Professional Documents
Culture Documents
ROZPRAWA
0 METODZIE
WŁAŚCIWEGO KIEROWANIA ROZUMEM
1 POSZUKIWANIA PRAWDY W NAUKACH
Przełożył
TADEUSZ ŻELEŃSKI-BOY
Kęty 2002
Wydawnictwo ANTYK
TYTUŁ ORYGINAŁU
DISCOURS DE LA METHODE
ISBN 83-88524-31-3
OD TŁUMACZA (fragment) 5
Rozprawa o metodzie
CZĘŚĆ PIERWSZA U
CZĘŚĆ DRUGA 18
CZĘŚĆ TRZECIA 26
CZĘŚĆ CZWARTA 32
CZĘŚĆ PIĄTA ( 38
CZĘŚĆ SZÓSTA 51
INDEKS POJĘĆ 63
OD TŁUMACZA (fragment)
(...) W epoce, w której żył i działał Rene Descartes, świat naukowy stano
wił jeszcze odrębną „Republikę", powleczoną kosmopolitycznym pokostem la-
tynizmu. Dziwną igraszką trafu, nazwisko uczonego przeszło poza granice
Francji wyłącznie w łacińskiej formie Kartezjusza, a tym samym „odnarodowi-
ło" go poniekąd; tak, iż śmiało pozwolę sobie twierdzić, że nawet wśród oświe
conej publiczności, wymawiającej, na wiarę podręczników, z respektem imię
tego, który wyrzekł słynne COGITO ERGO SUM (...), mało kto zastanawiał
się, do jakiej właściwie narodowości należał ów mityczny Kartezjusz. Tak, mało
kto z ogółu wie, że ten geniusz, którego twórcza myśl stała się podwaliną
zarówno nowożytnej nauki, jak i filozofii, był z krwi i kości Francuzem,
urodzonym w tej samej ziemi turenskiej, która wydała Rabelais'go i Honoriu
sza Balzaca.
Był Francuzem i swoją Rozprawę o metodzie, stanowiącą epokę w dziejach
myśli ludzkiej, napisał, wbrew zwyczajom ówczesnego świata naukowego,
w mowie ojczystej, umyślnie, jak mówi, aby się mogła znaleźć w rękach wszyst
kich. Znamienną dla kultury francuskiej - od Montaigne'a aż po najnowsze
czasy - jest ta dążność do kruszenia barier dzielących „fachową" mądrość od
świata profanów. I język, jakim ta książka przemawia, jest językiem zdolnym
trafić do uszu każdego myślącego człowieka. Dziwne wzruszenie ogarnia, kiedy
się czyta pierwsze rozdziały Rozprawy, tę poufałą, koleżeńską niemal spowiedź,
w jakiej Descartes dzieli się z nami historią wędrówki swego ducha. Nigdy
chyba skromniejsze słowa nie zawierały bardziej olbrzymiego procesu ducho
wego. Mimo woli ciśnie się na usta początek wielkiego monologu Fausta:
Habe nun ach! Philosophie,
Juristerei und Medizin,
Und, leider! auch...
1
Zob. s. 18.
Wstęp tłumacza 7
2
Kartezjusz nie zniszczył dzieła, lecz zaniechał jego publikacji. Zob. s. 38, przyp. 3.
3
Polskie wydanie: Namiętności duszy, przeł. L. Chmaj, Kęty 2001.
8 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
chanikę jego zjawisk. Dobrze ustawiony sylogizm był pierwszym i ostatnim ar
gumentem mądrości. Geometria i arytmetyka, mimo iż czyniły znaczne postę
py stanowiły zamkniętą w sobie specjalność i jakby wysoką zabawę intelek
tualną; uczeni przesyłali sobie z jednego końca Europy w drugi problemy do
rozwiązania niby zagadnienia szachowe, czerpiąc chlubę w pokonaniu spiętrzo
nych trudności, nie przeczuwając jednak ścisłych związków tych problemów
ze światem zjawisk, będącym niejako ich obiektywizacją. Wreszcie, teologia
gniotła wszystko żelazną obręczą.
Przyszedł Descartes. Jednym uderzeniem pięści zwalił cały ten spróchniały
gmach autorytetu i sylogizmów i uczyniwszy tabula rasa, począł budować sam
od nowa. Rozwinął i udoskonalił algebrę, zespolił ją z geometrią, tworząc w ten
sposób geometrię analityczną; z niej wywiódł prawa mechaniki i fizyki, stosując
je następnie do szeregu zjawisk i kontrolując doświadczeniem. Przenosząc te
same prawidła mechaniki na żywe ustroje, rzucił podwaliny fizjologii; z niej,
sięgając z kolei w wyższe rejony funkcji człowieka, dał w Traktacie o namięt
nościach duszy zasady psychologii; wreszcie, jako kopułę gmachu, rozpiął gwiaź
dziste sklepienie swojej metafizyki. A chociaż, jak jest nieuniknione w dziejach
myśli ludzkiej, wiele z poglądów jego z kolei w proch się rozpadło, wszystkie
zdobycze jego ducha stały się potężnym zaczynem dla dalszych pokoleń, żyjąc
i rozwijając się dalej w takich umysłach jak Newton, Spinoza, Kant i „wielu
innych". (...)
kami tego samego gatunku dotyczą jedynie ich cech przypadkowych, nigdy zaś
4
ich formy, czyli istoty .
Ale nie waham się powiedzieć, jak, moim zdaniem, wiele miałem szczęścia,
iż trafiłem już od młodości na pewne drogi, prowadzące mnie do rozważań
i zasad, z których utworzyłem metodę. Wydaje mi się, iż przez tę metodę
zdobyłem sposób stopniowego pomnażania mojej wiedzy i wzniesienia jej po
mału do najwyższego punktu, do którego mierność mego umysłu i krótkie
5
trwanie życia pozwolą jej dosięgnąć . Zebrałem już z niej bowiem takie owoce,
iż - mimo że w sądzie, jaki tworzę o sobie, staram się zawsze przechylać raczej
w stronę nieufności niż zarozumiałości, i że gdy patrzę okiem filozofa na
rozmaite dzieła i przedsięwzięcia wszystkich ludzi, nie ma żadnego niemal, które
by mi się nie wydawało próżne i bezużyteczne - mimo to odczuwam najwyż
sze zadowolenie z postępu, jaki w swoim przekonaniu, już uczyniłem w po
szukiwaniu prawdy, i czerpię wielkie nadzieje na przyszłość. Toteż jeśli mię
dzy zajęciami ludzi, będących jedynie ludźmi, znajduje się jakieś, które byłoby
6
rzetelnie dobre i ważne, śmiem sądzić, iż jest nim to, które ja wybrałem .
Być może jednakowoż, iż się mylę; może to wszystko to jedynie trochę
miedzi i szkła, które biorę za złoto i diamenty. Wiem, jak bardzo często ule
gamy pomyłkom w tym, co nas dotyczy, i jak bardzo powinny wydawać się
nam podejrzane sądy przyjaciół wówczas, gdy są dla nas przychylne. Jednak
będę bardzo rad pokazać w tej rozprawie, jakie są drogi, którymi szedłem,
i przedstawić swe życie niby obraz, by każdy mógł o nim sądzić i abym, słysząc
powszechne przekonania, jakie się pojawią w tym przedmiocie, zdobył nowy spo
sób kształcenia się i dołączył go do tych, które mam zwyczaj stosować.
Tak więc, zamiarem moim nie jest nauczać tu metody, której każdy winien
się trzymać, aby dobrze kierować swoim rozumem, ale jedynie pokazać, w jaki
sposób ja starałem się kierować moim własnym. Ci, którzy pouczają innych,
4
Są to terminy scholastyczne, wywodzące się z filozofii Arystotelesa. Forma (w oryg. fore)
to ogół cech, które określają jakiś typ, gatunek (rodzaj). Natomiast cechy przypadkowe (ac-
cidents) to właściwości drugorzędne, zmienne, które charakteryzują poszczególne jednostki. Wo
bec tego, że filozofia scholastyczna miała jeszcze w owym czasie bardzo silną pozycję w uczel
niach, Kartezjusz, mimo że zwraca się w zasadzie nie do uczonych, ale do wszystkich ludzi
zdrowego rozsądku, przyjmuje niekiedy jej język, aby przekonać także tych pierwszych.
5
Skromność Kartezjusza jest odbiciem jego przeświadczenia o pierwszorzędnym dla
postępu wiedzy znaczeniu metody, która określa konieczne warunki skuteczności badań.
6
Autor przekonany jest o słuszności posługiwania się rozumem w dążeniu do prawdy.
Swoje życie traktuje jak proces intelektualnego poszukiwania pewności i jasności poznania
oraz umiejętność logicznego wnioskowania. Naukami, z którymi filozof wiązał „wielkie na
dzieje na przyszłość" były medycyna i etyka.
Część pierwsza 13
muszą uważać się za bieglejszych od tych, którym ich udzielają; a jeśli chybią
w najmniejszej rzeczy, zasługują na naganę. Ale skoro przedstajwię to pismo
jedynie jako historię lub, jeśli wolicie, jako opowieść, w której pośród kilku
przykładów, które można naśladować, znajdzie się też może i wiele innych,
za którymi słusznie będzie nie podążać, mam nadzieję, iż będzie ono dla nie
których pożyteczne, nie będąc dla nikogo szkodliwe, i że wszyscy ocenią
pozytywnie mą szczerość.
Od samego dzieciństwa karmiono mnie naukami, ponieważ zaś zapewnia
no mnie, że za ich pomocą można zdobyć jasną i pewną wiedzę o wszystkim,
co jest pożyteczne dla życia, żywiłem niezmierne pragnienie przyswojenia ich
sobie. Ale zaledwie ukończyłem cały ten okres studiów, po upływie którego
zostaje się zazwyczaj przyjętym w poczet uczonych, zupełnie zmieniłem zda
nie. Czułem się bowiem udręczony tyloma wątpliwościami i błędami, iż wy
dawało mi się, że usiłując się kształcić, nie osiągnąłem żadnej innej korzyści jak
tę, iż coraz bardziej odkrywałem własną niewiedzę. A przecież byłem w jednej
7
z najsławniejszych szkół w Europie . Gdzie, jak sądziłem, powinni znaleźć się
uczeni ludzie, jeśli tacy w ogóle istnieją w jakimkolwiek miejscu na ziemi.
Nauczyłem się wszystkiego, czego inni się tam uczyli; a nawet, nie zadowa
lając się naukami, jakie nam wykładano, przejrzałem wszystkie księgi, które
mi wpadły w ręce, a które traktowały o przedmiotach uznanych za najbardziej
8
osobliwe i rzadkie . Znałem przy tym sądy, jakie inni mieli o mnie - nie
zauważyłem, aby mnie oceniano niżej od moich współuczniów, mimo iż było
już między nimi kilku, których przeznaczano, aby zajęli miejsce mistrzów.
Wreszcie, wiek nasz wydawał mi się tak kwitnący i bogaty w bystre umysły
jak żaden z poprzednich. To pozwalało mi sądzić wszystkich innych według
siebie i zrodziło przeświadczenie, iż nie ma na świecie nauki, która byłaby taka,
jak mi się wcześniej kazano spodziewać.
Nie przestałem wszelako cenić ćwiczeń, którymi trudzą nas w szkołach.
9
Wiedziałem, że języki, jakich uczą , potrzebne są dla zrozumienia ksiąg sta
rożytnych; że urok baśni rozbudza umysł; że godne pamięci uczynki, przeka
zane przez historię, podnoszą go; zaś czytane z rozwagą, pomagają w kształ
towaniu sądu; że lektura wszelkich dobrych książek jest jak rozmowa z naj
wybitniejszymi uczonymi minionych wieków, będącymi autorami tych dzieł,
7
Mowa o kolegium jezuickim w La Fleche, w którym autor przebywał od dziesiątego
roku życia.
8
Kartezjusz przyznaje się do zainteresowania w młodości alchemią, astrologią, a nawet magią.
9
Łacinę i grekę.
14 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
1 4
W oryginale arts mecaniąues - umiejętności techniczne i ich teoretyczne opracowania.
1 5
Stoików.
1 6
Dokonane zostaje wyraźne rozdzielenie teologii i filozofii. Domeną teologii jest objawie
nie, zaś filozofii dedukcja rozumowa. Autor używając jeszcze wielu pojęć filozofii scholastycz-
nej, podważa jej główne zasady. Dotyczy to zwłaszcza tomizmu, który starał się uzasadniać
racjonalnie prawdy objawione.
16 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
1 7
Kartezjusz pochodził z zamożnej rodziny mieszczańskiej, zapewniało mu to niezależ
ność finansową.
1 8
W latach 1 6 1 6 - 1 6 1 9 Kartezjusz podróżował do Bretanii, Holandii i Niemiec.
Część pierwsza 17
kolwiek wydają się nam bardzo śmieszne i niedorzeczne, cieszą się mimo to
powszechnym uznaniem i poważaniem innych wielkich narodów. Nauczyłem
się, aby nie wierzyć zbyt pewnie w nic, o czym przekonywał mnie jeden przy
19
kład i obyczaj . W ten sposób uwalniałem się od wielu błędów, które mogą
zaciemniać nasze światło przyrodzone (lumiere naturelle) i osłabiać naszą zdol
ność pojmowania. Lecz spędziwszy kilka lat na studiowaniu w ten sposób
w księdze świata i zdobywaniu niejakiego doświadczenia, postanowiłem pew
nego dnia zagłębić się również w samego siebie i użyć wszelkich sił mojego
umysłu, aby wybrać drogi, którymi należało kroczyć. Udało mi się to, jak są
dzę, o wiele lepiej, niż gdybym nigdy nie opuścił ani mego kraju, ani moich
książek.
1 9
Jest to twórcza droga „metodycznego wątpienia", scpetycyzm, który ma znaczenie kon
struktywne. Zakwestionowanie wszelkich twierdzeń wiedzy poprzedników stwarza pole dla
budowania systemu twierdzeń nowych, prawdziwszych.
CZĘŚĆ DRUGA
1
Mowa o wojnie trzydziestoletniej (1618-1648).
2
Ferdynand II (1578-1673), król Czech (1617 r.), Węgier (1618 r.), cesarz rzym.-niem.
w 1619 r. koronowany we Frankfurcie.
Część druga 19
tak dobrze zorganizowane jak te, które od samego początku swego powstania
przestrzegały ustaw jakiegoś mądrego prawodawcy. Tak samo z^pewnością in
stytucja prawdziwej religii, której Bóg sam dał przykazania, jest nieporówna
nie lepiej uporządkowana niż wszystkie inne. Aby zaś mówić o rzeczach ziem
skich, sądzę, iż jeśli Sparta była niegdyś kwitnąca, to nie z powodu wartości
każdego z jej praw w szczególności, zważywszy, że niektóre były bardzo
dziwne, a nawet sprzeczne z dobrymi obyczajami, ale z tego powodu, iż będąc
3
wymyślone przez jednego człowieka, wszytskie zmierzały do jednego celu .
Podobnie też pomyślałem, że wiedza książkowa, przynajmniej ta, której racje
są jedynie prawdopodobne i na które nie ma żadnego dowodu, jako iż two
rzyła się ona i rosła stopniowo z przekonań wielu różnych osób, nie jest tak
bliska prawdy jak proste i nieuczone rozumowania rozsądnego człowieka,
dotyczące rzeczy, jakie mu się narzucają. I pomyślałem jeszcze, iż jako że wszy
scy byliśmy dziećmi, zanim staliśmy się dorosłymi i długo wypadło nam ule
gać naszym skłonnościom i naszym wychowawcom, z których pierwsze czę
sto były niezgodne z drugimi, a ani te, ani tamci nie zawsze może doradzali
to, co najlepsze - prawie niemożliwe jest, aby nasze sądy były tak właściwe
i pewne, jakimi by mogły być, gdybyśmy naszym rozumem w pełni posługi
4
wali się od samego urodzenia i zawsze przez niego tylko byli kierowani .
To prawda, iż nie widzimy, aby burzono wszystkie domy w mieście jedy
nie po to, aby je przebudować w inny sposób i upiększyć dzięki temu ulice;
widzimy jednak, iż wielu burzy swoje domostwa, aby je odbudować na nowo:
niekiedy nawet zmuszeni są do tego, kiedy domom grozi zwalenie, a funda
menty nie są dosyć mocne. Na przykładzie tego zdobyłem przekonanie, iż we
dług wszelkiego prawdopodobieństwa, nie byłoby rozsądne, aby prywatna
osoba powzięła zamiar zreformowania państwa, zmieniając wszystko od pod
staw i burząc je po to, by odbudować je na nowo, ani też, by chciała zrefor
mować całokształt nauk lub porządek nauczania ustalony w szkołach; odno
śnie zaś wszystkich przekonań, jakie we mnie dotąd wpojono, nie mogę uczy
nić nic lepszego, jak zabrać się do usunięcia ich z siebie na dobre, aby później
wstawić w to miejsce albo inne lepsze, albo nawet te same, jeśli tylko dosto
suję je do miary rozumu. I uwierzyłem mocno, że za pomocą tego sposobu uda
mi się przeżyć moje życie o wiele lepiej, niż gdybym je budował jedynie na
3
Kartezjusz ma tu na myśli Solona, prawodawcę Aten, i Likurga, twórcę prawa spartańskiego.
4
Filozof wprowadza tu ograniczenie do wyrażonego poprzednio poglądu o powszech
ności zdrowego rozsądku. Ustęp ostatni wskazuje na to, iż uważa on tę powszechność raczej
za potencjalną niż aktualnie istniejącą.
20 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
5
Ludzie różnią się umiejętnością posługiwania się umysłem, dociekaniem głębszych prawd.
Rozum, czyli zdolność odróżniania prawdy od fałszu, zostaje rozdzielony pomiędzy ludźmi
bardziej równomiernie. Por. początek Części pierwszej i przyp. 3.
22 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
6
Chodzi tu o sylogistykę arystotelesowską, która stanowi zbiór formuł ogólnych i tech
nikę pewnego typu wnioskowania. Sylogizm taki to rozumowanie, którego dwie przesłanki
zawierają trzy terminy. Termin środkowy prowadzi do określenia stosunku do siebie zakre
sów klas przedmiotów nazwanych w terminie pierwszym i trzecim. Sformułowanie tego
stosunku zawarte jest we wniosku. Na przykład: Sokrates (termin pierwszy) jest człowiekiem
(drugi), wszyscy ludzie (drugi) są śmiertelni (trzeci), a zatem Sokrates (pierwszy) jest śmier
telny (trzeci).
7
Luli Ramon (lac. Raymundus Lullus, ok. 1235-1315), Hiszpan, franciszkanin, autor Ars
magna - dzieła o rozumowaniach dialektycznych.
8
Analiza starożytnych to geometria Greków, która znalazła najdoskonalszy wyraz w Ele
mentach Euklidesa (III w. p.n.e.). Metoda jej zmusza do rozumowania na figurach, stąd zarzut
Kartezjusza, że męczy wyobraźnię. Algebra współczesnych - system stworzony przez Claviu-
sa, Cardana i Viete'a był niejasny, gdyż jego znakowanie nie pozwalało odróżnić prostych
stosunków; na przykład poszczególne potęgi tej samej liczby były przedstawiane różnymi
2 3 4 n
znakami, a nie wykładnikami wziętymi z ciągu liczbowego - a , a , a ... a - co zawdzię
czamy właśnie Kartezjuszowi, podobnie jak jeszcze inne uproszczenia.
9
W ten sposób odbierał Kartezjusz zasady znakowania we współczesnej sobie algebrze.
Część druga 23
Zwłaszcza fizyki.
CZĘŚĆ TRZECIA
Zanim się zacznie przebudowywać dom, w którym się mieszka, nie dość
jest zburzyć go tylko i zgromadzić zapas materiałów oraz umówić architek
tów lub też ćwiczyć się samemu w architekturze, a poza tym nakreślić staran
nie plan; trzeba także postarać się o jakiś dom, gdzie by można zamieszkać
wygodnie w czasie, kiedy się będzie pracować nad tamtym. Dlatego też, abym
nie pozostał niezdecydowany w moich czynach w czasie, kiedy rozum skłaniał
mnie będzie do niezdecydowania w moich sądach, i abym mógł podczas tego żyć
1
najszczęśliwiej, jak zdołam, stworzyłem sobie moralność tymczasową , składa
jącą się jedynie z trzech lub czterech zasad, którymi się chętnie z wami podzielę.
Pierwszą było, by być posłusznym prawom i obyczajom mego kraju, za
chowując stale religię, w której Bóg pozwolił mi łaskawie chować się od dzie
ciństwa, a we wszelkich innych sprawach kierować się przekonaniami najbar
dziej umiarkowanymi i najdalszymi od wszelkiej przesady oraz powszechnie
stosowanymi w postępowaniu przez najrozsądniejszych spośród tych, z któ
rymi mi żyć wypadnie. Zacząwszy bowiem od tej chwili nie przywiązywać żad
nej wartości do moich własnych przekonań, jako iż chciałem je wszystkie pod
dać badaniu, byłem pewien, że najlepiej zrobię, kierując się zdaniem ludzi naj
rozsądniejszych. I mimo że wśród Persów lub Chińczyków znajdują się może
ludzie równie rozsądni jak wśród nas, wydawało mi się, że najbardziej poży
tecznie jest stosować się do tych, z którymi wypadnie mi żyć. Aby zaś wie
dzieć, jakie są naprawdę ich poglądy, pomyślałem, iż powinieniem raczej
zwracać uwagę na to, co czynią, niż na to, co mówią, nie tylko z tej przyczy
ny, iż przy zepsuciu naszych obyczajów niewielu jest ludzi, którzy chcieliby
powiedzieć wszystko, co myślą, ale także z tej przyczyny, iż często sami tego
nie wiedzą. Bowiem akt myśli, w którym wydajemy sąd o jakiejś rzeczy, różni
się od tego, przez który nabywamy świadomość naszego o tej rzeczy sądu, stąd
2
jeden zachodzi często bez drugiego .
1
Zasad swojej etyki Kartezjusz nie zdołał ująć w ostateczny system.
2
Autorowi chodzi tutaj o doświadczenie wewnętrzne.
Część trzecia 27
Trzecią mą zasadą było, aby starać się zawsze raczej przezwyciężać siebie
niż los i raczej odmienić swoje pragnienia niż porządek świata, i przyzwyczaić
się w ogóle do przeświadczenia, iż nie ma niczego, co byłoby całkowicie
w naszej mocy prócz naszej myśli. Tak więc, jeśli zrobiliśmy odnośnie rzeczy
zewnętrznych wszystko, co tylko było w naszej mocy, to wszystko, co nam
3
się następnie nie powiodło, jest dla nas bezwzględnie niemożliwe . To jedno
wydało mi się wystarczające, abym na przyszłość nie pragnął niczego, czego
bym nie mógł zdobyć, a tym samym, aby osiągnąć zadowolenie. Wola nasza
skłania się bowiem z natury ku pragnieniu tylko tych rzeczy, które nasze po
jęcie przedstawia w jakikolwiek sposób jako możliwe; zatem pewne jest, że je
żeli będziemy uważać wszystkie dobra zewnętrzne za jednakowo niedostępne
naszej władzy, nie będziemy więcej czuli żalu, iż ominęły nas te, które wydają
się być przynależne naszemu stanowi, gdy będziemy ich pozbawieni bez na
szej winy, niż żałujemy, że nie posiadamy królestwa Chin albo Meksyku. Tak
więc, jak powiadają, czyniąc z konieczności cnotę, nie będziemy bardziej pra
gnąć zdrowia będąc chorzy lub wolności będąc w więzieniu, niż obecnie pra
gniemy posiadać ciało z materii równie mało podlegającej zepsuciu jak diament
albo też skrzydła, aby latać jak ptaki. Ale przyznaję, iż trzeba długiego ćwi
czenia i często powtarzanej medytacji, aby się przyzwyczaić do patrzenia w ten
sposób na wszystkie rzeczy; i sądzę, że na tym głównie polegała tajemnica
owych filozofów, którzy dawniej zdołali umknąć władzy losu i mimo cierpień
i ubóstwa współzawodniczyć w szczęśliwości z bogami. Zajmując się bowiem
nieustannie rozważaniem granic, jakie nakreśliła im natura, przekonywali sami
siebie w sposób tak doskonały, że nic nie jest w ich mocy oprócz ich myśli,
że to jedno wystarczało, aby ich powstrzymać od przywiązywania się do ja
kiejkolwiek innej rzeczy. Rozporządzali też myślami swymi w sposób tak pełny,
iż stanowiło to pewną rację, by uważać się za bogatszych i potężniejszych,
i bardziej wolnych, i szczęśliwszych niż ktokolwiek inny z ludzi, którzy po
zbawieni tej filozofii, choćby byli najbardziej wyróżnieni przez naturę i los,
nigdy nie rozporządzają w ten sposób tym, czego pragną.
Wreszcie, w formie konkluzji z tych zasad moralnych, postanowiłem do
konać przeglądu rozmaitych zajęć, jakie ludzie podejmują w tym życiu, aby
starać się wybrać najlepsze. Nie wydając sądu o zajęciach innych, sądziłem, iż
nie mogę uczynić niczego lepszego, jak trwać dalej w tym, które podjąłem, to
znaczy poświęcić całe życie na kształcenie mego rozumu i posuwanie się, ile
będę mógł, w poznaniu prawdy, trzymając się metody, jaką sobie przepisałem.
3
Jeden z wielu fragmentów, zdradzających u Kartezjusza wpływy filozofii stoickiej.
Część trzecia 29
gliny. Udawało mi się to, jak sądzę, dość dobrze, o ile starając się odkryć fałsz
lub niepewność twierdzeń, jakie rozpatrywałem, nie za pomocą słabych przy
puszczeń, ale za pomocą jasnych i pewnych rozumowań, nie spotkałem wśród
nich tak wątpliwego, z którego nie wyciągnąłbym jakiejś dość pewnej konklu
4
zji, choćby tej właśnie, iż nie zawiera ono nic pewnego . I jak, burząc stare
domostwo, zachowuje się zazwyczaj gruzy, aby posłużyły do zbudowania
nowego, tak niwecząc wszystkie przekonania, które osądziłem jako niepewne,
czyniłem różne spostrzeżenia i nabywałem wielu doświadczeń, które posłuży
ły mi później do zbudowania bardziej pewnych. Co więcej, ćwiczyłem się wciąż
w metodzie, jaką sobie przepisałem; poza tym bowiem, iż starałem się na ogół
prowadzić wszystkie moje myśli według jej reguł, pozostawiłem sobie, od czasu
do czasu, kilka godzin, które wykorzystywałem w szczególności na stosowa
nie jej do zagadnień matematycznych lub nawet niektórych innych, które mo
głem upodobnić do matematycznych przez odłączanie ich od zasad wszystkich
nauk, które mi się nie wydawały dość pewne, tak jak uczyniłem, jak sami
5
zobaczycie, z wieloma zagadnieniami wyłożonymi w tymże tomie . I tak, na
pozór nie żyjąc w inny sposób niż ci, którzy nie mając innego zadania jak tylko
przyjemne i niewinne spędzanie czasu, starają się odróżnić przyjemności od wy
stępków, i którzy, aby się cieszyć, nie nudząc się swoim wolnym czasem, za
żywają wszystkich godziwych rozrywek, nie ustawałem w swoim zamiarze
i powiększałem stale poznanie prawdy, być może bardziej niż gdybym jedynie
czytał książki lub obcował z uczonymi.
Upłynęło jednak dziewięć lat, nim powziąłem jakieś postanowienie odno
śnie zagadnień, jakie zazwyczaj są przedmiotem dyskusji między uczonymi,
i zanim zacząłem szukać podstaw jakiejś filozofii, pewniejszej niż powszechnie
6
znana . Przykład wielu wybitnych umysłów, które mając ten sam zamiar,
o ile mi się zdaje, nie zrealizowały go z powodzeniem, sprawiał, iż wyobra
żałem sobie ogromne trudności. I może jeszcze długo nie ośmieliłbym się podjąć
tego zadania, gdybym się nie dowiedział, iż niektórzy już rozpuszczają pogło
ski, że dokonałem mego dzieła. Nie umiałbym powiedzieć, na czym opierali
to przekonanie. Jeżeli przyczyniłem się w czymś do tego przez moje wypo
wiedzi, to zapewne tym, iż przyznawałem się bardziej szczerze do tego, czego
4
Sceptycyzm Kartezjusza nie jest postawą życiową, jaką była dla sceptyków starożytnych,
lecz ścisłą metodą uzyskiwania twierdzeń bez wątpienia prawdziwych.
5
Rozprawa o metodzie była pisana jako wstęp do większego dzieła, zawierającego m.in.
jego Dioptrykę, Meteory (Rozprawę o meteorach) i Geometrię. Zob. Wstęp tłumacza, s. 7.
6
Chodzi o filozofię scholastyczną.
Część trzecia 31
7
Do Holandii.
8
Kartezjusz osiedlił się w Amsterdamie, spędzając tam blisko dwadzieścia lat (1628-1648).
W jednym z listów tak napisał o Amsterdamie: „...jestem jedynym człowiekiem, który nie
zajmuje się handlem; wszyscy inni tak są zajęci swymi własnymi interesami, że mógłbym
spędzić cale swe życie nie będąc wcale zauważonym". Cyt. za: B. Suchodolski, Kartezjusz
- sprzeczności istnienia i myślenia, w: tenże, Rozwój nowożytnej filozofii człowieka, Warsza
wa 1967, s. 14.
CZĘŚĆ CZWARTA
1
Kartezjusz podejmuje tu wszystkie tradycyjne argumenty sceptyczne, by rozprawić się
z nimi na swój sposób.
2
Powszechnie znane twierdzenie, wyrażające bezpośrednią, intuicyjną pewność własne
go istnienia podmiotu myślowego, zawierającą się w świadomości. Stanowiło ono podstawę
do sformułowania dowodu istnienia Boga.
Część czwarta 33
3
Własne istnienie poprzez myślenie jest transcendentne wobec istnienia świata zewnętrz
nego, a myśl wyodrębnia się wobec materialnej rozciągłości.
34 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
dziedziną od niej zależną, jest równie sprzeczna jak to, aby coś mogło powstać
z niczego, nie mogłem również wysnuć tego pojęcia z samego siebie; tak iż
powstawało tylko, że pomieściła ją we mnie istota rzeczywiście bardziej ode mnie
doskonała, a nawet posiadająca sama w sobie wszystkie doskonałości, o których
mogę mieć jakieś pojęcie, to znaczy, aby się wyrazić w jednym słowie, która jest
4
Bogiem . Do tego dodałem, iż ponieważ znam doskonałości, których mi brak, nie
jestem jedyną istotą, jaka istnieje (posłużę się tu, jeśli pozwolicie, swobodnie ter
5
minami Szkoły ), ale że musi koniecznie istnieć jeszcze jakaś inna, bardziej dosko
nała, od której jestem zależny i od której zdobyłem wszystko, co posiadam.
Gdybym bowiem był sam i niezależny od czego bądź innego, tak iż z siebie samego
posiadałbym tę odrobinę, poprzez którą uczestniczę w doskonałej istocie, z tą samą
racją mógłbym posiadać z siebie całą resztę, której braku mam świadomość, i w
ten sposób być samemu nieskończonym, wiecznym, niezmiennym, wszystko
wiedzącym, wszechmogącym i posiadać wreszcie wszystkie doskonałości, które
mogłem dostrzec w Bogu. Według powyższego rozumowania bowiem, aby
6
poznać naturę Boga na tyle, na ile moja natura jest do tego zdolna , trzeba mi
było jedynie rozważyć w związku z każdą rzeczą, której jakąś ideę znajdowałem
w sobie, czy doskonałością jest posiadać ją, czy nie. Byłem przy tym pewien, że
każda z tych , które znamionują jakąś niedoskonałość, nie znajdzie się w nim,
ale że wszystkie inne tam będą. Tak widziałem, iż wątpienie, niestałość, smutek
i podobne rzeczy nie mogą w nim być, zważywszy, że ja sam bardzo byłbym
rad, będąc od nich wolny. Poza tym jeszcze miałem idee wielu rzeczy cielesnych
i postrzeganych zmysłami; choćbym bowiem przypuścił, że śnię i że wszystko,
co widzę lub wyobrażam sobie, jest fałszywe, nie mogłem wszelako zaprzeczyć,
że idee te znajdują się istotnie w mojej myśli. Ponieważ rozpoznałem jednak
w sobie bardzo jasno, że natura myśląca różna jest od cielesnej, a zważywszy,
że wszelka złożoność świadczy o zależności, zależność zaś jest oczywistym bra
kiem, osądziłem, iż nie mogłoby to być doskonałością w Bogu, gdyby był zło
żony z tych dwóch natur, i że, co za tym idzie, nie jest on z nich złożony; jeżeli
natomiast istnieją w świecie jakieś ciała lub też jakieś umysły lub inne istoty nie
7
zupełnie doskonałe , to istnienie ich musi zależeć od jego potęgi w ten sposób,
iż nie mogą trwać bez niego ani chwili.
4
Występuje tu tzw. psychologiczny dowód istnienia Boga. Por. Medytacje o pierwszej
filozofii, przeł. M. i K. Ajdukiewiczowie, S. Swieżawski, I. Dąmbska, Kęty 2001, s. 71.
5
To znaczy filozofii scholastycznej.
6
To znaczy za pomocą umysłu.
7
Na przykład ludzie lub anioły.
Część czwarta 35
8
Materia dzieli się na części, których własnościami jedynymi są kształt i ruch.
9
Występuje tu tzw. ontologiczny dowód istnienia Boga. Z idei doskonałości przedmiotu
(Boga) autor wnioskuje o jego istnieniu. Kartezjusz przytacza tutaj dosłownie dowód Anzel
ma z Canterbury. Por. również Zasady filozofii, dz. cyt., s. 33 oraz Medytacje o pierwszej fi
lozofii, dz. cyt., ss. 57-72 {Medytacja III).
36 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
nas, nie mniej niż zmysł powonienia lub słuchu, o prawdziwości tych przed
miotów, podczas gdy ani wyobraźnia, ani zmysły nie zdołałyby nas nigdy upew
nić odnośnie żadnej rzeczy, o ile by umysł nie włączył się w do tego.
Wreszcie, jeżeli są jeszcze ludzie, którzy na podstawie racji, jakie przyto
czyłem, nie byliby dostatecznie przekonani o istnieniu Boga i własnej duszy,
10
pragnę, aby wiedzieli, iż wszystkie inne rzeczy , odnośnie których czują się
może bardziej przekonani, jak to, że mają ciało i że istnieją gwiazdy i Ziemia,
i podobne rzeczy, są mniej pewne; chociaż bowiem mamy pewność moralną
tych rzeczy tak wielką, iż wydaje się, że nie chcąc popaść w obłęd, nie można
0 nich wątpić, wszelako, kiedy chodzi o pewność metafizyczną, nie można za
przeczyć, nie chcąc również popaść w niedorzeczność, iż aby nie być zupełnie
pewnym w tej mierze, wystarczy zastanowić się, że można w ten sam sposób
wyobrazić sobie we śnie, że się ma inne ciało i widzi się inne gwiazdy i inną
Ziemię bez tego, by to miało naprawdę istnieć. Skąd bowiem wiemy, że raczej
te myśli, które przychodzą we śnie, są fałszywe, a nie tamte na jawie, zważy
wszy, iż często są nie mniej żywe i wyraźne? I niechaj najwybitniejsze umysły
badają tę sprawę, ile się im podoba, nie sądzę, iż mogłyby przedstawić jaką
kolwiek rację wystarczającą, aby usunąć tę wątpliwość, jeśli nie założą z góry
istnienia Boga. Po pierwsze bowiem, samo to właśnie, co wcześniej wziąłem
za zasadę, mianowicie, że rzeczy, które pojmujemy bardzo jasno i bardzo wy
raźnie, są wszystkie prawdziwe, pewne jest jedynie z tej przyczyny, że Bóg jest,
czyli istnieje, że jest istotą doskonałą i że wszystko, co jest w nas, pochodzi
z niego. Stąd wynika, iż nasze pojęcia lub idee jako rzeczy rzeczywiste i po
chodzące z Boga we wszystkim, w czym są jasne i wyraźne, muszą być praw
dziwe. Tak, iż jeżeli dość często posiadamy myśli zawierające fałsz, mogą to
być jedynie takie, które mają w sobie coś mętnego i ciemnego, tym bowiem
uczestniczą w nicości, to znaczy są w nas tak mętne jedynie dlatego, iż nie
jesteśmy zupełnie doskonali. Oczywiście, równie nie do przyjęcia byłoby zda
nie, że fałsz lub niedoskonałość jako taka pochodzi z Boga, jak to, iż prawda
n
lub doskonałość może pochodzić z niebytu . Ale gdybyśmy nie wiedzieli, że
wszystko, co w nas jest rzeczywiste i prawdziwe, pochodzi z istoty doskonałej
1 nieskończonej, wówczas, choćby nawet myśli nasze były najbardziej jasne
i wyraźne, nie mielibyśmy żadnej racji, która by nas upewniała, iż posiadają
one doskonałość rzeczy prawdziwych.
1 0
Istnienie Boga implikuje w przedstawionej dedukcji istnienie innych bytów.
1 1
Kartezjusz założył w niniejszej zasadzie przyczynowości, iż prawda jest równoznacz
na bytowi, a fałsz niebytowi.
Część czwarta 37
Gdy poznanie Boga i duszy utwierdziło nas w pewności tej reguły, łatwo
zrozumieć, iż przedstawienia senne nie powinny w nas zgoła budzić wątpliwości
co do prawdziwości naszych idei na jawie. Bowiem gdyby się nawet zdarzyło
komuś śpiącemu, że miałby jakąś ideę bardzo wyraźną, na przykład gdyby geo
metra wynalazł jakiś nowy dowód, to okoliczność snu nie przeszkadzałaby
prawdziwości tej myśli. Odnośnie zaś do najczęstszego braku prawdziwości
snów, który polega na tym, iż przedstawiają nam one rozmaite przedmioty
w ten sam sposób, jak to czynią nasze zmysły zewnętrzne, nie oznacza, aby
śmy mieli z tego powodu wątpić o prawdziwości takich idei; mogą nas one bo
wiem zwodzić dość często, choćbyśmy nie spali, jak się to dzieje, gdy ci, co
mają żółtaczkę, widzą wszystko w kolorze żółtym, lub gdy gwiazdy czy inne
ciała bardzo oddalone wydają się nam o wiele mniejsze niż są. Ostatecznie
bowiem, czy na jawie, czy we śnie, nie powinniśmy nigdy dać się przekonać
niczemu poza oczywistością naszego rozumu. Zauważcie, iż mówię o naszym
12
rozumie, a nie o wyobraźni ani o zmysłach . Z tego, że widzimy bardzo jasno
Słonce, nie powinniśmy sądzić, że jest ono tak wielkie, jak je widzimy. Łatwo
też możemy sobie bardzo wyraźnie przedstawić głowę lwa osadzoną na ciele
kozy, z czego nie należy wyciągać wniosku, iż istnieje na świecie Chimera.
Rozum bowiem nie podpowiada nam bynajmniej, iż to, co widzimy lub wy
obrażamy sobie, jest tym samym prawdziwe, ale powiada, iż wszystkie nasze
idee lub pojęcia są z pewnością w jakiś sposób utwierdzone na prawdzie; nie
byłoby bowiem możliwe, aby Bóg, który jest doskonały i w pełni prawdziwy,
włożył je w nas. Odnośnie tego zaś, że nasze rozumowania nie są nigdy tak
oczywiste ani tak zupełne podczas snu jak na jawie, jakkolwiek niekiedy wy
obrażenia nasze są wówczas równie albo nawet bardziej żywe i wyraźne, ro
zum podpowiada nam, iż wobec tego, że myśli nasze nie mogą być wszystkie
prawdziwe, ponieważ nie jesteśmy zupełnie doskonali, to, co jest w nich praw
dziwe, musi niezawodnie znajdować się raczej w tych, które mamy na jawie,
niż w tych, które mamy we śnie.
1 2
Każdy proces poznawczy, spełniający kryterium prawdziwości, musi być funkcją ro
zumu. Dotyczy to także poznania zmysłowego.
CZĘŚĆ PIĄTA
Byłbym bardzo rad omówić i ukazać tutaj cały łańcuch innych prawd, które
wyprowadziłem z tych pierwszych; ale ponieważ w tym celu trzeba by omó
wić wiele zagadnień, będących przedmiotem sporu między uczonymi \ z któ
rymi nie pragnę konfliktu, sądzę, iż lepiej będzie, abym tego zaniechał i wy
mienił je jedynie ogólnie, mądrzejszym pozostawiając sąd, czy będzie użytecz
ne, aby czytelników o nich bardziej szczegółowo powiadomić. Trwałem zawsze
mocno w powziętym postanowieniu, aby nie przyjmować żadnej innej zasady
prócz tej, którą się przed chwilą posłużyłem w celu dowiedzenia istnienia Boga
i duszy, i aby nie uznawać za prawdziwą żadnej rzeczy, która mi się nie będzie
wydawała bardziej jasna i pewna, niż poprzednio wydawały mi się dowody geo
metrów. Mimo to śmiem powiedzieć, iż nie tylko znalazłem sposób, aby
zadowolić się w krótkim czasie wszystkimi głównymi zagadniemi, podejmo
wanymi zazwyczaj przez filozofię, ale także dostrzegłem pewne prawa, które
Bóg ustanowił w przyrodzie i o których takie włożył w naszą duszę pojęcia,
iż zastanowiwszy się nad tym dostatecznie, nie możemy wątpić, że wszystko,
2
co istnieje i dzieje się na świecie, stosuje się do nich . Następnie, rozważając
kolejne następstwo tych praw, odkryłem, jak sądzę, wiele prawd bardziej
użytecznych i ważnych niż wszystko, czego nauczyłem się wcześniej lub na
wet czego spodziewałem się nauczyć.
Wobec tego jednak, iż w osobnym Traktacie^, którego pewne względy nie
pozwalają mi ogłosić, starałem się wytłumaczyć główne spośród nich, nie umiałbym
lepiej pozwolić na poznanie, jak wymieniając tu w skrócie, co ten Traktat zawiera.
Miałem zamiar zamknąć w nim wszystko, co, jak mi się wydawało, wie
działem, zanim zacząłem o tym pisać, o naturze rzeczy materialnych. Ale
1
Ówczesne spory wśród uczonych dotyczyły głównie praw ruchu, w związku z odkry
ciami Kopernika i Galileusza.
2
Kartezjusz ma tutaj na myśli ogólne prawa ruchu.
3
Le Monde ou le Traite de la Lumiere {Traktat o świecie), którego wydanie Kartezjusz wstrzy
mał ze względu na proces w Rzymie Galileusza. Traktat ten ukazał się po raz pierwszy dopiero
w roku 1664.
Część piąta 39
podobnie jak malarze, nie mogąc równie dobrze przedstawić na płaskim ob
razie wszystkich rozmaitych powierzchni bryły, wybierają jedną z głównych,
którą obracają do światła, z innych zaś, pozostawiając je w cieniu, ukazują tyle
tylko, ile można widzieć, patrząc na tę jedną; tak ja, obawiając się, iż nie zdo
łam zawrzeć w mojej rozprawie wszystkiego, co zajmowało moje myśli, pod
jąłem jedynie obszerny wykład tego wszystkiego, co dotyczyło pojmowania
przeze mnie światła. Dodając następnie przy tej okazji coś o Słońcu i o gwiaz
dach stałych, ponieważ od nich pochodzi światło niemal całkowicie; o niebie
- z racji, że je przenosi; o planetach, kometach, Ziemi, ponieważ je odbijają;
a w szczególności o wszystkich ciałach, które istnieją na Ziemi, z tej przyczy
ny, iż są albo barwne, albo przezroczyste, albo świecące; wreszcie o człowie
ku, ponieważ jest jego widzem. Również, aby umieścić wszystkie te sprawy
nieco w cieniu i móc powiedzieć swobodniej, co o nich sądzę, nie będąc
zmuszony ani dzielić, ani odpierać poglądów przyjętych wśród uczonych, po
stanowiłem zostawić cały nasz świat ich dysputom i mówić jedynie o tym, co
zdarzyłoby się w nowym świecie, gdyby Bóg stworzył teraz gdzieś w urojo
nych przestrzeniach dosyć materii, aby taki powstał, i gdyby nadał ruch różno
rodny i bezładny rozmaitym częściom tej materii w ten sposób, iż z niej
utworzyłby chaos równie mętny, jak to tylko poeci zdołają wymyślić, i gdyby
później użyczył tylko naturze zwyczajnej swej pomocy i pozwolił jej działać
4
według praw, jakie ustanowił . Po pierwsze zatem, opisywałem tę materię
i postarałem się ją przedstawić w ten sposób, iż nie ma niczego w świecie, jak
mi się zdaje, bardziej jasnego i zrozumiałego, wyjąwszy to, co powiedziałem
tu najpierw o Bogu i duszy. Przyjąłem bowiem również celowo, że nie ma
w niej żadnej z tych form lub właściwości, o które spierają się w szkołach, ani
w ogóle żadnej rzeczy, której znajomość nie byłaby naszym duszom tak przy
5
rodzona, iż nie byłoby można nawet udawać, że jej nie znamy . Co więcej,
pokazałem, jakie to będą prawa natury i nie opierając mojego rozumowania
6
na żadnej innej zasadzie jak tylko na nieskończonych doskonałościach Boga ,
postarałem się przedstawić wszystkie te prawa, co do których można by mieć
jakąś wątpliwość, i udowodnić, iż są one takie, że gdyby nawet Bóg stworzył
więcej światów, nie mógłby istnieć żaden, gdzie prawa te nie byłyby wypeł
niane. Potem przedstawiłem, jak największa część materii tego chaosu będzie
4
Chociaż Kartezjusz uznaje Boga za stwórcę świata, jego dalszy wywód - jak podkre
ślają komentatorzy - ma już charakter naturalistyczny i jest wyjątkowo oryginalny.
5
Według Kartezjusza materia, czyli rozciągłość, posiada wyłącznie cechy geometryczne.
Por. Część czwarta, przyp. 8.
6
Na przykład, zasada bezwładności przypisana została do niezmienności Boga.
40 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
7
musiała, w następstwie tych praw, rozmieścić się i ułożyć w określony sposób ,
który czyni ją podobną do naszego nieba; i jak równocześnie niektóre jej części
będą musiały utworzyć Ziemię, inne planety i komety, inne zaś jeszcze Słońce
i gwiazdy stałe. I tu, rozwodząc się na temat światła, wytłumaczyłem obszer
nie, jakie będzie to, które będzie musiało znajdować się w Słońcu i w gwiaz
dach, i w jaki sposób będzie ono stamtąd w ciągu chwili przebywać niezmie
rzone przestrzenie nieba, i jak odbijać się od planet i komet w kierunku Zie
mi. Dodałem też wiele rzeczy dotyczących substancji, położenia, ruchów
i wszystkich rozmaitych właściwości tego nieba i tych gwiazd, tak iż, jak są
dzę, powiedziałem dosyć, aby wykazać, iż wśród rzeczy naszego świata nie daje
się zauważyć niczego, co nie musiałoby lub przynajmniej nie mogło pojawić
się całkowicie podobne wśród rzeczy świata, które opisałem.
Stąd przeszedłem do szczegółowego omawiania Ziemi; jak to, że - gdybym
nawet celowo założył, iż Bóg nie nadał żadnej ciężkości materii, z której się
ona będzie składać - wszystkie jej części dążyć będą mimo to, dokładnie do
8
jej środka , jak to, wobec tego, iż na jej powierzchni znajduje się woda i po
wietrze, rozmieszczenie nieba i gwiazd, zwłaszcza Księżyca, będzie musiało po
wodować na niej przypływ i odpływ podobny we wszystkich swych szczegó
łach do tego, jaki daje się zauważyć na naszych morzach, a prócz tego pewien
prąd, zarówno wody, jak i powietrza od wschodu ku zachodowi, taki, jaki
obserwujemy też między zwrotnikami. Powiedziałem, jak góry, morza, źródła
i rzeki będą się tam w naturalny sposób kształtować, a metale tworzyć pokła
dy, rośliny rosnąć na polach, w ogóle jak będą mogły tworzyć się tam wszyst
kie ciała, które nazywamy mieszanymi lub złożonymi. Pomiędzy innymi zaś
rzeczami, ponieważ poza gwiazdami niczego nie znam na świecie, co dawało
by światło, jak tylko ogień, dołożyłem starań, aby bardzo jasno wytłumaczyć
wszystko, co należy do jego natury; jak powstaje, czym się zasila; jak posiada
niekiedy tylko ciepło bez światła, niekiedy zaś jedynie światło bez ciepła, jak
może wprowadzać rozmaite barwy w rozmaite ciała i różne inne właściwości;
jak topi jedne, a utwardza inne; jak może je strawić niemal wszystkie czy też
obrócić w popiół albo dym; i wreszcie jak z tych popiołów, samą mocą swego
działania, tworzy szkło, to bowiem przeobrażenie popiołów w szkło niezwy-
7
W drodze ruchów wirowych, gdyż materia, będąc ciągłą (bez próżni), pod wpływem impulsu
pierwotnego porusza się, według Kartezjusza, po krzywych zamkniętych, tworząc w ten sposób
wiry. Teorię wirów filozof przedstawił szerzej w Zasadach filozofii, dz. cyt., s. 90 n.
8
Autor stosuje tutaj scholastyczny opis zjawisk, o czysto mechanistycznym charakterze.
Według Arystotelesa spadanie ciał było ruchem do ich „naturalnego miejsca".
Część piąta 41
wszystkie te działania są takie same i w nich to, rzec można, bezrozumne zwie
n
rzęta podobne są do nas . Dlatego też nie mogłem znaleźć wśród tych dzia
łań któregokolwiek z tych, które, jako zależne od myślenia, stanowi jedynie
to, co nam jako ludziom wyłącznie przynależy; odnalazłem je natomiast
wszystkie później, skoro przyjąłem, że Bóg stworzył duszę rozumną i że ją
12
złączył z tym ciałem w pewien sposób, który opisałem .
By jednak można było zobaczyć, w jaki sposób potraktowałem ten przed
miot, pragnę podać tu wytłumaczenie ruchu serca i tętnic, ponieważ działanie
to, jako pierwsze i najpowszechniejsze z zaobserwowanych u zwierząt, da łatwą
podstawę osądu, co należy myśleć o wszystkich innych. Aby zaś łatwiej było
zrozumieć to, co powiem na ten temat, chciałbym, aby ci, którzy nie znają
anatomii, postarali się przed przeczytaniem niniejszych słów, by rozcięto przy
nich serce jakiegoś wielkiego zwierzęcia mającego płuca, jest ono bowiem we
13
wszystkim dość podobne do serca człowieka , i aby kazali sobie pokazać dwie
komory, czyli jamy, które się w nim znajdują. Najpierw tę, która jest po jego
prawej stronie i której odpowiadają dwie bardzo szerokie rury, a mianowicie:
żyła czcza, będąca głównym zbiornikiem krwi i jak gdyby pniem drzewa,
14
którego wszystkie inne żyły ciała są gałęziami, i żyła tętnicza , niewłaściwie
tak nazwana, w istocie bowiem jest to tętnica, biorąca początek w sercu, która
dzieli się po wyjściu z niego na liczne rozgałęzienia, rozchodzące się po całych
płucach. Następnie komorę, będącą po jego lewej stronie, której odpowiadają
tak samo dwie rury, równie albo jeszcze bardziej szerokie niż poprzednie, mia
15
nowicie: tętnica żylna , którą niewłaściwie tak nazwano, nie jest bowiem
niczym innym jak żyłą, która biegnie z płuc, gdzie jest podzielona na liczne
rozgałęzienia splecione z rozgałęzieniami żyły tętniczej, jak również przewo
du, który nazywa się tchawicą, a którym wchodzi wdychane powietrze; oraz
16
wielka tętnica , która wychodząc z serca, rozprowadza swe rozgałęzienia po
całym ciele. Chciałbym także, aby im dokładnie pokazano jedenaście małych
17
błonek , które podobnie jak małe drzwiczki otwierają i zamykają cztery otwo-
1 1
Autor rozciąga nowatorsko działanie praw mechanicznych na fizjologię.
1 2
W tak zwanym Traktacie o człowieku. Wydanie polskie: Człowiek. Opis ciała ludzkiego,
przeł. A Bednarczyk, Warszawa 1989.
1 3
Zaznacza się tu troska o potwierdzenie doświadczalne.
1 4
Żyła tętnicza to tętnica płucna, a tętnica żylna (o czym niżej) to żyła płucna. Ta stara
terminologia, słusznie krytykowana przez Kartezjusza, opierała się na charakterze krwi, pod
czas gdy nazwy współczesne odpowiadają, jak się tego domagał Kartezjusz, budowie naczyń,
która z kolei odpowiada ich funkcjom.
1 5
Żyta płucna.
1 6
Aorta.
1 7
Zastawki serca, których znaczenia dla obiegu krwi w organizmie Kartezjusz domyślał się.
Część piąta 43
ręką a miejscem otwarcia, albo też gdyby podwiązali bardzo mocno powyżej.
Jest bowiem oczywiste, iż przewiązka średnio ściśnięta, nie pozwalając, aby
krew, która już jest w ramieniu, wróciła żyłami do serca, nie przeszkadzała
jednak, aby dopływała wciąż nowa tętnicami z tego powodu, iż są one poło
żone głębiej niż żyły i że ich ściany jako twardsze, trudniej dadzą się ucisnąć,
jak również, iż krew, która płynie z serca, z większą siłą dąży, aby dostać się
do ręki, aniżeli powraca stamtąd do serca przez żyły. Ponieważ zaś ta krew
wypływa z ramienia przez otwór zrobiony w jednej z żył, muszą istnieć ko
niecznie jakieś przejścia poniżej przewiązki, to znaczy przy kończynie ramie
nia, którymi może ona przypływać z tętnic. Dowodzi on również bardzo
dobrze tego, co twierdzi o krążeniu krwi, za pomocą pewnych małych bło-
21
n e k , które są tak ustawione w różnych miejscach wzdłuż żył, iż nie pozwa
lają krwi przedostawać się od środka ciała ku krańcom, a tylko powracać od
krańców do serca. Co więcej, wykazuje doświadczeniem, że cała krew, jaka jest
w ciele, może z niego wyjść w bardzo krótkim czasie przez jedną tętnicę, gdy
ta jest przecięta, nawet gdyby była ciasno podwiązana, bardzo blisko serca
i przecięta między nim a przewiązką, tak iż nie mamy żadnego powodu, aby
przypuszczać, aby krew wypływająca miała skądinąd pochodzić.
Wiele jest jednak innych jeszcze rzeczy, które dowodzą, że prawdziwa przy
czyna tego ruchu krwi jest taka, jak mówię: po pierwsze, różnica, jaką widzi
się pomiędzy krwią wypływającą z żył a tą, która wychodzi z tętnic, może
pochodzić jedynie stąd, iż zostaje rozrzedzona i niejako przedestylowana prze
chodząc przez serce, dzięki czemu jest lżejsza, bardziej żywa, cieplejsza bezpo
średnio po wyjściu z niego, to znaczy, gdy jest w tętnicach, niż nieco wcze
22
śniej, zanim wpłynie do serca, to znaczy, gdy jest w żyłach . Pilnie obserwu
jąc spostrzeżemy, iż różnica ta występuje wyraźnie jedynie w pobliżu serca,
zaś w miejscach najbardziej od niego oddalonych jest mniejsza. Następnie, twar
dość tkanek, z których żyła tętnicza i wielka tętnica są zbudowane, wskazuje
dostatecznie, iż krew uderza o nie z większą siłą niż o żyły. A dlaczego lewa
komora serca i wielka tętnica byłyby bardziej pojemne i szerokie niż prawa
komora i żyła tętnicza, jeśli nie dlatego, że krew tętnicy żylnej, która po przej
ściu przez serce była jedynie w płucach, jest lżejsza i rozrzedza się silniej i łatwiej
niż ta, która wypływa bezpośrednio z żyły czczej? I co mogą odgadnąć lekarze
mierząc puls, jeżeli nie wiedzą, że według tego, jak krew zmienia swą naturę,
może pod wpływem ciepła zawartego w sercu rozrzedzić się w mniejszym lub
2 1
Chodzi o zastawki żylne.
2 2
Medykom współczesnym Kartezjuszowi nie był znany proces utleniania krwi w płucach.
46 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
większym stopniu i mniej lub bardziej szybko niż wcześniej? A jeśli się roz
waży, w jaki sposób to ciepło udziela się innym członkom, czyż nie trzeba przy
znać, iż dzieje się to za pomocą krwi, która przechodząc przez serce, ogrzewa
się w nim i rozlewa stamtąd po całym ciele? Z czego wynika, że jeśli się od
ciągnie krew z jakiejś części ciała, zabierzemy jej równocześnie ciepło; i gdyby
nawet serce było równie gorące jak rozżarzone żelazo, nie wystarczyłoby, aby
ogrzać, jak to czyni, ręce i nogi, gdyby nie dostarczało im ustawicznie nowej
krwi. Dzięki temu też poznaje się, iż prawdziwym zadaniem oddychania jest
obfite dostarczanie świeżego powietrza do płuc, aby krew, która przypływa
z prawej komory serca, gdzie uległa rozrzedzeniu i jakby przemianie w parę,
zagęściła się i znowu zamieniła w krew, zanim powróci do komory lewej; bez
czego nie mogłaby służyć jako pożywienie dla ognia, który tam jest. To się po
twierdza, ponieważ widzimy, że zwierzęta, które nie mają płuc, mają w sercu
tylko jedną komorę, i że dzieci, dopóki są zamknięte w łonie matki, nie mogą
oddychać płucami, mają otwór, przez który płynie krew z żyły czczej do lewej
komory serca, i przewód, którym przypływa ona z żyły tętniczej do wielkiej
tętnicy, nie przechodząc przez płuco. A dalej, jak odbywałoby się trawienie
w żołądku, gdyby serce nie dostarczało przez tętnice ciepła, a wraz z nim pew
nych najbardziej płynnych części krwi, które pomagają rozpuścić mięsa, jakie
tam wprowadzono? A czynność, która zmienia treść samą tych mięs w krew,
czyż nie jest łatwa do zrozumienia, jeśli zauważymy, że krew destyluje się, prze
chodząc w kółko przez serce więcej może niż sto lub dwieście razy każdego dnia?
I czegóż trzeba jeszcze więcej, aby wytłumaczyć odżywianie i wytwarzanie
rozmaitych soków żywotnych, zawartych w ciele, poza wskazaniem, iż siła,
z jaką krew, rozrzedzając się, przechodzi od serca ku zakończeniom tętnic,
sprawia, iż niektóre jej cząstki zatrzymują się między częściami członków,
w których się znajdują, i zajmują tam miejsce cząstek, które stamtąd wypie
rają, i że według położenia lub kształtu, lub rozmiaru porów, jakie napotyka
ją, raczej te, a nie inne udają się do określonego miejsca? Dzieje się to podob
nie, jak różne sita, co każdy mógł widzieć, rozmaicie podziurkowane służą do
oddzielania od siebie rozmaitych ziaren. A wreszcie, co jest najbardziej godne
2 3
uwagi w tym wszystkim, to powstawanie tchnień życiowych , które są niby
bardzo lekki wiatr lub raczej niby bardzo czysty i bardzo żywy płomień, któ-
2 3
Według Kartezjusza „tchnienia życiowe" (esprits animaux) są wynikiem sublimowania
się krwi w sercu, co dzieje się dzięki ciepłu, które tam panuje. Nerwy opisuje autor jako rurki
puste wewnątrz, w których owe „tchnienia" krążą. Na temat „tchnień życiowych" Kartezjusz
pisze szerzej w Namiętnościach duszy, dz. cyt., s. 32 n.
Część piąta 47
2 4
Kartezjusz daje tu ogólne sformułowania mechanistycznego poglądu na przyrodę.
2 5
W oryginale passions. Filozof nazywa tak wszystkie odbijające się w świadomości stany
wewnętrzne, które nie są aktami woli.
2 6
Pojęcie z psychologii Arystotelesowskiej. Był to ośrodek odbierający wszelkie wraże
nia, tak wewnętrzne (których źródło jest w organizmie), jak i zewnętrzne.
48 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
będą to ciało za maszynę, która jako zbudowana rękami Boga, jest bez porów
nania lepiej obmyślona i zawiera w sobie ruchy bardziej godne podziwu niż
jakakolwiek stworzona przez człowieka.
Zatrzymałem się tu też celowo, aby wykazać, że gdyby istniały takie
maszyny, które miałyby narządy i zewnętrzną postać małpy lub innego jakie
goś bezrozumnego zwierzęcia, nie znalibyśmy sposobu, aby rozpoznać, że nie
są one we wszystkim tej samej natury co owe zwierzęta; podczas gdyby ist
niały maszyny podobne do naszych ciał i naśladujące nasze czynności na tyle,
na ile byłoby to praktycznie możliwe, mielibyśmy zawsze dwa bardzo pewne
sposoby rozpoznania, że jeszcze dzięki temu nie byłyby one prawdziwymi
ludźmi. Pierwszy ten, iż nigdy nie mogłyby używać słów ani innych znaków,
składając je w sposób, jak my to czynimy dla oznajmienia innym naszych myśli.
Można bowiem pojąć, że maszyna tak została zrobiona, że wymawia jakieś
słowa, a nawet wymawia ich kilka w związku z działaniami fizycznymi, po
wodującymi pewne zmiany w jej przyrządach: na przykład, kiedy się ją dotknie
w jakimś miejscu, aby spytała, czego sobie od niej życzymy; w innym, aby
krzyczała, że ją boli, i tym podobne; ale niemożliwe jest, aby składała w różny
sposób słowa, aby odpowiadała z sensem na wszystko, co się powie w jej
obecności, jak to ludzie bodaj najbardziej tępi mogą czynić. Drugi sposób jest
taki: choćby nawet maszyny takie wykonywały wiele rzeczy równie dobrze
lub może lepiej niż ktokolwiek z nas, nie robiłyby niezawodnie wielu innych
i dzięki temu można odkryć to, iż nie działają one dzięki świadomości, lecz
jedynie dzięki rozmieszczeniu swoich przyrządów. Bowiem podczas, gdy ro
zum jest wszechstronnym instrumentem, który może służyć we wszelkiego
rodzaju przypadkach, to przyrządy te potrzebują pewnego szczególnego usta
wienia dla każdej poszczególnej czynności; skąd wynika, że praktycznie nie
możliwe jest, aby w maszynie było dostatecznie dużo rozmaitych ustawień tak,
by mogły spowodować jej działanie we wszystkich okolicznościach życia w taki
sam sposób, w jaki nasz rozum powoduje nasze działanie. Otóż za pomocą tych
samych dwu środków można również poznać różnicę, jaka istnieje między
ludźmi a zwierzętami. Jest to rzecz niezwykle godna uwagi, że nie ma ludzi
tak tępych i głupich, nie wyłączając nawet szaleńców, że nie byliby zdolni
zebrać razem rozmaitych słów i ułożyć z nich zdania zdolne uczynić zrozu
miałymi ich myśli; przeciwnie zaś, nie ma żadnego innego zwierzęcia, choćby
było najdoskonalsze i najbogaciej obdarzone, które dokonałoby tego samego.
Nie dzieje się to dlatego, aby brakowało im narządów. Widzimy bowiem, iż
sroki i papugi mogą wymawiać słowa tak jak i my, a jednak nie mogą mówić
Część piąta 49
jak my, to znaczy udowadniając, iż myślą to, co mówią. Gdy tymczasem ludzie,
którzy od urodzenia są głuchoniemi, pozbawieni są tak samo albo bardziej niż
bydlęta narządów, służących innym do mówienia, zazwyczaj wymyślają sami
od siebie jakieś znaki i przy ich pomocy porozumiewają się z osobami, które
przebywając często w ich towarzystwie, mają możliwość wyuczenia się tego
języka. Świadczy to nie tylko o tym, iż zwierzęta mają mniej rozumu niż ludzie,
ale że nie mają go wcale; widzimy bowiem, iż potrzeba go bardzo mało, aby
nauczyć się mówić. Że zaś między zwierzętami jednego gatunku zauważamy
nierówności równie dobrze jak między ludźmi i jedne łatwiejsze są w tresurze
niż inne, tym bardziej byłoby nie do wiary, aby małpa lub papuga, która byłaby
najdoskonalsza w swoim gatunku, mogła dorównać w rozumie najbardziej
tępemu dziecku lub przynajmniej dziecku mającemu zmącony umysł, gdyby
ich dusza nie była zupełnie odmiennej natury niż nasza. Nie należy mieszać
mowy z naturalnymi ruchami, które wyrażają uczucia wewnętrzne i które ma
szyna może naśladować równie dobrze jak zwierzę; ani też myśleć, jak niektó
rzy starożytni, że bydlęta mówią, tylko my nie rozumiemy ich języka. Gdyby
to było prawdą, skoro posiadają wiele narządów, które mają odniesienie do na
szych, mogłyby równie dobrze dać się zrozumieć nam jak sobie podobnym.
Również bardzo godną uwagi rzeczą jest to, że mimo iż wiele zwierząt obja
wia większą od nas pomysłowość w niektórych działaniach, widzimy, iż te same
w wielu innych działaniach nie objawiają jej wcale. To zatem, co robią od nas
lepiej, nie dowodzi, że posiadają rozum, bowiem szacując według tego, mia
łyby go więcej niż którykolwiek z nas i poczynałyby sobie lepiej w każdej innej
rzeczy; ale ponieważ go nie mają oraz że to natura w nich działa według układu
ich narządów, podobnie jak widzimy, że zegar, który składa się jedynie z kółek
i sprężyn, może liczyć godziny i mierzyć czas bardziej dokładnie niż my z całą
27
naszą wiedzą .
Opisałem następnie duszę obdarzoną rozumem i wykazałem, że nie może
ona w żaden sposób wyłonić się z mocy materii, podobnie jak inne rzeczy,
o których mówiłem, ale że musiała być stworzona celowo, i jak to nie wystar-
2 7
Wywód kartezjański zawiera stwierdzenia bardzo słuszne: odnośnie języka artykułowa
nego, zjawiska właściwego wyłącznie ludziom; odnośnie uogólniających zdolności rozumu, przeciw
stawionych zachowaniu się instynktownemu, stosującemu się zawsze do konkretnej sytuacji.
Zachowanie instynktowne tłumaczy układem organów. Dualizm Kartezjusza prowadzi go
jednak do nieuznawania hierarchii rozumu. Nie może być takiej hierarchii, ponieważ rozum
zbudowany jest z substancji duchowej, dlatego też zwierzęta są go całkowicie pozbawione.
Takie rozumowanie implikuje wniosek o nieśmiertelności duszy ludzkiej.
50 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
cza, aby ta dusza była umieszczona w ciele ludzkim jak pilot w okręcie jedy
nie po to, aby poruszać jego członki, ale trzeba, aby była z nim ściśle złączona
i zespolona, aby mogła mieć ponadto uczucia i pragnienia podobne do naszych
i w ten sposób tworzyć prawdziwego człowieka. W tym miejscu zresztą roz
wiodłem się nieco nad przedmiotem duszy, ponieważ jest on jednym z najważ
niejszych. Po błędzie bowiem tych, którzy zaprzeczają istnieniu Boga, który
to błąd, jak sądzę, dostatecznie odparłem powyżej, nie ma pomyłki, która by
bardziej oddalała słabe umysły od prostej drogi cnoty, jak wyobrażenie, że dusza
zwierząt jest tej samej natury co nasza i że tym samym nie mamy się czego
więcej obawiać ani spodziewać po tym życiu niż muchy lub mrówki. Gdy
tymczasem wiedząc, jak bardzo się one od siebie różnią, rozumiemy o wiele
lepiej racje, które dowodzą, że dusza nasza jest natury zupełnie niezależnej od
ciała, a tym samym nie podlega wraz z nim śmierci; następnie zaś, tym bar
dziej, że nie widzimy innych przyczyn, które by ją mogły unicestwić, w na
turalny sposób skłaniamy się do wyciągnięcia stąd wniosku, że jest nieśmier
28
telna .
2 8
Kartezjusz zdaje sobie sprawę z trudności, jakie przedstawia problem substancjalnego
połączenia duszy z ciałem, który w ramach jego systemu pozostaje nie rozwiązany. Poprze
staje na stwierdzeniu, że dusza z ciałem musi być: ściśle złączona i zespolona. Wartość tego
stwierdzenia, jako dyrektywy dla dalszych dociekań, osłabia zaraz potem zdaniem: ...dusza
nasza jest natury zupełnie niezależnej od ciała. Nieco więcej na temat połączenia duszy i ciała
napisał Kartezjusz w listach do księżniczki Elżbiety z 21 maja i 28 czerwca 1643 r. Zob. Listy
do księżniczki Elżbiety, przeł. J . Kopania, Warszawa 1995, s. 3 - 1 1 .
CZĘSC SZÓSTA
1
Otóż upłynęły trzy lata, jak ukończyłem traktat zawierający wszystkie te
problemy i zacząłem go przeglądać, aby go oddać w ręce drukarza, kiedy do
2
wiedziałem się, że osoby, z którymi się liczę i których autorytet nie mniejszy
ma wpływ na moje postępowanie niż mój własny rozum na moje myśli, po
tępiły pewien pogląd z zakresu fizyki, ogłoszony nieco wcześniej przez kogoś
3 4
innego . Nie chcę powiedzieć, abym podzielał ten pogląd ; nie zauważyłem
w nim wszelako przed ocenzurowaniem przez nie niczego, co mógłbym uwa
żać za szkodliwe dla religii i państwa ani też, tym samym, co przeszkodziłoby
mi ogłosić go, gdybym dzięki rozumowi do niego doszedł. To obudziło we mnie
obawę, żeby i między moimi poglądami nie znalazł się taki, w którym pobłą
dziłem mimo wielkiej troskliwości, z jaką zawsze bronię się przed przyjęciem
do mych przekonań nowych poglądów, co do których nie miałbym bardzo pew
nych dowodów, i by nie pisać niczego takiego, co by się mogło obrócić na czyjąś
niekorzyść. To wystarczyło, abym zrezygnował z zamiaru ogłoszenia ich,
bowiem mimo iż racje, dla których powziąłem wcześniej ten zamiar, były bar
dzo mocne, usposobienie moje, dzięki któremu nienawidziłem zawodu wydaw
cy książek, narzuciło mi natychmiast wiele innych w formie wymówek. A racje
te, za i przeciw, są takie, iż nie tylko ja jestem w pewien sposób zaintereso
wany ich wygłoszeniem, ale i czytelnicy ich poznaniem.
Nigdy nie przywiązywałem zbyt wiclkiej wagi do tego, co powstało w moim
umyśle. Dopóki z metody, jaką się posługuję, nie zebrałem innych owoców
oprócz tych, że rozwiązałem kilka zagadnień należących do nauk spekulatyw-
nych i że starałem się podporządkować moje obyczaje zasadom, jakie mi wska-
1
Lata 1633-1636.
2
Chodzi o Świętą Inkwizycję.
3
Mowa tu o Koperniku i Galileuszu.
4
W rzeczywistości Kartezjusz podzielał ten pogląd i uważał go (co wyznał wyraźnie
w prywatnym liście do P. Mersenne'a z 28 listopada 1633 r.) za nierozłącznie związany ze
swymi przekonaniami.
52 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
zała, nie czułem się zobowiązany cokolwiek o tym pisać. Bowiem, co dotyczy
obyczajów, każdy ma tak wiele o tym własnych pojęć, iż mogłoby się łatwo
znaleźć tylu reformatorów, ile głów, gdyby było dozwolone komu innemu niż
tym, których Bóg ustanowił jako zwierzchników nad swoimi ludami lub też
którym udzielił dość łaski i zapału, aby byli prorokami, zmieniać w nich co
kolwiek. Mimo iż moje pomysły podobały mi się bardzo, sądziłem, że inni mają
własne, które podobają się im może jeszcze bardziej. Ale skoro zdobyłem nieco
ogólnych wiadomości dotyczących fizyki i skoro, zaczynając doświadczać ich
w różnych poszczególnych zagadnieniach, zauważyłem, dokąd mogą one do
prowadzić i jak bardzo różnią się od zasad, którymi dotąd się posługiwano, są
dziłem, iż nie wypada trzymać ich w ukryciu, nie grzesząc ciężko przeciw pra
wu, które nakazuje nam przysparzać powszechnego dobra w tym stopniu,
w jakim się ono w nas znajduje. Zasady te bowiem uświadomiły mi, iż jest
rzeczą możliwą dojście do wiedzy bardzo użytecznej w naszym życiu; i że za
miast tej filozofii spekulaktywnej, której uczą w szkołach, można znaleźć fi
lozofię praktyczną, przy pomocy której, znając moc i działanie ognia, wody,
powietrza, gwiazd, niebios i wszystkich innych ciał, które nas otaczają, rów
nie dokładnie, jak znamy różne warsztaty rzemieślnicze, będziemy mogli podob
nie zastosować ciała do tych celów, do których się nadają, i w ten sposób stać
5
się panami i posiadaczami przyrody . Co jest pożądane nie tylko ze względu
na wynalezienie nieskończonej ilości umiejętności, które sprawiałyby, iż ko
rzystać można byłoby bez trudu z owoców ziemi i wszystkich udogodnień,
jakie się na niej znajdują, ale głównie też ze względu na zachowanie zdrowia,
które bez wątpienia jest pierwszym dobrem i podstawą wszystkich innych dóbr
tego życia. Bowiem nawet umysł zależy tak bardzo od temperamentu i układu
narządów ciała, że jeśli możliwe jest znalezienie jakiegoś sposobu, który uczy
niłby ogół ludzi bardziej mądrymi i zmyślnymi niż dotąd, sądzę, iż należy go
6
szukać w medycynie . Prawda, iż ta, która obecnie jest praktykowana, zawie
ra mało rzeczy, z których pożytek byłby równie wielki, ale nie mając zamiaru
uwłaczać jej, pewien jestem, iż nie ma nikogo, nawet pośród tych, którzy ją
wykonują, kto nie przyznałby, że wszystko, co z niej wiemy, jest prawie ni
czym w porównaniu z tym, co pozostaje do poznania, i że moglibyśmy się
5
Ustęp ten, zasługujący na najwyższą uwagę, zawiera ideę jedności nauk i całkowitości
poznania oraz niemniej ważną - związku teorii z praktyką. Widać tutaj wyraźny wpływ
poglądów F. Bacona.
6
Jest to zdanie sprzeczne z metafizyką Kartezjusza. Stwierdza on tu bowiem zależność
umysłu od ciała.
Część szósta 53
uwolnić od niezliczonej liczby chorób tak ciała, jak i ducha, a może nawet
zgrzybiałości, gdybyśmy posiadali dostateczną znajomość ich przyczyn oraz
wszystkich środków zaradczych, jakimi natura nas obdarzyła. Otóż, mając za
miar poświęcić całe swe życie na szukanie tak użytecznej wiedzy i znalazłszy
drogę, na której wydaje mi się, iż z pewnością się ją znajdzie - chyba że na
przeszkodzie stanie krótkotrwałość życia albo brak doświadczeń - osądziłem,
iż nie ma lepszego środka przeciw tym dwóm przeszkodom, jak dokładnie
zapoznać czytelników z tą odrobiną, którą znalazłem, i skłonić wybitne umy
sły, aby starały się iść jeszcze dalej, przyczyniając się, każdy według swojej skłon
ności i mocy, do doświadczeń, jakie należałoby przeprowadzić, i ogłaszając
czytelnikom wszystko, co poznają, abyśmy w ten sposób ostatni z kolei za
czynali tam, gdzie poprzedni skończyli, i zespalając tak żywoty i prace wielu,
7
doszli wszyscy razem o wiele dalej, niż każdy z osobna zdołałby to uczynić .
Zauważyłem również, odnośnie doświadczeń, iż są one tym bardziej po
trzebne, im bardziej posunięto się w wiedzy. Na początek bowiem lepiej
posługiwać się tylko tymi, które same z siebie narzucają się naszym zmysłom,
a których nie moglibyśmy nie poznać, byle tylko trochę byśmy się zastano
wili, niż szukać bardziej rzadkich i wymagających więcej badań. Dowodem
na to jest to, iż owe rzadsze mylą się często, kiedy się nie zna jeszcze naj
pospolitszych przyczyn, i że okoliczności, od których zależą, są zawsze prawie
tak szczególne i tak drobne, iż bardzo trudno jest je zauważyć. Porządek, jaki
zachowałem, był taki - najpierw starałem się znaleźć ogólne zasady lub pierw
sze przyczyny wszystkiego, co jest albo może być w świecie, biorąc w tym
celu pod uwagę tylko samego Boga, który go stworzył, i wysnuwając owe
zasady jedynie z pewnych zarodków prawd, które w sposób naturalny znaj
8
dują się w naszych duszach . Następnie rozważyłem, jakie są pierwsze i najbar
dziej pospolite skutki, które można wywieść z tych przyczyn, i wydaje mi
się, że tą drogą znalazłem niebiosa, gwiazdy, Ziemię, a na Ziemi również wodę,
powietrze, ogień, minerały i niektóre inne takie rzeczy, które są ze wszyst
kich najbardziej pospolite i najprostsze, a tym samym najłatwiejsze do pozna
nia. Następnie, gdy chciałem przejść do rzeczy bardziej szczegółowych, na
sunęła się ich taka różnorodność, że nie sądziłem, aby dla umysłu ludzkiego
możliwe było odróżnienie form lub gatunków ciał, jakie są na Ziemi, od nie
skończonej ilości innych, jakie mogłyby na niej istnieć, gdyby było wolą Boga
7
Kartezjusz wyraża tutaj ideę postępu nauki jako procesu społecznego.
8
Wiele prawd możemy dedukować i odkrywać dzięki temu, iż są wrodzone umysłowi
ludzkiemu.
54 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
je tam umieścić, ani tym samym, zastosować je do naszego użytku inaczej niż
wychodząc naprzeciw przyczyn za pomocą skutków i posługując się wielo
9
ma szczegółowymi doświadczeniami . W wyniku czego, przechodząc umy
słem wszystkie przedmioty, które kiedykolwiek narzucały się moim zmysłom,
śmiem stwierdzić, iż nie zauważyłem wśród nich żadnej rzeczy, której bym
nie mógł dość łatwo wytłumaczyć za pomocą moich zasad. Ale muszę rów
nież wyznać, że potęga natury jest tak wielka i rozległa, te zaś zasady są tak
proste i ogólne, że nie widzę żadnego poszczególnego zjawiska, o którym nie
wiedziałbym z góry, że może być z nich wywiedzione na kilka różnych
sposobów, jak również, że największą trudność sprawia mu zazwyczaj odna
lezienie, na który ze sposobów zależy on od tych zasad. Na to bowiem nie znam
innego środka, jak ponowne poszukiwania pewnych doświadczeń, których wy
nik nie byłby taki sam niezależnie od tego, czy w taki, czy w inny sposób mie
liśmy go wytłumaczyć. Doszedłem do tego, iż widzę, o ile mi się zdaje, dosyć
dobrze, jakiej sztuki trzeba użyć, aby przeprowadzić większość doświadczeń
potrzebnych w tym celu; ale widzę także, iż są one takie i tak liczne, iż ani
moje ręce, ani moje dochody, choćby nawet były tysiąckrotnie większe w sto
sunku do tego, co mam, nie zdołałyby wszystkim wystarczyć. Według tego też,
czy będę miał w przyszłości możliwość przeprowadzenia ich więcej lub mniej,
posunę też mniej albo bardziej moją znajomość przyrody. Obiecywałem sobie
ogłosić to za pomocą traktatu, jaki napisałem, i wykazać tak jasno pożytek,
jaki ogół może stąd odnieść, iż zobowiązałem wszystkich, którzy pragną po
wszechnego dobra ludzi, to znaczy wszystkich naprawdę cnotliwych, a nie
jedynie przez udany pozór albo dla oczu świata, aby mi udzielali informacji
o tych doświadczeniach, które już przeprowadzili, jak również dopomogli
w przeprowadzeniu tych, jakie pozostają do wykonania.
Ale od tego czasu nasunęły mi się inne racje, które kazały mi zmienić prze
konania. Uznałem, że w istocie powinienem w dalszym ciągu zapisywać wszyst
kie rzeczy, które, według mego uznania, posiadają pewną wagę, w miarę jak od
kryję ich prawdziwość, i że powinienem dokonać tego z taką samą starannością,
jak gdybym chciał je drukować, a to dlatego, aby mieć w tym więcej powodów
wnikliwego rozpatrzenia ich - gdyż bez wątpienia z bliska bardziej przygląda
9
Kartezjusz otwiera tu furtkę dla metody eksperymentalnej, której praktyczną potrzebę
musiał odczuwać. Znajduje wymówkę dla tej praktycznie uzasadnionej niekonsekwencji,
stwierdzając, że czysta dedukcja prowadzi do twierdzeń dowolnych tam, gdzie chodzi
o przedmioty szczegółowe. Rysuje się tutaj sugestia metody postępowania naukowego, po
legającego na połączeniu eksperymentu i rozumowania.
Część szósta 55
się człowiek temu, co ma zamiar przedstawić drugim, niż temu, co się robi jedynie
dla siebie samego, bowiem często rzeczy, które wydały mi się prawdziwe wów
czas, kiedy zacząłem je rozważać, wydały mi się fałszywe, kiedy próbowałem
przenieść je na papier - jak również, aby nie stracić żadnej sposobności przynie
sienia korzyści ogółowi, jeśli zdolny jestem do tego i jeśli moje pisma mają jakąś
wartość, aby ci, którzy dostaną je do rąk po mej śmierci, mogli korzystać z nich
w taki sposób według tego, jaki im się wyda najwłaściwszy. Uznałem jednak, iż
nie powinienem zgodzić się na ogłoszenie ich za mego życia, a to dlatego, aby
ani spory i sprzeciwy, do których dałyby może powód, ani nawet autorytet, jaki
by mogły mi zdobyć, nie dały żadnej sposobności stracenia czasu, który mam
zamiar wykorzystać na zdobywanie wiedzy. Bowiem, mimo iż niewątpliwie
każdy człowiek jest zobowiązany przysparzać dobra innym w tym stopniu,
w jakim znajduje się ono w nim, i nie posiada właściwie żadnej wartości ten, kto
nie jest dla nikogo pożyteczny, niemniej prawdą jest również, iż nasze starania
powinny trwać dłużej niż tylko obecnie. Dobrze jest porzucić rzeczy, które przy
niosłyby może jakąś korzyść żyjącym, skoro dzieje się to w zamiarze dokonania
innych dzieł, które przyniosą więcej korzyści naszym wnukom. Pragnę, aby wie
dziano, że ta odrobina wiedzy, którą poznałem dotąd, jest prawie niczym w po
równaniu do tego, czego nie wiem, ale co mam nadzieję poznać. Z ludźmi, którzy
odkrywają pomału prawdę w naukach, jest podobnie, jak z tymi, którzy, zaczy
nając się bogacić, mniej doznają trudu w zdobywaniu wielkich zysków niż
wcześniej, gdy byli biedniejsi i doznawali w małych, lub też można ich porów
nać do wodzów armii, których siły zwykły rosnąć w miarę zwycięstw i którzy
więcej potrzebują wysiłku, aby się utrzymać po przegranej bitwie, niż aby po
wygranej zdobywać nowe miasta i prowincje. Jest to bowiem w istocie jakby sta
czanie bitew - wysilać się, aby przezwyciężyć wszystkie trudności i pomyłki,
które nie pozwalają nam dojść do poznania prawdy; zatem przegraniem bitwy
jest powzięcie fałszywych poglądów na temat jakiejś materii nieco bardziej ogólnej
i ważnej; trzeba później o wiele więcej zręczności, aby wrócić do stanu, w jakim
się było wcześniej, niż do czynienia wielkich postępów, kiedy się ma już dobrze
ugruntowane zasady. Co do mnie, jeśli najpierw znalazłem jakieś prawdy
10
w naukach (a mam nadzieję, iż rzeczy zawarte w tym tomie pozwolą osądzić,
iż znalazłem ich nieco), mogę powiedzieć, iż są one jedynie ich wynikiem i zależą
od kilku głównych trudności, jakie przezwyciężyłem, a które liczę za tyleż bitew,
w których szczęście było po mojej stronie. Nie zawaham się nawet powiedzieć,
1 0
Autor ma na myśli głównie trzy rozprawy, do których Rozprawa o metodzie służyć
miała jako wstęp, a mianowicie: Dioptrykę, Rozprawę o meteorach (Meteory) i Geometrię. Por.
Część trzecia, przyp. 5 oraz Wstęp tłumacza, s. 7.
56 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
iż jak sądzę, potrzeba mi nie więcej, tylko wygrać dwie lub trzy podobne, aby
całkowicie uporać się z moim zamiarem; i że wiek mój nie jest tak zaawanso
wany, abym w zwykłym porządku natury nie mógł rozporządzać dostateczną
liczbą lat do osiągnięcia tego celu. Sądzę jednak, iż o tyle więcej muszę oszczę
dzać czasu, jaki mi zostaje, im więcej mam nadziei, że zdołam go dobrze użyć;
miałbym zaś z pewnością wiele sposobności, aby go stracić, gdybym ogłosił fun
u
damenty mojej fizyki . Bowiem mimo iż prawie wszystkie są tak oczywiste,
że wystarczy jedynie usłyszeć je, aby w nie uwierzyć, i że nie ma wśród nich
żadnego, na który nie mógłbym dać dowodów, niemniej z tej przyczyny, iż nie
jest możliwe, aby były zgodne ze wszystkim rozmaitymi poglądami innych lu
dzi, przewiduję, iż często rozpraszałbym się z powodu różnych sprzeciwów, które
by wywołały.
Można powiedzieć, iż te sprzeciwy byłyby pożyteczne tak przez to, że mi
ujawniły moje błędy, jak też dlatego, że gdybym objawił coś dobrego, inni dzięki
temu łatwiej by to poznali, oraz ponieważ wielu może więcej widzieć niż je
den, zaczynając od razu posługiwać się mymi zasadami, pomogliby mi swoimi
pomysłami. Uważam, że niezmiernie łatwo mogę się pomylić i nie dowierzam
prawie nigdy pierwszym myślom, jakie mi przychodzą; doświadczenie wsze
lako, jakie mam odnośnie zarzutów, które może mi ktoś czynić, nie pozwala
mi się spodziewać z nich żadnego pożytku. Doświadczałem już bowiem często
sądów zarówno przyjaciół, jak i ludzi obojętnych, a nawet niektórych takich,
o których wiedziałem, że przez złośliwość i zawiść staraliby się dość pilnie
odkryć to, co życzliwość zasłaniałaby moim przyjaciołom, ale rzadko zdarza
ło się, aby zarzucono mi jakąś rzecz, której bym zupełnie nie przewidział, chy
ba iż była ona bardzo odległa od mego tematu; tak, że niemal nigdy nie spo
tkałem żadnego cenzora moich opinii, który by mi się nie wydał albo mniej
surowy, albo mniej sprawiedliwy niż ja sam. I nie zauważyłem również, aby
przy pomocy dysput, tak jak praktykuje się to w szkołach, odkryto jakąś praw
dę, której by wcześniej nie znano; bowiem podczas gdy każdy stara się zwycię
żyć, przeciwnicy starają się o wiele więcej, aby uwydatnić prawdopodobieństwo
swojej tezy, niż aby rozważyć racje jednej i drugiej strony. To, iż ktoś był długo
dobrym adwokatem, nie czyni go później w mych oczach lepszym sędzią.
Co do pożytku, jaki inni znaleźliby w poznaniu moich myśli, nie mógłby
on również być bardzo znaczący, gdyż nie doprowadziłem ich jeszcze tak
daleko, aby zanim się je zastosuje w praktyce, nie potrzeba było dorzucić do
1 1
Podstawą fizyki Kartezjusza były teoria trzech elementów i teoria trzech praw ruchu.
Zob. szerzej Zasady filozofii, dz. cyt., s 70 n. i s. 98 n.
Część szósta 57
12
nich wiele rzeczy . I myślę, że mogę powiedzieć skromnie, iż jeśli jest ktoś
zdolny tego dokonać, to byłbym nim raczej ja niż kto inny. Nie, aby nie mogło
być na świecie wiele umysłów nieporównanie potężniejszych od mojego, ale
że nie można tak dobrze pojąć jakiejś rzeczy i przyswoić ją sobie, kiedy się ją
poznało od kogoś drugiego, niż kiedy się ją wynalazło samemu. Jest to w tej
materii tak prawdziwe, iż mimo że nieraz tłumaczyłem moje poglądy osobom
o bardzo bystrych umysłach, i które, podczas gdy mówiłem do nich, zdawały
się rozumieć je bardzo dokładnie, to jednak kiedy powtarzały moje myśli, za
uważyłem, iż prawie zawsze przekształciły je w taki sposób, że nie mogłem ich
już uznać za swoje. W tych okolicznościach rad proszę naszych wnuków, aby
nie wierzyli nigdy w rzeczy, o którym im powiedzą, że pochodzą ode mnie,
o ile ja ich sam nie podałem do wiadomości. Nie dziwię się zupełnie niedorzecz
nościom, jakie przypisuje się wszystkim owym dawnym filozofom, których
pism nie posiadamy, ani też nie sądzę na podstawie tego, aby ich myśli były
w istocie bardzo niedorzeczne, zważywszy, iż były to najtęższe umysły swo
13
ich czasów, ale tylko, iż źle nam je powtórzono . Tak to też widzimy, że pra
wie nigdy nie zdarzyło się, aby któryś z ich wyznawców przewyższał ich
samych; i pewien jestem, iż najzagorzalsi z tych, którzy idą teraz za Arysto
telesem, uważaliby się za szczęśliwych, gdyby posiadali tyle wiadomości
o naturze, ile on, nawet pod warunkiem, że nigdy nie będą mieli więcej. Są
oni jak bluszcz, który nie stara się piąć wyżej niż drzewo, które go podtrzy
muje, a nawet często opuszcza się z powrotem, skoro doszedł aż do szczytu.
Zdaje mi się bowiem tak samo, iż raczej schodzą na dół, to znaczy stają się
poniekąd mniej uczonymi, niż gdyby powstrzymali się od badań; tacy ludzie,
którzy niezadowoleni poznaniem wszystkiego, co jest w sposób zrozumiały wy
tłumaczone przez autora, chcą prócz tego znaleźć w nim rozwiązanie wielu
14
trudności, o których on nie mówi nic i o których może nigdy nie myślał .
Jest to sposób filozofowania nader wygodny dla tych, którzy mają umysły
bardzo mierne; niejasność bowiem rozróżnień i zasad, jakimi się posługują, jest
przyczyną, iż mogą mówić o wszystkich rzeczach równie śmiało, jak gdyby
je wiedzieli, i podtrzymywać wszystko to, co mówią przeciw najbardziej lot
nym i zręcznym, bez możliwości by ich samych można było przekonać. Wydają
mi się podobni do ślepca, który, aby potykać się skutecznie z kimś, kto widzi,
1 2
Mowa tutaj o naukach związanych z medycyną.
1 3
Kartezjusz mówi tutaj o filozofach przedsokratejskich.
1 4
Wyraźna aluzja dotycząca scholastyków, doszukujących się w dziełach Arystotelesa
potwierdzeń dla współczesnych sobie wyników badan.
58 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
Doskonałość, doskonały 18, 33, 34, 35, 36, Logika, logicy 22, 23*61
60
Doświadczenie 17,25,29, 30, 52, 53, 54,56, 58, Materia 25, 28, 33, 38, 39, 40, 41, 49, 55
59, 60, 61 Medycyna, sztuka lekarska 10, 14, 52, 62
Dowodzenie, dowód 21, 23, 32, 35, 37, 51, 53, Metafizyka 10, 3 2 , 3 6
61 Metoda 10, 12, 2 1 , 22, 24, 25, 28, 29, 30,
Dusza 10, 11, 29, 33, 35, 36, 37, 38, 39, 41, 42, 51
49, 50, 53, 59 Moc, zdolność 1 1 , 1 4 , 28, 29, 32, 40, 41, 48, 49,
52, 53
Fałsz, fałszywy 1 1 , 1 5 , 1 6 , 2 1 , 2 3 , 2 9 , 30, 32, 34, Moralność 10, 26, 28, 36
36, 55, 59 Możliwość 28, 53
Filozof 11, 12, 21, 28, 35 Myśl, myślenie, myśli 1 1 , 1 4 , 1 8 , 2 0 , 26, 28, 32,
Filozofia 14, 15, 16, 22, 25, 28, 30, 32,38, 52, 33, 36, 37, 38, 41, 42, 48, 51, 56
58, 61
Fizyka 10, 52, 56, 59 Namiętności 18
Forma 1 2 , 3 9 , 53 Następstwo 16
64 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie
Natura 11, 28, 33, 34, 38, 39, 40, 41, 44, 47, 48, Racja 10, 15, 19, 23, 27, 28, 34, 36, 44, 50, 51,
49, 50, 53, 54, 56, 57, 58 54, 56, 60, 61, 62
Naturalny 40, 50, 53, 62 Reguła 10, 16, 17, 22, 24, 30, 33, 35, 37, 62
Nauka 1 0 , 1 3 , 1 4 , 1 6 , 1 9 , 23, 25, 51, 55, 58, 60, Rozmyślanie, medytacja 32
62 Rozsądek 11, 16, 19, 26, 27, 61, 62
Nauki matematyczne 14, 15, 22, 24, 30 Rozum 1 1 , 1 2 , 1 4 , 1 8 , 1 9 , 20, 21, 24, 25, 26,28,
Nauki okultystyczne, zabobonne i fałszywe, 37, 48, 49, 51, 61, 62
magia 13, 14, 16 Rozumienie 21, 29, 57
Niebyt 36, 37 Rozumowanie 15, 16, 19, 25, 32, 39
Niewątpliwy 15, 2 Rozwaga 11, 13, 18, 28
Ośrodek wspólny 47 Sąd 11, 12, 13, 19, 26, 28, 38, 56, 60
Oczywistość 23, 34, 35, 37, 56, 58 Sądzenie, zdolność sądzenia 11, 14, 16, 20, 27,
28, 29
Pamięć 11, 47 Skutek 41, 53, 54
Pewność, pewny 13, 15, 19, 25, 29, 30, 32, 33, Spostrzegać 35, 48
35, 36, 37 Stosunek 24, 27
Pojęcie 36, 38, 52 Sylogizm, sylogistyka 22
Pojmowanie 17, 36
Pomysł 14 Świadomość 48, 58
Pomysłowość 16, 47, 49 Światło przyrodzone 17, 29
Porządek 56, 58
Poznanie 21, 23, 24, 28, 30, 3 3 , 3 4 , 3 5 , 3 8 , 46, Tchnienia życiowe 46, 47
48, 52, 53, 56, 57, 58 Teologia 14, 15
Praktycznie 48, 56 Twierdzenie 30, 33
Prawda, prawdziwość, prawdziwy 1 1 , 1 2 , 1 5 , 1 6 ,
19, 20, 21, 23, 24, 27, 28, 29, 30,32, 33, 35, Uczucia wewnętrzne 47, 49
36, 37, 38, 41, 53, 54, 55, 56, 58, 59, 60, 61 Udowodnić 39
Prawdopodobny, prawdopodobieństwo 1 4 , 1 5 , Umysł 1 1 , 1 2 , 1 3 , 1 4 , 1 7 , 2 0 , 2 1 , 2 2 , 2 3 , 2 4 , 2 5 , 2 7 ,
16, 21, 56, 58 29, 30,32, 35,36,49, 50, 52, 53, 54, 57, 58, 61
Prawo 14, 19, 22, 26, 27, 38, 39, 40, 41, 47, 52
Proporcje 24 Wątpienie, wątpić 23,27,29,30,33,34,36,37,38
Przekonanie, sąd, opinia, pogląd 19,20, 23, 25, Wiara 29
26, 27, 28, 29, 3 0 , 3 2 , 42, 54 Wiedza 1 2 , 1 3 , 1 6 , 1 9 , 2 2 , 2 5 , 2 9 , 3 1 , 4 1 , 4 9 , 52,
Przestrzeń 35 53, 55, 60
Przyczyna 26, 39, 41, 43, 53, 54, 57, 59, 61 Własność 47
Przyroda 10, 38, 52, 54, 62 Właściwość 12, 39, 40
Indeks pojęć 65
BIBLIOTEKI EUROPEJSKIEJ:
1. S w . A u g u s t y n , Państwo Boże — t ł u m . K s . W ł a d y s ł a w K u b i c k i .
2. M . A u r e l i u s z , Rozmyślania — t ł u m . M a r i a n R e i t e r .
3. G . B e r k e l e y , Trzy dialogi między Hylasem i Filonousem — t ł u m . J a n i n a S o s n o w s k a .
4. M . B i e r d i a j e w , Sens historii. Filozofia losu człowieka — t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i .
5. M . B i e r d i a j e w , Sens twórczości. Próba usprawiedliwienia człowieka — t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i .
6. B o e c j u s z , Traktaty teologiczne — t ł u m . A g n i e s z k a K i j e w s k a .
7. A . C o m t e , Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej — t ł u m . J . K .
8. C y c e r o n , Mowy — t ł u m . Stanisław K o ł o d z i e j c z y k , J u l i a M r u k ó w n a , D a n u t a T u r k o w s k a .
9. C y c e r o n , O państwie, O prawach — t ł u m . I w o n a Ż ó ł t o w s k a .
1 0 . D a n t e , Boska Komedia — t ł u m . A l i n a S w i d e r s k a .
1 1 . D a n t e , Monarchia — tłum. W ł a d y s ł a w S e ń k o .
1 2 . R . D e s c a r t e s , Medytacje o pierwszej filozofii — t ł u m . M a r i a i K a z i m i e r z A j d u k i e w i c z o w i e ,
I z y d o r a D a m b s k a , Stefan Swieżawski.
1 3 . R . D e s c a r t e s , Namiętności duszy — t ł u m . L u d w i k C h m a j .
14. R . D e s c a r t e s , Rozprawa o metodzie — tłum. T a d e u s z B o y - Ż e l e ń s k i
1 5 . R . D e s c a r t e s , Zasady filozofii — t ł u m . I z y d o r a D ą m b s k a .
1 6 . J a n S z k o t E r i u g e n a , Komentarz do Ewangelii Jana — t ł u m . A g n i e s z k a K i j e w s k a .
1 7 . J . G . F i c h t e , Powołanie człowieka — t ł u m . A d a m Z i e l e ń c z y k .
1 8 . I. K a n t , Krytyka czystego rozumu — t ł u m . R o m a n I n g a r d e n .
19. I. K a n t , Krytyka praktycznego rozumu — t ł u m . B e n e d y k t B o r n s t e i n .
2 0 . I. K a n t , Uzasadnienie metafizyki moralności — t ł u m . M ś c i s ł a w W a r t e n b e r g .
2 1 . S. K i e r k e g a a r d , Pojęcie lęku — t ł u m . A n t o n i S z w e d .
2 2 . S. K i e r k e g a a r d , Wprawki do chrześcijaństwa — t ł u m . A n t o n i S z w e d .
2 3 . G . W . L e i b n i z , Nowe rozważania dotyczące rozumu ludzkiego — t ł u m . I z y d o r a D ą m b s k a .
2 4 . M o n t e s k i u s z , O duchu praw — t ł u m . T a d e u s z B o y - Ż e l e ń s k i .
2 5 . P l a t o n , Dialogi, t . I - I I - t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
2 6 . P l a t o n , Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
2 7 . P l a t o n , Fajdros — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
2 8 . P l a t o n , Fedon — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
2 9 . P l a t o n , Fileb - t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 0 . P l a t o n , Gorgiasz, Menon — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 1 . P l a t o n , Hippiasz mniejszy, Hippiasz większy, Eutydem — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 2 . P l a t o n , łon, Charmides, Lizys — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 3 . P l a t o n , Laches, Protagoras — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 4 . P l a t o n , Państwo, Prawa — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 5 . P l a t o n , Parmenides, Teajtet — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 6 . P l a t o n , Sofista, Polityk — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 7 . P l a t o n , Timaios, Kntias — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 8 . P l a t o n , Uczta — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 9 . J . J . R o u s s e a u , Umowa społeczna — t ł u m . A n t o n i P e r e t i a t k o w i c z .
4 0 . B . S p i n o z a , Traktaty — t ł u m . I g n a c y H a l p e r n - M y ś l i c k i .
4 1 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Dzieła wybrane — t ł u m . O . J a c e k Salij O P , O . K a l i k s t S u s z y ł o O P , K s .
Marek Starowieyski, O. Wojciech Giertych O P .
4 2 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Komentarz do Ewangelii Jana — t ł u m . O . T a d e u s z Bartos O P .
4 3 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Kwestie dyskutowane o prawdzie, t . I - I I — t ł u m . A d a m A d u s z k i e w i c z ,
Leszek K u c z y ń s k i , Jacek Ruszczyński.
4 4 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Traktat o człowieku — tłum. Stefan S w i e ż a w s k i .
Książki w przygotowaniu:
1- M . B i e r d i a j e w , Rozważania o egzystencji — tłum. H e n r y k P a p r o c k i
2. D a n t e , O języku pospolitym - tłum. W ł o d z i m i e r z O l s z a n i e c
3. R. D e s c a r t e s , Reguły kierowania umysłem — tłum. L u d w i k C h m a j .
4. W . S o l o w j o w , Sens miłości - t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i .
5. M . d e U n a m u n o , Agonia chrysńanizmu — tłum. Piotr R a k .
W serii
DAIMONION
ukazały się dotychczas:
Książki w przygotowaniu: