You are on page 1of 6

I Las okalajcy Flotsam by dzi wyjtkowo ponury i zasnuty mg. Niebo spowiy, ci kie niby o!w, c"mury z kt!

ryc" bezustannie pada gsty deszcz. #rople wody bbniy po liciac", spywajc tworzyy na ziemi botniste kau e. $y rodek dnia, a mimo to las pozostawa cic"y i pusty, zupenie jakby wszystkie zwierzta gdzie czmyc"ny. %ot ne drzewa kr!loway wysoko nad ziemi, rozpocierajc swe korony tworzyy zielony caun. &dzieniegdzie midzy li'mi z trudem przedzieray si blade promienie so(ca, kt!re podobnie do komanda )coia*tael walczyy o swoje prawa. +d,ba trawy uginay si i amay pod ci arem wody, kt!rej strumienie gdzieniegdzie obiy w ziemi wskie wgbienia. -orwet" wyciubi nos ze swojej jaskini, a jego usta natyc"miast wykrzywi grymas niec"ci. .eszcz nie deszcz, jego pupil zwany krabopajkiem musi dosta' dzi nekkera na obiad. /l0, zabrawszy ze sob uk, powoli wyszed ze sc"ronienia. Nie odszed jeszcze daleko, a ju przem!k do suc"ej nitki. 1oda spywajca mu po twarzy, kapica z nosa i uszu, bya zimna i nieprzyjemna. 2ego gruba, zgniozielona sukmana bya niezmiernie ci ka, a grunt pod stopami topnia jak l!d podczas roztop!w. 3 4 d*yaebl aep arse 3 -orwet" zakl, jednak nawet jego cic"y gos odbi si ec"em w ciszy. %rzemierzajc mgliste tereny niedaleko $indugi nie natkn si na ani jednego nekkera, nawet endriagi wolay trzyma' si z dala od deszczu. 2edyne co mo na dzi byo znale,' to puapki rozstawione przez 5edrica. &dyby c"o' jedna z nic" bya pena, mo na by ju m!wi' o sukcesie. 6 czyzna zorzeczy bezustannie na wszawy los, kt!ry nie do' e ka e mu walczy' o swoje prawa, to jeszcze zmusza go na spacery w tak pogod. 6ijajc kokony endriag, zacinite niby paszcza smoka, i przyronite do pni drzew, zbli a si do gniazd nekker!w. #opce wyrastajce niewiele ponad ziemi r!wnie okazay si by' zamare. Na ziemi pozostay tylko porozrzucane koci pokryte skrzepnit krwi, oraz czaszki spogldajce na przec"odzcyc" pustymi oczodoami i szczerzce do nic" niekompletne uzbienie. #iedy dotarszy do wodospadu zasaniajcego wejcie do jaskini skonstatowa, i krabopajk najwyra,niej pozostanie dzi godny, postanowi zawr!ci' i w ostatecznoci zbada' jeszcze ruiny 0olwarku, bdcego niegdy szpitalem dla obkanyc". 7dszed pospiesznie, gdy woda szumica dzi niemiosiernie gono dra nia el0a coraz bardziej. Nawet dla 8opielc!w i 9topc!w aura bya zowroga, bo i tyc" nie spotka na swojej drodze. 1ycieczka w stron szpitala r!wnie okazaa si by' daremna, co jeszcze bardziej go rozzocio. &dyby wiedzia jaki bdzie koniec tej wdr!wki, pozostaby dzi w swojej jaskini. Niestety zdolnoci przewidywania przyszoci oraz czytania w mylac" nie nale ay do wac"larza jego umiejtnoci. 6ia ju wraca', kiedy nagle gony krzyk rozni!s si po okolicy. /l0 zastrzyg uc"em i zmru y jedyne oko, nasuc"ujc kierunku, z kt!rego doc"odzi d,wik. 5isza, kt!ra nastaa daa mu do zrozumienia, e zapewne mu si zdawao, a to jedynie wiatr gwizda w gaziac" drzew. %ozosta sam pomidzy resztkami mur!w i uwizionymi w nic" duszami. Nie tracc cennego czasu odwr!ci si wic na picie, odszed kilka krok!w, kiedy zn!w usysza woanie. 8ym razem byo wyra,niejsze, a gos bez dw!c" zda( nale a do kobiety. 5iekawo' zwyci ya nad drczcym go zimnem i c"ci ogrzania si przy ogniu. :uszy dalej, zostawiajc za sob resztki mur!w poronite mc"em. #luczy wskimi przejciami, przedzierajc si przez gszcze krzew!w i paproci, a wreszcie wspi si na wzg!rze, z kt!rego m!g ogarn' wzrokiem okolic. 1 dole rozcigao si bagnisko, cuc"nce zgnilizn, bdce swoistym cmentarzem. #ilka cia el0!w nadal zwisao z gazi jednego z drzew, a gdzieniegdzie spoczyway trupy stra nik!w z Flotsam. Niekt!rzy z nic" zginli podczas odpoczynku przy ognisku, zupenie niczego niewiadomi. 8o miejsce przypominao mu jeszcze bardziej dobitnie o wszystkic" doznanyc" krzywdac", a za razem dawao si do dalszej walki. Nie dba ju o to jak go postrzegaj, dla og!u m!g by' morderc, rze,nikiem czy kim sobie tylko c"cieli, wa ny by cel jaki sobie niegdy postawi. 2eli nie ma innego sposobu, osignie go pozostawiajc za sob krwaw cie k usan trupami d"*oine. -orwet" rozejrza si dokadnie, pr!bujc dostrzec cokolwiek we mgle. %owoli zszed po

zboczu wycigajc uk i przygotowujc strza. )zed ostro nie i cic"o, aby pozosta' w ukryciu jak najdu ej. Nawet brnc przez wod nie zwraca na siebie zbytniej uwagi. #iedy usysza gosy przylgn plecami do pobliskiego drzewa. 3 #urwi synu, puszczaj mnie do jasnej c"olery, albo w rzy' ci nakopi tak, e nie bdziesz wiedzia czy to twoja; 8rzy sylwety zamajaczyy we mgle, jedna z nic" bya smuka i dosy' wysoka, a dwie pozostae spasione jak winie na wita. 8akiej wizanki przekle(stw -orwet" dawno nie sysza, dlatego c"cia si dowiedzie' kto te mo e by' jej autorem. 3 No no malutka, zadziorna jest; Nigdym el0ki nie c"do y, a to podobno nieze dupcie s. 3 $loede d"*oine; 3 el0ka krzykna i spluna m czy,nie w twarz. 2ego towarzysz zapa j za nadgarstek i wykrci rk, kiedy dostrzeg e siga po sztylet. .ziewczyna pisna z b!lu prostujc si. $ya teraz bezbronna, jednak nie w gowie jej byo podda' si i baga' o lito'. %r!bowaa znale,' jakie wyjcie z tego impasu, jednak c"wilowo bya bez szans. /l0 pr!bowa znale,' dogodn pozycj do strzau, ale z powodu mgy musia uwa a' eby przypadkiem nie tra0i' dziewczyny. 1 najgorszym wypadku zamiast uku u yje miecza. 3 <araz inaczej zapiewasz; 7prawca c"wyci j dwoma palcami za policzki i cisn mocno. .rug rk rozdar p!cienn, szar koszul el0ki obna ajc ksztatne piersi. 1yrywaa si, c"ciaa kopn' grubasa w jajca, ale jego kompan zd y uderzy' j w brzuc". 5iemnowosa zawya z b!lu, dusia si nie mogc zapa' tc"u. 3 8y pieprzony kretynie; %o"amuj si, bo j zabijesz, a ja nie mam zamiaru bawi' si w neko0ir..., nekro..., nie mam zamiaru c"do y' trupa, no; $rodaty, linicy si m czyzna skarci surowo drugiego, nieco wy szego jednak tak samo spasionego. #!tnia, kt!ra si rozptaa bya dobrym momentem na ucieczk, tote dziewczyna wyszarpna si, podrywajc tym samym do biegu. 7prawcy jak na stra nik!w byli nadzwyczaj inteligentni, gdy zastpili jej drog i nie zdoaa si przecisn' midzy nimi. $rodaty pc"n j na ziemi, po czym sam uklkn okrakiem tu nad ni. #rople liny kapay jej na twarz, czua, e zaraz zemdleje albo zwymiotuje. $y' mo e jedno i drugie. 3 2a j wezm pierwszy, a ty doko(czysz. 8eraz pilnuj czy kto tu nie idzie; :udy pokiwa oc"oczo gow i wyszczerzy szczerbat szczk w umiec"u. .ziewczyna pr!bowaa si wyrywa' ale daremnie. 8uste wargi zbli ay si ju do szyi, a do( m czyzny lubie nie gaskaa j po prawym udzie. #iedy najgorsze myli spowiy jej umys, kiedy postawia kresk na swoim yciu i kiedy wydawao si, e wszystko stracone, strzaa wisna. 8nc powietrze ugodzia tustego stra nika prosto w szyj. #rew trysna z rany. 5ielsko z rk zamar na klamrze pasa przewalio si na bok. .rugi ze stra nik!w nie zdoa uciec. )ztylet dziewczyny, wycignity z pokrowca na ydce, utkwi mu midzy opatkami. -orwet" podszed bli ej opuszczajc bro( i przekrzywiajc na bok gow. 1 obecnej c"wili nawet nie zwraca uwagi na to, e u jego st!p siedzi p! naga dziewczyna. 3 2ako si nie spieszye z t pomoc, a mo e czekae w kolejce, co=; 1rzask, wstajcej z wolna ciemnowosej dziewczyny, nie wywar na nim najmniejszego wra enia. 1 duc"u aowa, e wmiesza si w cae to zamieszanie. >aaliwa el0ka to ostatnie czego mu teraz potrzeba do szczcia. Niestety c"yba wkroczy na drog, z kt!rej si nie wraca. 3 Nie ma za co ? wzruszy ramionami. 3 )ama bym sobie poradzia z tymi knurami. 3 2eli taka twoja wola, zaraz std id i dalej bdziesz sobie radzi' sama. 6 czyzna zatrzyma si w p! kroku, odwr!ci gow i spojrza na ni zielonym, widrujcym okiem. 3 )woj drog mogaby si okry', jeszcze si przezibisz. /l0ka zorientowawszy si, e przecie nie jest w peni ubrana zalaa si rumie(cem i pocza nerwowo naciga' potargan i brudn koszul. 3 1ic jak, p!jdziesz ze mn= 8o twoja ostatnia szansa.

3 .am sobie rad; 3 wrzasna zn!w. 3 2ak sobie c"cesz, ale wiedz e tu roi si od potwor!w. %o drugie nie uciekniesz stra om Loredo. $ez solidnego jedzenia dugo tu nie po yjesz. $ez znajomoci okolicy, r!wnie . 3 4 ty co mi zao0erujesz= 1 og!le czemu mam ci zau0a'= 3 $o nie masz innego wyjcia= .ziewczyna wyda wargi i wyszarpna sztylet z ciaa stra nika. 3 Niec" bdzie, e ci wierz ? odpara mru c piwne oczy i celujc zakrwawionym ostrzem w el0a. -orwet" nacign mocniej przepask, ukrywajc staranniej rany na prawej czci twarzy, sc"owa uk i ruszy wawo przed siebie. %o c"wili zawr!ci dezorientujc przy tym towarzyszk, kt!ra ze zdziwieniem przygldaa si jak wlecze za sob trupa. 3 <dradzisz mi swoje imi, czy mam ci nazywa' mistrzyni citej riposty= 3 Ni0riel zwana 8eu@el ? burkna. 3 -orwet" ? odpar suc"o. 9syszawszy jego imi staraa si za wszelk cen zac"owa' obojtny wyraz twarzy. <naa wiele opowieci o tym dumnym el0ie, kt!ry nadal wierzy w swoje racje. $y dla niej ideaem, a teraz !w idea szed kilka krok!w przed ni. .opiero teraz zdaa sobie spraw, e jej city jzyk kiedy j zgubi. %od aa za nim w zupenej ciszy, bya zmczona, przemoknita i godna. 6iaa cic" nadziej, e nie syszy jak burczy jej w brzuc"u. 2ej blad twarz oblepia brud zmieszany ze skrzepnit krwi, co c"wil nacigaa potargan koszul, a nogi zdaway si odmawia' ju posusze(stwa. .laczego akurat jego postawi na jej drodze przewrotny los= <awie lene dukty byy zupenie obce dlatego zdaa si na jego znajomo' okolicy. 1iedziaa ju , e mo e mu zau0a', jednak duma nie pozwalaa jej si do tego przyzna'. 6inli posg Aejopatisa, jedyne miejsce jakie dobrze znaa, i zn!w zagbili si w gszcz paproci. 6asywne drzewa o grubyc" korzeniac", wrastajcyc" gboko w ziemi, porasta gdzieniegdzie mec", niekt!re pnie ciasno oplatay kolczaste pncza. 1 powietrzu czu' byo wilgo' zmieszan z zapac"em grzyb!w. .eszcz nieustannie pada, przez luki w koronac" drzew dao si dostrzec bysk, a zaraz po nim gony "uk. -orwet" wyra,nie przyspieszy, nie ogldn si za siebie ani razu, spojrza jedynie w niebo. <atrzymali si dopiero na skarpie, tu przed eliptycznym zagbieniem w ziemi, pokrytym warstw gnijcyc" lici. /l0 energicznym ruc"em cisn truc"em, kt!re niemal od razu po upadku zwabio krabopajka. 3 $iegnij za mn najszybciej jak umiesz i nie zatrzymuj si ani na c"wil; 7n najbardziej lubi ywe jedzenie; Ni0 pucia si biegiem na tyle szybkim, na ile pozwalao jej zmczenie, ci kie ubranie spowalniao -orwet"a, kt!ry zazwyczaj wyr! nia si zwinnoci. #amienie byy liskie, podobnie jak namoknita ziemia, boto pryskao spod ic" st!p. $yli ju prawie u wejcia do jaskini, kiedy potw!r po ar sw!j obiad. )un teraz prosto na nic". Niewiele brako, a sami staliby si jedzeniem. Niemal w ostatniej c"wili zniknli w czeluciac" sc"ronienia. 2askinia bya przytulna i cic"a, a co najwa niejsze bezpieczna. /l0 rozpali ogie( i zamiesza w kocioku, po czym sign po 0ajk le c na drewnianej skrzyni. )muga dymu wijc si unosia si w powietrzu. -orwet" mru c zielone oko patrzy si w ogie(. 1o( ziela, jako jedna z niewielu rzeczy, bya jej znajoma. .ziewczyna wykrcia kasztanowe, dugie do poowy plec!w, wosy i usiada tu przy wejciu. %atrzya na pust polan, rozwietlan co jaki czas byniciami. 6 czyzna siedzcy na drugim ko(cu jaskini zgasi 0ajk, po czym wsta energicznie. #lamry sk!rzanyc" pas!w, we wt!rujcym im szczku upadajcej kolczugi, zadzwoniy o kamienn posadzk. Ni0riel, wytrcona z zamylenia przez "aas, spojrzaa w jego stron akurat w c"wili, gdy zdejmowa z siebie grub sukman. .ziewczyna, wyra,nie zmieszana widokiem p! nagiego el0a, odwr!cia wzrok udajc, e nie patrzy. <d ya dostrzec liczne blizny na jego plecac", rce i piersi oraz tatua zdobicy lew stron szyi, sigajcy obojczyka. #cik ust -orwet"a drgn w nieznacznym umiec"u na widok jej reakcji. 9brany w suc", prost koszul oraz sk!rzane winiowe spodnie podszed do niej i wrczy suc"e ubranie, kt!re niedawno zwinli jednemu z kupc!w.

3 .zikuj ? wycedzia, wprawiajc el0a w osupienie. :zadko kiedy sysza to sowo, czciej by wyzywany i poni any. Nie pamita kiedy ostatni raz kto mu dzikowa. 3 6o esz si przebra', nie bd patrzy, ale najpierw trzeba przemy' te rany. 3 4kurat... 3 mrukna odbierajc rzeczy. -orwet" przygotowa misk z ciep wod i czyste opatrunki, kucn przy ciemnowosej, ale ta odsuna si zapobiegawczo. 3 Nie b!j si, nie ugryz ci ? rzek cic"o zbli ajc wilgotn szmatk do jej policzka. Ni0 sykna z b!lu, dopiero po zmyciu warstwy bota byo wida' ile musiaa przej'. %rzez rozdart koszul dao si dostrzec prgi na plecac" i ca mas si(c!w, ale nie odwa y si ic" dotkn' bez jej zgody. 3 8e rany r!wnie trzeba przemy' i opatrzy' ? stwierdzi. 3 #t!re rany= /l0 skin gow wskazujc na jej plecy. 3 4c" te, to nic takiego. 3 Nie c"c jutro wynosi' kolejnego trupa. %ozwolisz mi je opatrzy', czy c"cesz mczy' si z tym sama= 3 No dobrze, napatrz si, co mi zale y. 3 Beby jeszcze byo na co ? skama ? 1idziaem ju w swoim yciu tyle, e takie widoki s mi obojtne. 3 8yp babiarza, mogam si domyli' ? odpara z przeksem. -orwet" pokrci jedynie gow ze zrezygnowaniem, po czym zabra si za opatrunki. .ziewczyna zagryza wargi niemal do krwi. %r!bowaa by' twarda tak, jak jej tego uczono. #iedy sko(czy zao ya czyste ubranie. 5zua si nieswojo w jego obecnoci. Najc"tniej uciekaby przy pierwszej ku temu sposobnoci. 7n siedzia niewzruszony, wrcz obojtny, zupenie jakby jej tu nie byo. Najwyra,niej okaza jej lito', kt!rej nie potrzebowaa, i nic poza tym. Nawet on, el0 by jej nieprzyc"ylny. 8a myl dr ya jej umys jak g!rski strumyk szukajcy drogi por!d ska. 3 %!jd sobie jak tylko przestanie pada' ? wyszeptaa bardziej do siebie ni do niego. 3 - dokd si udasz= Na pewn mier'= 3 2eli tak ma by' ? stwierdzia beznamitnie, patrzc w stron wejcia do jaskini. 3 Nie zamierzam zatrzymywa' ci si. 8o twoje ycie, nie moje. 3 7wszem, moje, dlatego te nie potrzebuj twojej litoci. 4ni nikogo innego. 3 .o jasnej c"olery przesta( m!wi' jak jaka pieprzona cierpitnica; 8o nie lito', tylko pomoc, ale jak sobie c"cesz. Nie jestem mamk, a co za tym idzie nie mam obowizku si tob zajmowa'. <anim sobie p!jdziesz zjedz co i wysuc"aj tego co mam ci do powiedzenia. 6 czyzna wskaza drewnian y k miejsce obok siebie. /l0ka westc"na, niec"tnie siadajc na pie(ku. 9nikaa patrzenia w jego stron bardziej ni ognia. -orwet" zn!w zamiesza w kocioku, uwalniajc przy tym przyjemny zapac" posiku. %omara(czowo ? !te jzyki wiy si 0antazyjnie, a suc"e drewno skwierczao strzelajc iskrami. %omienie odbijay si w ic" oczac", rozwietlay zmczone twarze. 4tmos0era panujca wewntrz bya ci sza od krasnoludzkiego dowcipu, nawet pogoda zdawaa si by' pogodniejsza od ic" nastroj!w. 3 %otrzebuj ludzi, dlatego c"ciaem zaproponowa' ci doczenie do mojego komanda. %rzynajmniej na pr!b. )ama sobie nie poradzisz, Loredo znajdzie ci prdzej czy p!,niej. < moim komandem byaby bezpieczna. 8en skurwysyn od tak tu nie przyjdzie. <anim zaczniesz mnie wyzywa' wiedz, e po pierwsze to nie jest lito', a po drugie takic" propozycji nie zwykem skada' byle komu. 8ak wic zastan!w si dobrze zanim otworzysz usta. Ni0riel siedziaa jak zaklta, zupenie nie wiedzc co ma zrobi'. $ya wcieka zar!wno na siebie jak i na niego. < drugiej strony nie spodziewaa si takiego obrotu spraw. 7n, taki dumny i szorstki nagle troszczy si o jej bezpiecze(stwo= 8o zbyt pikne, eby moga w to uwierzy'. Niemniej jednak mia racj, w lesie dugo sama nie po yje. <ginie z apy potwora albo ."*oine. 3 No dobrze, powiedzmy, e przyjmuj propozycj ? odpara po c"wili namysu. %ostanowia zosta', aby spaci' sw!j dug wobec niego. $ya mu to winna, to i wiele wicej.

%oza tym miaa r!wnie swoj prywatn zemst wobec ludzi, a doczenie do jego komanda byo jej bardzo na rk. 3 %yskata jeste, ale odrobin rozsdku masz i umiesz walczy'. 6o e co z ciebie bdzie. /l0 zamilk zamylajc si i poruszy patykiem trawione przez ogie( polana, wzbudzajc przy tym snop iskier, po c"wili sign po dwie gliniane miski i y ki. 3 7powiedz mi co wicej o sobie. 2eli ju c"cesz by' w moim komandzie, nie mo esz by' dla nas zagadk. 6usz mie' jakie podstawy do budowania zau0ania, prawda= 3 8ak... 8o prawda. 5o c"cesz wiedzie'= 3 spytaa nico zgaszonym gosem. 3 8o o czym c"cesz i mo esz m!wi', przecie nie wycign in0ormacji si, nie z el0ki. No c"yba, e to zdrajczyni. 6o e zacznij od tego jak tu tra0ia. 6ao obcyc" widujemy we Flotsam. /l0 zmarszczy brwi i zawiesi wzrok na naprzeciwlegym stojaku z broniami. 3 #iedy mieszkaam w 1yzimie razem z rodzicami i modszym bratem. 1szyscy zginli podczas rozptanego tam pieka. 1tedy Cae@inn przyj mnie do swojego komanda. 2aki czas p!,niej zostaam zapana przez ."*oine i wyldowaam tutaj we Flotsam jako jeniec czekajcy na stracenie. 3 .aa si zapa'= /l0ka z komanda Cae@inna tak zwyczajnie wpada w apy ."*oine= Niebywae ? rzek zdegustowany. 3 6iaam m!wi' o tym, o czym c"c i mog ? odpara stanowczo. 3 -m mniej mi powiesz, tym trudniej bdzie mi tobie zau0a'. 3 8rudno, mo e kiedy dowiesz si reszty. 1 ka dym razie gdyby nie ty, ja... -orwet" przerwa jej, wrczajc w milczeniu misk gulaszu. Nie znosi ckliwyc" podzikowa(. <robi to, co uzna za stosowne w danej sytuacji, nie mniej nie wicej. 3 <a! my, e ci wierz ? rzuci szorstko 3 :ano zaprowadz ci do reszty komanda, tam dostaniesz now zbroj i bro(, a teraz zjedz co. 8rzeba odpocz' po tym mczcym dniu. 8o rzekszy zjad szybko swoj porcj, wsta od ognia i uda si na posanie. Ni0 poczua si jeszcze bardziej obco. $ya twarda, ale nie wr!d swoic". %o cic"u liczya na odrobin wicej wsparcia z jego strony, w ko(cu to ywa legenda. 7tworzya si przed obcym jej el0em, a on to zignorowa. 5zua si teraz po stokro' gorzej ni gdyby staa przed nim odarta z ubrania. &ulasz poc"ona w mgnieniu oka, odo ya misk na bok, wstaa z miejsca i znalazszy skrawek ciemnego kta skulia si w nim pr!bujc zasn'. Noc przyniosa ze sob c"!d i spok!j. /l0ka, koysana wiatrem wiszczcym cic"o w zakamarkac" ska, spaa spokojnie mimo nowego miejsca. #iedy si zbudzia dostrzega otulajcy j koc. -orwet"a nie byo w jaskini, tote nie moga kolejny raz mu podzikowa'. 6iaa mieszane uczucia. 1czoraj niemal ni gardzi, a teraz budzi si okryta ciepym kocem. Najwyra,niej przez dugi czas pozostanie dla niej zagadk. /l0ka przecigna si i ziewnwszy pot nie wstaa z ziemi. 3 -orwet"= 3 rzucia pytajco, ale odpowiedziao jej ec"o. Na skrzyni obok kocioka znalaza przygotowane niadanie z notatk, e to dla niej. #romka c"leba i kawaek wdzonego misa smakoway nadzwyczaj dobrze. <jada je powoli, jakby mia to by' ostatni posiek w jej yciu. Ledwo przekna ostatni ks, usyszaa znajomy gos. 3 2eli ju zjada to mo emy rusza'. 6amy sporo do zrobienia, a krabopajk niedugo dopadnie nekkera. <imny ton przeszy j na wskro. $y stanowczy i pewny swego, nie moga si mu nawet przeciwstawi'. 1staa z ziemi, otrzepaa ubranie, po czym wysza za el0em na zewntrz. .zie( by ciepy i soneczny. <ote promienie, przeciskajce si midzy li'mi drzew, raziy j w oczy. <iemia nadal pamitaa wczorajsz ulew, gdzieniegdzie pozostay jeszcze botniste kau e, a na liciac" byszczay krople rosy. +d,ba trawy podnosiy si ku niebu, w oddali syc"a' byo 'wierkajce ptaki, wielobarwne motyle wzbijay si do lotu, a cykanie polnyc" konik!w otaczao ic" niemal zewszd. 6ijali kolejne kpy paproci, bdzili pomidzy drzewami, a w ko(cu dotarli na skraj obozu. 1brew pozorom nie by on a tak daleko od jaskini -orwet"a. 3 5eDdmil .eit", przyprowadziem wam kogo. 8o jest 8eu@el, doczy do nas na pr!b. <apoznaj j z naszymi zwyczajami i obowizkami. 2a mam kilka wa nyc" spraw, kiedy wr!c ustalimy co dalej.

3 Ni0riel, .eit" to moja prawa rka, suc"aj si go we wszystkim. Aa 0aill ? skin lekko gow. /l0 odszed pospiesznie, a po c"wili znikn ju w oddali.

You might also like