Stan wojenny w województwie katowickim - strajki i ich pacyfikacje
Starannie przygotowaną operację wprowadzenia stanu wojennego rozpoczęto już
przed północą 12 grudnia 1981 r. W pierwszej kolejności zabezpieczono budynki PZPR i administracji państwowej, zablokowano drogi, a także, w ramach operacji „Azalia”, zajęto obiekty telekomunikacyjne, radiowe i telewizyjne. Specjalne grupy operacyjno-techniczne „zabezpieczyły” 31 obiektów łączności na terenie województwa katowickiego. 12 grudnia przed godziną 24.00 wyłączono również centrale telefoniczne i teleksowe. Pozbawienie łączności miało ułatwić realizację operacji masowych zatrzymań przywódców i działaczy „Solidarności”. Według przygotowanych wcześniej wykazów akcję internowania (kryptonim „Jodła”) rozpoczęto na terenie województwa katowickiego, tak jak w całym kraju, po godzinie 23.00, jeszcze przed formalnym wprowadzeniem stanu wojennego. W ramach akcji „Jodła”, z przewidzianych do internowania 648 osób z terenu województwa katowickiego, do godziny 16.00 13 grudnia internowano 474 osoby. Operacja trwała głównie w nocy – do godz. 6.00 rano (wtedy radio i telewizja rozpoczęły nadawanie wystąpienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego) internowano już 392 osoby. Zatrzymano wszystkich bardziej znanych działaczy i aktywistów „Solidarności”, członków KPN oraz „innych osób znanych z wrogich postaw i poglądów”. Nocna akcja zatrzymań była tyle zaskakująca co brutalna. Ekipy funkcjonariuszy SB i MO, zaopatrzone w łomy i siekiery, wdzierały się do mieszkań. Tak było m.in. w przypadku zatrzymania Jana Ludwiczaka (przewodniczącego Komisji Zakładowej „Solidarności” w KWK „Wujek”), do mieszkania którego wtargnęła grupa funkcjonariuszy uprzednio wyważając drzwi. 13 grudnia o godz. 7 rano przygotowano grupę 20 funkcjonariuszy prewencji do pomocy SB w zatrzymaniu na dworcu PKP w Katowicach liderów śląsko-dąbrowskiej „S” – Leszka Waliszewskiego, Andrzeja Rozpłochowskiego, Tadeusza Jedynaka, wracających z posiedzenia Komisji Krajowej w Gdańsku. Akcję „Jodła” kontynuowano w dniach następnych, poszerzając listę osób przeznaczonych do internowania (zwłaszcza w związku z prowadzonymi strajkami) - do 19 grudnia zatrzymano już 846 osób. 1 stycznia 1982 r. w ośrodkach odosobnienia przebywało 1041 osób z województwa katowickiego, a liczba internowanych w całym stanie wojennym przekroczyła 1900. Jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego przygotowano 2000 miejsc dla internowanych z województwa katowickiego (mieli trafić do Zakładów Karnych w Strzelcach Opolskich, Jastrzębiu-Szerokiej i Zabrzu-Zaborzu). Ostatecznie zatrzymanych kierowano także do innych ośrodków odosobnienia na terenie województwa (m.in. w Bytomiu-Miechowicach, Sosnowcu-Radosze) i poza nim (m.in. w Uhercach i Nowym Łupkowie). Złą sławą okrył się również areszt KW MO w Katowicach, zwany „Penatgonem”, gdzie zatrzymanych rozbierano do naga i bito. Akcji internowania przywódców „Solidarności” towarzyszyła operacja „Klon”, polegająca na rozbijaniu opozycji poprzez prowadzenie rozmów „profilaktyczno- ostrzegawczych”. Skutkiem takich rozmów miało być nie tylko zastraszenie, ale również wymuszenie podpisania „lojalek” – czyli oświadczeń o zaprzestaniu „wrogiej działalności” oraz werbowanie konfidentów. Do 15 grudnia funkcjonariusze SB i MO przeprowadzili 248 rozmów, w wyniku których dokonano 26 aresztowań (pozostali „interlokutorzy” mieli podpisać „lojalki”). Z kolei według raportu płk. Jerzego Gruby z 22 grudnia 1981 r. w województwie katowickim przeprowadzono 803 rozmowy profilaktyczne, które zaowocowały pozyskaniem 109 osób do współpracy z SB. Część niepokornych rozmówców internowano. Przewidując groźbę wprowadzenia stanu wojennego Komisja Krajowa „Solidarności” 4 i 12 grudnia 1981 r. podjęła uchwały, że „odpowiedzią na próbę przemocy” będzie strajk generalny. Jak podkreślano w dokumentach, akcja strajkowa była naturalnym zastosowaniem się związkowców do uchwał Komisji Krajowej. Organizację protestu utrudniało internowanie w nocy z 12 na 13 grudnia wielu przewodniczących i członków Komisji Zakładowych „Solidarności” w zakładach pracy województwa. Ich zwolnienie, obok zniesienia stanu wojennego, było jednym z postulatów strajkujących załóg. Mimo braku łączności, dezorientacji, chaosu i zastraszenia decyzje o strajku okupacyjnym podjęły niezależnie od siebie załogi kilkudziesięciu zakładów na terenie województwa (równocześnie zawiązując komitety strajkowe). Tworzyły one odosobnione wyspy na morzu, po którym swobodnie mogły pływać jedynie okręty władzy. Przepisy stanu wojennego zakazywały strajków i manifestacji, a dodatkowe ryzyko wiązało się z militaryzacją większych przedsiębiorstw – ostrzegano, że strajk traktowany będzie równoznacznie z odmową wykonania rozkazu w czasie wojny i grożono w razie jego zorganizowania ostrymi sankcjami, z karą śmierci włącznie. Militaryzacja zakładów przemysłu górniczego (przydzielono do nich komisarzy wojskowych) zakończyła się 15 grudnia. Zarządzeniem ministra spraw wewnętrznych z 13 grudnia 1981 r. wprowadzono także ograniczenia swobody poruszania się (godzina milicyjna od 22.00-6.00 oraz zakaz zmiany miejsca pobytu bez zgody władz). Niedziela (13 grudnia) była dniem, w którym większość przedsiębiorstw i instytucji nie pracowała, za wyjątkiem kopalń i zakładów o ruchu ciągłym. Akcja strajkowa przybrała większe rozmiary w poniedziałek 14 grudnia, ale już w niedzielę w kilkunastu zakładach doszło do organizowania akcji protestacyjnych i strajków. W wielu zakładach odbyły się masówki podczas porannych zmian. Władze, przygotowane na ewentualność strajków w zakładach pracy województwa katowickiego, przystąpiły do ich tłumienia już od poniedziałkowego poranka 14 grudnia. Z początku zakładano zapewne, że demonstracja siły może złamać opór strajkujących. Około godziny 6 rano przed kopalnią „Staszic” w Katowicach przeprowadzono imponującą demonstrację sił pancernych w celu zastraszenia górników. Jak czytamy w milicyjnym raporcie: „Użyto batalionu pancernego, jednak mimo wrażenia, nie uzyskano zamierzonego efektu”. Przystąpiono więc do systematycznego tłumienia strajków w kolejnych zakładach z użyciem milicji (głównie ZOMO) i wojska, których zadaniem było opanowanie zakładu, rozproszenie strajkujących i wyłapanie „prowodyrów” protestu. Całością sił MO w województwie dowodził płk Jerzy Gruba, operacją pacyfikacji ppłk Marian Okrutny, zaś siłami atakującymi obiekty płk Kazimierz Wilczyński. Temu ostatniemu podlegali dowódcy pododdziałów użytych bezpośrednio do pacyfikacji zakładów. Właściwą akcję, jak to wówczas nazywano, „odblokowywania” strajkujących zakładów rozpoczęto przed południem 14 grudnia 1981 r. atakiem na kopalnię „Wieczorek” w Katowicach. W ciągu kilku godzin blisko 700 funkcjonariuszy milicji (z pomocą 3 armatek wodnych) brutalnie spacyfikowało zakład. Przeciwko strajkującym użyto gazów łzawiących i pałek. Około godziny 15.00 siły MO, ZOMO i wojska próbowały opanować kolejny zakład - Hutę Katowice. Według oceny sztabu kierującego akcją „W” to właśnie opór strajkujących w hucie stanowił największy problem w regionie. Na „siłowe rozwiązanie problemu Huty Katowice” zezwolił gen. Władysław Ciastoń (sprawujący z ramienia MSW nadzór nad województwem katowickim) w rozmowie z płk. Grubą. W szturmie na strajkującą hutę (według raportów milicyjnych strajkowało 3-5 tys. osób) wzięły udział znaczne siły milicyjno-wojskowe (790 funkcjonariuszy MO ze środkami wsparcia, 170 członków ORMO, 4 kompanie piechoty, 4 kompanie czołgów, 2 kompanie rozpoznania WP), które sforsowały bramę główną i weszły na teren zakładu. Zajęto centralę telefoniczną, radiowęzeł i punkty poligraficzne. Opanowano także Halę Głównego Mechanika. Choć przez ponad 3 godziny „penetrowano i przeczesywano” obiekty wszystkich wydziałów huty i zatrzymano około 100 osób (w tym 12 aktywistów Zakładowego Komitetu Strajkowego Huty Katowice), to nie stłumiono oporu do końca. Tego samego dnia około godziny 20.00 przystąpiono do „akcji pacyfikacyjnej” w katowickiej Hucie „Baildon”. Tym razem niemal tysiąc funkcjonariuszy MO i ORMO oraz 2 kompanie rozpoznawcze WP z wozami opancerzonymi wkroczyły na teren huty i ostatecznie zlikwidowały strajk po dwóch godzinach. Jak czytamy w Ankiecie operacji milicyjnej: „Poszczególne pododdziały otoczyły budynki, w których zabarykadowali się uczestnicy strajku, po sforsowaniu przeszkód przystąpiono do wyprowadzania osób i zatrzymywania organizatorów nielegalnej akcji protestacyjnej”. Strajkujących przepuszczano przez tzw. ścieżki zdrowia. W przeciwieństwie do trwających po kilka godzin akcji tłumienia strajków w kopalni „Wieczorek”, czy Hucie „Baildon”, operacja „odblokowywania” KWK Halemba w Rudzie Śląskiej trwała zaledwie 15 minut. Zwarte oddziały milicji (w tym 240 funkcjonariuszy ROMO z Częstochowy) wkroczyły na teren kopalni o 21.00. Zatrzymano 16 osób, z czego 6 tymczasowo aresztowano. ZOMO wkroczyło także do strajkującej kopalni „Rozbark”, gdzie górnicy opuścili zakład bez stawiania oporu. Tego dnia zamierzano prawdopodobnie spacyfikować także strajk w KWK „Wujek”. Jak czytamy w milicyjnym raporcie: „Do akcji na tej kopalni przygotowane zostały siły porządkowe, jednak nie doszło do ich użycia z uwagi na fakt, że zorganizowano tam nabożeństwo, które rozpoczęło się w momencie koncentracji sił”. Oznacza to, że atak na strajkującą kopalnię zaplanowano na 14 grudnia około godziny 18.00, gdyż wówczas ks. Henryk Bolczyk odprawił mszę św. dla górników. Udana pacyfikacja kilku zakładów w dniu 14 grudnia nie oznaczała, że władzom udało się zapanować nad sytuacją strajkową. W tym czasie zorganizowano bowiem strajki w wielu innych kluczowych przedsiębiorstwach na terenie województwa katowickiego. Protest rozpoczęły kolejne kopalnie (w sumie 14 grudnia strajkowało 15 kopalń, m.in. „Julian”, „Bolesław Śmiały” i „Piast”) oraz inne zakłady (Centralny Ośrodek Informatyki Górnictwa, Bytomskie Zakłady Naprawcze Przemysłu Węglowego, Zakłady „ZREMB” Tychy, FSM w Tychach). Napięta atmosfera w niektórych przedsiębiorstwach powodowała kilkugodzinne protesty („RAFAKO”, KWK „Lenin”, KWK „Rozbark”). Szczególnie niebezpieczna dla władz sytuacja wytworzyła się w południowej części województwa, na terenie Rybnickiego Okręgu Węglowego, gdzie strajkowało aż 9 kopalń: „Borynia”, „Moszczenica”, „Manifest Lipcowy”, „Jastrzębie”, „XXX-lecia PRL”, „Anna”, „Jankowice”, „1 Maja” i „ZMP”. Już od rana 15 grudnia władze rozpoczęły atak na kolejne strajkujące zakłady. Siły skierowano w dwóch kierunkach – na teren Rybnickiego Okręgu Węglowego oraz do kopalni „Staszic”. Podczas narady Sztabu KW MO w Katowicach 14 grudnia przed północą zdecydowano także o podziale plutonu specjalnego ZOMO na dwie grupy: 15 funkcjonariuszy skierowano do Jastrzębia, zaś 5-osobową grupę do akcji w KWK „Staszic”. Strajkujący górnicy ze „Staszica”, którzy dzień wcześniej nie przestraszyli się kolumny czołgów, tym razem, po blisko pięciogodzinnej akcji „odblokowywania” kopalni, zostali zmuszeni do zaprzestania protestu. O godzinie 7.00 siły milicyjno-wojskowe (w akcji brało udział m.in. 231 zomowców z pełnym wyposażeniem, 12 czołgów, 3 armatki wodne i 2 kompanie rozpoznawcze WP z wozami opancerzonymi) wtargnęły na teren kopalni. Kordonem otoczono cechownię, skąd wyprowadzano strajkujących. Do pacyfikacji hoteli robotniczych, zlokalizowanych obok kopalni, użyto armatek wodnych i środków chemicznych, siłą forsowano drzwi i okna. W wyniku brutalnej akcji pacyfikacyjnej zatrzymano aż 454 uczestników zajść (z czego m.in. 156 internowano, a 272 zwolniono po rozmowach ostrzegawczych). Po wykonaniu zadań na KWK „Staszic” interweniujące tam oddziały przerzucono do pomocy w stłumieniu strajków w kopalniach ROW , gdzie już od rana operowały znaczne siły milicyjno-wojskowe. Swoje działanie ograniczyły do czterech kopalń na terenie Jastrzębia, gdzie żywa była jeszcze pamięć o podpisanych porozumieniach z września 1980 r. i poczucie, że władza komunistyczna znów oszukała robotników. Pierwszy atak skierowano na kopalnię „Jastrzębie” - dokładnie o godzinie 8.06 „siły porządkowe”, po staranowaniu bramy czołgiem, wkroczyły na teren kopalni, by o 9.27 wycofać się po zakończonej „sukcesem” akcji. Następna w kolejności kopalnia „Moszczenica” została opanowana w ciągu pół godziny. Przed wtargnięciem na jej teren użyto armatki wodnej wobec kobiet utrudniających dostęp do kopalni. Wkroczono do cechowni i wezwano strajkujących do opuszczenia zakładu. Górnicy wyszli z kopalni bocznymi wyjściami. O 10.40 rozpoczęto wymarsz pod KWK „Manifest Lipcowy”. Oddane strzały w stronę strajkujących górników tej kopalni były pierwszym przypadkiem użycia broni prze siły MO w stanie wojennym. Użycie broni palnej, jak i materiałów wybuchowych przewidywał plan działania sił MO i WP przygotowany przez ppłk. K. Kudybkę [plan]. Przeciwko 2 tys. strajkujących górników wysłano imponujące siły liczące ok. 1700 milicjantów i żołnierzy, 30 czołgów, 15 bojowych wozów piechoty i 4 armatki wodne. Jak się okazało rozstrzygająca była obecność kilkunastoosobowego plutonu specjalnego ZOMO uzbrojonego m.in. w pistolety maszynowe wz.63 „Rak”. Krótko po 11.00 milicja i wojsko zebrały się przed kopalnią przygotowane do szturmu. Wezwano górników do zaprzestania strajku i opuszczenia kopalni, na co strajkujący odpowiedzieli hymnem narodowym. Czołg zaczął wówczas rozbijać barykadę ustawioną przez strajkujących na bramie głównej.. Po sforsowaniu bramy o godz. 11.45 grupy szturmowe wkroczyły na teren kopalni. Użyto środków chemicznych i armatki wodnej. Początkowo górnicy odrzucali pojemniki z gazem łzawiącym i petardy z powrotem, ale wkrótce teren był już tak zadymiony, że niektórzy zaczęli się dusić. W tym czasie na teren kopalni wbiegło kilkunastu funkcjonariuszy plutonu specjalnego ZOMO, ubranych w ciemne, obcisłe mundury i żółte kaski. Pluton dwukrotnie ustawiał się naprzeciw górników i po krótkim czasie wycofywał. Za trzecim razem zza stojącego w poprzek placu czołgu rozległy się strzały. Funkcjonariusze plutonu specjalnego zaczęli strzelać do strajkujących z pozycji półklęczącej raniąc 4 osoby. Górnicy zaczęli się wycofywać. Funkcjonariusze plutonu specjalnego, którzy tego dnia zużyli 71 sztuk amunicji, strzelali także przez okno budynku wartowni (jeszcze przed wejściem na teren kopalni) oraz w przeszklone przejście między budynkami łaźni, którym uciekała część strajkujących (już na terenie zakładu). Strzały z broni palnej oraz rokowania z dyrektorem kopalni skłoniły strajkujących do zakończenia protestu. Około 13.00, górnicy opuścili kopalnię, idąc między szpalerami ZOMO. Bilans akcji to 4 rannych górników (w tym dwóch ciężko) oraz zatrzymanie i internowanie 6 organizatorów strajku. Informacja o okolicznościach użycia broni w KWK „Manifest Lipcowy” (opracowana w grudniu 1981 r. w Zarządzie Polityczno-Wychowawczym MSW i rozesłana do komend wojewódzkich MO w całym kraju) przedstawiała pacyfikację w odmienny sposób – to górnicy byli agresywną, atakującą bojówką, a „siłom porządkowym” groziło „zmasakrowanie lub zakatowanie na śmierć”: „15 grudnia 1981 r. około godz. 1130 po wcześniejszych nieudanych próbach mediacji, oddziały zwarte MO, LWP i ORMO weszły na teren KWK „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu z zadaniem zmuszenia strajkujących do opuszczenia terenu zakładu. Ponieważ drogi wewnątrzzakładowe na terenie kopalni były zabarykadowane, użyto do ich sforsowania czołgów. W momencie wejścia na teren kopalni oddziały zwarte zostały zaatakowane przez liczący około 3 tys. osób tłum uzbrojony w łomy, stalowe piki, siekiery, łańcuchy, kilofy, kątowniki oraz inne niebezpieczne dla życia interweniujących przedmioty. W celu zatrzymania i rozproszenia atakującego tłumu, siły porządkowe użyły większej ilości środków chemicznych. Jednocześnie wprowadzono do akcji dodatkowe czołgi, które uzbrojony tłum obrzucił butelkami z płynem zapalającym. Dowodzący akcją płk Wilczyński, chcąc uniknąć sytuacji, w której siły porządkowe zostałyby okrążone – nakazał wycofać się w kierunku bramy wejściowej. W tym samym czasie biorący udział w akcji żołnierze WP oraz funkcjonariusze ZOMO Katowice (17 osób) zostali okrążeni przez liczącą kilkadziesiąt osób bojówkę oraz zaatakowani łomami, stalowymi pikami, siekierami, kilofami itp. niebezpiecznymi narzędziami. Dwóch milicjantów pada na ziemię – jeden ze strzaskanym kolanem, a drugi obojczykiem. Sytuacja okrążonych stała się tragiczna. W każdej chwili groziło im zmasakrowanie lub zakatowanie na śmierć. Widząc bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa i życia podwładnych, dowódca plutonu daje rozkaz użycia broni. Oddano serię z pistoletu w powietrze ponad atakującą bojówką i to właśnie umożliwiło plutonowi zabranie rannych oraz wraz z czołgami wycofanie się ze strefy zagrożenia.
Po opanowaniu KWK „Manifest Lipcowy” zgromadzone siły skierowano pod
kopalnię „Jastrzębie” (pojawiła się bowiem informacja o ponownym grupowaniu się górników), a następnie pod KWK „Borynia”. Gdy o 15.15 formowano szyk do ataku na kopalnię, otrzymano wiadomość, że sytuacja nie wymaga interwencji. Górnicy opuścili kopalnię, ale powrócili następnego dnia i kontynuowali strajk do 18 grudnia. Zwieńczeniem akcji zbrojnej w Jastrzębiu była demonstracja sił milicyjno- wojskowych na terenie miast ROW. Planowano złamać opór w kopalniach objętych akcją strajkową w Jastrzębiu–Zdroju („XXX-lecia PRL” i „Borynia”), w Wodzisławiu Śląskim. („1 Maja” i „Anna”) oraz w Żorach („ZMP”). W godzinach 16.00–22.00 331 funkcjonariuszy MO, 140 żołnierzy WP, 12 czołgów, 20 transporterów opancerzonych i 3 armatki wodne przejeżdżały przez miasta i okolice kopalń objętych strajkiem. Pod kopalniami grupa zatrzymywała się i pozorowała przygotowanie się do wkroczenia na ich teren. W wyniku tej akcji, jak również wcześniejszych pacyfikacji w jastrzębskich kopalniach, 15 grudnia strajki w południowej części województwa katowickiego zostały niemal całkowicie stłumione. Skromniejszą demonstrację siły zorganizowano tego dnia na trasie Piekary Śląskie – Katowice, gdzie „defilowały” 3 kompanie czołgów. 15 grudnia o godzinie 19.00 w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach zebrał się Wojewódzki Komitet Obrony. Referujący akcję tłumienia strajków płk Jerzy Gruba z dumą donosił, że tego dnia „ogółem oczyszczono 9 kopalń”, zaś na dzień następny planowano „oczyścić KW >>Wujek<<, >>Andaluzja<<, >>Julian<<”. Podkreślił przy tym, że we wszystkich obiektach przygotowano dobrze zorganizowany opór, a dodatkowe niebezpieczeństwo stwarza położenie KWK „Wujek” w zabudowie wielkomiejskiej. Następnego dnia strajki kontynuowano m.in. jeszcze w 10 kopalniach, tarnogórskim „FAZOS”-ie, Hucie „Katowice”, i w „Montomecie” w Piekarach Śląskich, ale to strajk w kopalni „Wujek” i jego pacyfikacja stały się najtragiczniejszym symbolem stanu wojennego [szerzej zob. rozdział IV]. Krwawa pacyfikacja KWK „Wujek” nie złamała oporu w innych strajkujących zakładach. Choć 17 grudnia w nocy górnicy z kopalni „Brzeszcze” i „Julian” zdecydowali się opuścić kopalnie, a rano przystąpić do pracy, to wciąż na liście strajkujących widniało 7 zakładów. Tego dnia zakończył się trwający od 14 grudnia strajk w Fabryce Zmechanizowanych Obudów Ściennych w Tarnowskich Górach. W ramach działań psychologicznych osłabiających morale strajkujących strajkującej fabryki w dniach 14-17 grudnia demonstracyjnie przejeżdżały i maszerowały siły zwarte MO i ORMO. 17 grudnia demonstracyjne „przemarsze” czołgów zorganizowano na trasie Tarnowskie Góry – Bytom, Zabrze-Chorzów oraz w samych Katowicach. Strzały na „Wujku” podgrzały atmosferę strajkową w kopalniach „Borynia” i „Lenin”. W tej pierwszej górnicy intensywnie zaczęli przygotowywać do obrony – ustawiono barykady, cysternę z ropą, gromadzono łomy, kilofy i butelki z benzyną. Siły pacyfikacyjne zablokowały zakład odcinając drogi dojazdowe, a następnie w ramach akcji zastraszenia „prowadziły działania psychologiczne polegające na bezustannym mobilizowaniu strajkujących przejazdami kolumn ZOMO w pobliżu kopalni, nie przeprowadzając jednak ataku”. Rozpuszczono również plotkę o desancie powietrznym na kopalnię, a w celu uwiarygodnienia nad zakładem przelatywał helikopter. Jak czytamy w dokumencie milicyjnym: „Działania te doprowadziły do strajkujących do psychicznego zmęczenia”. Po tym, jak przywódca akcji strajkowej (Ryszard Będkowski) udał się na rozmowy z dyrekcją i został zatrzymany, strajk w kopalni „Borynia” załamał się 17 grudnia ok. godziny 20. Z kolei w kopalni „Lenin” w Mysłowicach w nocy z 18/19 grudnia kilkudziesięciu górników zmiany rozpoczęło strajk pod hasłem: „Nie pozwolimy aby strzelano do naszych braci”. Przed 5 rano strajkująca grupa przerwała krótkotrwały protest i opuściła kopalnię. 19 grudnia 1981 r. na terenie województwa władze dysponowały (poza jednostkami LWP) siłami liczącymi 5483 funkcjonariuszy MO i ORMO. Większość z nich (2558 osób) została dodatkowo przydzielona z innych rejonów kraju do tłumienia akcji strajkowych (głównie ze Szczytna, Częstochowy, Tarnowa, Krosna i Opola). Wkrótce wprowadzono do akcji niemal całość zgromadzonych sił milicyjnych. Największym i najważniejszym strajkującym zakładem na terenie województwa pozostawała Huta Katowice w Dąbrowie Górniczej. Po nieudanej próbie zdławienia strajku 14 grudnia, akcja protestacyjna rozwinęła się następnego dnia na nowo. Strajkujący zablokowali bramy i wejścia do hal. Po tragedii w kopalni „Wujek” na terenie huty zbierano pieniądze dla rodzin poległych górników. Obstawiony przez „siły deblokujące” zakład stał się ponownie celem ataku w dniu 23 grudnia. Władze starannie przygotowały pacyfikację zakładu zarówno pod względem taktycznym („do rozpoznania wykorzystano śmigłowiec, magnetowid i zdjęcia fotograficzne”), jak i mobilizacji sił w niespotykanej dotąd na terenie województwa skali (w akcji wzięło udział 4260 funkcjonariuszy MO, 500 ORMO, 30 SB, 2076 żołnierzy, 3 śmigłowce, 8 armatek wodnych, agregat do tłoczenia gazów, 244 pojazdy opancerzone WP, 2 dźwigi i inne). Szturm zgromadzonych sił rozpoczął się o 13.37. Operacja „odblokowywania” Huty Katowice nosiła kryptonim „Gwarek” i zakładała rozcięcie terenu huty na izolowane sektory przy użyciu pojazdów pancernych. Po godzinie działań „dla wywarcia nacisku psychicznego na strajkujących” oddano dwa strzały armatnie ładunkami ćwiczebnymi. Nastrój grozy potęgowały śmigłowce, które jeszcze przed atakiem pozorowały wysadzanie desantu powietrznego na terenie huty. Kilkakrotnie przerywano operację w związku z sygnałami, że załoga chce opuścić teren huty. Do 21.15 kolejne grupy osaczonych hutników opuszczały zakład. Podczas akcji „odblokowywania” Huty Katowice 14 i 23 grudnia zatrzymano ponad 450 osób. Blokadę dróg w rejonie huty zakończono dopiero 31 grudnia 1981 r. Trudną do spacyfikowania w „normalny” sposób formę strajku, jaką był protest pod ziemią, podjęto aż w 7 kopalniach. Do najdłuższych i najliczniejszych należały strajki w kopalniach „Anna”, „Ziemowit” i „Piast”. W pszowskiej kopalni „Anna” trwający od 14 grudnia protest zaostrzyła jeszcze wizyta w KWK „Jastrzębie” komisarza wojskowego kopalni i dwóch delegatów strajkujących. Wyjazd miał przekonać protestujących, że informacje o brutalnej pacyfikacja tego zakładu były tylko plotką. Delegaci na miejscu stwierdzili jednak, że doszło do użycia przemocy, czym podzielili się po powrocie z załogą. Górnicy kontynuowali strajk do 20 grudnia. W tym dniu w tyskich kopalniach „Ziemowit” i Piast strajkowało pod ziemią jeszcze blisko 3 tys. górników. Skoncentrowano znaczne siły milicyjno-wojskowe wokół obydwu kopalń, jednak charakter protestu uniemożliwiał podjęcie działań „odblokowujących” zakłady. Ostatecznie, jak napisano w ankietach operacji milicyjnych, „rozładowanie sytuacji osiągnięto metodami politycznymi”, choć w planie działań blokadowych przewidywano nawet użycie broni palnej. Nękani psychicznie i zmęczeni górnicy kopalni „Ziemowit” wyjechali na powierzchnię 23 grudnia. W Święta Bożego Narodzenia jedynym strajkującym zakładem w całym kraju pozostawała KWK „Piast”. Po pertraktacjach z dyrekcją i gwarancjach bezpieczeństwa dla strajkujących 28 grudnia o godz. 20.00 spod ziemi wyjechało około tysiąca górników. Wyjeżdżając śpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła” – w ten sposób symbolicznie zakończyli akcję sprzeciwu społeczeństwa wobec wprowadzenia stanu wojennego. Stłumienie strajku w kopalni „Piast” zakończyło dwutygodniową akcję strajków okupacyjnych w zakładach województwa katowickiego. Objęła ona blisko 50 zakładów, co plasowało rejon na czele najaktywniej protestujących przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego ( w całym kraju strajkowało ok. 200 zakładów). Sił milicyjno-wojskowych użyto w pacyfikacji 12 zakładów (w całym kraju przy użyciu siły spacyfikowano 40 zakładów), a w dwóch z nich („KWK „Manifest Lipcowy” i „Wujek”) strzelano do strajkujących z broni palnej. W konsekwencji tłumienia akcji strajkowych do szpitali trafiły 123 osoby, a z pomocy lekarskiej w 9 kopalniach skorzystały 3042 osoby. W akcji strajkowej przodowały kopalnie (25 z nich podjęło protest), a wśród grup zawodowych górnicy. Jedynie w górnictwie w strajkach czynny udział wzięło ok. 46 tys. osób, co stanowiło ok. ¼ całości załóg kopalń objętych akcją strajkową i ponad 13 % ogółu zatrudnionych w kopalniach. W strajkach prym wiedli najmłodsi wiekiem i stażem górnicy. Częściej do protestu przyłączali się robotnicy napływowi stanowili 36,7 załóg i 53,5 strajkujących) niż robotnicy pochodzenia miejscowego (stanowili 63,3% załóg, i tylko 46,5% strajkujących). Tymi czynnikami tłumaczono m.in. akcję strajkową w KWK „Piast”, gdzie przeważała „młoda” załoga do 30 roku życia (64%). Za porażkę w budowie socjalistycznego społeczeństwa można uznać fakt, że spośród 15 kopalń zbudowanych po wojnie aż w 14 podjęto strajk. Spośród 51 starszych kopalń strajkowało 12, a strajk na ogół trwał krótko i nie miał burzliwego przebiegu. Wyjątkowa pod tym względem była KWK „Wujek”, jednak tam zaważyło m.in. to, że w napływowi stanowili ponad połowę załogi (przy średniej dla kopalń strajkujących blisko 37 %). Po stłumieniu akcji strajkowej w grudniu 1981 r. rzadko wracano do tej formy protestu w stanie wojennym. Protesty i próby organizowania strajków podejmowano najczęściej w miesięcznice wprowadzenia stanu wojennego i pacyfikacji kopalni „Wujek” (czyli 13 i 16 dnia każdego miesiąca). Władze komunistyczne spodziewały się np. organizowania manifestacji ulicznych 13 lutego 1982 r. Nawiązując do demonstracyjnych przejazdów czołgów i milicji podczas pacyfikacji strajków w grudniu 1981 r. przeprowadzono w dniach 12-14 lutego 1982 r. operację milicyjną na terenie województwa. W godzinach 10-22 po wyznaczonych trasach w trzech rejonach równocześnie (Zagłębie, tzw. Niecka Węglowa i ROW) poruszały się kolumny pojazdów milicyjnych i wozów bojowych straży pożarnej z zapalonymi światłami mijania i „lampami pulsującymi koloru niebieskiego”, armatki wodne i transportery opancerzone. Kolumny zatrzymywały się w większych miastach i przez godzinę 5-6 osobowe grupy milicjantów patrolowy ulicę. Wielokrotnie powtarzane (szczególnie w pierwszym okresie stanu wojennego) różnego rodzaju demonstracje siły („prężenie muskułów”) miały pokazać społeczeństwu jego miejsce w systemie komunistycznym i odebrać ochotę do jakichkolwiek protestów. Służyły temu także masowe represje wobec strajkujących. W samym górnictwie dyscyplinarnie zwolniono z pracy 3042 osoby, a 141 wytoczono procesy karne. Za udział w grudniowych strajkach zatrzymano 979 osób (skazano wyrokami sądowymi 121), a kilkuset postawiono przed kolegiami ds. wykroczeń.
Tekst opublikowano w: [w:] Idą pancry na Wujek, Warszawa 2006, s. 27-39.