You are on page 1of 3

Instytut Pamięci Narodowej

Co robiło się na mętowie

Tę historię opowiem nie od początku, ale od jej środka. Prawdopodobnie pod koniec 1943 roku mieszkaniec
podlubelskiej wsi Mętowo napisał - jak sam zatytułował - "List do władzy niemieckiej" rozpoczynający się od słów:
"Panowie wy nie wiecie co robi się na mętowie" (pisownia oryginalna). Był to po prostu donos na sąsiadów, którzy
pomagali Żydom. Jego anonimowy autor wymienił szczegółowo osoby, które ukrywały Żydów (wraz z opisem miejsca
schronienia), dawały bądź sprzedawały im żywność i broń, utrzymywały różne kontakty, czy wreszcie posiadały tajne
gazety. Język donosu sugeruje, że autor kierował się zwykłą zawiścią, w której nie ma ani poszanowania życia, ani
dobra innych.
Pisał (zachowałem oryginalną pisownię, gdyż w pewnym stopniu obrazuje ona osobowość autora listu): "stanisław
Grzesiak Tszyma wiciniskiego tego co mieszka na głószczyznie tego co chczecie go złapaci co zpszedał żydom
karabin. Jan lawędorski zprzedajo żydom żywność. U michała czernica piła żydowska banda w borze narodzenie całe
noc i Przebywa do Tych czas. (...) elrzbieta Kowalczykowa tszyma rzyda mętoskiego wpiewnicy wtej chałópie z pułnocy.
Proszę zrobici rewizie scisłu. Wchud do piewnicy jest koło pieca. Jan Dziachan zpszedał żydom karabin. były u niego
biły go i muwiły ty masz karabin a potem poszedł z nimi w pole i oddał jm w polu i on otszymuje tajne gazety. a
simuklasz zawodu Władysław Jelemiski zpszedaje żydom żywnosici. a jego teściowa chwaliła się u sumsiada rze
żydówka mętoszka pszyszła do niej i dawała jm 40 kila rombanki żeby ją tszymaci i tszymają do tych Pur. Teowil malec
simukluje rąbanką, mąko i kaszą i kiełbasą wywozi do lasu do band. Antoni Stachura te rzydy co były na mętoskich
polach to on ich wywiusł do chmieloskiego lasu dobrze mu Zapłaciły".
W poprawnej polszczyźnie brzmi to następująco: "Stanisław Grzesiak trzyma [w znaczeniu ukrywa] Wicińskiego,
mieszkającego w Głuszczyźnie, tego którego chcecie złapać, który sprzedał Żydom karabin. Jan Lawędorski sprzedaje
Żydom żywność. U Michała Czernica żydowska banda piła [spożywała alkohol] całą noc w Boże Narodzenie i tam
dotychczas przebywa. Elżbieta Kowalczykowa trzyma [ukrywa] Żyda z Mętowa w piwnicy w chałupie leżącej na północy
[wsi]. Proszę zróbcie ścisłą rewizję. Wejście do piwnicy jest koło pieca. Jan Dziachan sprzedał Żydom karabin. [Żydzi]
byli u niego, bili go i mówili: <<ty masz karabin>>, a potem [Jan Dziachan] poszedł z nimi w pole i tam im dał [karabin].
On otrzymuje [także] tajne gazety. Zajmujący się szmuglem wódki Władysław Jelemiski sprzedaje Żydom żywność. A
jego teściowa chwaliła się sąsiadowi, że Żydówka z Mętowa przyszła do niej i dała im 40 kilogramów rąbanki [w
zamian], żeby ją trzymali [ukrywali], i oni trzymają ją do tej pory. Teofil Malec szmugluje rąbanką, mąką, kaszą i
kiełbasą, wywozi [je] do lasu do band. Antoni Stachura - Żydów, którzy byli [w sensie ukrywali się] na mętowskich
polach, on wywiózł do chmielowskiego lasu, dobrze mu [za to] zapłacili".
Druga cześć listu jest donosem na chłopów wywożących drzewo z lasu. Na zakończenie autor podpisał się: "Ten list
pisała osoba ze wsi menkowa, gminy zemborzyce". Pismo przechowywane jest w Archiwum Państwowym w Lublinie i
jest to być może jedyny zachowany donos tego rodzaju z terenu Lubelszczyzny (jest pewne, że inne istniały - być może
spoczywają jeszcze nieodkryte w archiwach). Znajduje się w zespole archiwalnym Armii Krajowej, w aktach Inspektoratu
Lubelskiego, Obwodu Lublin-powiat. Oznacza to, że list ten został prawdopodobnie przejęty przez wywiad AK. Czy stało
się to zanim trafił do rąk niemieckich, czy może został wykradziony już z niemieckiego biurka? A przede wszystkim: czy
sprowadził na ludzi nieszczęście? Trudno powiedzieć. Istnieje jednak ślad, który może wskazywać pewną odpowiedź.
Rzecz dotyczy wydarzeń sprzed powstania donosu, których konsekwencje jednak zostały później uwidocznione w
"Liście do władzy niemieckiej".
W archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie znajdują się akta sprawy z początku lat 70. byłej Okręgowej
Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Lublinie dotyczącej "zamordowania zatrzymanych w dniu 6.XI.1943 r. w
Mętowie, pow. Lublin, Jana, Jadwigi i Wawrzyńca Jociów oraz 8 Żydów".
11 czerwca 1943 roku Jadwiga Joć udała się z córką Marią i synem Tadeuszem do lasu w Głuszczyźnie,
prawdopodobnie na grzyby. W tym samym czasie Niemcy zorganizowali obławę na ukrywających się w lesie Żydów.
Gdy rozpoczęła się strzelanina rodzina Jociów zaczęła uciekać. Matka jednak zginęła od kul karabinu maszynowego.
Dziewczynka pomimo postrzału w obie nogi oraz chłopiec przeżyli. W czasie obławy zginęło 20 Żydów, w tym kilka
kobiet. Po wyjeździe Niemców ciała zabitych, na polecenie sołtysa, pogrzebali mieszkańcy wsi Głuszczyzna, "w

Strony 1/3
Instytut Pamięci Narodowej

miejscach gdzie je znaleźli". Jedną z osób zmuszonych do grzebania Żydów był Jan Jerzy Wiciński. Jak wiemy takie
nazwisko figuruje w "Liście do władzy niemieckiej": "stanisław Grzesiak Tszyma wiciniskiego [podkreślenie A.P.] tego co
mieszka na głószczyznie tego co chczecie go złapaci co zpszedał żydom karabin". Czy była to ta sama osoba?
Wydarzenia opisane w aktach dają na to dość zaskakującą odpowiedź.
Jadwiga Joć została pochowana na cmentarzu w Czerniejowie. Mimo, że jej śmierć była przypadkowa (w owym dniu
jedynym jej celem były faktycznie grzyby), wśród mieszkańców istniał pogląd, że rodzina Jociów była zaangażowana w
pomoc Żydom. Wskazują na to także wydarzenia późniejsze.
6 listopada 1943 roku Niemcy, prawdopodobnie z oddziału SS, zjawili się we wsi Głuszczyzna, zatrzymali i siłą
przewieźli kilkunastu rolników do kamieniołomów w pobliżu niedalekiej wsi Czerniejów. Celem niemieckiej wyprawy byli
ukrywający się Żydzi. Wśród chłopów byli m.in. Wawrzyniec Joć (znany bardziej pod imieniem Stanisław), syn nieżyjącej
Jadwigi Joć oraz znany już nam Jan Jerzy Wiciński. Niemcy po okrążeniu kamieniołomów kazali
Stanisławowi-Wawrzyńcowi Jociowi i Janowi Jerzemu Wicińskiemu wejść do środka wyrobisk i wywołać Żydów. Jeden z
Niemców, który mówił po polsku zwrócił się do S.W. Jocia: "ty Joć wiesz, że tam są Żydzi, ty ich znasz i wiesz ilu ich
jest. Wejdź tam i powiedz im, aby wyszli. Nic im nie będzie, odwiezieni zostaną do obozu na Majdanku". Joć i Wiciński
weszli, ale Żydzi znajdujący się w jednym z dwóch korytarzy (było ich ośmiu - siedmiu mężczyzn, w tym nastoletni
chłopiec oraz kobieta) odmówili wyjścia na zewnątrz. Niemcy bijąc szpadlami i gumami zmusili chłopów do odkopywania
kamieniołomów. Kiedy dokopali się do wnętrza korytarza, okazało się, że Żydzi uciekli do drugiej odnogi. W pierwszej
pozostała kobieta z dzieckiem, których siłą wyciągnęli na górę przymuszeni do tego Joć i Wiciński. Z wyrobiska wydobyli
oni także broń: pięć karabinów ręcznych, jeden pistolet automatyczny oraz amunicję i zgromadzone zapasy. Niemcy
obawiając się, że przed nocą nie zdążą przekopać się do drugiego korytarza, zmusili Jocia do wrzucenia do otworu
prowadzącego w głąb korytarza dwóch odbezpieczonych granatów. Zginęło dwóch Żydów, dwóch zostało ciężko
rannych, następnego Joć na rozkaz Niemców, "nie widząc innego wyjścia" ogłuszył oskardem. Niemcy zauważyli brak
jednego Żyda. Znaleźli go za stosem kamieni i jeden z Niemców go zastrzelił.
Rozpoczęło się przesłuchanie pozostających jeszcze przy życiu Żydów. Jak relacjonował Jan Jerzy Wiciński: "Jeden z
Niemców (...) zwrócił się do jednego z Żydów z pytaniem czy mnie zna. Żyd odpowiedział, że nie zna mnie". Niemców
interesowało szczególnie skąd Żydzi mieli broń. "Następnie Niemiec zapytał go, czy kupił ode mnie karabin". Czy Jan
Jerzy Wiciński okazał się osobą "wiciniskiego" z późniejszego donosu? "Żyd odpowiedział, że kupił karabin za 3 tysiące
złotych, a także 20 sztuk amunicji, ale nie ode mnie, tylko od innego Jana Wicińskiego, także zamieszkałego w
Mętowie". Obecny przy całym wydarzeniu sołtys potwierdził, że w Mętowie jest dwóch Janów Wicińskich. Żydów
rozstrzelano, chłopi pochowali ich w kamieniołomach.
Niemcy udali się do domu drugiego Jana Wicińskiego. Nie zastali go jednak w domu. Uwolnili Jana Jerzego
Wicińskiego. Aresztowali jednak Wawrzyńca Stanisława Jocia (przesłuchiwany Żyd zeznał, że Joć "obiecał mu postarać
się o jakąś broń"), oraz jego ojca Jana (męża nieżyjącej Jadwigi). Obaj zostali rozstrzeleni jako zakładnicy w wiezieniu
na Zamku w Lublinie.
Jan Wiciński zaczął ukrywać się. "Od momentu aresztowania Jociów ukrywałem się, gdyż doszło do mojej wiadomości,
że Niemcy podejrzewali mnie o dostarczenie broni Żydom ukrywającym się w kamieniołomach na polach w
sąsiadującym z Głuszczyzną Czerniejowie" - zeznawał w 1974 roku Jan Wiciński. Jak już wiemy "osoba ze wsi
menkowa, gminy zemborzyce" napisała na niego i ukrywająca go osobę donos: "stanisław Grzesiak Tszyma
wiciniskiego tego co mieszka na głószczyznie tego co chczecie go złapaci co zpszedał żydom karabin. Jan Wiciński
przeżył, co oznacza, że przynajmniej w tym punkcie "List do władzy niemieckiej" nie przyniósł pożądanych przez jego
autora rezultatów. Można zatem sądzić, że został przechwycony przez AK zanim trafił do niemieckiego adresata. Na
marginesie trzeba wspomnieć, że Jan Wiciński zaprzeczył faktowi sprzedaży karabinu stwierdzając: "Osobiście nie
miałem żadnych kontaktów z ukrywającymi się w naszej okolicy Żydami. Nie wiem kim oni byli i skąd pochodzili".
Czy udało się przeżyć innym osobom denuncjowanym w "Liście do władzy niemieckiej", Żydom oraz ukrywającym ich
Polakom? Tego nie wiemy. W okolicach tych, na południe od Lublina ukrywało się wówczas wielu Żydów, duża część
ich zginęła. Wielu też Polaków udzielało im wsparcia. Niestety byli też i tacy, którzy negatywnie odnosili się do faktu
niesienia tej pomocy. Tylko niewielka część tych wydarzeń została udokumentowana. W opracowaniach i aktach
archiwalnych, do których dotarłem nazwisk występujących w donosie nie spotkałem.
W archiwum IPN w Lublinie znajdują się akta z końca lat 60. byłej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w

Strony 2/3
Instytut Pamięci Narodowej

Lublinie "w sprawie egzekucji 2 osób narodowości żydowskiej i 3 osób narodowości polskiej w Głusku i Majdanie
Mętowskim, pow. Lublin". Niemcy na terenie cmentarza żydowskiego w Głusku rozstrzelali Surę Grenc i jej pięcioletnią
córkę oraz zabili Polaków, którzy udzielali im schronienia w Majdanie Mętowskim ojca i syna Kurantów (imiona
nieznane) oraz Kursę (imię nieznane) - data wydarzenia nie jest znana. W Mętowie i Majdanie Mętowskim dochodziło
do innych zbrodnii: jesienią 1942 r. Niemcy podczas obławy zabili dziewięciu Żydów (ustalono imię kobiety Cywia, jej
syna Cyrulik oraz tożsamość mężczyzny Berek Szul), w lipcu 1943 r. - sześciu Żydów, 20 października 1943 r. - także
sześciu Żydów, a w 1944 r. kolejnych sześciu ze wsi Głusk (źródło: "Rejestr miejsc i faktów zbrodni popełnionych przez
okupanta Hitlerowskiego na ziemiach polskich w latach 1939-1945. Województwo lubelskie").
Do zabójstw dochodziło także w niedalekiej Żabiej Woli. Roberk Kuwałek w pracy "Żydowski ruch oporu na
Lubelszczyźnie" podaje, że na terenie od Lublina do Bychawy (tutaj leży m.in. Mętów) operował oddział żydowski pod
komendą Heńka Cukiermana. W Osmolicach jesienią 1942 r. w lasach i u gospodarzy ukrywało się około 70 osób,
wojnę przeżyło dwanaście osób. Cukierman starał się chronić ukrywających się Żydów, m.in. zlikwidował donosiciela,
pozostawiając ciało we wsi z kartką: "Rozstrzelany, ponieważ wydał Żyda". W innej miejscowości powiatu lubelskiego
oddalonej od Mętowa około 7-10 km w Majdanie-Kozicach Dolnych przynajmniej 24 mieszkańców zaangażowanych
było w niesienie pomocy Żydom. Wiemy to z dokumentu Armii Krajowej, prawdopodobnie raportu wywiadu
przechowywanego obecnie w Archiwum Państwowym w Lublinie w innym tomie Obwodu Lublin-powiat. Autor raportu
(nie jest znany) nie chwalił jednak Polaków za pomoc udzielaną Żydom. Wstęp dokumentu zatytułowanego znamiennie:
"Protokół wsi Majdan-Kozienic Dolnych z przebiegu bandytyzmu żydowskiego" mówi sam za siebie: "Wieś wyżej
wymieniona w wysokim procencie jest poszkodowana przez bandy żydowskie. Poszlaki hańby spadły na nią z powodu
mieszczących się w niej mieszkańców, a raczej współuczestników bandyckich napadów. Ludzie ci utrzymują
wspomnianych bandytów, którzy w zamian przynoszą im zrabowane łupy, jak odzież i żywność. Osobników tych można
spotkać tylko w dzień ukrytych u swych przyjaciół. Szczegóły podaję niżej".
Ale owe szczegóły i problem postrzegania przez Armię Krajową zbrojnych żydowskich oddziałów partyzanckich oraz
grup zbrojnych jako bandytów to materiał na zupełnie inną historię.

Adam Puławski

Strony 3/3

You might also like