You are on page 1of 15

Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata

Kazimierz Ajdukiewicz
OBRAZ ŚWIATA I APARATURA POJĘCIOWA
Das Weltbild und die Begriffsapparatur", "Erkenntnis" IV, 1934, str. 259-287

§ 1. Cel badań

Zasadnicza teza zwykłego konwencjonalizmu, którego reprezentantem jest


np. Poincare, głosi, że istnieją problemy, których nie można rozwiązać przez
odwołanie się do doświadczenia, dopóki nie wprowadzi się pewnej konwencji, gdyż
dopiero konwencja ta łącznie z danymi doświadczenia pozwala problem rozwiązać.
Sądy, które się na to rozwiązanie składają, nie są nam więc narzucone przez
same dane doświadczenia, lecz ich przyjęcie zależy częściowo od naszego
uznania, gdyż ową konwencję, która współwyznacza rozwiązanie problemu, możemy
dowolnie zmieniać i otrzymać w następstwie tego inne sądy.
W niniejszej rozprawie mamy zamiar tę tezę zwykłego konwencjonalizmu
uogólnić i zaktualizować. Chcemy tu mianowicie sformułować i uzasadnić
twierdzenie, że nie tylko niektóre, ale wszystkie sądy, które przyjmujemy i
które tworzą cały nasz obraz świata, nie są jeszcze jednoznacznie wyznaczone
przez dane doświadczenia, lecz zależą od wyboru aparatury pojęciowej, przy
pomocy której odwzorowujemy dane doświadczenia. Możemy jednak wybrać taką lub
inną aparaturę pojęciową, przez co zmieni się cały nasz obraz świata. To znaczy:
póki ktoś posługuje się pewną określoną aparaturą pojęciową, póty dane
doświadczenia zmuszają go do uznania pewnych sądów. Same te dane doświadczenia
nie zmuszają go jednak bezwzględnie do uznania tych sądów. Może on bowiem obrać
inną aparaturę pojęciową, na gruncie kt6rej te same dane doświadczenia nie
zmuszą go więcej do uznania owych sądów, gdyż w nowej aparaturze pojęciowej te
sądy w ogóle już nie występują.
To jest pokrótce i bez szczególnych starań o precyzję sformułowania
zasadnicza teza niniejszej pracy. Oficjalne sformułowanie nadamy jej niżej.
Chcielibyśmy tezę tę nazwać "skrajnym konwencjonalizmem" i przypuszczamy, że
jest ona spokrewniona z poglądami francuskiego filozofa Le Roy'a a może także
innych.
Mówiliśmy powyżej o sądach jako o czymś, co występuje w aparaturze
pojęciowej. Twierdzenie to nie odnosi się jednakże do wszystkich sądów, lecz
tylko do jednej klasy sądów, mianowicie do sądów, które nazywamy artykułowanymi.
Znaczenie tego wyrażenia wyjaśniliśmy w pracy pod tytułem "Sprache und Sinn<1>."
Tam też zdefiniowany został termin "aparatura pojęciowa". Niniejsza praca opiera

się w ogóle na wynikach tamtej i zakłada ich znajomość.


Przypomnijmy pokrótce najważniejsze pojęcia i osiągnięte tam rezultaty,
z których tu skorzystamy.
Wysunęliśmy tam najpierw twierdzenie, że podanie zapasu słów oraz reguł
składni języka jeszcze nie wystarcza dla jednoznacznego określenia tego języka,
lecz że ponadto konieczne jest podanie właściwego mu przyporządkowania znaczeń,
to jest sposobu, w jaki słowom i wyrażeniom przyporządkowuje się w tym
języku ich znaczenia. Następnie stwierdziliśmy, że można rozpoznać, czy ktoś
z pewnym zdaniem danego języka łączy znaczenie przyporządkowane mu w tym
właśnie języku, czy też nie, w ten sposób, że stawia się go w sytuacji dla tego
właśnie zdania wybranej i stwierdza, czy jest gotów w tej sytuacji zdanie to
uznać, czy nie. Jeśli np. ktoś w sytuacji, w której rzeczywiście doznaje bólu,
nie jest gotów uznać zdania "boli", to możemy z tego wnioskować, że nie łączy on

ze zdaniem "boli" znaczenia nadanego mu w języku polskim. Można więc ustanowić


reguły, które np. mówią: ten tylko posługuje się zdaniami języka S w znaczeniu
nadanym im w tym języku, kto zawsze znajdując się w sytuacji L jest gotów uznać
zdanie typu T. Tego rodzaju reguły nazwaliśmy dyrektywami znaczeniowymi języka.
Odróżniliśmy trzy rodzaje dyrektyw znaczeniowych, a mianowicie :
1) aksjomatyczne dyrektywy znaczeniowe, podające te zdania, których
0drzucenie niezależnie od sytuacji, w której to odrzucenie następuje, wskazuje
na gwałcenie właściwego danemu językowi przyporządkowania znaczeń;
2) dedukcyjne dyrektywy znaczeniowe, podające pary zdań tego rodzaju,
że uznawszy pierwsze zdanie trzeba być gotowym uznać drugie, jeśli nie ma się
gwałcić właściwego językowi przyporządkowania znaczeń;
3) empiryczne dyrektywy znaczeniowe, które pewnym danym doświadczenia
przyporządkowują pewne zdania, które trzeba być gotowym uznać w obliczu
tych danych doświadczenia, jeśli nie ma się gwałcić właściwego językowi przy-
porządkowania znaczeń.
Dyrektywy znaczeniowe języka uważamy za charakterystyczne dla tego
języka.
Strona 1
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
Jeśli bowiem w języku S, którego zapas słów i wyrażeń jest ten sam, co w języku
S', obowiązuje dyrektywa znaczeniowa (np. aksjomatyczna) głosząca, że ten,
kto odrzuca określone zdanie Z gwałci właściwe temu językowi przyporządkowanie
znaczeń, natomiast taka dyrektywa znaczeniowa nie obowiązuje dla języka S', to
przyporządkowania znaczeń, właściwe obu językom, muszą być różne. Albowiem to
samo zachowanie się (odrzucenie tego samego zdania 2)gwałci właściwe językowi S
przyporządkowanie znaczeń, nie gwałci jednak przyporządkowania znaczeń
właściwego językowi S'.
Dalej ustaliliśmy następującą terminologię. Mówimy, że dwa wyrażenia są
bezpośrednio znaczeniowo związane, gdy bądź 1) oba występują w jednymi tym samym

zdaniu dyktowanym przez jakąś aksjomatyczną dyrektywę znaczeniową, bądź 2) oba


są zawarte w jednej i tej samej parze zdań wymienionych przez jakąś dedukcyjną
dyrektywę znaczeniową, bądź 3) oba wchodzą w skład jednego i tego samego zdania
przyporządkowanego pewnej danej doświadczenia przez jakąś empiryczną dyrektywę
znaczeniową. Język nazywamy spójnym, jeśli nie można jego zapasu wyrażeń
rozłożyć na dwie niepuste klasy tak, żeby żadne z wyrażeń pierwszej klasy nie
było bezpośrednio znaczeniowo związane z jakimś wyrażeniem drugiej klasy.
Następnie odróżniliśmy języki otwarte i zamknięte. Nazywamy język
otwartym, jeśli istnieje inny język, zawierający wszystkie wyrażenia pierwszego
i nadający im to samo znaczenie, które mają w pierwszym, w którym jednakże
występują także wyrażenia, nie występujące w pierwszym języku ani co do postaci
swej, ani co do znaczenia, przy czym z wyrażeń tych co najmniej jedno jest
bezpośrednio znaczeniowo związane z jakimś wyrażeniem występującym także
w pierwszym języku. Język, który nie jest otwarty, nazywa się językiem
zamkniętym.
Do języka otwartego można dołączyć nowe wyrażenia, nie będące synonimem
żadnego już znajdującego się w tym języku wyrażenia, i związać je bezpośrednio
znaczeniowo z jakimś takim wyrażeniem, przy czym znaczenie wyrażeń już
w języku się znajdujących nie ulegnie zmianie. Natomiast języki zamknięte stają!
się niespójnymi, jeśli dołączyć do nich nowe wyrażenie nie będące synonimem
wyrażenia już w języku się znajdującego.
W dalszym ciągu wywodziliśmy, że jeśli zarówno S, jak i S' są językami
zamkniętymi i spójnymi, i jeśli pewne określone wyrażenie jednego języka
znajduje, swój przekład w drugim, wtedy oba języki są wzajemnie przekładalne,
tzn. każde, wyrażenie jednego języka znajduje swój przekład w drugim. Klasę
wszystkich znaczeń przynależnych wyrażeniom należącym do pewnego zamkniętego i
spójnego języka nazywamy aparaturą pojęciową. Dwie aparatury pojęciowe są więc
albo identyczne, albo też nie mają wspólnych elementów. Twierdzimy, że każde
znaczenie jest elementem jakiejś aparatury pojęciowej.
W końcu porównaliśmy to pojęcie języka, którym zajmowaliśmy się w naszej
rozprawie, z tym, które zwykle ma się na oku, gdy się mówi o języku niemieckim,
angielskim, polskim itd. Okazało się, że to, co się nazywa np. językiem
niemieckim, zgodnie z naszym ujmowaniem pojęcia "języka" nie jest jednym
językiem, lecz obejmuje wiele języków (w naszym rozumieniu), przy czym języki te
różnią się co najmniej pod względem właściwego im przyporządkowania znaczeń.
Albowiem gdy dwie osoby posługują się tymi samymi wyrazami języka niemieckiego,
lecz obie łączą z nimi znaczenie nieco, ale nie bardzo odmienne, będzie się
mówiło, że obie osoby mówią tym samym językiem (w zwyczajnym rozumieniu
tego słowa). Według naszego rozumienia słowa "język" osoby te nie mówią
tym samym językiem, gdyż do tego trzeba by koniecznie, aby obie osoby łączyły
z tymi samymi wyrazami języka dokładnie to samo znaczenie.

§ 2. Hipotezy, teorie i sprawozdania z faktów

Z tego, co wyżej powiedziano, wynika, że można bardzo łatwo przejść od


jednego języka do drugiego (w naszym rozumieniu), nie opuszczając gruntu
danego tzw. "języka" (w rozumieniu potocznym). W tym wypadku ulega
zmianie znaczenie, które łączy się ze słowami, przy czym często zmiany tej nie
jesteśmy świadomi. Zdarza się to w życiu codziennym, a jeszcze częściej w
naukach w toku ich rozwoju. Objaśnimy teraz, przynajmniej na jednym przykładzie,
to przejście od jednego języka do innego, tak jak się ono dokonuje w naukach.
Jako kryterium wskazujące na to, że zaszła zmiana języka, mimo że wyrazy
Nie zostały zmienione, może służyć - zgodnie z duchem naszych wywodów -
zmiana dyrektyw znaczeniowych. Jeśli potrafimy np. wskazać zdanie, którego
Strona 2
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
odrzucenie zrazu nie byłoby wykroczeniem przeciw właściwemu językowi
przyporządkowaniu znaczeń, później jednak musiałoby być uważane za takie
wykroczenie, będzie to dowodziło, że zaczęła obowiązywać w języku aksjomatyczna
dyrektywa znaczeniowa, która dawniej w nim nie obowiązywała. W wyjaśnieniu
niech posłuży następujący przykład.
W czasach przed Newtonem zdanie "ciało, na które działa siła nie
zrównoważona przez inną siłę, zmienia swoją prędkość" było już prawdopodobnie
uznawane. Opierało się ono jednakże wyłącznie na indukcji. Wyraz "siła"
rozumiano antropomorficznie i znajdowano szczególne przypadki stanowiące
podstawę dla tego uogólnienia. Zdanie to było jednak, jak każde zdanie oparte
jedynie na indukcji, tylko dosyć mocnym przypuszczeniem. Gdyby ktoś zamiast
uznać to zdanie, odrzucił je, to w tym stadium języka nie świadczyłoby to o
gwałceniu właściwego językowi przyporządkowania znaczeń. Gdyby tylko znaleziona
została "instantia contraria", zdanie zostałoby odrzucone bez wahania. Dzisiaj
jednak żaden fizyk - o ile mogę sądzić - nie odrzuciłby tego zdania i o każdym
człowieku nie uznającym tego zdania powie się, że przez wyraz "siła" nie rozumie
tego, co język fizyki rozumieć nakazuje.
Opisany przypadek świadczy o tym, że język, choć nie zmienił swego
brzmienia, zmienił się jednak co do właściwego mu przyporządkowania znaczeń.
Zrazu odrzucenie przytoczonego zdania zawsze jeszcze było możliwe, nie ujrzano
by w tym odrzuceniu gwałcenia języka. Nie było więc aksjomatycznej dyrektywy
znaczeniowej, w myśl której należałoby to zdanie uznać. W drugim stadium języka
sytuacja pod tym względem zupełnie się zmieniła. Znaczenie wyrazów użytych
w tym zdaniu jest teraz tego rodzaju, że domaga się bezwzględnie uznania tego
zdania. Używając naszej terminologii, możemy tę zmianę języka opisać mówiąc,
że w późniejszym stadium języka zaczyna obowiązywać aksjomatyczna dyrektywa
znaczeniowa, do której zakresu to zdanie należy, a która w języku wcześniejszego
stadium nie obowiązywała. Można by na wielu przykładach śledzić ten proces,
polegający na tym, że podnosi się do poziomu aksjomatów zdania, które zrazu
uchodziły za indukcyjne uogólnienia. Proces ten świadczy jednak o tym, że
nastąpiła zmiana właściwego językowi przyporządkowania znaczeń, a więc i zmiana
języka. Może byłoby dobrze nazywać zasadami takie zdania, które we wcześniejszym

stadium zostały przyjęte tylko jako indukcyjne uogólnienia z gotowością


uchylenia się w danym razie od ich uznania i później przez zmianę języka zostały

tezami aksjomatycznie przyjętymi, a termin "hipoteza" rezerwować dla


indukcyjnych uogólnień, których odrzucenie nie jest zakazane przez dyrektywy
znaczeniowe języka (tzn. których odrzucenie nie jest gwałceniem znaczenia)<2>.
Sądzę, że wiele twierdzeń geometrii euklidesowej (pojmowanej jako gałąź
fizyki, a nie jako dyscyplina matematyczna), które dziś uchodzą za oczywiste,
było kiedyś także tylko bardzo prawdopodobnymi przypuszczeniami indukcyjnymi, że

jednak później dokonała się zmiana języka, polegająca na powstaniu nowych


aksjomatycznych dyrektyw znaczeniowych, domagających się gotowości do
bezwarunkowego uznania tych twierdzeń geometrycznych i czyniących je
aksjomatami.
Pomiędzy zdaniami, uznanymi na gruncie określonego języka, może dojść
do sprzeczności. Jeśli sprzeczność zaistnieje pomiędzy zdaniem, którego uznania
domaga się dyrektywa znaczeniowa (a więc którego odrzucenia ta reguła zakazuje),
a zdaniem, które zostało uznane, choć żadna dyrektywa znaczeniowa tego nie
żądała, można sprzeczność łatwo usunąć nie opuszczając gruntu owego języka.
Wystarczy bowiem zaniechać uznania zdania nie podyktowanego przez dyrektywy
znaczeniowe. Z tym przypadkiem mamy do czynienia, ilekroć indukcyjna hipoteza
jeszcze nie podniesiona do godności zasady znajdzie się w sprzeczności ze
zdaniami uzyskanymi według empirycznych i dedukcyjnych dyrektyw znaczeniowych.
Ażeby usunąć sprzeczność, rezygnujemy po prostu z hipotezy. Inaczej jest, gdy
dochodzi do konfliktu pomiędzy dwoma zdaniami, które oba są podyktowane przez
dyrektywy znaczeniowe. Wtedy nie można pozbyć się konfliktu inaczej, jak tylko w

ten sposób, że opuszcza się teren języka, którego dyrektywy znaczeniowe domagają

się uznania dwóch sprzecznych zdań.


Z takim przypadkiem możemy mieć do czynienia, gdy zdanie przyjęte jako
zasada i zdanie podyktowane przez empiryczne dyrektywy znaczeniowe oraz dane
doświadczenia prowadzą na dedukcyjnej drodze do sprzeczności. Chcąc uwolnić się
od tej sprzeczności trzeba opuścić język, na gruncie którego konflikt powstał, i

przejść do innego języka. Przejście to nie może jednak doprowadzić nas do języka
Strona 3
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata

dającego się przełożyć na pierwotny język, gdyż jeśli dyrektywy znaczeniowe


pierwotnego języka łącznie z danymi doświadczenia dały sprzeczność, to także
dyrektywy znaczeniowe każdego języka dającego się przełożyć na tamten muszą na
podstawie tych samych danych doświadczenia prowadzić do sprzeczności, która, co
najwyżej, może się ujawnić w inaczej brzmiących zdaniach. Jeśli chcemy uniknąć
takiej sprzeczności, narzuconej nam przez dyrektywy znaczeniowe języka i np.
dane wrażeniowe, musimy uciec się do języka nie dającego się przełożyć na
pierwszy język, czyli musimy opuścić aparaturę pojęciową właściwą dla pierwszego

języka i uciec się do innej aparatury pojęciowej. Przy tym może być zachowane
brzmienie językowe jednego ze sprzecznych w pierwszym języku zdań, a nawet oba
zdania co do brzmienia mogą się znaleźć jako uznane w nowym języku. Oba jednak
tracą znaczenia, jakie miały w pierwszym języku. Ponieważ znaczenie zdania
nazwaliśmy sądem, więc przy przejściu od jednej aparatury pojęciowej do drugiej
nie zachowujemy ani empirycznego sądu, ani też sądu wyrażonego w zdaniu-zasadzie

pierwszego języka<3>.

§ 3. Skrajny konwencjonalizm

Dochodzimy tym samym do głównej tezy tej rozprawy. Dane doświadczenia


nie narzucają nam w sposób absolutny żadnego artykułowanego sądu. Owszem,
dane doświadczenia zmuszają nas do uznania pewnych sądów, gdy stajemy na gruncie

danej aparatury pojęciowej, jeśli jednak zmienimy tę aparaturę pojęciową, możemy

mimo obecności tych samych danych doświadczenia powstrzymać się od uznania tych
sądów.
To sformułowanie naszej tezy było obrazowe i zapewne nie zadowoli kogoś
domagającego się pedantycznie ścisłych sformułowań. Kto nie jest w dostatecznym

stopniu pedantem, niech pominie tekst złożony petitem (w niniejszej wersji tekst

w nawiasie kwadratowym M.C).

[Można by zasadnie pytać: co to znaczy, gdy mówimy, że "doświadczenie nie


zmusza nas do wydania pewnego sądu"? Co tu rozumiemy pod "przymusem"? Jeż1i ma
to być przymus przyczynowy, to wypowiedziane wyżej twierdzenie w swej części
negatywnej wydaje się po prostu trywialne. Natomiast w części pozytywnej, w
której mówimy, że doświadczenie zmusza nas do uznania sądów, gdy stajemy na
gruncie jakiejś aparatury pojęciowej, wydaje się fałszywe. Jest bowiem jasną
rzeczą, że przy przeżywaniu danej doświadczenia, choćby nawet bardzo mocno
narzucającej się naszej uwadze (np. przy rwaniu zęba), nie jesteśmy zmuszeni do
wydawania sądów artykułowanych, tzn. sądów wyrażalnych adekwatnie w słowach, i
to nawet wtedy nie jesteśmy do tego zmuszeni, gdy jesteśmy nastawieni na daną
aparaturę pojęciową.
Takie pojmowanie naszej tezy stanowczo odrzucamy. Jeśliśmy mówili w niej
obrazowo o przymusie, nie mieliśmy na myśli jakiegoś przymusu przyczynowego. Ten

sposób mówienia o przymusie wybraliśmy tylko dlatego, żeby zbyt ciężki styl
rozprawy stał się strawniejszy. Mówiąc o przymusie myśleliśmy o związku
hipotetycznym.
Skomentujmy to, co mamy na myśli, w sposób niezupełnie jeszcze
pedantyczny, jednak już nieco ściślej: gdy mówimy: "dane doświadczenia E
zmuszają nas, jeśli staniemy na gruncie aparatury pojęciowej B, do uznania sądu
U", to ma to taki sens: "w aparaturze pojęciowej B można spotkać takie pytanie
rozstrzygnięcia (tzn. pytanie "czy tak, czy nie"), że odpowiedź na nie w
obecności danych doświadczenia E może polegać tylko na dodatniej asercji sądu U,
gdyż inaczej nie byłaby odpowiedzią na to pytanie".
Zwrot "dane wrażeniowe E zmuszają nas bezwzględnie (a więc bez względu na
aparaturę pojęciową) do uznania sądu U" znaczy natomiast: "w każdej aparaturze
pojęciowej istnieje takie pytanie rozstrzygnięcia, na które w obecności danych
doświadczenia E można odpowiedzieć tylko przez dodatnią asercję sądu U".
To sformułowanie można jeszcze uprościć zważywszy, że pytanie
rozstrzygnięcia to tyle, co pytanie, które dopuszcza tylko dwie odpowiedzi, z
których jedna polega na dodatniej, druga na ujemnej asercji jednego i tego
samego sądu ( zamiast "pytanie rozstrzygnięcia" mówimy dlatego też często:
Strona 4
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
"pytanie stawiające sąd jako problem"). Takim pytaniem rozstrzygnięcia
jest np. pytanie wyrażone w zdaniu pytajnym: "czy Europa jest kontynentem?". Gdy

mówiliśmy, że istnieje pytanie rozstrzygnięcia w aparaturze pojęciowej, znaczyło

to, że sąd, do którego to pytanie się odnosi, istnieje w tej aparaturze


pojęciowej. Rozwiązuje się zatem jakiś problem rozstrzygnięcia zawsze i tylko
wtedy, gdy wydaje się jakiś sąd z dodatnią lub z ujemną asercją. W myśl
powyższego możemy poprzednie wyjaśnienia w następujący sposób uprościć: "dane
doświadczenia E zmuszają kogoś stojącego na gruncie aparatury pojęciowej B do
wydania sądu U z dodatnią asercją" znaczy: " w aparaturze pojęciowej B istnieje
taki sąd X, że jeśli ktoś w obecności danych E wydaje sąd X z dodatnią albo
ujemną asercją, wydaje tym samym sąd U z dodatnią asercją". Jeśli pominiemy w
naszym sformułowaniu, operującym pojęciem przymusu, relatywizację do aparatury
pojęciowej, jeśli więc powiemy: "dane doświadczenia E zmuszają nas (niezależnie
od aparatury pojęciowej) do wydania sądu U z dodatnią asercją", będzie to
znaczyło: "w każdej aparaturze pojęciowej istnieje taki sąd x, że jeśli ktoś w
obecności danych E wydaje sąd x z dodatnią albo ujemną asercją, wydaje tym samym

sąd U z dodatnią asercją".


Skrajny konwencjonalizm przyznaje, że dane doświadczenia ,,zmuszają" do
wydawania pewnych sądów, jednakże tylko relatywnie do pewnej aparatury
pojęciowej. Przeczy jednak temu, że dane doświadczenia zmuszają nas do
jakiegokolwiek sądu niezależnie od aparatury pojęciowej, na której gruncie
stoimy. Znaczenie obu twierdzeń po powyższych wywodach jest teraz jasne.
Po tych wyjaśnieniach wydaje się jednak, że pozytywna teza skrajnego
konwencjonalizmu wymaga jeszcze dowodu. Twierdzi się w niej: dla pewnych danych
doświadczenia E istnieje taki sąd U i taka aparatura pojęciowa B, że w tej
aparaturze pojęciowej znajduje się tego rodzaju sąd X, że o ile ktoś w obecności

danych E wydaje sąd X z dodatnią albo ujemną asercją, tym samym wydaje sąd U z
dodatnią asercją. Przyjmijmy, że istnieje aparatura pojęciowa B właściwa dla
takiego języka S, dla którego obowiązuje empiryczna dyrektywa znaczeniowa, w
myśl której ten tylko nie gwałci właściwego S przyporządkowania znaczeń, kto
jest gotów uznać zdanie Z w obecności danych wrażeniowych E (a więc co najmniej
nie odrzuca zdania Z w ich obecności). Niech U będzie znaczeniem zdania Z w
języku S. Założywszy to twierdzimy dalej, że dane doświadczenia E zmuszają
każdego stojącego na gruncie aparatury pojęciowej B do uznania sądu U. Znaczy
to, że w B istnieje taki sąd X, iż dodatnia albo ujemna asercja X w obecności E,

to tyle, co dodatnia asercja U. Mianowicie: samo U jest takim sądem X. Po


pierwsze bowiem, U należy do aparatury pojęciowej B. Trzeba jednak pokazać, że
po drugie, jeśli ktoś wydaje w obecności E sąd U z dodatnią albo ujemną asercją,

to wydaje sąd U z dodatnią asercją. Sąd wydany w obecności E z ujemną asercją


nie mógłby bowiem być asercją U tzn. nie mógłby mieć U jako treści. Gdyby ktoś
wydał ujemny sąd o treści U, musiałby to uczynić w ten sposób, że odrzuciłby
zdanie W, którego znaczenie w języku S' byłoby utworzone przez U (mamy tu na
myśli tylko werbalne procesy sądzenia) bez gwałcenia właściwego S'
przyporządkowania znaczeń. Jeśli jednak zdanie W ma w języku S' znaczenie U, to
jest ono przekładem Z z języka S na język S'. Założyliśmy, że kto odrzuca
zdanie Z w obecności E, gwałci tym samym nadane znaczenia w S. Nie można więc
ani odrzucić zdania Z w obecności E, ani też odrzucić przekładu Z z języka S na
język S' bez gwałcenia przez to właściwego językowi S, czy też S',
przyporządkowania znaczeń. Z tego wniosek, że w obecności E nie można wydać sądu

negatywnego 0 treści U Jeśli więc ktoś wydaje w obecności E sąd U


z dodatnią albo ujemną asercją, może to uczynić tylko z dodatnią asercją.
Tym samym wykazaliśmy, że przy danych założeniach istnieje w aparaturze
pojęciowej B taki sąd X, iż jeśli ktoś wydaje ten sąd z dodatnią albo ujemną
asercją, wydaje sąd U z dodatnią asercją. Pokazaliśmy bowiem, że U samo jest
takim X.
Można więc uważać za udowodnione, że istnieją sądy, do uznania których
zmuszają pewne dane doświadczenia każdego, kto stoi na gruncie pewnej aparatury
pojęciowej. Trzeba się tylko zgodzić na uczynione w toku dowodu założenia, że
istnieje język obejmujący jakąś empiryczną dyrektywę znaczeniową. To uważamy
jednak za pewne (przynajmniej dla prostych empirycznych dyrektyw znaczeniowych).
Przechodzimy teraz do drugiej tezy, przeczącej temu, że pewne
doświadczenia zmuszają w sposób absolutny do uznania pewnych sądów. Twierdzimy
Strona 5
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
więc, że nie istnieje taki sąd U i taka dana doświadczenia E, aby w każdej
aparaturze pojęciowej istniał taki sąd X, że jeśli ktoś wydaje sąd X z dodatnią
albo ujemną asercją w obecności E, wydaje tym samym sąd U z dodatnią asercją.
Przyjmijmy, że istnieje taki sąd X w aparaturze pojęciowej B; wtedy taki
sąd nie może już się znaleźć w innej aparaturze pojęciowej B'. Gdyby bowiem w B
istniało takie X, a w B' takie X', że dodatnia albo ujemna asercja X w obecności

E równałaby się dodatniej asercji U, i że także dodatnia albo ujemna asercja X'
równałaby się dodatniej asercji U, to asercja X musiałaby się równać asercji X'.

Więc proces sądzenia o treści X musiałby wychodzić na to samo, co proces


sądzenia 0 treści X'. Jeśli jednak dwa procesy sądzenia są takie same, to ich
treść jest identyczna. X musiałoby być identyczne z X'. X należy jednak do
aparatury pojęciowej B, X' zaś do aparatury pojęciowej B', różniącej się według
założenia od B. Dwie różne aparatury pojęciowe jako klasy wszystkich znaczeń
dwóch spójnych i zamkniętych, a więc nieprzekładalnych, języków nie mają
jednak wspólnych elementów. Więc X musi być różne od X'. Jeśli więc dodatnia
asercja U polega na rozstrzygnięciu - w obecności E - pytania: "czy X?", to nie
może ona polegać na rozstrzygnięciu - w obecności E - pytania "czy X?", jeśli X
należy do innej aparatury pojęciowej niż X'. Tym samym udowodniona byłaby także
negatywna teza skrajnego konwencjonalizmu, przy założeniu, że istnieją dwie
różne aparatury pojęciowe. Można to z łatwością wykazać przez wskazanie
na aparatury pojęciowe systemu ściśle dedukcyjnego i języka wyposażonego w
empiryczne dyrektywy znaczeniowe. Te aparatury pojęciowe nie mogą być
identyczne, gdyż jedna z nich nie zawiera żadnych "empirycznych znaczeń",
natomiast druga zawiera takie znaczenia. Sądzę, że nie sprawiałoby trudności
pokazanie, że istnieją dwie "empiryczne", a jednak różne aparatury pojęciowe.
Moim zdaniem, np. aparatury pojęciowe klasycznej fizyki i relatywistycznej
fizyki są różnymi aparaturami pojęciowymi. Żeby to uzasadnić, trzeba by jednak
napisać odrębną rozprawę.

Zanim pójdziemy dalej w naszych rozważaniach, chcielibyśmy jeszcze usunąć


ewentualne nieporozumienie. Mógłby ktoś pojąć nasze twierdzenie w ten sposób,
jakobyśmy sądzili, że gdy przechodzimy od jednego języka do drugiego,
nieprzekładalnego nań, a więc od jednej aparatury pojęciowej do innej, osiągamy
w wyniku tego fakt, że pewne zdanie jest prawdziwe w jednym języku, a
równoznaczne z nim zdanie drugiego języka jest fałszywe, innymi słowy, w jakiś
czarodziejski sposób można spowodować, by np. zdanie "ten papier jest biały"
było prawdziwe w jednym języku, natomiast zdanie będące jego przekładem na inny
język było fałszywe. Byłoby to całkowitym nieporozumieniem. Nie mówiliśmy
dotychczas o prawdzie i fałszu. Nie twierdziliśmy też, że moglibyśmy, będąc
zmuszeni przyjąć zdanie Z na podstawie danych doświadczenia i stojąc na gruncie
języka S, zyskać przez odpowiedni wybór innego języka S' uprawnienie do
odrzucenia przekładu zdania Z z języka S na S' wbrew tym samym danym
doświadczenia. Takiego poglądu nie żywimy. Twierdzimy jedynie, że przez zmianę
języka można osiągnąć to, że chociaż byliśmy zmuszeni, stojąc na gruncie pewnego

języka, uznać pewne zdanie w obecności pewnych danych doświadczenia, nie


znajdziemy już w zmienionym języku zdania o tym samym znaczeniu, i dlatego też
nie pogwałcimy przyporządkowania znaczeń właściwego temu zmienionemu językowi,
powstrzymując się od uznania owego zdania i jego przekładów.
Nie należy jednak sądzić, że to przejście do innego języka, uwalniające
nas od przymusu uznania jakiegoś zdania, polega na tym, że nowy język jest na to

zbyt ubogi w słowa, aby móc ubrać w szatę słowną sąd, który był znaczeniem
zdania podyktowanego nam przez dane doświadczenia na podstawie dyrektyw
znaczeniowych pierwotnego języka. Tak właśnie byłoby, gdyby to przejście od
jednego języka do drugiego polegało na otwarciu pierwszego języka. Po otwarciu
pierwszego języka zabrakłoby nam może tylko słów, by wyrazić sąd, który
poprzednio uznaliśmy. To przejście od jednego języka do drugiego, które my mamy
na myśli, nie polega jednak na otwarciu pierwotnego języka. Mamy na myśli
przejście od jednego języka do innego, w zasadzie nieprzekładalnego na pierwszy,

a otwarcie języka prowadzi nas zawsze do języka w zasadzie przekładalnego <4>.


To przejście nie polega po prostu na zmianie słów albo na zubożeniu aparatury
pojęciowej. Polega ono na wybraniu nowej aparatury pojęciowej, która w żadnym
punkcie nie pokrywa się z dawną aparaturą pojęciową. 0 tym szczególe będziemy w
dalszym ciągu jeszcze mówić.

Strona 6
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata

§ 4. Zwykły konwencjonalizm

Rozważymy teraz zastrzeżenia, które można podnieść przeciwko naszym


twierdzeniom. Jedno z tych zastrzeżeń, być może, oprze się na rozróżnieniu
takich zdań, które zdają sprawę z faktów, i takich, które są tylko interpretacją

faktów. Nazwijmy pierwsze zdaniami sprawozdawczymi, drugie - interpretacyjnymi.


Rozróżnienie to spotykamy u przedstawicieli zwykłego konwencjonalizmu, którzy
twierdzą, że skoro przyjęte zdanie, np. hipoteza, popadnie w sprzeczność z jakąś

interpretacją, można przy nie zmienionych danych doświadczenia utrzymać


owo zdanie, a zrezygnować z interpretacji. Jeśli jednak zjawi się sprzeczność
pomiędzy jakimś zdaniem a pewnym zdaniem sprawozdawczym, to już nie można
ratować pierwszego kosztem zdania sprawozdawczego.
Przyjrzyjmy się dokładniej, co rozumieją konwencjonaliści przez zdanie
sprawozdawcze i co przez interpretację. Rozpatrzmy w tym celu przykład. Zdanie
mówiące: "pręt A ma tę samą długość co pręt B" jest zdaniem sprawozdawczym, gdy
jest uznawane w sytuacji, w której uznający widzi koincydencję obu prętów, tzn.
ich pokrywanie się w bezpośrednim zetknięciu. Zdanie "pręt C ma tę samą długość
co pręt D" nie byłoby jednak zdaniem sprawozdawczym, gdyby uznający to zdanie
nie widział obu prętów w bezpośrednim kontakcie. Uznanie takiego zdania byłoby
interpretacją. Według konwencjonalistów bowiem zachodzi niemożliwość, i to
zasadnicza niemożliwość, rozstrzygnięcia tego zdania bez przyjęcia konwencji
dotyczącej porównywania oddalonych prętów. Natomiast dla rozstrzygnięcia o
równości dwóch prętów, gdy zachodzi koincydencja, nie potrzeba konwencji, można
tego rozstrzygnięcia dokonać także bez jakiejkolwiek konwencji.
Różnica pomiędzy zdaniem sprawozdawczym a interpretacją polega na tym,
że dla rozstrzygnięcia zdania sprawozdawczego wystarczą pewne pierwotne
kryteria, podczas gdy dla rozstrzygnięcia zdania interpretacyjnego te pierwotne
kryteria nie wy . starczają, potrzeba jeszcze dalszych kryteriów, których wybór
od nas zależy. Z tego powodu ma być możliwe, zależnie od wyboru dodatkowych
kryteriów, rozstrzygnięcie zdań interpretacyjnych w różny sposób, co ma być
niemożliwe w stosunku do zdań sprawozdawczych.
Spróbujmy jasno uchwycić tę różnicę między zdaniami sprawozdawczymi a
interpretacyjnymi. Charakteryzuje się ją przez w który dochodzi się do
rozstrzygnięcia tych zdań. Jedne i drugie są zdaniami empirycznymi, tzn. i
takimi, do których rozstrzygnięcia potrzeba danych doświadczenia. Różnica
polega na tym, że kryteria wystarczające do uznania zdania sprawozdawczego na
podstawie pewnych danych doświadczenia nie wystarczają jeszcze do
rozstrzygnięcia (tj. uznania lub odrzucenia) zdania interpretacyjnego,
jakimikolwiek byśmy nie dysponowali danymi doświadczenia. Dlatego do
rozstrzygnięcia zdań interpretacyjnych na drodze empirycznej trzeba dołączyć
nowe kryteria.
Cóż to za kryteria, o których tu mowa? Sądzę, że wolno mi powiedzieć,
iż chodzi tu o empiryczne dyrektywy znaczeniowe. Owo kryterium, wystarczające
dla wyżej wymienionego zdania sprawozdawczego, to nic innego jak empiryczna
dyrektywa znaczeniowa, która stwierdza, że ten, kto na widok, zwany widokiem
dwóch będących w koincydencji prętów A i B, nie byłby gotów uznać zdania "pręt A

ma tę samą długość co pręt B", nie używa tych wyrażeń w znaczeniu, które im
przyporządkowuje język. Lecz - jaki język? Sądzę, że chodzi tu o jeden ze
zwykłych polskich języków potocznych. Te dyrektywy znaczeniowe, zdaniem
konwencjonalistów, nie miałyby jeszcze wystarczyć do zajęcia stanowiska wobec
zdania, zwanego interpretacyjnym, jakimikolwiek nie dysponowalibyśmy danymi
doświadczenia.
Jak się zdaje, na podstawie powyższego możemy w następujący sposób
zdefiniować zdanie sprawozdawcze i interpretacyjne: pewne zdanie jest zdaniem
sprawozdawczym, jeśli empiryczne dyrektywy znaczeniowe jednego ze zwykłych
Języków potocznych przy pewnych danych doświadczenia wystarczają do
rozstrzygnięcia tego zdania. Natomiast pewne zdanie jest zdaniem
interpretacyjnym, jeśli przy żadnych danych doświadczenia wszystkie dyrektywy
znaczeniowe jednego ze zwykłych języków potocznych nie wystarczają do
rozstrzygnięcia tego zdania, jednakże dzięki dołączeniu pewnych nowych dyrektyw
znaczeniowych do dyrektyw znaczeniowych jednego z języków potocznych znajdą się
i dane doświadczenia, na podstawie których wzbogacone w ten sposób dyrektywy
znaczeniowe, bezpośrednio lub pośrednio (tzn. w jednym kroku lub kilku krokach),
prowadzą do rozstrzygnięcia tego zdania. Te dyrektywy znaczeniowe, które trzeba
dołączyć, nazywa się wtedy konwencjami, definicjami przyporządkowującymi itd.
Strona 7
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
("definicja przyporządkowująca", to konwencja będąca empiryczną dyrektywą
znaczeniową. Konwencje mogą jednak też być dedukcyjnymi albo aksjomatycznymi
dyrektywami znaczeniowymi).
Zobaczmy teraz, czy w świetle przeprowadzonej wyżej analizy
konwencjonalistycznego rozróżnienia zdań sprawozdawczych i zdań
interpretacyjnych można przypisywać tym pierwszym wyższy walor. Jeśli trafne
jest nasze ujęcie zdań sprawozdawczych i interpretacyjnych, to jedyna różnica
pomiędzy nimi polega na tym, że dla empirycznego rozstrzygnięcia zdań
sprawozdawczych wystarczają dyrektywy znaczeniowe jednego ze zwykłych języków
potocznych, podczas gdy nie wystarczają one dla rozstrzygnięcia zdań
interpretacyjnych, które to zdania są jednak empirycznie rozstrzygalne na
podstawie dyrektyw znaczeniowych wzbogaconych przez konwencje. Wyższy walor
przypadałby w udziale zdaniom sprawozdawczym tylko wtedy, gdyby dyrektywy
znaczeniowe języków potocznych bardziej zasługiwały na to, żeby przy nich trwać,

niż dołączone konwencje. Jeśli się przyznaje, że mimo nie zmienionych danych
doświadczenia można się uwolnić od pewnych interpretacji zastępując jedną
konwencję przez inną, trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że równie dobrze
można uwolnić się od zdań sprawozdawczych przez zmianę dyrektyw znaczeniowych
języka potocznego.
Jedyna różnica pomiędzy zdaniami sprawozdawczymi a interpretacyjnymi
polega więc na tym, że pierwsze są rozstrzygane w językach, w których
wyrośliśmy, stworzonych bez naszego świadomego udziału, gdy drugie mogą być
rozstrzygnięte dopiero w takich językach, przy których budowie braliśmy
świadomie udział. Z tego to powodu dyrektywy znaczeniowe, pozwalające
rozstrzygać zdania sprawozdawcze, na pierwszy rzut oka wydają się nietykalne,
podczas gdy konwencje potrzebne do rozstrzygnięcia interpretacji, jako
wprowadzone aktem naszej woli, zdają się podlegać odwołaniu na mocy naszej
decyzji. Nasze stanowisko jest znacznie bardziej skrajne niż stanowisko
omówionego konwencjonalizmu. Nie widzimy żadnej istotnej różnicy pomiędzy
zdaniami sprawozdawczymi a interpretacjami. Sądzimy, że same dane doświadczenia
nie zmuszają nas do uznania ani jednych, ani drugich. Możemy wstrzymać się od
uznania zarówno samych zdań, jak i ich przekładów, jeśli zechcemy wybrać
aparaturę pojęciową, w której ich znaczenie nie występuje. Słusznie więc
nazywamy nasze stanowisko skrajnym konwencjonalizmem.

§ 5. Odrzucenie tendencji do uniwersalności

Rozważmy jeszcze inne zastrzeżenie, które można wysunąć w stosunku do


naszej głównej tezy. W tezie tej twierdziliśmy, że możemy uchylić się od
przymusu uznania wobec określonych danych doświadczenia pewnego zdania pewnego
języka przez przejście do innego języka, w którym tamto zdanie pierwszego języka

nie ma przekładu. Jak to już powyżej podkreślaliśmy, przejście to nie polega na


otwarciu pierwszego języka, to jest nowy język nie różni się od dawnego tylko
bogactwem zapasu wyrażeń, tak że po przejściu brakowałoby nam słów dla wyrażenia

sądu, który byliśmy zmuszeni uznać stojąc na gruncie pierwszego języka.


Stwierdziliśmy, że przy tym przejściu nie tylko ulega zmianie zapas wyrażeń;
nawet nie musi on się zmienić. Przejście to prowadzi nas do innego
obszaru znaczeniowego, w którym już nie występuje znaczenie zdania uznanego
w języku wyjściowym.
Powstaje jednak pytanie, czy przejście to nie udaje się tylko dzięki temu,

że uciekliśmy do zbyt ubogiego obszaru znaczeniowego? Czy ten sąd, który


przyjęliśmy na gruncie pierwszej aparatury pojęciowej, nie zjawiłby się ponownie

w nowym obszarze znaczeniowym, gdyby ten obszar odpowiednio rozszerzyć, i czy


wtedy dane doświadczenia nie zmusiłyby nas jednak znowu do przyjęcia tego sądu?
Innymi słowami, Czy nie zawdzięczamy naszego uwolnienia się od przymusu
doświadczenia tylko tej okoliczności, że przeszliśmy do zbyt ubogiego obszaru
znaczeniowego?
Klasę wszystkich znaczeń przyporządkowanych wyrażeniom danego języka
nazwijmy obszarem znaczeniowym tego języka. Załóżmy jeszcze, że język, na
gruncie którego zostaliśmy zmuszeni przez dane doświadczenia do uznania sądu U,
był językiem spójnym, lecz niekoniecznie zamkniętym. Przejście, które miało nas
uwolnić od przymusu uznania sądu U wobec danych doświadczenia, polega na
Strona 8
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
przejściu od obszaru znaczeniowego El, zawierającego sąd U i będącego częścią
aparatury pojęciowej Bl, do obszaru znaczeniowego E2, należącego do aparatury
pojęciowej B2, różnej od Bl. Przejście to scharakteryzowaliśmy przecież jako
takie, które prowadzi od jednego języka do innego, zasadniczo nieprzekładalnego
na tamten. Aparatura pojęciowa B2, różniąc się od aparatury pojęciowej B1, nie
zawiera więc sądu U, tym samym też U nie jest zawarte w E2. Jeśli więc chcemy E2

rozszerzyć do E'2 tak, żeby wtedy sąd U występował w E'2, to E'2 musi się
składać z dwóch obszarów znaczeniowych, należących do różnych aparatur
pojęciowych. To znaczy, że język S'2 którego wyrażenia są przyporządkowane
znaczeniom zawartym w obszarze znaczeniowym E'2, musiałby składać się z wyrażeń,

które można podzielić na dwie klasy tak, że wyrażenia jednej klasy należą do
języka zamkniętego i spójnego G1, wyrażenia drugiej - do zamkniętego i spójnego
języka G2, przy czym G1 i G2 są nieprzekładalne. Taki język musi jednak być
niespójny. Gdyby bowiem był językiem spójnym, to można by dołączyć do jednego z
języków G1 lub G2 obce mu znaczeniowo wyrażenia drugiego, występujące w S'2 nie
zmieniając go przez to w język niespójny i nie zmieniając przez to znaczenia
jego wyrażeń. Jest to jednak niemożliwe, jak udowodniliśmy w rozprawie "Język i
znacznie".
Z powyższego wypływa jasno, co następuje. Gdy celem uchylenia się od
przymusu uznania pewnego sądu przechodzimy od języka, w którym ten sąd dał się
wyrazić, do języka w zasadzie nieprzekładalnego, będziemy mogli ten nowy język
wzbogacić o wyrażenie tego sądu tylko wtedy, gdy będziemy uważali za
dopuszczalne, by język później przez nas użyty został językiem niespójnym.
Trzeba jednak zdać sobie jasno sprawę, co by to znaczyło.
W języku niespójnym nie byłoby np. możliwości ogólnego stosowania formuł
logiki. Stosowanie tych formuł odbywa się według dyrektywy podstawiania.
Dyrektywa ta pozwala np. na podstawie formuły "p zawiera się w p" uznać zdanie
postaci, "A zawiera się w A", przy czym A może być dowolnym zdaniem. Do zakresu
dyrektywy znaczeniowej podstawiania, odpowiadającej dyrektywie wnioskowania o
tej, nazwie, należałyby wszystkie takie pary zdań, które by zawierały na
pierwszym miejscu formułę "p zawiera się w p", a na drugim zdanie postaci
"A zawiera się w A", gdzie "A" jest dowolnym zdaniem. Jeśli w języku obowiązuje
taka dyrektywa, to wszystkie, zdania mogące występować na miejscu "A" są
bezpośrednio związane znaczeniowo z formułą "p zawiera się w p", pośrednio zaś
pomiędzy sobą. Taki język musiałby więc być spójnym, przynajmniej przy
założeniu, że każde jego wyrażenie występuje w jednym z jego zdań, a zajmujemy
się tu tylko takimi językami. Język niespójny musiałby posiadać wiele logik,
całkowicie ze sobą nie związanych, przy czym każda obowiązywałaby w innym
obszarze zdań, o ile w ogóle miałyby istnieć formuły logiczne dla każdego
obszaru zdań <5>. Obszar znaczeniowy odpowiadający niespójnemu językowi
składałby się z sądów, dających się podzielić na różne obszary, pomiędzy którymi

nie byłoby żadnych związków logicznych.


Nazwijmy taki język, w którym można wyrazić każdy sąd, językiem
uniwersalnym, odpowiadający mu obszar znaczeniowy - uniwersalnym obszarem
znaczeniowym. Z tego, co wyżej powiedziano, wynika, że taki język musiałby
być niespójny. Jego obszar znaczeniowy byłby luźnym zlepkiem aparatur
pojęciowych. Nie wierzymy, by rozwój nauki wykazywał tendencje do języka
uniwersalnego albo do uniwersalnego obszaru znaczeniowego. Rozwój nauki zdaje
się, przeciwnie, zmierzać do spójnego obrazu świata, który nie zgadza się z
tendencją do uniwersalności. Jeśli tak jest, to musimy przyznać, że nauka jak
gdyby ograniczała swoją swobodę spojrzenia i włączała w swój system tylko takie
sądy, które należą do jednej aparatury pojęciowej, a pomijała te, które należą
do innych aparatur pojęciowych. Jeśli zaś nauce jakaś aparatura pojęciowa nie
odpowiada, może ona zastąpić ją przez taką, która lepiej jej celom odpowiada,
nie dbając już o sądy należące do zaniechanej aparatury pojęciowej.
Mówiliśmy wyżej o tym, że sądy empiryczne są wyznaczone nie tylko przez
dane doświadczenia, lecz zależą także od wybranej aparatury pojęciowej.
Ograniczyliśmy się zrazu do sądów empirycznych. Jest jednak jasną rzeczą, że to,

co powiedziano, może się równie dobrze odnosić do sądów nieempirycznych.


Toteż logika, którą przyjmujemy w pewnym okresie, obowiązuje tylko dopóty,
dopóki stoimy na gruncie określonej aparatury pojęciowej. Wraz ze zmianą
aparatury pojęciowej także logika się zmienia. Jest to uogólnienie postawionej w

poprzednim paragrafie tezy skrajnego konwencjonalizmu <6>.

Strona 9
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata

§ 6. "Prawdziwość" różnych obrazów świata

Mówiliśmy powyżej o możliwości wyboru aparatury pojęciowej, w której chcemy


budować nasz obraz świata. Przyjmijmy, że dwaj ludzie - nazwijmy ich Janem i
Piotrem - posługują się dwoma językami spójnymi i zamkniętymi, które nie są na
siebie przekładalne. Każdy z nich rozwija obraz świata, lecz każdy inny. Nie ma
sądu przyjętego przez Jana, który by przyjął Piotr, i na odwrót, lecz Piotr nie
odrzuci żadnego sądu przyjętego przez Jana i na odwrót. Oba obrazy świata są
różne, lecz nie kolidują one ze sobą. Może się komuś narzucać pytanie: czy oba
obrazy świata są prawdziwe, czy też tylko jeden z nich zasługuje na nazwanie go
prawdziwym?. <7>
Nie będziemy tego pytania rozważać na własny rachunek, gdyż orzekanie
atrybutu "prawdziwy" wprowadza groźbę wielorakich antynomii (wystarczy pomyśleć
choćby o antynomii Eubulidesa). Zostawmy lepiej zbadanie tego komu innemu,
teoretykowi poznania, któremu damy imię E i o którym założymy, co następuje. E
mówi językiem spójnym Se, w którym występują wyrazy tego języka, w którym
napisana jest niniejsza rozprawa, i kieruje się używając tych słów tymi samymi
dyrektywami znaczeniowymi, co my, poza tym jednak dysponuje słowem "prawdziwy",
którego użycie m.in. jest określone przez następującą dyrektywę znaczeniową: ten

tylko nie gwałci właściwego językowi Se przyporządkowania znaczeń, kto na


podstawie uznania zdania Z języka Se jest gotów uznać zdanie "Z jest w Se
prawdziwe".
Sądzę, że teoretycy poznania, którzy wypowiadają atrybut "prawdziwy"
o zdaniach, rzeczywiście są gotowi podporządkować się tej dyrektywie
znaczeniowej, która od uznania zdania Z prowadzi do uznania zdania "Z jest w
moim języku prawdziwe". Jeśli ktoś z przekonaniem wypowiada zdanie "Wisła jest
rzeką", będzie też gotów wypowiedzieć z przekonaniem zdanie: "zdanie ťWisła jest

rzekąŤ jest w moim języku prawdziwe", a jeśli ktoś nie zachowuje się tak, będzie

można widzieć w tym niezawodną oznakę, że nie rozumie on wyrazu "prawdziwy" tak,

jak się go powszechnie rozumie. Dodatek "w moim języku" jest istotny, gdyż
"prawdziwy" wypowiada się tutaj o zdaniu (nie o sądzie), które może występować w

różnych językach, i jako zdanie jednego języka może być "prawdziwe", jako zdanie

innego - może nie być "prawdziwe". Nie trzeba sądzić, że teoretyk poznania
przyznający się do tej dyrektywy znaczeniowej wygłasza tym samym deklarację o
swej nieomylności. Taka deklaracja polegałaby na oświadczeniu: "jeśli uznaję
jakieś zdanie, to jest ono też prawdziwe". Przyznanie się do wymienionej
dyrektywy znaczeniowej różni się jednak od tego oświadczenia; brzmi ono
mianowicie: "jeśli uznaję zdanie, jestem też gotów powiedzieć o tym zdaniu, że
jest prawdziwe". Ta gotowość nazwania prawdziwym każdego wypowiedzianego z
przekonaniem zdania godzi się całkowicie ze skromnym powątpiewaniem, czy
wszystko, co wypowiadam z przekonaniem i wobec tego, nazywam prawdziwym, jest
też prawdziwe.
Podana wyżej dyrektywa znaczeniowa pozwoliłaby teoretykowi poznania E
tylko na wypowiedzi o prawdziwości zdań jego własnego języka. Wierzymy, że E
posiada jeszcze jedną dyrektywę znaczeniowy w stosunku do słowa "prawdziwy",
która umożliwia mu wypowiedzenie atrybutu "prawdziwy" także o zdaniach innych
niż jego własny języków. Ta dyrektywa znaczeniowa brzmi: nie chcąc gwałcić
nadanych wyrażeniom w języku Se znaczeń, należy na podstawie uznania przesłanki
"Z jest przekładem zdania Zx z języka Sx na język Se" i równoczesnego uznania
zdania Z - być gotowym do uznania zdania "Zx jest w języku Sx prawdziwe".
Postępując według tej dyrektywy znaczeniowej dochodzi się do nazwania prawdziwym

zdania : "the sun is larger than the earth", gdy wiadomo, że zdanie ťSłońce jest

większe od Ziemi" jest przekładem powyższego zdania z języka angielskiego na


polski i gdy wypowiada się to polskie zdanie z przekonaniem.
Wyposażony w te dyrektywy znaczeniowe może E przystąpić teraz do problemu
"prawdy" zdań swego języka i tych zdań innych języków, co do których
przypuszcza, że wie, na które zdania własnego języka należy je przełożyć.
Przyjmiemy jeszcze, że E ma możliwie bogate doświadczenie, a więc doznawał lub
dozna kiedyś wszystkich danych doświadczenia, które są komukolwiek dostępne.
Spowodujmy, żeby nasz E w swoim języku rozstrzygnął pytanie stawiające
Strona 10
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
jako problem zdanie podyktowane przez aksjomatyczną dyrektywę znaczeniową
języka Se. Rozstrzygnięcie to musi polegać na uznaniu tego zdania, gdyż inaczej
E nie mówiłby językiem Se. W chwili kiedy E przeżywa daną doświadczenia D,
której empiryczna dyrektywa znaczeniowa języka Se w znany sposób
przyporządkowuje zdanie Z, spowodujmy, by rozstrzygnął pytanie, stawiające
Z jako problem. Jeśli E dokonuje rozstrzygnięcia, musi ono polegać na uznaniu
Z, gdyż inaczej E nie mówiłby językiem Se. Następnie, stawiając E wobec kilku
zdań Z1 już przez niego uznanych, spowodujmy, by rozstrzygnął pytanie stawiające

jako problem zdanie Z2, gdy istnieje dyrektywa znaczeniowa języka Se, która w
znany sposób przyporządkowuje zdaniom Zl jako przesłankom zdanie Z2 jako
wniosek. Jeśli tak zrobimy, to E uzna także zdanie Z2, gdyż inaczej nie mówiłby
językiem Se. Widać z tego, że można w zasadzie skłonić E prędzej czy później
(jeśli tylko nie umrze przedtem), do uznania każdego poszczególnego zdania jego
języka, które należy do językowego obrazu świata obszaru znaczeniowego E.
Zostaje do tego zmuszony na gruncie swej własnej aparatury pojęciowej przez
odpowiednio dobrane sytuacje (w sensie jak w § 3 niniejszej rozprawy). Aby
wyjaśnić to postępowanie na przykładzie, pomyślmy, że skłonimy E do
rozstrzygnięcia pytania "czy każde A jest A", tzn. do uznania albo odrzucenia
zdania "każde A jest A", które to zdanie niech będzie aksjomatem w języku Se.
Nasz E - o którym zakładamy, że mówi językiem Se - musi to zdanie uznać, inaczej

bowiem gwałciłby właściwe Se przyporządkowanie znaczeń, nie mówiłby więc


językiem Se.
Skoro E uznał pewne zdanie należące do obrazu świata jego języka, stawiamy

go wobec pytania: "czy to zdanie jest prawdziwe w Se?" Jasną jest rzeczą, że E
musi odpowiedzieć twierdząco, jeśli nie chce gwałcić wymienionej dyrektywy
znaczeniowej, odnoszącej się do użycia słowa "prawdziwy", a więc jeśli mówi
językiem Se. Tak więc można kolejno doprowadzić E do tego, że nazwie
"prawdziwymi" wszystkie zdania, które stanowią obraz świata jego języka.
Do tego samego wyniku będzie można też dojść pytając E o prawdziwość tych
zdań, które stanowią obraz świata ujęty w innym niż Se, ale przekładalnym
na Se języku. Przetłumaczy on te zdania na swój własny język i kierując się
drugą z wyżej podanych dyrektyw znaczeniowych będzie musiał je uznać za
"prawdziwe".
Obie podane dyrektywy znaczeniowe nie dają mu jednak żadnego środka, który

by mu pozwolił rozstrzygnąć o "prawdzie" zdań nieprzekładalnych na jego własny


język. I gdyby miała istnieć dla niego możliwość, póki stoi na gruncie języka Se

czy też aparatury pojęciowej odpowiadającej temu językowi, wypowiadania o


zdaniach nieprzekładalnych na jego język atrybutu "prawdziwy" lub
"nieprawdziwy", musiałaby u niego dla słowa "prawdziwy" obowiązywać dyrektywa
znaczeniowa nie odnosząca się wcale do znaczenia tych zdań, gdyż to znaczenie
nie znajduje się w jego aparaturze pojęciowej. Musiałaby to być dyrektywa
znaczeniowa, która by pozwalała wypowiadać atrybut "prawdziwy" np. na podstawie
zewnętrznej formy tych zdań. Można wątpić, czy ktoś dysponuje taką dyrektywą
znaczeniową dotyczącą słowa "prawdziwy", a nie uwzględniającą znaczeniową bądź
co bądź prawdopodobnie każdy teoretyk poznania uznałby taką dyrektywę
znaczeniową za niezgodną z jego pojmowaniem słowa i "prawdziwy" <8>.
Możemy sobie jednak przedstawić innego teoretyka poznania, mówiącego
językiem nieprzekładalnym na język pierwszego teoretyka poznania. W języku tym
znowu istniałby wyraz "prawdziwy" (albo inny), do którego odnosiłyby się
dyrektywy znaczeniowe analogiczne do dyrektyw znaczeniowych odnoszących się do
wyrazu "prawdziwy" pierwszego teoretyka poznania. Ten drugi teoretyk, poznania
również przypisałby atrybut "prawdziwy" zdaniom tworzącym jego, obraz świata,
choć to drugie "prawdziwy" nie znaczyłoby to samo, co pierwsze.
Jeśli wolno nam wyrażać się swobodniej, wtedy morał ostatniego rozdziału
tak się da streścić: jeśli teoretyk poznania obce wydawać sądy artykułowane,
tzn. wyrażać swoje sądy w jakimś języku, to musi się posługiwać jakąś określoną
aparaturą pojęciową i podporządkować się dyrektywom znaczeniowym języka
odpowiadającego tej aparaturze pojęciowej. Nie może on mówić, nie mówiąc jakimś
językiem, nie można wydawać artykułowanych sądów, nie stojąc na gruncie jakiejś
aparatury pojęciowej. Jeśli podporządkuje się faktycznie dyrektywom znaczeniowym

pewnego języka i to podporządkowanie mu się uda, to będzie też musiał uznać


wszystkie zdania, do których wiodą dyrektywy znaczeniowe tego języka wespół z
danymi doświadczenia, i w dalszej konsekwencji także uznać je za "prawdziwe".
Strona 11
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
Może on zmienić aparaturę pojęciową i język. Jeśli to zrobi, będzie pojmował
inne sądy oraz uznawał inne zdania i będzie nazywał je "prawdziwymi", chociaż to

drugie "prawdziwy" nie znaczy tego samego, co pierwsze. Nie widzimy jednak dla
teoretyka poznania możliwości zajęcia stanowiska neutralnego, na którym mógłby
nie dawać pierwszeństwa żadnej aparaturze pojęciowej. Musi on tkwić w jakiejś
skórze, chociaż może zmieniać swą skórę jak kameleon.

§ 7. Tendencje ewolucyjne aparatur pojęciowych

Czy z powyższego trzeba wysnuć wniosek, że wszystkie aparatury pojęciowe


i wszystkie w nich utworzone obrazy świata są równie dobre? Pytanie to rozważymy

jeszcze na końcu tej rozprawy, licząc na wyrozumiałość czytelnika co do precyzji

wyrażenia i siły dowodowej naszych wywodów.


"Dobry" jest oznaczeniem - może z jednym wyjątkiem moralnego "dobry" -
względnym: dobry dla czegoś. Jeśli chcemy wyróżniać pomiędzy aparaturami
pojęciowymi złe, dobre i lepsze, to narzuca się pytanie: dla czego? Dla
biologicznego dobrobytu rodzaju ludzkiego, albo może dla zaspokojenia pragnienia
wiedzy, albo jeszcze czego innego. Jak się zdaje, w tym miejscu wkracza
pragmatyzm, dla którego nasze ostatnie wywody nie będą brzmiały obco <9>.
Najbardziej naturalne byłoby, jak się zdaje, zająć stanowisko
ewolucjonistyczne i postawić pytanie tak: która aparatura pojęciowa bliższa jest

celowi, ku któremu zmierza faktycznie rozwój nauki? Jeśli tu mówimy o celu, do


którego zmierza rozwój nauki, to nie chcemy rozumieć wyrazu "cel"
antropomorficznie jako coś, do czego ktoś świadomie zmierza. Przez cel nauki
rozumiemy idealne stadium końcowe, do którego zbliżają się stopniowo
poszczególne stadia nauki, podobnie jak wyrazy ciągu do jego granicy. Jakie jest

to stadium końcowe, można przypuszczalnie stwierdzić obserwując tendencje


objawiające się w toku rozwoju. Wymienimy tu pokrótce niektóre główne tendencje
tego rozwoju, które, jak się nam zdaje, potrafimy wykryć, i nazwiemy lepszą tę
aparaturę pojęciową, w której te tendencje w wyższym stopniu są zrealizowane.
Sądzę, że można odróżnić cztery takie tendencje. Jedna zdradza się tym, że
natychmiast opuszczamy język bądź aparaturę pojęciową, jeśli się okaże, że
zawiera sprzeczność. Można by to wykazać nie tylko w modyfikacjach teorii
naukowych, lecz także w rozwoju zwykłego "języka potocznego". Z tego punktu
widzenia można by nieźle rozwiązać trudności, które napotyka tradycyjna teoria
poznania w związku z zagadnieniem tzw. realności jakości zmysłowych.
Drugą tendencję nazwiemy tendencją do racjonalizacji. Polega ona na takim
wyborze aparatury pojęciowej, żeby jak najwięcej problemów dało się w niej
rozwiązać bez odwoływania się do danych doświadczenia. Przypadkiem szczególnym
tej tendencji zdaje się być tendencja do przekształcania hipotez w zasady.
Jako trzecią wymienimy tendencję do doskonalenia aparatury pojęciowej.
Tendencja ta przejawia się w przechodzeniu od języków, w których pewne problemy
są zasadniczo nierozstrzygalne, do języków, w których problemy takie stają się
coraz to rzadsze. Za przykład tej tendencji można by uważać wprowadzenie
konwencji albo definicji przyporządkowujących, na które zwrócili naszą uwagę
konwencjonaliści. Przez ich wprowadzenie można rozstrzygnąć pewne "zdania
interpretacyjne", które bez nich były nierozstrzygalne.
Czwartą tendencję nazwiemy tendencją do stopniowania empirycznej czułości
aparatury pojęciowej. Będziemy mówili, że przy przejściu od języka S1 do języka
S2 dochodzimy do empirycznie czulszej aparatury pojęciowej, jeśli po pierwsze,
dyrektywy znaczeniowe języka S2 wszystkim danym doświadczenia, na które
dyrektywy znaczeniowe języka S1 każą odpowiedzieć zdaniem, przyporządkowują
również zdanie jako odpowiedź na te dane, jeśli po drugie, ilekroć różnica
dwóch danych doświadczenia różnie zadziała w języku S1, tylekroć zadziała też
różnie w języku S2, i jeśli wreszcie po trzecie, albo istnieje dana
doświadczenia, dla której dyrektywy znaczeniowe języka S1 nie przewidują żadnej
reakcji (w postaci uznania zdania), podczas gdy dyrektywy znaczeniowe języka S2
taką reakcję przewidują, albo też istnieją dwie różne dane doświadczenia D1 i
D2, których różnica jest nieistotna dla języka S1, natomiast istotna dla języka
S2. Tendencja do stopniowania empirycznej czułości polega więc na tym, że dajemy

pierwszeństwo takim aparaturom pojęciowym, które ignorują jak najmniej danych


doświadczenia i które na różne dane doświadczenia reagują w możliwie różny
Strona 12
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
sposób. Nie wolno mylić tej tendencji z tendencją uniwersalistyczną, którą
poprzednio odrzuciliśmy.
W stosunku do tych czterech tendencji ewolucyjnych, które tu wymieniliśmy
bez bliższego uzasadnienia i bez szczególnej dbałości o ścisłość sformułowania,
raczej tytułem próby, nie rościmy w najmniejszym stopniu pretensji o zupełność
wyliczenia. Gdybyśmy więc chcieli różne aparatury pojęciowe uszeregować według
ich wartości, zaproponowalibyśmy uszeregowanie ich według stopnia, w którym
realizują się w nich owe tendencje, przy czym nie przypisywalibyśmy
poszczególnym tendencjom równej wagi.

§ 8. Zakończenie

Zakończymy naszą rozprawę charakterystyką zajętego w niej stanowiska.


Już poprzednio nazwaliśmy je skrajnym konwencjonalizmem. Różni się on od
zwykłego konwencjonalizmu nie tylko swą skrajnością, lecz także tym, że nie
twierdzi się tu - jak to jest np. u Poincarego - że przyjęte w wolnej decyzji
aksjomatycznie zasady, jak i interpretacje opierające się na konwencjach, nie są
ani prawdziwe, ani fałszywe, lecz wygodne (commodes). Jesteśmy - przeciwnie -
skłonni nazwać te zasady i interpretacje prawdziwymi, o ile występują w naszym
języku. Nasze stanowisko nie zakazuje nam też uznawania tego lub owego za fakt,
mimo że wskazywaliśmy na zależność sądów empirycznych od wybranej aparatury
pojęciowej, a nie tylko od surowego materiału doświadczenia. W tym punkcie
zbliżamy się do kopernikańskiego pomysłu Kanta, według którego poznanie
empiryczne zależy nie tylko od materiału empirycznego, lecz również od układu
kategorii, w którym ten materiał jest opracowywany. U Kanta ta aparatura
kategorii jest dosyć sztywno związana z naturą ludzką (przy czym jednak Kant nie

wyklucza, że może ona się u człowieka zmienić), według niniejszej rozprawy


natomiast, aparatura pojęciowa jest dosyć plastyczna. Człowiek stale ją zmienia,

bądź bez udziału woli i nieświadomie, bądź według swej woli i świadomie. Dopóki
jednak uprawia artykułowane poznanie musi tkwić w jakiejś aparaturze pojęciowej.

Pomiędzy pojmowaniem poznania przez Kanta a naszym poglądem istnieje jeszcze


jedna istotna różnica, którą tu zaznaczymy tylko obrazowo. U Kanta w skład
obrazu świata, który zarysowujemy w naszym poznaniu, wchodzą dane wrażeniowe,
ukształtowane przez czyste formy wyobrażania i kategorie. Dane wrażeniowe
tworzą, jak by można powiedzieć, farby, którymi maluje się obraz świata, ściśle
według szablonów form wyobrażania i kategorii. Obraz świata, który według
naszego poglądu jest wytworem działalności poznawczej, nie jest jednak kolorowym

obrazem, jeśli kolorami miałyby być dane wrażeniowe. Na ten obraz świata, który
my mamy na myśli, składają się jedynie znaczenia wyrażeń, te zaś nie obejmują
wcale danych wrażeniowych. Obraz ten jest skonstruowany jedynie z elementów
abstrakcyjnych. Rola danych wrażeniowych polega jedynie na tym, że one to,
po dokonanym już wyborze aparatury pojęciowej, określają, które z elementów
zawartych w tej aparaturze mają wejść do obrazu świata.
Myśl, że nauka nie dochodzi do swoich tez w wyniku prostej rejestracji
dyktatu doświadczenia, lecz że stwarza dopiero z surowego materiału
doświadczenia "fakty nauki" przez językowo-pojęciowe opracowanie, znajduje się
także u Le Roy'a <10>. Le Roy łączy ze stanowiskiem skrajnego konwencjonalizmu
intuicjionizm Bergsona, sądząc, że poza poznaniem naukowym, które ma do
czynienia tylko ze sztucznymi konstrukcjami, istnieje jeszcze poznanie
filozoficzne, które przy pomocy metody innej niż naukowa wychodzi poza ludzkie
konstrukcje i chwyta "rzeczywistą rzeczywistość".
Zakończymy naszą rozprawę jeszcze jedną uwagą, tym razem apologetyczną.
Można by być zdania, że to, co tu było traktowane pod nazwą "języka", jest czymś

całkiem nie z tego świata. Żąda się tu od tworu, który ma zasługiwać na miano
"języka", tak wiele, że nie znajdzie się w ogóle, z jedynym może wyjątkiem
języków systemów logistycznych, czegoś, co by można nazwać "językiem". Rozprawa
ta przecież wyraźnie odmawia tego miana tzw. "zwykłym językom" i to samo będzie
można na pewno powiedzieć o "językach" prawie wszystkich nauk. Wobec tego
rozważania tej rozprawy może są poprawne oraz interesujące jako gra pojęciowa,
nie będą jednak mogły znaleźć zastosowania w metodologii i teorii poznania,
które zajmują się rzeczywistym poznaniem naukowym, a nie idealnymi fikcjami.
Żeby odeprzeć ten zarzut, zauważymy, że prawie we wszystkich naukach znajdziemy
taką "tendencję idealizacyjną". Fizyka ustanawia swoje tezy np. dla gazów
doskonałych, chociaż wie, że żaden gaz nie jest doskonały; w mechanice nauka ta
Strona 13
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata
zajmuje się ruchami, które mają się odbywać w warunkach, jakie nigdy w
rzeczywistości nie są zrealizowane. Fizyka postępuje tak może dlatego, że tylko
w ten sposób poznanie może zbliżyć się do rzeczywistości. Najpierw ustanawia się

twierdzenia, które są ściśle słuszne tylko dla gazów doskonałych, natomiast dla
gazów rzeczywistych, z dość znacznym błędem przybliżenia. Dopiero później
zmienia się te prawa tak, żeby błąd przybliżenia zmniejszyć. Gdyby rozpoczęto z
miejsca od postulatu absolutnego dopasowania do rzeczywistości, postawiono by
sobie zbyt trudne zadanie. Wskazujemy na to dla obrony naszej rozprawy.
Zaczynamy niej od rozpatrywania przypadku idealnego, który tylko w przybliżeniu
zgadza się z poznawczą rzeczywistością. Może jest to pierwszy krok, po którym
nastąpią dalsze, zmniejszające błąd przybliżenia.

Tłumaczył Franciszek Zeidler

PRZYPISY:

<1>. Por. Kazimierz Ajdukiewicz "Język i poznanie" tom I, Państwowe


Wydawnictwa Naukowe, Warszawa 1985 niniejszy, str. 145-174.

<2> Sądzę, że o tej różnicy myśli Poincare, gdy mówi: "Quand une loi a
recue une confirmation suffisante de l'expórience ... on peut l'eriger en
principe, en adoptant des conventions telles, que la proposition soit toujours
vraie ... Le principe n'est plus soumis au controle de l'experience" ("Valeur de

la science". Paris, Flammarion, str. 235).

<3> Chciałbym tu omówić pokrótce subtelny zarzut, który można zrobić


naszym wywodom. Co należy rozumieć przez dwa zdania bezpośrednio sprzeczne? Na
to pytanie można odpowiedzieć, jak następuje: dwa zdania języka są bezpośrednio
sprzeczne wtedy i tylko wtedy, gdy jedno z nich jest złożone ze znaku
funkcyjnego, który jest przekładem logistycznego znaku "~", i z drugiego zdania,

występującego jako argument tego znaku funkcyjnego. Jeśli od dwóch zdań


przyjętych, nie będących bezpośrednio sprzecznymi, dochodzimy drogą dedukcyjnych

dyrektyw znaczeniowych do dwóch zdań bezpośrednio sprzecznych, to mówimy o


pierwszych dwóch zdaniach, że są pośrednio sprzeczne.
Przyjmując tę definicję, trzeba z konieczności tu przyznać, że zdania
bezpośrednio sprzeczne istnieją tylko w takich językach, w których znajdzie się
przekład logistycznego znaku "~". Mogą to być tylko takie języki, które same są
na siebie przekładalne, lub przynajmniej, które posiadają przekładalne
domknięcia. Jeśli więc w jakimś języku można utworzyć zdania sprzeczne, to już
nie można utworzyć zdań sprzecznych w języku nieprzekładalnym na pierwszy.
Możemy jednak ująć pojęcie dwóch zdań sprzecznych w ten sposób, że mogą
się znaleźć zdania sprzeczne w każdym z pewnych dwóch nieprzekładalnych na
siebie języków. Osiągamy to oświadczając: mówimy, że dwa zdania Z i Zl języka S
są bezpośrednio sprzeczne, jeśli dla tego języka istnieje dedukcyjna dyrektywa
znaczeniowa, w myśl której uznanie jednego zdania wymaga odrzucenia drugiego.
Przy tym ujęciu sprzeczności mogą się zjawić dwa sprzeczne zdania zarówno w
jednym, jak i w drugim z dwóch języków nieprzekładalnych. Zaproponowane powyżej
pojmowanie sprzeczności wymaga jednak, żeby istniały nie tylko dyrektywy
znaczeniowe domagające się gotowości do uznania, ale też takie, które domagają
się gotowości do odrzucenia zdań. To wiodłoby do modyfikacji tego, co powyżej
powiedziano o zakresie dyrektywy znaczeniowej i o macierzy języka.

<4> Mówimy, że dwa języki są w zasadzie przekładalne, gdy albo są


przekładalne, albo można je przez zamknięcie przekształcić w dwa języki
przekładalne.

<5> Podobny do opisanego obraz znajdujemy w języku "Principia Mathematica"

Whiteheada i Russella, gdzie na skutek podziału zdań na różne typy logiczne


znajdujemy "systematyczną wieloznaczność" symboli rachunku zdań i wielość
rachunków zdań.
<6> Tendencja uniwersalistyczna, o której wyżej była mowa, nie ma nic
wspólnego z tym, o czym pisze R. Carnap w rozprawie: "Die physikalishe Sprache
als Universalsprache der Wissnschaft", "Erkenntnis" II, zeszyty 5 i 6.
Strona 14
Ajdukiewicz Kazimierz - Obraz świata

<7> Językowym obrazem świata obszaru znaczeniowego (bądź aparatury


pojęciowej) będziemy tu nazywali klasę zdań wtedy i tylko wtedy, jeśli wchodzą
do niej wszystkie i tylko takie zdania, które: 1) należą do jednego i tego
samego języka, któremu jest ten obszar znaczeniowy przyporządkowany i 2) jako
zdania takiego języka są faktycznie dodatnio rozstrzygalne w odniesieniu, do
dowolnych przez jakiegoś człowieka przeżytych danych doświadczenia. (Zob. "Język

i znaczenie", przypis do § 6, str. 158). Pod obrazem świata języka S rozumiemy


ujęty w zdaniach języka S obraz świata obszaru znaczeniowego tego języka. Z tego

widać, że do obszaru znaczeniowego należy więcej językowych obrazów świata,


które jednak składają się z zdań na siebie przekładalnych. Klasa sądów
stanowiących znaczenie zdań jednego z językowych obrazów świata jest ta sama
dla wszystkich obrazów świata obszaru znaczeniowego, i nazwiemy ją po prostu -
obrazem świata obszaru znaczeniowego.

<8> Nie ma to znaczyć, że nie istnieje strukturalna własność zdań,


przysługująca tylko prawdziwym zdaniom. Jest tylko wątpliwe, czy w zwykłym
sposobie wyrażania się panuje odpowiednia dyrektywa znaczeniowa.

<9> Por. np. G. Simmel "Uber eine Beziehung der Selektionstheorie zur
Erkenntnistheode. Arch. f.syst. Phil., N. F., Bd. I, 1895, 5tr. 35 i nast.

<10> "Tout fait est le resultat d'une collaboration entre la Nature et


nous; tout fait est symboliuues d'un point de vue edopte pour regarder le reel"
(Le Roy "L'organisation scientifique. "Revue Metaphysique et de Morale",
Septembre 1899 - cytowane według przedruku w "Cahiers de la nouvelle journee",
No. 5: "Qu'est ce que la Science? ", Paris 1926, str. 148). Por. także Poincare
"La Valeur de la Science", Paris 1929, gdzie znajdujemy w rozdziale pt. "La
Science est-elle artificielle?, w związku z krytyką skrajnego konwencjonalizmu
Le Roy'a, następujące sformułowanie jego tezy "le savant cree le fait"
(str.221).

Strona 15

You might also like