Professional Documents
Culture Documents
Rafał Małek
19 października 2009r.
0) Wstęp
Książeczkę tą napisałem, by przedstawić swoje zdanie na pewne nonsensy. Są one obecne w fizyce
od samego jej zarania.
Przez stulecia nikt ich nie zauważył, albo udawał, że nie widzi, by nie narażać się nauczycielom w
szkole. Podejście typowego ucznia jest takie, aby napisać klasówkę, zaliczyć i mieć przedmiot z
głowy. A później popadamy w pewien schemat myślenia, nie zdając sobie sprawy z tkwiących w
nim absurdów.
W tym tekście niestety będzie trochę matematyki, lecz na poziomie podstawówki. Każdy, kto jest na
tyle zaawansowany by posiąść tajemną sztukę mnożenia i dzielenia, nie powinien mieć problemów
ze zrozumieniem. Wiedza z fizyki nie będzie wymagana, gdyż tekst zawiera wszystkie potrzebne do
zrozumienia informacje. Z założenia ma pozwolić na wyrobienie swojego zdania każdemu, nie
tylko fizykom.
1) Klasyczne podejście do zderzeń obiektów
Skutki centralnego zderzenia ciał idealnie sprężystych można spróbować policzyć zgodnie z zasadą
zachowania pędu. Tego właśnie uczą w szkołach, gdyż jest to prostsze od stosowania zasad
zachowania energii, daje uczniom większą szansę na zaliczenie fizyki (co ciekawe, stosowanie
zasady zachowania energii raczej uniemożliwi to zaliczenie!). Ciało A ma pęd pA=VA*mA, ciało B
ma pęd pB=VB*mB. Pęd jest zachowany, po zderzeniu stan zależy od mas i prędkości ciał.
Drugi przypadek, to zderzenie ciał idealnie plastycznych. Zlepią się, więc to co wyjdzie traktuje się
jako ciało materialne posiadające masę równą sumie mas zlepionych ciał. Nadal przyjmuje się, że
obowiązuje zasada zachowania pędu. Przypominam, że aby obowiązywała zasada zachowania pędu,
musi obowiązywać zasada zachowania energii. Czyli układ musi być ZAMKNIĘTY.
Cóż, nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego “idealnie plastycznego”. Obiekty w zadaniu
należałoby raczej nazwać “idealnie lepiącymi”, bo się po prostu zlepią ze sobą po zderzeniu.
Jeśli za ciało plastyczne uznamy plastelinę, to dzieją się dziwne (tylko dla fizyków) rzeczy.
Rzucamy plasteliną o ścianę, rozpaćkała się i wisi. Zgodnie z “naukowym” światopoglądem
fizyków, przekazała ona swój pęd ścianie, lecz ściana się nie poruszyła z powodu ogromnej masy
budynku, przytwierdzonego zresztą do planety. Wydaje się logiczne, więc podchodzimy do ściany,
dotykamy plastelinę, jest taka miła i ciepła w dotyku. Chwileczkę, skoro jest ciepła, to skąd wzięło
się to ciepło? Ciepło to energia, a energii nie możemy wytworzyć, tylko ją przetworzyć.
Dochodzę do sedna problemu – przy ZDERZENIACH PLASTYCZNYCH NIE OBOWIĄZUJE
ZASADA ZACHOWANIA PĘDU, gdyż nie obowiązuje zasada zachowania energii w układzie
(tak w ogóle to obowiązuje, lecz nie w układach otwartych). Wyjaśnienie jest oczywiste, to nie jest
układ zamknięty (energia w postaci ciepła uleci sobie w powietrze).
Jeśli gnieciemy plastelinę w ręku, staje się ona ciepła. To samo, kiedy zginamy jakiś pręt z metalu
lub tworzywa sztucznego, nagrzewa się w miejscu zgięcia. Owo ciepło nie wzięło się znikąd, to
wyzowolona energia, którą wcześniej doprowadziliśmy do ciała, oddziałując na nie przy pomocy
siły.
2) Rzeczywiste kulki
Proponuję nową klasyfikację ciał materialnych, ze względu na ich właściwości bardziej zbliżone do
rzeczywistości:
1. Sprężyste
2. Plastyczne (przypadkowa zbieżność nazw z poprzednią nomenklaturą)
3. Kruche
4. Idealnie lepiące (pojęcie wprowadzone jedynie po to, by zastąpić dotychczasowe idealnie
plastyczne).
W przypadku zderzeń ciał sprężystych, w rzeczywistości nie ma żadnej tam zasady zachowania
pędu. Lecz jest zasada zachowania energii. Kulka idealnie sprężysta, uderzająca o ścianę, odkształci
się. Energia kinetyczna (ruchu) zamieni się na energię potencjalną sprężystości (naprężeń w
strukturze materiału), a ta z kolei na energię kinetyczną i kulka odbije się. Nie ma sensu
wprowadzać pędu, choć jak komuś pasuje, to sobie może. Nie można zapominać o jednym, że
zasada zachowania pędu obowiązuje tylko w układach zamkniętych, w których jest zachowana
energia całkowita (nie ulotni się gdzieś na zewnątrz). I jest tylko pewnym skrótem myślowym,
wprowadzonym w celu ułatwienia obliczeń zderzeń ciał sprężystych.
W przypadku ciał plastycznych, nie może obowiązywać zasada zachowania pędu, gdyż nie jest to
układ zamknięty. Kulka idealnie plastyczna, uderzająca o ścianę, rozpłaszczy się. Energia
kinetyczna kulki zamieni się na wiązaniach atomowych materiału w energię cieplną. Z kolei
nadwyżka ciepła po pewnym czasie całkiem wyparuje sobie w powietrze. Gdyby ktoś w nas rzucił
czymś idealnie plastycznym, nie poczulibyśmy uderzenia, lecz jedynie ciepło. Nawet miękka
plastelina jest mniej plastyczna niż “idealna”, ale uderzenie będzie o wiele lżejsze, niż gdyby ktoś w
nas rzucił stalową kulką.
W przypadku zderzeń ciał kruchych, także nie obowiązuje zasada zachowania pędu. Kulka idealnie
krucha, uderzająca o ścianę, rozsypie się. Energia kinetyczna kulki częściowo pójdzie na rozerwanie
wiązań atomowych, a reszta odleci wraz z odłamkami.
Pojawia się pytanie – co się stanie przy idealnie sprężystych zderzeniach trzech ciał materialnych?
Przypominam, że zasada zachowania energii musi obowiązywać, zasada zachowania pędu
niekoniecznie (musi to być układ zamknięty), przy trzech ciałach raczej rzadko obowiązuje. Można
zbudować takie urządzenie, w którym energia kinetyczna jednego ciała w całości zamieni się w
energię kinetyczną drugiego ciała, który odleci sobie gdzieś w siną dal, albo zacznie wirować. Taką
konstrukcję zastosował pan Lucjan Łągiewka w swoim kinetycznym zderzaku. Pozornie przeczy
ona II Zasadzie Dynamiki Newtona, gdyż pomimo przyspieszeń nie ma siły bezwładności (!). Na
szczęście tylko pozornie, jak to jest możliwe przy zachowaniu zasad dynamiki, wyjaśniłem w
ostatnim rozdziale.
3) Układy odniesienia
Współczesna fizyka wielokrotnie dowiodła, że nie istnieje coś takiego jak ruch absolutny. Na tej
zasadzie opierają się znane nam teorie. Dopóki ktoś nie udowodni czegoś przeciwnego, musi tak
zostać.
Jeśli opisujemy ruch czegokolwiek, musimy to zrobić względem jakiegoś układu odniesienia.
Żyjemy na powierzchni Ziemi, więc mamy naturalną tendencję do przypisywania jej tejże
właściwości i sprawdza się to w codziennym życiu. W kosmosie również szukalibyśmy punktów
odniesienia, instynktownie uznalibyśmy za nie odległe gwiazdy, które są niemal nieruchome. Lecz
to jest błędne założenie, w praktyce możemy przyjąć dowolny układ odniesienia, wedle własnego
widzimisia albo jaki będzie w danej chwili najwygodniejszy do przeprowadzenia obliczeń.
Najczęściej przyjmuje się odległe gwiazdy, lecz to wynika z praktyczności takiego układu
odniesienia, nie zaś jakiegoś autorytarnego nakazu 'sił nadprzyrodzonych', które dałyby
Wszechświatowi prawa natury. Po prostu łatwo skonstruować przyrządy określające położenie
względem ciał niebieskich i wyliczające na tej podstawie np. pozycję statku kosmicznego lub
planety. Nie wiemy o istnieniu innych punktów odniesienia, które mogłyby zostać wykorzystane w
tym celu.
Trudno to sobie wyobrazić (chyba, że ktoś jest osobą niewidomą), ale tak już jest - można przyjąć,
że te gwiazdy nie istnieją, lub nie mamy okien, więc ich nie widzimy.
Zgodnie z I Zasadą Dynamiki Newtona, ciało pozostaje w spoczynku lub porusza się ruchem
jednostajnym prostoliniowym, jeśli nie działa na niego siła lub działające siły się równoważą.
Natomiast zmiana szybkości, czyli przyspieszenie, następuje wskutek działania siły lub
geometrycznej wypadkowej sił niezrównoważonych, zgodnie z II Zasadą Dynamiki Newtona
istnieje przyspieszenie a=F/m (a-przyspieszenie, F-siła, m-masa). Pomijam tutaj mechanikę
relatywistyczną, by zbytnio nie komplikować opisu, niczego ona by nie wniosła do rozważań.
Problem pojawia się, kiedy trzeba określić, z jakim układem odniesienia mamy do czynienia, kiedy
nie ma żadnych zewnętrznych układów odniesienia. Taka sytuacja występuje w statku kosmicznym,
który znajduje się daleko od najbliższych gwiazd, w pustej przestrzeni, albo okna się zabrudziły i
czujniki przestały działać. Trudno byłoby przewidzieć, jakie siły działałyby wtedy na załogę.
Na pierwszy rzut oka widać podobieństwa pomiędzy układami odniesienia a Zasadami Dynamiki.
Czyli, jeśli do kadłuba statku przyłożona jest bezpośrednio jakaś niezrównoważona siła, to statek
staje się dla załogi układem nieinercjalnym, statek i załoga doznają przeciążeń. Jeśli nie jest
przyłożona żadna siła, to załoga nie odczuwa przeciążeń.
Nasuwa się ciekawe pytanie – co by było, gdyby siła napędowa statku została przyłożona nie do
jego kadłuba, lecz do świata zewnętrznego? Na drodze czysto mechanicznej trudno tego dokonać
(w każdym razie ja nie mam pojęcia jak, może Lucjan Łągiewka wie), lecz można np. użyć pola
magnetycznego do odpychania się od innych pól magnetycznych wypełniających Wszechświat
(pomysł dr Jana Pająka). Skoro siła nie jest przyłożona do kadłuba, to statek znajduje się we
własnym inercjalnym układzie odniesienia, natomiast świat zewnętrzny w nieinercjalnym (to już
mój pomysł). Statek mógłby wykonywać dowolne manewry, a na jego załogę nie działałyby żadne
przeciążenia (!).
Wszechświat podlegałby przyspieszeniu zgodnie ze wzorem A=F/M (gdzie A-przyspieszenie
Wszechświata, F-siła wytwarzana przez pędnik, M-masa Wszechświata, względnie najbliższego
ciała niebieskiego), czyli praktycznie zerowemu. Na statek, zgodnie z III Zasadą Dynamiki
Newtona, działałaby ta sama siła F, lecz przeciwnie skierowana, doznałby on (wg. II zas. dynamiki)
przyspieszenia a=F/m (gdzie a-przyspieszenie statku, m-masa statku, znacznie mniejsza od M, więc
przyspieszenie o wiele większe). Jak wykazał powyższy eksperyment myślowy, siła pozorna
działająca na statek nie spowoduje powstania przeciążeń.
Jeśli energię uderzenia pojazdu można zamienić w inną formę (np. w ciepło), by zminimalizować
przeciążenia podczas kolizji, to dlaczego tego się nie robi?
Ależ robi, tylko mało kto wie o tym.
Wszystko zaczęło się od firmy Volvo, która prowadziła badania skutków kolizji. O ile udawało się
jakoś opanować zderzenia czołowe, to boczne okazały się o wiele groźniejsze. Strefa zgniotu ma w
nich minimalną wielkość, więc siły działające na siedzących w samochodzie ludzi były ogromne.
Ludzie wychodzili cało z wypadków, lecz kilka dni później umierali wskutek obrzęku mózgu.
Inżynierowie z Volvo widocznie przespali szkolne lekcje fizyki o uderzających kulkach i nie
wiedzieli, co to zasada zachowania pędu, gdyż zastosowali nowatorską konstrukcję nadwozia.
Odprowadzało ono energię z punktu uderzenia do innych części karoserii. Okazało się, że siły
działające na pasażerów gwałtownie zmalały. Współcześnie chyba w każdym samochodzie stosuje
się taką konstrukcję, gdyż jest skuteczna nawet podczas zderzeń czołowych. Same strefy zgniotu są
tak projektowane, by zamieniać energię uderzenia na odkształcenia konstrukcji, a więc na ciepło, a
także odprowadzić jak największą jej część od punktu uderzenia, rozproszyć energię, by zmniejszyć
przyspieszenia działające podczas kolizji. Oczywiście nie udaje się pochłonąć całości energii, lecz
samochody są coraz bezpieczniejsze.
Ciekawą konstrukcję zastosowano w sportowym samochodzie McLaren F1. Tutaj nie obowiązywały
żadne kompromisy, miał to być najdroższy pojazd na świecie. Szkielet nadwozia został zbudowany
z włókna węglowego, a więc materiału praktycznie niezniszczalnego. Byłby problem z
przeciążeniami podczas kolizji, więc zastosowano specjalny kompozyt podobny w wyglądzie do
pszczelego plastra, który charakteryzował się dużymi możliwościami wchłaniania energii. W
efekcie, przy uderzeniach z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę, przód karoserii
odkształca się zaledwie kilka centymetrów. Kierowca wychodzi bez szwanku, wystarczy później
odkleić zniszczony element, przykleić nowy i samochód nadaje się do dalszej ekspolatacji.
Natomiast w samochodach Formuły 1 stosuje się z przodu specjalny stożek z włókna węglowego,
który pochłania energię uderzenia, również odkształcając się o kilka centymetrów. Te bolidy są też
tak projektowane, by rozsypać się od uderzenia, a szczątki mają rozproszyć energię (coś podobnego
do “ciała idealnie kruchego” z tego tekstu).
Fotele lotnicze, stosowane w nowszych samolotach pasażerskich, są tak konstruowane, by
pochłaniać energię uderzenia i zwiększyć szansę przeżycia. Jeśli samolot spadnie jak kamień z
wysokości 10km to niewiele pomoże, lecz przy katastrofach na niewielkich wysokościach, podczas
startu lub lądowania, znacznie zmniejszają ryzyko obrażeń.
A ze szkolnych zadań z fizyki niby wynika, że przyspieszenie jest zależne od zmiany prędkości na
określonej drodze. Więc stosowanie konstrukcji pochłaniających energię nie miałoby sensu. Tylko
czy oby na pewno tą drogę mierzymy wobec odpowiedniego układu odniesienia?
Na zakończenie jeszcze raz uczulam, że szkolne zadania z fizyki w niepisany sposób zakładają
obowiązywanie zasady zachowania energii w układzie. Natomiast w rzeczywistych urządzeniach, w
których następuje wymiana energii z otoczeniem, zasada zachowania energii niekoniecznie musi
być spełniona dla tegoż urządzenia.
W szczególnym przypadku energia może wzrosnąć (np. przy zewnętrznych polach magnetycznych,
elektrycznych i grawitacyjnych), ale najczęściej energia maleje, gdyż po prostu ulatnia się do
otoczenia w postaci ciepła.