You are on page 1of 68

RENE DESCARTES

ROZPRAWA
0 METODZIE
WŁAŚCIWEGO KIEROWANIA ROZUMEM
1 POSZUKIWANIA PRAWDY W NAUKACH

Przełożył
TADEUSZ ŻELEŃSKI-BOY

Ksero tej książki kosztowałoby 10zł.


Zaoszczędzone pieniądze możesz wydać u wydawcy:
http://www.wydawnictwoantyk.pl/

Kęty 2002
Wydawnictwo ANTYK
TYTUŁ ORYGINAŁU

DISCOURS DE LA METHODE

Wydanie pierwsze: Kraków 1918


Wydanie niniejsze, poprawione i uzupełnione na podstawie wydania PIW, Warszawa 1952:
Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2002

Przekład: Tadeusz Żeleński-Boy


Skład i łamanie tekstu: Dariusz Loranc
Redakcja i korekta: Katarzyna Szeliga-Juchnik
Korekta techniczna: Piotr Derewiecki
Projekt obwoluty: „Grafikon", Bielsko-Biała
Druk i oprawa: Zakład Graficzny „Colonel"
ul. Dąbrowskiego 16
30-532 Kraków

ISBN 83-88524-31-3

Wydawnictwo A N T Y K - Marek Derewiecki


ul. Szkotnia 29a, 32-650 Kęty
Tel./fax (033) 8454149, (033) 8455077, 0602434217
E-mail: wydawnictwo@antyk.kety.pl
www.antyk.kety.prv.pl
Dystrybucja: Firma Dystrybucyjna ANTYK, tel. (033) 8561584, 0502637305
SPIS TREŚCI

OD TŁUMACZA (fragment) 5

Rozprawa o metodzie
CZĘŚĆ PIERWSZA U
CZĘŚĆ DRUGA 18
CZĘŚĆ TRZECIA 26
CZĘŚĆ CZWARTA 32
CZĘŚĆ PIĄTA ( 38
CZĘŚĆ SZÓSTA 51
INDEKS POJĘĆ 63
OD TŁUMACZA (fragment)

(...) W epoce, w której żył i działał Rene Descartes, świat naukowy stano­
wił jeszcze odrębną „Republikę", powleczoną kosmopolitycznym pokostem la-
tynizmu. Dziwną igraszką trafu, nazwisko uczonego przeszło poza granice
Francji wyłącznie w łacińskiej formie Kartezjusza, a tym samym „odnarodowi-
ło" go poniekąd; tak, iż śmiało pozwolę sobie twierdzić, że nawet wśród oświe­
conej publiczności, wymawiającej, na wiarę podręczników, z respektem imię
tego, który wyrzekł słynne COGITO ERGO SUM (...), mało kto zastanawiał
się, do jakiej właściwie narodowości należał ów mityczny Kartezjusz. Tak, mało
kto z ogółu wie, że ten geniusz, którego twórcza myśl stała się podwaliną
zarówno nowożytnej nauki, jak i filozofii, był z krwi i kości Francuzem,
urodzonym w tej samej ziemi turenskiej, która wydała Rabelais'go i Honoriu­
sza Balzaca.
Był Francuzem i swoją Rozprawę o metodzie, stanowiącą epokę w dziejach
myśli ludzkiej, napisał, wbrew zwyczajom ówczesnego świata naukowego,
w mowie ojczystej, umyślnie, jak mówi, aby się mogła znaleźć w rękach wszyst­
kich. Znamienną dla kultury francuskiej - od Montaigne'a aż po najnowsze
czasy - jest ta dążność do kruszenia barier dzielących „fachową" mądrość od
świata profanów. I język, jakim ta książka przemawia, jest językiem zdolnym
trafić do uszu każdego myślącego człowieka. Dziwne wzruszenie ogarnia, kiedy
się czyta pierwsze rozdziały Rozprawy, tę poufałą, koleżeńską niemal spowiedź,
w jakiej Descartes dzieli się z nami historią wędrówki swego ducha. Nigdy
chyba skromniejsze słowa nie zawierały bardziej olbrzymiego procesu ducho­
wego. Mimo woli ciśnie się na usta początek wielkiego monologu Fausta:
Habe nun ach! Philosophie,
Juristerei und Medizin,
Und, leider! auch...

Wstaje przed nami ów legendarny mędrzec obleczony w ciało... Tylko -


w prostej, spokojnej opowieści Descartes'a nie znaleźlibyśmy ani jednego sło-
6 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

wa goryczy i zwątpienia; tylko kiedy znalazł się na tej zawrotnej przełęczy,


był nie podeszłym starcem, ale genialnym dwudziestoparoletnim chłopcem,
i zamiast przy dźwiękach muzyki Gounoda sprzedawać diabłu duszę za spód­
nicę Małgorzatki, skupił wszystkie ludzkie siły, aby wydać walkę Duchowi
ciemności, i walkę tę - o ile to w ogóle w mocy człowieka - wygrał. Tryum­
falny, wspaniały rozwój nauki nowoczesnej, idący, od trzech wieków blisko,
ściśle po linii, jaką wytyczył jej Descartes, świadczy dostatecznie, iż metoda jego
była trafna i że dopóki ludzkość będzie się posuwać po drodze poznania, dopóty
zasady jej będą obowiązywać. Nie stworzył on oczywiście podwalin nauki
nowoczesnej sam; przed nim i równocześnie z nim było dość w tej mierze
wybitnych usiłowań; ale Descartes był niby soczewką, która zebrała wszystkie
te promienie, aby zwielokrotnione potężną świadomością i samowiedzą, rzu­
cić snopem światła w przyszłe wieki. Dużo szafowało się u nas w ostatnich
latach terminem prometeizmu; otóż, jeżeli do czyjegoś życia i czynu nadawał­
by się przymiotnik prometejski, to z pewnością do Rene Descartes'a.
Dzieje życia mieszczą się całkowicie w dziejach jego myśli. Urodził się
w La Haye w Turenii w roku 1596 (ojciec Descartes'a był radcą parlamentu). Pierw­
sze nauki odbył świetnie w kolegium oo. Jezuitów w La Fleche; w młodych latach
zdradzał zamiłowanie do poezji, które zachował i później. W 1617 roku dostaje
się do Paryża, gdzie prowadzi życie dość rozprószone: zwłaszcza hołduje grze, której
- podobnie jak Pascal - rychło ogarnia wszystkie tajniki i kombinacje. Naraz, na
nowo opanowany żądzą nauki, ginie z oczu towarzyszom zabaw, którzy szukają
go po zakątkach Paryża, podczas gdy on studiuje prawo w Poitiers. W rok później
- ma wówczas lat 21 - porzuca książki i postanawia czytać jedynie w „wielkiej
księdze życia"; w tym celu, zaciąga się jako ochotnik do wojska w Holandii, pod
ks. Maurycym Nassauskim. Bawiąc w Bredzie, Descartes widzi na ulicy tłum ludzi
gromadzący się przed wielkim afiszem wypisanym w języku flamandzkim i prosi
sąsiada o wytłumaczenie. Był to osobliwie zawiły problem geometrii oraz wezwa­
nie do rozwiązania go. Nagabnięty przechodzień, którym był przypadkowo uczo­
ny matematyk, rektor kolegium w Dordrechcie, przełożył mu treść afisza, zachę­
cając żartobliwie do rozwiązania go. Ku wielkiemu jego zdumieniu młodzik przy­
niósł nazajutrz żądaną solucję.
Po upływie dwu lat Rene opuszcza Holandię i udaje się do Niemiec, gdzie
bierze udział w pierwszych utarczkach wojny trzydziestoletniej. Z początkiem
roku 1619 zima zatrzymuje go na granicy Bawarii w Neuburgu (przełomowy
l
ten moment życia opisuje Descartes w drugiej części Rozprawy o metodzie) .

1
Zob. s. 18.
Wstęp tłumacza 7

Tutaj, zamknięty w swojej izdebce, odkrywa przez zastosowanie algebry do


geometrii zasady matematyki powszechnej, w której w upojeniu entuzjazmu,
widzi klucz do rozwiązania wszystkich sekretów przyrody. Kilka lat jeszcze
ciągnie Descartes żołnierską włóczęgę, wciąż nieprzerwanie prowadząc swoje
dociekania matematyczne i szukając zbliżenia z wybitnymi uczonymi epoki;
porzuciwszy armię, kilka lat znowuż spędza na podróżach, przebiega Włochy,
Szwajcarię, gdzie u stóp Mont-Cenis czyni swoje obserwacje meteorologiczne.
Wreszcie postanawia całkowicie poświęcić się filozofii, „aby (jak mówi),
o ile to w jego mocy, przyczynić się do\dobra bliźnich". W tym celu, ucho­
dząc od paryskiego zgiełku, osiedla się w Holandii, uważając, iż pobyt w tym
kraju daje największą swobodę myślom i dociekaniom, zapewniając równocze­
śnie potrzebne dla pracy naukowej dogodności. Tutaj spędza 20 lat na nieprze­
rwanych badaniach, w których przeważnie zajmuje się matematyką i zjawiskami
przyrody; jednakże wśród naukowych doświadczeń wciąż przyświeca mu
dążenie do syntezy ogarniającej cały wszechświat. W ciągu tych lat ogłasza Próby
filozoficzne (1637), które zawierają Rozprawę o metodzie, a obok niej Geometrię,
Rozprawę o meteorach i Dioptrykę; układa słynny Traktat o świecie, który nisz­
2
czy jednakże na wieść o skazaniu Galileusza ; wreszcie Traktat o namiętnościach
3
duszy .
Jednakże mimo całej ostrożności filozofa i szacunku, z jakim odnosił się do
spraw wiary, działalność jego zaczęła niepokoić teologów; jedynie interwencja
ambasadora Francji uchroniła Descartes'a od procesu o ateizm i spalenia jego
dzieł ręką kata. To był jeden z powodów, dla których Descartes uległ proś­
bom i namowom entuzjastycznej swojej wielbicielki, Krystyny, królowej
szwedzkiej, i przeniósł się do Sztokholmu, gdzie codziennie o godzinie piątej
rano (o Boże!) komentował wobec zebranego dworu problemy filozoficzne.
Jednakże klimat północny okazał się zabójczy dla wątłego organizmu; Descar­
tes umiera na zapalenie płuc 11 lutego 1650 roku.
W czasie kiedy żył i działał Descartes nauka i filozofia scholastyczna, ta sama,
z której drwił sobie nielitościwie już stary Rabelais, a z której uśmiechał się
pod wąsem Montaigne, panowała jeszcze w całej pełni. Mimo istnienia takich
wielkich prekursorów jak Kopernik, Leonardo da Vinci, Galileusz urzędowa
nauka tkwiła jeszcze we „właściwościach" ciał i klasyfikacjach Arystotelesa,
w „celowości", rozumowała dogmatycznie o wszystkim w próżni, nie odczu­
wając potrzeby otworzenia oczu na to, co jest, na żywy świat przyrody i me-

2
Kartezjusz nie zniszczył dzieła, lecz zaniechał jego publikacji. Zob. s. 38, przyp. 3.
3
Polskie wydanie: Namiętności duszy, przeł. L. Chmaj, Kęty 2001.
8 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

chanikę jego zjawisk. Dobrze ustawiony sylogizm był pierwszym i ostatnim ar­
gumentem mądrości. Geometria i arytmetyka, mimo iż czyniły znaczne postę­
py stanowiły zamkniętą w sobie specjalność i jakby wysoką zabawę intelek­
tualną; uczeni przesyłali sobie z jednego końca Europy w drugi problemy do
rozwiązania niby zagadnienia szachowe, czerpiąc chlubę w pokonaniu spiętrzo­
nych trudności, nie przeczuwając jednak ścisłych związków tych problemów
ze światem zjawisk, będącym niejako ich obiektywizacją. Wreszcie, teologia
gniotła wszystko żelazną obręczą.
Przyszedł Descartes. Jednym uderzeniem pięści zwalił cały ten spróchniały
gmach autorytetu i sylogizmów i uczyniwszy tabula rasa, począł budować sam
od nowa. Rozwinął i udoskonalił algebrę, zespolił ją z geometrią, tworząc w ten
sposób geometrię analityczną; z niej wywiódł prawa mechaniki i fizyki, stosując
je następnie do szeregu zjawisk i kontrolując doświadczeniem. Przenosząc te
same prawidła mechaniki na żywe ustroje, rzucił podwaliny fizjologii; z niej,
sięgając z kolei w wyższe rejony funkcji człowieka, dał w Traktacie o namięt­
nościach duszy zasady psychologii; wreszcie, jako kopułę gmachu, rozpiął gwiaź­
dziste sklepienie swojej metafizyki. A chociaż, jak jest nieuniknione w dziejach
myśli ludzkiej, wiele z poglądów jego z kolei w proch się rozpadło, wszystkie
zdobycze jego ducha stały się potężnym zaczynem dla dalszych pokoleń, żyjąc
i rozwijając się dalej w takich umysłach jak Newton, Spinoza, Kant i „wielu
innych". (...)

Kraków, we wrześniu 1918 Boy


ROZPRAWA
O METODZIE
Jeżeli ta rozprawa wyda się zbyt długa, aby ją przeczytać całą na raz, można
ją podzielić na sześć części: w pierwszej znajdą się rozmaite rozważania doty­
czące nauk; w drugiej - główne reguły metody, jakiej autor szukał; w trzeciej
- niektóre zasady moralne, które wysnuł z tej metody; w czwartej - racje, za
pomocą których udowadnia istnienie Boga i duszy ludzkiej, co stanowi pod­
stawę metafizyki; w piątej - porządek zagadnień fizycznych, które badał, a w
szczególności wytłumaczenie czynności serca i kilku innych zagadnień należą­
cych do medycyny, następnie zaś różnicę, jaka istnieje pomiędzy naszą duszą
a duszą zwierząt; w ostatniej wreszcie - jakie rzeczy uważa za potrzebne do
postępu w badaniach przyrody oraz jakie racje skłoniły go do pisania.
CZĘŚĆ PIERWSZA

Rozsądek jest rzeczą ze wszystkich na świecie najlepiej rozdzieloną, każdy


bowiem sądzi, że jest w nią tak dobrze zaopatrzony, iż nawet ci, których we
wszystkim innym najtrudniej jest zadowolić, nie zwykli pragnąć go więcej, niż
posiadają. Nie jest prawdopodobne, aby się wszyscy mylili co do tego; raczej
świadczy to, iż zdolność dobrego sądzenia i rozróżniania prawdy od fałszu, co
nazywamy właśnie rozsądkiem lub rozumem, jest z natury równa u wszyst­
kich ludzi. Tak więc rozbieżność sądów nie pochodzi stąd, że jedni są roztrop­
niejsi od drugich, ale jedynie stąd, iż prowadzimy myśli nasze rozmaitymi
drogami i nie bierzemy pod rozwagę tych samych rzeczy. Nie dosyć bowiem,
1
aby mieć umysł bystry, ale najważniejsza rzecz, aby właściwie go stosować .
Największe dusze zdolne są do największych występków, podobnie jak i do
największych cnót; a ci, którzy jedynie bardzo wolno idą, jeśli trzymają się
wciąż prostej drogi, mogą posunąć się o wiele dalej niż ci, którzy biegają, lecz
2
oddalają się od niej .
Co do mnie, nie sadziłem nigdy, aby umysł mój był w czymkolwiek do­
3
skonalszy niż umysły ogółu ; często nawet pragnąłem mieć myśl równie by­
strą lub wyobraźnię równie jasną i wyraźną albo pamięć równie obszerną i przy­
tomną jak niektórzy inni. A nie znam innych przymiotów, które służyłyby
doskonałości umysłu; co się tyczy bowiem rozumu, czyli rozsądku, jako że jest
to jedyna rzecz, która nas czyni ludźmi i odróżnia od zwierząt, przypuszczam,
iż znajduje się całkowity w każdym z nas, i zmierzam w tym za powszechnym
przekonaniem filozofów, którzy twierdzą, że różnice stopnia między jednost-
1
Kartezjusz między innymi temu problemowi poświęci! dwie rozprawy. Zob. najnowsze
wydanie polskie: Reguły kierowania umysłem. Poszukiwanie prawdy poprzez światło naturalne,
przel. L. Chmaj, Kęty 2002. Zwłaszcza Reguły zawierają ogólny wykład metody kartezjańskiej.
2
Aluzja ta odnosi się głównie do zwolenników filozofii Arystotelesa.
3
Umysł w ujęciu kartezjańskim obejmował szeroki zakres funkcji w procesie myślenia,
spełniał m.in. rolę pamięci i wyobraźni. Rozum natomiast miał za zadanie jedynie rozróż­
nianie prawdy od fałszu.
12 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

kami tego samego gatunku dotyczą jedynie ich cech przypadkowych, nigdy zaś
4
ich formy, czyli istoty .
Ale nie waham się powiedzieć, jak, moim zdaniem, wiele miałem szczęścia,
iż trafiłem już od młodości na pewne drogi, prowadzące mnie do rozważań
i zasad, z których utworzyłem metodę. Wydaje mi się, iż przez tę metodę
zdobyłem sposób stopniowego pomnażania mojej wiedzy i wzniesienia jej po­
mału do najwyższego punktu, do którego mierność mego umysłu i krótkie
5
trwanie życia pozwolą jej dosięgnąć . Zebrałem już z niej bowiem takie owoce,
iż - mimo że w sądzie, jaki tworzę o sobie, staram się zawsze przechylać raczej
w stronę nieufności niż zarozumiałości, i że gdy patrzę okiem filozofa na
rozmaite dzieła i przedsięwzięcia wszystkich ludzi, nie ma żadnego niemal, które
by mi się nie wydawało próżne i bezużyteczne - mimo to odczuwam najwyż­
sze zadowolenie z postępu, jaki w swoim przekonaniu, już uczyniłem w po­
szukiwaniu prawdy, i czerpię wielkie nadzieje na przyszłość. Toteż jeśli mię­
dzy zajęciami ludzi, będących jedynie ludźmi, znajduje się jakieś, które byłoby
6
rzetelnie dobre i ważne, śmiem sądzić, iż jest nim to, które ja wybrałem .
Być może jednakowoż, iż się mylę; może to wszystko to jedynie trochę
miedzi i szkła, które biorę za złoto i diamenty. Wiem, jak bardzo często ule­
gamy pomyłkom w tym, co nas dotyczy, i jak bardzo powinny wydawać się
nam podejrzane sądy przyjaciół wówczas, gdy są dla nas przychylne. Jednak
będę bardzo rad pokazać w tej rozprawie, jakie są drogi, którymi szedłem,
i przedstawić swe życie niby obraz, by każdy mógł o nim sądzić i abym, słysząc
powszechne przekonania, jakie się pojawią w tym przedmiocie, zdobył nowy spo­
sób kształcenia się i dołączył go do tych, które mam zwyczaj stosować.
Tak więc, zamiarem moim nie jest nauczać tu metody, której każdy winien
się trzymać, aby dobrze kierować swoim rozumem, ale jedynie pokazać, w jaki
sposób ja starałem się kierować moim własnym. Ci, którzy pouczają innych,
4
Są to terminy scholastyczne, wywodzące się z filozofii Arystotelesa. Forma (w oryg. fore)
to ogół cech, które określają jakiś typ, gatunek (rodzaj). Natomiast cechy przypadkowe (ac-
cidents) to właściwości drugorzędne, zmienne, które charakteryzują poszczególne jednostki. Wo­
bec tego, że filozofia scholastyczna miała jeszcze w owym czasie bardzo silną pozycję w uczel­
niach, Kartezjusz, mimo że zwraca się w zasadzie nie do uczonych, ale do wszystkich ludzi
zdrowego rozsądku, przyjmuje niekiedy jej język, aby przekonać także tych pierwszych.
5
Skromność Kartezjusza jest odbiciem jego przeświadczenia o pierwszorzędnym dla
postępu wiedzy znaczeniu metody, która określa konieczne warunki skuteczności badań.
6
Autor przekonany jest o słuszności posługiwania się rozumem w dążeniu do prawdy.
Swoje życie traktuje jak proces intelektualnego poszukiwania pewności i jasności poznania
oraz umiejętność logicznego wnioskowania. Naukami, z którymi filozof wiązał „wielkie na­
dzieje na przyszłość" były medycyna i etyka.
Część pierwsza 13

muszą uważać się za bieglejszych od tych, którym ich udzielają; a jeśli chybią
w najmniejszej rzeczy, zasługują na naganę. Ale skoro przedstajwię to pismo
jedynie jako historię lub, jeśli wolicie, jako opowieść, w której pośród kilku
przykładów, które można naśladować, znajdzie się też może i wiele innych,
za którymi słusznie będzie nie podążać, mam nadzieję, iż będzie ono dla nie­
których pożyteczne, nie będąc dla nikogo szkodliwe, i że wszyscy ocenią
pozytywnie mą szczerość.
Od samego dzieciństwa karmiono mnie naukami, ponieważ zaś zapewnia­
no mnie, że za ich pomocą można zdobyć jasną i pewną wiedzę o wszystkim,
co jest pożyteczne dla życia, żywiłem niezmierne pragnienie przyswojenia ich
sobie. Ale zaledwie ukończyłem cały ten okres studiów, po upływie którego
zostaje się zazwyczaj przyjętym w poczet uczonych, zupełnie zmieniłem zda­
nie. Czułem się bowiem udręczony tyloma wątpliwościami i błędami, iż wy­
dawało mi się, że usiłując się kształcić, nie osiągnąłem żadnej innej korzyści jak
tę, iż coraz bardziej odkrywałem własną niewiedzę. A przecież byłem w jednej
7
z najsławniejszych szkół w Europie . Gdzie, jak sądziłem, powinni znaleźć się
uczeni ludzie, jeśli tacy w ogóle istnieją w jakimkolwiek miejscu na ziemi.
Nauczyłem się wszystkiego, czego inni się tam uczyli; a nawet, nie zadowa­
lając się naukami, jakie nam wykładano, przejrzałem wszystkie księgi, które
mi wpadły w ręce, a które traktowały o przedmiotach uznanych za najbardziej
8
osobliwe i rzadkie . Znałem przy tym sądy, jakie inni mieli o mnie - nie
zauważyłem, aby mnie oceniano niżej od moich współuczniów, mimo iż było
już między nimi kilku, których przeznaczano, aby zajęli miejsce mistrzów.
Wreszcie, wiek nasz wydawał mi się tak kwitnący i bogaty w bystre umysły
jak żaden z poprzednich. To pozwalało mi sądzić wszystkich innych według
siebie i zrodziło przeświadczenie, iż nie ma na świecie nauki, która byłaby taka,
jak mi się wcześniej kazano spodziewać.
Nie przestałem wszelako cenić ćwiczeń, którymi trudzą nas w szkołach.
9
Wiedziałem, że języki, jakich uczą , potrzebne są dla zrozumienia ksiąg sta­
rożytnych; że urok baśni rozbudza umysł; że godne pamięci uczynki, przeka­
zane przez historię, podnoszą go; zaś czytane z rozwagą, pomagają w kształ­
towaniu sądu; że lektura wszelkich dobrych książek jest jak rozmowa z naj­
wybitniejszymi uczonymi minionych wieków, będącymi autorami tych dzieł,

7
Mowa o kolegium jezuickim w La Fleche, w którym autor przebywał od dziesiątego
roku życia.
8
Kartezjusz przyznaje się do zainteresowania w młodości alchemią, astrologią, a nawet magią.
9
Łacinę i grekę.
14 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

ba, i to nawet rozmowa przemyślana, w której odsłaniają nam jedynie swe


najcenniejsze myśli; że wymowa zawiera w sobie moc i piękno nieporównane,
a poezja powab i czarującą słodycz; że nauki matematyczne zawierają pomy­
sły bardzo subtelne i zdolne są wydatnie służyć tak, by zadowolić ciekawych,
10
jak i dla ułatwienia wszystkich rzemiosł oraz zmniejszyć pracę człowieka ;
że pisma traktujące o obyczajach zawierają wiele użytecznych nauk i zachęty
do cnot; że teologia uczy, jak zdobywać niebo; filozofia wskazuje, jak w spo­
sób prawdopodobny mówić o wszystkich rzeczach i wzbudzać podziw mniej
n
uczonych ; że prawo, medycyna i inne nauki przynoszą zaszczyt i bogactwa
tym, którzy je uprawiają; że wreszcie dobrze jest zbadać je wszystkie, nawet
najbardziej zabobonne i fałszywe, aby poznać ich prawdziwą wartość i ustrzec
12
się przed wprowadzeniem przez nie w błąd .
Sadziłem jednak, że już dosyć czasu poświęciłem językom, a także lekturze
ksiąg starożytnych, ich opowiadań i baśni. Rozmawianie bowiem z ludźmi
minionych wieków to niemal to samo co podróżowanie. Dobrze jest wiedzieć
coś o obyczajach różnych ludów, aby bardziej zdrowo sądzić o własnych
i aby nie myśleć, że wszystko, co z tym ostatnim jest sprzeczne, jest śmieszne
i niezgodne z rozumem, jak to mają w zwyczaju sądzić ci, którzy niczego nie
widzieli. Ale kiedy zbyt wiele czasu poświęca się podróżowaniu, człowiek staje
się obcy w swoim kraju; a kiedy się jest zbyt ciekawym rzeczy, które się działy
w minionych wiekach, pozostaje się zazwyczaj nieświadomym tych, które się
dzieją współcześnie. Prócz tego, za sprawą opowieści przedstawiamy sobie jako
możliwe wiele wydarzeń, które takimi wcale nie są; a nawet najbardziej wier­
na historia, jeżeli nie zmienia i nie pomnaża wartości rzeczy, aby je uczynić
bardziej godnymi czytania, pomija prawie zawsze okoliczności najbardziej po­
spolite i najmniej doniosłe, z czego wynika, iż reszta nie wydaje się taka, jaka
jest, i że ci, którzy wzorują swoje obyczaje na przykładach stąd czerpanych,
skłonni są łatwo popaść w szaleństwa paladynów z romansów i podejmować
13
się zamiarów, które przerastają ich siły .
Ceniłem wysoko wymowę i byłem rozkochany w poezji, ale sądziłem, iż
jedna i druga są raczej darami umysłu niż owocami studiów. Ci, którzy są
najlepsi w rozumowaniu i najwłaściwiej porządkują myśli, aby oddać je następ-
1 0
Filozof deklaruje pragmatyczne podejście do wyników badań naukowych, wskazuje na
związek teorii z praktyką.
1 1
Autor ma na myśli filozofię scholastyczną.
1 2
Cały powyższy fragment świadczy o krytycznym podejściu Kartezjusza do metod
i osiągnięć dotychczasowej wiedzy i zapowiada jej reformę.
1 3
Wyraźna aluzja do historii, która w XVII wieku nie posiadała statusu naukowego.
Część pierwsza 15

nie jasno i zrozumiale, zawsze mogą najlepiej przekonać o swoich poglądach,


chociażby mówili jedynie gwarą ludową i nigdy nie uczyli się retoryki; ci zaś,
którzy mają pomysły najbardziej powabne i umieją je wyrazić z największym
wdziękiem i kunsztem, byliby największymi poetami, nawet gdyby sztuka po­
etycka była im zupełnie obca.
Upodobałem sobie zwłaszcza nauki matematyczne, dla pewności i oczywi­
stości ich racji; ale nie dostrzegałem jeszcze właściwego ich użytkowania;
14
a sądząc, iż służą jedynie umiejętnościom mechanicznym , dziwiłem się, że
skoro ich podstawy są tak mocne i stałe, nie zbudowano na nich czegoś bar­
15
dziej podniosłego. Przeciwnie zaś, pisma starożytnych pogan , traktujące
o obyczajach, porównywałem do pałaców bardzo okazałych i wspaniałych, ale
zbudowanych jedynie na piasku i błocie. Wynoszą bardzo wysoko cnoty i uka­
zują je jako godne czci ponad wszystko na świecie, ale dostatecznie nie uczą,
jak je poznać, i często to, co nazywają tak pięknie, jest jedynie nieczułością lub
pychą, lub rozpaczą, lub ojcobóstwem.
Miałem szacunek dla teologii i zabiegałem jak nikt inny, aby pozyskać
sobie niebo; ale dowiedziawszy się jako rzeczy bardziej pewnej, że droga do
niego tak samo jest otwarta dla najbardziej nieoświeconych, jak i dla najbar­
dziej uczonych, i że prawdy objawione, które tam prowadzą, przekraczają
naszą zdolność pojmowania, nie odważyłbym się poddać ich memu słabemu
rozumowaniu i myślałem, że aby podjąć takie badanie z pomyślnym skut­
kiem, trzeba by mieć jakąś nadzwyczajną pomoc nieba i być czymś więcej
16
niż człowiekiem .
Nie powiem nic więcej o filozofii ponad to, iż widzę, że uprawiały ją
najdoskonalsze umysły, jakie tylko istniały w ciągu wieków, i że mimo to nie
znajduje się w niej jeszcze żadnej tezy, o którą by się nie spierano, która by
więc tym samym nie była wątpliwa; nie byłem na tyle zarozumiały, aby spo­
dziewać się, że lepiej w tym powiedzie mi się aniżeli innym. Rozważywszy przy
tym, ile bywa różnych poglądów, dotyczących tego samego przedmiotu, bro­
nionych przez ludzi uczonych, podczas gdy nie więcej przecież niż jeden może
być prawdziwy, osądziłem jednak niemal jako fałszywe wszystko, co było tylko
prawdopodobne.

1 4
W oryginale arts mecaniąues - umiejętności techniczne i ich teoretyczne opracowania.
1 5
Stoików.
1 6
Dokonane zostaje wyraźne rozdzielenie teologii i filozofii. Domeną teologii jest objawie­
nie, zaś filozofii dedukcja rozumowa. Autor używając jeszcze wielu pojęć filozofii scholastycz-
nej, podważa jej główne zasady. Dotyczy to zwłaszcza tomizmu, który starał się uzasadniać
racjonalnie prawdy objawione.
16 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

Co do innych zaś nauk, wskutek tego, że w znacznej mierze czerpią zasady


swoje w filozofii, sądziłem, że nie można było zbudować niczego trwałego
na podstawach tak niepewnych. Przy tym ani honory, ani zyski, jakie obie­
cują, nie wystarczały, aby mnie skłonić do ich studiowania. Nie byłem, Bogu
dzięki, w położeniu, które by mnie zmuszało w celu poprawy mego losu czy­
17
nić rzemiosło z n a u k i ; zaś mimo iż nie głoszę na wzór cyników pogardy
dla sławy, nie zabiegałem o tę, którą mogłem zdobyć jedynie za pomocą fał­
szywych tytułów. Wreszcie, odnośnie nauk okultystycznych, sądziłem, iż do­
statecznie znam ich wartość, aby się nie dać oszukać ani obietnicami alche­
mika, ani przepowiedniami astrologa, ani szalbierstwami magika, ani sztucz­
kami lub przechwałkami kogokolwiek, kto chce uważać się za mądrzejszego
niż jest.
Dlatego też, skoro tylko wiek pozwolił mi uniezależnić się od mych nauczy­
cieli, porzuciłem zupełnie zgłębianie nauk. I postanowiwszy nie szukać już innej
wiedzy prócz tej, jaką mógłbym znaleźć w samym sobie lub też w wielkiej księ­
18
dze świata, wykorzystałem pozostałe młode lata na podróże , oglądanie
dworów i wojsk, poznawanie ludzi różnych usposobień i stanów, gromadze­
nie rozmaitych doświadczeń, sprawdzanie samego siebie w przygodach, jakie
mi zsyła los, a wszędzie na zastanawianie się nad nasuwającymi się problema­
mi w taki sposób, iż mógłbym wyciągnąć z nich jakąś korzyść. Zdawało mi
się bowiem, iż mogę znaleźć o wiele więcej prawdy w rozumowaniach, jakie
każdy przeprowadza w odniesieniu do spraw, które mu są bliskie i których
wynik musi go ukarać niebawem, jeśli je źle osądził, aniżeli w tych, które prze­
prowadzał w swojej pracowni uczony odnośnie spekulacji nie dających żadne­
go skutku i pozostających bez innych następstw, jak chyba to tylko, iż wy­
dobędzie on z nich może tym więcej chluby, im dalsze będą od pospolitego
rozsądku, a to z tego powodu, iż musiał użyć więcej dowcipu i pomysłowości,
aby im nadać cechy prawdopodobieństwa. Ja zaś pragnąłem zawsze bardzo go­
rąco nauczyć się rozróżniać prawdę od fałszu, aby stopniowo wyraźnie roz­
poznawać me czyny i pewnie kroczyć przez życie.
Prawda, iż gdy tak przyglądałem się obyczajom innych ludzi, nie znajdo­
wałem niczego, na czym mógłbym się oprzeć, a zauważyłem w nich niemal
tyle rozbieżności, co wcześniej w poglądach filozofów. Dlatego największą ko­
rzyścią, jaka stąd dla mnie wynikła, było to, iż widząc wiele rzeczy, które jak-

1 7
Kartezjusz pochodził z zamożnej rodziny mieszczańskiej, zapewniało mu to niezależ­
ność finansową.
1 8
W latach 1 6 1 6 - 1 6 1 9 Kartezjusz podróżował do Bretanii, Holandii i Niemiec.
Część pierwsza 17

kolwiek wydają się nam bardzo śmieszne i niedorzeczne, cieszą się mimo to
powszechnym uznaniem i poważaniem innych wielkich narodów. Nauczyłem
się, aby nie wierzyć zbyt pewnie w nic, o czym przekonywał mnie jeden przy­
19
kład i obyczaj . W ten sposób uwalniałem się od wielu błędów, które mogą
zaciemniać nasze światło przyrodzone (lumiere naturelle) i osłabiać naszą zdol­
ność pojmowania. Lecz spędziwszy kilka lat na studiowaniu w ten sposób
w księdze świata i zdobywaniu niejakiego doświadczenia, postanowiłem pew­
nego dnia zagłębić się również w samego siebie i użyć wszelkich sił mojego
umysłu, aby wybrać drogi, którymi należało kroczyć. Udało mi się to, jak są­
dzę, o wiele lepiej, niż gdybym nigdy nie opuścił ani mego kraju, ani moich
książek.

1 9
Jest to twórcza droga „metodycznego wątpienia", scpetycyzm, który ma znaczenie kon­
struktywne. Zakwestionowanie wszelkich twierdzeń wiedzy poprzedników stwarza pole dla
budowania systemu twierdzeń nowych, prawdziwszych.
CZĘŚĆ DRUGA

Przebywałem wówczas w Niemczech, dokąd zawiodły mnie okoliczności


1
wywołane przez wojny, które jeszcze tam trwają . Kiedy wracałem do armii
2
z koronacji cesarza , początek zimy zatrzymał mnie na kwaterze, gdzie żadne
towarzystwo nie rozpraszało moich myśli, i gdzie nie mając zresztą na szczę­
ście trosk ani namiętności, które mąciłyby mój spokój, siedziałem całymi dniami
zamknięty samotnie w ciepłej izbie, mając pełną swobodę zajmowania się swo­
imi myślami. Wśród nich jedną z najdonośniejszych był pomysł, aby rozwa­
żyć fakt, że często dzieła złożone z wielu osobno powstałych części i wyko­
nywane ręką rozmaitych mistrzów mniej są doskonałe niż te, nad którymi pra­
cował tylko jeden człowiek. Widzimy bowiem, że budowle, które jeden archi­
tekt rozpoczął i wykonał, są zazwyczaj piękniejsze i bardziej harmonijne niż
te, które wielu ludzi starało się wznosić, posługując się starymi murami zbu­
dowanymi dla innych celów. Podobnie te stare miasta, które będąc z początku
otwarte, luźno zabudowane, zmieniły się z czasem w wielkie grody, są zazwy­
czaj tak źle rozmieszczone w porównaniu do owych fortów, które budowni­
czy swobodnie konstruuje na pustej równinie, że chociaż, rozpatrując każdy
budynek z osobna, znajduje się w nich często tyle samo albo i więcej sztuki
co w tamtych, to jednak widząc, jak są ustawione, tu duży, tam mały, i jak
ulice są przez to krzywe i nierówne, powiedziałoby się, iż to raczej przypa­
dek, a nie wola kilku ludzi władających rozumem, rozmieścił je w ten sposób.
A jeśli się zauważy, że przecież zawsze byli jacyś urzędnicy obarczeni obowiąz­
kiem czuwania nad budowlami prywatnych osób, by służyły one zarazem
publicznej ozdobie, wypada uznać, że trudno jest, pracując tylko nad dziełami
innych, dokonać rzeczy doskonałych. Podobnie wyobraziłem sobie, że plemio­
na półdzikie, które cywilizowały się stopniowo, tworząc swe prawa jedynie
w miarę jak trapiące je zbrodnie i spory zmuszały je do tego, nie mogą być

1
Mowa o wojnie trzydziestoletniej (1618-1648).
2
Ferdynand II (1578-1673), król Czech (1617 r.), Węgier (1618 r.), cesarz rzym.-niem.
w 1619 r. koronowany we Frankfurcie.
Część druga 19

tak dobrze zorganizowane jak te, które od samego początku swego powstania
przestrzegały ustaw jakiegoś mądrego prawodawcy. Tak samo z^pewnością in­
stytucja prawdziwej religii, której Bóg sam dał przykazania, jest nieporówna­
nie lepiej uporządkowana niż wszystkie inne. Aby zaś mówić o rzeczach ziem­
skich, sądzę, iż jeśli Sparta była niegdyś kwitnąca, to nie z powodu wartości
każdego z jej praw w szczególności, zważywszy, że niektóre były bardzo
dziwne, a nawet sprzeczne z dobrymi obyczajami, ale z tego powodu, iż będąc
3
wymyślone przez jednego człowieka, wszytskie zmierzały do jednego celu .
Podobnie też pomyślałem, że wiedza książkowa, przynajmniej ta, której racje
są jedynie prawdopodobne i na które nie ma żadnego dowodu, jako iż two­
rzyła się ona i rosła stopniowo z przekonań wielu różnych osób, nie jest tak
bliska prawdy jak proste i nieuczone rozumowania rozsądnego człowieka,
dotyczące rzeczy, jakie mu się narzucają. I pomyślałem jeszcze, iż jako że wszy­
scy byliśmy dziećmi, zanim staliśmy się dorosłymi i długo wypadło nam ule­
gać naszym skłonnościom i naszym wychowawcom, z których pierwsze czę­
sto były niezgodne z drugimi, a ani te, ani tamci nie zawsze może doradzali
to, co najlepsze - prawie niemożliwe jest, aby nasze sądy były tak właściwe
i pewne, jakimi by mogły być, gdybyśmy naszym rozumem w pełni posługi­
4
wali się od samego urodzenia i zawsze przez niego tylko byli kierowani .
To prawda, iż nie widzimy, aby burzono wszystkie domy w mieście jedy­
nie po to, aby je przebudować w inny sposób i upiększyć dzięki temu ulice;
widzimy jednak, iż wielu burzy swoje domostwa, aby je odbudować na nowo:
niekiedy nawet zmuszeni są do tego, kiedy domom grozi zwalenie, a funda­
menty nie są dosyć mocne. Na przykładzie tego zdobyłem przekonanie, iż we­
dług wszelkiego prawdopodobieństwa, nie byłoby rozsądne, aby prywatna
osoba powzięła zamiar zreformowania państwa, zmieniając wszystko od pod­
staw i burząc je po to, by odbudować je na nowo, ani też, by chciała zrefor­
mować całokształt nauk lub porządek nauczania ustalony w szkołach; odno­
śnie zaś wszystkich przekonań, jakie we mnie dotąd wpojono, nie mogę uczy­
nić nic lepszego, jak zabrać się do usunięcia ich z siebie na dobre, aby później
wstawić w to miejsce albo inne lepsze, albo nawet te same, jeśli tylko dosto­
suję je do miary rozumu. I uwierzyłem mocno, że za pomocą tego sposobu uda
mi się przeżyć moje życie o wiele lepiej, niż gdybym je budował jedynie na

3
Kartezjusz ma tu na myśli Solona, prawodawcę Aten, i Likurga, twórcę prawa spartańskiego.
4
Filozof wprowadza tu ograniczenie do wyrażonego poprzednio poglądu o powszech­
ności zdrowego rozsądku. Ustęp ostatni wskazuje na to, iż uważa on tę powszechność raczej
za potencjalną niż aktualnie istniejącą.
20 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

starych fundamentach i opierał się jedynie na zasadach, które pozwoliłem


w siebie wmówić w młodości, nie sprawdziwszy nigdy, czy są prawdziwe. Cho­
ciaż bowiem dostrzegłem w tym rozmaite trudności, nie były one jednak nie­
możliwe do zwalczenia ani też nie równały się z tymi, które narzucają się przy
reformowaniu najmniejszych spraw publicznych. Te wielkie ciała zbyt trud­
ne są do podniesienia, skoro raz zostały obalone, a nawet do podtrzymania,
gdy się zachwieją, ich upadek zaś jest zawsze bardzo ciężki. Następnie, odno­
śnie niedoskonałości, jeśli je posiadają, a sama różnorodność, istniejąca między
nimi, wystarcza, aby się upewnić, iż wiele z nich je posiada; praktyka złago­
dziła je z pewnością bardzo, a nawet usunęła lub poprawiła niepostrzeżenie wiele
braków, którym nie można byłoby równie skutecznie zapobiec przezornością.
Wreszcie, są one prawie zawsze bardziej znośne, niż byłaby ich zmiana, tak
samo jak trakty wijące się wśród gór stają się poprzez uczęszczanie nimi stop­
niowo tak równe i wygodne, iż o wiele lepiej jest trzymać się ich, niż kusić
0 prostszą drogę, wspinając się ponad skały i schodząc aż na dno przepaści.
Dlatego nie mógłbym w żadnym razie pochwalić owych natur kłótliwych
1 niespokojnych, które nie powołane ani przez urodzenie, ani przez los do
kierowania sprawami publicznymi nie przestają nigdy dokonywać w myśli ja­
kichś nowych w nich przeobrażeń. Gdybym też przypuszczał, że istnieje w tym
dziełku bodaj najmniejsza rzecz, przez którą można byłoby mnie posądzać
o to szaleństwo, byłbym bardzo niezadowolony, iż zezwoliłem na jego ogło­
szenie. Nigdy moje zamiary nie sięgały poza starania przeobrażenia moich wła­
snych myśli i budowanie na całkowicie własnym gruncie. To, iż ukazuję wam
tu plan mojej pracy, powodowany tym, że dość mi się ona spodobała, nie
oznacza bynajmniej, abym chciał komuś radzić, by ją naśladował. Ci, których
Bóg lepiej obdzielił swymi łaskami, będą może mieli wyższe zamiary; ale oba­
wiam się bardzo, aby już ten oto nie był dla wielu aż zanadto śmiały. Już samo
to postanowienie, aby się pozbyć wszystkich przekonań, jakie się przyjęło
wcześniej do wierzenia, nie jest przykładem, za którym każdy iść powinien.
Ogół ludzi składa się niemal tylko z dwóch rodzajów umysłów, dla których
przykład ten nie jest w żadnym razie odpowiedni. Mianowicie z tych, którzy
uważając się za zdolniejszych, niż są, nie mogą się powstrzymać od pośpiechu
w sądzeniu ani też nie mają dosyć cierpliwości, aby zachować porządek we
wszystkich swoich myślach. Stąd wynika to, iż raz zdobyli się na swobodę wąt­
pienia o wpojonych im zasadach i zboczenia z ogólnej drogi, nigdy nie zdo­
łaliby się utrzymać na właściwej drodze i przez całe życie pozostali zagubieni.
Dalej z tych, którzy mają tyle rozumu lub skromności, aby ocenić, iż są mniej
Część druga 21

zdolni do odróżnienia prawdy od fałszu niż inni, od których mogliby pobie­


rać nauki, powinni raczej poprzestać na trzymaniu się przekonań tamtych, niż
5
sami szukać lepszych .
Co do mnie, zaliczałbym się z pewnością do tych ostatnich, gdybym miał
zawsze tylko jednego mistrza lub też gdybym nie poznał różnic, jakie we
wszystkich czasach istniały pomiędzy poglądami najbardziej uczonych. Ale
ponieważ jeszcze w szkole dowiedziałem się, iż nie można wymyślić czegoś tak
dziwacznego i mało wiarygodnego, czego kiedyś nie powiedziałby któryś z fi­
lozofów, a później podczas moich podróży zrozumiałem, że ludzie, którzy mają
pojęcia odmienne od naszych, niekoniecznie przez to są dzikusami czy barba­
rzyńcami, ale że wielu z nich używa rozumu w tym samym albo większym
niż my stopniu; dalej zaś, ponieważ rozważałem, jak bardzo ten sam człowiek,
o tym samym umyśle chowany od dziecka wśród Francuzów lub Niemców
staje się różny od tego, czym byłby, gdyby zawsze żył pośród Chińczyków albo
kanibali, i jak ta sama rzecz, ze sposobem ubierania się włącznie, która podo­
bała się nam przed dziesięciu laty i będzie się nam może znowu podobała, nim
dziesięć lat upłynie, wydaje się nam teraz dziwaczna i śmieszna, co wskazuje,
iż przekonania nasze kształtuje raczej zwyczaj i przykład niż jakiekolwiek
pewne poznanie; a ponieważ rozważyłem, iż mnogość głosów nie jest dowo­
dem, który byłby coś wart w odniesieniu do prawd trudniejszych nieco do wy­
krycia, bardziej jest bowiem prawdopodobne, aby jeden człowiek trafił na nie
niż ogół - dlatego nie mogłem wybrać nikogo, kogo poglądy wydałyby mi się
godne, aby je przedłożyć nad inne, i poczułem się niejako zmuszony, aby sa­
modzielnie sobą kierować.
Ale jako człowiek, który kroczy samotnie i wśród ciemności, postanowi­
łem iść tak wolno i stosować w każdej sprawie tyle ostrożności, że gdybym
nawet niewiele miał się posuwać, uchroniłbym się przynajmniej od upadku. Na
początek nie chciałem nawet odrzucać w całości żadnego z poglądów, które
mogły niegdyś przeniknąć do mojego przeświadczenia, nie będąc tam wpro­
wadzone przez rozum, zanim nie poświęcę najpierw dość czasu na przygoto­
wanie dokładnego planu dzieła, jakie podejmowałem, i na szukanie prawdzi­
wej metody, która doprowadziłaby mnie do poznania wszystkich rzeczy do­
stępnych memu umysłowi.

5
Ludzie różnią się umiejętnością posługiwania się umysłem, dociekaniem głębszych prawd.
Rozum, czyli zdolność odróżniania prawdy od fałszu, zostaje rozdzielony pomiędzy ludźmi
bardziej równomiernie. Por. początek Części pierwszej i przyp. 3.
22 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

W młodości studiowałem nieco wśród innych działów filozofii logikę, zaś


wśród nauk matematycznych - geometrię i algebrę, trzy sztuki czy też nauki,
które, jak mi się zdawało, mogły pomóc w realizacji moich zamiarów. Ale
6
studiując je, zauważyłem, iż co do logiki , jej sylogizmy i większość innych
reguł służą raczej do wytłumaczenia komuś spraw, które znamy, lub nawet,
7
jak sztuka Lullusa , do mówienia bez znajomości rzeczy o tym, czego się nie
wie, niż do samodzielnego nauczenia się ich. Jakkolwiek więc logika zawiera
w istocie wiele przepisów bardzo prawdziwych i bardzo użytecznych, jest mię­
dzy nimi zawartych tyle innych szkodliwych lub zbędnych, że równie trud­
no jest je oddzielić, co wydobyć Dianę lub Minerwę z bloku marmuru, który
nawet nie jest jeszcze ociosany. Co się tyczy analizy starożytnych i algebry
8
współczesnych , to poza tym, iż przedmiot ich jest zawsze bardzo abstrak­
cyjny i zdaje się bez żadnego zastosowania, pierwsza z nich jest zawsze tak
związana z rozważaniem figur, iż ćwicząc umiejętność pojmowania, równo­
cześnie nuży bardzo wyobraźnię; w drugiej zaś tak się poddano władzy
pewnych reguł i znaków, iż uczyniono z niej w miejsce wiedzy, która roz­
9
wijałaby umysł, sztukę niejasną i chaotyczną, która go obciąża . Za sprawą
tych okoliczności pojąłem konieczność poszukiwania jakieś innej metody, któ­
ra zawierając korzyści tych trzech, byłaby wolna od ich błędów. Podobnie
jak mnogość praw często usprawiedliwia występki, tak iż w państwie o wiele
większy ład jest wówczas, gdy przy niewielkiej ilości praw są one bardzo ściśle
przestrzegane, podobnie, zamiast wielkiej liczby reguł, z których składa się

6
Chodzi tu o sylogistykę arystotelesowską, która stanowi zbiór formuł ogólnych i tech­
nikę pewnego typu wnioskowania. Sylogizm taki to rozumowanie, którego dwie przesłanki
zawierają trzy terminy. Termin środkowy prowadzi do określenia stosunku do siebie zakre­
sów klas przedmiotów nazwanych w terminie pierwszym i trzecim. Sformułowanie tego
stosunku zawarte jest we wniosku. Na przykład: Sokrates (termin pierwszy) jest człowiekiem
(drugi), wszyscy ludzie (drugi) są śmiertelni (trzeci), a zatem Sokrates (pierwszy) jest śmier­
telny (trzeci).
7
Luli Ramon (lac. Raymundus Lullus, ok. 1235-1315), Hiszpan, franciszkanin, autor Ars
magna - dzieła o rozumowaniach dialektycznych.
8
Analiza starożytnych to geometria Greków, która znalazła najdoskonalszy wyraz w Ele­
mentach Euklidesa (III w. p.n.e.). Metoda jej zmusza do rozumowania na figurach, stąd zarzut
Kartezjusza, że męczy wyobraźnię. Algebra współczesnych - system stworzony przez Claviu-
sa, Cardana i Viete'a był niejasny, gdyż jego znakowanie nie pozwalało odróżnić prostych
stosunków; na przykład poszczególne potęgi tej samej liczby były przedstawiane różnymi
2 3 4 n
znakami, a nie wykładnikami wziętymi z ciągu liczbowego - a , a , a ... a - co zawdzię­
czamy właśnie Kartezjuszowi, podobnie jak jeszcze inne uproszczenia.
9
W ten sposób odbierał Kartezjusz zasady znakowania we współczesnej sobie algebrze.
Część druga 23

logika, sądziłem, iż wystarczą mi następujące cztery, byle tylko postanowił­


bym raz na zawsze i niezłomnie nie zaniedbać od razu ich przestrzegania.
Pierwszym było, aby nie przyjmować nigdy żadnej rzeczy za prawdziwą,
1 0
zanim jej nie poznam w sposób oczywisty jako takiej: to znaczy unikać sta­
rannie pośpiechu i uprzedzeń i nie obejmować swoim osądem niczego poza tym,
11
co się przedstawi memu umysłowi tak jasno i wyraźnie , iż nie miałbym żad­
nego powodu poddania tego w wątpliwość.
Drugim - podzielić każde z rozpatrywanych zagadnień na tyle cząstek, na
ile się da i ile będzie tego wymagać lepsze ich rozwiązanie.
Trzecim - prowadzić myśli w porządku, zaczynając od przedmiotów naj­
prostszych i najłatwiejszych do poznania, aby następnie wznosić się pomału,
jak gdyby po stopniach, aż do poznania bardziej złożonych; należy się przy
tym doszukiwać prawidłowych związków nawet między tymi, które nie two­
rzą naturalnego szeregu.
Ostatnim - czynić wszędzie wyszczególnienia tak dokładnie i przeglądy tak
12
ogólnie, abym był pewny, iż nieczego nie opuściłem .
Owe długie łańcuchy racji prostych i łatwych, którymi geometrzy zwykli
się posługiwać, aby dojść do najtrudniejszych dowodów, nasunęły mi przypusz­
czenie, iż wszystkie rzeczy podpadające pod ludzkie poznanie w taki sam sposób
wzajemnie z siebie wynikają i że nie istnieją z pewnością tak odległe, do któ­
rych nie moglibyśmy dotrzeć, ani tak ukryte, których nie moglibyśmy odkryć,
bylebyśmy tylko powstrzymywali się od przyjęcia za prawdziwą każdej rze­
czy, która nią nie jest, i zachowali zawsze porządek, jaki jest potrzebny, aby
wyprowadzić jedne z drugich. Nie miałem potem wiele kłopotu z szukaniem
tych, od których należałoby zacząć; wiedziałem już bowiem, że od najprost­
szych i najłatwiejszych do poznania. Zważywszy zaś, że spośród wszystkich,
którzy dotychczas poszukiwali prawdy w naukach, jedynie matematycy umieli
odkryć jakieś dowody, to znaczy jakieś racje pewne i oczywiste, nie wątpiłem,
iż należy zacząć od tych, które oni rozpatrywali, jakkolwiek nie spodziewa­
łem się stąd innego pożytku jak ten tylko, iż przyzwyczajać one będą mój umysł
do karmienia się prawdą i niezadowalania się fałszywymi racjami. Ale nie
zamierzałem zgłębiać w tym celu wszystkich poszczególnych nauk, które
1 0
Oczywistość, według Kartezjusza, jest cechą tego, co narzuca się bezpośrednio umy­
słowi jako konieczność logiczna. Oczywistość tego rodzaju jest w systemie Kartezjusza wy­
starczającym kryterium prawdziwości.
1 1
Na temat kartezjańskiego rozróżnienia ujęcia jasnego i wyraźnego zob. Descartes, Zasady
filozofii, przeł. I. Dąmbska, Kęty 2001, s. 42.
1 2
Przedstawione reguły dedukcji wzorowane są na geometrii.
24 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

nazywa, się powszechnie matematycznymi. Widząc, iż jakkolwiek przedmioty


ich są różne, niemniej jednak są one wszystkie zgodne między sobą w tym, iż
rozważają wyłącznie różnorodne stosunki lub proporcje w nich zawarte, po­
myślałem więc, iż właściwiej będzie, jeśli zbadam te proporcje w sposób ogól­
ny, zakładając ich istnienie jedynie w tych przedmiotach, które mogłyby mi
ułatwić poznanie owych proporcji, nie wiążąc ich jednak z nimi zupełnie, tak
że mógłbym je tym łatwiej stosować później do wszystkich innych przedmio­
tów, którym odpowiadałyby. Następnie, zauważyłem, iż aby poznać te pro­
porcje, będę niekiedy musiał rozważać każdą oddzielnie, a niekiedy tylko za­
pamiętać lub obejmować kilka razem; pomyślałem więc, iż aby je lepiej roz­
ważać pojedynczo, powinienem przedstawić je jako linie, ponieważ nie znaj­
dowałem niczego prostszego ani też niczego, co mógłbym jaśniej ukazać wy­
obraźni i zmysłom; natomiast, aby je zapamiętać lub objąć po kilka razem,
trzeba będzie wyrazić je sobie za pomocą jakichś znaków, możliwie najprost­
szych; w ten sposób zapożyczę wszystko, co najlepsze, z analizy geometrycz­
13
nej oraz z algebry i poprawię wszystkie braki jednej za pomocą drugiej .
W istocie śmiem powiedzieć, iż ścisłe przestrzeganie tych niewielu reguł,
jakie wybrałem, dało mi taką łatwość w rozplątywaniu wszystkich kwestii,
które te dwie nauki zawierają, iż w ciągu dwóch czy trzech miesięcy, jakie prze­
znaczyłem na ich studiowanie, zaczynając od najprostszych i najogólniejszych,
a w każdej odkrytej prawdzie znajdując regułę, która mi służyła potem do zna­
lezienia innych, nie tylko uporałem się z wieloma rzeczami, które wydały mi
się najpierw bardzo trudne, ale wydało mi się także, że pod koniec nawet
w tych, których nie znałem, mogę wskazać, jakimi środkami i do jakiego punktu
możliwe jest ich rozwiązanie. Może nie wydam się wam zbyt zarozumiałym,
jeśli zauważycie, iż ponieważ o każdej rzeczy istnieje tylko jedna prawda, to
14
ten, kto ją znajdzie, wie o niej wszystko, co można wiedzieć . Tak na przy­
kład, dziecko nauczone arytmetyki, wykonawszy dodawanie według reguł,
może być przeświadczone, iż znalazło, odnośnie sumy, której szukało, wszyst­
ko, co rozum ludzki zdoła znaleźć. Ostatecznie bowiem metoda, która uczy,
jak przestrzegać właściwego porządku i uwzględniać ściśle wszystkie okolicz­
ności tego, czego się szuka, zawiera wszystko to, co daje pewność regułom
arytmetyki.
1 3
Charakterystyczną cechą kartezjańskiej geometrii analitycznej jest możliwość wyraże­
nia każdej wielkości za pomocą linii i każdej linii w postaci równania.
1 4
Jest to istotna cecha filozofii kartezjańskiej i sprawa, którą podnosi ona wielokrotnie:
prawdę, z chwilą gdy się ją poznaje, poznaje się w całości. W przedmiotach nie ma żadnych
aspektów ukrytych dla naszego poznania.
Część druga 25

Jednak najwięcej zadowolenia w tej metodzie dawało mi to, iż dzięki niej


miałem pewność, że we wszystkim posługuję się moim rozumem, jeśli nie do­
skonale, to przynajmniej najlepiej jak tylko potrafię, nie mówiąc o tym, że
czułem, stosując ją, iż umysł mój przyzwyczaja się stopniowo do ogarniania
przedmiotów z coraz większą jasnością i wyraźnością. Nie przywiązawszy jej
do żadnej poszczególnej materii, obiecywałem sobie stosować ją do innych
15
n a u k z równym pożytkiem, jak to czyniłem w odniesieniu do algebry. Nie
oznacza to, że dlatego odważyłbym się od razu rozpatrywać wszystkie gałęzie
wiedzy, jakie by się narzucały; to właśnie bowiem byłoby sprzeczne z porząd­
kiem, jaki metoda ta przepisuje. Wziąwszy pod uwagę to, iż zasady tych nauk
wszystkie powinny być zaczerpnięte z filozofii, w której właśnie nie znajdo­
wałem jeszcze pewnych zasad, pomyślałem, iż należy przede wszystkim usta­
lić je w niej i że - wobec tego, iż jest to rzecz najważniejsza na świecie, w której
najbardziej należałoby się obawiać pośpiechu i uprzedzeń - powinienem zabrać
się do ukończenia tego dzieła dopiero wtedy, gdy osiągnę wiek o wiele dojrzal­
szy niż dwadzieścia trzy lata, które wówczas liczyłem, i gdy wykorzystam wiele
czasu na przygotowanie się do tych zadań, tak wykorzeniając z umysłu wszyst­
kie błędne przekonania, jakie dotychczas przyjąłem, jak też gromadząc różno­
rodne doświadczenia jako przedmiot dla moich rozumowań i ćwicząc się
nieustannie w metodzie, jaką obrałem dla coraz lepszego umocnienia się w niej.

Zwłaszcza fizyki.
CZĘŚĆ TRZECIA

Zanim się zacznie przebudowywać dom, w którym się mieszka, nie dość
jest zburzyć go tylko i zgromadzić zapas materiałów oraz umówić architek­
tów lub też ćwiczyć się samemu w architekturze, a poza tym nakreślić staran­
nie plan; trzeba także postarać się o jakiś dom, gdzie by można zamieszkać
wygodnie w czasie, kiedy się będzie pracować nad tamtym. Dlatego też, abym
nie pozostał niezdecydowany w moich czynach w czasie, kiedy rozum skłaniał
mnie będzie do niezdecydowania w moich sądach, i abym mógł podczas tego żyć
1
najszczęśliwiej, jak zdołam, stworzyłem sobie moralność tymczasową , składa­
jącą się jedynie z trzech lub czterech zasad, którymi się chętnie z wami podzielę.
Pierwszą było, by być posłusznym prawom i obyczajom mego kraju, za­
chowując stale religię, w której Bóg pozwolił mi łaskawie chować się od dzie­
ciństwa, a we wszelkich innych sprawach kierować się przekonaniami najbar­
dziej umiarkowanymi i najdalszymi od wszelkiej przesady oraz powszechnie
stosowanymi w postępowaniu przez najrozsądniejszych spośród tych, z któ­
rymi mi żyć wypadnie. Zacząwszy bowiem od tej chwili nie przywiązywać żad­
nej wartości do moich własnych przekonań, jako iż chciałem je wszystkie pod­
dać badaniu, byłem pewien, że najlepiej zrobię, kierując się zdaniem ludzi naj­
rozsądniejszych. I mimo że wśród Persów lub Chińczyków znajdują się może
ludzie równie rozsądni jak wśród nas, wydawało mi się, że najbardziej poży­
tecznie jest stosować się do tych, z którymi wypadnie mi żyć. Aby zaś wie­
dzieć, jakie są naprawdę ich poglądy, pomyślałem, iż powinieniem raczej
zwracać uwagę na to, co czynią, niż na to, co mówią, nie tylko z tej przyczy­
ny, iż przy zepsuciu naszych obyczajów niewielu jest ludzi, którzy chcieliby
powiedzieć wszystko, co myślą, ale także z tej przyczyny, iż często sami tego
nie wiedzą. Bowiem akt myśli, w którym wydajemy sąd o jakiejś rzeczy, różni
się od tego, przez który nabywamy świadomość naszego o tej rzeczy sądu, stąd
2
jeden zachodzi często bez drugiego .

1
Zasad swojej etyki Kartezjusz nie zdołał ująć w ostateczny system.
2
Autorowi chodzi tutaj o doświadczenie wewnętrzne.
Część trzecia 27

Między wieloma przekonaniami, przyjętymi w równej mierze, wybierałem


najbardziej umiarkowane zarówno dlatego, iż są one zawsze najwygodniejsze
w praktyce i prawdopodobnie najlepsze, jako iż wszelki nadmiar bywa zazwy­
czaj zły, jak również dlatego, aby mniej odchodzić w wypadku pomyłki od
drogi prawdy, niż miałoby to miejsce, gdybym wybrał jedną skrajność, pod­
czas gdy należało trzymać się przeciwnej. A w szczególności uważałem za
przesadę wszystkie zobowiązania, które ograniczają naszą swobodę. Nie zna­
czy to, abym krytykował prawa, które chcąc zaradzić niestałości słabych umy­
słów, pozwalają, kiedy się ma jakiś dobry zamiar, a również dla zabezpiecze­
nia stosunków między ludźmi, obojętne w jakim zamiarze, czynić śluby lub
zawierać umowy, które zmuszają do wytrwania w nich; ponieważ jednak nie
widziałem na świecie żadnej rzeczy, która pozostawałaby zawsze w tym samym
stanie, a co się mnie tyczy, obiecywałem sobie swą umiejętność oceniania coraz
bardziej doskonalić, a nie pogarszać, sądziłbym, iż wykraczam bardzo przeciw
zdrowemu rozsądkowi, gdybym chwaląc kiedyś jakąś rzecz, zobowiązywał się
tym samym uważać ją za dobrą także później, kiedy, być może, przestanie taką
być lub też ja za taką przestanę ją uważać.
Drugą moją zasadą było, aby być możliwie najbardziej nieugiętym i zde­
cydowanym w działaniu i trzymać się przekonań nawet najbardziej wątpliwych,
skoro już się raz na nie zdecydowałem, z nie mniejszą wytrwałością niż gdyby
były bardzo pewne. Naśladować należy tych podróżnych, którzy zbłądziwszy
w lesie, nie błądzą, krążąc to w jedną, to w drugą stronę ani tym bardziej
zatrzymują się w miejscu, ale idą zawsze najprościej, jak zdołają, w tym samym
kierunku i nie zmieniają go z błahych powodów, jakkolwiek na początku może
sam tylko przypadek skłonił ich do jego wyboru; tym sposobem bowiem, jeśli
nie zdążają dokładnie tam, gdzie pragną, w końcu gdzieś przynajmniej dojdą,
gdzie prawdopodobnie czuć się będą lepiej niż w środku lasu. Podobnie też,
ponieważ czynności życia nie znoszą żadnej zwłoki, jest zupełnie pewną praw­
dą, że gdy nie potrafimy rozpoznać najprawdziwszych przekonań, powinni­
śmy kierować się najbardziej prawdopodobnymi, a nawet jeśli nie widzieliby­
śmy więcej prawdopodobieństwa w jednych niż w drugich, powinniśmy jed­
nak któreś zdecydowanie wybrać, a następnie o tyle, o ile odnoszą się do dzia­
łania, uważać je już nie za wątpliwe, ale za zupełnie słuszne i bezsporne, po­
nieważ taka jest racja, która nas skłoniła do tej decyzji. Dzięki temu zdołałem
się od tego momentu uwolnić od żalów i wyrzutów dręczących zazwyczaj su­
mienie umysłów słabych i chwiejnych, które bez zastanowienia chwytają się
jakiejś rzeczy jako dobrej, aby ją później osądzić jako złą.
28 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

Trzecią mą zasadą było, aby starać się zawsze raczej przezwyciężać siebie
niż los i raczej odmienić swoje pragnienia niż porządek świata, i przyzwyczaić
się w ogóle do przeświadczenia, iż nie ma niczego, co byłoby całkowicie
w naszej mocy prócz naszej myśli. Tak więc, jeśli zrobiliśmy odnośnie rzeczy
zewnętrznych wszystko, co tylko było w naszej mocy, to wszystko, co nam
3
się następnie nie powiodło, jest dla nas bezwzględnie niemożliwe . To jedno
wydało mi się wystarczające, abym na przyszłość nie pragnął niczego, czego
bym nie mógł zdobyć, a tym samym, aby osiągnąć zadowolenie. Wola nasza
skłania się bowiem z natury ku pragnieniu tylko tych rzeczy, które nasze po­
jęcie przedstawia w jakikolwiek sposób jako możliwe; zatem pewne jest, że je­
żeli będziemy uważać wszystkie dobra zewnętrzne za jednakowo niedostępne
naszej władzy, nie będziemy więcej czuli żalu, iż ominęły nas te, które wydają
się być przynależne naszemu stanowi, gdy będziemy ich pozbawieni bez na­
szej winy, niż żałujemy, że nie posiadamy królestwa Chin albo Meksyku. Tak
więc, jak powiadają, czyniąc z konieczności cnotę, nie będziemy bardziej pra­
gnąć zdrowia będąc chorzy lub wolności będąc w więzieniu, niż obecnie pra­
gniemy posiadać ciało z materii równie mało podlegającej zepsuciu jak diament
albo też skrzydła, aby latać jak ptaki. Ale przyznaję, iż trzeba długiego ćwi­
czenia i często powtarzanej medytacji, aby się przyzwyczaić do patrzenia w ten
sposób na wszystkie rzeczy; i sądzę, że na tym głównie polegała tajemnica
owych filozofów, którzy dawniej zdołali umknąć władzy losu i mimo cierpień
i ubóstwa współzawodniczyć w szczęśliwości z bogami. Zajmując się bowiem
nieustannie rozważaniem granic, jakie nakreśliła im natura, przekonywali sami
siebie w sposób tak doskonały, że nic nie jest w ich mocy oprócz ich myśli,
że to jedno wystarczało, aby ich powstrzymać od przywiązywania się do ja­
kiejkolwiek innej rzeczy. Rozporządzali też myślami swymi w sposób tak pełny,
iż stanowiło to pewną rację, by uważać się za bogatszych i potężniejszych,
i bardziej wolnych, i szczęśliwszych niż ktokolwiek inny z ludzi, którzy po­
zbawieni tej filozofii, choćby byli najbardziej wyróżnieni przez naturę i los,
nigdy nie rozporządzają w ten sposób tym, czego pragną.
Wreszcie, w formie konkluzji z tych zasad moralnych, postanowiłem do­
konać przeglądu rozmaitych zajęć, jakie ludzie podejmują w tym życiu, aby
starać się wybrać najlepsze. Nie wydając sądu o zajęciach innych, sądziłem, iż
nie mogę uczynić niczego lepszego, jak trwać dalej w tym, które podjąłem, to
znaczy poświęcić całe życie na kształcenie mego rozumu i posuwanie się, ile
będę mógł, w poznaniu prawdy, trzymając się metody, jaką sobie przepisałem.
3
Jeden z wielu fragmentów, zdradzających u Kartezjusza wpływy filozofii stoickiej.
Część trzecia 29

Od momentu, gdy zacząłem posługiwać się tą metodą, doświadczyłem tak wiel­


kich radości, iż nie sądziłem, aby można było doznać w tym życiu słodszych
czy też bardziej niewinnych. Odkrywając codziennie przy jej pomocy jakieś
prawdy, które mi się wydawały dość ważne i powszechnie nieznane, odczu­
wałem w duszy takie zadowolenie, iż wszystko inne było mi obojętne. Zresz­
tą, trzy poprzednie maksymy były oparte jedynie na zamiarze, jaki powziąłem,
aby postępować w kształceniu się. Skoro bowiem Bóg dał każdemu jakieś
światło przyrodzone, aby rozróżniać prawdę od fałszu, nie przypuszczałbym,
iż powinienem się chociaż przez chwilę zadowolić poglądami innych, gdybym
nie zamierzał użyć własnej umiejętności sądzenia do ich zbadania w odpowied­
nim czasie. Nie umiałbym pozbyć się skrupułów, kierując się nimi, gdybym
nie miał nadziei, iż nie stracę w ten sposób żadnej sposobności znalezienia
lepszych, o ile takie istnieją. Nie umiałbym wreszcie ograniczyć moich pragnień
ani czuć się zadowolony, gdybym nie poszedł drogą, która, jak sądziłem,
zapewni mi zdobycie wszelkiej wiedzy, do jakiej jestem zdolny, a ponadto tym
samym zdobycie wszystkich prawdziwych dóbr, jakie byłoby kiedykolwiek
w mojej mocy zdobyć. A to tym bardziej, że wola nasza skłania się do kiero­
wania się lub unikania jakiejkolwiek rzeczy jedynie według tego, czy nasze ro­
zumienie przedstawi ją jako dobrą czy jako złą. Wystarczy więc właściwie
sądzić, aby czynić najlepiej, jak możemy, to znaczy zdobyć wszystkie cnoty,
a jednocześnie wszystkie inne dobra, jakie da się zdobyć; a kiedy się jest pew­
nym, że się to osiągnęło, nie można nie czuć się szczęśliwym.
Upewniwszy się w ten sposób co do tych zasad i oddzielając je wraz
z prawdami wiary, które zawsze były na pierwszym miejscu w moich prze­
konaniach, uznałem, iż odnośnie reszty poglądów, mogę swobodnie zacząć się
ich pozbywać. Otóż spodziewałem się lepiej się z tym uporać, obcując z ludź­
mi, niż pozostając dłużej zamknięty w izbie, gdzie przemyślałem to wszystko:
zima zatem jeszcze niezupełnie dobiegła końca, gdy ja już ruszyłem w drogę.
I przez całe następne dziewięć lat nie czyniłem nic innego, jak tylko wędro­
wałem po świecie, starając się być raczej widzem niż aktorem we wszystkich
komediach, jakie się w nim odgrywa. Rozważając zaś w każdym przedmiocie
szczególnie to, co mogłoby go uczynić podejrzanym i dać nam sposobność do
pomyłki, wykorzeniałem równocześnie z mego umysłu wszystkie błędy, jakie
mogły wcześniej do niego wniknąć. Nie oznacza to, abym w tym naśladował
sceptyków, którzy wątpią, aby wątpić, i chcą się wydawać niezdecydowany­
mi; przeciwnie bowiem, cały mój plan zmierzał jedynie do tego, aby zdobyć
pewność i aby odrzucić ruchomą ziemię i piasek w celu znalezienia skały lub
30 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

gliny. Udawało mi się to, jak sądzę, dość dobrze, o ile starając się odkryć fałsz
lub niepewność twierdzeń, jakie rozpatrywałem, nie za pomocą słabych przy­
puszczeń, ale za pomocą jasnych i pewnych rozumowań, nie spotkałem wśród
nich tak wątpliwego, z którego nie wyciągnąłbym jakiejś dość pewnej konklu­
4
zji, choćby tej właśnie, iż nie zawiera ono nic pewnego . I jak, burząc stare
domostwo, zachowuje się zazwyczaj gruzy, aby posłużyły do zbudowania
nowego, tak niwecząc wszystkie przekonania, które osądziłem jako niepewne,
czyniłem różne spostrzeżenia i nabywałem wielu doświadczeń, które posłuży­
ły mi później do zbudowania bardziej pewnych. Co więcej, ćwiczyłem się wciąż
w metodzie, jaką sobie przepisałem; poza tym bowiem, iż starałem się na ogół
prowadzić wszystkie moje myśli według jej reguł, pozostawiłem sobie, od czasu
do czasu, kilka godzin, które wykorzystywałem w szczególności na stosowa­
nie jej do zagadnień matematycznych lub nawet niektórych innych, które mo­
głem upodobnić do matematycznych przez odłączanie ich od zasad wszystkich
nauk, które mi się nie wydawały dość pewne, tak jak uczyniłem, jak sami
5
zobaczycie, z wieloma zagadnieniami wyłożonymi w tymże tomie . I tak, na
pozór nie żyjąc w inny sposób niż ci, którzy nie mając innego zadania jak tylko
przyjemne i niewinne spędzanie czasu, starają się odróżnić przyjemności od wy­
stępków, i którzy, aby się cieszyć, nie nudząc się swoim wolnym czasem, za­
żywają wszystkich godziwych rozrywek, nie ustawałem w swoim zamiarze
i powiększałem stale poznanie prawdy, być może bardziej niż gdybym jedynie
czytał książki lub obcował z uczonymi.
Upłynęło jednak dziewięć lat, nim powziąłem jakieś postanowienie odno­
śnie zagadnień, jakie zazwyczaj są przedmiotem dyskusji między uczonymi,
i zanim zacząłem szukać podstaw jakiejś filozofii, pewniejszej niż powszechnie
6
znana . Przykład wielu wybitnych umysłów, które mając ten sam zamiar,
o ile mi się zdaje, nie zrealizowały go z powodzeniem, sprawiał, iż wyobra­
żałem sobie ogromne trudności. I może jeszcze długo nie ośmieliłbym się podjąć
tego zadania, gdybym się nie dowiedział, iż niektórzy już rozpuszczają pogło­
ski, że dokonałem mego dzieła. Nie umiałbym powiedzieć, na czym opierali
to przekonanie. Jeżeli przyczyniłem się w czymś do tego przez moje wypo­
wiedzi, to zapewne tym, iż przyznawałem się bardziej szczerze do tego, czego

4
Sceptycyzm Kartezjusza nie jest postawą życiową, jaką była dla sceptyków starożytnych,
lecz ścisłą metodą uzyskiwania twierdzeń bez wątpienia prawdziwych.
5
Rozprawa o metodzie była pisana jako wstęp do większego dzieła, zawierającego m.in.
jego Dioptrykę, Meteory (Rozprawę o meteorach) i Geometrię. Zob. Wstęp tłumacza, s. 7.
6
Chodzi o filozofię scholastyczną.
Część trzecia 31

nie wiedziałem, niż zazwyczaj czynią ludzie, którzy cokolwiek studiowali,


a być może także tym, iż wskazywałem podstawy, jakie miałem, aby wątpić
o wielu rzeczach, które inni uważali za pewne, niż tym, żebym się chwalił ja­
kąkolwiek wiedzą. Będąc jednak dość uczciwy, aby nie chcieć, by mnie uwa­
żano za kogoś innego, niż jestem, pomyślałem, iż trzeba, abym się starał
wszelkimi sposobami stać się godnym reputacji, jaką mnie obdarzano. Oto mija
właśnie osiem lat, od kiedy pragnienie to kazało mi opuścić wszystkie miejsca,
7
gdzie mógłbym mieć znajomych, i usunąć się tu , do kraju, gdzie długotrwałe
wojny ustanowiły takie porządki, iż zdawałoby się, że utrzymywane tu woj­
ska służą jedynie temu, aby można było z większym bezpieczeństwem zazna­
wać słodyczy pokoju, i gdzie wśród całej rzeszy ludzi bardzo czynnych i bardziej
dbających o własne sprawy niż ciekawych spraw cudzych, posiadając wszyst­
8
kie wygody, jakie znaleźć można w najludniejszych miastach , mogłem żyć
równie samotny i oddalony od świata jak na najbardziej dalekiej pustyni.

7
Do Holandii.
8
Kartezjusz osiedlił się w Amsterdamie, spędzając tam blisko dwadzieścia lat (1628-1648).
W jednym z listów tak napisał o Amsterdamie: „...jestem jedynym człowiekiem, który nie
zajmuje się handlem; wszyscy inni tak są zajęci swymi własnymi interesami, że mógłbym
spędzić cale swe życie nie będąc wcale zauważonym". Cyt. za: B. Suchodolski, Kartezjusz
- sprzeczności istnienia i myślenia, w: tenże, Rozwój nowożytnej filozofii człowieka, Warsza­
wa 1967, s. 14.
CZĘŚĆ CZWARTA

Nie wiem, czy powinienem wam opowiadać o pierwszych moich rozmyśla­


niach; są one bowiem tak metafizyczne i tak nowe, iż nie wszystkim będą
odpowiadały; jednakże, aby można było osądzić, czy podstawy, jakie przyjąłem,
są dość mocne, czuję się do pewnego stopnia zobowiązany mówić o nich. Już
dawno zauważyłem, że odnośnie obyczajów, należy niekiedy kierować się
poglądami, o których się wie, że są bardzo niepewne, tak jak gdyby były nie­
wątpliwe, jak przedstawiłem to powyżej; ale ponieważ wówczas pragnąłem po­
święcić się jedynie poszukiwaniu prawdy, sądziłem, iż trzeba postąpić wręcz prze­
ciwnie i odrzucić, jako bezwarunkowo fałszywe, wszystko to, w czym mógłbym
powziąć najmniejszą wątpliwość, aby się przekonać, czy nie zostanie potem
w moich przekonaniach coś, co by było zupełnie niewątpliwe. Tak z powodu,
iż zmysły nasze zwodzą nas niekiedy, przyjąłem, że żadna rzecz nie jest taka,
jak one nam przedstawiają. Ponieważ zaś są ludzie, którzy mylą się w rozumo­
waniu odnośnie najprostszych nawet problemów geometrii i wyciągają z nich
mylne wnioski, uznając przy tym, iż ja także podlegam błędom podobnie jak
każdy inny, odrzuciłem jako błędne wszystkie racje, które przyjąłem poprzed­
nio za dowody. Wreszcie uważając, że wszystkie myśli, jakie mamy na jawie,
mogą nam przychodzić wówczas, kiedy śpimy, ale wówczas żadna z nich nie
jest prawdziwa, postanowiłem założyć, iż wszystko, co kiedykolwiek dotarło do
1
mego umysłu, nie bardziej jest prawdziwe niż senne złudzenia . Jednak zaraz
potem zwróciłem uwagę, iż wtedy gdy postanowiłem przypuszczać, że wszyst­
ko jest fałszywe, konieczne jest, abym ja, który to myślę, był czymś; i spostrze­
głszy, iż ta prawda: myślę, więc jestem, jest tak mocna i pewna, że wszystkie
najbardziej skrajne przypuszczenia sceptyków nie są zdolne jej obalić, uznałem,
2
iż mogę ją przyjąć bez obawy za pierwszą zasadę filozofii, której szukałem .

1
Kartezjusz podejmuje tu wszystkie tradycyjne argumenty sceptyczne, by rozprawić się
z nimi na swój sposób.
2
Powszechnie znane twierdzenie, wyrażające bezpośrednią, intuicyjną pewność własne­
go istnienia podmiotu myślowego, zawierającą się w świadomości. Stanowiło ono podstawę
do sformułowania dowodu istnienia Boga.
Część czwarta 33

Następnie, rozpatrując z uwagą, czym jestem, spostrzegłem, iż o ile mogę


sobie przedstawić, że nie mam ciała i że nie ma żadnego świata ani miejsca, gdzie
byłbym, nie mogę sobie jednak wyobrazić, jakobym nie istniał wcale. Przeciw­
nie, z tegoż właśnie, iż zamierzałem wątpić o prawdzie innych rzeczy, wyni­
kało bardzo jasno i pewnie, że istnieję; natomiast, gdybym tylko przestał myśleć,
choćby nawet wszystko pozostałe, co sobie wyobraziłem, było prawdą, nie miał­
bym żadnego powodu przypuszczać, iż istnieję. Poznałem w ten sposób, że je­
stem substancją, której całą istotą, czyli naturą, jest jedynie myślenie, i która,
3
aby istnieć, nie potrzebuje żadnego miejsca ani nie zależy od żadnej rzeczy
materialnej; tak, iż owo Ja, to znaczy dusza, przez którą jestem tym, czym je­
stem, jest całkowicie odrębna od ciała, a nawet jest łatwiejsza do poznania niż
ono, i że gdyby nawet ono nie istniało, byłaby i tak wszystkim, czym jest.
Dalej rozważyłem ogólnie, czego potrzeba, aby twierdzenie jakieś było
prawdziwe i pewne; skoro bowiem znalazłem twierdzenie, o którym wiedzia­
łem, że jest pewne, sądziłem, iż powinienem również wiedzieć, na czym po­
lega ta pewność. I stwierdziwszy, iż w owym: myślę, więc jestem, nie ma nicze­
go, co by mnie upewniało, iż mówię prawdę, prócz tego, iż widzę bardzo jasno,
że aby myśleć, trzeba istnieć, uznałem, iż mogę przyjąć za ogólną regułę, że
wszelkie rzeczy, które pojmujemy bardzo jasno i wyraźnie, są prawdziwe; za­
chodzi jedynie pewna trudność w tym, aby stwierdzić dokładnie, które rzeczy
pojmujemy wyraźnie. Zastanawiając się następnie nad tym, iż wątpię, i że tym
samym istota moja nie jest zupełnie doskonała, widziałem bowiem jasno, iż znać
jest większą doskonałością niż wątpić, powziąłem myśl, aby sprawdzić, w jaki
sposób nauczyłem się myśleć o czymś bardziej doskonałym niż ja sam, i roz­
poznałem z całą pewnością, iż musiałem się nauczyć tego od jakiejś istoty, która
rzeczywiście jest bardziej ode mnie doskonała. Co się tyczy moich myśli o wielu
innych rzeczach na zewnątrz mnie, jak niebo, ziemia, światło, ciepło i tysiącu
innych, nie martwiłem się tym, skąd pochodzą. Nie widząc bowiem w nich
niczego, co miałoby je czynić w mym przekonaniu wyższymi ode mnie,
mogłem sądzić, iż jeżeli są prawdziwe, są dziedziną zależną od mojej natury,
od tego, co posiada ona doskonałego; jeżeli nieprawdziwe, otrzymałem je
z nicości, to znaczy znalazły się we mnie na skutek tego, co we mnie ułomne.
Jednak inna była sprawa z ideą istoty bardziej doskonałej niż moja; to bowiem,
abym je czerpał z nicości, było rzeczą oczywiście niemożliwą. Natomiast myśl,
aby coś doskonałego mogło być następstwem czegoś mniej doskonałego i było

3
Własne istnienie poprzez myślenie jest transcendentne wobec istnienia świata zewnętrz­
nego, a myśl wyodrębnia się wobec materialnej rozciągłości.
34 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

dziedziną od niej zależną, jest równie sprzeczna jak to, aby coś mogło powstać
z niczego, nie mogłem również wysnuć tego pojęcia z samego siebie; tak iż
powstawało tylko, że pomieściła ją we mnie istota rzeczywiście bardziej ode mnie
doskonała, a nawet posiadająca sama w sobie wszystkie doskonałości, o których
mogę mieć jakieś pojęcie, to znaczy, aby się wyrazić w jednym słowie, która jest
4
Bogiem . Do tego dodałem, iż ponieważ znam doskonałości, których mi brak, nie
jestem jedyną istotą, jaka istnieje (posłużę się tu, jeśli pozwolicie, swobodnie ter­
5
minami Szkoły ), ale że musi koniecznie istnieć jeszcze jakaś inna, bardziej dosko­
nała, od której jestem zależny i od której zdobyłem wszystko, co posiadam.
Gdybym bowiem był sam i niezależny od czego bądź innego, tak iż z siebie samego
posiadałbym tę odrobinę, poprzez którą uczestniczę w doskonałej istocie, z tą samą
racją mógłbym posiadać z siebie całą resztę, której braku mam świadomość, i w
ten sposób być samemu nieskończonym, wiecznym, niezmiennym, wszystko­
wiedzącym, wszechmogącym i posiadać wreszcie wszystkie doskonałości, które
mogłem dostrzec w Bogu. Według powyższego rozumowania bowiem, aby
6
poznać naturę Boga na tyle, na ile moja natura jest do tego zdolna , trzeba mi
było jedynie rozważyć w związku z każdą rzeczą, której jakąś ideę znajdowałem
w sobie, czy doskonałością jest posiadać ją, czy nie. Byłem przy tym pewien, że
każda z tych , które znamionują jakąś niedoskonałość, nie znajdzie się w nim,
ale że wszystkie inne tam będą. Tak widziałem, iż wątpienie, niestałość, smutek
i podobne rzeczy nie mogą w nim być, zważywszy, że ja sam bardzo byłbym
rad, będąc od nich wolny. Poza tym jeszcze miałem idee wielu rzeczy cielesnych
i postrzeganych zmysłami; choćbym bowiem przypuścił, że śnię i że wszystko,
co widzę lub wyobrażam sobie, jest fałszywe, nie mogłem wszelako zaprzeczyć,
że idee te znajdują się istotnie w mojej myśli. Ponieważ rozpoznałem jednak
w sobie bardzo jasno, że natura myśląca różna jest od cielesnej, a zważywszy,
że wszelka złożoność świadczy o zależności, zależność zaś jest oczywistym bra­
kiem, osądziłem, iż nie mogłoby to być doskonałością w Bogu, gdyby był zło­
żony z tych dwóch natur, i że, co za tym idzie, nie jest on z nich złożony; jeżeli
natomiast istnieją w świecie jakieś ciała lub też jakieś umysły lub inne istoty nie­
7
zupełnie doskonałe , to istnienie ich musi zależeć od jego potęgi w ten sposób,
iż nie mogą trwać bez niego ani chwili.

4
Występuje tu tzw. psychologiczny dowód istnienia Boga. Por. Medytacje o pierwszej
filozofii, przeł. M. i K. Ajdukiewiczowie, S. Swieżawski, I. Dąmbska, Kęty 2001, s. 71.
5
To znaczy filozofii scholastycznej.
6
To znaczy za pomocą umysłu.
7
Na przykład ludzie lub anioły.
Część czwarta 35

Chciałem szukać następnie innych prawd. Wybrałem sobie przedmiot ba­


dań geometrów, który pojmowałem jako ciało ciągłe czy też przestrzeń nie­
skończenie rozciągniętą na długość, szerokość i wysokość lub w głąb, podziel-
ną na różne części, które mogą mieć rozmaite kształty i wielkości i być po­
ruszane lub przenoszone na różne sposoby; to wszystko bowiem zakładają geo­
8
metrzy w swoim przedmiocie . Poddałem analizie kilka z ich najprostszych
dowodów i spostrzegłem, że ta niezłomna pewność, jaką świat im przypisuje,
oparta jest na tym, iż pojmuje się je wyraźnie i zgodnie z regułą, którą dopiero
co wymieniłem; zwróciłem również uwagę, że nie ma w tych dowodach ni­
czego, co by mnie upewniało o istnieniu ich przedmiotu. Biorąc bowiem na
przykład trójkąt, widziałem dobrze, iż jego trzy kąty muszą być równe dwóm
kątom prostym, ale nie dostrzegałem jeszcze niczego, co by mnie upewniało,
iż istnieje na świecie jakiś trójkąt; podczas gdy, wracając do rozpatrywania
mego pojęcia doskonałej istoty, znajdowałem, iż istnienie jej jest w niej
zawarte w ten sam sposób, w jaki zawarte jest w istnieniu trójkąta to, iż trzy
jego kąty równe są dwóm kątom prostym, lub w istnieniu kuli, że wszystkie
jej części równo są oddalone od środka, lub może jeszcze z większą oczywi­
stością. Stąd też wynika, iż to, że jest, czyli istnieje, Bóg, który jest tą istotą
tak doskonałą, jest co najmniej równie pewne, jak może być pewny jakikol­
9
wiek dowód geometryczny .
To natomiast, że wielu ludzi żyje w przeświadczeniu, iż trudno go jest
poznać, a również, że trudno poznać, czym jest ich dusza, wynika stąd, że nie
wznoszą nigdy umysłu ponad rzeczy zmysłowe i tak są przyzwyczajeni, aby
nie rozważać niczego inaczej, jak jedynie wyobrażając to sobie - a który to spo­
sób myślenia odpowiedni jest dla rzeczy materialnych - iż wszystko, czego się
nie da wyobrazić, wydaje im się nie do pojęcia. Przejawia się to jasno w tym,
że nawet filozofowie uznają za pewnik w swoich szkołach, iż nie ma niczego
w umyśle, co by nie było pierwotnie w zmysłach, a przecież pewne jest, że
idee Boga ani duszy nigdy się w nich nie znajdowały. Wydaje mi się też, że
ci, którzy chcą posługiwać się wyobraźnią, aby zrozumieć te idee, czynią tak
samo, jak gdyby chcieli się posłużyć oczami, aby słyszeć dźwięki lub czuć
zapachy; a przecież zachodzi tu jeszcze ta różnica, że zmysł wzroku upewnia

8
Materia dzieli się na części, których własnościami jedynymi są kształt i ruch.
9
Występuje tu tzw. ontologiczny dowód istnienia Boga. Z idei doskonałości przedmiotu
(Boga) autor wnioskuje o jego istnieniu. Kartezjusz przytacza tutaj dosłownie dowód Anzel­
ma z Canterbury. Por. również Zasady filozofii, dz. cyt., s. 33 oraz Medytacje o pierwszej fi­
lozofii, dz. cyt., ss. 57-72 {Medytacja III).
36 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

nas, nie mniej niż zmysł powonienia lub słuchu, o prawdziwości tych przed­
miotów, podczas gdy ani wyobraźnia, ani zmysły nie zdołałyby nas nigdy upew­
nić odnośnie żadnej rzeczy, o ile by umysł nie włączył się w do tego.
Wreszcie, jeżeli są jeszcze ludzie, którzy na podstawie racji, jakie przyto­
czyłem, nie byliby dostatecznie przekonani o istnieniu Boga i własnej duszy,
10
pragnę, aby wiedzieli, iż wszystkie inne rzeczy , odnośnie których czują się
może bardziej przekonani, jak to, że mają ciało i że istnieją gwiazdy i Ziemia,
i podobne rzeczy, są mniej pewne; chociaż bowiem mamy pewność moralną
tych rzeczy tak wielką, iż wydaje się, że nie chcąc popaść w obłęd, nie można
0 nich wątpić, wszelako, kiedy chodzi o pewność metafizyczną, nie można za­
przeczyć, nie chcąc również popaść w niedorzeczność, iż aby nie być zupełnie
pewnym w tej mierze, wystarczy zastanowić się, że można w ten sam sposób
wyobrazić sobie we śnie, że się ma inne ciało i widzi się inne gwiazdy i inną
Ziemię bez tego, by to miało naprawdę istnieć. Skąd bowiem wiemy, że raczej
te myśli, które przychodzą we śnie, są fałszywe, a nie tamte na jawie, zważy­
wszy, iż często są nie mniej żywe i wyraźne? I niechaj najwybitniejsze umysły
badają tę sprawę, ile się im podoba, nie sądzę, iż mogłyby przedstawić jaką­
kolwiek rację wystarczającą, aby usunąć tę wątpliwość, jeśli nie założą z góry
istnienia Boga. Po pierwsze bowiem, samo to właśnie, co wcześniej wziąłem
za zasadę, mianowicie, że rzeczy, które pojmujemy bardzo jasno i bardzo wy­
raźnie, są wszystkie prawdziwe, pewne jest jedynie z tej przyczyny, że Bóg jest,
czyli istnieje, że jest istotą doskonałą i że wszystko, co jest w nas, pochodzi
z niego. Stąd wynika, iż nasze pojęcia lub idee jako rzeczy rzeczywiste i po­
chodzące z Boga we wszystkim, w czym są jasne i wyraźne, muszą być praw­
dziwe. Tak, iż jeżeli dość często posiadamy myśli zawierające fałsz, mogą to
być jedynie takie, które mają w sobie coś mętnego i ciemnego, tym bowiem
uczestniczą w nicości, to znaczy są w nas tak mętne jedynie dlatego, iż nie
jesteśmy zupełnie doskonali. Oczywiście, równie nie do przyjęcia byłoby zda­
nie, że fałsz lub niedoskonałość jako taka pochodzi z Boga, jak to, iż prawda
n
lub doskonałość może pochodzić z niebytu . Ale gdybyśmy nie wiedzieli, że
wszystko, co w nas jest rzeczywiste i prawdziwe, pochodzi z istoty doskonałej
1 nieskończonej, wówczas, choćby nawet myśli nasze były najbardziej jasne
i wyraźne, nie mielibyśmy żadnej racji, która by nas upewniała, iż posiadają
one doskonałość rzeczy prawdziwych.

1 0
Istnienie Boga implikuje w przedstawionej dedukcji istnienie innych bytów.
1 1
Kartezjusz założył w niniejszej zasadzie przyczynowości, iż prawda jest równoznacz­
na bytowi, a fałsz niebytowi.
Część czwarta 37

Gdy poznanie Boga i duszy utwierdziło nas w pewności tej reguły, łatwo
zrozumieć, iż przedstawienia senne nie powinny w nas zgoła budzić wątpliwości
co do prawdziwości naszych idei na jawie. Bowiem gdyby się nawet zdarzyło
komuś śpiącemu, że miałby jakąś ideę bardzo wyraźną, na przykład gdyby geo­
metra wynalazł jakiś nowy dowód, to okoliczność snu nie przeszkadzałaby
prawdziwości tej myśli. Odnośnie zaś do najczęstszego braku prawdziwości
snów, który polega na tym, iż przedstawiają nam one rozmaite przedmioty
w ten sam sposób, jak to czynią nasze zmysły zewnętrzne, nie oznacza, aby­
śmy mieli z tego powodu wątpić o prawdziwości takich idei; mogą nas one bo­
wiem zwodzić dość często, choćbyśmy nie spali, jak się to dzieje, gdy ci, co
mają żółtaczkę, widzą wszystko w kolorze żółtym, lub gdy gwiazdy czy inne
ciała bardzo oddalone wydają się nam o wiele mniejsze niż są. Ostatecznie
bowiem, czy na jawie, czy we śnie, nie powinniśmy nigdy dać się przekonać
niczemu poza oczywistością naszego rozumu. Zauważcie, iż mówię o naszym
12
rozumie, a nie o wyobraźni ani o zmysłach . Z tego, że widzimy bardzo jasno
Słonce, nie powinniśmy sądzić, że jest ono tak wielkie, jak je widzimy. Łatwo
też możemy sobie bardzo wyraźnie przedstawić głowę lwa osadzoną na ciele
kozy, z czego nie należy wyciągać wniosku, iż istnieje na świecie Chimera.
Rozum bowiem nie podpowiada nam bynajmniej, iż to, co widzimy lub wy­
obrażamy sobie, jest tym samym prawdziwe, ale powiada, iż wszystkie nasze
idee lub pojęcia są z pewnością w jakiś sposób utwierdzone na prawdzie; nie
byłoby bowiem możliwe, aby Bóg, który jest doskonały i w pełni prawdziwy,
włożył je w nas. Odnośnie tego zaś, że nasze rozumowania nie są nigdy tak
oczywiste ani tak zupełne podczas snu jak na jawie, jakkolwiek niekiedy wy­
obrażenia nasze są wówczas równie albo nawet bardziej żywe i wyraźne, ro­
zum podpowiada nam, iż wobec tego, że myśli nasze nie mogą być wszystkie
prawdziwe, ponieważ nie jesteśmy zupełnie doskonali, to, co jest w nich praw­
dziwe, musi niezawodnie znajdować się raczej w tych, które mamy na jawie,
niż w tych, które mamy we śnie.

1 2
Każdy proces poznawczy, spełniający kryterium prawdziwości, musi być funkcją ro­
zumu. Dotyczy to także poznania zmysłowego.
CZĘŚĆ PIĄTA

Byłbym bardzo rad omówić i ukazać tutaj cały łańcuch innych prawd, które
wyprowadziłem z tych pierwszych; ale ponieważ w tym celu trzeba by omó­
wić wiele zagadnień, będących przedmiotem sporu między uczonymi \ z któ­
rymi nie pragnę konfliktu, sądzę, iż lepiej będzie, abym tego zaniechał i wy­
mienił je jedynie ogólnie, mądrzejszym pozostawiając sąd, czy będzie użytecz­
ne, aby czytelników o nich bardziej szczegółowo powiadomić. Trwałem zawsze
mocno w powziętym postanowieniu, aby nie przyjmować żadnej innej zasady
prócz tej, którą się przed chwilą posłużyłem w celu dowiedzenia istnienia Boga
i duszy, i aby nie uznawać za prawdziwą żadnej rzeczy, która mi się nie będzie
wydawała bardziej jasna i pewna, niż poprzednio wydawały mi się dowody geo­
metrów. Mimo to śmiem powiedzieć, iż nie tylko znalazłem sposób, aby
zadowolić się w krótkim czasie wszystkimi głównymi zagadniemi, podejmo­
wanymi zazwyczaj przez filozofię, ale także dostrzegłem pewne prawa, które
Bóg ustanowił w przyrodzie i o których takie włożył w naszą duszę pojęcia,
iż zastanowiwszy się nad tym dostatecznie, nie możemy wątpić, że wszystko,
2
co istnieje i dzieje się na świecie, stosuje się do nich . Następnie, rozważając
kolejne następstwo tych praw, odkryłem, jak sądzę, wiele prawd bardziej
użytecznych i ważnych niż wszystko, czego nauczyłem się wcześniej lub na­
wet czego spodziewałem się nauczyć.
Wobec tego jednak, iż w osobnym Traktacie^, którego pewne względy nie
pozwalają mi ogłosić, starałem się wytłumaczyć główne spośród nich, nie umiałbym
lepiej pozwolić na poznanie, jak wymieniając tu w skrócie, co ten Traktat zawiera.
Miałem zamiar zamknąć w nim wszystko, co, jak mi się wydawało, wie­
działem, zanim zacząłem o tym pisać, o naturze rzeczy materialnych. Ale

1
Ówczesne spory wśród uczonych dotyczyły głównie praw ruchu, w związku z odkry­
ciami Kopernika i Galileusza.
2
Kartezjusz ma tutaj na myśli ogólne prawa ruchu.
3
Le Monde ou le Traite de la Lumiere {Traktat o świecie), którego wydanie Kartezjusz wstrzy­
mał ze względu na proces w Rzymie Galileusza. Traktat ten ukazał się po raz pierwszy dopiero
w roku 1664.
Część piąta 39

podobnie jak malarze, nie mogąc równie dobrze przedstawić na płaskim ob­
razie wszystkich rozmaitych powierzchni bryły, wybierają jedną z głównych,
którą obracają do światła, z innych zaś, pozostawiając je w cieniu, ukazują tyle
tylko, ile można widzieć, patrząc na tę jedną; tak ja, obawiając się, iż nie zdo­
łam zawrzeć w mojej rozprawie wszystkiego, co zajmowało moje myśli, pod­
jąłem jedynie obszerny wykład tego wszystkiego, co dotyczyło pojmowania
przeze mnie światła. Dodając następnie przy tej okazji coś o Słońcu i o gwiaz­
dach stałych, ponieważ od nich pochodzi światło niemal całkowicie; o niebie
- z racji, że je przenosi; o planetach, kometach, Ziemi, ponieważ je odbijają;
a w szczególności o wszystkich ciałach, które istnieją na Ziemi, z tej przyczy­
ny, iż są albo barwne, albo przezroczyste, albo świecące; wreszcie o człowie­
ku, ponieważ jest jego widzem. Również, aby umieścić wszystkie te sprawy
nieco w cieniu i móc powiedzieć swobodniej, co o nich sądzę, nie będąc
zmuszony ani dzielić, ani odpierać poglądów przyjętych wśród uczonych, po­
stanowiłem zostawić cały nasz świat ich dysputom i mówić jedynie o tym, co
zdarzyłoby się w nowym świecie, gdyby Bóg stworzył teraz gdzieś w urojo­
nych przestrzeniach dosyć materii, aby taki powstał, i gdyby nadał ruch różno­
rodny i bezładny rozmaitym częściom tej materii w ten sposób, iż z niej
utworzyłby chaos równie mętny, jak to tylko poeci zdołają wymyślić, i gdyby
później użyczył tylko naturze zwyczajnej swej pomocy i pozwolił jej działać
4
według praw, jakie ustanowił . Po pierwsze zatem, opisywałem tę materię
i postarałem się ją przedstawić w ten sposób, iż nie ma niczego w świecie, jak
mi się zdaje, bardziej jasnego i zrozumiałego, wyjąwszy to, co powiedziałem
tu najpierw o Bogu i duszy. Przyjąłem bowiem również celowo, że nie ma
w niej żadnej z tych form lub właściwości, o które spierają się w szkołach, ani
w ogóle żadnej rzeczy, której znajomość nie byłaby naszym duszom tak przy­
5
rodzona, iż nie byłoby można nawet udawać, że jej nie znamy . Co więcej,
pokazałem, jakie to będą prawa natury i nie opierając mojego rozumowania
6
na żadnej innej zasadzie jak tylko na nieskończonych doskonałościach Boga ,
postarałem się przedstawić wszystkie te prawa, co do których można by mieć
jakąś wątpliwość, i udowodnić, iż są one takie, że gdyby nawet Bóg stworzył
więcej światów, nie mógłby istnieć żaden, gdzie prawa te nie byłyby wypeł­
niane. Potem przedstawiłem, jak największa część materii tego chaosu będzie
4
Chociaż Kartezjusz uznaje Boga za stwórcę świata, jego dalszy wywód - jak podkre­
ślają komentatorzy - ma już charakter naturalistyczny i jest wyjątkowo oryginalny.
5
Według Kartezjusza materia, czyli rozciągłość, posiada wyłącznie cechy geometryczne.
Por. Część czwarta, przyp. 8.
6
Na przykład, zasada bezwładności przypisana została do niezmienności Boga.
40 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

7
musiała, w następstwie tych praw, rozmieścić się i ułożyć w określony sposób ,
który czyni ją podobną do naszego nieba; i jak równocześnie niektóre jej części
będą musiały utworzyć Ziemię, inne planety i komety, inne zaś jeszcze Słońce
i gwiazdy stałe. I tu, rozwodząc się na temat światła, wytłumaczyłem obszer­
nie, jakie będzie to, które będzie musiało znajdować się w Słońcu i w gwiaz­
dach, i w jaki sposób będzie ono stamtąd w ciągu chwili przebywać niezmie­
rzone przestrzenie nieba, i jak odbijać się od planet i komet w kierunku Zie­
mi. Dodałem też wiele rzeczy dotyczących substancji, położenia, ruchów
i wszystkich rozmaitych właściwości tego nieba i tych gwiazd, tak iż, jak są­
dzę, powiedziałem dosyć, aby wykazać, iż wśród rzeczy naszego świata nie daje
się zauważyć niczego, co nie musiałoby lub przynajmniej nie mogło pojawić
się całkowicie podobne wśród rzeczy świata, które opisałem.
Stąd przeszedłem do szczegółowego omawiania Ziemi; jak to, że - gdybym
nawet celowo założył, iż Bóg nie nadał żadnej ciężkości materii, z której się
ona będzie składać - wszystkie jej części dążyć będą mimo to, dokładnie do
8
jej środka , jak to, wobec tego, iż na jej powierzchni znajduje się woda i po­
wietrze, rozmieszczenie nieba i gwiazd, zwłaszcza Księżyca, będzie musiało po­
wodować na niej przypływ i odpływ podobny we wszystkich swych szczegó­
łach do tego, jaki daje się zauważyć na naszych morzach, a prócz tego pewien
prąd, zarówno wody, jak i powietrza od wschodu ku zachodowi, taki, jaki
obserwujemy też między zwrotnikami. Powiedziałem, jak góry, morza, źródła
i rzeki będą się tam w naturalny sposób kształtować, a metale tworzyć pokła­
dy, rośliny rosnąć na polach, w ogóle jak będą mogły tworzyć się tam wszyst­
kie ciała, które nazywamy mieszanymi lub złożonymi. Pomiędzy innymi zaś
rzeczami, ponieważ poza gwiazdami niczego nie znam na świecie, co dawało­
by światło, jak tylko ogień, dołożyłem starań, aby bardzo jasno wytłumaczyć
wszystko, co należy do jego natury; jak powstaje, czym się zasila; jak posiada
niekiedy tylko ciepło bez światła, niekiedy zaś jedynie światło bez ciepła, jak
może wprowadzać rozmaite barwy w rozmaite ciała i różne inne właściwości;
jak topi jedne, a utwardza inne; jak może je strawić niemal wszystkie czy też
obrócić w popiół albo dym; i wreszcie jak z tych popiołów, samą mocą swego
działania, tworzy szkło, to bowiem przeobrażenie popiołów w szkło niezwy-

7
W drodze ruchów wirowych, gdyż materia, będąc ciągłą (bez próżni), pod wpływem impulsu
pierwotnego porusza się, według Kartezjusza, po krzywych zamkniętych, tworząc w ten sposób
wiry. Teorię wirów filozof przedstawił szerzej w Zasadach filozofii, dz. cyt., s. 90 n.
8
Autor stosuje tutaj scholastyczny opis zjawisk, o czysto mechanistycznym charakterze.
Według Arystotelesa spadanie ciał było ruchem do ich „naturalnego miejsca".
Część piąta 41

kłą sprawiło mi przyjemność w opisywaniu, ponieważ wydało mi się bardziej


9
godne podziwu niż jakiekolwiek inne zachodzące w naturze .
Nie chciałem jednak wnosić ze wszystkich tych rzeczy, że nasz świat po­
wstał w sposób, jaki przedstawiłem, o wiele bardziej bowiem prawdopodobne
jest, że od samego początku Bóg uczynił go takim, jakim miał być, ale to pewne
- i jest to pogląd powszechnie przyjęty wśród teologów - że działanie, którym
Bóg go obecnie utrzymuje, jest tym samym właśnie, mocą którego go stwo­
rzył. Gdyby więc nawet z początku nadał mu tylko formę chaosu, o ile by tylko,
ustaliwszy prawa natury, pomógł jej w działaniu takim, jakie jest dla niej
zwyczajne, można sądzić, nie ujmując niczego cudowi stworzenia, że przez to
samo wszystkie rzeczy, które są czysto materialne, mogłyby z czasem stać się
takimi, jakimi obecnie je widzimy. Natura ich zaś jest o wiele łatwiejsza do
pojęcia, kiedy się ogląda powolne ich powstawanie w ten sposób, niż kiedy się
10
je rozważa jako całkowicie ukończone .
Od opisu ciał nieożywionych i roślin przeszedłem do opisu zwierząt,
a szczególnie ludzi. Ale ponieważ nie miałem jeszcze o nich dosyć wiedzy,
aby omawiać je w tym samym porządku co resztę, to znaczy dowodząc skut­
ków przez przyczyny i ukazując, z jakiego nasienia i w jaki sposób natura
powinna je utworzyć, zadowoliłem się przypuszczeniem, iż Bóg ukształto­
wał ciało człowieka zupełnie podobne do naszego ciała, tak co do zewnętrz­
nej postaci jego kończyn, jak i co do wewnętrznego układu jego narządów,
tworząc go wyłącznie z tej materii, którą wcześniej opisałem, i nie wkładając
do niego z początku żadnej rozumnej duszy ani niczego innego, co miałoby
pełnić w nim rolę duszy roślinnej lub zmysłowej, jak tylko jeden z owych
ogni bez światła, objaśnionych już poprzednio przeze mnie, który rozniecił
w jego sercu. Ognie zaś owe pojmowałem jako takie same odnośnie natury
jak ten, który rozgrzewa siano, kiedy się je schowa zamknięte, zanim wy­
schnie, lub który burzy młode wina pozostawione w kadzi na wytłoczynach.
Rozważając bowiem działania, które mogą w następstwie tego dokonywać
się w tym ciele, znajdowałem ściśle wszystkie te, jakie mogą dokonywać się
w nas bez tego, abyśmy o nich myśleli, ani też, co wynika z poprzedniego,
aby przyczyniała się do nich nasza dusza, to znaczy ta część odróżniająca się
od ciała, o której powiedziano powyżej, iż istotą jej jest jedynie myśleć. Zaś
9
Wszystko to zostało wyłożone w Traktacie o świecie, a później zostanie podjęte w Za­
sadach filozofii. Podkreślić należy zainteresowanie Kartezjusza techniką. Fabryki szkła oglą­
dał zapewne w Holandii.
1 0
Kartezjusza interesowało szczególnie tworzenie się ciał fizycznych. Był on pierwszym,
który rzucił myśl ewolucji systemu słonecznego.
42 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

wszystkie te działania są takie same i w nich to, rzec można, bezrozumne zwie­
n
rzęta podobne są do nas . Dlatego też nie mogłem znaleźć wśród tych dzia­
łań któregokolwiek z tych, które, jako zależne od myślenia, stanowi jedynie
to, co nam jako ludziom wyłącznie przynależy; odnalazłem je natomiast
wszystkie później, skoro przyjąłem, że Bóg stworzył duszę rozumną i że ją
12
złączył z tym ciałem w pewien sposób, który opisałem .
By jednak można było zobaczyć, w jaki sposób potraktowałem ten przed­
miot, pragnę podać tu wytłumaczenie ruchu serca i tętnic, ponieważ działanie
to, jako pierwsze i najpowszechniejsze z zaobserwowanych u zwierząt, da łatwą
podstawę osądu, co należy myśleć o wszystkich innych. Aby zaś łatwiej było
zrozumieć to, co powiem na ten temat, chciałbym, aby ci, którzy nie znają
anatomii, postarali się przed przeczytaniem niniejszych słów, by rozcięto przy
nich serce jakiegoś wielkiego zwierzęcia mającego płuca, jest ono bowiem we
13
wszystkim dość podobne do serca człowieka , i aby kazali sobie pokazać dwie
komory, czyli jamy, które się w nim znajdują. Najpierw tę, która jest po jego
prawej stronie i której odpowiadają dwie bardzo szerokie rury, a mianowicie:
żyła czcza, będąca głównym zbiornikiem krwi i jak gdyby pniem drzewa,
14
którego wszystkie inne żyły ciała są gałęziami, i żyła tętnicza , niewłaściwie
tak nazwana, w istocie bowiem jest to tętnica, biorąca początek w sercu, która
dzieli się po wyjściu z niego na liczne rozgałęzienia, rozchodzące się po całych
płucach. Następnie komorę, będącą po jego lewej stronie, której odpowiadają
tak samo dwie rury, równie albo jeszcze bardziej szerokie niż poprzednie, mia­
15
nowicie: tętnica żylna , którą niewłaściwie tak nazwano, nie jest bowiem
niczym innym jak żyłą, która biegnie z płuc, gdzie jest podzielona na liczne
rozgałęzienia splecione z rozgałęzieniami żyły tętniczej, jak również przewo­
du, który nazywa się tchawicą, a którym wchodzi wdychane powietrze; oraz
16
wielka tętnica , która wychodząc z serca, rozprowadza swe rozgałęzienia po
całym ciele. Chciałbym także, aby im dokładnie pokazano jedenaście małych
17
błonek , które podobnie jak małe drzwiczki otwierają i zamykają cztery otwo-
1 1
Autor rozciąga nowatorsko działanie praw mechanicznych na fizjologię.
1 2
W tak zwanym Traktacie o człowieku. Wydanie polskie: Człowiek. Opis ciała ludzkiego,
przeł. A Bednarczyk, Warszawa 1989.
1 3
Zaznacza się tu troska o potwierdzenie doświadczalne.
1 4
Żyła tętnicza to tętnica płucna, a tętnica żylna (o czym niżej) to żyła płucna. Ta stara
terminologia, słusznie krytykowana przez Kartezjusza, opierała się na charakterze krwi, pod­
czas gdy nazwy współczesne odpowiadają, jak się tego domagał Kartezjusz, budowie naczyń,
która z kolei odpowiada ich funkcjom.
1 5
Żyta płucna.
1 6
Aorta.
1 7
Zastawki serca, których znaczenia dla obiegu krwi w organizmie Kartezjusz domyślał się.
Część piąta 43

ry znajdujące się w tych dwóch komorach, a mianowicie: trzy przy wejściu


do żyły czczej, gdzie są tak rozmieszczone, że nie mogą w żaden sposób prze­
szkodzić, aby krew, jaką ona zawiera, nie płynęła do prawej komory serca, za­
pobiegają natomiast całkowicie, aby z niej wyszła; trzy przy wejściu do żyły
tętniczej, umieszczone odwrotnie, które pozwalają krwi, będącej w tej komo­
rze, przechodzić do płuc, natomiast krwi, będącej w płucach, nie pozwalają
wrócić do serca; podobnie też dwie inne u wejścia do tętnicy żylnej, które krwi
z płuc pozwalają płynąć do lewej komory serca, ale nie dopuszczają do jej
powrotu; i trzy u wejścia do wielkiej arterii, które pozwalają krwi wyjść z serca,
ale nie pozwalają jej tam wrócić. I nie potrzeba szukać innej przyczyny ilości
tych błonek, jak tylko tej, że otwór tętnicy żylnej, owalny z racji miejsca, gdzie
się znajduje, może zostać łatwo zamknięty dwiema, podczas gdy inne otwory,
okrągłe, lepiej mogą być zamknięte trzema błonkami. Co więcej, chciałbym,
aby im zwrócono uwagę, iż wielka tętnica i żyła tętnicza mają o wiele tward­
szą i mocniejszą budowę niż tętnica żylna i żyła czcza, i że te dwie ostatnie
rozszerzają się przed wejściem do serca, tworząc niby dwa worki nazwane przed­
18
sionkami serca, zbudowane z podobnego jak ono rodzaju ciała ; i że zawsze
utrzymuje się większe ciepło wewnątrz serca niż w jakimkolwiek innym miej­
scu ciała, jak wreszcie i to, iż ciepło to zdolne jest sprawić, że jeżeli jakaś kropla
krwi dostanie się do komór serca, wówczas pęcznieje ona szybko i rozszerza
się, podobnie jak dzieje się w przypadku wszystkich płynów, kiedy się je stop­
niowo wpuszcza do bardzo rozgrzanego naczynia. Po tym wszystkim bowiem,
aby wytłumaczyć ruch serca, wystarczy im powiedzieć, iż kiedy komory jego
nie są wypełnione krwią, płynie ona z konieczności z żyły czczej do prawej
i z tętnicy żylnej do lewej komory, a ponieważ oba te naczynia są zawsze pełne
krwi, zatem ich otwory, które prowadzą do serca, nie mogą wówczas ulec
zatkaniu. Natomiast gdy tylko znajdą się tą drogą w sercu dwie dawki krwi,
po jednej w każdej z jego komór, dawki te, które muszą być bardzo duże,
ponieważ otwory, którymi wchodzą, są bardzo szerokie, a naczynia, z których
wypływają, bardzo wypełnione krwią, rozrzedzają się i rozszerzają z powodu
ciepła, na które tam napotykają, a w ten sposób, wzdymając całe serce, popy­
chają i zamykają pięć małych drzwiczek u wejścia naczyń, skąd wypłynęły, nie
dopuszczając tym samym, aby wpłynęło więcej krwi do serca. Rozrzedzając się
w dalszym ciągu coraz bardziej, dawki krwi popychają i otwierają sześć innych
małych drzwiczek, znajdujących się u wejścia dwóch innych naczyń, którymi
wychodzą, wzdymając w ten sposób niemal w tej samej chwili co serce wszyst-
1 8
Mowa o przedsionkach serca, nie uznawanych wówczas za część serca.
44 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

kie rozgałęzienia żyły tętniczej i wielkiej tętnicy. Serce natychmiast po tym


opada, czynią to również i owe tętnice, ponieważ krew, która weszła do nich,
tam się oziębiła; ich sześć drzwiczek znów się zamyka, zaś owe pięć żyły czczej
i tętnicy żylnej ponownie się otwiera, przepuszczając dwie dalsze dawki krwi,
które znowu wzdymają serce i tętnice tak samo jak poprzednie. Ponieważ krew,
która w ten sposób wchodzi do serca, przechodzi przez owe dwie torebki zwane
jego przedsionkami, stąd ruch ich przeciwny jest do jego ruchu i kiedy serce
się wzdyma, one opadają. Zresztą, aby osoby, które nie znają siły dowodów
matematycznych i nie są przyzwyczajone odróżniać racji prawdziwych od praw­
dopodobnych, nie próbowały lekkomyślnie zaprzeczać bez wnikliwego zbada­
nia, chcę uprzedzić, że ten ruch, który przed chwilą wytłumaczyłem, jest rów­
nie koniecznym następstwem samego rozmieszczenia organów, które można
naocznie oglądać w sercu, i ciepła, które można wyczuć palcami, i natury krwi,
którą można poznać przez doświadczenie, podobnie jak ruch zegara wynika
19
z siły, położenia i kształtu jego ciężarków i kółek .
Jeśli ktoś zapyta, w jaki sposób krew z żył nie wyczerpie się zupełnie, płynąc
tak ustawicznie do serca, i w jaki sposób tętnice nie są nią przepełnione, skoro
cała, która przechodzi przez serce, wpływa do nich, wystarczy odpowiedzieć
20
to tylko, co już napisał pewien lekarz angielski , któremu należy się pochwa­
ła, iż ruszył tę sprawę z miejsca i jako pierwszy uczył, iż istnieją na końcach
tętnic liczne dróżki, którędy krew, jaką tętnice otrzymują z serca, dostaje się
do drobnych rozgałęzień żył, którymi znowu udaje się do serca, tak iż bieg jej
nie jest niczym innym jak tylko ustawicznym krążeniem. Dowodzi on tego
bardzo trafnie za pomocą zwyczajnego doświadczenia chirurgów, którzy prze­
wiązawszy niezbyt silnie ramię ponad miejscem, w którym otwierają żyłę, spra­
wiają, iż krew wypływa bardziej obficie, niż gdyby nie podwiązano ramienia;
stałoby się zaś coś zupełnie przeciwnego, gdyby podwiązali poniżej, pomiędzy
1 9
Powyższy opis anatomiczny jest prawdziwy, natomiast wytłumaczenie fizjologiczne
błędne. Kartezjusz wierzy swym zasadom, odrzuca wytłumaczenie scholastyków, uciekają­
cych się do siły tajemnej - vis pulsifica - poruszającej serce. Chce ten ruch wyjaśnić mecha-
nistycznie, ale opiera się jako na fakcie na błędnym przekonaniu scholastyków, jakoby
w sercu panowała wyższa temperatura niż w innych miejscach ciała. Dlatego też wyobrażał
sobie, że zachodzi tam proces podobny do fermentacji. Sądzi też, że skurcz serca jest fazą
jego odpoczynku, a rozszerzanie się to faza czynna. Harvey (por. przyp. 20) rozumiał na­
tomiast, że serce kurcząc się (faza czynna) wypycha krew do tętnic.
2 0
Harvey William (1578-1657), profesor anatomii i chirurgii w Królewskiej Szkole Me­
dycznej w Londynie. Swoje odkrycie ogłosił w w języku łacińskim w rozprawie Exercitatio
anatomica de motu cordis et sanąuinis in animalibus, Frankfurt (1628). Autor słynnego twier­
dzenia: omne vivum ex ovo (wszystko, co żyje, pochodzi z jaja).
Część piąta 45

ręką a miejscem otwarcia, albo też gdyby podwiązali bardzo mocno powyżej.
Jest bowiem oczywiste, iż przewiązka średnio ściśnięta, nie pozwalając, aby
krew, która już jest w ramieniu, wróciła żyłami do serca, nie przeszkadzała
jednak, aby dopływała wciąż nowa tętnicami z tego powodu, iż są one poło­
żone głębiej niż żyły i że ich ściany jako twardsze, trudniej dadzą się ucisnąć,
jak również, iż krew, która płynie z serca, z większą siłą dąży, aby dostać się
do ręki, aniżeli powraca stamtąd do serca przez żyły. Ponieważ zaś ta krew
wypływa z ramienia przez otwór zrobiony w jednej z żył, muszą istnieć ko­
niecznie jakieś przejścia poniżej przewiązki, to znaczy przy kończynie ramie­
nia, którymi może ona przypływać z tętnic. Dowodzi on również bardzo
dobrze tego, co twierdzi o krążeniu krwi, za pomocą pewnych małych bło-
21
n e k , które są tak ustawione w różnych miejscach wzdłuż żył, iż nie pozwa­
lają krwi przedostawać się od środka ciała ku krańcom, a tylko powracać od
krańców do serca. Co więcej, wykazuje doświadczeniem, że cała krew, jaka jest
w ciele, może z niego wyjść w bardzo krótkim czasie przez jedną tętnicę, gdy
ta jest przecięta, nawet gdyby była ciasno podwiązana, bardzo blisko serca
i przecięta między nim a przewiązką, tak iż nie mamy żadnego powodu, aby
przypuszczać, aby krew wypływająca miała skądinąd pochodzić.
Wiele jest jednak innych jeszcze rzeczy, które dowodzą, że prawdziwa przy­
czyna tego ruchu krwi jest taka, jak mówię: po pierwsze, różnica, jaką widzi
się pomiędzy krwią wypływającą z żył a tą, która wychodzi z tętnic, może
pochodzić jedynie stąd, iż zostaje rozrzedzona i niejako przedestylowana prze­
chodząc przez serce, dzięki czemu jest lżejsza, bardziej żywa, cieplejsza bezpo­
średnio po wyjściu z niego, to znaczy, gdy jest w tętnicach, niż nieco wcze­
22
śniej, zanim wpłynie do serca, to znaczy, gdy jest w żyłach . Pilnie obserwu­
jąc spostrzeżemy, iż różnica ta występuje wyraźnie jedynie w pobliżu serca,
zaś w miejscach najbardziej od niego oddalonych jest mniejsza. Następnie, twar­
dość tkanek, z których żyła tętnicza i wielka tętnica są zbudowane, wskazuje
dostatecznie, iż krew uderza o nie z większą siłą niż o żyły. A dlaczego lewa
komora serca i wielka tętnica byłyby bardziej pojemne i szerokie niż prawa
komora i żyła tętnicza, jeśli nie dlatego, że krew tętnicy żylnej, która po przej­
ściu przez serce była jedynie w płucach, jest lżejsza i rozrzedza się silniej i łatwiej
niż ta, która wypływa bezpośrednio z żyły czczej? I co mogą odgadnąć lekarze
mierząc puls, jeżeli nie wiedzą, że według tego, jak krew zmienia swą naturę,
może pod wpływem ciepła zawartego w sercu rozrzedzić się w mniejszym lub

2 1
Chodzi o zastawki żylne.
2 2
Medykom współczesnym Kartezjuszowi nie był znany proces utleniania krwi w płucach.
46 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

większym stopniu i mniej lub bardziej szybko niż wcześniej? A jeśli się roz­
waży, w jaki sposób to ciepło udziela się innym członkom, czyż nie trzeba przy­
znać, iż dzieje się to za pomocą krwi, która przechodząc przez serce, ogrzewa
się w nim i rozlewa stamtąd po całym ciele? Z czego wynika, że jeśli się od­
ciągnie krew z jakiejś części ciała, zabierzemy jej równocześnie ciepło; i gdyby
nawet serce było równie gorące jak rozżarzone żelazo, nie wystarczyłoby, aby
ogrzać, jak to czyni, ręce i nogi, gdyby nie dostarczało im ustawicznie nowej
krwi. Dzięki temu też poznaje się, iż prawdziwym zadaniem oddychania jest
obfite dostarczanie świeżego powietrza do płuc, aby krew, która przypływa
z prawej komory serca, gdzie uległa rozrzedzeniu i jakby przemianie w parę,
zagęściła się i znowu zamieniła w krew, zanim powróci do komory lewej; bez
czego nie mogłaby służyć jako pożywienie dla ognia, który tam jest. To się po­
twierdza, ponieważ widzimy, że zwierzęta, które nie mają płuc, mają w sercu
tylko jedną komorę, i że dzieci, dopóki są zamknięte w łonie matki, nie mogą
oddychać płucami, mają otwór, przez który płynie krew z żyły czczej do lewej
komory serca, i przewód, którym przypływa ona z żyły tętniczej do wielkiej
tętnicy, nie przechodząc przez płuco. A dalej, jak odbywałoby się trawienie
w żołądku, gdyby serce nie dostarczało przez tętnice ciepła, a wraz z nim pew­
nych najbardziej płynnych części krwi, które pomagają rozpuścić mięsa, jakie
tam wprowadzono? A czynność, która zmienia treść samą tych mięs w krew,
czyż nie jest łatwa do zrozumienia, jeśli zauważymy, że krew destyluje się, prze­
chodząc w kółko przez serce więcej może niż sto lub dwieście razy każdego dnia?
I czegóż trzeba jeszcze więcej, aby wytłumaczyć odżywianie i wytwarzanie
rozmaitych soków żywotnych, zawartych w ciele, poza wskazaniem, iż siła,
z jaką krew, rozrzedzając się, przechodzi od serca ku zakończeniom tętnic,
sprawia, iż niektóre jej cząstki zatrzymują się między częściami członków,
w których się znajdują, i zajmują tam miejsce cząstek, które stamtąd wypie­
rają, i że według położenia lub kształtu, lub rozmiaru porów, jakie napotyka­
ją, raczej te, a nie inne udają się do określonego miejsca? Dzieje się to podob­
nie, jak różne sita, co każdy mógł widzieć, rozmaicie podziurkowane służą do
oddzielania od siebie rozmaitych ziaren. A wreszcie, co jest najbardziej godne
2 3
uwagi w tym wszystkim, to powstawanie tchnień życiowych , które są niby
bardzo lekki wiatr lub raczej niby bardzo czysty i bardzo żywy płomień, któ-

2 3
Według Kartezjusza „tchnienia życiowe" (esprits animaux) są wynikiem sublimowania
się krwi w sercu, co dzieje się dzięki ciepłu, które tam panuje. Nerwy opisuje autor jako rurki
puste wewnątrz, w których owe „tchnienia" krążą. Na temat „tchnień życiowych" Kartezjusz
pisze szerzej w Namiętnościach duszy, dz. cyt., s. 32 n.
Część piąta 47

ry wznosząc się ustawicznie w wielkiej obfitości od serca do mózgu, udaje się


stamtąd nerwami do mięśni i wprawia w ruch wszystkie członki. Nie trzeba
sobie przy tym wyobrażać innej przyczyny, która sprawia, iż te cząstki krwi,
które jako najbardziej ruchliwe i przenikliwe, najlepiej nadają się do tworze­
nia tych tchnień, zmierzają raczej do mózgu niż do innego miejsca, jak tę tylko,
iż tętnice, które tam prowadzą, idą z serca w najprostszej ze wszystkich linii,
24
i że według praw mechaniki, które są takie same jak prawa natury , kiedy
większa ilość ciał jednocześnie porusza się w tę samą stronę, gdzie nie ma dość
miejsca dla wszystkich, tak jak cząstki krwi dążące z lewej komory serca do
mózgu, najsłabsze i najmniej ruchliwe z konieczności nie są dopuszczone przez
silniejsze, które tym sposobem udają się tam same.
Wytłumaczyłem dość szczegółowo wszystkie te rzeczy w traktacie, który
najpierw miałem zamiar ogłosić. Wykazałem w nim dalej, jaka musi być bu­
dowa nerwów i mięśni ciała ludzkiego po to, by zawarte w nich tchnienia
życiowe miały siłę poruszać jego członkami tak, iż jak to widzimy, gdy głowa
w chwilę jeszcze po ucięciu porusza się i gryzie ziemię, mimo iż już nie żyje.
Dalej, jakie zmiany muszą zachodzić w mózgu, aby spowodować czuwanie, sen
i marzenia senne; w jaki sposób światło, dźwięki, zapachy, smaki, ciepło
i wszystkie inne własności zewnętrznych przedmiotów mogą odciskać w nim
rozmaite idee za pośrednictwem zmysłów; w jaki sposób głód, pragnienie i inne
25
uczucia wewnętrzne mogą również przesyłać tam własne idee. Wykazałem,
26
co w mózgu musi być uważane za ośrodek wspólny , który je przyjmuje, co
za pamięć, która je przechowuje, a co za wyobraźnię, która może je rozmaicie
odmieniać i tworzyć z nich nowe idee i w ten sam sposób obdzielając tchnie­
niami życiowymi mięśnie, może poruszać członki tego ciała na tyle rozmaitych
sposobów i w związku z przedmiotami narzucającymi się jego zmysłom i uczu­
ciami wewnętrznymi, które się w tym ciele mieszczą, na ile nasze własne członki
mogą się poruszać, kiedy nie są kierowane przez wolę. Nie wyda się to zgoła
dziwne tym, którzy wiedząc, ile różnych automatów, czyli poruszających się
maszyn, pomysłowość ludzka umie wykonać, używając bardzo niewielu czę­
ści w porównaniu do wielkiej ilości kości, mięśni, nerwów, tętnic, żył i wszyst­
kich innych składników, jakie znajdują się w ciele każdego zwierzęcia, uważać

2 4
Kartezjusz daje tu ogólne sformułowania mechanistycznego poglądu na przyrodę.
2 5
W oryginale passions. Filozof nazywa tak wszystkie odbijające się w świadomości stany
wewnętrzne, które nie są aktami woli.
2 6
Pojęcie z psychologii Arystotelesowskiej. Był to ośrodek odbierający wszelkie wraże­
nia, tak wewnętrzne (których źródło jest w organizmie), jak i zewnętrzne.
48 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

będą to ciało za maszynę, która jako zbudowana rękami Boga, jest bez porów­
nania lepiej obmyślona i zawiera w sobie ruchy bardziej godne podziwu niż
jakakolwiek stworzona przez człowieka.
Zatrzymałem się tu też celowo, aby wykazać, że gdyby istniały takie
maszyny, które miałyby narządy i zewnętrzną postać małpy lub innego jakie­
goś bezrozumnego zwierzęcia, nie znalibyśmy sposobu, aby rozpoznać, że nie
są one we wszystkim tej samej natury co owe zwierzęta; podczas gdyby ist­
niały maszyny podobne do naszych ciał i naśladujące nasze czynności na tyle,
na ile byłoby to praktycznie możliwe, mielibyśmy zawsze dwa bardzo pewne
sposoby rozpoznania, że jeszcze dzięki temu nie byłyby one prawdziwymi
ludźmi. Pierwszy ten, iż nigdy nie mogłyby używać słów ani innych znaków,
składając je w sposób, jak my to czynimy dla oznajmienia innym naszych myśli.
Można bowiem pojąć, że maszyna tak została zrobiona, że wymawia jakieś
słowa, a nawet wymawia ich kilka w związku z działaniami fizycznymi, po­
wodującymi pewne zmiany w jej przyrządach: na przykład, kiedy się ją dotknie
w jakimś miejscu, aby spytała, czego sobie od niej życzymy; w innym, aby
krzyczała, że ją boli, i tym podobne; ale niemożliwe jest, aby składała w różny
sposób słowa, aby odpowiadała z sensem na wszystko, co się powie w jej
obecności, jak to ludzie bodaj najbardziej tępi mogą czynić. Drugi sposób jest
taki: choćby nawet maszyny takie wykonywały wiele rzeczy równie dobrze
lub może lepiej niż ktokolwiek z nas, nie robiłyby niezawodnie wielu innych
i dzięki temu można odkryć to, iż nie działają one dzięki świadomości, lecz
jedynie dzięki rozmieszczeniu swoich przyrządów. Bowiem podczas, gdy ro­
zum jest wszechstronnym instrumentem, który może służyć we wszelkiego
rodzaju przypadkach, to przyrządy te potrzebują pewnego szczególnego usta­
wienia dla każdej poszczególnej czynności; skąd wynika, że praktycznie nie­
możliwe jest, aby w maszynie było dostatecznie dużo rozmaitych ustawień tak,
by mogły spowodować jej działanie we wszystkich okolicznościach życia w taki
sam sposób, w jaki nasz rozum powoduje nasze działanie. Otóż za pomocą tych
samych dwu środków można również poznać różnicę, jaka istnieje między
ludźmi a zwierzętami. Jest to rzecz niezwykle godna uwagi, że nie ma ludzi
tak tępych i głupich, nie wyłączając nawet szaleńców, że nie byliby zdolni
zebrać razem rozmaitych słów i ułożyć z nich zdania zdolne uczynić zrozu­
miałymi ich myśli; przeciwnie zaś, nie ma żadnego innego zwierzęcia, choćby
było najdoskonalsze i najbogaciej obdarzone, które dokonałoby tego samego.
Nie dzieje się to dlatego, aby brakowało im narządów. Widzimy bowiem, iż
sroki i papugi mogą wymawiać słowa tak jak i my, a jednak nie mogą mówić
Część piąta 49

jak my, to znaczy udowadniając, iż myślą to, co mówią. Gdy tymczasem ludzie,
którzy od urodzenia są głuchoniemi, pozbawieni są tak samo albo bardziej niż
bydlęta narządów, służących innym do mówienia, zazwyczaj wymyślają sami
od siebie jakieś znaki i przy ich pomocy porozumiewają się z osobami, które
przebywając często w ich towarzystwie, mają możliwość wyuczenia się tego
języka. Świadczy to nie tylko o tym, iż zwierzęta mają mniej rozumu niż ludzie,
ale że nie mają go wcale; widzimy bowiem, iż potrzeba go bardzo mało, aby
nauczyć się mówić. Że zaś między zwierzętami jednego gatunku zauważamy
nierówności równie dobrze jak między ludźmi i jedne łatwiejsze są w tresurze
niż inne, tym bardziej byłoby nie do wiary, aby małpa lub papuga, która byłaby
najdoskonalsza w swoim gatunku, mogła dorównać w rozumie najbardziej
tępemu dziecku lub przynajmniej dziecku mającemu zmącony umysł, gdyby
ich dusza nie była zupełnie odmiennej natury niż nasza. Nie należy mieszać
mowy z naturalnymi ruchami, które wyrażają uczucia wewnętrzne i które ma­
szyna może naśladować równie dobrze jak zwierzę; ani też myśleć, jak niektó­
rzy starożytni, że bydlęta mówią, tylko my nie rozumiemy ich języka. Gdyby
to było prawdą, skoro posiadają wiele narządów, które mają odniesienie do na­
szych, mogłyby równie dobrze dać się zrozumieć nam jak sobie podobnym.
Również bardzo godną uwagi rzeczą jest to, że mimo iż wiele zwierząt obja­
wia większą od nas pomysłowość w niektórych działaniach, widzimy, iż te same
w wielu innych działaniach nie objawiają jej wcale. To zatem, co robią od nas
lepiej, nie dowodzi, że posiadają rozum, bowiem szacując według tego, mia­
łyby go więcej niż którykolwiek z nas i poczynałyby sobie lepiej w każdej innej
rzeczy; ale ponieważ go nie mają oraz że to natura w nich działa według układu
ich narządów, podobnie jak widzimy, że zegar, który składa się jedynie z kółek
i sprężyn, może liczyć godziny i mierzyć czas bardziej dokładnie niż my z całą
27
naszą wiedzą .
Opisałem następnie duszę obdarzoną rozumem i wykazałem, że nie może
ona w żaden sposób wyłonić się z mocy materii, podobnie jak inne rzeczy,
o których mówiłem, ale że musiała być stworzona celowo, i jak to nie wystar-

2 7
Wywód kartezjański zawiera stwierdzenia bardzo słuszne: odnośnie języka artykułowa­
nego, zjawiska właściwego wyłącznie ludziom; odnośnie uogólniających zdolności rozumu, przeciw­
stawionych zachowaniu się instynktownemu, stosującemu się zawsze do konkretnej sytuacji.
Zachowanie instynktowne tłumaczy układem organów. Dualizm Kartezjusza prowadzi go
jednak do nieuznawania hierarchii rozumu. Nie może być takiej hierarchii, ponieważ rozum
zbudowany jest z substancji duchowej, dlatego też zwierzęta są go całkowicie pozbawione.
Takie rozumowanie implikuje wniosek o nieśmiertelności duszy ludzkiej.
50 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

cza, aby ta dusza była umieszczona w ciele ludzkim jak pilot w okręcie jedy­
nie po to, aby poruszać jego członki, ale trzeba, aby była z nim ściśle złączona
i zespolona, aby mogła mieć ponadto uczucia i pragnienia podobne do naszych
i w ten sposób tworzyć prawdziwego człowieka. W tym miejscu zresztą roz­
wiodłem się nieco nad przedmiotem duszy, ponieważ jest on jednym z najważ­
niejszych. Po błędzie bowiem tych, którzy zaprzeczają istnieniu Boga, który
to błąd, jak sądzę, dostatecznie odparłem powyżej, nie ma pomyłki, która by
bardziej oddalała słabe umysły od prostej drogi cnoty, jak wyobrażenie, że dusza
zwierząt jest tej samej natury co nasza i że tym samym nie mamy się czego
więcej obawiać ani spodziewać po tym życiu niż muchy lub mrówki. Gdy
tymczasem wiedząc, jak bardzo się one od siebie różnią, rozumiemy o wiele
lepiej racje, które dowodzą, że dusza nasza jest natury zupełnie niezależnej od
ciała, a tym samym nie podlega wraz z nim śmierci; następnie zaś, tym bar­
dziej, że nie widzimy innych przyczyn, które by ją mogły unicestwić, w na­
turalny sposób skłaniamy się do wyciągnięcia stąd wniosku, że jest nieśmier­
28
telna .

2 8
Kartezjusz zdaje sobie sprawę z trudności, jakie przedstawia problem substancjalnego
połączenia duszy z ciałem, który w ramach jego systemu pozostaje nie rozwiązany. Poprze­
staje na stwierdzeniu, że dusza z ciałem musi być: ściśle złączona i zespolona. Wartość tego
stwierdzenia, jako dyrektywy dla dalszych dociekań, osłabia zaraz potem zdaniem: ...dusza
nasza jest natury zupełnie niezależnej od ciała. Nieco więcej na temat połączenia duszy i ciała
napisał Kartezjusz w listach do księżniczki Elżbiety z 21 maja i 28 czerwca 1643 r. Zob. Listy
do księżniczki Elżbiety, przeł. J . Kopania, Warszawa 1995, s. 3 - 1 1 .
CZĘSC SZÓSTA

1
Otóż upłynęły trzy lata, jak ukończyłem traktat zawierający wszystkie te
problemy i zacząłem go przeglądać, aby go oddać w ręce drukarza, kiedy do­
2
wiedziałem się, że osoby, z którymi się liczę i których autorytet nie mniejszy
ma wpływ na moje postępowanie niż mój własny rozum na moje myśli, po­
tępiły pewien pogląd z zakresu fizyki, ogłoszony nieco wcześniej przez kogoś
3 4
innego . Nie chcę powiedzieć, abym podzielał ten pogląd ; nie zauważyłem
w nim wszelako przed ocenzurowaniem przez nie niczego, co mógłbym uwa­
żać za szkodliwe dla religii i państwa ani też, tym samym, co przeszkodziłoby
mi ogłosić go, gdybym dzięki rozumowi do niego doszedł. To obudziło we mnie
obawę, żeby i między moimi poglądami nie znalazł się taki, w którym pobłą­
dziłem mimo wielkiej troskliwości, z jaką zawsze bronię się przed przyjęciem
do mych przekonań nowych poglądów, co do których nie miałbym bardzo pew­
nych dowodów, i by nie pisać niczego takiego, co by się mogło obrócić na czyjąś
niekorzyść. To wystarczyło, abym zrezygnował z zamiaru ogłoszenia ich,
bowiem mimo iż racje, dla których powziąłem wcześniej ten zamiar, były bar­
dzo mocne, usposobienie moje, dzięki któremu nienawidziłem zawodu wydaw­
cy książek, narzuciło mi natychmiast wiele innych w formie wymówek. A racje
te, za i przeciw, są takie, iż nie tylko ja jestem w pewien sposób zaintereso­
wany ich wygłoszeniem, ale i czytelnicy ich poznaniem.
Nigdy nie przywiązywałem zbyt wiclkiej wagi do tego, co powstało w moim
umyśle. Dopóki z metody, jaką się posługuję, nie zebrałem innych owoców
oprócz tych, że rozwiązałem kilka zagadnień należących do nauk spekulatyw-
nych i że starałem się podporządkować moje obyczaje zasadom, jakie mi wska-

1
Lata 1633-1636.
2
Chodzi o Świętą Inkwizycję.
3
Mowa tu o Koperniku i Galileuszu.
4
W rzeczywistości Kartezjusz podzielał ten pogląd i uważał go (co wyznał wyraźnie
w prywatnym liście do P. Mersenne'a z 28 listopada 1633 r.) za nierozłącznie związany ze
swymi przekonaniami.
52 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

zała, nie czułem się zobowiązany cokolwiek o tym pisać. Bowiem, co dotyczy
obyczajów, każdy ma tak wiele o tym własnych pojęć, iż mogłoby się łatwo
znaleźć tylu reformatorów, ile głów, gdyby było dozwolone komu innemu niż
tym, których Bóg ustanowił jako zwierzchników nad swoimi ludami lub też
którym udzielił dość łaski i zapału, aby byli prorokami, zmieniać w nich co­
kolwiek. Mimo iż moje pomysły podobały mi się bardzo, sądziłem, że inni mają
własne, które podobają się im może jeszcze bardziej. Ale skoro zdobyłem nieco
ogólnych wiadomości dotyczących fizyki i skoro, zaczynając doświadczać ich
w różnych poszczególnych zagadnieniach, zauważyłem, dokąd mogą one do­
prowadzić i jak bardzo różnią się od zasad, którymi dotąd się posługiwano, są­
dziłem, iż nie wypada trzymać ich w ukryciu, nie grzesząc ciężko przeciw pra­
wu, które nakazuje nam przysparzać powszechnego dobra w tym stopniu,
w jakim się ono w nas znajduje. Zasady te bowiem uświadomiły mi, iż jest
rzeczą możliwą dojście do wiedzy bardzo użytecznej w naszym życiu; i że za­
miast tej filozofii spekulaktywnej, której uczą w szkołach, można znaleźć fi­
lozofię praktyczną, przy pomocy której, znając moc i działanie ognia, wody,
powietrza, gwiazd, niebios i wszystkich innych ciał, które nas otaczają, rów­
nie dokładnie, jak znamy różne warsztaty rzemieślnicze, będziemy mogli podob­
nie zastosować ciała do tych celów, do których się nadają, i w ten sposób stać
5
się panami i posiadaczami przyrody . Co jest pożądane nie tylko ze względu
na wynalezienie nieskończonej ilości umiejętności, które sprawiałyby, iż ko­
rzystać można byłoby bez trudu z owoców ziemi i wszystkich udogodnień,
jakie się na niej znajdują, ale głównie też ze względu na zachowanie zdrowia,
które bez wątpienia jest pierwszym dobrem i podstawą wszystkich innych dóbr
tego życia. Bowiem nawet umysł zależy tak bardzo od temperamentu i układu
narządów ciała, że jeśli możliwe jest znalezienie jakiegoś sposobu, który uczy­
niłby ogół ludzi bardziej mądrymi i zmyślnymi niż dotąd, sądzę, iż należy go
6
szukać w medycynie . Prawda, iż ta, która obecnie jest praktykowana, zawie­
ra mało rzeczy, z których pożytek byłby równie wielki, ale nie mając zamiaru
uwłaczać jej, pewien jestem, iż nie ma nikogo, nawet pośród tych, którzy ją
wykonują, kto nie przyznałby, że wszystko, co z niej wiemy, jest prawie ni­
czym w porównaniu z tym, co pozostaje do poznania, i że moglibyśmy się

5
Ustęp ten, zasługujący na najwyższą uwagę, zawiera ideę jedności nauk i całkowitości
poznania oraz niemniej ważną - związku teorii z praktyką. Widać tutaj wyraźny wpływ
poglądów F. Bacona.
6
Jest to zdanie sprzeczne z metafizyką Kartezjusza. Stwierdza on tu bowiem zależność
umysłu od ciała.
Część szósta 53

uwolnić od niezliczonej liczby chorób tak ciała, jak i ducha, a może nawet
zgrzybiałości, gdybyśmy posiadali dostateczną znajomość ich przyczyn oraz
wszystkich środków zaradczych, jakimi natura nas obdarzyła. Otóż, mając za­
miar poświęcić całe swe życie na szukanie tak użytecznej wiedzy i znalazłszy
drogę, na której wydaje mi się, iż z pewnością się ją znajdzie - chyba że na
przeszkodzie stanie krótkotrwałość życia albo brak doświadczeń - osądziłem,
iż nie ma lepszego środka przeciw tym dwóm przeszkodom, jak dokładnie
zapoznać czytelników z tą odrobiną, którą znalazłem, i skłonić wybitne umy­
sły, aby starały się iść jeszcze dalej, przyczyniając się, każdy według swojej skłon­
ności i mocy, do doświadczeń, jakie należałoby przeprowadzić, i ogłaszając
czytelnikom wszystko, co poznają, abyśmy w ten sposób ostatni z kolei za­
czynali tam, gdzie poprzedni skończyli, i zespalając tak żywoty i prace wielu,
7
doszli wszyscy razem o wiele dalej, niż każdy z osobna zdołałby to uczynić .
Zauważyłem również, odnośnie doświadczeń, iż są one tym bardziej po­
trzebne, im bardziej posunięto się w wiedzy. Na początek bowiem lepiej
posługiwać się tylko tymi, które same z siebie narzucają się naszym zmysłom,
a których nie moglibyśmy nie poznać, byle tylko trochę byśmy się zastano­
wili, niż szukać bardziej rzadkich i wymagających więcej badań. Dowodem
na to jest to, iż owe rzadsze mylą się często, kiedy się nie zna jeszcze naj­
pospolitszych przyczyn, i że okoliczności, od których zależą, są zawsze prawie
tak szczególne i tak drobne, iż bardzo trudno jest je zauważyć. Porządek, jaki
zachowałem, był taki - najpierw starałem się znaleźć ogólne zasady lub pierw­
sze przyczyny wszystkiego, co jest albo może być w świecie, biorąc w tym
celu pod uwagę tylko samego Boga, który go stworzył, i wysnuwając owe
zasady jedynie z pewnych zarodków prawd, które w sposób naturalny znaj­
8
dują się w naszych duszach . Następnie rozważyłem, jakie są pierwsze i najbar­
dziej pospolite skutki, które można wywieść z tych przyczyn, i wydaje mi
się, że tą drogą znalazłem niebiosa, gwiazdy, Ziemię, a na Ziemi również wodę,
powietrze, ogień, minerały i niektóre inne takie rzeczy, które są ze wszyst­
kich najbardziej pospolite i najprostsze, a tym samym najłatwiejsze do pozna­
nia. Następnie, gdy chciałem przejść do rzeczy bardziej szczegółowych, na­
sunęła się ich taka różnorodność, że nie sądziłem, aby dla umysłu ludzkiego
możliwe było odróżnienie form lub gatunków ciał, jakie są na Ziemi, od nie­
skończonej ilości innych, jakie mogłyby na niej istnieć, gdyby było wolą Boga

7
Kartezjusz wyraża tutaj ideę postępu nauki jako procesu społecznego.
8
Wiele prawd możemy dedukować i odkrywać dzięki temu, iż są wrodzone umysłowi
ludzkiemu.
54 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

je tam umieścić, ani tym samym, zastosować je do naszego użytku inaczej niż
wychodząc naprzeciw przyczyn za pomocą skutków i posługując się wielo­
9
ma szczegółowymi doświadczeniami . W wyniku czego, przechodząc umy­
słem wszystkie przedmioty, które kiedykolwiek narzucały się moim zmysłom,
śmiem stwierdzić, iż nie zauważyłem wśród nich żadnej rzeczy, której bym
nie mógł dość łatwo wytłumaczyć za pomocą moich zasad. Ale muszę rów­
nież wyznać, że potęga natury jest tak wielka i rozległa, te zaś zasady są tak
proste i ogólne, że nie widzę żadnego poszczególnego zjawiska, o którym nie
wiedziałbym z góry, że może być z nich wywiedzione na kilka różnych
sposobów, jak również, że największą trudność sprawia mu zazwyczaj odna­
lezienie, na który ze sposobów zależy on od tych zasad. Na to bowiem nie znam
innego środka, jak ponowne poszukiwania pewnych doświadczeń, których wy­
nik nie byłby taki sam niezależnie od tego, czy w taki, czy w inny sposób mie­
liśmy go wytłumaczyć. Doszedłem do tego, iż widzę, o ile mi się zdaje, dosyć
dobrze, jakiej sztuki trzeba użyć, aby przeprowadzić większość doświadczeń
potrzebnych w tym celu; ale widzę także, iż są one takie i tak liczne, iż ani
moje ręce, ani moje dochody, choćby nawet były tysiąckrotnie większe w sto­
sunku do tego, co mam, nie zdołałyby wszystkim wystarczyć. Według tego też,
czy będę miał w przyszłości możliwość przeprowadzenia ich więcej lub mniej,
posunę też mniej albo bardziej moją znajomość przyrody. Obiecywałem sobie
ogłosić to za pomocą traktatu, jaki napisałem, i wykazać tak jasno pożytek,
jaki ogół może stąd odnieść, iż zobowiązałem wszystkich, którzy pragną po­
wszechnego dobra ludzi, to znaczy wszystkich naprawdę cnotliwych, a nie
jedynie przez udany pozór albo dla oczu świata, aby mi udzielali informacji
o tych doświadczeniach, które już przeprowadzili, jak również dopomogli
w przeprowadzeniu tych, jakie pozostają do wykonania.
Ale od tego czasu nasunęły mi się inne racje, które kazały mi zmienić prze­
konania. Uznałem, że w istocie powinienem w dalszym ciągu zapisywać wszyst­
kie rzeczy, które, według mego uznania, posiadają pewną wagę, w miarę jak od­
kryję ich prawdziwość, i że powinienem dokonać tego z taką samą starannością,
jak gdybym chciał je drukować, a to dlatego, aby mieć w tym więcej powodów
wnikliwego rozpatrzenia ich - gdyż bez wątpienia z bliska bardziej przygląda

9
Kartezjusz otwiera tu furtkę dla metody eksperymentalnej, której praktyczną potrzebę
musiał odczuwać. Znajduje wymówkę dla tej praktycznie uzasadnionej niekonsekwencji,
stwierdzając, że czysta dedukcja prowadzi do twierdzeń dowolnych tam, gdzie chodzi
o przedmioty szczegółowe. Rysuje się tutaj sugestia metody postępowania naukowego, po­
legającego na połączeniu eksperymentu i rozumowania.
Część szósta 55

się człowiek temu, co ma zamiar przedstawić drugim, niż temu, co się robi jedynie
dla siebie samego, bowiem często rzeczy, które wydały mi się prawdziwe wów­
czas, kiedy zacząłem je rozważać, wydały mi się fałszywe, kiedy próbowałem
przenieść je na papier - jak również, aby nie stracić żadnej sposobności przynie­
sienia korzyści ogółowi, jeśli zdolny jestem do tego i jeśli moje pisma mają jakąś
wartość, aby ci, którzy dostaną je do rąk po mej śmierci, mogli korzystać z nich
w taki sposób według tego, jaki im się wyda najwłaściwszy. Uznałem jednak, iż
nie powinienem zgodzić się na ogłoszenie ich za mego życia, a to dlatego, aby
ani spory i sprzeciwy, do których dałyby może powód, ani nawet autorytet, jaki
by mogły mi zdobyć, nie dały żadnej sposobności stracenia czasu, który mam
zamiar wykorzystać na zdobywanie wiedzy. Bowiem, mimo iż niewątpliwie
każdy człowiek jest zobowiązany przysparzać dobra innym w tym stopniu,
w jakim znajduje się ono w nim, i nie posiada właściwie żadnej wartości ten, kto
nie jest dla nikogo pożyteczny, niemniej prawdą jest również, iż nasze starania
powinny trwać dłużej niż tylko obecnie. Dobrze jest porzucić rzeczy, które przy­
niosłyby może jakąś korzyść żyjącym, skoro dzieje się to w zamiarze dokonania
innych dzieł, które przyniosą więcej korzyści naszym wnukom. Pragnę, aby wie­
dziano, że ta odrobina wiedzy, którą poznałem dotąd, jest prawie niczym w po­
równaniu do tego, czego nie wiem, ale co mam nadzieję poznać. Z ludźmi, którzy
odkrywają pomału prawdę w naukach, jest podobnie, jak z tymi, którzy, zaczy­
nając się bogacić, mniej doznają trudu w zdobywaniu wielkich zysków niż
wcześniej, gdy byli biedniejsi i doznawali w małych, lub też można ich porów­
nać do wodzów armii, których siły zwykły rosnąć w miarę zwycięstw i którzy
więcej potrzebują wysiłku, aby się utrzymać po przegranej bitwie, niż aby po
wygranej zdobywać nowe miasta i prowincje. Jest to bowiem w istocie jakby sta­
czanie bitew - wysilać się, aby przezwyciężyć wszystkie trudności i pomyłki,
które nie pozwalają nam dojść do poznania prawdy; zatem przegraniem bitwy
jest powzięcie fałszywych poglądów na temat jakiejś materii nieco bardziej ogólnej
i ważnej; trzeba później o wiele więcej zręczności, aby wrócić do stanu, w jakim
się było wcześniej, niż do czynienia wielkich postępów, kiedy się ma już dobrze
ugruntowane zasady. Co do mnie, jeśli najpierw znalazłem jakieś prawdy
10
w naukach (a mam nadzieję, iż rzeczy zawarte w tym tomie pozwolą osądzić,
iż znalazłem ich nieco), mogę powiedzieć, iż są one jedynie ich wynikiem i zależą
od kilku głównych trudności, jakie przezwyciężyłem, a które liczę za tyleż bitew,
w których szczęście było po mojej stronie. Nie zawaham się nawet powiedzieć,

1 0
Autor ma na myśli głównie trzy rozprawy, do których Rozprawa o metodzie służyć
miała jako wstęp, a mianowicie: Dioptrykę, Rozprawę o meteorach (Meteory) i Geometrię. Por.
Część trzecia, przyp. 5 oraz Wstęp tłumacza, s. 7.
56 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

iż jak sądzę, potrzeba mi nie więcej, tylko wygrać dwie lub trzy podobne, aby
całkowicie uporać się z moim zamiarem; i że wiek mój nie jest tak zaawanso­
wany, abym w zwykłym porządku natury nie mógł rozporządzać dostateczną
liczbą lat do osiągnięcia tego celu. Sądzę jednak, iż o tyle więcej muszę oszczę­
dzać czasu, jaki mi zostaje, im więcej mam nadziei, że zdołam go dobrze użyć;
miałbym zaś z pewnością wiele sposobności, aby go stracić, gdybym ogłosił fun­
u
damenty mojej fizyki . Bowiem mimo iż prawie wszystkie są tak oczywiste,
że wystarczy jedynie usłyszeć je, aby w nie uwierzyć, i że nie ma wśród nich
żadnego, na który nie mógłbym dać dowodów, niemniej z tej przyczyny, iż nie
jest możliwe, aby były zgodne ze wszystkim rozmaitymi poglądami innych lu­
dzi, przewiduję, iż często rozpraszałbym się z powodu różnych sprzeciwów, które
by wywołały.
Można powiedzieć, iż te sprzeciwy byłyby pożyteczne tak przez to, że mi
ujawniły moje błędy, jak też dlatego, że gdybym objawił coś dobrego, inni dzięki
temu łatwiej by to poznali, oraz ponieważ wielu może więcej widzieć niż je­
den, zaczynając od razu posługiwać się mymi zasadami, pomogliby mi swoimi
pomysłami. Uważam, że niezmiernie łatwo mogę się pomylić i nie dowierzam
prawie nigdy pierwszym myślom, jakie mi przychodzą; doświadczenie wsze­
lako, jakie mam odnośnie zarzutów, które może mi ktoś czynić, nie pozwala
mi się spodziewać z nich żadnego pożytku. Doświadczałem już bowiem często
sądów zarówno przyjaciół, jak i ludzi obojętnych, a nawet niektórych takich,
o których wiedziałem, że przez złośliwość i zawiść staraliby się dość pilnie
odkryć to, co życzliwość zasłaniałaby moim przyjaciołom, ale rzadko zdarza­
ło się, aby zarzucono mi jakąś rzecz, której bym zupełnie nie przewidział, chy­
ba iż była ona bardzo odległa od mego tematu; tak, że niemal nigdy nie spo­
tkałem żadnego cenzora moich opinii, który by mi się nie wydał albo mniej
surowy, albo mniej sprawiedliwy niż ja sam. I nie zauważyłem również, aby
przy pomocy dysput, tak jak praktykuje się to w szkołach, odkryto jakąś praw­
dę, której by wcześniej nie znano; bowiem podczas gdy każdy stara się zwycię­
żyć, przeciwnicy starają się o wiele więcej, aby uwydatnić prawdopodobieństwo
swojej tezy, niż aby rozważyć racje jednej i drugiej strony. To, iż ktoś był długo
dobrym adwokatem, nie czyni go później w mych oczach lepszym sędzią.
Co do pożytku, jaki inni znaleźliby w poznaniu moich myśli, nie mógłby
on również być bardzo znaczący, gdyż nie doprowadziłem ich jeszcze tak
daleko, aby zanim się je zastosuje w praktyce, nie potrzeba było dorzucić do
1 1
Podstawą fizyki Kartezjusza były teoria trzech elementów i teoria trzech praw ruchu.
Zob. szerzej Zasady filozofii, dz. cyt., s 70 n. i s. 98 n.
Część szósta 57
12
nich wiele rzeczy . I myślę, że mogę powiedzieć skromnie, iż jeśli jest ktoś
zdolny tego dokonać, to byłbym nim raczej ja niż kto inny. Nie, aby nie mogło
być na świecie wiele umysłów nieporównanie potężniejszych od mojego, ale
że nie można tak dobrze pojąć jakiejś rzeczy i przyswoić ją sobie, kiedy się ją
poznało od kogoś drugiego, niż kiedy się ją wynalazło samemu. Jest to w tej
materii tak prawdziwe, iż mimo że nieraz tłumaczyłem moje poglądy osobom
o bardzo bystrych umysłach, i które, podczas gdy mówiłem do nich, zdawały
się rozumieć je bardzo dokładnie, to jednak kiedy powtarzały moje myśli, za­
uważyłem, iż prawie zawsze przekształciły je w taki sposób, że nie mogłem ich
już uznać za swoje. W tych okolicznościach rad proszę naszych wnuków, aby
nie wierzyli nigdy w rzeczy, o którym im powiedzą, że pochodzą ode mnie,
o ile ja ich sam nie podałem do wiadomości. Nie dziwię się zupełnie niedorzecz­
nościom, jakie przypisuje się wszystkim owym dawnym filozofom, których
pism nie posiadamy, ani też nie sądzę na podstawie tego, aby ich myśli były
w istocie bardzo niedorzeczne, zważywszy, iż były to najtęższe umysły swo­
13
ich czasów, ale tylko, iż źle nam je powtórzono . Tak to też widzimy, że pra­
wie nigdy nie zdarzyło się, aby któryś z ich wyznawców przewyższał ich
samych; i pewien jestem, iż najzagorzalsi z tych, którzy idą teraz za Arysto­
telesem, uważaliby się za szczęśliwych, gdyby posiadali tyle wiadomości
o naturze, ile on, nawet pod warunkiem, że nigdy nie będą mieli więcej. Są
oni jak bluszcz, który nie stara się piąć wyżej niż drzewo, które go podtrzy­
muje, a nawet często opuszcza się z powrotem, skoro doszedł aż do szczytu.
Zdaje mi się bowiem tak samo, iż raczej schodzą na dół, to znaczy stają się
poniekąd mniej uczonymi, niż gdyby powstrzymali się od badań; tacy ludzie,
którzy niezadowoleni poznaniem wszystkiego, co jest w sposób zrozumiały wy­
tłumaczone przez autora, chcą prócz tego znaleźć w nim rozwiązanie wielu
14
trudności, o których on nie mówi nic i o których może nigdy nie myślał .
Jest to sposób filozofowania nader wygodny dla tych, którzy mają umysły
bardzo mierne; niejasność bowiem rozróżnień i zasad, jakimi się posługują, jest
przyczyną, iż mogą mówić o wszystkich rzeczach równie śmiało, jak gdyby
je wiedzieli, i podtrzymywać wszystko to, co mówią przeciw najbardziej lot­
nym i zręcznym, bez możliwości by ich samych można było przekonać. Wydają
mi się podobni do ślepca, który, aby potykać się skutecznie z kimś, kto widzi,

1 2
Mowa tutaj o naukach związanych z medycyną.
1 3
Kartezjusz mówi tutaj o filozofach przedsokratejskich.
1 4
Wyraźna aluzja dotycząca scholastyków, doszukujących się w dziełach Arystotelesa
potwierdzeń dla współczesnych sobie wyników badan.
58 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

ściągnąłby go w głąb bardzo ciemnej piwnicy, i mogę powiedzieć, że ci mają


interes w tym, abym się powstrzymał od ogłoszenia zasad filozofii, którą się
posługuję, bowiem - ponieważ zasady te są bardzo proste i oczywiste - ogła­
szając je, uczyniłem poniekąd i to samo, jak gdybym otworzył okno i wpuścił
światło do tej piwnicy, do której zeszli, aby walczyć. Ale nawet najwybitniej­
sze umysły nie mają powodu pragnąć poznania ich; jeśli bowiem chcą umieć
rozprawiać na wszystkie tematy i zdobyć opinię uczonych, łatwiej to osiągną,
zadowalając się prawdopodobieństwem, które można znaleźć bez wielkiego
trudu we wszelakiej materii, niż szukając prawdy, która odsłania się pomału
w niektórych rzeczach i która, kiedy przychodzi rozprawiać o innych, zmu­
sza do szczerego wyznania, że się ich nie poznało. Jeżeli wolą świadomość
cząstki prawdy od próżności uchodzenia za takich, co wiedzą wszystko, jako
iż bez wątpienia pierwsze jest o wiele wyższe, i jeżeli chcą kierować się zamia­
rem podobnym do mojego, wystarczy im zupełnie to, co już powiedziałem
w tej rozprawie; jeśli bowiem zdolni są zajść dalej, niż ja zaszedłem, tym bardziej
będą zdolni odkryć samodzielnie to wszystko, co ja sądzę, że znalazłem.
Ponieważ zawsze rozpatrywałem rzeczy jedynie według porządku, pewne jest,
że to, co mi zostało jeszcze do odkrycia, jest z natury swojej trudniejsze i bar­
dziej ukryte niż to, co mogłem do tej pory odkryć; mieliby więc jedynie
mniejszą przyjemność, aby dowiedzieć się tego ode mnie niż od samych siebie
- nie licząc, iż przyzwyczajenie, jakiego nabędą, szukając najpierw rzeczy ła­
twych i przechodząc pomału i stopniowo do innych, trudniejszych, posłuży
im bardziej, niż zdołałyby uczynić to wszystkie moje nauki. Co do mnie,
pewien jestem, iż gdyby mnie uczono od młodości wszystkich prawd, których
później starałem się dowieść, i gdybym nie miał żadnej trudności w nauczeniu
się ich, nie poznałbym może nigdy żadnych innych, a przynajmniej nigdy nie
nabyłbym przyzwyczajenia i łatwości, jakie, o ile mi się zdaje, posiadłem w znaj­
dowaniu wciąż nowych, w miarę jak przykładam się do ich szukania. Słowem,
jeżeli istnieje na świecie jakieś dzieło, którego nie może nikt inny równie dobrze
dokończyć jak ten, który je rozpoczął, to to, nad którym ja pracuję.
Prawda, iż, co dotyczy doświadczeń, jakie mogłyby tu posłużyć, jeden
człowiek nie mógłby je wszystkie wykonać; ale nie mógłby też z pożytkiem
użyć tu innych rąk jak tylko własnych, chyba jedynie rzemieślników lub ta­
kich ludzi, których mógłby opłacić i którym nadzieja zysku, a jest to środek
bardzo skuteczny, kazałaby dokładnie wypełnić wszystko, co by im przepisał.
Co do ochotników, którzy przez ciekawość lub pragnienie pouczenia się ofia­
rowaliby się może z pomocą, to poza tym, iż zazwyczaj mocniejsi są w obiet-
Część szósta 59

nicach niż w działaniu i że czynią jedynie piękne zapowiedzi, z których żadna


się nie sprawdza, chcieliby z pewnością, aby im odpłacać za pomocą wytłuma­
czenia pewnych zagadnień lub co najmniej przez pochlebstwa i bezużyteczne
rozmowy, które by kosztowały go więcej czasu, niż straciłby na owe doświad­
czenia. Odnośnie doświadczeń, których inni już dokonali, gdyby nawet chcie­
15
li mi ich udzielić, a czego ci, którzy nazywają je sekretami , nie uczyniliby
nigdy, złożyło się na nie przeważnie tyle okoliczności lub domieszek zupełnie
16
zbytecznych, iż byłoby mu bardzo trudno odszukać w nich prawdę . Nie mó­
wiąc o tym, że znalazłby prawie wszystkie tak źle wytłumaczone lub nawet
tak fałszywe, a to z tej przyczyny, iż ci, którzy je przeprowadzali, usiłowali
przedstawić je jako zgodne ze swoimi zasadami, że gdyby nawet niektóre z nich
mogły przydać się mu na coś, nie warte byłyby jednak czasu, jaki musiałby
zużyć na ich wybór. Tak więc gdyby był na świecie ktoś, o kim wiedziałoby
się na pewno, iż jest zdolny do znalezienia rzeczy bodaj największych i możli­
wie najbardziej użytecznych dla ogółu, i gdyby dla tej przyczyny ludzie usiło­
wali wszelkimi środkami dopomóc mu w spełnieniu zamiarów, nie sądzę, aby
mogli uczynić coś więcej, jak tylko przyczynić się do kosztów doświadczeń, jakie
będą im potrzebne, a poza tym czuwać, aby niczyje natręctwo nie zakłóciło
17
spokoju badacza . Ale poza tym, iż nie sądziłem tak wysoko o sobie, aby chcieć
przyrzekać coś nadzwyczajnego, ani też nie mam myśli tak pustych, aby wyobra­
zić sobie, że czytelnicy powinni się bardzo zajmować mymi zamiarami, nie mam
również duszy tak nikczemnej, abym chciał przyjmować od kogokolwiek
w świecie jakąś łaskę, o której można by pomyśleć, iż na nią nie zasłużyłem.
Wszystkie te rozważania razem wzięte stały się przed trzema laty przyczy­
ną, iż nie chciałem ogłosić Traktatu, jaki miałem w rękach, a nawet powziąłem
postanowienie nie ogłaszać za życia żadnego innego dotyczącego ogólnych
zasad, z którego można by zrozumieć podstawy mojej fizyki. Ale powstały
później dwie inne przyczyny, które skłoniły mnie, aby zamieścić tu kilka po­
szczególnych szkiców i aby zdać czytelnikom nieco sprawy z moich czynów
i zamiarów. Pierwszą było, że gdybym tego zaniedbał, te osoby, które wiedziały,
że miałem wcześniej zamiar ogłosić drukiem niektóre pisma, mogłyby sobie
wyobrazić, że przyczyny, dla których powstrzymuję się od tego, bardziej dzia-
1 5
Chodzi o następców średniowiecznych alchemików - chemików.
1 6
Liczba badaczy stosujących metody naukowe była wówczas niewielka.
1 7
Z tych między innymi przyczyn Kartezjusz, którego wezwanie nie zostało wysłucha­
ne, przyjął zaproszenie królowej Krystyny i wyjechał w 1649 r. z Holandii do Szwecji.
O innych aspektach społecznej izolacji filozofa, zob. B. Suchodolski, Kartezjusz - sprzeczno­
ści istnienia i myślenia, dz. cyt., s. 43-47.
60 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

łają na moją niekorzyść, niż to ma miejsce w istocie. Mimo iż nie kocham


nadmiernie sławy lub nawet, jeśli śmiem się tak wyrazić, nienawidzę jej o tyle,
o ile uważam ją za zgubną dla spokoju, który cenię ponad wszystko, nigdy
jednak nie usiłowałem ukrywać moich uczynków jak zbrodni ani też nie sto­
sowałem szczególnych środków ostrożności, aby pozostać nieznanym; zarów­
no dlatego, iż sądziłem, że szkodzę samemu sobie, jak i dlatego, że dałoby mi
to rodzaj niepokoju, który znowu sprzeciwiałby się doskonałej równowadze
ducha, której szukam. Skoro więc, pozostając obojętnym, nie zabiegając ani
0 sławę, ani o to, by pozostać nieznanym, nie mogłem przeszkodzić, aby nie
zdobyć pewnego rodzaju rozgłosu, myślałem, iż wypada mi robić, co w mej
mocy, aby oszczędzić sobie choćby złej sławy. Drugą racją, która skłoniła mnie
do napisania tej rozprawy, było to, iż widząc, jak z każdym dniem ulega opóź­
nieniu mój zamiar zdobywania wiedzy, a to z powodu nieskończonego mnó­
stwa doświadczeń, których mi potrzeba, a których nie mógłbym dokonać bez
cudzej pomocy, mimo że nie pochlebiam sobie, by czytelnicy bardzo duży mieli
wziąć udział w moich sprawach, nie chcę jednak także sprzeniewierzyć się sa­
memu sobie, dając powód tym, którzy mnie przeżyją, aby mi mieli zarzucać
kiedyś, iż mogłem zostawić wiele rzeczy znacznie lepszych, niż zostawiłem,
gdybym zanadto nie zaniedbał wytłumaczenia ich, w czym mogliby przyczy­
nić się do moich zamierzeń.
Pomyślałem też, że łatwo mi będzie wybrać niektóre przedmioty, które nie
podpadają zbytnio sporom i zarzutom ani też nie zmuszając mnie do wyjawie­
nia moich zasad bardziej, niż tego pragnę, pozwoliłyby jednak ukazać dość ja­
sno, co jestem zdolny osiągnąć w naukach. Nie umiałbym rozstrzygnąć, czy
mi się to udało; nie chcę też uprzedzać niczyjego sądu, mówiąc sam o swoich
pracach; ale będę bardzo rad, gdyby je zbadano. Aby stworzyć dla tego tym
więcej sposobności, proszę wszystkich, którzy będą mieli do postawienia jakieś
zarzuty, aby pofatygowali się przesłać je memu księgarzowi, przez którego
powiadomiony będę się starał bezzwłocznie przesłać moją odpowiedź. W ten
sposób czytelnicy, widząc razem jedno i drugie, tym łatwiej będą mogli osą­
dzić o prawdzie. Nie przyrzekam zresztą dawać długich odpowiedzi, lecz tylko
wyznać moje błędy bardzo szczerze, jeśli je uznam; lub też, jeśli nie zdołam
się ich dopatrzeć, powiedzieć po prostu to, co będę uważał za wskazane dla
obrony rzeczy, które napisałem, nie dołączając do wyjaśnienia żadnego nowe­
go tematu, aby nie plątać się bez końca z jednego w drugi.
Jeżeli niektóre rzeczy z tych, o których mówiłem na początku Dioptryki
1 Rozprawy o meteorach, rażą z początku dlatego, iż nazywam je przypuszczę-
Część szósta 61

niami i nie zdradzam ochoty do udowodnienia ich, niechaj czytelnik ma cier­


pliwość przeczytać wszystko z uwagą, a mam nadzieję, iż zdołam go zadowo­
lić. Zdaje mi się, iż racje wywodzą się z siebie w taki sposób, iż tak jak ostatnie
dowiedzione są przez pierwsze, które są ich przyczynami, pierwsze wzajemnie
przez ostatnie, które są ich skutkami. I nie należy wyobrażać sobie, iż popeł­
niam w tym błąd, który logicy nazywają błędnym kołem. Ponieważ bowiem
doświadczenie stwierdza wiele z tych skutków z zupełną pewnością, przyczy­
ny, z których je wywodzę, służą nie tyle, aby ich dowieść, lecz aby je wyja­
18
śnić; przeciwnie raczej, to one czerpią w nich swój dowód . A nazwałem je
przypuszczeniami jedynie dlatego, aby wiedziano, iż sądzę, że mogę je wywieść
z tych pierwszych prawd, jakie powyżej wytłumaczyłem, to jednak wolałem
tego umyślnie nie czynić, nie chcąc, aby pewne umysły, które wyobrażają sobie,
iż poznają w jednym dniu to, co inny przemyślał w ciągu dwudziestu lat, skoro
tylko powiedział im o tym dwa lub trzy słowa, i które, im bardziej są bystre
i żywe, tym bardziej skłonne są do pomyłek i tym mniej zdolne do prawdy,
nie mogły tu znaleźć okazji do budowania jakiejś niedorzecznej filozofii na tym,
co będą uważać za moje zasady, i aby mnie nie przypisywano za to winy. Co
do przekonań, które są zupełnie moje własne, nie usprawiedliwiam ich jako
nowych, a jeśli ktoś zbada ich racje, pewien jestem, że wydadzą mu się proste
i zgodne ze zdrowym rozsądkiem, tak że uzna je za mniej nadzwyczajne i mniej
dziwne niż jakiekolwiek inne, które by można mieć odnośnie tych samych
przedmiotów. Nie chwalę się też, bym był pierwszym twórcą któregokolwiek,
ale dlatego że nie przyjąłem ich nigdy, ponieważ przedstawił je ktoś drugi, ani
19
też, że nie przedstawił, a jedynie dlatego, że rozum mnie o nich przekonał .
A jeżeli rzemieślnicy nie będą mogli natychmiast wykonać wynalazku, który
2 0
został wytłumaczony w Dioptryce , nie sądzę, by można powiedzieć przez to,
iż jest zły; bowiem trzeba wiele zręczności i zaangażowania wysiłku, aby tak
wykonać i ustawić maszyny, które opisałem, by nie brakło w nich żadnej oko­
liczności, nie mniej dziwiłbym się, gdyby się to powiodło za pierwszym razem,
niż gdyby ktoś zdołał w jednym dniu nauczyć się wybornie grać na lutni tylko
21
dzięki temu, że dałoby mu się wierną tabulaturę . A jeśli piszę po francusku,
1 8
Godne uwagi jest rozróżnienie między wyjaśnianiem a dowodzeniem. Kartezjusz wy­
raża tu myśl, że fakty są pewne, gdy są ustalone doświadczalnie, i one są dowodem, to znaczy
ustalają prawdziwość przyczyny czy prawa, to ostatnie natomiast wyjaśnia racjonalnie fakt.
1 9
Kartezjusz podważa tym stwierdzeniem, fundamentalną dla filozofii scholastycznej,
zasadę autorytetu.
2 0
Chodzi o maszynę do cięcia szkieł teleskopowych.
2 1
Nutowy zapis muzyczny.
62 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

językiem moich nauczycieli, to dlatego, iż mam nadzieję, że ci, którzy posłu­


gują się tylko swoim naturalnym i niezmąconym rozumem, lepiej zdołają
osądzić moje poglądy niż ci, którzy wierzą jedynie starożytnym księgom; co
do tych zaś, którzy łączą zdrowy rozsądek z nauką, a tych jedynie życzę sobie
za sędziów, nie będą, jestem pewny, tak uprzedzeni na korzyść łaciny, aby
wzbraniali się przed przyjęciem moich racji dlatego, że je wyrażam w języku
pospolitym.
Zresztą, nie chcę tu mówić szczegółowo o postępach, jakie mam nadzieję
uczynić w przyszłości w naukach, ani też zobowiązywać się wobec czytelni­
ków jakimkolwiek przyrzeczeniem, którego spełnienia nie byłbym pewien. Po­
wiem jedynie, iż postanowiłem wykorzystać czas, jaki mi pozostał w życiu, wy­
łącznie na to, aby starać się zdobyć taką znajomość przyrody, z której można
byłoby wyciągnąć dla sztuki lekarskiej reguły bardziej pewne niż te, jakie dotąd
posiadano. Skłonność moja odsuwa mnie tak bardzo od wszelakiego rodzaju
innych zamiarów, tych zwłaszcza, które mogłyby być dla jednych użyteczne,
szkodząc jedynie drugim, że gdyby jakieś okoliczności zmusiły mnie do zaję­
cia się nimi, nie sądzę, bym był zdolny uprawiać je z powodzeniem. Wiem
dobrze, oświadczam to w tym miejscu, że to nie posłuży, aby mnie uczynić
ważnym w świecie, ale nie mam też żadnej chęci nim być; będę się zawsze
uważał za bardziej zobowiązanego tym, dzięki których łasce będę mógł korzy­
stać bez przeszkód z mego wolnego czasu, niż tym, którzy by mi ofiarowali
najbardziej zaszczytne w świecie urzędy.
INDEKS POJĘĆ

Abstrakcyjny 22 Gatunek 12, 53


Algebra 22, 24, 25 Geometria, geometrzy 22, 23, 32, 35, 38
Analiza geometryczna 24
Idea 33, 34, 36, 37, 47
Błąd, błędnie, błądzić 13, 14, 17, 27, 29, 32, 50, Istota 12, 33, 34, 35, 36, 41, 60
56, 60, 61 Istnienie 10, 24, 33, 34, 35, 36, 3 8 , 3 9
Bóg 1 0 , 1 6 , 1 9 , 2 0 , 2 6 , 2 9 , 3 4 , 3 5 , 3 6 , 3 7 , 3 8 , 39,
40, 41, 42, 50, 52, 53 Jasny, jasne, jasno 1 1 , 1 3 , 1 4 , 23, 25, 30, 33, 34,
35, 3 6 , 3 7 , 3 8 , 39, 40, 54
Cecha przypadkowa 12
Cnota 11, 14, 15, 28, 29, 50 Konkluzja 28

Doskonałość, doskonały 18, 33, 34, 35, 36, Logika, logicy 22, 23*61
60
Doświadczenie 17,25,29, 30, 52, 53, 54,56, 58, Materia 25, 28, 33, 38, 39, 40, 41, 49, 55
59, 60, 61 Medycyna, sztuka lekarska 10, 14, 52, 62
Dowodzenie, dowód 21, 23, 32, 35, 37, 51, 53, Metafizyka 10, 3 2 , 3 6
61 Metoda 10, 12, 2 1 , 22, 24, 25, 28, 29, 30,
Dusza 10, 11, 29, 33, 35, 36, 37, 38, 39, 41, 42, 51
49, 50, 53, 59 Moc, zdolność 1 1 , 1 4 , 28, 29, 32, 40, 41, 48, 49,
52, 53
Fałsz, fałszywy 1 1 , 1 5 , 1 6 , 2 1 , 2 3 , 2 9 , 30, 32, 34, Moralność 10, 26, 28, 36
36, 55, 59 Możliwość 28, 53
Filozof 11, 12, 21, 28, 35 Myśl, myślenie, myśli 1 1 , 1 4 , 1 8 , 2 0 , 26, 28, 32,
Filozofia 14, 15, 16, 22, 25, 28, 30, 32,38, 52, 33, 36, 37, 38, 41, 42, 48, 51, 56
58, 61
Fizyka 10, 52, 56, 59 Namiętności 18
Forma 1 2 , 3 9 , 53 Następstwo 16
64 Rene Descartes, Rozprawa o metodzie

Natura 11, 28, 33, 34, 38, 39, 40, 41, 44, 47, 48, Racja 10, 15, 19, 23, 27, 28, 34, 36, 44, 50, 51,
49, 50, 53, 54, 56, 57, 58 54, 56, 60, 61, 62
Naturalny 40, 50, 53, 62 Reguła 10, 16, 17, 22, 24, 30, 33, 35, 37, 62
Nauka 1 0 , 1 3 , 1 4 , 1 6 , 1 9 , 23, 25, 51, 55, 58, 60, Rozmyślanie, medytacja 32
62 Rozsądek 11, 16, 19, 26, 27, 61, 62
Nauki matematyczne 14, 15, 22, 24, 30 Rozum 1 1 , 1 2 , 1 4 , 1 8 , 1 9 , 20, 21, 24, 25, 26,28,
Nauki okultystyczne, zabobonne i fałszywe, 37, 48, 49, 51, 61, 62
magia 13, 14, 16 Rozumienie 21, 29, 57
Niebyt 36, 37 Rozumowanie 15, 16, 19, 25, 32, 39
Niewątpliwy 15, 2 Rozwaga 11, 13, 18, 28

Ośrodek wspólny 47 Sąd 11, 12, 13, 19, 26, 28, 38, 56, 60
Oczywistość 23, 34, 35, 37, 56, 58 Sądzenie, zdolność sądzenia 11, 14, 16, 20, 27,
28, 29
Pamięć 11, 47 Skutek 41, 53, 54
Pewność, pewny 13, 15, 19, 25, 29, 30, 32, 33, Spostrzegać 35, 48
35, 36, 37 Stosunek 24, 27
Pojęcie 36, 38, 52 Sylogizm, sylogistyka 22
Pojmowanie 17, 36
Pomysł 14 Świadomość 48, 58
Pomysłowość 16, 47, 49 Światło przyrodzone 17, 29
Porządek 56, 58
Poznanie 21, 23, 24, 28, 30, 3 3 , 3 4 , 3 5 , 3 8 , 46, Tchnienia życiowe 46, 47
48, 52, 53, 56, 57, 58 Teologia 14, 15
Praktycznie 48, 56 Twierdzenie 30, 33
Prawda, prawdziwość, prawdziwy 1 1 , 1 2 , 1 5 , 1 6 ,
19, 20, 21, 23, 24, 27, 28, 29, 30,32, 33, 35, Uczucia wewnętrzne 47, 49
36, 37, 38, 41, 53, 54, 55, 56, 58, 59, 60, 61 Udowodnić 39
Prawdopodobny, prawdopodobieństwo 1 4 , 1 5 , Umysł 1 1 , 1 2 , 1 3 , 1 4 , 1 7 , 2 0 , 2 1 , 2 2 , 2 3 , 2 4 , 2 5 , 2 7 ,
16, 21, 56, 58 29, 30,32, 35,36,49, 50, 52, 53, 54, 57, 58, 61
Prawo 14, 19, 22, 26, 27, 38, 39, 40, 41, 47, 52
Proporcje 24 Wątpienie, wątpić 23,27,29,30,33,34,36,37,38
Przekonanie, sąd, opinia, pogląd 19,20, 23, 25, Wiara 29
26, 27, 28, 29, 3 0 , 3 2 , 42, 54 Wiedza 1 2 , 1 3 , 1 6 , 1 9 , 2 2 , 2 5 , 2 9 , 3 1 , 4 1 , 4 9 , 52,
Przestrzeń 35 53, 55, 60
Przyczyna 26, 39, 41, 43, 53, 54, 57, 59, 61 Własność 47
Przyroda 10, 38, 52, 54, 62 Właściwość 12, 39, 40
Indeks pojęć 65

Wola 18, 28, 29, 47 Zagadnienie sporne 29, 30, 59, 60


Wyobraźnia 22, 24, 35, 36, 37, 47 Zasada 10, 16, 20, 25, 26, 27, 28, 29, 30, 32, 36,
Wyobrażenie, wyobrażać 18, 33, 35, 36, 37, 50, 38, 39, 51, 52, 53, 54, 55, 56, 57, 58, 59, 60,
59, 61 61
Wyraźnie 11, 16, 23, 25, 30, 33, 35, 36, 37, 45 Zmysły 32, 34, 35, 36, 37, 47, 53, 54
Książki wydane w ramach

BIBLIOTEKI EUROPEJSKIEJ:
1. S w . A u g u s t y n , Państwo Boże — t ł u m . K s . W ł a d y s ł a w K u b i c k i .
2. M . A u r e l i u s z , Rozmyślania — t ł u m . M a r i a n R e i t e r .
3. G . B e r k e l e y , Trzy dialogi między Hylasem i Filonousem — t ł u m . J a n i n a S o s n o w s k a .
4. M . B i e r d i a j e w , Sens historii. Filozofia losu człowieka — t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i .
5. M . B i e r d i a j e w , Sens twórczości. Próba usprawiedliwienia człowieka — t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i .
6. B o e c j u s z , Traktaty teologiczne — t ł u m . A g n i e s z k a K i j e w s k a .
7. A . C o m t e , Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej — t ł u m . J . K .
8. C y c e r o n , Mowy — t ł u m . Stanisław K o ł o d z i e j c z y k , J u l i a M r u k ó w n a , D a n u t a T u r k o w s k a .
9. C y c e r o n , O państwie, O prawach — t ł u m . I w o n a Ż ó ł t o w s k a .
1 0 . D a n t e , Boska Komedia — t ł u m . A l i n a S w i d e r s k a .
1 1 . D a n t e , Monarchia — tłum. W ł a d y s ł a w S e ń k o .
1 2 . R . D e s c a r t e s , Medytacje o pierwszej filozofii — t ł u m . M a r i a i K a z i m i e r z A j d u k i e w i c z o w i e ,
I z y d o r a D a m b s k a , Stefan Swieżawski.
1 3 . R . D e s c a r t e s , Namiętności duszy — t ł u m . L u d w i k C h m a j .
14. R . D e s c a r t e s , Rozprawa o metodzie — tłum. T a d e u s z B o y - Ż e l e ń s k i
1 5 . R . D e s c a r t e s , Zasady filozofii — t ł u m . I z y d o r a D ą m b s k a .
1 6 . J a n S z k o t E r i u g e n a , Komentarz do Ewangelii Jana — t ł u m . A g n i e s z k a K i j e w s k a .
1 7 . J . G . F i c h t e , Powołanie człowieka — t ł u m . A d a m Z i e l e ń c z y k .
1 8 . I. K a n t , Krytyka czystego rozumu — t ł u m . R o m a n I n g a r d e n .
19. I. K a n t , Krytyka praktycznego rozumu — t ł u m . B e n e d y k t B o r n s t e i n .
2 0 . I. K a n t , Uzasadnienie metafizyki moralności — t ł u m . M ś c i s ł a w W a r t e n b e r g .
2 1 . S. K i e r k e g a a r d , Pojęcie lęku — t ł u m . A n t o n i S z w e d .
2 2 . S. K i e r k e g a a r d , Wprawki do chrześcijaństwa — t ł u m . A n t o n i S z w e d .
2 3 . G . W . L e i b n i z , Nowe rozważania dotyczące rozumu ludzkiego — t ł u m . I z y d o r a D ą m b s k a .
2 4 . M o n t e s k i u s z , O duchu praw — t ł u m . T a d e u s z B o y - Ż e l e ń s k i .
2 5 . P l a t o n , Dialogi, t . I - I I - t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
2 6 . P l a t o n , Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
2 7 . P l a t o n , Fajdros — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
2 8 . P l a t o n , Fedon — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
2 9 . P l a t o n , Fileb - t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 0 . P l a t o n , Gorgiasz, Menon — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 1 . P l a t o n , Hippiasz mniejszy, Hippiasz większy, Eutydem — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 2 . P l a t o n , łon, Charmides, Lizys — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 3 . P l a t o n , Laches, Protagoras — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 4 . P l a t o n , Państwo, Prawa — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 5 . P l a t o n , Parmenides, Teajtet — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 6 . P l a t o n , Sofista, Polityk — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 7 . P l a t o n , Timaios, Kntias — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 8 . P l a t o n , Uczta — t ł u m . W ł a d y s ł a w W i t w i c k i .
3 9 . J . J . R o u s s e a u , Umowa społeczna — t ł u m . A n t o n i P e r e t i a t k o w i c z .
4 0 . B . S p i n o z a , Traktaty — t ł u m . I g n a c y H a l p e r n - M y ś l i c k i .
4 1 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Dzieła wybrane — t ł u m . O . J a c e k Salij O P , O . K a l i k s t S u s z y ł o O P , K s .
Marek Starowieyski, O. Wojciech Giertych O P .
4 2 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Komentarz do Ewangelii Jana — t ł u m . O . T a d e u s z Bartos O P .
4 3 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Kwestie dyskutowane o prawdzie, t . I - I I — t ł u m . A d a m A d u s z k i e w i c z ,
Leszek K u c z y ń s k i , Jacek Ruszczyński.
4 4 . S w . T o m a s z z A k w i n u , Traktat o człowieku — tłum. Stefan S w i e ż a w s k i .
Książki w przygotowaniu:
1- M . B i e r d i a j e w , Rozważania o egzystencji — tłum. H e n r y k P a p r o c k i
2. D a n t e , O języku pospolitym - tłum. W ł o d z i m i e r z O l s z a n i e c
3. R. D e s c a r t e s , Reguły kierowania umysłem — tłum. L u d w i k C h m a j .
4. W . S o l o w j o w , Sens miłości - t ł u m . H e n r y k P a p r o c k i .
5. M . d e U n a m u n o , Agonia chrysńanizmu — tłum. Piotr R a k .
W serii

DAIMONION
ukazały się dotychczas:

1. K . A l b e r t , Wprowadzenie do filozoficznej mistyki — tłum. Józef Marzęcki.


2. M . - D . C h e n u , Wstęp do filozofii iw. Tomasza z Akwinu — tłum. Hanna Rosnerowa.
3 . J . D o m a ń s k i , Tekst jako uobecnienie. Szkic z dziejów pisma i książki.
4 . J . G a l a r o w i c z , Człowiek jest osobą. Podstawy antropologu filozoficznej Karola Wojtyły.
5. R . H e i n z m a n n , Filozofia iredniowiecza — tłum. Piotr Domański.
6. S. Ł o j e k , Obrona Nietzschego. Rzecz o odpowiedzialnoici.
7. M . Ł o s s k i , Historia filozofii rosyjskiej — tłum. H e n r y k Paprocki.
8. F . R i c k e n , Etyka ogólna — tłum. Piotr Domański.
9 . W . S e ń k o , Jak rozumieć filozofię irednwwieczną.
1 0 . A . S z w e d , Między wolnoicią a prawdą egzystencji. Studium myili S. Kierkegaarda.

Książki w przygotowaniu:

1. W . B e i e r w a l t e s , Platomzm w chrzeicijaństwie — tłum. Piotr Domański.


2 . M . B i e r d i a j e w , Autobiografia filozoficzna — tłum. H e n r y k Paprocki.
3 . H . G . G a d a m e r , Idea dobra u Arystotelesa i Platona — tłum. Zbigniew Nerczuk.
4 . K . L ó w i t h , Historia powszechna i dzieje zbawienia — tłum. Józef Marzęcki.
5. K . A j d u k i e w i c z , Zagadnienia i kierunki filozofii.

You might also like