Troch przeraa mnie paska wszechwiedza... - odezwaa si w kocu Hanna Wieczorek. - To zwyka dedukcja i troch szczcia - tumaczyem si. - Zobaczyem Klausa Schumanna dzisiaj przed Bibliotek Na Piasku i teraz, kiedy pani do mnie zadzwonia, skojarzyem po prostu fakty. - Widz, e nie bd nudzia si, pijc z panem piwo... - rzeka Hanna Wieczorek ze miechem. - Mam tak nadziej - odparem. Poegnalimy si i wrciem do salonu pastorostwa, ktrzy czekali na mnie z koniakiem. - Jest o wiele lepszy, kiedy potrzyma si go przez chwil w rku - powiedzia pastor.

Tumaczy si w ten sposb, zupenie zreszt niepotrzebnie, z miego gestu, ktrym byo wstrzymanie si z degustacj do mojego przybycia. - Za nasze zdrowie - powiedziaa pani domu wznoszc kieliszek. - Bo sprawa, ktra sprowadzia pana pod nasz dach jest ju chyba rozwizana? Szko uderzyo o szko. Koniak by dobrej jakoci i przyjemnie rozgrzewa. Idealnie pasowa te do czarnej kawy i szarlotki, ustawionej w ksztat przypominajcy piramid schodkow na ogromnej szklanej paterze, z ktrej co chwila ktra z pociech pastorostwa cigaa kawaek i wracaa na dywanik przed telewizorem, by w skupieniu obserwowa niekoczcy si pocig Kojota za Strusiem - Pdziwiatrem. - Pyszna szarlotka - pochwaliem wypiek, kierujc sowa do pani domu. Ku memu zdziwieniu ona pastora odpara: - Nie mnie nale si pochway - odpara i spojrzaa znaczco na ma, ktry odrobin si zaczerwieni. - Jest pan zaiste czowiekiem wielu talentw, pastorze! - powiedziaem ze szczerym podziwem. Podoba mi si ten dom. Panowaa w nim rodzinna atmosfera, ale nie oznaczao to wcale, e jego gospodyni spdza cay dzie w kuchni albo biegajc po pokojach z odkurzaczem. Obowizki podzielone byy po rwno. - M si troch wstydzi - rzeka, miejc si pani domu. - Tym bardziej przy panu. - Przy mnie? - zdziwiem si. - Dlaczego? - Jest pan dla niego ucielenieniem mskoci - odpowiedziaa. - Kim w rodzaju skrzyowania Indiany Jonesa z Arnoldem Schwarzeneggerem i Paulem Newmanem. - To bardzo pochlebne dla mnie sowa - odrzekem zdumiony, e kto mgby tak o mnie pomyle. - Ale zupenie nieprawdziwe. Nie sdz zreszt, by prawdziwa msko polegaa na umiejtnym machaniu pejczem, sile albo wyjtkowo przystojnej twarzy... - To ciekawe - ona pastora spojrzaa na mnie z nowym zainteresowaniem. - Jak wic zatem zdefiniowaby pan prawdziwego mczyzn? Mylaem przez chwil, a potem odpowiedziaem: - Prawdziwy mczyzna zawsze stawia czoo yciu. I niewane, czy robi to zmywajc naczynia, czy przebijajc si z maczet przez amazosk dungl. - Chyba naley si panu jeszcze jedna kolejka - rzek pastor i z umiechem napeni moj koniakwk. - Prosz pana, prosz pana! - odezwa si nagle podekscytowany gosik Michasia. Chopiec patrzy na mnie, ale palcem wskazywa na telewizor. - Wanie leci inspektor

Wsik! Z gonikw popyn motyw muzyczny, ktry, gdyby nie zbyt dua ilo rozmaitych przeszkadzajek w tle i wesoe ornamenty, mgby otwiera serial kryminalny. W rytm mocnego pochodu basu na ekranie pojawi si ubrany jak Sherlock Holmes niski czowieczek z ogromnymi, czarnymi wsiskami marynarza, dzierc w prawym rku lup tak wielk, jak jego twarz. Inspektor Wsik przeszed ca dugo ekranu, zostawiajc za sob wyrane lady i znikn z kadru. Pojawi si po chwili, idc w drug stron, zmniejszony przez perspektyw. ladem inspektora, wszc przy ziemi, szed aciaty niczym krowa piesek o krtkiej sierci, spiczastych stojcych uszach i cienkich nogach. Obaj bohaterowie przeszli kilka razy wzdu ekranu, ani razu si nie spotykajc. W kocu pojawili si po obu jego stronach. Inspektor szed z prawej do lewej po ladach pieska, obserwujc je uwanie przez lup, Pan atka za z lewej do prawej po ladach inspektora. Gdy zbliyli si do siebie, Inspektor podnis lup i spojrza przez ni na psa, ktry szczekn wesoo. Widok powikszonej do monstrualnych rozmiarw mordki musia by tak szokujcy, e detektyw krzykn, podskoczy, a potem a przysiad z wraenia. Piesek wskoczy na niego i zacz liza mu twarz. Pojawi si tytu serii: Inspektor Wsik na tropie. Odcinek zatytuowany egnaj laleczko opowiada o straszliwym odkryciu, ktrego dokonaa pewnego ranka wacicielka Pana atki, Zuzia. Zaraz po przebudzeniu dziewczynka zauwaya, e z kredensu znikna jej ulubiona zabawka - wielka lalka ubrana w sukienk z falbankami i srebrnymi koralami na szyi. Pan atka prbowa wytropi zodzieja, ale lad urywa si zaraz przy otwartym na noc oknie pokoju Zuzi na pierwszym pitrze jednorodzinnego domku. Pies nie wywcha nic na dole pod oknem ani w caym ogrdku przed domem. Wezwano inspektora Wsika, ktry uwanie wysucha wszystkich wiadkw. Pan atka przebudzi si o wicie, bo usysza jaki haas dochodzcy od strony okna, ale pomyla, e to zaszumiao drzewo i zasn. Mama Zuzi powiedziaa, e na pewno zamkna na klucz drzwi do domu i nikt nie mg do niego wej w nocy. Kot Mruczek, ktry spa w ogrodzie, stwierdzi, e rano nad jego gow przeleciao co czarnego, ale pomyla, e to jaki spniony nietoperz i nie zawraca sobie tym gowy. Gdy inspektor rozmawia z Mruczkiem, do ogrodu wszed tata Zuzi, ktry wrci wanie z zakupw. O! Sroka! Wleciaa chyba na nasz strych - powiedzia pokazujc palcem na czerwony dach z maymi okienkami. Inspektor Wsik zamyli si na kilka chwil. Wreszcie wypi jednym haustem wielk

szklank cytrynowego soku, co, jak wyjani mi Micha, zawsze pomagao mu w myleniu i po starych skrzypicych schodach wszed na strych razem z Zuzi, Panem atk Mam i Tat Zuzi oraz Mruczkiem, ktry udawa, e caa sprawa niewiele go obchodzi i wybiera si na strych tylko po to, eby uci sobie drzemk na starej, ale bardzo wygodnej k anapie, wstawionej tam kilka lat wczeniej. Poszukiwania trway par chwil, a inspektor wiele razy uywa swej potnej lupy. Wreszcie odkryto, e w jednej ze starych, pustych szaf uwia sobie gniazdo sroka. Wok wypenionego jajkami gniazdka znaleziono nie tylko lalk Zuzi ze srebrnymi koralami, ale take pozacane wieczne piro taty i kolczyk mamy z perek, ktry zgin jej kilka dni temu. Zostawiwszy srocze gniazdo w spokoju, cae towarzystwo udao si na piknik. Siedzc ju na kocu, inspektor Wsik odwrci si do widowni i wypowiedzia swoj jedyn w czasie caego filmu kwesti, cytat z Sherlocka Holmesa zreszt: - Gdy odrzucisz to, co niemoliwe, wszystko pozostae, choby najbardziej nieprawdopodobne, musi by prawd - po czym przyoy lup do oka i mrugn. Obraz zosta wykadrowany za pomoc zwajcego si czarnego keczka i pojawi si napis: Koniec. - Podobao si panu? - zapyta Micha, z trudem odrywajc wzrok od ekranu. - Inspektor Wsik jest wietnym detektywem - odparem z entuzjazmem, co sprawio chopcu rado. - No, Michasiu, Do tego mczenia naszego gocia - powiedziaa ona pastora, na co chopiec zrobi rozalon min. - Idziemy si my - wstaa z fotela, zapaa Michasia niczym poduszk i przewiesiwszy go sobie z sapniciem przez rami, znikna w drzwiach wiodcych na korytarz. Micha szybko musia zapomnie o inspektorze Wsiku, bo przez minut sycha byo jeszcze jego miech oddalajcy si coraz bardziej w gb domu. - Jeszcze panu nie podzikowaem - odezwa si pastor, gdy miech zupenie ju umilk. - Nie bardzo rozumiem, za co miaby mi ksidz dzikowa. Przecie to nie ja znalazem Bibli Marcina Lutra. - Ale powici pan swj czas, eby tu do nas przyjecha... - jego wdziczno bya szczera. - Obawiam si, e te podzikowania s nieco przedwczesne - rzekem i opowiedziaem pastorowi o swoich dzisiejszych odkryciach. Gdy wspomniaem o pamitniku Czepki, niezwykle si oywi: - To bardzo ciekawe! - powiedzia, a oczy zalniy mu podnieceniem. - Nie

wiedziaem, e taki dokument w ogle istnieje. Czy mgbym go obejrze? - Waciwie to chciaem prosi o pomoc - rzekem, sigajc do torby po odbitk diariusza. - Pewnie lepiej ode mnie orientuje si ksidz w starej niemczynie... Moe przeczytalibymy ten pamitnik razem? Ksidz mia taki wyraz twarzy, jakbym owiadczy, e w nastpn niedziel podczas naboestwa na organach zagra Jan Sebastian Bach. Domyliem si, e wynikao to po czci z autentycznego zainteresowania histori wityni, ktr si opiekowa, po czci za, j ak to zwykle bywao z ludmi nie zajmujcymi si na co dzie rozwizywaniem detektywistycznych zagadek, z perspektywy uczestnictwa w ledztwie. - Czy miaby pan co przeciwko, eby zaczeka chwilk z tumaczeniem? - zapyta z nadziej i obaw zarazem, a gdy pokrciem gow, doda z umiechem: - Bo widzi, pan, panie Pawle, moja ona skoczya germanistyk i zna niemiecki duo lepiej ode mnie... Poza tym... - zawaha si na chwil, jakby mia powiedzie co wstydliwego, ale skoczy mocnym, pewnym tonem: - Poza tym musz jeszcze zagoni bliniaki do ek. Potem moglibymy usi sobie we trjk w spokoju i zagbi si w ten frapujcy rkopis... Zapewniem go, e z przyjemnoci zaczekam. Pastor powiedzia, ebym czu si jak u siebie w domu i wyszed, zabierajc bliniaki, ktre byy tak zmczone, e nie miay nawet siy walczy ze sob. Grzesiek i Dorota szli z opuszczonymi gowami, ziewajc szeroko i walczc z opadajcymi na oczy powiekami. Rozsiedlimy si we trjk przy kuchennym stole, pod nisko opuszczon z sufitu lamp. Przez otwarte okno z ciemnego, nocnego ogrodu wlatyway co chwila wabione wiatem owady. Fruny w stron arwki, odbijay si od jasnej kuli i nerwowo taczyy pod misk yrandola. Co kilka minut do kuchni wpadaa ma. W szalonym tacu witego Wita, plsajc po okrgach, docieraa w kocu do arwki i tuka wciekle w szklane cianki, jakby chciaa si przez nie przebi. Za kadym razem ktre z nas odrywao wzrok od rkopisu chwytao m w klatk z doni i wyrzucao pokryty pyem, uskrzydlony wochaty kbek w noc. Czytanie szo nam szybko. Diariusz podry zaczyna si od obszernego, barokowego motta, cytatu z mowy pogrzebowej niejakiego magistra Oleariusa, ktr wygosi on nad grobem rotmistrza von Mandelslo. Przytaczam kilka wierszy, ktre dobrze obrazuj filozofi podrowania Daniela Czepki: Mdry tak nie podruje ladem niejednego. Co wrciwszy niezdolen przedoy niczego Nad cudzy strj i mod, i przechwaek moc, Ile si wydawao co dzie i noc (...) Ali mdry inaczej sam objeda wiat. Jakie gdzie rzdy, baczy, i ludmi jakiemi Te s tam

obsadzone, zwaa, czy z tej ziemi Majtno jak wida w pokojowy czas (...) I gdzie si broni mona. Te si wywiaduje, Jakie w pastwie powieci czcigodne si snuje, Jak si Boga postrzega i jak suy Mu, Jakie te domy, stany, krainy s tu, Jak si charakter ludzki zmienia wedle krain, (...) Nauk wdrowiec widzie winien w tym, A skoro Bg dozwoli i kae fortuna, Przez ywot cay moe posuy mu ona (...) Pamitnik Daniela Czepki to wspomnienia z podry mdrej na sposb, w jaki widzia j magister Olearius. widniczanie, bo towarzyszem pana Daniela by, jak ju wczeniej si rzeko, pan Matthaus Scholtz, wyruszyli 5 maja 1654 roku. Przez Wrocaw, Berlin, Magd eburg i Hamburg dotarli do Lubeki, gdzie wsiedli na okrt i popynli do Sztokholmu. Po procznym pobycie w stolicy Szwecji, wrcili, zahaczajc jeszcze o Dani i Kopenhag, do Niemiec. Po rocznej tuaczce Daniel Czepko zakoczy sw relacj wpisem z 16 maja 1655 roku: jako w Dzie Zielonych wiatek, Bogu niech bd dziki, po milach 566 drogi, nazad w domu. Z racji tego, e bya to przede wszystkim zbirka pienidzy na nowy koci, wiele miejsca zajmuj opisy wyczekiwania na spotkania z wczesnymi VIP - ami i relacje z audiencji. Czasem krenie pomidzy rnymi urzdami przypomina odsyanie od Annasza do Kajfasza. Krtko niektrych wpisw pozwala si domyla, e te nieustannie ponawiane zabiegi i odczuwana czsto bezsilno wobec biurokracji musiay niekiedy mczy widnickiego podrnika tak bardzo, e starczao mu siy ledwie na to, eby wpisa do diariusza jedno krtkie zdanie. Najlepszym tego przykadem jest notka obejmujca dni od 17 do 25 wrzenia 1654 roku. To tylko trzy wyrazy po acinie: nihil potuit agi. Niczego nie mona byo uczyni. Ale trudno te si byo dziwi monym tamtego wiata i ich poddanym, e niechtnie sigali do sakiewki. Europa ledwie odetchna po pustoszcej j przez trzydzieci lat wojnie. Nie tylko widnica miaa kopoty ze wityni. Do tych samych co Czepko drzwi pukali inni kwestorzy, chociaby ci, ktrych wysano z Jawora i Gogowa, gdzie miay powsta pozostae dwa Kocioy Pokoju. Najdobitniej spraw wyrazi krl duski: (...) w kraju tym [Danii] i bez tego stoi wiele opustoszaych i zniszczonych kociow, ktre naleaoby odbudowa. Najciekawsze dla czytelnika, jeli nie jest on oczywicie historykiem biurokracji, s te momenty diariusza, w ktrych Czepko nie hamuje zazwyczaj powcigliwego pira i opisuje osobliwoci i wielkie wydarzenia, ktre przyszo mu podczas podry zobaczy. Mamy wic fantastyczne relikwie przechowywane w magdeburskiej katedrze: Jest tam tako misa, w

ktrej umy Piat rce, jest ci drabina, na ktrej kogut siedzia natenczas, kiedy to zapar si [Chrystusa] Piotr. Alici gbka, ktr pojono Chrystusa Pana zagina w rabunku miasta.; pojawia si, niczym ponura zapowied pewnej ekspozycji z naszych czasw, eksponat, na ktry Czepko natyka si w berliskiej zbrojowni: mona tam oglda wypchanego maego kara w codziennym odzieniu, 5/4 okcia wysoki, a ktry majc 28 lat w Gdasku z konia spad po pijanemu i kark sobie skrci.; s wreszcie opisani z etnograficznym zaciciem Grenlandczycy, ktrzy musieli si wyda Czepce nie mniej egzotyczni ni Indianie Kolumbowi: Tego samego dnia widziaem trzech dzikich ludzi z Grenlandii, ktrzy na brodzie posiadaj osiem wytatuowanych kresek, znak dla odrnienia. Bya wrd nich jedna panna i jedna dzieweczka w wieku lat okoo dziewiciu: soli nie jedz lecz nade wszystko rybami si poywiaj; wod pij, czas spdzaj na zabawie i robieniu lalek. Na szczegln uwag zasuguje relacja widnickiego kwestora z jego pobytu w Sztokholmie. Raz, e Czepko i Scholtz spdzili tam a p roku, dwa, e przypad on na doniose wydarzenia polityczne. Koczy si oto czas panowania na tronie szwedzkim dynastii Wazw. Dwa miesice przed przybyciem Czepki abdykowaa krlowa Krystyna Waza, osobowo n iepospolita, o ktrej wiatym umyle najlepiej niech wiadczy to, e zaprosia na swj dwr Kartezjusza, by uczy j filozofii. Krystyna, ktra bya jedn z architektek pokoju westfalskiego, zrzeka si tronu z nie do koca jasnych powodw. Oficjalnie miao jej to umoliwi otwarte przyznanie si do, uczynionej ju wczeniej, konwersji na katolicyzm. Co ciekawe, konwersja ta bya de facto wyrwaniem si krlowej - wolnomylicielki spod jarzma wczesnego surowego szwedzkiego luteranizmu i zwizaniem si z konfesj dajc wiksz swobod pogldw. Jednak zarwno wielce liberalne pogldy wzgldem religii, jak i plotki ka szuka przyczyn gdzie indziej. Powodem moga by niech krlowej do wejcia w zwizek maeski, a co za tym idzie niemono dania dynastii potomka. Niecay miesic po przybyciu kwestorw, 28 sierpnia 1654 roku, wybrzmiewa ostatni akord epoki Wazw. Umiera hrabia Axel Oxenstierna, wybitny m stanu i wdz, prawa rka Krystyny, a wczeniej jej ojca Gustawa II Adolfa, kanclerz krlestwa. Daniel Czepko nie zdoa si ju z nim spotka, chocia czeka od kilku dni na audiencj, po tym jak wczeniej przebi si przez administracyjne barykady. Tymczasem tron opuszczony przez Krystyn zaj, doskonale znany z kart historii Polski, Karol X Gustaw. To ten sam wadca, ktry w nastpnym roku zala nasz kraj

szwedzkim potopem. Na razie jednak nowy krl moci si na tronie. Trway przygotowania do lubu z ksiniczk Jadwig Eleonor von Holstein - Gottrop. Utrudniao to wydatnie starania Czepki i Scholtza, bo nikt na dworze, zaaferowanym szykowaniem wesela, nie mia ani czasu, ani gowy, by zajmowa si kolekt widniczan. Chcc nie chcc wzi udzia Czepko w wielkich uroczystociach lubnych, ktre rozpoczy si 28 padziernika i trway do 6 listopada. widniczanin zda dokadn relacj z defilad, fajerwerkw, koronacji nowej krlowej i turnieju rycerskiego. Przytocz tu tylko dwa fragmenty, by uzmysowi szczegowo i barwno jego relacji. Najpierw opis karet, ktrymi jechali do lubu narzeczeni: Powz krlewski wycieany by wewntrz zamszem czerwonym, za z zewntrz zotem, podobnie jak jego strj. Jej powz by wycieany zamszem niebieskim, od wewntrz i na zewntrz wyszywany srebrn nici podobnie jak jej strj. I jeszcze sztuczne ognie w nocy po zalubinach: (...) okoo godziny pierwszej odpalono fajerwerki. Wiele kul wodnych wystrzelono i wiele pociskw z modzierzy, jak i okrutne mnstwo rakiet. Zaiste, byy to prawdziwe fajerwerki: ukazyway koron z wiecem laurowym, a po obu stronach dwoje aniow pod imionami krla i krlowej. Bya noc bardzo ciemna, dlatego wszystko przedstawiao si niezmiernie ognicie, tak, i wszystko bez trudu mona byo rozpozna i rozrni. Trudno si dziwi, e bdc wiadkiem takich wspaniaoci, nazwa pan Christian swj diariusz Podr szwedzk. Uroczystoci weselne zakoczyy si w pierwszym tygodniu listopada, ale Czepko musia czeka a do stycznia, zanim wreszcie ogoszono i przeprowadzono kolekt. Krl ofiarowa kwestorom 120 talarw Rzeszy, co byo wwczas sum pozwalajc na zakup omiu wi, dwch i p tony masa albo czterech srebrnych pucharw. Pienidze... Jak na pamitnik powicony dziejom kolekty mao w diariuszu Czepki konkretw. Zaledwie kilka razy wymieniona jest dokadna suma. Pewnie wszystko zapisywane byo skrupulatnie we wspomnianej tu i wdzie ksidze kolektorskiej. Gdy podzieliem si tym spostrzeeniem z moimi tumaczami, pastor powiedzia: - Nic mi nie wiadomo o dziejach ksigi kolektorskiej. Zreszt i o tym pamitniku dowiedziaem si dopiero dzisiaj. Pewne jest za to, e kolekta nie przyniosa oczekiwanych rezultatw i koci zbudowano dopiero, gdy rada miejska i hrabia von Hochberg ofiarowali drewno... - Moe i zebrali mao - ona pastora podniosa wzrok znad odbitki rkopisu - ale Rada

musiaa ich ostro kontrolowa. Posuchajcie, co pisze Czepko, gdy okazuje si, e w ktrym z miast nie dojdzie do zaplanowanej kolekty, o ktrej nasz kwestor zdy ju napisa do widnicy: Przeraa mi to, osobliwie wobec moich przeoonych, ktrych przeciem pisemnie powiadomi, i rzecz jest cakowicie pewna. Teraz pewnie nabior przekonania, e pisaem im nieprawd. Na pierwsze moje pismo oczekiwaem, e powiedz mi, ebym tyle nie jedzi i nie przysparza zbdnych kosztw etc. etc. etc.. - Tym dziwniejsze s wydarzenia, do ktrych doszo podczas zebrania Rady Parafialnej po powrocie Czepki i Scholtza... - rzekem w zamyleniu, a zobaczywszy zdziwione spojrzenia pastora i jego ony, zorientowaem si, e nie opowiedziaem im jeszcze o dokumencie odnalezionym przez doktor Wieczorek. Zapado milczenie. Pastor, ktremu kleiy si ju oczy, pooy okcie na stole, pochylon gow wspar na piciach i westchn: - Co za matnia... Dzi si ju na pewno przez ni nie przebij. Jego ona spojrzaa na zegar. - Ale nam zlecia czas! Ju prawie wp do trzeciej. No, panowie, czas do ek! Podnielimy si od stou i powleklimy do salonu. Mniej wicej w poowie pokoju pastor zatrzyma si i spojrza za siebie. Poszedem jego ladem. Ku memu zdziwieniu ujrzaem Ewelin Bloch siedzc przy stole i uwanie studiujc rkopis. - A ty nie idziesz, kochanie? - zapyta pastor gosem, w ktrym zdziwienie ledwo przebijao si przez senno. - Posiedz jeszcze troch - odpowiedziaa jego ona dziarskim gosem, odrywajc wzrok od papierw. - Pomylaam, e panu Pawowi przyda si tumaczenie caoci, a poniewa nie chce mi si jeszcze spa, mog zacz od razu... Zreszt, jeli mnie pami ni e myli, to ja zawsze uczyam si w nocy, kiedy ty ju smacznie chrapae... Pastor umiechn si do maonki, wrci do kuchni i pocaowa j w czoo: - Jeste najpikniejsz pracowit mrweczk, jak widziaem - powiedzia. ona pogrozia mu palcem, ale umiechaa si przy tym. - Zmykajcie ju - dodaa tylko i znw zagbia si w zapiski siedemnastowiecznego kwestora. Niebo za oknem robio si granatowe, gdy wreszcie przykryem si kodr i poczuem, e tpe, wilgotne i zimne zmczenie ogarnia moje ciao. Ju na granicy snu, gdzie z gbin pamici wrcia do mnie kwestia wypowiedziana przez inspektora Wsika: - Gdy odrzucisz to, co niemoliwe, wszystko pozostae, choby najbardziej nieprawdopodobne, musi by prawd.

Intuicja podpowiadaa mi, e to zdanie jest wskazwk ktra pozwoli mi rozwiza zagadk kradziey Biblii Marcina Lutra. Tak te si stao. Ale zanim do tego doszo, musiaem jeszcze pokona cae mnstwo przeszkd, z ktrych pierwsza, najmniej spodziewana i wyjtkowo nieprzyjemna, czekaa na mnie nastpnego ranka w kawiarni prowadzonej przez Ewelin Bloch.

ROZDZIA SIDMY TAJEMNICE PAMITNIKA GO NIEMILE WIDZIANY JAK UKRCONO EB SPRAWIE DERSU ZWYCISKI OSTATNIA WOLA POETY, CZYLI O SZWEDZKIM DEPOZYCIE, GOCICU TRWALSZYM OD SPIU I PEWNYM ZAMWIENIU PAN POSE NIE PRZYJMUJE
Wstaem pno. Dom by ju pusty, a na kuchennym stole czekaa na mnie kartka: Panie Pawle! Prosz czu si jak u siebie w domu. A po niadaniu zapraszam na kaw i pogawdk. E. Bloch Ucieszyem si, bo podczas ostatnich dwch dni, wypenionych intensywnych ledztwem nie miaem okazji zajrze do kawiarni prowadzonej przez pani domu. Zjadem wic dwa tosty z demem truskawkowym i ruszyem do lokalu umiejscowionego w Domu Stra, tu przy bramie wjazdowej na plac Pokoju. Wszedem do rodka. ciany z nierwno uoonych cegie pomalowane bia farb, tak e wida faktur osiemnastowiecznego muru. ukowate, nisko osadzone okna - jedno due, drugie mae. Wpada przez nie duo wiata na dwa dugie stoy ustawione prostopadle do okien i obielony kominek obok bocznego wejcia, za ktrym przyczajony jest kawiarniany kontuar. Przysiadem na wysokim drewnianym stoku obok kontuaru, przywitany umiechem szefowej. Zabulgota ekspres do kawy, a po chwili poaskota mi nozdrza zapach potrjnego espresso. - Mnie te si przyda - Ewelina Bloch nalaa sobie solidn porcj czarnej kawy i usiada po drugiej stronie. - Poszam spa, kiedy byo ju zupenie jasno... - Pyszna - pochwaliem kaw, podnoszc oprnion ju w poowie filiank. Znalaza pani co ciekawego? - zapytaem, zakrywajc doni usta rozchylone w ziewniciu. - To waciwie drobiazg... - rzeka niepewnie. - Drobiazgi s najwaniejsze - zapewniem j. Byem ju zupenie obudzony. Perspektywa nowego odkrycia od zawsze dziaa na mnie lepiej ni najwysze nawet stenie kofeiny we krwi. - Prosz mwi. Signa pod kontuar i wyja stamtd odbitk rkopisu. Oddzielia od reszty pierwsz

i ostatni stron. - A teraz prosz spojrze tu - wskazaa na dat w lewym grnym rogu pierwszej karty manuskryptu - i tu - tym razem chodzio jej o dolny prawy rg ostatniej karty. Pochyliem si i odcyfrowaem wykaligrafowane zawijasy. Pierwsza bya data 15 wrzenia, za ktr nastpowa znaczek przypominajcy symbol nieskoczonoci, ktremu obcito p prawego brzuszka. Dat na kocu dao si odczyta w caoci: 1 wrzenia 1723 roku. - A wic mamy do czynienia z kopi... - powiedziaem w zamyleniu. - W dodatku prawie o sto lat pniejsz ni orygina. - Ciekawe... Bd musia zapyta w bibliotece, czy nie maj gdzie... - urwaem w p zdania, bo za moimi plecami odezwa si doskonale mi znany, nieprzyjemny gos: - No, no... Kogo ja widz... Obrciem si zaskoczony, chocia doskonale wiedziaem, czyj twarz ujrz. Zaskoczyo mnie tylko, e nie usyszaem jak wchodzi. Jest gadem, wic si tu wlizn pomylaem z niechci i spojrzaem prosto w oczy Alfreda Kobyki. - Mylaem, e jeste na urlopie... - powiedzia pracownik Departamentu Ekonomicznego udajc zaskoczenie. W jego oczach zobaczyem jednak zoliw rado, ktra kazaa mi przypuszcza, e przyszed tu specjalnie, doskonale wiedzc, e moe si na mnie natkn w kawiarni. - Dobrze mylae - odpowiedziaem. Przytakn z powtpiewaniem, ale si nie odezwa. - A ty co tu robisz? - - zapytaem go. Nie chciaem tego, ale w moim gosie zabrzmia niepokj. - Prowadz ledztwo - rzek delektujc si kadym sowem i zastyg w oczekiwaniu, jaki efekt wywoaj jego sowa. Staraem si przyj je z kamienn twarz, ale chyba nie bardzo mi to wyszo, bo usta Kobyki rozszerzy umiech. - Jak chcesz, to ci opowiem. Przepraszam, czy jest tu jakie miejsce, gdzie mona spokojnie porozmawia? - po raz pierwszy zwrci si do ony pastora. - Najlepiej bdzie chyba panom na grze... - odpowiedziaa niepewnie Ewelina Bloch. - Czuj zapach wspaniaej kawy... - powiedzia Kobyka, poruszajc teatralnie nozdrzami. - Poprosz dwie filianki espresso na gr - doda tonem zabarwionym wyszoci. - Ja ju piem - rzekem, przesuwajc swoj filiank po kontuarze. - Jak chcesz - rzek niedbale Kobyka i ruszy w kierunku schodkw, ktre znajdoway

si w gbi pomieszczenia. Bez sowa powlokem si za nim. Alfred dola sobie mleka do kawy, wsypa cukier i zamiesza yeczk w filiance. Sprbowa. - e te najlepsz kaw parz zawsze w takich dziurach... - powiedzia. Upi jeszcze yk i odstawi naczynie na talerzyk. Stukna porcelana. Wyranie czeka na moj reakcj. Nie doczeka si. - Wyobra sobie - zacz tajemniczym tonem i pochyli si w moj stron - e z tutejszego kocioa skradziono bezcenny starodruk. Bibli Marcina Lutra. - Czytaem o tym w gazecie... - rzekem obojtnym tonem. - Ale, jak ci ju wspominaem, jestem na urlopie... - dodaem z naciskiem. - To musiaa by lokalna gazeta - orzek Kobyka. - W centralnych dziennikach nie zajknli si nawet sowem... - Ciekawe zatem, w jaki sposb informacja o kradziey dotara do ministerstwa? zapytaem, ogldajc uwanie paznokcie. - Obywatelska czujno! - powiedzia entuzjastycznie Alfred, niezraony moj obojtnoci. - A wic komu chciao si napisa donos... - Kobyka skrzywi si na moje sowa. - A ty masz teraz ten donos sprawdzi... Nie rozumiem tylko, czemu postanowie powiadomi mnie o swojej misji... Kobyka odsun kaw na bok, podnis si na krzele i przechyli si przez st. Spojrzaem w nacignit gniewem twarz pracownika Departamentu Ekonomicznego. - Uwaasz, e jeste sprytny, co Daniec? - sycza Kobyka przez zby. - e moesz mn pomiata, bo kiedy powina mi si noga? Wiem, e wszysz tu od dwch dni, e prbujesz rozwiza spraw kradziey Biblii za plecami ministerstwa... Ale to ju koniec, Daniec... - na jego ustach pojawi si tryumfalny umiech. - Zostaem tu oficjalnie przysany przez ministra i to ja prowadz t spraw, a jeli sprbujesz wchodzi mi w drog i przeszkadza... - Ja tu jestem tylko na urlopie... - odrzekem spokojnie i przybraem taki wyraz twarzy, jakby sprawy ministerstwa obchodziy mnie tyle co romanse gwiazdeczek z plotkarskiego portalu. Rozoyem przy tym rce i przechyliem gow. Kobyka opad na krzeso, przysun sobie kaw i dopi j w milczeniu, rozmylajc.

Potem spojrza na mnie i powiedzia pojednawczym tonem: - Suchaj, Pawe... - szuka sw. - Jeli by chcia... Moglibymy razem... Niedoczekanie twoje! Nie mam najmniejszego zamiaru odwala za ciebie czarnej roboty. Tym bardziej e wszystkie zasugi i tak przypiszesz sobie - pomylaem, a na gos rzekem, umiechajc si ironicznie: - Widz, e duga podr stpia twoj percepcj. Powtrz zatem ostatni raz. Jestem na urlopie i nie mam zamiaru rozwizywa adnych historycznych zagadek. Zrozumiae czy mam ci to napisa? Kobyka spojrza na mnie wciekym wzrokiem, zaci usta i z trzaskiem wsta z krzesa. Bez sowa rzuci na stolik dziesiciozotowy banknot i ruszy do wyjcia. Po chwili usyszaem dudnienie jego krokw na schodach. Odczekaem do momentu, a trzasny drzwi na dole i signem po komrk. Ekranik by czarny. - Musiaa si rozadowa akurat w takim momencie... - warknem pod nosem i ju miaem si podnie, ale na schodach znowu odezway si szybkie i cikie kroki. To nie moga by pani Ewelina. Szybko schowaem komrk do wewntrznej kieszeni marynarki. Kobyka, bo to on wrci na gr, obszed stolik i stan nade mn. W jego oczach czaia si zoliwo, a twarz miaa podejrzanie przymilny wyraz. Bez sowa wycign w moj stron otwart do. - O co ci chodzi, Alfredzie? - zapytaem bez ogrdek, ale to nie speszyo pracownika Departamentu Ekonomicznego, ktry jeszcze przez chwil trwa w wystudiowanej pozie, zanim powiedzia z mciw satysfakcj: - adnie to tak? Ciekawe, co powie minister, kiedy si dowie... Spojrzaem na niego ze zdziwieniem. - W alejce biegncej od bramy stoi wehiku... - mwi powoli. - Jeeli mnie pami nie myli, pojazd ten naley do ministerstwa i ma suy jego pracownikom podczas wykonywania subowych czynnoci... - w tym miejscu zrobi teatraln pauz i pochyli si w moim kierunku - ...a nie jako transport w czasie urlopu. Podniosem si z cikim westchnieniem na krzele. Umiech od ucha do ucha, ktry pojawi si na obliczu Alfreda Kobyki wiadczy, e min musiaem mie nietg. Wyjem kluczyki do wehikuu z kieszeni i wcisnem je w do pracownika Departamentu Ekonomicznego. Dugie, delikatne, wypielgnowane palce zacisny si na nich niczym szpony drapienego zwierzcia. Metal zachrzci o metal. Bez sowa wstaem, wyminem tryumfujcego Kobyk i wyszedem z kawiarni pani

Eweliny jak niepyszny. - Mamy tu prawdziwe urwanie gowy - poinformowa mnie pan Tomasz zmczonym gosem, gdy wreszcie udao mi si do niego dodzwoni. Siedziaem w cocktail barze niedaleko Rynku. Przede mn stay dwie oprnione szklanki, ktrych cianki pokrywa rowo - biay nalot pozostawiony przez koktajle truskawkowe i jedna wypeniona do poowy ciemniejszym koktajlem z porzeczek. - Sprawa zrobia si gona, tym bardziej e od dwch tygodni nie byo adnego skandalu politycznego i media s wygodniae jak hieny... Przed chwil skoczya si konferencja prasowa, w ktrej musiaem wzi udzia - szef westchn ciko. - Wiesz, jak to lubi... - Skd si tu wzi Kobyka? - zapytaem. - A wic ju si na niego natkne... - kolejne westchnienie. - Dzwoniem kilka razy, ale... - - Rozadowaa mi si komrka - wyjaniem i zaraz dodaem. - Nie rozumiem tylko, dlaczego przyjecha on, a nie pan, szefie... - Obawiam si, e wyjanienie tej tajemnicy rwnie spadnie na ciebie... - rzek nieco enigmatycznie Pan Samochodzik. - Jak to? - jknem zgnbionym gosem. - Nie znam jeszcze wszystkich szczegw, ale sprawy maj si mniej wicej tak. Dzisiaj rano Polska Agencja Prasowa opublikowaa w gwnym serwisie depesz, w ktrej podaa informacj o kradziey Biblii Marcina Lutra. Wyobra sobie, e p godziny pniej by telefon do ministra... - Dziennikarze? - Gorzej... Dzwonili z samej gry... - Premier? - Prawie. - Skd pan o tym wie? - No c - rzek pan Tomasz ze starannie ukrywanym zadowoleniem. - Jak doskonale wiesz, panna Monika, moja dawna sekretarka, awansowaa i pracuje teraz dla ministra... - Podsuchiwaa? - zapytaem szeptem, chocia poza mn i pucujc szklanki ekspedientk nie byo w barze nikogo. - To porzdna dziewczyna - obruszy si pan Tomasz. - Szkoda... - westchnem. - Nie bd cyniczny, Pawle. To do ciebie nie pasuje... - skarci mnie szef. - A pannie

Monice, chocia nie podsuchiwaa, i tak udao si ustali co ciekawego... Wyobra sobie, e osob, ktra zadzwonia do ministra by - tu pado nazwisko czonka rzdu na niezwykle wysokim stanowisku. - Przecie on jest z Dolnego lska! - wykrzyknem. - A dokadnie rzecz biorc ze widnicy... - dokoczy szef. - Myli pan, e to on mg powiadomi tutejsz pras? - Niemoliwe. On nie bawi si w lokalne gierki. Postanowiem uatwi ci spraw i popytaem troch wrd znajomych sekretarek z kancelarii premiera... - Ma pan wiele znajomoci wrd piknych kobiet, szefie - - zauwayem z rozbawieniem, ktre miao troch rozdrani pana Tomasza. - Nie czas na arty, Pawle - szef udawa obraonego. - Sekretarki, podobnie jak protokolantki i asystentki to nieocenione rdo informacji. Pomocniczy charakter ich pracy powoduje, e czsto s dla swych przeoonych prawie niewidzialne i przypadkiem dowiaduj si rzeczy, ktre nie powinny wyj poza zacisze gabinetw... - Czego dowiedziay si paskie znajome? W suchawce zaszeleciy przewracane kartki notesu. - Ta historia ma gbsze korzenie, ni mona by si spodziewa. Zaczo si po ostatnich wyborach. Wyobra sobie, e o fotel ministra kultury toczya si wwczas zacita walka. Oczywicie wszystko zaatwiono po cichu i ostatecznie stanowisko obj nasz obecny zwierzchnik. - Kto by jego przeciwnikiem? - Pose K. - powiedzia pan Tomasz. - Czowiek bardzo wpywowy na swoim terenie i pozostajcy w zayych kontaktach z wysoko postawionymi czonkami partii. Midzy innymi tym ministrem ze widnicy... - Skoro jest taki ustawiony, to dlaczego nie udao mu si zosta ministrem kultury i sztuki? - Nasz zwierzchnik mia wiksze wpywy, poza tym jest popularniejszy... Ale historia si na tym nie skoczya... Kiedy pose K. zosta odstawiony na boczny tor, niezbyt mu si to spodobao... Od tamtej pory cigle szuka sposobu, eby skompromitowa obecnego ministra... - I zaj jego miejsce... - dokoczyem. - Cigle jednak nie rozumiem, jaki ma to zwizek z wysaniem Kobyki do widnicy... - Znam tylko plotki i informacje z drugiej rki... - szef zawaha si na moment. - Co z nich wynika? - No c - szef mwi niezbyt chtnie - Wyglda na to, e pose K. zdoa nakoni

tego ministra ze widnicy, by ten zadzwoni do naszego zwierzchnika i przekona go, e spraw kradziey Biblii Lutra naley powierzy wanie Alfredowi Kobyce. - Ciekawe czemu wybra wanie jego? - zastanawiaem si na gos. - Domylam si... - rzek szef. W jego gosie sycha byo jeszcze wikszy opr przed wypowiadaniem na gos swoich myli ni wczeniej. - Nie uatwia mi pan dzisiaj sprawy - bknem zniechcony do suchawki. - Przepraszam ci, Pawle, ale do niezrcznie mi o tym mwi... Wiesz, jak nie lubi si chwali... Znaem pana Tomasza na tyle, eby go nie popdza. Jego gos, pewniejszy i spokojny, wiadczy, e podj ju decyzj, by o wszystkim mi powiedzie. Wystarczyo zaczeka chwilk w milczeniu. - A wic uwaam - pan Tomasz mwi to takim tonem, jakby przyznawa si wanie, e przez wiele lat podkrada papierosy dyrektorowi Marczakowi - e Kobyka zosta wysany z t misj bo istnieje dua szansa, e nie uda mu si rozwiza zagadki i skompromituje ministerstwo... Przez chwil trawiem t informacj w ciszy. - Nie powiedziaem ci jeszcze jednej wanej rzeczy, Pawle - przerwa milczenie mj szef. - Czowiek, ktry dzwoni do ministra, ten pose K... - Co z nim? - On jest ze widnicy... Mgbym oczywicie od razu odnale biuro posa K. i sprbowa z nim porozmawia. Wolaem jednak dobrze si przygotowa. Politycy nie nale do atwych przeciwnikw, szczeglnie gdy dojdzie do sownej potyczki. W pierwszym odruchu skierowaem swe kroki do biblioteki, ale zanim tam doszedem, zrozumiaem, e mog skorzysta z duo lepszego rda informacji. Zamiast wic skrci w lewo we Franciszkask przeciem plac 1 Maja i skrciem w prawo, w ulic Jagiellosk. Minem zrujnowany budynek, ktry, jak gosiy tabliczki na siatce, nalea do zielonowitkowcw, i doszedem do komendy policji. Korytarzami wyoonymi gumoleum, wzdu byszczcych w wietle jarzeniwek zielonych lamperii dotarem do drzwi z tabliczk Komisarz Micha Jachimowicz, zastpca komendanta KMP w widnicy. Od razu zrozumiaem, e co jest nie tak. Jachimowicz przywita mnie niemiaym umiechem, a na jego twarzy nie wida byo charakterystycznego wyrazu niezmconej pewnoci siebie wynikajcej z przewiadczenia, e stoi si po stronie sprawiedliwoci.

- Dzie dobry, panie Pawle - wsta na mj widok. - Napije si pan herbaty? Skinem gow i przygldajc si w milczeniu policjantowi, ktry zdj z suszarki nad umywalk dwa kubki, nastawi wod i wrzuci do naczy ekspreswki, czekaem, a zacznie rozmow na temat ledztwa w sprawie kradziey Biblii. Ale policjant nie kwapi si do tego. Kiedy przechyli czajnik, eby nala wrztku do kubkw, dzibek naczynia lekko zadra i kilka kropel wody spado na cerat, ktr zacielono blat szafki obok umywalki. Upiem yk lurowatej herbaty i odstawiwszy kubek na biurko, zapytaem siedzcego przede mn policjanta, starajc si, by mj gos zabrzmia naturalnie: - Jak idzie ledztwo w sprawie naszego niemieckiego znajomego? Policjant przez chwil myla wpatrujc si w bury pyn parujcy z jego kubka. Wreszcie westchn i powiedzia: - Jutro prokurator wyle do sdu akt oskarenia przeciwko Erichowi Funkemu... Poczuem si jakby kto wymierzy mi siarczysty policzek. - Sucham? - wykrztusiem odsuwajc od siebie kubek. Odechciao mi si pi. Przecie jeszcze wczoraj mwi pan, e wierzy Funkemu! Znowu chwila milczenia. Komisarz Jachimowicz nie patrzy na mnie. Dopiero zanim znw zacz mwi, oderwa na sekund wzrok od kubka, ale szybko znw go opuci. - Nie wiem, czy ma pan tego wiadomo, ale w Polsce ledztwami kieruj prokuratorzy, nie policjanci - rzek. - Kiedy przedstawiem wyniki dochodzenia prokuratorowi, ten uzna, e mamy wystarczajco duo dowodw, by oskary Funkego... Niech pan nie myli, e nie prbowaem namwi go, eby pozwoli mi dalej pocign ledztwo... - usprawiedliwia si Jachimowicz - Rozmawialimy chyba ze dwie godziny. Na prno... - To znaczy, e nie pracuje ju pan nad t spraw? - Niestety... - Jachimowicz rozoy bezradnie rce. - Co nie znaczy - przy tych sowach pochyli si nad stoem, mwic konspiracyjnych szeptem - e nie mog panu pomc. Po to zreszt chyba pan do mnie dzi przyszed, nieprawda? Nie od razu odpowiedziaem. Podjcie decyzji, czy zaufa Jachimowiczowi zajo mi minut. Postanowiem zaryzykowa: - Tak, panie komisarzu - - powiedziaem. - Chtnie zapytam o kilka spraw... Jachimowicz sucha uwanie. Zdaem mu szczegow relacj z telefonu od pana Tomasza. Wspomniaem take o tajemniczym autostopowiczu i odkryciu, e jest pracownikiem Goca widnickiego

- Szkoda, e wczeniej mi pan o tym nie powiedzia... - skwitowa histori z nachalnym reporterem komisarz. Szybko bym go namierzy. Ale lepiej pno ni wcale... Prosz chwilk tu zaczeka - powiedzia wstajc - zobaczymy, co to za ptaszek... Wrci po kilku minutach z zadowolon min dzierc w doni otwierany od gry notes. Zasiad za biurkiem, przerzuci kilka kartek, odoy notes na bok i sign do wewntrznej kieszeni marynarki. Wydoby z niej zoon w czworo kartk. Rozprostowa j i przesun w moj stron: - To on? - spojrza na mnie pytajco. Kwadrat kadru wypeniaa zoona z malutkich pikseli, ale nie pozostawiajca adnych wtpliwoci, podobizna. Skinem gow w potwierdzeniu. - Czy on... ju wczeniej...? - Nie - umiechn si Jachimowicz - to zdjcie z portalu spoecznociowego. Zawsze mnie zadziwia, z jak atwoci ludzie decyduj si umieci tam swoje zdjcia i dane. To przecie zupenie tak, jakby ogaszali si w prasie... Ale mniejsza z tym... - podnis notes z biurka i przerzuci szybko kilka stron. - No wic, ten paski autostopowicz nazywa si Kazimierz Latopolski i jest dziennikarzem w Gocu widnickim. Dotychczas nie mia adnych konfliktw z prawem... - Ale? - zapytaem, widzc w oczach komisarza bysk, ktry wiadczy, e to nie koniec opowieci. - Bardzo pan domylny... - rzek Jachimowicz z uznaniem kiwajc gow. - Prosz sobie wyobrazi, e nasz pan Latopolski jest ziciem posa K. Nie byo na co czeka. Prosto z Jagielloskiej przeszedem kilkoma uliczkami zalanymi podszytym chodem wiatem majowego popoudnia i znalazem si pod nie wyrniajc si niczym specjalnym kamienic. Wedug informacji wyszperanej przez komisarza w Internecie, to wanie tu znajdowao si biuro posa K. Wszedem w cie bramy i rozgldaem si za jak strzak, ktra powie mi, gdzie skrci, kiedy rozleg si dzwonek telefonu. - Dzie dobry, tu Hanna Wieczorek - odezwa si sympatyczny gos pani doktor. Nasz Dersu wanie wrci z polowania. Jeli poda mi pan numer jakiego faksu, zaraz wszystko panu podel. Odchodzc spod kamienicy, wyjem komrk. Zadzwoniem do komisarza Jachimowicza i poprosiem go o przysug. Niechtnie si zgodzi, obiecujc, e postara si pomc.

Czarna skrzynka wypluwaa z siebie szerok wstg papieru przynajmniej przez kwadrans. Razem z pastorem dzielilimy j na mniejsze kartki, tak e ju w pi minut po tym, gdy faks skoczy pracowa, na biurku lea niewielki stosik odbitek dokumentw, skadajcych si na prywatne archiwum Daniela Czepko von Reigersfelda. Woyem papiery do podanej mi przez pastora teczki i z powanymi minami konspiratorw udalimy si do kawiarni pani Eweliny. ona pastora przekazaa prowadzenie interesu jednej ze swych wsppracownic i we trjk ruszylimy na gr, do pomieszczenia, w ktrym jeszcze kilka godzin temu starem si z Kobyk. Zasiedlimy w najciemniejszym kcie pokoju. Pani Ewelina z namaszczeniem otworzya teczk i wgryza si w kaligraficzne zawijasy. Kady przeczytany dokument odkadaa na bok, streszczajc w jednym zdaniu jego zawarto: - Nadanie tytuu szlacheckiego z 1656 roku... - Szkice epigramatw, ale to jakie liryki miosne... - Rachunek za buty... Po godzinie na kawiarnianym stoliku przerobionym ze starej maszyny do szycia marki Singer zostay ju tylko trzy dokumenty. Pierwszy okaza si by brudnopisem jakiego nudnego urzdowego raportu na temat kopalni zota w miejscowoci Reichenstein i szybko trafi na kupk po lewej stronie, ale ledwie ona pastora odczytaa nagwek nastpnego, zawieciy si jej oczy. - To testament Daniela Czepki - wyszeptaa i natychmiast wrcia do lektury. Nieruchomoci... ruchomoci... pisma... - Ewelina Bloch przebiegaa szybko po linijkach tekstu. - O, tu jest co ciekawego! - wykrzykna nagle. - Posuchajcie! - powiedziaa i przetumaczya: (...) Co za si tyczy szwedzkiego depozytu, to niech si Pan Primarius Hoffman nie obawia, albowiem zgodnie z obietnic gociniec do niego aere perennius uczyniem i taki, e nawet gdyby spad gwatowny deszcz y przysza powd y wiatry wiay nic mu si sta nie moe i do celu doprowadzi(...). - Szwedzki depozyt - powtrzyem za on pastora, wypuszczajc powietrze. - No niele... - miay ten Czepko... - umiechn si pastor Bloch. - W jednym zdaniu cytuje Horacego i Bibli... - Kiedy sporzdzono ten dokument? - zapytaem pani Ewelin. - 4 czerwca 1660 roku, w widnicy. Wycignem notes i sprawdziem dat zgonu poety.

- A wic napisa to niecae trzy miesice przed swoj mierci... - stwierdziem. - I dwa lata po mierci brata Christiana. Czy to moliwe, e szwedzki depozyt to co, co Christian przywiz ze swojej zamorskiej podry? I po mierci trafio to do jego brata? zastanawiaem si gono. Pastor i jego ona patrzyli na mnie z wyton uwag ale adne z nich si nie odezwao. - Zamy, e tak jest w istocie - powiedziaem po chwili. - Wiemy na pewno, e nie byy to pienidze zgromadzone w czasie kolekty przez Czepk i Scholtza, bo tych byo tak niewiele, e nie wystarczyy nawet na budow Kocioa Pokoju, nie mwic ju o odkadaniu ich w depozyt... Z drugiej strony, Rada Parafialna, ktra kontrolowaa kolekt, wykrya, e w ksidze rachunkowej brakuje jednej strony, a tego braku kolektorzy nie byli w stanie albo nie chcieli wyjani. Dopiero tajemnicza interwencja Daniela Czepki sprawia, e kocielni notable przestali o ni pyta. I oto kilka lat pniej ten sam Daniel Czepko zwraca si w swoim testamencie do pastora Kocioa Pokoju, by nie martwi si o szwedzki depozyt, bo on wskae mu do niego drog... - Sam fakt, e Daniel napisa o tej sprawie w testamencie - wczya si pani Ewelina wiadczy dobitnie, e musiao to by co cennego lub wanego. W swej ostatniej woli czowiek nie zajmuje si drobnostkami... - Mamy za mao informacji - rzek ze zmartwion min pastor. - eby dowiedzie si, czym jest szwedzki depozyt, musielibymy go odnale... - A eby to zrobi, trzeba pody gocicem, ktry wytyczy Daniel Czepko dodaem. - Skoro wiadomo w testamencie miaa by jasna dla primariusa Hoffmanna, moe i nam uda si j zrozumie. Pani Ewelino, czy mogaby pani jeszcze raz przeczyta fragment testamentu, ktry o tym mwi? Suchalimy przez chwil. - Pierwszy cytat to aluzja do wiersza Horacego - powiedzia pastor - Exegi monumentum aereperennius, czyli, jak to przetumaczy Lucjan Rydel, Stawiem sobie pomnik trwalszy ni ze spiu. W tamtym wierszu mowa bya o dziele poetyckim, ktre zapewnia niemiertelno, wic moe chodzi o spucizn literack Czepki... - Ale w takim razie po co cytowaby Bibli? - mylaa na gos pani Ewelina. - Jeli si nie myl, to fragment z Ewangelii witego Mateusza... - Ktry sucha tych sw moich y czyni je - zacytowa pastor - przypodoban mowi mdremu, ktry zbudowa dom swj na opoce: Y spad gwatowny deszcz y przysza powd y wiatry wiay y uderzyy na on dom; ale nie upad, bo by zaoony na opoce.

Zapado milczenie. Mylaem intensywnie wpatrujc si w potne belki stropu. - Spjrzcie na to - przerwa mi podekscytowany szept Eweliny Bloch i szelest kartki. To ostatni dokument z teczki. Rachunek za nieduy blok piaskowca. A kupujcym jest nie kto inny, jak Daniel Czepko. - Jak dat ma ten rachunek? - zapytaem podekscytowany. - 6 czerwca 1660 roku. Dwa dni po spisaniu testamentu. - Po co poecie blok piaskowca? - zastanawia si pastor. Ale ja znaem ju odpowied na to pytanie. - Na nagrobek - powiedziaem. - Piaskowiec to skaa. Inaczej opoka. Opoka mocniejsza od spiu, ktra wskae drog do szwedzkiego depozytu. Zakurzyo si. Pastor pooy na swoim biurku opas ksig i otworzy j. Na pokym, pomarszczonym papierze cigny si z gry do dou starannie, od linijki wyrysowane rubryki, wypenione wykaligrafowanymi literami. - To musi by gdzie na pocztku - duchowny przewraca z szelestem stronice. - 1662, 1661... Jest! 1660! Pochylilimy si nad ksig parafialn sprzed trzystu lat. Pastor powid palcem po rubrykach i odnalaz nagwek September. - Jaki to by dzie? - zapyta nie patrzc na nas. - smy wrzenia - odpowiedziaem. - Dobrze... Dodajmy trzy dni i mamy jedenasty wrzenia - rzek pastor studiujc parafialn ksig. - Tego dnia by tylko jeden pogrzeb. Pochowano wwczas Daniela Czepk von Reigersfelda. - Czy da si jako ustali, gdzie spocz? - Jest na to szansa - powiedzia pastor. - Ale najpierw bd musia zadzwoni - sign po komrk i chwil co w niej sprawdza. - Kochanie - zwrci si do ony - masz moe numer telefonu do doktora Dzicioa? Pastor telefonowa, a jego ona opowiadaa. Doktor Dzicio, naukowiec z pobliskiego uniwersytetu w Zielonej Grze pasjonowa si epigrafi, czyli nauk badajc napisy wyryte na kamieniu, drewnie i metalu. W zeszym roku zorganizowa na cmentarzu przy Kociele Pokoju warsztaty epigraficzne dla modziey. Ich uczestnicy przemierzali gszcz widnickiej nekropolii, odsaniali pokryte bluszczem nagrobki, podnosili te, ktre si przewrciy, mierzyli je, katalogowali i prbowali odcyfrowa tre i znaczenie wyrytych na nich napisw. Plonem zaj bya komputerowa baza danych, zawierajca poow widnickich nagrobkw.

Podczas warsztatw, ktre miay odby si za dwa miesice, planowano ukoczenie dziea. - Rozumiem... - pastor koczy rozmow. - Dzikuj panu bardzo... Oczywicie, zadzwoni jak tylko bd co wiedzia... Tak, tak... Do zobaczenia. Duchowny rozczy si i spojrza na nas z rezygnacj. - Niestety... Wrd nagrobkw zinwentaryzowanych w zeszym roku nie ma pyty z nazwiskiem Czepko von Reigersfeld... - Trudno - westchnem ciko, wiedzc co mnie czeka. - Nie pozostaje nic innego jak zabawi si w Indian Jonesa... Na pierwszy ogie poszy nagrobki, ktre ogrodzono kwadratowymi balustradami z pordzewiaego elaza. Kilka takich potw rozmieszczono wok kocioa i na obrzeach cmentarnej dungli. Rny by ich stan. Niektre stay cakiem prosto, bluszcz i trawa nie zdoay zdoby ich wntrz, a nagrobki w rodku zachoway si niemal nienaruszone, inne zarosy traw albo uywano ich jako podrcznych skadw na zmurszae pyty, ktre ju od dawna nie stay na przynalenych im grobach. I chocia mocno napociem si podnoszc cikie pyty, moje poszukiwania nic nie day: Jak tak dalej pjdzie, bd tu lcza do nastpnych warsztatw epigraficznych pomylaem. Ruszyem ku zachodowi, w gb cmentarzyska, w stron miejsca, gdzie po raz pierwszy spotkaem si z komisarzem Jachimowiczem. Spoza zielonych, wysokich traw i pokrzyw wyania si gdzieniegdzie rudy szkielet potu. Z bluszczu, ktry niczym zielone morze, zasa niemal cae poszycie, wyrastay przekrzywione, pokryte czarno - szarymi zaciekami, wyspy nagrobkw. Bluszcz utrudnia spacer, wic co jaki czas nog, a kiedy trzeba byo podnie jak ukryt pod nim pyt, obejmowa j swoimi cienkimi, ale niezwykle silnymi ramionami i musiaem co chwila uywa scyzoryka, by uwolni piaskowiec z jego wizw i sprawdzi, co wyryto po drugiej stronie. Po godzinie czuem, jak koszula przykleja mi si do plecw, przerwaem wic na chwil i podszedem do wyaniajcego si spod zieleni elaznego potu, zdjem kurtk, zawiesiem j na rogu ogrodzenia i ju miaem wrci do beznadziejnych poszukiwa, kiedy od strony kocioa dobieg mnie okrzyk: - Teraz ju nam pan nie ucieknie! Drzewa zasaniay widok w kierunku, z ktrego dobiegy mnie te sowa, wyszedem wic spord bluszczu na ciek i ujrzaem Potn Gromadk idc w moj stron. - Polujemy na pana od wczorajszego popoudnia! - powiedzia Dugi podajc mi rk. - A pan jakby zapad si pod ziemi...

Przywitaem si z reszt wesoej kompanii i zostaem zasypany gradem pyta. Przez p godziny musiaem opowiada o postpach w ledztwie. - Nie pozostaje mi nic innego - zakoczyem sw relacj - jak zacytowa klasyka i zapyta: pomoecie? - Pomoemy! - odpowiedzia chr rozweselonych gosw. Ustawilimy si w tyralier i metodycznie przeczesywalimy cmentarz przez nastpne dwie godziny. Mimo e moi modzi pomocnicy pracowali niezmordowanie, udao si nam posun zaledwie trzy metry w gb cmentarza. Podnosilimy z Dugim jak wyjtkowo cik pyt z piaskowca, gdy odezwa si mj telefon. - Wanie przyjecha - powiedzia komisarz Jachimowicz i, zgodnie z umow, natychmiast si rozczy. - Bd musia na chwilk si urwa... - powiedziaem do Dugiego. - Jeli chcecie, moecie zrobi sobie przerw... Ale chopak tylko si umiechn, machn rk i zacz czyci pyt z wilgotnej darni i strca na ziemi pdzce w gr i w d kamienia mrwki. Wehiku sta po drugiej stronie ulicy. Szybkim krokiem wszedem w chd bramy. Strzaka w jej wntrzu zaprowadzia mnie na pachnc zatch wilgoci klatk schodow. Wspiem si na drugie pitro i zapukaem. - Prosz - odezwa si ze rodka damski gos. Otworzyem drzwi obite z drugiej strony skajem wypchanym gbk. W mikroskopijnym sekretariacie za biurkiem, ktre kiedy musiao sta w jakiej przychodni, siedziaa wysoka blondynka. Obdarzya mnie szerokim umiechem, ktry doskonale nadawaby si do reklamowania pasty do zbw, ale nic nie powiedziaa. Zastyga w oczekiwaniu. - Chciaem zobaczy si z panem posem - powiedziaem. - Pan pose jest w tej chwili zajty. Zreszt dzisiaj nie przyjmuje. Prosz przyj w poniedziaek po weekendzie. Wtedy jest dyur poselski. - To sprawa najwyszej wagi - rzekem i dodaem konspiracyjnym szeptem, opierajc si jedn rk o biurko: - Przyjechaem z Warszawy. Dziewczyna umiechna si, o ile to w ogle moliwe jesz cze szerzej i jeszcze promienniej. - Zobacz, co da si zrobi - szepna i wstaa poprawiajc kus spdniczk. Drobnymi, energicznymi kroczkami ruszya do drzwi prowadzcych do gabinetu zwierzchnika, ktre znajdoway si dwa metry od jej biurka. Ju przy drzwiach obrcia si i

wskazaa fotel ze skry pod cian: - Niech pan spocznie, to chwilk potrwa. Skra fotela zaskrzypiaa, kiedy w nim usiadem. Pi minut obserwowaem przez okno odrapan cian ssiedniej kamienicy. Dziewczyna wrcia. Miaa kwan min. - Pan pose zaprasza - rzeka, zostawiajc uchylone drzwi i nie zawracajc sobie wicej gowy moj osob zasiada przy biurku i zacza bardzo szybko uderza w klawiatur komputera. Biuro posa K. urzdzono z peerelowskim przepychem, tu i wdzie okraszonym nowobogackim akcentem. A wic cikie, potne i lnice biurko pod oknem zasunitym zasonami z pluszu, ktre nie pozwalay tu wpada promieniom soca i powodoway, e w pomieszczeniu panowa pmrok. Szafki wypenione ksikami, ktrych nikt nigd y nie otworzy, nie mwic ju o czytaniu, na pododze mikki dywan. Przed biurkiem fotel ze skry, identyczny z tym, na ktrym zasiada pose, tylko nieco niszy. Przedstawiciel wadzy mia powierzchowno i tusz urzdnika z powiatowego miasteczka - wsy, spocona ysina zaczesana na poyczk, okulary, za nimi zmczone oczy. Do jego twarzy zupenie nie pasowa szykowny garnitur z granatowej weny, ktry, jak si domylaem, uszyto na miar, grube, wypielgnowane palce ozdobione masywnym sygnetem i zapach markowych perfum, ktry unosi si w powietrzu. Chciaem dyskretnie rozejrze si po gabinecie, ale pose K. ubieg mnie i z faszywie jowialnym umiechem poprosi, bym usiad w fotelu za biurkiem. Przez chwil panowao milczenie. Potem pose odchrzkn, a gdy nie zdoa mnie w ten sposb skoni do mwienia, zapyta grzecznym tonem: - Co pana do mnie sprowadza? Jeszcze chwil potrzymaem go w niepewnoci, a potem powiedziaem powoli, patrzc prosto w niespokojne oczy urzdnika: - Chciabym porozmawia o Kazimierzu Latopolskim... Pose przekn lin i przejecha rk po ysinie, ktra w cigu sekundy pokrya si rubinow czerwieni. Jego popieszny gest nie zdoa jednak powstrzyma duej kropli potu, ktra zjechaa z samej gry czaszki i z cichym odgosem uderzya w lec przez posem kartk papieru.

ROZDZIA SMY GROBY I OSTRZEENIA PYRRUSOWE ZWYCISTWO PYTA Z PIASKOWCA KUSZENIE SIERANTA WSKAZWKA POD PIASKIEM EPIGRAM - ZAGADKA LEGENDARNA BIBLIOTEKA WIZYTA U NERWICOWCA
Pose K. doskonale zna zasad, e najlepsz obron jest atak: - Kim pan jest?! - wykrzykn oburzony, podnoszc si nieco na krzele. - Prosz natychmiast si przedstawi albo wezw policj! - Nazywam si Pawe Daniec - mwiem spokojnie nie ruszajc si z miejsca. - I jestem pracownikiem Departamentu Ochrony Zabytkw Ministerstwa Kultury i Sztuki. - Ach tak - rzek pose K. umiechajc si przebiegle i moszczc na swoim wielkim fotelu. Wielki brzuch znikn pod lini blatu, powodujc, e widoczna bya ju tylko niewielka cz korpusu urzdnika. Z trudem sign po suchawk telefonu umieszczonego po prawej stronie. Podczas tej czynnoci mankiet wysun mu si mocno z rkawa. Zobaczymy, co na to powie paski zwierzchnik... - Ciekawe, e zna pan na pami wanie numer Ministerstwa Kultury i Sztuki - moje sowa sprawiy, e pose si zawaha. Wykorzystaem to i podniosem si powoli w fotelu, pozwalajc, by zaskrzypiaa skra obicia. Moje oczy byy teraz na wysokoci wzroku posa. Na pana miejscu odoybym suchawk i posucha, co mam do powiedzenia - przerwaem na sekund, eby kade sowo dotaro do urzdnika - chyba, e woli pan, ebym od razu poszed z tym do gazet. Chwila zastanowienia. Cikie westchnienie. Szczk odkadanej suchawki. - Nie daje mi pan wyboru... - ton jego gosu nie pozostawia wtpliwoci, e uwaa moje zachowanie za szanta. - Nie ja zaczem - odparowaem i odchyliem si znw na fotelu, skadajc donie w piramidk. - Moe wic od razu przejdzie pan do rzeczy... - - wymowne spojrzenie na zegarek. - Z przyjemnoci - odpowiedziaem. - Jak pan doskonale wie... - pose ju otwiera usta, eby zaprzeczy, ale mj wzrok go powstrzyma - ministerstwo przeprowadza wanie niezwykle delikatn i tajn akcj dotyczc pewnego widnickiego zabytku. Pan, panie pole, postanowi wykorzysta t sytuacj do swoich celw. Przekaza pan informacj o moim

przyjedzie swemu ziciowi, Kazimierzowi Latopolskiemu, ktry pracuje w Gocu widnickim, by ten j upubliczni i w ten sposb utrudni nam zadanie oraz, co chyba dla pana waniejsze, postawi w niezrcznej sytuacji mego zwierzchnika... - Ciekawa historyjka - usta posa rozcigny si w ironicznym umieszku. - Dalej robi si jeszcze ciekawsza - rzekem z przeksem i znw pochyliem si w kierunku urzdnika, ktry straci nieco rezonu i odsun si z tak min jakbym trzyma przy jego szyi szpic klingi rapiera. Zmruyem oczy. - Ujawnienie mego przyjazdu do widnicy to byo dla pana za mao. Postanowi pan postawi kropk nad i. W tym celu uy pan swoich znajomoci i doprowadzi do tego, e gdy o sprawie napisaa PAP, do widnicy nie wysano Tomasza N.N., najbardziej dowiadczonego poszukiwacza zaginionych skarbw w Polsce, ale Alfreda Kobyk, czowieka, ktrego najwikszym yciowym sukcesem bya jak dotd sprawa kradziey srebrnych sztucw z regionalnego muzeum, zakoczona utrat nie tylko sztucw, ale take pienidzy na okup. Taki czowiek dawa panu pewno, e sprawa nie zakoczy si sukcesem... Gdzie za mn zaszelecia zasona. Chciaem si odwrci, ale pose zareagowa natychmiast. Stumi panik, ktra na sekund pojawia si w jego oczach i powiedzia ostro, patrzc mi prosto w oczy: - Nie rozumiem, czego pan ode mnie oczekuje? - prychn z pogard. - e potwierdz te paskie brednie? - Oczekuj, e si pan opamita - rzekem twardym gosem. - I zastanowi nad konsekwencjami... Wemy na przykad tego paskiego zicia... Jest pan go na sto procent pewien? Lekko wystraszona mina posa starczya mi za odpowied. - No wanie... A co jeli okae si, e jest zamieszany w kradzie w Kociele Pokoju? Pose zblad. Zawsze mnie dziwio, jak bardzo pycha potrafi przymi wyobrani. - No dobrze - wychrypia po chwili gosem, w ktrym nie byo ani ladu wczeniejszej buczucznoci. - W jaki sposb mgbym panu pomc? - Po pierwsze, prosz si wicej nie wtrca. A po drugie, odpowiedzie szczerze na kilka moich pyta. - Sucham... - Czy paski zi interesuje si histori albo sztuk? - To dobre! - pose parskn miechem. - Skd to panu przyszo do gowy? Jedyne obrazki, jakie interesuj mojego zicia, to te, ktre wydrukowano na banknotach, a z historycznych postaci najbardziej lubi Wadysawa Jagie i Zygmunta Starego.

- Zauway pan ostatnio jak zmian w jego zachowaniu? - Nie potrafi odpowiedzie na to pytanie. Niezbyt dobrze go znam - pose dostrzeg moje pytajce spojrzenie i od razu doda: - Byem przeciwny maestwu mojej crki z kim takim... Ale wie pan jak to jest. Pannica si upara i nie miaem wyboru. Spotykamy si t ylko w wita i podczas wikszych rodzinnych uroczystoci... - Dlaczego nie chcia pan, eby Latopolski oeni si z pask crk? - A jakie on ma perspektywy ze swoim lenistwem i rednim wyksztaceniem? odparowa pose. - Nawet t ndzn posad w Gocu widnickim musiaem mu zaatwi... Ma szczcie chystek, e j utrzyma... - pose zacisn pici. - Nie przeszkadzao to jednak panu poprosi go o przysug, gdy zasza taka potrzeba? Pose K. rzuci mi spojrzenie, ktre miao mwi: Jak to? Przecie w ten sposb mia okazj spaci wobec mnie dug!. - Chce pan jeszcze o co zapyta? - pose spojrza na zegarek. - Za p godziny mam spotkanie. - Wicej pyta nie mam, ale prosz zapisa mi numery telefonw do zicia. Po chwili stao si zado mej probie. Wstaem wic, poegnaem si z posem i ruszyem do drzwi. Trzymaem ju rk na klamce, gdy, niczym porucznik Columbo, odwrciem si do posa i powiedziaem gono: - Bybym zapomnia... Gdyby spotka pan przypadkiem Alfreda Kobyk, prosz mu powiedzie, e Biblia Marcina Lutra ju si znalaza, wic moe spokojnie wraca do Warszawy... Pose nie odpowiedzia. W ciszy, ktra zapada po moich sowach, usyszaem po raz drugi tego popoudnia cichy szelest zasony. Alfred Kobyka, bo to on, jak si niemal od razu domyliem, ukryty by za szeleszczc zason w gabinecie posa, nie kwapi si z wyjciem na ulic. Opuci biuro posa pi minut po mnie. Z mojego punktu obserwacyjnego przy wehikule widziaem, jak lkliwie wychyli si z klatki schodowej, a ujrzawszy mnie, opartego o pot, obok ktrego zaparkowany by nasz ministerialny wz, szybko umkn z powrotem w mrok. Mniej wicej co dziesi minut wyaniaa si zza rogu jego ulizana za pomoc elu fryzura. Za trzecim razem postanowiem skoczy t fars i zawoaem w stron ciemnej bramy: - Hej, Alfredzie! Czy to ty? Nikt nie odpowiedzia. Zamiast tego z bramy powoli wyoni si Kobyka. Twarz mia kredow, usta cinite tak mocno, e bielay mu wargi. Szed wolno z opuszczon gow ktr podnis tylko, eby rzuci mi mordercze spojrzenie. Bez sowa wyj z kieszeni

kluczyki i otworzy drzwiczki wehikuu. Wydawao si, e wsidzie bez sowa, ale on cofn nog i opierajc lewe przedrami na krawdzi drzwiczek powiedzia bardzo cicho i powoli, jakby mwienie sprawiao mu trudno: - Wygrae, Daniec. Wracam do Warszawy - Kobyka spojrza na mnie z pretensj. Jeste zadowolony? Znikn w szoferce, trzasn drzwiczkami i uruchomi pojazd. Nie mino nawet dwadziecia sekund, a po wehikule pozosta tylko ostry zapach spalin unoszcy si w powietrzu. Przez ca drog do Kocioa Pokoju koatay w mojej gowie sowa Alfreda. Za kadym razem, gdy przypominaem sobie peen bezbronnej pretensji ton pracownika Departamentu Ekonomicznego, wyrzuty sumienia powodoway nieprzyjemne sensacje w odku. No bo dlaczego Alfred Kobyka nie miaby po raz kolejny wzi udziau w ledztwie? Dlatego, e raz powina mu si noga, bo go nie lubiem, a poza karier niewiele go obchodzio? To chyba za mao, eby skrela czowieka? - pomylaem. Gdybym mg cofn czas i jeszcze raz wysucha propozycji wsppracy, ktr Alfred zoy mi dzisiaj rano na piterku kawiarni ony pastora, zgodzibym si bez wahania. Z drugiej strony, chocia nie chciaem si do tego w obecnej sytuacji przed sob przyzna, wyjazd Kobyki by mi na rk. Wolaem prowadzi ledztwo sam. Gdybym dopuci do niego Alfreda, musiabym liczy si z jego delikatnym ego, uwaa bez ustanku na rozbuchan ambicj i uniono wzgldem zwierzchnikw i ludzi wpywowych. Przeszedem przez bram prowadzc na plac Pokoju i poczuem, e co jest nie tak. Po chwili zrozumiaem, e w cmentarnej dungli po prawej stronie nie wida adnego ruchu. Wygldao na to, e Potna Gromadka zaprzestaa poszukiwa. No tak, pomylaem. Pewnie si zniechcili. W ich wieku byem taki sam... Zajrzaem do kawiarni, ale tam ich nie byo. Obszedem koci od poudniowej strony, brodzc w dywanie bluszczu, a potem wszedem na ciek biegnc wzdu pnocnego muru. Gdy minem spory kasztanowiec, zasaniajcy widok w gb cieki, zrozumiaem, czemu wok kocioa panuje taka cisza. Szecioro modych ludzi, jakby nie zauwaajc, e ich ubrania pobrudzia ziemia i zielone soki traw, e ich wosy s zmierzwione, a klatki piersiowe unosz si w niespokojnym, zmczonym oddechu, patrzyo z zachwytem w oczach na jedn z pyt ustawionych pod murem w prowizorycznym lapidarium. Szybkim krokiem podszedem do nich i zza plecw Potnej Gromadki spojrzaem w tym samym co oni kierunku.

Przez jedn chwil nie widziaem niczego innego. Tylko nieco nadgryzion zbem czasu pyt z piaskowca, na ktrej wyryto pikn szwabach e tu spocz poeta Daniel Czepko von Reigersfeld. - Pyta bya prawie na wierzchu - tumaczy mi Dugi. - Wystarczyo, e odsunlimy dwa inne nagrobki. - - Jak wam si udao przeszuka lapidarium? - umiechaem si gupio, drapic jednoczenie ty gowy. - Przecie tu sta policjant. - Ale poszed sobie - powiedziaa Pera. - Jak to: poszed sobie? - Mao kto jest w stanie oprze si wspaniaym hamburgerom z budki obok naszej szkoy - rzek urek, umiechajc si tajemniczo i z rozmarzeniem zarazem. - Przekupilicie go hamburgerami? - prawie wykrzyknem, wyobraajc sobie, e w podobny sposb mg zadziaa czowiek, ktry przynis tu te pyty. - Ale skd! - achn si Dugi. - Tylko mu o nich opowiedzielimy. - A my mamy duy dar przekonywania - dodaa BeBe. - I czemu tak si pan wcieka? - powiedzia powoli Junior. - Przecie znalelimy nagrobek... I przy okazji popilnowalimy reszty pyt... Zreszt policjant ju wraca... Mieli racj. Brukowan drog szed szybko od strony bramy niski i korpulentny sierant. Czapka z niebieskim otokiem przekrzywia mu si miesznie. Paka, kajdanki i pistolet podskakiway w rytm chodu. Pulchne rce przytrzymyway przycinite do klatki piersiowej cztery pudeka z cienkiego styropianu, w jakie zazwyczaj pakuje si jedzenie na wynos w barach szybkiej obsugi. Ujrzawszy mnie, policjant zatrzyma si na sekund. Ostronie odoy adunek na ziemi i z podejrzliw min trzymajc rk na kolbie pistoletu, zbliy si do mnie. - Prosz si wylegitymowa! - zada, a kiedy podaem mu dowd, spisa moje dane do oprawnego w czarn skr notesu. - Co pan tu robi? - powiedzia oddajc mi dowd. - Pomagam komisarzowi Jachimowiczowi w ledztwie... - powiedziaem. - Jeli chce pan si upewni, prosz do niego zadzwoni. To wystarczyo. Tuszcz na pulchnej twarzy zadrga spazmatycznie, skr pokrya czerwie. - Bagam, niech pan nie mwi nic komisarzowi, e zszedem z posterunku... wydysza wreszcie, patrzc na mnie maymi, przeraonymi oczkami. - Mog wszystko wytumaczy... - Nic mu nie powiem - westchnienie ulgi, ktre wydaro si z piersi policjanta, byo

bardzo gone. - Ale nie rozumiem, czemu opuci pan posterunek, przecie kto... - To wszytko przez te diaby! - gruby palec oskarycielsko wystrzeli w kierunku Potnej Gromadki, ktrej czonkowie bezceremonialnie zamiewali si do rozpuku. - Stoj ju osiem godzin na warcie, kanapki skoczyy mi si wieki temu, a tymczasem oni przyszli tu jakie czterdzieci minut temu z gorcymi hamburgerami i bezczelnie zaczli je je na moich oczach i wymienia si uwagami, jakie to delicje. Nie nadaem z przeykaniem l iny i w kocu zapytaem, gdzie mona kupi te hamburgery. Powiedzieli, e niedaleko, na kocu ulicy i zapytali, prosz sobie wyobrazi, czy maj popilnowa tych pyt, ebym mg pj do budki z tymi smakoykami... No i ulegem pokusie... Tak to byo... Na pewno nie powie pan nic komisarzowi? - upewnia si grubasek. - Na pewno, ale nastpnym razem niech pan wemie ze sob wicej kanapek. A co do tych modych... - wskazaem gow na Dugiego i reszt kompanii - to s moimi pomocnikami... Korpulentny funkcjonariusz przytakn niechtnie, spojrza spod przymknitych powiek na Potn Gromadk i wrci po hamburgery. Potem, robic gron min, przysiad na wystajcej z muru wypustce i, obserwujc bacznie modych ludzi, pochania apczywie kolejne kanapki. Pozwoliem mu ucztowa w spokoju i uwanie przyjrzaem si nagrobkowi Daniela Czepki. Od dou do mniej wicej poowy blok piaskowca pokrywa szczelny kouch mchu. Na wolnej od zieleni, grnej czci, oprcz imienia i nazwiska, byy tylko daty urodzenia i mierci. - Mog? - zapytaem pulchnego policjanta, robic krok do przodu. Funkcjonariusz popiesznie przekn ostatni kawaek trzeciej kanapki i rzek, robic zachcajcy gest rk uzbrojon w ostatniego hamburgera: - miao! Z pomoc BeBe i Dugiego ostronie oczyciem przd pyty. Ukazay si napisy. Podobnie, jak na innych nagrobkach z XVII wieku, prbowano zamkn w tych kilku wierszach cae ycie zmarego i jego najwiksze osignicia. Bya wic mowa o studiach w Lipsku i Strasburgu, o kolejnych posadach u dolnolskich ksit, o staraniach, by per pokoju westfalskiego wybudowa, o pirze, ktre ostrzyy mu same anioy i szlachectwie z rki szlachetnej otrzymanym. Odnotowano take prywatne koleje ycia Czepki. Wymieniono z imienia on Ann Catharin i siedmioro dzieci - cztery crki: Ann Theodor, Margharet Christian, Christian Margharet i nienazwan crk, ktra urodzia si martwa, oraz trzech synw: Christiana, Christiana Deodata i Daniela.

Przd pyty by teraz czysty, ale trudno byo uzna ktry ze zwyczajowych napisw za wskazwk prowadzc do szwedzkiego depozytu. - Sprawdmy jeszcze ty - westchnem bez wielkiej nadziei. Razem z Dugim szarpnlimy za pyt, doprowadzilimy j do pionu , a potem ostronie opucilimy na traw. Ty nagrobka pokryty by zieleni. Szybko usunlimy mech, ale tym razem napisw nie byo. - Chyba utknlimy... - westchnem ciko. Dugi nie sucha moich narzeka. Klcza przy nagrobku i uwanie przyglda si tej jego czci, ktra wkopana bya kiedy do ziemi. - Niech pan spojrzy... - zachci mnie szeptem, ktry zwiastowa, e co odkry. Spojrzaem w miejsce, ktre wskazywa palcem. Reszta Potnej Gromadki posza za moim przykadem. Zamiast paskiej i gadkiej podstawy nagrobka zobaczyem chropowat, nieobrobion powierzchni, jaka zostaje, gdy w kamienioomach oddziela si blok od litej skay. Na samym rodku podstawy wida byo niezbyt wyrany, okrgy lad. - Nagrobek ju wczeniej by spkany - orzekem. - Ale w tym miejscu - wskazaem na okrgy lad - kto pomg mu oddzieli si od podstawy jakim narzdziem przecinakiem albo omem... W dodatku zrobiono to niedawno... Rysy s wiee... - Kto oderwa ten nagrobek specjalnie? - zdziwi si Junior. - Ale po co? Opowiedziaem im o hipotezach, ktre dwa dni temu postawilimy z komisarzem Jachimowiczem. O przypuszczeniach, e kto zgromadzi tu nagrobki celowo, by co przed nami ukry. - Bez sensu... - skrzywia si Pera. - Przecie na tym nagrobku nic nie ma... - Myl, e temu komu zaleao przede wszystkim na tym, eby opni nasze dziaania. Gdybycie nie wpadli na pomys, eby przeszuka lapidarium, dalej bkalibymy si po cmentarzu... - Co mi mwi, e zaraz tam wrcimy - rzek urek. - Bo teraz chyba bdziemy musieli odnale t podstaw. A moe si myl? Soce chylio si ju ku zachodowi, a nasze starania cigle nie przynosiy efektu. Poniewa rysy na pycie byy wiee, obszar poszukiwa zawzilimy tylko do miejsc, ktre nosiy lady niedawnych ingerencji czowieka. Nie zmieniao to jednak faktu, e cigle szukalimy igy w stogu siana. W wieczornym, rozmytym wietle, ktre wycigao cienie do nienaturalnej dugoci, dla postronnego obserwatora musielimy wyglda jak widma bkajce si wrd nagrobkw. Widma dziwne, bo zbierajce grzyby. Co chwila bowiem ktre z nas schylao si, eby

dokadniej przyjrze si janiejszej wysepce pord sargasowego morza bluszczu albo rozgarn pncza w nadziei, e skrywaj odamek nagrobka Daniela Czepki. Przystanem na chwil, pooyem rk u dou plecw i odchyliem si liczc, e w ten sposb zmniejsz troch bl krgosupa. Moi modzi pomocnicy te wygldali na zmczonych. Caodzienna praca wyssaa z nich ca energi. Chodzili teraz smtnie, ze spuszczonymi gowami, opierajc si co chwila o nagrobki dla nabrania si. Pani Ewelina co prawda poczstowaa nas po poudniu obiadem, ale by on wzmocnieniem tylko na chwil. Podekscytowanie, ktre rozwietlao oczy Potnej Gromadki po odkryciu nagrobka Czepki w lapidarium, zmatowiao teraz i zgaso niemal zupenie, tak jak soneczne promienie, ktre z trudnoci przebijay si przez korony wiekowych drzew i owietlay pogrony w mroku i chodzie cmentarz. Ju miaem zarzdzi zakoczenie poszukiwa na dzisiaj, kiedy gdzie od strony kocioa usyszaem wesoy okrzyk: - Chyba co mam! - woa Vincent. - Chodcie tu! Jak szaleni, potykajc si o pncza i z trudnoci wymijajc nagrobki, pobieglimy w stron, z ktrej nas nawoywa. Zastalimy go klczcego nad niewielkim dokiem, po ktrego obu stronach leay spore kupki piasku. - Jak zobaczyem ten piasek - tumaczy chopak, cigle klczc - od razu pomylaem, e co jest nie tak. Widziaem du gr piasku w innym miejscu, bliej bramy. Postanowiem sprawdzi i oto efekt - wsta i wskaza na dziur w ziemi. Niewiele byo wida, ale jedno nie ulegao wtpliwoci. Z ziemi wystawa kawaek piaskowca na pierwszy rzut oka odpowiadajcy rozmiarom nagrobka Daniela Czepki. Pegajce wiata naftowych lamp, w ktre wyposay nas pastor tworzyy niezwyk atmosfer. Czuem si tak, jakbym by siedemnastowiecznym rabusiem cmentarnym, a nie historykiem sztuki z XXI wieku. Podszedem bliej i przyjrzaem si znalezisku Vincenta. ysa wysepka wrd morza zieleni bya okolona blusz czem i wysypana piaskiem, ktry w wietle lamp przybra barw trzcinowego cukru. Centralne miejsce zajmowa pytki doek z prostoktnym kawaem kamienia, odsonitym najwyej na dziesi centymetrw. Kamie nie rusza si, co wiadczyo o tym, e musi by do gboko wkopany w ziemi. Razem z BeBe i Per czekalimy na chopcw, ktrzy poszli do lapidarium po nagrobek poety. Nie chciaem kopa gbiej i niepotrzebnie narusza spokoju zmarego, nie upewniwszy si, e mam do czynienia z waciwym miejscem. Nagle gdzie po lewej stronie usyszelimy sapanie. Skierowalimy tam lampy i po chwili, niczym postacie z obrazw Rembrandta wyonili si z ciemnej nocy tragarze.

- Uff... - urek westchn z ulg, razem z innymi skadajc na ziemi pyt. - Nie spodziewaem si, e to bdzie takie cikie... - To jeszcze nie koniec - powiedzia Dugi odchylajc do tyu gow tak bardzo, e a chrupno. - Nie gadaj tyle, bo nie bdziesz mia siy... No, chopaki, chwila prawdy - rzek mobilizujcym tonem i pyta powdrowaa znw do gry, by po chwili wyldowa na podstawie wystajcej z ziemi. Pera, BeBe i ja uwanie sprawdzilimy. Oba bloki piaskowca pasoway do siebie idealnie. Odszedem dwa kroki od doka, by wycign z ziemi poyczon od pastora saperk, ktr wbiem tam przed p godzin. Saperki nie byo. - Tego pan szuka? - zapyta mnie Dugi wymachujc opat. Sta po drugiej stronie doka z podstaw nagrobka, wic widziaem tylko jego sylwetk. Jak w teatrze cieni. - Mylaem, e moe teraz ja troch popracuj - rzekem podchodzc bliej. - Niele si napocilicie z t pyt... Odpowiedzia mi tylko pobaliwy umiech Dugiego. Zazdrosne miny pozostaych czonkw Potnej Gromadki wiadczyy, e gdyby tylko dano im szans, oni rwnie chtnie zapaliby za opat. Kilka energicznych machni saperk i pochylilimy si nad wykopanym dokiem. Nie by zbyt gboki. Siga najwyej trzydzieci centymetrw w gb ziemi. Dugi jeszcze raz przejecha po odamku pyty i odwrci do nas twarz, ktr rozcign obuzerski umiech. - Jeli to nie to, bdziemy musieli chyba na dzisiaj odpuci... - powiedzia. - Odso wreszcie! - poganiaa go BeBe. Chopak wsta z klczek i pochylilimy si nad wykopem. wiata lamp zataczyy na pokrytej ctkami ziemi bieli pyty i odczytalimy wyryty t sam szwabach co na nagrobku napis: 3rt Htbco mco mortut rurwnt, mutt loquntur - W ksidze mojej zmarli yj, niemi mwi - przetumaczyem cicho aciski napis. - Tam s chyba jeszcze jakie cyfry - BeBe powiecia lamp do rodka doka. Oto co ujrzelimy: 5525 - Moe przewidywa, e w tym roku nastpi koniec wiata? - zastanawia si na gos urek. - A moe po prostu nie chcia, eby takie kapuciane gowy jak ty dobray si do szwedzkiego depozytu i zapisa wskazwk szyfrem - zaartowaa BeBe. - Bardzo mieszne - powiedzia urek, robic obraon min i przeykajc lin.

- Jutro sobota, wic chyba macie wolne? - zapytaem, ucinajc spr. Modzi ludzie spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Po kolei skinli gowami. - Proponuj zatem, aby kady przez noc na wasn rk zmierzy si z zagadk... Spotkamy si jutro o jedenastej w kawiarni przy kociele i zastanowimy nad wnioskami. Przez chwil milczeli, trawic moje sowa. - Pan te nie bdzie prowadzi ledztwa? - Dugi spojrza na mnie podejrzliwie. Nie bdzie odkrywa kolejnych wskazwek? Zawsze to samo! Ilekro wsppracuj z modymi ludmi, tylekro podziwiam ich zapa, nieustpliwo, ciekawo wiata i pene, czsto duo wiksze ni dorosych, zaangaowanie. Ale zawsze pojawia si te ten sam problem. Bez wzgldu na to jak bardzo niebezpieczne jest zadanie, chc w nim bra udzia od pocztku do koca... - No c, mam zamiar popyta jeszcze na plebanii, czy nie zachoway si jakie ksiki Daniela Czepki... Ale obiecuj wam - spojrzaem na moich pomocnikw powanie i pooyem rk po lewej stronie klatki piersiowej - nie zrobi kroku naprzd bez waszej wiedzy. Na to czekali. Dugi, Junior i BeBe odetchnli z wyran ulg. Twarze reszty rozjaniy dyskretne umiechy. BeBe i Vincent zapisali sobie sowa z nagrobka w notesach, wyjtych z kieszeni zabrudzonych dinsw, a pozostali jeszcze przez chwil wpatrywali si w nagrobek, eby dobrze zapamita wyryte na nim sowa. Na koniec przysypalimy odamek pyty piaskiem, a modzie odprowadzia mnie ca grup do drzwi plebanii. Po drodze widzielimy stojcych wok kocioa wartownikw. Wikary, ktry pilnowa wejcia do Hali Chrztw umiechn si do nas i pomacha rk, kiedy przechodzilimy obok. W kocu stanlimy przed drzwiami domu pastora. Ucisnem po kolei do kadego z mych modych pomocnikw. - Do jutra! - rzekem, unoszc rk. Potna Gromadka odwzajemnia pozdrowienie. Potem odesza w noc. Staem jeszcze chwil patrzc za nimi. Szli powoli, zmczonym krokiem, ale z ciemnoci co chwila dobiegay mnie wybuchy miechu i odgosy prowadzonych tylko pozornie na serio sprzeczek. W kocu otworzyem szeroko drzwi i wszedem w przyjazne wiato domu widnickiego primariusa. Gospodarz siedzia samotnie w salonie i oglda telewizj. Z kcika, gdzie ustawiony by odbiornik, dobiega podekscytowany gos komentatora, dla ktrego to stanowi ryk publicznoci.

- Tak, dobrze, dobrze, podaj mu teraz - kibicowa ciszonym gosem pastor, przechylajc si do przodu w fotelu. - No nieee... - jkn i z zawodem w oczach opad na oparcie fotela. Dopiero teraz mnie zauway. Umiechn si zawstydzony i ju mia co powiedzie, ale w tym samym momencie kto zapuka do drzwi. Pastor zerwa si z miejsca i pobieg otworzy. W obramowaniu framugi ukazaa si bujna czupryna Dugiego. - Czy mgbym porozmawia z panem Pawem? - zapyta chopak, zerkajc na mnie tajemniczo. - Oczywicie - rzek wesoo pastor. - Wejd prosz... - Wolabym na osobnoci, jeli to ksidzu nie przeszkadza... - powiedzia chopak. Wyszedem na podwrko, a kiedy zamkny si za mn drzwi, Dugi odszed kilka krokw od plebanii i rozejrza si wokoo: - Zapomniaem panu powiedzie... - zniy gos do szeptu. - Ale kiedy poszed pan do miasta, po cmentarzu krci si jeden facet... - Jak wyglda? - Starszy go... By wysoki, mia rud brod i siw czupryn. Doktor Klaus Schumann! - wykrzyknem w duchu. - Pyta was o co? - zapytaem prbujc nada swemu gosowi obojtny ton. - Nie. Troch si pokrci wrd grobw. Udawa, e czyta napisy, ale widziaem, e co chwila na nas zerka. Zna go pan? - Chyba tak - rzekem ostronie. - Myli pan, e moe mie co wsplnego z tajemnic Czepki? - Nie wiem... - odparem po chwili z wahaniem. - Co to za jeden? - Nie mog na razie powiedzie. Nie bd nikogo oskara bez dowodw... Takie mam zasady. Obiecuj, e w odpowiedniej chwili... - No trudno - odrzek chopak chodno. - W takim razie do jutra. Poda mi rk i odszed. Jeszcze przez chwil z ciemnego korytarza, ktry tworzyy drzewa wzdu brukowanej drogi wiodcej do bramy, sycha byo wesoe gwizdanie i kroki. Potem wszystko ucicho, a ja wrciem na plebani. - Bardzo tajemniczy ci pascy pomocnicy... - zagadn mnie pastor, gdy usiadem przy stole, na ktrym po chwili pojawi si talerz dymicej zapiekanki z warzyw. - Strasznie dugo trway wasze poszukiwania na cmentarzu... Dochodzi dwudziesta trzecia... Ze zdziwieniem spojrzaem na cienny zegar, wiszcy nad wejciem. Kilka godzin spdzonych na poszukiwaniach mino niemal niezauwaenie.

- Przepraszam, e po raz kolejny przysparzam pastwu kopotu. Moe lepiej bdzie, jeli zaczn stoowa si w miecie... - rzekem, na co pastor tylko si umiechn i machn rk w taki sposb jakby chcia powiedzie: Co te pan wygaduje... Jedzc smakowit potraw opowiedziaem ksidzu o naszym znalezisku. By tym ogromnie podekscytowany. Gdyby nie jego wrodzona gocinno, chyba popdzaby mnie, ebym jad szybciej. W kilka minut uporaem si z kolacj i zaprowadziem go najpierw do lapidarium, a potem w miejsce, gdzie pod piaskiem spoczywaa reszta nagrobka widnickiego poety. Podekscytowanie i zadziwienie gospodarza byo tak wielkie, e bdzi po cianach nieobecnym wzrokiem jeszcze p godziny pniej, gdy zasiedlimy nad herbat w salonie. - To naprawd niezwyke - kilka razy przejecha po brdce. - Bd musia pokaza to wszystko jutro mojej onie... - Wolabym, eby ksidz tego nie robi... - rzekem powoli. Pastor spojrza na mnie trzewo, jakbym wyrwa go z gbokich rozmyla i zapyta: - A to dlaczego? Chyba nie podejrzewa pan... - Nie, nie - pokrciem gow z umiechem. - Oczywicie, e nie podejrzewam pani Eweliny i moe jej ksidz o wszystkim opowiedzie, ale wolabym utrzyma w taje mnicy fakt, e znalelimy nagrobek Czepki, czyli drogowskaz do szwedzkiego depozytu. - Cigle myli pan, e kto poza nami go szuka? - zapyta ze zdziwieniem pastor. - Po dzisiejszych odkryciach jestem tego pewien bardziej ni kiedykolwiek... Lepiej, eby nie wiedzia, jak daleko zaszlimy. - Moe w takim razie nadszed czas, by znw wezwa komisarza Jachimowicza? zaproponowa Adam Bloch. - - I co mu powiemy? - odpowiedziaem sceptycznym tonem. - Przecie nic nowego nie zgino... - Racja - zaspi si pastor. - Co w takim razie zrobimy? - Jedyna nasza szansa to dotrze do szwedzkiego depozytu przed naszym przeciwnikiem. - A co jeli on lub ona ju do niego dotar? - Nie sdz - - pokrciem gow. - Gdyby tak byo, nie ukradby Biblii Lutra. Nie urzdziby te lapidarium pod murem, eby wrd innych nagrobkw ukry ten nalecy do Daniela Czepki. Po cichu oprniby schowek i ulotni si ze szwedzkim depozytem, czymkolwiek on jest... - Czemu wic zada sobie tyle trudu? - Bo nie zna dokadnego miejsca ukrycia schowka ze szwedzkim depozytem i cigle

go szuka. A poniewa zarwno Biblia, jak i nagrobek mogy do niego doprowadzi inne osoby, postanowi zmyli tropy... - To bez sensu - achn si pastor. - Przecie tylko dziki kradziey Biblii Marcina Lutra wpadlimy na trop afery Czepkw... - Moe i tak bymy na ni wpadli - rzekem w zamyleniu. - A dziki swym podchodom nasz przeciwnik zyska sporo czasu... Pastor milcza przez chwil, a potem powiedzia wojowniczym tonem: - Musimy zrobi wszystko, eby go wyprzedzi! O ile pana znam, panie Pawle, na pewno ma pan ju jaki pomys... - pastor spojrza na mnie z uwag. - Prosz nie umiecha si tak skromnie... - To tylko luna koncepcja... - Reformacja te na pocztku wydawaa si lun koncepcj... - A wic dobrze - ustpiem. - Jak wiadomo przekazuje nam Czepko? - W ksidze mojej zmarli yj, niemi mwi - - wyrecytowa pastor. - Zza grobu kae nam szuka kolejnej swojej wskazwki w jakiej ksidze. - Ale co to za ksiga? - mylaem na gos. - Moliwoci s dwie. Albo chodzi o jego twrczo, gdzie zaszyfrowana jest wskazwka, do ktrej kluczem mog by cyfry pod wiadomoci na nagrobku, albo o przedmiot - ksik z jego prywatnej biblioteki. Kto o jego pozycji i wyksztaceniu musia mie spory ksigozbir... Wtedy tajemnicza liczba byyby po prostu numerem ksiki albo strony, na ktrej zapisa wiadomo... - Ciekawe, e wspomnia pan o bibliotece... - pastor umiechn si tajemniczo. - Na plebanii jest jaka stara biblioteka? - zapytaem z nadziej i podnieceniem. - Podobno... - Nie rozumiem - moje oczy musiay teraz wyglda jak spodki. - Och, to tylko taka legenda... Nie przywizywaem do tego nigdy specjalnej wagi, ale teraz, kiedy zosta odkryty ten nagrobek... - Kto ksidzu opowiedzia t legend? - zapytaem tak gwatownie i ostro, e pastor odchyli si na krzele tak, jakbym rzuci si na niego z piciami. - Stary Sierak - odpowiedzia po chwili. - Zreszt moe go pan sam zapyta. Nigdy nie chodzi spa przed pierwsz. Oderwaem wzrok od rozwietlonego okna w budynku, ktry zajmowa Sierak i spojrzaem na pogron w ciemnociach plebani. Nocna pora, szumice w parku drzewa i blisko cmentarza sprawiay, e zupenie zwyczajny dom, jakim dotychczas bya w moich oczach siedziba pastora, nabra nagle cech ponurej posiadoci z opowiadania Edgara Allana

Poego. Wyobraziem sobie, e gdzie tam, za cianami z pruskiego muru, jest zasnute pajczynami tajne przejcie, wiodce do schodkw, a potem do loszku wypenionego skarbami, za ktre Erich Funke i jego koledzy po fachu daliby sobie odj wszystkie palce u obu rk. Otrzsnem si z nieprzyjemnego wraenia i po brukowanej odnodze gwnej drogi doszedem do mieszkania starego Sieraka. Drzwi nie owietlaa adna lampa, wic chwil trwao, zanim odnalazem masywne dbowe wrota, klamk, a w kocu przycisk dzwonka. Nacisnem go. Gdzie za drzwiami zaterkota sygna, rozlego si stukanie drewnianej nogi Sieraka. Szczkny zamki. - Aaa... To pan... - powiedzia gospodarz, przygldajc mi si uwanie. - Przepraszam, e niepokoj o tak pnej porze... - zaczem. - Niech pan sobie daruje ugrzecznione wstpy - przerwa mi Sierak niecierpliwie. - I przejdzie od razu do rzeczy... Nie mog co prawda spa, bo mam ble fantomowe w odcitej nodze, ale nie oznacza to, e bd wystawa w przecigu po prnicy... - W takim razie przejd od razu do rzeczy... - powiedziaem, a skarcony niechtnym spojrzeniem, dodaem bardzo szybko: - Pastor powiedzia mi, e zna pan legend o tajnej bibliotece. - Tajna biblioteka... - w gosie Sieraka dao si wyczu sceptycyzm. - No dobrze, niech pan wejdzie - odwrci si do mnie plecami i ruszy w gb domu. - Ale najpierw niech pan zdejmie buty - doda zrzdliwie. Dugi korytarz, na ktrego kocu wida byo za niedomknitymi drzwiami kuchni, urzdzono ascetycznie i bez smaku. Wieszak, jaki czasem jeszcze widzi si w przychodniach i urzdach obwieszony paszczami, rzdek pojedynczych butw rwno ustawionych pod cian, tandetny, przykurzony obrazek przedstawiajcy wiejsk chaup kryt strzech. Sierak zatrzyma si nagle i bez ostrzeenia. Pochyli si i poprawi jeden z butw stojcych pod cian. Potem ruszy dalej. Skrcilimy na lewo, do jedynego pokoju w caym mieszkaniu. Bya to obszerna izba wypeniona niepasujcymi do siebie, zniszczonymi i zakurzonymi sprztami. Solidny st z koronkowym, przybrudzonym obrusem, obok niego dwa taborety. Szafa na ubrania lnica oklein imitujc drewno, wyjta ywcem z takiego kompletu mebli, na jaki w czasach poprzedniego systemu czekao si w dugich kolejkach. Cztery wysokie do sufitu regay biblioteczne z metalowych rurek, zajmujce ca cian po prawej stronie okna i wypenione ksikami na temat Dolnego lska. Przed biblioteczk dwa fotele, obok stolik i lampka na

wysokiej nodze z kloszem przypominajcym city stoek. Zachcany przez gospodarza ruszyem w stron foteli, ale zanim tam doszedem, otarem si o ukryt za drzwiami i niewidoczn dla mnie szafk, na ktrej stay uoone w rwne rzdki figurki zwierzt. Niechccy potrciem jedn z figurek i gdyby nie mj refleks, porcelanowe cacko spadoby na podog. Podnoszc si z przyklku otworzyem rk i ujrzaem rudego liska, ktry do zudzenia przypomina postacie z radzieckich malarskich kreskwek. - Mao brakowao - umiechnem si do Sieraka. Gospodarz by wcieky. Bez sowa podszed i prawie wyrwa mi liska z rki. Potem ustawi go na krawdzi szafki pomidzy innymi figurkami. Co najmniej przez minut przywraca porzdek. W kocu, kiedy wszystkie zwierztka ustawione zostay tak, e patrzyy w okno, Sierak dotkn gowy kadego z nich, liczc po cichu pod nosem. Spojrza jeszcze raz na sw kolekcj, ale co musiao mu si nie spodoba, bo znw przez kilkanacie sekund ustawia zwierztka. Trudno mi byo zrozumie jego zachowanie, bo figurki wydaway si ju wczeniej sta w idealnym ordynku. Zakoczywszy ustawianie, Sierak po raz kolejny dotyka po kolei gwek porcelanowych zwierzt. Przez cay ten czas staem patrzc w osupieniu na jego dziaania, ale staruszek wydawa si tego nie dostrzega. Wreszcie westchn, oderwa wzrok od swej cennej kolekcji i spojrza na mnie troch ju agodniej, jakby szuka usprawiedliwienia: - Lubi mie porzdek... - powiedzia tylko. Miaem ju na kocu jzyka pytanie, czyjego troska rozciga si rwnie na zakurzone pki szafek z ksikami, brudne ciany i pajczyny w ktach pod sufitem, ale po pierwsze, wolaem nie prowokowa nieobliczalnego staruszka, a po drugie, takie zachowanie byoby zwyczajnie niegrzeczne. Zaproszony przez gospodarza usiadem w fotelu i przez chwil obserwowaem jego kolejne dziwne zachowanie. Tym razem stary Sierak szed wzdu regau od prawej do lewej ciany i dotyka dwch pierwszych i dwch ostatnich ksiek w kadym ze rodkowych rzdkw kadego z czterech regaw. Po dotkniciu dwch pierwszych woluminw przejeda po caym rzdzie, a jeli jaka ksika wystawaa poza lini pki, wsuwa j na miejsce rodkowym palcem i wraca na pocztek, by ponownie dotkn dwch pierwszych ksiek. Wytarte na rodku grzbiety tomw wiadczyy o tym, e ten dziwny rytua powtarza si bardzo czsto. Kto ma tu chyba nerwic natrctw... - pomylaem, przygldajc si dziaaniom Sieraka.

Nerwica natrctw, czy jak wol j nazywa psychiatrzy, zaburzenia obsesyjno kompulsywne, w najwikszym skrcie polega na tym, e osob na ni cierpic nawiedzaj natrtne myli, e stanie si co zego jej, bliskim lub w ogle caemu wiatu, jeli nie wykona okrelonych, zazwyczaj do absurdalnych, jak dotykanie ksiek przez Sieraka, czynnoci. Doda naley, e dodatkowych cierpie dostarcza takiej osobie wiadomo, e jej rytuay s absurdalne i niepotrzebne. Nie moe jednak ich przerwa, bo wwczas, jak sdzi, otworzyaby puszk Pandory. - Pyta pan o legend - wyrwa mnie z rozmyla stary Sierak, ktry wreszcie zasiad w fotelu. - Widzi pan... Su w tej parafii ju od trzydziestu lat. Proboszczowie si zmieniaj a ja cigle na stanowisku... I tak ju chyba pozostanie do mojej mierci... - Sierak przerwa i wpatrzy si w stojcy przed nim rega. - Przez ten czas syszaem wiele opowieci - podj. Ale ta o bibliotece na plebanii naley chyba do najdziwniejszych... Stary szafkowy zegar stojcy w rogu za nami wybi pnoc. Dwanacie mocnych uderze wybrzmiao w ciszy, jaka zapada po sowach Sieraka. - Opowiedzia mi j dawny kocielny, ktry mieszka w widnicy przed wojn, a potem razem z innymi przesiedlonymi ruszy do Niemiec. Wrci tu w latach siedemdziesitych, eby obejrze, jak to oni mwi, Heimat... Oprowadzaem go po kociele. Jako si nam wtedy zgadao i usyszaem o tej tajnej bibliotece. Wedug starego na plebanii znajdowa si wspaniay ksigozbir gromadzony tu przez setki lat. Jego najcenniejszym klejnotem miaa by kolekcja dwustu Biblii, niektrych nawet z XVII wieku... Kiedy stao si jasne, e Niemcy przegraj wojn i wkrtce zjawi si w widnicy Armia Czerwona, proboszcz postanowi ukry skarb. Niestety, kocielny nie wiedzia dokadnie, gdzie schowano ksigi, sysza tylko strzpy rozmw proboszcza i wikarego na ten temat... Szczeglnie czsto pojawiao si w nich sowo plebania, a raz Sierak ciszy gos i przymruy jedno oko - - stary kocielny sysza jakie tajemnicze haasy, ktre dochodziy z plebanii w nocy... - I co? - zapytaem obcesowo, pochylajc si w kierunku starca. - I nic - rozemia si chrapliwie Sierak. - To ju wszystko... - Nie korcio pana, eby odnale tajn bibliotek? - Oczywicie, e korcio... - odpowiedzia i natychmiast doda: - Pan jest, zdaje si, z Ministerstwa Kultury i Sztuki? Skinem gow. - Wic wie pan, e to nie takie proste. eby prowadzi jakiekolwiek prace w zabytkowym budynku, trzeba mie zgod konserwatora. Prbowaem namwi wszystkich

proboszczw, ktrzy tu pracowali za mojej kadencji, eby wszczli poszukiwania, ale wie pan, jak to jest... Renowacja kocioa przypomina wylewanie wody w piach... Nigdy nie starcza na nic innego... - Pracowa pan tyle lat na plebanii... Moe zauway pan tam co dziwnego? Co, co odstaje od schematu... - Myli pan, e nie szukaem? Zrozumiaem, e niczego wicej si nie dowiem. - Dzikuj panu bardzo za pomoc - rzekem wstajc z fotela - i jeszcze raz przepraszam za najcie o tak pnej porze... - Nic si nie stao. Noga i tak nie przestanie mnie bole przynajmniej do pierwszej, a czas szybciej pynie w towarzystwie. Poegnaem starego i wrciem na plebani. Dom by pogrony w ciszy i mroku. Przekrciem klucz w zamku zamykajc drzwi od wewntrz. A mnie skrcao, eby pomyszkowa po starym domostwie w poszukiwaniu ukrytej biblioteki, ale wiedziaem, e bd musia zaczeka do rana. Najciszej jak umiaem wdrapaem si na pitro i przeszedem do mego pokoju na kocu korytarza. Wziem zimny prysznic i zagbiem si w lektur wypoyczonych z Biblioteki Na Piasku Dzie zebranych Czepki. Ju samo przebijanie si przez barokow niemczyzn przypominao rozwizywanie zagadki, a co dopiero mwi o szukaniu w niej ukrytych, zaszyfrowanych znacze! Poddaem si okoo trzeciej w nocy. - Jeli pomys z bibliotek nie wypali - mruknem chronic si przed zimnem wiosennej nocy pod kodr - bdzie trzeba pomyle o pomocy jakiego filologa... Obrciem si na bok i przyoyem gow do chodnej poduszki. Jeszcze przez chwil mylaem o tym, gdzie te moe by ukryta tajna biblioteka, a potem zapadem w sen.

ROZDZIA DZIEWITY RANNE PTASZKI BUSZUJCY NA PLEBANII DZIWNY POKJ ZAMANE ZASADY, CZYLI PASTOR W GORCZCE PRZYSTOJNY KONSERWATOR WYKRTY, W KTRE NIKT NIE WIERZY WYZNANIE CIKIE YCIE POSZUKIWACZA SKARBW NIESPODZIEWANA POMOC
Pastor siedzia za stoem w kuchni. Ubrany w granatowy szlafrok, obejmujc rkami prawie pusty kubek, wpatrywa si w szarzejcy za oknem wit. Bya pita rano. Obudziem si przed kwadransem. Nie pamitaem snu, ale z nocnej mary pozostao nieprzyjemne, ze przeczucie, ktre nie pozwalao zasn. Zszedem na d, eby napi si herbaty. Zawsze dziaaa na mnie relaksujco. - Te nie moe pan spa? - odezwa si pastor nieco ciszonym i zachrypnitym gosem, ktry przypomnia mi niezliczone rozmowy prowadzone nad ranem w korytarzach pocigw i na wyludnionych dworcach autobusowych podczas studenckich podry po Polsce. Ludzie, ktrzy przebyli razem wiele kilometrw i nie zmruyli w czasie podry oka skonniejsi s do wikszej ni zazwyczaj yczliwoci wobec blinich. Tym bardziej, gdy maj wiadomo, e ich rozmwca przey dokadnie to samo. - Nie pierwszy i nie ostatni raz - rzekem z porozumiewawczym umiechem. - A mnie ju dawno si to nie zdarzyo... - westchn ciko duchowny i przetar oczy - Ostatnio chyba jak bliniaki miay szkarlatyn... Moe zrobi panu herbaty... - pastor chcia ju wsta, ale powstrzymaem go: - Niech ksidz siedzi... Sprawiam ju wystarczajco duo kopotw... - powiedziaem i uruchomiem elektryczny czajnik. - Kopoty... - pastor Bloch kiwn kilka razy gow w zadumie i pogadzi si po brodzie. - To one nie pozwalaj mi spa. Nie mog przesta myle o tym, e kto ukrad Bibli Lutra, a teraz zasadza si na szwedzki depozyt... W jakich czasach przyszo nam y, panie Pawle. Czy ju nie ma adnych witoci? Nie umiaem odpowiedzie na pytanie duchownego. Zapada cisza. Delikatne pstryknicie przecznika dao zna, e woda zawrzaa i zrobiem sobie herbat. Postawiem dymicy kubek na stole. Ksidz zmruy oczy, a potem si wzdrygn. Chd poranka wdziera si do domu przez uchylony lufcik nad oknem kuchni.

- Zrobi ksidzu herbaty? Adam Bloch pokiwa energicznie gow, a kiedy postawiem przed nim napj, podnis go do ust obiema rkami, podmucha i upi kilka ykw. - Od razu lepiej... - umiechn si z wdzicznoci. - Sierak powiedzia co ciekawego? Streciem mu rozmow z dozorc. Sucha z uwag, a w miar jak mwiem, oczy rozjaniao mu zaciekawienie. - Myli pan, e to prawda? e gdzie na plebanii znajdziemy tajn bibliotek? zapyta w podnieceniu. - Sprbowa nie zaszkodzi - odparem. - Tak sobie pomylaem, e skoro obaj ju nie pimy, to moe zaczlibymy od razu... - wietny pomys! - duchowny poderwa si z krzesa. - Musz si tylko ubra i ogoli... Co pan powie na zbirk w kuchni za kwadrans? Plebania przy Kociele Pokoju skada si z dwch czci. Najpierw w 1654 roku powstaa wska oficyna, przypominajca z gry odwrcon liter L, a w 1763 roku wybudowano przysadzisty budynek na planie kwadratu z mansardowymi dachami. Obie czci w roku 1794 zespoli w cao ceglany cznik. Poszukiwania zaczlimy od pitra starszej czci plebani. Na pierwszy ogie poszed mj pokj. Z uwag opukiwalimy ciany, zagldalimy za meble i pod dywan. Bez efektu. ciany nie odpowiaday echem, wiadczcym, e jest za nimi pusta przestrze, stare deski nie nosiy adnych ladw ingerencji. Podobn procedur powtrzylimy w dwch nastpnych pokojach. Za kadym razem bezowocnie. Troch ju zniechceni weszlimy do ostatniego pomieszczenia w rzdzie po prawej. Opukalimy mury po obu stronach wejcia i zabralimy si do ciany naprzeciw drzwi. - Moe zrobimy sobie przerw na kaw? - zaproponowa pastor i ziewn zakrywajc usta. - Zaczynam odczuwa skutki tej zarwanej nocki... - Z przyjemnoci - odpowiedziaem i zapukaem ostatni raz w cian. Pastor musia usysze to samo co ja, bo jego rka ze zgitym wskazujcym palcem zawisa nad cian a on sam nasuchiwa z napiciem na twarzy. Zastukaem jeszcze raz. Nie mogo by wtpliwoci. Guchy odgos wiadczy, e za cian jest dziura. - Pjd po jakie narzdzie... - owiadczy duchowny, momentalnie zapominajc o kawie i wybieg z pokoju. Wrci po chwili uzbrojony w zakoczony ostro krtki om. W jego oczach

dostrzegem rozgorczkowanie waciwe poszukiwaczom skarbw na tropie. Adam Bloch zapewni mnie, e gruntowny remont cian na pitrze budynku przeprowadzany by za kadencji poprzedniego proboszcza i tynki na pewno nie s zabytkowe, potem podszed do muru i zapuka kilka razy odnajdujc waciwe miejsce. Bez zastanowienia uderzy ostr czci omu. Narzdzie weszo w cian jak w maso i zatrzymao si ze zgrzytem mniej wicej w poowie swojej dugoci. Biay py opad na ciemn wykadzin. Nie zwaajc na to pastor kontynuowa dzieo zniszczenia. Po trzech minutach w cianie ziaa czerni kwadratowa dziura o boku pitnastu centymetrw, a podog pod stopami duchownego zaciela dywan z biaych i czarnych patkw. Pastor Bloch woy rk do otworu i z uwag sondowa wntrze. Kiedy j wyj, do i poow rkawa nienobiaej koszuli pokrywaa warstwa czarnej jak noc sadzy. Przygldajc si rce, pastor odsun si od otworu i wreszcie mogem zajrze do rodka. Na kocu krtkiego przewodu mona byo dostrzec plamk sabego wiata. Podwinem rkaw koszuli i woyem rk do rodka. Pod palcami mona byo wyczu cegy muru, a na kocu moj do owia chodny powiew. - To chyba jaki zapomniany przewd wentylacyjny - orzekem patrzc w gr. Pewnie w tym miejscu sta kiedy piec. Podnielimy wykadzin i okazao si, e miaem racj. Od ciany biega po pododze do szeroka linia, wyznaczajca prostokt, ktry w deskach musia wytoczy ciki piec. - Szkoda... - westchn pastor i nie zwaajc na baagan pozostawiony w pokoju, ruszy do wyjcia jak zahipnotyzowany. Zapa wywoany odkryciem szybu wystarczy na zbadanie pokoi po drugiej stronie korytarza. Nie przynioso to jednak adnego efektu i postanowilimy zrobi sobie przerw na niadanie. Do kuchni weszlimy wp do dziewitej. - Tu jestecie, poszukiwacze skarbw... - przywitaa nas pani Ewelina z umiechem przygldajc si naszym spoconym i brudnym twarzom. Siedziaa za stoem z filiank kawy w doni. - Chtnie wyruszyabym z wami na wypraw do wntrza ziemi, ale musz niestety zaj si czym bardziej prozaicznym - dodaa odkadajc puste naczynie do zlewu, gdy ju wysuchaa naszej relacji. Zanim wysza, poprosiem j jeszcze, by do mnie zadzwonia, kiedy w kawiarni zjawi si Potna Gromadka, a potem zajem si smarowaniem masem grubych pajd chleba, ktre z zacitym wyrazem twarzy kroi pastor.

W milczeniu i popiechu pochonlimy niadanie. Kady z nas zjad cztery kromki z konserw i pomidorem, popijajc to dwoma olbrzymimi kubkami piekielnie mocnej kawy, ktra sprawia, e poruszalimy si teraz szybko i niespokojnie, niczym nakrcane zabawki. Drzwi do parterowej czci domu znajdoway si w spiarce. Mona tam byo dosta si zarwno z kuchni, jak i przez boczne wejcie na zewntrz, ukryte za niewysokim murkiem, ktry odchodzi w prawo od frontowej ciany plebanii, zasaniajc w ten sposb starsz jej cz i razem z jej cianami tworzc co w rodzaju podwrka poronitego krtko przycit traw. Solidne dbowe wrota w kuchni otwieray si wyjtkowo cicho, prowadzc do amfilady pokojw owietlanych przez okna umieszczone po prawej stronie. wiato przez nie wpadajce nadawao temu miejscu klimat klasztornych krugankw. Z czcych pomieszczenia framug zdjto drzwi, wic wida byo, e mniej wicej po dziesiciu metrach amfilada skrca pod ktem prostym w prawo. Zapach farb i chemikaliw czcy si z woni ziemniakw, kurzu i jabek dobrze oddawa przeznaczenie dolnego poziomu starej plebanii. Spenia on t sam funkcj co piwnica w blokach mieszkalnych - magazynu na narzdzia, skadziku na niepotrzebne ju w domu sprzty i spiarni. W pierwszych dwch pomieszczeniach stay rwno pod cian grabie, motyki i szpadle, w ktach umieszczono worki z azofosk i innymi nawozami, a peczki na cianach zapeniay torebki z nasionami. Dalej szo si wzdu pek zastawionych od podogi do sufitu soikami wypenionymi czerwon, t i zielon zawartoci. Dao si tu wyczu kwanawy zapach soku z kiszonych ogrkw; ktry ze soikw musia strzeli pod cinieniem i wyplu pod zakrtk wodnist, zielonkaw ciecz. Za zakrtem amfilady, w zbitych z desek przegrodach skadowano jabka i ziemniaki. Przedostatni pokj suy jako warsztat. Stary, poobijany kredens bez drzwiczek w grnej czci skrywa bateri kluczy, kombinerek, obcgw, rubokrtw i motkw, w dolnej za kilkanacie puszek i pudeek z lnicymi w wietle porannego soca rubami, gwodziami, nakrtkami i ca mas innych drobnych czci. Po drugiej stronie, pod oknem stay dwa stare rowery; pierwszy z nich nie mia kierownicy, przedniego koa i acucha, drugi niemal w caoci wzia w swe wadanie rdza. ciany warsztatu zdobiy powieszone na gwodziach rafki bez dtek, stare acuchy i dwa pokryte zupenie kurzem, imponujce poroa jeleni. Przeszukanie wszystkich pomieszcze zajo nam prawie dwie godziny, a jedynym

znaleziskiem by kolejny szyb wentylacyjny, identyczny z tym na grze i umieszczony w tym samym miejscu. Zupenie ju zniechceni i cakowicie niemal czarni od kurzu, pogryzajc jabka, stanlimy przed wejciem do ostatniego pomieszczenia. Tym razem, inaczej ni poprzednio, drog zagradzay nam drzwi podobne do tych w spiarce, z ktrej wchodzio si do amfilady. W milczeniu skoczylimy je i wrzucilimy ogryzki do kosza stojcego obok warsztatu. Pastor otar rk twarz, zostawiajc na niej czarn smug. Nacisn klamk. Drzwi zaskrzypiay przeraliwie i weszlimy do zastawionego niemal po sufit pokoiku. - Jeli si nie myl, jestemy teraz dokadnie nad moim pokojem - spojrzaem do gry. - To bliniacze pomieszczenie - doprecyzowa pastor. - Dziwne... Nie ma ksidz wraenia, e troch tu ciasno? - Jakby ucito pokj w poowie - zgodzi si duchowny. - W dodatku nie ma okien. Zaczlimy od wyniesienia wszystkich mebli. Po kilku minutach przejcie midzy pokojami w amfiladzie byo zastawione szafkami z wyrwanymi drzwiami, chwiejcymi si krzesami, pozbawionymi szuflad komdkami, my za uwanie opukiwalimy cian naprzeciw wejcia. Po kwadransie spojrzelimy na siebie rozczarowani. Opukalimy cay mur, ale paski odgos wiadczy o tym, e pod cienk warstw tynku jest raczej ceglana ciana, a nie jaki pokj. Pastor wpatrywa si w mur z niedowierzaniem, mnie za nie dawa spokoju brak okna i ciasnota w pomieszczeniu. - Ma ksidz tam miernicz? - zapytaem w kocu. Nie zadajc adnych pyta, pastor przeszed do warsztatu i przez chwil grzeba w dolnej czci kredensu. Po trzech minutach wyj z wntrza mebla dysk, z ktrego wystawa koniec tamy. - Dziesiciometrowa wystarczy? - zapyta, podajc mi przedmiot. Wystarczya. Najpierw zmierzylimy mj pokj na grze. Mia pi metrw. Teraz pastor rozciga tam wzdu ciany, podczas gdy ja klczaem w progu, z dyskiem przy ziemi. - Dwa i p - duchowny odczyta wynik i z byskiem w oku spojrza na mnie. - A wic co tam jest - wyszepta, wcign gono powietrze i sign po om. Powstrzymaem go gestem. Opuci om, ale spojrza na mnie zdziwiony. - To powana sprawa. Powinien by przy tym konserwator - wyjaniem. - Nie mamy czasu - jkn pastor.

- Przykro mi, prosz ksidza... - Tylko maa dziurka - pastor spojrza na mnie bagalnym i niezbyt trzewym wzrokiem. - Zaraz po niego zadzwoni - nie ustpowaem, sigajc po notes i wyszukujc numer do Wojewdzkiego Urzdu Ochrony Zabytkw we Wrocawiu. Wycignem z kieszeni komrk i wstukaem cyfry. Usyszawszy sygna, odwrciem si plecami do pastora i ruszyem w gb amfilady. Jeszcze nie odezwa si nikt po drugiej stronie, kiedy za moimi plecami rozleg si haas: najpierw kilka szybkich uderze, potem spadajce na ziemi cikie przedmioty. Rozczyem si i pdem wrciem do pomieszczenia, w ktrym zostawiem Adama Blocha. Pastor, czerwony ze wstydu, sta pod cian ciskajc om w drcej doni. Koniec narzdzia pokrywa rudy py. Taki sam py, niczym wysypka, czerwieni si na cianie pod spor dziur w grnej jej czci. - Przepraszam, panie Pawle - powiedzia duchowny; oddycha tak szybko, e niemal poyka sowa. - Nie wiem, co we mnie wstpio... Pokrciem gow z niezadowoleniem. - Nie ma co, adnie ksidz narozrabia - rzekem, przygldajc si uwanie dziurze. Jej ksztat wiadczy, e na drug stron spado co najmniej pi cegie. - Co mi za to grozi? - pastor przekn powoli lin i popatrzy na dziur w taki sposb, jakby wierzy, e si wzroku jest w stanie na powrt wypeni j cegami i otynkowa. - Niech si ksidz tak nie martwi, sprbuj to jako zaatwi... Stalimy w milczeniu przed plebani. Pastor Adam Bloch z min winowajcy, Potna Gromadka z oczami podkronymi od niewyspania i ja, peen niewesoych przeczu. Wpatrywalimy si w drog wiodc od bramy, przez ktr lada chwila mia wjecha konserwator przysany przez Urzd Ochrony Zabytkw. Czekalimy z niepokojem. Przede wszystkim dlatego, e moim modym pomocnikom nie udao si rozwiza zagadki Czepki i tajemnicze pomieszczenie na kocu amfilady byo teraz naszym jedynym sensownym tropem na drodze do szwedzkiego depozytu; baem si te, czy konserwator zobaczywszy skal zniszcze, dalej bdzie wierzy w wymylon przeze mnie naprdce historyjk o wbijaniu w cian haka i motku, ktry niefortunnie si z niego podczas tego wbijania zsun, dziurawic mur. Wreszcie w bramie ukaza si ty volkswagen garbus, ktry powoli dotoczy si do plebanii i stan przed drzwiami. Z wozu wysiad przystojny mody czowiek ubrany jak hipis.

Dinsy dzwony, koszula w kwiaty, zielono - czerwono - ta czapka, spod ktrej wypyway dugie wosy, okulary lenonki na nosie. Bia od niego aura swobody, trudno si wic dziwi, e zarwno Pera, jak i BeBe spojrzay na niego z byskiem w oku. - Witam wszystkich - powiedzia, wymieni ucisk doni ze mn i z pastorem, a potem zrobi wika z czonkami Potnej Gromadki. Nastpia prezentacja, podczas ktrej dowiedziaem si, e konserwator nazywa si Jan Haas. - Moe od razu pjdziemy na miejsce naszej maej katastrofy - powiedzia Jan Haas, ruszajc w stron plebanii. - A po drodze jeszcze raz opowiecie mi, jak to si stao... - A wic motek obsun si z haka - konserwator owietla latark brzegi wyrwy w murze, przygldajc si jej z zainteresowaniem - i zrobi tu dziur jak po kuli armatniej... - w jego gosie by sceptycyzm. - Tak wanie byo - odrzekem niepewnie. Jan Haas obrci si w nasz stron i zagryz kciuk. - Jestecie pewni, e to nie by mot pneumatyczny? - w jego tonie zabrzmiaa ironia, a spokojne, ale uwane oczy wbiy si najpierw we mnie, by po chwili przenie si na ksidza. Chciaem co powiedzie, ale pastor Bloch mnie uprzedzi: - Nie ma sensu, panie Pawle - powiedzia. - Nie jestem w stanie... Sumienie mnie gryzie. No wic, panie konserwatorze, to moja sprawka... - przyznawszy si do winy, pastor od razu si troch rozpogodzi i mwi dalej z wyran ulg: - Zrobiem t dziur w cianie dzisiaj rano omem. Hipis wysucha jego wyznania z uprzejm uwag, potem cmokn i pokiwa gow, przymruajc oczy: - Wie ksidz, jak kar przewiduje ustawa za zniszczenie zabytku? Pastor bez sowa pokrci gow. - Od trzech miesicy do piciu lat wizienia. W oczach ksidza Blocha pojawi si strach. - Nie mona zapaci grzywny? - zapyta chrapliwym gosem. - Tylko jeli sprawca dziaa nieumylnie... Musiaem dziaa. - Z naszych informacji wynika - powiedziaem - e ciana, ktr rozbi pastor powstaa w latach czterdziestych XX wieku, a e nie jest jakim wybitnym dzieem sztuki, trudno uzna j za zabytek w rozumieniu trzeciego artykuu ustawy, czyli nieruchomo lub rzecz ruchom bdc dzieem czowieka lub zwizan z jego dziaalnoci i stanowic wiadectwo minionej epoki bd zdarzenia, ktrej zachowanie ley w interesie spoecznym ze

wzgldu na posiadan warto historyczn artystyczn lub naukow - wyrecytowaem. Znacznie waniejsze jest to, co moemy znale za cian... Wedug naszego informatora jest tam ukryta niezwykle cenna kolekcja starodrukw... - Wedug naszego informatora to, wedug naszego informatora tamto... - przedrzenia mnie przez chwil Haas, a potem zapyta: - Dlaczego mi pan przerywa? O dziwo, w jego gosie nie byo zimnej zoliwoci. Raczej irytacja. - Dlaczego psuje pan cay efekt dydaktyczny? - zapyta. Wpatrywaem si w niego osupiay. - Znamy si z pastorem Blochem nie od dzi - mwi dalej hipis - konserwator. Czsto konsultujemy rozmaite renowacje w Kociele Pokoju i doskonale wiem, e ze wiec mona szuka czowieka bardziej oddanego zachowaniu dziedzictwa kulturalnego. Jeli pastor rozbi ten mur - teatralnym gestem wskaza na dziur - musia mie ku temu jaki wany powd. Zgadza si, pastorze? - Opanowaa mnie zgubna gorczka zota. Nie chodzio mi oczywicie o pienidze zastrzeg si pastor - ale o samo poszukiwanie. To byo takie ekscytujce... - Syszy pan? - tym razem rka hipisa wycelowana bya w Adama Blocha. - Gorczka zota... Ja czy pan, ludzie obcujcy ze skarbami na co dzie, umiemy broni si przed takimi pokusami... Ale ten czowiek, u ktrego przejcie przez ulic na czerwonym wietle wywouje emocje, jakby skaka na bungee? - To znaczy, e nie wezwie pan policji? - zapytaem zaskoczony. Hipis przez chwil mia si gono uderzajc otwart rk w cian tak mocno, e baem si, by ceglana konstrukcja nie rozpada si pod jego atomowymi ciosami. - Nasa policj na pastora Blocha! To dobre... Oczywicie, e nie... - rkawem koszuli wytar zy z oczu. - Ale caa ta gadka o konsekwencjach miaa swj cel - wycign do gry wskazujcy palec i spojrza na mnie, jakbym podkrad mu z lodwki ulubione lody. Bardziej to byo zabawne ni grone. - Chciaem, by pastor nie popeni ju nigdy podobnego bdu... A pan wszystko zepsu - przez chwil myla, a potem doda z energicznym machniciem: No, ale zrobi pan to w dobrej wierze, wic wybaczam... A teraz - umiechn si szeroko skoro ju wyjanilimy sobie wszystkie kamstewka, przejdmy moe do gwnego punktu programu... Romantyczne wyobraenia o szukaniu skarbw, do ktrych utrwalenia przyczynia si najmocniej kino, czsto rozmijaj si z rzeczywistoci. Filmowi poszukiwacze otrzymuj zazwyczaj w spadku map z zaznaczonym krzyykiem miejscem ukrycia skarbu i nie musz przekopywa si godzinami przez tony nudnych dokumentw. Potem nastpuje seria

romantycznych przygd, ktrych gwnym wtkiem jest pokonywanie trudnoci pitrzonych przez czarny charakter i romans poszukiwacza z pikn pani profesor, asystujc w wyprawie jako ekspert. Na filmach najczciej wida tylko moment pierwszego wbicia opaty, a zaraz potem twarze gwnych bohaterw owietla zoto ukryte w skrzyni i nastpuje happy end. W yciu jest inaczej. Nawet jeli wykona si solidnie kwerend, jeli dotrze si do skrytki i w pocie czoa przerzuci kilka ton ziemi, nie ma gwarancji, e opata uderzy w co twardego. Gorzki smak poraki jest dla poszukiwaczy skarbw chlebem codziennym. Przebicie si przez cian okazao si trudniejsze ni mona byo przypuszcza, patrzc na dzieo pastora Blocha. Jan Haas stwierdzi, e nie moemy po prostu sku ceglanego muru, pozwalajc, by jego szcztki spady na drug stron: - A co jeli jest tam jaka ceramika? - zakoczy sw wypowied argumentem nie do obalenia. Nie pozostao nam nic innego jak mozolnie, cega po cegle, zlikwidowa mur. Na szczcie nie brakowao nam rk do pracy. Picioro z nas, uzbrojonych w kilofy kuo wic z zapaem szedziesicioletni zapraw, a pozostaa czwrka wynosia uwolnione cegy i wyrzucaa je przez okno w ssiednim pokoju na brezentow pacht rozoon na trawniku pod murem. Praca, szczeglnie na pocztku, gdy trzeba byo zdj warstw cegie prawie przy suficie, bya niezwykle cika. Nie do, e naleao mocno wgryza si w tynk i zapraw, to rce, z ktrych odpywaa krew, saby po kilku minutach. Zmienialimy si wic co kwadrans. Po dwch godzinach udao si nam usun kwadrat o boku metra na rodku ciany i wreszcie moglimy zajrze do rodka. wiateka przyniesionych przez pastora latarek zataczyy w mroku, z trudem przebijajc si przez gst sie pajczyn i wyawiajc z mroku tylko zarysy jakich mebli. urek ju chcia przej przez dziur do rodka, ale konserwato r Haas powstrzyma go, mwic: - Kiedy tam wejdziemy, podniesie si kurz, ktry osiada przez p wieku. Lepiej, eby mia przez co si wydosta. Musimy wyduy dziur tak, by mg wej przez ni dorosy czowiek. urek westchn rozczarowany, ale ju po chwili wynosi kolejne cegy. O pitnastej praca bya skoczona. Szesnacie par oczu wpatrywao si w nierwn framug wykut w cianie. Szesnacie, bo nasze odkrycie wzbudzio sensacj na placu Pokoju. W niewielkim pomieszczeniu na kocu amfilady i w warsztacie oprcz naszej dziewitki zgromadzio si siedem osb: ona pastora z Michasiem i bliniakami, wikary

Bielski, stary Sierak i rudobrody konserwator z Fuldy, Klaus Schumann. Spojrzaem na niego przelotnie z podejrzliwoci ale szybko poczu, e mu si przygldam i musiaem odwrci wzrok. Nie chciaem na razie, eby wiedzia o moich podejrzeniach. Konserwator Haas, ktry dotychczas nie zwraca uwagi na gromadzc si publiczno i zawzicie, jak w transie uderza motkiem w przecinak, teraz, pozbawiony zajcia, obrci si i a zagwizda z wraenia. - Rozumiem pastwa ciekawo - rozoy rce i umiechn si do zgromadzonych. Ale jestem zmuszony prosi, eby wszystkie osoby niezaangaowane bezporednio w poszukiwania opuciy miejsca odkrycia... Zapewniam, e ju niedugo bd pastwo mogli podziwia znalezisko w penej krasie i to bez ryzyka zapltania si w pajczyny i zabrudzenia od stp do gw szedziesicioletnim kurzem. Gosy niezadowolenia i westchnienia zawodu wiadczyy o tym, e publiczno gotowa byaby ponie wspomniane przez konserwatora ryzyko. Potrzeba byo jeszcze kilku stanowczych spojrze, odwoania si do rozsdku i paru prb, by wreszcie posusznie ruszya do wyjcia. - Zaczniemy od krtkiego rekonesansu - zarzdzi konserwator Haas. - Proponuj, by jako pierwsza wesza tam trjka zoona z przedstawiciela urzdw pastwowych, czyli pana Pawa, reprezentanta parafii, czyli ksidza pastora i kogo z naszej dzielnej modziey, ktra tak wspaniale si dzisiaj spisaa. Propozycja zostaa przyjta przez aklamacj, ktrej najgoniejsz i najdusz cz stanowiy dzikie okrzyki rozradowanej Potnej Gromadki. Gest konserwatora bardzo mi zaimponowa. Jan Haas mgby wykorzysta swoj uprzywilejowan pozycj konserwatora i pcha si do pierwszego rzdu. Zamiast tego, wykonawszy najcisz prac, usun si w cie i pozwoli gra nam pierwsze skrzypce. Zanim jednak moglimy wej do rodka, trzeba byo rozwiza jeszcze jeden problem. Okrzyki radoci modziey bowiem, wstrzsajce plebani po sowach konserwatora, niemal natychmiast przeszy w zajad ktni, kto ma by wybracem, ktry jako pierwszy zobaczy widnicki grb Tutenchamona. - W takich miejscach podobno gromadz si miertelnie niebezpieczne bakterie. Naprawd chcesz tam wchodzi? - To wietnie, e rezygnujesz. Bdzie o jednego chtnego mniej... - Czy kto mnie moe posucha? To przecie ja interesuj si histori i... - A ja ksikami. A tam jest peno starych ksig... - Jeli si zgodzicie na moj kandydatur, dam wam cign na trzech nastpnych

sprawdzianach z matematyki! - Na piciu... - Niech bdzie na piciu... - Na mj gos nie licz. Ja nie musz od ciebie ciga... - CISZA! - rykn po piciu minutach sownych potyczek Jan Haas. Wszystkie gowy obrciy si w jego stron jak na komend. Potna Gromadka wpatrywaa si konserwatora - hipisa z lekkim niepokojem. - Jeli nie moecie si zdecydowa, zdajmy si na lepy los - powiedzia i wycign z kieszeni pudeko zapaek. Wyj sze patyczkw, urwa jednemu siarkowy epek i uoy odpowiednio w doni. Zaczo si losowanie. Pierwsza bya BeBe. Przez chwil si zastanawiaa wodzc palcami po potku z zapaek, w kocu wybraa, zaciskajc usta i patrzc z nadziej. Kiedy zobaczya, e zapaka jest caa, rzucia j na podog i stana pod cian z zawiedzion min. - Pierwsi bd ostatnimi - powiedzia patrzc na zielony epek urek, ktry losowa jako drugi. - wiat si od tego nie zawali - rzeka Pera, kiedy i jej si nie poszczcio. Pozornie wesoy ton nie zdoa ukry rozczarowania. Zostay trzy zapaki. Junior, Vincent i Dugi patrzyli w napiciu na rk Jana Haasa, stojc w niemal rwnym rzdzie. W kocu Vincent zrobi dwa kroki do przodu i wycign zapak. Bya caa. Jan Haas schowa po jednej zapace do kadej doni, schowa je za siebie na chwil, a potem wycign zacinite pici w kierunku pozostaych na placu boju modziecw. Ci spojrzeli na siebie, a potem zdecydowali. Junior wskaza na praw rk, Dugi na lew. Konserwator odwrci pici i otworzy je. Zapaka z odamanym epkiem leaa na jego lewej doni. Junior westchn ciko, a Dugi, chocia stara si tego po sobie nie pokaza, a kipia z radoci. Spojrza na kolegw, a widzc ich smutne miny, powiedzia: - Zaraz przecie wszyscy tam wejdziecie... Odpowiedziay mu cmoknicia, kiwanie gowami i miny, ktre miay mwi: Daruj sobie. Druyna zostaa skompletowana i moglimy rusza. Uzbrojeni w latarki weszlimy we trjk do ciemnego pomieszczenia. Pomidzy regaami stojcymi pod cianami pajki utkay ze swych sieci kurtyn, ktra przez lata pokrya si kurzem.

- Skoro nie byo do tego pomieszczenia wejcia, ciekawe, skd wziy si tu pajki? zastanawia si na gos pastor. Szybkimi ruchami rozerwalimy ostatni przeszkod i cali upstrzeni biaawymi nitkami, zrobilimy jeszcze dwa kroki do przodu, a naszym oczom ukaza si skarb ukryty pod grubym kouchem kurzu, przypominajcego to, co mona wyj z filtra odkurzacza po dugim uytkowaniu. Od podogi po sufit dugie rzdy ksiek rnych formatw. Niektre starodruki tak wielkie i grube, e nie mieciy si na pkach i pooono je poziomo. Naprzeciw wejcia sekretarzyk zawalony papierami w teczkach. Niektre kartki spady i zacielay podog u stp mebla. wiecilimy z Dugim latarkami, wydobywajc z ciemnoci zote byski tocze na grzbietach, kiedy pastor, czerwony od emocji, zdejmowa z pki grub ksig. W strumieniach wiata zataczya z gwatownoci piaskowej burzy kurzowa nawanica, a nasze puca wypeniy suche drobinki. Nie zwaajc na to, pastor pooy ksig na blacie sekretarzyka stojcego naprzeciw wejcia i uchyli okadk tomiska. W tym samym momencie, gdzie ponad jego gow po prawej stronie rozleg si trzepot skrzyde. Wraenie byo tak silne, e duchowny z przestrachu zatrzasn ksik, pobudzajc do lotu kolejne miliony drobinek kurzu. Kaszlc spazmatycznie skierowalimy krki latarek w stron, skd dobieg dwik i zobaczylimy, e jest tam dziura w murze wielkoci pudeka na pyt kompaktow zakryta metalow pokryw. Przez setki dziurek w pokrywie wpaday do rodka cienkie jak makaron struki dziennego wiata. Po chwili znw zatrzepotay skrzyda, a wiato zasoni cie przelatujcego ptaka. - Wyjania si przynajmniej sprawa pajkw - powiedzia pastor. - Dobrze, e jest zakryta - doda Dugi. - Gdyby dostay si tu szczury, nie byoby co zbiera... - Wychodzimy panowie - zaordynowaem. - Nawdychalimy si kurzu za wszystkie czasy... Czwrka, ktra nie wesza do rodka, zgromadzona wok wybitego w cianie wejcia powitaa nas penymi nadziei minami. Chciaem co powiedzie, ale nasz wygld i rozradowane spojrzenia wystarczyy. - Czy mgby pastor wskaza jakie suche i czyste pomieszczenie, gdzie moglibymy to wszystko przenie? - zapyta Jan Haas, zacierajc rce. Po dwch godzinach biegania w t i z powrotem ksigozbir udao si przetransportowa do niezbyt duej salki na pitrze. Pokj mia pobielone ciany i drewnian

podog. Ukadalimy ksiki gdzie si dao. Najpierw na stole, a gdy zabrako miejsca pod cianami, na pododze. Konserwator Haas, ktry kierowa transportem i wstpnie sortowa znaleziska, usyszawszy moj opowie o historii szwedzkiego depozytu, zgodzi si, bymy razem z Potn Gromadk przejrzeli ksiki. - Tu s biblie - wskaza na trzy stosy ksiek w kcie pod oknem. - Obok nich le dziea teologiczne, dalej nuty i dziea o muzyce. Po drugiej stronie - obrci si na picie etnografia, ksiki kulinarne i albumy fotograficzne. Na stole dokumenty i pamitniki. Prosz tylko o ostrono - zaleci nam. - Gdyby co si stao tym ksigom, specjalici, ktrzy jutro przyjad urwaliby nam wszystkim gowy... Pastor wesp z Potn Gromadk przytargali na gr osiem stokw i zabralimy si do przegldania potnego ksigozbioru. Signem po wypeniony dziecicym pismem zeszycik i przerzuciem szybko kartki, na ktrych Hans Horter da wiadectwo swojego ycia w widnicy tu przed pierwsz wojn wiatow - szkolne dziaania, wydarzenia z ycia miasta i wiersze. Na kocu pamitnika by poemat zaczynajcy si od sw Wojna musi by!. - Tu s jakie zapiski! - dobieg mnie spod okna podniecony gos BeBe. Zgromadzilimy si wszyscy wok dziewczyny, ktra ostronie podaa pastorowi opas Bibli otwart na wyklejkach okadki, pokrytych rwnymi linijkami odrcznego pisma. Adam Bloch przez chwil czyta, a potem powiedzia z umiechem: - To stary zwyczaj. Musicie pamita, e dawniej Biblia bya czsto jedyn ksik w domu. Czytano z niej codziennie, uczono si skada litery w wyraz i zdania oraz zapisywano wane wydarzenia rodzinne. Z tej moemy dowiedzie si, e niejaki pan Hans Georg otrzyma t Bibli z okazji swej konfirmacji 17 maja 1734 roku, a dziesi lat pniej si oeni. Mia jedenacioro dzieci. Najmodszy z nich, syn Lukas zosta pastorem w roku 1789 i wtedy to otrzyma od swego ojca t Bibli. On te dopisa kolejne daty - konsekracj, lub i narodziny siedmiorga dzieci. Takie zapiski prowadzili starzy protestanci jeszcze w czasach mojej modoci. Jeli chcecie, mog wam pniej pokaza kocielny piewnik mojej babci, ktra notowaa w nim na przykad, e kupia koz albo e kto odda jej pienidze. - Moe uda nam si odnale tak sam Bibli z zapisami Czepki? - powiedzia Junior, a ja poczuem jak wzdu karku przebiega mi dreszcz - niezawodny znak, e elementy ukadanki trafiaj na swoje miejsca. Ze strachem, by nikt si do mnie nie odezwa, niweczc tym moje wysiki, staraem si uchwyci niesforn myl i tym samym pozna rozwizanie zagadki z nagrobka Czepki. Dzwonek telefonu by jak kamie w koleinie, na ktrej koo wozu podskakuje,

potrzsajc niemiosiernie jego pasaerami. Myl ucieka. Wiedziaem, e szybko nie wrci. Wypuciem ciko powietrze i odebraem poczenie. - Przepraszam, e przeszkadzam, panie Pawle - odezwaa si po drugiej stronie ona pastora. - Ale do kawiarni przysza jaka pani, ktra mwi, e chciaaby z panem porozmawia i e to bardzo wane... - Czy ta pani jest dobrze zbudowan blondynk mwic po niemiecku? - zapytaem, domylajc si ju, kto mg zoy mi wizyt. - Zgadza si - zdziwia si Ewelina Bloch. - Skd pan wiedzia? - Za chwil tam bd - powiedziaem tylko i szybkim krokiem opuciem pokj wypeniony starymi ksikami. Hilda Funke, bo to ona zjawia si w kawiarni przy kociele, siedziaa ze zgnbion min nad pen filiank kawy z mlekiem. Ujrzawszy mnie, nieco si oywia, ale ledwie usiadem przed ni ze wieo zaparzonym espresso, znw pochylia gow i rzeka cicho: - Wie pan, e papie przedstawiono ju oficjalnie zarzuty? - Przykro mi, panno Hildo. - Doceniam to - spojrzaa na mnie; oczy miaa podkrone z niewyspania i czerwone. Ale nie sdz, eby pomogo wycign mego ojca z wizienia. Czy s jakie postpy w sprawie, ktr pan prowadzi? - zapytaa tonem, wiadczcym o tym, e ju dawno przestay j interesowa skarby i traktuje moje dochodzenie wycznie jako szans na uwolnienie Ericha Funkego. - Powiedzmy, e zrobiem kilka krokw do przodu - rzekem wykrtnie i zaraz zmieniem temat: - Czemu zawdziczam pani wizyt? - Postanowiam wypi pyszn kaw i zamieni z panem kilka miych sw w tej uroczej knajpce, bo myl, e weszam w posiadanie informacji, ktre pozwol przyspieszy paski powolny spacer ku prawdzie - ociekajca ironi odpowied sprawia, e panna Hilda znw staa si na chwil piekielnie inteligentn i przebieg agentk domu aukcyjnego Funke & Sohn mierzc mnie morderczym spojrzeniem. - Niech pan sobie wyobrazi - Hilda Funke przesuna si nieco w moj stron - e dzi po poudniu widziaam czowieka, ktry wrobi mojego ojca.

ROZDZIA DZIESITY KTO WROBI ERICHA FUNKEGO? ODKRYCIE POTNEJ GROMADKI W LABIRYNCIE DOMYSW TAJEMNICZY NAPIS U PROFESORA OFIARA NARKOLEPSJI ZEZNAJE MANE, TEKEL, FARES
- Widziaa go pani w widnicy?! - Godzin temu przechadza si po Rynku. - Zaraz, zaraz - spojrzaem podejrzliwie na dziedziczk rodu Funke. - A skd pani wie, jak on wyglda. Przecie pani ojciec... - Ech, ta paska domylno - westchna panna Hilda i signa po cienkiego papierosa, przysuwajc sobie jednoczenie popielniczk. - Zgadza si. Nawet mj ojciec nie wie, e tamtej nocy, gdy ten dra pokazywa mu Bibli Lutra w ciemnym zauku, poszam za nim. - Dlaczego pani to zrobia? - Bo mj ojciec, wbrew pozorom, to bardzo lekkomylny i mao przewidujcy czowiek. Nieatwo pozby si przyzwyczaje nabytych podczas lat spdzonych przy zielonym stoliku... Oczywicie ojciec uwaa, e jest niezwykle przebiegy i na tyle wysportowany, e poradzi sobie z kadym. Ale prawda jest niestety inna, panie Pawle. Gdyby nie ja, kilka spotka z kontrahentami zakoczyoby si w najlepszym razie w szpitalu... - Tym razem nie musiaa pani interweniowa... - Dziki Bogu, nie. Staam i suchaam ich rozmowy ukryta w ciemnym zauku obok tego podwrka, a potem, kiedy ten obwie wychodzi, nasza go ochota na papierosa. Pomyk zapalniczki owietli jego rysy wystarczajco jasno, bym zapamitaa twarz. A ja nigdy nie zapominam... - Hilda Funke wydmuchaa ostatni porcj dymu i z ponur min zdusia niedopaek w popielniczce. Ton jej gosu sprawi, e zrobio mi si nagle duszno. - Wic zobaczya go pani dzisiaj na Rynku - powiedziaem, eby powiedzie cokolwiek i w ten sposb odegna nieprzyjemne uczucie. - Posza pani za nim? - Oczywicie. Wydaje mi si, e wiem, gdzie pracuje, bo wszed do tego budynku i nie opuci go przez cztery godziny. Zrezygnowaam z obserwacji dopiero wtedy, kiedy przysza pora widzenia z pap w areszcie. - Mogaby pani zaprowadzi mnie tam? - zapytaem podekscytowany.

Znaem to miejsce. Wysoka kamienica w rzdzie podobnych jej budynkw. Poczerniaa fasada, kilka wskich okien, ciemna brama, w niej domofon, a obok jednego z przyciskw nazwa: Goniec widnicki. Przypomniaem sobie pewien szczeg z relacji wikarego i obrciem si tyem do kamienicy, by spojrze na parking. Szybko odnalazem, to czego szukaem. Pomidzy dwoma byszczcymi metalicznym lakierem samochodami o opywowych ksztatach sta wysuony czerwony volkswagen golf. Panna Funke szybko si ze mn poegnaa i odesza w stron Rynku. Przez chwil zastanawiaem si co robi. W kocu uznaem, e nie ma sensu wywabia lisa z nory i usiadem na awce w pobliskim parku. Otaczajcy awk ywopot sprawia, e byem niewidoczny dla ludzi wychodzcych z budynku, a jednoczenie mogem obserwowa parking i czerwonego volkswagena w przewicie pomidzy gstwin gazek i listkw. Siedzc na warcie, zadzwoniem do komisarza Jachimowicza i poprosiem go o kolejn przysug. - To ju podpada pod kodeks karny - zmartwi si policjant. Zaraz jednak doda szeptem: - Ale mam szwagra w telekomunikacji... A tak na przyszo, panie Pawle - mwi teraz tak cicho, e jego gos ledwie przebija si przez szumy na czach - lepiej takich spraw nie zaatwia przez telefon... - Wystarczy, e zadzwoni pan do mnie i powie: tak lub nie. - Zgoda, ale nastpnym razem... - Ma pan moje sowo - rzekem i poegnaem komisarza. W czasie gdy rozmawiaem z policjantem, prbowa si dodzwoni na moj komrk pastor Bloch. Wybraem jego numer. - Dobrze, e pan dzwoni! - gos pastora zdradza niezwyke podniecenie. - Prosz przyj jak najszybciej na plebani. Modzi ludzie znaleli Bibli, ktra naleaa do Daniela Czepki! Na oczyszczonym z papierw skraju stou leaa gruba ksika niewielkiego formatu. Grzbiet oplatay cztery piercienie. Skrzane wytarte okadki, ktre spina szeroki pasek z grub metalow sprzczk, pokryway toczenia. Prostokt ze wschodniej plecionki wyznacza wewntrzne pole, na ktrym zoci si krzy, pod ktrym znajdowa si napis: AB. VON FRANCKENBERG FUR D. CZEPKO VON REIGENSFELD. - Moemy ju chyba zacz - powiedzia pastor Bloch. - Czekalimy tylko na pana... Bezgonym gestem zachci do dziaania Per, ktra, jak si dowiedziaem zaraz po powrocie, odnalaza t Bibli wrd blisko dwch setek innych wersji witej ksigi chrzecijan.

Dziewczyna z namaszczeniem przysuna do siebie ksik. W penej napicia ciszy sycha byo skrzypienie skry, a potem brzk otwieranej sprzczki. Odetchnem z ulg kiedy ujrzaem, e wyklejki pokryte s gstymi zapiskami zrobionymi bez wtpienia t sam rk, ktra spisaa ostatni wol Daniela Czepki. Jakie wic byo moje rozczarowanie, gdy po godzinie studiowania zapiskw poety okazao si, e nie ma w nich nic tajemniczego ani dziwnego. Podobnie jak Biblia Hansa Georga, ktr ogldalimy wczeniej, ksiga podarowana Czepce przez Abrahama Franckenberga, suya widnickiemu pisarzowi jako osobista kronika. Od innych rnio j moe tylko to, e oprcz informacji o lubie, narodzinach dzieci i zgonach bliskich, zawieraa take daty zamknicia prac nad kolejnymi dzieami Daniela Czepki, na czele z ukoczonym po dwudziestu latach, w roku 1647, poematem Coridon und Phyllis, uznawanym za opus magnum widnickiego mistrza sowa i jego najpopularniejszym dzieem, powstaym w latach 1640 - 1647 zbiorem epigramatw Sexcenta Monodisticha Sapientum, ktre byy wzorem dla Cherubinowego wdrowca Angelusa Silesiusa. - Znowu pudo - skrzywi si urek, wzdychajc ciko. - Trzeba szuka dalej - niezraony porak pastor Bloch zakasa rkawy i sign po lec z jego lewej strony zakurzon teczk wypenion pokymi ze staroci papierami. Trudno byo si cieszy wesoym wiosennym nastrojem, ktry opanowa miasto po zmroku. Z kawiarenek i pierwszych, ustawionych tylko przed niektrymi lokalami, ogrdkw dobiega gwar rozmw i stuk kufli wypenionych spienionym piwem. Latarnie i jasne okna, za ktrych szybami przesuway si ludzkie sylwetki, zocone fasady kamienic, szemrzce fontanny i czerwona kolumna sprawiay, e czowiek czu si, jakby przeniesiono go wehikuem czasu sto lat wstecz, w spokojny wiat sytych niemieckich mieszczan, pewnych tego, e po tygodniu cikiej pracy bd mogli w spokoju wypi swoje sobotnie piwo, a w niedzielny poranek wybra si z rodzin do kocioa, a potem na spacer do miejskiego parku. Byem chyba jedyn osob, ktrej nie kusia sielankowa atmosfera. Po wyjciu z parafii szybkim krokiem, prawie biegiem przemierzaem widnickie ulice, by jak najszybciej znale si znw przed siedzib Goca widnickiego. Po pgodzinnym spacerze, ktry bardziej przypomina wieczorn przebiek, czujc koszul przyklejajc mi si do plecw, usiadem wreszcie na awce za ywopotem. Spojrzaem przez dziur w zieleni i a jknem z zawodu. Otaczajce wybetonowany plac lampy daway wystarczajco duo wiata, by dokadnie przyjrze si stojcym na parkingu samochodom. Nie byo wrd niech czerwonego volkswagena golfa. Pochyliem si do przodu i oparem czoo na doniach. Trwajca p dnia bieganina za

Latopolskim, prace przy tajnej bibliotece, ktrej odkrycie samo w sobie byo wielk niespodziank i sukcesem, ale nie wnosio niczego nowego do sprawy, daway si we znaki. Minie karku, pozostajce przez kilka godzin w nerwowym napiciu, dokuczay tpym, suchym blem. Pieky zakwasy w ramionach wymczonych skuwaniem muru na plebanii. Niemiosiernie swdziaa skra na doniach i gowie przez cay dzie wystawiona na dziaanie pajczyn, kurzu i brudu. Przymknem oczy i zastanowiem si nad sytuacj. Do mojej wiadomoci w kocu przebia si, tumiona od momentu poraki z Bibli Czepki, prawda. ledztwo utkno w martwym punkcie. Strategia, ktr obraem, przyniosa tylko poowiczny sukces. Budowana przez kilka dni z drobnych elementw mozaika pozwolia co prawda odkry historyczne podoe kradziey i tajemniczych wydarze w Kociele Pokoju i wydobya na wiato dzienne fantastyczn afer sprzed wiekw, ale nie przybliya mnie ani o krok do odpowiedzi na najwaniejsze pytania. Kto ukrad Bibli Lutra? Czym jest szwedzki depozyt i gdzie si znajduje? Kiedy zodziej uderzy po raz wtry? Drogi do wyjcia z impasu byy dwie. Pierwsz byo dalsze badanie wtku Kazimierza Latopolskiego. Mgbym sprbowa konfrontacji, ale nie byo raczej szansy na to, by Leski przyzna si do wszystkiego i odda w rce policji. Oczywicie jeli by winny. Nie mona byo bowiem wykluczy, e jego udzia w sprawie ogranicza si jedynie do uczestnictwa w intrydze posa K. Gdyby jednak bra udzia w kradziey, rozmowa z nim byaby wyjawieniem przeciwnikowi, e jestem na jego tropie. Skoczyoby si to w ten sposb, e wzmgby jeszcze rodki ostronoci. Oczywicie pozostawaa jeszcze moliwo ledzenia Latopolskie go i liczenie na to, e czym si zdradzi. Problem polega jednak na tym, e nie wiedziaem, czy Leski ma wsplnikw. ledzenie reportera mogoby si skoczy w ten sposb, e podczas gdy ja siedziabym mu na ogonie, kto inny wyczyciby schowek ze szwedzkim depozytem. Drugi sposb wyjcia z sytuacji by duo mniej pocigajcy, ale, jak podpowiadao mi wieloletnie dowiadczenie, zdawa czsto egzamin. Polega on po prostu na tym, by uporzdkowa zebrane ju fakty i sprbowa spojrze na nie z innej pers pektywy. Ostatnie dni obfitoway w emocjonujce wydarzenia i nie mona byo wykluczy, e pod ich wpywem przegapiem jaki wany szczeg albo moje rozumowanie podyo niewaciw ciek. Niewykluczone, e miaem ju w rku wszystkie fakty pozwalajce rozwika zagadk. Potrzebowaem tylko dystansu i kilku godzin, by znale klucz, ktry powie fakty w sensown cao. Zjedz kolacj, Pawle, we prysznic i uruchom szare komrki - pomylaem, po

czym ciko podniosem si z awki i powlokem z powrotem na plebani. Gdy odrzucisz to, co niemoliwe, wszystko pozostae, choby najbardziej nieprawdopodobne, musi by prawd - sowa inspektora Wsika koatay mi w gowie niczym przebj, ktry, usyszany przypadkiem w radiu, przyczepia si do czowieka jak natrtna mucha i nie daje spokoju. Musisz go nuci, chocia robi ci si od tego niedobrze. Leaem poparty o wezgowie ka w moim pokoiku na kocu starego skrzyda plebanii. Przez okno wpadao do rodku rzekie, wypenione woni kwiatw kasztanowca, powietrze. Prysznic i smaczna kolacja w miym towarzystwie odpryy ciao i odwieyy umys. Postanowiem cofn si w czasie do momentu odkrycia kradziey przez wikarego. Na kartce z notesu wypisaem w rwnym rzdku nazwiska i imiona wszystkich, ktrych musiabym bra pod uwag jako potencjalnych podejrzanych, gdybym by policjantem wezwanym na miejsce przestpstwa. Lista wygldaa nastpujco: wikary Roman Bielski, pastor Adam Bloch, ona pastora, Ewelina Bloch i ich dzieci, Erich Funke i jego crka, stary Sierak oraz doktor z Fuldy, Klaus Schumann lub ktry z jego wsppracownikw. Po chwili namysu dopisaem do tej listy pana X., czyli jak hipotetyczn tajemnicz osob spoza tego grona. Natychmiast jednak postanowiem obok niej ogromny znak zapytania. Zaraz po kolacji zadzwoniem do komisarza Jachimowicza i wypytaem go o alibi wszystkich podejrzanych. Uzbrojony w t wiedz mogem przystpi do dziea. Postanowiem sprawdzi kadego z podejrzanych za pomoc klasycznej techniki kryminalistycznej, wedug ktrej, aby popeni przestpstwo, trzeba mie motyw, sposobno i rodki. - Dobrze wic... - mruknem pod nosem, wpatrujc si w kartk. - Odrzumy to, co niemoliwe... Zacznijmy od ustalenia, co si waciwie stao. W sobot wieczorem skradziono Bibli Lutra - rekonstruowaem w mylach przebieg zdarze. Wikary widzia uciekajcego czowieka. Wczeniej przynajmniej dwa razy wamano si do kocioa - to mwi zamki. Kto przenis cikie pyty nagrobne pod mur kocioa, eby ukry nagrobek Daniela Czepki. Kilka lat wczeniej kto zamieni dokumenty w prywatnej teczce poety, eby zatrze lady po szwedzkim depozycie. Czy to jest pewne? Na sto procent nie. Moe jednak kto zamieni papiery przez pomyk? Wic odpada. Bibli znaleziono kilka dni pniej w krzakach. Chyba musz dopisa Potn Gromadk do listy podejrzanych... - z niechci wprowadziem myl w czyn. Z ksiki zdarto okadk w barbarzyski sposb. Na kartach ksiki s odciski palcw Ericha Funkego... To chyba wszystko... Przynajmniej jeli chodzi o fakty.

- Sposobno, motyw, rodki... - mruknem. - Zamy najpierw, e wszystkich tych czynw dokonaa jedna osoba... Od razu skreliem z listy Funkego. Motyw do kradziey mia co prawda doskonay, alibi sabiutkie, bo potwierdzone tylko przez crk, ale uznaem za niemoliwe, eby porzuci Bibli ze swoimi odciskami palcw, co rwnao si praktycznie przyznaniu do winy. Poza tym, jak to ju si wczeniej rzeko, Funke nie by czowiekiem zdolnym do zniszczenia takiej ksiki, jak Biblia Lutra. Jego crka te odpadaa. Jej szczere zaangaowanie w spraw uwolnienia ojca wykluczao wrobienie go w kradzie. Zaraz po Funkem wykluczyem Potn Gromadk. Komisarz Jachimowicz i jego ludzie ustalili, e w wieczr kradziey pojechali do wrocawskiej filharmonii na koncert. I mieli na to przynajmniej dwudziestu piciu wiadkw, wczajc profesor Salomonowicz, ktra bya opiekunem wycieczki. Alibi mieli te Sierak i doktor Klaus Schumann. Pierwszy spdzi wieczr w swoim mieszkaniu w towarzystwie znajomego, jak mi wyjani Jachimowicz, szanowanego naukowca. Drugi wraz z grup konserwatorw wyda tego dnia przyjcie w wietlicy budynku obok Kocioa Pokoju, gdzie nocowali. Na zabawie byo kilku goci spoza grupy, w tym profesorowie z Uniwersytetu Wrocawskiego. Na korzy Sieraka wiadczyo dodatkowo oddanie, jakie okazywa widnickiemu zabytkowi i jego otoczeniu. Poza tym drewniana proteza nie pozwoliaby mu ucieka przed wikarym. Skreliem obu. Zostaa rodzina pastora i wikary. Ewelina Bloch poza tym, e miaa alibi, nie byaby w stanie przenie nagrobnych pyt pod mur. Podobnie jej dzieci. A wic i oni odpadaj - pomylaem. Zosta wikary i pastor. Co prawda obaj dawali sobie nawzajem alibi, ale jeli byli w zmowie? Mieliby wtedy idealn sposobno, a rodki najlepsze ze wszystkich podejrzanych dostp do kluczy, moliwo zatarcia ladw..., mylaem. Ale co z motywem? Moe chcieli rozpropagowa w ten sposb swj zabytek? Tylko dlaczego nie podali wiadomoci o kradziey do mediw? Zrobiby si huk na ca Polsk... - To bez sensu! - syknem i z wciekoci rzuciem notesem o cian. Kartki zafurkotay w powietrzu, notatnik uderzy o mur z trzaskiem i wyldowa na dywanie. Moe jednak to ten cholerny Latopolski?, mylaem intensywnie. Nie wiem, co robi wieczorem w dniu kradziey, wamanie to dla niego pewnie nic trudnego, a motyw jest oczywisty - pienidze. Jest z nim za to inny problem... Jeli wierzy tekstom w gazetach i

posowi K., Latopolski nie jest typem czowieka, ktry interesowaby si historycznymi zagadkami. Pomylaem, e Leski mg mie wrd moich podejrzanych wsplnika... Kogo, kto odkry istnienie pamitnika Czepki i postanowi z pomoc chciwego redaktora odnale i oprni schowek ze szwedzkim depozytem. Niestety, jeliby przyj takie zaoenie, cae moje wczeniejsze rozumowanie mona byo wyrzuci spokojnie do kosza... Kady mg by tym tajemniczym wsplnikiem... Czujc, e grunt usuwa mi si spod ng, niczym toncy brzytwy, uczepiem si ustalonych faktw. Powtrzyem wczeniejsz rekonstrukcj wydarze, przy kadym zatrzymujc si i zastanawiajc, czy zbadaem wszystkie ich okolicznoci tak dokadnie, jak to byo moliwe. Skoczywszy, odetchnem z ulg. Wiedziaem ju, co musz zrobi... - Niech pan wstaje, panie Pawle! - brodata twarz pastora umiechna si do mnie w szparze pomidzy drzwiami a framug. Zaspanym wzrokiem spojrzaem na pastora ze zdziwieniem. Musia mie powany powd, eby tak bardzo nagi kanony gocinnoci. - Co si stao? - zapytaem spod kodry. - Nowe odkrycie - rzuci tylko i znikn. Zerwaem si z ka i ju dwie minuty pniej byem w jadalni. Pastor siedzia spokojnie nad gazet z kubkiem kawy. Po drugiej stronie sta kubek dla mnie. Obok niego lea talerz z parujc jajecznic na boczku. Umoczyem wargi w kawie, spojrzaem na pastora i zrozumiaem, e wcale nie czyta gazety. Artykuy byy odwrcone do gry nogami. - Nie mogem si doczeka, a to panu poka - zerwa si od stou. Wzrok duchownego zdradza wielkie emocje. - Prosz tylko co przegry - wskaza na jajecznic. Nie miabym sumienia zmusza pana do wysiku o pustym odku... Ujrzawszy go, cofnem si o krok. Doktor Klaus Schumann sta przed gwnym wejciem do Kocioa Pokoju i pali papierosa. Zobaczy nas, rzuci niedopaek na ziemi i przygnit go butem. Umiechn si w taki sposb, jakby chcia mi da znak, e od pocztku wiedzia, e nie jestem tym, za kogo si podaj. Okolona brod, pomarszczona twarz wydaa mi si nagle niezwykle sympatyczna. Szybko jednak zdusiem w sobie to wraenie, przypominajc sobie o wizycie Klausa Schumanna w Bibliotece Na Piasku. - Mwiem panu Pawowi o paskim fascynujcym odkryciu, doktorze... - zwrci si pastor do rudobrodego naukowca. Starzec z Fuldy spojrza na mnie wesoymi, ale bardzo uwanymi oczami. Przez

chwil miaem wraenie, e waha si, czy nie zakoczy gry i zapyta mnie, kim naprawd jestem. Zamiast tego przenis wzrok na pastora i odpowiedzia yczliwym tonem: - O tak, prosz ksidza... To jest starsze od malowide na emporach... Wejdmy do rodka, to wszystko panom wytumacz. Od razu zauwayem zmiany. W kociele pojawio si nowe rusztowanie. Stao we wschodniej Hali Otarzowej. Wznosio si a do drugiego rzdu empor i mona byo z niego swobodnie dosign rzeby Baranka wieczcej otarz. - Nie wiem, czy ksidz pastor panu wspomina, czym dokadnie si tu zajmujemy... duchowny przypomnia sobie zapewne o naszym wczeniejszym fortelu, bo skurczy si w sobie i poczerwienia na twarzy. Doktor Schumann uda, e tego nie widzi i mwi dalej: Naszym zadaniem, mwic najprociej, jest doprowadzenie malowide na emporach do pierwotnego stanu ... - szerokim gestem obj dwa rzdy podunych balkonw cigncych si wzdu cian kocioa na caej jego dugoci. Pierwszy rzd jakie pi metrw nad ziemi drugi pi metrw nad nim. Na zewntrznej stronie balustrad wida byo obrazy, pomidzy ktrymi umieszczono ozdobne, zote napisy na ciemnym tle. - Obrazy te powstay w kocu XVII wieku i s bardzo ciekaw realizacj idei Biblii Pauperum. W prosty sposb przekazyway ludziom niepimiennym najwaniejsze zasady wiary za pomoc sugestywnych obrazw. Wyjtki z Pisma witego, ktre wida pomidzy obrazami, miay pomc w zrozumieniu malunku. Oczywicie ludzie niepimienni nie mogli ich przeczyta, ale s one na tyle krtkie, e mona je zapamita po kilkakrotnym wysuchaniu. Wczeniej nie zwrciem uwagi na zdobienia empor, ale objanienia doktora Schumanna zaciekawiy mnie na tyle, e przyjrzaem si uwanie kilku obrazom. Bya tam na przykad kwoka, dogldajca swych kurczt, ktrej odpowiada napis: Zrzu na Pana brzemi, a On ci opatrzy.. Na innym obrazie przedstawiono pelikana karmicego mode swoj krwi - symbol Chrystusa oddajcego ycie za ludzi z cytatem: a aska y prawda przez Jezusa Chrystusa staa si. Byli wreszcie przedstawieni pieczoowicie grnicy przy pracy - kopicy, wydobywajcy i oczyszczajcy rud, a obok nich napis: Badajcie si pism; bo si wam zda, e w nich ywot wieczny macie, a one s ktre wiadectwo wydawaj o mnie.... - Do tej pory pracowalimy tylko przy emporach poudniowych - powiedzia Klaus Schumann. Nagle obok nas przesun si z miot stary Sierak i z zapaem zacz zmiata drobinki tynku, zabrudzone odczynnikami papierki i drzazgi, ktre musiay spa z gry podczas renowacji.

- Szo nam tak dobrze, e postanowilimy podzieli si na dwa zespoy i dzi rozpoczlimy prace nad emporami wschodnimi. Zdjlimy werniksy z kilku obrazw i wtedy to odkrylimy... Zreszt najlepiej, jak sam pan zobaczy. Prosz za mn... Podeszlimy do rusztowania z grubych metalowych rurek poplamionych rnokolorowymi farbami. Idc tropem doktora Schumanna wspiem si na drugie pitro zadziwiajco stabilnej, chocia nieco skrzypicej konstrukcji. Spojrzaem w d. Pastor zadziera gow z umiechem. Obok niego sta podparty na miotle Sierak. Zadarta w gr twarz zdradzaa umiarkowane zaciekawienie. Obrciem si i uwanie obejrzaem wskazany mi przez naukowca obraz na balustradzie galerii. Kwadratowy malunek przedstawia mczyzn z wysikiem napdzajcego koem dwig, na ktrego kocu zwisa ciki blok skalny. Dosy masz na asce mojey; abowiem moc moja wykonywa si w saboci - gosi napis umieszczony obok niego. Przez chwil wpatrywaem si w obraz, ale nie mogem dostrzec niczego niezwykego. - Niech pan przecignie rk po desce - zachci mnie rudobrody. Konserwatorzy zdjli gadk warstw werniksu i pod palcami dao si wyczu chropowat faktur farby. Byo tam jednak co jeszcze. Co jakby delikatne, ledwo wyczuwalne rowki, jakby kto wyry noem rysunek na drzewie. - Ju si baem, e trzeba bdzie zdejmowa cay malunek - powiedzia Klaus Schumann widzc, e odkryem delikatn siatk naci... Na szczcie wystarczy owek i kartka papieru. Poda mi odbitk, przywodzc na myl dziecinn zabaw z monetami. Wida byo na niej wyrane hebrajskie litery: Odruchowo uderzyem w desk. Zabrzmiao lite, grube drewno. - To tylko balustrada - powiedzia Klaus Schumann. - Niech pan zreszt sam zobaczy. Przechyliem si. Schumann mia racj. Zwyka balustrada, wzdu niej przejcie do pnocnej i poudniowej czci galerii. - Wie pan, co tu jest napisane? - wskazaem na kartk. - Niestety... - wzruszy ramionami. - I pastor te nie potrafi czyta po hebrajsku doda przyciszonym gosem. Ale niech go pan lepiej nie pyta. Rano, gdy o tym rozmawialimy, zaczerwieni si jak pensjonarka. - Widzia pan? - zapyta mnie rozgorczkowany pastor, gdy dotarem na d. - To na pewno kolejna wskazwka...

- Moe - rzekem z powtpiewaniem, patrzc na kartk z napisem. Twarz pastora nieco przygasa. Stary Sierak beznamitnie spojrza na kartk i wrci do zamiatania. - Bd dzisiaj we Wrocawiu i sprbuj znale kogo, kto zna hebrajski... Gdy poznamy tre napisu, zdecydujemy, co robi dalej... - Jedzie pan do Wrocawia? - zapyta pastor. - Musz co jeszcze sprawdzi... - Tylko prosz nie zapomnie o koncercie Kronos Quartet. Zaczynaj rwno o siedemnastej. - Na pewno zd - zapewniem go. - To, co chc zrobi, nie powinno mi zaj wicej ni dwie godziny. Pastor odprowadzi mnie a do bramy wyjciowej z kocioa. Tam natknlimy si na Potn Gromadk. - Gdzie si pan wybiera? - zapytaa mnie BeBe kadc rce na biodrach. Wyjawiem im cel mojej podry i pokazaem kartk z hebrajskim napisem. Vincent przekopiowa j starannie do notesu. Pastor zaproponowa modym ludziom, eby przyszli na wieczorny koncert Kronos Quartet. - Mog wam niestety zaproponowa tylko dostawk - rzek z przepraszajc min ale modzi ludzie natychmiast zapewnili go, e mogliby siedzie nawet na ziemi. - Mam dla was zadanie... - powiedziaem na odchodnym. - Jeli macie czas, moecie pokrci si troch wok kocioa. - Nie wierzy pan, e rozwiemy t hebrajsk abrakadabr? - zapyta z wyrzutem Dugi. - Bd zachwycony, jeli wam si uda - co w moim gosie musiao zdradza wtpliwo, bo modzi ludzie spojrzeli na mnie z wyrzutem, a potem ruszyli w stron kocioa. - Jeszcze tylko jedna sprawa... - zatrzymaem ich. Sze twarzy odwrcio si z zainteresowaniem. - Gdyby dziao si co dziwnego albo podejrzanego, dzwocie natychmiast na policj. Umiechy politowania i machnicia rk - oto jak nagrod otrzymaem za moj trosk! Zachciao mi si pocigw... Kobyka odjecha z wehikuem do Warszawy, musiaem wic znale sobie inny rodek transportu. Postanowiem odby romantyczn podr kolej zamiast tuc si PKS - em. Pierwszy odcinek, krtk drog ze widnicy do Jaworzyny lskiej, pokonaem

byskawicznie i bez przeszkd. Jaworzyna, niewielkie miasteczko liczce sobie pi tysicy mieszkacw, ma bardzo duy dworzec z trzema peronami, na ktre wchodzi si z gbokich i rozlegych przej podziemnych, ktrym rozmiarw mogyby pozazdroci wskie i niskie tunele pod Dworcem Centralnym w Warszawie. Wszystko to dlatego, e od ponad stu lat miasto jest jednym z najwaniejszych wzw kolejowych na Dolnym lsku. Wysiadem na drugim, rodkowym peronie. Dwuspadowe, dugie dachy podpieray wskie, pomalowane na brzowo supki - znak charakterystyczny dolnolskich dworcw. Za moimi plecami, na kocu peronu wznosi si potny budynek, w ktrym, jak informowa przewodnik, miecia si kiedy poczekalnia i restauracja dworcowa. Po szerokich schodach zszedem do podziemnego przejcia i wzdu cian pokrytych graffiti doszedem do identycznego wejcia na peron pierwszy. Nowoczesny autobus szynowy ju na mnie czeka. Ruszylimy po kilku minutach. Ogldajc widoki za oknem, dwukrotnie rozmawiaem przez telefon. Najpierw minlimy cignce si na lewo od dworca kamienice, ktre przypominay o czasach, gdy Jaworzyna nazywaa si jeszcze Knigszelt, czyli Namiot krla, co byo pamitk po obozowisku, ktre rozbi niedaleko w 1761 roku krl pruski Fryderyk II w czasie wojny siedmioletniej. Za oknami po prawej stronie mign neogotycki koci z czerwonej cegy ze strzelist wie pokryt ciemnoszarym upkiem, a po lewej stara parowozownia, w ktrej urzdzono skansen, gdzie zgromadzono liczne zabytkowe lokomotywy. Kilka razy do roku mona nawet przejecha si pocigiem cignitym przez takiego, buchajcego dymem i sapicego z wysiku potwora. W kocu wyjechalimy poza miasto, do lasu. Schowaem telefon do wewntrznej kieszeni marynarki. Rozmowy przebiegy po mojej myli. Osoba, z ktr chciaem si spotka, bya we Wrocawiu i zgodzia si ze mn dzisiaj porozmawia. Umwilimy si na trzynast. Miaem mnstwo czasu. Dochodzia dopiero jedenasta, a pocig mia dojecha do Wrocawia kilka minut po dwunastej. Rozsiadem si wic wygodnie i wyjem z torby rysunek, ktry przekaza mi dzisiaj doktor Klaus Schumann. Czy to, e nie zachowa odkrycia dla siebie, oznaczao, e naley wykluczy go z grona podejrzanych? Pewnie nie. To moga by puapka... Z drugiej strony intui cja podpowiadaa mi, e twarz niemieckiego naukowca jest zbyt szczera i sympatyczna, by moga by tylko mask nakadan przez zodzieja... - Mniejsza z Schumannem mruknem, a widzc zdziwione spojrzenia

wsppasaerw, przysunem si do bliej okna i wpatrzyem w kartk. Hebrajskie litery wydaway mi si dziwnie znajome. Kojarzyy si z mrokiem i byszczcym w tym mroku zotem... Z zamylenia wytrci mnie pisk hamulcw. Pocig zwolni i stan. Za oknem wida byo monumentaln l i rozcigajcy si u jej stp ogromny zbiornik retencyjny. Przez chwil wszyscy czekalimy w spokoju, a pocig ruszy. Pi minut, dziesi, kwadrans. Minuty mijay, a my cigle tkwilimy wrd pl. Wreszcie jeden z moich ssiadw po lewej stronie wsta i poszed na czoo pocigu, do przeszklonej kabiny maszynisty. Przez chwil trwaa oywiona wymiana zda. Potem ssiad wrci, a widzc moje zaciekawione spojrzenie, wyjani: - Gdzie pod Smolcem tir wjecha na przejazd. Nikomu nic si nie stao, ale pocig rozwali kontener i musz posprzta. Na razie musimy czeka. - Maszynista nie mwi, jak dugo to potrwa? Rozmwca bezradnie rozoy rce. Po nastpnych trzydziestu minutach zdecydowaem si zadzwoni. Na szczcie osoba, z ktr miaem si spotka, miaa cay dzie wolny i ze zrozumieniem przyja wiadomo o wypadku tira i moim spnieniu. - Niech pan po prostu zadzwoni, kiedy dotrze do Wrocawia... - usyszaem w suchawce. Uff... Chocia jedna yka miodu w tej beczce dziegciu... Dugo przyszo nam czeka. Gdy wreszcie szynobus wtoczy si pod stalow konstrukcj kryjc perony Dworca Gwnego we Wrocawiu, dochodzia pitnasta. Wyskoczyem jak oparzony z pojazdu i nie patrzc nawet na przypominajce ogromn oraneri wntrze pomknem do wyjcia. Najpierw w d do przejcia, potem przez ogromn hal z pkolistym sufitem i na parking przed podobnym do redniowiecznego zamku budynkiem dworca w stylu angielskiego neogotyku. Wskoczyem do takswki i podaem adres na Karowicach. - Tylko bagam, niech pan jedzie jak najszybciej - rzuciem do czowieka za kierownic. Kierowca mercedesa wydawa si nie wiedzie, e istnieje co takiego jak znaki drogowe. Po niespena dwch kwadransach szaleczej jazdy zatrzyma si przed poniemieck will jakich peno byo na tym osiedlu, ktre na pocztku XX wieku Paul Schmitthenner zacz zamienia w Gartenstadt, miasto - ogrd. Nonszalancja mego przewonika nie bya oczywicie bezinteresowna i z cikim

sercem wysupaem dwa razy tyle pienidzy, ile wskazywa taksometr. Cicerone ulotni si, a ja stanem przed ukowato zwieczon bram wiodc do ogrodu. Uyem dzwonka. Po dwch minutach na ciece pomidzy krzakami gogu zjawi si nieco przygarbiony, zupenie siwy staruszek z kozi brdk. - Mio wreszcie pana zobaczy... - powiedzia, otwierajc bramk. - Pawe Daniec - wycignem rk. - Jdrzej Tarkowski - przedstawi si profesor. By to ten sam profesor, z ktrym radzia mi si skontaktowa kilka dni temu Barbara Stawska, a ktry wwczas wyjecha do Berlina. Ten sam, ktry pracowa w wydziale rkopisw od 1947 i mia fenomenaln pami. - Zapraszam - umiechn si do mnie i poprowadzi przez ogrd w stron domu. Obeszlimy budynek i po kamiennych schodkach wspilimy si na przeszklon werand, gdzie stay dwa fotele i stolik, na ktrym pitrzy si stos ksiek. Stamtd, przez rozsuwane drzwi ozdobione witraami gospodarz wprowadzi mnie do biblioteki, ktrej ciany idealnie pokryway pki z ksikami. Po lewej stronie zobaczyem kominek. Wieczorem, w wietle ognia pegajcym na skrzanych grzbietach ksiek, musiao by tu niezwykle przytulnie. Zachcony przez profesora, usiadem w wygodnym fotelu przy kominku. Po chwili przyjem od niego herbat i poczstowaem si ciastkiem z porcelanowego talerzyka. - Niestety, moja gosposia ma dzi wychodne - powiedzia profesor, moszczc si w fotelu obok. - Bdzie musia panu wystarczy ten kawalerski poczstunek... Opowiedziaem profesorowi Tarkowskiemu, co mnie do niego sprowadza. Sucha uwanie, moczc ciastka w herbacie i zjadajc je ze smakiem. Skoczyem po dziesiciu minutach. Profesor chrzkn i obrci gow w stron drzwi do kuchni. Po chwili lekko j pochyli. Zorientowaem si, e co jest nie tak po mniej wicej pitnastu minutach. Wiem, e czasem trzeba da wiadkowi troch czasu na zastanowienie, tym bardziej, gdy pytanie dotyczy spraw, ktre dziay si kilka dziesitkw lat temu. Ale w zachowaniu profesora byo co dziwnego. Przez ostatni kwadrans widziaem tylko ty jego gowy. Naukowiec wpatrywa si najwyraniej w drzwi do kuchni. O Boe! - przeraziem si w mylach. Umar. Ostronie, na palcach obszedem fotel, w ktrym siedzia profesor i ujrzaem co niezwykego. Naukowiec mia zamknite oczy. Zbliyem ucho do jego ust. Oddycha spokojnym, rwnym rytmem. Delikatnie poruszyem jego ramieniem.

Jdrzej Tarkowski otworzy oczy i umiechn si. Wyglda tak, jakby przebudzi si z gbokiego snu. - Zasnem? - zapyta, a kiedy potwierdziem skinieniem gowy, doda: - To narkolepsja. Cierpia na ni mj dziadek i najwyraniej j po nim odziedziczyem... - Narkolepsja? - zapytaem niepewnie, siadajc w fotelu. - Choroba polegajca na tym, e zasypia si nagle w cigu dnia. Przyczyn s najczciej silne emocje: wzruszenie, strach, rado... Kiedy zapyta mnie pan o prac w bibliotece, zatskniem nagle do tamtych starych czasw, no i zasnem... Gdyby si to powtrzyo, prosz mnie po prostu delikatnie obudzi. A wracajc do pytania, to niestety zmuszony jestem pana rozczarowa... Pamitam oczywicie zbir papierw Czepki, ale nie przypominam sobie, eby kogo, poza specjalistami, interesowa... Ich zreszt te nie moemy bra pod uwag. Jeden nie yje, a dwaj pozostali s ju tak sdziwi, e rzadko kiedy wychodz z domu, nie mwic ju o rabowaniu ukrytych skarbw... Niezraony odpowiedzi signem po kartk, na ktrej zawczasu wypisaem na nowo nazwiska wszystkich podejrzanych. Profesor uj j w drc, pomarszczon i pokryt plamami wtrobowymi rk. Byskawicznie przesun po niej oczami, ale zanim skoczy, wiedziaem ju, e trafiem w dziesitk. - Znam tylko jedn osob z tej listy - odrzek po chwili wskazujc nazwisko na kartce. - Ten czowiek pracowa w oddziale rkopisw przed trzydziestu laty. - Ile czasu by tam zatrudniony? - Dwadziecia lat... Potem... - oczy profesora znw si zamkny, a gowa lekko opada. Klatka piersiowa wznosia si rwno w rytm oddechw. Po raz kolejny poruszyem rk profesora, ktry niemal natychmiast si przebudzi... - Znw? - powiedzia lekko nieprzytomnym gosem. - Przepraszam... O czym to ja mwiem? Aha, pracowa u nas dwadziecia lat, a potem nagle odszed na wasne yczenie... To bya dua strata. Po pierwsze dlatego, e zna idealnie niemiecki i z atwoci odczytywa najbardziej nawet zawikane teksty w tym jzyku, po drugie by wietnym konserwatorem... No, ale to stare dzieje... Elementy ukadanki trafiay na swoje miejsce. Zostao jeszcze jednak kilka pustych miejsc: - Widzia si pan z nim ostatnio? - pytaem, z trudem hamujc emocje. - Tak, wypilimy razem piwko czy dwa i pogawdzilimy... Wicej nie byo mi trzeba. Szybka akcja policji powinna zaatwi spraw,

pomylaem. Moe nawet zd na kocwk koncertu? - Dzikuj za wyjanienia, panie profesorze... - powiedziaem, wstajc z fotela. - Mam nadziej, e pomogem... - Nawet nie wie pan jak bardzo. - Gdybym mg si jeszcze do czego przyda... Przez myl przemkn mi pewien pomys. - Waciwie to tak - odpowiedziaem, sigajc do torby po kartk z hebrajskim napisem i pokazujc j naukowcowi. - Czy wie pan, co tu jest napisane? Staruszek wyj z futerau lecego na kominku okulary, nasadzi je na nos i spojrza z zainteresowaniem. Ju mia otworzy usta, ale znw zasn. Nie mg wybra sobie lepszego momentu! - pomylaem i z trudem powstrzymaem si od tego, by solidnie potrzsn wtym ciaem zatopionego we nie naukowca. Zamiast tego lekko poruszyem jego rami. Ockn si i szybko wrci do rzeczywistoci. - Ach, napis po hebrajsku... - wymamrota, rozprostowujc kartk i przebiegajc po niej wzrokiem. - To tajemnicze przesanie do krla Baltazara, ktre brzmi: mane, mane, tekel, fares. Nagle, niczym w bysku pioruna, ktry upiorn migawk rozwietla krajobraz, wydobywajc z ciemnoci drzewa, gry i doliny, wszystko stao si jasne. Ka dy element ukadanki trafi na swoje miejsce. Na wszystkie pytania znalazy si odpowiedzi.

ROZDZIA JEDENASTY CZERWONY VOLKSWAGEN ODSIECZ KOBYKI POCIG NA ZAMANIE KARKU O UCZCIE BALTAZARA GRA SKOCZONA KOGO NIE DOCENILI ZODZIEJE 24 PUNKTY KARNE BLASK, KTRY ROBI WRAENIE
Komisarz Jachimowicz by szybszy. Nie zdyem nawet wyj telefonu, eby powiadomi go o moich odkryciach, a moja komrka ju rozdzwonia si w wewntrznej kieszeni marynarki. Odebraem. - Tak - powiedzia Jachimowicz i rozczy si. Byem przy bramce, prowadzcej z ogrodu na ulic. Po drugiej stronie jezdni sta czerwony volkswagen golf. W rodku, ze zoliwym umiechem przyklejonym do twarzy siedzia Kazimierz Latopolski. To jego wanie dotyczyo pytanie, na ktre przed chwil odpowiedzia mi komisarz Jachimowicz. Tak. To wanie z komrki Latopolskiego dzwoniono do Ericha Funkego tej nocy, gdy wywabiono go z hotelu, rzekomo po to, by pokaza mu Bibli Lutra, ktr mia wkrtce kupi. Naprawd chodzio jednak tylko o to, by naiwny antykwariusz zostawi na starych kartkach swoje odciski palcw. Spokojnym krokiem podszedem do volkswagena. Silnik mrucza cicho. Latopolski, widzc, e si zbliam, powoli opuci na kilka centymetrw szyb. Spojrzaem w jego zimne oczy, rozwietlone teraz zoliw uciech i bezwzgldnym tryumfem, ktry nie ma litoci dla pokonanych. - Ju wszystko wiem - powiedziaem, kadc rk na dachu samochodu. - I co z tego? - odparowa Latopolski nie przestajc si umiecha. - Przegrae, Daniec. My ju to mamy... - doda, po czym ruszy nagle z miejsca. Oszoomiony jego sowami zdoaem tylko odskoczy od rozpdzajcego si samochodu. Czerwony golf odjecha spokojnie w gr ulicy. Zrozpaczony staem na rodku drogi nerwowo szukajc jakiego rozwizania i przeklinajc w mylach Kobyk, ktry zabra ze sob wehiku. Ju miaem rzuci si do biegu w nadziei, e za chwil zapi jak takswk, kiedy

nagle za moimi plecami rozleg si pisk klaksonu. Znaem ten dwik! Nie mogc uwierzy we wasne szczcie, obejrzaem si. Wiedziaem doskonale, co tam zobacz, ale nie spowodowao to, e cieszyem si mniej. Dwa metry ode mnie rozkraczy si szeroki, szpetny, podobny do czna kadub z owadzimi oczyma. Za kierownic wehikuu siedzia umiechajc si szelmowsko Kobyka. W tym momencie chciaem podbiec i ucaowa w oba policzki mego zoliwego koleg. Szybko mi przeszo. Ledwie bowiem podbiegem do wehikuu i szarpnem za drzwiczki, okazao si e s zamknite. - Nie wygupiaj si, Alfred! - wrzasnem. - On ucieka ze skarbem! Kobyka z olimpijskim spokojem pokaza mi na migi, e mam zbliy si do drzwiczek po stronie kierowcy. Zanim to zrobiem, rzuciem okiem za siebie. Czerwony golf skrci wanie w prawo i znikn mi z oczu. Zrobiem co kaza Alfred, ktry tymczasem uchyli szyb wehikuu na kilka milimetrw. - Mylae, e mnie wykiwasz? - zapyta zadowolony, e ma nade mn wadz. - Musimy go goni, czowieku! - wskazaem w stron wylotu ulicy. - Jeli nie chcesz mnie zabra ze sob to jed za nim sam... - Nie potrafi prowadzi tego diabelstwa tak dobrze jak ty - odpar z rozbrajajc szczeroci. - Najpierw wic musimy si dogada... - Czego chcesz? - Jak ju si to wszystko skoczy i odnajdziemy skarb, opowiesz wszystkim, e bez mojej pomocy nie dokonaby tego... - Udusz ci, gadzie! - wrzasnem. - Jeli bdziesz si tak gorczkowa, to ci nie wpuszcz i nigdzie nie pojedziemy odpar spokojnie, chocia odsun si troch od okna. - Zobaczymy, kto na tym bardziej straci... Musiaem ugi si pod przemoc. - Zgoda - odparem po kilku sekundach. Szczkny zamki. Alfred przesun si na miejsce dla pasaera. Wskoczyem za kierownic, trzasnem drzwiczkami i ruszyem. Niemal natychmiast wcisnem czerwony przycisk, ktry przecza silnik w tryb rajdowy. Dwanacie cylindrw, przebudzonych z dugiego, gbokiego snu, zagrao niskim basowym rykiem. - Zaraz si przekonamy, kto przegra - warknem, zaciskajc donie na kierownicy i skrcajc w prawo. Czerwony golf mign mi na kocu dugiej ulicy, po ktrej obu stronach stay stare

wille. - Musia niele ci wkurzy... - powiedzia Kobyka, rozkadajc sobie na kolanach laptopa. - Ty za to masz krew zimn jak ld - odpaliem. - Szkoda, e tylko wtedy, gdy chodzi o twoj karier... Od t zabawk i zapnij pasy - zakomenderowaem. W pierwszej chwili Kobyka nie zwrci na moje sowa uwagi. Dalej klepa w klawiatur. Wystarczyo jednak, ebym na chwil docisn peda gazu, a potem gwatownie zahamowa, by bez szemrania wykona moje polecenie. Jechaem powoli, przyspieszajc tylko w chwilach, gdy golf znika za rogiem kolejnej ulicy. Chciaem jak najduej pozosta niezauwaonym. Miaem nadziej, e Latopolski wyjedzie w kocu z miasta. Na pewno zna Wrocaw lepiej ode mnie i gdyby teraz dojrza wehiku w lusterku, mgby mnie zgubi. Na prostej drodze szybkiego ruchu jego golf nie mia z wehikuem najmniejszych szans. Skrcaem w kolejne ulice, a Kobyka odczytywa z tabliczek ich nazwy. W prawo. - Filomatw. W lewo, przy kpie drzew. - Konopnickiej. Ostro w lewo i wzdu pustego placu, poronitego drzewami. - Asnyka. W prawo, obok blokw, potem przez przejazd kolejowy. - Czajkowskiego. W lewo na dwupasmwk. - Krzywoustego. Najpierw bloki, potem due skrzyowanie, wreszcie ogromne centrum handlowe z wielkim parkingiem. Dobry znak - pomylaem patrzc na rwne szeregi samochodw. Wyjedamy z miasta. Miaem racj. Za centrum handlowym rozciga si pas nadrzecznych pl. Droga prowadzia nad cienk strug biegnc z poudnia na pnoc i zmieniaa nazw na Jana Sobieskiego. - To Psie Pole - powiedziaem do Kobyki. - Zaraz skoczy si Wrocaw. Przejechalimy nastpne trzy kilometry. Za wskim pasem poronitych zielonym jeszcze zboem pl, z lewej strony drogi, zobaczylimy tablic z przekrelonym napisem

Wrocaw, a z prawej nazw wsi: Mirkw. Cigle jednak nie chciaem przypiesza, bo wida ju byo domy Dugoki. Wkrtce minlimy t du wie, a potem Bykw, za ktrym droga wreszcie wioda wrd pl. Golf by jakie p kilometra przed nami. Nagle skrci w pust szos po lewej stronie. - Komu w drog, temu czas - mruknem pod nosem i docisnem maksymalnie peda gazu. Szarpno. Przd wozu przesun si najpierw w lewo, a potem w prawo, jakby pru morskie fale, a nie powietrze. Wehikuem lekko zarzucio, ale kilka delikatnych korekt kierownic sprowadzio wz na prost. Furkot powietrza opywajcego karoseri z wielk prdkoci ledwie przebija si przez ryk silnika. Golf te przyspieszy, ale i tak jego kwadratowy ty zblia si do nas bardzo szybko. Wreszcie wskazwka prdkociomierza lizna dwiecie kilometrw na godzin. Po kilku sekundach ty czerwonego samochodu by ju tylko pidziesit metrw od nas. Koniec nastpi byskawicznie. Zarnity silnik golfa wyda ostatni, rzcy oddech. Spod maski pofruny wzdu burt wstki szarego dymu. Wz byskawicznie straci prdko. W ostatniej chwili odbiem w lewo, usuwajc si z drogi czerwonej masie bezwadnego metalu. To co si stao pniej, obserwowaem w lusterkach. Wz Leskiego obrci si kilka razy wok wasnej osi. Hamulce dymiy niemiosiernie, klocki piszczay wniebogosy wykonujc ostatnie, ekstremalne zadanie. Wreszcie golf stan tyem do kierunku jazdy, jakie trzysta metrw za nami. Z maski leciay w gr kby dymu, ale kierowca nie dba ju o swj samochd. Wydosta si tylko z pojazdu i, ciskajc w doni jaki worek, ruszy na przeaj przez pola ziemniakw. Zrobiem bczka i byskawicznie dopadem golfa. Wszechobecny zapach spalenizny wdziera si przez szpary w oknach. Wypadem z wozu i kaszlc pobiegem za Latopolskim. Musia mie sab kondycj, bo pozwoli si dogoni w pi minut. By zaledwie trzy metry ode mnie, kiedy potkn si i przewrci. Skoczyem na niego i przytrzymaem mu rce nogami. Otworzyem worek, ktry mia ze sob. Ze rodka wysypay si zielone jabka. - Gdzie jest szwedzki depozyt? - zapytaem ostro, wstajc i pozwalajc mu si podnie. Dyszc ciko, Leski obrci si na plecy. Kilkoma szybkimi ruchami star wilgotn ziemi z twarzy i umiechn si zoliwie. - Okamae mnie! - rzuciem mu w twarz. Powoli docierao do mnie, co wanie si stao.

- Tak - powiedzia wreszcie nie przestajc si szyderczo umiecha. - Okamaem ci, a ty podpalie si jak szczeniak... No, ale dziki temu teraz mog powiedzie ci prawd... - Gadaj - zacisnem z wciekoci pici. Zanim si odezwa, spojrza na zegarek. - Za dwadziecia siedemnasta... - stwierdzi, podnoszc si na ramionach. - Nie interesuje mnie, ktra jest godzina! - A powinno - odrzek, a ja wreszcie zrozumiaem straszn prawd. - Bo dziesi minut po bdziemy ju to mieli... I nie zdoasz nam w tym przeszkodzi, nawet jeli zaraz dosidziesz tej swojej pokraki z sidmego krgu piekie... - Ugasiem jego wz - usyszaem za plecami gos Kobyki. - I przy okazji go przeszukaem. Tam nic nie ma. - Daniec wie, e tam nic nie ma - wyszczerzy si Latopolski, a ja poczuem nagle nieodpart ch, by go uderzy. Spojrzaem jednak na pokonanego, siedzcego na ziemi przeciwnika i stumiem w sobie to nierycerskie uczucie. - Chod, Alfredzie - powiedziaem. - Odprowadzimy pana do celi. Kobyka protestowa, ale kiedy wyjawiem mu moje podejrzenia, niechtnie zgodzi si pozosta na stray zamknitego w unieruchomionym golfie Latopolskiego a do przyjazdu policji. - Tylko pamitaj o naszej umowie - powiedzia, kiedy adowaem si do wehikuu. - Jasne, jasne - odrzekem. - A ty nie zapomnij powtrzy wszystkiego dokadnie policji... Inaczej moemy mie problemy... - Spokojna gowa - powiedzia Kobyka i przesun si na pobocze, eby zrobi miejsce jadcemu od strony gwnej szosy fiatowi punto. Latopolski, ktry dotychczas siedzia spokojnie w swym wizieniu na kkach, ujrzawszy mijajcy nas samochd zacz wciekle bi w szyby i krzycze. - Ciszej tam! - wrzasn Kobyka, uderzajc jednoczenie pici w dach. Kierowca fiata najpierw zwolni, ale po kilku sekundach, uznawszy nas wida za band niebezpiecznych obkacw, przypieszy i znikn za zakrtem. - Widz, e sobie poradzisz - rzekem zatrzaskujc drzwiczki. - W razie czego mw, e jeste z ministerstwa i powouj si na pana Tomasza... Do zobaczenia! - rzuciem i popdziem w stron widnicy. Problemy zaczy si przed Marcinowicami. Dotychczas udawao mi si unika gwnych drg i przemyka z ogromn prdkoci opotkami. Jednak mniej wicej na wysokoci Szczepanowa postanowiem zaryzykowa. Bya siedemnasta, a mnie cigle

dzielio ponad dziesi kilometrw od celu. Zjechaem wic na gwn drog z Wrocawia do widnicy i zwolniem. Dalej jednak pdziem sto pidziesit kilometrw na godzin. Byem tak skupiony na jedzie, e byski w lusterku i wycie syren przebiy si do mojej wiadomoci dopiero wtedy, gdy radiowz by tu za mn. - Bd chyba musia wzi kredyt, eby spaci ten mandat - mruknem pod nosem i przyspieszyem, zostawiajc radiowz daleko z tyu. Miaem szczcie, e policjanci, ktrzy mnie cigali, nie dysponowali lepszym samochodem. Wbrew pozorom bowiem wiele pojazdw drogwki to bardzo szybkie wozy, zdolne, jeli nie wyprzedzi, to na pewno dotrzyma kroku nawet takiej torpedzie jak nasz ministerialny pojazd. Po kilku minutach, gdy radiowz by ju tylko byskajcym niebiesko z oddali punkcikiem, skrciem z Esperantystw w ulic Parkow. Wyjedajc z niej na Saperw zobaczyem przed sob wielk bry z muru pruskiego zwieczon sygnaturk. wiato, ktrym byo napenione wntrze Kocioa Pokoju, wydostawao si przez okna i rozpywao w popoudniowej szarwce spowodowanej nadcigajcymi z zachodu burzowymi chmurami. Byo siedem minut po siedemnastej. Zdyem. Wntrze kocioa, pomimo zapalonych lamp tono w mroku. Niepokojcy barokowy cie, waciwy temu miejscu, zdawa si niczym gbka wchania wiksz cz wiata. Najjaniej byo na dole. Im wyej, tym mrok gstnia, by zmieni si w niemal nieprzeniknion czer u samego sufitu. Przypomniao mi si nagle gdzie ju wczeniej widziaem zapisany hebrajskim alfabetem napis: mane, mane, tekel, fares. Byo to w National Gallery w Londynie, gdzie wisi wspaniae ptno Rembrandta Uczta Baltazara. Scena przedstawiona na obrazie ma swe rdo w Biblii, a dokadniej rzecz biorc w Ksidze Daniela. Bo wanie do owej ksigi odnosia si wskazwka na nagrobku. W Ksidze m o j ej, czyli w ksidze Daniela! A numery pod sentencj wskazyway, w ktrym rozdziale i w jakich wersach szuka wskazwki. Sprawdziem to pniej. Rozdzia pity Ksigi Daniela opowiada o uczcie, ktr wydal babiloski krl Baltazar. Gdy wino uderzyo mu do gowy, nakaza, by przyniesiono zote i srebrne naczynia zrabowane z jerozolimskiej wityni. Naczynia napeniono winem i pijc chwalili (...) bogi zote y srebrne, miedziane, elazne, drewniane y kamienne. Reakcja na to witokradztwo pocztkowo wydawaa si niezrozumiaa: Teye godziny wyszy palce rki czowieczey, ktre pisay przeciwko wiecznikowi na cienie paacu Krlewskiego: a Krl widzia cz rki, ktra pisaa.

Tajemnicza rka napenia strachem Baltazara, ktry natychmiast wezwa swych wrbitw, by wyjanili znaczenie niezwykego zjawiska. Gdy nie potrafili tego uczyni, postanowiono zapyta proroka Daniela, poniewa duch obfity y umiejtno y zrozumienie, wykadanie snw y objawienie gadek y rozwizanie rzeczy trudnych znalazy si przy Danielu. Prorok zjawi si na uczcie i objani tajemniczy napis: A to jest pismo, ktre wyraone jest: mene, mene, thekel, upharfin. A tenci jest wykad tych sw: mene, zliczy Bg krlestwo twoje, y do koca je przywid. Thekel: zwaony na wadze, a znaleziony lekki. Peres: rozdzielone jest krlestwo twoje, a dane jest Medom i Persom. Krl Baltazar umar tej samej nocy, a jego krlestwo zdoby Dariusz Wielki, przywdca koalicji medyjsko - perskiej. Obraz Rembrandta pokazuje nam Baltazara w momencie, gdy wyaniajca si znikd rka koczy kreli zote litery na czarnej cianie, wywoujc tym samym przeraenie wrd biesiadnikw. Sam wadca stoi. Jego rka jeszcze szuka czego na stole, by obroni si przed kltw, ale twarz zdradza ju paniczny strach. To wszystko byo jednak pniej. Na razie wiedziaem, e hebrajskie litery, ukadajce si w sowa mane, mane, tekel, fares, wskazuj skrytk. Trudno byo mi sobie wyobrazi, jak mona byo schowa co w cienkiej emporze, ale pamitaem te wskazwk inspektora Wsika. Niemoliwe byo, eby Czepko schowa szwedzki depozyt gdzie indziej, wic, cho brzmiao to nieprawdopodobnie, skrytka musiaa si znajdowa wanie tam. Tam te miaem nadziej znale czowieka odpowiedzialnego za kradzie Biblii Marcina Lutra, zgromadzenie nagrobkw pod murem kocioa i podmian dokumentw Daniela Czepki w Bibliotece Na Piasku. Ostronie przeszedem za ostatnim rzdem awek i skierowaem si do wschodniej czci wityni. Koci napeniaa zadziwiajca muzyka wielkiego Bacha. Soprany skrzypiec, niszy od nich gos altwki i pomruk wiolonczeli - kady instrument gra co innego, a jednak razem splatay si w jeden warkocz dwikw - peen niepokoju i idealnie uporzdkowany zarazem. Wrd ubranych wieczorowo uczestnikw koncertu wypatrywaem Potnej Gromadki, ale oprcz pastora i jego rodziny nie dostrzegem ani jednej znajomej twarzy. Gdzie oni si podziali? pomylaem z niepokojem i wkroczyem na schody wiodce w gr, na empory. Staraem si stawia kroki ostronie. Tak, by nie powodowa haasu.

Szybko jednak okazao si, e muzyka tumi wszystkie odgosy. - Jakeby inaczej... - szepnem i ostronie wyjrzaem ponad poziom drugiego pitra empor. Moje oczy znajdoway si teraz na wysokoci podogi. Przede mn byo przejcie, przebiegajce za otarzem. Mniej wicej w poowie tego wanie przejcia, po drugiej stronie Daniel Czepko wyry trzysta pidziesit lat temu hebrajski napis. P wieku pniej napis pokryo malowido z czowiekiem dwigajcym kamie i rozpocz si powolny, ale nieubagany proces, ktry najpierw zatar pami o napisie, a pniej o jego autorze. A teraz kto siedzia w tym miejscu, po wewntrznej stronie balustrady. Nie wida byo twarzy, tylko podwietlone przez snop jasnoci z latarki rce, ktre popiesznie napeniay pcienny worek zotymi krkami. Sycha byo przy tym cichy brzk metalu o metal. Odetchnem z ulg i, nie zwaajc ju na to, czy spowoduj jaki haas, miao wszedem po schodach. Latarka momentalnie obrcia si w moj stron. Zostaem olepiony. Zza wietlnej zapory nie dobiega mnie aden odgos, ktry mgby zdradzi, kto si za ni ukrywa. Ale mnie niepotrzebne ju byy adne wskazwki, nie musiaem te patrze. Wiedziaem bowiem doskonale, czyja rka trzyma latark. - Gra skoczona, panie Sierak - powiedziaem, robic jednoczenie krok do przodu. - Jednak pana nie doceniem - odezwa si chrapliwy gos, a latarka powdrowaa w d. Dawaa jednak wystarczajco duo wiata, by wydoby z mroku pomarszczon twarz starego dozorcy, ktra przez chwil przypominaa mi owe wyaniajce si z ciemnoci oblicza na portretach Rembrandta. Zdawa by si mogo na pierwszy rzut oka, e mrok ma ukry staro, szpetot, uomno. Ale to tylko zudzenie, bo mrok wszystko wyostrza. Mrok to sztuczka, za ktrej pomoc Rembrandt wycza modela z reszty wiata, z kontekstu, nie pozwala mu chowa si pord przedmiotw, krajobrazw, architektury. Czowiek jaki jest ze zmarszczkami, z nosem jak kartofel, z pryszczami. Czemu wic tyle w tych obrazach czuoci, zrozumienia i sympatii dla, niedoskonaych przecie, bohaterw? - Nie chce pan zobaczy, co dokadnie byo w skrytce? - zapyta nagle Sierak. Milczaem, zastanawiajc si, czy to nie nowa puapka. - Prosz tu podej, to panu poka... - zachca, pobrzkujc sakw. Otworzy torb i skierowa do rodka latark. Ostronie zrobiem trzy ostatnie kroki dzielce mnie od starego. Ju miaem zajrze do rodka, gdy Sierak byskawicznym ruchem podnis latark i

bysn mi ni po oczach. Zaraz potem zgasi wiato i popchn mnie do tyu. Rce, wycignite, by go schwyta, zapay powietrze. Drewniana proteza zastukaa nerwowo o podog. Oszoomiony przysiadem na deskach i wpatrzyem si w ciemno, ale taczce przed oczami powidoki nie pozwalay niczego dostrzec. Musiaem zda si na such. Ku memu zdziwieniu staccato protezy najpierw zamilko, a potem bardzo powoli zaczo zblia si w moj stron. Zerwaem si na rwne nogi i przymykajc powieki zagrodziem jedyn drog wyjcia z empor, zdecydowany broni jej do upadego. Z mroku wyoniy si plecy Sieraka, a w chwil pniej dwa metry przed nimi rozbysy krki latarek. Starzec przysoni oczy rk i cofn si jeszcze o krok. - Nas te pan nie doceni... - zabrzmia z ciemnoci gos Dugiego. Koncert si skoczy. Muzyka ucicha i obszerne wntrze wypeniy huraganowe oklaski. Cichy ju, gdy wok kocioa zawyy policyjne syreny, powodujc niemae poruszenie wrd zasiadajcych w awkach na dole suchaczy. - Kto na pana czeka... - powiedzia komisarz Jachimowicz, kiwajc gow w prawo. Stalimy przed Kocioem Pokoju, obok radiowozu, do ktrego przed chwil wsadzono skutego kajdankami Sieraka. Doczy do siedzcego tam ju Kazimierza Latopolskiego. Spojrzaem w kierunku wskazanym przez Jachimowicza. Dwoje policjantw z drogwki stao obok wehikuu i przygldao mu si z uwag. - Zgodzili si chwilk zaczeka, kiedy powiedziaem im, dokd pan tak pdzi, ale duej chyba nie da si ich unika... Funkcjonariusze musieli poczu, e na nich patrz, bo obrcili si w moj stron jak na komend. Postawna policjantka zdja ciemne okulary. Przeknem lin, a ona umiechna si z przeksem i powoli przywoaa mnie wskazujcym palcem. - To paski wz? - zapytaa, wskazujc na wehiku, a kiedy potwierdziem zawstydzony, dodaa: - Lubimy sobie poprzekracza dozwolon prdko, co? - byo to pytanie retoryczne, bo zadawszy je, policjantka wycigna w moim kierunku rk i zadaa: - Prawo jazdy i dowd rejestracyjny prosz... Bez sowa wycign portfel i podaem jej dokumenty. Funkcjonariuszka uruchomia krtkofalwk. - Pawe Daniec - powiedziaa do gonika, gdy czyj niski gos zaskrzecza po drugiej stronie. - Prawo jazdy numer...

Cisza trwaa kilka sekund. Policjantka rozoya notes na dachu wehikuu i pilnie notowaa w nim podawane przez radio informacje. W kocu si rozczya. - Nieze z pana ziko - rzeka, patrzc na mnie z gron min. - Dwa mandaty za przekroczenie prdkoci i sze punktw karnych... I co ja mam z panem zrobi? Opuciem gow i wpatrzyem si w bruk. Nie miaem nic na swoje usprawiedliwienie. W dodatku wiedziaem doskonale, e miaem na koncie sze punktw karnych tylko dlatego, e podczas moich rozlicznych pocigw zazwyczaj nie zatrzymywaa mnie policja. Jednak co w tonie policjantki kazao mi ywi nadziej, e i tym razem uda mi si wywin. - No, dobrze... - westchna funkcjonariuszka. - Komisarz Jachimowicz powiedzia mi, e pdzi pan na zamanie karku, by udaremni jakie powane przestpstwo... Udao si chocia? Kiwnem gow i spojrzaem na policjantk. Miaa tak min, jakbym by obuziakiem, ktry z niepoprawnym uporem powtarza swe psoty, a jednak zawsze mu si wybacza. Otworzya bloczek mandatowy. - Za przekroczenie dozwolonej prdkoci o 50 kilometrw na godzin i niezatrzymanie pojazdu, mimo otrzymania takiego sygnau od osoby uprawnionej do kontroli ruchu drogowego, musz pana ukara. Daje to razem - dugopis nie chcia pisa, odwrcia go wic i chuchna na koniec. Podziaao, niestety - osiemnacie punktw karnych i piset zotych mandatu. Ma pan teraz dwadziecia cztery punkty karne, wic radz odby szkolenie w Wojewdzkim Orodku Ruchu Drogowego i skasowa sze punktw. Prosz te pi melis, zanim wsidzie pan do wozu - dodaa zgryliwie. - A nastpnym razem, kiedy w telewizji bd puszcza film Mistrz kierownicy ucieka przeczy na M jak mio... Zamaszycie oddara kartk od bloczka. Przyjem j z jkniciem, wyobraajc sobie ogromn wyrw w moim skromnym domowym budecie. Policjantka zmierzya mnie takim spojrzeniem, jakbym by ostatnim niewdzicznikiem i kiwnwszy gow na poegnanie posza do radiowozu. Wpatrujc si w trzycyfrow sum, o ktr miaa uszczupli si moja nastpna pensja, usyszaem gdzie za plecami chichot. Obrciem si i zobaczyem Kobyk. Pracownik Departamentu Ekonomicznego nie kry uciechy. - A wanie, Alfredzie - rzekem wyniosym i zimnym jak wody Morza Arktycznego gosem, chowajc niedbale mandat do kieszeni. - Nie zdyem ci o to zapyta, ale ciekawi mnie, jak to si stao, e znalaze si dzi z wehikuem dokadnie w tym momencie, gdy go

najbardziej potrzebowaem? Nie udao mi si zbi Kobyki z pantayku. - ledziem ci - nie przestawa chichota. - I swoj drog dziwi si, e trzymali ci tak dugo w czerwonych beretach... Dae si podej jak dziecko... Przesadzi. I musia to dostrzec w moich oczach, bo zaraz doda, wycigajc do przodu otwarte donie: - Nie bdziesz mi chyba tego wypomina? W kocu wszystko si dobrze skoczyo. Poza tym nie czas na ktnie. Idziemy spija mietank, Pawle - rzek i wskaza w stron, gdzie bya kawiarnia Eweliny Bloch. - Zaraz zaczyna si konferencja prasowa. Czekaj ju tylko na nas... Za oknami byskay flesze. W kawiarni dostrzegem pastora i komisarza Jachimowicza, ktrzy w milczeniu i z powanymi minami znosili zainteresowanie fotoreporterw. Siedzieli za ustawionym przy oknie stoem, na ktrym oprcz pku wycelowanych w ich stron mikrofonw staa tylko sakwa odebrana Sierakowi. Wielkoci przypominaa boksersk gruszk. Ju miaem wej do rodka, pocigany za rkaw przez Kobyk, ktremu oczy rozbysy niezdrowym blaskiem na widok dziennikarzy, kiedy dostrzegem sze sylwetek idcych w gr ulicy Kocielnej. Ostro wyrwaem si Kobyce, ktry tylko machn na mnie rk i znikn w kawiarni. Pobiegem za odchodzcymi. - Dokd si wybieracie? - zapytaem gono. BeBe, Pera, Vincent, urek, Junior i Dugi zatrzymali si i spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. - Przecie ju po wszystkim... - powiedziaa BeBe. - Wracamy do domu. - O nie - wsparem rce na biodrach. - Nie zostawicie mnie samego na pastw tych spw... adne z nich nie powiedziao tego gono, ale kiedy wchodzilimy do wypenionej dziennikarzami kawiarni, na twarzach Potnej Gromadki wida byo zadowolenie, e doceniem ich udzia w rozwizaniu zagadki. Konferencj rozpocz komisarz Jachimowicz. - Witam pastwa serdecznie i dzikuj za przybycie - rzek oficjalnym tonem. Obawiam si jednak, e sprawa jest zbyt wiea, aby mwi o szczegach. Na razie pragn przekaza pastwu wiadomo, e udao si uj na gorcym uczynku niebezpieczn szajk zodziei dzie sztuki, ktra chciaa ukra z Kocioa Pokoju bezcenny skarb. Sowa policjanta podziaay na dziennikarzy jak benzyna wlana do ogniska. Flesze

byskay z jeszcze wiksz czstotliwoci, gwar zrobi si tak wielki, e trudno byo zrozumie, co mwi ludzie z dyktafonami i notatnikami. Wreszcie jednej z dziennikarek udao si przebi ponad szum: - Czym waciwie jest ten skarb? - zapytaa. Spojrzaem na komisarza. Jachimowicz kiwn przyzwalajco gow. Wstaem i przez chwil mierzyem dziennikarzy wzrokiem. Gwar z wolna cich, a wreszcie wszyscy zamilkli. - Zanim odpowiem na pani pytanie, pragn zoy owiadczenie - oczy wysannikw mediw skupiy si teraz na mnie, dugopisy opuszczone nad kartki papieru zadrgay w napitym oczekiwaniu, gotowe zanotowa moje sowa. - W imieniu Ministerstwa Kultury i Sztuki, z ramienia ktrego prowadziem spraw kradziey w Kociele Pokoju, pragn gorco podzikowa wszystkim za pomoc mi okazan. Dzikuj panu komisarzowi Michaowi Jachimowiczowi ze widnickiej policji, pastorowi Adamowi Blochowi i jego rodzinie, pracownikom Biblioteki Na Piasku oraz memu koledze z ministerstwa, Alfredowi Kobyce - w tym momencie pracownik Departamentu Ekonomicznego zrobi krok do przodu i lekko si ukoni. Bysny flesze. - Ale przede wszystkim chc podzikowa szstce modych ludzi - wskazaem na Potn Gromadk - Odegrali oni decydujc rol zarwno w rozwizaniu zagadki, jak i schwytaniu zoczycw - obiektywy przesuny si momentalnie z karykaturalnie wyszczerzonej twarzy Kobyki na Dugiego i spk. Alfred spojrza na nich z niechci i robic obraon min, zaoy rce na piersi. - Mia pan powiedzie, czym jest skarb - przypomniaa dziennikarka, gdy pstrykanie migawek nieco ucicho. - Obraz jest warty tysica sw, o czym doskonale wiedz pani koledzy z aparatami rzekem, sigajc po lec na stole sakw. - Wic najlepiej bdzie, jeli po prostu pastwu poka... Obrciem worek i wysypaem jego zawarto na st. Flesze bysny olepiajco, odbijajc si od szczerego zota. Podniosem jedn monet. Na rewersie wida byo profil czowieka z zakrconym wsem i hiszpask brdk. Czoo zdobi mu gruby laurowy wieniec, na ramiona opada wspaniay koronkowy konierz. Wok portretu bieg napis: GUSTAV. ADOLPH. D.G. SVEC. GOTH. VAND. R. - Ten zoty dukat wybito w 1632 roku po mierci Gustawa II Adolfa, krla, jak mwi nam o tym napis, Szwedw, Gotw i Wandalw.

- Ile mog by warte monety? - pado pytanie z sali. - Za jeden dukat trzeba zapaci na aukcji okoo dwch tysicy dolarw. Monet na pierwszy rzut oka jest piset - wykonaem nad pienidzmi taki gest, jakbym by sprzedawc warzyw, zachwalajcym swj towar. - Rachunek zostawiam pastwu... A e nie byo to trudne dziaanie, ju po chwili prawie wszyscy wpatrywali si w kupk starych monet z wypiekami na twarzy. Nie ma co, milion dolarw w zocie zawsze zrobi na ludziach wraenie.

ZAKOCZENIE
- Teraz mog ju opowiedzie, jak to byo... - zaczem. By pikny wrzeniowy poranek. wiato wpadao przez podune okna do ciemnego wntrza Kocioa Pokoju. Drobinki kurzu kryy spokojnie w snopach jasnoci, ktre plamiy ambon, malowane empory i reprezentacyjn lo szlacheck. Ostatnie dwa dni powiciem na wypenianie biaych plam w historii widnickiego skarbu. Zza weneckiej szyby na komendzie obserwowaem zeznania starego Sieraka, ktry wida uzna, e nie ma ju nic do stracenia i odpowiada na pytania wyczerpujco i chtnie. Rewizja w jego mieszkaniu i kawalerce Kazimierza Latopolskiego te przyniosa niespodziewane rezultaty - u pierwszego znaleziono orygina pamitnika Christiana Czepki oraz kilka brakujcych dokumentw z prywatnej teczki Daniela, drugi przechowywa w starej wersalce okadk z Biblii Marcina Lutra. eby odda mu sprawiedliwo, zapakowa skrzan opraw starannie w foli z bbelkami i waciwie nie odniosa ona uszczerbku. Najlepsi introligatorzy z Ossolineum pracowali ju, by na nowo poczy okadk z blokiem ksigi. Skarby trafiy do konserwatorw. Ksigi znalezione w tajnej bibliotece zostay przewiezione do Ossolineum, gdzie w specjalnej komorze fumigacyjnej trwao mozolne odgrzybianie i odrobaczanie pierwszej ich partii. Niemal natychmiast te rozpoczy si starania o rodki na pen renowacj ksigozbioru. Dukaty Gustawa Adolfa za, zachowane w niemal idealnym stanie, badali specjalici z Gabinetu Numizmatyczno - Sfragistycznego we Wrocawiu. Miay wrci do widnicy zaraz po tym, jak zostanie stwierdzona ich autentyczno. Koci Pokoju by prawie pusty. Staem po lewej stronie otarza i patrzyem na grupk ludzi skupion w kilku pierwszych awkach. Siedzieli tam pastor z rodzin, wikary Bielski, Potna Gromadka, Alfred Kobyka, pracownice wydziau rkopisw Biblioteki Na Piasku, Hanna Wieczorek i Barbara Stawska, oraz konserwatorzy ze swoim wiekowym przywdc doktorem Klausem Schumannem. Wszyscy wpatrywali si we mnie z uwag. Odchrzknem, zakasaem i rozpoczem opowie: - Historia szwedzkiego depozytu wie si cile z powstaniem Kocioa Pokoju. Ot w roku 1654, gdy cesarz Ferdynand III Habsburg wyrazi ju zgod na budow zagwarantowanej pokojem westfalskim wityni, ze widnicy wyruszyo dwch miakw. Byli to Christian Czepko i Matthaus Scholtz...

Przez dwa nastpne kwadranse opowiadaem histori dobrze ju znan czytelnikom tej ksiki. W kocu dotarem do najbardziej interesujcego momentu. Do dnia 28 sierpnia 1654 roku, daty mierci kanclerza krlestwa Szwecji Axela Oxenstierny, wybitnego ma stanu, doradcy Gustawa II Adolfa i Krystyny, jednego z architektw westfalskiego porozumienia. - Mniej wicej w tym czasie Christian Czepko czyni usilne starania o audiencj u pana kanclerza. Oto jego wasne sowa: 29 sierpnia - 4 wrzenia. Wprawdzie codziennie oczekiwaem i przypominaem [o naszej sprawie], a poniewa Jego Wielmono pan kanclerz Krlestwa Szwecyjej by bardzo saby, tak i dwudziestego smego, jako w pitek wieczorem, zszed by miertelnie, nic nie zdoaem wskra. Nie jest to jednak prawda... zawiesiem na sekund teatralnie gos. - Ju nastpnego dnia po znalezieniu rkopisu pamitnika pani Ewelina Bloch odkrya, e jest to tylko kopia, sporzdzona w dodatku ponad sto lat pniej. Bieg spraw porwa mnie wwczas i nie zbadaem dokadnie tego tropu. Popeniem bd, nie jedyny zreszt w ledztwie, bo orygina pamitnika podry szwedzkiej Christiana Czepki zawiera rozwizanie zagadki. - Widzia pan orygina pamitnika? - zapytaa Hanna Wieczorek. - Gdzie on teraz jest? - S dwie wersje oryginau. I obie ma policja - odparem. - Pamitniki i kilka innych dokumentw oznaczonych pieczciami Biblioteki Na Piasku znaleziono w mieszkaniu jednego z podejrzanych. Bdzie jeszcze mowa o tym, skd si tam wziy, wic na razie wrmy do pamitnika Czepki. Dla naszej sprawy niezwykle istotny jest fakt, e istniay dwie redakcje tego pamitnika. Jedn sporzdzi Christian na uytek publiczny i to ona posuya kopicie, druga miaa charakter prywatny i trafia prawdopodobnie do jego brata, Daniela. Wersje nie rniy si od siebie zbytnio. Inny by waciwie tylko jeden wpis - owa notatka oznaczona datami 29 sierpnia - 4 wrzenia. Fragment, ktry pastwu wczeniej przeczytaem, pochodzi z kopii. Oto jak brzmi on w wersji na prywatny uytek: 29 sierpnia - 4 wrzenia. Po poudniu dwudziestego smego u pana kanclerza Krlestwa Szwecyjej. Hrabia przyj mnie lec na ku, bardzo blady. Wysuchawszy mej proby, cichym gosem przywoa swego sekretarza i chwil szeptali. Potem pan sekretarz wyszed i wrci zaraz z workiem, w ktrym 500 dukatw zotych z okazji pogrzebu krla Gustawa Adolphusa wybitych w roku 1632 si znajdowao. Pan kanclerz ruchem sabym sekretarza odprawi i, gdymy sami w pokoju zostali, wrczy mi pienidze, a potem odezwa si gosem cichym, jakby zza grobu dobiegajcym, w te sowa: Jedyny mj warunek jest takim. Pienidzy tych wyda wam nie wolno teraz na budow kocioa. Niech bd zachowane na tak chwil, gdyby w wyniku wojny, zych ludzi knowa lub wypadku nieszczliwego koci spon i trzeba byo go

nazad wznosi. Najwczeniej za wolno wam pienidze ruszy pi lat po tym, jak Koci Pokoju gotowym bdzie. Potem kaza mi przysic na Chrystusowy Krzy, e tak si wanie stanie, a gdym to uczyni, pan kanclerz oczy przymkn. Audiencyja skoczon bya, a ja opuszczaem dom jego zachwytem przepeniony dla dalekowzrocznoci mego darczycy, ktra zreszt dziwn wydawa mi si nie powinna, jako e mom stanu tak dowiadczonym jak hrabia kanclerz przyrodzon i powszedni rzecz by musi. Tego samego dnia pan kanclerz Axel Oxenstierna zmar w Bogu, o czym, gdy si nazajutrz dowiedziaem, zaraz Requiescat odmwiem z wdzicznoci i alem wielkim zarazem (...). Czepko dochowa przysigi zoonej kanclerzowi, chocia po powrocie do widnicy spotkay go z tego powodu nieprzyjemnoci, gdy zdawa relacj z kolekty przed Rad Parafialn. Okazao si wtedy, e w ksidze kolektorskiej brakuje jednej karty. Oskarenie o malwersacj wisiao ju w powietrzu, ale z kopotw wybawi brata Daniel Czepko von Reigersfeld. Powody, dla ktrych Christian i jego towarzysz usiowali ukry donacj Axela Oxenstierny wyjania dalsza cz omawianego wpisu: Prosto z kancelarii wrciem na kwater, chcc jak najszybciej radosn wiadomo panu Matthesowi obwieci. Nie zastaem go jednak, poszedem wic do miasta. Gdym go po miecie szuka, pan Matthes na kwaterze si zjawi, a ujrzawszy 500 dukatw, sprawdzi chcia w ksidze kolektorskiej, kto te tak hojnie wspar nasz spraw. Nic w ksidze nie znalazszy, sam sum wpisa i oczekiwa mnie z niespokojn radoci. Nadszedem wreszcie, a ujrzawszy, co te si stao, za gow si zapaem. Dar hrabiego Oxenstierny chciaem bowiem zachowa w tajemnicy, obawiajc si, e suma ta, jelibymy j ujawnili, pjdzie na budow kocioa, do czego, przez wierno przysidze zmaremu zoonej, a znajc ndz gminy naszej, dopuci nie mogem. Pan Matthes, gdym mu o tym opowiedzia wosy rwa z gowy pocz i od zmysw odchodzi, a przeprasza mnie z min wielce aosn. W kocu, w desperacyi wielkiej kart z ksigi kolektorskiej wyrwa, z czym nie wiem, jak teraz sobie poradzimy, bo zwierzchn icy nasi surowi s bardzo i o co niecnego gotowi nas podejrzewa. Tak te si stao, ale interwencja Daniela uratowaa skr Christianowi i panu Matthesowi. Co byo dalej? Christian zmar 2 czerwca 1658 roku, a wic niemal dokadnie w rocznic odprawienia pierwszego naboestwa w Kociele Pokoju. Jego testament, znaleziony u jednego z podejrzanych, przekazywa piecz nad szwedzkim depozytem bratu Danielowi, ktry z zadania wywiza si doskonale. Jego testament, w ktrym mowa o obietnicy zoonej panu primariusowi Hoffmanowi kae przypuszcza, e pozostali czonkowie Rady zgodzili si na to, by Daniel

Czepko ukry szwedzki depozyt w kociele, a wskazwki jak do niego dotrze zawar, na wypadek swej mierci, w testamencie. Tak te si stao. Skrytka powstaa i jeli zgodz si pastwo chwilk pomczy, zobacz j za chwil w penej okazaoci... Stanem przy emporze na drugim pitrze i pooyem rk na biegncej szczytem balustrady grubej porczy. - To tutaj. Wystarczy mocniej szarpn... - powiedziaem i z min sztukmistrza pocignem porcz w gr. Z balustrady wyonia si, niczym dyskietka ze stacji dyskw, solidna, gruba deska wysokoci balustrady, podziurawiona setk otworw, ktrych obwd odpowiada dukatom Gustawa Adolfa. Uoyem desk na pododze i kontynuowaem prezentacj. - Otwory s z jednej strony zalepione - odwrciem desk i pokazaem zdumionej publicznoci lit powierzchni awersu. Do kadej ze stu dziur Czepko woy pi monet, ktre nastpnie przykry krkami drewna i dokadnie zalakowa. Zanim umieci desk w balustradzie, nasmarowa j klejem, ktry zapobiega ewentualnemu przemieszczaniu si deski i odkryciu depozytu przez osob niepowoan. Umieszczenie skrytki w kociele miao jeszcze jedn zalet. W razie poaru zoto, ktre topi si dopiero w 1063 stopniach Celsjusza, przetrwaoby poog w nienaruszonym stanie. atwo byoby je znale pord zgliszczy i spoytkowa na odbudow wityni. - W jaki sposb Daniel Czepko oznaczy drog do skrytki? - zapyta jeden z konserwatorw, niski, korpulentny chopak w okularach o cienkich oprawkach. - Trzeba przyzna, e nie uatwi Radzie zadania. Zreszt nikomu nie udao si rozwiza zagadki przez nastpne trzysta pidziesit lat. Na usprawiedliwienie tych wszystkich, ktrzy prbowali tego dokona, naley doda, e im wicej lat upywao od ukrycia depozytu, tym, jak go Czepko okreli, gociniec prowadzcy do skrytki coraz gciej porastay krzewy, tak e po ponad trzech wiekach nie byo go wida niemal zupenie. Przekonalimy si o tym bolenie my wszyscy, ktrzy w cigu ostatnich dni prbowalimy rozwika zagadk. - Kto jednak wczeniej wpad na trop skrytki? - odezwa si po raz kolejny konserwator w okularach. - O tak... - odpowiedziaem. - I by o krok od tego, by znikn we mgle z jej zawartoci. Ale to duga historia... Lepiej jeli zejdziemy na d i posuchaj jej pastwo siedzc wygodnie... - Od pocztku ledztwa jedna rzecz nie dawaa mi spokoju: po co ukradziono Bibli Marcina Lutra? - cae towarzystwo usadowio si na nowo w awkach, a ja przechadzaem si

wzdu nich powolnym krokiem. - Przecie w ten sposb ujrzaa wiato dzienne ukryta w zakurzonych archiwach i zupenie zapomniana sprawa szwedzkiego depozytu. Gdybym to ja dowiedzia si o skarbie ukrytym gdzie w Kociele Pokoju i musia czeka z jego wydobyciem, tak jak to miao miejsce w tym wypadku... - przerwaem w p zdania, widzc e dociekliwy konserwator w okularach, ktry ju dwa razy zadawa mi pytania i tym razem otwiera usta. - Za chwilk wszystko stanie si jasne - zapewniem go. Umiechn si przepraszajco, a ja mwiem dalej: - A wic gdybym by zodziejem, zostawibym Bibli nalec do Daniela Czepki w spokoju, a nie ogasza wszem i wobec, e co jest na rzeczy, kradnc j, a pniej zwracaj c bez okadki... Ale zodziej najwyraniej myla inaczej... - przerwaem na dwie sekundy. - Przyczyn takiego stanu rzeczy poznaem ju trzy dni temu... - na twarzach zebranych pojawio si zdumienie. - Wwczas jednak, co nie najlepiej wiadczy o moich dedukcyjnych moliwociach, nie powizaem jej ze spraw. Dopiero wczoraj, suchajc zezna starego Sieraka zrozumiaem, e podano mi rozwizanie zagadki na srebrnej tacy, a ja nawet na nie nie spojrzaem... Dlaczego wic skradziono Bibli Lutra? - znw na sekund zawiesiem gos. - Odpowied jest prosta - podjem opowie: - Stary Sierak, czowiek ktry zorganizowa cay ten przestpczy proceder, cierpi na nerwic natrctw. Jeli wzi to pod uwag, kradzie Biblii staje si nie tylko moliwa, staje si, prosz pastwa, koniecznoci... Zanim jednak odpowiemy sobie na pytanie, dlaczego, musimy cofn si o trzydzieci lat, do czasw, gdy doktor Remigiusz Sierak pracowa w Oddziale Rkopisw Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocawiu. Hanna Wieczorek i Barbara Stawska otworzyy szerzej oczy i zakryy domi usta w niemym przeraeniu. - Tak, tak, drogie panie... Dozorca, ogrodnik i str Kocioa Pokoju by kiedy pracownikiem tej samej instytucji, co wy... I tam wanie pod koniec lat siedemdziesitych odkry tajemnicz histori szwedzkiego depozytu. Sierak zna perfekcyjnie jzyk niemiecki, bo jako nastolatka wywieziono go na roboty do Niemiec. Jest on czowiekiem niezwykle inteligentnym, pod koniec lat szedziesitych zrobi zreszt doktorat, wic bez trudu poskada rozproszone w rnych dokumentach fakty. Zrozumia, e ma do czynienia z prawdziwym skarbem i postanowi go zdoby. Uzna, e zajrzaem do notesu, w ktrym notowaem zeznania Sieraka: - Bdzie to godziwa zapata za dwa lata darmowej harwki u bawarskiego bauera. Niemal od razu odgad, e pocztek gocica, o ktrym pisa w testamencie Czepko,

to nagrobek poety. Umia zbiera informacje, wic szybko si dowiedzia, e Daniela Czepk pochowano w widnicy. Tu jednak pojawi si pierwszy problem. Cmentarz by zaronity i zniszczony. Nie zniechcio to jednak naszego doktora. Przyjeda do widnicy z Wrocawia w kady weekend i wytrwale szuka. Dopiero podczas pitej wizyty odnalaz zaronity bluszczem nagrobek i odczyta wskazwk na niej zapisan. Zdanie: W Ksidze mojej zmarli yj, niemi mwi oraz cztery cyfry. Sierak myla nad ni przez cay kolejny tydzie, a wreszcie wpad na rozwizanie. Kod Czepki jest sprytn gr sw. Tym wiksze uznanie naley si tym modym ludziom - wskazaem na Potn Gromadk, siedzc w pierwszej awce - e zdoali j samodzielnie rozwiza tak szybko. Dziki nim zodziej nie uciek ze skarbem. Kluczowe dla rozwizania zagadki jest drugie sowo, ktre nie bez powodu napisano du liter. Jeli nie wemie si tego pod uwag, atwo zej na manowce. Tak te si stao ze mn. Przypuszczaem, e Ksiga to ktre z dzie Czepki albo tom z jego biblioteki, podczas gdy w XVII stuleciu, ktrego narodziny rozwietli pomie stosu Giordana Bruna, stuleciu wojen religijnych i mistykw lskich, tylko jedna ksiga zasugiwaa na to, by jej nazw pisa wielk liter. T ksiga bya Biblia. I to o ni wanie chodzio Danielowi Czepce. W niej to znajduje si jego Ksiga, czyli Ksiga Daniela. Cyfry na nagrobku za wskazuj rozdzia i wersety. Fragment, ktrego kae nam szuka Czepko, to opis uczty krla babiloskiego Baltazara, ostatni za z wymienionych na nagrobku wersetw zawiera sawne sowa mane, tekel, fares wypisane na cianie przez rk bez ciaa. Te same sowa po hebrajsku wyry Daniel Czepko po zewntrznej stronie empory w miejscu ukrycia monet. - Wida tam teraz jaki obraz... - powiedzia mody konserwator w okularach, po czym wskaza ku grze. - Malowida na emporach powstay pod koniec XVII wieku - rzekem. - Gdyby nie one, Sierak wyprniby skrytk ju trzydzieci lat temu, zaraz po tym, jak zatrudni si w Kociele Pokoju. By rok 1979 i Sierak od dwch lat sta w miejscu. Nasilia si wwczas zarwno jego nerwica, jak i fascynacja skarbem. Z jednej strony ba si zbyt czsto przyjeda do widnicy, by nie wzbudza niczyich podejrze, z drugiej piset zotych dukatw wartych fortun, lecych, zdawaoby si, na wycignicie rki, przycigao go jak magnes. W kocu znalazo si rozwizanie. Remigiusz Sierak zrezygnowa z posady w bibliotece i zatrudni si jako zota rczka przy Kociele Pokoju. Poczu wwczas, jak sam

mwi na przesuchaniu, niesychan ulg i nadziej. Mg wreszcie bez wikszych przeszkd i co waniejsze bez podejrze powici si poszukiwaniom upragnionego skarbu. Trway one trzydzieci lat i zakoczyy si powodzeniem dopiero dwa dni temu. Dlaczego tak dugo? - zapytaj pastwo. Odpowied nie jest prosta. Podczas caego pobytu pod gocinnym dachem pastwa Blochw - skoniem si lekko w kierunku pastora i jego ony - syszaem wiele dobrego o Sieraku i jego oddaniu dla zabytkw Kocioa Pokoju. Przesuchania, ktrych byem wiadkiem w cigu ostatnich dwch dni, ku memu zdziwieniu potwierdziy t opini. Remigiusz Sierak opowiada o latach, ktre spdzi na renowacji rkopisw w Bibliotece Uniwersyteckiej o dogldaniu Kocioa Pokoju z prawdziw pasj i sentymentem. Kiedy mwi o starych manuskryptach, rzebach i malowidach, w jego gosie wicej jest ciepa, ni gdy rozmowa schodzi na ludzi z krwi i koci. Raz syszy si wic od niego o minuskukach, filarkach i cherubinkach, a po chwili o tym drabie, nicponiach czy wcibskim kapusiu. Oto przyczyna, dla ktrej poszukiwania Remigiusza Sieraka trway tak dugo. Chcia odnale skarb i ukra go; tu nie mia wyrzutw sumienia. Ale gdy szo o inne zabytki zachowywa chorobliw wrcz ostrono, by niczego nie zniszczy. Taka postawa, pomimo toczcej go gorczki zota, zasuguje na uznanie. Tym bardziej e zapaci za ni wysok cen. Dziesi lat zajo Sierakowi dokadne przetrznicie wityni i okolic. Pozna te wwczas histori Kocioa Pokoju. Pod koniec lat osiemdziesitych wiedzia ju, e wskazwka, gdzie szuka skrytki, musi znajdowa si w pierwotnej warstwie budynku: pod polichromiami pokrywajcymi znaczn cz cian wityni, gdzie za nieruchomymi czciami wyposaenia lub pod tynkiem na zewntrznych cianach. Zgodnie z jego nieinwazyjn filozofi sam nie mg wykona niezbdnych prac. By w kocu specjalist od starych rkopisw, a nie od starych cian. Sierak zacz wic skrycie marzy o gruntownej renowacji wityni, ktra pozwoliaby odnale upragnion wskazwk. Jego marzenia miay si wkrtce speni. Pod koniec lat osiemdziesitych Koci Pokoju by ju w tak zym stanie, e dalsze odkadanie generalnego remontu mogo skoczy si katastrof. W 1992 rozpoczy si wic kompleksowe prace zabezpieczajce i renowacyjne. Sieraka interesowaa najbardziej ta ich cz, ktra dotyczya zewntrznych tynkw, duych organw, jednego z epitafiw, obrazu olejnego z personifikacj pokoju i malowide stropowych. Przy okazji tych pierwszych renowacji przeprowadzano te prby

konserwatorskie na rozmaitych czciach wyposaenia, ktre miay da dowiadczenia pomocne przy kolejnych, planowanych na przyszo pracach. Jedna z takich prb zaniepokoia Sieraka. Ze zgroz przyglda si pewnego dnia dziaaniom konserwatora, ktry wyprbowywa rozmaite odczynniki na okadce Biblii Lutra. Na szczcie po godzinie konserwator odoy Bibli na miejsce, nie otwierajc jej. Sierak ju wtedy wiedzia, e na wewntrznej stronie okadki znajduje si podpis Daniela Czepki i patrzc na konserwatora zrozumia, e Biblia jest bomb, ktr trzeba rozbroi. Poniewa jednak nikt wicej nie interesowa si ksig sprawa zostaa na razie odoona ad acta. Prace przygotowawcze zakoczyy si po piciu latach i przystpiono do mniej dla starego Sieraka interesujcej renowacji konstrukcji szkieletowej wityni, ktr ukoczono w roku 2002. Przerwa trwaa siedem lat. Nie znaczy to wcale, e nasz doktor prnowa w tym czasie. Liczc na to, e konserwatorzy odsonili co nowego, po raz kolejny dokadnie przeszuka koci. To wanie podczas tych drugich poszukiwa zdarzyo si nieszczcie. Mniej wicej w poowie 2007 roku Sierak po raz trzeci od przybycia do parafii bada strych. Nie wiadomo, co byo przyczyn wypadku - przesadna wiara we wasne siy, podeszy ju przecie wiek czy przypadek. Faktem jest, e poszukiwacz potkn si i upad na stojc pod cian kod. Wprawiona w ruch ptonowa belka najpierw obalia si na podog, pocigajc za sob starego Sieraka, a potem zmiadya mu nog. - A mnie mwi, e chodzi na strych sprawdza mocowania yrandoli... - powiedzia pastor z niedowierzaniem krcc gow. - Koczyny nie dao si niestety uratowa - podjem wtek - a Sierak z ca jasnoci zda sobie spraw, e ma ju prawie osiemdziesit lat i nadszed czas, by pomyle o jakim pomocniku. Lata spdzone na bezustannym poszukiwaniu skarbu oddaliy go od ludzi i musia w tej kwestii zda si na lepy los, ktry podsun mu niezbyt pracowitego dziennikarza lokalnej gazety, Kazimierza Latopolskiego. W niedugim czasie panowie nawizali wspprac, a eby uzasadni czste wizyty w Kociele Pokoju, Latopolski zacz pisa artykuy na temat wityni, do ktrych materiaw i wiadomoci dostarcza mu stary Sierak. Wkrtce po tym jak zawizaa si ta przestpcza spka, ogoszono, e na wiosn 2009 roku rusza nowa tura renowacji, ktra tym razem obejmie wszystkie malowida kocielne i wewntrzne ciany. Nauczony przykrymi dowiadczeniami sprzed dwch lat Sierak zrobi sobie roczne wakacje od poszukiwa. Zbiera siy do ostatecznej rozgrywki. Miesic przed rozpoczciem prac renowacyjnych zbudzia si, upiona od jakiego

czasu, hydra nerwicy. Stary Sierak nie mg opdzi si od myli, e jeli podczas konserwacji zostanie odkryta wskazwka Daniela Czepki, kto zacznie wszy, skojarzy z ni napis na wewntrznej stronie okadki Biblii Lutra i uprzedzi go w wycigu do skarbu. Jak ju si rzeko, by to pomys absurdalny i chocia Sierak zdawa sobie z tego doskonale spraw, postanowi dziaa. Okadka Biblii musiaa znikn. Trzeba byo to jednak zrobi w taki sposb, eby podejrzenie pado na kogo innego. W tym celu Sierak napisa list do firmy Funke & Sohn, o ktrej gono byo swego czasu w gazetach z powodu afery paserskiej. Nadawca listu, niejaki Erwin Kara, proponowa, e w zamian za odpowiednie wynagrodzenie ukradnie Bibli Lutra z Kocioa Pokoju. Dyrektor firmy, Erich Funke przez jaki czas si waha, wysa nawet ojca na rekonesans do widnicy. W kocu jednak pokn haczyk. Nie mg wiedzie, e E. Kara to anagram nazwiska Sierak, ktrego waciciel, niczym pajk rozplt w ten sposb sie i czeka, a wpadnie w ni tusta mucha. Przysza pora, by wcign do realizacji swego planu Kazimierza Latopolskiego, ktry dotychczas nic o nim nie wiedzia. Dziennikarz pocztkowo protestowa i chcia odwie Sieraka od ryzykownej zagrywki. Uleg dopiero wtedy, gdy dozorca zagrozi, e jeli Latopolski nie pomoe mu ukra Biblii, moe zapomnie o swoim udziale w szwedzkim depozycie. Tymczasem zjawili si w widnicy konserwatorzy i rozpoczli renowacj malowide na emporach. Kadej z trzech pierwszych nocy po ich przyjedzie Sierak wesp z Latopolskim wamywali si do wityni, co byo tym atwiejsze, e zdemontowano cz instalacji alarmowej. Przestpcy sprawdzali, czy dziaania konserwatorw nie doprowadziy do wydobycia na wiato dzienne wskazwki pozostawionej przez Daniela Czepk. adna z nocnych wypraw nie przyniosa spodziewanych efektw, a czwartego dnia stary Sierak podsucha rozmow pastora z doktorem Schumannem, dotyczc historii Kocioa Pokoju. Doktor pyta o stare dokumenty dotyczce budowy wityni i dowiedzia si, e by moe da si jakie znale w Bibliotece Na Piasku we Wrocawiu. Co gorsza, w dyskusji pado raz czy dwa nazwisko Czepko. Sieraka oblecia strach. Osaczyy go znowu natrtne myli. I znowu bez powodu, bo odchodzc z biblioteki zadba o to, by nikt nie zdoa dotrze do papierw pozwalajcych rozwiza zagadk. Zamieni zawarto teczki z prywatnym archiwum Czepki na zupenie inne papiery, a kilka dokumentw najzwyczajniej w wiecie ukrad. Mimo to nerwica nie dawaa mu spokoju. Jedynym sposobem na uciszenie nieznonej mantry byo dziaanie. Tej samej nocy Kazimierz Latopolski wama si do Kocioa Pokoju i ukrad Bibli.

Mia pecha, bo zapa go na gorcym uczynku wikary, ale Sierak przewidzia i t moliwo. Czeka ukryty w mroku pod emporami i kiedy okazao si, e w kociele jest kto oprcz Latopolskiego, przej Bibli od wsplnika i spokojnie zaczeka, a wikary ruszy za dziennikarzem w pogo. Nastpnie otworzy wytrychem boczne drzwi i uda si do swego mieszkania. Ukry Bibli i trzaniciem drzwi do toalety obudzi z narkoleptycznego snu swego starego znajomego, ktry nie wiedzc nic o jego wyprawie do Kocioa Pokoju zapewni mu elazne alibi na czas kradziey. Potem zadbawszy o to, by na Biblii znalazy si odciski palcw Ericha Funkego, Kazimierz Latopolski zdar z ksigi okadk i ju mona j byo podrzuci. atwo byo przewidzie skutki. Funke zosta aresztowany, a sprawa, z pozoru oczywista, szybko zamknita. Nawet cie podejrzenia nie pad na starego, niepenosprawnego dozorc. W najwaniejszej jednak sprawie stary Sierak si przeliczy. Nie udao mu si ukry historii szwedzkiego depozytu. Dziki fenomenalnej pamici jednego z siedzcych tu w pierwszej awce modziecw wpadem na trop afery sprzed trzystu pidziesiciu lat. Sierak od razu zrozumia, e przesadzi, ale byo ju za pno. Czas, ktrego mia dotychczas pod dostatkiem, zacz si nagle kurczy, ziemia zapona mu pod stopami. Wiedzia, e musi wyprzedzi mnie w drodze do skarbu. Najgorsze byo to, e cigle nie wiedzia, gdzie znajduje si skrytka. Kradzie Biblii utrudnia mu zadanie. Kocioa pilnowano ca noc, wic mg sprawdza postpy konserwatorw tylko w czasie ich przerwy obiadowej. Intuicja, jak sam owiadczy w czasie przesucha, podpowiadaa mu, e sukces jest blisko, wic stara si spdza w kociele kad woln chwil, by w momencie, gdy wskazwka zostanie odkryta, mc natychmiast zareagowa. Na razie jednak szczcie nie chciao si do niego umiechn. Co gorsza, razem z moimi modymi pomocnikami robilimy postpy, podczas gdy on sta w miejscu. Gdy tylko wic mg, rzuca nam pod nogi kody. Ju wczeniej odama nagrobek Czepki od podstawy i przecign setk pyt nagrobnych w jedno miejsce, eby nikt przypadkiem nie trafi na t, pod ktr spoczywa Czepko. Potem opowiedzia mi o tajnej bibliotece na plebanii, liczc, e odcignie w ten sposb nasz uwag od tego co istotne. Sam, jak przyzna w czasie przesuchania, nie wierzy w istnienie biblioteki i by bardzo zdziwiony, kiedy dowiedzia si o odkryciu ksigozbioru. Nastpnego dnia nadszed moment, na ktry stary Sierak czeka od trzech dziesitkw lat. Zesp doktora Schumanna natrafi wreszcie na wskazwk Daniela Czepki ukryt w Kociele Pokoju. Po zdjciu werniksu pod jednym z malowide na emporach, dao si wyczu niezbyt gbokie nacicia, ktre ukaday si w napis: mane, mane, tekel, fares.

Musz przyzna, e Sierak umia trzyma nerwy na wodzy. Pamitam, e wtedy w kociele, rzuci tylko niezbyt zainteresowane spojrzenie na kartk z napisem i zaraz zacz zamiata. A przecie ju wtedy musiay kbi mu si w gowie radosne myli. Nie do, e wreszcie zakoczyy si jego poszukiwania, to w dodatku wieczorem mia w kociele odby si koncert - jedyna szansa, by niepostrzeenie oprni skrytk. Jakby tego byo mao, postanowiem w tym wanie, kluczowym momencie pojecha do Wrocawia! Wystarczyo, myla Sierak, ebym nie wrci do czasu zakoczenia koncertu, a skarb bdzie jego. Pniejsze wydarzenia pokazay, jak bardzo si myli - rzekem i zrelacjonowaem wizyt u profesora, a potem pocig za wysanym przez Sieraka Latopolskim. - Pamitam, e kiedy tak nad nim staem, dosownie wywiedziony w pole gdzie pod Wrocawiem, zrozumiaem nagle, i tak jak kilka dni wczeniej wikary, padem ofiar sprytnej intrygi. Latopolski, zupenie tak samo jak wtedy, odcign mnie od Sieraka, by ten mg spokojnie oddali si ze zdobycz. Na szczcie, dziki memu nieocenionemu koledze, Alfredowi Kobyce, miaem do dyspozycji wehiku, ktrym zdyem na czas wrci do widnicy. Razem z moimi modymi przyjacimi, ktrzy rozwizawszy uprzednio zagadk, zaczaili si na Sieraka, wzilimy go w kleszcze i w ten sposb zapobieglimy utracie bezcennego zabytku. Poegnaem si ju ze wszystkimi i szedem do zaparkowanego przed bram wehikuu, kiedy z bocznej alejki usyszaem ciche woanie po niemiecku: - Prosz zaczeka, Herr Daniec! Obrciem si w stron, z ktrej dobiega gos i ujrzaem Hild Funke oraz jej ojca, spacerujcych wrd nagrobkw starej nekropolii. Podszedem do nich. Panna Hilda dygna wdzicznie, niczym pensjonarka, za dyrektor domu aukcyjnego popiesznie poda mi rk i opuci wzrok. - Mam nadziej, e nie planuje pan czego nowego? - zapytaem ironicznie. - O nie, Herr Daniec - zapewnia mnie panna Hilda bez cienia urazy. - Tylko ogldamy. Teraz ju zreszt zawsze tak bdzie. - Mio mi to sysze - odrzekem. - Bardzo przepraszam, ale wanie zbieram si do odjazdu. Kolega czeka na mnie w samochodzie... - Prosz zaczeka - odezwa si po raz pierwszy Erich Funke i spojrza na mnie powanie. - Nie miaem okazji panu podzikowa... - ucisn moj rk i potrzsn ni energicznie, umiechajc si jednoczenie z wdzicznoci. W tej chwili nie mia w sobie nic z dandysa. - Nie ma za co - odwzajemniem umiech.

- Ale oczywicie, e jest za co! - wykrzykna panna Funke i nie zwaajc na moj min ucaowaa mnie siarczycie w oba policzki. Otoczy mnie duszcy zapach jakich drogich perfum. Gdybym pozosta w zasigu ich raenia kilka sekund duej, pewnie bym zemdla. Poniewa panna Hilda bya nieco wysza ode mnie, caa ta scena musiaa wyglda z daleka do zabawnie. - Gdyby by pan kiedy we Frankfurcie, prosz nas koniecznie odwiedzi... - dodaa, robic krok do tyu. - Dzikuj za zaproszenie... - bknem oszoomiony, po czym, poegnawszy si z Erichem Funkem i jego crk, ruszyem w stron wehikuu. - Jest i nasz Don Juan! - powita mnie wesoo Kobyka, ktry siedzia w wehikule na miejscu dla kierowcy. Szybko sprawdziem swj wygld w lusterku. Na obu policzkach widniay, niczym wykonane piecztk zanurzon w czerwonym tuszu, lady ust panny Hildy. - Chyba nie chcesz kierowa wehikuem? - zapytaem trc policzki rkawem. - Kto musi - westchn Kobyka. - Chtnie ci zastpi... - Jeli mnie pami nie myli, jeste o krok od utraty prawa jazdy... - zauway Alfred, patrzc na mnie znaczco. Westchnem ciko i powlokem si na miejsce dla pasaera, jeszcze nie do koca pogodzony ze swoj now rol. Siadajc, podniosem z fotela dzisiejszy numer Goca widnickiego. I chocia dostrzegem na pierwszej stronie zdjcie skarbu z Kocioa Pokoju, odrzuciem niechtnie gazet do tyu. Przypomnia mi si dzie, w ktrym przybyem do widnicy. - Jed ostronie, Alfredzie - powiedziaem zatrzaskujc drzwi i zapinajc pasy. - I niech ci czasem nie przyjdzie do gowy, eby zabiera po drodze jakich autostopowiczw dodaem, odchylajc si do tyu na fotelu i krcc gak radia w poszukiwaniu ulubionej stacji.

OD AUTORA
Wszystkie osoby i wydarzenia wspczesne opisane w tej ksice s fikcyjne, a ich podobiestwo do prawdziwych osb i rzeczywistych wydarze jest czysto przypadkowe. Inaczej ma si rzecz z wypadkami i postaciami historycznymi. Daniel i Christian Czepkowie istnieli naprawd. Pierwszy by barokowym poet a drugi kwestorem w dugiej podry ze widnicy do Szwecji, z ktrej zda relacj w pamitniku. Oczywicie historia kolekty i tego, co stao si z pienidzmi podczas niej zebranymi, wyglda w dokumentach mniej sensacyjnie, ni to zostao powyej przedstawione. Niemniej jednak do dzisiaj nie odnaleziono ksigi kolektorskiej prowadzonej przez panw Matthesa i Christiana podczas owej pamitnej wyprawy, wic, cytujc klasyka, kto przysignie, e nie byo to tak, jak opisaem? Na potrzeby fabuy zmieniem take ukad pomieszcze w niektrych budynkach na placu Pokoju w widnicy, a nawet dodaem jeden, niezbyt duy obiekt. Postarzyem rwnie Bibli Marcina Lutra. Ta, ktr mona zobaczy w Kociele Pokoju w czasie wanych uroczystoci religijnych, pochodzi z 1711 roku. Tych, ktrzy pragn skonfrontowa fikcj z rzeczywistoci zachcam do odwiedzenia Kocioa Pokoju tym bardziej, e wiele si tam dzieje. Niedawno zakoczono kolejny etap porzdkowania i renowacji cmentarza. Wycito prawie setk drzew, ktre zagraay ju bezpieczestwu zwiedzajcych i odnowiono 17 zabytkowych epitafiw. W zjawiskowym wntrzu wityni czsto mona posucha muzyki, a na maj 2010 ro ku szykowana jest wyprawa ladami Christiana Czepki (wicej informacji na stronie: www.euroescapade.eu). Oprcz rde wymienionych w przypisach korzystaem rwnie z artykuw zawartych na stronach dziennik, widnica.pl, kosciolpokoju.pl oraz luteranie.pl. Informacje dotyczce biblioteki parafialnej, ktr odnaleziono niedawno na plebanii Kocioa Pokoju zaczerpnem z tekstu Anety Augustyn, pt. Skarb w Kociele Pokoju, zamieszczonego w Gazecie Wyborczej z 18 sierpnia 2009 roku, a sporo ciekawych informacji na temat warsztatw epigraficznych znalazem w tekcie Modzi naukowcy opisywali cmentarz w widnicy Tomasza Wysockiego z wrocawskiego dodatku do Gazety Wyborczej z 8 maja 2008 roku. W tym miejscu pragn podzikowa szczeglnie moim Rodzicom oraz Pani Boenie Pytel z Kocioa Pokoju w widnicy i ksidzu pastorowi Waldemarowi Pytlowi, proboszczowi widnickiej parafii ewangelicko - augsburskiej, za okazan pomoc.

You might also like