You are on page 1of 192

Redakcja wpisana przez Staszka Karwowskiego 29.06.

08

Wojciech Kuczok Senno

1
Adam jest zmczony, wci niewiele miejsc si zwalnia, ludzie cuchn sodkokwanym potem, wchodz i wychodz, Adam usiadby, ale wie, e wymiana staruszek na przystankach nie pozwoli mu przysi na dusz chwil w spokoju, bdzie musia ustpi miejsca albo udawa, e zasn, wysuchiwa pochrzkiwa , stka , westchnie , litanii do !ezusa "arii #o$a %wite$o, wic woli poczeka, a autobus wyjedzie za miasto, moe sobie jeszcze troch posta, och, dzisiaj moe si jeszcze pomczy, dzi wiele by zni&s w zwizku z tym, co wreszcie si udao de'initywnie zako czy, dopeni, usankcjonowa( Adam przed $odzin przesta by studentem) *iby nic, 'ormalno, a jednak wzruszy si wa$ tak zwanej chwili historycznej+ $dyby ycie skadao si wycznie z takich 'ormalnoci, $dyby wzruszenie towarzyszce tak zwanym chwilom historycznym znane byo wszystkim ludziom, myli Adam, wiat byby przyjazny, by moe nawet nieznonie przyjazny, by moe nawet tumy rozanielonych permanentnym wzruszeniem ludzi zadusiyby si w przyjaznym ucisku, tymczasem jednak Adam czuje si z siebie zadowolony, przesta by studentem, a razem z nim te$o dnia zdao e$zamin jeszcze kilkanacie os&b z roku, Adam przyszed do p&,no, eby nie czeka $odzinami, nie denerwowa si, poza tym wola by sam, wszed, zda, i przyj $ratulacje) !eden z pro'esor&w, ten, kt&ry mia na nie$o oko przez -

cae studia .nie byo to oko przyjazne/, cisn mu do nieco mocniej ni inni, ciska j te nieco duej, waciwie to wyra,nie duej, na tyle du$o, by Adam poczu si zmieszany, zawstydzony, pro'esor ciska tak du$o, a Adam si sponi, zarumieni, wtedy pro'esor, ten, co ypa na nie$o nieprzyjaznym okiem przez cae studia, zapyta .ale tak jakby na stronie, w kierunku pro'esor&w/( 0A co pan taki niemiay12, i wci nie przestajc mu doni ciska, niby $ratulacyjnie .Adam czu, e to ucisk wro$i, natrtny, zbyt silny/, doda( 03icej miaoci, dro$i panie, bdzie pan teraz leczy ludzi, nie moe pan by taki pochliwy2, i zachichota w stron pro'esor&w, wymuszajc i na nich chichot, i wci jeszcze trzymajc do Adama, czujc nad nim wadz, bo Adam nie bardzo mia pomys, jak si wyswobodzi, pro'esor mru$n tym swoim okiem od wielu lat majcym nieprzyjazne baczenie, mru$n do Adama tak oblenie, tak wul$arnie, tak antyporozumiewawczo, e Adam, mdoci powstrzymujc, wyszarpn do niez$rabnie, a komisji chichot zamar na ustach) Adam, wyswobodziwszy si od doni, oka i chichotu, ukoni si i wyszed, i z kadym kolejnym krokiem czu silniejsze zadowolenie, wszak wszystko dobie$o ko ca, po raz ostatni wr&ci z akademii autobusem do domu, po raz pierwszy bdzie nim jecha jako dyplomowany naprawiacz cia, a cilej m&wic, koci, oto wic pozostajc w cudownej aurze namaszczenia uwiesi si na uchwycie i czeka cierpliwie, a autobus wyjedzie za miasto) Adam miao spoziera na pasaer&w, czujc, e je$o nastr&j uwzniolony udzieli si moe temu i owemu, czuje, e spo$ldajc na ludzi miao, pewnie i wzniole .cho nie wyniole/, panuje nad ich spojrzeniami, postrze$ajc ich z perspektywy czowieka miae$o, pewne$o i uwzniolone$o, wada ich postrze$aniem+ Adam rozwaa, na ile taka su$estia jest trwaa, rozmyla, o ile atwiej jest y ludziom, kt&rzy zachowuj peni kontroli nad tak zwanym pierwszym wraeniem, o ile lej jest y ludziom, kt&rzy robi dobre wraenie, odwzajemniaj spojrzenia, umiechy, $ow

trzymaj lekko zadart do $&ry, podbr&dek wysoko, odwanie, wzniole .cho nie wyniole/+ lecz oto do autobusu wchodzi chopiec, a nawet mczyzna) 5adny, a nawet przystojny chopiec, a nawet mczyzna siada pod oknem, ot tak sobie, bezre'leksyjnie, zdrowo, normalnie siada, chocia wci jeszcze wymiana staruszek i niewiele miejsc wolnych, on w chopicym swym roztar$nieniu, a nawet mskiej bezpardonowoci klapie na siedzenie, jeszcze swoje klapnicie wzmacniajc westchnieniem, jak to mu dobrze si zasiado, jaka to rozkosz dla je$o chopicomskich n&$, zdrowych i silnych, jednakowo nie lubicych sta po pr&nicy+ Adam zauwaa w chopcu pewien rodzaj, jak by to nazwa, myli, pra$matycznoci, o tak, Adam jest zauroczony pra$matyzmem chopca, a nawet mczyzny, kt&ry sprawia wraenie, jakby obliczy sobie, e nie powinien marnotrawi ener$ii na stanie w autobusie, jeli cho jedno miejsce jest wolne, chopiec, a nawet mczyzna robi na Adamie dobre wraenie, jest wadc pierwsze$o wraenia, tym swoim pewnym i wzniosym niemale zajciem wolne$o miejsca dowodzi, e w je$o zdrowym chopico-mskim umyle nie ma miejsca na zbyteczne rozterki, przez je$o chopic, a nawet msk myl ni$dy nie przemkn dylemat, czy mona usi, skoro staruszki, czy raczej moliwo staruszek, staruszki potencjalne, czaj si i dybi na siedzenie) Adam nie moe si oprze widokowi chopca, a nawet mczyzny, wpatruje si w nie$o ukradkiem, p&ki nie napotyka wzroku chopca, a nawet mczyzny odbite$o w szybie, spotkanie te$o spojrzenia Adam uznaje za antycypacj spotkania bardziej bezporednie$o, Adam wiedziony jest przeczuciem, e chopiec, a nawet mczyzna zaprosi $o swoim odbitym spojrzeniem na miejsce obok siebie, a moe tylko da przyzwolenie, Adamowi to wystarcza, za przyzwoleniem przysiada si wic obok, mimo staruszek, kt&rych akurat nie ma, ale w kadej chwili mo$ etc) 6rzysiada si, ale nie wie, co dalej, chopiec jest obok i mczyzna jest obok, Adam nie wie, do ko$o

zwr&ci si najpierw, na ko$o spojrze w pierwszej kolejnoci, na chopca w mczy,nie czy te na mczyzn w chopcu, nie moe si zdecydowa i wcale na nich nie patrzy, rk tylko kadzie na siedzeniu tu obok mskiej rki chopca, kadzie i czeka, czy chopiec w mczy,nie dr$nie, czy te mczyzna w chopcu si wzdry$nie) Adam apie si na myli, kt&ra $o nieco peszy i przestrasza, oto bowiem zdrowym silnym buhajowatym samczym i b&$ wie na jakie jeszcze sposoby mskim chopcem zachwycony, chciaby m&c $o leczy, chciaby, eby ten mocny, rzeki i krzepki byczek mia jakie mae stuczonko, drobne zwichnitko, ewentualnie nieskomplikowane zamanko, Adam m&$by wtedy dotyka $o w spos&b jawny i uprawniony, chopiec, a nawet mczyzna powierzyby mu wtedy swoje koci, a nawet ciao, byby mczyzn obdarzajcym Adama chopicym zau'aniem, Adam za namacywaby, opukiwaby, nastawiaby, naprawiaby chopico w mskoci, lecz mczyzna o chopicej kondycji, modzie czym zdrowiem promienny, pozostaje dla Adama nietykalny, mona tylko, siedzc u je$o boku, napawa si skrycie, rezonowa wewntrznie, pomrukiwa ksobnie, $si sk&rk chowajc pod rkawem kurtki) Adam przymyka oczy i czuje msko chopca u swe$o boku, sam jest przybocznym, parobkiem chopca, $iermkiem mczyzny, chciaby usysze od nie$o jaki rozkaz wypowiedziany $osem $romkim i nieznoszcym sprzeciwu, chciaby speni $o nie do szybko i zosta karnie uderzonym, albo wypeni $o sprawnie i otrzyma pochwa+ Adam roi sobie siebie u boku mskie$o chopca i nawet nie zauwaa, kiedy porusza maym palcem, dotykajc je$o doni) 8hopiec, a nawet mczyzna rea$uje natychmiast, spo$lda na Adama z dezaprobat, wstaje i przechodzi na koniec autobusu, kt&ry ju dojeda do przystanku, tam chopiec wysiada i jako mczyzna zza szyby pokazuje Adamowi wyprostowany rodkowy palec) 3chodz staruszki, chrzkaj, stkaj, wzdychaj, su$eruj litaniami, e sabe, zbolae etc), Adam nie syszy, rozsmakowuje si w b&lu, bezwiednie

nieustpliwy, nie dowie si, jaka jest dzisiejsza modzie i cze$& to nie byo za dawnych czas&w)

Matka syszy autobus na ko cowym przystanku, opodal domu, kierowca wanie


z$asi silnik, bdzie czeka do pitnacie po, ma czas na kanapki) "atka zwykle nie zwraca uwa$i na autobus, c& tam, dwa razy dziennie przyjeda z miasta, zabiera i oddaje ludzi, haasu przy tym nie ma ani sensacji adnej, wci ta sama obsada, :onopcyno i #artoszkowo zajmuj miejsca z przodu, eby mie kontrol nad ;krzyposzkow, ;krzyposzkowo nawet nie siada, eby im pokaza, jaka to wawa, staje tu za kierowc, lubi do nie$o za$ada, lubi sta i $ldzi mu za plecami, cze$o tam si nao$ldaa nasuchaa przy kasie) %rodek autobusu zwykle pusty, bo modzi z tyu zasiadaj, nierozmowni, jakby pr&bowali sobie przypomnie, co im si nio, a kiedy uwiadamiaj sobie, e nio im si dokadnie to samo, co im si na jawie przytra'ia, dro$a do roboty robota dro$a z roboty obiadokolacja dwa piwa i do wyra, staj si jeszcze bardziej nierozmowni, modzi, ale zmczeni yciem podw&jnie, skoro sny im to zmczenie pot$uj) :ada noc jest echem dnia, kady sen jest kopi jawy, modzi jad do huty, nie majc pewnoci, czy wanie im si to nie ni, na wszelki wypadek nie odzywaj si do siebie, mo$oby si okaza, e w ten spos&b m&wi przez sen, a to troch jednak wstyd) :ierowca te prowadzi autobus przez sen, czasem rzuca si w &ku, przeklina i uderza on doni, przekonany, e przyciska klakson, ona budzi si za, kiedy przytulaa $o i uspokajaa, szepczc do ucha, teraz potrzsa nim i ru$a $o, wyzywajc od durni&w) 6otrzsany przez on kierowca, nim si obudzi, przeywa wypadek, ni wasn mier w autobusie wypadajcym z szosy, potem ju do witu nie moe zasn, siedzi przy lod&wce, popija wod i przeklina w mylach swoje

<

mae stwo+ nienawidzi ony za to, e j kocha, cho dawno ju przestaa do nie$o szepta) "atka dzi zwr&cia szcze$&ln uwa$ na punktualno autobusu, bo te i szcze$&lny to przypadek, kiedy syn wraca po ostatnim e$zaminie, syn wraca i jeli zda .a przecie nie m&$ nie zda, zawsze tak dobrze mu szo/, nie jest ju jej Adasiem studentem Akademii "edycznej, tylko jej synem panem doktorem Adamem, oj, duma moja, duma, "atka wychodzi wic przed dom, eby spojrze w stron przystanku) =jciec te ju stoi i wypatruje, jeszcze niepewny, jeszcze $ot&w si sroy, ale ju za plecami i$ristoje trzyma, a korek ju tylko palcem przytrzymuje, eby Adasia obla jak rajdowca po zwyciskim wyci$u) Ada nadchodzi, poznaj $o po kroczkach, takich rozhutanych, nikt tak nie chodzi jak on, jakby mia buty na sprynach, kady krok tak stawia, jakby chcia si wybi wzbi podskoczy, o tak, teraz mu si to wreszcie udao) =jciec niby niepewny, ale duma je$o, duma ju w przedsionku serca si $nie,dzi, syn je$o, ze wsi proste$o, zwyke$o chopa, Akademi sko czy, ludziska, to wy, $upie, nie rozumiecie chyba, jaka wielka to rzecz, kto niby studia ze wsi poko czy, c&rka !adaszki turystyk, ale kto wie, co to za szkoa, a Akademia to Akademia) "atka zauwaa, e Ada co smutny, ostatni raz takim $o widziaa, jak by malutki i dowiedzia si, e "edor nie uciek, tylko zdech, "atka e$na si i szepcze trwoliwie( > !ezusie, a jak nie zda? =jciec te brwi marszczy, bo co mu si ten Ada nie widzi dzi jaki taki, ni$dy takiej miny nie mia) > !ak nie zda, do domu nie wpuszcz)

Ada jednak w ko cu si umiecha, urwis, tak sobie zaartowa chcia, myli "atka, chcia przed nami do ko ca udawa, e nie zda, ale umiecha si, wreszcie si umiecha, teraz jest ju jasne, e > Ada > m&wi "atka, otwierajc ramiona do powitalne$o przytulenia > A co1 "&j syn miaby nie zda1B > m&wi =jciec i wyjmuje zza plec&w butelk, "atka ju ma Adasia w ramionach i obciskuje, =jciec nie wytrzymuje, wstrzsa 'laszk i odkorkowuje, polewa syna jak zwyciskie$o rajdowca, "atka te moknie, piszczy, Ada jak zwykle zawstydzony, e niby po co, nie trzeba, w dodatku lepiej przed domem widowiska nie robi, lepiej wej do domu, spokojnie si nacieszy, rozwanie, oj, Adasiu, ojca duma rozpiera, daje mu si naradowa po swojemu, a jeszcze wszystkie$o nie wiesz, Adasiu, nie wiesz jeszcze, jaki prezent rodzice ci przy$otowali, na co si wykosztowali, jak si dowiesz, to dopiero si zdziwisz)

Adam si dziwi) Cziwi i boi) 8ae ycie ba si niespodziewanych prezent&w, w


wikszoci rozmijay si z je$o oczekiwaniami, bo nie mia miaoci prosi o co wymarzone$o, nie mia te odmawia przyjmowania prezent&w niechcianych) Deraz szcze$&lnie ba si powrotu do domu, bo przeczuwa, e =jciec przy$otuje co ekstra na t historyczn chwil, ta niewtpliwie jedyna w swoim rodzaju okazja obdarowania syna, kt&ry speni ojcowskie ambicje, zapowiadaa jaki wyjtkowo kopotliwy i niechciany prezent) Adam, wracajc do domu, pr&bowa wyobrazi sobie naj$orsze, na przykad, e =jciec kupi mu samoch&d .=jciec przez wier wieku nie zauway, e Adam ni$dy nie bawi si samochodami/, albo konia .Adam w dzieci stwie musia si nauczy jazdy na oklep, mimo paniczne$o lku przed ko mi, kt&re$o =jciec ni$dy nie rozumia, wielokrotnie za to powtarza Adamowi, e z lkami, zwaszcza tymi panicznymi, naley walczy/, nie przychodzio mu do $owy nic bardziej kopotliwe$o,

w dzieci stwie wszystkie autka i koniki chowa w szu'ladzie, ale w skali jeden do jeden mo$ si nie zmieci, Adam si domyla, e rodzice zdecydowali obdarowa $o w taki spos&b, e nie bdzie m&$ si kopotliwe$o prezentu pozby, domyla si, e podaruj mu co, co utrudni mu natychmiastow wyprowadzk do miasta, kt&r postanowi przeprowadzi bezwz$ldnie, za wszelk cen, wynajmujc lokum blisko szpitala, w kt&rym ma zamiar podj prac, a raczej odby sta na warunkach 'inansowych, o kt&rych nie moe powiedzie rodzicom, bo ich rado z nominacji syna na 6ana Coktora od razu przeobraziaby si w $niew, a potem w rozpacz) =to wic cho Adam co tam m$licie przeczuwa, cze$o tam trwoliwie si domyla, mimo to dziwi si i boi, stojc przed $ustownym, drewnianym domem wy$ldajcym na wieo postawiony, na czce pod lasem, w miejscu je$o pierwszych zabaw w lekarza z c&rk ssiad&w, miejscu pierwsze$o rozczarowania anatomiczne$o, miejscu odkrycia, e do braku zainteresowa motoryzacyjnych i hippicznych dochodzi jeszcze jeden zasadniczy brak, r&nicy $o od wszystkich innych wiejskich chopc&w) Adam zdezorientowany patrzy to na dom, to na okolic, to na rodzic&w, wreszcie pyta =jca( > 8zemu ten dom tu stoi1 > 6odoba mi si, synek, twoje pytanie) 08zemu ten dom tu stoi12 A co, ma lee1 ;toi, bo kto $o postawi, Fe, heB > =statnim razem nic tu nie stao? > #rawo, synek, spostrze$awczo masz po mnie) Ale te, jak to m&wi, nic nie stao na przeszkodzie, eby tu taki domek postawi) > Dato, a czemu my? stoimy przed tym domem1 > Adam zadaje pytania jak 8zerwony :apturek, kt&ry rozpozna wilka w przebraniu babci i chce odwlec chwil nieuchronne$o poarcia, kt&re wanie nastpuje, nieodwoalnie, bo "atka wyjmuje pk kluczy i podaje mu, m&wic(

> Cla pana doktora) Ach, wic jednak, kupili mu dom, ba, zbudowali $o, wybrali model, a pewnie i urzdzili dla swe$o syna jednorodzone$o, kt&ry przecie na pewno na ojcowizn wr&ci, o niczym innym nie marzy, myli Adam i nie bierze kluczy, cho "atka wyci$a rk i pyta zawiedziona, a raczej zmartwiona, ze zami w oczach( > *ie podoba ci si1 "atka prawie zawsze ma zy w oczach, jak si mieje, to do ez, jak si z cze$o cieszy, to si wzrusza i pacze ze szczcia, jak j co zmartwi, te zawi, a w dni powszednie, pozbawione szcze$&lnych powod&w, pro'ilaktycznie uala si nad sob, biadoli sobie i popakuje ot tak, eby oczy przeczyci+ Adam widzi, e wiotka odyka"atka dry, cho jest bezwietrznie, i $otowa si zama, jeliby wyrazi sw&j sprzeciw wobec tych kluczy, te$o domu, tej idei, kt&r wanie sobie w peni uwiadomi+ ten dom to puapka, myli Adam i wie, e przyjmujc pk kluczy z matczynej rki, podpisze na siebie wyrok, zaoy sobie ptl z ppowiny na szyj, dokona katastro'alnej re$resji, a lata studi&w, kt&re uwaa za prolo$ do samodzielnoci, stan si tylko pojedyncz wyrw w je$o udomowieniu pod rodzicielskim dachem+ Adam krci $ow patrzc w szkliste oczy "atki, jakby chcia jej powiedzie to, cze$o na $os wypowiedzie si nie odway( e nie dla nich sko czy studia, lecz dla siebieB Deraz =jciec ratuje sytuacj, zdecydowanym ruchem przejmuje klucze, otwiera dom i wci$a Adama do rodka, do odyki m&wic z niecodzienn a$odnoci( > Hch, matka, ty ju wystrachana) 8o si ma nie podoba, synek po prostu, jak to m&wi, oniemia z wraenia) I ju zaczyna oprowadza Adama jak kustosz po muzeum, matka czapie krok za nimi, zaczyna si zwiedzanie, =jciec ci$nie Adama za rk, trzymajc j w prze$ubie, tak jak przed laty, kiedy Adam nie mia ochoty nauczy si pywa, kiedy nie chcia

bra udziau w winiobiciu, kiedy wstydzi si zata czy z dziewczyn na weselu kuzyna > zawsze rka =jca apaa $o w prze$ubie i ci$na, tym straszliwiej, e bez brutalnoci) *ie, =jciec ni$dy si z Adamem nie szarpa, spokojnie dopina swe$o, je$o si bya sia spokoju i elaznej konsekwencji, bya te udrk Adama+ kiedy zaci$nity do jeziora, rze,ni albo na parkiet nadal stawia op&r, =jciec rezy$nowa z przymuszania, na$le stawa si a$odny jak baranek, tapla si w wodzie sam, osobicie wytacza krew z aorty knura, obraca w art taneczn niesubordynacj+ i wszystko byoby dobrze, $dyby po powrocie do domu nie zamyka Adama w specjalnie urzdzonej piwniczce, wyposaonej w polowe &ko, koc i kr&tk wieczk, tak wymierzon, by wiecia $odzink, moe dwie, =jciec nazywa to miejsce z a s t a n a w i a l n i + zamyka tam syna na klucz, wiedzc, e Adam nicze$o tak si nie boi jak ciemnoci, e Adam wyobraa sobie pieko jako wiat bez wiata, e nie wytrzyma tam du$o, zamyka $o wic i m&wi( 0;ynu, tu si bdziesz mia czas wyciszy i troch nad sob pozastanawia) Kdyby cze$o potrzebowa albo zmieni zdanie w jakiej sprawie, co do kt&rej si nie z$adzamy, tylko zapukaj od rodka2) I Adam myla $odzink, moe dwie, i tumaczy sobie, e przecie kiedy ju nauczy si pywa, nie bdzie si ba wody i w przyszoci bdzie m&$ przemierza oceany, poznajc nowe ldy i wysyajc z nich kartki do domu, kiedy ju nauczy si zarzyna winiaka, przestanie $o brzydzi widok krwi i bdzie m&$ naprawd leczy ludzi, kiedy odway si zata czy z dziewczyn, bdzie m&$ p&j na dyskotek w miecie i pozna jakie$o chopaka+ Adam zastanawia si przy do$asajcym o$arku, jaka jest r&nica midzy niechci, lkiem i $roz, a kiedy pomyk $as, zaznawa tej r&nicy empirycznie, natychmiast podbie$a do drzwi, puka, potem wali pici, wreszcie omota, wrzeszczc, eby $o wypuszczono, ale =jciec nader niespiesznie nadchodzi, z kadym kolejnym pobytem w zastanawialni Adam czeka na oswobodzenie duej,

-L

=jciec dba bowiem o to, by syn walczy z lkiem, nawet jeli z kadej kolejnej potyczki wychodzi jeszcze bardziej prze$rany, roztrzsiony i upokorzony+ wana bya walka, nauka borykania si z wasn saboci, =jciec nie szanowa ludzi sabych, a przecie nie m&$ sobie pozwoli na to, by nie szanowa wasne$o syna, musia $o wychowa na mczyzn walczce$o) > 3szystkie papiery my ju za ciebie pozaatwiali, z notariuszem mam do$adane, wystarczy e si podpiszesz synu i chaupka jest twoja) 6rosz ja ciebie, prosto z katalo$u, domek jak si patrzy, z drewna, trzy miesice i $otowe, prosz bardzo, kuchnia jest, azienki dwie, jedna na pitrze, tu pok&j na $abinet jak ula, tu sypialnia > o, z wyjciem tajnym, he, he, synu? =jciec ju $o puci, za$odnia, zachwycony, jakby do$lda wntrz paacowych, nawija dalej do matki, przechodzi z ni $dzie do kuchni, azienki, kolejne$o pokoju, zaa'erowany ci$nie dalej( > Du se dla dzieci pokoik urzdzicie, jak ju si oenisz wreszcie nareszcie, a na razie moe by $ocinny? Adam zostaje w sypialni i sprawdza sprytnie pomylan dro$ ewakuacji, tajne drzwiczki, wychodzi nimi przed dom, siada na schodkach, podpiera $ow jak przydrony witek i rozmyla, czy =jciec wie, e od czasu pobyt&w w zastanawialni Adam czuje si bezpiecznie tylko w pomieszczeniach majcych dodatkowe wyjcie, co najmniej dwoje drzwi wyjciowych, Adam zastanawia si, czy =jciec okaza si a tak przewidujcy i wspaniaomylny, czy te to standardowe rozwizanie z katalo$u budowlane$o)

Ros& we troje) ;iedz przy rosole) !ak wiat wiatem na czas rosou wszystkie
swary, dziaania 'rontowe, nadchodzce kataklizmy, domniemane choroby, kryzysy

--

mae skie ule$aj zawieszeniu, ros& jest poza rzeczywistoci, ros&, nawet jeli nie brata, nawet kiedy nie jedna, kae wzi w cudzys&w wszystko to, co si powiedziao w $niewie, wszystko, ku czemu si pdzio na zamanie karku, wszelkie pochopnoci, kt&re si uczynio, ros& potrzebuje spokoju, wyma$a pene$o skupienia na sobie, stworzenia wsp&lnoty ciszy rosoowej, kt&r przerwa moe czasem tylko d,wik sztuc&w uderzajcych o talerz) Mos& rzecz jasna z kury szczliwej, co to latami plotkowaa z kokoszkami na okolicznych podw&rkach, swobodnie dziobic ziarno, tuciutki, z $&r warzyw i makaronu domowej roboty, takie$o rosou nie mona zje od razu, nie mona $o spro'anowa, pijc duszkiem, to nie jest rosoek byskawiczny, ten ros& musi da czas wszystkim, kt&rych wok& siebie zebra, by roz$rzewajc nim odki, ostudzili $owy, przy takim rosole siedzi Adam z rodzicami i czeka, co te powie =jciec, czy w o$&le co powie, czy te $ot&w milcze do mierci, obraony na syna, kt&ry dopiero co oznajmi, e raczej nie myla o powrocie na wie, bo najwaniejszy jest dla nie$o teraz sta w szpitalu, i cho miejsce w akademiku ju mu nie przysu$uje, woli wynaj sobie co w miecie ni dojeda, musiaby wtedy wstawa $odzin wczeniej, ponadto lepiej przecie by w pobliu, $dyby jaki na$y wypadek, zastpstwo na dyurze, a poza tym poza tym .to jednak oznajmi p&$osem, tak e =jciec nie dosysza, prosi, eby mu powt&rzy $ono i wyra,nie, Adam powt&rzy wic niewiele $oniej/, poza tym wszystkim on naprawd chciaby spr&bowa sam, znaczy, te$o, samodzielnie) Mos& ma si ku ko cowi, a oni wci milcz, wy$lda to jak jakie posiedzenie rady plemiennej nad szama skim wywarem, jakby czekali, a halucyno$enne substancje wymoszcz si w ich krwi i wywoaj trans, Adam istotnie zaczyna odczuwa rosoow senno, wspinajc si od pene$o odka przez przepon a po skronie, ostatnie yki dojada ju duo wolniej, bojc si, e z ko cem rosou zako czy

-4

si rozejm i =jciec zrobi co duo straszniejsze$o, ni mo$oby Adamowi przyj do $owy, =jciec, kt&ry ni$dy si nie piekli, lecz spok&j, kt&ry z pozoru zachowuje, jest piekielnie niebezpieczny+ "atka sama nie odway si odezwa, zreszt nie wiedziaaby, co powiedzie, jak o$arn myl t na$ zmian, =jciec musi nada ksztat jej mylom, dopiero kiedy on co powie, wszystko stanie si jasne, "atka czeka wic na sowa =jca, dopiero wtedy zacznie mu wt&rowa, a rosoow cisz zastpi rodzinny $war, och, $dyby m&$ by $warem beztroskim, "atka jest krucha jak wydmuszka, pka pod ciarem trosk, i cho zatroskanie jest jej specjalnoci, by nie rzec( sposobem na ycie, dzi ju wystarczajco duo musiaa unie na swojej skorupce, czeka wic z nadziej na sowa =jca, doczekuje si( > *o przecie nic si nie stao) Comek poczeka, a ci przyjdzie pora na stare mieci wr&ci) Do ju i tak twoje, akt wasnoci podpisany, a klucze se we,miesz, jak ci przyjdzie ochota tu zamieszka) "atka natychmiast podchwytuje dyskurs, jakby baa si, e =jciec tak naprawd walczy ze sob i zaraz wstanie od stou, powie( 0!ednak nie, nie mo$ si z tym po$odzi2, i zostawi ich samym sobie( > A pewnie, e tak) *iech se chopak troch popracuje w miecie, pozarabia? > :obite se znajdzie? > A jakeby inaczy? > A z kobitami, he, he, to zasada jest jedna sprawdzona( pikna kobita nie musi by, pikny to ma by ko , jak $o na tar$u kupujesz) :obite se musisz wybra rasow) 6ikne konie tu ju na ciebie czekaj, rasow kobit nam przywie,, co, matka, ni mom racji1 Den niewyszukany dowcip Adam ju skd zna, =jciec uywa $o w chwilach zakopotania jak ma$iczne$o zaklcia, kt&re oznacza, e jest zmczony niezrczn

-7

sytuacj i chciaby wr&ci na poziom prostych prawd, jasnych podzia&w, na poziom tak zwane$o chopskie$o rozumu) "atka znowu si wzrusza, wszak napicie opado, zawi na widok syna i ojca w z$odzie przy stole siedzcych, $aska Adama po $owie) > 8acany jeste, wraliwy, taki :azio dobroduszniak, oj, eby ty na dobr kobiet tra'i, Ada, bo takich jak ty najatwiej skrzywdzi? I tu si za$alopowaa, bo wraliwo i podatno na krzywd to nie s idealne mskie cechy, =jciec jest rozdraniony, "atka co'a rk przestraszona, ojciec $romi( > Dy $o tam nie pie, nie ciskoj $o tak? Dakie chechlanie to z dzieckiem, nie z chopem) "atka pr&buje si broni odwieczn 'ormuk, kltw nieodppowionych( > Cla mnie on zawsze bdzie moim dzieckiem, dla matki syn dzieckiem zostaje na zawsze? > Cobra, synu, pojedlim, to ci wezm na mski spacer, he, si przejdziemy, po$adamy se jak chop z chopem, e tak powiem, ju cosi tam przy$otowane mom, eby nam si dobrze $adao? =jciec znajduje wyjcie w wyjciu, do kt&re$o kieruje Adama, apic $o za prze$ub .wic Adam nie ma wyjcia, tak na chopski rozum/)

Mski spacer nie jest zbyt odle$y, chocia mczy jak caodzienna wspinaczka,
Adam nie przywyk do mskich spacer&w, pije niechtnie i od wielkie$o dzwonu, jeli ju, to czerwone wino, =jciec za specjalnie na t historyczn chwil wyj 'laszk litewskie$o rumu, Adam ju po pierwszym yku zaczyna apa powietrze, czuje, e je$o or$anizm przeywa tpnicie, to si nie moe dobrze sko czy, ale Adam stara si nie okazywa zmczenia, jeszcze tylko ten spacer, jutro skoro wit wyjedzie, a co tam, w

-9

ko cu raz w yciu ko czy si studia, czy moe by lepsza okazja, eby si upi, poza tym to nie jest niedobre, tylko za mocne, mo$o by $orzej, ojciec m&$ $o poczstowa tak zwanym winem z czereni, =jciec jest dumny ze swoje$o wyrobu, Adam nie miaby tumaczy mu, e wino, jak sama nazwa wskazuje, robi si z wino$ron, =jciec wymiaby $o, uznaby, e na tych studiach we bie mu si poprzewracao, z dziada pradziada na wsi pdzili wino czereniowe, tajniki przepisu sobie przekazujc, bo to nie wystarczy, eby owoce s'ermentoway, trza wiedzie, jak wino pdzi, o tak, mo$o by $orzej, czereniowe wino =jca zawsze wywoywao u Adama z$a$ i mdoci, rum na szczcie wykonali pro'esjonalici, =jciec przywi&z $o z jakiej dawnej wycieczki, trzyma latami i oto nadarzyo si, mski spacer z panem doktorem, kr&tki, bo do nadproa nowe$o domu drewniane$o, tymczasowo niechciane$o, sto pidziesit metr&w, i to w poziomie, nie w cianie, cho rozpoznawalno pionu i poziomu z wolna w Adamie zanika, Adam patrzy na etykiet i pr&buje odczyta liczb procent&w czyste$o etanolu, pi tysicy pidziesit procent, przecie to niemoliwe, myli Adam i mruy jedno oko, pidziesit procent, m&j #oe, to mnie zabije, myli Adam i sucha =jca, kt&ry tumaczy si, tumaczy sobie, poddaje sytuacj analizie) > #o my z matk by chcieli eby ty mio wszystko jak najlepi Adam mimowolnie podejmuje dialo$ z =jcem, pr&bujc obliczy liczb pustych kalorii w pidziesiciomili$ramowym yku pidziesicioprocentowe$o rumu) > Mozumiem, tato) > Dylko my, durne, chcieliby mie ci od razu przy sobie) > 3iem tato? > A to tak nie da si) > Dak, tato? > !ak wiat wiatem, dzieci od rodzic&w odchodzo na swoje)

-<

> "hm? > A przecie w #iblii powiedziane jest, zostawisz ojca i matk, czy co tam? > "m? > ?i p&jdziesz za on? *o jest co takie$o, synu, nie1 >? Adam pr&buje utrzyma r&wnowa$ w pozycji siedzcej, myli, czy aby nie umrze z wyczerpania na tej przechadzce, czuje, e musi wsta, bo im bardziej jest nieruchomy, tym szybciej rusza si ziemia+ na$le w pobliu zaczynaj wciekle ujada psy, sycha te jakie wrzaski, prawdopodobnie pijackie, ale te$o ju Adam dokadnie oszacowa nie moe, nie jest te pewien, czy naprawd syszy psy, moe to w je$o m&z$u rum szczeka+ spo$lda pytajco na =jc&w, m&wicych jednym $osem) > Fe, he, staremu :ubicy znowu psy przywie,li) 8hod,, zobaczysz kacapa) Deraz przydaaby si i do na prze$ubie, Adam nie nada za =jcami, no$i $ubi trop, ale nic to, spacer doko czy naley, szuka wzrokiem =jc&w, przymyka jedno oko, jeden =jciec ukry si za drzewem i daje mu zna, eby podszed, popatrzy) Adam mruy, patrzy, widzi, e za potem :ubicy, ssiada nie tak stare$o, jak durne$o, bie$aj i ujadaj niemiosiernie dwa rottweilery) 8hwiejny :ubica pr&buje si dosta do rodka, ale kiedy tylko troch uchyla 'urtk, psy natychmiast wpychaj swoje wcieke pyski w szpar, pr&bujc $o u$ry,) =jciec analizuje, tumaczy+ > =d kiedy do partii sie zapiso, odbio mu cakiem) 6sy wynaj) *a noc mu je przywo? Cobrze pies $ro,ny w o$rodzie wy$lda? jakby si kto zakrad? "&wi, e na pewnym poziomie psy trza mie? Adam pyta =jca, nie poznajc wasne$o $osu, pr&bujc sobie przypomnie, jakie$o jzyka uywa na co dzie ( > ;zemuonetakiezes1 *iepoznaj$o1

-@

> A bo to czasu ni mo, eby bestie oswoi? A jak du$o z szynku nie wraca, stara mu dom zamyka i idzie spa) =jciec poci$a yk rumu, delektujc si trunkiem, po czym nachyla si ku Adamowi, jakby chcia mu wyjawi jak tajemnic, ale zauwaa sabo, nie, tak by te$o nie nazwa, widzi chwilowe osabienie syna, w ko cu rumisko mocne e u-cha, jemu samemu zy do oczu podchodz, moe troch przesadzi, synek zdrowy tryb ycia prowadzi, ludzi leczy bdzie, moe niepotrzebnie w o$&le ten rum wyjmowa, trzeba byo wina czereniowe$o, duej by sobie po$adali, a tak musi synka pod rami wzi, eby nie upad, i do domu prowadzi+ Adam pow&czy no$ami, tato, zwolnij albo we, mnie na barana, myli i odpywa w nieprzytomno+ w resztkach wiadomoci l$nie si poczucie winy) Do z nim si obudzi nastpne$o dnia o wicie, tylko to nieokrelone poczucie winy pamita bdzie, jak r&wnie to, e autobus odjeda o sz&stej czterdzieci pi, czyli zaraz, czyli trzeba biec mimo zawrot&w $owy, kokowate$o jzyka i rozstrojenia orodkowe$o ukadu nerwowe$o) Cobie$nie, autobus bdzie ju sta z wczonym silnikiem+ usidzie, odetchnie i zanim ponownie zanie, zdy sprawdzi, czemu chlebak ma taki wypchany > matka kanapki woya i herbat w termosiku > i czuoci ukoysany, spokojnie przepi pierwsz 'az kaca)

-E

2
Robert wy$lda niezdrowo, od pewne$o czasu sam to zauwaa) Nona czsto
zwracaa mu uwa$, eby zacz dba o wy$ld, bo ubiera si byle jak, nie $oli porzdnie, sprawia wraenie wiecznie skacowane$o, co ludzie sobie o nim pomyl, powinien bardziej zwraca uwa$ na to, jak $o postrze$aj, w ko cu nie jest byle kim, za byle ko$o by nie wysza, przez pewien czas by nawet osob publiczn, $dyby nie przesta pisa, wci by ni by, pisma dla kobiet miayby na nie$o oko, byby brany pod uwa$ w rankin$ach najpikniejszych ludzi roku, w ko cu jest przystojny, w ko cu nie jest taka pewna, czy $dyby nie by przystojny, pozwoliaby mu si uwie, nie jest taka pewna, czy $dyby chodzio tylko o te je$o pikne s&wka, pisane i m&wione, o to je$o synne mistrzostwo s&w i s&wek, wyszaby za nie$o za m, prawdopodobnie zostaa je$o Non dlate$o, e poznaa $o akurat w momencie, kiedy je$o mistrzostwo i je$o przystojno osi$ny 'az szczytow, zostaa Non przystojne$o mistrza sowa, trudno jej wic po$odzi si teraz z tym, e przesta pisa, jak r&wnie dobrze wy$lda, dlate$o zacza mu zwraca uwa$, e si zaniedba na ciele i umyle, owszem, czsto mu powtarzaa, e wy$lda ,le, ale jak dotd nie zauwaya te$o, co zaniepokoio same$o Moberta, a mianowicie niezbite$o 'aktu w niezbitym lustrze objawione$o( Mobert zacz wy$lda niezdrowo) Oekarz odesa $o do inne$o lekarza, inny lekarz odesa do specjalisty, specjalista odesa $o na badania, a kiedy zobaczy wyniki, zapyta, jak duo Mobert pali i od kiedy pije, dowiedzia si, e Mobert co prawda troch popala, eby nie ob$ryza paznokci, ale za to nie pije prawie wcale, po pijaku nie m&$by pracowa, wtedy lekarz zapyta $dzie Mobert pracuje i w jakich warunkach, tylko niech nie owija w bawen, bo wyniki nie s zbyt ciekawe, Mobert odpowiedzia, e normalnie pracowa w domu, ale od -G

pewne$o czasu w biurze, w sdowym archiwum, De mu to zaatwi, eby mia spok&j, tam prawie nikt nie przychodzi caymi dniami, moe si skupi na pisaniu, lekarz zapyta( 0Do czym pan si waciwie zajmuje12, Mobert odpowiedzia, e teoretycznie jest pisarzem, poda mu tytu swojej ostatniej ksiki, lekarz przyzna, e co mu si obio o uszy, ale Mobert nie uwierzy, ksika bowiem ukazaa si zbyt dawno, ludzie maj kr&tk pami, lekarz zapyta( 0Clacze$o pan powiedzia PteoretycznieQ12, Mobert odpar, e w praktyce nie jest ju pisarzem, bo nie pisze, od pewne$o czasu nie moe zebra myli, a kiedy pr&buje si skupi, wysili umys w tw&rczy spos&b, robi si senny, znuony, nie wie, czy to moe mie zwizek z tym je$o niezdrowym wy$ldem i nieciekawymi wynikami+ 03szystko moliwe > odpowiedzia lekarz > bdziemy musieli pana jeszcze raz zbada dokadniej2+ Mobert zbada si jeszcze raz dokadniej, dzi ma odebra wyniki) Mobert spo$lda przez okno swoje$o pokoiku w archiwum, mieszczcym si w suterenie $machu biblioteki sdowej, wok& nie$o pitrz si rzdy obrosych kurzem skoroszyt&w, okno znajduje si na wysokoci trotuaru, Mobert spo$lda na przechodzcych ludzi z abiej perspektywy, widzi tylko ich no$i) "yli o swoich poprzednikach, o tych wszystkich ludziach, kt&rzy wczeniej od nie$o pracowali w tym miejscu, sd stoi tu od czas&w midzywojnia, Mobert pr&buje policzy, ilu urzdnik&w nadzorowao sdowe zbiory w tym archiwum z oknem na wysokoci chodnika, na poz&r o$raniczajcym widok, ale te odsaniajcym to, co ludzkim oczom zazwyczaj niedostpne, jaki to miao wpyw na ich psychik i wiatopo$ld, a raczej wiatop o d $ l d , si rzeczy nie spos&b bowiem z tej perspektywy spojrze ludziom w oczy, mona tylko popatrywa na ich no$i, przy odrobinie wysiku zerkajc nieco wyej, Mobert mia si tu skupi na pisaniu, ale od kiedy zajrza pod sukienk z$rabnym modym no$om, nieukoronowanym adn koronk, od kiedy ujrza niczym

-J

niechroniony r&wniutko wy$olony paseczek nad cipk .nie m&$ znale, inne$o sowa na t mia wiosenn otwarto/, od kiedy wic zacza $o rozprasza wiadomo cipki raz ujrzanej, a zatem moliwej do zobaczenia powt&rne$o, nie m&$ ju pisa, lecz rozlubowa si bez reszty w spo$ldaniu ludziom na no$i, czasem za za$ldaniu midzy no$i, w oczekiwaniu na cipk .w porach ciepych zdarzay si wcale czsto/, domyla sobie do n&$ twarze, wyobraa sobie, jaka twarz moe pasowa do n&$, czy no$i z$rabne oznaczaj twarz pikn, czy kolawe $iczoy musz nalee do $by kaprawej, przecie nie wszystko na wiecie jest tak oczywiste, wiatopod$ld odsania tylko cz prawdy o ludziach, Mobert caymi $odzinami zajmowa si wic rozwaaniem, jaka to $ba lub twarz kryje si za danym chodem, butami, spodniami, rajstopami, majtkami, najbardziej za si $owi, czyje to cipki tak odwanie nad nim przemykaj+ z czasem spekulacje zastpia zimna analiza, Mobert sta si w tym cakiem niezy, teraz jest ju naprawd dobry, cae miasto rozpoznaje po chodzie, wie wicej, ni powinien, m&$by z tej wiedzy skorzysta, $dyby nie to, e najbardziej interesuj $o cipki) Mobert wy$lda przez okno, dzi jest niestety dzie chodny, tsknota za cipk nie znajdzie ukojenia, mimo to Mobert nie traci nadziei, wykrzywia si pod oknem, eby zobaczy jak najwicej, musi wy$lda naprawd dziwacznie+ kiedy 6raktykantka uchyla drzwi, Mobert wy$lda na tyle dziwacznie, e sama nie wie, czy moe wej i przerwa to, co si dzieje, czy zaskakujc Moberta, nie odkryje w nim wariata, czy nie zdemaskuje jakiej je$o tajemnicy, naraajc si tym samym na skutki niespodziewane$o ataku je$o szale stwa+ 6raktykantka zamiera wic w uchylonych drzwiach i czeka, i patrzy, pod$lda pod$ldajce$o, wpatruje si, a moe i zapatruje na nie$o, bo a drzwi od tych zapatrywa szczkaj, nie ma odwrotu, trzeba wej, zamarkowawszy wejcie z marszu, eby nie wzbudzi podejrze , e co zdoaa podejrze+ Mobert natychmiast odpycha si no$ami od ciany i dojeda na ruchomym

4L

krzele do biurka, przybierajc urzdnicz postaw) 6raktykantka jest liczna, w dodatku licznie udaje, e niby z marszu, bez pukania, bez pardonu, jak do swe$o po swoje, ju ka mu chce na biurku narcze teczek( > Kdyby mi pan to przy$otowa na? > Copiero teraz podnosi oczy liczne i roz$lda si wok& tak licznie, i urywa w p& zdania, e niby zdezorientowana, e si pomylia( > Aaraz, a co to jest za pok&j1 Mobert nabra podejrze pen $arci, 6raktykantka jest podejrzanie liczna, zbyt liczna na 6raktykantk, Mobert spo$lda na jej no$i i $ow daby sobie uci, e to nie no$i 6raktykantki, moe i ona praktykuje co nieco tu i &wdzie, ale raczej nie w $machu sdu, to nie jest uroda sdowa, to nie jest uroda $maszysk ponurych i monotonnych, to jest uroda zjawiskowa, Mobert tumaczy zjawisku 'aszywej 6raktykantki, $dzie si znajduj, nie dociekajc, skd ona tu i co udaje( > Archiwum, szanowna pani) 6raktykantka wychodzi przed drzwi, sprawdza tabliczk, klepie si w $ow, .czyni to licznie/, a potem zaprzecza swemu $estowi( > #oe, ja dzisiaj jestem bez $owy zupenie, no) *ie na to pitro zjechaam? I wychodzi, tak licznie spo$ldajc przepraszajco) Mobert wie ju, e absolutnie nicze$o dzisiaj nie napisze, zosta de'initywnie rozproszony, co $orsza, domyla si, e to sprawka Decia, De jako czowiek wpywowy ma dostp do urodziwych hostess, kt&re ze znawstwem wyawia i czyni sekretarkami w swoim biurze poselskim, De jest kolekcjonerem sekretarek, kt&re z czasem zaczynaj by wobec siebie nieuprzejme, kiedy wic sekretariat Decia si przeludni, De wysya wybrane sekretarki z zadaniami specjalnymi+ ow& jednym z tych zada s przeszpie$i w $machu sdu, De chciaby mie pewno, e je$o zi naleycie korzysta z kom'ortowych warunk&w, jakie mu zostay stworzone, na pa stwowej posadzie za redni krajow ma przeamywa

4-

pisarski kryzys, po to, eby wreszcie wr&ci do 'ormy, a mianowicie sta si powszechnie uznawanym mistrzem sowa, tylko w ten bowiem spos&b przysporzy moe Deciowi dodatkowej estymy+ De, przyzwalajc na mae stwo c&rki z tw&rc powszechnie uznawanym, nie bra pod uwa$, e tym samym skazuje j na ycie z tw&rc wypalonym, bo powszechne uznanie prdzej czy p&,niej powoduje syndrom wypalenia, De chciaby mie pewno, e Mobert robi co w kierunku waciwym, a mianowicie w kierunku przysparzania mu dodatkowej estymy, De wysya wic od czasu do czasu sekretarki w roli szpie$&w, dyskretnie instruujc je, jak czujne$o i podejrzliwe$o Moberta sprawdza, jakich sztuczek uywa, by sprawdzian okaza si wiary$odny, a Mobert nie wiedzia, e zosta sprawdzony+ c& std, kiedy wszystkie sekretarki Decia s nieuleczalnie liczne, Mobert demaskuje kad z nich od pierwsze$o wejrzenia) Mobert wzdycha, roz$lda si smtnie po pustym pokoju+ 6raktykantka po wyjciu staa si jeszcze liczniejsza)

Robert porzuca monotoni ponure$o $maszyska, melancholizowa si ju


wystarczajco du$o, na 'ajrant bij dzwony okoliczne, wychodzi o precyzyjnie ustalonej porze, jak w kady dzie roboczy, nicze$o tu zmieni nie podobna, Mobert, od kiedy oeni si z Non, enic si tym samym z Deciem i Deciow, weniajc si w ich dom, jest czowiekiem kontrolowanym) 3czeniej, kiedy by jeszcze pisarzem piszcym i nieonatym, mia do siebie al o brak dyscypliny, rytmu, re$uy, wedle kt&rej yby i pisa w spos&b uporzdkowany) Amczony wolnoci pokocha wic kobiet, kt&ra wydaa mu si zdyscyplinowana i uoona, a potem oeni si z ni, majc nadziej, e jako Nona zrobi w je$o yciu radykalne porzdki, e dziki mae stwu Mobert stanie si tw&rc piszcym rytmicznie i re$ularnie) *iestety, od

44

kiedy oeni si z Non, Deciem i Deciow, sta si pisarzem niepiszcym, mimo e je$o ycie nabrao rytmu i re$ularnoci, jakiej nie wyniby w mali$nie) Mobert wychodzi z $machu sdu rejonowe$o na parkin$, wsiada do samochodu, dokadnie w momencie woenia kluczyk&w do stacyjki syszy dzwonek tele'onu, Nona dzwoni, pyta( > !este ju w aucie1 Mobert jest ju w aucie) > 3 aptece bye rano czy zapomniae1 Mobert nie by, zapomnia, teraz podjedzie) > #oe, co za czowiek, to teraz nie jed,, bo znowu w korkach utkwisz, wracaj do domu, roboty peno, nie klucz po miecie) Mobert nie widzi potrzeby dalszej rozmowy, kontrola zostaa przeprowadzona, m&wi, e wjeda pod mosty, e mu zasi$ znika, przerywa poczenie, jedzie spokojnie ulic, kluczy po miecie, kierujc si za$szczeniem aut, wreszcie pakuje si w najbardziej zakorkowany odcinek i wcza sobie muzyk) Mobert jest mionikiem stania w ulicznych korkach, prawdopodobnie jedynym w miecie, kt&re jest zapchane coraz bardziej przez coraz to nowych nabywc&w aut, coraz bardziej nerwowych, bo przepustowo ulic zmniejsza si tak prdko, jak zwiksza si zdolno kredytowa obywateli) Mobert sucha muzyki i popatruje z zadowoleniem na kierowc&w, wierccych si, odpalajcych niecierpliwie papierosy, bbnicych palcami po kierownicy, trbicych beznadziejnie i bez sensu, wychylajcych $owy przez okna swoich nowych woz&w, roz$ldajcych si na wszystkie strony, jakby szukali moliwoci ucieczki, skr&tu, bo przecie kurwa nie po to kupowali nowe auto eby do chuja pana sta w jebanym korku i wolniej si porusza ni kurwa na rowerze jakby se chcieli poje,dzi na rowerze toby se kurwa je$o ma kupili pierdolony rower zwaszcza

47

biorc pod uwa$ e za cen tej bryki toby mo$li se kupi w chuj rower&w 'abryk ca no kurrrrwa nieche si co ruszy wreszcie bo ich kurwica we,mie) Mobert te zapala papierosa, w biurze zakaz, w domu aler$ia Nony, tylko w samochodzie moe sobie zapali spokojnie, niespiesznie, do same$o 'iltra, w dodatku przy muzyce, kt&rej Nona nie zniosaby, nie zrozumiaa, Nona dostaje mi$reny od muzyki, ona odpoczywa przy muzyczce, Mobert musia si z tym po$odzi, jak i z wieloma innymi zasadami, ze skwaszon min musia przyj zasady rzdzce je$o yciem rodzinnym, sta si czowiekiem kompromisu, konieczne$o, by ycie rodzinne nie stao si rodzinnym piekem+ Mobert pamita rodzinne pieko z domu swoich rodzic&w, o kt&rych ani sowa wicej) Mobert boi si pieka, wic wybiera kompromisy, co wcale nie jest takie uciliwe, przecie moe sobie pali i sucha muzyki w samochodzie, nie musi si nawet skupia na prowadzeniu, bo stoi w korku) ;alony samochodowe prosperuj znakomicie, banki kade$o dnia pas si na procentach, wikszo samochod&w stojcych w korku jest wasnoci bank&w, ich waciciele, lichwiarze nienicy koszmar&w o siekierze narwa ca, dawno ju przesiedli si do poci$&w, marsz z dworca do banku zastpuje im poranny jo$$in$, c& za ekonomia czasu, waciciele bank&w osobicie prowadz samochody tylko za $ranic, lubi si rozpdza, w kraju o malejcej kade$o dnia przepustowoci rozpdzi si nie spos&b, wystarczy jednak przekroczy $ranic i mona da wolne kierowcy, pooy marynark na siedzeniu obok i rozpdzi si po europejsku, waciciele bank&w, pytani, skd pochodz, odpowiadaj ju od dawna RSrom Hurope, sir, like all o' us2, za $ranic nie chc sobie przypomina kraju, w kt&rym nie mona si rozpdzi, tak jak Mobert nie lubi wspomina domu swoich rodzic&w) Mobert rozkoszuje si dymem i muzyk, kierowcy nie znajduj w nim towarzysza niedoli, nie odczytuj dobrze je$o rozpromienionej twarzy, je$o yczliwych

49

umiech&w, z cze$o ten skurwysyn jest taki zadowolony, nie przychodzi im do $owy, e to uwizienie moe smakowa wolnoci+ papieros si ko czy, Mobert przypomina sobie, e musi odebra wyniki, zastanawia si, czy wci bd nieciekawe, czy ju po prostu ze)

Wyniki s prawdopodobnie jeszcze mniej ciekawe, ale to trzeba bdzie


skonsultowa ze specjalist+ nie dzi, w laboratorium nie chcieli mu powiedzie nicze$o konkretne$o, Mobert musi odczeka, ma termin w przyszym ty$odniu, ciekawe, czy choroba zachowa si wobec nie$o 'air i z$odzi si do te$o czasu nie rozwija, pewnie nie, bo przecie Mobert moe w razie potrzeby skorzysta z moliwoci prywatnej wizyty, poza kolejnoci, lecz Mobert ani myli, nie po to odprowadza kilkaset zotych miesicznie na ubezpieczenie, co dla pisarza niepiszce$o jest mimo wszystko zbyt powanym wydatkiem, Mobert nie chce wsp&tworzy chore$o i zakamane$o systemu, dla samej idei woli poczeka na sw&j termin, ma nadziej, e choroba we,mie to pod uwa$ i nie skorzysta podstpnie z tych kilku dni zwoki, zwaszcza jeli ma ju nad nim wyra,n przewa$, cze$o Mobert si domyla, ale wci jeszcze te$o nie wie na pewno+ Mobert woli t pewno odoy na p&,niej, na razie tylko wy$lda niezdrowo i ma nieciekawe wyniki, moe wic kluczy po miecie i zajecha pod ulubion ksi$arni, $dzie ulubiona ksi$arka miaa mu sprowadzi i odoy ksik .Nona co prawda dzwoni, niepokoi si, no ale przecie sta w korku, bo musia jeszcze do apteki/) :sika jest $ruba i dro$a, Mobert nie ma skrupu&w, lecz bdzie musia zdrapa z niej cen i schowa tom $boko do torby, pod jej dno, do specjalne$o schowka na zakupy, kt&re odkryte w domu mo$yby wywoa niepotrzebn salw kliwych uwa$, to kolejny kompromis, kt&re$o Mobert si nauczy, z pewnymi drobiaz$ami lepiej si nie ujawnia, skoro mo$yby spowodowa wcale nie tak drobne nieprzyjemnoci,

4<

wystarczy przecie schowa nabytek pod dno, a na wierzchu uoy swoje szpar$ay, kupione lekarstwa, z takim kamu'laem torba jest $otowa do domowej kontroli+ Nona cierpi na natrctwo ruch&w, lubi ukradkiem sprawdza zawarto torby Moberta, $dyby znalaza w niej wieo kupion ksik, zdenerwowaaby si, e Mobert, zamiast zarabia na swojej literaturze, wyda pienidze na cudz, zamiast pisa, bdzie czyta, Mobert i tak od niepamitnych czas&w mia wyrzuty sumienia, e wicej czyta, ni pisa, teraz za, kiedy nie pisze wcale, wyrzut sumienia jest szcze$&lnie dotkliwy, nie trzeba mu o tym przypomina, nie trzeba dodatkowo psu przyjemnoci lektury+ Mobert chowa wic ksik tu po wyjciu z ksi$arni, chce wej do auta, ale zosta rozpoznany, nie obejdzie si bez rytualne$o podpisiku, a take, co $orsza, bez pytania, kt&re$o ulubiona ksi$arka ju od dawna nie zadaje .przestaaby wtedy by ulubion ksi$ark, Mobert zaopatrywaby si $dzie indziej/, ale wci cinie si ono na usta 'anom, a przecie nie mona im odm&wi prawa do niecierpliwoci) > :iedy pan znowu co napisze1 > pyta chopak zza plec&w dziewczyny, kt&r wypchn z ksik, eby uroczo dy$nwszy, potwierdzia tosamo Moberta i zowia auto$ra') > 8o mi si tam ci$le pisze? chocia si nie wydaje > odpowiada Mobert i umiecha si, zadowolony z te$o, e zachowa jeszcze resztki dawnej byskotliwoci, a zaraz potem posmutniay, e znowu musia skama( przecie nic si nie pisze, kiedy samo mu si pisao, ksika, kt&r wanie zadedykowa dziewczynie i chopakowi, te napisaa mu si sama, dlate$o wci jeszcze si sprzedaje, cho ju raczej z rozpdu) :iedy pisao mu si samo, potem zacz zmusza si do pisania, teraz ju tylko podpisuje swoje ksiki)

4@

Przychodzi pora, kiedy trzeba wr&ci, wej do domu, zdj paszcz i buty,
przej przez $&wny salon, w kt&rym cieki domownik&w przecinaj si najczciej, bo cho tak zwana $&ra naley do tak zwanych modych, to na dole, nalecym do rodzic&w, czyli teci&w, mieci si wsp&lna kuchnia, a take kominek i panoramiczna plazma, do kt&rych to o$nisk domowych l$nie Nona, a tym samym i Mobert unika ich nie moe+ cho $&ra naley do modych, do schod&w przechodzi si przez $&wny salon, nalecy do niemodych ju, lecz przecie zdrowo wy$ldajcych, zdrowy tryb ycia prowadzcych, jake aktywnych i wawych teci&w, czyli rodzic&w+ cilej m&wic, to De odpowiada za utrzymywanie wysokie$o poziomu wawoci w swoim mae stwie, De jako wpywowy polityk jest wawy za dwoje, wawy i zmylny, je$o zmylno wcale nie sabnie z wiekiem, wszystko robi zmylnie, zmylnie zaproponowa modym $&r, wiedzc, e z dou bd musieli korzysta, przeto nie straci kontaktu z c&rk, jako te kontroli nad jej mae skim samopoczuciem sprawowa m&$ bdzie) Mobert wita si z domownikami i zmierza do kuchni, De nie zwraca na nie$o uwa$i, przemierza salon z kaset wideo w doni, otwiera sza'k, w kt&rej stoj rzdy kaset, szuka wr&d nich nowej, eby m&c zarejestrowa kolejne ze swoich wystpie telewizyjnych, De umiejtnie udaje niech do udzielania wywiad&w, im czciej dziennikarze nkaj $o probami o wywiad, tym atwiej przychodzi mu udawa t niech, wci jednak udaje, uwielbia si o$lda w telewizji, dziennikarze nie mo$ $o przesta nka probami, nie maj wyboru, De wci jest $wiazd, zrobi z nim wywiad to $ratka, tyle lat, stary skurczybyk, utrzymuje si u obu i wci jeszcze nikt mu porzdnie nie dooy, ale nawet ci, kt&rzy spektakularnie pole$li, robi potem karier w telewizji, sama pr&ba dooenia Deciowi czyni dziennikarza $wiazd, wic wszyscy pr&buj si do nie$o dobra, ale De rzadko si z$adza, zna swoj warto, dlate$o stawia warunki, wybiera sobie rozm&wc&w, no i

4E

ni$dy, przeni$dy nie wystpuje na ywo) De szuka pustej kasety i nie moe znale,, wcieka si, bo tym razem zjada na nim zby szcze$&lnie ostra i dowiadczona w za$ryzaniu polityk&w dziennikarka, De jest czowiekiem czynu i porzdku, archiwizuje wszystkie swoje publiczne wystpy, nie rozumie, dlacze$o nie moe znale, pustej kasety+ nie musiaby na$rywa domowymi sposobami debat ze swoim udziaem, wystarczyoby poprosi, eby mu przesali pyt z pro$ramem, ale wtedy De musiaby si zdradzi, przecie udaje, e nie znosi wywiad&w) > !asna cholera, jasna cholera) *o nie ma, no) 6oko czyy si kasety, a za chwil si zacznie? "oe Deciowa co wie na ten temat+ od kiedy popada w szcze$&lne$o rodzaju reli$ijno, zrobia si na$le jaka zoliwa, od kiedy zacza uczszcza na zebrania or$anizowane w salkach katechetycznych i utrwala nowe znaczenia s&w( "oralno, =jczyzna, 6rawda, Modzina, Fistoria, kt&re wprowadzano w miejsce moralnoci, ojczyzny, prawdy, rodziny i historii, De zacz si o ni niepokoi, ni$dy wczeniej nie przejawiaa ideolo$icznej aktywnoci, w domu rodzinnym to on uosabia ideolo$iczn wawo, ni$dy nie byo midzy nimi kon'likt&w, Deciowa zawsze w peni utosamiaa si ze stanowiskiem ma, od pewne$o czasu jednak jej po$ldy zradykalizoway si, jej reli$ijno i zoliwo przybray na sile, De przy$lda si temu z najwyszym niepokojem, ale nie wszczyna spor&w, nie by przy$otowany na debaty domowe, tym bardziej e wszystkie debaty telewizyjne wy$rywa swoim zmylnie ar$umentowanym konserwatyzmem, wy$rywa swoimi radykalnie konserwatywnymi po$ldami, kt&re, opanowawszy za modu sztuk erystyki, wykada z niedoci$nion zmylnoci, nie by przy$otowany na sp&r z kim, kto uznawaby je$o postaw za zbyt kompromisow, a nawet zachowawcz, by nie rzec sualcz wobec wro$ich wartoci, tak za mielia ozorem Deciowa, albo mielio radyjko przy jej

4G

uchu+ De nie przyjmowa do wiadomoci, i$norowa, nie uznawa, way lekce mielenie Deciowej z radyjkiem, $dyby bowiem zarea$owa cho raz $niewem, $dyby da si wci$n w k&tni, tym samym uznaby prawo Deciowej do indywidualne$o, niezalene$o rozwoju wiatopo$ldu, a przecie to nie Deciowa miaa wiatopo$ld, lecz radyjko, jakeby De mia si wdawa w pysk&wk z radyjkiem, i$norowa wic ostentacyjnie, Deciowa ostentacyjnie po$aniaa+ p&ki nie kompromituje $o publicznie, nie bdzie interweniowa, tak sobie postanowi, ale coraz trudniej radzi sobie z jej zoliwoci) Anowu mu zoliwie przy$aduje( > I bardzo dobrze, e nie ma na co na$ra) Do masz za kar, e si nie z$odzi u ojca dobrodzieja wystpi? > A wanie, e si na$ra) I to na twojej kasecie, tam $dzie masz 'ilm z ostatniej piel$rzymki) *a zo tobie, bo mnie wkurzasz ju niemoliwie) Kdzie ona jest1 Kdzie jest ta kaseta1 Deciowa w ostatnich latach coraz czciej pere$rynuje, to ju nie s wycieczki k&ka para'ialne$o do Oichenia, to powane wyprawy rodziny radyjka pod auspicjami ojca dobrodzieja, 3ilno, "edju$orje, 8ork, Satima, ;antia$o de 8ompostela .!erozolima w planie na ten rok+ od kiedy ma w planie !erozolim, wyjmuje Deciowi po kryjomu z port'ela pienidze, wczeniej nie zdobyaby si na co takie$o, ale teraz traktuje to jak dywersj na tyach wro$a, od kiedy wspoma$a rodzin radyjka skon'iskowanymi pienidzmi i odkada na !erozolim, jej zoliwo wzmo$a si jak ni$dy dotd/, na$rywa, kolekcjonuje, ma swoj szu'ladk, ksi$i piel$rzymstwa polskie$o opisuje na paseczku, kali$ra'ujc literki) > A tej to na pewno nie znajdziesz) 6oyczyam, puszczaymy sobie w para'ii ostatnio, proboszczowi si tak spodobao? > !asna cholera, jasna cholera) *o si zaczyna ju, no?

4J

Dym razem na$rania nie bdzie, De zasiada w 'otelu, widzc siebie w 'otelu witajce$o si z publicznoci i pa stwem przed telewizorami, odruchowo skada donie, stykajc czubki palc&w, podstawy jzyka $est&w opanowa tak dawno i z tak dobrym skutkiem, e stay si jzykiem je$o odruch&w+ De o$lda siebie i przeywa debat po raz dru$i, mniej wicej pamita, co m&wi, szepcze pod nosem te same kwestie, podoba si sobie) Deciowa o$lda pro$ram po raz pierwszy, sucha pilniej od Decia, poznaje aktualn postaw polityczn przeciwnika, przy$lda si je$o metodom, wsuchuje si w zmylnie prowadzony dyskurs i cho reprezentowane wartoci s jej obce, uczy si, wyci$a wnioski)

ona nie moe przesta si rusza, jej drobne kroczki s wszdobylskie, drepcze
ca powierzchni st&p, jak !aponka, akcentujc pit kady krok, nie przestaje chodzi, otwiera i zamyka szu'lad, poprawia zason, przysuwa krzese, przestawia przedmiot&w z miejsca na miejsce, bez przerwy trajkocze pod nosem, pokichujc co kilka zda , taka jest, taka si staa, nie ma rady, jej natrctwo czynnoci obejmuje te Moberta, sama wci bdc w ruchu, ,le znosi widok bezczynnoci+ Mobert coraz czciej odnosi wraenie, jakby o$lda Non na 'ilmie z przyspieszonymi obrotami, na jeden je$o krok przypadaj cztery kroczki, zanim zdy jej odpowiedzie, syszy ju dwa kolejne pytania, Mobert mczy si przy Nonie, odpoczywa w spokoju swej biurowej smutni) :iedy pokocha wanie ywotno, ener$i, rozmowno tej kobiety, ale czas jest wro$iem zaurocze , teraz drobne kroki ony szukajcej dla nie$o kolejnych zaj wywouj w nim tsknot za krokiem wolnym, dostojnym, spacerowym, jej szybko wypowiadane komendy wywouj w nim $&d mowy niespiesznej, spokojnej, a nawet wizanej) Mobert lubi przesiadywa w szopce,

7L

markujc prac, postukujc motkiem, wkrcajc i wykrcajc rubk .$dyby Nona przysza sprawdzi, czy si nie rozleniwi, rubka jest porcznym alibi/) #ywao, e Mobert sam na sam ze rubk napawa si chwilami wolnoci, a nade wszystko powolnoci, bywao, e m&wi wolno do rubki, radonie oddalony od tupotu st&p maonki, 0=, rubko2, woacza uywa w chwilach szcze$&lne$o rozmarzenia i zadowolenia swoj tymczasowo odzyskan powolnoci, nie przestajc jednak nasuchiwa, czy aby nie przyjdzie kontrola, czy nie bdzie musia przybra su$estywnej pozy mechanika, czy nie usyszy, e musi wynie to tamto z $&ry na d&, przestawi ten tamten stamtd $dzie indziej, dokrci, bo si poluzowao, przeczyci, bo si przytkao) Mobert spoywa od$rzany obiad, Nona nadesza, wesza, rusza si i przemawia( > Anowu mnie zapao kichanie tak strasznie) 8zy ty aby odkurzye na pewno wszystkie kty1 Drzeba meble poprzestawia, bo moe tam jest kurz jaki niedostpny, kt&re$o nie wessao i on teraz tak ukradkiem na mnie dziaa) "asz dla mnie te tabletki1 Mobert wyjmuje z kieszeni paczk pi$uek z rachunkiem i kadzie na stole przed on) > =j, no takie dro$ie, przecie mo$e pomyle, eby nie kupowa) ;uchaj, a moe to o pierze chodzi1 3iem, pociel zmieniona, ale te poszwy chyba jako tak przesiky? A szopki trzeba przynie brykiety i drewno do kominka, znowu id wieczory chodne, zapowiadali, syszaam, tylko pamitaj, eby i na tym kurzu nie wni&s, bo si rozkicham do reszty) Mobert ko czy je, wkada naczynia do zmywarki, przechodzi przez salon, schodami na pitro, Nona tupocze krok w krok za nim, tzw) modzi id na tzw) $&r, kt&ra wedle niepisanej umowy naley do nich, z treci spisanych i udokumentowanych wynika, e w praktyce i tak wszystko naley do Deci&w, obecnie bardzo

7-

zaan$aowanych w telewizyjn debat) De komentuje, Deciowa wykrzywia usta, minami wyraa dystans, w c& tu si an$aowa, na c& te wszystkie emocje, skoro #o$a w tym nie ma, Fonoru ani =jczyzny, z dala od 6rawdy te swary, oj z dala+ De przeywa( > =, teraz jej przywaliem troch, co1 Do i tak a$odnie jak na mnie) Dy, patrz, jak mi si no$awka podwina) 6atrz, jak to pokazuj zoliwie teraz, specjalnie kamera najeda) !ak tylko jej przyoyem, jak wyczuli, e daj sobie rad z t siks, zaraz no$awk krc) *o$awk chc osabi mnie, tak manipuluj sprytnie?

Krok w krok za Mobertem) Nona cay dzie nie miaa za kim chodzi, to teraz
nadrabia, nudzia si, od kiedy jest na urlopie zdrowotnym, nie wie, co z sob pocz, od kiedy nie wie, co z sob pocz, jest na urlopie zdrowotnym, aler$ia, mi$rena, stany lkowe, wszystko naraz) 6racowaa w biurze poselskim ojca jako sekretarka, ale kiedy wysza za m za powszechnie uznane$o pisarza, uznaa, e to dobry moment, eby przej na je$o utrzymanie, tak przynajmniej utrzymuje, kamczucha, e to bya jej decyzja, nie ojca) De da wolne swojej c&rce+ wydajc j za powszechnie uznane$o pisarza, zasu$erowa, e powinna zacz korzysta z ycia, zwiedza wiat, poznawa ludzi+ uwierzya i tym samym zwolnia miejsce dla kolekcji licznych sekretarek, kt&re mona czasem nieco poemablowa, troszeczk sobie z nimi po'lirtowa, poartowa, czasem wzi na kolana, to zupenie co inne$o ni wzi na kolana wasn c&rk) :iedy okazao si, e Mobert mimo powszechne$o uznania .kt&re uwaa za przypadkowe, tymczasowe i z$ubne/ przesta pisa, kiedy powstao powane za$roenie, e w zwizku z tym w kr&tkim czasie przejd na wikt i opierunek Deci&w, Nona spr&bowaa wr&ci do pracy, ale w biurze poselskim =jca niestety zrobio si do toczno, znalaza wic stanowisko sekretarki w innym biurze, $dzie pan dyrektor ju po kilku dniach

74

upar si, by j emablowa, troszeczk sobie z ni po'lirtowa, poartowa, a kiedy spr&bowa j sobie posadzi na kolanach .wszak nie by z ni w aden spos&b spowinowacony/, ,le si poczua+ niby tylko stany lkowe, ale zaraz potem doczya do nich mi$rena, no i ta okropna aler$ia, wzia wic urlop, teraz przesiaduje caymi dniami w domu, czekajc na ma, a potem nie opuszcza $o na krok) Mobert ma na piterku sw&j $abinet, dawn bibliotek Deci&w wzbo$aci swoimi zapasami, od tej pory $abinet skurczy si do wymiar&w $abineciku, wikszo miejsca zajy w nim ksiki, cay pok&j jest zastawiony dwoma rzdami re$a&w, nadmiary ksiek pitrz si na wy$itych p&kach, tworz kolumny na pododze, blat stoubiurka pooony jest na czterech ksikowych kolumienkach+ Mobert lubi to miejsce, lubi otacza si ksikami, nawet jeli ni$dy nie zdy ich wszystkich przeczyta .a waciwie czemu miaby ich nie doczyta po mierci, oczami lepca Mobert widzi idealnie dla siebie dobrane zawiaty jako bibliotek w ksztacie labiryntu z niesko czon liczb niewielkich pokoik&w, w kt&rych m&$by, wymociwszy si w 'otelu, czyta wiecznie, nieustannie, bez zmczenia, bez snu, bdzc midzy ksikami, bkajc si od ksiki do ksiki, bez wyrzut&w sumienia, e czyta, zamiast pisa, bo po mierci pisa ju nie bdzie musia/, ksiek wci przybywa, niedu$o trudno bdzie si z nimi pomieci, ju teraz ksiki wypychaj z p&ek statuetki na$r&d literackich, najcisz ze statuetek Mobert niedawno strci sobie na stop, kontuzja bya do powana i to waciwie z jej powodu w ko cu zdecydowa si p&j do lekarza, tajemnic niezdrowe$o wy$ldu badajc niejako przy okazji) Nona bardzo te$o miejsca nie lubi) > =, a tu ju w o$&le wchodzi nie powinnam, ksiki si kurz, ten tw&j pok&j to jest prawdziwe siedlisko mojej aler$ii, mole tu maj raj, i roztocza+ po co ci te wszystkie ksiki, moe by chocia tych przeczytanych si pozby1

77

> *ikt ci nie kae tu wchodzi, to jest moja pracownia) Nona co'a si na korytarz, zasania twarz chusteczk, Mobert szybko wyjmuje z teczki wyniki bada i chowa w zamykanej na klucz sza'ce, potem wyci$a z torby kupion ksik i ukada na re$ale obok innych, starszych, wsuwa j tak, eby nie rzucaa si w oczy+ choroba i niepotrzebne wydatki, to by dopiero byo zamieszanie, te$o by nie zniosa, dla wite$o spokoju lepiej uprawia sztuk kompromis&w, a w tym wypadku jej szcze$&lny pod$atunek( kamu'la) Nona nawet nie patrzy w stron uchylonych drzwi, przez nie m&$by w jej stron zawia jaki kurzowy podmuch, o zapalenie spoj&wek nietrudno, m&wi do Moberta, stojc bokiem, przez chusteczk, niezadowolona, e zn&w stracia $o z oczu) > 6racownia to bya, kiedy pisae) Deraz to jest nie wiem co, izba pamici co najwyej) 6ienidze topniej, niedu$o od rodzic&w bdziemy musieli poycza, jak tak dalej p&jdzie) *ie piszesz, to tu nie sied,, ju lepiej przynie te brykiety, poza tym w szopce moim zdaniem przecieka dach) 6uka w uchylone drzwi, szkoda czasu, Mobert w swojej pracowni moe tylko marnowa czas, a przecie czeka tyle zada domowych do odrobienia, lenistwo jest najciszym z $rzech&w $&wnych, czy jej m ma te$o wiadomo1 > 3ychodzisz wreszcie1 Mobert wychodzi, Nona krok w krok, na$le kicha potnie) > A moe ja mam aler$i na ciebie1 "oe ty co szkodliwe$o wydzielasz, papierochy potajemnie popalasz? Mobert nie wytrzymuje, nie ma a tyle cierpliwoci, min kwadrans od powrotu do domu i ju chciaby z nie$o uciec, po pitnastu minutach ma dosy tej kobiety na cay dzie + kiedy jest poza domem, wydaje mu si, e moe by inaczej, e przecie wci w $bi duszy j kocha, tylko musi by bardziej wyrozumiay, silniejszy, w domu

79

wystarczy kwadrans, eby mia jej do, ilu takich kwadrans&w jeszcze potrzeba, eby wreszcie podj decyzj o wyprowadzce, zastanawia si Mobert i natychmiast przypomina sobie, e teraz ju troch za p&,no, jest kompletnie spukany, tak naprawd od dawna ju yj wycznie na koszt Decia+ Mobert nie ma dokd si wyprowadzi, wic tkwi tutaj, zaciskajc zby, czasem odszczekujc( > "yl, e ty masz aler$i na sam siebie)

Dach w szopce przecieka, bo Mobert dba o to, by dziura si nie zmniejszya, eby
popoudniami mie zajcie z dala od Nony, aler$ia nie pozwala jej wej do rodka, szopka jest kr&lestwem kurzu, szopek si nie sprzta, stawia si je po to, eby wykonywa haaliwe i nieele$anckie prace 'izyczne, dla kt&rych nie ma miejsca w ele$anckich domostwach, zasadniczo maj wic suy jako warsztaty, a z czasem wszystkie upodabniaj si do siebie jako lamusy, przytuki dla wysuonych sprzt&w, strzp&w dawnej wietnoci, przedmiot&w, kt&re stay si bezuyteczne i niemodne, ale jako al je wyrzuca, a nawet jeli nie al, to jest kopot z wyw&zk, tymczasem wic lduj w szopce i obrastaj kurzem, kurz jest sprzymierze cem Moberta, dziki niemu Mobert moe przez osobicie wyduban w dachu dziur do$lda chmur, a Nona nie moe te$o sprawdzi, cho nawouje, zblia si, chciaaby $o mie przy sobie, przecie tyle, co wyszed, a ju $o nie ma) Aebraa si na odwa$, za$lda do wewntrz) > Ale kurzu w tej szopie, zobacz, jak wida pod so ce? Do kiedy przyjdziesz do domu1 > = co ci chodzi, widzisz przecie, e dach trzeba naprawi, pewnie do wieczora zejdzie? > Aha? *o bo? "oe sobie to podzielisz? Neby nie by tu za du$o, bo w domu jest roboty do) T rodzic&w si odpyw zatka, tata nie bdzie si z tym $rzeba,

7<

bo musi przy$otowa przem&wienie? Dak, e? *ie za du$o tutaj? 6oza tym? chyba znowu te lki mi si zaczynaj) 8hyba naprawd si zaczynaj, skoro tak stana u wejcia do szopki i kurzu si nie boi tak jak samotnoci, te lki, jak je nazywa, czasem doprowadzaj j do powanych atak&w histerii, tak powanych, e Mobert nie chciaby ju by ich wiadkiem, boi si ich tak samo jak je$o Nona, kt&ra teraz kicha, czerwienieje, zawi, ale stoi i patrzy na nie$o ba$alnie, zaraz mu si tu udusi, dostanie ataku astmy i padnie, Mobert wzdycha, bo znowu wy$raa, znowu zrobio mu si jej al, przerywa dubanie w dachu, musi wraca, musi si zaj byciem-ku-Nonie)

7@

3
Pies wierci si, kadzie i wstaje, nerwowo popiskuje, boi si, bo pani ley na
pododze i wy$lda na to, e nie chce si bawi, chyba umara, cho kiedy lie jej twarz, czuje, e w rodku jest ycie, ciepa pani powinna si obudzi, ale pies ni$dy nicze$o nie moe by pewien, p&ki nie spojrzy pytajco na czowieka+ pani upada i umara, na szczcie jest jeszcze pan $dzie tam u siebie, moe zaraz przyjdzie, pies pobie$by po pana, ale wci wierzy, e pani za chwil si obudzi, dop&ki ley martwa na pododze, jest bezbronna, ludzie s silni tylko na dw&ch no$ach, sprowadzeni do poziomu podo$i przestaj by lud,mi, przestrze przypodo$owa naley do zwierzt domowych, one nie lubi takie$o zaburzenia, wtar$nicia, czowiek nie powinien lee na pododze zbyt du$o, martwy czy ywy zaburza odwieczny porzdek, pies nie wie, jak si zachowa( skoro czowiek ley, to moe on powinien wsta na dwie apy, nie chciaby, eby odtd wszystko si tak zmienio, zwaszcza e ni$dy dotd nie udao mu si chodzi na dw&ch apach, poza tym pies w o$&le nie lubi jakichkolwiek zmian, yje w wiecznej tera,niejszoci+ jeszcze raz lie twarz pani, no nieche ona wreszcie oyje, moe szczekanie pomoe, szczekanie przywoa pana, niech sam zobaczy, e pani umara, znowu)

Pan jest "em pani, kt&ra ma na imi M&a+ 6an " obecnie prze$lda papiery
w swoim pokoju, co mu si tam od rana nie z$adza w bilansach) 6an " zaoy sobie kiedy, e najwaniejsze w yciu, to eby bilans si z$adza, od tej pory ustala sobie takie biznesplany, eby przy wykorzystaniu wrodzone$o talentu i wyuczonej pracowitoci sta si wybitnym specjalist od bilansowania, 6an " tak sobie wszystko poukada, e a mu si ycie uoyo, ;zkoa K&wna Fandlowa z 7E

wyr&nieniem, sta w zachodnim banku, szybka wspinaczka, dyrektorskie stanowisko, wreszcie wsp&wasno banku, kt&re$o akcje wci rosn > a wszystko tylko dlate$o, e ni$dy nie przesta dba o bilanse) :iedy z nich wyniko, e osi$n najlepszy moment na zaoenie rodziny, obliczy, e moe sobie pozwoli na zdobycie kobiety ekskluzywnej, nastpnie po dokonaniu szcze$&owe$o rachunku sumienia przyzna, e powicajc si bez reszty swojej brany, zaniedba edukacji kulturalnej, i tu, przewietlajc dusz swoj, dostrze$ zalek kompleksu, kt&ry m&$by z czasem zacz si rozrasta i wpywa na je$o samopoczucie, a co za tym idzie na prosperowanie banku, wzrost akcji etc) Aacz wic prze$lda rubryki towarzyskie w pismach dla ele$anckich kobiet, 'otoreportae z premierowych bankiet&w, na kt&re nie by zapraszany, blask $wiazd brany 'inansowej dociera bowiem do $alaktyki scenicznej i ekranowej tylko wtedy, kiedy $wiazdy brany 'inansowej chtne byy do przelania stosownej kwoty na sztuk, 6an " za trzyma si z dala od wysoce niepewnych i nierentownych inwestycji, prze$lda jednak rubryki towarzyskie bardzo uwanie, bo obliczy, e inwestycja w sztuk moe mu si opaci tylko w jeden spos&b( jeli oeni si ze sawn artystk, nie bdzie musia niko$o do'inansowywa, eby znale, swoje stae miejsce w rubrykach towarzyskich, w ten spos&b je$o wizerunek si wzbo$aci, akcje wzrosn, a bilanse nie ule$n dezor$anizacji) 6an " szybko zmczy si analiz 'otoreportay+ powanie studiujc wiary$odny materia, kt&re$o dostarczay mu pisma ele$anckie, pr&bujc obliczy, kt&ra z $wiazd pojawia si w nich najczciej w najbardziej pozytywnym kontekcie, zrozumia, e obra bdn metod > najczciej 'oto$ra'owane uczestniczki bankiet&w byy bowiem tak zwanymi celebrities bankietowymi, artystkami zmuszonymi do bywania, $dy ich rzeczywista warto na rynku sztuki drastycznie spadaa, aktorki notorycznie bywajce na bankietach wcale nie byy prawdziwymi $wiazdami, te bowiem nicze$o ju nie

7G

musiay, 6an " zrozumia wreszcie, e rubryki bankietowe wypenione s 'oto$ra'iami zbyt mae$o 'ormatu, prawdziwa $wiazda nie pozwoliaby sobie na tak niewielki 'ormat+ 6an " wyszed wic w miasto szuka dla siebie kobiety wiksze$o 'ormatu, stan w bezruchu przed najwikszym billboardem w miecie, po raz pierwszy w yciu tracc rachub czasu .a przecie czas to pienidz, bdzie to p&,niej musia nadrobi/) Albowiem zaprawd powiadam wam, zobaczy twarz M&y i poj natychmiast, e dotd o$lda w yciu tylko $by) Aobaczy w najwikszym z moliwych 'ormat&w najpikniejsz z moliwych twarzy i przystpi do dziaania) 3yliczy sobie, e jako czowiek zamony i urodziwy, do te$o korzystajcy w peni z analityczne$o umysu, kt&rym zosta obdarowany, jest moe na co dzie nieco zbyt spity i powany, brak mu moe nieco szarmu i poczucia humoru, nie przywyk do uywania tych cech w warunkach biurowych, bankowo nie jest dziedzin zachowa spontanicznych, nakazuje mie si na bacznoci i trzyma dystans+ 6an " przez cae ycie doskonali sztuk trzymania ludzi na dystans i zupenie nie wiedzia, jak sukcesywnie zmniejsza $radient odle$oci midzy sob i kobiet najwiksze$o 'ormatu) 6an " do tej pory korzysta z kobiet, zaywa ich, kiedy poczu, e or$anizm doma$a si endor'in, byy to jednak kobiety lekkie, atwe i przyjemne take przez to, e nie musia ich zdobywa, to byy kobiety przeznaczone do natychmiastowej konsumpcji, zamawia je z dostaw do domu, jeden je$o napiwek r&wna si ich miesicznym zarobkom, przeto doskonale wiedziay, jak si nim zajmowa, od mistrzowskie$o zaoenia prezerwatywy ustami na umiejtnie pobudzony czonek, a po maestri udawane$o or$azmu) 6an " zrozumia, e jakkolwiek by si zabra do zdobywania kobiety jakie$okolwiek 'ormatu, bdzie to czyni z nieznan sobie dotd nieporadnoci, straci wszystkie swoje atuty, zanim zdy je ujawni, uzna wic, e najlepiej bdzie zacz od przedstawienia o'erty, potem za, stosujc techniki

7J

ne$ocjacyjne, kt&rymi bie$le wada na co dzie w swojej brany, sposobnie uar$umentowa korzyci z niej dla obu stron tak, by lo$ika wykluczaa odmow)

R&a, najpikniejsza twarz miasta, by moe w o$&le najpikniejsza twarz kraju,


twarz najwikszych koncern&w kosmetycznych, ni$dy nie bya dobra w rachunkach, poddawaa si przy$odnoci ycia, czujc si w nim bezpiecznie dziki jednej kate$orycznej i niezomnej wierze( w to, e ludzie z natury s dobrzy, moe tylko nie zawsze bezinteresowni) Improwizujc ycie z wdzikiem i talentem, osi$aa wszystkie cele niejako mimochodem, niechccy, bez szcze$&lnych stara , i to wanie miao najwikszy urok, owa niekonieczno+ M&a nie musiaa koniecznie zostawa aktork, po prostu dobrze czua si w teatrze, zwaszcza w repertuarze klasycznym, w tym azylu stylu wysokie$o znajdowaa antidotum na plebejsk bylejako mieszka c&w metropolii, na ich ubo$i i wul$arny jzyk, zredukowany do termin&w przydatnych w 'irmie i w &ku, teatr by dobrym schowkiem przed rojowiskiem ludzi duchowo zaniedbanych, jak te szlachetnym panaceum na jej wci nieoswojon samotno) *ie staraa si take o karier w kinie, tym bardziej w telewizji, to kino i telewizja postaray si o ni, poddaa si tym przy$odom z czystej ciekawoci, ostronie dobierajc role, tak, by nie wsp&uczestniczy w terrorze powszechnej pospolitoci, kino sprawiao jej mniejsz przyjemno ni teatr, ale dawao wicej zarobk&w, M&a jako urodzona improwizatorka ni$dy nie miaa oszczdnoci, w trosce o niezaleno 'inansow przy$od z kinem zako czya dla przy$ody z telewizj, kt&ra pozwalaa zarabia wicej i szybciej, ostatecznie za, zaproszona przez wielki koncern kosmetyczny do uyczenia swojej twarzy, uznaa, e dopiero przy$oda z reklam pozwoli jej na posiadanie oszczdnoci mimo cakowitej nieumiejtnoci oszczdzania, staa si wic twarz najwiksze$o 'ormatu i wr&cia do teatru) 6rzy$ody z telewizj i reklam sprawiy, e

9L

nieoswojona samotno zacza jej doskwiera bardziej ni kiedykolwiek wczeniej, najsilniejsze przyjacielskie wizy si poluzoway, $otowe byy rozsupa si do ko ca, na$le poczua, e nawet najdawniejszym, sprawdzonym znajomym i odwiecznym przyjaci&kom rozmowa z ni zacza sprawia kopot, wydawao si, e na$le stracili zdolno rozmowy bezinteresownej, dlate$o M&a postanowia wr&ci do teatru, do scenicznej wsp&lnoty schowa si w rolach klasycznych heroin, m&wicych wierszem+ zbyt du$o przebywajc w rodowisku ludzi telewizji i reklamy stsknia si za jzykiem dawnych mistrz&w, ludzie telewizji i reklamy posu$iwali si jzykiem tak bardzo zredukowanym, niskim i pozbawionym urody, e M&a po powrocie do teatru przez duszy czas m&wia wycznie kwestiami ze starych sztuk, take poza scen, w celu jak najszybsze$o pozbycia si z umysu pamici o jzyku ludzi zredukowanych, niskich i pozbawionych urody, m&wia wycznie cytatami z teatralne$o kanonu+ dawni przyjaciele i przyjaci&ki woleli rozmawia midzy sob o jej zdziwaczeniu, e$zaltacji i $wiazdorskich odchyach ni z ni sam) "niej wicej wtedy zacza zasypia czciej ni zwykle) Coktor rozpozna przemczenie( to jest ulubiona dia$noza pacjent&w i lekarzy, przepisuje si wtedy odpoczynek, jedno z niewielu lekarstw, kt&re naprawd smakuj, o ile si $o nie przedawkuje+ M&a zrozumiaa, e powinna przenie si w krain szept&w niescenicznych, zadba o tak zwan wewntrzn harmoni, dawne niebezinteresowne koleanki su$eroway, e powinna znale, sobie wreszcie ko$o na stae, niebezinteresowni koledzy doradzali to samo, tylko bardziej osobicie) M&a miaa pecha, e akurat wtedy 6an " zacz z ni znajomo od owiadczyn, 6an " jako pierwszy z tysicy jej wielbicieli omieli si po prostu przedstawi i poprosi o rk, byo to co najmniej mie, co najmniej interesujce, $odna nowej przy$ody z$odzia si dopuci $o do $osu+ miaa pecha, bo 6an " potra'i by przekonywajcy) ;uchajc je$o ar$ument&w, wchaa bukiet, kt&ry jej

9-

przyni&s, i nie mo$a powstrzyma miechu, co $o wcale nie peszyo, 6an " zna si na ludzkich reakcjach, niekontrolowany miech by dobrze bit monet, 6an " mia szczcie, kt&remu dodatkowo pom&$, stosujc na M&y per'ekcyjnie opanowane techniki perswazyjne, a kiedy sko czy, mimo e zrobio si p&,no, wcale nie miaa ochoty wraca do domu, zrozumiaa, e lo$ika nakazuje jej przyj owiadczyny, tylko rozsdek podpowiada, eby nie robi te$o od razu) 6o lubie, ach, po lubie przeprowadzili si w $&ry, tam $dzie zdrowiej, wieej, leniej, ptasiej, trawiej i strumyczej)

Przerwijmy t loUe story, M&a nie powinna tak du$o lee na pododze,
pozw&lmy jej si obudzi, doprawdy zasypia stanowczo zbyt czsto, mae stwo wyra,nie jej nie suy) 6an " wreszcie zwraca uwa$ na szczekanie psa, skoro ju przybie$ mu do n&$, 6an " $aszcze $o, nie przestajc sprawdza rachunk&w, woa M&, bez odzewu, woa powt&rnie, w ko cu idzie sprawdzi, czy co si nie stao, widzi j nieprzytomn, musiaa na$le zasn i upa, ale dlacze$o, czyby co j zdenerwowao, przestraszyo, zauwaa w jej doni bransoletk na no$, acha, no tak, niedopatrzenie, kto mu znowu chce utrudni ycie+ delikatnie od$ina M&y palce, wyjmuje bransoletk i chowa do kieszeni, dopiero teraz uderza j lekko po twarzy, pr&bujc obudzi, nic z te$o, pi, podkada jej wic poduszk pod $ow i m&wi do skomlce$o psa( > *o, popilnuj pa ci) =dchodzi, wraca mylami do te$o, co policzalne, bdzie musia jeszcze raz dokadnie zbilansowa ostatnie operacje, co mu si w tym wszystkim nie z$adza) > !este tu1 = nie, w ty zwrot, jednak si obudzia, wstaje z podo$i wymita)

94

> Anowu spaam? > "o$ um&wi doktora na jutro, od ostatniej wizyty ju chyba do czasu mino, myl, e powinien ci zobaczy) 6an " jest czowiekiem zasadniczym, a zatem jest r&wnie zasadniczo czuy i opieku czy, jest wyznawc altrue$oizmu, wicie wierzy, e dobro czynione dru$iemu czowiekowi musi si kiedy zwr&ci, jest wic z zasady dobry dla M&y, ale ona potrzebuje pomocy 'achowca, 6an " musi si powici pracy, poza tym jest ju bardzo zmczony parti symultany, kt&r prowadzi, zwaszcza e kto tu najwyra,niej amie zasady $ry, trzeba bdzie zadzwoni, albo najlepiej zaesemesowa, bo M&a si obudzia, a kiedy nie pi, jest podejrzliwa) "ae stwo okazao si niezupenie tosame z odpoczynkiem, M&a zakochaa si w 6anu "u do $boko, niekt&rzy mo$liby powiedzie, e $o pokochaa, pewnie mieliby racj, M&a wzia sobie urlop w teatrze po to, eby si zaan$aowa w mio, do utraty przytomnoci, niestety coraz czstszej) Aacza traci przytomno po kilka razy dziennie, i to zwykle wanie wtedy, kiedy 6an " stawa si na dusz chwil raczej czuy ni zasadniczy, rozpoczynajc wprawnie i cielenie nakania M&, by jej urlop nieco wyduy o macierzy stwo .nie myla o dzieciach, dop&ki nie obliczy redniej wr&d trzystu pidziesiciu najbardziej wpywowych ludzi biznesu, z kt&rej wynikao, e statystyczny idea wpywowe$o biznesmena ma jedn on i 4,4E dziecka/) Im bya szczliwsza, tym czciej zasypiaa, co byo do upiorne i denerwujce, a przestraszona i zdenerwowana tracia przytomno, na$le na kwadrans, czasem na nieco duej osuwajc si bez ycia na ziemi+ 6an " by tym wszystkim zdezorientowany, nie wiedzia, co robi, te$o nie przewidzia, nie wyczyta z rachunk&w, nie mia pojcia, czy w tej sytuacji je$o maria nadal jest opacalny, kto musia pom&c to wyjani, przekalkulowa, tu ju nie wystarczya 'ormuka o

97

przemczeniu, trzeba byo specjalisty) ;pecjalista zdia$nozowa narkolepsj) M&a przypomniaa sobie t nazw, jej babcia lubia sobie pospa za dnia, czsto przysypiaa podczas rodzinnych imprez, przy jedzeniu, czasem w trakcie rozmowy, nazywali j babci Aiewann, chocia po prawdzie, nim zdya ziewn, ju spaa, wszyscy lekarze m&wili, e to z powodu cukrzycy, nikomu nie przeszkadzao, e babcia Aiewanna sobie drzemie, czasem tylko poma$ano jej przenie si na 'otel, eby nie zrobia dzicioa prosto w tatar, dopiero kiedy nowy i mody pandokt&r nad$orliwie rozpozna senno narkoleptyczn, babcia Aiewanna tak si przestraszya, e umara, zanim pandokt&r zdoa przekona j, e od te$o si nie umiera) M&a dowiedziaa si, e jest chora, a 6an " nie m&$ si nadziwi, e to musiao spotka wanie je$o) 6an " wzi specjalist na stron, przeprowadzi z nim dokadny wywiad i dowiedzia si, e przede wszystkim musi dba o to, eby jej si wyr&wna rytm snu i czuwania > eby si nie budzia w nocy, 6an " zaproponowa, e wieczorem bdzie jej podawa pi$uki nasenne, specjalista powiedzia, e pi$uki to powinna raczej bra w dzie , i to takie na pobudzenie, i e w o$&le trzeba uwaa, bo narkolepsja wci jest sabo poznan przypadoci) 0*a domiar ze$o specy'ika te$o przypadku pole$a na tym, e pa ska ona ni$dy nie pamita chwil sprzed zanicia) Dakie dziury w pamici dziaaj bardzo deprymujco) Mozumie pan( strach, podniecenie, silne emocje > ona to przeywa, ale po przebudzeniu nic nie pamita) Clate$o moe j drczy niedob&r intensywnych wrae ) Aaczyna ich szuka, a kiedy znajduje, zasypia, i tak koo si zamyka2) 6an " zapyta, jak w takim razie moe jej pom&c) 08ierpliwoci2, odrzek specjalista) 6an " nie by czowiekiem cierpliwym, cho doskonale umia przekonywa do cierpliwoci swoich klient&w, ze zdumiewajc zrcznoci przekonujc ich do tak zwane$o mylenia du$o'alowe$o, dalekowzroczne$o, do lokowania duych kwot w je$o banku z myl o wzbo$aceniu swoich dzieci, a moe i

99

wnuk&w, w kadym razie najlepiej na pitnacie, dwadziecia lat, przez najblisze pitnacie, dwadziecia lat bank 6ana "a bdzie si zasadniczo czule opiekowa pienikami panaVpani, a po upyniciu um&wione$o terminu wypaci duo, duo wiksz kwot wprost na panaVpani konto, oczywicie, jeeli do tej pory nie wybuchnie wojna, zaraza, krach na $iedzie etc), bo $dyby panVpani mia.a/ nieszczliwie nie doy terminu wypaty, to dzieci panaVpani kwot odziedzicz+ pomylmy zatem przez chwil w zadumie o naszych dzieciach, o tym, co im zostawimy poza chorobami dziedzicznymi, przecie nie chcielibymy, eby dostay po nas w spadku du$i) 6an " szybko si zniecierpliwi, mylc o tym, e pojawiy si nieoczekiwane komplikacje i bdzie musia cierpliwie opiekowa si M&, nie liczc na to, e w najbliszym czasie urodzi im si dziecko, sytuacja bya zbyt skomplikowana nawet na L,4E dziecka, a zatem 6an " odtd zasadniczo opiekowa si on, jednak obowizki pozadomowe pochaniay $o na tyle, e nie mia ju si na czuo) M&a poczua, e 6an " osty$, temperatura je$o ciaa $watownie spada, przytulajc si do nie$o w &ku, marza, kiedy do niej m&wi, z je$o ust wykruszay si kawaki lodu, M&a przeczuwaa, e 6an " roz$rzewa si $dzie indziej, pozadomowo, postanowia to sprawdzi i wtedy wanie zasna za kierownic) "iaa szczcie, ale samoch&d nadawa si na zom, brukowce skrztnie skorzystay z okazji i zaczy niewybrednie docieka, z jakie$o to powodu kobieta takie$o 'ormatu zasna za kierownic, czyby si zmczya mae stwem+ 6ana "a bardzo to zmartwio, M&a zacza przynosi straty, w dodatku przedstawiono $o tu i &wdzie w niekorzystnym wietle, odtd interpretujc po swojemu rady specjalisty, pilnowa, eby przez jaki nieokrelony czas M&a nie wychodzia z domu, nieokrelony czas zacz si wydua+ ycie M&y toczyo si midzy snem a podejrzliwoci, nic przyjemne$o, doprawdy)

9<

Sp&jrzmy zatem na modelow sytuacj, kt&ra ilustruje interesujcy nas problem(


M&a w koszuli nocnej wchodzi wieczorem do sypialni, widzi, e 6an " pospiesznie ko czy $mera przy kom&rce, jakby dopisywa ;";-a, wycza tele'on i odkada) M&a wchodzi do &ka, przytula si uwodzicielsko, odwraca uwa$ 6ana "a i si$a po tele'on, po czym siada na &ku i pr&buje $o odblokowa) > Co ko$o pisae1 > *o przecie budzik nastawiaem, daj spok&j) > Amienie haso1 =dblokuj mi to) > :ochanie, oddaj mi tele'on) > 8hc tylko sprawdzi, do ko$o wysyae wiadomo) > 6owinna zay pi$uki) 6an " nauczy si ju pozbywa kopotu( zaczyna j pieci, caowa, $ry, w ucho) M&a miknie, poddaje si zabie$om miosnym, nie wie, e 6an " zabie$a tylko o to, eby szybko zasna+ odpowiada na je$o pieszczoty, przejmuje inicjatyw, a kiedy czuje, e 'rdzel 6ana "a osi$n w jej doni sw&j maksymalny rozmiar, kiedy widzi, e 6an " cay skutasia, dosiada $o, porusza rytmicznie biodrami i widzc, jak niepomiernie si dziwi, e dzi a tak daleko zaszo i jest wcale przyjemnie, pyta( > *o i po co mnie zdradzasz1 Wle ci ze mn1 6an " chciaby zaprotestowa, obruszy si, odpowiedzie co stanowczo, ale nie potra'i si skupi, m&wi( > 6owinna zay pi$uki? > *ie chce mi si spa > m&wi M&a i opada na nie$o, zamierajc w bezruchu+ 6an " wie, co to oznacza, pr&buje jeszcze szybko si w niej porusza, ale przecie nie jest nekro'ilem, M&a kompletnie nieprzytomna przydusza $o caym ciarem ciaa, przed chwil bya lekka jak pi&rko, a teraz dociona bezwadem przy$niata $o, 6an

9@

" wydostaje si spod M&y, kadzie j obok na &ku, wyjmuje strzykawk i ampuk z sza'ki, przy$otowuje zastrzyk, robi $o M&y w poladek .nie zdya pokn pi$uek, przez sen nie moe ich pokn, boby si udawia+ 6an " musi ure$ulowa jej rytm snu, przecie sam specjalista kaza/, przykrywa j kodr, sam zdejmuje piam i ubiera si do wyjcia, bierze kluczyki, wcza tele'on i zaczyna wybiera numer, $asi wiato, wychodzi z sypialni) 6an " wie, e coitus interruptus prowadzi skr&tem do nerwicy seksualnej, nie moe sobie na to pozwoli, wsiada do auta i jedzie doko czy pozadomowo to, co zacz w ramach obowizk&w mae skich) M&a pi nieprzytomnie, rodek nasenny powoli przenika przez minie do krwi, nie pozwoli jej si obudzi przed witem+ bdzie si wtedy mo$a przytuli do 6ana "a, patrze, jak $boko pi, taki bezbronny, zdy mu przy$otowa niadanie, a nawet troch poczeka, bo 6an " bdzie zmczony jak w&, wszak du$o nie m&$ zasn)

renica si zwa, powieka dry, chciaaby si zmruy, zasoni, uchroni oko


M&y przed wietlnym punktem, ale specjalista przytrzymuje, sprawdza reakcj, wieci latareczk+ cyt, latarka z$asa, teraz prosimy o kolanko, z$i, o tak, stukniemy moteczkiem, nawiasem m&wic, ma pani bardzo pikne no$i, pani M&o) 6an " wezwa specjalist, od czasu do czasu $o wzywa, chciaby mie pewno, e z M& tak naprawd nic ze$o si nie dzieje, e je$o metody re$ulowania rytmu s waciwe, poza tym ona musi si komu poskary, specjalista rozumie, jest przecie 6sychiatr, kubem bez dna, w kt&rym lduj codziennie setki skar$ i zaale , czasem ledwie zrozumiaych, czasem zupenie absurdalnych, ale on musi traktowa je z niezmienn powa$, sprawia wraenie zasuchane$o i zatroskane$o, rozmowa z M& to dla nie$o rzadki przywilej, M&a jest piknoci najwiksze$o 'ormatu, $wiazd moe teraz nieco

9E

bledsz ni na billboardach, ale tym wiksza $ratka, e to on moe jej pom&c odzyska dawny blask, M&a m&wi dorzecznie i rozsdnie, 6sychiatra bardzo lubi jej $os, m&$by $o sucha znacznie duej i czciej, ni mu to przysu$uje+ 6sychiatra na co dzie zawodowo sucha wielu pacjent&w, ale wsuchuje si tylko w $os M&y) > *i$dy nie pamitam, kiedy zasypiam) 8zasem mam tak, e? ju si obudziam, ale jeszcze przez jaki czas nie mo$ si poruszy, nawet otworzy oczu, jakbym bya sparaliowana, to jest potworne uczucie? 6oza tym ju wymiotuj tym? spokojem) ;iedz tu caymi dniami? 8hc wr&ci do pracy, do ludzi? Co ycia? !u od tej ciszy tutaj m&z$ mi pka) > Drzeba jeszcze troszeczk poczeka) 6ani przypadek wyma$a staej obserwacji, mo$libymy pani przenie do szpitala, ale tam naprawd nie bdzie takich dobrych warunk&w) "a pani troskliwe$o ma, wspaniay dom? 6sychiatra biczuje si wspomnieniem troski 6ana "a, chciaby by na je$o miejscu, chciaby zabra std M& i samemu sta si jej domem, 6sychiatra wie, e ludzie tak naprawd mo$ mieszka tylko w innych ludziach, wie, e depresja to nic inne$o, jak bezdomno, na depresj cierpi ludzie, kt&rzy nie maj w kim mieszka, 6sychiatra ma nadziej, e M&a sama to zrozumie, stara si j naprowadza, delikatnie, ostronie+ uwa$a, udao si, M&a syszc o 6anu "u wstaje, przechadza si, ale jest pikna, 6sychiatra chciaby j zaprosi do siebie, mo$liby wtedy zamieszka w sobie nawzajem, ubolewa nad tym, e pozna j dopiero jako pacjentk+ cicho, M&a chce co powiedzie( > 6anie doktorze? 8zy to jest normalne, kiedy kto ma sen, kt&ry si powtarza, ci$le ten sam, chocia si $o nie chce1? I wszystko w nim jest takie? realne) > "hm, to jest moliwe? A jaki to sen pani przeladuje1 > %ni mi si, e m&j m jest? cholernym sukinsynem)

9G

4
Cyrektorowie bank&w nie s do ko ca zadowoleni, e musz podr&owa kolej,
cho to jedyny rozsdny spos&b uniknicia kork&w na wiecznie remontowanych dro$ach) 3 tym kraju ni$dy nie bdzie mona nabra rozpdu, bo tu si remontuje dro$i, zamiast budowa autostrady+ raz s'uszerowane dro$i wyma$aj ci$ej naprawy, inaczej cakowicie zatkaby si krwiobie$, przecie ludzie musz mie cho jedn wziute k yk przebudowywanej autostrady, eby im si wydawao, e maj po czym je,dzi w oczekiwaniu na budow sieci autostrad+ raz s'uszerowane dro$i wyma$aj nieustajcej naprawy, a to wyma$a czasu i pienidzy, najlepiej ci$a je na bramkach z kierowc&w wiernych ulubionej starej autostradzie .nie mo$ jej zdradzi z inn, bo innej nie ma/, dba o to, by cho jedna jej yka bya drona, tak by wierni kierowcy pozostawali w ruchu i wydawao im si, e jad, tak by, jadc, mieli nadziej, e dojad na czas+ musz mie utrzymywany stay poziom nadziei, inaczej nie $odziliby si paci, omijaliby star, wysuon autostrad albo zjedali z niej przed kolejnym punktem patniczym+ na wszelki wypadek tablic z elektroniczn in'ormacj o korku ustawiono tu za zjazdem z autostrady, tak, by pdzcy ku rozpdzeniu kierowca nie m&$ odczyta ostrzeenia zbyt wczenie i ewakuowa si na inn dro$+ zaraz, kto powiedzia, e to tablica ostrze$awcza, ona wycznie in'ormuje( dro$i kierowco, nie rozpdzaj si, za dwa i p& kilometra bdziesz musia zwolni, a nawet przystan, niestety wanie mine ostatni zjazd przed korkiem, jeli si spieszysz, to masz przejebane, mo$e jecha poci$iem, wszyscy rozsdni ludzie w tym kraju tak robi) Mozsdni ludzie, a zwaszcza dyrektorowie bank&w, nie s do ko ca zadowoleni z warunk&w podr&owania kolej, przyczyn jest wiele i stale ich przybywa, we,my na ten przykad ulubione przez dyrektor&w bank&w wa$ony restauracyjne, w kt&rych z 9J

niewiadomych przyczyn od pewne$o czasu wprowadzono prohibicj, mona sobie wypi mae bezalkoholowe piwo w cenie zwyke$o due$o, i to na stojco, bo przy stoach dla omiu os&b s tylko dwa na stae przymocowane taborety przy oknie, zawsze zajte, na domiar ze$o przez wiksz cz roku panuje tu nieznony skwar, wa$on restauracyjny jest wa$onem specjalnej troski $rzewczej, trzeba wic zdj nie tylko paszcz, ale i marynark, i nie bardzo wiadomo, co z tym wszystkim zrobi, bo w wa$onach restauracyjnych wieszak&w nie ma, ale zostawmy to, rozsdni ludzie niebawem w o$&le przestan podr&owa po tym kraju, s bowiem inne, duo atwiejsze i mniej mczce, do kt&rych nic ju nie o$ranicza dostpu, rozsdni ludzie zadadz sobie pytanie, co kae im wybiera ycie i duo mniejsze zarobki w pa stwie, kt&re nie jest im pomocne, w pa stwie, kt&re zamiast im suy, czyni wstrty i trudnoci wszdzie, $dzie to tylko moliwe, w pa stwie, kt&re jest jak zapijaczony i bijcy m, kt&ry raz w ty$odniu idzie si wyspowiada, zera opatek i czuje si oczyszczony z $rzech&w, a potem wyma$a speniania mae skich obowizk&w+ dyrektorowie bank&w poczekaj, a wszyscy rozsdni ludzie wyprowadz si do przyja,niejszych kraj&w, wtedy bd mo$li zaj zwolnione miejsce na taborecie przy oknie dyrektorowie bank&w s z tym mczcym krajem zwizani interesami i kapitaem, kt&ry zbijaj na ludziach nierozsdnych, ci zostan tu a do mierci, czsto przedwczesnej, ich s'rustrowane serca popruj si przed wypat du$o'alowej lokaty, bd musieli j zlikwidowa przed czasem, tracc szans na wyczekiwane wzbo$acenie, ale trudno, na zdrowiu si nie oszczdza, operacj trzeba przeprowadzi w najlepszej klinice, oczywicie prywatnie, poprutym sercom naley zapewni najlepsze$o krawca) Oudzie nierozsdni te czasem jed kolej, atwo ich odr&ni ju na dworcu, kiedy pokonuj wiecznie nieruchome schody ruchome i wcale ich to nie dziwi+ jeli przestaa im przeszkadza wieczna nieruchomo ruchomych schod&w, to znaczy, e ni$dy std

<L

nie wyjad, bd piewa patriotyczne pieni ku pokrzepieniu dusz, wszak trzeba nada jaki sens cierpieniu) *ierozsdni ludzie w przeciwie stwie do dyrektor&w bank&w nosz przy sobie $ot&wk, na dworcu s zatem najbardziej naraeni, dyrektorowie bank&w w o$&le nie interesuj modziak&w z 'oliowymi reklam&wkami, kt&rzy rozproszeni w dworcowym tumie selekcjonuj o'iary kradziey+ dyrektorowie bank&w maj w port'elach tylko karty kredytowe, razem z kart trzeba by byo ukra same$o dyrektora i zmusi $o do podania kodu, takie przedsiwzicie jest raczej niewykonalne, w dodatku $roziby im za to powany para$ra'+ dworcowi zodzieje maj znakomicie przemylan strate$i dziaania, doskonale rozpoznaj ludzi nierozsdnych, kt&rzy maj przy sobie $ot&wk, zespoowo dziaaj tylko w szcze$&lnych przypadkach, kiedy wyjtkowo nierozsdny czowiek, kupujc $azet i $umy do ucia, okaza wyjtkowo cenn zawarto port'ela, dworcowi zodzieje wsp&pracuj z kilkoma stra$aniarzami i jednym kioskarzem, jak kto kupuje $azet i $um, rozmieniajc st&wk, m&wi mu si, e nie bdzie z cze$o wyda, niech dobrze poszuka, nierozsdny czowiek posusznie wykonuje polecenie, $rzebie w poszukiwaniu drobnych, tymczasem kioskarz daje zna chopakom, e szykuje si $rubszy numer, wyjtkowo nierozsdny czowiek nie musi ju nawet pokazywa wntrza port'ela, liczc na zrozumienie( 0*o nie mam, widzi pan, dzisiaj jako same $rube2, kioskarz, udajc niezadowolenie, wydaje mu reszt, wyjtkowo nierozsdny czowiek jest zadowolony, e udao mu si kupi $azet i $um do ucia mimo wszystko bez jakich wikszych problem&w, czowiek nierozsdny jest z siebie zadowolony, ilekro cokolwiek uda mu si zrobi bez wikszych problem&w w kraju nader problematycznym, wyjtkowo nierozsdny czowiek czeka ju na peronie, chopcy porozumiewaj si dyskretnie, poci$ przyjeda, ludzie tocz si przy wejciu, chopcy s wr&d nich, czowiek nierozsdny musi si przepycha, chciaby jak najprdzej znale, wolne miejsce w przedziale, wreszcie mu si udaje, siada, wiesza

<-

paszcz, czuje ul$, znowu si udao, jest z siebie bardzo zadowolony, zaraz sobie wy$odnie pojedzie, o, poci$ ju ruszy, teraz musi zadzwoni do ony i powiedzie, e zdy, znalaz miejsce, zaraz, $dzie jest kom&rka, #oe, $dzie jest port'el, przecie tam byy wszystkie dokumenty+ port'el i dokumenty le ju w koszu na mieci, szukaj nowych przyjaci& wr&d papierk&w, puszek i sk&rek od banan&w, pienidze i tele'on kom&rkowy ju zasiliy dni&wk chopc&w z reklam&wkami, kioskarz dosta prowizj, to bya pikna, 'inezyjnie przeprowadzona akcja cae$o zespou, zobaczmy sobie powt&rk) !aka mamuka spieszy si na poci$, ale chyba nie tak bardzo, bo za$lda do stra$an&w z kosmetykami, 'irmowe, ale jako duo ta sze, mamuka wida wyjtkowo rzadko bywa na dworcu, raczej zwyka uywa auta, ale moe ostatnio nie najz$rabniej parkowaa i kto jej teraz wyklepuje blach na warsztacie, a tu akurat podr& wypada, mamuka ma torebk, kt&ra wy$lda naprawd nie,le, modna ale bardzo niepraktyczna, port'el ledwie si mieci, a zatrzask wiecznie odpina, mamuka co prawda ci$nie za sob dziewczynk, a dzieci bywaj spostrze$awcze, ale i ten problem jako uda si rozwiza+ dziewczynka bardzo chciaaby, eby jej co kupi, to znaczy przede wszystkim te$o misia, bierze do rki, pan zachca, mamuka szarpie za rk i szczeka do c&rki( 0Aostaw toB2, mamuka chciaaby przed podr& zajrze jeszcze do kilku stra$an&w z kosmetykami, bo a jej si wierzy nie chce, e takie okazyjne ceny, czy to aby nie podr&bka, ale skd, pszepani, co te pani m&wi, ory$inaki, jak bo$a kocham, niech pani sobie skropi, powcha, no, ale czemu takie tanie, promocja psze pani .stra$aniarz chtnie by wytumaczy mamuce, jak si robi biznes, do te$o trzeba mie smykak, smykaka pomo$a mu zaatwi stay dostp do darmowych tester&w, potem ju poszo z $&rki, w biznesie liczy si pomys wyjciowy i smykaka, chtnie by o tym po$ada z mamuk $dzie poza dworcem, nawet mu si ona podoba, ale niestety chopaki dali zna, e si ni zajm, no trudno/, dziewczynka

<4

zerwaa si z uwizi i wr&cia do misia, to tylko ssiedni stra$an, mamuka zaraz j stamtd zabierze i nawet klepnie w tyek, wszak powiedziaa, eby misia zostawi, ju zaraz za ni popdzi, jeszcze tylko sobie powcha ten tam 'lakonik, nie ten, no przecie pokazuje, e ten dru$i+ teraz jest idealny moment, jeden z chopak&w odpina torebk, wyjmuje port'el, dziewczynka wanie si odwr&cia, eby pokaza inne$o misia, kt&re$o jej zaproponowano, widzi, e jaki pan okrada mam, piszczy, krzyczy, c& za pech, mamuka zauwaa, co jest $rane, apie chopaka za rk, woa policj, chopiec si wyrywa i ucieka, ludzie pr&buj mu za$rodzi dro$, psiarnia $wide, zbie$a si, $oni $o, chopiec bie$nie szybko, ale w stron wysokie$o muru, policjanci czuj, e im nie umknie, $upek, co on robi, ano wie, co robi, bo wybija si, skacze saltem przez betonowy parkan i ju $o nie ma, jak ten $nojek to przeskoczy, policjanci pr&buj si wspi, jeden staje na dru$im i $ramoli si, strata ronie, ten wyci$ zosta prze$rany, chopiec jest wolny, chocia kontuzjowany, tyle lat trenin$&w i taki 'rajerski upadek, moe troch przeszarowa, to nie byy zawody, teraz trudniej mu biec, bo nie wiadomo, czy ebra bardziej bol, czy rka, ale jeszcze tylko przechodnia klatka schodowa i mona si wmiesza w uliczny tum, tu $o nikt nie wyowi, zwalnia, udao si, chocia chopak wykrzywia twarz z b&lu+ zaraz, ale tak, przecie to chopiec, a nawet mczyzna) .Kdzie w takim razie jest Adam1 ;pr&bujmy mu da dru$ szans)/

Adam zmienia obuwie, wkada swoje nowe tenis&wki, domyka sza'k, dopina
kitel, przechodzc przez $abinet, zauwaa na stole niedopit przez kt&re$o z lekarzy herbat, roz$lda si, czy niko$o nie ma, szybko wypija yk, jeszcze nie cakiem wysty$a+ Adam, od kiedy wynaj mieszkanie niedaleko miejskie$o szpitala, utrzymuje si tylko z pensji staysty, co wymusza bardzo przemylan strate$i oszczdnoci,

<7

rzecz jasna, kr&tko'alowej, Adam oszczdza tak, eby mu nie zabrako do pierwsze$o, dyrektorowie bank&w nie maj tu cze$o szuka, dla dyrektor&w bank&w Adam nie istnieje, chyba e stanie si co, cze$o w swoich biznesplanach nie przewidzieli, i na$le zostan przywiezieni na oddzia, tylko w takim przypadku Adam bdzie m&$ dla nich zaistnie jako ten mody lekarz, kt&ry akurat mia dyur i uratowa im ycie, zostawi mu wtedy kopert z zapasem wdzicznoci i przenios si do prywatnej klinki, wr&my jednak na ziemi, na razie aden dodatkowy zapas wdzicznoci nie zasili konta Adama, wobec cze$o musi y tanio i oszczdnie, taka jest kolej rzeczy, w ko cu to dopiero pocztek, kady kiedy zaczyna jako staysta i $oni w pitk, eby przetrwa, w przyszoci kariera Adama bdzie mo$a si rozwin, zacznie zarabia wicej, zrozumie, e medycyna to te cakiem niezy biznes, cho na razie wcale si na to nie zanosi+ jakkolwiek to brzmi naiwnie, Adam powtarza, e to dla nie$o szczcie m&c leczy ludzi, suba i misja, Adam jest idealist, istnieje powane za$roenie, e z takim podejciem ni$dy si nie dorobi, zawsze bdzie dopija herbat po kole$ach, a w domu wypije lur z powt&rnie zalanej torebki+ Adam nauczy si y tanio i oszczdnie) =jciec byby z nie$o dumny, cho tak po prawdzie, kiedy postanowi cakowicie wstrzyma mu jakkolwiek pomoc 'inansow, kiedy zabroni "atce wysya paczki, a nawet udziela przez tele'on praktycznych in'ormacji, myla, e wyprowadzka Adama do miasta potrwa niewiele duej ni je$o pobyty w zastanawialni, mia cich nadziej, e syn skruszony zrozumie wa$ i sens ojcowskie$o wsparcia, dziki czemu bdzie m&$ doceni to, co dla nie$o zrobili, =jciec wci nie pojmuje, jak mona byo wz$ardzi je$o $estem, "atka co prawda przeczuwaa, przestrze$aa, e dom to troch za duo na niespodziank, ale =jciec si upiera, e je$o $est musi by zamaszysty, no i c&, dom pusty stoi, sobie a wiatrom wyjcym w szczelinach zamknitych okiennic, a Adam na razie jako sobie radzi, usamodzielni si, to ma swoje plusy, w zasadzie

<9

=jciec m&$by by z nie$o dumny, $dyby zobaczy, jak zaradny i oszczdny sta si je$o syn, by moe nawet w ko cu zmiknie i przyjedzie $o odwiedzi, wszak "atka ci$le nakania, eby si wybrali z wizyt) Dymczasem Adam idzie przez szpitalny korytarz, dzi ma dyur w izbie przyj, ale zostao jeszcze par chwil, wic za$lda do pokoju lekarskie$o, starsi koledzy wanie studiuj jakie zdjcie rent$enowskie, Adam przy$lda mu si uwanie, marszczy brwi, pyta, czyj to szpiczak, starsi koledzy jeszcze czasem z nie$o sobie dworuj, przecie jest nowy, nowy, a ju par razy bysn wiedz i intuicj, to si nie moe podoba, no, w kadym razie nie od razu, starszy ze starszych kole$&w rozumie niepok&j w $osie Adama, nowotw&r jest ewidentny, a sytuacja terminalna, starszy ze starszych kole$&w zdaje sobie spraw, e to naprawd szpetny przypadek, trzeba bdzie jako to powiedzie pacjentowi, to nieatwe i bardzo wyczerpujce dowiadczenie, starsi koledzy nie przespali ju w yciu wielu nocy, mylc o tym, jak przy$otowa czowieka na mier, Adam jest nowy, bdzie si musia te$o nauczy, w szpitalu nie wystarczy wiedza i intuicja, trzeba mie odporn psychik, Adam musi si sprawdzi, w najbliszym czasie przeznacz mu kilka zada specjalnych, skoro taki szczliwy $ldzi o subie i misji+ tymczasem jednak Adam musi i na izb przyj, bo ronie kolejka) 8zas na cudowny zbie$ okolicznoci) *a awce siedzi chopiec, a nawet mczyzna, wy$lda na to, e si zdrowo poobija) Adam natychmiast $o rozpoznaje, zapamita $o jako adne$o chopca, a nawet mczyzn, rozpoczynajc szpitalny sta na uraz&wce, myla, e przecie tacy adni chopcy lubi sobie po msku pobryka, i tak brykajc, mo$ sobie co zama, to cakiem lo$iczne, jeszcze si taki nie uchowa, co by, brykajc, nicze$o nie zama, nie zwichn, a przynajmniej nie skrci, dlate$o Adam bra dyury na uraz&wce, jak leci, take zamiast kole$&w, wyczekujc dnia, w kt&rym tra'i do nie$o ten adny chopiec, a nawet mczyzna, nazywa $o w mylach

<<

swoim 6iknisiem, skorzystajmy wic z okazji, by sobie uproci spraw, odtd chopiec, a nawet mczyzna bdzie po prostu 6iknisiem, zwaszcza e 6ikni moe ode$ra w tej historii znaczc rol, jeli tylko nie przypomni sobie, e Adam to ten peda z autobusu, kt&ry si do nie$o dostawia) Dak si jednak skada, e 6ikni prowadzi do intensywny tryb ycia, ob'itujcy w stresy i wydarzenia duo bardziej zapadajce w pami ni rka pedaa w autobusie, 6ikni jest chopcem po przejciach, dlate$o czasem wida w nim mczyzn) *ie ma obaw, 6ikni nie rozpozna Adama, ma na $owie powaniejsze kopoty, zarabia na chleb, wykonujc zaw&d wysokie$o ryzyka, ostatnio omal nie da si zapa psiarni, to wcale nie takie proste oi 'rajer&w po dworcach tak, eby psiarni nie wpa w oko, poza tym trzeba uwaa, eby nie przedobrzy, najlepiej kra czsto, ale mae kwoty, w razie cze$o niska szkodliwo spoeczna bdzie po je$o stronie, wykroczenie to zupenie inna para kaloszy ni przestpstwo, to naprawd nieatwe tak kra, eby nie popenia przestpstw, tylko wykroczenia) 6o $odzinach 6ikni wiczy z kumplami na dzielni brejkdens, s w tym naprawd nie,li, niekt&rzy nawet de'initywnie porzucili obuzerk, eby mie wicej czasu na trenin$, od kiedy zaczli wy$rywa zawody, to si opaca, 6ikni ma talent, chocia troch si leni, na zawodach wci pozostaje w cieniu kumpli, ale trenin$ przydaje si w innych okolicznociach, biboje s bardzo $ibcy, uciekanie przed psami na zatoczonym dworcu, kiedy wszyscy chc ci podstawi no$ to naprawd sport ekstremalny, 6ikni imponuje $ibkoci kumplom z dworca, czsto szaruje i po prostu wyrywa mamukom torebki, eby m&c zrobi ucieczkow pokaz&wk) *o i poama si, ale hardy jest, nie poszed na po$otowie, dopiero jak mu rka spucha i nie m&$ tak si pooy, eby ebra nie bolay, przyszed do lekarza, prosz bardzo, siedzi, czeka na swoj kolej, nie wie, e Adam te ju nie moe si na nie$o doczeka, cho sumiennie sprawdza wszystkich pacjent&w, nie moe sobie pozwoli na niedokadno,

<@

bo przecie suba, misja, on naprawd tak myli, pacjenci ju $o polubili, niedu$o zaczn przynosi koperty)

Cud si zici, krzepki byczek siedzi przed nim p&na$i na kozetce, Adam moe, a
nawet powinien $o teraz dotkn, namaca, nastawi, naprawi, moe to robi jawnie, to je$o prawo, a nawet obowizek, Adam jest przecie lekarzem, w tej oto cudownej sytuacji jest lekarzem i tylko lekarzem, ale jak tu dotkn 6iknisia, na kt&re$o tak du$o czeka, i nie straci kontroli nad sob, jak $o zbada i si nie przytuli, 6ikni czeka, by powierzy mu koci, a nawet ciao, p&na$i 6ikni nie ma na torsie ani jedne$o woska, Adam nawet nie mia marzy o takiej chopicoci w mczy,nie, na$a i $adka klatka piersiowa 6iknisia jest pos$owo uminiona i miarowo porusza si w rytm zdrowe$o oddechu, brodawki mu stwardniay, przez uchylone okno wpada wiee powietrze i $warne chichoty z placu zabaw, boe, jaki twardy musi by kady je$o misie , myli Adam i wkada cienkie $umowe rkawiczki, cho wolaby je przed 6iknisiem ci$a jak Mita Fayworth w Gildzie, wolaby uzmysowi chopcu zmysowo, wolaby dotkn je$o chopicej mskoci $o rk, wie jednak, e wtedy rozkleiby si, daby po sobie pozna sabo do 6iknisia i straci je$o zau'anie, tylko jako lekarz moe obserwowa to u'ne oddanie, powierzenie koci i ciaa+ Adam chciaby obliza wszystkie rany chopca) Aaczyna $o dotyka, uciska, eby sprawdzi miejsca ewentualnych zama , tu ci boli i tu, i tu, m&j biedny bolesny 6iknisiu, kt&ry cierpia rany, zmiuj si nade mn, daj si pomiowa, czy kiedykolwiek kto dotyka ci tak delikatnie, czy zaznae takiej czuoci, chyba nie, 6iknisiu, bo mruysz oczy, zadrae, lecz przecie nie z b&lu, moje donie za$odz twoje boleci, znam si na cudzym b&lu tak, jak ty na wasnym, cay jeste w bliznach, peno na tobie lad&w p&l bitewnych, poo$i, klski i

<E

sromoty, czytam z twoich blizn jak z naskalnych ryt&w, jeste 6iknisiem z histori, tyle b&lu ci zadali niedobrzy ludzie, e si od nie$o uzalenie, jak ci nie boli, to nie czujesz, e yjesz, prawda, m&j 6iknisiu, ty si b&lu nie boisz, ty si boisz pieszczot, boisz si, bo ich nie znasz, przyjemno osabia czujno, odwraca uwa$, kto m&$by si do ciebie wama, okra z ciebie same$o, to niebezpieczne, ty jeste sw&j, sw&j chopak, a nawet mczyzna, sw&j, a nawet m&j 6ikni, jeste teraz jak piesek z azylu, kt&ry nie wiedzia, e ludzka rka moe nie bi, tylko $aska, u$askaem ci, 6iknisiu, domylasz si chyba, e ju dawno ustaliem, co ci jest, ju dawno powinienem ci odesa na $ipsowni, ju od kilku minut jeste askaw dawa si $aska, popatrz, zdjem ju rkawiczki) Adam zauwaa, e nie zauway, kiedy mu si zdjy rkawiczki, och, trzeba to natychmiast przerwa, przywoa do porzdku lekarza, $dzie si zapodzia lekarz w Adamie1 *aley teraz przem&wi po lekarsku, bo 6ikni $ot&w sobie pomyle, e dokonao si tu co wicej ni rutynowe badanie) Drzeba a$odnie zaprzesta, eby nie zbudzi w 6iknisiu psa wcieke$o, e ule$ podstpnie czuej rce, Adam boi si, e kiedy przestanie $aska, bdzie u$ryziony, w 6iknisiu drzemie straszliwa sia, Adam wyczuwa j przez sk&r, chciaby tej siy zazna, o "atko #oska =tworna, za$rzewna i oywiajca, chciaby, jakkolwiek jeszcze nie teraz, teraz trzeba chopca poskada, poskleja, zabli,ni) > *ie ma rady, rka p&jdzie do $ipsu, klatk piersiow zabandaujemy, raczej nie poszalejesz w najbliszym czasie) 6ikni jest zy, ale udaje jeszcze $orsze$o+ domyla si przecie, e to co powane$o, z byle skaleczeniem do lekarza by nie przyszed) 6ikni jest zy, bo ten doktorek, w kt&rym pedaa czu na kilometr, dotyka $o jako tak nieoblenie, pozytywnie, tak by sobie jeszcze m&$ posiedzie na tej kozetce, teraz ju wie, czemu Cziara lubi chodzi na masae, 6ikni myla, e to czyste szpanerstwo+ tylko e ten

<G

doktorek zrobi mu raczej maca ni masa, 6ikni da mu si zmaca i na domiar ze$o poczu si z tym dobrze, mczyzna szamocze si w chopcu, 6ikni musi teraz okaza $niew, uwaaj, doktorku, posuchaj brutalnej kwestii, kt&r wy$asza mczyzna przez me$a'on chopca( > :urwa, do $ipsu1 3 przyszym ty$odniu miaem jecha na zawody? Ale chyba nie do $ro,nie to zabrzmiao, w dodatku doktorek moe zapyta, o jakie zawody chodzi, to dobry pretekst, eby rozpocz dusz rozmow, nawiza znajomo, 6ikni sam sobie nie wierzy, e taki si zrobi przy doktorku niebrutalny, waciwie mu si podoy, lepiej ju wyj std ze skierowaniem, na wszelki wypadek zamykajc drzwi mocniej, trzaskajc nimi waciwie, a kobity w poczekalni ypn na nie$o niesympatycznie) > I co sie $apisz, stara rozklapicho1B 6ikni poza $abinetem Adama zn&w jest sw&j, udao mu si do siebie wr&ci)

Ma$neto'on daje czadu na peny re$ulator, chopaki ta cz do pokahontas, a


6ikni stoi jak ten chuj i moe si tylko przy$lda, dla nie$o ju jest po zawodach, a niechby mu kt&ry co $upie$o powiedzia, jebnie mu z $ipsu i nos poamie) 6ikni wy$lda na ze$o, a jest jeszcze $orszy( ani zawod&w, ani jumy, do nicze$o si nie nadaje, chopaki wol $o nie prowokowa, pocieszy te si nie da za bardzo, bo nie rka zamana $o boli najbardziej, nie ebra potuczone, kontuzje to normalka, 6iknisia co $ryzie $biej, chopaki nie wnikaj, chopaki ta cz) 6ikni jest bardziej ni zy, i to na siebie, ebra $o bol przy $bokich wdechach, akurat teraz musiao mu si zebra na wzdychanie, nie moe duej wytrzyma tych akrobacji, chopaki jad po mistrzostwo, ni$dy jeszcze nie byli tacy dobrzy, :olo, od kiedy zapuci dredy, krci si na $owie jak pojebany+ 6ikni zostawia swoj kompani, wychodzi na ulic, patrzy na

<J

ludzi, roz$lda si, szuka .ko$o szukasz, 6iknisiu, nie wstyd, si, powiedz/+ 6ikni zaczyna si siebie ba, bo je$o sk&ra tskni .za kim tskni, nie b&j si, odpowiedz/, twardy to 6ikni jest ju tylko w $ipsie, rozkoata si, rozpulsowa, rozszamota, mnie w kieszeni karteczk z adresem i tele'onem, kt&r zostawi mu na wypadek, $dyby co .kto ci j zostawi, 6iknisiu, wyci$nij, poka nam, przeczytajmy/, doktorek, kt&ry ma na imi Adam+ 6ikni jeszcze raz sprawdza adres) Adam wraca po dyurze, nie jest zbyt spostrze$awczy, $dzie spojrzy, widzi pociel, w niej, umczony, niebawem si za$rzebie, ju nawet po pieczywo nie zachodzi, ju nawet o 6iknisiu nie ma siy myle, wanie o to chodzio( tak si zaharowa, eby nie mie siy myle o chopcu, o mczy,nie, kt&re$o opatuli raczej, ni opatrzy, osobicie, ciaosiernie i miociowo owijajc bandaem tors hardy i ule$y zarazem, i cho e$najc si z chopcem, pozwoli sobie zostawi mu adres i tele'on, w razie $dyby co, znaczy, si dziao, wie, e p&ki 6ikni si nie zronie, Adam nie bdzie mia okazji, eby $o spotka) "&$by jeszcze liczy na ut szczcia, po to przecie wynaj mieszkanie w dzielnicy niesawnej, w tym nie bardzo podym miecie wyszuka najbardziej parszywy dystrykt, dzielnic pen rozbrykanych chopc&w i nieprzytomnie pijanych mczyzn, wcale nie tak blisko szpitala, ale tanio i z wikszym ni $dzie indziej prawdopodobie stwem natknicia si na chopca, a nawet mczyzn, teraz ju zwane$o przez nas 6iknisiem) =to i natknby si, ut szczcia dzi mu dopisuje, natknby si, $dyby zauway, e 6ikni z wymit karteczk w kieszeni nie tak zn&w doskonale si schowa w bramie ssiedniej kamienicy, wpasowa si po prostu do sprytnie we wnk, zdolno mimikry jest jedn z przydatniejszych umiejtnoci w je$o pro'esji, 6ikni jest zdolnym zodziejem, ale to na co dzie , dzisiaj jest niemiaym chopcem, a nawet mczyzn, kt&ry zaczai si po to, eby niby przypadkiem wpa na doktorka wracajce$o z pracy, za$ada, a potem sam nie wie, co

@L

dalej, jeszcze nic nie wymyli, ciko mu si myli, przez ten $orsecik z banday nie moe nabra $bsze$o oddechu, o wanie, zapyta $o, czy moe to zdj albo chocia poluzowa+ zapytaby, $dyby zosta zauwaony) Adam mija $o i dochodzi do swojej kamienicy, nie ma nawet siy po$ada z ssiadem, kt&ry uparapeciwszy si, na dobre czeka sowo+ ssiad cae dnie spdza na parapetin$u, aktualnie na bezrobociu ma duo czasu, eby obserwowa ulic, moci sobie poduch i patrzy, czasem zmienia $o ona obecnie bezrobotna, bywa, e razem si w oknie usadawiaj, kiedy mody w szkole i nie ma przy nim roboty, wol tak z okna ni przy telewizorze, w telewizji nic ciekawe$o nie leci, same powt&rki, kiepskie seriale, w kt&rych nieprawdziwi policjanci $oni nieprawdziwych zodziei, bandyt&w i morderc&w, oni to maj z okna na ywo i bez abonamentu, policja jest jak najbardziej prawdziwa, zapuszcza si tu z rzadka i niechtnie, a ju w yciu nikt nie widzia policjanta bie$ajce$o, bie$ajcy policjant to jest ameryka skie kino, w tej dzielnicy policjanci boj si wysi z auta, patrol pole$a na tym, by tak kluczy ulicami, eby nie wpa na jakie wykroczenie, a ju uchowaj boe przestpstwo, w tej dzielnicy policjanci rea$uj na z$oszenia niechtnie i niespiesznie, z jedynki na dw&jk i bez ko$uta, moe tymczasem wszystko si uoy, ten pan jednak nie wyrzuci tamtej pani z okna, wrzaski dziecka za cian ucichn, ci, kt&rzy ko$o tam bili na skwerze przestan w por kopa i rozejd si, ten, kt&re$o skopano, zdy si pozbiera i wr&ci do domu, a jeli straci przytomno, to przede wszystkim sprawa po$otowia, przecie nieprzytomne$o nie bd przesuchiwa+ $dyby policjanci rea$owali w por na kade z$oszenie w tej dzielnicy, drastycznie spadyby im statystyki wykrywalnoci, rea$owa pospiesznie tym bardziej nie maj zamiaru, kto by chcia za takie pienidze naraa ycie) ;siad zwraca uwa$ na kilku tymczasowo trze,wych i przytomnych mczyzn, wtaczajcych waz ze studzienki kanalizacyjnej na w&zek i uciekajcych z nim pospiesznie(

@-

> Dera ju nawet w bioy dziy $uliki kradnom, pierony) 6otym czowiek bydzie szo po moku do dom i jeszcze szapa zamie) :iedy ona ssiada jest akurat czym zajta wewntrz mieszkania, ssiad relacjonuje jej na bieco wszystkie uliczne atrakcje) #rak atrakcji take) > 6itli) Dyn mody dokt&r ju prziszo do dom) !o $o nawet lubia, ty wiys, e on nie kurzy, ale cy$arety nosi, jakby 'to od nie$o chcio) Derozki ni ma niko$o, ino tyn pies za loto, tyn lepy na jedne oko) 3onio nom w bramie, za musieli najsca te bajtle) ;ynek od "ajzl&w z balom idzie bez ulica, chyba do nos, po mode$o) *iy, poszo kaj indzij) Nona ssiada akurat poma$a synkowi w zadaniu z matematyki, no dobrze, nie poma$a, tylko nadzoruje wykonanie, sama nie ma zielone$o pojcia, o co chodzi w try$onometrii, synek ju sko czy dwie klasy wicej od niej, i bardzo dobrze, chodzi do szkoy, eby z niej wyj na ludzi, trzeba $o pilnowa, na razie dobrze mu idzie, ona ssiada lubi chodzi na wywiad&wki, bo chocia te wszystkie mamunie lalunie przychodz prosto z $alerii handlowej wyszta'irowane na zicher, to jej synek ma lepsze oceny od ich pociech, nawet doucza sabszych, jak pani kazaa, niedu$o bdzie zarabia na korepetycjach wicej, ni oni maj z zasiku+ teraz si rozproszy, bo ten od "ajzl&w z pik > "amo, mo$a i naplac1 > Aadanie mosz, zrobisz, to p&dziesz) > "ama, potym odrobia? > Dy piero ski podciepie, niy rozumiesz, co sie do ciebie $odo1B 5odrabiej to bez $odki, bo bydziesz mio ty$odniowo sztubaB

@4

;yn zaczyna chlipa, przecie dopiero co wr&ci ze szkoy, przydaoby mu si troch odpoczynku, matka siedzi cay dzie i si nudzi, wic nie zna zmczenia, ojciec okazuje si pojtniejszy( > Cej mu pok&j) !ak bydziesz po nim ryce, to nic nie zrozumi) 6u sam, synek) "ay natychmiast z $onym szurniciem odsuwa krzeso i podbie$a do ojca+ a ten nie opuszczajc stanowiska obserwacyjne$o, wyjmuje z kieszeni par monet) > :opnij mi sie po 'ajranty, za reszta kup bombony) Czieciakowi nie trzeba dwa razy powtarza, bie$iem omija matk, kt&ra pr&buje $o zapa, a potem wrzeszczy na ma .jej imponujcy sopran marnuje si w tej norze+ caa ulica w jednej chwili zamyka okna/( > :aj ty $o do sklepu wysyosz, jak on zadanie mo na jutro i nic ta ama$a nie umiBBB Co ju tej dru$oplanowej sceny, w montau i tak si to zetnie, dodajmy tylko, e dzieciak w drodze do sklepu wpada na okropnie roze,lone$o 6iknisia .doktorek ci min, 6iknisiu, i nawet nie skin $ow, nie przywita si, jeste zmartwiony, pr&bujesz dociec, czy zrobi to specjalnie, czy po prostu ci nie zauway, na wszelki wypadek si $niewasz/) 6ikni demonstruje elazny ucisk zdrowej rki, podnosi dzieciaka za konierz i trzyma nad ziemi majtajce$o no$ami, pr&bujce$o si wyswobodzi( > 5ostow mie, leca po cy$arety starymuB .6iknisiu, nie wyywaj si na nieletnich, marnujesz czas, Adam dopiero wszed do domu, moe jeszcze nie zasn)/ > !ak charkniesz dalej ode mnie, to cie puszcza) 6ikni stawia chopaka na chodnik, poci$a nosem i odkrztusza cik 'le$m z najodle$lejszych $bi zatok, wreszcie z impetem wypluwa j na dru$ stron ulicy,

@7

prawie si$ajc przeciwle$e$o krawnika+ dzieciak jest sprytniejszy, aden $lut nie moe si r&wna ze star $um do ucia, dzieciak chomikuje po kieszeniach r&ne nieprzydatne wi stwa, $uma ju dawno zascha w tward kulk, no i prosz, teraz wystrzelia z je$o ust jak pocisk armatni, przeciwle$y chodnik zosta zdobyty, wolno odzyskana, mona biec do sklepu po tanie papierosy i kupi now $um) 6ikni wychodzi z ukrycia, ssiad zajty jest uciszaniem ony, zamkn okno, a mimo to jaz$ot sycha wyra,nie, potok wyzwisk jest upierdliwy jak 'reejazzowe solo nieudolne$o sakso'onisty, kt&ry przedciami nadrabia braki techniczne, wrzask wydostaje si przez rozedr$ane szyby, ssiad odszczekuje itd), w kadym razie 6ikni moe przez chwil niepostrzeenie stan pod kamienic Adama i spojrze w stron okien na pitrze, w kt&rych nicze$o nie wida+ za$wizdaby, ale nie chce zwraca na siebie uwa$i, lepiej od razu wejdzie do rodka) Adam spaby ju, $dyby nie "atka, kt&ra zadzwonia, dopytuje si, uspokaja, m&wi o tsknocie) Adam przysypia ze suchawk przy uchu, ju bez but&w, bez skarpet, spodnie ci$ajc, nieche ju mama wy$ada si do ko ca i da mu wreszcie zasn po dyurze, ale ona jeszcze tylko to, acha i jeszcze o tamtym zapomniaa, no i koniecznie musi mu powiedzie, e ju wytumaczya =jcu, ju $o udobruchaa, on si nie $niewa wcale, wie, e trzeba ambicje syna uszanowa, domek przecie si nie zmarnuje, czeka bdzie, no wic, Adasiu, ty nam powiedz, kiedy najlepiej do ciebie przyjecha, przywie,liby my tobie co dobre$o i posprztaabym ci, wyprasowaa, ty takimi rzeczami na pewno zajmowa si czasu nie masz, to kiedy moem odwiedzi ci w tym miecie? Adam m&wi, e mu wszystko jedno, ale m&wi to ju waciwie przez sen, "atka pyta, ale wszystko jedno to znaczy kiedy, lepiej rano czy po poudniu, a moe w niedziel, Adamowi naprawd jest ju wszystko jedno, nie wie nawet, czy rzeczywicie syszy pukanie do drzwi, czy tylko mu si to nio, nie ma ju si rozmawia .pukanie

@9

si powtarza, wyra,niejsze od snu/, Adam wstaje, lunatycznie do drzwi podchodzi, otwiera, staje twarz w twarz z 6iknisiem) !u nie jest picy)

@<

Dop&ki Nonie nie zachce si wyj z &ka, zapuka do drzwi i upomnie o


Moberta, azienka jest jednym z niewielu miejsc niezak&cone$o odosobnienia na terenie domu) 6rysznic sycha przez drzwi+ Mobert ju dawno si umy, teraz po prostu siedzi, zbiera i prze$lda myli z ostatnich kilkunastu $odzin, z niepokojem zauwaa, e wszystkie skupiaj si wok& je$o stanu zdrowia, s cikie, bo obrosy niedobrymi przeczuciami) 6rysznic marnuje wod, Mobert pr&buje myle o zmarnowanym yciu, wanie przypomnia sobie, e jest miertelny+ mier te o nim myli) Mobert nie boi si mierci, tylko choroby, szpitala, smrodu rodk&w dezyn'ekcyjnych w pokoju zabie$owym, na bloku operacyjnym, w ambulatorium, boi si sinobiaej i sztywnej poszwy na szpitalnym kocu, soika z kompotem, kt&re$o nie bdzie m&$ wypi+ najbardziej boi si b&lu) #&l ju si zapowiada, dawa mu sy$nay, ostrze$a, wysya 'orpoczt, sprawdza je$o wytrzymao, za kadym razem pozwalajc sobie na wicej, nawet przed chwil pod prysznicem wykona pr&bn eksplozj $dzie w kr$osupie, ale co tam, przecie kade$o czasem troch w krzyu amie) Mobert pozna ju pierwiosnki b&lu, boi si, e lada moment wszystko w nim bolenie zakwitnie) 6r&buje sobie wyobrazi siebie we wadaniu cierpienia, swoj walk o prawo do bezbolesnoci+ czy do te$o mona si przyzwyczai1 8zy b&l okae si stay, nieznony, dyktatorski, nieznoszcy sprzeciwu, czy zemnie $o do szcztu w kilka chwil na ou boleci1 Mobert boi si $uzik&w przy &ku, kt&rych uywaj cierpicy, eby zadzwoni po piel$niark+ dzwoni, a potem modl si, eby przysza od razu z zastrzykiem, wiedzc o co im chodzi, bo dyur moe mie jedna z tych modych, kt&ra najpierw przyjdzie i zapyta 08o panu jest1 Ach, boli1 Cobrze, zaraz panu dam zastrzyk2, a potem bdzie musiaa jeszcze raz pokona dro$ od &ka do dyurki, znale, lek, przy$otowa

@@

iniekcj i wr&ci, a to wszystko przecie trwa minutami, minutami spazmatyczne$o mitoszenia przecierada+ Mobert boi si minut, podczas kt&rych cay bdzie oddany b&lowi, tak e nawet nie jknie, bo bdzie si ba, e b&lowi si je$o jki nie spodobaj, e si za kar nasili+ jcze mona dopiero wtedy, kiedy zastrzyk zaczyna dziaa i czuje si, e b&l m&wi 0tymczasem2 .to jest wanie naj$orsze, miertelnie chorzy nie jcz z b&lu, tylko z alu, e b&l ni$dy nie m&wi 0e$naj2, zawsze 0tymczasem2, 0na razie2, 0bywaj2+ 0bywaj2 to najper'idniejsze z poe$na , b&l wie, e miertelnie chorzy ju nie s , tylko b y w a j + zdrowi yj ci$le, chorzy tylko w czasie przejanie , ich ycie pko, czas przejanie jest czasem zbierania coraz drobniejszych 'ra$ment&w, pr&b ich sklejenia+ miertelnie chorzy s zdrowi tylko we 'ra$mentach, w kawakach, ju si nie zdarzy, eby wszystkie ich 'ra$menty byy jednoczenie $otowe do ycia, ale zdarz si chwile, w kt&rych przypadkiem wikszo z nich jest jednoczenie zmobilizowana > wtedy czuj co na ksztat ul$i/) Mobert szuka wyjcia z celi zych przeczu, w ko cu wyrok jeszcze nie zapad, ostateczna konsultacja ze specjalist ma nastpi za kilkadziesit $odzin, przez tych kilkadziesit $odzin, jakkolwiek czuby si niezdrowo, chorowicie, a nawet miertelnie sabo, wci jeszcze jest po stronie wiata zdrowych+ dop&ki nie wie nicze$o na pewno, p&ki ostatni z nieciekawych wynik&w nie zosta dokadnie przeanalizowany i doczony jako dow&d przeciwko niemu, jest jeszcze po stronie ycia) *awet jeli jest nieuleczalnie chory, Nona czeka na nie$o w &ku > i by moe wanie teraz nadarza si jedyna w swoim rodzaju okazja, by zosta szczliwym ojcem, a raczej, by istota, kt&rej da ycie, otrzymaa te $warancj szczliwe$o dzieci stwa) =d kiedy opuci piekielny dom rodzic&w .o kt&rych sza/, Mobert nie rozmawia ze swoim ojcem, dop&ki ten nie umar+ martwy ojciec nie przerywa, nie wchodzi w sowo po to, eby je podepta, martwy ojciec sucha i milczy

@E

jak $r&b, w kt&rym $o zoono+ od kiedy opuci piekielny dom .sza/, Mobert jest przekonany, e najlepiej ze swymi ojcami do$aduj si po$robowcy)

ona ley w &ku i nie wy$lda na tak, co to si ma doczeka nie mo$a,


czyta kolorowy ma$azyn dla nowoczesnych kobiet, rzeczywicie czyta, nie tylko prze$lda, naj$orsze jest to, e wczytuje si w rzdy liter udajcych wyrazy, w kolumny wyraz&w udajcych zdania i zda udajcych teksty, i robi to przekonana, e w ten spos&b zalicza dzienn dawk lektury niezbdn do prawidowe$o rozwoju duchowe$o i utrzymywania umysu w stanie aktywnoci) 6o ksiki si$a rzadko, a kiedy je czyta, niemal natychmiast zasypia, lec, siedzc, wieczorem, w rodku dnia, niewane > literatura j usypia, a nowoczesne ma$azyny nie+ Mobert zastanawia si, czy strony tych pism nie s nasczane jakim pobudzajcym rodkiem zapachowym) Nona twierdzi, e nie czyta ksiek, od kiedy Mobert przesta pisa, w ten sprytny spos&b nadaje swojemu umysowemu lenistwu wymiar mani'estacyjne$o postu, protestacyjnej $od&wki+ to Mobert jest winien, by jej ulubionym pisarzem, przy je$o ksice ni$dy by nie zasna, inni j nudz, niech jej wicej nie przynosi ksiek innych pisarzy) Nona ley i czyta, pociel zsuna si z jej podkurczonej no$i odsaniajc j a po? tak, a po sam cipk, Nona ma cipk bez$rzesznie rozwart midzy udami, i moe sama o tym nie wie, bo cipka drzemie poza zasi$iem jej wzroku, a raczej symuluje drzemk, 'lirtownie ku oczom Moberta skierowana, je$o spojrzeniem si wzruszajca, oto bowiem cipka wcale nie wydaje si napita, wil$otnieje porozumiewawczo, nie ule$a wic wtpliwoci, e Nona jednak zdaje sobie spraw z cipki, a przypadkowo zsunicia pocieli i przykurczenia no$i bya udana, Nona misternie przy$otowaa t pozycj i nadaa jej pozory przypadkowoci+ Nona jest mistrzyni pozor&w przypadkowoci, jej mae piersi nie znosz stanika, za to doskonale nadaj si do pozornie przypadkowych odsoni

@G

midzy brze$ami niedopitej bluzki, w dekolcie podczas stosownie niestosowne$o nachylenia, w pozornie ,le dobranej, zbyt przewitujcej sukience+ Nona lubi $ra z mskimi zmysami, bo zawsze wy$rywa) Mobert zaczyna ceremonia wdr&wki jzyka od stopy do cipki) Nona jeszcze nie protestuje, lubi t niespieszno, cipka czeka roz$orczkowana na swoj kolej, teoretycznie si niecierpliwi, ale wanie to jest najprzyjemniejsze+ $dyby Mobert zbyt szybko dotar na miejsce, zepsuby ca zabaw, musi kry dookoa cipki, delikatnie liza pachwiny, zblia si po $adko wydepilowanych okolicach, a Nona poczuje, e jest $otowa lewitowa, dopiero wtedy wolno mu delikatnie zapuka do drzwi, kr&lewicz jzyk moe zacz podrywa kr&lewn echtaczk, a potem ju mocniej, pynnie, wawo, obustronnie, wszerznie i wzdunie ustami caymi, war$a w war$, jednak na kr&lewn baczc najszcze$&lniej, nie wolno mu straci jej z jzyka, zreszt nie ma po co, bramy zamku i tak pozostan zamknite, zwaszcza jeli si je szturmuje taranem) :iedy tylko Mobert przestaje caowa cipk i pr&buje woy obolay z niewsadzenia czonek tam, $dzie mu bdzie najcieplej, Nona ci$a $o za wosy do poprzedniej pozycji albo po prostu odpycha, tumaczc jak zwykle( > 6rzecie wiesz, e nie moemy te$o zrobi) > Anowu co sobie uroia) > *ie moemy, cia by mnie zabia, jestem chora) > *ie jeste na nic chora, poza tym ludzko ju wymylia par sposob&w antykoncepcji) > Ale aden nie jest pewny na sto procentB I tak si ko czy pr&ba spodzenia po$robowca) Mobert pr&buje jeszcze raz, ale nie moe dopasowa pieszczot ani pocaunk&w, Nona jest obraona, sztywna, zamknita) Mobert pr&buje mimo to, desperacko, si .od wielu miesicy Nona nazywa seksem

@J

najprostsze rozwizanie wzowiska je$o namitnoci, zwykle w takich okolicznociach przejmuje ster i po chwili idzie do azienki umy rce, podczas $dy Mobert zasypia zdjty ul$/, dzi po prostu chce si z ni kocha za wszelk cen, ostatecznie moe ju nie mie okazji, kiedy b&l w nim zamieszka) > 6rzesta e mnie dzioba tym swoim chujem, powiedziaam( nieB Nona wstaje, poprawia koszul nocn, nie daje mu szansy( > Tspokoisz si albo id spa do rodzic&w) > 8hryste, ja z tob duej nie wytrzymam) > 6otra'isz tylko $dera i straszy) "ocny jeste w $bie) Mobert si$a po ksik, sytuacja si stabilizuje, Nona wraca do &ka i do ma$azynu nowoczesnych kolor&w, ale tylko na chwil, zdenerwowaa si, litery przestay udawa sowa, nie moe czyta, chce z$asi lampk i zasn, no ale ten tu znowu teraz bdzie przy wietle zatapia si w lekturze, trzeba co zrobi, eby $o wyczy) > *apisae co dzisiaj1 Mobert nie odpowiada, zawzi si i chyba naprawd ma zamiar czyta mimo wyrzut&w sumienia, e nie pisze+ nic nie napisa, przecie Nona o tym dobrze wie, inaczej by $o nie zapytaa) =dnajduje pod kodr je$o kutasa, jest jeszcze ciepy, taki odrzucony, wykluczony, pochylmy si nad nim) Nona pochyla si, bierze $o do ust i nie zamierza wypuci, zanim odszkodowanie nie zostanie uiszczone, zwykle to nie trwa du$o, mona przyspieszy, skrobic paznokciami jdra, tak jest wy$odniej, nie trzeba i do azienki, wystarczy pokn, potem odwr&ci si plecami, spa) =statni z$asi wiato)

EL

Od kiedy z tob sypiam, nic mi si nie ni, syszysz1 > Mobert kamie, ni$dy nic mu si nie nio, pr&bowa sobie tumaczy, e ma sny, tylko nie moe ich spamita, w kadym razie ni$dy nie mia dostpu do sn&w i zawsze czu si przez to kaleki, ale kiedy $o pytano, czy spa dobrze, nie m&$ si poskary, przecie nie niepokoiy $o adne mary, sypia miarowo, nieprzytomnie, lepo) 0*awet zwierzta maj sny2, myla, 0!estem nieszcznikiem) Nycie bezsenne jest yciem bez sensu2, myla, 06omyle, e niekt&rzy m&wi do siebie przez sen, ba, m&wi jzykami, kt&rych nie znaj2, ali si w mylach) 3ysnuwa ze swoje$o nienienia wnioski natury meta'izycznej, lka si, e brak sn&w jest oznak braku duszy, ba si wic, e ycie po mierci > niesko czony sen niemiertelnej duszy > $o ominie+ modlitwy o sen take nie przynosiy skutku) 0#&$ mnie nie syszy, bo modl si tylko umysem) !estem czowiekiem bezdusznym2, takimi mylami si po$ra) > ;yszysz1 > Nona nie syszy, mruczy i wije si we nie, Mobert m&wi do niej, bo domyla si, e Nona ma sen erotyczny, patrzy na ni zazdronie, czuje si zdradzany z samym sob .zakada, e Nona nie ni o kim innym/) Aza ciany dobie$a transmisja $odzinek, po chwili zblia si w przenonym radyjku przy uchu Deciowej, kt&ra jak co dzie o wicie przychodzi dopilnowa, eby zi nie zaspa) Deciowa ponad wszystko ceni sobie rodzinn harmoni, a take porzdek, wierzy, e czowiek porzdny podporzdkowuje si cile okrelonym zasadom harmonijne$o ycia+ Deciowa dba w domu o porzdek, jak r&wnie o niadanie dla mczyzn) !est wyznawczyni tradycyjnych wartoci, do kt&rych naley stanie na stray rodzinnej harmonii, a zatem krzta si po kuchni w szla'roku, zaparza herbat, podaje talerz z kanapkami do stou+ mczy,ni schodz si w strojach wyjciowych) De otwiera laptopa i czyta przy kawie aktualn wersj e-$azety, potem wpisuje swoje nazwisko w wyszukiwarce i sprawdza, $dzie te o nim co nowe$o powiedziano w ci$u minionych dwudziestu czterech

E-

$odzin, niewane( dobrze, czy ,le, tak naprawd naj$orzej bdzie, jeli kt&re$o dnia nic nowe$o si nie pojawi, De nie chciaby doy dnia, w kt&rym nie znajdzie na sw&j temat adnej nowej in'ormacji+ De nie boi si mierci, tylko nieistnienia, boi si, e m&$by popa w nieistotno, boi si panicznie dnia, w kt&rym je$o dziaania, przem&wienia, wszystko, co zrobi, stanie si nieistotne, w mediach nie bdzie o tym adnej wzmianki+ nieistotno to nieistnienie) De jeszcze w dzieci stwie zapra$n, by mie kiedy ulic swoje$o imienia, od tej pory dopytywa si o kade$o patrona ulicy w miecie, w jakimkolwiek nowym miejscu si pojawi, czyta nazwiska na tabliczkach z patronami ulic i sprawdza, kim te by, czym si wsawi dany patron+ dzieci stwo Decia przypado na czas, w kt&rym najczciej patronami ulic zostawali tak zwani dziaacze+ kiedy nie mona byo ni$dzie znale, adnej in'ormacji na temat patrona niewielkiej ulicy w maym miasteczku, doroli m&wili( 0Do na pewno by jaki dziaacz2, De postanowi wic, e w przyszoci zostanie dziaaczem, cokolwiek by to miao znaczy) A czasem zrozumia, e dziaacz to czowiek, kt&re$o dziaania s istotne, zauwaane, odnotowywane i zapamitywane, najczciej dlate$o, e jest przedstawicielem wadz, a wic je$o dziaania wpywaj na bie$ rzeczy, a kto wie, moe i historii) De pozostaje u wadzy od tak dawna, e prawdopodobnie nie zni&sby, $dyby $o jej pozbawiono, m&$by sobie wtedy dziaa ile wlezie i nikt by na to nie zwr&ci uwa$i, De panicznie boi si dnia, w kt&rym nie bdzie m&$ o sobie nicze$o nowe$o przeczyta) !est jeszcze jeden istotny przywilej, od kt&re$o odzwyczai si nie spos&b w miecie o niskiej przepustowoci( Deciowi, jako wysoko postawionemu dziaaczowi z immunitetem poselskim, przysu$uje ko$ut, dziki kt&remu wiecznie zakorkowane ulice nie s dla nie$o problemem+ kiedy jedzie na sy$nale w limuzynie rzdowej samochody rozstpuj si jak "orze 8zerwone przed "ojeszem, nie ma

E4

takie$o korka, kt&re$o ko$ut by nie m&$ odetka+ De jeszcze ni$dy nie sta w korku, nie wie, jakie to moe by przyjemne, Mobert z nim o tym nie rozmawia) > Anowu mnie cytuj > dzi De jest bardzo zadowolony, wczoraj by w dobrej 'ormie, nie do, e wyjtkowo byskotliwie przemawia w sejmie .wikszo pos&w z je$o u$rupowania ma kopoty z wdzicznym 'ormuowaniem myli, wic uciekaj si do je$o wrodzonych zdolnoci oratorskich, De jest etatowym wykonawc przem&wie , $osem swojej partii, dobrze wypada w mediach, nie da si $o wytrci z r&wnowa$i/, to jeszcze doda trzy $rosze w kuluarach, tam zawsze m&wi to, cze$o mu nie wypada powiedzie z trybuny, ale dziennikarze wanie na te je$o nieo'icjalne wypowiedzi licz najbardziej, cytuj $o jako posa, kt&ry zastrze$ sobie anonimowo, ale i tak wszystkim wiadomo, o ko$o chodzi, De jako pose, kt&ry zastrze$ sobie anonimowo, jest ulubie cem medi&w, dosta ju propozycj od kilku powanych wydawnictw, eby je$o wypowiedzi ukazay si jako ksika pod tytuem Pose, kt r! zastrzeg so"ie anoni#owo$%, ale De na razie si nie z$adza, jeszcze poczeka, nie chce stwarza konkurencji ziciowi, w ko cu to Mobert jest pisarzem) Dymczasem wic De czyta swoj wyjtkowo byskotliw anonimow wypowied, na $os, a Deciowa, kt&ra ju dopilnowaa porannej harmonii, podaa niadanie i poprawia mowi krawat, zaczyna by zoliwa( > *o ale dlacze$o znowu tylko nieo'icjalnie, czemu nie po nazwisku1 Do jest brak odwa$i osobistej) Do jest dow&d na nieczyste sumienie) Do jest naj$orszy rodzaj tch&rzostwa i kon'ormizmu) =jciec dobrodziej zawsze m&wi wprost i bez o$r&dek, nie boi si, e kto bdzie krci nosem) 3ystarczy zacz suy 6rawdzie i czowiek od razu przestaje si cze$okolwiek ba+ moe by tak kiedy spr&bowa1

E7

De i te bzdety wprost z radyjka przejte puciby mimo uszu i nie skomentowa, ale Mobert siedzi przy stole, wanie dojada niadanie i przysuchuje si, De przy Mobercie musi pozosta panem sytuacji, dlate$o odpowiada( > "oja dro$a, dyplomatyka wyma$a, eby pewne treci do pewne$o czasu wy$asza anonimowo) 8hodzi o to, eby spoecze stwo pierwsze si pod nimi podpisao) I zanim Deciowa zdy co znowu paln, De zmienia temat, pyta Moberta uprzejmie, ale stanowczo .jak powiada, ni$dy by do nicze$o nie doszed w yciu, a zwaszcza polityce, $dyby nie uprzejma stanowczo/( > *o a jak tam idzie pisanie1 > *ijak) *ie mam natchnienia) > *atchnienie to jest potrzebne poetom) Kdyby ci brakowao pomys&w, m&$bym pom&c))) > *ie m&wi, e nie mam pomys&w) 6o prostu nie mo$ pisa) > 8o to znaczy1 8o to za jakie ciamkanie, cackanie si ze sob1 3e, si w $ar, przysid, 'adu+ przecie masz talent? > 6rzykro mi) *ie mo$) ;owa mi si zmczyy) Mobert odchrzkuje, nie ko czy niadania, dopija kaw, dzikuje, wstaje od stou i zmierza do wyjcia) De jest wcieky, nie znosi takie$o rozmemania, aktywny polityk nie moe poj artysty w stanie spoczynku, czynny dziaacz jest rozdraniony bezczynnoci tw&rcy, wszak tw&rca powinien by wytw&rc) De ma jeszcze nadziej, e to tylko taka kokieteria, moe Mobert sobie niespiesznie skrobie jak wielk powie, ale j chomikuje, woli to utrzyma w tajemnicy, tak, na pewno tak wanie si dzieje, przecie c&rka $o przekonywaa, e Mobert jest $eniuszem i na pewno w niedu$im czasie dostanie *a$rod *obla, co przysporzy Deciowi

E9

nadzwyczajnej estymy, wyhodowa pod wasnym dachem noblist to nie przelewki, trzeba tylko cierpliwie czeka, do$lda, stworzy cieplarniane warunki, po to przecie zaatwi mu t ciep i niewyma$ajc posadk, eby Mobert mia kilka $odzin wite$o spokoju dziennie, $eniusze s trudni, kapryni i chimeryczni, Mobert na pewno co pisze, tylko nie chce zapeszy+ do spekulacji, trzeba to sprawdzi, jeszcze raz wyle do nie$o dziewuch na przeszpie$i, i niech nie wraca z pustymi rkami, bo j zwolni)

Robert jest bezradny, siedzi w suterenie, $api si w ekran komputera i nie chce
zacz pisa, bo jedyne, co przychodzi mu do $owy, to powie o pisarzu, kt&ry nie moe napisa powieci+ pisanie o niemonoci pisania to najczciej ostatni $w&,d, do trumny pisarza niemo$ce$o pisa) Mobert nie chce by pisarzem w kryzysie, w o$&le nie chce by pisarzem, chce, eby pisao mu si samo, jak kiedy, niezauwaalnie, bez wysiku+ kiedy tylko zauwaa, e napisa kilka zda powieci, kt&rej bohaterem uczyni pisarza w kryzysie, natychmiast kasuje cay tekst .zawsze "ackspace, ni$dy delete, Mobert podwiadomie kieruje si za strzak w lewo, przeczuwa, e to dobry kierunek+ niech no tylko De si o tym dowie/) Mobert patrzy w okno z widokiem na no$i i przypomina sobie, co powiedzia mu stary mistrz, kiedy jeszcze cieki Moberta nie byy sprawdzane z domowej wiey kontrolnej, kiedy jeszcze nie musia ubie$a si o zezwolenie na zmian trasy, kiedy jeszcze zachodzi do ludzi, z kt&rymi m&$ sobie porozmawia, nie tylko po$ada+ Mobert jest wy$odniay rozmowy, na co dzie syszy wok& siebie tylko $adk) *iestety, w suterenie sdowe$o archiwum nie ma z kim porozmawia, jest za to na co popatrze, jeli si przytra'i dzie ciepy, taki jak dzi) Mobert przypomina sobie sowa stare$o mistrza, kt&re usysza w odpowiedzi na pytanie, co robi, eby si samo pisao) 0Geni&s loci, chopcze, potrzebny ci geni&s loci, artysta musi znale, swoje miejsce,

E<

takie, w kt&rym zawrze przymierze z duchami, w kt&rym zrozumie si bez s&w z duchem stou, duchem krzesa, duchem 'ilianki z porann kaw+ powiniene, chopcze, unika miejsc bezdusznych) A te$o, co mi opowiedziae, wynika, e mieszkasz w miejscu bezdusznym+ choby nata wszystkie zmysy, zawsze bdziesz czu, jakby ci kto $ow opasa turbanem tumicym myli, wszystkie one zdadz ci si pytkie, adna nie bdzie $odna utrwalenia) "usisz unika takich miejsc, takie miejsca s wro$ie intelektowi, nawet jeli uda ci si wykra niezapisane historie innym miejscom, kiedy je przyniesiesz ze sob w miejsce bezduszne, natychmiast wywietrzeje z nich geni&s loci, stan si nijakie, bezwartociowe, bdziesz z nich pr&bowa budowa swoj opowie i tylko poczujesz niemoc) Dy musisz si, chopcze, przeprowadzi+ s takie miejsca, w kt&rych duchy nieustannie biesiaduj, do kt&rych lubi przychodzi w $oci, i kiedy zasiadasz do tworzenia, one si przekrzykuj w podpowiedziach, kady z nich chce pierwszy wyszepta ci prosto w dusz swoj opowie) Do miejsca, w kt&rych kiedy mieszka tw&rczy intelekt+ nawet jeli ju dawno zostay opuszczone przez tw&rczych ludzi, nawet jeli ci tw&rczy ludzie dawno pomarli, ich tw&rczy intelekt przenikn kady metr kwadratowy tych miejsc, one tylko czekaj na nowe$o lokatora, by tchn w nie$o tw&rcze impulsy) "usisz wic, chopcze, porzuci swoje bezduszne miejsce, poszukaj dla siebie miejsca z geni&s loci, rozejrzyj si dokadnie, znajd, sw&j kt i dostosuj do nie$o widok z okna, to bardzo wane, kady czowiek powinien mie codzienny kontakt z natur chocia przez okno) :ady czowiek powinien mie za oknem choby jedno drzewo, chocia cz drzewa, cho par $azi, eby widzie, jak inny ywy or$anizm rea$uje na wiatr i sot, kady powinien mie swoje drzewo w zasi$u wzroku, swoje drzewo dostpne caodobowo w ekranie okna, zmienne, ruchliwe na wietrze, rozszczebiotane w porze ptasich sejmik&w, kwitnce albo tracce licie, spokojnie przyjmujce kad por roku, du$owieczne) Oudzie powinni si uczy

E@

od drzew, nie powinni $odzi si na mieszkania, z kt&rych okien nie wida adne$o drzewa, a ju w adnym razie nie wolno $odzi si na mieszkania, kt&rych okna wychodz na inne okna, okna w okna w studziennych podw&rkach starych kamienic, okna na odrapane i mierdzce, zawsze zacienione podw&rza starych kamienic, takie okna te s bezduszne, to bezduszne oczodoy bezdusznych mieszka , z okien w takich podw&rzach najczciej wyskakuj ludzie, w takich podw&rzach ludzie mylcy o samob&jstwie si woli urywaj balkony i spadaj razem z nimi w d&, na wte trawniczki obsrane przez ratlery ssiad&w) Oudzie musz widzie ze swoich okien kawaek nieba i kawaek drzewa+ nie m&wi o oknach z widokiem na morze ani tarasach u podn&a $&r, m&wi o prawie kade$o czowieka do niczym nieprzesonite$o widoku na kolory nieba, chmur, lici i kory+ czowiek, kt&ry takie$o widoku si dobrowolnie pozbawia, jest czowiekiem bezdusznym+ czowiek, kt&re$o takie$o widoku pozbawiono wbrew je$o woli, kt&re$o skazano na brak widok&w, jest samob&jc+ czowiek duchowy, kt&ry mczy si w bezdusznym miejscu, pozbawiony moliwoci codzienne$o kontaktu z natur choby przez okno, taki czowiek, nawet jeli tymczasowo nie popenia samob&jstwa, jest samob&jc, on nie yje, lecz odwleka samob&jstwo, nie myli, lecz rozwaa samob&jstwo+ jest z$ubiony2) Mobert jeszcze wtedy nie pracowa w suterenie, nie zdy zapyta stare$o mistrza, co sdzi o oknie z widokiem na ludzkie no$i, nie zdy z nim porozmawia o tym, cze$o mona si nauczy od ludzkich n&$+ mistrz niedu$o p&,niej wyskoczy z okna swoje$o mieszkania w starej kamienicy, je$o ciao spado na zawsze zacienione studzienne podw&rko, kt&re o$lda przez ostatnie lata ycia) *a$le na$ie no$i, skdind znane, ukazuj si za oknem, w przycupniciu zmylnym, majteczkowym, a nad nimi liczna szpie$ini w sp&dniczce mini, ta, co si za 6raktykantk podaje, licznie przysania oczy doni, za$lda, wyta wzrok) Mobert

EE

jest speszony, ni$dy dotd nie zazna takie$o odwr&cenia porzdku, to zmienia posta rzeczy, cay wiato-pod$ld run, bo wiat pod$lda teraz Moberta oczami licznej 6raktykantki, Mobert nie wie, jak si schowa, $dzie si zachowa w postaci niezdemaskowanej+ skdind na$le na$ie no$i znikaj, co moe oznacza, e zmierzaj teraz do je$o sutereny, co moe oznacza, e bdzie mia okazj porozmawia, no moe chocia pom&wi do dziewczcia, kt&re, jeli nawet jest zdolne tylko do $adki, na pewno umie licznie sucha) Mobert usadawia si przy biurku, przyjmujc pozycj robocz, wyczekuje, ju sycha, oto nadchodzi, no$i j poniosy, obcasy stukotem zapowiadaj zjawisko) !est, puka, wchodzi, umiecha si przymilnie a licznie, tak e Mobert po raz pierwszy w yciu zauwaa, e ma jednak jakie wosy na rkach, teraz dopiero, kiedy mu dba stany+ ci$a rkawy) > Anowu pani zabdzia1 > *ie? !a? chciaam tylko powiedzie, e znam pana ksiki? 8zyta-am? A to ci dopiero, De musia bardzo stanowczo i na $ranicy uprzejmoci zada natychmiastowych postp&w w ledztwie, skoro 6raktykantka idzie na cao, niemrawo zaczynajc udawa "ioniczk Dw&rczoci+ Mobert tak bardzo chciaby wierzy, e to dziewcz licznie sypia z je$o ksikami pod poduszk, e postanawia rozwia zudzenia od razu( > Dak1 :t&re konkretnie pani czytaa1 6raktykantka teraz si rumieni .chyba nie trzeba dodawa, e robi to licznie/, wypina biucik, trzepocze rzsami .na studiach to zawsze skutkowao/, $osik sobie ustawia o ton wyej, bezbronna jest jak embrion, De musi w takich chwilach odczuwa przemon potrzeb ochrony jej eteryczne$o jestestwa i bra j na kolana) > Anaczy? Anaczy si? *aczysie? 8zyta-am, ale nie osobicie? > ;ucham1B

EG

> 6o prostu? czyta-am o panu? Cuo pisali, w $azetach) A co pan tu waciwie robi1 8aymi dniami w tej suterenie1 8zy pan co pisze1 6raktykantka bardzo, ale to bardzo nie chce zosta zwolniona z sekretariatu Decia, nie wdaje si w subtelnoci, nie ma ochoty z tym tu niezdrowo wy$ldajcym, trupiobladym dyskutowa, ni$dy si nie znaa na dyskutowaniu, milczaa, rzsyma trzepotaa, a potem jeszcze rzsoma, to wystarczao, i tak wszyscy zawsze szukali zrozumienia wanie w jej oczach, a ten tu nieciekawy wydaje si traktowa j z $&ry+ daj se na luz, kole, na mnie si tak nie patrzy od$&rnie) 6raktykantka zaczyna si krci po pokoju, roz$lda, szuka szcze$&&w+ kiedy podchodzi do okna, do ulubione$o punktu obserwacyjne$o Moberta, i zaczyna przedrze,nia je$o wiatopod$ld, zostaje ostatecznie zdekonspirowana( > Aapaci ci chocia, powiedz1 > 8o1 :to1 = czym pan m&wi1 > *ie udawaj) *ie ciebie pierwsz tu przysa) 6odstawia jej krzeso, niech sobie usidzie, Mobert nie pozwoli jej wyj z niczym+ jest taka liczna, w czasie pokoju to naprawd przydatna cecha) > *ajwaniejsze, obra sobie waciwy punkt widzenia) *o1 8o widzisz1 6raktykantka nie cieszy si wcale, e ten tu przykurzony niemodny wasnorcznie j na krzele posadzi, to, e De j sobie sadza na kolanach i tak dalej, jest wpisane w podatek, to si opaca, w biurze poselskim 6raktykantka po raz pierwszy w yciu zarabia powyej redniej krajowej, to se j stary satyr czasem moe na kolana i tak dalej, zwaszcza, e czowiek wpywowy, dobrze ubrany i dro$o pachncy, nie aden ko ski zalotnik ze som w butach, prawdziwy pose z dystynkcj, ale ten tu niedystyn$owany jest wcale, w dodatku niepisarz, apy niech lepiej przy sobie trzyma, bdzie j sadza, kurde, jak dziecko, na krzele, i jeszcze kobiety od spodu jej kae

EJ

o$lda, o, wanie jaka przesza+ oczy Moberta od razu wyday jej si jakie nieprzyjemne, od pierwsze$o wejrzenia, jakie takie niezrozumiae, takie? zboczone, o tak, wszystko jasne, zboczonymi oczami $api si na kobiety, aden to pisarz, tylko zbok, psychol, konus, waliko + cze$o on chce od niej, czemu kae si $api1 > A co mam widzie1 *ic, czyje no$i) > *ic1 3idziaa, kto teraz przechodzi1 > ;kd niby mam wiedzie1 > Da dziewczyna idzie na sesj poprawkow) "iaa $ranatow sp&dniczk z matury) Do ju trzeci raz, wikszo jej koleanek z roku ju zdaa, po raz pierwszy idzie sama) Awykle stawia stopy tak jak teraz, mocno, troch po msku, $ono stukajc obcasami o chodnik) 6o oblanym e$zaminie miaa niepewny krok, by moe co wypia ze smutku? *o, a ten tu, kto to1 Id no$i w spodniach od $arnituru i czarnych mokasynach, 6raktykantka przyblia si, zadziera $ow, wida jeszcze neseserek u boku+ teraz ju nic nie wida, no$i przeszy) > !aki 'acet idzie? do pracy1 > Aa wolno) ;ze sekund) Do jest tempo bezrobotnych i student&w) > Ale przecie mia akt&wk, o'icjalny str&j) > A$adza si) ;traci prac niedawno) :iedy pracowa, chodzi dwa razy szybciej) "okasyny byszczay mu jak lakierki, teraz zmatowiay, pastuje je niedbale, zao si, e dzi znowu si nie $oli) Mobert ma racj, wikszo n&$ w miecie rozpoznaje bezbdnie+ poza suteren, na powierzchni, zawsze chodzi ze spuszczon $ow, od kiedy zacz wypracowywa si je$o wiato-pod$ld, od kiedy umie patrzy ludziom prosto w no$i, czyta z nich wszystko to, co chcieliby ukry+ wikszo ludzi na co dzie robi dobr min do zej

GL

$ry, ale wobec Moberta s bezbronni, potra'i zakada maski tylko na twarze, no$i pozostaj niezamaskowane, chodzioby o to, eby chodzi dyskretnie, nieznaczco, niewielu jednakowo posiado t umiejtno, ludzie od czasu dziecicych katechez przeczuwaj, e jeli kto im si przy$lda, to z $&ry, z lotu ptaka, anioki zapuszczaj urawia, pan #&$ lornetkuje ich z okna, potem bdzie 'erowa od$&rne wyroki, i najwaniejsze decyzje zawsze zapadaj od$&rnie, no$i s niewane, pozostaj w ukryciu, przecie ziemia nie jest lustrem weneckim, perspektywa oddolnej perspektywy jest mar$inalna i nie warto si ni przejmowa) > 3ystarczy obserwowa i wysnuwa wnioski) 3szystko ma swoje znaczenie, stan zaniedbania but&w, czsto zmieniania spodni, szeroko oczek w rajstopach) Mobert przez pewien czas nawet pr&bowa sporzdza notatki, 'iszki, kiedy okazao si, e z te$o chaosu wyania si powtarzalno ludzkich los&w+ eby sobie uatwi zapis i nie przeoczy w okrelonych porach adnej pary n&$, litery zastpi cy'rami, sowa symbolami, zdania wykresami $ra'icznymi) "yla, e musi zapa na $orco jak najwicej in'ormacji, potem sobie to wszystko przetumaczy, przepisze, a przysza wiosna i powietrze zaroio si od cipek, jaka $wiazdka muzyczki raz zapomniaa woy majtki na koncert i w ten spos&b wykreowaa mod, Mobert uzaleni si od korzystania ze swojej uprzywilejowanej pozycji w podziemiu+ dop&ki si przysuchiwa, a nawet podsuchiwa ludzi, atwo mu byo przeoy to na literatur( o tym i owym chodziy suchy, a on je zapisywa+ od kiedy zacz pod$lda, such o ludziach za$in+ Mobert sta si skopo'ilem, zamiast pisa, rysowa w zeszycie wa$iny, wszystkie znaczki, symbole i wykresy $ra'iczne okazay si cipki warte) #rulion w piknej sk&rzanej oprawie, kt&ry otrzyma jeszcze w czasach pimiennoci, w blasku 'leszy, od jednej z zamonych 'anek, kiedy jeszcze pisa i nie zdy nabra niechci do salon&w, kiedy jeszcze schlebiaa mu adoracja e$zaltowanych kokot .niechci do

G-

salon&w nabra z czasem $&wnie wskutek uciliwie drapienej aktywnoci tak zwanych lw&w salonowych, przed kt&r nie umia si broni+ ci salonowi bywalcy pryli na je$o widok m&z$i i bicepsy jednoczenie, szepczc znaczco( 0Kalos kagat'os, prosz pana, jake pan uwaa, czy ten $recki idea nieco w naszych czasach nie podupad12, on za wyco'ywa si, je$o wklso pr&bowaa umkn ich wypukoci i tra'iaa wtedy na salonowe bywalczynie, rozochocone kokoty, kt&re badawczo mu si przy$ldajc, nieodmiennie stwierdzay( 0Aupenie inaczej sobie pana wyobraaam, ach, pan jest jeszcze taki mody2, kiedy za wzrusza pokornie ramionami, nie znajdujc s&w, by przeprosi za ten rozziew realne$o i wyobraone$o, nadchodzi inny bywalec, odci$a $o na bok i usiujc zniewoli do salonowej rozmowy niby to po przyjacielsku wrczon lampk pode$o merlota, m&wi( 06rosz ich nie sucha, to strasznie pr&ne osoby2, a kiedy ju Mobert z nadziej wietrzy w nim alianta w wyobcowaniu, rba na odlew( 0Costojewski, prosz pana, na nim literatura si ko czy, nieprawda12, kiedy za i z tej opresji udao mu si wyratowa, okazywao si, e za$arn $o pra$nie do swojej $romadki jeszcze inna lwica, kt&r najwyra,niej je$o nieobycie podniecio, 0*ieche pan nie pije te$o wi stwa2, m&wia, ci$nc Moberta za rk, 06orywam pana2+ i zaczynaa $o przedstawia swojej kompanii, zoonej z bywalc&w i bywalczy inne$o salonu, do kt&re$o chykiem wanie si zamierzano wymkn+ lwica zaspokoiwszy swoj potrzeb przedstawienia nowo przybye$o, a raczej zabkane$o w tych okolicznociach pisarza, zostawiaa $o na pastw nowych konwersacji, lecz po pierwszych( 0Ach, to pan2, 0!ake mio pozna2, 0Kratuluj ksiki, cho przyznam, e nie czytaem jeszcze2, wszyscy oni odwracali ku sobie, pryli si i $ili i naprali i prze$inali i hohotali i zachichowywali si, niuchali szyje swoje, delikatnie dotykali si tak etykietowo i trcali dykteryjkami i nalewali sobie ploteczek i ju Moberta por&d nich nie byo, by nie mo$o, wyco'ywa

G4

si, co'a, zamyka drzwi i por&d ulic chodnych owiewajcych mu kark paszcz dopina, stawia konierz i pierwsze kroki ku wolnoci/+ lecz dawno, dawno miny te czasy, brulion peen wa$inalnych oblicze jest ostatecznym dowodem w sprawie zaniku wiary w sowo pisane, jest zapisem je$o bezmiaru niewiary, Mobert moe si $o pozby, ale wiary od te$o nie odzyska, zreszt, brulion i tak do nie$o wr&ci, prawdopodobnie jeszcze dzisiaj) > 6rosz bardzo, zanie to mojemu teciowi, powiedz mu, e to jest moja powie) 6raktykantka ostronie $adzi okadk brulionu, okadka jest szcze$&em zrozumiaym i niezwykle istotnym, 6raktykantka nie czyta ksiek, kt&re miayby niechlujne okadki, twarda oprawa i obwoluta to absolutna podstawa, ksika musi wy$lda, nie zawsze przecie doczytuje si j do ko ca, waciwie to najczciej nie doczytuje si nawet do ko ca pierwszej strony, a bywa i tak, e lektura ksiki ko czy si na przeczytaniu okadki i stron tytuowych, dlate$o 6raktykantka, pieszczc $ustown, sk&rzan opraw brulionu, czuje, e otrzymaa powan literatur, nie spodziewaa si takie$o sukcesu, miaa nadziej, e uda jej si wyci$n od te$o dziwaka co, co zadowolioby Decia, ale nie spodziewaa si caej powieci, i to w tak pikniej okadce+ 6raktykantka wodzi palcami po toczeniach w sk&rzanej oprawie i czyni to z bezwiedn licznoci, a Mobert zaczyna bole nad tym, e to nie je$o sk&ra, od te$o bolenia dostaje boleci w kr$osupie, silniejszej ni kiedykolwiek wczeniej, nie wie, jak pozycj przyj, eby mniej bolao, to na pewno nerwob&l, zaraz przejdzie, tumaczy sobie kolejne ukucia+ 6raktykantka nicze$o nie zauwaa, wanie marszczy liczne cz&ko nad otwartym brulionem penym kartek zabaz$ranych z obrzydliw $stoci, no to rzeczywicie zboczeniec prawdziwy, taki pikny zeszyt tak zniszczy, co za czowiek, i jeszcze j teraz prze$ania, nie$rzecznie, najwyra,niej nie nauczy si uprzejmej stanowczoci od swoje$o Decia+ Mobert kae 6raktykantce

G7

wyj, duej nie utrzyma b&lu w ukryciu, zaczyna jcze tak, jakby sobie podpiewywa, no wychod,e szybciej+ zamyka za ni drzwi, zostaje sam na sam z b&lem, nie zna $o, ni$dy wczeniej $o nie czu, ten b&l jeszcze mu si nie przedstawia, Mobert czuje, e wanie zaczo si co nieodwoalne$o+ ju jutro dowie si od specjalisty, czy to okresowe dole$liwoci, czy te stra przednia mierci wyr&wnuje w nim $runt pod obozowisko)

Dariusz ;zpakowski, prosz pa stwa, Cariusz ;zpakowski we wasnej osobie


pr&buje zrozumie senno w $rze 6olak&w, analizuje jeden jedyny bd, kt&ry wywoa nastpne i w konsekwencji doprowadzi do utraty bramki, prze$ralimy bowiem z duo niej notowanym rywalem, nasi pikarze nie wykazali takie$o zaan$aowania w $r, jakie$o bymy oczekiwali po bu czycznych zapowiedziach, Cariusz ;zpakowski o$asza koniec marze , koniec sn&w, przy$oda z pucharami sko czya si dla nas jak zwykle przedwczenie+ De irytuje si przed telewizorem, tym razem bez czapeczki w narodowych barwach, nie ma $o na stadionie, bo druyna $ra na wyje,dzie r&wnie odle$ym jak nastpne wybory( > 6rzecie to paralitycy s) #iali, &ci, czarni, czerwoni, wszyscy dymaj nas prosto w polsk myl szkoleniow) "y mamy, kurwa, anty'utbol w $enachB Cariusz ;zpakowski pyta wsp&komentujce$o 'achowca, czy z$adza si, e przespalimy pierwsz poow, 'achowiec si z$adza i dodaje, e mecz si naszym nie uoy, $dyby si uoy, wynik m&$by by wrcz przeciwny+ De nie wytrzymuje, wycza telewizor, m&wi wciekle( > 3anie o to chodzi, e nasi dzielni chopcy wychodz na boisko, eby sta i przy$lda si, jak te dzi mecz si uoy+ w tym czasie rywale $raj i strzelaj bramki)

G9

Deciowa jest bardzo zaprasowana .elazko w jej doni jest jednym z symboli rodzinnej harmonii/, od pewne$o czasu planuje jednak kolejn akcj dywersyjn+ zastanawia si, jak te wpynyby na medialny wizerunek Decia ,le wyprasowane spodnie) > De ama$i nie s warte 'unta kak&w, a ty si pieklisz) ;zkoda, e ludzie nie sysz, jakich wyraz&w w domu uywasz) Nona przeszukuje parter, m jej $dzie za$in, truchcik wzma$a si, bo Mobert jest coraz bardziej nieobecny, no prosz, w duym pokoju te $o nie ma, moe rodzice widzieli, moe mecz o$lda( > *ie byo tu Moberta1 De jest dzi wcieky podw&jnie, paralitykom nie udao si $o udobrucha, po tym, jak zi $o ostatecznie wystrychn na dudka, zakpi sobie z nie$o w ywe oczy je$o osobistej sekretarki) > Dw&j m si nie interesuje sportem) > A co to za sport1 Cwudziestu dw&ch 'acet&w potykajcych si o wasne no$i) I tysice naiwniak&w przed telewizorami) > 6rzynajmniej s tak cwani, e za to potykanie bior pienidze) A ten tw&j1? De wskazuje z wyrzutem lecy na stoliku brulion w $rubej, $ustownej oprawie, z wyjtkowo nie$ustownym wntrzem) De do same$o ko ca wierzy, e te zapiski to zaszy'rowany tekst $enialnej powieci przysze$o noblisty, da analitykom do sprawdzenia, najtsze $owy kontrwywiadu zmarnoway dni&wk na to, eby wytumaczy Deciowi, e kto sobie z nie$o robi jaja) > 6rzejrzyj to, bardzo pouczajce) !a mu posadk zaatwiam, eby mia cieplarniane warunki, a pan literat sobie miesicami z nud&w znaczki w zeszycie stawia,

G<

wi skimi rysunkami si zajmujeB 6ytaa $o, jak ma was zamiar utrzyma z n i e p i s a n i a 1B > 8hciae zicia artyst, to masz) :to $ada, e na koci ap mieszka nam nie pozwoli1B Deciowa, elazkowa dama, wyprasza sobie podniesione $osy, musi stan w obronie harmonii rodzinnej+ ojciec i c&rka zachowuj si zbyt emocjonalnie, emocje i namitnoci wykluczaj moliwo osi$nicia penej rodzinnej harmonii+ tam, $dzie zaczynaj bra $&r emocje, przestaje $ra harmonia+ w yciu, take rodzinnym, przede wszystkim naley kierowa si rozumem+ $dzie rozum pi, budz si upiory( > *o wiesz1 Dakim tonem si do ojca nie m&wiB Nona zwiedzia ju kady zakamarek domu, najwyra,niej Mobert samowolnie $o opuci, De musia $o stro'owa stanowczo i nieuprzejmie, by moe si obrazi i wyszed, Nona zaczyna si lka lku, kt&ry m&$by j znowu dopa, tyle dni udao si wytrzyma, ju si tak dobrze czua, e a j to zaniepokoio, lk na pewno $dzie si przyczai i szuka tylko pretekstu, eby zaatakowa+ na$e zniknicie Moberta mo$oby by tym pretekstem, moe nie odszed daleko, moe tylko schowa si w szopce, eby spokojnie w czym poduba, sprawd,my, tymczasem za$ldajc do zeszyciku, kt&ry tak zdenerwowa tatusia+ o "ateczko %wita, co to jest1 .lk wali w taraban/ De wszystkie okropnoci, jak to w o$&le wy$lda, co to ma znaczy1 .lk zaczyna wciska pi w mostek/ #oe, spraw, eby Mobert by w szopce, eby potra'i to wytumaczy a$odnie i rozsdnie .lk zaczyna rwa oddech/) !est1 8zy $o nie ma1 Drzeba wej $biej, z chusteczk przy nosie, bo to kr&lestwo kurzu, a katar ledwo co min) > Mobert1 !este tu1 !est) ;iedzi na pododze oparty o cian) #&l $o bardzo boi) ;traszny b&l) *ie ma siy si podnie, trudno, wanie da si przyapa na cierpieniu)

G@

Nona nie wie, co powiedzie, Mobert wy$lda, jakby si zepsu+ $dyby chodzio o wiato w sypialni albo spuczk, by moe sama potra'iaby temu zaradzi, $dyby przestaa dziaa pralka, zawoaaby do pomocy Moberta+ ale zepsuty Mobert to problem, kt&re$o nie braa pod uwa$+ lk podpowiada Nonie, e Moberta moe ju si nie da naprawi) > 8hyba bdziesz musia i do lekarza)

GE

Dzisiaj $raj wznowienie 8alderona, M&a ci$le jeszcze o'icjalnie 'i$uruje w


obsadzie, to przyci$a widz&w, ale przy jej roli w pro$ramach stawiana jest piecztka z nazwiskiem aktorki zastpujcej+ ludzie dzwoni przed spektaklem, dopytuj si, czy M&a dzi za$ra, sysz w odpowiedzi niezmiennie( 06rosz pa stwa, te$o naprawd nie spos&b przewidzie+ ale mo$ by pa stwo pewni, e $dyby wr&cia nawet pi minut przed podniesieniem kurtyny, za$ra2, dlate$o sala jest zawsze pena, widownia czeka, ale dzi jeszcze raz spotka j zaw&d+ M&a siedzi w o$rodowym 'otelu przed domem i przypomina sobie tekst sztuki, wie, o kt&rej zaczynaj, dokadnie o tej porze rozpocznie wasny spektakl w domu, bdzie wypowiada swoje kwestie w tych samych momentach co jej zastpczyni na scenie, z t r&nic, e w warunkach domowych widownia skada si bdzie z psa i zajte$o wasnymi sprawami 6ana "a+ stres i trema, jak r&wnie ryzyko na$e$o zanicia i zerwania przedstawienia s w tych warunkach cakowicie wyeliminowane) 8iepe popoudnie, rzekie powietrze, woda mineralna w potoczku za potem, y, nie umiera, pani M&o+ paparazzi nie maj cze$o 'oto$ra'owa, zazdronie spo$ldaj ze swoich ambon myliwskich na pani owinit kocykiem, siedzc na werandzie, spokojnie sobie czytajc, wszystko w pani i wok& pani jest takie nieskandaliczne, ludzie te$o nie kupi, paparazzi zaraz z nud&w zasn i pospadaj z drzew, nawet pani pies zasn, cho teraz, w takiej ciszy, tak ucho nata ciekawie, jakby co usysza, o tak, kto nadjeda, czyby miao si co wydarzy, teleskopowe obiektywy s w stanie $otowoci, uwa$a, kto to, ach, to 6an " wraca z pracy, pies zrywa si i bie$nie w stron bramy, 6an " otwiera j pilotem, wjeda na teren posesji, zaczyna si wita z psem, drani $o, tarmosi, jak co dzie ) 6ana "a z psem ju mielimy, pani GG

witajc si z 6anem "em na werandzie te, moe by tak jaka awantura rodzinna, prosimy, niech pani nie znika nam jeszcze w domu, stracimy przez pani prac+ wesza, a jak ju wesza, to nie wyjdzie, przez szyby nic nie wida, nocy przez ni zarywa nie bd, paparazzi maj 'ajrant, po drodze pojad jeszcze sprawdzi, czy co si dzieje u "aysz&w) > !ak si dzisiaj czujesz1 > 6an " jak zwykle zasadniczo czule dopytuje si o samopoczucie ony+ chodzi o to, e jeli M&a czua si dzisiaj dobrze, to upichcia co dobre$o, kiedy miewa te swoje humory chimery i inne takie, pi, zamiast pichci+ 6an " pr&buje co wywcha, tymczasem M&a wcha je$o, przytrzymuje za konierz i niucha, zna ten zapach, tylko nie moe sobie przypomnie skd) > A$odniaem jak pies? > 6an " wyswobadza si, idzie do azienki niby to umy rce przed jedzeniem, ale za zamknitymi drzwiami sam si obwchuje+ psiakrew, nic nie czu, a ta co jakby zwietrzya, ma suczy wch, lepiej si przebra) M&a lubi si przy$lda jedzcemu 6anu "owi, ma w nim wierne$o 'ana swojej sztuki kucharskiej, 6an " ni$dy nie omieliby si zje w miecie, przynajmniej pod tym wz$ldem mae stwo okazao si udan inwestycj, caa kariera na pizzach z mikro'al&wki, a tu na$le codzienne rozkosze podniebienia, ni$dy wczeniej nie wiedzia, e jedzenie moe tak smakowa, boi si, e trudno mu si bdzie odzwyczai, to jeden z powod&w, dla kt&rych 6an " nie dopuszcza myli o rozwodzie) M&a, jeli dziedzictwo babci Aiewanny jej nie opuci i bdzie musiaa zmieni zaw&d, otworzy restauracj+ przyrzdzanie wyszukanych da poprawia jej samopoczucie, ma w sobie co z sypania mandali( misterne i du$otrwae przy$otowania ko cz si zawsze tak samo, puste talerze lduj w zmywarce, a 6an " myszkuje po lod&wce, eby znale, co do prze$ryzienia, choby kabanosa, przecie nie jest de$ustatorem, docenia starania ony, to wszystko jest bardzo smaczne,

GJ

tylko czasem moe zbyt dietetyczne+ rytua poobiednie$o prze$ryzania kabanosem zaatwia spraw) 8o my tu dzisiaj mamy, jaka zupka na dobry pocztek, wcale nie,le pachnie, smakuje te niez$orzej, cho troch cienka, 6an " najchtniej wycheptaby j pospiesznie, eby od razu dosta dru$ie danie .wypi dzi sporo kaw i czuje ssanie w odku, kt&ry na zupk zarea$owa $niewnymi pomrukami/, ale najpierw musi si pozachwyca+ M&a lubi si przy$lda jedzcemu 6anu "owi, testuje na nim nowe pomysy, wie, e je$o zmys smaku jest o$raniczony, a przyzwyczajenia kulinarne prymitywne, pod tym wz$ldem 6an " jest modelowym przykadem typowe$o klienta restauracji, M&a jest na etapie ukadania menu doskonae$o, potrawy zbyt awan$ardowe dla 6ana "a znikaj z listy+ M&a nie chce jednak rezy$nowa z eksperyment&w) *a przykad dzi( zupa nicze$o sobie, co nie znaczy, e kiedykolwiek kto zechce j zam&wi, do te$o trzeba odwa$i+ sprawd,my, czy modelowy przykad typowe$o klienta bdzie w stanie przeama uprzedzenia( > ;makuje ci1 > 3ymienite) A co to takie$o1 > :rem z muchomor&w czerwonawych) 6an " troch si zakrztusi, ju nie je, zasty$ nad talerzem+ wy$lda, jakby liczy, ile minut ycia mu zostao) > 8zy czasem one nie s trujce1 > 8zasem tak) 6o prze$otowaniu nie) > Do znaczy, e $dyby si nie do$otoway porzdnie? Dypowy klient przeywa silny stres, by moe nawet zupenie straci apetyt, krem z muchomor&w nie nadaje si do menu idealne$o, raczej do listy da na specjalne zam&wienie) > *ie b&j si) 8zy kiedykolwiek kt&ra z moich potraw ci zaszkodzia1

JL

6an " wci boi si poruszy, wpatruje si w niedojedzon zup, 0Dak ma wy$lda moja mier12, myli, 0Aawsze wyobraaem j sobie jako kobiet2, myli, 0:ostucha, szkielet z kos, biaa dama w woalce, owszem, ale zupa1B2, myli i dopytuje si( > Do s te czerwone z kropkami1 =ne naprawd nie truj1 > Do nie te, kochanie, nie znasz si) "ylisz o muchomorach czerwonych, kt&re rzeczywicie s lekko trujce, ale silnie halucyno$enne, w dawnych plemionach szamani wprowadzali si po ich zjedzeniu w trans, dlate$o byy objte tabu i to w nas zostao, by moe jako atawizm+ od dziecka rysujemy trujce $rzyby jako muchomory z kropkami) Aupa zn&w jest tylko zup, ale 6an " ju jej nie chce, zjadby co konkretne$o, moe jakie misko dzisiaj, za$lda do $ar&w, o, s kotleciki, niestety, sojowe, trudno, za$ryzie kabanosem+ 6an " nad kotlecikami wci jednak o $rzybach rozmyla, nie daj mu spokoju, tyle $atunk&w, atwo si pomyli, musiaby nauczy si rozpoznawania, ale taka nauka si nie kalkuluje, nawet jeli $rzybobrania bywaj przyjemne, jaki ma sens przyjemno, na kt&r mona sobie pozwoli tylko przez par ty$odni w roku, tyle trwaj jesienne wysypy $rzyb&w, to ju lepiej ryby owi, oczywicie morskie, przy$oda mska i caorocznie dostpna) 6an " zna si na rybach, marzy mu si merlin+ 6an " jeszcze za ycia kawalerskie$o w chwilach wolnych od wszelkich bilans&w zabiera si do Femin$waya, to dobra, sprawdzona, mska literatura, m&wi 6an " pytany, dlacze$o akurat Femin$way, zasiada do Femin$waya po hemin$wayowsku, w starym wenianym swetrze pamitajcym jeszcze czasy liceum, przy szklaneczce whisky zaczyna wodzi wzrokiem po kolejnych stronach, dumajc o merlinie, zasiadanie do Femin$waya w zupenoci mu wystarczao, byo przyjemniejsze od samej lektury, ni$dy nie przeczyta do ko ca adnej z je$o

J-

ksiek, no, w kadym razie nie osobicie, moe to i lepiej, przy tej podatnoci na hemin$wayszczyzn m&$by si$n po bardziej niebezpieczne rekwizyty, 6an " musia mie przeczucie, e dalej ni sweter, whisky i dumanie o merlinach posuwa si nie powinien, ow&, chadza czasem na komercyjne owisko apa pstr$i na spinnin$ i obiecywa sobie, e niedu$o wy$ospodaruje czas na prawdziwie msk, r&dziemnomorsk, a moe i oceaniczn przy$od+ tymczasem jednak M&a ma problemy ze zdrowiem, 6an " ma problemy z on, cho ta $otuje wietnie, zna si na $rzybach i innych zielskach jak wied,ma, chadza po skrawku lasu wok& domu i zawsze cze$o nazbiera, a potem robi z te$o kulinarne cuda, moe troch nazbyt dietetyczne+ o tak, M&a jest wied,m( wie, e kawaek lasu wystarczyby eby wykarmi kompani) I eby otru armi)

Pan " od jakie$o czasu $ubi si w rachunkach, liczy na dyskrecj i si


przeliczy, musi kolejny raz tumaczy, e kiedy jest w domu, nie wolno do nie$o dzwoni, bo ona kry i nasuchuje, 6an " m&wi do suchawki, eby si uspokoia, bo zajmuje w je$o sercu pierwsze miejsce, ale zostaje wymiany, 6an " piastuje odpowiedzialne stanowisko i jako taki nie moe sobie pozwoli na tolerowanie zachowa nieodpowiedzialnych, m&wi do suchawki, eby to sobie wybia z $owy, niestety, je$o sowa nie maj tej mocy, co zwykle w 'inansowych ne$ocjacjach, 6an " jest zdenerwowany, zawsze stroni od ludzi nieobliczalnych, w biznesie najwaniejsze jest wzajemne zau'anie, m&wi do suchawki, eby mu zau'aa, obieca jej przecie, e wniesie spraw o rozw&d, tylko chciaby unikn skandalu+ 6an " nieostronie podnosi $os) M&a stoi za drzwiami i nasuchuje+ dobrze jej idzie, od kiedy podejrzewa 6ana "a o co bardzo, bardzo nieuczciwe$o, udoskonala chaupnicze sposoby podsuchiwania, wie ju, kt&ra ze szklanek najlepiej przewodzi d,wiki, kiedy

J4

j przyoy do ciany) 6an " wanie $ono i wyra,nie uy przekle stwa, M&y si to nie podoba, przy niej ni$dy nie przeklina, w rozmowach zawodowych uywa jzyka bardzo o'icjalne$o, M&a chciaaby wiedzie, kto te tak 6ana "a wyprowadzi z r&wnowa$i, dokd to teraz zmierza taki wcieky, e a drzwiami $abinetu trzasn+ zachodzi mu dro$) > A kim rozmawiae1 A ni1 6an " pr&buje wymin M&, odpycha j lekko, jak zwykle uywa wymijajcej odpowiedzi, to odpychajce) > *ie wiem, o kim m&wisz, rozmawiaem w sprawach zawodowych) > 8o noc ni mi si, e mnie zdradzasz))) > *o i co1 "am ci przeprasza za twoje sny1 "am robot, prosz ci, daj mi teraz spok&j) 6an " patrzy na ni martwo, M&a boi si te$o spojrzenia, wie, co ono oznacza, tak martwo patrz ludzie, kt&rzy kami w ywe oczy+ jej oczy wanie si oywiy, nabie$y zami, M&a widnie od kamstw 6ana "a) ;ama ni$dy nie potra'ia kama, kiedy tylko pr&bowaa ko$o o$a, rumieniec j zdradza, nawet kiedy chodzio o drobne $arstwa dla wite$o spokoju, przychodzio jej to z najwyszym trudem i natychmiast tak zniesmaczao, e nie mo$c kamstwa w ustach utrzyma, psowiaa, martwia si, czy okamywany rzeczywicie jej uwierzy, sprawdzaa, patrzc mu w oczy, a z te$o sprawdzania l$ si od razu p&umiech i demaskacja+ takie to byo jej kamanie na niby) M&a nie jest naiwna, tylko dobroduszna( przyjmuje, e w ludzkiej naturze nie ma miejsca dla bezinteresowne$o za, myli, e zo zaczyna si tam, $dzie ko czy si bezinteresowno+ M&a nie wierzy, e czowiek moe krzywdzi dru$ie$o czowieka bez powodu, podobnie ni$dy nie mo$a zrozumie ludzi, kt&rzy bezprzyczynnie kami)

J7

6an " na przykad kamie po to, eby nie wyj z wprawy, w je$o zawodzie to bardzo wane, systematyczna kamstwom&wno czyni mistrza+ 6an " kilka razy mierzy si z wykrywaczem kamstw i wy$rywa poka,ne sumy na zakadach z zaprzyja,nionym detektywem+ zaprzyja,niony detektyw po tym, jak dwa razy sam prze$ra poka,n sum, zwoa innych detektyw&w, kt&rzy obstawili maszyn i prze$rali jeszcze poka,niejsze sumy+ 6an " m&$by zarabia na ycie wycznie kamstwem, detektyw proponowa sp&k( braby na siebie or$anizacj wystp&w, a 6an " raz, moe dwa razy w miesicu mia kama jak z nut, nie wymylono bowiem takie$o wykrywacza, kt&ry by w nim zdoa kamstwo wykry+ jak ju wiemy, 6an " nie sta si czowiekiem kamstewek i drobnych interes&w, woli kama $lobalnie, nazywa to przekonywaniem ludzi) 6an " wie, e $eniusz kamstwa musi by przekonywajcy, a do te$o trzeba spenia dwa warunki( zawsze m&wi to, w co ludzie chc uwierzy, i zawsze kama tak, eby wierzy sobie samemu) 6an " nie czuje si winny krzywoprzysistwu, czy bowiem nieodpowiedzialna przysi$a nie jest ju kamstwem w zarodku1 Oudzie nie powinni przyrzeka sobie wiernoci a do mierci, bo nie przyszo do nich naley, tylko sumienia+ 6an " sumiennie okamuje M& dla jej wasne$o dobra, nie powinna si denerwowa) M&a patrzy w oczy 6ana "a, kamstwo nie mieci si jej w $owie, ma nadziej, e w $owie 6ana "a te si cae nie zmieci, wodzi wzrokiem po je$o twarzy i szuka kamstwa w dr$nieniu powiek, w kciku ust, niekochane oczy patrz na 6ana "a z bardzo bliska i nie widz nic ywe$o+ M&a nie da mu przej, apie $o za krocze, ciska tak, eby bolao, doma$a si jeszcze jedne$o kamstwa( > 6rzysi$nij, e mnie nie zdradzasz? 6an " byby przysi$, e jest wierny, ale wanie mu dzwoni kom&rka, M&a zaciska do na je$o jdrach i wyjmuje mu tele'on z kieszeni+ 6an " naprawd cierpi)

J9

*umer si nie wywietla, w suchawce kto odpowiada na $os M&y milczeniem i zaraz si rozcza+ 6an " wyswobadza si z ucisku, wykrca M&y rk i odbiera tele'on, cedzc przez zby $ro,b( > *ie r&b te$o wicej) Machunek cierpienia te musi si z$adza, 6an " przytrzymuje w bolesnym wy$iciu rk M&y dokadnie tak du$o, jak ona trzymaa $o za jaja, nie, jeszcze duej, 6an " nie chce by sprawiedliwy, chce da jej nauczk+ M&a $o zawioda, niech teraz troch pozawodzi z b&lu) 6an " wsp&czuje M&y, ale nie moe jej pom&c, chce, eby pamitaa ten b&l du$o, tak jak on do dzi pamita, jak to w szkolnych czasach klasowy osiek uwielbia mu wykrca rk na przerwach, a kiedy 6an " zwraca uwa$, e to boli, osiek zaczyna 'ilozo'owa( 0"a bole, musi bole, b&l jest pouczajcy, im wczeniej nauczysz si $o dowiadcza, tym lej ci bdzie i przez ycie2+ osiek by prymusem i absolutnym pupilkiem nauczycieli, wic nie spos&b byo na nie$o skutecznie naskary, duo p&,niej 6an " si dowiedzia, e ten chopak toczka w toczk powtarza nauki, kt&re mu szepta do ucha ojciec, bezkarnie molestujcy $o przez jedenacie lat+ zanim chopak powiesi si w swojej skrytce na poddaszu, zdy wysa listy do kilku os&b, co do kt&rych by pewien, e nie zatuszuj je$o cierpie + pan " wybaczy mu wic lekcje b&lu midzy lekcjami, zreszt, wszyscy byli uczniami osika, mia wystarczajc przewa$ wzrostu i kilo$ram&w, nie uznawa lizusostwa, nikt nie m&$ zna dnia ani $odziny, w kt&rej zostanie zaci$nity na bolesne nauki, wszyscy mu wybaczyli, cho nie kady zdoby si na to, eby zasili klasow wycieczk na je$o po$rzeb, niekt&rzy ni$dy nie przynieli usprawiedliwie , ale wybaczyli mu, to pewne+ 6an ", zadajc b&l M&y, nie musi liczy na jej przebaczenie, bo wanie zasna, bidulka, i nicze$o nie bdzie pamita, jaka szkoda, caa lekcja na marne)

J<

Pan " dzisiejszej nocy bardzo ciko pracuje, w pocie czoa produkuje
rozkosz, rozpdzi si jak szalona lokomotywa, lecz ko$& to omocze w rytmie 'abrycznych tok&w tak udatnie, e oklaski sycha w caym domu, kt& to poddaje si posapujcemu przodownikowi tak ochoczo, kto pozwala si 'edrowa ile wlezie, poczekajmy, z tej pozycji nie wida dokadnie+ 6an " ju zaczyna 'inaowe odliczanie, wanie zapowiedzia, e zaraz si spuci, ale syszy wymamrotan prob, eby jeszcze nie, nie teraz, za chwil, ale 6an " ju nie moe zwolni, wyadowuje cay zapas amunicji w kilku ratach, wszystko do rodka, jak pan b&$ przykaza, 6an " musi wreszcie ko$o zapodni, idzie wy demo$ra'iczny, wpywowi biznesmeni pozwalaj sobie na trzeci pociech, podczas $dy on nawet nie zacz si rozmnaa) *iestety nie dowiemy si, czyje to ciao byo dla 6ana "a takie $ocinne, bo wanie na nie oklap wyczerpany, wszystkie szcze$&y nam zasoni, zaraz, sp&jrzmy na ydk smuk z bransoletk cakiem zmysowo dobran, popatrzmy na palce u stopy kurczce si rytmicznie, jakby pr&boway zapa uciekajcy or$azm, przyjrzyjmy si tym wypiel$nowanym i pomalowanym na czarno paznokciom, to bez wtpienia moda i atrakcyjna kobieta) M&a, kt&ra pi w ssiednim pokoju snem spokojnym i osobicie przez 6ana "a ure$ulowanym, te jest moda i atrakcyjna+ 6an " ma dobry $ust)

J@

!
Adam wasnorcznie rozci $ips na przedramieniu 6iknisia, wy$lda na to, e
ko si zrosa prawidowo, trzeba tylko odbudowa minie, Adam bdzie kontrolowa przebie$ rehabilitacji, jeli 6ikni posusznie si do niej zastosuje, niebawem zn&w sobie pobryka) Adam moczy szmatk w misce i przemywa je$o sk&r+ lubi my cae$o 6iknisia, obmywa $o z zapachu ulicy, lubi mie $o przy sobie mokre$o, ale i wyciera $o potem rcznikiem, obcina mu paznokcie u n&$ .u rk 6ikni sam sobie ob$ryza/, ciera odciski, balsamowa pachncym kremem, piel$nowa, depilowa+ Adam lubi wszystko, na co mu 6ikni pozwala, jest dla nie$o najczulszym i najostroniejszym piel$niarzem, bo cho 6ikni do pochliwych nie naley, wci nie moe sobie poradzi z tym, co si stao, co si dzieje kade$o dnia, nie oswoi jeszcze nieznanej dotd przyjemnoci, kt&r czerpie z posiadania bez$ranicznie i bezwarunkowo oddane$o kochanka, suce$o mu wiernopodda czo na kade zawoanie) 6knite ebra te si zrosy, 6ikni moe oddycha pen piersi, bezbolenie przewraca si na boki, kiedy ni jaki koszmar, to wane, bo sypia niespokojnie, co noc si miota i wykrzykuje serie wyzwisk pod adresem sennych przeladowc&w+ od kiedy pomieszkuje u Adama, ma si cze$o ba) 6omieszkuje chykiem i poktnie, nikt, ale to przenikt ni$dy nie moe si o tym dowiedzie+ na wypadek niekontrolowane$o przecieku 6ikni ma $otow odpowied,, w kadym razie tak mu si wydaje( wkrca jelenia, eby si dobra do je$o pienidzy, doktorek bo$aty, tylko udaje zabiedzone$o, starzy kapi 'ors, przysyaj mu, dobrze mie swoje$o jelenia, chopaki .6ikni wie, e kumple w tej historyjce nie kupi te$o, co najistotniejsze, jeden szcze$& bdzie ich ku w oczy( czemu jele , a nie sarna, czyby by ciot1/) 6ikni nie jest adn ciot, JE

co to to nie, ni$dy nikomu nie da dupy, panowie, zrozumcie, on sobie tylko pozwala obci$a, doktorek ma klasa obci$, panny mo$yby si od nie$o uczy, dajcie spok&j, co z te$o, e razem pi, ni$dy nie spalicie w jednym &ku z 'acetem1 !ak w nocy zib, to moe i przytul si, pobawi ptakami dla roz$rzewki, jeli dla was to jest pedalstwo, to walcie si na ryj, pedalstwo to odchodzi pod cel, ale te$o nie wiecie, bocie, kurwy, ni$dy nie siedzieli) > "am dzisiaj du$i dyur) *ie zapomnij wzi kluczy, $dyby chcia wyj z domu > m&wi Adam i dopina kurtk+ jeszcze stoi u drzwi, chciaby pocaunku na poe$nanie, chciaby doczeka poranka, w kt&rym 6ikni po prostu pocauje $o i bdzie yczy dobre$o dnia, tymczasem jednak musi si jeszcze troch ze sob po$ry,, nie ma na to rady, na pocaunki jest stanowczo za wczenie+ Adam wychodzi, 6ikni dzi nawet na nie$o nie spojrza, znowu musia si siebie przestraszy) Adam wie, e 6ikni wie o je$o skrytce na oszczdnoci+ "atka zacza przysya pienidze, Adam zrezy$nowa z pierwotne$o zamysu, eby je odsya z powrotem, poradziby sobie bez tej pomocy, a mimo to chowa zask&rniaki do stare$o wydania Xademecum Oekarza =$&lne$o, midzy strony z (eoplas#ata ossi&# et artic&lation&# a )!elo#a #&ltiplet Plas#oc!to#a, po to, eby 6ikni mia $o z cze$o okrada) Adam dba o swoje$o zodzieja, wystawia mu atwy up, wci uzupeniajc zapasy, napisa nawet w tej sprawie list dzikczynny do "atki, zmylnie su$erujc wiksz czstotliwo zapomo$i+ Adam chce, eby 6ikni krad sobie w domu, skoro ju musi, zamiast si szlaja z kolekami, lepiej niech wznowi trenin$i+ Adam nie rozumie, e kra samotnie w pustym domu to jak pi do lustra, 6ikni $o nie okrada, po prostu pobiera swoje honorarium, ukra co to on lubi w miecie)

JG

Adam ju nie jest taki skory do brania zastpstw na dyurach, nie zostaje po
$odzinach, cho pacjenci przywykli, e ten mody dokt&r bada najdokadniej i kade$o zawsze zdy przyj, starsi koledzy s zaskoczeni, e tak szybko si do nich upodobni, spryciarz, zako czy okres promocji, teraz pewnie chorzy smaruj mu jak optani) =wszem, smaruj+ Adam nie odmawia, nauczy si ju z$arnia kopert do szu'lady jakby od niechcenia, mimochodem, nie przestajc rozmawia z pacjentem, tak jakby wrczenie i przyjcie odbywao si $dzie poza nimi, s przecie w yciu takie chwile, w kt&rych dw&ch ludzi czy milczce porozumienie, wyobra,my sobie na przykad dwa wybitne autorytety moralne, pro'esor&w 'ilozo'ii i literatury, powszechnie szanowanych i szanujcych si wzajem obywateli, odbywajcych co kilka dni w ulubionej kawiarni dysputy rozsawiajce na cay kraj stolik, przy kt&rym zasiadaj, wyobra,my sobie zatem, e przypadkiem natykaj si na siebie w zamtuzie( milczce porozumienie nie pozwala im si rozpozna, skala wzajemne$o zawstydzenia byaby zbyt olbrzymia, straciliby od te$o potencj, mijaj si wic, jakby si nie znali, a nastpne$o dnia jakby ni$dy nic prowadz przy kawie sp&r o uniwersalia, nie wspominajc sowem o nocnym spotkaniu+ jeli dwaj ludzie w tym samym momencie uznaj, e jest raczej nic ni co, nie maj si cze$o wstydzi, wszak do nicze$o nie doszo+ pacjenci wrczaj Adamowi koperty tak, jakby te$o nie robili, Adam przyjmuje je tak, jakby ich nie przyjmowa+ przyjmuje oczywicie po to, eby 6ikni $o nie zostawi, boi si, e kiedy ju nie bdzie $o z cze$o okra, zostanie sam) Adam boi si osamotnienia+ 6ikni, kiedy po raz pierwszy zosta na noc, na zawsze okrad Adama z samotnoci, jeli odejdzie, zostawi mu tylko osamotnienie) Adam nie odmawia pacjentom dokadnoci, bada ich jeszcze staranniej ni dotd, niestety, nie moe im powici wicej czasu, ni to ma zapisane w kontrakcie) Adam ko czy teraz prac punktualniutko i bie$iem wraca do domu, z nadziej, e 6ikni tam ju bdzie czeka

JJ

na suce$o swe$o, Adam peni teraz po $odzinach prywatn sub, na myl o niej mrowi $o w podbrzuszu) 6rosz, dopiero co wyszed ze szpitala, a ju jest na swojej ulicy, musia biec, i to przez wiksz cz dystansu, dlate$o jest taki zdyszany, zaraz wbie$nie po trzy stopnie na pitro, sprawd,my, czy co moe $o powstrzyma) > DeB ;ynekB A jakie$o pro'undau $os &w dudni, po$osem wzmocniony i brzmicy, jakby sam b&$ si obrazi, e Adam przez mae 0b2 o nim myli+ ow& Adam przystaje, jak na medyka przystao( kiedy kto woa, to moe woa o pomoc, nawet jeli to sam b.#/&$) Dyle, e $os jest samosw&j, syszalny, a niewidzialny, Adam nie wie nawet, w kt&r stron ma patrze, myli( a jeli b.#/&$ istnieje, jeli wanie zaistnia, czyby m&$ mie za ze, e Adam kocha chopca w mczy,nie, nie, nawet #&$ przez due # nie ma prawa mie do nie$o o to pretensji, p&ki mio bez$rzeszna ku dobru wiedzie+ Adam chce dobra dla 6iknisia, chce $o przecie wydosta ku wiatu, zbkan owieczk do stada przyprowadzi) 8ze$& chcesz ode mnie, b.#/oe, myli Adam, a jeli to nie t.D/y, wic kto mnie woa, cze$o chcia1 > DeB Adam syszy wyra,nie, idzie za $osem tam, $dzie niko$o nie ma, cho $os serca nakazywaby w przeciwnym kierunku poda, tam $dzie 6ikni ju pewnie w samych bokserkach, ach ile si bd musieli naprzekomarza, eby mu je pozwoli zdj, a potem pobawi si podotyka wzi do buzi+ Adam niepewnie zblia si do *iko$o, dopiero na rodku ulicy widzi czowieka w studzience kanalizacyjnej, no tak, przecie kradn wazy, zdarzao si, e pijak wpad i przesiedzia zaklinowany metr pod ziemi ca noc, ale ten tu wy$lda, jakby wczeniej wpad do wszystkich innych studzienek w miecie, i to $ow w d&, w kadym razie krew $o zalewa, e nie moe wyj+ Adam patrzy ze z$roz na pokiereszowan twarz( oba uki brwiowe puciy, lewe oko

-LL

potwornie opuchnite, obrzk nosa+ $dzie by b&$, kiedy temu czowiekowi dziaa si krzywda1 > 8o si stao1 > Dakie bajtle mi szmary spucili? I za co to)) 3iela jo mio w portmanyju, same klepoki? Aa dwajcia zoty mi nos poomali? I zy$orek wziyli, co i tak wancki cili? Adam poma$a mu si wy$ramoli, 'acet pr&buje wsta i no$a wy$ina mu si w kolanie do przodu, upada i tylko dlate$o nie mdleje z b&lu, e jest kompletnie pijany+ Adam dzwoni po karetk, pytaj, czy przysa lekarza, czy sam sobie poradzi .6ikni czeka? A jeli nie czeka1 !eli ju mu si znudzi1 !eli jest, to bdzie i potem+ jeli ju $o nie ma, lepiej dowiedzie si o tym jak najp&,niej/, nie, nie trzeba lekarza, Adam sam si tym zajmie)

Pikni ju pi, na$i, porozrzuca ciuchy na pododze, musia by zmczony,


czyby zacz bryka na dobre1 %pi na boku, $boko, za to je$o ptasior czuwa na cae$o+ ciekawe, co mu si ni) Adam jest wyko czony zamieszaniem z pobitym pijaczyn, obdukcj, zeznaniami i ca reszt, zaraz sam si rozbierze i przyl$nie do $orce$o 6iknisia na tak zwane krzeseko, yeczk, jak zwa, tak zwa, zapie $o delikatnie za pak i zanie z ni w rku, chyba, e 6ikni si przebudzi i bdzie chcia cze$o wicej) Adam zbiera z podo$i je$o spodnie i koszulk, skada je na krzele i zauwaa w kilku miejscach krwawe plamy) *atychmiast dokonuje o$ldzin, 6ikni jest pikny w caoci i bez uszczerbku, nic mu nie jest, ni$dzie adne$o dranicia, co tam bekocze przez sen i z powrotem owija si kodr) Adam zanosi ubrania 6iknisia do azienki i wrzuca do pralki) *awet jeli b.#/&$ nie istnieje, nie wszystko wolno( Adam wie, e jutro bdzie musia zada kilka niewy$odnych pyta , a 6ikni bardzo

-L-

ceni sobie wy$od+ o, prosz, jak to si rozoy na caym &ku) Adam kadzie si obok, dotyka $o i myli, e musi teraz robi wszystko tak, jakby mia jutro umrze)

Ojciec ju zaparkowa, ale oboje z matk nie wysiadaj z samochodu, z


niedowierzaniem sprawdzaj adres na karteczce i por&wnuj z numerem na kamienicy, niestety, wszystko si z$adza+ znale,li ulic, znale,li dom, ale piewa im si odechciao, cho "atka z radoci, e =jciec wreszcie da si nakoni na odwiedziny u syna, nucia po drodze wszystkie przeboje modoci) =jciec w ko cu wychodzi z auta, bierze si pod boki i patrzc na dom, w kt&rym mieszka je$o syn jednorodzony, a puchnie od $niewu i ha by .chaupka nowiutka pachnca we wsi stoi, a ten tu mieszka w norze objscanej rozwalajcej si ruderze psia jucha, e poal si #oe, ale nic nie powiem, nic nie powiem, nie warto si denerwowa, rozepne se tylko $uzik pod szyj, bo a mi si duszno zrobio/) "atka te wychodzi z auta opieszale, nie wie, czy ju wyjmowa torby ze soikami kompotami bi$osami $rzybkami, wszystkim, co synu lubi, czy te poczeka, niech =jciec wejdzie na $&r i sprawdzi, moe zy adres dostali) A okna na parterze ssiad parapeciak patrzy to na przyjezdnych, to na limuzyn, w ko cu za$aduje do =jca, kt&ry ju przem&$ obrzydzenie i chce da nura w klatk schodow mierdzc kocim moczem) > 8i dobry) Sajne auto) !o by $o sam tak niy ostawio) "o$a po'ilowa, coby sie nic niy stao? Cwa zote od $odziny? =jciec spoziera po$ardliwie i wyniole, co to za kundel czowieczy, myli sobie, jak on wy$lda, jak on m&wi, co to w o$&le za dzielnica jest, wcale nie odpowiada na o'ert ochrony ruchomoci .bd, wida, e nie jest z miasta/) > *ie, to nie? > m&wi ssiad, ale =jciec ju $o nie syszy, wchodzi na korytarz stary, zapuszczony, mierdzcy stchlizn, wdrapuje si po schodach drewnianych z

-L4

przewitami widocznymi od spodu, stara si i z $odnoci w tym nie$odziwym miejscu, a piesek obszczymurek przekrzywia $ow ze zdziwienia, c& to za dziwny $o tak dostojnie wnosi zapach wiejskie$o podw&rka, na wszelki wypadek szczeka raz i dru$i, ale bez przekonania+ "atka zostaa daleko w tyle, zasapuje si na p&pitrach, mylaa, e $dzie jak $dzie, ale w miecie wind sobie wjedzie do synka, wcale jej si tu nie podoba, nie wiadomo, czy to dom w trakcie remontu, budowy czy rozbi&rki, w kadym razie jest to niespena dom+ pies jakie siki obwchuje w ro$u korytarza, na cianach same przekle stwa powydrapywane, och, synek zasuy sobie na lepsze miejsce, w tym si "atka z =jcem cakowicie z$adza, no ale $dzie on, czemu na ni nie poczeka, ojessu, ale si zmachaa, ile to jeszcze tych schod&w i dlacze$o tak skrzypi, jakby si miay pod ni oberwa) Adam syszy pukanie i budzi si, kt&ra to, kt& to, zaspa, jak zwykle dzie po dyurze, $dzie 6ikni, myje si, wod w azience sycha+ znowu pukanie, nieche Adam wreszcie otworzy, sprawdzi, spawi, ko$o tam diabli przy$nali) 3kada spodnie i pospiesznie je zapinajc, kaleczy sobie 'iutka zamkiem byskawicznym, syczy z b&lu, otwiera drzwi i w niedopitych $aciach staje przed =jcem we wasnej osobie) > DatoB > m&wi $ono, tak eby 6ikni w azience usysza, moe jako przeczeka, albo ubierze si i przedstawi jako kole$a z pracy, Adam ma spory kopot, bo =jciec ju pr&$ przestpuje, a $dzie tam za nim musi koleba si "atka+ czemu na mier zapomnia, przecie mu si zapowiadali, wystarczyo wsta wczeniej i wytumaczy 6iknisiowi, e nie chce $o wy$ania, ale akurat dzi m&$by sobie pohasa w miecie przez tych par $odzin))) > Adam, synuB 3 szpitalu powiedzieli, e dzisiaj wolne masz, niespodziank chcielimy ci zrobi?

-L7

=jciec ju $o obapia po chopsku, mocno, serdecznie, du$o, do utraty tchu, stskni si, mia prawo, niech $o sobie pociska+ chleba i soli nikt mu nie poda, ale =jciec atwo si nie zraa, ju si wtarabania, wkracza do wntrza ypie lustruje za$lda do pokoju) 3idzi pociel w nieadzie i nijak uwadze je$o uj nie mo$ dwie poduszki obok siebie, jako te dwie kodry i przecierado w dwu miejscach wy$niecione, wiee lady podw&jnoci intymnej, prywatnej, domowej) =dwraca si ku synusiowi radonie, ju $o nie trapi okolicznoci, rudera niech se bdzie ruder, mieszkanko te troch zapuszczone, ale nic to, nic to, wszystko niewane wobec wieci cudownej, kt&ra, cho Adamowi w $ardle uwiza najwyra,niej, bo stoi blady jaki, niemrawy i bezmowny, wieci jest dla =jca 'undamentaln, waniejsz moe i od tej, kt&r cakiem niedawno przecie witowali+ oto synu sam nie sypia, jest w tym mieszkanku z nim jaka obecno towarzyszca, $dzie si schowaa, moe po zakupy wysza, eby niadanie panu doktorowi przyrzdzi, a moe sama pracuje od witu i w robocie akuratnie przebywa, no, ale ukry ju nie uda si synusiowi, e kobita jest+ wreszcie nareszcie kobita jest) =jciec wpatruje si w wy$niecenia przecieradlane, pr&buje na ich podstawie wyczyta odtworzy wyobrazi sobie, jaka to, smuka czy kurdupelek, penoksztatna krasawica czy jakie chuderlawe dziewcztko, wpatruje si w pociel, jakby o$ldania caunu tury skie$o dostpi, $ot&w pa przed tym &kiem na kolana i 6anubo$u dzikowa, e syn kobite ma, kobite, psiokrew, kobieciche se tu chdoy, a nic si nie chwali, nie piso, ale co tam+ w azience kto wod puszcza, a wic jest w domu, jest pani synusiowa i ju im nie umknie, ju niebawem ukae si, pewnie wanie przy$otowuje si maluje wypachnia, teciom przyszym pokaza si chce z dobrej strony+ =jciec umiera z ciekawoci, przy$adza sobie wosy na czole i mru$a do Adama, pokazujc na drzwi azienki) "atka dociera do drzwi z powitalnym umiechem w tym samym momencie, w kt&rym 6ikni ukazuje si $oy, a zaraz potem pochliwie

-L9

przepasany przykr&tkim rczniczkiem+ nie bardzo potra'i przyj pozycj, w kt&rej byby z obu stron jednoczenie osonity, chcc si =jcu ukoni z obyczajnie przykrytym przyrodzeniem, $o dup w stron "atki wypina, w kadym razie starannie oboj$u m&wi 0dzie dobry2, potem dopiero pozwala sobie zapyta Adama niby takim p&szeptem zakopotanie wyraajcym t oto niezrcznoci( > *ie wiesz, $dzie moje achy s1 *o, ale jak to, myli =jciec) !ak se nie siedne, to sie przewr&ce, myli "atka)

"ak to moliwe, myli =jciec)


#oe #oe m&j #oe, myli "atka) 3racaj w ciszy, tylko soiki dzwoni w ba$aniku) :ompoty bi$osy $rzybki) Copiero wysiadajc pod domem, zauwa, e kto im ukrad wszystkie kopaki)

#o si nazywa milczenie) Adam i 6ikni siedz przy stole i milcz do siebie)


Aasiedli, eby powanie pomilcze) 6ewnych spraw nie mona po prostu prze$ada, trzeba je sobie raz na zawsze wymilcze, eby unikn nieporozumie ) 3aciwie to Adam milczy, 6ikni $o sucha) Adam jeszcze ni$dy na niko$o nie podni&s $osu, dlate$o czeka, a ucichnie mu tam wszystko w rodku, eby m&$ zacz m&wi spokojnie) 6ikni nie czuje si winny, to by przypadek, nie sysza, kpa si, $dyby wiedzia, e kto wszed do domu, nie wylazby przecie+ 6ikni milczy, czeka, a Adam co powie, to napicie jest nieznone, wic bawi si ze$arkiem) > ;kd $o masz1 > pyta Adam w tak doskonale cichy i spokojny spos&b, e wolaby nie musie si powtarza, dru$i raz mo$oby si nie uda) 6ikni nie kuma

-L<

bazy, ko$o, co, cze$o dotycz pretensje w $osie tak nienaturalnie zimnym+ 6ikni taki $os zna z przesucha na mendowni i bardzo $o nie lubi) > 8o skd mam1 > ;kd masz ze$arek1 Ach, o ten bibelocik wieo skrojony mu bie$a, stary ruski szmelc, kt&ry 6ikni zdj z rki obite$o $ocia tylko dlate$o, e taki sam da mu kiedy dziadek na komuni+ dziadek by jedynym ludzkim czowiekiem w je$o popierdolonej rodzince, tylko po nim 6ikni paka na po$rzebie, na ojca, chuja jebane$o, $robie nie by i nie bdzie, wystarczy, e matka tam $sto $orzkie ale przy czystej odprawia, a potem zarzy$ana zasypia na pycie na$robnej i w nocy, jak j kac zbudzi, ryczy na p& miasta, bo wyj z cmentarza nie umie+ potem ludzie m&wi, e tam straszy, dzieci nawet na 3szystkich %witych si boj chodzi) 6ikni ju zapomnia o wczorajszym, te mu numer, zawsze jak spotyka z kumplami jakie$o nawalone$o 'rajera, to mu daj wycisk, dla zasady, nie dla zarobku, chodzi o to, eby porzdek by w miecie, eby ludzie si nie bali po ulicach chodzi+ chwasty trzeba pieli, dostanie taki ze szpica, omotnie ryjem o chodnik, to nie bdzie wicej po pijaku azi ludziom pod oknami, lajer wypiewywa) Ae$arek+ kurwa, o co mu chodzi z tym ze$arkiem1 > !ak to skd1 :upiem oczywicie) > Clacze$o kamiesz1 > Dy we, si, kurwa, odpierdol, zadajesz mi pytania jak pies, co to ma by1 Kdzie ja jestem1 A kim ja $adam1 6ikni wstaje i chodzi zaczyna, ale mieszkanko ciasne, tylko w k&ko mona, $upio tak, lepiej wyj albo usi z powrotem, niezadowolenie, a nawet $niew sro$i uprzednio wyraziwszy na przykad? na przykad? o, szklank strci, stuc mona,

-L@

prosz, jak $ro,nie, szko, haas+ moe wystarczy, eby ten tu doktorek zacz zachowywa si jak naley) > #rae udzia w cikim pobiciu) 6owinienem z tym p&j na policj, zamiast pra ci zakrwawione szmaty) 8zy 6ikni si przesysza1 Da ciota $o straszy policj1 .6iknisiu, tylko spokojnie, nie zaciskaj tak pici, chyba nie chcesz zrobi nicze$o ze$o)/ 6ikni apie Adama obiema rkami za konierz i podnosi sobie na wysoko twarzy, Adam przez chwil myli, e wanie nadesza chwila pocaunku, c&, e w niestosownej chwili, ale nie, 6ikni po prostu chcia $o z bardzo bliska oplu, tak eby tra'i prosto w usta, przydusza $o przy tym, jeszcze silniej zaciskajc donie na konierzu+ Adamowi zy podchodz do oczu, czuje b&l, brak tchu i dokonuje odkrycia, e przemoc, kt&rej zazna tak wyra,nie po raz pierwszy, take jest zblieniem, to 'izyczne upokorzenie sprawia mu przyjemno, waciwie chciaby, eby 6ikni nie rozlu,ni ucisku, eby $o udusi+ Adam czuje, e nie tylko ze strachu wanie si troch zmoczy) > Do jest koniec, rozumiesz1 > cedzi 6ikni przez zby, puszcza Adama i wychodzi, trzaskajc drzwiami tak, e si kruszy kawaek tynku przy 'utrynie) !eszcze sycha je$o zbie$anie po schodach, jeszcze wida, jak idzie szybkim krokiem pod domem, ale znika za zakrtem+ a wic to ju) =dszed) *ie, to niezupenie koniec) Adam czuje je$o lin na swoich war$ach, koniec nadejdzie dopiero wtedy, kiedy ona wyschnie)

-LE

$
"u wszystko zbadano, cho nie wszystko jeszcze powiedziano+ Mobert prosi
$ono, wyra,nie i wielokrotnie, eby w razie cze$o m&wi mu prawd bez 'aszywej litoci, teraz czeka w $abinecie, a ten lekarz co powie, ca histori choroby ma przed sob, wszystkie wyniki, wic niech przestanie je ukada przekada szeleci chrzka wzdycha, niech si skupi, bo to nie jest najprzyjemniejszy moment, m&$by $o askawie nie przedua+ Mobert jest przy$otowany na werdykt, trzy litery, jedna sylaba, jak ostatnie uderzenie motka zbijajce$o trumn( rak) Adam nie powinien by przychodzi do pracy w takim stanie, ale ba si mieszkania puste$o, opustoszae$o, opuszczone$o+ Adam nie moe upora si z 6iknisiem, kt&re$o brak wypenia $o szczelnie, 6ikni j e s t dotkliwie nieobecny, nie tylko mieszkanie $o pamita, szpital te i ten $abinet, nawet to krzeso, na kt&rym teraz siedzi pacjent przestraszony i wyczekujcy+ to na Adamie spoczywa dzi po raz pierwszy w yciu obowizek poin'ormowania chore$o o tym, e ju nie wyzdrowieje, Adam wiedzia, e kiedy $o to czeka, teoretycznie by przy$otowany, ale w praktyce ten oto pacjent ma imi, nazwisko i histori ycia poza chorob, ten oto pacjent siedzi przed nim osobicie i patrzy na nie$o czowiekiem+ chce wiedzie, moe uda mu si to powiedzie bez$onie, zamilkn wymownie+ moe sam sobie to powie1 Mobert obserwuje pantomim lekarza i przybywa mu nadziei, e r&wnie tym razem wyjdzie z ul$ na powietrze, jak w czasach modzie czej hipochondrii, kiedy od kolejnych orzecze lekarskich znikay 'antomy dole$liwoci, pobaliwie kwitowane przez lekarzy maksym w rodzaju( 0Anowu pana co pobolewa, a wyniki ma pan takie, e pozazdroci+ pan to si powinien nazywa 6obolewski2) Mobert wci ma nadziej, nie ubywa mu jej od milczenia lekarza+ Mobert, wchodzc do szpitalne$o budynku, by -LG

ywym czowiekiem, nie wyobraa sobie, e miaby z nie$o wyj jako umierajcy) =dezwije si, lekarczyku+ spr&buj chocia) Adam pr&buje .przesta myle o 6iknisiu/( > *o wic? *o nie jest dobrze? ;i rozwino nieadnie paskudztwo))) !a ju pana ostatnio ostrze$aem, e te$o nie mona lekceway? Deraz musielibymy przeprowadzi bardzo intensywn chemioterapi? *i$dy nie ma $warancji, a pana or$anizm jest ju osabiony? Ale pan musi chcie walczy? 3szystko trzeba temu podporzdkowa? 3 jednej chwili ciao Moberta staje si workiem wyczuwalnych wntrznoci, wszystkie i$norowane dotd ukucia, wzdcia, napicia i drobne uciliwoci, kt&re co dzie przypominay mu o tym, e si skada z materii sabej, miertelnej i podatnej na rozkad, zaczynaj do nie$o m&wi bolenie, $azy kitaszce si w jelitach, soki trawienne skwierczce w odku, te wszystkie bul$oty podsk&rne na$le z$odnym i jednoczesnym piewem wykonuj uporczywe memento na ch&r mieszany( 0Adechnieszsz, zdechnieszsz?2) > 3ie pan, ja nie chc, eby rodzina wiedziaa) Cotd udawao mi si ukrywa chorob? A to nawietlanie? Do ja bym musia przychodzi czy lee tu1 > !a pana waciwie nie powinienem ju std wypuci) > Ale? 8zy w o$&le pan widzi sens1 6rzecie to jest loteria) Ile mo$ na niej wy$ra( kilka miesicy, par lat1 > *ie wolno panu tak m&wi? Mobert wie, jakie$o pytania teraz nie chce zada+ przypomniao mu si wanie, jak przed laty o zmierzchu ledwie zdy zej z ;zaasisk do 6alenicy na ostatni pekaes i ominwszy tratujcy si tum turyst&w w przednich drzwiach, jedynych, kt&re kierowca raczy otworzy, lada moment majcych si zamkn i odci sp&,nialskich

-LJ

od tej szczliwej miaz$i ludzkiej wewntrz pojazdu, obszed szo'erk, zapuka w szyb i zapyta( 06anie, s jeszcze w o$&le jakie szanse, eby si std dzisiaj wydosta12, na co kierowca po chwili namysu odpar( 0;zanse s zawsze2, zasun szyb i odjecha, ociale, przepeniony spocon ceperi, marzc jeszcze o tym, eby w zakopia skim koktajlbarze przedyskutowa majestat $&r widzianych z okna w jadalni schroniska) Mobert wie, e od pytania, kt&re$o nie chce teraz zada uronie przepa midzy wiatem zdrowych, do kt&re$o przynaley lekarz, a wiatem miertelnie chorych, kt&re$o reprezentantem Mobert wanie zosta mianowany+ pyta wic niechccy( > 8zy mam jeszcze w o$&le jakie szanse, eby si z te$o wydosta1 Adam wie, e w tym przypadku rokowanie jest bardzo ze, pacjent umrze najp&,niej w ci$u omiu miesicy, a i to przy zaoeniu, e je$o or$anizm zechce mierzy si z odnotowanymi w klinicznych annaach rekordzistami, ewentualna operacja jest obarczona duym ryzykiem, jak r&wnie prawdopodobie stwem komplikacji+ Adam wie, e z te$o czowieka wycieka ycie i medycyna nie zna sposobu, eby temu zaradzi+ Adam wie, e okamywanie pacjenta w takiej sytuacji odbiera mu czas na po$odzenie si ze mierci i na tak zwane ostateczne uporzdkowanie swoich spraw, Adam zna przypadki ludzi, kt&rzy umierali okamywani i wcale im nie byo od te$o lej+ Adam pr&buje .przesta myle o 6iknisiu/, chce to jako wypowiedzie, ale .6ikni/ odbiera mu mow+ rozkada tylko bezradnie rce) *ie powinien by w takim stanie przychodzi do pracy) 8hciaby sobie teraz polamentowa lakrimozi doloryzowa mizererzy z rozpaczy si powi powy poskowycze pozawodzi, puci sobie jakie$o smutne$o kontratenora, $orc wod do wanny, a potem krew, ale teraz nie moe, je$o zy s niczym wobec tych, kt&re wanie ciekn po policzku wieo skazane$o pacjenta+ teraz trzeba $o wysucha)

--L

Mobert jeszcze nie wierzy mierci, a ju si jej boi+ ach, $dyby tak mona byo umrze bez umierania, od razu, z$asi si, wyci$ajc wtyczk z kontaktu, wyczy myli, myli) #ardzo nie chce zada lekarzowi kolejnych pyta , kt&re si w nim tocz( czy wyrok jest prawomocny, dlacze$o odebrano mu prawo do ycia, czy to naprawd nieodwoalna dia$noza, czy aby si lekarz nie pomyli, czy nie artuje, czy rzeczywicie $rozi mu bezlitosna, kostniczo zimna, nieprzekupna mier, taka, co to nie przyjdzie, eby po$ada o yciu, tylko od razu zabiera si do dziea, czy chodzi o tak mier prawdziwie miercionon i zab&jcz, czy na pewno chodzi wanie o nie$o, czy rzeczywicie nie pomoe mu nic, nawet jeliby da si zahibernowa jak 3alt Cisney, czy naprawd nie ma ratunku, czy nie da si co'n czasu, czy zdy objecha wiat dookoa, co lekarz zrobiby na je$o miejscu, czy to naprawd prawda, czy bdzie bolao bardzo, czy jeszcze bardziej1 Mobert nie chce pyta, bo nie ma ju dla nie$o dobrych odpowiedzi+ nie ma ju dokd uciec przed czasem) > 8zuj, e co przespaem) Oekkomylnie wpakowaem si w bardzo niezdrowe mae stwo z kobiet, kt&rej prawdopodobnie ni$dy nie kochaem) #y moe zrobiem to dla pienidzy, ale si przeliczyem) 8i$le mi si wydawao, e przynajmniej poow ycia wci mam przed sob) Ne przyjdzie jeszcze czas, eby wszystko zmieni) A tu prosz, taka niespodzianka) Adam sucha uwanie, przynajmniej pr&buje .przesta myle o 6iknisiu/, ale czuje, e je$o aoba po 6iknisiu jest silna i nader niestosowna wobec aoby pacjenta po sobie samym+ otwiera szu'lad, wyjmuje cloranYen i zamiast zay tabletk, podaje pudeko pacjentowi( > De pi$uki niech pan sobie zaywa, $dyby si robio smutno)

---

Mobert bierze je bez przekonania i chowa do kieszeni+ nie jest mu smutno, e bdzie musia umrze, al mu raczej, e tak niewiele y za ycia, zawarto ycia w je$o yciu bya stanowczo zbyt niska, eby mia do cze$o tskni) > 3ie pan, pomylao mi si teraz( skoro nie yem tak, jak bym chcia, to moe chocia umr po swojemu? Ile mi pan daje czasu, jeli nie podejm leczenia1 > *iewiele) 3 kadym razie niewiele te$o, co mona znie bez mor'iny) Adam chcia powiedzie to uroczyciej, patrzc w oczy pacjentowi, ale nie ma siy, spuci wzrok jak uczniak na dywaniku u dyrektorki+ nie chce, eby zy w je$o oczach zostay mylnie rozpoznane, tylko jednej osobie .6iknisiowi/ te zy si nale) > 3 takim razie musz j jako przy$otowa na moje odejcie) > :o$o1 > "oj on? =na cierpi na histeri, bardzo ,le znosi moj nieobecno) Adam widzi w pacjencie t sam $uch rozpacz, kt&ra i w nim wzbiera, w jednym czarnym jeziorze s skpani+ taka rozpacz wyma$a odosobnienia, nie lubi wiadk&w+ Adam m&wi przez pacjenta do same$o siebie( > 6an musi mie ochot do ycia? a ja w panu widz siln wol mierci) > Maczej ciekawo? 3 ko cu to bdzie moje ostatnie wielkie przeycie) Mobert patrzy przez okno( chwiej si $azie, wiatr przywiewa jakie niewczesne patki nie$u, kt&re krc si w powietrzu, jakby chciay opa na wiosenny $runt jak najp&,niej, eby nie stopnie od razu) > 6anie Mobercie? %mierci si nie przeywa)

Korek jest $i$antyczny, wszystko trwa w ekstatycznym unieruchomieniu, nawet


kierowcy ju przestali kl, wysiedli z aut, pal papierosy, rozmawiaj, $raj w karty+ Mobert si zastanawia, ile czasu musi upyn, eby wr&cili pieszo do dom&w,

--4

zostawiajc samochody tak, jak stoj, ile czasu trzeba tkwi w korku, eby zrozumie, e tym razem ju si z nie$o wydosta nie uda, oto bowiem nadszed dzie korka ostateczne$o, w kt&rym stoj rzdami ywi i umarli, a cilej( umierajcy, wszak Mobert jeszcze non o#nis, 0jeszcze2 stao si teraz kluczowym wyrazem w je$o sowniku, dzi jeszcze yje, jeszcze ma sporo si, jeszcze moe sta w ulicznym zatorze i rozmyla, na przykad o wasnym po$rzebie) !eszcze $o bawi wasna pr&no( pr&buje obliczy, ile to stanie os&b nad je$o $robem, kilkunastu, moe kilkudziesiciu dalszych krewnych, kto wie, moe i bd tam jakie o'icjalne dele$acje urzdnik&w miejskich, kt&rzy mier je$o stosownie oszacuj i uznaj za $odn kr&tkie$o przem&wienia, dajmy na to, zastpcy wydziau kultury) Dylko zastpcy, bo w $azecie o$&lnopolskiej pojawi si wiadomo o z$onie Moberta wraz z jednozdaniow in'ormacj o wybranych tytuach je$o naj$oniejszych ksiek, a sze' wydziau kultury osobicie zwyk si stawia tylko na po$rzebach ludzi, kt&rym po mierci o$&lnopolskie $azety powicaj co najmniej kolumn+ sam prezydent miasta pojawia si osobicie w konduktach odprowadzajcych na cmentarz zwoki najwybitniejszych przedstawicieli rodowisk kulturalnych, takich, kt&rzy zasuyli na cay dodatek w $azecie o$&lnopolskiej, dodatek specjalny, kt&ry czeka na ich mier ju za ich ycia, w ar$onie dziennikarskim okrelany jako 0zimne n&ki2) =d kiedy popularno Moberta spada, na je$o wasne yczenie, cho wci pozostawa bodaj najpopularniejszym w kraju pisarzem niepiszcym, znaczenie je$o ewentualnej mierci jest, by tak rzec, umiarkowane+ Mobert moe liczy co najwyej na wzmiank w $azecie o$&lnopolskiej i kolumn w dzienniku re$ionalnym, spreparowan zreszt niejako po znajomoci, bo w redakcji ma kilku przyjaci&, z kt&rymi dawniej lubi alkoholizowa si 'renetycznie, jak r&wnie jedn zaprzyja,nion sekretark, z kt&r cielesne pobratymstwo odczuwa re$ularnie w okresie wiosennym, kade$o roku bya jedn z pierwszych znajomych kobiet widzianych przez nie$o w stroju wiosennym,

--7

kiedy ju marcowe nie$i topniay i odsaniay beton chodnik&w) ;tukot jej but&w na obcasie wita nadejcie ocieplenia, Mobert rokrocznie z niesabncym podziwem przy$lda si jej no$om odsonitym a po stosownie, acz nieprzyzwoicie wysokie partie ud, zawsze wtedy impuls na$y i krwisty kaza mu wybiera numer jej tele'onu kom&rkowe$o i sprawdza, czy nie zechciaaby z nim tradycyjnie potopi "arzanny, i cho ni$dy nie chciaa, bo$osawi j za to, e przywracaa mu poczucie odwiecznoci czasu cykliczne$o) *a jej szczere poruszenie swoj mierci Mobert wci wic m&$ liczy, jak r&wnie na kilka wynurze dawnych wsp&towarzyszy bachicznych, jednake mier je$o nie mo$aby wywoa aoby narodowej ani te nie spowodowaaby debaty biurokrat&w rozwaajcych je$o kandydatur na patrona szk&, ulic tudzie bibliotek+ je$o odejcie, mimo prawdopodobnej obecnoci kilkudziesiciu os&b na po$rzebie, byoby w $runcie rzeczy odejciem niedostrze$alnym, nieistotnym, nieznaczcym) 8hyba e Nona zapewni re$ionalnym szmatawcom atrakcyjny materia, doznajc apokaliptyczne$o ataku histerii nad je$o trumn+ lepiej byoby te$o unikn) Mobert chciaby si wyprowadzi ze zuyte$o ciaa, nie rozumie, dlacze$o musi umiera razem z nim, dlacze$o nie moe po prostu wyj, tak jak teraz wychodzi z bezuyteczne$o samochodu, przeciska si midzy autami, ju na chodniku wyrzuca kluczyki do mietnika i nie przejmuje si, e wanie zatamowa bezruch) Idzie przed siebie, mija+ minie take cmentarz) !u wie, e zrobi wszystko, eby po$rzeb $o omin) Mobert przeczuwa, e w przypadku wieczne$o i nieodwracalne$o oddzielenia, dusza, nawet jeli za ciaem tskni nie bdzie, to wr&ci do nie$o pewnie czasem jej si zachce, wszak nawet zbrodniarz wraca na miejsce przestpstwa) 3ydaje mu si niemoliwe, by niemiertelna dusza mo$a okaza si tak bezduszna, eby zapomnie o przyjemnociach i udrkach, dzielonych z ciaem po r&wno przez dziesitki lat+ rozbrat z$onem czyniony musi pozostawia w duszy al za jej ziemsk powok, nawet jeliby

--9

ciao miao okaza si wycznie znoszonym kombinezonem, nawet jeliby miao by tylko przeznaczon do rozbi&rki ruin, to przecie stroju, kt&ry si nosio cae ycie, domu, w kt&rym si przez cae ycie mieszkao, nie spos&b porzuci beznamitnie, nie spos&b nie ni o nim nostal$icznie) !eli dusza ni bdzie o ciele, z kt&re$o si uwolnia, lepiej, by to ciao w $odnym miejscu porzucone zostao, nie upchane w rodzinnym $robowcu na przykocielnym wysypisku mierci, nie w cmentarnym tumie innych dusz zdmuchujcych znicze nad swoimi trumnami, lecz w przestrzeni szerokiej i bezludnej, cisz wycieanej, m$ami dopieszczanej, w wodzie kamiennej, na pastwie wiatru+ w znonej lekkoci niebytu) Mobert nie chce si wtapia, woli si rozwia) 3chodzi na cmentarz, eby rozwia wtpliwoci)

%a ilu to w yciu by po$rzebach, czterech, moe piciu, na wszystkich za


modu, potem ju nie m&$ nie chcia nie potra'i, ba si cudzej aoby i niestosownoci kondolencji, czczych obietnic wsp&czucia, skadanych tylko po to, eby jak najszybciej m&c si oddali, bro #oe nie spotkawszy dotknitych mierci oczu aobnika) 8mentarz to zomowisko pamici+ Mobert ni$dy nie rozumia, dlacze$o ludzie przychodz rozmawia ze swoimi umarymi na cmentarz, czyby wydawao im si, e dusza nie potra'i przenikn przez resztki trucha, butwiejce drewno i ziemi, czy naprawd myl, e stajc przy na$robku, korzystaj z jedynej dostpnej rozm&wnicy, czy naprawd wierz, e ich ukochani zmarli le tam wiecznym pokotem i radonie sobie $warz z ssiadami, czekajc, a kto bliski umrze, eby si pooy obok+ czemu pozwalaj ksiom e$na ich sowami o prochu, a potem ka $ni w wil$oci i ciemnoci1 Mobert nie znosi katolickich tradycji 'uneralnych pospou ze wieck e$zaltacj tanatolo$&w, bredzcych o jednaniu si z pramatk, pokornym zajciu

--<

swoje$o miejsca w a cuchu pokarmowym+ nawet jeli niech do stania si karm larw much plujek, trupnic, cierwic, nicieni, wij&w i innych boskich stworze jest e$oizmem, Mobert nie ma wyrzut&w sumienia) !eli jest w nim co na tyle zdrowe$o, e mo$oby $o przey na ziemi, uy,niajc cudze ycie, chtnie si rozda+ reszty wolaby nikomu nie zostawia) Mobert nie ma jasnych wspomnie z domu rodzic&w .o kt&rym lepiej zmilcze/, najjaniejsze z je$o dziecicych wspomnie wie si z nadmorskimi wczasami, by tam tylko z matk, a kiedy odwiedzi ich ojciec, zanim jak zwykle zdy rozpta pieko .ciszaBB/, poszli razem na pla+ Mobert pamita piaszczysty brze$ szczelnie wypchany stadem ludzkich 'ok i bezradno ojca, kt&ry objuczony skadanymi leakami roz$lda si za wolnym miejscem i pyta 0*o, to $dzie si rozkadamy12) Mobert przystaje nad miejscem, w kt&rym rozoy si je$o ojciec, babcia mu $o taktownie ustpia po dwudziestu latach, dziwne, e po$rzeb babci Mobert zapamita jako dzieciak duo lepiej ni po$rzeb ojca, moe dlate$o, e na po$rzebie ojca Mobert by, jak to si m&wi, nieobecny, myla bowiem o matce, o tym, jak odnalazaby si w tym tumie obcych ludzi, wr&d tak zwanej nowej rodziny ojca, myla wtedy( dobrze, e matka te$o nie doya, cho moe poczuaby ul$ .doB niedoczekanie waszeB/) #abci zmaro si kiedy tam sro$ zim+ Mobert pamita przeraenie, tylko nie pamita ju czyje, w kadym razie ko$o, kto widzia, e $r&b si pali( 0"yl, !ezusku, co to ju o$nie piekielne upominaj si o t star, lec sprawdzi, a to $rabarze nie mo$li rozkopa stwardniaej od mrozu ziemi, wic eby roztopi, palili szczapy po trumnach na dziadku, znaczy, tam $dzie lea2) I wszyscy tak jeden po dru$im, jeden na dru$im, cho za ycia nie zawsze byo im po drodze+ nieopodal jest $r&b wujka i ciotki, to co inne$o, ci le razem na wasne yczenie)

--@

Mobert pamita, e ciotki zawsze ubywao( kiedy nauczya si y bez jednej no$i, rak przeni&s si na dru$, potem amputowano jej pier, a nim zdya zapyta wujka, czy nie przestanie jej kocha, jeli w o$&le nie bdzie miaa piersi, nowotw&r zjad jej m&z$) 3ujek kochaby j nawet, $dyby zosta z niej tylko $os, zawsze powtarza, e mio poznaje si po tym, e czyje$o $osu pra$niesz bardziej ni ciszy, m&wi, e kocha to z$odnie przerywa rozmow, eby posucha deszczu) Ceszcz pada take podczas po$rzebu ciotki, na kt&rym wujka by nie mo$o, czeka ju w chodni, a si kapelan da przekona, e samob&jstwo popeni z rozpaczy po zmarej onie, wic musi zosta pochowany razem z ni, nawet jeli koci& katolicki wyraa sprzeciw, nawet jeli ksidz proboszcz wyraa wtpliwoci+ wujek bowiem powiesi si na klamce .Moberta zawsze zdumiewaa techniczna strona te$o przedsiwzicia, ale zrozumia, e sia nieukojonej aoby poci$na wujka za no$i/, kiedy nieopatrznie dzieci zostawiy $o na kilka $odzin same$o, dzie po mierci cioci, przekonane, e pokn przy nich rodki uspokajajce .wyplu, znale,li je potem w je$o kieszeni/) =statecznie ksidza udao si nakoni, tylko $rabarze troch marudzili, po co byo w o$&le zasypywa) *iekt&re z pyt na$robnych s upiornie przechylone, akurat pod zachodnim skrzydem cmentarza odkryto pokad, kt&ry o par lat przeduy ywot kopalni, do pierwsze$o tpnicia+ $&rnik&w pochowano ju we wschodniej czci) Mobert wr&d czciowo zapadnitych na$robk&w odnajduje ten, z kt&re$o zawsze zsuway si znicze zapalane przez szkolne dele$acje+ po$rzeb nauczycielki by pierwszym, w kt&rym uczestniczy, i tym najlepiej zapamitanym, by moe z powodu widoku trupa wystawione$o przed poch&wkiem w otwartej trumnie) Srekwencj w kondukcie zapewni jej zaw&d, ale poza wszystkimi klasami .parami, parami/ i $ronem peda$o$icznym nie e$na jej nikt+ to by po$rzeb bardzo starej panny) Tczya $eo$ra'ii, o kt&rej nie miaa wiksze$o pojcia, wiat jej nauczycielskie$o

--E

staropanie stwa nie mia zbyt szerokich horyzont&w, rozle$o $lobu niemal jej ur$aa, drania iloci niedostpnych kraj&w+ w $runcie rzeczy $eo$ra'ia bya najbardziej niestosownym przedmiotem wobec jej nieznoszcej zbocze dr&ki z domu do szkoy i z powrotem) 8zasem, kiedy si pochorowaa, dele$acja klasowa sza do niej z odwiedzinami, raz czy dwa wyznaczano do tej wizyty Moberta, kt&ry zapamita ziejc z kade$o kta samotno kobiety permanentnie skrpowanej wszystkim, co nieo'icjalne i spontaniczne+ bya w stanie jako e$zystowa jedynie w uni'ormie, jedynie w roli, kt&r $raa jako bel'er, prywatnie zdawaa si kompletnie po$ubiona, zmieszana, te same dzieciaki, kt&re dray przed ni pomidzy dzwonkami, poza murami szkoy byy dla niej postrachem+ kiedy nie mo$a ich stro'owa, ocenia, kiedy nie mo$a nimi zarzdza, okazywaa si zupenie bezradna) Ich wizyty wprawiay j w kon'uzj, miaa za ze, e kto naruszy intymn przestrze jej pojedynczoci, ale te nie mo$a te$o im tak po prostu da do zrozumienia, przecie byli w pewnym sensie o'icjaln dele$acj, wiedziaa, e to taka niepisana zasada, jak przynoszenie cukierk&w dla caej klasy w dniu urodzin+ pozostajc na chorobowym, musiaa si liczy z wizyt klasowej dele$acji, zreszt, zawsze zapowiadali j tele'onicznie, mo$a si jako wystroi, podmalowa, uprztn wstydliwe lady staropanie skich tajemnic > a jednak nie potra'ia w aden spos&b zakamu'lowa smutku, kt&ry l$ si we wszystkich sprztach, w doniczkach z karowatymi 'ikusami przy$arnitymi z pokoju nauczycielskie$o, w cianach pomalowanych wakiem w obrzydliwy wzorek, w makatce z papieem > jedynym mskim wizerunkiem widzialnym w caym mieszkaniu, w kanapie wypenionej kasztanami, eby chor&bsko nie wzio) A jednak brao, coraz czciej brao+ uczya prawie do samej mierci, jeszcze po nawietlaniach, ni$dy nie zdejmujc beretu)

--G

Mobert dochodzi do rzdu wielkich pomnikowych $robowc&w rodzinnych, wr&d kt&rych straszy masywna brya pustej wci jeszcze, ale ju najdostojniej si prcej krypty Deci&w+ ten domek wci jeszcze czeka na swoich lokator&w, ale ju jest do$ldany i czczony jak najcenniejsza rodzinna pamitka, Deciowie wykupili sobie miejsce nieza$roone szkodami $&rniczymi, w stre'ie przeznaczonej dla najszacowniejszych obywateli, i ju za ycia maj sw&j $r&b z wykutymi nazwiskami, datami urodzenia i miejscem na dat mierci, ju przychodz $o czyci, polerowa marmur, przemywa litery z tak czci i pietyzmem, jakby nie kamie piecili, tylko mumi'ikowali zwoki, co tydzie od nowa, po kadym kwanym deszczu, po kadej wichurze zasypujcej cmentarz limi) "oszcz sobie $niazdko na ostatnie odpoczywanie, dumni z te$o, e niko$o z ich rodziny nie pochowa si w $robie, lecz w $robowcu .zwaszcza De zawsze by czuy na punkcie s&w, kt&rymi mona byo je$o ycie wyolbrzymi, uszlachetni/, przyjedaj na cmentarz jak do letniej willi, $upio im tylko, e wci jeszcze nie mo$ o'icjalnie przychodzi tu we 3szystkich %witych, kiedy na cmentarzu jest najwikszy tok, nie mo$ zoy wie c&w i zapali zniczy, ludzie wziliby ich za idiot&w, wszyscy wiedz, e tymczasem $robowiec jest pusty, jakie to nieszczcie w szczciu, ale c&, i tak mona przespacerowa si, niby to mimochodem podsucha, co te ludzie m&wi, jak zazdroszcz, jak przytoczeni o$romem i wystawnoci $robowca wyraaj podziw i szepcz sobie o tym, jak to musi si dobrze lee w takim piknym $robie, pa ski to $r&b, kr&lewski, tu si niko$o ziemi nie przysypuje, tylko skada na kamiennym kata'alku, takie$o $robowca nie da si przeoczy, nie mona $o podepta, w je$o cieniu mona si schowa przed upaem, wiel$i on, a ile musio kosztowa, lepi nie pyta+ Deciowie lubi si ukradkiem przysuchiwa, ale woleliby mie komu skada pomiertne honory w bysku 'leszy, c&, kiedy oboje pochodz z rodzin du$owiecznych, w dodatku babcie i

--J

dziadziusiowie, uparciuchy, ju sobie zastrze$li, e zalec chc na swoich cmentarzykach $dzie tam daleko od miasta, zwaszcza rodzice Decia, niezupenie dumni z kariery politycznej syna, nie chcieliby z nim lee w jednym $robowcu, matka Decia, cho ledwie zipie, potra'i si od$ry,, lepiej jej nie rusza, moe narozrabia, media tylko czekaj na smaczny ksek, zaraz, jak ona to ostatnio powiedziaa, e brzydzi si sarmackim teatrzykiem syna przy krucjatowo-katolickim akompaniamencie synowej, $dyby kto z medi&w si do niej dorwa, $otowa skompromitowa Decia jedn z tych swoich historyjek o )i*dz!narod wce piewanej do koyski, o adnej czerwonej chustce, kt&r mu wizaa, kiedy szed w poczcie sztandarowym na pierwsze$o maja, dajmy spok&j rodzicom Deci&w, niech sobie yj, jak chc, i $rzebi si, $dzie zechc, byle siedzieli cicho) Mobert przy$lda si cianie $robowca i nie wierzy wasnym oczom( obok imienia i nazwiska Nony widzi te swoje imi i nazwisko) "usieli si du$o zastanawia, litery wy$ldaj na wiesze, wykute inn rk, poza tym tylko na Mobercie opr&cz $wiazdki i daty urodzenia zdyli ju postawi krzyyk)

-4L

&
eby mu to byo ostatni raz, to jest niedopuszczalne, taka sytuacja nie moe si
wicej powt&rzy, 6an " nale$a, perswaduje, tumaczy, e dom jest obserwowany przez 'otoreporter&w, e M&a jest chora i nie mona w ten spos&b wykorzystywa jej saboci, e absolutnie nie mo$ ze sob tutaj sypia+ w takim razie niech sypiaj $dzie indziej, syszy, niech si wreszcie wyprowadzi i przestanie wszystkich oszukiwa, syszy, ale oczywicie te$o nie zrobi, bo jest wy$odnickim skurwielem, syszy+ 6an " nie yczy sobie takie$o tonu we wasnym domu, zwaszcza e ona jeszcze pi+ 6an " syszy, e nie powinien przy kochance nazywa ony on, teraz ju jasne, e ni$dy si nie rozwiedzie, syszy te trzanicie drzwiami i silnik odjedajce$o samochodu) Aa duo haasu+ za$lda do sypialni, M&a pi, 6an " chtnie pooyby si obok niej, jest naprawd wyko czony, musi tylko si troch odwiey) Tstawia w azience lustra pod takim ktem, eby obejrze sobie plecy, no s lady, na poladkach te, ale 6an " nie moe mie pretensji, sam si te$o doma$a, nie ma $rzmocenia bez drapania, pazury musz pracowa, a niechby i do krwi, wietnie jest doprawi mio szczypt b&lu, ona $o drapie, on j ci$nie za wosy, podczas $dy ich $enitalia mlaszcz, 6an " lubi sobie poswawoli, nazywajc rzeczy po imieniu, lubi by w &ku wul$arny, przy M&y musi liczy si ze sowami, ale kochanka pozwala na rozrzutno( kae jej pyta, co z ni robi, a potem odpowiada z$odnie z prawd, e wanie naplu sobie na rk i przeci$n jej po pi,dzie, eby atwiej mu byo woy, przekle stwa to te przyprawy, lubi w chwilach namitnej wsp&pracy pieszczotliwie nazywa j kurw, dziwk, suk czy kim tam jeszcze .im bardziej zapamitale przeklina, tym mniejszy ma zas&b wyzwisk/, ile w tym pikanterii+ kochanka jest dumna, e to wanie z ni pan dyrektor banku uprawia tak zwany drapieny seks) -4-

M&a stoi w drzwiach azienki i przy$lda si wnikliwie 6anu "owi, kt&ry prezentuje swoje zadrapania, jakby nowymi tatuaami si zachwyca+ M&a nie rozumie te$o, co widzi, denerwuje si, dopiero co si obudzia, a ju ma nowy pow&d do zanicia) > !ezus "aria, skradasz si jak upi&rB > 6an " zauwaa, e zosta zauwaony, przestraszya $o, w dodatku przyapaa na ladach, cay jest pokryty tropami jak wieo spady nie$, wszystkie cieki wiod do kochanki, nie ma jak si ukry, nie mona nic wytumaczy+ 6an " wie, e musi zrobi onie twardy reset ju z same$o rana, no trudno, obudzia si wczeniej ni zwykle, to przez te podniesione $osy, jednak) I znowu $o obwchuje( > 8zyj to zapach1 :to tu by1 8o tu si dzieje1 > Tspok&j si) *ie psuj nam dnia od same$o rana) > 6rzecie czuj ? :im ty cuchniesz? :to ci tak podrapa? > ;uchaj, sp&,ni si przez ciebie do pracy, nie r&b scen, bo zaraz znowu mi tu padniesz, a ja nie mam czasu si tob zaj) > Clacze$o mi to robisz1 Dy ajdaku? > =braasz mnie, a potem nawet te$o nie pamitasz) I ju, 6an " podtrzymuje j, eby nie uderzya $ow o ka'elki, bierze M& na rce i przenosi przez pr&$ w stron sypialni) :adzie j do &ka, przykrywa+ za jaki kwadrans M&a bdzie miaa szans wsta jeszcze raz, tym razem praw no$, 6an " w tym czasie we,mie prysznic i si ubierze .$ol', konieczny bdzie $ol', na szyi te ma lady/)

C& za szczliwe przebudzenie, promienie so ca wdzieraj si przez szpary w


aluzjach, drobinki kurzu ta cz w powietrzu, 6an " po$wizduje w azience, M&a

-44

przeci$a si i wstaje, trzeba przy$otowa niadanko) 6an " po chwili ju w $arniturze, dopina teczk, znowu przesadzi z Fu$o #ossem, tyle razy mu tumaczya, e wystarczy kilka kropel na szyj, M&a poprawia mu krawat, 6an " pyta, jak si jej spao .lepiej, eby si w jzyk u$ryz/, buziaczek, dobrze, buziaczek, jak zwykle dobrze, kochanie, 6an " ju si spieszy, taki robotny, ostatnio m&wi o kilku wanych transakcjach, od kt&rych wiele zaley, dlate$o wychodzi wczeniej i wraca nieco p&,niej, dzi te moe si tak przytra'i, wic $dyby co, niech M&a si nie martwi, potem sobie to wszystko odbij, wyjad, adne$o palmtopa, adnych subowych kom&rek, 6an " obiecuje, domek w Doskanii, chianti w cieniu cyprys&w, du$ie rozmowy i $bokie pocaunki, ale teraz musi ju lecie, buziaczki, pa, a kanapki, nie trzeba, kupi jaki drobiaz$ w bu'ecie albo zrobi sobie $od&wk, eby lepiej mu smakowaa kolacja, nie, niech M&a nie m&wi, co ma w planie na dzisiaj, niech to bdzie niespodzianka) Czi w planie jest szcze$&lne$o rodzaju test konsumencki+ M&a od pewne$o czasu wzbo$aca menu w spos&b, by tak rzec, nacechowany, przyrzdza potrawy z a'rodyzjak&w, wierzc, e 6an " od te$o si w niej zadurzy na um&r, owszem, 6an " co dzie dostaje w arciu kardamon, $al$ant, lulecznic, e sze i inne duperele, lecz przecie nie z ich powodu czasem chodzi jak ocipiay i czuje, e je$o przekrwiony bolec nie ustaje w wysyaniu do m&z$u sy$na&w, 'akt, 6an " miewa dni, w kt&rych wasnorcznie musi spuszcza nadmiar adrenaliny w azience, midzy biznesowymi spotkaniami, ale nie lubczyk to sprawia, 6an " po prostu pudruje sobie kinol .spokojna $owa, sta $o na koks klasy luks/, nie codziennie, no bez przesady, w zdrowotnych odstpach, 6an " waciwie dziwi si, e wiatowa or$anizacja zdrowia nie zaleca wci$ania porcyjki nie$u raz na par dni+ bywa przecie, e czowiek jest przymulony o poranku, a kontrahenci czekaj w kolejce, 6an " nie moe sobie

-47

pozwoli na pusty przelot, przed rozpoczciem dnia robocze$o nakrca w sobie wszystkie trybiki, czasem podw&jna espresso nie wystarczy, kiedy nieco duej trzeba by na chodzie) Czi jako dodatek bdzie $alaretka ze szpiku+ taks&wkarz przywi&z worek koci, mylc, e szykuje si uczta dla pieska, nie, prosz pana, to dla ma, no co pan tak dziwnie patrzy) M&a wysypuje na st& koci, trzeba je poci tasakiem, eby wyj szpik, M&a wie, jak sobie poradzi, to nie zajmie wiele czasu, chyba, eby zada sobie pytanie( waciwie czemu tak1 8zemu to ma suy1 Coktor nakaza skupia si na jakiej czynnoci, eby od$ania cikie myli, ale co robi, jeli ruchy zaczyna spowalnia pytanie 0po co12) M&a odkada koci i zabiera si do cze$o inne$o, chce poszatkowa, zetrze, wyklepa tuczkiem do kotlet&w pytanie 0w imi cze$o12) *ie daje rady, dolewa wina do wody w $arnku, stawia na wolnym o$niu, ale odpowiedzi na pytanie o sens te tam nie ma) M&a zasiada na zydelku i patrzy na kuchenny roz$ardiasz, coraz mniej widzc+ nie wie, $dzie si podziao jej ycie) *ie wie nawet, kiedy je z$ubia)

Pan " stara si znale, waciwe okrelenie dla stanu, w kt&rym si znalaz,
jest zdeprymowany, nie, to za sabe, skon'undowany te nie brzmi dobrze, moe zbity z pantayku, czy kto wie, co to jest pantayk, zdezorientowany( o, lepiej, bliej, ale poszukajmy jeszcze, patrzc razem z 6anem "em, jak chopcy na linach zdejmuj najwikszy billboard w miecie) Dwarz wielkie$o 'ormatu wykrzywia si w nieadnych $rymasach, kiedy wielka pachta nier&wnomiernie powy$inana zsuwa si w d&, jeszcze chwila i M&a zwinita w rulon zale$nie na betonie) 6an " nie wie nic o przyczynach+ chopcy te nie wiedz, dostali 'uch, to si ciesz, pac im od powierzchni, dzisiaj zdejmuj, jutro bd nakleja, te jak $b, ale nawet nie sprawdzali, co to za

-49

reklama) 6an " jest zmartwiony, jak r&wnie przestraszony, chciaby o tym porozmawia, wyjani, czy M&a na trwae przestaa by twarz wielkie$o 'ormatu, czy to wynika ze spadku jej popularnoci, czy to aby nie znak tak zwane$o zaamania kariery, ale z kim, $dzie, ko$o zapyta, ludzie, moja ona znika z plakat&w, nie wiecie, co to moe oznacza1 6an " musi sobie da czas, eby to przemyle, przeanalizowa, czy do wiadomoci spoecznej przenikny jakie odstrczajce in'ormacje na temat M&y, czy jej chorobie nadano jaki ne$atywny kontekst i spoecze stwo przestao wsp&czu, czy wyco'anie z serialowe$o obie$u wpyno na osabienie wizerunku, czy oczywiste o$raniczenie pojawialnoci si w mediach i bywalnoci na bankietach wpyno na spadek rozpoznawalnoci, a co za tym idzie, zaniyo wsp&czynnik promowalnoci produktu+ to dziwne, ale 6an " czuje si nieswojo wanie teraz, kiedy M&a przestaje na nie$o patrze we wszystkich kluczowych i strate$icznych punktach miasta, cho wczeniej koledzy z kurtuazyjn yczliwoci dowcipkowali, jak te czuje si m, kt&re$o ona ma oko na tyle miejsc jednoczenie) 6an " czuje si okaleczony, zde$radowany, jakby mu obcito pa$ony, to $o dotyka osobicie, jake ma skutecznie prowadzi ne$ocjacje wr&d zoliwych umieszk&w i szepcik&w, nawet nie wie, co odpowiedzie, jeli kto zechce zapyta, niby to dla rozlu,nienia atmos'ery, tak dy$resyjnie, eby odetchn od napicia biznesowych roz$rywek( 0A jak zdrowie szanownej maonki1 3idzielimy, e plakaty znikny? Do pewnie wymiana na wiesze, jaka nowa kampania z jej udziaem si szykuje, tak12 6an " wyobraa sobie dziesitki r&nych sposob&w, na jakie potencjalni kontrahenci mo$ nawiza do zniknicia twarzy najwiksze$o 'ormatu z miejskich cian, przy$otowuje dziesitki odpowiedzi, kt&re mo$yby mu pozwoli utrzyma nerwy na wodzy i zachowa siln pozycj w rozmowie, ale wie, e nie ma na to szans, tym biznesem rzdzi diabe, ten interes ywi si szcze$&ami, twarz M&y

-4<

spo$ldajca z billboard&w bya powanym atrybutem, naprzeciw biurowca 6ana "a take wisiaa jej podobizna, kiedy ne$ocjacje nie ukaday si po je$o myli, przerywa rozmow, niby to dla rozprostowania koci wstawa, otwiera okno i tak dy$resyjnie, dla rozlu,nienia atmos'ery, omiatajc wzrokiem miasto, wskazywa na billboard, o, to moja ona, przepraszam pa stwa, ale wanie sobie przypomniaem, e miaem do niej zatele'onowa, no tak, to robio wraenie, 6an " wychodzi na chwilk niby to zadzwoni do domu, a potencjalni kontrahenci doskakiwali do okna i kiwali z uznaniem $ow+ zdjcia zdjcia 6an " tak atwo nie wytumaczy, zwaszcza e wci nie bardzo umie to wytumaczy sobie)

Ach, to ju dzi1 *o rzeczywicie? *ie, nic si nie stao, po prostu upyn termin umowy, kontrakt si sko czy, przecie wiesz, e nie podpisywaam nowe$o? #dziesz dzisiaj normalnie czy duo p&,niej1 A tak ,le1 !ak to nie czeka z kolacj? "hm? rozumiem? Dak, oczywicie, e wszystko rozumiem, ale? M&a okada suchawk pici, 6an " dzi zastrze$ sobie prawo do niezwykle p&,ne$o powrotu i rozczy si, nim zdya zaprotestowa) 6rzed M& jeszcze jedno wolne popoudnie, 'auna domowa przy$lda si jej znueniu i wzdychajc, z powrotem kadzie eb na apach, z pani w takim stanie nie ma szans na szalony spacer po lesie, pani w takim stanie co najwyej podrapie za uchem i zacznie si uskara, o, wanie zacza( > Anowu nas panek zostawi? I co my teraz zrobimy? :ochana psina? Dy to masz dobrze? M&a wie, e nie ma nicze$o bardziej przy$nbiajce$o dla czowieka ni przywykn do bycia niekochanym, wzi to za stan naturalny, oczywisty, za re$u, potwierdzan czasem wyjtkami) #ywa, e trzeba wtedy kade$o poranka przekonywa

-4@

si do sensownoci rzeczy najprostszych, zaraz po przebudzeniu, samotnie w &ku o wiele za duym m&wi do siebie jak piel$niarka do niedone$o pacjenta( 0A teraz wstaniemy, otworzymy okna, wywietrzymy mieszkanko, umyjemy si2+ M&a si boi, bo z czasem moe doj do te$o, e przestraszona na$ym bezdechem bdzie musiaa sobie po kilka razy dziennie przypomina( 0=j, musimy oddycha, jeli przestaniemy oddycha, to ju nie poyjemy, a przecie chcemy sobie jeszcze troch poy, mimo wszystko, prawda12 *iekochanym niewiele si przytra'ia, ich nieywe ycia porastaj pleni, ich dusze si dusz) M&a bywaa uwielbiana, podziwiana, adorowana, e te si$ajc po mio musiaa tra'i na 6ana "a, tak niemiosiernie nieobecne$o+ teraz ma wicej czasu ni ycia) *adaa imiona wszystkim kwiatom, rozmawia z nimi codziennie, a mimo to zdychaj+ M&a nie wie, co si z nimi dzieje, uparcie podlewa, nie rozumie, po co ten strajk $odowy, jaki maj interes w widniciu .mier zawsze znosi pierwsze jaja w doniczkach, potem przychodzi czas wyl$u, wiatr otwiera noc okna, pkaj lustra, ko$o ubywa/) 3r&y sobie z opadych patk&w( nie dba, to oczywiste, ale czy kocha1 8hce jej si czyta, ale jej si nie chce) !est obolaa od sn&w) !ak si pi samotnie, ostrze dni samo tnie)

Pan " wraca przed witem, te chop nie ma lekko, jedna pilnuje, eby z ni
zasypia, dru$a, eby si przy niej budzi) Adejmuje buty, $aszcze ziewajce$o psa, kt&ry przyszed powitalnie zamacha o$onem i teraz si przeci$a+ w kuchni pali si wiato, M&a zapomniaa z$asi1 *ie, siedzi przy stole, pewnie zasna, wy$lda, jakby si doczekaa z obiadem na mier+ nad potrawami bka si jaka mucha) 6an " podnosi talerz z $alaretk, wcha i wzdry$a si, spo$lda na Mo+ boe, dlacze$o ona ma otwarte oczy, nie pi1 6rzesuwa jej do tu przy twarzy, nic, nawet nie mru$na+ 6an " boi si jej dotkn, moe jest zimna, to by dopiero byo, $dyby umara) Aaraz,

-4E

patrzy na nie$o czy nie, moe pi z otwartymi oczami, nie takie rzeczy si zdarzaj+ 6an " robi kilka krok&w w lewo i w prawo i wci nie jest pewny, czy M&a na nie$o patrzy, czy to tylko zudzenie optyczne, jak w muzeum, kiedy iluzjonistyczny portret zdaje si wodzi wzrokiem za zwiedzajcym) > *ie spaam przez ciebie ca noc > m&wi M&a i po raz pierwszy syszy dowodnie, e przeraeni mczy,ni s jak chopcy( krzycz ze strachu 'alsetem)

-4G

1'
Piknisiu, m&j 6iknisiu, czemu mnie opuci)
Adam jest wy$nany z siebie+ je$o ciao ley i ly $o za to, e do opuszczenia dopuci, nie ma siy, eby podnie rk, oddycha ciko na wznak i czeka, a ciar zeleje .naley lee( czekanie ma kamie u szyi i $arb od nie$o ronie/) Anieruchomia na dobre, jest teraz czuy jak sejsmo$ra', zauwaa kade dr$nienie, duchy boj si przemyka po ktach, bo kade stknicie podo$i zwraca je$o uwa$) 8ay dom dry w posadach re$ularnie dwa razy na $odzin, kiedy autobus przejeda po dziurawym as'alcie, kieliszki i szyby w kredensie dzwoni o siebie, 'ajansowa 'ilianka za kadym razem przesuwa si o kilka milimetr&w w stron krawdzi) :ade$o dnia Adam wracajc z pracy nastawia budzik i przesuwa 'iliank w $b kredensu+ teraz ju aden ze$ar nie odmierza czasu, a 'ajans jest niebezpiecznie bliski upadku .a tyle si dzieje, kiedy nic si nie dzieje+ wci istniej za$adnienia, kt&re tymczasowo odwracaj uwa$( ile autobus&w musi jeszcze przejecha, eby 'ilianka przechylia si przez brze$ p&ki i runa+ rozbije si w drobny mak czy w kilka kawak&w, a moe tak szczliwie uderzy o ziemi, e przetrwa bez uszczerbku+ poczekajmy > jeli w mak, Adam ju ni$dy nie zobaczy 6iknisia, jeli w kawaki, bdzie $o widywa i nicze$o mu to nie da opr&cz cierpienia, jeli 'ilianka ocaleje, 6ikni wr&ci/) !edynym powodem, dla kt&re$o Adam nie chce umrze, jest lk przed tym, e moe rzeczywicie czowiek przed mierci widzi jeszcze raz cae swoje ycie+ jakie to musi by przykre dla samob&jc&w( chcc wyj z mczce$o 'ilmu przed zako czeniem, musisz $o zobaczy od pocztku, kto wymyli t tortur1 8icho, za oknem szczekanie, za cian szczkanie, $adanie, kto talerze zmywa, nad su'item szumy, stuki, piewy, mydo wyliz$no si+ ycie si kbi wszdzie wok& tak niedelikatnie) 8zemu, 6iknisiu, -4J

odstpi1 Dak dole$liwie odle$y, czemu twarz swoj odwr&ci1 Drzewia te nie szanuj bez$onej rozpaczy+ jak tu ze smutku umiera, kiedy w brzuchu burczy, Adam chciaby si samym sob wzruszy, na mier za$odzi wzniole, a tu burczenie swojskie takie, haaliwe, bezczelne+ Adam pr&buje wznie si ponad pomruki puste$o odka, ponad t pie aosn, wszak bezruch i bez$ono sobie poprzysi$+ autobus przejeda, 'ilianka spada, Adam zrywa si z &ka i patrzy( spada pasko, pozornie ocalona, pka w kilku miejscach, jeli j tylko ruszy, niechybnie si rozpadnie na kawaki) Adam jest poruszony, wprawiony w ruch, te$o si ju nie da powstrzyma, 6ikni $dzie przecie jest, jeli wic mona $o cho raz jeszcze zobaczy, usysze, dotkn, nie ma takiej ceny, kt&rej by nie warto za to zapaci) Aa$lda do kuchni, w zlewie pitrzy si sterta nieumytych naczy , podnosi jedn ze szklanek po soku i patrzy na mr&wki, kt&re buszuj w rodku) 3cha si i nie poznaje wasne$o zapachu+ wic to prawda, e po kilku dniach bez mycia wraca do czowieka cuch pierwotnie mu przypisany, to nie jest smr&d spocone$o ciaa, lecz od&r zwierzcy, stajenny, nieco pimowy, teraz ju wie, co w nim zabijaj mydo i dezodoranty+ natychmiast przypomina sobie zapach 6iknisia, kt&remu zdarzao si zwali do &ka prosto ze swoich ulicznych wdr&wek, i wtedy wanie ulic pachnia, jakby sk&ra przechwytywaa i zatrzymywaa wszystko, czym w ci$u dnia zdya nasikn( koks, hasiok, hady, stche podw&rka, szlu$i jarane na skurwidokach, stary materac, na kt&rym ta cz chopaki, sk&rk od pomara czy skradzionej na dworcowym stoisku, smr&d ciek&w z oczyszczalni pobliskiej) *ie ma $o, nie ma ni$dzie, noc ciemna zapada w samo poudnie+ brzowa woda pynie z rur) Adam syszy dzwonek, dopada tele'onu, odbiera, ale to tylko kto ze szpitala niepokoi si, dopytuje, da wyjanie i usprawiedliwienia nieobecnoci) Adam nie rea$uje) 6rzy$lda si mr&wkom)

-7L

"atka zawsze powtarzaa( jak ci co $nbi, zacznij od te$o, eby zrobi wok& siebie porzdek, moe ci si wydawa, e wszystko jest czyste i posprztane, ale przyjrzyj si dokadnie, zawsze znajdziesz jakie niewytarte p&ki, kbki kurzu na sza'ach, pajczyny pod obiciami krzese, a jeli nawet wczoraj ostatnie$o pajka wessa do odkurzacza, podo$a byszczy od pasty, okna s tak czyste, e ptaki si od nich odbijaj, a mimo to smutek ci nie odpuszcza, bierz si do porzdkowania porzdku, nawet $dyby mia przestawia krzesa z miejsca na miejsce, zmienia kolejno ksiek uoonych na re$aach, w ko cu natkniesz si na przeoczony kawaek brudu i powitasz $o z radoci, wierz mi, synu, jak ci co trapi, bierz si do sprztania, zanim bdziesz $ot&w zrobi porzdki w sobie samym) Adam omiata wzrokiem roz$ardiasz, nie wie, od cze$o zacz+ buty daj mu znaki, eby je napastowa, ale nie ma miaoci) Dak du$o lea, nawet si stskni do siedzenia, przysiad na taborecie, i ju mu si przesiado) 3ie, e musi si zabra do roboty, ale brak mu zapau, czuje tylko stan przedzapaowy) Cobre i to+ zaczyna od zbierania mieci) .3y$lda niet$o, ndzarz z urobkiem butelek wyjtych ze mietnik&w bierze $o za konkurencj, kiedy Adam wynosi kube na podw&rko( 06itej stond synek, to je m&j rewir) I tak ju wszystko wyzbierane2/) ;erce mu spucho+ do cze$okolwiek by si zabra, uwiera $o, jakby zajmowao w ciele kolejne poacie, zakadajc stre'y okupacyjne na wszystkich narzdach( wtroba, nerki, jelita, puca s teraz sercami, w kadym zaktku ciaa $nie,dzi si serce i ciy jak diabli, spowalnia kroki, spyca oddech, odbiera apetyt, wszystkie wntrznoci, zamiast peni swoje pierwotne 'unkcje, pulsuj, krew tskni, zamiast ttni+ do diaba z takim sercem, kt&re zamiast bi, wybija rytm niepowetowanej straty) 8o w nim si nieodwoalnie przesuno, powstaa jaka 'atalna nieciso tektoniczna, pknicie, po kt&rym Adam przesta pasowa do siebie same$o) 3ychodzi z siebie, eby nie wyj na

-7-

poszukiwanie 6iknisia, ale kada nieudana pr&ba odwr&cenia uwa$i wyprowadza $o z r&wnowa$i) !ak to przetrwa) !ak to przerwa) Adam nie ma si na porzdki, przywraca sobie tylko poz&r adu, w sam raz tyle, eby m&c wyj z domu .na spotkanie 6iknisia/, eby m&c znowu by .ku 6iknisiowi/ wr&d ywych)

Pikni si krci zapamitale, ziomale ypi na nie$o z podziwem, w takiej 'ormie


$o dawno nie widzieli, bejsbol&wki z $&w, to co nowe$o, niezy ukad, i ten podkad latino, czy to ma jak nazw1 > ZerUa 8ubana > odpowiada 6ikni i wraca do pionu, chtnie by komu obi ryja, bo od ta ca mu nie przechodzi zmua, kt&ra $o dopada od czasu wyprowadzki) T doktorka jednak byy przynajmniej jakie warunki i spok&j, u matki ju na wejciu o puste butelki si potkn i wypierdoli jak du$i, cud, e $o nie pocio, w kuchni sy', wszystko si klei, $dzieby tam kto zmywa, nawet kieliszki ju niepotrzebne, bo stara z $winta ci$nie, ze zlewu jebie moczem, bo kibel na p&pitrze i jak si ekipa napierdoli, to dla nich za daleko, poza tym i tak ju bywao, e jak si matka albo kt&ry z jej wiecznie naprutych abszty'ikant&w do sracza wybierali, to nie umieli tra'i kluczami do zamka i lali na schody, ssiedzi si poskaryli w administracji, 6ikni jeszcze wtedy si wstawia, zarcza, m&wi, co wy chcecie bab wyeksmitowa, poczekajcie jeszcze, niedu$o jej nerki wysid i w o$&le przestanie la, a nawet oddycha, ale matka jest twarda sztuka, ywi si czycioch naj$orsze$o sortu, ale bryny ani brzoz&wki nie tknie, jest kr&low skurwiaej dzielnicy, naj$orsza menelnia si do niej schodzi, eby se cyce pomaca za 'laszk, drzwi zawsze otwarte, kady moe wej, ukra ju nie ma cze$o, matka rozchestana zachca do udziau w najduszej imprezie wiata, chlej rechocz rzy$aj zasypiaj, budz si, co prze$ryz, do sklepu si wymkn .niechtnie, od picia maj wiatowstrt/ i apia od nowa+ czasem kt&ry wyjmie 'laka i stara $o

-74

mczy, naci$a, ale nic z te$o, na tej melinie dokonuje si kurewstwo a$onalne, alkoholicy w stanie zejciowym przy$askuj sobie nawzajem zuyte or$any, bo wci jak przez m$ pamitaj czasy sprzed marskoci, w kt&rych popijawie towarzyszyy msko-damskie harce, czasy, w kt&rych byli zdolni do przeywania take innych ni pospieszne zabijanie kaca rodzaj&w przyjemnoci) 6ikni ma sw&j osobny pokoik ssiadujcy przez cian z mieszkaniem matki, co rano jakie widma od niej wychodz i stukaj, eby poyczy par zotych, 6ikni ich nienawidzi, dlate$o nie poycza, tylko daje zarobi( jak p&jdziesz do sklepu na czworakach, dostaniesz pitk, jak dasz si do te$o zapi na smycz, dycha+ znaj te je$o zwyczaje, czasem przychodz po dw&ch naraz, eby od razu starczyo na p& litra, 6ikni prowadzi wtedy do sklepiku na ro$u park ludzkich ps&w, ale te zabawy przestaj $o cieszy, bo oni ju dawno zapomnieli, co to upokorzenie, $odno przepili wczeniej ni zdrowie, w dzie dorabiaj sobie na r&ne pijackie sposoby, kiedy upatrz ko$o nowe$o w barze, pytaj, czy postawi im piwo, jeli zjedz je$o ku'el, albo, kiedy zby s ju tylko wspomnieniem, przechadzaj si pod tras kolejki krzesekowej, ludziom zawsze co wypada, czasem drobne z kieszeni, czasem cay port'el, ale to zarobek niepewny, sezonowy i czasochonny, lepiej jednak wyci$n co od chopaka, 6ikni to dobry zodziej, niepijcy, zawsze co ma przy sobie, czasem tylko chce, eby si troch powy$upia, zanim dorzuci do butelki) 6iknisiowi nie bardzo si chce wraca do te$o sy'u, u doktorka m&$ si przynajmniej porzdnie wykpa, u matki w nocy karaluchy z rur wya, a rano przebudzone niedopitki $o zauwaaj i jcz o par $roszy, 6ikni nie chce ju tam wchodzi, smr&d pijackie$o potu, tanich papieros&w, alkoholi porozlewanych na linoleum zaczyna by wypierany przez smr&d mierci, kt&ra chyba zamiast zabra std kt&ry z tych ludzkich wrak&w, daa si wci$n do nieustajcej libacji, lada chwila wyl j do sklepu po beta, 6ikni nie wie, co miaby powiedzie mierci pukajcej do je$o drzwi,

-77

eby poyczy pi zotych+ woli si tymczasem my w swoim pokoiku, przy zlewie z kranem, z kt&re$o ciurka tylko zimna woda, znowu bdzie musia z$oli wosy na $owie, bo niemyte swdz i w nocy drapanie, spa nie mona+ no, jest zmua cika, niby doktorek tylko 'rajer ciota wsiok, ale dawa 6iknisiowi takie to, no, poczucie potrzebnoci, a teraz chujnia, w rodku, wok& i w o$&le, i wyta czy si te$o nie da, ZerUa 8ubana+ moe jaka juma z kompanami temu zaradzi) .Adam widzi, e 6ikni sko czy taniec i od niechcenia z kumplami si e$na, a wic trzeba pospiesznie si wyco'a, schowa+ Adam tymczasem nie jest $otowy, eby do 6iknisia przem&wi, na razie tylko wyledzi $o i pod$lda z ukrycia, pr&buje wypatrze swoj szans/)

Dziara $odo, e ni ma co sie rozdrabnia, jakby tak zajeba krzy z Kiewontu, toby byo zomu? > kompan 6iknisia, ksywka Awyrol .jak ju zacznie, nie umie przesta bi, a ap ma cik, 6ikni obstawia, e on pierwszy z caej paki dostanie doywocie, artyku sto czterdzieci osiem para$ra' dwa punkt pierwszy, szcze$&lne okrucie stwo przychodzi Awyrolowi szcze$&lnie atwo, wystarczy, e kiedy nie zd $o od ko$o odci$n/, nie zosta doceniony za brawurow kradzie szabli komendanta ze wieo postawione$o pomnika+ Cziara, sze' i p&wiatkowej sawy autorytet w dziedzinie te$o, jak kra, eby si opacao, wci $ardzi bran zomiarsk, niby to artem wspomnia o tym Kiewoncie, ale w umyle Awyrola poczucie humoru si nie wyksztacio, on nie zna pojcia dowcipu, kilku 'un'lom bolenie o tym przypominaj przestawione nosy i zamane uchwy, nie ma rady, napali si, ju nawet sprawdzi na mapie, $dzie ley Aakopane) 6ikni nie wie, w jaki spos&b mu wytumaczy, e sprawa jest nierealna, lepiej pomyle, jak skutecznie kroi $oci na peronach teraz, kiedy dworcowa psiarnia wymienia kadr i zaostrzya kontrole, a

-79

wszystko przez to, e wojewoda za$roony dymisj zapa si ostatniej brzytwy ratunku i zacz duliani, akcja zero tolerancji czy co tam, no wic zodziejstwo to teraz wyma$ajcy proceder, ale ucieczka do zomu nie przystoi, zom to mo$ zbiera na emeryturze+ Awyrol, daj se siana z tym Kiewontem) Adam ju dojrza, jeszcze nie do rozmowy, ale do stanicia oko w oko, do spojrzenia bezporednie$o, badawcze$o, sprawdzajce$o, czy w 6iknisiu jeszcze tli si co, co mona by roznieci, czy w nim ju tylko popi&+ trzeba si przekona, tym bardziej e 6ikni z jakim $rillowanym karczkiem nieokrzesa cem oblenym tustoszem ysym wstrtnawym si pokazuje od dusze$o czasu, Adam nie przypuszcza, eby 6ikni mia dokona na$e$o i spektakularne$o trans'eru uczu, ale ma przeczucie, e ten otrowsko postawny buhaj w dresie resztki chopictwa w 6iknisiu z rze,nick $racj ubije, e z 6iknisia ostanie si jeno mczyzna $rubo w chopcu wyciosany i bdzie sobie biae adidasy past do zb&w doczyszcza, $ow ze sk&r r&wno $oli, sterydami si szprycowa, a mu 'ujarka de'initywnie zmiknie, nie, do 6iknisia nie mona dopuszcza takich osobnik&w) Adam wychodzi im naprzeciwko, zauwaony przez 6iknisia nie ucieka wzrokiem, mijajc nawet $o lekko potrca, a Awyrol odzywa si zdumiony, e 6ikni nie zarea$owa na dyshonor potrcenia przez jakie$o parcha( > ;tary, no co to byo1 Anasz $ocia1 :to to jest1 > *ie wiem, jaka achudra) 8o, mam $o $oni1 Dy si lepiej skup, Awyrol, ty si za atwo dajesz, e tak, kurwa, powiem, ponie emocjom) Adam jeszcze si za nimi o$lda, ale tylko ten okropny napakowany mu pancerny ypie na nie$o wro$o, 6ikni przyspiesza kroku, ale przez chwil na Adama spojrza, i spojrza na nie$o chopcem, a nawet mczyzn, jak dawniej, Adam daby sobie rce uci, e nie byo w je$o spojrzeniu $niewu ani po$ardy, tylko zdziwienie i

-7<

strach, Adam ju wszystko rozumie, to nie pora ani miejsce, ale na pewno si spotkaj raz jeszcze, eby porozmawia, a co za tym idzie, posucha, wsucha si w siebie nawzajem+ 6ikni istnieje, nie wszystko stracone, to jeszcze nie popi&, cho raczej dym ni pomie ) Awyrol nie moe odaowa, e 6ikni odebra mu okazj do maej napierdalanki, przecie to bya wyra,na prowokacja, mona byo 'rajera nauczy, jak si chodzi po ulicach i komu w pierwszej kolejnoci naley ustpowa, nauczyby $o, kurwa, kodeksu chodnikowe$o, praw pierwsze stwa przejcia, 6ikni co si zrobi za a$odny ostatnimi czasy, moe trzeba bdzie zmieni kompani) 6ikni si boi+ Adam znowu $o dotkn, t o si obudzio, t o jest dokadnie w p& dro$i od Adama do 6iknisia i tam si powiksza, najprzyjemniej wyczuwalne, kiedy s blisko siebie, 6ikni wie, e od t e $ o nie ma ucieczki)

Pikni nie chce by duej drobnym rabusiem, ma do bycia potk, pionkiem,


jedenia tramwajami na $ap, skoro bardziej obrotni koledzy wo tuste dupy w orszakach porszak&w, ma do wieczne$o lawirowania midzy psami, skoro zaradnym kumplom stra miejska si kania, dosy mieszkania przez cian z matk, kt&rej si, kurwa, wstydzi, skoro niekt&re chopaki ju maj domki z basenem+ dosy, czas na jaki numer, kt&ry pozwoli mu si wybi na niepodle$o .no, chyba e zn&w $o wbije pod cel, ale tej myli 6ikni woli do siebie nie dopuszcza/) Dymczasem dochody dramatycznie spady, bo wszystkie ekspresy obstawiaj czujni tajniacy, nowa metoda, nie wiadomo, $dzie si pies kryje, mona $o przez pomyk wzi za 'rajera i woy rk do niewaciwej kieszeni, wtedy zamiast kasy kajdanki i na mendowni, a sukinsyny si nie cackaj, jak ko$o zapi, rce zapinaj z tyu i tak ciasno, e chopaki potem maj parali, szklanki nie mo$ utrzyma, do te$o prowokacje przysrywania, e

-7@

niby u Arab&w rce zodziejom ucinaj wic nie ma co narzeka+ no nic, intercity trzeba se na jaki czas odpuci, pokombinowa w osobowych na przywieszk, ale te ostronie, bo ochrona porozklejaa plakaty ostrze$awcze, ludzie si naczytali i spanikowani chodz, kady ap na port'elu trzyma, we ma w kieszeni+ wy$lda na to, e nadchodzi koniec dworcowej roboty, za si w oku krci, tyle czasu taki atwy pienidz, dla wszystkich starczyo, a ilu kolek&w si poznao, teraz 'erajna si rozproszy po przystankach, marketach, stadionach, kady bdzie kroi co dla siebie+ Cziara te jest zy, bo mu rewir pada, ale on jest kuty na cztery apy, ma ekip ci$ajc z knajp w centrum haracz za opiek i otworzy przytulny burdelik pod miastem, na razie same Tkrainki, ale zrobione na Dajki, po pijaku i w p&mroku wszyscy si daj nabiera, a jak ju p&jd z dziewczyn na pok&j, nie ma odwrotu, sto pidziesit za $odzin patne z $&ry za wjazd, tak e Cziara to se dworzec nadzorowa tylko przez sentyment i w imi zasad, eby mie kilka r&nych ,r&de utrzymania, co racja, to racja, takie czasy, trzeba by wszechstronnym) 6ikni z$osi si na ochotnika, eby $dyby jakby co, to Cziara m&$by o nim pamita, a tymczasem szykuje si zupenie osobny numer( Awyrol, psycho'an Aielonych, wierny i powaany bywalec myna, jeden z najzadziorniejszych huls&w, robicy sobie sznyt po kadej zwyciskiej ustawce, przekona naczalstwo swojej boj&wki, e nie moe tak by, eby 8zerwoni, ich odwieczny rywal zza miedzy, mieli bo$ate$o sponsora, a wanie na najbliszy mecz derbowy przyjecha ma kilku biznesmeneli zainteresowanych inwestycj w klub+ Awyrol wzi na siebie or$anizacj takiej zadymy, eby wszyscy sponsorzy ze strachu zrobili pod siebie i na zawsze wybili sobie z $owy 'utbolowe inwestycje, 8zerwonym trzeba zaatwi zamknicie stadionu i odstraszenie biznesmeneli, nie mona dopuci do te$o, eby Aielone barwy wspaniae po dru$iej lidze si tuay, a 8zerwo ce jebane bd sobie budowa ekip na puchary, co to to nie+ oto wic Awyrol szuka $oci do

-7E

rozr&by, plan jest taki( przed meczem am'a za darmo dla kade$o na roz$rzewk, pod koniec pierwszej poowy zbi&rka w dole sektora, niby eby 'la$ wywiesi, podpalamy na pocie szale 8zerwonej kurwiarni, wci$amy kominiary i wbie$amy na muraw, w stron mynu wro$a, jak psiarnia wejdzie do akcji, napierdalamy ich i czekamy na wsparcie, na haso 0zostaw kibica2 dru$a cz boj&wy uderza w kordon od strony trybuny krytej, wane, eby si przedrze jak najbliej, eby wszystkie Uipy miay mokre cipy, po drodze totalna demolka, wyrywanie krzeseek, wywracanie toitoj&w, a, i wane, eby ekipa na boisku, zanim si wyco'a, podpalia muraw, rozpierducha musi by bardzo widowiskowa, tak eby 8zerwo ce musiay zbiera na remont stadionu, a nie na, kurwa, pucharowy skad) 6ikni nie pyta, co z te$o bdzie mia, przecie to jasne( rzecz si roz$rywa dla idei, po pierwsze chawudepe, po dru$ie jeba pezetpeen, po trzecie 8zerwo to stara kurwa, po czwarte moja jedyna mio to Aieloni, a poza tym, $dyby co, dla nie$o ryzyko jest niewielkie, pod cel przyjemniej ni na melinie u matki i posiki re$ularne za darmo, i tak nie mo$ ich zamkn duej ni na czterdzieci osiem, a tylko wyjtkowi 'rajerzy daj si zapa, monitorin$ te mu niestraszny, nawet jeli 6ikni dostanie doywotni zakaz stadionowy, jest tylko najemnikiem na $ocinnych wystpach, na mecze nie chadza, to $o nie rajcuje, Awyrol to co inne$o, zaamaby si, powiesi na szaliku+ w razie cze$o zrobi si bojkot li$i, zero dopin$u przez ca rund, tylko sektor&wa z napisem 0Aieloni to my, a nie wy2, zarzd te$o nie wytrzyma, zmiknie, odwoa zakazy, jak mona kara swoich najwierniejszych 'an&w, chcecie mie puste trybuny czy co1 Awyrol jest wyjtkowo czujny, bo dosta przeciek, e w mynie Aielonych s kon'idenci, a nawet psy w przebraniu, trzeba do tej akcji dobra najbardziej zau'anych ludzi, co do 6iknisia nie ma wtpliwoci, dlate$o na nie$o liczy) ;poko spoko, m&wi 6ikni bez przekonania, z$adza si na udzia w zadymie dla wite$o spokoju, co miaby lepsze$o do roboty, tym bardziej e nie wie,

-7G

jak si zachowa wobec 'aktu, e Adam wci kry chodzi ledzi, je$o ciekami poda, je$o lady obwchuje, okruchy po nim zbiera, pojawia si tu i tam, niby to przypadkiem, eby mu w oczy spojrze, stara si by dyskretny, eby nie naraa na niepotrzebne komplikacje chopca w mczy,nie schowane$o+ Adam jest jak 6an 8ie , m&$by tak chodzi za 6iknisiem do ko ca wiata, tropami je$o pery'eryjnych perypetii) *a mecz te $ot&w za nim pojecha+ trzeba z tym co zrobi, nie mona duej udawa, e si nicze$o nie zauwaa, lada moment Awyrol wywszy, e 6ikni ci$nie za sob o$on, trzeba Adama ostrzec, wytumaczy, przepdzi $o jako .Ale jak1 D o wci si powiksza)/ *ajbezpieczniej przez tele'on, wieczorem, przerywajc milczenie, ale zachowujc twarz, a raczej jedyn w tym ukadzie dopuszczaln pozycj .te$o, kt&ry decyduje+ te$o, kt&remu waciwie nie zaley+ te$o, kt&ry ma przewa$, bo lepiej udaje, e nic nie czuje/, od$&rnie zarzdzi przez tele'on nowe zasady, a raczej jedn zasad naczeln( > 6rzesta za mn azi) Adam nawet nie jest zaskoczony+ rodzice przestali si odzywa od czasu ostatnich odwiedzin, ze szpitala te ju nie dzwoni, bo wyprosi sobie kr&tki urlop, o tej porze tele'on powinien milcze, o tej porze Adam zwykle ni dzwonek tele'onu i budzi si po kilkanacie razy, chcc $o odebra, $dyby spa $biej, by moe zdoaby wyni rozmow z 6iknisiem, ale nic z te$o, sen mu si zaptli, ni$dy nie zdy przed przebudzeniem podnie suchawki, cho we nie wie, e musi by szybki, we nie wie o nie, ni siebie wiadome$o, e jest niony, i moe wanie dlate$o zawsze budzi si przed czasem+ dzi jednak tele'on zadzwoni naprawd, Adam rzuci si do suchawki i zdoa usysze $os 6iknisia, a nawet natychmiast kate$orycznie mu odpowiedzie( > *ie przestan)

-7J

> Sacet, nawet nie wiesz, w co si wpier? pakujesz) =ni ci zaje? zrobi ci krzywd, czowieku) !aka pikna walka chopca z mczyzn dokonuje si w 6iknisiu, Adam jest zachwycony tymi zdawionymi przekle stwami, tymi powstrzymanymi $rubia stwami, oto Cawidek Koliatowi jzyk odebra, szala zwycistwa si przechylia, 6ikni sam siebie zdradzi w p& sowa, Adam teraz ju wie, e cokolwiek bdzie musia jeszcze znie, doczeka, a chopiec si w 6iknisiu przez mczyzn prze$ryzie i wr&ci do nie$o, ju odcedzony z chama, ju jako ekstrakt chopaka, kt&remu dro$ naley wyprostowa i opiek nad nim czu jak najczulsz sprawowa) > *ie b&j si do mnie wr&ci) 3szystko si uoy) ;ami sobie uoymy) 6ikni ju nic nie umie odpowiedzie, chciaby wrzasn okrutnie i odstrczajco, lecz skonny jest raczej strczy sam siebie Adamowi, otwiera usta, eby zaprotestowa w barbarzy skim dialekcie, ale sowa pkaj mu w ustach jak ba ki mydlane, 6ikni nie znajduje w sobie si, by si sprzeciwi, t o ju $o cae$o ukrwio, chce do Adama, teraz, zaraz, lepiej wic odwiesi suchawk) 8zy to dobre chci, czy ze, 6iknisiu, wiod ci na pokuszenie, lepiej daj si uwie, niby mia da si uwie, na stadionowe manowce, id,e do nie$o, tam $dzie ci czeka przytulno pocielna, tam $dzie si wypisz bo$o, dobrym sowem nakarmiony, dokd idziesz, 6iknisiu, nie tdy dro$a, zimno, zawr&, o, tdy cieplej, ciepo, jeszcze tylko zakrt, ulic do ko ca prosto i ju bdzie $orco)

(dzie $orco+ Adam otworzy, bo myla, e to 6ikni puka do nie$o, e


wreszcie chopiec nadszed, msk wylink porzuciwszy ju $dzie na zawsze, no kt&by inny o tej porze i po takiej rozmowie nadej m&$, jeli nie 6ikni we wasnej osobie, no kt& to > taki niepikny i obcy, jeden zza dru$ie$o si wyaniajcy, i ten

-9L

trzeci, o $bie niesawnej i zakazanej skdind znanej, kim jest ten okrutnik o $owie ysej i $adkiej jak $nat > c& oni, po c&, cze$& chc1 = chwil za du$o si Adam $owi, nie zdy przed nimi drzwi zamkn zary$lowa, czoo $adkie i cikie jak maczu$a $ruchocze mu nos na powitanie, i moe to lepiej nawet, bo ten pierwszy b&l skupia na sobie ca uwa$, Adam nie czuje ju kopniak&w, kt&re mu wymierza Awyrol, a robi to bolenie dla kruchych eber, Adam nawet nie jczy, jeszcze nie wie, co si stao, a ju ma tyle zama , od kopniaka w splot soneczny przed oczyma mu ciemnieje? .jake delikatnej struktury jest czowiek, jakie wte s czonki je$o, a przy tym tak wzruszajco cierpliwe, kiedy si zrastaj/ ? przytomno wraca, kiedy Awyrol $o podnosi, stawia przed sob i obija mu otwart doni twarz, eby si upewni, e bdzie wyra,nie syszany( > *o i co teraz1 Dak, to jest akuratne pytanie, Adam sam chciaby wiedzie, czy jeszcze mu co poami, czy proces wylizywania si z ran mona uzna za rozpoczty) > 8zemu wszysz1 :omu donosisz1 Adam nawet nie pr&buje si broni, prosi o lito, patrzy na Awyrola zupenie bez lku, c& jeszcze mo$ mu zrobi, poszerzy promocyjny zestaw uraz&w o kilka dodatkowych, poci $o tu i tam, przecie rany to larwy blizn, im wicej ich bdzie na je$o ciele, tym bardziej si do 6iknisia upodobni, no dalej, uderz jeszcze, prosz bardzo, policzk&w mi ju brakuje do nadstawiania, myli Adam, a Awyrol czuje, e rozlewa si w nim ten rodzaj wciekoci, kt&remu sw&j przydomek zawdzicza, zwcha cudzy b&l i ju teraz nie widzi ani nie czuje nicze$o poza tym, uderza Adama raz po raz, coraz silniej, rozjuszony brakiem oporu omocze $o jak worek trenin$owy i doma$a si walki(

-9-

> *o bro si, ciotoB 3alcz, kon'idencieB #ro si, kurwa, bro si, bro siBBB 8ierpienie si mnoy) 6ikni te cierpi+ ju by w o$r&dku, ale z $sk nie zdy si przywita, bo szybsze od nie$o lisy j dopady, zawr&ci na p&pitrze, teraz czeka w bramie, modlc si o to, eby chopaki odci$ny Awyrola na czas+ nie moe interweniowa, boby si zdemaskowa, niby co tu robi o tej porze, namierza donosiciela na wasn rk czy moe jednak ze sob wsp&pracuj+ 6ikni czeka w bramie i pierwszy raz w yciu pacze z bezsilnoci, to nie jest 'ilm ze stiwenem si$alem, nie pospieszy z pomoc i nie rozwali intruz&w ciosami karate, nie dostanie medalu za o'iarno i odwa$, moe tylko czeka wyczekiwa nasuchiwa, a wszystko ucichnie, dopiero kiedy Awyrol z asyst si ulotni, 6ikni pobie$nie na $&r+ eby tylko nie byo za p&,no) Abie$li po schodach szybko i cicho, aden si nawet nie zamia, to nie jest dobry znak+ 6ikni odczekuje chwil i wy$lda za nimi na ulic, ju zniknli, naley zaoy, e nie wr&c+ rusza na $&r) Crzwi uchylone) !est krew) Adam siedzi na pododze, tam $dzie $o zostawili) Oepiej odwr&ci wzrok)

yje, cho ju do ko ca ycia je$o twarz bdzie przypominaa o tym wieczorze)


#y moe nawet si umiecha+ zaraz bdzie to lepiej wida, 6ikni zmoczy rcznik i jak renowator odsaniajcy polichromi zmywa z Adama krew+ tak, teraz wida lepiej, Adam naprawd si umiecha) :to wie, czy nie bdzie mia teraz bardziej otrowskiej $by od 6iknisia( nos jest zde'ormowany, to pewne, co do reszty, okae si, kiedy opuchlizna zejdzie, ale sdzc po innych twarzach naznaczonych przez Awyrola, zmiany bd zasadnicze+ Awyrol ma sw&j styl, jest jak artysta wr&d psychopat&w, bijc, rze,bi w ludzkich twarzach, $dyby je$o o'iary ustawi obok siebie, oko konesera atwo rozpoznaoby wsp&lne cechy charakterystyczne .lecz czyj twarz pra$nie w

-94

innych wyupa1 kto odway si zada mu to pytanie1 na razie nie wida chtnych/) Do jest prawdziwie 'ilmowa scena, 6ikni przemywa okaleczon twarz Adama, ni$dy w yciu nie by tak delikatny+ 6ikni wie te z 'ilm&w, e przemywanie ran bohatera zwykle poprzedza scen pocaunku i je$o &kowych kontynuacji, dobrze byoby wic zastosowa si do tej re$uy, tym bardziej e 6iknisiowy rozum nie znajduje na t chwil lepsze$o rodka odurzajco-umierzajce$o, ale jak $o tu pocaowa w t juch z nosa i z war$i, ale niech tam, krwawy to bdzie pocaunek, przeto mski, braterstwo krwi w ten spos&b przyjm, jak 'acet z 'acetem, nie ciota z ciot .co to to nie, jak nam wiadomo/+ 6ikni cauje Adama $boko, zlizuje mu krew z jzyka, poyka j jak swoj)

)rlop mu si przeduy, teraz ju patny+ a ile si musia na$ada w szpitalu, eby


$o do domu pucili( oni, e cikie pobicie, on, $dzie tam, ju $o nie boli, oni, stary, jeszcze nie czujesz, bo jeste w szoku, on, e jest lekarzem i potra'i si sob zaj, oni > do 6iknisia > to niech kole$a odprowadzi chocia Adama do domu, a najlepiej $dyby z nim zosta, jeli moe, on, rumienic si pod tymi wszystkimi plastrami, e tak wanie zrobi) *o dobrze, jest ju po wszystkim, le obaj przytuleni, Adam jest cay w opatrunkach) =bolay ze szczcia, przysuchuje si mowie chopca ocalone$o( to wzruszajce, jak 6ikni pr&buje adnie m&wi, ni$dy wczeniej te$o nie robi, wszystko si w nim zmienia, nieco od te$o o$upia+ m&wi z twardym, surowym akcentem, poprawna wymowa jeszcze si w nim nie zadomowia, jeszcze pobrzmiewa w je$o ustach nienaturalnie, jeszcze si musi $dzienie$dzie przedziera przez stare przyzwyczajenia, ale to pikne, to teraz najpikniejsze w 6iknisiu( e cham z cham&w mczyzn zasonity w nim si podda, e chopiec zwyciy i nie o$arniajc jeszcze

-97

do ko ca te$o zjawiska umysem, instynktownie ju pr&buje posu$iwa si jzykiem nieuzbrojonym, mikkim, uywa waciwych 'orm .Adam mu poma$a/) > "&wiem, e ci spuszcz wp? e si doi$rasz, jak bdziesz za mn azi .chodzi/? Cobrze chocia, e przyszem .przyszedem/ po nich, kur?cz, no $dyby zaczli .zaczli/ co podejrzewa, e ja z tob? e my? 8zowieku, jak se .sobie/ o tym pomyl? !u wystarczy+ Adam zamyka mu usta rk) *ie trzeba m&wi+ trzeba pomyle, $dzie bdzie mona y)

-99

11
Robert du$o twierdzi, e wszyscy czekaj na je$o nieudan powie, dlate$o
zwleka z jej rozpoczciem+ mona by to uzna za szcze$&lny przypadek $ra'omanii( cierpia na obsesj niepisania) 6rzez du$i czas y w miar dostatnio ze swojej ostatniej, najsynniejszej powieci, uznanej powszechnie za wybitnie udan+ w tym czasie uwierzy w to, e musi sobie zrobi dusz przerw, nabra si i dystansu+ sukces powieci nada mu rozpdu, Mobert nie potrzebowa ju pisania dla dobre$o samopoczucia, tym bardziej e wanie wtedy pozna Non i rozpocz ycie rodzinne, w otoczeniu yczliwych ludzi i w bliskoci atrakcyjnej kobiety osobistej zupenie przesta si przejmowa tym, e nie pisze, mona by rzec( konsumowa sukces, kt&ry zreszt by niepodwaalny, przychylni krytycy nie szczdzili zachwyt&w, krytyczni krytycy stwierdzali, e powie po prostu idealnie tra'ia w sw&j czas, tak czy owak nie spos&b byo odm&wi je$o ostatniej ksice tra'noci) A czasem zacz si uskara, e wszyscy czekaj na je$o nieudan powie, tak pocztkowo tumaczy Nonie i Deciom to, e waciwie wcale nie pisze, owszem, podpisywa ksiki, popisywa si byskotliwymi komentarzami dotyczcymi ycia literackie$o i pozaliterackie$o, ale pisania swojej nowej, tym razem nieudanej, koniecznie nieudanej, jak m&wi, powieci konsekwentnie odmawia) 6ytany przez Non, dlacze$o 0koniecznie nieudanej2, jak m&$ sobie ubzdura podobn niedorzeczno, stwierdza, e to dlate$o, i je$o ostatnia powie zostaa przeceniona, cae nieszczcie pole$ao na jej powszechnym przecenieniu, wszyscy ci, kt&rzy si ni bezwstydnie zachwycali, teraz mieli si czu w obowizku niedocenienia je$o nowej powieci, mieli czeka na je$o nieudan powie, bo aby m&$ w przyszoci sta si pisarzem cenionym, musi da w o'ierze powie z, m&wi, musi przyj powszechn krytyk, przekn smak klski, musi pozwoli tym -9<

wszystkim, kt&rzy poniewczasie zaczli si wstydzi swoich haaliwych pochwa, by teraz mo$li $o publicznie wybatoy za je$o now nieudan powie, za literackie nieporozumienie, jakim musi by ta powie, m&wi, nie do przyjcia byaby bowiem powie udana, choby z te$o wz$ldu, e je$o ostatnia, niezwykle udana powie traktowaa o cierpieniu, wskutek cze$o przez przychylnych krytyk&w zostaa uznana za powie przejmujc, a przez krytyk&w krytycznych uznana za cynicznie erujc na ludzkich emocjach, cho nie spos&b byo jej odm&wi su$estywnoci w opisie cierpie $&wne$o bohatera+ Mobert nie pisa wic swojej dru$iej powieci, bo musiaaby r&wnie traktowa o cierpieniu) 6roblem pole$a na tym, e on nie potra'i szczerze pisa o czymkolwiek innym ni cierpienie, nie chcia za w adnym razie pisa powieci o niemonoci napisania powieci o czymkolwiek innym ni cierpienie+ je$o nowa powie, $dyby j wreszcie zacz pisa, musiaaby wic podobnie jak poprzednia traktowa o cierpieniu, jej bohater podobnie jak bohater poprzedniej powieci musiaby zajmowa si przede wszystkim cierpieniem, prawdopodobnie cierpiaby w taki sam spos&b jak bohater poprzedniej powieci, wobec cze$o krytycy przychylni pierwszej powieci musieliby uzna t dru$ za pr&b wykorzystania sprawdzonej receptury na powie przejmujc, krytyczni krytycy za musieliby uzna t ksik za e'ekt tw&rcze$o uwidu i autopla$iat+ dlate$o du$o odmawia napisania swojej nowej powieci, a kiedy De zaatwi mu posadk w suterenie sdu, eby m&$ si wyciszy z dala od domu i mimo wszystko spr&bowa co napisa, zaczy si no$i za oknem i to wszystko, co mu, jak powiada, zmczyo sowa) Dumaczy, e nie moe napisa kolejnej ksiki o cierpieniu, nie ma na to najmniejszej ochoty, ale nie potra'i szczerze pisa o czymkolwiek innym ni cierpienie, m&$by wic co najwyej napisa nieszczer powie, co mijao si z celem .je$o celem bya literacka szczero/, m&$by zatem napisa szczer powie o niemonoci napisania powieci o czymkolwiek innym ni

-9@

cierpienie, ale na to ju zupenie nie mia ochoty, to byaby dopiero spektakularna wywrotka, m&wi, tabuny krytyn&w miayby poywk, m&wi, pisanie o niemonoci pisania to literackie samob&jstwo, m&wi i konsekwentnie nie rozpoczyna pracy nad now ksik) :iedy Nona zastawaa $o przy pracy w $abinecie, jeszcze zanim de'initywnie sta si, jak to zoliwie nazywaa, izb pamici, jeszcze kiedy suy Mobertowi jako pisarska pracownia, kiedy wic przyapywaa $o na pisaniu, m&wi, e to niewane, bez wiary pisane, poza tym i tak za mao, eby uoy z te$o kiedy nieszczer powie o cieple i radoci ycia, speniajc oczekiwania wydawc&w, jak r&wnie mecenas&w, redaktor&w naczelnych, ministr&w, wszystkich tych nadzorc&w od kultury, jak ich nazywa, kt&rzy nicze$o nie rozumiej, ale maj wadz dysponowania pienidzmi na kultur, maj moliwo zamawiania dzie sztuki, od kt&rych wyma$aj tylko tyle, eby mo$y ich pienidze pomnoy) "&wi, e i tak nic nie bdzie z tych bezwiar&w, dokumentujcych bezmiar nieszczeroci, na jaki musia si zdoby piszc powie o czymkolwiek innym ni cierpienie, nie wierzy, e moe powsta z nich kiedy powie zaspokajajca tych wszystkich kulturalnych nadzorc&w, nieustannie powtarzajcych mu, e 0moe teraz napisaby co ciepe$o, pozytywne$o2, bo 0kraj jest ju wystarczajco zmczony tym wszystkim wok&2, a zatem 0oczekujemy, e cho artyci przenios nas w jaki inny wiat2, a mianowicie 0w wiat ciepy i pozytywny2+ nie wierzy, ale przynajmniej raz dziennie zasiada przy biurku i pr&bowa myle o wiecie ciepo i pozytywnie, nie potra'i jednak, nie umia, cierpia z powodu tej nieumiejtnoci, rezy$nowa z pisania i przywoywa Non, jeszcze wtedy ochoczo wczuwajc si w rol atrakcyjnej kobiety osobistej, jeszcze wtedy asej na doczesne przyjemnoci, przywoywa j, a potem wszystko ju przebie$ao wedu$ podobne$o schematu( Nona pytaa, czy wreszcie udao mu si cokolwiek napisa, Mobert odpowiada, e wci nie do pojaniay mroki je$o duszy, Nona pytaa, czy moe mu

-9E

jako pomoc, Mobert odpowiada, e i owszem, moe wsp&lnie z nim dokona wielkiej a'irmacji wiata, kt&ra zapewne zainspiruje $o do tw&rcze$o spdzenia reszty dnia, m&wic to, pr&bowa j za wszelk cen zwabi w okolice biurka, a kiedy Nona zaczynaa si wyco'ywa, pytajc, czy aby pan pisarz nie traktuje jej nazbyt przedmiotowo, odcina jej dro$ do drzwi, przekrca klucz w zamku i chowa $o do kieszeni spodni, Nona zaczynaa nerwowo chichota, m&wia, e powinien przysi 'adu i zacz wreszcie pracowa, Mobert odpowiada, e nie moe znale, natchnienia, przesuwa komputer na krawd, blatu, eby zrobi miejsce i nale$a, eby Nona pooya si na biurku, Nona zdawaa si bezbronna i ule$aa je$o zabie$om, jak r&wnie wasnym namitnociom, zastrze$ajc tylko( 0Neby mi si nie way kiedykolwiek opisa te$o, jak mnie posuwasz na biurku2, po czym, ju po rozpoczciu wsp&lnej, rytmicznej a'irmacji, raz na jaki czas dodawaa osabionym $osem 0Dy m&j pisarzu?2) Mobert jest z siebie zadowolony, udao mu si doczeka stosownej chwili+ dopiero teraz nadszed czas powieci) Neby nie wiadomo jak za bya, mier skutecznie zadba o jej promocj+ jako autor nieyjcy bdzie mia te z ca pewnoci lepsze notowania u krytyk&w+ i co najwaniejsze( sam nada sobie ostateczny kontekst) Mobert miertelnie powanie myli o tym, eby zacz pisa+ tymczasem jednak musi si ulotni)

Wszystko zmalao) !ako dziecko przyjeda tu kade$o roku na kolonie i


zimowiska+ teraz, po wier wieku przerwy, ma to dziwne uczucie, kt&re$o powinien by si spodziewa( poty, barierki, o$raniczenia chodnik&w, skwer&w, wreszcie sam murek przy bulwarze nad rzek > wszystko zmalao, skurczyo si+ pami Moberta zatrzymaa si na poziomie wzrostu dziesiciolatka, teraz musi si zmierzy z pomniejszeniem wszystkie$o o czterdzieci centymetr&w) "oe to nie on ur&s, tylko

-9G

wiat zmala+ moe to nie on niknie, cho $o uwiera umieranie przepowiedziane, tylko wiat wok& nie$o widnie+ moe nie te$o si boi, e $o zabraknie, lecz e mu zabraknie wiata, e wiat si skurczy poza zasi$ zmys&w, i Mobert zostanie sam, bez dekoracji, bez publicznoci, z dusz tyle niemierteln, co bezuyteczn na pustkowiu wiecznoci) 6rosto z poranne$o autobusu, jeszcze przed peni upau, jeszcze przed peni sezonu, w to chwilowe upienie, w tymczasow opieszao opustoszaych ulic idzie ku dolnej stacji wyci$u, wchodzi po schodkach, kt&re kiedy byy schodami, i cho w przeszoci byy duo wysze i bardziej strome, pamita, e bie$a po nich, szybszy od rozleniwionych n&$ dorosych, lejszy na ciele i duszy, bo wtedy nie myla o tym, e kady je$o krok policzony, e z kadym krokiem bliej jest nie pana lodziarza, nie kiosku z nowym +"ikie#, ale te$o, co wedle Uademec&w medycyny o$&lnej miao dla nie$o w najbliszej przyszoci oznacza nieuwicone mcze stwo, bez 'an'ar anielskich, bez kronik ha$io$ra'&w, bez docelowe$o wniebowstpienia) ;iada na krzeseku kolejki jako jeden z pierwszych w tym dniu pasaer&w, obsu$a przestrze$a $o, e na $&rze jest jeszcze bardzo zimno, radz dodatkowo co na siebie woy+ jedzie, zbocza s wyludnione, niebo czyste, dopiero za par $odzin zaroi si od paralotniarzy, jeli wiatr bdzie im sprzyja, a nie zapowiada si, eby miao by inaczej+ na razie nie wieje, wysokie wierki stoj nieruchomo, Mobert czuje, e twarz owiewa mu tylko chodne powietrze z niespieszne$o pdu kolejki linowej+ takie rzekie to przedwietrze) 6rzypomina sobie jedn z niewieych maksym Deciowej, stro'ujcej Decia za skonno do dro$ich $arnitur&w( 0:to yje rozrzutnie, te$o i po mierci na cztery wiatry rozrzuci2, czy co takie$o, w kadym razie musiao chodzi o rodzaj przestro$i, e zwoki rozrzutnika psy po bezdroach roztarmosz .a moe lepiej 0psowie2, od pewne$o czasu w dyskursie medi&w katolickich, kt&ry zawadn bez reszty umysem Deciowej, zapanowaa moda na biblijne archaizmy, 0psowie rozwlok

-9J

twe koci niepochowane2, tak musiaaby brzmie najnowsza wersja kltwy na tych, co si z $roszem nie licz/, jak dobrze, e niedu$o nie bdzie ju musia te$o sucha+ i w o$&le nicze$o poza wiatrem, zaraz, kto piewa, e wiatr prz!c'odzi, ,e"! nas st-d w!#ie$%, ,e"! zatrze% $lad! nasz!c' st p, i zas!p&je $lad!, kt re "!!, gdzie,e$#! c'odzili, "o inaczej "!o"! tak, jak gd!"!$#! dalej wci-, jeszcze ,!li))) Do chyba jednak pretensjonalne, myli Mobert+ jak wic myle o mierci bezpretensjonalnie, jak bezpretensjonalnie umrze, co zrobi, eby odwali kit ot, tak sobie, bez nadtych uwzniole , a jednoczenie nie da si po$rzeba, nie pozwoli tej bandzie katoli dysponowa je$o truchem, och, jak mieliby uciech wkadajc mu w splecione donie $romnic, a wczeniej przywoujc klech z ostatnim sakramentem, lepszy ju bdzie wiatr, nawet jeli kto m&$by pomyle, e to napuszone, kiczowate, zwyczajnie niedobre, nawet jeliby kto pomyla, e takiemu, bd, co bd,, tw&rczemu umysowi nie przystoi tak banalna puenta, niech sobie tam $rymasz, bekocz trzy po trzy, w ko cu to je$o mier, te$o jeszcze brakowao, eby mu kto doradza, jak wypada si przenie na tamten wiat) *awet jeli tamte$o wiata nie ma, jest wiatr+ Mobert wierzy w wianie, chce, by mu je mier daa w wianie, wieczne odpoczywanie i wiato wiekuist moe sobie darowa, a skoro duch wieje, kdy chce, Mobert chciaby std zwia jak najszybciej)

Wanie nadeszo :iedy i nic si nie z$adza( $dzie jest chatka drewniana pod
Czianiszem .obiecywa sobie przecie, e kiedy j kupi/, $dzie s piersi $&ralki .zarzeka si, e kiedy znajdzie sobie czerstwe dziewcz o licu promiennym, eby je wielbi i zapadnia po boemu/, $dzie jest $rani&wka Datr 3ysokich .kiedy mia j wreszcie zrobi w caoci/) 8zemu ycie mu zeszo na nizinach, skoro tylko w $&rach

-<L

czu si ze sob dobrze1 Oament( lada moment bdzie w rozsypce, musi dotrzyma danej sobie obietnicy) 3ielu spor&d je$o dawnych partner&w z dru$ie$o ko ca liny porzucio wspinaczk dla tak zwane$o $lajciarstwa+ ci, kt&rym zawsze byo za mao powietrza, kt&rym kontakt ze ska nie sprawia takiej przyjemnoci jak du$i, wolny zjazd do podstawy ciany po sko czonej akcji, teraz po prostu 'ruwali nad $&rami na paralotniach, rozkrcajc podniebny biznesik dziki lotom komercyjnym, patnym zastrzykom adrenaliny dla turyst&w niedzielnych, lecz dzielnych i dnych wrae , a take dziki mapim $ajom zakadanym na drzewach dla 'irmowe$o narybku podczas imprez inte$racyjnych .mniej przy tym wszystkim roboty ni w sezonie z ceprami chccymi da si zanie na "nicha/) A taternik&w stali si wic nadtaternikami, $&rom si przy$ldaj z lotu ptaka+ swoboda czstych lot&w wyzwolia ich z ziemskich lk&w, to wanie paralotniarze, wolcy si nazywa $lajciarzami .bo jaki to para-lot, skoro wanie oni lataj najczyciej, bez silnika, bez sztywnych skrzyde, ptasimi sposobami wyszukujc najkorzystniejsz termik, z wiatrem spou'aleni jak nikt inny/, wanie oni wydawali si Mobertowi jedynymi lud,mi, kt&rzy nie naduywaj pojcia wolnoci) ;tpali po ziemi lekko, tak jakby tylko czekali, eby si odbi i zn&w polecie+ nao$owcy, wiadomi, e jeli si raz uda oderwa od ziemi i bezpiecznie wyldowa, nie ma odwrotu, ju nic inne$o w yciu nie da im takiej satys'akcji+ $lajciarstwo jest jak heroina, powiadali, to lepsze ni seks, mawiali, a przy tym, co dla Moberta najwaniejsze, we wszystkim byli bezpretensjonalni( nawet kiedy m&wili, e tam, w $&rze, s jak ptaki zniewolone wiatrem, mieli cholern, literaln racj) Clate$o na jedne$o z nich pad wyb&r( Mobert musi si z kim podzieli ciarem i potrzebuje $warancji, e je$o hiobowa tajemnica nie rozniesie si wr&d bliskich i dalekich znajomych+ byoby to obustronnie kopotliwe, Mobert staby si osob unikan, niby

-<-

czemu ludzie mieliby chcie patrze w oczy mierci, oni s jeszcze po stronie dalekosinych biznesplan&w, dylemat&w kredytowych, przyszorocznych wakacji i troski o e'ekt cieplarniany, a on ju ze mierci chodzi minutami, $odzinami, dni jeszcze liczc, ty$odnie niemiao zaliczajc, cho ona ju w nim odlicza kad sekund) =ni s jeszcze w rodku karnawau ycia+ Mobert jest ju chodzc %rod 6opielcow) Dylko $lajciarzowi mona uwierzy i powierzy prob pou'n+ $lajciarz ni$dy nie odm&wi, jeli tylko nie zechcesz $o powstrzyma przed startem, $lajciarzy interesuje wycznie szukanie komin&w powietrznych, a$li nad $&rami, unikanie rotor&w, eby klapy nie byo, suchanie wariometru+ dla $lajciarzy ycie skada si wycznie z przy$otowa do przelotu) =ni tylko pozoruj zainteresowanie sprawami ziemskimi, dlate$o $lajciarz spotkany po latach wyciska ci, powie, e wszelki duch 6ana #o$a chwali, e $&ra z $&r si nie zejdzie, zapyta, co u ciebie, a potem, zanim zdysz odpowiedzie, dopyta, czy moe chciaby si przelecie na tandemie) Mobert wanie w tej sprawie, przyjecha si um&wi na przelot, bez cere$ieli, nie dzi i nie nad tymi $&rami, w okolicznociach, kt&rych specy'ik musi wyjani, ale to na spokojnie, najlepiej w schronisku przy herbacie z rumem) *ie, lepiej przed schroniskiem, $lajciarz musi mie oko na $azie, jak si zaczynaj rusza, znaczy( jest termika, bdzie noszenie, czas startowa, zrywaj si jeden po dru$im i piknie ich ci$nie w $&r) > ;tary, jak by to powiedzie > odpowiada mu tamten > no jestem z tob, a jak ju przyjdzie pora, to wiesz, w o$&le nie ma sprawy, dla mnie to bdzie zaszczyt, tymczasem trzymaj si, $rabula, musz lecie, zajebista terma si zrobia, patrz, jak ich niesie) *o i zaatwione)

-<4

*ascho mu w $ardle+ na jzyku odkada si wszystko to, co odkada na potem)


8oraz bardziej boli i ju raczej mu nie przejdzie al za dro$ami, kt&rych ju nie przejdzie) :obiety nie je$o ycia mc pami .inni szczliwiej wybrali/( Mobert zboczy ze szlaku, zale$ w trawie i mci si na sobie za niewykorzystane okazje, wykonujc czynno pciow odludnie) [wier wieku wstecz w tym samym miejscu r&wnie rozpaczliwie trzepa kapucyna+ wtedy posikowa si wyobra,ni, teraz wspomnieniami) *iby nic w tym zdrone$o, ale samie stwo zawzite na tej wysokoci troch wyczerpuje, Mobert za chwil bdzie zbyt zdroony, eby zej o wasnych siach na przystanek+ wody te nie ma skd zaczerpn, pokiebasiy mu si kierunki, ,r&deka s po dru$iej stronie zbocza) 3ykopyrtnie si na osuwisku, zaplcze w kolczaste chaszcze albo po prostu zasabnie w lesie i nie przetrwa nocne$o przymrozku+ jeli wyobraa sobie mier w $&rach jako heroiczn, zdy zmieni zdanie) Drzeba mu pom&c, $otowimy straci do nie$o resztki szacunku) A $dyby tak w M& $o zaplta1 Do nieopodal jej domek stoi, wysoko ponad dolin, w odosobnieniu, w $uchym uboczu, owcy sensacji ju nie dybi z ukrycia, bo wsp&czynnik medialnoci ostatecznie opad razem z pachtami reklamowymi, na kt&rych widniao jej oblicze+ czemu nie poczy tych dw&ch samotnoci1 Mobert wiedziony instynktem i si woli dojdzie do tak zwanych pierwszych zabudowa , nieche to bdzie pot znanej nam posesji+ popatrzmy, czy co z te$o wyniknie)

> M&j #oe, co si panu stao1 Mozszczekany pies przywabi czowieka pci e skiej, Mobert ma szczcie, ledwo zdoa przycisn dzwonek przy bramie i przysiad u potu, zesab, b&l atakuje coraz czciej i na coraz duej, coraz trudniej $o przeczekiwa) !eszcze niedawno roi sobie,

-<7

e by moe przyzwyczai si do nie$o, narzucajc sobie trenin$ wytrzymaoci, tak, jak za ycia po kadym cyklu wicze zwiksza, dajmy na to, liczb pompek, tak teraz, za $nicia, kade$o dnia bdzie si stara zaywa lek przeciwb&lowy nieco p&,niej, przynajmniej o kilka minut, konsekwentnie przestrze$ajc narzucone$o sobie ry$oru+ jeszcze niedawno b&l wydawa si do opanowania, ale teraz sprowadza $o do parteru coraz atwiej+ rachunek jest prosty( b&l ronie w si, a Mobert sabnie) A trudem doszed do pierwszych zabudowa , przycisn dzwonek z nadziej, e kto otworzy, i zwin si w kbek, eby przetrwa atak+ przy$wodony boleci nie ma na razie si si podnie, nie m&wic o powitalnych uprzejmociach i wyjanieniach+ czeka, a mu przejdzie .'ala zdaje si opada, jeszcze chwila i bdzie znonie, ale tabletk koniecznie trzeba zay, tyle, e w $ardle sucho, bez liny nie przeknie, musi popi/) > 6rzepraszam? Do zaraz minie) Kdybym tylko m&$ pani prosi o szklank wody) Mobert nie ma jeszcze si, eby podnie $ow, widzi do pasa czowieka pci e skiej, widzi nieszczeln podomk, kt&ra odsania no$i kuszce i sawetne+ Mobert je rozpoznaje, po nich za poznaje kobiet, nierzadko zwiewnie chadzajc ciek obok je$o piwniczki+ no$i on$i wiele m&wice, wielu wymownych krok&w uywajce do opowiadania historii najrozmaitszych, wasnych i cudzych, no$i aktorki, kt&re z kad premier szy inaczej, czasem tra$icznie, czasem komediowo, niesione przymierzanymi rolami, czasem za u$inajce si pod ciarem ,le napisane$o ycia) > Dak, oczywicie, zaraz panu przynios > syszy znad n&$ i widzi, e chyo po pomoc si udaj, dostoje stwa nie tracc nawet na chwil+ Mobert pamita, e zawsze, niezmiennie, bez wz$ldu na to, jak by opowie przed je$o okienkiem niosy, niezalenie od nastroju i warunk&w po$odowych, te no$i wyr&nia ch&d dostojny, cechujcy kobiet szlachetn, znajc warto swoj i nieprzywyk do nieustanne$o

-<9

szukania jej potwierdze + w dostoje stwie te$o chodu byo jakie po$odzenie, jakie niewymuszone bycie, jaka niekonieczno istnienia, kt&rej Mobert nie m&$ si oprze, sam bowiem, sptany wyrzutami sumienia i wzowiskiem niespenionych powinnoci, czapa ociale, melancholijnie, $ubic rytm, jakby do wasnych n&$ nie by dobrze dopasowany) #&l odpuszcza, Mobert moe si podnie+ wsparty o pot patrzy w stron, z kt&rej nadchodzi, wyania si, objawia w okazaej caoci, w dostojnym piknie M&a, co do kt&rej w innej sytuacji yciowej Mobert powziby szere$ na$ych, pierwszowejrzennych i radykalnych postanowie , bo zdaje mu si iluminowana tak wstrzemi,liw rozwizoci, niewinnym wyuzdaniem, dziewczc dojrzaoci, mdr naiwnoci, kruch twardoci, szorstk delikatnoci, otwart skrytoci, ekstrawertyczn niemiaoci, przychyln niedostpnoci, jakich ni$dy jeszcze nie widzia+ jawi mu si jako kobieta emanujca ob'itoci paradoks&w, ale wewntrznie symetryczna, moliwa, lecz nieprawdopodobna+ przyjmujc od niej szklank, Mobert czuje, e dla takiej kobiety m&$by odebra sobie ycie .i natychmiast przywouje si do porzdku, wszak niewiele mu zostao do odebrania/) 6ije, patrzc na jej no$i+ 0takimi no$ami mona daleko zaj, niewiele chodzc2, rozbrzmiewa w nim z odack $racj myl samcza i zawstydzajca, 0chtnie si pani zwierz, jakie we mnie pi zwierz2, dodaje zapomniany baryton z okolic przysadki m&z$owej+ Mobert zbyt pospiesznie wsta, we bie mu si krci, znowu musi usi, bo nie wie ju, co mu si myli, a co na $os wypowiada, M&a dopytuje, czy nie trzeba wezwa po$otowia, Mobert kate$orycznie zaprzecza, po czym byskawicznie sabnie, osuwa si, M&a pr&buje $o podtrzyma, poy wdzianka rozchylaj si tak szczliwie, e na m$nienie oka byska pier wolna i dostojna, och, niewiele ju mu trzeba, eby zemdle z

-<<

wraenia, jeszcze raz przeprasza, na wp& idc i bdc przez M& d,wi$anym, dopeza do 'otela o$rodowe$o, by w nim do zae$nywania niepokoju si zabra) > #ardzo pani dzikuj, zaraz poczuj si lepiej? 6o prostu zasabem, wie pani, wybraem si w $&ry bez prowiantu i troch pobdziem? > 6an chyba jest chory1 *iedu$o m przyjedzie z pracy, to m&$by panu pom&c si dosta do miasta? > *aprawd nie ma takiej potrzeby, tylko chwil tu sobie odpoczn, oczywicie jeli pani pozwoli) *ic powane$o si nie dzieje, prosz si nie obawia) > Do dobrze? 3ie pan, bo ja nie bardzo mo$ si denerwowa) A $dyby pan mi tu zemdla? 8o to ma by za paplanina, kto mu pisze te dialo$i, do jasnej anielki, czy po to w miertelnej chorobie anioy str&e popchny $o w stron ramion kobiety doskonaej, eby z ni wymienia uprzejmoci bez wdziku1 8o to za telenowelowe pierdu-pierdu, nie sta $o na ua sk szar1 :iedy, jeli nie teraz1 8zemu nie zdobdzie si na ostatni podry$ dawne$o mistrza podryw&w1 Hch, $dyby tylko odzyska do si, eby zainicjowa po$warki baamutne w dawnym stylu, ech, $dyby ju na powitanie nie objawi si jako przybysz cherlawy, jako tajemniczy zdechlak, rachityczny umarlak, po kt&rym nie zna lad&w dawnej siy, po kt&rym nie spos&b rozpozna, e drzemi w nim moce, kt&re przed nie tak zn&w wielu laty pozwalay skutecznie emablowa najbardziej nawet chodne i zasadnicze kobiety+ Mobert przypomina sobie, jak to byo, kiedy po pierwszych sukcesach swoich lekk rk pisanych zbior&w opowiada miosnych rwa panny pojedyncz 'raz, rwa 0na siebie2, on$lujc autocytatami, bie$le skadajc sowa ero$enne, ze sprawnoci sztukmistrza wydobywajc utajone pokady bezwstydu nawet z najbardziej kostycznych dam, by czas, kiedy Mobert rozochoca panny i matki samym pojawieniem si, albowiem je$o niepozorny wy$ld

-<@

i dyskretne usposobienie niejako zaprzeczay seksualnym breweriom, kt&re po mistrzowsku opisywa w kr&tkich i celnych prozach, kada wic chciaa sprawdzi, jake to waciwie jest, e osobnik stwarzajcy tak niee'ektowne pozory potra'i jak nikt inny rozpala zmysy samym sowem+ wystarczyo, e zadaway mu pytanie( 0;kd pan czerpie pomysy, jeli mona spyta12, i ju nie musia odpowiada inaczej ni zawstydzonym umieszkiem, nie musia nicze$o m&wi, jako zawodowy bezecnik wiedzia, e je$o zmylne podszepty i tak $nied si w umyle kadej z tych, kt&ra cho raz si$na po je$o pikantne kawaki) Mobert wie, e dzisiaj nic z te$o, nie moe ju rwa 0na siebie2, bo od pewne$o czasu nie wy$lda na siebie, rzekby, e od dusze$o czasu nie jest sob .c& bowiem znaczy 0by sob2, o kt&re$o 0siebie2 chodzi > te$o, w kt&rym si yo lekko, atwo i przyjemnie, z kt&rym si byo w z$odzie, czy te te$o, kt&rym z czasem si stao, przywide$o, zniechcone$o i tsknice$o za przeszoci, kad przeszoci, nawet t najbardziej wyblak i ponur, bo w przeszoci si yo, w przeszoci si zdrowiao, w najbliszej przyszoci za bdzie si ju tylko do$orywa/+ wy$lda niezdrowo i tako myli, cokolwiek by powiedzia, zabrzmi to niezdrowo, podryw wanitatywny nie wchodzi w $r, nie wie, jak miaby uwodzi na marnienie w oczach, jakkolwiek by do M&y pr&bowa przem&wi uwodzicielsko, parodi same$o siebie si wyda, bo czas niepostrzeenie zapdzi $o w przedmiertny zauek, a w takich zaukach nie ma ju miejsca na o$niste romanse, nie ma ju czasu na start do mioci ycia, tam jest zbyt ciasno, tylko strach i cierpienie wydzieraj sobie resztki przestrzeni) M&a przysiada obok i przypatruje mu si szczerze zatroskana, wida, e nie przywyka do podejmowania $oci, obecno obce$o mczyzny naturalnie j krpuje+ Mobert wie, e zostaa mu tylko jedna karta, kt&r moe za$ra > zna przecie z abiej perspektywy okruchy jej ycia, jeli je przemylnie poskada, moe si okaza, e wie o niej wicej,

-<E

ni sama wie o sobie+ niech wic spr&buje opowiedzie jej o niej, przynajmniej przez kilka chwil bdzie si delektowa 'aktem, e sucha $o kobieta najurodziwiej paradoksalna, naj'enomenalniej zbudowana ze sprzecznoci, bdzie jej m&wi, skd j zna, i przeklina w duchu niewczesno+ niewczesny to bowiem art losu, kobieco takiej skali podsun je$o podupadej mskoci na odchodnym z ycia)

R&a sucha) 3 tym, e zostaa rozpoznana, nie ma nicze$o szcze$&lne$o, w


ostatnich latach nie rozpoznawali jej tylko ludzie, kt&rych dawno nie byo w kraju, albo piknoduchy, kt&rych ycie przebie$a w bibliotecznej alienacji, ci, kt&rzy pro$ramowo uprawiaj intelektualny we$etarianizm i nie interesuje ich nic, co pokazane, ywi si wycznie tekstem, obnosz z brakiem telewizora, po$ard dla repertuaru kin, sztuki teatralne te wol czyta, ni o$lda, suchaj tylko ulubionej radiostacji, kt&rej ram&wka powicona jest wycznie muzyce powanej, literaturze powanej i powanym in'ormacjom, skde, u licha, mieliby bra czas na niepowane zainteresowania, niby dlacze$o mieliby zna twarze ikon popkultury, na samo zderzenie s&w 0ikona2 i 0popkultura2 dostaj torsji, na samo zderzenie przedrostka 0pop2 ze sowem 0kultura2 robi im si niedobrze .kultura masowa nie istnieje, co najwyej masa kulturowa, drodzy pa stwo, miaz$a kulturowa, miazmat wydzielany przez masy, kt&re o kulturze wysokiej pojcia nie maj, tako wic prosimy nie zawraca nam $owy bzdurami, owszem, nazwisko pani M&y by moe obio nam si o uszy, doceniamy szlachetno jej zawodowych wybor&w, jeli pani M&a bdzie kiedy m&wi powanym tekstem, $otowimy nawet jej posucha, tymczasem jednak nie widzimy powod&w, dla kt&rych nie naleaoby nam wierzy w to, e jest dla nas osob nierozpoznawaln, to nas, prosz pa stwa, wcale nie dyskwali'ikuje, tak jak w naszych oczach nie dyskwali'ikuje pa stwa 'akt, e nie rozpoznajecie cytat&w, .o #an /&ec'er

-<G

0er"rennt, 0er"rennt #an a# 1nde )ensc'en, obio wam si o uszy, prawda, chocia moecie nie wiedzie, kto i w jakich okolicznociach to wypowiedzia+ e co1 nie, to nie byo na #ebelplatz w trzydziestym trzecim, pozory myl, wci jednak nie uwaamy pa stwa za zdyskwali'ikowanych/+ oto wic jako ikona popkultury M&a przywyka do uciliwej rozpoznawalnoci, przez lata doskonalia sztuk mimikry, zakadajc nawet w dni pochmurne ciemne okulary, czapk z daszkiem i niedbae ubranie, a i tak prawie ni$dy nie udawao jej si przemkn niepostrzeenie do spoywcze$o czy choby po $azet, pal licho owc&w auto$ra'&w, ci zadowalali si jej podpisem, naj$orsi byli ci, kt&rzy korzystajc z jedynej w swoim rodzaju okazji napotkania $wiazdy u szczytu blasku, zatrzymywali j niby tylko na momencik i niby to yczliwie $ratulowali ostatniej roli, a potem niepostrzeenie zbaczali na temat ostatnich doniesie brukowc&w i wysondowa pr&bowali, czy to prawda, co pisz, jeli za wymkno jej si, e nie wie, co o niej pisz brukowce, zanim zdya doda, e jej to w o$&le nie interesuje, poczuwali si do obowizku zrelacjonowania jej toczka w toczk i co do joty te$o, jak jej ycie wy$lda z perspektywy czytelnik&w brukowc&w+ M&a w $bi ducha zaczynaa pomstowa na wyniesione z domu maniery, z kt&rych powodu ni$dy nie nauczya si skutecznie zniechca do siebie ludzi, nie umiaa zbywa nawet tych ewidentnie namolnych, nie przechodzio jej przez $ardo zwyke 06rzepraszam, ale bardzo si spiesz2, bo nauczono j w dzieci stwie, e nie naley nikomu przerywa w p& zdania, a ju w adnym razie nie wolno wchodzi w sowo starszym+ tra' chcia, e najbardziej namolne i dysponujce najbo$atszym zestawem wieo wyssanych z palca in'ormacji na temat M&y byy wanie starsze panie, uwielbiajce zatrzymywa j na momencik i zdawa relacj z pras&wki w przekonaniu, e czyni jej w ten spos&b przysu$, przecie nie czyta tanich kolor&wek, wic nie moe wiedzie, co si z ni wyprawia+ o tak, starsze panie dobrze si na jej yciu znay, znay si na nim lepiej ni

-<J

ona sama, M&a kawa ycia spdzia, przystajc tylko na chwil w drodze do sklepu i wysuchujc plotek na wasny temat) Mozpoznawalno w poczeniu z nieuleczalnie dobrymi manierami powoduje, e cena pacona kade$o dnia za saw ronie+ kto wie, czy w pierwsze przemczenie, w p&,niejsz senno i w obecn narkolepsj nie wpdziy M&y wanie yczliwe staruszki) M&a sucha+ ten czowiek ma niewtpliwe$o bzika, chocia jest dorzeczny, nie bajdurzy, rozumuje lo$icznie i obiektywnie, a wic to wariat diablo inteli$entny+ mimo to nie wydaje si niebezpieczny, dobrze si $o sucha, bo nie stara si udawa, e wie i rozumie wicej, ni naprawd zdoa poj .tym r&ni si od sprowadzane$o przez 6ana "a psychiatry/) 3 tym, e Mobert j rozpozna, nie ma nic dziwne$o, zdumiewajca jest perspektywa, z kt&rej pod$lda jej ycie+ wiedza, jak o niej posiad, spozierajc ze swoje$o piwniczne$o okna, j zawstydza, sprawno, z jak zszywa skrawki jej ycia w cao, niepokoi, a jednoczenie trudno jej oprze si ciekawoci) ;prytnie zastawi t puapk( o ile przywyka do o$ldania 'oto$ra'ii, kt&re jej robiono z ukrycia .niezastpiona yczliwo staruszek z bulwar&wkami na podordziu/, to suchanie historii wasnononie przez ni wychodzonej jest czym zupenie nowym+ sucha wic cierpliwie)

+++ostatnia premiera musiaa by bardzo udana) 3racaa pani z teatru radosnym krokiem, boso, szpilki niosc w rku, pod rk szed z pani ten sam mczyzna, co zawsze) 6&,niej ju ni$dy pani nie widziaem) Do znaczy, pani n&$? > 6rzeprowadzilimy si tutaj? 6otem miaam wypadek, zasnam za kierownic, wie pan, teraz mam takie? dusze wakacje) "usz doj do siebie) Mobert urwa opowie w stosownym momencie, tak, eby da M&y odczu, e nie powiedzia wszystkie$o, e s jeszcze szcze$&y, kt&re nie uszy je$o uwa$i, a

-@L

diabe si w nich $nie,dzi .przekonany o tym, e dobrze si schowa/) Den-sammczyzna-co-zawsze, czyli 6an " co prawda dba o to, by nie pozwoli sobie na nieostrono, stara si nie pokazywa w miejscach publicznych z kochank, ba, wsp&lnie uradzili, by nie wychodzi o tej samej porze z pracy, razem wic ich nie widywano, ale ich no$i t sam tras w ten sam pospieszny i arytmiczny spos&b pokonyway, Mobert nie m&$ nie zauway, e te no$i maj si ku sobie, do siebie si spiesz, bli,niaczo zniecierpliwione, w typolo$ii krok&w sporzdzonej przez Moberta miay swoje osobne miejsce, nietrudno je byo do siebie dopasowa, kroki dwoj$a kochank&w s jak kotyliony, choby na siebie ni$dy nie spojrzeli, doskonale ukryci przed ciekawych wzrokiem, ich tajn wsp&lnot zdradzaj kroki wystpkiem naznaczone+ Mobert nie ma najmniejszych wtpliwoci > M&a i 6an " ju ze sob nie chodz+ 6an " teraz nie chodzi, lecz chadza, niby to sam, a tak po prawdzie z inn, nawiasem m&wic, wcale apetyczn, par n&$) Mobert wietrzy szans na to, by podry$ jednak w podryw si przeobrazi+ z dawien dawna bowiem wiadomo, e jednym z najskuteczniejszych sposob&w jest rwanie 0na zemst2 > kobieta wieo poin'ormowana o tym, e jest zdradzana, aknie odwetu, kto si naonczas znajdzie w jej pobliu, okazj bdzie mia, jak to si m&wi, stuprocentow, jedynie niewiary$odny kiks m&$by spowodowa, e jej nie wykorzysta, kiks lub ch bycia 'air, czyli w tym przypadku zwyke 'rajerstwo, $&d zr&wnowaenia zniewa$i jest bowiem tak silny, e zdrady odwetowej nie stosuj tylko kobiety o prawdziwie i doz$onnie zamanych sercach, najbardziej beznadziejne przypadki, reszt swoich dni spdzajce na rozpamitywaniu utracone$o szczcia i nieszporach) #ycie 'air jest w tym przypadku kwesti umown( um&wmy si wic, e Mobert sam z siebie nie odkryje przed M& sekretu 6ana "a, bdzie milcza jak $r&b, jeli tylko sama nie zechce z nie$o

-@-

wyci$n in'ormacji, przyznajmy, e to uczciwe postawienie sprawy, prosz bardzo, Mobert stosuje nawet ryzykown za$rywk, su$erujc, e je$o czas ju min( > 6rzepraszam, e tak pani za$adaem) !u mi lepiej, myl, e powinienem spr&bowa zej do wioski) > *ie nie, prosz zosta, dop&ki m nie przyjedzie) !a tu ci$le jestem sama, waciwie nie mam kontaktu z lud,mi, tak mi si przyjemnie pana suchao? .8zyby rybka skusia si na ddowniczk1/ > *iech mnie pan ,le nie zrozumie, ale? skoro pan tyle zauwaa? .Daka tuciutka, tak wawo si wije, w o$&le nie wida haczyka)/ > #y moe m&$by mi pan jeszcze powiedzie? .;pawik si rusza)/ > 8zy widywa pan moje$o ma? no, wie pan?nie ze mn1 .!est branieB/ Mobert przestrze$a zasad) M&a sucha) Cowiaduje si) *ie zasypia)

Pan " dzi jest punktualny jak dawniej+ moe nawet tak ju mu zostanie, bo
stosunki pozadomowe ule$y niespodziewanej zmianie, jakowa wolta niezrozumiaa nastpia, sprawy przybray niezrozumiay obr&t etc), 6an " ju trzykrotnie usysza od kochanki, e nie ma $o w jej planach na kolejny dzie + za pierwszym razem nie zrobio to na nim wraenia, wzi to za art, pr&b przekomarzania czy co tam jeszcze, babski humorek i tyle+ za dru$im razem poczu si uraony, nie udao mu si zachowa zimnej krwi, warkn do suchawki co niemie$o, trzecie$o dnia pr&bowa wzi j na milczenie, nie doprasza si schadzki, nie wysya esemes&w, czeka, a pierwsza si odezwie, ale oczywicie nie wytrzyma, zadzwoni, no i dupa, miaa wyczon kom&rk, i to o tej porze, kt&r uzurpatorsko zwyk nazywa i c h por, o tej porze

-@4

zazwyczaj miaa wyczon kom&rk z tej prostej przyczyny, e akurat si z nim bzykaa+ 6an " wydzwania bezskutecznie przez dwie $odziny, zanim kochanka wczya tele'on i niemal natychmiast oddzwonia z irytujc pewnoci siebie pytajc, czy co mu odbio, bo jej si wywietliy czterdzieci cztery nieodebrane poczenia+ 6an " zapyta, co robia, a potem sam zacz sobie $ono odpowiada, kiedy za kochanka dowiedziaa si ju, co i z kim na pewno wyczyniaa, powiedziaa, e waciwie wszystko si z$adza, z t r&nic, e nie nazywaj te$o pierdoleniem, tylko mioci, i rozczya si de'initywnie, oUer, bez odbioru) *aprdce dokonany bilans przekona 6ana "a, e chcc mimo wszystko kontynuowa ten zwizek pozamae ski, bdzie musia ponie stanowczo zbyt wysokie koszty emocjonalne) *adszed czas pokory+ 6an " dzi przyjeda pod dom punktualnie, ciekaw, jakie to czekaj na kulinaria) Oecz c& to za niespodziewany $o, co tu robi, jak to si stao, e M&a wpucia jakie$o 'aceta, co to wszystko 'aszywym akordem pobrzmiewa) > :ochanie? 6an Mobert schodzi z $&r i poczu si sabo, zaprosiam $o, eby poczeka na ciebie > myl, e powinnimy $o odwie, do domu) Mobert naprawd nie chciaby pa stwa kopota+ M&a pyta retorycznie, co bdzie, jeli znowu zasabnie, poza tym ju si zmierzcha, $dzieby czowieka wypuszcza w ciemnoci+ 6an " ochoczo podchwytuje pomys jazdy do miasta, powiada, e ona ma racj, powinien $o odwie,, akcentuje liczb pojedyncz, eby M&a zrozumiaa, e ma zosta w domu+ Mobert si zastanawia, kiedy ostatnio usysza z ust kobiety sowo 0zmierzch2, zastanawia si, jaki sens maj je$o resztki ycia, jeli nie bdzie ich m&$ spdzi u boku tej kobiety i sucha r&nych 'orm sowa 0zmierzchanie2, zastanawia si, co zrobi, eby m&c przez reszt ycia nadstawia ucha i sucha, jak M&a a$odzi je$o lk przed nieuniknionym zmierzchem+ M&a idzie co na siebie narzuci, zaraz

-@7

mo$ jecha+ 6an " stoi przez chwil przy Mobercie i nieudolnie pr&buje do nie$o za$ada, e niby wszyscy teraz sabn, po$oda taka niestabilna, cinienie spada, ale nie ko czy zdania, przeprasza na moment i daje susa w lad za M&, eby wyperswadowa jej t przejadk, bo po co, on sam pojedzie tam i z powrotem, a ona przez ten czas mo$aby przy$otowa co do jedzenia, jest w najwyszym stopniu zaniepokojony, e dotd te$o nie zrobia, przecie ju j przeprasza za ostatnie sp&,nienie, od tamtej pory wraca punktualnie, wszystko wr&cio do normy, wic, do diaba, dlacze$o nie ma dzi obiadu, co robia przez tyle $odzin, $adaa z tym tam powsino$, z jakiej choinki on si urwa, czy M&a nie zdaje sobie sprawy, jak lekkomylne jest wpuszczanie nieznajomych na teren posesji1 Mobert myli, jak by tu zdoby numer tele'onu M&y, bie$aj mu po $owie pomysy na pierwszy esemes miosny, kt&rym m&$by wywabi j z $niazdka i nakoni do wsp&lne$o roz$arniania ciemnoci, przyapuje si na tym, e po raz pierwszy od wizyty w $abinecie Adama zapomnia, e niebawem umrze+ M&a myli, jak by tu dyskretnie da Mobertowi sw&j numer tele'onu, tak, eby nie poczu si skon'undowany, nie chodzi jej wcale o to, eby 6an " nicze$o nie zauway, przeciwnie, najchtniej demonstracyjnie wrczyaby swoj wizyt&wk, M&a jest spra$niona spontanicznej, niele$alnej demonstracji przeciw 6anu "owi, na dobry pocztek bierze Moberta pod rk i prowadzi $o w stron auta, patrzc na 6ana :ierowc wymownie+ 6an " jeszcze nie wie, e zosta zde$radowany i przemianowany, ale ju podejrzewa, e i w domu sytuacja zmienia si radykalnie, jak tu nie wierzy, e nieszczcia chodz parami, no dobrze, podprowadzia 'aceta do auta, bo niby osabiony i w o$&le, ale ju sadowi si obok nie$o na tylnym siedzeniu to lekka przesada, 6an " bdzie si $niewa, tymczasem rusza ze wciekym piskiem opon) Mobert si nie spodziewa, e podryw na zemst bdzie mia tak podrcznikowy przebie$+ M&a prowokacyjnie opiera $ow na je$o ramieniu+ 6an " widzi to w

-@9

lusterku i zwalnia, jakby si chcia zatrzyma, najwyra,niej M&a haniebnie rozemocjonowana pierwszym poznanym po duszej przerwie mczyzn zaraz przynie) Mobert boi si tylko, eby nie rozptaa si tu jaka awantura mae ska, nie przey nicze$o bardziej enujce$o i wyczerpujce$o ni bierne uczestnictwo w cudzej awanturze mae skiej, awantura z wasn Non to przy tym 'raszka, poczwszy od dzieci stwa, w kt&rym czsto zupenie niechccy pakowa si na lini o$nia midzy rodzicami .ale o nich sza/, panicznie boi si znale, na polu bitwy midzy maonkami+ M&a m&wi do te$o pana za kierownic, eby si nie martwi, nie ma zamiaru zasypia, w tym czasie wkada do kieszeni Moberta wizyt&wk z napisan na odwrocie ma$iczn komend 0Aadzwo 2+ 6an " nie wierzy wasnym oczom, a to do niebezpieczne, kiedy jest si kierowc, postanawia wic skupi si na prowadzeniu, ju on sobie z ni po$ada w drodze powrotnej)

%a d,wik nadjedajce$o samochodu przed domem Moberta ju si 'ormuje


powitalny komitecik, kobiety domowe wyszy na przedproe i niemal synchronicznie wspary si pod boki+ dla Deciowej to $est naturalny, pozycja wyjciowa do o$arniania zjawisk ziemskie$o padou, wsparta pod boki Deciowa wyraa na co dzie dezaprobat wobec te$o, jak si sprawy maj .co dzie od witu wsparta pod boki wysuchuje, jak ojciec dobrodziej na swojej czstotliwoci uczula na czstotliwo witokradztw, niemoralnych postpk&w, polakoertsw i ydaczych rozpanosze , kt&re si dokonuj w ojczy,nie $orejcej, Deciowa wsparta pod boki i kiwajca $ow codziennie od witu sucha i z$adza si, e orze piastowski cierniow ma teraz koron, Deciowa czeka na instrukcje, jakimi sposobami wspiera mona walk o ratunek dla deprawowane$o i roz$rabiane$o kraju, jak dotd chodzi wycznie o wsparcie 'inansowe dla ojca dobrodzieja, kt&ry take w imieniu Deciowej, jak i wszystkich przyjaci& radyjka

-@<

zbiera rodki, by broni krzya przed po$a stwem/, sprawy si maj tak, e jej c&rka, a te$o co-on-sobie-w-o$&le-wyobraa Nona odchodzi od zmys&w+ do pracy przesta przychodzi, znika na cae dnie i nie czuje si nawet zobowizany do te$o, eby askawie poin'ormowa rodzin, $dzie si wybiera, kiedy ma zamiar wr&ci, taka niesubordynacja wprowadza dysharmoni w stosunki rodzinne, Deciowa oczywicie rozumie, e Mobert przeywa trudny okres, chtnie z nim sobie porozmawia, ale jeli Mobert ma zamiar doprowadza jej c&rk do zaamania nerwowe$o, to ona czuje si w obowizku interweniowa+ szczcie, e De o niczym nie wie, ostatnio ma swoje kopoty i lepiej $o dodatkowo nie drani+ Deciowa wsparta pod boki ukada sobie w mylach przem&wienie, ma do te$o prawo, w ko cu to jej dom, Mobert musi si podporzdkowa zasadom ycia rodzinne$o, ycia, dodajmy koniecznie( harmonijne$o > ukada sobie w mylach i natychmiast rozsypuje, bo przychodzi jej do $owy pomys znacznie przebie$lejszy) Mobert e$na si z kim tam w samochodzie i zmierza do domu krokiem pewnym, z min absolutnie poczucia winy wyzbyt, och, jaki to z siebie zadowolony, a Nona ledwie oddech ze zdenerwowania apie+ Deciowa wie, jak mu zmci nastr&j, swe$o czasu bya dyrektork $imnazjum, lata praktyki uczyniy j mistrzyni upupie , Moberta w tej sytuacji nie ma sensu karci, naley $o upupi, m&wi wic w imieniu komitetu powitalne$o $ono i wyra,nie, tak eby smarkacza zasarka w obecnoci tych tam, co $o odwie,li, komityw wic niejak z nim tworz, kto tam mu nawet macha rk na poe$nanie przez opuszczon szyb, nie wida wyra,nie, ale chyba kobieta, tym bardziej wic upupienia dokona trzeba .$ono, wyra,nie/( > =o, nareszcie wr&ci nasz buntownikB

-@@

12
%ie byo obiadu, bdzie za to wspaniaa kolacja+ 6an " na pewno bardzo
z$odnia, ale teraz ma 'az twardziela, honornie zamkn si u siebie, wczeniej prze$rzeba hemin$wayowsk biblioteczk i wrao nala sobie dwunastoletniej whisky z Islay > na taki aperiti' trzeba przy$otowa jak ekstra odpowied,, M&a nie ma zbyt wiele czasu na eksperymenty, na szczcie bielu ronie pod domem+ zrobi mu z nie$o saatk) M&a jest pewna( to bdzie najbardziej niezapomniana kolacja w yciu te$o pana) 6an " nie moe si skupi na ksice, woli poprze$lda stare bilanse, czytanie list wydatk&w sprzed lat to wicej ni o$ldanie starych 'oto$ra'ii, to jak lektura wasnych dziennik&w+ wszystko ma zanotowane, miesic po miesicu, dzie po dniu, w osobnych kate$oriach( materiay biurowe, uywki, artykuy spoywcze, usu$i prostytutek .te 'i$uruj jako 0ciasteczka2/ etc), dokadnie, bez przeocze , w supkach, tabelkach, wykresikach, 6an " wertuje dawne bilanse i tskni do ycia policzalne$o, przewidywalne$o, kontrolowane$o+ mae stwo zdecydowanie zmienio charakter wykres&w, zdezor$anizowao tabelki, znieksztacio supki, zapiski straciy na symetrii i powtarzalnoci+ kate$oria nieprzewidzianych wydatk&w, w yciu kawalerskim 6ana "a tylko awaryjna, w mae stwie staa si jedn z podstawowych) 6an " poci$a yk szkockiej i wzrusza si nad losem wszystkich 6an&w "&w te$o wiata, kt&rym kobiety bezpowrotnie dezor$anizuj bilanse) .Kdzie jest sweter1 ;tary dobry hemin$wayowski sweter jest w tej sytuacji nieodzowny, w starym swetrze najprzyjemniej zanurza si w 'otelu i myli o wiecie bez kobiet)/

-@E

!ednak lepszy bdzie wywar, M&a doleje mu $o do wina, licie bielunia maj nieprzyjemny posmak, m&$by nie zje wystarczajcej iloci) Aa to miso przyprawi szczypt lulka) 6an " mimo zamknitych drzwi czuje z kuchni jakie zapachy+ $&d jest silniejszy ni honor, chtnie by spojrza, co mu tam znowu wypichcia, nie musi z ni przecie rozmawia) 6odano do stou) 6an " nie moe si oprze)

Pan " wtranala, a mio+ M&a dolewa mu wina, po$ryza ba$ietk, przy$lda
si, pilnuje, eby nie otru psa > 6an " lubi rzuca mu kilka ochap&w z obiadu, potem moe z nim robi, co chce, na przykad odbywa du$ie samcze rozmowy poczone z czochraniem, drapaniem, tarzaniem si po dywanie+ dzi psa lepiej trzyma z dala od stou, instynkt m&$by mu nie podpowiedzie, e 6an je co bardzo 'e, lepiej te$o nawet nie wcha, a dziw bierze, e mu tak smakuje, czy M&a jest tak doskona kuchmistrzyni, czy moe 6an " ma tak prymitywne podniebienie, ziarna lulka w sztuce misa bierze za ostr przypraw, a po whisky kubeczki smakowe mu cio i wyci$ z bielunia w czerwonym winie daje e'ekt solidnych $arbnik&w, nie ma co si krzywi, trzeba pi i szama, kiedy ona karmi, prawdziwy mczyzna lubi pikantne arcie+ M&a si dzi naprawd postaraa, szewczyk Cratewka m&$by u niej pobiera nauki) 8zy jej $o nie al1 =czywicie, e tak, przecie M&a dobrze wie, ile si bdzie musia nacierpie, eby przesta kama+ serum prawdy dla nao$owe$o oszusta to najwyszy wymiar kary, c& jej jednak pozostao, skoro 6an " tyle razy si zapiera, M&a czuje si utytana je$o kamstwami, po prostu chce wzi kpiel)

-@G

Aaczyna si) 6an " ju ma pierwszy tik, nawet $o nie zauwaa, czyci talerz buk+ musia by wy$odniay, nawet nie pr&bowa podzieli si z psem) ;k&ra zaczyna mu pulsowa pod okiem+ 6an " wykonuje $est, jakby chcia strci much z twarzy+ rami te mu podry$uje) > "amy co zimne$o do picia1 *o przecie mia si do niej nie odzywa, ale co strasznie $o pali po tym daniu, a do nosa poszo i oddech taki nier&wny, jakby si jka przy nabieraniu powietrza, strasznie sucho w tym nosie, luz&wki wyschy, co ona mu podaa, co si dzieje) 6an " zaczyna rechota, wcale mu nie jest do miechu, a mimo to zanosi si chichotem i nie moe przesta, jakby ciao $o wymiewao, nie je$o ciao, bo co te ono wyprawia, rce si ruszaj, jak chc+ ten miech jest jak koszmarna czkawka, kt&rej nie mona przerwa, zaraz, jak to byo, eby przesza czkawka, trzeba ko$o przestraszy, nie, inaczej, > ?chyba samemu si przestraszy, hehehehehehehehehehehehehehehe, zaraz, czy ja to powiedziaem na $os1 hehehehehehehehehehehehehehehehehehehehehe) > 3idz, e ci smakowao) Do M&a, ale nie ma pewnoci, w chwili obecnej nie ma adnej pewnoci, 6an " nie potra'i nawet odr&ni s&w od myli, wydaje mu si, e jej odpowiada, miech usta r&wnie na$le, jak si pojawi .ale nie ma pewnoci/ > Twielbiam twoj kuchni) Kdyby Fanka umiaa tak $otowa? M&a wcza dykta'on na wypadek, $dyby miaa zasn, to jednak do emocjonujce widowisko( skopolamina ju dziaa, 6an " jest bardzo silnie podniecony, chodzi w k&ko, wy$ina si w rone strony, ma bo$aty zestaw tik&w, zaczyna wpada w sowotok) M&a musi mie pewno)

-@J

> Fanka1 Anowu ten miech, samo mu si mieje, przeciw niemu, miech zabiera mu oddech, to wcale nie jest mieszne+ 6an " si dusi) > Feheheheheheheheheheheheheheheheh) Zhhhyy)) 8o ty mi podaa1 Fanka, moja Fanka, kochanka, eheheheheheheheheheh) !u j poznaa, tylko nie pamitasz) =na nerwowa jest, strasznie zazdrosna o ciebie, nie chce wierzy, e hehehehehehehehehehehehehe jak si podniecisz, to zaraz yhhhyyyy zasypiasz, heheheheh) 6an " kaszle miechem, pr&buje usi i wsta jednoczenie+ wanie zauway, e ma dwie pary n&$, zaczyna nimi stepowa, Astair nie miaby szans+ stepuje i nie przestaje m&wi .przesta si mia, chocia miech nie usta, wic kto si mieje, co si teraz mieje, by moe to stadko $awron&w, kt&re przysiado na p&kach i yrandolu+ przyleciay, eby popatrze na je$o taniec/ > =na tu przychodzia czasem Daka bywaa bezczelna 3 o$&le si tob nie przejmowaa "&wia e ci robi twardy reset 3iesz e tak masz ni$dy nie pamitasz dlacze$o zasna Oepiej e nie wiesz wierz mi Ale ju wszystko sko czone nie przejmuj si 6odoba ci si jak ta cz1 M&a ju nie musi na to patrze, moe sobie nawet zasn > najbardziej usypiajca okazuje si uporczywa myl o tym, eby nie spa za wszelk cen, wystarczy przesta si tym przejmowa( dykta'on pracuje, 6an " jest tak wzruszajco szczery+ to bdzie naprawd przebojowe na$ranie) =czy mu poczerniay od powikszenia ,renic+ lepiej eby nie zobaczy swoje$o odbicia, po czarcim zielu do wszystkich luster diabe si wprowadza) 6an " wanie przechodzi etap paranoiczny+ nawet tu okazuje si banalny, jaka wyobra,nia, taka paranoja(

-EL

> umczon i po$rzeban zmartwychwstan jak oznajmia pismo chocia si nie nadaj najchtniej bym wyjecha $dzie ryby poowi ja w o$&le nie mam chwil dla siebie ci$le tylko uzdrawianie nauczanie i jeszcze trzeba uwaa eby si nie zdenerwowaa miaem rozmow z judaszem znowu prosi o zastpstwo nie wyobraasz sobie jaki to nieszczliwy czowiek no prosz ja do ciebie m&wi a ty zasypiasz jaki ja ciar musz d,wi$a chciabym eby mnie ukrzyowali w moim swetrze nie pij chc eby robia zdjcia jak mnie bd przybija specjalnie naadowaem baterie $dyby si pojawi b&$ olej $o na nim si zawsze 'ilm przewietla trzeba by mie jakie specjalne 'iltry nie pij prosz sprawd, czy nie maj zardzewiaych $wo,dzi zawsze si baem tca jestem taki wielki a ty pisz chyba musz na powietrze musz 6an " ronie w zastraszajcym tempie, jeli natychmiast nie wyjdzie z domu, zaklinuje si midzy cianami, zakleszczy midzy podo$ i su'item, oj, trzeba ucieka na zewntrz+ ju w o$rodzie wymachuje rkami na wszystkie strony, pr&bujc zerwa si do lotu, jaka szkoda, e M&a przespaa ten moment) Cotar do $ranicy lasu, potrci kilka wierk&w, ale je przeprosi+ chyba ju nie poleci) 6an " znika w tumie drzew)

*a kilka $odzin las spospolicieje) 6an " obudzi si ze snu, kt&re$o nie byo, w
paprociach, z i$liwiem we wosach, z kawakami mchu w ustach, brudny, odrapany i bardzo przestraszony) Aobaczy wok& siebie $st wierczyn, usyszy $osy nocnych zwierzt i poczuje, e zmarz .$dyby nie stary, wierny sweter, m&$by nie przetrwa tej nocy/) 6oszczci mu si( ksiyc w peni zasuy na miano sprzymierze ca, 6an " bdzie m&$ si przedziera przez p&mrok, w ko cu znajdzie stary szlak i tra'i do domu o wicie) Aastanie M& odsuchujc na$ranie je$o $osu, cho nie bdzie m&$ zrozumie, jak m&$ wy$adywa takie rzeczy+ zwaszcza za wyda mu si nieprawdopodobne, e ot tak przyzna si do zdrady)

-E-

#y wied,mo, chciaa mnie zabi) > Aa maa dawka) 8hciaam tylko, eby nie m&$ kama) > !ak moesz te$o sucha1 > !ak mo$e mi to zrobi1 > 3iesz wszystko i? nie denerwujesz si1 *ie jeste senna1 > *ie) > !ak to moliwe1 > 3idocznie ju ci nie kocham) 8hciaabym, eby si wyprowadzi) > *ie powinna zostawa sama) > *ie powinnam zostawa z tob) > 6ewnie nie zasu$uj na przebaczenie, ale? 8hciabym, eby wiedziaa, e auj) > 3ybaczam ci zdrad, ale nie umiem wybaczy kamstwa)

"est ju jutro) M&a sama wezwaa psychiatr+ 6an " nie ma czasu, pakuje
manatki, cakiem sporo mu si ich zebrao .dom jej zostawi, reszta jest je$o/) 6sychiatra mdrze prawi, w kadym razie uspokajajco, chwali jej decyzj, kobieta te$o 'ormatu nie powinna marnowa sobie ycia z czowiekiem nieuczciwym, powiada p&o'icjalnie, tak midzy nimi m&wic, tak bardziej jako psycholo$, kobieta te$o 'ormatu powinna rycho odzyska siy dziki podjciu odwanej, ale, musi to przyzna, jedynej moliwej decyzji, nieudane zwizki naley przerywa ju po pierwszych niepokojcych objawach, potem tumor si rozrasta i spija ca pozytywn ener$i, y si czowiekowi odechciewa, psychiatra musi przyzna, e wie co o tym dziki osobistym dowiadczeniom i szczerze musi pani powiedzie, pani M&o, e jest z pani caym

-E4

sercem, zobaczy pani, znowu polubi pani ycie, nie trzeba si ba samotnoci+ M&a si nie boi .myli o Mobercie/, wolaaby, eby psychiatra mniej psycholo$izowa, chciaaby usysze now dia$noz, pieszy jej si do ycia) > 3szystko wskazuje na to, e przyczyn atak&w byo silne wyparcie, kt&re$o pani dokonaa) 3yparcie, nie amnezja) 6ani nie chciaa przyj do wiadomoci te$o, e jest zdradzana? i std ucieczka w chorob) 6odwiadomie czua pani, e to moe zatrzyma ma na duej) 6tla si zacza zaciska? 3sp&czuj pani, a jednoczenie si ciesz, bo wy$lda na to, e naj$orsze mamy za sob) !ak si pani czuje w tej chwili1 > Oej) !akbym wyplua kamie )

-E7

13
Dro$i panie doktorze, prosz mi powiedzie, jak du$o jeszcze m&j stan pozostanie bez wpywu na? te sprawy1 Adam nie ma wiele do powiedzenia Mobertowi, w kadym razie nic z tych rzeczy, kt&re mo$yby $o usatys'akcjonowa+ w Mobercie szamocze si teraz ener$ia zdrowe$o czowieka) Adam pamita, jak listopadowe so ce budzio w wiejskim domu motyle na poddaszu+ szalay na strychu, wylatyway przez szpary, niekt&re tra'iay do je$o pokoju i trzepotay przy szybach, doma$ajc si wolnoci, nawet tej kilku$odzinnej, do pierwsze$o zab&jcze$o chodu+ zawsze otwiera im okna, wszystkie wybieray kilkanacie minut swobodne$o lotu nad jesiennym cierniskiem zamiast zimowania za sza') Mobert jest bardzo pobudzony, wy$lda na to, e wanie przechodzi jedn z remisji, zwykle poprzedzajcych 'az terminaln+ Adam nie moe si nadziwi, ten czowiek ni$dy nie mia w sobie tyle ycia, sowem si nie zajkn o strachu i umieraniu, opowiada mu o kobiecie, kt&r pozna, kt&r koniecznie chciaby mu kiedy przedstawi, kt&rej 'enomen pr&buje mu wytumaczy niepowstrzyman seri por&wna , spor&d kt&rych Adam kojarzy tylko Alle$retto z Si d#ej s!#2onii #eethoUena i bramk "aradony na meksyka skim mundialu) Do s typowe objawy miosnej szajby, Adam co o tym wie, sam na ni zapad, od kiedy 6ikni jest chopcem, a nawet chopakiem, od kiedy pilnie szli'uje pod je$o uchem jdrno 'raz, od kiedy karnie doskonali $ibko i taneczno swoj, mimochodem .lecz pod okiem Adama/ jdrno tyeczka udoskonalajc > a trzeba powiedzie, e ni$dy nie ta czy tak dobrze, biboje z podw&rka s pod wraeniem, 6ikni uchodzi za 'aworyta przed najbliszymi zawodami, zawsze by wietnie wytrenowany, ale jednak do sztywny, mczyzna $o krpowa, teraz nie mona si na 6iknisia napatrze, ma takie kocie -E9

ruchy, trzyma rytm, z akrobaty sta si tancerzem+ chopaki m&wi, e jeli nie z$ubi 'ormy, moe wreszcie wyta czy sobie jaki hajs, zamiast $rzeba ludziom po kieszeniach) Mobert zdecydowa si na terapi+ problem pole$a na tym, e jest ju o wiele za p&,no, eby wynikno z niej co pozytywne$o, Adam o tym wie, ale Mobert na$le kurczowo zapa si krawdzi ycia i si woli napdzan miosnym otumanieniem $ot&w si tak jeszcze du$o utrzymywa) *ie ma ju sensu podtruwa te$o czowieka, ale wobec je$o stanowczej chci walki z chorob Adam zaordynowa placebo, troch rodk&w przeciwb&lowych i lekki antydepresant, na razie to wystarczy+ pacjent przychodzi na zastrzyki i nie myli o mierci, to najwaniejsze) %miertelnie chorzy maj jednakowo t przenikliwo, dan dziki ostatecznej perspektywie, widz wicej, a wa$a ich s&w zdaje si precyzyjnie odmierzona+ Mobert na$le powanieje, nie tyle sam m&wi zaczyna, co jaka pomiertna ju roztropno przemawia przez nie$o( > 6owiem ci co, doktorze, bo mody i jeszcze nie zdye sobie ycia zmarnowa) ;uchaj i zapamitaj( siedem jest $rzech&w $&wnych, a najciszym z nich lenistwo) 6od wieloma imionami bdzie si ono przed tob maskowa+ jako pospnica albo melancholia bdzie wystpowa najacniej) *ie poddawaj si $nunoci, jak raz ci dopadnie, ni$dy nie odpuci) *oce przepisz, dnie przeziewasz, trudnociom umykajc, wysiku unikajc, olepniesz i o$uchniesz na ywioy wszelkie) Mobak roztoczy nad tob opiek) Aamiast radoci poczujesz zazdro wobec wszystkich, kt&rym ycie smakuje) *ie bdziesz y, tylko plenia, z pleni na ustach drepta w miejscu, cudzym pieniom wro$i) Dako rzek by Mobert, jako si mu rzeko) Deraz idzie na zastrzyk) "a pietra+ mier mu niestraszna, ale zastrzyki jak najbardziej, odwiecznie, od czasu pierwszych szczepie szkolnych i omdle w $abinecie hi$ienistki) 6iel$niarki zmieniaj si na

-E<

dyurach, kada robi zastrzyk inaczej( ta sama zawarto strzykawki, ta sama $rubo i$y, a ile r&nych sposob&w) De z obrczkami s zawsze nieobecne, dobieraj si w parki albo stadka i ponad pacjentami wymieniaj dowiadczenia modych on i matek, ich rozmowy wznosz je ponad kozetk, m przyni&s trzynastk, tomy w ker'urze zaszaleli troch, promocja ososia bya, ja w yciu ososia nie jadam, prosz rozlu,ni misie , nawet mylaam, e nie lubi, bo tu czyka nie lubi na przykad, z$i i przytrzyma par minut, a wiesz, co m&j !asio ostatnio, no m&wi ci, chwil miaam wolne$o, a on misia nie chce, chce pieska, daj mu, siedz sobie troch przy krzy&wce, ten znowu pieska nie chce, nie ten piesek, to ju lepiej misia, daj mu misia, ten znowu e nie, wic m&wi, to cze$o w ko cu chcesz, a on, mamusiu, ja chc, eby mnie kochaa, w kt&ry poladek dzisiaj, wyobraasz to sobie, szkrab przemdrzay+ ta ruda jest wiecznie zniechcona, musi dorabia na po$otowiu, wbija strzykawk ruchem mistrza darta, jakby p&dupek Moberta by tarcz, w kt&r naley tra'i, co prawda z najbliszej odle$oci, ale na wszelki wypadek wiczc sprawno prze$ubu( wbija i$, a potem byskawicznie wstrzykuje cay mililitra, przecie musi wiedzie, e tak bardziej boli, zwaszcza bolesny lek .bo bywaj bezbolesne, Mobert dziwi si, e najboleniejsze zawsze s zastrzyki przeciwb&lowe/, pomnoony w b&lu przez natychmiastowo wstrzyknicia, by moe tej rudej o to wanie chodzi, eby by b&l, kiedy Mobert jej m&wi, e $o boli troch, jak tak szybko, ona ju zajta czym innym, ju $o od'ajkowawszy, odpowiada( 0*o, jak pana tylko troch boli, to co pan narzeka12, nie zmika nawet wtedy, kiedy Mobert zaoy czerwone bokserki w mikoaje, najbardziej enujcy okaz bielizny mskiej, na jaki m&$ si odway, z nadziej, e j chocia rozmieszy, ale $dzieby tam ona miaa zwraca uwa$, co kto z tyka ci$a, kiedy ju chciaa sprawdzi $itko prze$ubu, kiedy ju zniecierpliwiona strzykawka tryskaa kropelk w powietrze, dajc sy$na do ataku+ z kolei ta modziutka

-E@

o'ermowata przejta pocztkujca tak bardzo si stara, eby nie poczu ukucia, e Mobert zwykle czuje ukucie w trzy dupy, a ju najbardziej nie do wytrzymania jest to, e bez przerwy trajkoczc, jakby to miao b&l za$odzi, zdrabnia absolutnie wszystkie sowa, kt&re si da zdrobni, kae mu przycupn na taboreciku, dop&ki ona nie przy$otuje lekarstewka, a kiedy pada haso 0Twa$a, teraz bdzie ukucie, moe troszeczk zabole2, Mobert modli si w duchu, eby nie zamaa i$y, kiedy mu si niechccy napn poladki) Czi ma szczcie( dyuruje 6anna Awiewna, o doniach, kt&re w delikatnoci dotyku wacika dezyn'ekujce$o miejsce iniekcji r&wnych sobie nie maj+ doniach, kt&re czuoci, z jak i$ niepostrzeenie w misie mu wprowadzaj, rywalizowa mo$yby z najlepiej wychowan komarzyc+ ostronoci, kt&r do mi kieruje, $dy z wolna wtacza do tkanek Moberta medykament, przypomina ratownika peznce$o po cienkiej warstwie lodu ku przerbli z niedoszym topielcem) 6anna Awiewna jest dobrym duchem hospicj&w, wszyscy chc przy niej umiera, wie niesie, e mier na jej widok a$odnieje .prawd jest, e 6anna Awiewna nie uwaa cierpienia za uszlachetniajce, przeto litociwie wstrzykuje pacjentom mierteln dawk mor'iny+ w przyszoci, w zupeniej innej, smutnej bajce, odpowie za to przed sdem nieostatecznym, lecz bezwz$ldnym( w tym kraju skracanie ludzkich cierpie jest przestpstwem/)

Adam chce z 6iknisiem, 6ikni chce z Adamem+ ambaras jest $dzie indziej(
chcieliby m&c chcie jawnie, w wietle dnia i prawa, a to ju nie takie atwe) *ie s $ejami paradnymi+ w tej okolicy wyj z ukrycia to jak wychyn z okopu pod lu' snajpera, no we,my pierwszy z brze$u przykad( tyle, co sobie zrobili kilka zdj razem, niewinnych zupenie, a ju Adam usysza przy odbieraniu odbitek, eby wicej do te$o zakadu nie przychodzi, a w drzwiach jeszcze mu za'urkotao za plecami

-EE

sniste splunicie z serdecznymi wyrazami obrzydzenia poczone) *o nie da si, chopaki musz wia+ ale eby na wie1 *iby domek wci stoi pusty, klucze czekaj, tak mu si matka zwierzya potajemnie przez tele'on, cho dodaa, e jeliby Adam chcia si wprowadzi z tym? .nie wiedziaa, jak 6iknisia nazwa, w jej sowniku zabrako stosowne$o okrelenia, zawiesia wic $os i tak jej ju zostanie na du$o+ 6ikni to dla "atki ten? i na razie nie mona liczy na wicej/, jeliby mia zamiar sprowadzi ze sob te$o?, to ona za =jca porczy nie moe, ju chyba spali by domek wola albo na sierociniec przeznaczy, chocia co na Adama przepisane, to je$o, niby racja) "oe by sierociniec, 6ikni to ju prawie sierota, Adama te rodzice si wyrzekli, cho "atka teraz si zarzeka, e ni$dy cze$o podobne$o nie powiedziaa, ona tylko nie moe przebole, po$odzi si, zrozumie, za jakie $rzechy takie skaranie, przecie #o$u nie ubliaa, synek chrzczony, bierzmowany, tak adnie w komunijnym ubranku wy$lda, teraz jak sobie spojrzy na to je$o zdjcie, serce jej si kraje na plasterki, rzewnymi zami opakuje bezpowrotn utrat, "atka jest wicie przekonana, e nie ma ju po co y, skoro lubu kocielne$o syna nie doczeka, $dyby mo$a mie nadziej, e to si zmieni, $dyby Ada chcia si da leczy, bo to przecie choroba jest, on niczemu nie winien, na to na pewno s jakie sposoby? Adam nie zastanawia si, czy sioo przane polskie zechce przy$arn dw&ch zakochanych chopc&w, okien im nie wybijajc, o$nia pod nich nie podkadajc, psami ich nie szczujc, proboszczem ich nie przeklinajc, Adam wyobraa sobie nawet i $orsze szykany, ale jedne$o jest pewien( obaj chc m&c chcie siebie jawnie, w wietle dnia i prawa, a tej dzielnicy ciemna $wiazda przywieca, 6ikni dopiero co spod niej wyszed, im dalej poza jej zasi$iem si znajdzie, tym bdzie lepiej, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu lepiej)

-EG

Pora na zawody, to powana sprawa, chopaki m&wili o zajebistych na$rodach(


'irmowa bluza z kapturem i spodnie z krokiem w kolanach, szyk prosty i ele$ancki+ 6ikni dopina torb i przybija Adamowi piteczk, palce im si splataj, chcieliby razem, ale teraz jeszcze nie mo$+ Adam przyjedzie pokibicowa inco$nito) #usik czeka i chopaki si schodz na placyku przed dworcem, 6ikni ju bie$nie przez skwerek, nie szanujc zieleni, midzy psimi kupami na chodnikach lawiruje, jeszcze tylko uliczka i ostatni sprint, eby si nie sp&,ni+ oj, chyba si sp&,ni( Awyrol z kompani, co za spotkanie, chyba nie pozwol si wymin) > *o cze, przepu mnie, nie mam czasu, jad na zawody) > *a jakie, kurwa, zawody1 8o te ty pierdolisz1 *a mecz z nami miae jecha i skrewie) 6ikni si nie wymknie+ ju $o msko otacza dresiarska, ju $o samczo bycza w sile czterech asystent&w Awyrola, zawodowych przytrzymywaczy maom&wnych, do muru przypiera) > :to doni&s psiarni i nas w o$&le nie wpucili na stadion) Mozjebalimy im radiow&z, dostaem, kurwa, $umow kul, chopak&w potraktowali z armatek wodnych i wiesz, co potem napisay $azety1 0"imo drobnych incydent&w przed stadionem z udziaem niewielkich $rup przyjezdnych chuli$an&w na boisku i trybunach panowaa wspaniaa atmos'era2) 8zerwo ce nas wydymali) I jak mylisz, ko$o teraz wszyscy podejrzewaj1 :to, kurwa, na dzielnicy uchodzi za kon'identa1 "oesz nam powiedzie, $dzie si ostatnio podziewae1 6rzyznasz si bez bicia, czy mam ci od razu poprawi ten szczurzy ryjek1 3 6iknisiu nie ma ju mczyzny, kt&remu na tak obraz testosteron zaszumiaby w skroniach, oczy by krwi nabie$y, z nosa para wciekle buchna i

-EJ

pici w $niewie zab&jczym si zacisny > ten mczyzna zosta z nie$o wy$nany, ale instynkt podpowiada, e najlepsz obron jest atak, a przynajmniej je$o symulacja( > *o teraz przesadzie) !ak masz jaja, to popro kole$&w, eby zrobili miejsce i chod, na solo) 6ikni wci myli o tym, eby zdy na busik, $dyby si odrobin rozstpili, wystartowaby do ucieczki, w tym akurat jest dobry) Oiczy na msko-mski honor Awyrola, t ocia rytualno mordobicia, cay ten prasamczy kodeks, co to nakazuje podj wyzwanie, bo inaczej dyshonor wielki i w o$&le chuj w dup+ 6iknisiowi od pewne$o czasu nie czyni to wielkiej r&nicy) 8zciowo si udao, 'erajna zakapior&w przestaje napiera, wyco'uj si, skoro ma by widowisko, szkoda tylko, e nie mo$ obstawi u buka wyniku) Awyrol niestety krci $ow+ no jak to, odmawia pojedynku, czyby nie mia jaj1 > *ie, kole, tak dobrze nie bdzie) A kon'identami si nie bije) :on'ident&w si karze) Awyrol bierze zamach, eby rozpocz kolejn operacj plastyczn, je$o apa ma moc niewtpliwie niszczycielsk, pod warunkiem, e tra'i do celu+ 6ikni robi unik, jeden, dru$i, trzeci, Awyrol macha ap i nie moe tra'i, je$o kompanom wydaje si to nawet zabawne, 6ikni waciwie ju ta czy, to jest taniec unik&w, z tym ukadem moe i wy$raby zawody, ale tu stawka jest znacznie wiksza+ Awyrol si wcieka, bo pozwoli si omieszy w obecnoci swojej wity, poza tym wanie si ziszcza je$o najkoszmarniejszy sen o niemocy( wszystkie je$o ciosy chybiaj, nie moe dosi$n $by, kt&r tak bardzo chciaby zmiady zmasakrowa z$ruchota, im bardziej nie moe dosi$n, tym wiksz krzywd jej poprzysi$a, no miej si z nie$o, a 6ikni sobie ta czy, ta czy ta czy ta czy+ Awyrol ma do, wyjmuje n&) 3obec noa ta czy

-GL

w obronie wasnej jest trudniej) Awyrol pra$nie 6iknisia oeni z kos, jakby nie wiedzia, e on ju z kim innym zarczony) 8zas najwyszy oznajmi to o'icjalnie( > ;chowaj scyzoryk, bo mnie skaleczysz) "&$bym ci zarazi $ejowsk krwi) !estem ciot, kole$o) 3idzisz, nie mo$em jecha na zadym, bo m&j 'acet nie chcia mnie wypuci z &ka) *ie odpuszczalimy sobie, takie$o bzykanka jeszcze ta pipid&wa nie widziaa) !ak chcesz sprawdzi moje alibi, bdziesz si musia pospieszy, bo niedu$o si wyprowadzamy) A teraz zr&b mi przyjemno i pocauj mnie w pup) #&$, honor, ojczyzna i mier dewiantom seksualnym d,wicz w jednym uchu Awyrola, w dru$im za hipochondryczna homo'obia szepcze mu, eby uwaa, nie dziaba, krwi nie puszcza, eby si hi'skiem nie zbruka, Awyrol nie ma broni na takie dictum+ jak m&$ te$o wczeniej nie zauway, tyle lat kroi 'rajer&w z $ejem, tyle razy pili z jednej butelki, tyle razy te same komary ich rypay? !est powanie spanikowany, rce mu opady+ 6ikni wykorzystuje t chwil i daje strza midzy osikami) *ikt rozsdny nawet nie pr&bowaby $o $oni) ;toj i przy$ldaj si, jak znika) > ;pierdala jak Aatopek > szemrze starszawy przechodzie ) > 8o to jest zatopek1 > chc wiedzie modsi)

*a miastem autobus pustoszeje, z tyu nierozmowni robotnicy zmczeni


'abryczn zmian, z przodu ;krzyposzkowo z #artoszkow i :onopcyno na dokadk, tym razem milcz, na$adaj si p&,niej, na razie patrz sobie ypi spozieraj, jak Adam z 6iknisiem razem jad, torby wioz, a donie ich dotykaj si zbyt czsto, eby m&c to wzi za przypadek+ a wic prawda, co ludzie m&wili, teraz to i kury o wszystkim roz$dacz, psy rozszczekaj, koty rozmiaucz, w ci$u $odziny caa wie si dowie, kto z kim przyjecha, i zechce si wywiedzie, po co i na jak du$o)

-G-

> #o co w miecie uchodzi, to na wsi nie przejdzie > pierwsza przerywa milczenie ;krzyposzkowo, nie wiadomo do ko$o, ale tak, eby sysza, kto trzeba( > A pewnie, miasto jest miasto, a wie to wie > podchwytuje :onopcyno i patrzy wymownie na tych, co trzeba) > *iech si nikomu nie wydaje, e se na wie przywiezie miastowe obyczaje > rymuje niechccy, ale na temat #artoszkowo, tak, eby dotaro, do ko$o trzeba) > A zamknijta sie, baby, i dejta ludziom spok&j, do piorunaB > jak nie wrzanie kierowca, ostatnio draliwy, bo rozw&d mu si ci$nie jak smr&d po $aciach) I ;krzyposzkowej, kt&ra jak zwykle za je$o plecami ustawiona, napis na cianie szo'erki pokazuje, a napisane jest, e kierowcy przeszkadza w trakcie prowadzenia pojazdu nie wolno) > 8zyta umieta1 Do wita-wio na miejsce dla pasaera przeznaczone) I nie $dera mi za plecami, bo w polu wysadz) Co ostatnie$o przystanku jest ju cicho, cho si w babach a $otuje, kiedy kierowca pod sam dom Adamowych rodzic&w podjeda, nadplanowo) > Nebyta, chopoki, tyle d,wi$a nie musieli I jeszcze chopcom macha na poe$nanie, a co, niech stare kwoki zbuki ze zoci znios+ kierowca jest tak poharatany nieszczsnym mae stwem z kobiet katastro'aln, e jakby mia dru$i raz wybiera, te by si wola z chopem zwiza, wiedz, co robi, ci homo, mdrze myl, myli i zawraca na waciwy przystanek) =w& Adam i 6ikni staj u 'urtki i maj zamiar j przekroczy, nie porzucajc nadziei) 3 domu akurat ros& sp&,niony, bo roboty dzi duo byo+ =jciec je i m&wi, "atka si przysuchuje, cho temat ju jej obmierz, od ostatniej wizyty u syna =jciec wci nie moe po prostu o sianiu, po$odzie czy koniach, zawsze jako po$ardliwie nawie do te$o-co-si-stao(

-G4

> Ne te u zwierzyny to si nie zdarza, nie widziaem, eby ko na konia wskakiwo, zamiast na kobye) !o te$o poj ni mo$e) Ale rosoek dobry, do&e mi) Cokadka w chochli zamiera w p& dro$i do talerza, bo oto $ocie niespodziewani w drzwiach stoj, syn jednorodzony i partner je$o, tym razem ubrany, prosto i ele$ancko, w bluz i spodnie po mistrzowsku na zawodach wyta czone) > 3on mi std > m&wi =jciec na dzie dobry, wstaje i wskazuje rk drzwi) > ;pieprza, obydwaj, ale to ju) Do jest m & j dom) I ju byby zapa syna za nad$arstek i si wyprowadzi, jak w dawnych dobrych czasach, w kt&rych nie dziao si nic, cze$o by chopski rozum obj nie zdoa > ale prze$ub Adama jest obecnie zajty, 6ikni $o trzyma za do i si dodaje+ choby si =jciec nie wiadomo jak rozjuszy, Adam nie ustpi, p&ki nie dostanie te$o, po co przyszed( > 3 takim razie poprosz o klucze do m o j e $ o domu) =jciec staje przed nimi i patrzy Adamowi prosto w oczy, jakby $o samym wzrokiem chcia za drzwi wypchn, dotd syn ni$dy tej pr&by spojrzenia nie wytrzyma, zawsze kornie spuszcza $ow, nawet kiedy pr&bowa zaprotestowa, nie mia =jcu w oczy nicze$o powiedzie, mskie to, chopskie spojrzenie na surowo podane byo nie do wytrzymania, teraz jednak Adam, cho oczy $o rozbolay, cho je zmruy zamru$a, wci wytrzymuje, nie ustpuje ojcowskiemu spojrzeniu, cho wzrok to tpy wsiocki zacieky i adnych lad&w szansy na zrozumienie w nim ni ma, spojrzenie to zajade i bazyliszkowe, twarde i tak nienawistne, e Adamowi na miech si zbiera, ojciec tak strasznie chce by straszny, e $roteskowy si staje, balon wro$oci przesadnie si nad, Adam nie moe powstrzyma umiechu, to nie jest umieszek zoliwy, tylko zdziwienie, e tak atwo $roza aonieje, to jest umiech

-G7

radosny, bo po raz pierwszy mona powiedzie $ono i wyra,nie to, na co si przez cae ycie czekao+ tak atwo to przychodzi, kiedy 6ikni trzyma za rk( > !u si ciebie nie boj, tato)

-G9

14
,wiato w sypialni jest zapalone, Nona stoi przy &ku i patrzy na Moberta, powoli
dociera do niej, co si dzieje, co j zbudzio( Mobert co szepcze, mruczy, usta w dziubek ukada, wszystko to wydaje jej si nader oblene+ Nona ci$a z nie$o kodr, szarpie, Mobert siada na &ku i patrzy na ni zdezorientowany) > "&wie przez sen) Mobert roz$lda si po sypialni+ $dzie to si znalaz, co to za kobieta, o co tu w o$&le chodzi, dlacze$o jest rodek nocy) > "&wie przez s e n > powtarza Nona, jakby mu bezspornie dowioda zbrodni z premedytacj popenion, jakby ostatecznie o$aszaa $o kamc lustracyjnym, jakby mu odczytywaa bezlitosny wyrok awnik&w, jakby od dzi je$o nazwisko w $azetach miao mie tylko jedn liter+ czy oskarony ma co do powiedzenia na swoj obron1 > Mzeczywicie, nio mi si co) > 6rzecie ni$dy nic ci si nie ni) > *o wanie, sam si dziwi) > "oesz mi powiedzie, kto ci si przyni1 Mobertowi przynia si pani, kt&ra nicze$o od nie$o nie wyma$aa) A kt&r pi z jedne$o kubeczka, jad z jedne$o talerzyka, spa w jednym &eczku, czu ten sam sodki popoch pod sk&r i m&wi jednym $osem) A kt&r rozmowy byy tak $ste i poywne, e al im byo milcze nawet, kiedy si kochali) 6ani, kt&r chciaby mie przy sobie, kiedy bdzie umiera) > =czywicie, e ty > kamie Mobert) > :t& inny m&$by mi si ni1 > !a nie mam na imi M&a > 3idocznie nia mi si jako inna kobieta) -G<

"u pora) Ablia si koniec wiata) ;owem( ciau si wstao i myszkowao


midzy wami, lat bez maa czterdzieci, do byo czasu na marno i poytek, teraz ju pora zasn, nic wicej, wyci$ dobie$a ko ca, czas zaj ostatnie miejsce+ Mobert ju je dla siebie znalaz) 6oza domem) Copakowuje torb) Nona kry po domu, dotyka krzese, porczy, wazon&w, sprawdza, czy pozostaj na swoich miejscach, czy aby nie straciy na krzesowatoci, porcznoci i wazonowoci+ skoro Mobert odzyska sny, wszystko jest moliwe, dozwolone, nawet to, e #o$a nie ma) #yaby poskarya si mamie i ojcu, zwoaliby rodzinne konsylium celem ostateczne$o przem&wienia Mobertowi do rozsdku, ale teraz inne zajmuj ich sprawy, nie mona Deciowi $owy zawraca, kiedy jacy polityczni awanturnicy, jak ich nazywa, za$ili na nie$o parol) De chciaby wiedzie, kto za tym stoi, komu zaleao, eby przekona kilka z je$o byych sekretarek, e klepanie w tyek i sadzanie na kolanach jak najbardziej podchodzi pod molestowanie seksualne, kto poprosi je, eby koniecznie sobie przypomniay, na jakie to jeszcze nibyspontaniczne czynnoci powitalne mu przyzwalay i czy aby pewne s, e przyzwolenie to nie byo w jaki spos&b wymuszone+ De nicze$o sobie nie moe zarzuci, ale partia ju mu zoya propozycj nie do odrzucenia( albo si zrzeknie immunitetu i oczyci z zarzut&w, albo $o dyscyplinarnie wyklucz) *icze$o si nie zrzeknie, nie bd mu lewackie smarki tumaczy, jak si kobiety traktowa powinno, za chwil si okae, e caowanie w rk te molestacja, e kwiaty to ap&wka, e komplementy to przemoc sowna > tak si broni De pr&buje w obliczu medi&w i domownik&w, zwaszcza za Deciowej, kt&ra tryum'alnie i wyniole ciche dni kontynuuje, upadkowi kariery ma przypatrujc si bez wsp&czucia) :sidz dobrodziej byby z niej dumny) !ej osobisty udzia w znalezieniu haka na najbardziej niezatapialne$o przedstawiciela wro$ie$o u$rupowania

-G@

trudno przeceni) 3ystarczyo z prywatne$o kajeciku ma spisa tele'ony praktykantek, staystek i sekretarek, kt&re przez je$o biuro poselskie si w ostatnich latach przewiny, wcale poka,na to kolekcja) Deciowa raz tylko zwr&cia mu w przeszoci uwa$, e nie musi trzyma numer&w tele'on&w, z kt&rych, jak twierdzi, i tak od dawna nie korzysta+ De raz tylko obieca jej w odpowiedzi, e wyrzuci je podczas najblisze$o porzdkowania domowe$o biura+ Deciowa jeden jedyny raz zao'erowaa mu swoj pomoc w tych porzdkach+ De raz tylko, ze stanowcz uprzejmoci, odpar, e sam sobie poradzi) *o nie poradzi sobie+ Deciowa przekazaa list tele'on&w, cakiem zreszt anonimowo, dziennikarzom $azety, kt&r co prawda $ardzi, jak ojciec dobrodziej przykaza, ale przecie cel uwica rodki, a cel by ze wszech miar szlachetny( skasowa polityka, kt&re$o dziaa radyjko ju dawno nie wspiera, a nawet z lekka je potpia, bo u$rupowanie je$o na ciekach 6rawdy pobdzio, a przy okazji, jak to si m&wi, odzyska ma, niech sobie na stare lata ryby poowi, przed telewizorem posiedzi, puzzle poukada+ polityk to Deciowa sama chtnie si teraz zajmie, z #o i "adonny Oiche skiej pomoc) Nona kry, za$lda do $abineciku Moberta, widzi, jak walczy z zamkiem, kt&ry ju dawno by do wymiany, bdzie musia torb spi a$ra'kami) > A c& to1 Anowu si $dzie wybierasz1 > *a tamten wiat) > "ylisz, e jeste dowcipny1 > *ie wiem, za to staram si by szczery) "i$reny i histerie, nie nadchod,cie jeszcze, bo oto pikny okaz prawdziwie kobiece$o $niewu kiekuje, pki puszcza, pen piersi powietrza nabiera i z impetem dononym wyaduje si wprost w Moberta(

-GE

> = czym ty m&wisz1B 8o si z tob dzieje ostatnio1B Anikasz $dzie, nawet mnie nie pytajc o zdanie, teraz znowu walizk pakowan widz, wytumacz mi, o co ci chodzi1B > =dchodz) > Dy1 Dy? Dy debiluBB =dchodzisz1B ;e tak mylisz, e tak se moesz odej1B 3zi manatki i si wynie1 Twaasz, e na to zasuyam1B > *ie m&wi, e odchodz od ciebie) !ak by ci to wytumaczy( odchodz od was wszystkich, cakiem, znikam, po prostu) > 6o prostu1B 8o ty do mnie m&wisz1B Dy jeste nienormalnyBB 8iebie trzeba leczyBB > *iestety, na to ju jest za p&,no) > Dy draniuBB Dy durniuBB Dy? $ra'omanieBBB > *iejeden by ci przyklasn, ale to ju nicze$o nie zmieni) 3idzisz, ja odkadaem t chwil od lat, m&wiem sobie > w przyszym ty$odniu, najdalej za miesic spakuj si i wynios, zaczn inaczej y+ i tak przekadaem to swoje ycie z dnia na dzie ) *o sko czyo si) Deraz bdziesz musiaa nauczy si y beze mnie) > Do si tak nie sko czyBB *ie masz prawaBB !estem twoj onBB > Do prawda, kilka lat temu wziem sobie ciebie za? ko$o inne$o) Mobert dopina torb i mija osupia Non, kierujc si w stron wyjcia) Oecz ju na schodach wrzask $o do$ania i pacz i z$rzytanie zbami+ Nona pr&buje $o zapa, ale odepchnita .stanowczo, ale uprzejmie, wreszcie si nauczy/ pada na ziemi i od$rywa atak padaczki, Mobert wie, e nie wolno mu na to zwraca uwa$i, Nona nie pozwala mu si oddali, chwyta $o za no$awk i daje si ci$n, bo Mobert niewzruszony zmierza w stron salonu, wolaby, eby przynajmniej tam omina $o przeprawa+ nic z te$o, Deciowa zwabiona krzykiem przybie$a i widzi, jak jej c&rka uczepiona no$i ma

-GG

zsuwa si za nim po schodach, Mobert si wyswobadza, ale Nona ci$a mu but i woa do Deciowej, eby nie pozwolia mu przej+ Deciowa zastawia dro$, Mobert musi si przepycha, traci siy, Nona znowu $o dopada, wszyscy troje przewracaj si na ziemi i kbi piszcz jcz parskaj) De wchodzi do salonu powanie otumaniony alkoholem i rodkami uspokajajcymi+ czuje, e najlepiej byoby poci na kawaki to kbowisko mij, t rodzinn $rup Oaokoona, zdejmuje ze ciany reprezentacyjn sarmack karabel, podkrca wsa i w imi boe ci zaczyna powietrze, Deciowa odpuszcza Mobertowi i pr&buje zapobiec tra$edii, ba$a ma o opamitanie, De jednakowo zbyt si ju zapali do 'echtunku, ma powane$o pypcia na szermierk, musi co natychmiast uci, Deciowa jest zdania, e powinien sobie uci drzemk, ale De woli zacz od wiec, 'oteli, krzese, obraz&w+ tnie, co mu si nawinie) Deciowa wniebo$osy o lito dla pamitek rodzinnych zaklina+ Nona wpada w stupor z mokasynem w rku+ Mobert o jednym bucie bierze no$i za pas) *ie ma daleko+ M&a ju czeka pod domem, na wczonym silniku) ---------------------------------------------------------------------------------------------------

%iech sobie chwil poyj razem, nie spieszmy si) :r&tko i szczliwie) #o
potem i tak) ---------------------------------------------------------------------------------------------------

Robert ju nie chce) 6rosi M&, eby zadzwonia po 6ann Awiewn, a potem
niech usidzie przy nim na &ku i trzyma $o za rk) Co same$o ko ca) :iedy wszystko si tak pynnie i bezbolenie przeniesie do je$o dziecice$o pokoju) "ama wanie pocaowaa $o na dobranoc, cho wcale nie chce mu si spa tu po 3ieczorynce) Clacze$o inni mo$ o tej porze o$lda telewizj, a on ma przytuli zajczka i zasn na komend) ;am w pustym pokoju) *ie chce nie chce nie chce)

-GJ

Kdyby tak mona byo zamkn oczy, otworzy je i od razu zobaczy poranne wiato, znowu mie dzie do dyspozycji, $ry, resoraki, hutawki i zjedalnie) *ie $acie jeszcze wiata) 8zy kto tu jest1 Fej, ycieB 8hyba nie zostawisz mnie same$o1

-JL

15
R&a wychodzi z budynku teatru, $rupka wielbicieli prosi j o auto$ra'y, jaki
mody mczyzna wrcza jej bukiet kwiat&w+ radosna idzie dalej ulic, mija $mach sdu i uchylone okienko sutereny, w kt&rej uksztatowa si wiatopod$ld Moberta+ kt& tam teraz przebywa, jaki smutny pan, przestawi sobie biurko tak, eby siedzie tyem do okna, wy$lda na zapracowane$o) 6an " daje wanie napiwek pokalanej panience, moe sobie na to pozwoli, znowu mu si z$adzaj bilanse) 6ikni przybija tabliczk z numerem na domu Adama+ Adam pyta "atk, kt&ra im wanie przyniosa kanapki, czy =jciec ju wyszed z zastanawialni, w kt&rej si zamkn na znak protestu+ "atka krci $ow, ale twierdzi, e ju z ni zacz rozmawia i wszystko wskazuje na to, e niedu$o mu przejdzie) Deciowa udziela pierwsze$o w yciu wywiadu jako samodzielny polityk i jest bardzo niezadowolona, e zamiast o jej pro$ram, pytaj j o ma+ De w tym czasie sprawdza, ile razy w ci$u ostatniej doby je$o nazwisko pojawio si w internecie, i wcieka si, e a tyle, bo to za spraw je$o ony) Nona pod opiek 6sychiatry wyjtkowo sprawnie dochodzi do siebie, zwaszcza od kiedy jej wytumaczy, e ludzie tak naprawd mo$ mieszka tylko w innych ludziach, depresja to nic inne$o, jak bezdomno, na depresj cierpi ludzie, kt&rzy nie maj w kim mieszka, a potem zaproponowa, e otworzy przed ni swoje drzwi) Mobert patrzy apczywie+ wci jeszcze nie przywyk, e moe widzie wszystko jednoczenie)

Chorzw 20052008, KremsStein 2008 -J-

Dzikuj z caego serca t m, !ez ktr ch nie w "o! ! m si z senno#ci$ %rszu&i Kuczok za na"zr i chwa 'atcz zn , (a"osawowi Ko!ierskiemu za #wiato)o"g&*" i ca* reszt, +o&,gangowi Kuhnowi za )okj 22, -rzegorzowi .&sza/skiemu za twrcze "egustacje, 'ag"a&enie 0iekorz za m #&enie ,otogeniczne i ws))rac !ezcenn*, Karinie 0rzewoce za )ierwsze re"akcje i ws))rac !ezecn* i )anu Krz szto,owi 1anussiemu za )ierwsze tchnienie2

3ojciech :uczok

-J4

You might also like